Professional Documents
Culture Documents
Historyczne Bitwy 177 - Masada 66-73, Bernard Nowaczyk PDF
Historyczne Bitwy 177 - Masada 66-73, Bernard Nowaczyk PDF
BERNARD NOWACZYK
BELLONA
Warszawa
WSTĘP
16 Tamże, s. 492.
z Prawem — nie wolno było łączyć władzy duchownej
— arcykapłańskiej, z władzą świecką — królewską, gdyż
władza króla „przypisana” była do pokolenia Judy, a władza
arcykapłana do potomków Aarona. Tak więc Arystobul,
wnuk arcykapłana Szymona i syn arcykapłana Jana Hir-
kana I, przyjął ten tytuł nieprawnie. Pomimo wprowadzenia
po jego śmierci (panował w latach 104—103 p.n.e.) rozdziału
funkcji, tytuł królewski pozostał przy dynastii Machabeuszy.
Kolejnymi władcami z tego rodu byli Aleksander
Janneusz (103-76 r. p.n.e.), jego żona Salome Aleksandra
(76-67 r. p.n.e.) i kolejno ich synowie, Arystobul II
(67-63 r. p.n.e.) i Hirkan II (63-40 r. p.n.e.), a następnie
syn Arystobula, Antygon (40-37 r. p.n.e.). Na nich kończy
się dynastia — zresztą od 63 r. p.n.e. nie dysponowali
oni pełnią władzy.
18 F1 a w i u s z, dz.cyt., s. 616-617.
nie miotali pocisków w Żydów ani nie rzucali się do walki
wręcz, lecz wznosili szańce i wieże i podprowadzali
machiny oblężnicze, aby ich użyć następnego dnia”19. Tak
oto zemściło się na Żydach przestrzeganie Prawa Moj
żeszowego. Działania Rzymian przyniosły zakładany
skutek, lecz i tak oblężenie trwało trzy miesiące. „Gdy
pod naporem machiny oblężniczej zachwiała się i runęła
największa z wież, utworzył się w obwarowaniach wyłom,
przez który wlała się fala napastników. Pierwszy spośród
nich wdarł się na mury Korneliusz Faustus, syn Sulli, na
czele swoich żołnierzy, po nim — od innej strony
— centurion Furiusz ze swoim oddziałem, a środkiem,
pomiędzy nimi, wdarł się Fabiusz, inny centurion, z nie
wzruszonym swoim zastępem. Wszędzie zapanowała rzeź.
Jedni Żydzi ginęli z rąk Rzymian, inni pod ciosami
rodaków (stronników Hirkana — uwaga moja). Niektórzy
sami rzucali się w przepaść albo podkładali ogień pod
swoje domy i ginęli w pożodze; nie starczyło im bowiem
sił, aby mogli udźwignąć swoją niedolę. Żydów padło
wtedy około dwudziestu tysięcy, a Rzymian bardzo
niewielu. Wśród pojmanych znalazł się również Absalom,
będący wujem i zarazem teściem Arystobula. Dopuszczono
się też wtedy niemałego grzechu wobec świętego Przybyt
ku, który dotychczas był zupełnie niedostępny, nawet
spojrzeniu. Teraz wszedł tam Pompejusz wraz ze sporą
garstką swoich ludzi i ujrzeli oni rzeczy, których nie
godzi się oglądać nikomu oprócz arcykapłanów” 20.
Tak zakończony został spór między braćmi o władzę nad
Palestyną. Pompejusz ustanowił władcą Hirkana, choć, jak
twierdzi Józef Flawiusz, tylko z tytułem arcykapłana. Dla
Żydów było to bardzo ważne wydarzenie, ale biograf
Pompejusza, Plutarch z Cheronei, kwituje to tylko dwoma
zdaniami, pisząc, że Pompejusz „Podbił Judeę i pojmał
19 Tamże, s. 618-619.
20 Tamże, s. 619.
tamtejszego króla Arystobulosa. Miasta częścią sam założył,
częścią wyzwolił i ukarał tamtejszych tyranów” 21.
Zdobycie Jerozolimy i inne zwycięstwa odniesione przez
Pompejusza spowodowały, że zasłużył na triumf, który
odbył po powrocie do Rzymu. „Jako jeńcy wojenni szli
w pochodzie triumfalnym, oprócz archipiratów, syn Tyg-
ranesa z Armenii z żoną i córką; samego Tygranesa żona
Zosyma; król judejski Arystobulos”22. Arystobul pozostał
w niewoli w Rzymie, aż w 49 r. p.n.e. Juliusz Cezar go
uwolnił i wysłał do Judei, gdzie został otruty przez
stronników Pompejusza w wojnie domowej.
Władzę w Judei sprawował Hirkan II, ale była ona
znacznie ograniczona. Ponadto Hirkan musiał się borykać
z buntującymi się poddanymi i z narzuconym mu doradcą,
Antypatrem, i jego synem, Herodem (późniejszym królem
Herodem Wielkim). W czasie wojny domowej w Rzymie,
toczonej między Cezarem i Pompejuszem, a także w czasie
walk Cezara w Egipcie, Judea udzielała pomocy Cezarowi.
W tych walkach czołową rolę odgrywał właśnie Antypater,
czym zasłużył sobie na wdzięczność Cezara. O jej przeja
wach tak pisze historyk Żydów: „Toteż gdy później Cezar
po skończonej wojnie odpłynął do Syrii, wielce go uczcił,
gdyż zatwierdziwszy Hirkana na stanowisku arcykapłana
obdarzył Antypatra obywatelstwem rzymskim i zwolnił od
wszelkich podatków” 23.
W trakcie następnej wojny domowej, pomiędzy zabójcami
Cezara a Markiem Antoniuszem i Oktawianem, rządzący
Judeą Hirkan i Herod (którego ojciec Antypater został
wcześniej zamordowany) poparli Antoniusza i Oktawiana.
Za to poparcie Herod został mianowany tetrarchą Judei 24.
25 Tamże, s. 656.
los — został przywiązany do krzyża, wychłostany, a na
stępnie ścięty toporem 26. Władzę objęła nowa dynastia
— niewywodząca się z ludu żydowskiego (Herod był
Idumejczykiem — członkiem ludu wyznającego judaizm,
ale niemającego pełni praw), a tym samym niemająca
w myśl Prawa Mojżeszowego prawa do tronu — nazwana
od pierwszego z dynastów, dynastią herodiańską. Nie była
to jednak władza pełna. Dynastia zależała całkowicie od
Rzymu i jego władców.
Nowy władca starał się wszelkimi sposobami zyskać
przychylność zarówno poddanych, jak i Rzymu. Popełnił
jednak początkowo błąd w wyborze sojusznika w Rzymie
— przypuszczając, że jego władcą zostanie Antoniusz,
u nie Oktawian, popierał tego pierwszego. Nie baczył
nawet na to, że Kleopatra — władczyni Egiptu, nakłaniała
swego kolejnego kochanka do przyłączenia całego te
rytorium żydowskiego do jej państwa. Pomimo tego
błędu po zwycięstwie Oktawiana nad Antoniuszem w bi
twie pod Akcjum udało mu się nie utracić poparcia
Rzymu. Gdy został wezwany do Rzymu, żeby wy
tłumaczył się z postawy, jaką przyjął w walce toczącej
się między byłymi triumwirami, nie tylko zdołał uniknąć
Śmierci, lecz także został zatwierdzony na stanowisku
króla. Nie zaszkodziło mu nawet to, że zamordował
swego poprzednika — Hirkana II.
W sprawach wewnętrznych Herod prowadził politykę
dość dwuznaczną — z jednej strony starał się zaskarbić
sobie przychylność poddanych poprzez takie działania, jak
zmniejszanie podatków, budowa nowych miast, a przede
wszystkim odbudowa od podstaw świątyni w Jerozolimie,
ule z drugiej strony drażnił Żydów odstępstwem od prze-
slrzegania przepisów religijnych. Te drażniące poddanych
poczynania to na przykład: ustanowienie igrzysk na cześć
26 Tamże, s. 657.
Oktawiana (nazywanego przez Józefa Flawiusza Cezarem),
zbudowanie świątyni Cezara (a gdzie przykazanie „Nie
będziesz miał cudzych bogów obok Mnie”?), zbudowanie
nowego miasta, nazwanego na cześć Oktawiana Cezareą
i zorganizowanie z tej okazji igrzysk (w tym także walk
gladiatorów do tego czasu nieznanych w Izraelu), budowa
w miastach poza Izraelem świątyń dla rzymskich bogów,
a także złożenie ogromnych sum na wznowienie igrzysk
olimpijskich.
Nie były to jednak działania bezsensowne — każde takie
posunięcie przynosiło Herodowi, a tym samym także
wszystkim Żydom, korzyści. To dzięki temu uzyskiwał on
dekrety Oktawiana, a także pisma innych konsulów do
różnych miast i rządców prowincji, nakazujące ochronę
Żydów. Warto tu przytoczyć niektóre z nich: „Cezar
pozdrawia Norbanusa Flakkusa. Żydom gdziekolwiek mie
szkają i podług starodawnego obyczaju posyłają święte
pieniądze do świątyni w Jerozolimie, niech będzie wolno
to czynić bez żadnej przeszkody”; „Agryppa, pozdrawia
urzędników, radę i mieszkańców Efezu. Życzeniem moim
jest, aby Żydom w Azji wolno było zbierać na święte cele
przeznaczone pieniądze, które posyłają do Jerozolimy,
i mieć je w swojej pieczy, według ich dawnych obyczajów.
A gdyby kto ukradł Żydom święte pisma i zbiegł do miejsc
azylu, to życzeniem moim jest, aby go stamtąd wy
prowadzono i oddano im takim prawem, jak wyprowadza
się świętokradców. Napisałem także do pretora Sylana, aby
nikt nie pozywał Żydów do stawania przed sądem w dzień
szabatu” 27.
Podobne pisma i nakazy wysyłano w różne miejsca, co
było bezsprzecznie zasługą Heroda. Ale z drugiej strony
dopuścił się Herod czegoś, co można było nazwać święto
kradztwem — otworzył grobowiec królów Dawida i Salo
27 Tamże, s. 718-719.
mona, aby ograbić go ze złota, ale ostatecznie, wystraszony
czymś, niczego nie zabrał 28.
Ale największymi wadami Heroda, nazwanego (nie przez
Żydów) Wielkim, były jego okrucieństwo, otaczanie się
nadmiernym zbytkiem, a także rozwiązłość. Okrucieństwo
i nadmierną podejrzliwość okazywał nie tylko wobec
poddanych. Taki sam był w stosunku do swoich najbliż-
szych — braci, żon, a także synów. Otrzymawszy donos na
swą żonę Mariamme (wnuczkę Hirkana II), nie wahał się
skazać ją i jej ciotkę Aleksandrę (córkę tegoż Hirkana) na
śmierć, choć przecież małżeństwo z nią w pewnym stopniu
legitymizowało jego władzę. Podobnie nie zawahał się, gdy
jego najstarszy syn Antypater oskarżył swych przyrodnich
braci (synów Mariamme) o spisek przeciw niemu. Ich
także skazał na śmierć — a razem z nimi ich domniemanych
wspólników. Wszystkich stracono w okrutny sposób (na
stąpiło to w 7 r. p.n.e.).
Stracenie synów, Aleksandra i Arystobula, oznaczało
praktycznie zlikwidowanie pozostałości poprzedniej dyna-
stii. Nie było już wśród żywych potomków dynastii
Machabeuszy — nie było więc już i ewentualnych mści
cieli jej upadku. Kandydatem na następcę Heroda był jego
syn Antypater. Ten ambitny człowiek spiskował jednak
dalej — doprowadził do oddalenia z dworu ostatniego
z braci Heroda i przygotował zamach na niego, ale
jednocześnie wspólnie z nim przygotował zamach na ojca,
nie mogąc się już doczekać upragnionego tronu. Zdrada
jednego ze sług uniemożliwiła ten zamach. Ale z zemstą
na synu musiał Herod poczekać do czasu jego powrotu
z Rzymu (sam go tam wysłał do Oktawiana, aby ten
zatwierdził go na króla).
Proces przeciwko Antypatrowi wykazał jego winę — zo
stał za to skazany na śmierć. Ogłoszenie wyroku zbiegło
28 Tamże, s. 720.
się z ciężką chorobą Heroda, a jednocześnie z buntem
części poddanych (głównie młodzieży) przeciwko niemu.
Schorowany władca miał jeszcze dość siły, by okrutnie
rozprawić się z buntownikami (część ujętych, na czele
z przywódcą buntu Mattiasem, została żywcem spalona).
Choć powszechnie Herod Wielki uchodzi w tradycji chrześ
cijańskiej za tego, kto w obawie przed przyszłym królem
żydowskim — Chrystusem, nakazał wymordować wszyst
kich nowo narodzonych chłopców, nie wspomina o tym
Józef Flawiusz w swym dziele o historii Izraela. Ale nawet
jeśli rzeź niewiniątek nie została historycznie potwierdzona,
to i tak ten władca zasłużył swoim postępowaniem na
wieczne potępienie.
Umierając, wydał polecenie wykonania wyroku śmierci
na synu (otrzymał na to zgodę Oktawiana Augusta) oraz
„Rozkazał (...) sprowadzić najznakomitszych mężów z ca
łego narodu, gdziekolwiek mieszkali. Ze zaś rozkaz
ogłoszony był w całym kraju, a wszyscy go słuchali,
gdyż w przeciwnym razie tym, którzy by zlekceważyli
polecenie, groziła kara śmierci, stawili się w wielkiej
liczbie. Król rozwścieczony zarówno na winnych, jak
i niewinnych kazał ich wszystkich zamknąć w hipo
dromie i wezwawszy do siebie siostrę Salome i jej męża
Aleksasa powiedział im, że dręczą go nieznośne bóle
i czuje, iż niedługo umrze (...) trapi się tym, że nie
będzie po nim płaczu i żałoby, jakie zwykle mają miejsce
po śmierci króla. Wie przecież dobrze, co myślą Żydzi,
którzy niczego tak gorąco nie pragną i z taką radością nie
wyglądają jak jego śmierci. Wszak jeszcze za jego życia
wszczynali bunty i jego zarządzenia mieli w pogardzie.
Powinni przeto starać się dać królowi jakąś pociechę
w tej zgryzocie. Jeśli zgodzą się z jego zdaniem, to
wyprawią mu tak wspaniały pogrzeb, jakiego nie miał
żaden król, a cały naród będzie płakał z głębi duszy (...).
Skoro tylko stwierdzą, że już ducha wyzionął, mają
wydać rozkaz żołnierzom, nic jeszcze nie wiedzącym
o jego zgonie (nie powinni śmierci rozgłaszać, nim taki
rozkaz wydadzą), aby okrążyli hipodrom i wybili strzałami
zamkniętych w nim Żydów (...). Oni zaś przyrzekli, że tak
postąpią”29. Już taki rozkaz uświadamia, jaki charakter
miał ten człowiek, toteż można mu śmiało przypisać nawet
i takie czyny, o których nie pisali zawodowi historycy
starożytni.
Po śmierci Heroda nie dokonano jednak tego, o co prosił.
Salome i Aleksas uwolnili zgromadzonych w hipodromie
Żydów. Następnie przed zgromadzonymi odczytano testament
króla. W tym ostatnim dokumencie dokonał on podziału
władzy pomiędzy żyjących jeszcze swoich potomków. Na
króla całego państwa wyznaczył Archelaosa, dając mu
w pełne władanie Judeę i Samarię, natomiast Antypasa Herod
mianował tetrarchą (zarządcą części państwa z władzą
mniejszą niż król) Galilei i Perei; przyrodniego brata tej
dwójki Filipa wyznaczył na tetrarchę Gaulanitydy, Trachonu,
Batanei i Paneas. W swoim testamencie obdarował też hojnie
pozostałych krewnych. Testament ten musiał jednak uzyskać
ukceptację Oktawiana Augusta, dlatego Herod obdarował
władcę Rzymu dziesięcioma milionami sztuk srebra i wielo
ma innymi kosztownościami, a jego żonie, Julii, podarował
pięć milionów sztuk srebra 30.
Hojne dary dla Oktawiana nie pomogły jednak zbytnio
potomkom Heroda. Zaraz po jego pogrzebie wybuchły
w Jerozolimie zamieszki, które zostały krwawo stłumione
przez uważającego się za króla Archelaosa. Dlatego też
Oktawian, obrażony tym, że nie czekano na jego zgodę,
pomimo osobistego stawienia się przed nim spadkobierców
zmarłego króla, nie podjął początkowo żadnej decyzji
w sprawie władzy w Palestynie.
29
Tamże, s. 756-757.
30Tamże, s. 758. Zob. także Herod Wielki, [w:] http://
www.histiirion.pl/strona/slownik/postac/herod_wielki.html.
W czasie gdy spadkobiercy Heroda zabiegali o swoje
prawa w Rzymie, pod ich nieobecność ponownie wybuchło
powstanie, stłumione początkowo przez zarządcę Syrii,
Warusa. Był to jednak bardzo krótkotrwały sukces. Pozo
stawiony w Palestynie rzymski urzędnik, Sabinus (z jednym
legionem wojska), niezręczną działalnością i gnębieniem
Żydów doprowadził do wznowienia buntu. Okrucieństwo
Rzymian w krótkim czasie spowodowało rozszerzenie się
walk na całe terytorium państwa żydowskiego. Do po
wstańców przyłączyła się znaczna część wojska królew
skiego. Dopiero ponowna interwencja Warusa (z dwoma
legionami rzymskimi i wspierającymi go władcami krajów
sąsiadujących z Palestyną) doprowadziła do zakończenia
walk. Z uczestnikami buntu rozprawiono się w sposób
znany z dziejów Rzymu — dwa tysiące bojowników
ukrzyżowano 31.
Wydarzenia w Palestynie wpłynęły na decyzję w sprawie
spadku po Herodzie. Oktawian nie ogłosił Archelaosa królem,
a nadał mu jedynie miano etnarchy (tak tytułowano władców
krajów całkowicie zależnych od Rzymu) i zmniejszył
terytorium, na którym miał on sprawować władzę (tereny
wokół Gazy, Gadary i Hippos włączono bezpośrednio do
rzymskiej prowincji, Syrii). Pomimo tego że Oktawian
obiecał mu nadanie tytułu królewskiego (gdy na to zasłuży),
Archelaos rządził tylko do 6 r. n.e. (dziesięć lat) i został
skazany na wygnanie do Wienny w Gali Narbonensis, gdzie
zmarł32. Po jego wygnaniu tereny podległe jego władzy
zostały wcielone do Syrii. W taki sposób zakończyła się (co
prawda niepełna) niezależność państwa żydowskiego. Rządzi
li jeszcze w swych tetrarchiach Antypas Herod i Filip, ale
była to już władza iluzoryczna — nie odgrywali oni
praktycznie żadnej roli, byli natomiast całkowicie zależni od
Rzymu, jego władców i ich decyzji.
31 F1 a w i u s z., dz.cyt., s. 763-767.
32 Tamże, s. 771.
KIERUNKI I SEKTY W RELIGII MOJŻESZOWEJ
— ICH WPŁYW NA NARÓD I POLITYKĘ
33 Tamże, s. 779-780.
34 Dzieje Apostolskie, [w:] Pismo Święte..., s. 1248. Tam też w przypisie
stwierdzenie, że wymieniony faryzeusz stał się z czasem zwolennikiem
chrześcijaństwa.
jak i cywilnych i karnych). Wtedy to „wiedząc (...), że
jedna część (składu sędziowskiego — uwaga moja) składa
się z saduceuszów, a druga z faryzeuszów, wołał przed
Sanhedrynem: Jestem faryzeuszem, bracia, i synem fary
zeuszów, a stoję przed sądem za to, że spodziewam się
zmartwychwstania umarłych. Gdy to powiedział powstał
spór między faryzeuszami i saduceuszami i doszło do
rozdwojenia wśród zebranych”35. Saduceusze w stosunkach
z ludźmi byli surowi i nieprzychylni, a w sprawach
sądowych stosowali prawo biblijne literalnie.
Trzecią grupą filozoficzną (znów należy postawić znak
zapytania, czy nazwać to filozofią, czy sektą) byli esseń
czycy. Stanowili oni solidną, jednorodną i doskonale
zorganizowaną wspólnotę, wymagającą od swych członków
surowego trybu życia i ścisłego przestrzegania obowiązu
jącej reguły. Tak o nich pisze historyk: „Według nauki
esseńczyków, wszystko pozostaje w ręku Boga. Wierzą
w nieśmiertelność duszy i uważają, że nade wszystko
należy dążyć do sprawiedliwości (...). Na podziw zasługują
u wszystkich, którzy pragną posiąść cnotę, dla spra
wiedliwości niespotykanej ani u Greków, ani u bar
barzyńców (...). Mienie mają wspólne i bogaty nie korzysta
bardziej ze swoich dóbr niż ten, który nic nie posiada
(...). Ani żon nie pojmują, ani nie kupują niewolników;
jedno, jak sądzą, staje się zarzewiem kłótni, drugie
prowadzi do niesprawiedliwości”36. Jest to może zbyt
idealistyczny opis — wiadomo z innych źródeł, że
byli w tej sekcie także i tacy, którzy dla podtrzymania
istnienia swej grupy nie odrzucali małżeństwa 37.
Czwartą grupę (czy sektę, choć raczej chyba nie)
stanowili zwolennicy Judy Galilejczyka, nazwani później
35 Tamże, s. 1266-1267.
36 F1 a w i u s z, dz.cyt., s. 780.
37 Zob. M. H a d a s-L e b e 1, Józef Flawiusz , Żyd rzymski, Warszawa
1997, s. 30.
(w czasie wojny żydowskiej w latach 66-73) zelotami
(słowo to należy tłumaczyć jako „gorliwcy”). W poglądach
religijnych bliscy faryzeuszom, wyróżniali się fanatyzmem,
jeśli chodziło o podległość władzy (zarówno władców
rodzimych, jak i obcych) — uważali, że wolność jest
nadrzędnym dobrem i nie można podlegać żadnej obcej
władzy: „tylko Boga samego uznają za swojego pana
i władcę. Nie odstraszają ich ani niezwykłe formy śmierci,
ani zemsta na ich krewnych i przyjaciołach, byleby
tylko mogli nie nazywać nikogo z ludzi swym panem”38.
To prawdopodobnie właśnie z tej sekty wywodzili się
sykariusze (nożownicy), nazywani także sykarytami (na
zwa pochodzi od słowa sica — tak nazywano krótki,
zakrzywiony nóż, którym się najczęściej posługiwali),
zwalczający w sposób skrytobójczy nie tylko Rzymian,
lecz także tych spośród Żydów, których uważali za
kolaborantów. Ich metody walki przypominają nam współ
czesnych terrorystów, w tym także tak zwalczanych
przez współczesne władze Izraela bojowników pales
tyńskiego Hamasu.
Pomijam tutaj całkowicie powstający w tych czasach
nowy ruch religijny nazywany czasem judeochrześcijańst-
wem, a później już tylko chrześcijaństwem. Wynika to nie
tylko z tego, że chrześcijanie stopniowo oddalali się od
wyznawców judaizmu, lecz także z tego, że wyznawcy
Chrystusa nie odegrali w nadchodzącej wojnie Żydów
z Rzymem żadnej roli — uważali, że nie jest to ich wojna,
a dążyli do ochrony swych współwyznawców przed prze
śladowaniami zarówno ze strony jednych, jak i drugich.
Nie oznacza to jednak, że popierali Rzym — wprost
przeciwnie — byli jego wrogami, ale nie uznawali siły
i przemocy za środek mogący rozstrzygać o losach świata.
18 F1 a w i u s z, dz.cyt., s. 781.
RZĄDY PROKURATORÓW RZYMSKICH
— DROGA DO WYBUCHU POWSTANIA
39 Tamże, s. 785.
bez użycia broni) rozpędzić zebrany tłum. Pomimo tego,
że do walki użyto tylko pałek, z powodu ścisku panującego
w wąskich ulicach zginęło wielu protestujących, jak też
wielu z nich zostało rannych.
Trzecim wydarzeniem na trwałe związanym z osobą
Piłata było pojawienie się na arenie dziejów Jezusa z Na
zaretu. Na to wydarzenie wskazuje tak wiele przekazów
źródłowych, że postaram się być w miarę oryginalny i nie
skorzystać z żadnego z opisów zawartych w Ewangeliach
i innych pismach chrześcijańskich, a przytoczę jeden krótki
cytat z literatury żydowskiej: „W tym czasie żył Jezus,
człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowie
kiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem
ludzi, którzy z radością przyjmują prawdę. Zjednał sobie
wielu Żydów, jako też Greków. On to był Chrystusem.
A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów
Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy
nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał
im się znów jako żywy, co o nim, jak i o wielu innych
zdumiewających rzeczach przepowiedzieli boscy prorocy.
I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje plemię chrześcijan,
którzy od niego otrzymali tę nazwę”40. Z tego przekazu
wynika między innymi i to, że po pewnym czasie postawa
Piłata wobec społeczności żydowskiej zmieniła się, że
zrozumiał, iż trzeba czasem współpracować przynajmniej
z elitą społeczną, a dla zachowania spokoju i uniknięcia
zadrażnień trzeba czasem ustąpić i spełnić jej postulaty.
Tak też się stało w przypadku żądań co do ukarania
Chrystusa.
Ale koniec rządów Piłata w Judei nastąpił nie w związku
z jego postępowaniem wobec Żydów, lecz wobec Samary
tan, plemienia blisko spokrewnionego z Żydami, wyznają
cego prawie tę samą religię (z pewnymi odstępstwami
40 Tamże, s. 786.
— ale nie jest celem tej rozprawy wywód teologiczny,
toteż pominiemy opis tych różnic). Gdy Samarytanie
w celach jak najbardziej pokojowych udali się tłumnie na
górę Garizim, zostali zaatakowani przez rzymskich legionis
tów. Skarga na postępowanie Piłata wniesiona do namiest
nika Syrii (to jemu podlegał prokurator Judei), Witeliusza,
przyniosła skutek — Piłat został wysłany do Rzymu, aby
wytłumaczył się ze swej postawy, ale na swoje szczęście
przybył do stolicy już po śmierci cesarza Tyberiusza.
Następnymi po Piłacie prokuratorami Judei byli Mar-
cellus (36-37 rok) i Marullus (37-41 rok)41. W tym
czasie w Rzymie panował cesarz Kaligula, człowiek
niepohamowany w pysze i samouwielbieniu. On to,
uznając się za równego bogom, nakazał jeszcze za
swego życia stawiać sobie świątynie lub co najmniej
swoje posągi w największych świątyniach. W ten też
sposób doszło do nakazu postawienia posągu cesarza
w świątyni w Jerozolimie. Wykonać ten rozkaz miał
namiestnik Syrii, Petroniusz. Ten z kolei, ulegając na
mowom i błaganiom zarówno starszyzny żydowskiej,
jak i szerokich mas ludu, zwrócił się do Kaliguli z prośbą
o zaniechanie stawiania posągu. O to samo zwrócił
się do Kaliguli potomek Heroda — Agryppa, późniejszy
efemeryczny władca Judei. Zbieg tych próśb spowodował
straszny gniew cesarza. Na szczęście jednak dla tych,
którzy opierali się pomysłom Kaliguli, nie zdążył on
przed swoją śmiercią (został zamordowany w 41 r.)
ukarać ani Petroniusza i Agryppy, ani też narodu ży
dowskiego 42.
Po śmierci Kaliguli jego następca, Klaudiusz, mianował
królem Judei swojego przyjaciela Heroda Agryppę. Jego
panowanie trwało jednak tylko trzy lata (41- 44 rok).
41 Zob. M. H a d a s - L e b e l , dz.cyt., s. 181. Flawiusz w cytowanym
wyżej dziele nie wymienia tych dwu urzędników.
42 Zob. F l a w i u s z , dz.cyt., s. 804—809.
Śmierć jego nastąpiła nagle, w chwili, gdy pochlebcy
nazwali go bogiem43. Według Dziejów Apostolskich, jego
śmierć była karą za prześladowanie wyznawców Chrystusa
(ścięcie Jakuba, brata Jana, uwięzienie Piotra). Sam zgon
opisują one następująco: „W oznaczonym dniu Herod
ubrany w szaty królewskie zasiadł na tronie i miał do nich
mowę. A lud wołał: «To głos boga, a nie człowieka!».
Natychmiast poraził go anioł Pański za to, że nie oddał czci
Bogu. I wyzionął ducha, stoczony przez robactwo” 44.
Cesarz Klaudiusz planował początkowo wyznaczyć
na następcę zmarłego jego syna Agryppę, ale ostatecznie
zrezygnował z tego zamiaru i przywrócił w Judei
urząd prokuratora, wyznaczając na to stanowisko Ku-
spiusza Fadusa (44-46 rok). Jednocześnie dla złago
dzenia sporów mianowanie arcykapłanów powierzył
Herodowi, królowi Chalkis (wnukowi Heroda Wiel
kiego). Za rządów Fadusa doszło znowu do zamieszek,
które krwawo stłumiono. Następnym prokuratorem zo
stał (w latach 46-48) Tyberiusz Aleksander, Żyd,
który porzucił wiarę i został obywatelem rzymskim.
Zapisał się w historii tym, że skazał na śmierć na
krzyżu synów Judy Galilejczyka, przywódcy buntu
przeciwko Rzymianom z 6 roku — Jakuba i Szymona.
