Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 278

HISTORYCZNE BITWY

RYSZARD DZIESZYŃSKI

SEDAN 1870

BELLONA
Warszawa
KASZTANOWIEC NIE ZAKWITŁ

Rok 1870 zaczął się dla rodu Bonapartych niezbyt pomyś­


lnie. Jak donosiła „Gazeta Warszawska” z 20 stycznia
1870 roku, książę Piotr Napoleon Bonaparte dopuścił się
zbrodni zabójstwa bądź nawet morderstwa.
Książę Piotr, syn Lucjana Bonapartego, brata cesarza
Napoleona I, urodzony w 1815 roku w Rzymie, mając 17
lat, wyjechał do Kolumbii, zaciągnął się do tamtejszej armii
i walczył pod rozkazami gen. Santandra jako szef szwadronu.
Po dwóch latach wrócił do Europy. W 1836 roku, przeby­
wając w Państwie Watykańskim, stał się uczestnikiem
awantury, w trakcie której zabił dwóch ludzi, zaś jednego
przeciwnika ranił; sam został jednak również ranny i znalazł
się w więzieniu Świętego Anioła. Gdy udało mu się je
opuścić, ponownie wyjechał na kontynent amerykański.
Potem przebywał w Anglii oraz na wyspie Korfii, a następnie
w Albanii. W 1848 roku powrócił do ojczyzny i został
wybrany deputowanym z Korsyki do parlamentu.
Od 1852 roku Piotr wiódł życie członka rodziny
cesarskiej. Odkrywszy w sobie talent literacki, prze­
tłumaczył w 1861 roku dzieło Nabuchonodor Niccoliniego.
Pisywał też do czasopisma „Avenir de la Corse”, po­
lemizując z „Revanche”, organem demokratów. Paryskim
przedstawicielem tego ostatniego pisma był Pascal Grosset,
który pisywał też do „La Marseillaise”, założonego przez
markiza Henryka Rocheforta, wroga cesarza Napoleo­
na III. Stało się to powodem wyzwania markiza przez
księcia Piotra na pojedynek. Pascal Grosset ze swej strony
nie pozostał mu dłużny i wysłał księciu sekundantów:
Yvana Salmona, pisującego do „La Marseillaisse” jako
„Wiktor Noir”, i Ulryka de Fouvelle. Jednakże książę Piotr
w międzyczasie się rozmyślił i oświadczył sekundantom,
że nie będzie pojedynkował się z czeladnikiem; on chce
walczyć z samym Henrykiem de Rochefort. Wybuchła
awantura, w której doszło do rękoczynów między księciem
i Noirem oraz do sięgnięcia po rewolwery przez Piotra
i Fouvellego; ten ostatni jednak nie mógł odciągnąć kurka.
Padły strzały — Wiktor Noir został postrzelony, a Fouvelle
— trafiony w kołnierz palta. Noir wyszedł od księcia
o własnych siłach, ale wkrótce potem zmarł.
Księcia miała sądzić Izba Wyższa w myśl dekretu
z 1852 roku o osobnym sądzie dla członków rodziny
cesarskiej. 19 lutego 1870 roku prokuratura złożyła
do sądu akt oskarżenia. Cesarz zarządził, aby sprawę
rozpatrzył sąd w Tours. 27 marca, po trwającym tydzień
procesie, ława przysięgłych uwolniła księcia Piotra od
zarzutu zabójstwa; musiał on jednak pokryć koszty pro­
cesu, czyli w sumie sto tysięcy franków. Po uwolnieniu
z aresztu książę przyjechał do hotelu, gdzie, jak pisała
prasa, był „nadzwyczaj objęty współczuciem”. Zaraz
potem udał się do Nicei1.
Tymczasem jego kuzyn cesarz Napoleon III napotykał
na coraz większą opozycję w parlamencie. W związku
z tym napisał list, który wysłał do „Journal Officiel”.
W liście tym dowodził, że sprawy demokracji są mu bliskie.

1 „Gazeta Warszawska” nr 75, 28 marca 1870.


***

Czy rzeczywiście? Kiedyś pod hasłami demokracji


obecny cesarz walczył w rewolucji lutowej 1848 roku we
Francji. Miał swoje powody, aby nienawidzić monarchię
lipcową króla Ludwika Filipa, który nie chciał dopuścić go
do władzy. Karol Ludwik Napoleon (urodzony w 1808
roku w Paryżu, syn krótkotrwałego króla Holandii — brata
wielkiego Napoleona Ludwika Bonapartego i Hortensji de
Beauharmis, córki cesarzowej Józefiny z pierwszego mał­
żeństwa) uważał, że należy przywrócić we Francji czasy
napoleońskie, za którymi zresztą tęskniło wielu jego
rodaków. W 1836 roku usiłował w Strasburgu dokonać
zamachu stanu. Wciągnął do spisku żołnierzy 1. i 3.
pułków artylerii, ale został uwięziony wraz z innymi
spiskowcami w koszarach 46. pułku piechoty; po pewnym
czasie za zgodą króla umożliwiono mu wyjazd do Stanów
Zjednoczonych.
W 1840 roku Karol Ludwik Napoleon powtórzył próbę
zamachu stanu w Boulogne. Wylądował wtedy w pobliskim
Wimereuf z 60 towarzyszami. Po stronie zamachowca
stanął 46. pułk piechoty; na jego czele przyszły cesarz
pomaszerował na Lille, ale został osaczony przez pułki
wierne rządowi. Tym razem Karol Ludwik Napoleon
otrzymał wyrok i został osadzony w twierdzy Ham, skąd
w 1846 roku zbiegł w przebraniu mularza pod fałszywym
nazwiskiem „Badinguet” do Wielkiej Brytanii.
W wyniku rewolucji lutowej 1848 roku późniejszy
Napoleon III wrócił 28 lutego 1848 roku do Paryża,
co spotkało się ze sprzeciwem Rządu Tymczasowego,
który nakazał mu natychmiast opuścić Francję. Gdy
w kwietniu 1848 roku niesforny książę, który nie usłuchał
nakazu, został wybrany do Zgromadzenia Narodowego
z departamentu Sekwany głosami 84 tysięcy wyborców,
rząd unieważnił jego mandat; jednakże po rozruchach
robotniczych w dniach 23-26 czerwca 1848 roku, spowo­
dowanych zamknięciem warsztatów narodowych, gdzie
bezrobotni otrzymywali pracę — rząd musiał pójść na
ustępstwa i nie mógł zabronić kolejnego wyboru księcia
Karola Ludwika Napoleona do Zgromadzenia Narodowe­
go, co nastąpiło 29 września. Już w grudniu 1848 roku
Ludwik Napoleon został wybrany prezydentem Republiki.
Jego ambicje sięgały jednak wyżej — pragnął wzorem
swego stryja zostać cesarzem.
W grudniu 1851 roku książę w drodze zamachu stanu
uchylił konstytucję z 1848 roku i rozwiązał Zgromadzenie
Prawodawcze, po czym ogłosił plebiscyt, który miał
usankcjonować powstały stan rzeczy. W plebiscycie
siedem milionów Francuzów poparło go; przeciwnych
było zaś sześćset tysięcy.
Nowa konstytucja wzorowała się na tej z 1799 roku.
Ludwik Napoleon pozostał prezydentem na 10 lat, ale
otrzymał dyktatorski zakres władzy. Nowa konstytucja
ustanowiła trzyizbowy parlament: Senat, Radę Państwa
i Organ Ustawodawczy. Ale w rok później, w grudniu 1852
roku, po uchwale senatu i plebiscycie ludowym Karol
Ludwik Napoleon został proklamowany cesarzem jako
Napoleon III z prawem dziedziczenia tego tytułu przez
jego potomków. Wkrótce potem Napoleon III poślubił
hrabinę Eugenię de Montijo, z którą miał syna — Ludwika
Napoleona Eugeniusza.
Filarami władzy cesarza były: wojsko, policja, aparat
administracyjny oraz Kościół katolicki. Uprawnienia senatu
i Rady Stanu zostały zmniejszone. Cesarz Napoleon III
ograniczył też prawa obywatelskie — wprowadził cenzurę,
zakaz strajków i zrzeszania się robotników. Rozwiązał
Gwardię Narodową. Tak oto kochał demokrację.
Jednakże w ciągu 18 lat panowania cesarza nastąpił
względny rozwój gospodarki, zwłaszcza przemysłu i trans­
portu (budowa linii kolejowych). Francuska marynarka
handlowa stała się potęgą, drugą po angielskiej. Wzrastała,
choć powoli, produkcja rolna. Dużą rolę w rozwoju
gospodarczym odgrywały banki oraz giełda emitująca akcje,
obligacje, papiery państwowe. Gospodarka kapitalistyczna
wchodziła we Francji płynnie w nową fazę. Francja
utrwaliła też swą władzę w Algierii oraz pozyskała Maroko,
Tunis, Senegal, Gwineę, Dahomej, Gabon, Wybrzeże Kości
Słoniowej, Madagaskar, Syrię, Amman i Kambodżę. Prze­
budowane i unowocześnione zostały Paryż, Lyon i Marsylia,
otrzymując oświetlenie gazowe, wodociągi, kanalizację
i miejską komunikację konną. Szczególnie rozwinął się
Paryż, stając się rzeczywistą stolicą Europy.
W polityce zagranicznej cesarz Napoleon III próbował
współdziałać z Wielką Brytanią, bowiem pomny smutnych
doświadczeń swego stryja związanych z tym państwem,
wolał mieć w nim sojusznika niż wroga. W 1854 roku
Francja wzięła udział w wojnie krymskiej wraz z Wielką
Brytanią i Królestwem Sardynii po stronie Turcji, bowiem
państwa zachodnie obawiały się wzrostu potęgi Rosji. Ale
korzyści z tej wojny Francja nie wyniosła żadnej. Natomiast
dzięki znaczącemu wsparciu Królestwa Sardynii w wojnie
z Austrią w 1859 roku Francja zyskała przygraniczne
tereny Sabaudii i Nicei.
Był to bodaj ostatni sukces Francji w polityce zagranicz­
nej. Już w 1863 roku nie pomogły protesty francuskie po
wybuchu powstania styczniowego w Polsce. Potem cesarza
oszukał kanclerz Prus Otto von Bismarck. W październiku
1865 roku „żelazny kanclerz” spotkał się z francuskim
cesarzem w Biarritz, aby przygotować grunt pod wojnę
z Austrią. Za poparcie, a przynajmniej za neutralność
obiecywał Napoleonowi III przyłączenie do Francji fran­
cuskojęzycznej części Szwajcarii i Belgii, a także krajów
nad Mozelą i Renem. Oczywiście, jak wiadomo, nie
dotrzymał tych obietnic, choć Francja pozostawiła Austrię
i nie zareagowała, gdy Prusy ją zaatakowały. Z kolei
udzielone wcześniej poparcie dla Królestwa Sardynii skut­
kowało wybuchem powstań narodowych w Toskanii, Par­
mie, Modenie i Państwie Kościelnym, które przyłączyły się
do tego królestwa. Państwo Kościelne zostało mocno
zmniejszone, a władza papieża — ograniczona. W tej
sytuacji hierarchia kościelna, katolicy francuscy i opozycja
monarchistyczna zaczęły mocno krytykować politykę cesa­
rza Napoleona III, który odpowiedział represjami. Także
burżuazja miała pretensje do cesarza — nie podobał się jej
liberalny traktat handlowy z Wielką Brytanią. W ten
sposób cesarz stracił nagle dotychczasowych sojuszników.
Zdecydował się na zliberalizowanie systemu rządzenia
i zwrócił się do opozycji republikańskiej, wobec której
poczynił znaczne koncesje: ogłosił amnestię dla więźniów
politycznych, zezwolił na tworzenie związków zawodowych
i prawne usankcjonowanie strajków, a także na bezpłatne
szkolnictwo podstawowe. W 1867 roku dał parlamentowi
prawo interpelacji i inicjatywy ustawodawczej.

***

List cesarza Napoleona III ukazał się z datą 21 marca


1870 roku. Był to ważny dzień dla rodu Bonapartych.
Wiązali go z zakwitnięciem największego kasztanowca
w Paryżu — zwykle w tym czasie okrywał się on liśćmi,
co wróżyło Bonapartym pomyślność. Ale w tym roku
kasztanowiec nie zakwitł, co cesarz Napoleon III uznał za
zły omen. Chcąc poprawić swe notowania w społeczeńst­
wie, ogłosił referendum: czy naród francuski aprobuje
reformy liberalne wprowadzone do konstytucji po 1860
roku? Referendum odbyło się 28 maja 1870 roku. Pozytyw­
nie odpowiedziało 7400 tysięcy głosujących, przeciwnych
było 1600 tysięcy. Jeszcze raz Napoleon III odniósł zwy­
cięstwo — niestety, ostatnie. Dawał o sobie znać wielki
kamień w pęcherzu moczowym. Cesarz był ciężko chory,
a operacja mogła się nie powieść. Doświadczył tego słynny
i popularny marszałek Adolf Niel, minister wojny, który
chorując na tę samą przypadłość, nie przeżył w 1869 roku
operacji. W każdym razie dzięki wygranemu referendum
cesarz stwierdził, że może z większym niż kiedykolwiek
spokojem spoglądać w przyszłość. Natomiast jeden z przy­
wódców opozycji republikańskiej Leon Gambetta uważał,
że należy dokończyć dzieła wielkiej rewolucji francuskiej,
ale nie przez spiski, barykady, zamachy i przemoc fizyczną,
lecz przez takie wychowanie społeczeństwa, aby na przy­
szłość można było odwoływać się do jego głosu.
Tymczasem na horyzoncie francuskiej polityki zagranicz­
nej zaczęły zbierać się chmury. Jak wiadomo, począwszy
od 1866 roku Francja traciła wpływy na arenie między­
narodowej. Utworzony Związek Północnoniemiecki pod
egidą Prus stał się dużym zagrożeniem dla Francji.
„Będziemy musieli stawić czoła jednej z najpotężniej­
szych armii świata” — stwierdził na naradzie w Saint
Cloud cesarz Napoleon III w gronie zaprzyjaźnionych z nim
francuskich polityków2.
W tym czasie snuł on plany zbudowania koalicji
anty pruskiej, w skład której mogłyby wejść Włochy,
wysyłając przez Tyrol swą armię na południowe państwa
niemieckie, oraz Austria, której wojska mogłyby zaatako­
wać przez Czechy niemieckie państwa północne. Francja
miałaby szansę opanowania ziem nadreńskich, a Austria
— „odwdzięczyć się” się za przegraną bitwę pod Sadową
i utratę ważnej pozycji w Europie. Dzięki tej wojnie
zostałaby przywrócona równowaga sił, naruszona przez
Prusy utworzeniem Związku Północnoniemieckiego. Zgod­
nie z tym planem wojska francuskie miały uderzyć doliną
o szerokości 40-50 km między łańcuchami górskimi
Wogezów i Hochwald w kierunku na Moguncję. Operacja

2 Alfred L i e b f e 1 d, Napoleon III, s. 330.


ta miała na celu opanowanie Palatynatu, dzięki czemu
armia francuska zapobiegłaby połączeniu armii niemiec­
kich z północy i południa. Do operacji miały być użyte
korpusy Armii Renu, których liczebność miała sięgać 350
tysięcy żołnierzy. Minister wojny marszałek Edmund
Lebouf zapewnił, że armia ta zostanie natychmiast skon­
centrowana wokół twierdzy Metz, skąd miała wyruszyć
francuska ofensywa3.
Kanclerz Otto von Bismarck też miał swoje kalkulacje,
związane z wybuchem ewentualnej wojny z zachodnim
sąsiadem. Chciał, aby tę wojnę wypowiedziała Francja;
inaczej nie mógłby dokończyć dzieła zjednoczenia Niemiec,
zwłaszcza że parlament Związku Północnoniemieckiego,
zaniepokojony deficytem budżetowym, zaczął skąpić na
potrzeby wojenne, a politycy z Wirtembergii i Bawarii,
zwani autonomistami, mając za sobą poparcie lokalnych
parlamentów, żądali zniesienia traktatów z 1866 roku
o przymierzu z Prusami. Kanclerz Bismarck potrzebował
więc wojny jako instrumentu, który rozbudziłby szowinizm
niemiecki i przeważył szalę na korzyść Prus.
We Francji opinie na temat wojny były podzielone.
Naród za nią nie tęsknił, republikanie i stronnictwo liberalne
w parlamencie także jej nie chcieli; natomiast niektórzy
mężowie stanu uważali, że wojna z Prusami jest nieunik­
niona, a co więcej — pożądana. Cesarzowa Eugenia
chciała w ten sposób zapewnić tron dla swego syna, a jej
otoczenie, składające się z „ultramontan”, także pragnęło
wojny, uważając, że w ten sposób poniżą protestanckie
Prusy. Stronnictwo to po cichu sądziło, że wkrótce cesarz
Napoleon III zejdzie z tego świata, bowiem choć miał 62
lata, był ciężko chory i miał kamień w przewodzie
moczowym. Ale wojna mogłaby uświetnić nowymi zwy­
cięstwami sławę dynastii Bonapartych, co z kolei spowo­

3 Ibidem, s. 332.
dowałoby wzrost popularności przyszłego Napoleona... IV.
Poza tym zwycięstwa nad odwiecznym wrogiem wzmoc­
niłyby stronnictwo wojskowe na dworze. Poglądy takie
głosili minister wojny marszałek Edmund Leboeuf i minister
spraw zagranicznych książę Antoni Alfred de Gramont;
czekali tylko na pretekst. I oto się pojawił — na tron
hiszpański kandydował książę Leopold Hohenzollern, wpra­
wdzie katolik, żonaty z księżniczką portugalską i nawet
spokrewniony z domem Bonapartych, brat króla Rumunii
Karola, ale zawszeć Niemiec.
Tron hiszpański wakował od 30 września 1868 roku.
Tymczasowy rząd tego kraju bezskutecznie poszukiwał
kandydata na króla wśród dworów panujących Europy;
domy panujące we Włoszech i Portugalii odmówiły. I wtedy
Salazar y Mazarredo, deputowany Kortezów, były sekretarz
ambasady hiszpańskiej w Berlinie, wpadł na pomysł
podsunięcia księcia Leopolda. W kwietniu 1869 roku
Salazar przybył do Berlina, gdzie rozmawiał z ojcem
kandydata, księciem Antonim Hohenzollernem, i samym
księciem Leopoldem. Obaj przyjęli propozycję. Wtedy
cesarz Napoleon III wezwał swego posła w Berlinie hra­
biego Wincentego Benedettiego (1817-1900) i oświadczył:
„Proszę dać do zrozumienia dworowi pruskiemu, że nigdy
nie zgodzę się na tę kandydaturę”.
Poseł Wincenty Benedetti spotkał się w maju 1869 roku
z kanclerzem Bismarckiem i oznajmił mu, co myśli cesarz
na ten temat. Ten zaś oświadczył: „Ani król Wilhelm, ani
książę Antoni nie są przychylnie usposobieni do propozycji
pana Salazara”.
Ale Salazar nie ustępował. Prowadził nadal rokowania
z marszałkiem Juanem Primem, który w Hiszpanii sprawo­
wał władzę niemal dyktatorską, ten zaś zaakceptował
kandydaturę. Salazar upublicznił swój zamysł w paździer­
niku 1869 roku, prowadząc jednocześnie po cichu dalsze
rokowania z kanclerzem Bismarckiem. Król pruski dał do
zrozumienia, że nie będzie się do niczego mieszał, ale
w maju 1870 roku napisał do marszałka Prima: „Kan­
dydatura księcia Hohenzollerna sama przez się jest dosko­
nałym pomysłem i to może się udać”.
Wówczas w Berlinie zjawił się Salazar i porozumiał się
w tej sprawie z księciem Leopoldem, ten zaś zgodził się na
kandydowanie. Król pruski bawił od 20 czerwca w Ems.
Na wieść o porozumieniu zawiadomił księcia Leopolda 28
czerwca, że jako głowa rodziny nie ma zamiaru stawać na
przeszkodzie jego planom życiowym; skoro książę Leopold
chce być królem Hiszpanii, niech nim zostanie, ale dobrze
byłoby sprawę zachować w ścisłej tajemnicy, dopóki nie
zgromadzą się Kortezy, czyli hiszpański parlament, który
dokona jego wyboru. Marszałek Juan Prim bardzo ucieszył
się takim obrotem sprawy, bowiem chciał wyeliminować
z grona kandydatów króla Portugalii, który nagle zgodził
się objąć również tron hiszpański, namówiony do tego
przez cesarza Napoleona III. Jednakże tajemnicy nie do­
chował Salazar — ogłosił w Madrycie, że książę Leopold
zgodził się zostać królem Hiszpanii, a król Wilhelm I nie
ma nic przeciw temu.
Ambasador Francji w Madrycie Mercier de Lostende
zawiadomił o tym telegraficznie 2 lipca 1870 roku
swego szefa, czyli ministra spraw zagranicznych księcia
Antoniego de Gramonta (1819-1880). Rząd francuski
był zaskoczony. Cesarz Napoleon III uznał, że należy
zwrócić się do króla Prus z prośbą o „usunięcie po­
wikłania”. 4 lipca ambasador francuski w Berlinie spotkał
się z podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Za­
granicznych Hermanem von Thielem (1812-1889), który
zastępował kanclerza Otto von Bismarcka, przebywającego
w swej posiadłości w Warcinie. Pan Thiele oświadczył:
„Rząd Prus nie miesza się do tej sprawy”4.

4 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 2.


Z kolei w Paryżu książę Antoni Gramont spotkał się
z posłem pruskim Wertherem, który właśnie wyruszał do
Ems na audiencję u króla. Książę stanowczo oświadczył:
„Proszę powiedzieć Jego Królewskiej Mości, że rząd
francuski nigdy nie zgodzi się na osadzenie na tronie
hiszpańskim jednego z Hohenzollernów”.
5 lipca książę Gramont dowiedział się od ambasadora
Francji w Madrycie, że Kortezy, czyli parlament hiszpań­
ski, mają być zwołane na 15 lipca, aby dokonać wyboru
króla. W Paryżu obradowało właśnie Zgromadzenie Naro­
dowe. Deputowany Adolf Cochery (1819-1900) nagle
wstał i oświadczył: „Wnoszę na porządek dzienny inter­
pelację w sprawie ewentualnej kandydatury w Hiszpanii
jednego z pruskich książąt krwi”. Gdy został dopuszczony
do głosu, zaczął opowiadać o cesarzu Karolu V i jego
marzeniach o monarchii wszechświatowej. „Czy historia
ma powtórzyć się?” — spytał retorycznie.
Zaraz potem spotkali się książę Gramont i marszałek
Edmund Lebeouf.
„Mamy za sobą opinię publiczną. Prasa pisze o sprawie
z dużym oburzeniem. To policzek wymierzony Francji.
Znakomity powód, aby wszcząć zatarg z Prusami. Na
pewno cały świat stanie po naszej stronie. W razie
czego uderzy nasza armia, która bez wątpienia góruje
nad pruską” — stwierdził książę. „Ja zaś wierzę w zrę­
czność naszej dyplomacji” — odezwał się kurtuazyjnie
marszałek.
6 lipca minister książę Antoni Gramont odpowiedział na
forum parlamentu na interpelację deputowanego Adolfa
Cochery’ego. Stwierdził, że rzeczywiście książę Leopold
Hohenzollern aspiruje do korony hiszpańskiej.
DEPESZA Z EMS

Książę Gramont miał jednak pewne wątpliwości co do


szczegółów sprawy, czemu dał wyraz na posiedzeniu
parlamentu.
„Ale rząd francuski nie zna treści tego układu, więc
prosi, aby dyskusję jako niepotrzebną na jakiś czas odłożyć.
Rząd wytrwa w postawie neutralnej, ale nie pozwoli, aby
obce państwa osadzały na tronie hiszpańskim tego księcia
i narażały na niebezpieczeństwo godność i honor Francji
— oświadczył. — Rząd ufa roztropności niemieckiej
i przyjaźni hiszpańskiego narodu. Gdyby jednak miał
zawieść się w swym oczekiwaniu, spełni bez wahania
i słabości swą powinność”.
Mowa księcia Gramonta została nagrodzona burzliwymi
oklaskami1.
Z kolei marszałek Edmund Leboeuf oświadczył na
posiedzeniu Rady Ministrów:
„Mobilizacja armii czynnej może nam dać 350 tysięcy
żołnierzy. Aleja odpowiadam jedynie za 300 tysięcy. Mam
nadzieję, że za dwa tygodnie będziemy mieli zupełnie gotową
armię z 250 tysięcami ludzi. Żeby zgromadzić 300 tysięcy
ludzi, myślę, że trzeba co najmniej trzech tygodni”.

1 „Gazeta Warszawska” nr 149, 10 sierpnia 1870.


Marszałek nie miał wyobrażenia ani o rzeczywistej
liczbie, ani o systemie mobilizacji armii pruskiej, ale
sądził, że i tak armia francuska jest silniejsza. „Trzeba
działać szybko. Uderzyć na Prusy. Zmusić Niemcy Połu­
dniowe do neutralności, a także wciągnąć Austrię i Włochy
do przymierza” — uważał.
„Należy przywrócić granicę wschodnią z 1814 roku,
zneutralizować kraje nadreńskie albo odstąpić je królowi
saskiemu, albo utworzyć Związek Niemiecki, do którego
weszłaby Austria” — dodał książę Antoni Gramont. W tym
też kierunku złożył on 6 lipca deklarację. Odrzucała ona
interwencję pokojową innych państw. Mimo to Adolf
Thiers zaproponował prezydentowi Rady Ministrów Emi­
lowi Ollivierowi (1825-1913), aby zwrócił się on do
państw europejskich w celu mediacji, dając tym samym
szansę królowi pruskiemu na wycofanie się z sytuacji.
Rząd francuski postanowił wysłać do Ems swego am­
basadora z dość rozsądnymi wskazówkami. Ale książę
Antoni Gramont przekazał mu także list, w którym znalazły
się instrukcje niedające możliwości pokojowego załatwienia
sprawy. W liście tym minister spraw zagranicznych Francji
stwierdzał: „Nie możemy przyjąć dwuznacznej odpowiedzi,
za której pomocą pan von Thiele chce rozwiązać po­
stawiony mu dylemat. Trzeba koniecznie, abyś pan otrzymał
odpowiedź kategoryczną. To jedynie może nas zadowolić
i przeszkodzić wybuchowi wojny. Rząd pruski ma nie
pozwolić na przyjęcie korony przez księcia Hohenzollerna
i rozkazać temu ostatniemu zrzec się zamiarów powziętych
bez jego zgody. Chodzi o pośpiech, gdyż w razie niezado­
walającej odpowiedzi trzeba będzie uprzedzić nieprzyjaciela
i od soboty rozpocząć kroki wojenne, aby w przeciągu
dwóch tygodni poprowadzić kampanię”.
Tymczasem hiszpański marszałek Prim oznajmił księciu
de Gramontowi, że jeśli tylko książę Leopold zawiadomi
go o napotkaniu przeszkód w uzyskaniu przyzwolenia od
króla Wilhelma, to on mu ułatwi wycofanie się z drażliwej
sytuacji. Dyplomacje angielska, austriacka i włoska oraz
król Karol rumuński, brat pretendenta, także doradzali
pokojowe załatwienie sprawy.

***

„Sigmaringen 12 lipca. Stanowczo donoszę, że książę


Leopold odrzucił kandydaturę do tronu hiszpańskiego
powodowany uczuciami, które mu jako oficerowi prusko-
niemieckiemu nie pozwolą dla własnej osoby popychać
Niemiec do wojny, a zarazem przynosić Hiszpanii krwawą
walkę w ślubnym upominku”2.
Wiadomość tę przekazał hrabiemu Wincentemu Benedet-
tiemu, przebywającemu wtedy w Ems wraz z królem
Wilhelmem I, podpułkownik książę Fryderyk Antoni Wil­
helm Radziwiłł, adiutant królewski.
Kanclerz Bismarck przebywał wtedy w swym majątku
w Warcinie. Na wieść o rezygnacji księcia Leopolda,
uczynionej zresztą za pośrednictwem jego ojca księcia
Antoniego, natychmiast przybył do Berlina. Tam spotkał się
na obiedzie z szefem Sztabu Generalnego generałem Hel-
muthem von Moltkem i ministrem wojny generałem Alber­
tem von Roonem, aby omówić sprawę. Spotkanie opisał sam
kanclerz Otto von Bismarck, a opis jego przebiegu zamieściła
w 1892 roku wiedeńska „Neue Freie Presse”.
Cała trójka parła do wojny z Francją, uważając, że
sprawa przyjęcia sukcesji hiszpańskiej to znakomita okazja,
aby tę wojnę wreszcie zacząć. Wtedy do Berlina nadeszła
depesza z Ems. Tajny radca Abecken pisał do kanclerza
Bismarcka:
„Jego Królewska Mość pisze mi: «Hr. Benedetti złapał
mnie w ogrodzie spacerowym, aby w sposób w końcu

2 Ibidem, nr 157, 12 lipca 1870.


natarczywy zażądać ode mnie, bym go upoważnił do
natychmiastowego depeszowania, że zobowiązuję się po
wsze czasy nie dać nigdy mojego przyzwolenia w wypadku,
jeżeli Hohenzollernowie znowu powrócą do wysuwania
swojej kandydatury. Odmówiłem mu w końcu w sposób
nieco surowy, albowiem tego rodzaju zobowiązania na
zawsze dawać nie można i nie należy. Powiedziałem mu
przy tym, rzecz zrozumiała, że jeszcze nie otrzymałem
żadnej wieści i że ponieważ on przez Paryż i Madryt
wcześniej ode mnie jest poinformowany, wiedzieć może,
że rząd mój znajduje się poza obrębem całej sprawy». JKM
otrzymał tymczasem pismo księcia [...]. Że zaś JKM
powiedział był hr. Benedettiemu, że oczekuje wiadomości
od księcia, Najjaśniejszy Pan ze względu na podane wyżej
żądanie, na przedstawienie hr. Eulenburga [Fryderyk Eulen-
burg (1815-1881), minister spraw wewnętrznych Prus]
i moje, zdecydował się nie przyjmować więcej hr. Benedet-
tiego, a tylko przez adiutanta polecić mu przekazać, że
JKM otrzymał obecnie od księcia potwierdzenie wiadomo­
ści, jaką Benedetti już miał z Paryża, i że nie ma nic więcej
do powiedzenia ambasadorowi.
JKM pozostawia do uznania Waszej Ekscelencji, czy nie
należałoby podać do wiadomości naszych posłów, jak
również zamieścić w prasie wiadomości o nowym żądaniu
Benedettiego oraz o odrzuceniu tego żądania”.
Gdy generałowie Moltke i Roon odczytali depeszę,
rzucili widelce i noże na stół i odsunęli krzesła. Zapanowało
długie milczenie. Generałowie siedzieli przygnębieni. Kan­
clerz spytał Helmutha von Moltkego:
— Czy nasza armia jest na tyle dobra, że możemy
rozpocząć wojnę, licząc na pewne jej powodzenie?
— Nigdy nie mieliśmy lepszego wojska.
— A więc jedzcie najspokojniej w dalszym ciągu
— oświadczył kanclerz Bismarck. Usiadł przy małym
stoliku marmurowym, przy którym jedli, odczytał uważnie
depeszę i swobodnie wykreślił cały ustęp, w którym była
mowa, że Benedetti prosił o nową audiencję, itd. Zostawił
tylko początek i samo zakończenie. Depesza brzmiała
zupełnie inaczej:
„Jak tylko wiadomość o zrzeczeniu się księcia Hohen­
zollerna została przez królewsko-hiszpański rząd oficjalnie
zakomunikowana cesarsko-francuskiemu gabinetowi, zażą­
dał ambasador francuski w Ems od JKM upoważnienia do
depeszowania do Paryża, że JKM zobowiązuje się po wsze
czasy nie dać nigdy swojego przyzwolenia w wypadku,
jeżeli Hohenzollernowie zechcą powrócić do wysuwania
swej kandydatury. JKM na to odmówił przyjęcia jeszcze
raz ambasadora francuskiego i przez adiutanta urzędowo
go zawiadomić polecił, że JKM nie ma nic więcej do
zakomunikowania ambasadorowi”.
Gdy Bismarck odczytał generałom tekst depeszy, ci
wykrzyknęli:
„Doskonale! To na pewno wywrze wrażenie”.
Cała trójka zaczęła jeść z coraz większym apetytem.
Kanclerz Bismarck rozkazał natychmiast wysłać depeszę
za pośrednictwem biur telegraficznych do wszystkich pism
i do wszystkich misji dyplomatycznych. Kanclerz i jego
goście siedzieli jeszcze przy stole, gdy otrzymali upragnione
wieści o wrażeniu, jakie wysłana przed chwilą depesza
wywołała w Paryżu. Był to jakby wybuch wojny. Podczas
gdy, zdaniem Bismarcka, królowi pruskiemu stawiano
poniżające żądania, depesza doniosła Francuzom, że
pruski król obraził ich przedstawiciela. Wszyscy gapie
z bulwarów paryskich byli zdania, że tego znieść nie
można. Krzykacze z tłumu przebiegali ulice, wrzeszcząc:
„Na Berlin, na Berlin!”
„Żądane wrażenie zostało osiągnięte” — stwierdzał po
latach Otto von Bismarck3.

3 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 3.


A wedle innej relacji generał von Roon, oceniając tekst
zredagowany przez kanclerza, oświadczył:
„No cóż! Tekst pierwotny brzmiał jak szamada, czyli
hasło do odwrotu. Obecnie brzmi jak pobudka! Jak hasło
do ataku”.

***

12 lipca 1870 roku francuski minister spraw zagranicznych


książę Antoni Alfred de Gramont oświadczył, że książę
Leopold Hohenzollem-Sigmaringen odrzucił możliwość przy­
jęcia tronu hiszpańskiego. Z kolei parlament północnoniemie-
cki wydał oświadczenie, że rządy związkowe nie miały
udziału w zgłoszeniu kandydatury do tronu hiszpańskiego ani
w jej uznaniu. Miały tylko oparcie w nadziei, że przyjazny
naród hiszpański, który tak ciężkie przeszedł próby, zaprowa­
dzi u siebie rząd regularny. Rząd francuski uczynił z tego
casus belli, który utrzymał nawet po jego usunięciu.
Czy będzie wojna? Prasa europejska zadawała sobie to
pytanie, analizując przy okazji siły obu przyszłych przeciw­
ników. I tak „Gazeta Warszawska”, opierając się na
doniesieniach wiedeńskiej „Presse”, podała, jak wyglądają
stany liczebne armii francuskiej i armii Związku Północno-
niemieckiego.
Wedle niej, francuska armia czynna składała się z ośmiu
korpusów (każdy po trzy dywizje piechoty po dwie brygady
i trzybrygadowa dywizja kawalerii), liczących 286 tysięcy
żołnierzy, z tego 216 tysięcy piechoty, 27 tysięcy kawalerii,
a ponadto 600 armat i 24 baterie mitraliez (144 działa).
Rezerwa liczyła trzy korpusy (9 dywizji), składające się
z 75 tysięcy żołnierzy piechoty, 5400 kawalerii, a także
z 288 dział. Natomiast w Algierii znajdowały się wojska
liczące około 50 tysięcy żołnierzy. Prócz tego roczny
kontyngent dawał 100 tysięcy poborowych i 100 tysięcy
gwardii ruchomej.
Cała armia francuska liczyła 20 batalionów strzelców,
100 pułków piechoty (300 baonów), 51 pułków kawalerii
(dziesięć pułków kirasjerów, dwanaście dragonów, osiem
lansjerów, dwanaście szaserów, osiem huzarów, jeden
spahisów), a w Algerii trzy pułki żuawów, trzy pułki
strzelców algierskich, pułk zagraniczny, czyli Legię Cu­
dzoziemską, siedem pułków kawalerii strzelców afrykańs­
kich. Natomiast korpus Gwardii Narodowej liczył 32
bataliony, 23 szwadrony, 12 baterii.
Nie sposób tu pominąć potencjału francuskiej floty
wojennej. Miała ona sześć okrętów liniowych, czternaście
fregat, dziewięć okrętów-ostróg, dwa okręty wieżowe,
czternaście baterii pływających, jedenaście łodzi pancernych
— w sumie 62 okręty pancerne z 800 działami oraz
dwudziestoma tysiącami marynarzy na pokładach. Z kolei
francuska flota „drewniana” liczyła 314 parowców z czte­
rema tysiącami dział oraz dwudziestoma tysiącami mary­
narzy, 137 żaglowców z 1300 działami i także dwudzies­
toma tysiącami marynarzy. W sumie francuska flota wojen­
na liczyła 490 okrętów oraz sześć tysięcy dział. Służyło
w niej 60 tysięcy marynarzy4.
Umundurowanie żołnierzy francuskich składało się z nie­
bieskich kurtek i czerwonych spodni; mieli czarne pasy
rzemienne, a na głowach nosili kepi: czapkę z daszkiem oraz
ze sztywną obręczą, na której znajdowało się płaskie denko.
Natomiast Armia Związku Północnoniemieckiego liczyła
944 321 żołnierzy; z tego armia połowa miała 4328
żołnierzy sztabu, 394 300 żołnierzy piechoty, 53 528
kawalerzystów, 51 279 żołnierzy artylerii, 13 945 pionie­
rów. Armia ta dysponowała 34 573 pociągami i 1212
działami połowy mi. Z kolei landwera pierwszego powołania
liczyła 1787 żołnierzy sztabu, 145 944 żołnierzy piechoty,
18 991 kawalerzystów, 9516 żołnierzy artylerii, 3315

4 „Gazeta Warszawska” nr 164, 27 lipca 1870.


pionierów, a poza tym miała do dyspozycji 7771 pociągów
i 234 działa. Załogi landwery drugiego powołania ob­
sadzające twierdze liczyły 143 944 żołnierzy piechoty,
10 208 kawalerzy stów, 45 542 żołnierzy artylerii, 7380
pionierów i miały 234 działa.
Ubiór żołnierzy niemieckich stanowiły granatowe kurtki
i ciemnoszare spodnie. Gwardia nosiła spodnie ciemno­
granatowe. Na głowach żołnierze nosili skórzane, wzmac­
niane elementami metalowymi kaski, tzw. pikelhauby,
a strzelcy — skórzane czaka w kształcie ściętego rożka.
Jak podawała „Gazeta Warszawska”, korpus pruski liczył
dwie dywizje piechoty (osiem pułków), batalion strzelców
celnych, batalion artylerii, batalion pionierów, batalion
pociągów, dywizję kawalerii, pułk wewnętrzny (trzy bata­
liony po cztery kompanie — razem 3020 żołnierzy).
W sumie w skład pruskiego korpusu wchodziło 32 tysiące
żołnierzy i 90 dział5.
Każdy korpus mógł działać samoistnie — miał wszelkie
rodzaje broni i służb, a na jego usługi była poczta,
telegraf, drogi żelazne, ambulanse, przewożenie rannych,
dowóz amunicji i żywności. Karność żołnierzy była
świetna, żołnierz spokojny, wytrwały i odporny. Prusy
miały najlepszą artylerię w Europie. Z kolei system
podziału na okręgi dawał możliwość nader szybkiej
mobilizacji. Związek Północnoniemiecki, a właściwie
Królestwo Prus, posiadał także flotę wojenną. W jej skład
wchodziło sześć pancerników z 70 działami, 47 parowców
z 207 działami, 10 żaglowców z 168 działami. Razem
flota niemiecka liczyła 63 okręty z 505 działami i sześć
tysięcy marynarzy. Oczywiście nie mogła ona mierzyć się
z flotą francuską, stąd też w czasie wojny, która wkrótce
miała nastąpić, raczej unikała konfrontacji z fregatami
francuskimi.

5 Ibidem, nr 159, 22 lipca 1870.


Prasa europejska upatrywała przewagę armii francuskiej
w uzbrojeniu. Od 1866 roku armia ta była uzbrojona
w karabiny skonstruowane przez francuskiego rusznikarza
Antoniego Adolfa Chassepota (1833-1886), kaliber 11 mm,
długość 131,9 cm, z bagnetem — 180 cm. Miały one
spłonkę umieszczoną centralnie u podstawy naboju i komorę
nabojową uszczelnioną wykładziną kauczukową, dzięki
czemu nie uciekały przez zamek gazy.
Prasa podnosiła wyższość chassepotów nad karabinami
niemieckimi, która wydawała się niekwestionowana z po­
wodu liczby oddawanych przez ten karabin strzałów.
Chassepoty oddawały 10-12 strzałów na minutę, podczas
gdy karabiny pruskie Dreyse, które tak znakomicie spra­
wiły się w 1866 roku w wojnie z Austrią, w tym
samym czasie oddawały jedynie 6-7 strzałów. W wa­
runkach bojowych szybkostrzelność spadała przy strze­
laniu z karabinów francuskich do ośmiu na minutę,
a z niemieckich — do pięciu.
Ale chassepoty miały także wady — żołnierze strzela­
jący z modelu Mle 1866 musieli po oddaniu 12 strzałów
czyścić lufę ze skrawków papieru, ponieważ naboje były
zespolone z łuską papierową. Stąd w czasie wojny
wkraczający na opuszczone przez Francuzów stanowiska
Niemcy znajdowali stosy papierków, zalegające pole
bitwy, i początkowo nie wiedzieli, skąd się tam wzięły.
Karabiny Chassepot miały szybkość początkową 1328
stóp (400 metrów) na sekundę, karabiny niemieckie
— 908 stóp (301 metrów). Karabiny francuskie były
dokładniejsze w precyzji strzału, ale tę precyzję częś­
ciowo niwelował większy odrzut. Z drugiej strony, chas­
sepoty znajdowały się na uzbrojeniu armii francuskiej od
niedawna i nie zostały przetestowane z jednym wyjąt­
kiem: 3 listopada 1867 roku w Mentonie przeciwko
powstańcom dowodzonym przez Józefa Garibaldiego, do
których strzelali żołnierze francuskiego korpusu eks­
pedycyjnego dowodzonego przez gen. dyw. Piotra de
Failly’ego. Potem generał ten nieprzyzwoicie chwalił się:
„Karabiny Chassepot dokonywały cudów”6.
Nieliczne próby z celnością chassepotów i karabinów
Dreyse odnotował „Journal de Débats”. Okazało się, że
przy strzelaniu z karabinu Chassepot z dwustu metrów 95
strzałów na sto oddanych trafiało w cel, zaś z karabinów
Dreyse — tylko siedemdziesiąt. W miarę zwiększania
odległości celność karabinów Dreyse malała. Z odległości
400 metrów 75 strzałów oddanych z karabinu Chassepot
trafiało w cel, zaś z Dreyse — czterdzieści; przy odległości
600 metrów celność chassepotów wynosiła 50 procent,
a dreysów — jedynie 20 procent.
Groźną bronią w rękach żołnierzy francuskich mogły
być kartaczownice (mitrailleuse). Do miana ich wynalazcy
pretendowało kilku kandydatów: w 1861 roku karta­
czownicę wynalazł Amerykanin Ryszard Gatling, potem
w Europie niezależnie od niego zastosował ten pomysł
Belg Józef Montigny, a udoskonalił Francuz, podpuł­
kownik Verchere de Reffye (1821-1880), i tu od razu
wynalazek przyjął się w armii. Francuzi nazwali tę
broń mitraliezą i traktowali ją jako działo polowe, co
zresztą zmniejszało jej skuteczność. Kartaczownice wy­
rabiały: fabryka Gevelota, deputowanego do parlamentu
w mieście Bas Meduon koło Pont d’Auteuil, zakłady
Christophe et Montigny w belgijskim Liège, a także
fabryka kierowana przez wspomnianego już podpułko­
wnika Verchere de Reffye w Nantes.
Było to działo organkowe, mające 25 luf karabinowych
kaliber 13 mm, osadzonych równolegle w spiżowym
cylindrze, z ćwiekami perkusyjnymi. Kartaczownica od­
dawała 420 strzałów na minutę kulami eksplodującymi.
Obsługiwało ją czterech żołnierzy. Dowództwo francuskie

6 Ibidem, nr 161, 23 lipca 1870.


utrzymywało istnienie tej broni w tajemnicy; niestety,
mitraliezy nie stały się francuską Wunderwaffe.
Artyleria francuska także znacznie ustępowała artylerii
pruskiej - Dysponowała ona działami odlewanymi (przeważ­
nie 4- i 12-funtowymi), ładowanymi od przodu, o trzykrot­
nie mniejszej celności i dużym polu rozrzutu. Z kolei
artyleria pruska należała do najnowocześniejszych na
świecie. Gwintowane, ładowane odtylcowo stalowe armaty
produkował od 1840 roku koncern Alfreda Kruppa z Essen.
Alfred Krupp, syn założyciela firmy Fryderyka Kruppa
(rok założenia 1811), odznaczał się prawdziwie kapitalis­
tycznym zmysłem: zainwestował w nowoczesne technologie
wytopu stali (piece fluorescencyjne i konwertory Bessemera,
dające stal z surówki o małej zawartości siarki i fosforu);
dzięki temu mógł produkować rzeczywiście najnowocześ­
niejsze narzędzia do zabijania.
Alfred Krupp zyskał duży rynek zbytu: dostarczał działa
armii rosyjskiej, tureckiej i pruskiej. Armia pruska otrzy­
mywała oczywiście działa najlepsze i najnowocześniejsze:
4-funtowe (kaliber 80 mm), 6-funtowe (kaliber 98 mm),
12-funtowe (kaliber 140 mm). Działa te strzelały granatami,
szrapnelami i kartaczami, a niemieccy artylerzyści, dosko­
nale wyszkoleni, strzelali szybko i celnie7.
Niezaprzeczalnym, zdawało się, atutem armii francuskiej
były jej fortece — północno-wschodniej francuskiej granicy
bronił szereg twierdz usytuowanych nad rzeką Mozelą,
począwszy od Thionville aż do Givet-Charlemont.

7 Paweł Z a t r y b, Armia pruska w przededniu wojny we Francji 1870,


s. 6.
WYPOWIEDZENIE WOJNY

Twierdza Thionville (obecnie Congerville-Thionville) leżała


najdalej na północy, w regionie Ule de France, w depar­
tamencie Moselle, po obu brzegach rzeki Mozeli. Budowali
ją jeszcze marszałek Sebastian Vauban i generał Carmon-
taigne. Był to nieregularny siedmiobok z półksiężycem
i lunetami, którego mury liczyły 7800 metrów długości
i miały trzy bramy. Nad Mozelą znajdował się most liczący
127 metrów długości, pięciołukowy. Fort miał za zadanie
panować nad koleją żelazną prowadzącą do Metzu, Luk­
semburga i Longwy, oraz nad biegnącą tamtędy drogą.
Sedan, położony w departamencie Ardennes, w regionie
Szampania-Ardeny, na prawym brzegu rzeki Mozeli (Maas,
Meuse), liczył 16 tysięcy mieszkańców. Nie tak silnie
ufortyfikowany, na zachodzie był jednak chroniony mok­
rymi rowami, a nad okolicą panowały wzgórza. Wojska,
które chciałyby zaatakować umocnienia Sedanu, miałyby
do niego trudny dostęp.
Twierdza Mezieres (obecnie Charleville-Mezieres) znaj­
dowała się w regionie Szampania-Ardeny, w departamencie
Ardennes, na prawym brzegu rzeki Mozeli, której brzegi
spinał most dwudziestosześciołukowy, wiodący do poblis­
kiego Charleville. W mieście znajdował się węzeł kolejowy,
skąd wiodły tory kolejowe do Charemont, Laon, Rethel,
Reims i Metzu. Obwód murów wynosił 5600 metrów,
a fortyfikacje posiadały cztery bramy oraz silną cytadelę.
Stacjonowały tam: 3. Dywizja Piechoty z Châlons, dyrekcja
artylerii, 5. Dywizja forteczna, a także dwa sztaby brygad
żandarmerii. Znajdowała się tam też fabryka amunicji dla
francuskiej floty wojennej.
Twierdza Rocroy znajdowała się na drodze do Rethel,
na płaszczyźnie Lasu Ardeńskiego, koło źródeł tzw.
czarnej wody, która wpadała koło Revin do rzeki Mozeli.
Miasto liczyło trzy tysiące mieszkańców.
Twierdza Givet, położona również w regionie Szam-
pania-Ardeny, w departamencie Ardennes, także mieściła
się na prawym brzegu Mozeli, podobnie jak dzielnica
Givet — St. Hillaire. Natomiast samo miasto Givet, a także
Givet Notre Dame oraz fort Charlemond znajdowały się na
lewym brzegu rzeki, na skale szpiczastej, liczącej 700 stóp
i zwisającej nad Mozelą. U stóp góry wybudowano koszary
dla 6000 żołnierzy. Miasto liczyło 5800 mieszkańców.
Z kolei twierdze Montmedy i Charlemond były okolone
rzeką Chiers, będącą prawym dopływem Mozeli, i sta­
nowiły jakby dwie dzielnice jednego miasta. Pierwsza
znajdowała się w dolinie, gdzie zbudowano wały z trzema
bramami, wzmocniony bastion i pięcioboczne wieże
w murach. Druga dzielnica znajdowała się na wzgórzu
wraz z cytadelą na skale, z murem wyposażonym w osiem
bastionów i sześć półksiężyców. Dzielnice te liczyły
2100 mieszkańców.
Twierdza Longwy, usytuowana przy granicy belgijskiej
i luksemburskiej, panowała nad koleją żelazną Luksem-
burg-Thionville-Sedan. Znajdował się w niej węzeł drogo­
wy, skąd drogi prowadziły do Thionville, Arion, Virton,
Longuyon nad rzeką Chiers. Twierdza wznosiła się na
wzgórzu, liczącym tysiąc stóp. Fortyfikacje stanowiły
regularny czworobok, o obwodzie 2340 metrów. Posiadały
sześć bastionów, dwie kawalery, a załoga liczyła pięć
tysięcy żołnierzy i posiadała sześćset koni. Miasto miało
3500 mieszkańców1.

***

Tymczasem w obliczu przewidywanej wojny francusko-


niemieckiej spotkała się 18 lipca 1870 roku w pałacu
cesarskim w Wiedniu grupa najbliższych współpracow­
ników cesarza Austrii Franciszka Józefa I. Zastanawiano
się, czy Austria powinna wejść w sojusz z Francją. Prym
w obradach wodził aktualny premier Austrii Alfred hrabia
Potocki (1822-1889), który sprawą przymierza zajmował
się od dawna. Był on swego czasu ambasadorem Austrii
we Francji i z tego tytułu doznał pewnego uszczerbku na
honorze — mianowicie gdy składał listy uwierzytelniające
cesarzowi Napoleonowi III, ten ze słodkim uśmiechem
oświadczył: „Mam nadzieję, że moje obecne stanowisko
pozwoli panu na utrzymywanie ze mną znajomości”.
Chodziło o to, że przed laty książę Ludwik Napoleon
chciał poznać się z hrabią, który pracował w ambasadzie
austriackiej w Londynie jako attache, ale Potocki oznajmił,
że jego stanowisko nie pozwala mu na tę znajomość.
Tym razem jako premier Austrii Alfred Potocki mógł
wyrównać rachunki z cesarzem. Opowiedział się stanowczo
za neutralnością Austrii w konflikcie z Francją i do­
prowadził do zerwania rokowań; tym samym nie doszło do
sojuszu Austrii z Francją. Stanowisko to Potocki jako
premier prezentował konsekwentnie aż do końca swej
misji, czyli do 4 lutego 1871 roku2.
19 lipca 1870 roku o godzinie 13.30 pruski minister
spraw wewnętrznych Fryderyk hr. Eulenberg otrzymał
w Berlinie następujące pismo: „Niżej podpisany, sprawujący
1 „Dziennik Poznański” nr 206, 4 września 1870.
2 Polski Słownik Biograficzny, t. XXVII, s. 765.
interesy Francji, spełniając rozkazy swego rządu, ma
zaszczyt podać do wiadomości Jego Ekscelencji pana
ministra spraw wewnętrznych Najjaśniejszego Króla Prus
następujące oświadczenie: ponieważ rząd Najjaśniejszego
Cesarza Francuzów nie mógł inaczej zapatrywać się na
plan wyniesienia jednego z książąt pruskich na tron
hiszpański, tylko jako na przedsięwzięcie wymierzone
przeciwko terytorialnemu bezpieczeństwu Francji, przeto
ujrzał się znaglony koniecznością żądania od Najjaśniej­
szego Króla Pruskiego zapewnienia, że taka kombinacja
nie będzie mogła się za jego przyzwoleniem urzeczywistnić.
Ponieważ Najjaśniejszy Król Pruski nie tylko wzbraniał się
udzielić swego zapewnienia, lecz i owszem, oświadczył
ambasadorowi Najjaśniejszego Cesarza Francuzów, że tak
w tym, jak w każdym innym wypadku umyślił zastrzec
sobie możność stosowania się do okoliczności, przeto rząd
cesarski musiał upatrywać w tym oświadczeniu króla myśl
ukrytą, grożącą zarazem Francji i powszechnej równowadze
europejskiej. To oświadczenie jeszcze gorszą przybrało
postać przez zwrócone do gabinetów zawiadomienie nie-
przyjmowania ambasadora cesarskiego i wchodzenia z nim
w jakiekolwiek nowe stosunki. Wskutek tego rząd francuski
poczytał za obowiązek niezwłocznie zająć się myślą obrony
swojej czci i swoich zagrożeń interesów i postanowił
w tym celu chwycić się wszelkich środków nastręczonych
mu przez narzucone położenie i uważa się odtąd za
znajdujący się w stanie wojny z Prusami. Podpisany ma
zaszczyt wyrazić Jego Ekscelencji zapewnienie najgłęb­
szego szacunku i życzliwości. Berlin 19 lipca 1870 roku”.
Podpisał: Le Soud.
Tego samego dnia w parlamencie północnoniemieckim
wystąpił z mową tronową król Prus Wilhelm I. Nie trudno
domyślić się, o czym mówił. W odpowiedzi usłyszał adres
wystosowany do niego przez deputowanych. Znalazły się
w nim m. in. takie słowa: „Jedna myśl, jedna wola przenika
w tej chwili wszystkie serca niemieckie. Lud niemiecki
widzi, że czeka go ciężka i gruntowna walka. Lecz od
pobrzeży morskich aż do podnóży alpejskich lud ten jak
jeden człowiek powstaje na głos swoich książąt. Żadna
ofiara nie będzie dlań za ciężka. Głos publiczny świata
cywilizowanego uznaje słuszność naszej sprawy”.
Jak podał „Neue Preusse Zeitung” 20 lipca 1870 roku,
parlament jednomyślnie uchwalił prawo o pożyczce na
uruchomienie i prowadzenie wojny w wysokości 120 min
talarów pruskich (432 min franków).
Parlament francuski też uchwalił kredyty wojenne. Ich
wysokość, jak podał „Journal Officiel”, określił dekret
cesarski. Wynosiły one 50 milionów franków dla wojsk
lądowych i 16 milionów franków dla marynarki wojennej.
Minister skarbu chciał dodatkowych kredytów: 440 milio­
nów franków dla wojsk lądowych i 60 milionów franków
dla marynarki wojennej, ale nie doczekał się3.
20 lipca 1870 roku cesarz Napoleon III powołał Armię
Renu i z racji pełnienia funkcji głowy państwa został
jej naczelnym wodzem. Szefem Sztabu Generalnego mia­
nował marszałka Edmunda Leboufa, dowódcą artylerii
— gen. dyw. Justyna Soleille’a, dowódcą wojsk inżynieryj­
nych — gen. dyw. Grzegorza Coffinicres de Nordecka,
generalnym intendentem — gen. dyw. Aleksego Wolffa.
Armia składała się z gwardii i dwóch dużych zgrupowań.
Pierwsze zgrupowanie w Alzacji tworzyły I, V, VII i XII
Korpusy Piechoty, drugie w Lotaryngii — II, III, IV i VI
Korpusy Piechoty. Korpusem Gwardii dowodził gen. dyw.
Karol Bourbaki (gwardia przyboczna cesarza, składająca
się z: dywizji woltyżerów pod dowództwem gen. dyw.
Edwarda Deligny’ego, dywizji grenadierów dowodzonej
przez gen. dyw. Józefa Picarda, trzybrygadowej dywizji
kawalerii pod dowództwem gen. dyw. Mikołaja Desvaux).

3 „Gazeta Warszawska” nr 161, 23 lipca 1870.


Korpus Gwardii liczył 29 tysięcy żołnierzy, posiadał
60 dział i stacjonował w Nancy. Zgrupowanie w Alzacji
skoncentrowało się w rejonie Belfort-Strasburg. Dowódcą
I Korpusu Piechoty był marszałek Patryk Mac Mahoń
(cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. August
Ducrot, gen. dyw. Karol Abel Douay, gen. dyw. Noel
Raoult, gen. dyw. Hipolit de Lartiquen; dywizja kawalerii,
dowódca: gen. dyw. Ksawery Duchesme (trzy brygady).
I Korpus liczył 37 tysięcy żołnierzy i miał 48 dział.
Miejsce koncentracji stanowił Strasburg. Dowódcą V Kor­
pusu Piechoty był gen. dyw. Karol de Failly (trzy dywizje
piechoty, dowódcy: gen. dyw. Franciszek Goze, gen. dyw.
Ludwik de L’Albadie d’Aydrein, gen. dyw. Jan Gyuot de
Lespat; dywizja kawalerii, dowódca: gen. dyw. Henryk
Brahaut). V Korpus liczył 23 tysiące żołnierzy i miał
37 dział. Miejsce koncentracji stanowiła twierdza Bitechie.
Dowódcą VII Korpusu Piechoty był gen. dyw. Feliks
Douay (dwie dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw.
Gustaw Conseil Dumesnil, gen. dyw. Ernest Liebert;
dywizja kawalerii, dowódca: gen. dyw. Alfred Arneil).
VII Korpus liczył 9900 żołnierzy, 36 dział, a miejsce jego
koncentracji stanowił Belfort. Zgrupowanie lotaryńskie
miało jako miejsce koncentracji rejony Bitchie-Thionville.
Dowódcą II Korpusu Piechoty był gen. dyw. Karol
Frossard (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw.
Karol Verge, gen. dyw. Henryk Bataille, gen. dyw. Sylvain
Merle de Labrugiueve de Laveaucoupet; dywizja kawalerii,
dowódca gen. dyw. Klaudiusz Marmier). II Korpus liczył
23 430 żołnierzy i 36 dział. Miejsce koncentracji stanowił
Saint Avold. Dowódcą III Korpusu Piechoty był marszałek
Achilles Bazaine (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen.
dyw. Jan Baptysta Montaudon, gen. dyw. Armand de
Castagny, gen. dyw. Jan Ludwik Metman, gen. dyw.
Klaudiusz Decaen; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw.
Karol de Clevembaut). III Korpus liczył 35 800 żołnierzy
i miał 48 dział. Miejsce koncentracji stanowił Metz.
Dowódcą IV Korpusu Piechoty był gen. dyw. Ludwik de
Ladmirault (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw.
Ernest Courtot de Cissey, gen. dyw. Szczepan Rose do
31 lipca, potem gen. bryg. Franciszek Grenier, gen. dyw.
Karol Latrille hr. Lorencez; dywizja kawalerii, dowódca
gen. dyw. Franciszek Legrand). IV Korpus liczył 26 tysięcy
żołnierzy i 36 dział. Miejsce koncentracji stanowiła Thion-
ville. Dowódcą VI Korpusu Piechoty był marszałek Fran­
ciszek Certain de Canrobert (cztery dywizje piechoty,
dowódcy: gen. dyw. Benigne Tixier, gen. dyw. Jeremi
Bisson, gen. dyw. Wiktor La Font de Villiers, gen. dyw.
Ange de Martimprey do 22 lipca, potem gen. dyw. August
Le Vassor Sorval; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw.
Juliusz de Salignac-Fenelon). VI Korpus liczył 29 tysięcy
żołnierzy i 48 dział. Miejsce koncentracji stanowił obóz
Châlons. Rezerwa kawalerii składała się z trzech dywizji
dowodzonych przez gen. dyw. Franciszka du Baraila, gen.
dyw. Karola Bonnemains’a i gen. dyw. Henryka de Fortona.
Liczyła ona 4100 żołnierzy, natomiast rezerwa inżynierii
— 450 żołnierzy4.
Armia francuska liczyła 210 tysięcy żołnierzy piechoty
i 25 tysięcy żołnierzy kawalerii; napływ rezerwistów
spowodował jej wzrost do 260 tysięcy żołnierzy. Według
najnowszych opracowań niemieckich (m. in. „Preussische
Kriege 1870/71”) Korpus Gwardii liczył 20 500 żołnierzy,
60 dział i 12 mitraliez; I Korpus Piechoty — 37 tysięcy
żołnierzy, 96 dział i 24 mitraliez; II Korpus Piechoty
— 23 400 żołnierzy, 72 działa i 18 mitraliez; III Korpus
Piechoty — 35 800 żołnierzy, 96 dział i 24 mitraliezy;
IV Korpus Piechoty — 26 tysięcy żołnierzy, 72 działa,
18 mitraliez; V Korpus Piechoty — 23 tysiące żołnierzy,
72 działa i 18 mitraliez; VI Korpus Piechoty — 29 900

4 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 5.


