Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 2

Ś WITEŹ Nagle dym spada, hałas się uśmierza, Drudzy zwracają ku ucieczce nogi,

BALLADA Na brzegach tylko szum jodły, Łagodnym rzecze wyrazem;


Do Michała Wereszczaki W wodach gadanie cichego pacierza
I dziewic ż ałośne modły. "Młodzień cy, wiecie, ż e tutaj bezkarnie
Ktokolwiek bę dzisz w nowogródzkiej Dotą d nikt statku nie spuś ci,
stronie, Co to ma znaczyć ? róż ni róż nie plotą , Każ dego śmiałka jezioro zagarnie
Do Płuż yn ciemnego boru Cóż , kiedy nie był nikt na dnie; Do nieprzebrnionych czeluś ci.
Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe Biegają wieś ci pomię dzy prostotą ,
konie, Lecz któż z nich prawdę odgadnie? I ty, zuchwały, i twoja gromada
Byś się przypatrzył jezioru. Wraz byś cie poszli w głę binie,
Pan na Płuż ynach, którego pradziady Lecz ż e to kraj był twojego pradziada,
Ś witeź tam jasne rozprzestrzenia łona, Były Ś witezi dziedzice, Ż e w tobie nasza krew płynie -
W wielkiego ksztalcie obwodu, Z dawna przemyś lał i zasię gał rady,
Gę stą po bokach puszczą oczerniona, Jak te zbadać tajemnice. Choć godna kary jest ciekawoś ć pusta,
A gładka jak szyba lodu. Lecz ż eś cie z Bogiem poczę li,
Kazał przybory w bliskim robić mieś cie Bóg wam przez moje opowiada usta
Jeż eli nocną przybliż ysz się dobą I wielkie sypał wydatki; Dzieje tej cudnej topieli.
I zwrócisz ku wodom lice, Zwią zano niewód, głę boki stóp
Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą , dwieś cie, Na miejscach, które dziś piaskiem
I dwa obaczysz księ ż yce. Budują czółny i statki. zaniosło,
Gdzie car i trzcina zarasta,
Niepewny, czyli szklanna spod twej Ja ostrzegałem: ż e w tak wielkim dziele Po których teraz wasze biega wiosło,
stopy Dobrze, kto z Bogiem poczyna, Stał okrą g pię knego miasta.
Pod niebo idzie równina, Dano wię c na mszą w niejednym
Czyli też niebo swoje szklanne stropy koś ciele Ś witeź , i w sławne orę ż em ramiona,
Aż do nóg twoich ugina: I ksią dz przyjechał z Cyryna. I w kraśne twarze bogata,
Niegdyś od ksią ż ą t Tuhanów rzą dzona
Gdy oko brzegów przeciwnych nie Staną ł na brzegu, ubrał się w ornaty, Kwitnęła przez długie lata.
się ga, Przeż egnał, pracę pokropił,
Dna nie odróż nia od szczytu, Pan daje hasło: odbijają baty, Nie ć mił widoku ten ostę p ponury;
Zdajesz się wisieć w ś rodku niebokrę ga. Niewód się z szumem zatopił. Przez ż yzne wskróś okolice
W jakiejś otchłani błę kitu. Widać stą d było Nowogródzkie mury,
Topi się , pławki na dół z sobą spycha, Litwy naówczas stolicę .
Tak w noc, pogodna jeś li służ y pora, Tak przepaś ć wody głę boka.
Wzrok się przyjemnie ułudzi; Prę ż ą się liny, niewód idzie z cicha, Raz niespodzianie obległ tam Mendoga
Lecz ż eby w nocy jechać do jeziora, Pewnie nie złowią ni oka. Potę ż nym wojskiem Car z Rusi,
Trzeba być najśmielszym z ludzi. Na całą Litwę wielka padła trwoga,
Na brzeg oboje wyję to już skrzydło. Ż e Mendog poddać się musi.
Bo jakie szatan wyprawia tam harce! Cią gną ostatek wię cierzy;
Jakie się larwy szamocą ! Powiemż e, jakie złowiono straszydło? Nim ś cią gną ł wojsko z odległej granicy,
Drż ę cały, kiedy bają o tym starce, Choć powiem, nikt nie uwierzy. Do ojca mego napisze:
I strach wspominać przed nocą . "Tuhanie! w tobie obrona stolicy,
Powiem jednakż e: nie straszydło wcale, Spiesz, zwołaj twe towarzysze".
Nieraz ś ród wody gwar jakoby w Ż ywa kobieta w niewodzie,
mieś cie, Twarz miała jasną , usta jak korale,
Ogień i dym bucha gę sty, Włos biały ską pany w wodzie.
I zgiełk walczą cych, i wrzaski niewieś cie,
I dzwonów gwałt, i zbrój chrzęsty. Do brzegu dą ż y; a gdy jedni z trwogi Skoro przeczytał Tuhan list ksią ż ę cy
Na miejscu stanę li głazem, I wydał rozkaz do wojny,
Stanę ło zaraz mę ż ów pię ć tysię cy, Ś mierć nas od hań by ocali". Ten wianki na skronie plecie.
A każ dy konny i zbrojny.
Natychmiast wś ciekłoś ć bierze miejsce Kto tylko ś cią gną ł do głę bini ramię ,
Uderzą w trą by, rusza młódź , już w strachu; Tak straszna jest kwiatów władza,
bramie Miecą bogactwa na stosy, Ż e go natychmiast choroba wyłamie
Błyska Tuhana proporzec, Przynoszą ż agwie i płomień do gmachu I śmierć gwałtowna ugadza.
Lecz Tuhan stanie i rę ce załamie, I krzyczą strasznymi głosy:
I znowu jedzie na dworzec. Choć czas te dzieje wymazał z pamię ci,
"Przeklę ty bę dzie, kto się nie dobije!" Pozostał sam odgłos kary,
I mówi do mnie: "Jaż własnych Broniłam, lecz próż ny opor, Dotą d w swych baśniach prostota go
mieszkań ców Klę czą , na progach wycią gają szyje, ś wię ci
Dla obcej zgubię odsieczy? A drugie przynoszą topor. I kwiaty nazywa cary".
Wszak wiesz, ż e Ś witeź nie ma innych
szań ców Gotowa zbrodnia: czyli wezwać hordy To mówią c pani zwolna się oddala,
Prócz naszych piersi i mieczy. I podłe przyją c kajdany, Topią się statki i sieci,
Czy bezboż nymi wytę pić się mordy; Szum słychać w puszczy, poburzona
Jeś li rozdzielę szczupłe wojsko moje, "Panie! - zawołam - nad pany! fala
Krewnemu nie dam obrony; Z łoskotem na brzegi leci.
A jeś li wszyscy pocią gniem na boje, Jeś li nie moż em ujś ć nieprzyjaciela,
Jak bę dą córy i ż ony?" O ś mierć błagamy u ciebie, Jezioro do dna pę kło na kształt rowu,
Niechaj nas lepiej twój piorun wystrzela Lecz próż no za nią wzrok goni,
"Ojcze, odpowiem, lę kasz się Lub ż ywych ziemia pogrzebie." Wpadła i falą nakryła się znowu,
niewcześnie, I wię cej nie słychać o niéj.
Idź , kę dy sława cię woła, Wtem jakaś białoś ć nagle mię otoczy,
Bóg nas obroni: dziś nad miastem we Dzień zda się spę dzać noc ciemna,
ś nie Spuszczam ku ziemi przeraż one oczy,
Widziałam jego anioła. Już ziemi nie ma pode mną .