Kolejnym prokuratorem został Wentidiusz Kumanus
(48-52 rok). Za jego rządów doszło ponownie do poważ
nych rozruchów spowodowanych urażeniem uczuć religij
nych Żydów przez żołnierzy rzymskich. O przyczynach
tych zamieszek tak napisał Józef Flawiusz: „Kiedy zbliżało
się święto zwane Paschą (...) Kumanus, bojąc się, żeby nie
stało się ono okazją do wywołania rozruchów, rozkazał,
aby jeden oddział żołnierzy ustawił się z bronią w ręku
przy krużgankach świątyni, aby w zarodku stłumić zamie
szki, gdyby do nich doszło. (...) W czwartym dniu święta
41 Tamże, s. 849.
44 Pismo Święte..., s. 1254—1255.
pewien żołnierz obnażył i wystawił do ludu wstydliwą
część ciała. Ten postępek ogromnie wzburzył patrzących,
gdyż — jak mówili — nie ich zelżono w ten sposób, lecz
znieważono samego Boga. Zuchwalsi z nich obrzucili
obelgami samego Kumanusa (...). Kumanus wielce oburzył
się (...) i wezwał ich, aby poniechali dążeń buntowniczych
(...). Ponieważ go nie usłuchano (...), kazał wysłać całe
wojsko z bronią w ręku (...). Na widok przybywających
żołnierzy przerażony tłum rzucił się do ucieczki (...) powstał
ścisk wśród uciekających w popłochu i wielu z nich zginęło
tratując jedni drugich. W czasie tych rozruchów naliczono
dwadzieścia tysięcy trupów. (...) Takie to nieszczęścia
sprowadził bezwstydny czyn jednego żołnierza”45. Za ten
czyn naruszający godność narodu żydowskiego i uwłaczają
cy religii Żydów sprawca nie został ukarany — wszak
pochodził ze słynnego ponoć III legionu, zwanego galijskim
(Gallica)46. Jakby tego nieszczęścia było mało, w pobliżu
Jerozolimy doszło do napadu rozbójników (a właściwie
członków sekty zelotów) na niewolnika cesarskiego. Reak
cją prokuratora było wysłanie żołnierzy z rozkazem, „aby
złupili sąsiednie wioski, a najwybitniejszych mieszkańców
związali i do niego przyprowadzili. W czasie tego plądrowa
nia jeden z żołnierzy znalazł przechowywaną w pewnej wsi
księgę Praw Mojżesza i przyniósłszy rozdarł ją wobec
wszystkich, wypowiadając przy tym szyderstwa i liczne
obelgi”47. W tym przypadku prokurator, obawiając się
jeszcze poważniejszych rozruchów, ukarał winnego żołnie
rza śmiercią. Jak pierwsze wydarzenie z Jerozolimy, tak
i drugie związane ze zniszczeniem Tory — czyn dokonany
także przez żołnierza z III legionu — spowodowały
całkowite zerwanie pewnej nici sympatii, jaka istniała
45 F l a w i u s z , dz.cyt., s. 867.
46 Por. S. D a n d o-C o 11 i n s, Żołnierze Marka Antoniusza. III legion
galijski, Warszawa 2008, s. 106.
47 F l a w i u s z , dz.cyt., s. 867-868.
między Rzymianami i Żydami, wynikającej między innymi
z ich postaw wobec wyznawców Chrystusa 48.
W tym samym czasie o wiele poważniejszym wydarze
niem stały się spory i walki Żydów z Samarytanami,
wywołane przez tych ostatnich. W trakcie tych walk
prokurator stanął po stronie Samarytan. Żydzi, dowodzeni
przez Eleazara (sykariusza), zostali pokonani. Przywódcy
zamieszek (zarówno Żydzi, jak i Samarytanie) zostali na
rozkaz zarządcy Syrii, Ummidiusa Kwadratusa, straceni
i tylko Eleazar uniknął śmierci. Zarządca Syrii wysłał też
arcykapłana Ananiasza i innych przywódców — zarówno
żydowskich, jak i spośród Samarytan — oraz prokuratora
Kumanusa do Rzymu, aby spór rozstrzygnął cesarz Klau
diusz. Ten zaś, przekonany przez Agryppę (syna Heroda
Agryppy), uznał winę Samarytan i Kumanusa.
Następnym prokuratorem został wyzwoleniec Antoniusz
Feliks (lata 52-60), a Agryppa II został mianowany następcą
Heroda z Chalkis i otrzymał także we władanie tetrarchię
Filipa (syna Heroda Wielkiego). Jednym z pierwszych
posunięć nowego prokuratora było stracenie przywódcy
żydowskiego z okresu walk z Samarytanami — Eleazara.
Rządy Filipa były najgorszym okresem dotychczasowej
podległości wobec Rzymu. W każdym sporze między
Żydami a przedstawicielami innych narodów Filip przy
znawał rację przeciwnikom Żydów. Doszło do tego, że
w trakcie sporu między Żydami a Syryjczykami w Cezarei
Filip wysłał przeciwko Żydom „uzbrojonych żołnierzy,
wielu z nich zabił, jeszcze większą liczbę wziął do niewoli
i pozwolił ograbić niektóre domy w mieście, w których
było pełno wszelakiego bogactwa”49. Pomimo tak drastycz
nych środków wrzenie w ludzie nie ustawało. Nie pomogła
zmiana na stanowisku prokuratora — między innymi
dlatego, że Porcjusz Festus (60- 62 rok), tak samo jak
48 Zob. S. D a n d o-C o 11 i n s, s. 106.
49 F1 a w i u s z, s. 874.
i poprzednicy, za jedyne narzędzie władzy uznawał siłę.
Dla niego wszelkie, nawet najbardziej pokojowe zgroma
dzenia Żydów stanowiły próby rozruchów i były natych
miast rozpędzane przy pomocy wojska. „Przeciwko zaś
ludziom omamionym przez pewnego zwodziciela, który
obiecał ocalenie i wybawienie od nieszczęść, jeśli udadzą
się z nim na pustynię, Festus posłał oddział jazdy i piechoty.
Wysłani żołnierze zabili owego oszusta, jak również
wszystkich tych, którzy za nim poszli” 50.
A był to w dziejach Izraela okres najbardziej obfitujący we
wszelkiego rodzaju „głosicieli” proroctw o zbliżającym się
Królestwie, w którym władzę sprawować będzie tylko Bóg.
Na przestrzeni około trzystu lat (od II w. p.n.e. do połowy
I w. n.e.) pojawiały się liczne pisma apokaliptyczne, z których
największy wpływ na Żydów wywarła Księga Daniela. Na
początku I w. n.e. Księga Daniela wymagała jednak pewnego
uaktualnienia (Daniel nie wspomina jako wroga ludzkości
Rzymu, lecz Babilon, a teraz głównym wrogiem dla Królest
wa Bożego i dla Żydów stał się właśnie Rzym). Uaktualnienia
tego dokonali twórcy nowej filozofii (jak ich nazywa Józef
Flawiusz), Juda Galilejczyk i Sadok. Sięgnięcie do tradycji
Dawidowej poskutkowało tym, że wszelkie poczynania
przedstawicieli władzy rzymskiej w szerzących się przepo
wiedniach nabrały rysów działań jakiejś monstrualnej bestii51.
Najpełniejszy obraz tego monstrualnego wroga występuje
w Apokalipsie św. Jana — powstałej co prawda już po
wydarzeniach wojny żydowskiej, a w dodatku napisanej przez
wyznawcę religii innej niż judaizm, ale zachowującej styl,
a nawet powtórzenia z poprzednich dzieł tego typu. Warto ją
przytoczyć, gdyż odzwierciedla postawę i myśli wielu
mieszkańców Judei:
„Potem przyszedł jeden z siedmiu aniołów, mających
siedem czasz i tak odezwał się do mnie: Chodź, ukażę ci
50 Tamże, s. 875.
51 M. H a d a s - L e b e l , dz.cyt., s. 35-36.
wyrok na Wielką Nierządnicę, która siedzi nad wielu
wodami, z którą nierządu się dopuścili królowie ziemi,
a mieszkańcy ziemi się upili winem jej nierządu. I zaniósł
mnie w stanie zachwycenia na pustynię. I ujrzałem Niewias
tę siedzącą na Bestii szkarłatnej, pełnej imion bluźnierczych,
mającej siedem głów i dziesięć rogów. A niewiasta była
odziana w purpurę i szkarłat, cała zdobna w złoto, drogi
kamień i perły, miała w swej ręce złoty puchar pełen
obrzydliwości i brudów swego nierządu. A na jej czole
wypisane imię — tajemnica: «Wielki Babilon Macierz
nierządnic i obrzydliwości ziemi». (...) a widząc ją, zdu
miałem się wielce. I rzekł do mnie anioł: Czemu się
zdumiałeś? Ja ci wyjaśnię tajemnicę Niewiasty i Bestii,
która ją nosi, a ma siedem głów i dziesięć rogów. (...) Tu
trzeba zrozumienia, o mający mądrość! Siedem głów to jest
siedem gór tam, gdzie siedzi na nich Niewiasta. (...)
A dziesięć rogów, które widziałeś, to dziesięciu jest królów
(...). (...) Wody, które widziałeś, gdzie Nierządnica ma
siedzibę, to są ludy i tłumy, narody i języki. A dziesięć
rogów, które widziałeś, i Bestia — ci nienawidzić będą
Nierządnicy i sprawią, że będzie spustoszona i naga, i będą
jedli jej ciało, i spalą ją ogniem, bo Bóg natchnął ich serca,
aby wykonali Jego zamysł i to jeden zamysł wykonali
— i dali Bestii królewską swą władzę, aż Boże słowa się
spełnią. A Niewiasta, którą widziałeś, jest to Wielkie
Miasto, mające władzę królewską nad królami ziemi” 52.
Jeśli podobną treść miały proroctwa wygłaszane przez
żydowskich wieszczy, a na pewno nie różniły się znacznie,
to nie można się dziwić, że powstawał grunt ideowy
i polityczny pod wybuch powstania. A rządzący w imieniu
Rzymu dolewali swoją działalnością oliwy do ognia.
Kolejnym prokuratorem po Festusie został Lukcejusz
Albinus (62-64 rok). Przystąpił on do zdecydowanej
56 F l a w i u s z , Wojna..., s. 183.
Odmowa modłów za panującego była bowiem w Rzymie
traktowana jak największa zbrodnia, a jeśli dokonali jej
przedstawiciele narodu, to znaczyło, że cały naród popełnił
taką zbrodnię.
Głównym odpowiedzialnym za taki rozwój sytuacji był
bez żadnej wątpliwości Florus. On to spowodował, że
cierpliwość Żydów została wyczerpana 57.
ORGANIZACJA WOJSKA
KADRA DOWÓDCZA
2003, s. 67.
tak wyposażył swych żołnierzy), nosił w czasie przemar
szów ciężar około 33-35 kg 12.
W uzbrojeniu każdego legionu były też machiny miota
jące (antyczna artyleria). Każda centuria miała jedną balistę,
a każda kohorta — jeden onager. Balista to machina
przypominająca kuszę, przystosowana do wyrzucania strzał
na odległość do 100 m (najskuteczniejsze wyrzucały strzały
nawet na kilkaset metrów). Mogła też miotać pociski
kulowe (kule metalowe lub kamienne) o ciężarze od kilku
do kilkunastu kilogramów13. Onager to wyrzutnia o sztyw
nym ramieniu z uchwytem w kształcie łyżki lub procy,
zamocowanym w mocno skręconej wiązce elastycznych lin
z włosia lub żył zwierzęcych. Po napięciu dźwigni (prze
łożenie jej w tylne położenie) w odpowiednim zamocowa
niu, w uchwyt wkładano pocisk (kamienną lub metalową
kulę) i po zwolnieniu ramienia następował „strzał”, wy
rzucający pocisk o wadze 50 kg na odległość do 450 m,
a o wadze 30 kg na odległość do 1000 m 14.
18 F l a w i u s z , Wojna..., s. 224.
poszczególnych legionów (...). Z kolei ciągnęły juczne
zwierzęta dźwigające helepole oraz inne machiny oblęż-
nicze. Potem szli dowódcy legionów i prefekci kohort
z trybunami w otoczeniu doborowych żołnierzy. Następnie
niesiono sztandary otaczające orła, który u Rzymian znaj
duje się na czele każdego legionu (...) jest [on] u nich
symbolem cesarstwa i zdaje się wróżyć zwycięstwo (...). Za
tymi znakami świętymi maszerowali trębacze, a po nich
zwarta kolumna wojska ustawiona w rzędach po sześciu.
(...) Wszystkie ciury każdego legionu ciągnęły za oddziałami
pieszymi, wioząc bagaż żołnierzy na mułach i innych
jucznych zwierzętach. Na końcu poza wszystkimi legionami
posuwał się tłum wojsk najemnych, a za nimi dla zabez
pieczenia straż tylna złożona z lekkozbrojnej i ciężkozbroj
nej piechoty oraz znacznej liczby jazdy” 19.
Tak maszerująca armia była zdolna w krótkim czasie
przejść z szyku marszowego w szyk przedbojowy, w któ
rym całość taborów umieszczano w środku, a gdy prze
ciwnik próbował zaatakować, rozwijano armię w szyk
bojowy, w którego centrum stawały legiony, a na ich
skrzydłach oddziały posiłkowe i sprzymierzeńcy oraz
najemnicy.
ZAKŁADANIE OBOZÓW
19 Tamże, s. 226-227.
odpoczynku i stanowić miejsce schronienia i walki w przy
padku niepowodzenia w otwartej bitwie.
Typowy obóz miał zazwyczaj kształt kwadratu lub
prostokąta. Jego zasadnicze elementy i sposób budowy nie
zmieniły się w okresie cesarstwa w porównaniu do tego, co
wypracowano w II w. p.n.e. We wnętrzu obozu wytyczano
drogi przecinające się pod kątem prostym. Każdy bok
obozu miał w środku bramę (odpowiednio zabezpieczoną).
Bramy miały swoje nazwy. I tak brama frontowa (od strony
przeciwnika), to porta praetoria, przeciwległa do niej to
porta decumana, a bramy boczne to porta principalis
dextra i porta principalis sinistra. Centralnym miejscem
obozu był namiot wodza, wokół którego stawiano namioty
dowódców niższych rangą. Tam też znajdowało się forum
— miejsce zbiórki armii. Pomiędzy drogami ustawiano
namioty poszczególnych oddziałów i pododdziałów (jeden
skórzany namiot na dziesięciu żołnierzy). Przebieg wyty
czania obozu wyglądał następująco: „Skoro podczas marszu
zbliżą się do miejsca, gdzie mają stanąć obozem, idą tam
naprzód trybun i ci centurionowie, których za każdym
razem wyznacza się do tego zajęcia. Oni zbadawszy miejsce
(...) wybierają na nim przede wszystkim punkt, na którym
(...) musi stanąć namiot wodza (...) odmierzają przestrzeń
dookoła namiotu, następnie linię prostą, przy której wznosi
się namioty trybunów, dalej (...) linię, od której zaczyna się
obozowisko legionów. Tak samo oznaczają liniami części
położone po drugiej stronie namiotu (...). Następnie zatykają
chorągwie (...) jedną i pierwszą na miejscu, gdzie ma się
ustawić namiot wodza, drugą na obranym boku frontowym,
trzecią w środku linii, na której mają swe namioty trybuni,
czwartą na linii, przy której umieszcza się legiony. (...)
Gdy to uczynią, z kolei odmierzają ulice i przy każdej ulicy
wbijają włócznię w ziemię. Wskutek tego, gdy nadejdą
w marszu legiony i przestrzeń obozu stanie się dla nich
widoczna, naturalnie od razu wszystko jest dla wszystkich
zrozumiałe, gdyż wnioskują i orientują się według chorągwi
wodza. Ponieważ każdy dokładnie wie, w jakiej części
obozu i na jakim jej miejscu stanie jego namiot, gdyż
wszyscy zawsze to samo miejsce w obozie zajmują — dzieje
się coś podobnego, jak gdy do macierzystego miasta
wkracza wojsko” 20.
Obóz otaczano wałem z palisadą (do tego służyły pale
noszone przez każdego legionistę) i wykopywano fosę
(ziemia z fosy służyła do usypania wału). Każdy legionista
miał zawsze wyznaczone to samo zadanie, toteż możliwe
było wyliczenie czasu pracy, tak aby obóz był gotowy do
zamieszkania i do obrony w ciągu czterech godzin. Dłuższy
czas na budowę wyznaczano, gdy obóz stawiano na terenie
przeciwnika lub w jego bliskości. Wtedy część żołnierzy
(od jednej trzeciej do dwu trzecich ich całkowitej liczby)
musiała być pod bronią w celu odparcia ewentualnego
ataku, a budowniczowie musieli mieć na podorędziu broń,
tak aby mogli w krótkim czasie stanąć w szyku do walki.
W przypadku dłuższego postoju w jednym miejscu roz
budowywano stale jego umocnienia (podwyższano wał,
pogłębiano fosę, wzmacniano palisadę, budowano wieże na
narożnikach i wieże bramne) oraz infrastrukturę sanitarną
i bytową (ujęcia wody, sanitariaty, a w przypadku zimo
wania stopniowo zastępowano namioty barakami).
DYSLOKACJA ARMII
20 P o l i b i u s z, dz.cyt., s. 414—415.
najazdami Germanów, wzdłuż Renu, trzy w Panonii (nad
Dunajem, teren dzisiejszych Węgier), dwa w Ilirii (też nad
Dunajem, obecnie teren Serbii i Chorwacji), dwa w Mezji
(dolny bieg Dunaju, w dzisiejszej Bułgarii). Reszta legionów
stacjonowała na pozostałych rubieżach imperium — cztery
w Syrii, dwa w Egipcie, jeden w Afryce (dzisiejsza Tunezja)
i trzy w Hiszpanii21. Pewna zmiana dyslokacji została
przeprowadzona po podboju Brytanii i w momencie wybu
chu wojny w Judei. W tym okresie legiony II, IX i XX
rozmieszczono w Brytanii, V, XV, XVI, I, IV, XXII
(legion Primigenia) i XXI nad Renem, X, XIII, XI, VIII, II
i VII nad Dunajem, IV, XII i VI (legion Ferrata) w okoli
cach Antiochii w Syrii, V, X i XV w Judei, III (legion
Cyrenaica) i XXII (legion Deiotariana) w Egipcie, II
(legion Augusta) w dzisiejszej Tunezji, VI (legion Victrix)
w Hiszpanii, XIV w Galii (dzisiejsza Francja), a I (legion
Italica) w Italii22. Rejony nadgraniczne, w których sta
cjonowały legiony, stopniowo umacniano, budując wzdłuż
granic forty i inne umocnienia. Obozy, w których sta
cjonowały legiony, stopniowo rozbudowywano w miasta
(budowano w nich domy kamienne, otaczano kamiennymi
murami, wznoszono świątynie).
SPOSÓB WALKI
1 F1 a w i u s z, Wojna..., s. 192.
ustępowali im liczbą i odwagą i zmuszeni byli opuścić
Górne Miasto. Napastnicy podpalili dom arcykapłana
Ananiasza oraz pałac Agryppy i Bereniki (siostra Agryppy,
znana z olśniewającej piękności; w trakcie wojny i po jej
zakończeniu pomimo znacznej różnicy wieku — była już
kobietą dojrzałą — ukochana późniejszego cesarza Tytusa
— uwaga moja). Następnie podłożyli ogień pod archiwum,
pragnąc jak najprędzej zniszczyć wykazy długów (...)
i uniemożliwić ściąganie należności, aby w ten sposób
pozyskać sobie masę dłużników i podburzyć biednych, bez
obawy kary, przeciwko bogatym” 2.
Wojsko króla wraz z oddziałem Rzymian broniło się
w zamku Antonia i w pałacu króla Heroda. Po dwóch
dniach zamek zdobyto (obrońców zamku po wzięciu do
niewoli wymordowano) i jedynym nieopanowanym miej
scem w mieście pozostał pałac.
W trakcie walk o pałac Manahem (syn przywódcy buntu
Żydów z 6 roku, Judy Galilejczyka) opanował zbrojownię
zamku w Masadzie, wydostał stamtąd broń zgromadzoną
jeszcze za Heroda Wielkiego, i rozdzielił ją pomiędzy
swoich zwolenników. Ta świetnie uzbrojona grupa wzmoc
niła siły powstańców w Jerozolimie. Powstańcy nie dys
ponowali sprzętem oblężniczym, dlatego też zastosowali
podkop pod jedną z wież pałacu, podstemplowali ją
i następnie podpalili stemple. Gdy wieża runęła, „Obrońcy
(...) wysłali posłów do Manahema i przywódców buntu,
prosząc o pozwolenie na wyjście z twierdzy na podstawie
układu. Wyrażono na to zgodę, ale tylko w stosunku do
wojsk królewskich i tubylców, którzy przeto opuścili pałac.
[Żołnierze rzymscy], którzy pozostali sami (...) opuścili
swój obóz, jako że łatwy był do zdobycia, i wycofali się do
wież (...). Zwolennicy Manahema wpadli do miejsc opusz
czonych przez żołnierzy i wszystkich, którzy nie zdołali
2 Tamże, s. 192-193.
zbiec i dostali się w ich ręce, pozabijali, ich bagaże
zrabowali, sam obóz podpalili. (...) został schwytany
arcykapłan Ananiasz ukrywający się koło kanału wodnego
w pałacu królewskim i wraz z bratem Ezechiaszem zamor
dowany przez rozbójników” 3.
Po opanowaniu prawie całego pałacu i wymarszu królew
skich żołnierzy samozwańczy wódz powstańców (za takiego
się uważał, gdyż to jego żołnierze w znacznej mierze
przyczynili się do zwycięstwa), Manahem, zaczął się
zachowywać jak król, co spowodowało reakcję Eleazara
i jego zwolenników. Postanowiono się go pozbyć, i to
w sposób ostateczny. Korzystając z krótkiej przerwy
w walkach, przeciwnicy Manahema zaatakowali zbrojnie
jego zwolenników, którzy po krótkiej walce w większości
zostali wybici; zginął także ich przywódca. Nieliczna
garstka pod dowództwem Eleazara syna Jaira schroniła się
w będącej w ich rękach Masadzie. Zarówno oni, jak i ich
dowódca zasłużą jeszcze swoją postawą w toku powstania
na słowa najwyższego uznania.
Powstania nie poparła niewielka (po wyjeździe jej
przywódców, apostołów, na misje) gmina chrześcijańska.
Złożyło się na to kilka przyczyn. Wyznawcy Chrystusa byli
czasami prześladowani przez byłych współwyznawców
— dlaczego teraz mieliby ich popierać? Z drugiej strony
stosowali się na pewno do nauk Jezusa, a ten przecież,
zapowiadając upadek Jerozolimy, mówił między innymi
tak: „Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska,
wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. Wtedy ci,
którzy będą w Judei, niech uciekają w góry; ci, którzy są
w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do
niego nie wchodzą! Będzie to bowiem czas pomsty, aby się
spełniło wszystko, co jest napisane. Biada brzemiennym
i karmiącym w owe dni! Będzie bowiem wielki ucisk na
3 Tamże, s. 194.
ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza,
a drugich zapędzą w niewolę między wszystkie narody.
A Jerozolima będzie deptana przez pogan (...)” 4.
Chrześcijanie byli ponadto odporni na wszelkie przepo
wiednie o nadejściu Mesjasza — o tym, że ten lub tamten
pseudoprorok umożliwi ludowi wejście do nieba, byleby
ten lud za nim poszedł. W momencie wybuchu powstania
tacy niby-Mesjasze zaczęli występować częściej. Na te
działania, na takie przepowiednie chrześcijanie mieli naukę
Chrystusa, który przestrzegał: „Wtedy jeśliby wam kto
powiedział: «Oto tu jest Mesjasz» albo: «Tam», nie
wierzcie! Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi
prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd
wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych. Oto wam
przepowiedziałem. Jeśli więc wam powiedzą: «Oto jest na
pustyni», nie chodźcie tam! «Oto wewnątrz domu», nie
wierzcie!”5. Dlatego też chrześcijanie nie uwierzyli w to,
że powstanie rozpoczynające się na ich oczach jest zwias
tunem odrodzenia, i w większości uciekali za Jordan. Taka
postawa stała u podstaw późniejszych, jeszcze większych
prześladowań ze strony współziomków, co z kolei powo
dowało z ich strony retorsje w stosunku do Żydów — ale
to już temat na całkiem inną książkę.
W tym czasie trwało nadal oblężenie żołnierzy rzymskich,
aż ich dowódca, Metiliusz, widząc bezsens dalszego oporu,
zawarł układ z przywódcami powstania. Na mocy tego
układu legioniści mieli złożyć broń i pod tym warunkiem
mieli zagwarantowane bezpieczne opuszczenie Judei. Gdy
układ ten został uroczyście zawarty, „Metiliusz sprowadził
żołnierzy. Dopóki mieli broń przy sobie, żaden z buntow
ników nie podniósł na nich ręki (...). Lecz gdy już wszyscy
złożyli wedle umowy tarcze i miecze (...) ludzie Eleazara
ruszyli na nich, otoczyli ich i zabijali, a ci ani się nie
4 Ewangelia według św. Łukasza, [w:] Pismo Święte..., s. 1208.
5 Ewangelia według św. Mateusza, [w:] Pismo Święte..., s. 1151.
bronili, ani nie błagali o litość, jeno głośnym wołaniem
przypominali układy i przysięgi. Wszystkich więc w taki
sposób bezlitośnie wycięto (ocalał jedynie dowódca pod
warunkiem przejścia na judaizm — uwaga moja) (...). Cios
zadany Rzymianom był mało znaczący, gdyż z ogromnej
armii zginęła ledwie garstka ludzi, ale dla Żydów była to
zapowiedź upadku ich miasta. Widząc, że już powstały
nieodwracalne powody wojny, a miasto zostało skalane tak
haniebną zbrodnią, że słusznie za to można się było
spodziewać kary Boskiej, nie mówiąc już o zemście
Rzymian, Żydzi oddali się publicznej żałobie. Spośród
umiarkowanych każdy drżał z obawy, że będzie musiał
słono zapłacić za czyny buntowników. Wszak mordu
dokonano w dzień sabatu, w którym Żydzi powstrzymują
się ze względów religijnych nawet od dozwolonych skąd
inąd zajęć”6. Historyk przesadza tutaj prawdopodobnie z tą
żałobą mieszkańców Jerozolimy, niemniej jednak wymor
dowanie legionistów to krok, po którym nie było już
możliwości odwrotu. Wojna stała się faktem, a zbrodnia
była nie do przebaczenia.
Czy to stało się przyczyną innych zbrodni — tym razem
popełnianych na Żydach — nie wiadomo. Flawiusz w swoim
dziele o wojnie podaje, że w tym samym dniu w wielu
miejscach Palestyny, a także za jej granicami, w miastach
zamieszkanych przez ludność mieszaną, ale jednocześnie
stanowiących wielkie skupiska Żydów, doszło do pogromów.
Zamieszki i masowe morderstwa wystąpiły na pograniczu
całej Judei (w Cezarei Nadmorskiej wymordowano ponad
dwadzieścia tysięcy Żydów, w Scytopolis — trzynaście
tysięcy, w Askalonie — dwa tysiące pięciuset, w Ptolemais
— dwa tysiące).
Poza granicami Palestyny masowe zbrodnie też były na
porządku dziennym — tak było w miastach syryjskich
6 F l a w i u s z , Wojna..., s . 195.
i nawet w państwie Agryppy. Wywołało to zrozumiałą
reakcję Żydów. Rozlew krwi na pograniczu sprawił, że
zadawniona niechęć między mieszkańcami miast o ludności
mieszanej przerodziła się w niemożliwą do przezwyciężenia
nienawiść. W wyniku walk Żydom, pomimo olbrzymich
strat, udało się opanować część miast i twierdz, nie tylko
w samej Judei i Galilei, lecz także poza ich granicami
(m.in. na wschód od Jordanu i Morza Martwego) 7.
Do największych, a zarazem najkrwawszych zajść doszło
w egipskiej Aleksandrii. Starcia między Żydami a Grekami
aleksandryjskimi rozpoczęły się w miejskim amfiteatrze
i rozprzestrzeniły się nie tylko na całe miasto, lecz także
na deltę Nilu. Prefekt Egiptu, Tyberiusz Aleksander (zhel-
lenizowany Żyd, były prokurator w Judei), „wysłał na nich
(na Żydów — uwaga moja) dwa legiony rzymskie sta
cjonujące w mieście razem z dwoma tysiącami żołnierzy,
którzy na nieszczęście Żydów właśnie nadciągnęli byli
z Libii. Zezwolił im nie tylko zabijać przeciwników, lecz
także grabić ich mienie i palić domy. Ci przeto ruszyli (...)
i wykonali rozkazy, choć nie bez krwawych ofiar po swojej
stronie. Żydzi bowiem stanęli w zwartej gromadzie i usta
wiwszy najlepiej uzbrojonych mężów w pierwszym szeregu przez
długi czas stawiali opór. Gdy tylko zaczęli ustępować,
/
z łatwością dawali się zabijać. Śmierć ponosili w rozmaity
sposób: jedni pochwyceni na otwartym polu, drudzy stło
czeni w domach, które zresztą Rzymianie podpalali zrabo
wawszy wpierw to, co się w nich znajdowało. Żołnierze nie
znali litości ani dla małych dzieci, ani nie mieli żadnego
względu dla starców, lecz wyrzynali wszystkich bez różnicy
wieku, tak że cała dzielnica była zbroczona krwią i powstały
stosy trupów liczące pięćdziesiąt tysięcy. Pozostała część
też nie uszłaby z życiem, gdyby nie zaczęto błagać
zmiłowania. (...) Aleksander rozkazał Rzymianom wycofać
7 Tamże, s. 195-198.
się. (...) lecz lud aleksandryjski miotany gwałtowną
nienawiścią trudno było uspokoić i nie sposób oderwać
od trupów” 8.
Można w tym miejscu zadać pytanie, skąd ta nienawiść
innych narodów do Żydów. Brało się to z odrębności
Żydów — to oni zamieszkiwali odrębne dzielnice, nie
dopuszczali do mieszanych małżeństw, a co było najważ
niejsze, na każdym kroku akcentowali swoją odmienność
religijną, wyznawali bowiem religię całkowicie inną od
wszystkich znanych religii ówczesnego świata. To budziło
u innych wstręt, pogardę, a w dodatku „usprawiedliwiało”
w ich oczach tę chęć rabowania (należy zaznaczyć, że
Żydzi, nie łącząc się z innymi, należeli jednocześnie
w większości do bogatszych mieszkańców).
Sytuacja stawała się dla Żydów niebezpieczna. Powodo
wało to powolne jednoczenie się w oporze i zjednywało
powstańcom sojuszników — lud żydowski zrozumiał, że
nieważne już jest to, kto zaczął, ale to, w jaki sposób się
bronić. Jeśli nie było już szansy na wyrozumiałość, jeśli
atakowani byli tak samo ci, którzy byli gotowi i chętni do
walki, jak i ci, którzy chcieli jej uniknąć, to należało, jeśli
nie chciało się dać biernie zabijać — walczyć. A opór
powodował jeszcze większą zaciekłość przeciwników Ży
dów — i tak spirala zbrodni się nakręcała.
