Professional Documents
Culture Documents
Demagogia
Demagogia
Komedia "Świętoszek" powstała w XVII w. i choć z perspektywy czasu to dość oległa epoka,
to ze względu na zamieszczone w tej książce przesłanie i postacie, a raczej ich charaktery, to
można by powiedzieć - ta książka to literatura współczesna. Molier umieścił w swoim
utworze postacie ponadczasowe, które można dopasować do każdej epoki. Jedna z takich
osób jest tytułowy Świętoszek, obłudnik i hipokryta, od którego powstało pojęcie o tej samej
nazwie i znaczeniu.
Współczesnymi "świętoszkami" mogą być politycy, którzy nie zawsze są "fair" wobec
państwa i obywateli. Maskują się religijnością, dobrotliwością, wyrozumiałością , głoszeniem
deklaracji o poprawie państwa, a tym czasem, w swiom prawdziwym obliczu są
bezdusznymi , nieliczącymi się z dobrem ogółu "osobami spod ciemnej
gwiazdy"okradającymi swoją "matkę". Mogliśmy si eo tym przekonać w ostatnim czasie,
kiedy wiele głów państwa polskiego nakryto na korupcji. Jeżeli chodzi o demagogie to w
ostatnim czasie widziałem w "dzienniku telewizyjnym Jacka Fedorowicza" spreparowany
wywiad z jednym z polityków. Dziennikarz zapytał się "Czy pańska partia będzie realizowała
obietnice przedwyborcze?". Ten usłyszawszy pytanie roześmiał sie nie pozostawiając
żadnych wątpliwości. Materiał, choć dopasoway do komicznego charakteru programu,
zmusza do myślenia wszystkich tych, których oburzają działania władz.
SOBOTA
Znowu mam napisać wypracowanie z polskiego i to na tak nudny temat. Polonista powiedział,
że „Świętoszek” to klasyka. Z klasyką się nie dyskutuje, wszystko dawno zostało ustalone,
nad czym tu myśleć, z czym polemizować? Cholera mnie bierze. Przecież wszyscy doskonale
wiedzą, że świętoszkowie są wśród nas. Trudno żeby ktoś miał inne zdanie szczególnie, jeśli
nieco zna twórczość Moliera. Powszechnie wiadomo bowiem, że główni bohaterowie jego
utworów zawsze są postaciami uniwersalnymi. Ludzi z takimi charakterami można spotkać w
każdej epoce.
Dodatkowo denerwuje mnie to, że mam pisać o ludziach, których nie cierpię i z którymi
nigdy nie wchodzę w bliższe kontakty. Czy ktoś lubi bufonadę, nadmierne eksponowanie
własnej wartości i autoprezentację, w której najczęściej spotykanym hasłem jest „Jedynie ja
mam rację we wszystkim i jestem „the best””?
- Więc o czym tu pisać?
Postanowiłam to rzucić w kąt, może później coś się urodzi.
Lepiej wezmę się za sprzątanie. Jak mama zobaczy , że wykonuję swoje obowiązki, to może
da się namówić na kupno najnowszej części „Harrego Pottera”.
NIEDZIELA
Obudziłam się z bólem głowy. Pół nocy zastanawiałam się nad tym „Świętoszkiem” i nic.
Nadal nie mam pomysłu. Ten temat w ogóle mi nie leży.
Jak tak wczoraj rozmyślałam, to doszłam do wniosku, że ta cała świętoszkowatość kojarzy mi
się z ortodoksją i z tym całym Osamą bin Ladenem, o którym trąbią od września w telewizji.
To dopiero jest drań! Jak on tak może wykorzystywać naiwnych ludzi? Odpowiadać im bajki
o tym, że do raju jest tylko jedna droga i tą drogą jest ich własna śmierć? Rany! Ja nie
rozumiem, dlaczego oni wszyscy są tak bezkrytyczni dla jego żądań. Przecież wiara nie
zabrania im myśleć! Czy oni nie widzą, co robią? Nie dość, że sami giną, to jeszcze ciągną za
sobą zupełnie niewinnych ludzi. A czy zabijanie innych też leży w ich interesie?
Ta cała Al-Kaida to zgraja psycholi, którzy za nic mają ludzkie życie. Jedyną normalną osobą
z tego grona, jest jej dowódca - bin Laden, który doskonale wie, czego chce i ma ogromne
szansę żeby to osiągnąć. Jest sprytny, wie jak porwać tłum i ma w ręku potężny argument w
postaci wiary. On nie ma żadnych skrupułów i w ogóle nie obchodzą go ci wszyscy ludzie,
którzy przez jego głupie gadanie tracą życie. Wyszkolił sobie armię i nakarmił ją swoimi
chorymi ambicjami.
Ale już niedługo, mam nadzieję, że USA zrobią z tym wszystkim porządek. Niech się tylko
pospieszą, bo zabierają się do tego jak ja do tego wypracowania.
Zrobiłam te 40 zdań z ruskiego, po takiej pracy to chyba powinnam już być geniuszem...
Może to przychodzi z czasem. Może dopiero jutro rano.