Okrą ż ył Ś witeź miecza błyskawicą Takeś my uszły zhań bienia i rzezi;


I nakrył złotymi pióry, Widzisz to ziele dokoła,
I rzekł mi: "Póki mę ż e za granicą , To są małż onki i córki Ś witezi,
Ja bronię ż ony i córy". Które Bóg przemienił w zioła.

Usłuchał Tuhan i za wojskiem goni, Białawym kwieciem, jak białe motylki,


Lecz gdy noc spadła ponura, Unoszą się nad topielą ;
Słychać gwar z dala, szczę k i tę tent List ich zielony jak jodłowe szpilki,
koni, Kiedy je ś niegi pobielą .
I zewszą d straszny wrzask: "ura!"
Za ż ycia cnoty niewinnej obrazy,
Zagrzmią tarany, padły bram ostatki, Jej barwę mają po zgonie,
Zewszą d pocisków grad leci, W ukryciu ż yją i nie cierpią skazy,
Biegą na dworzec starce, nę dzne matki, Ś miertelne nie tkną ich dłonie.
Dziewice i drobne dzieci.

"Gwałtu! - wołają - zamykajcie bramę ! Doś wiadczył tego car i ruska zgraja,
Tuż , tuż za nami Ruś wali. Gdy, pię kne ujrzawszy kwiecie,
Ach! zgiń my lepiej, zabijmysię same, Ten rwie i szyszak stalony umaja,

You might also like