Gavin Menzies. 1421 - Rok, W Którym Chińczycy Odkryli Amerykę I Opłynęli Świat

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 470

Wydawnictwo Amber poleca w serii

TAJEMNICE HISTORII

Paul Aron
NIEROZWIĄZANE ZAGADKI HISTORII
Michael Baigent, Richard Leigh
INKWIZYCJA
Colin Evans
WIELKIE NIENAWIŚCI W HISTORII ŚWIATA
Richard Holland
NERON ODARTY Z MITÓW
Hans-Christian Huf
SFINKS 4
Tajemnice historii od Ryszarda L w i e Serce po C a s a n o v ę

Erik Durschmied
NAJSŁYNNIEJSZE REWOLUCJE I ZAMACHY STANU
Gavin Menzies
1421: ROK, W KTÓRYM CHIŃCZYCY ODKRyLI AMERYKĘ,
I OPŁYNĘLI ŚWIAT

Daniel Myerson
PIĘCIU TYRANÓW
William Weir
50 BITEW KTÓRE ZMIENIŁY ŚWIAT
CHIŃCZYCY
ODKRYLI AMERYKĘ
I OPŁYNĘLI ŚWIAT

Gavin Menzies

Przekład
Radosław Januszewski
Tytuł oryginału
1421 THE YEAR CHINA DISCOVERED THE WORLD

Konsultacja geograficzna i marynistyczna


Dr ARTUR MAGNUSZEWSKI
Wydział Geografii Uniwersytetu Warszawskiego

Konsultacja sinologiczna
Dr IRENA K A Ł U Ż Y Ń S K A
Zakład Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego

Redaktorzy serii
MAŁGORZATA CEBO-FONIOK
ZBIGNIEW FONIOK

Nadzór redakcyjny
EWA TURCZYNSKA

Nadzór artystyczny
MAŁGORZATA CEBO-FONIOK

Redakcja stylistyczna
AGNIESZKA WESELI

Redakcja techniczna
ANDRZEJ W I T K O W S K I

Korekta
RENATA K U K
MARIA RAWSKA

Ilustracja na okładce
S T E V E RAWLINGS, S T E P H E N RAW

Opracowanie graficzne okładki


STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
skan, OCR, korekta -theguru@wp.pl
Skład
WYDAWNICTWO A M B E R

W y d a w n i c t w o A m b e r zaprasza na stronę Internetu


http://www.amber.sm.pl

Copyright © Gavin Menzies 2002.


This edition is published by arrangement with Transworld Publishers,
a division of The Random House Group Ltd.
AU rights reserved.
The right of Gavin Menzies to be identified as the author of this work has been asserted
in accordance with sections 77 and 78 of the Copyright, Designs and Patents Act 1988.

Jacket image © Steve Rawlings.


Calligraphy: Stephen Raw.

By arrangement with Transworld Publishers, a division of The Random House Group Ltd.

For the Polish edition


Copyright © 2002 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241-0158-6
Ukochanej żonie Marcelli,

towarzyszce podróży opisanych w tej książce i podróży przez życie


skan, OCR, korekta : theguru@wp.pl
SPIS TREŚCI

WSTĘP 13

I Cesarskie Chiny 23
1. WIELKI PLAN C E S A R Z A 27
2. UDERZENIE P I O R U N A 49
3. FLOTA STAWIA Ż A G L E 59

II Gwiazdy przewodnie 75
4. OPŁYNIECIE PRZYLĄDKA 77
5. N O W Y ŚWIAT 103

III Wyprawa Hong Bao 119


6. WYPRAWA NA ANTARKTYDĘ
I DO AUSTRALII 121

IV Wyprawa Zhou Mana 139


7. AUSTRALIA 141
8. WIELKA RAFA KORALOWA I M O L U K I 157
9. PIERWSZA K O L O N I A W AMERYCE 173
10. K O L O N I E W AMERYCE Ś R O D K O W E J 187

V Wyprawa Zhou Wena 203


11. WYSPA S Z A T A N A 205
12. FLOTA SKARBOWA
O S I A D A NA MIELIŹNIE 225
13. K O L O N I E W A M E R y C E P Ó Ł N O C N E J 237
14. EKSPEDYCJA NA B I E G U N P Ó Ł N O C N Y 253
VI Wyprawa Yang Qinga 207
15. ROZWIĄZANIE ZAGADKI 209

VII Portugalia dziedziczy koronę 283


16. T A M , GDZIE K O Ń C Z Y SIĘ ZIEMIA 285
17. K O L O N I Z A C J A N O W E G O ŚWIATA 301
18. NA BARKACH O L B R Z y M A 315

EPILOG. C H I Ń S K I E DZIEDZICTWO 329

SPIS MAP I WYKRESÓW 343


SPIS I Ź R Ó D Ł A ILUSTRACJI 345

DODATKI
1. OPŁYNIĘCIE ŚWIATA
PRZEZ C H I Ń C Z y K Ó W
W LATACH 1421-1423: DOWODY 349

2. RELACJE N A O C Z N Y C H
ŚWIADKÓW 373
3. N A J W A Ż N I E J S Z E MAPY
PRZEDSTAWIAJĄCE PIERWSZE OPŁYNIĘCIE
KULI ZIEMSKIEJ 381
4. OKREŚLANIE D Ł U G O Ś C I
G E O G R A F I C Z N E J PRZEZ CHIŃCZYKÓW
W POCZĄTKACH XV WIEKU 383
5. I N F O R M A C J E DODATKOWE N A STRONIE
INTERNETOWEJ www.1421.tv 395

PRZYPISY 397
WYBRANA BIBLIOGRAFIA 411
PODZIĘKOWANIA 437
Kraje za horyzontem i na krańcach ziemi, wszystkie złożyły hołd:
i te najbardziej Zachodnie z Zachodnich,
i te najbardziej północne z północnych,
nawet i najodleglejsze.

Fragment inskrypcji na pamiątkowej tablicy kamiennej wzniesionej przez admirała Zheng He


w Changle u ujścia rzeki Min w 1431 roku
WSTĘP
P ONAD 1 0 L A T T E M U O D K R Y Ł E M N I E Z W Y K Ł Y ŚLAD N A STAREJ MAPIE.
wał on drogi do ukrytego skarbu. Znaczył więcej: sugerował, że historia
świata taka, jaką znamy i przekazujemy przez stulecia, powinna zostać ra­
dykalnie zrewidowana.
Moją pasją była historia średniowiecza, a zwłaszcza mapy wczesnych od­
NIE WSKAZY-

krywców. Uwielbiałem badać stare dokumenty, odrysowywać przez kalkę kon­


tury lądów, studiować zmieniające się kształty linii brzegowej i raf. Podążałem
za przypływami i odpływami, za niewidzialnymi prądami, kierunkami wiatrów,
odkrywając warstwa za warstwą wiedzę ukrytą w mapie.
Badania rozpocząłem w bibliotekach stanu Minnesota. James Ford Bell Li-
brary University of Minnesota dysponowała ciekawym zbiorem wczesnych map,
z których jedna szczególnie mnie zainteresowała. Znajdowała się w zbiorze sir
Thomasa Phillipsa, bogatego brytyjskiego kolekcjonera urodzonego w końcu
XVIII stulecia, ale pozostawała praktycznie nieznana, dopóki zbioru nie odkryto
ponownie pół wieku temu.
Mapę, datowaną na 1424 rok, podpisał wenecki kartograf o imieniu Zuane
Pizzigano. Ukazywała Europę i fragmenty Afryki. Porównawszy ją ze współ­
czesną mapą, zdałem sobie sprawę, że kartograf prawidłowo nakreślił linię brze­
gową Europy. To wybitne na tle swej epoki osiągnięcie kartograficzne samo w so­
bie nie stanowiło rewelacji. Jednak moją uwagę przyciągnął niezwykły szczegół
mapy. Kartograf narysował na niej grupę czterech wysp, położonych daleko na
zachodnim Atlantyku. Nazwy, które im nadał - Satanazes, Antilia, Saya i Ymana
- nie przypominały żadnej współczesnej nazwy geograficznej, a poza tym na
obszarze, w którym je umieścił twórca mapy, nie ma żadnych wielkich wysp.
Mógł to być efekt błędu w obliczaniu długości geograficznej, bo Europejczycy
nie opanowali tej trudnej sztuki aż do XVIII stulecia. Ale mnie przyszło do gło­
wy, że są to wyspy wyimaginowane, istniejące wyłącznie w wyobraźni tego, kto
narysował mapę.

15
Spojrzałem znów. Dwie największe namalowano wyrazistymi kolorami, An-
tilię ciemnoniebieskim, Satanazes czerwienią. Pozostała część mapy nie została
pokolorowana i zdawało się, że Pizzigano chciał podkreślić ważne, odkryte ostat­
nio tereny. Wszystkie nazwy na mapie uznałem za zapisane w średniowiecznym
portugalskim. Antilia - anti, „po przeciwnej stronie", i ilha, „wyspa" - czyli wy­
spa po drugiej, w stosunku do Portugalii, stronie Atlantyku; poza tym nic nie
pozwalało jej zidentyfikować. Nazwa Satanazes - Wyspy Szatana albo Diabła -
bardzo się wyróżniała. Na największej z wysp, Antili, zaznaczono największą
liczbę miast, co wskazywało, że była najlepiej znana. Na Satanazes widniało
tylko pięć takich miejsc z enigmatycznymi słowami eon albo ymana.
Moje zainteresowanie wzrosło. Co to za wyspy? Czy naprawdę istniały?
Data powstania mapy, jej pochodzenie i autentyczność nie ulegały wątpliwości,
skoro jednak była prawdziwa, to przedstawiała miejsca, w których - wedle przy­
jętej powszechnie wersji historii - żaden Europejczyk nie postawił nogi przez
następne 70 lat. Po kilku tygodniach analizowania innych map i dokumentów
doszedłem do przekonania, że Antilia i Satanazes to w rzeczywistości karaibskie
wyspy Puerto Rico i Gwadelupa. Zbyt wiele znalazłem punktów zbieżnych,
żeby miał to być przypadek - co oznaczało, że ktoś dokładnie wymierzył te
wyspy na 70 lat przed tym, nim Kolumb dotarł do Karaibów. Nieprawdopodob­
na rewelacja - to nie Kolumb odkrył Nowy Świat! Aż do tej pory uważaliśmy
jego podróż za punkt zwrotny, od którego poczynając Europejczycy - z Portu­
galczykami na czele - zaczęli wielkie podróże odkrywcze, długą, niespokojną
ekspansję w skali całego globu, trwającą następne pół tysiąca lat.
Dla poparcia mojego odkrycia potrzebowałem dalszych dowodów. Zwró­
ciłem się o pomoc do eksperta w dziedzinie średniowiecznego portugalskie­
go, profesora Joao Camilo dos Santos, który wtedy przebywał w ambasadzie
portugalskiej w Londynie. Profesor dokładnie obejrzał mapę Pizzigana i sko­
rygował moje tłumaczenia: con/ymana oznaczało „tutaj wybucha wulkan". Te
słowa umieszczono w południowej części Satanazes, dokładnie tam, gdzie
współcześnie znajdują się trzy wulkany na Gwadelupie. Czy były czynne przed
1424 rokiem? Bardzo podekscytowany skontaktowałem się ze Smithsonian
Institute w Waszyngtonie. Uzyskałem informację, że wulkany wybuchały
dwukrotnie pomiędzy 1400 a 1440, ale wcześniej przez 100 lat i później, przez
dwa i pół wieku, pozostawały uśpione. Co więcej, w owym czasie na Kara­
ibach nie doszło do wybuchu innych wulkanów. Poczułem, że znalazłem
mocny dowód na to, iż ktoś dotarł do Karaibów i założył tam kolonię na 68 lat
przed Kolumbem.
Profesor Camilo dos Santos polecił mnie kustoszowi archiwów państwo­
wych w Torre de Tombo w Lizbonie i w pewne piękne jesienne popołudnie
rozpocząłem tam dalsze badania, z nadzieją, że znajdę potwierdzenie hipotezy
o lądowaniu Portugalczyków na Karaibach. Ku memu zaskoczeniu doszedłem

16
do wręcz przeciwnych wniosków: Portugalczycy nie znali tych terenów w cza­
sach, gdy Pizzigano sporządzał swoją mapę. Ukazane one zostały również na
innej, nieco późniejszej mapie - autorstwa anonimowego kartografa - która nie
trafiła do rąk Portugalczyków aż do 1428 roku. Na dodatek znalazłem rozkaz,
który portugalski książę, Henryk Żeglarz, wydał swoim kapitanom w 1431 roku,
nakazujący im odnalezienie wyspy Antilii ukazanej na mapie z 1428 roku. Ale
jeśli nie Portugalczycy, to kto odkrył i opisał Antilię i Satanazes? Kto przekazał
informację o nich Pizziganowi i innym kartografom?
Rozpocząłem dalsze badania, śledząc wzloty i upadki średniowiecznych
państw. Po kolei wyeliminowałem praktycznie wszystkie floty świata, które by­
łyby w stanie podjąć się tak ambitnej podróży w pierwszych dekadach XV stule­
cia. W Wenecji, najstarszej i największej potędze morskiej w Europie, panował
zamęt. Stary doża był chory, a jego następcy uznali, że Wenecja powinna porzu­
cić morską tradycję i stać się potęgą lądową. Północne państwa europejskie pra­
wie nie posiadały statków zdolnych przepłynąć kanał La Manche, a co dopiero
mówić o odkrywaniu nowych światów. Egipt nękały wojny domowe - w 1421
roku pojawiło się nie mniej niż pięciu sułtanów. Świat islamski także się rozpa­
dał; Portugalczycy najechali jego północnoafrykańskie ośrodki, a potężne nie­
gdyś azjatyckie imperium władcy Mongołów, Tamerlana, kruszyło się i rozpa­
dało.
Kto jeszcze mógł badać Karaiby? Postanowiłem sprawdzić, czy istnieją inne
mapy ukazujące kontynenty opisane przed wyprawami Europejczyków. Odkry­
łem, że Patagonia i Andy zostały naniesione na mapy 100 lat przed tym, jak
zobaczył je pierwszy przybysz z Europy, Antarktydę zaś precyzyjnie narysowa­
no na 400 lat przed pojawieniem się tam Europejczyków. Na innej mapie ukaza­
no wschodnie wybrzeże Afryki z perfekcyjnie naniesionymi długościami geo­
graficznymi - osiągnięcie, którego Europejczykom nie udało się dokonać przez
następne trzy wieki. Na jeszcze innej pojawiła się Australia; na trzy stulecia przed
Cookiem. Niektóre mapy pokazywały Karaiby, Grenlandię, Arktykę oraz pacy­
ficzne i atlantyckie wybrzeża zarówno Ameryki Północnej, jak i Południowej na
długo przed tym, jak przybyli tam Europejczycy.
Zeby sporządzić mapy całego świata z taką precyzją, odkrywcy - kimkol­
wiek byli - musieli opłynąć kulę ziemską. Byli biegli w astronawigacji i znaleźli
metodę określania długości geograficznej. Umieli żeglować miesiącami po oce­
anach, nie zawijając do brzegu, a to znaczyło, że posiedli umiejętność odsalania
wody morskiej. Jak później odkryłem, poszukiwali także metali, by je wydoby­
wać. Uprawiali rośliny i przewozili je - a także zwierzęta - po całym globie.
Zmienili oblicze średniowiecznego świata. Stało się to dzięki najbardziej nie­
prawdopodobnym wyprawom w dziejach ludzkości, które zostały całkowicie
zapomniane. Większość dokumentów zniszczono, a osiągnięcia praktyczne po­
szły w niepamięć.

17
Te rewelacje wydały mi się zarówno zdumiewające, jak i przerażające. Gdy­
bym zapragnął je badać, musiałbym rzucić wyzwanie całej akademickiej wiedzy
o historii naszej cywilizacji. Każdy uczeń zna nazwiska największych europej­
skich odkrywców i żeglarzy, których wyczyny rozbrzmiewały echem przez stu­
lecia. Bartolomeu Dias (1450-1500) wypłynął z Portugalii w 1487 roku i jako
pierwszy opłynął południowy kraniec Afryki - Przylądek Dobrej Nadziei. Za­
gnany na południe przez sztorm, kiedy nie znalazł tam lądu, zawrócił na pół­
noc, okrążył przylądek i wylądował na wschodnim wybrzeżu Afryki. Vasco da
Gama (1469-1525) poszedł w ślady Diasa 10 lat później. Popłynął wzdłuż
wschodniego wybrzeża Afryki, przebył Ocean Indyjski i dotarł do Indii, otwie­
rając pierwszy morski szlak dla handlu korzeniami. Dwunastego października
1492 roku Krzysztof Kolumb (1451-1506) zobaczył ląd: Bahamy. Przeszedł do
historii jako pierwszy Europejczyk, który ujrzał Nowy Świat, choć sam Kolumb
do końca wierzył, że dotarł do Azji. Wyprawił się jeszcze trzykrotnie za ocean,
odkrywając wiele karaibskich wysp i ląd stały - Amerykę Środkową. Ferdynand
Magellan (1480-1521) odkrył cieśninę między Atlantykiem a Pacyfikiem, która
po dziś dzień nosi jego imię. Jego załoga popłynęła dalej na zachód i dokonała
pierwszego opłynięcia kuli ziemskiej, choć sam Magellan nie dożył triumfalne­
go powrotu ekspedycji do Hiszpanii, gdyż zginął na Filipinach 27 kwietnia 1521
roku.
Wszyscy ci odkrywcy mają ogromny dług wdzięczności wobec wielkiego czło­
wieka - Henryka Żeglarza (1394-1460), portugalskiego infanta, którego siedziba
w południowo-zachodniej Portugalii wyrosła na akademię odkrywców, kartogra­
fów, budowniczych statków i twórców przyrządów nawigacyjnych. Tu zrewolu­
cjonizowano europejskie statki, rozwinięto i usprawniono techniki i instrumenty
nawigacyjne, stąd ruszały wielkie wyprawy odkrywcze i kolonizacyjne.

Gdy zakończyłem badania w Torre de Tombo, w myślach miałem zamęt.


Spędzałem wieczory w barze na nabrzeżu, patrząc na posąg Henryka Żeglarza.
Teraz rozumiałem jego enigmatyczny uśmiech. Obaj znaliśmy tajemnicę: ksią­
żę deptał po śladach prawdziwych odkrywców Nowego Świata. Im dłużej nad
tym rozmyślałem, tym bardziej czułem się zaintrygowany. Kim byli ci mistrzo­
wie rzemiosła żeglarskiego, którzy odkryli i opisali nowe lądy i oceany, nie zo­
stawiając po sobie innego śladu niż enigmatyczne mapy?
Ich tożsamość odkryłem w dziwny sposób. Wybrzeża Patagonii, masyw
Andów, Antarktyda, Szetlandy Południowe narysowano z zadziwiającą precy­
zją. Odkrywcy przebyli - od Ekwadoru na północy do przylądka Antarktydy na
południu - tak kolosalne odległości, że musieli mieć wielką flotę. W owym cza­
sie istniał tylko jeden kraj dysponujący źródłami surowców, wiedzą naukową,
statkami i doświadczeniem żeglarskim wystarczającymi, żeby zorganizować taką

18
imponującą podróż odkrywczą. Ten kraj to Chiny. Myśl o poszukiwaniu nie­
podważalnych dowodów, że chińska flota odkryła świat dużo wcześniej, niż zro­
bili to Europejczycy, napawała mnie lękiem. Sam pomysł dotarcia do szczegó­
łów wydarzeń sprzed prawie 600 lat był wyzwaniem, ale w tym przypadku
występowała przeszkoda jeszcze potężniejsza, niemal nie do przezwyciężenia.
W połowie XV wieku prawie wszystkie chińskie mapy i dokumenty z epoki zo­
stały rozmyślnie zniszczone przez urzędników dworskich w następstwie gwał­
townej zmiany kierunku w polityce zagranicznej. Chiny, po dokonaniu odkryć
wielkiej wagi, skoncentrowały się na sprawach wewnętrznych państwa. Wszyst­
ko, co mogłoby przywodzić na myśl ekspansjonistyczną przeszłość, wytarto z kro­
nik.
Musiałbym więc szukać dowodów gdzie indziej, ale bałem się nawet zacząć
poszukiwania. Zdawało się to arogancją graniczącą z pychą, że emerytowany
kapitan okrętu podwodnego porywa się na odkrycie, którego nie dokonało tyle
wielkich umysłów; lecz choć byłem zaledwie amatorem w porównaniu z wy­
bitnymi uczonymi, miałem nad nimi istotną przewagę w pewnej kwestii. W 1953
roku, gdy w wieku 15 lat wstąpiłem do Royal Navy, Wielka Brytania nadal była
światowym mocarstwem, dysponującym wielkimi flotami i wspierającymi je
bazami rozsianymi po całym globie. Podczas 17-letniej służby opłynąłem Zie­
mię w ślad za wielkimi europejskimi odkrywcami. Między rokiem 1968 a 1970
dowodziłem H M S „Rorąual", który przeprowadziłem z Chin do Australii a na­
stępnie przez Pacyfik i do obu Ameryk.
Przez peryskop łodzi podwodnej obserwowałem wybrzeża, klify i góry, któ­
re pierwsi odkrywcy widzieli z pokładów swoich statków Szybko zrozumiałem,
że to, co widać z poziomu morza, niekoniecznie odpowiada temu, co w istocie
znajduje się na lądzie. W tamtych dniach nawigacja satelitarna nie istniała; mu­
sieliśmy szukać drogi, posługując się gwiazdami. Patrzyłem na te same gwiazdy,
których szukali europejscy odkrywcy, i zliczałem pozycję, mierząc wysokość
i położenie Słońca, tak jak oni próbowali to robić. Gwiazdy wykorzystywane
w astronawigacji przez żeglarzy na południowej półkuli to Canopus i Krzyż Po­
łudnia. Odegrały one istotną rolę w wydarzeniach, które miałem jeszcze po­
znać. Gdybym podczas służby w marynarce wojennej nie zdobył doświadczenia
w astronawigacji, ta książka nigdy nie zostałaby napisana.
Laik, bez względu na to, jak wybitnym specjalistą jest w innych dziedzinach,
na mapie widzi tylko zarysy, które mogą, ale nie muszą być zniekształconymi
odwzorowaniami znanych lądów. Doświadczony nawigator, patrząc na tę samą
mapę, umie odczytać znacznie więcej: którędy płynął kartograf, który jako pierw­
szy naniósł kontury na mapę, w którym kierunku, szybko czy też wolno, blisko
brzegu czy daleko, co wiedział o szerokości i długości, a nawet - czy działo się to
we dnie, czy w nocy. Nawigator, jeśli dysponuje odpowiednią wiedzą na temat
lądów i oceanów, potrafi także wyjaśnić, dlaczego mapa przedstawia jako wyspę

19
szczyt góry, albo z jakiego powodu wielką masę lądu ukazano jako mielizny, rafy
i wyspy, i dlaczego niektóre lądy bywają oddawane w dziwacznie rozdętej for­
mie.
Widywałem mapy z XV i początków XVI stulecia, ukazujące części świata
nieznane wówczas Europejczykom. Są tam nieścisłości - niektóre lądy przed­
stawione zostały całkowicie błędnie albo zniekształcone, albo w miejscach, w któ­
rych w ogóle nie ma lądu. Jako że przedstawiony na nich obraz świata przeczy
przyjętej historii odkryć, przez długi czas odrzucano je jako bajki, fałszerstwa
albo - w najlepszym razie - zagadkowe anomalie. Aleja wracałem raz po raz do
tych starych map i w miarę jak je studiowałem i oceniałem, zaczął się przede
mną wyłaniać nowy obraz średniowiecznego świata.
Ustaliłem, że kilka chińskich flot naprawdę dokonało wypraw odkrywczych
w początkach XV stulecia. Ostatnia i największa z nich - przedsięwzięta przez
cztery floty połączone w jedną ogromną armadę - wyruszyła w pierwszych mie­
siącach roku 1421. Ostatnie statki, które przetrwały podróż, wróciły do Chin
latem i jesienią 1423 roku. Nie zachowały się dzienniki wypraw, ale z map wy­
nika, że podróżnicy nie tylko okrążyli Przylądek Dobrej Nadziei, przepłynęli
Atlantyk i nanieśli na mapy wyspy, które widziałem na mapie Pizzigana z 1424
roku, ale potem popłynęli do Antarktydy, Arktyki, Ameryki Północnej i Połu­
dniowej, i przemierzyli Pacyfik, by dotrzeć do Australii. Chińczycy rozwiązali
problemy z obliczaniem szerokości i długości geograficznej i sporządzili precy­
zyjne mapy zarówno ziemi, jak i nieba.

Chińska amah opiekowała się mną przez pierwsze pięć lat mojego życia - do
dziś pamiętam smutek, kiedy się rozstawaliśmy. Od tego czasu kilkakrotnie od­
wiedzałem Chiny, lecz mimo zainteresowania tym wielkim krajem, moja wie­
dza dotycząca jego historii była bardzo powierzchowna. Zanim mogłem prze­
śledzić niewiarygodne trasy chińskich podróży odkrywczych, musiałem zanurzyć
się w nieznanym świecie chińskiego średniowiecza. Była to dla mnie podróż
odkrywcza sama w sobie. Im więcej się dowiadywałem, tym większy respekt
czułem wobec tej starożytnej, uczonej i niewiarygodnie wyrafinowanej cywili­
zacji. Ich nauka i technologia, ich wiedza o świecie tak bardzo przerastały naszą
w tamtej epoce, że musiało minąć trzy, cztery, a w niektórych wypadkach pięć
stuleci, zanim europejska wiedza mogła się zmierzyć z chińską.
Gdy już poznałem lepiej tę wielką cywilizację, przez dziesięć lat podróżo­
wałem po świecie, śledząc trasy chińskich wypraw odkrywczych. Prowadziłem
poszukiwania w archiwach, muzeach i bibliotekach, odwiedzałem starożytne
pomniki, zamki, pałace i wielkie porty morskie późnego średniowiecza, bada­
łem skaliste cyple, rafy koralowe, samotne plaże i odległe wyspy. Wszędzie, do­
kąd się udałem, znajdowałem coraz więcej dowodów na poparcie mojej tezy.

2o
Okazało się, że garstka chińskich dokumentów i wskazówek żeglarskich urato­
wała się z akcji niszczenia archiwaliów. Były to pisane w pierwszej osobie spra­
wozdania; dwa z nich autorstwa chińskich historyków, jedno pióra europejskie­
go kupca, a pozostałe sporządzone przez pierwszych europejskich odkrywców,
którzy ruszyli za Chińczykami i odkryli ślady oraz przedmioty pozostawione
przez poprzedników.
Przetrwało też mnóstwo źródeł materialnych: chińska porcelana, jedwab,
ofiary wotywne, wyroby rzemiosła, rzeźbione kamienne tablice pozostawione
przez chińskich admirałów jako pomniki ich wyczynów, wraki chińskich dżo-
nek u wybrzeży Afryki, Ameryki, Australii i Nowej Zelandii oraz nowe gatunki
flory i fauny, przeniesione z odległych miejsc świetnie rozwijające się w cza­
sach, gdy pojawili się pierwsi Europejczycy. Wszystko potwierdzało wiarygod­
ność map, które na początku przykuły moją uwagę. Ważne informacje zawarte
w mapach, zawsze dobrze widoczne, umknęły wielu wybitnym historykom zaj­
mującym się Chinami nie z braku staranności, ale po prostu z braku znajomości
astronawigacji i oceanów. Jeśli znalazłem coś, czego oni nie zauważyli, to tylko
dlatego, że wiem, jak interpretować te niezwykłe mapy ukazujące kursy i zasięg
podróży flot pomiędzy rokiem 1421 a 1423.
Kolumb, da Gama, Magellan i Cook później dokonali tych samych „od­
kryć", ale wiedzieli, że stąpają po śladach innych, gdyż brali ze sobą w podróż
kopie chińskich map. Pozwolę sobie użyć słynnego cytatu: jeśli widzieli dalej
niż inni, to dlatego, że stali na ramionach olbrzymów.
1

Cesarskie C h i n y
1

WIELKI

PLAN

CESARZA
Transkrypcja i w y m o w a w y r a j ó w chińskich

W książce zastosowano transkrypcję pinyin, opracowaną w C h R L i uznaną przez O N Z za


oficjalną transkrypcję wyrazów chińskich w alfabecie łacińskim. Polska przyjęła tę transkrypcję
w 1981 roku zgodnie z rezolucją Światowej Organizacji Standaryzacji O N Z . Transkrypcja ta jest
coraz powszechniej używana na całym świecie, dzięki czemu zapis chińskich wyrazów staje się
coraz bardziej uporządkowany i jednolity, a ich identyfikacja coraz łatwiejsza.
Nazwiska czy imiona Chińczyków nie mieszkających w C h R L zwyczajowo zapisywane są
zgodnie z transkrypcją angielską.
Niektóre chińskie nazwy geograficzne zapisywane są w ich spolszczonej wersji, na przykład
Pekin, Szanghaj, Nankin czy Kanton.

Pisownia Wymowa Pisownia Wymowa

i (po c, ch, r, s, sh, z, zh) y w ł


i (po samogłosce) j x i
u (po j , q ,y, x) u y j
b P z e
c ech (c przydechowe) zh cz
ch ezch (cz przydechowe) -ian -ien
d t -ong -ung
g k -ui -uej
j e
k kek (k przydechowe)
ng n tylnojęzykowe
P peh (p przydechowe)
q ech (ć przydechowe)
r i, na końcu wyrazu r
sh sz
t teh (t przydechowe)

W pozostałych przypadkach samogłoski a, e, i, o, u oraz spółgłoski f, h, 1, m, n, s wyma­


wia się j a k w języku polskim.
Apostrof służy do oddzielania sylab, które bez niego mogłyby zostać odczytane błędnie.
Stąd:

Xi'an wymawia się śi an Xing'an wymawia się sing an


xian wymawia się sten Xingan wymawia się sin kan
D R U G I E G O L U T E G O 1421 R O K U N I E BYŁO N A Z I E M I P O T Ę Ż N I E J S Z E G O MOCAR-
stwa niż Chiny. W ten dzień chińskiego Nowego Roku królowie i po­
słowie z Azji, Arabii, Afryki i wysp Oceanu Indyjskiego zebrali się wśród
wspaniałości Pekinu, by złożyć hołd Synowi Niebios, cesarzowi Zhu Di, zna­
nemu jako Yongle. Jego statki, wielkie jak lewiatany, żeglowały po oceanach ze
zdumiewającą precyzją. Przywiozły władców i ich przedstawicieli, żeby pokło­
nili się cesarzowi i stali się świadkami otwarcia jego majestatycznej i tajemni­
czej, otoczonej murami stolicy - Zakazanego Miasta. Przybyły nie mniej niż
dwadzieścia trzy głowy państw. Ale władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego,
cesarz Bizancjum, doża wenecki oraz królowie Anglii i Francji nie pojawili się.
Nie zaproszono ich, bo ich zacofane kraje nie mogły zaoferować towarów ani
pochwalić się wartymi zainteresowania osiągnięciami naukowymi.
Zhu Di urodził się jako czwarty syn chłopa, Zhu Yuanzhanga, który później
został pierwszym cesarzem dynastii Ming, mimo że sam był synem wyrobnika-
-najmity z jednej z najuboższych części Chin 1 . W 1352 roku, na osiem lat przed
narodzeniem przyszłego Yongle, straszliwa powódź nawiedziła Chiny. Rzeka
Żółta wystąpiła z brzegów, zalewając ogromne połacie pól uprawnych, zmywa­
jąc wioski i szerząc głód i choroby w całym regionie. Odkąd w 1279 roku wielki
Kubilaj, wnuk Dżyngis-chana, dokonał podboju Chin, krajem rządzili Mongo­
łowie. Ale w 1352 roku wieśniacy z okolic Kantonu nad Rzeką Perłową, nawie­
dzani przez głód i choroby, eksploatowani przez mongolskich panów, chwycili
za broń. Zhu Yuanzhang przyłączył się do rewolty i szybko wyrósł na jej przy­
wódcę. Skrzyknął żołnierzy i chłopów pod swoje sztandary. Wciągu następnych
trzech lat bunt rozlał się na całe Chiny. Przez całe dziesięciolecia pokoju okrutni
niegdyś mongolscy wojownicy, bicz dla całej Azji, rozleniwili się. Warstwy
panujące, podzielone wewnętrznymi sporami, okazały się słabym przeciwni­
kiem dla armii zebranej przez ojca Zhu Di. Jego wojska w 1356 roku zdobyły

29
Nankin i odcięły dostawy zboża do północnej stolicy Mongołów, Dadu (obec­
nie Pekin).
Zhu Di miał osiem lat, gdy armia jego ojca wkroczyła do samego Dadu, a ostatni
cesarz z dynastii mongolskiej, Togon Temur, uciekł na stepy północy, do central­
nej Mongolii. Zhu Yuanzhang ogłosił powstanie nowej dynastii - Ming, a sam
2
mianował się jej pierwszym cesarzem, przyjmując tytuł okresu panowania . Zhu
Di wstąpił do chińskiej kawalerii i okazał się odważnym i zdolnym oficerem. W wie­
ku 21 lat został wysłany na kampanię przeciwko wojskom mongolskim okupują­
cym górzystą południowo-zachodnią prowincję Yunnan, graniczącą ze współcze­
snymi Tybetem i Laosem, a w 1382 roku rozkazano mu zniszczyć Kunming, ostatnią
twierdzę Mongołów w tej prowincji. Zająwszy miasto, Chińczycy wyrżnęli doro­
słych obrońców i wykastrowali tych jeńców, którzy jeszcze nie osiągnęli wieku
męskiego. Tysiącom młodych mongolskich chłopców odcięto penisy i jądra. Wie­
lu zmarło od szoku i zakażeń; tych, którzy przeżyli, wcielono do cesarskiej armii
jako eunuchów lub uczyniono sługami i dworzanami.
Eunuchowie służyli władcom w całym starożytnym świecie, w Rzymie,
Grecji, Afryce Północnej i w wielu krajach Azji jako „pałacowi posługacze, byli
też nadzorcami haremów i szpiegami" 3 . Odegrali istotną rolę w historii Chin 4 .
Co zdumiewające, byli niezwykle lojalni wobec cesarzy, którzy nakazali prze­
cież, by ich okaleczono. Na dworze cesarskim eunuchowie występowali co naj­
mniej od VIII wieku p.n.e., a w samej stolicy i jej okolicach zatrudnionych ich
było co najmniej 70 000. Tylko pozbawieni przyrodzenia mężczyźni mogli zo­
stać osobistymi sługami cesarza, strzec kobiet z jego rodziny i pomieszczeń zaj­
mowanych przez jego konkubiny w Wielkim Terenie Wewnętrznym, za pałaco­
wymi bramami. Cesarze utrzymywali tysiące konkubin, co było zarówno
symbolem ich władzy, jak i miało zapewnić dostateczną liczbę męskich spadko­
bierców w czasach, gdy śmiertelność niemowląt była wysoka. Gwarantowało to
ciągłość dynastii i kultu przodków, stanowiącego istotną część chińskich rytu­
ałów. Krewnych i bliskich cesarza, trzymano z dala od pomieszczeń dla kobiet.
N i e wolno im było tam wchodzić pod karą śmierci. Brak w otoczeniu cesar­
skim sprawnych seksualnie mężczyzn dawał też pewność, że każde dziecko uro­
dzone przez konkubinę spłodzone zostało przez cesarza.
Eunuchowie pomagali także utrzymywać aurę świętości i tajemniczości ota­
czającą osobę cesarza. Bogowie nadawali co prawda cesarzom „mandat niebiań­
ski" legitymizujący władzę, ale mogli unieważnić go, jeśli cesarz okazał się czło­
wiekiem pełnym słabości i złym władcą. Zakazano spoglądać na cesarza; nawet
wysocy urzędnicy w obecności władcy musieli spuszczać wzrok, a kiedy szedł
ulicą, stawiano ekrany, żeby chronić go przed oczyma gapiów. Tylko „zniewie-
ściali, służalczy eunuchowie", niewolniczo zależni od cesarza, uważani byli za
wystarczająco zastraszonych, żeby stać się świadkami jego prywatnych słabostek
i szaleństw5.

3o
Ma He, jeden z chłopców wykastrowanych w Kunmingu, został przydzie­
lony do dworu przyszłego Yongle, gdzie jego nazwisko zmieniono na Zheng.
Wielu z Mongołów, przepędzonych przez Yongle i jego ojca, przyjęło wiarę mu­
zułmańską. Zheng He, który był muzułmaninem, a przy tym wspaniałym żoł­
nierzem, stał się najbliższym doradcą Yongle. Był potężnym mężczyzną; nie­
które źródła mówią, że miał ponad 2 metry wzrostu, ważył ponad 100 kilogramów
6
i „kroczył jak tygrys" . Zhu Di mianowany został księciem Yan - regionu, które­
go ośrodkiem był Pekin - i gdy obarczono go nowymi i ważniejszymi obowiąz­
kami obrony północnych prowincji Chin, Zheng He wybrał się z nim. Zhu Di
obrał za kwaterę byłą stolicę Mongołów, Dadu, i przemianował ją na Pekin.
W 1387 roku, po 30 latach walk, Chiny zostały oczyszczone z ostatnich pozosta­
łości po mongolskich rządach.
Cesarz Hongwu, ojciec Zhu Di, w ostatnich latach życia oszalał. Przeprowadził
systematyczną czystkę wśród dowódców swoich wojsk, eliminując każdego, kto
choćby teoretycznie mógł zagrozić jego władzy. Dziesiątki tysięcy oficerów i urzęd­
ników zostało straconych. Wielu starszych dowódców popełniło samobójstwo, nie
chcąc ściągać hańby i niełaski na rodziny przez swą dymisję albo egzekucję.
Po śmierci pierworodnego syna Hongwu wybrał na następcę swego wnuka,
Zhu Yunwena, znanego pod tytułem Jianwen, bratanka Zhu Di. Nie ufał on stry­
jowi, uważając go za Mongoła. Matka Zhu Di, mongolska księżniczka, rzeczywi­
ście była już ciężarna, gdy Hongwu pojął ją za żonę. Kiedy stary cesarz umarł sześć
lat później, w 1398 roku, Jianwen kontynuował jego politykę eliminowania po­
tencjalnych rywali. Latem następnego roku wysłano na północ zabójców, by zgła­
dzili Zhu Di, który porzucił swój piękny dom, przez kilka miesięcy włóczył się po
mieście i sypiał w rynsztokach. Symulował obłęd, był brudny i zaniedbany, trud­
no było w nim rozpoznać księcia krwi cesarskiej. Oddział egzekucyjny zignoro­
wał nieszkodliwego włóczęgę. Zhu Di, wspomagany przez lojalną straż przyboczną,
składającą się z eunuchów pod dowództwem Zheng He, w tajemnicy gromadził
siły, by uderzyć na niedoszłych zabójców. W Pekinie zgromadził 800 ludzi, a do
parku, w którym ustalono miejsce zbiórki, zagnał stado gęgających gęsi, żeby za­
głuszyły brzęk broni i pancerzy. Zaskoczeni zabójcy zostali wybici. Zwycięski Zhu
Di natychmiast zaczął gromadzić i ćwiczyć wojsko.
Jianwen natychmiast wysłał półmilionową armię, żeby zmiażdżyć Zhu Di.
Nadchodziła jednak jesień, a oddziały maszerowały na północ od Nankinu tyl­
ko w letnich mundurach i słomianych sandałach. Wielu zamarzło, gdy nadcią­
gnęła bezlitosna zima. Armia Zhu Di odbywała manewry pod Pekinem, gdy
oddziały wroga zaatakowały miasto. W zwycięskiej dla Zhu Di bitwie uczestni­
czyły nawet kobiety, zrzucając z murów miejskich garnki na głowy napastników.
W 1402 roku Zhu Di na czele wielkiej armii ruszył na południe, na Nankin.
Mieszkańców stolicy dzieliły wewnętrzne spory. Mandaryni, wykształcona eli­
ta, nienawidzili eunuchów dworskich. Ich głęboko zakorzeniona niechęć była

31
Plan cesarskiego Nankinu z Wu beiji. Ten XVII-wieczny traktat o sztuce wojennej ilustrowany
jest rycinami z wcześniejszych podręczników Stocznie znajdują się z prawej strony
za mostem.

równie stara jak cesarskie Chiny. Eunuchowie, jako osobiści słudzy, mieli do­
stęp do cesarza i ciągnęli ze swej pozycji korzyści materialne. Ale o ile eunucho­
wie zawiadywali Wielkim Terenem Wewnętrznym, jedynie mandaryni sprawo­
wali funkcje w Wielkim Terenie Zewnętrznym, za murami pałacu.
Mandarynem zostawało się po wielu latach intensywnych studiów nauk
Konfucjusza (551-479 p.n.e.), „wielkiego mędrca", który krytykował oddawa­
nie władzy w ręce eunuchów. Nie otrzymywali oni konfucjańskiego wykształ­
cenia i awansowali wyłącznie dzięki cesarzowi. Zgodnie z etyką konfucjańską
ład społeczny osiągnąć można na drodze eliminacji zakłóceń tao (wzajemnego
oddziaływania sił natury). Tao określało życie ludzi, ich rangę, obrządki im przy­
pisane i pozycję w hierarchii społecznej. Według konfucjańskiej definicji dobre­
go rządu „książę powinien być księciem... poddany poddanym, ojciec ojcem,
a syn synem" 7 . Uporządkowana ciągłość stanowiła podstawę konfucjanizmu i za­
razem władzy mandarynów, którzy za kręgosłup społeczeństwa uważali wie­
śniaków, a nie cudzoziemców lub kupców. Rolnicy oznaczali stabilność, pod­
czas gdy kupcy i cudzoziemcy nieustannie zakłócali tao.
Mandarynom z otoczenia Jianwena udało się zepchnąć na margines eunu­
chów dworskich i pozbawić ich w dużej mierze władzy i wpływów, które wcześniej

32
posiadali, gdy więc armia Zhu Di pojawiła się pod murami Nankinu, eunucho-
8
wie otworzyli bramy miasta na oścież. Zhu Di zdobył smoczy tron i ogłosił się
cesarzem, przybierając tytuł dynastyczny Yongle. Jianwena nigdy nie odnalezio­
no. Sądzono, że uciekł przebrany za mnicha. Zheng He pozostał u boku nowe­
go cesarza jako jeden z eunuchów z wewnętrznego kręgu na dworze Zhu Di.
Mieli oni doświadczenie w sprawach państwowych i wpływ na rządy, widywali
często cesarza i znali jego nastroje oraz życzenia, a jako że wolno im było wcho­
dzić do pomieszczeń dla konkubin, doskonale orientowali się w sieci intryg,
którą snuło 2000 trzymanych tam kobiet.
Eunuchowie znów stali się siłą polityczną, a najwyższą pozycję zdobył wiel­
ki eunuch Zheng He. W fałdach jedwabnej białej szaty nosił wysadzaną klejno­
tami szkatułkę zawierającą zeschnięte szczątki odciętego penisa i jąder, co zy­
skało mu przezwisko San Bao Taijian, Eunuch z Trzema Klejnotami. Szkatułka
zawierająca jego bao - „klejnoty męskości" - miała towarzyszyć mu na tamten
świat, gdzie ponownie stałby się mężczyzną w pełnym znaczeniu tego słowa.
Ale na tym ziemskim padole zaprzysiągł służbę Yongle, swojemu patronowi
i władcy, trzeciemu cesarzowi z dynastii Ming.
Zanim upłynął rok, Zheng He, mimo że nigdy nie pływał po morzu, został
mianowany dowódcą jednej z największych flot, jakie kiedykolwiek zbudowa­
no. Jednym z pierwszych rozkazów cesarza Yongle było podwojenie rozmiarów
stoczni w Longjiang, niedaleko Nankinu; te największe stocznie w Chinach
zajmowały teraz kilka kilometrów kwadratowych nad brzegami Jangcy. Wznie­
siono tam siedem ogromnych suchych doków, połączonych z rzeką szeregiem
śluz i podzielonych na trzy części, w których budowano trzy statki jednocze­
śnie 9 . Yongle pragnął dokonać tego, co nie udało się nawet Kubilajowi: stworzyć
cesarstwo morskie łączące oceany.
Do IX stulecia dalekie podróże morskie niemal bez wyjątków pozostawały
domeną cudzoziemców. Od IX wieku Chiny rozwinęły własną flotę oceanicz­
ną. Władcy dynastii Song i Yuan (mongolskiej) utrzymywali wielkie floty, wysy­
łali emisariuszy za morza i prowadzili handel zagraniczny, stopniowo przejmu­
jąc od dominujących niegdyś w tej dziedzinie Arabów handel korzeniami. Yongle,
który odziedziczył flotę wojenną i handlową, zamówił 1681 nowych statków,
a wśród nich wiele gigantycznych dziewięciomasztowych statków skarbowych*,
nazwanych tak ze względu na wielką wartość i ilość dóbr, które mogły przewo­
zić w swoich przepastnych ładowniach. Do ich budowy skierowano 10 000 cie­
śli, żaglomistrzów i budowniczych okrętów z południowych prowincji. Poza
250 statkami skarbowymi w skład floty wchodziło 3500 innych jednostek, a do­
kładniej 1350 okrętów patrolowych i tyle samo okrętów wojennych, które

* Statki skarbowe, flota skarbowa - chiń. baochuan, dosł. „cenna łódź"; oceaniczne dżonki
przewożące cenne towary (przyp. tłum).

33
Plan stoczni w Longjiang z Longjiang chang zhi, historii stoczni za czasów Zheng He,
opublikowanej w 1553 roku. Budynki widać z lewej strony, pochylnie i doki z prawej.

operowały z baz znajdujących się na stałym lądzie albo na wyspach; 400 więk­
szych wojennych okrętów pomocniczych i tyleż samo statków transportowych
do przewozu zboża, wody i koni dla floty. Statki cesarskie miały żeglować po
oceanach świata, z zadaniem opracowania map, podporządkowania zagranicz­
nych władców i wreszcie włączania całego świata w chiński system lenny, w któ­
rym władcy składali trybut w zamian za przywileje handlowe i ochronę przed
wrogami, ale Chiny zawsze odpłacały się swoim partnerom handlowym dobra­
mi większej wartości - jedwabiami i porcelaną po zniżkowych cenach, często
sprzedawanymi na nisko oprocentowany kredyt. W taki sposób wasale znajdo­
wali się w ciągłej zależności od Chin. Statki obarczono również zadaniem ściga­
nia zbiegłego Jianwena: „Są tacy, którzy twierdzą, że znajduje się za granicą.
Cesarz rozkazał Zheng He, aby go wytropił" 10 . Wszyscy bowiem powinni wie­
dzieć, że na smoczym tronie zasiada prawowity władca: Cesarz na Końskim
Grzbiecie, Syn Niebios - Yongle.
Ledwie Yongle objął tron cesarski, postanowił przenieść stolicę do swojej
niedawnej twierdzy w Pekinie. Starzejący się Tamerlan pragnął dokonać ostat­
niego i największego podboju - zdobyć Chiny - a Yongle postanowił wyjść

34
niebezpieczeństwu na spotkanie. Tamerlan (zeuropeizowana forma od Timur-i-
-Lang, czyli Timur Chromy, przydomek ten uzyskał w związku z ranami od
strzał odniesionymi w bitwie), okazał się godnym następcą swoich przodków,
Dżyngis-chana i chana Kubilaja. „Kochał dzielnych i mężnych żołnierzy, przy
pomocy których otwierał śluzy strachu, rozdzierał ludzi na sztuki jak lew i prze­
11
nosił góry" . Ze swej stolicy w Samarkandzie, panując nad Jedwabnym Szla­
kiem, drogą handlową wiodącą przez Azję Środkową, Tamerlan prowadził kam­
panie na całym kontynencie, podbijając północne Indie, Persję i Syrię, i pokonując
Turków pod Ankarą w 1402 roku. Teraz jego wzrok zwrócił się na Wschód,
a celem stało się zniszczenie chińskich armii, zrzucenie z tronu Yongle i odno­
wienie władzy Mongołów w Chinach.
Nowy cesarz, by stawić czoło potencjalnemu zagrożeniu, zabrał ze sobą do
Pekinu dwór chroniony przez milionową armię, ale jego wizja nowej cesarskiej
stolicy zakładała znacznie więcej niż uczynienie z niej fortecy mającej pokrzy­
żować plany Tamerlana. Kubilaj zbudował Dadu według tradycyjnego chińskie­
go wzorca. Odwrócił bieg rzek, żeby okrążały miasto. Y)ngle wcielił w swój
plan podstawowe elementy zabudowy stolicy Kubilaja, ale zburzył jego założe­
nie pałacowe i zastąpił je klasycznym kompleksem cesarskim: Zakazanym Mia­
stem. Stolica Chin była 1500 razy większa niż ówczesny Londyn, a zamieszki­
wało ją 50 razy więcej ludzi.
Wzniesienie największego miasta na świecie, żeby olśnić własny lud oraz
zastraszyć wrogów i władców świata, stanowiło tylko część mistrzowskiego pla­
nu Yongle. Cesarz postanowił też naprawić Wielki Mur, zbudowany przez Pierw­
szego Cesarza Qin, Qin Shi huangdi, podczas panowania dynastii Qin ( 2 2 1 -
206 p.n.e.). Qin Shi huangdi zjednoczył wojujące między sobą chińskie prowincje
i jako pierwszy rządził całym krajem. Mur, wzniesiony wielkim kosztem, żeby
strzec północnych granic Chin przed atakiem, w ciągu następnych 1600 lat się
rozpadł. Yongle rozpoczął odbudowę, dodając wieże strażnicze i wieżyczki
wzdłuż zachowanych 5000 kilometrów muru i wydłużając go o 1400 kilome­
trów.
Ale zamierzenia Yongle sięgały jeszcze dalej. Wysłał ekspedycje do wschod­
nich sąsiadów Chin i na Jedwabny Szlak, żeby odtworzyć imperium handlowe,
którym Chiny władały w złotym wieku dynastii Tang, ponad 500 lat wcześniej.
Yongle chciał osiągnąć wszystkie swoje ambitne cele w ciągu dwóch dekad.
W całej jego polityce przewijała się myśl, że Chińczycy powinni na powrót uwie­
rzyć w siebie i swoją świetną historię. Mongołów wygnano, Chiny były znów
chińskie. Yongle nieustannie napawał troską fakt, że nie był dziedzicem wyzna­
czonym przez ojca; musiał ciągle dowodzić, że bogowie uznali jego wstąpienie
na smoczy tron. Toteż jako pierwsze nakazał wznieść budynki należące do wiel­
kiego kompleksu ceremonialnego, Świątyni Nieba, znajdującej się w centrum
nowego Zakazanego Miasta. Miały być nie tylko sceną dorocznych ceremonii,

35
które winien odprawiać cesarz, Syn Nieba, lecz także sercem cesarstwa chiń­
skiego. Z kolei w centrum Pekinu tworzono nowe, wspaniale obserwatorium.
Yongle interesował się astronomią, szczególnie zaś wspaniałą tradycją, którą
Chińczycy odziedziczyli w tej dziedzinie. Chińscy astronomowie od 2000 lat
opisywali przebieg wydarzeń na nocnym nieboskłonie. Odnotowali pojawienie
się nowej gwiazdy w 1300 roku p.n.e., relacjonowali kolejne pojawienia się kome­
ty Halleya od 240 roku p.n.e., a do 1054 roku n.e. obserwowali supernowe w Mgła­
wicy Kraba oraz towarzyszące im pulsary, kwazary i gwiazdy neutronowe.
Mongołowie podczas ponadstuletnich rządów zaniedbali tę bezcenną spu­
ściznę. W pierwszym roku swojego panowania Yongle przywrócił praktykę co-
nocnego opisywania gwiazd krążących po niebie. Jego astronomowie zaznaczyli
na mapach nie mniej niż 1400 gwiazd i potrafili przewidzieć z dużą dokładno­
ścią zaćmienia zarówno Słońca, jak i Księżyca. Yongle powołał składający się
z wybitnych astronomów komitet, którego zadaniem było „porównywanie i ko­
rygowanie rysunków ukazujących gwiazdy wyznaczające kierunki geograficz­
ne" 1 2 , zdołał też nakłonić japońskiego szoguna, króla Korei i księcia Ulug Bega,
wnuka Tamerlana, żeby uczynili to samo. Yongle wymagał od astronomów do­
skonalenia nowych metod wykorzystania obserwacji gwiazd do precyzyjnej na­
wigacji i poprawnego lokalizowania na mapach nowych ziem, które odkryją
podczas wypraw. Wielkie obserwatorium pekińskie miało stać się punktem od­
niesienia, z którego będzie się badać i nanosić na mapy cały świat i wszystkie
odkrycia - krótko mówiąc, miało to być centrum znanego wszechświata.
Przeniesienie stolicy z Nankinu do Pekinu było najbardziej złożonym i am­
bitnym przedsięwzięciem w dziejach całej dynastii Ming. Przeprowadzka roz­
poczęła się w 1404 roku, kiedy to przymusowo przeniesiono na północ 10 000
gospodarstw, żeby powiększyć liczbę mieszkańców Pekinu. Do zrealizowania
wizji Yongle potrzebna była ogromna armia robotników. Setki tysięcy wyrobni­
ków popędzono na północ; strzegło ich około 335 dywizji wojska nawet wtedy,
gdy Chinom przestały zagrażać mongolskie hordy Tamerlana. Wielki pan wojny
opuścił Samarkandę na czele ogromnej armii w styczniu 1405 roku. Zamierzał
pomaszerować na wschód przez góry, założyć obozy niedaleko chińskiej granicy
i wiosną uderzyć w głąb Chin, gdzie chciał zaskoczyć cesarskie wojska. Tamer­
lan, stary i chory, był za słaby, żeby jechać konno, lecz choć niesiono go w lekty­
ce, trudy i niedostatki podróży przez jałowy kraj w samym środku zimy okazały
się dla niego nie do zniesienia. Umarł 18 lutego, nie zobaczywszy nawet chiń­
skiej granicy. Jego armia podzieliła się na rywalizujące ze sobą frakcje i uległa
rozproszeniu.
Plany Yongle dotyczące Pekinu pozostały niezmienione mimo wieści o śmier­
ci Tamerlana. Wyżywienie pierwszych budowniczych wkrótce okazało się trud­
nym wyzwaniem. Okres wegetacji na północy był krótki; można było uprawiać
proso, ale ryżu już nie, a żyto i jęczmień dawały słabe plony. Brakowało zboża,

36
żeby nakarmić napływające fale robotników Yongle wysłał swojego trzeciego
syna, Zhu Gaozhi, żeby objął dowództwo wojskowe w Pekinie; każdemu, kto
zasiał zboże wokół Pekinu, gwarantowano ulgi podatkowe. Kiedy te środki oka­
zały się nie dość skuteczne, cesarz postanowił naprawić i poszerzyć Wielki Ka­
nał, żeby móc transportować zboże na północ.
Budowę kanału rozpoczęto w 486 roku p.n.e. Był on jednym z cudów staro­
żytnego świata. Począwszy od 584 roku n.e. kanał rozbudowywano, a poszcze­
gólne odcinki połączono w system o długości 1800 kilometrów - do dziś jest to
najdłuższa droga wodna stworzona ręką człowieka. Zbudowano go jednak za
straszliwą cenę - połowa z 6 000 000 robotników zginęła podczas pracy. Proble­
my finansowe i lokalne powstania związane z budową kanału stały się jedną
z przyczyn szybkiego upadku dynastii Sui (581-618 n.e.).
Wielki Kanał był główną arterią handlową pomiędzy północą a południem
Chin, ale jego przepustowość nie mogła sprostać zapotrzebowaniom. Prace wy­
konano w dwóch etapach. Pogłębianie i odbudowa odcinka północnego rozpo­
częły się w 1411 roku. Udrożniono 200 kilometrów kanału i zbudowano 38
śluz, jako że Pekin leżał o ponad 30 metrów powyżej poziomu Rzeki Żółtej.
Zatrudniono przy tym 300 000 robotników. Odcinek południowy, od Rzeki
Żółtej do Jangcy, otwarto w 1415 roku. Ukończony kanał prowadził z Pekinu na
północy do Hangzhou na wybrzeżu, na południe od Szanghaju. Pływało po
nim nie mniej niż 3000 płaskodennych barek transportujących zboże. Ilość prze­
wożonych towarów wzrosła z 2 800 000 pikuli (w przybliżeniu 170 000 000
kilogramów) w 1416 roku do 5 000 000 w następnym roku.
Zapotrzebowanie na ziarno dla wyżywienia siły roboczej w Pekinie wywo­
ływało braki w zaopatrzeniu i głód w innych rejonach Chin. Zapotrzebowanie
na drewno budulcowe do realizacji wielkich planów Yongle spowodowała wy­
rąb na wielką skalę. N i e licząc drewna potrzebnego do budowy Zakazanego
Miasta, na każdy statek skarbowy z wielkiej floty cesarskiej szło wiele hektarów
najlepszego lasu tekowego. Cesarska marynarka wojenna wspierana była przez
nowo powstałą flotyllę statków pomocniczych i setki mniejszych statków trans­
portowych zbudowanych również po to, żeby przewozić towary między porta­
mi chińskimi a indyjskimi i afrykańskimi. Jeszcze więcej drewna wykorzysty­
wano do budowy tysięcy barek na zboże kursujących po Wielkim Kanale. Pod
siekierami padły dziesiątki tysięcy, jeśli nie setki tysięcy hektarów lasów. Annam
(północna część współczesnego Wietnamu) i Wietnam także zostały ogołocone
z drzew, co stało się zarzewiem pierwszego z wielu powstań przeciwko chiń­
skiemu panowaniu.
Yongle musiał stawić czoło także problemom wewnętrznym. Skala i koszty
jego wielce ambitnych planów wywoływały coraz zacieklejszy opór ze strony
mandarynów, a nawet cesarz nie mógł się podjąć tak ogromnego zadania, jak
zbudowanie Zakazanego Miasta, bez ich współpracy. Mandaryni odpowiadali

37
Frachtowiec zbożowy z czasów wczesnej dynastii Ming;
rycina z Tiangong kai wu (Wykorzystanie mechanizmów przyrody) z 1637 roku.

za podnoszenie podatków na sfinansowanie projektów Yongle i - jak to bywa


z urzędnikami dworskimi na całym świecie - mieli tysiąc sposobów, żeby spo­
wolnić lub zahamować realizację planów, którym nie sprzyjali. Ale cesarz dążył
do zrealizowania swojego marzenia, używając, jak to było w jego zwyczaju, za­
równo przebiegłości, jak i bezwzględności. Posunął się do tego, że wykorzystał
pojawienie się ąilina - mitycznego stworzenia, w rzeczywistości zwykłej żyrafy.
Przywiózł ją admirał Zheng He z Afryki Wschodniej, do której jego flota dopły­
nęła podczas podróży rozpoczętej w 1405 roku.
Qilin to ważne zwierzę chińskiej mitologii. Mówi się o nim, że ma ciało
jelenia piżmowego, ogon wołu, łeb wilka, końskie kopyta i mięsisty rógjakjed-
norożec. Według legendy, ąilin objawił się młodej kobiecie, Yan Zhengzai, w VI
stuleciu p.n.e., rzucił jej do ręki kawałek nefrytu z wyrytą przepowiednią, iż
będzie nosić w łonie „króla bez tronu" 13 . Kobieta urodziła Konfucjusza, którego
filozofia zdominowała chińską myśl na ponad dwa tysiąclecia.
Yongle otrzymał ąilina 16 listopada 1416 roku. Natychmiast ogłosił, że po­
jawienie się zwierzęcia oznacza, iż Niebiosa uznają władzę cesarza. Zwołał też

38
radę, żeby określić raz na zawsze korzyści płynące z przeniesienia stolicy z Nan-
kinu do Pekinu. Poeta dworski napisał panegiryk. A mandaryni, zaskoczeni po­
jawieniem się niebiańskiego stworzenia, pozwolili cesarzowi działać.
Całe Chiny zostały teraz zmobilizowane do realizacji cesarskiego planu. Wy­
słano brygady, by wyrąbały jeszcze więcej drzewa tekowego w lasach prowincji
Jiangxi, Shanxi i Sichuan oraz w Annamie i Wietnamie. Zbudowano piece, by
wypalić ogromne ilości cegieł. Rzemieślników, żołnierzy i robotników rekruto­
wano w całym cesarstwie. Ogółem 1 000 000 ludzi zatrudniono bezpośrednio
przy budowie Zakazanego Miasta, a 3 500 000 wzięło w tym udział pośrednio.
Strzegł ich wszystkich 1 000 000 żołnierzy.
Teraz, gdy barki mogły mogły przewieźć żywność dla ogromnej masy ro­
botników, prace w Zakazanym Mieście uległy przyspieszeniu. Ulepszono sys­
tem fos, murów i mostów dawnego Dadu. Rozpoczęto też budowę rezydencji
cesarskiej, pałacu zachodniego w Zakazanym Mieście. W marcu 1417 cesarz
opuścił Nankin, a do końca roku większość budynków pałacowych była już
ukończona. W 1420 roku odcinki murów w południowej części miasta, które
zawaliły się podczas rządów Mongołów, zostały odbudowane. Później, w tym
samym roku ukończono Świątynię Nieba. Wzniesiono już wystarczająco dużo
budynków, żeby dwór mógł na stałe przeprowadzić się na północ, i w chiński
Nowy Rok, 2 lutego 1421 roku, uroczyście otwarto nową stolicę.
Zeby podkreślić ważność tej okazji, wszyscy przedstawiciele najważniejszych
państw musieli wykonać przed cesarzem słynny pokłon kontou: uklęknąć i trzy­
krotnie dotknąć głową podłogi. Absolutna dominacja Chin podkreślona została
upokorzeniem dwóch najpotężniejszych ludzi na ziemi: syna i wnuka wielkiego
Tamerlana. Pierwszy ich pokłon przed cesarzem został uznany za niezadowala­
jący i jeden z eunuchów Yongle, Haji Maulana, kazał im powtórzyć ceremoniał.
Dopiero po trzecim pokłonie cesarz stwierdził, że jest zadowolony.
Pokłon zagranicznych władców przed chińskim cesarzem stanowił kulmi­
nację 15-letniego okresu gorliwej działalności dyplomatycznej.
Chińska polityka zagraniczna całkowicie różniła się od polityki Europejczy­
ków, którzy wiele lat później zastąpili Chińczyków na Oceanie Indyjskim. Chiń­
czycy woleli osiągać swoje cele za pomocą handlu, wpływów i przekupstwa niż
w drodze otwartego konfliktu i bezpośredniej kolonizacji. Yongle wysyłał co
kilka lat we wszystkie strony znanego świata potężne floty obładowane podarka­
mi i towarami; wielkie statki skarbowe z rzędami armat i wojskiem na pokła­
dach także przypominały o cesarskiej potędze: same Chiny dysponowały siłą
ognia wystarczającą, by obronić zaprzyjaźnione kraje przed inwazją i stłumić
powstania przeciwko ich władcom. Statki skarbowe wracały do Chin z wszelkimi
rodzajami egzotycznych towarów: „śliną smoka [ambrą], kadzidłem, złotym bursz­
tynem", „lwami, złotem nakrapianymi lampartami i wielbłądzimi ptakami [stru­
siami] wysokimi na sześć albo siedem stóp" z Afryki; złotogłowiem z Kalikatu,

39
usianym perłami i drogocennymi kamieniami; słoniami, papugami, drewnem
sandałowym, pawiami, drewnem budowlanym, kadzidłem, cyną i kardamonem
z Syjamu (czyli współczesnej Tajlandii).
Ci władcy, którzy uznali Chiny za suwerena, wynagradzani byli tytułami,
protekcją i korzystali z chińskich placówek handlowych. W południowo-wschod­
niej Azji lojalnych władców Malakki faworyzowano kosztem Jawy i Sumatry;
cesarz osobiście skomponował poemat dla sułtana malakkańskiego. Syjamczycy
rozszerzali swoje przywileje handlowe ze szkodą dla niepokornych mieszkań­
ców Kambodży Jednym z pierwszych aktów Yongle było wysłanie posła Yu Shi-
ji do króla Korei, Yi Pang-Wona, i przyznanie mu honorowego tytułu chińskie­
go. Koreańczycy potrzebowali chińskich lekarstw, książek i instrumentów
astronomicznych; w zamian za nie zgodzili się zbudować obserwatorium i współ­
pracować z uczonymi Yongle w pracach kartograficznych. Sprzedawali lampar­
ty, foki, złoto, srebro i konie; 1000 koni w 1403 roku, 10 000 w następnym,
a w 1410 roku niechętnie uznali, że należy napełnić harem Yongle dziewicami.
Ledwie Yongle wygnał ostatnich Mongołów z Chin, wyprawił swojego eu­
nucha Yisiha, żeby spacyfikował sprawiającą wieczne kłopoty Mandżurię. W 1413
roku lud Dżurdżenów z Mandżurii odpowiedział, wysyłając poselstwo do Peki­
nu. Jego członkowie obsypani zostali tytułami, podarunkami i przywilejami han­
dlowymi. Usilnie zabiegano o względy Japończyków. Trzeci szogun Ashikaga
Yoshimitsu padł przed cesarzem plackiem jako „jego poddany, król Japonii" 1 4 .
W nagrodę otwarto szereg portów, za pośrednictwem których odbywał się han­
del z J a p o n i ą - w N i n g b o , Quanzhou i Kantonie. W Japonii, podobnie jak w Ko­
rei, wzniesiono obserwatorium astronomiczne.
Następnie Yongle zwrócił swoją cesarską uwagę na Tybet. Inny eunuch,
Haoxian, stanął na czele poselstwa na dwór słynnego świątobliwego karmapy,
przywódcy jednej z czterech sekt tybetańskiego buddyzmu, i przywiódł go do
Chin. Procesja mnichów buddyjskich spotkała karmapę za murami miasta, a Yon­
gle nadał mu tytuł „Boskiego syna Indii od niebios po ziemię, Wynalazcy alfabe­
tu, Buddy wcielonego, Tego, który gwarantuje dobrobyt królestwa, Źródła re­
toryki". Karmapie wręczono czarny kwadratowy kapelusz z wysadzanym
diamentami emblematem - kolejne wcielenia karmapy używają go od tej pory.
Włączanie różnych krajów do chińskiego systemu lennego dawało ich wład­
com i posłom okazję do odwiedzenia stolicy najstarszej i najświetniejszej cywi­
lizacji świata. Chociaż główną troską cesarza było uzyskanie respektu władców
i zhołdowanie wszystkich krajów, czyniono też wielkie wysiłki, żeby poznać ich
historię, geografię i zwyczaje. Pekin miał się stać nie tylko największym mia­
stem świata, ale również jego stolicą intelektualną z bibliotekami zawierającymi
wiedzę na każdy temat. W grudniu 1404 roku Yongle mianował dwóch stałych
doradców, Yao Guangxiao i Liu Ji, nadzorcami projektu opracowania Yongle Da-
dian, kompendium obejmującego całą znaną literaturę i wiedzę. Do pomocy

40
przydzielono im 2180 uczonych. Powstała wielka, składająca się z 4000 tomów
encyklopedia, zawierająca około 50 000 000 znaków chińskiego pisma. Ukoń­
czono ją tuż przed uroczystym otwarciem Zakazanego Miasta.
Równolegle z tym wielkim dziełem Yongle nakazał zestawić myśli 120 filo­
zofów i mędrców z czasów dynastii Song i złożyć je w Zakazanym Mieście wraz
z kompletnymi komentarzami autorstwa myślicieli żyjących od XI do XIII wie­
ku. Ponadto, oprócz tego bogactwa wiedzy akademickiej, na straganach pekiń­
skiego rynku można było kupić setki drukowanych powieści. Było to coś nie­
spotykanego w ówczesnym świecie. W Europie Gutenberg wydał drukiem Biblię
dopiero 30 lat później. Europa, znajdująca się w przededniu renesansu, który
przekształcił jej kulturę i wiedzę naukową, pozostawała daleko w tyle za China­
mi. Biblioteka króla Anglii Henryka V (1387-1422) zawierała sześć ręcznie pi­
sanych ksiąg - z czego trzy wypożyczone od zakonnic - a florentyńczyk France­
sco Datini, najbogatszy europejski kupiec owej epoki, posiadał dwanaście ksiąg,
z czego osiem poświęconych było tematom religijnym!
Wizyta w tym intelektualnym raju była także okazją zażycia wielu doczes­
nych uciech.
Władcy i posłowie na pokładach ogromnych statków jedli smakołyki, spijali
najlepsze wina i zabawiali się z konkubinami, których jedynym zadaniem było
zadowolić zagranicznych dygnitarzy. Po oficjalnym otwarciu Zakazanego Mia­
sta odbył się okazały bankiet. Jego skala i bogactwo podkreślały pozycję Chin -
na samym szczycie cywilizowanego świata. W porównaniu z Chinami Europa
wydawała się zacofana, nieokrzesana i barbarzyńska. Zaślubiny Henryka V z Ka­
tarzyną de Valois odbyły się w Londynie zaledwie trzy tygodnie po otwarciu
Zakazanego Miasta. W Pekinie zabawiało się 26 000 gości, którzy zjedli dziesięć
dań serwowanych na zastawie z najpiękniejszej porcelany; zaledwie 600 gości
uczestniczyło w ślubie Henryka. Podano im sztokfisza (solonego dorsza) na pod­
stawkach z czerstwego chleba służącego jako talerze. Katarzyna de Valois pod­
czas wesela była skromnie ubrana; ulubiona konkubina Yongle ubrana była w naj­
cieńsze jedwabie, a jej biżuterię zdobiły krwawniki z Persji, rubiny z Cejlonu,
indyjskie diamenty i nefryty z Chotanu (w chińskim Turkiestanie). Jej perfumy
zawierały ambrę z Pacyfiku, mirrę z Arabii, drzewo sandałowe z Moluków.
Chińska armia liczyła 1 000 000 żołnierzy wyposażonych w broń palną;
Henryk V mógł wystawić 5000 ludzi uzbrojonych jedynie w łuki, miecze i pi­
ki. Flota, która miała odwieźć gości Yongle do domów, liczyła ponad 100 stat­
ków z 30 000 ludzi załogi; kiedy Henryk wybierał się na wojnę z Francją -
w czerwcu tego roku - przerzucił swoje wojsko przez kanał La Manche czte­
rema łodziami rybackimi, z których każda wiozła 100 ludzi. Żeglować mogły
tylko za dnia.
Przez następne miesiące po uroczystym otwarciu Zakazanego Miasta wład­
cy oraz posłowie doświadczyli w Pekinie cesarskiej gościnności - raczyli się

41
najlepszym jedzeniem i doskonałym winem, korzystali z najwspanialszych roz­
rywek i względów najpiękniejszych konkubin wprawnych w sztuce miłości.
Wreszcie 3 marca 1421 roku odbyła się wielka ceremonia mająca upamiętnić
dzień powrotu posłów do ich rodzinnych krajów. Zebrano ogromną gwardię
honorową: „ N a przedzie dowódcy dziesięciu tysięcy, dalej tysięcznicy, razem
było ich około stu tysięcy mężczyzn... Za nimi, uszykowane w rzędy, ustawio­
no oddziały wojskowe, w sile dwustu tysięcy ludzi... A stali tak cicho, że zdawa­
15
ło się, iż nikt nie oddycha" . W samo południe brzęknęły cymbały, słonie opu­
ściły trąby, a z pojemników w kształcie żółwi i żurawi rozeszła się woń kadzidła.
Cesarz, kroczący w kłębach kadzidlanego dymu, przybył, żeby obdarować od­
jeżdżających ambasadorów. Wśród podarków były skrzynie z niebieską i białą
porcelaną, zwoje jedwabiu i bawełny, bambusowe skrzynki z nefrytem. Wielkie
floty stały w gotowości, żeby ich zabrać z powrotem do Ormuzu, Adenu, La'Sa
i Dżofaru w Arabii; do Mogadiszu, Brawy, Malindi i Mombasy w Afryce; na
Cejlon, do Kalikatu, Koczinu i Kambaju w Indiach; do Wietnamu, na Jawę,
Sumatrę, Malakkę i Borneo w południowo-wschodniej Azji. I we wszystkie
strony świata.
Admirał Zheng He, ubrany w mundur galowy - długą czerwoną szatę -
obsypał cesarza komplementami i przedstawił mu swojego zastępcę oraz zamel­
dował, że armada składająca się z czterech wielkich flot gotowa jest do drogi,
a jedna część, dowodzona przez Wielkiego Eunucha Yang Qinga, wyruszyła z por­
tów już w ubiegłym miesiącu. Po odwiezieniu posłów w rodzinne strony flota
miała „płynąć aż do końca świata i zbierać daniny od barbarzyńców mieszkają­
cych za morzami... zapoznawać wszystko, co żyje pod słońcem, z zasadami kon-
fucjańskiej harmonii" 16 . W nagrodę za długą wierność Zheng He otrzymał j u ż
wcześniej dowództwo pięciu 17 flot skarbowych, których zadaniem było nawią­
zywanie stosunków handlowych i rozprzestrzenianie chińskich wpływów w Azji,
Indii, Afryce i na Bliskim Wschodzie. Teraz miał stanąć na czele jednej z naj­
większych flot, jakie widział świat. Yongle wynagrodził także innych eunuchów
za pomoc w wyzwalaniu Chin. Wielu dowódców wojskowych z czasów wojny
przeciwko Mongołom zostało teraz admirałami i kapitanami oceanicznej floty
skarbowej. Zheng He był „szefem" tego przedsięwzięcia. Do czwartej wyprawy
floty pływały oddzielnie. Podczas tej wielkiej - szóstej z kolei - podróży każdy
z lojalnych eunuchów miał dowodzić jedną flotą. Zheng He nakazano popro­
wadzić je na Ocean Indyjski, a potem wrócić do Chin.
Podarki dla posłów załadowano na wozy, cesarz wygłosił krótką mowę i po
ostatnim pokłonie kawalkada wyruszyła. Za konwojem zdążającym powoli
w stronę położonego o 1,5 kilometra na wschód Wielkiego Kanału biegli słudzy.
Czekała na nich flotylla barek z jedwabnymi daszkami. Zaprzęgi - po 10 do 12
koni na jedną barkę — stały w gotowości na brzegach. Do uprzęży przymocowa­
no bambusowe tyki. Gdy posłowie znaleźli się na pokładach, świsnęły bicze,

42
a krzepkie zwierzęta pociągnęły barki. Rozpoczęła się długa podróż w stronę
wybrzeża.
Dwa dni później, po przejściu 36 śluz, przybyli do Tanggu (niedaleko współ­
czesnego miasta Tianjin) nad brzegiem Morza Żółtego. Tu posłowie ujrzeli wi­
dok, który na długo musiał się zapisać w ich pamięci. Maszty 100 wielkich dżo-
nek stojących na kotwicy chwiały się wysoko nad głowami widzów - statki
wielokroć przewyższały kryte słomianymi strzechami domy stojące w rzędach
wzdłuż brzegu zatoki. Otaczała je flotylla mniejszych statków transportowych.
Wielkie dżonki oceaniczne miały 150 metrów długości (444 chi - standardowa
chińska jednostka miary odpowiadająca mniej więcej 32 centymetrom) i 50
metrów szerokości. Mogłoby się w nich pomieścić 50 łodzi rybackich. Na dzio­
bach wykonano rzeźby przedstawiające węże, których płonące oczy miały od­
straszać złe duchy. Proporczyki spływały z wierzchołków lasu tysiąca masztów;
pod nimi, na dziewięciu masztach każdej z dżonek, zwinięte były żagle z czer­
wonego jedwabiu, lekkiego, ale niezwykle mocnego. „Gdy żagle wypełnią się
wiatrem, wyglądają jak wielkie chmury na tle nieba" 18 .
Armada przypominała konwój z II wojny światowej - w centrum płynął
wielki jak lewiatan statek flagowy, otoczony chmarą dżonek transportowych,
z których większość miała 30 metrów długości i 10 metrów szerokości. Na skra­
jach żeglowały eskadry szybkich, zwrotnych okrętów wojennych. W trakcie
podróży statki handlowe innych krajów, zwłaszcza z Wietnamu i Indii, dołącza­
ły do konwoju, korzystając z ochrony okrętów i okazji, jaką dawała przemierza­
jąca oceany wspaniała armada będąca sama w sobie nieomal krajem prowadzą­
cym handel zagraniczny Każdy ze statków skarbowych miał 16 wewnętrznych
przedziałów wodoszczelnych, z których dwa można było zalać, nie zatapiając
statku. Niektóre z nich można było zalewać częściowo, żeby służyły jako zbior­
niki dla tresowanych wydr morskich, używanych do łowienia ryb; korzystali
z nich też nurkowie wchodzący na pokład lub zanurzający się w morzu. Wydry,
trzymane na długich sznurach, zaganiały ławice ryb w sieci. Tę metodę połowu
praktykuje się do dziś w niektórych częściach Chin, Malezji i w Bengalu. Salon
admirała mieścił się przy rufie na górnym pokładzie statku. Pod nim znajdowa­
ło się 60 komnat dla zagranicznych ambasadorów i posłów ze świtami. Ich kon­
kubiny ulokowano w przyległych kajutach, z których większość dysponowała
balkonami z widokiem na morze. W mniej okazałych, choć nie mniej obszer­
nych kabinach kwaterowali chińscy ambasadorowie - po jednym dla każdego
kraju, który flota odwiedzi. Każdy z ambasadorów miał dziesięciu pomocników
występujących jako szefowie protokołu i 52 eunuchów służących za sekretarzy.
Kajuty załogi znajdowały się na niższych pokładach.
W 1407 roku Zheng He założył w Nankinie szkołę językową, Si Yi Guan,
żeby szkolić tłumaczy. Szesnastu najlepszych absolwentów należało do załogi,
co umożliwiało admirałom porozumiewanie się z władcami od Indii po Afrykę

43
w języku arabskim, perskim, suahili, hindi, tamilskim i w wielu innych. Jedną
z największych cnót Yongle była tolerancja religijna; na pokładach dżonek zwy­
czajowo znajdowali się uczeni w piśmie wyznawcy islamu, hinduizmu i buddy­
zmu, żeby służyć marynarzom radą i przewodnictwem duchowym. Buddyzm,
ze swoją nauką wszechogarniającego współczucia i tolerancji, był od stuleci religią
większości Chińczyków. W najmniejszej mierze nie wchodził w konflikt z kon­
fucjanizmem, który jest raczej kodeksem cnót obywatelskich niż religią. Pod­
czas szóstej i ostatniej wyprawy flot skarbowych, która miała trwać do 1423
roku, na pokładzie znalazł się mnich buddyjski Shenghui i przywódcy religijni
Ha San i Pu Heri 1 9 . Po uroczystym otwarciu Zakazanego Miasta i poświęceniu
wzbudzającej szacunek encyklopedii Yongle Dadian tysiące uczonych znalazło
się bez zajęcia. Dla Yongle rzeczą oczywistą było, że należy ich wysłać za morza
na wielkie podróże odkrywcze. Za pośrednictwem tłumaczy chińscy matema­
tycy, astronomowie, inżynierowie i architekci mogliby rozmawiać z uczonymi
z terenu całego basenu Oceanu Indyjskiego i uczyć się od nich. Gdy tylko am­
basadorzy i ich orszaki zejdą z pokładów, ogromne statki z labiryntami kabin
spełnią rolę laboratoriów naukowych. Metalurdzy będą poszukiwać minerałów
w dalekich krajach, lekarze zajmą się wyszukiwaniem nowych roślin leczniczych,
medykamentów i sposobów leczenia, które mogą pomóc w zwalczaniu chorób
i epidemii, a botanicy będą zbierać cenne rośliny jadalne. Chińscy agronomo­
wie i rolnicy mieli za sobą tysiące lat doświadczenia w tworzeniu krzyżówek
roślin.
Rdzennie chińska flora jest prawdopodobnie najobfitsza w świecie: „Bogac­
two endemicznie występujących gatunków oraz zasięg rodzajów i potencjał roślin
uprawnych sprawia, że Chiny wyróżniają się pośród innych ośrodków pochodze­
nia form roślinnych. Co więcej, gatunki reprezentowane są przez ogromną liczbę
20
odmian botanicznych i form dziedzicznych" . W Europie po upadku cesarstwa
rzymskiego nastąpił długi okres załamania gospodarczego i cofnięcia się kultury
rolnej. Dzieła naukowe od Teofrasta z Eresos po niemieckich ojców botaniki do­
wodzą, że wiedza o florze podupadła. Tymczasem w dziejach nauki chińskiej nie
było podobnych naszym „wieków ciemnych". Wiedza botaniczna i liczba gatun­
ków roślin spisanych przez Chińczyków wzrastały stopniowo wraz z upływem
stuleci. Przypomnijmy, że podczas podróży odkrywczych Hiszpanie i Portugal­
czycy interesowali się jedynie zbieraniem żywności, złota i korzeni, jednocześnie
odpierając ataki ze strony tubylców - a wielka flota chińska przedsięwzięła ekspe­
dycję naukową, której Europejczycy nie mogli dorównać ani skalą, ani zasięgiem
do czasów, kiedy to kapitan Cook postawił żagle 350 lat później.
Gdy admirałowie i posłowie weszli na pokład, wody wokół wielkich okrę­
tów zaroiły się od mniejszych statków kursujących między nimi a brzegiem.
W porcie od wielu dni panował zamęt, ponieważ warzywa, suszone ryby i setki
ton wody ładowano na pokłady. Były to zapasy na podróż dla 30 000 ludzi. Do

44
Palma areka, rysunek z Zhenglei bencao (Klasyfikowanej farmaceutycznej historii naturalnej)
z 1468 roku. U góry cale drzewo, pod spodem owoc. Napis z lewej głosi, że palma areka rośnie
na morzach południowych.
ostatniej godziny do burt przybijały barki ze świeżą wodą i ryżem. Wielkie statki
armady mogły pływać po oceanie przez ponad trzy miesiące i przebyć co naj­
mniej 7200 kilometrów bez zawijania do brzegu w celu uzupełnienia zapasów
żywności i wody, gdyż płynęły za nimi transportowce ze zbożem i tankowce
z wodą. Statki z ziarnem wiozły także cały zbiór roślin, które Chińczycy chcieli
sadzić na obcych lądach, niektóre jako kolejne z dobrodziejstw płynących z sys­
temu zależności od cesarstwa, inne - żeby zaopatrzyć w żywność chińskie kolo­
nie, które zamierzano stworzyć na nowych ziemiach. Na pokład zabrano rów­
nież psy! Jedne jako zwierzęta domowe, inne na mięso i do polowania na szczury.
Załadowano też klatki z kurczętami - cenny prezent dla zagranicznych dygnita­
rzy. Osobne statki wiozły wierzchowce dla kawalerii.
Rozmiary statków i całej armady można sobie wyobrazić przez porównanie
floty statków skarbowych z innymi flotami tej samej epoki. W 1421 roku najpo­
tężniejszą po Chinach flotą szczyciła się Wenecja, która posiadała około 300 ga­
ler - szybkich, napędzanych wiosłami lekkich statków o cienkim poszyciu, zbu­
dowanym z drewnianych klepek. Galery nadawały się tylko do żeglugi między
wyspami Morza Śródziemnego przy spokojnej pogodzie w porze letniej. Naj­
większe z weneckich galer miały 50 metrów długości i 6,5 metra szerokości,
mieściły w najlepszym wypadku 50 ton ładunku. W porównaniu z nimi zbudo­
wane z drewna tekowego statki handlowe cesarza Yongle były oceanicznymi po­
tworami. Ster jednego z nich miał 12 metrów wysokości, a długością prawie
dorównywał okrętowi flagowemu „Nina", na którym Krzysztof Kolumb poże-
glował do Nowego Świata. Każdy statek skarbowy miał wyporność ponad 2000
ton i docierał do Malakki w pięć tygodni, a do Ormuzu w Zatoce Perskiej w dwa­
naście. Statki mogły żeglować latami w najtrudniejszych warunkach. Fakt, że
tak wiele z nich zatonęło podczas chińskich wypraw odkrywczych, nie oznacza,
że ich konstrukcja była słaba. Winne są niebezpieczne wody, nienaniesione na
mapy skaliste brzegi, ostre jak brzytwa rafy koralowe, usiane lodem morza dale­
kiej północy i dalekiego południa. Galer weneckich bronili łucznicy; chińscy
marynarze uzbrojeni byli w broń palną, mosiężne i żelazne armaty, moździerze,
strzały zapalające i wybuchające pociski obrzucające przeciwników ekskremen­
tami. Pod każdym względem - konstrukcyjnym, wyporności, łatwości naprawy,
uzbrojenia, zasięgu, umiejętności nawigacji po obcych wodach, możliwości bu­
dowy okrętów w cyklu czteromiesięcznym - Chińczycy wyprzedzali Europę
o stulecia. Admirał Zheng He nie miałby najmniejszych trudności ze zniszcze­
niem dowolnej floty, która stanęłaby najego drodze. Bitwa pomiędzy flotą chińską
a wszystkimi innymi marynarkami wojennymi świata przypominałaby starcie
rekina z ławicą szprotek.
Do końca nocnej wachty - do godziny 4.00 - zabezpieczono linami ostatnie
zapasy i armada podniosła kotwice. Zmówiono modlitwę do Tianhou, taoistycz­
nej bogini morza, czerwone jedwabne żagle powoli wypełniły się wiatrem i statki,

46
wielkie jak domy, weszły na kurs, gnane monsunem z północnego wschodu.
Migoczące światełka Tanggu niknęły w mroku, a żeglarze stłoczeni przy relin-
gach wytężali wzrok, by ujrzeć jeszcze ostatni skrawek ojczystej ziemi. Przez
długie miesiące, które spędzą na oceanach, ich jedyną więzią z lądem będą wspo­
mnienia, pamiątki i pachnące róże, które wielu zabrało ze sobą w doniczkach;
będą dzielić się z nimi racjami wody. Większość z marynarzy już nigdy nie zoba­
czy Chin. Wielu umrze, wielu innych zostanie rozbitkami albo założy kolonie
na obcych brzegach. Ci, którzy w końcu wrócą po 30 miesiącach spędzonych na
morzu, zastaną swój kraj zmieniony nie do poznania.
2

UDERZENIE

PIORUNA
W NOCY 9 MAJA 1421 R O K U , DWA MIESIĄCE PO O D P Ł Y N I Ę C I U ARMADY C E S A R -
skiej, gwałtowna burza rozpętała się nad Zakazanym Miastem.

Tej nocy, przypadkiem, wybuchła pożoga (...) błyskawica uderzyła w szczyt


świeżo wzniesionego przez cesarza pałacu. Ogień, który zajął budynek, tak się
rozwinął, że miało się wrażenie, jakby rozpalono tam sto tysięcy pochodni nasą­
czonych olejem (...) miasto stanęło w płomieniach od tego pożaru, a ogień się
rozprzestrzeniał (...) spalił apartamenty d a m za salą audiencyjną (...) 250 dziel­
nic spalonych zostało na popiół, spłonęła ogromna liczba mężczyzn i kobiet.
Paliło się nadal aż do nastania dnia i m i m o wszelkich wysiłków nie dało się
opanować ognia do czasu popołudniowej modlitwy 1 .

Zdawało się, że nawałnica ognia sama toczy się Drogą Cesarską, główną osią
Zakazanego Miasta, niszcząc Pałac Wielkiej Harmonii, Pałac Środkowej Har­
monii i Pałac Zachowania Harmonii - wspaniałe budowle, w których trzy mie­
siące wcześniej Yongle podejmował przywódców świata. Tron cesarski spłonął
doszczętnie.

W cierpieniu [cesarz] udał się do świątyni i modlił się, mówiąc: „ B ó g Niebios


rozgniewał się na mnie i dlatego spalił mój pałac; choć nie popełniłem złego czy­
nu. Ani nie obraziłem ojca mego, ani matki, ani nie czyniłem jako tyran" 2 .

Szok zabił ulubioną konkubinę cesarza. Yongle był tak wstrząśnięty, że nie
mógł zadbać o przygotowania do jej pogrzebu w grobowcu cesarskim.

Zachorował z cierpienia i w związku z tym nie m o ż n a było ustalić, w jaki


sposób pochować zmarłą ( . . . ) . Osobiste konie zmarłej damy wypuszczono, żeby
pasły się na wolności (...) na górze, gdzie znajdował się grobowiec. Ulokowano

51
też wokół grobowca pewną liczbę panien i eunuchów (...) dano im zapasy na
pięć lat, a po tym okresie, gdy żywność się j u ż skończy, mieli tam umrzeć j a k ich
pani 3 .

Cesarze chińscy wierzyli, że ich władza pochodzi z mandatu niebios. N i e ­


zwykle gwałtowna burza i rozmiary pożaru nie mogły być bardziej złowiesz­
czym znakiem dla Yongle. Wydarzenie tak koszmarne mogło oznaczać, że bogo­
wie życzą sobie zmiany cesarza. Yongle tymczasowo przekazał władzę synowi,
Zhu Gaochi, znanemu jako cesarz Hongxi. „Gdy choroba cesarza się wzmogła,
4
jego syn przyszedł i usiadł w sali posłuchań" . Usiłując zrozumieć naturę klęski,
która na niego spadła, cesarz wydał edykt do ludu:

M o j e serce przepełnione j e s t trwogą, nie wiem, j a k sobie z tym poradzić.


Zdaje się, że do rytuałów ku czci niebios i d u c h ó w zakradła się pewna niedba-
łość. Być m o ż e zdarzyły się jakieś wykroczenia przeciw prawu r o d o w e m u albo
wypaczenia w sprawach rządowych. M o ż e marni ludzie otrzymali godności, a do­
brzy ludzie uciekli i pochowali się, i nie rozróżniano między d o b r e m a złem.
M o ż e kary były zbyt surowe i niesprawiedliwie stosowane wobec niewinnych
i nie widziano różnicy pomiędzy uczciwymi a nieuczciwymi ( . . . ) . C z y to stało
się przyczyną [pożaru]? Surowość wobec ludzi, tych na górze i tych na dole,
sprzeciwia się woli niebios. N i e m o g ę w swym zmieszaniu znaleźć przyczyny
( . . . ) . Jeśli nasze czyny były w rzeczywistości niewłaściwe, powinniście wyłożyć
j e , j e d n e po drugich, niczego nie ukrywając, żebyśmy mogli się poprawić i o d ­
zyskać przychylność nieba 5 .

Edykt rozpętał kolejną burzę - dającą się przewidzieć burzę krytyki ze stro­
ny mandarynów. Większość zarzutów dotyczyła ambitnych planów i projektów
Yongle, a zwłaszcza Zakazanego Miasta, które zniszczyli bogowie. Ogołocono
z drzew ogromne obszary, żeby zbudować wielkie pałace, dziesiątki tysięcy rze­
mieślników trudziło się przez lata przy budowie bajkowych komnat, wielkie
sumy wydano na marmur i nefryt, przy użyciu miliona łyżeczek odbudowano
Wielki Kanał, żeby przewieźć ziarno do stolicy, a skarbiec świecił takimi pustka­
mi, że wieśniacy musieli jeść trawę. I cały ten trud, cierpienie i ofiary były jedy­
nie po to, by z wielkiego dzieła pozostały popiół i zgliszcza. Pożarom towarzy­
szyła straszliwa epidemia nieznanej choroby, srożąca się od dwóch lat na południu.
Ponad 174 000 ludzi zmarło z głodu lub od choroby w samej prowincji Fujian,
a ich ciała gniły w trawie, bo nie było nikogo, kto by je pochował. Epidemia
zdawała się jeszcze jedną oznaką gniewu bogów.
Mandaryn, minister skarbu Xia Yuanji, któremu udało się znaleźć fundusze
na budowę Zakazanego Miasta i wielkiej armady cesarza, odważnie wziął na

52
siebie odpowiedzialność za katastrofę, ale bezskutecznie. Gorączkowo starano
się uspokoić lud. Dwudziestu sześciu mandarynów, wysokiej rangi urzędników
6
dworskich, wysłano z misjami „uspokajania i łagodzenia" , a Yongle, pragnąc
zachować tron, wydał serię źle pomyślanych dekretów. Wstrzymano dalsze pod­
róże flot i zakazano handlu zagranicznego.
Yongle prześladowały też inne nieszczęścia i upokorzenia. W ciągu poprzed­
nich czterech lat uległ kilku udarom. Leczono go eliksirem zawierającym arsze-
nik i rtęć. Na krótko przed wielkim pożarem zrzucił go z siodła rumak, dawny
koń bojowy Tamerlana, prezent od jednego z synów mongolskiego zdobywcy,
króla Szahrucha z Persji. Yongle postanowił skazać na śmierć ambasadora per­
skiego władcy.

I oto Qiazi wystąpił i rzekł do ambasadorów: „Zsiądźcie z koni, a kiedy


przybędzie cesarz, padnijcie na twarz!" Tak też uczynili.
Kiedy cesarz się zbliżył, poprosił ich, żeby z n ó w siedli na koń. Ambasado­
rzy siedli na koń i pojechali wraz z nim. Cesarz zaczął się skarżyć, mówiąc do
Shadi Khwaja: „ D o s i a d ł e m j e d n e g o z koni, które mi przyprowadziłeś, żeby udać
się na polowanie, a on, j a k o że był bardzo stary i słaby, upadł i zrzucił mnie. Od
tego dnia boli mnie ręka, zrobiła się sina i czarna. Tylko zaaplikowanie złota
sprawiło, że ból trochę ustąpił" 7 .

W imieniu Persów odpowiedział mandaryn:

Ż a d n ą miarą nie m o ż n a winić ambasadorów, bo jeśli ich suweren przysłał


w prezencie dobre albo złe konie, to te osoby nie miały nic do powiedzenia
w sprawie wyboru ( . . . ) .
Co więcej, jeśli nawet Wasz Majestat każe pociąć posłów na kawałki, to nie
będzie to miało znaczenia dla ich suwerena. Z drugiej strony (...) cały świat
zacznie mówić, że cesarz C h i n postąpił wbrew wszelkim regułom, więżąc tych
posłów 8 .

Jeszcze bardziej upokarzający był fakt, że Yongle po 1404 roku nie spłodził
żadnego dziecka - prawdopodobnie stał się impotentem po śmierci cesarzowej
Xiu w 1407 roku. Przyłapano dwie cesarskie konkubiny na tym, jak usiłowały
odbyć stosunek z jednym z pilnujących je eunuchów. Prawie 3000 konkubin
i eunuchów oskarżono o knucie spisków; Yongle osobiście stracił wiele osób,
ale kilka koreańskich konkubin przed śmiercią obrzuciło go obelgami, drwiąc
z jego impotencji: „Straciłeś swoją siłę jang (męskość) i dlatego twoje konkubi­
ny musiały uciec się do stosunków z młodymi eunuchami" 9 .
Najwyraźniej odrzucony przez niebiosa, upokorzony, chory i oszalały sta­
ry cesarz musiał się zmierzyć także z problemami natury politycznej. Budowa

53
Zakazanego Miasta, Wielkiego Kanału, floty statków skarbowych i odbudowa
setek kilometrów Wielkiego Muru były ogromnym wysiłkiem dla chińskiej
gospodarki, a wycięcie ogromnych lasów wywołało rewolty w Annamie
i Wietnamie. Na czele pierwszej rebelii w 1407 roku stanął Le Qui Ly, były
minister na dworze wietnamskim, który uzurpował sobie prawo do tronu
i wprowadził reformy, czym zdobył sobie szerokie poparcie. System podatkowy
uproszczono, otwarto porty dla cudzoziemców, rozkwitał handel. Ograniczono
nabywanie ziemi przez bogaczy kosztem chłopów, wprowadzono system opieki
zdrowotnej i zreorganizowano wojsko oraz służbę urzędniczą tak, by utalentowa­
ni ludzie mogli wysoko awansować. Ostatecznym celem władcy było zrzucenie
chińskiego jarzma. Yongle wysłał na południe armię, żeby zmiażdżyła powstanie
i zdetronizowała Le Qui Ly. Dzieła literatury narodowej spalono, dzieła sztuki
zniszczono. W szkołach nakazano czytanie chińskich klasyków, a Wietnamkom
polecono nosić chińskie stroje i fryzury. Lokalne rytuały religijne zostały zakaza­
ne, prywatne majątki skonfiskowano. Rabunkowa wycinka lasów trwała nadal.
Drugie powstanie zaczęło się w 1418 roku. Tym razem na jego czele stanął
arystokrata i właściciel ziemski, Le L'oi, założyciel dynastii, która miała władać
Wietnamem przez 360 lat. Chociaż dwukrotnie pokonywały go wojska chiń­
skie, za każdym razem zdołał uciec do dżungli i kontynuować walkę. Chińczy­
kom nie udało się go wytropić ani zniszczyć powstańczej armii.
Powstanie rozlało się na Annam i Wietnam; całe wybrzeże na południe od
delty Rzeki Czerwonej (niedaleko współczesnego Hanoi) stanęło w ogniu.
Ogromna liczba chińskich oddziałów była teraz związana walkami w dżungli,
co mocno nadwerężyło chiński skarb i dumę. Rebelia stała się teraz poważnym
problemem politycznym i militarnym. Sprawny, silny cesarz, jak Yongle w swych
najlepszych latach, potrafiłby się z nią uporać. Teraz jednak nie mógł stłumić
rebelii; Le Loi zadał chińskim armiom porażkę, jakiej dynastia Ming jeszcze nie
doświadczyła. Był to następny silny cios dla Chińczyków i ich cesarza, i choć Le
Loi nie uzyskał pełnej niepodległości dla swojego kraju aż do 1428 roku, Yongle
opuścił Wietnam praktycznie już w lipcu 1421 roku.
Stary cesarz stracił kontrolę także nad swoim gabinetem i nad własnym kra­
jem. W łonie rządu od początku faktycznie istniały dwie oddzielne administra­
cje - rząd mandaryński, który zajmował się finansami, gospodarką, sprawami
wewnętrznymi i utrzymaniem prawa i porządku, oraz eunuchowie dowodzący
siłami zbrojnymi i prowadzący politykę zagraniczną. U szczytu swych sił Yon­
gle tolerował krytyków ze środowiska mandarynów i pozwalał, żeby wywierali
wpływ ną ulubionego syna i następcę, Zhu Gaozhi. Mandaryni sprzeciwiali się
nadmiernie ambitnym planom Yongle, jego polityce zagranicznej, nawet lokali­
zacji Zakazanego Miasta na posępnej północy. Wykorzystali szansę, jaką dawały
im choroba i osłabienie cesarza, i oczekiwali, że następca tronu, Zhu Gaochi,
zmieni politykę ojca.

54
Kryzys dyplomatyczny stał się katalizatorem rozpadu rządów Yongle. Po po­
żarze w Zakazanym Mieście przywódca Mongołów Arugtaj odmówił płacenia
Chinom daniny. Zhu Di zobaczył w tym zesłaną przez niebiosa szansę na pod­
budowanie swojego autorytetu; cesarz osobiście poprowadzi armię, by zmu­
sić buntownika do posłuszeństwa. Zhu Di za młodu polegał na szybkości swojej
kawalerii, która umiała przechytrzyć i wymanewrować wojska mongolskie.
Teraz zebrał ogromną, ociężałą armię - nieomal 340 000 koni i mułów - i po­
ciągnął na północ, w step. Trzeba było 177 500 wozów do przewozu zboża,
żeby wykarmić wielką armię. Mandaryn, minister skarbu Xia Yuanji, geniusz
finansowy, który zebrał fundusze na Zakazane Miasto oraz na poszerzenie Wiel­
kiego Kanału dla floty barek zbożowych i na armadę Zheng He, bez ogródek
oświadczył, że nie znajdzie pieniędzy na ostatnią z cesarskich przygód. Mini­
ster sprawiedliwości, Wu Zhong, także zaprotestował. Yongle kazał areszto­
wać obu ministrów. Fang Bin, minister wojny, popełnił wtedy samobójstwo.
Przed końcem tego koszmarnego roku Yongle stracił swoich najzdolniejszych,
najbardziej lojalnych i najdłużej pozostających w służbie ministrów. Jego ga­
binet się rozpadł.
Tak jak obawiali się ministrowie, ekspedycja Yongle skończyła się fiaskiem.
Arugtaj po prostu zniknął w ogromnym stepie. Dwunastego sierpnia 1424 roku,
podczas pościgu za nieuchwytnym przeciwnikiem, Yongle umarł w wieku 64 lat.
Stopiono część garnków i patelni używanych przez żołnierzy, żeby zrobić trum­
nę, w której zawieziono go do pogorzeliska Zakazanego Miasta w Pekinie, gdzie
jego ciało wystawiano na marach przez 100 dni.
Pogrzeb Yongle był równie niezwykły jak jego życie. Procesję otwierała gwar­
dia honorowa starego cesarza. Dziesięć tysięcy żołnierzy i urzędników w kon­
dukcie pogrzebowym powoli, przez dwa tygodnie, szło w ogromnej, wijącej się
po drogach kolumnie, zdążając do wspaniałego cesarskiego mauzoleum w Chang
Ling, u podnóży wzgórz na północny wschód od Pekinu. Tam, w promieniach
zamglonego jesiennego słońca, przeszli aleją między rzędami kamiennych zwie­
rząt, żeby złożyć ciało cesarza we wspaniałym grobowcu. Ofiarowano zwierzęta
jego bóstwom rodowym, a potem położono obok niego płaszcz w kolorze ce­
sarskiej żółci i odznaczenia wojskowe. Wraz z Yongle pogrzebano żywcem 16
nałożnic. Budowlę zamurowano, a krzyki skazanych na śmierć niewiast znaczy­
ły koniec doczesnego życia jednego z największych wizjonerów i ryzykantów
w historii.
Siódmego września 1424 roku Zhu Gaochi, syn Yongle, wstąpił na tron jako
cesarz Hongxi. Tego samego dnia wydał edykt:

Wszystkie podróże statków skarbowych mają być wstrzymane. Wszystkie


statki zacumowane w Taicang [porcie na rzece Jangcy] powrócą do N a n k i n u ,
a wszystkie towary, jakie na nich się znajdują, należy zwrócić do departamentu

55
spraw wewnętrznych i zmagazynować. Jeśli jacyś zagraniczni posłowie chcą
wrócić do d o m u , otrzymają małą eskortę. Tym urzędnikom, którzy aktualnie
znajdują się w sprawach służbowych za granicą, rozkazuje się natychmiast wró­
cić do stolicy (...) a tym, których wezwano, by udali się w podróż w przyszłości,
rozkazuje się, by wrócili do domów.
B u d o w a i naprawa wszystkich statków skarbowych ma zostać natychmiast
wstrzymana. Tieli mu [drewno do budowy okrętów] należy pozyskiwać w taki
sam sposób j a k w czasach cesarza H o n g w u [ojca Yongle]. [Dodatkowe pozyski­
wanie] ma być wstrzymane. U r z ę d o w e zaopatrywanie wypraw zagranicznych
(nie licząc dóbr j u ż dostarczonych do magazynów państwowych), bicie m i e ­
dzianych monet, zakup piżma, surowej miedzi i surowego jedwabiu także m u ­
szą zostać wstrzymane ( . . . ) . Wszyscy, którzy trudnią się skupem, winni wrócić
do d o m ó w 1 0 .

Hongxi rozkazał też natychmiast uwolnić wyższych urzędników, którzy zo­


stali uwięzieni przez jego ojca, wśród nich byłego ministra finansów, mandary­
na Xia Yuanji. Xia podjął natychmiastowe kroki, by opanować inflację, zakazu­
jąc wydobywania złota oraz srebra i stabilizując ilość monet znajdujących się
w obrocie (pieniądze papierowe Chińczycy wynaleźli w 806 roku n.e., setki lat
przed tym, zanim zaczęły być używane w Europie). Innym środkiem płatni­
czym był w Chinach wysoko ceniony pieprz. Teraz cały pieprz z cesarskich
magazynów został wydany, nabywanie dóbr luksusowych zakazane, deficyt bu­
dżetowy drastycznie obniżony, a wszystkie wydatki na flotę skarbową zreduko­
wane. „Terytorium Chin rodzi wszelkie dobra w obfitości, czemuż mielibyśmy
kupować jakieś błahostki z zagranicy? 11 "
Młody cesarz, gruby, pilny, pobożny chłopiec, nie okazywał zainteresowa­
nia sprawami wojskowości i bardzo rzadko towarzyszył swojemu ojcu w wy­
prawach wojskowych, przedkładając nad nie towarzystwo swoich doradców,
mandarynów. Jego hierarchia wartości ułożona była ściśle według cnót konfu-
cjańskich: „Chcąc ulżyć ludziom w biedzie, należy działać tak, jakby ratowało
się ich od ognia albo wody. Nie wolno się wahać" 12 . Nie chciał słuchać eunu­
chów, którzy wspierając zdobywcze plany ojca, doprowadzili Chiny na skraj
przepaści.
Ostatnie z gnanych wichrami statków floty skarbowej dotarły do macierzy­
stego portu w październiku 1423 roku po dwóch i pól roku na morzu. Ludzie
Zheng He nie mieli pojęcia o dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się
w ojczyźnie, zapewne oczekiwali, że zostaną przyjęci jak bohaterowie. W pod­
róży odnosili wielkie sukcesy. Dotarli do niezliczonych nieznanych krain i po­
szerzyli wiedzę o nawigacji, ale powracających admirałów zamiast uznania cze­
kały szykany ze strony tych, którzy obecnie władali Chinami. Tylko Zheng He
oszczędzono upokorzenia; być może cieszył się zbyt wielkim szacunkiem, żeby

56
odebrać mu rangę. Stary admirał został przeniesiony w stan spoczynku jako
cesarski nadzorca portu w Nankinie, ale pozwolono mu zachować okazały pałac
w tym mieście i kontynuować budowę meczetu.
Hongxi umarł w 1425 roku po zaledwie rocznym panowaniu, a na tron wstą­
pił jego syn, Zhu Zhanji, znany jako cesarz Xuande. Znów zapanowała harmo­
nia społeczna, Chiny powróciły do systemu rządów szlachty wiejskiej. Dopóki
systemy irygacyjne pozostawały w dobrym stanie, nie panował głód, nie było
potrzeby przemian gospodarczych lub politycznych czy też skorzystania w prak­
tyce z chińskiej pomysłowości i geniuszu. Instytucje nie zmieniały się, wpadając
w koło rutyny. Kupcy odgrywali niewielką rolę polityczną, bankierzy i żołnierze
w praktyce nie mieli nic do powiedzenia, a dochody z handlu zagranicznego
spadły do 1%. Cesarz Xuande zezwolił admirałowi Zheng He na ostatnią pod­
róż do Mekki - ale wraz ze śmiercią cesarza w 1435 roku w Chinach zapanowała
totalna ksenofobia. Wszelkie wyprawy flot skarbowych zostały wstrzymane.
Pierwszy z lawiny cesarskich edyktów zakazał handlu zagranicznego i podróży.
Każdy kupiec, który usiłował prowadzić handel zagraniczny, miał być sądzony
za piractwo i stracony. Na jakiś czas zakazano nawet nauki obcych języków i na­
uczania cudzoziemców chińskiego.
Embargo na handel zagraniczny było ściśle przestrzegane przez następne
100 lat, a cesarze dynastii Qing, która nastąpiła po ostatnim z cesarzy Ming w roku
1644, posunęli się jeszcze dalej. Żeby zapobiec handlowi zagranicznemu i ja­
kimkolwiek kontaktom z zagranicą, wzdłuż południowego wybrzeża zniszczo­
no i spalono pas lądu długi na 1120 i szeroki na 48 kilometrów, a ludność prze­
siedlono w głąb lądu. Nie poprzestano na zamknięciu stoczni: plany budowy
wielkich statków skarbowych i sprawozdania z podróży Zheng He zostały roz­
myślnie zniszczone. Mandaryn Liu Daxia, wyższy urzędnik w ministerstwie
wojny, wyciągnął kroniki z archiwum. Oświadczył, że „ekspedycje San Bao
(Zheng He) na zachodnie oceany były marnotrawieniem pieniędzy, zboża i ludz­
kich istnień". Towary przywiezione do kraju przez floty - „betel, bambusowe
klepki, wino gronowe, owoce granatu i strusie jaja oraz podobne rzeczy" - oka­
zały się bezużyteczne, a wszystkie zapiski uczynione podczas tej ekspedycji to
„kłamliwa przesada na temat dziwacznych rzeczy zaprzeczających świadectwu
ludzkich oczu i uszu", przeto należy je spalić. Potem Liu spokojnie zameldował
ministrowi wojny, że dzienniki okrętowe i kroniki ekspedycji Zheng He zostały
„zagubione" 1 3 . Bezcenna spuścizna po największej morskiej ekspedycji wszyst­
kich czasów zniknęła na zawsze, obce kraje zostały wyrugowane z umysłów
Chińczyków. Tylko piractwo i przemyt umożliwiały obalonemu kolosowi kon­
takt ze światem zewnętrznym. Kolonie założone w Afryce, Australii oraz w Ame­
ryce Północnej i Południowej pozostawiono własnemu losowi.
Przed końcem roku 1421 historię Chin ustalono na stulecia. Dziedzictwo
Yongle, Zheng He i wielkich flot skarbowych poszło w zapomnienie. Oceany,

57
po których żeglowali, lądy, które widzieli, odkrycia, których dokonali, kolonie,
które założyli, j u ż nie interesowały chińskiej warstwy rządzącej. Pozwolono,
żeby zgniły statki, które uczestniczyły w tych podróżach, i nigdy nie zastąpiono
ich nowymi. Relacje z wypraw zniszczono, a pamięć o podróżach w ciągu kilku
dekad tak skutecznie wyparto z umysłów, jakby nigdy się nie odbyły. Gdy Chiny
odwróciły się plecami do swej świetnej morskiej i naukowej tradycji i same na­
rzuciły sobie izolację od reszty świata, inne narody przejęły inicjatywę. Ale wszy­
scy kolejni odkrywcy i kolonizatorzy podróżowali po trasach odkrytych wcześ­
niej przez flotę cesarza Yongle.
3

FLOTA

STAWIA

ŻAGLE
W IELKA ARMADA, NIEŚWIADOMA W S T R Z Ą S Ó W , K T Ó R E MIAŁY OGARNĄĆ C H i ­
ny, żeglowała majestatycznie po wodach Morza Żółtego. Rozpo­
czynała się podróż, która miała zawieść żeglarzy na krańce świata.
Wczesnym rankiem 5 marca 1421 roku - pierwszego dnia podróży - sternicy
ustawili okręty tak, żeby Gwiazda Polarna znajdowała się przez cały czas za rufą,
a nawigatorzy mierzyli sekstansami jej wysokość na nieboskłonie. Po wzięciu
pierwszych namiarów nawigatorzy ustalili kurs - dokładnie na południe przez
najbliższe 24 godziny. Potem znów namierzyli Gwiazdę Polarną. Ponieważ pły­
nęli dokładnie na południe, mogli obliczyć nie tylko zmiany szerokości geogra­
ficznej, ale również wprowadzić w kompasach poprawki uwzględniające deklina­
cję i dewiację magnetyczną, zmierzyć prędkość i przebytą drogę, by wykalibrować
logi.
Metody nawigacyjne stosowane przez admirałów Yongle możemy poznać
dzięki kilku dokumentom z epoki, które przetrwały do naszych czasów. Noszą
nazwę Wu beiji. Tym chińskim instrukcjom dla marynarzy - zasadniczo są to
podręczniki sztuki żeglarskiej i prowadzenia wojny na morzu - udało się jakoś
uniknąć czystki przeprowadzonej przez mandarynów 1 . Były to zalecenia spisa­
ne na długich, cienkich skrawkach papieru, odnoszące się do każdej z odbytych
podróży, pełne dokładnych wskazówek dotyczących między innymi pozycji
gwiazd, szerokości geograficznej, namiarów i charakterystycznych form wybrzeża
widocznych po drodze. Dokładne wczytanie się w te instrukcje pozwala nie
tylko odtworzyć kurs, który przyjęli Chińczycy, ale i dokładność ich nawigacji
i umiejętność określania kierunku za pomocą gwiazd.
Gwiazda Polarna miała wielkie znaczenie dla Chińczyków, zarówno sym­
boliczne, jak i nawigacyjne. Stanowiła podstawę chińskiej astronomii, gdyż jej
niezmienne położenie na nieboskłonie uważane było za odpowiednik pozycji
cesarza na ziemi. Mandaryni, dworzanie i słudzy krążyli wokół cesarza, tak jak
gwiazdy kręciły się wokół Gwiazdy Polarnej. Stroje sług oraz ich „odległość" od

61
Diagram nawigacyjny, z którego korzystał Zheng He, przemierzając szlak z Cejlonu
na Sumatrę, zamieszczony w Wu beiji z 1628 roku.

62
osoby cesarza świadczyły o ich miejscu w hierarchii, tak jak jasność, kolor i po­
zycja gwiazd wiązały je z Gwiazdą Polarną. „Oto autorytet konfucjański. Mistrz
mówi: ten, kto sprawuje rządy dzięki swym cnotom, może być porównany do
Gwiazdy Polarnej, która stoi w miejscu, podczas gdy wszystkie inne gwiazdy
2
krążą wokół niej" .
W zachodnich metodach astronomicznych dominowały zasady, które jako
pierwsi sformułowali greccy astronomowie, tacy jak Arystoteles i Ptolemeusz,
przyjmując równik za podstawę pomiaru szerokości geograficznej. W astrono­
mii chińskiej szerokość nie była określana przez obliczanie odległości na północ
od równika, ale na podstawie wysokości Gwiazdy Polarnej. Jasna i łatwa do od­
szukania gwiazda wisi bezpośrednio nad biegunem północnym, odległa od nas
o miliardy kilometrów w przestrzeni kosmicznej. Widziana z bieguna północ­
nego znajduje się dokładnie nad obserwatorem na wysokości 90°, a na równiku
widnieje na horyzoncie, na wysokości 0°. Mierząc jej wysokość nad horyzon­
tem, nawigator ustala szerokość geograficzną. Co więcej, ponieważ Gwiazda
Polarna wskazuje północ, umożliwia dokonywanie poprawek na deklinację
magnetyczną - to znaczy uwzględnienie różnicy pomiędzy kierunkiem geogra­
ficznym a magnetycznym wskazywanym przez kompas.
W 1421 roku Chińczycy mieli j u ż za sobą 600 lat doświadczeń nawigacji po
oceanach. Opierali swoje obliczenia położenia zarówno na podstawie obserwa­
cji Gwiazdy Polarnej, jak i gwiazd krążących wokół bieguna, widocznych nad
horyzontem. Gdy Chińczycy określili j u ż absolutną pozycję Gwiazdy Polarnej
na sferze niebieskiej, „przypisywali" do niej inne gwiazdy półkuli północnej.
Kiedy ujrzeli jedną gwiazdę lub konstelację, wiedzieli dokładnie, gdzie znajdują
się inne, z nią skorelowane, nawet jeśli jeszcze nie wzeszły na nocnym niebie.
Znali dokładne położenie gwiazdy, nawet jeśli nie była widoczna nad horyzon­
tem, dzięki obserwacji przejścia przez zenit - najwyższy punkt trasy na nocnym
niebie oglądanym z jakiegoś dowolnie wybranego punktu - gwiazd otaczają­
cych Gwiazdę Polarną, do której została „przypisana". Chińczycy nie opanowali
jednak sztuki wykorzystywania słońca do obliczania szerokości 3 . Udało się to
osiągnąć dopiero Portugalczykom w 1474. To odkrycie umożliwiało im doko­
nywanie pomiarów szerokości zarówno na półkuli południowej, jak i północ­
nej. Chińczycy nie potrafili określić swojej pozycji na południe od równika,
gdzie Gwiazda Polarna jest niewidoczna. Ten problem należało rozwiązać. Za­
nim marzenie Yongle o naniesieniu na mapy lądów całego świata mogło być
zrealizowane, należało znaleźć taką gwiazdę albo gwiazdy widoczne z półkuli
południowej, które służyłyby jako odpowiednik Gwiazdy Polarnej na półkuli
północnej.
Od VII stulecia Chińczycy - dzięki wynalazkowi kompasu - potrafili do­
kładnie określać kurs. Odkryli, że właściwości magnetytu mogą być przenoszo­
ne przez indukcję na żelazo, ono zaś, pływając swobodnie w oleju, wskazuje

63
biegun magnetyczny Ziemi. W1421 roku dzięki kompasowi byli w stanie stero­
wać po morzu z precyzją do 2°. Upływ czasu, potrzebny do obliczenia przebytej
drogi, mierzono za pomocą wypełnionej piaskiem klepsydry. Jeden obrót klep­
sydry następował po 2,5 godziny, co odpowiadało także długości trwania wachty
na morzu.
Obliczanie długości geograficznej pozostało jednak problemem, którego
Chińczycy nie potrafili w pełni rozwiązać jeszcze na początku szóstej wyprawy
floty skarbowej. W pomiarze długości geograficznej występują cztery zmienne:
kurs, prędkość statku, czas, który upłynął, i odległość na północ albo na połu­
dnie od równika. Zapisując liczbę wacht, szybkość osiąganą na wodzie i kurs
wyznaczany kompasem, nawigator był w stanie ocenić zmiany w długości geo­
graficznej. Ta metoda nawigacji ma jedną wielką wadę: jeśli woda, po której
płynie statek, sama jest w ruchu - na przykład kiedy statek płynie z prądem albo
pod prąd - marynarz nie ma sposobu na zmierzenie zmiany w długości geogra­
ficznej. Można ją wtedy określić wyłącznie mierząc czas absolutny, coś, czego
Europejczycy nie potrafili przez następne trzy i pół stulecia, dopóki John Harri-
son nie udoskonalił zegara, dzięki któremu można było precyzyjnie odmierzać
czas na morzu. Ten czynnik sprawi, że w chińskich zliczeniach długości geogra­
ficznej pojawiły się ogromne błędy. Chociaż nawigowanie według Gwiazdy Po­
larnej pozwoliło Chińczykom na zdumiewająco precyzyjną nawigację na pół­
kuli północnej, metody obliczania długości geograficznej udało się udoskonalić
dopiero pod koniec wielkich wypraw.
W tym czasie Chińczycy mieli j u ż za sobą stulecia doświadczeń w budowie
statków nadających się do żeglugi po burzliwych oceanach. Inżynierowie okrę­
towi opracowali mocny szkielet statku budowany sekcjami. W kadłubie zasto­
sowano wodoszczelne grodzie, przypominające wewnętrzne ścianki działowe
bambusa. Sekcje kadłuba łączono mosiężnymi bolcami, ważącymi po kilka ki­
logramów. Takie statki mogły unosić się na wodzie, nawet gdy jeden z przedzia­
łów został zalany po przedziurawieniu przez rafę koralową albo lód. Trzy war­
stwy twardego drewna przybijano do szkieletu z drewna tekowego albo
z mahoniu, potem deski uszczelniano włóknem kokosowym i mieszanką goto­
wanego oleju z ziaren drzewa tungowego i wapna. Tego twardego, wodoszczel­
nego lakieru używano do pokrywania poszyć chińskich statków oceanicznych
od VII wieku. Do budowy floty skarbowej Zheng He potrzeba było tyle oleju
roślinnego, że na brzegach rzeki Jangcy założono ogromne plantacje tungow-
ców.
Inżynierowie okrętowi z Longjiang budowali statki, które były wstanie przet­
rwać sztormy na otwartym oceanie. Wzmocnione dzioby pozwalały im przebi­
jać się przez fale. Po obu stronach dziobu znajdowały się kanały prowadzące do
wewnętrznych przedziałów. Gdy tępo zakończony dziób nurkował w falach,
woda wpływała do środka, gdy zaś wynurzał się, woda wypływała, co łagodziło

64
przechyły całej jednostki. Tekowy kil umocniony żelaznymi obręczami biegł
wzdłuż całego kadłuba. Specjalnie wykute prostokątne kamienie upakowane były
wokół kilu jako balast. Po obu stronach montowano dodatkowe kile, które opusz­
czano i podnoszono dla uzyskania większej stabilności. Podczas sztormu moż­
na było rzucić dryfkotwy, żeby zredukować kołysanie. Dzięki tym pomysło­
wym modyfikacjom kołysanie i przechyły udawało się zmniejszyć nawet podczas
najcięższej niepogody.
Wielkie statki mogły przetrwać tajfun, a wodoszczelne grodzie zmniejszały
ryzyko zatonięcia w wyniku kolizji z rafą albo górą lodową - statek utrzymywał
się na wodzie, nawet jeśli jego dwie sekcje zostały zalane. Zeby zwiększyć ła­
downość, kadłuby dżonek oceanicznych były bardzo szerokie w stosunku do
długości i miały płaskie dna. Stosowano ożaglowanie lugrowe, czyli czworokąt­
ne żagle zwisające z rei ustawionej pod ostrym kątem, usztywnione bambuso­
wymi listwami. Ich kształt umożliwiał bardzo wydajne żeglowanie z wiatrem.
Pozwalał również na szybkie refowanie i rozwijanie żagli w sytuacjach zagroże­
nia.