Po stronie Rzymian także zrozumiano, że należy prowa
dzić wojnę w sposób zorganizowany, gdyż sytuacja może
się gruntownie zmienić — gdy ościenne narody zauważą,
że to oni, a nie władza rzymska, prowadzą walkę, mogą
dojść do wniosku, że imperium rzymskie jest słabe i nie
potrafi sobie poradzić z buntem. Stąd już niedaleko do
wniosku, że można próbować pozbyć się jego rządów,
biorąc przykład z Żydów. Wojna stała się faktem i należało
w krótkim czasie zaprowadzić porządek.
8 Tamże, s. 199.
TEATR DZIAŁAŃ WOJENNYCH.
IZRAEL OBECNIE I W STAROŻYTNOŚCI
11 F l a w i u s z , Wojna..., s. 220-221.
wzmocnił, przydzielając mu z pozostałych dwu legionów
po dwa tysiące piechoty; ponadto z oddziałów auxilia
zabrał sześć kohort (czyli około trzech tysięcy zbrojnych)
i cztery oddziały jazdy (czyli dwa tysiące). Razem siły
rzymskie liczyły około dwunastu tysięcy ludzi.
Oprócz tego do przysłania wojsk Cestiusz wezwał także
sojuszników (marionetkowych władców ościennych
państw). Król Antioch z Chalkis przysłał dwa tysiące
jeźdźców i trzy tysiące piechoty, Agryppa II (prawnuk
Heroda Wielkiego) przyprowadził trzy tysiące piechoty
i około dwóch tysięcy jazdy, a Soajmos (władca niewiel
kiego państwa nad Eufratem) dostarczył około 1300 jeźdź
ców i 2700 łuczników. Razem siły zgromadzone przeciwko
powstańcom wyniosły dwadzieścia sześć tysięcy żołnierzy.
W drodze z Antiochii armia ta była jeszcze uzupełniana
w miastach syryjskich 12.
Niestety, dla Rzymian dowódca wyprawy, Cestiusz, nie
należał do zdolnych wodzów. Jego marsz znamionowały
grabieże i zniszczenia oraz częste zmiany kierunku. Taka
działalność doprowadziła do tego, że Żydzi po począt
kowej panice zaczęli odnosić pewne sukcesy w walce,
stosując taktykę, którą można określić mianem partyzanc
kiej. Powstańcy unikali otwartych potyczek, a za to
przeprowadzali napady na tyły przeciwnika (w taki sposób
rozbili w zasadzce w pobliżu Chabulonu, miasta w Galilei,
tylną straż rzymską i zabili dwa tysiące zajętych rabunkiem
żołnierzy).
Sukcesem wyprawy w jej początkowym okresie było
zajęcie portowego miasta Joppa w Judei — tam po
zaskoczeniu obrońców Rzymianie wymordowali ponad
osiem tysięcy mieszkańców. Po tym sukcesie armia
rzymska została podzielona. Część wojsk pod dowódz
twem Cezeniusza Gallusa (dowódca XII legionu) wkroczyła
12 Tamże, s. 200.
do Galilei, gdzie nie napotkała początkowo większego
oporu. Do większej potyczki doszło w górach Asamon,
gdzie po zaciętej walce Rzymianie, dysponujący lepszym
uzbrojeniem, rozbili oddział żydowski i zabili dwa tysiące
powstańców przy stracie tylko dwustu legionistów 13.
Po spustoszeniu okolic Antypatrydy w Samarii cała
armia rzymska pomaszerowała w kierunku Jerozolimy.
W tym czasie Żydzi obchodzili Święto Namiotów. „Kie
dy Żydzi spostrzegli, że wojna zbliża się do bram ich
stolicy, przerwali świętowanie i chwycili za broń. Żywiąc
wielką ufność we własną liczbę, rzucili się do walki bez
żadnego ładu i z wielką wrzawą, nie bacząc nawet na
siódmy dzień (szabat — uwaga moja) (...). Ich dziki
zapał (...) dał im także przewagę w boju. Z taką bowiem
gwałtownością uderzyli na Rzymian, że przerwali ich
szeregi i prąc przez środek nieprzyjaciół, szerzyli wśród
nich śmierć. (...) Po stronie Rzymian śmierć poniosło
pięciuset piętnastu żołnierzy, w tej liczbie było czterystu
pieszych, resztę stanowili jeźdźcy”14. Nie udało się jednak
Żydom odnieść pełnego sukcesu. Od całkowitej klęski
uratowała Rzymian akcja części sił (jazda) na skrzydła
atakujących. Drugim sukcesem Żydów w tej bitwie za
kończył się atak części ich sił na tyły Rzymian — zdoby
li tam część taborów.
Po kilku dniach armia rzymska ruszyła do ponownego
natarcia w kierunku miasta. Powstańcy, którzy nie mieli
wystarczających sił do obrony całości murów, wycofali się
do wewnętrznej części miasta i do świątyni. Armia Ces-
tiusza wkroczyła do Nowego Miasta i na Rynek Drzewny
i, po częściowym ich spaleniu, założyła obóz w okolicy
zamku królewskiego.
Na szturm Starego Miasta i świątyni Rzymianie zdecy
dowali się dopiero po kilku dniach. Obrońcy „rozdzielili
13 Tamże, s. 201.
14 Tamże, s. 201.
się i miotali z wież pociski na głowy usiłujących sztur
mować mur. Przez pięć dni Rzymianie przypuszczali ataki
ze wszystkich stron, lecz próby te okazały się daremne.
Szóstego dnia Cestiusz (...) począł szturmować północny
mur świątyni. Żydzi bronili się z dachu krużganku
i raz po raz odpędzali podchodzących do muru nie
przyjaciół (...). Wtedy żołnierze rzymscy z pierwszych
szeregów przyparli tarcze brzegiem do muru, potem
ci, którzy stali za nimi przystawili swoje, z kolei następni
uczynili to samo tworząc tak zwanego u nich «żółwia»,
po którym pociski zsuwały się, nie wyrządzając szkody.
(...) mogli teraz zupełnie bezpiecznie czynić podkop
pod murem i przygotowania do podłożenia ognia pod
bramę świątyni” 15.
Gdy wydawało się, że lada moment świątynia zostanie
zdobyta, nastąpił niezrozumiały zwrot sytuacji. Rzymski
wódz zdecydował się na odstąpienie od oblężenia i wycofał
się z miasta. Powstańcy wykorzystali natychmiast ten błąd
Rzymian. Lekkie, doskonale znające teren oddziały żydow
skie zaatakowały osłaniających odwrót piechurów i jeźdź
ców i zadali im znaczne straty. Walk nie przerwano nawet
w nocy, co uniemożliwiało zmęczonym legionistom od
poczynek.
Następnego dnia Żydzi atakowali nie tylko tylne straże
wycofujących się Rzymian, lecz także, nieobciążeni nad
miernie bronią, wyprzedzali kolumnę, atakowali znienacka
z boków lub z przodu. W takich niespodziewanych atakach
straty legionistów były znaczne, i to nie tylko ze względu
na liczbę poległych, lecz także i na to, że ginęli też wyżsi
rangą dowódcy (w walce stracili życie między innymi:
dowódca VI legionu Priskus, trybun Longinus, dowódca
jazdy Emiliusz Jukundus). Bolesne dla Rzymian było też
i to, że stracili dużą część taboru (a tam były namioty,
15 Tamże, s. 203.
sprzęt inżynieryjny, a co najważniejsze zapasowa broń,
która przydała się powstańcom).
Odwrót przerodził się stopniowo w ucieczkę. Każdy
wąwóz, każda góra, każdy las, były miejscem zasadzki,
a atak groził w każdej chwili. Nie pomogło nawet za
stosowanie fortelu, znanego i wypróbowanego w wielu
poprzednich wojnach — wódz rzymski z większą częścią
wojska w nocy po kryjomu opuścił obóz, pozostawiwszy
tylko niewielki oddział (około 400 legionistów), aby
upozorować obecność wojsk w obozie. Rankiem Żydzi
wybili tę garstkę i tak szybko ruszyli w pościg za uchodzącą
armią przeciwnika, że Rzymianie, aby uniknąć śmierci,
narzucili „takie tempo, że żołnierze w popłochu i strachu
porzucili swoje helepole, katapulty i wiele innych machin.
Wszystko to stało się łupem Żydów, którzy później użyli
sprzętu przeciwko tym, co go pozostawili. Czyniąc pościg
za Rzymianami, Żydzi doszli aż do Antipatris (inna nazwa
wspomnianej Antypatrydy — uwaga moja), a następnie
skoro nie mogli ich dogonić, zawrócili, zabrali z sobą
machiny, obdarli poległych ze zbroi, wzięli pozostawione
łupy i wśród zwycięskich pieśni podążyli z powrotem do
stolicy. Sami ponieśli zupełnie nieznaczne straty, ale
położyli trupem pięć tysięcy trzystu żołnierzy pieszych
i czterystu osiemdziesięciu jeźdźców spośród Rzymian
i ich sprzymierzeńców” 16.
Klęska Rzymian była porażająca. Jeśli nawet przyjąć, że
co najmniej połowa poległych to byli sprzymierzeńcy, to
i tak stracono prawie cały legion, a jeśli dodać straty z całej
wyprawy, to wynosiły one prawie półtora legionu. Takie
zwycięstwo wywołało euforię ludu. Jedynie część arysto
kracji, przerażona przebiegiem wydarzeń (liczyli bowiem
na zwycięstwo Rzymian i ewentualną późniejszą łaskawość
Nerona), w popłochu opuszczała Jerozolimę. Pozostali
16 Tamże, s. 204-205.
w mieście szykowali się do dalszej, w ich mniemaniu
zwycięskiej wojny.
17 Tamże, s. 205-206.
Rządy poszczególnych wodzów na przydzielonych im
terenach nie należały do najłatwiejszych. W zasadzie
żaden z nich nie mógł w pełni liczyć na współpracę
z poszczególnymi lokalnymi watażkami. Jak to zazwyczaj
bywa w przypadku tego typu wojen, żaden z samozwań
czych przywódców nie godził się z narzuconą mu władzą.
Z dzieła Józefa Flawiusza znamy dobrze jego własne
perypetie, ale nie możemy ich przyjąć za całkowicie
prawdziwe — autor będący jednocześnie uczestnikiem
wydarzeń zawsze będzie się starał przedstawiać siebie
w jak najlepszym świetle, a Flawiusz dodatkowo musi się
jeszcze usprawiedliwiać przed potomnymi i przed Rzy
mianami (o przyczynach takiej jego postawy dowiemy się
więcej w dalszej części opowieści). Niemniej jednak,
ponieważ sytuacja w Galilei była w zasadzie prawie
identyczna jak — waśnie i spory — w całym kraju, warto
o niej opowiedzieć szerzej. Każdy z wyznaczonych
wodzów (a można nazwać ich namiestnikami lub zarząd
cami prowincji) musiał wyznaczyć spośród mieszkańców
osoby odpowiedzialne za sprawy porządkowe i za przy
gotowanie prowincji do wojny (sprawy mobilizacji, ap
rowizacji, uzbrojenia).
Dowódca w Galilei — to stanowisko bardzo ważne. Od
początku liczono się z tym, że przeciwnicy (Rzymianie)
nadejdą ze swoją armią od północy i że to właśnie w Galilei
nastąpi pierwsze starcie z wrogiem. Stąd troska młodego
wodza o umocnienie poszczególnych twierdz, a przede
wszystkim o silną i zdyscyplinowaną armię. Organizacja
nowych sił zbrojnych przebiegała w Galilei wzorcowo
i dlatego warto, omawiając wojsko powstańcze, oprzeć się
na tym, czego tam dokonano. A zastosowano wzorzec już
sprawdzony w starożytności, czyli organizację taką, jaką
miała armia rzymska.
Braki w doświadczeniu wojskowym, a szczególnie
w wyszkoleniu i w uzbrojeniu, starano się zniwelować
poprzez wzorowany na Rzymianach podział na oddziały,
w których stosunkowo duża liczba dowódców miała
zwiększyć ich spoistość i dyscyplinę. Stąd podział na
dziesiątki z własnymi dowódcami, które z kolei połączono
w setki (wzorem rzymskich centurii), następnie w podobne
do rzymskich kohort większe pododdziały, połączone
w jeszcze większe oddziały. W taki sposób armia w samej
tylko Galilei liczyła sześćdziesiąt tysięcy piechoty, ale
tylko trzystu pięćdziesięciu jeźdźców. Dodatkowe wzmoc
nienie stanowili żołnierze najemni (tych w Galilei było
cztery tysiące pięciuset).
Dokonano także podziału ludności prowincji na tych,
którzy służyli w armii, i na tych, których zadaniem była
praca mająca na celu zaopatrywanie służących w wojsku
w żywność i broń oraz zaspokajanie innych potrzeb
(rozbudowa i umacnianie twierdz). Największy problem
stanowiła broń — mimo zebrania wszystkiego, co tylko
przypominało oręż, nie można było przygotować tego
w takiej ilości, by wystarczyło dla wszystkich, a co
najważniejsze, by można było z takim orężem stanąć do
walki w otwartym polu przeciwko armii rzymskiej 18.
Problem dla dowódcy w Galilei stanowili jego prze
ciwnicy polityczni, a szczególnie jeden z nich — Jan
z Gischali, który rościł sobie pretensje do stanowiska
wodza. Niesnaski zostały zażegnane dopiero przez spe
cjalną komisję z Jerozolimy (choć niechęć między tymi
dwoma wodzami trwała nadal).
Do wojny przygotowywała się także reszta kraju.
W Jerozolimie naprawiono mury miejskie i przystąpiono
do wytwarzania broni, w tym także machin wojennych.
Cały naród przygotowywał się do wojny, ale w jego
łonie było wielu takich, którzy uważali czas pozostały
do nadejścia Rzymian za doskonałą okazję do rozprawy
18 Tamże, s. 206-207.
z własnymi wrogami. Stąd też dość często dochodziło
do walk między stronnikami poszczególnych dowódców,
co w żaden sposób nie przyczyniało się do poprawy
sytuacji obronnej i umacniania zwartości bojowej
— często wrogiem groźniejszym niż Rzymianie (których
jeszcze nie było) był ten, kto teoretycznie powinien
być sojusznikiem.
REAKCJA CESARZA NERONA.
WYPRAWA WESPAZJANA FLAWIUSZA NA JUDEĘ
6 Tamże, s. 226.
Wymarsz armii rzymskiej z Syrii spowodował panikę
w armii żydowskiej w Galilei. Jej dowódca — Józef, został
rozwojem sytuacji zmuszony do wycofania swoich żołnierzy
do twierdz. Sam udał się do Jotapaty, uznawszy, że jest to
miasto najlepiej przygotowane do obrony. O jej walorach
obronnych świadczy opis Flawiusza: „Prawie cała Jotapata
leży na bardzo stromej skale i jest z trzech stron zupełnie
odcięta tak przepastnymi wąwozami, że tym, którzy
próbują zapuścić w nie wzrok, w oczach się ćmi z powodu
głębi. Dostępna jest tylko od strony północnej, gdzie
swoją zabudową wychodzi na spadzisty występ góry.
Kiedy Józef opasywał miasto murem, objął nim także
tę jego część, tak że nieprzyjaciele nie mogli zająć
szczytu wznoszącego się ponad nim. Było ono tak ukryte
między otaczającymi je górami, że nie można go było
widzieć, dopóki się do niego nie doszło. Tak przedstawiały
się warunki obronne Jotapaty” 7.
Rzymianie podeszli pod miasto wieczorem. Zostało
ono natychmiast otoczone potrójnym kordonem, tak aby
uniemożliwić ucieczkę. Pokazanie obrońcom całej potęgi
miało zasiać strach i skłonić ich do kapitulacji. Ale
taka akcja przyniosła skutek odwrotny — obrońcy, widząc
się okrążonymi i teoretycznie pozbawionymi szans, po
stanowili stawić tym bardziej zdecydowany opór. Ran
kiem następnego dnia Rzymianie zaatakowali miasto.
Pierwszy odpór dały im oddziały powstańcze obozujące
poza miastem. Gdy mimo ich zdecydowanego oporu,
Rzymianie, blokując ich, ruszyli na mury, obrońcy do
konali wypadu z miasta i odpędzili legionistów, po
niósłszy jednak w otwartym boju straty większe niż
przeciwnicy. Rzymianie mieli tylko trzynastu zabitych
i bardzo wielu rannych, Żydów poległo siedemnastu,
a sześciuset zostało rannych 8.
7 Tamże, s. 229.
8 Tamże, s. 228-229.
Trwający kilka dni opór powstańców, połączony z ciąg
łymi wycieczkami, zmusił rzymskiego wodza do przy
stąpienia do regularnego oblężenia. Postanowiwszy ustawić
pod murami machiny oblężnicze, Rzymianie przystąpili do
budowy grobli podprowadzającej pod mury. Wokół miasta
Rzymianie rozmieścili machiny bojowe — katapulty,
skorpiony, onagery i balisty, wyrzucając z nich różne
pociski na obrońców. O sile tych machin i o zniszczeniu,
jakie one czyniły, świadczyć może taki opis: „miotane
z siłą niezwykłą pociski ze skorpionów i katapult powalały
od razu wielu mężów, a wysyłane z szumem głazy
z wyrzutni zrywały blanki i odłamywały rogi wież. Nie
było tak silnej grupy mężów, żeby moc uderzenia i masa
kamienia nie powaliła ich co do jednego. O sile działania
tej machiny dają wyobrażenie choćby takie (...) wypadki
(...) jednemu z ludzi (...) ugodzonemu pociskiem z niej,
odcięło głowę, a czaszkę jego poniosło na odległość trzech
stadiów. Płód kobiety brzemiennej, która (...) dostała
pociskiem w brzuch, wyrzuciło na odległość pół stadia” 9.
Obrońcy stosowali różne środki mające utrudnić Rzy
mianom prace oblężnicze. Nocami dokonywano wypadów
na wznoszone szańce, podpalano ich osłony, starano się
niszczyć wały wybudowane za dnia. Gdy rosnący wał
dosięgał już wysokości murów, zaczęto je podwyższać,
a dla osłony przed pociskami na specjalnie wzniesionym
rusztowaniu zawieszono świeże skóry wołowe, które wy
chwytywały mniejsze pociski; wystrzeliwane przez Rzymian
płonące głownie gasły same po zetknięciu z wilgotnymi
skórami. W taki sposób udało się obrońcom znacznie
podwyższyć mury.
Zacięty opór obrońców skłonił Wespazjana do decyzji
o zaprzestaniu prac oblężniczych — zamierzał zająć miasto
po dłuższym oblężeniu, gdy już obrońcom zabraknie
9 Tamże, s. 235.
żywności, a co najważniejsze — wody (miasto nie
miało naturalnego zbiornika wody, tylko cysterny o sto
sunkowo małej pojemności). Ale i na to znalazł się
sposób — żywności w mieście nie brakowało, a by
wprowadzić Rzymian w błąd co do ilości zapasów
wody, dowódca obrońców nakazał większej liczbie ludzi
rozwiesić na murach zamoczoną odzież, tak że cały
mur spływał wodą. Na widok takiego marnotrawstwa
Rzymianie doszli do błędnego wniosku, że obrońcy
dysponują dużymi zapasami wody i utracili wiarę w to,
że zdobędą miasto po osłabnięciu ich z głodu i pragnienia.
Tymczasem obrońcy, korzystając z niewidocznego wą
wozu, nocami, okryci skórami zwierząt, wyprawiali się
po świeżą żywność i wodę. Nadal też, zarówno w nocy,
jak i czasami w dzień, dokonywali wypadów, niszcząc
umocnienia rzymskie i paląc machiny. Każdy taki wypad
przynosił im jednak coraz większe straty 10.
Prace oblężnicze posuwały się naprzód mimo odwagi
i poświęcenia obrońców. Rzymianie postanowili wprowa
dzić do akcji najważniejszy środek — taran (nazwany
„baranem”). Taranu zawsze używano przed generalnym
szturmem, a jego zadaniem było, w zależności od potrzeb,
albo rozbicie bramy wiodącej do twierdzy, albo dokonanie
wyłomu w murze. W przypadku Jotapaty celem był mur.
Tak sam taran i sposób jego użycia opisuje naoczny
świadek: „Stanowi go potężna belka, podobna do masztu
okrętu, która okuta jest na samym końcu grubym żelazem
ukształtowanym na wzór łba barana, od którego otrzymała
też swoją nazwę. W środku jest zawieszona linami, jak
szala wagi, na innej belce, która znów na obu końcach
spoczywa na mocnych podporach. Gromada mężów ciągnie
«barana» do tyłu i znów jednocześnie z całą siłą pcha go
do przodu, tak że wysunięty żelazny koniec uderza w mury.
10 Tamże, s. 230-233.
Nie ma tak mocnej wieży ani tak grubego muru, żeby po
wytrzymaniu pierwszego uderzenia mógł oprzeć się dalszym
ciosom. (...) Tedy Rzymianie przysunęli bliżej katapulty
i pozostałe machiny rażące, aby dosięgnąć obrońców na
murach, którzy usiłowali im przeszkodzić, i posypał się
grad pocisków. (...) inna grupa żołnierzy rzymskich przy
niosła taran, który na całej długości nakryty był plecion
kami, a od góry skórą dla osłony samej machiny i jej
obsługi. Już pierwsze uderzenie wstrząsnęło murem” 11.
Ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Dowódca powstańców
wymyślił dość skuteczny środek przeciwdziałania. Przygo
towano odpowiednio duże worki wypełnione plewami
i spuszczano je na te fragmenty muru, na które był
wycelowany taran. Worki z plewami skutecznie wyhamo
wywały impet taranu. Był to środek, który na pewien czas
osłabił moc machiny. W końcu, jak to zazwyczaj bywa,
potrzeba bojowa podpowiedziała Rzymianom sposób reak
cji. Umieścili na długich żerdziach sierpy i obcinali nimi
liny, na których opuszczano worki. Gdy tylko taran odzyskał
swoją moc, znów od jego ciosów zatrzęsły się mury.
Obrońcy dokonali więc wypadu ze środkami łatwo palnymi
i podpalili obudowę taranu i sam taran, tak że w ciągu
niespełna godziny cała obudowa machiny spłonęła. Obrońcy
w trakcie tej wycieczki dokonywali cudów odwagi: „wśród
Żydów wyróżnił się pewien mąż zasługujący na wspo
mnienie i pamięć. Był synem Sameasza i zwał się Eleazar
(nie był to nikt ze starszyzny powstania — to było bardzo
popularne wówczas żydowskie imię — dopisek mój) (...).
Otóż uniósł on olbrzymi głaz i z taką siłą cisnął go z muru
na taran, że odłamał głowę tej machiny i zeskoczywszy
w dół zabrał ją spomiędzy nieprzyjaciół i bez najmniejszego
strachu przyniósł pod mur. Dla wszystkich wrogów stanowił
łatwy cel, a że pociski godziły w nie osłonięte ciało,
11 Tamże, s. 233-234.
Wojownicy żydowscy: 1. Jeździec nabetański na wielbłądzie. 2. Ciężko
zbrojny jeździec króla Agryppy II. 3. Sykariusz
Legionista rzymski
z okresu cesarstwa
w hełmie typu galijskiego
Legionista rzymski z okresu cesarstwa — pióropusz na hełmie oznacza
dowódcę
Legioniści w walce z barbarzyńcami
Rzymska
zbroja segmentowa
Kolumna marszowa legionistów z pełnym obciążeniem
Rzymski taran podwieszony na ruchomej platformie
12 Tamże, s. 234.
walką nie mogli zluzować walczących w pierwszej linii,
gdy tymczasem u Rzymian znużone wojsko zmieniały
świeże zastępy (...). Rzymianie tworzyli niezwyciężoną
kolumnę, która (...) już zaczęła wdzierać się na mur” 13.
Gdy Rzymianie wyparli obrońców z pomostów i wież
oblężniczych, Żydzi zastosowali nowy rodzaj broni. Na
nacierających przeciwników wylewano wrzącą oliwę, co
spowodowało panikę wśród nacierających. Oliwa wlewała
się w szczeliny pancerzy, powodując od razu bolesne
oparzenia — atakujący zwijali się z bólu i spadali z pomos
tów lub byli z nich spychani przez nacierających z tyłu za
nimi. Gdy skończyły się zapasy wrzącej oliwy, obrońcy
wylali na pomosty rozgotowane ziele kozieradki (rośliny
miododajnej, stąd po rozgotowaniu tworzącej śliską pap
kę14), na którym Rzymianie przewracali się jak bezradne
dzieci. Pod koniec dnia Wespazjan wstrzymał atak. Jotapata
obroniła się — na razie.
Rzymianie przystąpili ponownie do prac oblężniczych,
wznosząc wały przewyższające mury miasta. Na wałach
wzniesiono wieże obite blachami, co zabezpieczało je
przed próbami podpalenia. Obrońcy bronili się resztkami
sił. W czterdziestym siódmym dniu oblężenia do obozu
rzymskiego zgłosił się zdrajca, który nakłonił Wespazjana
do zaatakowania miasta tuż przed świtem, kiedy strażnicy
są już tak wyczerpani, że zasypiają na stojąco. Rzymianie
zastosowali się do tej rady.
O świcie na mury jako pierwszy wkroczył syn Wespaz
jana — Tytus, z jednym z trybunów i kilkoma legionistami.
Strażników zabito we śnie. Miasto zostało zdobyte, choć
obrońcy nawet o tym nie wiedzieli. Mieszkańcy i duża
część obrońców obudzili się dopiero wtedy, gdy do miasta
wkroczyła prawie cała armia rzymska.
13 Tamże, s. 237.
14 Zob. Encyklopedia „Gazety Wyborczej”, t. 8, Kraków, [b.r.],
s. 689-690.
Tymczasem Rzymianie rozpoczęli wyrzynanie miesz
kańców, nie zważając ani na wiek, ani na pleć. Cały
dzień trwało polowanie na obrońców i ich mordowanie.
W następnych dniach rozpoczęto poszukiwania ważniej
szych osób — podobno najbardziej poszukiwano Józefa.
o skali dokonanej rzezi może świadczyć to, że do
niewoli wzięto tylko tysiąc dwieście osób (głównie
kobiety i dzieci). Zabitych zaś, zarówno w trakcie
oblężenia, jak i po zdobyciu miasta, było około czter
dziestu tysięcy 15.
W trakcie przeszukiwania miasta w celu ujęcia resztek
ukrywających się powstańców doszło do symbolicznego
zadośćuczynienia za klęskę armii powstańczej pod As-
kalonem. Centurion Antoniusz, wsławiony zwycięstwem
pod tym miastem, odnalazł w jakiejś jamie powstańca,
którego wezwał do poddania się. Tamten „Poprosił cen
turiona Antoniusza o podanie mu ręki, co miało być
rękojmią szczerości i prośbą o pomoc w wydostaniu się.
Centurion pochylił się, żeby podać mu prawą rękę — tę od
miecza. Powstaniec chwycił ją swoją lewą dłonią, dobył
prawą miecza i pchnął nią wściekle Rzymianina. Ostrze
przeszyło dół brzucha Antoniusza, uszkadzając ważne dla
życia narządy. Sławny centurion Antoniusz upadł i szybko
wyzionął ducha” 16.
Dowódca obrony — Józef, ukrył się tymczasem wraz
z czterdziestu innymi znacznymi obywatelami miasta w nie
dostępnej i niewidocznej dla oczu jaskini. Mogli tam pozostać
bezpieczni przez dłuższy czas — mieli zapas żywności
i wody. Ale kryjówkę wydała jakaś kobieta. Gdy Rzymianie
dowiedzieli się, gdzie ukrywa się tak poszukiwany przez
nich dowódca obrony, wezwali go i ukrywających się razem
z nim do poddania się, obiecując darowanie życia. Ale
towarzysze doli i niedoli nie wyrazili zgody na poddanie się.
15 F l a w i u s z , Wojna..., s . 238-242.
16 S. D a n d o - C o 1 1 i n s , dz. cyt., s. 191-192.
Nie pomogły namowy ani argumentacja, że tylko żywi mogą
się przydać narodowi. „Współlokatorzy” jaskini gotowi byli
zabić Józefa, nazywając go zdrajcą. W tej sytuacji znalazł
on jednak wyjście. Aby nie zginąć z rąk współtowarzyszy
z piętnem zdrajcy, zgodził się na zbiorowe samobójstwo, ale
w taki sposób, że poprzedzi je losowanie, a tego, który
wylosuje numer pierwszy, zabije następny po nim, i tak
kolejno, aż do ostatniego, który po zabiciu swego poprzednika
popełni samobójstwo. Trudno jest przypuścić, że to Opatrz
ność Boża tak pokierowała przebiegiem losowania, że Józef
(przecież przeciwnik samobójstwa) wylosował numer ostatni
— to on miał po zabiciu swego poprzednika, zadać sobie
cios. Można więc przyjąć za pracą Mireille Hadas-Lebel
inne wytłumaczenie tego przypadku: „Kilku ludzi, którzy
nie dawali temu wiary, znalazło już w przeszłości bardziej
racjonalne wyjaśnienie «cudu»: Józef był utalentowanym
matematykiem i potrafił tak pokierować losowaniem, żeby
sobie zapewnić ostatni numer. Oto, jaką postać przybrała ta
interpretacja w wydanym ostatnio francuskim podręczniku
do matematyki Permutacja Józefa Flawiusza «W 67 roku po
Chrystusie podczas powstania Żydów przeciw Rzymianom
było uwięzionych czterdziestu Żydów. Ponieważ nie chcieli
stać się niewolnikami, postanowili ustawić się w koło
i nadać sobie numery od 1 do 40. Co siódmy był więc
zabijany, aż w końcu zostanie jeden: ten powinien sam się
zabić. Przyszły historyk Józef Flawiusz tak się umieścił, że
został ostatni i nie popełnił samobójstwa. Oznaczyć numer
wybrany przez Józefa Flawiusza».
W rzeczywistości Józef nie pozostał sam. Nie chciał
zarówno zabijać, jak i zostać zabitym. Kiedy przyszła na
niego kolej, aby swym mieczem podciąć gardło ostatniego
żyjącego, odmówił i przyrzekł, że będzie się starał ze
wszystkich sił ocalić razem ze sobą także jego” 17.