PONIEDZIAŁEK
Na lekcji francuskiego była jakaś delegacja, pewnie z kuratorium... To się nazywa dopiero
farciorski farcior! Kiedy klasa się o tym dowiedziała to naprawdę odetchnęła z ulgą, w końcu
przy takiej delegacji nauczycielka nie postawi pały. I pały nie postawiła, mało tego,
zachowanie pani na lekcji przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Najpierw na lekcję spóźniło się kilka osób, normalnie, w najlepszym przypadku grozi to
awanturą i natychmiastową odpowiedzią; w najgorszym – wyrzuceniem z klasy. Jednak nie
dziś, dziś pani powiedziała, cytuję: ”Witajcie dziewczynki, bardzo się cieszę, że przyszłyście,
tylko proszę was – nie spóźniajcie się już więcej” Klasa doznała szoku, łącznie z osobami,
które doświadczyły niebywałej dobroci pani profesor. Nikt nie był w stanie nawet tego
skomentować.
W połowie lekcji okazało się, że jedna z moich koleżanek zapomniała podręcznika.
Natychmiast w okolicy jej ławki zrobił się mały harmider i każdy gorączkowo starał się
skombinować jakąś książkę, bo jak pani zobaczy, że Zuzka nie ma książki, to zrobi się
gorąco. I nagle słyszymy coś, co na długo pozostanie w pamięci każdego z nas: „Co się stało
dziewczynki? Nie masz książki? Trzeba było od razu mówić! Proszę, pożyczę Ci swoją.” To
też był niemały szok, ale wszyscy przebrnęliśmy przez to bohatersko i na wielu twarzach
pojawił się lekki uśmiech..... Co tu dużo gadać, na mojej też.
Zaraz koniec lekcji. Wszyscy palą się do wyjścia na przerwę, aby skomentować wydarzenia
ostatnich 40 minut a tu nagle kolejny przypływ wspaniałomyślności: „A teraz, TAK JAK NA
KAŻDEJ LEKCJI, macie 5 minut na rozpoczęcie pracy domowej”. To był cios poniżej pasa.
Oglądam się za siebie a połowa klasy ryczy ze śmiechu jednocześnie próbując ukryć ten
drobiazg przed spojrzeniem pani Kaczmarczyk.
To była bardzo pouczająca lekcja. Zadziwiające, do czego zdolny jest człowiek jak mu na
czymś bardzo zależy. Jakby tak za długo się nad tym zastanawiać, to można by dojść do
wniosku, że tak powinna wyglądać każda lekcja... Jednak taka miła atmosfera w klasie na
pewno prędko nam nie grozi. A szkoda, miło by było czasem wejść do klasy i nie zastanawiać
się, co by tu zrobić, żeby pani mnie dzisiaj nie zapytała. A jeszcze fajniej było by z
przyjemnością odrabiać lekcje, albo uczyć się do klasówki. Jednak to jest już absolutnie nie
osiągalne. Taki już los nas – uczniów. Robienie czegoś, co nie do końca sprawia nam
przyjemność mamy zapisane w życiorysie.
Mama wróciła z pracy i była bardzo zadowolona, że wszystko jest ładnie posprzątane. Jeszcze
nie teraz, ale jutro, jutro będzie wielki dzień, poproszę mamę o mały prezencik. Wszystko jest
na dobrej drodze.
Wypracowanie odkładam na jutro. W końcu tyle się już dzisiaj napracowałam: posprzątałam,
odrobiłam matmę i niemiecki. Jutro będę miała dużo czasu.
WTOREK
Dzisiaj, po lekcjach, poszłam z koleżankami na Stare Miasto. Usiadłyśmy sobie na ławeczce,
na nowym rynku i rozmawiałyśmy o szkole, o modzie, o muzyce. Nagle Gośka szturchnęła
mnie i pokazała w kierunku wejścia do kościoła. To, co zobaczyłam, to było coś, o czym od
dawna się mówiło, ale ja osobiście jeszcze tego nie widziałam.
Z kościoła wyszedł ksiądz i poszedł do mercedesa z przyciemnianymi szybami i bagażnikiem
na narty. I coś mnie wtedy zabolało. Ja nie jestem zagorzałą katoliczką i nie chodzę co
niedzielę do kościoła, ale jak widzę coś takiego, to taka złość się we mnie wzbiera, że sama
się sobie dziwię. Jak tak sobie pomyślę, że sługa Boży, który ślubował życie w ubóstwie, ma
mercedesa a ludzie umierają z głodu i zimna na ulicach, to naprawdę szlak mnie trafia! To, co
staruszka dała na tacę z tej swojej nędznej emerytury, on wydaje na jakieś bzdury. Przecież to
nie jest żaden ksiądz z powołania tylko człowiek, który żeruje na zaufaniu ludzi.
Krótko mówiąc sprawowanie tak odpowiedzialnej funkcji jest dla nich jedynie drogą do
wzbogacenia się cudzym kosztem. My wszyscy widzimy, co się dzieje i takie zachowanie
księży zdecydowanie odsuwa młodzież od kościoła. Mam nadzieją, że to się zmieni. Wiem,
że nie wszyscy księża są tacy i liczę, że to właśnie oni pomogą nam zmienić zakłamaną
rzeczywistość w odległą przeszłość.