Chińskie dżonki w XIV wieku i w początkach XV stulecia były najsolidniej-


szymi i największymi statkami na świecie. Ibn Battuta, marokański podróżnik
i pisarz, który przewędrował Azję w XIV wieku, napisał, że handel między ma-
labarskim wybrzeżem Indii i Chinami odbywał się na pokładach chińskich dżo­
nek. Kilka stuleci później, w 1848 roku, dżonka zbudowana na wzór statków
z tamtej epoki, z załogą składającą się z brytyjskich oficerów marynarki na po­
kładzie, przepłynęła z Szanghaju przez Nowy Jork do Londynu - cały czas z wia­
trem.
Te wspaniałe statki mogły żeglować pomiędzy Chinami a Afryką z wiatrami
monsunowymi, które zmieniają kierunek dwa razy do roku. Choć sam żagiel
lugrowyjest dość wydajny również kiedy płynie się pod wiatr, połączenie kształtu
kadłuba i typu żagla sprawiało, że chińskie lewiatany nie były w stanie halsować,
co ograniczało ich przydatność, gdy znalazły się poza pasem monsunów na Oce­
anie Indyjskim i Morzu Południowochińskim. Ta okoliczność stała się jednym
z najistotniejszych czynników przy wyznaczaniu tras chińskich flot podczas
wielkich wypraw z 1421 i 1423 roku.
Eunuchowie, kapitanowie i admirałowie wielkich statków skarbowych po­
siedli budzące szacunek umiejętności, ale członków załóg - podobnie jak to
było w przypadku europejskich odkrywców, którzy poszli w ich ślady - werbo­
wano często pośród najniższych warstw społecznych. W większości byli to kry­
minaliści, którym karę więzienia albo banicji zamieniano na nakaz zaokrętowa­
nia, a z pewnego punktu widzenia życie marynarza wydawało się lepsze niż
odsiadywanie wyroku. Ubierano ich w mundur - długą po kolana białą szatę -

65
i żywiono, pojono winem oraz zapewniano dobrą opiekę na morzu. W sztabie
admirała znajdowało się 180 oficerów medycznych; poza tym wszystkie statki
i oddziały miały medyków, po jednym na 150 ludzi. Dieta była zróżnicowana
i obfita, ale z niebezpiecznych wypraw po nieznanych wodach wracał tylko j e ­
den na dziesięciu marynarzy. Ci, którzy przeżyli wcześniejsze wyprawy floty
skarbowej, zostali sowicie wynagrodzeni. Częstokroć uwalniano ich i wynagra­
dzano oraz przyznawano renty.
Chińczycy, jak wszyscy marynarze, byli przesądni. Na każdym ze statków
Zheng He znajdowała się mała kabina poświęcona Tianhou, bóstwu żeglarzy.
Modlono się do niej co wieczór przed kolacją. Kiedy załoga wychodziła na
brzeg w obcych krajach, marynarze nosili okrągłe lusterka z brązu, żeby od­
straszać złe duchy; na ich odwrocie znajdowało się buddyjskie koło o ośmiu
szprychach.
Elitę załogi stanowili nawigatorzy i „ludzie od kompasów", pracujący na
małych, wydzielonych pomostach, mieszkający i jadający oddzielnie od reszty
marynarzy. Na dżonkach płynęli także rzemieślnicy wszelkich cechów, zdolni
wykonać każde zadanie. Byli to: uszczelniacze, żaglomistrze, robotnicy napra­
wiający kotwice i pompy, specjaliści stawiający rusztowania, cieśle i wyrobnicy
smarujący kadłuby olejem z drzewa tungowego. Ich zadaniem było utrzymanie
statku w dobrym stanie w czasie długotrwałych oceanicznych rejsów. Kamie­
niarze i rzeźbiarze, którzy skończyli prace w Zakazanym Mieście, również zo­
stali zaokrętowani, żeby na całym świecie pozostawiać ślady bytności floty. To­
warzyszył im nawet historyk, Ma Huan, który miał dokumentować podróż. Jego
dzienniki - Ogólny przegląd wybrzeży oceanicznych - zostały opublikowane w 1433
roku, po ostatniej podróży Zheng He.
Podstawę wyżywienia - ziarno soi, pszenicę, proso i ryż - wiozły osobne
statki zaopatrzeniowe, co umożliwiało flocie przebywanie na morzu przez kilka
miesięcy bez uzupełniania zapasów. Jeśli jednak statki zaopatrzeniowe zatonę­
ły, cała flota znajdowała się w ogromnych tarapatach. Soję przyrządzano na
kilka sposobów. Ziarna namoczone w wodzie wypuszczały kiełki, co sprawia­
ło, że zwiększała się w pożywieniu zawartość witaminy C, chroniąc załogę
przed szkorbutem. Chińczycy doskonale znali zarówno niebezpieczeństwa
szkorbutu, jak i sposoby zapobiegania mu. Na pokład zabierano tyle owoców
- limonek, cytryn, pomarańczy, grejpfrutów i orzechów kokosowych - żeby
każdy marynarz był chroniony przed chorobą przez trzy miesiące. Grejpfruty
szczególnie ceniono od okresu Walczących Królestw między V a II stuleciem
p.n.e. „Światły i pomysłowy książę wiedzieć powinien (...) że państwo Chu
musi koniecznie wzbogacić się na swych gajach drzew pomarańczowych i grejp­
frutowych" 4 .
Łuski brązowego ryżu zawierały witaminę B } . W związku z tym beri-beri -
choroba powodująca uszkodzenie systemu nerwowego - rzadko występowała

66
u marynarzy. Wśród świeżych warzyw przeważały: kapusta, rzepa i pędy bam­
busa. Kiedy się skończyły, szczególnie ceniono kiełkujące ziarna soi. Z ziaren
soi wydobywano również „mleko", które po ugotowaniu nabierało konsystencji
twarogu - tofu (doufu) - bogatego w witaminę D. Sfermentowana soja dawała
sos sojowy. Tofu i warzywa doprawiano sosem ze sfermentowanych ryb, soi,
suszonych ziół i korzeni albo kleistej mazi powstałej w wyniku żucia pszenicy.
Ziarna żuto, wypluwano do pojemnika i zawartość zostawiano, żeby sfermen­
towała. Metoda ta nadal jest stosowana w Ameryce Południowej. Z mąki pszen­
nej wyrabiano także kluski, ciasto i pierogi. Trzciny cukrowej używano do sło­
dzenia suszonych owoców albo ją żuto.
Owoce i warzywa konserwowano w pomysłowy sposób. Owoce suszono albo
karmelizowano, gruszki, pędy bambusa i winogrona zagrzebywano w piasku, a wa­
5
rzywa solono, piklowano i marynowano w occie i cukrze . Mięsa jadano niewiele:
głównie ze specjalnie hodowanych psów i żab trzymanych w kadziach. Kurczę­
ta służyły do celów wróżebnych, ale świeżych, solonych, suszonych i sfermen­
towanych ryb było w bród. Tresowane wydry pracujące w parach zaganiały ła­
wice do sieci. Poza tym łowiono ryby na haczyk. Załoga pijała herbatę zieloną
i czarną, którą przechowywano w formie liści lub sprasowaną. Chętnie też pito
wino ryżowe. „W szóstym miesiącu [sierpniu] zbieraliśmy dzikie śliwki i jago­
dy; w siódmym gotowaliśmy kabaczki i fasolę; w ósmym suszyliśmy daktyle;
w dziesiątym robiliśmy z ryżu wiosenne wino, żeby zapewnić sobie długie ży­
cie" 6 .
Z wina destylowano również likiery, wódkę i wyrabiano ocet. Dżonki wio­
zły ogromne ilości świeżej wody i uzupełniały zbiorniki, gdy tylko była po
temu okazja, ale wiedziano również, jak destylować słodką wodę z wody mor­
skiej, jako paliwa do destylacji używano parafiny albo tłuszczu fok. Umiejęt­
ność odsalania wody morskiej i zapasy świeżych warzyw sprawiały, że Chiń­
czycy mogli przeprawiać się przez oceany. Dieta była nieskończenie bardziej
zróżnicowana i pożywna niż dieta załogi Magellana prawie 100 lat później:
„Jedliśmy tylko stare suchary zmielone na proszek, pełne robaków, śmierdzą­
ce uryną szczurów" 7 . Na dżonkach małe pieski pokładowe marynarzy polo­
wały na szczury Używano arszeniku, żeby zabijać pluskwy oraz inne insekty
i nawozić rośliny.
Konkubiny dla dowódców floty skarbowej i jej pasażerów rekrutowano z pły­
wających domów publicznych Kantonu 8 . Należały do grupy etnicznej Tanka,
potomków ludzi, którzy wywędrowali z odległego interioru Chin na wybrzeże
i tu poławiali perły. Mówiły dialektem i w odróżnieniu od Chinek nie krępowa­
ły stóp. Nie pozwalano im wychodzić na brzeg w portach, do których zawijała
armada, nie mogły poślubiać Chińczyków. Uczestniczyły w bankietach na pokła­
dach statków skarbowych i uczono je, jak bez szkody dla zdrowia pomieścić w żo­
łądku duże ilości trunków; piły i jadły bardzo wiele. Były dobrze wykształcone.

67
Poza zaspokajaniem potrzeb seksualnych ambasadorów i posłów wymagano od
nich umiejętności gry w karty i szachy, występowania w sztukach, śpiewu i tań­
ca. Większość z nich była buddystkami. Religię tę przyjmowały ze względu na
przekaz o powszechnej miłości, współczuciu i równości wszystkich istot, męż­
czyzny czy kobiety, cesarza czy prostytutki.
Na konkubiny nie patrzono z pogardą; uważano je za istniejącą od wieków,
mającą uzasadnienie i niezbędną część społeczeństwa. Seks pojmowano jako
uświęcony akt. „Z wszystkich dziesięciu tysięcy rzeczy stworzonych przez nie­
biosa żadna nie może być przyrównana do stosunku seksualnego. Jest on stwo­
rzony na wzór niebios" 9 . Wszyscy mężczyźni mieli prawo do posiadania konku­
biny, a „klasa ani fortuna są bez znaczenia w doborze, jako że jedynym standardem
pozostaje piękno fizyczne" 10 .
Chińczycy zawsze zapraszali obcych władców do Pekinu, a zagraniczni po­
słowie mogli przemieszkiwać tam często rok albo dłużej. Nic dziwnego, że przyj­
mowali zaproszenia z ochotą.
Do dyspozycji konkubin i ich gości były akcesoria seksualne i afrodyzjaki,
wśród nich najpopularniejszy stanowiła para jaszczurek złapana podczas ko­
pulacji i utopiona w dzbanie wina. Wino stało przez rok, zanim je sprzedawa­
no. Chętnie kupowano też „genitalia lubieżnego zwierzęcia, bobra; lekarstwem
z nich pozyskanym namaszczano penis" i „eliksir łysego kurczęcia" 11 . Pewien
prefekt z Shu zaczął pić ten eliksir, gdy miał 70 lat. Jego żona była tak wyczer­
pana jurnością małżonka, że „nie mogła ani siąść, ani się położyć" i nalegała,
żeby mąż wyrzucił lekarstwo. Zjadł je potem kogut, wskoczył na kurę „i ko-
pulował bez przerwy przez kilka dni, dziobiąc ją w głowę, aż zupełnie wyły­
siała" 1 2 .
Łóżko konkubiny przystrojone było symbolicznymi owocami. Narzuty ha­
ftowano we wzory przedstawiające kwitnące gałęzie śliwy, która symbolizowała
przyjemność seksualną i spełnienie. Brzoskwinia oznaczała kobiece genitalia,
a jabłko granatu srom. Posłowie, wszedłszy na pokłady statków skarbowych,
często dawali kobietom w prezencie owoce granatu. Za dnia konkubiny nosiły
pantalony, szerokie spodnie; miłość uprawiały zazwyczaj ubrane w mo xiong,
bieliznę czerwonego koloru. Zakładano, że posłowie i konkubiny będą myć swoje
części intymne przed stosunkiem i po nim. Dostępny był męski środek anty­
koncepcyjny, kondom nazywany Yin jia, a galaretki z agaru używano w charak­
terze środka nawilżającego i dezynfekującego; choroby weneryczne w epoce stat­
ków skarbowych stanowiły rzadkość, choć miały się rozprzestrzenić jak ogień
w późnym okresie panowania dynastii Ming.
Podróż była dla kurtyzan okazją do osiągnięcia ostatecznego celu: wolności
i połączenia się z kochającym mężczyzną. Poseł mógł poprosić, żeby jego ulu­
bioną konkubinę wysadzono wraz z nim w porcie jego ojczystego kraju. Zosta­
wała z nim, gdy flota odpływała. Na pokładzie otaczano ją szacunkiem i ochroną.

68
Jeśli nie udało się jej osiągnąć tego celu, starzała się i powierzano jej zadanie
uczenia młodszych kobiet śpiewu i tańca. N i m zagraniczni posłowie opuścili
statki skarbowe, niektóre z kurtyzan bez wątpienia zaszły w ciążę. Nie zapisano,
co działo się z ich dziećmi. Na konkubiny spadały prawdopodobnie inne obo­
wiązki - gotowanie, przędzenie i tkanie jedwabiu, kręcenie konopnych lin i do­
glądanie kadzi z ziarnem oraz klatek z kurczętami - aż do czasu, gdy znów mo­
gły zabawiać zagranicznych posłów. Eunuchowie oczywiście nie mieli żadnego
pożytku z konkubin, a członkom załogi groziła śmierć za samo zbliżenie się do
ich kwater.

Gdy w pierwszym etapie podróży armada zmierzała na południe, wielkie


statki napędzała energia wiatrów monsunowych. Monsuny do dziś decydują
o rozkładzie żeglugi z Chin przez Ocean Indyjski do Indii i Afryki. Porty takie
jak Malakka (współczesna Melaka w Malezji) powstały tam, gdzie można było
składować towary w porach między monsunami: południowo-zachodnim wie­
jącym w lipcu i północno-wschodnim, który zaczynał się w styczniu. Chiń­
skie statki wykorzystywały monsun północno-wschodni do żeglugi z wiatrem
w stronę Indii i wracały do domu wraz z następnym monsunem. Południo­
wo-Zachodni monsun dociera do Indii w lipcu, na kilka tygodni przedtem,
nim osiągnie wybrzeże Chin. Statki z Indii żeglujące z północno-wschodnimi
wiatrami monsunowymi docierały do Malakki, nim dżonki z Chin zdołały
postawić żagle, rozładowywały towar i żeglowały z powrotem, nim dżonki
dotarły do portu.
Według Ma Huana flota Zheng He dotarła do Malakki sześć tygodni po
opuszczeniu Pekinu. Malakka, założona przez Chińczyków jako port, w którym
skupowano korzenie z Moluków, Wysp Korzennych (we współczesnej Indone­
zji), szybko rozwinęła się w ośrodek dystrybucyjny chińskiej porcelany i indyj­
skich tekstyliów, a potem rozrosła się i stała jednym z najważniejszych centrów
handlowych na Oceanie Indyjskim. Położona w połowie drogi między Indiami
a Chinami i na zachodnim wybrzeżu Malezji o 195 kilometrów od współcze­
snego Singapuru, wzniesiona została nad cieśniną, przez którą musi przepłynąć
każdy statek żaglowy, a pierścień wysp chronił ją przed sztormami.
W okolicy znajdowały się bogate kopalnie cyny, rzeka przepływała przez
miasto, a obfite źródła wody pitnej i okoliczne lasy tekowe sprawiały, że Malak­
ka była idealnym portem. Handel korzeniami pozwalał kupcom na gromadze­
nie ogromnych fortun. Próba przejęcia tego lukratywnego handlu stała się póź­
niej j e d n ą z najważniejszych sił pchających Europejczyków do podróży
odkrywczych.
W całej południowo-wschodniej Azji i wokół Oceanu Indyjskiego Chińczycy
założyli ciąg portów handlowych, takich jak Malakka i Kalikat na południowo-

69
Rysunek cieśniny Malakka z mapy Mao Kun znajdującej się w Wu beiji. Malakka uwidoczniona
jest w lewym górnym rogu, a Sumatra rozciąga się u dołu mapy.

-zachodnim brzegu Indii. Floty Zheng He korzystały z nich jako z wysuniętych


baz, w których zaopatrywano statki w świeże zapasy, wodę i drewno na całym
szlaku z Chin do wschodniej Afryki. Porty stanowiły niezwykle istotny element
rozpoczynający realizację planu cesarza Yongle wcielenia całego świata w sys­
tem zależności od Chin. W 1421 roku handel na Oceanie Indyjskim był zdomi­
nowany przez Chińczyków i Arabów z Egiptu i państw nad Zatoką Perską; pa­
nowały między nimi przyjazne stosunki. Jak cały ówczesny świat, Arabowie
pożądali chińskiej porcelany i jedwabiu.

Z Mekki czcigodnej dotarł raport, że z C h i n do portów indyjskich przybyła


pewna liczba dżonek, a dwie z nich zakotwiczyły w Adenie, ale dobra, które
wiozły - porcelana, jedwab, p i ż m o i temu podobne - nie zostały tam sprzedane
ze względu na niepokoje w państwie j e m e ń s k i m ( . . . ) . Sułtan napisał do nich,
żeby przybyli do Dżeddy, gdzie zostaną przyjęci z honorami 1 3 .

Chińczycy i Arabowie spotykali się w wielkim indyjskim porcie Kalikat. Or-


muz w Zatoce Perskiej oraz Malindi, Kilwa i Zanzibar w Afryce Wschodniej to
porty arabskie, z których często korzystali Chińczycy, ale Malakka była właści­
wie chińską kolonią, typową wysuniętą bazą dla chińskiej floty.

70
Kiedyś to miejsce [Malakka] nie było określane j a k o „kraj" ( . . . ) . N i e pano­
wał tu król, lecz wódz. Kraina znajdowała się pod kontroląXianluo [Tajlandii];
płaciła roczny trybut w wysokości 40 liang w złocie; gdyby nie [zapłacili], X i a n -
luo wysłałoby żołnierzy, którzy zaatakowaliby Malakkę.
W s i ó d m y m roku panowania Yongle [1407] cesarz rozkazał swojemu p o ­
słowi, eunuchowi Z h e n g He i innym, by przejęli władzę, przekazali cesarskie
edykty i nadali wodzowi dwie pieczęcie, kapelusz, pas i szatę ( . . . ) . Po tym wy­
darzeniu Xianluo nie śmieli j u ż go zaatakować ( M a H u a n , 1424) 1 4 .

W dziennikach Ma Huana znajdujemy barwny opis południowo-wschod­


niej Azji z krokodylami zamieszkującymi bagna mangrowcowe, zbiorami gumy,
kopalniami, plantacjami orzechów kokosowych.

Palmy kokosowe mają rozmaite zastosowania. M ł o d e drzewo daje syrop,


bardzo słodki i nadający się do picia; m o ż n a z niego robić wino za p o m o c ą fer­
mentacji. Stary orzech kokosowy ma miąższ, z którego wyciska się olej, robi
cukier i pożywienie. Z włókna otaczającego skorupę wytwarza się liny do b u d o ­
wy okrętów Skorupa orzecha kokosowego nadaje się na miski i kubki; dobra
jest też do spalenia na popiół zdatny przy delikatnej operacji inkrustowania zło­
tem albo srebrem. Drzewa nadają się do budowy domów, a liście do ich pokry­
wania 1 5 .

Ma Huan opisuje również procedury, przez które przechodziły chińskie statki


w porcie:

Kiedy do Malakki zawija chiński statek handlowy, [mieszkańcy] wznoszą


barierę [żeby zebrać c ł o ] . W m u r z e miejskim są cztery bramy, każda wyposażo­
na w wieżę strażniczą z bębnami. W nocy mężczyźni z dzwonkami w rękach
patrolują dzielnice. Wewnątrz m u r ó w za drugą palisadą znajdują się magazyny
do przechowywania towarów i zaopatrzenia. G d y statki rządowe [flota Z h e n g
H e ] wracają do portów macierzystych, odwiedzają to miejsce, żeby dokonać
napraw i załadować lokalne produkty. Tutaj czekają na sprzyjający wiatr z p o ł u ­
dnia i w połowie piątego miesiąca [czerwca] wyruszają na m o r z e i płyną do
16
domu .

Chińczycy równie mocno jak handlem zainteresowani byli ponętnymi Ma-


lakkankami.

Zdolności umysłowe żon znacznie przekraczają możliwości ich mężów. J e ­


śli zdarzy się, że któraś z ich żon znajdzie się w niezwykle intymnych stosun­
kach z j e d n y m z naszych rodaków i pozwoli, by z nią ucztował i ją uwodził, jej

71
mąż przygląda się spokojnie i nie okazuje złości, tylko mówi: „Moja żona jest
piękna, a Chińczyk jest nią zachwycony i zadowolony" 17 .

Mężczyźni z Malakki nie szczędzili starań, żeby zadowolić swoje kobiety.


Pomagały im w tym chińskie szklane paciorki. Opisany poniżej zwyczaj nadal
praktykowany bywa w niektórych częściach południowo-wschodniej Azji.

Kiedy młodzieniec kończy dwadzieścia lat, skóra wokół j e g o penisa (mem-


brum uirile) jest nacinana cienkim n o ż e m j a k łuski cebuli, i pod nią wkłada się
około dziesięciu cynowych paciorków ( . . . ) . [Paciorki] wyglądają j a k winne grona.
Król i wielcy wodzowie albo ludzie bogaci używają pustych paciorków ze złota,
w których umieszcza się ziarnko piasku. G d y ich właściciel chodzi, wydają brzę­
czący dźwięk, uważany za piękny. Mężczyźni, którzy nie mają włożonych pa­
ciorków [w sposób wyżej opisany], należą do klas niższych 1 8 .

Malakkę odwiedzali goście ze wszystkich stron - Bengalczycy, mieszkańcy


Gudżarat, Persowie, Arabowie i wielu innych. Mówili w 84 językach - i wszy­
scy wracali do domu z chińskimi towarami. Łodzie, które przywiozły przypra­
wy z wysp pacyficznych Ternate i Tidore, wracały z chińską porcelaną. Indyjskie
statki żeglowały z Malakki na północny zachód do Indii, do Zatoki Perskiej, do
Egiptu i Wenecji, obładowane jedwabiem, a na dodatek bankami i cyną z Ma­
lakki i Jawy. Gdy chińskie statki rozładowały jedwab i porcelanę, płynęły do
domu z przyprawami, indyjskimi klejnotami i weneckim szkłem.

[Chińczycy] krążą po kraju z wagą w ręku i skupują cały pieprz, jaki uda im
się znaleźć, a gdy zważą małą j e g o ilość, tak żeby m ó c w przybliżeniu ocenić
jakość, oferują za niego jednorazową wypłatę w zależności od tego, j a k bardzo
potrzebują pieniędzy ci, którzy go sprzedają, i w ten sposób gromadzą takie
ilości, że m o g ą nim wypełnić statki przybywające z Chin, sprzedając za pięć­
dziesiąt tysięcy caiax [portugalska waluta służąca w handlu] towary, które kosz­
towały ich nie więcej niż dwanaście tysięcy 19 .

Cały handel archipelagu i południowo-wschodniej Azji koncentrował się


w Malakce i zdominowany był przez Chińczyków W czasach Ma Huana Chiny
konsumowały sto razy więcej przypraw niż odległa Europa. Chińczycy opano­
wali nie tylko rynki towarowy i pieniężny, ale również rynek nieruchomości,
inwestowali nawet w rozrywki i hazard. Przez dziesięć miesięcy odbywały się
targi, podczas których kupcy oddawali się hazardowi. „Kiedy już sprzedali to­
wary, zajmowali mniej miejsca i wynajmowali mniej domów. Gdy sprzedaż
malała, zaczynali grać" 20 .

72
Malakka stanowiła wysuniętą bazę w każdej podróży admirała Zheng He,
a wagę tego portu podkreśla świątynia, którą tu zbudował. Do dziś stoi przy
drodze noszącej jego imię, na wschód od rzeki Malakka. Według lokalnej legen­
dy jego statek flagowy wpłynął na rafę, ale dzięki potrójnemu kadłubowi i wo­
doszczelnym przedziałom nie zatonął i dotarł do Malakki.
Ekspedycje Zheng He z czasem stawały się coraz bardziej ryzykowne.
W pierwszej, między 1405 a 1407 rokiem, uczestniczyły 62 statki skarbowe
obsadzone przez 27 800 ludzi. Po drodze do Malakki odwiedzili Kambodżę
i Jawę, potem, z najbliższym monsunem południowo-zachodnim, pożeglo-
wali na Cejlon i do Kalikatu na zachodnim brzegu Indii. Pewien incydent,
którzy przydarzył się podczas tej podróży, umocnił wśród marynarzy przeko­
nanie, że flota Zheng He znajduje się pod boską opieką. Pośród tak wściekłe­
go sztormu, że żeglarze zaczęli się j u ż modlić do Tianhou o ratunek, „boskie
światło" - prawdopodobnie ognie św. Elma - zabłysło na szczytach masztów.
„Gdy tylko pojawiło się to cudowne światło, niebezpieczeństwo zostało zaże-
gnane .
Przed trzecią ekspedycją - trwającą od 1409 do 1411 roku - Zheng He opra­
cował stały program rejsów. Flota korzystała z Malakki jako z wysuniętej bazy
i tam dzieliła się na eskadry, które dalej płynęły na własną rękę w różnych kie­
runkach. Następna wielka flota postawiła żagle w Chinach w 1413 roku. Jedna
eskadra wypłynęła z Malakki do Bengalu, na Malediwy i do Afryki; inna poże-
glowała na Morze Arabskie i Zatoką Perską do Ormuzu. Przy następnej ekspe­
dycji (1417-1419) kilka flot odwiedziło wszystkie wielkie porty handlowe w Afry­
ce, Arabii, Indii i Azji, by zabrać władców i ambasadorów do Pekinu na
uroczystości otwarcia Zakazanego Miasta. Na morzu spędzili oni prawie dwa
lata, doświadczając hojnej gościnności cesarza. Jeszcze jedna flota, pod dowódz­
twem admirała Yang Qinga, została wysłana przed główną armadę. Po odwie­
zieniu władców i ambasadorów do państw Zatoki Perskiej admirała czekało trud­
ne zadanie: miał znaleźć sposób określania długości geograficznej.
Reszta armady Zheng He przygotowywała się do największej ze wszystkich
podróży. Po zaopatrzeniu się w Malakce w zapasy płynęli przez pięć dni na pół­
noc i zakotwiczyli u brzegów Semudery (współczesnej Sumatry), u wejścia na
Ocean Indyjski. Tam admirał podzielił armadę na cztery floty. Każda z nich wiozła
armię wyposażoną w broń palną. Trzy z wielkich flot oddane zostały pod do­
wództwo wielkiego eunucha Hong Bao, eunucha Zhou Mana i eunucha Zhou
Wena22. Czwarta, najmniejsza, pozostała pod osobistym dowództwem Zheng
He - prawej ręki cesarza. Miał odwieźć posłów do południowo-wschodniej
Azji, a potem pożeglować do domu i przybić do macierzystego portu w listopa­
dzie 1421 roku.
Jeśli założyć, że Zheng He zostawił sobie tylko garść statków na krótką
i względnie bezpieczną podróż powrotną, można z powodzeniem przyjąć, że

73
każda z pozostałych chińskich flot liczyła 25-30 statków. Zheng He przekazał
admirałom swoją władzę nad życiem i śmiercią, a w każdej z flot z osobna - do­
wództwo na każdym ze szczebli: dwóch brygadierów i 93 kapitanów dowodziło
pułkami; 104 poruczników i 103 podporuczników składało im raporty Pierw­
szym zadaniem flot było odwiezienie władców i ambasadorów do ich ojczyzn
w Indiach, Arabii i wschodniej Afryce. Potem floty miały się spotkać przy połu­
dniowym brzegu Afryki i wpłynąć na nieznane wody, żeby ziścić wizję cesarza
Yongle. Admirałowie wiedzieli dokładnie, czego się od nich oczekuje: powinni
dopłynąć do krańców ziemi i zebrać daniny od barbarzyńców żyjących za mo­
rzami albo zginąć na posterunku.
II

Gwiazdy przewodnie
4

OPŁYNIECIE
PRZYLĄDKA
Ż
E B Y DOJŚĆ D O T E G O M O M E N T U , M U S I A Ł E M NAUCZYĆ S I Ę H I S T O R I I Ś R E D N I O -
wiecznych Chin niemal od podstaw; wcześniejsza moja wiedza na temat
chińskiej historii i kultury była, łagodnie rzecz ujmując, skromna. N i e ­
mniej kiedy zacząłem śledzić podróże wielkich flot skarbowych w „brakujących
latach" 1421-1423, wypłynąłem na znajome wody. Tu mogłem zrobić użytek
z wiedzy i umiejętności, które zdobyłem w ciągu wielu lat jako nawigator i ofi­
cer dowodzący na pełnym morzu. Podczas szóstej podróży floty Hong Bao,
Zhou Mana, Zhou Wena1 i Yang Qinga żeglowały po oceanach przez dwa i pół
roku, ale mandaryn - urzędnik z ministerstwa wojny - Liu Daxia rozkazał znisz­
czyć wszystkie zapiski. Praktycznie nie zachowało się więc żadne źródło, które
powiedziałoby nam, dokąd żeglowali albo jakich dokonali odkryć. Ale o ile wcześ­
niej dreptałem po śladach uczonych i historyków znacznie bardziej ode mnie uzdol­
nionych i więcej wiedzących, teraz mogłem skorzystać z własnych umiejętności,
żeby odszyfrować fragmentaryczne przekazy zawarte w starych mapach i tych kil­
ku dokumentach oraz zabytkach, które przetrwały do naszych czasów.
Stary admirał Zheng He, praktycznie ignorowany przez nowych władców
Chin, żywiąc prawdopodobnie obawy, że może już nie wrócić do kraju, zanim
postawił żagle przed ostatnią podróżą w końcu 1431 roku, ustawił rzeźbione
stele w pawilonach taoistycznej bogini Niebiańskiej Małżonki. Pierwsza z nich
znajduje się w Changle, w prowincji Fujian, a druga w Liujiajiang. Odkryte
w 1930 roku stele upamiętniały szczytowe osiągnięcia życia admirała: wielkie
podróże floty skarbowej. Inskrypcje na nich są kluczem do zagadki, jaką stanowi
podróż szósta.

INSKRYPCJA W C H A N G L E
Od czasów gdy my, Z h e n g He i towarzysze, w początku ery panowania
Yongle [1403], otrzymaliśmy cesarskie pełnomocnictwa jako posłowie do barba­
rzyńców, aż do tej chwili odbyło się 7 podróży i za każdym razem dowodziliśmy

79
kilkoma tysiącami rządowych żołnierzy i ponad stoma statkami oceanicznymi.
Zaczynając od Taicang i przemierzając morze, napotkaliśmy po drodze krainy
Zhanzheng ( C z a m p a ) , X i a n l u o (Syjam), Zhuawa (Jawa), Keqin (Koczin) i Kali
(Kalikat), dotarliśmy do H u a l u m o z i [ O r m u z w Zatoce Perskiej] i innych kra­
j ó w rejonu zachodniego, razem odwiedziliśmy ponad 3000 krajów 2 .

INSKRYPCJA W LIUJIAJIANG
Przemierzyliśmy ponad 100 000 li ogromnych wodnych przestrzeni i wy­
trzymaliśmy na oceanach fale wielkie j a k góry wznoszące się do nieba, oczy
nasze spoczęły na odległych dziedzinach barbarzyńców ukrytych za błękitną
przezroczystością oparów światła, a nasze żagle rozpostarte wyniośle dzień i noc
nie schodziły z kursu, szybkie j a k gwiazda, przemierzające okrutne fale 3 .

Angielskie tłumaczenie inskrypcji Zheng He z Changle przygotował w la­


tach 30. wielki uczony, znawca średniowiecznego języka chińskiego, J.J.L. Duy-
vendak. W jego artykule Prawdziwe daty chińskich wypraw morskich w początkach
XV stulecia kluczowe zdanie inskrypcji zostało oddane jako „3000 krajów". Póź­
niejsi uczeni 4 sądzili, że takie twierdzenie jest wysoce nieprawdopodobne, że
kamieniarz, który wykuwał inskrypcję, musiał popełnić błąd. Na tej podstawie
tłumaczenie zostało poprawione na „30 krajów". Dopiero gdy zapoznałem się
z tekstem Duyvendaka, zrozumiałem, że oryginalne tłumaczenie mogło być pra­
widłowe; nie widziałem logicznego powodu, dla którego kamieniarz miałby
popełnić taki błąd. Ale czy tak niezwykłe stwierdzenie może być prawdziwe?
Czy flota Zheng He dotarła do 3000 krajów? Jeśli tak, to należy od nowa napisać
historię odkrywania świata.
Próbując odtworzyć szlak floty chińskiej, musiałem najpierw wczuć się w rolę
jej admirałów. Nie było na to lepszego sposobu, jak popłynąć ich śladem, co też
uczyniłem jako młodszy oficer brytyjskiej Royal Navy na pokładzie H M S „New-
foundland". Nasz kapitan, dzielny i wybitny dowódca, to obecny wiceadmirał
sir Arthur Hezlet, kawaler wielu orderów. Okręt opuścił Singapur w lutym 1959
roku, przeszedł przez cieśninę Malakka na Ocean Indyjski, a potem skręcił na
zachód, w stronę Afryki. Odwiedziliśmy Seszele na Oceanie Indyjskim, a po­
tem ruszyliśmy na zachód, przybijając do brzegu w Mombasie, we wschodniej
Afryce. Stamtąd wyprawiliśmy się do Zanzibaru i Dar es-Salaam, aż wreszcie
dotarliśmy do Lourenco Marąues. Potem popłynęliśmy wzdłuż wschodniego
wybrzeża Afryki, przed opłynięciem Przylądka Dobrej Nadziei odwiedziliśmy
East London i Port Elisabeth. Do portu przybiliśmy w Cape Town, a później
wzdłuż zachodniego wybrzeża wokół „wybrzuszenia" Afryki dotarliśmy - przez
Wyspy Zielonego Przylądka - do Sierra Leone i wróciliśmy do Anglii.
Ta podróż dała mi nieocenioną wiedzę o wiatrach, prądach i problemach
nawigacyjnych, z którymi zetknęli się chińscy admirałowie. Bez tego rodzaju

8o
doświadczenia nie zdołałbym podążyć trudnym do prześledzenia szlakiem wiel­
kich chińskich flot skarbowych. Jeśli byłem w stanie ustalić kurs, który przyjęła
chińska flota, stało się tak dlatego, że ocalałe mapy i moja własna wiedza na
temat wiatrów, prądów i warunków panujących na morzu, z którymi i oni mieli
do czynienia, pozwoliły mi zobaczyć ten szlak tak jasno, jakby zachowały się
pisemne świadectwa.

Po rozdzieleniu się z Zheng He trzy pozostałe chińskie floty popłynęły do


Kalikatu, stolicy Kerali w południowych Indiach, a zarazem najważniejszego
portu na Oceanie Indyjskim. Chińczycy prowadzili handel z Kalikatem od cza­
sów dynastii Tang (618-907 n.e.). Była to dla nich nie tylko ważna wysunięta
baza floty, ale też wielki port handlowy, w którym składowano ogromne ilości
indyjskiej bawełny i tekstyliów (perkalu), a przede wszystkim ośrodek handlu
pieprzem. Jej władcy, Zamoryni - hinduscy królowie - stworzyli szeroką sieć
kontaktów handlowych na Oceanie Indyjskim, we wschodniej Afryce i połu­
dniowo-wschodniej Azji. Niemal wszyscy znani podróżnicy i odkrywcy śre­
dniowiecza, tacy jak Marco Polo (1254-1324), Ibn Battuta (1304-1386) i Abdul
Razak (działał w latach 1349-1387), odwiedzili Kalikat. Za czasów panowania
cesarza Yongle Chińczycy uznawali Kalikat, który nazywali Kali, za najważniej­
sze emporium na Oceanie Indyjskim. Opisywali je jako „najważniejszy port na
zachodnim oceanie" i „port, w którym spotykają się wszyscy zagraniczni kup­
cy" 5 . Chińskie instrukcje żeglarskie dla Oceanu Indyjskiego określały odległość
do Kalikatu i z powrotem oraz podawały kursy, którymi należało płynąć pomię­
dzy Kalikatem, Malakka, północnymi Indiami, Zatoką Perską a Afryką. Władcy
Kalikatu wysoko cenili sobie Chiny; miedzy rokiem 1405 a 1419 wysłali szereg
misji dyplomatycznych do Nankinu i Pekinu oraz delegację, która uczestniczyła
w otwarciu Zakazanego Miasta i ofiarowała Yongle cenne rumaki.
Oficjalny historyk Ma Huan opisuje szczegółowo podróż z Chin przez
Malakkę do Kalikatu; nie mniej niż dziewięć stron jego raportu poświęcone jest
temu miastu. Przekazał nam fascynujący opis życia w średniowiecznym mieście
indyjskim, widzianym oczami Chińczyka, przedstawił praktyki religijne króla
z dynastii Zamorynów, odmienne od muzułmańskich praktyk poddanych, od­
dał żywe obyczaje ludu, święta, muzykę i tańce, ubranie i pożywienie: „Król tej
krainy, jej ludność powstrzymują się od jedzenia mięsa wołu. Wielcy wodzowie
są muzułmanami, ci powstrzymują się od jedzenia mięsa świni" 6 . Ma Huan
opisuje dalej przestępstwa i kary, w szczególności jak ustalano winę lub niewin­
ność za pomocą „sądu Bożego", podczas którego palce winnego trzymano w go­
tującym się półpłynnym maśle z mleka bawołu wodnego lub w sklarowanym
maśle, a potem owijano bawełną. Opisał też ze szczegółami, jak sprzedawano
towary ze statków skarbowych i jak zawierano kontrakty:

81
Jeśli zawinie tu statek skarbowy, sprzedaż i kupno zależą całkowicie od dwóch
nadzorców: król wysyła wodza i shuidi [portowego urzędnika celnego], żeby
sprawdzili księgi rachunkowe w biurze; przychodzi pośrednik i dołącza do nich,
[a] wyższy oficer dowodzący statkiem omawia wybór dnia na ustalanie cen.
G d y ten dzień nadchodzi, przede wszystkim biorą haftowanyjedwab i ażurowe
jedwabie (...) kiedy ceny zostaną ustalone, spisują u m o w ę ( . . . ) .
Wódz i shuidi wraz z j e g o ekscelencją eunuchem podają sobie ręce, a wtedy
pośrednik mówi: „Tego i tego księżyca, tego i tego dnia wszyscy podaliśmy sobie
ręce i przypieczętowaliśmy naszą umowę, uderzając się w dłonie. Jeśliby [cena]
była wysoka albo niska, nigdy nie odrzucilibyśmy jej ani byśmy jej nie zmienili" 7 .

Nadzwyczajny zbieg okoliczności sprawił, że gdy floty stały w mieście -


w 1421 roku - przybył tam również młody Wenecjanin, Niccoló da Conti (ok.
1395-1469). Kupiec ów w 1414 roku wypłynął z Wenecji do Aleksandrii. Islam­
scy władcy Egiptu, mameluccy sułtani wywodzący się z azjatyckich stepów, nie
pozwalali w owym czasie chrześcijanom podróżować na południe od Kairu,
gdyż uznali, że Ocean Indyjski powinien pozostać islamskim morzem wewnętrz­
nym. Da Conti, przebywając w Egipcie, nauczył się arabskiego, poślubił muzuł-
mankę i nawrócił się na islam. Teraz, podróżując jako muzułmański kupiec,
przewędrował deltę Eufratu (we współczesnym Iraku) i dotarł w końcu 1420
roku do Indii. Udał się do Kalikatu, ośrodka nestorianizmu - kultu zwanego
również Świętym Apostolskim Katolickim Asyryjskim Kościołem Wschodu, któ­
ry rozkwitł w Syrii w VI wieku. Istnieje on do dziś w niektórych częściach za­
chodniej Azji. Tolerancyjni Zamoryni pozwalali na uprawianie tego kultu.
Wiele lat później, jako pokutę za wyrzeczenie się chrześcijaństwa, papież
Eugeniusz IV nakazał kupcowi zrelacjonowanie historii podróży sekretarzowi
papieskiemu Poggio Braccioliniemu, który je opublikował 8 . Da Conti przedsta­
wił Kalikat jako miasto „liczące 8 mil w obwodzie, szlachetne centrum handlo­
we dla całych Indii, obfitujące w pieprz, lak [rodzaj kleju uzyskiwanego z owa­
dów, używanego przy produkcji lakieru] i imbir". Nie ma wątpliwości, że da
Conti był w Kalikat, kiedy zawinęła tam chińska flota, ani co do tego, że przy­
najmniej raz wszedł na pokład jednej z dżonek, gdyż później opisał je w rozmo­
wie z przyjacielem, Kastylijczykiem Piero Tafurem: „Statki [dżonki] wielkie jak
domy buduje się zupełnie inaczej niż nasze. Mają po dziesięć albo dwanaście
żagli, a w środku wielkie cysterny z wodą (...) niższa ich część wykonana jest
z potrójnych desek. Ale niektóre statki podzielone są przegrodami tak, że jeśli
jedna część zostanie rozerwana, inne pozostają całe i okręt może dokończyć
podróż" 9 . Ten opis na pewno dotyczy floty Zheng He; chińscy kupcy nie mieli
statków tej konstrukcji i z taką liczbą żagli. Jestem pewien, że da Conti spotkał
też w Kalikacie Ma Huana, bo zanotował niemal identyczne sceny - jakby dwóch

82
świadków opisywało to samo miejsce lub wydarzenie: ziemie wokół Kalikatu,
sąd Boży, kapłony i kuropatwy trzymane w klatkach, cenę oraz ilość imbiru
i pieprzu. Tylko pisząc o seksie kładli nacisk na różne sprawy: da Conti opisy­
wał, jak kobiecy orgazm zwiększały paciorki umieszczane wokół penisów; Ma
Huan wspominał tylko o dźwięku wydawanym przez paciorki.
Przez wiele dziesięcioleci, przy różnych okazjach przewędrowałem Indie
i Daleki Wschód i mogę ręczyć za dokładność opisu da Contiego - malezyjskie
duriany (czyli rościany, duże, owalne owoce pokryte kolcami, rosnące w połu­
dniowo-wschodniej Azji i Indonezji; smaczne, ale o zapachu siarkowodoru)
pachnące serem, piżmo cywet na Wybrzeżu Malabarskim, słodka woń pachni-
deł używanych przez kobiety w Goa. Opisuje afrykańskie strusie i hipopotamy,
rubiny z Cejlonu, hinduskie kobiety praktykujące sati (samospalenie na stosie
pogrzebowym męża), braminów wegetarianów, kręcący w nosie zapach cyna­
monu.
Opis da Contiego przybliża odpowiedź na pytanie, dokąd pożeglowała chiń­
ska flota w ciągu „zagubionych" lat, bo Ma Huan, którego rola jako oficjalnego
kronikarza najwyraźniej się skończyła, o czym sam pisze, opuścił floty skarbowe
w Kalikacie. Jego odejście oznacza, że jedno z użytecznych źródeł wyschło i mu­
siałem poszukać innych. Znaczenie relacji da Contiego dla historii chińskich
podróży wyraźnie wzrosło. Ktoś przecież musiał przywieźć kopie map ukazują­
cych odkrycia dokonane przez chińskie floty, bo jakże inaczej informacja o tym
dotarłaby do Europy i została włączona do map, którymi później mieli się po­
służyć portugalscy odkrywcy? Gdyby okazało się, że da Conti rozmawiał z Chiń­
czykami także podczas ich podróży powrotnej, byłby idealnym kandydatem.
Mapy te stały się dla mnie teraz równie istotnym źródłem dla ustalenia tras
dżonek.
Pierwszym zadaniem chińskich admirałów po opuszczeniu Kalikatu było
dowiezienie ambasadorów do ich rodzinnych krajów na wybrzeżu wschodniej
Afryki. Trasa została zaznaczona na chińskiej mapie Mao Kun naszkicowanej po
szóstej wyprawie. Mao Kun stanowi część znacznie większego dzieła, Wu beiji.
Ocalała część mapy - nie wiadomo, jakich pierwotnie była rozmiarów - ma
kształt pasków o długości 7 metrów upstrzonych setkami nazw portów, odle­
głościami, szkicami ważniejszych wybrzeży oraz wykresami kursów. Uważa się,
„że została skompilowana około 1422 roku z informacji przywiezionych przez
flotę Zheng He albo zebranych na jej użytek"10. Tylko część mapy przetłuma­
czono do chwili obecnej; gdy piszę te słowa, znawcy średniowiecznego języka
chińskiego pracują nad przełożeniem reszty. Tłumaczenie mapy Mao Kun i Wu
beiji oraz innych dokumentów z epoki prawie na pewno przyniesie dalsze infor­
macje na temat wielkich chińskich podróży. Poszukiwanie dalszych źródeł za­
inaugurowano podczas konferencji, która odbyła się w Nankinie jesienią 2002
roku 11 .

83
Floty skarbowe wypłynęły z Kalikatu na Ocean Indyjski wraz z ostatnimi wia­
trami monsunu północno-wschodniego. Zmieniły kurs na południowo-zachod-
ni, żeby przybić do brzegów Afryki i wysadzić ambasadorów na ląd w ich krajach
- tą trasą podążaliśmy ponad pół tysiąca lat później na pokładzie H M S „Newfound-
land". Wszystkie statki na pewno nie płynęły do każdego z afrykańskich krajów,
flota się podzieliła. Jedna jej część zawiozła ambasadora do Mogadiszu (we współ­
czesnej Somalii) na północy, druga do Zanzibaru pośrodku wschodniego wybrze­
ża, a trzecia do Kilwy (obecnie w Tanzanii), bardziej na południu. Po wysadzeniu
na ląd wszystkich ambasadorów, jak wynika z mapy Mao Kun, floty spotkały się
u wybrzeży Sofali (niedaleko Maputo we współczesnym Mozambiku).
Odnalezienie punktu spotkania musiało stanowić nie lada problem, skoro
podczas podróży z Indii na południe Afryki Gwiazda Polarna, stanowiąca pod­
stawowy punkt odniesienia dla chińskich żeglarzy, stała coraz niżej nad hory­
zontem, a na 3°40'N - na północ od Mogadiszu w Somalii stawała się niewi­
doczna. N i m Chińczycy znaleźli gwiazdę na półkuli południowej, która
spełniałaby tę samą rolę co Gwiazda Polarna na północnej, płynęli w nieznane.
Mogli korzystać z Krzyża Południa, żeby znajdować kierunek, gdyż wiedzieli,
że jego najważniejsze gwiazdy, Crucis Alpha i Crucis Gamma, wskazują biegun
południowy, ale brakowało im gwiazdy, która pozwoliłaby określić szerokość
geograficzną.
Zeby ją znaleźć, musieliby popłynąć daleko na lodowate wody południa. To
właśnie miało się stać jednym z najważniejszych celów ekspedycji.

Morze Arabskie z mapy Mao Kun zamieszczonej w Wu beiji.


U góry zachodnie wybrzeże Indii, u dołu wybrzeże Arabii.

84
Wszystkie trzy floty płynęły z szybkością 100 mil morskich dziennie (prze­
ciętna prędkość zapisana w ocalałych raportach z chińskich podróży po Oceanie
Indyjskim), a w portach stały najwyżej po tygodniu, żeby uzupełnić zapasy (za­
zwyczaj trwało to jeden do dwóch dni). Zapewne do lipca 1421 roku rozwiozły
posłów i ambasadorów do ich krajów. Od opuszczenia Chin do czasu, kiedy
floty dotarły do punktu spotkania w okolicach Sofali, minęły cztery miesiące,
Chińczycy zaś przepłynęli już 10 000 mil. Czekały ich jeszcze ponad dwa lata
żeglugi. Wszędzie, gdzie dopłynęli, zostawiali świadectwa swojej bytności. Słusz­
nie czuli się dumni ze swoich podróży i tam, gdzie wylądowali, by upamiętnić
to wydarzenie, zwykli umieszczać rzeźbione stele, takie jak Zheng He pozosta­
wił w Chinach. Podobne płyty znajdujemy w Koczinie i Kalikacie, w Indiach
oraz w pobliżu Galie na Cejlonie. Niektórych spośród kamieniarzy i rzeźbiarzy,
jacy pracowali przy wznoszeniu Zakazanego Miasta, zabrano na wyprawę wła­
śnie w tym celu. Odkrycie takich płyt byłoby istotnym ogniwem w łańcuchu
dowodów, które zbierałem. Z inskrypcji na rzeźbionej steli, wzniesionej przez
Zheng He w Pałacu Niebiańskiej Małżonki w Liujiajiang, dowiedziałem się, że
podczas szóstej podróży flota przepłynęła 40 000 mil - pokonując półtora ob­
wodu kuli ziemskiej 12 . W Wu beijii i Mao Kun znajdujemy dane dotyczące jedy­
nie chińskich szlaków na Oceanie Indyjskim. Jak miałem zatem sprawdzić - nie
dysponując chińskimi źródłami - dokąd zdołali dopłynąć, jakie nowe oceany
przebyli i jakie nowe lądy odkryli?

85
Wyprawa do Sofali.

Przede wszystkim postanowiłem zapytać o to innych wielkich żeglarzy


XV stulecia - Arabów. Instynktownie zawsze najpierw szukam danych na ma­
pach. W British Library znajduje się wielki zbiór wczesnych map arabskich zgro­
madzony przez księcia Youssufa Kamala. Mapy te dowodzą, że Arabowie z całą
pewnością odwiedzali wschodnie wybrzeże Afryki i regularnie wyprawiali się
tam z Zatoki Perskiej po niewolników. Niemniej - zależni od wiatrów - nigdy
nie zapuścili się poza strefę monsunów opasującą Ocean Indyjski. Ich podróże
kończyły się przed osiągnięciem południowej części kontynentu afrykańskiego.
Wyruszali z Zatoki Perskiej z monsunem północno-wschodnim, żeglowali do
Zanzibaru, a czasem dalej na południe, do Kilwy i Sofali, i wracali z najbliższym
monsunem południowo-zachodnim statkami wypełnionymi niewolnikami. Nie

86
mogłem znaleźć mapy arabskiej, która dokładnie przedstawiałaby wschodnie
wybrzeża Afryki na południe od Sofali.
Wiedziałem, że istnieje planisfera (choć na tamtym etapie poszukiwań jesz­
cze jej nie widziałem), mapa świata ukazująca Ocean Indyjski i południową
Afrykę. Narysował ją w 1459 roku Fra Mauro, kartograf z wyspy San Michele
na Lagunie Weneckiej, na zamówienie dom Pedra Portugalskiego, brata Hen­
ryka Żeglarza. Zastanawiało mnie, czy mapa Fra Mauro, obecnie znajdująca
się w Biblioteca Nazionale Marciana, rzuci jakieś światło na chińskie wypra­
wy.
Poleciałem do Wenecji. Kustosz dr Piero Falchetta zabrał mnie do swojego
biura i z dumą pokazał mapę Fra Mauro. Było to przedsięwzięcie niezmiernie
ambitne, pierwsza od czasów rzymskich mapa całego świata. Znalazłem tam
istotną wskazówkę dotyczącą kursu, jaki obrały chińskie floty. Dr Falchetta za­
uważył, że Fra Mauro poprawnie narysował Przylądek Dobrej Nadziei (który
nazwał Cap de Diab), jego łatwy do zidentyfikowania trójkątny kształt, co wię­
cej - dokonał tego 30 lat przed tym, jak Bartolomeu Dias opłynął przylądek.
Sam Fra Mauro podkreślał, że to nie pomyłka, bo odnotował, iż jakaś jednostka
okrążyła przylądek:

O k o ł o roku 1420 jakiś statek lub dżonka płynąca z Indii przez Ocean In­
dyjski bez zawijania do portu minęła Wyspy Mężczyzn i Kobiet, przepłynęła
o b o k C a p de Diab, o b o k Isole Verde i ponurych wysp [albo ciemności] w stro­
nę wschodu i południowego wschodu. Płynęła przez 40 dni, nie znajdując ni­
czego poza m o r z e m i niebem. Według ich obliczeń przepłynęli 2000 mil i szczę­
ście ich opuściło. Wrócili więc do wspomnianego C a p de Diab, płynąc przez 70
dni 1 3 .

Fra Mauro obok notatki zamieścił rysunek chińskiej dżonki o niezwykle


szerokim, kwadratowym dziobie, jak u współczesnych okrętów desantowych,
typowym dla dżonek Zheng He, i była ona na rysunku znacznie większa niż
zamieszczone przez Fra Mauro podobizny europejskich karaweli. Inny napis,
umieszczony pośrodku Oceanu Indyjskiego, głosił: „Statki lub dżonki, które
żeglują po tych morzach, mają 40 do 60 kajut dla kupców, cztery maszty albo
więcej, niektóre z nich mogą być podnoszone i opuszczane" 14 . Następna notat­
ka opisuje wielkie jaja, które załoga znalazła uzupełniając, zapasy na Cab de
Diab, i ptaki gigantycznych rozmiarów, które je składały. Wydaje się oczywiste,
że opis ten dotyczy strusi.
Planisfera Fra Mauro z 1459 roku - na kilka dziesięcioleci przed tym, jak pierwsi
Europejczycy, Dias i da Gama, dotarli do Przylądka Dobrej Nadziei - przedsta­
wiała jego prawidłowy kształt, wierny rysunek dżonek Zheng He i zawierała
opis ptaków występujących jedynie w południowej części Afryki. Natychmiast

87
pojawia się oczywiste pytanie: skąd Fra Mauro zdobył informacje? Skąd znał
kształt dżonki i skąd wiedział, że Przylądek Dobrej Nadziei jest trójkątny? Czę­
ściową odpowiedź znalazłem w innym XV-wiecznym dokumencie, opisującym
portugalski podbój Gwinei: „Fra Mauro osobiście rozmawiał z »godną zaufania
osobą«, która stwierdziła, że przepłynęła z Indii obok Sofali do Garbin, miejsca
15
położonego pośrodku zachodniego brzegu Afryki" . Nie było innych wskazó­
wek, które pozwoliłyby zidentyfikować Garbin; nazwa nie odnosi się do żadnej
współczesnej nazwy miejscowej. Jest to zniekształcona wersja arabskiego Al-
Gharb, co oznacza „miejsce na Zachodzie". Ustalenie tożsamości „osoby god­
nej zaufania" pomogłoby poznać pochodzenie notatek na planisferze Fra Mau­
ro oraz dodałoby im wiarygodności.
Uważałem, że tą osobą mógł być wyłącznie Niccoló da Conti. Przebywał
w Kalikacie, gdy do brzegu dobiły chińskie dżonki, żeby wyładować pasażerów
i towary i zabrać zapasy na drogę przez Ocean Indyjski. Notatki na mapie Fra
Mauro odnoszące się prawdopodobnie do podróży dżonki wspominają o „Wy­
spach Mężczyzn i Kobiet". Ta specyficzna nazwa użyta została również w relacji
da Contiego złożonej papieskiemu sekretarzowi Poggio Braccioliniemu. Da
Conti (ok. 1395-1469) żył współcześnie z Fra Mauro (ok. 1385-1459), obaj
pochodzili z Wenecji, jeden dokonywał odkryć, drugi je dokumentował. Fra
Mauro pracował dla rządu portugalskiego, a Poggio Bracciolini, który wydał
opowieści da Contiego, pośredniczył też pomiędzy papieżem, Fra Mauro a rzą­
dem portugalskim. Żadne zapiski nie wspominają o jakimś innym weneckim
kupcu, który przebywał w tym czasie w Indiach - co dopiero w Kalikacie -
kiedy przybyli tam Chińczycy. Byłoby rzeczą niezwykłą, gdyby „osobą godną
zaufania" Fra Mauro nie okazał się właśnie da Conti 1 6 .
Znalazłem ogniwo łączące mapy stworzone przez chińskich kartografów
podczas wielkich podróży odkrywczych floty skarbowej z późniejszymi portu­
galskimi odkryciami, w których wykorzystano te tajemnicze mapy. Chińska wie­
dza i chińskie mapy przeszły od da Contiego do Fra Mauro, a od niego do dom
Pedra Portugalskiego i księcia Henryka Żeglarza. Sekretarz papieski, Poggio Brac­
ciolini, był, jak widzimy, głównym pośrednikiem.
Jeśli opis Fra Mauro nie powstał dzięki podróżom da Contiego na pokładzie
chińskiej dżonki, to pochodzi od innego godnego zaufania świadka wydarzeń,
czego już dowiodłem. W tych okolicznościach rozsądne wydaje się zbadanie
twierdzenia Fra Mauro i da Contiego, czy jakiś statek - lub dżonka - rzeczywi­
ście opłynął Przylądek Dobrej Nadziei, a potem skierował się na południowy
Atlantyk. Jeśli tak, mamy do czynienia z ogromnym osiągnięciem, bo Pedro
Alvaresowi Cabralowi (1467-1520) i Bartolomeu Diasowi (ok. 1450-1500),
pierwszym Europejczykom, którzy opłynęli ten przylądek i dotarli do Oceanu
Indyjskiego, nie udało się tego dokonać aż do 1488 roku. Zeby tak precyzyjnie
narysować Przylądek Dobrej Nadziei, Fra Mauro musiał dysponować kopią mapy

88
ukazującej dokładny kształt i położenie południowego krańca Afryki. Tylko
da Conti mógł mu dostarczyć taką mapę, a zdobył ją podczas podróży na pokła­
dach chińskiej floty.
Wiem z własnego doświadczenia, że opłynięcie Przylądka Dobrej Nadziei
jest wielkim przeżyciem również dla dzisiejszych marynarzy. Chmury spływają
z dziwnych, płaskich szczytów gór legendarnego przylądka i kusić zaczyna inny
ocean, inny świat - egzotyczny Wschód. Chińczykom, którzy w 1421 roku przy­
płynęli z przeciwnego kierunku, musiało się wydawać, że dotarli do granic nie­
znanego - nawet wielcy admirałowie dynastii Tang tak daleko nie dopłynęli.
Gdy zobaczyli coraz dłuższe fale i coraz głębsze doliny między nimi, modlili się
zapewne, żeby ich statki okazały się godne wielkich wyzwań, które stawiał przed
nimi ogromny, burzliwy Atlantyk.
Teraz musiałem się dowiedzieć, dokąd skierował się po opłynięciu przyląd­
ka tajemniczy okręt opisany przez Fra Mauro. Musiałem też znaleźć niezależne
źródła potwierdzające, że była to dżonka jednej z chińskich flot. Zacząłem od
ostatniej opisanej pozycji floty skarbowej przedstawionej na mapie Mao Kun
z 1422 roku, u brzegu, na którym leżała Sofala. Flota płynęła na południe z szyb­
kością 6,25 węzłów. Tę szybkość umożliwiał prąd Aghulas, płynący wzdłuż
wschodniego wybrzeża Afryki na południe, aż do krańca kontynentu. Chińczy­
cy mogli okrążyć Przylądek Dobrej Nadziei w ciągu trzech tygodni - do sierp­
nia 1421 roku.
Wiatry i prądy na południowym Atlantyku od tysiącleci krążą w stronę od­
wrotną do ruchu wskazówek zegara, tworząc ogromną owalną pętlę, rozciągają­
cą się od Przylądka Dobrej Nadziei na południu po „wybrzuszenie" Afryki na
północy. W okolicach przylądka żeglarz napotyka Prąd Benguelski, który znosi
go na północ wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki. Po przebyciu 4800 kilome­
trów prąd skręca ostro najpierw na północny zachód, potem na zachód w kie­
runku Ameryki Południowej. U jej wybrzeży nadal płynie w kierunku przeciw­
nym do ruchu wskazówek zegara, na południe, wzdłuż brzegów Brazylii
i Patagonii, wzdłuż wschodniego wybrzeża do przylądka Horn, a potem skręca
na wschód, z powrotem do Afryki Południowej. Jeśli statek odpowiednio za­
opatrzony i na tyle wytrzymały, żeby przetrwać „ryczące czterdziestki" - potęż­
ne wiatry okrążające kulę ziemską pasem rozciągającym się na setki mil mor­
skich na północ i południe na szerokości geograficznej, która dała im tę nazwę -
podniesie żagle na wysokości południowej Afryki i popłynie z wiatrem i prą­
dem, po kilku miesiącach, gdy j u ż przemierzy tysiące mil oceanu, żeglując po
wielkiej pętli kręcącej się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara,
wróci mniej więcej w to samo miejsce, z którego zaczął podróż. Ilustrację tej
tezy stanowi epopeja dzielnego kapitana okrętu podwodnego, obecnie wicead­
mirała, sir Iana Mclntosha, kawalera wielu orderów, niegdyś dowódcy eskadry,
w której służyłem. Napisał do mnie:

89
Wiatry i prądy stałe w południowej części Oceanu Atlantyckiego.

9o
W marcu 1941 roku byłem podporucznikiem na statku handlowym płyną­
cym do Aleksandrii. Statek został zatopiony przez niemiecki statek pułapkę
(uzbrojony statek handlowy), około 500-960 kilometrów na zachód od Free-
town, mniej więcej 0 8 ° N 30°W. O ś m i o m e t r o w a standardowa drewniana szalu­
pa ratunkowa o „dopuszczalnej" ładowności 56 osób w końcu pomieściła 82
rozbitków
N a w e t gdy zdołałem załatać dziury po szrapnelach i szalupa była w miarę
sucha, nie udało mi się jej zmusić, by płynęła pod mniejszym kątem niż 5-6° do
wiatru, silnego pasatu N E . N i e mieliśmy szans na dotarcie do Afryki, więc że­
gluga z wiatrem do Brazylii, odległej o 2560 kilometrów, wedle wybranej przez
nas trasy, wydawała się lepszym rozwiązaniem.
Zaplanowaliśmy, że popłyniemy na zachód, aż osiągniemy 33°W, a p o t e m
zmienimy kurs na SW. To pozwoli w pełni wykorzystać pasaty NE i da n a m
tylko kilka dni wiatrów zmiennych (i trochę bardzo mile widzianego deszczu)
w strefie ciszy, zanim znów złapiemy lekkie pasaty S E . Do brzegu [południo­
woamerykańskiego] dopłynęliśmy po 22 dniach i skierowaliśmy się na NW
wzdłuż wybrzeża, szukając dogodnego miejsca do lądowania, które znaleźliśmy
23 dnia po południu.
Oceniłem, że wytrwamy najwyżej 28 dni - ze względu na racjonowanie
zapasów - wiedząc, że p o m o g ą nam prądy równikowe. N i e miałem j e d n a k p o ­
jęcia, czy na szerokości geograficznej, na której się znaleźliśmy, o tej porze roku
będą one miały szybkość 0,25 węzła, czy ponad 1 węzła, toteż nie uwzględnia­
łem ich w dokonywanych w południe obliczeniach 1 7 .

Możemy sobie więc wyobrazić, że floty skarbowe dotarły do Przylądka D o ­


brej Nadziei, skąd wiatr i prąd poniosły je wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki
do „Garbin", opisywanego przez Fra Mauro. Niezbędny stał się dowód, że tak
rzeczywiście się zdarzyło. Rozważałem tę kwestię miesiącami. I wtedy przy­
szedł mi z pomocą szczęśliwy przypadek. John E. Wills Jr, profesor historii z Uni-
versity of Southern California, i doktor Joseph McDermott, sinolog z Cam­
bridge, powiedzieli mi, że chociaż mapy i zapiski dotyczące flot skarbowych
zostały zniszczone w Chinach, mogły zachować się ich kopie w Japonii, bo ja­
pońscy uczeni szczególnie interesowali się wczesną epoką Ming.
Dalsze poszukiwania ujawniły, że na uniwersytecie Ryukoku w Kioto znaj­
duje się kopia chińsko-koreańskiej mapy, zwanej potocznie Kangnido. Ambasa­
dor koreański podarował tę niezwykłą mapę świata cesarzowi Yongle w 1403
roku, gdy ten wstąpił na tron cesarski. Oryginalna mapa jednak zaginęła, a wer­
sja z Ryukoku została bardzo zmodyfikowana po 1420 roku. Prawie kwadrato­
wa, mierzy 1,7 na 1,6 metra, namalowana została na jedwabiu i zachowała się
w doskonałym stanie, tylko jej kolory z lekka wyblakły w ciągu upływających

91
stuleci. Jest „ładnie skomponowana i warta podziwu. Doprawdy, można poznać
18
świat, nie wychodząc za drzwi" .
Kangnido przedstawia wspaniały panoramiczny obraz świata tak, jak go wi­
dziano w początkach XV wieku. Skompilowano ją z wielu różnych źródeł. N a ­
zwy europejskie zapisano w perskiej odmianie języka arabskiego, nazwy z obszaru
Azji Środkowej pochodzą od Mongołów, a z Chin i południowo-wschodniej Azji
skopiowano ze starych map chińskich. Krainy europejskie naszkicowano aż do
Niemiec (nazwanych Alumangia) na północy Uwzględnione zostały Hiszpania
i Cieśnina Gibraltarska, prowadząca na Morze Śródziemne, oraz wybrzeże pół-
nocnoafrykańskie z górami Atlas. Europa, Afryka, Azja, Korea i Chiny znajdują się
względem siebie na właściwych miejscach, chociaż Koreę, być może ze względu
na dumę narodową i tradycyjną rywalizację z Japonią, narysowano jako znacznie
większą, niż być powinna, Japonia zaś ma na mapie znacznie mniejsze rozmiary
Niemniej jednak jest to arcydzieło kartografii.
W tym czasie najbardziej interesowała mnie ta część Kangnido, na której na­
rysowana była Afryka. Wybrzeża wschodnie, południowe i zachodnie tego kon­
tynentu oddano z taką dokładnością, że bez wątpienia musiał je nanieść ktoś,
kto opłynął przylądek. Europejczycy nie dotrą do Afryki Południowej przez naj­
bliższe 60 lat; żeglarze arabscy na zachodnim wybrzeżu nie pływali dalej na po­
łudnie niż do Agadiru we współczesnym Maroku, a Mongołowie w ogóle nie
dotarli do Afryki. Kangnido podpowiedziała mi, że jakiś chiński żeglarz mógł
naprawdę dopłynąć do „Garbin", by potem narysować mapę. Nadal nie znałem
precyzyjnej lokalizacji „Garbin", wiedziałem tylko, że sądząc po kształcie linii
brzegu z Kangnido, punkt ten musiał leżeć niedaleko zatoki Biafra u wybrzeży
zachodniej Nigerii. Z tym problemem miałem się uporać później. Uznałem za
uzasadnione twierdzenie, że „dżonka", wspomniana i narysowana przez Fra
Mauro na jego planisferze, należała do chińskiej floty skarbowej, która nie pły­
wała dalej niż do Kilwy we wschodniej Afryce. Kangnido była znacznie mniej
precyzyjna, gdy chodziło o „wybrzuszenie" Afryki na północ od zatoki Biafra,
toteż na tej części podróży skoncentrowałem się później. Jeśli Chińczykom udało
się dokonać tak dokładnych pomiarów wybrzeża południowej Afryki, dlaczego
na mapie Kangnido nie zostało oddane „wybrzuszenie" zachodniej Afryki?
Zanim chińska flota dotarła do zatoki Biafra, przepłynęła około 4800 kilo­
metrów na północ od przylądka. Działo się to zapewne w sierpniu. Przy śred­
niej szybkości 4,8 węzła droga od przylądka do „Garbin" zajęłaby Chińczykom
około 20 dni. Dopłynęliby do tego miejsca w końcu sierpnia albo na początku
września 1421 roku, w końcu lata i pod koniec pory deszczowej. Dobrze wie­
działem, z doświadczeń zebranych osobiście na wodach południowego Atlanty­
ku, że w tej części Afryki występuje silny prąd morski. Począwszy od zatoki
Biafra Prąd Południoworównikowy płynie najpierw na północ, obok Wysp
Św. Tomasza i Książęcej (gdzie zaczyna się „wybrzuszenie"), potem skręca na

92
93
zachód i podąża prosto w tym kierunku wzdłuż południowego brzegu „wybrzu­
szenia" obok Nigerii, Ghany, Wybrzeża Kości Słoniowej i Złotego Wybrzeża, aż
stopniowo kończy się w Atlantyku około 21°W Ta ogromna masa zimnej wody
przez cały rok płynie na zachód ze znaczną szybkością; latem kieruje się dalej na
północ, by osiągnąć 5°N, szerokość geograficzną, w pobliżu której leży Monro-
wia we współczesnej Liberii.
Ten prąd mógł ponieść Chińczyków 2900 kilometrów na zachód, lecz oni
nie wiedzieliby, że tak się dzieje. Na tym etapie wypraw umieli obliczać długość
geograficzną jedynie metodą zliczeniową, szacując szybkość osiąganą na wo­
dzie, ale jeśli woda sama się poruszała - w kierunku, w którym płynęli, albo
w przeciwnym - nie mieli sposobu na określenie swojej pozycji. Podobnie jak
człowiek idący po ruchomych schodach nie jest w stanie ocenić odległości, któ­
rą przebył, sumując postawione kroki. Pojąłem, że na mapy, które szkicowali po
wpłynięciu na Prąd Południoworównikowy należy nanieść poprawki uwzględ­
niające tę rozbieżność, a lądy ukazane na mapie winny być przesunięte nawet do
2900 kilometrów na zachód. Wróciłem do swojej kopii mapy i zmieniłem za­
rys lądu na północ od zatoki Biafra, korygując błędy wynikające z niewłaści­
wego obliczenia długości geograficznej. Rezultat był zaskakujący: natychmiast
stawał się widoczny znajomy zarys Afryki. Okazuje się, że wiatr i prąd zanio­
sły Chińczyków do „wybrzuszenia" Afryki na 40 lat przed tym, jak ujrzeli je
Europejczycy.
Prąd Południoworównikowy dawał im „bezpłatny bilet" na zachód, aż do
chwili, gdy po tysiącach kilometrów niknął w Atlantyku. Do tego czasu znajdo­
wali się w pasie wiatrów pasatowych, które popychały ich w stronę wybrzeża
Senegalu. W porze deszczowej, trwającej od kwietnia do października, Prąd Se-
negalski, płynący wzdłuż tej części wybrzeża zachodniej Afryki, zawraca i zdąża
na północ wzdłuż brzegu z szybkością od 0,6 do 1 węzła. Dżonki znów płynęły­
by - tym razem na północ - przez około 800 kilometrów, do miejsca, w którym
prąd, na wysokości Dakaru, współczesnej stolicy Senegalu, stopniowo zanika.
Do tego czasu północno-wschodnie pasaty popychały je na południowy za­
chód, do Wysp Zielonego Przylądka. Te samotne wyspy, nieznane wówczas
Europejczykom, miały odegrać kluczową rolę w rozwikłaniu zagadki chiń­
skich podróży.
Sprawdzałem wciąż swoje obliczenia. Dżonki, które opuściły Przylądek
Dobrej Nadziei w sierpniu, pod koniec września podpływałyby j u ż - od połu­
dniowego zachodu - do Wysp Zielonego Przylądka. Konstrukcja oraz silne wia­
try i prądy nie pozwoliłyby płaskodennym, szerokim jednostkom pożeglować
na południe. Opis pozostawiony przez Fra Mauro okazał się całkowicie praw­
dopodobny - Wyspy Zielonego Przylądka mogły być owymi „Isole Verde", do
których dotarła dżonka z Indii 40 dni po opuszczeniu Przylądka Dobrej N a ­
dziei. Nawet nazwa się zgadzała. Przy przeciętnej prędkości 4,8 węzła, którą

94
Wyprawa do Wysp Zielonego Przylądka.

floty skarbowe osiągały w czasie sześciu wielkich wypraw, zajęłoby to właśnie


40 dni. Vasco da Gama - w ostatnich latach stulecia - przepłynął ten sam szlak
w 33 dni.
Wyspy, o których Niccoló da Conti opowiedział Fra Mauro, musiały być
uderzająco zielone, skoro zasłużyły na nazwę „Isole Verde". Dobrze znam
Wyspy Zielonego Przylądka, pływałem wokół nich na H M S „Newfoundland".
Dzielą się na dwie grupy: wyspy nawietrzne (balcwentos) są znacznie wilgotniej-
sze niż zawietrzne (sotapentos). Z nawietrznych największą, najwyższą, najwil-
gotniejszą i najzieleńszą jest Santo Antao. Dzika i wspaniała wyspa przyciąga
wzrok człowieka patrzącego na nią z morza - szczególnie jeśli tym człowiekiem
jest marynarz szukający źródeł słodkiej wody.

95
Jeśli chińscy admirałowie zbliżali się do wysp wraz z pasatem wiejącym od
północnego wschodu, najpierw musieli zobaczyć Santo Antao. Na północnym
brzegu tej wyspy rzuca się w oczy z odległości wielu kilometrów wspaniały
wulkan. Z jego zboczy do morza w porośniętych bujną roślinnością dolinach pły­
ną potoki. Znajduje się tam obecnie małe osiedle Janela. Chińskim marynarzom
ten kawałek wybrzeża musiał się wydać najlepszym miejscem do zakotwiczenia
i pobrania wody. Jeśli Chińczycy rzeczywiście tu przypłynęli, na pewno zosta­
wili jakieś świadectwo swej wizyty.
Wyspy Zielonego Przylądka były niezamieszkane, kiedy pierwszy Europej­
czyk, wenecki odkrywca w służbie Henryka Żeglarza Ca da Mosto (1432-1488),
przybył tutaj w 1456 roku. Nie mogłem zatem spodziewać się, że znajdę towary,
które Chińczycy wymienili na żywność, takie jak niebieskie i białe talerze, słu­
żące im za walutę na południowo-wschodnich wybrzeżach Afryki. Na Wyspach
Zielonego Przylądka Chińczycy mogli zaopatrzyć się w każdą ilość żywności
i wody, nic nie płacąc. Morze roiło się od mieczników, soli, rekinów, ośmiornic,
langust i malutkich małży, na wyspie rosła obfitość owoców, a ptaki można było
chwytać rękami, bo nie nauczyły się bać ludzi - co 35 lat później stwierdziła
załoga statku Ca da Mosto. Niemniej powinny tu pozostać jakieś pamiątki.
W Galie, niedaleko Dondry na południowym Cejlonie stoi rzeźbiona kamienna
płyta, podobna do tej, jaką Zheng He wzniósł przy ujściu Jangcy. Napisy po
chińsku, tamilsku i persku wychwalają cnoty hinduizmu (miejscowej religii),
buddyzmu (wiary cesarza Yongle) i islamu (religii większości indyjskich wład­
ców w początkach XV stulecia). Podobne płyty znajdują się w pobliżu Koczinu
i Kalikatu.
Chińczycy zawsze bardzo uważali, żeby nie urazić uczuć tubylców; Zheng
He założył szkołę językową w Nankinie, Si Yi Guan, żeby kształcić tłumaczy,
a podczas szóstej podróży floty miały na pokładach tłumaczy biegle władają­
cych 17 językami używanymi w Indiach i Afryce. Bardzo prawdopodobne, że
Chińczycy pozostawili taką kamienną tablicę także na jednej z Wysp Zielonego
Przylądka i wyryli na jej inskrypcje w języku, który ich zdaniem byłby zrozu­
miały dla ludów zamieszkujących okoliczne ziemie. Takie tablice umieszczano
zawsze w widocznych miejscach - jakiż byłby sens stawiania pomnika własnych
osiągnięć, który nigdy nie zostałby odnaleziony? Jeśli taki kamień istniał, pierw­
si Europejczycy powinni byli go znaleźć, gdy 35 lat później przybili do Santo
Antao.
W dziennikach opisujących pierwsze wyprawy na wyspy - które przedsię­
wzięli Antonio da Noli, Ca da Mosto i Diego Alfonso - przeczytałem, że w isto­
cie znaleziono wielki, wolno stojący kamień w okolicy obecnej Janeli. Stoi tam
po dziś, przy Ribeira de Penedo. Sto lat temu przejrzysty, rwący strumień spływał
ze zbocza wulkanu. Teraz wysechł, wokół kamienia rosną agawy. Kamień, który
miejscowi nazywają Pedra de Letreiro (kamień z literami), to blok czerwonego

96
piaskowca wysoki na 3 metry, od góry do dołu pokryty inskrypcjami. Ostatnie
napisy są w średniowiecznym portugalskim i upamiętniają śmierć żeglarza, An­
tonia z Fezu, ale pod nimi zobaczyłem więcej znaków, niestety nieczytelnych,
pokrytych przez mchy i porosty. Kamień jest tak zniszczony przez czynniki at­
mosferyczne i późniejsze graffiti, że bardzo trudno odczytać inskrypcje. Próbo­
wało tego dokonać wielu znawców - najpierw Francuz M. Chevalier w 1934
roku, później, na przestrzeni ostatnich 20 lat, kilku Portugalczyków i history­
ków Zielonego Przylądka. Byli w stanie mi powiedzieć, czym te znaki nie były -
arabskim, hebrajskim, berberyjskim, tifnaą, aramejskim, fenickim, łaciną ani
żadnym z języków europejskich.
Po otrzymaniu niezbędnej zgody władz usunięto cześć porostów, spod któ­
rych ukazały się dwa znaki. Miałem nadzieję, że - wspomagany przez komputer
- będę w stanie przynajmniej określić, jaki to język, ale kaligrafia była niezwy­
kła, inna od wszystkiego, co do tej pory widziałem podczas moich podróży po
świecie. Charakteryzowały ją spiralne zwoje przypominające zazębiające się rogi
barana i koncentryczne kręgi.
Moją pierwszą myślą było, że jest to zapis średniowiecznego chińskiego -
jeden ze stylów pisma zhuąishan. Wysłałem zdjęcia ekspertom w Lesie Stel
w Xi'anie. Na miejscu dawnej świątyni Konfucjusza powstały muzeum i biblio­
teka, gdzie przechowuje się wiele steli, czyli pokrytych inskrypcjami tablic ka­
miennych, pomników pisanego języka chińskiego. Eksperci odpowiedzieli, że
nie mamy do czynienia z żadnym z rodzajów pisma chińskiego. Może to zapis
tamilski - podobnie jak na kamieniu, który Chińczycy pozostawili na południo­
wy Cejlon? Pismo przypomina tamilskie, ale tylko trochę. Nie jest to też suahi-
li, lingua franca wschodniego wybrzeża Afryki. A może jeden z języków Indii -
na przykład jeden z trzynastu, które współcześnie widnieją na indyjskich bank­
notach o wysokim nominale! Czy Bank Indii będzie w stanie pomóc? Wysłałem
im faksem fotografię fragmentu inskrypcji.
-Wygląda na malajalam - odpowiedzieli.
Nigdy nie słyszałem o tym języku. Znów wysłałem faks.
- Gdzie mówiono w tym języku?
-WKerali.
- Czy posługiwano się nim w XV wieku?
- Tak, był w powszechnym użyciu od DC wieku. Dziś mało kto j u ż go zna,
poza niektórymi odległymi dystryktami wybrzeża malabarskiego.
W 1421 roku stolicą Kerali był Kalikat, wielki port indyjski, z którego wy­
płynęli Chińczycy. I znów Fra Mauro i Niccoló da Conti zdawali się mieć rację:
dżonka z Indii mogła dotrzeć do Wysp Zielonego Przylądka, zanim pojawili się
tam Portugalczycy.
Potem z prac naukowych 19 dowiedziałem się, że badacze natknęli się na po­
dobny kamień podczas prób odczytania inskrypcji z Janeli - lecz nie na Wyspach

97
Zielonego Przylądka, tylko w okolicy wodospadu Matadi w Kongo. Po co statek
płynący z Indii miał odwiedzać wodospad w Afryce? Otóż wodospad Matadi
znajduje się na końcu zdatnego do żeglugi odcinka rzeki Kongo. Żeglarze mogą
zakotwiczyć w pięknej okolicy i zaopatrzyć się w czystą, świeżą wodę. Przez stule­
cia czyniło tak wiele statków, poczynając od portugalskich w 1485 roku. Zanim
rzeka dotrze do wodospadów, musi przepłynąć nad szeregiem katarakt. Rzeźbio­
ny kamień pełni wartę nad ciemnym stawem u podnóża wodospadu, gdzie całymi
dniami siadują nieruchomo rybacy, a kobiety lekkich obyczajów wypatrują zagra­
nicznych statków płynących w górę rzeki po wodę i prowiant.
Musiałem cofnąć się na moim szlaku do afrykańskiego wybrzeża, żeby zba­
dać to odkrycie. Podobnie jak w wypadku kamienia w Janeli, jego odpowiednik
znad wodospadu Matadi pokryty jest znakami ukrytymi pod średniowiecznymi
inskrypcjami portugalskimi. Tekst portugalski także i tu upamiętnia zmarłego
towarzysza, w tym wypadku nawigatora Alvaresa. Pod spodem zachowało się
mniej oryginalnych znaków, ale ci sami znawcy stwierdzili, że pismo jest tożsa­
me z tym z Janeli. Koncentryczne kręgi pozostawały jednak tajemnicą. Chiń­
czycy zapewne dopłynęli tutaj, żeglując wzdłuż afrykańskiego brzegu. Wodo­
spad Matadi idealnie nadaje się do uzupełniania zapasów wody, ponadto znajduje
się „pośrodku zachodniego wybrzeża Afryki" i pasuje do opisu „Garbin" u Fra
Mauro. Matadi jest współcześnie ruchliwym portem.
Raz jeszcze potwierdziła się wiarygodność Fra Mauro i da Contiego: jakiś
statek około roku 1420 dotarł do „Garbin". Oczywiście, brak nam pewności, że
statek był chiński, a nie indyjski, ale nie ma też niezależnych źródeł stwierdzają­
cych, że jakiś indyjski statek wypłynął poza obszar wiatrów monsunowych na
Oceanie Indyjskim - nigdy nie wypływały one na południe od Madagaskaru -
a ja patrzyłem na chińsko-koreańską mapę Kangnido ukazującą Przylądek D o ­
brej Nadziei i zachodnie wybrzeże Afryki. Chińczycy musieli tu dopłynąć. N a ­
pisy na kamieniach z „Garbin" i z Janeli sporządzili tłumacze płynący z chińską
flotą, podobnie jak inskrypcje w obcych językach znajdujące się w Dondrze,
Koczinie i Kalikacie.
Mimo zniszczenia chińskich zapisków, którego dokonano w X V wieku, zdo­
byłem teraz dowody ukazujące przebieg szlaków chińskich flot skarbowych od
wypłynięcia z Tanggu do przybycia na Wyspy Zielonego Przylądka we wrześniu
1421 roku. Ma Huan opisał podróż z Chin via Malakka do Kalikatu, a na mapie
Mao Kun z 1422 roku armada znajduje się u brzegów Sofali w południowo-
-wschodniej Afryce. Dowodów na to, że flota opłynęła Przylądek Dobrej N a ­
dziei i pożeglowała na północ wzdłuż zachodniego brzegu Afryki, dostarczyła
mapa Kangnido z Japonii, a potwierdziły to opisy Mauro i da Contiego. Ich świa­
dectwo w połączeniu z rzeźbionymi kamiennymi płytami wskazywało również
na to, że „Garbin" pośrodku zachodniego wybrzeża Afryki to wodospad Matadi,
a „Isole Verde" to Santo Antao, jedna z Wysp Zielonego Przylądka. Chińczycy

98
całą drogę przebyli z prądem, pchani przez wiatr. Była to dokładnie ta trasa,
którą musiałby płynąć każdy statek żeglujący z Indii. Przy przeciętnej 4,8 węzła
droga ta trwałaby 40 dni - jak twierdził Fra Mauro.
Wielka chińska armada zapuściła się daleko na nieznane wody oceanu. Chcia­
łem teraz wyjaśnić, dokąd popłynęła dalej. W relacji Mauro i da Contiego czyta­
my o 70-dniowej podróży po opuszczeniu Wysp Zielonego Przylądka - podró­
ży przez le oscuritade, co przetłumaczyłem jako „ponure wyspy" albo „ciemności".
Musiałem zidentyfikować to miejsce. Najpierw szukałem niezależnego źródła
mówiącego o dalszej części chińskiej podróży, na przykład jakiejś innej mapy,
która mogłaby rzucić trochę światła na położenie owych „ponurych wysp".
W tamtej epoce Wenecja była kartograficzną stolicą Europy. Jeśli taka mapa po­
wstała, to właśnie w Wenecji.
Portugalski historyk Antonio Galvao (zm. 1557) tak opisał mapę, którą por­
tugalski następca tronu, dom Pedro, brat Henryka Żeglarza, przywiózł z Wene­
cji w 1428 roku (wyróżnienia kursywą pochodzą ode mnie):

W roku 1428 napisane jest, że d o m Pedro, najstarszy syn króla Portugalii, był
wielkim podróżnikiem. Podążył do Anglii, Francji, Alemanii [ N i e m i e c ] , a stam­
tąd do Ziemi Świętej i innych miejsc; wrócił do d o m u przez Italię, nawiedzając po
drodze Rzym i Wenecję, gdzie zakupił mapę świata, na której byty wszystkie części
świata i ziemi opisane. Cieśnina Magellana nazwana na niej była ogonem smoka; Przylą­
dek Boa Esperanca, czoło Afryki, i tak dalej o innych miejscach, a mapa ta dopomogła
bardzo d o m Henrykowi, trzeciemu synowi króla, w dalszych j e g o odkryciach 2 0 .

Przed 1428 rokiem zarówno Przylądek Dobrej Nadziei (Boa Esperanca),


jak i Cieśnina Magellana (oddzielająca Argentynę od Ziemi Ognistej) widniały
na tej mapie. Było to niezwykłe stwierdzenie. Jakim sposobem Cieśnina Magel­
lana pojawiła się na mapie - dla uproszczenia będę ją nazywał mapą świata z 1428
roku - prawie na 100 lat przed tym, jak Ferdynand Magellan ją odkrył? Zeby
podkreślić, że to nie pomyłka, Galvao pisze dalej:

Francis de Sousa Tavares powiedział mi, że w roku 1528 d o m Fernando,


syn króla i dziedzic, pokazał mu sporządzoną 120 lat wcześniej mapę, którą
znalazł w gabinecie w Alcobaza [słynny klasztor cystersów tradycyjnie wyko­
rzystywany przez królów Portugalii j a k o biblioteka]. Opisywała ona całą nawi­
gację ze wschodnich Indii wraz z Przylądkiem B o a Esperanca tak, j a k to czyniły
nasze późniejsze mapy; z czego wynikać może, że w dawnych czasach tyle od­
kryto, co i teraz, albo i więcej 2 1 .

Mapa świata z 1428 roku miała ogromne znaczenie dla rządu Portugalii.
W grudniu 1421 roku droga lądowa do Chin i na Moluki - Wielki Szlak Jedwabny

99
wiodący z Chin przez środkową Azję na Bliski Wschód - została zamknięta, gdy
Turcy osmańscy obiegli Bizancjum. W tym samym miesiącu, 6 grudnia, sułtan
Mameluków Bars-bej przejął władzę w Egipcie i zaczął kontrolować handel ko­
rzeniami. Kupcy, którzy opanowali handel korzeniami, stracili swe fortuny, gra­
nice Egiptu zamknięto dla handlu międzynarodowego, i przecięta została droga
morska przez Bosfor, prowadząca do zachodniego krańca Jedwabnego Szlaku.
Gdy kanał łączący Morze Czerwone z Nilem (ukończony w X wieku) stał się
niezdatny do użytku, wszystkie drogi lądowe i morskie na Wschód zamknęły się
dla chrześcijan. Musieli znaleźć nową drogę na Wschód.
Z opisu Antonia Galvao dowiedziałem się, że mapa świata z 1428 roku uka­
zywała Indie Wschodnie (Ocean Indyjski i to, co obecnie nazywamy Indonezją)
oraz szlaki oceaniczne do Wysp Korzennych (Ternate i Tedore we wschodniej
Indonezji), do Azji i Chin wokół Przylądka Dobrej Nadziei i do Cieśniny Ma­
gellana. Informacje te miały nieoszacowaną wartość handlową. Przez dziesię­
ciolecia trzymano mapę w portugalskim skarbcu w Lizbonie. Niemniej tajem­
nica w końcu wydostała się na zewnątrz. Znaleźli się chętni, którzy zapragnęli
zdobyć mapę, mimo że karą za jej kradzież była śmierć 22 . Krzysztof Kolumb na
pewno posiadał w 1492 roku jej kopię (patrz rozdział 18).
Mapa świata z 1428 roku zaginęła dawno temu, ale informacje z niej prze­
trwały. Najważniejszy fragment ukazywał Amerykę Południową. Pewien hiszpański
żeglarz, który płynął z Kolumbem, zachował ten fragment wraz z notatkami, jakie
Kolumb poczynił na ich temat. W 1501 roku Turcy osmańscy zdobyli okręt, na
którym służył ów marynarz; mapę nadal miał przy sobie. Ani on, ani żaden inny
towarzysz Kolumba nie mógł być jej twórcą, bo Kolumb nigdy nie popłynął na
południe od równika. Informacje mogły pochodzić jedynie z mapy z 1428 roku.
Turecki admirał Piri Reis, w pełni doceniając wartość zdobytego dokumen­
tu, wykorzystał go, sporządzając swą słynną mapę (1513). Ten piękny zabytek
można dziś podziwiać w muzeum Topkapi w Stambule. Mapa powstała na pod­
stawie kilku różnych źródeł. Jej część południowo-zachodnia, oparta na mapie
zabranej marynarzowi Kolumba, jest bardzo dokładna. Ślad, jakim zacząłem iść
w dniu, kiedy odwiedziłem Torre de Tombo w Lizbonie i przeczytałem sporzą­
dzony przez Antonia Galvao opis tajemniczej mapy, jaka dostała się w ręce Por­
tugalczyków w 1428 roku, doprowadził mnie do innej mapy, która okazała się
najcenniejszym z kluczy otwierających tajemnice chińskich podróży.
Odtwarzając trasy Chińczyków, byłem pewien jednego: ze względu na kształt
kadłuba chińskie dżonki musiały żeglować z wiatrem. Ich trasa po opuszczeniu
Wysp Zielonego Przylądka nie wydawała się zatem trudna do określenia, bo -
jak wiele stuleci później pisał admirał Mclntosh - wiatr w tych okolicach wieje
nieustannie na zachód, w stronę Ameryki Południowej. Co więcej, na wysoko­
ści Wysp Zielonego Przylądka „prądy równikowe - północny i południowy -
łączą się, tworząc szeroki prąd płynący na zachód. Przeciętna prędkość sięga

100
23
2 węzłów" . Połączone prądy rozdzielają się w okolicy Karaibów: północny stru­
mień (Prąd Gujański) omywa Karaiby i zdąża do Nowej Anglii, gdzie staje się
Prądem Zatokowym; południowy strumień (Prąd Brazylijski) zawraca na połu­
dnie i zmierza ku Ameryce Południowej.
Analiza starych map oraz znalezisk wraków i artefaktów w Ameryce Połu­
dniowej i na Karaibach (o których napiszę dalej) doprowadziła mnie do wnio­
sku, że chińskie floty się rozdzieliły: admirał Zhou Wen popłynął na północny
zachód przez Karaiby w stronę Ameryki Północnej, Hong Bao i Zhou Man
wybrali południowo-zachodnie ramię Prądu Południoworównikowego zdąża­
jące ku Ameryce Południowej. Admirałowie i ich ludzie wiedzieli, że może ni­
gdy j u ż nie ujrzą towarzyszy.
Z mapy Piri Reisa oraz z wiedzy o wiatrach i prądach wynika, że chińska
flota musiała płynąć w tym kierunku po opuszczeniu Wysp Zielonego Przyląd­
ka. Może tajemnicze „ponure wyspy" leżą gdzieś u brzegów Ameryki. Później
wrócę do losów wyprawy floty Zhou Wena - na razie chciałbym prześledzić
trasę Zhou Mana i Hong Bao, który skierował się na południowy zachód, ku
Nowemu Światu.
5

Nowy
ŚWIAT
F
LOTY H O N G BAO I ZI IOU MANA DOTARŁY DO BRZEGÓW LĄDU, KTÓRY OBECNIE
nazywamy Brazylią, w około trzy tygodnie po opuszczeniu Wysp Zielone­
go Przylądka. Cóż to musiała być za chwila - rozległy, nieznany ląd wyła­
niał się na horyzoncie, powietrze wypełniały nieznane zapachy i głosy dziwnych
ptaków. Chińczycy mogli się zastanawiać, czy nie dotarli do ziemi Fusang, opi­
sywanej przez ich przodków prawie tysiąc lat wcześniej.
Za czasów Dynastii Północnych i Południowych, w pierwszych latach rzą­
dów cesarza „Wiecznego Początku" Yongyuan, w 499 roku n.e. buddyjski kapłan
o imieniu Huixin (Wszechogarniające Współczucie) powrócił z ziemi leżącej
20 000 li (8000 mil morskich) na wschód od Chin. Nazwał ten kontynent Fu­
sang od drzew, które tam rosły. Drzewo fusang rodzi owoce jak czerwone grusz­
ki, ma jadalne pędy i korę, której mieszkańcy krainy używali do wyrobu ubrań
lub papieru. W Fusang nie używano żelaza. Opis rośliny odpowiada agawie ma-
guey, która rośnie wyłącznie w Amerykach Południowej i Środkowej. Czy H u -
ixin rzeczywiście dotarł do Ameryki? Chińczycy z pewnością uważali, że tak,
gdyż jego sprawozdanie dołączono do roczników (oficjalnej historii) cesarstwa
chińskiego. Czytali je nie tylko historycy, ale również poeci i pisarze; przez stu­
lecia snuto niezliczone opowieści o wyczynach Huixina i jego przygodach na
ziemi Fusang.

Fusang położone jest około 20 000 chińskich mil (8000 mil morskich) w kie­
runku wschodnim od Dahan i na wschód od Państwa Środka [ C h i n y ] . Rośnie
tam wiele drzew fusang, a ich liście przypominają Dryanda cordifolia; ich pędy zaś,
przeciwnie, wyglądają j a k pędy b a m b u s ó w i są zjadane przez mieszkańców tej
ziemi. O w o c ma kształt gruszki, ale jest czerwony. Z kory przygotowują rodzaj
lnu, z którego sporządzają odzież ( . . . ) . D o m y budują z drewnianych belek; nie
znają fortyfikacji ani m u r ó w ( . . . ) . Mają tam znaki pisarskie [Olmekowie znali
p i s m o ] i robią papier z kory fusang [Olmekowie wytwarzali go z agawy, która
wydaje czerwone owoce w kształcie gruszek] 1 .

105
Zheng He i jego admirałowie z pewnością pamiętali te opowieści, podobnie
jak chińscy marynarze tłoczący się przy relingach, żeby zobaczyć nowy ląd. Czy
była to ziemia, na której nie używano żelaza? Czy rosły tu słynne drzewafusang?
Bez wątpienia byli podekscytowani, może pełni obaw, ale także ogromnie zacie­
kawieni. Ich lądowanie musiało się odbyć w okolicach delty Orinoko, bo mapa
Piri Reisa dowodzi, że zmierzyli ten mały kawałek wybrzeża z wielką dokładno­
ścią. Mogłem teraz zająć się poszukiwaniami „ponurych wysp", które - według
Fra Mauro i da Contiego - ujrzano po 70 dniach od opuszczenia Wysp Zielone­
go Przylądka.
Tuż przed oddaniem książki do druku dowiedziałem się, że przeprowadzo­
no zakrojone na szeroką skalę badania D N A Indian amerykańskich i nękających
ich chorób, które poza tym obszarem występują wyłącznie w Chinach i połu­
dniowo-wschodniej Azji. Mówiąc w skrócie, chodzi o chorobę skórną Indian
z brazylijskiego Mato Grosso; tasiemca uzbrojonego występującego u Indian
Lengua z Paragwaju; tasiemca nieuzbrojonego w Peru i w Meksyku oraz paso­
żyty Andyostoma duodendale w Meksyku. Oto jeszcze jeden dowód na to, że Chiń­
czycy dotarli do Ameryki przed Kolumbem. Opiszę go - podobnie jak fakt wystę­
powania dzikiego ryżu i koni w Ameryce Południowej w epoce prekolumbijskiej
- w następnym wydaniu książki.
Chińscy żeglarze po wylądowaniu w pobliżu delty Orinoko, gdzie uzupeł­
nili zapasy wody i zaopatrzyli się w świeżą żywność, zapewne popłynęli znów
na południe. Prądy poniosły ich, wzdłuż wybrzeża brazylijskiego, do Cabo Blanco
w Argentynie. W południowej części mapy Piri Reisa znalazłem napis głoszący:
„Portugalski niewierny [Kolumb] mówi, że w tym miejscu noc i dzień, gdy są
najkrótsze, trwają po 2 godziny, a gdy są najdłuższe - po 22 godziny" 2 . Autor
pierwotnej mapy musiał zapuścić się głęboko na południe i znaleźć się mniej
więcej na szerokości 60°S, daleko od najbardziej wysuniętego skraju Ziemi Ogni­
stej. Mapa ukazuje również coś, co wydaje się być lodem łączącym Amerykę
Południową z Antarktydą.
Na podstawie tych informacji mogłem wyznaczyć położenie południowego
krańca Ameryki Południowej na - w przybliżeniu - 55°S, co stanowi północną ba­
rierę lodu pływającego. Ustalenie szerokości Ziemi Ognistej pozwoliło mi na bliż­
sze zbadanie południowej części mapy Piri Reisa i porównanie jej ze współczesną
mapą. Kartograf, który stworzył pierwotną mapę Patagonii, narysował ją z wielką
precyzją. Zarys przylądków, zatok, rzek, ujść i portów zgadzał się ze stanem rzeczy­
wistym od Cabo Blanco na północy po wejście do Cieśniny Magellana.
Ten posępny, omiatany wiatrami skrawek ziemi tak oto wspomina Darwin:

B e z miejsc nadających się do zamieszkania przez ludzi, bez wody, bez drzew,
bez gór, stanowi d o m dla paru zaledwie skarłowaciałych roślin ( . . . ) . Równiny

106
Wyprawa do Ziemi Ognistej.

107
Patagonii pozbawione są granic, bo obszar ten j e s t prawie nieprzejezdny i z tego
powodu nieznany 3 .

Zapewne to nie Kolumb narysował pierwotną mapę; nie popłynął nigdy na


południe od równika. Jego wiedza na temat tego regionu - i pozostających
w ciemnościach przez 22 godziny na dobę wyspach na południowym Atlanty­
ku, „ponurych wyspach" - mogła pochodzić tylko z napisów na mapie z 1428
roku, którą skopiował.
Pierwszy Europejczyk, Magellan, pożeglował do Patagonii wiele lat po spo­
rządzeniu mapy Piri Reisa. Kto więc jako pierwszy dostarczył informacji, na
podstawie których Patagonia została naniesiona na mapę Piri Reisa, i skąd je
uzyskał? Zacząłem studiować rysunki pięciu zwierząt umieszczonych na mapie
Patagonii.
Jelenie z wielkimi rogami zaznaczono na obszarze zajmowanym obecnie
przez park narodowy Petito Moreno. Jest to najwyraźniej jeleń andyjski z do­
brze oddanymi głową i porożem.
W miejscu, w którym narysowano te zwierzęta na mapie Piri Reisa, do dziś
występują wielkie stada jeleni. Następne stworzenie przedstawiono tam, gdzie
obecnie znajduje się Monumento Natural Bosąues Petrificados - 150 kilome­
trów na południe od Caleta Olivia. Spędziłem trochę czasu, fotografując zwierzę­
ta w Andach i natychmiast zidentyfikowałem zwierzę jako guanako, należące do
rodziny wielbłądów. Guanako mają miękko opadające uszy, które zaginają do przo­
du, kiedy zwierzę jest zaniepokojone. Górale andyjscy przystrajają uszy guanako
czerwonymi frędzlami, tak samo jak my zaplatamy końskie grzywy. Widziane z bo­
ku, uszy przypominają zagięte do przodu rogi - najwyraźniej kartograf, który sko­
piował oryginalną mapę, omyłkowo wziął uszy za rogi. Wielkie stada guanako żyją
w Monumento Natural Bosąues Petrificados - czyli tam gdzie zostały narysowa­
ne na mapie Piri Reisa i podobnie jakjelenie andyjskie, występują jedynie w Ame­
ryce Południowej. Trzecie zwierzę - lwa górskiego - narysowano na obszarze
obecnego Parąue Nacional Monte Leon, gdzie, jak sama nazwa wskazuje, lwy
górskie są często spotykane. Wszystkie zwierzęta zostały umieszczone dokładnie
w tych miejscach Patagonii, w których można je znaleźć do dzisiaj; rysunki wyko­
nano przed przybyciem Europejczyków.
Na mapie widzimy również podobiznę nagiego, brodatego mężczyzny. Przy
bliższym zbadaniu okazuje się, że narysowano go w pozycji przykucniętej, żeby
gęsta broda zakrywała genitalia. Myślę, że turecki kartograf, który skopiował
zdobytą od Portugalczyka mapę dla Piri Reisa, był muzułmaninem. Wyznawcy
islamu są bardzo konserwatywni, jeśli chodzi o sposób przedstawiania ciała; mu­
zułmański kartograf niechętnie rysowałby nagiego mężczyznę. Kiedy Magellan
dotarł do Patagonii - długo po powstaniu wzorcowej mapy - ze zdziwieniem za­
uważył, że mimo zimnego klimatu tubylcy rzeczywiście chodzą nago, ogrzewając

lo8
Porównanie mapy Piri Reisa ze współczesną mapą Patagonii. Widać Cieśninę Magellana.

109
się przy otwartym ogniu nawet gdy płyną łodzią. W rezultacie nazwał ten ląd
4
Ziemią Ognistą - ziemią ognia .
Zostaje nam jeszcze jedno stworzenie, które należy zidentyfikować: psio-
głowiec. Dwa napisy objaśniają: „W tym miejscu są (...) dzikie bestie takiego
5
kształtu" , i „Te dzikie bestie osiągają długość siedmiu piędzi (...) między ich
oczami jest rozpiętość jednej piędzi [odległość między wyciągniętym kciukiem
6
a małym palcem]. Niemniej mówi się, że to nieszkodliwe dusze" .
Inne zwierzęta patagońskie na mapie Piri Reisa przedstawiono z godną uwagi
precyzją i w miejscach ich występowania. Mogłem zatem się spodziewać, że psio-
głowce, jeśli naprawdę istniały, zamieszkiwały południową część argentyńskiej
prowincji Santa Cruz albo północną część chilijskiej prowincji Magellanes. Czy
takie potwory kiedykolwiek chodziły po ziemi? Londyńskie Muzeum Historii
Naturalnej nie było w stanie mi pomóc w zidentyfikowaniu stwora, więc nawią­
załem kontakty z każdym muzeum przyrodniczym w promieniu 300 kilometrów
od miejsca, w którym na mapie Piri Reisa narysowano dziwne zwierzę.
W Museo de Fauna w Rio Verde w chilijskiej prowincji Magellanes nie
umiano odpowiedzieć na moje pytanie. Czwarty telefon - do pobliskiego M u ­
seo de Sitio w Puerto Natales - przyniósł wreszcie rezultaty.
- Szukam potwora dwa razy większego od człowieka. Czy takie zwierzęta
zamieszkiwały wasz teren?
-Tak.
- Czy w waszym muzeum jest jakiś okaz?
- Tak.
- Jak się nazywa?
- Mylodon.
O mylodonie do tej pory nie wiedziałem nic, ale tym razem londyńskie
Muzeum Historii Naturalnej dostarczyło na jego temat mnóstwo wiadomości.
Monstrum było ogromnym leniwcem, ważącym około 200 kilogramów, wystę­
pującym wyłącznie w Ameryce Południowej. W 1834 roku Darwin znalazł j e ­
den szkielet mylodona na plaży w Bahia Blanca w Patagonii, niedaleko miejsca,
w którym narysowano go na mapie Piri Reisa. Wysłał kości doktorowi Richar­
dowi Owenowi z Royal College of Surgeons w Londynie, który zrekonstru­
ował szkielet. Mylodon przypominał z oddali wielkiego przykucniętego czło­
wieka, z głową psa.
Zwierzę ogołacało gałęzie z owoców, osiągało podobno 3 metry wzrostu,
czasem nawet więcej, przez większość czasu spało. Tubylcy patagońscy trzymali
je zimą w jaskiniach, a latem wypędzali na pastwiska; mięso leniwców olbrzy­
mich smakowało podobno jak baranina. Uważa się, że ostatnie z tych „nieszko­
dliwych dusz" 7 wymarły 300 lat temu. W ostatnich latach dobrze zachowane
fragmenty zwierzęcia, najwyraźniej ubitego przez tubylców, znaleziono w jed­
nej z jaskiń. Być może żyje ono nadal w dzikich rejonach Patagonii.

110
XIX-wieczna rycina przedstawiająca szkielet mylodona.

Później miałem znaleźć chińskie dzieło opublikowane w 1430 roku - Ilu­


strowane sprawozdanie z obcych krajów. Książka opowiada o dziwnych zwierzętach,
które Chińczycy napotkali podczas swoich podróży; przedstawiono w niej mię­
dzy innymi stworzenie o głowie psa, bardzo podobne do tego, którego rysunek
znajduje się na mapie Piri Reisa, z adnotacją - jest to jedyna część dokumentu,
którą przetłumaczono do tej pory - że natrafiono na nie po dwóch latach podró­
ży na zachód od Chin.
Chińczycy zabierali dziwne, egzotyczne zwierzęta do Chin, żeby ofiarować
je cesarzowi 8 . Stado ąilinów (żyraf) przypłynęło wraz z kapitanami admirała
Zheng He ku zdumieniu i radości cesarza Yongle. Sądzę, że i pewną liczbę my-
lodonów zabrano na pokłady chińskich dżonek, a dwa z nich dotarły do Chin 9 .
Wyobrażam sobie, jak chińscy marynarze wywabiali te ociężałe stworzenia z ja­
skiń i zaganiali je na statki, ładując przy tym tony liści stanowiących pokarm.
Dokładność mapy Piri Reisa - zarówno jeśli chodzi o oddanie zarysów geo­
graficznych, jak i opis fauny występującej wyłącznie w Ameryce Południowej -
musi być efektem obserwacji przeprowadzonych w Patagonii. Byłem więc pe­
wien, że góry naniesione po zachodniej stronie to Andy. Gór tych, biegnących
na północ wzdłuż wybrzeża pacyficznego, nie widać z Atlantyku; oddalone są
o setki kilometrów od wschodniego wybrzeża. Pierwszy kartograf musiał zatem

111
podróżować wzdłuż brzegu Pacyfiku na długo przedtem, zanim Europejczycy
dotarli do Ameryki Południowej i Pacyfiku, a flota, z którą płynął, mogła się tam
dostać tylko przez Cieśninę Magellana albo stawić czoło zamieciom śnieżnym,
nieustannym wichurom i wzburzonemu morzu wokół przylądka Horn.
Znając rozmiary Patagonii, mogłem dokładnie określić skalę mapy Piri Rei­
sa i położenie naniesionych na nią lądów i wysp. Cabo Blanca znajduje się na
47°20'S, więc wyspy narysowane na dole mapy muszą być na 68°43'S - jest to
szerokość Szetlandów Południowych. Teraz wiedziałem już, że ten pierwszy
kartograf znajdował się na pokładzie statku, który odkrył Antarktydę na 400 lat
przed dotarciem do niej Europejczyków. Jak później stwierdziłem, te nieprzyja­
zne, prawie niezamieszkane wyspy miały dla Chińczyków bardzo duże znacze­
nie.
Naniesienie na mapy tak wielkich obszarów lądu i oceanu, rozciągających
się od Antarktydy na południu do peruwiańskich Andów na północy, musiało
zająć wykwalifikowanym mierniczym i nawigatorom tysiące godzin. Żeby ob­
jąć tak wielkie odległości, należało skoordynować sporządzanie map, a uczest­
niczyć w tym przedsięwzięciu musiało kilka flot. Zanim Europejczycy dotarli
na południowy Atlantyk, jedynym krajem zdolnym do wystawienia tak ogrom­
nych flot były Chiny, a jedyną okazją wydawała się podróż armady skarbowej
wiatach 1421-1423. Czułem, że mam rację, ale jeszcze nie znalazłem bezpo­
średniego dowodu na to, że Chińczycy dotarli do Ameryki Południowej. Naj­
lepszym dowodem byłby wrak statku skarbowego pełen porcelany z epoki Ming.
Takie wraki pozwoliły stwierdzić, że chińska flota skarbowa odwiedzała inne
miejsca na świecie. Lecz wybrzeża Ameryki Południowej nawiedzają często gwał­
towne sztormy, silne fale pływowe porywają wraki i rozsypują ich ładunki. Trudno
liczyć na szybkie rezultaty podwodnych poszukiwań.
Potrzebowałem tymczasowego rozwiązania. Czy Europejczycy, którzy do­
tarli do Ameryki Południowej, znaleźli tam rośliny i zwierzęta występujące
wyłącznie w Chinach? Czy pierwsi Europejczycy w Chinach znaleźli tam ro­
śliny charakterystyczne tylko dla Ameryki? Jeśli tak, to czy przywiozły je chiń­
skie dżonki? Na szczęście wielu uczonych pracowało nad tym problemem od
lat10.
Pewnego dnia obudziłem się o świcie - był to pierwszy ranek mojego poby­
tu w Peru. Wcześniej mieszkałem w Malezji i doskonale zapamiętałem poranne
pianie azjatyckich kogutów - „kikirikiki", tak różne od „kukuryku" ich europej­
skich kuzynów. Leżąc w łóżku, rozpoznałem znajome „kikirikiki" i zacząłem się
zastanawiać, jak to się stało, że do Peru trafił drób azjatycki, a nie europejski.
Drób azjatycki udomowiony kilka tysięcy lat temu w dżungli południowo-
-wschodniej Azji - w południowych Chinach, Annamie, Wietnamie, Kambo­
dży i Malezji. Odmiana ta różni się wyraźnie od drobiu europejskiego. Kiedy
Magellan zawinął do Rio (nazwa współczesna), dostał „mnóstwo kurcząt (...)

112
Falklandy na mapie Piri Reisa i na mapie współczesnej.

113
Kura o kędzierzawym upierzeniu z Ornitologii Aldrovaniego z 1604 roku.

za jeden haczyk do wędki albo nóż dawali mi sześć kurcząt i bali się, że popełniają
oszustwo" 1 1 . Drób, który Magellan i hiszpańscy konkwistadorzy ujrzeli w Ame­
ryce Południowej, nie przypominał europejskiego ptactwa. Rasa malajska była
wysoka i chuda - koguty mogły zdziobać jedzenie ze stołu zastawionego do
obiadu. Miały wąskie głowy, bardziej jak indyki niż kury, nagą szyję i nagi pas
wzdłuż piersi. Rasę chińską charakteryzowała krępa, ciężka budowa ciała, pu­
szyste pióra, krótkie skrzydła i opierzone nogi, koguty - krótkie pióra ogonowe
i bardzo małe, krótkie, tępe ostrogi. Ptaki te słabo latały i były udomowione. Po
dziś melanotyczna odmiana (ten dziwny ptak ma czarne pióra, czarną skórę,
mięso i kości) kurcząt o jedwabistym upierzeniu występuje w całej Ameryce
Łacińskiej. Czwarty gatunek to kura azjatycka o kędzierzawym upierzeniu. Być
może najbardziej uderzają różnice między jajami: kury azjatyckie składają jaja
o niebieskiej skorupce, a europejskie o białej lub kremowej. Kury od Chile po
Meksyk nadal znoszą niebieskie jajka.
Gdyby to Europejczycy przywieźli drób, Indianie południowoamerykańscy
przyjęliby jego europejską nazwę. Tak się nie stało. Arawakowie z północnej
części tego kontynentu nazywają kurczęta melanotyczne karaka; nazwa indyjska
brzmi karaknath. W północno-zachodnim Meksyku kurczę to tori; po japońsku
zaś - nihuatori, co znaczy „ptak podwórkowy". Władcy Inków, którzy w 1421
roku właśnie rozpoczynali okres ekspansji swojego imperium, często ubierali
się w pióra i przybierali ptasie imiona. W języku Inków Kiczua kura to hualpa,
imię, które przybrał Tupak Yupanki (ok. 1440-1493). Imię władcy, którego oba­
lił Francisco Pizarro, brzmiało Atahualpa. A więc Inkowie znali słowo określa­
jące drób co najmniej 40 lat przed przybyciem konkwistadorów.

114
Europejczycy tamtej epoki chętnie jadali kurczęta i kurze jaja. W południo­
wo-wschodniej Azji i w Chinach drób służył do zupełnie innych celów. Prakty­
ki wróżenia z jaj i kurzej krwi, którą spryskiwano papier z kory, a potem go
palono, oraz wiara, że kury melanotyczne chronią domostwo przed złymi du­
chami, występują również w Ameryce Południowej. Tak jak w Chinach, nie
jedzono tu ani mięsa, ani jaj kurzych. Amerykańscy Indianie składali z kur ofia­
ry, używali ich do wróżb i leczenia chorych.
Drób azjatycki hodowano wzdłuż obu wybrzeży Ameryki - pacyficznego
i atlantyckiego - aż po Rhode Island na północy. Te ptaki nie latają, musiały być
przewiezione statkami. Jedynym nieeuropejskim statkiem zdolnym pokonać takie
odległości była chińska dżonka.
Nawet dziś na obszarach Ameryki Południowej, gdzie wpływy hiszpańskie
(albo inne europejskie) były minimalne, zobaczyć można drób, który składa
bladoniebieskie jaja i posiada inne cechy azjatyckie nie występujące u ptactwa
europejskiego 12 . Wniosek jest oczywisty: to chińskie floty przywiozły drób do
Ameryki Południowej.

Ponieważ drób azjatycki bardzo się różni od drobiu występującego w base­


nie M o r z a Śródziemnego, a większość cech, które występują u drobiu hodowa­
nego przez Indian amerykańskich, znaleźć m o ż n a u kur w Azji, oczywiste zdaje
się, że drób amerykańskich Indian został sprowadzony [do Ameryki Południo­
wej] z Azji, a nie znad M o r z a Śródziemnego 1 3 .
Opinia, że drób do Ameryki sprowadzili Hiszpanie i Portugalczycy, stoi po
prostu w sprzeczności z faktami. Przedstawiciele kultury śródziemnomorskiej
nawet nie znali ras kur hodowanych przez Indian ( . . . ) . D r ó b sprowadzany był
przez Pacyfik, prawdopodobnie wiele razy, na długo przed odkryciem Ameryki
przez ludzi kultury śródziemnomorskiej 1 4 .

Dowodów drugiego typu dostarczyła kukurydza, niezwykła roślina pocho­


dząca z Ameryki i nieznana w Chinach przed podróżami Zheng He. Drób nie
potrafi latać, a kukurydza nie może pienić się samodzielnie. Tam, gdzie ją znaj­
dowano, była uprawiana przez człowieka. Istnieją świadectwa, że kukurydza
została sprowadzona do Azji, zanim Kolumb w 1492 roku dopłynął do Amery­
ki15. Kronikarz Magellana, Antonio Pigafetta, pisząc o lądowaniu ekspedycji w Li-
masava na Filipinach w 1520 roku, zanotował: „Wyspiarze zaprosili generała
[Magellana] do swoich łodzi, w których znajdowały się towary na sprzedaż -
goździki, cynamon, imbir, pieprz, gałka muszkatołowa i kukurydza" 16 . Pigafetta
nie mógł pomylić tej rośliny z inną. W notatkach spisanych po włosku kukury­
dza określona jest jako tniglio, a Pigafetta dopisał obok karaibskie słowo maiz.
Wiedział, jak kukurydza wygląda - ma „kłosy jak indyjskie zboże, łupina jest
nazywana lada" - i spędził miesiące z Magellanem w Ameryce Południowej po

115
drodze do Limasava, a na pokładzie było też kilku marynarzy, którzy pływali
17
z Kolumbem po Morzu Karaibskim . Admirałowie Zheng He przywieźli ze
18
sobą „nadzwyczaj wielkie kłosy zboża" . Chińczycy znali ryż, którego kłosy
osiągają rozmiary kłosów jęczmienia. Jedyne „nadzwyczaj wielkie" w porówna­
niu z ryżem kłosy ma kukurydza. Także Portugalczycy napotkali kukurydzę w In­
donezji, na Filipinach i w Chinach, a metates - urządzenia do mielenia kukury­
dzy, używane wyłącznie w Ameryce Południowej - znaleziono w ładowni dżonki
zbudowanej w 1414 roku, odkrytej ostatnio na dnie morza w południowo-za-
chodnich Filipinach, gdzie zatonęła około 1423 roku.
Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że chińska flota dotarła w 1421 roku
do Ameryki i dokonała pomiarów lądu, które następnie wykorzystał w swojej
mapie Piri Reis, na 100 lat przed Magellanem. Ale Chińczycy wybrali się w tę
wielką podróż, żeby wprząc cały świat w chiński system lenny. Dlaczego więc
podjęli się trudu, żeby nanieść na mapę tę część niegościnnej Patagonii, ziemi
smaganej lodowatym wiatrem, zamieszkiwanej tylko przez nagich ludzi, gdzie
nie było interesujących towarów ani żadnych bogactw naturalnych, nie licząc
odrobiny jagód i ryb?
Czy mapa Piri Reisa zawiera następne wskazówki? Z początku zdawała się
tylko pogłębiać tajemnicę, gdyż przedstawiono na niej w pobliżu Patagonii różę
kompasową z rozchodzącymi się promieniście kierunkami kursów przecinają­
cymi cały południowy Atlantyk. Tego typu mapy kompasowe nazywane porto-
lanami były używane przez dawnych nawigatorów. Porównując mapę Piri Reisa
z mapą współczesną, zidentyfikowałem najważniejsze punkty na wybrzeżu pa­
tagońskim, z których rozpoczynano kursy statków. Kartografowie musieli znaj­
dować się na pokładach siedmiu statków, które wyruszyły z Puntas Guzman
i Mercedes na północnym wybrzeżu, Cabos Curioso i San Francisco w central­
nej jego części i Punta Norte, Cabos Buen Tempo oraz Espiritu Santo na połu­
dniu.
Znając skalę mapy Piri Reisa, mogłem łatwo zidentyfikować prawdziwe po­
łożenie środka róży wiatrów. Jej linie przecinały się w Zatoce Króla Jerzego
w Zachodnich Falklandach. Absolutnym centrum róży wiatrów jest Mount
Adams, najbardziej rzucająca się w oczy góra Falklandów. Ale dlaczego rozkaza­
no, by statki sterowały na szczyt góry? Przez całe tygodnie zastanawiałem się
nad zagadką, gdy nagle znalazłem odpowiedź. Chińczykom potrzebna była na
półkuli południowej gwiazda, która mogłaby zastąpić Gwiazdę Polarną. W koń­
cu wybrali dwie: Canopusa dla mierzenia szerokości geograficznej i Krzyż Po­
łudnia dla potrzeb orientacji.
Canopus, żółtobiały kolos gwiezdny, wisi w przestrzeni o 300 lat świetlnych
od Ziemi niedaleko bieguna południowego i wypompowuje z siebie tysiąckroć
więcej energii niż nasze Słońce. To gwiazda druga co do jasności na niebie, pra­
wie równie jasna jak Wenus, i daje się natychmiast zidentyfikować ze względu

116
na kolor światła. Canopus znajduje się daleko na południu, ale nie stoi dokład­
nie nad biegunem. Żeby wykorzystać go do określania szerokości geograficznej,
Chińczycy musieli precyzyjnie określić jego położenie, płynąc do punktu znaj­
dującego się dokładnie pod nim, podobnie jak w przypadku Krzyża Południa.
Chińczycy od stuleci usiłowali obliczyć pozycje zarówno Krzyża Południa,
jak i Canopusa:

W ó s m y m miesiącu dwunastego roku okresu Kaiyuan [w VIII wieku n.e.]


[wysłano ekspedycję na] m o r z a południowe, żeby dokonała obserwacji L a -
oren [ C a n o p u s a ] na wielkich wysokościach i wszystkich gwiazd położonych
dalej na południe [Krzyża Południa], które, choć są wielkie, błyszczące i liczne,
nigdy w przeszłości nie zostały nazwane i naniesione na mapę. Wszystkie mie­
rzono z szerokości geograficznej około 20° od południowego bieguna nieba [czyli
7 0 ° S ] . O tym rejonie astronomowie w dawnych czasach sądzili, że jest niewi­
doczny i na zawsze schowany za horyzontem 1 9 .

Tylko po ustaleniu pozycji Canopusa i Krzyża Południa można było dokład­


nie umieścić nowe lądy na mapach. Kiedy chińscy kartografowie weszli na Mount
Adams na Zachodnich Falklandach, znaleźli się bezpośrednio pod Canopusem.
Podjęli ten wysiłek, żeby ustalić swoją pozycję i dokonać dokładnego obliczenia
szerokości: 52°40'S. Mierząc położenie gwiazdy Canopus w stosunku do Gwiazdy
Polarnej, mogli ustalić jej współrzędne, a potem na podstawie obserwacji obli­
czać szerokość geograficzną w każdym punkcie na południowych oceanach tak,
jak korzystali z Gwiazdy Polarnej na półkuli północnej. Spodziewałem się, że
Chińczycy postawili rzeźbioną kamienną tablicę w pobliżu Mount Adams, i po­
prosiłem gubernatora Falklandów o pomoc w poszukiwaniach.
Kiedyjuż szerokość geograficzna Canopusa została ustalona, floty Zhou Mana
i Hong Bao mogły, niezależnie od siebie, wrócić do Chin, płynąc na zachód
przez Pacyfik i na wschód przez południowe oceany, ciągle na tej samej szero­
kości, dokładnie pod Canopusem. Teraz można było prowadzić pomiary na
wszystkich statkach, odnosząc je do jednej gwiazdy. Logiczne byłoby dokony­
wanie pomiarów na szerokościach, na których pozycje innych gwiazd są precy­
zyjnie określone, na przykład na 3°40'N, gdzie Gwiazda Polarna znika za hory­
zontem. Spodziewałem się też, że inne szerokości o szczególnym dla Chińczyków
znaczeniu - na przykład szerokość geograficzna Pekinu 39°53'N - mogły służyć
temu samemu celowi. Jak się okaże, moje przeczucia się potwierdziły.
Pierwszym chińskim „kotwicowiskiem" były Falklandy Wybrano je nie tyl­
ko dlatego, że leżą bezpośrednio pod Canopusem, ale również dlatego, że są
odległe o prawie pół obwodu kuli ziemskiej od Pekinu (179°). W owym czasie
Chińczycy, choć nie potrafili dokonać pomiaru długości geograficznej, wiedzie­
li, że Ziemia jest kulą. Co więcej, posługując się w obliczeniach Gwiazdą Polarną,

117
potrafili ustalić półobwód tej sfery (180° x 60 mil morskich) i w ten sposób
oszacować, w którym momencie znaleźli się na antypodach Pekinu (dni podró­
ży razy przeciętna prędkość). Jeśli flota płynęła na zachód od kotwicowiska przy
Falklandach i odkryła inną wyspę na południe od Australii, na szerokości połu­
dniowej 52°40', to kartografowie mogli nanieść ją na mapy, posiłkując się trian-
gulacją z równą precyzją jak w przypadku Patagonii. Podobnie gdy flota płynęła
na wschód i znalazła inną wyspę na południe od Afryki, na szerokości południo­
wej 52°40', mogli nanieść ją na mapę Oceanu Indyjskiego.
Zastanawiałem się, jak prześledzić dalszą podróż chińskich flot, poczynając
od tego kotwicowiska. Znałem już daty powrotu flot Zhou Mana i Hong Bao
do Chin i liczbę ambasadorów, którą każdy ze sobą przywiózł. Wkrótce zrozu­
miałem, że korzystając z map i zaznaczając miejsca, w których zabierano amba­
sadorów na pokład, mogę wydedukować kurs przyjęty przez każdą z flot.
Podczas gdy flota pod dowództwem starszego admirała Yang Qinga została
na Oceanie Indyjskim na czas trwania całej wyprawy i wróciła do Chin we wrze­
śniu 1422 roku z 17 posłami z państw Afryki Wschodniej i Indii, Zhou Man
i Hong Bao nie dobili do chińskiego brzegu aż do jesieni 1423 roku. Zhou Man
nie przywiózł ambasadorów, a Hong Bao tylko jednego - z Kalikatu. Dosze­
dłem do wniosku, że flota admirała Zhou Mana pożeglowała na zachód, by
zbadać Pacyfik, i wróciła przez Wyspy Korzenne. Flota Hong Bao popłynęła na
południe, do Antarktydy, żeby dokonać pomiarów Krzyża Południa, a potem
wrócić do domu przez południowe oceany, odwiedzając Malakkę i Kalikat. Za­
cząłem szukać śladów ich podróży, zaczynając od trasy Hong Bao na południo­
wych oceanach.
III

W y p r a w a H o n g Bao
6

WY PRAWA

NA ANTARKTYDĘ

I DO A U S T R A L I I
Z A D A N I E M ADMIRAŁA H O N G B A O BYŁO Z B A D A N I E L Ą D Ó W P O Ł O Ż O N Y C H N A
wschód od Falklandów, poczynając od punktu 0 szerokości 52°40'S za­
znaczonego na mapie Piri Reisa. Ale zanim osiągnięto ten cel, pojawiły się
kłopoty z aprowizacją floty, ładownie statków transportowych przewożących brązo­
wy ryż i soję zaczęły świecić pustkami. Przed wypłynięciem na wschód, na nieznane
wody południowych oceanów, flota musiała uzupełnić zapasy żywności.
Na Falklandach nie brakowało kapusty, dzikiego selera, pingwinów, gęsi i ryb,
ale z trudem przychodziło tu znaleźć inne mięso i jakiekolwiek owoce. Jedy­
nym ssakiem odkrytym na Falklandach był żyjący tylko na tych wyspach lis,
opisany przez Karola Darwina:

N i g d z i e na świecie nie ma tak małego skrawka lądu, tak odległego od kon­


tynentu, który zamieszkiwałby jedyny w swoim rodzaju rdzenny czworonóg
( . . . ) . Wszystko wskazuje na to, że wciągu paru lat od stałego zasiedlenia wysp lis
ten podzieli los d o d o i zniknie z powierzchni ziemi 1 .

Jest coś dziwnego w tym zwierzęciu, które - jak przepowiedział Darwin -


wymarło na Falklandach przed początkiem lat 70. X I X wieku. Darwin i inni
przyrodnicy zwracali uwagę na niezwykłą łatwość oswajania tego lisa. Brytyjska
biolog, Juliet Clutton-Brock, przeanalizowała cechy fizyczne zwierzęcia, po­
sługując się okazami z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, i doszła do
wniosku, że - podobnie jak w przypadku rdzennego dingo - lis falklandzki,
kiedyś udomowiony, był krzyżówką lisa południowoamerykańskiego i dzikiego
psa przywiezionego przez morze na Falklandy, zanim przybyli tam Europejczy­
cy. Najprawdopodobniej Chińczycy zostawili niektóre ze swoich psów (hodo­
wali je na statkach na mięso) na Falklandach. Poproszono Muzeum Historii
Naturalnej w Londynie o zbadanie próbek D N A wymarłego lisa, żeby móc je
porównać z D N A chińskich psów.

123
O ile Falklandy dawały bardzo ograniczone możliwości zaopatrzenia w żyw­
ność, o tyle Patagonia, odległa o 300 mil morskich na zachód, przypominała
ogromną spiżarnię, co z zachwytem stwierdzili późniejsi odkrywcy. W jeden
ranek chwytało się w sieci dość ryb, żeby wyżywić całą flotę; płytkie sadzawki
wypełniały jadalne małże wielkości krabów. Guanako, jelenie andyjskie i zające
wielkie jak psy, zachowywały się prawie jak oswojone; tylko porykujące lwy gór­
skie rywalizowały z marynarzami w polowaniach. Jagód i dzikich jabłek bogatych
w witaminę C było w bród. Admirał Hong Bao skorzystał zapewne z dobrej
pogody, często występującej podczas antarktycznego lata, i wrócił z Falklandów
na zachód, do Patagonii, żeby uzupełnić zapasy. Płynąc ciągle od punktu wyzna­
czonego przez gwiazdę Canopus (52°40'S), mógł znaleźć bezpieczną przystań
w wielkiej zatoce tuż na południe od Cabo Virgenes. Nie wiedział, że zatoka
stanowi wejście do cieśniny prowadzącej na Pacyfik. Gwałtowny prąd o szybko­
ści nawet do 6 węzłów musiał wciągnąć flotę w cieśninę w kierunku południo-
wo-zachodnim, jak wodę do otworu odpływowego.
Następnego poranka flota znajdowała się już zapewne w połowie cieśniny. Wy­
rwała się wreszcie prądowi na wysokości Półwyspu Brunszwickiego (najbardziej na
południe wysuniętego końca lądu stałego Ameryki Południowej), wyraźnie zazna­
czonego na mapie Piri Reisa. Od tego momentu flota żeglowała na południe od
Canopusa i Hong Bao zapewne chciał popłynąć na północ, żeby znowu znaleźć się
pod tą gwiazdą, na szerokości, z której nanosił na mapę wschodnią część globu.
Cieśnina stawała się coraz węższa, aż przeszła w kanał Geronomino - o wiele za
wąski, żeby wielkie statki mogły tam manewrować, gdyż promień ich skrętu wyno­
sił ponad kilometr. W rezultacie flota zmuszona była zawrócić i dlatego kartografo­
wie narysowali kanał Geronomino jako rzekę, bo tak w ich oczach wyglądał.
Przy Półwyspie Brunszwickim flota skręciła na południowy zachód, w stro­
nę Kanału Magdaleny (Cockburn) łączącego się z Pacyfikiem i wpłynęła na oce­
an w pobliżu Isla Aguirre, małej, niezamieszkanej wysepki, jednej spośród setek
wysepek leżących wzdłuż brzegu. Cieśnina Magellana została odkryta i nanie­
siona na mapę zupełnie przypadkowo: szerokość, na której leży wejście do niej,
to szerokość geograficzna Canopusa. Lecz chociaż Chińczycy odkryli cieśninę
przypadkiem, nie umniejsza to ich zdumiewających osiągnięć w pilotowaniu
ogromnych dżonek o lugrowych żaglach po wodach wąskiej cieśniny, szarpa­
nych wichurami i szkwałami śnieżnymi ograniczającymi widoczność do kilku
metrów. Magellan nie wiedziałby o tej cieśninie, gdyby Chińczycy nie nanieśli
jej na mapy. Europejczycy mają zatem ogromny dług wdzięczności wobec Chiń­
czyków za ich pionierski rejs między Atlantykiem a Oceanem Spokojnym i otwar­
cie drogi morskiej do Wysp Korzennych.
Pierwsi europejscy odkrywcy nie bez przyczyny nazwali ten odległy, niego­
ścinny ląd, ciągnący się po obu stronach strasznej cieśniny, „najdalszym skrajem
świata". Krajobraz-Ziemi Ognistej fascynuje dostojeństwem, mimo niemal

124
nieprzerwanych, intensywnych burz śnieżnych. Lodowce wyrastają pionowo
z oceanu, a nad nimi zakute w lód szczyty górskie błyszczą jak diamenty na tle
bladego nieba. Dziś, podobnie jak przed wiekami, marynarze lękają się gwał­
townych prądów powstających i niknących nagle, bez wyraźnej przyczyny, i wi­
chur z zachodu, które spadają znienacka, chłoszczą morze i w ciągu kilku minut
zamieniają je w kocioł z wrzącą wodą. Aż do X I X wieku wyjące wichry i posęp­
ny krajobraz odstraszały osadników, a tubylczy Yahganowie zamieszkujący ten
surowy ląd żyli w spokoju, tłocząc się przy ogniskach. Dlatego Magellan nadał
temu miejscu nazwę Ziemi Ognistej. O Yahganach Darwin napisał: „Są jedny­
mi z najnędzniejszych i najbardziej nieszczęśliwych istot, jakie kiedykolwiek
widziałem, różnica między nimi a Europejczykami jest większa niż między dzi­
2
kimi a udomowionymi zwierzętami" .

