Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 297

BOLESŁAW CHROBRY

WOJEWÓDZKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA


i CENTRUM ANIMACJI KULTURY W POZNANIU

BIBLIOTEKA
„KRONIKI WIELKOPOLSKI"
JERZY STRZELCZYK

BOLESŁAW
CHROBRY

Wydawnictwo WBPiCAK
POZNAŃ 2003
KOMITET REDAKCYJNY BIBLIOTEKI „KRONIKI WIELKOPOLSKI"
PawełAnders, Lena Bednarska (przewodnicząca), Przemysław Hauser, Krzysztof
Kasprzak, Tomasz Naganowski, Marek Ziółkowski

Adres Redakcji:
Wojewódzka Biblioteka Publiczna
i Centrum Animacji Kultury
ul. B. Prusa 3, 60-819 Poznań
tel. (061) 66408 76
fax (061) 662 73 66

Opiniodawca
Tomasz Jasiński

Redaktor
Maria Zielińska

Redaktor prowadzący
Mariusz Grzebalski

Projekt okładki
Grzegorz Marszałek

© „Kronika Wielkopolski" 2003

ISBN 83-85811-88-5

Wydanie Il, zmienione i poprawione

Wydawnictwo WBPiCAK
60-819 Poznań, ul. B. Prusa 3
tel. (061) 66408 76
e-mail: wydawnictwo@wbp.poznan.pl

Skład i łamanie Agencja Wydawniczo-Poligraficzna „Bajt"


60-681 Poznań, os. B. Chrobrego 4 7/78

Druk Zakład
Poligraficzny
Moś i Łuczak
sp. j.
61-065 Poznań, ul. Piwna 1
Kochanej Mamie dedykuję

WSTĘP

W świadomości historycznej Polaków Bolesław Chrobry zajmuje


miejsce wybitne i ten stan rzeczy trwa już od głębokiego średnio­
wiecza. We wszelkich możliwych wywiadach i badaniach opinii
publicznej wymieniany jest obok Kazimierza Wielkiego na czele
wybitnych władców polskich. Zdaniem historyków należał też do
najwybitniejszych władców swoich czasów. Dzieje tradycji o Bole-
sławie Chrobrym i legendy o nim będą przedmiotem ostatniego
rozdziału tej książki; na razie niech wystarczy stwierdzenie trwałości
miejsca tej postaci w pamięci narodu polskiego oraz różnorodności
społecznych funkcji Bolesławowych tradycji.
Kolejne epoki powikłanych dziejów Polski różne dostrzegały
wartości w działalności Chrobrego i różne stawiały akcenty. Niekiedy
nawiązywano do wyeksponowanych już przez najstarszego polskiego
kronikarza sukcesów Bolesława na Wschodzie - wyprawy kijowskiej
i uderzenia Szczerbcem w Złotą Bramę. Kiedy indziej na plan pierwszy
wynoszono długotrwałe i ostatecznie dla Polski pomyślne walki na
Zachodzie - z siłami Sasów i królestwa niemieckiego, za ich symbol
upatrując legendarne zresztą wbijanie żelaznych pali w rzece Sali
(Soławie) i pokój budziszyński. Próbowano uczynić z Bolesława
Chrobrego rzecznika i realizatora idei jedności zachodniosłowiańskiej
z zamysłem wspólnego przeciwstawiania się potędze niemieckiej.
Wynoszono, za średniowieczną polską tradycją, pod niebiosa zapał
religijny Chrobrego, „zapaśnika Bożego" (athleta Christi); innym
razem wytykano mu okrucieństwo w gorliwości chrześcijańskiej (wybi-
janie zębów za naruszenie przepisów postnych, okrutne publiczne

5
kaleczenie cudzołożników) oraz niezgodne z kanonami kościelnymi
oddalenie dwóch pierwszych żon i osobiste pohańbienie córki ruskiego
księcia. Z niezłomnego obrońcy i bojownika sprawy polskiej czyni się
go od pewnego czasu coraz dobitniej i jednostronnie najbliższym
sojusznikiem cesarza Ottona III i współrealizatorem jego koncepcji
nowego Cesarstwa Rzymskiego, wręcz przedłużeniem ramienia cesar-
skiego na wschodzie Europy, a nawet - kandydatem na następstwo
w godności cesarskiej. Z władcy kresowego państwa urasta zatem
Chrobry poniekąd na jeden z filarów świata chrześcijańskiego sprzed
tysiąca lat, na jednego z wczesnych realizatorów idei jedności Europy
chrześcijańskiej.
Wyjątkowość i doniosłość historycznego wymiaru Bolesława
Chrobrego polega na dokończeniu budowy państwa polańskiego, na
zdecydowanej próbie nadania mu mocarstwowego - na skalę tej części
Europy - charakteru poprzez wyjście poza granice etniczne na
zachodzie, południu i wschodzie, na doprowadzeniu do powstania
w jego państwie stałej i własnej organizacji kościelnej (metropolia i sieć
biskupstw), na osiągnięciu pod koniec życia korony królewskiej, co
miało w zamierzeniu władcy i co mogło rzeczywiście na innej, wyższej
płaszczyźnie ustawić władzę centralną w ciągle jeszcze młodym państ­
wie. To osiągnięcia natury konkretnej, wymiernej, choćby nie wszyst-
kie posiadały cechę trwałości. Mniej wymierne, a przecież niewątpliwie
ważne, tak w realnym, historycznym, jak również w ideowym sensie,
było wyniesienie przez Chrobrego państwa pol(ań)skiego do grona
liczących się w Europie chrześcijańskiej podmiotów politycznych.
Blask opromieniający panowanie Chrobrego, choć okazał się krótko-
trwały i w niewiele lat po śmierci tego władcy dzieło jego życia zostało
w znacznej mierze zaprzepaszczone, dał narodowi polskiemu poczucie
własnej wartości oraz swego rodzaju punkt odniesienia, do którego
Polacy będą się wielokrotnie odwoływali i z nim się porównywali.
Wspomniane doniosłość i wyjątkowość jawią się wyraźnie zwłasz­
cza wtedy, gdy uświadomimy sobie, jak młode i niedoświadczone było
w czasach Chrobrego państwo polańskie, dopiero przez jego ojca
i poprzednika przecież utworzone (choćby nawet na pół legendarnym
przodkom Mieszka I trzeba było przypisać zasługę rozpoczęcia
procesu jego tworzenia), zjakim trudem i oporami było „przyjmowane
do wiadomości" przez Europę i jak podrzędną rolę na europejskiej
scenie politycznej odgrywało. W tradycji polskiej sporą część zasług

6
Mieszka I przypisywano niekiedy jego synowi. Obecnie uznanie
zyskuje przekonanie o tym, że zasługi dziejowe Mieszka I i Bolesława
Chrobrego są w pełni porównywalne, że obaj łącznie przyczynili się do
powstania i utrwalenia państwa pol(ań)skiego - silnego i trwałego
składnika politycznej mapy Europy.
Pojawiają się także, a nie jest to tylko sprawa czasów najnowszych,
choć zawsze stanowiły mniejszość w nauce, poglądy krytyczne wobec
Chrobrego. Różne rzeczy mu się zarzuca. Już współczesny, a Chrob-
remu bardzo niechętny, kronikarz niemiecki Thietmar z Merseburga
dostrzegał w polańskim władcy niemal uosobienie zła, podkreślał jego
przewrotność i bezgraniczną butę (choć równocześnie nie można się
oprzeć wrażeniu, że był także poniekąd zafascynowany osobowością
Chrobrego i w swej kronice, przy całej niechęci, a nawet nienawiści
wobec niego, nie przemilczał pewnych zasług czy chrześcijańskiej
gorliwości Bolesława), dla osiągnięcia najważniejszego dla Rzeszy
Niemieckiej celu - pokonania Chrobrego - gotów był, choć z bólem
serca, zaakceptować nawet sojusz cesarza Henryka II z pogańskimi
Wieletami-Lucicami
W nowszej polskiej nauce historycznej podkreśla się natomiast
niekiedy przerost politycznych czy wręcz mocarstwowych ambicji
Chrobrego, jego politykę określa się jako awanturniczą i nazbyt
ryzykowną. Prowadząc przez niemal cały czas swego panowania
rozliczne i długotrwałe wojny na wszystkich niemal lądowych grani-
cach swego państwa, doprowadził Chrobry do zwiększenia muru
nieufności i niechęci wzajemnej (np. w stosunkach z Czechami i Rusią
Kijowską), oraz - w perspektywie - do powstania niezwykle dla Polski
groźnej już za panowania jego następcy koalicji niemiecko-ruskiej.
Część nabytków terytorialnych z pierwszej, szczególnie ofensywnej,
fazy swych rządów (Czechy, Miśnia) utracił sam Chrobry już nieba-
wem; dalsze odpadły od Polski po jego śmierci Nawet Pomorza nie
udało się Chrobremu utrzymać zbyt długo.
Wyczerpane wojnami państwo pierwszych Piastów z największym
wysiłkiem i nie bez poważnych strat starał się utrzymać w jedności syn
i następca Chrobrego, Mieszko Il. Po jego śmierci pogrążyło się ono
w otchłań walk wewnętrznych, wystawione zostało niemal bezbronne
na rujnujący najazd księcia czeskiego, stało się areną poważnych
wystąpień ludowych i odżycia pogaństwa. Uratowane przez wnuka
Chrobrego, Kazimierza Odnowiciela, przy politycznym i militarnym

7
wsparciu dotychczasowych wrogów: Niemiec i Rusi, państwo polskie,
„druga monarchia wczesnopiastowska", było znacznie od pierwszej
(Mieszka I, Bolesława Chrobrego i Mieszka II) skromniejsze roz-
miarami, słabsze i uzależnione od cesarstwa.
Realnie zatem rzecz biorąc: polityczne i wojskowe dokonania
Chrobrego były nietrwałe (w przeciwieństwie do dzieła życia Miesz-
ka I), a jego mocarstwowa polityka okazała się kolosem na glinianych
nogach i rychło obróciła się na szkodę państwa i społeczeństwa
polskiego - oto główny tenor nowoczesnej krytyki Bolesława Chrob-
rego. Przeciwstawia się niekiedy Chrobrego Kazimierzowi Wielkiemu
- ostatniemu z rodu Piastów na polskim tronie. Kazimierz nie był,
odmiennie niż Chrobry, wielkim wojownikiem i wodzem, ale władcą
pokojowym, rozumnym i dalekowzrocznym, który zastał Polskę drew-
nianą, a pozostawił murowaną i stworzył podwaliny pod wielkość
Polski jagiellońskiej oraz świetność kultury polskiej XV i XVI w.
W przeciwieństwie do Bolesława Chrobrego, Kazimierz okazał się
zatem władcą skutecznym (mimo różnych i to poważnych strat,
którym nie mógł zapobiec, ale których znaczenie starał się zminimali-
zować); ani jego bezpotomna śmierć, ani problemy polityczne, które
wywołała, nie były w stanie zakwestionować osiągnięć panowania
Kazimierza. Jemu, a nie Chrobremu, tradycja polska przydała przydo-
mek „Wielki". Początkowo również Bolesława obdarzano przydom-
kiem „Wielki" (Magnus). Jak podał K. Jasiński, znanych jest kilka
przydomków Bolesława, z których najwcześniej wystąpił przydomek
Wielki, poświadczony w kronice Galla, Roczniku kapituły krakowskiej
oraz w Powieści lat dorocznych. Największą popularność zdobył sobie
przydomek Chrobry, pojawiający się dopiero od XIV w., i to w wersji
Chabry*.
Niniejsza książka
ma stanowić próbę przedstawienia życia i dzia-
łalności Bolesława Chrobrego na tle epoki, w jakiej przyszło mu żyć,
a na tej podstawie - próbę charakterystyki postaci i określenia jej
miejsca w dziejach Polski i Europy. Wypełnia zatem w niniejszej serii,
poświęconej wybitnym postaciom z historii Polski, lukę występującą
między Mieszkiem Pierwszym a Mieszkiem Drugim. Siłą rzeczy, pewne

*Por. K. Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa-Wrocław 1992, s. 81.


Za zwrócenie uwagi na konieczność uściślenia kwestii przydomka dziękuję prof.
Tomaszowi Jasińskiemu, podobnie jak za inne uwagi zgłoszone w recenzji wydawniczej
niniejszej książki.

8
1. Bolesław Chrobry. Fragment posągu ze Złotej Kap-
licy katedry poznańskiej

fragmenty Bolesława Chrobrego będą się zazębiały z wymienionymi;


nie da się uniknąć pewnych powtórzeń czy raczej: nawiązań do spraw
i wątków omawianych w tamtych dwóch biografiach. Wiele uwag
i obserwacji poczynionych w związku z nimi odnosi się także do
Chrobrego.
Należy do nich m.in. przekonanie, zbliżone do pewności, że
o właściwej biografii, w sensie nadanym temu pojęciu w czasach
nowożytnych, w odniesieniu do osób żyjących w średniowieczu nie
może być mowy. Chociaż bowiem, jak na przełom X i XI w., postać
Chrobrego odzwierciedliła się w stosunkowo znacznej liczbie źródeł,
tak współczesnych, jak i późniejszych, to jednak autorzy źródeł
skupiali uwagę jedynie na pewnych stronach czy aspektach - przede
wszystkim politycznych i organizacyjno-kościelnych. Polska tradycja
historyczna o Chrobrym, jak się przekonamy niejednokrotnie w trak-
cie lektury niniejszej książki, okazała się ułomna i wyrywkowa
(wystarczy zwrócić uwagę na zaskakujący fakt, że niemal zupełnie

9
zapomniano w Polsce o wojnach polsko-niemieckich za panowania
Chrobrego!), a przy tym rychło nabrała cech legendarnych, nadając
czasom Chrobrego rysy Złotego Wieku.
Ogólnie rzecz biorąc: źródła omawiają - a i to niekompletnie i na
ogół tendencyjnie - wojny i zewnętrzne aspekty panowania Chrob-
rego; jego rządy wewnętrzne, przede wszystkim zaś cechy osobowości,
motywy działalności itd. możemy co najwyżej próbować mozolnie
rekonstruować przy bardzo słabym i niewyraźnym jedynie oparciu
źródłowym. To jednak nie dotyczy wyłącznie Chrobrego, lecz niemal
wszystkich władców i postaci wcześniejszego średniowiecza. Oznacza
to, że zamiast klasycznej biografii możemy w odniesieniu do ludzi
średniowiecza pokusić się jedynie o próbę przedstawienia dostępnych
poznaniu historycznemu fragmentów biografii, w jakiejś mierze uzu-
pełnianych poprzez zaznaczenie możliwości odczytania najbardziej
prawdopodobnych epizodów i procesów nie oświetlonych wprost
w źródłach. Żeby tak opisany cel osiągnąć i mimo wszelkich trudności
pokusić się o w miarę pełny obraz konkretnego życia, niezbędne jest
umieszczenie go w szerszych ramach historycznych, czyli „na tle
epoki'', tak jednak, by wątek biograficzny nie został przytłumiony
sprawami ogólnymi.
Rezygnuję z bliższej charakterystyki na tym miejscu źródeł do
czasów i postaci Chrobrego. Jest ich nie tak mało, różna jest ich
użyteczność i wiarygodność; ważniejsze zostaną przytoczone, a nawet
omówione w odpowiednich partiach tekstu. Postanowiłem w szerokim
zakresie dopuścić w tej książce do głosu same źródła, oczywiście
w polskim przekładzie. Mają one wprowadzić Czytelnika w koloryt
epoki, trudny raczej do oddania w normalnej narracji odautorskiej.
Zresztą tacy autorzy, jak Thietmar, Gall Anonim, Kosmas z Pragi czy
„Nestor" (domniemany autor Powieści minionych lat), nie dają się
łatwo streścić - żadne streszczenie nie zastąpi samego źródła. Oczywiś­
cie, niezbędny będzie zwykle komentarz autora.
Parę zdań o piśmiennictwie naukowym o Chrobrym. Z jednej
strony wykaz literatury naukowej poświęconej Chrobremu, jego oso-
bie, dokonaniom, tradycji o nim czy jego czasach, byłby nieprzebrany,
gdyż żadna praca dotycząca dziejów Polski i Europy środkowej koń­
ca X i początku XI w. nie może go pominąć. Nie ma ani możliwości,
ani potrzeby literatury tej omawiać ani nawet wyliczać. We wskazów-
kach bibliograficznych zamieszczonych na końcu książki przedstawię

10
jedynie skromny (chciałbym jednak, by był on reprezentatywny i mógł
stanowić dobry punkt wyjścia do ewentualnych dalszych poszukiwań
czy badań) wykaz nowszych (głównie polskich, z zagranicznych
jedynie niektóre najważniejsze) i ważnych prac dotyczących epoki
i postaci Bolesława Chrobrego oraz osób szczególnie dziejowo z nim
powiązanych.
W wyraźnejdysproporcji do ogromu literatury naukowej dotyczą­
cej różnych kwestii cząstkowych czy szczegółowych pozostają prace
starające się całościowo przedstawić postać i dokonania Bolesława
Chrobrego. Książka Karola Szajnochy Bolesław Chrobry - opowiada-
nie historyczne według źródeł spółczesnych (1849, wyd. 2 -1887) jest już
zupełnie przestarzała i ma jedynie wartość historyczną, choć trzeba
przyznać, że czyta się ją dobrze nawet obecnie. Powstała w związku
z dziewięćsetleciem koronacji królewskiej Chrobrego i w klimacie
patriotycznego uniesienia po odzyskaniu przez Polskę niepodległości
książka Stanisława Zakrzewskiego Bolesław Chrobry Wielki (1925)
daleko nie we wszystkim utraciła wartość i chociaż może dzisiaj
niektórych razić jej patos i przejrzyste jest zawarte w niej przesłanie
ideowe, z którym niekoniecznie trzeba się dziś zgadzać, nadal warto do
niej sięgać, a czyta się ją zawsze z przyjemnością. Inna rzecz, że książka
Zakrzewskiego jest już rzadkością bibliograficzną i niełatwo do niej
trafić. W latach sześćdziesiątych ukazała się w dwóch wydaniach
znakomita książka Andrzeja Feliksa Grabskiego Bolesław Chrobry.
Zarys dziejów politycznych i wojskowych (1964 i 1966); jak wskazuje
podtytuł, autor położył główny nacisk na kwestie polityczne i militar-
ne; o ile w tym zakresie niewiele można poza tę książkę wykroczyć,
o tyle w innych dziedzinach, jak na przykład dzieje wewnętrzne,
sprawy chrześcijaństwa i Kościoła, ideologia monarsza, tradycja
o Chrobrym, można niekiedy pokusić się o pójście krok dalej.
Po Grabskim nikt nie pokusił się o obszerniejsze całościowe
ujęcie dziejów Bolesława Chrobrego. Powstały oczywiście i przedtem,
i potem opracowania o charakterze syntetycznym, których nie
sposób nie uwzględnić w studiach nad Bolesławem Chrobrym,
że wymienię jedynie przedwojenny szkic Kazimierza Tymienieckiego
w Polskim słowniku biograficznym czy powojenne - Benedykta Zien-
tary w Poczcie królów i książąt polskich i Stanisława A. Sroki
w Leksykonie biograficznym Piastów. Ważniejsze z nich zostaną
przedstawione w zestawieniu bibliograficznym. Uwzględnione zostaną

11
tam także wazmeJsze z nowszych i najnowszych prac uczonych
niemieckich, które wywarły bądź - jak sądzę -ciągle wywierają wpływ
na naukę polską: Herberta Ludata, Johannesa Frieda, Knuta Goricha
i Gerda Althoffa. Poza nauką polską, niemiecką i w pewnym stopniu
czeską nie znam prac, które by w sposób obszerniejszy i twórczy
zajmowały się Bolesławem Chrobrym i w znaczniejszy sposób przy-
czyniły się do pogłębienia znajomości tej postaci (może z wyjątkiem
piszącego w Ameryce autora czeskiego pochodzenia Francisa Dvor-
nika).
Rozdział I
W CIENIU OJCA

W latach sześćdziesiątych X stulecia czas zaczął jakby szybciej biec


niż dotąd nad Wisłą i Wartą, nad którymi to rzekami rozciągało się
państwo odziedziczone po przodkach przez Mieszka I. Doszło do
pierwszego znanego ze źródeł kontaktu polityczno-militarnego pomię­
dzy państwem polańskim a Królestwem Niemieckim, a przy tej okazji
obserwatorzy z Zachodu dostrzegli nowy, dynamiczny twór polityczny
na wschodzie. Zapewne po dojrzałym namyśle i dokładnym roz-
ważeniu racji Mieszko I podjął decyzję przyjęcia chrztu - we własnym
i swego ludu imieniu. Tradycja polska, zachowana w rocznikach,
zapamiętała, że w 965 r. Mieszko połączył się węzłem małżeńskim
z księżniczką czeską Dobrawą (Dąbrówką), a w roku następnym (966)
doszło do wiekopomnego aktu chrztu. Dwa lata później (w 968 r.) miał
zostać ordynowany pierwszy biskup w państwie polańskim; był nim
tajemniczy (nie znamy ani jego pochodzenia, ani roli, jaką odgrywał
przed tą datą) Jordan. Pomiędzy tymi datami - na rok 967 - przypaść
miało wydarzenie innego rodzaju, ale o równie doniosłym znaczeniu,
konsekwencja małżeństwa pieczętującego alians polańska-czeski - na-
rodziny syna Mieszka i Dąbrówki.
Otrzymał on, zwyczajem dość rozpowszechnionym w owej epoce,
imię po dziadku ze strony macierzystej, księciu czeskim Bolesławie I.
Znaczenie imienia, które stało się później jednym z najbardziej
popularnych imion w rodzie piastowskim, jest przejrzyste i zawiera
sens „więcej sławy"; było więc swego rodzaju życzeniem pomyślności
dla malca. Życzenie czy zapowiedź ziściło się w pełni. Bolesław
Mieszkowic wyrósł na jednego z najwybitniejszych władców swojej
epoki, a zarazem jednego z największych władców, jakie znały dzieje

13
Polski. Już w średniowieczu tradycja polska nadała mu przydomek
„Chabry'', „Chrobry", czyli „dzielny, waleczny".
Ojciec, Mieszko I, którego początki życia i panowania gubią się
jeszcze w pomroce dziejowej, był tym, który dokończył budowę
państwa polańskiego, zapoczątkowaną przez jego na poły legendar-
nych przodków, i wyprowadził je na szerokie wody polityki europej-
skiej. Jego przodkowie - ojciec Siemomysł, dziad Lestek, pradziad
Siemowit i prapradziad Piast (legendarny oracz, kmieć spod Gniez-
na) - to postacie o nieokreślonym stopniu autentyczności, nieznane
źródłom obcym, zanotowane dopiero przez Galla Anonima około
150 lat po Mieszku I, coś pośredniego pomiędzy legendą a historią.
Nie ustają też spory uczonych o ich historyczność; obecnie bodaj
przeważa w nauce ograniczone zaufanie do danych przekazanych
przez najstarszego naszego kronikarza, ale nawet uznanie historycz-
ności wymienionych postaci niewiele nas zbliża - wobec enigmatycz-
ności i lakoniczności danych Anonima - do uchwycenia dziejów
przodków Mieszka.
W drugiej połowie X w. przyspieszeniu uległ proces ogarniania
ludów Europy nową chrześcijańską religią. Do początku XI stulecia
proces ten był może jeszcze nie zakończony (kraje na wschodnim
i południowym wybrzeżu Bałtyku trwały nadal, niekiedy bardzo
uporczywie, przy pogaństwie; Półwysep Pirenejski był opanowany
politycznie i w znacznym stopniu zasiedlony przez muzułmanów;
liczna była także, zwłaszcza w miastach, diaspora żydowska), ale wraz
z chrystianizacją Słowiańszczyzny zachodniej, wschodniej (Ruś
w 988 r.) i Skandynawii (Dania, Norwegia; w Szwecji dokonywało się
to znacznie wolniej i bardziej opornie) można powiedzieć, że chrześ­
cijański stał się zasadniczy zrąb krajów i ludów europejskich. Przyjęcie
chrześcijaństwa było warunkiem koniecznym do włączenia w skład
ówczesnej europejskiej wspólnoty kulturowej, awansem cywilizacyj-
nym, zapewniało też czynnikom władczym korzystniejsze warunki
kształtowania ideologii własnego ludu. Prusowie, Pomorzanie i Poła­
bianie - ludy otaczające kraj Polan od północnego wschodu, północy
i północnego zachodu, które nie dotrzymały kroku Polakom i od-
rzuciły próby chrystianizacji, skazywały się tym czasem na samoizola-
cję, niemożność rozwinięcia rodzimych, wyższych form ustroju społe­
czno-politycznego, a w nieco dalszej perspektywie na utratę samodziel-
ności, a nawet własnego oblicza narodowego.

