Professional Documents
Culture Documents
Sprusinska - Hardwig
Sprusinska - Hardwig
Artykuł Johna Hardwiga „Czy mamy obowiązek umrzeć?” to bardzo ciekawa, bo odarta z ckliwych
stereotypów, próba ujęcia znanego sporu o wartość życia u jego kresu w obliczu postępu naukowego,
który umożliwia i wymusza podtrzymywanie życia za wszelką cenę wbrew przekonaniom własnym
umierających. Nie jest to typowy artykuł naukowy, zawiera on dużą dozę autorefleksji i odniesień do
osobistej historii autora. Stąd od razu można dać mu duże pole zaufania, gdyż autor stawia tu na szali
nie abstrakcyjne liczby, przesądza on swój własny los. Gdyby nie brakowało nam wyobraźni, to
powinniśmy uświadomić sobie, że to zagadnienie będzie dotyczyć większości z nas na etapie
końcowym życia.
Hardwiga interesuje jego własny obowiązek śmierci. Pisze on, by przygotować się do własnej śmierci.
Zakończenie życia możne przy obecnym poziomie nauk może być trudne do wykonania.
Obecnie trudno jest umrzeć, a dodatkowo odebraliśmy śmierci osłonę jej godności, jaką miała w
czasach historycznych czy w innych kulturach o większym stopniu rozwoju duchowego.
Stwierdzenie Richarda Lamma, amerykańskiego polityka, że starzy ludzie mają obowiązek umrzeć,
wywołało oburzenie wielu osób. W swoim artykule Hardwig przekornie popiera tę tezę. Skłania go ku
temu bardzo wiele złożonych czynników. Progres nowoczesnej medycyny wiąże się z powszechnym
absurdalnym przekonaniem, że życie ludzkie należny ratować za wszelka cenę.
Dla Hardwiga jednak odpowiednie przeformułowanie tego zagadnienia pozwala na uchwycenie
innych, bardziej subtelnych aspektów pojęcia „obowiązku śmierci”. Gdy oczyścimy je z
makabrycznych konotacji związanych z wewnętrznym sprzeciwem przeciw śmierci, wynikających z
czysto biologicznego instynktu przetrwania, pojęcie to zyskuje nowy wydźwięk i prowadzi do dużo
ciekawszych konsekwencji.
Fantazja indywidualistyczna
to właściwie powszechne złudzenie bioetyki współcześnie. Wyobraźmy sobie ludzkie losy jako
odrębne i niepowiązane ze sobą. W takim położeniu decyzje dotyczące życia nie dotykałyby innych.
Zgodzimy się, że to iluzja. Wiadomo, że taka wolność jest i będzie utopią. Nikt nie może do końca
kierować swym własnym życiem bez względu na inne osoby. Życia jednostki nie da się obecnie
odseparować od zbiorowości. Decyzje każdej jednostki dotykają wielu ludzi, którzy muszą następnie
podejmować wysiłek często wykraczający poza własne możliwości organizacyjne i finansowe.
W etyce opieki medycznej pokutuje błędne założenie, że pacjent jest jedyną osobą, która ma prawo
podejmować decyzje dotyczące przebiegu własnego leczenia. Nigdy tak nie jest. Każda decyzja
pociąga za sobą szereg kosztów różnego rodzaju, czasem bardziej, czasem mniej odczuwalnych.
Choroby dotykają wszystkich, którzy są w relacjach z innymi, powiązani przez sieć rodzinną albo
otoczenie bliskich, a nasze losy są wzajemnie splecione.
Nie ma sensu myślenie dychotomią: życie pacjenta – interesy społeczeństwa. Nie jesteśmy
niewyizolowywanymi z abstrakcyjnym społecznictwem (?) lub anonimowymi członkami instytucji
ochrony zdrowia. To też obalenie mitu o jednostkowości każdego decydującego o własnej przyszłości.