Była to wspaniała chwila, gdy odkryłem, że Chińczycy jako pierwsi dopły­


nęli do tej niegościnnej okolicy naszego globu. Zastanawiałem się, czy Hong
Bao także zdawał sobie sprawę ze znaczenia tej części kuli ziemskiej. Wróciłem
do British Library żeby sprawdzić, czy w dziennikach portugalskiego odkrywcy
Ferdynanda Magellana i Antonia Pigafetty, który z nim pływał, znajdę potwier­
dzenie, że 100 lat przedtem odbyły się tamte przełomowe wyprawy.
Magellan wyrzekł się własnego kraju i 20 września 1519 roku wyruszył
w podróż dookoła świata pod flagą Hiszpanii. Miał pięć statków i 265 ludzi.
Podróż ukończył tylko jeden statek z 18 marynarzami na pokładzie. Sam Ma­
gellan odniósł śmiertelną ranę na Filipinach 27 kwietnia 1521 roku, gdy wplątał
się w spór między dwoma zwaśnionymi plemionami. Oto co ma do powiedze­
nia Pigafetta o najistotniejszym momencie ich podróży:

Potem rozwinęliśmy żagle i płynąc na południe, w dniu święta jedenastu tysię­


cy dziewic [(19 października)] pod 52 stopniem szerokości antarktycznej znaleźli­
śmy cudownym zrządzeniem losu cieśninę. Nadaliśmy temu miejscu nazwę Przy­
lądka Jedenastu Tysięcy Dziewic. Cieśnina, o której mówię, ma 110 leguas długości,
co równe jest 440 milom, i podobną szerokość mniejszą może o pół legua [...]\

Fakt, że wybrali konkretny kurs, wskazuje, że Magellan wiedział, iż na 52°S


znajdzie cieśninę łączącą Atlantyk z Pacyfikiem, która później miała nosić jego
imię. Flota odkrywcy dotarła do mrocznego i odstręczającego lądu 19 paździer­
nika 1520 roku. Wyjące wichury miotały statkami, a śnieżyce przesłaniały za­
równo przejście, jak i otaczające je skaliste wyspy Magellan nie mógł znaleźć
kotwicowiska, wielu jego marynarzy umierało na szkorbut, a bunt udało mu się
stłumić dopiero brutalnymi środkami - wieszaniem, przeciąganiem pod kilem
i ćwiartowaniem przywódców. Teraz znów rebelia wisiała w powietrzu.

125
Cieśninę - jak pisze Pigafetta - otaczały góry i marynarzom wydawało się,
4
że nie ma stąd wyjścia na Pacyfik . Magellan nie mógł przekonać swoich ludzi,
że żeglowanie naprzód cieśniną jest bezpieczne, więc polecił, żeby na piśmie
wyłożyli argumenty, czy płynąć dalej, czy wracać do Hiszpanii. Przeczytał ich
opinie na głos, a potem, wobec załogi, uroczyście zaprzysiągł się na świętego
Jakuba, którego symbole nosił na płaszczu, że „była też inna cieśnina, która wy­
chodzi stąd [na Pacyfik], mówiąc, że znają dobrze i widział ją na mapie mor­
skiej króla Portugalii, a uczynił ją wielki pilot i żeglarz, Martin z Bohemii [Mar­
5
tin Behaim]" .
Magellan powiedział prawdę, choć nie całą. O istnieniu cieśniny wiodącej
z Atlantyku na Pacyfik dobrze wiedzieli zarówno król Hiszpanii, jak i Magellan,
zanim ten ostatni wypłynął na morze. Zabrał ze sobą mapę, na której zaznaczo­
no cieśninę, za którą rozciągał się Pacyfik. Kontrakt, jaki spisał z królem, wy­
mieniał cel podróży - żeglować na zachód do Wysp Korzennych - oraz udziały
w zyskach. Magellan nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o istnieniu cieśni­
ny, żeby uniemożliwić innym pójście w jego ślady i uzurpowanie sobie praw do
udziałów w bogactwach, które w tej sytuacji czekały tylko na niego. Król Hisz­
panii nie mógł tego zagwarantować, bo Portugalczycy mieli w swoich rękach
główną mapę.
Słowa Magellana, jego bezwzględność i talent przywódczy skłoniły maryna­
rzy do kontynuowania podróży, przepłynęli więc cieśninę do końca. Od tego
czasu nosi ona imię Magellana, a nie Hong Bao, człowieka, który dokonał tego
jako pierwszy. Pigafetta, pisząc o tym, jak statki wychodziły z cieśniny na Pacy­
fik, poczynił niezwykle istotne uwagi: „Gdybyśmy po wyjściu z cieśniny wzięli
kurs na zachód, to płynąc cały czas w tym kierunku, dotarlibyśmy do Przylądka
Jedenastu Tysięcy Dziewic, nie napotykając po drodze żadnego lądu [...] pod
szerokością 52 stopni" 6 . Pigafetta wspomina o czymś, co mógł wiedzieć jedynie
ktoś, kto opłynął świat na tej szerokości albo widział mapę Pacyfiku bez wysp na
szerokości 52°S. Po opuszczeniu cieśniny Magellan skręcił na północ, w stronę
równika, więc sam nie stwierdził, że na tej szerokości nie ma lądu. Musiał zatem
widzieć mapę i wiedział, że nie jest pierwszym, który przepłynął cieśninę, ani
pierwszym, który przepłynął Pacyfik.
Raz jeszcze Fra Mauro mówił prawdę: statek z Indii opłynął Przylądek D o ­
brej Nadziei i popłynął ku „ponurym wyspom". Zatem zagadka mapy Piri Reisa
została rozwiązana. Patagonię i Cieśninę Magellana umieszczono na mapie na
długo, zanim Magellan postawił żagle, ale nie dokonali tego przedstawiciele
kultury starszej od faraonów, co sugerował pewien autorytet7 ani Obcy z prze­
strzeni kosmicznej, jak twierdził inny, mniej uczony pisarz 8 , lecz wielka chińska
flota skarbowa podczas wypraw w latach 1421-1423.
Po przejściu przez cieśninę admirał Hong Bao popłynął ze swą flotą na za­
chód od wysp Ziemi Ognistej. Mapa Piri Reisa pozwala odtworzyć trasę floty:

126
o ile Patagonia narysowana została bardzo dokładnie, to wschodnich wysp Zie­
mi Ognistej w ogóle nie naniesiono, co dowodzi, że Chińczycy popłynęli wzdłuż
górzystego zachodniego brzegu.
Porównałem mapę Piri Reisa ze współczesną fotografią satelitarną i natych­
miast zidentyfikowałem zatoki i wysepki leżące na drodze Chińczyków na po­
łudnie. Dalej dokładnie wyrysowano Zatokę Cooka, co sugeruje, że tutaj ko­
twiczyły statki admirała Hong Bao. Z kotwicowiska admirał mógł widzieć
wspaniałe, pokryte śniegiem Kordyliery Darwina, wznoszące się łukiem na
wschód od jego miejsca postoju. Na mapie pojawiają się one jako oddzielne
wyspy, bo z tej odległości kartograf widział tylko ich ośnieżone szczyty. Powięk­
9
szyłem mapę Piri Reisa do rozmiarów współczesnej mapy i stwierdziłem, że
wszystkie jedenaście „wysp" ukazanych na mapie Piri Reisa na południe od Pa­
tagonii pokrywa się ze szczytami gór na wyspach tworzących zachodnią część
Ziemi Ognistej. Szczegóły można znaleźć na mojej stronie internetowej.
Chińczycy zdołali j u ż ustalić na nieboskłonie pozycję Canopusa, tego naj­
bliższego odpowiednika Gwiazdy Polarnej na półkuli północnej, ale żeby usta­
lić jego dokładne położenie względem bieguna południowego, musieli określić
dokładną pozycję samego bieguna. Dopiero wtedy mogli prowadzić nawigację
i nanosić lądy na mapy z równą dokładnością jak na półkuli północnej. Jako że
j u ż wiedzieli z obserwacji nocnego nieba, że dwie największe gwiazdy Krzyża
Południa, Crucis Gamma i Crucis Alpha, stoją nad biegunem, uznali, że wystar­
czy płynąć w ich kierunku, by dotrzeć do bieguna.
Rejony polarne to bardzo niegościnne miejsce. Latem zdarzają się okresy
ciszy, niebo jest czyste, a przejrzyste niebieskie morza usiane są krą, ale kiedy
pogoda się załamuje, ogromne fale przelewają się nad dziobami, a wiatr wyje
w olinowaniu, gnając śnieg i lód, który kąsa skórę jak igły. Zimą całymi tygo­
dniami panują tu nieprzeniknione ciemności; gdy wreszcie pojawi się słońce,
tylko przez krótki czas widać jego zamglony dysk nad północnym horyzontem.
Mgła i zamarzająca wilgoć pokrywają każdy kontur, a marynarze na wachcie
wytężają wzrok, szukając w mroku dryfujących kier albo gigantycznych gór lo­
dowych na kursie statku.
Perspektywa wpłynięcia w te mroźne okolice nie odstraszała Chińczyków,
którzy mieli ośmiusetletnie doświadczenie w żegludze na północnych szeroko­
ściach polarnych i tysiącletnią tradycję pływania po morzach pokrytych lodem:
położony najbliżej Pekinu port Tanggu lód skuwa przez trzy miesiące w roku.
W sprawozdaniu z podróży młodego szlachcica z Bolonii, Ludovico de Varthe-
my z 1506 roku, znalazłem pierwszą anegdotyczną wzmiankę poświadczającą10,
że Chińczycy naprawdę próbowali dotrzeć morzem do bieguna południowego
po opuszczeniu przystani w Zatoce Cooka. „Ludovico de Varthema płynął mię­
dzy Borneo a Jawą, gdzie opowiedziano mu pewną dziwną historię. Jego towa­
rzysze, dwaj chińscy chrześcijanie i nawigator z Indii Wschodnich, powiedzieli

127
mu, że marynarze z drugiej (chińskiej) strony Jawy popłynęli za Krzyżem Połu­
11
dnia do okolic, gdzie było bardzo zimno, a dzień trwał tylko cztery godziny" .
Jak mogli o tym wiedzieć, jeśli nie pływali po tamtych wodach?
Mapa Piri Reisa dostarczyła dalszych dowodów, że Chińczycy ruszyli na
południe. Lód zaznaczono na południe od Cieśniny Magellana. Zeby go na­
nieść na mapę, Chińczycy musieli żeglować wzdłuż bariery lodowej. Zmierzali
na południe, prosto do bieguna. Dwie najważniejsze gwiazdy Krzyża Południa,
12
które mieli nad głowami , wskazywały im kierunek żeglugi. Około 320 kilo­
13
metrów na południe od Ziemi Ognistej napotkali pierwszy obszar lodu pły­
wającego, którego linia zaczęła skręcać na wschód. Na mapie Piri Reisa zazna­
czono ją w formie łuku przypominającego literę C. Żeglarze próbowali okrążyć
barierę i popłynąć dalej na południe, ale musieli zmienić kurs, najpierw na
wschód, potem na południowy wschód. Po przepłynięciu kolejnych 320 kilo­
14
metrów w kierunku południowym napotkali pak lodowy, który ciągnął się aż
do Półwyspu Antarktycznego. Linia lodu naniesiona na mapę Piri Reisa kore­
sponduje z normalną granicą maksymalną lodu pływającego i pakowego w pełni
lata15.
Admirał Hong Bao zbliżał się teraz do południowego koła podbiegunowe­
go. Na samym biegunie południowym szerokość geograficzna zbiega się do roz­
miarów punktu; nie ma innych kierunków niż północny. W środku lata (w grud­
niu) słońce stoi zawsze na północy i świeci przez cały dzień; zimą przez cały
czas panuje ciemność. Trudności z nawigacją zaostrzają anomalie magnetyczne
wywołane przez południowy biegun magnetyczny, oddalony od bieguna geo­
graficznego. Musiało to zakłócić odczyty chińskich kompasów magnetycznych;
jedyną pomocą były namiary brane z konstelacji gwiazd Krzyża Południa i sze­
rokość mierzona dzięki Canopusowi, które poniżej 68°S stały się gwiazdami
podbiegunowymi; wciąż widocznymi nad horyzontem. Intensywne światło Ca­
nopusa i klarowność powietrza antarktycznego sprawiały, że gwiazdę tę często
widać również za dnia.
Mapa Piri Reisa ukazuje Ziemię Grahama, północny skraj Półwyspu An­
tarktycznego, w dużej części wolny od lodu, co potwierdza, że ekspedycja do­
tarła do Antarktydy w styczniu 1422 roku. Kształt litery C, który przybrał lód
pływający od przylądka Horn poczynając, wskazuje na to, że najpierw Chińczy­
cy natknęli się na prąd płynący od wschodu. Dalej na południe, gdzie prąd zani­
ka, mapa ukazuje pak lodowy ciągnący się na północ, a potem skręcający pod
łagodnym kątem na południowy wschód pod wpływem drugiego, słabszego
prądu. Zarys bariery lodowej świadczy o tym, że Chińczykom sprzyjała pogoda
i że płynęli z prądem podbiegunowym i z lekką bryzą, za słabą, żeby rozbić lód.
Oszacowałem, że przeciętnie osiągali szybkość 3 węzłów. Przy takim tempie
podróż z przylądka Horn do Półwyspu Antarktycznego mogła zająć około 14
dni.

128
Wyprawa na Antarktydę.

129
Na mapie Piri Reisa ukazana jest grupa wysp, które w rzeczywistości nie
istnieją, kształtem przypominających Szetlandy Południowe. Chińczycy dzięki
Canopusowi potrafili dokładnie mierzyć szerokość geograficzną, ale nie umieli
jeszcze z podobną precyzją ustalać długości. Znów musiałem poprawić położe­
nie naniesionych na mapę Piri Reisa wysp, uwzględniając ruch wód, po których
płynęła chińska flota, tak jak to zrobiłem z Afryką na mapie Kangnido. Jeśli zało­
żyć, że przeciętna szybkość prądu wynosiła 2/3 węzła, a oni płynęli na południe
pod prąd, wyspy z mapy Piri Reisa są w rzeczywistości położone 640 kilome­
trów dalej na zachód - jest to dokładnie położenie Szetlandów Południowych.
Z mapy Piri Reisa wiedziałem, że Chińczycy musieli podpłynąć do Antark­
tydy z północnego zachodu, unikając zbliżania się do bariery lodu, prawdopo­
dobnie przybili do południowo-zachodniego skraju Szetlandów Południowych.
Trzy z wysp zostały naniesione na mapę z wielką precyzją: Wyspa Śnieżna na
zachodzie, podkowiasta Deception na południu i Wyspa Livingstone'a z cztere­
ma górami na północy. Napis obok Deception głosi: „Tu jest gorąco". Na pierw­
szy rzut oka komentarz, odnoszący się do pokrytej śniegiem wyspy antarktycz-
nej, wydaje się dziwaczny, ale na Deception znajduje się aktywny wulkan.
Współczesne statki wycieczkowe kotwiczą w lagunie, żeby turyści mogli się
wykąpać w gorących wodach zatoki Benjamin.
Jeśli nie liczyć Deception, Szetlandy Południowe są niezamieszkaną dziką
krainą, pokrytą potrzaskanymi od mrozu skałami, lodowcami i polami lodowy­
mi, gdzie nawet źdźbła trawy nie uświadczysz. Od czasów służby na okrętach
podwodnych wiem, że mrozy potrafią tu być tak srogie, iż metalowe przedmio­
ty przylepiają się do palców. Zeby uniknąć zdzierania naskórka, trzeba rozgrze­
wać palce. Chińczycy kulili się zapewne pod pokładami, próbując się ogrzać
między końmi i psami, a na pokład wychodzili na tak krótko, jak się tylko dało.
Zapasy ryżu musieli starannie przykryć i zabezpieczyć przed zimnem, które
mogłoby zniszczyć ziarno, a zalane przedziały, w których trzymali ryby i treso­
wane wydry, osuszyli, żeby zamarzająca woda nie rozdarła poszycia. W tak kosz­
marnych warunkach dokładne pomiary tej części wysp musiały zająć sporo cza­
su. Dlaczego Chińczykom tak zależało, żeby ich dokonać? Odpowiedź na to
proste pytanie, którą powinienem był znaleźć natychmiast, dotarła do mnie znie­
nacka. Wybrali to miejsce, bo tu znajdowali się dokładnie pod Crucis Alpha,
główną gwiazdą Krzyża Południa, na 62°49'S.
Mogłem tylko pokiwać głową nad umiejętnościami i doświadczeniem chiń­
skich marynarzy sprzed tylu wieków. Ustalenie przez pochodzących z Chin astro­
nomów pozycji Canopusa i Krzyża Południa było momentem przełomowym
w dziejach ludzkiej wiedzy na temat kuli ziemskiej. Ponieważ znali obwód Zie­
mi, mogli teraz dokładnie obliczyć położenie bieguna południowego. Obser­
wując różnicę pomiędzy rzeczywistym położeniem geograficznym wskazywa­
nym przez Krzyż Południa i tym, które wynikało z ich kompasów magnetycznych,

13o
Wyznaczanie wpółrzędnych Krzyża Południa.
Mocniej zacieniona część mapy pokazuje zarysy na mapie Piri Reisa;
jaśniejsze obszary to współczesna mapa Admiralicji.

131
byli w stanie określić położenie magnetycznego bieguna południowego i na­
nieść na kompasy niezbędne poprawki. W latach 1421-1423 gwiazdy Krzyża Po­
łudnia i Canopusa widziało się aż na 28°N - szerokości Wysp Kanaryjskich -
16
gdzie wyraźnie rysowała się też Gwiazda Polarna . Szerokość geograficzną spraw­
dzać można było porównując wynik ustalony dzięki obserwacji Canopusa, jak też
Gwiazdy Polarnej. Wu beiji potwierdza, że istotnie chińscy żeglarze stosowali tę
metodę, podczas gdy Portugalczycy poznali ją dopiero pół wieku później.
Chińczycy mogli teraz równie precyzyjnie wybierać kurs na półkuli połu­
dniowej, jak czynili to na północnej, a także ustalać dokładne szerokości geogra­
ficzne.
Do rozwiązania pozostał tylko problem długości. Kiedy j u ż nauczono się
precyzyjnie obliczać szerokość geograficzną na półkuli południowej, pojawiła
się możliwość rysowania łatwych do odczytania map - już nie w formie tabeli
ani długiego paska z opisem logi jak Wu beiji, ale jako wiernego odwzorowania
geometrycznego powierzchni Ziemi. Zapisek dołączony do mapy Piri Reisa po­
twierdza tę zmianę:

[Ta mapa (...) została] narysowana (...) na podstawie około dwudziestu


map morskich i mappaemundi (...) ukazujących krainy Sint, H i n t i C i n [Chiny]
narysowane geometrycznie... Poprzez sprowadzenie tych map do jednej skali
uzyskano tę oto formę końcową 1 7 .

Znalezienie sposobu na odwzorowanie kształtu lądów na mapie musiało


być niezwykle ekscytującą, pełną triumfu chwilą dla chińskich astronomów, na­
wigatorów i kartografów, podobnie jak dla Europejczyków, kiedy w 1473 roku
dokonali tych samych odkryć. Chińscy naukowcy mogli odtąd prowadzić po­
miary Ziemi, używając jako linii odniesienia szerokości geograficznej Canopu­
sa. Wykonali jedno z najważniejszych zadań, jakie nałożył na nich cesarz. Mogli
teraz stawić czoło kąsającemu zimnu i radować się gorącą kąpielą w lagunie
Deception, łowić pingwiny na mięso i wycinać bloki lodu, żeby uzupełnić zapa­
sy słodkiej wody. Zapewne wypili beczułkę wina ryżowego i urządzili ucztę
z psiego mięsa, a potem pożeglowali dalej na południe, żeby badać ląd stały An­
tarktydy.
Gdy dżonki płynęły cieśniną oddzielającą Szetlandy Południowe od Półwy­
spu Antarktycznego, marynarze nadal widzieli odległe o 56 kilometrów wyspy
na północnym zachodzie, a o 32 kilometry na południe - ląd stały. Z tej odległo­
ści mogli widzieć tylko góry, ale nanieśli je na mapy z niewielkim tylko błędem.
Równie wiernie obrysowali ląd stały Antarktydy. Byłem w stanie zidentyfiko­
wać na mapie Piri Reisa 63 najbardziej widoczne punkty charakterystyczne An­
tarktydy Szczegóły znajdują się na stronie internetowej. Jedna rzecz zdawała się

132
nie na miejscu - dziwny wąż odpoczywający na lodzie wyspy Elephant. Ale
lamparty morskie (gatunek fok) ślizgające się wśród lodów przypominają węża.
Podobnie jak węże, foki te mają kły Na wschód od wyspy Elephant Morze Wed-
della przedstawiono jako pokrywę lodową i w rzeczy samej, o tej porze roku
skute jest ono lodem.
Nie miałem dłużej wątpliwości. To nie starożytni ani przybysze z kosmosu
spowodowali, że na mapie Piri Reisa Antarktyda została przedstawiona z taką
dokładnością 100 lat przed dotarciem do niej pierwszych Europejczyków. In­
formacje pochodziły od mierniczych płynących na pokładach floty admirała
Hong Bao w 1422 roku, ludzi, którzyjako pierwsi precyzyjnie wyznaczyli poło­
żenie Krzyża Południa.
Na mapie Piri Reisa zaznaczono także inną, mniejszą różę wiatrów na połu­
dniowy wschód od Falklandów i północny wschód od Szetlandów Południowych.
Środek tej róży wiatrów wyznacza Wyspa Ptasia, leżąca na północnym zachodzie
jedna z wysp Georgii Południowej. Jak wskazuje nazwa, Wyspę Ptasią zamieszku­
ją miliony ptaków morskich, które korzystają z niej jak z platformy startowej do
wypraw na bogaty w ryby Ocean Antarktyczny. Jest to malutka wysepka, długa na
3 kilometry a w najszerszym miejscu nie sięga 800 metrów. Od północy wznoszą
się 3-metrowe klify, a od południa rozciągają piaszczyste plaże.
Róża wiatrów wskazuje, że Wyspa Ptasia używana była przez chińskich kar­
tografów jako punkt odniesienia. Po ustaleniu kursu i odległości, którą flota
przebyła od Szetlandów Południowych i Falklandów do Wyspy Ptasiej, mogli
zredukować błędy w obliczaniu długości geograficznej, ustalając wzajemne po­
łożenie tych trzech punktów. Zastosowałem tę samą skalę, którą rozpracowa­
łem dla dokonania pomiarów Patagonii. Odkryłem, że odległości od wyspy De-
ception obok Antarktydy do Wyspy Ptasiej ukazane na mapie Piri Reisa są
poprawne. Szetlandy Południowe i Georgię Południową przesunięto co prawda
bardziej na wschód w stosunku do miejsca, gdzie naprawdę się znajdują, lecz za
błąd odpowiedzialny był znów prąd płynący wokół bieguna.
Admirał Hong Bao, dotarłszy do Wyspy Ptasiej i dokonawszy pomiarów,
musiał płynąć na wschód. Na szerokości ryczących czterdziestek wiatry gnały
statki na wschód - wiatry, które są sprawdzianem odwagi dla najdzielniejszych
marynarzy, wyjące nad gigantycznymi morzami, toczące wielkie ściany zielonej
wody zwieńczone rozpryskującą się w powietrzu pianą. Żeglarze pracują w mo­
zole, zziębnięci, przemoczeni do suchej nitki, krzyczą do siebie chrapliwymi
głosami, na próżno starając się, by ich głosy przebiły się przez świst wiatru w oli­
nowaniu, trzeszczenie i jęk drewnianych belek kadłuba skręcającego się na
ogromnych górach wodnych, ryk i syk fal przelewających się przez dziób. Dziób
uwalnia się spod ogromnej fali tylko po to, żeby natychmiast zniknąć pod na­
stępną. Ubrania przesiąknięte są wodą, a okręt kołysze się zbyt gwałtownie, żeby
można było położyć się do snu.

133
Gnany na wschód przez niezmożone wichry, admirał Hong Bao nie rzucał
kotwicy i czekał, aż na szerokości geograficznej 52°40'S natknie się na ląd, który
umożliwi mu przeprowadzenie kolejnych dokładnych pomiarów kartograficz­
nych. Ale żeglując w kierunku wschodnim, na tej szerokości nie trafi się na
większą masę lądu, jedynie na kilka rozrzuconych z dala od siebie wysp. Wresz­
cie po przepłynięciu 800 kilometrów po południowych oceanach, z jaskrawym,
żółtobiałym Canopusem świecącym przez cały czas nad głową, wzrastająca liczba
ptaków morskich - albatrosów, rybołówek, petreli - uświadomiła mu, że w pobli­
żu musi być ziemia. Marynarze na bocianich gniazdach zauważyli wulkaniczny
Mawson's Peak na wyspie Heard, rysującej się na tle mniejszych wysepek odle­
głych zaledwie o 24 kilometry na południe. Teraz admirał mógł rozpocząć po­
miary, żeby ustanowić następną pozycję „kotwiczącą" dla swoich kartografów.
Wyspa Heard nie mogła wyglądać zbyt zachęcająco: pokryta jest lodowcami,
a spora część brzegu to lodowe urwiska. Kilka odizolowanych skrawków ziemi
porastają kępki trawy, mchy i porosty, ale 80% wyspy pokrywa wieczny lód. Lecz
980 kilometrów na północ leży grupka cokolwiek bardziej gościnnych Wysp
Kerguelena. Nazwano je tak na cześć Francuza, hrabiego Yves de Kerguelen-
-Tremarec, któremu przypisuje się ich odkrycie 12 lutego 1772 roku. Porywiste
wiatry wiejące w tej okolicy sprawiają, że do Kerguelenów łatwo jest dopłynąć
od zachodu, od południowej Antarktydy, statkiem z ożaglowaniem rejowym.
A stamtąd właśnie płynęła flota Hong Bao.
Znalazłem pewne dowody 18 świadczące o tym, że flota Hong Bao dotarła do
wysp: w Dictionary of Ming Biography znajduje się informacja, że „niektóre ze
statków dotarły aż do miejsca zwanego Habu'er, które można zidentyfikować
jako Wyspy Kerguelena na Oceanie Antarktycznym"19. Wyspa Habu'er znajduje
się również na chińskiej mapie Mao Kun stanowiącej część Wu beiji, skompilo­
wanej około 1422 roku 20 , a napis obok głosi: „Sztormy uniemożliwiły flocie
dalszą żeglugę na południe".
Zdominowana przez liczącą 2000 metrów Mount Ross główna wyspa Ker­
guelenów jest tak jałowa, że kapitan Cook nazwał ją „wyspą rozpaczy". Deszcz,
śnieg deszcz ze śniegiem padają tutaj przez 300 dni w roku, a 30% wyspy pokry­
wa wieczny lód. Jej brzegi zamieszkują liczne stada pingwinów, słoni morskich,
a wśród kęp trawy i mchu rośnie kergueleńska kapusta, bardzo cenna dla żegla­
rzy roślina spokrewniona z naszą kapustą, bogata w witaminę C. Chętnie zbie­
rali ją wielorybnicy i łowcy fok w następnych stuleciach jako środek przeciwko
szkorbutowi. Po maratonie przez południowe oceany załoga Hong Bao prawie
na pewno cierpiała na szkorbut i chciała zebrać dużo kapusty, ale na jałowej,
kwaśnej glebie wysp nie rosło tyle roślin, żeby wyżywić tysiące marynarzy. Po­
szukiwanie źródeł zaopatrzenia musiało się stać wówczas sprawą najwyższej wagi.
Odkrycie, że Chińczycy odkryli Habu'er, czyli Wyspy Kerguelena, bardzo
mnie podekscytowało, bo stąd statki Hong Bao mogły żeglować tylko w jednym

134
Wyprawa Hong Bao do Australii.

kierunku, jak zapisano w Mao Kun. Ryczące czterdziestki nie pozwoliłyby im na


dalszą żeglugę w kierunku południowym. Powstrzymałyby ich też od podróży
na północ i prawdopodobnie także przed powrotem w stronę zachodu. Chiń­
skie dżonki popychane były więc na wschód, wraz z wielkimi jak góry falami,
wzdłuż korytarza morskiego prowadzącego prosto do południowo-zachodnich
wybrzeży Australii.
Nie miałem wątpliwości, że Hong Bao musiał dotrzeć do Australii, więc
wróciłem do British Library żeby odnaleźć mapę tego kontynentu narysowaną
przed odkryciem go przez Europejczyków.
Australii nie ma na mapie Piri Reisa, ale widać ją na innej, bardzo wczesnej
mapie znajdującej się w British Library. Sporządził jąjean Rotz, mianowany przez
Henryka VIII „hydrografem króla". Włączono ją do Boke ofldrography, którą Jean
Rotz wręczył królowi w 1542 roku, na dwa stulecia przed tym, jak kapitan Cook
„odkrył" Australię. Rotz przybył ze szkoły kartograficznej w Dieppe, szanowa­
nej w całej Europie za czytelność i dokładność sporządzanych tam map, i był
najlepszym kartografem swojej epoki, znanym ze skrupulatności, z którą ryso­
wał nowe lądy. Nigdy niczego nie wymyślał ani nie pomijał; to, co znajduje się
na jego mapach, musiał ujrzeć na mapach starszych.
Powszechnie przyjmuje się 21 , że Rotz -jak inni kartografowie z Dieppe w jego
epoce - skopiował wiele map portugalskich. Styl mapy Piri Reisa jest podobny
do stylu map Jeana Rotza, do opisania nowo odkrytych ziem użyto języka por­
tugalskiego. Mapa Rotza ukazuje Malezję, Kambodżę, Wietnam i Chiny aż po
współczesny Hongkong, a całe wybrzeże jest doskonale naniesione. Zatokę

135
Perską, Indie i południowo-wschodnią Azję także można rozpoznać na pierwszy
rzut oka. Oryginalną mapę mógł sporządzić tylko ktoś, kto doskonale znał linie
brzegowe Oceanu Indyjskiego, Chin i Indochin. To od razu wykluczało odkryw­
ców portugalskich, bo choć mapa Rotza narysowana została już po opłynięciu
świata przez Magellana, to ani Magellan, ani portugalscy odkrywcy, którzy popły­
nęli wjego ślady, nie spędzili wystarczająco dużo czasu na wybrzeżach Chin, żeby
nanieść je na mapę z taką precyzją. Ich celem były Wyspy Korzenne: płynęli na
Moluki położone znacznie bardziej na południu. Jeśli twórcą pierwotnej mapy
nie był Portugalczyk, to musiał on skopiować wcześniejszy oryginał.
Mimo dokładnego oddania wybrzeży Chin, Azji, Indii i Afryki, Rotz nary­
sował na południe od równika ogromną nową masę lądu, której wielu history­
kom nie udało się zidentyfikować. Składa się ona z dwóch wysp. Małej Jawy na
południe od Sumatry i Większej Jawy, ogromnego kontynentu rozciągającego
się od okolic równika do bieguna południowego. Na jego północnym krańcu
znajduje się wysunięty fragment przypominający przylądek Jork, najdalej na pół­
noc sięgający skraj Australii. Północno-wschodnia część kontynentu także przy­
pomina północno-wschodnie wybrzeże australijskie, ale ląd z mapy Rotza roz­
ciąga się znacznie dalej na południowy wschód niż sama Australia.
Teorie Ptolemeusza - astronoma, matematyka i geografa, który żył w Alek­
sandrii około 87-150 roku n.e. - ponownie odkryte zostały w późnym średnio­
wieczu. Ptolemeusz, przekonany, że istnieje symetria gwiazd i planet, rozwinął
teorię, że na południu musi się znajdować pokaźna masa lądu, która zrównowa­
ży Europę i Azję na półkuli północnej. Z początku założyłem, że kartograf rysu­
jąc ląd na dalekim południu, opierał się nie na obserwacjach, ale na teorii Ptole­
meusza. N i e dało się to jednak pogodzić z reputacją słynącego z precyzji Rotza.
Na jakiś czas musiałem odłożyć rozwiązywanie tej zagadki i skoncentrować uwagę
na południowo-zachodnim wybrzeżu Większej Jawy, które oddane zostało z dużą
dokładnością. Kształt wybrzeża zgadza się z hipotezą, że flota Hong Bao przybi­
ła do brzegu w okolicy współczesnego Bunburry o 160 kilometrów na południe
od Perth w zachodniej Australii. Mocny wiatr i prąd pognałyby ich potem wzdłuż
wybrzeża do punktu, w którym rzucili kotwice u ujścia rzeki Swan, która od­
dziela współczesne Perth i Fremantle, ukazanej na mapie Rotza w postaci po­
kaźnego wgłębienia.
O ile kapusta zebrana na wyspach Kerguelena ledwo powstrzymywała szkor­
but, to w południowo-zachodniej Australii Chińczycy mogli znaleźć bogate „zło­
ża" witaminy C w jabłkach i śliwkach, w które obfitowały te ziemie. Błękitne
pingwiny i kraby, koale i małe kangury były powolne, bojaźliwe i stanowiły ła­
twy łup, a drzewa dostarczały mnóstwo drewna potrzebnego do naprawy dżo-
nek. Mapa Rotza ukazuje wschodnie i północne wybrzeża Australii z równą
precyzją, lecz zachodni brzeg doprowadzony jest nie dalej jak do Bunburry i tam
gwałtownie się kończy. Moim zdaniem dżonka wysłana przez admirała Hong

136
Bao z zadaniem naniesienia na mapy południowych wybrzeży Australii zatonęła
na wysokości Warrnambool we współczesnym stanie Wiktoria, w południowo-
-wschodniej Australii. Sto sześćdziesiąt sześć lat temu odkryto tam wrak, który
mógł być jednym ze statków z floty Hong Bao.
W 1836 roku, czyli dwa lata po powstaniu stanu Wiktoria, trzech mężczyzn
polujących na foki wpłynęło w mulistą rzekę Hopkinsa i skierowało się na za­
chód, w stronę ujścia i małych lagun u brzegu. Tam, gdzie rzeka Merri wpada
do morza, natknęli się na bardzo stary wrak znany do dziś jako „mahoniowy
okręt" (Mahogany Ship) ze względu na rodzaj drewna użytego do jego budowy.
Siedem lat później kapitan portu, Mills, zbadał wrak na polecenie rządu. Zasko­
czyła go twardość drewna; kiedy usiłował odciąć kawałek, jego nóż „odbijał się
22
jak od żelaza" . Statków europejskich nie budowano z mahoniu - tak współ­
cześnie nazywa się wszelkie odmiany twardego drewna o czerwonawobrązo-
wym kolorze - bo w Europie nie rosną te drzewa, ale materiałem wykorzysty­
wanym przez chińskich mistrzów był tek, czerwonawobrązowe twarde drewno
pochodzące z lasów Annamu. Kapitan Mills głowił się też nad pochodzeniem
statku.

U d e r z y ł o mnie, że ten model nie j e s t mi znany i pod pewnymi względami


nie przypomina żadnych jednostek budowanych kiedykolwiek w naszych stocz­
niach ( . . . ) . Jeśli chodzi o pochodzenie wraku, nie m o g ę w tej materii być sędzią
(...) Rzekłbym, że okręt nie został zbudowany przez [Hiszpanów i Portugal­
czyków] 2 3 .

Dwadzieścia lat później pewna Australijka, pani Manifold, badała wrak. Była
jedną z 25 osób, które wyraziły najego temat swoje poglądy. Zachwyciłyją prze­
grody wewnętrzne, „grube i mocne" 2 4 . Z wraku wydobyliśmy kolec z brązu,
żelazną drabinę i kawałek drewna25; trzeba jeszcze określić ich wiek metodą 1 4 C ,
ale jestem prawie pewien, że odnaleźliśmy zagubiony statek z floty Hong Bao.
W plemieniu aborygenów Yangery, mieszkającym na stałym lądzie niedaleko
miejsca rozbicia się okrętu, od dawien dawna krąży legenda o „żółtych ludziach"26,
którzy osiedlili się wśród nich. Często zwracano uwagę na odmienny kolor i ry­
sy twarzy aborygenów pochodzących z tego niewielkiego obszaru południowej
Australii. Do czasu przebadania próbek metodą węgla 1 4 C , które pozwoli ustalić
wiek wraku, możemy pozwolić sobie na hipotezę, że statek wysłany przez ad­
mirała Hong Bao z zadaniem naniesienia na mapy południowej części wybrzeża
Australii uległ morskiej katastrofie, a niektórym marynarzom - wraz z konkubi­
nami - udało się dotrzeć do brzegu i osiedlić się pośród aborygenów. Profesor
Wei Chuh-Hsien uważa, że rozbitkowie, którzy uratowali się ze statku pod Warr­
nambool, pojechali konno w górę dolin rzek Murray, Darling i Murrumbidge
w kierunku współczesnego Cooktown, zostawiając ślady na trasie swojej

137
27
wędrówki . Teorię profesora Wei zdaje się potwierdzać mapa Toscanellego z 1474
roku, na której widnieją rzeki odkryte przez chińską konnicę.

W marcu 1423 roku chińskie floty żeglowały j u ż od dwóch lat i dotarły do


najdalej na antypodach położonych lądów Admirałowie Hong Bao i Zhou Man
wypełnili najważniejszą część swoich misji - ustalili położenie Canopusa i Krzyża
Południa i nanieśli odkryte ziemie na mapę półkuli południowej. N i e wszystko
jednak poszło zgodnie z planem. Opuszczając wody Oceanu Indyjskiego, ad­
mirałowie sądzili, że spotkają władców nieznanych krain, obdarują ich pięknym
jedwabiem i porcelaną i włączą ich państwa do chińskiego systemu lennego. Ale
ludy, które napotykali po drodze, nie znały handlu i nie miały królów. Bantu
w Afryce Południowej, aborygenom w Australii i mieszkańcom Patagonii j e ­
dwab i porcelana na nic się zdały, Antarktyda czy Wyspy Zielonego Przylądka
były niezamieszkane. Na odkrytych przez Chińczyków ziemiach żyły ludy znacz­
nie bardziej prymitywne, niż się spodziewali. Ładownie statków, które stawiły
czoło niebezpieczeństwom podróży, wciąż pełne były „skarbów" z porcelany
i jedwabiu. Ale kiedy ruszyli w drogę z zachodniego wybrzeża Australii, Hong
Bao musiał wiedzieć, że nadal może sprzedać towary przed powrotem do domu
- na Molukach albo w porcie handlowym Malakki.
Mapa Rotza przedstawia zachodnią Australię, Sumatrę, Półwysep Malajski,
Indochiny i zachodnie wybrzeże Borneo z godną uwagi dokładnością. Wskazuje
to, że po obraniu kursu na północny zachód z Perth okręty pod dowództwem
Hong Bao opłynęły Sumatrę, dobiły do nabrzeża w Malakce, jednym z najważ­
niejszych portów handlowych na Oceanie Indyjskim, a potem wróciły do portu
macierzystego, żeglując przez Morze Południowochińskie wzdłuż zachodniego
brzegu Borneo - wybrzeże wschodnie nie zostało naniesione na mapę - i na
zachód, do Filipin, aż wreszcie dotarły do ojczyzny 22 października 1423 roku.
Flota admirała Hong Bao jako pierwsza przepłynęła Cieśninę Magellana,
odkryła Antarktydę, a do południowej Australii dotarła ponad dwa stulecia przed
Ablem Tasmanem (1603-1659), który jako odkrywca nadał jej swoje imię. Pod­
róż Hong Bao sama w sobie warta jest upamiętnienia. Stał on na czele jednej
z tych wielkich wypraw odkrywczych, dzięki którym ludzkość poznała swoją
planetę, i jego imię zasługuje na pamięć i cześć. Ale odkrycia nie skończyły się
wraz z tym. Gdy Hong Bao przygotowywał się do triumfalnego powrotu, inna
chińska flota pod dowództwem admirała Zhou Mana, która również żeglowała
po szerokościach południowych, sterując w stronę Australii z przeciwnej stro­
ny, przepłynęła Pacyfik na 100 lat przed Magellanem.
IV

Wyprawa Zhou Mana


7

AUSTRALIA
Z n o u MANOWI POLECONO DOKONAĆ POMIARÓW ŚWIATA NA ZACHÓD OD A M E -
ryki Południowej; podobnie jak admirał Hong Bao, który popłynął na
wschód, Zhou Man, żeglując po oceanach, potrzebował punktów od­
niesienia na szerokości 52°40'S. Na Pacyfiku jego flota natknęła się na zimny
Prąd Peruwiański, który zniósł ją na północ wzdłuż wybrzeża współczesnego
Chile. Magellan, Carteret, Bougainville i inni niezliczeni odkrywcy którzy po­
płynęli w ślady Chińczyków, przeżyli to samo doświadczenie. Obecność An­
dów na mapie Piri Reisa jasno dowodzi, co przydarzyło się flocie Zhou Mana 1 .
Nie wiedziałem jeszcze, jak daleko na północ popłynęli Chińczycy, czy dotarli
do Peru i czy spotkali tam Inków, jedną z wielkich cywilizacji prekolumbijskiej
Ameryki Południowej.
Tym razem mogłem wykorzystać chińskie źródło, które uniknęło zniszcze­
nia z rąk mandarynów. Doktor Wang Tao z instytutu studiów orientalnych i afry-
kanistycznych London University poinformował mnie o powieści Xiyangji, po­
święconej wyprawom Zheng He, napisanej w 1597 roku. Była ona w Chinach
bardzo popularna, ale teraz egzemplarz przechowywany w bibliotece instytutu
okazuje się jedynym. Chociaż książkę napisano prawie 200 lat po podróżach,
o których opowiada, a większą jej część poświęcono opisom fantastycznych przy­
gód, autor wyświadczył współczesnym badaczom wielką przysługę, podając
szczegółową listę przedmiotów, które ofiarowali chińskim żeglarzom w charak­
terze daniny napotkani po drodze barbarzyńcy. Zestaw ten różni się od listy
dóbr spisanej przez Ma Huana (który nigdy nie wypłynął poza Ocean Indyjski),
co sugeruje, że autor korzystał z innego, dziś już nieistniejącego źródła. Oto
szczegółowa i dziwnie brzmiąca lista:

Para oczu wieloryba, powszechnie zwana świetlistookimi perłami.


D w a wąsy leszcza. Są połyskliwe i m o g ą być używane j a k o szpilki do w ł o ­
sów albo ozdoby do uszu. Ich cena jest bardzo wysoka.

143
D w a wielbłądy, które idą tysiąc li [640 kilometrów - prawdopodobnie cho­
dzi o odległość, którą te zwierzęta mogą przebyć bez wody].
Cztery pudła smoczej śliny [ambry].
O s i e m pudeł kadzidła.
Cztery pary porcelanowych mis z ornamentem krajobrazowym. G d y nale­
wać wodę do misy, góry stają się niebieskie, a woda zielona.
Cztery pary porcelanowych mis z przedstawieniami ludzi i rzeczy: gdy na­
lewać do nich wodę stopniowo, wyłania się obrazek mężów, którzy wzajem się
pozdrawiają.
Cztery pary porcelanowych mis z kwiatami i roślinami. Są w nich kwiaty
i rośliny. G d y nalewać do nich wodę, zdają się one poruszać i chwiać.
Cztery pary porcelanowych mis z piórami. Są w nich pióra; gdy nalewać do
nich wodę, zdają się unosić 2 .

Najwyraźniej misy zwróciły uwagę Chińczyków, którzy dumni byli z tego,


że wytwarzają najpiękniejszą i najcieńszą porcelanę na świecie. Ofiarowane im
misy musiały być jeszcze piękniejsze. Stawały się półprzezroczyste po wypeł­
nieniu ich wodą i przez ścianki widać było namalowane wewnątrz scenki. Pro­
dukcja ceramiki takiej jakości przekraczała możliwości jakiegokolwiek państwa
indyjskiego, afrykańskiego czy islamskiego tej epoki albo którejś z wcześniej­
szych, a Europejczycy nie odkryli technologii wytwarzania porcelany aż do po­
czątków XVIII wieku. Jedynie w Cholula (we współczesnym Meksyku) wytwa­
rzano tak cienką porcelanę; wódz Azteków Montezuma II (1480-1520) jadł
z zastawy z Choluli, gdy nadeszli hiszpańscy konkwistadorzy. Porcelana ta była
cienka jak skorupka jajka, niezwykle droga i bardzo poszukiwana. Eksportowa­
no ją z Choluli na wybrzeże Pacyfiku i do Ameryki Południowej.
W czasach chińskich podróży Cholula przeżywała świetność, wytwarzano
tam ogromne ilości sławnej porcelany i wznoszono piramidy większe od egip­
skich. Jeśli założyć, że dwa wielbłądy to lamy (wielbłądowate), to wszystkie dary
na liście pochodzą z północnego Peru. Hiszpanie natknęli się tam na azjatycki
drób, zatem hipoteza, że zostawiła go tam flota Zhou Mana po wymianie poda­
runków z kochającymi ptaki Inkami, jest co najmniej uprawniona. Później mia­
łem znaleźć w Meksyku, Gwatemali, Kolumbii, Ekwadorze i Peru decydujące
dowody na to, że w czasach prekolumbijskich podróżowano między Chinami,
Australią i Ameryką Południową.
Powróciłem do śledzenia kursu, który obrał Zhou Man. Opuściwszy Peru jego
flota została najpierw uniesiona przez Prąd Peruwiański na północ, aż do Ekwado­
ru, gdzie rozpoczyna się Prąd Południoworównikowy który płynie na zachód i nie­
sie żeglarzy przez Pacyfik drogą, jaką płynęli kolejni odkrywcy w późniejszych stu­
leciach. Dom Luis Arias, hiszpański wysłannik do Ameryki Południowej działający

144
w XVI wieku, wysłał do swojego króla memorandum, w którym pisał o legendzie
z obszaru Chile, według której „ludzie o skórze białej lub lekko zabarwionej (...)
3
noszący białą tkaną odzież" przepłynęli Pacyfik, zanim przybyli tu europejscy
odkrywcy. Dotarłszy na środek Pacyfiku, do wybrzeży Samoa, legendarni podróż­
nicy stwierdzili, że Prąd Południoworównikowy rozwidla się tutaj, tak jak i obec­
nie. Ramię północne zdąża w stronę Karolin, Nowej Gwinei i Filipin; południo­
we - na południowy zachód, w stronę Australii.
Istnieją poważne dowody na to, że flota Zhou Mana rozdzieliła się w tym
miejscu. Eskadra północna zbudowała platformy obserwacyjne na Kiribati, na
Karolinach i jeszcze pięć platform w Nowej Gwinei. Miały one formę schod­
kowych piramid o ściętych wierzchołkach, spotykanych w Chinach. Na różo­
we koraliki, wytwarzane z pewnego gatunku ostryg i skorup mięczaków, o do­
kładnie takich samych rozmiarach i wzorze jak znajdowane w rzece Mitla
w Ameryce Środkowej, natrafiono w ubiegłym wieku na Karolinach (wraz
z fragmentem obsydianu i kawałkiem żelaza przypominającym ostrze włóczni
- wszystkie te przedmioty musiały zostać sprowadzone na wyspy). Pierwsi
europejscy goście natykali się w Peru na chiński drób; kukurydzę, występują­
cą tylko w Ameryce, odkrywali na Filipinach metates - narzędzia używane do
tłuczenia kukurydzy - wiozła dżonka, na której wrak natrafiono w okolicach
Filipin w 1993 roku. Uważa się, że dżonka zatonęła około 1423 roku. Wszyst­
ko to potwierdza hipotezę, że Chińczycy popłynęli z wiatrem wzdłuż zachod­
niego wybrzeża Ameryki Południowej (ukazanego na mapie Piri Reisa), a po­
tem przeprawili się przez Pacyfik.
Kurs, którym popłynęła eskadra południowa z południowo-zachodnim ra­
mieniem Prądu Równikowego, wiódł do archipelagu Tuamotu, leżącego 6400
kilometrów na zachód od Ameryki Południowej. W 1606 roku Pedro Fernan-
dez de Quiros (1565-1615), portugalski odkrywca w służbie króla Hiszpanii,
wylądował na atolu Hao w archipelagu Tuamotu 4 . Tam spotkał starą damę no­
szącą złoty pierścień z szmaragdem. Ofiarował jej za niego różne towary han­
dlowe, ale przyjęła ofertę z pogardą, uważając, że pierścień był zbyt cenny. Ani
złoto, ani szmaragdy nie występują w promieniu tysięcy kilometrów od archi­
pelagu, wiemy na pewno, że takie pierścienie były eksportowane za dynastii
Ming i rozdawane jako prezenty przez ambasadorów cesarza Yongle. Piramidy
schodkowe także znajduje się wzdłuż szlaku południowo-zachodniego, na Ta­
hiti i w Australii, a pierwsi Europejczycy, którzy dotarli do Fidżi, stwierdzili, że
przed nimi ktoś tu wydobywał miedź - a tubylcy tego nie robili. Polinezyjczycy
mogli rozwozić na swoich łodziach wyroby rzemiosła po całym Pacyfiku, ale to
nie wyjaśnia, skąd wzięły się chińskie kopalnie i wyroby w Ameryce, nie wyja­
śnia też ilości towarów przewożonych z Ameryki na Pacyfik. Moim zdaniem -
a jest to jedyne logiczne wytłumaczenie - wiozły je oceaniczne dżonki chińskiej
floty skarbowej i statki handlowe, które im towarzyszyły.

145
Chińska flota popłynęła dalej. Naniesiono na mapy wyspę Norfolk. Okręty
podążały z prądem dalej na północ i przybiły wreszcie do wschodniego wybrze­
ża Australii na północ od miejsca, gdzie obecnie leży Sydney. Wielka podróż
przez Pacyfik trwała około trzech miesięcy, statki przemierzyły w tym czasie
ponad 11 200 kilometrów. Prąd, dotarłszy do australijskiego wybrzeża, zawraca
na południe. Okręty Zhou Mana płynęły z nim w stronę szerokości geograficz­
nej, gdzie gwiazda Canopus świeci w zenicie - swego punktu odniesienia.
Podróż admirała Hong Bao do Australii opisana została w rozdziale 6. Zhou
Man wiedział o istnieniu Australii, zanim do niej dotarł, gdyż od czasów dyna­
stii Sui (589-618 n.e.) Chińczycy byli świadomi istnienia wielkiej masy lądu,
odległej o 100 dni żeglugi na południe od Azji, zamieszkanej przez ludzi, którzy
rzucali bumerangami 5 .
Chińscy historycy tamtej epoki opisywali Shan laijing, zwierzę o głowie
jelenia, które skacze na zadnich nogach i ma drugą głowę pośrodku ciała - mło­
de w torbie. Gdy Marco Polo dotarł do Chin w XIII wieku, chińskie mapy
przedstawiały dwie Jawy - wyspę, którą do dziś znamy jako Jawę, i Większą
Jawę, gdzie poławia się trepangi albo ślimaki morskie, którymi zajadają się Chiń­
czycy. Do tej pory są one cenionym w Chinach przysmakiem. Po wizycie w Chi­
nach Marco Polo nazwał Większą Jawę „największą wyspą na świecie". Kangury
w cesarskim ogrodzie zoologicznym hodowano jeszcze przed jego przyjazdem
do Chin. Zwierzęta te, rzecz jasna, występują tylko w Australii. Dalsze dowody
chińskich wypraw do Australii znalazłem na Uniwersytecie Tajwańskim: prze­
chowywana tam mapa na porcelanie, datowana na 1447 rok, ukazuje linię brze­
gową Nowej Gwinei, wschodnie wybrzeże Australii aż po Wiktorię i północno-
wschodni brzeg Tasmanii. Niestety, gdy pisałem te słowa, okazało się, że mapa
została zagubiona.
Wydaje się prawdopodobne, że kartografowie znajdujący się na pokładach
statków z floty Zhou Mana zbadali te lądy i zebrali informacje niezbędne dla
sporządzenia map, ale jako że zapiski z podróży zostały zniszczone po powrocie
floty do Chin w 1423 roku, musiałem gdzie indziej szukać potwierdzenia jego
lądowania w Australii. Analizę zacząłem od założenia, że ten wielki południowy
kontynent był już dobrze znany Chińczykom, ale zmierzono go dokładniej do­
piero podczas podróży w latach 1421-1423. Spodziewałem się więc znaleźć mapy
bardzo wysokiej jakości, z naniesionymi szerokościami geograficznymi i po­
prawnym przedstawieniem lądu, ale z poważnymi błędami co do długości geo­
graficznej.
Wielka masa lądu na mapie Jeana Rotza mogła być Australią - przy błędzie
oznaczonej długości geograficznej i ze zniekształconą południowo-wschodnią
częścią kontynentu. Zacząłem dochodzenie od wschodnich wybrzeży konty­
nentu, wychodząc od Zatoki Byrona w Nowej Południowej Walii, a kończąc na
południowo-wschodnim krańcu Australii. Dokładne zbadanie tego fragmentu

146
Wyprawa Zhou Mana do Australii.

147
mapy Rotza i porównanie jej z mapą współczesną dowiodło, że Rotz przedsta­
0
wił wschodnią Australię z wielką dokładnością od Zatoki Nelsona po połu­
7
dniowy kraniec Tasmanii . Bez trudu zidentyfikowałem Port Stephens, zatokę
Broken i zatokę Botany z poprawnie naniesionymi szerokościami.
Jeśli flota Zhou Mana dotarła do południowo-wschodniej Australii po prze­
byciu Pacyfiku, powinniśmy znaleźć świadectwa na obszarze precyzyjnie nanie­
sionym na mapę Rotza. Na wybrzeżu na południe od Newcastle od razu natra­
fiłem na kopalnię wiadomości. Benjamin Boyd, jeden z pierwszych osadników
europejskich, znalazł w latach 40. X I X wieku zrujnowaną fortecę w Bittangabee
niedaleko Edenu; spośród kamieni wyrastało wielkie stare drzewo. W skład po­
kaźnych ruin Bittangabee wchodziła kwadratowa platforma otoczona wielkimi
skałami, które niegdyś tworzyły mocny mur obronny. Fundamenty i fragmenty
ścian budynku z wielkich kamieni połączonych zaprawą stały wewnątrz tego
muru. Trzeba było zatrudnić wielu ludzi, żeby przynieść kamienie na plac bu­
dowy, a potem wznieść budowlę. W całej Australii brak świadectw, żeby abory­
geni budowali takie fortyfikacje, a wiek drzewa i układ jego korzeni wskazywały,
że budowla powstała na długo przed przybyciem pierwszych Brytyjczyków.
Więcej kamiennych budynków, wzniesionych zanim Europejczycy dotarli do
Australii, można znaleźć na południe od Sydney; u brzegu stoi 20 domów, jakby
mała wieś. Porządnie wytyczone ścieżki prowadzą od zbiornika na wodę do 15-
-metrowego kamiennego nabrzeża nad morzem. Podobne kamienne domostwa
znaleziono w Newcastle.
Dalsze dowody wizyty zamorskich gości w Australii znaleziono w okolicy
rzeki Hawkesbury na północ od Sydney, na starych rysunkach skalnych abory­
genów, przedstawiających obcy statek podobny do dżonki. Na tego rodzaju ry­
sunki natrafiono dalej wzdłuż brzegu, na przylądku Jork, w okolicy Gympie i na
Ziemi Arnhema. Oczywiście, to nie dowód, że przybyszami byli Chińczycy -
mogli to być członkowie jakiejś nieznanej nam wyprawy portugalskiej - ale ryty
naskalne z rejonu rzeki Hawkesbury ukazują ludzi w długich szatach - Azjatów
albo Chińczyków. Co więcej, tradycja aborygeńska znad rzeki Tweed mówi
o dziwnych gościach, którzy próbowali wydobywać metale w okolicach Mount
Warning, na południowy zachód od Brisbane, na wiele pokoleń przed Brytyj­
czykami.
Czas tych wizyt pozwalają ustalić wraki statków, szczególnie zaś jeden, zna­
leziony w pobliżu Zatoki Byrona w północnej części Nowej Południowej Walii.
Wydobyto zeń dwa drewniane kołki, które metodą węgla 1 4 C prowizorycznie
datowano na połowę XVI stulecia z granicą błędu wynoszącą + / - 50 lat. Zanim
wrak uległ zniszczeniu na skutek prac w kopalni piasku, miejscowi opisywali
wystające ze złoża część kadłuba i trzy maszty. W 1965 roku piaskarze odkopali
w tym miejscu wielki drewniany ster; niektórzy twierdzą, że miał 12,2 metra
wysokości. Nie mógł więc - o ile wymiary nie zostały wyolbrzymione - należeć

148
do okrętu portugalskiego albo holenderskiego, bo europejskie karawele były od
niego niewiele większe. Mógł za to pochodzić z jakiegoś bardzo wielkiego stat­
ku, długiego na kilkadziesiąt metrów - stery jednostek skarbowych liczyły po 12
metrów wysokości. Inny wrak znaleziono w Wollongong, na wybrzeżu na połu­
dnie od Sydney, a dwa następne - w bagnach niedaleko Perth. Starą chińską
8
kamienną głowę bogini odkryto w Ulladulla , na południe od Wollongong, a po­
dobne wota ofiarne odkopano nad rzeką Nepean.
„Mahoniowy okręt" z Warrnambool, podobieństwa między wrakami z Perth
i Wollongong, wiek drewnianego kołka i rozmiary wielkiego steru z Zatoki By­
rona - wszystko to wskazuje na obecność Chińczyków. Tylko statki budowane
przez nich mogły mieć stery takich rozmiarów, jak znaleziony w Zatoce Byrona,
i tylko Chińczycy mogli utracić tyle statków w jednym rejonie. Znaleziska uzu­
pełnione aborygeńskimi legendami i rysunkami ukazującymi cudzoziemców
w długich szatach, przybywających na statkach, grupy kamiennych budynków
i ofiary wotywne - świadectwa te prowadzą do mocno uzasadnionego, jeśli nie
jednoznacznego wniosku, że wielka chińska flota odwiedziła południowo-
-wschodnią Australię w XV wieku.
Twórca mapy, na podstawie której powstała mapa Rotza, narysował na połu­
dnie od zatoki Bittangabee południową, zakrzywioną część Tasmanii, ale mapa
ukazuje też coś, co wygląda na wielką masę lądu biegnącą najpierw na wschód,
a potem na południe. Ale kiedy porównałem mapy Jeana Rotza i Piri Reisa na
tej samej szerokości, zauważyłem natychmiast, że to, co wydaje się lądem leżą­
cym na południe od Tasmanii, jest w rzeczywistości lodem: narysowany został

Rekonstrukcja steru statku handlowego.


Dla przedstawienia skali obok narysowano postać ludzką.

149
identycznie jak lód na mapie Piri Reisa, a linia pociągnięta na mapie Rotza kore­
sponduje z północnym zasięgiem lodu pakowego na południe od Tasmanii
w środku zimy (w czerwcu) w latach 1421-1423. Precesja osi ziemi - jej „koły­
sanie" w ciągu stuleci - sprawia, że granica przesuwa się do przodu i do tyłu;
a wtedy leżała - w przybliżeniu - 480 kilometrów na północ od przeciętnego
9
zasięgu w naszych czasach .
Mógłbym uznać za rozwiązaną tajemnicę wielkiej masy lądu na południe
i południowy wschód od Australii, gdyby nie dwie rzeki ukazane na mapie Ro­
tza na południe od Nowej Zelandii, wypływające z lodu w kierunku wschod­
nim. Owe dwie „rzeki" ukazane są bardzo wyraziście. Oczywiście, nie ma tam
żadnych rzek, bo na tych szerokościach rozciąga się ocean. Kiedy jednak przyj­
rzałem się mapie o dużej skali, odkryłem dwie małe wyspy, o których wcześniej
nie wiedziałem, wyspę Auckland i Wyspę Campbella, leżące na podobnej szero­
kości co Ziemia Ognista. Obie mają identyczne cienkie zatoki, położone na osi
wschód-zachód - tak jak rzeki na mapie Rotza.
Te dwie wyspy ukazano na skraju średniego zasięgu lodu pakowego, który
łączy je w środku zimy. To wyjaśnia pozorny błąd na mapie Rotza. Chińczycy
prawdopodobnie nie mogli wiedzieć, że są to wyspy, a nie skuta lodem masa
lądu, ponieważ lód ciągnął się między nimi i dalej, na północ od Tasmanii; raz
jeszcze precyzyjnie narysowali to, co widzieli. Płynęli do Wyspy Campbella,

Dowody na wizytę chińskiej floty skarbowej w Australii.

150
ł
żeby określić pozycję Canopusa - 52°40 S - stanowiącą szerokość najbardziej na
południe wysuniętego końca wyspy Mieli punkty odniesienia i mogli zacząć
dokładne pomiary tej części świata.
W relacjach pierwszych Europejczyków, którzy badali wyspę odkrytą w 1810
roku przez Fredericka Hasseburga, kapitana statku polującego na foki, znala­
złem dalsze dowody, że flota Zhou Mana dotarła do Wyspy Campbella. W Camp
Cove znaleziono wrak starego drewnianego statku i drzewo skarłowaciałe od
nieustannych wiatrów, ale dające się rozpoznać jako dorosły egzemplarz sosny
z wyspy Norfolk, gatunku endemicznego. Chińczycy mieli zwyczaj podczas pod­
róży zbierać młode drzewka, nasiona i szyszki sosnowe, sadzić je w wybranych
miejscach kultu i zakopywać pod ich korzeniami ofiary wotywne. Sosna z wy­
spy Norfolk, która znalazła się na Wyspie Campbella, mogła zostać tu przywie­
ziona przez jedną z dżonek Zhou Mana.
Flota badała teraz i nanosiła na mapy wschodnią Australię od Zatoki Nelsona
do Wyspy Campbella na dalekim południu. Marynarze stanęli w obliczu praw­
dziwych trudności, gdy przyszło im wyznaczyć kurs powrotny do Australii. Nie­
znany im Dryf Wiatrów Zachodnich spychał ich na wschód, w stronę Wyspy Po­
łudniowej, części Nowej Zelandii. Mam wiele szczęśliwych wspomnień z tej
pięknej ziemi, do której w Boże Narodzenie 1969 roku doprowadziłem swój okręt
podwodny. Wyspa Południowa to kraina surowego piękna, wspaniałych gór i krysz­
tałowych jezior, wiatr znad Antarktydy sprawia, że nieba nie pokrywają chmury.
Jednak Morze Tasmana to koszmar nawigatora. Niebo często jest zachmurzone,
a nieregularne prądy potrafią zmieniać kierunek bez ostrzeżenia.
Chińczycy musieli płynąć z powrotem pod prąd; podczas tej próby stracili
przynajmniej dwa wielkie statki. Dwieście lat temu wrak starego drewnianego
statku znaleziono w Dusky Sound u południowo-zachodniego krańca Wyspy
Południowej. Mówiono, że jest bardzo stary, przypomina chińskie dżonki i „mu­
siał tu być przed Cookiem" 1 0 . Statek pocztowy z Sydney odwiedził Dusky Sound
w 1831 roku i dwóch marynarzy z jego załogi „zobaczyło, jak dziwne zwierzę
kuca na skraju krzaków i skubie listowie. Stało na tylnych nogach, niższa część
tułowia przechodziła w gruby spiczasty ogon, a kiedy zmierzyli jego wysokość
na podstawie drzew, odliczając metr i pół na ogon, stwierdzili, że może mieć
prawie 9 metrów wzrostu. Marynarze byli po zawietrznej zwierzęcia i przez
jakiś czas mogli obserwować, jak się pasie, zanim ich zauważyło. Widzieli, jak
bez wysiłku przyciągnęło ciężką gałąź, odwróciło ją i nagięło, żeby dotrzeć do
liści" 11 . Opisane zwierzę odpowiada wymiarami, postawą i nawykami żywie­
niowymi mylodonom, które Chińczycy mogli zabrać na pokład w Patagonii -
szerokość geograficzna obu miejsc jest taka sama. Widziano również, jak w za­
tokach Wyspy Południowej pływały wydry morskie, które naturalnie nie wystę­
pują na Nowej Zelandii - ale przecież Chińczycy trzymali je na dżonkach i uży­
wali do połowu ryb.

151
Wyspa Auckland i Wyspa Campbella na mapie Jeana Rotza.

152
Dalej na północ, na zachodnim wybrzeżu Wyspy Północnej, w 1875 roku po
gwałtownym sztormie morze wyrzuciło pokład i część burt wielkiego i bardzo sta­
rego statku. Wrak znaleziono w pobliżu ujścia rzeki Torei Palma w Whaingaroa;
nazwano go statkiem Ruapuke od nazwy plaży, na której go znaleziono. Ponoć po­
szycie tworzyły ukośnie ułożone deski, a grodzie połączone były wielkimi mosięż­
nymi bolcami, z których każdy ważył 6,3 kilograma. Statki indyjskie nie miały we­
wnętrznych grodzi; ten szczegół konstrukcyjny charakteryzuje wyłącznie statki
z Chin. Niemniej pojawił się problem z ustaleniem rodzaju drewna, z którego sta­
tek został zbudowany. Ci, którzy go znaleźli, twierdzili, że był to tek, ale w maju
2002 roku w okolicy znaleziono kawałki dębu europejskiego, co doprowadziło nie­
których ekspertów do wniosku, że był to wrak statku europejskiego.
W miejscu, gdzie rzeka wpływa do małej zatoczki, stoi kamień pokryty - jak
twierdzą eksperci - tamilską kaligrafią. Kształt, rozmiary i położenie tego ka­
mienia odpowiadają kamieniom stawianym przez chińskich żeglarzy u ujścia
Jangcy w Dondra Head, w Koczinie, w Janeli na Wyspach Zielonego Przylądka
i obok wodospadu Matadi w delcie rzeki Kongo. Poza kaligrafią na kamieniu
z Ruapuke widnieją takie same koncentryczne kręgi, jak na kamieniu z Janeli.
Znalazłem j u ż pewną liczbę rzeźbionych kamiennych tablic w miejscach od­
wiedzanych przez chińskie floty, więc następny krok wydawał się oczywisty.
W Internecie zdobyłem informacje o wielu kamieniach na szlaku z Wysp
Zielonego Przylądka do Patagonii, Santa Caterina, Wyspy Koralowej, wysp Cam-
peche i Arrorado na wschodnim wybrzeżu Ameryki Południowej. Każdy z nich
stoi obok miejsca, z którego można pobierać wodę, wznosi się nad morzem,
a koncentryczne kręgi na nich odpowiadają kręgom na kamieniu z Ruapuke.
Ale to nadal mógł być przypadek; w końcu piramidy budowano w Ameryce
Środkowej i Południowej podobnie jak w Egipcie. Dowód byłby bardziej prze­
konujący, gdyby udało mi się odszukać podobne rzeźbione kamienie w Chi­
nach. Długie poszukiwania dały rezultat w postaci trzech następnych kamieni
w Wong Chuk Ha, Chang Zhou i Po Ti w Hongkongu. I znów kamienie nosiły
znaki podobne do tych, które znajdowały się na kamieniach j u ż przeze mnie
odkrytych. Uznałem teraz, że koncentryczne kręgi były „podpisem" uzgodnio­
nym przed wyruszeniem armady w morze, oznaczającym, w którym miejscu
poszczególne floty zawijały do brzegu i uzupełniały zapasy wody.
Być może najbardziej kontrowersyjnym dowodem z terenu Nowej Zelan­
dii jest słynny dzwon, znaleziony niedaleko wraku z plaży Ruapuke, nazwany
Dzwonem Colenso od biskupa Colenso. Odkrył on go u Maorysów, którzy
używali dzwonu w charakterze kotła. Wygląda jak mniejsza wersja dzwonu Zheng
He odlanego po szóstej podróży, a na krawędzi widnieje tamilski napis, podob­
ny do napisu z kamienia stojącego obok wraku. Napis został przetłumaczony
jako „dzwon statku Mohajdeena Baksza". Inskrypcja sugeruje, że właściciel był
tamilskim muzułmaninem, prawdopodobnie członkiem jednej z dobrze znanych

153
Wyprawa do Nowej Zelandii.

154
rodzin właścicieli statków, zamieszkujących port Nagapattinam na wschodnim
12
wybrzeżu Tamilnadu w południowo-wschodnich Indiach . Na pierwszy rzut oka
zdaje się to być dowód na wizytę mieszkańców Indii, a nie Chińczyków. Lecz -
o czym świadczy wrak z Pandananu, znaleziony na Filipinach (patrz rozdz. 10),
wielu właścicieli statków decydowało się towarzyszyć flocie Zheng He, bo nie
tylko dostarczała ona ochrony przed piratami, ale dawała też cenne okazje do pro­
wadzenia handlu. Nieprawdopodobne wydaje się, żeby statek tamilski samodzielnie
przepłynął z Indii do Ameryki Południowej i potem dotarł do Nowej Zelandii.
W promieniu półtora kilometra od „wraku Ruapuke" leży wielkie, obalone
przez wichurę drzewo. Wjego korzeniach odkryto kaczkę pięknie wyrzeźbioną
z ciemnozielonego serpentynu. Kaczka mogła być chińską ofiarą wotywną. Po­
dobną ofiarę - figurkę lwa - znaleziono we wschodniej Afryce, a inne w Queens-
land i na Terytorium Północnym Australii. Taka forma kultu jest właściwa wy­
łącznie kulturze południowych Chin. Przyznaję, że same w sobie ofiary wotywne
nie świadczą o wizycie floty skarbowej; mogły zostać przywiezione przez chiń­
skich kupców. Niemniej suma dowodów - statek, ofiary wotywne, dzwon, ka­
mień i inskrypcje - przywiodła mnie do przekonania, że „wrak z Ruapuke" był
prawie na pewno wrakiem tamilskiej dżonki, która dołączyła do chińskiej floty
Ostatni dowód to inna ofiara wotywna znaleziona pod koniec pierwszej de­
kady X I X wieku na brzegu dopływu rzeki Waikato, o około 48 kilometrów na
północ od „wraku z Ruapuke" przez Eldona Besta, wybitnego historyka, a po­
tem kustosza Dominion Museum w Auckland.

[Małą orientalną figurkę...] znaleziono w niezwykłych i szczególnych oko­


licznościach w M a u k u nieopodal Auckland. Z i e m i e wokół miejsca odkrycia p o ­
zostawały niezamieszkane od przybycia Europejczyków przed 20 laty, a od tego
czasu są w posiadaniu farmerów; nigdy też nie były owe ziemie orane. Przed
pojawieniem się Europejczyków zamieszkiwali to miejsce tubylcy, na co wska­
zują pozostałości starych osiedli ( . . . ) . Figurka j e s t bez wątpienia pochodzenia
wschodniego, na co wskazują wzór i wykonanie (...) cechuje ją groteskowy styl
wschodniego wzornictwa. G ł o w ę okrywa coś na kształt turbanu, ciało - luźna
szata albo ubiór o szerokich rękawach ( . . . ) . R a z e m wziąwszy - figurka z zadar­
tym po tatarsku n o s e m stanowi ciekawe odkrycie, zwłaszcza jeśli weźmie się
p o d uwagę j e g o okoliczności 1 3 .

Chińskie floty traciły statki przy okazji niemal każdego lądowania, „zużywa­
ły się" w miarę podróży po świecie. Ze 107 statków skarbowych, które opuściły
Chiny w 1421 roku, zaledwie garstka przetrwała do powrotu w 1423 roku. Jak
twierdzili mandaryni, „zginęły miriady". Tym bardziej prawdopodobne wydaje
się, że „wrak z Ruapuke" i wraki znajdowane w innych miejscach na chińskim
szlaku to wraki okrętów floty skarbowej.

155
Jeśli „wrak z Ruapuke" był ongiś chińskim statkiem skarbowym, to wśród
miejscowych legend muszą się pojawiać opowieści o wyrzuconych na brzeg roz­
bitkach, podobnie bywa w Ameryce Środkowej i południowej Australii w po­
bliżu miejsc, w których spoczywają wraki. Odkryłem, że Maorysi mieszkający
14
w pobliżu Ruapuke opowiadają właśnie taką legendę . Obcy, którzy się wśród
nich osiedlili, nazywani byli Patupaiarehe, czyli bladoskórymi ludźmi, istotami
nieomal nadprzyrodzonymi. Inne znaczenie słowa Patupaiarehe to „wróżki".
Goście nosili białe tkane ubiory, różnili się od Maorysów również tym, że nie
mieli tatuaży, a swoje dzieci nosili w ramionach.
Niektórzy poślubili maoryskie kobiety. Sądzę, że ta legenda mówi prawdę:
pierwszymi osadnikami niemaoryskiego pochodzenia w Nowej Zelandii nie byli
Europejczycy, ale Chińczycy.

Wyprawa Hong Bao i Zhou Mana wokół Australii.

156
8

WIELKA

RAFA KORALOWA

I MOLUKI
T E STATKI Z H O U MANA, KTÓRE PRZETRWAŁY PODRÓŻ, ZNÓW ZNALAZŁY SIĘ NA
Morzu Tasmana niesione okrężnym prądem płynącym w odwrotną stro­
nę do ruchu wskazówek zegara. W końcu prąd zepchnął je ponownie
w stronę wybrzeża australijskiego. Zarys południowo-wschodniego wybrzeża
Australii, położenie Wyspy Campbella na mapie Jeana Rotza i znaleziska wra­
ków na południowym zachodzie i północnym zachodzie Nowej Zelandii po­
zwalają zrozumieć, jak dżonki, odepchnięte przez wiatry i prądy od wybrzeża
Australii w stronę Wyspy Campbella, wpadły w pętlę i zagnane zostały przez
wiatry w pobliże Nowej Zelandii. Wiatry zmusiły je do ponownego przybicia
do australijskiego brzegu na północ od Brisbane. Jeśli przyjąć, że przeciętna
prędkość wynosiła 4,8 - 3,8 węzła, jeśli uwzględnić prądy i sztormy - to że­
gluga na Wyspę Campbella i z powrotem musiała trwać co najmniej dziesięć
tygodni.
Brzeg w okolicach Brisbane ukazano na mapie Rotza z niewiarygodną do­
kładnością; a nie była to jedyna mapa Australii sporządzona przez kartografów
ze szkoły w Dieppe. Wszystkie narysowano na stulecia przed tym, nim Europej­
czycy dotarli do Australii. Mapy Dauphina z 1536 roku, Desliensa (1551) i D e -
sceliersa (1553) przekazują niemal identyczny obraz tego kontynentu. Dwadzie­
ścia lat temu jedna z tych map pokazana została w La Trobe Library w Dieppe.
Odwiedzający wystawę byli oszołomieni: „Patrz, to Brisbane. Patrz, to wyspa
Stradbroke, wyspa Moreton, rzeka Pine, wyspy Heads i Frasera. A to jest laguna
w Raju Surferów" 1 . Zamurowało mnie, gdy pojąłem, z jaką dokładnością odda­
no wybrzeże wschodniej Australii. Zeby dokonać tak precyzyjnych pomiarów,
Chińczycy musieli spędzić sporo czasu na wschodnim wybrzeżu, na obszarze
dzisiejszej Nowej Południowej Walii i Queensland. Z całą pewnością przybyszy
z Azji zatrzymały w tym miejscu bogactwa naturalne regionu.
Być może najważniejszymi naukowcami, z punktu widzenia korzyści gospo­
darczych, byli inżynierowie górnictwa. W owym czasie Chiny i Indie posiadały

159
2
prawie połowę bogactw świata , a pochodzący z Indii inżynierowie należeli do
światowej czołówki w dziedzinie górnictwa. Założyli oni kopalnie złota i żelaza
we wschodniej Afryce, co pobudziło przepływ surowców w kierunku wschod­
nim, przez Ocean Indyjski. Indyjscy inżynierowie i metalurdzy płynęli na po­
kładach flot skarbowych - ale i Chiny miały za sobą stulecia doświadczeń w dzie­
dzinie geologii, wydobycia i przetwarzania minerałów. Według chińskich źródeł
3
pisanych ze znacznie wcześniejszych epok , uczestnicy wypraw flot skarbowych
wydobywali rudy i wieźli do Chin kamienie szlachetne i wytopione metale.
Chińczycy zakładali również osiedla, żeby przez dłuższy czas eksploatować bo­
gactwa mineralne odkryte podczas podróży.
4
Przed I wiekiem n.e. chińscy naukowcy j u ż umieli klasyfikować minerały .
Rozróżniali rozmaite rodzaje chlorków, siarczków i azotanów, i wiedzieli, jak je
wykorzystywać: używali siarczku rtęci (cynobru) do produkcji czerwonych atra­
mentów i farb; steatytu dodawano w charakterze wypełniacza do papieru; skóry
suszono za pomocą saletry (azotanu potasu), potem traktowano chlorkiem amonu
i wreszcie wyprawiano siarczanem żelaza.
Chińscy geolodzy potrafili wykrywać złoża minerałów i metali za pomocą
pomiarów magnetyzmu albo wstrząsów wywołanych detonacjami materiałów
wybuchowych, a nawet na podstawie ukształtowania terenu. Wiedzieli też, że
poszukiwane rudy i minerały częstokroć współwystępowały z innymi surowca­
mi. Znamy nawet rymowankę: „Gdzie cynober na górze, złoto znajdziesz w dziu­
rze; gdzie magnetyt na górze, miedź i złoto znajdziesz w dziurze" 5 . Podobnie obec­
ność żelaza zapowiadał hematyt, a siarka oraz piryt oznaczały występowanie glinu.
Chińscy chemicy wywnioskowali także, że pewne rośliny pod wpływem określo­
nych minerałów zmieniają kolor i smak: cebula pomagała wykryć w głębi ziemi
srebro; szalotka - złoto; imbir - miedź i cynę. Zachodni naukowcy ustalili dopie­
ro w XVIII wieku to, co Chińczycy wiedzieli od stuleci: że niektóre rośliny mogą
sygnalizować obecność złota i innych metali6. Mapa Rotza oraz obfitość wraków
i chińskich artefaktów wskazują, że - przypadkiem lub planowo - wielkie chiń­
skie floty odkrywały bogate złoża minerałów na całym świecie.
Chińczycy niezwykle się troszczyli o dobór koni, szczególnie ceniąc „krwi­
ste rumaki" z Tadżykistanu, które zawdzięczały tę nazwę przekonaniu, że pocą
się krwią (czerwone znaki na ich ciałach pochodziły w rzeczywistości od paso­
żytów skóry). Hodowano je w wysokich falistych dolinach Tian Shan - Gór
Niebiańskich - gdzie galopowały w lasach kasztanowców pokrywających zbo­
cza. Były niezwykle szybkie, a jednocześnie odporne i na tyle silne, żeby prze­
drzeć się przez głębokie śniegi i przetrwać najgorszą pogodę. Cesarz Yongle w cza­
sie swego panowania sprowadził ich miliony, co tak nadwerężyło skarbiec, że
zorganizowano specjalne biuro w celu prowadzenia wymiany towarowej, która
miała zapobiec dalszym płatnościom w srebrze. W rozliczeniach zamiast monet
oferowano liście herbaty.

160
Tysiące koni dla chińskiej jazdy płynęło na specjalnych statkach transporto­
wych towarzyszących flocie skarbowej. Karmiono je tłuczonym gotowanym ry­
żem, zużywając 9 litrów wody na konia na dzień. Istnieją dowody, że Chińczycy
sprowadzali je na ląd. Konie nie występowały wówczas w Australii, ale ich pięk­
ne podobizny znajdują się na mapie Yallarda ze szkoły z Dieppe (choć - trzeba
to powiedzieć - nie ma ich na mapie Rotza). Wokół obecnego Sydney rozciągały
się wymarzone pastwiska, z których prowadził szlak do dolin Nepean i Haw-
kesbury w interiorze. Rozmaitość minerałów, w tym złota, srebra, kamieni szla­
chetnych, węgla i żelaza, można było znaleźć w promieniu 200 kilometrów od
współczesnego Sydney. Dalej, na wybrzeżu - w okolicach Newcastle, także ła­
twego do zidentyfikowania na mapie Rotza - odkryto podobne bogactwa. W od­
ległości tygodnia jazdy konno od wybrzeża czekały diamenty, szafiry i złoża in­
nych minerałów.
Wiele z australijskich surowców nadawało się do natychmiastowego spożyt­
kowania przez flotę. Z miedzi i cynku wytapiano mosiądz, saletra zmieszana
z siarką i węglem drzewnym dawała proch strzelniczy. Arszenik- trucizna i śro­
dek owadobójczy - przyspiesza też rozwój jedwabników. Biała farba otrzymy­
wana z ołowiu i miedzi powstrzymywała gnicie drewnianych kadłubów. Z ka­
olinu wytwarzano ceramikę, a tlenki kobaltu, miedzi i ołowiu służyły do jej
kolorowania i glazurowania. Ałun świetnie się nadawał do uelastyczniania skór,
do oczyszczania wody pitnej, ceniony był również ze względu na właściwości
ściągające. Azbestu używano do ochrony przed ogniem od sześciu stuleci: „Kie­
dy król Mu z dynastii Zhou wyprawił się na ludy zachodu (...) ognioodporną
tkaninę wrzucono do ognia dla oczyszczenia (...) gdy ją wyjęto i otrzepano,
stała się biała jak śnieg" 7 . Miejscowe legendy aborygeńskie wspominają o ob­
cych „ubranych w kamienne odzienie" 8 , którzy przybyli w te okolice i wydoby­
wali surowce.
Dalszych dowodów dostarczają relacje franciszkańskich misjonarzy, prze­
bywających w Chinach w XVI wieku. Mowa w nich o opisach chińskich ekspe­
dycji do Australii, utrwalonych na miedzianych zwojach (począwszy od VI wie­
ku) wraz z mapami tego kontynentu9. Te wczesne zapiski, które nie dotrwały do
naszych czasów, opisują podróże ogromnych flot składających się z wielkich
dżonek (od 60 do 100 statków); każda wiozła na pokładzie kilkuset ludzi. Zada­
niem wypraw było gromadzenie minerałów.
Wraki i kamienne budynki na brzegu, rysunki i malowidła naskalne abory­
genów przedstawiające obcych w długich szatach, rzeźbione wota - to wszystko
ślady pobytu Chińczyków w rejonach górniczych Nowej Południowej Walii.
Piękna rzeźbiona z kamienia głowa bogini Tianhou, opiekunki marynarzy na
morzu, wykopana została na plaży w Milton w Nowej Południowej Walii w 1983
roku. Obecnie znajduje się w Kedumba Naturę Museum w Katoomba. Każdy
ze statków Zheng He posiadał poświęconą bogini małą kajutę. Najbardziej

161
bezpośrednie i przekonujące dowody na obecność Chińczyków w Australii po­
chodzą z Gympie, górniczego regionu na wybrzeżu, cztery godziny jazdy samo­
chodem na północ od Brisbane. Według starej legendy aborygeńskiej w 1422
roku w górę strumienia łączącego Gympie z zatoką Tin Cat i Pacyfikiem na
statkach „w kształcie ptaków" wpłynęła rasa „bohaterów". Zawinęli do przystani
10
w Gympie, a potem wrócili na statki, niosąc ze sobą skały .
Na lądzie ci tajemniczy ludzie budowali ścięte piramidy. Jedna z nich zosta­
ła odkryta i sfotografowana w 1975 roku przez miejscowego badacza, Reksa
Gillroya. Obecnie zdewastowana, zbudowana była z granitowych bloków i mie­
rzyła 30 metrów wysokości. Ta schodkowa piramida przypomina piramidy, któ­
re widziałem w Ameryce Południowej, po drugiej stronie Pacyfiku. Gilroy opi­
sywał, że okoliczni mieszkańcy natrafiali na przedeuropejskie kopalnie
odkrywkowe miedzi, cyny i złota. Sam znalazł starą rurę, jakich używa się do
wylewania rtęci w celu oddzielenia złota od skały. Osiemset metrów od pirami­
dy w Gympie, w pobliżu starej kopalni odkrywkowej złota, stały piece, w któ­
rych znaleziono kuleczki stopionego metalu. Do 1920 roku Gympie cieszyło się
sławą najbogatszego terenu złotonośnego w Queensland. Na tym obszarze od­
kryto wiele innych artefaktów. Szczególnie interesujące są dwa pięknie rzeźbio­
ne wota: jedno przedstawia Ganeśę, hinduskiego boga słonia, wyrzeźbionego
w beżowym granicie; drugie Hanumana, hinduskiego boga małpę, wykonane­
go z kamienia z dużą zawartością żelaza. Ganeśa i Hanuman to najważniejsze
bóstwa hinduizmu w południowych Indiach, dokąd zawinęła flota i gdzie na
pokład weszli kapłani hinduistyczni, inżynierowie górniczy i geolodzy.
Dwa fascynujące rzeźbione zwierzęta podziwiać można do dziś w Gold
Museum w Gympie. „Małpa z Gympie" wykopana w 1966 roku to potwór o gło­
wie znacznie większej niż głowa ludzka. Jego ryj został odłamany, ale fotografia
drugiego zwierza (rzeźba zaginęła) ukazuje ryj i nos 1 1 bestii bardzo przypomi­
nającej mylodona. Czy to w sposób zamierzony, czy przez zbieg okoliczności
zwierzęta zabrane z jednego kontynentu zostawiano na drugim - żyrafy, strusie
i nosorożce wieziono z Afryki do Chin, azjatycki drób do Ameryki Południo­
wej, chińskie psy okrętowe wypuszczano w Ameryce Południowej, na wyspach
Pacyfiku i w Nowej Zelandii, kangury z Australii transportowano do Chin, a wy­
dry z Chin do Nowej Zelandii. Pewna liczba mylodonów mogła zostać złapana
i zabrana na pokłady chińskich statków w Patagonii; jakaś para mogła uciec w N o ­
wej Zelandii, a inna - wylądować w Chinach. Być może rzeźbiarze chińscy chcieli
uwiecznić te dziwne stwory, zanim pamięć o nich zaginie. Sto lat później na­
pływ egzotycznych gatunków z Nowego Świata miał wzbudzać podobną sensa­
cję na dworach Europy.
Przeznaczenie piramidy w Gympie pozostaje zagadką dla australijskich ba­
daczy. Jej rozmiary, wysokość i kształt są typowe dla platform obserwacyjnych
budowanych za dynastii Ming. Wydaje się całkiem zrozumiałe, że Chińczycy

162
budowali obserwatoria, żeby dokładnie określić położenie złóż, by w przyszło­
ści floty mogły wrócić na to samo miejsce.

Flota Zhou Mana ruszyła w dalszą podróż i pożeglowała na północ wzdłuż


Wielkiej Rafy Koralowej, która ze zdumiewającą precyzją naniesiona została na
mapę Rotza. Poprawnie obliczono szerokości geograficzne rafy oraz wysp leżą­
cych wokół niej. Jednak gdy flota wróciła do Australii po podróży na Wyspę
Campbella, gdzie ustalono położenie Canopusa, do obliczeń długości zapisa­
nych na mapie Rotza wkradł się błąd sięgający 20°. Dlaczego chińscy nawigato­
rzy wierzyli, że są o 2880 kilometrów dalej na zachód, niż byli w rzeczywistości?
Odpowiedź jest oczywista: przez dziesięć tygodni żeglugi po południowych oce­
anach płynęli z Prądem Antarktycznym. Masa wody, po której żeglowali, sama
poruszała się na wschód, zaś admirał Zhou Man jeszcze nie dysponował sposo­
bami dokładnego zmierzenie długości geograficznej.
Zrozumiałem, że linia wybrzeża australijskiego na mapie Rotza na północ
od punktu, do którego wróciła flota Zhou Mana, musi zostać przeniesiona na
wschód o 2880 kilometrów. Gdy wniosłem odpowiednie poprawki, ujrzałem
przed sobą zarys Australii. Kartograf wykonał godną podziwu pracę i popełnił
tylko jeden błąd - w długości geograficznej, której nie był w stanie zmierzyć.
Narysował wschodnie wybrzeże Australii i Wielką Rafę Koralową z fenomenal­
ną precyzją 247 lat przed wyprawą Cooka. Kiedy naniosłem dalsze poprawki na
zarysy południowych wybrzeży Nowej Południowej Walii i Tasmanii, pomija­
jąc pokrywę lodową, uzyskałem mapę Australii.
Cooka bardzo zainteresowały rozmiary i kształt Wielkiej Rafy Koralowej, „led­
wie znanej w Europie ściany ze skały koralowej, wznoszącej się prawie pionowo
wprost z niezgłębionego oceanu"12. Dla marynarza żegluga w pobliżu ostrych jak
brzytwa raf koralowych to ciężka próba, szczególnie w nocy albo przy słabej wi­
doczności, gdy jedynym ostrzeżeniem jest hałas załamujących się fal. Jeśli statek
uderzy w koral, rafa przebija kadłub i zejście z niej bez rozerwania poszycie statku na
kawałki stanowi trudne wyzwanie. Znam te niebezpieczeństwa aż za dobrze z wła­
snego doświadczenia, gdyż prowadziłem mój okręt podwodny H M S „Rorqual"
przez Wielką Rafę, a przecież miałem do dyspozycji precyzyjne mapy Podróż przez
nieznaną rafę to koszmar, który nie pozwala zasnąć. W nocy nie widać ani jednego
światełka na brzegu, za dnia tylko nieprzerwany pas szarozielonej dżungli, jakby
człowiek nigdy nie spenetrował tego pięknego, ale posępnego regionu. Rafa rozcią­
ga się na długość ponad 2400 kilometrów od zatoki Hickson, na południe od Bris­
bane, po przylądek Jork na północy Kapitan Cook o mały włos uniknął śmierci, gdy
jego okręt zderzył się z rafą, a dysponował przecież, podobnie jak ja, mapą.
Niemożliwe, żeby flota Zhou Mana przepłynęła po tych obcych wodach,
nie odnosząc przy tym ciężkich szkód lub nie tracąc statków.

163
Mapa Rotza ukazuje Wielką Rafę Koralową, wyspy pomiędzy rafą a brze­
giem i jeszcze więcej wysp na oceanie za rafą. W wielu miejscach, gdy statek
znajdzie się po wewnętrznej stronie rafy, nie jest w stanie wypłynąć poza nią.
Pamiętam doskonale, jak rafa otoczyła mój okręt podwodny, i ulgę, gdy wy­
rwałem się z jej objęć na wysokości Brisbane. Bogactwo szczegółów na mapie
Rotza dowodzi, że kilka chińskich statków musiało zbadać wybrzeże, rafę i wy­
spy, płynąc na północ jeden na wysokości drugiego, niektóre po wewnętrznej
stronie rafy, inne na oceanie po jej drugiej stronie. Szacuję, że musiało ich być
co najmniej sześć, może dziesięć albo więcej, żeby zebrać taką ilość informa­
cji.
Samą Wielką Rafę Koralową, linię brzegu i wyspy po obu stronach rafy szcze­
gólnie dokładnie naniesiono na mapę wokół współczesnego Cooktown, co świad­
czyłoby o tym, że Chińczycy spędzili, dokonując pomiarów, sporo czasu. Póź­
niej kapitan Cook korzystał z niektórych map ze szkoły w Dieppe, żeby dostać
się do Cooktown, gdzie osadził swój statek, H M S „Endeavour", w celu napra­
wy kadłuba po zderzeniu z rafą. Szczegółowość i precyzja tej części mapy Rotza
sugeruje, że Chińczycy mogli być zmuszeni do podobnego postoju dla przepro­
wadzenia napraw.
Wielka Rafa Koralowa urywa się nagle o kilka kilometrów na północ od
koniuszka przylądka Jork. Koszmar się skończył, chińskie dżonki, które prze­
trwały ryzykowne przejście, mogły wreszcie ustalić kurs na północny zachód,
do Chin. Jakąż niesamowitą ulgę musieli odczuwać eunuchowie-kapitanowie
i nawigatorzy statków, gdy opłynęli północny skraj Australii, a potem minęli
przylądek Jork z wyspami i podążyli na zachód! Dżonki weszły w Cieśninę Tor­
resa, oddzielającą Australię od Nowej Gwinei, gdzie prąd płynie od wschodu,
spychając okręty na zachód, przez zatokę Karpentaria. Ta ostatnia na mapie Rot­
za jest węższa niż w rzeczywistości; Chińczycy ponownie nie odnotowali zmia­
ny długości geograficznej, jako że masa wody, po której żeglowali, poruszała się
na zachód wzdłuż północnych wybrzeży Australii13.
Do map, które Jean Rotz wręczył królowi Henrykowi VIII, dołączono jesz­
cze jedną mapę tej części Australii, bardziej szczegółową i w większej skali. Rotz
narysował Mniejszą Jawę - Chińczycy nazywali ją Małą Jawą - oddzieloną od
Większej Jawy wąskim kanałem, choć niektórzy współcześni mu kartografowie
ze szkoły w Dieppe przedstawiali ten kanał jako rzekę. Porównałem mapę z ma­
pą współczesną, odwzorowującą obszary na tej samej szerokości, i natychmiast
stwierdziłem, że kanał narysowany przez Rotza to rzeki Victoria na zachodzie
i Roper na wschodzie. Mniejsza Jawa według Rotza to Ziemia Arnhema, część
lądu stałego Australii. Kształt północno-wschodniej Australii stał się natych­
miast rozpoznawalny.
Na bardziej szczegółowej mapie Rotza znajdowała się pewna liczba napisów
w średniowiecznym języku portugalskim. Nazwy są łatwe do przetłumaczenia,

164
wszystkie odnoszą się do punktów, które można znaleźć i dzisiaj. Canal de
Sonda - „wąski bród morski" w średniowiecznej portugalszczyźnie - naniesio­
ny jest tam, gdzie długa wąska cieśnina Apsley rozdziela wyspy Melville'a i Ba-
thurst. Aguada dillim - droga wodna prowadząca do morza śródlądowego -
odpowiada cieśninie Dundas, dochodzącej rzeczywiście do Zatoki Van Die-
mena. Agarsim - tłumaczone jako „tak, zaprawdę, tutaj jest woda" - napisano
obok mokradeł w Parku Narodowym Kakadu, uznanym przez O N Z za „po­
mnik przyrody o międzynarodowym znaczeniu". Nungrania to „nie ma pól
uprawnych" - rzeczywiście, nie ma ich tam - a lingrania znaczy „limony", któ­
re rosną tam do dziś. Półwysep Gova, wschodni kraniec Ziemi Arnhema, to
finjaua: „koniec Jawy". Tylko jeden napis wprawił mnie w zdumienie -chumbao,
czyli „ołów".
Zachodni brzeg Ziemi Arnhema narysowany został bardzo wiernie. Rotz
przedstawił główne cechy wybrzeża na poprawnych szerokościach do 10° po­
wyżej północnego krańca Australii i narysował mnóstwo tyczek do sieci rybac­
kich przecinających Zatokę Trepangów - jak sama nazwa wskazuje, było to
zagłębie połowu strzykw. Chińskie łodzie do dziś łowią cenione trepangi u tej
części wybrzeża. Wszystkie te szczegółowe informacje wyprzedzają przybycie
pierwszych Europejczyków o ponad dwa stulecia. Mapa przedstawia również
detale interioru - rzekę Finniss płynącą na północ i wizerunki drzew, w któ­
rych można rozpoznać eukaliptusy i sosny czarne, pospolite gatunki występu­
jące na Ziemi Arnhema. Na mapie narysowana jest również wysoka skała -
Norlangie Anbanbang Billabong w Parku Narodowym Kakadu. Pierwszy kar­
tograf, który sporządził mapę, musiał widzieć tę skałę, skoro potrafił oddać ją
tak wiernie.
Na podstawie współczesnej mapy Ziemi Arnhema, znalazłem rozwiązanie
zagadki słowa chumbao. Ołów nadal wydobywa się w pokaźnych ilościach w wiel­
kich kopalniach Jabiru Ranger. Ołów to naturalna pochodna rozpadu uranu
235, bardzo radioaktywnego i śmiertelnie groźnego. W kopalniach Jabiru Ran­
ger znajdują się największe na świecie złoża uranu 235. Chińczycy, nieświadomi
niebezpieczeństwa, razem z ołowiem wydobywali uran. Musiało to jeszcze pod­
nieść straty w ludziach - tylko jeden na dziesięciu marynarzy z 9000, którzy
wyruszyli w podróż, pozostał przy życiu, gdy w październiku 1423 roku statki
dotarły wreszcie do macierzystych portów.
Zeby odkryć ołów, Chińczycy musieli głęboko spenetrować interior. Za­
równo wówczas, jak i obecnie Ziemia Arnhema stanowiła duchową ojczyznę
aborygenów. Tubylcy byli uzdolnionymi artystami malującymi piękne freski na
ścianach jaskiń. Miałem nadzieję, że w sztuce jaskiniowej znajdę dowody na
wizytę Chińczyków. George Grey późniejszy gubernator Australii Południo­
wej, w 1838 roku poprowadził wyprawę do Ziemi Arnhema. W grupie jaskiń
położonej o 30 kilometrów w górę rzeki od miejsca, w którym rzeka Glenelg

165
wpada do zatoki Colliers, jej członkowie ujrzeli szereg malowideł, wśród któ­
rych wyróżniała się „postać mężczyzny, wysoka na trzy metry, obleczona od
14
podbródka po kostki i nadgarstki w czerwoną szatę" . Opis kapitana Greya pa­
suje dokładnie do malowideł sporządzanych przez tubylcze plemiona meksy­
kańskie wjucutacato (patrz rozdział 10), a przedstawiających Chińczyków przy­
bywających w czerwonych szatach sięgających do kostek. Grey natrafił również
na przekazy, według których na długo przed Europejczykami ludzie o miodo­
wym kolorze skóry osiedlili się na północnym wschodzie Ziemi Arnhema. Męż­
czyźni nosili długie szaty, a kobiety pantalony. Wyprawiali się w głąb lądu po
świeżą wodę, krewetki, drzewo sandałowe i skorupy żółwi, uprawiali ryż i miesz­
kali w kamiennych domach - w przeciwieństwie do aborygenów, którzy wzno­
sili domostwa z drewna. Kobiety tkały jedwab barwiony miejscowymi ziołami.
Kotwicę z zagiętą łapą (fragment, który trzyma kotwicę w mule) przymoco­
waną pod kątem prostym do trzpienia - wedle chińskiego wzoru - odkryto przy
północno-wschodnim brzegu Ziemi Arnhema, a pokaźne ilości fragmentów
chińskiej ceramiki, z czasów od dynastii Han (207 p.n.e. - 220 n.e.) po okres
Ming (1368-1644), znaleziono u wschodniego brzegu zatoki Karpentaria i na
pobliskim lądzie stałym, dokładnie tam, gdzie, sądząc po prądach i położeniu
raf, można było spodziewać się wraków dżonek.
Chińczykom - mimo że dysponowali końmi - dokładne pomiary wybrzeża
i interioru, potem przerysowanego na mapie Rotza, musiały zająć kilka miesię­
cy Potrzebowali bazy z osłoniętym portem i świeżą wodą. Przypuszczam, że
znajdowała się ona na tej części wybrzeża, która została najdokładniej naniesio­
na na mapę. Zatokę Beagle w północno-zachodniej części Ziemi Arnhema od­
dano bardzo szczegółowo, a okolice Darwin w południowo-zachodniej jej czę­
ści to wspaniale osłonięte kotwicowisko. Dziś w Wąwozie Doktora stoi hotel
Banyan View Lodge osłonięty wspaniałym banianem (figowiec bengalski). Stru­
mień płynący Wąwozem Doktora ma obecnie prawie wyschnięte koryto, ale
w tamtych czasach można było czerpać z niego świeżą wodę. Hotelik jest popu­
larnym miejscem wypoczynku turystów popijających piwo, nieświadomych hi­
storii, która ich zewsząd otacza.
W końcu X I X wieku spod figowca wykopano rzeźbę przedstawiającą tao­
istycznego nieśmiertelnego, Shu Lao. Znajduje się ona obecnie w chińskich zbio­
rach Technological Museum w Sydney Choć rzeźba była bardzo cenna, roz­
myślnie wepchnięto ją głęboko między korzenie. Datowana przez pewnego
eksperta na okres wczesnej dynastii Ming (koniec XIV wieku) 1 5 przedstawia po­
stać siedzącą na jeleniu, z brzoskwinią, symbolem długowieczności, w ręku.
Pięknie rzeźbiona i polerowana figura została wykonana z półszlachetnego pini-
tu. Shu Lao jest jednym z Triady Bóstw długowieczności w taoizmie. W przeci­
wieństwie do buddyzmu i konfucjanizmu, taoizm jest religią właściwą tylko
Chinom, która nigdy nie była rozpowszechniana za granicą.

166
Co więcej, banian nie występuje w Australii i musiał zostać tu sprowadzony.
Drzewo, o którym mowa, miało już kilkaset lat, gdy 100 lat temu odkryto wjego
korzeniach rzeźbę. W południowych Chinach sacrum lokowano często w szcze­
linach między korzeniami wielkich drzew, takich jak baniany. Miejsce kultu
w Darwin przed kilkuset laty stworzyli prawie na pewno Chińczycy, a jego for­
ma i położenie przypomina miejsce kultu w Ruapuke w Nowej Zelandii. Teo­
retycznie jest możliwe, że takie miejsca kultu tworzyły załogi chińskich łodzi
poławiających trepangi, ale to bardzo mało prawdopodobne. Żadna łódź rybac­
ka nie przewiozłaby tak cennej rzeźby - jej wartość równałaby się zarobkom
uzyskanym przez wszystkich członków załogi w ciągu ich całego życia; znacz­
nie bardziej prawdopodobne wydaje się, że rzeźba należała do bogatego chiń­
skiego kapitana lub admirała dowodzącego wielkim statkiem. Moim zdaniem to
flota Zhou Mana wykorzystywała Darwin jako bazę i tutaj stworzyła miejsce
kultu, w którym złożono figurę w podziękowaniu za opiekę podczas długiej
podróży.
Bardzo mocno się skłaniam ku przekonaniu, że Wenecjanin Niccoló da Conti
mówił prawdę, gdy opowiadał papieskiemu sekretarzowi o swoim lądowaniu
na Większej Jawie na chińskiej dżonce i o tym, że spędził tam wraz z żoną dzie­
więć miesięcy. Być może była ona jedną z opisywanych kobiet w pantalonach.
Europejczycy nie żeglowali już po omacku na spotkanie wielkiego niewia­
domego. Mapa Dauphina, jedna z map wykonanych w szkole z Dieppe, niemal
identyczna z mapą Rotza, dostała się w posiadanie Edmunda Harleya, earla Oks­
fordu i pierwszego lorda Admiralicji w połowie XVIII w. i stała się znana jako
mapa harlejańska. Później nabył ją Joseph Banks, młody naukowiec, który wy­
płynął na pokładzie „Endeavour" wraz z kapitanem Cookiem. W czasie zatem,
gdy kapitan Cook wyprawiał się na morze, rząd brytyjski miał dostęp do obu
map, Harleya i Rotza, gdyż i ta druga w owym czasie stanowiła własność Admi­
ralicji. Rozkazy, jakie Cook otrzymał z Admiralicji, głosiły, że ma prowadzić
badania poczynając od 40°S, czyli od szerokości południowej Australii ukazanej
na obu mapach - jako że „były dobre powody" 16 , by przypuszczać, że południo­
wy kontynent istnieje. Rzeczywiście - w Admiralicji posiadano j u ż przecież dwie
mapy, które ukazywały taki kontynent na szerokości 40°S.

Statki Zhou Mana, podobnie jak flota Hong Bao, po opuszczeniu Australii
nadal ładownie miały pełne porcelany i jedwabiu. Baśniowe Wyspy Korzenne -
Moluki - leżały pomiędzy Australią a Chinami, a korzenie były wówczas w Chi­
nach niezwykle cennym towarem. Jeśli nawet flota stopniała do kilku statków,
wciąż wiozły one tysiące ton porcelany, a płynąc na Moluki, Zhou Man miałby
wreszcie możliwość wymienić je na towary prawdziwie wartościowe, takie jak
gałka muszkatołowa, pieprz i goździki.

167
Jeśli mapa Rotza oparta była na wcześniejszej mapie narysowanej przez kar­
tografów Zhou Mana, winna ukazywać Moluki. I ukazuje. Ważność Ambonu,
wówczas punktu zbiorczego dla dwóch Wysp Korzennych, Ternate i Tidore -
tak małych, że można je obejść w kilka dni - podkreślona jest przez pokoloro­
wanie na czerwono. W średniowieczu Ternate i Tidore były ośrodkiem handlu
korzeniami. Otaczała je legenda. Walczono o nie od stuleci, bo można tu było
uzyskać praktycznie wszelkie przyprawy w ogromnych ilościach. Do dziś z peł­
nego morza - zanim same wyspy znajdą się w zasięgu wzroku - czuje się docie­
rający z lądu charakterystyczny zapach goździków.
Dalej na północ, na szerokości 10°N, na mapie Rotza widnieje kanał pomię­
dzy filipińskimi wyspami Mindanao na południu a Leyte na północy, ale Rotz

Droga powrotna Hong Bao i wyprawa Zhou Mana przez Moluki.