Mama zgodziła się na „Harrego Pottera”, dała mi już nawet pieniądze. Ja naprawdę mam
charyzmę! No cóż, nie na darmo jestem zastępczynią przewodniczącej klasy. Harrego kupie
jutro po szkole, żebym tylko nie zaczęła go czytać, bo będzie tak jak w zeszłym tygodniu –
Harry przeczytany, ale żadna praca domowa nie odrobiona.
Rany! Jutro klasówa z fizyki. Jestem ugotowana! Co za kretyn idzie na Starówke w dzień
przed sprawdzianem z fizy? Na śmierć zapomniałam. No nic, trzeba wziąć się w garść i
nauczyć się chociaż samej teorii. I może troszeczkę zadań. Nie takie rzeczy się już robiło.
Gorzej z polakiem. Niech to szlak! Jutro nam gitarę, po powrocie, jeśli będę miała wenę, to i
tak napiszę po łebkach i same ogólniki. Ciemno to widzę. Lepiej wezmę się za fizę, do
czwartku jeszcze dużo czasu.
ŚRODA
Nauczyciel od gitary ździebko się na mnie wkurzył, nie nauczyłam się tych chwytów, które
mi kazał. Na szczęście, dzięki swojej charyzmie, wyszłam z tego obronną ręką. Nie zmienia
to jednak faktu, że na przyszły tydzień mam podwójną pracę domową. Nie pozostaje mi nic
innego, jak powtórzyć uniwersalny tekst każdego ucznia – nie takie rzeczy się już robiło!
Harry gruby jak 150. Już nie mogę się doczekać, kiedy zacznę zgłębiać tajemnice kolejnego
tomu. Gdyby noc była dłuższa...
Przytrafiło mi się dziś coś dziwnego. Jak zwykle wracałam ze szkoły do domu autobusem.
Stoję sobie samotnie i obmyślam koncepcję mojego wypracowania aż tu nagle, moje twórcze
myślenie, przerywa mi jakiś młody, wysoki, przystojny i całkiem przyzwoicie wyglądający
mężczyzna. To, co od razu przyciągnęło moją uwagę, to jego oczy. Nie pamiętam, czy kiedyś
widziałam takie oczy. Wyglądały, jakby były szklane...
Stanął koło mnie i zaczął mi opowiadać o swoim życiu. O tym, że kiedyś świetnie się uczył,
że chodził do dobrej szkoły i miał świetne stopnie. Podobno dostał się na studia, miał
dziewczynę, którą bardzo kochał. Mówił, że ona była w ciąży, że w niedługim czasie mieli się
pobrać. A potem dodał, że od roku jest narkomanem i że już z tego się nie wygrzebie, bo
jedzie na heroinie. Powiedział, że dla niego to już koniec. Przepraszał, że mnie zaczepia, ale
chciał mnie ostrzec przed popełnieniem tego błędu. Mówił żebym nigdy, przenigdy nie
próbowała narkotyków, bo skończę tak jak on.
Na początku uśmiechałam się, nie wierzyłam w jego opowiadanie, ale im dłużej go
słuchałam, tym to wszystko stawało się bardziej prawdopodobne. Czasem mu przytakiwałam,
czasem coś wtrąciłam. Ludzie będący w autobusie przysłuchiwali się tej rozmowie,
przynajmniej tak mi się zdawało, a ja sama nie wiedziałam - co zrobić: słuchać dalej czy
wysiąść.
Jak wróciłam do domy, to rozmyślałam nad tym, co on mówił. I doszłam do wniosku, że on
się przecież sam w to nie wpakował, ktoś musiał go namówić a tego kogoś ktoś inny i tak
dalej. A wszystko zaczyna się od tych bossów narkotykowych, którzy na nieszczęściu tych
słabych psychicznie ludzi zbijają ogromną forsę. Przecież te szychy same nie biorą. To są
inteligentni ludzie, oni wiedzą, że te bajki, które wciskają innym, to bzdury, ale czego się nie
zrobi dla takiej kasy?
Skręca mnie na myśl o takiej znieczulicy! Najważniejsze są pieniądze. Żadnego z tych
mafiozów nie obchodzi, że przez ten proszek na całej ziemi umierają setki ludzi. Nic tylko
kasa, kasa i kasa. To jest ich główny cel.
Teraz biorę się za wypracowanie, co prawda jest już późno, ale jak mówi przysłowie: lepiej
późno niż wcale. Przydałaby się tylko jeszcze kawa.
CZWARTEK (rano)
Nie napisałam tego wypracowania. Zasnęłam przy biurku, nad kartką papieru, ale nie pustą,
ułożyłam już szczegółowy plan. Mama obudziła mnie przed chwilą i całe szczęście, bo
spóźniłabym się do szkoły. Szkoda, że nie wyszło, ale jeszcze nie wszystko stracone. Można
oddać pracę po terminie, tylko pan obniży ocenę o jeden stopień. Teraz już wiem, o czym
mam napisać i już nie uważam, że ten temat jest strasznie nudny. Jest bardzo fajny, tylko
trzeba mieć pomysł na odpowiednie jego przedstawienie.