Kolejny rozwiany mit. Ciążą na nas emocjonalne więzi troski i miłości. Jednak najczęściej pacjenci nie
chcą być ciężarem dla bliskich.
Często opiekunowie osób niedołężnych są obciążeni największym ciężarem wynikającym z opieki,
zwłaszcza jeśli trwa ona latami. Wymaga wyrzeczenia się własnego życia a osoba, która zapewnia
opiekę, jest wyczerpana. Potrzeby innych członków rodziny są zminimalizowane. Cała rodzina jest
dysfunkcyjna. Nawet sama konieczność opłacania opieki jest często zbyt dużym ciężarem.
Hardwig dostrzega, że przeważająca część dyskusji o odpowiedzialności za opiekę w rodzinie
pozostaje uwzględnieniem tylko jednostronnej relacji. Nie dostrzega się tego, że choroba jest również
zobowiązaniem do poświeceń. Wyobrażanie sobie, że bliscy muszą znosić obciążenia związane z moja
chorobą, niedołęstwem, oznacza redukcje relacji do środka służącego dobru umierającego.
Jest to nieetyczne. Wymienia on cnoty altruizmu, solidarności, znoszenia ciężaru nieszczęścia jako
ważne cnoty charakteryzujące rodzinę. Jednak to już zakłada relacje dwustronną.
Argumentacja jest mocną stroną pracy autora, dodatkowo ciekawie i oryginalnie uzasadnia on pewne
aspekty obowiązku umierania. Ten typ argumentacji jest bliski osobom z kręgu nieuleczalnych chorób,
gdzie śmierć jest często jedyną formą wyzwolenia od postępującej choroby, która odbiera
człowieczeństwo. Każdy chce decydować świadomie o przebiegu własnego życia, jednak wymaga to
odarcia z tabu tematyki umierania i odbierania sobie życia. W Holandii, jak pisze Singer w jednym z
artykułów, wprowadzenie eutanazji na życzenie poskutkowało zmniejszeniem liczby osób, które
sięgały po ten ostateczny środek. Czyli zmiana w postrzeganiu tego środka jako kolejnego aspektu
kontroli nad życiem nie zwiększy znacząco częstotliwości korzystania z niego, przywróci pacjentom
godność umierania. I rozszerzy to skalę możliwości decyzyjnych w przypadku nieuleczalnych chorób.
A rodzinom osób chorych oszczędzi traumy, jaka najczęściej wiąże się z nieumiejętnym odbieraniem
sobie życia przez zrozpaczonych pacjentów, popełniających często samobójstwa w domu.
Gdyby przeformułować to zagadnienie jako prawo do śmierci, nie w kategoriach obowiązku, może
łatwiej byłoby godzić się z konsekwencjami tego ujęcia Hardwiga. Nie musimy zgadzać się do końca z
terminologią „obowiązku umierania”, bo obowiązek może powodować obawę przed próbą narzucenia
go osobie, która nie chce umierać.
Anna Sprusińska
nr indeksu 177 961
Pani Aniu,
dobrze (4), ale czemu tak krótko?
Zgadzam się z Panią, że ujęcie kwestii moralnego znaczenia dobrowolnej śmierci jest niefortunne.
Rozumiem chyba, dlaczego Hardwig się na to decyduje – obowiązki ma się zawsze wobec kogoś; taki
język podkreśla wspólnotowy kontekst oceny moralnej – ale implikacje (obiektywizm oceny,
możliwość wymagania od kogoś, by swój obowiązek spełnił) są rzeczywiście niebezpieczne. Czy nie
byłoby lepiej powidzieć, że wzajemna zależność, w jakiej w naszych wspólnotach pozostajemy,
sprawia, że decyzja o dobrowolnej śmierci jest w pewnych okolicznościach godna pochwały? Jak
chyba Pani, nie wydaje mi się, by mogłaby być kiedykolwiek moralnie wymagana...
Proszę uważać na literówki I przecinki!
AŁ