21 Tamże, s. 248.
przywódcami powstania. A to tylko ułatwiało Rzymianom
wojnę — nie mieli przeciwko sobie całego narodu, ba!
— nawet nie całej armii, a tylko poszczególne, często
odizolowane grupy i punkty oporu.
nich rozdziałów.
24 F l a w i u s z , Wojna..., s, 253.
rozpoznają naszych i jakoś im wynagrodzą tę śmierć — ale
dosyć tej dygresji. Po zajęciu miasta na polecenie Wespaz
jana otoczono je szczelnym kordonem, tak aby można było
uchwycić tych, którzy chcieliby uciec, i ich pozabijać.
Rankiem po bitwie Rzymianie postanowili rozprawić się
z tymi, którzy schronili się na jeziorze — stanowili oni
bowiem zagrożenie i nie można było ich pozostawić
w spokoju. W szybkim tempie rzemieślnicy towarzyszący
armii zbudowali dużą ilość tratw, na które „zaokrętowano”
piechotę, i ta zaimprowizowana flotylla wypłynęła na
jezioro. Z takim przeciwnikiem nie byli w stanie walczyć
powstańcy, dysponujący małymi łódkami z jedynie kilku
osobową załogą. Atakowani ze wszystkich stron, obrzucani
włóczniami, nie mieli broni, która mogłaby równoważyć
siłę rażenia broni rzymskiej. W tej bitwie na wodzie
wytracono wszystkich, którzy byli na łodziach. Razem
w walce o Tarycheę poległo sześć tysięcy siedmiuset ludzi 25.
Po bitwie Wespazjan dokonał sądu nad mieszkańcami
miasta i tymi, którzy schronili się w nim w trakcie działań
wojennych. Wszystkich przybyszów oddzielono od miesz
kańców i pozornie zgodzono się puścić ich wolno, wraz
z dobytkiem, do ich miejsc zamieszkania. Ale był to
podstęp, który miał uspokoić stałych mieszkańców miasta.
W rzeczywistości „Rzymianie obsadzili całą drogę aż do
Tyberias, aby nikt nie mógł z niej zboczyć, i osaczonych
wpędzili do miasta. (...) Wespazjan kazał (...) starców oraz
niezdolnych do pracy w liczbie tysiąca dwustu ludzi stracić.
Z młodszych wybrał sześć tysięcy najsilniejszych i wysłał
ich na Istm do Nerona (Neron w tym czasie rozpoczął na
Istmie Korynckim przekopywanie przesmyku w celu połą
czenia Zatoki Korynckiej z Morzem Egejskim — uwaga
moja). Pozostały tłum liczący trzydzieści tysięcy czterysta
głów sprzedał, oprócz tych, których podarował Agryppie.
25 Tamże, s. 254-256.
Z jeńcami pochodzącymi z jego królestwa pozwolił mu
postąpić wedle swej woli, ale król także ich sprzedał” 26.
Po tym zwycięstwie wolne od okupacji rzymskiej były
już tylko dwa miasta, oba zamienione w twierdze. Pierwszą
z nich, Gamalę, leżącą na ziemiach Agryppy, wzniesiono
na stoku wysokiej góry w miejscu, gdzie zbocze tworzy
garb i przypomina z daleka swym wyglądem wielbłąda. Po
obu stronach zbocza i z jego przodu znajdują się przepaś
ciste wąwozy. Miasto było dostępne tylko od strony góry,
ale tam mieszkańcy, przygotowując się do walki, wykopali
szeroką i głęboką fosę (nie ma jednak ideału — była ona
pozbawiona wody). Samo miasto usadowione zostało na
stromym zboczu w taki sposób, że domy zbudowano gęsto
i jakby jedne nad drugimi, tworząc labirynt, zarówno na
płaszczyźnie, jak i w pionie (niektóre domy zachodziły na
siebie). Na samym szczycie garbu wzniesiono miejską
cytadelę. Miasto dysponowało w obrębie murów niewielkim
źródłem. Dowódca powstańców w mieście — Józef (niestety
źródła nie podają jego rodowodu, a imię to było dość
popularne), przygotowując się do obrony, pokrył je jeszcze
siecią podziemnych chodników i rowami. Zgromadzeni
w nim wojownicy udowodnili już, że był to silny punkt
oporu — jeszcze przed przybyciem Rzymian obronili swe
miasto przed wojskiem Agryppy; nieudane oblężenie zostało
przerwane po siedmiu miesiącach walk, co jeszcze bardziej
utwierdziło powstańców w wierze, że potrafią sprostać
swoim przeciwnikom 27.
Pod tak umocnione miasto podeszła jednak armia inna
niż żołnierze Agryppy — częściowo, choćby po cichu,
sprzyjający swoim pobratymcom. Rzymianie, zbudowawszy
obóz na szczycie góry, od razu przystąpili do systematycz
nych prac oblężniczych. Wzniesiono wysokie wały, zasy
pywano wąwozy i rowy. Cały teren wokół miasta otoczono
26 Tamże, s. 256.
27 Tamże, s. 259-260.
posterunkami. Na stosunkowo szybko zbudowane wały
i nasypy Rzymianie wprowadzili machiny oblężnicze.
Obrońcy jak mogli utrudniali prace, niemniej jednak,
gdy machiny rozpoczęły obstrzał murów, musieli się
z nich wycofać. Użyte przez Rzymian tarany w krótkim
czasie dokonały w umocnieniach wyłomów, przez które
legioniści wdarli się do miasta. Obrońcy „pod naporem
przeważających sił, które nacierały ze wszystkich stron,
cofali się do wyżej położonych części miasta, po czym
zawróciwszy nagle rzucili się na ścigających ich nie
przyjaciół, spychali ich w dół ze stromej pochyłości
i tam stłoczonych w wąskim i niedogodnym miejscu
wybijali. Inni nie mogąc się bronić przed wrogiem
atakującym z góry ani przedrzeć się przez szeregi swoich
prących do przodu wskakiwali na dachy domów nie
przyjacielskich, sięgały bowiem samej ziemi. Te prze
pełnione ludźmi nie wytrzymały ciężaru i niebawem
runęły. Zawalenie się jednego pociągało za sobą zapadanie
się innych niżej położonych domów, a te z kolei dalszych,
leżących pod nimi. W taki sposób zginęło mnóstwo
Rzymian, którzy znajdując się bez wyjścia skakali na
dachy, choć widzieli, że się walą. Niejeden znalazł
grób w ruinach, wielu innych chciało wydobyć się spod
nich, lecz nie pozwalały na to przygniecione części
ciała, a najwięcej postradało życie wskutek duszącego
kurzu” 28.
Dzięki takiemu zdecydowanemu działaniu powstańcy
nie tylko zatrzymali natarcie Rzymian, lecz także zdołali
nawet częściowo wyprzeć ich z miasta. W trakcie walki
w niebezpieczeństwie znalazł się nawet sam Wespazjan.
Ostatecznie Rzymiani e pod koniec dnia wycofali
się z miasta. Była to klęska Rzymian — w tej wojnie armia
28 Tamże, s. 260-261. Niestety, autor, wzorem annalistów rzymskich, nie
podaje strat legionistów, ale musiały one być, sądząc po późniejszych
wydarzeniach, na pewno duże.
Wespazjana nigdy dotąd nie cofnęła się, nie była zmuszona
do odwrotu (a może nawet do ucieczki — bo i tak można
nazwać to, co się wydarzyło).
Aby zapobiec upadkowi ducha w wojsku, dowódca
musiał przedsięwziąć działanie, które obecnie nazwalibyśmy
psychologiczno-propagandowym. Wespazjan był zdolnym
i dobrym wodzem, znał psychikę żołnierzy i wiedział, jak
na nią oddziaływać, aby przełamać wrażenie klęski. Prze
mowa, jaką wygłosił do swoich podwładnych, z uwagi na
zawarte w niej argumenty, zasługuje na przytoczenie
w całości: „Skoro zabiliście tyle tysięcy Żydów, teraz sami
musieliście złożyć bogu wojny niewielki haracz. Jak tylko
prostaczy umysł może pysznić się odniesionymi sukcesami,
tak jedynie tchórz może tracić ducha w przeciwieństwach
losu. W obu bowiem wypadkach szybko dochodzi do
odwrócenia sytuacji i na miano dzielnego żołnierza za
sługuje ten, komu powodzenie nie mąci trzeźwości, aby
potem w chwilach niepowodzeń zdolny był zachować
pogodę ducha. Tego, co się teraz stało (...) nie można
składać na karb waszej słabości ani przypisać męstwu
Żydów, bo przewagę im dało, a nam klęskę przyniosło po
prostu położenie naturalne. I w tej sytuacji można wam
zarzucić, że parliście naprzód z iście obłędnym zapałem.
Bo kiedy nieprzyjaciele wycofali się do wyższych części
miasta, trzeba było wam zatrzymać się i nie wystawiać się
na niebezpieczeństwo zagrażające od góry, lecz zawład
nąwszy Dolnym Miastem stopniowo wciągać cofających
się do pozbawionej ryzyka i regularnej walki. Wy zaś
w swoim niepohamowanym pędzie do zwycięstwa zapom
nieliście o własnym bezpieczeństwie. Brak przezorności
w walce i szaleńcza brawura obce są nam Rzymianom,
którzy osiągamy sukcesy dzięki swemu doświadczeniu
i porządkowi, natomiast są to cechy właściwe barbarzyńcom
i one to właśnie dominują u Żydów. Musimy przeto
powrócić do właściwej nam dzielności i raczej unosić się
gniewem niż tracić odwagę z powodu niezawinionej klęski.
Niechaj każdy szuka najlepszej zachęty we własnej prawicy.
W ten sposób pomścicie poległych i ukarzecie zabójców. Co
do mnie, będę starał się tak jak teraz w każdej walce pierwszy
prowadzić was na wrogów i ostatni schodzić z pola bitwy”29.
Jeśli ta przemowa przytoczona jest dokładnie (a przecież ten,
kto ją zapisał dla potomności, był obecny w trakcie jej
wygłaszania — mógł więc ją dobrze zapamiętać, a może
i zapisać), to na pewno nie nadawała się dla uszu żołnierzy
sojuszników, a przede wszystkim żołnierzy Agryppy — prze
cież to oni (tak jak i Arabowie czy Chalkidyjczycy) byli tymi
barbarzyńcami, pozbawionymi w myśl słów Wespazjana
rozsądku i przezorności. Przemowa ta pośrednio świadczy
także o tym, że poniesiona klęska była na pewno duża.
O stratach poniesionych w czasie tego szturmu i ich
wpływie na morale Rzymian oprócz przemowy świadczyło
też i to, że zaprzestano ataków, licząc na osłabienie
przeciwnika poprzez wygłodzenie. Dla podniesienia morale
wojska przedsięwzięto także wyprawę przeciwko dużej
grupie Żydów (praktycznie bezbronnych), która schroniła
się na górze Itabyrion. Tam, po wybiciu nielicznej grupki
uzbrojonych, pozostałą część uchodźców zmuszono głodem
i pragnieniem do poddania się.
Ale Gamala, pomimo głodu i pragnienia, broniła się
nadal. Nawet udany podkop pod jedną z wież, który
spowodował jej zawalenie, nie na wiele przydał się Rzy
mianom. Stopniowo jednak siły obrońców słabły. W czasie
próby przebicia się przez pozycje rzymskie zginął dowódca
obrony — Józef, zmarł też z ran jego zastępca Chares30.
Ostateczny szturm na miasto poprowadził syn Wespaz
jana, Tytus. Wczesnym rankiem wkroczył on z niewielką
grupą żołnierzy przez wyłom do miasta, wybił zmęczonych
29 Tamże, s. 262.
30 Zob. tamże, s. 264. Flawiusz podaje, że ten wódz, złożony chorobą,
zmarł ze strachu.
strażników i rozpoczął planowe mordowanie obrońców
i mieszkańców. Część z nich wycofała się do cytadeli na
szczycie wzgórza w środku miasta i stamtąd stawiała
jeszcze opór, staczając ze szczytu kamienie, które znacznie
przerzedzały szeregi atakujących Rzymian. Walkę powstań
com utrudniała znacznie nagła wichura. W trakcie tej burzy
legioniści wdarli się wreszcie na szczyt. „I tak Rzymianie
weszli na górę i szybko otoczyli Żydów, z których jedni
bronili się, drudzy wyciągali ręce błagając o litość. Pamięć
o ofiarach poniesionych w czasie pierwszego szturmu
rozpaliła ich gniew na wszystkich. Osaczeni zewsząd
i nie widząc ratunku dla siebie liczni mężowie żydowscy
strącali swoje dzieci i żony i sami też skakali do wąwozu,
który poniżej szczytu głęboko wrzynał się w ziemię.
Wściekłość Rzymian okazała się jednak mniej groźna
w skutkach niż szukanie na skutek desperacji samobójczej
śmierci przez otoczonych; z ręki ich bowiem padło
cztery tysiące, a tych którzy sami rzucili się w przepaść,
znaleziono ponad pięć tysięcy. Nikt nie ocalał poza
dwiema kobietami”31. Z przytoczonego fragmentu dzieła
Flawiusza wynika dość jasno, że stara się usprawiedliwiać
czyny Rzymian, a szczególnie Tytusa. Jakie znaczenie
miało to, czy więcej Żydów zginęło z własnej ręki,
czy od rzymskiego miecza, skoro zginęli wszyscy — gdy
by nie była to zbyt okrutna ironia, można by stwierdzić,
że samobójcy litowali się nad przemęczonymi Rzymianami
i oszczędzali im trudu zabijania. Przecież nawet wtedy,
gdy legioniści widzieli samobójcze skoki obrońców,
nie przerywali mordowania, nie oszczędzając nawet dzieci.
Dość dziwna jest też wzmianka, że ocalały jedynie
dwie kobiety. Tak samo było w Jotapacie, tak będzie
jeszcze raz. Czyżby wspomnienie, że oto uratowały
się tylko kobiety, miało wskazać na jakąś ironię losu?
31 Tamże, s. 264.
Teraz Rzymianie mogli wysłać wojska, aby zająć ostatnie
wolne miasto w Galilei, Gischalę, umocnioną przez jednego
z przywódców sekty (stronnictwa?) zelotów, Jana, syna
Lewiego. Gdy pod mury miasta podeszła grupa jazdy
rzymskiej pod wodzą Tytusa, liczący około tysiąca ludzi
powstańcy, widząc bezsens walki, zastosowali wybieg.
Wezwani do poddania się, powiadomili Rzymian, że jest to ze
względów religijnych niemożliwe, albowiem akurat był to
dzień szabatu, a im nie wolno w taki dzień ani walczyć, ani
też prowadzić rokowań pokojowych. Dlatego też prosili
Tytusa o dzień zwłoki. Gdy zapadł zmrok, wykorzystali to, że
pewni swego Rzymianie nie rozstawili straży wokół miasta,
i wszyscy wraz z rodzinami (a także z częścią mieszkańców)
opuścili miasto, kierując się do Jerozolimy (a była to spora
odległość). W czasie ucieczki nastąpiło w szeregach uchodź
ców rozprzężenie — zbrojni uciekali szybciej niż kobiety,
dzieci i starcy, toteż ta grupa została porzucona na pastwę
losu. Rano, gdy Rzymianie ponownie podeszli pod miasto
i zorientowali się, co zrobili powstańcy, podjęli natychmiast
pościg za uciekinierami. Dowódca powstańców wraz ze
zbrojnymi uciekł, „ale z tych, którzy towarzyszyli mu
w ucieczce, zabili około sześciu tysięcy, a bez mała trzy
tysiące kobiet i dzieci okrążyli i uprowadzili. Tytus nie był
rad z tego, że nie mógł natychmiast Jana ukarać za podstęp,
lecz wielka ilość wziętych do niewoli i zabitych wystarczyła
do uśmierzenia jego nie zaspokojonego gniewu”32. Tak
wyglądała owa łagodność przyszłego cesarza.
Teraz nareszcie Rzymianie stali się panami Galilei.
Wespazjan dał swoim żołnierzom czas na odpoczynek.
Jan z Gischali zaś wraz z częścią swych podwładnych
dotarł do Jerozolimy i tam zaczął przedstawiać się
jako prawdziwy bohater z Galilei — przeciwieństwo
zdrajcy Józefa.
32 Tamże, s. 267.
NIESNASKI — WOJNA DOMOWA W JEROZOLIMIE.
ZMIANY W RZYMIE. ROK CZTERECH CESARZY
2 F l a w i u s z , Wojna..., s. 283-288.
uprawiać ziemię? — zresztą jeśli nawet ktoś to robił, to
w wyniku ciągłych starć część plonów ulegała zniszczeniu)
były na rękę Rzymianom i w znacznym stopniu osłabiały
siłę powstania 3. Ale widocznie tak musiało być.
Na domiar złego w samym mieście doszło do następnego
rozłamu. Na czele nowej grupy stanął pierwszy przywódca
powstania w Jerozolimie — Eleazar. Miasto stanowiło
swoisty przekładaniec. W samej świątyni, w jej wewnęt
rznym okręgu usadowili się zwolennicy Eleazara, nato
miast okręg zewnętrzny był w rękach Jana i zelotów,
którzy panowali też częściowo nad Dolnym Miastem.
Całe Górne Miasto i znaczna część Dolnego były we
władaniu Szymona. Walki między tymi zwaśnionymi
stronami powodowały zniszczenia w mieście; w trakcie
potyczek, w wyniku pożarów, dochodziło często do
zniszczenia zgromadzonych w mieście zapasów żywności 4.
Można jednak, wykazując czarny humor, stwierdzić, że
te walki miały też i pozytywy. W ich trakcie poszczególne
oddziały doskonaliły swoje umiejętności bojowe, a co
chyba najważniejsze, nabierały determinacji — dla po
szczególnych przywódców, a także dla ich żołnierzy, nie
było już bowiem wyjścia — jeśli nie chcieli zostać
wydani w ręce Rzymian lub ich zwolenników, musieli
być gotowi do walki do końca.
5 Tamże, s. 291.
do Jordanu — tylko nielicznym udało się przebyć rzekę
i schronić w mieście Jerycho. Nad brzegiem Jordanu
zginęło około piętnastu tysięcy powstańców i innych
uciekinierów, do niewoli Rzymianie wzięli dwa tysiące
dwieście ludzi6. W toku dalszych walk (choć trudno to
nazwać walkami — było to w rzeczywistości wycinanie
bezbronnych) oddział Placidusa opanował całą ziemię za
Jordanem.
Wespazjan w tym czasie otrzymał wiadomości z Rzymu.
Wiedząc już teraz o buncie legionów w Galii przeciwko
Neronowi, postanowił przyspieszyć działania wojenne,
w dalszym ciągu koncentrując się na oczyszczaniu za
plecza i stopniowym przybliżaniu swych wojsk do Jero
zolimy. Wiosną 68 roku opanował Antypatrydę (ponownie
się zbuntowała), spustoszył i opanował Tamnę, Liddę
i Jamnie. W pobliżu znanej z działalności Jezusa Chrystusa
miejscowości Emmaus pozostawił w obozie V legion
z zadaniem obrony przejść do Jerozolimy. Z pozostałą
częścią wojska pomaszerował na południe Judei i do
Imudei. W trakcie tego marszu zabito ponad dziesięć
tysięcy ludzi (w większości bezbronnych — celem było
sterroryzowanie pozostałych mieszkańców), a do niewoli
wzięto tylko tysiąc ludzi (jasno to wskazuje, jaki był cel
tej wyprawy). Ten, w istocie, marsz śmierci zakończył się
w Jerychu 7.
Kontynuując okrążanie Jerozolimy, Wespazjan założył
obozy warowne w pobliżu miast Jerycho i Adida. Stamtąd
wyprawił silny oddział wojska celem opanowania miej
scowości Geraza, gdzie wymordowano około tysiąca
młodych obrońców, a wszystkich pozostałych mieszkań
ców wzięto do niewoli. Oddział ten przez pewien czas
pustoszył okolice Jerozolimy, otaczając ją morzem ognia.
6 Tamże, s. 292.
7 Tamże, s. 293.
WYDARZENIA W RZYMIE. ROK CZTERECH CESARZY.
WESPAZJAN CESARZEM
s. 239-242.
stawić przed sobą Józefa i uwolnić go z kajdan (...) stojący
obok ojca Tytus rzeki doń: «Sluszne byłoby, ojcze, wraz
z kajdanami zdjąć z Józefa także piętno hańby. Jeśli nie
tylko uwolnimy go z więzów, ale i zniszczymy je, to stanie
się równy temu, który nigdy nie był w okowach». (...)
Wespazjan zgodził się na to i wtedy wystąpił pewien mąż,
który rozciął łańcuch siekierą. W taki to sposób Józef
otrzymał w nagrodę za przepowiednię pełnię praw obywa
telskich”11. W taki sposób „narodził się” nowy obywatel
rzymski, a kultura (a w szczególności historia) zyskała
wielkiego twórcę. Z drugiej strony, naród żydowski ostate
cznie uznał go za zdrajcę — ale to już inna historia.
Nowy cesarz musiał udać się do Rzymu — należało
w stolicy objąć władzę. Droga do Rzymu wiodła przez
najważniejsze miasto Wschodu, które jako pierwsze uznało
go za cesarza — Aleksandrię. Dotarł tam na przełomie 69
i 70 roku. Tam też otrzymał wieści z Rzymu, w tym
najważniejszą dla niego wiadomość o ostatecznym poko
naniu Witeliusza i o jego śmierci.
Podczas pobytu w Aleksandrii, oprócz spraw wagi
państwowej, takich jak zapewnienie dostaw egipskiego
zboża do Rzymu, podatki, sprawy wojskowe (trwały
powstania w Germanii i w Judei), nie zapominał także
o tym, co ważne z punktu widzenia propagandowego.
Trzeba było zasięgnąć rad różnych wyroczni, trzeba było
pokazać, że z racji swych nadzwyczajnych zdolności
zasługuje na tron (był przecież człowiekiem niskiego
urodzenia). O tych czysto propagandowych posunięciach
tak pisze historyk: „Podczas tych miesięcy, w których
Wespazjan w Aleksandrii (...) bezpiecznej podróży morskiej
oczekiwał, liczne zdarzały się cuda, które na łaskę niebios
i jakowąś przychylność bóstw dla Wespazjana wskazywały.
Pewien aleksandryjczyk (...) przypadł mu do kolan, prosząc
11 F l a w i u s z , Wojna..., s. 305.
(...) o uleczenie swej ślepoty, za wskazówką boga Serapisa
(...) i błagał księcia, aby raczył jego lica i powieki
wydzieliną ust pomazać. Inny, z bezwładną ręką, za radą
tego samego boga, prosił cesarza, aby stopą na niego
nastąpił. Wespazjan z początku ich wyśmiał (...) lecz (...)
kazał ostatecznie lekarzom zbadać, czy taka ślepota i ułom
ność dadzą się przy pomocy środków ludzkich pokonać.
Lekarze rozmaicie wykładali (...). Więc Wespazjan, w tym
przekonaniu, że dla jego szczęścia wszystko stoi otworem
(...) wśród otaczającego go z napięciem tłumu żądania
wykonuje. I natychmiast ręce wróciła władza, a ślepemu
znowu dzień zajaśniał”12. Zadał też od razu w sanktuarium
Serapisa pytanie o to, jakie jest jego przeznaczenie. Wróżby
były dla niego oczywiście pomyślne.
Sprawy związane z Judeą Wespazjan powierzył synowi
Tytusowi. To on musiał zakończyć wojnę — zbyt długo już
trwała. Jako doradcę wyznaczono mu człowieka, który
zrobił wiele dla Wespazjana — wszak jako pierwszy
obwołał go cesarzem — prefekta Egiptu, Tyberiusza
Aleksandra. Nie była to postać nieznana Żydom — to
przecież były prokurator Judei, znany z tego, że kazał
ukrzyżować synów Judy Galilejczyka, ten sam człowiek,
który w 66 roku, w czasie gdy w Judei wybuchło powstanie,
krwawo rozprawił się z Żydami w Aleksandrii. Ale, co
było dla Żydów najgorsze — to przecież także ich po
bratymiec, to przecież Żyd, który porzucił wiarę, i, jak to
zazwyczaj bywa z neofitami, po przyjęciu wierzeń pogań
skich stał się największym wrogiem Żydów i religii
mojżeszowej. I taki człowiek stał się doradcą młodego
— ale już nauczonego, jak wycinać całe miasta, jak zabijać
walczących o wolność i bezbronnych — wodza.
W sztabie nowego wodza spotkali się dwaj ludzie,
którzy z różnych powodów odstąpili od swoich — Tyberiusz
12 T a c y t , dz..cyt., s. 270-271.
Aleksander i Józef, syn Mattiasa (jeden dla kariery i bogac
twa, drugi dla ratowania życia). To oni teraz doradzali
nowemu wodzowi. Różne jednak były ich rady i motywy.
Jeden radził, jak najskuteczniej siłą rozprawić się z po
wstańcami, drugi mitygował, namawiał do litości, skłaniał
pobratymców do poddania się. Los na jakiś czas ich
połączył, ale nigdy nie zostali współpracownikami w walce
z własnym narodem — ich cele były diametralnie różne,
różnili się zarówno postawą, jak i poglądami. Flawiusz
pozostał wyznawcą wierzeń religijnych swych pobratym
ców, Tyberiusz był już, przynajmniej zewnętrznie, ale
także mentalnie, Rzymianinem.
Tytus, po otrzymaniu samodzielnego dowództwa, zabrał
wojska zgromadzone w Egipcie i pospiesznym marszem
wyruszył z powrotem do Judei. Wybrał do tego celu drogę
lądową (część trasy dla przyspieszenia marszu przebyto na
statkach rzecznych, płynąc w dół Nilu). Po przebyciu
wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego pustyni na północ
od półwyspu Synaj, wkroczyli na ziemie nominalnie leżące
w prowincji Syria — do Gazy, Askalonu — by wreszcie
po długim marszu dotrzeć do Judei. Stamtąd poprzez
tereny już opanowane Tytus dotarł do punktu wyznaczonego
jako miejsce zbiórki wszystkich wojsk — do Cezarei
Nadmorskiej 13.
13 F l a w i u s z , Wojna..., s. 307-308.
ROK 70. TYTUS DOWÓDCĄ.
KIERUNEK I CEL — JEROZOLIMA
WYPRAWA NA JEROZOLIMĘ
1 Tamże, s. 315.
a także o panujących nastrojach. Być może przypuszczał,
że mieszkańcy, na widok silnego podjazdu, sami otworzą
bramy i poddadzą się. Jeśli rzeczywiście na to liczył, to
srodze się zawiódł.
Gdy podjazd prowadzony przez naczelnego wodza zbliżył
się do murów miasta, „z bramy (...) wypadła chmara
Żydów. Przebiwszy się przez jazdę stanęli oni frontem do
tych, którzy jeszcze cwałowali (...) odcinając Tytusa
z nieliczną garstką towarzyszy. (...) odwrót do swoich stał
się niemożliwy, gdyż pośrodku stała masa nieprzyjaciół,
a jego towarzysze na gościńcu już się wycofali. (...) Skoro
Tytus zmiarkował, że ratunek jego zależy już tylko od
osobistego męstwa (...) krzyknąwszy na towarzyszy, aby
ruszyli za nim, pognał prosto na nieprzyjaciół pragnąc siłą
utorować sobie drogę do swoich”2. Tytusowi udało się
uniknąć śmierci, nie został nawet ranny. Flawiusz nie
przytacza danych co do liczby rannych Rzymian, pisze
tylko o tym, że dwóch z nich zginęło.
Ta potyczka dodała ducha powstańcom. A tymczasem
legiony, które nadeszły nocą, w ciągu dnia zostały
rozmieszczone w kilku punktach, aby zbudować obozy
i przystąpić do oblężenia. Legiony rozmieszczono w na
stępujący sposób: na górze Skopos w odległości siedmiu
stadiów3 od murów miasta założono obóz dla legionów
XII i XV, z tyłu za nim w odległości trzech stadiów
stanął obóz dla legionu V. Gdy w trakcie budowania
obozów drogą z Jerycha nadszedł legion X, na miejsce
obozu Tytus wyznaczył mu Górę Oliwną, odległą od
miasta o sześć stadiów. Takie położenie obozu było
pozornie najkorzystniejsze, gdyż wojska były oddzielone
od miasta głęboką doliną o nazwie Cedron 4.
2 Tamże, s. 315-316.
3 Miara attycka i rzymska — 1 stadion równa się 177,6 m, a więc była
to odległość około 1250 m.
4 F l a w i u s z , Wojna..., s. 316.
Tymczasem w obliczu wroga w mieście zaprzestano
waśni i zawarto, co prawda bardzo niepewny i wątpliwy,
ni to rozejm, ni to sojusz. „Powstańcy patrząc z przeraże
niem, jak Rzymianie rozbijali w trzech miejscach obozy,
doszli do wątpliwej zgody i jęli szemrać (...) na co
właściwie czekają i co ich opętało, że spokojnie przyglądają
się, jak wznosi się trzy mury (...). Kiedy wróg — mówili
— bez przeszkód wznosi naprzeciwko wały, oni siedzą
osłonięci murami z założonymi rękami i odłożonym orężem
(...). Takimi słowami zwoływali się i wzajem zagrzewali,
po czym chwycili za broń i nagle uczynili wypad na
dziesiąty legion. Przebiegłszy przez dolinę, z dziką wrzawą
rzucili się na nieprzyjaciół, którzy budowali umocnienia.
Ci zaś dla łatwiejszego wykonania zadania byli rozdzieleni
na grupy i z tego względu przeważnie poodkładali oręż,
gdyż przekonani byli, że Żydzi nie odważą się na wypad,
a gdyby nawet porwała ich chęć uczynienia tego, to
niezgoda stępi ich siłę uderzenia” 5.
Należy stwierdzić, że ze strony legionistów była to nie
tylko lekkomyślność, lecz także poważne naruszenie dys
cypliny — wszystkie rzymskie regulaminy działania, w tym
zasady budowy obozowisk, zawsze nakazywały w czasie
wznoszenia obozu na terenie przeciwnika pozostawić
w pełnym pogotowiu, pod bronią, siły odpowiedniej wiel
kości, tak aby być gotowym do walki w razie ataku wroga.