Zastanawiam się czy sama nie mam w sobie czegoś z świętoszka. Chyba każdy ma w sobie
coś z niego. To chyba dlatego, że wszyscy lubimy się sami przed sobą wybielać. To jest tak
jak w tym starym, biblijnym powiedzeniu „Łatwiej w cudzym oku dostrzec źdźbło niźli we
własnym belkę”
Wydaje mi się, że nieco odbiegłam od tematu jednakże świętoszkowatość i związana z nią
postawa wobec innych kojarzą mi się przede wszystkim z: obłudą, zakłamaniem,
obyczajowym puryzmem, wszystkimi tymi cechami, które są dla mnie obce i których nie
akceptuję u siebie i u innych.
Moim zdaniem komedia Moliera "Świętoszek" jest ponadczasowa. Zawsze znajdą się ludzie,
którzy chcą coś osiągnąć, wykorzystując przy tym i oszukujących innych. Tak było za czasów
Moliera, tak jest i teraz, w XXI wieku. Obłuda i hipokryzja dla niektórych stają się
wytycznymi w życiu. Zmienia się rzeczywistość otaczająca ludzi, rozwija cywilizacja, „świat
idzie naprzód” mówimy potocznie, a pewne ludzkie zachowania i postawy nadal pozostają
bez zmian. Taką właśnie postawą, jest sposób życia, reprezentowany przez Świętoszka.
Akcja utworu Moliera rozgrywa się w Paryżu. Opowiada o rodzinie mieszczańskiej, dosyć
zamożnej, której spokój rozbija Tartuffe, czyli tytułowy Świętoszek. Pokazuje się głowie
domu, Orgonowi jako człowiek do przesady pobożny. Przed kościołem staje z żebrakami, a w
środku pada na widok ukrzyżowanego Jezusa. Tak opowiada Orgon rodzinie o jego
zachowaniu w kościele:
Wkupuje się tym w łaski Orgona i zostaje przez niego zaproszony do domu.Pod całkowitym
wpływem Tartuffa znalazła się też pani Pernelle – matka Orgona. Zaś przeciwni temu
„obłudnikowi” są: Elmira – żona Orgona, jego dzieci Damis i Marianna, Kleant – brat Elmiry,
Walery – narzeczony Marianny i jej służąca Doryna. Głowa rodziny nie interesuje się jednak
nikim poza Świętoszkiem i wyrzuca z domu swojego pierworodnego syna, wierzy
bezgranicznie Tartuffowi, a zarzuty odrzuca uważając, iż powstały przez zazdrość. Z czasem
oszust dostaje rękę córki Orgona i szkatułkę z kosztownościami i dokumentami. Tartufe
zaczyna jednak zalecać się do żony pana domu – Elmiry, co zostaje wykorzystane do
zdemaskowania go i pokazania gospodarzowi prawdy. Świętoszek zostaje na koniec zabrany
do więzienia.
Aktualność utworu Moliera polega na tym, że i dziś spotykamy ludzi, takich jak Świętoszek.
Moim zdaniem obłuda, fałsz i hipokryzja w XXI wieku niestety stały się dla wielu ludzi
„chlebem powszednim”. Obserwuję niepokojące mnie zjawisko, dbania tylko o własne
interesy. Ludzie za wszelką cenę, wszelkimi środkami, a wręcz „po trupach” starają się
wywalczyć dla siebie, to co najlepsze. Walka człowieka o byt jest czymś słusznym, jednak
można to robić mając również na względzie i drugiego człowieka. A o tym teraz się
zapomina! Media promują model człowieka sukcesu. Liczy się ktoś, kto jest asertywny i
potrafiący się dobrze zareklamować. W tej drodze do sukcesu, wartości moralne nie znalazły
miejsca. Ludzie zarabiają pieniądze wykorzystując drugiego człowieka. Oszukując go, jak
molierowski Świętoszek, udają zacnych, solidnych i gdy ktoś już im zaufa , robią na nich po
prostu biznes. Coraz częściej słyszymy o oszukanych osobach przez różne fikcyjne firmy.
Brak pracy w naszym kraju zmusza ludzi do wyjazdów zagranicznych, w celu zdobycia
środków do życia. Zdesperowani ludzie mają nadzieję, że choć w ten sposób uda im się
zapewnić byt sobie i swoim bliskim. Wpłacają często jakąś kwotę komuś, kto ma im ten
wyjazd zorganizować. W nadziei, że odmieni się ich los i cóż się okazuje? Żadnej pracy za
granicą dla nich nie ma, osoby, które zorganizowały ich wyjazd, po prostu znikają. Czyż nie
jest to iście zachowanie z utworu Moliera? Ci oszuści też zdobywają zaufanie ludzi, pokazują
się, jako godni , solidni, kompetentni w swej działalności, zwyczajnie jednak „mydlą”
ludziom oczy. Wykorzystują ich zaufanie, które, podobnie, jak Tartuffe, zdobywają dzięki
swojemu sprytowi i bezwzględności. Podobna sytuacja ma miejsce z fikcyjnymi biurami
podróży, które oferują wspaniałe zagraniczne wczasy. A w rezultacie dochodzi do tego, że
wczasowicze zamiast wypoczynku spędzają czas na szukaniu ludzi odpowiedzialnych za ich
fikcyjny wyjazd. Bowiem, albo do niego w ogóle nie dochodzi, albo też na miejscu okazuje
się, że ludzie nie mają wcale zapewnionego zakwaterowania i na własny koszt muszą wracać
do kraju. Słyszymy o tym często, co dowodzi, jak wielką precyzją w swym postępowaniu
charakteryzują się Ci oszuści. Potrafią niebywale szybko zjednywać sobie ludzi i sprawiać, by
myślano o nich w samych superlatywach. O Tartuffe również tak myślano. Matka Orgona ,
taką opinie miała na jego temat: „Zacny człowiek godny czci prawdziwej,
Podałem tylko dwa przykłady oszustw, które szczególnie przykuły moją uwagę, choć
przykładów jest znacznie więcej. Wielu ludzi obrało bowiem model życia, jaki preferował
Tartuffe. Są to ludzie z różnych warstw społecznych. Oszuści, którzy czyhają na naszą
łatwowierność są wśród mniej i bardziej wykształconych, czy zamożnych.