żołnierzy, 114 dział i 6 mitraliez; VII Korpus Piechoty
— 9900 żołnierzy, 72 działa, 18 mitraliez. O ile podana tu
wysokość stanu osobowego nie odbiega wiele od innych
ustaleń niemieckich i francuskich, o tyle różni się ona
w liczbie dział5. Według Francuzów, ich armia miała 445
dział, według Niemców — 780! Różnica prawie dwukrotna.
Natomiast siły zbrojne Związku Północnoniemieckiego
i sprzymierzonych z nim państw południowoniemieckich
dzieliły się na: 1. Armię Północną, 2. Armię Środkową,
3. Armię Południową. Naczelnym wodzem był król
Prus Wilhelm Fryderyk Ludwiki (1797-1888), koro­
nowany w 1861 roku, a od 1866 roku także prezydent
Związku Północnoniemieckiego. Jak wiadomo, miał on
dość duże doświadczenie wojskowe, choć oczywiście
do grona wielkich wodzów nie należał, mimo że firmował
swą osobą zwycięskie kampanie: w 1864 roku duńską
i w 1866 roku austriacką. Drugą osobą w armii był
hrabia Otto Edward Leopold von Bismarck-Schönhausen
(1815-1898), od 1862 roku kanclerz i minister spraw
zagranicznych Prus, a od 1866 roku także Związku
Północnoniemieckiego, noszący nie od parady mundur
generała majora gwardii landwery, choć żołnierz z niego
był żaden; ale wiadomo, że wojsko zawsze było zna­
czącym narzędziem polityki, a politykiem w końcu był
tęgim. Trzecią postacią w tym gronie był generał piechoty
Albrecht Teodor Emil von Roon (1803-1874), od 1859
roku minister wojny i marynarki Prus, organizator armii
pruskiej. Czwarte miejsce, choć może w tej sytuacji
najważniejsze, zajmował szef Sztabu Generalnego generał
piechoty Helmuth Karol Bernhard von Moltke
(1800-1891), współtwórca sukcesów militarnych Prus
w wojnach w 1864 roku z Danią i w 1866 roku z Austrią
(bitwa pod Sadową). Natomiast szefem kwatery głównej

5 Preussische Kriege, www.preussenweb.de, s. 5.


był gen. por. Eugeniusz von Podbielski, generalnym
intendentem — gen. por. Albrecht von Stosch, zaś
generalnym inspektorem artylerii — gen. piechoty Gustaw
von Hindershin. Dowódcą 1. Armii był gen. piechoty Karol
Franciszek von Steinmetz, szefem sztabu — gen. mjr von
Sperling, a miejsce koncentracji znajdowało się w rejonie
Treves-Saarlouis na południowo-zachodniej granicy Prus
z Francją, nad rzeką Mozelą.
1. Armia składała się z VII i VIII Korpusów Piechoty
i pięciu dywizji kawalerii. VII Korpus Westfalski dowo­
dzony był przez gen. por. Henryka Adolfa von Zastrowa
(13. i 14. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Henryk
Glumer, gen. por. Jerzy Arnold Kamecke); VIII Korpus
Nadreński dowodzony był przez gen. por. Augusta Karola
Goebena (15. i 16. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por.
Weltzien i gen. por. Bamekow, 3. Dywizja Kawalerii,
dowódca gen. por. Groben). 1. Armia liczyła 75 tysięcy
żołnierzy piechoty zgrupowanych w 32 pułkach piechoty
i czterech batalionach strzelców, oraz 9900 żołnierzy
kawalerii; posiadała 270 dział6.
Dowódcą 2. Armii był generał piechoty książę Fryderyk
Karol (1828-1885), syn księcia Karola Pruskiego, brata
króla Wilhelma I, uczestnik wspomnianych wojen z Danią
i Austrią; szefem sztabu — gen. mjr Gustaw von Stiehle;
miejsce koncentracji znajdowało się koło Hamburga i Land-
stuhl-Kaiserlautem, w zachodniej części Palatynatu.
2. Armia składała się z Korpusu Gwardii, III, IV, IX, X,
XII Korpusów Piechoty oraz 5. i 6. Dywizji Kawalerii.
Dowódcą Korpusu Gwardii był generał piechoty książę
August Wirtemberski (dwie dywizje piechoty gwardii,
dowódcy: gen. mjr von Pape i gen. por. von Budritzki,
dywizja kawalerii gwardii, dowódca gen. por. von Goltz).
HI Korpusem Brandenburskim dowodził gen. por. Konstanty

6 6.web.genealogie.free.fr(Prusse), s. 4.
von Alvensleben II (5. i 6. Dywizje Piechoty, dowódcy:
gen. por. Wolf Ludwik von Stupnagel i gen. por. Karol von
Buddenbrock). IV Korpusem Sasko-Pruskim dowodził gen.
piechoty Gustaw von Alvensleben I (7. i 8. Dywizje
Piechoty, dowódcy: gen. por. von Schwarzhoff, gen. por.
von Scholer). IX Korpusem Szlezwicko-Holsztyńskim
dowodził gen. por. Gustaw von Manstein (18. i 25. Dywizje
Piechoty, dowódcy: gen. por. Fryderyk von Wrangel, gen.
por. wielki książę Ludwik von Hesse). Dowódcą X Korpusu
Hanowerskiego był gen. piechoty Konstanty von Voigts-
Rhetz (19. i 20. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por.
von Schwartzkoppen, gen. mjr. von Kraatz-Koschau).
XII Korpusem Saskim dowodził gen. piechoty, następca
tronu saskiego książę Albrecht de Saxe (23. i 24. Dywizje
Piechoty, dowódcy: gen. por. książę Jerzy de Saxe, gen.
mjr Nehroff von Holdenberg). 2. Dywizją Kawalerii dowo­
dził gen. mjr zur Lippe, 5. Dywizją Kawalerii — gen. por.
Rheinbaben, a 6. Dywizją Kawalerii — gen. por. książę
Wilhelm de Mecklemburg-Schwerin. W sumie
2. Armia liczyła 181 tysięcy żołnierzy piechoty zgrupowa­
nych w 48 pułkach piechoty, 23 tysiące kawalerzystów
zgrupowanych w 34 pułkach kawalerii, posiadała 630 dział7.
Dowódcą 3. Armii był gen. piechoty książę Fryderyk
Wilhelm, następca tronu pruskiego, a szefem sztabu — gen.
por. Leonard von Blumenthal. Miejsce koncentracji stano­
wiły rejony Manheim-Karlsruhe w południowo-wschodniej
części Palatynatu. W skład 3. Armii wchodziły V i XI
Korpusy Piechoty, I i II Korpusy Bawarskie, Badeńska
i Wirtemberska Dywizje Piechoty, 4. Dywizja Kawalerii.
V Korpusem Poznańskim dowodził gen. por. Kirchbach
(9. i 10. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Sandrart,
gen. por. Schmidt). XI Korpusem Hesko-Nassauskim do­
wodził gen. por. Julian von Bosse (21. i 22. Dywizje

7 Ibidem, s. 4 oraz ibidem, s. 6.


Piechoty, dowódcy: gen. por. Schachtmeyer, gen. por.
Gersdorf). I Korpusem Bawarskim dowodził generał pie­
choty Ludwik von Tann-Rathsamhausen (1. i 2. Dywizje
Piechoty, dowódcy: gen. por. von Stephan, gen. por.
Schumacker, brygada kawalerii kirasjerów). II Korpusem
Bawarskim dowodził gen. piechoty von Hartmann (trzy
dywizje piechoty, dowódcy: gen. por. Walther, gen. por.
von Bothmer, brygada kawalerii ułanów). Dywizje bawar­
skie liczyły po cztery pułki piechoty. Dywizją Wirtemberską
dowodził gen. por. von Obernitz (trzy brygady piechoty,
brygada kawalerii). Dywizją Badeńską dowodził gen. por.
Gustaw von Beyer (dwie brygady, po dwa pułki piechoty
i brygada kawalerii). Dowódcą 4. Dywizji Kawalerii był
gen. kaw. książę Albrecht Pruski (trzy brygady kawalerii).
Razem 3. Armia liczyła 153 tysiące żołnierzy piechoty,
19 650 — kawalerii, i posiadała 576 dział8.
Odwód w Niemczech: I Korpus Piechoty Wschodnio-
pruski, dowódca gen. kaw. Edwin von Manteuffel (1. i 2. Dy­
wizje Piechoty, dowódcy: gen. por. Ferdynand von Bent­
heim, gen. mjr von Pritzelwitz); II Korpus Piechoty
Pomorski, dowódca gen. por. Fryderyk von Francesky
(3. i 4. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von Hartmann
i gen. por. Hann von Weirhein); VI Korpus Piechoty
Śląski, dowódca: gen. kaw. Wilhelm von Tümpling
(11. i 12. Dywizje Piechoty, dowódcy: gen. por. von
Gordon i gen. por. von Hoffmann); 1. Brandenburska
Dywizja Kawalerii, dowódca gen. por. Hartmann; 2. Śląska
Dywizja Kawalerii, dowódca gen. por. von Stolberg-Wer-
nigerode; 17. Dywizja Piechoty z IX Korpusu w Hamburgu,
dowódca: gen. por. von Schimmelmann; Korpus Gwardii
Landwery, dowódca gen. por. von Lon (trzy dywizje
piechoty gwardii, dowódcy: gen. mjr. Udo von Tresckow,
gen. mjr von Selchow i gen. mjr Schüler von Senden)9.
8 Ibidem, s. 4 oraz ibidem, s. 8.
9 Ibidem, s. 4 oraz ibidem, s. 8.
ZANIM ROZPOCZĘŁY SIĘ BOJE

W sumie wojska Związku Północnoniemieckiego biorące


udział w wojnie liczyły 409 tysięcy żołnierzy piechoty,
52 650 kawalerii oraz 1476 dział (według najnowszych
opracowań niemieckich, m. in. wspomnianego już „Preus-
sische Kriege 1870/71”)1. Natomiast w Niemczech pozo­
stawało 65 tysięcy piechoty, 4500 kawalerii i 108 dział.
Niemiecki Sztab Generalny uruchomił dziewięcioma liniami
kolejowymi przerzut oddziałów do granicy z Francją.
Żołnierze otrzymali 170 tysięcy arkuszy francuskich
planów. Główny intendent wojsk niemieckich gen. mjr
Albrecht von Stosch zorganizował w Kolonii, Koblencji,
Bingen, Moguncji i Saarlouis po 20 pieców do pieczenia
chleba, aby zapewnić stały prowiant żołnierzom.

***

Zaczęły się potyczki przygraniczne. Donosiła o nich


skrupulatnie prasa europejska. I tak można było przeczytać
opowieść o poruczniku baronie von Wechmar (właścicielu
majątku wartości 15 rnln marek) oraz podporuczniku

1 Preusse Kriege 1870/71, www.prussenweb.de, s. 4.


baronie von Viller z 2. pułku dragonów badeńskich, dowo­
dzonego przez pułkownika margrabiego Maxa z Korpusu
Badeńskiego, którzy zapałali chęcią dokonania bohaterskiego
czynu i dlatego zaoferowali się, że podejmą działania
dywersyjne na terytorium wroga. Zamierzali przeciąć druty
telegraficzne koło Saargemund. Dowódca wyraził zgodę
i dwójka dzielnych oficerów na czele niewielkiego oddziałku
przeszła przez granicę z Francją i przez Wissembourg, Sultz
oraz Niederbron weszła w głąb Alzacji. Ale szesnastogodzin-
ny marsz zmęczył ich, więc udali się do miejscowej oberży,
aby pokrzepić się co nieco. Akurat przejeżdżał patrol z 1. Bry­
gady Kawalerii, dowodzonej przez gen. bryg. Henryka de
Pierre’a de Bemisa, podległej dywizji kawalerii, dowodzonej
z kolei przez gen. dyw. Henryka Brahaulta z 5. Korpusu,
który osaczył Badeńczyków. Wywiązała się strzelanina.
Baron Wechmar strzałem z rewolweru zabił podoficera
francuskiego. Francuzi nie pozostali dłużni. Zginął oficer
angielski, towarzyszący Badeńczykom; obaj oficerowie
i piątka żołnierzy badeńskich zostali ranni. Wobec przeważa­
jących sił nieprzyjaciela Badeńczycy poddali się. Odstawiono
ich do Metzu, gdzie przenocowali w hotelu Europejskim.
Marszałek Edmund Lebouf zaprosił ich nawet do stołu.
Potem pod konwojem zostali wysłani do Paryża2.
23 lipca w Forbach w czasie potyczki patrolowej został
ranny porucznik von Alten. Francuska kula trafiła go
w udo. Miał w kieszeni nóż, więc kula uderzyła o metal
i rana była raczej lekka. Mimo to otrzymał Krzyż Żelazny
I klasy, pierwsze niemieckie odznaczenie w tej kampanii.
Tego samego dnia subretka opery berlińskiej Minna Hoensel
wystosowała odezwę do pruskich kobiet, nawołując do
stworzenia Legii Amazonek, na wzór podobnej formacji
powołanej w 1813 roku w czasie antynapoleońskiego
powstania w Prusach.

2 „Dziennik Poznański” nr 177, 3 sierpnia 1870.


***

23 lipca korespondent wojenny „Kölnische Zeitung”


doniósł o utarczkach między trzema kompaniami francus­
kimi i dwoma plutonami 5. kompanii 40. pułku piechoty,
które strzelały do siebie. Francuzi wypróbowywali swe
chassepoty z wyżyn lewego brzegu rzeki Saar, strzelając
do okopanych w miejscowości Burbach Prusaków. Karabiny
francuskie okazały sie rzeczywiście dalekonośne — intro­
ligator mieszkający we wsi Wehrden dostał kulę prosto
w czoło i zginął na miejscu3.
23 lipca we francuskim „Dzienniku Urzędowym” ukazał
się manifest cesarza Napoleona III:
„Francuzi! W życiu ludów zachodzą uroczyste chwile,
w których honor narodowy występuje jako nieprzeparta
siła, owłada wszelkimi interesami i chwyta sam jeden za
ster losów ojczyzny. Jedna z takich stanowczych godzin
wybiła. Prusy, dla których w czasie wojny w 1866 roku
i po tej wojnie objawiliśmy najbardziej zgodne usposobie­
nie, nie zważały na naszą dobrą wolę, na naszą cierpliwość.
Rzuciły się w wir gwałtownych przywłaszczeń, wszędzie
wzbudziły nieufność, wszędzie zmuszały do przesadnych
uzbrojeń, zrobiły z Europy jeden zbrojny obóz, w którym
panuje tylko niepewność i obawa o jutro. Ostatnie zajścia
wskazały niepewność międzynarodowych stosunków i całe
niebezpieczeństwo położenia. Wobec nowych roszczeń
Prus stawiligmy nasze zażalenia. Zażalenia te zbyto obej­
ściem i następnie traktowano z lekceważeniem. Kraj nasz
gorzko tym dotknięty został i w tej chwili od jednego
końca Europy do drugiego rozlega się okrzyk wojny. Nie
pozostaje więc nam nic innego, jak losy nasze orężowi
powierzyć. Nie prowadzimy wojny przeciw Niemcom,
których niezależność szanujemy. Pragniemy, aby ludy

3 Ibidem, nr 174, 31 lipca 1870.


składające wielką narodowość niemiecką mogły swobodnie
swym losem rozporządzać. Co do nas, pragniemy tylko
zaprowadzić taki stan rzeczy, które by nasze bezpieczeńs­
two pogodziły i przyszłość zapewniły. Pragniemy zdobyć
trwały pokój, oparty na prawdziwym interesie ludów.
Pragniemy położyć koniec niepewnemu stanowi, w którym
wszystkie narody obracają wszystkie swoje zasoby tylko
na uzbrajanie się jeden przeciwko drugiemu. Sławy pełen
sztandar, który rozwijamy przed tymi, co nas wzywają, jest
tym samym sztandarem, który cywilizacyjne idee naszej
rewolucji po Europie roznosił. Przedstawia on te same
zasady, wzywa do tych samych ofiar.
Francuzi! Staję na czele tej walecznej armii, którą
ożywia miłość i uczucie obowiązku dla ojczyzny. Wie ona,
czego jest warta, bo w czterech częściach świata widziała,
że zwycięstwo szło za jej śladem. Biorę ze sobą mojego
syna, pomimo jego młodości. Wie on, jakie obowiązki
nakłada nań jego nazwisko. Dumny on z tego, że przyjmie
udział w niebezpieczeństwach tych, którzy za ojczyznę
walczą. Bóg niech zamiarom naszym błogosławi. Wielki
lud broniący sprawy jest niezwyciężony”4.

***

26 lipca 1870 roku o godzinie 22.30 wyjechał zwykłym


pociągiem z Berlina na front generał piechoty książę
Fryderyk Karol, ubrany w mundur huzara. Jechał przez
Magdeburg, Hanower, Minden, Herford, Bielefeld, Güters­
loh, Hamm oraz Dortmund. Wszędzie na stacjach kolejo­
wych witały go tłumy i śpiewały Die Wacht am Rhein oraz
Was ist des Deutschen Vaterland. W Oberhausen, gdzie
książę Fryderyk Karol przyjechał o godzinie 2.00 w nocy,
czekał nań ogromny tłum z pochodniami.

4 „Gazeta Warszawska” nr 162, 24 lipca 1870.


29 lipca zjawił się w swej kwaterze w Karlsruhe generał
piechoty, następca tronu książę Fryderyk Wilhelm, gdzie
otrzymał meldunek, że 3. Armia jest gotowa na swym
odcinku do rozpoczęcia działań wojennych.
Również tego samego dnia pojawił się w twierdzy Metz
cesarz Napoleon III; została tam ulokowana jego Kwatera
Główna. Niestety, na miejscu okazało się, że zgromadzono
tu jedynie dwieście tysięcy żołnierzy, słabo uzbrojonych
i w większości niewyszkolonych. Korespondent „Le Temps”
kapitan Jeannerod stwierdził: „Prowiant oddziałom linio­
wym zaczęto dopiero wydzielać. Brakowało manierek,
przyborów do gotowania, ekwipunku. Mięso zepsute, chleb
przeważnie stęchły”. Wychodziła na jaw korupcja, która od
dawna ogarniała kraj. Jak w takich warunkach walczyć
z tak silnym przeciwnikiem, jak armia pruska? Cesarz
Napoleon III miał nad czym dumać. Przyszłość nie rysowała
się zachęcająco...

***

31 lipca 1870 roku II Korpus francuski dowodzony


przez gen. dyw. Karola Froissarda znajdował się w Mos­
bach. 1. Dywizja Piechoty stacjonowała w Benningen,
2. Dywizja Piechoty — w Forbach. Ta ostatnia przekroczyła
granicę, maszerując na Saarbrücken, i dotarła w okolice
miasta 2 sierpnia. Dywizji towarzyszyli cesarz Napoleon III
i 14-letni cesarzewicz, książę Napoleon Eugeniusz Ludwik,
zwany Loulou (1856-1879). Dowódca 2. Dywizji gen.
dyw. Henryk Bataille rozkazał uderzyć na znajdującą się
w rejonie miasta kompanię strzelców pruskich. Walka była
zażarta. Po drodze strzelano z domów do Francuzów,
którzy z kolei otworzyli ogień w kierunku linii kolejowej.
Loulou oddał tam z kartaczownicy pierwsze dwanaście
strzałów. Pułkownik Ferron na czele szwadronu kawalerii
i dwóch batalionów piechoty stanął naprzeciw miejscowości
Gerswerder, 1200 metrów od Werder, a potem nacierając
między Saarbrücken i Saarlouis, zajął linię kolejową
Neukirchen-Tre wir.
O godzinie 16.00 cesarz i cesarzewicz wrócili do Metzu.

***

Marszałek Patryk Mac Mahoń wyruszył ze Strasburga


i zamierzał maszerować ze swym korpusem w kierunku
Renu, ale cesarz Napoleon III, widząc rozmiary bałaganu
panującego w siłach zbrojnych, nakazał wstrzymanie mar­
szu5. Zresztą i bez tego marszałek Patryk Mac Mahoń był
do tego zmuszony, naprzeciw wychodziła mu bowiem
3. Armia niemiecka. W tej sytuacji marszałek ustawił swój
korpus w pozycji zaczepnej. 1. Dywizja Piechoty zajęła
stanowiska w Worth, 2. Dywizja Piechoty — w Wissem-
bourgu, 3. i 4. Dywizje Piechoty — koło Haguneau.
Marszałek Patryk Mac Mahoń zamierzał siłami swego
korpusu zaatakować Saarbrück i zawiadomił o tym fran­
cuską Kwaterę Główną, która zaakceptowała plan i skiero­
wała ku Saareguemines V Korpus Piechoty, dowodzony
przez gen. dyw. Karola Failly’ego. Miał on wesprzeć
w walce I Korpus marszałka Patryka Mac Mahona.

***

1 sierpnia patrolujący okolicę Histroff w kraju Saary


pluton francuski, dowodzony przez porucznika Kamila
Larousse’a, natknął się na kompanię 70. pułku piechoty
stacjonującego w Saarbrücken, wchodzącego w skład
15. Dywizji Piechoty VIII Korpusu Nadreńskiego. Prusacy
na widok małego oddziałku francuskiego usiłowali go
okrążyć i wziąć do niewoli. Ale francuski pluton nie

5 Alfred L i e b f e l d, Napoleon III, s. 332.


zamierzał tanio sprzedawać swej skóry — zaległ na polu
i otworzył do nacierających Nadreńczyków ogień z chas-
sepotów. Skutki dla Prusaków okazały się żałosne; kom­
pania rozprysła się na boki. Wtedy Francuzi na rozkaz
swego dowódcy wstali i zaczęli istne polowanie na żołnierzy
pruskich. Po pewnym czasie zginęła większość Prusaków,
łącznie z dowódcą. Potem francuski pluton bez przeszkód
wycofał się i wrócił na swe terytorium.

***

4 sierpnia wzmocnione patrole, wysłane przez dowództ­


wo 2. Armii pruskiej, przekroczyły granicę z Francją
i dotarły do pierwszych miejscowości w Alzacji: Lauter-
burga i Niederbronn. Dowodził nimi kapitan Ferdynand
hrabia von Zeppelin (1838-1917), absolwent akademii
wojskowej w Ludwigsburgu i uniwersytetu w Tübingen,
pozostający w armii pruskiej od 10. roku życia, były
obserwator wojskowy z ramienia Prus w amerykańskiej
wojnie secesyjnej, przyszły konstruktor sterowców. Podlegli
mu żołnierze dokonali wywiadowczej penetracji terenu, po
czym wycofali się w kierunku granicy.
Tymczasem 2. Dywizja Piechoty z I Korpusu, dowodzona
przez gen. dyw. Abla Douaya (74. i 50. pułki piechoty,
baon strzelców, pułk strzelców algierskich, pułk strzelców
konnych — w sumie około osiem tysięcy żołnierzy)
stacjonowała koło Wissembourga, znajdującego się na
zachód od Karlsruhe, nad granicą Francji z Palatynatem
Bawarskim. Wissembourg, stolica departamentu Dolnego
Renu nad rzeką Lauter u stóp Wogezów, liczący 5600
mieszkańców, stanowił ważne skrzyżowanie, otwierające
drogę do Strasburga i dolnej Alzacji. Miał fortyfikacje
z 1705 roku, zbudowane przez marszałka Klaudiusza de
Villars (1653-1736). Miasto otaczał mur z bramami-wie-
życami i mostami zwodzonymi, a także szeroki rów z wodą.
3 sierpnia, gdy już 3. Armia podążała w kierunku
Wissembourga, naczelne dowództwo wojsk niemieckich
wydało odezwę:
„Całe Niemcy zgodnie i jednomyślnie stoją pod bronią
przeciw sąsiedniemu mocarstwu, które nas zaskoczyło
i bez przyczyny wypowiedziało wojnę. Chodzi tu o obronę
zagrożonej ojczyzny, naszego honoru i domowego ogniska.
Obejmuję z dniem dzisiejszym naczelne dowództwo nad
całością armii i w spokoju wyruszam do walki, którą nasi
ojcowie w podobnym położeniu tak zaszczytnie przetrwali.
Wraz ze mną spoglądają całe Niemcy z zaufaniem na
dowództwo. Pan Bóg towarzyszyć będzie naszej sprawied­
liwej sprawie”. Odezwę podpisał naczelny wódz armii
Związku Północnoniemieckiego, król Prus Wilhelm I6.
Oczywiście atak wojsk francuskich nie był zaskoczeniem
dla pruskiej monarchii. W Berlinie oczekiwano go niecier­
pliwie. Gen. Helmuth von Moltke przygotowywał plan
uderzenia na Francję już od 1858 roku. Uważał, że stanowi
ona ciągłe zagrożenie dla Prus. Wydawało mu się, że pod
jej egidą mogą sprzymierzyć się Austria i niektóre państwa
niemieckie, co zagroziłoby dalszym planom jednoczenia
tych państw z Prusami.
Zresztą także przywódcy Francji sądzili, że uda się
wykorzystać niezadowolenie w nowych prowincjach pru­
skich i w razie wojny państwa południowoniemieckie
wystąpią przeciw Związkowi Północnoniemieckiemu.
W tym celu, jak wiadomo, dowództwo francuskie pla­
nowało przekroczenie Renu między twierdzami Germe-
sheimer i Moguncja. Potem wojska francuskie miały
nacierać jedną lub dwiema drogami w kierunku Frankfurtu
nad Menem i Würzburga, co rozdzieliłoby Niemcy na
dwie części i zdezorganizowałoby akcję mobilizacyjną,
a następnie połączyć się i uderzyć w bok nieprzyjaciela.

6 „Dziennik Poznański” nr 178, 4 sierpnia 1870.


Wierzyli także w swą cudowną broń: karabiny Chassepot
i mitraliezy Reffye.
Po bitwie koło Sadowy francuscy teoretycy wojskowości
zaczęli przywiązywać zbyt dużą wagę do uzbrojenia.
Uważali, że na polu bitwy, gdzie zmierzyły się armie
pruska i austriacka, zwyciężył karabin Dreyse, z którego
żołnierze pruscy oddawali dziesięciokrotnie więcej strzałów
niż Austriacy. Wysnuli z tego błędne przekonanie, że
szybkostrzelność decyduje o powodzeniu bitwy. Nie pa­
miętali, że słynny rosyjski wódz, feldmarszałek Aleksander
Suworow, mawiał: „Kula głupia, bagnet zuch”.
Tymczasem generał Helmuth von Moltke rozumował
już zupełnie inaczej. Wobec faktu, że wojska francuskie
posiadały bardzo dobre karabiny Chassepot i niedawny
wynalazek, czyli mitraliezy, a więc dysponowały znakomitą
siłą ognia — stwierdził, że to nie siła ognia ma zdecydować
0 powodzeniu w bitwie, lecz zupełnie inne czynniki. Po
prostu trzeba nakreślić z góry plan kampanii z przewidy­
waniem wszystkich możliwych ewentualności.
Przede wszystkim generał Moltke zadał sobie pod­
stawowe pytanie: jakim sposobem pogodzić prędkość
1 łatwość ruchów, które wymagają jednoczesnego ma­
szerowania po wielkiej liczbie dróg, z pewnością właś­
ciwą wielkiej armii i potęgą jej działania? Od razu
zrozumiał, że wobec ulepszeń komunikacyjnych i prze­
wozu wojsk koleją dawny marsz kolumnami nie jest
możliwy. A więc trzeba maszerować bardzo szerokim
frontem; w ten sposób powiększa się prędkość ruchu
i unika natłoku oraz spiętrzenia w jednym miejscu, które
tak często niweczyło najbardziej przemyślne plany,
zatrzymując przez całe godziny wojska, zamiast wysłać
je na linię walki. Tego typu sytuacje zdarzały się często
i wcale nie były skutkiem przypadku. Jeśli duża armia
będzie maszerować jedną lub dwiema drogami, bardzo
do siebie zbliżonymi, długimi kolumnami i jeszcze
z bagażami — może narazić się na zaskoczenie ze strony
nieprzyjaciela, który pokusi się o przerwanie linii komu­
nikacyjnych przez szybki i energiczny ruch zaczepny.
Ale Helmuth Moltke uważał, że jedyne niebezpieczeńs­
two, jakiego może obawiać się armia maszerująca szero­
kim frontem, to zaskoczenie przez śmiały atak. Z drugiej
jednak strony, taki atak musi trwać przez pewien czas,
a do niego musi być użyta duża ilość wojsk i wszystkich
rodzajów broni, z artylerią na czele. „Z tyralierami
ukrytymi w zakątkach lasu nie można przeciąć linii
wojsk wyćwiczonych”. Musi do tego być użyta armia
z artylerią. Jeśli nawet nagłe ruchy nieprzyjaciela byłyby
nie wiadomo jak szybkie, to jednak niełatwo mu jest
ukryć swe wojska, jeśli dysponujemy odpowiednio byst­
rym zwiadem7.
A więc Moltke musiał odpowiedzieć sobie na następne
pytanie: w jaki sposób wielka armia maszerująca linią
rozciągniętą może zabezpieczyć się przeciw wszelkim
nagłym napadom, tak aby zawsze mogła skoncentrować się
we właściwym czasie i skutecznie odeprzeć atak z każdej
strony? Dotychczasowy system „płytkiego” zwiadu już nie
wystarczał, ostrzegał on bowiem jedynie o niebezpieczeńs­
twie bezpośrednio grożącym, co nie dawało czasu na
odpowiednie zareagowanie napadniętej armii. „Płytki”
zwiad stwierdzał jedynie, że właśnie nieprzyjaciel zrobił
niespodziankę, ale jej nie uprzedzał. Tak było koło Sol-
ferino, gdy nagle dwie wrogie armie idące sobie na
spotkanie znalazły się obok siebie i wzajemnie się za­
skoczyły.
Generał Helmuth Moltke doszedł wówczas do wniosku,
że jeśli armie niemieckie mają wejść na terytorium
francuskie, to ich dowództwo powinno mieć specjalny
korpus obserwacyjny oficerów, znających język francuski
7 Wojna francusko-pruska, z francuskiego przełożył A. Bogusławski,
Warszawa 1925, s. 539.
i mających oko na każdy szczegół na terytorium, które
miało być zajęte. Należy więc stworzyć „obserwacyjne
koło ruchome”. W kręgu tym armia mogłaby rozciągnąć
szeroką linię, nie narażając się na niebezpieczeństwo
zaskoczenia, a jednocześnie jeden rozkaz dowództwa
mógłby wprawić w ruch proces koncentracji sił i szybko
go przeprowadzić. Rolę „obserwacyjnego koła ruchomego”
generał Moltke zamierzał powierzyć kawalerii, ale nie tej
ciężkiej, która straciła zdolność do odegrania roli zaczep­
nej z uwagi na możliwość zniszczenia jej przez siłę ognia,
lecz kawalerii lekkiej, mającej na tę siłę dużą odporność.
I jak potem, po zakończonej wojnie francusko-niemieckiej,
oceniali tę formację historycy wojskowości, to na jej
rozumnym użyciu polegała do pewnego stopnia cała
strategia niemiecka8.
Wszędzie, gdzie zjawiała się lekka kawaleria, miała ona
narzucać swą wolę przestraszonej ludności — w promieniu
2-30 mil. To właśnie była nowość w strategii niemieckiej,
wypracowanej przez generała Helmutha von Moltkego:
użycie znacznej ilości lekkiej kawalerii do wprawienia
ludności nieprzyjacielskiego kraju w przerażenie, w dość
szerokim promieniu. Kawaleria miała pokryć cały wrogi
kraj swą siecią i penetrować go metodycznie, tworząc
wokół swej armii rodzaj cyrkulacyjnego kręgu. Tak strze­
żona armia mogła bezpiecznie przedłużać swe skrzydła na
kilkumilowym froncie.
Jednocześnie generał Helmuth von Moltke zwrócił uwagę
na inteligentne użycie artylerii, która miała stanowić pomoc
dla kawalerii, a także być głównym czynnikiem niszczenia
nieprzyjaciela przy rozpoczęciu bitwy9.

8 Ibidem, s. 541.
9 Preusse Kriege 1870/71, op. cit., s. 2.
WISSEMBOURG I FROESCHWILLER

Podczas przygotowań do wojny z Francją szef Sztabu


Generalnego wojsk niemieckich, studiując pole przyszłych
bitew, nakreślił z góry plan kampanii, biorąc pod uwagę
wszystkie ewentualne możliwości reakcji ze strony wrogiej
armii. Dlatego postanowił on wyprzedzić uderzenie fran­
cuskie. Szybko zmobilizował armię liniową, rezerwową
i landwerę, uzyskując przewagę w sile żywej: 950 tysięcy
własnych żołnierzy wobec 550 tysięcy żołnierzy przeciw­
nika. Wojska skoncentrował między Wogezami i Mozelą
i podzielił, jak wiadomo, na trzy armie, które miały
wykonać koncentryczne uderzenia. Lewe skrzydło miało
toczyć walki obronne, a prawe — ruszyć z Saarlouis
i odciąć siły francuskie w twierdzy Metz. W twierdzy
Moguncja stanęły jako odwód dwa korpusy saskie. 3. Ar­
mia niemiecka (V i XI Korpusy Piechoty oraz II Korpus
Bawarski) pomaszerowała na Schweigen. Rankiem 4 sier­
pnia znalazła się naprzeciw ośmiu baonów 2. Dywizji
Piechoty, które stacjonowały w Wissembourgu (1. pułk
strzelców algierskich i 74. pułk piechoty). Obsadziły one
stare fortyfikacje z poprzedniego stulecia. Wissembourg
miał stanowić główny punkt oporu I Korpusu francuskiego.
2. Dywizja Piechoty obsadziła pozycje obronne wzdłuż
rzeki Lauter, frontem zwrócone na północ. Niestety, dowód­
ca I Korpusu popełnił zasadniczy błąd: wysunął 2. Dywizję
Piechoty zbyt daleko od swych głównych pozycji, na
skutek czego w razie jej zagrożenia nie byłby w stanie
szybko przyjść jej na pomoc. Tymczasem generał Helmuth
von Moltke, wysyłając w bój trzy korpusy 3. Armii,
realizował starą zasadę pruską: do boju wprowadził wszys­
tkie siły korpusów, które miały walczyć, zanim nadciągną
na pole walki formacje innych korpusów. Przed Wissem-
bourgiem zjawiły się przeto trzy korpusy zamiast jednego,
który mógłby sam wykonać zadanie. Ale generał Helmuth
von Moltke wolał nie ryzykować i z góry zapewnić sobie
powodzenie w przyszłej bitwie.
Wczesnym rankiem zwiadowcy francuskiej 2. Dywizji
Piechoty dokonali rozpoznania na przeciwległym brzegu
rzeki Lauter. Zobaczyli, że zjawił się tylko niewielki
oddział pruskiej kawalerii, który po wymianie strzałów
wycofał się. Generał Abel Douay wysłał telegraficzny
meldunek do marszałka Patryka Mac Mahona, że nic się
nie dzieje i wroga nie widać. Zapewne sądził, że nie­
przyjaciel starym zwyczajem wysyła patrole na dalekie
przedpole, ale jego główne siły znajdują się dość daleko.
Dlatego doszedł do wniosku, że przed bitwą warto coś
zjeść i rozkazał wydać żołnierzom śniadanie. O godzinie
8.00 żołnierze 2. Dywizji Piechoty zasiedli do posiłku.
W tym momencie bawarskie pociski artyleryjskie zapaliły
koszary, w których się znajdowali. Żołnierze porzucili
jedzenie, a generał Abel Douay dał rozkaz do natarcia.
Francuzi powitali ogniem wychodzące z masywów leśnych,
nacierające w jasnoniebieskich mundurach dywizje Bawar-
czyków. Ale artyleria pruska też nie próżnowała, niszcząc
francuskie mitraliezy, ustawione w Wissembourgu. Na
miasto uderzył II Korpus Bawarski, natomiast na pobliski
Altenstadt — V Korpus Piechoty, zaś XI Korpus Piechoty
szturmował Bienwald. Mimo to strzelcy algierscy, którzy
wcześniej zostali zdziesiątkowani kartaczami, powitali
nacierających Ba warczy kó w gęstym ogniem, powodującym
znaczne straty w ich szeregach. Zrobiło się zamieszanie, bo
naprędce sformowane kolumny szturmowe brały bezlitosne
lanie od wojsk francuskich i nie mogły posunąć się ani
metra dalej. Jednakże gdy podniosła się mgła, sytuacja
zaczęła się zmieniać na niekorzyść wojsk francuskich
— żołnierze pruscy i bawarscy zaczęli przenikać przez
gąszcz znajdujących się tam winnic na ich pozycje. Gdy
trwały walki na pozycji centralnej, 3. Bawarska Dywizja
Piechoty usiłowała obejść 2. Dywizję francuską prawą
flanką, aby dostać się na tyły przeciwnika.
O godzinie 11.00 generał Abel Douay, objeżdżając pole
bitwy, został trafiony wybuchem pocisku artyleryjskiego
koło stanowiska mitraliezy w Geisberg i zginął, a dowódca
1. Brygady 2. Dywizji Piechoty gen. bryg. Ludwik Pelletier
de Montrmarie został ranny. Dowództwo nad dywizją objął
wtedy gen. bryg. Jan Pelle, dowódca 2. Brygady.
Żołnierze pruscy i bawarscy zdołali jednak okrążyć
dywizję francuską. Stosunek sił wynosił wówczas 1:10
(8600 Francuzów, 80 tysięcy Prusaków i Bawarczyków).
Artyleria francuska ciągle strzelała celnie z pozycji poło­
żonych wyżej, nad rzeką Lauter. Także strzelcy algierscy
walczyli dzielnie, rzucając się na przeciwników jak lwy,
i zdobyli nawet osiem dział pruskich, ale zaraz potem je
stracili, choć zniszczyli połowę atakującego ich pułku
huzarów. Już ich „zwierzęcy” wygląd, a zwłaszcza ciemna
karnacja skóry budziły wśród Prusaków i Bawarczyków,
z których przeważająca większość nie widziała dotąd na
własne oczy kolorowych wojowników, przerażenie, a za­
ciętość, z jaką stanęli oni do boju, napawała lękiem nawet
najodważniejszych przeciwników.
Walka przeniosła się wkrótce między miejscowości
Riedilwertz i Schomburg. Żołnierze francuscy nie ustępo­
wali. Podobnie było w samym Wissembourgu. I nagle do
punktu dowodzenia 74. pułku piechoty zgłosił się bur­
mistrz tego miasta.
„Żądam stanowczo — rzekł do dowódcy 2. baonu
majora Liauda — abyście wpuścili wojska nieprzyjaciela
do miasta. Nie chcę, aby zostało ono zniszczone”.
Obok stali w dużej grupie inni mieszkańcy Wisse-
mbourga i błagali żołnierzy o zaprzestanie „bezużytecznej
obrony”. Początkowo major nie zwracał na nich uwagi.
Właśnie rozkazał podległym mu oficerom, aby wysłali
żołnierzy na dachy budynków w mieście; stamtąd mogli
znakomicie ostrzeliwać nacierających Bawarczyków. Bur­
mistrz znowu się odezwał:
„Pańscy żołnierze spowodują znaczne straty materialne
w mieście i niepotrzebnie przedłużają już i tak przegraną
przez was bitwę”.
Dowódca francuski nie wiedział nawet, jak ma zarea­
gować. Po namyśle tonem nieznoszącym sprzeciwu kazał
burmistrzowi opuścić stanowisko dowodzenia. W tym
czasie napastnicy już zajęli dworzec kolejowy w Wissem-
bourgu. W końcu tłum mieszkańców opanował miejską
bramę Hagenau, spuścił most zwodzony i zaprosił wojska
bawarskie.
Bataliony pruskie, które dokonały okrążenia 2. Dywizji,
zepchnęły w walce na bagnety część wojsk francuskich
do zamku Geisberg i rozpoczęły jego szturm. Ale nie­
ustraszeni żołnierze francuscy, usadowieni na dogodnych
pozycjach strzeleckich, otworzyli ogień z dwunastu cięż­
kich dział. 7. i 58. pruskie pułki uderzyły na zamek
w zwartych kolumnach, stanowiąc doskonały cel dla
obrońców. 7. pułk grenadierów im. Króla Wilhelma I,
stacjonujący na co dzień w twierdzy w Legnicy i złożony
niemal z samych Polaków, stracił w tym boju 23 oficerów
i 329 żołnierzy.
Widząc te ogromne i niepotrzebne straty, dowódca
pułku wstrzymał na pewien czas szturm. Żołnierze zalegli
w załomach i rozpadlinach. Dowództwo pruskiej dywizji
rozkazało zatoczyć przed zamek cztery działa. Stanęły one
osiemset kroków od zamku i rozpoczęły bezustanną kano­
nadę. Działa francuskie odpowiadały słabo; widocznie
kończyła się amunicja. Zginęło wówczas mnóstwo żołnierzy
francuskich; przy życiu zostało ich zaledwie dwustu. Nie
mieli innego wyjścia, jak poddać się. Reszta francuskiej
2. Dywizji Piechoty wycofała się na zachód, tracąc 15 dział
oraz cztery mitraliezy, całą amunicję i zostawiając tysiąc
żołnierzy walczących w odosobnionych punktach oporu,
którzy także poddali się.
Dowództwo niemieckie straciło w tej bitwie 1550 żoł­
nierzy. Wspomnieliśmy już, że zagładzie uległ pułk huza­
rów. Mocno przetrzebiony został wspomniany 7. pułk
grenadierów, sporego uszczerbku doznały też 3. i 4. Dywizje
Bawarskie. Natomiast dowództwo francuskie miało 1200
zabitych. Uległ zagładzie niemal cały pułk strzelców
algierskich, którego pół tysiąca żołnierzy także dostało się
do niewoli. Dużą stratę stanowiła śmierć znakomitego
dowódcy 2. Dywizji Piechoty, generała Abla Douaya
(1809-1870). Ten absolwent Szkoły Wojskowej w St. Cyr
w 1844 roku, mając 35 lat, dowodził batalionem 9. pułku
piechoty, w 1848 roku walczył o Sidi Brahim w Algierii,
a w 1855 roku dowodził 2. pułkiem woltyżerów gwardii
i w wojnie krymskiej odznaczył się w walkach o Kurhan
Małachowa. Jako generał brygady uczestniczył w kampanii
włoskiej w 1859 roku. W 1869 roku został inspektorem
Szkoły Wojskowej w St. Cyr. Stamtąd trafił na stanowisko
dowódcy 2. Dywizji Piechoty i otrzymał stopień generała
dywizji. Jego brat Feliks był także generałem dywizji
i dowodził 7. Korpusem Piechoty.
2. Dywizja Piechoty I Korpusu została zdziesiątkowana
i rozbita, ale mimo to pozostali przy życiu oficerowie zdołali
uporządkować jej szeregi. Marszałek Patryk Mac Mahoń
zawiadomił nowego dowódcę gen. Jana Pelle, że miejsce
koncentracji 2. Dywizji znajduje się w Froeschwiller,
na wschodnim skraju Wogezów. Tam także miał zjawić się
VI Korpus marszałka Franciszka Certaina Canroberta.
Nagłe i skuteczne uderzenie wojsk niemieckich na
Wissembourg dowodziło, że ich dowództwo miało dokładne
informacje o stanowiskach francuskich. Tym razem, w od­
różnieniu od wojny z Austrią w 1866 roku, wywiad
niemiecki sprawił się bez zarzutu.
Zajęcie Wissembourga przez wojska pruskie i bawarskie
nie oznaczało końca kłopotów tamtejszych mieszkańców.
Burmistrz, który wyszedł na spotkanie najeźdźców z fran­
cuską flagą, został całkowicie przez nich zignorowany.
Okupanci od razu wyznaczyli wysokie kontyngenty żyw­
ności, które mieszkańcy zobowiązani byli dostarczyć.
Ponadto sądy polowe zajęły się cywilami, którzy pomagali
w czasie bitwy wojskom francuskim. Wyrok był tylko
jeden: kara śmierci. Pluton egzekucyjny rozstrzelał 28
wieśniaków pomagających Francuzom1.
Jeńcy francuscy zostali odesłani do twierdzy Grudziądz.
Na ich powitanie wylegli niemal wszyscy mieszkańcy.
Eskortujący jeńców żołnierze przyozdobili swe hełmy
wieńcami dębowymi. Mieszkańcy powitali ich entuzjas­
tycznie, ale także współczuli jeńcom. Szczególne wrażenie
wywarli na nich ciemnoskórzy strzelcy algierscy. Miesz­
kańcy obdarowali ich piwem i cygarami.
Natomiast w samym Wissembourgu poszły w górę ceny
żywności. Przyczyniła się do tego susza, która spowodowała
brak jarzyn i kartofli. Najciekawsze jest jednak to, że susza
ta była większa w pobliskiej Bawarii, na skutek czego
Bawarczycy, którzy kiedyś przywozili tu żywność na
sprzedaż, po opanowaniu miasta przez wojska niemieckie
zaczęli tu przyjeżdżać na zakupy tej żywności. Ale, jak
doniósł korespondent „Badenische Landes Zeitung”, życie

1 Wojna francusko-pruska, op. cit., s. 38.


wracało do normy. W restauracjach i przed nimi żołnierze
pili dobre i tanie alzackie wino. Jednakże dziennikarz
zauważył też ze zdumieniem, że uliczkami zrujnowanego
miasta przemykali mieszkańcy — jacyś dziwnie wy­
straszeni, uniżeni i grzeczni. Dlaczego? Czyżby prze­
widywali, że przez najbliższe prawie pół wieku będą
żyli w niemieckim mieście2?

***

Po bitwie w Wissembourgu cesarz Napoleon III pojął


grozę sytuacji. Zrozumiał, że należy skoncentrować wszys­
tkie siły na dwóch kierunkach. Dlatego powierzył dowódz­
two nad trzema korpusami piechoty (I, V i VII) marszałkowi
Patrykowi Mac Mahonowi, a nad kolejnymi trzema kor­
pusami piechoty (II, III i IV) — marszałkowi Achillesowi
Bazaine’owi. Tak oto powstały, oficjalnie utworzone
12 sierpnia, Armia Renu i Armia „Wschód”. VI Korpus
Piechoty, stacjonujący od wybuchu wojny w Nancy,
i gwardia stanowiły odwód pod dowództwem cesarza.
Marszałek Patryk Mac Mahoń nie chciał pozostawić
Alzacji całkowicie bezbronnej. Dlatego rozkazał resztkom
2. Dywizji Piechoty kierować się na miejscowość Froesch-
willer. Na zgromadzenie swych sił do dalszej walki
potrzebował dwa dni. Ale następca tronu, książę Fryderyk
Wilhelm, ani myślał dać mu ten czas i dowodzona przezeń
3. Armia zaatakowała francuski I Korpus Piechoty niemal
natychmiast koło Froeschwiller (Worth).
Froeschwiller leży 15 mil na południowy zachód od
Wissembourga, a na zachód od Karlsruhe. Na stromych
wzgórzach, w winnicach, lesie i w dolinie, stacjonowały
dywizje I Korpusu francuskiego. Liczyły one 45 tysięcy
żołnierzy i miały 48 dział. Natomiast wojska 3. Armii

2 „Dziennik Poznański” nr 187, 13 sierpnia 1870.


pruskiej, stacjonujące między Sultz i Froeschwiller, w sumie
liczyły 180 tysięcy żołnierzy i 114 dział.
Pruski następca tronu sądził, że armia francuska będzie
się cofać, ale przeprowadzony wieczorem 5 sierpnia zwiad
ustalił, że wojska francuskie jednak czekają na przeciwnika
koło Worth. Miejscowość ta zamykała dostęp do linii
kolejowej z Bitchie do Strasburga. Książę Fryderyk Wil­
helm, przebywający wtedy w swej kwaterze w Soultz,
wydał rozkaz zmiany frontu ku wschodowi. Pozycje fran­
cuskie zostały silnie obsadzone i miały dogodne położenie,
ale przewaga Niemców była miażdżąca.
Wojska francuskie posiadały osłonę w postaci rzeki
Sauer. Była ona trudna do przebycia, bowiem nie miała
mostów. Poza tym przed nią znajdowały się łąki, szerokie
na 300 metrów, które stanowiły idealny cel dla obrońców
usadowionych na górzystych stromych zboczach, pokrytych
winnicami i plantacjami chmielu. Najwyższe miejsce wśród
całej płaszczyzny stanowiła miejscowość Froeschwiller,
gdzie został przygotowany rodzaj ufortyfikowanego okopu.
Znajdował się on w tyle za zamkiem Worth. Z kolei przy
linii drogi żelaznej, stanowiącej linię odwrotu, leżała
miejscowość Reichshoffen, a na południu u stoku góry
— Elsasshofen. Tam zajął pozycję marszałek Patryk Mac
Mahoń, który stąd miał kierować bitwą. Pozycje francuskie
ciągnęły się w środku na przestrzeni sześciu kilometrów,
od Neehwiller do Eberbach. Skrzydła ugrupowania fran­
cuskiego były dobrze osłonięte. Do prawego skrzydła
można było dostać się jedynie przez las Haguenau, ale i tak
był do niego trudny dostęp. Z kolei do lewego skrzydła
wiodła tylko jedna droga: z Lembach przez Langensulzbach.
6 sierpnia między 3.00-4.00 rano bataliony II Korpusu
Bawarskiego i Dywizji Wirtemberskiej uderzyły na I Korpus
Piechoty, dowodzony po objęciu dowództwa Armii
„Wschód” przez marszałka Patryka Mac Mahona przez
dotychczasowego dowódcę 1. Dywizji Piechoty, gen. dyw.
Augusta Ducrota. Francuzi użyli kartaczownic, a u stóp
wąwozu usadowili się żuawi i strzelcy algierscy, celnie
rażąc ogniem przeciwnika. I Korpus Bawarski został odparty
z dużymi stratami. Mimo to książę Fryderyk Wilhelm, jako
dowódca 3. Armii, zmusił generałów bawarskich do
ponownego uderzenia. Było ono nieudane — niektóre
oddziały uległy rozsypce na polu bitwy i I Korpus
Bawarski w końcu odstąpił, tracąc 36 oficerów i 800
żołnierzy.
Wówczas dowódca 3. Armii rzucił do boju pruski XI
Korpus Piechoty. Za nim podążały na lewym skrzydle
i w środku V i VI Korpusy Piechoty. Odezwała się
skutecznie artyleria pruska. V Korpus Piechoty zajął Worth,
przeszedł w bród rzekę Sauer i odbudował na niej most.
Chciał wedrzeć się na stoki gór Freoschwiller, ale odparła
go piechota francuska. Z pomocą przyszedł mu VI Korpus
Piechoty, który przeszedł przez rzekę w Gundstedt po
jednym moście. Pionierzy pruscy zaraz postawili drugi.
Książę Fryderyk Wilhelm, widząc krwawe zmagania
i rosnące straty V Korpusu, posłał jego dowódcy, genera­
łowi Kirchbachowi, rozkaz: „Odłóżmy natarcie do jutra”.
Odpowiedź generała Kirchbacha brzmiała: „Posunąłem
się już za daleko, aby móc się cofnąć”3.
„A więc w takim razie niech reszta 3. Armii wesprze
V Korpus” — zdecydował Kronprinz. W tym czasie
XI Korpus Piechoty przeszedł przez rzekę Sauer i zajął
drogę do Haguenau. W przeciągu godziny następca
tronu wydał rozkaz:
„Wszystkie siły na Froeschwiller!”.
Miejscowość tę ostrzeliwały już od dłuższego czasu
działa pruskie. Natarcie trwało trzy godziny. Dwukrotnie
V Korpus był spychany przez oddziały francuskie. Wreszcie
XI Korpus i Dywizja Wirtemberska przeważyły szalę

3 Pierre Le h a u t e o u r t I, Guerre de 1870-1871, Paris 1910, s. 75.


zwycięstwa. Pruska 22. Dywizja Piechoty XI Korpusu
Piechoty, dowodzona przez generała von Gersdorfa, zaczęła
obchodzić prawą flankę ugrupowania francuskiego. Na
czele nacierali żołnierze 43. Brygady, dowodzeni przez
pułkownika o polskim, choć z niemiecka pisanym nazwisku
— von Kontzki.
Marszałek Patryk Mac Mahoń postanowił wówczas
użyć rezerw. Rzucił do kontrataku 2. Dywizję Piechoty
I Korpusu, dowodzoną po śmierci generała Abla Douaya
przez generała Jana Pellego i uzupełnioną rezerwistami,
a także dywizję kawalerii pod dowództwem generała
Ksawerego Duchesmego, też złożoną w dużej mierze
z rezerwistów. Mimo to żołnierze, którzy po raz pierwszy
starli się z wrogiem na polu bitwy, zmusili wojska
pruskie do cofnięcia się. Obie dywizje francuskie poniosły
jednak w tym starciu duże straty. Francuzi zdobyli
na nowo fermę Albertshausen. Gdy rozwinęli swój szyk,
odezwała się znowu artyleria 3. Armii, która przeszkodziła
wspomnianym dywizjom rozwinąć się w dolinie. Prusacy
znowu ruszyli do kontrataku i zdobyli Eberbach. Artyleria
XI Korpusu pruskiego przeszła przez rzekę Sauer i wsparła
swoją piechotę, która zajęła las Niederwald. Z kolei
las Elsasshausen stał się znowu widownią zaciętych
walk. Wreszcie Dywizja Wirtemberska uderzyła na Re-
icheshoffen i zajęła go, spychając wojska francuskie.
Wtedy marszałek Patryk Mac Mahoń zrobił ostatni
wysiłek: skierował na nacierających z Worth i Nie­
derwald Prusaków swą piechotę, która zmusiła ich do
cofnięcia się. Lecz tu znowu skuteczność wykazała
artyleria pruska, zadając wojskom francuskim znaczne
ciosy. Dlatego Francuzi musieli cofnąć się ku Froe­
schwiller.
Marszałek Patryk Mac Mahoń rzucił do boju koło
Morsbronn swój ostatni odwód: brygadę kirasjerów,
dowodzoną przez gen. bryg. Aleksandra Michela, wzmo­
cnioną pułkiem lansjerów z dywizji kawalerii dowodzonej
przez gen. dyw. Karola Bonnemains.
1200 jeźdźców, pokonując górskie stoki i rozpadliny
oraz inne naturalne przeszkody, desperacko uderzyło na
pozycje Prusaków. Dowódca pruski na moment skamieniał
z wrażenia, ale szybko opanował się i wydał rozkaz:
„Schnellfeuer!” („Szybki ogień!”).
Prusacy rozpoczęli kanonadę. Brygada kirasjerów została
rozbita. Padło ośmiuset z tysiąca dwustu kawalerzystów.
Konie pozbawione jeźdźców, przerażone, biegały po polu
bitwy, co ocaliło wielu kawalerzystów od śmierci, bo
Prusacy zaprzestali na moment ostrzału. Gdy żołnierze
pruscy już opanowali pole bitwy, okazało się, że zabitych
kirasjerów leży tutaj niewielu; pomogły im noszone przez
nich kirysy4.
Tymczasem pruski XI Korpus obszedł z prawej flanki
francuskie skrzydło i natarł z boku, doprowadzając do
bezładnej ucieczki żołnierzy francuskich. W trakcie odwrotu
porzucali oni broń i sprzęt. Praktycznie I Korpus francuski
przestał istnieć. Ale nacierający Prusacy także ponieśli
straty; m. in. w czasie walki został ranny dowódca
XI Korpusu Piechoty, gen. por. Juliusz von Bose.
Bój o wzgórza trwał 15 godzin. O godzinie 17.00
było już po wszystkim; wojska pruskie zajęły Froe­
schwiller. Po zajęciu miasta Prusacy postawili straże
przy piekarniach, a domy zamienili na lazarety.

4 Ibidem, s. 76.
CIĄGLE W ODWROCIE

Pułk żuawów, który bronił Froeschwiller, liczył 2190


żołnierzy i 65 oficerów. Stracił 1580 żołnierzy i 40
oficerów. Ogółem I Korpus francuski stracił pięć tysięcy
zabitych i rannych oraz 9200 wziętych do niewoli,
33 działa i kartaczownice. Ale straty pruskie również
były poważne: 10 600 zabitych i rannych. Jak jednak
stwierdził Juliusz von Vickede z „Kölnische Zeitung”
— „[...] pocieszające jest, że pomiędzy rannymi jest
wielu tylko lekko rannych, gdyż strzały dawane z wiel­
kiej odległości z broni francuskiej niewielką miały siłę,
a kule nie naruszały kości. Także i kule z kartaczownic
niewielką miały siłę i niewiele ciężkich ran spowo­
dowały”1.
Niestety, korzyści z bitwy koło Froeschwiller wyniosły
tylko wojska niemieckie. Dla 3. Armii droga do Lotaryngii
stała otworem. Natomiast francuska Armia „Wschód”,
dowodzona przez marszałka Patryka Mac Mahona, została
zmuszona do odwrotu w kierunku Châlons nad Marną.
Zaraz po bitwie marszałek napisał raport, który został
dostarczony cesarzowi Napoleonowi III:

1 „Dziennik Poznański” nr 102, 20 sierpnia 1870.


„Mam zaszczyt złożyć Waszej Cesarskiej Mości na­
stępujący raport. 6 sierpnia, po przymusowym opuszczeniu
Wissembourga, I Korpus w celu zasłaniania linii kolejowej
Strasburg-Bitsche i głównych dróg komunikacyjnych łą­
czących wschodnie i zachodnie stoki Wogezów, zajął
następujące pozycje:
1. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. August Ducrot:
prawe skrzydło naprzeciw Froeschwiller, lewe skrzydło na
Reichschoffen, opierając się o lasek zasłaniający wroga.
Dwie kompanie dywizji ustawiły się koło Neunwiller
i Jagersthal.
3. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. Noel Raoult:
1. Brygada od Froeschwiller do Guersdorf, 2. Brygada:
lewe skrzydło od Froeschwiller, prawe o Elsasshausen.
4. Dywizja Piechoty, dowódca gen. dyw. Hipolit de
Lartigue: 1. Brygada czołem ku Gundstedt, 2. Brygada
naprzeciw Norsbronn.
1. Dywizja Piechoty z VII Korpusu, dowódca gen. dyw.
Gustaw Dumesnil — za 4. Dywizją Piechoty z rezerwową
2. Dywizją Piechoty; za 2. Brygadą — 3. Dywizja Piechoty
i 1. Brygada z 4. Dywizją Piechoty. W tyle znajdowały się:
brygada lekkiej jazdy gen. bryg. Achillesa de Laroche
Tourteau de Septeuil, 2. Dywizja Kirasjerów gen. dyw.
Karola de Bonnemainsa, brygada jazdy gen. bryg. Aleksan­
dra Michela pod rozkazami gen. dyw. Ksawerego Duches-
mego, a za nimi prawe skrzydło 4. Dywizji Piechoty.
O godzinie 7.00 rozpoczęła się kanonada, ogień tyraliery
przeciwnika naprzeciw pozycji 1. i 3. Dywizji. 1. Dywizja
została wysunięta ku przodowi na prawym skrzydle, aby
nieprzyjaciel nie zajął pozycji głównej. Nieprzyjaciel
strzelał ogniem artyleryjskim na środek pozycji na prawym
brzegu rzeki Sauerbach, skąd wyszedł jego pozorowany
atak na prawe skrzydło. Masy piechoty, wsparte 60 działa­
mi, runęły na pozycje 4. Dywizji oraz 2. Brygady 3. Dy­
wizji w Eslahausen. Nakazałem odwrót Dywizjom 1. i 3.
ku Saveme przez Niederbronn, gdzie 3. Dywizja gen. dyw.
Jana Guyot de Leparta z V Korpusu gen. dyw. Karola de
Failly’ego zajęła pozycje i cofnęła się w nocy”.
Podpisał marszałek Patryk Mac Mahoń, dowódca I,
V i VII Korpusów Piechoty.
Trzeba przyznać, że marszałek nie oszczędzał się w tej
bitwie. Spędził na koniu 25 godzin, przemieszczając się
z pozycji na pozycję, kierując działaniami poszczególnych
dywizji i osobiście zagrzewając do walki. Żołnierze prze­
ciwnika łatwo rozpoznawali jego charakterystyczną syl­
wetkę i raz po raz brali go na cel. Zabito pod nim konia.
Komunikat francuski stwierdzał, że w czasie bitwy
zaginął szef sztabu I Korpusu gen. bryg. Józef Colson
i dowódca 3. Dywizji Piechoty gen. dyw. Noel Raoult.
Jak potem okazało się, ten ostatni został ranny i dostał
się do niewoli. Generała Józefa Colsona zastąpił gen.
bryg. Juliusz Faure.
„Journal de Débats” donosił paryżanom: „Bitwa z 6 sier­
pnia 1870 roku zmusiła wojska francuskie, które biły się
między Spichem, Scarlzach, Forbach, do opuszczenia linii
rzeki Saar”.
Marszałek Patryk Mac Mahoń nie zdawał sobie sprawy,
że ma do czynienia z tak silnym wrogiem. Prawe skrzydło,
na którym umieścił swoje największe siły i przy którym
zostawił mosty na rzece, bowiem prawdopodobnie sądził,
że przydadzą mu się przy wszczęciu kroków zaczepnych
— zostało rozbite przez przeważające siły nieprzyjaciela.
W tych warunkach jego wojska mogły wytrwać w tym
miejscu zaledwie do godziny 15.00. Marszałek niepotrzeb­
nie poświęcił kawalerię — mogłaby ona osłonić odwrót
jego armii; zamiast tego rzuciła się do bezładnej ucieczki2.
Bitwę o Froeschwiller obserwowali korespondenci wojen­
ni: Emil Cordon z paryskiego „Galuois”, Henryk Chabrilot

2 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 6.


z „Le Figaro” i Meason z „New York Herald”, którzy znaleźli
sie w samym centrum działań. Mieli oni stanowisko obser­
wacyjne na wieży, stanowiącej pozostałość po książętach
Hanau. Wpadli tam żołnierze pruscy i bili kolbami. Zrabowali
im rzeczy, związali ich oraz właściciela wieży i jego 75-letniego
ojca, i wyprowadzili wszystkich na zewnątrz. Przejeżdżający
obok książę Coburg kazał jednak jeńców rozwiązać. Gdy
prowadzono ich do sztabu, jakiś oficer powiedział:
„Daję wam słowo honoru, że zostaniecie dzisiaj roz­
strzelani”.
Żołnierze oskarżali zatrzymanych o strzelanie do rannych;
jednakże skończyło się na ulokowaniu ich w areszcie
w Sultz, gdzie noc spędzili w towarzystwie innych jedenastu
więźniów. Pilnujący ich żołnierze odebrali im paski i kra­
waty, dali wodę i jedzenie. Nazajutrz rano przynieśli
śniadanie: kawę i chleb. Potem zaprowadzili ich do pałacu,
gdzie znajdowała się główna kwatera pruskiego następcy
tronu. Znajdujący się tam oficerowie zaprosili ich do stołu
na drugie śniadanie. Wkrótce potem dziennikarze spotkali
się z Kronprinzem, który oznajmił im, że są wolni.
Książę Fryderyk Wilhelm sprawił na nich korzystne
wrażenie. Dziennikarze francuscy byli nim wręcz oczaro­
wani. Uznali, że jest miły i spokojny w obejściu, ale widać
było, że energiczny.
„Nie lubię wojny. Nie spodziewałem się jej — oświad­
czył im. — W końcu grudnia zeszłego roku przebywałem
w Paryżu. Cesarz dał mnie i mojej żonie dowody szczerej
życzliwości”.
Książę Fryderyk Wilhelm chwalił waleczność kirasjerów
i celność francuskiej artylerii. Podziwiał męstwo nie­
przyjacielskich żołnierzy, uznał jednak, że wojska pruskie
lepiej używają straży przedniej, a ich artyleria szybciej
zajmuje stanowiska. Oznajmił też, że do niewoli pruskiej
dostał się dowódca 3. Dywizji I Korpusu gen. dyw. Noel
Raoult, który został ciężko ranny.
Następca tronu obawiał się, czy mimo starań lekarzy
generał przeżyje. „Dał mi kilka adresów do Paryża, aby
można było zawiadomić jego bliskich” — oznajmił. Dzien­
nikarz zwrócił mu uwagę, że inni jeńcy i ranni też mają
rodziny. Na to książę odparł, że dostali oni papier, pióra
i atrament, aby mogli napisać listy do rodzin. Zapewnił,
że zostaną one przekazane konsulowi Związku Północno-
niemieckiego w Genewie, a ten po przejrzeniu wyśle je
adresatom.
Kronprinz w rozmowie z dziennikarzami obciążył od­
powiedzialnością za wybuch wojny premiera Francji Emilia
Olliviera. Uznał go za polityka, który mocno zaszkodził
stosunkom francusko-pruskim i kreował — mówiąc współ­
czesnym językiem — politykę konfrontacji, a nie współ­
pracy i zrozumienia dla innych państw Europy, a zwłaszcza
dla Związku Północnoniemieckiego3.
Tu akurat nie miał racji, bowiem po ogłoszeniu depeszy
emskiej premier Emil Olliver wraz z pięcioma innymi
ministrami (Louvet, Segris, Plichon, de Parieu, Chevandier
de Valdrome) był usposobiony pokojowo i proponował
zwołanie kongresu pokojowego, ale cesarz, początkowo
tej myśli przychylny, pod wpływem ministra spraw
zagranicznych księcia Antoniego Gramonta zmienił zdanie
i był za wojną4.