168
narysował tylko południowy brzeg Leyte, co prowadzi do oczywistego wnio­
sku, że kartograf znajdował się na statku płynącym środkiem kanału. Posługując
się podobnym rozumowaniem, byłem w stanie określić kąt, pod którym ryso­
wano Moluki i inne wyspy pomiędzy Australią a Filipinami, a z tego wydeduko-
wać, jaką trasę obrała flota Zhou Mana pomiędzy wyspami. Zhou Man, który
płynął teraz po spokojnym morzu przy słonecznej pogodzie, miał po drodze
wiele okazji nie tylko do skupowania korzeni, ale także do wymiany porcelany
za batiki, wyroby rzemiosła, świeżą wodę, owoce i mięso, a zwłaszcza świnie.
Chińczycy lubowali się i lubują w wieprzowinie, a ludziom Zhou Mana brako­
wało jej zapewne od wielu miesięcy
Sztuk jedwabiu i porcelanowych naczyń wymienionych przez flotę Zhou
Mana za przyprawy i zapasy było zapewne w bród, ale czy jakiekolwiek ślady
zostały do dziś? Czy będę w stanie zebrać takie dowody po prawie 600 latach?
Zastanawiałem się, czy Magellan także tędy płynął, gdy okrążał świat? Jeśli
tak, jego sprawozdanie mogłoby rzucić nieco światła na tę kwestię. Kiedy uda­
łem się do British Library i sprawdziłem kopię szczegółowej mapy drogi Magel­
lana wydaną po jego śmierci, ze zdumieniem odkryłem, że trasa z Pacyfiku
przez Filipiny do Wysp Korzennych, licząca dobrze ponad 1600 kilometrów,
jest identyczna z trasą Zhou Mana, którą właśnie zrekonstruowałem, tylko
że Magellan płynął nią w przeciwną stronę: jakby obaj korzystali z tego sa­
mego przejścia narysowanego na tej samej mapie. Szanse, że to przypadek,
są minimalne. Domyślam się, że mapa Magellana przedstawia drogę Zhou
Mana.
W British Library, poza relacją z wyprawy Magellana pióra Pigafetty znajdu­
je się też sprawozdanie genueńskiego pilota, który żeglował wraz z Magellanem.
Opisywał on, jak Magellan zszedł na ląd na Filipinach i jak odnalazł cieśninę
wiodącą z Pacyfiku do Wysp Korzennych - tę samą cieśninę pomiędzy Minda-
nao a Leyte, która ukazana została na mapie Rotza.
Magellan przepłynął tę cieśninę i zakotwiczył przy pierwszej napotkanej
wyspie, Limasawie, gdzie został podjęty przez króla. Pigafetta opisuje króla i kró­
lową przybranych w chińskie jedwabie, jadających z chińskiej porcelany, która
została zakopana w ziemi na 50 lat, żeby zwiększyć jej wartość. W domach znaj­
dowały się jedwabne zasłony i porcelanowe ozdoby, a w handlu używano chiń­
skich monet z kwadratowymi otworami w środku. Ta sama historia powtarzała
się na każdej kolejnej wyspie, którą odwiedzał Magellan w drodze na Moluki.
Zhou Man musiał opróżnić swoje ładownie, gdy płynął tędy na 100 lat przed
Magellanem.
Pigafetta opisuje także spotkanie Magellana z królem Limasawy. Magellan
„[...] pokazał mu mapę morską i busolę i wyjaśnił, w jaki sposób znalazł cieśninę
i trafił do tych wysp oraz ile czasu mu to zabrało. Opowiedział również, jak długo
płynęliśmy, nie napotykając żadnego lądu, i ta rzecz wprawiła króla w niezmierny

169
podziw" (podkreślenia kursywą moje). Magellan pokazał królowi mapę z na­
niesioną cieśniną i pustym Pacyfikiem. Znamy też list od Sebastiana Alvareza,
faktora króla Hiszpanii (kupca handlującego na zlecenie) do jego mocodawcy:
„Od przylądka Frio aż do Wysp Korzennych przez cały czas żeglugi nie ma lą­
17
dów naniesionych na mapach, które oni [wyprawa Magellana] wiozą ze sobą" .
Z tych relacji wynika jeden wniosek. Magellan zabrał ze sobą w podróż mapę,
która nie tylko ukazywała Cieśninę Magellana, ale też Pacyfik na szerokości 52°S
i pusty ocean od cieśniny po Moluki na równiku. Zeby sporządzić tę mapę, ktoś
musiał wcześniej przepłynąć Cieśniną Magellana i przeprawić się przez Pacyfik.
18
Któż inny, jeśli nie Chińczycy, „żółci ludzie noszący długie szaty" ?
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności wizyta Magellana na Filipinach stała się
kolejnym świadectwem chińskiej wyprawy z lat 1421-1423. Chińska porcelana,
jedwab i monety z czasów panowania cesarze Yongle, które Magellan widział na
Filipinach, mogły pochodzić z handlu prowadzonego przez Chińczyków przed
wyprawą Zhou Mana, ale Magellan odnotował pokaźne ilości towarów na każ­
dej z kolejnych wysp. Najwidoczniej wymieniano wiele dóbr, a to z kolei mu­
siało sprawić, że Zhou Man załadował na pokład ogromną ilość nabytych towa­
rów, głównie bardzo cenionego pieprzu, który musiał się pojawić w spisach
składów przypraw po powrocie floty do Chin w październiku 1423 roku.
Zbadałem kilka istniejących chińskich spisów, by potwierdzić swoje przy­
puszczenia. Przed 1424 rokiem w magazynach znajdowały się takie ilości pie­
przu, że cesarz Hongxi, który w tym roku zasiadł na tronie, rozkazał wydać
wielkie ilości tego towaru: „Każdemu chorążemu, gospodarzowi, żołnierzowi
i gwardziście [pół kilograma] pieprzu (...) każdemu laureatowi egzaminów
urzędniczych pierwszego stopnia, okręgowemu szefowi policji, naczelnikowi
więzienia, astronomowi i lekarzowi [pół kilograma] (...) każdemu mieszkań­
cowi Pekinu i okolicy, każdemu kapłanowi buddyjskiemu i taoistycznemu, rze­
mieślnikowi, muzykowi, zawodowemu kucharzowi (...) [pół kilograma]" 1 9 .
Liczba mieszkańców Pekinu w 1423 roku z pewnością przekraczała 1 000 000,
a żołnierzy armii cesarskiej i ludzi pozostających na ich utrzymaniu - 600 000.
Waga rozdanego pieprzu wynosiła prawdopodobnie ponad 1500 ton. Kiedy sta­
tek Magellana wrócił do portu macierzystego, miał na pokładzie prawie 26 ton
pieprzu. Sprzedano go za tysiąc razy większą sumę, niż wydano na zakup na
Wyspach Korzennych, co wystarczyło, żeby wyprawa zwróciła się z zyskiem.
Wbrew twierdzeniom chińskich mandarynów wyprawy statków przynosiły po­
kaźne profity: pieprz dowieziony w końcu 1423 roku do magazynów miał kolo­
salną wartość na rynkach międzynarodowych.
W relacji Pigafetty z wyprawy Magellana znaleźć można więcej dowodów
na to, że flota Zhou Mana przypłynęła z Ameryki na Moluki i Filipiny. Pigafetta
opisuje kukurydzę rosnącą na Filipinach i marynarzy Magellana, którzy ją łado­
wali na statki. Kukurydza pochodzi z Ameryki i jest rośliną, którą z miejsca na

170
miejsce przenosić może tylko człowiek. Co więcej, niektóre z chińskich relacji,
które dotrwały do naszych czasów, stwierdzają, że flota Zheng He przywiozła
z wyprawy kukurydzę. Dżonki transportowały nie tylko porcelanę, jedwab i wa­
lutę z Chin oraz pieprz do Chin. Wiozły również kukurydzę z Ameryki Połu­
20
dniowej na Filipiny .
9

PIERWSZA

KOLONIA

W AMERYCE
Z HOU M A N BYŁ TYLKO NIECO PONAD 1600 KILOMETRÓW OD MACIERZYSTEGO
portu w Chinach, ale jego niezwykła podróż miała jeszcze potrwać. Te­
raz musiałem prześledzić drogę floty od Filipin do wybrzeża następnego
lądu. Po opuszczeniu Wysp Korzennych flota z cennym ładunkiem mogła po­
płynąć najkrótszą drogą do domu, żeglując na północ, na zachód od filipińskie­
go Mindoro. Stamtąd letni wiatr popchnąłby ją na północ, w stronę Chin. Ale
sposób, w jaki wyspy zostały naniesione na mapę Rotza, sugeruje, że Zhou Man
postanowił zmienić kurs na wschód, przepłynął na południe od Leyte i ponow­
nie wpłynął na Pacyfik1. Zakładając, że opuścił Darwin na początku pory mon-
sunów południowo-zachodnich, w końcu kwietnia, wpłynąłby na Pacyfik przed
początkiem czerwca. Wiedziałem, że Zhou Man dotarł do Nankinu 8 paździer­
nika 1423 roku bez cudzoziemskich posłów na pokładach. Co robił, dokąd że­
glował w ciągu czterech miesięcy, które spędził na Pacyfiku?
Na północnym Pacyfiku istnieje potężny system cyrkulacji atmosferycznej,
silne wiatry wieją nieustannie po linii owalnej, zgodnie z ruchem wskazówek ze­
gara. W czerwcu od Filipin wieją wiatry w kierunku północnym. Kiedy flota ad­
mirała Zhou Mana wpłynęła na Pacyfik, na północ niósł ją także prąd Kuro-siwo,
a następnie wiatry zaczęły ją pchać w stronę wybrzeży Ameryki Północnej.
W praktyce gdyby Zhou Man po prostu rozwinął żagle w pobliżu Filipin, wiatry
i prądy pozwoliłyby mu dotrzeć do pacyficznego wybrzeża współczesnej Kana­
dy. Potem flotę przejąłby Prąd Kalifornijski, niosąc ją na południe, wzdłuż za­
chodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych do Panamy. Stamtąd Prąd Północ-
norównikowy zaniósłby oceaniczne dżonki z powrotem przez Pacyfik w stronę
Filipin. Cała wyprawa, z wiatrem i prądem, przebyłaby około 16 000 mil mor­
skich. Przy przeciętnej szybkości wynoszącej 4,8 węzła podróż trwałaby cztery
miesiące. Zhou Man wrócił bowiem do Nankinu w październiku. Przypusz­
czałem - z przyczyn, które wyjaśnię później - że z floty wydzielono eskadrę,

175
której zadaniem było założenie kolonii rozmieszczonych wzdłuż wybrzeża Pa­
cyfiku od Kalifornii po Ekwador.
Zacząłem szukać potwierdzenia, że flota Zhou Mana rzeczywiście dotarła
do pacyficznego wybrzeża Ameryki Północnej. Jako pierwszy Europejczyk ba­
dał to wybrzeże Hernando de Alarcón w 1540 roku. Szukając sławy i fortuny
w Nowej Hiszpanii, wypłynął z Acapulco 9 maja tego roku jako dowódca floty
wspierającej wyprawę konkwistadora Coronado do Nowego Meksyku. Alarcón
jako pierwszy naniósł na mapę kalifornijski półwysep Bahia California, a potem
samą Kalifornię. Wiedziałem, że jako pierwszy Europejczyk stworzył mapę tych
ziem, bo ani Kolumb, ani żaden inny z wczesnych odkrywców nie dotarł do
zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, więc wszelkie mapy narysowane
przed wyprawą Alarcóna stanowiłyby mocny dowód, że nie byli oni pierwsi.
Taki dowód istnieje - w postaci mapy świata Waldseemiillera, pięknie kolo­
rowanej wielkiej mapy opublikowanej w 1507 roku, pierwszej, na której precy­
zyjnie naniesiono szerokości i długości geograficzne. Jej pierwszym właścicie­
lem był Johann Schoner (1477-1577), norymberski astronom i geograf. Potem
długo uważano mapę za zaginioną. Odkryto ją dopiero w 1901 roku w zamku
Wolfegg w południowych Niemczech. Pozostawała tam - raczej nieznana - do
2001 roku, kiedy to w blasku powszechnego zainteresowania amerykańska Li-
brary of Congress nabyła ją od księcia Johannesa Waldburg-Wolfegga za
10 000 000 dolarów. Autor mapy, Martin Waldseemuller (ok. 1470-1518), uro­
dzony w Niemczech, był jednym z najlepszych kosmografów swojej epoki —
człowiekiem, który łączył studia geograficzne i astronomiczne. Segmenty glo­
busa i mapy ścienne, które sporządził w roku 1507 i 1516, są pierwszymi, na
których widnieje nazwa Ameryka. Mapa Carta Marear- „portugalska nawigacyj­
na mapa morska znanej Ziemi i Oceanów" była „pierwszą wyłącznie drukowa­
ną wersją map świata wcześniej znanych tylko odkrywcom hiszpańskim, portu­
galskim i ich patronom" 2 . Zachodnie wybrzeże Ameryki Północnej od
współczesnej Kanady do równika nakreślono na niej śmiało i czytelnie.
Karaiby i Floryda, ukazane na mapie Waldseemiillera, znajdowały się rów­
nież na dwóch wcześniejszych mapach: mapie Cantina (1502), przechowywa­
nej w Biblioteca Estense w Modenie we Włoszech, która odegra znaczącą rolę
w moich badaniach dotyczących innych części świata (patrz rozdział 11); oraz
mapie Caveria (1505), znajdującej się w James Ford Bell Library University of
Minnesota w Minneapolis. Na nich również narysowano lądy, do których jesz­
cze nie dotarli Europejczycy, ale te mapy nie mogły być źródłem dla mapy Wald­
seemiillera. Wielka Ławica Bahamska oddana jest w identyczny sposób na wszyst­
kich trzech mapach, ale mapa Caveria ukazuje Jukatan w Meksyku, którego nie
ma na wcześniejszej mapie Cantina. Zatem mapa Caveria nie mogła być kopią
mapy Cantina, a mapa Waldseemiillera, najstarsza ze wszystkich trzech, nie może
być z kolei ich kopią, bo ukazuje wybrzeże pacyficzne Ameryki Północnej,

176
którego brak na mapach Cantina i Caveria. Wszystkie trzy noszą odmienne rysy
i wszystkie musiały być skopiowane z wcześniejszego oryginału.
Wybrzeże pacyficzne Ameryki na mapie Waldseemullera narysowano po­
prawnie pomiędzy obszarami wyspy Vancouver w Kanadzie i Ekwadoru na po­
łudniu. Tak te ziemie widział z pokładu statku płynącego wzdłuż wybrzeża pa­
cyficznego kartograf, który jednak nie nanosił ich na mapę ze wszystkimi
szczegółami. Oregon daje się jasno zidentyfikować, a na plażach zatoki Neah-
kahnie odnaleziono kilka bardzo starych wraków. Jeden z nich, wykonany z drze­
wa tekowego, miał blok do podciągania rei z caeophyllum, drzewa występującego
wyłącznie w południowo-wschodniej Azji. Drewno nie było jeszcze badane
metodą węgla 1 4 C , ale jeśli okaże się, że pochodzi ono z początków XV wieku,
zyskamy kolejny argument na poparcie tezy, że jedna z dżonek Zhou Mana roz­
biła się w zatoce Neahkahnie. Niektórzy z badaczy wraku twierdzą, że znaleźli
w nim wosk, którego flota Zheng He używała jako paliwa do odsalania wody
morskiej, żeby poić konie.
Nawet jednak bez takich znalezisk pacyficzne wybrzeża Ameryki Środko­
wej i Południowej pełne są dowodów podróży morskich Chińczyków. Chińska
flota rozprzestrzeniła po całym globie azjatycki drób występujący od Chile po
Kalifornię (zob. rozdział 5), oraz inne okazy flory i fauny. Pamiętam, jak wiele
lat temu, podczas pierwszej mojej wizyty w Kalifornii, natknąłem się na grządkę
pięknych róż (Rosa laeuigata). Był cichy letni wieczór i ich cudowny aromat wy­
pełniał powietrze. W1803 roku europejscy osadnicy odkryli tu piękne zdziczałe
wonne róże; nazwali je różami cherokee. Kwiaty te rosną w południowo-wschod­
nich Chinach i zostały przedstawione w XII-wiecznej chińskiej farmakopei.
„Kiedy i w jaki sposób dotarły do Ameryki, pozostaje jedną z nierozwiązanych
zagadek przenoszenia się roślin" 3 . Wśród marynarzy floty Zheng He panował
zwyczaj hodowania róż w doniczkach. Zapachem przypominały im dom. Chiń­
czycy zabierali też ze sobą do kraju rośliny i nasiona. Szarłat [amarant], zboże
północnoamerykańskie o wysokiej zawartości protein, przywieziony został
z Ameryki do Azji w początkach XV wieku. Oczywiście podobnie było z ku­
kurydzą, którą Magellan widział na Filipinach. Palmy kokosowe, występujące
na południowym Pacyfiku, znajdowali Europejczycy na pacyficznych wybrze­
żach Kostaryki, Panamy, Ekwadoru i na Wyspach Kokosowych na zachód od
Kostaryki. Przewieźć ziarna z Ameryki do Azji, róże i drób z Chin do Ameryki,
a orzechy kokosowe z południowego Pacyfiku do Ekwadoru mogli tylko Chiń­
czycy.
Okolice San Francisco i Los Angeles zostały dokładnie narysowane na ma­
pie Waldseemullera. Byłem pewien, że Zhou Man musiał płynąć wzdłuż tego
wybrzeża. Po przebyciu tak ogromnych przestrzeni oceanów, po dwóch latach
nieprzerwanej żeglugi, niektóre z jego dżonek na pewno pilnie wymagały na­
prawy. Nawet najlepszy statek nie może tak długo pozostawać na morzu, nie

177
odnosząc choćby niewielkich uszkodzeń od sztormów i uderzeń fal. Chińczycy
musieli przeprowadzić przynajmniej bieżące naprawy i oskrobać kadłuby z pą-
kli, a najbardziej uszkodzone jednostki zapewne rozebrać na materiał do napra­
wy pozostałych. Resztki tych zniszczonych statków powinny znajdować się u wy­
brzeży Kalifornii - podobnie jak wraki w Australii i innych częściach świata.
Szukałem bezskutecznie informacji o dziwnych wrakach na wybrzeżu kali­
fornijskim, odkryłem za to, że w tutejszych muzeach znajdują się pokaźne ilości
niebieskiej i białej ceramiki z epoki Ming. Według oficjalnego stanowiska, przed­
mioty te dotarły do Kalifornii w ładowniach hiszpańskich galeonów. U jej wy­
brzeży odnaleziono jednak pewną liczbę chińskich kotwic - a tych przecież nie
mogli tu przywieźć Hiszpanie. Zacząłem kwestionować pochodzenie porcelany
z okresu Ming; czy rzeczywiście przywieźli ją Hiszpanie? Średniowieczną chiń­
ską porcelanę można datować na podstawie zawartości kobaltu: im większa za­
wartość żelaza w kobalcie, tym głębszy błękit glazury Kobalt używany w epoce
mongolskiej pochodził z Persji, również rządzonej przez Mongołów, ale ojciec
cesarza Yongle zamknął granice Chin po wyparciu Mongołów w 1368 roku i per­
ski kobalt przestał być dostępny. Yongle przywrócił handel na Szlaku Jedwabnym,
zezwalając na import kobaltu z Persji. Toteż czas, kiedy wytwarzano jasnobłękitną
porcelanę okresu Ming, jest ograniczony - kolor porcelany znajdującej się w mu­
zeach kalifornijskich pozwoli stwierdzić, czy wyprodukowano ją w omawia­
nym momencie historii Chin.
Byłem pewien, że wielka flota skarbowa odkryła pacyficzne wybrzeża Ame­
ryki Północnej i Południowej, ale w moich badaniach zabrakło tak kluczowego
dowodu, jak wrak chińskiej dżonki. Z nadzieją, że inni mogli znaleźć ślad, który
umknął mojej uwadze, postanowiłem „upublicznić" sprawę podczas wykładu
w Royal Geographical Society w Londynie w marcu 2002 roku. Został on wy­
emitowany na cały świat; w ciągu doby zaczęły napływać informacje o wraku
średniowiecznej chińskiej dżonki, zakopanej pod piaszczystą ławicą na rzece
Sacramento u północno-wschodniego brzegu zatoki San Francisco. Jednak to
stanowisko znajduje się ponad 160 kilometrów od otwartego morza, a odkrycie
wydawało się zbyt piękne, żeby było prawdziwe - ale przez następne kilka dni
przyszło więcej listów opisujących tę samą dżonkę. Ledwie wykonałem kilka
wstępnych badań, odkryłem, że przeważające na tym wybrzeżu wiatry północ­
no-wschodnie mogły zepchnąć dżonkę prosto przez zatokę do rzeki Sacramen­
to. Sześćset lat temu rzeka była szersza i głębsza niż dzisiaj, gdyż wycięcie lasów
zmniejszyło opady deszczu i śniegu w okolicy, sprawiając, że opadł poziom wody.
Rzeczywiście możliwe, jeśli nie prawdopodobne, że dżonka, która weszła do
zatoki San Francisco, została zepchnięta w stronę rzeki Sacramento.
Doktor John Furry z Natural History Museum of Northern California 20
lat temu jako pierwszy wpadł na trop dżonki, kiedy przeczytał informację o dziw­
nej zbroi odkrytej kiedyś w jej ładowni (wrak najwyraźniej nie był wówczas tak

178
Rejon zatoki San Francisco z układem wiatrów wiejących w górę rzeki Sacramento.

179
głęboko zagrzebany w piasku i mule). Zbroja, wykonana o dziwo z metalu (rdzen­
ni Amerykanie nie umieli kuć metalu), miała niezwykły srebrnoszary kolor.
Pokazano ją miejscowemu znawcy, który stwierdził, że to średniowieczny wy­
rób chiński. Niestety, człowiek ten zmarł przed laty, a zbroja, którą wypożyczo­
no miejscowej szkole, zaginęła. Ale dr Furry, zaintrygowany, rozpoczął badania
miejsca, w którym spoczywał wrak.
Stanowisko pokrywała 12-metrowa warstwa piasku i mułu nagromadzo­
nych przez stulecia. Doktor Furry zaczął poszukiwania od pomiarów magneto-
metrycznych. Silna magnetyczna anomalia ukazała zarysy zakopanego obiektu
długiego na 25 metrów i szerokiego na 10 metrów, bardzo podobnego kształtem
i rozmiarami do dżonek transportowych, które towarzyszyły flotom Zheng He.
Za pomocą świdra pobrano próbki. Fragmenty wydobytego drewna zostały pod­
14
dane badaniu metodą węgla C i datowane na rok 1410, co wskazywało, że
dżonka została zbudowana właśnie w tym roku. Miejscowe gazety doniosły la­
4
konicznie, że „był to okres apogeum potęgi morskiej Chin" .
14
Wynik badania metodą węgla C zachęcił dr. Furry'ego do pobrania kolej­
nych próbek drewna i sprasowanej masy milionów ziaren ważącej 40 kilogra­
mów. Wysłał fragmenty drewna i nasion do analizy, do Chin. Według jego słów,
Chińska Akademia Leśnictwa tymczasowo zidentyfikowała drewno jako pocho­
dzące z ketelerii, drzewa iglastego występującego w południowo-wschodnich
Chinach, ale nie w Ameryce. W wiekach średnich Chińczycy sadzili ketelerię na
drewno do budowy statków.
Dr Furry powiedział mi też, że dr Zhang Wenxu, były profesor Chińskiej
Akademii Rolniczej w Pekinie i czołowy chiński ekspert od kopalnych nasion,
w czarnej masie wydobytej z wraku zidentyfikował wstępnie cztery różne typy
nasion. Trzy występowały zarówno w Chinach, jak i w Ameryce Północnej, ale
jeden wyłącznie w Chinach. Najbardziej interesujące okazało się jednak następ­
ne odkrycie dr. Furry'ego - ziarna ryżu i żuk znajdujący się w wydobytym ma­
teriale. Ryż, uprawiany w Afryce i w Chinach w XV wieku, w Ameryce nie był
znany. Prowadzone są dalsze badania ryżu i żuka, ale jak do tej pory z Chin nie
przysłano na piśmie wyników analizy drewna i nasion.
Teraz upewniłem się, że mam do czynienia z wrakiem chińskiej dżonki;
takiego dowodu szukałem. Wydaje się bardzo nieprawdopodobne, żeby załoga
utonęła, gdy dżonka utknęła na łasze piaskowej na rzece Sacramento. Maryna­
rze zapewne dotarli na brzeg żyznej doliny. Ich pierwszym zadaniem było ura­
towanie z ładowni jak najwięcej ryżu, którego część odłożyli na ziarno i zasadzi­
li w dogodnym miejscu - na zalewanych wodą rzeki Sacramento nizinach.
Długo utrzymywano, że ryż sprowadzony został do zachodniej Afryki przez
Europejczyków, a potem do Ameryki przez Hiszpanów, ale profesor Judith A Car-
ney z University of California podważa tę teorię. Powszechnie przyjmuje się, że
Chińczycy bardzo się przyczynili do rozwoju rolnictwa na żyznych ziemiach

l8o
Kalifornii, szczególnie jeśli chodzi o uprawę ryżu na mokradłach dolnego biegu
Sacramento. Do lat 70. X I X wieku 75% kalifornijskich farmerów było chińskie­
go pochodzenia. „Właściwie to Chińczycy nauczyli amerykańskich farmerów
5
siać, uprawiać ziemię i zbierać plony" . Ale czy Chińczycy pracujący na polach
i plantacjach doliny Sacramento należeli do wielkiej fali XIX-wiecznych imi­
grantów, czy też niektórzy z nich byli potomkami osadników pozostawionych
na brzegach rzeki przez Zhou Mana w 1423 roku? Rozwiązanie tej zagadki na­
deszło z zupełnie nieoczekiwanej strony
W 1874 roku Stephen Powers, oficjalny inspektor mianowany przez rząd
Kalifornii do badania języków plemion kalifornijskich, opublikował artykuł,
w którym twierdził, że znalazł dowód językowy na istnienie chińskiej kolonii
nad rzeką Russian w Kalifornii, około 115 kilometrów na północny zachód od
6
znalezionej dżonki w rzece Sacramento . Powers twierdził także, że choroby
przywleczone przez europejskich osadników zdziesiątkowały chińską kolonię
tak samo, jak indiańskie ludy Kalifornii: „Zaraźliwa gorączka spustoszyła doliny
Sacramento w 1833 roku i doprowadziła do tego, że wielkie równiny, niegdyś
gęsto zaludnione, stały się ciche (...). Nie przeżył prawie nikt"7. Raport Power-
sa źle został przyjęty przez rząd i choć badacz usiłował bronić swoich racji, opu­
blikowana w 1877 roku oficjalna wersja raportu jest znacznie ocenzurowana
w stosunku do jego pierwotnych twierdzeń, niemniej pozostaje ona fascynującą
lekturą.
Niezależnie od opartej na danych lingwistycznych tezy o istnieniu chińskiej
kolonii, Powers pisze o chińskich osadnikach, którzy od stuleci wchodzili
w związki małżeńskie z przedstawicielami plemion indiańskich. Ich potomko­
wie mieli jaśniejszą cerę niż ludy wybrzeża. W odróżnieniu od innych plemion
indiańskich starsze pokolenie nosiło wspaniałe brody, a kobiety były „równie
dumne ze swoich czarnych włosów jak Chinki". Kobiety chętniej niż skóry no­
siły „jednoczęściowe odzienie o kształcie worka z wełny, bez rękawów, ściągnię­
te przy szyi, z początku białe". Ludzi tych opisywano jako prostych, przyjaciel­
skich, nastawionych pokojowo i nieagresywnych. Po śmierci „zazwyczaj pragnęli,
podobnie jak Chińczycy, żeby pochowano ich na ziemi przodków". I znów, po­
dobnie jak Chińczycy, a w przeciwieństwie do łowiecko-zbierackich plemion
północnoamerykańskich, mieszkańcy okolic rzek Sacramento i Russian prowa­
dzili osiadły tryb życia: „co najmniej cztery piąte ich diety pochodzi z królestwa
roślin (...). Znane im są zalety wszystkich ziół, krzewów, liści. Opanowali roz-
leglejszy katalog nazw [botanicznych] niż dziewięć dziesiątych Amerykanów".
Spuścizna przodków widoczna jest także w ceramice pięknie formowanej we­
dług klasycznych chińskich wzorów, podczas gdy „[współcześni] Indianie biorą
jedynie głaz trapu [czarnej magmowej skały] (...) i drążą jego wnętrze, pozosta­
wiając wierzch nieobrobiony". Przodkowie plemion znad rzek Sacramento
i Russian używali też „długich, ciężkich noży z obsydianu albo z kwarcu". Ich

181
potomkowie, jak stwierdził Powers, nie wiedzieli już, jak sieje wytwarza. Przod­
kowie umieli robić piękne fajki z serpentynu, potomkowie zadowalali się drew­
8
nianymi. Rozwinęli też „chińską pomysłowość" w wynajdywaniu metod chwy­
tania dzikiego ptactwa za pomocą kaczek-wabików - jest to sposób chiński,
niespotykany u Indian. Podobnie jak Chińczycy jedli ślimaki, jaszczurki, węże
i wyrzucali muszle małżów na wielkie stosy.
Po wschodniej stronie zatoki San Francisco, około 115 kilometrów na połu­
dnie od znaleziska dżonki, stoi mała, zbudowana z kamienia wioska z niskimi
murami. W 1904 roku dr John Fryer, profesor języków orientalnych z Univer-
sity College w Berkeley w Kalifornii, stwierdził: „To bez wątpienia dzieło Mon­
gołów (...). Chińczycy z pewnością otoczyliby się murem, jak czynią to we
9
wszystkich chińskich miastach" . Zgadza się to ze zwięzłą relacją Powersa opi­
sującego Chińczyków, którzy założyli kolonię, a potem zmieszali się z pierwot­
nymi Amerykanami.
Naprawdę wygląda na to, że członkowie wyprawy Zhou Mana osiedlili się
w Kalifornii. Czy to oni jako pierwsi uprawiali w Ameryce ryż? I czy wielkie
ilości błękitnej i białej porcelany z okresu Ming, znajdowanej w Kalifornii, na­
prawdę zostały przywiezione na hiszpańskich galeonach, czy też może przypły­
nęły w ładowniach dżonek z floty Zhou Mana? Śledztwo w toku, ostateczne
wnioski muszą jeszcze poczekać; tymczasem pragnę przyspieszyć tempo wła­
snych badań i prześledzić trasę floty, która ponownie wyruszyła w morze z zato­
ki San Francisco.
Po wyjściu z zatoki prąd i wiatr zaniosły flotę Zhou Mana na południe, do
Nowego Meksyku. Mapa Waldseemiillera ukazuje wybrzeże dość dokładnie,
naniesione tak, jak powinien tego dokonać kartograf pracujący na pokładzie pły­
nącego wzdłuż brzegu statku. Widać jednak lukę na szerokości zatoki Tehuante-
pec w Gwatemali, jakby Pacyfik i Atlantyk spotykały się w tym miejscu. Chiń­
czycy wpłynęli na wody zatoki, ale stwierdzili, że jest za płytka, żeby kontynuować
rejs, zawrócili i nanieśli na mapę to, co mogli zobaczyć z wejścia do zatoki:
wodę rozciągającą się na całe kilometry przed nimi, zaznaczając pozorną prze­
rwę między Ameryką Północną a Południową.
Założyłem, że Chińczycy popłynęli za Przesmyk Panamski, wyraźnie uka­
zany na mapie Waldseemiillera, a potem prąd i wiatry zepchnęły ich z powro­
tem przez Pacyfik w stronę Chin - ich statki miały bowiem lugrowe ożaglowa­
nie. Ale płynąc wzdłuż wybrzeża, mogli przejść przez Zatokę Kalifornijską
i wylądować na wybrzeżu meksykańskim, gdzieś w pobliżu Manzanillo we
współczesnej prowincji Colima. Tutaj powinien przyciągnąć ich uwagę charak­
terystyczny wulkan Nevado de Colima, wysoki na 4265 metrów, wyraźnie wi­
doczny z otwartego morza.
Postanowiłem szukać następnego wraku pomiędzy Manzanillo a Acapulco,
na odcinku wybrzeża liczącym około 480 kilometrów, dokładnie zaznaczonym

182
na mapie Waldseemullera. Zacząłem od zapoznania się z relacjami pierwszych
Hiszpanów, którzy dotarli do tego brzegu w latach 20. XV stulecia, Fra Bernar-
10 11
dino de Sahagun i Bernala Diaza del Castillo . Obaj opisywali egzotyczną cy­
wilizację Majów. Istniała ona nadal w 1521 roku, gdy przybyli tu Hiszpanie, ale
znajdowała się j u ż w stanie upadku. Wiele ze zwyczajów i przedmiotów, o któ­
rych pisali Sahagun i del Castillo - drób, pudełka z laki, barwniki, wyroby z me­
talu i wyroby jubilerskie - zdawało się nosić chińskie cechy.
Podobnie jak w Kalifornii, konkwistadorzy, którzy przybyli do Meksyku,
napotkali tu drób odmienny od europejskiego. Nazwy, które Majowie nadali
ptakom, kek albo ki, były identyczne z nazwami chińskimi; podobnie jak Chiń­
czycy, Meksykanie używali drobiu tylko do celów ceremonialnych, takich jak
wróżby, a nie na mięso i jaja, jak Europejczycy Podobieństwa były tak zauważal­
ne, że choćby z tego powodu uznałem za konieczne odwiedzić ten skrawek
wybrzeża Meksyku.
Przed odjazdem zbadałem też, czy rośliny z Chin rosną w Nowym Meksy­
ku albo w zachodniej części tego kraju. Chińska róża mogła tu trafić z Kalifor­
nii. Poza nią nie znalazłem w Meksyku roślin pochodzenia chińskiego, ale od­
kryłem odwrotne zjawisko: rośliny właściwe tylko dla Ameryki Środkowej
znalazły sobie drogę przez oceany, zanim Europejczycy wyruszyli na wielkie
wyprawy odkrywcze 12 . Słodkie ziemniaki, pomidory i papaje hodowano na
Wyspie Wielkanocnej, słodkie ziemniaki na Hawajach, a kukurydzę w Chinach
i na Filipinach. Kukurydza mogła przybyć z Ameryki Północnej lub Południo­
wej, ale inne rośliny pochodzą ze znacznie węższego obszaru - dzisiejszego
Meksyku, Gwatemali i Nikaragui.
Cywilizacja Majów, z którą mogli się spotkać Chińczycy, była prawie rów­
nie stara, jak ich własna. Przodkowie Majów, Olmekowie, stworzyli najstarszą
cywilizację w Ameryce Środkowej - i prawdopodobnie w obu Amerykach - ze
stolicą w La Vencie na atlantyckim wybrzeżu Meksyku. Przed 1200 rokiem p.n.e.
lud Olmeków zbudował dwa wielkie sztuczne tarasy w La Venta i San Lorenzo,
na których powstały święte miasta niemal tak starożytne jak Babilon. Te wielkie
kopce, rozciągające się na całe kilometry, stanowiły ośrodek systemu osadnicze­
go integrującego olmeckie wioski i osady w południowym Meksyku w całość
społeczną, polityczną i ekonomiczną.
Olmekowie rozwinęli szerokie stosunki handlowe z ludami z południa,
importując obsydian, bazalt, jadeit i rudę żelaza, eksportowali wyroby garncar­
skie, skóry jaguarów, kokę i niezwykle ekspresyjne rzeźby. Przykłady można do
dziś zobaczyć w Parąue La Venta: psotne kamienne małpy zwieszają się z drzew;
kamienne delfiny, tak pełne życia, że niemal widzi się wodę spływającą z ich
ciał, skaczą z sadzawki do sadzawki; człowiek wypełza z wejścia do grobowca
wyrzeźbionego z bazaltu; zrozpaczona matka trzyma swoje martwe dziecko w ra­
mionach. Te baśniowe rzeźby są dziełem prawdziwie niezwykłego ludu. Ale

183
około 300 roku p.n.e. Olmekowie zniknęli - z nieznanych do tej pory powo­
dów. Nastąpili po nich Majowie, którzy stworzyli imperium handlowe obej­
mujące Amerykę Środkową. Epoka Majów dobiegała już końca w 1421 roku
i na Jukatanie wybuchła wojna domowa; mimo to kultura, na którą natknęli się
tu Chińczycy, była bardzo stara i wyrafinowana.
Ślady cywilizacji Majów widziałem wszędzie, jadąc autobusem między
atlantyckim a pacyficznym wybrzeżem Meksyku. Wybrzeże Atlantyku usiane
jest niewielkimi przystaniami rybackimi, którym nieodłącznie towarzyszą peli­
kany wypatrujące ryb w przybrzeżnych wodach. Potem kilometr za kilome­
trem ciągną się mokradła ze stadami kaczek i kluczami gęsi przecinającymi
niebo. Ibisy i bociany tkwią bez ruchu w sadzawkach i lagunach. W kraju Majów
typ gospodarki rolnej nie zmienia się od setek lat. Milpas - pola uprawne roz­
pościerające się w dżungli - to efekt wycinki drzew i wypalania lasu. W porze
suchej, w okolicach Bożego Narodzenia, chłopi ścinają drzewa maczetami.
Między marcem a majem, gdy upał daje się we znaki, nadchodzi idealny czas
na wypalanie suchego lasu. Pozostają po nim oczyszczone obszary, gotowe do
uprawy, pokryte użyźniającym popiołem.
Pierwsze deszcze przychodzą z początkiem maja. Chłopi biorą długie, gru­
be żerdzie i robią nimi dołki w wilgotnej ziemi. Wrzucają do nich ziarna kuku­
rydzy, grochu i kabaczków. Te rośliny to podstawa zdrowej diety, którą przez
tysiąclecia stosowali Olmekowie, Majowie, Toltekowie, Inkowie i Aztekowie.
Zboże rosło, groch wypuszczał pędy wijące się wokół tyczek, a kabaczki płożyły
się po glebie. W lipcu słońce już parzy, ale padają obfite deszcze, a we wrześniu
nadchodzi pora żniw. Chińczycy ujrzeli dopracowany system gospodarki roz­
powszechniony w całym kraju wraz z wyrafinowanym systemem nawadniania.
Zmeliorowane pola mogły wyżywić znacznie większą populację niż tę, która
zamieszkuje współczesną wieś meksykańską.
Miód stanowił istotny składnik wyżywienia Majów. Służył im do słodzenia
potraw i do wytwarzania alkoholu ze sfermentowanej pszenicy oraz jako środek
płatniczy, dzięki któremu rolnicy mogli nabywać buty i bawełniane tkaniny, które
ich żony haftowały według tradycyjnych wzorów. Do dziś dzieci w tych okoli­
cach noszą koszule przepięknie haftowane żywymi barwami, oznaczającymi przy­
należność do danej rodziny i wioski, bardzo podobne do ubiorów ze starych
fresków. Tradycyjne domy na wyłaniają się z dżungli, takie same od tysiącleci.
Ich fundamenty - owalne platformy z kamienia - spojone są wapiennym ce­
mentem. Poziome belki mocuje do pionowych lina wykonana z włókien agawy.
Mniejsze bambusowe żerdzie uzupełniają szkielet, a dach kryją wysuszone li­
ście palmy. Ta tradycyjna konstrukcja występuje nawet w hotelach i ośrodkach
wypoczynkowych południowego Meksyku i Gwatemali. Majowie do tej pory
sypiają w hamakach, a ich codzienne pozdrowienie do tej pory to „niech ci ha­
mak służy".

184
Dżungla Ameryki Środkowej dostarcza bogatego i zróżnicowanego pokar­
mu; wystarczy tylko polować, łowić ryby i zbierać owoce przez dwa, trzy dni
w miesiącu, a przy panującym tu upale i duchocie niewiele potrzeba przyodziew­
ku. Wszystkiego jest pod dostatkiem, są tam materiały budowlane, warzywa,
lekarstwa, koka, kawa, mięso zwierząt wszelkich rodzajów. Dżungla nigdy nie
milknie. Nocną ciszę przerywają krzyki, gwizdy, wrzaski, stłumione porykiwa­
nia i krakania. W tym bogatym środowisku Majowie budowali wspaniałe ka­
mienne miasta. Nic, co widziałem na naszej baśniowej planecie, nawet Machu
Piechu czy Akropol, nie dorównuje Palenąue w meksykańskim Chiapas wyła­
niającemu się z białej mgły pięknego letniego dnia. Majowie wznieśli to miasto
w złotym wieku swej kultury (ok. 325-925 n.e.). Skrywało się pod płaszczem
dżungli przez 1000 lat. Postawione na szeregu przylegających do siebie wzgórz
rozciąga się na obszarze ponad 9 kilometrów kwadratowych. Na każdej grupie
wzgórz stoi zespół budowli - piramid, świątyń, pałaców. W każdej z nich białe,
kamienne pałace otaczają centralny plac, którego tło stanowi wiecznie zielona
dżungla. Budowle ustawione są tak, żeby podkreślać naturalne zarysy wzgórza
i doliny, a dołem - środkiem miasta - płynie spokojna rzeka. Jest bardzo praw­
dopodobne, że Chińczykom pokazano Palenąue, najświetniejsze miasto Ma­
jów, które w owym czasie mogło się wydać przybyszom z Chin dziełem ludzi
dorównujących im talentami. Miasto nagle zostało porzucone wraz ze swymi
skarbami. Jest tu wszystko, o czym marzy historyk czy archeolog: bajeczny grobo­
wiec „faraona dżungli" wypełniony bogactwami; pałace królów i kapłanów po­
kryte hieroglifami opowiadającymi miejscową historię; obserwatoria, świątynie,
dziedzińce i, co może najważniejsze, domy zwyczajnych ludzi. Występują tu
wszelkiego rodzaju zabytki kultury materialnej, poczynając od masek, posągów,
klejnotów i ceramiki, kończąc na skromnych garnkach i patelniach, haczykach na
ryby i włóczniach, których mieszkańcy używali do polowań na grubą zwierzynę.
Nad okolicą dominuje biała piramida króla Pacala. Kubański naukowiec,
Alberto Ruz Lhuillier, strawił lata na odsłonięcie tajnych schodów wiodących
do komory ukrytej na samym dnie. W1952 roku jego zespół wkroczył do mrocz­
nej krypty

Z cieni wyłoniła się wizja j a k z bajki, fantastyczny, eteryczny widok z innego


świata, jakby wielka magiczna grota wyrzeźbiona z lodu, której ściany błyszczą i iskrzą
j a k kryształki śniegu (...) robi to wrażenie opuszczonej kaplicy. N i s k o na ścianach
wije się relief przedstawiający postacie. Potem mój wzrok spoczął na podłodze, któ­
ra prawie cała składała się z wielkich ciosanych kamiennych płyt w doskonałym
stanie ( . . . ) . Patrzyliśmy na to wszystko jako pierwsi ludzie od tysiąca lat.

Alberto Ruz Lhuillier i jego ludzie, bardzo podekscytowani, podważyli wiel­


kie wieko i zajrzeli do środka.

185
Najpierw zobaczyłem mozaikę zieleni, czerwieni i bieli. Potem ukazały się
szczegóły - zielone ozdoby z jadeitu, pomalowane na czerwono zęby i kości
oraz fragmenty maski. Patrzyłem w oblicze tego, dla którego wykonano całą tę
zdumiewającą pracę - kryptę, rzeźby, schody, wielką piramidę z wieńczącą ją
świątynią ( . . . ) . A więc to był sarkofag, pierwszy, jaki znaleziono w piramidach
Majów 1 3 .

Najbardziej spektakularnym z egzotycznych skarbów, które towarzyszyły


Pacalowi w drodze do drugiego życia, była maska pogrzebowa z jadeitu z ocza­
mi z muszli i źrenicami z obsydianu. Jest to zapewne jedno z najświetniejszych
dzieł sztuki, jakie wykonał człowiek, zabytek o nieoszacowanej wartości. N a d ­
garstek, szyję, palce i uszy ozdobiła mistrzowsko rzeźbiona biżuteria. Oto wy­
roby i obiekty zdolne rywalizować z najpiękniejszymi wytworami chińskiego
i japońskiego rzemiosła. Piramidę o pięknych proporcjach zbudowaną z gładko
obrobionego kamienia, ukryte schody, wewnętrzną kryptę, wspaniałą maskę i bi­
żuterię wykonali ludzie o ogromnych talentach w dziedzinie architektury, inży­
nierii i sztuki.
Spacer w dół rzeki od piramidy Pacala doprowadził mnie do muzeum wy­
pełnionego obiektami sztuki dekoracyjnej Majów. Były to głównie symboliczne
rośliny i zwierzęta - jaguary, węże z kłami i pazurami, pokryte piórami i łuskami
ptaki, tak pełne życia, jakby zaraz miały wyskoczyć z gablot. Wreszcie, po latach
żeglugi po wzburzonych morzach, Chińczycy napotkali cywilizację prawie rów­
nie starą i świetną, jak ich własna. Znaleźli biżuterię z jadeitu równie wspaniałą,
jak wyrabiana w Chinach. Ceramika z Choluli była cieńsza od najlepszej chiń­
skiej porcelany z Jingdezhen z prowincji Jiangxi. Tu mogli wymienić swoje j e ­
dwabie oraz błękitną i białą ceramikę na cudowne dzieła sztuki.
10

KOLONIE

W AMERYCE

ŚRODKOWEJ

191
N Ą J W Y R A Ź N I E J S Z E GHYBA Ś W I A D E C T W A C H I Ń S K I C H W P Ł Y W Ó W Z N A L A Z Ł E M
w Uruapan w górach zachodniego Meksyku. Miasto leży w przybliże­
niu 320 kilometrów na północ od wybrzeża Pacyfiku, od południa
oddziela je rzeka Balsas, a od północy góry. Nazwę zawdzięcza hiszpańskiemu
mnichowi Fra Juanowi de San Miguel, na którym bujna wegetacja zrobiła takie
wrażenie, kiedy przybył tu w 1533 roku, że ochrzcił okolicę mianem Uruapan -
„wieczna wiosna". Po dziś ziemia ta słynie z awokado i owoców, wytwarza się tu
piękne pudełka i tace z laki, które tak zachwycają turystów.
Laka znana jest w Meksyku jako maque, z w Chinach nosi nazwę qiqi. Pokry­
wanie laką jest niezwykłą, skomplikowaną i czasochłonną metodą ozdabiania
przedmiotów. Drzewa łąkowe występują naturalnie w Chinach, uważanych za
ojczyznę laki, są również uprawiane na plantacjach. Chińczycy poznali ochron­
ne wartości żywicy uzyskiwanej z gałęzi drzewa łąkowego co najmniej 3000 lat
temu. Rozpowszechnili je w całej południowo-wschodniej Azji; chińskie i ja­
pońskie metody powlekania laką zasadniczo się od siebie nie różnią. Najstarsze
znane przedmioty z laki wykonane w Chinach pochodzą z epoki dynastii Shang
(ok. 1523-1028 p.n.e.), kiedy rzemieślnicy Państwa Środka zaczęli korzystać z laki
do powlekania przedmiotów codziennego użytku, mebli i dzieł sztuki oraz w celu
utrwalania obiektów wyrzeźbionych z bambusa. Pierwsi Europejczycy, którzy
dotarli do południowej Kalifornii i Meksyku, ku swemu zaskoczeniu stwierdzi­
li, że sztuka powlekania laką kwitła w Chiapas, Guerrero, do Michoacan, a jej
zasięg na północy dochodzi aż do Sinaloa nad Zatoką Kalifornijską1. Uważa się,
że Uruapan jest centrum maąue - ale jak ludy Meksyku znad wybrzeża pacyficz­
nego zdołały opanować tę sztukę? Czy rozwinęła się niezależnie, czy też przy­
wieźli ją Chińczycy?
Specyficzną cechą laki jest to, że aby wyschnąć, potrzebuje ona wilgoci
i umiarkowanego klimatu. Gorąca wilgoć sprawia, że sok roślinny zamienia się
w gęstą masę i twardnieje jak emalia. Na gęstość i proces suszenia wpływ mają

189
temperatura, grubość warstwy laki i wilgotność powietrza. Najlepsze warunki
panują w wilgotnym Uruapan, gdzie wieją ciepłe wiatry od Pacyfiku. Przed na­
łożeniem laki w sposób tradycyjny powierzchnię pudełka lub innego obiektu
należy przygotować, wypełniając szczeliny mieszaniną mąki ryżowej i żywicy
drzewa łąkowego. Odpowiednią konsystencję osiąga się, mieszając masę z cia­
stem ryżowym albo, jak w przypadku Meksyku, z popiołem wulkanicznym.
Pudełko jest potem piaskowane i bardzo cienkim pędzlem z ludzkich włosów
nanosi się na nie pierwszą warstwę laki. Warstw może być od dziesięciu do stu.
Każda musi najpierw dokładnie wyschnąć, jest piaskowana i polerowana, za­
nim położy się następną. Polerowanie to sztuka sama w sobie. Używa się do
tego celu osełki i proszku z rogów jelenia nakładanego miękką szmatką. N a j ­
częściej przedmioty pokrywa od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu warstw
laki.
Proces ten jest praktycznie identyczny w Chinach i w Meksyku. Chińska
technologia została zaadaptowana do klimatu i materiałów dostępnych w Mek­
syku. Powierzchnie przygotowuje się tak samo: szczeliny wypełniane są mie­
szanką zwaną nimacarta, obiekt piaskuje się aż do całkowitej gładkości, a potem
nakłada się wymaganą ilość powłok nimacarta. Każda z nich po kolei schnie,
piaskowana i polerowana za pomocą kamienia szlifierskiego.
Meksykańscy rzemieślnicy używają trochę odmiennych składników. Maąue
jest półpłynną pastą wytwarzaną z mieszanki olejów roślinnych i zwierzęcych
oraz przesianej, miałkiej glinki. Podstawowy składnik zwierzęcy to tłuszcz uzy­
skiwany z owadów zwanych aje (Coccus lacca), hodowanych przez tubylców
w okolicach Uruapan. Owady zbiera się podczas pory deszczowej i żywcem
wrzuca do gotującej się wody. Gotuje sieje, aż z ich ciał zacznie się wydobywać
twarda, woskowata substancja unosząca się na powierzchni wody. Kiedy woda
ostygnie, substancję zbiera się, przemywa i ponownie ogrzewa, żeby usunąć reszt­
ki wody; potem zastyga jak osełki masła. Drugi składnik, olej roślinny chia, służy
do rozcieńczania mikstury z aje. Ekstrahuje się go z nasion szałwii rosnącej
w Meksyku. Olej chia ma dużą zawartość gliceryny, która szybko absorbuje tlen
z powietrza i po wyschnięciu tworzy twardą elastyczną powłokę. Trzeci skład­
nik to miałko zmielony dolomit, zwany teputzuta. Glinka mineralna dodaje mie­
szance maąue właściwej gęstości.
Techniki dekoracyjne i kolory w Meksyku i Chinach również są uderzająco
podobne: efektowne czerwone wzory wyryte na głębokiej czerni podłoża. W obu
krajach tradycyjnym kolorem jest czerń, uzyskiwana ze spalonych zwierzęcych
kości zmielonych na miałki proszek albo ze spalonych kaczanów kukurydzy.
Metody dekorowania maąue stosowane obecnie w stanach południowego Mek­
syku odpowiadają chińskim czy japońskim. Wzór wycina się za pomocą ostrej
igły kaktusa osadzonej w piórze indyka. Miękkich piór używa się do usuwania
nadmiaru glinki albo maąue, powstającego w czasie rytowania. Cienkie nacięcia

190
wypełnia się kontrastowymi kolorami, jednym po drugim. W trakcie procesu
przedmiot wciąż trzeba suszyć i polerować po każdym wypełnieniu. Ostateczny
rezultat - pięknie dekorowany talerz albo pudełko - jest tak podobny w Chi­
nach i w Uruapan, że dla osób niebędących znawcami rozróżnienie między
nimi okazuje się prawie niemożliwe.
Teoretycznie, choć mało to prawdopodobne, ten skomplikowany, czasochłon­
ny proces mógł się rozwinąć równolegle w Chinach i w Meksyku, krajach od­
dalonych od siebie o tysiące kilometrów, ale wyrób przedmiotów z laki to nie
jedyne podobieństwa, jeśli chodzi o dzieła sztuki zachodniego Meksyku i Chin.
Oba kraje dysponują bardzo podobnymi i niezwykłymi metodami pozyskiwa­
nia barwników. Czerwień z marzanny, błękit indygo, szkarłat i fiolet ze skoru­
piaków to nikłe barwniki, z których można uzyskać olśniewające kolory, co wy­
maga jednak skomplikowanych procedur. I znów upierałbym się przy
twierdzeniu, że są one zbyt podobne, by mogło to być dziełem przypadku.
Czerwony barwnik uzyskiwano w Chinach z korzeni marzanny (z rodziny
rubiacea). Wykopywano, suszono, a potem proszkowano korzenie, moczono masę
przez całą noc i na krótko poddawano ogrzewaniu do 150°C. Tkanina była naj­
pierw trawiona kwasem albo stabilizowana siarczanem glinu, a potem gotowana
w kąpieli farbiarskiej. Następnie płukano ją w wodzie zmieszanej z popiołem
drzewnym. W Meksyku korzenie pochodzą z rośliny spokrewnionej z marzan­
ną - Rubiacea relbunium i Rubiacea nitidum - małego subtropikalnego krzewu,
rozpowszechnionego aż po Argentynę. Roztwory stosowane do przygotowania
tkanin stosowane w Nowym Świecie zawierały glin, kwas szczawiowy i taninę.
Jaskrawoniebieskie indygo, używane od tysiącleci w południowo-wschod­
niej Azji, jest jednym z najstarszych barwników naturalnych, ale wymaga bar­
dzo skomplikowanej technologii. Roślinę należy uprawiać z nakładem wielkich
starań. Świeżo ścięte liście, całe lub zmielone, trzeba moczyć w gorącej wodzie
przez 9 do 14 godzin. W tym czasie liście fermentują i wydzielają bardzo nie­
przyjemny zapach. Uzyskany płyn jest przezroczysty, ale przędza lub tkanina
w nim namoczona, utleniając się pod wpływem kontaktu z powietrzem, nabie­
ra jaskrawej, niebieskiej barwy Proces barwienia w prekolumbijskiej Ameryce
Środkowej był niemal identyczny, z wyjątkiem tego, że używano popiołu albo
wapna, żeby poprawić właściwości roztworu.
Barwniki cynobrowe, uzyskiwane z małych owadów zbieranych z liści dębu,
były w szerokim użyciu w południowo-wschodniej Azji. Insekty topiono w oc-
cie, który nadawał im czerwonawobrązowy kolor. Po skruszeniu wydzielały barw­
nik rozpuszczany w alkoholu i stabilizowany ałunem albo uryną. Innym czer­
wonym barwnikiem spotykanym w całej południowo-wschodniej Azji był szelak
- nieoczyszczany uzyskiwany z dzikich albo hodowlanych owadów pasożytują­
cych na różnych gatunkach drzew. Gałązki odłamywano, suszono na słońcu i wrzu­
cano do gorącego roztworu sody. Roztwór odparowywał, a z osadu formowano

191
kostki barwnika. Zarówno Ma Huan, jak i Niccoló da Conti pisali, że sprzeda­
2
wano je w Kalikacie .
W Nowym Świecie w procesie tym używano innego owada żerującego na
kaktusach. Larwa owada owija się białym włóknistym kokonem, a po zmiażdże­
niu wydziela mocny szkarłatny barwnik dziesięć razy intensywniejszy niż w przy­
padku owadów azjatyckich. Gdy Hiszpanie najechali Amerykę Środkową, za­
częli eksportować tego owada na Bliski Wschód i do Azji. Podobnie jak
w Chinach, kolor barwnika z niego uzyskiwany przysługiwał członkom rodzi­
ny królewskiej. Meksykański owad dotarł do południowej Azji, zanim Kolumb
3
wyruszył na ocean .
Szczytem osiągnięć farbiarstwa była królewska purpura - czyli fiolet - uzy­
skiwana z morskich ślimaków. Był to najsłynniejszy z kolorów Starego Świata,
tak drogi, że pozwolić na niego mogli sobie tylko ludzie niezwykle bogaci, a fio­
letowe szaty stały się synonimem wysokiej pozycji społecznej. Władcy Bizan­
cjum mieszkali w fioletowych komnatach i odziewali się w fioletowe szaty. W N o ­
wym Świecie fiolet ze skorupiaków wytwarzano w rejonie Michoacan - prowincji
otaczającej Uruapan - i w odległym Ekwadorze. Był on w szerokim użyciu na
wybrzeżu Pacyfiku. J u ż w 1898 roku ta metoda pozyskiwania fioletu ze skoru­
piaków uznana została za przesłankę wskazującą, że w epoce prekolumbijskiej
mógł się rozwijać handel transoceaniczny.

Na wielu obszarach, na których stopień rozwoju pozwalał na zastosowanie


tych substancji w charakterze barwników, nic takiego jednak nie nastąpiło, a uży­
cie ich do barwienia włókien jest procesem tak zawiłym, że dziwić się można, iż
w ogóle się rozwinęło, tym bardziej że nastąpiło to w wielu miejscach naraz (...)
toteż jeśli w różnych regionach napotykamy w użyciu kilka z owych barwników
w połączeniu z zastosowaniem środków trawiących, musimy rozważyć możli­
wość kontaktów historycznych, i to kontaktów bliskich i ponawianych - szcze­
gólnie w świetle wielkiej ilości innych wspólnych, często przypadkowych cech 4 .

Nie do pomyślenia, żeby te procesy farbiarskie mogły być przypadkowymi


odkryciami dokonanymi niezależnie; „należy zatem dopuścić, że istniało jedno
wspólne źródło dla dwóch cywilizacji"5.
Ale podobieństwa pomiędzy Meksykiem a Chinami nie kończą się na natu­
ralnych barwnikach, lace, drobiu i roślinach. Jezioro Patzcuaro, w górę rzeki od
Uruapan, otoczone jest górami zasobnymi w rudę miedzi. Do dziś w miastach
położonych nad brzegiem jeziora, takich jak San Christobal, tłumom turystów
sprzedaje się piękne wyroby z miedzi, a muzea wypełnione są skarbami z prze­
szłości. W Michoacan, podobnie jak w Chinach, różnego rodzaju metale były
składowane w osobnych magazynach i katalogowane według jakości i przezna­
czenia - czy ma być użyty na ofiary, czy na spłatę danin.

192
Kodeks florentyński - ukończona w 1569 roku wielka księga ojca Bernardino
6
de Sahagun , opisująca przedkolumbijskie cywilizacje Meksyku - ukazuje pro­
ces wytapiania metali poprzez wdmuchiwanie tlenu w celu oczyszczenia rudy.
Był to zaawansowany technologicznie proces, niestosowany w prekolumbijskiej
Ameryce. Mieszkańcy Michoacan używali miedzi, złota, srebra i ich stopów.
Osiągnęli mistrzostwo w odlewaniu dzwonów, na które przeznaczono prawie
60% wytapianych metali. Dźwięk dzwonu zależy od rodzaju użytego do odlewu
stopu; tak jak w Azji, proporcje starannie odmierzano, żeby dzwon nabrał wła­
ściwego rezonansu. Metalowe dzwony odlewane z tych samych stopów były
ważnym symbolem buddyzmu, a ludzie odwiedzający Tajlandię, Birmę, Chiny
i Indie do tej pory są oczarowani słodkimi dźwiękami takich dzwonów, czego
sam doświadczyłem w senne popołudnia spędzone w klasztorach środkowych
Chin i Tybetu.
Metalowe hachuelas - ofiary pogrzebowe w kształcie półksiężyca - znajdu­
je się w dużych ilościach w grobowcach Meksyku. Hachuelas częstokroć wkła­
dano do ust zmarłej osoby, podobnie jak w Chinach nefrytowe kulki. Zagięta,
półksiężycowata forma to ważny uniwersalny symbol buddyzmu lamaistycz-
nego. Cesarz Yongle przedsięwziął poważne działania, żeby rozpowszechnić
lamaizm w Chinach, zapraszając tybetańskiego karmapę i obdarzając go za­
szczytami. Księżycowatego kształtu noży ceremonialnych używano do sym­
bolicznego przecięcia związków z życiem. Można je znaleźć w świątyniach
buddyjskich i grobowcach w całym Tybecie i w Chinach. Kapitanowie-eunu-
chowie byli muzułmanami, ale wśród załogi floty Zheng He prawie wszyscy
byli buddystami wyznającymi naukę Buddy o powszechnym współczuciu
wobec wszystkich stworzeń.
Lustra także zajmowały istotne miejsce w kulturze zarówno Ameryki Środ­
kowej, jak i Chin. W Chinach wierzono, że lustro pomaga przenieść się duszy
do miejsc zamieszkiwanych przez bogów i duchy przodków. Większość chiń­
skich luster miała okrągły kształt, co ucieleśniało taoistyczne pojęcie okręgu jako
symbolu wszechświata. W Chinach i w Japonii odwrotną stronę luster pokry­
wano symbolami zwierząt i kwiatów oraz reliefami o znaczeniu religijnym. Do
tradycji weszło noszenie przyozdobionego symbolami okrągłego lusterka z brą­
zu jako ochrony przed złymi duchami. W Michoacan okrągłych metalowych
dysków zwanych rodelas używano podczas ceremonii i rytuałów. Podobnie jak
dzwony, wytwarzano je w wielkich ilościach ze złota, srebra, miedzi i stopów
metali. Na odwrotnej stronie widniały symbole przyrody i wszechświata.

Te badania upewniły mnie, że Chińczycy odwiedzili Uruapan, sprzeda­


wali tu drób i musieli zatrzymać się na całe miesiące, a prawdopodobnie i lata,
zeby przekazać Meksykanom wiedzę na temat wytwarzania przedmiotów z laki

193
i technologii farbiarskiej. Moje wstępne wnioski - że eskadry albo pojedyncze
statki odłączały się od płynącej wzdłuż wybrzeża floty, żeby zakładać kolonie -
wydawały się coraz bardziej zasadne. Potwierdzenia dostarcza ustna tradycja do­
tycząca historii Nayarit, na północnym zachodzie od Guadalajary - opowieści
o przedkolumbijskim statku z Azji, który przybił do meksykańskiego brzegu,
a jego załoga została serdecznie przyjęta przez wodza Coras, jednego z ważnych
ludów Nayarit. Długo przeszukiwałem zbiory muzealne, by wreszcie natknąć
się na lienzo de Jucutdcato (Tkaninę z Jucutacato), obraz odkryty w X I X wieku
w wiosce o tej nazwie.
Na lienzo składa się 35 kwadratów, z których 30 ma mniej więcej taki sam
rozmiar, a każdy z kwadratów opowiada pewną historię. Pierwsza scena ukazuje
ludzi schodzących na ląd ze statku. Przed nimi biegnie pies z ogonem zagiętym
w charakterystyczny łuk nad tułowiem. Kształtem, rozmiarami i sposobem cho­
dzenia, a szczególnie charakterystycznym ogonem przypomina chińskie sharpei,
psy myśliwskie pochodzące z prowincji Guangdong, bardzo cenione przez ubo­
gich mieszkańców Kantonu za absolutne oddanie właścicielowi i jego rodzinie 7 .
Przynajmniej jeden z ludzi jedzie konno. Koń był stworzeniem, które tubylcom
musiało się wydać bardzo dziwne i warte uwagi; w Ameryce przed hiszpańskim
podbojem konie nie występowały. Przywódca wyłaniający się od strony dziobu
nosi czerwoną szatę (o takim samym ubiorze widocznym na malowidłach abo­
rygenów w Australii pisał gubernator Grey) i trzyma okrągłe lustro. Lustro mia­
ło najwyraźniej znaczenie symboliczne, bo powtarza się co najmniej kilkanaście
razy na innych kwadratach. Na niektórych ukazano odwrotną stronę lustra „po­
dzieloną na osiem części"; to „koło doktryny" odnosi się do ważnych wydarzeń
w życiu Buddy, szczególnie do jego kazań i oświecenia. Lustro w rękach ubra­
nego w czerwoną szatę przywódcy czyni go podobnym do buddyjskiego kapła­
na schodzącego na ląd, żeby spotkać się z tubylcami.
W centrum obrazu przywódca siedzi, a tubylcy stawiają na ziemi u jego stóp
tace z minerałami - w moim przekonaniu jest to oczywista ilustracja handlu
miedzią z Chińczykami. U dołu stoi drzewo, z którego dobywają się promienie
światła; może drzewo, pod którym siedział Budda? Wreszcie kilka rysunków
ukazuje wielkiego ptaka ze zwisającym ogonem, drepcącego po ziemi. Z roz­
miaru i postawy przypomina on malajską kurę. Dzieło przedstawia z całą pew­
nością Chińczyków, którzy konno i pieszo schodzą z wielkiego statku, brodzą
do brzegu z lustrami, żeby odpędzić złe duchy, a pomaga im w tym drzewo
oświecenia i koło doktryny. Miejscowe ludy przynoszą im minerały, a Chińczy­
cy zapewne zostawiają im w zamian drób, wyroby z laki, barwniki i technologię
pozyskiwania minerałów.
Według historyka Nicolasa Leona 8 , któryjako pierwszy przeanalizował i sko­
piował lienzo, namalowane zostało ono czarnym atramentem roślinnym na su­
rowej tkaninie i pochodzi z okresu przed przybyciem Hiszpanów do Meksyku.

194
Ustalił, że płótno zostało przemalowane w XVI wieku przez Hiszpanów, którzy
dodali budynki i słowa usiłujące objaśnić znaczenie malowidła. Tych zmian do­
konano innego gatunku atramentem i w późniejszym czasie.
Czy to możliwe, żeby Chińczycy dotarli do Jucutacato, choć leży w głębi
lądu? Wioska znajduje się 10 kilometrów na południe od Uruapan, gdzie rzeka
Cupatitzio nie jest już spławna. Cupatitzio uchodzi do wielkiego jeziora poło­
żonego o kolejne 40 kilometrów na południe, które z kolei łączy z morzem
rzeka Balsas. Podobnie jak w przypadku Sacramento można przyjąć, że dżonka
dotarła do Jucutacato z morza, żeby wymienić towary i technologie za minerały
i rośliny.
Jeśli Chińczycy rzeczywiście odwiedzili Majów, żeby z nimi handlować i na­
uczyć ich tajników technologii wytwarzania przedmiotów z laki, powinny się
zachować jakieś źródła, które poświadczałyby to wydarzenie. Profesor Needham,
jeden z najwybitniejszych specjalistów od Chin epoki Ming, odwiedził Meksyk
w 1947 roku i opisał swoje przeżycia. „Podczas mojego pobytu tutaj pozostawa­
łem pod głębokim wrażeniem ewidentnych podobieństw pomiędzy wieloma
rysami kultury Ameryki Środkowej i kultur wschodniej oraz południowo-
-wschodniej Azji"9, stwierdził, a następnie wyliczył ponad trzydzieści odniesień
kulturowych: poza metalurgią wymienił bębny Majów przypominające bębny
znajdowane w Chinach, kotły na trzech nogach, gry, urządzenia do liczenia,
użycie jadeitu do wielu celów religijnych, muzykę (ponad połowa rodzajów
instrumentów muzycznych Majów występuje również w Birmie i Laosie), chiń­
skie nosidła i chińskie poduszki pod kark. Z całym szacunkiem dla wielkiego
profesora posunąłbym się jeszcze dalej. Od pacyficznych wybrzeży Meksyku
po środkowe Peru trudno oprzeć się wrażeniu, że jest się w Chinach, tak po­
dobne są atmosfera i krzątanina, tak znajome poranne „kikiriki" kogutów i takie
same owoce morza wyławiane z Pacyfiku.
Moim zdaniem bezpośrednie dowody na wczesną obecność Chińczyków
rozsiane są po całym kraju Majów. Przedkolumbijskie chińskie figury z brązu
znajdowano w Peru, a figurki Nazca przedstawiające boga słońca mają u podsta­
wy chiński znak oznaczający niebo. W muzeum w Teotihuacan, niegdyś waż­
nym mieście, przechowuje się chińskie medaliony, a chińskie naszyjniki z ne­
frytu znaleziono w Chiapa de Corzo we współczesnym stanie Chiapas. Don
Ramon Mena, wówczas dyrektor Muzeum Narodowego Meksyku, opisał je­
den z medalionów jako „pochodzący sprzed kilkuset lat (...) przywieziony do
Ameryki, gdy Chińczycy przybyli na ten kontynent" 10 . W słynnych jaskiniach
Cueva Pintada na meksykańskiej części półwyspu Bahia California znajdują się
malowidła przedstawiające ludzi przeszytych strzałami i rysunek supernowej
w Mgławicy Kraba z 1054 roku, odnotowanej przez Chińczyków (patrz roz­
dział 1). W pobliskiej osadzie znaleziono zwęglone drewno, które metodą węgla
14
C datowano na okres między 1352 a 1512 rokiem.

195
Dalsze dowody na pobyt Chińczyków w krainie Majów pochodzą z Gwatema­
li. Wybitni biolodzy, Carl Johannessen i M. Fogg, opisują wróżby i praktyki czarno­
11
księskie tubylców, którzy używali do tego celu drobiu o czarnym mięsie . Przedsta­
wili mocne argumenty, że nie tylko drób przywieziony został z Chin, ale również że
Chińczycy spędzili tu wiele czasu, wpływając na rozmaite grupy ludzi.
Niepodważalny dowód istnienia chińskich kolonii w Ameryce Środkowej
odkryto u podnóży gór leżących na zachód od Zatoki Wenezuelskiej, na obsza­
rze szczegółowo zaznaczonym na mapie Waldseemiillera. Widziałem te góry
z oddali, z morza, ich pokryte śniegiem szczyty na tle zachodzącego słońca -
i był to niezapomniany widok. Niektóre z plemion tubylczych zamieszkują­
cych te odległe ziemie mają we krwi ślady chińskich przodków.
W 1962 roku dr Tulio Arends i dr M.L. Gallengo z Instituto Venezolano de
Investigaciones Cientificas w Caracas przedstawili sprawozdanie ze studium elek-
troforetycznego dystrybucji fenotypów transferyn (studium migracji cząsteczek
zawieszonych w szczególnych makromolekularnych proteinach pod wpływem
pola elektrycznego) w grupach językowych i etnicznych dorosłej populacji konty­
nentu amerykańskiego. Zidentyfikowali transferyny (proteiny przenoszące żelazo
we krwi) u ludów Irapa, Paraujano i Macoita zamieszkujących podnóża Sierra de
Perija (9° do 11°N; 72°40f do 73°3(yW), prymitywnych plemion znajdujących
się na granicy wymarcia. U 58% badanych naukowcy znaleźli powolne transfe­
ryny, które do chwili obecnej stwierdzono wyłącznie u Chińczyków z prowincji
Guangdong w południowo-wschodnich Chinach 12 . Jak czytamy w sprawozdaniu
„wyniki badań są dodatkowym dowodem na istnienie więzi rasowej pomiędzy
Indianami południowoamerykańskimi a Chińczykami". Spora część załóg flot
Zhou Mana i Hong Bao musiała urodzić się w Guangdong, bo zarówno wtedy,
jak i dzisiaj porty tej prowincji - Koulun, Hongkong i Makau - należą do najru-
chliwszych w Chinach. Niektórzy z żeglarzy Zhou Mana pochodzący z prowincji
Guangdong spłodzili potomstwo z wenezuelskimi kobietami.
Istnieją również językowe dowody bytności Chińczyków w Ameryce Połu­
dniowej. Statek z żaglami w Kolumbii nazywa się charnban, a w Chinach sampan;
tratwa z kłód to jangada w Brazylii, a ziangada u Tamilów. Do końca X I X wieku
mieszkańcy pewnej górskiej wioski w Peru mówili po chińsku 13 . Obfitość do­
wodów - wraki, grupy krwi, architektura, malarstwo, zwyczaje, język, tkaniny,
technologie, wyroby rzemiosła, barwniki, rośliny i zwierzęta przewożone po­
między Chinami a Ameryką Południową - wskazuje na wszechobecne chińskie
wpływy wzdłuż pacyficznego wybrzeża Ameryki Środkowej i Południowej.
Wpływ ten jest tak głęboki i rozpowszechniony, że kontynent kilkaset lat temu
można by nazwać chińską Ameryką.
Odkryłem jeszcze jeden niezaprzeczalny dowód na to, że Chińczycy dotarli
do Meksyku. Jako dowódca H M S „Rorąual" popłynąłem przez Morze Południo-
wochińskie i Filipiny do zatoki Subic, gdzie usłyszałem wiele legend o chińskich

196
dżonkach pełnych skarbów leżących na dnie morza. Szukałem ich sonarem,
niestety - bez powodzenia. Potem dowiedziałem się, że 9 czerwca 1993 roku
poławiacz pereł nurkując przy Coral Bay na południowy zachód od Panay, wy­
spy w południowo-zachodnich Filipinach (zaznaczonej na mapie Rotza), zna­
lazł wrak chińskiej dżonki pokryty pąklami, ale z nienaruszoną większą częścią
tekowego kadłuba. Wrak zbadano wiosną 1995 roku, pod nadzorem dr. Eusebia
Dizona, szefa działu archeologii podwodnej Muzeum Narodowego Filipin. Na
powierzchnię wydobyto 4722 artefakty, stanowiące żywą ilustrację handlu po­
między Chinami, południowo-wschodnią Azją a Ameryką.
Drewno kadłuba wydatowano za pomocą metody węgla 1 4 C na 1410 rok, tak
samo jak w przypadku dżonki z Sacramento. Oba statki miały te same rozmiary,
w przybliżeniu 30 na 8 metrów, i oba były wyposażone w żelazne okucia. Przed­
mioty z żelaza we wraku z Filipin zostały sfotografowane na dnie morza, a z Sacra­
mento namierzone trójwymiarowym odczytem magnetometrycznym. Obie dżon­
ki wiozły zarówno towary egzotyczne, jak i zwykłe. Na dżonce z Filipin
znaleziono miliony maleńkich szklanych paciorków, jakich Chińczycy używali
w charakterze akcesoriów seksualnych, którą to praktykę pochodzącą z połu­
dniowo-wschodniej Azji odnotował zarówno Ma Huan, jak i Niccoló da Conti
(patrz rozdział 3). Do tej pory spotyka się ją jeszcze na Filipinach. Dżonka z Sa­
cramento wiozła miliony maleńkich czarnych nasion. Niektóre z nich wstępnie
przebadano (np. ziarnka maku występującego tylko w południowo-wschodnich
Chinach). Jeśli ta analiza zostanie potwierdzona, być może okaże się, że Chiń­
czycy prowadzili handel narkotykami. Na dżonce z Filipin znalazły się też meta-
tes - tłuczki do rozgniatania kukurydzy - których w owym czasie używano wy­
łącznie w Ameryce Południowej, oraz coś, co wyglądało na wyroby z Choluli -
cienkie jak skorupka jajka naczynia gliniane z Meksyku. Dżonka, zanim zatonę­
ła, służyła kupcom w południowo-wschodniej Azji, gdyż w jej ładowniach znaj­
dowała się porcelana z ośmiu różnych krajów, w tym wspaniała ceramika wiet­
namska oraz niebieska i biała porcelana chińska pochodząca ze słynnych
manufaktur w Jingdezhen. Oprócz tych pięknych artykułów jednostka przewo­
ziła zwyczajne sprzęty domowe: gliniane garnki do gotowania i kamienne dzba­
ny do przechowywania ryżu, grochu i nasion. Odkryto też gongi z brązu pocho­
dzące z Dongson (w Wietnamie) i osobliwe urządzenie z brązu, które mogło
być mechanizmem kompensującym do chińskiego zegara wodnego.
Z 4722 wydobytych przedmiotów 1000 czeka na identyfikację, która po­
zwoli odtworzyć trasę dżonki. Z dostępnych już teraz informacji można wnio­
skować, że wracała z Ameryki Środkowej z Prądem Północnorównikowym (była
to droga, którą płynęła flota Zhou Mana) i rozbiła się na wysokości Panay, być
może w wyniku gwałtownego sztormu.

197
Śledzenie dowodów chińskich podróży z początku XV stulecia było niezwy­
kle inspirujące i ekscytujące, ale kolejne odkrycia umożliwiły mi ujrzenie szersze­
go obrazu. Okazało się, że istnieje wiele dowodów nie tylko na kontakty handlo­
we Chińczyków z Amerykami, ale także na to, że założyli oni kolonie rozciągające
się od Kalifornii po Peru. Opisali też świat, zanim zrobili to Europejczycy, i, jak się
okazało, byli na dobrej drodze do założenia kolonii we wschodniej Afryce, Au­
stralii i na wyspach Pacyfiku. Jeśli to wszystko prawda, należy radykalnie zrewido­
wać nasze rozumienie historii... ale pogląd ten, wyrażony przez kapitana okrętu
podwodnego Royal Navy jest trudny do udowodnienia. Choć byłem pewien praw­
dziwości dowodów przeze mnie zgromadzonych, obawiałem się wyśmiania w krę­
gach naukowych. Postanowiłem znaleźć sojuszników w świecie nauki, bo choć
okazał się on wobec mnie do tej pory wielkoduszny, doskonale wyobrażałem so­
bie, jak mogą zareagować niektórzy wybitni profesorowie historii na tak radykalną
rewizję tematu, któremu poświęcili swoją naukową karierę.
Chociaż wszystkie chińskie źródła dotyczące tego zagadnienia zostały po­
noć zniszczone, byłem pewien, że przeoczono takie dzieła, jak Wu beiji czy
kroniki Ma Huana; mandaryni nie mogli przecież aż tak dokładnie zatrzeć śla­
dów, dotrzeć do każdego zapisu, każdego listu, każdej wzmianki o tym, co zo­
stało odkryte podczas podróży. Na pewno gdzieś przetrwały jeszcze jakieś pry­
watne pamiętniki albo relacje.
Najpierw udałem się do muzeum Zheng He w Nankinie. Położone jest
ono w centrum miasta w dawnym parku otaczającym pałac Zheng He. Zbudo­
wano je w stylu wczesnej dynastii Ming, wokół rosną bambusowe zagajniki
i rozpościerają się ubarwione kwiatami zieleńce. Główna ekspozycja w muzeum
ma tytuł: „Dowody historyczne i materialne ekspedycji Zheng He". Najbar­
dziej interesującym i ważnym eksponatem jest wysoki na 12 metrów pal steru.
Według standardów inżynierii okrętowej, statek posiadający tak gigantyczny ster
musiał mieć około 120 metrów długości. Innymi istotnymi dla mnie artefakta­
mi w tym muzeum były dzwon Zheng He przypominający dzwon z plaży Rua­
puke i niezwykłe kotwice, podobne do znalezionych w Australii.
Te obiekty, choć same w sobie ciekawe, nie dowodziły niczego. Napisałem
zatem do profesorów wydziałów studiów azjatyckich lub sinologicznych uni­
wersytetów w Kalifornii, znanych ze swych badań nad dziejami średniowiecz­
nych Chin, do wybitnych profesorów z Cambridge i Oksfordu i do biblioteka­
rzy z wielkich bibliotek w Anglii, Ameryce i Australii, żeby dowiedzieć się, czy
w ich księgozbiorach nie ma czasem ksiąg z wczesnej epoki Ming, nieznanych
światu naukowemu.
Najpierw dostałem mnóstwo życzliwych, ale negatywnych odpowiedzi, aż
wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnęło. Profesor Charles Aylmer, bibliote­
karz zbioru wschodnioazjatyckiego Cambridge University w Anglii, powiado­
mił mnie o unikatowej księdze, Yi yu tu zhi - Ilustrowanym sprawozdaniu z obcych

198
krajów - opracowaniu dotyczącym ludów i miejsc znanych Chińczykom w 1430
roku. Księdze brakuje karty tytułowej, więc nie można z całą pewnością ustalić
autora, ale uważa się, że została napisana przez księcia dynastii Ming, Ningxiana
(Zhu Quan), i wydrukowana około 1430 roku. Stanowi ona część wspaniałego
zbioru, ofiarowanego uniwersytetowi w końcu X I X wieku przez profesora Wa­
de'a, który większą część życia spędził w Chinach i był pierwszym profesorem
chińskiego w Cambridge. Egzemplarz z Cambridge jest jedynym istniejącym
na świecie. Nigdy nie został przetłumaczony, a jedyną jego fotokopię sporządzi­
ła chińska ambasada w Londynie. Profesor Aylmer i inni uczeni sinolodzy są
całkowicie pewni pochodzenia i autentyczności księgi.
Pospieszyłem do Cambridge. Choć księga jest w bardzo złym stanie, profe­
sor Aylmer przygotował ją do sfotografowania na mikrofilmie. Widać na nim
bardzo wyraźnie wszystkie 98 stronic. Znajduje się tam około 8000 znaków w śre­
dniowiecznym języku chińskim i 132 ilustracje, wykonane przez różnych arty­
stów. Niektóre z nich są doprawdy świetne, oddają atmosferę kilkoma pocią­
gnięciami pędzla, przedstawiając rośliny, zwierzęta i ludzi ze wszystkich
kontynentów. Księga jest najbardziej zwięzłą i dobitną ilustracją chińskiej wie­
dzy o świecie i jego stworzeniach w roku 1430. Tematem były wydarzenia lub
istoty, które Chińczykom wydały się dziwne, toteż niewiele znajdzie się tam
scen z samych Chin. Księga przedstawia natomiast wszystkie główne religie
świata: muzułmanów w długich szatach modlących się w stronę Mekki; hindu­
ską trójcę, w skład której wchodzą Brahma o czterech ramionach, stwórca i naj­
wyższy byt, Wisznu podtrzymujący wszechświat i Siwa, jego niszczyciel; jest
i Ganeśa, bóg słoń, i piękny, pełen życia obrazek przedstawiający małpy tańczą­
ce wokół Hanumana, indyjskiego boga małpy; Budda oddany został podczas
kontemplacji pod świętym drzewem i podczas modłów pod świętą górą. Artysta
narysował Sikhów w turbanach i Wenecjan w charakterystycznych kapeluszach,
długich butach i rozwianych pelerynach. Najbardziej pełne życia są zwierzęta:
spasiona zebra z grubym, zaokrąglonym brzuchem; lwy i słonie afrykańskie;
indyjskie pawie i tygrysy, a wszystko naszkicowano po mistrzowsku, oszczędną
kreską. Widniały tam obrazki przedstawiające jelenie z południowo-wschodniej
Azji i myśliwych ścigających je po stepie, wyposażonych w rozmaitą broń - łuki
mongolskie i długie łuki zachodnioazjatyckie. Są tam także rysunki przedsta­
wiające sceny charakterystyczne dla Ameryki: lamy, pancernika sunącego w po­
szukiwaniu mrówek, jaguara z obwisłym brzuchem, ludzi żujących liście koki,
nagich ludzi z Patagonii i psiogłowego mylodona, „którego napotkano po dwóch
latach i dziewięciu miesiącach podróży na zachód od Chin" 1 4 .
Dwie rzeczy szczególnie mnie zaskoczyły: po pierwsze, przedstawienia
mieszkańców dalekiej północy, Eskimosów w obszytych futrem kapturach, nio­
sących harpuny, i tańczącego Kozaka. W tamtym czasie Moskwa była najważ­
niejszym księstwem Rusi, ale nie rozpoczęła jeszcze ekspansji na wschód, do

199
Azji. Chińczycy mogli widzieć Eskimosów na Aleutach - ale gdzie oglądali tań­
ce kozackie? Nie ma przekazów z tej epoki o jakichkolwiek lądowych wypra­
wach, widać jednak Chińczycy musieli jakoś dostać się do moskiewskiego por­
tu. Była to jeszcze jedna tajemnica, którą na jakiś czas należało odłożyć na bok.
Druga dziwna sprawa to fakt, że tak mało miejsca poświęcono Australii.
Mogę tylko przypuszczać, że w 1430 roku Australii nie uważano j u ż za „obcy
kraj". Istnieje wiele XV-wiecznych opisów dżonek przewożących setki ludzi
z Chin do Australii. W jednym z nich napisano, że wybrzeże „wielkiego kraju
Chui Xiao" leży o 30 000 li [w przybliżeniu 19 000 kilometrów] od Chin w po­
łudniowej strefie umiarkowanej, gdzie pory roku są odwrotne niż na półkuli
północnej" 1 5 . Kraj ten zamieszkany jest przez rasę małych (liczących zaledwie
metr wzrostu) czarnych ludzi, w których australijski antropolog, Norman B.
Tyndale, rozpoznał aborygenów z gór powyżej Cairns w północnym Queens-
land 16 .
W marcu 2002 roku moją prezentację przedstawioną w Royal Geographical
Society w Londynie wyemitowano na żywo w Australii. Stacja telewizyjna Chan-
nel 9 zaprosiła mnie potem do udziału w spotkaniu, w którym wzięło udział
kilku wybitnych australijskich profesorów. Fakt, że flota Zheng He dotarła do
Australii, nie wzbudził zdziwienia. Odesłano mnie do kilku książek zawierają­
cych to samo stwierdzenie. Moja teoria cieszy się szerokim poparciem w Au­
stralii - a czy jest uznawana w Chinach? Doktor Wang Tao ze Szkoły Studiów
Orientalnych i Afrykanistycznych London University zechciał przedstawić mnie
wdowie po profesorze Wei z Nankinu. Dziełem życia profesora Wei było stu­
dium podróży Zheng He, ze szczególnym uwzględnieniem odkrycia Ameryki.
Profesor miał już opublikować książkę zatytułowaną Chińskie odkrycie Ameryki,
lecz niestety zmarł. Praca profesora Wei jest powszechnie znana w chińskich
środowiskach naukowych, ale musi jeszcze zostać przetłumaczona na angielski
(albo opublikowana w Chinach). I tutaj rewelacje z mojej książki nie wzbudziły
szczególnego zaskoczenia.
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego historykom amerykańskim i europej­
skim tak długo udawało się przekonywać świat, że to Kolumb odkrył Amerykę,
a Cook Australię. Czy nie wiedzieli o chińskich podróżach do Ameryki przed
Kolumbem? Postanowiłem to zbadać. Ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że ist­
nieje ponad tysiąc książek przedstawiających przekonujące dowody na przedko-
lumbijskie podróże Chińczyków do Ameryki. Literatura ta została nawet zebra­
na w dwutomową bibliografię17. Jak zauważył profesor George F. Carter, znawca
drobiu amerykańskiego i autor kilku fascynujących książek o wczesnych chiń­
skich podróżach,

(...) sinolodzy i historycy sztuki azjatyckiej bywają zazwyczaj pod ogrom­


nym wrażeniem przygniatających, wszechobecnych śladów chińskich wpływów

200
1 Zatoka Nehakahnie - drewniany wielokrążek 7 Zatoka Fonseca
2 Dżonka z rzeki Sacramento oraz mówiące 8 Wenezuelscy Indianie ze śladami DNA
po chińsku plemiona i chińska wioska pochodzenia chińskiego
3 Los Angeles - chińska kotwica 9 Peruwiańska wioska, której mieszkańcy
4 Malowidła naskalne - przedstawienie mówią po chińsku
przybycia obcych 10 Peruwiańskie wyroby z brązu
5 Wyroby rzemiosła z Michoacan - laka, z chińskimi napisami
barwniki, w obu przypadkach wpływy chińskie 11 Ekwador - chińska kotwica i haczyki na ryby
6 Drób azjatycki

Dowody na wizytę chińskiej floty skarbowej w Ameryce.

201
na cywilizację Indian amerykańskich. Wydaje się, jakby historycy Ameryki byli
nieświadomi istnienia chińskiej literatury wskazującej nie tylko na odkrycie, ale
też na skolonizowanie Ameryki 1 8 .

Sformułowania, których użył profesor Carter, są majstersztykiem taktu. Być


może, jak pisze, wspomniani uczeni nie są świadomi istnienia tych dowodów;
być może postanowili je zignorować, zapewne dlatego, że przeczą one przyjętej
powszechnie wiedzy, na której opiera się niejedna kariera. Uczeni o otwartych
umysłach przyjrzą się sprawie ponownie...
Teza, że Chińczycy opłynęli i odkryli praktycznie cały świat między 1421
a 1423 rokiem, może stanowić radykalne zerwanie z konwencją, jeśli chodzi
o daty odkrycia „nowych światów" i tożsamość ludzi, którzy jako pierwsi je ba­
dali i nanosili na mapy. Byłem pewien, że istnieją poważne źródła, które ją wspie­
rają. Moje doświadczenie w astronawigacji także pomogło mi w odnalezieniu
dalszych dowodów, których nie byłby w stanie zebrać żaden uczony, chyba że
astronom. N i e ma znaczenia, jak ciężką artylerię wytoczą, byłem pewien, że
moja teza się obroni. Podniesiony na duchu zwróciłem wzrok na admirała Zhou
Wena i jego flotę.
V

W y p r a w a Zhou W e n a
11

WYSPA

SZATANA
W PAŹDZIERNIKU 1421 ROKU, GDY FLOTY HONG BAO I ZHOU MANA PŁY-
nęły w stronę wybrzeża Ameryki Południowej, na południowy za­
chód od wejścia na Morze Karaibskie, flota admirała Zhou Wena
oddzieliła się od nich i weszła na kurs północno-zachodni, podążając północ­
nym odgałęzieniem Prądu Równikowego. J u ż wiedziałem, że ta flota musiała
później dotrzeć do Azorów, leżących na szerokości geograficznej Pekinu, gdyż
wyspy te pojawiają się na mapie Kangnido, sporządzonej, zanim pierwsi Euro­
pejczycy odkryli te wyspy. Moje zadanie polegało teraz na tym, żeby stwierdzić,
którędy żeglował Zhou Wen pomiędzy tymi dwoma lądowaniami.
Docierając do Wysp Zielonego Przylądka admirał Zhou Wen przepłynął już
sporą część kuli ziemskiej i musiał wiedzieć, że tajemniczy ląd Fusang leży na
zachód od niego. Od czasów wielkiego kartografa Zhu Sibena (1273-1337), Chiń­
czycy dokładnie zmierzyli odległość z Pacyfiku na Atlantyk, ale to, co Zhou Wen
sądził o dystansie, który dzielił go od położonego na zachodzie Fusang, zależało
od tego, jak szacował drogę do tej pory przebytą. Widać to na mapie Kangnido -
prądy oceaniczne sprawiły, że Chińczycy pomylili się, uznając drogę, którą prze­
byli wzdłuż „wybrzuszenia" Afryki, za krótszą o parę tysięcy kilometrów niż była
w istocie. Zhou Wen, gdy jego statki stały na kotwicy przy Santo Antao na Wy­
spach Zielonego Przylądka, mógł przyjąć, że Fusang położonyjest o 6400 kilome­
trów na zachód od niego, a nie o 3200 kilometrów, ale ląd i tak nadal pozostał
w zasięgu jego floty, bez konieczności uzupełniania żywności i wody po drodze.
Na północ od równika na Atlantyku istnieje system wiatrów i prądów obra­
cających się nieustannie, po ogromnym owalu, w kierunku odwrotnym do ru­
chu wskazówek zegara. Instrukcje wydane przez brytyjską Admiralicję doradza­
ją marynarzom, jaki można z tego faktu zrobić użytek:

Od Madery najlepszą trasą jest przejście tuż na zachód od tej wyspy, ale
tak, by nie tracić z oczu Archipelagu Zielonego Przylądka (...). Z Zielonego

2o7
Wyprawa Zhou Wena przez Karaiby

2o8
Przylądka wziąć bezpośredni kurs [na Karaiby] (...) od tego m o m e n t u (...)
Prąd Północnorównikowy tworzy szeroką wstęgę, zdążając na zachód. Prze­
ciętna j e g o prędkość sięga 2 węzłów 1 .

Z Wysp Zielonego Przylądka prąd niesie żeglarza na zachód, na Karaiby,


potem na północny zachód, w kierunku Florydy, i na północ, wzdłuż wybrzeża
amerykańskiego, zanim zabierze go, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, na
wschód, gdzie staje się Prądem Zatokowym (Golfsztromem), który niesie sta­
tek przez Atlantyk na Azory, o 1600 kilometrów na zachód od Portugalii. Potem
jako Prąd Kanaryjski skręca na południe, znów w stronę Wysp Zielonego Przy­
lądka. Kapitan statku posiadającego wystarczające zapasy może postawić żagle
na wysokości Wysp Zielonego Przylądka, rozsiąść się i nic nie robić. Jeśli sztorm
nie przewróci statku do góry dnem, co często się zdarza na północnym Atlanty­
ku, w końcu dopłynie mniej więcej tam, skąd wyruszył.
Zachodni prąd z Wysp Zielonego Przylądka nabiera największej siły, gdy
zbliża się do Karaibów na szerokości Dominiki. W rezultacie kolejni odkrywcy,
Kolumb podczas drugiej wyprawy, Hiszpanie Rodrigo de Bastida i Juan de la
Cosa w początkach XVI wieku, floty francuskie i brytyjskie podczas wojen na­
poleońskich - wpływali na Morze Karaibskie przejściem pomiędzy Dominiką
a Gwadelupą. Stawiam 80 do 100, że Chińczycy, po zaopatrzeniu się w owoce
i świeżą wodę, o ile wyruszyli z Wysp Zielonego Przylądka w październiku, wpły­
nęli na Karaiby w początkach listopada.
Logicznie rzecz ujmując, szlak, którym płynęły dżonki admirała Zhou Wena
między wyspami karaibskimi, musiał być taki sam jak droga Kolumba, bo wiatry
i pływy pozostały tam niezmienione. To, co odkryli Chińczycy, Kolumb odkrył
ponownie 70 lat później. Badając dziennik Kolumba z drugiej wyprawy, potra­
fiłbym zrekonstruować najbardziej prawdopodobną trasę podróży. Jeśli Chiń­
czycy znaleźli jakąś wyspę albo ląd podczas żeglugi po północnym Atlantyku,
mogłem się spodziewać, że po ich powrocie do Chin w 1423 roku odkrycia te
zostały zapisane na mapach. Podobnie jak to zrobiłem w przypadku Ameryki
Południowej i Australii, zacząłem teraz szukać na mapach Piri Reisa i Jeana Rotza
lądów, które Europejczycy mieli dopiero odkryć.
W owych czasach Wenecja, ojczyzna Fra Mauro, kartografa w służbie króla
portugalskiego, była centrum kartografii zachodniej Europy. Tak jak się spo­
dziewałem, mapy weneckie i katalońskie (Katalonia stanowiła wówczas część
królestwa Aragonii, a Katalończycy cieszyli się sławą doskonałych marynarzy)
sporządzone przed 1423 rokiem nie ukazują niczego nowego na zachodnim
Atlantyku, ale mapa datowana na 1424 rok i podpisana przez weneckiego karto­
grafa Zuane Pizzigano przynosi prawdziwe rewelacje. Mapa Pizzigana została
wydobyta z zapomnienia 70 lat temu, a na początku lat 50. sprzedana James
Ford Bell Library w University of Minnesota. Nigdy nie kwestionowano jej

2o9
autentyczności i pochodzenia, a paru wybitnych historyków napisało na jej te­
mat książki.

[Mapa z 1424 roku] to dokument o kapitalnym znaczeniu dla historii geo­


grafii. Z historycznego punktu widzenia jest to j e d e n z najcenniejszych klejno­
tów - j e ś l i nie najcenniejszy - odkrytych wśród skarbów niemal zapomnianej
unikatowej kolekcji dawnych manuskryptów, zebranych przez sir T h o m a s a
Phillipsa do połowy lat 70. X I X wieku. Wielkie znaczenie tej mapy wynika z faktu,
że j a k o pierwsza przedstawia ona grupę czterech wysp na zachodnim Atlantyku,
zwanych Saya, Satanazes, Antilia i Ymana (...) m o ż n a wymienić wiele p o w o ­
dów, dla których należy uznać tę grupę czterech wysp ukazanych po raz pierw­
szy na mapie z 1424 roku za najwcześniejsze kartograficzne przedstawienie lądu
amerykańskiego 2 .

To doprawdy wielka pochwała. Dokładnie przestudiowałem mapę (patrz


wstęp), która znacząco się różni od współczesnych sobie. N i e koncentruje się
na Morzu Sródziemnymjak wcześniejsze mapy, ale sięga na zachód, przez Atlan­
tyk, gdzie ukazuje Antilię i Satanazes, dwie wielkie wyspy do tej pory nieznane
Europejczykom. Są tam także dwie mniejsze wyspy: Saya, na południe od Sata­
nazes, i kwadratowa Ymana, na północ od Antilii.
Inne świadectwa z tej epoki sytuują te wyspy o „700 wielkich mil" 3 na za­
chód od Wysp Kanaryjskich, co znaczyłoby, że znajdują się one tam gdzie Baha­
my. Czy wyspy były wyimaginowane? Inni twórcy map z pewnością uważali je
za prawdziwe, bo grupa przedstawiona jest na co najmniej 19 kolejnych XV-
-wiecznych mapach i dwóch globusach, sporządzonych zanim Kolumb posta­
wił żagle (patrz rozdział 17). Ale wraz z upływem czasu kartografowie przesu­
wali te wyspy coraz bardziej na południowy zachód, aż zatrzymali się na Anty­
lach Holenderskich.
Portugalskie nazwy na mapie sprawiły, że uznałem Portugalczyków za jej
twórców, ale nazwy na mapach Piri Reisa i Jeana Rotza też były po portugalsku,
a przecież to nie oni odkryli Antarktydę, Patagonię czy Australię. Źródła portu­
galskie w Torre do Tombo, portugalskim Archiwum Państwowym w Lizbonie,
stwierdzają jednoznacznie, że Henryk Żeglarz, gdy otrzymał podobną, choć trosz­
kę późniejszą mapę (mapę świata z 1428 roku, omówioną w rozdziale 4) 4 , wy­
słał karawele, żeby odkryły Antilię. Co więcej, w 1424 roku Portugalczycy po
prostu nie umieliby nanieść wysp na mapę z taką dokładnością - a przedstawie­
nie Antilii jest zdumiewająco dobre. Wysnułem z tego wniosek, że kartografami
mogli być tylko Chińczycy. Niemniej potrzebowałem dalszych dowodów. Po
raz kolejny stwierdziłem, że aby rozwiązać tę zagadkę, powinienem wczuć się
w rolę kartografa. Kiedy służyłem na okrętach podwodnych, wiele czasu spędzili­
śmy na Morzu Karskim, fotografując urządzenia wojskowe. Częścią ćwiczeń była

210
fotografia peryskopowa i trudna sztuka rysowania map tuż znad wody. Praco­
wałem wtedy, znajdując się na tej samej wysokości co kartografowie, twórcy
mapy Pizzigana, stojący na pokładach średniowiecznych statków.
Dwa dni przed dotarciem floty Zhou Wena do Karaibów pojawiły się znaki
wskazujące, że wkrótce ukaże się ląd. Chmury wiatry, pogoda, gatunki ptaków
morskich - wszystko uległo zmianie. Aż wreszcie, na kilka godzin, zanim wyspy
stały się widoczne, załoga poczuła łagodny, subtelny zapach mokrego listowia.
Ponieważ Kolumb przebył Cieśninę Dominikańską w niedzielę, nazwał wyspę
leżącą na południe od niego Dominiką - od hiszpańskiej nazwy niedzieli; tę na
północ nazwał Marie Galante od nazwy swojego statku flagowego. Najpierw
wylądował na Marie Galante, ale niewiele tam znalazł. Popłynął więc dalej na
północ, z prądem. Następnego dnia wylądował na wyspie, którą nazwał Gwa­
delupą, żeby upamiętnić swoją wizytę w klasztorze o tej nazwie, leżącym w Es-
tramadurze w Hiszpanii. Gdyby mnisi o tym wiedzieli, pewnie zaprotestowali­
by, bo mieszkańcami wyspy byli ludożerczy Karibowie. Doktor Chanca, kronikarz
drugiej podróży Kolumba, zapisał, jak marynarze brodzili po miękkim piasku
do zagajników palm kokosowych, gdzie znaleźli „domów z trzydzieści, zbudo­
wanych z kłód albo pali przeplatanych gałęźmi i ogromnymi trzcinami i kryty­
mi (...) palmą (...) są one kwadratowe, wyglądają jak chałupy (...) za naczynia
[służą im] kalebasy [tykwy] (...) i, o zgrozo! - ludzkie czaszki za naczynia do
picia" 5 . W wioskach były tylko kobiety; mężczyźni uciekli na wzgórza, przeraże­
ni widokiem żagli floty Kolumba.
Smród ciał przeraził ludzi Kolumba. „Ludzkie kończyny wisiały w domach
jak zapasy jadła; głowa młodzieńca, tak niedawno odcięta od ciała, że jeszcze
kapała z niej krew, części jego ciała piekły się na ogniu wraz z soczystym mięsem
gęsi i papug" 6 . Tubylcy robili groty do strzał z ludzkich kości i...

.. .atakując sąsiednie wyspy, łapali tyle kobiet, ile tylko byli w stanie, szcze­
gólnie te m ł o d e i piękne, trzymali je j a k o konkubiny (...) zjadali dzieci, które
im urodziły ( . . . ) . Tych z wrogów mężczyzn, których pojmali żywcem, wieźli
do swoich d o m ó w i czynili z nich ucztę, a zabitych pożerali na miejscu. Mówią,
że ludzkie mięso jest tak smaczne, że nic w świecie nie m o ż e mu dorównać (...)
w j e d n y m z d o m ó w znaleźliśmy szyję ludzką gotowaną w garnku. Kiedy brali
do niewoli chłopców, odcinali im członki [kastrowali ich] i używali ich, póki
j e ń c y nie osiągnęli wieku męskiego, a wtedy, gdy mieli ochotę ucztować, zabijali
ich i zjadali, bo mówili, że mięso chłopców i kobiet j e s t dobre do jedzenia.
Trzech z tych chłopców, tak okaleczonych, uciekło do nas 7 .

Inny współczesny wydarzeniom pisarz zauważył, że „ich obyczajem jest


ćwiartowanie dzieci płci męskiej i młodych niewolników, których łapią i tuczą
jak kapłony" 8 .

211
W oczach człowieka XV stulecia kanibalizm wyglądał na dzieło diabła. Czy
to tłumaczyłoby nazwę Satanazes - Wyspa Szatana? Czy odwiedzili ją Chińczy­
cy i czy Gwadelupa to Satanazes na mapie Pizzigana? Jeśli tak, to Chińczycy -
jak Kolumb 70 lat później - podpłynęli do wyspy z południowego wschodu
z mocnym wiatrem i prądem.
Zwróciłem uwagę na wyspę Sayę na mapie Pizzigana, usytuowaną na połu­
dniowym wschodzie od Satanazes. Byłem w stanie żywo zobrazować scenę przy­
bycia Chińczyków, bo spędziłem trochę czasu na Karaibach, dowodząc okrętem
podwodnym H M S „Rorąual", i odwiedziłem lub sfotografowałem liczne wy­
spy W wielu przypadkach góry wyglądają jak czarne, otoczone przez zieloną
dżunglę. Silne burze połączone z deszczem wybuchały bez ostrzeżenia, przesła­
niając wyspy Ptaki często wzbijały się w powietrze tuż przed deszczem i krążyły
stadami, piszcząc złowieszczo.
Na współczesnej mapie zobaczyłem, że Saya na mapie Pizzigana odpowiada
wyspie Les Saintes. Ta ostatnia ma w przybliżeniu ten sam kształt i leży w tym
samym miejscu w stosunku do Gwadelupy, co Saya w stosunku do Satanazes.
Przyjąłem, że Saya to w rzeczywistości Les Saintes, a Satanazes to Gwadelupa
i że Chińczycy, jeśli oprzeć się na moich wyliczeniach ich kursu i prędkości,
przybyli w pobliże wysp w listopadzie 1421 roku. Jeśli przyjąć maksymalną wy­
sokość Les Saintes (około 300 metrów) i wysokość, na której znajdowało się
oko marynarza stojącego na pokładzie chińskiej dżonki, oszacowałem, że mogli
zobaczyć wyspę z odległości 40 kilometrów, nadal płynąc Cieśniną Dominikań­
ską. Z tej pozycji powinni byli też zobaczyć płaskowyż wyspy Marie Galante
znajdującej się 16 kilometrów na północ od nich i pokrytą górami Dominikę
16 kilometrów na południe, ale żadnej z nich nie było na mapie. Doszedłem do
oczywistego wniosku, że przechodzili cieśniną w ciemnościach, w bezksiężyco­
wą noc. Gdy sprawdziłem zapiski, odkryłem, że księżyc był w nowiu 25 listopa­
da 1421 roku, toteż przyjąłem, że zbliżyli się do Les Saintes z południowego
wschodu przed świtem, 26 listopada 1421 roku.
Les Saintes składa się z dwóch dużych wysp, Terre de Basse i Terre de Haut,
oraz z trzech mniejszych, La Coche i Grand Het na południu oraz Het a Cabrit
na północy. Duże wyspy są znacznie wyższe niż małe i gdy podpływa się od
południowego wschodu, niższe Grand Het i La Coche stapiają się z wyższymi
wyspami leżącymi w tle i wyglądają jak pojedyncza masa lądu - tak jak jest to
narysowane na mapie Pizzigana. Znając wysokość, z której wyspy obserwowa­
no - poziom pokładu statku skarbowego - mogłem oszacować z dokładnością
do 3 kilometrów miejsce, z którego nanoszono Sayę na mapę.
Co jeszcze Chińczycy mogli zobaczyć z tego miejsca? To, co Kolumb wi­
dział z tego samego punktu 70 lat później. „Świt ukazuje bardzo romantyczny
krajobraz. Wulkaniczny szczyt wznosi się na ogromną wysokość, a katarakty na
jego zboczach wyglądają tak, jakby z nieba lała się woda (...). Stada jaskrawo

212
Kanibalizm na Karaibach: XVII-wieczna wizja spotkania Kolumba z Karibami.

upierzonych, hałaśliwych papug i innych różnokolorowych ptaków tropikal­


nych przelatują z jednej wyspy na drugą, a wiatr niesie słodkie zapachy" 9 . Ten
„wulkaniczny szczyt" to La Souffriere na Gwadelupie, oddalonej o 28 kilome­
trów na północny zachód. La Souffriere leży w głębi wyspy, jego szczyt często
przesłonięty jest chmurami i strugami ulewnych deszczy, a ze wschodniego zbo­
cza spływa siedem rzek, z których najbardziej widowiskowa płynie przez 120-
-metrowe urwisko Karukera Falls. Chińskie dżonki musiały być na morzu co
najmniej od trzech tygodni i jestem pewien, że nie zmarnowano by szansy na
nabranie świeżej wody. Marynarze zmienili kurs i popłynęli w stronę katarakt.
Wróciłem do słów eon iymana, umieszczonych na Satanazes na mapie Pizzi-
gana. Z początku, żeby rozwiązać zagadkę tych słów, poprosiłem o pomoc eks­
perta od krzyżówek, który odczytał eon jako muszlę, stożkowatą górę lub wul­
kan - interesujące, ale niewiele to wnosiło. Potem profesor Joao Camilo do
Santos, specjalista od średniowiecznego portugalskiego zatrudniony w ambasa­
dzie portugalskiej w Londynie, przetłumaczył te słowa jako „wulkan" (eon) „wy­
bucha tutaj" (ymana). Ten bardzo istotny napis przeniesiony na mapie Pizzigana
na odpowiednią mapę współczesną znajdzie się dokładnie nad wulkanami La
Souffriere, La Citerne i LEchelle. Czy te wulkany wybuchły w 1421 roku? Spe­
cjaliści ze Smithsonian Institution potwierdzili, że między 1400 a 1440 rokiem
odnotowano dwa wybuchy tych trzech wulkanów. Daty obliczone za pomocą
metody węgla 1 4 C nie mogły być dokładniejsze 10 . Przez następne 250 lat nie

213
11
dochodziło do erupcji, podobnie jak na całych Karaibach przez XV stulecie .
Jako że mapa Pizzigana może przedstawiać tylko erupcję wulkanów z południowej
Gwadelupy, zdobyłem oto dowód z pierwszej ręki, że kartograf znalazł się na
Karaibach nie później niż w 1424 roku, 68 lat przed Kolumbem.
Kilka anomalii na mapie łatwo wyjaśnić, jeśli weźmie się pod uwagę drogę,
którą musiały płynąć statki. Zbliżając się do wodospadów Gwadelupy, dżonki
płynęły coraz bliżej Les Saintes, bo prąd przez cały czas spychał je na zachód.
Kiedy przechodziły obok północno-wschodniego krańca Les Saintes, kartograf
narysował Baie du Marigot z odległości 800 metrów, mając poranne słońce za
plecami. Ponieważ zatoka była tak bliska i tak dobrze oświetlona, jej rozmiary
zostały na mapie Pizzigana cokolwiek przesadzone. Gdy dżonki zbliżały się do
lądu, kartograf narysował następne dwie zatoki na północnym wybrzeżu Sayi.
Trzecia, Passe du Pain du Sucre, naniesiona została z odległości 11 kilometrów,
czyli znacznie większej niż poprzednie, i było już prawie południe (jeśli zało­
żyć, że ich szybkość wynosiła 4,8 węzła), a słońce świeciło prosto w oczy karto­
grafa. Połączenie pozycji słońca i większej odległości sprawiło, że trzecią zatokę
na mapie oddano jako mniejszą niż w rzeczywistości. Zeby sprawdzić, czy moje
wnioski są poprawne, pokazałem mapę koledze z Royal Geographical Society,
który jak ja, jest zawodowym nawigatorem. Także uznał, że Saya to Les Saintes;
została narysowana dokładnie tak, jakby była widziana z poziomu morza, gdy
statek zbliża się do niej od południowego wschodu.
Gdy już obliczyłem porę dnia, kiedy kartograf rysował Les Saintes, mogłem
oszacować z pewną dokładnością, że do południa dżonki wpłynęły do Baie de
Grandę Anse w południowej części Gwadelupy. Wyobrażałem sobie, jak uzu­
pełniają zapasy wody, a wokół nich kwitną białe, fioletowe i niebieskie hibiskusy
i orchidee („wiatr od lądu niesie słodkie zapachy"). Maniok, juka, papryka -
jedzenie było w zasięgu ręki. Morze tutaj jest bogate w ryby, kraby wygrzewają
się na wynurzających się z wody rafach koralowych, a od langust aż się roi.
Oczami duszy widziałem żeglarzy kąpiących się w morskiej pianie, zanim urzą­
dzili sobie ucztę, uprali odzież i załadowali statki owocami. Jakże rozkosznie
musiało się pływać w ciepłej wodzie po prawie miesiącu żeglugi! Gdy dowodzi­
łem H M S „Rorąual", zwykłem kotwiczyć przy jakiejś bezludnej zatoczce i wy­
syłać marynarzy na brzeg w nadmuchiwanych dinghy, które mieliśmy na pokła­
dzie. Takie wycieczki zawsze bardzo lubiano - pływanie w morzu, a potem grog
i pieczone homary.
We wschodniej części Karaibów, wczesnym wieczorem, gdy ziemia się ochła­
dza, zazwyczaj pojawia się bryza od lądu. Chińczycy wylądowali na odsłonię­
tym brzegu atlantyckim i musieli znaleźć zaciszną przystań na noc. Po dwóch
godzinach żeglugi na wschód wzdłuż brzegu dotarliby do kotwicowiska między
dwiema koralowymi wyspami w południowej części Baie de Sainte Marie. Przy­
puszczam, że przybili do brzegu, uzupełnili zapasy wody i stanęli na kotwicy

214
Gwadelupa na mapie Pizzigana w porównaniu ze współczesną mapą.

215
dokładnie w tym samym miejscu co Kolumb 70 lat później, a floty francuskie
i angielskie jeszcze całe stulecia potem. Na pierwszy rzut oka może to się wydać
nieprawdopodobną hipotezą: dlaczego statki tak wielu narodów na przestrzeni
stuleci wszystkie zatrzymywały się w tym samym miejscu, na odległej karaib­
skiej wyspie, tysiące kilometrów od macierzystych portów? Działo się tak, bo
wszystkie podlegały tym samym siłom natury.
Zgodny z ruchem wskazówek zegara prąd i wiatry pchały flotę Zhou Wena
z Wysp Zielonego Przylądka na szerokość 18°N, gdzie połączone prądy równiko­
we znosiły ją w stronę Cieśniny Dominikańskiej. Kiedy statki wpływały na Morze
Karaibskie, witał je wspaniały wulkan La Souffriere na Gwadelupie ze swoimi
kataraktami „wody spadającej z nieba". Po uzupełnieniu zapasów wody na wy­
brzeżu atlantyckim flota musiała znaleźć sobie schronienie na noc; portem stała
się najbliższa wodospadom osłonięta zatoka. Nie wiedzieli, że ten pozorny raj to
Wyspa Szatana - Satanazes - zaludniona przez ludożerczych Karibów. Spędziłem
dzień w British Library, zagłębiając się w dziennik Kolumba z drugiej wyprawy,
w którym zawarty jest opis ataku Karibów na jego flotę: „Ci Karibowie potrafią
walczyć równie dobrze w wodzie, jak i w swoich łódkach (...). Hiszpanie ginęli".
Po śmierci hiszpańskiego żeglarza Kolumb pomścił go i jeden z Karibów miał
rozpłatany brzuch. Wnętrzności pływały po wodzie, ale według hiszpańskich za­
pisków, ranny wepchnął je z powrotem do brzucha i nadal wypuszczał strzały12.
Po tym makabrycznym opisie postanowiłem skończyć na ten dzień badania,
ale kiedy wieczorem wybierałem się do domu, wpadło mi do głowy, że jeśli
Chińczycy wylądowali na tej wyspie, to - tak jak i Kolumb - musieli zostać
zaatakowani przez Karibów. Gdy wróciłem do British Library żeby ponownie
rzucić okiem na dziennik Kolumba z drugiej wyprawy, dokonałem niezwykłego
odkrycia, czytając następujący fragment:

Wjednym z d o m ó w znaleźli coś, co wyglądało na żelazny garniec (...) a jest


tu i osobliwość pośród tubylców - pawęż żaglowca. Musiała przydryfować tu
przez ocean z jakiegoś cywilizowanego kraju. M o ż e to część wraku „Santa M a ­
rii". Potem wszyscy stanęli w przerażeniu na widok stosu ludzkich kości - praw­
13
dopodobnie były to resztki z wielu przerażających posiłków .

Żelazo nie występuje na wyspach karaibskich ani w całej Ameryce Połu­


dniowej. Wyspiarze używali w charakterze łodzi wydrążonych pni i nie znali
pawęży. Były one stosowane w Chinach od I wieku n.e.; do Europy dotarły
dopiero w XIV wieku. „Santa Maria" Kolumba rozbiła się przy północnym brzegu
Haiti, z dala od północno-zachodniej Gwadelupy, i Golfsztrom zaniósł szczątki
wraku w dokładnie odwrotnym kierunku, na północny zachód, w stronę N o ­
wej Anglii. Zdecydowanie uważam, że pawęż pochodziła z dżonki, a żelazny
garniec przywieźli Chińczycy.

216
Chińczycy musieli odpłynąć w morze, żeby uciec przed Karibami - tak jak
zrobiła to flota Kolumba. Gdy byli już bezpieczni na otwartym morzu, 5 kilo­
metrów od brzegu, opłynęli południowy kraniec Gwadelupy i pożeglowali z wia­
trem wzdłuż zachodniego brzegu, gdzie kartografowie nanieśli na mapę przylą­
dek Vieux Habitants, zatokę Anse de la Barąue i zatokę Deshaies. Następnego
wieczoru wpłynęli do zatoki zwanej obecnie Le Grand cul de sac Marin, a tam
kartograf narysował brzeg wschodniej części Gwadelupy. Wyspa jest płaska jej
wysokość przy brzegu wynosi 50 metrów, a w głębi lądu sięga 100 metrów. M u ­
siał już zapaść zmierzch i Grandę Terre wyglądała jak zamglony kontur. Karto­
graf prawdopodobnie niewiele widział, więc niedokładnie naniósł wyspę na mapę.
Chińczycy ponownie wypłynęli z wiatrem i prądem, kierując się na północny
zachód przez Karaiby, zmierzając prawdopodobnie ku szerokości 39°53'N, na
której leży współczesne Atlantic City w N e w Jersey, ale także Pekin - kolejny
oczywisty punkt odniesienia dla chińskiej floty.
Kartograf naniósł na mapę Les Saintes tak, jak ją widział z poziomu morza,
umieścił ją na właściwym miejscu względem położonej od zachodu Basse Terre
Gwadelupy Dokładnie narysował wschodnie, południowe i zachodnie brzegi
Basse Terre i Le Grand cul de sac Marin, umieszczając zatoki i rzeki na właści­
wych miejscach, i narysował La Souffriere wraz z innymi pobliskimi wulkana­
mi w chwili wybuchu. Szanse na znalezienie innej wyspy z czynnymi wulkana­
mi, a do tego z wyspami o takim samym kształcie na południu i zatoką na północy,
równe są zeru; nie ma najmniejszej wątpliwości, że Satanazes to Gwadelupa
(Basse Terre), a Saya to Les Saintes. Znając prawdziwe wymiary Basse Terre,
mogłem skorygować kształt Satanazes, a ponieważ mapa Pizzigana podaje roz­
miary Antilii, i jej położenie względem Satanazes, byłem też w stanie ustalić
prawdziwy kształt i położenie Antilii. Mapa Pizzigana ukazuje również wza­
jemne położenie i odległość pomiędzy Satanazes i Antilią. Żeby znaleźć Antilię,
wystarczyło poszukać wyspy długiej na 135 kilometrów i szerokiej na 50 kilo­
metrów, położonej wzdłuż osi wschód-zachód około 600 kilometrów od Gwa­
delupy, na drodze silnych prądów i wiatrów.
Popatrzyłem na współczesną mapę, żeby sprawdzić, czy uda mi się znaleźć
wyspę pasującą do tego opisu. Okazało się, że jest nią Puerto Rico; ma odpo­
wiedni kształt i rozmiary, leży dokładnie na trasie, którą przebyły dżonki wraz
z wiatrem i prądami po wypłynięciu z Basse Terre. Porównałem zarys Antilii na
mapie Pizzigana z kształtem Puerto Rico. Pasowały bardzo dobrze. To było ważne
spostrzeżenie.
Następnego dnia rano wróciłem do British Library zaniepokojony: może
zbyt pobieżnie zinterpretowałem to źródło? Porównanie współczesnej mapy
o dużej skali, przedstawiającej Puerto Rico, z Antilią na mapie Pizzigana od
razu rozwiało wszelki niepokój. Podobieństwa były uderzające, przede wszyst­
kim ogólny kształt i zatoki Guayanilla, i San Juan oraz Mayaguez. N i e licząc

217
Puerto Rico na mapie Pizzigana w porównaniu ze współczesną mapą.

218
południowo-wschodniego krańca, Antilią ze swymi przystaniami przypomi­
nała Puerto Rico jak dwie krople wody Poziom wiedzy kartograficznej okazał
się zdumiewający, znacznie przekraczający to, co Portugalczycy mogli osiągnąć
w 1424 roku.
Przesada, z jaką naniesiono na mapę południowo-wschodni kraniec wyspy,
daje się łatwo wytłumaczyć. Po opuszczeniu Gwadelupy, wiatry i prądy zepchnęły
dżonki Chińczyków na północny zachód - tym samym szlakiem podążał póź­
niej Kolumb - do punktu oddalonego o 96 kilometrów na wschód od Puerto
Rico. Tam musieli zobaczyć groźny, kowadłowaty kształt wulkanu El Yunąue
leżącego w pobliżu wschodniego wybrzeża i popłynęli w jego stronę, by zaopa­
trzyć się w wodę. Tak, jak się to działo wielokrotnie przy pomiarach innych
wysp, Chińczycy rozdzielili się na dwie eskadry z których jedna pożeglowała na
północ, a druga na południe od Puerto Rico, żeby równocześnie nanieść na
mapę oba brzegi wyspy. Jeśli ujrzeli wulkan wieczorem, a przy tym płynęli z prze­
ciętną prędkością 4,8 węzła, w nocy przeszli na południe od wyspy Vieques.
W ciemnościach nie mogli zauważyć, że Vieques to oddzielna wyspa, naryso­
wali ją zatem jako część Antilii14. Na mapie Pizzigana w okolicach wybrzeża
portorykańskiego znajduje się słowo ura - huragan - jasna wskazówka, że flota
Zhou Wena trafiła na silny wiatr, gdy odpływała od wyspy. Admirał uczyniłby
roztropnie, gdyby uniknął spotkania z burzą, odpływając na zarefowanych ża­
glach lub szukając schronienia w osłoniętej zatoce. Stąd zdumiewająco precy­
zyjna kartografia portów południowego i północnego wybrzeża Puerto Rico na
mapie sporządzonej, zanim urodził się Kolumb.
Po zmaganiach ze sztormem chińska flota zakończyła pomiary wyspy. Wy­
obrażam sobie, jak dżonki rozwijają wielkie żagle i w zanikającej strefie hura­
ganu płyną na północ od Puerto Rico, w stronę szerokości, na której leży Pe­
kin. Jeśli moja teoria jest słuszna, na tej szerokości powinny zostać jakieś ślady
ich podróży. Byłem pewien, że Chińczycy popłynęli na północny Atlantyk, bo
napis na kamiennej steli postawionej przez Zheng He w Changle w południo­
wych Chinach po jego szóstej wielkiej wyprawie głosi: „Kraje za horyzontem
i na krańcach ziemi, wszystkie dały się zhołdować, i te najbardziej zachodnie
z zachodnich, i te najbardziej północne z północnych, choćby i najodleglej­
sze" 1 5 . Z chińskiej perspektywy kraje najbardziej północne z północnych i naj­
bardziej zachodnie z zachodnich mogą być tylko atlantyckimi wybrzeżami
Ameryki Północnej, ale - jak zwykle - pojawił się problem wynikający ze znisz­
czenia przez mandarynów informacji na temat flot skarbowych. I znów mu­
siałem szukać wskazówek na mapach półkuli północnej, sporządzonych za­
nim Europejczycy dotarli do Ameryki. Musiałem znaleźć odpowiednik mapy
Pizzigana.
Mapa świata, zwana popularnie mapą Cantina, okazała się dla mnie ratun­
kiem. Natrafiłem na tę niezwykłą mapę w Biblioteca Estense w Modenie, we

219
Zatoka San Juan
18°28'N 66°07'W

Mayaguez
18°12'N 67011W

Guayanilla
18°00'N 66°46W

Zatoki i ujścia rzek na Puerto Rico oddane ze zdumiewającą precyzją na mapie Pizzigana.

220
Włoszech, podczas studiów prowadzonych nad wyprawą Zhou Mana do Ame­
ryki. Narysowana została przez anonimowego portugalskiego kartografa i w ta­
jemnicy nabyta przez Alberta Cantina, wysłannika księcia Ercoli d'Este z Ferra­
ry Pochodzenie i wiarygodność mapy Cantina nigdy nie były kwestionowane,
istnieją też solidne podstawy do ustalenia daty jej nabycia na październik 1502
roku. Chińska flota musiała żeglować z wiatrem i prądem; po opuszczeniu Pu­
erto Rico wiatr zepchnął ją na północny zachód w kierunku Hispanioli i Kuby,
a potem przez Morze Karaibskie do Florydy. Mapa Cantina istotnie przedstawia
ten szlak, gdyż ukazuje Hispaniolę, Kubę i wiele innych wysp na Morzu Karaib­
skim i u brzegów Florydy, ale - chociaż przedstawione na niej wybrzeża Afryki
i Ocean Indyjski z archipelagami naniesiono z nadzwyczajną dokładnością - na
pierwszy rzut oka widać, że Morze Karaibskie nie miało tego szczęścia. Kształty
i rozmiary wielu wysp tak bardzo różnią się od rzeczywistych, że aż dziwne,
skąd wzięło się tyle błędów.
Przez dłuższy czas męczyłem się nad wyjaśnieniem problemu i nagle znala­
złem rozwiązanie. Poziom morza w 1421 roku był niższy niż dziś. Globalne
ocieplenie wywołało topnienie lodu polarnego, co powoduje, że poziom morza
powoli, ale nieuchronnie się podnosi. Według szacunków Proudman Oceanie
Laboratory w Birkenhead w Anglii w ciągu ostatnich wieków poziom morza
wzrastał o około 1-2 milimetry rocznie. Inni poważani oceanografowie mówią
o 4 milimetrach rocznie. Na przestrzeni prawie sześciu stuleci, które minęły od
1421 roku, poziom morza podniósł się - ostrożnie licząc - od prawie 120 do
prawie 240 centymetrów. Dla uproszczenia przyjąłem, że jest to 180 centyme­
trów.
Mapy morskie Karaibów wykonane przez biuro hydrograficzne brytyjskiej
Admiralicji 16 pozwoliły mi wyobrazić sobie zupełnie nowy obraz tego regionu.
W 1421 roku rozległe tereny, obecnie zatopione, znajdowały się nad wodą, wy­
nurzały się jako skały i rafy lub były mieliznami. Rafy i ławice Wielkiej Ławicy
Bahamskiej rozpościerające się od wyspy Andros na południu po Kubę w 1421
roku znajdowały się powyżej powierzchni morza, sięgając aż do zwrotnika Raka.
Liczne piaszczyste grzbiety, na współczesnej mapie zaznaczone jako „niemal po­
kryte wodą" 17 , także wystawały nad wodę. Dla chińskich kartografów obszar od
Cayo Guayava pośrodku północnego wybrzeża Kuby aż po szerokość, na której
leży Miami, był jedną wielką, niską wyspą, przedłużeniem Kuby.
Silny wiatr i prądy pchały flotę wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża
Kuby, potem na północ, do wschodniej części Andros, aż po Wielką Bahamę.
(Andros to ulubione miejsce spotkań okrętów podwodnych, gdyż znajduje się
tam, na wschód od wybrzeża, głęboki rów, wzdłuż którego wielkie jednostki
atomowe mogą mknąć z szybkością 65 kilometrów na godzinę, żeby przepro­
wadzić testy głośności, zanurzenia i prędkości. Potem wynurzają się, a maryna­
rze odpoczywają pod palmami na plaży Andros, popijając rum i coca-colę). Jeśli

221
chińska flota przepływała tędy nocą, kartografowie nie mogli dostrzec żadnego
przejścia na zachód i narysowali to, co widać na mapie Cantina. Kiedy skorygowa­
łem współczesną mapę morską tak, żeby nad powierzchnią morza znalazło się
wszystko, co leży na głębokości 2 metrów, wiele płytkich lagun pomiędzy wy­
spami karaibskimi stało się suchym lądem, a kiedy nałożyłem te poprawki na
mapę Cantina, okazało się, że Karaiby naniesiono na mapę z niewiarygodną do­
kładnością. Tak wyglądały w oczach żeglarza płynącego tędy 600 lat temu. Jesz­
cze raz okazało się, że mamy do czynienia z wyśmienitymi kartografami.
Czy Kolumb miał tę mapę ze sobą, gdy dotarł na Karaiby w 1492 roku, 10 lat
przed tym jak kupił ją Cantino? Wśród uczonych profesorów istnieją niewielkie
różnice zdań co do miejsca, w którym Kolumb wylądował na Karaibach pod­
czas pierwszej podróży. Mowa jest o Samana Cay i Cat Island. Nie ma też jed­
nego stanowiska, jeśli chodzi o miejsce lądowania na brzegu Kuby Kolumb był
słabym kartografem. Podczas pierwszej podróży pomylił się w obliczaniu sze­
rokości o 20° - uważał, że jest gdzieś w Nowej Szkocji - a podawana przez niego
długość różniła się od prawdziwej o 1600 kilometrów. Jeśli nawet Kolumb znał
sztukę rysowania map, albo miał na pokładzie kartografa, który w trakcie czte­
rech podróży byłby w stanie poprawnie narysować wyspy karaibskie, znajdujące
się na mapie Cantina, nadal pozostają setki tysięcy mil kwadratowych oceanu
i wysp, do których nie dotarł ani Kolumb, ani żaden inny europejski odkrywca
20 lat po narysowaniu mapy. Wywnioskowałem z tego, że mapa nie mogła po­
wstać na podstawie podróży Kolumba.
Może sporządziła ją jakaś nieznana ekspedycja hiszpańska bądź portugalska?
Przyjrzyjmy się ogólnemu zarysowi lądów na mapach Piri Reisa i Cantina. Przed
1501 rokiem, gdy mapa źródłowa została odebrana marynarzowi Kolumba, twór­
ca mapy Piri Reisa szczegółowo narysował Amerykę Południową i Antarktydę.
Przed 1502 rokiem mapa Cantina ukazywała Afrykę, Ocean Indyjski i Karaiby.
Zeby osiągnąć tak nadzwyczajną precyzję i zgromadzić takie bogactwo szczegó­
łów jak na obu mapach, potrzebnych byłoby co najmniej 30 statków do samych
tylko pomiarów Oceanu Indyjskiego, nie mówiąc o Ameryce Południowej, An­
tarktydzie i Afryce. Ani Portugalia, ani Hiszpania nie mogły rozesłać jednocze­
śnie tak wielkich flot na wszystkie strony świata. Tylko Chiny dysponowały stat­
kami, zasobami i doświadczeniem, żeby temu podołać. To kartografowie
z pokładów chińskiej floty skarbowej byli twórcami tych niezwykłych map.
Patrząc na wyspy karaibskie naniesione na mapę Cantina, byłem w stanie
zrekonstruować trasę kartografów, którzy je rysowali. Zeby nanieść wyspy na
mapę, musieli widzieć oba wybrzeża, a płynące przez cały czas z wiatrem i prą­
dem statki z lugrowymi żaglami mogły zawrócić i dokonać ponownego przej­
ścia. Zeby zmierzyć oba brzegi, należało wysłać co najmniej dwa statki płynące
po obu stronach wyspy. Sposób, w jaki narysowano mapy, i pamięć o mocnych
wiatrach i prądach przywiodły mnie do przekonania, że naniesienie Karaibów

222
Mapa Cantina ukazująca Karaiby i Florydę w porównaniu ze współczesną mapą.

223
na mapy wymagało co najmniej pięciu eskadr statków Według moich szacun­
ków po Morzu Karaibskim musiało żeglować co najmniej 10 do 20 dżonek,
żeby zebrać taką ilość informacji po jednym przejściu. Jeśli założyć, że znajdo­
wały się w zasięgu wzroku, że pracowano po 10 godzin na dobę, a prędkość
wynosiła przeciętnie 4,8 węzła, mogły nanieść na mapy 38 500 kilometrów kwa­
dratowych dziennie, a informacje zbierały przez jakieś cztery do sześciu tygo­
dni.
Wiele wysp jest niskich; żeby je dokładnie zmierzyć, dżonki musiały prze­
pływać w odległości 16 kilometrów od każdej, narażając się na ogromne niebez­
pieczeństwo. Zeby przepłynąć Wielką Ławicę Bahamską od Kuby do wschod­
niego brzegu Andros i przejść między Wyspami Berry (wszystkie one są
zaznaczone na mapie Cantina), statki musiały żeglować często w nocy, pośród
tego, co mapy Admiralicji nazywają licznymi prawie zakrytymi grzbietami piasz­
18
czystymi i licznymi skalistymi cyplami. Na krótkim odcinku 40 mil morskich
sterczą dosłownie setki skał i raf zdolnych do rozprucia drewnianych kadłubów.
Pokonanie tego dystansu okupiono straszną ceną. N i e jestem w stanie sobie
wyobrazić, żeby w tych warunkach ktokolwiek przepłynął tamtędy, nie tracąc
statków. Zanim dżonki przeszły przez Wielką Ławicę Bahamską i dotarły do
Wysp Berry, z pewnością nieraz znalazły się w opałach, a przedziały wodoszczelne
wielu z nich zostały zalane. Spokojne, zalane poświatą księżyca morze było świad­
kiem wielu morskich katastrof.
Ta mroczna myśl oświetliła jednak przekonanie, że zbliżam się do końco­
wych wniosków. Mapy morskie powiedziały mi dokładnie, gdzie mam szukać.
Musiałem teraz znaleźć wraki statków skarbowych w promieniu kilku kilome­
trów od Wysp Berry w Cieśninie Florydzkiej.
12

FLOTA

SKARBOWA

OSIADA

NA MIELIŹNIE
G DY WPŁYWA S I Ę Z P Ł Y T K I E J W O D Y NA G Ł Ę B I N Y , K S Z T A Ł T I D Ł U G O Ś Ć FAL ULEGAJĄ
zmianie, woda ma inny kolor i zapach. Ten fenomen znany jest wszyst­
kim marynarzom. Kiedy flota zostawiła za sobą Wyspy Berry, admirał
Zhou Wen od razu spostrzegł, że jego statki wpłynęły na głębsze wody cieśniny
Northwest Providence prowadzącej do Cieśniny Florydzkiej. Założyłem, że kilka
z jego dżonek zostało uszkodzonych podczas przechodzenia przez rafy i admi­
rał kazał je wyciągnąć gdzieś na brzeg, żeby uchronić przed zatonięciem na głęb­
szych wodach. Najważniejsze stało się znalezienie odpowiedniej wyspy, bo wie­
le dżonek znajdowało się zapewne w złym stanie i nie nadawało się do dalszej
żeglugi po otwartym morzu.
Zacząłem przeszukiwać obszar otaczający Wyspy Berry. Szczegółowe mapy
Admiralicji 1 i atlas skarbów Coffmana 2 przedstawiały wraki rozsiane wzdłuż
drogi, którą płynęli Chińczycy. Wraki młodsze zostały zaklasyfikowane przez
Coffmana jako hiszpańskie galeony, a starsze - jako nieokreślone. Skupiłem
uwagę na tym drugim rodzaju i porównałem z mapą morską Admiralicji. Od­
kryłem osiem niezidentyfikowanych wraków w promieniu 6 godzin albo 64
kilometrów od punktu, w którym Chińczycy mogli wpłynąć do Cieśniny Flo­
rydzkiej. Cztery wraki 3 znajdują się na rafie Małej Ławicy Bahamskiej i na
wybrzeżu Florydy; następne cztery na południe od nich. Po analizie mapy
morskiej w dużej skali odkryłem, że szlak, na którym leżą cztery4 wraki, wie­
dzie w stronę grupy małych wysp, Bimini Północnego i Południowego, Gun
i Ocean Cay odległych o 24 kilometry Położenie wraków wskazywało, że cztery
dżonki usilnie, ale bezskutecznie próbowały dotrzeć do wysp; ostatni wrak
znajduje się w odległości 1600 metrów od Bimini Północnego. Wszystkie spo­
czywają w płytkiej wodzie; jeśli rekiny nie dopadły marynarzy, dali radę wpław
dostać się do brzegu. Byłem pewien, że znajdę szczątki innych wraków - stat­
ków, którym udało się dotrzeć do lądu - na samym Bimini.

227
Położenie niezidentyfikowanych wraków na trasie do Bimini.

228
Zanim rozpocząłem szczegółowe poszukiwania na wyspach, uznałem, że
należy sprawdzić, czy pierwsi Europejczycy, którzy dotarli na Bimini, znaleźli
wraki lub porcelanę pozostawione przez Chińczyków Pierwszym Europejczy­
kiem na Bimini był Juan Ponce de Leon (ok. 1460-1521), hiszpański konkwi­
stador i gubernator Puerto Rico od 1510 do 1511 roku. Dwudziestego trzeciego
lutego 1512 roku król Hiszpanii wydał mu polecenie:

Do urzędników wyspy Espanioii w związku z umową, którą zawarli z J u ­


anem Ponce de L e o n w związku z tym i rzeczoną wyspą Bimini, którą ma on
odkryć 5 .