Tematyka utworu Moliera jest więc jak najbardziej tematyką aktualną. Zmieniły się czasy, a
obłuda i fałsz ludzki nadal w życiu człowieka tkwią. Pamiętać należy o tym, że choć inni
oszukują, wykorzystują ufność drugiego człowieka, my tak postępować nie musimy.
Sprawmy swoim postępowaniem, by za kilka stuleci aktualność utworu Moliera była mniej
dostrzegalna, aniżeli na dzień dzisiejszy.
Jego gospodarz jest mężem Elmiry i ojcem Marianny i Damisa. Orgon jest mądrym,
uczciwym i powszechnie szanowanym człowiekiem. Do momentu pojawienia się Tartuffe’a
w domu, jest on również kochającym i wiernym mężem i ojcem, dbającym o dobrobyt swojej
rodziny. Tartuffe jest mężczyzną w średnim wieku o dużym uroku osobistym. Przed Orgonem
udaje człowieka pobożnego, cnotliwego i skromnego. Fałszywie przedstawia się jako osoba
głęboko wierząca, chętnie niosąca pomoc innym, bez względu na swoją sytuację materialną
i zdolność do jej udzielenia. Tartuffe jako strażnik moralności w domu Orgona, stara się
udzielać domownikom rad i wskazówek, jednakże nad wyraz usiłuje się doszukiwać we
wszystkim grzechu.
Działania te wywierają na Orgonie silny wpływ. Z wzorowego ojca i męża zmienia się w
zupełnie inną osobę. Przestaje go obchodzić dobro swojej rodziny. Jedyną osobą,
którą się przejmuje, jest Tartuffe. Dochodzi do tego, że staję się on mu bliższy niż jego
krewni, przepisując Świętoszkowi cały majątek. Uważa Tartuffe’a za swoją wyrocznię
i najwyższy autorytet. Bierze z niego przykład i podąża ukierunkowaną przez Świętoszka
drogą życiową, co skutkuje tym, że Tartuffe ma na niego nieograniczony wpływ i co
bezwzględnie wykorzysta.
Tartuffe, czyli tytułowy bohater komedii Moliera, to mężczyzna w średnim wieku o mało
atrakcyjnym wyglądzie. Jest obdarzony niebywałą umiejętnością przekonywania i
niepospolitym tupetem. Cechuje go bezwzględność, bezkrytyczność, a przede wszytskim
obłuda. Wykorzystuje swoje fałszywie pojęte chrześcijańskie zasady do rozbicia rodziny i
doprowadzenia jej do nędzy. Jest postacią sprytną, gdyż wybiera osoby, które z łatwością
ulegają jego wpływowi. Doskonale udaje osobę pobożną, dbającą o wszystkie drobiazgi.
Zachowuje posty i żarliwie modli się. W rzeczywistości jest dewotem i hipokrytą. Molier
ukazuje go jako człowieka przewrotnego, mistrza mistyfikacji, genialnego oszusta i
bezwzględnego niegodziwca.
Czy we współczesnym świecie jest dużo ludzi, jak molierowski Świętoszek? Spróbuję
rozwinąć tę myśl.
Moim zdaniem najlepszym przykładem tego typu ludzi są politycy. Kiedy zobaczymy „złote
góry”, kiedy nastąpi ożywienie gospodarcze, czy bezrobocie spadnie? To są pytania na które
odpowiedzi nie mogą znaleźć miliony Polaków. Ale potrafią na nie odpowiedzieć politycy.
Każdy polityk, czy z lewicy, czy z prawicy mówi: ”będzie dobrze, zaczęliśmy już naprawę”
np.: finansów publicznych. Jestem jeszcze młody,, ale widzę, co się dzieje. Zostańmy jednak
przy tych finansach. W przeciągu dwóch lat urząd ten piastowało kilku ministrów, którzy
zmieniali się jak rękawiczki. Nowa osoba, nowe koncepcje. Ale z tych nowości wyszedł jeden
galimatias i brak pieniędzy. Pomyślmy. Czy w naszym kraju nie ma osób publicznych, które
wywiązałyby się ze swoich obietnic? Czy naród długo będzie czekał? A może są to tylko
pytania retoryczne?