14
Dąbrówka (Dobrawa), matka Bolesława, była córką księcia czes-
kiego Bolesława I Srogiego. Zdaniem niechętnie wobec niej na-
stawionego kronikarza czeskiego Kosmasa z Pragi (współczesnego
naszemu Anonimowi Gallowi - początek XII w.), była ona nad miarę
bezwstydna, kiedy poślubiała księcia polskiego, będąc już kobietą po-
deszłego wieku, zdjęła z swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co
było wielkim głupstwem tej kobiety. Trudno dociec przyczyn tej jawnej,
przechodzącej w grubiaństwo, niechęci
kronikarza. Próbowano ją
tłumaczyć na różne
sposoby, domyślając się kombinacji Kosmasa,
który wiedział, że siostra Dąbrówki miała na imię Mlada i na tej
podstawie sądził, że Dąbrówka była „stara", albo nastąpiło pomylenie
pierwszej i drugiej żony Mieszka I (Dąbrówki z Odą). Za dobrą
monetę można z tej zapiski przyjąć chyba tylko tyle, że w świetle
ówczesnych pojęć i zwyczajów matrymonialnych (gdy regułą było
wydawanie za mąż dziewcząt kilkunastoletnich) nie była już Dąbrów­
ka pierwszej młodości, to znaczy mogła mieć dwadzieścia lub dwadzie-
ścia kilka lat.
Dąbrówka była jedną z opatrznościowych władczyń polskich,
położyła wielkie zasługi dla swej przybranej ojczyzny. Zgodna w tym
przypadku tradycja niemiecka (Thietmar z Merseburga) i polska (Gall
Anonim) podnosi aktywność czeskiej księżniczki w dziele chrys-
tianizacji Polski i Polaków. W charakterystyce matki Bolesława
Chrobrego, przekazanej przez oba wymienione źródła, dostrzec można
wszakże znamienne różnice. Kronikarz polski, pisząc z perspektywy
już zaawansowanej chrystianizacji, gdy zakazy i nakazy kościelne już
bardziej się wśród Polaków zadomowiły, silnie, wręcz ostentacyjnie
akcentuje niezłomność zasad moralnych pierwszej polskiej księżnej:
Nie pierwej podzieliła z nim [Mieszkiem I] łoże małżeńskie, aż powoli
a pilnie zaznajamiając się z obyczajem chrześcijańskim i prawami
kościelnymi, wyrzekł się błędów pogaństwa i przeszedł na łono matki
Kościoła.
Biskup merseburski podobnie podkreślał chwalebne usiłowania
Dąbrówki: Widząc swego małżonka pogrążonegow wielorakich błędach
pogaństwa, zastanawiała się usilnie nad tym, w jaki sposób by go
pozyskać dla swojej wiary. Starała się go zjednać na wszelkie sposoby,
nie dla zaspokojenia trzech żądz tego zepsutego świata, lecz dla korzyści
wynikających z owej chwalebnej i przez wszystkich wiernych pożądanej
nagrody w życiu przyszłym. Umyślnie postępowała ona przez jakiś czas

15
zdrożnie, aby później móc długo działać dobrze. Kiedy mianowicie po
zawarciu wspomnianego małżeństwa nadszedł okres wielkiego postu
i Dobrawa starała się złożyć Bogu dobrowolną ofiarę przez wstrzymywa-
nie się od jedzenia mięsa i umartwianie swego ciała, jej małżonek
namawiał ją słodkimi obietnicami do złamania postanowienia. Ona zaś
zgodziła się na to w tym celu, by z kolei móc tym łatwiej zyskać u niego
posłuch w innych sprawach. Jedni twierdzą, iż jadła ona mięso w okresie
jednego wielkiego postu, inni zaś, że w trzech takich okresach.
Thietmar nie potępiał księżnej, znalazł słowa wytłumaczenia:
grzech złamania nakazów kościelnych został wyrównany zasługą
pozyskania i nawrócenia pogańskiego jeszcze męża, nie wypływał też
z pożądliwości, lecz był - można by powiedzieć - zabiegiem taktycz-
nym. Jeżeli Dąbrówka współżyła z Mieszkiem od razu po przybyciu
do Gniezna i zawarciu związku małżeńskiego, niewykluczone - teore-
tycznie - że narodziny pierwszego syna, Bolesława, mogły przypaść na
rok 966 lub nawet na koniec 965 r. Polska tradycja, reprezentowana
przez niektóre roczniki, które narodziny Bolesława datują na rok 967,
oraz kronikę Anonima Galla, który - jak pamiętamy - wyraźnie
zaznaczył, że Dąbrówka podzieliła łoże z mężem dopiero po dokona-
niu chrztu, dementuje opinię Thietmara, nie jest jednak w stanie
dostarczyć decydującego argumentu za taką właśnie datacją narodzin
Chrobrego, zbyt wyraźnie widać w niej bowiem tendencję do zdjęcia
z księżnej odium współżycia z poganinem. Tak więc nie da się
ostatecznie rozstrzygnąć dylematu i dokładniej określić datę, a przy-
najmniej rok urodzenia Bolesława Chrobrego. W ślad za przeważającą
częścią uczonych, w tym za Kazimierzem Jasińskim, który stosunkowo
niedawno raz jeszcze zbadał tę sprawę opierając się na wszelkich
istniejących źródłach i możliwych przesłankach, przyjmujemy, w zgo-
dzie z rocznikami polskimi, rok 967, zastrzegając wszakże jego
hipotetyczność.
Mieszko I w chwili ślubu z Dąbrówką był już, według
wszelkiego
prawdopodobieństwa, mężem w sile wieku. Jeżeli wierzyć Gallowi
Anonimowi, miał on przedtem siedem żon; liczba ta ma zapewne
charakter symboliczny, choć sam fakt posiadania żon czy nałożnic
przed 965 r. nie powinien budzić wątpliwości. Nic nie wiadomo
wszakże o ewentualnym potomstwie Mieszka z żon pogańskich, a one
same po przybyciu Dąbrówki (czy nawet wcześniej) musiały zostać
oddalone. Nie mamy pewności, ile dzieci urodziła Dąbrówka mężowi.

16
Niewątpliwym owocem tego związku był Bolesław Chrobry. Praw-
dopodobnie jego rodzoną siostrą, zapewne kilka lat młodszą, była
księżniczka wydana w latach 980-984 za króla szwedzkiego Eryka
Zwycięskiego, a znacznie później (około 996 r.) ponownie za króla
duńskiego Swena Widłobrodego, matka „króla Północy" Kanuta
Wielkiego, zmarła na początku 1014 r. Nie znamy właściwie jej
rodzimego polskiego imienia, ponieważ jednak jej córka nosiła imię
zanotowane w źródle anglosaskim jako Santslaua, co można sprowa-
dzić do formy Świętosława, uważa się na ogół, że i siostra Chrobrego
miała na imię Świętosława. Pani ta odegrała wybitną rolę w dziejach
Północy europejskiej, a w źródłach nordyjskich występuje pod imie-
niem Sygrydy.
O innych dzieciach Dąbrówki i Mieszka nic nie wiadomo, choć nie
przesądza to, oczywiście, wobec fragmentaryczności naszej wiedzy,
o ich istnieniu. Nawet jednak jeżeli jakieś były, nie odegrały żadnej
widocznej roli. Istniała koncepcja, że Mieszko I miał (z Dąbrówką lub
z Odą) jeszcze jedną córkę, rzekomo żonę księcia węgierskiego Gejzy
i matkę św. Stefana. Istotnie, w dość późnych i mało wiarygodnych
źródłach (zwłaszcza w Kronice węgiersko-polskiej) znajdujemy nawet
jej imię - Adelajda. Identyfikowano ją z rezolutną „Piękną Panią"
(Beleknegini), matką Stefana, o której pisze Thietmar (VIII,4). Obecnie
jednak przeważa zdecydowanie pogląd, że matką Stefana była księż­
niczka siedmiogrodzka Sarolta - to ją zapewne opisał Thietmar pod
imieniem Beleknegini, a Adelajda nigdy nie istniała, jest postacią
wymyśloną.
Dąbrówka zmarła w 977 r., a w obrębie lat 978-980 Mieszko
ożenił sięponownie z Odą, córką przełożonego Marchii Północnej
Dytryka (Teodoryka). Niecodzienne okoliczności tego ożenku (Oda
była uprzednio mniszką w jednym z klasztorów saskich) nie wcho-
dzą w zakres tematyczny tej książki; jedno wynika ze źródeł
w sposób niewątpliwy: dla strony niemieckiej był to mariaż bardzo
pożądany i niezbędny ze względów politycznych, skoro nawet
rygorystyczne na ogół pod tym względem władze kościelne uznały
za konieczne go zaakceptować. Polska tradycja zapomniała
o Odzie, ani jej imienia, ani samego faktu powtórnego małżeństwa
Mieszka I nie znają polskie źródła. Podobna selektywność pamięci
dotyczyć będzie, jak zobaczymy, małżeństw samego Bolesława
Chrobrego.

2 Bolesław Chrobry 17
Wyłącznie źródłom obcym, Thietmarowi z Merseburga oraz re-
gestowi dokumentu zwanemu Dagome iudex (o nim już w następnym
rozdziale), zawdzięczamy informacje o Odzie i jej oraz Mieszka I
dzieciach, przyrodnich braciach Bolesława i Sygrydy (Świętosławy?).
Było ich trzech: Mieszko, Świętopełk i Lambert. Wiadomo o nich
tylko tyle, że urodzili się zapewne w latach 978-986 i żyli w chwili
śmierci ojca (25 maja 992 r.). Po śmierci Mieszka I pierworodny
Bolesław z lisią chytrością (Thietmar) wkrótce wypędził macochę
i przyrodnich braci z kraju, represjami dotknął zwolenników Ody
(kronikarz wymienia z imienia dwóch ukaranych oślepieniem: Odyle-
na i Przybywoja - notabene to pierwsi znani z imienia Polacy spoza
rodu piastowskiego) i zjednoczył cały kraj, jaki pozostawił Mieszko I.
Dokonało się to, jesteśmy głęboko przekonani, zgodnie z ówczesną
polską racją stanu, ale jednocześnie z krzywdą księżnej-wdowy i jej
młodych synów, a także wbrew wyraźnej woli Mieszka I, który inaczej
wyobrażał sobie porządek polityczny po swojej śmierci.
Rozdział II

DAGOME IUDEX

O dzieciństwie i wczesnej młodości Bolesława Chrobrego wiemy


bardzo niewiele. Dopóki żyła Dąbrówka, która bez wątpienia cieszyła
się uczuciem i dużym autorytetem u księcia i dworu, stanowisko jego
było niezagrożone, a brak rodzeństwa męskiego zdawał się wskazywać
na to, że syn przejmie po ojcu władztwo nieuszczuplone. Wielkim
przeżyciem dla Mieszka musiało być oddanie pierworodnego w cha-
rakterze zakładnika na dwór niemiecki w 973 r., choć zdaniem
niektórych uczonych do wysłania zakładnika ze względu na śmierć
Ottona I nie doszło. O ile jednak rzecz miała się inaczej, to wolno
domniemywać, że konieczność przebywania przez pewien czas z dala
od rodziny i ojczyzny, zapewne z nielicznym polskim orszakiem,
w obcym środowisku, była ogromnym wstrząsem dla 6- lub 7-letniego
dziecka, zbyt młodego, by dało się tę konieczność wykorzystać dla
poznania dworu cesarskiego czy w ogóle Niemiec. Późna, niestety,
tradycja, uwieczniona w późnośredniowiecznej inskrypcji na nieist-
niejącym już nagrobku Chrobrego w katedrze poznańskiej, wspomina-
ła, że kędziory dziecka zostały przez rodziców wysłane papieżowi. Bez
wątpienia chodziło o symboliczne oddanie pierworodnego, przyszłego
dziedzica władzy i nadziei księcia, pod opiekę Stolicy Apostolskiej.
Jak gdyby dysonansem w polityce mądrego i przewidującego
władcy, jakim był Mieszko I, brzmi doniosły akt, podjęty przezeń pod
koniec życia. W obrębie lat 990-992 (maj) Mieszko I wraz z żoną Odą
oraz dwoma synami urodzonymi z tego związku, Mieszkiem i Lam-
bertem (oczywiście, ich wymienienie w akcie, wobec nieletniości, miało
charakter symboliczny), nadał Kościołowi rzymskiemu (św. Piotrowi)
znaczny obszar, obejmujący zasadniczą część państwa dopiero co

19
z niemałym trudem zjednoczonego. Dowiadujemy się o tym niejako
przez przypadek, mianowicie ze streszczenia (regestu) dokumentu, jaki
sporządzono z tej okazji, znanego w nauce od początkowych słów
Dagome iudex (sam dokument nie zachował się do naszych czasów,
a przynajmniej nie został dotąd odnaleziony).
Co oznaczają te tajemnicze słowa? Przytoczmy, najpierw po łacinie
(w tym języku spisany został regest, a trudno wątpić, że także
zaginiony oryginał dokumentu), następnie w polskim tłumaczeniu
początkowe słowa tekstu:
Dagome [lub: Dag oneJ iudex et Ote senatrix et filii eorum M isica et
Lambertus [ ... ]
Dagome [lub: Dagone] sędzia i Ota senatorka i ich synowie Mieszko
i Lambert [ ...]
Jedynie imię władcy zostało w dokumencie (czy dopiero w regeście)
zniekształconenie do poznania. Wprawdzie w niektórych przekazach
rękopiśmiennych regestu znajduje się zaraz po tym charakterystyczna
uwaga, świadcząca o daleko posuniętej ignorancji skryby: nie wiem,
jakiego narodu są ci ludzie, sądzę jednak, że byli oni Sardyńczykami,
ponieważ ci właśnie są rządzeni przez czterech sędziów, ale dla uczonych
oraz dla każdego jako tako zorientowanego w realiach polskich końca
X w. nie może ulegać najmniejszej wątpliwości: mowa nie o władcach
Sardyni~ lecz o księciu polańskim i jego rodzinie.
Trudno na tym miejscu szczegółowo omawiać skomplikowaną
problematykę tego niedługiego (zaledwie kilka linijek) tekstu, jakim
jest Dagome iudex, zawierającego szereg frapujących zagadek. Przyj-
rzymy się tylko tym spośród nich, które mogą rzucić światło na osobę
Bolesława Chrobrego oraz na jego sytuację pod koniec życia ojca.
Forma imienia Mieszka I, Dagome lub Dagone, nie jest tu najważ­
niejsza. Może chodzi o drugie, chrześcijańskie imię, jak np. Dagobert,
władcy polskiego czy - jak uważali niegdyś uczeni owładnięci tzw.
normańską teorią powstania państwa polskiego - to pamiątka nordyj-
skiego imienia „wikinga" Mieszka, np. Dagon, a może - jak sądził
jeden z polskich uczonych - wręcz przeciwnie: Dagome to zniekształ­
cona pod piórem nie znającego języka polskiego kopisty właściwa,
rodzima forma imienia Mieszka I („Mieszko" to w tej karkołomnej
koncepcji przeróbka chrześcijańskiego imienia Michał - chrzestnego
imienia polańskiego władcy) - Dzigoma. Kto wie, czy nie doszło do
nieporozumienia, czy forma Dagome nie wyniknęła jako zbitka słów

20

2 Kościół św. Pantaleona w Kolonii - miejsce wiecznego
spoczynku cesarzowej Teofano. Widok od południowego
zachodu

EGO MESCO DUX (Ja, książę Mieszko) --+ DAGOME IUDEX. Nie
rozwiążemy tego problemu.
Niewiele z polską rzeczywistością wspólnego mają tytuły księcia
i jego małżonki: iudex (sędzia - w nawiązaniu do biblijnej tradycji
o sędziach Izraela) i senatrix (senatorka). To po prostu odległe echa
dworskiej terminologii cesarskiej, żywej właśnie za rządów cesarzowej
Teofano, z pochodzenia księżniczki bizantyjskiej (która do 991 r.
sprawowała regencję w imieniu małoletniego syna Ottona Ili).
A oto, już tylko w polskim przekładzie (ale z dodaniem w nawia-
sach, tam gdzie trzeba, form łacińskich) dalszy ciąg regestu Dagome
iudex, zawierający dyspozycję (postanowienie), czyli treść nadania

21
polańskiej pary książęcej:
nadali świętemu Piotrowi jeden gród w ca-
łości, zwany Schinesghe, ze wszystkimi jego przynależnościami, w obrębie
tych granic, tak jak się zaczyna od pierwszego boku długim morzem
[longum mare], granicą Prus [Pruzze] aż do miejsca, które się nazywa
Ruś, a granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa [Craccoa], a od tego
Krakowa aż do rzeki Odry prosto do miejsca które nazywa się Alemura
i od samej Alemury aż do granicy Milczan [terra Milze], i od granicy
Milczan prosto w kierunku Odry i stąd prowadząc wzdłuż rzeki Odry aż
do wymienionego miasta Schinesghe.
Kluczową pozycję w tym zwięzłym i mimo kilku punktów niejas-
nych (np. Alemura, „długie morze'', czy przede wszystkim właśnie owa
Schinesghe) nadspodziewanie zrozumiałym i precyzyjnym zarysie geo-
graficznym zajmuje civitas Schinesghe, która rozpoczyna i kończy opis.
Od razu trzeba zaznaczyć, że łacińskie civitas jest pojęciem niejedno-
znacznym i może oznaczać zarówno miasto czy gród, jak również
państwo bądź „określoną jednostkę polityczną". Ponieważ końcowa
część opisu dotyczy Odry, postępuje z południa na północ i zdaje się
sugerować, że Odrą dochodzi się do civitas Schinesghe, opierając się
w dodatku na pewnym (rzekomym) podobieństwie nazw, część uczo-
nych była zdania, że chodzi tu o Szczecin. Istotnie, Mieszko I wiele
uwagi poświęcił przyłączeniu Pomorza, także zachodniego, do swego
państwa. Z wcześniejszej partii przytoczonego tekstu wynika jednak,
że Schinesghe zajmowało w państwie Mieszkowym rolę zupełnie
szczególną. Tylko ono zostało wymienione, z wszystkimi przynależnoś­
ciami, jako przedmiot darowizny na rzecz Stolicy Apostolskiej. Wy-
stępuje zatem w charakterze jak gdyby substytutu nazwy państwa.
Zaznaczmy, nawiasem, że nazwy Polanie, Polacy, Polska [Polonia] nie
występują ani razu w nielicznych, co prawda, źródłach pochodzących
z czasów Mieszka I i pojawiają się dopiero około roku 1000. Trudno
sobie wyobrazić, by kresowy, niedawno dopiero do państwa Miesz-
kowego przyłączony i w dodatku nie występujący w ogóle w źródłach
przed XII w. Szczecin, którego znaczenie na Pomorzu zachodnim było
wówczas jeszcze dość skromne i ustępowało choćby Wolinowi i Koło­
brzegowi, użyczył swej nazwy całemu rozległemu państwu.
W roli tej mogło wystąpić jedynie Gniezno, główny ośrodek
plemienia Polan i główna rezydencja wczesnych Piastów. Schinesghe
to zatem według wszelkiego prawdopodobieństwa zniekształcona
forma nazwy Gniezno. Zauważmy, że na jednej z wybitych przez siebie

22
3. Denar Bolesława Chrobrego. Awers: głowa w diademie i z naszyjnikiem pereł.
Legenda w otoku (wsteczna): ROLIZAVS. Rewers: krzyż, w otoku napis GNEZDVN
CIVITAS. Srebro, średnica 18,5 mm, ciężar 1,66 g

monet Bolesław Chrobry kazał umieścić


napis GNEZDVN CIVITAS
(państwo gnieźnieńskie), będący, jak sądzę, dokładnym odpowied-
nikiem civitas Schinesghe z dokumentu Dagome iudex.
Przy przyjęciu, iż pod nazwą Schinesghe ukrywa się stołeczne
Gniezno, pojawia się wszakże pewna trudność, którą, jak niekiedy
uważano, lepiej wyjaśnia hipoteza „szczecińska". Otóż, jak pamiętamy,
opis granic darowizny Mieszka i Ody określa zachodni ich odcinek
tak, jak gdyby rzeczywiście kończyły się one w rejonie ujścia Odry: od
granic Milczan wzdłuż rzeki Odry aż do wymienionego miasta Schines-
ghe. Istotnie, na pierwszy rzut oka można by się zgodzić z tym, że
mowa o Szczecinie. Byli uczeni, którzy proponowali nawet takie
rozwiązanie: Schinesghe w regeście Dagome iudex występuje w dwoja-
kim znaczeniu - za pierwszym razem jako synonim państwa Miesz-
ka I, za drugim zaś jako Szczecin, zamykający opis jego granic.
Ale jakie właściwie terytorium zakreśla opis granic w Dagome
iudex? Na ogół uważano, że terytorium tym, to znaczy terytorium
oblatowanym przez polańską parę książęcą na rzecz św. Piotra, było
całe państwo posiadane pod koniec panowania przez Mieszka I.
W takiej przyznajmy, przynajmniej z pozoru najbardziej logicznej,
koncepcji Szczecin jako civitas Schinesghe byłby zupełnie na miejscu,
gdyby nie trudności podniesione powyżej (niewielkie wówczas znacze-
nie tego później ważnego emporium, ekscentryczne położenie w ob-
rębie państwa).