***

Francuski Sztab Generalny, oddając pod rozkazy mar­


szałka Achillesa Bazaine’a najlepsze trzy Korpusy: II, III
i IV, popełnił ogromny błąd, bowiem polecił rozproszyć je
na przestrzeni 60 km. Tym sposobem nie dał im możliwości
skoncentrowania sił, co mogło przynieść zupełnie inne
rezultaty na froncie niż w Wissembourgu.
3 Wojna francusko-pruska, op. cit., s. 53-60.
4 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 8.
6 sierpnia II Korpus francuski pod dowództwem gen.
dyw. Karola Frossarda znajdował się na południe od
Saarbrucken między Spichem i Forbach, zajmując pozycje
koło Spichem, na tzw. polu ćwiczeń ułanów między
Saarbriicken-Forbach.
Generał Helmuth von Moltke spodziewał się francuskiego
oporu między Spichem a Forbach; dlatego rozkazał 2. Ar­
mii natarcie 9 sierpnia 1870 roku na Spichem, a 1. Armii
— sforsowanie rzeki Saarlouis, obejście skrzydeł francus­
kich i wyjście na ich tyły, tam bowiem cesarz Napoleon III
nakazał koncentrację czterech korpusów. Była okazja dla
pruskich armii, aby je rozbić.
Ale dowódca 1. Armii generał Karol Steinmetz nie był
zadowolony z takiego obrotu sprawy. Uważał, że generał
Helmuth von Moltke chce pozbawić go należnych mu
laurów bojowych. Zresztą nie był to ich pierwszy konflikt
— pruski Sztab Generalny często miewał zatargi z dowód­
cami liniowymi, co zresztą nie było czymś wyjątkowym;
na całym świecie dowódcy liniowi kłócili się ze sztabow­
cami. Wprawdzie w Prusach za generałem Moltkem od
czasów bitwy pod Sadową stał autorytet króla, niemniej
jednak generał Steinmetz uważał, że wie swoje i dlatego
skorzystał z pierwszej lepszej okazji, aby zaatakować II
Korpus francuski. Wydał rozkaz dwóm korpusom 1. Armii,
aby rozpoczęły o godzinie 16.00 natarcie na umocnioną
pozycję II Korpusu na linii wzgórz Spichem, VII Korpus
uderzył przeto na jego 14. Dywizję Piechoty. Brygada
Piechoty 14. Dywizji, dowodzona przez gen. mjr. Brunona
von Francois, zaatakowała pozycje francuskie znajdujące
się na szczytach Spichem i Stiring Wendel.
Tymczasem III Korpus pruski maszerujący z Guerswill
do Bourbach, ujrzawszy zdążające wojska przeciwnika,
otworzył ogień. Wojska pruskie przeszły rzekę Saara w bród
i nacierały od strony Forbach. Prowadzone przez nich
natarcie od czoła było jednak odpierane przez silny ogień
wojsk francuskich. Jedynie artyleria pruska prowadząca
celny i efektywny ogień powstrzymywała oddziały II Kor­
pusu francuskiego przed kontratakami. Rozbiła ona kar-
taczami szykującą się do natarcia brygadę francuską. Na
pole bitwy nadciągały dalsze posiłki pruskie, ale mimo to
prowadzone przez brygady III Korpusu natarcia nie odnosiły
skutku. Prusacy ponosili znaczne straty, a zdezorganizowane
bataliony cofały się w nieładzie na pozycje wyjściowe.
Żołnierze II Korpusu francuskiego raz po raz wykonywali
kontrataki, które daleko odrzucały przeciwnika. Szala bitwy
z wolna przechylała się na stronę francuską, jednakże
generał Karol Frossard nie potrafił zdecydować się na
generalne natarcie, które mogłoby rozbić siły pruskie,
coraz bardziej słabnące. Zawinił tu również marszałek
Achilles Bazaine, który prawdopodobnie przez zawiść nie
posłał mu posiłków, choć francuskie dywizje znajdujące
się pod jego dowództwem miały w drodze na pole bitwy
do pokonania dystans zaledwie 7-12 km.
Natomiast generał Helmuth von Moltke, zorientowawszy
się w sytuacji, od razu wysłał w rejon Spichern awangardę
2. Armii. Wojska pruskie wznowiły natarcie i o godzinie
15.00 zajęły pole ćwiczeń, jednakże o godzinie 16.00 artyleria
francuska podjęła zabójczy ogień, który zmusił Prusaków do
wycofania się z zajętych pozycji; zajęli je niezwłocznie
Francuzi. O godzinie 19.00 Prusacy znowu wrócili, spychając
dywizje II Korpusu z linii wzgórz, a oddziały 2. Armii
obeszły lewą flankę francuską. Wówczas generał Karol
Frossard wydał rozkaz generalnego odwrotu na linię Mozeli,
zostawiając w Forbach duże zapasy żywności.
Wojska francuskie straciły w tej bitwie 1600 zabitych
i rannych. Do niewoli trafiło 2500 żołnierzy. Natomiast
straty pruskie były o wiele większe — 1. Armia straciła
4900 zabitych i rannych.
Berliński „Staatsanzeiger” zamieścił urzędowy raport,
dotyczący bitwy:
„6 sierpnia czoło 1. Armii doszło do Saar. Wyglądało na
to, że Francuzi opuścili swe stanowiska. Dwa baony
piechoty i bateria z 14. Dywizji Piechoty gen. por. Jerzego
Kameckego, stacjonujące koło Forbach, ruszyły ku połu­
dniowi, aby obejść straż tylną nieprzyjaciela. Na pomoc też
szły, słysząc huk dział, 16. Dywizja i III Korpus Piechoty.
Najpierw przybyły: 40. pułk fizylierów, trzy szwadrony
i trzy baterie 16. Dywizji Piechoty, potem pięć baonów
5. Dywizji Piechoty. Udały się one na lewe skrzydło
14. Dywizji, naprzeciw stromych wzgórz Spichern. Dotarły
do lasu, gdzie odparły silny atak nieprzyjaciela. Powoli
nadciągała pruska 5. Dywizja. Ale Francuzi dostali posiłki
i jeszcze raz trzeba było stoczyć walkę. Mrok ją zakończył.
Francuzi cofnęli się, zostawiając tabory. W nasze ręce
wpadło 800 jeńców. Walczyło 27 baonów przeciw 37
— francuskim. W Forbach zginął dowódca 27. Brygady
14. Dywizji Piechoty VII Korpusu — 61-letni gen. mjr
Bruno von Francois, weteran wojny 1866 roku z Austrią.
Awangarda 13. Dywizji Piechoty zajęła Forbach po gorą­
cym starciu. W bitwie wzięły udział: 14. Dywizja
VII Korpusu (39., 53., 74., 77. pułki piechoty, 15. pułk
huzarów, 5. pułk ułanów), 16. Dywizja Piechoty (29., 40.,
69., 70. pułki piechoty, 9. pułk huzarów, 7. pułk ułanów,
7. i 8. pułki artylerii polowej, dwa baony strzelców).
Walczyły także: VIII Korpus Piechoty (40. pułk piechoty,
dwie baterie, trzy szwadrony huzarów) oraz III Korpus
Piechoty (8. i 12. pułki piechoty, trzy baony strzelców)”.
Wkrótce potem, tj. 24 sierpnia, „Staatsanzeiger” opub­
likował na temat bitwy koło Saarbrücken kolejne uzupeł­
niające doniesienie, gdzie stwierdzał, że w czasie bitwy
cały VII Korpus Piechoty znajdował się Guichenbach,
dywizje VIII Korpusu Piechoty: 15. — w Holtz, a 16.
— w Fischbach, zaś dywizje III Korpusu Piechoty: 15.
— w Saarbrücken, a 6. — w Neunenkirchen. II Korpus
francuski, dowodzony przez gen. Karola Frossarda, właśnie
znajdował się w odwrocie z St. Arnold. Generał Kamecke
postanowił rozbić jego tylną straż i dlatego wysłał za nim
dwa szwadrony dywizji kawalerii dowodzonej przez gen.
Reinenbabena; jednakże o godzinie 11.00 zostały one
ostrzelane z góry Spichem i II Korpus francuski stanął
frontem do nacierających kawalerzystów. Generał Bar-
nekow (dowódca 16. Dywizji Piechoty) wysłał straż przed­
nią w kierunku Saarbrücken: dwie baterie, 40. pułk piechoty
i trzy szwadrony 9. pułku huzarów. W tym samym czasie
14. Dywizja Piechoty uwikłała się w walkę. Gen. Doring,
dowódca straży przedniej III Korpusu, wysłał 8. i 48. pułki
piechoty oraz dwie baterie z Duduieler. Przekazał to
dowódcy 5. Dywizji Piechoty III Korpusu, gen. Wolfowi
von Stupnagelowi, a ten poinformował kwaterę główną
w Neunenkirchen. Wtedy gen. Alvensleben I wysłał
12. pułk piechoty swego III Korpusu do St. Johann. Zaraz
potem artyleria, 20. i 52. pułki piechoty, zaś na końcu cała
5. Dywizja Piechoty — weszły do walki. Gdy o 15.25 na
polu walki pojawił się III Korpus Piechoty, walczyły już
tam 14. Dywizja Piechoty i 40. pułk piechoty VIII Korpusu
oraz cztery bataliony i dwie baterie III Korpusu. Wspominał
o nich znany pruski korespondent wojenny reporter „Al­
lgemeine Zeitung” z Augsburga, Hans Wachensuhsen
(1822-1895), który tak pisał w swym reportażu:
„Szósty sierpnia w nocy. Cała walka była nieprzewidzia­
na i niezamierzona. Jedynie 69. pułk piechoty znowu
czucie do nieprzyjaciela odzyskał i zajął na powrót St.
Johann. Francuzi miasta nie obsadzili, a jedynie brali
z niego żywność. Generał Moltke nie chciał bronić otwar­
tego placu tak długo, aż nie zajmie pozycji u ujścia doliny
Nahe nasza armia. Francuzi opuścili plac musztry na
Winterbergu i straże przednie 1. i 2. Armii dotarły ku
południowi i zajęły stanowiska. I nagle zaczęły rozwijać
się przed nami niespodziewanie kolosalne siły przeciwnika.
Nasze wojska były znużone sześciogodzinnym marszem,
ale walkę przyjęły z entuzjazmem. Francuzi ustawili baterie
na stokach. Dowódca VIII Korpusu Piechoty generał
Goeben objął kierownictwo potyczki. Wojska szturmowały
wzgórza z wielkimi stratami. Kiedy przybyłem na pole
bitwy, stok góry Spichem był zdobyty. Była to krwawa
praca. Liczba rannych była dowodem. Rozczulające było
patrzyć, z jakim poświęceniem kobiety i dziewice lekko
rannym podawały ręce, aby ich prowadzić, z jaką wy­
trwałością przynosiły napoje orzeźwiające. Obywatele
miasta ubiegali się o pierwszeństwo przy dźwiganiu noszy,
w usłudze w lazaretach, i okazywali wdzięczność przez
najserdeczniejszy udział tym, którzy życie swe za nich
poświęcili.[...] Walka wrzała na górze Spichem. Ogień
karabinowy nie ustawał. Czarne linie walczących batalio­
nów drastycznie odbijały się od szarego tła góry. Na dole
po prawej stronie w dolinie na łące pod Goldener Bremm
i z narożnika bom na prawo grają działa francuskie. Nasze
ustawiły się naprzeciw i zmusiły [je] do milczenia około
godziny 16.00. Z tej pozycji przypatrywałem się walce.
Dym prochu zamazywał mi widniejące w dali nieprzyjaciel­
skie bataliony. Ogień z broni ręcznej zasłaniał je nieustan­
nie. Żadnej pauzy nie było w walce. Coraz gwałtowniej się
rozwijała. Jazda nasza wykonała juz kilka skutecznych
szarż. Naprzeciw na spadzistym plateau usadowiły się
nieprzyjacielskie baterie. Z dołu do góry strzelało kilka
naszych armat. Z tym wszystkim wojska nasze nie wyrów­
nywały o wiele w liczbie nieprzyjaciela, który według
moich obliczeń wprowadził do walki 20-30 tysięcy i rzucał
coraz to nowe wojska. Raz go nasi odparli, znowu nas
przełamał. Wtedy przybyły do nas przez Winterberg posiłki.
Krokiem przyspieszonym wchodziły doliną i wdrapywały
się na stoki, aby braciom biec na pomoc. Również kilka
baterii ustawiło się w dolinie i rzucało skutecznie pociski
na wroga. Dopiero między godziną 18.00-19.00 nadeszły
owe posiłki. Sześć godzin walczyła garstka naszych wojsk
z olbrzymią przemocą. Wyparła takową z jej pozycji na
stokach z wielką stratą. Około tego samego czasu ustawiły
się nowe baterie w dolinie, podczas gdy nasze dwa działa
na wzgórzu odważnie i bez przestanku do nieprzyjaciela
strzelały. Około godziny 19.00 nieprzyjaciel i na wzgórzu
był odparty, lecz raz jeszcze prowadząc świeże wojska,
posunął się naprzód. Walka stanęła, o ile widzieć mogłem,
na jakie pół godziny. Nareszcie około godziny 20.00
nieprzyjaciel zaczął ustępować. Kilka u stóp góry Spichem
ustawionych rezerw piechoty, jazdy i kawalerii weszło na
górę, aby wywrzeć potrzebne parcie na nieprzyjaciela,
który pole bitwy opanował i ku Forbach się cofał. Niemniej
krwawa była bitwa na naszym prawym skrzydle koło
Stiering, gdzie kilka baonów 77. i 53. pułków piechoty
udało sie wyprzeć po ciężkich walkach z nieprzyjacielem
do tej miejscowości. Artyleria zamilkła około 20.15.
Pobiegłem na Winterberg, aby obserwować odwrót nie­
przyjaciela, którego wśród ożywczego ognia karabinowego
pędzono przez wzgórza ku Forbach, o ile mi wiadomo aż
do Verrerie Sophie. Mniemam, że tu przeważał bój zażarty.
Ciemność osłoniła nadzwyczaj przez swą lokalną roman-
tyczność zajmujący obraz bitwy, nie pozbawiając ócz
wystraszonej ludności widoku licznych wozów dla rannych,
które ku miastu się poruszały”5.

5 „Dziennik Poznański” nr 183, 10 sierpnia 1870.


BORNY

A już po bitwie Hans Wachensuhsen zapisał:


„Obaj przeciwnicy obozują wśród cudownie pięknej
nocy gwiaździstej. Ognie biwakowe buchają z gór. Jest
to scena przerażająca, tragiczna, okropna, gdyż bitwy,
jakie tu staczane bywają, należą do najbardziej krwawych
w historii wojen”.
10 sierpnia 1870 roku pruskie Ministerstwo Wojny
w Berlinie wydało Urzędowe Doniesienie Wojenne:
„Saarbrücken, wtorek 9 sierpnia w nocy, godzina
23.45. Do generała Hanenfelda: bitwa 6 km koło Spi­
chem koło Saarbrücken miała większe rozmiary i rezul­
taty, niż dotąd było wiadomo. Francuski II Korpus
Piechoty generała Karola Frossarda został prawie całkiem
rozbity. Straty ogromne. Obóz dywizji i rozmaite maga­
zyny zabrane. Mnóstwo jeńców. Ich liczba wzrasta.
Obecnie dwa tysiące. Straty nasze też duże: 5. Dywizja
Piechoty — 1800 zabitych i rannych. Armia francuska
cofa się na wszystkich punktach. St. Avold zajęte. Nasze
patrole dochodzą dwie mile od Metzu”. Podpisał: von
Podbielski1.

1 „Dziennik Poznański” nr 185, 12 sierpnia 1870.


Po tej bitwie wodzowie francuscy całkowicie upadli na
duchu. Sztab kilkakrotnie zmieniał plan działania; w końcu
zdecydował się cofnąć wojska na linię Mozeli. Wycofanie
się wojsk francuskich zaskoczyło nieco sztab generała
Helmutha von Moltkego, ale postanowił on jednak wyko­
rzystać to wycofanie przeciwnika: wysłał 1. Armię na Metz
przez Faulquemont, 2. Armię też na Metz, ale przez Gross
Tenquin, natomiast 3. Armia pomaszerowała na Nancy2.

***

Po porażkach francuskich wychodzący w Paryżu „Moni­


teur d’Armee” stwierdził, że według zapewnień osób znają­
cych doskonale armię pruską, poprzednie jej zwycięstwa
wynikały nie tyle z waleczności żołnierzy i talentów
generałów, ile ze znakomitej pracy wywiadu, kierowanego
przez gen. Leonhardta von Blumenthala, który codziennie
przysyłał swemu Sztabowi Generalnemu dokładne meldunki
i dzięki temu dowództwo niemieckie mogło organizować
i wysyłać na wybrane kierunki operacyjne przeważające siły
własne. Ten sam autor uważał, iż zbawienie Francji leży
w cofnięciu się jej armii przed Paryż; tylko wtedy można
będzie wygrać. Planując wojnę, niemiecki Sztab Generalny
zamierzał rozstrzygnąć ją w ciągu dwóch tygodni. Dlatego
armie niemieckie staczały tak stanowcze bitwy, jedna po
drugiej. Jeśli wojna nie skończy się z początkiem września
i będzie trwała dłużej niż dwa miesiące, plany niemieckie nie
powiodą się. Armia niemiecka, zatrzymana kilka tygodni
w środkowej Francji albo przed murami Paryża, musi liczyć
się ze swą zgubą. Niemcy po prostu nie mają rezerw3.
Z kolei paryski „Gaulois” przypomniał słynną wróżkę
z czasów Napoleona I — panią Lenormand — która na
kilka dni przed bitwą pod Jeną oświadczyła:
2 Wielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana, t. 23, s. 140.
3 „Gazeta Warszawska” nr 187, 26 sierpnia 1870.
La Prusse est combattue
en Vau dix huit
cent six la Prussie est abotture
dix hiut cent soixante est dix.

Czyli:

„Prusy będą pobite


w tysiąc osiemset siódmym,
Prusy będą zniszczone
w tysiąc osiemset siedemdziesiątym”.

Armie niemieckie rzeczywiście poniosły duże straty


w bitwach koło Wissembourga, Froeschswiller i Spichem.
W Paryżu rozchodziły się fantastyczne plotki o pobiciu przez
korpusy dowodzone przez marszałka Patryka Mac Mahona
3. Armii pruskiej. Jak się potem okazało, rozpuścili je
spekulanci giełdowi, aby podnieść rentowność swych akcji
i korzystnie je sprzedać. Ale rzeczywistość na polach bitew
była inna — niestety, to armia francuska zdążała do klęski.
Złe wiadomości szybko się rozchodzą — nie dało się długo
utrzymać w tajemnicy prawdy o bitwach granicznych.
Wiadomości o klęskach na polu walki koło Froeschwiller
i Forbach wywołały piorunujące wrażenie wśród paryżan. Na
9 sierpnia 1870 roku zostały zwołane izby ustawodawcze. Po
burzliwej dyskusji parlament odwołał gabinet Emila Olliviera.
Cesarzowa-regentka Eugenia musiała utworzyć nowy gabinet.
Prezydentem Rady Ministrów został Karol Wilhelm Montau-
ban hrabia de Palikao (1796-1878), dotychczasowy minister
wojny. Służył on w wojsku francuskim 58 lat — najpierw
jako oficer w Algierze, w 1851 roku mianowany generałem
brygady, w 1855 roku — generałem dywizji. W 1860 roku na
czele wojsk ekspedycyjnych w Chinach zdobył forty Takou,
zwyciężył koło Palikao wojska chińskie dowodzone przez
generała Sanho Lin Sina, zburzył Pałac Letni i wkroczył do
Pekinu, za co otrzymał tytuł hrabiego Palikao. W sumie
odbył on 28 kampanii i uważany był za doświadczonego
żołnierza.
9 sierpnia 1870 roku poddała się twierdza La Petitte
Pierre, leżąca 50 km na południowy zachód od Worth,
której broniło 64 żołnierzy z sierżantem na czele. Ale
poddanie nastąpiło po 13-godzinnym bombardowaniu przez
artylerię V Korpusu Piechoty, która wysłała na twierdzę
1300 pocisków, przez co ta została niemal w całości
zburzona.
W dzień potem poddała się twierdza Lichtenberg, leżąca
30 km na północny wschód od Petitte Pierre, którą także
zajął V Korpus Piechoty.
12 sierpnia cesarz Napoleon III uznał, że francuskie siły
zbrojne uczestniczące w wojnie powinny zostać zreor­
ganizowane i w tej sytuacji podjął decyzję o podziale
swych wojsk na Armię Renu i Armię „Wschód”.
Dowódcą Armii Renu został marszałek Achilles Bazaine,
a szefem jej sztabu — gen. dyw. Hugo Jarras. W skład
armii weszły: Korpus Gwardii, dowodzony przez gen. dyw.
Denisa Sotera Bourbakiego (dwie dywizje piechoty gwardii,
dowódcy: gen. dyw. Edward Deligny, gen. dyw. Józef
Piccard; dywizja kawalerii gwardii, dowódca gen. dyw.
Mikołaj Desvaux); II Korpus Piechoty, dowodzony przez
gen. dyw. Karola Frossarda (trzy dywizje piechoty, dowód­
cy: gen. dyw. Karol Verge, gen. dyw. Henryk Bataille, gen.
dyw. Sylwester Merle de Labrugiere de Laveaucoupet;
dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Klaudiusz Marmier);
III Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Teodora
Decaena (cztery dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Jan
Baptysta Montaudon, gen. dyw. Armand de Castagny, gen.
dyw. Jan Ludwik Metman, gen. dyw. Józef de Brauer;
dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Karol de Clerem-
bault); IV Korpus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw.
Ludwika de Ladmirault’a (trzy dywizje piechoty, dowódcy:
gen. dyw. Ernest Courtot de Cissey, gen. dyw. Franciszek
Grenier, gen. dyw. Karol Latrille hr. Lorencez; dywizja
kawalerii, dowódca gen. dyw. Fryderyk Legrand do 16
sierpnia); VI Korpus Piechoty, dowodzony przez marszałka
Franciszka Certain de Canroberta (cztery dywizje piechoty,
dowódcy: gen. dyw. Benigne Tixier, gen. dyw. Jeremi
Bisson, gen. dyw. Wiktor La Front de Villiers, gen. dyw.
Marian Le Vassor Sorval; dwie dywizje kawalerii, dowódcy:
gen. dyw. Juliusz de Salignac-Fenelon i gen. dyw. Fran­
ciszek du Barail od 18 sierpnia). Armia Renu miała też
rezerwowe dwie dywizje kawalerii z dowódcami: gen.
dyw. Franciszkiem du Barail’em (do 18 sierpnia) i gen.
dyw. Henrykiem de Fortonem.
Natomiast dowódcą Armii „Wschód” został mianowany
marszałek Patryk Mac Mahoń, a szefem jej sztabu — gen.
dyw. Juliusz Faure. Skład armii był następujący: I Korpus
Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Augusta Ducrota
(cztery dywizje piechoty, dowódcy pierwszych dwóch
dywizji pełniący obowiązki: gen. bryg. Karol Wolff, gen.
bryg. Ludwik Pelletier de Montmarie, dowódcy dwóch
następnych dywizji: gen. dyw. Edmund L’Heriller i gen.
dyw. Hipolit de Lartigue; dywizja kawalerii, dowódca gen.
dyw. Ksawery Duchesme); V Korpus Piechoty, dowódca
gen. dyw. Karol de Failly (trzy dywizje piechoty, dowódcy:
gen. dyw. Franciszek Goze, gen. dyw. Ludwik de L’Abaddie
d’Aydrein, gen. dyw. Jan Guyot de Lespart; dywizja
kawalerii, dowódca gen. dyw. Henryk Brahaut); VII Korpus
Piechoty, dowódca gen. dyw. Feliks Douay (trzy dywizje
piechoty, dowódcy: gen. dyw. Gustaw Conseil Dumesnil,
gen. dyw. Ernest Liebert, gen. dyw. Karol Dumont; dywizja
kawalerii, dowódca gen. dyw. Alfred Ameil); XII Korpus
Piechoty, dowódca gen. dyw. Ludwik Trochu, a od 16
sierpnia gen. dyw. Bartłomiej Lebrun (trzy dywizje piecho­
ty, w tym jedna marynarzy, dowódcy: gen. dyw. Juliusz
Grandchamp, gen. dyw. Karol Lacretelle, gen. dyw. Eliasz
de Vassoigne; dwie dywizje kawalerii, dowódcy: gen. dyw.
Walenty Lichtlin i gen. dyw. Juliusz de Salignac-Fenelon).
Armia miała dwie rezerwowe dywizje kawalerii, których
dowódcami byli gen. dyw. Jan Margueritte i gen dyw.
Karol Bonnemains4.
Prócz tego w Paryżu stacjonowały: XIII Korpus Piechoty,
dowodzony przez gen. dyw. Józefa Vinoy (trzy dywizje
piechoty, dowódcy: gen. dyw. Antoni d’Exea, gen. dyw.
Ludwik de Maudhuy, gen. dyw. Jerzy Blanchard); XIV Kor­
pus Piechoty, dowodzony przez gen. dyw. Piotra Renault
(1. i 2. Dywizje Piechoty, dowódcy nieznani, 3. Dywizja
Piechoty, dowódca gen. dyw. Ernest de Maussion); XV Kor­
pus Piechoty pod dowództwem gen. dyw. Baltazara de
Bonnet Maurelhan de Polhes (trzy dywizje piechoty, dowódcy:
gen. dyw. Karol Martin des Pallieries, gen. dyw. Emil
Martineau des Chesnez, gen. dyw. Ludwik Peitaivin od
16 listopada; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Jan
Reyneau). Parlament powołał też do istnienia Garde Nationale
Sédentaire, czyli Gwardię Narodową Terytorialną, a w trzy
dni potem, na mocy ustaw z 1852 i 1868 roku — także Garde
Nationale Mobilise. Były to formacje posiłkowe, z wymienioną
w nazwie ruchliwością nie mające wiele wspólnego. Miały za
zadanie obronę fortec i brzegów morskich. Służba w nich
trwała pięć lat, a rekrutowano do niej mężczyzn w wieku do
35 lat — drogą losowania.

***

Tymczasem marszałek Achilles Bazaine, odchodząc


ze swymi korpusami sprzed Spicheren, trzymał wojsko
skoncentrowane na prawym brzegu Mozeli i nie zniszczył
mostów w górnym jej biegu, czym mógł opóźnić pochód
nieprzyjaciela. Jego armia maszerowała w kierunku Metzu.

4 web.genealogie.free.fr(France), s. 14-18.
Generał Moltke, zorientowawszy się w sytuacji, rozkazał
2. Armii maszerować na Pont-a-Mousson, aby odciąć
Francuzom drogę na Verdun; natomiast 1. Armia miała
zaatakować nieprzyjaciela od zachodu. Z kolei 3. Armia
maszerowała sprzed Nancy ku rzece Mamie.
2. Armia bez przeszkód pokonała Mozelę w okolicy
Pont-a-Mousson i Noveant. Na jej wzmocnienie doszły II
i VI Korpusy Piechoty. Stamtąd maszerowała na Mars-le-
Tour. Tymczasem generał von der Goltz, dowodzący 26.
Brygadą 13. Dywizji Piechoty VII Korpusu 1. Armii,
ujrzawszy cofające się w kierunku twierdzy Metz wojska
francuskie (zostało im do twierdzy około 10 km), uderzył
na II Korpus, znajdujący się na południe od Bomy.
Wtedy marszałek Achilles Bazaine posłał do boju siedem
dywizji. Dowództwo pruskie miało tam tylko cztery
dywizje (VII Korpus Piechoty i dywizja piechoty z II
Korpusu). Dlatego gen. Helmuth von Moltke wysłał
na ratunek VII Korpusowi IX Korpus z 2. Armii i nowo
przybyły na front I Korpus Piechoty, dowodzony przez
gen. por. Edwina Manteuffela.
Bitwa rozpoczęła się 14 sierpnia w okolicach Mey, 8 km
na północny wschód od Metzu, skąd zaatakowała wspo­
mniana już 26. Brygada Piechoty VII Korpusu, dowodzona
przez gen. mjr. Goltza, która nacierała na Colombey.
Z kolei w Bomy, 1,5 km na zachód od Colombey,
znajdował się III Korpus francuski, dowodzony przez gen.
dyw., Klaudiusza Decaena (1811-1870). Natomiast pięć
kilometrów na północny wschód od Colombey miał swe
pozycje IV Korpus Piechoty pod dowództwem gen. dyw.
Ludwika de Ladmiraulta. To on właśnie zadał dotkliwe
ciosy I i VII Korpusom. Jednakże po odparciu ataku
pmskiego marszałek Achilles Bazaine zdecydował się na
odwrót; w ten sposób utracił możność zwycięstwa.
Bitwę obserwował przedstawiciel paryskiego czasopisma
„Galuios”, który zanotował:
„Zaczynam pisać korespondencję niniejszą na miejscu,
gdzie się wczoraj przerażająco krwawa toczyła bitwa. Od
dwóch dni rozmaite wypadki pozwalały wnosić, że się
armia nieprzyjacielska pomiędzy Metz a Boualay znajduje.
Oddział 2. pułku strzelców, który się do Courcelles nad
rzeką Nied [niedaleko Colombey] posuwał, spotkał ułanów
i dał do nich ognia, ale ponieważ ukazały się ogromne
masy kawalerii i piechoty pruskiej, musiał się cofnąć,
wspierany przez szwadron dragonów. Nieprzyjaciel nie
niepokoił naszych w czasie odwrotu. Tego samego dnia
w Peltre starła się piechota francuska z ułanami pruskimi.
Po południu doniesiono, że ułani pruscy pokazali się
w Comy i Noveant [na południe od Metzu] i że nasze
forpoczty miały utarczkę w okolicach Colombey. W Metz
krążyła pogłoska, że następca tronu pruskiego po dokonaniu
półobrotu na swym lewym skrzydle dotnie [sic!] aż pod
mury Metz. Mieliśmy sto tysięcy ludzi pełnych zapału,
pragnących powetować klęski i opartych o mury naszej
silnej twierdzy. Była to pozycja rozsądnie obmyślana przez
generałów francuskich. Co za szaleństwo owładnęło umys­
łami Prusaków, zwykle tak uwiadomionych o ruchach
i siłach armii francuskiej, a nadto posiadających sztukę
manewrowania w tak wysokim stopniu? Ranny oficer
pruski, wzięty do niewoli, rozwiązał zagadkę. Nieprzyjaciel
sądził, że cała nasza armia pobiegła bronić drogi do Paryża
wiodącej i żeśmy zostawili pod murami Paryża mały
korpus armii dla niepokojenia Prusaków w zwycięskim
pochodzie. To mniemanie tak dalece zakorzeniło się
w umysłach Prusaków, do czego dało powód cofanie się
armii francuskiej, że chcieli otoczyć ten mały korpusik
i zgnieść go przeważającą swą siłą. Od rana armia pruska
wymieniała strzały z naszymi forpocztami, chcąc ich ze
wszystkich stanowisk wyprzeć i z łatwością tyły mniema­
nemu małemu korpusowi zająć. Nakazano naszej armii
cofnąć się, aby Prusaków trzymać dłużej w błędzie i zmusić
ich do zbliżenia się ku nam, co się powiodło. Po południu
o godzinie czwartej, w chwili gdy 41. pułk liniowy stojący
najbliżej wojsk pruskich zaczął się cofać, Prusacy wyszli
z lasu, leżącego między Colombey a Bomy, i zaczęli strzelać
kartaczami do naszych żołnierzy. Pułk 41. rozsypał się
w tyralierę i był wspierany przez 15. batalion strzelców
i dwa pułki liniowe. Dzielny pułkownik Foumier został
zabity, pozostawiając po sobie powszechny żal w szeregach
armii francuskiej. Wkrótce przybyły kartaczownice i baterie
artylerii, które zajęły pozycje. Spostrzeżono wtedy, że
Prusacy na próżno usiłują sformować się w czworoboki.
Ludzie niewidzialną ręką ściskani, jak dojrzałe kłosy spadali
na ziemię. To, co pozostało, musiało cofnąć się na taką
odległość, żeby ich nie dosięgły kule francuskie. Jednakże
Prusacy odparci przez dywizję, dowodzoną przez generała
Armanda de Castagny’ego, pobici przez Colombeya i Noisse-
ville’a, usiłowali zająć tył naszemu skrzydłu w Servigny les
Barbes i przez most Saint Julien przejść przez rzekę Mozelę.
Generał Ludwik de Ladmirault udał, że się cofa. Ale potem
prędko zajął wzgórza panujące nad tym parowem i począł do
Prusaków strzelać kartaczami. Tutaj Prusacy zostali w pień
wycięci. Właścicielka gruntu, uciekając ze swego mieszkania
przez ogród, musiała przechodzić przez stosy trupów.
Wkrótce nieprzyjaciel ze wszystkich punktów się cofnął,
zapalając dwie wioski. Nieprzyjaciel atakował Mercy-les-
Haut i Mercy-les-Metz, ale i tutaj został odparty, a nasze
działa z szańca Queulen zmusiły do milczenia baterie
Prusaków. Prusacy zajmowali linię na dwie mile długą.
O w pół do dziewiątej cofnęli się, zostawiając pole swymi
trupami zasłane. Zapadająca noc przeszkodziła zgnieceniu
armii nieprzyjacielskiej. Gdy potem oglądałem pole bitwy,
widziałem martwych rodaków z karabinami w rękach
w różnych pozycjach i z wyzwaniem na twarzach”5.

5 Wojna francusko-pruska, op. cit., s. 80-83.


W bitwie koło Colomtoey-Nouilles czy też Bomy Armia
Renu straciła 3600 żołnierzy. Dowódca III Korpusu Pie­
choty gen. dyw. Klaudiusz Teodor Decaen został ciężko
ranny i zmarł 14 sierpnia w Metzu. Dowództwo pruskie
odnotowało o wiele większe straty: miało pięć tysięcy
zabitych i rannych. Na prośbę dowództwa niemieckiego
nastąpiło 24-godzinne zawieszenie broni, rzekomo w celu
zebrania zabitych z pola walki. W rzeczywistości armie
pruskie wykorzystały to i przeszły wówczas bez przeszkód
przez Mozelę.
15 sierpnia wojska obu wojujących stron posuwały się
dalej na wschód. Rankiem 16 sierpnia znajdowały się na
tej samej wysokości. Wtedy cesarz Napoleon III opuścił
Armię Renu i udał się do Verdun. Miał szczęście, że udało
mu się przejechać przez niemieckie pikiety, które bez­
ustannie penetrowały teren. 16 sierpnia VI Korpus fran­
cuski znajdował się na południe od drogi z Mars-le-Tour.
II Korpus stał na północ od niej. Z kolei III Korpus,
dowodzony od 15 sierpnia przez marszałka Edmunda
Lebeoufa, stał na drodze z Etain; tam miał połączyć się
z nim IV Korpus. Wejścia na wzgórza Gravelotte zajęły:
3. Dywizja Piechoty III Korpusu, 3. Dywizja Piechoty
IV Korpusu oraz dywizja kawalerii IV Korpusu.
Generał Helmuth Moltke sądził, że przed 2. Armią
znajduje się jedynie awangarda i boczne oddziały francuskie,
a reszta tej armii maszeruje już do Verdun. Wówczas polecił
dowódcy 2. Armii, aby przyśpieszyła swój marsz. Główne jej
siły znajdowały się między Frouard i Pont-a-Mousson. Do
Metzu zbliżył się stanowiący skraj prawego skrzydła ugrupo­
wania niemieckiego III Korpus Piechoty, który wcześniej
przeszedł rzekę koło Noveant, na południe od Metzu, i zajął
Górze. Jego dowódca, generał Alvensleben I, nie zdawał
sobie jednak sprawy, że nie idzie za armią francuską, lecz ją
wyprzedza. W tym czasie 2. Armia skierowała się na
północny wschód ku Verdun. Tymczasem nagle na trasie jej
przemarszu pojawiła się kawaleria francuska, która została
natychmiast ostrzelana przez pruskie działa, więc cofnęła
się. I wtedy okazało się, że naprzeciw III Korpusu Piechoty
2. Armii stoi II Korpus francuski.
Przez sześć godzin III Korpus Piechoty trzymał w szachu
całą armię francuską koło Mars-le-Tour. W końcu pruskie
5. i 6. Dywizje Kawalerii wsparły III Korpus Piechoty
i rzuciły się na drogę do Mars-le-Tour. II Korpus francuski
został zaatakowany przez III Korpus pruski i zepchnięty,
utracił Vionville i Flavigny. Niestety, VI Korpus francuski
stał w tym czasie bezczynnie, co wykorzystała pruska
artyleria i zdziesiątkowała go.
Z kolei na równinie Rezonville doszło do krwawego
starcia kawalerii obu stron. Dzięki temu artyleria pruska
posunęła się naprzód. Jednak dowódca VI Korpusu mar­
szałek Franciszek Canrobert wydał rozkaz swej artylerii,
aby otworzyła zmasowany ogień. Artyleria francuska
zaczęła bezlitośnie ostrzeliwać lewe skrzydło pruskie z dział
i karabinów, wyrządzając znaczne szkody III Korpusowi
pruskiemu. Wtedy generał Albert von Bredow desperacką
szarżą pięciu szwadronów 7. pułku kirasjerów i 15. pułku
ułanów z 12. Brygady Kawalerii na artylerię VI Korpusu
francuskiego powstrzymał natarcie nieprzyjaciela i dzięki
temu uchronił III Korpus od zagłady. Natomiast generał
Albert von Bredow zginął w walce6.
W końcu pruski X Korpus, część VIII Korpusu i IX
Korpus wsparły III Korpus i odrzuciły nieprzyjaciela,
zdobywając siedem dział i biorąc do niewoli dwustu
żołnierzy francuskich.
GRAVELOTTE

Nie był to jednak koniec zmagań obu armii wokół Metzu.


Gdy Armia Renu cofała się na zachód, 1. i 2. Armie
niemieckie dalej postępowały za nią, aż dopadły ją między
Gravelotte i Sant Privat-la-Montagne.
Gravelotte leży 10 km na zachód od Metzu, obok
płaskowyżu pociętego głębokimi wąwozami i wyżłobionego
strumieniami, płynącymi z północy na południe do Mozeli.
Jeden z wąwozów był silną pozycją obronną, wzmocnioną
wałami, barykadami i strzelnicami. Tu można było przyjąć
nieprzyjaciela, aby strzaskał sobie o nie głowę, i odrzucić
go, jak to zgrabnie ujął Fryderyk Engels — potężnym
retour offensive, czyli przeciwuderzeniem1.
Natomiast Saint-Privat-le-Montagne znajduje się także
10 kilometrów od Metzu, tyle że na północny zachód od
twierdzy, przy obecnej autostradzie A 4 (l’Autoroute de
1’Est), wiodącej do Paryża.
16 sierpnia marszałek Achilles Bazaine wysłał do Paryża
depeszę następującej treści:
„Dziś rano książę Fryderyk Karol napadł na lewe
skrzydło. Dywizja kawalerii generała Fortosa i II Korpus

1 Fryderyk Engels, Noty o wojnie, s. 73.


Piechoty generała Frossarda zajęły dobre stanowiska.
Wojska koło Rezonville powoli wchodziły na pole bitwy.
Wieczorem ukazał się nowy korpus piechoty nieprzy­
jaciela, który chciał okrążyć nasze prawe skrzydło. Utrzy­
maliśmy nasze stanowiska i zadaliśmy straty. Nasze
straty też są znaczne. O godzinie 20.00 nieprzyjaciel
odparty na całej linii”2.
Niewątpliwie marszałek Bazaine pośpieszył się ze swą
depeszą — bitwa dopiero się zaczynała. Mogła być
zwycięska dla Francuzów, a nawet, być może, zaważyć na
losach całej kampanii. Niestety, tak się nie stało. Jak do
tego doszło?
Ugrupowanie francuskie wyglądało następująco: na pół­
nocy VI Korpus Piechoty obsadził pozycje przed Roncourt,
wyniosłości Saint Privat-la-Montagne i Sainte Marie-aux-
Chenes na drodze do Briey. Niżej IV Korpus Piechoty
stacjonował na wschód od Amanvillers (5 km na południe
od Saint Privat). III Korpus Piechoty zajmował pozycję
centralną przed Dlappeville, 6 km na zachód od twierdzy
Metz. Z kolei II Korpus Piechoty stacjonował w rejonie
Moulins, Chuxelles i Saint Quentin (miejscowości przed
Longeville na południowy zachód od Metzu, tuż obok
murów cytadeli). W odwodzie centrum zajął stanowiska
Korpus Gwardii. Północ pozycji francuskich ubezpieczała
1. Dywizja Kawalerii, a południe — 3. Dywizja Kawalerii.
Całością działań wojennych miał dowodzić marszałek
Achilles Bazaine, który ulokował swoje stanowisko do­
wodzenia trzy kilometry za pozycjami III Korpusu w Plap-
peville.
Siły francuskie wynosiły 112 tysięcy żołnierzy i 520 dział.
Natomiast ugrupowanie niemieckie wyglądało następująco:
Naprzeciw VI Korpusu miały nacierać: Korpus Gwardii (1.
i 2. Dywizje Piechoty Gwardii) oraz XII Korpus Piechoty

2 „Gazeta Warszawska” nr 173, 31 sierpnia 1870.


(23. i 24. Dywizje Piechoty), a na IV Korpus Piechoty —
HI Korpus Piechoty (5. i 6. Dywizje Piechoty).
Między Korpusami XI i III, w połowie drogi między
Mars-le-Tour i Vionville, szykował się do natarcia X Korpus
Piechoty (19. i 20. Dywizje Piechoty). Miał on uderzać
przez Doncourt i St. Ail na St. Privat.
Na styku IV i HI Korpusów francuskich miał nacierać
pruski IX Korpus Piechoty (18. i 25. Dywizje Piechoty).
Z kolei na południu, przed Gravelotte, na styk francus­
kich II i III Korpusów Piechoty miał nacierać VIII Korpus
1. Armii (15. i 16. Dywizje Piechoty). W drugim rzucie
na północ od Gravelotte stanęła 1. Dywizja Kawalerii
z 1. Armii.
Na skrzydle II Korpusu francuskiego w kierunku na
Vaux miał nacierać VII Korpus 1. Armii (13. i 14. Dywizje
Piechoty). Odwód Naczelnego Wodza stanowiły cztery
dywizje kawalerii (3., 6. i 12. Dywizje saskie i dywizja
kawalerii gwardii). Obie armie niemieckie liczyły 188
tysięcy żołnierzy i 732 działa.
Generał Helmuth Moltke rozkazał uderzyć o godzinie
8.00, ale okazało się, że nie wszystkie dywizje piechoty
dotarły na pole bitwy. Eszelony utknęły na błotnistych
drogach. Mimo to, zgodnie z rozkazem, pruski Korpus
Gwardii zaatakował w rejonie Amanvillers posterunki VI
Korpusu francuskiego, biorąc je za tylną straż wycofującej
się Armii Renu. Zaskoczenie Prusaków było zupełne,
bowiem wojska francuskie przywitały nacierających gwar­
dzistów gęstym i celnym ogniem.
O godzinie 10.30 na polu walki zjawił się generał
Helmuth Moltke. Natychmiast zorientował się w sytuacji
i nakazał wstrzymać czołowe uderzenie, a XII Korpusowi
polecił szerokim łukiem obejść Saint Privat i prawą flankę
VI Korpusu francuskiego. O godzinie 12.00 na pole walki
wkroczył spóźniony IX Korpus Piechoty. Jego artyleria
otworzyła ogień na Amanvillers. 18. Dywizja Piechoty IX
Korpusu ruszyła do natarcia na La Falie, gdzie pozycje
francuskich Korpusów III i IV stykały się ze sobą, ale i tu
została powitana morderczym ogniem. Nie pomogły nawet
54 działa IX Korpusu, które zaczęły toczyć pojedynek
artyleryjski z działami 2. Dywizji Piechoty IV Korpusu.
Pojedynek ten pruscy kanonierzy przegrali.
Około godziny 14.30 generał Karol Steinmetz rozkazał
VII i VIII Korpusom, aby dołączyły do zdziesiątkowanego
IX Korpusu i wsparły go. 150 dział obu korpusów rozpo­
częło ostrzeliwanie pozycji II Korpusu; mimo to natarcie
utknęło. Wtedy generał Karol Steinmetz rzucił do boju
1. Dywizję Kawalerii z kirasjerami na czele, ale też bez
skutku. 140 francuskich dział, wspartych morderczym
ogniem karabinów Chassepot, spowodowało istną rzeź
i odwrót pruski w nieładzie. O godzinie 15.30 cztery
niemieckie korpusy piechoty zwróciły się na drogę do
Briey (obecna N 43 prostopadła do A 4) między Longeville
i Saint Privat i wypadły na pozycje francuskie od strony
Metzu. I oto nagle IV Korpus francuski, mając 18 tysięcy
żołnierzy i 66 dział, musiał walczyć przeciw 80 tysiącom
Prusaków i 180 działom, które systematycznie demolowały
stanowiska zarówno jego, jak i VI Korpusu.
Artyleria niemiecka wypędziła 3. Dywizję Piechoty
VI Korpusu z Sante-Marie-aux-Cheney, leżącego przy
obecnej szosie A 4 blisko Saint Privat. 1. Dywizja Piechoty
VI Korpusu opuściła także Roncourt i zajęła wzgórza koło
Saint Privat. Korpusowi zaczęło brakować amunicji, a mar­
szałek Bazaine ignorował prośby dowódcy o przysłanie
zapasowej. W tym czasie XII Korpus maszerował wytrwale
z rejonu Mars-le-Tour na północ przez Jarny na Sant Marie
i stamtąd na Saint Privat. Wtem o godzinie 16.50, nie
czekając na Korpus Saski, na rozkaz dowódcy Korpusu
Gwardii gen. por. Augusta von Wirtemberg uderzyła
z rejonu Amanvillers 3. Brygada Piechoty Gwardii z 2. Dy­
wizji; o godzinie 17.45 dołączyła do niej 1. Brygada
1. Dywizji. Przy zapadającym zmroku Korpus Gwardii
uderzył wprost na szańce Saint Privat, ponosząc ogromne
straty, które wyniosły osiem tysięcy żołnierzy. O godzinie
18.15 do bitwy wszedł ostatni odwód: 2. Brygada 1. Dywizji
Gwardii, ale nie wytrzymała ona ostrzału francuskiego i po
15 minutach też wycofała się na pozycje koło Rezonville.
Niestety, VI Korpus francuski ciągle nie otrzymywał
posiłków, a zwłaszcza amunicji; jedynie generał Ludwik
de Ladmirault, dowódca IV Korpusu, dwukrotnie wsparł
amunicją żołnierzy VI Korpusu. On z kolei „podejmował”
nacierającą na jego pozycje 25. Dywizję Heską IX Korpusu,
którą także dziesiątkowali jego strzelcy. O godzinie 19.00
do natarcia ruszyła 3. Dywizja II Korpusu pruskiego, która
wtargnęła do ruin Saint Privat i Roncourt, zajęła je, ale
musiała się wycofać. O godzinie 19.00 XII Korpus dotarł
do Roncourt, skąd jego 84 działa zaczęły ostrzeliwać VI
Korpus francuski. Ostrzał ten spowodował panikę wśród
żołnierzy francuskich, którzy cofali się w nieładzie, od­
słaniając pozycje IV Korpusu.
O godzinie 19.00 król pruski zaczął namawiać generała
Karola Steinmetza, aby ten zaatakował pozycje II i III
Korpusów francuskich. Generał Helmuth von Moltke spog­
lądał na obu z dezaprobatą, ale nie odzywał się; w końcu
to król był wodzem naczelnym! Generał Steinmetz zebrał
resztki VIII Korpusu i dołączył II Korpus 2. Armii, stojący
w rezerwie przed lasami Ognon, blisko Rezonville. Oba
korpusy ruszyły do natarcia, ale dostały się pod celny ogień
francuski. W tej sytuacji wycofały się, wzajemnie strzelając
do siebie w ciemnościach, zaś artyleria pruskiego Korpusu
Gwardii strzelała na oślep z Saint Privat, który opanowały
jego także mocno przetrzebione oddziały, sądząc, że
zdobywają pozycje VI Korpusu. Ale wojska francuskie już
opuściły Saint Privat; pozostawał nietknięty francuski
Korpus Gwardii. Mógł on uderzyć i nawet maszerował już
w kierunku pozycji IV i VI Korpusów, ale marszałek
Achilles Bazaine wydał rozkaz wycofania się do Metzu.
W tej sytuacji wojska francuskie w nieładzie wróciły do
twierdzy. Tak oto skończyła się bitwa. Król pruski uznał,
że ją wygrał, choć stracił 20 tysięcy żołnierzy, a Francuzi
tylko 7800. Już po bitwie przez przypadek Prusacy wzięli
do niewoli 4400 jeńców3.
19 sierpnia król Wilhelm I napisał list do królowej:
„Wczoraj był nowy dzień zwycięstwa, którego następstw
jeszcze zmierzyć nie można. Wczoraj rano XII, IX Korpusy
i Korpus Gwardii posunęły się ku północnej drodze
z Metz-Verdun aż do Saint Marcel i Doncourt. Za nimi
zdążały III i X Korpusy, a VII, VIII i II Korpusy stały
przed Rezonville, zwracając się ku Metzowi. Skoro owe
pierwsze korpusy zaszły na prawo w bardzo lesistej okolicy
naprzeciw Vemeville i Saint Privat, VII, VIII i II Korpusy
rozpoczęły atak na Gravelotte, ale nie bardzo silny, ażeby
obejść silne pozycje nieprzyjacielskie od Amanvillers-
Chatal, aż do szosy żwirowej prowadzącej do Metzu. Przy
tak dalekim obchodzeniu pozycji dopiero o godzinie 4.00
Korpus Gwardii rozpoczął bój, a IX Korpus — w pasie
stanowiącym oś działań o godzinie 12.00. Nieprzyjaciel
usadowiony w laskach stawił nam dzielny opór, tak dalece,
że tylko powoli postępowaliśmy naprzód. Saint Privat
został wzięty przez Korpus Gwardii, Vemonville przez IX
Korpus. Wtedy dopiero XII Korpus i artyleria III Korpusu
wstąpiły do walki. Gravelotte przez wojska VII i VIII
Korpusów, a lasy po obu stronach zostały wzięte i utrzy­
mane z wielkimi stratami. Ażeby jeszcze raz zetrzeć się
z nieprzyjacielem, który cofnął się nieco, gdy jego pozycje
obchodziliśmy, przedsięwzięliśmy o świcie atak koło
Gravelotte. Zmienił on się wkrótce w straszliwy ogień
z ręcznej broni i dział spoza nasypów jeden na drugim na
pochyłości urządzonych, że właśnie nadeszły II Korpus

3 Ilustrierte des Krieges vom Jahre 1870-71, Stuttgart 1871, s. 120-135.


musiał uderzyć na bagnety na nieprzyjaciela i w końcu
zdobył tę silną pozycję. O godzinie 20.30 strzały zaczęły
słabnąć na całej linii bojowej. Przy owym ostatnim
napadzie zaczepnym nie brakło słynnych granatów spod
Königgratz, lecz minister Roon oddalił mnie z miejsca,
dokąd dolatywały. Wojska, które spotykałem, witały mnie
pełnym zapału: «hura!». Dokonywały one cudów walecz­
ności przeciwko nieprzyjacielowi, niemniej dzielnemu,
który dzielnie bronił się w każdym miejscu i często nawet
występował zaczepnie, lecz za każdym razem zostawał
odparty. Trudno przewidzieć, co zajdzie wobec nieprzyja­
ciela, skupionego w oszańcowanych i bardzo mocnych
stanowiskach w twierdzy Metz. Tego jeszcze przewidzieć
nie można. Wzdragam się zapytać o straty i zażądać
wymienienia nazwisk, ponieważ zbyt wiele osobistości
przyszłoby wyliczyć. Twój pułk miał bić się dzielnie.
Waldersee jest ciężko raniony, ale nie śmiertelnie, jak
zrazu mi mówiono. Chciałem tu biwakować, lecz po kilku
godzinach znalazłem jakąś stancyjkę, do której odjecha­
łem na wozie ambulansowym. Od wyjścia z Pont-a-
Mouson nie mam już ze sobą furgonów, które są ode mnie
o 30 godzin drogi. Dziękuję Bogu, że mnie obdarował
zwycięstwem”4.
Jedna z gazet niemieckich tak pisała o bitwie:
„Słyszano z rana z francuskiego obozu odgłos odjeż­
dżających powózek. Było to dowodem, że Francuzi chcą
cofnąć się na północ. Żeby temu przeszkodzić, armia
generała Steinmetza uderzyła na pozycje francuskie. Wieś
Gravelotte nie była obsadzona i pełno w niej było rannych
z bitew poprzednich. Posuwanie się Niemców połączone
było z ogromną stratą, a straty te do olbrzymich doszły
rozmiarów, gdy wojska niemieckie wyszły z gruntu pagór­
kowatego na równinę przy drodze bitej. Na pochyłości

4 „Gazeta Warszawska” nr 165, 24 sierpnia 1870.


doliny, w którą należało zejść, poległo mnóstwo Niemców.
Kule z ręcznej broni i kartaczownic zasypywały ich, co
przyczyniło się do tym bardziej spiesznego posuwania się
naprzód. U stóp pozycji francuskich zaczęła się dopiero
prawdziwa rzeź Niemców. Prawie nie strzelając, musieli
oni zdobywać środek pozycji nieprzyjacielskiej, podczas
gdy lewe jej skrzydło do lasu przytykające usiłowali
zdobyć ogniem z ręcznej broni. Środek ów, tj. szosa przez
stanowiska nieprzyjacielskie idąca, miała na wzgórzu dom
z kamienia zbudowany ze strzelnicami. Drewniane budynki
także przez Francuzów umocnione były. Pozycja była prawie
nie do zdobycia. Długo toczyła się walka. Krew niemiecka
płynęła strumieniami, gdy Francuzi ledwie mało znaczące
ponieśli straty. Na koniec zdobyto pierwszy wieniec pozycji.
Straszliwa walka rozpoczęła się o dom kamienny i tuż przy
nim będące łomy kamienia, nad nim panujące. Aleśmy
zdobyli to wszystko, choć z niezmierną stratą w ludziach. Tu
na chwilę walka ustała. Trzeba było zdobywać nowe pozycje
nieprzyjaciela. Wojsko było śmiertelnie zmordowane, a głów­
ne siły księcia Fryderyka Karola nie przybywały. Położenie
nasze było zagrożone i to bardzo. Czuliśmy, że będziemy
pokonani. Niepodobieństwem było utrzymać zdobytą pozycję
wobec silniejszego nieprzyjaciela. Niektóre nasze pułki
prawie całkiem wyginęły w walce. Widziałem batalion, który
liczył zaledwie 200 żołnierzy. Dowodzący nim kapitan,
pomimo że był ranny, poprowadził ich znowu w ogień. Tyle
bohaterstwa uczcił przejeżdżający generał zdjęciem kaszkieta.
Na koniec przybyły w stanowczej chwili główne siły księcia
Fryderyka Karola. Wyparto wówczas Francuzów ze wszyst­
kich pozycji i zmuszono ich cofnąć się do Metz. O ile
zwycięstwo było zupełne, o tyle krwawo opłacone. Całe
bataliony powalone zostały i śmiało rzec można, że bitwa ta
należy do najbardziej krwawych w wojnie 1870 roku.
I poprzedni dzień drogo nas kosztował. Zwycięsko posuwają­
ce się pułki kirasjerów i ułanów zniweczone zostały prawie
musiał uderzyć na bagnety na nieprzyjaciela i w końcu
zdobył tę silną pozycję. O godzinie 20.30 strzały zaczęły
słabnąć na całej linii bojowej. Przy owym ostatnim
napadzie zaczepnym nie brakło słynnych granatów spod
Königgratz, lecz minister Roon oddalił mnie z miejsca,
dokąd dolatywały. Wojska, które spotykałem, witały mnie
pełnym zapału: «hura!». Dokonywały one cudów walecz­
ności przeciwko nieprzyjacielowi, niemniej dzielnemu,
który dzielnie bronił się w każdym miejscu i często nawet
występował zaczepnie, lecz za każdym razem zostawał
odparty. Trudno przewidzieć, co zajdzie wobec nieprzyja­
ciela, skupionego w oszańcowanych i bardzo mocnych
stanowiskach w twierdzy Metz. Tego jeszcze przewidzieć
nie można. Wzdragam się zapytać o straty i zażądać
wymienienia nazwisk, ponieważ zbyt wiele osobistości
przyszłoby wyliczyć. Twój pułk miał bić się dzielnie.
Waldersee jest ciężko raniony, ale nie śmiertelnie, jak
zrazu mi mówiono. Chciałem tu biwakować, lecz po kilku
godzinach znalazłem jakąś stancyjkę, do której odjecha­
łem na wozie ambulansowym. Od wyjścia z Pont-a-
Mouson nie mam już ze sobą furgonów, które są ode mnie
o 30 godzin drogi. Dziękuję Bogu, że mnie obdarował
zwycięstwem”4.
Jedna z gazet niemieckich tak pisała o bitwie:
„Słyszano z rana z francuskiego obozu odgłos odjeż­
dżających powózek. Było to dowodem, że Francuzi chcą
cofnąć się na północ. Żeby temu przeszkodzić, armia
generała Steinmetza uderzyła na pozycje francuskie. Wieś
Gravelotte nie była obsadzona i pełno w niej było rannych
z bitew poprzednich. Posuwanie się Niemców połączone
było z ogromną stratą, a straty te do olbrzymich doszły
rozmiarów, gdy wojska niemieckie wyszły z gruntu pagór­
kowatego na równinę przy drodze bitej. Na pochyłości

4 „Gazeta Warszawska” nr 165, 24 sierpnia 1870.


doliny, w którą należało zejść, poległo mnóstwo Niemców.
Kule z ręcznej broni i kartaczownic zasypywały ich, co
przyczyniło się do tym bardziej śpiesznego posuwania się
naprzód. U stóp pozycji francuskich zaczęła się dopiero
prawdziwa rzeź Niemców. Prawie nie strzelając, musieli
oni zdobywać środek pozycji nieprzyjacielskiej, podczas
gdy lewe jej skrzydło do lasu przytykające usiłowali
zdobyć ogniem z ręcznej broni. Środek ów, tj. szosa przez
stanowiska nieprzyjacielskie idąca, miała na wzgórzu dom
z kamienia zbudowany ze strzelnicami. Drewniane budynki
także przez Francuzów umocnione były. Pozycja była prawie
nie do zdobycia. Długo toczyła się walka. Krew niemiecka
płynęła strumieniami, gdy Francuzi ledwie mało znaczące
ponieśli straty. Na koniec zdobyto pierwszy wieniec pozycji.
Straszliwa walka rozpoczęła się o dom kamienny i tuż przy
nim będące łomy kamienia, nad nim panujące. Aleśmy
zdobyli to wszystko, choć z niezmierną stratą w ludziach. Tu
na chwilę walka ustała. Trzeba było zdobywać nowe pozycje
nieprzyjaciela. Wojsko było śmiertelnie zmordowane, a głów­
ne siły księcia Fryderyka Karola nie przybywały. Położenie
nasze było zagrożone i to bardzo. Czuliśmy, że będziemy
pokonani. Niepodobieństwem było utrzymać zdobytą pozycję
wobec silniejszego nieprzyjaciela. Niektóre nasze pułki
prawie całkiem wyginęły w walce. Widziałem batalion, który
liczył zaledwie 200 żołnierzy. Dowodzący nim kapitan,
pomimo że był ranny, poprowadził ich znowu w ogień. Tyle
bohaterstwa uczcił przejeżdżający generał zdjęciem kaszkieta.
Na koniec przybyły w stanowczej chwili główne siły księcia
Fryderyka Karola. Wyparto wówczas Francuzów ze wszyst­
kich pozycji i zmuszono ich cofnąć się do Metz. O ile
zwycięstwo było zupełne, o tyle krwawo opłacone. Całe
bataliony powalone zostały i śmiało rzec można, że bitwa ta
należy do najbardziej krwawych w wojnie 1870 roku.
I poprzedni dzień drogo nas kosztował. Zwycięsko posuwają­
ce się pułki kirasjerów i ułanów zniweczone zostały prawie
zupełnie straszliwym ogniem kartaczownic francuskich
i liczbą kawalerii nieprzyjacielskiej”5.
Tak pisał do gazety oficer pruski; niestety, nie wspomniał,
że generał Karol Steinmetz, ujrzawszy w krytycznym
momencie nacierających z ogromną brawurą żołnierzy-
Polaków, pod wrażeniem tego wręcz szalonego natarcia
rozkazał orkiestrze grać: Jeszcze Polska nie zginęła. Epizod
ten, jak wiadomo, przedstawił potem Henryk Sienkiewicz
w noweli Bartek zwycięzca:
„Ogarnia ich zapał, płomień bije im na twarze! Idą jak
burza przez zwalone ciała ludzkie i końskie, przez złomy
armatnie. Giną, ale idą z krzykiem i śpiewem”. A generał
Steinmetz, który potem przypiął Bartkowi Żelazny Krzyż
zdjęty z własnej piersi, spytał:
— Czy wiesz, dlaczego tak walczyłeś?
— Bo to także Niemcy, tylko ścierwa gorsze! — odparł
Bartek. A generał tylko się zaśmiał.
Nader plastycznie opis bitwy o Gravelotte przedstawił
w „Kreutzer Zeitung” pewien kapitan gwardii pruskiej,
dowódca kompanii:
„Zacznijmy od 17 sierpnia. Leżeliśmy w dobrze pobu­
dowanych szałasach z gałęzi, śpiąc słodko po męczącej
robocie i marząc o rychłym wejściu do Paryża. Nagle,
może była to godzina 3.00, słychać sygnał alarmowy.
Zrywamy się. Gwiazdy jeszcze błyszczały na bezchmurnym
niebie. Ognie obozowe na poszycie słomą, na której spałem,
rzucają przykre światło. Przy tym świetle strzelcy zapinają
tornistry i biorą broń. Major Rabeck mówi, że to fałszywy
alarm i że trębacz zamiast pobudki na alarm zatrąbił.
Myśleli bowiem, że Francuzi są już w Châlons. Tymczasem
sygnał się powtarza, batalion rusza. Mówią, że Francuzi
stoją koło Metzu, że poprzedniego dnia była bitwa, że
gwardie mają być zebrane i że jutro znowu ma być bitwa.

5 Wojna francusko-pruska, op.cits. 94.


Szybki silny marsz w kierunku Metzu, a zatem wprost
przeciwny naszego dawnego kierunku na prawo w tył.
Przyszliśmy na pole bitwy wieczór, nic nie wiedząc, że
bitwa toczyła się. Wtem spotyka nas ranny sierżant z 2.
pułku dragonów gwardii, ale siedzi na koniu. Opowiada, że
brygada dragonów gwardii poprzedniego dnia miała do
czynienia ze strasznie przeważającą siłą nieprzyjaciela, że
do dzielnych czynów dochodziło, ale strasznie ucierpieli,
że brat Hindenburga zginął, że także z 1. pułku dragonów
oficerów padło. Przechodziliśmy przez wioskę, gdzie
właśnie chowano naszych oficerów. Hindenburg widział
swego brata, którego szwadron bronił baterii przeciw szarży
całego pułku strzelców. Przy pierwszym starciu został
zastrzelony, ale szwadron odparł nieprzyjaciela. Ten zebrał
się zaraz do drugiego ataku. Hrabia Fickelmont, dowódca
pułku dragonów, staje na czele szwadronu Hindenburga
i szarżuje po raz drugi. Pada ranny i zostaje zakłuty na
ziemi. Szwadron dostaje się w ciężkie kleszcze wobec
przemocy nieprzyjacielskiej, ale wyratował go 10. pułk
huzarów, rozbiwszy nieprzyjaciela. Maszerujemy 6 mil do
wioski Latour. Tam zebrał się Korpus Gwardii. Nasz
batalion pozostał w wiosce. 18 sierpnia rano, godzina 4.00
wystąpiono, o godzinie 5.00 ruszono. Marsz na razie szedł
powoli, dopóki wszystkie wojska nie były w ruchu. Godzina
7.45 wielkie zebranie. Mówią, że nieprzyjaciel zajął stano­
wiska 3/4 mili naprzód. Pułkownik Knappe ustawia szyk
bojowy. W środku gwardia, na prawo IX Korpus, na lewo
XII Korpus, za gwardią na prawo X Korpus, na lewo III
Korpus. Generał Steinmetz ma utrzymać na lewym skrzydle
VII, VIII, II Korpusy. Znowu rozchodzi się wieść, że
nieprzyjaciel się cofnął. Staliśmy do godziny 12.30, po
czym ruszyliśmy w kolumnach do ataku. Zaraz tam
dostrzegliśmy odległy huk dział”.
Nasz pruski kapitan gwardii bardzo rwał się do walki;
a więc wkrótce miał to, co chciał:
„Huk tam coraz bardziej się wzmaga, mieszając się ze
zgrzytającym przenikającym się odgłosem kartaczownic.
Teraz już słychać ogień karabinów na naszym prawym
skrzydle. Cały koncert bojowy jest w komplecie. IX Korpus
już się bije, gdy sami widzimy, a z nim Sasi. Nieprzyjaciel
długo nie wytrzyma. Ale chłop strzela, a Pan Bóg kule
nosi. Około godziny 13.00 widzimy całą bitwę przed sobą.
Artyleria naszego korpusu już rozpoczęła bój, saska także.
Nasi usiłują okrążyć lewe skrzydło nieprzyjaciela. 1. Dy­
wizja na prawo od nas pierwsza była w ogniu, ale
wzgórze zasłaniało nam ją. Widzieliśmy za to walczących
Sasów. Nasza artyleria była świetna. Widzieliśmy jej
granaty padające w kolumny nieprzyjaciela, a nawet
w linie tyralierskie. Pułk Augusta został wysłany naprzód
do wsparcia Sasów. Widzieliśmy jego tyraliery postępujące
ciągle naprzód. Dalej przyszła kolej na bataliony pułku
Aleksandra. Wszystko szło dobrze. Sasi coraz więcej
zyskiwali gruntu. Już nam się sprzykrzyło patrzenie
tylko. Nareszcie i nasza brygada wstępuje dla poparcia
dywizji heskiej, która stoi na prawo. Znowu zatrzymujemy
się na wzgórzu, gdzie zupełnie nic nie widać. Znów
rozkaz: batalion strzelców gwardii naprzód! Ale tylko
kilka kroków, po czym zatrzymujemy się za lasem.
Na lewo stoi heska artyleria, która w części jest zluzowana
przez naszą. Artyleria sprawia się sławnie. Zmusimy
nieprzyjaciela do odstąpienia. Teraz pada przed nami
kilka kul z karabinów Chassepot. Nareszcie o godzinie
16.45 batalion otrzymuje rozkaz pójścia w ogień, aby
wesprzeć strzelców heskich. Kompania 2. w prawo,
Kompania 1. w lewo, za pierwszą linią”.
ZAŁOMY JAUMONT

Zapewne nasz kapitan nie spodziewał się tego, co miało go


za chwilę spotkać:
„Na próżno my oficerowie oglądaliśmy się, skąd właśnie
ten straszny ogień na nas spada. Nie widać ani jednego
żołnierza. Ale jeszcze nie wszystkie kule donoszą. Nie­
przyjaciel miał zajmować wielką spadzistą wyniosłość
przed nami, a zatem mógł być oddalony o 1800 kroków.
Więc to tam nasz cel. A zatem naprzód! Biegiem z liniami
tyraliery, póki tchu starczy. Tchu już brakło. Stój! Nie­
przyjaciel jest jeszcze o tysiąc kroków. Jeszcze kilkaset
kroków do tego pola z kartoflami. Stój! Teraz po parę
strzałów każdy, a potem znowu naprzód! Ale już wielu,
bardzo wielu naszych padło, nim znowu mogliśmy strzelać.
A tu jako cel służy nieprzyjaciel, któremu tylko głowy
widać. Kapitan Arnim znalazł się 10 kroków ode mnie, gdy
dostał postrzał w nogę. Pozostał, siedząc w linii tyralierów,
dopóki druga kula nie przeszyła mu piersi. Naprzód!
Naprzód! Odległość jest za wielka na nasze karabiny”.
Biedny kapitan pruski! Dopiero walcząc koło Gravelotte,
zdał sobie sprawę z przewagi karabinów Chassepot.
„Bliżej, aż na 500 kroków. Tutaj spotkałem się z Hage-
nem, który prowadził dwa ostatnie plutony kompanii. Ten
cel był lepszy. Nagle przypada adiutant Wiissow, pod
którym konia ubito, z garstką ludzi. Dowódca pułku już był
zabity. Tu padł Hagen, rażony kulą w głowę. Padło też
czterech żołnierzy koło mnie. Massow i ja naradzamy się,
co robić. 3. i 4. kompanie stoją w linii tyralierów obok nas,
również i 1. kompania straszliwie zdziesiątkowana. Za
nami na jakie 700 do 800 kroków trupy i ranni. Dalsze
posuwanie się naprzód było bardzo niebezpieczne, bo
gdyby Francuzi wypadli z bagnetami, to mogliby nas wziąć
do niewoli. W linii strzelców szemrzą i gdyby te łajdaki
chciały atakować, to by się im przynajmniej zęby wytarło.
Przyskakuje konno adiutant brygady i woła: tylko nie dalej,
czekać jeszcze, inaczej was wezmą. Na koniec posyłają
pułki na pomoc. Zbliżają sie szybko. Tu Massow dostaje
postrzał w rękę, a linia tyraliery coraz bardziej rzednieje.
Trudno już wytrzymać. Naprawdę więc bliżej do nich.
Teraz stoimy o 300 kroków od czerwonych czapek, ale tu
już ledwo 30-40 ludzi miałem koło siebie. Reszta była
albo zabita, albo ranna, albo nie mogłem jej ściągnąć, jak
to może się zdarzyć w podobnych bitwach z powodu
wielkiej rozciągłości linii tyraliery. Żołnierze byli dzielni,
spokojni, na śmierć gotowi. Teraz przynajmniej moglibyśmy
celować i mieliśmy strzał pewny. Ja sam strzeliłem z tyra­
lierami. Francuzi luzowali swych tyralierów cztery razy
i mogli to robić, bo stali za górą i na wzgórzu albo leżeli
w rowach, których sobie cztery rzędy jeden za drugim
wykopali. Ogień był kolosalny. Sadowa, błazeństwo w po­
równaniu. Nagle po linii strzelców słychać głos: ładunków
brak. Przerażające uczucie. W tej chwili dostałem strzał
w lewe ramię. Zbieramy ładunki od zabitych i rannych.
Rozkazałem, aby każdy strzelec zachował chociaż dwa
ładunki na przypadek, gdyby Francuzi atakowali. Wkrótce
nasz ogień ustał całkiem. Wtedy przybyli tyralierzy
pułku Elżbiety i przeszli za naszą linię. Obawa dostania
się do niewoli znikła, człowiek odzyskał swobodę. Wtem
słychać komendę: baczność! Do ataku! Biegniemy. I my
musimy także mieć udział. Ale na moje zawołanie
odpowiadają trzy głosy. Wszystko leży trupem albo jest
ranne. Tak mi się wtenczas zrobiło na sercu, że zapom­
niałem o ataku i pozostałem na miejscu. Gdy Elżbietań-
czycy krzyknęli: hurra!, Francuzi zaprzestali ognia. Wi­
działem, jak nasi weszli na górę i rozpoczęli kolosalny,
szybki ogień. Ach! Gdybym tylko miał ludzi! Francuzi
zostali wyparci ze wszystkich swych pozycji. My mieliśmy
przeciwko sobie gwardię. Ta trzymała się najdłużej. Wokół
paliły się wioski. Strzelanie nie ustawało. Wynalazłem
sobie miejsce opatrunku i przeszedłem przez całe pole
zasiane naszymi zabitymi i rannymi. Straszny widok! Co
krok o ratunek błagali ci sami ludzie, którzy dopóki mogli,
wytrwali przy dowódcy, a teraz nie można im było pomóc.
Dość o tym. Wkrótce dowiedziałem się, że wszyscy moi
koledzy albo zabici, albo ranni. Batalion miał 600 zabitych
i rannych”1.
A niemiecki lekarz wojskowy napisał:
„Opatrywanie rannych pokazuje niezmiernie morderczy
skutek francuskich strzałów. Zgodne świadectwa zaręczają,
że Francuzi pod Metz, tak samo jak pod Spichem, stali
w rowach osłaniających ich aż po głowę, blisko wałów
usypanych na podnoszącym się gruncie, na których stała
ziejąca śmierć artyleria. Wojska niemieckie, dopiero z bliska
podszedłszy, zaczęły strzelać na niedaleką odległość. Wtedy
dopiero Francuzi opuszczali swe stanowiska, gdy artyleria
niemiecka z boku ich razić zaczęła. Wówczas rowy zdawały
się żywe. Francuzi wyskakiwali z nich i biegli ku wałom,
a my za nimi. I wtedy nawet artyleria francuska niezmiernie
naszych raziła. Od strony, gdzie walczyła armia Fryderyka
Karola, to samo się działo. Ale z doniesień tymczasowych
okazuje się, że liczba rannych jest niezmierna. W samej

1 „Dziennik Poznański” nr 206, 4 września 1870.