Napaść całkowicie zaskoczyła legionistów. Bezbronni,
ginęli pod ciosami przeciwników, a ci, którzy rozbiegli się
po broń, także w części byli ranieni lub zabijani, nim
zdołali się uzbroić. Nie zdołali także uszykować się do
walki, a gdy udawało się im utworzyć małe grupy, byli
otaczani przez powstańców i zaciekle atakowani.
Zamęt, brak skoordynowanego dowodzenia, wreszcie
przerażenie, jakie zaczęło ogarniać legionistów, spowodo
5 Tamże, s. 316-317.
wały opuszczenie obozu, co w dalszej walce w otwartym
polu groziło nawet zagładą całego legionu. Gdy walka
przybrała już obrót tak niekorzystny dla Rzymian, z pomocą
pospieszył Tytus z doborowym oddziałem. Brak danych co
do tego, jaki to był oddział, ale na podstawie opisu
stoczonych walk można z całą pewnością przyjąć, że
stanowiła go jazda.
Uderzenie nowych sił, i to dowodzonych przez naczel
nego wodza, zmieniło obraz walki. Tym razem to Rzymia
nie, dysponujący przewagą — nie liczebną, ale uzbrojenia,
wyszkolenia i sprężystości dowodzenia — odrzucili po
wstańców za dolinę Cedron. Dalsza walka nie przyniosła
jednak sukcesu żadnej ze stron. Rzymianie pozostawili na
skraju doliny posiłki przybyłe z Tytusem (pozostał z nimi
także sam Tytus) i część legionu, resztę odesłali do
wykonywania dalszych prac przy budowie obozu.
Takie zachowanie się przeciwnika zostało przez Żydów
uznane za ucieczkę. Natychmiast dokonali oni — po
wzmocnieniu się nowymi siłami przybyłymi z miasta
— ponownego ataku na nieliczne siły rzymskiego ubez
pieczenia. Pozostawieni na straży żołnierze dziesiątego
legionu już raz przeżyli taki atak, dlatego też, nie czekając
na to, aż dojdzie do zwarcia, w popłochu opuścili swoje
stanowiska, pozostawiając bez wsparcia oddział posiłkowy
z Tytusem na czele. Przyboczni wodza wraz z nim stawili
zdecydowany opór, ale Żydzi, otoczywszy ich, większością
sił omijali ten punkt i ścigali uciekających legionistów.
Na widok uciekinierów budowniczowie obozu, mniema
jąc, że z pola walki uszedł też wódz, ogarnięci paniką także
podjęli próbę ucieczki. Na szczęście dla nich, ale przede
wszystkim dla Tytusa, panika została opanowana, i Rzy
mianie szybko wrócili do walki. Żydzi zaatakowani przez
większość legionistów, uszykowanych już prawidłowo do
bitwy, „walczyli cofając się krok po kroku, aż w końcu
Rzymianie mając przewagę dzięki wyższemu stanowisku
wyparli wszystkich na dolinę. Tytus bezustannie nacierał
na napastników przed sobą i cały legion znowu posłał do
budowy obwarowania, sam zaś z tymi samymi co poprzed
nio siłami osłaniał ich odpierając nieprzyjaciół. Tak więc,
jeśli rzec prawdę, niczego nie dodając gwoli pochlebstwa
ani nie ujmując z zawiści, to Cezar osobiście dwa razy
wybawił legion z niebezpieczeństwa i umożliwił mu
wznoszenie obwarowań bez przeszkód” 6.
Co można dodać do tego peanu na cześć wodza? Po
pierwsze, zachowanie Tytusa w tej konkretnej sytuacji
można by było nazwać nie tylko prawidłowym, lecz także
i bohaterskim w przypadku dowódcy niższego szczebla
dowodzenia, ale nie w przypadku naczelnego wodza — to
było niepotrzebne narażanie swego życia, które nie przystoi
wodzowi. Po drugie, ostatnie zacytowane zdanie jest po
prostu pochlebstwem — ale jak inaczej ma się zachować
autor, pisząc o swoim dobroczyńcy? Krócej o podejściu
pod mury Jerozolimy i o stoczonych tam początkowo
walkach pisze inny historyk: „Przeto Tytus (...) rozłożył się
obozem przed murami Jerozolimy i ukazał miastu legiony
do walki gotowe. Judejczycy pod samymi murami w szyku
bojowym stanęli, zamierzając w razie powodzenia dalej
śmiało się posuwać, a na wypadek odparcia — w pogotowiu
mieć schronienie. Jazda, którą wraz z lekkozbrojnymi
kohortami przeciw nim wysłano, walczyła bez rozstrzyg
nięcia; potem nieprzyjaciel ustąpił i w następnych dniach
serię częstych potyczek przed bramami wydał” 7.
W dostępnych źródłach nie spotykamy informacji o tym,
czy i jaka kara za to zachowanie spotkała prostych
legionistów i kadrę dowódczą X legionu. A przecież
przewinienie było duże — niedopełnienie obowiązków
przy budowie obozu (brak ubezpieczenia pracujących),
ucieczka z pola walki, panika, porzucenie broni. W opisie
6 Tamże, s. 318.
7 T a c y t , dz. cyt., s. 287.
walki widać tylko rolę Tytusa — a gdzie dowództwo
legionu, gdzie trybuni, legaci? Za takie przewinienia karano
za czasów republiki decymacją i rozwiązaniem legionu.
A tu cisza. Można przyjąć, że Tytus nie chciał na początku
swego dowodzenia sięgać po drastyczne środki dyscyp
linujące, a także że nie chciał w obliczu tak zdeter
minowanego przeciwnika stosować kary co prawda skutecz
nej, wpływającej na pewno na podniesienie poziomu
dyscypliny, ale skutkującej osłabieniem siły bojowej (gdyby
poddał legion decymacji, to bez walki z przeciwnikiem
straciłby około czterystu-pięciuset żołnierzy). Z pewnością
jednak nie obyło się bez jakiejś kary — z tym tylko, że
mogła to być kara materialna (obniżka żołdu, pozbawienie
prawa do udziału w ewentualnych łupach).
Po tych pierwszych atakach Żydów Tytus zmienił roz
mieszczenie swoich wojsk tak, aby ze wszystkich stron
mieć baczenie na mury miasta. Dlatego też przeniósł obóz
XII i XV legionu na zachodnią stronę. Tym razem były to
obozy, w których stało tylko po jednym legionie. Usytuo
wano je naprzeciw narożnika trzeciego muru (wieży Psefi-
nus) oraz naprzeciwko wież Hippikus i Fazael (czyli pod
pierwszym murem). Oba obozy oddalone były od murów
tylko o dwa stadia. Gdy przystąpiono do zmiany miejsc
obozowania, Tytus, nauczony doświadczeniem z poprzed
nich dni, po pierwsze przeprowadził dokładne rozpoznanie
trasy marszu i jej przygotowanie. Po rozmieszczeniu jako
ubezpieczenia oddziałów jazdy i lekkozbrojnych, pod ich
osłoną wyrównywano teren. Zlikwidowano wszystkie ogro
dy i sady leżące poza murami miasta, zasypano wszystkie
doły, wąwozy i rowy, wycięto drzewa (drewno zużyte
zostało do budowy machin bojowych), porozbijano wy
stające odłamy skalne.
Przemieszczenie wojska przebiegło w miarę spokojnie,
ale już w trakcie prac przygotowawczych nie obeszło się
bez zaczepek ze strony powstańców. Jedna z nich, połączona
z podstępem, warta jest szerszego omówienia. Pewnego
dnia część Żydów, udająca przeciwników powstania — na
których tak liczył Tytus, sądząc, że pomogą mu pokonać
obrońców Jerozolimy — „wygnała” poza mury miasta
dużą grupę ludzi i, obiecując otwarcie bramy, zwabiła pod
nie dużą część legionistów (pomimo surowych podobno
zakazów dowództwa), a tam natychmiast ich otoczyła.
W walce z powstańcami Rzymianie znowu ponieśli dość
duże straty8. Ponownie źródło nie podaje, jak były wysokie,
musiały jednak być dotkliwe, skoro Tytus czuł się zmuszony
do zebrania wojska i udzielenia mu surowej reprymendy,
którą warto zacytować: „Żydzi, którymi kieruje sama
rozpacz, wszystko czynią z rozmysłem i przezornością,
urządzają fortele i zasadzki, a ich podstępnym działaniom
towarzyszy także szczęście dzięki posłuszeństwu, wzajem
nej życzliwości i zaufaniu. Natomiast Rzymianie, którym
ono zawsze służyło ze względu na ich dobry porządek
i posłuszeństwo dla wodzów, teraz wskutek postępowania,
które jest tego zaprzeczeniem, dostają cięgi i przez swoją
niepohamowaną chęć walki narazili się na porażkę i — co
w tym jest najgorsze — ruszono do walki bez wodza i to
na oczach Cezara. O jakże gorzko muszą wzdychać (...)
zasady sztuki wojennej, jak gorzko wzdychać będzie ojciec
mój, gdy dowie się, jaki cios mu zadano. Choć bowiem
osiwiał na wyprawach wojennych, nigdy nie spotkało go
nic takiego. Prawa wojenne zawsze karzą śmiercią takich,
którzy dopuszczają się nawet niewielkiego naruszenia
karności, a teraz muszą patrzeć jak złamał ją cały oddział.
Ale ci nazbyt porywczy awanturnicy rychło się przekonają,
że u Rzymian za hańbę poczytuje się nawet zwycięstwo,
jeśli odniesione będzie bez rozkazu”9. Ale rychło się
okazało, że była to groźba, za którą nie poszedł czyn. Tytus
uległ bowiem w obliczu wroga po raz drugi i, za namową
8 F l a w i u s z , Wojna..., s. 319-320.
9 Tamże, s. 320-321.
swoich doradców oraz wskutek próśb żołnierzy, nie spełnił
groźby zawartej w przemówieniu. Flawiusz, wiedziony
zarówno przyjaźnią, jak i wdzięcznością dla Tytusa, wyjaś
nia odstąpienie od kary wspaniałomyślnością. Raczej jednak
należałoby przyjąć, że była to czysta i zimna kalkulacja
— legioniści nie byli pewni, czy kara została cofnięta, czy
tylko odroczona w czasie, wiedzieli jednak, że teraz muszą
być czujni i posłuszni i że po raz trzeci nie uda się już
uniknąć kary.
10 Tamże, s. 321-322.
Z uwagi na to, że miasto budowano częściami w stosun
kowo dużych odstępach czasu, miało ono obwarowania
pochodzące z różnych okresów, a poszczególne jego części
były od siebie oddzielone przez mury wybudowane po
przednio. Józef Flawiusz podaje, że „Miasto obwarowano
trzema murami oprócz miejsc, gdzie broniły dostępu
przepastne wąwozy, gdyż tam wystarczył jeden”11, ale
w szczegółowym opisie (być może jest to błąd tłumaczenia)
pisze o tych murach w taki sposób, jakby to były oddzielne
obwałowania, obejmujące pojedynczo powstające nowe
dzielnice. Dlatego też, aby nie zaprzeczać samemu sobie,
przyjmuję opis Flawiusza, tak jakby każdy z murów,
o których pisze, był murem pojedynczym. W celu uniknięcia
problemów z rozpoznaniem budowli, przedstawimy opis
budowli obronnych, cytując dosłownie człowieka, który
wychował się w Jerozolimie, a w dodatku był naocznym
świadkiem jej oblężenia. „Z owych trzech murów ten
najstarszy był niezmiernie trudny do zdobycia, gdyż wzgó
rze, na którym go zbudowano, wzbijało się ponad wąwo
zami. Poza tym korzystnym położeniem naturalnym miał
jeszcze bardzo mocną konstrukcję (...). Zaczynał się na
północy od wieży Hippikus i ciągnął się do Ksystos,
a następnie dochodził do siedziby Rady i kończył się przy
zachodnim krużganku świątyni. W drugim, zachodnim
kierunku biegł, zaczynając się w tym samym punkcie,
przez miejsce zwane Betso (...) następnie zwracał się na
południe (w tym miejscu występuje jakiś błąd lub brak
w tekście części opisu — uwaga moja) powyżej źródła
Siloe (gdyby tak było, to źródło znajdowałoby się poza
obrębem miasta, a przecież było ono w granicach miasta
i w trakcie oblężenia dostarczało ponad połowy potrzebnej
wody — uwaga moja), skąd znowu zakręcał na wschód do
stawów Salomona i wiódł aż do (...) miejsca, które nazywa
11 Tamże, s. 321.
się Oflas (Ofel — nazwa używana zamiennie — uwaga
moja), i łączył się ze wschodnim krużgankiem świątyni.
Drugi mur miał początek przy bramie noszącej nazwę
Gennat (tuż przy wieży Hippikus — uwaga moja), zbudo
wanej w pierwszym murze, i okalał tylko północną część
miasta dochodząc do Antonii (zamek zbudowany w celu
uzyskania przez Rzymian kontroli nad świątynią; ponadto
należy zaznaczyć, że mur ten nie obejmował całej części
północnej miasta — uwaga moja). Trzeci mur zaczynał się
przy wieży Hippikus, skąd prowadził na północ do wieży
Psefinus, następnie ciągnął się naprzeciwko grobowców
Heleny (czyli skręcał na wschód — uwaga moja) (...)
i dalej przez groby królewskie i skręcał koło narożnej
wieży naprzeciwko tak zwanego «Grobu Folusznika»
(niedaleko góry Skopos — uwaga moja) i łącząc się ze
starym murem kończył się w dolinie zwanej Cedron” 12.
Trzeci mur budowany był już za czasów panowania
Agryppy I (czyli za pełnej podległości Rzymowi, w czasach
panowania cesarza Klaudiusza), więc nie został ukończony
z obawy przed podejrzeniami, że przygotowywany jest na
wojnę z Rzymem. Wznoszony był z dopasowywanych
głazów o grubości dziesięciu łokci (1 łokieć równał się
0,44 m), czyli ponad czterech metrów. Już w trakcie
powstania podwyższono mur do dwudziestu łokci — czyli
do prawie dziewięciu metrów — a jeśli doliczyć blanki, to
był on wysoki na ponad dziesięć metrów.
Na murach w nieregularnych odstępach wzniesiono
wieże. Trzeci, najmłodszy mur miał tych wież dziewięć
dziesiąt, mur wewnętrzny (najkrótszy) — czternaście,
natomiast najstarszy mur był wzmocniony sześćdziesięcio
ma wieżami. Większość wież, zbudowanych na podstawie
czworokąta, wznosiła się ponad mur na wysokość dwu
dziestu łokci (ich szerokość to także dwadzieścia łokci). Na
12 Tamże, s. 322.
górze każda wieża miała pomieszczenia mieszkalne i kom
naty, a nad nimi cysterny do zbierania wody. Ale kilka
wież wyróżniało się wysokością i masywnością. Były to:
wieża Psefinus, wysoka na siedemdziesiąt łokci (prawie
30 m), wieża Hippikus wysoka (w części litej) na trzydzieści
łokci i szeroka i długa na dwadzieścia pięć łokci; nad
częścią litą znajdowała się cysterna na wodę o głębokości
dwudziestu łokci, a nad nią pomieszczenie wysokie na
dwadzieścia pięć łokci. Powyżej tych pomieszczeń dookoła
wieży były umieszczone dwułokciowe wieżyczki i trzyłok-
ciowe blanki, tak że cała wieża liczyła osiemdziesiąt łokci
(34 m). Kolejna wieża, Fazael, miała w swej masywnej
części po 40 łokci szerokości, długości i wysokości, nad
częścią masywną wznosił się krużganek, a pośrodku kruż
ganku wzniesiona była druga wieża mająca w środku
komnaty i łaźnie, przypominające pomieszczenia pałacowe.
Całość konstrukcji wynosiła 90 łokci (prawie 40 m).
Ostatnia wieża, Mariamme, o łącznej wysokości pięć
dziesięciu pięciu łokci, wyposażona była jak pałac 13.
W stary mur wpasowany był pałac Heroda, obwarowany
murem na wysokość trzydziestu łokci, z ozdobnymi
wieżami, częściowo uszkodzony na początku powstania
(wypalone wnętrza, ale mury zewnętrzne nie były uszko
dzone) 14.
Całe miasto zabudowane było ciasno stłoczonymi doma
mi, rozmieszczonymi wzdłuż wąskich uliczek. Nie brakło
w nim jednak wolnych przestrzeni, wykorzystywanych do
handlu i dla zgromadzeń (w trakcie ważniejszych świąt do
miasta schodziła się prawie cała społeczność żydowska
— przykładowo podczas takiego święta w 65 roku w Jero
zolimie było ponad trzy miliony ludzi, zarówno miej
scowych, jak i przyjezdnych) 15.
13 Tamże, s. 322-324.
14 Tamże, s. 324-325.
15 Tamże, s. 178.
Opis krótszy, ale też podkreślający walory obronne
Jerozolimy, przedstawia nam historyk rzymski: „Lecz
wysoko położone miasto umacniały nadto forty i potężne
konstrukcje, które by dostatecznie mogły je nawet wtedy
obronić, gdyby na równinie leżało. Wszak dwa jego
niezmiernie wyniosłe wzgórza zamknięte były murami,
które sztuka skośnymi albo wklęsłymi do wewnątrz uczy
niła, aby oblegający mieli boki na pociski odsłonięte;
krawędzie skały były strome, wieże zaś tam, gdzie góra
przychodziła z pomocą, wznosiły się do wysokości sześć
dziesięciu stóp, a do stu dwudziestu stóp w zagłębieniach
(jedna stopa równa się 0,296 m, a więc według tego opisu
wieże miały od około 18 m do 36 m, czyli mniej więcej
tyle, ile w opisie Flawiusza — uwaga moja) — z wyglądu
podziwu godne i z dala na nie patrzącym równie wysokie.
Innymi wewnątrz murami był pałac królewski obwiedziony,
a w oczy rzucała się swym szczytem wieża Antońska (czyli
zamek Antonia — uwaga moja) (...). Było w mieście
źródło z nigdy nie wysychającą wodą, podziemne w górach
katakumby, stawy i cysterny dla przechowywania wody
deszczowej. Założyciele przewidywali częste wojny wsku
tek odmiennych swego narodu obyczajów: stąd wszystko
na wypadek długiego nawet oblężenia urządzone było” 16.
Należy tylko jeszcze powiedzieć, w jaki sposób wzniesiono
te mury i co było materiałem do ich budowy. W czasach,
w których wznoszono takie budowle obronne, często zwane
cyklopowymi, podstawowym surowcem były cegły (z suro
wej, suszonej naturalnie gliny lub z gliny wypalanej),
kamienie (obrobione lub o kształcie naturalnym), ziemia
i drewno. Z informacji zawartych w źródłach wynika, że
w Jerozolimie był to kamień obrabiany, stosowany w postaci
dużych bloków o przekroju prostokąta (o wymiarach 4 na
4 m lub 5 na 21 m). Spoiwem stosowanym w Jerozolimie
16 T a c y t , enrbytrj s. 287-288.
był na pewno asfalt (bliskość Morza Martwego, nie bez
racji zwanego także Jeziorem Asfaltowym), który podgrzany
stanowił doskonałe lepiszcze. Mury, dobudowywane lub
podwyższane tuż przed oblężeniem lub w jego trakcie,
a także uzupełniane prowizorycznie w miejscach wyłomu,
były stawiane prawdopodobnie bez spajania (dopasowane
kamienie mogły być łączone metalowymi klamrami, ale
częściej nadzieję na ich nienaruszalność pokładano w ich
wadze, wielkości i kształcie). Niezbyt jasny zapis u Fla
wiusza o ilości murów17 może sugerować, że w niektórych
miejscach mógł to być rzeczywiście mur potrójny lub
podwójny — znane są takie mury obronne w starożytności,
zbudowane na przykład wokół Kartaginy czy Argos w Gre
cji albo w Suzie (Persja). Mógł też być to mur złożony
z kilku warstw (nie tylko na wysokość, lecz także i na
szerokość). Przykładowo mur Kartaginy był potrójny,
a mury drugi i trzeci były całkowicie kamienne (trzeci był
tak gruby, że mieścił w sobie koszary i stajnie dla słoni
bojowych). W innych starożytnych twierdzach budowano
mury, których grubość wynosiła od jednej trzeciej do
dwóch trzecich wysokości, a często przestrzeń między
jednym a drugim murem wypełniano ubitą ziemią lub
gliną. Tak też mogły wyglądać mury Jerozolimy 18.
ŚWIĄTYNIA W JEROZOLIMIE
9 Tamże, s. 335.
muru zajęli Idumejczycy i żołnierze Szymona. I tak jak
poprzednio, Żydzi dokonywali śmiałych wypadów, a od
pierani przez dysponujących lepszą bronią Rzymian, wyco
fywali się za mury, skąd skutecznie razili napastników.
Obie strony nie przerywały walki. Żydzi nadal wierzyli
w możliwość obrony, Rzymianie natomiast byli pewni
swego rychłego zwycięstwa — uskrzydlały ich odniesione
dotychczas sukcesy. Walki przerywała jedynie noc, ale
i ona nie dawała szans na odpoczynek. Jedni czuwali, bo
obawiali się nocnego wypadu, drudzy z niepokojem ocze
kiwali szturmu na coraz słabsze mury.
Rzymian do odwagi w walce pobudzały zarówno rosnąca
coraz bardziej nienawiść do stawiających opór Żydów, jak
i chęć zasłużenia na uznanie w oczach Tytusa — zauważe
nie przez wodza dawało większe szanse na udział w łupach,
a to zawsze podniecało żołnierzy, bez względu na epokę
historyczną. „Dlatego też niejeden w swej gorliwości
dokonywał czynów, które przechodziły jego siły. I tak
kiedy (...) silny zastęp żydowski stanął pod murem w szyku
bojowym (...) jeden z jeźdźców, imieniem Longinus, wypadł
z szeregów rzymskich i rzucił się w sam środek oddziału
Żydów. (...) zabił dwu najdzielniejszych żołnierzy (...) po
czym nie odniósłszy nawet rany zbiegł z samego środka
nieprzyjaciół do swoich. Taką to on zabłysnął dzielnością,
a wielu starało się naśladować jego męstwo” 10.
Ciągłe ataki Rzymian powodowały jednak stopniowe
zniszczenia. Dlatego obrońcy, chcąc osłabić działania
Rzymian, stosowali różne wybiegi, aby tylko choć na
chwilę przerwać niszczycielską pracę taranów. Jednym
z nich było zastosowanie przez niejakiego Kastora (imię
greckie — może jakiś najemnik albo zatwardziały wróg
Rzymian — uwaga moja) i kilku jego towarzyszy (obroń
ców najzacieklej atakowanej wieży) całej inscenizacji,
10 Tamże, s. 336.
polegającej na udawaniu chęci poddania się przez część
z nich i oporu pozostałych, co przerwało na pewien czas
monotonny, a jakże niebezpieczny rytuał systematycznej
„stukaniny” tarana". A takich wybiegów było dużo. Nie
zdały się one jednak na wiele.
W końcu, po nieustannych atakach, w piątym dniu
walki, drugi mur został przełamany, a jego obrońcy odparci
od niego. Przez wyłom do tej gęściej zaludnionej części
Nowego Miasta wkroczył jako pierwszy oddział piechoty
liczący tysiąc żołnierzy (według Flawiusza dowodzony
osobiście przez Tytusa). Prawdopodobnie z pośpiechu,
z chęci dotarcia jak najprędzej do ostatniego już muru,
Rzymianie tym razem poniechali burzenia całego muru
i niszczenia gęstej zabudowy (warsztaty tkackie, kuźnie,
kramy na rynku, domy mieszkalne biedoty) zajmowanej
dzielnicy 12.
Bez względu na to, jaka była przyczyna zaniechania
„uświęconego tradycją” zwyczaju pustoszenia zajętego
terenu, zostało to natychmiast wykorzystane przez po
wstańców. Utworzone naprędce oddziały szturmowe, zło
żone z najbardziej zaprawionych w walce obrońców, ruszyły
do ataku na wkraczających Rzymian. „Jedni zaatakowali
ich w uliczkach, drudzy z domów, a jeszcze inni wyskoczyli
poza mur przez górne bramy, co wprawiło strażników
pilnujących muru w taki popłoch, że rzucali się z wież
i uchodzili do obozów. Wrzawę podnieśli zarówno otoczeni
pierścieniem nieprzyjaciół wewnątrz murów, jak i ci, którzy
znajdowali się po zewnętrznej stronie, lecz drżeli o los
odciętych. Żydzi, których liczba ciągle rosła i którzy mieli
tę przewagę, że znali uliczki, sporo nieprzyjaciół zranili
11 Tamże, s. 336-337.
12 Józef Flawiusz w Wojnie... na s. 338 wyjaśnia to wspaniałomyślnością
Tytusa i jego ponoć wrodzoną łaskawością, w co w świetle zarówno
wcześniejszych, jak i późniejszych dokonań tego wodza naprawdę trudno
uwierzyć.
i prąc naprzód spychali ich przed sobą”13. Ten kontratak
Żydów przyniósł im dość duży sukces. Rzymianie zostali
wyparci poza obręb muru, a obrońcy w miejscu wyłomu
utworzyli najeżony oszczepami żywy mur.
Mieszkańcy znowu zyskali nadzieję na powodzenie
w obronie. Największym jednak dla nich wrogiem powoli
stawał się, pojawiający się na razie wśród biedniejszych,
ale stopniowo doskwierający wszystkim, brak żywności.
Co prawda na początku głód nie dał się we znaki walczącym
(ich dowódcy, zorientowawszy się w sytuacji, wyposażyli
swe oddziały w co prawda niewielką, ale zawsze, ilość
pożywienia), ale to była już tylko kwestia czasu.
Natychmiast po wyparciu Rzymian za wyłom, Żydzi pod
osłoną tych bojowników, którzy utworzyli żywy mur,
przystąpili do budowy za ich plecami nowego muru. Ale
po trzech dniach oporu tej żywej zapory powstańcy ulegli.
Nie byli w stanie powstrzymać ciągłych ataków nowych
sił. Tym razem zrezygnowali także ze stawiania oporu
w uliczkach — może liczyli na to, że Rzymianie, tak jak
poprzednio, ich nie zburzą. Jeśli tak było, to przekonali się,
że Tytus nie powtórzył już tego błędu. Wraz z przełamaniem
obrony i pościgiem za wycofującymi się obrońcami, legioni
ści przystąpili do systematycznego niszczenia zabudowy
wewnątrz murów i do burzenia muru. W ten sposób
przestało istnieć całe Nowe Miasto.
13 Tamże, s. 338.
logiczną. A mieli do tego dobre narzędzie — był nim
dawny dowódca obrony Jotapaty, niegdysiejszy jeniec
rzymski, a w czasie oblężenia już praktycznie obywatel
Rzymu — Józef, syn Mattiasa. To jemu powierzył Tytus
zadanie wzywania powstańców do poddania się, osłabiania
ich woli walki, szukania wśród obrońców i mieszkańców
Jerozolimy ludzi, którzy byliby skłonni do rokowań,
a następnie do kapitulacji.
Józef podjął się tej roli. Prawdopodobnie przypuszczał,
że Żydzi zapomnieli mu już to, że oddał się dobrowolnie
do niewoli, że wybłagał sobie życie przepowiednią, którą
oni interpretowali całkowicie inaczej — tym władcą świata,
który wyjdzie z ziemi judzkiej, nie miał być przecież
Wespazjan, tylko Mesjasz (choć różnie pojmowany — ina
czej przez pierwszych chrześcijan, inaczej przez wyznaw
ców judaizmu) — a wreszcie że nie mają mu za złe może
nie formalnej, ale jednak faktycznej służby w armii
rzymskiej. Być może myślał, że nie będą go traktować jako
zdrajcy. Ale jeśli tak rzeczywiście myślał, to już pierwszy
kontakt z powstańcami wyleczył go z tego złudzenia.
Początek propagandowej akcji Józefa nastąpił zaraz po
podejściu wojsk rzymskich pod mury miasta. Jednak
wezwania do rozmów nie przyniosły skutku zakładanego
przez Józefa. Nie dość, że nie chciano w ogóle z nim
rozmawiać, to jeszcze następnego dnia, pozorując chęć
rozmowy, powstańcy podstępem zwabili żołnierzy rzym
skich pod mury i tam ich zaatakowali i zadali im dość
znaczne straty. Następna próba rozmów nastąpiła jeszcze
przed atakiem na mur chroniący Nowe Miasto. Wtedy to,
w trakcie rekonesansu Tytusa, Józef wraz z jednym
z Rzymian, trybunem Nikanorem, podjechali pod mury
i rozpoczęli rozmowę z obrońcami. Ich reakcja była prosta
— wystrzelona z łuku strzała trafiła Rzymianina w ramię 14.
14 Tamże, s. 332.
Te dwa niepowodzenia spowodowały spadek zaufania
Tytusa do nowego przyjaciela i jego rad (a radził on
wodzowi, by zmiękczać wolę walki powstańców wezwaniami
do poddania się), jak i zachwianie się wiary Józefa w swoją
ocenę mieszkańców Jerozolimy i ich stosunku do wojny.
A był przecież mieszkańcem Jerozolimy, miał tam wielu
przyjaciół, sąsiadów, a przede wszystkim rodzinę. Sądził, że
to oni, znając go, będą mogli zrozumieć jego argumentację,
a co ważniejsze uwierzyć w nią. Teraz zrozumiał, że sytuacja
w mieście jest inna niż przypuszczał. Obserwacja, że mimo
ponoszonych strat liczebność walczących nie maleje, stanowi
ła dowód na to, że obrońcy cieszą się poparciem mieszkań
ców, którzy w obliczu zagrożenia nie tylko nie opuścili
stronników powstania, lecz także ich wzmocnili.