23
Pojawia się wszakże kolejna zagadka i ona jest właśnie z punktu
widzenia niniejszej książki szczególnie ważna: dlaczego w Dagome
iudex pominięty został pierworodny syn Mieszka I, Bolesław (Chrob-
ry)? Czyżbyśmy byli na tropie knowań drugiej, znacznie od Mieszka I
młodszej, niemieckiej żony, która pragnąc zapewnić następstwo po
ojcu swoim nieletnim synom, wymogła na starzejącym się mężu
praktyczne wydziedziczenie Bolesława? Spodziewając się zaś, jak się
miało okazać jak najsłuszniej, że Bolesław - który liczył sobie wówczas
około 24 lat, był już trzykrotnie żonaty i miał kilkoro dzieci (w tym
dwóch synów: Bezpryma i Mieszka, późniejszego Mieszka II), przez
wiele lat był przez ojca traktowany jako naturalny sukcesor i wykazał
się należytymi predyspozycjami do rządzenia państwem - nie pogodzi
się z tak rażącą niesprawiedliwością i będzie próbował dochodzić
swoich praw, para książęca zdecydowała się dokonać aktu uroczystego
oddania civitas Schinesghe pod zwierzchnictwo Stolicy Apostolskiej.
Takie przypuszczenie jest wszakże mało prawdopodobne i zakłada
postępowanie godne wręcz Macchiavellego. W dodatku podobny
zamiar, obojętnie w jakim stopniu wymuszony na księciu przez żonę,
byłby mało realny, nie brałby bowiem pod uwagę nie tylko zdolności
i energii Bolesława, lecz także i przede wszystkim stanowiska możnych
polańskich oraz uznanych praw wszystkich męskich przedstawicieli
rodu książęcego do tronu. Doprawdy, nawet znaczny wpływ drugiej
żony i przywiązanie tak do niej, jak również do wspólnych dzieci, nie
uprawnia do przypisywania tak mądremu i przewidującemu władcy,
jakim był budowniczy państwa polskiego, takiej słabości charakteru,
nieznajomości realiów politycznych oraz takiej niechęci do pierworod-
nego syna.
Skoro jednak nie da się utrzymać hipotezy o wydziedziczeniu
Bolesława Chrobrego przez ojca i oddaniu dwom młodocianym
jeszcze synom Mieszka I i Ody (przypomnijmy nawiasem, że synów
z tego związku było trzech; Dagome iudex milczy zatem także
o Świętopełku) - w zamyśle, to znaczy po śmierci ojca - całego
państwa, nad którym panował Mieszko I, to trzeba rozważyć inną
możliwość, taką mianowicie, że darowizna na rzecz św. Piotra obej-
mowała jedynie część tego władztwa.
Kluczem do właściwej interpretacji Dagome iudex, a tym samym do
odczytania zamiarów politycznych Mieszka I i Ody, jest nazwa
Craccoa, czyli Kraków. Południowa granica civitas Schinesghe cum

24
omnibus suis pertinentiis (państwa gnieźnieńskiego ze wszystkimi jego
przynależnościami) biegła, jak pamiętamy, granicą Rusi [ ... ] aż do
Krakowa. Problem polega na tym, czy Kraków znajdował się w grani-
cach darowizny, a zatem w obrębie państwa gnieźnieńskiego ze
wszystkimi jego przynależnościami, czy też leżał już poza nimi. Analiza
całej nomenklatury geograficznej dokumentu nie dopuszcza wątpliwo­
ści: wszystkie bądź niemal wszystkie wymienione „punkty orientacyj-
ne" zajmują wobec civitas Schinesghe położenie zewnętrzne, a zatem
leżały poza jego granicami. Dotyczy to z pewnością Prus, Rusi, kraju
Milczan, zapewne także tajemniczej Alemury, którą niektórzy iden-
tyfikują z Ołomuńcem na Morawach. Zakładając zatem konsekwencję
autora zapiski, trzeba przyjąć, że także Kraków w chwili wystawienia
dokumentu nie wchodził w skład państwa gnieźnieńskiego ze wszyst-
kimi jego przynależnościami.
Istotnie, kronikarz czeski z początku XII w., Kosmas z Pragi,
stwierdził, że Kraków, należący uprzednio do Czech (fakt ten jest
potwierdzony z wystarczającą pewnością w kilku niezależnych od
siebie źródłach), dopiero w 999 r. został oderwany od Czech i przyłą­
czony do państwa polańskiego. Pewne dane wskazują jednak na to, że
kanonikowi praskiemu przydarzyła się tu pomyłka (podobne pomyłki
zdarzały się mu częściej) i że w rzeczywistości stało się to 10 lat
wcześniej - w 989 r. (w roku następnym, 990, w granicach państwa
Mieszkowego znalazł się także odebrany Czechom Śląsk i to był
właściwy koniec kształtowania się państwa polańskiego). W takim
razie jednak jak pogodzić się z faktem, że w Dagome iudex Kraków
- tak sam gród, jak bez wątpienia również ziemia krakowska
- występuje poza granicami civitas Schinesghe?
Henryk Łowmiański, który przyjmował datę 999 podaną przez
Kosmasa za wiarygodną, znalazł na to taką odpowiedź: Kraków
w Dagome iudex wymieniony został „zewnętrznie" wobec państwa
gnieźnieńskiego, ponieważ po prostu znajdował się jeszcze pod pano-
waniem czeskim. Szukając zaś możliwych przyczyn pominięcia Bole-
sława Chrobrego w donacji Mieszka i Ody, wyraził przypuszczenie, że
rezydował on, wraz ze swoją trzecią żoną Emnildą, właśnie w Krako-
wie z ramienia swego wuja, Bolesława II czeskiego, sprawując tam
w jego imieniu rządy namiestnicze. Nawet w 992 r., gdy objął
samodzielne rządy w Polsce, uszanował władcze prawa księcia pra-
skiego do Małopolski i zawładnął tą dzielnicą dopiero po jego śmierci

25
w 999 r. Oczywiście, danych źródłowych, które by potwierdzały
hipotezę o panowaniu Chrobrego w Krakowie przed 999 r. z ramienia
władcy czeskiego, a zatem poza wszelkim związkiem z Polską, brak,
ale istnieją, jak nie bez słuszności stwierdził H. Łowmiański, pewne
wskazówki pośrednie.
Bolesław Chrobry, choć jeszcze dość młody, trzykrotnie już się
żenił. Ojciec, Mieszko I, żył jeszcze, a zatem trudno zaprzeczyć, że
wszystkie te małżeństwa, także dwa pierwsze - krótkotrwałe - miały
określony sens polityczny. Dzięki Thietmarowi z Merseburga mamy
pewne dane o tych małżeństwach (polska tradycja zapomniała o nich
dość gruntownie). Imion dwóch pierwszych życiowych partnerek nie
znamy, Thietmar ich nie przekazał. Pierwsza, poślubiona Bolesławowi
zapewne w 984 r., była córką Rygdaga, margrabiego Miśni, i została
wkrótce, jak informuje Thietmar, odprawiona przez męża. Nastąpiło
to w 985 lub 986 r. i zostało prawdopodobnie spowodowane śmiercią
teścia w 985 r., przez co małżeństwo straciło dla Piastów wszelkie
znaczenie polityczne. Nic nie wiadomo o potomstwie z tego związku,
prawdopodobnie trwało zbyt krótko, by mogło dojść do potomstwa.
Po raz wtóry Bolesław ożenił się zapewne w 986 r. z nieznaną
z imienia Węgierką. Nie wiemy o niej nic bliższego, nawet tego, czy
pochodziła z panującego tam rodu Arpadów (niektórzy uważali ją za
siostrę Stefana Wielkiego) czy też z jakiegoś innego możnego rodu.
Mimo że Węgierka urodziła Bolesławowi syna Bezpryma, i ona
została odepchnięta przez męża, co musiało nastąpić w obrębie lat
987-989. Stosunki polsko-węgierskie nie interesowały specjalnie kroni-
karza Thietmara, który wspomina o nich jedynie mimochodem
i dlatego pozostają one dla nas (podobnie jak np. stosunki pol-
sko-skandynawskie i polsko-pruskie) wielką niewiadomą. Warto jed-
nak wspomnieć, że Thietmar (VIIl,4), pisząc o Bolesławie Chrobrym,
wspomina, iż miał on na pograniczu między Węgrami a swoim państwem
pewien gród, którego stróżem był stary Prokuj, wuj króla Węgrów
[Stefana I], niegdyś i świeżo [a zatem dwukrotnie] przez niego zegnany.
Nie mogąc wykupić swej żony z niewoli, otrzymał ją w darze od swego
siostrzeńca, pomimo iż wrogie trwały nadal pomiędzy nimi stosunki.
O Prokuju nic skądinąd nie wiadomo. Oswald Balzer uważał go, choć
z wahaniem, za brata Mieszka I; z danych Thietmara zdaje się jednak
wynikać, że Prokuj wywodził się z Węgier, skoro był wujem Stefana.
Być może Bolesław osadził go w charakterze swego wielkorządcy na

26
pograniczu (może w Słowacji?), co musiało przez Stefana zostać
odczytane jako gest nieprzyjazny i wywołało określoną reakcję (kroni-
karz niemiecki podkreśla jednak wspaniałomyślność króla węgier­
skiego wobec żony Prokuja). Niewykluczone, że te wydarzenia na
pograniczu polsko-węgierskim wiązały się jakoś z odprawieniem przez
Chrobrego żony Węgierki.
Nieco więcej szczegółów kronikarz niemiecki podał na temat
kolejnej, trzeciej żony Bolesława, z którą ten przeżył ponad 25 lat
i miał z nią przynajmniej pięcioro dzieci. A oto co napisał Thietmar
o owej pani: Trzecią [żoną Bolesława] była Emnilda, córa czcigodnego
księcia Dobromira, która - Chrystusowi wierna - niestateczny umysł
swego męża ku dobremu zawsze kierowała i nie ustawała w zabiegach, by
przez wielką szczodrobliwość w jałmużnach i umartwienia odpokutować
za grzechy ich obojga.
Tym razem informacje Thietmara wyglądają znacznie konkretniej.
Znamy imię trzeciej małżonki Chrobrego, imię jej ojca, dowiadujemy
się o jego - przynajmniej w oczach kronikarza - wysokiej randze
społecznej (czcigodny książę). Reszta to już domysły, choć niezupełnie
oderwane od rzeczywistości. Ojciec nosił imię czysto słowiańskie,
córka - czysto niemieckie. Mimo słowiańskiego imienia Dobromir
musiał być chrześcijaninem, gdyż Chrobry nie pojąłby, rzecz jasna,
córki poganina, a Thietmar nie określiłby raczej poganina tak po-
chlebnym epitetem.
Należałoby zatem szukać kraju, z którego wywodzili się Dobromir
i Emnilda, gdzieś na szeroko pojętym pograniczu słowiańsko-nie­
mieckim. Na myśl przychodzi przede wszystkim Połabie, ale nie
jego część wielecka, gdyż tam panował w tym czasie już bez reszty
model quasi-republikański z oligarchią kapłanów boga Swarożyca
na czele i nie mogły się wykształcić żadne rodzime ośrodki władzy
politycznej w rodzaju władztwa Dobromira. Na całym Połabiu jedynie
na północnym zachodzie, wśród Obodrzyców, i w części strefy
środkowej, zwłaszcza wśród Stodoran (Hawelan), występowała ten-
dencja do tworzenia własnych państw i wytwarzania się dynastii.
Z Obodrzycami państwo polańskie wszakże nie graniczyło i trudno
raczej dopatrywać się jakiegokolwiek uzasadnienia dla politycznych
mariaży, chociaż nie należy zapominać, że Mieszko I na zjeździe
w Kwedlinburgu w 983 r. spotkał się z księciem obodrzyckim
Mściwojem. To samo mniej więcej można powiedzieć o Stodoranach,

27
a ich dość
skomplikowana sytuacja polityczna pod koniec X w. zdaje
się wykluczać wagę karty stodorańskiej w politycznej grze dworu
gnieźnieńskiego. Niemniej niektórzy uczeni, przypominając utrzymu-
jące się przez wieki tradycje władzy książęcej wśród Stodoran oraz
rzeczywiście później uchwytne ich stosunki z Polską (jeszcze w poło­
wie XII w.), dopatrują się w Dobromirze księcia nadłabskich Stodo-
ran.
Na ogół jednak przeważa pogląd, że był on raczej księciem lub
naczelnikiem plemiennym na granicznym z Polską terytorium Milczan
(Górne Łużyce). Było to terytorium kluczowe dla wpływów polskich
na Połabiu, co wykazał choćby przebieg wojny lat 1003-1018. Co
prawda, nic nie wiadomo skądinąd o tamtejszych książętach i Dob-
romir występuje jako postać zupełnie odosobniona, ale to już po
prostu wada nadzwyczaj fragmentarycznej podstawy źródłowej, jaką
dysponuje historyk. Zarazem lokalizacja Dobromira gdzieś na połu­
dniowym Połabiu, zamieszkanym przez ludy serbołużyckie, wyjaś­
niałaby chrześcijańskie wyznanie księcia (ludy południowopołabskie
nie zostały objęte powstaniem pogańskim roku 983 i lat następnych,
pozostały w obrębie chrześcijaństwa i państwa niemieckiego) oraz to,
że Thietmar pisze o nim, jak o kimś dobrze znanym jemu i czytel-
nikom jego kroniki.
Nie wszyscy uczeni byli jednak tego zdania. Henryk Łowmiański
wystąpił z pomysłową tezą, na mocy której Dobromir nie wywodziłby
się z Połabia, lecz był ostatnim udzielnym księciem krakowskim,
panującym tam z ramienia księcia czeskiego. Wraz z ręką jego
córki Emnildy Bolesław Mieszkowic zyskał prawo następstwa w Ma-
łopolsce, zrealizowane po śmierci teścia, która nastąpiła w bliżej
nieznanym czasie. Właśnie dlatego, przypomina Łowmiański, brak
Bolesława Chrobrego w dokumencie Dagome iudex. Dla Mieszka I
i Ody było to wyjście idealne, wszakże dla każdego z nich z innego
powodu. Mieszko traktował zapewne rządy swego pierworodnego
w Krakowie jako sposób na zabezpieczenie interesów polskich
w tym ważnym rejonie, jako swego rodzaju pierwszy etap złączenia
z Polską. Oda dostrzegała w tym szansę uratowania panowania
w państwie polańskim dla swych nieletnich synów. Aż do śmierci
swego krewnego i zwierzchnika, Bolesława II, zachowywał Chrobry
wobec niego lojalność, sprawując w jego imieniu władzę w Krakowie
i dopiero po jego śmierci w 999 r., już od dawna panując w państwie

28
polańskim, jak informuje Kosmas z Pragi, zerwał łączność Małopolski
z Pragą, wcielając tę dzielnicę
do państwa polańskiego.
Koncepcja Łowmiańskiego nie we wszystkim wytrzymuje krytykę.
Przede wszystkim pozbawiona jest mocniejszego oparcia w źródłach.
Wprawdzie pominięcie Chrobrego i Małopolski w Dagome iudex
rzeczywiście wielce waży w dyskusji i - co przyjął także Gerard
Labuda - szereg okoliczności istotnie zdaje się potwierdzać namiest-
nicze rządy Chrobrego w Krakowie przed 992 r., ale bardziej praw-
dopodobna wydaje się hipoteza, że rządził tam i rezydował wraz
z Emnildą nie z ramienia czeskiego Bolesława II, lecz naszego Miesz-
ka I. Przyłączenie Krakowa z Małopolską do państwa polańskiego nie
nastąpiło bowiem, jak utrzymywał Kosmas, dopiero w 999 r., lecz
około 10 lat wcześniej (może w 989 r. - w pisowni łacińskiej łatwo
o pominięcie bądź przestawienie cyfr!). Zaproponowana przez Labudę
korektura upraszcza dość skomplikowaną konstrukcję badawczą
Łowmiańskiego, czyni sprawę bardziej przejrzystą, przede wszystkim
zaś pozwala sprowadzić do właściwych proporcji zagadnienie wzajem-
nego stosunku Mieszka I i jego pierworodnego syna w ostatnich
latach panowania tego pierwszego.
Oddalenie Bolesława od dworu gnieźnieńskiego mogło być władcy,
jeszcze bardziej zaś jego małżonce, wygodne, zarazem jednak pobyt
w Krakowie nie był żadnym wygnaniem ani oznaką niełaski ojcow-
skiej, lecz wręcz przeciwnie: oznaką zaufania dla mądrości i zdolności,
a także spodziewanej lojalności syna. Oto świeżo do państwa polań­
skiego przyłączona ważna dzielnica krakowska była rządzona przez
pierworodnego syna książęcego. Jak wynika, albo przynajmniej zdaje
się wynikać z Dagome iudex, Mieszko I pod koniec życia myślał
o utrzymaniu tego stanu rzeczy także po swojej śmierci: Bolesław miał
panować na południu (w Krakowie), jeden z synów Ody (także
pominięty w Dagome iudex), Świętopełk, zapewne na północy (Pomo-
rze), natomiast rdzeń ziem piastowskich, opisany we wspomnianym
akcie prawnym i określony jako civitas Schinesghe, miałby przypaść
dwom pozostałym (starszym?) synom Mieszka I i Ody - Mieszkowi
i Lambertowi.
Czy Bolesław, jedyny w 990 r. z potomstwa Mieszkowego człowiek
dorosły i dojrzały, trzykrotnie już żonaty i ojciec dzieci, miał spra-
wować zwierzchnictwo nad małoletnimi braćmi przyrodnimi - nie
wiadomo i nie wydaje się prawdopodobne. Prawo do regencji

29
przysługiwało w takich przypadkach raczej matce nieletnich synów.
Być może w 990 r. nie liczono się jeszcze w Gnieźnie z perspektywą
rychłej śmierci starzejącego się księcia. Nie bardzo też można sobie
wyobrazić, jak miałoby wyglądać zwierzchnictwo księcia pozbawione-
go panowania nad Gnieznem i rdzennym terytorium Polan. Wszystko
razem sprawia wrażenie pewnego niepokoju i ścierania się sprzecznych
interesów na dworze gnieźnieńskim pod koniec panowania Mieszka I.
Żeby już zamknąć dyskusję nad pochodzeniem Emnildy Bole-
sławowej, warto jeszcze wspomnieć, że zarówno połabska, jak również
krakowska koncepcja nie przekonały innego mediewisty polskiego,
Tadeusza Wasilewskiego. Zgodził się on wprawdzie z Łowmiańskim,
że trzecie małżeństwo Chrobrego (podobnie jak drugie, z Węgierką)
wiąże się nie z zachodnią, lecz południową polityką państwa polań­
skiego, która coraz wyraźniej zmierzała do aneksji Małopolski
i w konsekwencji do konfliktu z Czechami, uważa jednak Dobromira
za ostatniego księcia morawskiego. Małżeństwo Chrobrego z Emnildą
miałoby zatem ważny dla obu stron cel polityczny. O polskim już
wspomniałem, dwór morawski zaś miał nadzieję, że w oparciu
o Polskę zdoła oprzeć się naciskowi Pragi. Również jednak pomy-
słowa teza Wasilewskiego pozbawiona jest bezpośredniego oparcia
w źródłach. Pozostaje na placu boju jedynie znana nam już informacja
kronikarza Thietmara. Koncepcja „połabska", szczególnie w „milczań­
skiej" wersji, ma przynajmniej za sobą to, iż po pierwsze Thietmar
pisze o Dobromirze i Emnildzie jako o osobach dobrze sobie znanych
(co do Moraw trudno byłoby już odnieść), po wtóre zaś -imiennictwo
rodu: słowiańskie imię Dobromir, zdecydowanie niemieckie Emnilda,
oraz tu trzeba dodać jej córkę Regelindę, znajduje wyraźne analogie
w niektórych rodach wschodniego pogranicza ówczesnych Niemiec.
Rozdział III