Polityk, nie dość, że odgrywa ważną rolę w państwie, to jeszcze wykorzystuje swoje
stanowisko do załatwienia spraw prywatnych. Jest to wielkie zakłamanie i obłuda. To jednak
świadczy o człowieku i jego charakterze.
Innym, wręcz karygodnym przykładem jest sytuacja wewnętrzna kleru. Głośno ostatnio było
o wykorzystywaniu seksualnym kleryków przez biskupów. Po to mamy księży? Po to, by co
chwila wybuchały skandale? Duchowny-ucieleśnienie cnót i wiary. Widać to się nie liczy.
Dalej tego nie skomentuję.
Kończąc chciałbym, aby każdy człowiek pomyślał zanim rzuci słowa na wiatr. Wydaje mi
się, że również w każdym z nas drzemie taki świętoszek. Na tym polega chyba cały ten
paradoks. Głośno o tym mówimy, ale jak przychodzi co do czego, stajemy się tacy sami jak
Tartuffe. Czy warto? Czy dla pieniądza, pogoni za sukcesem jesteśmy zdolni do zdrady i
obłudy? Sami sobie na te pytania odpowiedzmy.
Główny bohater komedii "Świętoszek" Moliera jest niemłodym już i niezbyt atrakcyjnym
mężczyzną. Tartuffe posiada jednak pewne cechy, dzięki którym potrafi wkraść się w łaski
innych ludzi. Ma niesamowity dar przekonywania, odznacza się również wielkim tupetem
i bezczelnością. Jest człowiekiem bezwzględnym i dwulicowym. Stara się przypodobać
członkom rodziny, u której przebywa, wykorzystując do tego swój wizerunek dobrego
chrześcijanina. Na swoje ofiary wybiera ludzi słabych i naiwnych, przekonuje ich do swoich
racji, przedstawia siebie jako osobą bardzo pobożną, istnego sługę Bożego, który jest
niewinny jak dziecko. Modli się na pokaz, przestrzega najsurowszych postów, a przy tym jest
obłudnym hipokrytą, próbującym dobrać się nawet do żony swego dobroczyńcy. Autor
przedstawia Tartuffe'a jako hipokrytę, człowieka niegodziwego i złośliwego, który nie cofnie
się przed żadnym złym uczynkiem, jeśli tylko odniesie z tego jakieś korzyści.
Kolejny przykład obłudy to coniedzielne kazania księży wygłaszane podczas mszy. Apelują
w nich o zachowywanie przykazań i przyjmowanie sakramentów świętych, o przestrzeganie
postów i życie zgodnie z Ewangelią. A co sami robią? Przecież ostatnio bardzo często
słyszymy o szerzącej się wśród kleru pedofilii. Są też grzechy może mniej odrażające,
ale przez to nie mniej ich obciążające np. prywata, pragnienie luksusu i życia w dobrobycie.
A przecież to właśnie oni powinni dawać swym codziennym postępowaniem przykład
przeciętnemu człowiekowi. Sami są ludźmi, ale to ich nie usprawiedliwia, bo z własnej woli
wybrali swoją życiową drogę.
Na koniec pragnąłbym prosić, aby każdy człowiek zastanowił się, zanim rzuci słowa na wiatr.
Niech nie obiecuje gruszek na wierzbie, bo okaże się później kłamcą. Wiem, że każdy z nas
ma w sobie coś ze świętoszka, każdy z nas chciałby, aby inni postrzegali go jako lepszego
niż jest w rzeczywistości. To dlatego często się przechwalamy, podejmujemy się zadań,
których nie jesteśmy w stanie zrealizować. W każdym z nas tkwi gdzieś głęboko taki
dwulicowy manipulator jak Tartuffe.
To świat ludzkich egoizmów, gdzie chciwość, fałsz, obłuda i dominacja nad innymi
przybierają różne maski. To świat, w którym nie brakuje też ludzi naiwnych, bezgranicznie
ufających różnej maści oszustom, co sprawia, że już w trakcie oglądania spektaklu zadajemy
sobie pytanie - Skąd my to znamy?... Dzięki autorce scenografii, Izie Toroniewicz, która
ograniczyła scenografię do niezbędnego minimum, nasza uwaga skupia się przede wszystkim
na problemach bohaterów. Ważnym elementem spektaklu jest także muzyka, która nadaje
akcji dynamizmu. Tak więc oglądamy przede wszystkim komedię o ludzkich kompleksach,
które ujawniają się, gdy ludzie wpuszczają do swojego domu oszusta. Oglądamy komedię o
ludzkiej naiwności i wynikających z niej konsekwencjach. Reżyser, którego interesują
głównie zachowania ludzi, zadaje nam pytania, dlaczego jesteśmy tacy naiwni, dlaczego
wpuszczamy pod swój dach oszusta i pozwalamy się oszukiwać? Dlaczego łatwiej ufamy
oszustom niż swoim bliskim, znajomym? Narzędzie w rękach oszusta Fakt, iż do osiągnięcia
swoich celów Tartuffe posługuje się znakiem krzyża, nie oznacza jednak, że elbląska
inscenizacja "Świętoszka" jest jakąś satyrą na Kościół czy na naszą religijną hipokryzję.