Gorliwość króla podsycała legenda, zgodnie z którą wody tryskające na wy­


spie Bimini dają wieczną młodość każdemu, kto się ich napije: „Jest wyspa od­
legła o trzysta i dwadzieścia pięć mil od Espanioii, na której znajduje się niewy­
czerpane źródło bieżącej wody o tak cudownym działaniu, że woda z niego, jeśli
się jej napić, w połączeniu zapewne z jakąś dietą, czyni starych mężczyzn na
powrót młodymi (...) kąpiel w nich lub też w samym źródle przemienia starych
w młodzieńców" 6 . Legenda ta rozpowszechniona była, zanim Kolumb postawił
żagle. Po wschodniej stronie Bimini Północnego źródła wody zidentyfikowano
później jako siarczanowe o specyficznym zapachu. Można było do nich dotrzeć
płytkim strumieniem kłębiącym się od kajmanów. Mało który król oparłby się
pokusie zyskania nieśmiertelności, jakkolwiek ułudnej, ponadto takie odkrycie
miałoby nieoszacowaną wartość handlową. Każdy bogacz oddałby większą część
swego majątku za obietnicę wiecznej młodości.
Zatoki Bimini Południowego i Północnego dokładnie zaznaczone są na
mapie Cantina, sporządzonej na 12 lat przed tym, jak Ponce de Leon wypłynął
w morze. Ktoś musiał tam być przed nim: nie tylko by narysować wyspę, któ­
rą znajdujemy na mapie Cantina, ale także by przekazać opis jej magicznych
źródeł. Bimini ledwo wystaje ponad powierzchnię wody i można ją opłynąć
wjeden dzień. Od stuleci była niezamieszkana, nie licząc rozbitków, którzy
znajdowali tam schronienie w okresie huraganów. W XX wieku Ernest H e ­
mingway przesiadywał całymi nocami w miejscowych barach, pisząc Starego
człowieka i morze. Dziś tysiące wycieczkowiczów przybywają z Florydy hydro-
planami i na jachtach, żeby zobaczyć ulubione miejsce Hemingwaya, nieświa­
domi historii, która ich otacza.
We wrześniu 1968 roku dr Mason Balantyne, zoolog i archeolog podwodny,
pływał w pobliżu Bimini Północnego, pod nim było 300 metrów wody, od brzegu
dzieliło go około tysiąca metrów, kiedy spostrzegł setki płaskich kamieni ukła­
dających się w regularny wydłużony wzór. Tak zwaną Drogę Bimini tworzą dwie
równoległe linie kamieni i piaszczystych ławic biegnących z Zatoki Bimini w stronę
otwartego oceanu. Odcinek zachodni zaczyna się pod kątem 160° w stosunku do

229
plaż, a potem łagodnie skręca i biegnie wprost do brzegu. Zagięta część, długa
na około 100 metrów, składa się z wielkich, równo osadzonych kamieni. Odci­
nek prosty, biegnący w stronę plaży, ma 360 metrów długości, 60 metrów szero­
kości i rów pośrodku, tam gdzie brak kamiennych płyt. (Dalsze szczegóły znaj­
dują się na stronie internetowej www.1421.tv).
W 1974 roku dr David Zink, amerykański naukowiec, stanął na czele ekspe­
dycji (pierwszej z dziewięciu), której zadaniem było zbadanie tajemniczych ka­
mieni. Przedstawił on mocne dowody na to, że Drogę Bimini stworzyli ludzie:
małe kamienie umieszczone są pod wielkimi, najwyraźniej po to, żeby wyrównać
dno morza, a na większych głazach znajdują się „strzałki", które mogą być tylko
dziełem człowieka. Na niektórych odcinkach ułożono w rzędach ciosane na ten
sam rozmiar kamienie, a w niektórych mniejszych, kwadratowych, wycięto wy­
pusty i rowki. Mikryt, minerał niewystępujący w Ameryce, prawie zawsze towa­
rzyszący złożom ołowiu i cynku, wykryto na dnie morskim wokół kamieni. Spo­
czywały one pod wodą od bardzo dawna, bo krawędzie niektórych zostały
wygładzone przez fale, co nadało im wygląd wielkich bochnów chleba. Niektóre
z kamieni nie pochodziły z Karaibów. Drogę Bimini, zatopioną w lazurowej wo­
dzie, doskonale widać z powietrza - szerokie pasmo beżowych głazów biegnie
prosto w głębiny. Po ekspedycji Zinka tzw. Drogę Bimini szczegółowo zbadał dla
programu telewizyjnego Jacąues Cousteau 7 , a „National Geographic" opubliko­
wał kilka obszernych reportaży. Kilku różnych specjalistów zgadza się, że forma ta
jest dziełem człowieka.
Dr Zink doszedł później do dziwacznego wniosku, że kamienie z Drogi Bimini
to fragmenty obalonych kolumn świątyni, zbudowanej około 28 000 lat p.n.e. przez
mieszkańców Atlantydy, którzy zatrudnili kosmitów z gromady gwiezdnej Plejad,
żeby wznieść megalityczny kompleks świątynny podobny do Stonehenge8. Chociaż
nie zgadzam się z tą teorią, uważam, że nie podważa ona wiarygodności odkryć
Zinka, pomiarów i badań, których dokonał z wielką skrupulatnością.
Gdy flota admirała Zhou Wena płynęła ku Bimini, wiele z jego statków zapew­
ne holowano z jednym albo dwoma zatopionymi przedziałami. Uszkodzone dżon­
ki koniecznie trzeba było wyciągnąć na ląd, zanim zatoną, żeby dokonać napraw
i wypompować wodę, nim dotrze do zapasów ryżu, stanowiącego podstawę wyży­
wienia marynarzy Od stuleci w takich wypadkach uszkodzoną jednostkę holuje się
przy burcie sprawnego statku, żeby utrzymać ją na wodzie. Bardzo często stosowa­
no tę metodę podczas II wojny światowej. Zapewne niektóre uszkodzone statki
zbożowe i statki przewożące konie przywiązano do zmierzających mozolnie do brze­
gu jednostek flagowych. Łatwo wyobrazić sobie ulgę, z jaką marynarze i konkubiny
przyjęli widok piaszczystego skrawka lądu obramowanego palmami.
Ujrzawszy Bimini Północne, kapitanowie dali rozkaz, by płynąć prosto
w stronę wyspy. Poziom wody w 1421 roku był, w przybliżeniu, o 180 centyme­
trów niższy niż obecnie, a dżonki miały przeciętne zanurzenie 360 centymetrów,

23o
w zależności od ładunku i balastu, który przewoziły. Obliczyłem, że musiały
osiąść na dnie tam, gdzie dziś głębokość sięga 6 metrów - czyli w miejscu, w któ­
rym Droga Bimini kończy się w morzu. Droga w kształcie odwróconej litery J
znajduje się dokładnie w punkcie, w którym dżonka płynąca zza Wielkiej Ławi­
cy Bahamskiej, a potem prosto w kierunku Bimini Północnego, zostałaby wy­
ciągnięta na brzeg.
To przypuszczenie sprawiło, że popatrzyłem na Drogę Bimini w odmienny
sposób. Znalazłem prawdopodobne rozwiązanie - być może była to pochylnia
z gładkich kamieni, zbudowana, żeby uniknąć dalszych uszkodzeń kadłubów
statków, które wyciągnięto na brzeg, a potem z powrotem spuszczono na mo­
rze? Zagięty odcinek drogi mógł służyć jako obrotnica. Gdy dżonkę wyciągano
na ląd, stępka i ster nie pozwalały go obrócić na bok i wyholować na plażę -
musiał zostać obrócony rufą do plaży. Gdy narysowałem statek skarbowy i sta­
tek zaopatrzeniowy w tej samej skali co drogę i obróciłem ich rufy statek skar­
bowy znalazł się na szerszym pasie drogi, a statek zbożowy na węższym. W obu
pasach kamieni wycięto bruzdy na stępki i stery co pozwalało na wciągnięcie
jednostek na plażę rufami do przodu.
Zdobycie kamieni i skał odpowiednich rozmiarów na Bimini było łatwym
zadaniem. Same dżonki wiozły tysiące ton kamieni w charakterze balastu. Flota
Zhou Wena miała proch strzelniczy, którego można było użyć do wysadzania
skał, a na statkach płynęli kamieniarze. Między 1403 a 1421 rokiem zbudowali
tysiące kilometrów Wielkiego Muru, korzystając z kafarów, świdrów, dłut, pił,
młotów. Przyjmując - dla przyczyn, które objaśnię później - że do Bimini do­
tarło 15 statków skarbowych, do pracy mogło się stawić około 6000 marynarzy
i konkubin. Na pierwszy rzut oka ułożenie kamieni na dnie morza wydaje się
zbyt dużym wyzwaniem, ale Chińczycy mieli przecież 600-letnie doświadcze­
nie w budowie wodoszczelnych komór, z których wypompowywano wodę za
pomocą śrub Archimedesa (setki lat przedtem, nim „wymyślił" je Leonardo da
Vinci). We wczesnej epoce Ming schodzili już pod wodę w ekwipunku do nur­
kowania z rurami powietrznymi i maskami 9 .
Kiedy pochylnia była gotowa, wciągano po kolei każdy z wielkich statków
tak, żeby kil i ster znajdowały się w bruździe. Choć statki skarbowe miały wy­
porność tysięcy ton, chińscy inżynierowie umieli używać rozmaitych kabesta­
nów wyposażonych w zapadki i kilka przełożeń służących do wybierania ko­
nopnych lin holowniczych. Do napędu używali koni. Chińczycy przewidzieli,
że płaskodenne dżonki o niewielkim zanurzeniu od czasu do czasu utkną na
mieliźnie, wydaje się więc prawdopodobne, że załogi przeszkolono w holowa­
niu zalanych wodą statków na brzeg w celu dokonania napraw. Niezbędne wy­
posażenie zapewne znajdowało się na pokładzie każdego ze statków.
Pozostaje jednak kilka nierozwiązanych kwestii, które nie pasują do mojego
scenariusza. Wiele z wielkich kwadratowych kamieni ułożonych na dnie nie

231
Podejście dżonek do Bimini i położenie utwardzonej pochylni tzw Drogi Bimini.

232
pochodzi z Bimini, gdzie skały macierzyste są mniej spoiste i bez śladów war­
10
stwowania niż „importowane" płyty . Spoiwo skał jest też odmienne. Doktor
Zink stwierdził, że w jednej z próbek dominowały kryształy aragonitu, w innej
kalcyt, a sąsiednie kamienie cechowały inne właściwości fizyczne - więc skała
pochodziła z różnych miejsc. Ale po co było przewozić wielkie kamienie i kwa­
dratowe „elementy budowlane" na Bimini, skoro na wyspie nadających się do
użytku skał było w bród? A może te kamienie to część balastu wiezionego przez
chińskie dżonki?
Doktor Zink wysłał próbkę do Brookhaven National Laboratory na Long
Island. Kamienie nie były wypalane w piecu, laboratorium nie mogło więc do­
14
konać datowania próbki metodą węgla C , ale główny chemik, doktor Edward
V Sayre, potwierdził, że niektóre z mniejszych bloków powstały jako zlepieniec
piaskowca i wapienia i wskazał na możliwość, że „mogły być wytworem staro­
żytnej techniki masowej produkcji". Co więcej, każdy z „elementów budowla­
nych" posiadał wypustkę dopasowaną do bruzdy wyżłobionej w sąsiednim, a blo­
ki miały kwadratowe ścianki zwężające się ku bokom. Wydaje się, że nie trzeba
zaopatrywać bloków leżących na dnie morza w bruzdy i wypustki, skoro nie
były za ich pomocą połączone. Rozwiązanie może być następujące: bloki bu­
dowlane miały wypustki i bruzdy służące do łączenia ich w komorze balastowej
na dnie dżonki, co zapobiegało przesuwaniu się podczas sztormu i uniemożli­
wiało uszkodzenie kadłuba.
Dżonki były bardzo szerokie w stosunku do długości, jako jednostki płasko­
denne potrzebowały pokaźnego balastu. Wyporność oceanicznych dżonek han­
dlowych wynosiła około 3400 ton; zgodnie z prawidłami inżynierii okrętowej
taki statek musiał wieźć - między 500-600 tonami balastu - około 30 ton w każ­
dym z przedziałów wodoszczelnych. Pochylnia na Bimini składa się z miejsco­
wej skały, elementów budowlanych i wielkich „importowanych" kamieni. Około
450 tych ostatnich nadal znajduje się na swoich miejscach, lecz w ostatnich la­
tach pogłębiarki wydobyły część z nich na budowę falochronu w Miami. Obli­
czyłem, że początkowo w pochylni było około 600 kamieni, każdy z nich ważył
około 10 ton - czyli razem tyle, ile balastu przewoziło 12 dżonek.
Teraz mogłem zrekonstruować wiarygodny scenariusz tego, co się zdarzyło.
Dżonka z rozerwanym kadłubem dopływała do brzegu i trochę kamieni oraz
bloków balastowych wysypało się na dno morza - tak powstawała pierwsza część
„drogi". Zeby zwiększyć pływalność, inne wielkie kamienie spuszczano zapew­
ne przez dziury w kadłubie, układając je na podłużnych kamieniach wykorzy­
stywanych jako fundamentowe „ławy". Przy kamiennych blokach leżących na
dnie morskim zostawiono zapewne liny, na których je opuszczano.
Chociaż „importowane" skały11 spotyka się wszędzie na świecie (poza Kara­
ibami), występują one również w rejonie rzeki Jangcy; być może zostały wydo­
byte i ociosane w kamieniołomach na wschodnich przedmieściach Nankinu,

233
gdzie budowano statki skarbowe. Elementy budowlane znajdowane na dnie
morza mają powierzchnię jednego chi (32 centymetrów) i wykonane są z mie­
szanki piaskowca i wapienia, surowców powszechnie występujących w okoli­
cach Jangcy. Porowatość wapienia z Jangcy jest mniejsza niż 2%, a jego prze­
puszczalność prawie równa zeru, co sprawia, że świetnie nadaje się jako budulec;
do tej pory jest używany w Chinach.
Pozostaje jedna tajemnica - mikryt znaleziony na dnie morskim. Mikryt nie
występuje na Karaibach, nie handlowano nim, był bezwartościowy. Po prostu wy­
stępował wraz z rudami metali. Po co dżonki go wiozły? Pas Qinlin, pokrywający
górną część basenu Jangcy, zawiera jedne z najbogatszych na świecie złóż mi-
krytu i - przede wszystkim - około 20 000 000 ton cynku i ołowiu. Najcenniej­
sze złoża odkryto w Changba, niedaleko na zachód od miasta Wuhan w środko­
wym biegu Jangcy, kilkaset kilometrów w górę rzeki od Nankinu. Cesarz Yongle
dokonał ogromnych inwestycji w projekty budowlane w Wuhan; najbardziej
spektakularnyjest Złoty Pawilon na Szczycie Niebiańskiej Kolumny, który można
podziwiać do dziś. Zbudowany w 1416 roku wyłącznie z pozłacanej miedzi,
pozostaje nadal największą miedzianą budowlą na świecie i symbolizuje waż­
ność rejonu, z którego pochodzi miedź na cesarskie monety. Ilustracją skali i war­
tości produkcji z Wuhan może być zbudowany na polecenie Yongle kanał łączą­
cy kopalnie Changba z Jangcy. Do Nankinu przybywały transporty rud miedzi
i cynku, metali potrzebnych do produkcji mosiężnych śrub - o długości 6 chi
i wadze około 7 kilogramów - łączących wodoszczelne przedziały statków skar­
bowych. Kiedy już oddzielono rudy cynku i miedzi od mikrytu, pozostałość
w postaci gleby zawierającej mikryt mogła posłużyć do upakowania kamienne­
go balastu. To wyjaśniałoby obecność mikrytu na dnie Morza Karaibskiego wo­
kół kamieni Drogi Bimini.
Gdy już wyciągnięto dżonki na plażę, można było wypompować wodę mor­
ską i rozpocząć niecierpiące zwłoki zadanie suszenia zapasów ryżu. Jadłospis
marynarzy uzupełniły małże, żółwie i ryby z wód wokół Bimini. Wodę czerpa­
no ze słynnego źródła, bulgocącej sadzawki wód siarczanowych, opisywanej póź­
niej przez Ponce de Leona jako fontanna życia. Bez względu na umiejętności
chińskich cieśli niektóre z dżonek nie nadawały się do naprawy. Te rozebrano na
części, ich ładownie opróżniono, desek z pokładów użyto na opał i do napraw
dżonek będących w lepszym stanie. Resztki kadłubów zostawiono przy pochyl­
ni - powinny więc nadal gdzieś tam leżeć...
W 1989 roku Raymond E. Leigh, mierniczy z ekspedycji dr. Zinka, przele­
ciał nad Bimini Północnym i fotografował północno-wschodnią część wyspy
w podczerwieni. Odkrył cztery prostokątne piaszczyste kopce, z których naj­
dłuższy miał 150 metrów długości i 90 metrów szerokości. Ich rozmiary i kształt
wskazują na to, że w piasku ukryte mogą być kadłuby statków skarbowych. Leżą
właśnie tam, gdzie spodziewałem się znaleźć szkielety dżonek zepchniętych na

234
brzeg przez huragan. Jako że są to resztki chińskiej floty, formalnie rzecz biorąc,
nadal pozostają własnością rządu chińskiego. Prowadzę negocjacje z władzami
Bahamów, żeby rozstrzygnąć kwestię własności wszelkich wydobytych artefak­
tów. Gdy te przedłużające się rozmowy zostaną zakończone, archeolodzy będą
mogli zapewne rozpocząć wykopaliska w kopcach. Spodziewam się znaleźć tam
cenne informacje na temat floty Zhou Wena, a może też część skarbów, które
wiozły statki. Byłoby to odkrycie bezcenne pod każdym względem: każda z dżo­
nek mogła pomieścić 2000 ton ładunku, a jeden talerz z wczesnej epoki Ming
12
osiągnął ostatnio na aukcjach cenę 89 500 funtów szterlingów .
Doszedłem do wniosku, że cztery dżonki zatonęły tuż u wybrzeży Bimini
Północnego, następne pięć porzucono, a pozostałe naprawiono i ponownie po­
stawiono na wodzie. Utracone statki wiozły zapewne kilka tysięcy marynarzy
i konkubin, a na Bimini mogło pozostać nie więcej niż 100 osób. Wielką liczbę
rozbitków zabrano na pokłady naprawionych dżonek, ale nie wszyscy zostali
zabrani w podróż powrotną do Chin. Wielu wysadzono na brzeg tam, gdzie
były lepsze warunki do przeżycia. Gdy zmniejszona flota admirała Zhou Wena
popłynęła w dalszą podróż, na górnych pokładach tłoczyli się marynarze i pasa­
żerowie porzuconych statków; resztę pozostawiono na wyspie, tak jak 70 lat
później niektórych marynarzy Kolumba, gdy jeden z jego statków z załogą zo­
stał na Hispanioli. Kiedy żywność na Bimini się wyczerpała, Chińczycy próbo­
wali zapewne przedostać się na Kubę, najbliższą wielką wyspę, położoną 290
kilometrów na południe, albo na Florydę. Jeśli udało im się to zrobić, niektórzy
z ich potomków musieli tam żyć, gdy przypłynął Kolumb.

Wiosną 1494 roku, podczas drugiej wyprawy, K o l u m b zakotwiczył statki


u wybrzeży Kuby w pobliżu pięknego gaju palmowego, żeby zaopatrzyć się
w świeżą wodę i drewno.
G d y oddział wysadzony na brzeg ścinał drzewa i napełniał w o d ą beczułki,
pewien łucznik poszedł do lasu w poszukiwaniu zwierzyny. Wrócił kilka minut
później i opowiedział o zaskakującej i przerażającej przygodzie ( . . . ) . Natknął się
na grupę około trzydziestu dobrze uzbrojonych Indian (...) w towarzystwie
tubylców było trzech białych ludzi.
Ci biali ludzie, którzy nosili białe tuniki sięgające im do kolan, natychmiast
zauważyli intruza (...) j e d e n z nich wystąpił i zaczął mówić do myśliwego 1 3 .

Wtedy myśliwy uciekł. Po wysłuchaniu tej historii Kolumb wysłał następny


oddział, któremu jednak nie udało się odnaleźć Indian. Biali ludzie w „białych
tunikach sięgających kolan" - tak samo tubylcy w Meksyku (Jucutacato) i w Au­
stralii (Ziemia Arnhema) opisywali obcych przybijających do ich brzegów. Ko­
lumb nie bez powodu stwierdził, że ci mężczyźni to ludzie z Mangon (Chin),
a więc dotarł do brzegów Azji14.

235
Kolejni odkrywcy na kolejnych kontynentach leżących wzdłuż chińskiego
szlaku, który zrekonstruowałem na podstawie map morskich, stworzonych za­
nim Europejczycy przybyli na nowe ziemie, przedstawiali tę samą historię.
W Ameryce Południowej - w XVI wieku - wysłannik króla Hiszpanii, don Luis
Arias, napotkał ludzi, którzy mieli jaśniejszą od Indian cerę, nosili tkane białe
stroje i przepłynęli Pacyfik po opuszczeniu dzisiejszego Chile. Ojciec Moncla-
ro, jezuita towarzyszący portugalskiej ekspedycji do Afryki Wschodniej w 1569
roku, opisywał mieszkańców Pate twierdzących, że są potomkami chińskich
rozbitków. Ich słowa potwierdzała opowieść o żyrafie - „ąilinie" - podarowanej
cesarzowi Yongle. Indyjscy marynarze mówili o chińskiej wyprawie na Antark­
tydę szlakiem Krzyża Południa. W południowej Australii plemię Yangery miesz­
kające w pobliżu miejsca odnalezienia „mahoniowego okrętu" utrzymywało, że
„żółci ludzie" osiedlili się wśród nich; a w północnej Australii aborygeni mówi­
li, że ludzie o skórze koloru miodu, mężczyźni noszący długie szaty i kobiety
w pantalonach, osiedlili się na północno-wschodnim skrawku Ziemi Arnhema.
Maorysi twierdzili podobnie, a francuski odkrywca, Bougainville, przekazał re­
lację ze spotkania z Chińczykami na Pacyfiku w 1769 roku.
Kwestia pochodzenia Drogi Bimini wzbudziła, rzecz jasna, wiele kontro­
wersji. Przedstawiano wszelkiego rodzaju egzotyczne pomysły i teorie; moja
jest ostatnią z nich. Wiem, że tej spekulacji nie wspierają, na razie, mocne dowo­
dy. Dopiero gdy władze Bahamów pozwolą na przeprowadzenie wykopalisk
w piaszczystych kopcach na plaży, ustalimy, czy miałem słuszność. Na razie mu­
siałem zostawić tajemnicze kopce w nienaruszonym stanie, opuścić Bimini i po­
płynąć śladem admirała Zhou Wena, który po zebraniu resztek swojej floty udał
się na północ.
13

KOLONIE

AMERYCE

PÓŁNOCNEJ
R OZWIĄZUJĄC J E D E N P R O B L E M - Z N I S Z C Z O N Y C H I U S Z K O D Z O N Y C H S T A T K Ó W -
admirał Zhou Wen stworzył sobie następny. Niektóre z jego statków nada­
wały się do żeglugi, część ryżu została uratowana, ale teraz musiał zaopa­
trzyć w prowiant i wodę załogi z wraków, które zostawiono na plażach Bimini.
Miał teraz dodatkowo parę tysięcy marynarzy i kilkaset konkubin do zakwate­
rowania i wyżywienia (a zapasy mocno się skurczyły). Po tak długiej podróży na
statkach pojawiły się zapewne także dzieci, których matkami były konkubiny.
Jedynym wyjściem z sytuacji wydawało się założenie osiedli na wybrzeżach.
Niektórzy z członków załóg, konkubiny i ich dzieci zyskaliby przynajmniej szansę
przetrwania, statki wróciłyby po nich przy okazji następnej podróży
Jeśli takie chińskie osiedla powstały w Ameryce Północnej, powinny istnieć
jakieś dowody, a mój problem - jak zwykle - polegał na ich odnalezieniu. Na
mapie Cantina kartograf narysował na wybrzeżu Florydy wyspy Florida Keys,
port Sewall, przylądek Canaveral i ujście rzeki Savannah. Znam dobrze przylą­
dek Canaveral. Byłem oficerem na H M S „Resolution", kiedy w lutym 1968
roku wystrzeliliśmy stamtąd pierwszą brytyjską rakietę Polaris. Wodowała 4500
kilometrów od wybrzeża Ameryki Południowej, zaledwie 4,5 metra od celu za­
znaczonego boją. Rozbryzg wody spowodowany upadkiem głowicy bojowej
zatopił na chwilę urządzenie rejestrujące. Sam przylądek to ponure miejsce. Żyją
tam manaty dziwne ssaki morskie, które dały początek legendzie o syrenach.
Zarówno okolice przylądku Canaveral, jak i St. Augustine wprost usiane są wra­
kami, niektórymi bardzo starymi i nieznanego pochodzenia. Jednak silny prąd
morski przemieścił fragmenty wraków, tak że identyfikacja stała się bardzo utrud­
niona. Badania trwają.
Mapa Cantina kończy się nagle na ujściu rzeki Savannah w Point Tybee.
Zapewne po dotarciu do tego miejsca dżonki zostały odepchnięte od lądu w kie­
runku północno-wschodnim. W tę stronę wieją silne wiatry i płynie Golfsztrom.
Wiatry i prąd poniosły dżonki do przylądka Hatteras w Karolinie Północnej. Na

239
Wyprawa Zhou Wena wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy

24o
wysokości tego przylądka Golfsztrom dzieli się na dwa ramiona, z których jed­
no płynie na północny wschód w kierunku Azorów Wyspy te pojawiają się na
mapie Kangnido, sporządzonej, zanim dotarli tam Portugalczycy. Jestem pewien,
że Chińczycy byli tam pierwsi. Drugi, zachodni nurt zdąża od przylądka Hatte-
ras prosto na północ, a potem - w okolicy Filadelfii - powoli skręca na północny
wschód, na szerokości 40°N płynąc w kierunku Long Island, Rhode Island i przy­
lądka Cod.
W tej części wybrzeża także odkryto wiele niezidentyfikowanych wraków,
niektórych bardzo starych. Jako punkt wyjścia do poszukiwań śladów Chińczy­
ków najlepiej obrać szerokość, na której leży Pekin - 39°53'N, oraz współczesne
N e w Jersey. Znam to wybrzeże - dotarłem tam swoim okrętem podwodnym -
i mogę potwierdzić, że wielkie ilości wody przemieszczają się tutaj w kierunku
północno-wschodnim, a wiatr i prąd morski pchają jednostki wprost na przylą­
dek Cod. Zacząłem poszukiwania w okolicy zatok Narragansett i Buzzards oraz
w okolicach przylądka Cod, najpierwjednak zapoznawszy się z relacjami pierw­
szych Europejczyków, którzy dotarli w to miejsce.
Sławny wenecki odkrywca, Giovanni de Verrazano (ok. 1480-1527) przybył
tu w 1524 roku, 22 lata po sporządzeniu mapy Cantina. Franciszek I, król Francji,
najął go do zbadania wybrzeża północnoamerykańskiego w celu znalezienia drogi
morskiej na Pacyfik i do Wysp Korzennych - „szczęśliwych brzegów Catay" 1 .
Podróż Verrazana odbyła się w tym samym czasie, gdy Magellan żeglował wokół
Ameryki Południowej, a Portugalczycy wyprawiali się raz za razem w podróże
wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Trzy kraje ścigały się, żeby znaleźć najwygod­
niejszy i najbardziej bezpieczny sposób dotarcia do Wysp Korzennych, Ternate
i Tidore, gdy Jedwabny Szlak, czyli droga lądowa na Wschód, został zamknięty.
W 1524 roku Verrazano ze swoją małą flotyllą popłynął na północ wzdłuż
wybrzeża, od Wirginii do wschodniego krańca Nowej Szkocji. Opisał ten kraj
i jego dzikich mieszkańców. Na równoleżniku przecinającym Rzym, „41° i 2
tercje na północ", wpłynął na wody wielkiej zatoki - Narragansett w okolicy
Rhode Island - i spędził tam 15 dni.

[Tubylcy byli] koloru mosiądzu, niektórzy nieco bielsi; inni koloru żółte­
go, urodziwego oblicza, z długimi czarnymi włosami, które bardzo starannie
podstrzygają i zdobią; o czarnych i bystrych oczach i twarzach słodkich a przy­
jemnych (...).
Kobiety są równie piękne; bardzo nadobne i darzone względami, o miłych
obliczach, przyjemnego wejrzenia; mają równie dobre maniery, j a k wszelkie
kobiety, i dobrze są wykształcone. [Kobiety te] ubierają się inaczej niż kobiety
z Egiptu i Syrii; w rzeczy starszego kroju; kiedy wchodzą w związki małżeńskie,
przyozdabiają się biżuterią wedle obyczaju ludów Wschodu, zarówno mężczyź­
ni, j a k i kobiety 2 .

241
Wyprawa do Rhode Island.

242
To bardzo znaczący ustęp. Verrazano porównywał eleganckich ludzi o skó­
rze koloru mosiądzu ze znacznie bardziej smagłymi i nieokrzesanymi tubylca­
mi, których spotkał w drodze. Dwukrotnie zauważył pewne powiązania zacho­
wania i stroju kobiet ze Wschodem - na przykład to, że noszą suknie zamiast
futer i skór zwierzęcych. A co najważniejsze, Verrazano nie opisywał tubylczych
kobiet poślubionych cudzoziemcom, ale kobiety przypominające kobiety ze
Wschodu, które jakimś sposobem wylądowały w Ameryce Północnej. Widzi
wyraźnie, że pochodziły z innej kultury i że nie przybyły ani z Ameryki Północ­
nej, ani z Europy.
Opis Verrazana wskazuje, że młodsze dziewczęta nie przestrzegały tradycji
babek: oryginalne obyczaje, które przywiozły ze sobą, były zapominane, jakby
lud ten mieszkał tu j u ż od pokoleń. Opis pasowałby równie dobrze do kobiet
syryjskich lub egipskich, jak i chińskich. Mieszkanki wszystkich tych krain no­
siły długie szaty oraz biżuterię i ozdoby w czarnych włosach, ale żeglarze syryj­
scy ani egipscy nigdy nie dotarli do Atlantyku; a w każdym razie nie zabierali ze
sobą kobiet na długie wojaże. Mamy raczej do czynienia z potomkiniami chiń­
skich konkubin, które zaszły w ciążę z indyjskimi i arabskimi władcami i amba­
sadorami.
W relacji Verrazana o wypłynięciu z zatoki Narragansett znajduje się jeszcze
jedna wskazówka. „Pośrodku wejścia [do portu] jest skała stworzona przez na­
turę, nadająca się do tego, by na niej wznieść zamek lub fortecę do ochrony
portu (...) nazwaliśmy ją La Petra Viva [żywa skała] " 3 . Opis Verrazana pasuje do
skały, na której do dziś stoi Okrągła Wieża, znajdującej się w parku w Newport
w stanie Rhode Island, na cyplu górującym nad portem.
Badacze snują domysły, czy wieżę zbudowano w epoce poprzedzającej od­
krycia Kolumba. Budynek różni się od budowli z epoki kolonialnej, wzniesiony
został w odosobnionym miejscu, dominuje nad okolicą, a nie jest fortecą, stoi
z dala od miejsc nawiedzanych przez wiatry, więc nie może być wiatrakiem,
krótko mówiąc - osobliwość. Historycy ostro spierali się o jego pochodzenie.
Jedna szkoła utrzymuje, że to XVI-wieczny wiatrak zbożowy, inna, że służył
jako latarnia morska i zbudowano go w końcu XIV wieku. Obie teorie się nie
wykluczają; wcześniejszy budynek mógł zostać przerobiony na skład mąki albo
wiatrak. Historycy pierwszego obozu opierają się na słowach pierwszego guber­
natora Rhode Island, Benedicta Arnolda, zamożnego kupca, który wspominał
o „mojej zbudowanej z kamienia wieży".
Dokładne badanie wieży przeprowadził w początku lat 90. Duński Komitet
do spraw Badań Aktywności Skandynawskiej w Ameryce Północnej w latach
1000-1500. Opublikowane w 1992 roku wyniki badań i analiz zdają się potwier­
dzać, że mamy do czynienia z wiatrakiem zbożowym. Z raportu przygotowane­
go przez Johannesa Hertza z Muzeum Narodowego w Kopenhadze wynika, że
wieżę zbudował w 1667 roku gubernator Arnold. Jednak amerykańska architekt,

243
Wieża z Rhode lsland.

Susanne O. Carlson, która szczegółowo zbadała wieżę, podważyła ostatnimi


czasy tę hipotezę 4 .
Po pierwsze, twierdzi ona, że w XVII wieku w Nowej Anglii stawiano bu­
dowle, posługując się angielskimi miarami - jardami, stopami i calami - a żaden
z wymiarów Okrągłej Wieży z Newport nie da się ująć w jednostkach tego sys­
temu. Po drugie zauważa, że XVTI-wieczny rów otaczający wieżę - który we­
dług zwolenników „teorii wiatraka zbożowego" potwierdza ich hipotezy - został
wykopany wyłącznie w celu nadania stabilności wcześniejszej budowli. Po trzecie
podkreśla, że wykorzystane przez duński komitet datowanie metodą węgla radio­
aktywnego oparte było na nowej, eksperymentalnej technice mierzenia zawarto­
ści izotopu 1 4 C w pęcherzykach dwutlenku węgla z zaprawy. Wynik wskazuje na
lata między 1410 a 1970. Komitet wybrał drugą połowę XVI wieku, lecz równie
dobrze można wskazać którykolwiek rok po 1409. Wreszcie wieżę wzniesiono,

244
używając niezwykłego rodzaju zaprawy sporządzonej z pokruszonych muszli,
a nie zwykłej zaprawy z wapna.
Niemniej szczegóły konstrukcji wieży nie wyjaśniają celu, w jakim ją wznie­
siono. Jej przeznaczenie opisano następująco:
Pierwsze piętro wieży służyło j a k o latarnia morska. J e g o większe okna
umieszczone są tak w stosunku do ogniska, że światło, widziane w nocy przez
okno południowe, prowadziło statek zbliżający się do wejścia do zatoki N a r r a ­
gansett (...) światło ogniska wydobywające się przez dwustopowy [wysokości
60 centymetrów] otwór okienny wskazywało drogę do przystani u podnóża
Tower Hill ( . . . ) . Pomysłowy budowniczy wieży miał najwyraźniej spore d o ­
w
świadczenie (...) budowie latarń morskich 3 .

Skandynawowie osiedlali się na Grenlandii od X do początków XV stulecia,


a ponieważ nie ma tam drzew, co lato żeglowali do Winlandii - Ameryki Północ­
nej - żeby zgromadzić drewno, i wracali na jesieni. Na pierwszy rzut oka wąskie
okna i zaokrąglone łuki wieży z Rhode Island wydają się romańskie i z początku
sądziłem, że wieżę zbudowali Norwegowie którzy penetrowali wybrzeże prawie
do Newport. Ale Norwegowie nie mieli szczególnego doświadczenia w budowie
latarń morskich i nie znamy przypadku, żeby zbudowali choć jedną za oceanem.
Według mnie wzór i położenie okien mocno przypominają styl latarni morskiej
z okresu dynastii Song (960-1279), która wskazywała chińskim i arabskim flotom
handlowym drogę do portu w Zajton (Quanzhou) w prowincji Fucjan na połu­
dniu Chin. Niektórzy z chińskich marynarzy na pewno znali ten port i jego latar­
nię morską, gdyż w czasach wypraw chińskich flot skarbowych był on prawdopo­
dobnie największym w świecie portem handlowym. Marco Polo opisywał go jako
„wielki ośrodek, pełen statków i handlu (...) na jeden statek korzenny idący do
Aleksandrii, czy gdziekolwiek indziej, żeby zabrać pieprz na eksport do krajów chrze­
ścijańskich, Zajton odwiedzany jest przez setkę innych statków. Musicie bowiem
wiedzieć, że jest to jeden z dwóch największych portów handlowych na świecie"6.
Latarnia morska w Quanzhou jest dwa razy większa od Okrągłej Wieży
z Newport i ma pięć poziomów, a nie trzy, ale okna są wyraźnie podobne, jak
położenie centralnego ogniska. Tak jak tę w Quanzhou, latarnię morską z New­
port pokrywał kiedyś gładki tynk. Wieża z Rhode Island to szara kamienna bu­
dowla, wznosząca się na łukach łączących osiem kolumn stojących na ośmio­
kątnej podstawie, tak samo jak latarnia w Quanzhou. Mur składa się z kamieni
różnych kształtów, spojonych mocną zaprawą; kamienie budowli z Newport
i z Quanzhou nie zmieniły położenia od czasu, gdy je ułożono. Co więcej, wie­
żę można wymierzyć chińskimi jednostkami miary używanymi w XV wieku:
obwód zewnętrzny to 2 zhang, 40 chi, a wewnętrzny to 1 zhang, 80 chi (jeden
zhang równa się 305 centymetrom; jeden chi - 32 centymetrom).

245
William Penhallow, profesor fizyki i astronomii w Rhode Island University
przedstawił alternatywne wyjaśnienie przeznaczenia Okrągłej Wieży. Przepro­
wadziwszy badania astronomiczne odkrył, że pozornie przypadkowo położone
otwory i asymetryczne glify we framugach okien stanowią ramy dla określo­
nych zjawisk na nieboskłonie, w szczególności zaś zaćmienia Księżyca oraz
7
wschodu i zachodu Słońca podczas przesileń i równonocy . Podobnie wyposa­
żano obserwatoria i platformy obserwacyjne w epoce Ming. Długość cienia pod­
czas przesileń i zaćmienia na określonej szerokości geograficznej pozwalają na
precyzyjne zmierzenie czasu, a zaćmienia Księżyca umożliwiały Chińczykom
przeprowadzanie obserwacji wybranych gwiazd w zenicie i określenie długości,
8
na której leży Okrągła Wieża z Newport, po powrocie do Pekinu .
Wieża mogła zatem służyć dwóm istotnym celom; po pierwsze, do określe­
nia dokładnego położenia osiedla, założonego przez marynarzy i konkubiny
zostawionych przez flotę, żeby można było ich znaleźć i zabrać podczas kolejnej
wyprawy flot skarbowych. Mogła to być również latarnia morska, dzięki której
wybawcy bezpiecznie dotarliby do zatoki Narragansett. Wieża, zasłonięta przez
drzewa, wznosiła się na górującym nad otoczeniem wzgórzu i stanowiła drogo­
wskaz dobrze widoczny z morza. Podobnie jak latarnia w Quanzhou, otwory
ma z wielu stron, żeby światło płonącego ognia widziane przez jeden zestaw
okien ostrzegało przed niebezpieczeństwem, a z drugiej strony - oglądane przez
inne okna - wskazywało drogę do bezpiecznej przystani.
Analiza zaprawy murarskiej użytej przy budowie Okrągłej Wieży z New­
port powinna raz na zawsze rozwiać wątpliwości, gdyż chińska zaprawa wyróż­
nia się pewną właściwością - zawiera gips jako utwardzacz i ryż jako czynnik
wiążący. Może też być datowana; analiza zaprawy użytej w Wielkim Murze po­
zwoliła wyodrębnić rozmaite rodzaje ryżu i gipsu używane w epokach Tang
i Ming, a poprzez to określić, kiedy powstały kolejne odcinki muru. Poprosiłem
władze Newport, żeby wyraziły zgodę na przeprowadzenie analiz, ale odmó­
wiono mi. Podstawowym obowiązkiem władz jest, oczywiście, ochrona zabyt­
ków znajdujących się pod ich opieką, a nie udostępnianie ich do celów doświad­
czalnych, ale mam nadzieję, że dadzą się namówić do zmiany decyzji. Wtedy
możliwe będzie nie tylko określenie składu zaprawy, ale również ustalenie jej
wieku.
Istnieje pokaźna liczba dowodów na to, że Chińczycy wylądowali w New­
port. Dotarli do Bimini, a potem do Azorów. Dokonali dokładnych pomiarów
wybrzeża Florydy, zanim pierwsi Europejczycy przypłynęli do Ameryki Północ­
nej. Z Bimini do Nowej Anglii, a potem na Azory - to właśnie droga, którą mu­
siałby obrać każdy statek z ożaglowaniem lugrowym, aby przez cały czas płynąć
z wiatrem i prądem. A pierwsi Europejczycy, którzy dotarli do Nowej Anglii, opi­
sywali cywilizowane, jasnoskóre lub śniade kobiety z okolic Newport, noszące
wschodnie odzienie i upinające włosy w koki, tak jak to czynią Chinki.

246
W świetle wszystkich tych dowodów bardziej prawdopodobne wydaje się,
że wieżę wznieśli Chińczycy, którzy mieli za sobą stulecia doświadczeń w bu­
dowie latarń morskich i obserwatoriów, niż Normanowie, niedysponujący w tej
mierze żadnym doświadczeniem. Okrągła Wieża z Newport zwrócona jest na
południe, w stronę, z której spodziewano się przybycia chińskich dżonek płyną­
cych z wiatrem i prądem. Byłaby bezużyteczna dla Normanów, którzy docierali
tu z Grenlandii, żeglując pod prąd i pod wiatr.
Uważam, że ludzie, których Verrazano spotkał na terenie dzisiejszego New­
port w stanie Rhode Island, mogli być tylko Chińczykami, potomkami maryna­
rzy i konkubin z wielkiej floty Zhou Wena. Znając długość geograficzną, na
której stoi wieża, dżonki następnej floty skarbowej byłyby w stanie dopłynąć
prosto do Newport. Osamotnieni żeglarze pozostawieni na brzegu na pewno
chcieli wznieść latarnię morską, która bezpiecznie doprowadziłaby ich rodaków
do przystani. Jeśli prawidłowo założyłem, że Zhou Wen kazał kilku tysiącom
marynarzy i konkubin wylądować w okolicach zatoki Narragansett, na tym ob­
szarze powinno się zachować sporo pamiątek po nich. Spodziewałem się, że
znajdę przynajmniej kamienne tablice podobne do tych, które Chińczycy wznosili
w innych miejscach dla upamiętnienia swoich wypraw.
Postanowiłem sprawdzić w Internecie, czy we wschodniej części Massa­
chusetts odkryto jakieś rzeźbione kamienie. Poszukiwania dały natychmiastowe
rezultaty. Około 48 kilometrów od wieży w górę rzeki Taunton znajduje się
słynna Dighton Rock. Skała Dighton: wolno stojąca skała charakterystycznego,
czerwonawobrązowego koloru, o nieosłoniętym licu mierzącym w przybliże­
niu 1,5 na 3,3 metra. Skałę pokrywają stare inskrypcje, z których najmłodsze to
portugalski krzyż i graffiti. Pod tym względem Dighton Rock bardzo przypomi­
na kamienie z Wysp Zielonego Przylądka i wodospadu Matadi. Poczułem, że
jeszcze jedno ogniwo w coraz dłuższym łańcuchu dowodów znalazło się na
swoim miejscu.
Dighton Rock znajduje się w miejscu jakby wymarzonym dla każdego od­
krywcy płynącego rzeką Taunton, żeby się zatrzymać i zostawić ślad swojej byt­
ności. To największa skała w okolicy zatoki Narragansett, leżąca na południe od
tego, co dziś zwiemy Perry Point - najbardziej na północ wysuniętego punktu,
do którego może dopłynąć wielki statek. Powyżej Perry Point rzeka staje się
bardzo płytka i zwęża się do mniej niż 60 metrów. To dlatego Taunton Yacht
Club ma swoją siedzibę właśnie tutaj, a nie dalej na północ.
Jako pierwszy, głaz narysował w 1680 roku miejscowy duchowny, Danforth,
który przekazał także związaną z nim legendę z folkloru lokalnych Indian: „Wtedy
przybył tu drewniany dom, a w nim ludzie z innego kraju. Płynąc w górę rzeki
Asooner [tak nazywano rzekę Taunton], walczyli z Indianami i odnieśli wielkie
zwycięstwo" 9 . Sami Chińczycy określają dżonki jako drewniane domy, podob­
nie jak inni obserwatorzy, tacy jak Niccoló da Conti i Pedro Tafur, hiszpański

247
podróżnik, któremu da Conti opowiedział swoją historię (patrz rozdział 4).
W 1421 roku poziom morza był prawie 180 centymetrów niższy niż dzisiaj i skała,
obecnie przykryta wysoką wodą, mogła cała wystawać ponad poziom wody, poza
okresami wiosennego przyboru. Amerykańscy tubylcy mieszkający tutaj z pew­
nością otaczali ją czcią i uważali za bardzo starą.

Tę skałę najstarsi Indianie uważają za zabytek, ale wykonany w inny sposób


niż oni to robią (...) niektórzy uważają, że figury na powierzchni są hierogli-
ficzne [sic!], a pierwsza przedstawia statek bez masztów, wrak wyrzucony na
mieliznę. Druga oznacza ląd w kształcie cypla, prawdopodobnie przylądek z pół-
wyspem. J e s t i zatoka 1 0 .

Czy nie wygląda to jak ilustracja niebezpiecznej przygody, która przytrafiła


się flocie Zhou Wena?
Od 1680 do 1830 roku sporządzono co najmniej sześć rysunków skały. Jed­
nakże miejscowi chętnie prowadzili do niej turystów i zeskrobywali algi, żeby
odsłonić znaki. Z upływem czasu znaki stawały się coraz mniej czytelne, a ry­
sunki - coraz bardziej wymyślne i coraz mniej wspólnego mające ze szkicem
Danfortha. Przesłanie, jakiekolwiek było, nie daje się j u ż odczytać. Niestety
wszystko co możemy stwierdzić to fakt, że skała została pokryta znakami w ję­
zyku nieeuropejskim przez marynarzy z dalekich stron, żeglujących w górę rze­
ki w statku jak dom, że inskrypcja przedstawiała wrak i że później skałę znaleźli
Portugalczycy, którzy wykuli na niej krzyż.
Szukając dalszych danych, przestudiowałem prace miejscowych historyków.
Zatoka Narragansett jest w zasięgu zimowych sztormów z Atlantyku. Burze
śnieżne chłoszczą brzegi; Indianie, którzy zamieszkują ten posępny region -
a nawet dzikie zwierzęta - szukają schronienia w głębi lądu. Chińczycy także
ruszyliby w górę zatoki, a rzeka Taunton wydaje się najbardziej oczywistą trasą,
którą mogli obrać. Zapewne popłynęli w górę do miejsca, gdzie rzeka traci że-
glowność - na wysokości Dighton Rock - żeby umknąć przed niespodziewany­
mi szkwałami, które mogłyby wyrzucić ich statki na brzeg.
W latach 50., tuż przed rozpoczęciem budowy osiedla mieszkaniowego w Per-
ry Point, znaleziono skupisko bardzo starych kamiennych budynków. Wszystkie
były tego samego kształtu, ustawione na planie krzyża, zbudowane przy użyciu
zaprawy W pobliżu rosły chmiel i dziki ryż, rośliny niewystępujące naturalnie
w tym rejonie. Niestety nikt wtedy nie powstrzymał budowy osiedla i nie roz­
począł wykopaliska na szerszą skalę 11 . Czy mogła to być osada założona przez
Chińczyków? Niestety, nigdy się tego nie dowiemy, bo wszelkie pozostałości
budowli zostały zniszczone.
Profesor Delabarre, wybitny historyk12, zauważa istotne różnice między fizjo­
nomią i zabarwieniem skóry „Indian Wampanoag czystej krwi", żyjących w pobliżu

248
Dighton Rock, a żyjącymi na sąsiednich terenach plemionami z Massachusetts.
Delabarre twierdzi, że w 1510 roku rozbił się tu statek portugalskiego odkryw­
13
cy, Miguela Cortreala . Ten ostatni wraz ze swoją załogą został przyjęty do ple­
mienia Wampanoag. Teoria profesora Delabarre'a może się, oczywiście, stoso­
wać również do ludzi o śniadej skórze, których napotkał Verrazano. Indianie
Wampanoag okazali się później przyjaźnie nastawieni do Ojców Pielgrzymów,
w przeciwieństwie do innych plemion, które często zabijały mężczyzn, a kobie­
ty i własność zabierały. Można spekulować, czy Wampanoag zostali wcześniej
przyjaźnie potraktowani przez chińskich rozbitków.
Zacząłem poszukiwania kolejnych dowodów potwierdzających moje teo­
rie, takich jak inne rzeźbione kamienie, ale nie żywiłem wielkich nadziei, że je
znajdę. Po odkryciu kamienia z Zielonego Przylądka spędziłem sporo czasu na
poszukiwaniu skał pokrytych inskrypcjami w miejscach, w których lądowali
Chińczycy, i z rzadka udawało mi się znaleźć jeden, co najwyżej dwa takie ka­
mienie na całą okolicę. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłem nie mniej niż 12
dziwnych kamieni w jednym małym rejonie wschodniego Massachusetts 1 4 .
Z rozmiarów, położenia i wyglądu kamienie te były uderzająco podobne do ka­
mieni, które znalazłem na Wyspach Zielonego Przylądka i przy wodospadzie
Matadi na rzece Kongo oraz na plaży Ruapuke w Nowej Zelandii. Wiele z nich
podpartych jest z jednej strony okrągłymi kamieniami, dokładnie w taki sam
sposób, jak kamień z inskrypcją z Zielonego Przylądka. Ktoś musiał ustawić
kamień w tak dziwnej pozycji, co przypomina opowiadaną przez aborygenów
historię o obcych przybyszach w Australii, którzy „ciągnęli kamienie ustawieni
w długie szeregi".
Kamienie znajdują się albo na brzegu rzeki Taunton od południa, albo nad
rzeką Merrimack na północy, albo wokół zatoki Massachusetts. Wydaje się, że
ludzie, którzy ustawiali te kamienie, płynęli w górę rzeki. Jeden „wielki dom"
żeglował rzeką Taunton, drugi - Merrimack.
Na jednym z tych kamieni - z Shutesbury - można się dopatrzyć postaci
siedzącego w klasycznej pozie Buddy. Jeśli rzeźbę uda się wydatować na okres
przedkolumbijski, odkrycie miałoby wielkie znaczenie; niestety, muzea, do któ­
rych się do tej pory zwróciłem, nie potrafiły wydać ostatecznej opinii na temat
daty. Co ciekawe, w North Salem, 160 kilometrów na południe od Shutesbury,
znajduje się rzeźba przedstawiająca konia - z całą pewnością przedkolumbijska.
Jeśli ludzie, którzy wznieśli te kamienie, używali koni, to zapewne przybyły
tu one na statkach transportowych, gdyż rysunki skał odkryte zostały przez pierw­
szych europejskich osadników, a konie wymarły w Ameryce Północnej około
10 000 lat p.n.e. (Badania tego przypadku trwają, a ich wyniki zostaną zaprezen­
towane na stronie internetowej www.1421.tv).
Można utrzymywać, że podobieństwo miejsca ustawienia, rozmiaru, kształ­
tu i sposobu podparcia 14 wielkich kamieni znalezionych we wschodnim

249
Lokalizacja kamieni w Massachusetts.

250
Massachusetts oraz kamieni z Wysp Zielonego Przylądka, wodospadu Matadi
i z plaży Ruapuke jest przypadkowe i że inskrypcje na Dighton Rock przedsta­
wiają, co prawda, rozbitków, ale nie Chińczyków Ja jestem pewien, że chińska
flota dotarła na Karaiby, a później na Azory
Wiatry i prądy poniosłyby ich, w obu przypadkach, dokładnie w te miejsca,
w których znaleziono skały Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest,
że kamienie ustawili Chińczycy i że kobiety, które spotkał Verrazano, były po­
tomkiniami chińskich konkubin. Uważam, że pierwsi osadnicy w Ameryce Pół­
nocnej nie pojawili się wraz z Kolumbem czy z jakimiś innymi europejskimi
pionierami, ale przypłynęli dżonkami floty admirała Zhou Wena i wylądowali
tu w okolicach Bożego Narodzenia 1421 roku. Być może Nową Anglię należa­
łoby teraz przemianować na Nowe Chiny.
Po założeniu osiedli dżonki odpłynęły. Jak czuli się marynarze i konkubiny
pozostawieni na brzegu, patrząc, jak wielkie czerwone żagle rozwijają się i wy­
pełniają wiatrem, a dżonki ruszają w drogę? Stojący na plaży wysilali zapewne
wzrok, patrząc w ślad za statkami, aż stały się one nie większe od punktów na
horyzoncie. Gdy wreszcie odwrócili się, ich serca musiały być pełne złych prze­
czuć. Bez wątpienia obiecano im, że następna wielka flota przypłynie po nich,
przywożąc zapasy i więcej ludzi, i zabierze tych, którzy zechcą wrócić do ojczy­
zny. Wśród codziennej walki o przetrwanie - budowania domostw, łowienia
ryb, uprawy ziemi i przeczesywania lasów w poszukiwaniu żywności - Chiń­
czycy często spoglądali na morze, szukając na horyzoncie smugi czerwieni, któ­
ra mogła zwiastować flotę przybywającą na ratunek. Ale lata mijały, a wraz z ni­
mi zanikała nadzieja, coraz rzadziej rozmawiano o ziemi ojczystej, o której ciągle
wspominali starcy. Dla następnych pokoleń stała się tylko na wpół zapomnianą
legendą, aż wreszcie Chiny utonęły w niepamięci. Wielka dżonka nie przypły­
nęła.
14

EKSPEDYCJA

NA BIEGUN

PÓŁNOCNY
U S Z C Z U P L O N A J U Ż F L O T A ADMIRAŁA Z H O U W E N A Z O S T A N I E J E S Z C Z E B A R -
dziej przetrzebiona podczas następnego etapu wyprawy, gdyż - jak wska­
zują średniowieczne mapy, które dotrwały do naszych czasów - chiń­
skie statki wpłynęły na lodowate wody północnego Atlantyku. Tam flota podzie­
liła się na dwie części. Jedna z nich podążyła jeszcze dalej na północ; druga skiero­
wała się na wschód i, szarpana wichrami i prądami morskimi, po miesiącu od
opuszczenia Nowej Anglii podeszła od północnego wschodu do Azorów. Łań­
cuch Azorów rozciąga się na długości 640 kilometrów z północnego zachodu na
południowy wschód. Pierwszym lądem, jaki musieli dostrzec Chińczycy płynący
od strony Ameryki, jest położona najdalej na północny zachód mała, ale niezwy­
kle ważna wysepka Corvo, leżąca na tej samej szerokości geograficznej co Pekin.
Podobnie jak nad Santo Antao wśród Wysp Zielonego Przylądka i jak nad
Gwadelupą, nad Corvo dominuje wielki wulkan Caldeirao od dawna wygasły,
zazwyczaj zwieńczony wielką koroną białych chmur. Po stokach wulkanu kata­
raktami spływa woda. Widać go z morza z odległości wielu kilometrów. Wysep­
kę, długą zaledwie na 8 kilometrów, pokrywa zieleń, ale życie na niej jest cięż­
kie, bo tylko wąski skrawek ziemi na południowym brzegu - pomiędzy
podnóżem wulkanu a morzem, wokół miejsca, w którym obecnie wznosi się
stolica, Vila Nova - nadaje się pod uprawę. Domy stoją ciasno jeden obok dru­
giego, jakby szkoda im było zajmować choćby metr cennej gleby.
Tu zacząłem szukać latarni morskiej albo pokrytego rzeźbami kamienia -
takiego jakich wiele już zlokalizowałem wzdłuż trasy, którą płynęli Chińczycy.
Jeśli istniał, to powinien stać na widocznym miejscu i musieli zauważyć go j u ż
Portugalczycy, którzy odkryli wyspę. Wjednej z pierwszych portugalskich rela­
cji z lat 30. XV wieku znajdujemy taki fragment:

Na szczycie góry na wyspie, która zwą Krukiem [ C o r v o ] (...) wznosi się


posąg człowieka siedzącego na koniu; głowę ma odkrytą i j e s t łysy; lewą rękę

255
Wyprawa na Azory i Wyspy Zielonego Przylądka.

opiera o konia, prawą pokazuje w stronę zachodu. Posąg stoi pewnie na ka­
miennej podstawie wyciosanej ze skały. U spodu są inskrypcje w piśmie, które­
go nie potrafiliśmy odczytać 1 .

To źródło jest ważne z kilku powodów. Twórcy posągu i napisów najwyraź­


niej nie byli Europejczykami, a jeździec nie tylko nie nosi kapelusza, ale jest
także łysy. Niektórych z wojowników terakotowej armii, strzegącej grobowca
cesarza Qin, przedstawiono z ogolonymi głowami przykrytymi dokładnie pasu­
jącą pończochą, jakby ciasną siatką na włosy - rzeczywiście, wyglądają jak łysi..
Jeździec z Corvo wskazuje na zachód, na Nową Anglię, w kierunku, z którego
nadpłynęli Chińczycy. Statek żaglowy łatwo może dotrzeć z Ameryki na Azo­
ry ale bardzo trudno tam dopłynąć z Portugalii czy z innego miejsca w Euro­
pie, gdyż trzeba żeglować pod wiatr. Dlatego właśnie Portugalczycy odkryli te

256
wyspy długo po odkryciu Wysp Kanaryjskich i Zielonego Przylądka, mimo że
Azory leżą bliżej Portugalii.
Dla mnie ostatecznym potwierdzeniem, że posąg z Corvo przedstawia Chiń­
czyka - być może nawet „cesarza na końskim grzbiecie", Yongle - jest fakt, że
Azory pojawiają się na chińsko-koreańskiej mapie Kangnido, sporządzonej za­
nim Portugalczycy odkryli wyspy. Nie ma ich na mapach arabskich, nawet na
mapach słynnego historyka Al Idrisiego (1099-1166) czy Ibn Chalduna (1332-
1406). Jeśli to nie Chińczycy odkryli Azory, kto dokonałby tego przed Portugal­
czykami i po co miałby przekazywać swą wiedzę kartografowi sporządzającemu
mapę Kangnido?
Zaskakujące dowody na to, że Chińczycy mogli zamieszkiwać Azory, pochodzą
od Krzysztofa Kolumba, który przekazał nam miejscową opowieść o ciałach nie-
Europejczyków wyrzuconych na plażę Flores, około 32 kilometrów na południe od
Corvo. Stało się to, zanim Kolumb wyruszył w drogę do Ameryki, a Ferdynand
Kolumb twierdził, że jego ojciec uznał owe ciała wraz z „artystycznie rzeźbionymi
kawałkami drewna" za dowód kontaktów między „Cathay" a Zachodem 2 .
Jedna z eskadr floty admirała Zhou Wena płynęła z Azorów przez Ocean
Indyjski do Chin. Ze starych map wyczytać można, że druga eskadra popłynęła
inną trasą. Na południe od Grand Bank przy Nowej Fundlandii 3 , Golfsztrom
się rozgałęzia. Główny nurt płynie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, niosąc
statki ku Azorom, a później przez Kanary do Wysp Zielonego Przylądka, tym­
czasem druga, mniejsza odnoga, Prąd Irmingera, zdąża na wschód. Na południe
od Islandii gwałtownie skręca w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek
zegara, najpierw na północ, potem na północny zachód, a później znów na pół­
noc, niosąc okręty Cieśniną Davisa, oddzielającą Grenlandię od północnej Ka­
nady. Tam staje się Prądem Zachodniogrenlandzkim, płynącym wzdłuż zachod­
niego wybrzeża Grenlandii, okrąża północne wybrzeże i wraca wzdłuż wybrzeża
wschodniego jako Prąd Wschodniogrenlandzki, wpływający z powrotem do
Atlantyku. Żaden statek okrążający w ten sposób Grenlandię nie będzie musiał
żeglować pod prąd albo pod wiatr na żadnym etapie podróży.
Stanąłem wobec dwóch pytań: dlaczego Chińczykom mogło zależeć na opły-
nięciu tego jałowego, zamarzniętego lądu - a jeśli nawet mieli po temu powody, to
czy było to możliwe? Odpowiedź na pierwsze pytanie okazała się łatwiejsza niż na
drugie. Ze względu na symboliczne i praktyczne znaczenie Gwiazdy Polarnej okre­
ślenie pozycji absolutnej bieguna północnego miało ogromne znaczenie. Cesarz
nie bez powodu rozkazał im odkryć „kraje (...) najbardziej północne z północ­
nych" i dotrzeć do najodleglejszych części ziemi - robili to samo, co ich rodacy na
dalekim południu, ustalający położenie bieguna południowego.
Na dwóch mapach znalazłem pewne poszlaki świadczące o powodzeniu
ryzykownej wyprawy. Niezwykła średniowieczna mapa Cantina doprowadziła
mnie już do wielu odkryć dotyczących chińskich wypraw. Druga mapa wzbudza

257
Wyprawa dookoła Grenlandii.

258
znacznie więcej kontrowersji. Jest to mapa Winlandii, sporządzona między 1420
a 1440 rokiem. Ukazuje ona, z wielką dokładnością i wieloma szczegółami, Nową
Fundlandię, Labrador i całą Grenlandię, o ile nie mamy do czynienia z fałszer­
stwem, to stanowi ona dowód, że ktoś - może Chińczycy - zapuścił się na odle­
głość 400 kilometrów od bieguna północnego 400 lat przed pierwszą udoku­
mentowaną źródłowo europejską wyprawą w te rejony.
Wiedziałem, że wykorzystanie informacji z mapy Winlandii równa się otwar­
ciu puszki Pandory. Wiarygodność mapy zaatakowano na wielu płaszczyznach. Jej
niezwykłe pochodzenie - po raz pierwszy pojawiła się w 1965 roku, wyciągnięta
z tylnego siedzenia fiata, należącego do sprzedawcy map - sprawiło, że wydała się
podejrzana wielu specjalistom. Nie brakuje historyków, którzy utrzymują, że kar­
tografia mapy jest zbyt dobra, żeby była prawdziwa. Grenlandię narysowano na
tyle dokładnie, że mapa musi być po prostu współczesną podróbką. Walter
McCrone z McCrone Associates, specjalista od analizy chemicznej z poważanej
chicagowskiej firmy, stwierdził w 1972 roku, że w skład atramentu wchodzi mię­
dzy innymi anataz, dwutlenek tytanu, którego po raz pierwszy użyto przy wyrobie
atramentu w latach 20. XX wieku. Jednak w 1992 roku doktor Thomas Cahill
z University of California w Davis wykrył anataz w inkauście, którym pisano
średniowieczne rękopisy, i kwestia powstania mapy Winlandii pozostaje otwarta.
Badacze podkreślają też, że Normanowie, którzyjako pierwsi zasiedlili Gren­
landię, nie posiedli umiejętności kartograficznych, mapy zastępowała im trady­
cja ustna, a nie można narysować mapy, opierając się na ustnym opisie.
Co więcej, uważano, że Grenlandii nie można było opłynąć, a nazwy z mapy
Winlandii, podobno naniesione na nią przez Claudiusa Claviusa, wybitnego
duńskiego kartografa, który miał narysować mapę około 1424 roku, to nazwy
baśniowe; przecież to nie Normanowie powiedzieli mu, jak nazywają miejsco­
wości na północy. Ale jeśli pierwszy kartograf był Chińczykiem, Clavius nie
umiałby przetłumaczyć nazw zaznaczonych na mapie i musiałby sam je wymy­
ślić. Jedyną sporną kwestią pozostaje atrament. Napisano na ten temat kilka ksią­
żek, a poza Cahillem twierdzenie McCrone'a, że mapa została sfałszowana, za­
kwestionował ostatnio sam kustosz zbioru map w British Library R.A. Skelton.
Poparło go kilku wybitnych profesorów, potwierdzając odkrycie Cahilla, że anataz
rzeczywiście wchodził w skład niektórych średniowiecznych atramentów, szcze­
gólnie tych, które używane były w klasztorach alpejskich w XV stuleciu.
Twierdzenie, że mapa Winlandii jest falsyfikatem, nie wytrzymuje krytyki.
Według mnie mapa to oryginał, a kartograf, który ją stworzył, podróżował na
pokładach kilku chińskich dżonek, z których przynajmniej jedna opłynęła Gren­
landię, próbując dostać się do bieguna północnego. Żeby uzasadnić to twierdze­
nie, musiałem odpowiedzieć na pytanie, czy Grenlandię naprawdę można było
opłynąć. Dziś jest to całkowicie niemożliwe, nawet na atomowym lodołama-
czu, gdyż morza otaczające wysunięte daleko na północ brzegi wyspy skute są

259
Grenlandia z mapy Winlandii w porównaniu ze współczesną mapą.

grubym lodem przez cały rok. Istnieją jednak mocne dowody na to, że w po­
czątkach XV wieku panowały tam warunki zupełnie inne niż obecnie.
Źródła z epoki mówiące o weselu Sigrid Bjórnsdottir w 1408 roku, prze­
chowywane w archiwum państwowym w Oslo, malują obraz Grenlandii zupeł­
nie inny od tego, który znamy. Sigrid była wdową; jej ojciec i siostry umarli,
a ona odziedziczyła ziemię rodu, stając się najbogatszą właścicielką ziemską na
Grenlandii. Z jej drugim małżeństwem wiązało się kilka transakcji majątko­
wych, które pozwalają przeprowadzić szczegółowe badania żywego inwentarza
w jej zagrodach do roku 1419, kiedy to opuściła Grenlandię. Należały do niej
wielkie stada owiec i bydła, które wypasały się na obfitych grenlandzkich pa­
stwiskach. Trudno sobie to dzisiaj wyobrazić, patrząc na ten jałowy, pokryty
lodem ląd. Kościół, w którym Sigrid brała ślub, stoi do tej pory, wspaniały w swo­
im ponurym odosobnieniu nad ciemnym fiordem. Możemy sobie wyobrazić,
jak w tę wrześniową niedzielę, po zakończeniu mszy, spieszyła z kościoła do
przytulnego mroku swojego domu, żeby rozpocząć uroczystości weselne.
Wykopaliska przeprowadzone w gospodarstwie, w którym żyła ze swą ro­
dziną, domownikami i służbą, dowodzą, że klimat Grenlandii był znacznie

260
cieplejszy przed 1450 rokiem. Z wykopalisk wynika, że muchy, które żyły obok
ludzi w ciepłych domostwach, nagle znikły, a na ich miejsce pojawiły się muchy
zdolne do życia w zimnych opustoszałych siedzibach, żywiące się padliną. D o ­
wodów nagłej zmiany klimatu dostarcza szkielet psa myśliwskiego służącego do
polowań na łosie, któremu poderżnięto gardło - był to prawdopodobnie ostatni
posiłek umierających mieszkańców domu. Tak cenny pies myśliwski zostałby
ubity na mięso tylko w skrajnych okolicznościach, gdyż bez niego szanse na
upolowanie dostatecznej ilości zwierzyny, żeby przetrwać zimę, zmniejszyłyby
się drastycznie.
Inne potwierdzenie ochłodzenia klimatu znalazłem w sprawozdaniu kapi­
tana George'a Naresa z podróży do Arktyki w latach 1875-1876 4 . Jeden z jego
statków dotarł do 83°20'N, zaledwie 30,5 kilometra od najbardziej na północ
wysuniętego skraju Grenlandii. Pewien oficer, porucznik Lockwood, przeszedł
tę odległość aż do Wyspy Lockwooda, nazwanej tak od jego imienia.
Okres ochłodzenia klimatu, który zaczął się w 1440 roku (a teraz właśnie się
kończy) w pewnym stopniu wiąże się z przesunięciem osi Ziemi. Analizując
wskazówki żeglarskie i przewodnik po gwiazdach z Wu beiji z 1422 roku, byłem
w stanie obliczyć, że równik znajdował się w owym czasie na szerokości pół­
nocnej 03°40'. W rezultacie przesunięciu o 3°40' na północ uległ maksymalny
i minimalny zasięg lodu pływającego i paku lodowego zarówno na półkuli pół­
nocnej, jak i południowej. Potwierdzenie tego faktu znaleźć można na mapie
Piri Reisa, ukazującej lód wzdłuż południowych brzegów Ziemi Ognistej, i na
mapie Jeana Rotza, gdzie lód sięga na południu do Tasmanii - w przybliżeniu
480 kilometrów dalej na północ, niż wynosi jego obecny zasięg.
Tak więc w latach 1421-1422 Grenlandię można było opłynąć, gdyż nie tyl­
ko maksymalny zasięg lodu polarnego kończył się bardziej na północ w stosun­
ku do dzisiejszego, ale i klimat Grenlandii był znacznie cieplejszy niż obecnie.
W 1421 roku w tej krainie zielonych łąk wypasało się bydło od Zielonych Świąt­
ków (50 dni po Wielkiejnocy) do Niedzieli Krzyżowej (drugiej niedzieli wrześ­
nia). W rzekach roiło się od łososi, a na brzegach - od morsów.
Dodatkowe potwierdzenie faktu, że Chińczycy dotarli do Grenlandii, zna­
leźć można w niezwykłym liście, napisanym w 1448 roku przez papieża Miko­
łaja V do biskupów Skalholt i Holar na Islandii. Papież wyłuszcza w nim przy­
czyny, dla których chce mianować nowego biskupa Grenlandii.

[Trzydzieści lat temu] z pobliskiego pogańskiego brzegu nadeszli barba­


rzyńcy, w okrutny sposób zaatakowali mieszkańców Grenlandii i tak spustoszyli
ogniem i mieczem ich ojczystą ziemię i święte budowle, że pozostało nie więcej
niż dziewięć kościołów parafialnych ( . . . ) . Nieszczęsnych mieszkańców obojga
płci uprowadzili ze sobą (...) większość z nich wróciła j u ż z niewoli do swoich
domostw 5 .

261
Papież pisze o „barbarzyńcach", którzy nadciągnęli z „pobliskiego pogańskie­
go brzegu". W innych listach sformułowanie „poganie" odnosi do Inuitów z ka­
nadyjskiej części Arktyki, więc „pobliski brzeg" może być zasadnie uznany za ka­
nadyjską część Arktyki. Zwracając się do chrześcijan, papież rozróżnia między
poganami a barbarzyńcami - nie były to terminy zamienne. Nie mógł mówić
o Normanach - Grenlandia była kolonią normańską - ani innych chrześcijań­
skich najeźdźcach; papież uznałby ich może za heretyków, ale nie za barbarzyń­
ców. Barbarzyńcami byli ci, którzy atakowali Europę ze Wschodu; papież pisał
zatem prawie na pewno o mongolskich albo chińskich najeźdźcach. Nie nazwał­
by Indian amerykańskich barbarzyńcami, gdyż te ludy nie znały ognia i miecza,
o których wspomina, a używały łuków i strzał. Uważam, że list opisuje atak chiń­
skiej floty, która przybyła z Ameryki Północnej. Chińczycy strzelali prawdopo­
dobnie z armat (Hvalsey rodzinne miasto Sigrid Bjórnsdottir i główne osiedle na
Grenlandii, leżało w zasięgu ognia z dział znajdujących się na okrętach). Zabrali
ludzi na wielkie statki, a potem pozwolili im odejść. Trudno wytłumaczyć, dlacze­
go Chińczycy postąpili w ten sposób - może zostali zaatakowani pierwsi.
Jeśli przyjąć, że Chińczycy rzeczywiście dotarli do Hvalsey z mapy Winlan-
dii powinniśmy wyczytać, w którym miejscu najdokładniej zmierzyli brzeg -
a co za tym idzie, gdzie znajdziemy osiedla, wraki i artefakty. Dwaj znani auto­
rzy, Peter Schlederman i Farley Mowat, całymi latami prowadzili skrupulatne
badania w niezwykłej arktycznej wiosce kamiennych domów, leżącej na Wyspie
Ellesmere'a na półwyspie Bache, na zachód od Grenlandii, przy zachodnim brze­
gu zatoki Kane Basin 6 .
Kolonia na półwyspie Bache jest bardzo interesująca. Znajduje się tam około
25 domów i podobna liczba znaków nawigacyjnych. Niektóre z domów są ogromne
- liczą prawie 45 metrów długości i ponad 5 metrów szerokości. Niemożliwe,
żeby tak wielkie i tak doskonałe pod względem kamieniarki budowle wznieśli
Inuici, którzy nawet nie mieli tradycji budowy z kamienia. Domy posiadają też
inne cechy szczególne. Kamienne znaki nawigacyjne przypominające małe latar­
nie morskie wzniesiono obok budowli. Co dziwne, domom brakuje dachów.
Normańscy osadnicy na Grenlandii prawie zawsze kryli domy darnią, ale na żad­
nym z domów z półwyspu Bache nie znaleziono śladów takiego pokrycia. Budyn­
ki tej wielkości byłyby w stanie pomieścić 3000 ludzi, ale bez dachu nad głową
mogliby oni mówić o szczęściu, gdyby udało im się przetrwać choć jedną noc
arktyczną. Zburzone ściany widoczne są do dziś. Na zewnątrz domów stoją rzę­
dami piece, razem 142, każdy oddzielony od sąsiednich kamiennym murem. Te
rzędy pieców na wolnym powietrzu to kolejna zagadka; niczego podobnego nie
znaleziono na innych stanowiskach prehistorycznych kanadyjskiej części Arktyki.
Pierwszej podpowiedzi dotyczącej zagadki tych dziwnych budynków do­
starczyła topografia okolicy. Osiedle na Wyspie Ellesmere'a zostało zbudowane
na mierzei obok wielkiej połaci wolnej od lodu wody. Takie fenomeny można

262
napotkać co jakiś czas po drodze do samego bieguna i ręczę na podstawie do­
świadczenia zdobytego na pokładzie okrętów podwodnych, że te fragmenty mo­
rza nie zamarzają ani latem, ani zimą. Do tej pory nie do końca wiadomo, dlacze­
go tak się dzieje. Ponieważ pozostają wolne od lodu, są bardzo atrakcyjne nie tylko
dla okrętów podwodnych, ale także dla ssaków morskich, które przybywają tu
zaczerpnąć powietrza i polować. Połać wody przy półwyspie Bache szczególnie
obfituje w ryby i przyciąga wielkie stada morsów. Zwierzęta te bardzo ceniono
w wiekach średnich dla ich mięsa, wspaniałych kłów i skór oraz tłuszczu, z które­
go uzyskiwano olej służący do ogrzewania i oświetlenia. Po wytopieniu nadawał
się do uszczelniania kadłubów statków. Mieszkańcy wioski z półwyspu Bache przy­
byli w to miejsce za morsami, co potwierdzają wspaniałe wyroby rzemiosła znale­
zione w okolicy, takie jak haczyki na ryby wykonane z kłów morsa.
Na Wyspie Ellesmere'a znajduje się też inny bardzo cenny towar: miedź.
Ślady bardzo starych kopalń i miejsc przetwarzania miedzi odkryto ostatnio na
7
pobliskiej wyspie Devon ; Chińczycy opanowali po mistrzowsku sztukę poszu­
kiwania, wydobywania i wytapiania metali. Na Grenlandii znaleziono także nie­
dawno węgiel pochodzący z Newport w stanie Rhode Island.
Dlaczego jednak Chińczycy, pływający wspaniałymi statkami, w ogóle tru­
dzili się, by zbudować kamienne domy? Dlaczego nie zakotwiczyli po prostu na
wolnym od lodu morzu, żeby polować na morsy i szukać miedzi? A jeśli jeden
albo kilka statków zostało uszkodzonych przez lód i trzeba było wyciągnąć je na
brzeg? Marynarze znaleźli się na lądzie z tysiącami ton teku obok bogatych ło­
wisk, które mogły utrzymać ich przy życiu, pod warunkiem że będą w stanie
przeciwstawić się zimnu. W takich okolicznościach uczynili prawdopodobnie
to, co zrobił Shackelton setki lat później; zbudowali domy z miejscowego mate­
riału - kamienia - i pokryli je dachem, używając do tego drewna ze statków.
Wedle moich obliczeń jedna dżonka o wyporności 3000 ton mogła wystarczyć
na dachy wszystkich 25 domów osiedla z półwyspu Bache.
Zwróciłem z kolei uwagę na kamienne piece. Jeśli służyły do gotowania,
znajdowałyby się wewnątrz domów. Skoro wzniesiono je na zewnątrz, musiały
być przeznaczone do celów „przemysłowych". Sama ich liczba - 142 - wspiera
to twierdzenie. Być może gotowano na nich tłuszcz morsów, aby móc uszczel­
niać drewniane dachy domów i zaopatrzyć się w paliwo do oświetlenia na zimę,
może używano ich do odsalania wody morskiej albo topienia śniegu w celu otrzy­
mania wody pitnej. Pieców jest jednak tak wiele, że uważam, ich Chińczycy
wytapiali w nich również miedź.
Część chińskiej floty musiała zostać w okolicach osiedla przez dłuższy czas,
ale przynajmniej jeden statek wybrał się w dalszą drogę, żeby opłynąć Grenlan­
dię, gdyż na mapie Winlandii przedstawiono północne i wschodnie wybrzeża
tej wielkiej wyspy. Wybrzeża południowo-zachodnie i południowo-wschodnie
naniesione zostały bardzo dokładnie, z podaniem prawidłowych szerokości, ale

263
z wybrzeża północno-zachodniego wyrasta pokaźne wybrzuszenie - od przy­
lądka Jork przez Kane Basin do Fiordu Petermana i Ziemi Peary'ego. Przyjrza­
8
łem się dokładnie współczesnym mapom zasięgu lodu z tego regionu i dosze­
dłem do wniosku, że wybrzuszenie z mapy Winlandii jest w rzeczywistości
połacią lodu wystającą z wielkich lodowców Ziemi Mylius Erichsena i Ziemi
Księcia Christiana. Nałożenie kształtu tych lodowców na współczesną mapę
Grenlandii wygładza różnice z mapy Winlandii.
Nie licząc tego jednego błędu, linia brzegowa narysowana została popraw­
nie - kolejne oszałamiające osiągnięcie kartograficzne. Obecność Chińczyków
na Karaibach, fakt, że prądy i wiatry mogły zanieść ich stamtąd do Grenlandii
i wokół niej, list papieża i kamienna wioska - wszystko niedwuznacznie wska­
zuje, że Chińczycy próbowali dopłynąć do bieguna północnego. Dotarli do Gren­
landii. Zabrakło im tylko 400 mil morskich... czy rzeczywiście zabrakło? Naj­
piękniejsze dzieła sztuki - gęsi śnieżne, niedźwiedzie polarne, foki i morsy
wyrzeźbione z kłów morsa - znajdowano w Arktyce w obrębie 400 kilometrów
od bieguna północnego. Czy te dzieła genialnego artysty mogli stworzyć Inuici,
czy też przedstawiciele kultury starej jak sam czas?

Po odpłynięciu z Grenlandii chińska flota została zaniesiona przez prądy


i silne wiatry w stronę Islandii. Potwierdzenie, że było to możliwe, pochodzi od
Krzysztofa Kolumba:

W miesiącu lutym 1477 roku pożeglowałem sto mil [w przybliżeniu 470


mil morskich] za wyspę Tile [Islandię], której południowa część leży na szero­
kości 73° północnych (...) a w czasie, gdy tam byłem, morze nie było zamarz­
nięte, tylko były tam wielkie pływy, tak ogromne, że wznosiły się i opadały na 26
braccia [około 15 metrów] dwa razy na dzień 9 .

Profesor Mike Baillie z Queens University w Belfaście, uznany w świecie


ekspert od dendrologii, wykazał, że rok 1477 był rzeczywiście nadzwyczaj cie­
pły. Kolumb mógł dotrzeć do brzegów Grenlandii. Odkrywca podsumowuje
podróż dopiskiem na marginesie należącego do niego egzemplarza książki pa­
pieża Piusa II - Historii niezwykłych spraw, które przydarzyły się za mego życia. Pisze
mianowicie: „Ludzie przybyli tu [na Islandię] z Cathay z Orientu" 10 .
Mam teraz dwa oddzielne świadectwa - papieża i Kolumba - że Chińczycy
dotarli do Grenlandii i Islandii. Dokumenty potwierdza mapa Winlandii z oko­
ło 1424 roku, która oddaje z niezwykłą precyzją południowe wybrzeże Gren­
landii. W dodatku wielki specjalista od epoki Ming, profesor Needham, utrzy­
muje, że istnieje ponad dwadzieścia niezależnych chińskich źródeł, mówiących
o dotarciu do bieguna północnego 11 .

264
Gdy Chińczycy opływali grenlandzki przylądek North, znajdowali się zale­
dwie 290 kilometrów od bieguna północnego, który w 1422 roku był przesunię­
ty na południe w stosunku do dzisiejszego. Zeby dotrzeć do bieguna, Chińczy­
cy musieliby popłynąć tylko jeszcze 290 kilometrów na północ - zajęłoby to
mniej niż dwa dni. Czy arktycznych wód na tym odcinku nie pokrywał lód?
Współczesna (z 2000 roku) mapa rozkładu temperatur dla Arktyki w lipcu uka­
zuje jęzor względnie ciepłej wody u brzegów Przylądka North - być może jest
to nikła pozostałość odgałęzienia Prądu Północnoatlantyckiego - rozciągający
się na północ w stronę bieguna. Możliwe, że Chińczycy naprawdę dotarli do
bieguna północnego na pięć stuleci przed Europejczykami.
Trasa, którą obrali, może pomóc w rozwiązaniu jeszcze jednej zagadki. Mapa
Waldseemiillera z 1507 roku ukazuje północne wybrzeża Syberii, od Morza Bia­
łego na zachodzie po Półwysep Czukocki i Cieśninę Beringa na wschodzie. Jeśli
nie Chińczycy, to kto był w stanie dokonać pomiarów tak ogromnych terenów?
Jak sporządzono mapę ukazującą ziemie, których Europejczycy nie odkryli „ofi­
cjalnie" przez następne trzy stulecia? Pierwszych rosyjskich pomiarów Syberii
dokonano 120 lat później, a pierwsza rosyjska mapa tych obszarów ukazała się
dopiero w X I X wieku.
Jedynym logicznym wytłumaczeniem jest, że pomiarów dokonała flota Zhou
Wena podczas drogi powrotnej do Chin przez Cieśninę Beringa. Jak już wcześ­
niej pisałem, w Ilustrowanym sprawozdaniu z obcych krajów znajdują się rysunki
przedstawiające tańczących Kozaków i Eskimosa na polowaniu. Mógł to być
Eskimos z Aleutów, znanych Chińczykom, ale brak zapisków dotyczących chiń­
skich wizyt w Rosji w pierwszej połowie XV wieku. Jak wytłumaczyć powstanie
tych rysunków, jeśli Chińczycy nie odwiedzili wód Arktyki?
Następny chiński admirał, Zhou Wen, zakończył wielką wyprawę odkryw­
czą, dorównującą niezwykłym wyprawom Hong Bao i Zhou Mana, a może na­
wet je przerastającą. W latach 1421-1423 żeglował po morzach również Yang
Qing. Nie popłynął tak daleko jak inni, pozostając prawie cały czas na wodach
znanych Chińczykom, ale jego osiągnięcia podczas tej wyprawy w niczym nie
ustępują sukcesom innych wielkich admirałów.
VI
Wyprawa
Yang Q i n g a
15

ROZWIĄZANIE

ZAGADKI
G DY POZOSTALI ADMIRAŁOWIE OKREŚLALI POŁOŻENIE CANOPUSA I KRZYŻA P O -
łudnia, penetrowali rejony polarne i odkrywali nowe lądy i kontynenty
na całej kuli ziemskiej, flota Yang Qinga, która opuściła Pekin na mie­
siąc przed innymi, pływała po wodach Oceanu Indyjskiego. Żaden inny akwen
nie był tak dobrze znany chińskim marynarzom, gdyż handel z państwami leżą­
cymi nad tym oceanem, szczególnie zaś zyskowny handel korzeniami, stanowił
największe źródło narodowego bogactwa Chin. Stosunki handlowe utrzymy­
wano nie tylko z Wyspami Korzennymi, krajami południowo-wschodniej Azji,
Indiami i arabskimi portami Zatoki Perskiej, ale również z portami i krajami
leżącymi wzdłuż wybrzeża Afryki Wschodniej.
Do początków XV stulecia porty arabskie usytuowane wzdłuż wybrzeża pro­
wadziły bezpośredni handel z Chinami, eksportując złoto, kość słoniową i rogi
nosorożców. Władcy państw stale pływali dżonkami floty Zheng He do Zakaza­
nego Miasta. Wielu z nich wróciło do krajów rodzinnych wraz z wyruszającymi
na wyprawy flotami w 1421 roku, a innych wzięły na pokład i zabrały do Chin
dwie floty powracające z odległych wypraw - Yang Qing wrócił z rejsu na Oce­
an Indyjski we wrześniu 1422 roku, wioząc ze sobą posłów z 17 państw leżących
we wschodniej Afryce i na wybrzeżu Indii, a Hong Bao pożeglował do domu
w październiku 1423 roku z ambasadorem Kalikatu. Raz jeszcze cesarz odniósł
olśniewający sukces w polityce zagranicznej.
Jako że większość chińskich źródeł została zniszczona, musiałem jak zwykle
gdzie indziej poszukać danych na temat trasy, którą obrała flota Yang Qinga na
Oceanie Indyjskim. Znalazłem je w znajomym już źródle: w mapie Cantina
z 1502 roku. Przekonanie, że została sporządzona na podstawie informacji po­
chodzących z chińskich wypraw z lat 1421-1423, opiera się na komentarzu, ja­
kim portugalski historyk Antonio Galvao opatrzył mapę świata z 1428 roku:
„przedstawia całą nawigację do Indii Wschodnich wraz z przylądkiem Boa Espe-
ranca" (patrz rozdział 4) 1 . W owych czasach „Indiami Wschodnimi" nazywano

271
Indie, obszar Oceanu Indyjskiego, Malezję i Indonezję. Przylądek Dobrej N a ­
dziei, Ocean Indyjski i Azja Wschodnia zostały więc naniesione na mapę sporzą­
dzoną w początkach XV wieku. Kolejnego potwierdzenia, że Portugalczycy dys­
ponowali mapą ukazującą Przylądek Dobrej Nadziei, zanim Dias czy da Gama
wypłynęli z portów, dostarczają instrukcje, które król Jan II Portugalski wydał
odkrywcy o imieniu Pero da Covilha (ok. 1450-1520) w maju 1487 roku, gdy
wysłał go na poszukiwanie drogi morskiej do Indii:

Zalecił mu, by ten wywiadywał się, czy za Przylądkiem Dobrej Nadziei m o ż ­


liwa jest żegluga do Indii ( . . . ) . Potem król wysłał dwóch swych zaufanych, m ó ­
wiących dobrze po arabsku i doświadczonych podróżników, Pero da Covilhę,
rycerza swego i domownika, i Alfonso da Paivę ( . . . ) . [Przyszły] król d o m Manuel
dał im mapę morską (Carla de Marear) wziętą z mapy świata [mapy z 1428 roku]
( . . . ) . Wszystkie one ukazywały najlepiej, j a k powinni się zabrać do poszukiwania
krajów, z których pochodzą przyprawy [czyli Wysp Korzennych - M o l u k ó w ] 2 .

Znaczące jest, że Przylądek Dobrej Nadziei w maju 1487 roku, kiedy te


instrukcje zostały wydane, nie był jeszcze „odkryty".
W XV wieku Chińczycy mieli już za sobą setki lat doświadczeń nawigowa­
nia po Oceanie Indyjskim i żeglugi do wschodniego wybrzeża Afryki; odwie­
dzali Afrykę od czasów dynastii Tang (618-907 n.e.). Kroniki Ma Huana i Fei
Xina, który brał udział w pięciu wyprawach przed 1421 rokiem, szczegółowe
wskazówki żeglarskie zawarte w Wu beiji wyliczające kursy do Afryki Wschod­
niej i relacje średniowiecznych podróżników opisujących kolekcje wczesnej
porcelany z epoki Ming, białej i błękitnej, w kupieckich pałacach wzdłuż wschod-
nioafrykańskiego wybrzeża aż po Sofalę - wszystko to ukazuje zasięg chińskiego
handlu i chińskich wpływów.
Służąc na H M S „Newfoundland", przepłynąłem tysiące kilometrów wzdłuż
wschodnioafrykańskiego brzegu od Kenii po Afrykę Południową. W 1958 roku
było ono jeszcze w dużej mierze dziewicze, usiane pozostałościami starych arab­
skich i portugalskich miast niewolniczych. Od czasu do czasu zdarzał się pach­
nący stęchlizną brytyjski klub, ostatnie wspomnienie po imperium. Jeden przy­
padek pozostał żywy w mej pamięci. Ludzie wybierający się w owych czasach na
safari w Afryce jako podstawowe wyposażenie zabierali ze sobą strzelby, a nie
kamery Postanowiliśmy zapolować na krokodyle u ujścia rzeki Limpopo. Zgod­
nie z planem wzięliśmy z okrętu łódź motorową, kilka karabinów i skrzynkę
rumu. Ujście rzeki było grząskie, nad nami wisiało ołowiane niebo. Kipling
rozpoznałby tę scenerię. Nie natknęliśmy się na krokodyle, ale roiło się od hi­
popotamów. Wkrótce odkryliśmy dwie rzeczy: hipopotamy mają twardą skórę
(kule się od niej odbijały) i nie lubią, jak się do nich strzela. Jeden ruszył na nas
pędem; jak dziś widzę naszą łódź wyrzuconą w powietrze dnem do góry. Przygoda

272
zakończyła się rozejmem, wróciliśmy posiniaczeni, ale cali i zdrowi. Od tego
czasu wolałem bardziej „ekologiczne" rozrywki i zacząłem zwiedzać stare arab­
skie i portugalskie miasta handlowe i niewolnicze leżące na brzegu.
Kiedy Portugalczycy po raz pierwszy dotarli do Afryki Wschodniej, stwier­
dzili, że królowie i królowe Zanzibaru i Pemby (we współczesnym Mozambi­
3
ku) ubierają się w chińskie jedwabie i mieszkają w kamiennych domach ozdo­
bionych chińską porcelaną. Kolejne dowody na chińską obecność na Oceanie
Indyjskim pochodzą z archipelagu Lamu albo wysp Bajun, 800 kilometrów na
północny wschód od Zanzibaru, przy północnym brzegu współczesnej Kenii.
Do stolicy Bajun, Pate, często zawijały floty Zheng He. Portugalczycy napotkali
tam Bajunów, ludzi o miodowym odcieniu skóry i pięknych rysach twarzy. Oj­
ciec Monclaro, jezuita, napisał w 1549 roku: „[Wytwarzali] bardzo bogate je­
dwabne tkaniny, z których Portugalczycy czerpali ogromne zyski w innych mau­
retańskich miastach, gdzie były niedostępne, ponieważ wytwarzano je tylko
w Pate i wysyłano w inne miejsca" 4 . Rzemieślnicy z Pate specjalizowali się rów­
nież w wytwarzaniu wyrobów z laki, jeszcze jednym kunszcie nieznanym w śre­
dniowiecznej Afryce, i wyplatali koszyki tą samą techniką, co używana w połu­
dniowych Chinach.
Włoski antropolog N. Puccioni, który w 1935 roku wyprawił się nad rzekę
Juba, stwierdził, że Bajuni z Pate reprezentowali „typ fizyczny zupełnie różny
od innych ludów tego regionu. Skórę mają raczej jasną, lekko oliwkową, u męż­
czyzn spotyka się faliste brody, kobiety rozczesują włosy na czubku głowy, a po­
tem zaplatają je w dwa warkocze" 5 . Jeden z klanów mieszkających na wyspie,
Washanga, utrzymuje, że jego przodkami byli chińscy rozbitkowie wyrzuceni
na brzeg po katastrofie statku niedaleko wyspy, a w ich folklorze znajdujemy
relacje na temat króla Malindi, najsilniejszego lokalnego władcy, który ofiaro­
6
wał dwie żyrafy cesarzowi Chin - co rzeczywiście miało miejsce w 1416 roku.
Pate niewiele się zmieniło od XV wieku, nie licząc krótkiego okresu w la­
tach 60., kiedy to stało się siedliskiem hipisów. Ludność tutejsza wyznaje islam,
mężczyźni nadal noszą długie białe szaty nazywane khanzu i czapki koja, a ko­
biety przesłaniają się czarnymi pelerynami zwanymi bui buł. Łodzie dhow nadal
kursują przy brzegu, a ich budowa nie zmieniła się od stuleci - trójkątny żagiel
łaciński i szeroki kadłub z grubo ciosanych desek, dość mocny, żeby wytrzymać
kontakt ze skalistym brzegiem. Większość dhow ma przymocowane do burt maty
z włókna kokosowego i drewniane „oko" wymalowane na dziobie. Łodzie z ar­
chipelagu Lamu wyróżniają się pionowymi dziobami. Dhow są nadzwyczaj szyb­
kie i świetnie się nadają do halsowania pod wiatr. Ze względu na śmierdzącą
przynętę na ryby, którą wiozą, można je wyczuć, zanim sieje zobaczy. Pływając
na okręcie podwodnym, niekiedy wychodziliśmy na powierzchnię w ich pobli­
żu i kupowaliśmy od rybaków latające ryby, które stanowiły miłą odmianę w na­
szym jadłospisie.

273
Lew - rzeźba z brązu z epoki Song znaleziona przy kenijskim brzegu.

Pozostałości dawnego arabskiego miasta handlowego Shanga, podobno na­


zwanego tak od Szanghaju, leżą na wschodnim skraju wyspy Pate. Dziś miasto
jest prawie całkowicie wyludnione, jeśli nie liczyć drwali wycinających drzewa
namorzynowe do produkcji pali. Dwieście lat temu znaleziono tutaj wielkie
ilości chińskiej ceramiki z epok od Song (960-1279) do wczesnej epoki Ming
(1368-1430), a wraz z nią statuetkę w stylu Song przedstawiającą lwa, zakopaną
jako ofiara wotywna. Nawet nazwa osadników - Bajuni - może być chińskiego
pochodzenia: biun w jednym z chińskich dialektów oznacza „odziany w długie
szaty"; tubylcy ze wschodnioafrykańskiego wybrzeża noszą zazwyczaj tylko prze­
paski na biodra.
Chińczycy już wcześniej żeglowali po tych wodach i z pewnością dyspono­
wali zarówno odpowiednią liczbą statków, jak i wiedzą nawigacyjną potrzebną
do wykonania dokładnych pomiarów Oceanu Indyjskiego. Byli w stanie precy­
zyjnie zmierzyć czas, ustalać kurs na podstawie obserwacji gwiazd na niebie
i dokładnie określać szerokości geograficzne na obu półkulach.
Ale czy potrafili też zliczyć długość geograficzną? Zarys Afryki Wschodniej
na mapie Cantina jest uderzająco podobny do zarysu na współczesnych; szero­
kości zatoczek, zatok i rzek naniesiono poprawnie od Przylądka Dobrej Nadziei
na południu po Dżibuti u wejścia na Morze Czerwone na północy. Oba te punkty
dzieli odległość 7000 mil morskich. Jeszcze bardziej zaskakuje fakt, że długości
na mapie Cantina są poprawne w granicach do 30 mil morskich. Jak kartografo­
wie zdołali uzyskać taką dokładność pomiaru?
Aż do tej pory nie udało się dowieść, że Chińczycy umieli obliczać długość
geograficzną. Możemy powiedzieć tylko tyle, że wyliczać długość potrafiono
przed 1502 rokiem, gdy Cantino przybył do Włoch.

274
Obliczanie długości bez pomiaru różnicy czasu ma długą historię. Klucz
stanowi dokładne zaznaczenie chwili, w której zachodzi jakieś zjawisko na nie­
boskłonie, dające się obserwować równocześnie na całej kuli ziemskiej. Jedną
z najstarszych i najszerzej stosowanych metod jest obserwacja zaćmień Księżyca
i pomiar upływającego czasu. Ptolemeusz w swojej Geografii (I w. n.e.) pisze, że
Hipparch (ok. 190-120 p.n.e.) zaleca tę metodę i daje przykład jej zastosowania
w 330 roku p.n.e. Hipparch nie wyjaśnia, jak określić czas lokalny, co stanowi
problem, bo podczas zaćmienia Księżyca Słońce skryte jest za horyzontem 7 .
Całkiem możliwe, że nieliczni Europejczycy wiedzieli o metodzie Hipparcha
w 1415 roku, kiedy Geografię Ptolemeusza przywieźli do Wenecji dwaj Bizantyj-
czycy uciekający przed Turkami osmańskimi, którzy wtedy zagrozili Bizancjum.
Arabowie z pewnością znali teorię Hipparcha.
Obserwatoria zbudowane przez Chińczyków i prowadzone przez nich za­
piski wskazują na to, że mierzyli upływ czasu na podstawie długości cienia.
Najsłynniejsze obserwatorium, wieża Zhou Gong, 80 kilometrów na południo­
wy wschód od Luoyang, stoi do tej pory. Zbudowana została 700 lat temu w for­
mie ściętej piramidy ze schodami prowadzącymi od poziomu gruntu do plat­
formy liczącej 2,25 metra kwadratowego powierzchni. W małym budynku
stojącym pośrodku platformy znajduje się cienki pionowy pręt (gnomon) słu­
żący do obserwacji gwiazd na lokalnym południku i klepsydra - wielki zegar
wodny. Większy gnomon - mierzący 12 metrów metalowy maszt do pomiarów
- osadzony był w kamiennym chodniku wysuniętym 36 metrów na północ od
wieży, pomiędzy dwoma równoległymi rowami z wodą. Kamienie ułożono ide­
alnie równo, na wysokości powierzchni wody. Chińczycy mierzyli w południe
długość cienia rzucanego przez gnomon na kamienie. W równonoc na równiku
Słońce wschodzi dokładnie na wschodzie, a zachodzi dokładnie na zachodzie.
Najdłuższe cienie rzuca o świcie i o zachodzie, a długość cienia pomiędzy tymi
punktami określa dokładny czas w tym konkretnym miejscu.
J u ż w 721 roku n.e. Chińczycy zdali sobie sprawę, że długość cienia zależy
nie tylko od pory dnia, ale również od tego, w jakim dniu sieją mierzy, i od
szerokości geograficznej, na której leży punkt obserwacyjny. Za pomocą mniej­
szych, standardowych, dwuipółmetrowych gnomonów dokonywali z kilku róż­
nych punktów położonych między Hue w Wietnamie a Pekinem równocze­
snych pomiarów długości cienia podczas przesilenia letniego lub zimowego.
Obliczyli, że długość cienia zmienia się zaledwie o 8,9 centymetra na każde 640
kilometrów różnicy w szerokości, co pozwalało im dokonywać pomiaru różni­
cy szerokości geograficznej i na tej podstawie określać położenie punktu na po­
wierzchni Ziemi danego dnia.
Niemniej długość cienia zmienia się także z dnia na dzień w ciągu roku.
W trakcie pewnego pomiaru Chińczycy obliczyli, że długość cienia podczas prze­
silenia letniego wynosi 3,7 metra, a podczas przesilenia zimowego - 23 metry.

275
Dokonując ekstrapolacji z dwóch powyżej opisanych eksperymentów, mogli na­
nosić poprawki dla każdego dnia w roku, jak też dla każdej szerokości na po­
wierzchni Ziemi. Co więcej, po długości cienia w południe byli w stanie ustalić
dzień roku. W owym czasie ani Arabowie, ani Europejczycy nie dysponowali
innym środkiem mierzenia czasu niż szklane klepsydry, które określały tylko
przybliżony czas w ciągu dnia.
Należało dokonać jeszcze trzeciej poprawki, uwzględniającej nieregularny ruch
Ziemi wokół Słońca po orbicie eliptycznej, i różnicę pomiędzy równikiem a eklip-
tyką (wielkim kręgiem na sferze niebieskiej, przedstawiającym pozorny ruch Słońca
po sferze niebieskiej w ciągu roku). Tu leży przyczyna różnicy pomiędzy czasem
absolutnym a pozornym (słonecznym), która osiąga maksimum dodatnie - 14
minut 30 sekund - w lutym i maksimum ujemne - 16 minut 30 sekund - w listo­
padzie. Chińczycy określili tę różnicę tak dokładnie, że „obserwacje dokonywane
pomiędzy rokiem 1277 a 1280 cenione są ze względu na ich wielką precyzję i do­
wodzą w sposób niezaprzeczalny zmniejszenia się nachylenia ekliptyki w stosun­
ku do orbity Ziemi w minionym czasie" 8 . W języku laika oznacza to, że orbita
Ziemi wokół Słońca zmieniła się przez ostatnie siedem stuleci.
Chińczycy wybudowali replikę wieży Zhou Gong najpierw w Nankinie,
a potem w Pekinie, gdy tam przeniesiono stolicę. Flota skarbowa Zheng He
wznosiła podobne obserwatoria na całym świecie. Każde z nich wyposażone
było w instrumenty służące wzmocnieniu cienia i mierzeniu jego długości, roz­
poznawaniu gwiazd na niebie, określaniu dokładnych położeń Słońca i Księżyca
oraz zaćmień, a także obserwacji Gwiazdy Polarnej9. Kamienna wieża w stanie
Rhode Island (patrz rozdział 13) może się okazać jednym z takich obserwato­
riów. Na każdej platformie obserwacyjnej znajdowało się zatem wszystko, cze­
go potrzeba do zmierzenia szerokości i długości geograficznej.
Chińczycy od dawna wiedzieli, że im wyższy gnomon i im dłuższy cień
rzuca, tym dokładniejszy jest pomiar czasu. Niemniej gdy cień się wydłuża,
staje się bledszy i słabszy. We wczesnej epoce Ming Chińczycy wynaleźli camera
obscura, wycinając mały otwór w dachu komnaty obserwacyjnej. Pozwalało to
uzyskać ostrzejszy cień, zogniskowany przez rodzaj szkieł powiększających. Długi
cień mogli potem mierzyć z dokładnością do 0,025 centymetra.
Doskonałą precyzję chińskiego pomiaru czasu zilustrować może dokona­
ne przez nich obliczenie długości miesiąca synodycznego - odstępu czasu po­
między fazami Księżyca - którą oszacowali na 29,530591 dnia 10 . Błąd zawarty
w tej liczbie jest mniejszy niż sekunda na miesiąc. Tymi metodami czas można
było mierzyć tylko wtedy, gdy Słońce znajdowało się nad horyzontem. Po­
miary po zapadnięciu ciemności czyniono przy użyciu klepsydr (zegarów
wodnych) skalibrowanych za dnia za pomocą gnomonu 1 1 . Chińczycy, używa­
jąc gnomonów i klepsydr, potrafili określić upływ czasu, dzień za dniem, mi­
nuta za minutą, sekunda za sekundą. Umieli też przewidywać pełne zaćmienia

276
Zaćmienie Słońca.

Zaćmienie Księżyca.

Księżyca, które mają miejsce w jakimś miejscu naszego globu mniej więcej co
6 miesięcy, i wykorzystywać je.
Do zaćmień Słońca i Księżyca dochodzi, gdy Słońce, Księżyc i Ziemia znaj­
dą się na linii prostej, jedno za drugim, i gdy Księżyc orbituje wokół Ziemi na tej
samej płaszczyźnie co Ziemia wokół Słońca. Podczas zaćmienia Słońca cień
Księżyca przesłania Słońce i na małym obszarze Ziemi zapada mrok. Plama za­
ciemnienia przemieszcza się po Ziemi wraz z obrotem Księżyca wokół naszej
planety i wraz z obrotem Ziemi. Obserwatorzy, znajdujący się w różnych miej­
scach, widzą zaćmienie Słońca o różnym czasie. Przy zaćmieniu Księżyca Zie­
mia znajduje się pomiędzy Słońcem a Księżycem, a ponieważ Ziemia jest wiele
razy większa od Księżyca, jej cień przesłania satelitę. Istotne jest, że wydarzenie
to mogą oglądać jednocześnie obserwatorzy na całej półkuli Ziemi, podczas gdy

277
278
Postęp zaćmienia Księżyca na powierzchni Ziemi.
zaćmienie Słońca widoczne jest tylko na małym kawałku planety Umiejętność
mierzenia czasu zaćmienia Księżyca z wielką dokładnością i fakt, że to samo
wydarzenie można obserwować równocześnie z różnych części kuli ziemskiej,
okazały się niezwykle istotne dla prób znalezienia metody obliczania długości.
Kluczem do wykorzystania zaćmienia Księżyca do określania długości są
dwa fakty: po pierwsze ten, że wydarzenie to można obserwować równocze­
śnie na prawie całej półkuli Ziemi, a po drugie, że podczas zaćmienia obrót
Ziemi sprawia, że gwiazdy zdają się przesuwać po niebie. Podczas zaćmienia
dają się wyróżnić cztery wydarzenia: Ul - kiedy Księżyc wchodzi w cień; U2
- kiedy Księżyc całkowicie wszedł w cień i jest nim kompletnie zakryty; U3 -
kiedy Księżyc zaczyna się wyłaniać z cienia; i U4 - kiedy Księżyc całkowicie
się j u ż wyłonił. Chińczycy wykorzystywali moment U3 jako podstawę do
obliczeń.
Chińskim nawigatorom i astronomom polecono, żeby po wylądowaniu na
nieznanym terytorium obserwowali zaćmienie Księżyca, czekali, aż nadejdzie
wydarzenie trzecie (U3), a potem określili, jaka gwiazda przecina właśnie lokal­
ny południk na nocnym niebie. Lokalny południk to wyimaginowana linia za­
czynająca się na horyzoncie dokładnie na północy od obserwatora, przechodzą­
ca nad jego głową i kończąca się na horyzoncie, dokładnie na południe od niego.
Znana gwiazda przechodząca przez tę linię podczas trzeciego wydarzenia za­
ćmienia Księżyca - oto widok, na który czekali obserwatorzy na nowych zie­
miach oraz pozostali w Pekinie.
Gdy astronom wraca z wyprawy, zestawia przywiezione przez siebie dane
z tymi, które zebrali jego koledzy na miejscu. Czasomierzem skalibrowanym za
pomocą gnomonu porównują czas przejścia gwiazdy, obserwowanej na nowym
terytorium podczas zaćmienia, z czasem, gdy gwiazda widziana była w Pekinie.
Ziemia obraca się w ciągu 24 godzin o 360°. Jeśli czas, który upłynął między
dwoma takimi przejściami, wyniósł 6 godzin, 1/4 czasu potrzebnego Ziemi do
całkowitego obrotu, to różnica w długości między Pekinem a nowym lądem
wyniesie 90°. Błędy można zredukować, ustalając czas wszystkich czterech wy­
darzeń zaćmienia - U l , U 2 , U3 i U4 - i wyciągając potem średnią. Chińczycy
obserwowali to samo wydarzenie w różnych miejscach na kuli ziemskiej i okre­
ślali jego dokładny czas, a potem porównywali rezultaty. Ustalając różnice w cza­
sie wydarzenia obserwowanego z różnych miejsc, byli w stanie obliczyć różnicę
w długości geograficznej.
Profesor astronomii na University of Florida, John 01iver, poddał tę meto­
dę sprawdzianowi, obserwując zaćmienie Księżyca 16 i 17 lipca 2000 roku. Roz­
stawił zespoły obserwacyjne na Pacyfiku, od Tahiti do Wysp Korzennych, w po­
bliżu Singapuru, wybierając miejsca, w których stoją chińskie platformy
obserwacyjne (Dodatek 4). Przeciętny błąd w obliczaniu długości tą metodą był
mikroskopijny: 1,1% na Tahiti, 0,1% na Nowej Zelandii, 0,1% w Melbourne

279
i 0% w Singapurze. Wynikają z tego zaskakujące wnioski. W eksperymentach
profesora 01ivera błąd w obliczaniu długości między Singapurem a Nową Ze­
landią wyniósł 9,6 kilometra, a między Nową Zelandią a Australią nie było żad­
nego. Obliczano długości geograficzne na prawie 1/3 powierzchni Ziemi, na
przestrzeni około 12 800 kilometrów, i maksymalny błąd wyniósł zaledwie 9,6
kilometra, a obserwatorzy profesora Ołivera byli amatorami; przy dłuższym tre­
ningu i większym doświadczeniu można by jeszcze bardziej zredukować błędy.
Korzystając z platform obserwacyjnych, Chińczycy potrafili określić długość
geograficzną równie dokładnie, co zespół profesora Ołivera, a może nawet do­
kładniej. Genialność tej metody polega na tym, że - inaczej niż przy obliczaniu
szerokości - nie potrzeba ani sekstansu, ani zegara mechanicznego.
I tak na przykład po dokładnym określeniu długości geograficznej, na której
leży Malakka, chińskie floty mogły korzystać z tego portu jako z bazy i powta­
rzać procedurę przy użyciu platform obserwacyjnych i gnomonów w innych
bazach rozsianych po Oceanie Indyjskim: na Semuderze (Sumatrze), na Anda-
manach, na Przylądku Dondra (Cejlon), w Koczinie, w Kalikacie, na malabar-
skim wybrzeżu Indii, w Zanzibarze we wschodniej Afryce, na archipelagach
Seszelów i Malediwów, które wszystkie pojawiają się w Wu beiji. Dysponując
odpowiednio liczną załogą, można było ustalić długości geograficzne punktów
na całym Oceanie Indyjskim podczas jednego zaćmienia Księżyca: wystarczyło
rozesłać łudzi w różne miejsca, żeby wykonali odpowiednie pomiary w ciągu tej
samej nocy. Potem wróciliby do bazy i porównali namiary.
Wyobrażam sobie statki wielkiej floty rozproszone po całym Oceanie In­
dyjskim, kapitanów niecierpliwie oczekujących, aż nadejdzie właściwy mo­
ment, marynarzy, bez wątpienia znacznie bardziej zainteresowanych spotka­
niem z miejscowymi kobietami, znanymi z piękności i apetytów seksualnych.
Witały żeglarzy z otwartymi ramionami, jak zanotował Marco Polo: „Ludzie
są całkiem czarni i chodzą nago wszyscy - i mężczyźni, i kobiety - kryjąc
jedynie srom bardzo pięknymi tkaninami. Rozwiązłości nie mają za zło ani
cielesnego grzechu. Małżeństwa zawierają w sposób, jak wam opowiem. Bio­
rą za żony swe cioteczne siostry albo po śmierci ojca jego żonę, albo też żonę
brata. Zwyczaj ten jest w Indiach powszechny" 1 2 . Ale załogi musiały poczekać
z przyjemnościami, aż załatwiona zostanie sprawa, dla której wysłano flotę -
aż minie zaćmienie Księżyca. Efekty starań Chińczyków widać na mapie Can­
tina z 1502 roku, na którą wybrzeże Afryki Wschodniej naniesiono z taką pre­
cyzją, jakby kartograf posługiwał się namiarami z satelity nawigacyjnego. Któż
inny zatem, jeśli nie Chińczycy, byłby w stanie narysować zdumiewającą mapę
200 lat przedtem, nim Europejczycy zaczęli posługiwać się zegarami, na 400
lat przed tym, jak zaczęli odróżniać biegun geograficzny od bieguna magne­
tycznego? A może jednak odbyła się jakaś wcześniejsza, nieznana wyprawa
Portugalczyków?

28o
Portugalczycy nie dysponowali metodą precyzyjnego obliczania długości
geograficznej; w 1541 roku, 39 lat po sporządzeniu mapy Cantina, podczas
zaćmienia Słońca próbowali określić długość, na której leży miasto Meksyk,
i pomylili się, lokalizując je 2400 kilometrów za daleko na zachód. Tymczasem
na mapie Cantina długości zgadzają się co do 50 kilometrów na liczącym tysiące
kilometrów wybrzeżu. Portugalczycy korzystali z zaćmienia Słońca, a Chińczy­
cy z zaćmień Księżyca. Portugalczycy mieli też za mało statków, żeby określać
długość geograficzną za pomocą trygonometrii.
Trzy ekspedycje na Ocean Indyjski wróciły do Portugalii, zanim sporządzo­
no mapę Cantina. Vasco da Gama w latach 1498-1499 odwiedził Sofalę, Kilwę
i Mombasę. W Malindi wziął na pokład arabskiego pilota, który doprowadził go
prosto do Kalikatu, da Gama nie mógł więc nanieść na mapę wybrzeży na pół­
noc od Malindi. Drugą wyprawę poprowadził Pedro Alvarez Cabral, który wy­
ruszył w 1499 roku i wrócił w czerwcu 1501 roku. Na początku podróży jego
flota wpadła w silny sztorm, w którym zatonęły cztery statki. Jeden z nich, do­
wodzony przez Diego Diasa, popłynął wzdłuż wschodniego wybrzeża Madaga­
skaru do Mogadiszu. Po drodze zmarło wielu ludzi, a okręt został poważnie
uszkodzony. W podróży powrotnej Dias płynął z dala od brzegu i jedyną częścią
wschodnioafrykańskiego wybrzeża, którą mógł nanieść na mapę, był odcinek
od Mogadiszu do Berbery. Flotylla Cabrala dowlokła się z Sofali do Kilwy i da­
lej, do Malindi.
Żadna z trzech flot, które wróciły do Lizbony, zanim sporządzona została
mapa Cantina, nie spędziła wystarczająco dużo czasu przy wybrzeżu wschod-
nioafrykańskim, żeby dokonać tak dokładnych pomiarów kartograficznych, i żad­
na z nich nie mogła nanieść na mapę całego wybrzeża. Co więcej, mapa Cantina
obejmuje 23 400 000 km 2 oceanu. Zeby przeprowadzić pomiary takiego obsza­
ru, potrzeba było 40 statków i co najmniej dwóch lat, a więc przedsięwzięcie
dalece przekraczało możliwości Portugalii w owych czasach. I rzeczywiście,
pomiary hydrograficzne zachodniego wybrzeża Afryki zajęły Portugalczykom
60 lat. Oczekiwać, że kilka nadwerężonych karawel dokona takiego wyczynu na
wschodnim wybrzeżu, jednocześnie nanosząc na mapy 23 040 000 km 2 po­
wierzchni oceanów i sześć archipelagów w ciągu kilku miesięcy, które spędziły
przed 1502 rokiem na Oceanie Indyjskim, to tak jakby wymagało się od samot­
nego mierniczego, by naniósł na mapę kontynent, mając do dyspozycji tylko
pręt mierniczy, konia i wóz.
Wykluczyłem Portugalczyków i zacząłem się zastanawiać, czy to nie arabscy
nawigatorzy byli pierwszymi kartografami. Przeprowadziłem dokładne badania
wspaniałego zbioru map zgromadzonego przez bogatego i zapalonego kolekcjo­
nera, księcia Youssufa Kamala - ich kopie znajdują się w British Library - ale nie
znalazłem ani jednej dokładnej arabskiej mapy wschodniego wybrzeża Afryki.
Najlepsze średniowieczne mapy arabskie, takie jak mapa al-Idrisiego, nie

281
wytrzymują porównania, jeśli chodzi o detale i dokładność, z mapą Cantina
z 1502 roku. Chociaż Arabowie wiedzieli, jak oblicza się długość geograficzną
przy wykorzystaniu zaćmienia Księżyca, nigdy nie udało im się opanować sztu­
ki dokładnego mierzenia czasu, co potrafili robić Chińczycy. To nie Arabowie
byli autorami pierwowzorów map Cantina czy Waldseemullera.
Yang Qing nie wyprawił się tak daleko, jak pozostali chińscy admirałowie,
ale zadanie, jakim go obarczono, było równie istotne, a jego sukces dorównywał
ich gigantycznym osiągnięciom. Towarzysze admirała udoskonalili metodę okre­
ślania długości geograficznej, a stało się to na 300 lat przed wynalezieniem przez
Johna Harrisona chronometru.
Inskrypcja na kamieniu postawionym przez Zheng He na pamiątkę jego
podróży pokazuje, komu należy się uznanie za te niezwykłe odkrycia: „A teraz,
w wyniku tych podróży, można obliczać odległości i kursy pomiędzy odległymi
lądami". Nieprawdopodobne osiągnięcie Chińczyków powinno się zapisać na
zawsze w annałach historii świata. Tymczasem zostało zatarte i zapomniane,
podobnie jak tożsamość właściwych odkrywców Ameryki, Australii, Antarkty­
dy i Arktyki; Europejczycy przypisali sobie chwałę, która należy się wielkim
chińskim admirałom i ich flotom. Teraz Portugalczycy mieli przejąć pierwszeń­
stwo w europejskiej fali odkryć i kolonizacji. Bez względu na to, czy wiedzieli
o tym, czy nie, bardziej niż inny naród skorzystali ze zdobytej w ciężkim trudzie
wiedzy, jaką Chińczycy posiedli na temat oceanów i nowych lądów.
VII

Portugalia
dziedziczy koronę
16

TAM,

GDZIE

KOŃCZY SIC

ZIEMIA
W C Z E R W C U 1421 R O K U , W T Y M SAMYM CZASIE, GDY CHIŃSKA F L O T A OPŁY-
wała Przylądek Dobrej Nadziei, by skierować się na północ, w stro­
nę Wysp Zielonego Przylądka, daleko na Atlantyku mała karawela -
niewielki portugalski statek żaglowy - stała na kotwicy w zalesionej zatoce nie-
zamieszkanej wyspy Madera. Wielka fala europejskiej ekspansji i kolonizacji miała
się dopiero rozlać po świecie i zmienić życie i losy miliardów ludzi. Pierwszy
z tych kroków, mały i niepewny, uczynili Portugalczycy. Ale w ciągu następnych
trzech lat wieści o wielkich chińskich odkryciach i mapy ukazujące odległe lądy
zaczęły przenikać do Portugalii.
Tego czerwcowego dnia 1421 roku portugalski odkrywca Joao Goncalves
Zarco i jego towarzysze musieli czuć się tak, jakby przybyli do raju. Mnóstwo
kolorowych ryb krążyło wokół karaweli - błękitne tuńczyki, prążkowane sre­
brem makrele, czerwone leszcze i szare cefale - i tylko lwy morskie konkurowa­
ły z ludźmi w polowaniu na te dary natury. Strumienie krystalicznej wody, pełne
krewetek i ślimaków, wpadały do małej laguny. Powietrze było ciężkie od słod­
kiego zapachu jaśminu i rozedrgane od śpiewu ptaków, które nie nauczyły się
bać człowieka. Za jaskrawym od orchidei, azalii, begonii i żakarand brzegiem
rozpościerały się całe zagony kopru urozmaicone kępkami passiflory1.
Te same strumienie, ribeira de Santa huzia i ribeira de Sao Joao, do tej pory
toczą swe wody do Atlantyku, ale miejsce pól bujnie porośniętych koprem zaję­
ły teraz ciche uliczki stolicy Madery Funchal. Pomnik jej założyciela dominuje
nad perspektywą Avenida Zarco. Kaplica św. Katarzyny, wzniesiona przez żonę
Żarki, stoi przy innej ulicy jego imienia, a obok niej wznosi się statua księcia
Henryka Żeglarza, człowieka, dzięki któremu odbyła się wyprawa odkrywcza.
Kolonizacja Madery rozpoczęta tego czerwcowego dnia 1421 roku była
momentem zwrotnym w historii europejskiej eksploracji. Zarco, szlachcic
w służbie księcia Henryka, odkrył wyspę przypadkiem. W grudniu 1418 roku
Zarco i Tristao Vaz Teixeira (Vaz), inny szlachcic portugalski wiernie służący

287
księciu Henrykowi, otrzymali polecenie, by zbadać wybrzeże Afryki aż do Gwi­
nei położonej 3200 kilometrów od Portugalii, ale ich statek został zepchnięty
przez wiatry z kursu i dopłynął do Porto Santo, wyspy leżącej 60 kilometrów na
2
północny wschód od Madery wówczas zamieszkanej wyłącznie przez hałaśli­
we ptaki morskie i camara de lobos (lwy morskie). Pewnego razu, o zachodzie
słońca, Zarco dostrzegł od zachodniej strony smugę nad horyzontem. Tydzień
później wyruszyli i w imieniu króla Portugalii, księcia Henryka oraz Zakonu
Chrystusowego objęli formalnie w posiadanie nowy ląd, nadając tej górzystej,
gęsto porośniętej lasem wyspie nazwę Ilha da Madeira, Wyspa Lasów. Prawie
natychmiast wrócili do Portugalii. Zarco, Vaz i ich towarzysze przyjęci zostali
z uznaniem. Zarco otrzymał tytuł hrabiego Camara de Lobos.
Książę Henryk gorąco poparł plan kolonizacyjny Żarki i sfinansował dwie
następne ekspedycje, zaopatrując go w statki i zapasy. Wyspę postanowiono po­
dzielić na dwie części, gubernatorem północnej połowy miał zostać Vaz, a połu­
dniowej - Zarco. Inny z towarzyszy Żarki, Bartolomeu Perestrello, został wy­
słany na sąsiednią wyspę, Porto Santo, by założyć tam kolonię. Dzieci Perestrella
miały królicę, która podczas podróży na wyspę wydała na świat miot młodych
królików. Kiedy kolonizatorzy osiedlili się na Porto Santo, króliki, pozbawione
zagrożenia ze strony naturalnych drapieżców, rozmnażały się tak szybko, że
wkrótce zamieniły wyspę w pustynię.
W przeciwieństwie do tej próby kolonizacja Madery zakończyła się ogrom­
nym sukcesem i stała się żywym przykładem korzyści płynących z wypraw od­
krywczych. Książę Henryk wprowadził na wyspie uprawę winorośli i trzciny cu­
krowej z Krety, które pieniły się bujnie w gorącym, wilgotnym klimacie. Słynne
wina z Madery eksportowano na całą Europę, a uprawa trzciny cukrowej dawała
równie spektakularne zyski. Przedsiębiorcy zbiegli się na dwór księcia Henryka,
żeby uczestniczyć w korzystaniu z przyszłych odkryć, a portugalscy śmiałkowie
wyruszyli na jeszcze bardziej ryzykowne wyprawy Stali się awangardą ekspansji,
dzięki której Europejczycy mieli zdominować świat na następne 500 lat.
Henryk był trzecim synem króla Jana I Portugalskiego i jego żony królowej
Filipy, córki Jana z Gandawy. Wspomagany przez Anglików Jan w 1383 roku
stanął na czele powstania, zastąpił starą portugalską szlachtę nową arystokracją,
wywodzącą się z ziemiaństwa, i założył dynastię Avis. Jan okazał się ostrożnym
i pragmatycznym władcą, wynegocjował traktat obronny z Anglią i wykorzystał
go do zawarcia trudnego rozejmu z Kastylią. Wcześniejszy traktat pomiędzy
Kastylią i Aragonią sprawił, że na całym półwyspie zapanował pokój. W polityce
zagranicznej Jan był równie ostrożny. Szczególnie uważał, żeby nie zrazić do
siebie Kastylii, wtrącając się w jej sferę wpływów zagranicznych.
Po sześciu wiekach Maurowie zostali wreszcie wyparci z Algarve, ostatniej
twierdzy w Portugalii. Król Sancho I najechał Algarve w 1189 roku, a do 1249
roku cały region, niegdyś najbardziej wysunięta na zachód prowincja kalifatu

288
kordobańskiego, znalazł się w królewskich rękach, co pozwoliło na przeniesie­
nie stolicy na południe, z Coimbry do Lizbony Gdy rekonkwista została zakoń­
czona, żołnierze portugalscy, podobnie jak aragońscy, stracili zajęcie i mogli się
udać tylko za morze.
Jan i Filipa byli pobożnymi chrześcijanami, lecz ich dwór, który należał do
najbardziej oświeconych w całej Europie, przyciągał ludzi uczonych i zdolnych
bez względu na wyznanie. Chiny wyprzedzały Europę pod względem nauko­
wym, technologicznym i, być może, kulturowym, ale XV-wieczna Portugalia
zaczynała rozkwitać i szybko wyrosła na europejski ośrodek podróży odkryw­
czych i eksploracji. Rodzice zadbali o to, żeby młody książę Henryk otrzymał
odpowiednie wykształcenie. W 1415 roku powierzono mu dowodzenie atakiem
na Ceutę, ważny arabski port na północnym wybrzeżu Afryki, górujący nad
Cieśniną Gibraltarską. Plany inwazji były zaawansowane, gdy królowa Filipa
ciężko zachorowała. J u ż na łożu śmierci podała Henrykowi miecz ze słowami:
„Daję ci, Henryku, ten (...) miecz. Jest równie silny jak ty. Tobie polecam pa­
nów, rycerzy, szlachciców i wszystkich ludzi szlachetnej krwi"1. Nalegała też,
żeby Henryk nie zwlekał z atakiem na Ceutę.
W poprzednich wiekach Maurowie dokonali trzech inwazji na Hiszpanię,
wysyłając żołnierzy ściągniętych ze swych włości od Senegalu po Arabię, a is­
lamscy władcy nadal panowali nad rozległym imperium. Nawet dla kogoś tak
śmiałego i stanowczego jak Henryk atak na macierzyste ziemie islamu niósł
ogromne ryzyko. Była to pierwsza europejska inwazja na Afrykę od czasów ce­
sarza Justyniana - czyli 800 lat wcześniej. Do armii Henryka zaciągali się rycer­
stwo i żołnierze z całej Europy. Wojsko chrześcijańskie zjednoczyło się pod sztan­
darem księcia krzyżowców. Zanim nastąpił atak na Ceutę, posłużono się całą
gamą forteli wojennych, żeby ukryć prawdziwe plany; Portugalia wypowiedzia­
ła nawet wojnę Holandii, aby zwieść Maurów. Kiedy natarcie na Ceutę się roz­
poczęło, Henryk operował swoimi siłami tak zręcznie, że wkrótce bitwa zakoń­
czyła się wygraną.
Zajęcie Ceuty, pierwsze europejskie zwycięstwo nad Maurami na ich włas­
nym terytorium, stało się wydarzeniem o wielkim znaczeniu moralnym i psy­
chologicznym. Jeźdźcy z wiadomością o zwycięstwie zostali wysłani w najwięk­
szym pośpiechu do króla niemieckiego Zygmunta i domów królewskich Europy.
Sukces Henryka sprawił, że zaczęto przedstawiać mu propozycje rozmaitych
zaszczytnych zadań - papież pragnął, żeby został dowódcą jego armii; Henryk V
z Anglii, żeby poprowadził krucjatę przeciwko niewiernym - ale odrzucił wszyst­
kie oferty, gdyż wolał zostać przedstawicielem swego ojca w Ceucie, od której
zaczął budowę imperium portugalskiego opartego na handlu złotem.
Świat śródziemnomorski wołał o złoto: arabskie karawany wielbłądów wlekły
się przez Saharę z Mali, przez Marrakesz, Fez i Meknes - wspaniałe, świetnie
prosperujące miasta - do Ceuty. Zajęcie Ceuty dawało armii Henryka bezpieczny

289
port na afrykańskiej ziemi i okazję do przejęcia transportów złota w sztabach
oraz do sięgnięcia po bogactwa bajecznych miast marokańskich. Henryk zyskał
panowanie nad najważniejszym źródłem bogactwa świata islamu.
Arabowie wzbogacili Portugalię i Hiszpanię na różne sposoby. Mieli ogromne
zdolności do wykorzystywania możliwości handlowych, jakie dawało ich rozle­
głe imperium. Przywozili syryjskich inżynierów, żeby nawadniali okolice por­
tugalskiej Algarve i podnosili poziom uprawy ryżu, założyli pola uprawne w Alen-
tejo, gdzie uprawiali zboże, bawełnę i trzcinę cukrową. „Perskie" dywany tkano
w Bera i Caleena, chińskie metody wytwarzania papieru skopiowano w Jativa,
a „marokańską" skórę i tekstylia produkowano w Kordobie, w której mieszkało
13 000 garbarzy i tkaczy. Arabskie statki wiozły produkty od ujścia Tagu w Por­
tugalii do Kairu w Afryce Północnej.

Mieszkańcy średniowiecznej Portugalii byli przesiąknięci zabobonami. Księgi


opisywały niewiarygodne bogactwa krajów zamorskich, niezwykłe niebezpie­
czeństwa oczekujące odkrywców, dziwnych ludzi i potwory czające się, żeby ich
zaatakować. Po drodze do Indii znajdowało się morze „tak gorące, że gotuje się
jak woda postawiona na ogniu, i całe jest zielone; a w tym morzu mnożą się
węże większe od krokodyli i mają skrzydła, na których latają, a są tak jadowite,
że wszyscy ludzie uciekają przed nimi w popłochu (...) jako że [wąż] wyrasta
w gotującym się morzu, ogień nie może go spalić (...) w morzu tym jest wir tak
straszny, że ludzie boją się tam pływać" 4 . Indie były krainą „dzikich bestii na
puszczy, niebieskich smoków, węży i innych strasznych zwierząt, które zjadają
wszystko, co złapią. Jest tam wiele słoni całkiem białych; niektóre są niebieskie
i innych barw, jest ich bez liku; jest tam też wiele jednorożców i lwów, i innych
szkaradnych bestii" 5 . W tych odległych krainach ludzie mają głowy pośrodku
tułowia, a oczy na ramionach, „dwie małe dziurki, całkiem okrągłe, zamiast oczu,
a usta płaskie bez warg". Kobiety ukrywają węże w waginach i te węże „kąsają
mężów w penisy" 6 . Zdobywając Ceutę, książę Henryk i jego ludzie mogli poznać
prawdę o Afryce. W ciągu czterech lat spędzonych w mieście Henryk dobrze po­
znał oślepiające afrykańskie słońce, uderzenia piasku miotanego wiatrami znad
pustyni, gorące, zakurzone ulice, słodki zapach goździków i nadzwyczajną przej­
rzystość pustynnych nocy.
Ceuta była ważnym portem, przyciągającym kosmopolityczną ludność, sie­
dzibą uniwersytetów islamskich. Arabowie czcili naukę i pieczołowicie prze­
chowywali arcydzieła Grecji i Rzymu, także prace geograficzne Ptolemeusza.
Nie wierzyli w mity, nie żywili przesądów na temat otaczającego ich świata. Od
stuleci prowadzili handel od Atlantyku po Pacyfik. Do 1315 roku arabski geo­
graf al-Barouwi naniósł na mapę północną i wschodnią Afrykę od Atlantyku po
Zanzibar, a w 1327 roku inny słynny arabski podróżnik, al-Dimisqui, opisał

290
Potwór morski z Cosmographii Sebastiana Miinstera, 1546.

świat Wschodu taki, jaki był naprawdę, zaludniony zwyczajnymi istotami, do


którego można dopłynąć przez normalne oceany. Chociaż Arabowie nie sporzą­
dzili dokładnych map Afryki i Oceanu Indyjskiego, już w 1340 roku, gdy Hama
Allah Moustawfi Quazami rysował swą mappa mundi opartą na dziele Ptoleme­
usza, dobrze znali wzajemne położenie Afryki, Indii, Chin i Dalekiego Wscho­
du. W 1342 roku Arabowie opisali drogę morską do Indii, a w 1391 roku sporzą­
dzili encyklopedię Azji, w której znalazły się dokładne opisy wielkich miast
i meczetów.
Dla księcia Henryka musiało to być prawdziwe odkrycie, gdy dowiedział
się, że Arabowie od stuleci handlowali z całym znanym światem. Wystarczyło
popłynąć w ślad za arabskimi dhow, żeby odkryć dla siebie egzotyczne kraje.
Cały świat leżał u stóp księcia, wystarczyło tylko zbudować flotę oceaniczną.
W tym celu Henryk wrócił do Portugalii. W Boże Narodzenie 1419 roku wy­
brał Sagres leżące w południowo-zachodniej Portugalii na swoją stałą bazę. Tam
zbudowałfortelezzę (fortecę) i wystawił kaplicę, szpital i szkołę nawigacji swoje­
go imienia, której osiągnięcia zmieniły bieg historii świata. Malowidła w M u ­
zeum Morskim w Lizbonie przedstawiają dwór Henryka w Sagres, zaludniony
przez katalońskich kapitanów żeglugi pełnomorskiej, żydowskich kartografów,
arabskich astronomów, portugalskich szlachciców, ciężkozbrojnych jeźdźców,
żaglomistrzów, księży, budowniczych statków, lekarzy, marynarzy i dworzan,
a wszyscy mieszkali, modlili się, jedli i pracowali razem.
Są takie miejsca na oceanie, gdzie żeglarz rozpoznaje pozycję po zapachu wia­
tru. Jednym z nich jest Wielka Ławica u brzegów Nowej Fundlandii, innym cieś­
nina Malakka, ale najmocniejszy zapach płynie w gorącą letnią noc od sosen z Sa­
gres. Ten zapach zawsze przywodzi wspomnienia o podróżach na Wschód, bo po
minięciu Sagres zmienić trzeba kurs na południowy wschód, na Morze Śród­
ziemne, do krajów leżących u jego brzegów. Nawet dziś Sagres onieśmiela. Wznosi
się 60 metrów nad Atlantykiem, wybiega w morze, strzegąc Przylądka Świętego

291
Wincentego, a przepływające statki rysują się jak odległa mgiełka na horyzoncie.
Poniżej długie grzywacze rozbijają się o urwisko, a ich głuchy łoskot stanowi
nieustanne tło dla niespokojnych krzyków morskiego ptactwa. W czasie zimo­
wych i wiosennych sztormów cypel często otacza pył wodny i mgła. Bujna we­
getacja lądu przechodzi w karłowatą roślinność skalistego cypla; nie rosną tu
kwiaty ani drzewa. Wielki kamienny mur zbudowany z bloków wyciętych z kli­
fu, straż przy wejściu, ciemne dębowe odrzwia, przez które można zerknąć na
surowe domostwa i skromną kaplicę św. Katarzyny...
Dla Portugalczyków na Sagres kończył się świat. „Tu ziemia się kończy, a za­
7
czyna się morze" . Cypel był doskonałym miejscem na bazę. Każdej zimy i wio­
sny silne północno-zachodnie wiatry przenosiły wilgoć znad oceanu, powodu­
jąc opady deszczu nad górami Sierra Monchiąue; mimo letniego skwaru panował
tu klimat śródziemnomorski. Dzień jazdy konnej dzieli półwysep od podnóży
gór porośniętych bujnym lasem, pełnym drzew korkowych, dębów, białych mig­
dałowców, oleandrów, hibiskusów, lilii i geranium, rozwijających się wspaniale
dzięki upałowi i wilgoci. Pośród ciemnych sosnowych lasów rosną gaje drzew
pomarańczowych i cytrynowych, uginających się pod owocami. Pod palmami
daktylowymi uprawia się kapustę, a winorośl pnie się po treliażach pośród wrzo­
sów. Kraniec szelfu kontynentalnego leży zaledwie o kilka kilometrów od brze­
gu. Dno oceanu opada tam stromo do 360 metrów. Wody roją się od ryb; wokół
Przylądka Świętego Wincentego żyje ich ponad 200 gatunków. Flotylle łódek
przypływają z obfitymi połowami dorsza, anchois i sardynek, które potem suszy
się i soli. Urwiska zapewniają schronienie, małe porty dają bezpieczną przystań
przed silnymi burzami nadciągającymi z północy.
Tutaj, w prowincji Algarve, Henryk Żeglarz miał wszystko, co niezbędne,
żeby zbudować flotę, wyposażyć i zaopatrzyć w żywność - niewyczerpane ilości
sośniny na wręgi, klepki poszycia, dębiny na stery i stępki, żywicy do uszczelnia­
nia kadłuba, wełny i skór na odzież dla załóg, bambusów i trzciny na łóżka i kosze.
Pod dostatkiem było solonych ryb, ryżu, pszenicy, oliwek, daktyli, pomarańczy,
cytryn i migdałów. Marynarze potrzebowali też alkoholu; i dziś, jak w czasach
Henryka, aromatyczne, mocne wino z Alentejo, tłoczone z winogron z Periąuity,
fermentuje w dzbanach z czerwonej gliny.
Kiedy Henryk przybył do Sagres, kogi katalońskie - małe łodzie towarowe -
przekształcały się powoli w pełnomorskie statki, ale nadal miały rejowe ożaglo­
wanie. Henryk z doświadczenia zebranego w Ceucie wiedział, że arabskim dhow,
pływającym po wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, przez więk­
szość podróży towarzyszyły lekkie, zmienne wiatry i statki musiały być zdolne
do żeglugi pod wiatr. Statki o rejowych żaglach, pływające tylko z wiatrem, czę­
sto nie posiadały steru. Dhow miały go, Arabowie zaś udoskonalili żagle łaciń­
skie tak, że dwóch ludzi, posługując się prostym blokiem i szotami, mogło upo­
rać się z wielkimi płótnami żagli. Henryk wyposażył w ster rufowy okręt nowego

292
Portugalska karawela pod pełnym ożaglowaniem łacińskim.

wzoru, karawelę, skrzyżowanie katalońskiej kogi i arabskiej dhow - ten wzór


powtarzają współczesne kecze - ale żadna z innowacji, które wprowadził Hen­
ryk, nie dorównuje genialnej adaptacji żagla łacińskiego przejętego od Arabów.
Późniejsze karawele miały żagle łacińskie na grotmaszcie i bezanmaszcie,
a żagiel rejowy na fokmaszcie. Na morzu ożaglowanie fokmasztu można było
zmieniać z rejowego na łacińskie i odwrotnie. Żeglarz mógł płynąć z Portugalii
na południe pod żaglami rejowymi z silnym wiatrem, potem zmienić żagle na
łacińskie i wrócić na północ pod wiatr. Karawele, choć w porównaniu z chiński­
mi dżonkami maleńkie, były od nich znacznie zwrotniejsze i łatwiejsze w ma­
newrowaniu.
Przed Henrykiem stanął następny problem: jak umożliwić kapitanom ob­
liczenie, w którym miejscu kuli ziemskiej się znajdują. Określenie położenia
nowych ziem, a potem odnalezienie drogi do domu, zależało od znajomości
szerokości geograficznej i od obrania właściwego kursu, według wskazań kompa­
su. Arabowie korzystali z kompasów od stuleci, zdobywszy to urządzenie od Chiń­
czyków, z którymi wymieniali się wiedzą żeglarską. Niemniej wiedza na temat
nawigacji, astronomii i sposobów obliczania szerokości i długości geograficznej,

£93
udoskonalona podczas ostatniej wielkiej wyprawy flot skarbowych w latach 1421-
1423, pozostała wyłączną własnością Chińczyków. Inni - nawet Arabowie, nie
mówiąc j u ż o Europejczykach - nadal błądzili po omacku, a jeśli chodzi o obli­
czanie długości geograficznej, musieli poczekać jeszcze kilka stuleci.
Henryk, sam zapalony matematyk, nie doczekał chwili, kiedy w końcu lat
60. XV wieku jego astronomowie, wspomagani przez arabskich kolegów, roz­
wiązali problem mierzenia szerokości geograficznej. Arabowie także pasjono­
wali się matematyką. W epoce Henryka byli znacznie lepiej wykształceni niż
Europejczycy i żeglowali po Morzu Śródziemnym i Oceanie Indyjskim, odda­
lając się od brzegu. Do dziś wiele gwiazd na nieboskłonie - Betelgeuse, Aldeba-
ran - nosi nazwy arabskie, a na mapach brytyjskiej Admiralicji pojawiają się
takie nazwy, jak Ras Nungwi i Ras al-Khaimiah. Arabscy nawigatorzy wiedzieli,
że wysokość, na jakiej Słońce przechodzi przez zenit - da się zmierzyć, jeśli
obserwować Słońce w stosunku do horyzontu. Wystarczyły do tego instrumen­
ty drewniane albo mosiężne; jeden z najprostszych i najlepszych skonstruowa­
ny został w latach 60. XV wieku przez Gila Eannesa, jednego z kapitanów księ­
cia Henryka.
Najwyższa pozycja zajmowana przez Słońce zmienia się z każdym dniem
w ciągu roku, a różnica pomiędzy jego dzienną wysokością a wysokością osiąga­
ną w najniższym punkcie w środku zimy nazywana jest deklinacją Słońca. Ara­
bowie odkryli, że deklinacja Słońca odjęta od jego wysokości w południe daje
szerokość geograficzną miejsca na półkuli północnej 8 . W1473 roku Regimonta-
nus, astronom, który przybył na dwór Henryka, ułożył zestaw tablic efemeryd,

Europejczyk określa szerokość geograficzną,


z dzieła Pedra de Mediny Regimiento de Navigación, 1563.