WOJCIECH

Bliższe okoliczności, wśród których Bolesław, łamiąc wolę ojca


i macochy, objął samowładcze rządy w Polsce, poza danymi przekaza-
nymi przez Thietmara, które przedstawiliśmy powyżej, są nieznane.
Przypomnijmy słowa Thietmara. Dnia 25 maja 992 r. książę Miesz-
ko I, sędziwy wiekiem i gorączką zmożony, przeniósł się z tego miejsca
wygnania do wiekuistej ojczyzny, pozostawiając swoje państwo do
podziału pomiędzy kilku książąt. Z lisią chytrością złączył je potem
w jedną całość syn jego Bolesław, wypędziwszy macochę i braci oraz
oślepiwszy swoich [czy raczej: ich] zaufanych Odylena i Przybywoja.
Onże Bolesław, aby tylko samemu panować, podeptał wszelkie prawo
i sprawiedliwość.
To co kronikarz saski piętnował jako „lisią chytrość", deptanie
prawa i sprawiedliwości, mogło tak zapewne wyglądać z punktu
widzenia wygnanej Ody i młodych Mieszkowiców, było jednak ponie-
kąd konsekwencją zamysłów pozbawienia Bolesława Chrobrego decy-
dującej roli w państwie polańskim. Z punktu widzenia polskiej racji
stanu należy postępowanie Chrobrego ocenić pozytywnie: młode
państwo potrzebowało silnej władzy i jednolitości, gdyż tylko one
mogły mu oszczędzić osłabiających walk wewnętrznych i zagrożenia
z zewnątrz. Niewiele wiadomo o stanowisku samego polskiego społe­
czeństwa wobec rywalizacji w łonie dynastii. Można przypuszczać, że
uległo ono podziałowi i że część możnych, a może i szeregowych
wojów, stanęła po stronie Ody i jej synów. Wymienienie przez
Thietmara jedynie dwóch ukaranych zauszników Ody zdaje się jednak
świadczyć o tym, że Chrobrego popierała większość. Tylko on bowiem
mógł zagwarantować jedność i sukcesy militarne, łupy i sławę, nie zaś

31
młodzi książęta, niesprawdzeni jako wojownicy i rządcy. Być może
także niemieckie pochodzenie Ody oraz jej wpływ przy boku starzeją­
cego się Mieszka, wreszcie - odbierane przez wielu zapewne jako
niesprawiedliwość - odsunięcie Bolesława od dworu gnieźnieńskiego,
odstręczały ich od obozu Ody.
Bolesław okazał się przewidującym politykiem. Nikt, o ile wiado-
mo, nie ujął się za wypędzonymi. Zapewne Bolesław przejął po ojcu
wszelkie zobowiązania wobec papieża (trybut wynikający z Dagome
iudex) i cesarza (trybut aż do rzeki Warty).
Cesarzem był wówczas młody (za pełnoletniego uznany został
dopiero w 994 r.; gdy miał 14 lat), ale wprawiany już do spraw
państwowych pod opiekuńczymi skrzydłami swojej matki, a od 991 r.
- babki, Otton III. Od 986 r., kiedy to na zjeździe w Kwedlinburgu
Mieszko I oddał się młodocianemu królowi i wśród innych darów
ofiarował mu wielbłąda, oraz towarzyszył mu w dwóch wyprawach
wojennych przeciw Słowianom połabskim Gedna odbyła się
w 985 r.,
druga w 986 r.), pomiędzy państwem polańskim a świetnym i potęż­
nym cesarstwem stosunki były więcej niż poprawne. Obie strony były
żywotnie zainteresowane w utrzymaniu tego stanu rzeczy. Spoiwem
sojuszu polsko-niemieckiego pod koniec X w., podobnie jak trzydzieści
lat wcześniej, ale w jeszcze wyższym stopniu, było niebezpieczeństwo
ze strony pogańskich Wieletów-Luciców Gak pamiętamy, w 983 r.
podnieśli oni z powodzeniem bunt przeciwko panowaniu niemiec-
kiemu i narzuconej im wierze chrześcijańskiej), grożących najazdami
zbrojnymi obu chrześcijańskim sąsiadom, a w przypadku państwa
polańskiego - dodatkowo destabilizacją. Interesy państwa polań­
skiego i Związku Lucickiego krzyżowały się bezpośrednio na Pomo-
rzu, dopiero od niedawna włączonym w skład państwa Mieszkowego.
Tradycyjnie już przyjazną wobec Połabian politykę prowadzili władcy
czescy, którzy wprawdzie byli lennikami cesarzy, ale usiłowali za
wszelką cenę wzmocnić własne stanowisko, m.in. poprzez popieranie
stronnictwa bawarskiego w samej Rzeszy, a także poprzez sojusz
z Lucicami.
Bliższe związanie się z dworem cesarskim oraz zyskanie sobie
silnego poparcia części panów saskich (o czym jeszcze będzie mowa)
opłaciło się Mieszkowi w 990 r., kiedy to w związku z wcześniejszym
zajęciem przez Polan Małopolski doszło do wojny polsko-czeskiej.
Przy życzliwie neutralnej postawie regentki Teofano, w praktyce

32
4. Otton III i Teofana. Fragment przedniej okładki Złotego
Kodeksu z Echternach

równoznacznej z poparciem, strona polska wyszła z konfliktu zwycię­


sko, dołączając do swego stanu posiadania także Śląsk. Było to
równoznaczne z zakończeniem budowy państwa polańskiego, które
obejmowało z tą chwilą całokształt plemion - jak mówią językoznaw­
cy - wschodniej (poza Połabiem) części grupy lechickiej.
O roli Bolesława Chrobrego w tych wydarzeniach nic nie wiado-
mo, ale wolno przypuszczać, że realizował w Krakowie politykę
polską, być może wiążąc część sił czeskich. Tymczasem zmarł Miesz-
ko I i w Polsce doszło do znanych nam już wydarzeń związanych
z przejęciem przez Chrobrego pełni władzy. Czy jednak zamach stanu
Chrobrego dokonał się natychmiast po śmierci ojca, czy dopiero
w jakiś czas później, trudno stwierdzić stanowczo. Za pierwszą

3 Bolesław Chrobry 33
możliwością zdaje się świadczyć ta okoliczność, że gdy latem 992 r.
Otton III podjął wyprawę zbrojną przeciwko Stodoranom i oblegał
- zresztą bezskutecznie - Brandenburg, do udziału w wyprawie
wezwano również księcia polskiego (Bolesław II czeski także brał
w niej udział), ten jednak uchylił się tym razem od osobistego
uczestnictwa pod pozorem grożącej jakoby wojny z Rusią i ograniczył
się do posłania oddziału zbrojnego do pomocy.
O wojnie z Rusią w tym czasie niemal nic nie wiadomo, jeżeli
jednak miałaby ona rzeczywiście miejsce, to nie można wykluczyć, że
inicjatywa księcia kijowskiego była próbą przyjścia na pomoc Odzie
i jej synom przeciwko Bolesławowi. W późniejszych czasach znane
będą przypadki ruskiej interwencji w sprawy polskie (podobnie i na
odwrót, jeszcze za panowania Chrobrego), zwykle po stronie któregoś
z pretendentów do władzy. Tak czy inaczej, zachowanie się Chrobrego
latem 992 r. zdaje się wskazywać na to, że sprawował już wtedy
samodzielne rządy. Nie jest jednak pewne, czy było już po rozprawie
z Odą i jej stronnikami, gdyż wobec nieletniości przyrodnich braci na
barki Bolesława i tak musiałby spaść ciężar działań wojennych. Istnieje
w dodatku, co prawda bardzo późne i nie wiadomo, na ile wiarygodne
źródło czeskie, zgodnie z którym Bolesław rządził wraz z braćmi przez
całe trzy lata, a dopiero potem sam. O ile ta wiadomość odpowiadała­
by rzeczywistości (w co raczej wątpię), trzeba by przyjąć, że okres
współrządów trwał aż do roku 995.
Być może, że znany w nauce denar z napisem GNEZDVN CIVITAS,
którego emisję uczeni na ogół łączyli dopiero ze zjazdem gnieźnieńskim
1000 r., był, jak głosi nowa teza Andrzeja Schmidta, wybity zaraz po
objęciu przez Bolesława Chrobrego rządów nad „państwem gnieźnień­
skim" i stanowił wyraz satysfakcji ze zwycięstwa nad Odą i opozycją.
Uwolniony od kłopotów wewnętrznych, mógł Chrobry latem
995 r. osobiście pośpieszyć na pomoc Ottonowi III w wyprawie
przeciwko Słowianom połabskim. Chociaż i ta wyprawa nie zakoń­
czyła się jakimś znaczniejszym sukcesem (czyż trzeba lepszego dowodu
na siłę oporu Połabian?), miało to o tyle doniosłe znaczenie na
przyszłość, że prawdopodobnie doszło wtedy po raz pierwszy do
osobistego spotkania Ottona, który już w roku następnym uda się do
Italii i zostanie ukoronowany na cesarza rzymskiego, z Bolesławem
Chrobrym. Wszystko wskazuje na to, że spotkanie to wywarło wielki
wpływ na obu władców.

34
*
Tymczasem w Czechach doszło do krwawych wydarzeń. Mimo że
książęta prascy z rodu Przemyślidów twardą ręką dzierżyli władzę
w państwie i usunęli większość ewentualnych rywali, w północ­
no-wschodniej części Kotliny Czeskiej, w pobliżu granicy z Polską
(niedawno zresztą dopiero przez Polskę uzyskanej), istniało na poły
samodzielne władztwo z ośrodkiem w Libicach. Panowie na Libicach,
których od imienia jednego z przedstawicieli, Sławnika, przywykło się
nazywać Sławnikowicami, umiejętnie opierając się na Sasach (pamięta­
my, że książęta prascy starali się na ogół równoważyć wpływy saskie
przez bliskie kontakty z opozycją bawarską) i Polsce, stanowili ostatni
już czynnik polityczny w Czechach, który niezupełnie poddał się
przewadze Przemyślidów. Rzecz jasna, postawa i polityka Sław­
nikowiców jaskrawo kolidowały z racją stanu władców Pragi i stan
taki na dłuższą metę był nie do utrzymania. Widomym i czytelnym
jeszcze po upływie tysiąclecia symbolem znaczenia oraz politycznych
aspiracji Sławnikowiców są zarówno odkrywane przez archeologów
imponujące obwarowania ówczesnych Libic, jak również bite przez
nich własne monety.
Około 956 r. władcy Libic Sławnikowi i jego żonie Strzeżysławie
urodził się syn. Chociaż jego imię, Wojciech, znaczyło tyle co „pocie-
cha wojska" - podkreślił to już jego biograf - przeznaczeniem
Wojciecha, który miał kilku braci, w tym przynajmniej jednego
starszego od siebie (Sobiesław lub Sobiebór - forma imienia chwiejna
- został następcą Sławnika i głową rodu), był stan duchowny.
Zapewne w latach 972-981 kształcił się Wojciech w słynnej wówczas
szkole katedralnej w Magdeburgu, ukochanym mieście Ottona I.
Pierwszy (od 968 r.} arcybiskup magdeburski Adalbert, który już
znacznie wcześniej, w trakcie podróży misyjnej na Ruś w 961 lub
962 r., przejeżdżając przez Libice miał okazję poznać młodego
Wojciecha i zapamiętać go, użyczył mu również z okazji bierzmowania
swojego imienia. Jako Adalbert Wojciech znany jest łacińskojęzycz­
nym źródłom średniowiecznym oraz w Niemczech i krajach zachod-
niej Europy.
Króciuteńko naszkicujemy tu jedynie wcześniejsze etapy życia
Woj ciecha, którego losy pod koniec życia tak silnie splotły się
z Bolesławem Chrobrym i Polską. Po powrocie z Magdeburga

35
• •
5. Oddanie Wojciecha do szkoły w Magdeburgu. Fragment Drzwi Gnieźnieńskich

(w 981 r.) znalazł się w gronie kanoników otaczających pierwszego (od


973 lub 974 r.) biskupa praskiego Thietmara (Dytmara), Sasa z po-
chodzenia. Pomiędzy Przemyślidami a Sławnikowicami zaistniało
najwyraźniej okresowe porozumienie bądź „zawieszenie broni", skoro
po śmierci Thietmara (2 stycznia 983 r.) Wojciech został jego następcą.
Był to niewątpliwie akt dobrej woli ze strony księcia Bolesława II,
który miał decydujący wpływ na obsadę najważniejszego stanowiska
w swoim Kościele. Oczywiście nominacja musiała zostać zatwierdzona
przez cesarza (Czechy wszak stanowiły część Rzeszy) i- arcybiskupa
mogunckiego, którego sufraganem był każdorazowy biskup Pragi
Wojciech objął rządy w Pradze, lecz rychło pojawiły się trudności,
które - jak się miało okazać - uniemożliwiły mu po pewnym czasie
sprawowanie urzędu. Niestety, choć postać św. Wojciecha jest, jak na
owe czasy, nienajgorzej oświetlona w źródłach, nie wszystkie sprawy
i strony jego życia znane są wystarczająco dokładnie. Dotyczy to także
rządów w praskiej diecezji oraz przyczyn konfliktu z ludnością. Źródła
podkreślają niemożność wyegzekwowania od diecezjan wymogów
prawa kanonicznego: wyeliminowania wielożeństwa, małżeństw du-

36
chownych oraz sprzedawania niewolników (przede wszystkim jeńców)
chrześcijańskich w niewolę Żydom. Bezpośrednim powodem drugiego
z kolei opuszczenia diecezji (po raz pierwszy do tego doszło zapewne
w 988, ponownie w 994 r.) było, według biografów, złamanie przez
możnych praskich prawa azylu kościelnego w związku ze schronie-
niem się w kościele biskupim pewnej niewiasty, która dopuściła się
cudzołóstwa i zgodnie z surowym prawem zwyczajowym winna zostać
stracona rękoma pohańbionego męża lub jego rodu.
Źródła milczą o politycznym tle wydarzeń i historyk zdany jest
wyłącznie na hipotezy. Należy jednak pamiętać, że w 990 r. doszło do
wojny czesko-polskiej oraz, w jej rezultacie, włączenia Śląska do
państwa Piastów. Z tą chwilą stanowisko panów na Libicach jeszcze
bardziej zyskało na znaczeniu, choćby ze względów strategicznych,
wszak ich władztwo graniczyło bezpośrednio z państwem polańskim.
Sytuacja z punktu widzenia księcia praskiego stała się wręcz nie do
utrzymania. Kontakty rodu Sławnika z władcami polańskimi, choć
źródłowo poświadczone dopiero w latach następnych, były bez wąt­
pienia starszej daty. Seniora rodu, wspomnianego Sobiesława (Sobie-
bora), uratowały one notabene przed gwałtowną śmiercią w pogromie
z jesieni 995 r., jako że znajdował się właśnie wraz z Ottonem III
i Bolesławem Chrobrym na wyprawie przeciw Słowianom połabskim.
Co zaś być może jeszcze istotniejsze: od 990 r. Wojciech jako
biskup praski był kościelnym zwierzchnikiem Śląska, będącego już
pod polskim, nie czeskim panowaniem. Wiązało to biskupa bez
wątpienia z władcami polańskimi i mogło, a właściwie musiało
prowadzić do konfliktu z księciem praskim. Któryś z uczonych wyraził
nawet domysł, że owymi jeńcami chrześcijańskimi, sprzedawanymi
przez Czechów w niewolę Żydom (Praga słynęła jako miejsce handlu
niewolnikami już wcześniej) mogli być właśnie jeńcy polscy, wzięci do
niewoli w trakcie wojny w 990 r. Wstawianie się za nimi miało w tych
okolicznościach szczególny posmak i mogło przeciwko biskupowi
wzburzać dodatkowo opinię publiczną i księcia.
Wybiegliśmy nieco naprzód. Gdy w 988 r. Wojciech po raz
pierwszy opuścił Pragę, udał się do Rzymu, do klasztoru pod
wezwaniem świętych Aleksego i Bonifacego na wzgórzu awentyńskim,
gdzie w ciszy klasztornej przeżył kilka lat. Wydaje się, że Wojciech
miał w ogóle naturę raczej refleksyjną, skłonną do kontemplacji
i ascezy. Aczkolwiek podobne zjawiska nasilały się właśnie pod koniec

37
X w., głównie w Italii, dokąd łatwiej docierały wpływy wschodnich
praktyk monastycznych, postawy takie - zwłaszcza wśród przed-
stawicieli elit społecznych i kościelnych, do których Wojciech tak
z racji pochodzenia, jak również zajmowanej pozycji społecznej bez
wątpienia należał - były rzadkością. Wywierały wszakże wielki wpływ
na innych, tym właśnie, naszym zdaniem, tłumaczy się oddziaływanie
postaci i duchowości św. Wojciecha na wielkich tego świata: cesarza
Ottona III, Stefana węgierskiego, polskiego Bolesława i tylu innych.
Zarówno okoliczności zewnętrzne, jak również swego rodzaju
niepokój wewnętrzny charakteryzujący Wojciecha nie pozwoliły, by
w zaciszu awentyńskim dokonał, jak być może pragną~ żywota.
Podjął kiedyś zamysł pielgrzymki do Jerozolimy, co spotkało się
nawet z poparciem cesarzowej Teofano, ale dotarł jedynie do Monte
Cassino, gdzie dał się nadspodziewanie łatwo przekonać o niecelo-
wości tego zamiaru. Tamtejszy opat wytłumaczył mu, iż nie powinien
marnować życia na próżne tułanie się, lecz pozostać na jednym miejscu
[ ... ] Boga zaś łaskawego, jeśli dobrze żyć będzie, znajdzie w każdym
miejscu. Nie zgodził się jednak Wojciech również
na pozostanie we
wspólnocie montekasyńskiej, gdyż musiałby - jak nie bez podstaw
sądził - zostać czynnikiem w grze pomiędzy wspólnotą a miej-
scowym biskupem. Pragnął natomiast przyłączyć się do grupy mni-
chów greckich skupionych wokół eremity św. Nila w pobliżu Gaety,
lecz ten wyperswadował mu taki zamiar, kierując go do wspom-
nianej wspólnoty na Awentynie.
Z porzuceniem własnej diecezji, niezależnie od podstaw tej decyzji,
nie zamierzał pogodzić się kościelny zwierzchnik Wojciecha, arcybi-
skup moguncki Willigis. Prawo kościelne nie pozostawiało wątpliwo­
ści: biskup związany jest ze swoją owczarnią na śmierć i życie, i bez
wyraźnej zgody metropolity nie ma prawa jej porzucić. Odbył się w tej
sprawie sąd w Rzymie. Było to jeszcze przed ostatecznym zaognieniem
stosunków pomiędzy rodem Sławnika a Bolesławem Il. Sam brat
księcia praskiego przybył, by wraz z metropolitą żądać powrotu
Wojciecha do Pragi. Prażanie ponoć przyjęli powracającego biskupa
owacyjnie, cóż jednak z tego, skoro już wkrótce miało się okazać, że
nie byli bynajmniej skłonni radykalnie zmienić swoje życie i po-
stępowanie, tak jak tego by sobie życzył ich gorliwy pasterz. W 994 r.
nastąpił wspomniany epizod z wiarołomną niewiastą. Wojciech po-
wtórnie opuścił Pragę i nigdy do niej za życia nie powrócił.