Moguncji oczekuje ich 20 000. Gwardia pruska ucierpiała
nad wyraz. W strzeleckim batalionie zostało tylko dwóch
oficerów zdolnych do służby, a drugi pułk gwardii stracił
34 oficerów. Francuzi dzielnie walczyli, a ich kartaczownice
wielkie nam sprawiły straty”2.
Sięgnijmy jeszcze do opisu bitwy przedstawionego przez
oficera francuskiego:
„Słyszeliście pewnie o bitwie dnia 18. Straszna rzeź,
trwająca od godziny 10 rano do samej nocy. Prusacy
zajmowali las od wzgórz panujących nad Briey do drogi
żelaznej, biegnącej wzdłuż Mozeli. Marszałek w wielkim
pędzie przypadł drogą Woippy. Mówiono, że będziemy
mieli do czynienia z nową armią, świeżo przybyłą z Tre-
wiru, która chciała nas odeprzeć na armię Fryderyka
Karola. Doprawdy! Gdybyśmy byli takimi najemnikami,
jakich utrzymywano za dawnych czasów, znudzilibyśmy
się już tym samym zabijaniem. Nieprzyjaciel w gorszym
położeniu niż my, darmo wkłada ciężary na mieszkańców.
Nie ma już chleba ani wina, ani żadnej pomocy dla
rannych i chorych, mnożących się codziennie. Nie mają też
namiotów, a ci biedacy landwerzyści cierpią na gorączkę.
o godzinie jedenastej parli na nas potężnie. Myśleliśmy na
chwilę, że nas odetną z lewego skrzydła od drogi do Etain.
Artyleria ich stojąca przed lasem kartaczowała nas z bliska.
Kolega mój stojący za mną dostał trzy kule w same piersi.
A właśnie tego dnia strzały padały trafnie. Strzelali do nas
z góry. Trzeba było szukać sposobu zajścia im z boku
i wyparowania ich stamtąd. Mój stary dowódca dostał
także kawałek ołowiu w udo. Zbladł niebożątko natych­
miast. Co było z nim robić? Ani sposób odsyłać go do
ambulansu. «Ależ ołów zna mnie przecie — rzekł — kula
uwięzła mi w sadle». I to mówił człowiek chudy jak
gwóźdź. Przepasaliśmy mu tęgo udo chustką i już po całym

2 Wojna francusko-pruska, op.cits. 94.


Napoleon III
Cesarzowa Eugenia
Bitwa koło Froeschwiller

Gen. Denis Bourbaki


Wissembourg, Prusacy przeciw turkozom

Śmierć gen. Douaya


Gen. Helmuth Moltke

Napoleon III i Wilhelm


Mitralieży

Brama Maillot w Paryżu


Gwardia Narodowa
Metz

Potyczka koło Paryża


opatrunku. Włóczył się z tym poczciwiec aż do nocy.
O pierwszej musieliśmy się cofać. Zdawało się, że coraz to
nowe przychodzą na nas korpusy. Za to z lewej naszej
strony, pod małą wioseczką Amanvillers, nasi strzelcy
trąbili do ataku. Słysząc ten głos trąby i myśmy odzyskali
otuchę. Działa huczały z lasu, wieńczącego pierwsze
wzgórza. Canrobert przybywa z rezerwami i Bourbaki
szedł nas wspierać. Odparliśmy nieprzyjaciela. Nasi tyra­
lierzy po szatańsku traktowali nieprzyjaciela z lasu, pod
którym stanęliśmy. Pułk biegiem poskoczył przez wieś
drogą kamienistą, zawracającą nagle ku drugim wzgórzom.
Ruch to był tak śpieszny, żeśmy bardzo małą stratę przy
nim ponieśli. Z prawej strony lasu Jaumont bitwa wrzała
zażarciej jeszcze bardziej niż przedtem. Biali pruscy ułani
zostali naszpikowani bagnetami pod Amanvillers. Grena­
dierzy nasi szli przy odgłosie bębna ku sformowanym na
równinie Prusakom bez wystrzału. To było pyszne! Z pół­
nocnej strony pożar się szerzył. Wiatr przynosił nam kłęby
gorącego powietrza, a słońce idące ku lasowi Orne paliło
na niebie i zmuszało nas do zasłaniania sobie oczu ręką.
Wówczas to powstał ogromny ruch od lewej ku prawej
stronie naszej linii przez jary i kondygnacje wzgórz. Nie
wiem, co się tam działo z prawej strony pod skałami, ale
mi mówili dwaj kamraci z innego pułku, że ani sobie nie
można wyobrazić, jakie tam były jatki”.
Jatki rzeczywiście były. Opisał to inny żołnierz francuski
w liście do brata. Miały one miejsce w załomach Jaumont,
cztery kilometry na północny wschód od Saint Privat.
Żołnierz ten pisał:
„Obym nigdy nie był świadkiem widowiska, jak klęska
przy łomach kamieni Jaumont, bo niezawodnie straciłbym
zmysły na zawsze. W tej chwili jeszcze czuję w sobie
drganie spazmatyczne, a gdy zamknę oczy, widzę na­
tychmiast przerażający potok ludzki zapadający się w prze­
paść. Walka na Jaumont pozostanie w historii jako jeden
z najokropniejszych przypadków wojennych. Opis jego,
jakkolwiek byłby dokładny, daleki być musi od rzeczywis­
tego obrazu tego, co się stało, i od wrażenia, jakie sprawił
na świadkach tej sceny. Opowiadają, że pierwszym powo­
dem tej katastrofy miało być uczucie zemsty czterech
wieśniaków, którym Prusacy domy spalili, a mienie znisz­
czyli. Ludzie ci, znający dobrze miejscowość, umyślnie
poprowadzili tam Prusaków, którym ta pozycja zdawała się
niezdobyta i którzy ani nie przypuszczali, że idą w straszną
zasadzkę. Z kopalni Jaumont wybierano zrazu kamienie na
odkrywkę. Ściana od dna do wierzchołka tej odkrywki jest
na siedem lub osiem pięter wysoka. Na jej szczycie
usadowili się Prusacy, pewni, że niepodobna napaść ich
znienacka. Jeden z czterech wieśniaków wymknął się i dał
znać Francuzom, w jaki straszny sposób mogą zniszczyć
cały korpus. Sposób istotnie niezawodny. Kopalni nie
stanowi sama odkrywka, ale galerie długie, podziemne,
wybrane z jednej pochyłości góry i podpierane filarami.
Tylko jedna strona była tak wydrążona i na nią to
wieśniacy wprowadzili nocą Prusaków. Ciemność i stro-
mość ściany nie pozwoliły im dostrzec tych galerii.
Wejścia do nich były wyżłobione w ścianie, nad którą
wojsko pruskie usadowiło sie obronnie. O świcie uderzył
na nich Bazaine od frontu. Walczyli spokojni najzupełniej
o swoje tyły. Ale podczas walki Canrobert obszedł kopal­
nię i ustawiwszy baterię dział przed odkrywką, kazał bić
w słupy, podtrzymujące galerię. W godzinę zapadł się na
ogromnej przestrzeni grunt pod Prusakami, którzy razem
z nim zsunęli się w otchłań. Gdybym sto lat żył, jeszcze
nie zapomnę strasznego krzyku całego korpusu wojska
czującego, że ziemia się przed nim zapada. Dwadzieścia
tysięcy krzyków, połączonych w jeden krzyk niewypowie­
dziany, tchnących rozpaczą, tylu ludzi, czujących, że
zginą! Był to jeden głos ludzki, ale przepotężny, z którego
wywijały się dreszcze konania, ostatnie, a daremne wołanie
pomocy, straszne żegnanie się z życiem! Ale krótko to
trwało, bo osypisko runęło z ludźmi, końmi, działami.
Wszystko pomieszane zapadło się olbrzymią masą w ot­
chłań i druzgotało się własnym ciężarem. W chwili właś­
nie, gdy grunt zaczął chwiać się pod wojskiem pruskim,
marszałek Bazaine naparł je z takim szalonym zapędem,
że połowa pułku francuskiego, nie mogąca się na czas
zatrzymać, zleciała także w przepaść. Cały dramat trwał
dziesięć minut. Widząc co się stało, wstrzymaliśmy
się zmartwiali, a ów rozdzierający i przeciągły krzyk
brzmiał w naszych uszach. Łzy popłynęły z niejednych
oczu spoglądających na tę masę poruszającą się jeszcze
w konwulsjach zgonu. Z tego zsypu ciał wystawały
ręce tułowia, głowy, nogi końskie, działa, pogruchotane
jaszczyki. Była to góra żywa, zapadająca się pod swym
własnym ciężarem. Zapełniła dwie trzecie przepaści,
która ją pochłonęła. Trzask bitwy ustał natychmiast.
Zamilkliśmy wszyscy ze ściśniętym sercem, słuchając
20 000 jęków, wydobywających się z tej masy i gasnących
w miarę, jak obsiadała. Nie wiem, co dalej zaszło,
bo zemdlałem i ocknąłem się dopiero w ambulansie
po długiej malignie”3.
Jak podała „Kölnische Zeitung” z 19 sierpnia 1870
roku, jeszcze w czasie bitwy w Gravelotte i okolicach
wszystkie budynki zostały zapełnione rannymi i umie­
rającymi. Jeden z pułków po kilku atakach liczył 40-50
żołnierzy. Mimo to generał Struber, który kierował na­
tarciem, kazał im iść do boju.
Ten przerażający opis żołnierza francuskiego z Jaumont
wypada nieco uściślić. Łomy kamienia w Jaumont znaj­
dowały się w gminie o tej samej nazwie, mając połączenie
kolejowe z dworcem Mezieres-le-Metz, znajdującym
się 8 kilometrów od kopalni. Należała ona do pana

3 Ibidem, s. 99.
Pougnet, największego przemysłowca w departamencie
Mozeli, i produkowała rocznie 7 tysięcy metrów sześcien­
nych kamienia ciosowego oraz tyłe samo kamienia do
budowy murów. Kamień ten używany był do budowy
umocnień twierdzy Metz. Pracowało tutaj 60 robotników,
którzy przybyli do Jaumont z... Prus.
Rzeczywiście, francuski VI Korpus walczył tam z Kor­
pusem Gwardii pruskiej. To tutaj strasznych strat doznała
jedna z jego brygad. Zginęło jednak wtedy nie 20 tysięcy,
jak podał ten żołnierz, ale 8 tysięcy ludzi. Podobno jęki
w ogromnej rozpadlinie słychać było jeszcze przez cztery
dni, ale nikt nie zamierzał wydobywać zwłok z czeluści.
Ktoś proponował zalać masę ludzkiego mięsa wapnem
i podpalić. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu,
uważając go za zbyt barbarzyński. Gdy wojska walczące
odeszły, dowództwo pruskie sprowadziło Belgów, którzy
zasypywali przepaść piaskiem za 10 franków miesięcznie.
Tak oto powstał gigantyczny zbiorowy grób żołnierski.

***

„Le Soir” z 18 sierpnia przekazał równie wstrząsającą


relację swego korespondenta z Górze, który widział wozy
z rannymi żołnierzami francuskimi, jadącymi z Gravelotte.
Lżej ranni szli przy wozach. Nie było słychać skarg, krzyków,
westchnień; wozy posuwały się w milczeniu. Została po nich
krew wsiąkająca w ziemię. Gdy dziennikarz „Le Soir”
machinalnie spojrzał na tabliczkę z nazwą ulicy, aż wzdryg­
nął się. Nosiła ona nazwę: ulica Umarłych. Odnotował też, że
w mieście zjawił się już pierwszy oddział stowarzyszenia
pomocy rannym z Paryża. Aktywnością wyróżniała się tutaj
pani de Calen. Ale autor relacji widział też gromady złodziei
obdzierających trupy i rannych. Przekonywał, że po pobojo­
wisku można było poruszać się jedynie, będąc uzbrojonym
w rewolwer, aby także nie paść ich ofiarą. W pewnym
momencie oprowadzający go lekarz zwrócił uwagę na
chrapliwe poszczekiwanie niosące się z daleka.
„To pies znalazł martwego pana i teraz opłakuje jego
śmierć” — stwierdził.
Niech w tych wspomnieniach o Gravelotte nie zabraknie
Polaka. Walczył tam pułk ułanów gwardii, składający się
z żołnierzy z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Jeden
z nich napisał, że po bitwie obozowali na polu pełnym
trupów. Przez 40 godzin nie poili koni, a 30 godzin sami
byli bez wody. Gdy znaleźli mały stawek w folwarku,
w którym było więcej krwi niż wody, napoili nią konie,
a tę wodę ugotowali na kawę. „Piłem ją z apetytem”. Nie
mieli też nic do jedzenia, poza spleśniałymi sucharami,
znalezionymi w obozie francuskim4.

***

Analizując przebieg bitwy koło Gravelotte, nie sposób


przejść po jej przebiegu do porządku dziennego. Bitwa ta
obnażyła bezlitośnie wszystkie mankamenty cesarskiej armii
francuskiej. Jej dowódcy na najwyższych szczeblach nie
byli zupełnie przygotowani do sprostania operacjom wojen­
nym, które nagle stały się ich udziałem. Widocznie zanadto
zawierzyli znakomitym karabinom Chassepot i kartaczow­
nicom, zapominając, że o wyniku bitwy decyduje szybkość
w przemieszczaniu się i udany manewr dużymi masami
wojska. Inaczej można za bezcen sprzedać odwagę i oddanie
własnych żołnierzy i jako mięso armatnie podać na tacy
przeciwnikowi.
Tę bitwę marszałek Achilles Bazaine mógł wygrać
i zniszczyć 1. Armię niemiecką; niestety, szansy nie
wykorzystał. Przede wszystkim nie wsparł VI Korpusu
Piechoty pociskami armatnimi i amunicją do karabinów.

4 „Dziennik Poznański” nr 192, 20 sierpnia 1870.


Nie wysłał mu uzupełnienia, choć Korpus Gwardii stał
nietknięty.
Wreszcie generał Denis Bourbaki zdecydował się wysłać
na pomoc jedną ze swych dywizji IV Korpusowi generała
Ludwika de Ladmirault. Napotkała ona jednak bezładną falę
uciekających sprzed Amanvillers do Metzu żołnierzy i sama
uległa dezorganizacji. Zresztą marszałek Bazaine nie przygo­
tował dróg odwrotu ani też nie zorganizował go. Ogromna
masa żołnierzy francuskich w przerażeniu dotarła do bram
twierdzy. Dopiero za jej murami zostały odtworzone poszcze­
gólne korpusy francuskie, biorące udział w bitwie.

***

Marszałek Achilles Bazaine ratunek swej armii widział


w schronieniu się w twierdzy Metz nad Mozelą, leżącej
w szerokiej dolinie rzeki oblewającej wyspy Chambere,
Soulee i Saint Simphorien. Metz stał się twierdzą w XVI
wieku; założył ją kawaler de Ville. Potem jej fortyfikacje
rozbudował słynny architekt wojskowy, marszałek Francji
Sebastian Vauban (1633-1707). Twierdza, jak donosiła
„The Pall Mail Gazette” z 29 października 1870 roku,
miała dwa pierścienie fortyfikacji opasujących miasto;
pierwszy liczył 27 mil, zaś drugi, zewnętrzny, miał 40 mil
i posiadał siedem fortów. Na zachodniej stronie miasta
znajdowała się cytadela Mozela, na wschodzie — Belleroix.
Także na południu miasta piętrzyła się cytadela. Nad
doliną, wśród wzgórz obsadzonych winoroślami, domino­
wała góra Saint Quentin w kształcie kopuły5.
W tym czasie miasto liczyło 60 tysięcy mieszkańców.
Swą metryką sięgało XI wieku. Było to ongiś wolne miasto
niemieckie, lecz po pokoju westfalskim w 1648 roku
przypadło ono Francji; było więc francuskie 222 lata.

5 Fryderyk E n g e 1 s, op.cit., s. 159.


Niektórzy obserwatorzy wojny francusko-niemieckiej
1870 roku uważali, że wycofanie się dowodzonej przez
marszałka Achillesa Bazaine’a Armii Renu do Metzu
nie było może takim złym posunięciem. Dzięki temu
mógł on wiązać siły ośmiu korpusów nieprzyjaciela:
I, II, III, VII, IX i X Korpusy Piechoty oraz wirtemberską
dywizję piechoty i dywizję piechoty landwery dowodzoną
przez gen. por. Ferdynanda Kummera — łącznie szesnastu
dywizji. Ale dywizje pruskie, które miały ruszyć na
oblężenie Paryża, wchodzące w skład Korpusu Gwardii,
Korpusów IV, V, IX, XII oraz I i II Korpusów Bawarskich
i wirtemberskiej dywizji piechoty — w żadnym wypadku
nie wystarczały do zdobycia Paryża.
Obrona Metzu, której dowódcą był gen. dyw. Grzegorz
Coffinieres, była jednak zorganizowana z „gorszącą nie-
dbałością”. Dowódca zgromadził tam wprawdzie wiele
zapasów, ale zapomniał sprowadzić bydło i furaż, w które
obfitowały okoliczne wioski. Uważał on, że w Metzu
powinna pozostać cała Armia Renu, ponieważ budowa
fortów nie została jeszcze ukończona. Chodziło o forty
Saint Julien, Queuleu, Saint Privat, Plappeville i Saint
Quentin. W tym czasie wojska niemieckie opasały szańcami
twierdzę Metz, czemu bezczynnie przyglądał się marszałek
Achilles Bazaine. Tymczasem generał Helmuth von Moltke
i jego sztabowcy nie próżnowali. 19 sierpnia niemiecki
Sztab Generalny miał już opracowany dokładny plan dalszej
kampanii. W myśl tego planu Korpusy I, II, III, VII, VIII,
IX, X, 1. i 5. Dywizje Kawalerii oraz 1. Dywizja Rezer­
wowa pozostały pod dowództwem generała piechoty księcia
Fryderyka Karola przed twierdzą Metz. Dowództwo nie­
mieckie miało nadzieję wkrótce ją zdobyć.
DROGA DO SEDANU

Ponadto dowództwo niemieckie powołało nową, 4. Armię


(tzw. Armia Mozy) pod dowództwem następcy tronu saskiego,
generała kawalerii księcia Alberta von Sachsen, składającą się
z wziętych z 2. Armii: Korpusu Gwardii (22 tysiące żołnierzy),
IV Korpusu (28 tysięcy żołnierzy) i XII Korpusu (25 tysięcy
żołnierzy). Dołączył do niej II Korpus Bawarski (20 tysięcy
żołnierzy), wzięty z 3. Armii. 4. Armia na razie miała
pomaszerować przez Reims na Paryż. Jak się potem okazało,
dowództwo niemieckie zleciło jej całkiem inne zadania,
o czym będzie mowa później1.
Natomiast 3. Armia, składająca się z Korpusów V i XI
oraz I Korpusu Bawarskiego, do której doszedł jeszcze
VI Korpus Śląski dowodzony przez gen. kawalerii Tümplinga,
miała też nacierać na Paryż, ale jak na razie planowano jej
marsz w kierunku na historyczną stolicę Szampanii — Troyes.
Niemiecki Sztab Generalny planował również powołanie
kolejnej, nowej armii (5. Armia), która miała składać się
z dywizji wirtemberskiej i bawarskiej oraz organizowanego
właśnie XTV Korpusu Piechoty, który miał być dowodzony
przez generała Augusta Werdera. 5. Armia miała oblegać

1 web.genealogie.free.fr(Prussse), s. 9.
Strasburg; jednakże jej powołanie utkwiło w sferze planów,
choć oczywiście wspomniane jednostki wojskowe nadal
oblegały miasto. Powstały natomiast na pewien czas związki
dywizyjne, nazwane armiami rezerwowymi: 6. Armia,
dowodzona przez gen. piechoty Fryderyka Franciszka,
wielkiego księcia von Mecklemburg-Schwerin, która obsadzi­
ła brzegi Renu; 7. Armia dowodzona przez generała Carstei-
na, przebywająca w Berlinie; wreszcie 8. Armia dowodzona
przez generała Löwefelda, która stacjonowała w Głogowie.
Prace oblężnicze wokół twierdzy Metz dowództwo
niemieckie powierzyło gen. Mertensowi, uchodzącemu za
wybitnego specjalistę w tej dziedzinie. To on kierował
w 1864 roku tego typu pracami przy duńskiej twierdzy
Dybbol; potem przeszedł na emeryturę, lecz znający dobrze
jego umiejętności generał Helmuth von Moltke powołał go
znowu do służby. W tym czasie marszałek Achilles Bazaine
rozważał możliwość przedostania się swej armii na północ
przez marsz prawym brzegiem Mozeli, ku Thionville;
jednakże wymarsz został powstrzymany przez ulewny
deszcz. Wówczas marszałek Bazaine zdecydował się na
pozostanie w Metzu, twierdząc, że posiadana przezeń
amunicja starczy zaledwie na jedną bitwę.

***

21 sierpnia cesarz Napoleon III w towarzystwie generała


Jana Margueritte przybył do Châlons. Miejscowość ta,
położona w samym środku Szampanii nad Mamą, 173 km
od Paryża, panuje nad kotliną rzeki. Równolegle do Mamy
płynie rzeka Vesle. Wzdłuż niej ciągnęły się wioski Saint
Hillaire du Temple, Bomy, Louvecy, Mourmelon Le Petit
Morme, Le Grand Nourmelon, Petites Loges, Le Sept
S aulx. Do Reims jest 38 kilometrów.
W 1857 roku cesarz Napoleon III wydał rozkaz założenia
na panującym nad doliną płaskowyżu, na placu o długości
19 kilometrów i obszarze 12 tysięcy hektarów — obozu
wojskowego. Obwód obozu wynosił 13 kilometrów. Po­
środku, w odległości kilometra od linii zewnętrznych,
znajdowała się kwatera cesarska: baraki, namioty i mała
kaplica. Przez obóz przepływała rzeczka Cheneau. Na jej
prawym brzegu znajdowały się tereny artyleryjskie, inten-
dentura i magazyny.
Było to miejsce dobrze wybrane. W tym wypadku cesarz
Napoleon III wzorował się na Rzymianach, bowiem 10
kilometrów od obozu znajdował się dawny obóz rzymski.
Tam obecny cesarz francuski formował nową Armię „Cha-
lons”, której trzon stanowiła w istocie dawna Armia
„Wschód”. Jej dowódcą został marszałek Patryk Mac Mahoń.
Składała się ona z Korpusów I, V, VII, XII i dwóch
rezerwowych dywizji kawalerii. I Korpusem Piechoty dowo­
dził gen. dyw. August Ducrot (1. i 2. Dywizje Piechoty,
pełniący obowiązki dowódców: gen. bryg. Karol Wolff, gen.
bryg. Ludwik Peletier de Montmarie; 3. i 4. Dywizje
Piechoty, dowódcy: gen. dyw. Edmund L’Heriller, gen.
dyw. Hipolit de Latrigue; dywizja kawalerii, dowódca gen.
dyw. Ksawery Duchesme). V Korpusem Piechoty dowodził
gen. dyw. Karol de Failly (trzy dywizje piechoty, dowódcy:
gen. dyw. Franciszek Goze, gen. dyw. Ludwik de L’Abadie
d’Aydren, gen. dyw. Jan Gyuot de Lespat; dywizja kawalerii,
dowódca gen. dyw. Henryk Brahaut). VII Korpusem Piechoty
dowodził gen. dyw. Feliks Douay (trzy dywizje piechoty,
dowódcy: gen. dyw. Gustaw Conseil Dumesnil, gen. dyw.
Ernest Liebert, gen. dyw. Karol Daumont; dywizja kawalerii,
dowódca gen. dyw. Alfred Ameil). XII Korpusem Piechoty
dowodził gen. dyw. Bartłomiej Lebrun (trzy dywizje piecho­
ty, dowódcy: gen. dyw. Juliusz Grandchamp, gen. dyw.
Karol Lacretelle, gen. dyw. Eliasz de Vassoigne; dwie
dywizje kawalerii, dowódcy: gen. dyw. Walenty Lichtlin
i gen. dyw. Juliusz de Salignac Fenelon). Rezerwowymi
dywizjami kawalerii dowodzili gen. dyw. Jan Margueritte
i gen. dyw. Karol Bonnemains. W sumie Armia „Chalons”
liczyła 150 tysięcy żołnierzy i 600 dział2.
Miała ona za zadanie udać się w rejon twierdzy
Metz i odblokować znajdującą się tam armię marszałka
Achillesa Bazaine’a. Najrozsądniejsze byłoby osłonięcie
tą armią Paryża i w razie potrzeby skoncentrowanie
jej przy paryskich fortach. Ale regentka cesarzowa Eugenia
uznała, iż nie może być tak, aby cesarz wracał do
Paryża jako zwyciężony; Francja potrzebowała zwycię­
stwa. Jak wiadomo, w Paryżu sformowały się wcześniej,
9 sierpnia, Korpusy XIV i XV, których dowódcami
zostali gen. dyw. Piotr Renault i gen. dyw. Baltazar
de Bonnet Maurelhan de Polhes.
Na razie Armia „Chalons” opuściła obóz, maszerując na
północny wschód ku granicy belgijskiej. Część olbrzymich
zapasów przewieziono do Reims, resztę spalono lub po
prostu porzucono. W Reims stacjonował VII Korpus
Piechoty, który przybył z Belfort. Tam też przybył przed­
stawiciel regentki Eugenii — radca stanu Eugeniusz Rouher,
stary druh cesarza jeszcze z czasów jego prezydentury, gdy
był wtedy ministrem sprawiedliwości. Potem był wice­
przewodniczącym Rady Stanu i ministrem handlu. Na
dworze nazywali go złośliwie „wielkim wezyrem”. Miał
duży wpływ na cesarzową Eugenię.
Radca Rouher radził wszczęcie energicznych kroków
zaczepnych. Prezydent Rady Ministrów hrabia Palikao
popierał ten pomysł, który polegał na wysłaniu w kierunku
na Verdun Armii „Chalons”, zaatakowaniu przez nią
4. Armii niemieckiej i pobiciu jej, zanim przyjdą posiłki;
3. Armia, która ewentualnie mogłaby przyjść zaatako­
wanym kolegom z pomocą, maszerowała właśnie ku
południowi przez dolinę Mamy i znajdowała się dość
daleko.

2 Ibidem, (France), s. 18.


W tej sytuacji marszałek Patryk Mac Mahoń zdecydował
się na marsz do Stenay, skąd miał zamiar posunąć się do
Mouzon, aby tu przeprawić się przez Mozelę. Dwa pierwsze
Korpusy — I i XII — przeszły przez rzekę Chiers w rejonie
Carignan; dwa następne — V i VII — zostały na lewym
brzegu Mozeli. Nocą V Korpus cofnął się z Nouart do
Beaumont. W tym czasie zmieniła się sytuacja — 3. Armia
akurat zdążyła połączyć się z 4. Armią, a także jeszcze
z dwoma korpusami 2. Armii. Dowódca V Korpusu nie
chciał zetknąć się z 3. Armią przeciwnika, ale gen. Helmuth
von Moltke uznał obecność Armii „Chalons” w tym rejonie
za doskonałą okazję i postanowił wykorzystać jej marsz,
aby złapać ją w tzw. „uchwycie okrężnym”. Dowództwo
niemieckie sądziło, że Armia „Chalons” zechce cofnąć się
na północ i uznało, że nie należy do tego dopuścić; dlatego
skierowało dwie armie niemieckie na lewy brzeg Mozy, na
linę Tourteron-Mouzon. Ich prawe skrzydło spotkało się
30 sierpnia 1870 roku z francuską 1. Dywizją Piechoty
V Korpusu, dowodzoną przez gen. dyw. Franciszka Goze
w rejonie Beaumont-en-Argonne koło Buzancy w regionie
Szampania-Ardeny.
Francuscy żołnierze odpoczywali w swych kwaterach,
gdy nagle pojawiły się oddziały IV i XII Korpusów
2. Armii. Zaskoczenie było zupełne. Wywiązała się bitwa.
1. Dywizja Piechoty pierzchła w nieładzie; inne dywizje
V Korpusu stanęły pomiędzy Yonna i Mozelą na wzgórzach
Vartelle. Od tyłu naciskał na nie I Korpus Bawarski,
z przodu atakowały Korpusy IV i XII. Dowódca V Korpusu
francuskiego gen. Karol Failly otrzymał w końcu posiłki:
artylerię XII Korpusu, dywizję kawalerii dowodzoną przez
generała Jana Margueritte i szwadron kirasjerów.
V Korpus przeprawił się przez Mozelę w Mouzon.
VII Korpus, ścigany przez 3. Armię, wycofał się na północ
i przeprawił się przez Mozelę w Remilly wraz z dwoma
dywizjami odciętymi od głównych sił armii. Dowódca
1. Dywizji Piechoty VII Korpusu gen. dyw. Ksawery
Dusmeil raził ogniem armatnim I Korpus Bawarski, dzięki
czemu dał możność wycofania się V Korpusowi francus­
kiemu. Tym sposobem wieczorem 30 sierpnia Armia
„Chalons” przeprawiła się przez Mozelę. W bitwie straciła
1800 zabitych oraz 42 działa, a trzy tysiące żołnierzy
dostały się do niewoli. Ale i wojska pruskie poniosły spore
straty, sięgające 3500 żołnierzy3.
Wkrótce po bitwie następca tronu saskiego, generał
piechoty książę Albert, zatrzymał się w klasztorze w So-
mathon koło Buzancy; zamierzał tam spędzić noc. W pe­
wnym momencie usłyszał stłumione głosy, jakby do­
chodzące z piwnic. Wysłał tam żołnierzy, którzy znaleźli
duże ilości prochu. Żołnierze ujęli kilku osobników,
którzy przyznali się, że chcieli wysadzić klasztor w po­
wietrze. Tak oto książę Albert cudem uniknął śmierci.
Armia „Chalons” stanęła w twierdzy Montmedy, na linii
kolejowej z Mezieres do Thionville. Tam czekała na armię
marszałka Achillesa Bazaine’a, który obiecał, że wkrótce
wyruszy z Metzu; ale, jak wiadomo, przeszkodziły mu
ulewne deszcze, a potem I Korpus pruski wyszedł mu
naprzeciw. Wprawdzie III i IV Korpusy francuskie zajęły
Noisseville i Servigne, ale dowództwo niemieckie też nie
próżnowało. Armii Renu nie udało się przebić i cofnęła się,
tracąc w walce 3500 żołnierzy. Dowództwo niemieckie
okupiło to też dużymi stratami: trzema tysiącami poległych
i rannych.
Natomiast żołnierze Armii „Chalons” byli już wyczerpani
forsownymi marszami. Generał August Ducrot poradził
marszałkowi Mac Mahonowi, aby jego armia udała się do
Mezieres, gdzie znajdowała się dywizja z XIII Korpusu,
i dał tam odpocząć Armii „Chalons”; jednakże dowództwo
4. Armii, wiedząc już, gdzie znajduje się Armia „Chalons”,

3 Pierre L eh au t c o u r t I, op.cit., s. 139.


przerzuciło na powrót przez Mozelę swe siły zdążające
w kierunku armii marszałka Mac Mahona; w tej sytuacji
marszałek postanowił, że nie ma innego wyjścia, jak
stoczyć bitwę koło Sedanu.

***

Armia „Chalons”, idąc od Carrignon prawym brzegiem


rzek Chier i Mozeli, ostatecznie dotarła do Sedanu, choć
artyleria pruska bezustanną kanonadą usiłowała ją odciąć
od miasta albo przynajmniej odwrócić jej uwagę od ruchów
wojsk niemieckich z północy, które z kolei chciały przeciąć
jej drogę z Mezieres. W tym czasie liczyła ona 202 baony
piechoty i 80 szwadronów kawalerii — w sumie 142
tysiące żołnierzy i 564 działa. Za nią nieustępliwie podążały
3. i 4. Armie niemieckie. Liczyły one 222 baony piechoty
i 186 szwadronów kawalerii — w sumie 294 tysięcy
żołnierzy i 774 działa. Jak podawała gazeta „Le Patrie”,
Korpusy I, V, VII i XII, cofając się z Beaumont, stanęły na
południe od miasta Sedan i zajęły pozycje frontem do
Mozeli, na prawym brzegu rzeki. Lewe skrzydło ugrupo­
wania francuskiego stanowił XII Korpus Piechoty, który
stanął w Moncelle la Platineie i le Petite Moncelle. Miał
on za zadanie obserwować drogi z Mezieres do Montmedy
i osłonić linię kolei żelaznej oraz przejścia koło Bazevilles,
miejscowości znajdującej się trzy kilometry od Sedanu.
Środek pozycji zajął I Korpus Piechoty, sadowiąc się na
wzgórzu Daigny między la Petite Moncelle i Givonne.
V Korpus Piechoty zajął wzgórze nad Givonne i w dawnym
obozie oszańcowanym na prawo od I Korpusu. Prawe
skrzydło, czyli wyżynę Floing i Illy, zajęły Korpusy V i VII.
Tu dowództwo objął gen. dyw. Emanuel Wimpffen. Między
pozycjami Korpusów I i VII, z Illy do Givonne, zrobiła się
luka. Marszałek Patryk Mac Mahoń rozkazał brygadzie
gen. bryg. Karola de Fontanges Couzana z 3. Dywizji
Piechoty V Korpusu, dowodzonej przez generała Jana
Guyota de Lespata, aby wypełniła tę lukę. Z kolei
2. Dywizja V Korpusu, dowodzona przez gen. dyw.
Ludwika L’Abadie d’Aydreina, miała zająć Casal jako
rezerwa dla Korpusów V i VII oraz ich łącznik.
Francuska linia obronna biegła więc od południowego
zachodu do północnego zachodu, na długości pięciu kilo­
metrów, w odległości czterech kilometrów od miasta. Stan
armii był opłakany — żołnierze upadali ze znużenia, dezercja
przybrała niepokojące rozmiary. Natomiast wojska Związku
Północnoniemieckiego znajdowały się w o wiele lepszej
kondycji i z wolna osaczały Armię „Chalons” — 4. Armia
znajdowała się już nad brzegiem Mozeli, 31 sierpnia Korpus
Gwardii doszedł do Carignan, a Korpusy IV i XII strzegły
górnej Mozeli i drogi do twierdzy Montmedy. Z kolei
3. Armia skierowała się na dolną Mozelę, aby nieprzyjacie­
lowi zamknąć drogę do twierdzy Mezieres. Korpusy V
i XI przeprawiły się 31 sierpnia i 1 września przez Mozę
koło Donchery. Na lewym brzegu Mozeli zostały dwa
korpusy bawarskie. Stanęły one naprzeciw Torcy, przed­
mieścia Sedanu, i zajęły wzgórza Wadelincourt i Frenois.
Stamtąd ich działa bezkarnie ostrzeliwały Sedan.
Wolne przejście dla wojsk francuskich znajdowało się
jedynie na północy. Jedyne, co mogło zrobić ich dowódz­
two, to wyprowadzić Armię „Chalons” z Sedanu, bowiem
zorganizowanie przez nią skutecznej obrony twierdzy było
niemożliwe — dowództwo niemieckie dysponowało ogrom­
ną przewagą artyleryjską.
Armia francuska mieściła się w dwóch bokach kąta
otwartego na południe ku Mozeli, którego szczyt stanowiło
Calvaire d’Illy przed laskiem Garenne.
W nocy 31 sierpnia wojska pruskie usiłowały zająć most
kolejowy w Bazeilles na Mozeli. Bronili go skutecznie
francuscy marynarze. Prusacy nie mogli też sforsować
innego mostu, wąskiego i drewnianego. Próbowali przejść
go siedem razy, a w końcu zrezygnowali z powodu
ogromnych strat w ludziach, aż woda w rzece stała się
czerwona4.
1 września o świcie I Korpus Bawarski zaatakował
Bazeilles, a z kolei saski XII Korpus i pruski Korpus
Gwardii — górne Givonne. Kierunki te stanowiły lewe
skrzydło ugrupowania francuskiego, czyli pozycje XII
Korpusu Piechoty, a następnie środek, czyli pozycje
I Korpusu.
O godzinie 7.00 marszałek Patryk Mac Mahoń został
ranny w biodro odłamkiem granatu. Dowództwo przejął
gen. August Ducrot, choć ze starszeństwa należało się ono
dowódcy V Korpusu, gen. dyw. Emanuelowi Wimpffenowi.
Gen. August Ducrot nakazał odwrót ku Mezieres, ale gen.
Emanuel Wimpffen nie posłuchał i nadal walczył przeciw
XII Korpusowi, nacierającemu z La Moncelle. O godzinie
9.00 na drodze do Mezieres stanęła dywizja wirtemberska,
która nacierała od Yivieres. W ślad za nią pokazały się
pruskie dywizje kawalerii oraz V i XI Korpusy Piechoty.
Wtedy dowództwo przejął generał Emanuel Wimpffen.
Zmiana dowództwa wprowadziła jeszcze większe zamiesza­
nie. Generał Wimpffen chciał przedrzeć się przez pozycje
saskiego XII Korpusu i I Korpusu Bawarskiego, ale nie­
skutecznie. Z kolei XII Korpus francuski dowodzony przez
gen. Bartłomieja Lebruna zdążył już z rozkazu gen. Augusta
Ducrota opuścić Bazeilles. Bawarczycy spalili wieś, a miesz­
kańców wymordowali. Gdy gen. Emanuel Wimpffen rozkazał
XII Korpusowi gen. Bartłomieja Lebruna i I Korpusowi gen.
Augusta Ducrota zająć na powrót Givonne, już spadał na tę
miejscowość grad pocisków z dwustu dział pruskich.
I i II Korpusy Bawarskie i IV Korpus pruski uderzyły na
XÏÏ Korpus francuski, a pruski Korpus Gwardii zajął Fond de
Givonne. Miał on odciąć drogę odwrotu wojskom francuskim

4 „Gazeta Warszawska” nr 205, 2 września 1870.


w kierunku Belgii. Na wschodzie XI Korpus pruski,
okrążywszy półwysep Ges, wraz z V Korpusem zaatakował
VII Korpus francuski między Saint Menges, Fleignes
i Floing. VII Korpus nagle znalazł się na wzgórzu ostrze­
liwanym przez 180 dział; zresztą już każdy korpus francuski
znajdował się w ogniu — z przodu, z boków i z tyłu.
W trójkąt Bois de la Garenne, mający około 6 tysięcy
metrów kwadratowych, gdzie znalazły się francuskie kor­
pusy, waliły pruskie działa z Wadenlicourt, Illy, Givonne.
Oddziały francuskie walczące we Floing, wsparte przez
połowę V Korpusu, a potem przez dwie dywizje I Korpusu,
broniły się dzielnie, odpierając pierwsze ataki pruskie.
Lecz oto przez lasy Givonne nadchodził od północy
XI Korpus pruski. Dwie dywizje kawalerii, dowodzone
przez gen. dyw. Jana Margueritte’a i gen. dyw. Karola
Bonnemains, bezskutecznie szarżowały na wroga. Generał
Margueritte po trzeciej desperackiej szarży został ciężko
ranny i zmarł potem w szpitalu w wyniku odniesionych
ran. Zastąpił go gen. bryg. Gaston Gallifet. Ale pruski
XI Korpus Piechoty już przeszedł przez lasy Givonne
i zamknął okrążenie. Wtedy V Korpus Piechoty generała
Emanuela Wimpffena opuścił miejscowość, której bronił,
i odparł ataki I Korpusu Bawarskiego oraz Korpusów XII
i IV. V Korpus francuski chciał dostać się do Fond i do
Givonne, ale jego kolumny zostały zdziesiątkowane i od­
rzucone pod Sedan, gdzie już zbierały się pod gradem
pruskich kul niedobitki Armii „Chalons”. Armii tej groziło
okrążenie, bo prawe skrzydło pruskie było bliskie połącze­
nia się z wojskami, które przeszły Mozelę poniżej Sedanu.
Na lewym skrzydle z powodzeniem toczył bój XII Kor­
pus Piechoty. Generał Wimpffen chciał ulżyć prawemu
skrzydłu i wzmocnił XII Korpus generała Bartłomieja
Lebruna siłami oddziałów wspierających Korpusy I i V;
miał nadzieję utorowania sobie drogi w kierunku Carignan
i dostania się do Montmedy. Około godziny 15.30 wysłał
list do cesarza, wzywając go, aby przybył do swych wojsk,
które wywalczą przejście.
XII Korpus ruszył do ostrego natarcia i wprost zgniótł
przeciwnika, ale Korpusy I i VII mające tworzyć straż
tylną zostały zepchnięte ku Sedanowi i część z nich weszła
do miasta. Sztab generała Wimpffena i dywizje XII Korpusu
ruszyły do Givonne drogą na prawo, wiodąca do Balan.
Jednakże o godzinie 16.00 oficer przywiózł wiadomość od
cesarza, który donosił, że kazał wywiesić białą flagę na
cytadeli i nakazywał przerwanie walki oraz wejście z nie­
przyjacielem w układy.
Generał Wimpffen nie chciał układów, ale cesarz nalegał.
Generał wciąż się wzbraniał i wezwał wszystkich żołnierzy
znajdujących się w mieście, aby ruszyli wraz z nim w celu
przebicia się przez pozycje wroga. Jednakże wojsko było
znużone i głodne; tylko dwa tysiące żołnierzy ruszyły
z generałem Wimpffenem i wprawdzie zajęły Balan, ale
siły były zbyt małe, aby kontynuować manewr. Żołnierze
gen. Wimpfena nie osiągnęli stanowisk XII Korpusu i około
godziny 18.00 generał nakazał powrót do miasta, gdzie
napisał do cesarza podanie o dymisję, które cesarz Napo­
leon III odrzucił, nakazując mu jednocześnie nawiązanie
kontaktu z generałem Moltkem w celu kapitulacji. Cesarz
Napoleon III już kilka godzin wcześniej, widząc niemoż­
ność dalszej walki, kazał wywiesić na zamku białą chorą­
giew. Pojawiała się ona i znikała, stąd też artyleria pruska
nadal bombardowała Sedan. Wreszcie o godzinie 18.00
cesarz napisał list do króla pruskiego, w którym deklarował
poddanie się. Wówczas król Wilhelm I rozkazał przerwać
ostrzał5.

5 Wojna francusko-pruska, op.cits. 126 oraz La Grande Encyklopedie,

t. XVIII s. 31.
KLĘSKA SEDAŃSKA

Wtedy generał Wimpffen skontaktował się z generałem


Moltkem, ten zaś oświadczył:
— Muszę przyznać, że armia francuska odznacza się
bezgraniczną dzielnością. — Ale nie mieliście żadnych
szans. 80 tysięcy przeciw 250 tysiącom? A w dodatku kilka
godzin temu dotarło do nas dodatkowo 80 tysięcy. Nie
pozostaje wam nic innego, jak poddać się.
— Nie mogę na to pozwolić. Możemy walczyć dalej
— odparł Wimpffen.
— Jak pan uważa. Ale jeśli do jutra do godziny
9.00 nie zostanie ułożony i podpisany akt kapitulacji,
rozpoczniemy bombardowanie miasta — oświadczył ge­
nerał Moltke. Był w ogóle zdumiony, że wśród walczących
wojsk francuskich znajduje się cesarz Napoleon III. Nie
mógł zrozumieć, że można tak lekkomyślnie narażać
osobę monarchy. Natomiast żołnierze niemieccy usły­
szawszy, że cesarz idzie do niewoli, nie kryli entuzjazmu,
krzycząc: Der Kaiser ist da!1.
O świcie 2 września generał Wimpffen zwołał radę
wojenną: dowódców korpusów i dywizji. Oceniła ona stan

1 Alfred L i e b f e 1 d, op.cit., s. 339.


zapasów żywności i amunicji, po czym wszyscy zgodzili
się, że trzeba pertraktować z nieprzyjacielem.
O godzinie 11.00 generał Wimpffen ogłosił proklamację:
„Żołnierze! Wczoraj walczyliście przeciwko przeważają­
cym siłom. Od świtu aż do nocy opieraliście się nieprzyjacie­
lowi z najwyższym męstwem, dopóki nie wystrzelaliście
ostatniego ładunku. Wyczerpani tą walką nie mogliście
odpowiedzieć wezwaniu waszych generałów i oficerów,
pragnących, abyście się starali dostać do Montmedy i połą­
czyć z marszałkiem Bazaine’m. Tylko dwa tysiące ludzi
zebrano gotowych do tego ostatecznego wysilenia. Musieli
się jednak w wiosce Balan zatrzymać i do Sedanu wrócić,
gdzie wasz generał przekonał się, że nie ma już ani żywności,
ani amunicji. Nie można było myśleć o obronie twierdzy,
której położenie uniemożliwia opór przeciwko licznej i silnej
artylerii nieprzyjacielskiej. Armia zebrana w murach tego
miasta nie mogłaby ani się z niego wydostać, ani go bronić,
ponieważ brakło dla mieszkańców i dla wojska środków
wyżywienia. Musiałem ze skutkiem wejść z nieprzyjacielem
w układy. Posłany wczoraj do kwatery pruskiej i opatrzony
najzupełniejszym pełnomocnictwem do zawiązania układów
nie mogłem z początku zgodzić sie na warunki, jakie
nieprzyjaciel nakładał. Dopiero dziś rano zagrożony bombar­
dowaniem, na które nie mógłbym odpowiedzieć, postanowi­
łem znowu się układać i otrzymałem warunki, w których,
0 ile możności, usunięto upokarzające formalności, jakie za
sobą w takich okolicznościach pociągają zwyczaje wojenne.
Nie pozostaje nam nic więcej, oficerowie i żołnierze, nad
przyjęcie z rezygnacją skutków konieczności, przeciw którym
armia już nie może walczyć, brak nam bowiem amunicji
i żywności. To jedno mnie pociesza, że uniknąłem niepotrze­
bnej rzezi i że zachowałem dla ojczyzny żołnierzy zdolnych
do oddania krajowi świetnych usług w przeszłości”2.

2 Wojna francusko-pruska, op.cits. 130-131.


W myśl postanowień kapitulacji cesarz Napoleon III,
marszałek Patryk Mac Mahoń, 22 826 oficerów i 70 ty­
sięcy żołnierzy mieli dostać się do niewoli. Sztandary,
broń, w tym 600 dział polowych i fortecznych, 12 tysięcy
koni — miały wpaść w ręce zwycięzców. Wcześniej,
w czasie walki, do niewoli dostało się 21 tysięcy żołnierzy,
a 15 tysięcy było zabitych i rannych. Trzy tysiące żołnierzy
francuskich przebiły się do Belgii, a 10 tysięcy — do
Mezieres i do Avesnes.
Zaraz potem, wedle relacji korespondenta „The Times”,
cesarz udał się do króla pruskiego. Kanclerz Bismarck
wyszedł mu naprzeciw; usiedli obaj przed chatą tkacza
i rozmawiali o warunkach poddania się i o pokoju. Cesarz
oświadczył, że nie ma władzy, bowiem znajduje się ona
w rękach regentki i z nią oraz z ministrami trzeba
negocjować. Na to kanclerz stwierdził, że cesarz nie może
spotkać się z królem, dopóki nie zostanie podpisana
kapitulacja. Rozstali się i kanclerz udał się do króla, który
zgodził się, aby francuskim oficerom pozostawiono szpady
i pod słowem honoru, że nie będą walczyć przeciw armii
niemieckiej, wypuszczono.
O godzinie 11.30 generałowie Wimpffen i Moltke oraz
kanclerz Bismarck podpisali układ, a o godzinie 14.00 król
Wilhelm I przyjął cesarza. Przytoczony niżej opis spotkania
pochodzi od redaktora Russela, korespondenta „The Times”,
który zrelacjonował je w numerze swej gazety z 16
września.
Spotkanie obu monarchów odbyło się na zamku Bellevue.
Przyjechał na nie król wraz z następcą tronu. Cesarz
oczekiwał go na schodach zamku; wraz z królem wszedł
do środka. Obaj skierowali się do głównego salonu,
zamknąwszy za sobą drzwi, aby mogli porozmawiać sam
na sam. Pierwszy zaczął Wilhelm:
— Bóg dał mi zwycięstwo w wojnie przeciwko mnie
prowadzonej.
Na to cesarz Napoleon III odpowiedział:
— Nie szukałem wojny, wcale jej nie pragnąłem, ale
byłem zmuszony do jej wypowiedzenia przez francuską
opinię publiczną.
— Dobrze wiem o tym, że wojna nie jest dziełem
Waszej Cesarskiej Mości. Jestem tego pewny. Wasza
Cesarska Mość prowadził wojnę, idąc za wolą opinii
publicznej, która zmusiła do prowadzenia tej wojny
— oświadczył król i dodał: — Armia francuska biła się
z wielką walecznością.
— Tak, ale wojska Waszej Królewskiej Mości od­
znaczają się karnością, jakiej się tym razem moje wojska
nie mogą poszczycić — zauważył Napoleon III. Król
Wilhelm wyjaśnił:
— Od kilku lat armia pruska korzystała ze wszelkich
ulepszeń i od dawna śledziła postępy wszystkich narodów
na świecie.
— Artyleria Waszej Cesarskiej Mości wygrała tę bitwę.
Artyleria pruska jest najlepsza ze wszystkich artylerii na
świecie — przyznał Napoleon III. Na to król Wilhelm
odrzekł skromnie:
— Moim zadaniem było wprowadzenie udoskonaleń,
których dokonały inne narody.
— Książę Franciszek Karol zdecydował o dniu dzisiej­
szym. To jego armia wyparła naszą ze stanowisk — stwier­
dził cesarz. Król Wilhelm zdziwił się:
— Franciszek Karol? Nie rozumiem Waszej Cesarskiej
Mości. Pod Sedanem biła się armia mojego syna.
— To gdzie znajduje się książę Fryderyk Karol? — spy­
tał cesarz. Król Wilhelm odparł:
— Stoi z VII Korpusem pod Metzem.
Na te słowa cesarz Napoleon III zadrżał i cofnął
się jak piorunem rażony; ale zaraz opanował się. Król
Wilhelm spytał:
— Jakie warunki chce Wasza Cesarska Mość przedłożyć?
Cesarz Napoleon odparł:
— Żadnych. Jestem bez władzy. Jestem tylko jeńcem.
— W takim razie czy można zapytać, gdzie znajduje się
rząd Francji, z którym mógłbym prowadzić układy?
— W Paryżu cesarzowa i ministrowie mogą się tylko
układać — oświadczył Napoleon. — Ja jestem bez władzy,
ja tu nie dowodzę i nie proponuję warunków.
Król przekazał jeszcze cesarzowi, gdzie będzie inter­
nowany. Napoleon III miał być ulokowany w pałacu
Wilhelmshohe koło Kassel. Cesarz się zgodził3.
Tak miała wyglądać rozmowa cesarza z królem. Skąd
dziennikarz angielski znał jej treść, skoro w salonie
znajdowali się tylko dwaj monarchowie? Wiadomo, że
ściany mają uszy, a w takim zamku to prawie rzecz
normalna. Na pewno pruscy sztabowcy podsłuchiwali;
a może treść rozmowy król przekazał najbliższemu otocze­
niu, na przykład w czasie wspólnego obiadu?
2 września resztki wojsk francuskich weszły do miasta,
aby oddać broń. Jak stwierdził korespondent jednej z gazet
paryskich, w Sedanie panowało przekonanie, że gdy Paryż
dowie się o klęsce — cesarstwo, źródło wszystkich nie­
szczęść, bezpowrotnie runie. „Jeden tylko okrzyk rozlega
się po mieście: «To nie waleczność pokonała armię
francuską, ale nauka, porządek, krew zimna, przezorność»”.
Ów korespondent donosił następnego dnia o godzinie
18.00:
„Tak jak wszyscy mam łzy w oczach. Widziałem
wojska francuskie, które szły, aby broń swą oddać
nieprzyjacielowi. Nigdy nie zapomnę tego bolesnego
widoku. Żołnierze rzucali karabiny w Mozelę i inni
ze wściekłością rozbijali je i rzucali z rozpaczą pod
nogi szyldwachów niemieckich. Deszcz leje strumieniem,
grzmoty rozlegają się z przeraźliwym hukiem. Po ulicach
3 Ilustrierte..., op.cits. 178 oraz Wojna francusko-pruska, op.cit.,
s. 149.
i karczmach pełno jest włóczęgów. Patrole niemieckie już
krążą po mieście. W hotelach nie ma kawałeczka chleba
ani szklanki wina”.
Przebieg bitwy opisał też członek parlamentu brytyjs­
kiego, który przebywał tam i widział na własne oczy
zmagania obu wojsk, znajdując się wśród oddziałów
bawarskich, a potem w Sedanie. Relacja ta także ukazała
się w „The Times”.
Deputowany przyjechał 30 sierpnia wieczorem do wioski
Grand Pre, ale gdy usłyszał strzały karabinowe, od razu
ruszył w tamtym kierunku. Późno wieczorem dostał się do
Buzancy, gdzie spotkał się z królem pruskim, kanclerzem
Bismarckiem i generałami Moltkem i Roonem. Zaraz
potem udał się do miejscowości Sommathue. Wojska
pruskie nacierające na Sedan, który leżał na północy, nie
bardzo wiedziały, w którym kierunku mają poruszać się,
bowiem mieszkańcy pouciekali, a ci, którzy zostali, udzielali
fałszywych informacji. Do Sommathue dotarł dopiero nad
ranem. Wioska była zapełniona rannymi. Nasz deputowany
udał się wtedy do miejscowości Haramourt i Remilly,
gdzie znalazł się prawie na wprost długich kolumn wojska
niemieckiego, które przez cały dzień zdążały na północ.
Żołnierze szli zmęczeni i zgłodniali, bowiem od dwóch dni
nie dostali chleba, ale byli pełni entuzjazmu i nigdzie nie
było widać maruderów. Mijał łąki, na których leżało pełno
trupów niemieckich. Nic dziwnego: z lasu jeszcze niedawno
strzelały francuskie mitraliezy. Ale artyleria francuska
stojąca za Bazeilles słabo już odpowiadała na kanonadę
baterii niemieckich. W nocy zaprzestano ognia.
Deputowany wrócił do Remilly. Nad ranem ze zdumie­
niem ujrzał, że okoliczne wzgórza i łąki, wczoraj jeszcze
puste, zostały zajęte przez ogromne masy wojska i baterie
pruskie. Kolumny wojska przekraczały most pontonowy,
ustawiony w nocy. Miasto Bazeilles było już zajęte przez
dywizje bawarskie. Trwał ostrzał wioski Balan, leżącej
u stóp wzgórza między Bazeilles i Sedanem. Ale w Bazeil-
les broniły się jeszcze poszczególne punkty oporu. Depu­
towany ujrzał, jak niewielki budynek nagle ożył i powitał
Bawarów gęstym ogniem z karabinów. Żołnierze bawarscy
podłożyli ogień, ale wiatr rozwiał go. Dopiero gdy oficer
kierujący ogniem w oknie padł trafiony, oddział poddał
się. Byli to marynarze; z dwustu zostało ich czterdziestu.
Ale strzelano też z innych domów — tym razem byli to
cywile; nawet kobiety miały karabiny w rękach. Mężczy­
źni wzięci do niewoli z bronią w ręku mieli zostać
rozstrzelani.
Deputowany obserwował piechotę bawarską szturmującą
Balan, która zajęła miejscowość dopiero za trzecim razem,
o godzinie 18.00. W końcu na rozkaz króla pruskiego
ogień ustał. Deputowany znalazł przed spróchniałą wierzbą
dziesięciu rannych; piątka z nich to byli Francuzi, druga
piątka — Niemcy. Ranni Francuzi okropnie jęczeli, Niemcy
byli spokojniejsi. Deputowany zaczął im pomagać chcąc
nieco ulżyć w cierpieniach. Miał nieco bandaży, więc im
je rozdał. Częstował ich koniakiem, którego butelkę także
miał ze sobą. Wzruszył go fakt, że ranni obu narodów
nawzajem sobie pomagali, nie żywiąc do siebie nienawiści.
Szczególne wrażenie zrobił na nim pewien żołnierz bawar­
ski, który dostał postrzał w czoło i miał między oczami
dziurę wielkości 50-centymowej monety. Prosił go o wodę,
a gdy wypił, podziękował i stracił przytomność.
„Nie mogłem zatem nic więcej dla nich zrobić. Wróciłem
do Remilly. Zapomniałem o głodzie i znużeniu. Nigdzie
nie mogłem się pożywić. Mało myślałem o królu i Napo­
leonie lub o dolinie otoczonej wzgórzami, które były
oświecone odblaskiem rzeki, a w niej odbijały się cztery
wioski, stojące w płomieniach. Myślałem tylko o dziesięciu
ludziach, których znalazłem pod wierzbą. Moje oczy
przepełniły się łzami, a serce na wspomnienie o nich
żywiej biło” — wspominał potem deputowany.
Nazajutrz rano o godzinie 9.00 Anglik dostał się do
miasta przez małą furtkę w murze, która przez nieuwagę
nie była strzeżona. Wszędzie widział trupy i splądrowane
domy. W mieście panował potworny bałagan. Spotykani
przezeń żołnierze francuscy przeklinali cesarza i marszałka
Mac Mahona. Głośno mówili, że zostali przez nich zdra­
dzeni, sprzedani i opuszczeni.
Następnego dnia wojska francuskie zaczęły opuszczać
miasto. Po wyjściu przez bramy miejskie żołnierze byli
kierowani do jednego z sześciu obozów jenieckich, które
dowództwo niemieckie utworzyło wokół miasta. Strzegły
je kawaleria bawarska i baterie. O godzinie 15.30 w mieście
zrobiło się luźniej. Deputowany dostał się do budynku,
gdzie znajdowali się wyżsi oficerowie francuscy. Dys­
kutowali o szaleństwie planu marszałka Patryka Mac
Mahona, który chciał połączyć się z armią marszałka
Achillesa Bazaine’a. Większość z nich odrzucała ofertę
zwrotu wolności w zamian za przyrzeczenie, że nie będą
walczyć w tej wojnie przeciw Niemcom. Tylko 150 z nich
zgodziło się na to i po otrzymaniu odpowiednich zezwoleń
mieli oni wyjechać do Belgii, aby stamtąd wrócić do
Francji. Do Sedanu wkroczyły wojska niemieckie, a na­
stępca tronu odjechał do swej armii, która już ruszyła na
Paryż. Natomiast angielski deputowany wrócił przez Bruk­
selę do swego kraju. „Jeszcze raz przebywałem pola, na
których toczyła się bitwa. Zabici leżeli jeszcze na polu.
Ranek był spokojny. Wszędzie panowała grobowa i posępna
cisza. Kiedy przechodziłem pomiędzy tymi trupami, same­
mu mi się zdawało, że jestem widmem” — pisał4.
Po bitwie o Sedan na wojska niemieckie spadł grad
odznaczeń. Żelazny Krzyż otrzymał m. in. kapitan artylerii
gwardii Tadeusz Unrug, któremu kilka kul francuskich
przedziurawiło mundur, ale szczęśliwie nie odniósł żadnej

4 Wojna francusko-pruska, op.cits. 158-169.


rany. Tadeusz Unrug zmarł w 1917 roku jako generał
major gwardii. Jego syn Józef był wiceadmirałem polskim,
dowódcą floty i Obrony Wybrzeża w 1939 roku.
3 września 1870 roku król Wilhelm I napisał w swej
kwaterze w Vendresse koło Sedanu list do królowej
Augusty:
„Wiesz już z moich trzech telegramów o całym ogromie
wielkiego dziejowego wypadku! To co zaszło, wygląda jak
senne marzenie, choć się godzina po godzinie patrzyło na
przebieg rzeczy. Kiedy pomyślę, że po szczęśliwej wielkiej
wojnie nic zupełniejszego w ciągu mojego panowania
spodziewać się nie mogłem, a teraz widzę to dziejowe
zdarzenie, korzę się przed Bogiem, który wybrał mnie,
moją armię i moich sprzymierzeńców do wykonania tego
co zaszło i przeznaczył nas do spełnienia swej woli. W tym
duchu jedynie pojmuję to dzieło, aby w pokorze wysławiać
zrządzenie i łaskę bożą. Teraz opiszę ci krótko obraz bitwy
i jej skutków. Wieczorem 31 sierpnia i rano 1 września
armia zajęła wskazane sobie stanowiska wokół Sedanu.
Bawarowie tworzyli lewe skrzydło koło Bazeilles nad
Mozą, tuż przy nich Sasi naprzeciw Moucelle i Daigny,
gwardia naprzeciw Givonne jeszcze w marsżu, Korpusy
V i XI przeciw St. Meuges i Fleigneux. Ponieważ Moza
zagina się ostrym łukiem, więc od St. Meuges do Donchery
nie postawiono żadnego korpusu. Stali tam jednak Wirtem-
berczycy, którzy zarazem w potrzebie odwrót od strony
Mezieres przecinali. Dywizja jazdy hr. Stolberga na rów­
ninie Donchery stanowiła prawe skrzydło. Front naprzeciw
Sedanu zajmowała reszta Bawarów. Bitwa zaczęła się
mimo gęstej mgły pod Bazeilles bardzo rano. Ogień
rozwijano coraz silniejszy, przy czym dom po domu trzeba
było zdobywać. Trwał on prawie cały dzień i jeszcze
erfurcka dywizja Schollera z czwartego korpusu rezerwy
musiała wyjść na linię. Gdy o godzinie 8 na front przed
Sedan przybyłem, właśnie wielka bateria rozpoczęła ogień
przeciwko fortom. Na wszystkich punktach rozpoczął się
silny bój działowy, który trwał przez godziny i podczas
którego zdobywaliśmy coraz więcej pozycji. Wzmian­
kowane wioski zdobyto. Głębokie parowy pokryte lasem
utrudniały posuwanie się piechoty i ułatwiały obronę. Wsie
Illy i Foing wzięto, a ogień coraz bardziej zbliżał się do
Sedanu. Widok był wspaniały z naszego stanowiska za
wspomnianą baterią na prawo od wsi Freuvis, powyżej
Pete Torci. Silny ogień nieprzyjaciela słabnął z wolna,
cośmy mogli widzieć z rozwiązujących się batalionów,
które szybko z lasów i wsi cofały się. Jazda próbowała
zaczepić kilka naszych batalionów z korpusu piątego, ale
te dzielnie dotrzymały placu. Kawaleria przedarła się przez
ostępy między batalionami, zawróciła na tę samą drogę, co
się trzy razy powtarzało przez rozmaite pułki tak, że pole
trupami i końmi było zasłane. Wszystko to z naszego
stanowiska dobrze mogliśmy widzieć. Jeszcze nie mogłem
dowiedzieć się numeru tego dzielnego pułku. Ponieważ
odwrót nieprzyjaciela zamieniał się w wielu miejscach
w ucieczkę, piechota, jazda i artyleria cisnęły się do miasta
i okolic, a nie było żadnego znaku, że nieprzyjaciel przez
kapitulację z tego rozpaczliwego położenia zamierza się
ratować, pozostawało tylko ze wspomnianej baterii miasto
bombardować. Po 20 blisko minutach w wielu miejscach
zaczęło się palić, co z wielu palącymi się w okolicy
wioskami straszny przedstawiało widok, kazałem więc
ogień wstrzymać i posłałem podpułkownika Brousarda ze
Sztabu Generalnego, jako parlamentarza, z białą chorągwią,
proponując miastu i twierdzy kapitulację. Spotkał go też
oficer bawarski, który mi doniósł, że zameldował się
parlamentarz francuski z białą chorągwią. Podpułkownika
Brousarda wpuszczono, a na jego zapytanie o naczelnego
dowódcę, poprowadzono go niespodziewanie przed cesarza,
który mu chciał dać zaraz list do mnie. Ponieważ cesarz
zapytał, jakie ma zlecenie, na co mu odpowiedziano:
poddanie armii i twierdzy, odrzekł więc, iż ma w tym
względzie zwrócić się do generała Wimpffena, który objął
dowództwo po ranionym Mac Mahonie, i że teraz wyśle
swego generała Reille’ego z listem do mnie. Była godzina
siódma, gdy Reille i Brousard przybyli do mnie. Ten
ostatni przybył nieco wcześniej i od niego dowiedzieliśmy
się stanowczo, że cesarz był obecny. Możesz sobie wyob­
razić, jakie to na mnie i na wszystkich sprawiło wrażenie.
Reille zeskoczył z konia i wręczył mi list swojego cesarza,
dodając, że nie ma innych zleceń. Nim jeszcze list
otworzyłem, powiedziałem mu, że najpierwszym warun­
kiem jest złożenie broni przez armię. List zaczyna się od
tych słów: «Nie mogąc znaleźć śmierci na czele swych
wojsk, składam miecz swój Waszej Królewskiej Mości».
Resztę pozostawia mnie do rozstrzygnięcia. Odpowiedzia­
łem, że ubolewam nad sposobem naszego spotkania i żądam
wysłania pełnomocnika do zawarcia kapitulacji. Gdy gene­
rałowi Reille’emu oddałem list, rzekłem do niego kilka
słów jako do starego znajomego i tak się ten akt zakończył.
Dałem pełnomocnictwo Moltkemu do układów i Bismarc­
kowi poleciłem zostać na wypadek, gdyby kwestie poli­
tyczne zamierzano traktować. Potem pojechałem do swego
powozu i tu przybyłem. Po drodze witały mnie nieskoń­
czone: hurra! nadciągających pociągów, śpiewających
wszędzie hymn narodowy. Było to wzruszające! Wszyscy
zapalili światło, tak że się chwilowo było wśród im­
prowizowanej iluminacji”5.