Po zniszczeniu drugiego muru Tytus postanowił prze
prowadzić inny test odporności psychicznej powstańców,
licząc na to, że pokazanie im potęgi armii spowoduje
przestrach. Zorganizował więc dla powstańców i mieszkań
ców prawdziwe widowisko, coś w rodzaju rewii. Wykorzys
tując plac powstały po wyburzeniu Nowego Miasta i murów,
zgromadził na nim całą armię rzymską w celu wypłacenia
żołnierzom żołdu. To niecodzienne widowisko tak opisuje
naoczny świadek: „rozkazał dowódcom sprawić wojsko
w miejscu widocznym dla nieprzyjaciół i każdemu żoł
nierzowi wyliczyć należne mu pieniądze. Tedy żołnierze,
jak to jest u nich zwyczajem, wydobyli broń dotychczas
ukrytą w skrzyniach i wyszli w pełnym rynsztunku,
a jeźdźcy wiedli swoje konie wspaniale ozdobione. Daleko
i szeroko przestrzeń przed miastem połyskiwała srebrem
i złotem, a widok ten wielce podnosił na duchu żołnierzy,
a zarazem niemałym strachem napawał nieprzyjaciół. Cały
bowiem stary mur i północną część świątyni zapełniało
mrowie widzów. (...) wszędzie dachy domów zatłoczone
były ludźmi (...) i nie sposób było znaleźć miejsca w mieś
cie, gdzie nie roiłoby się od patrzących. Nawet najbardziej
zaciekłych ogarnęło istne przerażenie, kiedy patrzyli na
całą armię zebraną w jednym miejscu, wspaniałą zbroję
i karne szeregi mężów. (...) Trzeba było czterech dni, aby
Rzymianie legion po legionie pobrali swój żołd” 15.
Ale i to widowisko nie przyniosło pozytywnego dla
Rzymian efektu. Tych, którzy byli przeciwnikami wojny,
umocniło co prawda w poczuciu słuszności ich stanowiska,
ale to nie oni mieli w mieście broń i nie oni decydowali
o walce lub rokowaniach. A przywódcy powstania nie
mieli zamiaru kapitulować. Znali obyczaje rzymskie i do
skonale wiedzieli, że kapitulacja równa się niewoli, a na
stępnie śmierci w męczarniach — tak kończyli wszyscy,
którzy poddali się Rzymowi.
Tytus nie poprzestał na tym widowisku. Postanowił
jeszcze raz wykorzystać talent oratorski Józefa. Wysłał
więc go pod mury miasta, aby w języku obleganych
nakłaniał ich do poddania się. Ten człowiek był przecież
dostatecznie zdeterminowany, by z całym przekonaniem
nawoływać do czynu w jego mniemaniu pożytecznego
i chwalebnego. Miał zresztą na celu nie tylko, jak sądził,
ocalenie miasta (tutaj być może miał rację, ale była to racja
człowieka już przywykłego do niewoli), lecz także ocalenie
swoich bliskich — przecież w mieście była cała jego
rodzina z ojcem i matką na czele. W swoim wystąpieniu,
wygłaszanym z bezpiecznej odległości (a więc musiał
posługiwać się jakimś urządzeniem wzmacniającym głos
— może jakąś tubą — niestety nie podaje, co to było), tak
aby nie zostać zabitym — a cały czas był na to narażony
— przedstawiał z początku potęgę Rzymu. Mówił o naro
dach, dawniej wolnych, które pogodziły się przecież z tym,
że są poddanymi Rzymu, że pod jego „opieką” żyją
w spokoju i dobrobycie. Wskazywał też na to, że jeśli
Rzym panuje nad całym znanym światem, to jest to
15 Tamże, s. 339-340.
widomy znak, że szczęście, które zależy przecież od Boga
(może od bogów — tego wyznawcom jedynego Boga nie
mógł powiedzieć), jest po stronie Rzymu. Tłumaczył, że
jeśli dobrowolnie się poddadzą, to miasto ocaleje — w prze
ciwnym wypadku nie można liczyć na to, że Rzymianie
będą litościwi. Ostrzegał też przed najgorszym wrogiem
dla oblężonych — przed nadchodzącym nieubłaganie
głodem. Ale gdy jedyną odpowiedzią na jego słowa były
wyzwiska i pociski, pozostało mu tylko jedno — wskazanie
na przykłady z historii narodu, zaczął więc przemawiać do
pobratymców nie jak czyjś posłaniec, ale jak uczony
w Piśmie, jak rabbi, nauczyciel i kapłan. Mówił więc do
nich: „(...) czyż zapomnieliście o swoich właściwych
sojusznikach i chcecie walczyć orężem i siłą rąk z Rzymia
nami? Jakiegoż to innego nieprzyjaciela pokonaliśmy takim
sposobem? Zali Bóg, stwórca nasz, kiedykolwiek nie był
mścicielem Żydów, jeśli działa im się krzywda? Czyż nie
widzicie, jeśli obrócicie swoje oczy, z jakiego miejsca
prowadzicie walkę i jak potężnego znieważyliście sprzy
mierzeńca? Czyż nie pamiętacie, jakich czynów dokonali
z pomocą Bożą wasi ojcowie i jak potężnych nieprzyjaciół
to święte miejsce powaliło w dawniejszych czasach? (...)
toczycie walkę nie tylko z Rzymianami, ale i z samym
Bogiem”16. Przypominał im dawne wojny, opiekę i pomoc
Boga, wskazywał, że tylko wtedy (według niego) zwycię
żali, gdy postępowali zgodnie z nakazami Bożymi. Na
koniec mówił: „Cóż to sprawiło, że Rzymianie wystąpili
zbrojnie przeciwko naszemu narodowi? Czyż nie bezboż
ność mieszkańców? Kiedy to zaczęła się nasza niewola?
Czyż nie od wojny domowej przodków naszych, kiedy to
szaleństwo Arystobula i Hirkana i ich wzajemne niesnaski
sprowadziły na miasto Pompejusza, a Bóg oddał pod
władzę Rzymian tych, którzy niegodni byli wolności? I oto
16 Tamże, s. 341-342.
musieli poddać się po trzech miesiącach oblężenia, choć
nie zgrzeszyli tak ciężko przeciwko Przybytkowi i prawom,
jak wy, i mieli większe środki do prowadzenia wojny. (...)
A wy jakich to dokonujecie czynów, które Prawodawca
błogosławił, a jakich jeszcze nie popełniliście, które on
przeklął? O ile bardziej bezbożni jesteście od tych, którzy
ponieśli klęski w przeszłości! (...) Przybytek stał się
zbiornikiem wszystkiego zła i rękoma bratnimi zostało
splamione święte miejsce, któremu Rzymianie z daleka
cześć oddawali” 17.
Na koniec swej przemowy wzywał rodaków do skruchy,
bo tylko ona może wzruszyć Boga i oddalić wyrok wydany
(jego zdaniem) na miasto i na naród. I wreszcie skończył
przemowę patetycznym, acz bardzo osobistym wezwaniem:
„Wiem, że niebezpieczeństwo zawisło także nad moją
matką, żoną i wielce poważaną rodziną i z dawien dawna
znanym rodem i może wydaje się wam, że dlatego udzielam
takiej rady. Zabijcie ich więc, weźcie krew moją jako cenę
za wasze ocalenie. I ja gotów jestem oddać życie swoje,
jeśli śmierć moja przywiedzie was do opamiętania się” 18.
Ale i ta, tak patetyczna, przemowa nie odniosła skutku.
Może udało się przekonać cierpiących już coraz większy
głód mieszkańców, szczególnie biedotę, której nie stać
było na kupno żywności, może także możnych, którzy już
stracili majątek, kupując tę żywność za złoto, ale na pewno
nie tych, którzy byli gotowi na śmierć. Większa część
mieszkańców, a na pewno wszyscy bojownicy, była zdecy
dowana walczyć.
W trakcie oblężenia Jerozolimy dochodziło także do
przypadków ukrzyżowań złapanych w różnych okolicznoś
ciach Żydów. Według Flawiusza, Tytus sam nie zlecał tego
rodzaju działań, ale skoro już się zdarzały, wykorzystywał
je w celu propagandowym. Jakie były okoliczności tych
17 Tamże, s. 343-344.
18 Tamże, s. 345.
kaźni, jaki był ich cel i skąd brano ludzi na ofiary? Na to
pytanie należy odpowiedzieć od końca. Z powodu panują
cego w mieście głodu część jego mieszkańców (a także
i bojowników), wykorzystując nieuwagę straży (zarówno
powstańczych, jak i rzymskich), wymykała się nocami
poza mury w poszukiwaniu pożywienia. Wykryci przez
Rzymian, bronili się (chyba więc Flawiusz nie mówi tutaj
prawdy — po co zwykli mieszkańcy, w dodatku przeciw
nicy powstańców, zabierali ze sobą broń na wyprawę po
żywność?), a ujęci w niewolę nie błagali o litość. Oto co
z nimi czyniono: „Tedy chłostano ich i poddawano przed
śmiercią różnym torturom, a w końcu rozpinano na krzyżu
na wprost muru. Tytus ubolewał nad ich losem — codzien
nie chwytano takich pięćset, a niekiedy i więcej — lecz
z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że nie byłoby rzeczą
bezpieczną puszczać wolno pojmanych (...). Lecz jeśli nie
zabronił przybijania do krzyża, to przede wszystkim dlatego,
iż spodziewał się, że widok ten może skłonić Żydów do
poddania się (...). Zionąc złością i nienawiścią żołnierze
nawet dla zabawy przybijali pochwyconych do krzyża
w różnych położeniach, a było ich tak wielu, że miejsca
brakowało na krzyże, a krzyżów dla rozpinania ciał”19.
W świetle tego tekstu trudno uwierzyć w łaskawość
i łagodność rzymskiego wodza. Raczej, biorąc pod uwagę
zakładany efekt propagandowy, Tytus nie to, że nie
pochwalał tego „zwyczaju”, ale raczej, ze względu na siłę
oddziaływania tak drastycznej kaźni, w pełni go popierał.
I znów nie udało się Rzymianom osiągnąć zamierzonego
efektu. Powstańcy, a szczególnie ich przywódcy, pokazywali
mieszkańcom tę kaźń, mówiąc im, że nie ma co liczyć na
łaskawość Rzymian. Tutaj nawet sam Flawiusz, przed
stawiając tę według niego perfidną postawę powstańców,
sam wpada w pułapkę: „a przy tym wmawiali w nich,
19 Tamże, s. 348.
że pojmani byli błagalnikami, a nie jeńcami wojennymi”20.
Rodzi się więc w tym miejscu pytanie, czy autor pisał
prawdę w tym wierszu, czy też w poprzednich (tam
stwierdzał przecież, że nie byli to powstańcy, tylko
mieszkańcy wyprawiający się za miasto w poszukiwaniu
pożywienia).
Kolejne działanie propagandowe Tytusa (dzisiaj na
zwalibyśmy je na pewno zbrodnią wojenną) to zapożyczony
od Juliusza Cezara (który zastosował to w stosunku do
mężczyzn jednego z plemion galijskich w czasie wojny
w Galii) pomysł z obcinaniem rąk — zarówno Żydom
ujętym w walce, jak i tym, którzy deklarowali przyjaźń dla
Rzymian — i odsyłanie tak okaleczonych do miasta w celu
zastraszania obrońców ich wyglądem. Ale to wszystko
wywoływało odwrotny skutek — u powstańców budziło to
tylko wolę walki do końca, a wśród mieszkańców obojęt
ność — dochodzili bowiem do wniosku, że nie jest ważne,
czy miasto się podda, czy też zostanie zdobyte — ich los
był już i tak przesądzony; w najlepszym przypadku czekała
ich niewola, w gorszym — śmierć (choć pozostaje otwarte
pytanie, co właściwie było gorsze, a co lepsze).
W końcu wskutek ciągłego ponawiania prób „przemó
wienia do rozsądku” powstańcom Józef odniósł poważną
ranę. Z opresji uratowali go Rzymianie, co było dla
powstańców kolejnym dowodem, że jest on zdrajcą 21.
Przedostatnim przedsięwzięciem oddziałującym na psy
chikę, na instynkty, była akcja przeprowadzona już w niemal
końcowym etapie bitwy o Jerozolimę. Wtedy gdy obrońcy
zostali zepchnięci do obszaru ograniczonego pierwszym
murem i do obszaru świątyni, a sytuacja bojowa nie
pozwalała już nawet na spełnianie w niej tak zwanych ofiar
nieustających, Józef Flawiusz wystąpił po raz ostatni
z apelem do Jana z Gischali, tłumacząc słowa Tytusa, „że
20 Tamże.
21 Tamże, s. 355.
jeśli owładnęła nim taka wściekła żądza walki, to może
swobodnie wyjść i stanąć do boju zabierając tylu ludzi, ilu
zechce, a nie pociągać za sobą w przepaść zagłady miasta
i Przybytku i przestać kalać święte miejsce i obrażać
Boga”. Kiedy Jan odpowiedział mu, że miasto nigdy nie
zginie i nie zostanie zdobyte ani zniszczone, gdyż jest pod
opieką Boga i należy do Niego (podziwiać należy głęboką
wiarę w opiekę Boską w chwili, gdy miasto stopniowo
dostawało się w ręce wroga — cóż, być może Jan wierzył
w to, że Mesjasz właśnie nadchodzi), Józef odparł: „Zaiste,
czystym je ustrzegłeś dla Boga i Przybytek także pozostaje
nieskalany! I Tego, w którym spodziewasz się mieć
sprzymierzeńca, niczym nie znieważyłeś, ale otrzymuje on
zwyczajem przepisane ofiary!”, a na koniec przedstawił
Janowi i jego żołnierzom ostatnią rzymską propozycję:
„mogę dać ci też porękę, że Rzymianie wszystko ci
przebaczą (czyżby? — z mandatu udzielonego Józefowi na
tę przemowę nic takiego nie wynikało). Pomnij także na to,
że ja napominam cię jako twój rodak i jako Żyd czynię ci
tę obietnicę. (...) daję ci radę na przekór przeznaczeniu
i gwałtem usiłuję ocalić tych, których już Bóg potępił. Któż
nie zna (...) przepowiedni (...) o tym nieszczęsnym mieście
(...) że zdobycie jego nastąpi wtedy, kiedy znajdzie się taki,
który zacznie przelewać bratnią krew. A czyż miasto i cała
świątynia nie są zasłane trupami? Zaiste, Bóg tedy sam
z Rzymianami sprowadza ogień, aby ją oczyścić, i wtrąca
miasto pogrążone w tak wielkich zbrodniach w otchłań
zagłady” 22.
Ten apel Józefa do rodaków nie spotkał się z pozytywnym
odzewem w szeregach powstańców. Spowodował jednak
opuszczenie miasta przez dużą grupę przedstawicieli kasty
kapłanów (w tym dwu arcykapłanów — Józefa i Jezusa)
oraz wielu innych ludzi wywodzących się z grona bogaczy
25 Tamże, s. 350.
Było to przedsięwzięcie gigantyczne, obliczane na miesiące,
a dokonano go, według Flawiusza, w ciągu trzech dni
— taki zapał (a może nienawiść do oblężonych i chęć
umorzenia ich głodem) ogarnął wojsko26. Drewno do
budowy strażnic i wałów oraz nowych machin sprowadzano
z odległości ponad dziewięćdziesięciu stadiów (ponad
szesnaście kilometrów). Flawiusz nie pozostawił nam opisu
ani muru, ani strażnic, niemniej jednak nie mógł to być
mur kamienny, tylko wał podobny do tego, jakim ponad sto
lat przedtem Cezar otoczył stolicę zbuntowanych Galów
— Alezję. Był to zatem prawdopodobnie wał z drewna
(ostrokół, z oczywistych powodów zbudowany z dość
rzadko rozstawionych palów) na podbudowie z usypanej
ziemi, o szerokości u szczytu umożliwiającej swobodne
poruszanie się straży, być może zabezpieczony na przedpolu
różnorodnymi przeszkodami 27.
Okrążone miasto zostało pozbawione złudzeń — do tej
pory brakowało co prawda żywności, ale dzięki sprytowi
i pomysłowości oraz z pewnym (ale opłacalnym, gdyż
żywność była droga) ryzykiem, można ją było zdobyć. Nie
wszyscy bowiem, którzy wyprawiali się po żywność,
wpadali w ręce Rzymian lub ich sprzymierzeńców i trafiali
na krzyże (była mowa o tym wyżej). Teraz ta ostatnia
nadzieja zdobycia pożywienia rozwiała się. Według Fla
wiusza „głód coraz silniej zaciskał swoje szpony, pożerając
lud całymi domami i rodzinami. Na dachach pełno było
wychudłych niewiast i dzieci, a na ulicach zwłok starców.
Opuchli z głodu chłopcy i młodzieńcy snuli się jak widma
po placach i padali, gdzie kogo śmierć zastała. (...) ludzie
nie mieli dość sił, aby pochować krewnych (...). Nikt nie
30 Tamże, s. 356.
31 Tamże, s. 376-377.
32 Tamże, s. 357.
rzeczy zależy całkowicie od aktualnej sytuacji, od aktual
nego położenia (materialnego, politycznego, zależności
osobistej od innych osób).
O skali głodu może świadczyć zeznanie (opowieść?)
zbiegłego (złapanego uciekiniera z miasta?) byłego urzęd
nika miejskiego w Jerozolimie, Manneusza. On to przekazał,
„że przez jedną bramę, przy której jemu straż powierzono,
wyniesiono sto piętnaście tysięcy osiemset osiemdziesiąt
nieboszczyków (...). W tej ogromnej liczbie mieściła się
sama biedota. (...) Innych chowali krewni, a pogrzeb
sprowadzał się po prostu do wyniesienia zwłok i wyrzucenia
ich poza miasto”33. Podobne dane podawali inni uciekinierzy
z miasta. Według nich, wyniesiono (wyrzucono) poza mury
około sześciuset tysięcy zwłok biedoty; nie liczono dokład
nie, ile zmarło osób spośród elit. Zresztą i te liczby nie były
zbyt dokładne — według niektórych relacji po pewnym
czasie z powodu ogólnego osłabienia biedaków (a to
przecież oni wynosili zwłoki na tragach) zaprzestano
w niektórych częściach miasta wynoszenia zwłok. Wy
szukiwano odpowiednio duży i pusty dom i tam składowano
ciała, a wejścia do domu zamykano (zamurowywano?) 34.
33 Tamże, s. 357.
34 Tamże.
UPADEK JEROZOLIMY
1 Tamże, s. 362-363.
razem na swoich podwładnych. W wygłoszonej przemowie
powiedział im między innymi: „Towarzysze bojów! Za
grzewać do czynów, które nie grożą żadnymi niebez
pieczeństwami, jest po prostu obelgą dla tych, których się
zagrzewa (...). Zachęcać potrzeba (...) tylko wtedy, kiedy
chodzi o przedsięwzięcia związane z ryzykiem, gdyż
wszystkie inne powinno się podejmować z własnej chęci.
(...) otwarcie wam mówię, że wdarcie się na ten mur jest
nie byle jakim zadaniem. (...) Więc przede wszystkim do
czynu niechaj pobudzi was to, co innych może odstraszać
— wytrwałość i mężne znoszenie niepowodzeń przez
Żydów. Byłoby hańbą dla Rzymian i to moich żołnierzy,
którzy w czasie pokoju uczą się sztuki wojowania, a na
wojnie przywykli do zwyciężania, żeby dali się Żydom
przewyższyć krzepkością swoją czy odwagą i to w chwili,
kiedy już wyłania się świt zwycięstwa, a Bóg stoi po naszej
stronie (jakże często w historii strona atakująca używała
tego określenia, że wspomnimy tylko niemieckie zawołanie
z lat drugiej wojny światowej „Gott mit uns” — dopisek
mój). Albowiem naszym niepowodzeniom winna jest de
speracja Żydów, natomiast do pomnażania ich cierpień
przyczyniają się zarówno nasze dzielne czyny, jak i współ
działanie Boże. Bo wojna domowa, głód, oblężenie, runięcie
muru bez udziału machin — czymże to jest innym, jak nie
wyrazem zagniewania Boga na nich i wsparcia dla nas?
(...) Czyż to nie hańba, że Żydzi, dla których poniesienie
klęski nie jest wielkim wstydem, ponieważ nauczyli się żyć
w niewoli, gardzą śmiercią, aby już więcej tego losu nie
zaznawać (...) wy natomiast, którzy jesteście panami niemal
całej ziemi i morza (...) nie ważycie się choćby raz mocno
uderzyć na nieprzyjaciół, lecz czekacie, aż zmoże ich głód
i los i siedzicie bezczynnie mając taki oręż (...) gdy przy
niewielkim ryzyku możecie wszystko doprowadzić do
szczęśliwego końca? (...) Jakiż bowiem mąż dzielny nie
wie, że dusze wyzwolone z ciał na polu bitwy ostrzem
żelaza przyjmuje z całą gościnnością najczystszy z elemen
tów, eter, i unosi do gwiazd, aby one potem jako dobre
duchy i przyjaźni herosi ukazywały się swoim potomkom
(...). Jeśli odważnie i w większej liczbie ruszycie do czynu
(...) wasze zdecydowane działanie rychło złamie ducha
nieprzyjaciół. (...) A jeśli chodzi o tego, który pierwszy
wyruszy, to czułbym się wielce zawstydzonym, gdybym
nagrodami nie uczynił go godnym zazdrości. Jeśli pozo
stanie przy życiu, będzie dowodził swoimi obecnymi
towarzyszami. Ale i tym, którzy padną, towarzyszyć będzie
godna zazdrości nagroda za dzielność” 2.
Taka zachęta ze strony wodza nie pozostała bez echa
— znalazł się żołnierz, który ruszył do ataku, a za nim
ruszyła natychmiast, co prawda niewielka liczebnie, grupa
żołnierzy. Dlatego też początkowo przedsięwzięcie nie
przyniosło sukcesu. Odważny wojownik (Sabinus z Syrii)
padł w walce, a z nim jeszcze trzech innych, a kilku, którzy
zostali ranni, udało się Rzymianom unieść z pola walki 3.
Atak na Antonię powiódł się dopiero w dwa dni po tym
straceńczym ataku. Niewielka grupa legionistów nocą wdarła
się do zamku i, wywoławszy panikę wśród obrońców,
opanowała go. Za nimi poszła prawie cała armia. Rzymianie
wdarli się do podziemnego przejścia prowadzącego z zamku
do Przybytku (świątyni), lecz walka w ciasnym tunelu nie
przyniosła oczekiwanego przez nich skutku — Żydom udało
się wyprzeć ich z dziedzińca świątyni i w ten sposób
ograniczyć efekty szturmu tylko do samej Antonii.
Kilkugodzinna walka obfitowała w pokazy prawdziwego
poświęcenia, odwagi i brawury. Wśród Rzymian na miano
8 Tamże, s. 374-375.
budowli i użytego budulca, musieli działać rozważniej,
unikać nieprzemyślanych ataków pozbawionych wystar
czającego wsparcia i rozpoznania pola walki — a tak
właśnie nie zrobili w opisanym wyżej wypadku. Dla
Rzymian była więc to bolesna, ale cenna nauczka. Przy
stąpiono do starannego przygotowania ataku.
11 Tamże, s. 379.
los naznaczony dziesiąty dzień miesiąca Loos, dzień,
w którym już kiedyś obrócił go w popiół król babiloński.
Lecz tym razem ogarnęły go płomienie z przyczyny i winy
samych Żydów” 12.
Rzymianie odparli szaleńczy atak Żydów i w pościgu za
powstańcami dotarli do właściwej budowli Przybytku.
Nieznany z imienia legionista wrzucił płonącą żagiew do
pomieszczeń. We wnętrzu świątyni, z powodu nagroma
dzenia tam łatwo palnych przedmiotów (drewniane obicia
ścian, olbrzymie draperie z drogocennych płócien itp.),
ogień rozprzestrzenił się natychmiast.
Przerażeni powstańcy zaprzestali walki i próbowali ugasić
ogień. Ale nie było to możliwe — Rzymianie, nie zwracając
na to uwagi, mordowali tych, którzy porzuciwszy broń
zajęli się walką z pożarem. Według Flawiusza rzymski
wódz natychmiast przybył na miejsce pożaru, i próbował
powstrzymać swoich żołnierzy. Na ile ta hipotetyczna
interwencja była skuteczna, świadczy relacja Józefa: „Kiedy
pewien żołnierz przybiegł z tą wiadomością do Tytusa, ten
właśnie odpoczywał (...) i zerwawszy się z miejsca pobiegł
(...) do Przybytku, aby powstrzymać pożar. (...) Cezar tedy
i głosem, i ręką dawał znak żołnierzom, aby gasili ogień,
lecz oni ani nie słyszeli jego wołania, gdyż uszy mieli
pełne nieopisanego wrzasku, ani na znaki dawane ręką nie
zwracali uwagi, jako że jednych zupełnie pochłonęła walka,
drugich zaś zaślepił gniew (a może legioniści przypuszczali,
że wódz nakazuje im dalej walczyć, przecież nie przekazano
żołnierzom polecenia oszczędzania świątyni). Zapalczywo-
ści nadbiegających żołnierzy legionów nie można było
pohamować ani napominaniem, ani groźbą, lecz wszystkich
zupełnie ogarnęła wściekłość (...) wielu ginęło tratując
jedni drugich, a niemało też podzieliło los pokonanych
nieprzyjaciół, gdy wpadali na żarzące się jeszcze i dymiące
12 Tamże, s. 380.
zwaliska krużganków. A skoro zbliżyli się do Przybytku,
udawali, że w ogóle nie słyszą rozkazów Cezara, i jeszcze
wzywali towarzyszy przed sobą, aby wrzucili głownie do
wnętrza. Powstańcy ze swej strony nie mieli już żadnej
możliwości śpieszyć na ratunek — wszędzie była tylko
rzeź albo ucieczka. Przeważnie ofiarą padali słabi i nie
uzbrojeni mieszkańcy z ludu, których zabijano, gdzie kogo
dopadnięto. Wokół ołtarza gromadziły się stosy trupów,
a po schodach Przybytku krew płynęła strumieniem i ciała
pomordowanych na górze osuwały się w dół” 13.
Jedną z przyczyn takiego olbrzymiego zapału w walce
była na pewno żądza rabunku. Wśród żołnierzy krążyły
opowieści o nagromadzonych w świątyni bogactwach,
a o ich prawdziwości mogły świadczyć widoczne na
zewnątrz kapiące złotem i srebrem bramy, mury i inne
widoki nasuwające myśli o tym, co być może jest ukryte
we wnętrzu.
Gdyby jednak zostały wydane stosowne rozkazy, to
świątynia mogłaby ocaleć. Przecież Żydzi w momencie
wybuchu pożaru zaprzestali walki, porzucili broń i przy
stąpili do gaszenia — a więc nie weszli do Przybytku, by
walczyć. Tym samym spełnili warunek, jaki założyli
Rzymianie (o ile rzeczywiście taki warunek został ustalony),
aby świątyni nie niszczyć. Żaden z rzymskich dowódców
nie powstrzymywał swoich podwładnych, toteż mordowano
wszystkich, którzy znaleźli się w obrębie murów świątyn
nych, nie zwracając uwagi na wiek i płeć ani na to, czy
ktoś stawiał jakikolwiek opór, czy też błagał o litość.
Z uwagi na to, że wzgórze świątynne wznosiło się
wysoko ponad miasto, pożar był widoczny w całej Jerozo
limie i okolicy. Mieszkańcy widzieli więc, co ich czeka,
gdy upadnie reszta miasta. Widzieli też, że Rzymianie nie
oszczędzają nawet kapłanów i innych przedstawicieli wyż
13 Tamże, s. 380-381.
szych warstw. Z terenu świątyni wyrwała się tylko niewielka
grupa powstańców, której udało się wykorzystać zamiesza
nie, jakie powstało w wyniku tego, że Rzymianie przystąpili
do systematycznego podpalania pozostałych budowli i ich
rabowania.
W szale zniszczenia poszło z dymem wszystko, nawet
skarbiec świątynny, w którym oprócz złota (zarówno
kruszcu, jak i monet) i innych kosztowności przechowywano
także drogocenne tkaniny, szaty ceremonialne obszyte
złotem, a ponadto także mienie najbogatszych mieszkańców.
Nie oszczędzono także sześciotysięcznej grupy kobiet,
dzieci i biedoty, która schroniła się w świątyni, licząc na
spełnienie się przepowiedni jakiegoś proroka, głoszącego
ocalenie tych, którzy oddadzą się pod opiekę Bogu w jego
Przybytku. Tych ludzi spotkała śmierć najstraszniejsza
— Rzymianie podpalili krużganek, w którym się oni
schronili, i wszyscy zginęli od ognia.
Flawiusz, choć w momencie zniszczenia świątyni stronnik
Rzymian, był przecież nadal głęboko wierzącym Żydem
i w swojej refleksji nad zniszczeniem tego, co było wtedy
najcenniejsze dla wyznawców religii mojżeszowej, stwier
dził: „Trudno nie zapłakać gorzko nad losem dzieła, które
było ze wszystkich, jakie kiedykolwiek poznaliśmy, czy
to na własne oczy, czy też ze słyszenia, najwspanialsze
tak pod względem budowy, rozmiarów i bogactwa w każ
dym szczególe, jak i rozgłosu, jakim się cieszyły te
święte miejsca. Jednak największą pociechę można znaleźć
w tym, że przed wyrokiem losu nie ujdą również dzieła
sztuki i miejsca tak samo jak istoty żywe. Można też
podziwiać widoczną w jego zrządzeniu dokładność obiegu
czasów, bo, jako rzekłem, wyznaczył on na spalenie
Przybytku ten sam miesiąc i dzień, w którym poprzednio
puścili go z dymem Babilończycy. Od samego jego
założenia, które było dziełem króla Salomona, aż do
obecnego zburzenia, które przypadło na drugi rok rządów
Wespazjana, upłynęło tysiąc sto trzydzieści lat, siedem
miesięcy i piętnaście dni, a od późniejszej odbudowy,
której dokonał Haggai w drugim roku panowania Cyrusa,
do zdobycia go za Wespazjana — sześćset trzydzieści
dziewięć lat i c zterdzieści pięć dni” 14.
W tym miejscu można tylko dodać, że Przybytku już nigdy
nie odbudowano, początkowo dlatego, że nie miał tego kto
uczynić, a w XX wieku, gdy na nowo powstało państwo
Izrael, wznoszenie takiej budowli mijało się już z celem. Stąd
do dziś stoi tylko część muru, nazwana Ścianą Płaczu.