38
Niepowodzenia Wojciecha w pracy duszpasterskiej zbiegły się
z narastającym i nabierającym coraz bardziej nieubłaganego charak-
teru konfliktem pomiędzy Pragą a Libicami. Wojciecha od miesięcy
już nie było w Pradze, gdy 27 października 995 r., wykorzystując
nieobecność seniora rodu Sobiesława, wojska Bolesława II zdobyły
Libice i wymordowały czterech młodszych Sławnikowiców. „Krwawa
łaźnia" libicka stworzyła, rzecz jasna, sytuację taką, że kolejny powrót
Wojciecha do Czech był zupełnie wykluczony.
Willigis jak gdyby tego nie rozumiał. Wojciech udał się ponownie
do Rzymu. Metropolita żądał, by mimo wszystko wrócił do Pragi.
Papież Grzegorz V, pierwszy w dziejach Niemiec na tronie papieskim,
nie życząc sobie otwartego zerwania z wpływowym metropolitą
mogunckim, lepiej zaś chyba od niego pojmując sytuację Wojciecha,
zasugerował mu wyjście alternatywne: podjęcie misji wśród pogan. Do
Pragi udało się poselstwo z pytaniem, czy życzą sobie, by Wojciech do
nich powrócił; negatywna odpowiedź przesądziła sprawę. W połowie
996 r., jako episcopus gentium, biskup z zadaniem głoszenia wiary
poganom, Wojciech opuścił na zawsze Rzym oraz Italię i wraz
z cesarzem Ottonem III udał się przez Alpy do Niemiec. Jesienią tego
roku przebywał przez dłuższy czas z cesarzem w Moguncji. Następnie
odbył dłuższą pielgrzymkę do kilku klasztorów we Francji. Pożegnaw­
szy się z cesarzem w Kolonii w grudniu 996 r., według wszelkiego
prawdopodobieństwa przez Węgry, udał się Wojciech do Polski - do
kraju, z którego władcą jego ród i on sam od dawna utrzymywali
ożywione stosunki i gdzie obecnie, po zbrodni w Libicach, jego brat
zabiegał o polską pomoc. Krótko jedynie wspomnimy o epizodzie
węgierskim w życiu Wojciecha, gdyż problem ten wyjątkowo niejasno
rysuje się w źródłach. Nie zasługuje na przyjęcie późniejsza tradycja
węgierska, jakoby z rąk Wojciecha otrzymał chrzest sam Stefan
Wielki, ale do spotkania jego z misjonarzem na przełomie 996 i 997 r.
prawdopodobnie doszło i Stefan zachował wielki szacunek do Woj-
ciecha.
Zapewne przez Przełęcz Dukielską i Kraków wiodła droga Woj-
ciecha do Gniezna. Towarzyszyli mu: brat przyrodni Radzim-Gauden-
ty i Benedykt. Nie wydaje się, by mogli przybyć do Gniezna wcześniej
niż w końcu lutego lub w marcu 997 r. Późniejsza, do dziś tu i ówdzie
się utrzymująca tradycja o działalności misyjnej, duszpasterskiej i fun-
dacyjnej św. Wojciecha w różnych miejscach Polski nie zasługuje na

39
zaufanie. Powstawała ona znacznie później, gdy kult Świętego się
upowszechnił i gdy pokusa nawiązania do jego osoby stała się
nieodparta.
W Polsce 997 r. zapewne więcej jeszcze było przeżytków pogańskich,
a chrześcijaństwo słabiej ugruntowane niż w Czechach, ale formalnie oba
te kraje były chrześcijańskie, zatem działalność misyjną mógł Wojciech
rozwinąć jedynie poza Polską. Także Ruś nie wchodziła w grę, zresztą
była ona domeną Kościoła bizantyjskiego. Teoretycznie wyłaniały się
dwie możliwości: pogańscy Połabianie, zwłaszcza wojowniczy Wiele-
ci-Lucice, oraz Prusowie na wschód od dolnej Wisły. Łatwiej byłoby
Wojciechowi nauczać tych pierwszych, jako że nie byłoby problemów
językowych, podczas gdy Prusowie, jako lud nie słowiański, lecz
bałtyjski, mówili językiem zupełnie dla Wojciecha i jego towarzyszy
niezrozumiałym, i dlatego nieodzowny był tłumacz. Trwała jednak
właśnie wojna, a przeciwnikiem Wieletów były połączone siły Niemiec
i Polski. Podjęcie akcji misyjnej w tych warunkach byłoby z góry skazane
na niepowodzenie. W dodatku Połabie teoretycznie wchodziło w skład
metropolii niemieckich - magdeburskiej i (na północy) hamburskiej;
ewentualna akcja misyjna wymagałaby zatem zgody metropolity.
Tymczasem Prusowie nie podlegali, nawet teoretycznie, nikomu
i nie było żadnych organizacyjnych czy prawnych problemów z pod-
jęciem wśród nich misji. Pod koniec X w. zaczęli oni powoli wyłaniać
się z mroku pradziejów, ale wiadomo, że już wtedy, podobnie jak
jeszcze dwa stulecia później, byli oni dokuczliwymi sąsiadami państwa
polskiego. Na pograniczu nieraz dochodziło do wojen; z żywotów św.
Wojciecha dowiadujemy się, niejako mimochodem, że jedna taka
wojna musiała się toczyć krótko przed przybyciem misjonarzy i była
jedną z przyczyn niechętnego nastawienia Prusów do wysłanników
polańskiego księcia. Zaszczepienie chrześcijaństwa w tym kraju leżało
bez wątpienia w interesie Bolesława Chrobrego, prowadziłoby bowiem
do zmniejszenia wzajemnej wrogości i mogło ułatwić polską infiltrację.
Wyposażony przez księcia polańskiego w statek i 30 wojów,
przybył Wojciech z towarzyszami najpierw do Gdańska, gdzie - w cen-
tralnym ośrodku kresowej prowincji państwa polańskiego, dopiero
niedawno doń przyłączonej - rozpoczął nauczać i chrzcić. Nie zabawił
tam jednak długo. Przeprawiwszy się na drugi brzeg Wisły, nie
podlegający już władzy Chrobrego, odesłał załogę wojskową i jedynie
z dwoma towarzyszami rozpoczął swą misję w kraju Prusów.

40
6. Wojciech przybywa do Prusów. Fragment Drzwi Gnieźnieńskich

Tylko kilka dni dane było misjonarzom przeżyć w Prusach.


Okoliczności poprzedzające śmierć męczeńską Wojciecha, która dosię­
gła go 23 kwietnia 997 r., nie we wszystkim w dostatecznie jasny
sposób przedstawione przez biografów Świętego, wielokrotnie analizo-
wane w nauce, zwłaszcza niemieckiej i polskiej (także w związku
z niedawnym millennium męczeństwa), możemy tu pominąć. Tubylcy
przyjęli misjonarzy od razu nieprzychylnie, dopatrując się w nich
wysłanników polskiej, a więc wrogiej potęgi i bojąc się zarazem zemsty
rodzimych bogów. O tym wszakże, że nie była to bezmyślna, dzika
chęć zabójstwa, świadczą - wbrew opinii hagiografów - choćby dwie
okoliczności: po pierwsze, że najpierw misjonarzy deportowano z kra-
ju, a po wtóre, że ostatecznie śmierć poniósł jedynie sam Wojciech,
podczas gdy dwaj jego towarzysze nie tylko uszli z życiem, lecz mogli
powrócić do Polski. Możliwe, że Wojciech świadomie czy raczej
nieświadomie naruszył jakiś ważny religijny zakaz, być może wkracza-
jąc na miejsce będące tabu dla obcych.
Nieistotna z punktu widzenia tematu niniejszej książki jest także
kwestia dokładnego obszaru misji i miejsca śmierci św. Wojciecha.

41
• •

7. Bolesław Chrobry w scenie wykupu zwłok św. Wojciecha z rąk Prusów. Fragment
Drzwi Gnieźnieńskich

Istnieją na ten temat dwie hipotezy, obie oparte na wskazówkach


źródłowych późniejszych w stosunku do samego męczeństwa. Pierw-
sza z nich, do niedawna dominująca w nauce, scenę dramatu lokalizo-
wała w Sambii (obecnie obwód kaliningradzki Federacji Rosyjskiej),
a zatem dość daleko od Gdańska i ówczesnych granic władztwa
Chrobrego, natomiast druga, która zdaje się zyskiwać sobie coraz
większe poparcie, doszukuje się miejsca tych wydarzeń znacznie bliżej
granicy z Polską, w tzw. Pomezanii, to znaczy nad rzekami Osą,
Nogatem i Drwęcą, czyli na obszarze graniczącym zarówno z Pomo-
rzem, jak również z Ziemią Chełmińską.
Prusowie odcięli zabitemu Wojciechowi głowę, którą wbili na pal
i wystawili na widok publiczny, pilnie zresztą strzegąc zarówno głowy,
jak i tułowia. Ktoś, „pewien podróżny", zdjął głowę z pala i dostarczył
ją Bolesławowi Chrobremu do Gniezna. Książę był już zapewne
poinformowany przez towarzyszy i świadków zdarzenia o męczeńst­
wie. Nie wiadomo, czy z własnej inicjatywy czy odpowiadając na ofertę
Prusów, wykupił ciało męczennika (według późniejszej polskiej trady-

42
cji na wagę złota) i sprowadził je do stołecznego Gniezna (według
niepewnej tradycji najpierw złożono je w klasztorze w Trzemesznie).
Nie tylko osobisty szacunek Chrobrego do osoby męczennika
o tym zadecydował i nie był to tylko akt zwykłej pobożności
i pietyzmu wobec pamięci o nim. Książę polański wykazał genialną
wprost intuicję. W osobie Wojciecha młody jeszcze Kościół polski
i Polska, w od dawna już chrześcijańskiej Europie uważana, nie bez
słuszności, za kraj na poły barbarzyński, ledwie tknięty nową wiarą,
zyskiwały możnego niebiańskiego sojusznika, patrona, pierwszego
własnego męczennika za wiarę. Dla każdego miało być odtąd wiado-
me, że oto Polska, od niedawna dopiero chrześcijańska, również
wysyła misjonarzy, wystawiając sobie tym samym jak gdyby świadect­
wo chrześcijańskiej i cywilizacyjnej dojrzałości. To, że Wojciech nie był
Polakiem, lecz Czechem, nie było najważniejsze: wszak Czesi odrzucili
Świętego, a Polacy, polski władca, przyjęli go gościnnie i z czcią, i to
właśnie z Polski ruszył do pogan.
Trzy lata zaledwie upłynęły od tragicznej śmierci Wojcie-
cha-Adalberta, świętego, którego życie nie obfitowało właściwie w wy-
bitniejsze dokonania i kto wie, czy nie powinno zostać określone jako
niespełnione, gdy za jego sprawą Polska i jej władca zyskali dar
ogromnej wagi. Cena, jaką Bolesław Chrobry zapłacił za relikwie
Męczennika, spłaciła się stokrotnie.
Rozdział IV

GNIEZNO: MARZEC 1000 ROKU

1. Z Rzym u do Gniezna
Na przełomie 999 i 1000 r., w środku srogiej - jak to zwykle
wówczas bywało - zimy, z dalekiego Rzymu na północ podążał
okazały orszak. W otoczeniu wysokich dostojników duchownych
i świeckich, kardynałów Kościoła rzymskiego, dygnitarzy włoskich
i niemieckich, ze zwykłymi i zrozumiałymi ze względu na odległość
i porę roku, a także na rangę uczestników, taborami i bez wątpienia
- dostateczną eskortą zbrojną, podróżował sam młody cesarz rzymski
(godność tę sprawował od 996 r., a dopiero dwa lata wcześniej - jako
czternastolatek - uzyskał możliwość samodzielnych rządów), niespełna
dwudziestoletni Otton III.
Podróżni spieszyli się najwyraźniej, ale potrafili także dłużej
zabawić w jednym miejscu. Jeszcze 19 grudnia 999 r. cesarz był
w Rzymie. Święta Bożego Narodzenia spędził w Rawennie, wkrótce
potem - przez zaśnieżoną przełęcz Brenner - orszak przeprawił się
przez Alpy, osiągając ziemię niemiecką, konkretnie księstwo Bawarii.
Źródłowo jest tam (konkretnie: w Staffelsee) uchwytny dopiero 17
stycznia 1000 r. Z dalekiego Magdeburga wkrótce u boku monarchy
stawił się arcybiskup Gizyler, miał on, zauważmy, szczególne powody,
by zyskać uznanie w jego oczach. Co to były za powody, już niebawem
się dowiemy. Dłuższy postój wypadł cesarzowi w Ratyzbonie (Regens-
burgu), która była w owym czasie najważniejszym ośrodkiem politycz-
nym i kościelnym Bawarii.
Podróż Ottona III w ujęciu kronikarza Thietmara, jedynego
źródła, które przedstawił ją w pełniejszy sposób, była swego rodzaju

44
tryumfem: biskupi, opaci i wielcy panowie spieszyli mu naprzeciw
z wyrazami oddania, niejeden w nadziei na zyskanie takiej czy innej
korzyści W tej całej tryumfalnej atmosferze nie może nie dziwić, że nic
nie słychać, by wśród witających młodego władcę był ten, który
właściwie powinien być wśród nich na pierwszym miejscu - jego
krewny, książę bawarski (od 995 r.) Henryk IV, późniejszy następca
Ottona III (jako Henryk II). Opinie uczonych są tu rozbieżne, wydaje
się wszakże, że trudno byłoby przyjąć nieobecność pierwszego wów-
czas księcia Rzeszy u boku władcy w tak ważnej politycznie i ideowo
wyprawie, tym bardziej że w kwietniu 1000 r. Henryk był obecny wraz
z cesarzem w K wedlinburgu, a zwrot consanguineus dilectus (kochany
krewny), z jakim występuje w dokumencie cesarskim, zdaje się
świadczyć o niezakłóconych wzajemnych stosunkach.
Gdyby zresztą nie niezawodny Thietmar, niemal w ogóle nie
znalibyśmy orszaku Ottona III. Dowiadujemy się, że przynajmniej
w chwili przybycia do Ratyzbony cesarzowi towarzyszyli: patrycjusz
Ziazo (będzie o nim jeszcze mowa) i oblacjonariusz Robert „oraz
kardynałowie". Oblacjonariusz pełnił funkcje subdiakona przy boku
papieża nabożeństw oraz miał nadzór nad ofiarami składanymi
podczas
papieżowi. Był to z reguły kardynał stojący bardzo blisko papieża.
Robert z uwagi na imię był prawdopodobnie Niemcem - to wszystko co
o tej osobistości potrafił napisać w swoim komentarzu do kroniki
Thietmara Marian Zygmunt Jedlicki. Nigdy jeszcze żaden cesarz nie
wyjeżdżał ani nie wracał do Rzymu z większym przepychem - dodaje
kronikarz. Wiadomo, że arcybiskup Gizyler przyłączył się chyba już
w Staffelsee do orszaku cesarza. Ponieważ znajdował się u boku
cesarza w drugiej połowie marca 1000 r., gdy ten w drodze powrotnej
z Gniezna pojawił się w Magdeburgu, jest nader prawdopodobne, że
towarzyszył mu także w Polsce. Wszystko inne jest tylko przypusz-
czeniem.
Z jednego znanego nam dokumentu cesarskiego wystawionego
w trakcie pobytu w Gnieźnie (actum in Sclavania in civitate Gnesni ubi
corpus beati martyris Adalberti requiescit), którego treścią jest nadanie
na rzecz północnowłoskiego biskupa Hieronima z Vicenzy, wiernego
stronnika cesarza (na uwagę zasługuje, że później, w lipcu 1001 r.,
otrzymał on jeszcze szczególny dowód łaski Ottona III: całe hrabstwo
Vicenzy, i to na prośbę czy za wstawiennictwem znanego nam już
patrycjusza Ziazona) zdaje się wynikać, że również Hieronim należał

45
do gnieźnieńskiego orszaku. Z mniejszym prawdopodobieństwem
można założyć, że wchodzili w jego skład: dopiero co przez Ottona III
do godności arcybiskupa kolońskiego wyniesiony dotychczasowy
arcykanclerz Heribert oraz arcybiskup moguncki Willigis.
O tym, że zapewne więcej Rzymian było przy cesarzu w Gnieźnie,
mogą chyba świadczyć słowa gorzkiego wyrzutu skierowane przez
cesarza w 1001 r. do zbuntowanych rzymian: podnieśli bunt, mimo że
on ich powiódł tam, dokąd nawet nasi ojcowie [cesarz miał zapewne na
myśli starożytnych Rzymian], gdy cały okrąg ziemski podbili, nigdy nie
postawili stopy. Wprawdzie przekazana w jednym ze źródeł niemiec-
kich (Żywot biskupa hildesheimskiego Bernwarda) mowa cesarza
została zapewne odtworzona z pamięci, ale nie oznacza to, że trzeba
kwestionować ten akurat jej wątek, trudno także oprzeć się wrażeniu,
że najpewniej miał cesarz na myśli daleką Polskę i niedawną swą do
niej podróż.
Z Bawarii podróżnicy wędrowali przez Turyngię, koło Jeny przyłą­
czył się do nich arcykanclerz Rzeszy i metropolita moguncki, wspom-
niany Willigis, uprzednio poróżniony z cesarzem. Przez Żytyce (Zeitz),
przyjęty gościnnie przez tutejszego biskupa Hugona, dotarł cesarz do
Miśni, gdzie na niego czekali margrabia Ekkehard i miejscowy biskup
Idzi (Eid). To były w tym czasie już najdalej na wschód wysunięte
rubieże państwa niemieckiego, włączone doń dopiero przed kilku-
dziesięciu laty, zamieszkane nadal przeważnie przez ludność słowiań­
ską, mozolnie chrystianizowane, w dodatku będące obszarem krzyżo­
wania się wpływów niemieckich, czeskich i polskich.
Ale nawet nie marchie południowopołabskie były celem podróży
dostojnego grona. Poprzez kraj słowiańskich Dziadoszan cesarz nie-
bawem dotarł do płynącej już poza granicami jego panowania rzeki
Bóbr, gdzie - pod grodem Iława - oczekiwał na niego okazały orszak
księcia polańskiego Bolesława Chrobrego z nim samym na czele.
W towarzystwie polskiego władcy i jego eskorty zbrojnej, nieuchwytną
dla nas źródłowo drogą, „sługa Jezusa Chrystusa i z woli Boga, oraz
naszego Zbawiciela i Odkupiciela, imperator wspaniały Rzymian"
(servus J esu Christi et Romanorum imperator augustus secundum
voluntatem Dei salvatorisque nostrique liberatoris), jak właśnie w trakcie
omawianej tu podróży zaczął się tytułować, młody cesarz przemierzał
kraj daleki, obcy nie tylko dla niego, ale też chyba dla niemal
wszystkich italskich i niemieckich współuczestników wyprawy.

46
Nigdy jeszcze głowa państwa niemieckiego, ukoronowana czy
nieukoronowana w Rzymie na cesarza, nie przebywała w kraju Polan.
Prawda, że państwo Mieszka I i Bolesława Chrobrego nie tak znowu
dawno ukształtowało się i przynajmniej przez chrzest oraz związki ze
światem chrześcijańskim zaistniało w świadomości tego ostatniego, ale
- tak na marginesie - zauważmy, że wizyta Ottona III w 1000 r. była
jedyną, o ile wiemy, wizytą głowy państwa niemieckiego w Polsce aż
do naszych dosłownie czasów 1.
Jeżeli zaś przyjrzelibyśmy się nieco bliżej ówczesnym obyczajom
politycznym, dojrzelibyśmy bez trudu, że sam fakt osobistego udania
się cesarza poza granice własnego państwa czy państw, był ogromną
rzadkością. Cesarz, idealna głowa, zwierzchnik całego świata chrześ­
cijańskiego, nie udawał się w zasadzie do obcych władców; to władcy
ci winni do niego przybywać, jeżeli nie z wiernopoddańczym hołdem,
to przynajmniej w uznaniu jego wyjątkowej rangi i godności. To
właśnie do władców niemieckich i cesarzy, dziada i ojca Ottona III,
a także do niego samego, przybywali Mieszko I i Bolesław Chrobry.
Pamiętamy, że władców polańskich łączyły bardzo bliskie więzi już
z regencją sprawującą rządy za młodocianego Ottona III i z nim
samym (Mieszko I, jak wiadomo, wystarał się dla maleńkiego Ottona
o egzotycznego wielbłąda, czego nie omieszkały odnotować źródła
niemieckie), ale to jeszcze nie tłumaczy decyzji dorosłego Ottona. Nie,
wyprawa 1000 r. nie była żadną rewizytą.
Znamy nienajgorzej rytuał ówczesnych spotkań pomiędzy wład­
cami. Nawet gdy nie mogło być mowy o faktycznej przewadze którejś
ze stron, gdy więc zachodziła konieczność osobistego spotkania
władców (by na przykład omówić warunki pokoju), bacznie dbano, ze
względów prestiżowych, by do spotkania nie doszło na terenie
partnera (w jakiejś mierze mogła tu również wchodzić w grę obawa
1 Mam na myśli wizyty we właściwym znaczeniu tego słowa, to znaczy na

zaproszenie strony przeciwnej. Kolejną po Ottonie III wizytę „państwową" w Polsce


złożył dopiero w 1990 r. prezydent RFN Richard von Weizsiicker. Zresztą, gdybyśmy
nawet chcieli naszą listę poszerzyć o wizyty innego rodzaju, „nieproszone'', lista nie
byłaby nadal zbyt obszerna. W 1157 r. bawił na ziemiach polskich w trakcie wyprawy
zbrojnej przeciwko naszym książętom cesarz Fryderyk I Barbarossa z domu Staufów.
Pobyty cesarza niemieckiego Wilhelma II pod koniec XIX i na początku XX w.
w Poznaniu trudno uznać nawet za wizyty w tym drugim, szerszym znaczeniu, ponieważ
państwa polskiego w tym czasie nie było. Trudno wreszcie za wizyty uznać pobyty
Adolfa Hitlera w latach II wojny światowej na okupowanych ziemiach polskich.

47
przed podstępem), lecz w miejscu „neutralnym'', na przykład na
środku rzeki rozgraniczającej oba państwa. Gdy w listopadzie 921 r.
mieli się nad granicznym Renem (gdzieś w okolicy Bonn) spotkać dwaj
poróżnieni władcy: Karol III Prostak zachodniofrankijski i Hen-
ryk I wschodniofrankijski, tak trudno widać było wówczas o wy-
krzesanie nieco zaufania, że obaj wpatrywali się w siebie nawzajem
przez rzekę, po czym rozeszli się bez spotkania...
Po cóż tedy Otton III śpieszył osobiście do Polski? A śpieszył się,
jak wspominałem, niewątpliwie, skoro zdecydował się na trud podróży
niejako w środku zimy i już 24 marca 1000 r. był z powrotem
w Magdeburgu. Biorąc pod uwagę, że podróż przerywana była
kilkakrotnie dłuższymi postojami, jak ten w Ratyzbonie, wyliczono, że
orszak cesarski (przypomnijmy: wraz z taborami) musiał pokonywać
dziennie około 40 km. Nietrudno zrozumieć, że w warunkach zimo-
wych, na obszarach słabo zasiedlonych, gdzie nie można było oprzeć
się w wystarczającym stopniu na zasobnych spichrzach zarządców
królewskich, biskupów i opatów, trzeba było znacznego wysiłku
organizacyjnego i zwykłego, ludzkiego, by sprostać tym warunkom.
Zdrowie młodego cesarza nigdy zaś nie było żelazne. Inna rzecz, że
podobna wyprawa wiosną, gdy bagna i rzeki tajały, lub późną jesienią
byłaby bez wątpienia jeszcze trudniejsza i musiałaby trwać dłużej.