5 Ibidem, s. 124.
UPADEK CESARSTWA I OBLĘŻENIE PARYŻA

Wielce zadowolony z siebie król Wilhelm nie omieszkał


zaznaczyć w swym liście, z jak wielkim entuzjazmem
przyjęło go wojsko, którym dowodził, jak również, jakie
wrażenie wywarło na nim spotkanie z pokonanym cesarzem
Napoleonem III.
„O godzinie jedenastej byłem już tu i piłem z moim
orszakiem na cześć armii, która dokonała takich rzeczy.
Ponieważ 2 września rano jeszcze nie miałem żadnego
doniesienia o układach kapitulacji odbywających się w Don-
chery, wyjechałem więc podług umowy na plac boju
o godzinie 8 rano. Spotkałem Moltkego. Jechał on na moje
spotkanie, aby otrzymać pozwolenie na proponowaną
kapitulację, dodając oraz, że cesarz o piątej rano Sedan
opuścił i także udał się do Donchery. Cesarz chciał ze mną
mówić. W pobliżu znajdował się zameczek z parkiem.
Wybrałem go na spotkanie. O godzinie dziesiątej przybyłem
na wyżynę Sedanu, o dwunastej spostrzegłem Moltkego
i Bismarcka z dokumentem kapitulacji, o pierwszej poje­
chałem z Fritzem z eskortą jazdy. Wysiadłem przed
zameczkiem, gdzie cesarz wyszedł na moje spotkanie.
Wizyta trwała kwadrans i byliśmy nią obaj bardzo wzru­
szeni. Trudno opisać, czego doznawałem, widząc jeszcze
przed trzema laty cesarza Napoleona na szczycie potęgi. Po
tym spotkaniu od trzeciej do ósmej objechałem całą armię
pod Sedanem. Przyjęcia wojsk, spotkania zdziesiątkowane­
go korpusu gwardii, tego wszystkiego nie mogę dziś Ci
opisywać. Byłem głęboko wzruszony tylu dowodami przy­
wiązania i poświęcenia. A teraz bądź zdrowa, ze wzruszo­
nym sercem przy końcu takiego listu”. Podpisał: Wilhelm.

***

2 września po południu do Paryża dotarła depesza.


Dyrektor poczty osobiście zaniósł ją cesarzowej: „Armia
poniosła porażkę i znalazła się w niewoli. Ja również
jestem jeńcem. Napoleon”. Cesarzowa była oszołomiona:
„To nieprawda! Cesarz nie poddał się. Człowiek o imie­
niu Napoleon nie kapituluje. Nie, on nie żyje!”1.
Ale już następnego dnia Paryż wiedział. Wieczorem
zwołano Organ Prawodawczy. Rano 4 września wzburzony
tłum opanował jego siedzibę. Cesarzowa-regentka Eugenia
pospiesznie wyjechała do Tuilleriów, pozostawiając losowi
dalszy bieg wypadków. Na ratuszu zebrali się deputowani
paryscy, którzy proklamowali republikę i utworzyli Rząd
Obrony Narodowej na czele z prezydentem Rady Mi­
nistrów, generałem Ludwikiem Trochu. Juliusz Favre,
który wysunął wniosek o detronizację cesarza, został
wiceprezydentem i ministrem spraw zagranicznych, Leon
Gambetta — ministrem spraw wewnętrznych, Juliusz
Simon — ministrem oświecenia, Józef Magnin — mi­
nistrem rolnictwa, Adolf Cremeux — ministrem spra­
wiedliwości, gen. dyw. Adolf Emanuel Le Flo
(1804-1887) — ministrem wojny, Aleksander Glas-Bizoin
— ministrem poczt i telegrafów, Ludwik Gamier-Pages
— ministrem finansów, wiceadmirał Marcin Fourichon

1 Alfred L i e b f e 1 d, op.cit., s. 342.


— ministrem marynarki, Fryderyk Dorian — ministrem
robót publicznych, Franciszek Fevry — prezesem Rady
Stanu, Andrzej Lavertujon — sekretarzem generalnym
rządu. Karol Freycinet (1828-1923), który dotychczas
sprawował funkcję zarządcy kompanii kolejowej (Com-
paigne de cheminins de fer du Midi) został ministrem,
który miał pomagać w reorganizacji armii francuskiej,
a Emil hrabia de Keratry (1832-1904) z Bretanii zaczął
pełnić funkcję prefekta policji w Paryżu.
Cesarzowa Eugenia wyjechała do Normandii, a 8 wrześ­
nia znalazła się w Hastings, w Anglii. III Republikę
natychmiast uznały USA, Włochy, Hiszpania i Szwajcaria.
Pierwszymi decyzjami nowego rządu było mianowanie
nowych władz administracyjnych w poszczególnych de­
partamentach, wzmocnienie obrony Paryża i zgroma­
dzenie dostatecznego zaopatrzenia. Rząd przeprowadził
też ewakuację 100 tysięcy mieszkańców; w mieście
pozostało ich 2 300 tysięcy. Załogę obrońców Paryża
stanowiło 450 tysięcy żołnierzy, ale tylko część z nich
stanowiła realną siłę. Było to 80 tysięcy żołnierzy z roz­
bitych XIII i XIV Korpusów Piechoty oraz 14 tysięcy
marynarzy, przybyłych z portów francuskich. Tworzyły
się oddziały Gwardii Narodowej, Gwardii Ruchomej
(Mobile), Terytorialnej i tzw. Francs-Tireurs, czyli ba­
taliony „wolnych strzelców” — ochotników uzbrojonych
własnym kosztem.
Tymczasem do Paryża zbliżały się już korpusy wojsk
niemieckich. Przybywały one z południowego zachodu
i z północy. 9 września poddała się twierdza Laon, leżąca
w departamencie Aisne w Pikardii, do której dotarła dywizja
kawalerii IV Korpusu 4. Armii, maszerująca z rejonu
Charleville.
Załogą twierdzy Laon dowodził gen. mjr Theremin
d’Hame. Miał on do dyspozycji 35 dział oraz haubice
grubego kalibru, ustawione na pięciu bastionach. Generał
pałał chęcią walki, ale na dwa dni przed przybyciem wojsk
niemieckich mer Laonu rozwiązał Gwardię Narodową,
a wieczorem generała otoczył w kawiarni tłum mieszkań­
ców, którzy oświadczyli, że nie wypuszczą go, dopóki nie
obieca, że podda Laon. Nakłaniał go do tego szczególnie
dowódca miejscowej Gwardii Mobile, Henryk Cteselle.
Ale nie wszyscy gwardziści byli tego zdania — nagle
pojawiły się dwie kompanie Gwardii Mobile, które
rozproszyły tłum. Widząc jednak tak zdecydowaną po­
stawę mieszkańców, generał zgodził się na kapitulację.
Część gwardzistów opuściła Laon. Uczynił to także
kapitan Jan Peret. Gdy wyjeżdżał z miasta, zatrzymał
go szyldwach, pruski ułan, który oświadczył, że nie
ma przejścia. Kapitan, nie zastanawiając się, zastrzelił
go i udał się do Aisne, gdzie został mianowany dowódcą
3. baonu gwardii mobile.
W momencie poddawania twierdzy jeden z żołnierzy
francuskich nazwiskiem Henriot oświadczył, że nie dopuści
do jej przekazania Niemcom i zszedłszy do prochowni,
wysadził ją w powietrze. W wyniku detonacji 12 dział
uległo zniszczeniu. Zginęło wówczas 50 oficerów; i 45
odniosło rany. Byli to oficerowie z dywizji kawalerii
IV Korpusu Piechoty. Także generał Theremin d’Hame
i dwunastu oficerów francuskich zostało rannych. Generał
wkrótce zmarł. Ucierpiała część miasta. Dowództwo nie­
mieckie, zajmując fortecę, zagarnęło 23 działa2.

***

15 września przybył do Paryża generał August Ducrot;


jak wiadomo, wcześniej był on dowódcą I Korpusu Piecho­
ty. Udało mu się uniknąć niewoli — przebrał się za
wieśniaka i kupił kilka sztuk bydła, które przygnał do

2 „Gazeta Warszawska” nr 204, 17 września 1870.


intendentury niemieckiej. Obiecał, że będzie skupować
bydło dla potrzeb armii. Otrzymał wówczas dokument,
upoważniający go do zakupu bydła dla armii niemieckiej
i prawo poruszania się po terenach zajętych przez okupan­
tów. Dzięki temu bez przeszkód przedarł się spod Sedanu
do stolicy i został mianowany dowódcą 2. Armii Paryża.
Na posiedzeniu Rady Wojennej oświadczył:
„Musimy za wszelką cenę utrzymać wzgórza koło
Châtillon. Stanowią one klucz do Wersalu. Ich utrzymanie
uniemożliwi Prusakom ostrzeliwanie Paryża”.
Wzgórza Châtillon leżały na południe od Paryża, na­
przeciwko fortu de Vanves, natomiast Wersal znajdował
się na zachód od tych wzgórz. Gen. August Ducrot zaczął
przygotowywać uderzenie w tamtym kierunku.
16 września do Tours udała się delegacja rządowa:
minister Aleksander Glais-Bizoin, minister sprawiedliwości
Karol Cremieux i admirał Fourichon. Miała ona organizo­
wać na prowincji nowe siły zbrojne.
Tymczasem kanclerz pruski Otto von Bismarck czekał
na propozycje ze strony władz francuskich odnośnie zakoń­
czenia wojny. Na początku, jak wiadomo, chciał on
pertraktować ze zdetronizowanym cesarzem Napoleo­
nem III, ten jednak oświadczył, że jest jeńcem wojennym
i dlatego nie może wchodzić w układy.
Paryż szykował się do obrony. Jego fortyfikacje miały 105
kilometrów obwodu, a powierzchnia miasta wynosiła 90
milionów metrów kwadratowych. Jak obliczył Fryderyk
Engels na łamach „The Pall Mall Gazette”, aby wystrzelić
jeden pocisk artyleryjski na każdy jard kwadratowy, trzeba
było użyć 60 tysięcy pocisków, czyli półtora miliona na dobę;
do tego trzeba było posiadać dwa tysiące ciężkich dział,
a i tak byłoby to słabe bombardowanie. Wprawdzie dowództ­
wo wojsk niemieckich miało działa ciężkie gwintowane
kalibru 5-9 cali, mogące wyrzucać pociski o wadze 25-300
funtów na odległość pięciu mil, ale aby ich użyć, potrzebny
był kąt podniesienia lufy 15 stopni. Przy dłuższym strzelaniu
taka pozycja lufy doprowadzała do rozpadu lawety3.
Jeśli więc artyleryjskie ostrzeliwanie Paryża miało być
skuteczne, trzeba było zbliżyć się do miasta, czyli zdobyć
broniące go forty. Murów Paryża broniło 16 twierdz: Mont
Valeries, St. Denis, Double Couronne, 1’Est, La Briche,
Aubervillers, Romainville, Noisy, Rosny Nogent, Vincen-
nes, Charenton, Ivry, Biceite, Montrtouge, Vanves, Issy,
a ponadto dwie reduty na półwyspie Genevilliers, Mentreuil,
Buissiere, Fontenay, Moulin, Sauguet, Pont du Jour przy
wodociągach paryskich i Abteuil.
Fortyfikacje te zaczęły powstawać w 1841 roku za
panowania króla Ludwika Filipa. Polecił je budować
ówczesny prezydent Rady Ministrów Adolf Thiers po
przykrych doświadczeniach 1814 i 1815 roku, gdy armia
pruska, ścigając wojska cesarza Napoleona I, weszła niemal
bez przeszkód do Paryża.
Stolicy Francji broniło 85 bastionów. Przed nimi znaj­
dowała się przestrzeń szerokości 35 kroków, a za nią rowy
z wodą z Sekwany. Wokół murów wiodła wewnętrzna
komunikacyjna droga wojskowa, a równolegle — Ligne de
Centuire, łącząca drogi żelazne do Paryża i osiem dworców.
W wałach otaczających Paryż znajdowało się 66 bram, zaś
poza murami — wspomnianych 16 fortów (fort détaché),
połączonych okopami i redutami.
Północno-wschodnia linia obrony wyglądała następu­
jąco: główny punkt stanowił fort St. Denis, na lewo
— fort Briche, na północy z drugiej strony rzeki Roullon
— szaniec Double couranne du Nord, na południowy
wschód — szaniec wschodni, na południowy wschód
od fortu wschodniego w odległości 4400 kroków — sza­
niec Aubervilliers. Od tego szańca ciągnął się łańcuch
podwójnych szańców ku kanałowi Ouroq. Z drugiej

3 Fryderyk E n g e l s , op.cits. 156.


strony kanału znajdowały się dwie reduty na wschód i na
południe: forty Noissy i fort Rośny oraz szaniec Nogent.
Pomiędzy tymi szańcami leżały reduty: Noissy, Montreul,
Boissieres, Fontenay. Dalej można było zobaczyć płynącą
Mamę. Przy forcie Maux, gdzie znajdował się most, było
oszańcowanie długości 2800 kroków, na obu krańcach
posiadające reduty: Faisandiere i Gravelle. Tu przebiegała
linia kolejowa z Vincennes do Varenne. Otaczało one
półkolem Vincennes, gdzie znajdował się główny arsenał
Paryża. W miejscu spływu Sekwany z Mamą koło Alfort
znajdował się fort Charenton.
W obrębie północno-wschodniej linii obronnej Paryża
mogło pomieścić się 200 tysięcy żołnierzy.
Południowa linia obronna rozciągała się naprzeciw szańca
Charenton, leżącego około cztery tysiące kroków od Paryża,
na lewym brzegu Sekwany. W jej skład wchodziły forty
Bicetre, Montrouge, Banvers i Issy, znajdujące się w od­
ległości trzech tysięcy kroków od murów Paryża.
Linię zachodnią obrony Paryża tworzyły: rzeka Sekwana
z pięcioma mostami, dworzec Assieres z węzłem kolejo­
wym Dieppe, fort St. Germain. Linia ta ciągnęła się aż do
Wersalu. Najsilniejszym fortem zachodniej linii obronnej
był Mont Valeries, znajdujący się na lewym brzegu
Sekwany, na północ od Saint Cloud, przy linii kolejowej
do Wersalu i na południe od drogi cesarskiej do Cherbour-
ga. Leżał on na wysokości 415 stóp nad Sekwaną, 1,7 mili
od Saint Denis, między wioskami Puteaux, Lurenes, Rueil
i Nantere. Miał on za zadanie osłonę półwyspu utworzone­
go przez wielkie zakole Sekwany. Był to pięciokąt opasany
bastionami, wzniesiony na górze ogrodzonej z dołu
wałami. Tu znajdowała się luka w systemie obrony;
w Montretout koło St. Cloud, za dworcem kolejowym,
powinien znajdować się szaniec. Tymczasem znajdowały
się tam jakieś prowizoryczne umocnienia, łatwe do poko­
nania przez nacierającego nieprzyjaciela. Za bastionami
zostały usytuowane kawaliery, czyli małe wieżyczki
w narożnikach murów, a za nimi — dwupiętrowa linia
ognia, z których wyższa przez pierścień wału ostrzeliwała
płaskowyż.
Informacje o oszańcowaniach Paryża podała „Neue
Preusse Zeitung”, wychodząca w Berlinie. Jak widać,
dowództwo pruskie było dobrze przygotowane do inwazji
na Francję, skoro takie informacje można było wyczytać
nawet w berlińskiej, warszawskiej czy poznańskiej ga­
zecie4.
Dowództwo obrony Paryża ściągnęło działa z portów
nadmorskich oraz kilkaset zapomnianych armat z Chalons,
które przywiozły pociągi kolei strasburskiej. Obronę zasiliło
też sześć tysięcy marynarzy ze swymi dowódcami i ar-
tylerzyści. Dzięki marynarzom nagle właściwego znaczenia
nabrał herb Paryża, w którym, jak wiadomo, znajdował się
okręt. W mieście powstawały bataliony Gwardii Mobile.
Do stolicy przybyli ochotnicy z Bretanii. Do obrony
przyłączyli się też leśnicy i celnicy, z których dowództwo
francuskie sformowało bataliony. Do tego dochodziło 266
batalionów istniejącej już paryskiej Gwardii Narodowej.
Tak oto cały Paryż przywdział mundur. Paryżanie sypali
szańce, burzyli domy na przedpolu, budowali barykady
u wylotu bram miejskich. Komendantem budowy barykad
został słynny opozycjonista, zaprzysięgły wróg cesarza
Napoleona HT, markiz Henryk de Rochefort.
Tę ogromną masę wojska i cywilów, których w sumie
naliczono blisko dwa miliony, trzeba było wyżywić. Na
razie Paryż dysponował dostateczną ilością chleba, którego
cenę ustalono na 11,25 centów za pół kilograma I grupy
i 9 centów za funt II grupy.
Tymczasem nowy rząd usiłował pertraktować z kanclerzem
Bismarckiem w sprawie zawieszenia broni. 10 września

4 „Gazeta Warszawska” nr 183, 22 sierpnia 1870.


wysłał on telegram do Ottona Bismarcka, ale kanclerz
odmówił prowadzenia negocjacji, opierając się na „nie­
prawidłowości rządu”. Początkowo uważał, iż mandat
obecnej władzy w Paryżu jest politycznie wątpliwy. W koń­
cu uznał, że nie obstaje przy tym, jakiej proweniencji jest
ten rząd, ale spytał, jaką rękojmię wykonania traktatu może
mu dać. Wiceprezydent Rady Ministrów i minister spraw
zagranicznych Juliusz Favre postanowił zwrócić się do
mocarstw europejskich, które wcześniej utworzyły Ligę
Państw Neutralnych, a do których właśnie przystąpiła
Austria, o pomoc w mediacji. Poproszony przezeń o pomoc
w tej sprawie Adolf Thiers udał się do Londynu, a potem
do Petersburga, Wiednia i Florencji, gdzie znajdowała się
podówczas stolica Królestwa Sardynii. Tam, rozmawiając
z przywódcami odwiedzanych państw, twierdził:
„Władza, która powstała w Paryżu 4 września, ma
charakter tymczasowy. Aby uzyskała ona legitymizację,
musi mieć poparcie wybranych przez zgromadzenia regio­
nalne przedstawicieli. Takich zgromadzeń nie da się zwołać
w warunkach wojny. Dlatego konieczne jest zawieszenie
broni. Trzeba do niego przekonać władze Związku Północ-
noniemieckiego”.
Ale premier angielski William Gladstone (1809-1898)
wraz ze swym ministrem spraw zagranicznych Jerzym
Granville’em (1815-1891) zbył go grzecznie; odmówił
podjęcia się pośrednictwa w rozmowach z Prusami, a jedyne
co załatwił, to obietnica kanclerza Bismarcka, że przyjmie
Juliusza Favre’a. Kanclerz Bismarck jednak miał swoje
pomysły na rozwiązanie sprawy. Zwrócił się do cesarzowej
Eugenii, która już w tym czasie, jak wiadomo, przebywała
w Hastings. Ona jednak oświadczyła, że nie będzie uczest­
niczyć w układach, a poza tym uważa, że lepiej dalej
toczyć wojnę, niż godzić się na rozbiór Francji. Wtedy
kanclerz Bismarck wpadł na pomysł, że będzie pertraktował
z marszałkiem Achillesem Bazaine’em — miał on przecież
pod swymi rozkazami jeszcze sporą armię! W końcu
jednak zdecydował się na spotkanie z Juliuszem Favre’em.
Minister udał się przeto do placówek pruskich; stamtąd
został odprowadzony do Villeneuve-Saint-Georges, gdzie
znajdowało się dowództwo VI Korpusu Piechoty. Tam
Juliusz Favre napisał list do kanclerza Bismarcka z prośbą
o audiencję:
„Panie hrabio! Zawsze byłem przekonany, iż niepodobna,
ażeby przed rozpoczęciem ważnych kroków nieprzyjaciel­
skich przed murami Paryża, nie pokuszono się o układ
zaszczytny. Osoba, która przed dwoma dniami miała honor
widzieć się z Waszą Ekscelencją, powiedziała, że słyszała
z ust Pańskich wyraźne myśli nastokrotnie. Przybyłem do
forpoczt, iżby oddać się do dyspozycji Waszej Ekscelencji.
Czekam tu, aż raczy mnie pan zawiadomić, jak i gdzie mogę
otrzymać zaszczyt spędzenia z nim kilku chwil na naradzie.
Mam zaszczyt być z wysokim poważaniem Waszej Ekscelen­
cji najniższym i najuleglejszym sługą. Jules Favre”.
List został dostarczony adresatowi. Na drugi dzień
o godzinie 6.00 minister Juliusz Favre otrzymał odpowiedź:
„Tylko co otrzymałem list, który Wasza Ekscelencja
raczyła do mnie napisać, i zrobisz mi pan niewymowną
przyjemność, jeżeli zechcesz uczynić mi zaszczyt przybycia
do mnie jutro, tu do Meaux. Oddawca niniejszego pisma
książę Biron będzie miał staranie około przeprowadzenia
Waszej Ekscelencji przez nasze szeregi. Mam zaszczyt być
z najwyższym poważaniem Waszej Ekscelencji najuleglej­
szym sługą. Bismarck”.
Następnego dnia o godzinie 15.00 minister Juliusz Favre
udał się do Meaux. Koło tej miejscowości zatrzymał go
adiutant kanclerza i oznajmił, że właśnie król Wilhelm I
i kanclerz Bismarck musieli udać się do Ferieres, ale gdy
będą wracać, powinni się z nim spotkać. Juliusz Favre
czekał więc na kanclerza Bismarcka w folwarku, spląd­
rowanym podobnie jak inne obiekty spotkane na trasie.
Kanclerz zjawił się o godzinie 16.00 i uznał, że nie jest
to miejsce dobre do rozmów, po czym zaproponował
zamek Haute Maisson, należący do hrabiego de Rillaca. Tu
w salonie, też mocno splądrowanym, odbyła się pierwsza
konferencja obu polityków.
Zaczął Juliusz Favre:
„Zdawało mi się rzeczą niepodobną do przypomnienia,
aby dwa narody bez poprzedniego wyjaśnienia miały dalej
prowadzić okropną wojnę, która nawet zwycięzcy obok
korzyści zadaje głębokie rany. Wzniecona przez jednego
człowieka wojna nie miała już przyczyny trwania, skoro
Francja została na powrót panią samej siebie”.
Jak powiedział potem kolegom na posiedzeniu rządu,
ręczył za miłość pokoju ze strony Francji, ale zaraz potem
mówił, że jej niewzruszone postanowienie nie przyjmie
żadnych warunków, które by z tego pokoju czyniłyby
jedynie krótkotrwałe, a groźne zawieszenie broni. Na to
kanclerz Bismarck odparł, że gdyby był przekonany o moż­
ności takiego pokoju, to natychmiast podpisałby go. Przy­
znał, że opozycja francuska stale potępiała wojnę, lecz
władza, którą ta opozycja teraz piastuje, jest więcej niż
zależna od okoliczności. Jeśli Paryż za dwa dni nie podda
się, władza ta padnie pod naporem motłochu.
ROKOWANIA I UPADEK STRASBURGA

Minister Favre przerwał Bismarckowi „z żywością”, żeby


oświadczyć, że w Paryżu nie ma motłochu, ale ludność
„ukształtowana, uległa, znająca nowe dążności”, która nie
odda się za sprzymierzenie się z nieprzyjacielem, ażeby
mu pomagać przez hamowanie przyjętego przez rząd
posłannictwa obrony.
„Co do władzy przez nas piastowanej, jesteśmy gotowi
złożyć ją w ręce zwołanego przez nas zgromadzenia”
— oświadczył. Wtedy kanclerz Bismarck zauważył, że to
zgromadzenie wystąpi z zamiarami, których zgoła przewi­
dzieć nie można; lecz jeśli pójdzie ono za „uczuciem
francuskim” — będzie pragnęło wojny. „Nie zapomnieliście
kapitulacji Sedanu, jak nie zapomnieliście Waterloo czy
Sadowy, która was obchodzić nie powinna” — dowodził.
Następnie kanclerz Bismarck długo rozwodził się nad
rzekomymi skłonnościami Francji do napadania Niemiec
i zabierania im części posiadłości. Uważał, że od czasów
Ludwika XIV do Napoleona III te skłonności „nie doznają
zmiany” i gdy zapowiedziano wojnę, Organ Prawodawczy
jednomyślnie przyklasnął słowom ministra. Na to Juliusz
Favre odpowiedział, że większość Organu Prawodawczego
na kilka tygodni przedtem jednomyślnie przyklasnęła
pokojowi, a naród, po dwakroć zapytany na wyborach
w 1869 roku, wojnę odrzucił i przy uchwalaniu plebiscytu
dobitnie się opowiedział za pogłębieniem pokoju i wolności.
Rozmowa przeciągała się. Kanclerz Bismarck stał przy
swoim zdaniu, minister Favre bronił swojego.
W końcu Otto Bismarck przeszedł do konkretów.
— Strasburg to klucz do domu. Powinniśmy go po­
siadać.
— Proszę wypowiedzieć się dokładniej.
— To się na nic nie przyda, gdyż nie możemy się
porozumieć. Poza tym, to do załatwienia na późnej.
W końcu kanclerz Bismarck wydusił z siebie:
— Potrzebujemy mieć departamenty Niższego i Wyż­
szego Renu, część departamentu Mozeli z Metzem, Chateau
Salins i Soissons.
— Przyzwolenie na to ludności jest więcej niż wątpliwe
— zauważył minister Favre.
— Wiem doskonale, że nas nie chcą — odparł kanclerz.
— Zadadzą nam ciężką ze sobą robotę. Ale nie możemy
ich nie zabrać. Jestem przekonany, że niedługo czeka
nas nowa z wami wojna. Do jej prowadzenia chcemy
mieć wszelkie za sobą korzyści.
— Zapominacie o Europie, która może te roszczenia
poczytać za wygórowane i stawić im zawadę, następnie
o naszym prawie obyczajowym, z gruntu nieprzydatnym
dla tego rodzaju wymagań — oświadczył Juliusz Favre.
— Co do nas, nigdy na to nie przyzwolimy. Możemy
zginąć jako naród, ale nie możemy się zbezcześcić. Prusy,
upojone zwycięstwem, pragną zagłady Francji.
Kanclerz Bismarck zaprzeczył, że celem Prus jest znisz­
czenie Francji. Wtedy Juliusz Favre zaproponował:
— Pozwólcie zebrać zgromadzenie. Ono mianuje rząd,
a ten oceni wasze warunki.
— Do tego potrzebne jest zawieszenie broni. Za nic na
to przystać sobie nie życzę — oświadczył Bismarck.
Spotkanie Juliusza Favre’a z Ottonem Bismarckiem skoń­
czyło się tego dnia o godzinie 18.00, ale zostało wznowione
o godzinie 21.30. Kanclerz Bismarck zaczął przychylać się
do myśli o zawieszeniu broni. Juliusz Favre zażądał tego
zawieszenia na przeciąg 15 dni, a ponadto przepuszczenia
do Metzu i Paryża transportów w żywnością, uznania Paryża
za miasto neutralne w konflikcie i wydania delegatom
lokalnych zgromadzeń kart wolnego przejazdu do Paryża.
Kanclerz Bismarck obiecał rozpatrzyć te żądania.
Obaj politycy spotkali się nazajutrz o godzinie 11.00
w Ferneres. Kanclerz Bismarck godził się na rozejm, ale
zażądał jako jego rękojmi poddania twierdz Strasburg,
Toul, Bitchie i Phalsburg, pozostawienia koło Paryża wojsk
Związku Północnoniemieckiego i wydania jednego z fortów
panujących nad Paryżem, na przykład Mont Valeries.
— Czy może pan przypuszczać, że zgromadzenie będzie
obradowało pod waszymi działami? — oburzył się Juliusz
Favre.
— Poszukajmy innego rozwiązania — zgodził się kanc­
lerz Bismarck.
Minister Favre zaproponował, aby zgromadzenie ob­
radowało w Tours.
— Ale Strasburg musi być nam wydany. I tak ta twierdza
wkrótce padnie — zauważył Bismarck.
— Zapomina pan, że mówi do Francuza. Poświęcenie
bohaterskiego garnizonu, który uwielbiają Francuzi — ba,
świat cały — byłoby dziełem nikczemnym.
Kanclerz Bismarck zmitygował się:
— Nie chciałem pana obrazić. Jeśli król się zgodzi, to
mogę zmodyfikować nasze warunki.
Kanclerz udał się do króla, ale po 15 minutach wrócił.
Oświadczył, że król zgodził się na Tours, ale upiera się
przy oddaniu Strasburga. Juliusz Favre omal nie rozpłakał
się. Oświadczył, że przekaże te warunki swemu rządowi,
ale jest przekonany, że zostaną one odrzucone, a ludność
Paryża uczyni to także i jest gotowa do ostatecznych
poświęceń. Jej bohaterstwo może wypadki zwrócić na inne
tory. I chociażby na Prusy spłynęła chluba zwycięstwa nad
nią, nie ugnie się pod ich władzą. Cały naród oddycha
takimi samymi uczuciami. Dopóki znajduje się w nim
żywioł oporu, poty naród francuski będzie walczyć. Będzie
to walka nieskończona między dwoma ludami, dla których
naturalne byłoby podanie sobie rąk.
Na tym obaj politycy rozeszli się. Wojna była kon­
tynuowana; wojska niemieckie nadal maszerowały na Paryż
i zbliżyły się wystarczająco, aby 19 września 1870 roku
rozpocząć blokadę miasta1.
Znalazły się tam: 4. Armia, otaczająca Paryż od północ­
nego zachodu (brygada ułanów Korpusu Gwardii między
Rueil i Argenteuil), od północy (IV Korpus i Korpus
Gwardii) i północnego wschodu (XII Korpus); 3. Armia,
przybyła spod Mezieres, blokująca stolicę Francji od
południowego zachodu (V Korpus od Rueil do Sevres),
południa (II Korpus i VI Korpus) i południowego wschodu
(Dywizja Wirtemberska).
W sumie Paryż zaczęło oblegać osiem i pół korpusów
niemieckich, tj. 250 tysięcy żołnierzy.
Tego samego dnia, 19 września, generał August Ducrot
postanowił uderzyć na Châtillon. Generał Trochu wyraził
zgodę, ale wydzielił mu zbyt małe siły: 45 tysięcy
żołnierzy. Do akcji wyznaczony został XIII Korpus
Piechoty. Kolumny pod dowództwem gen. dyw. Józefa
Vinoy ruszyły na południowy wschód przeciwko V Kor­
pusowi i II Korpusowi Bawarskiemu, które już przeszły
Sekwanę koło Villenuove-Saint-Georges, dwie mile na
południowy wschód od Paryża.
Awangarda V Korpusu usadowiła się w lasku Verieres
i zajęła wzgórza Sceaux i Plessis-Piquet na północ od
1 Wojna francusko-pruska, op.cits. 280 oraz Pierre L e h a u t c o u r t
I, op.cits. 272.
lasku. Prawe skrzydło V Korpusu rozciągnęło się między
laskiem Meudon i szańcami Clamart. Tam skoncentrowały
się dywizje francuskie. Zaatakowały one o godzinie 6.30
dwa pułki pruskie, które broniły się na wzgórzu Sceaux.
Jednakże o godzinie 8.30 nadciągnął II Korpus Bawarski
i wojska francuskie zaczęły cofać się. Z kolei 7. Brygada
Bawarska zaczęła na wschodnim skrzydle przez Bourg
zachodzić na tyły francuskie. W tej sytuacji o godzinie
14.00 wojska francuskie wycofały się. Do bitwy włączył
się VI Korpus Śląski, który także przeszedł Sekwanę
i przez Orły nacierał od północy, ale artyleria francuska
powitała go silnym ogniem z Villejuf i VI Korpus wstrzy­
mał natarcie, zajmując jedynie Coisy-Chevilly.
Pod dowództwem generałów Augusta Ducrota i Józefa
Vinoya walczyły m. in. 1. i 2. baony żuawów. Niestety, nie
spisały się one w tej bitwie — wręcz przeciwnie: żuawi
uciekli z pola walki. Twierdzili potem, że było ich za mało,
aby stawić czoła wrogowi, że nie mieli amunicji i że ich
dowódcy zdradzili. Wszystko to było nieprawdą. Ludność
Paryża wyrażała oburzenie wobec ich postawy, a zdarzały
się przypadki, że strzelano do nich z broni myśliwskiej.
Generał Ducrot oddał ich pod sąd wojenny i w rezultacie
co dziesiąty żuaw został rozstrzelany za dezercję z pola
bitwy. Jednakże, jak pisała prasa paryska, nie byli to
prawdziwi żuawi, ale zbieranina rozbitków z różnych
pułków, ubrana w mundury żuawów.
W bitwie wzięli też udział ochotnicy z Bretanii, którzy
zachowali się zupełnie inaczej. Przed bitwą trębacz baonu
wezwał kapelana do poprowadzenia modlitwy. Wtedy
ukląkł cały baon, a kapelan zawołał:
„Panie, los modlitw w twoich rękach. W tej uroczystej
chwili polecamy Ci nasze dusze. Amen”.
I ruszyli do boju. Jednak mimo bohaterskiej postawy
stracili redutę Crouy i osiem dział. 45 tysięcy żołnierzy
wycofało się do Paryża. V Korpus Pruski opanował Wersal
i okrążył Paryż od południowego zachodu. Francja nie
miała ani jednego oddziału zdatnego do boju, jeśli nie
liczyć wojsk zamkniętych w oblężonych twierdzach. XIII
Korpus Piechoty generała Józefa Vinoya dopiero uzupełniał
szeregi. W stolicy formował się też XIV Korpus gen. dyw.
Piotra Renaulta, zaś Korpusy XV i XVI powstawały na
prowincji. Tymczasem w Paryżu nowy rząd ogłosił tajną
korespondencję zdetronizowanego cesarza Napoleona III,
która miała skompromitować go jako władcę Francji.
Dokonał też zmiany nazw ulic, które kojarzyły się z daw­
nym reżimem, nakazał zdjęcie posągu księcia Eugeniusza
i w to miejsce wstawił posąg Voltaire’a. Polecił też
zamykać szynki o godzinie 22.00.
Ale te posunięcia wcale nie przysporzyły rządowi repub­
likańskiej Francji w Paryżu sojuszników. Dzienniki paryskie
z goryczą pisały: „Bóg wysoko, Francja daleko”. Była to
aluzja do postawy Francji wobec polskiego powstania
styczniowego. Teraz to Francja była samotna w Europie
wobec potężnego i bezwzględnego przeciwnika.
Paryżanie nie tracili jednak ducha i przygotowywali się
do neutralizowania skutków ewentualnego bombardowania.
Na każdym podwórku znalazły się beczki z wodą i worki
z piaskiem. Formowała się Gwardia Narodowa. Liczyła
ona już 254 bataliony, czyli w sumie 280 tysięcy żołnierzy.
Powstawała też Gwardia Ruchoma (Mobile), licząca 90
tysięcy. Przybywali z głębi kraju ochotnicy, uzbrojeni na
własny koszt. Ich liczba wzrosła już do 40 tysięcy. Każdy
gwardzista dostawał od rządu żołd w postaci 1,5 franka
dzienne, a jego małżonka — 0,75 franka (wtedy nagle
wzrosła ilość małżeństw). Ale wartość bojowa tych żoł­
nierzy była nikła — w przeciągu czterech miesięcy gwar­
dziści nauczyli się jedynie musztry na szczeblu plutonu.
Trwały natomiast intensywne prace przy naprawie
umocnień. Wycięto lasy, przed szańcami postawiono
sześciometrowe palisady, wierzchołki bastionów zasłonięto
dwoma milionami worków z piaskiem. Dowództwo
obrony Paryża zaopatrzyło forty w olbrzymie reflektory
elektryczne, które mocno oświetlały w nocy okoliczny
teren; zaminowano kanały ściekowe w Boulogne-Bil-
lancourt, Neuilly, Clichy i zabarykadowano kanały na
Sekwanie.
21 września rząd francuski wysłał list do kanclerza
Bismarcka, w którym odrzucał jego warunki rozejmu.
Jednocześnie dowództwo francuskie podjęło działania
ofensywne. 23 września XIII Korpus Piechoty podjął
kolejną próbę zaatakowania wojsk niemieckich. Jego
żołnierze starli się z dywizjami II Korpusu Bawarskiego
i nawet zdobyli reduty Hautes Bruyeres oraz młyn
Saquet w rejonie Villejuif, na południe od Paryża.
Jednakże nie poprawiło to w niczym sytuacji na tym
odcinku frontu — II Korpus Bawarski nie został rozbity
i nadal blokował Paryż w wyznaczonym sobie połu­
dniowym sektorze.

***

23 września padła twierdza Toul, znajdująca się między


Nancy i Commercy, pamiętająca jeszcze czasy, gdy była
obozem Galów, a potem Rzymian. Tutaj znajdowała się
wówczas świątynia Apollina. Twierdza przeszła wiele
w czasie licznych wojen. Od 15 sierpnia broniona przez 64
żandarmów i żołnierzy Gwardii Narodowej, dowodzonych
przez majora Hucka, poddała się po trwającym od godziny
6.00 do 15.00 bombardowaniu artyleryjskim, w czasie
którego na twierdzę padły 2433 pociski. Potem twierdza
stanęła w ogniu i poszła z dymem2.
Paryż miał połączenie z Tours przy pomocy kabla
telegraficznego pod Sekwaną, ale 27 września wojska

2 Ilustrierte..., op.cits. 480.


pruskie odkryły go i przecięły. Od tego czasu władze
francuskie mogły komunikować się z resztą kraju tylko
przy pomocy balonów i gołębi pocztowych. Tak oto
powstała pierwsza w świecie flota powietrzna, którą dowo­
dził Gaspar Felix Tournachon (1820-1910) zwany Nadarem
— dziennikarz, literat, fotograf, którego Juliusz Verne
uwiecznił jako bohatera swej powieści Podróż na Księżyc.
28 września 1870 roku do Paryża dotarła wiadomość
o upadku Strasburga. Twierdza ta była oblężona od
9 sierpnia; bronił jej gen. dyw. Jan Jakub Aleksy Ulrich
(1802-1886) z załogą liczącą 16 tysięcy żołnierzy (dwa
pułki piechoty i 26 baonów Gwardii Narodowej). Natomiast
oblegały miasto: Badeńska Dywizja Piechoty, 1. Zapasowa
Dywizja Piechoty 3. Armii, dowodzona przez gen. Augusta
Werdera, a także oddziały landwery. W sumie siły niemiec­
kie liczyły 60 tysięcy żołnierzy i 350 dział.
Od 15 sierpnia oblegający regularnie bombardowali mias­
to. W Strasburgu krążyli niemieccy szpiedzy, którzy usytuo­
wani na dachach budynków, przekazywali sygnały nieprzyja­
cielowi. Generał Ulrich wydał w końcu zarządzenie, że
każdy, kto zostanie złapany na dachu, będzie rozstrzelany.
W odwecie zniszczył przy pomocy ostrzału artyleryjskiego
leżące już po stronie niemieckiej miasto Kehl. 23 sierpnia
dowództwo pruskie ściągnęło kolejne działa i bombardowało
nie tylko fortecę, ale też miasto. Generał Ulrich zaapelował
do mieszkańców, aby zeszli do piwnic, na miasto spadało
bowiem co minutę dwadzieścia bomb. Katedra i słynna
biblioteka zostały wskutek ostrzału artyleryjskiego całkowicie
zniszczone. Biskup Strasburga prosił dowództwo niemieckie
o oszczędzenie miasta, na co generał August Werder
odpowiedział cynicznie: „Zgoda, ale niech się podda forteca”.
Po pewnym czasie biskup ponowił prośbę; tym razem prosił
o możliwość ewakuacji mieszkańców. Generał Werder
znowu odpowiedział po staremu: „Zgoda, ale niech podda się
forteca”, ani myśląc o spełnieniu prośby. Sprowadził on
dodatkowo 49 nowych dział. Nie wiedział, że pamięć
o jego barbarzyństwie utrwala polski lekarz, uczestnik
powstania styczniowego dr Jan Stella Sawicki (1831-1911),
zajmujący się z dużą ofiarnością rannymi w szpitalu, który
potem wyda Notatki chirurga o bombardowaniu Strasburga.
Strasburczycy organizowali zbrojne wypady, w których
podobno zabili 10 tysięcy żołnierzy nieprzyjaciela. Stoso­
wali też fortele — na przykład otworzyli jedną z bram
miejskich, a gdy zbliżyły się tam wojska nieprzyjaciela,
ostrzelali dywizję Badeńczyków.
Generał Ulrich był dzielnym dowódcą. Miał 68 lat
i pochodził z pobliskiego Phalsburga. Ukończył słynną Szkołę
Wojskową w Saint Cyr, założoną jeszcze przez cesarza
Napoleona I. Najpierw służył w 4. pułku lekkiej kawalerii,
a w 1823 roku odbył kampanię hiszpańską. Potem przez
siedem lat służył w korpusie ekspedycyjnym w Algierze. Nie
brakowało mu odwagi i woli walki również w czasie najazdu
niemieckiego. Ale 27 września 1870 roku generał Ulrich
doszedł do wniosku, że dalsza obrona Strasburga nie jest
możliwa. Wydał wojsku rozkaz wyjścia o godzinie 9.00 przez
pięć bram miejskich. Żołnierze nie wiedzieli, co się święci;
dopiero gdy ujrzeli powiewające nad miastem białe flagi,
zrozumieli, że idą do niewoli. Wielu z nich zaprotestowało.
Łamali karabiny i krzyczeli: „zdrada!”.
Podobno magazyny wojskowe w Strasburgu były pełne
żywności, a licząca 17 tysięcy żołnierzy załoga mogła
bronić twierdzy jeszcze kilka miesięcy.
Prasa spekulowała, co mogło stanowić przyczynę decyzji
generała Ulricha. I tak m. in. „Frankfurter Journal” twierdził,
że do kapitulacji zmusiła go niesubordynacja własnych
żołnierzy. Poza tym generał Ulrich chciał zapobiec dal­
szemu zniszczeniu miasta przez działa generała Augusta
Werdera. Niektórzy dziennikarze niesłusznie sugerowali,
że generał Ulrich jako bonapartysta nie chciał służyć
rządowi republikańskiemu.
Do niewoli w Strasburgu poszło 400 oficerów i 17 tysięcy
żołnierzy. Generał Ulrich przyrzekł królowi pruskiemu,
że do końca wojny nie będzie walczył przeciw armiom
niemieckim i został zwolniony na parol. Podobnie po­
stąpiło trzystu oficerów; reszta wolała niewolę, licząc
na to, że może uda się uciec i ponownie podjąć walkę
z najeźdźcą. Generał Ulrich udał się natychmiast do
Genewy, a stamtąd do Tours, gdzie został przyjęty
wręcz entuzjastycznie. Złożył sprawozdanie z kierowania
obroną Strasburga. Leon Gambetta proponował mu wy­
sokie stanowiska w armii republikańskiej, ale generał
odmówił, nie tyle jako rzekomy bonapartysta, lecz przy­
pomniał, że został zwolniony na parol3.
30 września generał Werder wezwał mera Strasburga
profesora Kussa, słynnego autora podręczników z zakresu
patologii medycznej, oraz protestanckich członków Rady
Miejskiej — i polecił zorganizowanie nabożeństwa dzięk­
czynnego z okazji przywrócenia Niemcom Strasburga.
Odbyło się ono w kościele Świętego Tomasza. Podczas
nabożeństwa generał Werder oświadczył, że „z bólem
serca” kazał bombardować niemieckie miasto, ale wyraził
nadzieję, że należyta postawa mieszkańców pozwoli mu na
wycofanie stąd wojska. Z kolei ewangelicki kapelan wojs­
kowy odprawiający nabożeństwo przypomniał, że zdobycie
przed wiekami Strasburga przez Francję nie kosztowało ani
kropli krwi, natomiast teraz, odzyskując miasto, wojska
niemieckie poniosły sporą ofiarę.

***

Trzeba przyznać, że ludność Reims była nastawiona


patriotycznie. Oczywiście ten patriotyzm był podbudowany
niechęcią do Niemców, którzy od razu pokazali, jak twarda

3 „Dziennnik Poznański” nr 232, 3 października 1870.


bywa ręka okupanta. Gdy wojska niemieckie wkroczyły do
miasta, ich dowództwo zażądało od mera, pana Dauphinot’a,
dostarczenia 500 tysięcy kamizelek flanelowych. Mer
oświadczył, że choćby miał pójść do więzienia i oddać
życie, nie przekaże takiego komunikatu obywatelom; został
więc osadzony przez okupantów w kryminale. Ale wzbu­
rzona ludność 3 października uwolniła go z więzienia
i wszczęła walkę z wrogiem. Dowództwo niemieckie
musiało ściągnąć z frontu dywizję piechoty, aby ten bunt
stłumiła. Jednocześnie pruscy komisarze cywilni Reims:
książę Karol Hohenlohe i hr. Karol Tauffkirchen, o ironio,
oświadczyli: „Będziemy czynić co w naszej mocy, aby
każdą uzasadnioną skargę po sprawiedliwości załatwić”4.
Nadal broniły się twierdze Bitche, Mortier, Montmedy,
Neuf Brisach, Phalsbourg, Schlestat, Thionvile i Verdun.
Natomiast twierdza Marsal, zbudowana na palach nad
rzeką Seil jeszcze przez Galów, została przez wojska
francuskie opuszczona.

4 Ilustrierte..., op.cits. 215.


WOJNA TRWAŁA NADAL

Po kapitulacji Strasburga dowództwo niemieckie powołało


30 września nowy XIV Korpus Piechoty, w skład którego
weszły: Dywizja Badeńska (18 baonów piechoty, dwa
pułki kawalerii), 1. Dywizja Rezerwowa dowodzona przez
generała Udo von Tresckova (trzy pułki piechoty, cztery
pułki landwery, dwa pułki kawalerii — razem 21 baonów,
i dwa pułki kawalerii), 4. Dywizja Rezerwowa dowodzona
przez gen. por. Schmelinga (cztery pułki landwery — razem
15 baonów). W sumie liczył on 40 tysięcy żołnierzy.
Dowódcą został August Werder, awansowany do rangi
generała piechoty, a szefem jego sztabu — pułkownik von
Leszczyński, dotychczasowy szef sztabu Dywizji Badeńs-
kiej. Generał Werder otrzymał zadanie sforsowania Woge-
zów i rozproszenia oddziałów nieprzyjacielskich, tworzą­
cych się na południu tych gór1.
Wogezy to góry we wschodniej Francji, oddzielone
Bramą Burgundzką od Gór Jura, opadające stromo ku
Nizinie Gómoreńskiej, rozciągające się wzdłuż Renu na
przestrzeni 160 km. Ich najwyższy szczyt to Grand Ballon
(1424 m n.p.m.). Część północna Wogezów jest przecięta

1 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 328.


głębokimi dolinami. Góry te są silnie zalesione — znajdują
się tam buki i jodły, a także świerki. Teren bardzo dogodny
do walk partyzanckich, natomiast trudny do opanowania
przez regularne oddziały wojskowe.

***

Specjaliści wojskowi zastanawiali się, czy Paryż może


być bombardowany bez zdobywania fortów. Stwierdzali,
że jest to możliwe od południa i południowego zachodu
z Clamart i na południe od fortu Issy, gdzie działa mogłyby
już strzelać z odległości dwóch tysięcy jardów, i z Châtillon
w odległości 1800 jardów od fortu Vanves. Pociski z wiel­
kich dział mogłyby dosięgnąć Tuillierów, a nawet obiekty
w ścisłym centrum Paryża. Działa 6-calowe Wirthwortha
strzelały na odległość 6,3 mili. Dowództwo pruskie ściągało
ze Spandau przed Paryż sześć pułków artylerii wałowej
— po 72 działa każdy; w sumie miały się tu pojawić 432
działa tego kalibru, wyrzucające pociski 150-funtowe.
Ciężkie działa 9-calowe Kruppa mogły wystrzeliwać pociski
350-funtowe lub bomby 275-funtowe z nabojem zawiera­
jącym 45 funtów prochu. Krupp produkował też działa 11-
i 18-calowe. Na Światowej Wystawie Powszechnej w Pa­
ryżu producent ten pokazywał działo 14-calowe, ważące
1447 cetnarów bez lawety. Paryżanie zastanawiali się, czy
działo to nie pojawi się ponownie, ale tym razem nie
w charakterze eksponatu...
Tymczasem 30 września o godzinie 4.30 dwie brygady
3. Dywizji XIII Korpusu, w sumie 16 baonów, zaatakowały
pozycje 12. Dywizji Piechoty dowodzonej przez gen.
por. Hoffmana z VI Korpusu Śląskiego, który ściągnięty
z 6. Armii Rezerwowej, maszerował drogą do Fon­
tainebleau. Bitwa rozegrała się koło miasteczka Chevilly-
1’Hay-Thiais, znajdującego się na południe od Paryża.
Pruskim batalionem strzelców i dwiema kompaniami
piechoty dowodził pułkownik Gahler. Natarcie francuskie
trwało godzinę, ale Prusacy nie dali się zaskoczyć i obie
brygady XIII Korpusu musiały wycofać się, ponosząc
ogromne straty (wedle relacji pruskich — 2500 zabitych
i rannych). Był to chrzest bojowy pułków francuskich,
które dotychczas okupowały Rzym i właśnie stamtąd
wróciły.
5 października odnotowano utarczki z patrolami pruskiej
4. Dywizji Kawalerii idącej ku Loarze. Wkrótce potem
1500 żołnierzy Gwardii Mobile zostało wypartych z okolic
Monfort przez pruską 6. Dywizję Kawalerii. Trzy brygady
kawalerii i brygada piechoty oraz trzy półbaterie (19 dział
12-funtowych) pomaszerowały w kierunku Toury i o go­
dzinie 7.00 przybyły koło Chassis; jednakże francuska
dywizja kawalerii XVI Korpusu, dowodzona przez gen.
dyw. Jana Jakuba Ressayre’a, spotkawszy 500 żołnierzy
z 6. Dywizji Kawalerii i brygadę piechoty (2 tysiące
żołnierzy), po krótkiej walce zmusiła ich do odwrotu.
6 października generał Ludwik Trochu ogłosił, że ma
plan kampanii, ale nie chciał go zdradzić opinii publicznej.
Jednakże na wypadek, gdyby miał w czasie działań
wojennych stracić życie, plan został złożony u notariusza,
który ujawniłby go w stosownym czasie. Paryżanie zaczęli
ironizować na ten temat. W kabaretach krążyła piosenka:

Je sais le plan Trochu


plan, plan, plan, plan, plan
Mon Dieu! Quel beau plan
Je sais le plan Trochu
Grace a lui rien n'est perdu!

(„Znam plan Trochu, plan, plan, plan, plan, plan. Mój


Boże! Co za piękny plan. Dzięki niemu nic nie jest
stracone!”).
Tymczasem w Paryżu zaczynało brakować mięsa;
począwszy od października, sklepy sprzedawały je na
kartki. Rozkwit przeżywały jatki końskie. Jeszcze we
wrześniu rzeźnicy zabijali dziennie 20-30 koni, ale
w październiku już 140-275, aby w listopadzie dojść
do 600 sztuk. Ofiarami rzeźników stały się nawet zwierzęta
z Lasku Bulońskiego: słoń, niedźwiedzie, antylopy, które
szlachtowano w rzeźni angielskiej w Saint Honore. Przed
sklepami spożywczymi kolejki przybierały apokaliptyczne
rozmiary. Coraz częściej paryżanie stali w nich od
6.00 do 18.00, czekając na świeże dostawy.

***

Od 5 października w Wersalu przebywali już król


Wilhelm I, generał Helmuth von Moltke oraz kanclerz
Otto von Bismarck. Utworzyli tam naczelne dowództwo
połączonych wojsk niemieckich, których liczba sięgała 400
tysięcy żołnierzy.
Jak podał korespondent wiedeńskiej „Neue Freie Presse”,
przebywający w Paryżu i wysyłający swe korespondencje
balonem, dywizje niemieckie oblegające Paryż utworzyły
oszańcowane obozy w Wersalu koło Jony, Vancession,
w Ferneres na skraju lasu, w Croisy-Bonneuil, w Dugny
i Pontillon, a także w Pierrefitte. Ponadto koło Montesson
stacjonował korpus obserwacyjny. Dowództwo niemieckie
chciało przede wszystkim przywrócić komunikację kolejo­
wą między Paryżem a wschodem, ale partyzanci ciągle
niszczyli tory.

***

Rząd francuski także nie próżnował. Zgodnie z jego


poleceniami prefekci w departamentach formowali nowe
jednostki Gwardii Narodowej i Gwardii Mobile. Do
przyjazdu szykowały się pozostające w Algierze oddziały
armii regularnej — a były to pułk żuawów gwardii i dwa
pułki żuawów, w sumie 11 tysięcy żołnierzy, rekrutują­
cych się z grona, jak nazwał to „Kreutzer Zeitung”,
„straconych synów Paryża”, czyli z nizin społecznych,
a nawet lumpenproletariatu. Kiedyś byli to rodowici
Algierczycy, rekrutowani z wojowniczego plemienia kaby-
lskiego Zuauva, ale gdy w 1839 roku odwołał ich z armii
francuskiej szejk Abdel Kader, po wojowniczych Kaby-
lach zostały jedynie wspomnienia. Żuawi byli ubrani
w białe turbany z czerwoną obwódką i żółtym frędzlem,
ciemnoniebieskie kurtki z żółtymi szamerunkami, czer­
wone spodnie i białe kamasze. Do przyjazdu sposobili się
też tzw. turkozi — formacja, której pułk walczył już koło
Wissembourga, Arabowie-mahometanie, oficjalnie zwani
strzelcami algierskimi. Formację tę powołano w 1841
roku. Ich nazwa budziła w Algierze nader pochlebne
skojarzenia i oznaczała wyjątkowo dzielnych żołnierzy.
Formacja liczyła trzy pułki, w sumie 10 tysięcy żołnierzy
ubranych w kurtki i spodnie jasnobłękitne, opasanych
czerwonymi pasami. Do metropolii miały też przybyć trzy
pułki kawalerii, czyli spahisów (cztery tysiące żołnierzy),
a także tzw. zefiry, czyli trzy bataliony lekkiej piechoty
afrykańskiej.
5 października odbyła się demonstracja ludowa przed
ratuszem, który stanowił siedzibę rządu. Demonstranci
domagali się bardziej energicznego kierowania działaniami
wojennymi, które miałyby doprowadzić do przełomu w woj­
nie. Wyrazili też protest wobec ministra Juliusza Favre’a,
który pertraktował z kanclerzem Bismarckiem.
„Nie oddamy ani piędzi, ani jednego kamienia z naszych
fortec” — krzyczeli demonstranci.
Rząd francuski zorganizował 11 obozów szkoleniowych
w Bordeaux, Cherbourgu, Clermont, Ferrand, Conlie, La
Rochelle, Les Alpines, Montpelier, Nevers, Saint Quenn,
Santhonay i w Tuluzie. Podjął też decyzje o sformowaniu
nowych armii.
Formowanie Armii Wschodniej Leon Gambetta po­
wierzył gen. dyw. Albertowi Cambrielsowi (1816-1891).
Generał ten pojawił się na początku wojny, jeszcze
w Armii Renu, jako dowódca brygady w dywizji kawa­
lerii dowodzonej przez gen. dyw. Alfreda Ameila w VII
Korpusie. Potem widzimy go jako dowódcę brygady
piechoty 1. Dywizji Piechoty w XII Korpusie Armii
„Chalons”. W czasie marszu do Sedanu generał został
ranny, ale udało mu się uniknąć niewoli i w początkach
października znajdował się w twierdzy Belfort. Stąd
zameldował się w Tours.
Powstawała także Armia Loary; w jej skład miały
wejść XV i XVI Korpusy Piechoty. XV Korpusem
dowodził od 13 września gen. dyw. Edward de La
Motte Rouge (trzy dywizje piechoty, dowódcy*, gen.
dyw. Karol Martin de Pallieres, gen. dyw. Emil Martineau
des Chesnez, gen. dyw. Ludwik Peitavin; dywizja ka­
walerii, dowódca gen. dyw. Jan Reyneau). XV Korpus
Piechoty miał 102 działa. Dowództwo XVI Korpusu,
tworzonego z oddziałów z Algieru, objął potem gen.
dyw. Antoni Chanzy (trzy dywizje piechoty, dowódcy:
kontradmirał Jan Bernard Jaureguiberry, gen. dyw. Szcze­
pan Barry, gen. dyw. Jakub Morandy; dywizja kawalerii,
dowódca gen. dyw. Jan Jakub Reyssyre)2.
Na razie jednak w pole wyszedł jedynie XV Korpus
Piechoty. 5 października dywizja kawalerii tego korpusu
zaatakowała koło Toury jednostki IX Korpusu pruskiego,
który maszerował spod Metzu trasą Saint Mihrel, Bar-le-
Duc, Troyes i Sens do Fontainebleau, zajętego już przez
4. Dywizję Kawalerii 3. Armii. W bitwie dywizja kawalerii
XV Korpusu odepchnęła 18. Dywizję Piechoty IX Korpusu

2 web.genealogie.free.fr(France), s. 24-28.
do Etampes. Jednakże na spotkanie XV Korpusu wyszedł
I Korpus Bawarski, który pobił Francuzów koło Artenay,
blisko Orleanu. Generał Edward de La Motte Rouge nie
użył tu wszystkich swoich sił i musiał cofnąć się na
południe za Loarę. Tego samego dnia jednostki Armii
Paryża stoczyły nierozstrzygnięty bój z oddziałami niemiec­
kimi w rejonie Pacy nad rzeką Eure.

***

5 października XIV Korpus Piechoty wymaszerował


sprzed Strasburga na Schirmach i Saint Martin. Brygada
piechoty Dywizji Badeńskiej, dowodzona przez gen. mjr.
Degenfelda (siedem baonów piechoty, dwa szwadrony
kawalerii, dwie baterie) dotarła do Raon 1’Etape (70 km na
południowy zachód od Strasburga), gdzie stoczyła bój
z batalionami wolnych strzelców.
Jak podała „Karlsruher Zeitung” w korespondencjach
z Luneville i Eitval, 6 października około godziny 16.00
w okolicach St. Remy i Nonpatelise w Wogezach w okręgu
Saint Die pokazały się jednostki francuskie, które cofnęły
się do Rambervilliers (30 km na południowy zachód od
Raon 1’Etape). Walczyły przeciw nim batalion strzelców
3. pułku piechoty, 1. pułk grenadierów, dwa szwadrony pułku
dragonów, batalion strzelców 6. pułku piechoty i dwie
baterie Dywizji Badeńskiej. Według rozeznania pruskiego,
nieprzyjaciel był dwukrotnie silniejszy. Oddziałami fran­
cuskimi mieli dowodzić generałowie Dupre i Petaivin.
W walce z nimi Dywizja Badeńska poniosła straty:
20 oficerów i 410 szeregowców, natomiast w ręce niemiec­
kie wpadło 600 jeńców. Były to baony powołanej przez
Leona Gambettę z luźnych oddziałów tzw. Armii Wogezów,
zwanej ciągle oficjalnie Armią Wschodnią, które wcześniej
toczyły boje koło Champenoy (4 października) i Raon
1’Etape i Saint Die (5 października) z XIV Korpusem
Piechoty. 7 października Dywizja Badeńska dotarła do
Eitival. Przez siedem godzin walczyła z przeważającymi
siłami francuskimi, liczącymi w sumie 12 tysięcy żołnierzy,
ale zadała im spore straty. Według późniejszego komunikatu
niemieckiej Kwatery Głównej, miały one wynieść 1400
zabitych i rannych. Straty brygady wynosiły 37 zabitych
i 317 rannych3.