294
czyli tablic astronomicznych opisujących dzień po dniu deklinację Słońca. Wy­
starczyło teraz, by kapitan żeglujący po dalekich oceanach zmierzył kwadran-
tem - podstawowym typem sekstansu - wysokość Słońca w zenicie i skonsulto­
wał wynik z tablicami, żeby określić deklinację Słońca na dany dzień. Odejmując
deklinację od wysokości, wiedział, o ile stopni na południe (a co za tym idzie,
o ile kilometrów) od domu się znajduje. Dysponując kwadrantem, względnie
łatwo było wrócić do Sagres. Żeglarz płynął dokładnie na północ, podążając za
Gwiazdą Polarną w nocy i ustalając kurs wedle pozycji Słońca w południe za
dnia, aż osiągnął szerokość geograficzną Sagres, a wtedy zmieniał kurs na wschód,
trzymając się przez cały czas tej samej szerokości, aż zobaczył Przylądek Święte­
go Wincentego i poczuł zapach sosen unoszący się w powietrzu.
Przed 1420 rokiem Henryk zaprojektował karawele oceaniczną, która cały­
mi tygodniami mogła pozostawać na pełnym morzu. Wiedział od Arabów, że
średniowieczne bajania o potworach i wrzących morzach są nonsensem i że trzeba
1 można przemierzyć oceany, żeby odkryć nowe światy. Brakowało jeszcze do­
kładnych map, które umożliwiłyby kapitanom dotarcie na Wschód. W1416 roku
książę Pedro, starszy brat Henryka, „ogarnięty żądzą uzyskania oświecenia dzię­
ki podróży przez najważniejsze kraje Europy i zachodniej Azji"9, wyruszył, by
zebrać wszelką wiedzę o świecie leżącym poza basenem Morza Śródziemnego.
Król Jan zainwestował pokaźne sumy, żeby pokryć koszta podróży syna, a król
Hiszpanii przydzielił mu świtę składającą się ze sług, tłumaczy i uczonych. Książę
podróżował przez Hiszpanię, Palestynę, Ziemię Świętą, imperium osmańskie -
państwo „wielkiego sułtana Babilonu" - Rzym, Święte Cesarstwo Rzymskie,
Węgry, Danię, Anglię i Wenecję i „na koniec dwunastu lat podróży (...) wrócił
w 1428 roku do Portugalii" 10 .
Wyruszył w roku, gdy zdobyto Ceutę, a Portugalczycy przyjmowani byli
z pompą i paradą w całej chrześcijańskiej Europie. Wszyscy uczestniczyli w ra­
dości towarzyszącej śmiałej rozgrywce księcia Henryka, który utworzył przy­
czółek w sercu islamu, więc teraz dom Pedra traktowano jak zwycięskiego bo­
hatera, u którego stóp leżała cała Europa. Mógł iść, dokąd chciał, zadawać dowolne
pytania i korzystać z wszelkich osiągnięć naukowych. W Anglii uczyniono go
kawalerem Orderu Podwiązki; doża osobiście przyjmował go w Wenecji; król
Hiszpanii obsypał go złotem; a król niemiecki Zygmunt ofiarował mu cenną
ziemię w żyznej marchii Treviso, kilkanaście kilometrów na północ od Wenecji.
Posłużyła ona księciu za bazę w latach 1421-1425 11 .
D o m Pedro stanowił idealne dopełnienie swojego starszego brata. Henryk
był praktycznym człowiekiem czynu, Pedro marzycielem, wizjonerem dyspo­
nującym ogromnym wdziękiem, którego wciągały konflikty europejskie i który
potrafił zachwycić gospodarzy opowiadaniem o zjednoczeniu chrześcijan w Afry­
ce, Indiach i „Cathay" (Chinach) dzięki podróżom odkrywczym. Jego 12-letnia
odyseja zakończyła się błyskotliwym sukcesem, wrócił do Portugalii w 1428 roku

295
12
z „mapą świata, na której były wszystkie części świata i ziemi opisane" . Mapa
ukazywała Cieśninę Magellana i Przylądek Dobrej Nadziei na 60 lat przed wy­
prawą Diasa i prawie na 100 lat przed tym, jak Magellan postawił żagle. Do tego
czasu na większości europejskich map w centrum świata leżała Jerozolima, a je­
go skrajów strzegły dzikie bestie. Nowa wiedza o świecie, zdobyta w ciężkim
trudzie przez Chińczyków w trakcie ich podróży odkrywczych, miała się stać
motorem europejskich odkryć geograficznych.
Dom Pedro, podobnie jak Henryk, za sprawą weneckich uczonych uzyskał
na oświeconym dworze dobre wykształcenie. Kiedy książęta byli młodzi, zwo­
łano sobór w Pizie (1409), przede wszystkim w celu zakończenia Wielkiej Schi­
zmy Zachodniej pomiędzy rywalizującymi papieżami w Rzymie i w Awinionie.
Celu nie osiągnięto - próba usunięcia dwóch rywali i powołania nowego papie­
ża zakończyła się tak, że trzech papieży walczyło ze sobą na miejsce dwóch.
Portugalczycy wysłali na sobór wielką delegację. D o m Pedro i książę Henryk
mogli się zapoznać z rewolucyjnym dziełem, Geografią Ptolemeusza, dawno za­
pomnianą w Europie, teraz przetłumaczoną na łacinę. Przywieziono ją na sobór
i ofiarowano najnowszemu z papieży, Aleksandrowi V
Ponowne odkrycie Geografii stało się w Europie sensacją. W dziele przeczy­
tano, że Ziemia nie jest płaska, lecz jest kulą - o czym Chińczycy już wiedzieli -
i znaleziono zasady obliczania szerokości i długości geograficznej, z pomocą któ­
rych można było określić swoją pozycję i położenie nowo odkrytych ziem na tej
kuli. Geografia zrewolucjonizowała kartografię i dzieje odkryć geograficznych.
Ale choć była dziełem genialnym, nie zawierała map, tylko objaśnienie, jak ko­
rzystać z wiedzy, żeby mapy sporządzać. Niebawem jednak - w 1415 roku -
dwóch kartografów, Lappacino i Bonnisegni, uciekło przed Turkami oblegają­
cymi Bizancjum i osiadło w Wenecji. Przywieźli ze sobą pewną liczbę opartych
na Geografii Ptolemeusza map, ukazujących Afrykę i Indie we właściwym miej­
scu. D o m Pedro mógł się dowiedzieć o tych mapach najpóźniej w 1428 roku,
kiedy to złożył wizytę w Wenecji, choć prawie na pewno wiedział o nich już
przed 1424 rokiem, gdy Niccoló da Conti powrócił ze swoich podróży.
Istnieją dwie wersje opowieści o tym, w jaki sposób da Conti wrócił do
kraju, który dziś nazywamy Włochami. Jedna utrzymuje, że przybył ze Wscho­
du w 1424 roku, ale z obawy o życie wrócił w przebraniu i przybrał imię Bartło­
mieja z Florencji, przeszedł bowiem na islam w czasach prześladowań religij­
nych i nie chciał zostać spalony na stosie jak Jan Hus, czeski reformator, którego
stracono za herezję zaledwie dziewięć lat wcześniej 13 . D o m Pedro nakazał słyn­
nemu franciszkaninowi, Albertowi de Sarteano, przywieźć da Contiego z Kairu,
gdzie ten się ukrywał, i obiecać mu rozgrzeszenie 14 . Ojcu Sarteano udało się.
Dowiózł da Contiego do Florencji, a wtedy dom Pedro natychmiast wezwał
swojego posła do Portugalii, żeby wysłuchać kompletnego sprawozdania z jego
podróży z chińską flotą.

296
Podstawowym celem dom Pedra było nawiązanie kontaktu z izolowanymi
społecznościami chrześcijańskimi Wschodu, których mniemanym założycielem
był św Tomasz, otoczenie świata islamu i znalezienie nowej drogi do „Cathay"
- drogi bardzo potrzebnej, bo gdy dom Pedro podróżował, granice Egiptu zo­
stały zamknięte przez rządzących tym krajem mameluckich sułtanów. Do koń­
ca 1421 roku Turcy osmańscy, którzy zajęli już Azję Mniejszą, okrążyli Bizan­
cjum i przejęli kontrolę nad zachodnim krańcem Szlaku Jedwabnego. We
wschodniej części basenu Morza Śródziemnego i na Bliskim Wschodzie po­
wstała zapora nie do sforsowania.
D o m Pedrowi udało się dokonać wspaniałego osiągnięcia w dziedzinie wy­
wiadu. Zatrzymał do swojej dyspozycji ojca Mauro i Poggio Braccioliniego, se­
kretarza papieskiego, i „przesłuchał" renegata Niccoló da Contiego. Uzyskał
wiadomości, które da Conti („Bartłomiej z Florencji") zdobył w ciągu 20 lat
żeglugi po świecie - od Indii do Zielonego Przylądka, od Falklandów po Austra­
lię i Chiny. D o m Pedro wiedział teraz, że do „Cathay" i Wysp Korzennych moż­
na dotrzeć, żeglując na zachód 15 .
Kartograf Paolo Toscanelli (1397-1482) po spotkaniu z da Contim stwier­
dził to samo. Później przekazał ten materiał w liście Krzysztofowi Kolumbowi:

Spostrzegłem Wasze wspaniałe i górnolotne pragnienie, by popłynąć do re­


j o n ó w Wschodu [do C h i n ] poprzez rejony Zachodu, j a k to jest ukazane na
mapie, którą Wam przesłałem, a która lepiej oddawałaby sprawy, gdyby miała
kształt sfery (...) nie tylko że wspomniana podróż jest możliwą, ale też jest pew­
ną i bezpieczną, honorową i nieoszacowanie zyskowną ( . . . ) .
Posiadłem dobre i prawdziwe informacje (...) innych kupców, którzy od
dawna handlowali w tamtych stronach, ludzi o wielkim autorytecie 1 6 .

Toscanelli wysłał Kolumbowi mapę ukazującą zachodnią drogę przez Atlan­


tyk, via Antilią. Przekazał też informacje od da Contiego Behaimowi z Bohe-
mii 1 7 (1459-1507), opłaconemu przez króla portugalskiego. Behaim przedsta­
wił wtedy cieśninę wiodącą z Atlantyku na Pacyfik zarówno na sporządzonym
przez siebie globusie, jak i na swoich mapach, a Magellan przyznawał, że wi­
dział je w Portugalii, zanim wypłynął18. Z kilku innych relacji wynika, że Ma­
gellan studiował mapy Toscanellego w portugalskim skarbcu. Można sobie wy­
obrazić, jak wielki wpływ wywarły na Europejczykach te mapy, oparte na wiedzy
zebranej podczas chińskich podróży w latach 1421-1423. Ukazywały one bo­
wiem granice ogromnych, nieznanych oceanów i lądów, takich jak Ameryka
Południowa i Antarktyda, w których samo istnienie wcześniej wątpiono.
List Toscanellego do Kolumba i oświadczenia Magellana oraz jego kronikarza
Pigafetty są następnymi dowodami na to, że - na długo zanim Magellan wypłynął
Z portu - Portugalczycy wiedzieli, iż najszybsza droga do Chin to droga na zachód

297
przez cieśninę później nazwaną od imienia Magellana, ale odkrytą i naniesioną
na mapy przez Chińczyków. Ta informacja wyszła od Niccoló da Contiego, „kup­
19
ca, który podróżował w tamtych stronach" .

Gdy Niccoló da Conti pojawił się powtórnie, uznałem, że zatoczyłem koło


w moich badaniach. Była to pod każdym względem niezwykła podróż, od czasu
gdy po raz pierwszy zobaczyłem wzmiankę o nim i jego obecności w Kalikacie,
gdy flota skarbowa Zheng He przepływała przez ten port. Odwiedziłem wszystkie
zakątki globu i wszędzie znajdowałem ślady chińskich podróży, które opisał da
Conti. Teraz stało się jasne, że Portugalczycy i Hiszpanie znali te relacje i one
zainspirowały ich do rozpoczęcia własnych podróży odkrywczych.
D o m Pedro dowiedział się w 1424 roku od da Contiego o istnieniu nowych
lądów, a w 1428 roku przywiózł do Portugalii mapę świata ukazującą „wszystkie
20
części świata i ziemi" - Afrykę, Karaiby (Antilię), Amerykę Północną i Połu­
dniową, Arktykę i Antarktydę, Indie, Australię i Chiny. Informacja, którą mapa
zawierała, była niezwykle cenna i przez ponad 100 lat Portugalczycy zadawali
sobie wiele trudu, żeby nie zdobyły jej konkurujące z nimi potęgi europejskie.
Mapa świata w połączeniu z ulepszeniami, które Henryk wprowadził w na­
wigacji i budowie okrętów, zrewolucjonizowały europejskie wyprawy odkryw­
cze. Książę Henryk wiedział, że jeśli znajdzie fundusze na ekspedycje, Portuga­
lia może zdominować świat. Potrzebował pokaźnych kapitałów na utrzymanie
wielkiej świty, szpitala, uposażenie kaplicy i zbudowanie karawel oraz wyposa­
żenie ich na wielomiesięczne podróże.
Papież w 1420 roku mianował księcia Henryka Wielkim Mistrzem Zakonu
Rycerskiego Jezusa Chrystusa. Czerwony krzyż - znak zakonu - przyozdobił
żagle karawel. Pierwszą powinnością utrzymywanego z dochodów skarbowych
zakonu była obrona Portugalii i prowadzenie krucjaty przeciwko niewiernym.
Zarówno Niccoló da Conti, jak i Marco Polo opisywali szereg państw chrześci­
jańskich leżących w Indiach 21 . D o m Pedro i książę Henryk posiedli teraz wie­
dzę, która umożliwiała portugalskim żeglarzom dotarcie do tych społeczności
chrześcijańskich, a zakon Jezusa Chrystusa mógłby wypełnić swoje przeznacze­
nie i zjednoczyć je.
Zakon stał się zatem dla Henryka podstawowym źródłem finansowania, ale
nawet bogactwa zakonne szybko by się wyczerpały, gdyby zainwestowane kapi­
tały nie zwróciły się w wyniku podróży odkrywczych. Pierwsze zyski miały
przyjść z kolonizacji Madery, dotąd niezamieszkanej, żyznej wyspy. Jak już wie­
my, do czerwca 1421 roku Joao Goncalves Zarco objął wyspę w posiadanie
w imieniu Portugalii i rozpoczął prace rolne, które miały przynieść wielkie pro­
fity portugalskim inwestorom. Zdarzenie to stało się zachętą do poszukiwania
nowych terenów, które można będzie zbadać, wykorzystać i skolonizować.

298
Kolonizacja była metodyczna, od gubernatorów Madery wymagano comie­
sięcznych raportów o jej postępach. Wielkie połacie dziewiczego lasu zostały
zniszczone przez pożary wkrótce po przybyciu pierwszych osadników, ale skut­
ki okazały się błogosławione. Ogień, niszcząc las i wzbogacając glebę w potas
z popiołu, sprawił, że plony wzrosły i Madera, której gospodarka oparta była na
uprawie winorośli i trzciny cukrowej, produkowała i eksportowała coraz więcej
cukru i madery.
Wyspa stanowiła żywy przykład, jakie zyski można osiągnąć z udanej eks­
ploracji. Coraz większa liczba portugalskich przedsiębiorców oferowała swe
usługi Henrykowi, dzięki czemu finansowanie wypraw stało się łatwiejsze. We
wcześniejszych latach obowiązek zdobywania funduszy mocno dał się we znaki
skarbcowi zakonu Jezusa Chrystusa i nadwerężył zasoby samego księcia, ale po
skolonizowaniu Madery jego finanse były bezpieczne. Portugalia mogła teraz
spojrzeć dalej na zachód, przez ocean. Jeśli jedna mała wyspa dawała takie bo­
gactwa, to jakież niewypowiedziane skarby czekają w koloniach za morzami? Te
lądy nie były całkiem nieznane księciu i jego kapitanom, gdyż dysponowali chiń­
ską mapą, która poprowadziła ich ku nowym ziemiom.
17

KOLONIZACJA

NOWEGO ŚWIATA
P O R T U G A L C Z Y C Y N I E T R A C I L I C Z A S U I R O Z S Z E R Z Y L I Z A K R E S P O S Z U K I W A Ń NOWYCH
terytoriów na zachód, za Atlantyk: „Już w 1431 roku widzimy, jak książę
Henryk Żeglarz wysyła Gonzalo Velho Cabrala na poszukiwania wysp za­
znaczonych na mapie, którą dom Pedro, syn króla Jana I, przywiózł z Włoch
w 1428 roku" 1 .
Coraz dalej zapuszczające się karawele księcia Henryka musiały szybko od­
kryć Antilię - Puerto Rico - na której założono kolonię. Mapa morska Andrei
Bianco z 1436 roku opisuje Morze Sargassowe portugalskim słowem oznacza­
jącym wodorosty, mar de baga - dowód na to, że Portugalczycy dotarli do Kara­
ibów, bo Morze Sargassowe, masa pływających wodorostów, stanowi wyjątek
w skali kuli ziemskiej. Mogło zostać opisane tylko przez kogoś, kto po nim że­
glował; ze względu na okrężny ruch wiatrów i prądów łatwo tam dotrzeć z Eu­
ropy przez Karaiby. Portugalczycy nie byli twórcami pierwszej mapy ukazującej
te ziemie, gdyż w oczywisty sposób wyprzedza ona w czasie ich podróże. Mogę
tylko zgadywać, czy pierwsi portugalscy osadnicy znaleźli ślady chińskich pod­
róży - rzeźbiony kamień, porcelanowe skorupy, narzędzia czy wyroby rzemio­
sła albo niegdyś pięknie utrzymane, a teraz zarośnięte uprawy ryżu. Czy zatrzy­
mali się, żebyje podziwiać, czy tylko wzruszyli lekceważąco ramionami, uznając
je za miejscową osobliwość, wrócili myślami do twardej rzeczywistości i zabrali
się do prac na roli?
W przeciwieństwie do Gwadelupy, Puerto Rico zamieszkiwała pokojowo
nastawiona ludność. Jeśli Portugalczycy osiedlili się tutaj w 1431 roku, około
10 lat po odwiedzinach Chińczyków, potomkowie tych ostatnich lub nawet oni
sami powinni powitać Kolumba i innych późniejszych odkrywców. Pierwsza
wizyta Kolumba na Puerto Rico, w 1493 roku, podczas drugiej podróży do
Nowego Świata, była krótka. Spieszył się, żeby dopłynąć do hiszpańskiego gar­
nizonu w La Navidad i kopalń złota na Hispanioli, najbliższej wyspie leżącej
w kierunku zachodnim, toteż na Puerto Rico zawinął tylko do jednego portu,

303
Król Ferdynand wysyła Kolumba do Nowego Świata. Rycina z wierszowanej interpretacji
pierwszego listu Kolumba do króla Hiszpanii, pióra Giuliano Datiego, powstałej w 1493 roku.

gdzie pozostał zaledwie kilka dni. Mimo to zdążył zauważyć, że istnieje tam
cywilizacja:

Flota płynęła obok Świętej Urszuli i Jedenastu Tysięcy Dziewic [Wysp D z i e ­


wiczych], aż dotarła do Puerto Rico; stało się o n o d o m e m dla większości j e ń ­
ców, którzy uciekli z Hiszpanami [uciekinierzy zabrani na pokład na Gwadelu­
p i e ] . Na zachodnim krańcu znaleźli oni piękną przystań obfitującą w ryby. Była
tu tubylcza wioska z placem publicznym, główną drogą, tarasem (.. . ) 2 .

Gdy uważniej studiowałem zapiski Kolumba, znalazłem jeszcze jedną hi­


storię: „Pędzony przez burzę statek zawinął do Wyspy Siedmiu Miast [Antilii]
w czasie, gdy infantem był Henriąues [Henryk Żeglarz]". Mieszkańcy przyjęli
gości z otwartymi rękami i zaprosili w dobrym języku portugalskim do udziału
w mszy świętej. Nakłoniono ich, żeby poczekali, aż pojawi się władca 3 .
Książę Henryk zmarł, oczywiście, na długo zanim Kolumb wypłynął w dro­
gę. Tę opowieść potwierdził XVI-wieczny portugalski historyk, Antonio Galvao:

W o w y m zatem roku, mianowicie 1447, zdarzyło się, że do Portugalii,


przez C i e ś n i n ę Gibraltarską, przybył statek, a gnany wielką burzą musiał p o ­
płynąć na zachód i uczynił to łacniej, niż ludzie by sobie [życzyli] i w końcu
natrafił na wyspę, na której było siedem miast, a ludzie mówili j ę z y k i e m por­
tugalskim i dopytywali się, czy M a u r o w i e nadal niepokoją H i s z p a n i ę ( . . . ) .

3o4
B o s m a n ze statku przywiózł do d o m u trochę piasku i sprzedał go złotnikowi
z Lizbony, a ten uzyskał dużą ilość złota.
D o m Pedro, dowiedziawszy się o tym, j a k o że był zarządcą królestwa, ka­
zał, aby o wszystkich rzeczach stamtąd przywożonych do d o m u powiadamiano
i zapisywano je w D o m u Sprawiedliwości.
Są tacy, którzy myślą, że te wyspy, na które w taki sposób dotarli Portugal­
4
czycy, to Antyle albo N o w a Hiszpania, i utrzymują, że mają na to dowody .

Portugalczycy zasiedlili więc Antilię w 1431 roku i żyli tam nadal w 1447
roku. Regent portugalski, dom Pedro, z pewnością wiedział o tej wyspie; wid­
niała ona na mapie z 1428 roku, którą osobiście przywiózł do kraju. Byłem pe­
wien, że muszą istnieć pisane relacje - nie do pomyślenia wydaje się, żeby po
wielu tygodniach żeglugi przez ocean i natknięciu się na wyspę zasiedloną przez
ludzi mówiących po portugalsku, marynarze popłynęli dalej i nie sporządzili
zapisków na temat wyspy i sposobu życia swoich rodaków. Jest też prawdopo­
dobne, że niektórzy z żyjących tu od 1431 roku teraz chcieli wrócić do domu.
Bez wątpienia tęsknili za krajem, pragnęli raz jeszcze usłyszeć smutne, melodyj­
n e g o i mieli nadzieję, że koniec życia spędzą na rodzinnej ziemi. Ci, którzy
wrócili po podróży z 1447 roku, przekazaliby też informacje niezbędne karto­
grafom do naniesienia poprawek na wcześniejsze mapy.
Zuane Pizzigano, autor przedstawiającej Antilię mapy z 1424 roku, nie spo­
rządził już innej mapy i żadna kronika nie opisuje jego dalszych losów; zakła­
dam, że zmarł przed 1440 rokiem. Wróciłem jednak do sali map w British Li-
brary i dokładnie obejrzałem najwcześniejsze mapy sporządzone po 1447 roku.
Okazały się istotnym źródłem informacji. Między rokiem 1448 a 1489 powstało
ich kilka5. W sumie przejrzałem siedem przedkolumbijskich map, na których
znalazłem 73 nazwy i zarysy Antilii i Satanazes. Spodziewałem się, że późniejsze
mapy będą uzupełnione o nowe informacje - ale na mapie narysowanej w 1463
roku przez kartografa o imieniu Grazioso Benincasa ujrzałem tę samą liczbę
miast, co na mapie Pizzigana. Jedyna różnica polegała na tym, że siedem miast
z wcześniejszej mapy na późniejszej nosiło inne nazwy. Zarys wyspy był iden­
tyczny, nie licząc tego, że pojawiła się nowa zatoka na północnym brzegu Antilii,
a wybrzeże południowo-zachodnie i wschodnie zostały naniesione z większą
liczbą szczegółów. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego kartograf przemianował te
miasta. Tajemnica pogłębiła się wraz z analizą następnej mapy, z 1476 roku, na
której pojawił się nowy zestaw nazw.
Sądziłem, że nazwy zapisano w średniowiecznej portugalszczyźnie, bo na
karawelach wysyłanych przez księcia Henryka z pewnością nie płynęli najemni­
cy, toteż przysiadłem nad słownikami i wziąłem się do tłumaczenia. Z wyjąt­
kiem Antilii żadna nazwa na późniejszych mapach nie jest portugalska6. Jeśli

3o5
wyspy rzeczywiście były zaludnione, to dlaczego siedem miast nosiło nazwy
portugalskie, a nie mityczne?
Poprosiłem o pomoc posiadaczy mapy Pizzigana. Royal Geographical So-
7
ciety w Londynie dysponowało egzemplarzem broszurki autorstwa profesora
Carola Urnessa, kustosza mapy, opisującej trwające przez ostatnie 50 lat wysiłki
historyków usiłujących ustalić tożsamość wysp. Z broszury wynikało, że znaw­
cy znaleźli się w nie lada kłopocie - a z mojej strony byłoby arogancją spodzie­
wać się, że powiedzie mi się tam, gdzie oni ponieśli porażkę. Szedłem do domu
mocno przygnębiony. Nie umiałem znaleźć potwierdzenia, że Portugalczycy
zasiedlili Puerto Rico po tym, jak Chińczycy odkryli wyspę, ale zanim Kolumb
wypłynął na Atlantyk.
Nagle zaświtała mi pewna myśl. Sagres, baza karawel, położone jest tylko
o dzień żeglugi od Sanlucar de Barrameda u ujścia Gwadalkiwiru. W 1431 roku
był to główny port Kastylii. Czy na pokładach karawel popłynęli Kastylijczycy
a jeśli tak, to czy napisy na mapie mogły być w średniowiecznym języku kasty-
lijskim? Pospiesznie udałem się z powrotem do British Library. Odszukałem
słownik języka kastylijskiego w sześciu tomach, ale tylko od litery A do D, co
niewiele mi przeszkadzało, bo sześć z siedmiu nazw na mapie Grazioso Benin-
casy z 1463 roku zaczynało się na literę A. Ani jedna nie występowała w wielkim
słowniku średniowiecznego języka. A może nanieśli je żeglarze z Aragonii?
Mieszkańcy Aragonii mówią po katalońsku - ale znów żadna z nazw nie wystę­
powała w słowniku średniowiecznego katalońskiego. Przeprowadziłem ostat­
nie, rozpaczliwe, kwerendy w słownikach łacińskim i baskijskim. Też na próż­
no. Zostałem pokonany.
Opuściłem czytelnię i zacząłem krążyć po podwórku przez biblioteką, wciąż
łamiąc sobie głowę. Wróciłem do czytelni, żeby oddać słowniki. Na moim stole
leżało ich siedem. Gdy zamykałem średniowieczny Dizionaro etimologico, moją
uwagę przykuł wykaz abrewiacji stosowanych w średniowieczu. Y oznaczało
„tu jest" albo „i"; a oznaczało „w kierunku"; j podkreślało literę stojącą przed
albo za nim; a zaś przed słowem to particular negatwa - „przeciwne do". Zeby
opisać czerń, należałoby napisać anablanco (przeciwieństwo bieli). Czy to był
klucz, którego szukałem?
Wróciłem do map. Sześć nazw zaczynało się od an, „przeciwne do". Zamiast
szukać w słowniku ansollj, powinienem był poszukać sollj-sollj zaś oznacza Słońce.
Gorączkowo przewertowałem słowniki średniowiecznego katalońskiego, kasty­
lijskiego i portugalskiego, porównując hasła ze współczesnymi słownikami. Te­
raz na biurku leżało ich dziesięć. Jedna z nazw była rzeczywiście katalońska,
a kilka kastylijskich, ale przeważającą większość zapisano w średniowiecznej por-
tugalszczyźnie. Zacząłem układać listę alfabetyczną. Spośród 73 nazw 63 zapi­
sano w średniowiecznym języku portugalskim, cztery z pozostałych po kastylij-
sku, jedną po katalońsku, a pięciu nie udało mi się zidentyfikować. Uważałem,

306
że ta ostatnia piątka może być w średniowiecznym dialekcie weneckim - Pizzi-
gano pochodził z Wenecji - ale, ku memu zdumieniu, tylko jedna z nich dała się
tak zaklasyfikować. Trzy były w dialekcie z Treviso. Jednej nazwy, anthib, nie
odszyfrowałem.
Porównałem nazwy ze współczesną mapą Puerto Rico i w ciągu pół godziny
znalazłem rozwiązanie: nazwy nie dotyczyły siedmiu miast, ale opisywały zja­
wiska przyrody lub dzieła rąk ludzkich, a napisy na mapach z lat 1448-1489
bezsprzecznie dowodziły, że Antilia to Puerto Rico. Góry lasy tropikalne, przy­
stanie, rzeki i saliny opisane na Antilii występowały dokładnie w tych miejscach,
gdzie znajdują się na Puerto Rico. Między mapami nie istniały rozbieżności:
późniejsze okazały się po prostu dokładniejsze niż wcześniejsze. Na później­
szych mapach użyto gdzieniegdzie słów kastylijskich, ale nadal opisywały one te
same miejsca. Tylko dwie wyspy na świecie pasowały do tych opisów: Puerto
Rico i Gwadelupa.
Con na południowo-wschodniej części wyspy Antilii/Puerto Rico to stoż­
kowata góra Pico del Este. Kartograf umieścił napis ansollj - „nie ma Słońca" -
na północy w miejscu, gdzie znajduje się las tropikalny El Yunąue, z roczną
sumą opadów 6000 mm. Podobne tropikalne ulewy - choue, choue-due, cyodne -
odnotowano na zachodnim skraju wyspy na końcu Cordillera Central. Na tym
obszarze roczne opady wynoszą 2500 mm, co nadal jest czymś niezwykłym w sto­
sunku do standardów europejskich. Kreślarz zaznaczył moczary (ensa) wokół
współczesnego Mayaguez, bagnistego ujścia Grandę Rio de Anasco, ale jednym
z najbardziej interesujących napisów jest antuub albo an tuub, dosłownie „bez
rur odwadniających", umieszczony na północnym wybrzeżu, na wschód od Are-
cibo. Obszar ten, do dziś pozostający wielkim bagniskiem nawiedzanym przez
moskity nosi nazwę Cienaga Tiburones. Nazwa Tiburones jest kastylijska, tibe-
ron - „drenaż" - wywodzi się z kolei od portugalskiego tubaro. Występowanie
jaskrawych, czerwonych i zielonych papug portorykańskich ansaros zaznaczono
na południowym zachodzie - prawdopodobnie Portugalczycy ozdabiali swe stroje
piórami tych egzotycznych ptaków, tak jak później robili to marynarze Kolum­
ba. Las Boąueron, w którym kartograf zaznaczył obecność papug, to do dziś raj
dla obserwatorów ptaków. Brak ziemi nadającej się do uprawy uchwycony zo­
stał w opisie sporządzonym przez kartografa (na Puerto Rico do dziś mniej niż
5% ziemi nadaje się pod orkę): ansessel - „nie ma trawy" - pojawia się cztery razy,
uzupełnione przez an suolo, „nie pod orkę". Jedyne przydatne do upraw gleby
znajdują się na wąskich nadbrzeżnych równinach.
Najtrudniej przyszło mi przetłumaczyć słowo asal. Mój słownik 8 stwier­
dzał, że słowo pochodzi od łacińskiego acinus, co oznacza „jagodę, szczególnie
winogrono, albo ziarna w jagodzie", ale asal umieszczono na mapie na stoku
góry za Ponce. Zimy w Puerto Rico są za gorące dla winorośli, która lepiej znosi
okres spoczynku w niskich temperaturach, ale asal napisano nad współczesnym

3o7
Yauco, „stolicą kawy" Puerto Rico. Zastanowiło mnie, czy Portugalczycy nie
mieli na myśli ziaren kawy. Teoria ta wywołała gwałtowny spór między histo­
rykami, którzy służyli mi radą. Niektórzy wykazywali, że kawa występowała
we wschodniej Afryce, a na Karaiby sprowadzili ją Hiszpanie, więc nie mogła
być zaznaczona na mapie przed wylądowaniem Hiszpanów. Ale dalsze bada­
9
nia ujawniły, że przynajmniej dziewięć szczepów kawy rosło na Karaibach,
zanim pojawili się Hiszpanie. Występowały na zboczach gór, zazwyczaj na wy­
sokości 900-1350 metrów, w łagodnym klimacie równikowym, gdzie nie ma
wiatru, za to o poranku mocno przygrzewa słońce. Takie warunki można zna­
leźć na południowych stokach Cordillera Central za Ponce, właśnie tam, gdzie
na mapie Antilii napisano asal. Czy to możliwe, żeby Chińczycy sprowadzili
kawę, gdy przybyli tu w końcu 1421 roku?
Drugie tłumaczenie, które wywołało gorącą debatę, to cua cusa - dynia — na
przybrzeżnej równinie na wschodzie, niedaleko Naguabo. Czy dynie i kabaczki
rzeczywiście tutaj rosły? Okazało się, że rosną do dziś. Podczas wizyty na Puer­
to Rico, gdy zbierałem materiał do tej książki, zrobiłem zdjęcia dwudziestu od­
mian zgromadzonych w stosach przy drodze: kabaczków, melonów, ogórków
i oberżyn 10 . Na wschodnim wybrzeżu wyspy występowały w wielu odmianach
i wyrastały do ogromnych rozmiarów dzięki wulkanicznej glebie i umiarkowa­
nym opadom.
Przypominam, że wszystkie te nazwy znajdują się na mapach powstałych
zanim Kolumb wyruszył na wyprawę, i opisują rośliny w naturze niewystępują-
ce na Puerto Rico. Kawa rosła wówczas wyłącznie w Afryce, ogórki w Indiach,
mango w południowo-wschodniej Azji. Kolumb natrafił również na orzechy
kokosowe, występujące wyłącznie na wyspach Pacyfiku. Ktoś nie tylko dotarł
do Karaibów przed Kolumbem i z niewiarygodną precyzją naniósł na mapę Puerto
Rico, lecz także sprowadził tu rośliny z całego świata. Uważam, że mogli tego
dokonać Chińczycy pod wodzą admirała Zhou Wena.
Marolio to kolejna interesująca nazwa z mapy sporządzonej przez Albino
Canepę w latach 80. XV wieku. Nazwa znajduje się na tym samym miejscu co
marnlio na mapie Pizzigana; założyłem, że dolny fragment „ o " został zatarty.
Marolio w średniowiecznym języku portugalskim znaczy „rośliny z rodziny An-
nonaceae". Na obu mapach kartograf umieścił opis na północ od współczesnego
Ponce, pośrodku południowego wybrzeża. Ten obszar pozostaje do dziś cen­
trum przetwórstwa owoców tropikalnych, z licznymi plantacjami Chrysophy-
lium cainito i papai. Ich sok, eksportowany do obu Ameryk, stanowi podstawę
ponczu rumowego, którym raczą się turyści. Raz jeszcze doszedłem do wnio­
sku, że to Chińczycy sprowadzili te owoce na Puerto Rico w 1421 roku.
Kartografowie przedstawili Gwadelupę (Satanazes) w całkowicie odmienny
sposób niż Puerto Rico. W późniejszych wydaniach map zmienili wcześniejszą
nazwę - Wyspy Szatana albo Diabła - na Saluagio (Wyspę Dzikich) 1 1 . Późniejsze

3o8
mapy Gwadelupy są zaledwie uściśleniem tego, co można zobaczyć z morza -
drugi wulkan (eon), Mont Carmichael, liczący 1414 metrów n.p.m. z plateau
(silla) rozciągającym się pomiędzy nim a La Souffriere. Wodospadom spływają­
cym ze wschodniego zbocza La Souffriere (Karuka i Trois Rivieres) przypisano
nazwy duchal i tubo de aqua - „deszcze z nieba". Wsie i pola uprawne (aralia ysya)
ukazane są na nizinie na zachodnim wybrzeżu Grandę Terre, tam gdzie umie­
ścił je też Kolumb, gdy wiele lat później przepływał obok. Satanazes jest najwy­
raźniej straszliwym miejscem, co Albino Canepa oddaje słowami nar i sua, „nic
tylko skwarny upał", ale opis wyspy Saya (Iles des Saintes), „dużo ptaków tropi­
kalnych", jest trafny, bo wyspa do tej pory słynie ze swych zimorodków i koli­
brów - żywych klejnocików polatujących nad turkusowym morzem rozdziela­
jącym wyspy.
Najbardziej niezwykłą nazwą, którą Pizzigano umieścił na Antilii (na połu­
dniowym wschodzie, tak że zakrywa wyspę Vieques) jest ura, usytuowana obok
con z późniejszych map. Uracano to w dialekcie weneckim „gwałtowny wybuch",
„erupcja" albo „burza". Przed 1421 roku wulkany na południowo-wschodnim
wybrzeżu Puerto Rico od dawna były nieczynne, a trzęsienia ziemi bywały i są
częstsze na zachodzie wyspy, w okolicy Mayaguez, ale huragany niezmiennie
nadchodzą od wschodu i przetaczają się na zachód od wyspy Vieques po San
Juan. Jestem pewien, że właśnie huragan ujrzeli chińscy kartografowie, gdy dżon­
ki przypłynęły tu w listopadzie, podczas sezonu silnych wiatrów, który trwa od
czerwca do listopada.
Wszystkie te nazwy wsparte niezwykłym fizycznym podobieństwem wysp
na mapie Pizzigana (i innych mapach) do rzeczywistych lądów, ponad wszelką
wątpliwość dowodzą, że Antilia to Puerto Rico, Satanazes to Gwadelupa, a Saya
to Iles des Saintes. Choć można się sprzeczać o niuanse przekładu kilku śre­
dniowiecznych katalońskich lub kastylijskich słów, dalsza debata na temat toż­
samości tej grupy wysp staje się bezcelowa. Nazwy i mapy stanowią niedwu­
znaczne dowody, że wyspy były zasiedlone przez Portugalczyków jeszcze przed
1447 rokiem. Portugalczycy przetrwali tu do 1492 roku - do czasu pierwszej
wyprawy Kolumba. Rośliny niewystępujące wcześniej na Puerto Rico sprowa­
dzono tu, zanim Kolumb wyruszył w drogę. Moim zdaniem dowodzi to, że
Puerto Rico zostało odkryte przez Chińczyków.
Chociaż wyspy przedstawiono prawidłowo, błędnie zlokalizowano je na
wczesnych mapach morskich. Naszkicowano je na Atlantyku, a nie na Morzu
Karaibskim, ponad 3200 kilometrów od właściwej lokalizacji. Ten błąd kory­
gowali stopniowo następni kartografowie. Na mapie z 1448 roku wyspy leżały
2000 kilometrów na zachód od Wysp Kanaryjskich (pomyłka 1200 kilometrów),
a w 1474 roku „przesunęły" się na zachód i błąd wynosił wtedy już tylko 800
kilometrów. Ta pomyłka jest łatwa do wyjaśnienia. W 1431 roku kapitanowie
Henryka nie dysponowali dobrymi astrolabiami (sekstansami) i nie znali się na

3o9
deklinacji. Portugalscy nawigatorzy aż do 1451 roku nie wiedzieli, jak posłużyć
się w obliczeniach Gwiazdą Polarną; dopiero po 1473 roku nauczyli się za po­
mocą tablic astronomicznych określać precyzyjnie szerokość geograficzną (mapa
Toscanellego z 1474 roku umiejscawia Antilię na właściwej szerokości). Wyli­
czenie długości pozostawało nierozwiązanym problemem. Kolumb pomylił się
o 1600 kilometrów w określeniu długości geograficznej Ameryki, a o 20° w okre­
śleniu jej szerokości geograficznej. Wracając z pierwszej wyprawy, nie wiedział,
dokąd dopłynął; myślał, że dotarł do Chin.
W XV wieku Portugalczycy używali do nawigacji kompasu i mierzyli pręd­
kość za pomocą prymitywnego logu. Odkładali pozycję na mapie według nawi­
gacji zliczeniowej, tzn. mnożąc prędkość przez czas żeglugi. Ale nie zdawali
sobie sprawy, że wielka masa wody, po której płyną, porusza się, unosząc ich ze
sobą. Podobnie jak Kolumb, Portugalczycy nie wiedzieli, dokąd dotarli. Kiedy
poczyniłem poprawki uwzględniające ruch wody podczas 10-tygodniowej pod­
12
róży z Madery na Gwadelupę , stwierdziłem, że Portugalczycy wedle swoich
obliczeń właściwie zlokalizowali wyspy.
Uznałem, że pozostały jeszcze dwa pytania dotyczące mapy Pizzigana.
Pierwsze dotyczyło rozmiarów wysp. Na wcześniejszych mapach Antilią była
większa niż Puerto Rico, a Satanazes większe od Gwadelupy; pomyłkę tę spo­
wodowało, jak sądzę, przeniesienie zarówno niewłaściwego położenia wysp,
jak i ich skali, z wcześniejszej (chińskiej) mapy na mapę sporządzoną przez
Europejczyków. Drugie pytanie, na które nie znajdowałem odpowiedzi, doty­
czyło miejsca i czasu powstania mapy. Wydaje się prawdopodobne, że Pizziga-
no pracował pod rozkazami dom Pedra, którego kartografowie wyszukiwali
informacje o nowych lądach, żeby stworzyć mapę świata dla księcia Henryka.
Wiedziałem, że cesarz rzymski narodu niemieckiego ofiarował dom Pedrowi
pokaźne włości w Veneto i Treviso, na północ od Wenecji. Stały się one bazą
dla delegacji portugalskiej. Przyszło mi na myśl, że portugalscy kartografowie
mogli tu spotkać w 1424 roku Niccoló da Contiego. Jak wiemy, da Conti spę­
dził całe lata na pokładzie jednej z dżonek chińskiej floty skarbowej, która
odkryła Antilię. Mapa sporządzona została niemal na pewno w Treviso, gdyż
większość nieportugalskich nazw na niej zapisano w dialekcie Veneto, a nie
w dialekcie weneckim. Pizzigano mógł być więc mnichem z wielkiego domi­
nikańskiego sanktuarium San Niccolo w Treviso.
Mapa Pizzigana przedstawia Puerto Rico tak dokładnie, że ten, kto zestawił
informacje służące do jej sporządzenia, musiał być mistrzem w swoim rzemio­
śle; w owej epoce znaczy to tyle, że pierwszym kartografem był Chińczyk. War­
tość tej mapy i map, które powstały po niej, jest dwojaka: nie tylko dowodzą
one, że Chińczycy odkryli Amerykę na 70 lat przed Kolumbem, ale również, że
Portugalczycy założyli stałe osiedle na Puerto Rico przed 1447 roku. Nazwy na
kolejnych mapach stopniowo precyzują opis wysp na długo, zanim Kolumb do

31o
nich dotarł. Położenie wysp także jest nieustannie poprawiane, a mapy z 1463
i 1470 roku przekazują wiele dodatkowych wiadomości na temat Antilii, na przy­
kład zarysy kolejnych zatok na wybrzeżu północno-zachodnim i wschodnim,
zaś lekko powiększony południowo-zachodni kraniec wyspy został ponownie
narysowany z większą precyzją. Wyspę Ymanę, na północ od Puerto Rico, także
coraz dokładniej nanosi się na kolejne mapy, jej nazwa zmieniona zostaje na
Rosellia. Gdy nawigatorzy europejscy odkryli deklinację i sposoby mierzenia
szerokości geograficznej, a także ulepszyli sekstansy i pomiar czasu, wyspy na
mapach przesunięto na południowy zachód 13 .
Zidentyfikowanie Antilii i Satanazes pozwoliło mi dokładnie określić inne
„wyspy", które otaczają je na średniowiecznych mapach. Mapa, którą stworzył
Andrea Bianco w 1448 roku, ukazuje północno-wschodni brzeg Brazylii, a mapa
Cristobala Soligi z 1489 roku 14 przedstawia siedem kolejnych „wysp" - koniu­
szek Hispanioli na zachodzie, Trynidad, Wyspy Dziewicze, St Vincent, St Lucia,
Barbados i północne wybrzeże Wenezueli na południu - a wszystko to, zanim
Kolumb wypłynął w swą podróż odkrywczą.
Wróciłem do mapy Puerto Rico i rozpocząłem poszukiwania miejsca, w któ­
rym mogło powstać pierwsze osiedle. Zarówno Portugalczycy, jak i Chińczycy
musieli podpłynąć tu od południowego wschodu, z pasatem. Południowe i za­
chodnie brzegi Antilii na mapie Pizzigana zostały narysowane dokładniej niż
brzeg północny i wschodni, toteż na tamtych skoncentrowałem uwagę.
Na mapie Pizzigana napisane jest cyodue (ustawiczny deszcz) na zachodzie,
ansuly (brak żyznej ziemi) na południowym wschodzie i ura (huragan) na wscho­
dzie; nie było to chyba szczególnie zachęcające miejsce do osiedlenia się. Z dru­
giej strony napis marolio (soczyste owoce tropikalne) widnieje tuż na północ od
Ponce, a zatoka Ponce narysowana jest z uderzającą dokładnością na wszystkich
mapach, z zaznaczonym wystającym cyplem, La Guancha, na wschodzie. Przez
stulecia cypel zapewniał osłonę przed wschodnimi pasatami. Morze obfituje
w ryby, a Ponce, leżące w dżdżystym cieniu gór, ma zdecydowanie najlepszy
klimat na Puerto Rico. Kiedy poleciałem tam, żeby rozejrzeć się na miejscu,
zobaczyłem, że ciężkie chmury wieczornej burzy zatrzymują się na centralnej
kordylierze od północy, a na miasto nie spada nawet kropla deszczu. Nie bez
powodu nazwano Ponce Perłą Południa. Jest prawdopodobne, że Portugalczycy
tutaj założyli swoje pierwsze osiedle; to tu mogli witać przybyszów w 1447 roku
i zapraszać ich na mszę świętą.
Rzeka prowadząca od portu do starego miasta zachowała swoją nazwę - Rio
Portugues. Oślepiająco biała katedra Naszej Pani z Gwadelupy stoi na brzegu
rzeki. Pod koniec pracowitego dnia usiadłem sobie na głównym placu Ponce,
sącząc gorzką portorykańską kawę, i patrzyłem na ludzi schodzących się do ka­
tedry na wieczorną mszę. Mężczyźni mają tu rude włosy, kobiety pięknie wy­
rzeźbione twarze, ostrzejsze rysy i jaśniejszą skórę niż na północy. Wyglądem,

311
stylem życia, pieśniamifado i tzńcamiferrapeira mieszkańcy Ponce przypominają
po dziś dzień portugalskich przodków, którzy przybyli tu z Algarve. Czy kości
ich praojców, którzy dawno temu wypłynęli z Sagres, by założyć pierwszą euro­
pejską kolonię w Nowym Świecie, zostaną pewnego dnia znalezione pod fun­
damentami katedry Naszej Pani z Gwadelupy?

Portugalczycy poczynili pierwsze kroki w Nowym Świecie odkrytym przez


Chińczyków, ale mimo pomocy w postaci chińskich map musieli pokonać licz­
ne przeszkody, zanim imperium portugalskie rozprzestrzeniło się na całą kulę
ziemską. Strach przed nieznanym nadal dominował w umysłach zwyczajnych
portugalskich marynarzy, a całego przeglądu mitów, legend i przesądów nie dało
się wymazać z dnia na dzień. Magellan - już w początkach XVI wieku - nadal
musiał walczyć, by pokonać obawy członków swoich załóg i namówić ich do
przepłynięcia przez cieśninę, która miała w przyszłości nosić jego imię.
Latem 1432 roku, gdy Madera, Azory (odkryte przez La Salle'a) i Puerto
Rico były już skolonizowane, książę Henryk wezwał Gila Eannesa, zdolnego
żeglarza i lojalnego poddanego, na swój dwór w Sagres. Poprzedniego roku Ean-
nes został wysłany z misją na Wyspy Kanaryjskie. Teraz Henryk zażądał, żeby -
bez względu na wszystko - opłynął przylądek Bojador u wybrzeży współczesnej
Sahary Zachodniej, na południe od Maroka. Przylądek występował w wielu że­
glarskich mitach jako straszne miejsce, w którym wielkie katarakty spadały w mo­
rze, gwałtowne prądy ciągnęły statek ku zgubie i nawet woda morska zmieniała
się w czerwony szlam.
Eannes wykonał rozkaz księcia Henryka ze zrozumiałą ostrożnością. Pod­
pływał do strasznego przylądka Bojador z południa łukiem, żeby w ten sposób
uniknąć legendarnych wodospadów, ale przy pierwszym lądowaniu, o kilka ki­
lometrów za przylądkiem, nie napotkał ani węży, ani wielkich potworów mor­
skich. Ziemia zdawała się niezamieszkana; w pobliżu plaży rosło nawet trochę
kwiatów. Eannes zerwał bukiet dla księcia Henryka: „Mój panie, pomyślałem,
że powinienem przywieźć ze sobą jakąś pamiątkę z tej ziemi, skoro na nią trafi­
łem. Zebrałem te zioła, które oto przedstawiam twym oczom, a które w tym
15
kraju nazywamy różami Świętej Marii" . Wracając na północ, do samego przy­
lądka, Eannes odkrył, że „wiecznie burząca się woda" to po prostu wielkie rozle­
głe ławice szarych ryb, „wodospady" to urwiska wznoszące się prosto z morza,
a „morze spieczone na czerwony szlam" to woda zabarwiona przez czerwony
saharyjski piasek.
Opłynięcie przylądka Bojador przez Eannesa całkowicie zmieniło stosunek
Europejczyków do wypraw morskich. Zapomniano o legendach i przesądach
nagromadzonych przez stulecia. Jeśli statek może bezpiecznie opłynąć przylą­
dek Bojador, człowiek jest w stanie dotrzeć drogą morską wszędzie. Nie trzeba

312
się bać, że spadnie z krawędzi Ziemi. I nie było j u ż miejsca, do którego portu­
galscy kapitanowie, posługując się chińskimi mapami, nie mogliby dotrzeć, jeśli
tylko zdołali przekonać swoich marynarzy, żeby poszli za nimi; odkrycie krań­
ców świata stało się zaledwie kwestią czasu.
18
NA BARKACH

OLBRZYMA
D O 1 4 6 0 , R O K U ŚMIERCI KSIĘCIA H E N R Y K A , P U E R T O R l C O Z O S T A Ł O J U Ż D O -
brze poznane, a portugalska eksploracja trzech grup wysp na Atlantyku
- Azorów, Wysp Kanaryjskich i Wysp Zielonego Przylądka - ukończo­
na. Sprowadzono zwierzęta; wyspy stały się bazą dla odkrywców kursujących
pomiędzy Ameryką Północną, Południową a Afryką. Szczęśliwym zbiegiem
okoliczności wszystkie wyspy leżały na szlaku stałych wiatrów; Wyspy Kanaryj­
skie i Zielonego Przylądka na drodze do Ameryki, Azory zaś na drodze powrot­
nej. Europejczycy stopniowo docierali do lądów odkrytych przez chińskich ad­
mirałów.
Wciąż wprowadzano nowe ulepszenia do nawigacji oceanicznej, a Henryk
Żeglarz niestrudzenie wysyłał swoich kapitanów coraz dalej i dalej na morza.
Do czasu, gdy statki portugalskie wypłynęły w kierunku Przylądka Dobrej
Nadziei, pomiary szerokości geograficznej na półkuli północnej stały się rów­
nie dokładne jak obliczenia dokonywane przez Chińczyków wiele lat wcześ­
niej.
Bartolomeu Dias (ok. 1450-1500) wskazał drogę. W 1482 roku był kapita­
nem jednego ze statków badających Złote Wybrzeże i Afrykę za „wybrzusze­
niem", a w 1437 roku powierzono mu dowództwo małej eskadry składającej się
z trzech statków, które miały spróbować opłynąć najbardziej na południe wysu­
nięty kraniec Afryki. Ani Dias, ani jego mocodawcy nie wiedzieli, jak daleko na
południu leży ten przylądek - Chińczycy nanieśli na mapy Afrykę Zachodnią,
zanim opanowali sztukę obliczania szerokości geograficznej na półkuli połu­
dniowej - ale nie mieli wątpliwości, że można go opłynąć. Mapa dom Pedra
z 1428 roku ukazywała trójkątny kształt przylądka, a zanim Dias wypłynął w mo­
rze, król Portugalii dał swojemu emisariuszowi, nazwiskiem Pero da Covilha,
mapę świata (Carta de Marear) z zaznaczoną drogą, która wymagała opłynięcia
przylądka.

317
[Wyprawa Diasa zgodnie z planem dotarła na odległość] mając w zasięgu
wzroku Wielki i Słynny Przylądek ukryty przez wiele stuleci, a gdy go zobaczono,
ujawnił nie tylko sam siebie, ale i nowy świat krain. Bartolomeu Dias i ci, co byli
w j e g o kompanii, ze względu na niebezpieczeństwa i burze, które wytrwali,
okrążając go, nazwali go Przylądkiem Burz, ale po ich powrocie do Królestwa
król d o m J o a o [Jan II] nadał mu inne znakomite imię, nazywając go Przyląd­
kiem Dobrej Nadziei [podkreślenie kursywą m o j e ] 1 .

Po Diasie wyruszył Vasco da Gama (ok. 1469-1525), któremu rozkazano


płynąć dalej, aż do Indii i Wysp Korzennych. Da Gama otrzymał mapy ukazują­
ce przylądek i dokładne tablice deklinacji.

Tablice ukazujące deklinację słońca dostarczone zostały przez królewskie­


go astronoma, Abrahama Zacuto B i n Samuela. Te (...) zostały przetłumaczone
z hebrajskiego na łacinę ubiegłego roku i wydrukowane w Leirze pod tytułem
Al manach perpetuum celestium motuum cujus radix est 1473. Dostarczono innych
ksiąg, map i map morskich ( . . . ) , pośród których dokumentów prawie na pewno
(...) [znalazły się] dziennik okrętowy i mapy Diasa 2 .

Po okrążeniu przylądka da Gama popłynął wzdłuż wschodniego wybrzeża Afryki,


gdzie ujrzał słynne porty Sofalę, Kilwę, Zanzibar, Mombasę i Malindi, rozbudowa­
ne przez chińskich i indyjskich kupców na przestrzeni stuleci, kiedy to na Oceanie
Indyjskim prowadzono najbardziej intensywną i najzyskowniejszą w świecie dzia­
łalność handlową. Do końca XV wieku Chińczycy zamknęli szlaki handlowe łączą­
ce ich ze światem zewnętrznym; mimo to portugalscy odkrywcy natrafili na dowo­
dy wcześniejszych wizyt Chińczyków w postaci niebieskiej i białej porcelany
przyozdabiającej wiele domów wzdłuż wybrzeża wschodniej Afryki. Kiedy da Gama
wrócił ze swojej drugiej wyprawy, znał już drogę do Malakki i na Wyspy Korzenne.
Światowy handel korzeniami znalazł się w zasięgu Portugalczyków, którzy byli go­
towi walczyć zbrojnie o dominację w tym zakresie. W rezultacie da Gama przejął
cały handel, który mieszkańcy Indii i Chińczycy rozwijali od stuleci. Choć uzdol­
niony, tak jak jego poprzednik Dias, nie odkrył niczego nowego.
Równolegle do wyprawy da Gamy król Portugalii Jan II wysłał Pedro Alva-
resa Cabrala (1467-1520) do Ameryki Południowej, w kierunku lądów, które
ukazywała mapa świata z 1428 roku. Następca króla Jana II, Manuel I, rozkazał
Cabralowi objąć w posiadanie zachodnią część Indii. Podobnie jak Dias i da
Gama, Cabral wykorzystał Wyspy Kanaryjskie i Wyspy Zielonego Przylądka jako
bazy, zanim wylądował na brzegach Ameryki Południowej. Rok po roku do
Ameryki Południowej docierali kolejni odkrywcy: Vespucci, Pinzon i de Leppe
w 1499 roku, w następnym roku Mendoza. Pierwsi trzej wylądowali w delcie
Amazonki, a potem popłynęli na północny zachód.

318
Północno-wschodnie wybrzeże Brazylii, odkryte przez chińskie floty skar­
bowe Zhou Mana i Hong Bao, widniało na wielu mapach, sporządzonych za­
nim którykolwiek z Europejczyków wypłynął z portu. Mapa, którą stworzył
Andrea Bianco w 1488 roku, informuje nas, że Ixola otinticha xe longa e potente
1500 mia - „prawdziwa wyspa jest o 2000 kilometrów stąd [od zachodniej Afry­
ki]" - a mistrz Joao de Barros po wyprawie do Brazylii z 1500 roku potwierdza,
że ten ląd pojawiał się na wcześniejszych mapach: „Lądy, które król zechce obej­
rzeć na mappa mundi, jaką miał Pero daz Bisagudo" 3 . Bisagudo to przezwisko
nadane słynnemu odkrywcy Pero da Cunha, którego wysłano z portugalskimi
mapami świata, żeby skolonizował dzisiejszą Ghanę w Afryce. De Barros po­
wiedział, że jedyną prawdziwą różnicą pomiędzy tym, co ujrzeli towarzysze Ca-
brala w 1500 roku, a świadectwem wcześniejszej mappa mundi, pozostającej w dys­
pozycji Bisagudy to fakt, że Brazylia była zamieszkana, co on, de Barros, może
poświadczyć. Krzysztof Kolumb także potwierdzał, że Portugalczycy wiedzieli
o Brazylii, zanim którakolwiek z ich wypraw wypłynęła do Ameryki Południo­
wej. Zanotował w swoich dziennikach, że chciał udać się dalej na południe,
„żeby sprawdzić, co miał na myśli król Jan z Portugalii, kiedy mówił, że na
południu jest tetra firma"4.
Zatem Andrea Bianco, Kolumb i de Barro stwierdzali, że mapa Brazylii ist­
niała, zanim pierwsza ekspedycja europejska popłynęła tam w 1500 roku. Jedy­
nym prawdopodobnym źródłem informacji zawartych na tej mapie - mapie
świata z 1428 roku - były odkrycia chińskiej floty z lat 1421-1423. Port San Luis
można rozpoznać od pierwszego rzutu oka na mapie Piri Reisa (pochodnej mapy
z 1428 roku), a szerokości geograficzne delt Orinoko i Amazonki są poprawne.
Na dodatek nie brakuje innych trwałych śladów chińskiej bytności w Ameryce
Południowej: w delcie Orinoko pierwsi europejscy odkrywcy zobaczyli drób
azjatycki, u Indian z Wenezueli występują cechy krwi, które poza tym spotyka
się wyłącznie w południowo-zachodnich Chinach.
Po opłynięciu Przylądka Dobrej Nadziei i odkryciu Ameryki Południowej
eksploracja reszty świata postępowała bardzo szybko. Ferdynand Magellan (ok.
1480-1521), osierocony, gdy miał 10 lat, wstąpił na służbę dworu portugalskie­
go jako paź. Tam zdobył wykształcenie w nawigacji. Wysłano go w 1505 roku do
Afryki Wschodniej, a przez następne siedem lat pełnił służbę na Oceanie Indyj­
skim. Brał udział w ekspedycji, której zadaniem było założenie portugalskiej
kolonii w Indiach, a w 1511 roku odegrał znaczną rolę w podboju niegdysiejszej
wysuniętej bazy Zheng He, Malakki. Wrócił do domu w 1512 roku i popłynął
z ekspedycją portugalską do Maroka, gdzie został ciężko ranny. Po nieporozu­
mieniu ze swoim dowódcą odszedł ze służby bez pozwolenia. W rezultacie po­
padł w niełaskę i odmówiono mu renty.
Przeniósł się wtedy do Hiszpanii i w 1518 roku został mianowany kapita­
nem generalnym floty, której nakazano znaleźć zachodni szlak - przez Pacyfik -

319
do Wysp Korzennych. W następnym roku wypłynął z pięcioma statkami i 241
ludźmi z ujścia Gwadalkiwiru. Wiedział o cieśninie, która nosi teraz jego imię,
zanim postawił żagle, gdyż widniała ona na mapie ze skarbca króla Portugalii,
5
w którym Magellan był i z którego ją zabrał . Po dotarciu do Wysp Korzennych
0
pokazał mapę miejscowemu królowi . Przedstawiała ona drogę przez Cieśninę
Magellana i Pacyfik; „Od przylądka Frio aż do wysp Moluków przez cały czas
żeglugi nie ma lądów naniesionych na mapy, które oni [ekspedycja Magellana]
7
wzięli ze sobą" .
Magellan, choć niejako pierwszy człowiek opłynął świat, i tak dokonał zdu­
miewającego wyczynu. Płynął maleńkim stateczkiem, zabawką w porównaniu
z chińskimi olbrzymami. W przeciwieństwie do Chińczyków Portugalczycy mieli
bardzo nikłe doświadczenie w podróżach transoceanicznych i nie wiedzieli na­
wet, że pewne rodzaje żywności zapobiegają szkorbutowi. Magellan, Dias, da
Gama i Cabral, bardzo zdolni nawigatorzy i żeglarze, odważni i stanowczy lu­
dzie o wielkich umiejętnościach przywódczych, nie byli jednak w rzeczywisto­
ści odkrywcami „nowych lądów". Kiedy wypływali z portów, każdy z nich po­
siadał mapę pokazującą, dokąd zmierzają. Wszystkich „odkryć" dokonali prawie
100 lat wcześniej Chińczycy.
Także Krzysztof Kolumb nie „odkrył" Ameryki. Wiedział dokładnie, dokąd
zmierza, co wynika z fragmentów z jego dzienników pisanych na środku Atlan­
tyku:

19 września [1492], środa


Admirał nie chciał opóźnień spowodowanych zboczeniem na nawietrzną,
żeby sprawdzić, czy w tamtym kierunku jest ląd, ale był pewien, że na północ
i na południe są jakieś wyspy, j a k i zaprawdę były (...) [powiedział] „a czasu
starczy, z B o ż ą wolą, i na podróż powrotną, wszystko będzie j a k trzeba". O t o są
j e g o słowa.

24 października, środa
[Opisując, j a k dotrzeć do Antilii], rzekł: Powinienem wziąć kurs na za­
chodni południowy-zachód, żeby tam dotrzeć (...) a na sferach, które widzia­
łem, i na rysunkach mappae mundi to jest w tym regionie.

14 listopada, środa
I rzekł, że uważa, iż tych wysp jest bez liku, i są to te, które na mappae mundi
położone są na samym wschodzie 8 .

Z tych trzech cytatów jasno wynika, iż Kolumb widział sfery i mappae mundi
ukazujące wyspy na Atlantyku i że według niego leżały one na północ i południe
od jego pozycji 19 września 1492 roku. Puerto Rico (Antilia) pojawia się na

3£o
mapie Pizzigana z 1424 roku, wybrzeża Nowej Anglii na mapie Cantina, Brazy­
lia na mapie wykonanej przez Andreę Bianco w 1448 roku, a wiele wysp Indii
Zachodnich - na mapie Cristobala Soligi z 1489 roku - wszystkie sporządzone
zostały, zanim Kolumb dotarł do tych ziem.
W 1479 roku Kolumb ożenił się z doną Felipą Perestrello, córką gubernatora
Porto Santo, małej wysepki niedaleko Madery, zasiedlonej przez Portugalczy­
ków. Zbliżający się ślub dał mu wystarczająco wiele pewności siebie, by nawią­
zał korespondencję ze słynnym naukowcem Toscanellim, który odpowiedział
mu natychmiast: „Otrzymałem twe listy wraz z rzeczami, któreś mi przesłał,
a wraz z nimi doznałem wielkiej łaski. Spostrzegłem twe wielkie i wzniosłe pra­
gnienie, by dopłynąć do regionów wschodnich poprzez zachodnie [tzn. dotrzeć
do Chin, żeglując na zachód], jak to ukazane jest na mapie, którąm ci wysłał" 9 .
„Mapa", która towarzyszyła listowi Toscanellego do Kolumba, zaginęła, ale można
ją zrekonstruować na podstawie innego listu Toscanellego - tym razem do króla
Portugalii - do którego, z kolei, załączono mapę Atlantyku: „Ale od wyspy An­
tilii, znanej ci, do słynnej wyspy Cipangu jest dziesięć długości (...) zatem nie
jest to wielka odległość do przepłynięcia po nieznanych wodach" 10 .
Antilią, w rzeczy samej, doskonale była znana Portugalczykom. Osiedlili
się na niej w 1431 roku i żyli tam nadal, gdy Kolumb wypłynął w morze w 1492
roku, ale wiedza tego ostatniego o Ameryce okazuje się znacznie większa. Z jego
własnych słów wynika, że wiedział o Cieśninie Magellana na południu i o pół­
nocno-wschodnim brzegu Brazylii 11 . Widział mappae mundi i sfery ukazujące
Atlantyk. Orientował się, że do Chin i Wysp Korzennych można dotrzeć, opły­
wając Przylądek Dobrej Nadziei. Krzysztof i jego brat Bartłomiej słuchali,
gdy Dias zdawał sprawę królowi z opłynięcia przylądka na tej szerokości geo­
graficznej 12 , ale Kolumb zdecydowany był na wszystko, żeby zyskać sławę
i chwałę jako człowiek, który dotarł do Chin i Wysp Korzennych, płynąc na
zachód.
Kolumb z pewnością widział główną mapę świata z 1428 roku. Potwierdzają
to rozmaite źródła: napisy na mapie Piri Reisa z 1513 roku, wedle których Ko­
lumb wiedział, że na południu tylko przez dwie godziny świeci słońce; list Ko­
lumba do króla Portugalii, w którym pisze o ziemiach w Ameryce Południowej,
napisany, zanim portugalscy odkrywcy wyruszyli na ten kontynent; jego notatki
spisane na wewnętrznej stronie okładki należącego doń egzemplarza książki Mar­
co Polo o podróży morskiej z Chin do Indii. Krótko mówiąc, Kolumb wiedział,
że do Chin można dotrzeć, płynąc na zachód (co wynikało z listu Toscanellego)
albo płynąc na wschód. Musiał też wiedzieć - z mapy świata z 1428 roku - że
droga wschodnia jest krótsza.
W tych okolicznościach przerażająca musiała być dla Kolumba myśl, że Por­
tugalczycy zaszli już tak daleko: opłynęli Przylądek Dobrej Nadziei i dotarli do
Oceanu Indyjskiego, skąd, płynąc z monsunami, mogli dostać się do Chin.

321
Postępy Portugalczyków wzdłuż wybrzeża afrykańskiego na pewno mocno go
martwiły Do 1485 roku Dias dotarł do szerokości 13°S. Kolumb nie tylko znał
już drogę zachodnią, ale też popłynął (w 1477 roku) na Islandię, o której mu
powiedziano, że dopływali tam Chińczycy
W 1485 roku Krzysztof Kolumb opuścił Portugalię, w której przebywał
z przerwami od czasu ożenku. W tym czasie mógł z powodzeniem popłynąć do
Antilii w tajną podróż ufundowaną przez papieża, co stwierdza Ruggero Mari­
no. Marino opiera swoją hipotezę głównie na inskrypcji z grobowca papieża
Innocentego VIII, który zmarł w lipcu 1492 roku, czyli zanim Kolumb wypły­
nął w swoją pierwszą „podróż do Bahamów". Na grobowcu papieża znalazły się
słowa novi orbis suo auro inuenti gloria - „chwała nowego świata odnaleziona zosta­
ła przy pomocy jego złota".
Bartłomiej Kolumb pozostał w Portugalii jako członek zespołu poprawiają­
cego portugalskie mapy, gdy do kraju spływały nowe informacje z podróży od­
krywczych. Wiatach 1487-1488 Dias popłynął dalej wzdłuż afrykańskiego brzegu
i dotarł do miejsca, które nazywamy Przylądkiem Dobrej Nadziei. W 1473 roku
Portugalczycy odkryli, jak obliczać szerokość geograficzną na podstawie dekli­
nacji słońca, więc Dias umiał określić szerokość, na której leży przylądek, na
34°22'S. Zarówno Bartłomiej, jak i Krzysztof znali wynik jego wyliczeń.
Plany Kolumba, by popłynąć w kierunku zachodnim, stały się teraz poważ­
nie zagrożone, gdyż Portugalczykom niewiele już brakowało, żeby otworzyć
drogę do Indii wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Jeśli nie będzie działał szybko,
jego szanse na zdobycie sławy zostaną przekreślone. W tym czasie katoliccy
monarchowie, Ferdynand i Izabela, rozpoczęli atak na ostatnią enklawę Mau­
rów w Hiszpanii, na południe od gór Sierra Nevada, wokół Granady. Kolumb
nie miał szans na wydobycie funduszy od Portugalczyków, którzy chcieli od­
kryć wschodnią drogę do Chin, i wiedział, że jego ostatnią szansą pozostają ka­
toliccy monarchowie, którzy nie posiadali mapy z 1428 roku, a więc nie wie­
dzieli, że krótsza droga wiedzie w kierunku wschodnim. Toteż w interesie
Kolumba leżało przekonanie Ferdynanda i Izabeli, że najszybciej do Chin moż­
na dotrzeć, płynąc na zachód. Oto motyw fałszerstwa i kradzieży, których dopu­
ścili się Krzysztof i Bartłomiej Kolumbowie.
Czas im sprzyjał, bo w 1492 roku Granada padła i katoliccy monarchowie
pragnęli gromić Maurów za morzami. Plan Kolumba, żeby popłynąć na zachód,
w stronę Chin, zyskałby „sponsorów", gdyby jego autorowi udało się przekonać
Ferdynanda i Izabelę, że jest to plan realistyczny i daje szansę na dotarcie do
Wysp Korzennych - Moluków - przed Portugalczykami.
W roku 1963 Alexander O. Vietor, kustosz map z Yale University zanotował
nadejście daru od anonimowego darczyńcy „w formie wspaniałej, malowanej
mapy świata sygnowanej przez Henricusa Martellusa, liczącej w przybliżeniu
sześć stóp na cztery stopy [180 na 120 c m ] " . Vietor pisał dalej:

322
Została namalowana, j a k się zdaje, temperą na kartach papieru różnych roz­
miarów, a całość naklejona jest na wielkie płótno w ramie, jakby to był obraz
( . . . ) . Na marginesach zaznaczono szerokość i długość geograficzną, co jest pierw­
szym przypadkiem zaznaczenia długości na mapie ( . . . ) . Na tej mapie C i p a n g o
leży w odległości 90° stopni od Wysp Kanaryjskich 1 3 .

Vietor korespondował później na ten temat z profesorem Arthurem Davie-


sem, który w tym czasie kierował katedrą geografii Reardon Smith University
w Exeter (1948-1971). Vietor dostarczył też profesorowi fotografie mapy w pod­
czerwieni. Ta mapa, którą będę nazywał Yale Martellus, jest cztery razy większa
niż mapa, którą Martellus stworzył w 1489 roku. Znawcy, głównie Davies i Vie-
tor, nie wątpią, że Yale Martellus to oryginał, a mapa Martellusa z 1489 roku jest
kopią w skali 1:4. Ashleigh Skelton także uznał, że mapa z Yale jest prawdziwa
i wykonał ją Martellus. Moim zdaniem obie mapy, choć prawdziwe, zawierają
fałszywe wiadomości, a fałszerzem był Bartłomiej Kolumb.
Mapa Martellusa z 1489 roku przedstawia obszary od Wysp Kanaryjskich po
wschodnie wybrzeża Chin. Chociaż na podziałce długości geograficznej nie
podano południków, szacunki oparte na wymiarach mapy wskazują, że odle­
głość od Lizbony do wschodnich wybrzeży Chin mierzona w kierunku wschod­
nim jest nie mniejsza niż 230°. W kierunku zachodnim brzeg Chin ukazany jest
w odległości około 130° od Lizbony. Mamy więc do czynienia z ogromną prze­
sadą w pokazaniu odległości w kierunku wschodnim. W katalońskim atlasie
z 1376 roku przybliżona odległość z Portugalii do Chin, liczona w kierunku
wschodnim, wynosi 116°; według mapy genueńskiej z 1457 roku - w przybliże­
niu 136°; a na mapie Fra Mauro z 1459 roku - około 120°. Rzeczywista odle­
głość wynosi 141° od Wysp Kanaryjskich do Szanghaju, więc mapa Martellusa
z 1489 roku wyolbrzymia odległość do Chin z Portugalii liczoną na wschód
o prawie 100°. Bracia Kolumbowie znali, oczywiście, odległość dzielącą Lizbo­
nę od Chin w kierunku wschodnim, gdyż Portugalczycy mieli mapę świata z 1428
roku.
Mapę Martellusa z 1489 roku ukończono najwcześniej w początkach tego
roku, gdyż zawiera ona szczegółowe informacje, których dostarczyła podróż
odkrywcza Bartolomeu Diasa z 1487 roku. Po opłynięciu Przylądka Dobrej
Nadziei i dotarciu do Oceanu Indyjskiego wrócił on do Portugalii w grudniu
1488 roku. Zatem w ciągu roku wszystkie szczegóły zgromadzone podczas tej
podróży, włączając w to bogate nazewnictwo Diasa, pojawiły się na wykonanej
we Włoszech mapie Martellusa - i to pomimo usilnych starań króla Portugalii,
żeby utrzymać odkrycia w tajemnicy. Karą za wykradzenie mapy ze skarbca była
śmierć. Cała polityka rządu portugalskiego legła w gruzach przez kogoś, kto
miał dostęp do informacji ze względu na zajmowane przez siebie stanowisko.

323
Drugie fałszerstwo, które wykrywamy na obu mapach Martellusa, polega na
tym, że do Półwyspu Malajskiego dorysowano wielki ogon nieistniejącego lądu,
ciągnący się od równika na południe do szerokości południowej 29°, a potem
rozszerzający się i sięgający Chin. Półwysep jest tak wielki i szeroki, że zdaje się
uniemożliwiać wszelkie podróże morskie pomiędzy Chinami a Indiami. Krót­
ko mówiąc: według mapy nikt, kto dostanie się na Ocean Indyjski, nie będzie
w stanie kontynuować podróży na wschód. Dla osób niezorientowanych, ta­
kich jak katoliccy monarchowie, którzy nie dysponowali mapą z roku 1428, był
to dowód, że nie można dotrzeć do Chin, podążając na wschód i opływając
Przylądek Dobrej Nadziei.
Trzecie fałszerstwo polega na tym, że obie mapy Martellusa przesuwają sze­
rokość, na której leży Przylądek Dobrej Nadziei, na południe: z ustalonej przez
Diasa na 34°22'S do 45°S. Ponad wszelką wątpliwość odpowiedzialny za to był
Bartłomiej Kolumb, gdyż zmian tych dokonał własną ręką. W tomie Imago mun­
di znalezionym wśród dobytku Krzysztofa Kolumba po jego śmierci są liczne
notatki zapisane na marginesach albo pod tekstem drukowanym. Profesor Da-
vies, który spędził życie na analizowaniu cech pisma brata Kolumba, zidentyfi­
kował numer 23 jako rękopis Bartłomieja. Głosi on, co następuje:

Notowane w roku '88. W grudniu przybył do Lizbony Bartolomeu Diaz [sic! ],


kapitan trzech karawel, które najjaśniejszy król Portugalii wysłał był, żeby zbadać ląd
w Gwinei. Złożył sprawę temuż najjaśniejszemu królowi, że pożeglował za Yan 600
mil, mianowicie 450 na południe i 250 na północ, aż do cypla, który nazwał Capa
de B u o n Esperanza [Przylądek Dobrej Nadziei], który, j a k sądzimy, znajduje się
w Abisynii. Mówi, że na tym miejscu sprawdził za pomocą astrolabium, że jest
45° poniżej równika i że to miejsce jest odległe o 3100 mil od Lizbony. Opisał swą
podróż i naniósł ją na mapę morską mila po mili, żeby przedstawić ją oczom najjaś­
niejszego króla we własnej osobie. Byłem temu wszystkiemu przytomny 1 4 .

Twierdzenie Bartłomieja Kolumba, że Dias naniósł Przylądek Dobrej N a ­


dziei na szerokości południowej 45°, jest ewidentną nieprawdą. Nikt w Lizbo­
nie owego czasu, wyłączając braci Kolumbów, nie wiedział o tych 45°, gdyż Bar­
tłomiej dowiedział się o nich dopiero po opuszczeniu Portugalii.
Do tej pory nie udało się powiązać braci Kolumbów i Martellusa; możliwe,
że to Martellus sfałszował mapę. Niemniej można wydedukować ten związek
na dwa sposoby. Pierwszy to fakt, że mapa Martellusa zawiera informacje znane
tylko Portugalczykom (Martellus był Włochem), co więcej, informacje sprzed
paru miesięcy, strzeżone pod karą śmierci. Ktoś, kto miał dostęp do ściśle taj­
nych map portugalskich, musiał przekazać informacje Martellusowi. To wska­
zywałoby na Bartłomieja Kolumba albo innych członków zaufanego kręgu ry­
sowników map, takich jak na przykład Behaim.

324
Bezpośredni związek Bartłomieja Kolumba i mapy Martellusa wyłania się
jednak ze sposobu, w jaki powstała mapa Yale Martellus. Kartki papieru, na któ­
rych ją narysowano, mają różne rozmiary, a więc nie były to drukowane arku­
sze, gdyż miałyby takie same rozmiary, żeby zmieścić się w tece na mapę. W pry­
watnej korespondencji z profesorem Daviesem Vietor stwierdza, że badanie
promieniami Roentgena nie ujawniło śladów druku na kartach i że wszystkie
elementy na mapie z Yale - rysunki, liternictwo i kolorystyka - są ręcznej roboty.
Mapa jest kopią zidentyfikowaną przez profesora Daviesa jako dzieło Bartło­
mieja Kolumba. Davies pisze:

Kiedy K o l u m b wyjechał w 1485 roku z Lizbony do Hiszpanii, Bartłomiej,


zdobywszy wysokie kwalifikacje kartograficzne w szkole genueńskiej, został
w warsztacie kartograficznym króla J a n a II zatrudniony przy sporządzaniu wiel­
kiej mapy świata opartej na mapie D o n n u s a Nicolausa i morskich mapach por­
tugalskich. J a k wszystkie ważne mapy owego czasu, rysowano ją na arkuszach
pergaminu, które można było połączyć prawie bez śladu i oprawić w płótno. Ta
wielka mapa, licząca 180 cm na 120 cm, stała się powszechnie używaną w Por­
tugalii mapą świata, nieustannie uzupełnianą dzięki nowym odkryciom, także
tym, których dokonali C a o i Dias. W początkach 1489 roku Kolumbowi zajrza­
ła w oczy bieda. Poniósł porażkę w Hiszpanii: j e g o renta skończyła się w 1488
roku i nie otrzymywał j u ż darmowego mieszkania i wyżywienia od M e d i n a Seli
ani od markiza de Moya. Bartłomiej przygotowywał się, żeby dołączyć do brata
w Hiszpanii i w s p o m ó c go w realizacji j e g o planu. Potrzebowali pieniędzy,
a szczególnie wsparcia ze strony banku św. J e r z e g o w Genui. Otrzymali j e d n o
i drugie. Pieniądze mogli uzyskać ze sprzedaży tajnych portugalskich map. Przed
opuszczeniem Lizbony Bartłomiej przekalkował mapy do dogodnych rozmia­
r ó w Wielką, wzorcową mapę świata musiał kopiować w tajemnicy. Ze względu
na jej rozmiary potrzebne mu było jedenaście arkuszy papieru, tańszego, cieńsze­
go i mniej szeleszczącego niż pergamin. Arkusze Yale Martellus stały się kalkami
w ręku Bartłomieja. Na początku 1489 roku opuścił on Lizbonę. Najpierw udał
się do Sewilli, żeby p o m ó c bratu, i tam zmienił mapę z Yale, kładąc inny arkusz
papieru, który ukazywał Afrykę na 45° szerokości południowej zamiast na właści­
wym, 34°22'. Mapa Martellusa jest j a k obraz w ramie. R a m a kończy się na 41°S.
Zeby dodać coś do obrazu, trzeba „przebić się" przez ramę w dół do 45°S 1 5 .

Drugi trop pochodzi z umieszczonej na mapie, na wschodnim wybrzeżu


Afryki legendy o treści Ultima navigatio PortugaAD. 1489. Na pierwszy rzut oka
- a widzimy, że mapa Martellusa dochodzi do 45°S - napis ten wydaje się mó­
wić, że Dias, płynąc na północ wzdłuż wschodniego wybrzeża Afryki Południo­
wej, dotarł poza Natal. Ale Dias tego nie dokonał. Legenda mapy znajduje się
pomiędzy 33°S a 34°S, co zgadza się z szerokością, do której dotarł Dias - do Rio

325
de Infante, Great Fish River na 34° szerokości południowej. Wydaje się to na
północ od Natalu tylko dlatego, że na mapie ukazano Afrykę rozciągającą się aż
do 45°S. Kiedy Bartłomiej zmieniał prototyp, tak by zwiększyć zasięg konty­
nentu, nie mógł usunąć legendy mapy
W efekcie trzech połączonych fałszerstw dotarcie do Chin z Portugalii dro­
gą wiodącą na wschód okazuje się niemożliwe. Celem twórcy kopii map nie
było, oczywiście, wywarcie wpływu na Portugalczyków, którzy znali prawdę,
gdyż dysponowali mapą świata z 1428 roku; fałszerstwo miało przekonać hisz­
pańskich suwerenów. W owych czasach, wedle listu Toscanellego, jednemu stop­
niowi szerokości geograficznej przypisywano rozpiętość 50 mil morskich (90
kilometrów). Zeby dotrzeć do Indii opływając Afrykę, według sfałszowanych
map Martellusa należałoby żeglować od 39°N do 45°S, a potem na północ, do
Indii, kolejne 45°S + 15° - razem wziąwszy około 15 000 mil. Co więcej -
i prawdopodobnie to był czynnik decydujący - statki musiałyby dotrzeć poniżej
45° szerokości południowej, żeby okrążyć Afrykę, płynąc po morzach, które Dias
opisał jako najbardziej burzliwe ze wszystkich znanych mu wód.
Hiszpańskie statki, żeglując na zachód przez Antilię do Chin, miały prze­
płynąć przez Cieśninę Magellana i pokonać Portugalczyków Oto powód, dla
którego Portugalczycy skoncentrowali się na wschodniej drodze do Chin, a Hisz­
panie próbowali dotrzeć w to samo miejsce przez Amerykę Południową. Bar­
tłomiej Kolumb skradł własność rządu portugalskiego. Potem sfałszował mapę
i wraz z bratem wykorzystali ją w celu zdobycia pieniędzy i poparcia od banku
Genui i katolickich monarchów Hiszpanii. Prawdziwym dziedzictwem, które
Kolumb zostawił ludzkości, nie jest odkrycie Ameryki, lecz opisanie układu
wiatrów na Atlantyku, który tak genialnie przeanalizował i wykorzystał w swo­
ich późniejszych podróżach. Wiedza na temat wiatrów i prądów okazała się nie­
oceniona dla wypraw, które doprowadziły do skolonizowania Ameryki w na­
stępnych stuleciach.

Przejdźmy na koniec do genialnego żeglarza, kapitana Jamesa Cooka, „naj­


zdolniejszego i najsłynniejszego z nawigatorów, których wydał ten lub jakikol­
wiek inny kraj. Posiadł on wszelkie cechy niezbędne dla jego zawodu i dokony­
wania wielkich przedsięwzięć"16. Pierwszą z wielkich wypraw Cook przeprowadził
w 1768 roku, żeglując po Pacyfiku, żeby dokonać obserwacji górowania Wenus.
Potem pożeglował dalej, przez Pacyfik i „odkrył" Nową Zelandię, którą ocenił
jako nadającą się do osadnictwa, „o ile uznana zostanie kiedykolwiek za obszar
wart uwagi Anglika". Zbadał wschodnie wybrzeża Australii, objął cały kraj w po­
siadanie w imieniu króla i pożeglował do domu przez Nową Gwineę i przylądek.
Podczas drugiej wyprawy, w 1772 roku, „żeby dokończyć odkrywanie połu­
dniowej półkuli", Cook zawinął do przystani na Nowej Zelandii i wyprowadził

326
na ląd zwierzęta oraz pozostawił rośliny uprawne, żeby zapewnić żywność przy­
szłym odkrywcom i osadnikom. Potem pożeglował na południe, ku skrajowi
Antarktydy. Zadaniem Cooka podczas jego trzeciej wyprawy na Pacyfik było
znalezienie północnego przejścia z Pacyfiku na Atlantyk. Ponownie odwiedził
Nową Zelandię i Australię, potem wziął kurs na Amerykę Północną, badając
wybrzeża począwszy od Oregonu w kierunku północy. Wszedł do Cieśniny
Beringa, nie znalazł morza wolnego od lodu i rozpoczął podróż powrotną. Zgi­
nął na Hawajach 14 stycznia 1779 roku podczas sporu z tubylcami.
Cook, choć wielki człowiek i największy nawigator wszech czasów, nie odkrył
ani Nowej Zelandii, ani Australii. Dwieście lat przed tym, zanim wyruszył w pod­
róż, na mapach ze szkoły w Dieppe można było zobaczyć Australię naniesioną
z nadzwyczajną dokładnością. Anglicy mieli mapę Rotza, kiedy Cook wypływał
na wyprawę, a Joseph Banks, który podróżował razem z Cookiem, nabył inną
świetną mapę, harlejańską, ukazującą Australię z taką samą dokładnością, jak dzie­
ło Rotza. W Admiralicji znano również mapy Desliensa i Desceliersa ze szkoły
w Dieppe. Rafa, na którą wpadł statek Cooka, pojawia się na wszystkich tych ma­
pach wraz z miejscem, które później zostało nazwane Cooktown. Kiedy Cook
ściągnął statek z rafy, popłynął prosto do Cooktown, jedynego portu na liczącym
1000 kilometrów wybrzeżu. „Ten port doskonale nada się do naszych celów, choć
nie jest tak duży, jak mi mówiono" 17 . Rzeczywiście, na mapie Desliensa wydaje się
on większy, gdyż poziom morza był niższy, gdy admirał Zhou Man nanosił wy­
brzeża na mapę w latach 1422-1423.
Gdy Cook wrócił.i przypisał sobie odkrycie Australii, szef departamentu
map brytyjskiej Admiralicji, kapitan Dalrymple, wystosował na piśmie ostry pro­
test. Kapitan James Cook był człowiekiem ogromnej odwagi, determinacji
i uczciwości, ale to nie on odkrył ten kontynent. Admiralicja posiadała mapy
sprzed 250 lat ukazujące Australię.
Kolumb, Dias, da Gama, Magellan, Cook i pozostali europejscy odkrywcy,
choć dzielni to byli ludzie i pełni determinacji, wyruszyli w morze z mapami,
które wskazywały drogę do ich miejsc przeznaczenia. Wszystko zawdzięczali
pierwszym odkrywcom, Chińczykom, i ich wielkiej wyprawie z lat 1421-1423.
Jakież szczęście miała Europa, a jak bardzo nie poszczęściło się Chinom, że
9 maja 1421 roku ogień spustoszył Zakazane Miasto. Europejczycy odkryli teraz
prawie cały świat, który do tej pory znali tylko Chińczycy i Niccoló da Conti.
Mapy morskie, statki i nawigacja, z których korzystali wielcy europejscy od­
krywcy, wiele zawdzięczają Henrykowi Żeglarzowi i jego bratu dom Pedro, ale
więcej chińskiemu cesarzowi Yongle i jego dzielnym i utalentowanym admira­
łom, Zheng He, Zhou Manowi, Hong Bao, Zhou Wenowi i Yang Qingowi.
Odkrycie, że to nie Vasco da Gama jako pierwszy dopłynął do Indii, okrąża­
jąc Przylądek Dobrej Nadziei, że to nie Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę, że
Magellan nie był pierwszym człowiekiem, który opłynął świat, i że Australię

327
Statek Cooka, „Endeavour", naszkicowany przez Sydneya Parkinsona w czerwcu 1770 roku.

naniesiono na mapy na 300 lat przed kapitanem Cookiem, Antarktydę zaś na


400 lat przed Europejczykami, może bardzo rozczarować, a nawet zaszokować
obrońców tych dzielnych odkrywców, ale mapy Kangnido, Pizzigana, Piri Reisa,
Jeana Rotza, Cantina i Waldseemullera, bezsprzecznie prawdziwe, zawierają in­
formacje, które mogły pochodzić wyłącznie od kartografów chińskich flot. Nic­
coló da Conti pływał dżonkami, które dotarły z Indii do Australii; dom Pedro
uzyskał informacje bezpośrednio od niego i włączył je do mapy ukazującej cały
świat. Toscanelli przekonał Kolumba, że do Chin można dotrzeć, żeglując na
zachód, a Magellan nie kłamał, gdy zapewniał swych marynarzy, że zanim po­
stawił żagle, widział „Cieśninę Magellana" na mapie w portugalskim skarbcu.
A jakie epitafium upamiętnia w Sagres pełne poświęcenia i osiągnięć życie
Henryka Żeglarza, inicjatora fali wypraw, dzięki którym Europejczycy mieli
podbić świat? Zaledwie zaniedbany zegar słoneczny zarośnięty zielskiem. Gro­
bowiec Zheng He w zachodniej części prowincji Jiangsu też jest opuszczony,
porośnięty chwastami i pokryty graffiti, a poświęcone mu muzeum zamknięto
z braku zainteresowania publiczności. Ci wielcy ludzie odebrali swą nagrodę
w niebiosach.
EPILOG:

CHIŃSKIE

DZIEDZICTWO
D Z I E D Z I C T W O T Y C I I POMYŚLNYCH L A T , GDY POTĘGA I WPŁYWY C l l I N ROZCIĄGAŁY
się od Japonii po Afrykę i dalej, by objąć cały świat, nie zniknęło. Chiń­
ska architektura buddyjska zdobi ziemie od Malakki po Kobe. Chińskie
jedwabie z okresu dynastii Ming znajduje się od Afryki po Japonię, wspaniałą
błękitną i białą ceramikę od Australii po Mandżurię, a w grobach rozsianych
w wielu miejscach na kuli ziemskiej natrafiamy na chińską biżuterię z nefrytu.
Każdego podróżnika odwiedzającego południowo-wschodnią Azję musi ude­
rzyć wszechobecność chińskiego dziedzictwa. Od Sumatry przez Timor po J a ­
ponię, społeczności nadal powiązane są handlem, religią i językiem pisanym
odziedziczonymi po Chińczykach. W kręgu 4000 kilometrów we wszystkich
kierunkach widać ślady, jakie pozostawiło cesarstwo chińskie - ślady olbrzyma.
Głębia chińskiej kultury budzi respekt w równym stopniu, co jej rozpo­
wszechnienie. Trzy tysiące lat temu Chińczycy opanowali wytapianie mosiądzu
i pokrywanie go prostymi, ale uderzająco pięknymi wzorami. Do czasów dyna­
stii Qin (221-207 p.n.e.) wyrabiano tak doskonałą ceramikę, że lepszej nie znaj­
dzie się na naszej planecie - jej najwspanialszym zabytkiem pozostaje terakoto­
wa armia cesarza Qin. Wczasach dynastii Tang (618-907 n.e.), gdy nasi europejscy
przodkowie chodzili bardzo ubogo ubrani, bogaci Chińczycy jadali ze złotych
talerzy przyozdobionych feniksami i smokami i pili wino ze srebrnych kieli­
chów grawerowanych w tańczące konie. Owoce trzymano w białych nefryto­
wych misach. Zony kupców przyodziewały się w cienki haftowany jedwab, per­
fumowały perskimi pachnidłami. Przepiękna biżuteria z nefrytu i złota ozdabiała
ich uszy, szyje i nadgarstki.
Chińczycy mieli za sobą tysiąclecia doświadczeń i ogromne umiejętności
w każdej dziedzinie ludzkiego działania. Przed 305 rokiem p.n.e. do cesarza pi­
sano listy na temat ochrony gleby i płodozmianu. Niezwykłe wyprawy z czasów
cesarza Yongle stanowiły kulminację 800-letniej tradycji wypraw odkrywczych
- za czasów dynastii Song (960-1279) Chińczycy dotarli do Australii. Chiński

331
handel z Indiami trwał już od 600 lat, gdy admirał Zheng He wypłynął na mo­
rze, a nawet jego wielka flota nie mogła się mierzyć z flotą Kubilaja sprzed 200
lat. Chińska nauka i technologia wyprzedzały o setki lat resztę świata - umiejęt­
ności z zakresu inżynierii wojskowej i cywilnej unaocznia Wielki Mur. Stabil­
ność i ochrona, którą zapewniał, sprawiły, że spośród wielkich cywilizacji świata
antycznego jedynie Chiny były w stanie przetrwać. Jest on najbardziej zachwy­
cającym symbolem narodowym, pomnikiem historii, dowodem prężności i nie-
zmożonej siły Chin i ich ludu.
Chociaż wiele świadectw chińskich wypraw odkrywczych zaginęło lub ule­
gło zniszczeniu na przestrzeni wieków, jeden namacalny dowód pozostaje wi­
doczny wszędzie do dziś: rośliny i zwierzęta, które chińskie floty wiozły na nowe
lądy albo przywoziły ze sobą do Chin i południowo-wschodniej Azji. Najwięk­
szym wkładem Chin w rozwój cywilizacji są, być może, właśnie uprawa i roz­
przestrzenianie roślin.
Przez stulecia uważano, że rozprzestrzenianie roślin uprawnych na całej kuli
ziemskiej zaczęło się po „odkryciu" przez Kolumba Ameryki w 1492 roku, a ule­
gło przyspieszeniu, gdy Anglicy założyli imperium morskie po zwycięskiej bi­
twie pod Trafalgarem. W rzeczywistości chociaż ludzie epoki wiktoriańskiej byli
zamiłowanymi ogrodnikami, prawie wszystkie ważne rośliny uprawne zostały
rozpowszechnione w skali globalnej, zanim Kolumb wypłynął w swoją pierw­
szą podróż. Wiadomo o co najmniej 27 ważnych roślinach o znaczeniu rynko­
wym, sprowadzonych na Hawaje z Indii, Azji, Indonezji, Ameryki, a nawet
z Afryki. Słodkie ziemniaki, trzcina cukrowa, bambus, palmy kokosowe, Ma-
ranta arundinacea, ignamy, banany, kurkuma, imbir, Piper methysticum, drzewo chle­
bowe, morwa, tykwa, hibiskus iAleurica moluccana rosły na Hawajach, gdy dotar­
li tam pierwsi Europejczycy; żadna z tych roślin nie występuje rdzennie na tych
wyspach.
Na Wyspie Wielkanocnej pierwsi Europejczycy znaleźli trzcinę totora, po­
chodzącą znad jeziora Titicaca, ziemniaki, dzikie ananasy i słodkie ziemniaki
z Ameryki Południowej, tykwy z Afryki, papaje z Ameryki Środkowej, ignamy
z południowo-wschodniej Azji, kokosy z południowego Pacyfiku. Pierwsi Eu­
ropejczycy, którzy dotarli na Karaiby, także natrafili tam na kokosy; Magellan na
Filipinach zaopatrywał się w kukurydzę, której ojczyzną jest Ameryka Środko­
wa; Kalifornię zdobiły chińskie róże; w Ameryce Południowej występuje azja­
tycki drób. Nie mniej niż 94 rodzaje roślin okazały się wspólne dla Ameryki
Południowej i Australii z Oceanią 1 ; inne 74 rodzaje - włączając w to 108 odręb­
nych gatunków - wspólne są dla zachodniej Afryki i Ameryki.
Twierdzono, że nasiona wszystkich tych roślin rozprzestrzeniły się w spo­
sób naturalny, przenoszone przez prądy morskie, wiatry lub ptaki. Orzechy
kokosowe teoretycznie mogą dopłynąć z południowego Pacyfiku poprzez Oce­
an Indyjski, południowy Atlantyk i północny Atlantyk do Karaibów. Niektóre

332
z pewnością dryfowały od wyspy do wyspy, a jakieś nasiona i spory bez wątpie­
nia doleciały z wiatrem, ale twierdzenie, że wszystkie rośliny rozprzestrzeniły
się w ten sposób, jest bezpodstawne. Kolby kukurydzy i słodkie ziemniaki nie
unoszą się na wodzie, a słodkie ziemniaki są za ciężkie, żeby ptaki mogły je
przenieść drogą powietrzną. W ciągu ostatnich trzech dekad kilku wybitnych
botaników przeprowadziło badania w miejscach pochodzenia roślin uprawnych.
Nowa klasyfikacja roślin radykalnie zmieniła poglądy na kwestię ich dzikich
krewnych i miejsca pochodzenia. Przykład stanowią orzechy kokosowe, które
europejscy odkrywcy znaleźli na atlantyckich i pacyficznych wybrzeżach Ame­
ryki Środkowej.

Kiedyś uważano, że orzech kokosowy (Cocos nuci/era) pochodzi z N o w e g o


Świata, gdyż tam występują inne j e g o gatunki. Obecnie jednak cocos uważany jest
za monotyp, którego najbliższy krewny to afrykański orzech kokosowy. Skamieli­
ny i szerokie zastosowanie w południowo-wschodniej Azji wskazują na zachodni
Pacyfikjako miejsce pochodzenia orzecha kokosowego. Stamtąd rozprzestrzenił
się z zachodu na wschód, a nie ze wschodu na zachód, przez ocean 2 .

Analiza roślin wspólnych dla Afryki i Ameryki Południowej oraz roślin wspól­
nych dla Ameryki Południowej i Australii i Oceanii ujawnia, że wszystkie zostały
przeniesione w kierunku, w którym wieją stałe wiatry i płyną prądy morskie -
przewiozły je statki. Nie słyszano, by jakaś jednostka polinezyjska opuściła Pacy­
fik i wpłynęła na wody Oceanu Indyjskiego i południowego Atlantyku, a rozpo­
wszechnienie tych roślin wyprzedza europejskie wyprawy odkrywcze. Tylko je­
den naród mógł rozwieźć taką różnorodność roślin i zwierząt po kuli ziemskiej.
Na chińskie statki z pewnością ładowano rośliny i nasiona - znaleziono je w dżonce
z Sacramento. Okręty te nie tylko opłynęły świat, ale nawet dokonały tego do­
kładnie w kierunku, w którym następowało rozprzestrzenianie się roślin - z Chin
przez południowo-wschodnią Azję do Indii, potem do Afryki, a stamtąd przez
południowy Atlantyk do Ameryki Południowej i wreszcie do Australii z Oceanią.
Ryż był najważniejszą rośliną uprawną Chin - być może posiadającą naj­
większe zdolności adaptacyjne rośliną uprawną na naszej planecie. Chińczycy
wyhodowali odmiany, które dają plony na suchych stokach górskich, i inne,
rosnące na podtopionych polach. Niektórym gatunkom potrzeba wielu miesię­
cy, żeby dojrzały, innym wystarczają tylko dwa. Niektóre są wrażliwe na tempe­
raturę, inne na światło słoneczne. Niektóre krzyżówki tak dobrze tolerują sól,
że można je wykorzystywać do osuszania bagien nad brzegiem morza. Ryż to
idealna roślina uprawna - jest smaczny, a doprawiony produktami sojowymi ma
wysokie walory odżywcze. Łatwo go przechowywać i gotować (a przy tym „ro­
śnie w garnku"). Daje więcej kalorii na jednostkę pola niż jakiekolwiek inne
zboże uprawne. Do XX wieku ryż pozwalał uzyskać siedem razy więcej kalorii

333
3
z hektara niż inne zboża , a Chiny były najbardziej wydajnym rolniczo krajem
na świecie.
Całe życie ponad miliarda ludzi obraca się wokół ryżu, zboża idealnego do
wyżywienia gęsto zaludnionej Azji. Ryż zdobył większe znaczenie niż chleb
w społeczeństwach Zachodu. W Chinach o człowieku, który stracił pracę, mówi
się, że „stłukł miseczkę na ryż". Małżeństwa i umowy handlowe zawierane są
nad kubkiem sake - wina ryżowego. Na Zachodzie rzucamy konfetti - symbol
ryżu - na szczęście dla nowożeńców. Kiedy japońskie dzieci patrzą w nocne
niebo, nie widzą człowieka na księżycu, ale królika robiącego ryżowe ciasteczka.
W epoce Ming Chiny eksportowały ryż na Pacyfik, głównie przez Makassar
(Selat we współczesnej Indonezji). Statki transportowe z ryżem towarzyszyły
flocie skarbowej, a w ładowniach dżonki z Sacramento znaleziono właśnie ryż4.
Ale Chińczycy byli również importerami roślin i objawiali wielką pomysłowość
w użytkowaniu roślin uprawnych odkrytych na dalekich lądach. Strefa klima­
tyczna południowo-wschodniej Azji, rozciągająca się od Chin do Indonezji, sta­
nowiła ważne źródło roślin uprawnych. Mocne argumenty świadczą za tym, że
w tej strefie uszlachetniono tak istotne rośliny uprawne jak proso, ryż i ignamy.
Wśród roślin wprowadzonych później do Chin były trzcina cukrowa, banany,
imbir. Niektóre gatunki cytrusów oraz bawełnę importowano z Indii. Chyba
najbardziej spektakularny przykład to kukurydza sprowadzona przez floty Zheng
He z Ameryki Środkowej.
Po ryżu kukurydza jest najbardziej wydajnym zbożem; w porównaniu z psze­
nicą z tego samego obszaru można zebrać jej trzy razy więcej. Poza tym rośnie
na jałowych pustyniach albo w wilgotnych dżunglach. Można ją uprawiać na
polach położonych nawet 3600 m nad poziomem morza. Kukurydza pochodzi
z Ameryki Środkowej, ale Magellan zaopatrywał się w nią na Filipinach, gdzie
dotarł jako pierwszy Europejczyk. Zachowane źródła chińskie mówią o „nad­
zwyczaj wielkich kłosach zboża" przywiezionych przez floty Zheng He. Kuku­
rydza nadawała się idealnie dla mieszkańców górzystych rejonów Chin, gdyż jej
długich korzeni nie wymywają intensywne opady, a uprawa na stokach chroni
rośliny przed przymrozkami. Dla ludu Miao z południowych Chin wprowa­
dzenie kukurydzy i jej ogromna wydajność okazały się niezwykle korzystne.
Dziś kukurydza - trzecie co do ważności zboże uprawne - rozprzestrzeniła się
w całej Azji i jest podstawowym pożywieniem w wielu krajach afrykańskich.
Trzecią grupą żywności przywiezioną przez Chińczyków były taro, ignamy
i słodkie ziemniaki. Słodkie ziemniaki (Ipomea batatas) dobrze rozwijają się w wil­
gotnym klimacie Ameryki Południowej, skąd pochodzą, i stopniowo stały się
ważną rośliną jadalną w ciepłych, podzwrotnikowych krajach. Zanim kapitan
Cook dotarł na Nową Zelandię, słodkie ziemniaki były już podstawowym po­
żywieniem Maorysów. Nazwa, którą je określali, kumara, brzmi prawie tak samo
jak kumar, nazwa do tej pory stosowana w okolicach Limy, na wybrzeżu Peru.

334
Prawdziwe ignamy (z gatunku Dioscorea) pochodzą z Afryki i południowo-
wschodniej Azji, ale rosły też na Hawajach, gdy wylądowali tam pierwsi Euro­
pejczycy Taro pochodzi z południowo-wschodniej Azji, lecz także dotarło do
Hawajów przed Europejczykami. Są to rośliny z rodziny arum (Aracheae) i -
podobnie jak ziemniaki - zawierają dużo skrobi, także w postaci rozpuszczalnej
amylazy. Taro uprawia się w całym rejonie Pacyfiku, od Tahiti na południu po
Hawaje na północy.
Ryż, kukurydza, słodkie ziemniaki, taro oraz ignamy - pochodzące z zupeł­
nie innych części świata - stały się podstawowym pożywieniem ludzi żyjących
w strefie gorącej. Ich rozpowszechnienie było nieoszacowanym dobrodziejstwem
dla ludzkości, gdyż od tamtej pory człowiek mógł uprawiać roślinyjadalne w pra­
wie każdych warunkach glebowych i klimatycznych.
Chińczycy odegrali istotną rolę w rozpowszechnieniu także innych roślin
uprawnych. Światowy producent i eksporter jedwabiu, Chiny odgrywały prze­
wodnią rolę także w wytwarzaniu innych rodzajów tkanin. Bawełna, po raz pierw­
szy uprawiana w dolinie Indusu kilka tysiącleci temu, to prawdopodobnie naj­
ważniejsza uprawa rynkowa, obejmująca 5% całkowitej światowej produkcji
rolnej. Naukowców zdumiała z początku struktura chromosomalna południo­
woamerykańskiej bawełny. Po serii skrupulatnych doświadczeń, specjaliści zga­
dzają się co do tego, że jedno z rodziców współczesnej amerykańskiej bawełny
bez wątpienia przybyło z Azji. Dzika bawełna amerykańska, którą pierwsi Euro­
pejczycy znaleźli w Ameryce, ma jeden gen pochodzący z Indii. Bawełna trafiła
z Indii do Kantonu, gdzie jest uprawiana od VIII stulecia. Była szeroko rozpo­
wszechniona za mongolskiej dynastii Yuan, poprzedzającej dynastię Ming, a flo­
ty z okresu Ming wiozły w ładowniach wielkie zapasy bawełny5. Król Koczinu
miał powody do wdzięczności wobec cesarza Yongle: „Jakże nam się poszczę­
ściło, że mogliśmy skorzystać z nauk chińskich mędrców. Od kilku lat zbiory są
w naszym kraju obfite, nasz lud zdobył dach nad głową, ma dary morza, by
napełnić nimi brzuchy, i tyle tkanin, ile trzeba, żeby się odziać" 6 .
Orzech kokosowy to najważniejszy orzech jadalny na świecie. Jego ojczyzna
to wyspy Indonezji, ale przecież orzechy kokosowe znaleźli pierwsi Europej­
czycy, którzy przybyli na Karaiby i wybrzeże pacyficzne Ameryki Środkowej.
Obecnie na Filipinach, w Indiach, w Indonezji, Sri Lance i na Karaibach pod
uprawę orzecha kokosowego oddano 3 500 000 hektarów. Orzechy kokosowe
rosną w strefie gorącej, ale mogą wytrzymać lekki mróz. Dostarczają doskonałe­
go mleczka i miąższu kokosowego (kopry), a oleju wytłaczanego z kopry od
stuleci używa się do smażenia i gotowania oraz do produkcji mydeł, kosmety­
ków i smarów. Po wyciśnięciu oleju koprą przekształca się w wysokoproteino-
wą paszę dla bydła i drobiu. Pień palmy dostarcza belek na dachy, a z włókna
kokosowego można wytwarzać liny. Floty dynastii Ming prowadziły handel
włóknem kokosowym

335
Banany pochodzą z południowo-wschodniej Azji, ale pierwsi europejscy
odkrywcy znajdowali je także na Hawajach. Banany rozprzestrzeniały się stop­
niowo w Indii, Afryce i amerykańskich tropikach. Obok winogron, pomarańczy
i jabłek są jednymi z najważniejszych upraw owoców na świecie. Spokrewnione
z nimi banany skrobiowe jada się w całych tropikach. Ananasy pochodzą z par­
nego, gorącego wybrzeża atlantyckiego Ameryki Południowej, ale Kolumb wi­
dział je podczas drugiej podróży do Indii Zachodnich w 1493 roku. Świadectwa
wielkich wypraw chińskich flot skarbowych rosną - dosłownie - wokół nas.

Na początku mojej długiej podróży śladami wielkich XV-wiecznych chiń­


skich odkrywców stanąłem przed pomnikiem - rzeźbionym kamieniem wznie­
sionym przez Zheng He, stojącym nad zatoką u ujścia rzeki Min - i przeczyta­
łem wyciętą na powierzchni inskrypcję. Jest to bodaj jedyny materialny ślad,
jaki zachował się w całych Chinach - świadectwo szóstej wyprawy flot skarbo­
wych. W tłumaczeniu napis brzmi:

Cesarz (...) rozkazał nam [Zheng H e ] i innym [ Z h o u Manowi, H o n g B a o ,


Z h o u Wenowi i Yang Qingowi] stanąć na czele kilku tysięcy oficerów i żołnie­
rzy cesarskich, popłynąć w ponad sto statków ( . . . ) , traktować odległe ludy ła­
godnie ( . . . ) . U d a l i ś m y się do rejonów zachodnich ( . . . ) , razem do ponad trzech
tysięcy krajów wielkich i małych. Przepłynęliśmy ponad sto tysięcy li [40 000
mil morskich] ogromnych wodnych przestrzeni.

Głowiłem się nad tą inskrypcją, sam zaczynając wyprawę odkrywczą, która


miała mi zająć kilka lat. Teraz, u końca podróży, wróciłem pewien, że znalazłem
dowody, które obalą powszechnie przyjętą wersję historii zachodniego świata.
Znalazłem mnóstwo świadectw, że chińskie floty dowodzone przez admirałów
Zheng He, Yang Qinga, Zhou Mana, Hong Bao i Zhou Wena podczas szóstej
podróży dokonały pomiarów wszystkich kontynentów na naszym globie. D o ­
tarły do 62 archipelagów składających się z ponad 17 000 wysp i naniosły na
mapy dziesiątki tysięcy kilometrów wybrzeży. Twierdzenie admirała Zheng He,
że jakoby odwiedził 3000 krajów wielkich i małych, zdaje się prawdziwe. Chiń­
skie floty pływały po Oceanie Indyjskim i dotarły do wschodniej Afryki, okrą­
żyły Przylądek Dobrej Nadziei i dopłynęły do Wysp Zielonego przylądka, przez
Karaiby dotarły do Ameryki Północnej i Arktyki, odwiedziły przylądek Horn,
Antarktydę, Australię, Nową Zelandię i pływały po Pacyfiku. Przez cały ten czas
tylko wokół Antarktydy musiały żeglować pod wiatr albo pod prąd.
Przed wielkimi podróżami z lat 1421-1423 Yongle włączył już całą połu­
dniowo-wschodnią Azję - wraz z Mandżurią, Koreą i Japonią - w chiński sys­
tem hołdowniczy. Wschodni odcinek Jedwabnego Szlaku prowadził z Chin aż

336
do Persji (współczesnego Iranu). Azja Środkowa znalazła się w chińskim włada­
niu, a Ocean Indyjski zdominowany został przez chińską żeglugę. Wyprawy flot
skarbowych z lat 1421-1423 powiększyły jeszcze to ogromne imperium han­
dlowe, stworzyły stałe kolonie wzdłuż wybrzeża pacyficznego Ameryki Północ­
nej i Południowej, od Kalifornii po Peru. Założono też osiedla w Australii i na
całym Oceanie Indyjskim aż po wschodnią Afrykę. Na całym Pacyfiku stworzo­
no bazy zaopatrzeniowe między Ameryką, Australią i Nową Zelandią a China­
mi. Znajdowały się one od Wyspy Wielkanocnej po wyspę Pitcairn, na Marki­
zach i archipelagu Tuamotu, na Tahiti, Sarai, w Samoa Zachodnim, Tonga, San
Christobal na Salomonach, w N a n Madol, Yap i Tobi na Karolinach i w Saipan
na Marianach. Ruiny kamiennych koszar, nabrzeży, domów, zbiorników i plat­
form obserwacyjnych pozostały na tych wyspach do dziś. Wielkie floty admirała
Zheng He i statki zaopatrzeniowe miały łączyć wszystkie te osiedla i bazy.
Moje teorie na temat chińskich wypraw w latach 1421-1423 opierają się na
analizie map Kangnido, Piri Reisa, Jeana Rotza, Cantina, Waldseemiillera i Pizzi­
gana. Nikt nie podważył ich autentyczności. Mapę Winlandii kwestionowano
w przeszłości, ale - jak pisałem (patrz rozdział 14) - uważam, że przeszła po­
myślnie test prawdy. Mapy Piri Reisa, Jeana Rotza i Cantina oddają całą półkulę
południową, dziesiątki milionów kilometrów kwadratowych oceanów, tysiące
wysp, dziesiątki tysięcy kilometrów wybrzeży od Antarktydy do równika. Lądy
na nich ukazane zostały obmierzone przez floty, które żeglowały po półkuli po­
łudniowej, zanim pojawili się tam Europejczycy - i mogły to być tylko floty
chińskie.
Odkryto także mnóstwo materialnych świadectw tych wielkich podróży.
Dżonka z Pandananu na Filipinach najlepiej demonstruje zasięg chińskiego han­
dlu z państwami Oceanu Indyjskiego, Ameryką, południowo-wschodnią Azją.
Porcelanę epoki Ming znajdowano wzdłuż wybrzeża wschodnioafrykańskiego,
w Zatoce Perskiej i w Australii, jedwab daleko na północy, aż w Kairze. Wraki
statków skarbowych spoczywają na dnie morskim u wybrzeży Nowej Zelandii
i południowej Australii, istnieje też mnóstwo dowodów na chińską obecność
w tych krajach.
Rzeźbione kamienie stawiano na obszarze Oceanu Indyjskiego, na Wyspach
Zielonego Przylądka i w Ameryce Południowej. Chiński drób sprowadzono do
Ameryki Południowej, kukurydzę przeniesiono z Ameryki Środkowej do Chin.
Ofiary wotywne znajdujemy na archipelagu Lamu, w Darwin i na plaży Ruapu­
ke, na Nowej Zelandii.
Rozpowszechnienie, różnorodność i waga świadectw sprawiają, że chińskie
wyprawy z lat 1421-1423 stają się tak wiarygodne. Jeden „mahoniowy okręt" z Au­
stralii mógłby zostać uznany za indyjski statek handlowy, zniesiony przez wiatr
daleko z kursu, ale kilka wraków, którym towarzyszą chińskie ofiary wotywne,
ceramika i kotwice typu adze, świadczą o zupełnie innej historii, potwierdzonej

337
1. Sacramento 10. Wyspa Wielkanocna 18. Gympie
2. Los Angeles 11. Wyspa Pitcairn 19. Mikronezja
3. Bahia California 12. Tahiti 20. Hawaje
4. Meksyk - Michoacan 13. Kiribati 21. Wyspa Norfolk
5. Gwatemala 14. Samoa
6. Wenezuela 15. Karoliny
7. Ekwador 16. N o w a Zelandia - rzeka
8. Północne Peru Waikato
9. Południowe Peru 17. Nowa Południowa Walia

Bazy chińskie na Oceanie Spokojnym.

338
przez folklor aborygeński i malowidła jaskiniowe oraz dokładne mapy Wielkiej
Rafy Koralowej, sporządzone na setki lat przed tym, nim pierwsi Europejczycy
dotarli do Australii. Chińska porcelana z epoki Ming, znajdowana w całym ba­
senie Oceanu Indyjskiego, mogła pochodzić z ładowni rozbitych karawel por­
tugalskich - ale znów znaleziska nie występują w izolacji. Znamy przekazy mó­
wiące o żółtoskórych ludziach, z relacji pierwszych portugalskich odkrywców
wiemy o ich chińskich wotach i jedwabiach. Istnieje też szczegółowa mapa obej­
mująca miliony kilometrów kwadratowych oceanu, narysowana zanim Portu­
galczycy potrafili zmierzyć Ocean Indyjski z taką dokładnością. Jedyne jak do­
tąd wyjaśnienie, dlaczego Antarktyda pojawiła się na mapie morskiej sporządzonej
400 lat przed dotarciem tam Europejczyków, wyszło spod piór ludzi takich jak
Erich von Daniken (mapy sporządzili obcy z kosmosu) i Charles Hapgood (mapy
to dzieła egipskiej kultury sprzed epoki faraonów).
Magellan widział Cieśninę Magellana i Pacyfik na mapie, zanim wypłynął
z portu; ktoś przepłynął przez tę cieśninę i przemierzył Pacyfik, zanim zrobił to
sam Magellan, ten ktoś narysował też zwierzęta występujące tylko w Patagonii,
zanim którykolwiek z Europejczyków dowiedział się o ich istnieniu. Dokonali
tego Chińczycy, co potwierdzają rysunki zwierząt (powstałe w 1430 roku) i zna­
leziska chińskich wytworów rzemiosła wzdłuż trasy, którą podążali, oraz zarysy
kontynentów na ocalałych chińskich mapach. Nie można zakwestionować, że
to Chińczycy dysponowali statkami, doświadczeniem, funduszami i czasem, żeby
zmierzyć się z planem opłynięcia świata. Nie ma też wątpliwości, że nikt inny
w tej epoce nie byłby w stanie tego zrobić.
Chińczycy posiadali znacznie starszą i bogatszą tradycję morską niż Euro­
pejczycy. Kiedy floty cesarza Yongle wyruszały w morze, mieli za sobą co naj­
mniej 600 lat eksploracji oceanów i astronawigacji; kiedy Dias i Magellan wy­
pływali z portów, Portugalczycy nie umieli prowadzić precyzyjnej nawigacji na
południe od równika. Floty statków skarbowych admirała Zheng He wraz ze
wspierającymi je jednostkami zaopatrzeniowymi były efektem wielkiego pro­
gramu budowy floty, który stał się możliwy dzięki gospodarczej sile Chin; ma­
leńkie karawele Cabrala, Diasa i Magellana wyglądałyby jak szalupy przy burcie
chińskiego statku. Do czasu, gdy Napoleon zbudował swój wielki okręt flagowy
„EOriente" - prawie 400 lat później - żaden drewniany statek nie osiągnął roz­
miarów gigantycznych statków skarbowych, ucieleśniających chińską suprema­
cję na morzach. Nawet europejskie okręty wojenne spod Trafalgaru ledwie mogły
się równać z chińskimi dżonkami, jeśli idzie o rozmiary zasięg i siłę ognia. Flota
Nelsona, składająca się w najlepszym razie z 30 okrętów wiozących 18 000 lu­
dzi, wydawałaby się mała w porównaniu z armadą Zheng He - 100 okrętów
z 28 000 marynarzy na pokładach. Jego statki skarbowe były dwa razy dłuższe
i trzy razy szersze od H M S „Victory" i mogły pozostawać na morzu znacznie
dłużej - jeśli trzeba, całymi miesiącami.