2. U grobu św. Wojciecha


Oddajmy głos źródłom. Najważniejszym, nieco tylko późniejszym
od samych tych wydarzeń, jest kronika Thietmara z Merseburga. Od
dziesięciu lat był on już kanonikiem w Magdeburgu, w znakomitym
punkcie obserwacyjnym i rzeczywiście późniejszy (1009-1018) biskup
Merseburga okazał się nie tylko człowiekiem wielkiej inteligencji, lecz
także znakomicie na ogół poinformowanym obserwatorem ówczes-
nych wydarzeń.
Oto co przekazał potomności ten obserwator w związku z omawia-
ną tu wyprawą cesarza (cytujemy tu jedynie fragment dotyczący
pobytu w kraju Bolesława Chrobrego): Kiedy poprzez kraj Milczan
dotarł do siedzib Dziadoszan, wyjechał z radością na jego spotkanie
Bolesław, który nazywał się „większą sławą" nie dla swoich zasług [nie
omieszkał złośliwie zaznaczyć niemiecki kronikarz, który Bolesława

48
-
8. Bolesław

Chrobry i Otton III u grobu św. Wojciecha. Obraz Edwarda Brzozowskiego
w Złotej Kaplicy katedry poznańskiej

Chrobrego, jak już nienawidził], lecz dlatego, że takie


wiemy, wprost
było z dawna przyjęte
znaczenie tego słowa. W miejscowości zwanej
Iława [Ilua] przygotował on przedtem kwaterę dla cesarza. Trudno
uwierzyć i opowiedzieć, z jaką wspaniałością przyjmował wówczas
Bolesław cesarza i jak prowadził go przez swój kraj aż do Gniezna. Gdy
Otton ujrzał z daleka upragniony gród, zbliżył się doń boso ze słowami
modlitwy na ustach. Tamtejszy biskup Unger przyjął go z wielkim
szacunkiem i wprowadził do kościoła, gdzie cesarz, zalany łzami, prosił
świętego męczennika o wstawiennictwo, by mógł dostąpić laski Chry-
stusowej. Następnie utworzył zaraz arcybiskupstwo, zgodnie z prawem,
jak przypuszczam, lecz bez zgody wymienionego tylko co biskupa,
którego diecezja obejmowała cały ten kraj [cuius diocesi omnis haec
regio subiecta est]. Arcybiskupstwo to powierzył bratu wspomnianego
męczennika Radzimowi i podporządkował mu, z wyjątkiem biskupa
poznańskiego Ungera, następujących biskupów: kołobrzeskiego Reinber-
na, krakowskiego Poppona i wrocławskiego Jana. Również ufundował
tam ołtarz i złożył na nim uroczyście święte relikwie.

4 Bolesław Chrobry 49
Po załatwieniu
tych wszystkich spraw cesarz otrzymał od księcia
Bolesława wspaniałe dary i wśród nich, co największą sprawiło mu
przyjemność, trzystu opancerzonych żołnierzy. Kiedy odjeżdżał, Bole-
sław odprowadził go z doborowym pocztem aż do Magdeburga, gdzie
obchodzili uroczyście niedzielę palmową [24 marca] (IV,45-46).
Relacja Thietmara nie jest jedyną informacją źródeł niemieckich
o „zjeździe gnieźnieńskim1000 r.", ale jest z nich najważniejsza. Do
pozostałych, przynajmniej ważniejszych z nich, jeszcze wrócimy. Zanim
jednak dokładniej przyjrzymy się temu, co zapisał kronikarz mersebur-
ski, przytoczymy jeszcze obszerną informację, jaką o tym wydarzeniu
zanotował sto lat wprawdzie od Thietmara późniejszy autor, najstarszy
kronikarz polski zwany tradycyjnie Anonimem Gallem:
Również i to uważamy za godne przekazania pamięci, że za jego
[Bolesława Chrobrego] czasów cesarz Otton Rudy [przydomek Rudy
nosił w rzeczywistości nie Otton III, lecz jego ojciec Otton II,
973-983] przybył do [grobu] świętego Wojciecha dla modlitwy i pojedna-
nia, a zarazem w celu poznania sławnego Bolesława, jak o tym można
dokładniej wyczytać w księdze o męczeństwie [tego] świętego. Bolesław
przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadło przyjąć króla, cesarza
rzymskiego i dostojnego gościa. Albowiem na przybycie cesarza przygoto-
wał przedziwne [wprost] cuda; najpierw hufce przeróżne rycerstwa,
następnie dostojników rozstawił, jak chóry, na obszernej równinie,
a poszczególne, z osobna stojące hufce wyróżniała odmienna barwa strojów.
A nie była to tania pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz najkosztowniejsze
rzeczy.jakie można znaleźć gdzie bądź na świecie. Bo za czasów Bolesława
każdy rycerz i każda niewiasta dworska zamiast sukien lnianych lub
wełnianych używali płaszczy z kosztownych tkanin, a skór, nawet bardzo
cennych, choćby były nowe, nie noszono na jego dworze bez [podszycia]
kosztowną tkaniną i bez złotych frędzli. Złoto bowiem za jego czasów było
tak pospolite u wszystkich jak [dziś] srebro, srebro zaś było tanie jak słoma.
Zważywszy jego chwałę, potęgę i bogactwa, cesarz rzymski zawołał
w podziwie: „Na koronę mego cesarstwa! to, co widzę, większe jest, niż
wieść głosiła!" I za radą swych magnatów dodał wobec wszystkich: „Nie
godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego SP.ośród dostoj-
ników, księciem nazywać lub komesem, lecz [wypada] chlubnie wynieść
go na tron królewski i uwieńczyć koroną". A zdjąwszy z głowy swój
diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza
i przyjaźni, i za chorągiew tryumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża

50
Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego, w zamian za co Bolesław
ofiarował mu ramię św. Wojciecha. I tak wielką owego dnia złączyli się
miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa
i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego. Ponadto
zaś przekazał na rzecz jego oraz jego następców wszelką władzę, jaka
w zakresie [udzielania] godności kościelnych przysługiwała w królestwie
polskim, czy też w innych podbitych już przez niego krajach barbarzyń­
ców, oraz w tych, które podbije [w przyszłości]. Postanowienia tego
układu zatwierdził [następnie] papież Sylwester [II, 999-1003] przywi-
lejem Świętego Kościoła Rzymskiego.
Bolesław więc, tak chlubnie wyniesiony na królewski tron przez
cesarza, okazał wrodzoną sobie hojność, urządzając podczas trzech dni
swej konsekracji prawdziwie królewskie i cesarskie biesiady i codziennie
zmieniając wszystkie naczynia i sprzęty, a zastawiając coraz to inne
i jeszcze bardziej kosztowne. Po zakończeniu bowiem biesiady nakazał
cześnikom i stolnikom zebrać ze wszystkich stołów z trzech dni złote
i srebrne naczynia, bo żadnych drewnianych tam nie było, mianowicie
kubki, puchary, misy, czary i rogi, i ofiarował je cesarzowi dla uczczenia
go, nie zaś jako dań [należną] od księcia. Komornikom zaś rozkazał
zebrać rozciągnięte zasłony i obrusy, dywany, kobierce, serwety, ręczniki,
i cokolwiek użyte było do nakrycia, i również znieść to wszystko do izby
zajmowanej przez cesarza. A nadto jeszcze złożył [mu] wiele innych
darów, mianowicie naczyń złotych i srebrnych rozmaitego wyrobu
i różnobarwnych płaszczy, ozdób niewidzianego [dotąd] rodzaju i dro-
gich kamieni; a tego wszystkiego tyle ofiarował, że cesarz tyle darów
uważał za cud. Poszczególnych zaś jego książąt tak okazale obdarował,
że z przyjaznych zrobił ich sobie największymi przyjaciółmi. Lecz któż
zdoła wyliczyć, ile i jakich darów dał przedniejszym, skoro nawet nikt
z licznej służby nie odszedł bez podarunku! Cesarz tedy wesoło z wielkimi
darami powrócił do siebie, Bolesław zaś, podniesiony do godności
królewskiej, wznowił dawny gniew ku wrogom (1,6).

3. Godność królewska dla Chrobrego?


Choć nie może ulegać wątpliwości, że obaj kronikarze piszą
o jednym i tym samym wydarzeniu, uderzają różnice. Zacznijmy
jednak od zbieżności. Dotyczą one, rzecz jasna, zasadniczych

4• 51
okoliczności spotkania: imion obu przywódców (choć Gall Anonim
omyłkowo określił Ottona III przydomkiem należnym jego ojcu)
i miejsca akcji (Gniezno). Wspólnym elementem jest też podkreślenie
wspaniałości przyjęcia dostojnego gościa i jego orszaku przez księcia
polańskiego; nie przemilczał jej Thietmar, choć, jak wiemy, Bole-
sławowi nieprzychylny i choć późniejszy Gall Anonim ten właśnie
wątek ogromnie rozbudował, nadając mu wyraźne legendarne zabar-
wienie. Piewca życia i czynów praprawnuka Chrobrego (czyli Bole-
sława Krzywoustego) całe jednak panowanie Chrobrego postrzegał
jako „złoty wiek" Polski, swego rodzaju utopię odmalowywaną
w jaskrawie pozytywnych barwach.
Nie podobieństwa wszakże pomiędzy obu zupełnie od siebie
niezależnymi „sprawozdaniami" ze zjazdu gnieźnieńskiego przeważają.
Relacja Thietmara, choć bardziej zwięzła, zawiera więcej konkretów:
główne etapy trasy Ottona III aż do granicznej Iławy, częściowe
przynajmniej wymienienie dostojników towarzyszących władcy, poko-
ra cesarza wchodzącego bosymi stopami do Gniezna, powitanie go
przez miejscowego biskupa Ungera, ufundowanie przez cesarza ołtarza
i złożenie na nim przewiezionych z sobą relikwii. Przede wszystkim zaś
tylko Thietmar podaje informację o założeniu wówczas przez cesarza
w Gnieźnie arcybiskupstwa, powierzeniu godności jego pierwszego
pasterza bratu św. Wojciecha - Radzimowi, podporządkowaniu mu
trzech z imienia i godności wymienionych biskupów, oraz niepod-
porządkowaniu poznańskiego biskupa Ungera. Uznał również Thiet-
mar za stosowne dodać w związku z erekcją nowego arcybiskupstwa
(a raczej: nowej metropolii, czyli prowincji kościelnej) dość charak-
terystycznej, choć enigmatycznej uwagi, iż nastąpiło ono ut spero
legitime (zgodnie z prawem, mam nadzieję) 2 , zaznaczając od razu
przyczynę swej rozterki: otóż dokonało się to wszystko bez zgody
wymienionego tylko co biskupa (Ungera). Do ważnej tej kwestii
przyjdzie nam jeszcze wrócić.
O tym wszystkim zupełnie nie ma mowy w kronice Galla Anonima
i (dodajmy) w konsekwencji w całej późniejszej polskiej tradycji
historiograficznej. Gall Anonim wprawdzie w innym miejscu (I,11)
wspomniał o budowaniu przez Bolesława Chrobrego kościołów i za-
kładaniu biskupstw, ba! twierdził też, iż za jego czasów Polska miała
2 W przekładzie M.Z. Jedlickiego (s. 206): zgodnie z prawem, jak przypuszczam.

Wydaje mi się, że mam nadzieję lepiej oddaje tekst łaciński.

52
9. „Korona Rzeszy" - jedno z wczesnych dzieł złotnic­
twa doby ottońskiej

[aż] dwóch metropolitów wraz z podległymi im sufraganami, przy-


czyniając tą informacją (której również będziemy musieli się przyjrzeć
w odpowiednim miejscu tej książki) wiele zamieszania w nauce, ale ani
nie podał nazw owych metropolii i biskupstw, ani imion biskupów, ani
nie łączył owych fundacji i nominacji z szeroko i barwnie opisanym
spotkaniem cesarza z księciem w Gnieźnie.
Natomiast kronika Galla zawiera informacje innego rodzaju,
zupełnie (lub, jak zobaczymy, niemal zupełnie) nieznane lub pominięte
przez biskupa-kronikarza niemieckiego. Dotyczą one wyniesienia
przez zachwyconego cesarza swego gospodarza do wysokich godności.
Po pełnych egzaltacji słowach zachwytu włożonych mu przez kronika-
rza w usta, wyraził cesarz chęć uwieńczenia Bolesława koroną i wynie-
sienia na tron królewski. Następnie Otton zdjął z głowy swój diadem
cesarski i włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza
i przyjaźni, po czym darował mu jeszcze gwóźdź z krzyża Pańskiego
wraz z włócznią św. Maurycego (otrzymując w zamian od Bolesława
relikwię - ramię św. Wojciecha). Wreszcie mianował cesarz Bolesława
„bratem i współpracownikiem cesarstwa" <frater et cooperator imperii),

53
10. Kopia włóczni św. Maurycego, przekazana przez Ottona III
~ w Gnieźnie Bolesławowi Chrobremu. Żelazo, długość 50 cm

nazwał go też „przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego"


(populi Romani amicus et socius). I jeszcze jedno: Otton III przekazał
Bolesławowi i jego następcom uprawnienia w zakresie udzielania
godności kościelnych (chodzi bez wątpienia przede wszystkim o god-
ności biskupie) tak w samym królestwie polskim, jak również w pod-
bitych krajach barbarzyńców, ba! nawet w tych, które uda mu (im) się
dopiero podbić w przyszłości.
Dla Galla, tak jak dla całej na nim się opierającej późniejszej
polskiej tradycji historiograficznej, nie ulegało wątpliwości, że
Otton III wyniósł w Gnieźnie w marcu 1000 r. księcia polańskiego do
godności królewskiej. O tym, jak wiemy już, milczy Thietmar z Merse-
burga, milczą także inne zbliżone w czasie i późniejsze źródła
niemieckie, choć do spotkania w Gnieźnie niejednokrotnie nawiązywa-

54
ły. Źródła niemieckie natomiast informują, że do koronacji kró-
lewskiej Bolesława Chrobrego doszło istotnie, ale ćwierć wieku póź­
niej, w 1025 r., krótko przed śmiercią polskiego monarchy, i na
ogół bardzo krytycznie, a nawet urągliwie odnosiły się do tego
wydarzenia, piętnując je jako uzurpację praw cesarskich. O korona-
cji z 1025 r. (której naturalnie poświęcimy należną uwagę w jednym
z ostatnich rozdziałów tej książki) milczy natomiast najzupełniej nie
tylko Gall Anonim, ale także cała późniejsza tradycja polskiego
średniowiecza.
Co zatem stało się tak naprawdę w Gnieźnie? Odkładając na
chwilę sprawy kościelno-organizacyjne, pominięte nie wiadomo dla-
czego przez tradycję polską, zajmijmy się najpierw decyzjami, a może
tylko planami politycznymi cesarza Ottona. Te z kolei niemalże
pozostały niezauważone przez stronę niemiecką. Nauka historyczna,
mimo zainwestowania wielkiego wysiłku badawczego i zaangażowania
najtęższych umysłów, nie doszła dotąd do wypracowania jasnej,
wszystkich przekonywającej i w pełni tłumaczącej zawiłości podstawy
źródłowej opinii. Za pilnym, choć nie zawsze wystarczająco krytycz-
nym, badaczem problemu Piotrem Bogdanowiczem 3, przytoczę, w celu
ilustracji złożoności problemu i szerokiego rozrzutu opinii uczonych
(pomijając jedynie nazwiska uczonych reprezentujących poszczególne
teorie), różne stanowiska, jakie w kwestii interpretacji politycznej
strony zjazdu gnieźnieńskiego wystąpiły w nauce (przy czym niektóre
stanowiska występują jeszcze w różnych wariantach):
1) inwestytura lenna Chrobrego na wasala cesarskiego i królew-
skiego, na księcia Rzeszy, na wasala osobistego Ottona III, potwier-
dzenie istniejącego już stosunku lennego;
2) mianowanie Bolesława Chrobrego obywatelem rzymskim;
3) mianowanie go patrycjuszem rzymskim;
4) mianowanie patrycjuszem wraz z udzieleniem korony;
5) mianowanie patrycjuszem wraz z namiestnictwem na Polskę;
6) mianowanie patrycjuszem wraz z namiestnictwem-zastępstwem
na całe cesarstwo;
7) zgoda na koronację królewską i upoważnienie Bolesława do
starań o nią;
8) rzeczywista, świecka koronacja królewska przez cesarza;
3 P. Bogdanowicz, Zjazd gnieźnieński w roku 1000, „Nasza Przeszłość'', t. 16 (1962),
s. 63-64.

55
9) świecka koronacja, która winna być uzupełniona aktem kościel­
nym (sakrą);
10) przyjęcie przez cesarza do wiadomości już przybranego tytułu
królewskiego i upoważnienie do starań o papieskie zatwierdzenie tej
godności;
11) ustanowienie Bolesława Chrobrego współregentem i następcą
na stanowisku cesarskim.
Byłoby niewłaściwe, gdybym w niniejszej książce zamęczał czytel-
ników szczegółową dyskusją z tymi wszystkimi teoriami, tym bardziej
że część z nich należy, jak się wydaje, nieodwołalnie do przeszłości.
Nikt już chyba (trzeba zaznaczyć „chyba", gdyż w kwestiach tak
zawiłych, jak ta, z którą właśnie mamy do czynienia, nigdy nie można
być zupełnie pewnym, czy jakaś, wydawałoby się, definitywnie i dawno
już zarzucona teza nie odżyje nagle w jakimś nowym wcieleniu, jak to
już nieraz bywało w przeszłości) nie będzie bronił tezy o inwestyturze
lennej Chrobrego w Gnieźnie (nr 1), gdyż nie stosunek lenny, lecz
luźniejszy (choć może w opinii świata feudalnego mniej honorowy)
stosunek trybutarny, nawiązany jeszcze przez ojca Chrobrego, Miesz-
ka I (także w bliżej nieuchwytnych okolicznościach 4) z dziadem
Ottona III, Ottonem I, u zarania historycznych dziejów państwa
polańskiego, określał przed 1000 r. prawno-publiczny stosunek Polski
do cesarstwa.
Podobnie nie widać szans na podtrzymanie tezy nr 3 (Chrobry
- obywatelem rzymskim), a z drugiego końca powyższej listy biorąc
- tezy nr 11, choć swoją wzniosłością i idealizmem pociągała ona
w swoim czasie niejednego wybitnego nawet historyka. „W odwrocie'',
zwłaszcza po gruntownym studium Gerarda Labudy opublikowanym
zaraz po II wojnie światowej, znajduje się też teza „patrycjuszowska".
Otton III wskrzesił wprawdzie rzeczywiście starodawną godność
patrycjusza, nie do końca jednak wiadomo, co za tym tytułem się
kryło. Ciotka Ottona III, Matylda, ksieni w Kwedlinburgu, która
zmarła w 999 r., została w epitafium (którego ułożenie przypisuje się
samemu Ottonowi III) obdarzona epitetem matricia, a zatem żeńskim
odpowiednikiem terminu patricius. Matylda była aktywna politycznie,
towarzyszyła bratu Ottonowi II w wyprawach do Italii, a w czasie
długiej nieobecności w kraju Ottona III sprawowała w jego imieniu

4 Zob. J. Strzelczyk, Mieszko Pierwszy, Poznań 1992, s. 87 n.

56
namiestnictwo w Saksonii i ponoć przewodniczyła na zwoływanych
zgromadzeniach ludowych. Stąd blisko do wniosku, że rzekoma
godność patrycjuszowska Chrobrego związana była ze sprawowaniem
przezeń z ramienia cesarza jakiegoś namiestnictwa (zob. punkty
5 i 6 powyższego wykazu), gdyby nie to, że drugi znany nam patrycjusz
Ottonowy, „patrycjusz rzymski" (patricius Romanorum), Ziazo, Sas
z pochodzenia (zmarł około 1009 r.), postać zresztą dość tajemnicza,
który towarzyszył cesarzowi do Gniezna, widać niekoniecznie musiał
pełnić funkcję namiestnika pod nieobecność władcy w Rzymie, skoro
akurat on podróżował z nim do dalekiego Gniezna. Zresztą, jak już
nadmieniłem, patrycjuszowska godność Chrobrego jest zwykłą, nie
potwierdzoną źródłowo hipotezą.
Oczywiście, w centrum zainteresowania tak polskiej, jak również
niemieckiej literatury naukowej od dawna znajduje się ewentualność
koronacji królewskiej Chrobrego w 1000 r. przez Ottona III. O tym
była przekonana, jak wiemy, zależna od Galla Anonima polska
tradycja średniowieczna. Milczy o tym z kolei tradycja niemiecka i ta
zależna od Thietmara, i odeń niezależna. Za którą tradycją w tym
względzie należy zatem się opowiedzieć?
Co przemawiałoby ewentualnie za wiarygodnością wersji Gal-
lowej? Skąd przybysz z Francji mógł się dowiedzieć o przebiegu
spotkania władców w Gnieźnie? Zaznaczmy od razu, że Gall Anonim
niezmiernie rzadko powołuje się na jakieś konkretne źródło swoich
wiadomości, a biorąc pod uwagę stan oświecenia i znajomość pisma
w Polsce pierwszych Piastów, wreszcie straty dóbr kulturalnych
w latach trzydziestych i czterdziestych XI w. (rozprzężenie wewnętrzne
w Polsce, powstanie ludowe, niszczący najazd czeski, secesja Mazow-
sza), uzasadnione jest przypuszczenie, że głównym źródłem wiadomo-
ści kronikarza była żywa ustna tradycja. Tym razem wszakże, przy-
stępując do opowiedzenia o podróży (pielgrzymce) Ottona III do
Gniezna, kronikarz uznał za stosowne „uwierzytelnić" swą wersję:
cesarz przybył do grobu św. Wojciecha dla modlitwy i pojednania,
a zarazem w celu poznania sławnego Bolesława, jak o tym można
dokładniej wyczytać
w księdze o męczeństwie [tego] świętego.
Niestety, nie potrafimy zidentyfikować owej księgi; nie jest
nią na pewno żaden z istniejących do dziś żywotów czy pasji
(opisów męczeństwa) św. Wojciecha. Najczęściej myśli się o Brunonie
z Kwerfurtu, tym poniekąd następcy Wojciecha w pracy misyjnej