Rzymianie uczcili zdobycie i zniszczenie świątyni wniesie
niem godeł legionowych na plac świątynny, gdzie złożyli
ofiary swoim bogom i obwołali Tytusa imperatorem (nie był
to tytuł władcy — takie miano nadawano w Rzymie jeszcze
w czasach republikańskich zwycięskim wodzom; ale było to
także jedno ze zwyczajowo używanych określeń władcy). Ale
do pełni zwycięstwa brakowało w samej świątyni jeszcze
jednego. Na jednym z odcinków murów broniła się maleńka
garstka kapłanów (kłóci się to z przekazami Flawiusza, który
powtarza niejednokrotnie, że kasta kapłańska nie popierała
powstania). Jednak i ten opór nie mógł trwać wiecznie. Po
pięciu dniach od zdobycia Przybytku kapłani, osłabieni
głodem i pragnieniem, zeszli na dziedziniec i prosili o łaskę.
Ale Tytus, przed którego ich przyprowadzono, „oświadczył
im, że czas łaski dla nich już minął, a także przeminęło to, co
mogło usprawiedliwiać pozostawienie ich przy życiu (skoro
nie ma świątyni, niepotrzebni są też kapłani — taka była
wymowa jego słów — uwaga moja), i że zresztą godzi się,
aby kapłani ginęli razem z Przybytkiem. Przeto kazał owych
mężów ukarać śmiercią”15. Tak wyglądała jego łaskawość,
i tego mogli się spodziewać inni obrońcy miasta.
O skali bogactw, które legioniści zagarnęli po zdobyciu
Przybytku, może świadczyć przejściowy spadek ceny złota
14 Tamże, s. 381-382.
15 Tamże, s. 386.
w Syrii, gdzie legioniści kupowali za nie różne dobra. Cena
ta wynosiła połowę tego, co płacono przedtem (można się
tylko domyślać, jaka to była ilość złota, skoro cena spadła
o pięćdziesiąt procent).
16 Tamże, s. 388.
Takiej łaski, która oznaczała śmierć dla przywódców,
a niewolę dla bojowników i mieszkańców miasta, powstańcy
nie mogli przyjąć. Mając jeszcze jakąś nadzieję, poprosili
o to, by mogli wyjść w zwartej grupie z miasta, wraz
z dziećmi i żonami, i udać się na pustynię; miasto zgadzali
się pozostawić na łaskę Rzymian. Tytus, który czuł się już
zwycięzcą, nie przystał na to i zagroził, że od tej chwili
nikt nie będzie oszczędzony, że do wszystkich zastosowane
zostanie prawo wojny, a w tamtych czasach było ono
okrutne — zwycięzca mógł uczynić, co chciał z pokonanymi
i z ich krajem. Tak też Rzymianie postąpili, gdy o łaskę
poprosili walczący po stronie powstańców synowie i bracia
władcy Adiabeny (niewielkie państwo na północ od Eufratu,
którego władcy przeszli na judaizm), króla Izatesa — stali
się oni najpierw jeńcami, a potem zakładnikami gwaran
tującymi wierność swego kraju Rzymowi (ich dalsze losy
nie są opisane).
Odmowa poddania się spowodowała wydanie przez rzym
skiego wodza pozwolenia żołnierzom na podpalenie i spląd
rowanie miasta, na postępowanie z jego mieszkańcami, jak
tylko będą chcieli. Faktycznie było to pozwolenie na wymor
dowanie wszystkich mieszkańców i zburzenie miasta aż do
fundamentów, i tak też zostało zrozumiane przez legionistów
i sojuszników Rzymian. Następnego dnia po rozmowach
Rzymianie rozpoczęli palenie Jerozolimy, zaczynając od
Dolnego Miasta. Ponownie płonęło archiwum, podpalono
domy i pałace w dzielnicach zwanych Oflas i Akra.
W mieście zapanowała panika, mieszkańcy próbowali
ucieczki, ale było to skazane na niepowodzenie. Początkowo
Rzymianie mordowali wszystkich, których ujęto na zajętym
przez nich terenie, po pewnym jednak czasie zmienili
swoje postępowanie i tych, którzy nie byli uzbrojeni (a za
broń uznawano nawet noże kuchenne), sprzedawali kupcom
przybyłym z Syrii. Cena niewolnika z uwagi na dużą
„podaż” była bardzo niska. Nie liczono sprzedanych
w niewolę, ale Flawiusz podaje, że była to liczba nie
zmierzona. Nie sprzedawano tylko obywateli miasta — tych
podobno Tytus kazał puszczać wolno (ciekawe na ile
prostym legionistom chciało się dokonywać selekcji) i we
dług Flawiusza w ten sposób ocalało czterdzieści tysięcy
ludzi. Były też i inne przyczyny decydujące o tym, czy
można darować komuś życie. Na uwagę zasługują dwa
takie przypadki opisane przez Flawiusza: „wyszedł także
jeden z kapłanów (...) imieniem Jezus, otrzymawszy pod
przysięgą od Cezara przyrzeczenie łaski, jeśli wyda niektóre
ze świętych skarbów. Tedy dostarczył on wyjęte z muru
Przybytku dwa świeczniki, podobne do tych, które znaj
dowały się w jego wnętrzu, stoły, mieszalniki i misy
wszystkie szczerozłote i masywne. Przekazał także zasłony
i szaty arcykapłanów wraz z drogocennymi kamieniami
i wiele innych przedmiotów używanych przy spełnianiu
obrzędów świętych. Pochwycono jeszcze i skarbnika świą
tyni imieniem Fineasz, który wskazał pasy i szaty noszone
przez kapłanów, moc purpury i szkarłatu (...) i do tego
jeszcze sporo cynamonu, kasji i mnóstwa korzeni (...).
Nadto oddał wiele innych kosztowności i niemało świętych
ozdób, co wyjednało mu przebaczenie na równi ze zbiegami,
chociaż wzięto go do niewoli siłą”17. Okazało się, że
rzymska łaska i sprawiedliwość chodzą różnymi drogami
— od śmierci można się było wykupić (oczywiście po
bardzo wysokiej cenie), i to nawet wtedy, gdy było się
bojownikiem.
Nieprzejednani wojownicy żydowscy po fiasku rokowań
przygotowywali się tymczasem do ostatecznej walki.
Siły powstańcze skupiły się w Górnym Mieście, zajmując
między innymi zamek Heroda Wielkiego. Ich pozycje
z jednej strony chronił mur miejski (od zachodu), a od
Dolnego Miasta (które już się paliło) — stromy stok
17 Tamże, s. 399.
góry, na której było zbudowane całe Górne Miasto. Była to
pozycja dość trudna do zdobycia, dlatego też Rzymianie
byli zmuszeni ponownie budować wały (tak błędnie
nazywa je Flawiusz lub tłumacz jego dzieła — naprawdę
były to rampy). Były to ciężkie prace, gdyż z powodu
braku budulca (w promieniu ponad stu stadiów, czyli około
dwudziestu kilometrów, nie było już ani jednego drzewka)
musiano najpierw rozbierać takie same budowle, wznoszo
ne uprzednio w innych miejscach i już tam niepotrzebne.
Dlatego też prace te trwały aż osiemnaście dni. Gdy już
budowle stanęły, Rzymianie podprowadzili po nich machi
ny oblężnicze. Na nowo rozgorzała walka. Ale siły
powstańców były już nadwątlone i nie byli oni w stanie
stawiać długo oporu.
Część powstańców, niewierząca już w ocalenie, schroniła
się w podziemnych tunelach i przejściach, których było
w Górnym Mieście bardzo dużo i które dawały (w więk
szości złudne) szanse na uratowanie się. Pozostali, którzy
walczyli na murach, po dokonaniu przez tarany wyłomów
częścią rzucili się do ucieczki, częścią wycofali się do
doliny wokół sadzawki Siloe. Nie obsadzono i nie broniono
potężnych wież, które same w sobie były jakby twierdzami
i można było się w nich bronić aż do wyczerpania (co
prawda małych) zapasów żywności — były bowiem nie do
obalenia. Tam, po ochłonięciu ze strachu, powstańcy
podjęli ostatnią próbę przebicia się przez zbudowany
przez Rzymian mur wokół części Jerozolimy. Pokonani
w tej walce, rozproszyli się po całym mieście w po
szukiwaniu schronienia.
Tymczasem Rzymianie, zaskoczeni tym, że nie było już
z kim walczyć, że zwycięstwo przyszło im tak łatwo, nie
powstrzymali swej żądzy zabijania. Nie mając przed sobą
przeciwnika, a zarazem wiedząc, że wolno im robić
w zdobytym mieście, co zechcą, ruszyli w poszukiwaniu
ofiar. W wąskich uliczkach miasta mordowano każdego,
kogo tylko napotkano, zamknięte domy, w których schronili
się ludzie, podpalano wraz z tymi, którzy tam byli. Według
Flawiusza zamordowano tak dużo ludzi, że strumienie
płynącej po ulicach krwi ugasiły w wielu miejscach pożary.
Ta niczym niepohamowana rzeź trwała cały dzień, a pożar
szalał przez całą noc i cały następny dzień 18.
Następnego dnia, po opadnięciu fali ognia, Tytus zwiedził
tę część miasta, w której można było się już bezpiecznie
poruszać, a przede wszystkim dokładnie obejrzał wieże,
których w wyniku błędu powstańców nie trzeba było
zdobywać. Tam to powiedział: „Zaiste, z pomocą Bożą
walczyliśmy i Bóg usunął Żydów z tych warowni, bo cóż
znaczą ludzkie ręce i machiny na takie wieże” 19.
Nakazał też — późno, bo późno, ale zawsze — zaprzestać
mordowania ujawniających się mieszkańców (zakaz nie
dotyczy! ujętych z bronią w ręku lub w inny sposób
stawiających opór). Ale żołnierze mieli swój rachunek.
Wybijano nie tylko tych, których było można, lecz także
tych, którzy byli bezwartościowi jako towar — starców,
kaleki, słabych, kobiety w ciąży. Śmierci natychmiastowej
(bo nie w ogóle) uniknęli tylko ci, którzy byli w sile wieku
i zdolni do pracy. Tych zgromadzono na dziedzińcu spalonej
świątyni, gdzie dokonano swoistej selekcji.
Ujawnionych (prawdziwych lub pomówionych o to)
powstańców wymordowano, a pozostałych podzielono na
kilka kategorii: młodych, a zarazem silnych i pięknych
zachowano do przyszłego orszaku triumfalnego (co fak
tycznie tylko odwlekało śmierć), część młodych (mających
więcej niż siedemnaście lat) wysłano do Aleksandrii do
robót na bagnach, a resztę przeznaczono na igrzyska (mieli
ku uciesze gawiedzi ginąć zamiast gladiatorów na arenach
w różnych miastach — zarówno od mieczy, jak i jako
18 Tamże, s. 392.
19 Tamże, s. 393. Znowu Flawiusz wkłada w usta Rzymianina słowa o jednym Bogu.
ofiary dzikich zwierząt). Tak to wyglądała łaska rzymska.
Trochę więcej szczęścia mieli najmłodsi — tych, którzy
nie ukończyli jeszcze siedemnastu lat, sprzedano w niewolę
(przynajmniej przeżyli).
Ale nim dokonano tej selekcji, zmarło z głodu jedenaście
tysięcy więźniów (strażnicy często celowo nie dawali im
pożywienia, były też przypadki odmowy przyjmowania
jedzenia). Według Flawiusza do niewoli wzięto ogółem
dziewięćdziesiąt siedem tysięcy ludzi, a w trakcie całego
oblężenia zginęło milion sto tysięcy (wszyscy byli Żydami,
z tym, że część nie była mieszkańcami miasta, a jedynie
czasowymi przybyszami, którym wybuch wojny uniemoż
liwił powrót w rodzinne strony)20. U Tacyta spotykamy
tylko jedną informację dotyczącą liczby ludzi w Jerozolimie:
„Liczba oblężonych wszelkiego wieku, płci męskiej i żeń
skiej, wynosiła — jak słyszymy — sześćset tysięcy; broń
mieli wszyscy, którzy ją udźwignąć zdołali, a ważyło się
na to, w stosunku do ogólnej liczby, za wielu”21. Z powyż
szego wynika, że Tacyt szacuje — na pewno na podstawie
informacji uzyskanych od świadków wojny (gdy pisał
swoje dzieło, żyli jeszcze jej uczestnicy) — liczbę miesz
kańców na dużo mniejszą niż Flawiusz. Możemy jednak
przyjąć liczbę oblężonych za Flawiuszem — chyba on
miałby więcej powodów do obniżenia liczby poległych
w mieście (każdy poległy w jakiś sposób obciążał konto
Tytusa, a tego na pewno nie chciał Flawiusz, który
starał się przecież jak najkorzystniej przedstawić swego
protektora).
Zdobycie Jerozolimy przez Tytusa nie było pierwszym
takim przypadkiem w jej dziejach. Podbijana była pię
ciokrotnie, ale tylko raz zburzona (uczynili to tylko
Babilończycy). Była stolicą Żydów od czasów króla
Dawida. Mimo zmiennych losów od czasów tego króla
20 Tamże, s. 393-394.
21 T a c y t , dz. cyt., s. 290.
aż do dnia, w którym zdobył ją Tytus, minęło tysiąc sto
siedemdziesiąt siedem lat (o ileż dłużej istniała niż Rzym,
i nie potrzebowała dla uzasadnienia swego znaczenia
żadnej legendy o wilczycy karmiącej bliźnięta; a przecież
Dawid nie był jej budowniczym — istniała już na długo
przed nim). Została tymczasem opanowana i potraktowana
jak jakiś nędzny, drewniany gródek jakiegoś barbarzyńs
kiego książątka.
Flawiusz datuje zdobycie i następnie zniszczenie Jerozo
limy na drugi rok panowania Wespazjana, czyli — licząc
według kalendarza obowiązującego do dziś — wydarzenie
to miało miejsce jesienią 70 roku naszej ery.
RZYMIANIE TRIUMFUJĄ
1 F l a w i u s z , Wojna..., s. 400.
i za to, że to z ich szeregów wyszedł nowy cesarz, że to
oni umożliwili spełnienie się przepowiedni głoszącej, że
Wespazjan będzie władcą „całego świata”. Po mowie
pochwalnej przystąpiono do nagradzania. Tak ceremonię
opisał Flawiusz: „Przeto natychmiast rozkazał (...) dowód
com odczytać nazwiska wszystkich, którzy w wojnie
odznaczyli się jakimś świetnym czynem. Wywołując każ
dego po imieniu udzielał podchodzącym pochwał (...) oraz
wkładał im złote wieńce, wręczał złote naszyjniki, jako też
małe włócznie ze złota i godła sporządzone ze srebra
i każdego przenosił na wyższe stanowisko. Nadto rozdzielił
między nich srebro, złoto i szaty pochodzące z łupów
wojennych i szczodrą część innych zdobyczy. Kiedy już
wszyscy zostali wynagrodzeni według tego, jak sam ocenił
zasługi każdego, modlił się o błogosławieństwo dla całego
wojska i (...) wśród burzliwych owacji przystąpił do
składania ofiar dziękczynnych za zwycięstwo” 2.
Woły przeznaczone na ofiarę zostały rozdane wszystkim
żołnierzom na ucztę (musiało ich być bardzo dużo — w ten
sposób trwało nadal ogałacanie Judei z dobytku — w tym
przypadku z żywności). Ta triumfalna uczta zwycięzców,
urządzona obok zniszczonego miasta, obok niepogrzebanych
we właściwy sposób zwłok obrońców, trwała trzy dni. Dla
Tytusa dzień zwycięstwa nad Jerozolimą był także świętem
prywatnym — tak o tym pisze historyk: „w ostatecznym
szturmie na mury Jerozolimy zabił dwunastu obrońców
tylomaż strzałami i zdobył to miasto w rocznicę urodzin
swej córki, wśród radości i uwielbienia żołnierzy” 3.
Po uczcie, doszedłszy do wniosku, że nie ma już potrzeby
pozostawiania w Judei tak dużych wojsk, Tytus dokonał
ich podziału, wskazując im zarazem nowe (często po
prostu dotychczasowe) miejsca stacjonowania. Jak już
powiedziano wyżej, legion dziesiąty pozostał w Judei,
2 Tamże, s. 399.
3 S w e t o n i u s z, dz. cyt., s. 537.
a legion dwunasty, zhańbiony na początku wojny ucieczką
przed Żydami, został wysłany nad Eufrat do ochrony
granic imperium przed Armeńczykami i innymi ludami
północnego wschodu. Legiony piąty i piętnasty, które
przeznaczone zostały do Medii i Panonii, Tytus po
czątkowo zabrał ze sobą w triumfalny marsz przez
Judeę, Syrię i Egipt.
Pierwszym etapem marszu Tytusa z Judei do Rzymu
była Cezarea Nadmorska. Tam odbyły się igrzyska,
w trakcie których na arenie musieli walczyć (dla rozrywki
Rzymian i innych, ale nieprawowiernych Żydów) ze
sobą lub z dzikimi zwierzętami wyznaczeni do tego
jeńcy. Były to szczególne igrzyska — w normalnych
walkach gladiatorów jest zwycięzca i pokonany — czasem
nawet pokonany może przeżyć, jeśli taka będzie wola
widzów. Tutaj ginęli obaj — zarówno ten który przegrał,
jak i ten, który go pokonał.
Kolejnym miejscem mordowania jeńców na arenie była
Cezarea Filipowa — stolica króla Agryppy II (dziwny to
król żydowski — prawowiernemu Żydowi nie wolno było
nie tylko urządzać walk, a już szczególnie z udziałem
zwierząt i ludzi, lecz także nawet ich oglądać). O tym
pobycie tak pisze (mimo wszystko jednak przymusowy)
uczestnik podróży Tytusa, Józef Flawiusz: „Tutaj zginęło
mnóstwo jeńców — jedni rzuceni dzikim zwierzętom,
drudzy zmuszeni walczyć ze sobą dużymi gromadami” 4.
Igrzyskom z udziałem jeńców nie było praktycznie
końca. Niepohamowany w swej „łaskawości” dla jeńców,
Tytus nie ustawał w wyszukiwaniu okazji i pretekstów,
by tylko wprowadzić na areny coraz to nowe grupy
Żydów. Po powrocie do Cezarei Nadmorskiej (te za
gmatwane szlaki wynikają z oczekiwania na zakończenie
zimy i tym samym na możliwość wykorzystania drogi
4 F l a w i u s z , Wojna..., s. 400.
morskiej) urządzono nowe igrzyska, tym razem dla uczcze
nia rocznicy urodzin młodszego syna Wespazjana — Do-
micjana. Na areny przez czas tych obchodów wpędzonych
zostało ponad dwa tysiące pięciuset jeńców. Rodzaje
zadawanej im śmierci zależały już tylko od fantazji Rzy
mian — do dotychczasowych walk między skazańcami
i walk przeciwko zwierzętom doszła śmierć od ognia
(historyk nie podaje, na czym to polegało, być może
w „twórczy” sposób wykorzystano pomysł Nerona z żywy
mi pochodniami).
Następną areną igrzysk był Beryt (dzisiejszy Bejrut)
— tam obchodzono jeszcze wystawniej urodziny samego
cesarza Wespazjana 5.
W tym czasie dochodziło w niektórych miastach syryj
skich do pogromów Żydów — największe niebezpieczeń
stwo zagroziło wielkiej kolonii Żydów w Antiochii. Tam
tejsi mieszkańcy (Syryjczycy i Grecy) prosili Tytusa o zgodę
na wygnanie Żydów z miasta (lub na ich wymordowanie).
Ale tym razem —jeśli Flawiusz nie wybiela postaci swego
protektora — Tytus nie wyraził na to zgody, mówiąc:
„Ależ ich ojczyzna, do której należałoby ich jako Żydów
wypędzić, leży w gruzach i żadne inne miejsce ich nie
przyjmie”6. Decyzja syna władcy Rzymu była rozkazem,
więc wyznawcy judaizmu mogli czuć się przynajmniej
przez jakiś czas bezpieczni.
Wiosną Tytus przybył w końcu do Egiptu. Tam pierw
szym transportem wyprawił do Rzymu skutych przywódców
powstania, Szymona i Jana, a wraz z nimi siedmiuset
najsilniejszych, dobrze zbudowanych jeńców, tak aby można
było przygotować obchody triumfu.
Jego długotrwała wędrówka po Judei, Syrii, Fenicji
i Egipcie zaczęła budzić niepokój w Rzymie: „powstało
podejrzenie, jakoby próbował uniezależnić się od ojca
5 Tamże, s. 401.
6 Tamże, s. 406.
i zatrzymać dla siebie królestwo Wschodu. To podejrzenie
jeszcze umocnił, gdy (...) poświęcając w Memfisie byka
Apisa, przystroił się w diadem, zresztą z obyczajem
i obrządkiem starego wierzenia. (...) Dlatego spiesznie
zdążając do Italii, dopłynął na zwykłym transportowym
okręcie (...) następnie podążył co rychlej do Rzymu. Jego
przyjazd zaskoczył Wespazjana. Wówczas Tytus, jak gdyby
wykazując bezpodstawność krążących o nim pogłosek,
rzekł «Przybyłem, ojcze, przybyłem»” 7.
Te podejrzenia wobec Tytusa, choć na pewno niesłuszne,
dość dobrze oddawały nastroje Rzymian — przecież dobrze
pamiętali, jak nie tak dawno zmieniała się władza w pań
stwie, jak członkowie rodziny spiskowali przeciwko sobie,
jak usuwano prawowitych dziedziców i pretendentów do
tronu. Ale na razie w dynastii Flawiuszy nie było jeszcze
walki wewnętrznej — zbyt krótko była przy władzy, zbyt
mocno jeszcze jej członkowie pamiętali o swym niskim
pochodzeniu i o tym, że poddani też wiedzieli z jakiego
rodu się wywodzą.
8 F l a w i u s z , s . 407-409.
wybranych przez Tytusa dla uświetnienia pochodu — a spo
tkał ich ten sam los, co Szymona, z tą tylko różnicą, że
zginęli na arenach, na których przez kilka dni odbywały się
dla uczczenia zwycięstwa walki przymusowych gladiatorów.
Rzym doczekał się jeszcze jednego prezentu z okazji
tego zwycięstwa. W stosunkowo krótkim czasie wybu
dowano na rozkaz Wespazjana Świątynię Pokoju, w której
złożono skarby zdobyte w ziemi żydowskiej, w tym
wszystkie złote naczynia ze świątyni jerozolimskiej, a także
święte księgi i purpurowe zasłony ze zniszczonego Przy
bytku Jahwe. Budowlę tę ukończono w 75 roku. Pra
wdopodobnie dla uczczenia tej samej okazji rozpoczęto
za panowania Wespazjana budowę potężnego amfiteatru,
nazwanego Amfiteatrem Flawiuszy — późniejsza, znana
do dziś nazwa to Koloseum — który oddano do użytku
w 80 roku 9.
Wespazjan także uznał zdobycie Jerozolimy za zakoń
czenie wojny i dokonanie podboju całej Judei. Nie zwracano
początkowo uwagi na to, że pozostało jeszcze kilka
odosobnionych punktów oporu. Dla uczczenia zwycięstwa
cesarz kazał wybić specjalną monetę dziękczynną. Wyob
rażono na niej siedzącą pod palmą płaczącą kobietę
(symbolizować miała ona Judeę) i stojącego za nią legionistę
rzymskiego (symbolizującego zwycięzcę). Dla uściślenia
tych symboli, umieszczono na monecie napis ludea capta,
co znaczy „podbita Judea”.
Następujące później rozporządzenia Wespazjana doty
czące spraw żydowskich zdradzają jego pochodzenie
— wnuk inkasenta i syn poborcy podatkowego musiał być
czuły i łasy na pieniądze. Cesarz uznał całą Judeę za
cesarską własność osobistą i polecił ją wydzierżawić
— oczywiście wpływy z dzierżawy miały zasilać jego
kieszeń. Z własności cesarskiej została wyłączona tylko
5 Tamże, s. 413.
Masadzie. To oni opanowali ją na początku powstania
i oni stanowili jej stalą załogę. Ich dowódcą, a zarazem
ostatnim wodzem powstania, był Eleazar, syn Jaira,
potomek Judy Galilejczyka, przywódcy buntu przeciwko
spisowi ludności, który miał być przeprowadzony na
początku wieku.
Twierdzę, w której zgromadzili się ostatni zeloci, zbudo
wał arcykapłan Jonatan — brat Judy Machabeusza, jeden
z przywódców powstania przeciwko władzy hellenis
tycznych królów z dynastii Seleucydów w II w. p.n.e.
— a rozbudował Herod Wielki. Położona na południowym
skraju Judei, znajdowała się do 73 roku poza obszarem
walk. Oto jak wyglądało miejsce jej wzniesienia: „Skałę
o rozległym obwodzie i znacznej wysokości ze wszystkich
stron oddzielają głębokie wąwozy. Z głębi, której dna
oko nie dosięga, wyrastają tak strome urwiska, że nie
przedostanie się tędy żadne żywe stworzenie. Wyjątek
jedynie stanowią dwa miejsca, w których skała daje
trudny zresztą dostęp na górę. Z tych dróg jedna wiedzie
od Jeziora Asfaltowego (Morza Martwego — uwaga
moja) na wschodzie, druga, którą łatwiej jest wstępować,
od zachodu. Pierwszą nazywają «wężem» (...) jest wąska
i wije się ciągłymi zakrętami, załamuje się koło występów
skalnych i często powraca do dawnego kierunku, znów
nieco wydłuża się, i z trudem pozwala posuwać się
naprzód. Kto idzie tą drogą, musi na przemian mocno
stawiać raz jedną, raz drugą nogę, bo inaczej grozi
oczywista śmierć. Z obu stron bowiem zieje taka głębia,
że groza jej wprawia w przerażenie największego śmiałka.
Kiedy przejdzie się taką drogą trzydzieści stadiów, do
chodzi się do wierzchu góry, która nie przechodzi w ostry
szczyt, lecz tworzy jakby płaskowyż. (...) drugą [drogę],
z zachodu, Herod rozkazał w najwęższym miejscu za
grodzić wielką wieżą, której odległość od płaskowyżu
wynosiła nie mniej niż tysiąc łokci. Wieży tej ani
nie dało się obejść, ani też niełatwo było ją zdobyć. Nawet
dla tych, którzy idąc tą drogą nie musieli się niczego
obawiać, posuwanie się naprzód było wielce utrudnione” 6.
Taką z natury już niedostępną twierdzę Herod od
powiednio umocnił. Cały płaskowyż otoczono murem
kamiennym wysokim na dwanaście i grubym na osiem
łokci (obwód tego muru wynosił siedem stadiów)7, w który
wkomponowano trzydzieści siedem wież wysokich na
pięćdziesiąt łokci (dwadzieścia dwa metry). Wzdłuż muru
(częściowo w jego wnętrzu — taki sposób budowy muru
znamy ze starożytnej Kartaginy) pobudowano koszary
— był do nich dostęp zarówno z wież, jak i z dziedzińca.
Cały płaskowyż, pokryty bardzo urodzajną ziemią, prze
znaczony był na pole uprawne — w ten sposób obrońcy
mieli zapewnioną świeżą żywność. Na zachodnim zboczu,
poniżej muru obronnego, na niewielkiej płaszczyźnie,
zbudowano pałac królewski, bogato zdobiony i wyposażony,
obwiedziony własnym murem, z czterema wieżami wyso
kimi na sześćdziesiąt łokci. Z pałacu poprowadzona była
wykuta w skale, niewidoczna z zewnątrz — a więc będąca
tunelem — droga na szczyt. Ułatwiało to znacznie komu
nikację wewnątrz twierdzy.
Na całym terenie twierdzy rozmieszczone były wykute
w skałach zbiorniki na wodę (obrońcom nie groziło
w tej sytuacji pragnienie). Ale najważniejsze dla dłu
gotrwałej obrony były zapasy żywności, zgromadzonej
tam jeszcze za czasów Heroda (a więc przechowywano
ją przez prawie sto lat) w specjalnie przygotowanych
naczyniach glinianych. Były to zapasy wina, oliwy, nasion
strączkowych, daktyli i zboża. Wszystkie zapasy nadawały
się do spożycia, tak jakby je zgromadzono tuż przed
6 Tamże, s. 418-419.
7 Wymiary muru według współczesnych miar to prawie pięć i pół
metra wysokości, trzy metry siedemdziesiąt centymetrów grubości i ponad
tysiąc dwieście pięćdziesiąt metrów długości.
oblężeniem. Taki, wydawałoby się, cudowny przypadek
był wynikiem trzech czynników — sposobu ich zabez
pieczenia (doskonale wykonane, a następnie szczelnie
zamknięte naczynia), oddziaływania swoistego mikrokli
matu, panującego na tej górze (brak zanieczyszczeń w po
wietrzu i stała temperatura), a także miejsca i sposobu
przechowywania (suche, zaciemnione podziemia). Co nie
mniej ważne, w zbrojowni twierdzy zgromadzona była
broń, i to w ilości przekraczającej potrzeby obrońców,
a także zapasy nieobrobionych metali (żelazo, ołów
i spiż) 8.
Pewnym mankamentem była sama załoga. Eleazar opa
nował twierdzę na początku powstania. Od tego czasu jej
załoga nie uczestniczyła w walkach, a więc nie miała
doświadczenia bojowego, a ponadto wraz z załogą w twier
dzy przebywały rodziny większości obrońców. Troska o los
rodzin mogła mieć na nich wpływ (zarówno pozytywny,
jak i negatywny).
8 F1 a w i u s z, Wojna..., s. 418-419.
najstarszego zawodu świata). To dawato na pewno jeszcze
raz tyle osób, ilu żołnierzy. A teren był wielce niedogodny
do przebywania na nim takiej liczby ludzi. Ziemia wokół
Masady była nieurodzajna i półpustynna, pozbawiona drzew
i krzewów.
Rzymianie założyli swój obóz na górze położonej obok
twierdzy. Było to miejsce w zasadzie bardzo dogodne
(nieodległe od obleganej twierdzy, przy zachodniej drodze
na szczyt, obronne), z dwoma jednak poważnymi man
kamentami (ale te mankamenty, bez względu na to, z której
strony twierdzy założono by obóz, i tak by wystąpiły, i to
z nie mniejszą siłą) — brak było w okolicy jakichkolwiek
zapasów żywności (nie było tam żadnych pól uprawnych),
a co jeszcze groźniejsze, nie było jakichkolwiek zbiorników
wody (nawet źródełka). Stąd też zarówno żywność, jak
i wodę sprowadzano z daleka — tym zajmowali się Żydzi
(historyk nie podaje, jaki był ich status, ale można przypusz
czać, że byli to niewolnicy).