***

Jak potem doniosła w komunikacie niemiecka Kwatera


Główna w Corny koło Metzu, 7 października o godzinie
14.00 w rejonie Tapes, Woippy i Saint Remy, Les Petite i Les
Grande Toppe (100 km na południowy zachód od Strasburga)
wojska francuskie zaatakowały na prawym brzegu Mozeli
pruską 3. Rezerwową Dywizję Piechoty, dowodzoną przez
gen. por. Ferdynanda Kummera. Dwa pułki piechoty przepra­
wiły się na lewy brzeg i uderzyły na prawe skrzydło tej
dywizji, a na lewe skrzydło znajdujące się przed lasem
Woippy i przed Bellevue nacierały kolejne dwa pułki. Były to
jednostki Korpusu Gwardii. W walkach tych wzięły udział
jednostki I, VII i X Korpusów pruskich. Poniosły one straty:
65 oficerów oraz 1865 szeregowców i podoficerów zabitych.
Tego samego dnia o godzinie 17.30 Korpusy I i V pruskiej
3. Armii opanowały Nancy. Utworzono tam Generalne
Gubernatorstwo dla Lotaryngii, a generalnym gubernatorem
został generał Aleksander Bonin. Wojska niemieckie szybko
tam się zadomowiły. Oficerowie pruscy i bawarscy lubili
bywać w tamtejszych kawiarniach. Szczególnym powodze­
niem cieszyła się kawiarnia „Stanislaw” przy rue de Stani­
sławę — obie nazwane na pamiątkę polskiego króla Stani­
sława Leszczyńskiego, który przed ponad stu laty był
księciem Lotaryngii i cieszył się dużą popularnością wśród
3Ilustrierte..., op.cits. 314 oraz „Gazeta Warszawska” nr 224, 11
października 1870.
mieszkańców miasta. Jak podał nieco zgorszony korespon­
dent „Neue Preusse Zeitung”, wiele tamtejszych kobiet
uczęszczało do tej kawiarni, wystrojonych jak „markietanki
z wojny trzydziestoletniej”. Reporter ironicznie zauważył,
że „serce ich bije silnie dla całej ludzkości”. Rozbawione
towarzystwo szło następnie do browaru „Stanislaw”, gdzie
oficerowie bawarscy odkryli znakomite piwo i mogli zagrać
w bilard oraz w karty, a na końcu lądowali w kawiarni
„Louvre”, gdzie także było dobre piwo, wino chartreuse
i musujący szampan. Tam również urzędowały damy, które
chętnie uczyłyby się niemieckiego, a same udzielałyby
lekcji „francuskiego”. W kawiarni „Louvre” występował
kataryniarz, mistrzowsko grający utwór Córka regimentu.
Na dźwięk tego utworu służące bawiące w kawiarni za­
czynały szaleć, bębniąc rękami po stole i śpiewając arię Ma
belle patrie z opery Kajetana Donizettiego. Jeden z pod-
ochoconych oficerów zażyczył sobie, aby kataryniarz zagrał
coś z Offenbacha. Ale muzyk nie znał tych utworów. Wtedy
oficer zażądał: to graj Marsyliankę! — i podpici bywalcy
darli się: Le jour de glorie est arrive! — po czym śmiali się
do rozpuku. Na to damy: La gloire pour vous! Po Marsylian-
ce wszyscy odtańczyli kankana. Tę beztroską zabawę
przerwał ktoś z ulicy, wołający do lekarzy znajdujących się
w lokalu, aby udali się na dworzec kolejowy, bo właśnie
przybył nowy transport, liczący dwa tysiące rannych. W sa­
mym tylko wrześniu z 3. Armii przybyło ich 38 tysięcy.
Szpitale w mieście były przepełnione. Wojna zbierała swe
krwawe żniwo4.

***

Pruskie: X Korpus i Korpus Gwardii zmuszone były


walczyć z wolnymi strzelcami i Gwardią Mobile koło

4 „Dziennik Poznański” nr 245, 21 października 1870.


Marloy-Charloy, na północ i wschód od Metzu. Gwardia
Mobile atakowała też III i IX Korpusy pruskie. Walki
przeniosły się potem nad rzekę Bourgonne. W wyniku tych
działań X Korpus stracił 500 żołnierzy, a III Korpus
— 130. Oddziałami tymi dowodził generał Dupre, który
próbował odblokować twierdzę Metz. Generał Dupre miał
odnieść ranę w tej bitwie.

***

7 października Leon Gambetta opuścił Paryż balonem.


Leciał do Tours, aby wyjaśnić nieporozumienia między
władzami cywilnymi i wojskowymi, a także po to,
aby pomóc w lepszej organizacji obrony. Otrzymał
od rządu wyjątkowe pełnomocnictwa. Wystartował o go­
dzinie 11.00 z placu Świętego Piotra na Montrmartre.
Balon nosił nazwę „Armand Barbes”. Gambetcie to­
warzyszył sekretarz Spuller, dwie inne osoby i oczywiście
aeronauta. Wraz z nim wystartował drugi balon — „Geo­
rge Sand” — w którym znajdowało się kilku Ame­
rykanów i podprefekt Paryża.
Pomyślny wiatr przeniósł balony poza linie fortów.
Placówki pruskie otworzyły ogień z karabinów i dział do
balonów lecących na wysokości 600 metrów. W czasie
ostrzeliwania Leon Gambetta otrzymał lekką ranę w rękę.
Nagle balon zaczął szybko opadać. Gambetta wyrzucił
z niego cały bagaż i balon podniósł się do wysokości 200
metrów. Prusacy znowu otworzyli ogień, lecz balon
oddalał się już od linii pruskich. O godzinie 15.00 wiatr
rozdzielił oba balony — „Georges Sand” dotarł w okolice
Le Roy, natomiast Leon Gambetta wylądował w Mont-
didier; jak widać, wiatr zniósł balon na północny zachód
od Paryża, aż w okolice Rouen. Gambetta dotarł tam,
entuzjastycznie witany przez mieszkańców. Na dworcu
kolejowym wygłosił przemówienie wzywające do walki
z najeźdźcą. „Zróbmy przymierze ze zwycięstwem lub
śmiercią” — wołał.
Stamtąd udał się do Tours, gdzie znajdowała się
delegatura rządu i gdzie czekał na niego Józef Garibaldi.
Przybył on na wezwanie komitetów w Lyonie i Marsylii,
zachęcony przez dr. Józefa Bordonne’a, lekarza i dzia­
łacza lewicowego, którego znał jeszcze z czasów Wy­
prawy Tysiąca w 1860 roku na Sycylię, zorganizowanej
w celu wsparcia powstania. Józef Garibaldi już wcześniej,
we wrześniu 1870 roku, deklarował swą pomoc rządowi
republikańskiemu, ale deklaracja została bez odpowiedzi;
jednakże gdy doktor Józef Bordonne oświadczył, że
w Marsylii niecierpliwie czekają na niego, Józef Ga­
ribaldi nie zwlekał.
Rzeczywiście, jego zwolennicy przyjęli go entuzjastycz­
nie; w koszarach Świętego Wiktora czekało na niego 536
żołnierzy i 15 oficerów. Zaraz podstawiono mu specjalny
pociąg, który zawiózł go do Tours. Znalazłszy się tam
o godzinie 7.30, Garibaldi spotkał się z ministrami Adolfem
Cremeux i Aleksandrem Glais-Bizoinem. Ale zasadnicze
spotkanie było dopiero przed nim — o jego udziale
w wojnie miał zadecydować Leon Gambetta.
Po tym spotkaniu Leon Gambetta zadepeszował do
Paryża: „Kłopotliwa sprawa. Co dalej z nim zrobić?
Nie sądzę jednak, aby można było odrzucić jego usługi,
tym bardziej, że bierze on na siebie zobowiązania
co do Nicei”5.
Jak wiadomo, Nicea była wcześniej częścią Królestwa
Sardynii i została od niego odłączona na rzecz Francji jako
rekompensata za zdobycie dla niego w 1859 roku Lombardii
w wojnie z Austrią. Tu urodził się Józef Garibaldi. Jego
deklaracja o przystąpieniu do wojny francusko-pruskiej po
stronie Francji jakby legitymizowała przyłączenie Nicei do

5 „Dziennik Poznański” nr 245, 21 października 1870.


Francji — Józef Garibaldi, urodzony w Nicei, mógł poczuć
się obywatelem tego kraju!
Tymczasem w Tours wśród władz zapanowała panika.
Arcybiskup Tours uznał, iż Opatrzność wylała już cały
kielich poniżeń na Francję, ale oto przyszło mu przeżywać
poniżenie najgorsze: oglądać Józefa Garibaldiego w roli
zbawcy Francji! Nawet Adolf Cremieux, skądinąd przywód­
ca umiarkowanej lewicy, twierdził, że tylko tego zmart­
wienia brakowało Francji.
NIEUSTĘPLIWI FRANCUZI

Tymczasem Leon Gambetta załatwiał w Tours sprawy


niecierpiące zwłoki. Skorzystał z sytuacji, że Francuzi
uznali jego przelot nieomal za palec Opatrzności — wie­
rzyli, że ocali Francję. Dlatego wszędzie był witany
entuzjastycznie; wielokrotnie musiał przemawiać do spon­
tanicznie zebranych w drodze rodaków. Gambetta wzywał
do jedności i do poświęcenia osobistych interesów dla
dobra kraju. Dlatego w Tours postanowił objąć obok
funkcji ministra spraw wewnętrznych także tekę ministra
wojny. Pomysł ten zaskoczył delegację. Poddano go pod
głosowanie — były dwa głosy za, ale też dwa przeciw.
Wtedy Leon Gambetta oznajmił:
„Mam od rządu wyjątkowe pełnomocnictwa, a więc
ostateczna decyzja należy do mnie”1.
Tak oto został dyktatorem; mógł rządzić całą Francją za
wyjątkiem Paryża. Ale formalnie działał w porozumieniu
z rządem obrony narodowej. Posyłał mu regularne raporty
przy pomocy poczty gołębiej albo balonami. Tekst depeszy
przepisywał szyfrem, a potem pisał wyraźnym pismem na
arkuszu z urzędowym nadrukiem. Następnie tekst był

1 Irena K o b e r d o w a , Leon Gambetta, s . 6 2 .


fotografowany i zmniejszany do mikroskopijnych roz­
miarów. Wsadzano go między pióra ogona gołębia, a gdy
ten doleciał na miejsce, depesza była powiększana, przepi­
sywana i odszyfrowywana.
Wśród panikarzy krążyły plotki, że dowództwo niemiec­
kie sprowadziło stado jastrzębi, aby atakowały gołębich
posłańców, ale nie znalazło to odzwierciedlenia w faktach.
Jako dyktator Leon Gambetta znalazł się w trudnej
sytuacji — armia była rozbita, brakowało oficerów, pienię­
dzy, broni i zaopatrzenia. Administracja lokalna była
nastawiona wrogo, bowiem pochodziła jeszcze z czasów
cesarstwa. Ale Leona Gambettę cechowała niespożyta
energia. Zaciągnął w banku Morgana pożyczkę w wysokości
200 milionów franków, za które zorganizował zakup
i produkcję broni. Postarał się nawet o mapy sztabowe dla
poszczególnych korpusów. Jednocześnie tworzył nową
kadrę dowódczą, awansując zdolnych oficerów, ale nie
odpychając też generałów cesarstwa. Dlatego dowództwo
nad przyszłą Armią Wogezów powierzył znanemu ze swej
waleczności gen. dyw. Albertowi Cambrielsowi, ale ten
miał spore kłopoty z zebraniem całej armii, ponieważ
poszczególne jej jednostki wolały wojować na własną rękę.
Na razie generałowi Cambrielsowi udało się zebrać jedynie
30 tysięcy zamiast spodziewanych 60 tysięcy żołnierzy.
Co do oferty Garibaldiego, Leon Gambetta po namyśle
uznał, że należy z niej skorzystać, nie bardzo jednak
wiedział, jak. W końcu powierzył mu dowództwo nad
batalionami wolnych strzelców i brygadą Gwardii Mobile
w formującej się Armii Wogezów, o czym poinformował
w liście generała Alberta Cambrielsa, który tym samym
został zwierzchnikiem Józefa Garibaldiego.
Obecność Józefa Garibaldiego i jego grupy szybko
odnotował wywiad niemiecki. W meldunku do dowództwa
brygady badeńskiej znalazła się informacja, że pojawiło się
nowe zgrupowanie francuskie, którym dowodził generał
Cambriels, a dowódcami brygad są generał Bossack, generał
Marie i generał Menotti Garibaldi. „Bossack”, to był gen.
bryg. Józef Hauke-Bosak, jeden z dowódców powstania
styczniowego, który przyłączył się do Garibaldiego. Generał
Marie? Ktoś taki nie istniał. Był za to pułkownik, a wkrótce
potem gen. bryg. Marie Delpech, dowódca 2. Brygady.
Dowódcą 3. Brygady był rzeczywiście awansowany wkrótce
na gen. bryg. Menotti Garibaldi, syn Józefa. Była też
4. Brygada, którą przeoczył szpieg niemiecki: dowodził nią
drugi syn Józefa Garibaldiego, gen. bryg. Ricciotti Garibal­
di. Wódz w czerwonej koszuli dysponował też trzema
bateriami (18 dział), w tym jedną górską2.

***

W nocy z 7 na 8 października dwa szwadrony


16. szlezwicko-holsztyńskiego pułku huzarów i dwie kompa­
nie piechoty bawarskiej zostały zniszczone w rejonie Ablis,
miasta leżącego 40 kilometrów na południowy zachód od
Paryża, przez liczący dwustu żołnierzy batalion wolnych
strzelców z Armii Paryża, dowodzony przez kapitana Ernesta
Lipowskiego. Był to absolwent Szkoły Wojskowej w St. Cyr.
Od 1863 roku służył w Algierii. W sierpniu przybył do
Paryża, gdzie został dowódcą oddziału wolnych strzelców, ale
miał naturę zagończyka, więc został wysłany w teren do
formującej się Armii Wschodniej. W bitwie koło Ablis wziął
do niewoli stu jeńców, których przyprowadził do Tours. Byli
to pierwsi jeńcy niemieccy, których widziano w tym mieście.
48 huzarom udało się w trakcie bitwy uciec. Leon Gambetta
awansował go na podpułkownika.
Ernest Lipowski wygrał bitwę dzięki informacjom prze­
kazanym mu przez mieszkańców Ablis. W odwecie brygada
kawalerii z XII Korpusu spaliła miasto, a zdolnych do

2 „Gazeta Warszawska” nr 241, 31 października 1870.


noszenia broni mężczyzn rozstrzelała3. Była to sprawka
księcia Wilhelma von Mecklemburg, dowódcy dywizji
kawalerii, który osobiście dopilnował i czekał kilka godzin,
aż ostatni dom zgorzał.
„Postąpimy tak z każdą wsią, w której wolni strzelcy
dadzą ognia do naszych żołnierzy” — oświadczył butnie.
„Mimo to oddziały wolnych strzelców rozmnażają się
nadzwyczajnie, a choć w walnej bitwie nie są w stanie
dotrzymać pola, przecież ich samo uwijanie się jest dla
naszej armii bardzo niebezpieczne” — pisały „Hamburger
Nachrichten”.

***

Z kolei na froncie w Wogezach 9 października batalion


pruskiego 30. pułku piechoty wraz z brygadą dowodzoną
przez generała Degenfeda starł się koło Rambervilliers
z batalionami wolnych strzelców z formującej się Armii
Wschodniej. Walki trwały na cmentarzu, gdzie okopali się
wolni strzelcy. Po ich wyparciu Niemcy musieli zdobywać
dom za domem. Francuzi wycofali się w końcu do Epinal
nad Mozelą, 50 km na południowy zachód od Rambersvil-
liers, zostawiając 40 poległych, a 20 dostało się do niewoli.
Natomiast Niemcy zanocowali na cmentarzu. Następnego
dnia 5. badeński pułk piechoty starł się z batalionem
wolnych strzelców koło St. Anould, a 11 października
1. i 2. badeńskie pułki grenadierów walczyły w Brounvilliers.
Tego samego dnia bataliony wolnych strzelców formującej
się Armii Wschodniej znowu stoczyły walki koło Epinal
z brygadą generała Degenfelda. Tymczasem oddziały Gwar­
dii Mobile dowodzone przez generała Dupre’ego musiały
cofnąć się do Bruyeres (50 km na wschód od Epinal). Tam
połączyły się z batalionami dowodzonymi przez generała

3 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 319.


Alberta Cambrielsa. Tak też powstała, już oficjalnie, Armia
Wschodnia, zwana nieformalnie Armią Wogezów, która
pomaszerowała przez Remiremont w kierunku Besançon.
XIV Korpus Piechoty ruszył za nią.

***

10-11 października cztery pułki kawalerii, dwa pułki


żuawów i trzy baterie stanowiące przednią straż formującej
się ciągle Armii Wschodniej starły się koło Artenay
(20 km na północ od Orleanu) z wysłanym przez nie­
miecką Kwaterę Główną z Wersalu na południe I Kor­
pusem Bawarskim i 4. Dywizją Kawalerii księcia Al­
brechta z IX Korpusu. Straty niemieckie wyniosły dwustu
zabitych i rannych. Wedle komunikatu niemieckiej Kwa­
tery Głównej, Francuzów miało być 40 tysięcy, Niemców
34 tysiące. Obie walczące strony uważały, że to one
odniosły zwycięstwo.
Mimo poniesionych strat I Korpus Bawarski z towarzy­
szącą mu dywizją kawalerii nadal parł w kierunku Orleanu
i 13 października zajął go. Miasto to, liczące 70 tysięcy
mieszkańców, stanowiło ważny węzeł kolejowy — tu
zbiegały się linie kolejowe z Nantes, Bordeaux, Tuluzy,
i Kolei Centralnej z Bourgos-Lyon-Paryż. Orlean miał też
połączenia z Cherbourgiem i Brestem koleją z Tours.
Uważany był za spichlerz Paryża. I Korpus Bawarski
uderzył na trzy bataliony francuskie, okopane na lesistych
wzgórzach, a francuska dywizja kawalerii generała Alek­
sandra Michela walczyła z 4. Dywizją Kawalerii księcia
Albrechta. Natomiast pięć baonów szaserów cofnęło się do
miasta, gdzie doszło do walk ulicznych. W rezultacie
wojska francuskie wycofały się z Orleanu4.

4 Ilustrierte..., op.cit., s . 2 4 6 oraz Pierre L e h a u t e o u r t I I , op.cit.,


s . 105.
***

13 października rozpoczęły się walki na przedpolach


Paryża, w rejonie Châtillon i Bagneux. Jak wspominał
jeden z oficerów II Korpusu Bawarskiego, wiał silny
wiatr. Z pruskiej wieży obserwacyjnej było widać, że
wojska francuskie koło Armeil ciągle przemieszczają się
wokół miasta. Nagle francuskie forty i szańce otworzyły
silny ogień na Bagneux, Châtillon, Bourg-la-Reine i Sce­
aux. Na przedpolu pojawili się żołnierze francuscy.
Brygada bawarska, dowodzona przez gen. mjr. Merlingera,
miała zająć Bagneux i Châtillon, ale Francuzi wyrzucili
ją stamtąd gwałtownym atakiem, zajęli wioski, zbudowali
barykady i razili ich ogniem. Bawarczycy usiłowali
kontratakować. Generał Merlinger prosił dowództwo nie­
mieckie o wsparcie. Walki toczyły się już o każdy dom.
W końcu brygada bawarska odzyskała Châtillon o godzinie
15.00, a Bagneux o godzinie 17.00. Jak podawał komuni­
kat francuski, walki toczyły się na równoległej linii od
części południowej muru opasującego Paryż. Na tej
przestrzeni znajdowały się wzgórza, za którymi leżały
forty Ivry, Bicetre i Montrouge. Fort Châtillon znajdował
się przed Vanvies i Montrouge, a za nim forty Sceux
i Chatenay, skąd żołnierze francuscy rzucali granatami.
Na tym terenie panowała grobowa cisza, a okna i drzwi
domów były pozabijane deskami.
O oblężeniu Paryża pisał pewien żołnierz pruski, Polak
z 11. Dywizji VI Korpusu Śląskiego, w liście do matki.
List ten znakomicie oddaje nastroje panujące w szeregach
armii niemieckiej:
„Najukochańsza Matko, teraz znajdujemy się przed owym
miastem Paryżem. Pruska armia objęła cały Paryż dokoła.
Szósty korpus armii, piąty, Bawarczycy. Francuzy się
okropnie oszańcowały, a my teraz zaszliśmy dycht z tyłu,
trzy ćwierci mili od szańców i z gołego pola atakować,
albo głosem morzyć ich mamy. Francuzy okropnie z kanon
naszych rażą, to nie do wytrzymania. 12 dywizja dostała
w... [tu autor listu użył słowa uznanego za nieprzyzwoite],
nasza 11 trochę o tyle tak daleko, że z armaty bomba nie
dojdzie. Ale to bardzo się człowiek jednak wzdryga, gdy
przyjdzie rzężenie kul francuskich. My prawie sobie z tego
nic nie robimy, bo już się nam naprzykrzyło to w polu
leżenie, te przeklęte ciężkie marsze, ale jednak nam
żal tak młodo ginąć tak daleko, od swoich Rodziców.
Już czwarty dzień, jak nasza i francuska artyleria rżnie do
siebie i to ani na tę stronę, ani na tą nie idzie, bo oboje dobrze
stoją, w dobrym bojowisku, tylko że bajerów strzasnęli
Francuzy. Najukochańszo Matko, Babciu, Bracia, Siostry
i wszyscy krewni, to miasto Paryż, to jak tylko okiem można
zajrzeć, tak ani początku, ani końca nie widać, więc zapłakać
trzeba przed szturmem tego prześlicznego miasta, stolicy
Francji. Francja to inaczej wygląda, jak nasze kraje te śliczne
budowle, te śliczne pola pszenicy i te śliczne góry z winnica­
mi. Teraz się już wina naprzykrzyłem, więc tylko każdy
szuka szampana i koniaku, bo inszej wódki nie ma, jak tylko
szampany, koniaki i inne trunki. Kilka mil marszu, to my
wcale cywilnego Francuza nie widzieli. Wszystko precz.
Najdroższa Matko, ja mam parę groszy, pieniądze, bo
dziewięć talarów, a w środę znowu gieldtag, ale już się
obawiam, do dom jak odesłać tak daleko, tak w list włożyć, to
z całym listem wezmą i po wszystkiemu, a post szainu nie
mogę dostrzec. No to wszystko. Przepadnie, to nie będzie.
Ale ja mam w Panu Bogu nadzieję, że mnie Pan Bóg uchroni
od nieszczęścia. Gdy ten list wam piszę, to aż się ziemia
strząsa pode mną od huków działowych. Pisałem na kolanie.
Na wyoranej ziemi my piechota biwakujemy. A artyleria
bombarduje, a potem, gdy się nie poddadzą, to piechota
będzie atakować te szańce. Więcej wam nie mam do pisania,
jak tylko może w tym ostatnim liście się żegnam z wami
wszystkimi. Jeżeli bym miał długo nie pisać, to możecie
miarkować, żem zginął. Proś Boga, aby obu braci do wojny
nie wzięli. Żyjcie wy wszyscy z Bogiem. Niech was ma
w opiece i mieszka z Wami. Amen. Pole pod Paryżem 29
września”5.

***

Prefekt policji w Paryżu Emil hr. de Keratry postanowił


pójść w ślady Leona Gambetty i poleciał 16 października
balonem do Tours. Miał nadzieję, że uda się do swych
ziomków i jako deputowany z Finistre, leżącego nad
Atlantykiem departamentu w Bretanii, poderwie Bretoń-
czyków do walki z najeźdźcą. Leon Gambetta też na to
liczył, mianując go dowódcą armii bretońskiej, którą hrabia
Keratry miał nadzieję stworzyć, i nadał mu stopień generała
dywizji. Rzeczywiście, Bretończycy porwani apelem swego
ziomka i deputowanego zaczęli zgłaszać się z departamen­
tów Cotes du Nord, Finistre, Ille et Virlaine, Loric
Inférieure, Morbihan do obozu w Conlie. W sumie ich
szeregi liczyły 19 tysiący żołnierzy. Brygady bretońskie
zostały wcielone do 2. Armii Loary.

***

16 października pojawił się nieoczekiwanie w Tours


generał Denis Soter Bourbaki. Jak podała „Independence
Belge”, wydostał się on z Metzu i udał się do Londynu,
gdzie spotkał się z cesarzową Eugenią. Ta zaś miała
zażądać:
— Zabieraj mojego syna i jedź z nim do Paryża. Tam
ogłosisz go cesarzem pod moją regencją.
Ale generał Denis Bourbaki jedynie wzruszył ramionami:
— Armia nie zechce syna cesarza Napoleona III.

5 „Dziennik Poznański” nr 253, 30 października 1870.


Z kolei relacja gazety „Kölner Zeitung” na temat
pojawienia się generała Bourbakiego w Tours różniła się
nieco w szczegółach od relacji poprzedniej. Otóż w Camden
Place, gdzie przebywała była cesarzowa Eugenia wraz
z synem, księciem Ludwikiem Napoleonem, pojawił się
tajemniczy osobnik, rzekomo działający w imieniu cesarza,
który zaproponował, aby cesarzewicz ujawnił otoczeniu
Napoleona III, gdzie przebywa. Nieznajomy miał już
przygotowaną fotografię miejscowości. Na jej odwrocie
cesarzewicz napisał: „Jeśli chcecie poznać nasze nowe
miejsce zamieszkania, to je macie”. Następnie ów osobnik
udał się do króla pruskiego i oznajmił, że cesarzewicz chce
porozumieć sie z generałami znajdującymi się w Metzu.
Dostał od niego zezwolenie na przekroczenie pikiet nie­
mieckich, otaczających twierdzę, i zjawił się u marszałka
Bazaine’a. Pokazał fotografię i przedłożył propozycję:
„Niech jeden z marszałków, albo przynajmniej generał
Bourbaki, pojedzie do cesarzewicza”.
Franciszek Canrobert i Edmund Lebouf odmówili, ale
Denis Bourbaki wyraził gotowość. Wtedy nieznajomy dał
mu paszport na swe nazwisko, wizowany we Florencji,
Wiedniu i Istambule. 24 września generał Bourbaki w cy­
wilnym ubraniu opuścił Metz z grupą wychodźców. Książę
Fryderyk Karol wiedział o tym, ale nie przeszkadzał
w wyjeździe generała. Denis Bourbaki dotarł do cesarzowej,
ale ta rzekomo oznajmiła, że nie chce mieszać się do
polityki. Misja generała spaliła przeto na panewce6.
Jak z kolei podało „Echo de Luxemburg”, generał Denis
Bourbaki przybył 10 października do Brukseli. Chciał
wracać do Metzu i prosił dowództwo niemieckie, aby go
przepuściło, ale książę Fryderyk Karol zapraszał go do
niemieckiej Kwatery Głównej w Wersalu. Wtedy generał
postanowił udać się do Tours, aby ofiarować swe usługi

6 Wojna francusko-pruska, s. 473.


rządowi republikańskiemu. Leon Gambetta po namyśle
powierzył mu formowanie Armii Północnej. W tym celu
generał Denis Bourbaki miał udać się do Lille.

***

16 października skapitulowała twierdza Soissons nad


rzeką Aisne, 100 kilometrów na północny wschód od
Paryża, która została zajęta przez VIII Korpus 4. Armii. Do
niewoli poszły cztery tysiące żołnierzy, a 4. Armia wzbo­
gaciła się o 132 działa. Zdobycie Soissons ułatwiało także
dowóz żywności i amunicji dla wojsk oblegających Paryż
od północy, ale dowództwu obrony miasta ani śniło się
poddać. 16 października w Paryżu znajdowało się 2140
dział, a każde z nich posiadało 400-500 pocisków i 3-
tonowy zapas prochu. Minister robót publicznych zapewnił,
że do końca października podległe mu fabryki broni
wyprodukują 217 kartaczownic, 56 moździerzy, 300 dział
żłobkowanych nabijanych od tyłu, mających zasięg czterech
kilometrów7.
17 października twierdzę Montdidier (100 km na północ
od Paryża) zajęły oddziały I Korpusu Piechoty 4. Armii.
W czasie potyczki zginęło pięciu oficerów i 178 gwardzis­
tów mobile.
Tego samego dnia kanonierka francuska „Hamein”
zatrzymała dwa okręty niemieckie, które nieopatrznie
znalazły się na wodach francuskich: „Lusia” i „Concorde”.

***

18 października XIV Korpus Piechoty po czterech


dniach bojów o Xetigny i Saint Loup dotarł do Vesoul,
60 km na zachód od Belfort. Żołnierze tego korpusu

7 Pierre L e h a u t c o u r t I, op.cit., s. 285.


zagarnęli francuską pocztę połową; ze zdobytych listów
wynikało, iż francuscy żołnierze, z którymi przyszło im
staczać boje, są chorzy, zmęczeni i zgłodniali, a wielu
z nich leczy rany. Żołnierze oskarżali zresztą oficerów
o bezczynność i gonienie za wygodami. Dowództwo
XIV Korpusu dowiedziało się też, że generał Józef Garibal­
di udał się do Besançon, ponieważ żołnierze Gwardii
Mobile i Gwardii Narodowej rzekomo nie chcieli walczyć
pod jego rozkazami.
Tymczasem Józef Garibaldi rzeczywiście przybył 18 paź­
dziernika do Besançon, ale wraz z Leonem Gambettą, aby
zorganizować obronę wschodu kraju. Besancon, liczące
47 tysięcy mieszkańców, leżało na półwyspie utworzonym
przez rzekę Doubs i opierało się o skałę wysoką na 1100
stóp, z cytadelą zbudowaną jeszcze przez marszałka
Vaubana. Na górze Charmont (600 stóp) ulokował się
fort Griffon z 1595 roku, połączony górą Trochatey
(tysiąc stóp) z dwoma fortami. Dowództwo francuskie
ufortyfikowało też góry Beauregard (1300 stóp) i Chan-
damme (1200 stóp).

***

18 października 22. Dywizja Piechoty XIII Korpusu


4. Armii, dowodzona przez gen. por. Witticha, wspierana
przez 4. Dywizję Kawalerii II Korpusu, dowodzoną przez
księcia Albrechta Pruskiego, uderzyła na Châteaudun,
55 km na zachód od Orleanu. Siły niemieckie wynosiły
osiem tysięcy żołnierzy. Miasta broniły baon Gwardii
Narodowej i baon wolnych strzelców Paryża, sformowany
przez awansowanego na podpułkownika Ernesta Lipo­
wskiego — w sumie 1400 żołnierzy. Obroną dowodził
Ernest Lipowski. W przeddzień bitwy rozlepił on na
murach miasta odezwę: „Wezwałem mera i municypalność
miasta, aby bronili Châteaudun do ostatniej kropli krwi,
lecz ci bezecni nie chcieli na to przystać ze względów
samolubnych. Rozkazałem więc bronić miasta do ostatniego
i karać śmiercią każdego, kto by się temu przeszkodzić
odważył”. Odezwę podpisał dumnie: hrabia Lipowski,
dowódca wolnych strzelców paryskich8.

8 Ibidem, s. 295.
UPADEK METZU

Oddziały Ernesta Lipowskiego przez 12 godzin walczyły


na barykadach Châteaudun. Dowództwo niemieckie straciło
1800 żołnierzy, natomiast Ernest Lipowski —jedynie 200.
Nazajutrz 22. Dywizja Piechoty spaliła miasto. Natomiast
pruska 4. Dywizja Kawalerii nacierała w kierunku Metloy,
ciągle atakowana po drodze przez wolnych strzelców, nad
czym ubolewała niemiecka Kwatera Główna w komunikacie
z 26 października. Oddział Ernesta Lipowskiego rozrósł się
do brygady i wszedł w skład XVI Korpusu; w ciągu trzech
miesięcy stoczył on 29 potyczek z najeźdźcami. Leon
Gambetta awansował Ernesta Lipowskiego do rangi gene­
rała brygady1.
Na froncie pojawiła się nowa formacja francuska: party­
zanci. Umundurowani na czarno, z czerwoną szarfą na
biodrach i w kapeluszach z szerokim piórem, uzbrojeni
byli w karabiny typu Minie, mniej skuteczne niż chassepoty.
Najmłodsi żołnierze mieli po 16 lat, najstarsi — 45.
Pierwsza taka formacja pochodziła z departamentu Gers
w środkowych Pirenejach, oddalonego od Paryża 685
kilometrów. Nękali oni przeważnie niemieckie transporty

1 Polski Słownik Biograficzny, t. XVIII s. 412.


z żywnością, które zmuszone były przejeżdżać przez
zalesione okolice. Wspierali także działania regularnych
wojsk, takie jak wypad oddziałów Armii Obrony Paryża
w nocy z 19 na 20 października na Chevilly, gdzie
stacjonował VI Korpus Śląski. Był to podobno jeden
z elementów słynnego planu generała Ludwika Trochu:
nękać przeciwnika niespodziewanymi wypadami.

***

21 października 22. Dywizja Piechoty XIII Korpusu


maszerowała na Chartres. Wspomagająca ją 8. Brygada
4. Dywizji Kawalerii, dowodzona przez gen. mjr. Hontheima,
przekroczyła koło Thivars rzekę Eure. Gdy 22. Dywizja
mijała wieś Morancez, tuż koło Chartres, padły strzały.
Wtedy pojawił się pleban z Morancez i obiecał, że nakłoni
władze Chartres, aby w celu uniknięcia bombardowania
miasta, a zwłaszcza zniszczenia zabytkowej słynnej katedry,
poddały się. Dowódca saski oznajmił, że daje im godzinę
do namysłu. W tym czasie 8. Brygada Kawalerii wdała się
już w utarczki z trzema batalionami Gwardii Mobile, ale
władze Chartres zgodziły się na kapitulację i dokonały
rozbrojenia 1500 gwardzistów2.

***

22 października XX Korpus Armii Wschodniej starł się


z XIV Korpusem niemieckim, maszeruj ącym od dwóch dni
z Vesoul (100 km na północny wschód od Dijon). Francuzi
zajęli stanowiska między Riotz-Etuz i Cussey nad rzeką
Ognon i po dwóch dniach zmagań cofnęli się ku Besançon.
W bitwie wzięły udział: brygada generała Degenfelda,
brygada 4. Dywizji Kawalerii generała księcia Albrechta,
3. Brygada Dywizji Badeńskiej, dowodzona przez gen.
mjr. Kellera, oraz dwa baony pruskiego 30. pułku piechoty.
Straty niemieckie: trzech oficerów i przeszło stu żołnierzy.

***

22 października na froncie koło Paryża oddziały Gwardii


Mobile z Mont Valerien, mające 40 armat polowych, za­
atakowały 10. Dywizję V Korpusu Poznańskiego i 1. pułk
landwery gwardii. Walka była bardzo zacięta. Wtedy
poznaniakom przyszła na pomoc artyleria IV Korpusu,
strzelająca z prawego brzegu Sekwany, oraz 9. Dywizja
V Korpusu. Król pruski Wilhelm I przebywał wtedy
w prefekturze w Wersalu; na wieść o toczących się
niedaleko walkach postanowił osobiście zagrzewać do boju
swych żołnierzy i natychmiast udał się na pole bitwy.
W pierwszej jej fazie, kiedy Francuzi dotarli aż do Bougival,
w lasach pojawiły się duże gromady chłopów z wielkimi
pałkami, gotowe zaatakować cofających się Prusaków — ale
ci, jak na złość, odparli natarcie francuskie i zawiedzeni
chłopi rozeszli się. W ręce pruskie wpadło 175 jeńców, ale
Prusacy mieli 100 zabitych i rannych.

***

24 października poddała się twierdza Schlestat nad rzeką


111 przy granicy bawarskiej. Obroną dowodził gubernator
Reinach. Gdy dowódca 3. Dywizji Rezerwy, generał
Ferdynand Kummer, spytał go, na jakich warunkach byłby
gotów poddać twierdzę, gubernator dumnie odparł, że jego
warunkami będą armaty. Niestety, przegrały one pojedynek
z artylerią pruską — po długotrwałym wzajemnym ostrzale
z pięćdziesięciu armat francuskich biorących udział w po­
jedynku do dalszej walki nadawało się jedynie osiem.
Miasto liczące 1100 mieszkańców było zupełnie zruj­
nowane. Wówczas, po dwóch dniach ostrzału, o godzinie
10.00 gubernator kazał wywiesić białą flagę. Dowództwo
niemieckie zabrało do niewoli 2400 żołnierzy i zdobyło
120 dział3.
Tymczasem maszerujący na południe Francji z zadaniem
zajęcia twierdzy Belfort pruski XIV Korpus Piechoty stoczył
24 października walkę z XX Korpusem francuskim przed
Besançon, 60 kilometrów na zachód od granicy szwajcar­
skiej, po czym, odepchnięty przezeń na północny zachód,
zajął Gray i stamtąd pomaszerował na południowy zachód
w kierunku Dijon.

***

25 października władze w Paryżu stwierdziły, że mają


do wyżywienia 1 978 100 mieszkańców. Był to dla nich
duży kłopot, ale wielu zamożniejszych mieszkańców stolicy,
w tym cudzoziemcy, przyszło z pomocą głodującym. I tak
amerykański milioner Robert Wallace dał dwa miliony
franków na wsparcie biednych, za co władze nazwały ulicę
w dzielnicy Belleville jego imieniem. Z kolei polski
arystokrata hrabia Ksawery Branicki ofiarował na cele
charytatywne 500 tysięcy franków.
27 października wojska francuskie starły się koło Mon-
tereau (35 kilometrów na wschód od Fontainebleau) i Nan-
gis (20 km na północ od Montereau) z 4. Dywizją Kawalerii,
w wyniku czego poległo pięciu oficerów i 197 żołnierzy.
Niemcy mieli 10 zabitych i 40 rannych.

***

Otoczenie króla Wilhelma musiała rozbawić informacja,


którą podała prasa francuska, że paryska loża wolnomularska

3 Wojna francusko-pruska, op.cits. 341.


wezwała go, aby jako mason stawił się na posiedzenie loży
29 października o godzinie 19.00 do pałacyku przy rue
Rousseau 35, gdzie miała być rozpatrywana skarga na jego
postępowanie wobec francuskich braci wolnomularzy. Ale
zapewne mniej ucieszyła go wiadomość, że w Paryżu
formował się ochotniczy korpus anglo-amerykański, który
liczył 1500 żołnierzy. Jego powstanie w pewnym sensie
umiędzynarodowiało tę wojnę. Najpierw Włosi, nie mówiąc
o Polakach, a teraz Anglicy i Amerykanie po stronie
Francji? W dodatku korpus wykazał się walecznością, bo
wyparł załogę pruską z fortu Le Bourget4.

***

Oblężonej od 15 sierpnia twierdzy Bitche, na granicy


Francji z Palatynatem Bawarskim, zbudowanej na wysokiej
jak Gibraltar skale (200 stóp), z głębokimi kazamatami
prawie nie do zdobycia, broniły dwa tysiące żołnierzy.
24 sierpnia twierdza była bombardowana z czterech moź­
dzierzy 60-funtowych i pięciu baterii dział gwintowanych
12-funtowych. Bombardowania zniszczyły 120 budynków,
ale po 20 tysiącach strzałów baterie oblężnicze nie były
w stanie już funkcjonować. Oblegając twierdzę, 4. pułk
Dywizji Wirtemberskiej odszedł sprzed twierdzy, a pozostał
tam 8. pułk I Korpusu Bawarskiego. Nie miał on lekkiego
życia — oblegani dokonali wypadu na Bawarczyków
i zmusili ich baterie do milczenia.

***

Nagle na paryżan jak grom spadła wiadomość, że 28 paź­


dziernika 1871 roku twierdza Metz skapitulowała. Broniły
jej cztery korpusy (12 dywizji) liczące 173 tysiące żołnierzy,

4 „Dziennik Poznański” nr 261, 10 listopada 1870.


w tym 30 tysięcy rannych i chorych, natomiast blokowało
siedem niemieckich korpusów (I, II, II, VII, VIII, IX
i X), a także 25. Dywizja Heska i Dywizja Landwery
gen. Ferdynanda Kummera — w sumie 240 tysięcy
żołnierzy, rozciągniętych na froncie 27 mil. Oblężeniem
dowodził gen. piechoty książę Fryderyk Karol. Dziennie
wojska niemieckie zjadały 225 tysięcy bochenków chleba,
185 sztuk bydła rogatego, 400 cetnarów słoniny, 540
cetnarów ryżu, a także wypijały 160 tysięcy kwart
wódki i 10 cetnarów kawy. Z kolei 160 tysięcy koni
zjadało 6800 cetnarów siana, 3400 węcpli owsa i zużywało
tysiąc kóp słomy5.
Zdaniem wielu teoretyków wojskowości, twierdza była
nie do zdobycia. W takim razie dlaczego padła? Oficjalne
wytłumaczenie brzmiało: kończyły się zapasy żywności.
Ale jaka była prawda? Fryderyk Engels uważał, że
Achilles Bazaine zaplątał się w intrygę polityczną, mającą
na celu przywrócenie obalonej dynastii, ale przy pomocy...
zaborcy6.
Może dlatego marszałek Achilles Bazaine poddał twie­
rdzę, aby udowodnić, że rząd republikański nie jest
w stanie skutecznie prowadzić wojny, nad której dzia­
łaniami kontrolę przejęli niedoświadczeni wojskowo cy­
wile? Zapewne coś było na rzeczy, skoro kanclerz Bi­
smarck wzdragał się paktować z rządem republikańskim.
Czyżby górę wzięły u staregę monarchisty uprzedzenia
klasowe? Ale wojska niemieckie, biorąc do niewoli
cesarza Napoleona III, przedobrzyły sprawę. Król pruski
zapewne sądził, że kończy to wojnę. Cesarz Napoleon III
nie czuł się jednak kompetentny do zawarcia traktatu
pokojowego, a w dodatku pozbawiony korony, zupełnie
wypadał z gry. Trzeba było wojnę zaczynać od nowa.
Miała ona potrwać jeszcze pięć miesięcy.
5 „Dziennik Poznański” nr 261, 10 listopada 1870.
6 Fryderyk E n g e l s , op.cit. , s. 185.
Akt kapitulacji twierdzy Metz brzmiał następująco:
„Z upoważnienia Jego Ekscelencji głównodowodzącego
marszałka Bazaine’a i naczelnego wodza, Jego Królewskiej
Wysokości księcia Fryderyka Karola, niżej podpisani, szef
sztabu głównego armii francuskiej w Metz i szef sztabu
głównego armii pruskiej pod Metz zgodnie ułożyli, co
następuje: Zostająca pod rozkazami marszałka Bazaine’a
armia francuska oddaje się w niewolę. Twierdza i miasto
Metz ze wszystkimi fortami, materiałem wojennym, wszel­
kiego rodzaju zapasami i wszystkim, co jest własnością
państwa, mają być oddane armii pruskiej w takim stanie,
w jakim znajdują się przy podpisaniu niniejszej umowy.
W sobotę 29 października w południe mają być oddane
wojskom pruskim forty: St. Quentin, Plappeville, St. Julien,
Quelen i St. Privat oraz brama Mazelle [droga do Strasbur­
ga]. Tegoż dnia o godzinie 10 z rana dozwolone będzie
kilku oficerom artylerii i inżynierii z podoficerami wejść
do fortów dla zajęcia prochowni i zbadania min. Oręż jak
też cały materiał wojenny, składający się z chorągwi,
orłów, kartaczownic, amunicji itd. ma być oddany wy­
znaczonym przez marszałka Bazaine’a w Metz i fortach
komisarzom wojskowym, którzy je wręczą komisarzom
pruskim. Rozbrojone i podzielone na pułki albo korpusy
wojska będą w porządku wojskowym odprowadzone na
przeznaczone dla każdego korpusu miejsca. Oficerowie
zostaną wówczas uwolnieni w obozie oszańcowanym lub
powrócą do Metz pod warunkiem, że zobowiążą się pod
słowem honoru nie opuszczać miasta bez pozwolenia
komendanta pruskiego. Wojska będą odprowadzone przez
podoficerów na ich stanowiska biwakowe. Żołnierze ci
zatrzymają przy sobie tornistry, rzeczy i sprzęty obozowe
(namioty, kołdry, sprzęty kuchenne itp.). Wszyscy genera­
łowie i oficerowie oraz urzędnicy wojskowi mający stopnie
oficerskie będą wolni, jeżeli dadzą na piśmie słowo honoru,
że do końca wojny nie będą walczyć przeciwko Niemcom
i w żaden sposób wbrew ich interesom działać. Oficerowie
i urzędnicy przystający na te warunki zatrzymają przy
sobie oręż i należące do nich rzeczy. Oddającym się do
niewoli oficerom pozwala się zatrzymać pałasze lub szpady
i należące do nich rzeczy, a to w dowód uznania męstwa
podczas kampanii przez wojska i garnizon. Wszyscy bez
wyjątku lekarze wojskowi pozostają na miejscu dla pielęg­
nowania ranionych. Zastosowane będą do nich oraz do
całej służby lazaretowej zasady konwencji genewskiej.
Kwestie szczegółowe, głównie interesów miasta dotyczące,
będą zdecydowane w dołączającym się dodatku mającym
to samo co i protokół znaczenie. Wszelka mogąca zajść co
do niektórych artykułów wątpliwość ma być rozstrzygana
na korzyść armii francuskiej. Dan w zamku Frescati 27
października 1870 r.”. Podpisano: Ł. Jarras, Stehle”7.
Tak oto 173 tysiące żołnierzy, 1665 armat i duże
zapasy sprzętu wpadły w ręce nieprzyjaciela. Wojska
niemieckie w czasie oblężenia straciły 5482 żołnierzy.
Niezależny „Journal de Meuse”, wychodzący w Metzu,
po ogłoszeniu aktu kapitulacji zarzucił zdradę marszałkowi
Bazaine’owi, ponieważ był on bezczynny i zmarnował
wiele okazji, które nagle zaistniały w rejonie miasta;
gdyby je wykorzystał, mógłby zmićnić losy kampanii.
On jednak myślał jedynie o kapitulacji. Już 19 pa­
ździernika oficerowie francuscy w Metzu dowiedzieli
się od dowódców korpusów o rozmowach prowadzonych
przez adiutanta marszałka, generała Boyera, który udał
się do niemieckiej Kwatery Głównej w Wersalu. Ge­
nerałowie z upoważnienia marszałka Achillesa Bazaine’a
relacjonowali swym oficerom, że generał Helmuth von
Moltke wręcz oświadczył generałowi Boyerowi, iż armia

7 „Dziennik Poznański” nr 257, 5 listopada 1870.


francuska w Metzu musi, podobnie jak armia w Sedanie,
iść do niewoli. Ale czy rzeczywiście była to zdrada? A jeśli
zdrada, to kogo?
Kanclerz Otto von Bismarck uważał, że kwestia poli­
tyczna powinna mieć pierwszeństwo przed wojskową.
Mianowicie proponował, aby armia w Metzu udała się
w pewien oznaczony punkt terytorium francuskiego, aby
„czuwać nad zabezpieczeniem pokoju”. Ubolewał bowiem
nad brakiem rządu we Francji, przez co jego rząd napotykał
na różne trudności w porozumieniu się z jakimikolwiek
władzami francuskimi. W Paryżu, jego zdaniem, panowała
anarchia, a członkowie Rządu Obrony Narodowej zaczynali
tracić władzę; zresztą część z nich już opuściła Paryż,
udając się do Tours. Na południu Francji „nieporządek”
doszedł do ostatnich granic — czerwona chorągiew powie­
wała w Lyonie, Marsylii i Bordeaux. W tradycji francuskiej
była ona wywieszana przez lokalne władze zawsze tam,
gdzie musiały one wprowadzić stan wyjątkowy z powodu
buntów społecznych. Normandia została zalana bandami
rozbójniczymi do tego stopnia, że, jak twierdził kanclerz,
tamtejsze władze miały prosić dowództwo niemieckie
o przywrócenie porządku. Dlatego do Hawru, Elboeuf
i Rouen wysłano garnizony pruskie, które wraz z tamtejszą
Gwardią Narodową miały czuwać nad bezpieczeństwem
publicznym. Do tego doszły do głosu różnice polityczne
w społeczeństwie. Ludność Wandei szykowała się do
„wybuchu religijnego”. Także orleaniści żądali powrotu do
władzy tej dynastii. Nawet w poszczególnych miastach nie
było jednomyślności co do formy rządu. Wprawdzie cesarz
Napoleon III został zdetronizowany, ale cesarzowa-regentka
Eugenia w każdej chwili wraz ze swym synem księciem
Ludwikiem Napoleonem Eugeniuszem mogła pojawić się
znowu na arenie politycznej.
„Sprawa armii nie łączy się ze sprawą miasta, które
zajmujemy” — mówili znacząco niektórzy oficerowie
francuscy. Czyżby więc szykowała się wielka intryga
polityczna: wypowiedzenie posłuszeństwa Rządowi Obrony
Narodowej Republiki i come back cesarstwa?
Ale inni oficerowie, którzy zbiegli z Metzu i przedostali
się do Brukseli, zapewniali, że Armia Renu bynajmniej nie
chciała iść do niewoli, i wyjaśniali redakcji „Independence
Belge”, że generałowie: Edward Deligny, dowódca 1. Dy­
wizji Gwardii, i Justyn Clinchant, dowódca 2. Brygady
1. Dywizji III Korpusu — mówili, iż jeśli zbiorą 15-20
tysięcy żołnierzy, którzy byliby gotowi i zdolni do marszu,
staną na ich czele. Ale nie doszło do tego; żołnierze byli
już po prostu zmęczeni i znużeni8.
W akcie kapitulacji szczególnie krytykowano niektóre
jego postanowienia. Dlaczego była mowa o wydaniu
twierdzy i znajdujących się w niej materiałów? Podobno
początkowo dowództwo pruskie zadowalało się zajęciem
fortyfikacji zewnętrznych, a nie całego miasta. Dlaczego
wcześniej Francuzi nie zniszczyli chorągwi-symboli honoru
wojskowego oraz broni i amunicji? Dlaczego nie wysadzili
fortyfikacji? Ale dowództwo twierdzy argumentowało, że
Prusacy takie postawili warunki i tylko wtedy zobowiązy­
wali się oszczędzać miasto i... oficerskie bagaże9.
Wiadomość o poddaniu się Metzu zastała króla Wil­
helma w wilii „Les Ombragos” w Wersalu przy rue
de Paris. Przed willą zgromadzili się żołnierze wiwatujący
na jego cześć. Jak podała pruska Kwatera Główna,
„usposobienie wojska było równie natchnione i gorące,
jakie zwykle bywa”. Z kolei król Wilhelm, „folgując
frenetycznym okrzykom żołnierzy, ukazywał się dwa
razy, dziękując im wszystkim, stając w otwartym oknie”.
Król pruski wydał rozkaz dzienny, w którym stwierdził
m. in.: „Powinniśmy zwracać oczy na te czasy z dumnym
przeświadczeniem, że nigdy jeszcze sławniejszej nie
8 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 355.
9 „Gazeta Warszawska” nr 232, 5 listopada 1870.
prowadzono wojny i chętnie wam przyznaję, że jesteście
godni tej sławy. Odznaczyliście się wszystkimi cnotami,
które szczególnie zalecają żołnierza największym męst­
wem w boju, karnością, wytrwaniem, zaparciem się
w chorobie i niedostatku”.
Z okazji zajęcia Metzu przez armię niemiecką król
pruski awansował na stopień feldmarszałka swego syna
i księcia Fryderyka Karola.

***

28 października powstająca właśnie francuska Armia


Północna odnotowała sukces — XXII Korpus Piechoty,
dowodzony przez generała Denisa Bourbaki, powstały
w październiku w dużej mierze z żołnierzy, którym udało
się uniknąć niewoli w Sedanie, pobił koło Formerie
12. Dywizję XII Korpusu Piechoty, dowodzoną przez gen.
por. zur Lippe.
30 października rozgorzały walki o Dijon, do którego
dotarły oddziały XIV Korpusu, liczące 12 tysięcy żołnierzy.
Jak podawały źródła niemieckie, miasto zostało opuszczone
przez wojska francuskie; źródła te nie wspominały jednak, że
Francuzi uczynili to z powodu braku artylerii, natomiast
potem do miasta trzema drogami wróciły dwa pułki strzelców
algierskich, czyli turkozów (cztery tysiące żołnierzy).
8. Brygada, dowodzona przez gen. mjr. von Bonthmera z 4. Dy­
wizji Kawalerii pruskiej księcia Albrechta, i 3. Brygada
Badeńska generała Kettlera podjęły z nimi walkę. 8. Brygada,
wspomagana sześcioma bateriami artylerii, zdobyła Wzgórza
św. Apolinarego, a dwa pułki grenadierów badeńskich wtarg­
nęły na przedmieścia Dijon, które zaczęło się palić. Wsparła
ich brygada pułkownika von Kontsky’ego z 22. Dywizji
Piechoty. W nocy wojska francuskie cofnęły się. 1. pułk
grenadierów okupił zwycięstwo 200 zabitymi, a 2. pułk
grenadierów — 50. Oddziały XIV Korpusu zajęły w końcu
miasto, ale nie pozostały w nim długo. Generał Werder
obawiał się, że wzmogą się akcje partyzanckie przeciw
jego oddziałom, które już od pewnego czasu nasilały się
i w tej sytuacji wolał opuścić Dijon10.

***

30 października kilka batalionów Armii Paryża uderzyło


pod osłoną artylerii z fortu d’Aubervilliers na pruską
2. Dywizję Piechoty Gwardii, biwakującą koło Le Bourget
i Drancy na wschód od St. Denis, ale musiało cofnąć
się, tracąc 30 oficerów i 1200 żołnierzy, którzy dostali
się do niewoli".

10 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit. , s. 318.


11 Ilustrierte..., op.cit., s. 295.
CIĄGLE MIELI NADZIEJĘ

Gdy 31 października do Paryża dotarły wiadomości o upadku


twierdzy Metz, wielu mieszkańców miasta ogarnęło wzbu­
rzenie. Rewolucyjny działacz republikański i wyznawca
komunizmu utopijnego August Blanqui oraz inny rewoluc­
jonista Gustaw Flourens poprowadzili tłumy na ratusz i przy
wsparciu 107. batalionu Gwardii Narodowej uwięzili rząd;
jednakże o godzinie 20.00 prorządowy bretoński batalion
Gwardii Narodowej oswobodził z opresji generała Ludwika
Trochu. Nazajutrz o godzinie 3.00 generał wraz z oddziałami
Gwardii Mobile udał się na plac ratuszowy, gdzie znajdowały
się zbuntowane bataliony Gwardii Narodowej. Tam kazał
zatrąbić na odwrót. Na dźwięk trąbki bataliony kamie udały
się do koszar. Następnego dnia w Paryżu odbył się plebiscyt,
w którym większość paryżan opowiedziała się za utrzyma­
niem dotychczasowego rządu. August Blanqui został aresz­
towany i osadzony w więzieniu.

***

31 października 1870 roku Armia Loary była już


całkowicie zorganizowana i liczyła 100 tysięcy żołnierzy.
Składała się ona z Korpusów XV, XVI, XVII, XVIII i XX,
dowodzonych przez gen. dyw. Karola Martina des Pal-
lieresa, gen. dyw. Antoniego Chanzy’ego, gen. dyw.
Ludwika Sonisa (od 22 listopada), gen. dyw. Jana Baptysty
Billota i gen. dyw. Jana Crouzata. W Le Mans formowała
się Armia Zachodnia, na północy kraju Armia Północna,
a na wschodzie Armia Wschodnia, zwana czasem Armią
Wogezów.
Oficerowie francuscy mieli okazję zapoznać się z wydaną
jesienią 1870 roku w Brukseli anonimowo broszurą Cam­
pagne de 1870. Des causes qui ont amene la capitulation
de Sedan. Par un ojficer attache a Etat Major General
avec les planes de la lace et de bataille. Jej autorstwo
przypisywano byłemu cesarzowi Napoleonowi III, który
nadal przebywał w Wilhelmshohe. Miał tam gościć jako
jeniec do 19 marca 1871 roku. Autor ujawnił, że istniał
plan oderwania Badenii, Bawarii i Wirtembergii od sojuszu
ze Związkiem Północnoniemieckim; uważał też, że „jedno
zwycięstwo w wojnie i Austria oraz Italia przystępują do
koalicji antyniemieckiej”. Niestety, cały ten plan rozbił się
o wadliwą organizację armii francuskiej, wyższą karność
i liczebność wojsk pruskich, a także o „wybryki francuskiej
prasy i opinii publicznej”. Jak widać, znowu zawinili
dziennikarze!
Z kolei w londyńskim „The Times” ukazał się artykuł
Franciszka Guizota (1787-1874) — profesora historii
Sorbony, polityka, byłego ministra spraw zagranicznych
w 1840 roku, premiera w latach 1847-1848, prezydenta
Akademii Nauk Moralnych i Politycznych, autora wielu
dzieł z zakresu dziejów Francji i Wielkiej Brytanii. Sędziwy
autor wyjaśniał okoliczności wybuchu wojny i stwierdzał:
„Francja nie ma już ambicji, ale zawsze jest dumna. Nie
wiemy i nikt nie może powiedzieć, przez jak wielkie próby
musi jeszcze Francja przechodzić ani do jakiego stopnia
będzie musiała swą odwagą i cierpliwością w znoszeniu
nieszczęść się okazać. Ale te próby nie spadną na samą
tylko Francję. Czy walki będą krótkie, albo długotrwałe,
czy będą się ciągnęły bez przerwy, czy też będą przez
pewien czas zawieszane, Francja nie uchyli swemu powo­
łaniu. Francja posiada materialne zapasy, których żadne
nieszczęście nie może wyczerpać, i odwagę moralną, którą
klęski mogą rozwinąć, ale nie zniweczyć”.
Autor nawoływał Francję i Prusy, aby pokazały, że nie
chcą przekraczać granic rozsądku. I dodawał: niech Prusy
nie stawiają nadmiernych wymagań, a Francja nie będzie
nadal się opierać zakończeniu wojny1.
Tymczasem Leon Gambetta zamierzał przeprowadzić
wielką operację, aby połączyć działania Armii Paryża
z działaniami Armii Loary i przenieść front ze wschodu na
południowy zachód.
Wojska skupione w Paryżu miały przełamać oblężenie
i wyjść na południe na spotkanie Armii Loary. Plan ten
zyskał akceptację naczelnego wodza, generała Ludwika
Trochu, który zaczął przygotowywać swe wojska; tak
powstała 6 listopada Armia Obrony Paryża, na czele której
stanął. Składała się ona z trzech armii:
— 1. Armia, z dowódcą gen. dyw. Klemensem Thomasem
(240 baonów gwardii narodowej, legia kawaleryjska, legia
artyleryjska — w sumie 120 tysięcy żołnierzy), powstała na
bazie Gwardii Narodowej departamentu Sekwany;
— 2. Armia, z dowódcą gen. dyw. Augustem Ducrotem
(trzy korpusy dowodzone przez gen. dyw. Józefa Vinoya,
a od 9 listopada przez gen. dyw. Jerzego Blancharda, gen.
dyw. Hipolita Renaulta, gen. dyw. Antoniego d’Exea).
I Korpus liczył trzy dywizje piechoty (dowódcy: gen. dyw.
Achilles Desusleau de Malroy, gen. dyw. Ludwik de
Maudhuy, gen. dyw. Jerzy Blanchard do 9 listopada),
w sumie 100 tysięcy żołnierzy. II Korpus także liczył trzy
dywizje piechoty, (dowódcy: gen. dyw. Bernard de Sus-

1 „Dziennik Poznański” nr 272, 23 listopada 1870.


bielle, gen. dyw. Jan Berthaud, gen. dyw. Emest de
Maussion) w sumie 100 tysięcy żołnierzy;
— 3. Armia, dowodzona od 9 listopada przez gen.
Józefa Vinoya liczyła siedem dywizji piechoty (dowódcy:
gen. dyw. Juliusz Soumain, wiceadmirał Kamil La Ron-
ciere Le Nours, gen. dyw. Karol de Limeis, gen. dyw.
Karol de Beaufort d’Hauptpoul, gen. dyw. Franciszek
Correard, gen. dyw. Ludwik d’Hugues, kontradmirał
Ludwik Pothuale) oraz dwie samodzielne brygady ka­
walerii). 2. i 7. Dywizje Piechoty składały się z marynarzy
i stacjonowały w Saint Denis.
W sumie Armia Obrony Paryża liczyła 370 tysięcy
żołnierzy2.

***

1 listopada generał Albert Cambriels z powodu od­


nowienia się jego ran spod Sedanu ustąpił z funkcji
dowódcy Armii Wogezów. Leon Gambetta mianował
dowódcą tej armii najpierw generała Aleksandra Michela,
potem gen. dyw. Henryka Tortone’a, a w końcu gen.
dyw. Jana Crouzarta, który dokończył organizacji Armii
Wogezów.

***

3 listopada XXII Korpus francuski, maszerujący z rejonu


Illiers, Bois i Bonnieres nad Sekwaną, idący na wzmoc­
nienie Armii Północnej, pobił pruską 4. Dywizję Kawalerii
i wyparł ją z Mantes (60 km na północny zachód od
Paryża). Przeciwko temu korpusowi ruszyła 1. Armia
generała Edwina Manteuffela.

2 web.genealogie.free.fr(France), s. 34-36.
***

6 listopada padł fort Mortier, zdobyty przez Dywizję


Badeńską. Do niewoli dostało się 220 żołnierzy. Ba-
deńczycy zdobyli 7 dział, ale tylko jedno nadawało
się do użytku. Do fortu wkroczyły oddziały 4. Rezerwowej
Dywizji Piechoty, dowodzonej przez generała Schme-
linga3.

***

8 listopada poddała się twierdza Verdun. Nie miała ona


szczególnie silnych umocnień, ale mimo to była trudna do
zdobycia, bowiem otaczały ją głębokie fosy napełnione wodą.
13 października twierdza przeżyła bombardowanie z 48 dział
zdobytych przez wojska niemieckie w Sedanie. Blokowały ją
od sierpnia 1870 roku dywizje 4. Armii; potem odeszła ona
na zachód, a jej miejsce zajęły jednostki 1. Armii. Po
intensywnym bombardowaniu przez artylerię pruską zapadła
decyzja o poddaniu się. Dwóch generałów, w tym komendant
twierdzy gen. bryg. Guerin de Wolderschach, jedenastu
oficerów sztabowych, 150 oficerów liniowych oraz 400
szeregowców dostało się do niewoli. Dowództwo niemieckie
zdobyło 136 dział i 23 tysiące karabinów4.

***

9 listopada Armia Loary rozpoczęła ofensywę, mającą na


celu odblokowanie Paryża. Na lewym skrzydle, od Blois nad
Loarą, leżącym w połowie drogi z Tours do Orleanu,
w kierunku na Pithiviers posuwał się XV Korpus Piechoty
przybyły z Afryki, a na prawym skrzydle koło Vendôme
3 Ilustrierte..., op.cit., s. 254.
4 Wojna francusko-pruska, op.cit., s. 420 oraz Pierre L e h a u t -
c o u r t I I , op.cit., s. 189 oraz Ilustrierte..., op.cit., s. 250.
— XVI Korpus Piechoty. Miały one posuwać się w kierun­
ku Orleanu. W Marcheoir połączyły się i uderzyły na
I Korpus Bawarski koło Coulmmiers, 30 kilometrów na
wschód od Orleanu. Dywizja kawalerii XV Korpusu,
dowodzona przez gen. dyw. Renégo Galanda de Longuer-
rue’ego, miała zająć Patay, aby odciąć drogę odwrotu
I Korpusowi Bawarskiemu.
Dowództwo I Korpusu Bawarskiego miało informacje,
że Gwardia Mobile i baony wolnych strzelców znajdują
się między Mer i Moree, głównie w lasach Marchenoi,
zaś korpusy Armii Loary posuwają się w kierunku
Coulmmiers. Dowódca I Korpusu Bawarskiego zostawił
jeden pułk w Orleanie i udał się na zachód, obsadzając
rejon Coulmmiers-Huisseau. Wojska francuskie nacierały
od Vendôme i Morée. Była to straż przednia Armii
Loary, licząca osiem tysięcy żołnierzy, idąca w kierunku
Le Mans. Armia Loary uderzyła sześcioma baonami.
Siedem pułków kawalerii osłaniało skrzydło, a 120 dział
francuskich strzelało. Tutaj odznaczyła się brygada dowo­
dzona przez pułkownika Ernesta Lipowskiego. Szczegól­
nie zażarty bój trwał koło dworku La Renardiere — bata­
liony bawarskie odparły cztery ataki strzelców Lipo­
wskiego na bagnety, ale musiały wycofać się o zmierzchu
ku Saint Perary.
I Korpus Bawarski stracił w bitwie 46 oficerów i 667
szeregowców; dwa tysiące żołnierzy poszły do niewoli
francuskiej. Niestety, dywizja kawalerii XV Korpusu nie
zajęła Patay i nie odcięła drogi odwrotu I Korpusowi
Bawarskiemu, który połączył się potem z 4. Armią, gdzie
nowym dowódcą został generał piechoty Fryderyk Fran­
ciszek, wielki książę von Mecklemburg-Schwerin.
Po zwycięskiej bitwie wojska francuskie wkroczyły do
Orleanu. Tam urządziły one oszańcowany obóz zaopatrzony
w 96 dział okrętowych. Dowódca armii Loary generał
Ludwik d’Aurelie des Palladines tu zamierzał czekać na
nieprzyjaciela. Leon Gambetta uważał jednak, że trzeba iść
na odsiecz Paryża. Na dyskusjach tracono czas, gdy
tymczasem 2. i 4. Armie niemieckie szykowały się do
pobicia Armii Loary5.

***

10 listopada padła twierdza Neuf Brisach, leżąca nad


Renem, na granicy z Badenią, w odległości 40 kilometrów
od badeńskiego Fryburga. Zajęła ją 4. Rezerwowa Dywizja
Piechoty dowodzona przez gen. por. Schmelinga, tworząca
część XIV Korpusu Piechoty. Do niewoli poszło stu
oficerów i pięć tysięcy żołnierzy. Prusacy zagarnęli 108
dział i 350 mitraliez. Wcześniej twierdza i miasto były
intensywnie ostrzeliwane przez artylerię pruską. Spadło na
nie 3372 bomb i granatów6.