339
Chińscy kartografowie narysowali mapę całego świata. Chińczycy potrafili
określać długość geograficzną, korzystając z zaćmień Księżyca, a porównując potem
mapy, mogli uporać się z wszelkimi różnicami w ustalaniu długości geograficznej.
Dzięki temu sporządzili pierwszą znaną nam mapę świata. Za tę wiedzę zapłacili
straszliwą cenę. Tylko cztery statki Hong Bao i jeden Zhou Mana wróciły do Chin
- te dwie floty straciły co najmniej 50 statków. Zaledwie 900 z 9000 marynarzy
z floty Zhou Mana stało u boku swego admirała w październiku 1423 roku. Prawie
3/4 załóg zginęło lub zostało porzuconych w osiedlach rozsianych po całym globie.
W różnych miejscach na kuli ziemskiej zlokalizowano już 24 wraki; znacz­
nie więcej z ładowniami pełnymi skarbów czeka na odkrycie. Z upływem czasu
oceany nieuchronnie ujawnią coraz więcej świadectw. Wydatki finansowe, jak
i cena ludzkich istnień były zbyt wielkie nawet dla największego cesarstwa, jakie
świat widział, ale zadania, które cesarz Yongle wyznaczył swoim admirałom,
zostały wykonane. Temu monumentalnemu osiągnięciu nie dorównuje żadne
zapisane w kronikach ludzkości.
Mistrzowski plan Yongle - plan odkrycia i naniesienia na mapy całego świa­
ta oraz zjednoczenia go w systemie wartości konfucjańskich poprzez handel
i politykę zagraniczną - mógł zakończyć się sukcesem, gdyż cały świat leżał u stóp
Chin - a przynajmniej tak wydawało się admirałom, gdy z garstką ocalałych
statków floty handlowej jesienią 1423 roku zmierzali powoli ku ojczyźnie. N i e ­
stety, pod ich nieobecność Chiny i świat zmieniły się na zawsze. Yongle umierał
ciężko chory, a mandaryni demontowali aparat światowego imperium, które ce­
sarz prawie skończył budować. Nie będzie już systemu hołdowniczego, nie bę­
dzie wielkich doświadczeń naukowych, nie będzie wielkich podróży handlo­
wych i odkrywczych. Chiny wchodziły w długą noc izolacji od świata. Admirałów
zdymisjonowano, ich statki rozpadły się albo gniły pozostawione na kotwicy,
mapy i tysiące cennych dokumentów, opisujących ich czyny, zniszczono. Wy­
parto się wielkich osiągnięć cesarza Yongle, zignorowano je, a z czasem zapo­
mniano.
Co stałoby się, gdyby błyskawica nie uderzyła w Zakazane Miasto 9 maja
1421 roku, gdyby ogień nie szalał po Drodze Cesarskiej, gdyby nie spopielił
cesarskiego tronu i pałaców? Czy przeżyłaby ulubiona faworyta cesarza? Czy
cesarz zachowałby zimną krew? Czy rozkazałby okrętom admirała Zheng He
wypłynięcie w następne podróże? Czy powstałyby i rozwijały się stałe kolonie
w Afryce, Amerykach i w Australii? Czy Nowy Jork nazywałby się teraz N o ­
wym Pekinem? Czy Sydney miałoby dzielnicę angielską zamiast chińskiej? Czy
buddyzm stałby się religią Nowego Świata?
Zamiast cywilizowanych Chińczyków, którym polecono „traktować odległe
ludy łagodnie", przybyli okrutni, niemal barbarzyńscy chrześcijanie-koloniza-
torzy. Pizarro odebrał Inkom Peru, masakrując z zimną krwią 5000 Indian. Dziś
uznano by go za zbrodniarza wojennego.

34o
Portugalczycy wykorzystali chińskie osiągnięcia kartograficzne, żeby odna­
leźć drogę na Wschód. Potem przejęli handel korzeniami, który przez stulecia
pozostawał domeną mieszkańców Indii i Chińczyków. Każdy, kto usiłował ich
powstrzymać, był eliminowany. Kiedy da Gama dotarł do Kalikatu, kazał swoim
ludziom wyprowadzić jeńców z Indii i odrąbać im ręce, uszy i nosy Z amputo­
wanych części ciała usypano stos w małej łodzi. Historyk Gaspar Correa opisuje
następne posunięcie da Gamy:

Kiedy na wszystkich Indyjczykach wykonano w ten sposób egzekucję [sic!],


rozkazał związać im stopy, gdyż nie mieli rąk, żeby się rozwiązać: żeby nie roz­
wiązali się zębami, kazał bić ich po zębach kijami, a oni połykali własne zęby

Wtedy z Kalikatu wysłano bramina, żeby prosił o zawarcie pokoju. Dzielny


da Gama kazał odciąć mu wargi i uszy i przyszyć uszy psa.
Następne wyprawy flot Zheng He objęłyby tę część kuli ziemskiej, do któ­
rej jeszcze Chińczycy nie dotarli - Europę. Wydarzenia w Pekinie sprawiły, że
stało się to już niemożliwe, ale kto umie powiedzieć, jak wyglądałby świat, gdy­
by chińskie statki skarbowe pojawiły się na europejskim horyzoncie w latach 20.
XIV wieku? Jedno wydaje się pewne: gdyby cesarze, którzy nastąpili po Yongle,
nie zarządzili izolacji kraju, to Chiny - a nie Europa - zapanowałyby nad świa­
tem.
Zakazane Miasto stoi do dziś, jako pomnik wizji wielkiego Yongle, ale czyż
może być lepsze epitafium dla „cesarza na końskim grzbiecie" niż dzielny jeź­
dziec stojący pod wulkanem na Corvo, na Azorach, wysoko nad falami, które
rozbijają się u jego stóp o urwisko? Wskazuje pełnym dramatyzmu gestem na
zachód, w kierunku Fusang (Ameryki), lądu, który odkryli jego dzielni i odważ­
ni marynarze. Gdy Chiny zaczęły zamykać się w sobie, porzucając wielkie am­
bicje Yongle, inni, zwłaszcza Portugalczycy i Hiszpanie, wypełnili próżnię, któ­
rą tamci zostawili po sobie. Przez stulecia pławili się w chwale, która słusznie
należy się innym; przyszedł wreszcie czas, by przywrócić równowagę w historii
i oddać sprawiedliwość prawdziwym odkrywcom.
Przyznanie Chińczykom pierwszeństwa w odkryciu Nowego Świata i Au­
stralii nie niweczy osiągnięć Diasa, Kolumba, Magellana i Cooka. Wyczyny tych
odważnych i dzielnych ludzi nigdy nie zostaną zapomniane, ale nadszedł czas,
by oddać honor ludziom, którzy zbyt długo kryli się w mroku niepamięci. Chiń­
scy admirałowie okrążyli Przylądek Dobrej Nadziei 66 lat przez Diasem, prze­
byli Cieśninę Magellana 98 lat przed Magellanem, obmierzyli Australię na trzy
stulecia przed kapitanem Cookiem, Antarktydę i Arktykę na 400 lat przed pierw­
szymi Europejczykami, którzy tam dotarli, Amerykę zaś na 70 lat przed Kolum­
bem. Wielcy admirałowie Zheng He, Hong Bao, Zhou Man, Zhou Wen i Yang

341
Qing zasługują na pamięć i uczczenie jako pierwsi, najodważniejsi i najbardziej
śmiali ze wszystkich. Ci, którzy podążyli za nimi, bez względu na to, jak wielkie
są ich zasługi, płynęli śladami Chińczyków.

Ponad 10 lat zbierałem materiały na temat wielkich chińskich podróży, ale


w końcu - w Boże Narodzenie 2001 roku - ukończyłem pracę. Wysłałem ją
specjalistom z prośbą o komentarz. Po włączeniu ich poprawek byłem gotów do
publicznego przedstawienia wyników moich badań w formie wykładu, który
wygłosiłem 15 marca 2002 roku w Royal Geographic Society. Został on wyemi­
towany w 36 krajach zamieszkanych przez 2 miliardy ludzi. Dalsze świadectwa
potwierdzające moje teorie napływają od osób prowadzących badania na wszyst­
kich kontynentach. Niektóre z nich wykorzystałem w tej książce, innych nie
zdążyłem spożytkować. Wiele ekscytujących odkryć, takich jak dżonka z Sacra­
mento, piaszczyste kopce na Bimini i wieża na Rhode Island, muszą zostać do­
kładnie przebadane. Ta historia dopiero się zaczyna i wszyscy w niej uczestni­
czymy.
spis m a p i w y k r e s ó w

MAPY
Wyprawy flot skarbowych 1421-1423 10-11
Azja Wschodnia około roku 1421 24-25
Wyprawa do Sofali 86
Wiatry i prądy stałe w południowej części Oceanu Atlantyckiego 90
Mapa Kangnido ukazująca Afrykę 93
Mapa Kangnido z naniesionymi poprawkami długości geograficznej 93
Współczesna mapa Afryki 93
Wyprawa do Wysp Zielonego Przylądka 95
Wyprawa do Ziemi Ognistej 107
Porównanie mapy Piri Reisa ze współczesną mapą Patagonii 109
Falklandy na mapie Piri Reisa i na mapie współczesnej 113
Wyprawa na Antarktydę 129
Wyznaczanie wpółrzędnych Krzyża Południa 131
Wyprawa Hong Bao do Australii 135
Wyprawa Zhou Mana do Australii 147
Dowody na wizytę chińskiej floty skarbowej w Australii 150
Wyspa Auckland i Wyspa Campbella na mapie Jeana Rotza 152
Wyprawa do Nowej Zelandii 154
Droga Hong Bao i Zhou Mana wokół Australii 156
Droga powrotna Hong Bao i wyprawa Zhou Mana przez Moluki 168
Rejon zatoki San Francisco z układem wiatrów wiejących
w górę rzeki Sacramento 179
Dowody na wizytę chińskiej floty skarbowej w Ameryce 201
Wyprawa Zhou Wena przez Karaiby 208
Gwadelupa na mapie Pizzigana w porównaniu ze współczesną mapą 215
Puerto Rico na mapie Pizzigana w porównaniu ze współczesną mapą 218
Zatoki i ujścia rzek na Puerto Rico na mapie Pizzigana 220
Mapa Cantina ukazująca Karaiby i Florydę w porównaniu
ze współczesną mapą 223
Położenie niezidentyfikowanych wraków na trasie do Bimini 228
Podejście dżonek do Bimini i położenie
utwardzonej pochylni tzw Drogi Bimini 232
Wyprawa Zhou Wena wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy 240
Wyprawa na Rhode Island 242

343
Lokalizacja kamieni w Massachusetts 250
Wyprawa na Azory i Wyspy Zielonego Przylądka 256
Wyprawa dookoła Grenlandii 258
Grenlandia z mapy Winlandii w porównaniu ze współczesną mapą 2ó0
Bazy chińskie na Oceanie Spokojnym 338

WYKRESY
Zaćmienie Słońca 277
Zaćmienie Księżyca 277
Postęp zaćmienia Księżyca na powierzchni Ziemi 278
SPIS I Ź R Ó D Ł A I L U S T R A C J I

między stronami 96-91


Yongle, cesarz z dynastii Ming, malowidło na jedwabiu anonimowego auto­
ra z epoki Ming (Państwowe Muzeum Pałacu, Taipei).

Brama Niebiańskiej Czystości, Zakazane Miasto w Pekinie, początek XV


wieku (Werner Forman Archive); Sala Modłów za Dobre Zbiory, Świątynia
Nieba, początekXV wieku (Getty Images/Image Bank); Wielki Mur w pobliżu
Pekinu (Getty Images/Telegraph Colour Library); widok na Zakazane Miasto
(Getty Images/Tony Stone).

Taoistyczna świątynia wykonana z ceramiki, Longąuan, prowincja Zhejiang,


1406 (British Museum); ąilin, Droga Duchów (Jane Taylor/Sonia Halliday Pho-
tographs); dygnitarz wojskowy, Droga Duchów, grobowce dynastii Ming, oko­
lice Pekinu (Jane Taylor/Sonia Halliday Photographs); dygnitarz cywilny, Droga
Duchów (Christine Pemberton/Hutchison Picture Library); klęczący słoń, Droga
Duchów (Jane Taylor/Sonia Halliday Photographs).

Talerz z błękitnej i białej porcelany dekorowany motywami melonów, epoka


Ming, okres Yongle, 1403-1424, Jingdezhen, prowincja Jiangxi (British M u ­
seum); niebiesko-białe naczynie porcelanowe zdobione motywami owoców li­
czi, epoka Ming, okres Yongle, 1403-1424, Jingdezhen, prowincja Jiangxi (Bri­
tish Museum); leżący pies z nefrytu, XTV albo XV stulecie (Royal Ontario
Museum, Toronto); waza z laki, prawdopodobnie z początkówXV wieku (Chri­
stie^ Images); jedwabna tkanina ozdobiona motywem przedstawiającym wspi­
nających się chłopców, między XIII a XV wiekiem (The Textile Gallery, Lon­
dyn).

Żyrafa wraz ze swym opiekunem (danina dla cesarza), malowidło autorstwa


Shen Tu (1357-1434), atrament i akwarela na jedwabiu (Philadelphia Museum
of Art, dar Johna T. Dorrance'a).

między stronami 192-193


Mapa Fra Mauro, 1459 (Biblioteca Nazionale Marciana, Wenecja, Foto Toso),
mapa Kangnido autorstwa Quan Jina i Li Hui, 1402 (biblioteka uniwersytetu
Ryukoku); Przylądek Dobrej Nadziei w burzliwy dzień (© Nik Wheeler/Cor-
bis).

Stela z Galie (Dominie Sansoni); Cieśnina Malakka, Malezja (Chris Caldicott);


chińskie sieci rybackie w Koczinie, Kerala, Indie (Ancient Art & Architecture

345
Collection); wybrzeże Zanzibaru (Chris Caldicott); fort w Kilwie, Tanzania (Wer­
ner Forman Archive); słup nagrobny w Kunduczi, Tanzania (Werner Forman
Archive).

Mapa Piri Reisa, 1513 (Muzeum Topkapi, Stambuł).

Antarktyda (John NobleAVilderness Photographic Library); góra lodowa


w kształcie stołu, Antarktyda (John NobleAVilderness Photographic Library).

między stronami 256-257


XIV-wieczna misa z biało-niebieskiej porcelany zdobiona wizerunkami fe­
niksa i ąilina wydobyta z wraku z okolic Pandananu, Palawan, Filipiny (dzięki
uprzejmości Muzeum Narodowego Filipin).

Mapa Jeana Rotza, 1542 (British Library, dział map).

Skrzynia z laki autorstwa Damaso Ayala Jimeneza, 1997 (ze zbiorów Fo-
mento Cultural Banamex, A.C.); Rosa \aevigata (© Dr Koonlin Tan); działo z brą­
zu; chińskie lustro z brązu; moneta cesarza Yongle (1403-1424); środkowoame­
rykańskie żarna - wszystkie przedmioty wydobyte z wraku z okolic Pandananu,
Palawan, Filipiny (dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego Filipin).

Mapa Waldseemiillera, 1507 (Library of Congress, Waszyngton).

Mapa Pizzigana, 1424 (James Ford Bell Library, University of Minnesota,


Minneapolis).

między stronami 320-321


Gwadelupa: La Souffriere, Basse Terre i Les Saints widziane z morza (oba
zdjęcia dzięki uprzejmości Gerarda Lafleura).

Mapa Winlandii (Beinecke Rare Books and Manuscript Library N e w Ha-


ven); nurek nad Drogą Bimini (Lynne Sladky/Associated Press); Droga Bimini
(Wade Pemberton); piramida, Guimar, Teneryfa, Wyspy Kanaryjskie (dzięki
uprzejmości Casa Chacona Museum).

Mapa świata Cantina, 1502 (Biblioteca Estense, Modena).

XVI-wieczna grawiura przedstawiająca Kalikat (Ancient Art & Architecture


Collection); detal z XTV-wiecznego atlasu katalońskiego (Bibliotheąue Natio-
nale, Paryż); Krzysztof Kolumb, portret autorstwa Ridolfo Ghirlandaio [1483-
1561] (Museo Navale di Pegli, Genua, Photo Scala); Vasco da Gama z portugal­
skiego manuskryptu, ok. 1558 (Pierpont Morgan Library, Nowy Jork, Photo
Pierpont Morgan Library/Art Resource/Scala); współczesny anonimowy portret
Ferdynanda Magellana (Photo Scala); „Kapitan James Cook, sir Joseph Bank,

346
lord Sandwich i dwaj inni", autorstwa Johna Hamiltona Mortimera, ok. 1771
(National Library, Australia, Canberra, © Bridgeman Art Library); widok miejsca,
w którym marynarze z okrętu „Endeavour" zaopatrywali się w wodę, 1769 (Bri­
tish Library © Bridgeman Art Library).

Henryk Żeglarz (Lizbona, © Dave G. Houser/Corbis).

Ilustracje na stronach otwierających rozdziały pochodzą z dzieła / Yu Thu


Chih z ok. 1420 roku. Reprodukcji dokonano dzięki uprzejmości Cambridge
University Library

Źródła pozostałych ilustracji: 111 - Bridgeman Art Library; 149 - Joseph


Needham Science and Cwilisation in China, Cambridge 1971; 213 - Honorius
Philoponus Nova typis transacta nauigatio, 1621; 244 - dzięki uprzejmości Towa­
rzystwa Historycznego z Newport (P2278); 274 - Mark Horton Shanga, the ar-
cheology oj a Muslim trading community on the coast ofEastAfrica, 1996; 304 - Herita-
ge-Images/©British Library; 328 - British Library dział manuskryptów.

Mapy na stronach 10-11 oraz 24-25 zostały narysowane przez Neila Gowe-
ra; pozostałe mapy sporządzili J e n y Fowler i Julia Lloyd.
DODATEK 1

OPŁYNIĘCIE ŚWIATA

PRZEZ CHIŃCZYKÓW

W LATACH 1421-1423:

DOWODY
SPIS T R E Ś C I

I E U R O P E J C Z Y C Y N I E ODKRYLI N O W E G O
ŚWIATA
1. D o w o d y przedstawione R o y a l G e o g r a p h i c a l Society 15 marca 2 o o 2 roku
2. Położenie wszystkich ł a d ó w na Z i e m i zostało przedstawione na mapach
do 1428 roku
3. Pierwsi europejscy odkrywcy wypływali w morze Z m a p a m i ukazującymi
cel ich p o d r ó ż y

II T Y L K O C H I Ń S K I E FLOTY BYŁY w S T A N I E
ODKRYĆ N O W Y Ś W I A T , Z A N I M
DOKONALI TEGO EUROPEJCZYCY
4. Według C h i ń c z y k ó w dokonał tego Z h e n g H e
5. K l u c z do odkryć — pomiar szerokości geograficznej
6. C h i ń c z y c y umieli określać szerokość geograficzną
7- Z m i e r z o n e obszary kuli ziemskiej
8. Rozmiary chińskiej floty, jej oazy i podróże

III DOWODY
9. Z a c h o w a n e chińskie m a p y świata i nieba
10. S i a d y społeczności pochodzenia chińskiego lub azjatyckiego n a p o t k a n e
przez pierwszych odkrywców europejskich oraz Znaleziska ciał
11. Ś w i a d e c t w a w miejscach pobytu chińskiej floty
12. Rośliny rosnące tylko na jednym kontynencie, przeniesione na inny
13. Z w i e r z ę t a zamieszkujące tylko jeden kontynent, spotykane na innym
14. D o w o d y rozwiniętego górnictwa i metalurgii znalezione przez pierwszych
Europejczyków
15. Wraki bardzo starych, wielkich, niezidentyfikowanych statków na trasie
chińskiej floty
ló. Artefakty i ofiary wotywne
17- K a m i e n n e budynki, platformy obserwacyjne i kamienie z inskrypcjami
18. D o w o d y lingwistyczne
19- Z w y c z a j e i gry

35o
IV ANALIZA DNA MITOCHONDRIALNEGO
20. Analiza D N A

21. Zęby tubylców

V WYBRANA BIBLIOGRAFIA
I E U R O P E J C Z Y C Y NIE ODKRYLI
N O W E G O ŚWIATA

1. D o w o d y przedstawione Royal Geograpfiical Society


15 marca 2002 roku

Strona internetowa www.1421.tv

2. C a l a kula ziemska postała naniesiona na mapy do 1428 roku

TEZY
• Cztery wielkie chińskie floty opłynęły kulę ziemską między marcem 1421
roku a październikiem 1423 roku.
• Marynarze i konkubiny osiedlili się w Malezji, w Indii, Afryce, Ameryce Pół­
nocnej i Południowej, Australii, na Nowej Zelandii i na wyspach Pacyfiku.
• Wszyscy pierwsi europejscy odkrywcy dysponowali mapami ukazującymi cel
podróży, zanim wyruszyli w drogę; na miejscu napotkali chińskich osadników.
• Chińczycy, a nie Europejczycy odkryli Nowy Świat i założyli tam osiedla.
Europejskie „odkrycia" nie byłyby możliwe, gdyby Chińczycy nie przetarli
nam drogi.

DOWODY
Kto naniósł lądy kuli ziemskiej na mapy?

• Mapy Pizzigana, Fra Mauro, Piri Reisa, Cantina, Caveria, Waldseemiillera


i Jeana Rotza przedstawiają całą kulę ziemską, zanim Europejczycy wyruszyli
na wyprawy odkrywcze.
• Europejscy odkrywcy wspominają o wcześniejszych mapach, sporządzonych
zanim wypłynęli z portów; dzienniki Kolumba, Diasa, Cabrala, da Gamy,
Magellana i Cooka dostarczają dowodów na istnienie takich map.
• Kraje ukazane na mapach:
a. Ameryka Północna - na mapie Waldseemiillera, Cantina i Caveria
b. Karaiby - mapy Pizzigana, Cantina i Waldseemiillera
c. Ameryka Południowa - mapa Piri Reisa
d. Afryka, Indie i Wschód - mapa Cantina (długości geograficzne wschod­
niej Afryki naniesione poprawnie, zanim jeszcze Europejczycy nauczyli
sieje mierzyć)
e. Antarktyda - mapa Piri Reisa
f. Arktyka i Syberia - mapa Waldseemiillera

352
g. Australia - mapy Jeana Rotza, Desliensa, Vallarda, Desceliersa
h. Chiny i Daleki Wschód - mapa Jeana Rotza

Świadectwa Portugalczyków

Opis mapy świata, którą portugalski następca tronu przywiózł z Wenecji


w 1428 roku, pióra Antonia Galvao: „Dom Pedro, najstarszy syn króla, był wiel­
kim podróżnikiem (...) wrócił do domu przez Italię, przejeżdżając po drodze
przez Rzym i Wenecję, skąd to przywiózł mapę świata, na której opisane były
wszystkie części Ziemi. Cieśninę Magellana nazwano na niej ogonem smoka:
Cabo da Boa Esperanca - czołem Afryki i tak dalej".
I znów Galvao: „Powiedział mi Francis de Sousa Tavares, że w 1528 roku dom
Fernando, syn króla i dziedzic, pokazał mu mapę znajdującą się w studiu Alcoba-
za, sporządzoną 120 lat wcześniej, która to mapa przedstawiała całą nawigację do
Indii Wschodnich z Cabo da Boa Esperanca, tak jak nasze późniejsze mapy to
pokazywały; z czego wynika, że w dawnych czasach więcej było odkryć niż teraz".
Kto więc sporządził mapę z 1428 roku? Autor uważa, że dom Pedro wysłu­
chał w 1424 roku we Florencji relacji Niccoló da Contiego. Da Conti pływał
z chińskimi flotami z Indii do Australii i Chin.

3. Pierwsi europejscy odkrywcy wypływali w morze z mapami


ukazującymi cel ich podróży

Stworzone przez Europejczyków opisy żeglugi do lądów, do których - w ich


opinii - dotarli jako pierwsi:

• „Odkrycie" Ameryki przez Kolumba - list od Toscanellego do Kolumba: „Spo­


strzegłem Wasze wspaniałe i górnolotne pragnienie, by popłynąć do rejonów
Wschodu [do Chin] poprzez rejony Zachodu, jak to jest ukazane na mapie,
którą Wam przesłałem (...) [mapa jest fragmentem portugalskiej mapy świata
z 1428 roku i ukazuje Antilię]".
List od Toscanellego do króla Portugalii (napisany, zanim Krzysztof Kolumb
wypłynął w podróż): „(*...) z Wyspy Antilii znanej Wam [Antilią to Puerto
Rico, odkryte przez Chińczyków w 1421 roku] (...) do Cipangu [Chin] (...)".
Dziennik pokładowy Kolumba, 24 października 1492 roku (zachodni Atlan­
tyk): „Powinienem wziąć kurs na zachodni południowy-zachód, żeby tam
dotrzeć [do Antilii] (...) a na sferach, które widziałem, i na rysunkach mappae
mundi to jest w tym regionie".
Tak więc - według Kolumba - Karaiby widniały na portugalskich mapach
świata (mappae mundi), zanim wyruszył w podróż.

353
• Ekspedycja Cabrala do Ameryki Południowej - Joao Barros, przybywając
z pierwszej wyprawy do Ameryki Południowej, pisze do portugalskiego króla
Manuela: „Lądy, jakie król zechce obejrzeć na Mappa Mundi, którą miał Pero
daz Bisagudo".
Tak więc Brazylię narysowano na portugalskiej mapie świata, zanim wyruszy­
ła pierwsza ekspedycja.

• Dias i da Gama opływają Przylądek Dobrej Nadziei - kronikarz Diasa opisuje


zbliżanie się statków do Przylądka: „Dotarł na odległość wzroku do Wielkie­
go i Słynnego Przylądka ukrytego przez wiele stuleci (...)". Chodzi o Przylą­
dek z planisfery Fra Mauro z 1459 roku (w owym czasie Fra Mauro pracował
dla Portugalczyków).
Tak więc południowa Afryka pojawia się na mapie Fra Mauro, sporządzonej
dla Portugalczyków, zanim pierwsza europejska ekspedycja dotarła do Przy­
lądka Dobrej Nadziei.

• „Pierwsze opłynięcie kuli ziemskiej" przez Magellana - u wejścia do Cieśni­


ny Magellana Magellan tłumi bunt w następujący sposób: „Kapitan powie­
dział, że była też inna cieśnina, która wychodzi stąd [na Pacyfik], mówiąc, że
znają dobrze i widział ją na mapie morskiej króla Portugalii (...)". Później, po
przepłynięciu Pacyfiku, Magellan spotkał króla Limasawy. Notatka kronika­
rza wyprawy: „I pokazuje mu mapę morską (...) mówiąc, jak odnalazł cieśni­
nę, by tutaj przybyć (...)".
Tak więc - wedle Magellana - tak zwana Cieśnina Magellana pojawiała się na
mapach, zanim Magellan wypłynął z portu; to samo dotyczy Pacyfiku.

• „Odkrycie" Australii i Nowej Zelandii przez Cooka. Mapa Dauphina (1536)


ukazująca Australię była własnością pierwszego lorda Admiralicji, Edwarda
Harleya. Kupił ją Joseph Banks, który płynął wraz z Cookiem. Od czasów
Henryka VIII rząd brytyjski posiadał mapę Jeana Rotza, na której przestawio­
no Australię.
Tak więc w Admiralicji wiedziano o istnieniu Australii z dwóch źródeł, za­
nim kapitan Cook wypłynął z portu.

• Cook wpłynął na rafę, zaznaczoną na mapach Rotza i Dauphina. Ściągnąwszy


„Endeavour" z rafy, popłynął prosto do miejsca, gdzie obecnie jest miasto
Cooktown (jedynego dogodnego portu na liczącym 1000 kilometrów wy­
brzeżu). W dzienniku napisał: „Ten port doskonale nada się do naszych ce­
lów, choć nie jest tak duży, jak mi mówiono".

354
II T Y L K O C H I Ń S K I E F L O T Y BYŁY
W S T A N I E O D K R Y Ć N O W Y ŚWIAT,
ZANIM DOKONALI TEGO
EUROPEJCZYCY

4. Według C h i ń c z y k ó w dokonał tego Z h e n g He

• Na kamiennych stelach wzniesionych w latach 1430-1431 w Liujiang jian


(31°7N, 121°35'E) i Changle (26°N, 119°35'E) czytamy, że admirał Zheng
He dotarł do 3000 krajów wielkich i małych (tłumaczenie Duyvendaka).
• Kolejne rzeźbione kamienne tablice ustawiono na Cejlonie, na wyspach Oce­
anu Indyjskiego, w delcie rzeki Kongo, na Wyspach Zielonego Przylądka,
w Ameryce Północnej, w Brazylii i na Nowej Zelandii.
• Chiński atlas gwiazd, Wu beiji, pozwala określić położenie na Ziemi na pod­
stawie współrzędnych gwiazd. Tę mapę można datować na podstawie deklina­
cji Gwiazdy Polarnej.
• Ocalałe mapy wypraw: mapa Kangnido (przedstawia wschodnią, południową
i zachodnią Afrykę); mapa Mao Kun (przedstawia Ocean Indyjski); porcela­
nowa mapa z Tajwanu (z przedstawieniem Australii); nefrytowy wisior (wi­
zerunek Antarktydy).
• Chińskie i perskie źródła, które się zachowały, podają daty wypłynięcia w 1421
i powrotu w 1423 roku flot oceanicznych dżonek: Ming-shi; Ming-shi \u\ Xiy-
angfangno zhi; Xin-jiao Ming tongjian; Mingzhi; Zubdatu't Tawarikh.
• Chińskie Ilustrowane sprawozdanie z obcych krajów (Yi yu tu zhi) z 1430 roku
przedstawia lwy i słonie z Indii; zebry i żyrafy z Afryki; pancerniki, jaguary
i mylodony z Ameryki Południowej.
• Chińska powieść z 1597 roku opisująca przygody floty Zheng He, Xiyangji.
• Dzieło życia zmarłego profesora Wei (z Nankinu) Chińskie odkrycie Ameryki
(po chińsku - nieopublikowane).
• Chińskie odkrycie Australii profesora Wei Chu-Hsiena (po chińsku, przecho­
wywane w Eastern Art Library w Oksfordzie).

5. K l u c z do odkryć — pomiar szerokości geograficznej

• Południowa część mapy Piri Reisa ukazuje z niezwykłą precyzją wybrzeże


Patagonii, Falklandy, Szetlandy Południowe, Wyspy Sandwich Południowy.
• Mapa przedstawia zwierzęta występujące wyłącznie w Ameryce Południowej
-jelenie, guanako i mylodony (obecne również w Yi yu tu zhi).

355
• Mapa Piri Reisa sporządzona została 400 lat przed tym, nim Europejczycy
dotarli do Antarktydy; ukazuje również Andy aż po Ekwador na północy
• Precyzja, z jaką narysowana została mapa Piri Reisa wraz z zasięgiem nanie­
sionego wybrzeża - od równika po Antarktydę - może oznaczać tylko jedno:
że prace kartograficzne wykonywali ludzie, którzy potrafili określać szero­
kość nawet w pobliżu biegunów, i że pomiary prowadzono równocześnie
z kilkunastu statków.

Któż inny, jeśli nie Chińczycy, dysponujący 600-letnią tradycją żeglugi oce­
anicznej, mógł dotrzeć do Antarktydy? Chińskie źródła stwierdzają, że ich floty
dotarły zarówno do bieguna północnego (stwierdzenie powtarza się trzydzie­
stokrotnie), jak i do bieguna południowego (pięć zapisów). Czy odpowiedzi
należy szukać na chińskich mapach świata i nieba? Najciekawsze źródło Wu bei
ji było poprawiane na przestrzeni wielu lat i nie wszystkie korekty są datowane.
Jak możemy je datować?
Wu beiji opisuje kurs, jaki należy obrać między Przylądkiem Dondra (Cej­
lon) a Sumatrą. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jest to kurs w kierunku
wschodnim. Bieżąca szerokość geograficzna tego szlaku to 6°N. Niemniej chiń­
skim nawigatorom radzono, by przez cały czas Gwiazdę Polarną widzieli 1 czi
nad horyzontem. To znaczy, że między czasem, kiedy dokonywano poprawek,
a chwilą obecną Gwiazda Polarna przesunęła się o 3°40'. Korzystając z progra­
mu komputerowego Microsoftu, Stany Nights (który umożliwia określanie po­
zycji gwiazd na nocnym niebie na każdą noc w ciągu ostatnich dwóch tysiącle­
ci), możemy datować Wu beiji na lata 1420-1430 (pozorne położenie Gwiazdy
Polarnej zmienia się o 1° co 175 lat w związku z precesją Ziemi).
Znając daty powstania Wu beiji, możemy porównać położenie gwiazd z księgi
z położeniem według programu Stany Nights. Na pozycji róży kompasowej
z mapy Piri Reisa (na południowy zachód od Falklandów) Canopus znajduje
się w zenicie. Kartografowie tak bardzo się trudzili, żeby zmierzyć wybrzeża
Patagonii, gdyż udało im się ustalić deklinację i wysokość Canopusa stojącego
dokładnie nad ich głowami. Chińskie źródła ujawniają, że kwestia wyznaczenia
pozycji Canopusa i Krzyża Południa od dawna absorbowała chińskich astrono­
mów. Cesarz nakazał flocie popłynąć na południe, żeby tego ważnego pomiaru
dokonała.
Potwierdzenia należy zatem szukać tam, gdzie gwiazdy Krzyża Południa
znajdują się na wysokości 90°. Na mapie Piri Reisa wyspa Deception i położenie
góry na Wyspie Livingstone'a są zlokalizowane dokładnie. Chińczycy dokonali
ich namiaru na 62°49'S, 60°38W co odpowiada deklinacji jednej z gwiazd Krzy­
ża Południa, Crucis Alpha.
Teraz Chińczycy mogli określić właściwe położenie bieguna południowego
i wyeliminować deklinację magnetyczną - Canopus i Krzyż Południa stają się

356
gwiazdami okołopolarnymi poniżej 68°S. Mogli także określać szerokości geo­
graficzne na półkuli południowej, odnosząc położenie Canopusa do Gwiazdy
Polarnej na półkuli północnej. Teraz Chińczycy potrafili nanieść na mapy całą
kulę ziemską, wykorzystując kilka flot. Wjakich miejscach powinni się znaleźć?
?
a. Na 52°40 S, deklinacji Canopusa, gwiazda stała pionowo nad głowami
obserwatorów na wszystkich statkach, czyli wszystkich pomiarów doko­
nywano z tej samej linii. I rzeczywiście, dowody bytności Chińczyków
znajdujemy na całym globie na szerokości 52°40'S - w Patagonii, na Wy­
spach Kerguelena i Campbella (które znajdujemy precyzyjnie naniesione
na mapę Jeana Rotza).
b. Na szerokości 28°30'N, na której Canopus niknie za horyzontem. I na tej
szerokości wokół całej kuli ziemskiej znajdowane są świadectwa obecno­
ści chińskich flot.
c. Na 3°20'N, gdzie w 1421 roku Gwiazda Polarna znikała za horyzontem.
Tutaj także rozsiane są świadectwa chińskich podróży.

P L A T F O R M Y O B S E R W A C Y J N E U Ż Y W A N E P R Z E Z C H I Ń C Z Y K Ó W LATACH
1421-1423

Od Ameryki Południowej po Australię


Markizy (Temoe) 134°29'N 23°22'S
Wyspy Towarzystwa (Tahiti) 149°0'W 17°50'S
Bora Bora 151°0'W 17°30'S
Samoa Zachodnie (Savai) 172°42łW 13°30'S
Tonga Tabu 175°4'W 19°42'S
Gympie (Australia) 152°42'E 26°12'S
Gosford (Nowa Południowa Walia) 151°13'E 33°26'S

Od Ameryki Południowej po Indonezję


Tahiti 149°0W 17°50'S
Malden (Kiribati) 157°43'E 1°55'N
Wyspy Salomona (San Cristobal) 161°51'E 10°26'S
Karoliny (Nan Madol) 158°21'E 6°51'N
Mariany (Saipan) 145°45'E 15°9'N
Karoliny (Yap) 138°9'E 9°31'N
Nowa Gwinea 143°38'E 3°35'S
Nankin 118°45'E 32°6'S
Pekin 116°25'E 39°55'N

357
6. C h i ń c z y c y umieli określać szerokość geograficzną

Patrz: Dodatek 4, stanowiący kluczową część wywodu.

7. Zmierzone obszary kuli ziemskiej

• Ocean Indyjski (mapa Cantina)


2
Obszar 23 040 000 km , na których leżą tysiące wysp. Jeśli założyć, że statki
płynęły w odległości 15 mil jeden od drugiego, z szybkością 4,8 węzła, a po­
miarów dokonywano przez 10 godzin dziennie, na morzu musiało znajdo­
wać się przez 18 miesięcy 30 statków.
• Ameryka Południowa i Antarktyda (mapa Piri Reisa)
W przybliżeniu 15 360 000 km 2 - około 20 statków przez ponad 18 miesięcy.
• Ameryka Północna i północny Atlantyk (mapa Cantina)
W przybliżeniu 30 720 000 km 2 - około 40 statków.
• Daleki Wschód
Nie mniej niż 20 statków przez ponad 18 miesięcy.
• Australia i Oceania
Nie mniej niż 20 statków przez ponad 18 miesięcy.
W sumie pomiary wymagały udziału nie mniej niż 130 statków, które żeglowały
przez ponad półtora roku. Jedynym krajem, który mógł wystawić tak wielką
flotę morską, żeby dostarczyć informacji kartografom, były Chiny.

8. Rozmiary chińskiej floty, jej bazy i podróże

Flota

„W okresie rozkwitu, około 1420 roku, flota dynastii Ming przewyższała o klasę
wszelkie inne floty narodów azjatyckich, a żadna z flot ówczesnych krajów eu­
ropejskich, nawet połączonych, nie mogła się z nią równać. Pod rządami cesarza
Yongle składała się ona z około 3800 jednostek, w tym z 1350 okrętów patrolo­
wych i 1350 okrętów wojennych stacjonujących w bazach straży (wei i so) albo
w bazach położonych na wyspach (zhai). Główna flota - 400 wielkich okrętów
wojennych - stacjonowała wXinjiang-kou, w pobliżu Nankinu wraz z 400 stat­
kami transportowymi do przewozu zboża. Po morzach żeglowało też ponad
250 dalekomorskich statków skarbowych (baochuan), z których każdy obsadzo­
ny był przeciętnie przez 450 ludzi około 1403 roku, a ponad 690 w 1431 roku.
Na największych jednostkach liczba załogi z pewnością przekraczała 1000 osób.

358
Kolejne 3000 statków handlowych czekało w gotowości jako okręty pomocnicze,
a wielka ilość małych jednostek służyła jako łodzie kurierskie i dozorowe. Roz­
wój, który zaczął się w 1130 roku, osiągnął szczyt w 1433 roku. Po wielkiej
zmianie w polityce flota podupadła znacznie szybciej, niż się rozrosła, tak że do
połowy XVI wieku prawie nic nie zostało z jej wcześniejszej świetności" (Need-
ham Ścieńcie and Cwilisation in China 1954, t. 4, rozdz. 3, s. 484).

Bazy

Wraz z rozwojem floty Zheng He rozrastał się system baz zamorskich. W 1421
roku Chińczycy dysponowali placówkami wokół basenu Oceanu Indyjskiego
i na wybrzeżu wschodnioafrykańskim aż do Sofali. J u ż wcześniej posiadali roz­
winiętą sieć baz w całej Indonezji i na Morzu Południowochińskim.

Doświadczenie

Od 1405 roku odbyło się pięć coraz bardziej śmiałych podróży. Podczas czwar­
tej wyprawy Chińczycy rozdzielili flotę i pożeglowali daleko na południe wzdłuż
wschodniej Afryki.
III D O W O D Y

9. Z a c h o w a n e chińskie mapy świata i nieta

Tytuł i przybliżony czas Temat/znaczenie


wprowadzenia poprawek

Wu bei ji, ok. 1422 Chińczycy twierdzą, że księga


(przetłumaczono tylko niewielki zawiera informacje dostarczone
fragment) przez Zheng He; podręcznik
podaje kursy między Chinami
a Afryką i innymi kontynentami.

Mao Kun, ok. 1403-1422 Obejmuje Wyspy Kerguelena,


Ocean Indyjski z wyspami,
wybrzeże wschodnioafrykańskie
i zawiera kursy dla sterników.

Kangnido, 1402-1473 Przedstawiono na niej Azję,


wschodnią, północną i zachodnią
Afrykę oraz Azory na Atlantyku.

Mapa gwiezdna (Mao Kun), Pozycja Gwiazdy Polarnej


ok. 1422 roku w porównaniu z Krzyżem Południa
i Alfą Centauri.

Globus Matea Ricciego, ok. 1588 Gdy brat Ricci przebywał


w Chinach, na globus naniósł
zarys Australii.

I O . Siady społeczności pochodzenia chińskiego luk azjatyckiego


napotkane przez pierwszych odkrywców europejskich
oraz Znaleziska cial

• Karaiby - Kolumb (Kuba)


• Kalifornia - Stephen Powers (rzeki Sacramento i Russian)
• Ameryka Północna - Verrazzano (Zatoka Narragansett), profesor Delabarre
(Zatoka Narragansett)
• Brazylia - Cabral (ludzie o „jasnej skórze" i Indianie Mayoruna)
• Wenezuela - Arends i Gallengo 1964 (chińskie transferyny)
• Peru - ludzie mówiący po chińsku

3óo
• Ocean Indyjski - profesor Wang Tao (groby marynarzy floty Zheng He)
• Pacyfik - profesor Wang Tao (groby marynarzy floty Zheng He)
• Panama - wyprawa Marsha Dariena, 1924
• Irlandia - Kolumb (ciała)
• Grenlandia - Kolumb („Ludzie z Cathayu byli tutaj")
• Azory - Kolumb (ciała z Corvo wyrzucone na brzeg Flores)
• Ameryka Południowa - Arias (przepłynięcie Pacyfiku), Ludovico de Varthema
• Biegun południowy - Ludovico de Varthema
• Australia - (Warrnambool)
• Pacyfik - Bougainville, Cartier, Wallace
• Afryka - ojciec Monclaro (Pate)
• Nowa Zelandia - Cook

I I . Świadectwa w miejscach pobytu chińskiej floty

Relacje ludów tubylczych na temat Chińczyków lub też „żółtych ludzi" w okresie
sprzed europejskich wypraw odkrywczych

• Afryka (Pate - wschodnie wybrzeże): Chińczycy osiedlili się między tubylca­


mi - świadectwo: żyrafa przywieziona do Chin w 1416 roku; relacja ojca
Monclaro; dzienniki Tome Piresa.
• Ameryka Północna: Kolumb spotyka ludzi, których uważa za Chińczyków;
Verrazzano (na obszarze Rhode Island) spotyka Azjatów; Indianie (z New­
port) mówią o „statku wielkim jak dom, strzelającym z armat, który żeglował
w górę rzeki"; list papieża opisujący statek barbarzyńców, który przypłynął do
Grenlandii z Ameryki Północnej.
• Kalifornia: „statki wielkie jak domy" u brzegów.
• Meksyk: relacje plemienia Narayit o statkach z Azji, które przypłynęły, zanim
przybyli Europejczycy.
• Ameryka Południowa: ojciec Arias pisze do króla Hiszpanii: „jasnoskórzy lu­
dzie przypłynęli z Ameryki Południowej przez Pacyfik".
• Antarktyda: Ludovico de Varthema twierdzi, że statek z Chin podążał za Krzy­
żem Południa do Antarktydy, gdzie dni są krótkie i jest bardzo zimno.
• Pacyfik: Bougainville i Carteret spotykają na wyspach Pacyfiku żółtoskórych
ludzi o jasnej karnacji, przypominających Chińczyków.
• Fidżi (Wyspy Yasawa): „odwiedzili nas żółci ludzie".
• Australia (relacje aborygenów): plemię Yangery, Warnambool - żółci ludzie
z wraku osiedlili się między nimi; rzeka Tweed, Queensland - ludzie w stro­
jach z kamienia próbowali pozyskiwać kopaliny w okolicy Mount Warning;
okolice Zatoki Byrona, Nowa Południowa Walia - masakra cudzoziemskich

361
marynarzy; rzeka Hawkesbury - masakra cudzoziemskich marynarzy; Fraser
Island u brzegu Gympie - małe łodzie opuściły wielki statek (J. Gren, 1862);
rzeka Glenelg, Ziemia Arnhema - „Ludzie o skórze koloru miodu osiedlili
się w Ziemi Arnhema, kobiety w pantalonach ubierały się w jedwabie, męż­
czyźni nosili długie szaty"; Gympie - „bohaterowie" wpłynęli do portu
w Gympie i zabrali z sobą skały; lud Dhamuri - wylądowali tu dziwni ludzie,
którzy zbudowali piramidy (platformy obserwacyjne).
• Nowa Zelandia: dwa bardzo wielkie statki były tam przed kapitanem C o o ­
kiem, Maorysi z North Island - jasnoskórzy ludzie osiedlili się między nimi
i płodzili dzieci; South Island - dziwne wraki (przedeuropejskie).

D z i e ł a sztuki ukazujące przedeuropejskich przybyszów

• Australia: rzeka Hawkesbury - dziwni goście w długich szatach; rzeka Gle­


nelg, Ziemia Arnhema - chińskie dżonki i Chińczycy w długich szatach (re­
lacja gubernatora Greya); Qinrans - człowiek zrzucony z konia; na północ od
Cooktown - cudzoziemskie statki.
• Meksyk: Lienzo deJucutacato ukazujące przybycie obcych; Cueva Pintada - i wi­
zerunki supernowej z Mgławicy Kraba z lipca 1054 roku, oraz drewniany kołek
datowany na lata 1400-1512, a także wizerunki obcych przeszytych strzałami.

Rysunki i napisy na europejskich mapach Australii wcześniejszych niż mapy


Van Diemena i Cooka

• Mapa Jeana Rotza: opisy Ziemi Arnhema, jej geografii i minerałów, drzew
i jezior; wschodnie wybrzeże ukazane po rzekę Swan.
• Mapa Vallarda: konie prowadzone przez Ziemię Arnhema, domy aboryge­
nów, fauna i flora.
• Mapa Toscanellego (1474): Australia z jej rzekami.

Petroglify (malowidła naskalne) sprzed epoki odkryć

• Rzeka Hawkesbury: statki obcych; przedstawienia rysunkowe pogrzebu obcych.


• Plaża Ruapuke: kaligrafia tamilska.
• Cooktown: statek obcych przybyszy.
• Rzeka Glenelg (południowa Australia): obcy żeglarze.
• Meksyk: wybuch w Mgławicy Kraba (odnotowany przez Chińczyków w 1054
roku n.e.).
• Nowa Anglia: statki obcych i wrak okrętu (Dighton Oak); statek obcych
(Chelmsford, Massachusetts).
• Ameryka Północna: rzeźby/malowidła przedstawiające konie (wymarłe na tym
kontynencie 10 000 lat p.n.e.); równiny Missisipi, Kolorado, Wisconsin, Lu-
izjany Oklahomy; Chichen Itza (Jukatan); Salem (Nowy Jork).

362
RELACJE W S P Ó Ł C Z E S N Y C H WYDARZENIOM HISTORYKÓW

Autor Tytuł/opis Data


powstania
(publikacji)

Chen Cheng Dziennik wyprawy do Zachodnich 1405-1414


(Chińczyk) Regionów - wspomina o przyjaznych
gestach cesarza pod adresem Persji
i opisuje ponowne otwarcie dróg
handlowych prowadzących do basenu
Morza Śródziemnego.

Ma Huan Yingyai shenglan - jest to ogólny przegląd 1416-1433


(Chińczyk) wybrzeży oceanicznych. Chińska flota
w południowo-wschodniej Azji
i na Oceanie Indyjskim.

Fei Xin Xingcha shenglan (Cudowne wizje 1405-1431


(Chińczyk) z gwiezdnej tratwy) - chińska flota (1436)
dociera do Afryki, a potem na Timor
(wschodnia Indonezja), 480 kilometrów
od Australii.

Ibn Taghri-Birdi Nujum (Historia Egiptu) - chińska flota 1431


(Egipcjanin) dociera do Morza Czerwonego i Dżeddy.

Ghyiash ad Din Zubdatu't Tawarikh (Śmietanka kronik) - 1419-1422


Naqqash opis inauguracji Zakazanego Miasta (1424)
(dyktowane 2 lutego 1421 roku, przybycia
Hafizowi Abru i powrotu delegatów.
- Persowi)

Niccoló da Conti Podróże - autor twierdzi, że podróżował ok. 1424 (1434)


(Wenecjanin) do Australii. Opisuje chińską flotę
przemierzającą Ocean Indyjski i swoją
podróż do Australii i Chin.

Fra Mauro Zapiski na planisferze wspominają ok. 1424 (1459)


o wielkiej chińskiej dżonce płynącej
bez zawijania do portu przez Ocean
Indyjski (pod koniec 1420 roku),
opływającej Przylądek Dobrej Nadziei
1 płynącej ku Wyspom Zielonego
Przylądka oraz ku „ponurym wyspom".

3ó3
Ibn Battuta Osobliwości miast i dziwy podróży ok. 1325 (1356)
- opisuje wielkie chińskie statki
na Oceanie Indyjskim.

Haiyao bencao Shan haijing (Księga gór i mórz). ok. 330 roku
(Chińczyk) Zhui xiao (Atlas obcych krajów) p.n.e.
- opisuje lekarstwa przywiezione (ok. 265-316
z Indii i południowo-wschodniej Azji; n.e.)
bumerangi aborygenów, Pigmejów
z Queensland.

12. Rośliny rosnące tylko na jednym kontynencie/ przeniesione


na inny

Przed europejskimi wyprawami odkrywczymi

Z Chin:
• do Australii - lotos i papirus
• do Ameryki Północnej - ryż, ziarna maku, róże (Rosa laet/igata)
• na wyspy pacyficzne - morwy
• do Ameryki Południowej - ryż

Z tropikalnych regionów Azji:

• na wyspy pacyficzne - taro, ignamy, banany, kurkuma, tykwy

Z Malezji:
• na wyspy pacyficzne - Maranta arundinacea
• do Chin - guma, pieprz
Z Indii:
• na wyspy północnego Pacyfiku - trzcina cukrowa, dziki imbir
• do Ameryki Północnej i Południowej - bawełna
• na wyspy pacyficzne - bawełna

Z Afryki:
• na środkowy Pacyfik - tykwa

Z Ameryki Południowej:
• do Chin - kukurydza
• do południowo-wschodniej Azji - kukurydza

364
• na Nową Zelandię - kumera
• na wyspy pacyficzne - ignamy, słodkie ziemniaki
• do Australii - 74 różne rośliny
• na Filipiny - ziemniaki, kukurydza

Z południowego Pacyfiku:
• na północny Pacyfik (Hawaje) - bambus, orzechy kokosowe, Piper methysti-
cum, Aleurites moluccana, hibiskus
• do Ameryki Środkowej - orzechy kokosowe

Z wyspy Norfolk:
• na Wyspę Campbella - sosna z Norfolk

Z Indonezji:
• do Chin - przyprawy

Z Filipin:
• do Chin - pieprz

Z Ameryki Północnej:
• do Chin - kukurydza, amarant

Z Meksyku:
• na Filipiny - tytoń, słodkie ziemniaki, kukurydza (widziana przez Magellana,
pierwszego Europejczyka); prawdopodobnie ananasy, Maranta arundinacea,
orzeszki ziemne, lima (Phasealus lunata) i ignamy, balimbing (karambola),
maniok, chico, papaja, zapute, pomidory i kabaczki (Magellan nie wspomina,
że widział te rośliny)

Rośliny znalezione p r z e z pierwszych Europejczyków, którzy przybyli na Hawaje

Sprowadzone:
• ze strefy tropikalnej w Ameryce - słodkie ziemniaki
• z Indii - dziki imbir
• z wysp pacyficznych - bambus, drzewo chlebowe, Aleurites moluccana, hibi­
skus, kava (Piper methysticum)
• ze strefy tropikalnej w Azji - taro, roślina ti, ignamy (pięciolistne), banany,
kurkuma
• z Archipelagu Malajskiego - Maranta arundinacea
• ze wschodniej Azji - pieprz, morwa

365
Rośliny znalezione na Wyspie Wielkanocnej

Sprowadzone:
• z Ameryki Południowej - trzcina totora, pomidory, tytoń, słodkie ziemniaki
• z południowego Pacyfiku - orzechy kokosowe
• z południowo-wschodniej Azji - ignamy
• z Ameryki Środkowej - papaja

13. Z w i e r z ę t a zamieszkujące tylko jeden kontynent, spotykane


na innym

Drób azjatycki - Ameryka Południowa. Drób, jaki napotkali Hiszpanie i Portu­


galczycy przybywający do Ameryki Południowej, był zupełnie inny niż ten, któ­
ry zostawili w domu - amerykańskie kury składają jaja o błękitnych skorupkach
i noszą azjatyckie nazwy. Nie zjada się ich, lecz używa do praktyk religijnych.
Mają inne grzebienie, pióra, ostrogi, rozmiar, kształt, nogi, szyje, głowy; napo­
tykano tu drób malajski, o kręconych piórach i chiński z Koczinu. Aż do XVII
wieku ludy śródziemnomorskie nie znały licznych odmian drobiu azjatyckiego
występującego w Ameryce. Drób azjatycki nie potrafi latać; ktoś zabrał ptaki do
Ameryki, zanim przybyli tam Europejczycy.

Konie - Ameryka Północna. Kości i czaszki - obszar dorzecza Missisipi i Kana­


da. Malowidła/rzeźby koni - Ameryka Północna, Australia i Meksyk (Tkanina
z Jucutacato) oraz na Jukatanie.

Chińskie psy - Meksyk, Ameryka Południowa, Afryka Południowa, południo­


wo-wschodnia Azja, Pacyfik, Falklandy, Nowa Zelandia, Tahiti (Cook).

Wydry morskie - Nowa Zelandia (z Indii).

Lwy słonie i tygrysy z Indii; żyrafy, nosorożce, strusie i zebry z Afryki; kangury
z Australii - w chińskim cesarskim ogrodzie zoologicznym.

366
14. D o w o d y rozwiniętego górnictwa i metalurgii Znalezione przez

pierwszych Europejczyków

Górnictwo

• Australia
Gympie - złoto
Ziemia Arnhema - ołów
• Fidżi - miedź (Lasawa)
• Arktyka
Wyspy Devon i Bathurst - wytapianie brązu, żelaza, miedzi
• Ameryka Północna - węgiel (Newport)
• Meksyk - miedź, złoto

Metalurgia przedkolumbijska, wyroby z laki i barwniki w Ameryce Środkowej

Na niewielkim obszarze w Meksyku (Michoacan - Rio Balsas) natrafiono na


następujące przedkolumbijskie wytwory i gałęzie rzemiosła (obszar pojawia się
na mapie Waldseemiillera):
• stary wrak statku
• Tkanina z Jucatacato (obrazy ludzi przybywających ze statku)
• górnictwo miedzi korzystające z zaawansowanych technologii
• wytwarzanie pudełek z laki przy użyciu chińskiej techniki
• barwniki wytwarzane przy użyciu chińskich techniki wydobywania substan­
cji barwiących z owadów, mięczaków, liści i korzeni
• Hachuelas podobne do tradycyjnych wzorów buddyjskich
• lustra identyczne z lustrami występującymi w lamaizmie

15. ^fyraki tardzo starych/ wielkich/ niezidentyfikowanych statków


na trasie chińskiej floty

• Indonezja
• Wietnam (2)
• Annam (1)
• Filipiny (Pandanan)
• Karaiby (9)
• Australia: zachodnie wybrzeże - Perth (zatoka King Sound), Perth (mocza­
ry); południowe wybrzeże - Warrnambool („mahoniowy okręt"); wschodnie
wybrzeże - Zatoka Byrona, Woolongong, wyspy Double i Fraser; północne
wybrzeże - kotwica

367
• Nowa Zelandia: Wyspa Campbella; plaża Ruapuke; Dusky Sound
• Ameryka: wybrzeże pacyficzne, plaża Nehkanie; San Francisco; dżonka z Sa­
cramento; Los Angeles - kotwica; wybrzeże atlantyckie: zatoka Narragansett
• Meksyk: Bahia de Zihuatanejo (Playa la Ropa); chińskie stroje wyrzucone na
brzeg w Zihuatanejo (Playa la Ropa)
• Chiny (Nankin)
• Ekwador - kotwica

l ó . A r t e f a k t y i ofiary wotywne

Porcelana

• Wschodnia i południowa Afryka: porcelana z wczesnej epoki Ming widywana


przez pierwszych europejskich odkrywców w pałacach władców na całym
wybrzeżu wschodnioafrykańskim
• Australia: porcelana z wczesnej epoki Ming znajdowana w Bradshaw, na wy­
spie Elecho, Yirrkalla, na Wyspie Winchelsea, na Przylądku Jork, w Gympie,
na Tasmanii
• Ameryka, wybrzeże pacyficzne: porcelana z epoki Ming
• Meksyk (Zihuatanejo)
• Filipiny i Indonezja: Magellan opisuje władców ubranych w jedwabie, uży­
wających talerzy z wczesnego okresu Ming

Ofiary wotywne

• Afryka Wschodnia (Pate): lew z brązu


• Azory (Corvo): posąg (Yongle?) znaleziony przez pierwszych Europejczy­
ków, którzy tu wylądowali
• Australia (Nowa Południowa Walia): skarabeusze z onyksu, głowa Tianhou,
kamienne głowy; Queensland - nefrytowy Budda, Ganeśa, Hanuman, skara­
beusze z onyksu; Ziemia Arnhema - nefrytowa figurka Shu Lao
• Nowa Zelandia: kaczka z serpentynu (plaża Ruapuke); chińska figurka z ste­
atytu (Mauku, Auckland)
• Meksyk (granica z Gwatemalą)

Inne przedmioty

• Meksyk, Pate (Afryka Wschodnia): pudełka z laki wykonane chińską techniką


• Karoliny: różowe paciorki i obsydian z Meksyku
• Atol Hao (Archipelag Tuamotu): szmaragdowy pierścień
• Joluca (Meksyk): rzymskie popiersie

368
• Salwador, na granicy z Gwatemalą: posążki egipskie
• Peru: brązy i ceramika z chińskimi inskrypcjami
• Nazca (Chile): brązy i ceramika z chińskimi inskrypcjami
• Teotihuacan (Meksyk): chiński medalion z nefrytu
• Chiapa de Corzo (Meksyk): chiński kolczyk z nefrytu
• Nowa Zelandia: „dzwon Colenso"

17. Kamienne budynki/ platformy obserwacyjne i kamienie


z inskrypcjami

Platformy obserwacyjne i obserwatoria

• Australia: Penrith, na zachód od Gór Błękitnych; Gympie; środkowe wybrzeże


Nowej Południowej Walii; Atherton
• Północny Atlantyk: Okrągła Wieża z Newport; Wyspy Kanaryjskie; zatoka
Kane Basin (Arktyka)
• Pacyfik: Tuamotu; Tahiti; Markizy; Wyspy Towarzystwa; Karoliny - Lele,
Ponape, Nan Mandol, Yap, Tobi; Mariany - Saipan; Wyspy Gilberta - Kiriba­
ti; Wyspy Salomona - San Cristobal; Mala; Nowa Gwinea (5); Wyspa Malde-
na; Wyspa Magnetyczna
Uwaga: późniejsze zestawienie udowadnia, że obiekty te zostały wzniesione przez
flotę płynącą zgodnie z kierunkiem stałych wiatrów.

Rzeźbione stele stanowiące zapis wyprawy

• C h i n y - Liujiangjian
• Malaje - Malakka
• Cejlon/Sri Lanka - Przylądek Dondra
• Indie - Kalikat, Koczin
• Afryka - wodospad Matadi (Kongo)
• Wyspy Zielonego Przylądka - Janela
• Ameryka Południowa - Santa Catarina
• Nowa Zelandia - plaża Ruapuke

• Ameryka Północna - Dighton Rock, „kamień z Sacramento"

Kamienie zaznaczające pozycję


• Ameryka Północna - Peabody, Royaston, Barre, Shutesbury, Chelmsford,
Upton, Concord, Waltham, Carlisle, Acton, Lynn, Cohasset, Newport, Kali­
fornia

369
Kamienne domostwa

• Ameryka Północna - zatoka Narrangasett, na wschód od zatoki San Franci­


sco (chińska wioska)
• Arktyka - Nowa Fundlandia; Labrador; zatoka Kane Basin
• Australia - zatoka Bittangabee, Newcastle, Sydney

Kamienne znaki określające pozycję

• Nowa Fundlandia
• Labrador
• Zatoka Kane Basin
• Hebrydy Zewnętrzne

OKRĄGŁA WIEŻA Z NEWPORT - OBSERWATORIUM ASTRONOMICZNE

Metoda izotopowa pozwoliła datować wieżę na co najmniej 1410 rok. William


S. Penhallow, emerytowany profesor fizyki z Rhode Island University stwier­
dził, że wieża ma formę cylindra z łukami osadzonymi na ośmiu filarach, a okna
rozstawione są w taki sposób, żeby umożliwić obserwacje astronomiczne
(w trzech wymiarach) Słońca, Księżyca, Gwiazdy Polarnej i Dubhe (Wielka N i e ­
dźwiedzica) podczas wiosennej równonocy i zimowego przesilenia. We wza­
jemnym układzie tych okien można znaleźć wszystko, czego potrzeba do okre­
ślania długości geograficznej na podstawie zaćmienia Księżyca. Na północny
wschód od wieży znaleziono konstrukcję (być może linię gnomonu), która jest
obecnie badana. Autor poprosił o przeprowadzenie analizy zaprawy użytej do
budowy wieży, żeby sprawdzić, czy zawiera mąkę ryżową albo gips, składniki
stosowane przez Chińczyków, żeby dodać mocy zaprawie. Wyniki badań nieba­
wem zostaną udostępnione.

1 8 . D o w o d y lingwistyczne

Lingwistyka

Identyczne albo bardzo podobne nazwy używane przez Chińczyków i ludy


wschodniej Afryki (bajun - ludzie o skórze koloru miodu) oraz Australii (Bajuni
- ludzie o skórze koloru miodu); na Nowej Zelandii (kumam) i w Meksyku
(kumar) na określenie słodkich ziemniaków; w Ameryce Południowej tratwa to
balsa, a łódź sampan.

370
Języki

Po chińsku mówiono w Kalifornii, nad rzeką Russian (według Powersa) i w wio­


sce peruwiańskiej.

19. Zwyczaje i gry

Meksyk (opis profesora Needhama)

• Skomplikowane ceremonie sprowadzania deszczu, takie same jak w Chinach


• Bębny teponatzli takie jak mu yu
• Wyroby ceramiczne na trójnogach
• Kalendarz o podwójnej permutacji
• Zaawansowane paralele w symbolicznych korelacjach kolorów, zwierząt itp.,
„królik na Księżycu" - baśń identyczna u Azteków i w Chinach
• Gry (parolli)
• Przyrządy do liczenia (kipu)
• Muzyka - ponad 50% typów amerykańskich instrumentów muzycznych wy­
stępuje w interiorze birmańskim
• Podgłówki
• Chińskie tyki do noszenia ciężarów

Kalifornia - między rzekami Russian a Sacramento (według raportu sporządzone­


go p r z e z majora Powersa na zlecenie rządu)

• Plemiona Win Tun, Porno, Yukil, Mai Du: podobieństwa językowe z Chinami;
gry hazardowe; przedstawienia teatralne; ubiory kobiet i fryzury; wnyki z przy­
nętą na dzikie ptactwo; pochówki w ziemi ojców; podstawą bytu jest rolnictwo,
a nie myśliwstwo; mężczyźni noszą brody; wyrafinowana ceramika; pięknie
zdobione noże z jaspisu; rowy nawadniające i budowle z kamienia.
IV ANALIZA DNA
MITOCHONDRIALNEGO

2 0 . Analiza D N A

• Kalifornia - rzeki Sacramento/Russian (plemiona Win Tun, Porno, Yukil i Mai


Du)
• Meksyk - Indianie Michoacan (wybrzeże pacyficzne)
• Gwatemala - Indianie z wybrzeża pacyficznego na granicy z Salwadorem
• Półwysep Darien - biali Indianie (ekspedycja Marsha Dariena)
• Indianie z zachodniej Wenezueli (ludy Trapa, Paraujano i Macoita)
• Brazylia - Indianie Mayoruana
• Afryka (Pate) - Bajuni
• Australia, Ziemia Arnhema - aborygeni
• Pacyfik - Tahiti, Bora Bora, Kiribati, Karoliny, Mariany (groby chińskich
marynarzy - profesor Wang Tao)
• Ameryka Północna - Indianie z zatoki Narragansett (profesor Delabarre)
• Nowa Zelandia - Maorysi pomiędzy Ruapuke a Auckland (rzeka Waikato)

21. Z ę b y tubylców

Konsultatem jest profesor Christa G. Turner II. Mam nadzieję, że wyniki badań
zostaną niebawem udostępnione.

V WYBRANA BIBLIOGRAFIA

Jak do tej pory najobszerniejszą bibliografię znaleźć można w Pre-Columbian


Contacts with the Americas Across Oceans: An Annotated Bibliography Johna L. Soren-
sona i Martina H. Raisha (Provo Research Press, 1990). Wymieniono tam kilka
tysięcy książek.
DODATEK 2

RELACJE

N A O C Z N Y C H

Ś W I A D K Ó W
Zakasane Miasto

Hafiz Abru Zubdatu't Tawarikh


1419-1422, rozpowszechnione od 1424
Tłum. ang. K.M. Maitra/1 Persian Embassy to China, Lahore 1943

Marco Polo Opisanie świata


1271-1295, rozpowszechnione od ok. 1297
Warszawa 1993

Jedwakny Szlak

Qiu Changchun Changchun zhenren xi you ji


1405-14, rozpowszechnione od 1414
Tłum. ang. A. Waley The Travels ojanAlchemist, Londyn 1931

Marco Polo Opisanie świata


op. cit.

Hafiz Abru Zubdatu't Tawarikh


op. cit.

Chińskie imperium morskie

Ma Huan Yingyai shenglan


1416-1433, rozpowszechnione od 1433
Wyd. i tłum. ang. J.VG. Mills The Ouerall Suwey oj the Ocean Shores, Londyn 1970

Fei Xin Xingcha shenglan


1405-1431, rozpowszechnione od 1436
Tłum. ang. J . V G . Mills Mawellous Visionsjrom the Star Rajt, Wiesbaden 1996

U p a d e k kolosa

Hafiz Abru Majma al-Tarawikh


op. cit.

A t a k Tamerlana na Chiny

Ibn Chaldun^/-7dV/f
1405, rozpowszechnione od 1405
Tłum. ang. WJ. Fischel Ibn Khaldun in Egipt, Berkeley 1967

374
Ibn Arabshah Tamerlan
1395, rozpowszechnione od ok. 1440
Tłum. ang. J . H . Sanders, Londyn 1936
R. Gonzales de Clavijo Poselstwo na dwór Tamerlana
1403-1406, rozpowszechnione od 1406
Tłum. G. le Strange Embassy to the Court ofTamburlane, Londyn 1928

Islamskie drogi handlowe

Ibn Chaldun Al-Ta'rif


op. cii.
Ibn Taghri-Birdi Historia Egiptu 1382-1469
Tłum. ang. W. Popper, The History of Egipt 1382-1969, Berkeley 1954

Ahmad al-Makrizi Historia Egiptu


Tłum. franc. E. Brochet LHistoire de VEgypte, Paryż 1908

Handel Indii % Chinami

Abdul Razak Podróże


Wyd. i tłum. ang. R.H. Major Travels w: India in theFifteenth Century, Londyn 1857
Yahya Sirhindi Tarikh I-Mubarak
1400-1421, rozpowszechnione od 1421
Kalkuta 1931

Ibn Arabshah Tamerlan


op. cii.
Niccoló da Conti Podróże
Ok. 1424, rozpowszechnione od ok. 1434
Wyd. i tłum. ang. R.H. Major The Travels of Niccolb da Conti, w: India in the Fif-
teenth Century, Londyn 1857

Indyjski handel oceaniczny

Ibn Battuta Osobllwosa miast i dziury podróży 1325-1354


1325-54, rozpowszechnione od 1356
Warszawa 1962

Ludovico de Varthema Podróże


Ok. 1506

375
Tłum. ang. J.W. Jones The Trcwels ofL. De Vańhema, Londyn 1863
Ma Huan Yingyai shenglan
op. cit.
Fei Sin Xingcha shenglan
op. cit.

Szlaki handlowe na Bliskim Wschodzie

Ahmad al-Makrizi Historia Egiptu 1382-1469


op. cit.

Ibn Ch&ldun Al-Ta'rif


op. cit.

Okrążenie Bizancjum przez Turków osmańskich

Bertrandon de la Broąuiere Voyage d'Outremer


1421-1432, rozpowszechnione od 1455
Tłum. ang. i wyd. G.R. Kline, Nowy Jork 1988

H. Dukas Historia Turco-Byzantina


1455
Tłum. ang. H J . Margoulias Decline and Fali ojByzantium to the Ottoman Turks,
Detroit 1975
Pedro Tafur Andanazas y Viajes
1435-1439, rozpowszechnione od 1439

G. Phrantzes Kroniki
1460-1477

Wyd. I. Bekker Chronicon Maius, Londyn 1838

Rosja
Średniowieczne kroniki ruskie
1380-1422
Wyd. S. Zenkowski Mediaeval Russian Epics, Chronicles and Tales, Nowy Jork 1974
Bertrandon de la Broąuiere Voyage d'Outremer
op. cit.

37Ó
Tajna historia Mongołów
1240, rozpowszechnione po 1368
Warszawa 1989

Święte Cesarstwo Rzymskie

Jan Hus De Ecclesia


1413

Tłum. ang. D.S. Schaff, Nowy Jork 1915

Henryk V
Anonim Incerti Scriptoris Chronicon Angliae de Regnis Ricardus II... Henricus VI
1377-1470
Wyd. J . S . Davies English Chronicles of the Reigns of Richard II... Henry VI, Londyn
1856
Anonim Red Book of the Exchequer
Ok. 1192
Wyd. H. Hall, Londyn 1896
J. Wycliffe The Laniem of Light
1405
Wyd. L.M. Swinburn, Nowy Jork 1971
M. Kempę The Boke ofMargery Kempę
Ok. 1435, rozpowszechnione ok. 1450
Wyd. L. Staley, Kalamazo, 1996

V Loberia Amadis le Gaul


Ok. 1405
Wyd. i tłum. ang. R. Southey, Londyn 1872

Renesans i rewolucja techniczna

F. Datini Archwio Datini


Napisane w latach 1363-1410
Prato - Archivio delio Stato

M. Taccola De Ingeneis
1427-1433, rozpowszechnione od 1433

377
Wyd. i tłum. ang. F.D. Prager i G. Scaglia Marian Taccola and his Book De Ingeneis
Londyn 1972

^X4necja

M. Contarini Zapiski
Napisane w latach 1421-1424, Archiwum Państwowe w Wenecji

Francuskie odkrycia przed Kolumbem

Register of Confiscations in Normandy (Rejestr Konfiskat w Normandii)


1420
Public Record Office

J. de Bethencourt Le Canarien, livre de la conąuete et corwersion des Canaries


Tłum. ang. R.H. Major, Londyn 1872

J. Rotz The Boke ofldrography


Wyd. H. Wallis, Oksford 1981

Odkrycie N o w e g o Świata przez Henryka Żeglarza

A. Galvao Odkrycie świata


Wydane w 1568

Tłum. ang. R. Hakluyt The Discoueries of the World, Nowy Jork 1969

Kolonizacja Ameryki
Bernardino de Sahagun Historia General de las Cosas de la Nueva Espańa
Tłum. ang. i wyd. A J . O . Anderson i C E . Dibble General History of the Thing
ofNew Spain, Salt Lake City 1970
B. Diaz de Castillo Prawdziwa historia podboju Meksyku
1568
Tłum. ang. A. Idell The True History of the Conąuest ofMexico, Nowy Jork 1957

Juan de Beranzos Suma y Narración de los Incas


Tłum. ang. R. Hamilton i D. Buchanan Narrative of the Incas, Austin 1966
Ayala Felipe Huaman Nueua Crónica y Buen Gobierno
1613-1615

378
E Cieza de Leon Crónicas
Tłum. ang. H. De Onia The Incas of Pedro Cieza de Leon, Oklahoma 1959
Garcilaso de la Vega Commentarios Reales de Los Incas
Wydane ok. 1605
Wyd. R. Hamilton Royal Commentary of the Inca, Austin 1996
Dokumenty z klasztoru franciszkanów w Areąuipa

Tutul Xiu Zapiski rodziny Xiu


Napisane w latach 1419-1442, Merida, Jukatan

Diego de Landa Relacion de las Cosas de Yucatdn


1566
Tłum. ang. W. Gates Yucatan Before and After the Conąuest, Baltimore 1937

AAiscellanea

Codex Borbonicus
1507
Wyd. G.C. Vaillant A Sacred Almanac of theAztecs, Nowy Jork 1940
Codex Borgia
Wyd. G. Diaz, A. Rodgers i B.E. Byland, Londyn 1993
Codex Mendoza
1541
Wyd. F.F. Berdan & ER. Anawalt, Berkeley 1992
F. Diego Duran Historia de las Indias de Nueva-Espańa y Islas de Terre Firmę
Ok. 1570
Tłum. ang. D. Hayden History of the Indies ofNew Spain, Oklahoma 1966
H. Cortes Documentos Cortesianos
Wyd. J . L . Martinez, Meksyk, 1990
DODATEK 3

NAJWAŻNIEJSZE

MAPY PRZEDSTAWIAJĄCE

PIERWSZE OPŁYNIECIE

KULI Z I E M S K I E J
Data Nazwa Kartografowie: Miejsce
pierwsi twórcy mapy przechowywania
1402- Kangnido Chińczycy Jedna kopia z 1470 roku
1473 i Koreańczycy na uniwersytecie
Ryukoku, Kyoto, Japonia

1513 Mapa Chińczycy, później Muzeum Topkapi,


Piri Reisa Portugalczycy; oparta Stambuł, Turcja
(tureckiego w części na mapie
admirała) świata z 1428 roku

1540- Mapa Chińczycy, później British Library, Londyn,


1442 Jeana Rotza Portugalczycy, oparta Anglia
(kartografa w części na mapie
z Dieppe) świata z 1428 roku

1420 Wu beiji Chińskie wskazówki Własność rządu


dla żeglarzy chińskiego w Pekinie

1422 Mapa Chińczycy; ukazuje Pekin


Mao Kun w formie obrazkowej
szlak floty Zheng He
na Oceanie Indyjskim

1502 Mapa Biblioteca Estense,


Cantina Modena, Włochy

1505 Mapa Chińczycy, James Ford Bell Library,


Caveria później Portugalczycy University of Minnesota,
Minneapolis

1424 Mapy Chińczycy, Library of Congress,


Pizzigana później Portugalczycy Stany Zjednoczone
i Waldsemiillera
z 1424 roku
DODATEK 4

OKREŚLANIE

DŁUGOŚCI GEOGRAFICZNEJ

PRZEZ CHIŃCZYKÓW

W POCZĄTKACH XV WIEKU
A U T O R Z Y

Prof. John 01iver, członek rady wydziału astronomii University of Florida


Marshall Payn
Gavin Menzies, autor książki

SPIS T R E Ś C I

Wstęp

Z n a j o m o ś ć astronomii w C h i n a c h w 1421 roku

A A e t o d y pomiaru czasu

C h i ń s k i e obserwatoria

Zaćmienia

N a s t ę p s t w o w y d a r z e ń p o d c z a s zaćmienia K s i ę ż y c a

O k r e ś l a n i e długości geograficznej z a p o m o c ą p o m i a r u czasu

w trakcie zaćmień K s i ę ż y c a

D o w ó d n a p r a w d z i w o ś ć teorii

Zastosowania praktyczne

384
Wstęp ( G a v i n Menzies)

Autor twierdzi, że podczas szóstej podróży (1421-1423) chińscy naukowcy


udoskonalili metodę określania długości geograficznej. Dzięki temu udało im
się dokładnie - z uwzględnieniem długości geograficznej - nanieść na mapy
wybrzeże wschodnioafrykańskie, które później pojawia się na mapie Cantina
(1502). Nastąpiło to na około 300 lat przed wynalezieniem przez Johna Harri­
s o m chronometru. Współrzędne punktów na wybrzeżu wschodnioafrykańskim,
pomiędzy Cape Town a Dżibuti, liczącym 70 000 mil morskich, są prawidłowe,
a błąd nie przekracza 20 mil morskich (20 sekund). Szczegółową argumentację
tezy, że Chińczycy jako pierwsi dokonali tych pomiarów, a ich pracę wykorzy­
stano do stworzenia mapy Cantina, można znaleźć w rozdziale 6 tej książki.

Znajomość astronomii w Chinach w 1421 roku ( G a v i n Menzies)

W czasach szóstej wyprawy floty Zheng He Chińczycy posiadali już 600-let-


nie doświadczenie w sporządzaniu map nieba. Od stuleci obserwowali pulsary,
kwazary i gwiazdy neutronowe, a powrót komety Halleya potrafili przewidzieć
już w II wieku p.n.e. Wiedzieli, że Ziemia jest kulą, i podzielili ją na 365,25
stopni (liczba dni w roku) szerokości i długości geograficznej. Długość określa­
no na wschód i zachód od Pekinu; szerokość określano w odniesieniu nie do
równika, lecz do Gwiazdy Polarnej na północy i do punktu środkowego pomię­
dzy gwiazdami okołopolarnymi na południu, osiągając te same rezultaty, co wiele
lat potem Europejczycy. Po wyprawie Wielkiego Eunucha Hong Bao na Antark­
tydę w początkach roku 1422, Chińczycy poznali właściwą pozycję bieguna po­
łudniowego. Mogli więc wprowadzić poprawkę na deklinację magnetyczną i ob­
liczać szerokość na półkuli południowej, tak jak to robili w stosunku do Gwiazdy
Polarnej na półkuli północnej. We wczesnej epoce Ming astronomowie z Peki­
nu nanieśli na mapy nieba nie mniej niż 1400 gwiazd przesuwających się co noc
po nieboskłonie. Obserwację nieba na nowo wprowadził cesarz Yongle. Chiń­
czycy potrafili z dużą dokładnością przewidywać zaćmienia zarówno Słońca,
jak i Księżyca.

Metody pomiaru czasu ( G a v i n Menzies)

Warunkiem określenia długości geograficznej jest dokładny pomiar czasu.


Chińczycy obliczali upływ czasu na podstawie pomiaru cienia słonecznego.
Najsłynniejszym chińskim obserwatorium jest wieża Zhou Gong, wybudo­
wana 700 lat temu w formie ściętej piramidy z platformą o powierzchni 2,25 me­
tra kwadratowego na szczycie. Stoi na niej budynek o trzech pomieszczeniach,

385
z widokiem na 12-metrowy gnomon - pionowy pal - tkwiący od północnej
strony. W obserwatorium znajduje się także cienki pionowy pręt służący do ob­
serwacji przejścia przez koło południka, a w jednym z pomieszczeń trzymano
klepsydrę lub wielki zegar wodny.
Platforma do mierzenia cienia słonecznego rozciąga się na północ od wieży
na długość 36 metrów. Wzdłuż biegną dwa równoległe rowy z wodą, a kamienie
platformy ułożono równolegle do poziomu wody.
Sam gnomon ma wysokość 12 metrów, Chińczycy mierzyli długość jego cie­
nia. Przypomnijmy, że podczas równonocy na równiku Słońce wschodzi dokład­
nie na wschodzie i znika za horyzontem na zachodzie. W południe jest dokładnie
nad obserwatorem i wtedy nie rzuca cienia. Najdłuższe cienie są o wschodzie
i o zachodzie. Długość cienia wskazuje czas w konkretnym dniu i konkretnym
miejscu.
W 721 roku n.e. Chińczycy odkryli, że długość cienia zmienia się nie tylko
z upływem dnia, ale zależy też od tego, który to dzień w roku i na jakiej szerokości
znajduje się obserwator. Przeprowadzili pomiary w obserwatoriach położonych
pomiędzy szerokościami 17°20'N a 40°N. Wzdłuż tego południka, na liczącej ty­
siące kilometrów linii, zmierzyli równocześnie długość cienia podczas przesilenia
letniego i zimowego, używając wszędzie takiego samego gnomonu o wysokości
2,4 metra. Doświadczenie wykazało, że długość cienia zmienia się o ponad 9 cen­
tymetrów co 650 kilometrów szerokości. Dzięki temu mogli wprowadzać po­
prawkę ze względu na szerokość geograficzną miejsca obserwacji.
Wiedzieli też, że długość cienia waha się w zależności od pory roku. Zmie­
rzyli, że wynosi ona 3,71 metra podczas przesilenia letniego i 23,02 metra pod­
czas przesilenia zimowego, co umożliwiło im wprowadzanie poprawek w za­
leżności od tego, który to dzień w roku, oraz od tego, jaką pozycję zajmował
obserwator.
Wreszcie nauczyli się uwzględniać nieregularności w ruchu Ziemi wokół
Słońca, spowodowane ekscentrycznością ziemskiej orbity i różnicą miedzy rów­
nikiem a ekliptyką - znaną jako „równanie czasu" [różnica między czasem sło­
necznym prawdziwym a czasem słonecznym średnim - R J ] . Sprawia ono, że
między czasem słonecznym a czasem absolutnym występuje różnica, która mak­
symalnie wynosi + 1 4 minut 30 sekund w lutym, a -16 minut 30 sekund w li­
stopadzie. Chińczycy tak ściśle obliczali równanie czasu, że wielki matematyk,
Laplace, napisał: „Obserwacje [dokonywane przez Chińczyków] między ro­
kiem 1277 a 1280 są cenne ze względu na ich wielką precyzję i dowodzą nieza­
przeczalnie zmniejszenia się nachylenia ekliptyki i wychylenia orbity ziemskiej
między tamtymi czasami a chwilą obecną" (Needham, 1954, t. 3, s. 398). Ilu­
stracją tej niezwykłej precyzji jest oszacowanie przez chińskich astronomów
długości miesiąca synodycznego na 29,530591 dnia - z błędem wynoszącym
mniej niż sekundę na miesiąc.

386
Chińskie obserwatoria ( O a v i n AAenzies

Chińczycy wybudowali repliki wieży Zhou Gong, najpierw w Nankinie, po­


tem, gdy w 1421 roku stolicę przeniesiono na zachód - w Pekinie. Później, o czym
mowa w rozdziałach 4 i 8, wznieśli obserwatoria na całym świecie. Ich wyposaże­
nie znamy z inwentarza znajdującego się w Historii dynastii Juan (1276 -1279) (Need-
ham, 1954, t. 3, s. 369). Oto najważniejsze elementy wyposażenia:

Huntian xiang - globus nieba (pierwszy instrument Ricciego)


Yangyi - zegar słoneczny
Gaobiao - gnomon wysokości 12 m, jak w Jang Zheng
Liyun yi - teodolit
Zhengli - przyrząd weryfikacyjny do określania dokładnej pozycji Słońca i Księ­
życa przed zbliżającym się zaćmieniem
Jingfu - przyrząd do wzmocnienia kontrastu cienia
Riyueshi yi - przyrząd do prowadzenia obserwacji zaćmień Słońca i Księżyca
Kinggui - instrument do namierzania gwiazd
Dingshi - przyrząd do pomiaru czasu
Houji - przyrząd do obserwacji gwiazdy biegunowej
Jiubiao ocuan - piony ołowiane
Zhengyi - przyrząd do przeprowadzania rektyfikacji innych instrumentów

Jak widać, na liście wymienione są wynalazki przydatne do identyfikowa­


nia gwiazd na nieboskłonie (globus nieba); mierzenia długości cienia słonecz­
nego (wysoki gnomon); określania dokładnej pozycji Słońca i Księżyca pod­
czas zaćmień (zhengli); wzmacniania cienia słonecznego (jingfu); prowadzenia
obserwacji zaćmień Księżyca (riyueshi j i) i do obserwacji Gwiazdy Polarnej
(houji).
Chińczycy wiedzieli od dawna, że im dłuższy cień słoneczny (tj. im wyższy
jest gnomon), tym dokładniejszy pomiar czasu. Niemniej im dłuższy cień, tym
cieńszy i tym mniej staje się wyraźny. We wczesnej epoce Ming wynaleźli camera
obscura, otwór w szczycie komnaty obserwacyjnej, który pozwalał na uzyskanie
ostrzejszego cienia. Obserwowali go przez pewnego rodzaju szkła powiększają­
ce. W rezultacie długi cień mogli mierzyć z dokładnością do 0,025 centymetra.
Tą metodą dawało się mierzyć czas, tylko gdy słońce było na niebie. W in­
nych warunkach używano rozmaitych typów zegarów wodnych - klepsydr - ka­
librowanych za dnia za pomocą gnomonu. Istniało kilka rodzajów klepsydr; jeden
z najlepiej znanych typów to zegar przepływowy (zheng lou) wyposażony w me­
chanizmy kompensujące ciśnienie atmosferyczne i wysokość wody w samym ze­
garze. Jedną z takich klepsydr znaleziono we wraku dżonki z Pandananu. Może­
my podziwiać pomysłowość twórców zadziwiających urządzeń, z których jedno,

387
składające się z wielu naczyń, narysowano i objaśniono w chińskiej encyklope­
dii z 1478 roku (Shilin guangji) znajdującej się obecnie w bibliotece uniwersy­
teckiej w Cambridge. W chwili zakończenia wypraw z lat 1421-1423 Chińczycy
mogli zmierzyć czas, posługując się takimi obserwatoriami rozmieszczonymi
na całej kuli ziemskiej.

Zaćmienia ( G a v i n Menzies)

Zaćmienia Księżyca i Słońca mają miejsce wtedy, gdy Słońce, Księżyc i Zie­
mia znajdują się wobec siebie na jednej linii i kiedy orbita Księżyca znajduje się
na tej samej płaszczyźnie co orbita Ziemi wokół Słońca. Jeśli orbity różnią się,
nie dochodzi do zaćmienia, lecz obserwujemy Księżyc w fazie nowiu.

Cień Księżyca zasłania Słońce na niewielkim obszarze kuli ziemskiej. Strefa


cienia przesuwa się po powierzchni Ziemi wraz z ruchem Księżyca po ziemskiej
orbicie i obrotem samej Ziemi. Toteż obserwatorzy znajdujący się w różnych
miejscach widzą zaćmienie Słońca w różnym czasie.
Podczas zaćmienia Księżyca Ziemia znajduje się pomiędzy Słońcem a Księ­
życem. Ponieważ Ziemia jest znacznie większa od Księżyca, cień Ziemi zakrywa
cały Księżyc. Zaćmienie Księżyca może być równocześnie obserwowane prawie
na całej półkuli Ziemi, podczas gdy zaćmienie Słońca jest widoczne tylko lokal­
nie, na małym obszarze kuli ziemskiej.
Zaćmienie Księżyca wykorzystywano do określania długości geograficznej,
gdyż (1) wydarzenie widoczne jest jednocześnie z różnych miejsc kuli ziem­
skiej i (2) w jego trakcie Ziemia się obraca, co w efekcie sprawia, że nieboskłon
pozornie obraca się w kierunku odwrotnym do ruchu Ziemi.

388
Zaćmienie Księżyca.

N a s t ę p s t w o wydarzeń podczas zaćmienia Księżyca


( J o k n O l i v e r i Marshal P a y n )

Podczas zaćmienia występują cztery wyraźne wydarzenia: Ul - Księżyc


wchodzi w cień Ziemi; U2 - Księżyc całkowicie wszedł w cień (jest całkowicie
zakryty); U3 - Księżyc zaczyna się wyłaniać; i U4 - Księżyc całkowicie się j u ż
wyłonił. Te wydarzenia można obserwować na obszarze obejmującym prawie
180° długości geograficznej (ze wschodu na zachód).

Określanie długości geograficznej pomocą pomiaru czasu


w trakcie zaćmień Księżyca ( J o h n O l i v e r i Marshal P a y n )

Chińczycy, za pomocą gnomonów i zegarów wodnych, byli w stanie określić


upływ czasu, minuta po minucie, za dnia i w nocy. Umieli też przewidywać, gdzie
i kiedy na kuli ziemskiej dojdzie do zaćmienia Księżyca. Instrukcje wydane nawi­
gatorom i astronomom brzmiały następująco: „Po wylądowaniu na nieznanym
terytorium, kiedy zacznie się najbliższe pełne zaćmienie Księżyca, czekać, aż na­
dejdzie trzecie wydarzenie (U3) i rozproszą się mroki. Gdy tylko pojawi się pierw­
szy skrawek światła, a Księżyc zacznie wychodzić z zaćmienia (U3), w nocne nie­
bo spojrzy zarówno obserwator na nowym terytorium, jak i astronom w Pekinie,
i określi, która z głównych gwiazd przechodzi przez lokalny południk". Lokalny
południk to wyimaginowana linia na sferze niebieskiej, która zaczyna się na bie­
gunie północnym, przebiega dokładnie nad jego głową (zenit obserwatora), a koń­
czy się na biegunie południowym. Na tej linii obserwator wybiera znaną gwiazdę.
Jest to kluczowa obserwacja dokonana przez obu astronomów.

389
Kiedy pierwszy astronom wróci do Pekinu, porównuje zapiski z badaczem, któ­
ry dokonywał obserwacji na miejscu. Ten, który wrócił zza mórz, zdaje sprawę, że
podczas wydarzenia U3 przez jego lokalny południk przeszła gwiazda alfa. Ob­
serwator z Pekinu zdaje sprawę, że podczas wydarzenia U3 przez jego lokalny
południk przechodziła gwiazda beta. Obie gwiazdy są im dobrze znane. Teraz
wyciągają urządzenie do pomiaru czasu - skalibrowane za pomocą gnomonów
- czekają, aż gwiazda alfa przetnie południk, a potem zaczynają mierzyć czas,
dopóki południka nie przetnie gwiazda beta. Czas, który upłynął między góro­
waniem gwiazdy alfa i górowaniem gwiazdy beta, to odległość, jaką pokonała
Ziemia, obracając się pomiędzy dwoma obserwatorami - tym w Pekinie i tym
na nowo odkrytym lądzie. Ziemia obraca się o 360° co 24 godziny. Zatem jeśli
przyjmiemy, że czas, który minął między przejściem gwiazdy alfa i gwiazdy beta,
wynosił dokładnie sześć godzin (tj. 1/4 czasu całkowitego obrotu Ziemi), różni­
ca w długości geograficznej pomiędzy Pekinem a nowym terytorium wynosi też
1/4 kątowego obwodu globu, tzn. 1/4 z 360°, czyli 90°.

Dodatkowa uwaga (Gavin Menzies): Pomiar można wykonać cztery razy


podczas U l , U 2 , U3 i U4, a potem uśrednić wynik, żeby zredukować błąd.

Dowód na prawdziwość teorii ( J o l i n O l i v e r i Marshal P a y n )

Postanowiliśmy sprawdzić naszą teorię, dokonując obserwacji zaćmienia


Księżyca z 16 i 17 lipca 2000 rok. Rozstawiliśmy nasz zespół po wyspach Pacyfi­
ku od Tahiti po Singapur. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności wybraliśmy te
same miejsca, na których Chińczycy wznieśli platformy obserwacyjne.
Obserwacje obejmują długości geograficzne na nieboskłonie mierzone
w trakcie górowania dowolnej gwiazdy nad lokalnym południkiem podczas wio­
sennej równonocy. Długość geograficzna sfery niebieskiej mierzona jest wzdłuż
równika na mapie gwiezdnej. I tak 339° (Tahiti) to miara pozycji obracającej się,
cylindrycznej mapy nieba. Czas, który upływa miedzy U2 a U 3 , sprawia, że ta
cylindryczna mapa obraca się od 339° przez 360° do 8° - przez około dwie go­
dziny. Przeciętne błędy pomiaru wynosiły: Tahiti 1,1°, Nowa Zelandia 0,1°, Mel­
bourne 0,1°, Singapur 0°. Nasi obserwatorzy byli amatorami; gdyby byli lepiej
wyszkoleni, błędy mogłyby zostać jeszcze zredukowane.

39o
D
Obse rwacje >kalny czas gwie zdny abserw racja - L CG Błąd

5
3
D

n
D

P
D
rH
CN

fO
Miejsce Systema­ Losowy
PO
Dług. LCGl LCG2 LCG3 LCG4
tyczny
o
o

0
o

o
O

o
O
O

o
o
łl

00

00
ci
CN

CN
o"

co

o"
1

Papeete, 339°

ON
Tahiti
o

o
o

o
o
o

8
o
O
©

K
i

l
in

00
t>
o"

CN
CN

cO
CN

CN
+1

co
i—<

Singapur

LO
okolice

o
o
0

0
o
o

o
o

o
o
O
Oi

00
cl

co
CN

fO
cO

CN
o"

o"
1

1
±0,5°
LO

Melbourne,

LO
LO
LO
258,4°

391
Australia
o

o
o
o
o

0
o

o
O

o
o
o

O
o
S
łl

00

o"i

00
(N
00

Ol
in
CD

cO
o"

cO
cO

cO
cO
o"

o"
CO

CO

ON
CM
<N
Tekapo,
LO
170,5° 343,8°
Nowa
Zelandia
o

o
o

o
o

o
o
o
O

o
O
O
O
i

00
00
LO

ci

©r

CN
cO

CN

cO
cO
cO
o"
Q
TI

co"
Nelson,

LO
305° 345° 303,3° 346,4°
Nowa
Zelandia

Tabela 1: Obserwacje zaćmienia Księżyca z 16/17 lipca 2000 roku. Jak widać, błąd przy pojedynczej obserwacji wynosił zazwyczaj +/-1,5° albo mniej.
Skoro jeden stopień jest odpowiednikiem czterech minut czasu, to błąd ten odpowiada około sześciu minutom. Przez powtórzenie pomiarów
można zredukować błąd do ± 1°.
Zastosowania praktyczne (Gavin Menzies)

Rezultat miał zaskakujące implikacje, gdyż długość zmierzono dla Tahiti na


wschodzie - z błędem wynoszącym 66 mil morskich, a w Singapurze nie zano­
towano błędów. Między Singapurem a Nową Zelandią występuje błąd wyno­
szący 6 mil morskich, a między Nową Zelandią a Australią nie ma błędu. A więc
obliczono długości geograficzne na prawie 1/3 obwodu kuli ziemskiej z błędem
nie przekraczającym 66 mil morskich.
Chińczycy umieli określać długość geograficzną nie mniej dokładnie, niż
uczynił to zespół profesora Ołivera. Genialność ich metody polega na tym, że -
w odróżnieniu od pomiarów szerokości - nie potrzeba do niej sekstansu. Nie­
potrzebny też jest zegar; jedyny niezbędny instrument ma dokładnie mierzyć
upływający czas. Tę rolę spełnił gnomon.
Gdy Chińczycy precyzyjnie określili długość geograficzną, na której leży
Malakka (Singapur), ich floty mogły korzystać z platform obserwacyjnych i gno­
monów znajdujących się w bazach rozsianych po Oceanie Indyjskim - na Se-
muderze (Sumatrze), na Andamanach, na Przylądku Dondra (Cejlon), w Kali-
kacie, na malabarskim wybrzeżu Indii, we wschodniej Afryce, na Seszelach
i w archipelagu Malediwów. Wszystkie te miejsca pojawiają się na mapie Wu hei
ji, co oznacza, że informacji udzielił Zheng He. Nie ma powodu, dla którego
długości geograficznych dla całego Oceanu Indyjskiego nie można obliczyć pod­
czas jednego zaćmienia, jeśli założymy, że zajęła się tym odpowiednio wielka
flota. Myślę, że właśnie tak się stało, a wyniki widzimy na mapie Cantina, na
której wybrzeże wschodnioafrykańskie wygląda tak, jakby narysowano je z po­
mocą nawigacji satelitarnej.
Genialność astronawigacji Zheng He wynika z jej prostoty Ustalenie pra­
widłowej elewacji i deklinacji Canopusa i Alfy oraz Bety Krzyża Południa umoż­
liwiło przeprowadzenie odniesienia do Gwiazdy Polarnej (patrz fragment Wu
beiji dotyczący przejścia między Przylądkiem Dondra a Sumatrą). Zmierzenie
wysokości Gwiazdy Polarnej podczas żeglugi na północ pozwoliło chińskim
nawigatorom obliczyć połowę obwodu Ziemi. Trasa na północ - od równika do
40°N - mierzy 2400 mil morskich (10 000 li); płynąc dalej do bieguna północ­
nego należało przebyć następne 50°, czyli 12 500 fi; zatem obwód Ziemi musi
wynosić 100 000 li. Jako że Chińczycy znali pozycje Canopusa i Krzyża Połu­
dnia, mogli wykorzystać znajomość rozmiarów Ziemi do określenia prawdzi­
wego położenia bieguna południowego (środek pomiędzy gwiazdami okołopo-
larnymi - Canopus staje się gwiazdą okołopolarną poniżej 68°S). Potrafili więc
ustalić położenie południowego bieguna magnetycznego i określić prawdziwe
kierunki północny i południowy.
Chińczycy posiadali teraz wszystkie konieczne dane, żeby prawidłowo
wykreślić mapę świata - szerokość, długość, średnicę i kierunek. Z ogromną

392
precyzją nanieśli wszystkie kontynenty. Owoce ich pracy dotarły do Europy za
pośrednictwem Niccoló da Contiego. Europejczycy wyruszyli na „wyprawy od­
krywcze" z gotowymi mapami.

PLATFORMYOBSERWACYJNE, Z KTÓRYCH KORZYSTAŁA CHIŃSKA FLOTA


W LATACH 1421-1423

Ocean Spokojny (w kierunku ze wschodu na zachód)


Markizy 140°W 9°30'S
Tahiti ' 149°W 17°50'S
Wyspy Towarzystwa (Bora Bora) 151°W 17°30'S
Wyspy Kiribati (Gilberta, Phoenix) 160°4'W 0°24'N
Plaża Ruapuke 174°47'E 37°56'S
Nan Madol 158'21'E 6'51'N
Gympie (Nowa Południowa Walia) 152°42'E 26'12'S
Gosford (środkowa Nowa Południowa Walia) 151T3'E 33°26'S
Nowa Gwinea 143°38'E 3°35'S
Wyspa Yap 138°9'E 9'31'N
Nankin 118°45'E 32°6'N
Pekin 116°25'E 39°55'N

Ocean Indyjski
Malakka 102°15'E 2°11'N
Sumatra (Bandar Aceh) 95°19'E 5°32'N
Nikobary (Polo Milo) 93'42'E 7°27'N
Andamany (Lapatte) 92°47'E 9°22'N
Cejlon (Przylądek Dondra) 80°13'E 6°02'N
Kalikat 75°49'E 11'16'N
Malediwy (Małe) 73°30'E 4°7'N
Seszele 55°29'E 4°36'N
Madagaskar (Mahajanga) 46T4'E 15°45'S
Zanzibar 39'11'E 6°1l'N
Sofala 39°44'E 20°9'S
DODATEK 5

INFORMACJE

DODATKOWE

NA STRONIE

INTERNETOWEJ

www.1421.tv
www.1421.tv

1. Zrekonstruowany szlak chińskiej floty przez Karaiby - grudzień 1421


2. Tłumaczenie nazw z mapy Zuane Pizzigana
3. Słownictwo z planisfery Fra Mauro z 1459 roku
4. Zrekonstruowany szlak chińskich flot z Falklandów do Antarktydy
5. Tłumaczenie słów z mapy Piri Reisa oraz rośliny i zwierzęta Patagonii
6. Zrekonstruowany szlak chińskich flot z Antarktydy do Australii
7. Tłumaczenie słów z mapy Jeana Rotza wraz ze zidentyfikowanymi miej­
scami
8. Miejsca zidentyfikowane na mapie Waldseemiillera
9. Miejsca zidentyfikowane na mapie Cantina
10. Fragmenty mapy gwiezdnej zawartej w Wu beiji
11. Okrągła Wieża z Newport - orientacja astronomiczna i szczegóły dotyczą­
ce zaprawy
12. Informacje i dodatkowa bibliografia na temat dżonki z Sacramento
13. Informacje i dodatkowa bibliografia na temat dżonki z Bimini
14. Informacje i dodatkowa bibliografia na temat „wraku z Ruapuke"
15. Informacje i dodatkowa bibliografia na temat „mahoniowego okrętu" z Warr-
nambool
16. Informacje i dodatkowa bibliografia na temat dżonki z Pandananu
17. Korespondencja autora z profesorem Ptakiem
18. Program analizy D N A
19. Dalsze informacje na temat kamieni z Przylądka Dondra, znad wodospadu
Matadi, z Zielonego Przylądka i San Julian
20. Uaktualnienie źródeł
21. Bibliografia dotycząca kontaktów Azji Wschodniej z Ameryką przez Pacyfik
Przypisy
1. Wielki plan cesarza
1
Prowincja A n h u i na p ó ł n o c n y m brzegu J a n g c y w ś r o d k o w o - w s c h o d n i c h C h i n a c h .
2
C h i ń s c y cesarze nie przeszli do historii p o d s w o i m i w ł a s n y m i i m i o n a m i , lecz p o d
n a z w ą okresu p a n o w a n i a lub tytułami p ś m i e r t n y m i , takimi j a k „ S z c z e r y C e s a r z " , nawią­
zującymi do ich p o s t ę p o w a n i a za życia.
3
M a r y M. A n d e r s o n Hidden Power: The Palące Eunuchs of Imperial China, N o w y J o r k
1990, ss. 1 5 - 1 8 , 3 0 7 - 3 1 1 .
4
R . H . Van G u l i k Sexual Life inAncient China, L e j d a 1 9 6 1 , s. 2 5 6
5
A n d e r s o n , op. cii.
6
D o r o t h y i T h o m a s H o o b l e r Images Across theAges; Chinese Portraits, Austin 1993.
7
K o n f u c j u s z , cytowany za F. B r a u d e l A History of Ciuilisation, t ł u m . ang. R. M a y n e ,
H a r m o n d s w o r t h 1994, s. 178.
8
W i e r z o n o , ż e s m o k o b d a r z o n y j e s t c u d o w n y m i siłami. D o s m o k a p o r ó w n y w a n o
ludzi o wielkich cnotach i talentach. Prawie wszystkie p r z e d m i o t y ściśle związane z cesa­
r z e m - tron, ubrania, ł ó ż k o - m i a ł y w nazwie s ł o w o „ s m o k " lub „feniks" [ w p r z y p a d k u
cesarzowej ]. Feniks to kolejny mityczny stwór o nadzwyczajnych m o c a c h .
9
W początkach 2 0 0 2 roku rząd chiński ogłosił a m b i t n y plan o d b u d o w y s u c h y c h
d o k ó w i b u d o w y wiernej repliki j e d n e j z d ż o n e k Z h e n g H e .
10
Mingtongjian (Wszechstronne zwierciadło historii M i n g ) , 1873, r o z d z . 14, cytowa­
ne w: L o u i s e Levathes, When China Ruled the Seas, 1994, ss. 13-1 A.
11
A h m a d ibn Arabshah Cudy przeznaczenia w dziejach Timura, 1636
12
Shan feng xiang seng (Pod eskortą m o c n y c h wiatrów), a n o n i m , ok. 1430, B o d l e i a n
Library.
13
M i l e s M e n a n d e r D a w s o n The Wisdom of Confucius, B o s t o n 1932, ss. 5 7 - 5 8 .
14
C y t o w a n e przez E d m u n d a L. D r e y e r a w: Early Ming China: A Political History 1355-
1435, Stanford, s. 204.
15
HafizAbruAPersianEmbassyin China, 1421, t ł u m . ang. K . M . Maitra, L a h o r e 1934,
s. 55.
16
Instrukcje cesarza Yongle dla a d m i r a ł a Z h e n g He sparafrazowane z d w ó c h ka­
m i e n n y c h stel z 1431 roku.
17
Kwestią dyskusyjną pozostaje liczba wypraw flot skarbowych. Inskrypcje na k a m i e ­
niach upamiętniających wyprawy, postawionych przez Z h e n g He przed j e g o ostatnią wy­
prawą, głoszą, że było ich siedem. Większość autorytetów uważa, że trzecią i czwartą wy­
prawę należy połączyć. Z g a d z a m się z tym; zatem wyprawa z 1421 roku byłaby szósta.
18
H o o b l e r , op. cit.
19
L. C a r r i n g t o n G o o d r i c h (wyd.) The Dictionary of Ming Biography, N o w y J o r k 1976,
s. 1365.
20
N . I . Wawiłow The Origin, Variation, Immunity and Breeding of Cultiuated Plants, t ł u m .
ang. K . S . Chester, „ C h r o n i c a B o t a n i c a " , t . 1 , Waltham 1 9 4 9 - 1 9 5 0 ; oraz J . N e e d h a m
Science and Ciuilisation in China, t. VI, pkt 2, r o z d z . 4 1 , s. 428.

2. Uderzenie pioruna
1
H a f i z Abru, op. cit, ss. 1 1 3 - 1 5 .
2
Ibidem, s. 115.
3
Ibidem, ss. 115-117.

398
4
Ibidem, s. 117.
5
S h a n g C h u a n Yongle Huangdi, Pekin, 1989, ss. 2 1 4 - 2 1 5 , przytacza napisy na tablicy
z K o c z i n u , Taizongshi lu, r o z d z . 236.
6
S.W. M o t t e i D e n i s Twitchett (wyd.) The Cambridge History ojChina, t. 7: The Ming
Dynasty, C a m b r i d g e 1988, s. 292.
7
Abru, op. cit. s. 108.
8
C y t a t za L o u i s e Levathes Wlien China Ruled the Seas, O k s f o r d 1994, s. 157.
9
Ellen F. Soulliere Palące Women in the Ming Dynasty, praca doktorska z U n i w e r s y t e ­
tu Princeton, 1987, cyt. za Levathes, op. cit., s. 226.
10
Levathes, op. cit., s. 226.
11
P B . E b r e y The Cambridge Illustrated History oj China, C a m b r i d g e , 1996, s. 278.
12
C y t . za L. C a r r i n g t o n G o o d r i c h (wyd.), op. cit., s. 338.
13
Patrz: J. N e e d h a m , op. cit., t. 4, pkt 3, s. 5 2 5 ; J . J . L . D u y v e n d a k China9$ Discovery oj
Ajrica, L o n d y n 1949, s. 27 oraz The True Dates oj the Chinese Maritime Explorations in the
Early Fijtheen Century, „ T o u n g P a o " , X X X I V , ss. 3 9 5 - 3 9 8 .

3. Flota stawia żagle


1
Oryginały znajdują się w Pekinie, British Library posiada kopie.
2
J. N e e d h a m , op. cit., t. 3, sekcja 20, s. 2 3 0 .
3
Ibidem, t. 4 pkt 3, ss. 5 6 5 i nast.
4
Ibidem, t. 6, pkt 1, ss. 3 6 5 i nast.
5
Ibidem, t. 6, pkt 5, ss. 19 i nast.
6
Ibidem.
7
A n t o n i n o Pigafetta Relacja z wyprawy Magellana dookoła świata, G d a ń s k 1992.
8
R . H . Van G u l i k , op. cit., ss. 3 0 8 i nast.
9
Ibidem, s. 125.
10
Ibidem, s. 2 6 5 .
11
Ibidem, s. 133.
12
Ibidem.
13
Ibn Taghri-Birdi,4 History oj Egipt, 1382-1469 n.e., Berkeley 1954.
14
Ma H u a n Yingyai shenglan, Pekin 1433, The Ouerall Suruey oj the Ocean Shores, t ł u m .
ang. J . V G . M i l l s dla H a k l u y t Society, C a m b r i d g e 1970, s. 108.
15
Ibidem, s. 143.
16
Ma H u a n , op. cit., t ł u m . ang. Paul Wheatley, w: The Golden Khersonese, Kuala L u m ­
p u r 1961, s. 143.
17
Ma H u a n , op. cit., s. 104.
18
Ibidem, nieco inne t ł u m a c z e n i e cytuje Richard H a l l w Empires oj the Monsoon, 1966,
s. 89.
19
F. B r a u d e l Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm XV-XVIII wiek, t. 2, Warszawa
1982.
20
Ibidem, s. 131.
21
Z h e n g H e , cytat za D o r o t h y i T h o m a s H o o b l e r ImagesAcross theAges: Chinese Por-
traits, Austin 1993.
22
T o ż s a m o ś ć admirała d o w o d z ą c e g o trzecią flotą nie j e s t ustalona z całkowitą p e w ­
nością, ale po w y m i a n i e listów z profesorem R o d e r i c h e m Ptakiem z uniwersytetu w M o ­
n a c h i u m u z n a ł e m , że najprawdopodobniej był to Z h o u Wen.

399
4. Opłynięcie przylądka
1
Patrz - rozdz. 3, s. 22.
2
Inskrypcje na stelach w pawilonie N i e b i a ń s k i e j M a ł ż o n k i w C h a n g l e w prowincji
Fujian, datowane na 1431, t ł u m . J . J . L . D u y v e n d a k , op. cit., s. 347.
3
Inskrypcje na kamieniach w pawilonie N i e b i a ń s k i e j M a ł ż o n k i w L i u j i a zhen, d a ­
towane na 1431 rok, d u m . J . J . L . D u y v e n d a k , op. cit., s. 29.
4
Profesor N e e d h a m , Rihard Hall i L o u i s e Zlevathes.
5
Wspaniałe ilustracje m o ż n a znaleźć w książce R i c h a r d a H a l l a Empires of the Monso-
on, op. cit., s. 550.
6
Ma H u a n , op. cit., s. 138. Wynika z tego, że m u z u ł m a n i e rządzili H i n d u s a m i .
I
Ibidem, ss. 140 i 141.
8
P o g g i o Bracciolini The Travels of Niccolb da Conti, 1434, c z ę ś c i o w e t ł u m a c z e n i e w:
R . H . M a j o r (wyd.) India in the Fifteenth Century, 1857.
9
P o g g i o Bracciolini, op. cit. cyt. za: Hall, op. cit., s. 124.
10
J . H . Parry The Discouery ofthe Sea, E l e k 1979, s. 45.
II
Książka z m a r ł e g o profesora Wei, zawierająca dowody, że floty Z h e n g He odkryły
Amerykę, m i a ł a być w e d ł u g mojej wiedzy o p u b l i k o w a n a p o d c z a s konferencji.
12
100 0 0 0 // r ó w n a się 40 0 0 0 m i l o m m o r s k i m , o b w ó d kuli ziemskiej wynosi 21 600
mil m o r s k i c h .
13
Za t ł u m a c z e n i e m J. N e e d h a m a w op. cit., t. 4, pkt 3, s. 572.
14
Ibidem.
15
Cyt. za: E a n n e s de Z u z a r a , The Chronicie of the Discovery and Conąuest of Guinea,
t ł u m . ang. C R . Beazley, 1 8 9 6 - 1 8 9 9 .
16
Hall, op. cit., ss. 1 2 4 - 1 2 6 .
17
Wiceadmirał sir łan M c l n t o s h , list do autora, 2 0 0 1 .
18
Q u a n J i n , j e d e n z Koreańczyków, którzy doprowadzili do o p u b l i k o w a n i a Kangni­
do.
19
Praca M. Chevaliera i j e g o kolegów.
20
A n t o n i o G a l v a o Tratado Dos Dwersos e Desayados Caminhos, L i z b o n a 1563. Wyko­
rzystałem t ł u m a c z e n i e Richarda H a k l u y t a z 1601 roku, ss. 2 3 - 2 4 , cyt. za F . M . R o g e r s e m
w: The Travels of the Infante Dom Pedro, C a m b r i d g e 1961, s. 48.
21
Ibidem.
22
H. H a r i s s e The Discouery of North America, 1892, s. 2 7 2 .
23
Admiralicja [brytyjska] Ocean Passages of the World, wyd. 3, 1973.

5. N o w y Świat
1
Bibliografia w: J. N e e d h a m , op. cit., t. 4, pkt 3. sekcja 29, ss. 542.
2
N o t a VII na m a p i e Piri Reisa, p r z e t ł u m a c z o n a p r z e z G . C M c l n t o s h a w: The Piri
Reis Map of 1513, Athens 2000, s. 46.
3
Karol D a r w i n Dzieła nybrane, Warszawa 1959.
4
A n t o n i o Pigafetta, op. cit., s. 54.
5
N o t a X X I I I , w: M c l n t o s h , op. cit., s. 44.
6
N o t a XXIV, ibidem.
7
Ibidem.
8
Ma H u a n , op. cit., s. 155.

4oo
9
Patrz r o z d z . 9.
10
D o k ł a d n a i obszerna bibliografia roślin i zwierząt sprowadzonych do Ameryki przed
p o d r ó ż a m i odkrywczymi E u r o p e j c z y k ó w zamieszczona j e s t w : J . L . S o r e n s o n i M . H . R a -
ish Pre-Columbian Contact with the American across the Oceans: An Annotated Bibliography, 1990.
11
F e r d y n a n d M a g e l l a n , 13 g r u d n i a 1519 roku, w: A. Pigafetta Relacja, op. cit.
12
J. de A c o s t a Historia Natural y Morał de las Indias, nr 34, kroniki, Wenecja 1596.
A c o s t a wykorzystał d o w o d y lingwistyczne, żeby ukazać rozprzestrzenienie p r z e d k o l u m -
bijskiego d r o b i u w A m e r y c e P o ł u d n i o w e j .
13
G e o r g e F. C a r t e r The Chicken in America, w: D o n a l d Y. G i l m o r e i L i n d a S. M c E l r o y
(wyd.) A r ó w before Columbus?, E d g e c o m b 1998, s. 154.
14
Ibidem, s. 158.
15
M.D.W. Jeffreys Pre-Columbian Maize in Asia, w: C a r r o l l Riley i in. (wyd.), Men
across the Sea, 1 9 7 1 , ss. 3 8 2 i nast.
16
A n t o n i o Pigafetta Primo Viaggio intorno al Mondo, manuskrypt, wersja z ok. 1524
roku, t ł u m . ang. w: E . H . Blair i A J . R o b e r t s o n The Phillipine Islands 1493-1893, 1906,
t. 33 i 34, ss. 154, 164, 182 i 186; M . D . W Jeffreys Who Introduced Maize into Southern
Africa? w: „ S o u t h Africa J o u r n a l of S c i e n c e " , t. 6 3 , 1 9 6 3 , ss. 2 3 - 4 0 ; A. de C a n d o l l e Origin
of Cultwated Plants, 1967, s. 3 5 5 , patrz też r o z d z . 8, przyp. 20 i r o z d z . 5 przyp. 18.
17
Ibidem.
18
J . J . L . Duyvendak, op. cit., s. 32.
19
Wu beiji i Shunfeng xiang seng, Pekin.

6. Wyprawa na Antarktydę i do Australii


1
K a r o l D a r w i n , op. cit.
2
Ibidem.
3
A n t o n i o Pigafetta Relacja z wyprawy Magellana dookoła świata, t ł u m . (z fr.) J o a n n a
S z y m a n o w s k a , G d a ń s k 1992, s. 2 2 .
4
Ibidem.
5
Ibidem.
(
Tbidem.
7
Prof. C . H . H a p g o o d Maps of theAncient Sea Kings, N o w y J o r k 1966, ss. 193 i nast.
8
E r i c h v o n D a n i k e n Chariots of the Gods, t ł u m . ang. M. H e r o n , 1969, s. 20.
9
M a p a Admiralicji nr 554.
10
L u d o v i c o Varthema TravelsofL. De Varthema ( 1 5 1 0 ) , t ł u m . ang. J . W J o n e s , 1863,
s. 249. „Powiedział n a m , że po drugiej stronie m i e n i o n e j w y s p y [Jawy] ( . . . ) są j a k i e ś
inne rasy, które nawigują w e d l e m i e n i o n y c h czterech albo pięciu gwiazd leżących po
przeciwnej stronie do naszych [ K r z y ż P o ł u d n i a ] , a co więcej ( . . . ) za m i e n i o n ą w y s p ą
dzień nie trwa dłużej niż cztery g o d z i n y i b y ł o t a m zimniej niż w którejkolwiek części
świata".
11
Ibidem.
12
D ł u g o ś ć geograficzna 70°W.
13
S z e r o k o ś ć geograficzna 6 0 ° S .
14
S z e r o k o ś ć geograficzna 6 4 ° S .
15
M a p Antarktydy użyczył n a m Scott Polar R e s e a r c h Institute z C a m b r i d g e .
16
C o m o ż n a sprawdzić z a p o m o c ą p r o g r a m u k o m p u t e r o w e g o M i c r o s o f t u Starry
Nights.

401
17
Patrz N o t a VI na m a p i e Piri Reisa, w t ł u m a c z e n i u G . C . M c l n t o s h a w: The Piri Reis
Map of 1513, op. cit., ss. 16 i 17.
18
L. C a r i n g t o n G o o d r i c h (wyd.), op. cit., s. 1365.
V)
Ibidem, s. 199.
20
Z v i D o r - N e r Columbus and theAge of Discouery, Grafton 1992, s. 10 i Richard H a l l ,
op. cit., s. 92.
21
Vanessa C o l l i n g r i d g e Capitain Cook, Obsession and Betrayal in the New World, E b u r y
2002.
22
K . G . M c l n t y r e , The Secret Discouery of Australia, 1977, s. 268.
23
Ibidem, s. 269.
24
Ibidem, ss. 2 7 1 i nast.
25
Ibidem, s. 2 7 5 . P o d o b n o d r e w n o znajduje się teraz w Australian N a t i o n a l Library
w Canberze.
26
Ibidem, s. 289.
27
Prof. Wei C h u h - H s i e n The Chinese Discouery of Australia, H o n g k o n g 1961.

7. Australia
I
P o ł u d n i o w a część m a p y oparta była na m a p i e znalezionej przy h i s z p a ń s k i m mary­
narzu schwytanym p r z e z T u r k ó w w 1501 roku.
2
Xiyangji, cytat w: J J . L . D u y v e n d a k Desidtory Notes on the Hsi-Yang-Chi, „ T ' o u n g
P a o " , X L I I , 1953, ss. 20 i nast.
3
D o n L u i s Arias, list do króla H i s z p a n i i , cytat za: AW Miller, The Straits of Magellan,
1884, s. 7.
4
F. F e r n a n d e z - A r m e s t o (wyd.) Times Atlas of World Exploration, 1 9 9 1 , s. 167.
3
Lin D a o Sui shi (oficjalna historia dynastii S u i ) , 6 3 6 roku n.e., r o z d z . 82.
(,
32°40*S; 152°11'E.
7
4 3 ° 4 2 ' S ; 146°32'E.
8
R e x G i l r o y Pyramids in the Pacific, G y m p i e 1999.
9
C h i ń s k i e m a p y nieba z 1422 roku ukazują G w i a z d ę Polarną o d d a l o n ą o 3 ° 4 0 ' od
pozycji zajmowanej przez nią o b e c n i e ; b i e g u n p ó ł n o c n y także przesuwał się o tę wartość
w ciągu ostatnich stuleci, w t e m p i e 1° co 175 lat.
10
R o b y n G o s s e t New Zealand Mysteries, Auckland 1996, s. 3 1 .
II
Gilroy, op. cit.; Brett J. G r e e n The Gympie Pyramid Story, G y m p i e 2 0 0 0 , o r a z G o s -
sett, op. cit., s. 148.
12
B. H i l d e r The Story of the Tamil Bell, w: „ J o u r n a l of the Polynesian S o c i e t y " , t. 84,
1975.
13
E l d o n B e s t Note on the Curious Steatite Figurine Found at Makau, Auckland, w: „ N Z
J o u r n a l of S c i e n c e and T e c h n o l o g y " , t. 11, 1919, s. 77.

8. ^ / i e l k a Rafa Koralowa i AAoluki


1
K . G . M c l n t y r e The Secret Discouery of Australia, Souvenir, 1977, i Early European
Exploration of Australia, praca nie opublikowana, s. 11.
2
C h i n y 2 9 % , Indie 1 6 % - A n g u s M a d d i s o n , Class Structure and Economic Growth in
India and Pakistan sińce the Moghuls, 1 9 7 1 .

4o2
3
Z a p i s k i te widzieli o. Ricci i pierwsi misjonarze w C h i n a c h : Zhui xiao (Atlas obcych
krajów) oraz X V I - w i e c z n e zwoje opowiadające o p o d r ó ż a c h wielkich d ż o n e k do Austra­
lii, także: Shan haijing ( K s i ę g a gór i m ó r z ) ; R e x G i l r o y Pyramids in the Pacific, op. cit., 1999.
4
Saletra, m i e d ź , węglany, hematyty, kwarc, ametyst, ałun i cynober składały się na
pierwszą; d r u g a zawierała siarkę, rtęć, skaleń, siarczan m i e d z i , magnetyt, lazuryt i real-
gar; w skład trzeciej g r u p y w c h o d z i ł y stalagmity, żelazo, tlenki żelaza, węglany o ł o w i u ,
czterotlenki o ł o w i u , cyna, agat i z i e m i a fulerska. J. N e e d h a m , op. cit., t. 3, r o z d z . 2 5 ,
s. 643.
5
Ibidem, ss. 653 i nast.
6
Warren, Delavault, H a w k s w o r t h i in., ibidem, s. 678.
7
Ibidem, ss. 653 i nast.
8
Tę informację z a w d z i ę c z a m Brettowi G r e e n o w i , którego rodzina spisała pieśni
aborygenów i folklor tego wybrzeża. Patrz Brett J. G r e e n The Gympie Pyramid Story, G y m ­
pie 1998, oraz Gilroy, op. cit.
9
N e e d h a m , op. cit.
10
Gilroy, op. cit., i G r e e n , op. cit.
11
G r e e n , op. cit.
12
A. Grenfell Pike (wyd.) The Explorations of Captain James Cook in the Pacific, L i m i t e d
E d i t i o n s C l u b , N o w y J o r k , 1957, s . 77.
13
Inni kartografowie ze szkoły w D i e p p e ukazywali Z a t o k ę Perską inaczej: D e -
s l i e n s r y s o w a ł j ą zbyt wąską, p o d c z a s g d y D e s c a l i e r s p r z e d s t a w i a ł j e j w y m i a r y p r a w i e
b e z b ł ę d n i e , c o s u g e r u j e , ż e t w ó r c y m a p y z D i e p p e korzystali z w i ę c e j n i ż j e d n e j
m a p y p o r t u g a l s k i e j — n o t a na m a p i e Piri R e i s a m ó w i o c z t e r e c h p o r t u g a l s k i c h map­
pae mundi.
14
G u b e r n a t o r Grey, cytat za: M c l n t y r e Secret Discoisery, op. cit., s. 79.
15
O s t a t n i o p o d a n o w wątpliwość datowanie tej figurki. J. N e e d h a m , op. cit., t. 4, pkt
3, s. 537 i ryc. 9 9 1 , stwierdza: „Statuetkę w y k o n a n o w stylu M i n g albo we w c z e s n y m
stylu C z ' i n g i całkiem zasadnie m o ż n a stwierdzić, ż e j e s t w s p ó ł c z e s n a Z h e n g H e " . N a
s. 37 pisze: „ z g a d z a się to z ustaleniami Wei C z u - H s i e n a ( 4 ) , s. 9 9 " (jest to przypis do The
Chinese Discouery of Australia, op. cit.). Profesor N e e d h a m cytuje dalej H. D o r e Recherches
sur les sitperstitions en Chine, t. X I , s. 966; i R M . Worsleya, EarlyAsian Contacts with Australia,
w „Past and Present", nr 7, 1955. O b e c n y k u s t o s z Technological M u s e u m w Sydney,
gdzie p r z e c h o w y w a n a j e s t statuetka, stwierdza: „ M u z e u m datuje ten obiekt na początki
X I X stulecia".
16
Instrukcje żeglarskie Admiralicji, C o o k , op. cit.
17
K m d r A.W Miller, Royal N a v y The Straits of Magellan, P o r t s m o u t h , 1884, s. 7.
18
D o n L u i s Arias, list do króla H i s z p a n i i , cytowany w ibidem.
19
J o h n M e r s o m Roads toXanadu, 1989, s. 75.
20
O kukurydzy na Filipinach: M . D . W Jeffreys, op. cit., ss. 3 8 2 i nast.; E . L . Sturtevant
Notes on Edible Plants, „ N e w York State D e p a r t m e n t of Agriculture 27th A n n u a l R e p o r t " ,
1919, s. 6 1 6 („W roku 1521 M a g e l l a n znalazł kukurydzę na wyspie L i m a s a w a " ; H . W
K r u e g e r Peoples of the Philippines, „ S m i t h s o n i a n Institution War B a c k g r o u n d S t u d i e s nr
4", Waszyngton 1942, s. 23 (Pigafetta zauważa, że kukurydza uprawiana j e s t na L i m a s a -
w i e ) ; W R i c h a r d s o n General Collection ofVoyages and Discoueries Made by the Portuguese and
Spaniards during the 15th and 16th Centuries, 1789, s. 4 9 6 („Wyspiarze zaprosili generała do
s w o i c h łodzi, z których handlowali g o ź d z i k a m i ( . . . ) i kukurydzą"; C . O . , Saver Maize
into Europę, w: „ A c c o u n t s 34th Int. C o n g . A m e r " . , W i e d e ń 1960, ss. 7 7 7 - 7 8 8 (Miglio
Pigafetty przetłumaczone jako kukurydza); Antonio Pigafetta Primo Yiaggio intomo al Mondo,

4o3
wersja w rękopisie z ok. 1524, p r z e t ł u m a c z o n a w: E . H . Blair i J . A . R o b e r t s o n , op. cit.,
ss. 164 i 182 (ciasteczka z riso e miglio na wyspie Z u b u ( C e b u ) ; Pigafetta, op. cit., s. 154
(„kłosy j a k u indiańskiego z b o ż a " ) ; J . J . L . D u y v e n d a k , op. cit., s. 3 2 .

9. Pierwsza kolonia w Ameryce


1
11°N.
2
Peter Whitfleld New Found Lands: Maps in the History ofExploration, L o n d y n 1998,
ss. 5 4 - 5 5 .
3
Artykuł Tana Koonlina w: TheRose (dziennik American R o s e Society), t. 92, pkt 4; R . E .
Shepherd History of the Rose, N o w y J o r k 1954; E. Wilson Plant Hunting, t. 2, B o s t o n 1927.
4
„ S a c r a m e n t o B e e " , 2 6 stycznia 2 0 0 1 , też: „Enterprise R e c o r d o f C h i c o " , 2 3 stycz­
nia 2 0 0 1 .
5
C a r e y M c W i l l i a m s Factories in the Field, Berkeley 2 0 0 0 , ss. 6 8 - 8 0 .
6
S t e p h e n P o w e r s Aborigines of California: An Indo-Chinese Study, w: „Atlantic", t. 33,
1874, też: S t e p h e n Powers Contributions to North American Ethnology, t. 3, Waszyngton
1877.
7
P o w e r s Ethnology, s. 417.
8
Ibidem, wstęp i ss. 1 4 6 - 4 3 4 .
9
O d n i e s i e n i a do b r z e g ó w kalifornijskiej E a s t B a y w: J o h n Fryer Ancients in America.
10
F r a B e r n a r d i n o de S a h a g u n The Florentine Codex: General History of the Things of
New Spain 1325-1550, 11 tomów, Santa Fe 1 9 5 0 - 1 5 6 9 .
11
B e r n a r d i n o D i a z del C a s t i l l o The Conąuest of New Spain, N o w y J o r k 1956.
12
Barbara Pickersgill Origin and Evolution of Cultwated Plants in the Netu World, „ N a t u ­
rę", 2 6 8 ( 1 8 ) , ss. 5 9 1 - 5 9 4 .
13
Alberto R u z Lhuillier The Mystery of the Tempie of the Inscriptions, „ A r c h a e o l o g y " ,
t. 6, nr 1,1953, cytowane p r z e z C h a r l e s a G a l l e n k a m p a w: Maya: TheRiddle and Rediscoue-
ry oja Lost Cwilisation, H a r m o n d s w o r t h 1987, ss. 9 3 - 1 0 4 .