Powoływanie się bowiem na prawa boskie, na symbol krzyża, jest tu jedynie pretekstem,
narzędziem przydatnym do oszukiwania innych. Równie dobrze takim narzędziem może być
każdy inny symbol, każda inna wartość. Co ciekawe, istotny jest zaś w tym spektaklu także
aspekt władzy - to, czym owa władza jest dla społeczeństwa i jak może działać. Chodzi tu
przede wszystkim o to, że władza potrafi zmienić zdanie pod wpływem chwili, że od jej
kaprysu zależy to, kto będzie wolny, a kto pójdzie do więzienia. Postacie pełne namiętności
Na koniec warto jeszcze zauważyć, iż znajomość zakamarków ludzkiej duszy stwarza w
teatrze Moliera postacie pełne namiętności. I niemal każdy z występujących w elbląskim
spektaklu aktorów ma tutaj swoje tzw. pięć minut, czyli sceny, w których moż
"Świętoszek" należy do dramatu a szerzej jest to gatunek komedii, który powstał około wieku
XVII. Mimo iż z perspektywy upływu lat wiek XVII jest dość odległym czasem, to sztukę tę i
prawdy w niej zawarte oraz postacie możemy śmiało uznać za współczesne.
Autorem tego utworu jest Molier. Postacie kreowane przez niego są ponadczasowe
i uniwersalne. Do przedstawicieli tych osób należy tytułowy Świętoszek. Świętoszek ukazany
został przez autora jako obłudnik i hipokryta.
Czy w naszych współczesnych czasach w wieku XXI , w którym żyjemy odnaleźć możemy
takich tytułowych Świętoszków?
Myślę że nie tylko odnaleźć, ale także poznać takich ludzi. W obecnych czasach bycie
świętoszkiem, a więc równocześnie osobą dwulicową, jest swoistym sposobem na życie.
Często w ostatnim czasie słyszymy bądź oglądamy o korupcji. To też niestety z przykrością
sprawka współczesnych świętoszków. W pogoni za karierą władzą i pieniędzmi potrafią
okraść własną rodzinę. A co dopiero będzie miał na sercu sprawy własnej ojczyzny.
Główną ideą reklam jest tak oczarować odbiorcę, by kupił produkt nawet ten który w zasadzie
nie jest mu potrzebny. Niestety większość z tym produktów nie spełnia naszych oczekiwań.
Pieniądze wydaliśmy a o zwrocie nie mamy co marzyć. Tak więc kolejnym przykładem
świętoszków są obok ludzi polityków są reklamy.
Osoby które stosują takie metody udawania biednych i chorych są po prostu zwykłymi
oszustami i kłamcami.
Za typowego świętoszka uznać możemy także ludzi ze sfery duchowej. Słyszy się w telewizji
jak to proboszcz albo ksiądz oszukał wiernych i ze zbiórki pieniędzy która miała
być przeznaczona na budowę na przykład kościoła. On kupił sobie najnowszy model
mercedesa lub przepuścił te pieniądze w inny zły i nie stosowy sposób.
To także świętoszkowie. Jest ich ogromna liczba bo to nie tylko księża ale przede wszystkim
sekty.
Potrafią one podejść osoby zbłąkane, miotające się z własnymi problemami obiecują pomoc
z później tak naprawdę nas wykorzystują i zniewalają zupełnie jak w sztuce Moliera.
Dlatego trzeba zwracać na to uwagę by nie paść ofiara oszustw i świętoszków.
świętoszek XXI w to dobre określenie mojego stylu życia. Mam na imię Adam i jestem
mężczyzną w średnim wieku tj. trzydziestu trzech lat. Interesuję się sportem, motoryzacją, i
lubię spotykać się z kolegami. Niczym szczególnym się nie wyróżniam, dlatego wiele osób
nic nie podejrzewa. Ufają mi także dzięki mojej zdolności do przekonywania. Wiele osób
postrzega mnie jako drobnego sprzedawcę zajmującego się dodatkowo polityką. Jednak nie
jest to moje prawdziwe oblicze.
Z zewnątrz zwyczajny, szary człowiek, a w głębi zupełnie inny, chytry kłamca. Bo jak inaczej
mam się nazwać, jak inaczej nazwać człowieka obdarzonego zaufaniem przez ludzi, który
okrada ich mówiąc, że nic się nie dzieje, że tak jest lepiej? Polityka to dziedzina pracy, w
której najbardziej liczy się zaufanie i poparcie zwolenników partii. Jeżeli takie poparcie
istnieje to dana partia ma zysk – zarabia pieniądze. Dlatego ważne jest, aby mieć taki dar
przekonywania, jaki ja posiadam. W Trzeciej Rzeczpospolitej do władzy bardzo łatwo dojść.