***

12 listopada Armia Wogezów, zostawiwszy w Besançon


załogę liczącą 15 tysięcy żołnierzy, ruszyła na Chagny, aby
bronić Lyonu, który wydawał się być zagrożony przez
XIV Korpus. W tym czasie w Lyonie tworzył się Legion
Polski, organizowany przez Bronisława Wołowskiego.
Dowódcą miał zostać Jarosław Dąbrowski, ale nie udało mu
się opuścić oblężonego Paryża. Jarosław Dąbrowski od
dawna chciał zorganizować polski oddział, który walczyłby
u boku wojsk republikańskiej Francji w obronie Paryża. Ten
były oficer rosyjski, odznaczony w walkach z Czeczenami
na Kaukazie, sztabskapitan, a potem organizator powstania
w Królestwie w 1862 roku, zadenuncjowany przez Polaka
służącego w sztabie wielkiego księcia Konstantego i ska­
5 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit., s. 95 oraz Ilustrierte..., op.cit.,

s. 246.
6 Ilustrierte..., op.cit., s. 250.
zany na katorgę, uciekinier z więzienia w Moskwie, potem
na emigracji w Paryżu — odznaczał się dużą wiedzą
i talentem wojskowym, ale generał Ludwik Trochu nie
chciał o nim słyszeć, bowiem Jarosław Dąbrowski publicz­
nie krytykował niedołęstwo dowódców obrony Paryża.
W końcu dowódcą Legionu Polskiego w Lyonie, liczącego
250 żołnierzy, został pułkownik Tytus O’Bym Grzymała.
Legion wymaszerował potem do Sisteron, gdzie pełnił
funkcję żandarmerii7.
Natomiast jak podała „Independence Belge”, w Lyonie
zjawił się oddział 230 wolnych strzelców pirenejskich ze
sztandarem przepasanym czarną krepą i napisem: „Zwycięs­
two lub śmierć”. Rząd przysłał do miasta 50 tysięcy
karabinów marki Remington, aby uzbroić obrońców. Ale
Lyon pozostał niezagrożony przez wojska niemieckie.

***

14 listopada Leon Gambetta przemianował Armię Woge­


zów na XX Korpus Piechoty, który liczył już 40 tysięcy
żołnierzy, z dowódcą generałem Janem Crouzatem, i wysłał
go do Armii Loary. W Beaune został generał Kamil Cremer
z samodzielną dywizją piechoty, liczącą 14 tysięcy żołnierzy.
Tymczasem 2. Armia niemiecka forsownym marszem
przez Troyes i Sens maszerowała na Fontainebleau.
Jej awangarda znalazła się tam 14 listopada, a w Toury
— 17 listopada. Celem jej marszu był Orlean.
Tego samego dnia siedem baonów gwardii landwery
75. i 77. pułków piechoty pod dowództwem generała
Loena z 4. Armii rozbiły liczący 7 tysięcy oddział Gwardii
Mobile i wolnych strzelców w Dreux (80 km na południowy
zachód od Paryża). Wzięci do niewoli wolni strzelcy
zostali natychmiast rozstrzelani. Wojska niemieckie nie
7 Krystyna W y c z a ń s k a , Polacy w Komunie Paryskiej, Warszawa
1957, s. 73.
uznawały ich za stronę wojującą, a berlińska gazeta „Börsen
Courier” określała ich mianem Lumpengesindel8 (hołota,
hałastra w j. niem.).
W dzień potem 6. Dywizja Kawalerii i 22. Dywizja
Piechoty 4. Armii rozbiły wojska francuskie koło Chateau-
neuf (20 km na południe od Dreux) i doszły do Nogent-le-
Rotrou (50 km na południowy zachód od Chateauneuf).
Zginęło 300 żołnierzy pruskich i tyle samo francuskich, ale
200 Francuzów dostało się do niewoli. Celem marszu
22. Dywizji był Le Mans nad rzeką Sarthe w departamencie
Sarthe w Regionie Loary. Jednakże dowódca 4. Armii
dowiedział się, że główne siły francuskie nie znajdują się
koło Le Mans. Generał Helmuth von Moltke polecił mu
wówczas, aby jego armia maszerowała przez Châteaudun
(40 km na południowy wschód), w celu połączenia się
z 2. Armią, która szykowała się do natarcia na Orlean.
Pozycja Châteaudun stanowiła znakomitą redutę, ale
Leon Gambetta polecił ją opuścić; uważał wraz z ministrem
Karolem Freycinetem, że należy wykorzystać fakt, iż
Armie 2. i 4. znajdują się daleko od siebie, i ruszyć na
pomoc Paryżowi, choć dowódca XV Korpusu Piechoty
generał Ludwik d’Aurelie de Paladines był temu przeciwny.
Od połowy listopada dowództwu wojsk niemieckich
zaczęły przybywać posiłki: 51 świeżych batalionów. Były
im bardzo potrzebne, ponieważ już 60 batalionów piechoty
okupowało Alzację, Lotaryngię i Szampanię, a 25 batalio­
nów piechoty wraz z 33 szwadronami kawalerii i dziewię­
cioma półbateriami strzegło linii kolejowych. Szczególnie
ważna była linia Kolei Wschodniej, przez którą dostarczano
zaopatrzenie wojska w żywność i amunicję. Codziennie
przejeżdżało nią dziesięć pociągów, a każdy przywoził sto
tysięcy racji żywnościowych. Cały ten przerzut zaopatrzenia
był zorganizowany nader sprawnie. Nie darmo generał
8 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit., s. 82 oraz Ilustrierte..., op.cit.,

s. 466.
Pole Marsowe

Juliusz Trochu Gen. August Werder


Walki w Le Bourget

Armia gen. Ducrota nad Marną


Walki w Châteaudun
Gen. Edwin Manteuffel

Walki o Dijon
Le Mans

Gen. Podbielski
Armia Wschodnia przechodzi do Szwajcarii

Adolf Thiers
Ucieczka Gambetty

Jarosław Dąbrowski Józef Garibaldi


Wejście do Luwru
Helmuth von Moltke przykładał dużą wagę do studiów nad
wykorzystaniem kolei do działań militarnych, czego nie
można było niestety powiedzieć o dowództwie francuskim.
W wyniku tego koleje francuskie nader mozolnie dostar­
czały oddziały wojskowe wraz z zaopatrzeniem na miejsce
przeznaczenia, do tego stopnia, że dowódcy utyskiwali, iż
szybciej dotarliby ze swymi oddziałami pieszo.
W każdym razie wsparcie dla armii niemieckich nadeszło
w ostatniej chwili, bowiem Leon Gambetta dopinał właśnie
na południu Francji siły zbrojne republiki na ostatni guzik.
16 listopada Armia Loary była już w zasadzie w pełni
ukształtowana. Dowódcą Armii Loary został doświadczony
dowódca, generał Ludwik d’Aurelie de Paladines, szefem
sztabu gen. bryg. Jan Ludwik Borel. Armia składała się
z XV, XVI, XVII, XVIII i XXIV Korpusów Piechoty oraz
szeregu samodzielnych jednostek wojskowych. Dowództwo
XV Korpusu Piechoty przejął gen. dyw. Karol Martin des
Pallieres (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. bryg.
d’Astugue, gen. dyw. Emil Martineau Deschesnez, gen.
dyw. Ludwik Peitavin; dywizja kawalerii, dowódca gen.
dyw. Rene Galand de Longurue). Współdziałać z nim
miały: samodzielna brygada kawalerii z dowódcą generałem
Aleksandrem Michelem i brygada wolnych strzelców
z Wandei z dowódcą gen. bryg. Henrykiem de Cathelineau.
XVI Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Antoni Chanzy
(trzy dywizje piechoty, w tym jedna marynarzy, dowódca
kontradmirał Jan Bernard Jaureguiberry, dowódcy pozo­
stałych dywizji: gen. dyw. Szczepan Barry, gen. dyw.
Jakub Norandy; dywizja kawalerii z dowódcą gen. dyw.
Janem Jakubem Reyssayre’em). Współdziałać z nim miała
polsko-francuska brygada wolnych strzelców, z dowódcą
gen. bryg. Ernestem Lipowskim. XVII Korpusem Piechoty
dowodził gen. dyw. Ludwik Durrieu (trzy dywizje piechoty,
dowódcy: gen. dyw. Karol de Vaisse Roquebrune, gen.
dyw. Edward Feillet Pilatrie, gen. bryg. Piotr Deflandre;
dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Rene Galand).
XVIII Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Ludwik
Abdelal (trzy dywizje piechoty, dowódca 2. Dywizji
— kontradmirał Jeremi Penhoat, dowódcy Dywizji 1. i 3.
— nieznani; dywizja kawalerii, dowódca gen. dyw. Guil­
laume de Bremond d’Ars). XX Korpusem Piechoty, o któ­
rym już była mowa, dowodził generał Jan de Crouzart (trzy
dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Kamil de Polignac,
gen. bryg. Leon Thomton, gen. bryg. Karol Segard).
XXIV Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Antoni
Bressoilles (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw.
Adrian d’Aries, gen. bryg. Jan Thibaudin Comagny,
gen. bryg. Adrian Carrey de Bellemare). Miały z nim
współdziałać samodzielna dywizja piechoty dowodzona
przez generała Kamila Cremera, a także dywizja re­
zerwowa, dowodzona przez gen. bryg. Leopolda Pallu
de la Barrierre’a9.
Mając Armię Loary, Leon Gambetta zamierzał od­
blokować Paryż. Gdyby to mu się udało, losy wojny
mogły odwrócić się na korzyść Francji. Armie francuskie
mogły potem podjąć ofensywę, aby zmusić wojska nie­
mieckie do opuszczenia kraju.
Gambetta wysłał balon do Paryża z propozycją dla
generała Ludwika Trochu. Balon dotarł do stolicy Francji
18 listopada. Leon Gambetta informował, że Armia Loary
ma zamiar nacierać na Paryż. W tym czasie Armia Obrony
Paryża mogłaby wyjść jej naprzeciw. Generał Trochu
zaakceptował pomysł. Armia Obrony Paryża, która liczyła
osiem dywizji, dywizję marynarzy oraz trzy dywizje
kawalerii po trzy brygady mogła wziąć udział w tej
operacji i pokusić się o sukces. Trochu wyznaczył termin
takiej operacji na 29 listopada i wysłał do Leona Gambetty
wiadomość balonem.

9 web.genealogie.free.fr(France), s. 24-25.
***

24 listopada XXII Korpus Armii Północnej, dowodzony


przez gen. dyw. Jana Farrego (generał Denis Bourbaki
został odkomenderowany do 2. Armii Loary) spotkał się
koło Amiens i Villiers-Bretonneux z I i VIII Korpusami
1. Armii pruskiej, dowodzonej, jak wiadomo, od końca
października 1870 roku przez generała Edwina Manteuffela.
25 tysięcy żołnierzy Armii Północnej stanęło naprzeciw
30 tysiącom żołnierzy 1. Armii, której dowództwo rozciąg­
nęło swe szyki od Roye do Amiens. Szyk francuski
wyglądał następująco: lewe skrzydło znajdowało się w Vil-
liers, przy kolei żelaznej z Amiens do Reims; środek
— w Boves; prawe skrzydło — w Dury i Soleux przy kolei
żelaznej Amiens-Rouen. Walki toczyły się głównie na­
przeciw Roye, koło Domant nad Loarą. W ich wyniku
XXII Korpus Piechoty został odparty ku Sommie, a batalion
marynarzy francuskich — rozbity przez 9. pułk huzarów.
Jednakże w bitwie zginęło 74 oficerów i 1300 żołnierzy
niemieckich.
NA PÓŁNOCY I POŁUDNIU

25 listopada 1870 roku poddała się po dwudniowym


bombardowaniu twierdza Thionville nad Mozelą, którą
zajęła 14. Dywizja VII Korpusu. W ręce wroga wpadło
4 tysiące jeńców i dwieście dział. Za to 26 listopada po
dwudniowych walkach brygady generała Józefa Garibal­
diego (10 tysięcy żołnierzy) odbiły Dijon, zajęty wcześniej
przez XIV Korpus. Natomiast inne jednostki Armii Loary
czekały krwawe zmagania z nadciągającymi dywizjami
4. i 2. Armii niemieckich. 28 listopada 4. Armia znajdowała
się w Bonneval (30 km na północ od Châteaudun). 2. Ar­
mia, maszerująca spod Metzu przez Vionvlle, Bar le Duc,
St. Dizier, Troyes dotarła do Sens. Stamtąd IX Korpus
Piechoty pomaszerował na Fontainebleau, III Korpus Pie­
choty — na Nemours, a X Korpus Piechoty — na Joigny,
Montsargis i Ladon. 2. Armia znajdowała się 140 km dalej
na wschód od 4. Armii, koło Beaune-la-Rolande. W sumie
liczyła ona 68 tysięcy żołnierzy.
Koło Beaume-le-Rolande XX Korpus Armii Loary idący
z Nevers starł się z X Korpusem Piechoty, natomiast
XVIII Korpus francuski nacierał z Gien; niestety, przybył
on za późno na pole bitwy, bowiem X Korpus otrzymał
posiłki: 5. Dywizję Piechoty III Korpusu i 1. Dywizję
Kawalerii, XV Korpus w Chilleurs (30 km na zachód od
Beaune la Rolande) nie zatrzymał ich. W rezultacie wojska
francuskie straciły 3 tysiące żołnierzy i musiały się cofnąć.
X Korpus natychmiast ruszył na Orlean, znajdujący się 25
km na zachód od Beaune-la Rolande1.
27 listopada generał Emil Keratry, nie mogąc dojść do
porozumienia z Leonem Gambettą co do działań na polu
walki, podał się do dymisji, którą ten skwapliwie przyjął.
Emil Keratry był rozgoryczony, bowiem zorganizował 47
baonów Bretończyków, siedem kompanii wolnych strzelców
i dziewięć baterii. Teraz kto inny miał nimi dowodzić.
29 listopada dywizje 4. Armii, które starły się koło
Varize, 20 kilometrów na wschód od Châteaudun, z brygadą
Ernesta Lipowskiego, ruszyły do Janville (40 km na północ
od Orleanu przy obecnej A 10 wiodącej do Paryża) i do
Orgeres (na wschód od Bonneval), gdzie połączyły się
z 2. Armią. Droga na Paryż dla Armii Loary została
zablokowana.

***

Tymczasem 29 listopada na froncie północnym generał


Briand, dowódca dywizji piechoty w Rouen, rozbił w Et-
repagny brygadę gen. mjr. Von Lippe. W zemście wojska
niemieckie, które przybyły tam potem, obrabowały miesz­
kańców i spaliły wioskę. Generał Manteuffel wyszedł z 1. Ar­
mią na spotkanie z dywizją generała Brianda i zajął Rouen.
Dywizja generała Brianda cofnęła się do Hawru; tam
generał zorganizował oddziały Gwardii Mobile, liczące
30 tysięcy wojska. Udały się w tamtym kierunku oddziały
VII Korpusu Piechoty, dowodzone przez gen. por. Augusta
Goebena, jednak większość jego sił skierowała się na
Amiens, którego przez sześć godzin broniła załoga licząca

1 Ilustrierte..., op.cit., s. 243.


osiem tysięcy żołnierzy. Niestety, w walce zginął komen­
dant twierdzy i Amiens zostało zajęte 30 listopada. Poległo
266 Francuzów, 1117 było rannych. W ręce pruskie wpadło
411 jeńców i 30 dział. Straty pruskie wyniosły 74 oficerów
i 1300 żołnierzy. Armia Północna cofnęła się w kierunku
Doulent i Arras2.

***

W tym samym czasie wiedeńska „Wehr Zeitung”,


oceniając siły obu walczących stron, stwierdziła, że od
początku wojny niewiele zmienił się ich układ. Stan
osobowy wojsk francuskich był następujący: Armia Loary
— 150 tysięcy żołnierzy, 200 dział; Armia Obrony Paryża
— 260 tysięcy żołnierzy, 400 dział; Armia Wogezów,
której podporządkowanie dowództwu armii Loary było
ciągle czysto nominalne — cztery brygady wolnych strzel­
ców oraz dwie dywizje Gwardii Mobile (30 tysięcy
żołnierzy i 24 działa; załogi Lyonu, Belfort, Lille, Mezieres
— 96 tysięcy żołnierzy. W sumie francuskie siły zbrojne
liczyły 540 tysięcy żołnierzy i 624 działa (nie licząc dział
fortecznych). Ponadto formowało się 18 nowych pułków
piechoty, pułk żuawów i sześć baonów szaserów — w sumie
70 tysięcy żołnierzy.
Natomiast wojska niemieckie składały się z trzynastu
starych korpusów (po dwie dywizje piechoty i 15 baterii
artyleryjskich w każdym) — w sumiè 325 tysięcy żołnierzy
i 1170 dział; ponadto z siedmiu dywizji kawalerii (po sześć
pułków, każdy po 600 żołnierzy, i po dwie baterie artylerii
konnej) — w sumie 25 tysięcy żołnierzy i 96 dział; dwóch
korpusów bawarskich (50 tysięcy żołnierzy i 182 działa),
Badeńskiej Dywizji Piechoty (24 tysiące żołnierzy i 72
działa); 3. Rezerwowej Dywizji Piechoty generała Fer­

2 La Grande Encyklopedie, t. XVIII, s. 32.


dynanda Kummera (25 baonów, sześć baterii, czyli 16
tysięcy żołnierzy i 36 dział). Do tego dochodziły: XIII
Korpus Piechoty; 17. Dywizja Piechoty; Wirtemberska
Dywizja Piechoty (12 tysięcy żołnierzy, 24 działa); ponadto
osobno dywizja piechoty landwery gen. por. Udo Tresckowa
— 12 baonów po 600 żołnierzy, cztery baterie, (razem
7500 żołnierzy i 24 działa); dywizja piechoty landwery
gwardii, dowodzona przez gen. por. Debschitza (7500
żołnierzy, 24 działa); 3. Rezerwowa Dywizja Piechoty
— 12 baonów po 800 żołnierzy i cztery baterie, czyli 9000
żołnierzy i 24 działa; XIV Korpus (12 tysięcy żołnierzy
i 24 działa). W sumie wojska niemieckie liczyły 500
tysięcy (realnie 450 tysięcy) żołnierzy i 1698 dział3.
Jak doniósł „Würzburg Zeitung”, 28 listopada wokół
twierdzy Bitche ustała kanonada z dział pruskich.
Artyleria pruska odeszła w kierunku Paryża; zostały jedynie
4. i 8. bawarskie pułki piechoty, po dwa baony, które miały
nadal blokować twierdzę.
Z kolei Fryderyk Engels, dokonując 26 listopada w „The
Pall Mall Gazette” analizy sił obu wojujących stron,
stwierdził, że Paryż blokowała już tylko 3. Armia (Korpusy
II, V i VI, II Korpus Bawarski, 21. Dywizja Piechoty,
Dywizja Wirtemberska, dywizja gwardii landwery).
4. Armia operowała już na południe od Paryża (Korpusy
IV i XII, I Korpus Bawarski i Korpus Gwardii). 1. Armia
na północy spełniała zadanie obserwacyjne, aby zabez­
pieczyć od tej strony blokadę Paryża (Korpusy VII i VIII
oraz 3. Dywizja Kawalerii). Na południowym zachodzie
działały 17. i 22. Dywizje Piechoty oraz I Korpus Bawarski,
a na południu 2. Armia (Korpusy III, IX i X, 1. Dywizja
Kawalerii i dywizja landwery). Na południowym wschodzie
operowały Korpusy XIV i XV. Linie komunikacyjne
zabezpieczało półtora dywizji landwery4.
3 „Dziennik Poznański” nr 277, 28 listopada 1870.
4 Fryderyk E n g e l s , op.cit., s. 213.
***

Prasa niemiecka zauważyła nowe zjawisko: nasilającą


się dezercję podoficerów armii... belgijskiej. Udawali się
oni do Lille, gdzie przyjmowali obywatelstwo francuskie
i następnie otrzymywali stopnie oficerskie w armii francus­
kiej. Podobno miał zachęcać do tego konsul Francji
w Brukseli, mówiąc, że armii jego kraju potrzeba dużo
dowódców. Tymczasem w Paryżu władze ustanowiły ceny
reglamentowane na wiele produktów żywnościowych. Ceny
drobiu poszybowały niebotycznie w górę, brakowało też
masła. Brakowało mięsa; w sklepach pojawiło się mięso
szczurów, podobno nie gorsze w smaku od króliczego. Ale
paryżanie nie narzekali na brak jarzyn, a jak mówili, wina
mieli więcej niż wody w Sekwanie.

***

29 listopada na terenie Norwegii wylądował francuski


balon, wysłany przez generała Ludwika Trochu z Paryża.
Lotnicy mieli ze sobą depeszę do Leona Gambetty, infor­
mującą, że generał Trochu zamierza 29 listopada zacząć
ofensywę w kierunku południowym, aby wyjść na spotkanie
Armii Loary. Lotnicy czym prędzej udali się do konsula
francuskiego w Oslo. Był 30 listopada, gdy dotarli do
konsulatu. Konsul, zapoznawszy się z depeszą, złapał się za
głowę, ale natychmiast zatelegrafował do Leona Gambetty.

***

29 listopada generał Ludwik Trochu wysłał w pole,


zgodnie z planem uzgodnionym, jak mniemał, z Leonem
Gambettą, armię generała Augusta Ducrota. Wymaszero-
wała ona z Paryża od wschodu. Miała zamiar skręcić na
południe, przeprawić się przez Marnę koło Joinville i roz­
winąć szyki pod osłoną reduty Saint Maur, fortów Charen-
ton i Nogent i ufortyfikowanej i bronionej działami
płaszczyzny Auron, która dzień wcześniej została zajęta
przez 1. Dywizję Marynarzy admirała Jana Marię Saissela,
dowódcy obrony wschodnich fortów Paryża. XIII Korpus
Piechoty generała Józefa Vinoya zmierzał ku południowi,
robiąc wycieczki na Thiais, Choisy i Le Roi na lewym
brzegu Sekwany, pod osłoną fortów Montrouge, Bicetre
i Ivry. 2. Dywizja Marynarzy admirała Kamila La Ron-
ciere’a udała się na północ ku Epinay. Z kolei XIII Korpus
zajął już Gare aux Boeufs koło Choisy i czekał na most
łyżwowy, który miał mu dostarczyć inżynier Krantz.
Uderzenie wojsk francuskich przyjęły na siebie Korpusy II,
VI, XII oraz Dywizja Wirtemberska.
30 listopada dywizje armii generała Ducrota przeszły
przez Mamę i walczyły na południowym wschodzie; po
24-godzinnym ostrzale artylerii francuskiej z fortu St.
Maur opanowały Bonneuil i Champigny. Z kolei 2. Dywizja
Marynarzy z Saint Denis zajęła Epinay. Tam stoczyła
walkę z Badeńską Brygadą Piechoty (sześć batalionów,
dwa szwadrony), zadając jej straty sięgające dziewięciu
procent stanu osobowego. Jednak zaraz potem obie dywizje
marynarskie cofnęły się do Saint Denis; widocznie uznały,
że wykonały swoje zadanie. Gdy Leon Gambetta dowiedział
się z depeszy, że wojska francuskie zajęły tę miejscowość,
sądził, że chodzi o Epinay na rzece Orge koło Corbeil i że
armia generała Augusta Ducrota stoczyła zwycięską bitwę
z wojskami pruskimi, a teraz maszeruje w kierunku Orleanu.
Ale rzeczywistość była inna.

***

1 grudnia obie strony: 2. Armia generała Augusta


Ducrota oraz 3. Armia następcy tronu pruskiego Fryderyka
Wilhelma starły się w boju koło Champigny. 2 grudnia
po ośmiogodzinnej walce wojska niemieckie (Korpusy II,
VI, XII i Dywizja Wirtemberska) osiągnęły sukces, oku­
piony jednak dużymi stratami — m. in. II Korpus stracił
89 oficerów i 1587 żołnierzy zabitych i rannych oraz 216
zaginionych, a Dywizja Wirtemberska miała poległych 13
oficerów i 268 żołnierzy oraz rannych 47 oficerów, 1345
żołnierzy, a także 355 zaginionych5.
3 grudnia generał August Ducrot wycofał swą armię
poza Mamę. Francuzi stracili w bitwie osiem tysięcy
żołnierzy, dowództwo wojsk niemieckich — pięć tysięcy.

***

5 grudnia padł Orlean. Jak do tego doszło?


Generał Helmuth von Moltke szybko zorientował się, że
Armia Loary zechce pójść na odsiecz Paryżowi, a jego
wywiad ustalił, że część Armii Obrony Paryża ma zamiar
wyjść naprzeciw Armii Loary. Postanowił temu zapobiec
i w tym celu wysłał w kierunku Orleanu dwie pruskie
armie: 2. i 4. (w sumie dwanaście dywizji, 130 tysięcy
żołnierzy), które miały rozbić Armię Loary. 28 listopada
2. Armia dotarła do Sens. Jej IX Korpus przypuścił atak na
Fontainebleau, III Korpus — na Nemours, a X Korpus
— na Beaune-la-Rolande, które zajął tego samego dnia.
Tam też dotarły 5. Dywizja III Korpusu i 1. Dywizja
Kawalerii. Dowódca 2. Armii, feldmarszałek książę Fryde­
ryk Karol, miał do dyspozycji 68 tysięcy żołnierzy. W tym
momencie pozycje 4. Armii zaatakował XX Korpus fran­
cuski z Nevers. Z pomocą zdążał z Gien XVIII Korpus, ale
przybył na pole bitwy za późno. Nie popisał się też
XVI Korpus, który stacjonował w Chilleurs i bezczynnie
przypatrywał się nadchodzącym posiłkom pruskim. Wojska
francuskie nie przełamały pozycji pruskich i cofnęły się,

5 Ilustrierte..., op. cit., s. 298.


tracąc trzy tysiące żołnierzy. Wówczas 4. Armia wróciła
do Janville i Orgeres, gdzie połączyła się z 2. Armią; tam
szykowano się do zajęcia Orleanu.
W Orleanie odbyła się narada, w której uczestniczyli:
minister Karol Freycinet, dowódca Armii Loary generał
Ludwik d’Aurelie des Paladines, szef sztabu Armii Loary
generał Jan Ludwik Borel, dowódca XV Korpusu Piechoty
gen. dyw. Pallieres, dowódca XVI Korpusu Piechoty gen.
dyw. Antoni Chanzy, dowódca XVII Korpusu Piechoty
gen. dyw. Ludwik Sonis. Uczestnicy narady zdecydowali,
że Armia Loary wyjdzie z Orleanu, aby stoczyć bój na jego
przedpolach. W mieście miał pozostać tylko XVII Korpus
Piechoty generała Ludwika Sonisa.
Już wcześniej, 1 grudnia, toczyły się walki w rejonie
Loigny, gdzie stał XVI Korpus, i koło Poupry, gdzie stał
XV Korpus; było to 40 kilometrów na północny zachód od
Orleanu. XVI Korpus Piechoty odrzucił I Korpus Bawarski,
nacierający z Bazoches les Hautes do Villepion i Ter-
miniers, ale potem dywizje 4. Armii uderzyły na 3. Dywizję
Piechoty XV Korpusu, która znajdowała się koło XVI Kor­
pusu. Francuska dywizja pierzchła w walce. Generał Ludwik
Sonis z jedną tylko dywizją XVII Korpusu, z którą
z Orleanu przybył na pole bitwy, usiłował przyjść na
pomoc i uderzył na Loigny, które wcześniej opuścił.
W składzie tej dywizji znajdował się tzw. Zachodni Legion
Ochotniczy, czyli dawny pułk gwardii papieskiej żuawów,
przybyły z Rzymu, oraz brygady piechoty ochotników
z Bretanii i Wandei. Dowodził nimi pułkownik baron
Atanazy Charette de la Contrie (1832-1911). W trakcie
walki dywizja została zdziesiątkowana, a generał Ludwik
Sonis odniósł rany. Natomiast XVI Korpus generała An­
toniego Chanzy’ego znowu stał bezczynnie i nie brał
udziału w walce6.

6 Pierre L e h a u t c o u r t 11, op. cit., s. 105.


Tego samego dnia jednostki Armii Loary stoczyły między
Artenay i Chevilly bitwę z jednostkami 2. Armii, Korpusami
IX i XIII, ale zostały odepchnięte ku Orleanowi. Potem
stoczona została bitwa w Gidy i Cercottes, gdzie opór
stawiała jeszcze 2. Dywizja Piechoty XV Korpusu, dowo­
dzona przez gen. dyw. Martineau. Nocą 4 grudnia 1870
roku III Korpus pruski wszedł do Orleanu, zdobywając 77
dział i biorąc do niewoli, wedle komunikatu niemieckiej
Kwatery Głównej, dwa tysiące żołnierzy.

***

W pasie działań Armii Wogezów, czyli XX Korpusu, który


miał osłaniać Belfort, broniony przez pułkownika Denferta
Rochereau przed XIV Korpusem generała Augusta Werdera,
zostały tylko: samodzielna dywizja piechoty gen. dyw.
Kamila Cremera i oddziały garibaldczyków, zajmujące
stanowiska przed Auxonne, 30 kilometrów na południowy
wschód od Dijon. 1 grudnia Leon Gambetta mianował Józefa
Garibaldiego dowódcą Armii Wogezów w randze generała
dywizji. Odtąd podlegały mu cztery brygady, dowodzone
przez: gen. bryg. Józefa Hauke-Bosaka; pułkownika, a wkrót­
ce potem gen. bryg. Marie Delpecha; gen. bryg. Menottiego
Garibaldiego; pułkownika, a wkrótce także gen. bryg.
Ricciottiego Garibaldiego. Ta ostatnia brygada uderzyła
wcześniej na Châtillon nad Sekwaną i wyparła stamtąd załogę
niemiecką. Potem pomaszerowała od Autum do Dijon, gdzie
przed murami miasta doznała dość dotkliwej porażki. Ale gdy
1 grudnia Autum, leżące 60 km na południowy zachód od
Dijon, zaatakowała Badeńska Brygada Piechoty, dowodzona
przez gen. mjr. Kellera, ustawiając w półkole działa i bombar­
dując miasto, odpowiedziała jej artyleria francuska, a z boków
uderzyli garibaldczycy; wówczas generał Keller nakazał
odwrót w kierunku Dijon i z trudem dotarł tam z mocno
nadwerężoną brygadą.
5 grudnia do Rouen wkroczył VIII Korpus pruski po
stoczeniu bitwy z brygadą francuską, która wcześniej
stanowiła garnizon tego miasta. Był to także efekt stoczenia
przez 4. Armię w ciągu trzech dni (2-4 grudnia) walk
z jednostkami Armii Północnej, w trakcie których wojska
niemieckie straciły 3200 żołnierzy, a francuskie — 3400.
Wojskom pruskim nie udało się jednak rozbić Armii
Północnej.

***

Wydawało się, że utrata Orleanu załamie Leona Ga-


mbettę. Rzeczywiście w pierwszym momencie, gdy do­
wiedział się o tym, jadąc specjalnym pociągiem, właśnie
do Orleanu... rozpłakał się. Pociąg został zawrócony
do Tours. Ale dowództwo niemieckie nie doceniło jego
woli walki. Gambetta zdawał sobie sprawę, że także
wojska niemieckie zaczynają mocno odczuwać trudy
wojny i są tak samo prawie wycieńczone jak Francuzi;
najlepszym tego dowodem było zaniechanie pościgu
po zdobyciu Orleanu przez obie pruskie armie za ucho­
dzącymi, rozbitymi już wojskami francuskimi, mimo
że uciekający Francuzi nie zniszczyli mostu.
Co do kondycji wojsk niemieckich, za miarodajną można
uznać opinię generała von der Goltza, dowódcy brygady
VII Korpusu, który stwierdzał:
„Odzież była najzupełniej zniszczona. Obuwie szczegól­
nie znajdowało się w jak najgorszym stanie. Wielu żołnierzy
miało na swoich nogach tylko saboty, inni szli boso.
Szeregi wciąż malały i wciąż zmniejszał sie stosunek
liczby oficerów do żołnierzy. Wciąż pozostawały w tyle
oddziały przy ambulansach, taborach, jeńcach itp. Korpusy
przeto wyglądały zaledwie, jak dywizje kompletne, te
ostatnie zaś jak słabe brygady. W batalionach było zaledwie
po 500, 400, 350 ludzi”7.
1. Armia Loary cofnęła się do Berry. XV Korpus stanął
w Vierzon (90 km na południe od Orleanu), Korpusy
XVIII i XX przeszły przez Loarę koło Jargeau i Sully,
cofając się w kierunku Bourges (20 km na południowy
wschód od Vierzon), gdzie znajdował się wielki arsenał.
Leon Gambetta zdymisjonował generała Ludwika d’Au­
relie des Palladinesa i na czele 1. Armii Loary postawił
generała Denisa Bourbakiego, ten zaś nakazał odwrót na
południe. Ale na północ od Loary pozostawało prawe
skrzydło Armii Loary. Gdy 2. Armia niemiecka puściła się
w pogoń za lewym skrzydłem Armii Loary, Leon Gambetta
powołał 6 grudnia z prawego skrzydła Armii Loary
2. Armię Loary (Korpusy XVI, XVII i nowy XXI, dowódcy:
gen. Jaureguiberry, gen. Henryk Guepratte, gen. Jaurres).
Dowódcą 2. Armii Loary został gen. Antoni Chanzy.
Otrzymała ona rozkaz maszerowania na Orlean.
1. Armia Loary, osłaniająca Bourges (100 km na
południowy wschód od Orleanu) od strony Nevers, miała
zbliżyć się do doliny rzeki Loing i Fontainebleau, na­
tomiast 2. Armia Loary miała osłonić Tours, gdzie,
jak wiadomo, znajdowała się delegatura rządu.
7 grudnia 2. Armia Loary starła się koło Villorceau
i Josnes z 17. Dywizją 4. Armii i zadała jej ciężkie ciosy.
17. Dywizja, maszerując na Beaugency, natknęła się na
korpus francuski (15 baonów i 26 dział). W bitwie wziął
także udział I Korpus Bawarski. Po wymianie ciosów
starcie pozostało nierozstrzygnięte, ale mimo to książę
Fryderyk Franciszek, przerażony francuskim impetem,
prosił dowódcę 2. Armii, feldmarszałka księcia Fryderyka
Karola, o pomoc; w związku z tym książę musiał zaniechać
pościgu za 1. Armią Loary. Natychmiast Korpusy III

7 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op. cit., s. 105.


i X uderzyły na 2. Armię Loary; reszta niemieckiej 2. Ar­
mii miała maszerować wzdłuż lewego brzegu Loary, aby
uderzyć na tyły wojsk francuskich. Z kolei 1. Armia Loary
miała przeciw sobie jedynie 6. Dywizję Kawalerii i cztery
bataliony przedniej straży III Korpusu; mogła, korzystając
z przewagi, próbować je zniszczyć, ale wycofała się w rejon
Bourges-Nevers. W tym czasie dotarł do niej XX Korpus,
czyli Armia Wogezów. 1. Armia Loary szykowała się do
pójścia z odsieczą Belfortowi.
NIEPOWODZENIA I SUKCESY

W dniach 9-10 grudnia 1. Dywizja Piechoty XXII Korpusu


Armii Północnej, dowodzonego przez gen. dyw. Alfonsa
Lecointe’a, odbiła z rąk niemieckich miasteczko i zamek
Ham, na południowy wschód od Amiens, znane z pięknego
kościoła Notre Dame. Ale generał Edwin Manteuffel nie
rezygnował z rozbicia Armii Północnej; miał do dyspozycji
rozproszone po Pikardii oddziały, w sumie 19 tysięcy
żołnierzy, które skoncentrował w Montdidier, gdzie szyko­
wał kontrofensywę przeciw wojskom francuskim, zgroma­
dzonym koło Amiens. 9 grudnia udało mu się zająć Dieppe.

* **

Tego samego dnia parlament Związku Północnoniemiec-


kiego zatwierdził traktaty zawarte przez kanclerza Bismar­
cka z państwami południowoniemieckimi i przyjął nowelę
do ustawy związkowej, gdzie do wyrazów „król” i „zwią­
zek” dodał „cesarz” i „państwo”; tym samym ogłosił króla
pruskiego cesarzem niemieckim, a Związek Północno-
niemiecki zamienił w Deutschland Reich1.

1 La Gronde Encyklopedie, t. XVIII, s. 32.


Na południu 10 grudnia X Korpus 2. Armii niemieckiej
zajął przedmieścia Blois nad Loarą (60 km na południowy
zachód od Orleanu), gdzie wcześniej zajmowały pozycje
francuskie Korpusy XV i XVI. 2. Armia Loary musiała
cofnąć się na północny zachód od tego miasta, ku Vendôme,
odsłaniając w ten sposób Tours, któremu zagroziły wojska
pruskie. W zaistniałej sytuacji 10 grudnia delegacja rządu
opuściła to miasto i przeniosła się do Bordeaux.

***

12 grudnia, po trwającym od 10 sierpnia oblężeniu,


poddała się twierdza Phalsburg, leżąca 40 km na zachód od
granicy z Badenią. Przeżyła ona dwa szturmy i dopiero gdy
oblężonym zabrakło żywności, komendant pułkownik Tail­
lant kazał zatopić prochy, połamać karabiny i zagwoździć
działa. Do niewoli poszło 52 oficerów i 1839 szeregowców.
Nieprzyjaciel zdobył też 65 dział2.

***

W tym czasie 2. Armia Loary, mimo złego stanu


dróg wynikającego z opadów deszczowych, cofała się
w zupełnym porządku, codziennie staczając walki z je­
dnostkami 2. Armii. Książę Fryderyk Karol dziwił się,
że choć wynędzniała i wymęczona, 2. Armia Loary
jest jednak odporna. Chciał ją rozbić i dlatego ściągnął
posiłki spod Paryża. Na początek wysadził mosty w Vie-
rzon. Odtąd 1. i 2. Armie Loary straciły ze sobą kontakt.
13 grudnia X Korpus zajął Blois.

2 Pierre L e h a u t c o u r t I I , op.cit. , s. 172.


14 grudnia kapitulowała twierdza Montmedy. Po wejściu
tam 23. Brygady, dowodzonej przez pułkownika von Panne-
witza, miasto przedstawiało żałosny widok. Z górnej jego
części pozostały tylko ruiny. Był to wynik działania pocisków
artyleryjskich, mających kształt jaja, o długości 60 cm
i wadze 80 kg. Do niewoli poszły trzy tysiące jeńców,
a Prusacy zdobyli 65 dział. Wojska niemieckie uwolniły też
237 jeńców pruskich3.

***

15 grudnia I Korpus Bawarski 2. Armii stoczył koło


Freteval, Moree, Piozn i Vendôme (departament Loire et
Cher, region Centre), 70 km na zachód Orleanu, osiem
potyczek z 2. Armią Loary. 16 grudnia Korpusy IX, III
i X 2. Armii rozpoczęły ruch zaczepny w kierunku
Vendôme na południowy zachód od Orleanu, na Chartres.
Brygada z IX Korpusu zajęła Blois. 2. Armia Loary
cofnęła się wtedy ku rzece Sarthe w okolice Le Mans na
zachód od Orleanu, zdradzając symptomy załamania; głód,
zmęczenie spowodowane ciągłymi marszami i cofanie się
przed przeważającymi siłami nieprzyjaciela spowodowały,
że w armii zaczęły występować objawy demoralizacji.
W dniach 17-18 grudnia koło Nuits i Gray w okolicach
Dijon dwie brygady badeńskie i siedem baterii niemieckich
walczyły przez pięć godzin przeciw dwóm legiom lyońskim
Rodanu i dwóm pułkom Gwardii Mobile, które składały się
na samodzielną dywizję piechoty (10 tysięcy żołnierzy i 18
dział), dowodzoną przez generała Kamila Cremera. Wpraw­
dzie Badeńczycy zajęli Nuits 19 grudnia o północy, ale
nazajutrz o czwartej nad ranem odeszli. Straty niemieckie

3 „Dziennik Poznański” nr 292, 17 grudnia 1870.


wyniosły tysiąc zabitych i rannych. Rany odnieśli m. in.
książę Wilhelm Badeński i generał Glymer. Straty francus­
kie były czterokrotnie mniejsze. W bitwie odznaczył się
batalion wolnych strzelców z Pirenejów Wschodnich,
dowodzony przez kapitana Benedykta Olszewskiego
(1838-1893)4.
Niemiecka 2. Armia zaprzestała wtedy pościgu za 2. Ar­
mią Loary, bowiem feldmarszałek książę Fryderyk Karol
obawiał się, że licząca 133 tysięcy żołnierzy 1. Armia
Loary podejmie kroki zaczepne. Liczył na to również Leon
Gambetta, ale nie doczekał się jej natarcia. W każdym
razie 19 grudnia 2. Armia wróciła do Orleanu.
Natomiast XII Korpus nacierał na Tours i po prze­
łamaniu obrony 6 tysięcy żołnierzy Gwardii Mobile
w Monnaie i Notre Dame d’Oe, 19. Dywizja Piechoty
zajęła 21 grudnia Tours, gdzie zniszczyła urządzenia
kolejowe. Jak wiadomo, delegacja rządowa ewakuowała
się już wcześniej do Bordeaux. 1. Armia Loary straciła
możliwość przejścia na północny wschód do doliny rzeki
Loing, lewego dopływu Sekwany, aby mogła dalej ma­
szerować na Paryż i odblokować stolicę. Wtedy minister
Karol Freycinet zaproponował, aby armia ta poszła na
odsiecz Belfortu i przecięła wojskom niemieckim ko­
munikację w tamtym rejonie. Nie był to dobry pomysł,
bowiem odejście 1. Armii Loary znacznie uszczuplało
siły ciągle jeszcze szachujące na terenach między Bourges
i Ne vers niemiecką 2. Armię, która teraz mogła uderzyć
na 2. Armię Loary i zniszczyć ją. Mimo to 1. Armia
Loary ruszyła na Belfort. Generał Denis Bourbaki, dzielny
jako żołnierz, nie umiał jednak korzystać z linii ko­
lejowych. W dodatku również pogoda sprzysięgła się
przeciw 1. Armii Loary, zwanej teraz znowu Armią
Wschodnią — śnieg i mróz dochodzący do 18 stopni

4 Ibidem, nr 293, 18 grudnia 1870.


wstrzymywały jej marsz. Pierwsze jej dywizje przybyły do
Chalons sur Saone i do Chagny dopiero 27 grudnia.

***

Brest stał się głównym portem atlantyckim, do którego


przybywało zaopatrzenie dla wojsk francuskich. 22 grudnia
przybyły tam statki: amerykański „Erie” i francuski „Ville
de Paris”, przywożąc po 120 tysięcy karabinów i kilka
milionów naboi. Jednocześnie zjawił się emigrant z Ame­
ryki, monsieur Pavy, który dorobiwszy się fortuny w Sta­
nach Zjednoczonych, postanowił spłacić dług ojczyźnie
i utworzył kompanię wolnych strzelców z Quimper, miasta
w Bretanii, 150 kilometrów na południe od Brestu. Uzbroił
ich w karabiny 12-strzałowe i 6-strzałowe colty.

***

23 grudnia cztery dywizje francuskiej Armii Północnej (35


tysięcy żołnierzy) starły się między Hallue i Pont Noyelles
z VII Korpusem generała Augusta Goebena (24 tysiące
żołnierzy). Walka pozostała nierozstrzygnięta. Dywizje
francuskie zanocowały pod gołym niebem mimo ośmiostop-
niowego mrozu. Mróz i brak zaopatrzenia spowodowały, że
dowódca Armii Północnej, generał Ludwik Faideherbe,
postanowił dać odpoczynek swym wojskom i wycofał się na
północ za rzekę Scarpe, stanowiącą dopływ Skaldy.
VII Korpus ścigał go, zostawiwszy dla osłony 16. Dywizję,
która otaczała miasto Peronne, na wschód od Amiens.
29 grudnia podpułkownik Raoul Le Roy de Dais,
dowódca Legii Gwardii Narodowej departamentu Calvados
w Armii Północnej, mianowany generałem brygady i do­
wódcą brygady, wyruszywszy z Caen, po przebyciu stu
kilometrów na wschód stoczył z oddziałami VII Korpusu
potyczki między Bemay i Brionne, skąd wyparł oddziały
pruskie na prawy brzeg Sekwany. Na pewien czas oczyścił
leżące 100 kilometrów na północ okolice Rouen z na­
jeźdźców.
3 stycznia 1871 roku generał Ludwik Faidherbe zaata­
kował w rejonie Bapaume ośmioma brygadami (35 tysięcy
żołnierzy) trzy brygady pruskie (18 tysięcy żołnierzy)
1. Armii i odepchnął je, ale ostatecznie musiał wycofać się
i nie wyzwolił z oblężenia Peronne, które komendant
Garier pod naciskiem władz cywilnych poddał 16. Dywizji
VII Korpusu. Odtąd linia rzeki Somme znajdowała się
w rękach 1. Armii, co stanowiło znaczne utrudnienie dla
francuskiej Armii Północnej, pragnącej iść na odsiecz
Paryżowi5.

***

W obliczu zbliżającego się końca nieszczęśliwego dla


Francji roku 1870 mieszkańcy Paryża zastanawiali się, czy
nie przyjdzie im głodować. Od 25 grudnia obowiązywał
przydział 80 gramów koniny na trzy dni i 300 gramów
czarnego chleba.
Dzienne zapotrzebowanie Paryża na chleb wynosiło
2 miliony funtów; tymczasem z 8 tysięcy cetnarów spadło
22 września do 6500 cetnarów, aby dojść 18 stycznia 1871
roku do 3600 cetnarów. Ponadto Paryż dziennie kon­
sumował 650 koni, czyli 30 gramów mięsa na mieszkańca.
Ale paryżanie nie martwili się, że zabraknie koniny
— w mieście znajdowało się sto tysięcy koni, przy czym
pewne życia mogło być tylko 33 tysiące rumaków, którymi
gospodarowało wojsko.
Z kolei „Neu Freie Presse”, donosząc 30 grudnia o kło­
potach aprowizacyjnych paryżan, wręcz podkreślała, że
wcale nie jest im tak źle, skoro jedzą młode kartofle,

5 Ilustrierte..., op. cit., s. 387.


hodowane w inspektach, a żyta na chleb oraz jarzyn też im
nie brak, bowiem rosną one w ogródkach przydomowych.
Spośród mieszkańców miasta jedynym malkontentem,
narzekającym, że na jego stole nie ma ulubionych potraw
z bażanta, był baron Alfred Rotschild. „A przecież na
mojej farmie w Ferneres bażantów w bród” — powiadał.
Jednakże domownicy twierdzili, że dawno je wyłapali
bawarscy żołnierze okupujący tę okolicę. Gdy narzekania
powtarzały się, żona barona poleciła majordomusowi, aby
zdobył wróble, których mięso było podobne w smaku do
bażanciny. Z tym nie było kłopotu. Majordomus zakupił 50
wróbli od uliczników paryskich, którzy z polowania na te
biedne ptaszki uczynili zyskowny proceder — jeden zabity
wróbel kosztował w sprzedaży detalicznej 10-15 franków.

***

Nie ustawała działalność wolnych strzelców, którzy


choć nie zawsze sprostali w regularnym boju zaprawionym
w walce Prusakom, to jednak potrafili być dla nieprzyjaciela
dokuczliwi. 2 stycznia 1871 roku pojawił się kolejny
oddział „Mścicieli” (Vengeurs), liczący 600 żołnierzy,
który wyruszył z Heinmoncourt. Stoczył on potyczkę
z oddziałami XIV Korpusu, zdobywając dwa działa. Naza­
jutrz jednak został otoczony i w walce stracił znaczną
część swego stanu; jedynie 150 żołnierzy udało się prze­
kroczyć granicę Szwajcarii.
Tego samego dnia 2 stycznia o godzinie 13.00 kapitulo­
wała twierdza Mezieres, którą zajęła 14. Dywizja VII Kor­
pusu. Do niewoli poszły dwa tysiące Francuzów. Prusacy
zdobyli 106 dział6.

***

6 „Gazeta Warszawska” nr 35, 14 lutego 1871.


Na froncie północnym 4 stycznia niemiecki garnizon
z Rouen, dowodzony przez generała von Bentheim (dywizja
piechoty i dywizja kawalerii), wdał się w walki w rejonie
Yvetot (między Rouen i Havrem) z brygadą generała Boye
z 1. Dywizji Armii Północnej. 1. Brygada Piechoty oraz
część 44. pułku piechoty stoczyły bój w Malineaux-Lalond,
gdzie wzięły do niewoli 300 jeńców i zdobyły dwa działa.
Potem obsadziły one Bourgachard i Bourgtheroulde.
5 stycznia 1871 roku kapitulowała twierdza Rocroy.
Oficjalny komunikat niemieckiej Kwatery Głównej podał,
że zdobyto 72 działa i do niewoli poszło trzystu żołnierzy
francuskich; jednak źródła francuskie informowały, że
broń i inne zapasy zostały zniszczone, a obrońcy twierdzy
wyszli z niej na wieść o upadku twierdzy Mezieres.

***

9 stycznia Armia Wschodnia (Korpusy XV, XVIII i XX),


maszerując z Boureefs i Nevers przez Chagne, a po prze­
kroczeniu rzeki Doubs przez Quingey, korzystając z od­
sieczy twierdzy Belfort — osiągnęła po pięciu dniach
marszu Viller Sexei, 20 mil od Hericourt. Pole bitwy
rozciągnęło się wówczas od Cubry przez Magnuy, Viller-
-Sexel, Marat i Espiels. Przez trzy dni 130 tysięcy Fran­
cuzów i 330 dział walczyło przeciw 40 tysiącom Niemców
z XIV Korpusu. Prusacy zabarykadowali się w zamku
i okolicznych budynkach, które Francuzi podpalili. Zamek
zdobywały bataliony Gwardii Mobile z Korsyki i żuawi.
Zażarty bój toczył się na schodach i w drzwiach po­
mieszczeń, ale jedyne, co się udało Francuzom, to rozbicie
rezerwowej dywizji piechoty generała Schmelinga i wzię­
cie do niewoli dwóch tysięcy Niemców7.

7 Fryderyk E n g e l s , op. cit. , s. 301.


Od pierwszych dni stycznia, jak doniósł „Correspon-
dence Havas”, oblegająca od południa Paryż 3. Armia
rozpoczęła systematyczny ostrzał artyleryjski miasta;
wcześniej, od 24 grudnia, taki ostrzał prowadziła artyleria
Dywizji Wirtemberskiej od strony wschodniej. Codziennie
na Paryż spadało 20 tysięcy granatów o średnicy 22
cm, długości 65 cm i wadze 80 kg, jednakże ich sku­
teczność była na szczęście słaba.
Mimo to lekarze i pielęgniarki w szpitalach mieli
ręce pełne roboty. Wśród nich wyróżniał się ksiądz
Władysław Witkowski, proboszcz polskiej parafii przy
kościele St. Honoire, który został kierownikiem wszystkich
paryskich ambulansów; odpowiadał też za zdrowie jeńców
wojennych. Po zakończeniu oblężenia Adolf Thiers od­
znaczył go Legią Honorową. W niesieniu pomocy rannym
odznaczyła się też Henryka Pustowójtówna (1838-1881),
ongiś adiutant gen. Langiewicza, która otrzymała od
Adolfa Thiersa Krzyż Zasługi8.

*** *

Przez pierwsze dni nowego 1871 roku 2. Armia Loary


raz po raz staczała potyczki z 2. Armią, nacierającą
w kierunku Le Mans, ważnego węzła kolejowego, łączącego
wybrzeże Atlantyku z południem Francji. I tak 2 stycznia
żołnierze francuscy walczyli z najeźdźcą koło Loire, 5-6
stycznia 1871 roku — koło La Fourche, 6 stycznia — koło
Villethion, 7 stycznia — koło Villehauve, Mazange, des
Roches i Theil, 8 stycznia — koło Vance i Ruille, 9 stycznia
— koło Chahaignes i Brives. 10 stycznia w Parigne-
l’Evenque koło Le Mans wojska lewego skrzydła ugrupo­

8 Krystyna W y c z a ń s k a , op. cits . 7 7 .


wania niemieckiego (trzy korpusy 2. Armii) bezskutecznie
chciały wedrzeć się na pozycje XVII Korpusu francuskiego,
ale o godzinie 20.00 X Korpus zaatakował Brygadę
Bretońską i po sześciu godzinach walki koło Ardenay
rozbił ją. Wojska 2. Armii zajęły Parigne-l’Eveque i dotarły
do Charge, sześć kilometrów od Le Mans. Z kolei prawe
skrzydło ugrupowania niemieckiego (dywizje 4. Armii)
doszło do Savigne i Monfort. 11 stycznia obie armie
połączyły się w Le Chapelle i Lombion. Miasto Le Mans
zostało zajęte przez Niemców. 12 stycznia XVI Korpus
francuski usiłował kontratakować, ale bez skutku. 2. Armia
Loary musiała się cofnąć, tracąc cztery tysiące zabitych
i rannych, a 18 tysięcy wpadło w niewolę. 14 stycznia
2. Armia Loary walczyła koło Longue i Chassille,
a 15 stycznia — koło Alenęon. 4. Armia zajęła Alenęon,
leżący 50 km na północ od Le Mans, po czym walczyła
z 2. Armią Loary koło Sille de Gauillaume i Saint Jean sur
Eme, ale zaraz potem zawróciła do Rouen, aby w razie
potrzeby wesprzeć 1. Armię przeciw francuskiej Armii
Północnej. 16 stycznia 2. Armia Loary cofnęła się ku Laval
za rzekę Mayenne.

***

Dywizje 2. Armii niemieckiej wróciły do Orleanu, ale


były już skrajnie wyczerpane. Natomiast 2. Armia Loary
rosła w siłę. Generał Antoni Chanzy miał znowu 150
tysięcy w czterech korpusach (w tym 6 tysięcy kawalerii
i 324 działa). Szykował się do marszu na Le Mans, który
chciał odbić.

***

Twierdza Belfort, oblężona od 3 listopada przez 1. Dywizję


Piechoty Landwery ze Szczecina dowodzoną przez generała
Udo Tresckowa, a także baterie wirtemberskie, pruskie
i bawarskie — liczyła 12 tysięcy załogi, ale była uzbrojona
w stare niegwintowane działa i miała mały zapas pocisków,
za to dużo prochu. Twierdza wyglądała jak wielki skalisty
olbrzym. Centrum obrony stanowiło Le Rocher, bastion
wykuty w skale prostopadle od strony miasta, z tarasami,
jeden na drugim, podpierającymi Le Château, czyli Cyta­
delę. Z południa i wschodu broniły twierdzy cytadele La
Justice i La Motte, usytuowane na grzbietach gór. Na
długim pagórku od południa znajdowały się umocnienia
Les Hautes i Les Basses Perchez, a z zachodu fort Barres,
połączone z główną cytadelą. Komendant, pułkownik
Denfert Rochereau, był z zawodu inżynierem mechanikiem;
dokonał ulepszeń swych dział i raz po raz niepokoił
wycieczkami oblegających. Dowództwo niemieckie po
pewnym czasie postanowiło opanować znajdujące się
niedaleko forty Hautes i Basos Perche, ale i one broniły się
wytrwale.

***

11 stycznia 1871 roku generał Denis Soter Bourbaki


wyruszył z Armią Wschodnią z Viller-Sexel. W Dijon
zostawił generała Józefa Garibaldiego z 20 tysiącami
żołnierzy i dywizję piechoty dowodzoną przez gen. Pel-
lisiera (20 tysięcy Gwardii Mobile). Natomiast samodzielna
dywizja piechoty, dowodzona przez generała Kamila Cre-
mera, została w Fontine Française i Champlitte, z zadaniem
osłaniania lewego skrzydła Armii Wschodniej i strzeżenia
arterii komunikacyjnych.
Armia Wschodnia w trakcie marszu ominęła po drodze
Vesoul, gdzie znajdowała się kwatera XIV Korpusu. Gdyby
zaatakowała korpus generała Augusta Werdera, którego
prasa niemiecka po bitwie koło Villier-Sexel okrzyknęła
„Leonidasem Wogezów”, mogłaby odnieść sukces, bowiem
XIV Korpus był rozproszony. Dzięki temu, że Armia
Wschodnia poszła dalej, generał August Werder zdołał
znowu zgromadzić swe siły za rzeką Ognon. Przeciął on
Armii Wschodniej drogę do Belfort i umocnił swe pozycje
koło Montbeliard, gdzie ufortyfikował górę Vaudois blisko
rzeki Lisaine. Generał Werder dysponował już wtedy 60
tysiącami żołnierzy.
W dniach 14-17 stycznia 1871 roku Armia Wschodnia
starła się z XIV Korpusem w rejonie Hericourt koło Belfort
nad rzeką Lisaine. Generał Kamil Cremer, który wcześniej
opuścił swe pozycje na rozkaz generała Denisa Bour-
bakiego, uderzył swą dywizją na Loure i starając się obejść
XIV Korpus od północy, wyparł brygadę generała Degen-
felda z Cheneber. Niestety, inne jednostki Armii Wschod­
niej nie odnotowały sukcesów w tej bitwie. Generałowie
Billot i Cremer naciskali na generała Denisa Bourbakiego,
aby kontynuował bitwę, ale ten nakazał odwrót, bo wyczer­
pał się zapas amunicji, a straty w ludziach doszły do ośmiu
tysięcy. XIV Korpus stracił w bitwie 2150 żołnierzy.
Generał Denis Bourbaki otrzymał też wiadomość o zbliża­
niu się nowej armii niemieckiej, której dowódcą był generał
Edwin Manteuffel.
PROKLAMOWANIE CESARSTWA

Gdy naczelne dowództwo niemieckie dowiedziało się


o ruchach wojsk francuskich z Bourges i Nevers, szybko
pojęło, czym to grozi. Dlatego wezwało z północnego
frontu generała Edwina Manteuffela, który naprędce
zorganizował nową armię, mającą pomóc XIV Korpuso­
wi, liczącemu wtedy jeszcze 35 tysięcy żołnierzy.
W skład tej armii, nazwanej Południową, ^eszły:
VII Korpus Piechoty, stacjonujący w Metzu i Mezieres,
II Korpus Piechoty spod Montargis (130 km na połu­
dniowy wschód od Paryża) oraz korpus piechoty land­
wery. W sumie generał Manteuffel miał 50 tysięcy
żołnierzy. 12 stycznia 1871 roku skoncentrował on swe
siły w Châtillon nad Sekwaną. Armia Południowa poma­
szerowała przez płaskowyże Langres i Cote d’Or. Mogła
być powstrzymana przez brygady generała Józefa Garibal­
diego lub załogę w Langres, lecz stary wódz w czerwonej
koszuli nie zrobił tego; był w tym czasie chory.
18 stycznia Armia Południowa doszła do Saloney. Potem
ruszyła na prawo, aby zająć Dole i Poligny i przeciąć
Armii Wschodniej drogę do Lyonu albo zmusić ją do
opuszczenia Francji przez granicę szwajcarską, a jeśli to
się nie uda — do kapitulacji.
18 stycznia Armia Wschodnia ruszyła do Besançon.
W czasie marszu uległa dezorganizacji. Na pokonanie
70 kilometrów zużyła pięć dni. Gdyby generał Denis
Bourbaki rozbił XIV Korpus, a miał na to sześć dni, zanim
jednostki Armii Południowej dotarłyby na pole bitwy,
mógłby wraz z Armią Wogezów generała Józefa Garibal­
diego wziąć Armię Południową w kleszcze. Ale brygady
generała Garibaldiego zostały 20 stycznia zaszachowane
przez brygadę piechoty dowodzoną przez gen. mjr. Kettlera,
która zaatakowała pozycje garibaldczyków w Dijon.
21 stycznia o godzinie 13.00 kolumny pruskie uderzyły na
Talant i Fontaine oraz na Hauteville, które garibaldczykom
udało się odebrać. Tam zginął generał Józef Hauke-Bosak.
Na wieść o śmierci generała Bosaka Leon Gambetta
wysłał list z kondolencjami do jego żony.
„Szanowna Pani! Proszę wybaczyć, że odrywam Panią
od łez i boleści, które przepełniają Pani serce od chwili,
gdyś otrzymała okrutną wiadomość. Lecz uważam za
swój święty obowiązek powiedzieć wszystko, co myśli
rząd o Pani sławnym mężu. Generał Bosak ofiarował
szlachetnie swą szpadę republice francuskiej, oddał jej
swe życie, jak gdyby był jednym z jej synów. Tak
właśnie o nim myślimy. Gdy nadejdą lepsze czasy,
będziemy mogli wszystkim, którzy poświęcili krew i życie
dla obrony Francji, oddać zasłużoną nagrodę i spłacić
dług wdzięczności tym, którzy zapomniawszy o własnych
sprawach i dążeniach, stanęli pod naszym sztandarem
Nim to nastąpi, może Pani być pewna, że otaczam
najwyższą czcią pamięć Pani męża i proszę bez wahania
odwołać się w potrzebie do mej pamięci. Będę szczęśliwy,
jeżeli zdołam spełnić życzenie Pani”1.
Następnego dnia o godzinie 7.00 Prusacy znowu walczyli
o Talant. O godzinie 13.15 zostali odparci, a generał

1 Irena K o b e r d o w a , op. cit., s. 187.


Garibaldi i generał Pellisier wrócili w chwale do Dijon. 23
stycznia brygada piechoty generała Kettlera znowu zaata­
kowała, tym razem od strony St. Appolinaire, znajdującego
się pięć kilometrów na północny wschód od Dijon, ale bez
rezultatu.
Dowództwo pruskie nie zamierzało jednak zdobywać
Dijon, ale jedynie chciało powstrzymać Armię Wogezów,
aby nie poszła na pomoc generałowi Denisowi Bour-
bakiemu, co w pełni się udało.
W tym czasie, tj. 21 stycznia, II Korpus niemieckiej Armii
Południowej dotarł przez Gray do Dole (50 km na południo­
wy wschód od Dijon), natomiast VII Korpus Piechoty wszedł
do Quigey (40 km na południowy zachód od Besançon)
i zaatakował Mont Sous, Vandray, Byans, Arbois i Mouchard.
Po zajęciu Mouchard Prusacy spalili dworzec kolei żelaznej
Besanęon-Lons-Le-Soulmier-Lyon. Dowództwo Armii
Wschodniej mogło albo wydać bitwę, co było mało prawdo­
podobne z uwagi na zmęczenie żołnierzy, albo nakazać marsz
jedynie na Pontalier i Saint Claude, przez góry Jura; ale na tej
drodze czyhały już dywizje Armii Południowej. Pozostawała
jedna droga ocalenia: przejście przez granicę do Szwajcarii.

***

Podczas gdy generał Helmuth von Moltke prowadził


coraz to nowe operacje przeciwko odradzającym się armiom
francuskim, kanclerz Otto von Bismarck pracował nad
ostatecznym zjednoczeniem Niemiec pod berłem króla
Prus. Obaj jednak mieli kłopoty. Generał Moltke sądził, że
wzięcie do niewoli cesarza Napoleona III skończy wojnę,
przeprowadzoną rzeczywiście w tempie błyskawicznym,
bo w ciągu miesiąca, choć niewątpliwie ze znacznymi
stratami własnymi i z pewnym ryzykiem, że ofiary ludzkie
w postaci setek zabitych i okaleczonych Niemców mogły
pójść na marne. Był przecież moment w czasie bitwy koło
Gravelotte, że generał Helmuth Moltke zastanawiał się, czy
nie rozpocząć odwrotu. Na szczęście dla niego większość
generałów francuskich nie stanęła na wysokości zadania.
Szwankowała też praca wywiadu francuskiego. Jedyne, co
mogło Helmutha von Moltke napawać prawdziwym niepo­
kojem, to pełna waleczności postawa żołnierzy, którzy
wrogowi płacili obfitą daninę krwi. Z kolei przedłużające
się i nieskuteczne oblężenie Paryża wywoływało najpierw
utyskiwanie, a potem już wzrastającą irytację kanclerza
Bismarcka2.
Sam kanclerz też nie miał lekkiego życia. Porozu­
miewając się z rządami niektórych państw niemieckich,
napotykał na wiele przeszkód. Na przykład Wittelsba-
chowie, władcy Bawarii, proponowali:
„Wilhelm cesarzem Niemiec? Dobrze, ale my powinniś­
my dostać godność wice-cesarską z tytułem króla niemiec­
kiego. Poza tym uważamy, że federacja niemieckiej północy
z południem powinna mieć charakter nieco luźniejszy niż
proponuje kanclerz Bismarck. Z drugiej strony, przydałby
się korytarz do palatynatu bawarskiego. Tu musiałaby
ustąpić nam nieco ze swego terytorium Badenia”.
Kanclerz Bismarck oponował:
„Zachowanie odrębności Niemiec południowych nic
wchodzi w grę, podobnie jak rozwiązanie Związku Północ
noniemieckiego. W ostateczności możemy nie odnawiać
w 1876 roku Związku Celnego”.
Był to rodzaj szantażu, bo Związek Celny był roz-
wiązaniem bardzo korzystnym dla gospodarki krajów
niemieckich.
Rekapitulując, kanclerz Bismarck oświadczył:
„Jak widać, nie ma innej możliwości jak wyjście z wojny
jako zjednoczone Niemcy. W tym celu musimy oprzeć się
o Związek Północnoniemiecki”.
2 Władysław C z a p l i ń s k i , Adam G a lo s, Wacław Ko r t a, Historia
Niemiec , Wrocław 1981, s. 572.
Rokując z każdym z państw osobno, kanclerz Bismarck
doprowadził do zawarcia oddzielnych układów: 15 listopada
1870 roku z Badenią i Hessen-Darmstadt, 23 listopada
z Bawarią, 25 listopada 1870 roku z Wirtembergią. Poczynił
jednak pewne koncesje, co znalazło wyraz w zmianie
konstytucji Związku Północnoniemieckiego. Królestwa
Bawarii, Saksonii i Wirtembergii zachowały odrębność
w organizacji wojska. Miały też osobne ministerstwa wojny,
a Bawaria i Wirtembergia również osobne koleje, pocztę
i telegraf3.
Cały czas jednak kanclerz Bismarck rozmawiał z przywód­
cami państw południowoniemieckich jedynie o przystąpieniu
do Związku Północnoniemieckiego. Dopiero potem wymógł
na północnoniemieckim parlamencie związkowym, aby
poprosił króla Wilhelma o przyjęcie korony cesarskiej.
Delegacja parlamentu zjawiła się w Wersalu 18 grudnia 1870
roku. Przewodniczył jej Edward Simson (1810-1899), który
już raz w składzie delegacji sejmu frankfurckiego prosił
w 1849 roku króla pruskiego o przyjęcie korony cesarskiej.
Wtedy król oświadczył, że nie przyjmie „korony z brudu
i błota”. Teraz delegaci parlamentu w Berlinie prosili, aby
wolno im było uczestniczyć w tym podniosłym akcie. Ale
królowi Wilhelmowi taką koronę mogli ofiarować jedynie
władcy innych państw niemieckich. Dlatego kanclerz Bis­
marck nakłonił króla Bawarii Ludwika II (1845-1886), aby
ten zaproponował Wilhelmowi I tytuł cesarski. Tu wynikła
różnica zdań — kanclerz Bismarck i król bawarski uważali,
że tytuł powinien brzmieć: „cesarz niemiecki”, natomiast król
Wilhelm chciał być „cesarzem w Niemczech”. Na tym tle
doszło do kłótni króla Wilhelma z kanclerzem.
Wreszcie 18 stycznia 1871 roku w Sali Zwierciadlanej
pałacu w Wersalu odbyła się uroczystość proklamowania
Cesarstwa Niemieckiego.