10. Kolonie w Ameryce Środkowej


1
Technika powlekania laką o p i s a n a została przez B e r n a r d i n a de S a h a g u n , op. cit.
2
Ma H u a n , op. cit.
3
H. M e r t z Godsfrom the Far East: How the Chinese Discopered America, N o w y J o r k
1972, ss. 7 2 - 7 3 .
4
S t e p h e n C. J e t t Dyestuffs and Possible Early Contacts between South Western Asia and
Nuclear America, w: Across before Columbus?, E d g e c o m b e 1998, ss. 141 i nast.
5
Ibidem, s. 146.
6
De S a h a g u n , op. cit.
7
Prowadzone są próby porównania D N A p s ó w z M i c h o a c a n z p s a m i shar-pei. Wyniki
zostaną przedstawione na stronie internetowej.
8
N i c o l a s L e o n Studies in the Archaeology of Michoacan: TheLienzo ofjucatdcato, w: „ S m i -
thsonian Institution A n n u a l R e p o r t " , Waszyngton 1889.
9
J. N e e d h a m , op. cit., t. 4, pkt 3, ss. 5 4 0 - 5 4 3 .
10
Peruwiański historyk Pablo P a d r o n Un Huaco eon Cairacteres Chinos, „ S o c i e d a d
Geografica de L i m a " , t. 23, ss. 2 4 - 2 5 .

4o4
11
C a r l J o h a n n e s s e n i M. F o g g Melanotic Chicken Use and Chinese Traits in Guatemala,
w: „Revista de H i s t o r i a de A m e r i c a " , t. 93, 1962, s. 75.
12
W . C Parker i A G . B e a m , „Annals o f H u m a ń G e n e t i c s 2 5 " , 1961 ( 2 2 7 ) .
13
Padron, op. cit.
14
J e s t to j e d y n a p r z e t ł u m a c z o n a na angielski część I Yi yu tu zhi.Tłumaczenia d o k o ­
nała Viviana Wong, której należą się za to m o j e wyrazy wdzięczności.
15
W c h i ń s k i m Atlasie obcych krajów, anon., 2 6 5 - 3 1 6 n.e.
16
K G . M c l n t y r e , op. cit.
17
J . L . S o r e n s o n i M . H . R a i s h Pre-Columbian Contact with theAmericas across the Oce-
ans: AnAnnotated Bibliography, 1990.
18
G e o r g e F. C a r t e r Fusang: Chinese Contact with America, w. „Anthropological J o u r n a l
o f C a n a d a " , 14, nr 1, 1976.

11. Wyspa Szatana


1
Admiralicja Ocean Passages of the World, op. cit.
2
A r m a n d o C o r t e s a o The Nautical Chart of 1424, C o i m b r a 1954, ss. 105 i 110.
3
B a r t o l o m e de las C a s a s , Krótka relacja o wyniszczeniu Indian, P o z n a ń 1988.
4
A n t o n i o G a l v a o , op. cit., oraz C o r t e s a o , op. cit., s. 73.
5
C h a n c a , cyt. w: J . H . Longille Christopher Columbus, Waszyngton 1903, s. 184.
6
C h a n c a , ibidem, s. 187.
7
Ibidem, s. 184.
8
Syllacius, cyt., ibidem, ss. 184 i nast.
9
C h a n c a , cyt., ibidem, ss. 181 i 182.
10
D o k ł a d n i e j s z e informacje na stronie internetowej.
11
K o r e s p o n d e n c j a p o m i ę d z y S m i t h s o n i a n Institution w Waszyngtonie a a u t o r e m ,
6 i 7 lipca 2 0 0 2 .
12
Syllacius, cyt. w: Longille, op. cit., ss. 184 i nast.
13
Ibidem, s. 185.
14
D o k ł a d n i e j s z e wyjaśnienie na stronie internetowej.
15
W a n g . t ł u m a c z e n i u J . J . L . D u y v e n d a k a , op. cit., s. 28.
16
4 4 0 3 , 3 9 1 2 i 2 7 1 0 (dokładniejsza informacja na stronie internetowej).
17
3912.
18
77°30W, m i ę d z y 2 3 ° 1 0 ' a 2 3 ° 5 0 f N .

1£. Flota skarbowa osiada na mieliźnie

' 2 7 1 0 , 3810 i 3912.


2
F . L . C o f f m a n Atlas ofTreasure Maps, N o w y J o r k , 1957.
3
26, 6 1 , 63 i 64 wg s y s t e m u numeracji C o f f m a n a .
4
27, 28, 29 i 30 wg s y s t e m u numeracji C o f f m a n a .
5
Peter Martyr, cyt. za: E.W L a w s o n The Discouery of Florida and Its Discouerer Juan
Ponce de Leon, 1946, s. 8.
6
P Martyr, cyt. ibidem, s. 11.
7
The Undersea World ofjacaues Cousteatu i serial telewizyjny In Search Of... Atlantis, w roli
narratora Leonard N i m o y Channel 4 (WB.) oraz National Geographical Channel ( U S A ) .

4o5
8
O d k r y c i a D a v i d a Z i n k a zostały o p i s a n e przez niego w d w ó c h książkach, The An­
cien Stones Speak, D u t t o n 1979, i The Stones ofAtlantis, 1978.
9
J . N e e d h a m , op. cit., t. 4, pkt 3, s. 669.
10
Z o s t a ł o t o p o t w i e r d z o n e p r z e z specjalistów O l d D o m i n i o n U n i v e r s i t y o f Virgi-
nia, gdzie Z i n k przesłał próbki.
11
Alemanide, rhaotide i celtide.
2
W Christie's.
3
Washington Irving Life and Yoyages of Christopher Columbus, cyt. za L o r e n C o l e m a n
Mysterious America, 1983, s. 218.
4
F e r d i n a n d C o l u m b u s La Historia delia Vita di Cristoforo Columbus, M e d i o l a n 1930.

13. Kolonie w Ameryce Północnej


1
F r a n c i s z e k I, król Francji, do Verrazzana, cyt. za: D . B . Q u i n n (wyd.), North Ame­
rican Discouery, H a r p e r & Row, 1 9 7 1 .
2
Relacja z p o d r ó ż y Verazzana przedstawiona została w j e g o liście do Franciszka I
z 8 lipca 1524, cyt. za ibidem, s. 65.
3
Ibidem.
4
O d k r y c i a S u z a n n e O. C a r l s o n o p u b l i k o w a n e zostały w artykule z a m i e s z c z o n y m
w Internecie 4 m a r c a 2 0 0 2 : www.neara.org/carlson/atlantic.html.
5
F.J. Pohl, Atlantic Crossings before Columbus, N o w y J o r k , 1 9 6 1 , ss. 185 i nast.
6
M a r c o P o l o Opisanie świata, op.cit.
7
William S. Penhallow Astronomical Alignments in the Newport Tower, w: Across before
Columbus?, op. cit.
8
Szerzej o tym w rozdziale 15.
9
E . R . S n o w Tales of the Atlantic Coast, b . m . 1962, s. 19.
10
Ibidem, ss. 26 i nast.
11
Tej informacji udzielili mi D a v i d B o r d e n z Marblehead, M a s s a c h u s e t t s , i j e g o przy­
jaciel F r e d Chester, którzy dorastali w p o b l i ż u D i g h t o n R o c k State Park.
12
B o r d e n do autora.
13
B o r d e n d o autora.
14
Pełna lista z fotografią z a m i e s z c z o n a j e s t na stronie internetowej.

spedycja na tiegun północny

1
M a n u e l Faria de S o u z a , Epitome de las Historias Portuguesas, M a d r y t 1638 ( m o j e
t ł u m a c z e n i e ze ś r e d n i o w i e c z n e g o j ę z y k a kastylijskiego, w którym d z i e ł o zostało napisa­
ne).
2
R e b e c c a C a t z Spain and Portugal and the Nauigators, nie o p u b l i k o w a n a praca z a p r e ­
zentowana 25 września 1990, Waszyngton.
3
O k o ł o 51°40W.
4
C y t . za: Farley M o w a t The Farfarers: Before the Norse, T o r o n t o 1998, s. 176.
5
Papież Mikołaj V, cyt. w ibidem, s. 3 0 8 .
6
Peter S c h l e d e r m a n Voices in Stone, Calgary, K a n a d a , 1996, także M o w a t , op. cit.
C h o c i a ż m o j e wnioski różnią się od w n i o s k ó w Petera S c h l e d e r m a n a i Farleya M o w a t a ,
o p a r ł e m się na ich badaniach, b e z których ten rozdział nie m ó g ł b y powstać.

4oó
7
S c h l e d e r m a n , op. cit., s. 127.
8
R z ą d o w e m a p y kanadyjskiej części Arktyki ( H y d r o g r a p h i c and M a p Service o f
C a n a d a , m a p a Xl 7 3 4 ) ; J o h n S p i n k i D . W M o o d i c Eskimo Maps of the Canadian Eastern
Arctic, 1972; Sea Ice Atlas of Arctic Canada, o p u b l i k o w a n y p r z e z O t t a w a D e p a r t m e n t of
Energy, M i n e s and R e s o u r c e s , 1982, oraz m a p a G r e n l a n d i i s p o r z ą d z o n a p r z e z G e o Insti-
tut z K o p e n h a g i , 2 0 0 0 .
9
F e r d y n a n d C o l u m b u s op. cit., cytuje zaginione m e m o r a n d u m ojca, w którym usi­
łuje d o w i e ś ć , że Arktyka nadaje się do zamieszkania.
10
C a t z , t ł u m a c z e n i e noty K o l u m b a w j e g o e g z e m p l a r z u History of Remarkahle Things
that Happened in My Time P i u s a II, w op. cit.
1 1
J . N e e d h a m , op. cit.

15. Rozwiązanie Zagadki


1
A n t o n i o G a l v a o , op. cit., s. 3 6 9 .
2
Portugalski historyk C a s t a n e d a .
3
E r i e Axelson (wyd.) Dias and His Successors, C a p e T o w n 1988, s. 66.
4
J e z u i t a M o n c l a r o , 1569, cyt. za: L o u i s e Levathes When China Ruled the Seas, 1994,
s. 198.
5
N. P u c c i o n i Giuha e Oltre Giuba, Florencja 1937, s. 110.
6
Levathes, op. cit., s. 199.
7
H . D . H o w s e Greenwich Time and the Discouery ofLongitude, G r e e n w i c h 1980, s. 2.
8
J. N e e d h a m , cyt., History of the Yan Dynasty, w: op. cit., t. 3, pkt 2, r o z d z . 20, s. 3 9 8 :
i obliczenia La Place'a, s. 2 9 9 .
9
Ibidem, s. 3 6 9 .
10
Ibidem, s. 3 9 2 .
11
C i , którzy chcieliby p o d z i w i a ć te niezwykle p o m y s ł o w e urządzenia, znajdą ilu­
strację w chińskiej encyklopedii, Shilinguangji z 1478 roku, znajdującej się w C a m b r i d g e
U n i v e r s i t y Library.
12
M a r c o Polo, op. cit., s. 316.

l ó . Tam, gdzie kończy się Ziemia


1
F r a n c i s c o Alcaforado, s p r a w o z d a n i e z p r z e b i e g u w y p a d k ó w dla księcia H e n r y k a
Żeglarza.
2
G o m e s E a n n e s de Z u z a r a 77*e Chronicie of the Discovery and Conąuest ojGuinea, t ł u m .
ang. G.R. Beazley, 1 8 9 6 - 1 8 9 9 .
3
E . D . S . B r a d f o r d , Southward the Caravels, H u t c h i n s o n 1961, s. 8.
4
Vasco LobeiraAwd^L* de Gaul, wyd. i t ł u m . ang. R. Southey, 1872.
5
M a l c o l m Letts (wyd. i t ł u m . ) Mandeville}s Trauels, 1953, s. 116 (tekst z E g e r t o n ) ,
s. 3 2 1 (tekst paryski). M a n d e v i l l e był angielskim z i e m i a n i n e m o żywej wyobraźni, która
pozwalała m u n a opisanie odległych l ą d ó w b e z k o n i e c z n o ś c i ich odwiedzania.
6
Ibidem.
7
L u i s de C a m o e s , Luzytanie, K r a k ó w 1995.
8
J e s t to wyjaśnienie u p r o s z c z o n e ; p o d u w a g ę należy wziąć r ó w n i e ż nachylenie osi
Z i e m i i krzywiznę powierzchni.
9
Cyt. za: F . M . Rogers, op. cit.

4o7
10
Ibidem.
11
P o s ł u ż y ł e m się c h r o n o l o g i ą OHveira Martinsa, ale szczegóły p o d r ó ż y d o m Pedra
p o d w a ż a n e bywają przez innych historyków. Z a m i e s z a n i e wynika z faktu, że wiele kra­
j ó w używało różnych kalendarzy i z tego, że d o m P e d r o odbył n i e j e d n ą , ale wiele p o d ­
róży p o m i ę d z y r o k i e m 1416 a 1428. B a r d z o p r a w d o p o d o b n e jest, że wyjechał p o n o w n i e
z Portugalii w 1419 roku, żeby o d w i e d z i ć króla niemieckiego Z y g m u n t a i służył mu
w wojnach przeciwko T u r k o m o s m a ń s k i m . P o t e m osiadł w Treviso i latem 1421 roku,
g d y tylko skończyła się w o j n a cesarza z Wenecją, odwiedził to miasto. W 1 4 2 4 roku udał
się do E g i p t u , skąd p r z e z Anglię (1426) i Wenecję (1428) wrócił do Portugalii.
12
A n t o n i o G a l v a o , op. cit., s. 107.
13
W kwestii związku m i ę d z y N i c c o l ó da C o n t i m a „ B a r t ł o m i e j e m z Florencji" patrz:
F . M . R o g e r s , op. cit., ss. 42 i 264; G u s t a v o U z i e l l i La Vita ei Tempi di Paolo dal Pozzo
Toscanelli, R z y m 1894; oraz W S e n s b u r g Poggio Bracciolini und Niccolb da Conti, Wiedeń
1906. W kwestii związku Toscanellego z „ B a r t ł o m i e j e m z Florencji" patrz: G u s t a v o Uzielli
Paolo dal Pozzo Toscanelli: Iniziatore delia Scoperta d America, Florencja 1892; S i d n e y Welch
Europę's Discouery of South Africa; Arnold J. P o m e r a n s The Great Age of Discouery, N o w y
J o r k 1958, s. 18; P. H e r r m a n n Pokażcie mi testament Adama. W kwestii związków m i ę d z y
Toscanellim a d o m P e d r e m patrz: U z i e l l i Toscanelli: Iniziatore..., op. cit., s. 76. W sprawie
związków p o m i ę d z y „ B a r t ł o m i e j e m z F l o r e n c j i " i M a r t i n e m B e h a i m e m patrz: F . M .
R o g e r s , The Questfor Eastern Christians, 1962, ss. 42 i 95.
14
N i c c o l ó da C o n t i , patrz: (i) G. U z i e l l i La Vita e i Tempi dal Pozzo Toscanelli, op. cit. ss.
10, 11, 63 , 90, 122, 1 4 1 , 1 5 4 - 1 7 5 , 1 8 9 - 1 9 2 , 228, 246, 386, 5 6 6 - 5 6 7 ; (ii) The Travels of
Niccolb da Conti, t ł u m a c z e n i e f r a g m e n t ó w w: R . H . M a j o r (wyd.) op. cit.; (iii) W H e y d
Histoire, t. 1,1885, ss. 378, 3 8 9 ; (iv) V B e l l e m o Niccolb da Conti, 1882, ss. 3 3 1 - 3 4 7 ; (v) C.
D e s i m o n i Pero Tafur, 1882, ss. 3 3 1 - 3 4 7 ; (vi) F. K u n s t m a n por den Entdeckungen der
Portugiesen, M o n a c h i u m , 1853.
„ B a r t ł o m i e j z Florencji", patrz: (i) U z i e l l i op. cit., ss. 63, 1 6 5 - 1 6 6 ; (ii) T De M u r a
M. Behaim, S z t r a s b u r g 1802, ss. 3 3 - 3 5 ; (iii) ks. A m a t (wyd.) Studi Bibliografichi in Italia,
pkt 1, wyd. 2, R z y m 1882, s. 123.
Papież E u g e n i u s z IV (Gabriele C o n d u l m a r o ) , patrz: U z i e l l i Le Vita e i Tempi, op. cit.,
s. 166:
„ G a b r i e l e C o n d u l m a r o poteva essere a Venezia nel 1424, ma n o n era ancora Papa,
e s s e n d o stato a s s u n t o alia tiara sol tan to nel 1 4 3 1 " .
P o d r ó ż Bartłomieja z Florencji, patrz U z i e l l i La Vita e i Tempi, op. cit., s. 63: „ E c c o ció
che ne dice m a e s t r o B a r t o l o m e o F l o r e n t i n o che tornó dalie Indie nel 1424 e che a c c o m -
p a g n o a Venezia il Papa E u g e n i o IV, e al quale raffontó ció aveva v e d u t o e osservato in un
s o g g i o r n o di ventiquattro anni in oriente".
15
Patrz przyp. 13.
16
Paolo Toscanelli, list do K o l u m b a , w: H. V i g n a u d Toscanelli and Columbus, S a n d s
1902, ss. 3 2 2 i 323.
17
Występujący również p o d i m i o n a m i B e h a i m i M a r t i n z B o h e m i i . Patrz przyp. 13.
18
A n t o n i o Pigafetta, op. cit., ss. 58 i nast.
19
Patrz przyp. 13 i 14.
20
Patrz przyp. 13 i 14.
21
Patrz przyp. 13.

4o8
17. Kolonizacja N o w e g o Świata
I
A n t o n i o G a l v a o Tratado Dos Dwersos a Desvayrados Caminhos, L i z b o n a 1563, i A n t o ­
nio C o r d e y r o Historia Insulana, L i z b o n a 1717, cyt. za: H. H a r r i s s e The Discouery of North
America, 1892, s. 5 1 .
2
J . H . L o n g i l l e Christopher Columbus, Waszyngton 1903, s. 191.
3
Cytaty z notatnika K o l u m b a , cytowane p r z e z de las C a s a s a .
4
G a l v a o , op. cit., s. 370.
5
A n d r e a B i a n c o w 1448; G r a z i o s o B e n i n c a s a w 1 4 6 3 , 1 4 7 0 i 1482; A n d r e a B e n i n c a -
sa w 1476, oraz Albino C a n e p a w 1480 i 1489 roku.
6
Por: A r m a n d o C o r t e s a o The Nautical Chart of 1424, C o i m b r a 1954, s. 106.
7
C a r o l U r n e s s Portolan Charts, 1999.
8
Opublikowane przez Lizbońską Akademię N a u k .
9
W kwestii kawy n a P u e r t o R i c o p r z e d p o d r ó ż a m i e u r o p e j s k i m i patrz: D . M a c -
lellan Cojfee Varieties in Puerto Rico, „ P u e r t o R i c o A g r i c u l t u r e S t a t i o n B u l l e t i n " nr 3 0 ,
M a y a g u e z 1924; P C . S t a n l e y The Ruhiaceae of Central America, C h i c a g o 1930 (Field
M u s e u m of N a t u r a l History, seria botaniczna t. 7, nr 1); E . C Hill Cojfee Planting, M a d i a s
1877, ss. 1-3 i 1 7 - 1 9 ; E . R . T h u r b e r Cojfee from Plantation to Cup, N o w y J o r k 1 8 8 1 ,
w s t ę p t. I ss. 4 - 5 .
10
P ł o d y rolne sfotografowane w Stacji Rolniczej M a y a g u e z .
II
Albino C a n e p a : królestwofsaluagio tHuadi (nom uulgar des Alguns brasilieros), p o s p o l i ­
ta n a z w a ludzi przybywających z Brazylii, Karibów.
12
W e d ł u g przeciętnych p r z y p ł y w ó w z Ocean Passages of the World Admiralicji oraz
p i l o t ó w Admiralicji.
13
J a k do tej pory p r z e s t u d i o w a ł e m tylko katalog księcia Youssufa K a m a l a , żeby stwier­
dzić, ile p o p r a w e k i d o d a t k o w y c h informacji n a n i e s i o n o na Antilię. O k a z a ł o się, że b y ł o
ich czternaście, z a n i m K o l u m b wypłynął w m o r z e : B e c c a r i o s a (1435 i 1436), Andrei
B i a n c o (1436 i 1448), Parreta ( 1 4 5 5 ) , B e n i n c a s a s a ( 1 4 6 3 , 1 4 7 0 , 1 4 7 6 i 1482), Toscanelle­
go ( 1 4 7 4 ) , C a n e p a s a (1480 i 1489), J a i m e B e r t r a m a (1482) i Christofala S o l i g o ( 1 4 8 9 ) .
14
Książę Y > u s s u f K a m a l Monumenta Cartographica Africae etAegypti, 16 t., Kair, 1 9 2 6 -
1 9 5 1 . W tym katalogu spisano niezwykle c e n n y zbiór zachowanych m a p ukazujących
odkrywanie zachodniej Afryki przez E u r o p e j c z y k ó w i Chińczyków.
15
C y t . za: E . D . S . B r a d f o r d Southward the Carauels, H u t c h i n s o n 1 9 6 1 , s. 107.

1 8 . N a barkach olbrzyma
1
J o a o de B a r r o s , list do przyszłego króla M a n u e l a Portugalskiego, cyt. za: Erie Axel-
s o n Dias and His Successors, C a p e T o w n 1988, s. 3.
2
K . G . J a y n e , Vasco da Gama and His Successors 1460-1580, M e t h u e n 1970, s. 36.
3
J o a o de B a r r o s , list do króla Portugalii, 1 maja 1500, cyt. za: J a i m e Batalha Reis
Estudios Geograficos y Historicos, L i z b o n a 1 9 4 1 , s. 286.
4
S . E . M o r i s o n Portuguese Voyages to America in the Fifteenth Century, C a m b r i d g e 1940,
s. 131.
5
Patrz r o z d z . 5 i 6, w których d o k ł a d n i e o m ó w i o n o tę kwestię.
6
J a k wyżej oraz r o z d z . 8.
7
Sebastian Alvarez, agent króla Kastylii, cyt. za k m d r A.W. Miller, Royal N a v y The
Straits of Magellan, P o r t s m o u t h 1884, s. 7.

4o9
8
The Journal of Columbus, p o p r a w i o n y i o p a t r z o n y przypisami p r z e z L.A. Vigneras,
t ł u m . ang. Cecil Jane i A n t h o n y B l o n d 1960, ss. 1 2 , 4 3 i 6 2 .
9
H. V i g n a u d Toscanelli and Columbus, S a n d s 1902, s. 3 2 3 .
10
Toscanelli, list do króla H i s z p a n i i , 1474, cyt. za: J . H . Parry The Discovery of South
America, E l e k 1979, s. 48.
11
N o t a VII na m a p i e Piri Reisa, t ł u m . ang. G . C . M c l n t o s h w: op. cit., s. 46.
12
Arthur Davies Behain, Marcelim and Columbus, „Geographical J o u r n a l " , 1.143, s. 454.
13
A . O . Victor A Pre-Columbian Map of the World circa 1489, „ I m a g o M u n d i " xvii, 1963.
14
D a v i e s , op. cit., s. 458.
15
D a v i e s , op. cit.
16
L o r d Palliser, d o w ó d c a kapitana C o o k a .
17
K . G . Mclntyre Early European Exploration of Australia, praca nie opublikowana, s. 12.

Epilog: Chińskie dziedzictwo


1
Barbara Pickersgill, op. cit., ss. 5 9 1 - 5 9 4 .
2
R A . Whitehead Euolution of Crop Plants, L o n g m a n 1996, ss. 2 2 1 - 2 2 5 .
3
F. B r a u d e l A History of Cwilisations, t ł u m . ang. R. M a y n e , 1994, ss. 1 5 8 - 1 5 9 .
4
J u d i t h A. Carney, profesor geografii w U n i w e r s y t e c i e Kalifornijskim, L o s Angeles,
napisała fascynującą książkę Black Rice: TheAfrican Origins ofRice Cultwation in theAmericas
( C a m b r i d g e 2 0 0 1 ) , w której o p o w i a d a historię o p r a w d z i w y m p o c h o d z e n i u ryżu w A m e ­
ryce. Autorka przeczy, j a k o b y to E u r o p e j c z y c y sprowadzili ryż do zachodniej Afryki,
a p o t e m przywieźli w i e d z ę na temat j e g o u p r a w y do Ameryki.
5
R o d e r i c h Ptak China and Calicut in the Early Ming Period: Enpoys and Tribute Emissa-
ries, „ J o u r n a l of the Royal Asiatic Society", 1989, s. 447, oraz prywatna k o r e s p o n d e n c j a
z autorem.
6
Tablica z K o c z i n u , Taizongshi iu, r o z d z . 183, cyt. za: L o u i s e Levathes, op. cit.,s. 145.
7
C a s p a r C o r r e a The Three Voyages of Vasco da Gama, t ł u m . ang. H . E . J . Stanley w:
Lendas da India, 1869.
WYBRANA BIBLIOGRAFIA
1. Wielki plan cesarza
2. Uderzenie pioruna

Abru, Hafiz A Persian Embassy to China, t ł u m . ang. K . M . Maitra, L a h o r e 1934.


Battuta, Ibn Osobliwości miast i dziury podróży 1325-1354, Warszawa 1962.
Bonavia, J. Collins Illustrated Guide to The Silk Road, H o n g k o n g 1988.
B o u l n o i s , L. The Silk Road, t ł u m . D. C h a m h e r l i n , 1966.
Braudel, F. A History of Ciuilizations, t ł u m . ang. R. M a y n e , 1994.
C h a u d h u r i , K . N . A Note on I Taghri Birdi's description of Chinese Ships in Aden and Jeddah.
„ J o u r n a l of the Royal Asiatic S o c i e t y " , nr 1, 1989, 112.
Trade and Ciuilisation in the Indian Ocean, C a m b r i d g e 1985.
Dreyer, E X . Early Ming China: A Political History 1355-1415, Stanford 1982.
D u n n , R . E . The Adventures oflbn Battuta a Muslim Traueller of the 14th Century, 1986.
D u y v e n d a k , J . J . L . China 's Discouery ojAfrica, L o n d y n 1949.
Ma Huan Re-examineyd, A m s t e r d a m 1933.
Sailing Directions of Chinese Voyages, „ T o u n g P a o " , t. X X X I V , Lejda 1939.
The True Dates of the Chinese Maritime Expeditions in the Early 15th Century, „ T ' o u n g
P a o " , t. X X X I V Lejda 1939.
Ebrey, P B . The Cambridge Illustrated History of China, C a m b r i d g e 1996.
Fairbank, J . K . China and Central Asia, 1368-1884, b.d. i m.
Fei S i n Mawellous Visionsfrom the Star Raft, t ł u m . ang. J . V G . Mills, Wiesbaden 1996.
Fitzgerald, C . P . / ł Chinese Discouery of Australia, b . m . 1953.
G i b b , H . A R . The Trauels oflbn Battuta, b . m . 1994.
Groslier, B . P Art of the World: Indochina, b . m . 1967.
H u c k e r , G . O . Gouernmental Organisation of the Ming Dynasty, „ H a r w a r d J o u r n a l of Asiatic
S t u d i e s " , 1958.
Kirkup, J . F . Streets ofAsia, b . m . 1969.
Tropic Ternper, b . m . 1963.
Levathes, L. When China Ruled the Seas, b . m . 1994.
Ma H u a n The Ouerall Suruey of the Ocean Shores, t ł u m . ang. J . V G . M i l l s , C a m b r i d g e 1970.
M a y e r s , WF Chinese Explorations in the Indian Ocean during the Fifteenth Century, „ C h i . Rev.
I I I " 1875, I V 1 8 7 5 - 1 8 7 6 .
M e r s o n , J. Roads toKanadu, b . m . 1989.
M i c h a e l s o n , C. Gilded Dragons: Buried Treasuresfrom China's GoldenAges, L o n d y n 1999.
M i l l s , J . V G . Notes on Early Chinese Voyages, „ J o u r n a l of the Royal Asiatic Society", kwie­
cień 1951.
M o r g a n , D. TheMongols, O k s f o r d 1986.
M o t e , F.W Imperial China 900-1800, C a m b r i d g e 1999.
i Twitchett, D. The Cambridge History of China (t. 7, 1 3 6 8 - 1 6 4 4 ) , C a m b r i d g e 1988.
M u l d e r , W Z . The Wu Pei Chi Charts, „ T o u n g P a o " , t. X X X V I , 1944.
N e e d h a m , J. Science and Ciuilisation in China, vols 2,4 Sc 5 C a m b r i d g e , 1954.
Polo, M a r c o Opisanie świata, Warszawa 1993.
Ptak, R. China and Calicut in the Early Ming Period: Enuoys and Trihute Embassies, „ J o u r n a l
of the Royal Asiatic Society", nr 1, 1989, 8 1 - 1 1 1 .

412
Rossabi, M. Chen Cheng: Diary ofTrapelling in the Western Regions, „ M i n g S t u d i e s " 1 7 , 1 9 8 3 .
Cheng Ho and Timur-Any Relation?, „ O r i e n t E x t r e m i s " 20, 1973.
Ming China and Inner Asia, N o w y J o r k 1975.
Ming China and Turfan 1406-1517, „ C e n t r a l Asian J o u r n a l " 16, 1972.
The Tea and Horse Trade with Inner Asia during the Ming, „ J o u r n a l of Asian H i s t o r y " 4,
1970, s. 1 3 6 - 1 6 8 .
Two Ming Enuoys to Central Asia, „ T ' o u n g P a o " 6 2 : 1 - 3 , 1-34, 1976.
Seckel, D. The Art ofBuddhism, t ł u m . ang. A . E . K e e p , M e t h u e n 1964.
Sivin, N. i in. (wyd.) The Contemporary Atlas of China, b . m . 1988.
Soulliere, E . , Palące Women in the Ming Dynasty, praca doktorska z Princeton University,
1987.
S u n , G u a n j i Zheng He's Expeditions to the Western Ocean, „ J o u r n a l of N a v i g a t i o n " 4 5 , 1 9 9 2 .
Sykes, P. The Questfor Cathay, b . m . 1936.
Taghri-Birdi, Y.I. History of Egypt 1382-1469, t ł u m . ang. W. Popper, Berkeley 1954.
T i e n D ż u - k a n g Zheng He's Voyages and the Distribution ofPepper in China, „ J o u r n a l of the
Royal Asiatic Society", nr 2, 1981.
Van G u l i k , R . H . Sexual Life inAncient China, Lejda 1961.
Walker, A. Aurel Stein, Pioneer of the Silk Road, b . m . 1995.
Wheatley, P. The Golden Khersonese, Kuala L u m p u r 1961.
Willetts, W The Maritime Aduentures of Grand Eunuch Ho, „ J o u r n a l of S o u t h e a s t Asian
H i s t o r y " 5, nr 2, 1964.
Y a m a m o t o , T. Chinese Actwities in the Indian Ocean before the Corning of the Portuguese, „ D i o -
g e n e s " 3, 1980.
Z h a n g , J . Y Relations between China and theArabsfrom Early Times, „ J o u r n a l of O m a n S t u ­
dies", t. 2, pt 1, 1983.
Z h o u X u n Fwe Thousand Years of Chinese Costumes, S a n Francisco, 1987.

TAMERLAN
Bartold, W Four Studies on the History of Central Asia, t ł u m . ang. T. Minorsky, Lejda 1962.
C o m m i s s a r i a t , M . S . A History of Gujarat, B o m b a j 1938.
Du B e c C r e s p i n , J. The Historie of the Great Emperor Tamerlan, b . m . 1597.
G o n z a l e s de Clavijo, R. Embassy to the Court ofTamburlane 1403-1406, t ł u m . ang. G. le
Strange, N o w y J o r k 1928.
H o o k h a m , H. Tamburlaine the Conąueroroku, b . m . 1962.
K n o b l o c h , E. Beyond the Oxus, b . m . 1972.
L a m b , H.A. Tamerlane, the Earth Shakeroku, N o w y J o r k 1928.
M a j u m d a r , R . C . (wyd.) History and Culture of the Indian People, 111., b . m . 1 9 5 1 - 1 9 7 1 .
M a i n z , B.F. The Rise and Fali of Tamerlane, C a m b r i d g e 1989.
M a r l o w e , C. Tambourlane the Great, wyd. J . S . C u n n i n g h a m , M a n c h e s t e r 1981.
Tamerlane Tuzaki-I Ttmuri (autobiografia), t ł u m . ang. H . M . Eliot, wyd. H . M . D o w s o n ,
L a h o r e 1871.

413
3. Flota stawia żagle

Adler, E . N . Jewish Trauellers in the Middle Ages, b . m . 1930.


Akrish, J. Kol Mebasseroku, K o n s t a n t y n o p o l 1577.
Al-Harizi Se/er Tahkemoni, Warszawa 1899.
Arasaratnam, S. Maritime Trade, Society and European Influence in Southern Ada 1600-1800,
b . m . 1995.
B e n i a m i n z Tudeli The Itinerary of Rabbi Benjamin ofTudela, t ł u m . ang. M . N . Adler, b . m .
1907.
B i a n q u i s , T.I. i in. (wyd.) Encyclopaedia of Islam, Lejda 1999.
Blair, E . H . i R o b e r t s o n , J A . The Philippine Islands 1493-1801, C l e v e l a n d 1 9 0 3 - 1 9 0 9 .
Bovill, E.W Missions to the Niger, C a m b r i d g e 1964.
Bretschneider, E. History of European Botanical Discoueries in China, b . m . 1898.
Notes of Chinese Botany from Natiue and Western Sources, Szanghaj 1882.
B u r t o n , R.F. First Footsteps in EastAfrica, b . m . 1856.
Works, t. 1 i 2: Personal Narratiue of a Pilgrimage to Al Madinah and Meccah, b . m . 1893.
Caillie, R A . Journal d'un Voyage a Temboctou, Paryż 1830.
C h a r d i n , J. Sir John Chardinfs Trapels in Persia, b . m . 1927.
Cooley, W D . The Negroland of theArabs Examined and Explained, b . m . 1841.
C o w e l l , E . B . i in. Buddhist Mahayana Texts, O k s f o r d 1894.
C r a w f u r d J. A Descriptiue Dictionary of the Indian Islands and Adjacent Countries, b . m . 1856.
D a s G u p t a , A. Merchants of Maritime India 1500-1800, b . m . 1994.
Doughty, C M . Trauels in Arabia Deserta, C a m b r i d g e 1888.
D u n n , R . E . The Aduentures of Ibn Battuta a Muslim traueller of the 14th century, b . m . 1986.
Eisenstein, J . D . Ozar Massaoth: Jewish Trauellers 1165 to 1839. N o w y J o r k 1926.
E n t h o v e n , R . E . The Tribes and Castes ofBombay, B o m b a j 1920.
Faria e S o u s a , M. The Portugues Asia: or The History of the Discouery and Conąuest of India by
the Portugues, b . m . 1695.
Fatimi, S.Q. Islam Comes to Malaysia, S i n g a p u r 1963.
Forbes, A . D . W The Mosąue in the Maldiue Islands, „Archipel" X X I I I , 1981.
Frankę, H. i H o k - I a m C h a n Studies on theJurchens and the Chin Dynasty, b . m . 1997.
G a m b l e , J.S. A Manuał of Indian Timbers, Kalkuta 1881.
G o n z a l e s De M e n d o z a , J. The Historie of the Great and Mightie Kingdoms of China, t ł u m .
a n g . J . Parkę, 1588.
H a u r a n i , G . F . Arab Seafaring in the Indian Ocean in Ancient and Early Medieual Times, Prin­
ceton, 1951.
H e g e l , G.W.F. Wykłady z historii fdozofii, Warszawa 1996.
H i e r n , WP. A Monograph on Ebenaceae, C a m b r i d g e , 1873.
Hill, A H . The Corning of Islam to North Sumatra, „ J o u r n a l of S o u t h e a s t Asian H i s t o r y " 4,
nr 1, m a r z e c 1963, s. 6 - 2 1 .
Hiskett, M. The Deuelopment of Islam in WestAfrica, b . m . 1984.
H u n w i c k , J . O . The Mid-Fourteenth Century Capital ofMali, „ J o u r n a l of African H i s t o r y " ,
14, 1973, s. 195 i nast.
Langlois, J . D . (wyd.) China under Mongoł Rule, Princeton 1981.

414
L e e , S. The Trauels oflbn Battuta 1325-1354, b . m . 1829.
Levtzion, N. Ancient Ghana and Mali, b . m . 1973.
Loewy, A. (wyd.) Publications of the Society ofHebrew Literaturę. Miscellany ofHebrew Litera­
turę, b . m . 1 8 7 2 - 1 8 7 7 .
M a h a n , A.T. The Influence of Sea Power upon History 1660-1783, N o w y J o r k 1957.
Mahesvari, P. i S i n g h , U. Dictionary of Economic Plants in India, N e w D e l h i 1965.
M a i m o n i d e s , M. The Guide of the Perplexed, t ł u m . ang. S. Pires, b . m . 1974.
M a j u m d a r , R . C . (wyd.) History and Culture of the Indian People, t. VI: The Delhi Sultanate,
B o m b a j 1960.
Merrill, E . D . An Enumeration ofHainan Plants, „ L i n g n a n S c i " , J . 5 : l - 1 8 6 .
N o r r i s , H . T . The Tuareg, Warminster 1975.
Pelliot, P Les Grands Voyages Maritime Chinois au Debut du X\/'Siecle, „ T o u n g P a o " , t. X X X ,
237-452.
Notes on Marco Polo, Paryż 1 9 5 9 - 1 9 7 3 .
Piccus, R. Wood from the Scholar's Table: Chinese Hardwood Caruings and Scholar's Articles,
H o n g k o n g 1984.
Pires, T. The Suma Oriental ofTome Pires, t ł u m . ang. A. C o r t e s a o , b . m . 1944.
Polo, M a r c o Opisanie świata, Warszawa 1993.
Pyrard, F. The Voyages ofFrancois Pyrard ofLaual, t ł u m . ang. A. Gray, Paryż 1998.
R a b i n J a c o b B e n N a t h a n i e l , Ha C o h e n J o u m e y to the East, C a m b r i d g e U n i v e r s i t y Library
(nieopublikowane).
R a b i n Petachia z R a t y z b o n y Sibbub ( P o d r ó ż okrężna), Praga 1595.
Ray, H. Trade and Diplomacy in India-China Relations: A Study ofBengal During the Fifteenth
Century, N e w D e l h i 1993.
R e a d , B . E . Chinese Medicinal Plants, Pekin 1936.
Rockhill, WW. Notes on the Relations and Trade of China with the Eastern Archipelago and the
Coasts of the Indian Ocean during the Fourteenth Century, „ T ' o u n g Pao", XIV, 1913; XV,
1914; X V I , 1915.
R o d d , F.J.R. People of the Veil, „Anthropological Publications" 1926.
Schafer, E. Roseiwod, Dragons Blood and Lac, „ J o u r n a l of the A m e r i c a n Oriental S o c i e t y "
77,1975.
Segal, J . B . A History of the Jews of Cochin, b . m . 1993.
Sinor, D. Studies in Medieual Inner Asia, b . m . 1997.
S m i t h , G . R . i Porter, V The Rasulids in Dhofar in the VIIth-VIIIth/XIIIth-XIVth Centuries,
„ J o u r n a l of the Royal Asiatic Society", nr 1, 1988, ss. 2 6 - 4 4 .
S o u z a , G . B . The Survival of Empire: Portuguese Trade and Society in China and the South China
Sea 1630-1754, C a m b r i d g e 1986.
Tibbetts, G . R . A Study of the Arabie Texts Containing Materiał in South East Asia, b . m . 1979.
Wang, G.A Study of the Early History of Chinese Trade in the South China Sea, Kuala L u m p u r
1958.
Wheatley, P The Golden Khersonese. Kuala L u m p u r , 1961.
Williams, L. Forests of Southeast Asia, Puerto Rico and Texas, b . m . 1967.
Yule, H. Cathay and the Way Thither, b . m . 1866.

415
4. Oplyniccie przylądka

Aldridge, J. Cairo, b . m . 1970.


Al-Makrizi, A h m a d History ojEgypt, t ł u m . ang. E. Brochet, Paryż, 1908.
Arabshah, I. Tamerlane, t ł u m . ang. J . H . Sanders, 1936.
Atiyah, E. TheArabs, b . m . 1955.
B a h n , P.O. Lost Cities, b . m . 1997.
Barthold, W Turkestan Down to the Mongoł Inuasion, t ł u m . T. Minorsky, b . m . 1968.
Ulugh Begh (Four Studies on the History of Central Asia), t ł u m . V i T. Minorsky, Lejda
1962.
B i a n q u i s , T. i in. (wyd) Encyclopaedia of Islam, Lejda 1999.
Bovill, E.W. The Golden Trade ofthe Moors, O k s f o r d 1958.
Boyle, J . A . (wyd.) The Cambridge History of Iran, t. 5, C a m b r i d g e 1968.
Bracciolini, P Two Renaissance Book Himters, t ł u m . ang. P W G . G o r d a n , b . m . 1974.
Braudel, F. Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II, G d a ń s k 1977.
Carpini, G. de P. The Story of the Mongols - Whom We Cali the Tartars, B o s t o n 1996.
Cambridge History oj Africa, C a m b r i d g e 1975-1986.
Cambridge History of India, C a m b r i d g e 1922-1964.
Centuries, „ I m a g o M u n d i " 24, s. 2 1 - 3 0 .
C h a n g , K . S . Africa and the Indian Ocean in Chinese Maps of the 14th and 15th
C h a u d h u r i , K . N . Trade and Cwilisation in the Indian Ocean, C a m b r i d g e 1985.
Cleaves, F.W The Secret History of the Mongols, H a r w a r d 1982.
C o e d e s , G. The Indianised States of South East Asia, t ł u m . ang. S . B . L o w i n g , H o n o l u l u
1968.
C o m m i s s a r i a t , M . S . A History of Gujarat, B o m b a j 1938.
C o n n a h , G.African Cwilisations, C a m b r i d g e 1987.
C o o m a r a s w a m y , A K . History of Indian and Indonesian Art, b . m . 1927.
C o w a n , J. A Mapmaker's Dream: The Meditations of Fra Mauro, b . m . 1997.
D a v i d s o n , B. A History of West Africa 1000-1800, b . m . 1977.
F e r n a n d e z - A r m e s t o , F. (wyd.) The Times Atlas of World Exploration, b . m . 1991.
Fischel, W J . The Spice Trade in Mamluk Egypt, „ J o u r n a l of E c o n o m i c and Social H i s t o r y
o f t h e O r i e n t " 1, 1958, 157-174.
F u c h s , W. The Mongoł Atlas of China, Pekin 1946.
Was South Africa alreadyknown in the 13th century?, „ I m a g o M u n d i " 10, 50.
G i b b o n , E. Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego, Warszawa 1995.
Gillon, W. A Short History ofAfrican Art, b . m . 1986.
G o n z a l e s de C l a v i j o , R. Embassy to the Court of Tamburlane 1403-1406, t ł u m . ang.
G . l e Strange, N o w y J o r k 1928.
Hall, R. Empires of the Monsoon, b . m . 1996.
Hallade, M . M . The Gandhara Style, t ł u m . ang. D. Imber, b . m . 1968.
Harley, J . B . i Woodward, D. The History of Cartography, t. 2, C h i c a g o 1 9 9 2 - 1 9 9 4 .
Hitti, P K . A History of theArabs, L o n d y n 1956.
H o l t , P M . , L a m h t o n , A K . S . i Lewis, B. (wyd) The Cambridge History of Islam, C a m b r i d g e
1970.

416
H o u r a n i , A. A History of the Arab Peoples, b . m . 1 9 9 1 .
H o u r a n i , G . R Direct Sailing Between thePersian Gulfand China in Pre-Islamic Times, „ J o u r ­
nal of the Royal Asiatic Society", 1947, s. 1 5 7 - 1 6 0 .
K a m a l , książę Youssuf Monumenta Cartographica, s. 1410 (planisfera F r a M a u r o ) .
Keay, J. India: A History, b . m . 2000.
K e o h a n e , A. The Berbers of Morocco, b . m . 1991.
K h a l d u n , I. An Arab Philosophy of History, L o n d y n 1950.
L a m b , H.A. Genghis Khan: The EmperorofAll Men, N o w y J o r k 1928.
L a n e , E.W Arabian Society in the MiddleAges, N o w y J o r k 1883.
L a n e - P o o l e , S. A History ofEgypt in the MiddleAges, Karaczi 1977.
Ledyard, G. The Kangnido: A Korean World Map (1402), w: L e v e n s o n , J a y A. (wyd.) Circa
1492: Art in the Age ofExploration, N e w H a v e n 1 9 9 1 .
L e e , S. The Trauels oflbn Battuta 1325-1354, b . m . 1829.
Lewis, A. Maritime Skills in the Indian Ocean 1368-1500, „ J o u r n a l of E c o n o m i c and Social
H i s t o r y of the O r i e n t " 16, 1973.
Lewis, B. TheArabs in History, O k s f o r d 1993.
L o b b a n , R. Historical Dictionary of the Republic of Cape Verde, b . m . 1988.
Lyster, W The Citadel of Cairo, Kair 1993.
Ma H u a n The Overall Suruey of the Ocean Shores, t ł u m . ang. J . V G . Mills, C a m b r i d g e 1970.
M a j u m d a r , R . C . (wyd.) History and Culture of the Indian People (11 t ) , b . m . 1 9 5 1 - 1 9 7 1 .
Mansfield, P. TheArabs, b . m . 1976.
Marshall, R. Storm from the East, b . m . 1993.
M o r r i s , J . , Wood, G. i Wright, D. Persia, b . m . 1969.
N e e d h a m , J. Science and Cwilisation in China, t. 3, C a m b r i d g e 1959.
01iver, R. i A t m o r e , A. TheAfrican MiddleAges, C a m b r i d g e 1981.
01iver, R A . i Mathew, G. A History of East Africa, O k s f o r d 1 9 6 3 - 1 9 7 6 .
Parker, G. The Times Atlas of World History, b . m . 1997.
R a y c h a u d h u r i , T. (wyd.) Cambridge Economic History of India, t. 1, C a m b r i d g e 1982.
Rosser, W H . North Atlantic Directory, b . m . 1869.
i Imray, J . F . South Atlantic Directory, b . m . 1870.
Seckel, D. The Art ofBuddhism, t ł u m . ang. A. K e e p , N o w y J o r k 1964.
Switzer, G. Diamonds in Pictures, b . m . 1967.
Taghri-Birdi, Y.I. A Nujum, Az-Zahira, Fi Muluk. Misr Wal-Kahira, Berkeley 1909.
Tibbetts, G . R . Arab Navigation in the Indian Ocean Before the Corning of the Portuguese, b . m .
1971.
Early Muslim Traders in SE Africa, „ J o u r n a l of the Malaysian B r a n c h of the Royal
Asiatic Society", X X X , 1957.
Varthema, L. The Trauels ofL. de Varthema, t ł u m . ang. J . W J o n e s , L o n d y n 1863.
Vernadsky, G. The Mongols and Russia, M o s k w a 1997.
Waley, A D . Secret History of the Mongols, b . m . 1963.
Willett, Y.AfricanArt, b . m . 1 9 7 1 .
Williams, J. Money -A History, L o n d y n 1997.
Wright, J. Sijilmasa, a Saharan Entrepot, „ J o u r n a l of the Society for M o r o c c a n S t u d i e s " ,
1991.

417
Z h a n g , J . Y Relations between China and theArabsfrom Early Times, „ J o u r n a l of O m a n S t u -
d i e s " , t . 2, pkt 1,1983.

AFRYKA Z A C H O D N I A
Axelson, E. Congo to Cape: Early Portuguese Explorers, b . m . 1973.
Bcntley, W.H. Pioneering on the Congo, N o w y J o r k 1900.
B u r t o n , R.F. Two Trips to Gorilla Land and the Cataracts of the Congo, b . m . 1876.
C r o n e , G . R . The Voyages of Cadamosto and Other Documents on Western Africa in the Second
Half of the Fifteenth Century, b . m . 1937.
Forbath, P The Riuer Congo, b . m . 1978.
L o p e z , D. History of the Kingdom of the Congo and Surrounding Countries, b . m . 1591.
Mauny, R. Les Nauigations Mediaevales sur les Cotes Sahariennes Anteńeures a la Decouverte
Portugaeis [sic] (1434), L i z b o n a 1960.

5. N o w y Świat

B r i d g e s , E . L . Uttermost Part of the Earth: Indians of Tierra del Fuego, b . m . 1948.


Carvajal, G. de M e d i n a The Discouery of the Amazon, t ł u m . ang. G. L e e , N o w y J o r k 1934.
D a r w i n , K. Dzieła wybrane, Warszawa 1959.
Galvao, A. The Discoveries of the World, t ł u m . ang. R. Hakluyt, N o w y J o r k 1969.
G o n z a l e s , A R . Artepre-Columbino de laArgentina, B u e n o s Aires 1997.
H a p g o o d , C . H . Maps of theAncient Sea Kings, N o w y J o r k 1966.
Inan, A A . Life and Worlds of the Turkish Admirał Piri Reis. The Oldest Map of America, Ankara
1954.
Miller, A. W The Straits of Magellan, P o r t s m o u t h 1884.
M u s t e r s , G . C At Home with the Patagonians, b . m . 1871.
P a r r y J . H . The Discovery of South America, b . m . 1979.
Pigafetta, A. Relacja z wyprawy Magellana dookoła świata, G d a ń s k 1992.
Shipton, E . E . Land ofTempest: Travels in Patagonia 1958-1962, N o w y J o r k 1963.
Tierra del Fuego: The Fatal Lodestone, b . m . 1973.
S i m p s o n , G . G . Attending Mawels, N o w y J o r k 1934.
Tschiffely, A F . This Way Southward: the Account of a Journey Through Patagonia and Tierra del
Fuego, N o w y J o r k 1940.
Willey, G . R . An Introduction to American Archaeology, t. 2-South America, N e w J e r s e y 1 9 7 1 .

MYLODON
Bird, J . B . Trauels and Archaeology in South Chile, b . m . 1988.
C h a t w i n , B. In Patagonia, b . m . 1977.
G r a y s Garay, N. Fauna of Torres del Paine, P u n t a Arenas 1993.
G r i z m e k , B. Grzimek Animal Life Encyclopaedia, N o w y J o r k 1 9 7 2 - 1 9 7 5 .
M o r e n o , PP. i Woodward, A S . On a Portion of Mammalian Styn, named N e o m y l o d o n
listń,from a Cavern near Consuelo Covef Last Hope Inlet, Patagonia, L o n d y n 1899.
O w e n , R. Description of the Skeleton of an Extinct Gigantic Sloth, M y l o d o n rohustus, b.m. 1862.

418
MAPA PIRI R E I S A
K a h a n e , H. & R. i Tietze, A. The Lingua Franca in the Levant, b . m . 1958.
Khalili, N . D . The Empire of the Sultans OttomanArt, S t a m b u ł 1995. ( N i e j e s t to książka, ale
zbiór m a p zazwyczaj wystawianych w S t a m b u l e , na wystawie zatytułowanej „ I m p e ­
rium sułtanów".)
L u n d e , P. Piri Reis and the Columbian Theory, „ A r a m c o M a g a z i n e " , styczeń-luty 1980.
M c l n t o s h , G . C . The Piri Reis Map of 1513, b . m . 2000.
O z e n , M . E . (wyd. N. Refliogu) Piri Reis and his Charts, S t a m b u ł 1994.
S o u c e k , S. Islamie Charting in the Mediterranean, w: History of Cartography, t. 2 ( 1 ) , C h i c a g o
1992, s. 2 6 3 - 2 8 7 .

6. Wyprawa na Antarktydę i do Australii


7. Australia
M a p y Admiralicji przedstawiające b i e g u n p o ł u d n i o w y z lat 1927 i 1942.
Bagnell, A K . The Tamil Bell, Wellington 1948.
B a s s , G . F . A History of Seafaring Based on Underwater Archaeology, b . m . 1972.
B e a g l e h o l e , J . C . Birthplace of Our History, „Australasian Post", 17 m a r c a 1955.
The Exploration of the Pacific, b . m . 1934.
The Life of Captain James Cook, b . m . 1974.
B e r n d t , R . M . i C H . Arnhemland, its History and People, M e l b o u r n e 1954.
Clark, C . M . H . A History of Australia, C a m b r i d g e 1962.
Crawfurd, J. Notes on anAncient Hindu Sacrificial Bell, L o n d y n 1867.
D a l r y m p l e , A. An Account of the Discoueries in the South Pacifick [sic] Ocean, S y d n e y 1996.
D e e m , G. Ancient and Mysterious Discoperies in Australia, b . m . ok. 1999.
Elkin, A R i Berndt, R . M . A ? i n Arnhemland, C h i c a g o 1951.
Finlay, H.Australia, b . m . 1994.
Gilroy, R. Pyramids in the Pacific, G y m p i e 1999.
Were the Chinese the First to Discouer Australia?, b . m . 1986.
G o s s e t t , R. New Zealand Mysteries, Auckland 1996.
Gray, G. Ark of the Couenant, b . m . i d.
G r e e n , B. The Gympie Pyra m id Story, G y m p i e 1998.
G r e e n , J.Journals and Prwate Papers 1862-1863 (na temat aborygenów i ich legend oraz wie­
rzeń dotyczących w r a k ó w w G y m p i e ) .
Kingsley, H. The Recollection of Geofjrey Hamlyn, C a m b r i d g e 1859.
Lewis, M. i Clark, W A History of the Expedition under the Command of Lewis and Clark,
N o w y J o r k 1893.
M c l n t y r e , K G . Portuguese Discoveries on the Australian Coast, „Victoria Historical M a g a z i ­
n e " 4 5 ( 4 ) , 1974.
The Secret Discovery of Australia, M e l b o u r n e 1977.
M c K i g g a n , I. The Portuguese Expedition to Bass Strait in AD 1522, „ J o u r n a l of Australian
S t u d i e s " 6 1 , czerwiec 1977.

419
Major, R . H . (oprać.) The Trauels o/Niccolb da Conti, w: India in the Fifteenth Century, b . m .
1857.
Martin, A J . i J a m e s , R E . AU Possible Worlds: A History of Geographical Ideas, b . m . 1993.
M u i v a n e y , J . i K a m m i n g a , J . The Prehistory of Australia, b . m . 1999.
N e e d h a m , J. Science and Cwilisation of China, t. 1 do 4, C a m b r i d g e 1 9 5 4 - 1 9 9 .
N e w S o u t h Wales D e p a r t m e n t of M i n e r a ł R e s o u r c e s Minerał Resources ofNew South Wales
1996-2002.
Reid, D o n a l d Prwate papers 1980-1990 (w związku z wrakami w Z a t o c e T i n C a n ) .
R o t z J . (oprać. H. Wallis) The Book ofldrography, O k s f o r d 1981.
Shan haijing (Księga gór i m ó r z ) , ok. 338 r. p.n.e.
Schilder, G.Australia Unueiled, t ł u m . ang. O. Richter, A m s t e r d a m 1976.
Scott, E. Australian Discouery by Sea, b . m . 1929.
S i m p s o n , C. The New Australia, S y d n e y 1971.
Skelton, R.A. Explorers' Maps, N o w y J o r k 1970.
Spate, O . H . K . Terra Australis - Cognita, w: het Me Enjoy, C a n b e r r a 1965.
Wei, C h u - H s i e n The Chinese Discovery of Australia, H o n g k o n g 1961.
Whitehouse, E . K . Australia in Old Maps 820-1110, b . m . 1994.
Williams, G. i Frost, A. Terra Australis to Australia, O k s f o r d 1988.
Wiseman, R. Pre Tasman Explorers, Auckland 1996.
Xiyangji (popularny opis p o d r ó ż y Z h e n g H e ) , b . m . 1597.
Yi yu tu zhi („Ilustrowany opis obcych krajów"), N a n k i n 1430.
Zhui xiao („Atlas obcych krajów"), Chiny, 2 6 5 - 3 1 6 n.e.

Wraki (rozdz. 7)
PLAŻA R U A P U K E
Best, E. Notes on a Curious Steatite Figurinefound at Manku, Auckland, „ N e w Z e a l a n d J o u r ­
nal of Science and Technology", t. II, 1919, s. 77.
G o s s e t t , R. New Zealand Mysteries, Auckland 1996.
Hilder, B. The Story oj the Tamil Bell, „ J o u r n a l of the Polynesian Society", t. 84, 1975.
M c F a d g e n - R i c h a r d s o n , B . L . The Tamil Bell, nie o p u b l i k o w a n y rękopis.

P L A Ż A N E A H K A H N I E (rozdz. 9 )
Bawlf, S. Sir Francis Drakę's Secret Voyage to the Northwest Coast of America AD 1579, b.m. 2001.
C o t t o n , S.J. Stories ojNehalem, A n n Arbor 1989.
H e a d , L . M . Neahkahnie Mount, Portland 1910.
H u l t , R . E . , Lost Mines and Treasures of the Pacific Northwest, b . m . 1957.
Treasure Hunting Northwest, b . m . 1971.
Keller, A . S . i in. Creation ofRights of Souereignty Through Symbolu Acts - 1400-1800, N o w y
J o r k 1938.
M c K e e , A. The Queen}s Corsair, b . m . 1978.
Nuttall, Z. NewLight on Dratye, Liechtenstein 1967.
R o b e r t s o n , J . W Francis Drakę and Other Early Explorers Along the Pacific Coast, S a n Franci­
sco 1927.

42o
Tales of the Neahkahnie Treasure, T i l l a m o o k b.d.

Viles, D . M . North America's Hidden Legacy at Neah-Kah-Nie Mountain, 1579, O r e g o n 1982.

P A N D A N A N ( F I L I P I N Y ) (rozdz. 10 i 13)
D i z o n , E J . U nderwater Archaeology of the Pandanan Wreck: a mid 15th Century Vessel, refe­
rat na konferencję dotyczącą archeologii w Azji P o ł u d n i o w o - W s c h o d n i e j , B e r l i n
1998.
G r e e n , J. i Harper, R. The Excavation of the Pattaya Wrecksite and Suruey of three other Thailand
sites, Thailand 1982, „Australian Institute of M a r i t i m e Archaeology", 1982.
i Prishanchittara, S. The Excavation of the Ko Kradat Wrecksite, Thailand, 1979/1981,
„Australian Institute o f M a r i t i m e Archaeology", 1982.
Lovigny, C. (wyd.) The Pearl Road: Tales of Treasure Ships in the Philippines, b . m . 1996.
A U S T R A L I A (rozdz. 7 i 8)
B a t e s o n , C. Australian Shipwrecks, S y d n e y 1972.
Clark, P Shipwreck Sites in the South-East of South Australia, „Australian Institute of M a r i ­
time Archaeology", 1990.
C o r o n e o s , C. i M c K i n n o n , R. Shipwrecks ofhwestigator Strait and the Lower York Peninsula,
„Australian Institute of M a r i t i m e Archaeology", 1997.
Gili, E . D . Constraints imposed by the earth sciences on the interpretation of the Warrnambool maho­
gany shipwreck site, „ T h e Artefact", t. 2, 1997.
Gray, J. Ark of the Couenant, b . m . i d.
G r e e n , J. i Harper, R. The Maritime Archaeology of Shipwrecks and Ceramics in South East
Asia, „Australian Institute of M a r i t i m e Archaeology", 1987.
Halls, C. Mystery of the mahogany ship, „ T h e Victorian - Tasmanian Water S p o r t " , 1975.
Hilder, B. Mahogany Ship Mystery, „ P a r a d ę " , kwiecień 1975.
H o l r o y d , J. In search of the mahogany ship, „Travel Victoria", nr 5, 1 9 8 0 - 1 9 8 1 .
Kingsley, H. The Recollections of Geoffrey Ilamlyn, C a m b r i d g e 1859.
L o n e y J . The Mahogany Ship, „ M a r i n ę H i s t o r y Publications", 1998.
M c l n t y r e , K . G . The Secret Discovery of Australia, M e l b o u r n e 1977.
Wicking, T A . The Mahogany Ship, 5 t, W a r r n a m b o o d 1979.
Williams, G. i Frost, A. Terra Australis to Australia, O k s f o r d 1988.

8. "Wielka Rafa Koralowa i Moluki

B o s w o r t h , M . L . The Rise and Fali of 15th Century Seapower, „ M a r i t i m e H i s t o r y " , 1999.


D i a m o n d , J. Guns, Germs and Steel: The Fates of Humań Societies, N o w y J o r k 1997.
G o u l d , R A . Archaeology and the Social History of Ships, C a m b r i d g e 2000.
Hsi-Jang-Chi (popularny opis p o d r ó ż y Z h e n g H e ) 1597.
L a n d e s , D . S . Revolution in Time: Clocks and the Making of the Modern World, H a r w a r d 1983.
Latourette, K . S . A Short History of the Far East, N o w y J o r k 1957.
M a c k e n z i e , D.A. Myths and Traditions of the South Sea Islands, b . m . 1930.
N e e d h a m , J. Science and Cwilisation in China, t. 1 i 4, C a m b r i d g e 1 9 5 4 - 1 9 5 9 .

421
S w a n s o n , B. Eighth Voyage of the Dragon: A History of China's Questfor Seapower, Annapolis
1982.

9. Pierwsza kolonia w Ameryce


A d a m s , R.E.W. Prehistoria Mesoamerica, B o s t o n 1977.
Beals, R . L . The Ahoriginal Culture of the Cahita Indians, „ I b e r o - A m e r i c a n a " 19, 1943.
Bray, W. Everyday Life of theAztecs, Batsford 1968.
C a b r e r a C a s t r o , R. Teotihuacan: Artfrom the City of the Gods (Humań Sacrifice at the Tempie
of the Feathered Serpent), b . m . 1993.
C a r r a s c o , D. Quetzalcoatl and the Irony of Empire, C h i c a g o 1982.
C l e n d i n n e n , l.Aztecs, C a m b r i d g e 1991.
Davies, N . TheAztecs, b . m . 1973.
The Toltec Heritage, b . m . 1980.
D i a z , G . , R o d g e r s , A. i Byland, B . E . The CodexBorgia, b . m . 1993.
D i a z del Castillo, B. The Discouery and Conauest ofMexico, t ł u m . ang. A. Maudslay, b . m .
1928.
Diehl, R A . Tuła, the Toltec Capital ofAncient Mexico, b . m . 1983.
D u r a n , D. The History of the Indies ofNew Spain, t ł u m . ang. D. H e y d e n , b . m . 1994.
D u t t o n , B.P. Mesoamerican Culture Traits which appear in the American South West, „Interna­
tional C o n g r e s s o f Americanists" 3 5 , 1962.
Elgar, M A . i C r e s p i , B . J . (wyd.) Cannihalism: Ecology and Euolution Among Diuerse Taxa,
O k s f o r d 1992.
Flinn, L., Turner, C G . i Brew, A. Additional Euidence for Cannihalism in the South West,
„ A m e r i c a n Antiquity" 4 1 , s. 3 0 8 - 1 8 .
Gajdusek, D . C i Z i g a s , V Kuru, „ A m e r i c a n M e d i c a l J o u r n a l " 26, 1959, s. 4 4 2 - 4 6 9 .
H a r t m a n , D. Preliminary Assessment ofMass Burials in the South West, „ A m e r i c a n J o u r n a l
of Physical A n t h r o p o l o g y " 42 (2), 1975.
H a s s i g , R. Aztec Warfare: Imperial Expansion and Political Control, b . m . 1988.
H o g g , G . L . Cannihalism and Humań Sacrifice, b . m . 1958.
Keegan, J. A History of Warfare, b . m . 1993.
Kelly, E A . The Tempie ofSkulls atAlta Vista, b . m . 1978.
Kirkpatrick, F . A The Spanish Conąuistadores, b . m . 1946.
Landa, D. Yucatan Before andAfter the Conauest, t ł u m . ang. W. G a t e s , B a l t i m o r e 1937.
L e o n Portilla, M. Aztec Thought and Culture, b . m . 1963.
M i l i o n , R. Teotihuacan: City State and Cwilisation, Austin 1981.
N i c k e n s , P.R. Prehistorie Cannihalism in the Mancos Canyon, „ T h e K i v a " 4 0 , 1975,
s. 2 8 3 - 2 9 3 .
Pickering, R . B . Humań Osteological Remainsfrom Alta lista, B o u l d e r 1985.
i Foster, M . S . A Suruey of Prehistorie Disease and Trauma in Northwest and West Mexico,
„ P r o c e e d i n g s o f D e n v e r M u s e u m o f N a t u r a l H i s t o r y " , 1994.
Pijoan Aguarde, C M . Euidencias de Sacrificio Humanoy Canabalismo, praca doktorska na M e -
xico University, 1997.

422
R e e d , E . K . Fractional Burials, Trophy Skulls and Cannibalism, „ R e g i o n 3, A n t h r o p o l o g y " 5,
79, Santa Fe 1949.
S a h a g u n , B. de A History ofAncient Mexico, t ł u m . ang. F.R. Bandelier, N a s h v i l l e 1932.
Sturtevant, WC (wyd.) Handbook of North American Indians, Waszyngton 1983.
S u g i y a m a , S. Mass Humań Sacriftce and Symbolism of the Feathered Serpent Pyramid in Teoti-
huacan, Mexico, rozprawa doktorska na Arizona University, 1995.
T h o m a s , H. The Conąuest ofMexico, b . m . 1993.
Turner, C G . i J A . Man Corn: Cannibalism and Violence in the Prehistorie American Southwest,
b . m . 1999.
Vaillant, G.C Aztecs ofMexico, b . m . 1975.
Vergara, L . M . A . Chichten Itza: Astronomical Light and Shadow Phenomenon, b . m . i d.
Webb, W S . i Snow, C E . TheAdena People, b . m . 1957.
Wright, R. Stolen Continents - The Indian Story, b . m . 1992.

10. Kolonie w Ameryce Środkowej

CHIŃCZYCY W AMERYCE
Jairazbhoy, RA. Asians in Pre-Columbian Mexico, N o r t h w o o d 1976.
Jett, C. Asian Contacts with the Americans in pre-Columbus Times, „ N E AR A J o u r n a l " , 26,
1992.
Jett, S . C Diffusion Versus Independent Deuelopment: the basis of controversy, w: Riley, C L .
(wyd.) Man Across the Sea, b . m . 1971, s.1-53.
Pre-Columbian trans oceanie contacts, w: J e n n i n g s , J . D . (wyd.) Ancient South Americans,
S a n Francisco 1983, s. 3 3 7 - 3 9 3 .
J o h n s t o n , TC Did the Phoenicians Discover America?, b . m . 1913.
L u m h o l t z , C . Unknown Mexico, N o w y J o r k 1973.
Marschall, W Injluencias Asiaticas en las Culturas de La America Antigua, M e k s y k 1979.
M e g g e r s , B . J . The Transpacific Origin of Meso American Cwilisation, „ A m e r i c a n A n t h r o p o l o -
gist" 77, 1975, s. 1-27.
M e r t z , H. Godsfrom the Far East: How the Chinese Discouered America, N o w y J o r k 1972.
M o r t o n , J . F . The Ocean-going Norii or Indian Mulberry, „ E c o n o m i c B o t a n y " 46 ( 3 ) ,
s. 2 4 1 - 2 5 6 .
N e e d h a m , J. i L u , G . D . Transpacific Echoes and Resonances: Listening Once Again, „World
Scientific", S i n g a p u r 1976.
N u t t a l l , Z A . Curious Survival in Mexico of the use of Purpura Shellfish for Dyeing, C e d a r
R a p i d s 1909.
Sauer, CO. Agr kultur al Origins and Dispersals, C a m b r i d g e 1969.
S o l h e i m , W G . , New Light on a Forgotten Past, „ N a t i o n a l G e o g r a p h i c " 139 ( 3 ) , 1 9 7 1 ,
s. 3 3 2 - 3 3 8 .
S o r e n s o n , J . L . i R a i s h , M . H . Pre-Columbian Contact with the Americas Across the Oceans:
an Annotated Bibliography, b . m . 1990.
S p i n d e n , H J . New World Correlations, International C o n g r e s s of Americanists, 1924.

423
BARWNIKI
Carter, G . R S helis as Euidence of the Migrations of Early Culture, „ T h e N e w Diffusionists",
23 ( 6 ) , 1976, s. 5 0 - 5 7 .
G a d e , D . W Red Dyefrom Peruvian Bugs, „ G e o g r a p h i c a l M a g a z i n e " 45 ( 1 ) , 1972.
G e r h a r d , P. Shellfish Dye in America, International C o n g r e s s of Americanists, 1964.
G o r d o n , C . H . Before Columbus: Links Between the Old World and Ancient America, b . m .
1971.
Heyerdahl, T. The Maldwe My stery, B e t h e s d a 1986.
K r o c h m a l , A. i C. The Complete Illustrated Book ofDyesfrom Natural Sources, N o w y J o r k
1974.
S a h a g u n , B. de Historia General de las Cosas de la Nuern Espana, wyd. A M . Garibay, M e k ­
syk 1975.

DRÓB
Acosta, J. de Historia Natural y Morał de las Indias, kronika nr 34, Wenecja 1596.
Bay-Peterson, J. Catalogue of the Natwe Poultry of South EastAsia, Tajwan 1991.
C a p a , P R . Estudios Criticos Aserca de la Dominación Espanola en America, t. 3, M a d r y t 1915.
Carter, G . F . Pre-Columbian Chickens in America, w: Riley, C L . (wyd.) ManAcross the Sea,
b . m . 1971.
Crawford, R . D . Domestic Fowl, w: M a s o n , I.L. (wyd.) The Euolution of Domestic Animals,
b . m . 1984, s. 2 9 3 - 3 1 1 .
Finsterbusch, CA Cock FightingAll Ouerthe World, b . m . 1980.
J o h a n n e s s e n , C L . Folk Medicine Uses ofMelanotic Asiatic Chickens as Euidence of Early Diffu-
sion to the New World, „Social Science & M e d i c i n e " 150, 1981, s. 4 2 7 - 4 3 4 .
L a n g d o n , R. Wlien the Blue Egg Chickens Come Home to Roost, „ T h e J o u r n a l of Pacific
H i s t o r y " 2 5 , 1981, s. 1 6 4 - 1 9 2 .

M E T A L U R G I A I W Y R O B Y Z LAKI
C a b r e r a C a s t r o , R. Arąueologia en el Bajo Balsas, Guerrero y Michoacan, M e k s y k 1976.
H e i l , C. The Pre-Columbian Lacauer ofWest Mexico, „ N E A R A J o u r n a l " 30, s. 3 2 - 3 9 .
Hosier, D. Copper, Sources, Metal Production and Metals Trade in Late Postclassic Mesoamerica,
„ S c i e n c e " 273, 1996.
Pre-Columbian American Metallurgy, 45. International C o n g r e s s of Americanists, 1985.
L e o n , N. Studies in the Archaeology of Michoacan: The Lienzo of Jucutdcato, „ S m i t h s o n i a n
Institution Annual R e p o r t " , 1889.

CYWILIZACJA I L U D Y AMERYKI
Abel-Victor, S. Between Continents, Between Seas: Pre-Columbian Art of Costa Rica, D e t r o i t
1981.
Ades, D. Art in Latin America, M a d r y t 1989.
Ascher, M. i R. Code of the Quipu, b . m . 1981.
B a h n , P.O. Lost Cities, b . m . 1997.
Bakewell, P J . A History of Latin America, O k s f o r d 1997.
B a n k e s , G. Peru Before Pizarro, O k s f o r d 1977.

424
Barbier, J.P. A Guide to Pre-Columbian Art, b . m . 1997.
Bastian, F.O. Creuzfeldt-Jakob Disease and Other Transmissible Spongiform Encephalopathies,
S t L o u i s 1991.
B e n s o n , E.P. The Mochica, b . m . 1972.
Bethell, L. (wyd.) The Cambridge History ofLatin America, C a m b r i d g e 1984.
B i n g h a m , H. Machu Piechu: A Citadel of the Incas, N e w H a v e n 1930.
B r u n d a g e , B . C . A Rain ofDarts - The Mexican Aztecs, b . m . 1972.
Two Earths, Two Heavens — An Essay Contrasting the Aztecs and Incas, A l b u q u e r q u e
1975.
Burger, R . L . Chautn and the Origins ofAndean Cwilisation, b . m . 1995.
Calvert, A . S . i PP A Year of Costa Rican Natural History, N o w y J o r k 1917.
C a r r a s c o , D. Montezuma}s Mexico, Visions of theAztec World, b . m . 1972.
C a t h e r w o o d , F. Views of Ancient Monuments in Central America, Chiapas & Yucatan, N o w y
J o r k 1844.
C i e z a de L e o n , P The Incas of Pedro de Cieza de Leon, t ł u m . ang. H. de O n i s , b . m . 1959.
C l e n d i n n e n , I. Aztecs: An Interpretation, C a m b r i d g e 1991.
C o e , M . D . The Maya, b . m . 1984.
The Olmec World: Ritual and Rulership, Princeton 1995.
i S . D . The True History of Chocolate, b . m . 1996.
Collier, G.A. The Inca andAztec States 1400-1800, b . m . 1982.
C o n r a d , G . W i D e m a r e s t , A A . Religion and Empire. The Dynamics ofAztec and Inca Expan-
sionism, C a m b r i d g e 1984.
C o r t e s , H. Lettersfrom Mexico, t ł u m . ang. A R . Pagden, O k s f o r d 1972.
Davies, N. The Ancient Kingdoms ofMexico, b . m . 1990.
The Aztecs: A History, b . m . 1973.
The Toltecs Until the Fali ofTula, b . m . 1977.
D i a z , B J . The MayanśMagniftcent Wliite Roads, M e r i d a 1992.
D i a z del Castillo, B. The Conąuest ofNeu> Spain, t ł u m . ang. J . M . C o h e n , b . m . 1963.
E m e r s o n T . E . i Lewis, R . B . Cahokia and the Hinterlands, b . m . 1991.
Fagan, B . M . The Aztecs, N o w y J o r k 1984.
Kingdoms of Gold, Kingdoms ofjade, b . m . 1991.
Fowler, M . L . Cahokya, Ancient Capital of the Midwest, „ A d d i s o n Wesley M o d u l e Anthro-
p o l o g y " 48, 1974.
Gajdusek, D . C . i Z i g a s , V Kuru, „ A m e r i c a n M e d i c a l J o u r n a l " 26, 1959, s. 4 4 2 - 4 6 9 .
G a l l e n k a m p , C. Maya, b . m . 1987.
Garcilaso de la Vega, El Inca Royal Commentaries of the Inca, Ayacucho 1976.
G o e t z , D. Popol Vuh, N o r m a n 1951.
H a m m o n d , N. Ancient Maya Cwilisation, C a m b r i d g e 1982.
H e m m i n g , J. The Conąuest of the Incas, b . m . 1983.
Huff, S. TheMayan Calendar Made Easy, b . m . 1984.
H y s l o p , J. The Inca Road System, N o w y J o r k 1984.
Kendall, A. Eueryday Life of the Incas, Batsford 1973.
Kirkpatrick, F.A. The Spanish Conąuistadores, b . m . 1946.
Kołata, A L . Tiwanaku: Portrait of an Andean Cwilisation, C a m b r i d g e 1993.

425
Landa, D. Yucatan Before andAfter the Conąuest, d u m . ang. W G a t e s , B a l t i m o r e 1937.
L a u g h t o n , T. The Maya, Life, Myth and Art, b . m . 1998.
Lonsbury, F . G . The Inscription on the Sarcophagus Lid at Palenąue, b . m . 1974.
L o p e z de G o m a r a , F. Cortes, The Life of the Conąueror by His Secretary, b . m . 1964.
M a c e d o , J . C . The Ancient Moche Society of Peru, L i m a 1996.
M a r k h a m , C . R . The Incas ofPeru, b . m . 1910.
M a t t h e w s , P. i Schele, L. Lords of Palenąue - The Glyphic Evidence, b . m . 1974.
Miller, M . E . The Art of Mesoamerica from Olmec to Aztec, b . m . 1986.
M i l i o n , R. Teotihuacan: City State and Ciuilisation, Austin 1981.
M i n t z , S.W. Sweetness and Power: The Place of Sugar in Modern History, b . m . 1986.
M o r r i s , C. i T h o m s o n , D . E . Huanuco Pampa, b . m . 1985.
M o r t i m e r , W G . The History of Coca: The Dwine Plant of the Incas, S a n Francisco 1974.
Moseley, M . E . The Incas and their Ancestors, b . m . 1992.
Murray, A. The Economic Organisation of the Inca State, rozprawa doktorska na wydziale
antropologii U n i v e r s i t y o f C h i c a g o , 1956.
Nylander, C. The Deep Weil, t ł u m . ang. J. Tate, b . m . 1971.
0 ' C a l l a g h a n , J. A History of Medieual Spain, b . m . 1975.
0 ' N e i l l , J.P. Mexico, Splendors ofThirty Centuries, M e t r o p o l i t a n M u s e u m of Art (katalog
wystawowy), b . m . 1990.
Patterson, T . C The Inca Empire. Tlie Formation and Disintegration of a Pre-capitalist State,
O k s f o r d 1991.
Reinhard, J. Nazca Lines. A New Perspectwe on their Origin and Meaning, L i m a 1986.
Peru's Ice Maidens, „ N a t i o n a l G e o g r a p h i c " , czerwiec 1996, s. 6 2 — 8 1 .
The Sacred Centrę Machu Piechu, L i m a 1991.
Richardson, J . B . People of theAndes, Waszyngton 1994.
R o w e , J . H . Inca Culture at the Time of the Spanish Conauest, Waszyngton 1946.
What Kind of Settlement was Inca Cuzco?, „ N a w p a Pacha" 5, Berkeley 1967, s. 5 9 - 7 6 .
S a h a g u n , B. de General History of the Things ofNew Spain, b . m . 1975.
Savoy, G. Antisuyo: The Search for the Lost Cities of the Amazon, N o w y J o r k 1970.
Schele, L. i Friedel, D A . Forest ofKings, N o w y J o r k 1992.
Soustelle, j.Arts of Ancient Mexico, Stanford 1967.
Stannard, D.E. American Holocaust, N o w y J o r k 1993.
Stirling, S. TheLast Conąuistadoroku, S u t t o n 1999.
Tedlock, D. Popul Vuh, N o w y J o r k 1985.
Teeple, J . E . Maya Astronomy, b . m . 1931.
T h o m p s o n , E . H . People of the Serpent, N o w y J o r k 1932.
T h o m p s o n , J . E . S . Mexico Before Cortez, N o w y J o r k 1963.
Von H a g e n , A. i M o r r i s , C. The Cities of the Ancient Andes, b . m . 1998.
Z u i d e m a , R . T . The Ceque System of Cuzco, t ł u m . ang. E . M . H o o y k y n s , Lejda 1964.

246
1£. Flota skarbowa osiada na mieliźnie

C o f f m a n , F.L. Atlas of Treasure Maps, N o w y J o r k 1957.


H s u , K J . i C h e n , H . H . Geologie Atlas of China, O k s f o r d 1999.
S e o n g - J o o , L. i G o l u h i c , S. Microfossil populations etc., „ P r e c a m b r i a n R e s e a r c h " 96 ( 3 - 4 ) ,
1999, s. 1 8 3 - 2 0 8 .
Sweeting, M . M . Karst in China, Berlin 1995.
Terry, T.R World Treasure Atlas, La C r o s s e 1978.
Wilson, D. The World Atlas of Treasure, b . m . 1 9 8 1 .
Z i n k , D . D . The Ancient Stones Speak, b . m . 1979.
The Stones of Atlantis, b . m . 1978.

13. Kolonie w Ameryce Północnej

B a s s , G . R (wyd.) Ships and Shipwrecks of the Americas, b . m . 1988.


B u r g e s s , R. Snorkelers and Diuers Guide to Old Shipwrecks ofFlorida's SE Coast, b . m . 2000.
B y a m , M. Discovery of North America, b . m . 1970.
Cahill, R . E . New England's Ancient Mysteries, B o s t o n 1993.
C a m p b e l l , T. Early Maps, N o w y J o r k 1981.
C o l e m a n , L. Mysterious America, b . m . 1983.
C o n a n t , K . H . Newport Tower or Mili, „ R h o d e Island H i s t o r y " 1 (1), styczeń 1948, s. 2 - 7 .
C u m m i n g , W R , Skelton, R.A. i Q u i n n , D . B . The Discouery of North America, b . m . 1971.
D u ń s k i e M u z e u m N a r o d o w e , Newport Tower Photogrammetric Measurement, K o p e n h a g a
1992.
Davis, A. Discovery ofMew England by the Northmen 500 Years before Columbus, B o s t o n 1844.
Faria e S o u s a , M. Epttome de las Histórias Portuguesas, M a d r y t 1628.
F o l s o m , F. i M . E . Americas Ancient Treasures, A l b u q u e r q u e 1993.
H a r i s s e , H. Disco very of North Americas, b . m . 1892.
H a r r i s , E. The Waldseemuller World Map: a Typographic Appraisal, „ I m a g o M u n d i " 3 7 , 1 9 8 5 ,
s. 3 0 - 5 3 .
Irving, W Life and Voyages of Christopher Columbus, N o w y J o r k 1851.
J u r i c e k , ].T.John Cabofs First Voyage, „ S m i t h s o n i a n J o u r n a l of H i s t o r y " 2, 1 9 6 7 - 1 9 6 8 .
L a w s o n , E.W The Discouery of Florida and its DiscouererJuan Ponce de Leon, b . m . 1946.
Leland, C G . Fusang or The Discouery of America by Chinese Buddhist Monks in the Fifth Cen­
tury, b . m . 1973.
Mallery, G. Picture Writing of the American Indians, N o w y J o r k 1972.
M o r i s o n , S . E . Admirał of the Ocean Sea, B o s t o n 1942.
The Great Explorers: The European Discouery of America, O k s f o r d 1978.
Parry, J . H . The Discouery of the Sea, N o w y J o r k 1974.
Peirce, C S . The Old Stone Mili at Neiuport, „ S c i e n c e " , t. 4, g r u d z i e ń 1884, s. 5 1 2 - 5 1 4 .
Penhallow, W S . B r e n n a n , M . J . , Ray, C . J . , U p g r e w , A. i Stock, J. The Archaeology of the Old
Stone Tower, Newport, Rhode Island, b . m . 1992.
Pohl, F.J.Amerigo Vespucci, N o w y J o r k 1945.
Atlantic Crossings Before Columbus, N o w y J o r k 1961.

427
Prytz, K. Westward Before Columbus, O s l o 1991.
Pulford, A . O . Mysteries ofYesteryear, b . m . 1945.
Q u i n n , D . B . (wyd.) America from Concept to Discovery, N o w y J o r k 1979.
North American Discovery, C o l u m b i a 1971.
St R a i n , T. Mysteries oj America: A Comprehenswe Guide to An cieni Mysteries of North America,
b.m. 2001.
Snow, E . R . Tales ojthe Atlantic Coast, b . m . 1962.
S w a r u p , G . A . K . i in. History of Orient al Astronomy, C a m b r i d g e 1987.
Williams, S. FantasticArchaeology: the Wild Side of North American Prehistory, Filadelfia 1991.
Wroth, L . C . The Voyages of Giovanni da Verrazzano 1524-1528, N e w H a v e n 1970.

14. Ekspedycja na biegun północny


Ashe, G. Land to the West, N o w y J o r k 1962.
B j o r n b o , A A . Cartographia Groenlandica, K o p e n h a g a 1912.
B l o o m k v i s t , N. Wlien the Biggest Kingdom in Europę Was Formed in Kalmar, b . m . 1996.
C a m p b e l l , E. Verdict on the Ymland Map, „ G e o g r a p h i c a l M a g a z i n e " 46, 1974.
Christiansen, E. The Northern Crusade, b . m . 1997.
C r a n z , D. History of Greenland, b . m . 1767.
Fischer, J. TheDiscoueries oj'the Notsemen in America, t ł u m . ang. B . H . Soulshy, N o w y J o r k
1970.
F o o t e , P. On the Legends of the Vinland Map, „Viking Society for N o r t h e r n R e s e a r c h " X V I I
(1), L o n d y n 1966, s. 7 3 - 8 9 .
G a d , F. The History of Greenland, t ł u m . ang. E. D u p o n t , b . m . 1970.
Galvao, A. The Discoueries of the World, N o w y J o r k 1969.
G e o D a e t i s k Institut, Greenland Eskimo Maps, K o p e n h a g a , b.d.
Geological Suwey of Canada Maps - Canadian Arctic, wyd. rządu kanadyjskiego, b.d. i m.
I S B N / C o n t r o l n r M / C 0 8 4 6 6 3 6 , 1969.
GossJ. TheMap-maker'sArt, Skokia 1993.
Hardy, G . M . G . The Norse Discouerers of America, O k s f o r d 1921.
Harris, J . N . The Last Vising: West by Northwest, b . m . 1999.
H e n n i g , R. Terrae Incognitae, L e j d a 1 9 4 4 - 1 9 5 6 .
Heyerdahl, T. i Lilliestrom, R Ingen Grenser, O s l o 2000.
H o b b s , W H . Zeno and the Cartography of Greenland, „ I m a g o M u n d i " 6, 1949, s. 5-19.
Ingstad, H . M . Land Under the Pole Star, t ł u m . ang. N. Walford, b . m . 1966.
Westward to Vinland, t ł u m . ang. E J . Fris, b . m . 1969.
L a t o u c h e , R. The Birth of Western Economy: Economic Aspects of the Dark Ages, t ł u m . ang.
E . M . Wilkinson, b . m . 1961.
Lauring, RA. History of the Kingdom ofDenmark, t ł u m . ang. D. M o h n e n , K o p e n h a g a 1960.
Lindsay, D. Sea-ice Atlas of Arctic Ganada 1961-1969, O t t a w a 1975.
Major, R . H . The Voyages of the Venetian Brothers Antonio and Nicolo Zeno to the Northern Seas
in theXWth Century, B o s t o n 1875.
Mallet, P.H. Northern Antiąuities, b . m . 1770.
M o w a t , F. TheFarfarers, T o r o n t o 1998.

428
WesWiking- The Ancient Norse in Greenland and North America, b . m . 1996.
N a k a m u r a , H. Old Chinese World Maps preserued by the Koreans, „ I m a g o M u n d i " 4, 1947.
N o r l a n d , P Buried Norsemen w: Seaver, K.A. (wyd.) The Frozen Echo Grenland and the
Exploration of North America AD 1000-1500, Stanford 1996.
Oakley, S. The Story of Sweden, b . m . 1996.
O l e s o n , T.J. Early Yoyages and Northern Approaches 1000-1632, O k s f o r d 1964.
Q u i n n , D . B . North America from Earliest Discoveries to First Settlements, N o w y J o r k 1971.
S a n tarem, wicehrabia Atlas, Paryż 1849.
Seaver, K.A. The Frozen Echo: Greenland and the Exploration of North America AD 1000-
1500, Stanford 1996.
The Yinland Map - New Light on an Old Controuersy - Who Made It and Why, „ M a p
C o l l e c t o r " 70, S p r i n g 1995, s. 3 2 - 4 0 .
S c h l e d e r m a n , Peter The Yikings Saga, b . m . 1992.
Yoices in Stone, Calgary 1996.
Skelton, R.A., M a r s t o n , T . E . i Painter, G . D . Proceedings of the Yinland Map Conference,
C h i c a g o 1971.
The Yinland Map and the Tartar Relation, N e w H a v e n 1965.
Spink, J. i M o o d i e , D . W Eskimo Maps from the Canadian Eastern Arctic, T o r o n t o 1972.
Stevens, H . N . Ptolemy's Geography, H. Stevens, 1908.
S t o r m , G. North Atlantic Saga, t ł u m . ang. H . J o n e s , Christiania 1888.
T h o m a s , A H . i Oakley, S.P Historical Dictionary ofDenmark, b . m . 1998.
T h o m s o n , D . W Men and Meridian, O t t a w a 1966.
Vernadsky, G. The Mongols and Russia, M o s k w a 1997.
Wallis, H. The Strange Case of the Yinland Map, „ G e o g r a p h i c a l J o u r n a l " 40, pkt 2, 1974.
The Yinland Map: Fake, Forgery orJeu dfesprit?, „ M a p C o l l e c t o r " 53, 1990, s. 2 - 6 .
M a d d i s o n , F.R. i in. Chemical Analysis of ihe Yinland Map, raport M c C r o n e Associates
dla Yale U n i v e r s i t y Library, 22 stycznia 1974.
Wylie, J . H . The Council of Constance to the Death ofjohn Hus, b . m . 1900.

15. Rozwiązanie Zagadki

Ayres, W S . Mystery Islets ofMicronesia, „ A r c h a e o l o g y " , styczeń/luty 1990, s. 5 8 - 6 3 .


Nan Madol, Pohnpei, „ S o c i e t y for A m e r i c a n Archaeology Bulletin", t. 10, listopad
1992.
B u c k , R H . Yikings of the Sunrise, N o w y J o r k 1938.

l ó . Tam 7 gdzie kończy się Ziemia

Africa Pilot, cz. I, wyd. 5., wyd. Admiralicji, L o n d y n 1890.


Bellefond, V de Relations des Cotes dAfriąue Appelees Guinea, Paryż 1669.
B e t h e n c o u r t , J. Le Canarien. Lwre de la conepuete et conversion des Canaries 1402-1422,
wyd. i t ł u m . ang. R . H . Major, b . m . 1872.
Boxer, C R . The Portuguese Seaborne Empire, H u t c h i n s o n 1969.

429
Bracciolini, R The Trauels of Nicolo da Conti, M e d i o l a n 1929.
C o l e m a n , L. Mysterious America, b . m . 1983.
C o l o m b o , C. The Journal of Christopher Columbus, d u m . ang. L . C . J a n e , b . m . 1960.
D'Avezac, M. Notice de Decouuertes Faites au Moyen-dge dans VOcean Atlantiąue Anterieure-
ment aux Grands Explorations Portugaises du Quinzieme Siecle, Paryż 1845.
D e v i g n e , R.T\Jean de Bethencourt Roi des Canaries, Tuluza 1944.
E a n n e s de Z u z a r a , G. The Chronicie of the Discouery and Conąuest of Guinea, d u m . ang. C . R .
Beazley, N o w y J o r k 1963.
Freville, Memoire sur la Commerce Maritime de Rouen Depuis les Temps, le Plus Recoulestes,
L e B r u m e n t 1857.
Galvao, A. The Discoueries of the World, N o w y J o r k 1969.
Tratado, L i z b o n a 1563.
Gravier, G. Les Normands sur le Route des hides, R o u e n 1880.
H e r m a n n , R The GreatAge of Discouery, d u m . ang. A J . P o m e r a n s , N o w y J o r k 1958.
Lafiteau Histoire des Decouuertes et Conąuetes des Portugais dans le Nouueau Monde, Paryż
1733.
C a s a s , B. de las Krótka relacja o uryniszczeniu Indian, P o z n a ń 1988.
Leland, C . G . Fusang or the Discouery of America by Chinese Buddhist Monks in the Fifth Cen-
tury,h.m. 1973.
Magry, M . R Les Nauigateurs Francais et la Reuolution Maritime de XIV au XVI Siecles, Paryż
1867.
Major, M. The Life ofPrince Henry the Nauigator, L o n d y n 1868.
Major, R . H . (wyd.) India in theFifteenth Century, N o w y J o r k 1964.
Mauny, R. Les Nauigations Mediaeuales sur les Cótes Sahariennes Anterieures a la Decouuerte
Portugaise (1414), L i z b o n a 1960.
Monstrelet, E. La Chroniąue d'Enguerran de Monstrelet (1400-1444), Paryż 1859.
Parry J . H . The Discouery of South America, b . m . 1979.
Ravenstein, E . G . Martin Behaim: His Life and His Globe, b . m . 1908.
R o g e r s , R M . The QuestforEastern Christians, M i n n e a p o l i s 1962.
The Trauels of the Infante Dom Pedro of Portugal, H a r w a r d 1961.
R o t z , J. The Books of Indrography Presented in 1542 by Jean Rotz to King Henry VIII, British
Library.
S e n s b u r g , W Poggio Bracciolini und Nicoló de Conti, Wiedeń 1906.
Uzielli, G. Paolo dal Pozzo Toscanelli, Florencja 1892.
La Vita e i Tempi di Paolo dal Pozzo Toscanelli, R z y m 1894.
Vautier, C. Extrait de Registre des dons, confiscations, maintenues et autres actesfaits dans le duche
de Normandie pendant les annees 1418, 1419, 1420 par Henry V, Paryż 1828.
Viera Y. Clavijo Noticias de la Historia-General de las Islas de Canaria, M a d r y t 1774.
Y i g n a u d , H. Toscanelli and Columbus, S a n d s 1902.

17. Kolonizacja N o w e g o Świata


Ajayi, J . F . A . i E s p i e , F. A Thousand Years ofWest African History, b . m . 1965.
Bagrow, L. i Skelton, R.A. History of Cartography, t ł u m . ang. D . L . Paisey, C a m b r i d g e 1964.

43o
Beazley, C R . Prince Henry the Nauigator: The hero of Portugal and of modern discouery 1394-
1460, b . m . 1968.
Bovill, E.W The Golden Trade ofthe Moors, O k s f o r d 1958.
Boxer, G . R . The Portuguese Seaborne Empire, H u t c h i n s o n 1969.
Bradford, E . D . S . Southward the Carauels, H u t c h i n s o n 1961.
C a m p b e l l , A. Verdict on the Vinland Map, „ G e o g r a p h i c a M a g a z i n e " 46, 1974, s. 3 1 0 - 3 1 1 .
C a n t o , E. do Archiuo dosAzores, L i z b o n a , 1878-1906.
C a m m i n g , W P , Skelton, R A . i Q u i n n , D . B . The Discouery of North America, b . m . 1971.
C a s a s , B. de las Krótka relacja o wyniszczeniu Indian, P o z n a ń 1988.
C h u S s u - P e n The Mongoł Atlas of China, Pekin 1946.
C i p o l l a , C M . Guns and Sails in the Early Phase of European Expansion, b . m . 1965.
C o l l i n g r i d g e , G. The Discouery of Australia, S y d n e y 1895.
C o r t e s a o , A. History of Portuguese Cartography, C o i m b r a 1969.
The Nautical Chart of 1424, C o i m b r a 1954.
C r o n e , G . R . Maps and their Makers, H u t c h i n s o n 1968.
The Mythical Islands of the Atlantic Ocean, A m s t e r d a m 1939.
D a v i s , R. The Rise of the Atlantic Economies, b . m . 1973.
Diffie, R.W. i Winius, G . D . Foundation of the Portuguese Empire 1415-1580, St. Paul 1977.
E a n n e s de Z u z a r a , G. The Chronicie of the Discouery and Conąuest of Guinea, t ł u m . ang. C R .
Beazley, N o w y J o r k 1963.
Falchetta, P. Marinai, Mercanti, Cartografi, Pittori, „Ateneo Veneto", t. 33, 1995.
F e r n a n d e z - A r m e s t o , F. Before Columbus: Exploration and Colonisationfrom theMediterranean
to the Atlantic, 1229-1492, b . m . 1987.
The Times Atlas of World Exploration, b . m . 1991.
Fischer, J. The Discoueries of the Norsemen in America, t ł u m . ang. B . H . Soulshy, N o w y J o r k
1970.
Fischer, S J . Claudius Clauius the First Cartographer of America, „Historical R e c o r d s of A m e ­
rican C a t h o l i c Historical Society", t. VI.
F o o t e , P.O. On the Legends of the Vinland Map, „Viking Society for N o r t h e r n R e s e a r c h "
X V I I (1), 1996, s. 7 3 - 8 9 .
G a l v a o , A. The Discoueries of the World, N o w y J o r k 1969.
Tratado, L i z b o n a 1563.
H a r i s s e , H. Discouery of North Americas, b . m . 1892.
Harley, J . B . i Woodward, D. History of Cartography, C h i c a g o 1992-1994.
Heyerdahl, T. i Lilliestrom, P. Ingen Grenser, O s l o 2000.
Longille, J . H . Christopher Columbus, Waszyngton 1903.
M c l n t y r e , K . G . The Secret Discouery of Australia, M e l b o u r n e 1977.
Major, R . H . The Life of Prince Henry of Portugal sumamed the Nauigator, b . m . 1868.
M a s c a r e n h a s , J. Historia de la Ciudad de Ceuta, L i z b o n a 1918.
M o r i s o n , S . E . Portuguese Voyages to America in the Fifteenth Century, H a r w a r d 1940.
N e u g e b a u e r , O. Ptolemy's Geography, „ I s i s " 50, 1959, s. 2 2 - 2 9 .
N o r d e n s k i l d , A . E . Facsimile Atlas to the Early History of Cartography, b . m . 1973.
Parry, J . H . The Discouery of South America, N o w y J o r k 1979.
Phillips, J . R . S . The Medieual Expansion of Europę, O k s f o r d 1988.

431
P t o l e m e u s z Geographica Errationis Libri Octo, t ł u m . ang. G. Treshel, Wiedeń 1541.
R o g e r s , F . M . The Trauels of the Infante Dom Pedro of Portugal, H a r w a r d 1961.
R o t z , J. The Boke of Idrography Presented in 1542 by Jean Rotz to King Henry VIII, 1542.
Russell, P. Prince Henry „the Nauigator", a Life, Yale 2000.
Salgado, C. El Cantar Fotklórico de Puerto Rico, S a n J u a n 1986.
Santarem, wicehrabia Atlas, Paryż 1849.
S c a m m e l l , G . V Tlie World Encompassed: The First European Maritime Empires c. 800-1650,
Berkeley 1981.
Seaver, K.A. The Ymland Map - New Light on an Old Controuersy - Wlio Made It and Wity,
„ M a p C o l l e c t o r " 70, w i o s n a 1995, s. 3 2 - 4 0 .
Skelton, R.A. Explorers' Maps, N o w y J o r k 1970.
M a r s t o n , T . E . i Painter, G . D . Proceedings ofthe Yinland Map Conference, C h i c a g o 1971.
The Ymland Map and the Tartar Relation, N e w H a v e n 1965.
Stevens, H . N . Ptolemy's Geography, b . m . 1908.
T o o l e y R . V Maps and Mapmakers, Batsford 1970.
U r e , J. Prince Henry the Nauigator, b . m . 1977.
Verge-Franceschi, M. Henri, le Nauigateur, Paryż 1994.
Vilarinho, L. Guide to the Maritime Museum, Lisbon, M u s e u de M a r i n h a , Lizbona, bd.
Wallis, H. The Ymland Map: Fake, ForgeryorJeu d'esprit?, „ M a p C o l l e c t o r " 53, 1990, s. 2 - 6 .
M a d d i s o n , F.R. i in. Chemical Analysis of the Ymland Map, sprawozdanie M c C r o n e
Associates dla Yale U n i v e r s i t y Library, 22 stycznia 1974.
Wylie, J . H . The Council of Constance to the Death of John Hus, b . m . 1900.

18. N a barkach olbrzyma

KOLUMB
C a s a s , B. de las Krótka relacja o wyniszczeniu Indian, Poznań 1988.
C o l u m b u s , C. The Journal of Christopher Columbus, t ł u m . ang. L . C J a n e , b . m . 1960.
C o l u m b u s , F. La Historia delia Yita di Cristoforo Columbus, M e d i o l a n 1930.
C r o n e , G . R . , The Discouery of America, b . m . 1969.
Maps and their Makers, H u t c h i n s o n 1968.
Davies, A. Behaim, Martellus and Columbus, „ G e o g r a p h i c J o u r n a l " 143, listopad 1977,
s. 4 5 1 - 4 5 9 .
Davies, H. In Search of Columbus b.m., 1991.
D o r - N e r , Z v i Columbus and the Age of Discouery, b . m . 1992.
H a r i s s e , H. Discouery of North Americas, b . m . 1892.
M o r i s o n , S . E . Portuguese Yoyages to America in the Fifteenth Century, H a r w a r d 1940.
Parry, J . H . The Discouery of the Sea, Berkeley 1981.
The Discouery of South America, N o w y J o r k 1979.
Ravenstein, E . C Martin Behaim - His Life and His Globe, b . m . 1908.
Y i g n a u d , H. Toscanelli and Columbus, S a n d s 1902.

432
AMERYKA P Ó Ł N O C N A
B y a m , M. Discouery of North America, 1970.
D a v i e s , A. Behaim, Martellus and Columbus, „ G e o g r a p h i c J o u r n a l " 143, listopad 1977,
s. 4 5 1 - 4 5 9 .
D a v i s , A. Discouery of New Engłand by the Northmen 500 years before Columbus, B o s t o n 1844.
L a w s o n , E.W The Discouery ofFlorida and its Discouerer Juan Ponce de Leon, Floryda 1946.

DIAS, C A B R A L I D E C A S T R O
Alvarez, F. Verdadeira Informacao das Terras do PresteJoao das Indias, L i z b o n a 1889.
Axelson, E. (wyd.) Dias and His Successors, C a p e T o w n 1988.
Batalha Reis, J. The Supposed Discouery of South America before 1448, „Acta C a r t o g r a p h i e -
s c a " Y s.1-26.
C o r t e s a o , A. The Mystery ofVasco da Gama, C o i m b r a 1973.
Liesegang, G . J . Archaeological Sites in the Bay of Sofala, „ A z a n i a " VII, 1972, s. 1 4 7 - 1 5 9 .
Poignant, R. Discouery Under the Southern Cross, S y d n e y 1976.
T h e a l , G . M . Records of South-Eastern Africa, b . m . 1898.
Welch, S.R. Europefs Discouery of South Africa, C a p e Town 1935.

DA GAMA
Batalha Reis, J. Estudios Geogrdftcos e Históricos, L i z b o n a 1941.
Boxer, C R . The Portuguese Seaborne Empire, H u t c h i n s o n 1969.
C o r t e s a o , A. The Mystery ofVasco da Gama, C o i m b r a 1973.
Galvao, A. The Discoueries of the World, N o w y J o r k 1969.
J a y n e , K G . Vasco da Gama and His Successors 1460-1580, M e t h u e n 1970.
L a t i n o - C o e l h o , J. M. Vasco da Gama, L i z b o n a 1882.
Liesegang, G . J . Archaeological Sites in the Bay of Sofala, „Azania" VII, 1972, s. 1 4 7 - 5 9 .
Ravenstein, E . G . ( t ł u m . i wyd.) A Journal of the First Voyage ofVasco da Gama 1491-1499,
b . m . 1898.

T h e a l , G . M . Records of South-Eastern Africa, b . m . 1898.

MAGELLAN
L o r d Stanley of Alderley, The First Voyage Round the World by Magellan, b . m . 1874.
Miller, A.W The Straits of Magellan and Eastern Shores of the Pacific Ocean, P o r t s m o u t h 1884.
P a r r y J . H . The Discouery of South America, b . m . 1979.
Pigafetta, A. Relacja z wyprany Magellana dookoła świata, G d a ń s k 1992.
CABOT

Williamson, J A . The Voyages of John and Sebastian Cabot, b . m . 1937.

COOK
C o o k , J a m e s The Expłorations of Captain James Cook in the Pacific, N o w y J o r k 1957 (patrz
też rozdział 7).

433
Epilog: Chińskie dziedzictwo

A r m s t r o n g , W.P Morning Glories, „Pacific H o r t i c u l t u r e " 58 ( 1 ) , 1997, s. 1 5 - 2 1 .


Bray, R. The Chinese Contńbution to Europe's Agricultural Revolution, w: Explorations in the
History of Science and Technology in China, Szanghaj 1982.
Carney, J . A . Black Rice. The African Origins of Rice Cultwation in the Americas, H a r w a r d
2001.
Carter, G . F . Mouement of People and Ideas Across the Pacific, w: Plants and the Migration of
Pacific Peoples, A Symposium, b . m . 1963.
C h i b a , T. The Dispersal of Maize in Continental China, 2 1 . M i ę d z y n a r o d o w a Konferencja
Geograficzna, Kalkuta 1968.
H u g g i l l , P F . i D i c k s o n , B . D . Transfer and Transformation of Ideas and Materiał Culture, b . m .
1988.
Jeffreys, M . D . W Pre-Columbian Maize in Africa, „ N a t u r ę " 4386, 1953, s. 9 6 5 - 9 6 6 .
Pre-Columbian Maize inAsia, w: Riley, C L . (wyd.) Man Across the Sea, b . m . 1 9 7 1 .
Pre-Columbian Maize in the Old World: An examination of Portuguese sources, w: Gastrono­
my, the Anthropology of Food, H a g a 1975.
Pre-Columbian Maize in the Philippines, „ S o u t h African J o u r n a l of S c i e n c e " 6 1 , 1967,
s. 5-10.
Who Introduced Maize into Southern Africa?, „ S u i d Africanse Triskrif vir Wetenskar" 63,
1967, s. 2 4 - 4 0 .
J o h n , H . S . i J e n d r u s c h , K. Plants Introduced to Hawaii by theAncestors of the Hawaiian People.
Praca nie opublikowana.
M c M a h o n , M. (wyd.) Hartmann's Plant Science, b . m . 2 0 0 1 .
Mangelsdorf, PC Corn, Its Origin, Evolution and Improuement, C a m b r i d g e 1974.
Merrill, E . D . The Botany of Cook's Voyages, „ C h r o n i c a B o t a n i c a " 14 (5/6), 1954, s. 1-373.
N e e d h a m , J. Science and Cwilisation in China, C a m b r i d g e 1954.
Pickersgill, B. Origin and epolution of cultwatedplants in the New World, „ N a t u r ę " 2 6 8 ( 1 8 ) ,
s. 5 9 1 - 5 9 4 .
Ptak, R. China's Seaborne Trade with South and South East Asia 1200-1750, Ashgate 1999.
Sauer, C O . Plant and Animal Exchanges between Old and New Worlds, California State
U n i v e r s i t y (praca nie o p u b l i k o w a n a ) 1963.
Singhal, D . P India and World Cwilisation, b . m . 1969.
Stonor, C R . Maize Among the Hill Peoples ofAssam, „Annals, M i s s o u r i Botanical G a r d e n "
36, 1949, s. 3 5 5 - 4 0 4 .

Stale osadnictwo

AUSTRALIA

Wei C h u - H s i e n , The Chinese Discouery of Australia, H o n g k o n g 1961.

GRENLANDIA
S o r e n s o n , J . L . i R a i s h , M . H . Pre-Columbian Contact with the Americas Across the Ocean:
An Annotated Bibliography, P r o v o 1990.

434
GWATEMALA
J o h a n n e s s e n , C. i F o g g , M. Melanotic Chickens Use and Chinese Traits in Guatemala, „ R e v i -
sta H i s t o r i a de America", 93, 1981, s. 7 3 - 8 9

KALIFORNIA
Powers S. Aborigines of California, „Atlantic", t. 33, 1874
Tribes of California, S a n Francisco 1877

MEKSYK
Estrada, E. i M e g g e r s , B J . A Complex of Traits of Probable Transpacific Origin in the Coast
ofEcuador, „ A m e r i c a n A n t h r o p o l o g i s t " 63, 1961.
M e r t z , H. Pale Ink: TwoAncient Records of Chinese Exploration in America, C h i c a g o , 1972
N e e d h a m , J . Science and Cwilisation in China, C a m b r i d g e 1954.
Padron, R Un Huaco eon Caracteres Chinois, „ S o c i e d a d Geografica de L i m a " , t. 23.

PERU
C h a n g , K . C . Manuał de la Colonia China en el Peru, praca nie opublikowana.

P Ó Ł N O C N Y PACYFIK
Christian, RW. The Caroline Islands, b . m . 1899.

WENEZUELA

Arends, T. i G a l l e n g o , M . L . Transferrins in Venezuelan Indians, „ S c i e n c e " 143, 1964.

WYSPY P A C Y F I K U
B u c k , P H . Vikings of the Sunrise, N o w y J o r k 1938.
C h i l d r e s s , D . H . Ancienif Micronesia, b . m . 1988.
Handy, E . S . , i Craighill, H. Polynesian Religion, H o n o l u l u 1927.

Najważniejsze mapy

M A P A C A N T I N A (1502)
Bagrow, L. i Skelton, R.A. History of Cartography, t ł u m . ang. D . L . Paisey, C a m b r i d g e 1964.
C u m m i n g , W.R, Skelton, R.A. i Q u i n n , D . B . The Discouery of North America, b . m . 1971,
Schwartz, S I . i Ehrenberg, R . E . The Mapping of North America, N o w y J o r k 1980.
Whitfield, P New Found Lands: Maps in the History ofExploration, b . m . 1998.
Wolff, H. America - Early Images, w: America - Early Maps of the New World, M o n a c h i u m
1999.

M A P A C A V E R I A (1505)
Larsen, S. La Decouverte de lAmeriąue Vingt Ans Auant Christophe Colombe, Paryż 1926.
U l l o a , L. El Pre-descubrimiento Hispano-Cataldn de America en 1411, Paryż 1928.

M A P A W A L D S E E M U L L E R A (1507)
Harris, E. The Waldseemuller World Map: a typographic appraisal, „ I m a g o M u n d i " 37, 1985,
s. 3 0 - 5 3 .

435
Heawood, E. The Waldseemullerfacsitniles, „Geographical Journal" 23, 1904, s. 760-770.
Karpiński, L.C. The First Map with Name America, „Geographical Review" 20, 1930,
s. 664-668.
Parker, J. Antilia and America: a Description of the 1424 Nautical Chart and the Waldseemuller
GlobeMap of!507, Minneapolis 1955.
Whitfield, P. New Found Lands: Maps in the History ofExploration, b.m. 1998.
Wills, G.F. Lettersfrom a New World: Amerigo Vespuccifs Discovery of America, Nowy Jork
1992.
Wolff, H. (wyd.) Early Maps ofthe New World, b.m. 1992.
PODZIĘKOWANIA

RÓTKIE OPISY NIEKTÓRYCH WAŻNIEJSZYCH MAP, DOKUMENTÓWI INNYCH ŹRÓ-


deł, z których skorzystałem, żeby sformułować wnioski zawarte w tej książce,
Kzamieściłem w dodatkach, a opracowania wymieniłem w bibliografii. Moją książ­
kę przeznaczyłem jednak dla czytelnika zainteresowanego literaturą popularnonaukową,
nie zaś dla badacza, i z tej przyczyny wiele bardziej szczegółowych dowodów i obliczeń
oraz wielkie ilości materiału pomocniczego zdecydowałem się umieścić w Internecie, pod
adresem www.I42I.tv. Chętnie odpowiem na szczegółowe pytania i udostępnię doku­
mentację, notatki oraz obliczenia każdemu rzetelnemu badaczowi, który wyrazi chęć sko­
rzystania z nich. Kontakt ze mną można nawiązać listownie, przede wszystkim za po­
średnictwem wydawcy.
Chociaż na okładce widnieje moje nazwisko, książka jest wynikiem zbiorowego wy­
siłku i nie ukazałaby się bez pełnych poświęcenia starań wielu łudzi. Dziękuję z całego
serca wszystkim, którzy wspomogli mnie radą, a tych, których nieumyślnie pominąłem,
przepraszam - poprawek dokonam w następnym wydaniu.
Przede wszystkim czuję się zobowiązany wobec tych członków Royal Navy, którzy
uczyli mnie marynarskiego rzemiosła, kartografii i astronawigacji. Odkryć, o których opo­
wiadam, nie dokonałbym bez tej wiedzy. Prowadząc badania, odwiedziłem ponad 900
muzeów. Muszę wspomnieć wspaniałe zbiory British Museum, Muzeum Historycznego
Prowincji Shaanxi w Xiyanie i muzeum historycznego w Limie. Jestem też wdzięczny
Biblioteca Marciana i Museo Correr w Wenecji; barcelońskiemu Museu Maritim, Forn-
sals Museum w Visby na Gotlandii; National Maritime Museum w Greenwich; Smith-
sonian Institution; James Cook Museum w Australii Północnej; Waikato Museum ofArt
and History w Auckland w Nowej Zelandii; Pioneer Museum w hrabstwie Tillamook
w Oregonie; Natural History Museum of North California w San Francisco; muzeum
Zihuantanejo w Michoacan w Meksyku, National Museum of Australia i Warrnambool
Art Gallery.
Jeśli chodzi o Anglię, to moje najszczersze podziękowania należą się British Libra-
ry, a szczególnie personelowi biblioteki kartograficznej i oddziału Humanities I z jego
i

437
niezrównanymi zbiorami i wspaniałą obsługą. Wiele zawdzięczam też szkole studiów
orientalnych i afrykańskich, szkole studiów słowiańskich i szkole studiów islamskich Lon­
don Unwersity; Royal Asiatic Society; Public Record Office; Hakluyt Society; Science
Museum i Naturat History Museum Bodleian Library w Oksfordzie; Bibliotece Cam­
bridge Unwersity i Bibliotece Eastern Art Library w Oksfordzie.
Wszyscy wybitni eksperci, których poprosiłem o przeczytanie i skomentowanie mojego
szkicu, zechcieli wspaniałomyślnie poświęcić mi cenny czas. Jestem im wdzięczny za po­
moc, ale podkreślam z naciskiem, że odpowiedzialność za opinie wyrażone w tej książce,
za wszelkie błędy i pominięcia spoczywa wyłącznie na mnie. Przede wszystkim dziękuję
profesorowi Carolowi Urnessowi, kustoszowiJames Ford Bell Library U niversity of Min­
nesota w Minneapolis; a także dr. Josephowi McDermottowi z wydziału studiów orien­
talnych Cambridge University; Johnowi E. Willsowijr, profesorowi historii na Unwersity
of Southern California; G.R. Hawtingowi, profesorowi historii średniowiecznej i historii
islamu w School of Oriental andAfrican Stones w Londynie; doktorowi Konradowi Hir-
schlerowi, wykładowcy w SOAS; Johnowi Juliusowi Nonmchon/i; dr. Tayłorowi Terlec­
kiemu z wydziału języków średniowiecznych, nowożytnych i literatury Unwersity of
Oxford; dr Ilenyie Schavion z Weneckiego Archiwum Państwowego; dr Marjorie Grice
Hutchinson, sirJohnowi Elliotowi, profesorowi historii nowożytnej z Unwersity of Oxford.
Wśród innych osób muszę wspomnieć dr Lindę Clark History of Parliament Offices,
profesora Mikeya Bailliego z centrum paleoekologii szkoły archeologicznej i paleologicznej
Quin's Unwersity w Belfaście, dr. Roberta Masseya z National Maritime Museum w Gree­
nwich, panią Helen Stafford i profesora Philipa Woodwońha z Proudman Oceanographic
Laboratory w Birkenhead, Boba Headlanda ze szkockiego instytutu badań polarnych
w Cambridge, Shane Winser z Royal Geographical Society (oraz Institute of British
Geographers), Briana Thynne z Caird Library National Maritime Museum w Green­
wich, dr. Piero Falchettę, bibliotekarza z Biblioteca Marciana w Wenecji, Chrisa Strin-
gera z londyńskiego Natural History Museum, profesora genetyki człowieka w Unwer­
sity of Oxford; wiceadmirała sir lana Mclntosha, kawalera orderów; dr. Fernanda Allena
i Rona Hughesa.
Dziękuję również dr. Johanowi de Zoete, kustoszowi Museum Enschede w Haarle-
mie, dr. Muhammadowi Waleyowi, kustoszowi zbiorów perskich i tureckich w British
Museum, Stuartowi Stirlingowi, prof. Timothyemu Laughtonowi z wydziału historii
sztuki Unwersity ofEssex, profesor Sue Povey, genetykowi z wydziału biologii Unwersity
College w Londynie, zmarłej dr Josie Hicks, prof. antropologii Christie G. Turner II
z Arizona State Unwersity, prof Johnowi Olwerowi z wydziału astronomii Unwersity of
Fłorida, Marshallowi Paynefowi i Alanowi Stimsonowi z Royal Obsewatory w Green­
wich oraz dr K Tan.
Prof. foao Camilo dos Santos z ambasady Portugalii w Londynie, kustosz Torredo
Tombo w Lizbonie, Daphne Home, kustosz Gympie Historical Society Museum
w Queensland, Brett Green, Vanessa Collingridge, Michael Fitzgerald, kustosz Tepapa
Museum w Tongarewa, Catherine Mercer, bibliotekarka w Waikato Museum, Robin W

438
Watt z Robin J. Watt Associates i profesor Roderich Ptak z uniwersytetu w Monachium
także bardzo mi pomogli. Winien jestem również podziękowania Stevenowi Hallettowi
z Xanadu Productions, prof Yingsheng Liu z Nankinu, dr. Eusebio Dizonowi, dyrekto­
rowi wydziału badań podwodnych w muzeum w Manili na Filipinach, pani Wenlan
Peng, byłej dyrektor programów angielskojęzycznych w telewizji chińskiej, Reksowi War­
nerowi, dyrektorowi Exploration International, Christine Handte, kapitan dżonki „He-
raclictusv, kustosz Muzeum Morskiego w Makau, dr. WangTao z Szkoły Studiów Orien­
talnych i Afrykanistycznych, pani Vivianie Wong z Telewizji Kablowej Phoenix (Chiny),
profesorowi Kennthowi Hsu, dr. Johnowi Furry'emu, Davidowi Stewartowi oraz rodzi­
nom Reedów i St. Louisów, Robertowi Metcalfowi, komodorowi Billowi Swinleyowi,
byłemu dowódcy Bermudzkich Sił Zbrojnych, Gerardowi Lafeurowi, Davidowi Borde-
nowi, Kristen Seaver i prof. Paulowi Seaverowi oraz prof. Georgćowi Maulowi z Florida
Institute of Technology i dr K.K. Tan.
Muszę również wyrazić wdzięczność Voyagesjules Verne, które organizują wspaniałe
wycieczki z udziałem świetnie znających się na rzeczy przewodników, Anthony'emu Si-
monds-Goodingowi, Wendi i Mike'owi Watsonom i ich zespołowi, Stevenowi William-
sowi z Midas Public Relations, Jackowi Pizzeyowi, Pearsonowi Broadbandowi i Paladin
Inuision oraz ich zespołom, jestem także zobowiązany wyrazić wdzięczność doktorowi
Josephowi McDermott, Elizabeth Hay, Hubertowi Lala, dr. Taylorowi Terleckiemu, dr
Marjorie Grice-Hutchinson, łanowi Hudsonowi, Amy Crocker, mojej żonie Marcelli Men-
zies i naszej starszej córce, Vanessie Gilodi-Johnson, za przygotowanie tłumaczeń z wielu
języków obcych.
Luigi Bonomi z Sheil Land Associates byt naprawdę wspaniałym agentem literac­
kim, feśli chodzi o moich wydawców z Transworld, to najserdeczniejsze dzięki składam
Larryyemu Finłayowi, Sally Gaminarze, dyrektor do spraw publikacji Bantam Press,
Simonowi Tltorogoodowi, Danielowi Baledo, Gillian Bromley, Rebecce Winfield, Helen
Edwards, Sheili Lee, Neilowi Hansonowi, Garry}emu Priorowi, Johnowi Blakeyowi,
Edowi Christiemu i ich zespołom.
Dziękuję również Gillian Bromley, Danielowi Balado, Elisabeth Dobson, Joannę
Hill i Sarah Ereirze za pracę nad tekstem.
Pragnę wyrazić wdzięczność tym, którzy wspierali mnie przez 14 lat, gdy pisałem tę
książkę. Szczególne podziękowania składam Frankowi Hopkinsowi, mojemu przyjacie­
lowi, historykowi z Oksfordu, oraz Laurze Tatham - żaden pisarz nie ma równie zdol­
nej, lojalnej i oddanej sekretarki.
Wreszcie - Marcella, moja żona, która darzyła mnie miłością i wspierała finansowo
moje badania. Zarówno ja, jak i ta książka wszystko jej zawdzięczamy.
Gavin Menzies
Londyn, Upiec 2002 roku
WYDAWNICTWO AM B E R Sp. z o.o.
00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62
Warszawa 2002. Wydanie I
Druk: TĆśinska Tiskarna, a.s., Ćesky Tćśin
Od 1406 do 1420 roku Yongle czuwał nad budów,} Zakazanego Miasta i pałacu cesarskiego
(poniżej i u d o ł u ) , stanowiącego j e g o centrum. W Świątyni N i e b a , gdzie odprawiano rytuały,
znajdowała się między innymi Sala M o d ł ó w za D o b r e Zbiory (na sąsiedniej stronie z lewej),
do której przychodził cesarz, żeby p o m o d l i ć się na N o w y Rok. Kiedy stolicę przeniesiono na północ,
o d b u d o w a Wielkiego M u r u (na sąsiedniej stronie z prawej) nabrała pierwszorzędnej wagi.
D w ó r dynastii M i n g za życia i po śmierci: cesarz siedzi na dolnym p o z i o m i e świątyni taoistycznej
(u góry) w otoczeniu doradcy cywilnego i wojskowego; po o b u j e g o stronach stoją też
figury strażników.
W z d ł u ż D r o g i Duchów, wiodącej do g r o b o w c ó w dynastii M i n g , stoją kamienni wojownicy
(powyżej z lewej) i wysocy urzędnicy - wielki sekretarz (powyżej z prawej), a także potężne bestie -
egzotyczne słonie (poniżej) i mityczny qilin (na sąsiedniej stronie u d o ł u ) .
Statki skarbowe wiozły nie tylko najcenniejszą biało-
-błękitną porcelanę (powyżej i z prawej u góry),
lecz także nefrytowe figurki (z prawej p o ś r o d k u ) ,
wyroby z laki (z prawej u d o ł u ) i luksusowe
tkaninyjcdwabne (na sąsiedniej stronie).
N i e g o ś c i n n e wybrzeża Antarktydy (u góry);
gigantyczne góry lodowe (u dołu) p o m y ł k o w o m o ż n a wziąć za wyspy.
M a p a Piri Reisa z 1513 roku. Północ j e s t z lewej strony,
więc Ameryka Południowa znajduje się u d o ł u ,
a Afryka i E u r o p a - u góry.
E u r o p a i Afryka na planisferze Fra M a u r o z 1459 roku;
południe znajduje się na szczycie mapy. J e s t cała pokryta napisami
i schematycznie zaznaczonymi średniowiecznymi miastami,
ale została opracowana na podstawie autentycznej wiedzy
geograficznej, zgromadzonej z trudem przez odkrywców
Bkj^^^ współczesnych kartografowi.
Wspaniała porcelanowa misa z czasów
dynastii M i n g , przyozdobiona
wizerunkami feniksa i qilina. Wydobyto
ją z wraku z okolic Pandananu.
M a p a świata J e a n a Rotza z 1542 roku.
Wpływy chińskie za granicą:
współczesna skrzynia z laki wykonana
w M e k s y k u (na sąsiedniej stronie);
róża cherokee (na sąsiedniej stronie z prawej)
pochodząca z C h i n ,
a występująca w Ameryce Południowej.

Przedmioty wydobyte z wraku


z okolic Pandananu, wśród nich m o n e t a
z czasów cesarza Yongle (powyżej z prawej),
ceremonialne działo z brązu do oddawania
salutów (u góry), lustro z brązu
(u góry nieco niżej) i żarna
z Ameryki Środkowej (powyżej i z prawej).
G w a d e l u p a . L c s Saintes widziane z p o ł u d n i o w e g o w s c h o d u (u dołu) wyglądają j a k j e d n a wyspa
rozciągająca się zakolem w stronę północno-zachodnią. Wulkan La Souffriere (u góry) na Basse Terre
położony j e s t niedaleko na północ.
M a p a świata Cantina z 1502 roku; wywarła o g r o m n y wpływ na dzieje
wypraw odkrywczych.
Eksploracja europejska. W X I V wieku podróżowali: M a r c o Polo wraz z ojcem i w u j e m (poniżej);
po nich w XV wieku (na sąsiedniej stronie pośrodku z lewej do prawej): Krzysztof K o l u m b , Vasco
da G a m a i Ferdynand Magellan. W X V I wieku kwitł handel z takimi portami j a k Kalikat (powyżej),
ale wiedza geograficzna nie osiągnęła p o z i o m u reprezentowanego przez C h i ń c z y k ó w do czasów J a m e s a
C o o k a i J o s e p h a Banksa (na sąsiedniej stronie u dołu z lewej); na obrazie ich ekspedycja robi zapasy
w o d y na Z i e m i Ognistej - po drodze do Tahiti - w 1769 roku (na sąsiedniej stronie u dołu z^prawej).
Z d z i o b u statku-pomnika w B e l e m ,
H e n r y k Żeglarz spogląda na zachód,
na 400 lat portugalskich
wypraw odkrywczych.

You might also like