Pierwszym przedsięwzięciem Rzymian było otoczenie
Masady „murem”, czyli obwałowaniem drewniano-ziem-
nym, z rozmieszczonymi na nim wieżami obserwacyj
nymi, być może także wzmocnionym przeszkodami na
przedpolu. Na taki charakter tego obwałowania i na taki
sposób budowy wskazuje to, że Flawiusz Silwa był
podwładnym Tytusa w trakcie walk o Jerozolimę i mógł
tam zapoznać się z taką budowlą. Jedyną różnicą mogło
być większe niż pod Jerozolimą wykorzystanie kamienia
(szczególnie do olicowania wału ziemnego i jego utwar
dzenia), który był w tym miejscu bardziej dostępny niż
drewno. Obwałowanie otaczające całą twierdzę miało na
celu uniemożliwienie ucieczki obrońcom — w tym jednak
przypadku jego budowa była bezcelowa — obrońcy nie
mieli zamiaru uciekać i, co ważniejsze, z uwagi na
charakter zabudowy twierdzy nie mogli także dokonywać
wypadów na przeciwnika.
Po założeniu obozu i wybudowaniu muru Rzymianie
dokonali dokładnego rozpoznania terenu. Z tego rekonesan
su wynikł jeden wniosek — próby przełamania murów
twierdzy można było dokonać tylko od drogi wiodącej
z zachodu, i to za wieżą, która w zamyśle króla Heroda
miała całkowicie uniemożliwiać dotarcie do twierdzy.
W tym miejscu znajdował się występ skalny o dość
znacznej szerokości i dość wysoki (był tylko o trzysta
łokci, czyli o 132 metry, niższy od podstawy murów
Masady). Tylko z tej strony była możliwość podprowadze
nia machin oblężniczych — ale i tak wymagało to wielkiego
wysiłku i pracy. Reszta obwodu twierdzy nie dawała
żadnych szans na podejście nawet lekko uzbrojonych ludzi,
a co dopiero na podprowadzenie taranów. Dlatego też
Rzymianie natychmiast zajęli i umocnili ten występ skalny.
Silwa nakazał żołnierzom (a na pewno także niewolnikom
żydowskim) znosić ziemię i usypywać z niej coś w rodzaju
rampy wiodącej z występu w kierunku twierdzy. „A że
żwawo pracę podjęto i przy użyciu wielu rąk, wzniesiono
potężny wał wysokości dwustu łokci. Jednak nawet przy tych
rozmiarach nie wydał się on ani dość mocny, ani wystarczają
co wydźwignięty w górę, aby mógł stanowić podstawę do
osadzenia machin. Dlatego położono jeszcze na nim warstwę
dobrze dopasowanych głazów, pięćdziesiąt łokci na długość
i tyleż samo na wysokość”9. Flawiuszowi nie bardzo się ten
opis zgadza — brakuje jeszcze pięćdziesięciu łokci, ale nie
mamy innego, konkurującego z nim źródła i dlatego musimy
przyjąć, że tak rzeczywiście było. Teraz Rzymianie mogli
podprowadzić swoje machiny oblężnicze.
Flawiusz w opisie walki o Masadę nie wspomina wcale
o tym, by obrońcy przeszkadzali legionistom w budowie
rampy (wału) i w podprowadzeniu i umieszczeniu pod
murami twierdzy machin.
9 Tamże, s. 420.
Ale takie działania, a właściwie ich brak, są niezgodne
z logiką. Obrońcy musieli sobie doskonale zdawać sprawę
z tego, że budowa rampy i wprowadzenie na nią machin
stanowi realne zagrożenie. A, jak wspomniano wyżej,
dysponowali dużymi zapasami broni zarówno siecznej, jak
i miotającej, w tym także machinami miotającymi. Nie
znamy ich nazw i rodzajów, ale z prawie stuprocentową
pewnością można przyjąć, że były to lekkie wyrzutnie
kamiennych pocisków, a także oszczepów i strzał (katapulty,
skorpiony). Wydaje się całkowicie nieprawdopodobne, by
przez ponad pięć lat pobytu w Masadzie nikt z jej załogi
nie zainteresował się działaniem takiego rodzaju broni, nie
wypróbował jej. Aż o takie lenistwo nie można posądzać
powstańców. Dlatego też można uznać, że obrońcy przynaj
mniej w jakimś ograniczonym stopniu przeszkadzali budow
niczym rampy.
Był to zresztą jedyny dogodny moment — Rzymianie
nie mogli użyć swoich machin miotających ze względu na
prawdopodobieństwo rażenia własnych żołnierzy wykonu
jących prace budowlane. Fakt, że historyk nie pisze
o stratach, jakie legioniści (i inni budowniczowie) ponieśli
w trakcie tej budowy, o niczym nie świadczy — Flawiusz
w zasadzie nigdy ich nie podaje, a gdy jest już do tego
„przymuszony”, to posługuje się określeniami ogólnikowy
mi (kilku, kilkunastu). Dlatego teza mówiąca, że w miarę
możliwości obrońcy ostrzeliwali przeciwnika i na pewno
zadali mu straty, wydaje się na podstawie analizy dalszych
działań obu stron w pełni uzasadniona. Z pewnością nie
przeprowadzano wypadów — teren wokół murów w zasa
dzie całkowicie uniemożliwiał takie działanie. Wyjście
obrońców poza bramy, na wąski pas ziemi, narażało ich na
odcięcie, a jeśli nie na to, to można było się spodziewać,
że w chwili odwrotu wycieczki (co przecież musiało
nastąpić) wraz z grupą wypadową do twierdzy wedrze się
rzymski pościg.
Po umocnieniu nawierzchni nasypu Rzymianie wprowa
dzili swoje machiny. W zasadzie nie było to nic nowego
w stosunku do poprzednich działań oblężniczych, z jednym
wszak wyjątkiem. Na polecenie Silwy zbudowano wieżę
(.helepolis lub inaczej helepole) wysoką na sześćdziesiąt
łokci (ponad dwadzieścia osiem metrów), całkowicie okutą
żelazem (a więc odporną nie tylko na pociski z lekkich
machin, lecz także na ogień). Na jej górnych piętrach
rozstawiono balisty i skorpiony, z których natychmiast
rozpoczęto ostrzeliwanie obrońców, uniemożliwiając im
nawet wychylenie głowy ponad koronę muru. Rzymianie
wprowadzili także do walki olbrzymi taran umieszczony
w wieży, którym bili w mur bez przerwy. Odpowiednie
ustawienie taranu umożliwiało uderzanie jego głowicy
niemal za każdym razem w to samo miejsce muru „i gdy
w końcu z trudem udało się część jego skruszyć, obrócił go
w gruzy. Tymczasem sykaryjczycy pospiesznie wznieśli od
wewnątrz drugi mur, który nie miał pod ciosami machin
podzielić losu tego pierwszego. Mógł się bowiem poddawać
i osłabiać silę uderzenia, gdyż zbudowano go w taki oto
sposób. Położono na długość wielkie belki jedne na drugich
i na końcach związano je ze sobą. W ten sposób ułożono
dwa równoległe rzędy w odstępie odpowiadającym szeroko
ści muru, a środek między nimi wypełniono gliną. Aby zaś
w miarę, jak nasyp rósł w górę, ziemia nie rozsypywała się,
belki podłużne powiązano jeszcze poprzecznymi. (...)
Uderzenia machin w poddającą się masę traciły swoją siłę,
co więcej — pod wpływem wstrząsu ziemia osiadała, co
czyniło mur jeszcze mocniejszym” 10.
Autor cytatu nie podaje, jak długo trwało bicie taranem
w kamienny mur twierdzy, nim udało się Rzymianom
dokonać w nim wyłomu, ale można założyć, że musiało to
trwać co najmniej kilka dni. Obrońcy musieli mieć czas na
10 Tamże.
podjęcie decyzji o budowie zapory, na wybranie dla niej
odpowiedniego miejsca i na samą budowę. Nie była to
praca na jeden dzień, skoro mur zaporowy okazał się
bardzo wytrwały na uderzenia. Poza tym sam pomysł był
wart opatentowania — nie przyszedł do głowy ani obrońcom
Jotapaty, ani Jerozolimy.
Ale nie ma rzeczy ani pomysłów w całości doskonałych.
Na budulec użyto drewna wysuszonego, na pewno z zapa
sów nagromadzonych w twierdzy jeszcze w czasach Heroda.
Zresztą innego drewna nie mogło tam być — na szczycie
nie rosły żadne drzewa. Czy wódz rzymski wiedział coś na
ten temat, czy też kierował się tylko intuicją albo z de
speracji chwycił się jedynego dobrego (jak się okazało)
pomysłu, dość że „uznał, że chyba mur ten łatwiej będzie
zniszczyć ogniem, i rozkazał żołnierzom zasypać go chmarą
płonących pochodni. A że był on zbudowany głównie
z drzewa, szybko zajął się i z ognia, który wnet się
rozprzestrzenił wskutek luźnej budowy, strzelił w górę
potężny płomień. Lecz ledwie rozgorzał pożar, począł wiać
wiatr północny, który Rzymian wprawił w istne przerażenie.
Odwrócił bowiem z góry kierunek płomieni pędząc je na
nich samych i obawa, że może strawić machiny, do
prowadzała ich niemal do rozpaczy. A oto nagle, jakby za
zrządzeniem Opatrzności Bożej, zmienił się na wiatr
południowy i dmąc z ogromną siłą w przeciwnym kierunku
porywał ze sobą płomienie rzucając je na mur, który począł
płonąć od dołu do góry”11.
Teraz Rzymianom pozostało tylko czekać, aż ten usta
wiony przez obrońców stos się wypali, a masa gliny,
pozbawiona już oszalowania, a dostatecznie wysuszona
ogniem, w części się sama rozsypie, a w pozostałej stanie
się podatna na rozbicie. Jeśli było to, jak pisze z pewną
dozą zadowolenia Flawiusz, zrządzenie Opatrzności Bożej,
11 Tamże.
to zaiste wielką musiał mieć w sobie Jahwe nienawiść do
swego wybranego narodu, skoro zdecydował się pomóc
poganom, a zaszkodzić tym, którzy w niego wierzyli.
Ale nie mieszajmy do tego Opatrzności Bożej — w oko
licy, gdzie znajdowała się Masada, wiatry często zmieniają
kierunek, i to bez istotnej przyczyny, a płomienie buchające
nad suchym płaskowyżem mogły, bez jakiejkolwiek siły
nadprzyrodzonej, zmienić kierunek cyrkulacji powietrza
(na takiej zasadzie stosowano niegdyś, przy pożarach lasów
lub równin stepowych, tak zwane kontrpożary — w pewnej
odległości od ściany pędzącego ognia rozpalano ogień,
który przyjmował kierunek na tę ścianę ognia, co prowa
dziło do zderzenia się dwu fal ognia na wypalonym już
terenie).
Rzymianie z powodu nadchodzącej nocy wycofali się do
obozu na odpoczynek. Na następny dzień zaplanowali
ostateczny szturm, licząc na to, że obrońcy nie będą
w stanie długo walczyć — była ich przecież garstka
w porównaniu z ich armią. Czuwały tylko straże rzymskie,
co miało udaremnić próby ucieczki.
Ale zeloci nie mieli zamiaru uciekać, choć doskonale
wiedzieli, że są już bez szans. Dowódca powstańców
Eleazar zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma żadnego
sposobu, aby uratować bojowników i ich rodziny. Walka
mogła być tylko krótka, a po przegranej rodziny (kobiety,
dzieci) czekała niewola, obrońców zaś — męczeńska śmierć
na arenach lub na krzyżach. Podjął więc decyzję: trzeba
ubiec Rzymian, nie dać im satysfakcji z tego, że ich ujmą
i stracą, trzeba samemu sobie zadać śmierć. Należało tylko
wszystkich o tym przekonać. Zebrał obrońców i rozpoczął
nakłanianie do tego: „Dawno temu, waleczni mężowie,
powzięliśmy postanowienie, że nie będziemy służyć ani
Rzymianom, ani nikomu innemu prócz samego Boga, bo
On jeden jest prawdziwym i sprawiedliwym panem ludzi.
A oto teraz nadszedł czas, który żąda potwierdzenia tego
przekonania czynem. Obyśmy tylko nie okryli się hańbą
w tej chwili próby! Przedtem nie chcieliśmy znosić jarzma
niewoli, która nawet nie groziła niebezpieczeństwem, to
teraz mielibyśmy dobrowolnie zgodzić się nie tylko na
niewolę, ale i srogą zemstę, jeśli dostaniemy się żywi
w ręce Rzymian? Wszak byliśmy pierwszymi, którzy stanęli
do boju z nimi, i jesteśmy ostatnimi, którzy bój ten toczą.
Wierzę też, że Bóg dał nam tę łaskę, żebyśmy mogli
umrzeć piękną śmiercią i jako ludzie wolni, co nie było
dane innym, którzy musieli ulec wbrew swej nadziei. Lecz
my wiemy z całą pewnością, że twierdza padnie skoro
dzień zaświta, ale możemy swobodnie wybrać szlachetną
śmierć dla siebie i naszych najbliższych. (...) nie mogą nam
w tym przeszkodzić nieprzyjaciele, choć gorąco pragną
dostać nas żywych w swe ręce, ani my nie zdołamy
pokonać ich w walce” 12.
W dalszym toku swej przemowy wskazywał na to, że
prawdopodobnie Bóg się od nich odwrócił, gdyż mimo
naturalnej niedostępności twierdzy, olbrzymich zapasów
żywności i broni, nie są w stanie stawiać dalej oporu.
Wzywał ich do zniszczenia wszystkiego, co przedstawiało
jakąkolwiek wartość, tak aby pozbawić Rzymian łupu
(mieli pozostawić tylko żywność). Przemowa początkowo
nie przekonała wszystkich, dlatego w dalszym ciągu tłu
maczył im, że ich dusze pozostaną wolne, że są ludy,
które wierzą, iż śmierć jest wybawieniem dla nieśmiertelnej
duszy. Przywodził im przed oczy obrazy klęsk narodu,
masowych pogromów, tortur zadawanych wziętym do
niewoli, i to zadawanych publicznie, dla zaspokojenia
żądzy przemocy wobec Żydów, jaką żywią ich wrogowie.
Wskazywał na los, jaki czeka w niewoli ich żony i dzieci,
na pohańbienie niewiast i mękę dzieci. Na koniec wezwał
ich: „śpieszmy się umrzeć z honorem. Litujmy się nad
12 Tamże, s. 421.
samymi sobą, dziećmi i żonami naszymi, dopóki jest
w naszej mocy ulitować się nad sobą. (...) Zniewagi,
niewola i oglądanie żon prowadzonych razem z dziećmi
na pohańbienie — to nie jest zlo narzucone ludziom
przez naturę, lecz do przeżywania tego zmusza własne
tchórzostwo tych właśnie, którzy mogli, ale nie chcieli
w porę umrzeć. (...) Będzie można widzieć, jak wloką
żonę na pohańbienie i usłyszeć głos dziecka, które ze
związanymi rękami wzywać będzie pomocy ojca. Ale
dopóki te ręce pozostają jeszcze wolne i dzierżą miecz,
mogą oddać szlachetną przysługę. Zgińmy nie jako nie
wolnicy naszych nieprzyjaciół, lecz razem z dziećmi
i żonami rozstańmy się z życiem jako ludzie wolni.
To nam nakazują nasze prawa, o to błagają nas żony
i dzieci nasze. Bóg sam zesłał na nas taką konieczność,
a tylko Rzymianie pragną, by było inaczej, i boją się,
aby nikt nie postradał życia, zanim dostanie się do niewoli.
Spieszmy się więc, abyśmy nie dali im spodziewanej
uciechy z naszej niedoli, ale wprawili ich w zdumienie
naszą śmiercią i w podziw naszą odwagą” 13.
Czy taka rzeczywiście była ta przemowa — brak świad
ków, nie przeżyli ci, którzy jej słuchali. Jest to raczej fikcja
— ale dość prawdopodobna. Flawiusz przedstawia w tej
mowie wiele własnych przemyśleń nad losem narodu
i państwa. To przecież on uciekł przed takim wyborem,
jakiego dokonali obrońcy Masady. Jeśli porównać tę
przemowę z jego własną, wygłoszoną kilka lat wcześniej
w oblężonej Jotapacie, odwodzącą od samobójstwa, można
stwierdzić, że to wszystko, co przeżył od tego czasu,
zmieniło choć w części jego postawę wobec losów narodu.
Może zrozumiał, na czym polegała ta wojna i co utracili
Żydzi w wyniku klęski, może uznał, że w obliczu zagłady
narodu liczy się taka właśnie postawa, że dla tych, którzy
13 Tamże, s. 425-426.
przeżyli, to może być bodziec do tego, by nawet w niewoli
chcieć zachować przynajmniej wolną duszę.
Eleazar przekonał swoich podwładnych. Czy to był
wynik patetycznego przemówienia, czy własne przemyślenia
tych, którzy go słuchali — w każdym razie nikt już nie
miał wątpliwości. Wszyscy powstańcy postanowili jedno
myślnie, że jedynym wyjściem jest śmierć samobójcza i to
taka, o której wszyscy Żydzi będą długo pamiętać (praw
dopodobnie gdyby nie dzieło Józefa Flawiusza, pamięć ta
byłaby jednak krótka, niepełna, zniekształcona i mimo
wszystko mogłaby nie dotrwać do naszych czasów). Natych
miast przystąpili do realizacji tego planu. Każdy z bojow
ników udał się do miejsca przebywania rodziny i tam,
„chociaż w sercach wszystkie żywe były uczucia dla osób
bliskich i ukochanych, zwyciężył głos rozumu, który im
mówił, że powzięli najlepsze postanowienie co do losu
swoich najdroższych. Bo kiedy żegnali się biorąc żony
w ramiona i wśród szlochania tulili do siebie swoje dzieci
po raz ostatni obsypując je pocałunkami, w tej samej
chwili, jakby ktoś przyprawił im obce ręce, spełniali to, co
postanowili, a tę okropną konieczność mordowania osła
dzała im tylko myśl o tym, co wypadałoby im wycierpieć,
gdyby dostali się w ręce nieprzyjaciół. Ostatecznie nie
znalazł się ani jeden taki, który by się uchylał od wykonania
tak zuchwałego czynu, lecz wszyscy zabijali po kolei
swoich najbliższych (...) zabicie żon i dzieci własną ręką
wydawało im się najmniejszym złem” 14.
Po wykonaniu tego czynu (nie nam oceniać jego celowość
i moralne prawo do niego), przystąpili do realizacji kolej
nych kroków. Z całego mienia (w tym złota i kosztowności
oraz broni — poza mieczami) zbudowali stos i podpalili
go. Tak miało być — żadnej zdobyczy, niczego, co by się
przydało wrogom, nie należało pozostawić. Pozostawili
14 Tamże, s. 426.
jednak zapasy żywności — aby zdobywcy nie myśleli, że
przyczyną samobójstwa był głód. Pozostało już tylko
samemu umrzeć. Do tego celu wylosowali spośród siebie
dziesięciu egzekutorów, którzy mieli najpierw pozabijać
wszystkich pozostałych, a na końcu mieli dokonać tego na
sobie samych.
Sądzę, że o tym bohaterskim czynie, czynie rozpaczy,
ale też i ukochania wolności, najlepiej opowie rodak
bohaterów, człowiek, który sam przeżywał to samo, ale
zabrakło mu (kto to zrozumie) woli, odwagi, determinacji,
by doprowadzić to do końca. Tak ten czyn opisuje kronikarz
wojny żydowskiej: „każdy kładł się obok rozciągniętych
ciał żony i dzieci i objąwszy je ramionami, nadstawiał
ochoczo gardło pod ciosy tych, którzy spełniali tę nie
szczęsną przysługę. Ci zaś bez wahania wszystkich poza
bijali i to samo prawo losu ustalili dla siebie samych. Ten
na którego padł los, miał zabić najpierw dziewięciu innych,
a na końcu siebie. Wszyscy tak ufali sobie, że żaden, czy
to cios zadając, czy przyjmując go, nie zachowa się inaczej
niż inny. W końcu wszyscy już podstawili swoje gardła,
a jeden ostatni rozejrzał się po mnóstwie leżących, czy
może przy tej ogólnej rzezi nie pozostał ktoś, kto by
jeszcze potrzebował jego ręki. A kiedy przekonał się, że
wszyscy są już martwi, podpalił pałac w różnych częściach
i ująwszy oburącz miecz przeszył się nim na wskroś i padł
obok swoich bliskich” 15.
Ale nie wszyscy zginęli. W podziemiach ukryły się dwie
kobiety z pięciorgiem dzieci. Nie wiadomo, czy ich
najbliższy krewny postanowił je ocalić, czy też zapomniano
o nich w szale wzajemnego zabijania, czy też nie miały
nikogo bliskiego, kto dopełniłby na nich tego czynu.
W każdym razie były to osoby, które mogły powiedzieć,
co się wydarzyło w tej nocy w twierdzy.
15 Tamże, s. 426-427.
Rankiem Rzymianie ruszyli do ostatniego szturmu. Ale
spotkał ich zawód. Na murach i w luce w murze nie było
nikogo. W twierdzy panowała cisza, którą naruszał tylko
trzask pożaru w pałacu. Nie pomogły wywabić przeciw
ników gromkie bojowe okrzyki legionistów. Ten okrzyk
wywołał tylko obie kobiety z podziemia. One to opowie
działy Rzymianom, co się wydarzyło w nocy, ale począt
kowo nie dawano temu wiary. Dla racjonalistów, jakimi
przecież byli Rzymianie, taki czyn był niezrozumiały
i nierzeczywisty — w cesarskim Rzymie nie pamiętano już
o bohaterskich czynach z czasów republiki, o takich
ludziach jak Mucjusz Scewola (Caius Mucius Cordus
Scaevola), który ujęty przez wrogów włożył w płomienie
swoją prawą rękę i spalił ją, by pokazać, że nie zna niczego
ważniejszego niż wolność16. Ale gdy ugasili częściowo
pożar i „natrafili na mnóstwo pomordowanych, nie radowali
się, że taki los spotkał ich wrogów, lecz zdumiewali się nad
szlachetnością ich postanowienia i podziwiali pogardę
śmierci, którą okazało tylu ludzi nieugięcie wprowadzając
ją w czyn” 17.
Ostatni punkt oporu powstańców przestał istnieć. Ostat
niej nocy istnienia tego ostatniego skrawka wolnego od
Rzymian samobójczą śmiercią zginęło dziewięćset sześć
dziesiąt osób — obrońców, kobiet, dzieci, starców. Ich
czyn przeszedł w legendę — legendę umiłowania ojczyzny
i wolności. To dopiero po tej śmierci ostatnich bojowników
wojna została ostatecznie zakończona (choć triumf odbyto
wcześniej). Rzymski dowódca mógł zameldować swoim
przełożonym, że w Judei wreszcie panują spokój i porządek,
że nie ma już nikogo, kto śmiałby kwestionować władzę
Rzymu nad tym terytorium. Ale nie oznaczało to, że
pokonano także uczucia, myśli i wiarę.
6 Tamże.
za żydowskiego niewolnika spadla do równowartości ko
nia.
Po upadku powstania cesarz nałożył na wszystkich
Żydów w cesarstwie wysoki podatek. Z jego też polecenia
zaorano wzgórze świątynne w Jerozolimie, a zbudowane
na miejscu Jerozolimy miasto nazwano Aelia Capitolina
i zamieniono w kolonię rzymską, w której osiedlać
się mogli tylko wysłużeni żołnierze pochodzenia sy
ryjskiego i fenickiego.
Żydom wolno było odtąd przybywać do Jerozolimy
tylko raz w roku, tak aby mogli opłakiwać swoje klęski
przy zachowanym w tym celu fragmencie muru świątyni,
nazwanego Ścianą Płaczu 7.
Judea i Galilea w wyniku tych walk uległy wyludnieniu.
Od tej pory naród żydowski żył w rozproszeniu, a jego
większość przebywała (i przebywa nadal — pomimo
utworzenia państwa Izrael w granicach zbliżonych do
granic historycznych) poza granicami swojej ojczyzny.
Józef Flawiusz
(hebrajskie nazwisko Josef Ben Mattias lub Matatia, łac.
Iosephus Flavius)
Opracowano na podstawie:
1. Mata encyklopedia kultury antycznej, Warszawa 1990, s. 341.
2. M. Hadas-Lebel, Józef Flawiusz. Żyd rzymski, Warszawa 1997.
3. http://pl.wikipedia.org/wiki/J6zef Flawiusz.
Tytus Flawiusz
(łac. Titus Flavius Vespasianus)
Opracowano na podstawie:
1. Mala encyklopedia kultury antycznej, Warszawa 1990, s. 793.
2. Mała encyklopedia wojskowa, t. 3, Warszawa 1971, s. 362.
3. A. Krawczuk, Poczet cesarzy rzymskich. Pryncypat, Warszawa 1986, s. 120-134.
4. Swetoniusz, Żywoty cezarów, t. 2, Wrocław 2004, s. 533-544.
5. http://pl.wikipedia.org/wiki/Tytus-Flawiusz.
Wespazjan
(łac. Titus Flavius Vespasianus)
Opracowano na podstawie:
1. Mała encyklopedia kultury antycznej, Warszawa 1990, s. 793.
2. Mała encyklopedia wojskowa, t. 3, Warszawa 1971, s. 429.
3. A. Krawczuk, Poczet cesarzy rzymskich. Pryncypat, Warszawa 1986, s. 106-119.
4. Swetoniusz, Żywoty cezarów, t. 2, Wrocław 2004, s. 507-532.
5. http://pl.wikipedia.org/wiki/Wespazjan.
POZYCJE ŹRÓDŁOWE
POZYCJE ENCYKLOPEDYCZNE
Wstęp ...................................................................................... 7
Żydzi — krótki rys historii narodu i państwa
od początków do rzymskiego panowania ..................... 11
Okres początkowy państwa — do rozpadu po śmierci
Salomona .......................................................................... 11
Państwo podzielone — dzieje Izraela i Judei do
końca panowania perskiego ............................................. 14
Izrael i Judea pod rządami hellenistycznymi
— powstanie Machabeuszy (168-142 r. p.n.e.) ............... 17
Ziemia żydowska pod protektoratem Rzymu .................. 23
Kierunki i sekty w religii mojżeszowej — ich wpływ
na naród i politykę ............................................................ 35
Rządy prokuratorów rzymskich — droga do
wybuchu powstania .......................................................... 39
Armia rzymska w okresie wczesnego cesarstwa
(koniec I w. p.n.e.-I w. n.e.) ............................................ 52
Organizacja wojska .......................................................... 52
Kadra dowódcza ............................................................... 55
Legioniści. Uzbrojenie armii rzymskiej ........................... 56
Proces szkolenia. System wyróżnień i kar ....................... 59
Przemarsze wojska ........................................................... 63
Zakładanie obozów .......................................................... 65
Dyslokacja armii .............................................................. 67
Sposób walki .................................................................... 68
Początek powstania (wojny żydowskiej).
Organizacja armii powstańczej ........................................ 70
Przeciwnicy i zwolennicy wojny.
Działania wojenne w pierwszym okresie ......................... 70
Teatr działań wojennych.
Izrael obecnie i w starożytności ....................................... 78
Wyprawa Cestiusza na Jerozolimę ................................... 80
Organizacja armii powstańczej ........................................ 85
Reakcja cesarza Nerona.
Wyprawa Wespazjana Flawiusza na Judeę ...................... 89
Działania Żydów przed przybyciem nowego wodza
Rzymian. Przygotowania Wespazjana do wojny ............. 90
Walki w Galilei. Oblężenie Jotapaty ................................ 91
Podbój pozostałych części Galilei ................................. 104
Niesnaski — wojna domowa w Jerozolimie.
Zmiany w Rzymie. Rok czterech cesarzy ...................... 113
Walki wewnętrzne na ziemiach niezajętych jeszcze
przez Rzymian ................................................................ 113
Działania armii rzymskiej na przełomie 67 i 68
roku ................................................................................ 116
Wydarzenia w Rzymie. Rok czterech cesarzy.
Wespazjan cesarzem ...................................................... 119
Rok 70. Tytus dowódcą.
Kierunek i cel — Jerozolima ......................................... 125
Wyprawa na Jerozolimę ................................................. 125
Jerozolima — miasto i twierdza. Opis zabudowy
i umocnień ..................................................................... 133
Świątynia w Jerozolimie ................................................ 138
Oblężenie Jerozolimy ......................................................... 144
Liczebność armii powstańczej, jej podział
i rozmieszczenie ............................................................ 144
Rzymskie prace oblężnicze. Przełamanie pierwszej
linii obrony miasta ......................................................... 146
Walki o drugi mur .......................................................... 150
Druga broń Tytusa — elementy wojny
psychologicznej .............................................................. 153
Przygotowania do ostatecznego szturmu.
Głód w Jerozolimie ........................................................ 162
Upadek Jerozolimy ............................................................. 169
Szturm na zamek Antonia.
Początek walk o świątynię ............................................. 169
Ostateczny szturm na świątynię i jej zniszczenie .. 178
Ostatnie dni Jerozolimy ................................................. 185
Rzymianie triumfują ........................................................... 192
Zburzenie Jerozolimy. Nagrody dla wojska .................. 192
Triumf Wespazjana i Tytusa .......................................... 197
Ostateczny podbój Judei.
Masada — ostatni bastion oporu .................................... 204
Stopniowe oczyszczanie terenu.
Rzymianie zajmują Macheront ...................................... 204
Masada. Opis twierdzy ................................................... 207
Oblężenie i upadek Masady ........................................... 210
Zakończenie ....................................................................... 222
Wnioski z wojny żydowskiej ......................................... 222
Dalsze losy narodu wybranego ...................................... 228
Aneks .................................................................................. 233
Biogramy najważniejszych postaci .................................... 233
Józef Flawiusz ................................................................ 233
Tytus Flawiusz ............................................................... 234
Wespazjan ...................................................................... 235
Mapy .................................................................................. 237
Bibliografia ......................................................................... 243
Spis ilustracji ...................................................................... 247
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek
z rabatem.
www.ksiegarnia.bellona.pl
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01
fax (22) 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
ISBN 978-83-11-11483-8