3 Ibidem, s. 574.
Marszałek dworu Aleksander Schleinitz szepnął Fryde­
rykowi I (1826-1907), wielkiemu księciu Badenii, zresztą
zięciowi króla Wilhelma:
— Wasza Wysokość, proszę krzyknąć: niech żyje cesarz
Niemiec!
Ale kanclerz Bismarck czuwał:
— Proszę krzyknąć po prostu: niech żyje cesarz Wil­
helm I!
Wilhelm spurpurowiał i nie podał ręki kanclerzowi, ale
ten, choć odczuł to boleśnie, niezrażony odczytał orędzie,
w którym podkreślił, że naród niemiecki ma obowiązek
być wiernym cesarzowi i przestrzegać prawa4.
Tego samego dnia minister handlu Związku Półno-
cnoniemieckiego hrabia Itrenplitz odczytał na forum
Izby Poselskiej w Berlinie następujący dokument:
„My, Wilhelm, z Bożej Łaski król pruski, oznajmiamy
niniejszym: po zawezwaniu nas jedno zgodnie przez książąt
niemieckich i wolne miasta, ażebyśmy z przywróceniem
niemieckiego państwa odnowili i przyjęli od więcej niż 60
lat spoczywającą godność cesarską, i po zaniesieniu w kon
stytucji Związku odnośnych postanowień, obwieszczamy
niniejszym, że uważamy za obowiązek wobec całej ojczyz­
ny wysłuchać to wołanie zjednoczonych niemieckich książąt
i wolnych miast i przyjąć niemiecką godność cesarską.
Stosownie do tego tak my, jak i nasi następcy w koronie
pruskiej używać będziemy odtąd tytułu cesarskiego wc
wszystkich naszych stosunkach i sprawach państwa nie
mieckiego i mamy w Bogu nadzieję, że dane nam będzie
niemiecki naród pod godłem dawnej wspaniałości do­
prowadzić ojczyznę do szczęśliwej przyszłości. Przyjmiemy
godność cesarską w poczuciu obowiązku w niemieckiej
wierności, osłanianej prawem państwa i jego członków,
strzeżenia pokoju, wspierania niepodległości Niemiec

4 Witold J a k ó b c z y k , Bismarck, s. 104.


i wzmacniania siły narodu. Przyjmiemy ją w nadziei, że
dozwolone będzie narodowi niemieckiemu używać nagrody
za jego gorące i pełne poświęcenia walki w trwałym
pokoju i w obrębie takich granic, które udzielą ojczyźnie
bezpieczeństwa od wieków nieznanego przeciwko nowym
zaczepkom Francji. Nam zaś i naszym następcom w koronie
cesarskiej oby Bóg dozwolił powiększyć niemieckie pańs­
two nie w zaborach wojennych, lecz w dziełach pokoju na
drodze naszego dobrobytu, pomyślności, wolności i mo­
ralności”.
Dokument ten wywołał duże poruszenie na sali. Mar­
szałek Izby Poselskiej Maksymilian Forckenbeck
(1821-1892) wzniósł okrzyk:
„Jego Cesarska Mość, a nasz najmiłościwszy król i pan
niech żyje!”.
A sala jednogłośnie zakrzyknęła po trzykroć: „Niech
żyje!”(Hoch, hoch, hoch)5.

***

Tymczasem dowódca francuskiej Armii Północnej gene­


rał Ludwik Faidherbe uparcie dążył do pójścia z odsieczą
Paryżowi. Zmyliwszy pruski VII Korpus Piechoty demons­
tracją zbrojną koło Amiens, ruszył w kierunku Saint
Quentin, mając 56 batalionów piechoty i pięć szwadronów
kawalerii — w sumie 50 tysięcy żołnierzy i 98 dział.
16 stycznia pułkownik Isnard na czele pięciu tysięcy
żołnierzy zdobył Saint Quentin, biorąc do niewoli 1400
jeńców i przejmując dwa działa. Wtedy generał August
Goeben odwrócił ku wojskom francuskim lewe skrzydło
swych sił, ale bez skutku. Walki trwały cały dzień koło
Vemand. O brzasku 18 stycznia 1871 roku Armia Północna
zaatakowała jednocześnie w kilku miejscach, maszerując

5 „Dziennik Poznański” nr 18, 21 stycznia 1871.


z Urvilliers i Melleres w kierunku Oise. Wtedu wojska
4. Armii uderzyły na brygadę dowodzoną p r z e z g e n .
Foestera, wchodzącą w skład XXII Korpusu generała
Alfonsa Lecointe’a. Bitwa trwała od godziny 10.30 do
15.00. Francuskie 43. pułk piechoty i 20. pułk strzelców
powstrzymywały szarże niemieckiej kawalerii, tracąc przy
tym tysiąc zabitych i rannych. W tym czasie 1. Brygada
2. Dywizji Piechoty dowodzonej przez generała Józefa
Djufaire du Bessola dotarła do Mezierdy. 19 stycznia
doszło do bitwy w rejonie Saint Quentin w departamencie
Aisne nad Sommą, siedem mil na północny wschód od
Laon, 10 mil na zachód od Maubeuge, przy granicy
belgijskiej.
4. Armią dowodził po przeniesieniu generała Edwina
Manteuffela na stanowisko dowódcy Armii Południowej
generał August Goeben. Główną siłę uderzeniową 4. Armii
stanowił VII Korpus Piechoty, liczący 48 batalionów
piechoty, 52 szwadrony kawalerii i 162 działa. Generał
Goeben, otrzymawszy posiłki, które przybyły tu sprzed
Paryża, starł się z XXII Korpusem francuskim, którego
1. Dywizja, dowodzona przez gen. dyw. Józefa Derroja,
walczyła koło Neuville i Gouchy, 2. Dywizja gen. dyw.
Józefa Dufaure du Bessola — koło Grugis i Castres, zaś
3. Dywizja gen. dyw. Artura de Bouille — na wzgórzach
koło młyna Tout Vent. Walki toczyły się między Holmant,
Savy, Grugis, a także między Pout Vent, Raulieu, la
Neuville du Mesnil, Saint Laurent. Niestety, w pewnym
momencie okazało się, że XXIII Korpus oddziela od
XXII Korpusu kanał Grozat, gdzie po obu stronach znaj­
dowały się niedostępne błota i w razie potrzeby żaden
z tych korpusów nie mógł drugiemu przyjść z pomocą.
Mimo to 3. Dywizja generała Józefa Derroja zaatakowała
i dopuściwszy przeciwnika na dwieście metrów, uderzyła
w ściśniętych kolumnach. Niestety, dowódca 2. Dywizji
Piechoty generał Józef Dufaure du Bessol został ranny
w brzuch. Mimo to o godzinie 14.00 linia niemiecka
zaczęła cofać się przed XXII Korpusem. Ale XXIII Korpus
gen. dyw. Antoniego Paulze d’Yvoya miał duże straty.
Wtedy nieprzyjaciel uderzył w czterech punktach zwartymi
kolumnami na zwężoną linię francuską. O godzinie 15.30
baony Gwardii Mobile zaczęły chwiać się. O godzinie
16.00 generał Ludwik Faidherbe nakazał odwrót. Na
wzgórzach panujących nad linami odwrotowymi wojsk
francuskich ukazała się artyleria nieprzyjaciela. Wojska
Armii Północnej udały się w kierunku Saint Quentin,
miasteczka liczącego 30 tysięcy mieszkańców, którego
bronił batalion Gwardii Narodowej na czele z prefektem.
Wtedy nieprzyjaciel zbombardował miasto.
Straty w tej bitwie były równe po obu stronach — każda
straciła cztery tysiące żołnierzy. Natomiast do niewoli
dostało się osiem tysięcy Francuzów. Generał Ludwik
Faidherbe nie stracił jednak artylerii i cofnął się pod osłonę
fortec, strzegących północnej granicy Francji. 1. Armia
ścigała go, docierając aż do Cambrai i Landrecies, leżących
na północ od Saint Quentin, potem jednak cofnęła się na
linię rzeki Somme. Tam nastąpiło zawieszenie broni6.

***

Codziennie na obrzeżach Paryża oblegający toczyli


potyczki z oblężonymi. 19 stycznia 1871 roku jednostki
Armii Paryża na rozkaz generała Trochu dokonały ostat­
niego wypadu z Mont Valerien koło Montretourt. Opinia
publiczna zarzucała Trochu, że wypad był bezsensowny,
a chodziło mu jedynie o wykrwawienie Gwardii Narodowej.
W bitwie poległ pułkownik Franciszek Rochenbrunne;
miał 41 lat. Urodzony w Vienne w departamencie Isere
w południowej Francji, w latach 1851-1854 walczył

6 Ilustrierte..., op. cit., s. 391.


w Algierze w 17. pułku piechoty liniowej, a w latach
1858-1860 w Chinach jako sierżant 63. pułku piechoty.
W 1862 roku uczył fechtunku w Krakowie. W powstaniu
styczniowym dowodził pułkiem żuawów i został mianowa­
ny przez dyktatora Langiewicza generałem majorem.
W 1870 roku znalazł się w oblężonym Paryżu. Mianowany
pułkownikiem, uczestniczył w walkach jako dowódca
batalionów Gwardii Narodowej. Bronił najsłabszego punktu
obrony Paryża, za dworcem Saint Cloud7.

***

Podczas gdy niemiecka Armia Południowa maszerowała


z Dole na północny zachód, XIV Korpus Piechoty szedł
śladami wojsk francuskich, niczym lew za upatrzoną
ofiarą, między rzekami Doubs i Ognon, po czym zajął
Baume les Dames. W tym czasie Armia Wschodnia
wykonała odwrót i stanęła w Besançon. Jej ugrupowanie
wyglądało następująco:
XIV Koitus na lewym brzegu rzeki Doubs na południowy
zachód od Besançon bronił Faontine, Pugey, Chenee, drogi
Pontalier oraz Lons de Saulmier. Z kolei Korpusy
XVIII i XX oraz rezerwowa dywizja gen. dyw. Pelles de
Barriere zasłaniały Besançon na prawym brzegu Doubs.
XXIV Korpus miał strzec przejść Baume-les-Dames i Pont
de Rosde. 3. Dywizja XX Korpusu pozostała w samym
Besançon. Tam Armia Wschodnia zmarnowała pięć dni.
Niestety, XXIV Korpus przepuścił przez rzekę Doubs koło
Baume-les-Dames pruski VII Korpus. 3. Legion Gwardii
Mobile Rodanu na widok niemieckich oddziałów lądujących
na brzegu opuścił bez strzału pole walki. Armia Wschodnia
mogła wydać bitwę, co wydawało się jednak wątpliwe
z uwagi na ogromne zmęczenie żołnierzy, albo dalej

7 Polski Słownik Biograficzny, t. XXXI, s. 337-338.


maszerować przez drogi górskie Pontalier i St. Claude. Zamęt
w szeregach 2. Armii Loary był straszny. Z jednej strony
telegraficznie wydawał rozkazy minister Karol Freycinet
z Bordeaux, z drugiej strony sprzeczne decyzje podejmowali
dowódcy poszczególnych korpusów. 26 stycznia 1871 roku
generał Denis Bourbaki doszedł do wniosku, że jego armia
jest stracona i zrozumiał, że stało się to w dużej mierze z jego
winy. Wtedy dowiedział się, że Leon Gambetta odebrał mu
dowództwo i to dopełniło czary goryczy — po przeglądzie
XVm Korpusu wyjął pistolet i strzelił sobie w głowę. Uczynił
to jednak nieskutecznie — przeżył.

***

Od pewnego czasu rząd francuski, a zwłaszcza jego


członkowie pozostający w Paryżu, toczył rokowania z kan­
clerzem Ottonem Bismarckiem na temat kapitulacji stolicy
i zawieszenia broni. Wreszcie 28 stycznia 1871 roku
minister Juliusz Favre podpisał z kanclerzem układ w Wer­
salu. Dopiero wtedy Leon Gambetta został zawiadomiony.
Depesza brzmiała:
„Wersal, 28 stycznia 1871 roku, godzina 11 minut 15
wieczorem. Podpisaliśmy dzisiaj układ z panem Bismarc­
kiem. Uzgodniono zawieszenie broni na 21 dni. Zgroma­
dzenie zwołane do Bordeaux na 15 lutego. Zawiadomcie
o tym całą Francję. Polećcie wypełnić warunki zawieszenia
broni i zwołajcie wyborców na 8 lutego. Jeden z członków
rządu uda się wkrótce do Bordeaux”.
Zaskoczony Leon Gambetta prosił o bliższe wyjaśnienia.
W odpowiedzi dostał tekst umowy o zawieszeniu broni
od... Bismarcka8.
Umowa zakładała rozejm, zaczynający się w Paryżu od
28 stycznia, a w reszcie kraju od 31 stycznia. Dowództwo

8 Irena K o b e r d o w a , op. cit. , s. 196.


obrony Paryża oddawało forty paryskie w ręce niemieckie.
Szańce zostały rozbrojone. Armia szła do niewoli. Liczyła
wówczas 131 tysięcy żołnierzy liniowych, 14 tysięcy
marynarzy, 105 tysięcy Gwardii Mobile, a poza tym
40 tysięcy rannych i chorych. Armia francuska jednak
zostawała w Paryżu.
Minister Juliusz Favre nie chciał zgodzić się na roz­
brojenie Gwardii Mobile, natomiast generał Helmuth Molt­
ke i kanclerz Otto Bismarck w zamian za to zgadzali się
na pozostawienie broni w rękach armii regularnej. Jednakże
oburzona ludność Paryża w żadnym wypadku nie chciała
rozbrojenia Gwardii Mobile.
DRAMAT ARMII WSCHODNIEJ
I KOMUNA PARYSKA

Paryż miał zapłacić kontrybucję 200 min franków; za to


otrzymywał dostawy żywności, oczywiście na koszt Francji.
Był na to najwyższy czas, bo w Paryżu żywności pozo­
stawało na 10 dni.
Co do linii demarkacyjnej, Juliusz Favre zgodził się, aby
nakreślił ją generał Helmuth Moltke. Ten, korzystając
z okazji, skwapliwie zagarnął kilka nowych departamentów.
Linia demarkacyjna rozpoczynała się od Port l’Evegue des
Calvados Ligieres na północnym zachodzie departamentu
Mayenne, przez Bricure-Fromentel na granicy departamentu
l’Orne, a dalej przez Sarthe de Morannes. W rękach
niemieckich zostawały departamenty Sarthe, l’Indrie et
Loire, Loire et Cher, Loiret Yonne, do styku departamentu
Côte d’Or, Nevre, Yonne. Departamenty północne mieli
Niemcy, natomiast armia francuska zachowała departamenty
południowe. Wolne od okupacji niemieckiej pozostawały
także departamenty du Nord, Pas de Calais, twierdza Giret
i Longnes wraz z okolicami w promieniu 10 km oraz
półwysep Hawr. Konwencja, podpisana przez Juliusza
Favre’a i Ottona Bismarcka, stwierdzała, że wojska okupa­
cyjne mają „prawo władzy” na zajętym terytorium i „uży­
wania odpowiednich ku temu środków”. Zakładała ona
także wyjęcie spod konwencji działań wojennych w depar­
tamentach Doubs, Jura, Côte d’Or, a także oblężenia
Belfortu, aż nastąpi „wspólne porozumienie co do rozciąg­
nięcia tam linii demarkacyjnej”.
Zawarcie porozumienia miało na celu dozwolenie Rzą­
dowi Obrony Narodowej na zwołanie zgromadzenia wyło­
nionego w drodze wolnych wyborów, które określi, czy
wojna ma być nadal prowadzona, czy też ma nastąpić
zawarcie pokoju1.
Wojska francuskie miały więc wycofać się znad rzek
Cher i Loary ku rzece Creuse.
Natomiast przy granicy ze Szwajcarią nadal trwały
walki. Dowództwo Armii Wschodniej przejął generał
Justyn Clinchart. 28 stycznia Armia Wschodnia znalazła
się w Pontalier, niecałe 20 kilometrów od granicy ze
Szwajcarią. XV Korpus zajął Pontalier, d’Oye, Som-
bacourt, XX Korpus stanął na drodze z Pontalier de
Champagne (Bulle, Bannant, Dampierre, Frasne), XVIII
Korpus — na północ i północny zachód Doubs, Arlons,
Domartin, XXIV Korpus — na lewym brzegu rzeki
Doubs do Mouthe. Natomiast dywizja generała Kamila
Cremera wraz z trzema pułkami kawalerii po przebyciu
80 km zajęła Foncine le Bas i Saint Laurent.
Wojska francuskie mimo niedostatku i wszelkich prze­
ciwności trzymały się dość dobrze; jedynie oddziały
Gwardii Mobile z Vaucluse i Var zdradzały oznaki głębo­
kiego rozkładu.
29 stycznia 1871 roku II i VII Korpusy pruskie zaatako­
wały Armię Wschodnią koło Chaffors i Sombacourt oraz
koło Pontalier i Planches, na drodze z Foncine do Saint
Laurens. Tam doszła do dowództwa Armii Wschodniej
wiadomość o zawieszeniu broni. W szeregach francuskich

1 „Dziennik Poznański” nr 24, 29 stycznia i nr 29, 7 lutego 1871.


zapanowała ogólna radość. Wojska zatrzymały się w po­
chodzie na południe. Ale nazajutrz korpusy pruskie
ponowiły atak. Generał Justyn Clinchart wysłał par­
lamentarzystów, protestując przeciw atakom wobec za­
wieszenia broni, ale 31 stycznia generał Edwin Manteuffel,
którego kwatera znajdowała się 45 km od Ponatilier,
dał mu znać, że zawieszenie nie obejmuje Armii Wscho­
dniej. Jak to się stało?
Otóż minister Juliusz Favre, negocjujący z niemiecką
Kwaterą Główną, zażądał, aby Armia Wschodnia, twierdza
Belfort i departamenty Doubs, Jura i Côte d’Or zostały
wyłączone z układu o zawieszeniu broni; niestety, za­
pomniał powiadomić o tym Leona Gambettę. Generał
Justyn Clinchart też nic nie wiedział o tej klauzuli
— tym bardziej, że znał tekst depeszy króla pruskiego
do królowej, ogłoszony w gazetach szwajcarskich, gdzie
nic nie wspominano o wyłączeniu Armii Wschodniej
z układu.
31 stycznia 1871 roku dywizje Armii Południowej zajęły
pozycje w Granges Sainte Marie i w Frétés, przecinając
drogę między Pontalier a Mouthe. Armia Wschodnia
znalazła się w pułapce. Wtedy generał Justyn Clinchart
zawarł konwencję z władzami Szwajcarii o przejściu na jej
terytorium. Generał Edwin Manteuffel pałał jednak żądzą
krwi i kazał atakować wojska francuskie. 1 lutego o godzi­
nie 11.00 II Korpus Piechoty starł się z XVIII Korpusem.
Żołnierze obu stron strzelali do siebie z odległości
20 kroków. Bitwa wrzała w okropnych warunkach pogodo­
wych — mróz dochodził do 18 stopni i sypał gęsty śnieg.
Koło fortu Joux generał Clinchart podzielił Armię Wschód^
nią na trzy części. Przekraczały one granicę w Rousses,
Fourgs i Verrieres. W sumie do Szwajcarii przeszło około
70 tysięcy żołnierzy francuskich — rannych, chorych,
zziębniętych i wygłodzonych. Niektóre jednostki straciły
90 procent swego stanu osobowego; na przykład w bryga­
dzie strzelców algierskich z trzech tysięcy żołnierzy zostało
jedynie dwustu2.

***

8 lutego 1871 roku stan osobowy wojsk niemieckich


walczących we Francji wyglądał następująco:
1. Armia dowodzona przez generała Augusta von Goe-
bena: 56 baonów piechoty, 56 szwadronów, 34 baterie;
2. Armia, dowódca feldmarszałek książę Fryderyk Karol:
98 baonów piechoty, 136 szwadronów, 58 baterii; 3. Ar­
mia, dowódca feldmarszałek następca tronu książę Fryderyk
Wilhelm: 129 baonów, 56 szwadronów, 58 baterii;
4. Armia, dowódca gen. piechoty następca tronu książę
Saksonii Albert von Wettyn: 93 baony, 60 szwadronów,
58 baterii; 5. Armia, dowódca gen. piechoty Fryderyk
Franciszek, wielki książę von Mecklemburg-Schwerin:
118 baonów, 54 szwadrony, 51 baterii. Do tego dochodziły
oddziały etapowe: 27 baonów, 16 szwadronów; załogi
forteczne landwery: 89 baonów, 24 szwadrony, 33 baterie.
Razem wojska niemieckie we Francji liczyły 615 baonów,
401 szwadronów i 290 baterii (w sumie 780 tysięcy
żołnierzy i 1740 dział). W stan artylerii nie wliczono
jednak dział oblężniczych, które strzelały w Paryż3.
Twierdza Belfort broniła się nadal, ponieważ ona też
nie została objęta umową o zawieszeniu broni. Oblegający
w ciężkich bojach zajmowali kolejne szańce twierdzy:
Danjoutin, Percuse, w końcu Hautes Perches i Basses
Perches. Tam jednakf wpadli w pułapkę, bowiem zostali
zasypani pociskami z dwudziestu dział, które oddawały
na minutę 80 strzałów. Ostatecznie twierdza poddała
się 26 lutego 1871 roku, czyli w dzień przyjęcia przez
rząd Adolfa Thiersa pokojowych warunków Bismarcka.
2 Wojna francusko-pruska, op. cit., s. 529.
3 „Dziennik Poznański” nr 30, 8 lutego 1871.
W uznaniu waleczności załoga opuściła twierdzę z bronią
i bagażami. Pułkownik Denfert miał zapatrywania repub­
likańskie i był jedynym komendantem twierdzy mianowa­
nym przez Leona Gambettę. On też jako jedyny umiał swój
obowiązek spełnić do końca4.

***

Wielu teoretyków wojskowości zastanawiało się nad


tajemnicą zwycięstwa wojsk niemieckich nad francuskimi;
przecież Francuzi słynęli z waleczności! Na pewno dużą
rolę odegrał tu geniusz strategiczny mianowanego wkrótce
feldmarszałkiem Helmutha von Moltkego. Ale na pewno
przyczyniła się też do tego znakomita organizacja armii,
a także obowiązujący w niej regulamin. Wprawdzie fran­
cuskie wojska znały pojęcie ataku, obrony i marszu, ale
Prusacy wiedzieli, że istnieje również gotowość do działa­
nia. Poza tym przestrzegali oni zasady ścisłego współ­
działania różnych rodzajów broni, a także elastyczności
i manewrowości działań. No i posiadali szybkość, która nie
była w tej wojnie najmocniejszą stroną Francuzów. A prze­
cież wojska cesarza Napoleona I odznaczały się przede
wszystkim szybkością działania. Czyżby generałowie
II Cesarstwa zapomnieli o tym?

***

4 lutego 1871 roku odezwał się publicznie były cesarz


Napoleon III. Wydał on manifest do narodu francuskiego,
w którym stwierdził m. in.:
„Francuzi! Zdradzony przez los, zachowałem w czasie
mojej niewoli głębokie, pełne żałoby milczenie. Obecnie,
gdy ustała walka, gdy stolica mimo bohaterskiego oporu

4 Ibidem, nr 36, 14 lutego 1871.


musiała ulec przemocy, gdy znikły wszelkie rozsądne
szanse zwycięstwa, nadeszła pora żądać od tych, którzy
uzurpowali władzę, rachunku z rozlanej bez potrzeby krwi,
z ruin powstałych bez powodu, funduszy roztrwonionych
bez kontroli”.
Widocznie były cesarz liczył na skompromitowanie
Rządu Obrony Narodowej, skoro domagał się jego roz­
liczenia. Niewątpliwie było to hasło chwytliwe, ale
czy mogło zadziałać, gdy padało z ust byłego władcy,
który sam skompromitował się klęską pod Sedanem?
A Napoleon III stwierdzał dalej:
„Dopóki lud zgromadzony w okręgach nie objawi
swej woli, będzie moim obowiązkiem, jako przedsta­
wiciela narodu, zwracać się doń i mówić: wszystko,
co bez waszego bezpośredniego udziału się dzieje, jest
bezprawne. Tylko rząd wypływający z wszechwładnej
woli ludu jest zdolny wznieść się ponad egoizm stronnictw,
uleczyć wasze rany, otworzyć wasze serca nadziei, a znie­
ważone kościoły oddać modlitwom i przywrócić ojczyźnie
pracę, jedność i pokój”.
Czy liczył na to, że naród francuski będzie chciał znowu
powołać dynastię Bonapartych na tron? Jeśli już nie jego,
to syna, Napoleona IV! Biedny chory człowiek! W dodatku
oficerowie francuscy, którzy od pewnego czasu otrzymywali
dziennik „Le Drapeau”, wydawany z inspiracji byłego
cesarza, zaprotestowali przeciw ciągłym kalumniom, rzu­
canym na rząd republikański, i zadeklarowali lojalność
wobec republiki. Skompromitowany klęskami dawny ustrój
polityczny nie miał czego tutaj szukać. Dziennik został
skasowany5.
8 lutego 1871 roku zostało wybrane Zgromadzenie
Narodowe, które rozpoczęło obrady w Bordeaux. Okazało
się, że naród odrzucił zarówno bonapartystów — za to, że

5 Ibidem, nr 37, 15 lutego 1871.


ich przywódca, cesarz, dał się pobić Niemcom — jak też
nie poparł w pełni republikanów — za to, że dalej
prowadzili beznadziejną wojnę. Do Zgromadzenia Narodo­
wego wybrano 150 republikanów, 400 orleanistów, 20 bona-
partystów i 53 legitymistów. Jak widać, przewagę w nim
zyskali monarchiści i prawica. Ale najwięcej głosów, bo
216 tysięcy, zdobył Ludwik Blanc (1811-1882) — soc­
jalista utopijny, minister pracy w 1848 roku, twórca
warsztatów narodowych; potem słynny pisarz Wiktor Hugo
(1802-1885) — 214 tysięcy głosów. Trzecie miejsce
— 200 tysięcy głosów — przypadło Józefowi Garibaldiemu,
a czwarte — 190 tysięcy głosów — Leonowi Gambetcie.
Juliusz Favre dostał 81 tysięcy głosów.
Być może były cesarz Napoleon III sądził, że skoro górą
w Zgromadzeniu Narodowym jest prawica, to może nastąpi
restytucja tronu, jeśli nie dla niego, to dla syna? Ale jak na
razie, i zresztą w ogóle, nie zanosiło się na to.
17 lutego 1871 roku Zgromadzenie Narodowe powołało
na Naczelnika Państwa Adolfa Thiersa, skądinąd wroga
byłego cesarza, który 14 lipca 1870 roku sprzeciwił się
wypowiedzeniu wojny Prusom, a 4 września 1870 roku, po
klęsce sedańskiej — był przeciwny kontynuowaniu wojny,
uważając ją za bezowocną. Nagle okazało się, że pojawił
się we Francji mąż opatrznościowy, który mógł przywrócić
pokój i ład.
Funkcja ta miała charakter dyktatorski, ale z nieco
większymi uprawnieniami niż je miał w czasie wojny Leon
Gambetta.

***

Nowy rząd francuski, kierowany przez Adolfa Thiersa,


przyjął 26 lutego 1871 roku propozycje pokojowe kanclerza
Ottona Bismarcka. Trzy dni potem zatwierdziło je Zgroma­
dzenie Narodowe większością głosów (546 za, 107 prze-
ciw). Zgodnie z nimi, Francja miała przekazać Cesarstwu
Niemieckiemu Alzację i część Lotaryngii oraz zapłacić
kontrybucję w wysokości pięciu miliardów franków. Do
1 października 1872 roku ci mieszkańcy wymienionych
prowincji, którym nie uśmiechało się życie pod rządami
niemieckimi, mogli przenieść się do Francji. Co do spłaty
kontrybucji, traktat postanawiał, że pierwsze 500 milionów
franków władze Francji zapłacą w ciągu 30 dni od
przywrócenia powagi rządu francuskiego w Paryżu, 1 mi­
liard franków — w ciągu roku, następne 500 milionów
franków — do 1 maja 1872 roku, a ostatnie 3 miliardy
franków — do 2 marca 1874 roku. Jeśli terminy wypłat
byłyby przekroczone, należało płacić pięć procent od każdych
stu milionów franków każdego roku w dniu 3 marca.
Po zapłaceniu pierwszego pół miliarda franków i ratyfi­
kowaniu traktatu wojska okupacyjne miały opuścić depar­
tamenty Somme, Seine Inférieure i Eure. Po zapłaceniu
trzeciego pół miliarda wojska niemieckie wycofywały się
z departamentów Oies, Seine et Oise, Seine et Marne
i Sekwany oraz opuszczały forty paryskie.
W związku z przyjęciem układów przez parlament
posłowie z Alzacji i Lotaryngii stracili mandaty. Wśród
nich znajdował się Leon Gambetta. W związku z tym
złożyli oni protest przeciw traktatowi. Poparło ich kilku
innych posłów. „Przez swe głosowanie w dniu 1 marca
— pisali — Zgromadzenie wydało dwie prowincje, roz­
członkowało Francję, zrujnc^vało ojczyznę. Odtąd nie jest
ono więcej reprezentacją kraju i jego obrady są nieważne”.
Tego samego dnia, czyli 1 marca 1871 roku, odbyła się
w Paryżu defilada wojsk pruskich. Dzielnice, przez które
wojska miały przejść, zostały przez ludność odgrodzone od
reszty miasta płotami i barykadami. Posągi na placu Zgody,
przedstawiające główne miasta Francji, zostały zasłonięte.
Kamienice przystrojono w czarne flagi. Zamknięto kawiar­
nie i sklepy. Uliczne latarnie nie zapłonęły wieczorem.
Ale w dwa dni potem, po ratyfikacji układów, okupacyjne
wojska opuściły Paryż. Ich dowódcy mieli powody do
dumy — w ciągu 210 dni armie niemieckie stoczyły 156
potyczek i 17 większych bitew. Zajęły 26 warowni, wzięły
do niewoli 11 600 oficerów i 363 tysiące żołnierzy, zdobyły
6700 dział, 120 orłów i chorągwi.
Wojna trwała także na morzu, choć tutaj marynarka
niemiecka nie odnotowała sukcesów, unikając starcia
z silnym przeciwnikiem. Starcia te miały miejsce 21 i 29
września oraz 12 października 1870 roku koło Hindensee,
przy tzw. Przystani Pruskiej, oraz koło Hawany. W końcu
grudnia 1870 roku opancerzona fregata „Alma” opuściła
Sajgon i popłynęła do Jokohamy, gdzie czekała na nią flota
admirała Dupre; mieli wspólnie polować na niemieckie
okręty koło wybrzeży Indochin. Francuskie okręty wojenne
penetrowały Morze Północne, a nawet Bałtyk, zapuszczając
się w okolice Szczecina i Gdańska.
Wojna spowodowała wytworzenie się w społeczeństwie
francuskim nienawiści do Niemiec. Najgorzej na tym
ostracyzmie ucierpieli niemieccy robotnicy, którzy wcześ­
niej pracowali w paryskich fabrykach. Była to spora grupa,
skądinąd Bogu ducha winna. Ale pracodawcy francuscy
oświadczyli im, że nie ma dla nich tutaj pracy. Ucierpiał
na tym nawet... Jakub Offenbach (1819-1880). Ten syn
kantora synagogi w Kolonii, od 1850 roku dyrektor Theatre
Française w Paryżu, do tej pory bawił paryżan swymi
operetkami. Po wojnie jednak dyrektorzy teatrów zaczęli
skreślać jego utwory z repertuaru, a przy tym władze
w Kolonii powiedziały mu wręcz, że nie ma czego szukać
w rodzinnym mieście.

***

Podsumowując działania wojenne, warto zaznaczyć, jaki


był udział Polaków w walkach na rzecz Francji. Z 3700
polskich emigrantów, przebywających w tym kraju, 1750
służyło w regularnej armii francuskiej, 500 — w Gwardii
Narodowej w Paryżu, 57 — w Gwardii Narodowej Cywil­
nej, 87 — jako zwiadowcy i wolni strzelcy w Gwardii
Mobile w departamencie Sekwany, 260 — w oddziale
Lafont Hocquart, 200 — w Legii Cudzoziemskiej Armii
Loary, 53 — w brygadzie generała Ernesta Lipowskiego,
60 — w Armii Północnej, 400 — w 2. Armii Loary, 100
— w ambulansach, 89 — uczniowie szkoły w Battignolles,
50 — uczniowie szkoły Montparnasse6.
Ilu z nich zginęło? Brak pełnych danych. Ale na przykład
w walkach o Orlean poległo 120 Polaków.
Polacy walczyli też przeciw Francji. Dość przytoczyć
słynną nowelę Henryka Sienkiewicza Bartek zwycięzca,
którego bohaterowi grała koło Gravelotte Jeszcze Polska
nie zginęła orkiestra wojskowa, gdy z karabinem w ręku
i wśród takich jak on kamratów gnał na pozycje francuskie.
A potem ta rozterka, gdy słyszał jeńców francuskich
— wolnych strzelców, którzy mieli być nazajutrz roz­
strzelani — mówiących po polsku. A polskich ochotników
trudno było w szeregach pruskich szukać, chyba że
wspomnimy księcia Radziwiłła. Smutny był los wiel­
kopolskich chłopów wziętych z poboru; dość odnieść
się do cytowanego już listu spod Paryża. A inni, jak
choćby Wilhelm Fenrych z 37. pułku fizylierów west­
falskich, który utyskiwał, że musiał zapłacić za swój
mundur pruski 19 talarów, 22 srebrne grosze i 2 fenigi,
a potem jadąc na front głodował, dostając posiłek dopiero
po trzech dniach jazdy?...7.

***

6 Krystyna W y c z a ń s k a , op. cits . 7 7 .


7 Witold F e n r y c h , Spuścizna epistolarna rodziny Fenrychów
1855-75, Gdańsk 1994, s. 64.
Mieszkańcy Paryża przyjęli kapitulację jako zdradę
narodową. Działało tu ponad 30 klubów politycznych,
zwłaszcza w dzielnicach Saint Antoine, Saint Denise, Saint
Marcel. Największy wpływ wywierała Republikańska Fe­
deracja Gwardii Narodowej, której wybrani demokratycznie
delegaci dzielnicowy powołali 15 lutego 1871 roku Komitet
Centralny Gwardii Narodowej.
Gwardia Narodowa dzieliła się na formacje liniowe (95
tysięcy żołnierzy) i garnizonowe (100 tysięcy żołnierzy).
Pierwsze były zorganizowane w bataliony marszowe.
Każda dzielnica miała swoją legię, ale podstawową
jednostką organizacyjną armii Komuny był batalion.
Żołnierze Gwardii Narodowej byli przeważnie pochodze­
nia robotniczego.
11 marca 1871 roku Zgromadzenie Narodowe udało
się do Wersalu. W nocy z 17 na 18 marca 1871
roku Naczelnik Państwa Adolf Thiers, który wcześniej
już napomykał o możliwości przywrócenia monarchii,
kazał odebrać Gwardii Narodowej działa i wysłał w tym
celu wojsko. Żołnierze wkroczyli do dzielnicy Montr-
martre, gdzie znajdowała się siedziba Komitetu Cen­
tralnego Gwardii. Ale próba przejęcia dział nie powiodła
się — 88. pułk piechoty przeszedł na stronę rebeliantów,
a żołnierze 81. pułku aresztowali dowódców interwe­
niujących wojsk, generałów Lacomte’a i Klemensa
Thomasa, których zawlekli najpierw do Chateau Rouge,
a potem na rue Rossiers 6, gdzie ich rozstrzelali.
Wtedy Adolf Thiers postanowił ewakuować swój rząd
i nakazał żołnierzom opuszczenie Paryża. Komunardzi
opanowali umocnienia miasta, ale zapomnieli zająć
fort Mont Valeriens, opuszczony wcześniej zarówno
przez wojska rządowe, jak też niezajęty przez wojska
niemieckie. Wersalczycy zorientowali się i czym prędzej
naprawili swój błąd. Tymczasem w Paryżu tłum zlin­
czował też generała Bartłomieja Ludwika Lebruna.
18 marca 1871 roku na ratuszu paryskim zawisł czerwony
sztandar. Komitet Centralny Gwardii Narodowej faktycznie
przejął władzę; wspierało go blisko dwieście tysięcy
gwardzistów, zgrupowanych w dwustu batalionach. Nato­
miast Adolf Thiers miał na razie jedynie 20 tysięcy
żołnierzy do dyspozycji, ale postanowił zniszczyć Komunę
wszelkimi dostępnymi środkami i podjął starania, aby ten
cel zrealizować.
UPADEK KOMUNY I KONIEC WOJNY

22 marca 1871 roku zwolennicy rządu Adolfa Thiersa


zorganizowali rozruchy. Na ich czele stał m. in. Jerzy
Karol d’Anthes Heeckeren (1812-1895), skądinąd znany
jako domniemany kochanek Natalii Gonczarowej, żony
Aleksandra Puszkina, a potem jego zabójca w sfin­
gowanym pojedynku, wskutek czego musiał opuścić
przed laty Petersburg. Gwardia Narodowa stłumiła jednak
rozruchy. Wybory do Rady Generalnej, zorganizowane
przez Komitet Centralny Gwardii Narodowej Komuny
Paryża, odbyły się 26 marca 1871 roku. Wzięły w nich
udział 233 tysiące obywateli, czyli 47 procent upraw­
nionych do głosowania. Władze Komuny Paryża składały
się z 86 członków (wg niektórych źródeł — 92). Radyka­
lni republikanie, czyli tzw. neo-jakobini oraz blankiści,
zdobyli 71 miejsc. 26 marca Rada Generalna proklamo­
wała uroczyście Komunę Paryską, wybrała Komitet
Wykonawczy i dziesięć komisji (ministerstw). Wszyscy
funkcjonariusze państwowi mieli być wybieralni, ale
z możliwością natychmiastowej ich dymisji. Komuna
zniosła podział na władzę ustawodawczą, wykonawczą
i sądowniczą. Wszyscy funkcjonariusze państwowi otrzy­
mali takie same płace (średni zarobek robotnika). Nau­
czanie szkolne miało być powszechne i świeckie. Komu­
na opowiedziała się za nacjonalizacją przemysłu, konfis­
katą majątków kościelnych, zniesieniem poboru do
wojska, które miała zastąpić Gwardia Narodowa, czyli
„zbrojny lud”. Komuna odrzucała też zawieszenie broni.
Wojna z Cesarstwem Niemieckim miała być prowadzona
dalej, aż do zwycięstwa. 29 marca została uroczyście
przyjęta nazwa „Komuna Paryża”. Zaproponowali ją
zwolennicy Ludwika Augusta Blanquiego (1805-1881)
— socjalisty utopijnego, zawodowego rewolucjonisty,
który 31 października 1870 roku wywołał ruchawkę
w Paryżu, za co trafił do więzienia, nie po raz pierwszy
zresztą. Komunardzi zaproponowali wersalczykom, aby
wypuścili go, w zamian za uwolnienie internowanego
arcybiskupa Paryża Jerzego Daboya (1813-1871), ale
Adolf Thiers nie zgodził się.
Władze Komuny wybrały Gustawa Paula Clusereta
(1823-1900) — zawodowego oficera, uczestnika walk
irlandzkich Fenian z wojskami brytyjskimi, powstania na
Sycylii w szeregach wojsk Garibaldiego, generała wojsk
Unii w wojnie secesyjnej — na delegata Komuny do spraw
wojskowych. Komuna Paryska była dość dobrze uzbrojona.
Miała 285 tysięcy karabinów Chassepot, 190 tysięcy
karabinów starszego typu i 14 tysięcy karabinów typu
Enfield oraz 1740 dział, pociąg pancerny i kanonierki na
Sekwanie. Środki na to władze Komuny zdobyły, sprzedając
na targach europejskich 700 tysięcy obligacji pożyczki
municypalnej z 1869 roku, dzięki czemu uzyskały 170 min
franków. Ale Prosper Lissagaray, autor Historii Komuny
Paryskiej, ubolewał, że nie wykorzystały znajdujących się
w dyspozycji Banku Francji blisko 2,2 mld franków ani też
nie sięgnęły po zdeponowane 9,4 min franków stanowiących
saldo kredytowe banku1.
1 Pierre L i s s a g a r a y , Historia Komuny Paryskiej, Warszawa 1951,
s. 201.
Gdyby Komuna Paryska należycie wykorzystała swe
siły zbrojne, być może inaczej potoczyłyby się losy Francji.
Adolf Thiers zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji.
Dlatego na jego prośbę kanclerz Otto Bismarck zgodził się
wypuścić z niewoli stu tysięcy jeńców z Sedanu, którzy
mogli zasilić przyszłą armię rządową. Już 2 kwietnia 1871
roku jej oddziały zaatakowały pozycje komunardów koło
Coubervoie. Dowodził nimi generał Józef Vinoy
(1800-1880), który od 22 stycznia 1871 roku pełnił funkcję
gubernatora Paryża. Wziął on do niewoli kilkudziesięciu
gwardzistów i rozstrzelał ich. W odpowiedzi dowództwo
wojskowe Komuny zorganizowało wyprawę na Wersal.
Ale wtedy przemówiły działa wersalczyków z fortu Mont
Valeriens; wyprawa poszła w rozsypkę. W walkach zginęli
dwaj generałowie Komuny: Gustaw Flourens (1838-1871)
i Emil Duval (1841-1871).
6 kwietnia 1871 roku Naczelnik Państwa Adolf Thiers
wydał dekret o utworzeniu armii rządowej. Jej dowódcą
został marszałek Patryk Mac Mahoń, szefem sztabu
— generał Jan Ludwik Borel. Początkowo armia składała
się z trzech korpusów (powiększonych wkrótce o dwa
następne), a także z armii rezerwowej liczącej trzy
dywizje, dowodzonej przez generała Józefa Vinoy. I Kor­
pusem Piechoty dowodził generał Ludwik de Ladmirault
(trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw. Franciszek
Grenier, gen. dyw. Sylvain Merle de Labrugiere Laveau-
coupet, gen. dyw. Jan Baptysta Mountaudon; samodzielna
brygada kawalerii, dowódca gen. bryg. Gaston de Gallifet).
II Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Ernest Courtot
de Cissey (trzy dywizje piechoty, dowódcy: gen. dyw.
August Le Vassor Sorval, gen. dyw. Bernard de Susbielle,
gen. dyw. Karol Lacretelle). III Korpusem (wyłącznie
kawaleria) dowodził gen. dyw. Franciszek du Barail (trzy
dywizje, dowódcy: gen. dyw. Józef Halna du Fretay, gen.
dyw. Jakub du Preil, gen. dyw. Jan Jakub Ressayre).
IV Korpusem Piechoty dowodził gen. dyw. Feliks Douay
(trzy dywizje piechoty dowódcy: gen. dyw. Jan Berthaut,
gen. dyw. Edmund L’Heriller, dowódca 3. Dywizji Pie­
choty nieznany). V Korpusem Piechoty dowodził generał
Justyn Clinchart (trzy dywizje, dowódcy: gen. dyw.
Ludwik Duplessis, gen. dyw. Izydor Garnier, gen. dyw.
Jan Pelle). Armia Rezerwowa liczyła trzy dywizje piechoty
(pierwsza — trzybrygadowa, druga — marynarzy), dowód­
cy: gen. dyw. Józef Faron, gen. dyw. Emil Bruat, gen.
dyw. Karol Verge2.
Każda dywizja miała po dwie baterie artylerii, cztery
rezerwowe i kompanię inżynierów, a dywizje kawalerii
— po baterii artylerii konnej. Ogólna rezerwa liczyła
dziesięć baterii i dwie kompanie inżynierów.
11 kwietnia rozpoczęły się działania wojenne. Celem
wersalczyków były forty południowe, opanowane przez
wojska Komuny. Dywizje dowodzone przez generała Józefa
Vinoy miały zająć Châtillon, Clamart, Moudon, Sevres, St.
Cloud, a także przyczółek mostu Neuvilly po prawej
stronie Sekwany. II Korpus, atakując prawe skrzydło wojsk
Komuny, szybko zajął Châtillon, Plessis Prouquet, Villa
Coubloy i miejscowości za rzeką Bierre. I Korpus zaatako­
wał lewe skrzydło obrony. 2. Dywizja zajęła Courberoie
i przyczółek mostu Neuilly (odzyskany na jakiś czas przez
11. Legion Gwardii Narodowej dowodzony przez generała
Jarosława Dąbrowskiego), 3. Dywizja — Rueil i Nanterre,
1. Dywizja — Villeneux i l’Etam. III Korpus osłaniał
działania wojsk wersalskich na prawym skrzydle i zajął
Juvissy, Longjunneau, Vervieres oraz pozycje koło drogi
Lend-Choissy le Roi, po czym opanował Pont de Jour.
12 kwietnia generał Charlemagne, dowódca 2. Brygady
Kawalerii II Korpusu, przeciął koło Jovigny linię kolei
żelaznej i kabel telegraficzny, a I Korpus zajął Colombey.

2 web.genealogie free.fr(France), s. 39^2.


16 kwietnia padła reduta Genevilliers i wersalczycy
podeszli przed zamek Bacon, który został zdobyty
17 kwietnia przez 36. pułk piechoty z brygady generała
Lefebvre’a. 18 kwietnia 36. pułk piechoty, 1. pułk żandar­
merii pułkownika Greselina i baon 73. pułku z brygady
generała Pradiera opanowały prawy brzeg Sekwany.
20 kwietnia padł fort Bagneux.
23 kwietnia Adolf Thiers powołał dekretem IV i V Kor­
pusy Piechoty, złożone przeważnie z byłych jeńców prus­
kich. 25 kwietnia wersalczycy zaczęli ustawiać baterie
armat na prawym skrzydle z zadaniem ostrzeliwania fortów
Issy i Vanviers. 26 kwietnia pułki 33. i 110. z 1. Dywizji
Armii Rezerwowej zdobyły Molineaux, 29 kwietnia dwie
brygady, dowodzone przez generałów Derroja i Berille’a,
zdobyły Pathurel, biorąc osiem dział i sporo jeńców przy
małych stratach własnych, a dwie kompanie 70. pułku
piechoty zajęły folwark Bonany.
30 kwietnia generał Clauseret zrezygnował z funkcji
delegata Komuny do spraw obrony. Zastąpił go jego
szef sztabu, generał Ludwik Nathanel Rossel
(1844-1871), zawodowy oficer wojsk inżynieryjnych,
uczestnik bitwy o Metz, dowódca Legionu XVIII Okręgu.
Zorganizował on obronę Paryża na trzech odcinkach,
zwanych frontami. Prawym odcinkiem, czyli Frontem
Zachodnim, dowodził generał Jarosław Dąbrowski. Śro­
dkowym odcinkiem od Billancourt do La Bievre dowodził
generał Napoleon La Cecilia (1835-1878), Włoch z po­
chodzenia, w 1860 roku uczestnik wyprawy Garibaldiego
na Sycylię, gdzie zdobył stopień pułkownika, potem
profesor matematyki uniwersytetu w Ulm, a w czasie
wojny francusko-niemieckiej oficer brygady dowodzonej
przez generała Ernesta Lipowskiego. Potem Napoleon
La Cecilia dowodził batalionem Gwardii Narodowej
Komuny. Lewym odcinkiem dowodził generał Walery
Wróblewski (1836-1908), rodem z Wileńszczyzny, puł-
lcownik kawalerii w powstaniu styczniowym, a w czasie
wojny francusko-niemieckiej dowódca batalionu Gwardii
Narodowej w Armii Obrony Paryża.
1 maja wersalczycy przypuścili gwałtowny atak na fort
Issy, ale zjawił się tam generał Eudes z posiłkami
i komunardzi fort utrzymali. 3 maja 3. Dywizja II Korpusu
uderzyła na Villejuf. W czasie walk w Moulin Saquet
zginęło 250 komunardów, a trzystu dostało się do niewoli.
Wersalczycy zdobyli osiem dział. 5 maja w nocy dwie
kompanie 17. baonu strzelców, 240 marynarzy i 2. pułk
piechoty zdobyły dworzec w Clamart i punkt oporu
łączący forty Issy i Varces. 9 maja 36. pułk piechoty zajął
fort Issy. Wtedy generał komunardów Rossel podał się do
dymisji. Jego następca, generał Juliusz Bergeret, też nie
sprawdził się jako naczelny wódz i został
aresztowany z „zasady republiki”, polegającej na tym,
że generał, który przegrał bitwę, musi być postawiony
przed sądem wojennym.
Od 5 maja faktycznym dowódcą wojsk Komuny był
generał Jarosław Dąbrowski. W tym czasie we władzach
Komuny zyskali przewagę zwolennicy terroru, którzy
doprowadzili do rozstrzelania 84 zakładników, m. in.
arcybiskupa Jerzego Darboya i księdza Kaspra Degu-
erry’ego, proboszcza w kościele La Madeleine, człowieka
niezwykle skromnego, który swego czasu nie przyjął
tytułu biskupa Marsylii. Tego ostatniego komunardzi
wywlekli z polskiego kościoła Saint Honore, gdzie ksiądz
się ukrył, a przy okazji obrabowali kościół. Zainicjowali
też akcję niszczenia śladów dawnego reżimu i podpalili
budynki publiczne: ratusz z 1543 roku (strata 30 min
franków), Pałac Luksemburski, Pałac Elizejski, Hotel
de Monnaies, Palais Royal (strata 12 min franków)
Qui d’Orsay (strata osiem min franków), Pałac Legii
Honorowej. Luwr został uratowany dzięki Piotrowi Tra-
wińskiemu, który pełnił funkcję delegata Komuny do
spraw kultury i sztuki. Polecił on zaufanym pracownikom
usunąć z rozstawionych w pałacu beczek naftę i napełnić
je wodą. W tej sytuacji wzniecony przez komunardów
pożar wyrządził niewielkie straty.
9 maja 1871 roku osiem batalionów dywizji generałów
Berthaud i Verge przeszło Sekwanę i nacierało frontem
długości półtora kilometra, od Billancourt do Princes. Po
kolei padały podparyskie miejscowości i forty. Coraz to
nowe bataliony Korpusów III i V wkraczały do bitwy.
Padły Neuilly i Asnieres.
16 maja komunardzi obalili kolumnę Vendôme, odlaną
ze zdobycznych dział, wysokości 43,5 metrów, postawioną
na wzór kolumny Trajana w latach 1796-1810, przyozdo­
bioną w 1814 roku lilią burbońską, a w 1833 roku figurą
Napoleona I, zastąpioną w 1863 roku figurą cesarza
w stroju cezara rzymskiego. Dla ludu Paryża kolumna
miała stanowić symbol despotyzmu. Po klęsce Komuny
władze miały pretensje do znanego artysty malarza Gus­
tawa Courbeta (1819-1877), że to był jego pomysł, choć
podobno akurat bronił w Radzie Komuny kolumny przed
zniszczeniem. Coubert musiał na własny koszt restaurować
kolumnę, co zrujnowało go finansowo i spowodowało
jego przedwczesny zgon.
W sumie straty wynikłe z dewastacji budynków publicz­
nych w Paryżu obliczono na 200 milionów franków, a 100
milionów franków kosztowało zniszczenie wnętrz i cennych
dzieł sztuki3.
18 maja wersalskie korpusy generała Justyna Clincharta
szturmowały już mury Paryża. 21 maja wojska rządowe
wdarły się przez bramę Saint Cloud do Paryża, otwartą na
skutek zdrady dokonanej przez niejakiego Ducate. Zaczęły
się walki w mieście. Tu szczególnym okrucieństwem
wykazał się generał Karol Lacretelle (1822-1891), wcześ­

3 „Dziennik Poznański” nr 150, 5 lipca 1871.


niej dowódca dywizji w XIII Korpusie, a potem dowódca
dywizji w II Korpusie wersalczyków. Podobnym okrucień­
stwem odznaczył się generał Gaston de Gallifet.
22 maja padły po kolei silne punkty oporu: Trocodero
i Muette, część dzielnicy Greneille, plac Zgody, plac
Vendôme. Wersalczycy zdobyli Vallois-Perret, gdzie
zagarnęli 105 dział i koszary Duplessis oraz Szkołę
Wojskową z dwustoma działami. Tego samego dnia
generał Jarosław Dąbrowski, kontuzjowany kartaczem,
złożył rezygnację z funkcji dowódcy wojsk Komuny, ale
o świcie 23 maja zjawił się u niego delegat Komuny do
spraw wojskowych, generał Delecluze, który mimo dymisji
nadal pełnił tę funkcję, i prosił o zorganizowanie obrony
Montrmarte. Jarosław Dąbrowski zebrał dwie kompanie
małoletnich „Dzieci Paryża” i kompanię marynarzy.
O godzinie 10.00 na czele grupki polskich kawalerzystów
i kompanii marynarzy wkroczył na bulwar Ornano. O go­
dzinie 13.00 wydał rozkaz odbicia barykady przy rue
Myrrha i Poissoniers. Wtedy został trafiony kulą wersal-
czyka w brzuch. Zaniesiony do szpitala Laiboisiere, zmarł
w obecności polskiego lekarza Henryka Gierszyńskiego.
Jego ciało władze Komuny wystawiły na błękitnym atłasie
w Ratuszu.
23 maja komunardzi, wycofując się z pałacu Tuillerie
zbudowanego w 1564 roku, podpalili go. Straty wynikłe
z podpalenia wynosiły 30 min franków. 28 maja padła
ostatnia barykada przy rue Rampanneau. W dzień potem
poddał się fort Vincennes, broniony przez generała Na­
poleona La Cecylia, i nastąpiło zakończenie walk. Ich
rezultat: 30 tysięcy komunardów zabitych, 25 tysięcy
wziętych do niewoli, zdobyte 1500 dział i 400 tysięcy
karabinów. Straty wersalczyków: zginęło pięciu generałów
i oficerów sztabu, 10 rannych, 83 oficerów zabitych,
430 rannych, 794 żołnierzy poległych, 6024 rannych,
(wg raportu o działaniach armii wersalskiej od 11 kwietnia
do 28 maja, podpisanego 30 czerwca przez marszałka
Patryka Mac Mahona)4.
Gubernatorem Paryża został generał Ludwik de Lad-
mirault, dotąd dowódca I Korpusu wersalczyków, który nie
patyczkował się z buntownikami — wielu komunardów
zostało aresztowanych i straconych na cmentarzu Pere La
Chaise. Do 13 czerwca 1871 roku do władz wpłynęło
379 828 anonimowych donosów, denuncjujących różnych
ludzi jako komunardów. Wielu z donosicieli załatwiało
przy okazji osobiste porachunki.
Różne wielkości podaje się odnośnie liczby Polaków
w Komunie Paryskiej — nawet do 10 tysięcy; w rzeczywis­
tości było ich około dwustu. Kilku z nich rzeczywiście
piastowało najwyższe funkcje wojskowe, zapewne dlatego,
że mieli doświadczenie militarne; po prostu byli zawodow­
cami. Czy byli najemnikami? Trudno rozstrzygnąć tę
kwestię jednoznacznie. Wielu mógł pociągać radykalizm
społeczny Komuny i populistyczne hasła. Ale obcy był im
terror, stosowany przez komunardów, czego dowód stano­
wią interwencje Jarosława Dąbrowskiego w sprawie uwię­
zionych księży czy zakonnic. Los Polaków pozostających
w tym czasie w Paryżu był nie do pozazdroszczenia
— nieraz ginęli, rozstrzelani przez wersalczyków tylko za
to, że byli Polakami.
A z drugiej strony, ilu paryżan wzięło dobrowolnie
udział w walkach Komuny? Wiele relacji wskazuje na to,
że zaledwie nikły procent. Zresztą świadczy o tym już sam
fakt, że z liczącej 200 tysięcy Gwardii Narodowej walczyło
na barykadach zaledwie 40 tysięcy; stąd łatwe, choć krwawe
zwycięstwo wersalczyków.

***

4 „Gazeta Warszawska” nr 175-185, 10-23 sierpnia 1871.


Wojna kosztowała Francję drogo. 156 tysięcy jej
obywateli zmarło z ran lub chorób, w tym 17 tysięcy
jeńców w obozach, 143 tysiące rannych pozostało wpra­
wdzie przy życiu, ale stali się kalekami.
Alzacja i Lotaryngia (14 475 km kw. i 1600 tysięcy
mieszkańców) stały się prowincjami Cesarstwa Niemiec­
kiego. Niemców wojna kosztowała 44 tysiące poległych
i 127 tysięcy rannych, z których znaczna część pozostała
inwalidami i kalekami.
Na temat spłaty kontrybucji toczyła się w Zgromadzeniu
Narodowym debata. Uchwaliło ono otwartą pożyczkę
na kwotę dwóch miliardów franków, ale już w ciągu
sześciu godzin wielkie firmy i obywatele francuscy
zgłosili chęć zakupu obligacji na sumę 4,5 miliarda
franków. Sam Paryż nabył 150 milionów obligacji na
sumę 2,7 miliarda franków. Mieszkańcy prowincji pod­
pisali deklaracje na sumę jednego miliarda franków.
Znalazło się wielu chętnych z innych krajów, którzy
podpisali deklaracje na łączną sumę 1 mld franków5.
W organizowaniu spłaty kontrybucji wyróżnił się... polski
pisarz Zygmunt Kaczkowski (1825-1896), który osiedliwszy
się w Paryżu, nagle okazał się istnym geniuszem finansowym.
Przedstawił on plan szybkiej spłaty Adolfowi Thiersowi,
z którym znał się od wielu lat. Przy okazji założył Banque
des Provinces Société Anonyme, który wprawdzie splajtował
w 1873 roku w wyniku machinacji giełdowych, ale też
Banque Romaine, który przyniósł mu milion franków
dochodu. W efekcie, ku rozczarowaniu kanclerza Bismarcka,
który sądził, że kontrybucją zniszczy gospodarkę francuską,
została ona szybko spłacona, a Zygmunt Kaczkowski został
odznaczony przez Adolfa Thiersa Legią Honorową6.
Po upływie półtora roku od zakończenia działań wojen­
nych minister wojny generał Ernest Courtot Cissey oznajmił
5 „Gazeta Warszawska” nr 148, 7 lipca 1871.
6 Polski Słownik Biograficzny, t. 11, s. 380.
w Zgromadzeniu Narodowym, że zamierza postawić mar­
szałka Bazaine’a przed sądem wojennym. Generał Cissey
znajdował się w Metzu w czasie kapitulacji Bazaine’a
i przeżył całe wynikłe stąd upokorzenie. Adolf Thiers był
przeciwny sądzeniu Bazaine’a, gdy jednak w 1873 roku
prezydentem Francji został Patryk Mac Mahoń, Achilles
Bazaine stanął przed sądem. W grudniu 1873 roku otrzymał
wyrok: degradacja i kara śmierci. Prezydent Mac Mahoń
ułaskawił go, bowiem Bazaine miał wcześniej pewne
zasługi na polu walki w czasie kampanii 1859 roku.
W rezultacie wyrok zmieniono mu na dożywotnie więzienie,
z którego w sierpniu 1874 roku zbiegł do Hiszpanii. Zmarł
po 14 latach w Madrycie.

***

Francuzi nigdy nie pogodzili się z utratą Alzacji


i Lotaryngii, cierpliwie czekając na rewanż. Okazji
dostarczyła dopiero I wojna światowa. Po 49 latach od
utworzenia Cesarstwa Niemieckiego odwróciły się role
— Niemcy nie tylko straciły Alzację i Lotaryngię, które
wróciły do Francji, ale też armia francuska okupowała
przez 15 lat Zagłębie Saary, potem zaś odbył się tam
plebiscyt co do jego dalszej przynależności państwowej.
Natomiast cała lewobrzeżna Nadrenia stała się terenem
okupacji francuskiej. Poza tym Niemcy oddały Francji
i Belgii 371 tysięcy sztuk bydła rogatego, w tym 140
tysięcy krów mlecznych. Musiały też zapłacić państwom
Ententy 132 miliardy marek odszkodowania i wydać im
statki handlowe. 28 czerwca 1919 roku o godzinie 15.00
w tej samej Sali Zwierciadlanej w pałacu w Wersalu,
gdzie 18 stycznia 1871 roku proklamowano powstanie
Cesarstwa Niemieckiego, został podpisany traktat wersal­
ski. Potem powtórka z historii nastąpiła raz jeszcze, gdy
na skutek umowy o zawieszeniu broni z 22 czerwca 1940
roku Alzacja i Lotaryngia w sumie 70 procent terytorium
Francji, znowu były okupowane przez Niemcy, ale trwało
to zaledwie niecałe pięć lat. Obecnie granica francusko-
niemiecka jest granicą pokoju, a Niemcy, aby ją prze­
kraczać, nie muszą uciekać się do przemocy.
WYKAZ ILUSTRACJI

Napoleon III
Cesarzowa Eugenia
Bitwa koło Froeschwiller
Gen. Denis Bourbaki
Wissembourg, Prusacy przeciw turkozom
Śmierć gen. Douaya
Gen. Helmuth Moltke
Napoleon III i Wilhelm
Mitralieży
Brama Maillot w Paryżu
Gwardia Narodowa
Metz
Potyczka koło Paryża
Pole Marsowe
Juliusz Trochu
Gen. August Werder
Walki w Le Bourget
Armia gen. Ducrota nad Mamą
Walki w Châteaudun
Gen. Edwin Manteuffel
Walki o Dijon
Le Mans
Gen. Podbielski
Armia Wschodnia przechodzi do Szwajcarii
Adolf Thiers
Ucieczka Gambetty
Jarosław Dąbrowski
Józef Garibaldi
Wejście do Luwru
SPIS TREŚCI

Kasztanowiec nie zakwitł ...................................................................... 5


Depesza z Ems .................................................................................... 16
Wypowiedzenie wojny ........................................................................ 27
Zanim rozpoczęły się boje .................................................................. 38
Wissembourg i Froeschwiller ............................................................. 49
Ciągle w odwrocie .............................................................................. 60
Bomy ................................................................................................... 71
Gravelotte ............................................................................................ 82
Załomy Daumont ................................................................................ 93
Droga do Sedanu ............................................................................... 104
Klęska sedańska ............................................................................. 115
Upadek cesarstwa i oblężenie Paryża ............................................... 126
Rokowania i upadek Strasburga ........................................................ 137
Wojna trwała nadal ........................................................................... 148
Nieustępliwi Francuzi ....................................................................... 160
Upadek Metzu ................................................................................... 172
Ciągle mieli nadzieję ......................................................................... 184
Na północy i południu ....................................................................... 196
Niepowodzenia i sukcesy .................................................................. 208
Proklamowanie cesarstwa ................................................................. 220
Dramat Armii Wschodniej i Komuna Paryska ................................. 232
Upadek Komuny i koniec wojny ...................................................... 244
Bibliografia ....................................................................................... 256
Wykaz ilustracji ................................................................................ 259
Mapy ................................................................................................. 261
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich
książek z rabatem.
www.ksiegarnia.bellona.pl

Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01
fax (22) 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro @ bellona.pl

Ilustracja na okładce: Daniel Rudnicki


Redaktor merytoryczny: Kazimierz Cap
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik
Korektor: Sylwia Piecewicz

© Copyright by Ryszard Dzieszyński, Warszawa 2009


© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2009

ISBN 978-83-11-11475-3

You might also like