57
i w męczeństwie (zginął na pograniczu polsko-jaćwieskim w 1009 r.),
ale w zachowanych jego pismach (Żywot II św. Wojciecha, Żywot
Pięciu Braci Męczenników z 1003 r., List do króla Henryka II) nie ma
nic takiego, co by uprawniało do identyfikacji z dziełem wzmian-
kowanym przez Galla Anonima (o Brunonie, jego działalności
misyjnej, jego stanowisku wobec wojen polsko-saskich za Henryka II
i jego twórczości pisarskiej, będzie jeszcze mowa w dalszych częściach
niniejszej książki). Oczywiście to, że dzieła takiego nie znamy, nie
oznacza, byśmy musieli wątpić w informację Galla; co najwyżej
moglibyśmy założyć, że swoje - dalekie od doskonałości i ścisłości
- rozumienie tego, co dokonało się w Gnieźnie, przejął on z tego
tajemniczego źródła.
Także pod koniec tej części relacji, która zawiera informację
o (rzekomym?) wyniesieniu Bolesława do godności królewskiej i nada-
niu mu w związku z tym rozległych uprawnień w sferze kościelnej,
znajdujemy u Galla ponowną próbę uwierzytelnienia prawdziwości
jego danych poprzez odwołanie się do konkretnego źródła. I to nie
byle jakiego! Postanowienia tego układu zatwierdzi/ [następnie] papież
Sylwester [Il] przywilejem Świętego Rzymskiego Kościoła. Także
wspomniany tu dokument konfirmacyjny Sylwestra II nie zachował się
i nic o nim nie wiadomo, pomijając cytowaną tu wzmiankę Galla
Anonima.
Czy istotnie francuskiego pochodzenia kronikarz widział własnymi
oczyma wspomniane dokumenty (pasję św. Wojciecha i dokument
Sylwestra Il)? Jest to możliwe, ale - wobec, jak będziemy starali się
wykazać, uzasadnionych wątpliwości co do wiarygodności wersji
Gallowej - bodaj bardziej prawdopodobne jest to, że Gall słyszał
jedynie o nich od swoich polskich informatorów (biskupi, kręgi
dworskie?). W takim przypadku trudno byłoby tym swoistym „przypi-
som'', mającym dokumentować wiarygodność danych Anonima, przy-
pisywać znaczenie rozstrzygające w dyskusji o przebiegu i sensie
zjazdu gnieźnieńskiego.
Przeciwko wersji Gallowej, a zatem przeciwko teorii o dokonanej
jakoby w Gnieźnie królewskiej koronacji władcy polskiego, przema-
wiają bowiem ważkie względy. Wymieńmy ważniejsze: milczenie
Thietmara i źródeł niemieckich, skądinąd dobrze na ogół poinfor-
mowanych; dobre, ale - co równie charakterystyczne - tylko w źród­
łach niemieckich, potwierdzenie koronacji królewskiej Chrobrego, ale

58
w 1025 r. Co prawda w innym miejscu swej kroniki (V,10) Thietmar
zawarł uwagę, która może być (choć nie musi) rozumiana jako
(wypowied,ziane półgębkiem, niechętne) potwierdzenie wyniesienia
osoby Bolesława Chrobrego do godności królewskiej. Opisując,
jak to po śmierci Ottona III w 1002 r. Bolesław Chrobry opanował
spore tereny południowego Połabia i nawet - o zgrozo! - znajdował
zwolenników wśród samych Niemców (nasi [ ...] uwierzyli pięknie
brzmiącym słowom [Bolesława] i na hańbę swoją udawszy się do
niego, jak gdyby do pana, zamienili wrodzoną cześć na uniżoność
i ciężką niewolę), przypomniał rzekomą uniżoność ojca Chrobrego
wobec niemieckich potentatów: Jak przykro jest porównywać współ­
czesnych z naszymi przodkami! Za życia znakomitego Hodona [mar-
grabiego Marchii Wschodniej, pokonanego zresztą przez Mieszka
w 972 r.] ojciec Bolesława Mieszko nie odważył się nigdy wejść
w kożuchu do domu, w którym wiedział, że znajduje się Rodo,
ani siedzieć, gdy on się podniósł z miejsca. Niechaj Bóg wybaczy
cesarzowi [Ottonowi III] - wyrwała się Thietmarowi gorzka skarga
- że czyniąc trybutariusza panem, wyniósł go tak wysoko, że ten,
zapominając o tym, jak postępował jego rodzic, ośmielał się wciągać
pomału w poddaństwo wyżej od niego stojących i nęcąc ich czczą
przynętą znikomych pieniędzy doprowadzać ich do niewoli i utraty
wolności. Odkładając do następnego rozdziału wyjaśnienie histo-
rycznego tła tej skargi biskupa merseburskiego, zwracamy tutaj
uwagę na zwrot: tributarium faciens dominum (czyniąc trybutariusza
panem).
Choć Thietmar tego nie napisał wprost, zdaje się nie ulegać
wątpliwości, że uczynił tutaj aluzję do politycznych postanowień
zjazdu gnieźnieńskiego, które wolał przemilczeć przy opisie samego
zjazdu. Potwierdził zatem sam fakt wyniesienia osoby Chrobrego,
sprecyzował, że sprowadzało się to do zwolnienia go z trybutu, dotąd
ciążącego na nim na rzecz władcy niemieckiego, nie jest to jednak
- rzecz jasna - równoznaczne z przyjęciem konieczności koronacji
królewskiej. Ponieważ w dodatku skądinąd wiadomo, że Chrobry
starał się faktycznie w Rzymie o koronę królewską po 1000 r. i jej nie
uzyskał (zob. niżej), nie widzimy możliwości trwania przy koncepcji,
jakoby Chrobry w 1000 r. został przez Ottona III koronowany na
króla. Po cóż byłaby w takim przypadku potrzebna mu powtórna
koronacja w 1025 r.?

59
Dalecy jesteśmy jeszcze od wyczerpania zagadnienia, ale - przypo-
minam - od razu zastrzegłem się, że nie mam zamiaru go wyczerpywać
na tym miejscu. Koronnym argumentem przeciwko tezie o faktycznej
koronacji w 1000 r. było często przekonanie, że w tym czasie szafarzem
korony królewskiej w świecie chrześcijańskim był nie cesarz, lecz
papież. Waga tego argumentu może być jednak pomniejszona przy-
kładami przeciwnymi: zarówno przed tym rokiem, jak również po nim,
od czasów karolińskich (IX w.) po panowanie Staufów (XII w.), znamy
przykłady dysponowania przez cesarzy koronami królewskimi (np.
w stosunku do książąt czeskich czy obodrzyckiego). Prawdą jest
jednak, że w ten sposób uhonorowani nowi królowie na ogół starali się
następnie o potwierdzenie tej godności (nawet przez powtórny akt
koronacji) przez Stolicę Apostolską. Wobec ścisłej współpracy Otto-
na III z Sylwestrem II, wobec tego, że obu przyświecały te same ideały
polityczne (o nich już wkrótce będzie mowa), wolno chyba założyć, że
także w sprawie ewentualnej koronacji Chrobrego nie było między
nimi różnic w poglądach. A jednak Chrobry korony królewskiej od
papieża nie otrzymał!
Nie pozostaje, moim zdaniem, nic innego, jak tylko opowiedzieć się
po stronie tego niemałego zastępu uczonych, który jest zdania, że
w 1000 r. nie dokonała się królewska koronacja polskiego władcy, lecz
wyniesienie go poprzez zwolnienie z obowiązku trybutarnego, uhono-
rowanie zaszczytnymi, lecz raczej czysto honorowymi tytułami (brat
[cesarza] i współpracownik cesarstwa, przyjaciel i sprzymierzeniec ludu
rzymskiego). Godność „brata" cesarskiego (wyróżnieniem niższej rangi
był tytuł cesarskiego „syna") była dobrze znana w cesarstwie wschod-
nim (bizantyjskim) i była nadawana władcom innych krajów sprzymie-
rzonych z cesarstwem. Była ona symbolicznym, prestiżowym, włącze­
niem w skład „rodziny cesarskiej". Nawiązanie do tej koncepcji
w stosunku do osoby Bolesława Chrobrego w Gnieźnie przez Otto-
na III, syna księżniczki bizantyjskiej, wychowanego przez nauczycieli
greckich, od kilku lat przejętego ideą „renowacji Cesarstwa Rzym-
skiego'', jest zupełnie zrozumiałe.
Natomiast nie możemy z całą pewnością stwierdzić, czy włożenie
na głowę księcia polańskiego przez cesarza diademu cesarskiego było
równoznaczne z koronacją królewską. „Diadem" (diadema) mógł
w łacinie średniowiecznej oznaczać koronę, ale miał również inne,
mniej oficjalne znaczenia. Może najbliższe prawdy będzie przypusz-

60
czenie, że przez wszystkie, tak plastycznie przez Galla Anonima
opisane czynności pragnął Otton przygotować grunt pod przyszłą
koronację, być może wręcz ją oficjalnie zapowiedział, co w polskiej
tradycji mogło zostać zrozumiane jako rzeczywista koronacja. W tym
świetle traci nieco na znaczeniu kwestia, czy ewentualnie nie można
mówić, że w Gnieźnie dokonał się pierwszy (świecki, cesarski) akt
formalnej koronacji, której zabrakło jednak papieskiego, duchownego
aktu (koronacja przez papieża bądź jego legata). Mimo tego braku
w odczuciu współczesnych, zwłaszcza Polaków, ale także obserwato-
rów obcych, byle nie tak negatywnie do Chrobrego nastawionych, jak
Thietmar z Merseburga, oraz bez wątpienia w odczuciu własnym,
Bolesław Chrobry mógł uchodzić za króla już od 1000 r. (tytuł
królewski pojawia się np. na monetach Chrobrego sprzed 1025 r.),
mimo braku formalnego aktu sakry królewskiej.
Jeden z uczonych polskich (Karol Maleczyński) wystąpił w swoim
czasie z taką oto hipotezą: Otton III na zjeździe (naradzie) w Ratyz-
bonie (styczeń-luty 1000 r.), a zatem w drodze do Gniezna, przefor-
sował, mimo oporu duchowieństwa niemieckiego (zwłaszcza arcybi-
skupa Gizylera), swój plan koronacji księcia polskiego na króla, licząc
na ustępstwa z jego strony i wydanie mu ciała męczennika, św.
Wojciecha. Relikwie te miał zamiar zabrać do Akwizgranu, który
pragnął uczynić głównym ośrodkiem kultu Wojciechowego i wynieść
do godności arcybiskupstwa z Radzimem-Gaudentym na czele. Male-
czyński antycypował tutaj pogląd, rozwinięty ostatnio przez
E.D. Hehla, o zamiarze Ottona III wykreowania nowego biskupstwa
(Maleczyński: nawet arcybiskupstwa) w Akwizgranie. Gdy Chrobry
odmówił wydania ciała Świętego, plany uległy zmianie: arcybiskup-
stwo powstało w Gnieźnie, ale cesarz odstąpił od zamiaru koronacji
Chrobrego, poprzestając na desygnowaniu go na władcę suwerennego
i przyjęciu do „rodziny cesarskiej". Hipoteza Maleczyńskiego nie ma
jednak silniejszego oparcia w źródłach.
Warto jeszcze wspomnieć, że zdaniem innego polskiego historyka
(Kazimierza Myślińskiego) rozmowy czy rokowania w Gnieźnie doty-
czyły jeszcze jednego zagadnienia, o czym jednak źródła zamilczały,
mianowicie kwestii Słowian połabskich. Myśliński, podobnie jak
przedtem Piotr Bogdanowicz5, uważa, że wobec radykalnie dla strony
5 P. Bogdanowicz, Co można wydedukować z kroniki Thietmara? Ważny fragment

z dziejów panowania Bolesława Chrobrego, „Nasza Przeszłość", l 10, 1959, s. 71-111.

61
niemieckiej pogorszonej po 983 r. sytuacji na północnym Połabiu,
Otton III wraz z miarodajnymi niemieckimi czynnikami politycznymi
zawarł z Bolesławem Chrobrym formalny sojusz polityczny, oddający
polskiemu władcy władzę na niepokornym Połabiu. Na tej podstawie
mógł Otton w Gnieźnie określić Bolesława mianem współpracownika
cesarstwa. Wyjaśniałoby to ro.in. lojalność części panów niemieckich
wobec władcy polskiego po 1000 r., względną łatwość sukcesów
polskich na Połabiu w różnych okresach wojny 1003-1018 r. oraz
zdecydowanie wrogie wobec Polski stanowisko Związku Wieleckiego,
który za mniejsze zło uznał w tej sytuacji sojusz z Henrykiem Il

4. Metropolia dla Polski


Z kolei trzeba przejść do drugiej, kościelnej, strony postanowień
gnieźnieńskich. I tutaj nie brak niejasności, ale mimo milczenia źródeł
polskich sprawa w porównaniu z poprzednią rysuje się mimo wszystko
klarowniej.
Decyzja o utworzeniu metropolii gnieźnieńskiej zapadła, oczywiś­
cie, już wcześniej i musiała zapaść nie gdzie indziej, jak w papieskim
Rzymie. W latach 997-999 odbyły się w Rzymie trzy synody kościelne;
trzeci z nich, zwołany przez papieża Grzegorza V, wobec jego śmierci
odbył się już pod przewodnictwem jego następcy (od 9 kwietnia 999 r.),
Sylwestra Il O Sylwestrze II, uprzednio Gerbercie z Aurillac, wybit-
nym notabene uczonym, który zasłużenie cieszy się w nauce opinią
wiernego doradcy i współpracownika Ottona III, a poniekąd wręcz
inicjatora i głównego rzecznika idei odnowienia cesarstwa rzymskiego,
wypadnie jeszcze niejedno napisać w tej książce. Tutaj musi wystarczyć
uwaga, że znał on osobiście, tak jak Otton III, biskupa Wojciecha
i należał do tych, którzy usilnie promowali jego kult. Wprawdzie
w tych czasach procedura kanonizacyjna znajdowała się w zasadzie
jeszcze w ręku biskupów i metropolitów, ale już pojawiały się
przykłady przejmowania inicjatywy w tym zakresie przez Kurię
rzymską, jak kanonizacja biskupa augsburskiego (w Bawarii) Udal-
ryka w 993 r. Jeżeli zaś chodzi o niefortunnego misjonarza pruskiego,
zaangażowanie się samego cesarza, osobistego przyjaciela męczennika,
przesądzało sprawę. Na inicjatywę metropolity mogunckiego Wil-
ligisa, któremu Wojciech podlegał jako biskup praski, liczyć nie można

62
11. Tzw. pierwsza bulla cesarska Ottona III z 998 r. (Rzym?). Ołów, średnica 4 cm. Napis
w otoku na awersie: OTID IMPERAWR ARTVSTltS. Na rewersie: RENOVATIO
IMPERII ROMANORUM

było, jako że Wojciech w opinii swego metropolity był przede


wszystkim biskupem samowolnie opuszczającym swoją diecezję.
Zresztą śmierć męczeńska Wojciecha, będąca rezultatem uprzedniej
decyzji papieskiej wysłania go do pogan, na pograniczu Polski - pod
względem kościelnym, jako terytorium biskupa polskiego, prawdopo-
dobnie o statusie biskupa misyjnego, podlegającego wprost Stolicy
Apostolskiej - była chyba wystarczającym argumentem przejęcia
sprawy przez papieża. Najważniejszym jednak bodaj elementem w ca-
łej tej sprawie był zamiar sprzymierzenia się Ottona III z Bolesławem
Chrobrym, co stanowiło nader ważny element wielkiego planu poli-
tycznego, jaki mniej więcej od przełomu lat 997 i 998 zaczął realizować
młody cesarz.
Zanim zatem raz jeszcze powrócimy do postanowień zjazdu
gnieźnieńskiego, trzeba planom tym poświęcić nieco uwagi. Naj-
lapidarniej symbolizuje je formuła Renovatio imperii Romanorum
(odnowienie cesarstwa rzymskiego), jaka pojawiała się po raz pierwszy
na pieczęci Ottona III przy dokumencie z 28 kwietnia 998 r. Formuła
taka nie mogła pojawić się przypadkowo.
O jakim odnowien.iu mógł myśleć w 998 r. cesarz i jego doradcy?
Przecież cesarstwo rzymskie zostało odnowione już pod koniec 962 r.
przez Ottona I, dziada Ottona III, i godność cesarska przechodziła
odtąd z ojca na syna w dynastii władców Saksonii i Niemiec. Było to

63

12. Otton II, Teofano i maleńki Otton III u stóp Chrystusa, Matki
Boskiej i św. Maurycego. Rzeźba w kości słoniowej

jednak cesarstwo rzymskie raczej z nazwy niż z ducha. Pomijając już


nawet bowiem ten oczywisty fakt, że nadal istniało, a nawet w X w.
przeżywało kolejny okres pomyślności i ekspansji, cesarstwo rzymskie
na Wschodzie, które my nazywamy bizantyjskim, ze stolicą w Kon-
stantynopolu, i tylko ono uważało się za prawowitego następcę

64
antycznego cesarstwa, cesarstwo rzymskie na Zachodzie (proponuję je
po 962 r. nazywać roboczo „rzymsko-niemieckim") ograniczało się
w rzeczywistości do dwóch jedynie państw (królestw): Niemiec (wcześ­
niej zwanego królestwem Franków Wschodnich) i Italii, przy czym
Italia południowa znajdowała się pod panowaniem bądź to bizantyj-
skim, bądź arabskim, a część środkowa półwyspu stanowiła „dziedzic-
two św. Piotra", czyli państwo papieskie. Prawdą jest, że Otton I
zapewnił obu królestwom, połączonym w zasadzie jedynie unią
personalną, znaczny stopień zwartości i że tak pod względem teryto-
rium, jak również realnej potęgi cesarstwo Ottona I i Ottona II było
najsilniejszym czynnikiem politycznym w łacińskojęzycznej Europie.
Prawdą jest również i to, że za panowania dwóch pierwszych
Ottonów cesarstwo było w gruncie rzeczy formą dominacji Niemców
nad włoską częścią. Można je, jak sądzę, określić mianem „cesarstwa
hegemonialnego". W Niemczech, na północ od Alp, znajdowały się
podstawy materialne i militarne panowania Ottonów. Do Italii, do
Rzymu, cesarze przybywali, ale tylko po to w gruncie rzeczy, by
panować nad sytuacją, tłumić bunty przeciwników i koronować się.
Prawda, że Otton II, jako jedyny chyba cesarz „rzymski'', został
w Rzymie pochowany (u św. Piotra na Watykanie), ale był to
właściwie przypadek, konsekwencja śmierci na południu Italii.
Otton I spoczął w ukochanym przez siebie Magdeburgu, następca
Ottona III - Henryk II w przez siebie ukochanym Bambergu.
Sam Otton III, który zmarł przedwcześnie w Italii, znalazł miejsce
wiecznego spoczynku tam, gdzie spoczywał od dwóch stuleci Karol
Wielki - w Akwizgranie. Nie było mu bowiem dane umrzeć i zostać
pochowanym w Rzymie, czego bez wątpienia pragnął najbardziej. Na
przeszkodzie stanął któryś z kolei bunt samych rzymian, którym
panowanie „teutońskich" barbarzyńców było wielce niemiłe. Zrządze­
niem losu jedyny cesarz wczesnego średniowiecza, który zamierzał
z Rzymu uczynić rzeczywistą, a nie tylko nominalną stolicę cesarstwa,
musiał uciekać ze zbuntowanego miasta i umrzeć w trakcie odwrotu
na północ.
Niestety, pasjonującego problemu kształtowania się w umyśle
młodego cesarza idei Renovatio imperii Romanorum, wielkiej idei
stworzenia czegoś w rodzaju federacji niezależnych jedno od drugiego
królestw chrześcijańskiej Europy pod zwierzchnictwem rezydującego
w Rzymie i ściśle współpracującego z papieżem cesarza, oraz

5 Bolesław Chrobry 65
konkretnych kroków zmierzających do tego celu, nie możemy w tej
książce omawiać z dokładnością, najaką by zasługiwały. Ogólnie tylko
trzeba stwierdzić, że po zdławieniu drugiego już z kolei powstania
Rzymian, gdzieś w 998 r. pojawiają się w źródłach informacje
pozwalające przyjąć, że idea taka rzeczywiście zaistniała. Wokół cesarza
zaczęła się formować pokaźna grupa rzymskiej klienteli, która widać
zechciała identyfikować się z planami cesarskimi. Na Awentynie lub
raczej na Palatynie powstała, czy zaczęła powstawać, okazała rezydencja
cesarska. Dotąd rezydencja taka znajdowała się poza murami, na
Watykanie, ale czy to bliskość papieża, czy inne bliżej nam nieznane
względy czyniły ją widać, przynajmniej w oczach cesarza, niewystarcza-
jącą lub niedogodną. Trudno nie dostrzegać w tym manifestacji zamiaru
zwiększonej obecności cesarza i jego dworu w Wiecznym Mieście.
Cesarz forsował także inne, może nie tak ważne z naszego punktu
widzenia, ale wielce istotne z ówczesnego, innowacje. Oto przywrócił
dawny zwyczaj spożywania posiłków nie w kole współbiesiadników,
jak to bywało tradycyjnie dotąd, lecz przy osobnym, wyniesionym
ponad pozostałe, stole. Młody władca, o którym skądinąd wiadomo,
że z wybranymi przyjaciółmi łączyły go bardzo bliskie stosunki, zadbał
zatem o to, by uczty, jak sądzimy te o ceremonialnym, oficjalnym
charakterze, dobitnie zaznaczały dystans cesarskiego majestatu wobec
współbiesiadników. Innowacja ta, co łatwo zrozumieć, spotkała się
z bardzo nieprzychylnym odzewem zwłaszcza feudałów saskich, przy-
zwyczajonych do większej kolokwialności władców. Nie bez pewnej
złośliwości komentowano też zapewne tworzenie przez Ottona III
nowych, na wzór bizantyjski, przeważnie o raczej czysto honorowym
znaczeniu, godności nadwornych, jak imperialis militiae magister
(dowódca wojsk cesarskich w Rzymie), praefectus navalis (przełożony
floty), imperialis palatii magister (przeł,ożony domu cesarskiego), proto-
spatharius (palatyn Pawii), logotheta (kanclerz dla Italii), wreszcie
- wspominany już tytuł patrycjusza.
W 999 r. nastąpiło kilka ważnych nominacji duchownych. O wy-
niesieniu na stolicę kolońską Heriberta, uprzednio kanclerza dla
Niemiec i Italii, była już mowa. Biskupem Vercelli został Leon,
a 9 kwietnia 999 r., jak już wspominałem, dotychczasowy arcybiskup
Rawenny Gerbert z Aurillac objął godność papieską jako Sylwester II.
Ci trzej dostojnicy należeli do grona najbliższych współpracowników
cesarza, także w dziele „odnowienia cesarstwa".