Wystarczy wprowadzić program obiecujący szarym ludziom dobrobyt i wpajać im go dopóki
w niego nie uwierzą. Każdy człowiek pragnie zamożności, a jej przejawem są pieniądze. Ja
także zapragnąłem poprawić jakość własnego życia i nie bacząc na nic wzbogacić się jak
najszybciej. I dlatego stworzyłem partię, która swoim planem szybko podbiła serca
zwolenników, których z czasem przybywało. Pieniądze płynęły zarówno od strony Państwa
jak i od sojuszników partii. Dla pozoru cieszący się z napływu gotówki otwierającej drogę
przed tętniącą życiem i rozrastającą się partią. Z drugiej strony łakomy na każdy grosz i żądny
pieniędzy krwiożerca. Jednak i to mi nie wystarczyło. Pewny swojego stanowiska i zaufania
fanatycznych sprzymierzeńców partii rozpocząłem proces kontaktów z ludźmi, którzy w
zamian za otworzenie im polskiego rynku i niszczenie konkurencji odwdzięczają się mi
sporymi sumami pieniędzy i drogimi „prezentami” rzeczowymi. Oczerniając przed kamerami
osoby zagrażające „moim ludziom” nie tylko zarabiam, ale i zyskuję większe poparcie wśród
zwolenników. To, że w krótkim czasie zyskałem tyle gotówki zaczęło dziwić innych. Ale nie
przejmowałem się tym, bo poparcie dla mnie rosło i kiedy stałem się prezydentem Polski nic
nie mogło mi przeszkodzić w bogaceniu się. Częste wywiady, wystąpienia utwierdzały
zaślepionych moją osobą ludzi, że jestem „czysty”, że dobro tego kraju i ludzi w nim
żyjących jest dla mnie najważniejsze. Moje wypowiedzi, gesty mówiły jakby za mnie:
„Zależy mi na Was”, a w myślach dodawałem „…na Was – pieniążki”. Mimo wszystko
pierwsze lata prezydentury skupiały się na zdobyciu poparcia. Ale pod koniec mojego
„panowania” myślałem tylko o moim budżecie, jakim będę dysponował po odejściu. Ciągle
miałem mało i mało. Coraz więcej kontaktów z osobami postronnymi, coraz to śmielsze
wypowiedzi, wręcz obelgi przeciw zagrażającymi mi osobami. A ludzie słuchali i wierzyli mi,
bo nigdy o nich nie zapomniałem, nie zapomniałem wspomnieć o nich, a nie pomóc im.
Ciągle uważany za niewinnego, dobrego, a nawet doskonaego przez opinie publiczną.
Nieustannie wychwalany, komplementowany, na zawsze wyśmienity dowódca, którego imię
było synonimem niepokalanego kierownika państwa. Prawdziwe oblicze ukrywał pod taką
właśnie maską. Aż w końcu typowy ciekawski dziennikarz chcąc opisać życie sławnego
polaka odkrył jego prawdziwą twarz – łakomego, chytrego, żądnego pieniędzy oszusta. Potem
już każdy nawet najmniejszy przekręt był piętnowany i służył jako gwóźdź do trumny.
Kochający naród odwrócił się ode mnie i pozostawił mnie naprawdę bezbronnego przed
obliczem bezstronnego Sądu.
Fabuła jest prosta. Oto Tartuffe, człowiek, który dla osiągnięcia własnych korzyści,
wykorzystuje Orgona i jego rodzinę. Udaje mu się to, bo udaje osobę wielce religijną i
pobożną. Szybko zaczyna mieć wpływ na każdą decyzję pana domu. Domownicy dostrzegają
jego obłudę i hipokryzję, ale Orgon nie chce słuchać. Łamie nawet obietnicę daną córce
Mariannie, która miała wyjść za mąż za Walerego, a ojciec chce wydać ją właśnie za
Tartuffe'a. Orgon uświadamia sobie swój błąd dopiero po zapisaniu mu całego
majątku...ryumfowałem, byłem wielki, ale przegrałem z kretesem. Teraz, kiedy wspominam
okres mojej świetności żałuje, że w taki sposób się zachowałem wobec potrzebujących ludzi.
Teraz mamy jakiś ogromny kryzys wartości, w którym słowa tracą znaczenie. To są czasy, w
których mówienie językiem dyplomatycznym, o tym co się dzieje, przestało mieć już swoją
moc. A z kolei mówienie językiem oględnym, szukanie pewnych określeń, które są jeszcze ze
"starego słownika", jest bezcelowe. Te drugie są zbyt słabe, mało dosadne i nieskuteczne w
rozmowie. A z kolei moc nowych słów też niedobrze świadczy o nas. W "nowym słowniku"
powoli zaczyna brakować dosadnych określeń. Ostre słowa powoli się wyczerpują i nie
wiadomo co będzie dalej. Kończy się możliwość porozumiewania się. Jesteśmy u progu
wybuchu ogromnego konfliktu, który może się źle skończyć. Nie znajdujemy wspólnych
słów. To tak jak w Turcji. Jak konflikt zajdzie za daleko, będzie go bardzo trudno zakończyć.
A teatr wcale tego nie tonuje, a jeszcze bardziej roznieca. Nazywa rzeczywistość po imieniu,
a to nie wróży nic dobrego. Znaleźliśmy się w jakimś kłopocie. Słowa się zestarzały. Brakuje
odpowiednich określeń. Niepokoi mnie, co zamiast nich będzie. Kiedy wszystkie dosadne
słowa zostaną już po parę razy wypowiedziane i przestaniemy móc ze sobą rozmawiać. To już
się powoli dzieje...