66
Zwłaszcza Gerbert z Aurillac już od pewnego czasu dodawał
impetu i pomagał konkretyzować się górnolotnym planom cesarza.
Najbardziej przemawiający do wyobraźni i przekonania ich wyraz
zawiera słynna dwustronna miniatura z Ewangeliarza Ottona III,
sporządzona prawdopodobnie wiosną 998 r. (obecnie w Monachium).
Cesarz zasiada na majestacie, ze wszystkimi insygniami swojej
władzy, w otoczeniu po dwóch dostojników duchownych i świeckich,
a z lewej strony do cesarskiego tronu zbliżają się w kornym ukłonie
cztery ukoronowane postacie żeńskie. Napisy nad ich głowami
dowodzą, że chodzi o personifikacje czterech krajów, w kolejności:
Roma, Gallia, Germania i Sclavinia. Roma to oczywiście Rzym, tutaj
zapewne łącznie z Italią cesarską. Germania to drugie regnum Otto-
na III, czyli Niemcy. Co jednak mógł rozumieć artysta pod dwoma
pozostałymi nazwami? Sprawa nie jest tak oczywista. Gallia to
w zasadzie królestwo zachodniofrankijskie, czyli późniejsza Francja,
ta jednak znajdowała się poza zasięgiem faktycznego panowania
Ottonów, była państwem samodzielnym i niezależnym od cesarza.
Jedno z dwojga: albo artysta przedstawił tu program polityczny
Ottona III, jakim było połączenie królestw chrześcijańskich, a zatem
także Francji, pod berłem cesarza, albo przedstawiał tylko te ziemie,
które około 998 r. rzeczywiście wchodziły w skład cesarstwa. W tym
drugim przypadku pod nieco pompatycznym pojęciem Galii ukrywa-
łyby się jedynie te części historycznej Galii, które weszły w skład
cesarstwa (tzw. Lotaryngia).
Dylemat ten rzutuje na interpretację najbardziej nas tu inte-
resującej Sclavinii. Jeżeli artysta myślał w kategoriach polityki realnej,
to Sklawinia byłaby słowiańskim odpowiednikiem romańskiej Lota-
ryngii i wypadałoby ją najsnadniej identyfikować z południową częścią
Połabszczyzny (część północna oderwała się od Niemiec w 983 r.)
i ewentualnie z Czechami, zależnymi . od dawna trybutarnie od
Niemiec. Jeżeli natomiast nie chodziło o przedstawienie zależności
faktycznych, lecz nowej koncepcji politycznej, o której już była mowa,
to albo postać przedstawia całą, niezróżnicowaną Słowiańszczyznę, co
wydaje się bardzo wątpliwe i byłoby czystą utopią, albo - i ta teza
wygląda na najlepiej uzasadnioną, a nawet więcej: na jedynie możliwą
- państwo Polan Bolesława Chrobrego, związane od lat ściśle z cesar-
stwem i samym Ottonem III. Państwu Bolesława Chrobrego, podob-
nie jak Węgrom Stefana I Wielkiego (choć tych ostatnich brak na

68
14. Cesarz Otton III jako zwierzchnik duchownych i świeckich.
Ilustracja z Ewangeliarza Liuthara (akwizgrańskiego, około 1000 r.?)

wspomnianej miniaturze), w koncepcji Ottona III przypisana była


szczególna i doniosła rola.
Miały one, jak się wydaje, być dwoma filarami Ottońskiego
porządku politycznego na wschodzie, na granicy sfer wpływów za-
chodnich i bizantyjskich, a zarazem - zwłaszcza w przypadku Polski
- na pograniczu świata pogańskiego. Pamiętajmy o niebezpieczeństwie
wieleckim, zagrażającym tak Saksonii, jak i Polsce; tym samym
cementującym sojusz saska-polski i podnoszącym w oczach cesarza

69
rangę polskiego sojusznika. Dodajmy opisaną już w poprzednim
rozdziale sprawę św. Wojciecha: młode państwo polańskie i jego nowy
od kilku lat władca wystąpiły w pełnym blasku na europejskiej scenie
politycznej jako czynnik aktywnie działający na niwie chrystianizacji
pogan. Oczywiście, niezbędne było ze strony cesarstwa i papiestwa
swego rodzaju dowartościowanie władców Polski i Węgier. Bolesław
Chrobry i Stefan Wielki na Węgrzech (997-1038) byli osobistościami
wybitnymi. O ile jednak ten pierwszy, mimo bliskich stosunków
łączących go tak ze św. Wojciechem, jak również z Ottonem III,
i mimo blasku i wiekopomnych decyzji zjazdu gnieźnieńskiego nie
uzyskał według wszelkiego prawdopodobieństwa ani w 1000 r., ani
wkrótce po nim, korony królewskiej, a jego stosunki z arcybiskupem
Radzimem-Gaudentym były co najmniej chłodne, o tyle Stefan węgier­
ski nie tylko zyskał około 1001 r. koronę królewską (która nigdy już
nie została Węgrom odebrana), ale już pod koniec XI w. został
kanonizowany przez Kościół. W jakiejś mierze ułatwiło to małżeństwo
Waika (takie imię nosił Stefan jako następca tronu) z siostrą księcia
bawarskiego Gizelą, gorliwość władcy w rozszerzaniu chrześcijaństwa
na Węgrzech oraz chęć wyrwania Węgier ze sfery wpływów Kościoła
bizantyjskiego.
Chrobry korony królewskiej formalnie rzecz biorąc nie otrzymał.
Wytłumaczeniem „niedokończenia" zapowiedzi z Gniezna mogą być
tylko kłopoty Ottona III, poczynając od 1001 r. w Rzymie i w Italii,
być może opór części wpływowych kół arystokracji niemieckiej
(Henryka bawarskiego?), wreszcie - przedwczesna śmierć cesarza
i dojście do władzy, wbrew politycznym rachubom księcia polskiego,
Henryka bawarskiego (Henryk II), oraz narastający poczynając od
1003 r. konflikt polityczny pomiędzy Henrykiem II a Bolesławem
Chrobrym.
Podobnie jednak jak król węgierski wraz z godnością królewską
zyskał prawo posiadania własnej, zależnej tylko od Stolicy Apostol-
skiej, organizacji metropolitalnej - arcybiskupstwo w Ostrzyhomiu
(Esztergom) i kilka podległych mu biskupstw 6• Prawo takie uzyskał,

6 Według tradycji Stefan I założył 10 z planowanych 12 biskupstw, m.in.

w Veszprem, Gyor, Pecs, Vae, Eger i Marosvar (Csanad), obok arcybiskupstwa


ostrzyhomskiego wkrótce powstało drugie, w Kalocsy (sam proces chrystianizacji
Węgier, zwłaszcza terenów na wschód od Cisy, byL rzecz jasna, długotrwały i nie
pozbawiony momentów dramatycznych).

70
można powiedzieć: w sposób nawet bardziej spektakularny, gdyż
w trakcie zjazdu gnieźnieńskiego, Bolesław Chrobry. Wracamy zatem
do kościelnej strony postanowień tego zjazdu. Przypominam, że
pamięć o nich zachowała jedynie historiografia niemiecka (zwłaszcza
Thietmar), podczas gdy w tradycji polskiej uległa ona zagubieniu.
Otton III przywiózł do Gniezna swego nominata na nowe arcybis-
kupstwo, jak byśmy dziś powiedzieli - „w teczce". Był nim, jak wiemy,
brat męczennika Wojciecha, Radzim-Gaudenty, który już na początku
grudnia 999 r. na synodzie rzymskim nosił dziwny tytuł archiepiscopus
sancti Adalberti (arcybiskup św. Wojciecha). Należy to zapewne
rozumieć w ten sposób, że osoba jego została uzgodniona na to
stanowisko pomiędzy Ottonem III a Sylwestrem II już na pewien czas
przed podróżą cesarza do Polski.
Czy Radzim był również kandydatem Bolesława Chrobrego? Co
do tego można mieć wątpliwości, mimo, jak wiemy, szczególnych
stosunków łączących polskiego władcę z rodem Sławnika. Uczeni
zauważyli, że po 1000 r. brak właściwie, poza jednym wyjątkiem
(o którym będzie zaraz mowa) i to wyjątkiem o raczej negatywnym
wydźwięku, jakichkolwiek śladów kontaktów księcia z nowym arcy-
biskupem. Nawet pochować się Chrobry kazał, według wiarygodnej,
choć późniejszej tradycji, nie w Gnieźnie, lecz w Poznaniu, jak gdyby
także w ten sposób pragnął się zdystansować od Gniezna. Trzeba
wszakże dodać, że poznańska sepultura, którą Chrobry, jak się na ogół
przyjmuje, dzielił ze swoim ojcem, Mieszkiem I, była być może swego
rodzaju manifestacją nowych chrześcijańskich porządków w państwie
polańskim, zerwania z pogańską tradycją pochowków w Gnieźnie.
W kronice Anonima Galla (I,19) znajduje się tajemnicza wiadomość
(to właśnie ten wspomniany wyjątek), jakoby podobno Gaudenty, brat
i następca św. Wojciecha z nieznanej przyczyny obłożył ją [całą ziemię,
domyślnie: polską] klątwą. To właśnie miało być
zdaniem kronikarza
przyczyną klęsk,
jakie spotkały Polskę po śmierci Mieszka Il
W XV w. Jan Długosz (pod 1006 r.) podaje, że Radzim na łożu śmierci
rzucił klątwę na miasto Gniezno z powodu okropnych zbrodni, jakimi się
splamiło, a nie chciało w tym momencie pokutować. Sprawa pozostaje
tajemnicza, choć nie brakuje hipotez usiłujących wyjaśnić przyczyny
niechęci pierwszego polskiego metropolity wobec jego przybranej
ojczyzny, popiera jednak domniemanie o dystansie, jeżeli nie wręcz
niełasce książęcej.

71
Chrobremu niekoniecznie trzeba się dziwić. Miał przecież u siebie
biskupa Ungera, który godnie kontynuował dzieło pierwszego biskupa
polskiego Jordana. O Ungerze zapomniano w Polsce zupełnie. Pamię­
tamy, że Unger witał cesarza w Gnieźnie, występując jako prawowity
biskup tego miejsca (biskupem był do 1000 r. tak w Gnieźnie, jak
w każdym innym miejscu państwa Bolesławowego i nie trzeba w tym,
jak Gerard Labuda, dopatrywać się siedziby Ungera właśnie w Gnieź­
nie). Prawdopodobnie Unger był kandydatem Chrobrego na nowe
arcybiskupstwo.
Tak się jednak nie stało. Radzim-Gaudenty, za którym stały
argument świętości brata-męczennika oraz zgodna wola cesarza i pa-
pieża, odsunął go w cień. Trudno się dziwić rozgoryczeniu pominięte­
go biskupa, który zaraz zaprotestował przeciwko nowemu podziałowi
kościelnemu kraju, podlegającego dotąd pod względem kościelnym
tylko jemu. Z obszernego biskupstwa „polskiego" Jordana i Ungera
utworzono kilka mniejszych, Unger był odtąd pasterzem tylko jednego
z nich, w dodatku - jak zobaczymy - mniej ważnego.
Nie potrafimy wszakże stwierdzić, jaki właściwie był terytorialny
zasięg „biskupstwa polskiego" przed 1000 r. Najczęściej przyjmuje się,
że obejmowało ono cały obszar państwa polańskiego. Można mieć co
do tego wątpliwości. Z pewnością obejmowało ono rdzeń państwa,
czyli Wielkopolskę, w skład państwa Bolesława Chrobrego w 1000 r.
wchodziło jednak także Pomorze oraz dzielnice południowe, nie tak
dawno odebrane Czechom, to znaczy Małopolska i Śląsk. Czy
biskupstwo polskie obejmowało Pomorze, które, jako późny nabytek
Mieszka I było jeszcze na wpół pogańskie? Krakowskie i Śląsk
należały uprzednio, od 973 r., do biskupstw praskiego i ołomuniec­
kiego (a wraz z nimi do metropolii mogunckiej). Zmiana przynależno­
ści politycznej nie pociągała za sobą automatycznie zmiany obediencji
kościelnej. Tej zaś, o czym wielokrotnie przekonywali się monarchowie
Gak np. sam Otton I w swoich staraniach o założenie metropolii
magdeburskiej), a nawet papieże, ogromnie trudno było we wczesnym
średniowieczu dokonać bez zgody zainteresowanych hierarchów koś­
cielnych, w tym przypadku biskupów czeskich i metropolity mogunc-
kiego.
W związku z tym warto zwrócić uwagę na pewne wydarzenie
z końca 995 r.: 6 grudnia tego roku Otton III we Frankfurcie wystawił
dokument, którego treścią było nowe, w dużym stopniu, określenie

72
granic biskupstwa miśnieńskiego, na jego korzyść. Nie wdając się tu
w ciekawe, lecz w tym miejscu zbędne szczegóły, trzeba stwierdzić, że
wschodnia granica biskupstwa miśnieńskiego została w 995 r. ustalona
na Odrze, mniej więcej od miejsca, gdzie wpada do niej Nysa Łużycka,
aż do źródeł Odry na terenie Czech. Oznaczałoby to daleko idącą
ingerencję w dotychczasowe stosunki kościelne na newralgicznym
pograniczu Niemiec, Polski i Czech, na niekorzyść bezpośrednio
Kościoła czeskiego (biskupstwa praskiego), pośrednio zaś książąt
Polski i Czech, jako że zasięg biskupstwa miśnieńskiego miałby odtąd
obejmować znaczną część Śląska i północnych Czech. Poza tym
przywilej z 995 r. zawierał pewne przesunięcia na rzecz Miśni także
kosztem archidiecezji magdeburskiej i biskupstwa brandenburskiego,
któremu w 948 r. przyznano Dolne Łużyce (kraj Lusizi), obecnie
mające wchodzić w skład diecezji miśnieńskiej. Co powodowało
młodym Ottonem, stosunkowo niedawno dopiero uznanym za zdol-
nego do samodzielnych rządów, do tak radykalnego i nieoczekiwane-
go posunięcia?
Omawiany dokument wywołał żywą dyskusję w nauce niemieckiej
i polskiej (Gerard Labuda, Karol Maleczyński). Czy była to inicjatywa
arcybiskupa Gizylera, pragnącego rozszerzenia swej metropolitalnej
jurysdykcji na obszar Śląska i Czech (ale przecież tenże Gizyler
zapewne niechętnie widziałby okrojenie swojej własnej archidiecezji)?
Czy raczej samego najbardziej zainteresowanego biskupa miśnień­
skiego Eida (Idziego)? Nie ulega wątpliwości, że ostrze postanowień
z grudnia 995 r. było przede wszystkim wymierzone przeciw Czechom,
dlatego sądzi się nieraz, że Ottonowi III chodziło o ukaranie księcia
Bolesława II za niedawno dokonaną rzeź w Libicach na rodzinie św.
Wojciecha. Ale przecież Śląsk od kilku już lat nie podlegał księciu
praskiemu, lecz wchodził w skład państwa polańskiego. Czyżby zatem
było to „ostrzeżenie" pod adresem dworu gnieźnieńskiego za zbytnią
samodzielność, udokumentowaną poddaniem państwa pod opiekę
papiestwa (Dagome iudex)? Ale skądinąd wiadomo, że stosunki pomię­
dzy Ottonem III a Bolesławem Chrobrym około 995 r. były najzupeł­
niej poprawne. Nie wiadomo więc ostatecznie, co powodowało Otto-
nem III przy podejmowaniu tak radykalnego i kontrowersyjnego
posunięcia na rzecz biskupstwa miśnieńskiego. Praktycznego znacze-
nia raczej to i tak nie miało; nic nie wiadomo, by biskupi miśnieńscy
kiedykolwiek sprawowali jurysdykcję w północnych Czechach, należą-

73
ce zaś do Polski tereny Śląska zostały podporządkowane w 1000 r.
biskupstwu wrocławskiemu, a wraz z nim - metropolii gnieźnieńskiej,
przy braku jakichkolwiek śladów protestu ze strony Miśni. Czy
dokumentu z grudnia 995 r. nie należy rozumieć jako próby osłabienia
biskupstwa praskiego, opuszczonego przez Wojciecha, oraz jego
zwierzchnika - metropolity mogunckiego Willigisa, być może w celu
wywarcia nacisku na zgodę na rezygnację ze Śląska?
Wolno zakładać, że albo sam Wojciech, mniej więcej do 994 r.
faktyczny, później zaś (do śmierci w kwietniu 997 r.) przynajmniej
formalny biskup praski, tak silnie tradycjami swego rodu, jak również
krwawym konfliktem z Bolesławem II czeskim związany z Bolesławem
Chrobrym, albo jego następca (998-1017) Thiedag, Sas z klasztoru
w Nowej Korbei (Korvey), zaufany Ottona III i przezeń desygnowany
na praskie biskupstwo, dokonał niezbędnej cesji tej części swej diecezji,
która znalazła się przed kilkoma laty pod panowaniem polańskim.
Źródłowo nie da się wszakże tego stwierdzić, podobnie jak jedynie
domniemywać wolno analogicznego przyzwolenia ze strony mogunc-
kiego Willigisa (975-1011), który pod koniec X w. znalazł się w bardzo
trudnej sytuacji tak wobec papiestwa, jak również cesarza. Obaj
pragnęli ograniczyć wyjątkowe miejsce arcybiskupstwa mogunckiego
w Kościele niemieckim. W tych warunkach Willigisowi musiało
zależeć na odzyskaniu bądź umocnieniu łaski cesarskiej, nic dziwnego
zatem, że przybył pod Jeną do Ottona III znajdującego się właśnie
w podróży do Gniezna. Nie można nawet wykluczyć, że towarzyszył
cesarzowi w dalszej drodze, że zatem brał udział w uroczystościach
gnieźnieńskich. Dla Moguncji jurysdykcja nad biskupstwami czeskimi
(trwała ona do XIV w.) nie była zapewne tak ważną sprawą, by warto
było w opisanej sytuacji upierać się bez końca i w ten sposób
utrudniać realizację planów cesarza i papieża co do erygowania nowej
metropolii na wschodzie.
Unger zgody na utworzenie arcybiskupstwa i związane z tym
okrojenie obszaru jego dotychczasowej jurysdykcji odmówił, co kroni-
karz Thietmar skwapliwie odnotował. Mimo to arcybiskupstwo gnieź­
nieńskie w 1000 r. powstało. Znaczy to, że protest Ungera nie został
uwzględniony. Bezskuteczność protestu Ungera tłumaczy się zazwy-
czaj tym, że biskupstwo jego przed 1000 r. podlegało bezpośrednio
papieżowi i papież wraz z synodem mógł go nie uwzględnić. Pogląd
ten, aczkolwiek nie bezdyskusyjny, wydaje się godny uwagi. Zauważ-

74
my, że nawet tak nieżyczliwy Chrobremu Thietmar waha się najwyraź­
niej w ocenie legalności erygowania metropolii gnieźnieńskiej: ut spero
legitime (zgodnie z prawem, jak przypuszczam), ale przecież nie
kwestionuje jej otwarcie.
Na „otarcie łez", a mówiąc poważniej: aby przynajmniej zapewnić
Ungerowi nadal episkopalne stanowisko, a także by uszanować jakże
istotną dla ludzi owej doby, a już szczególnie wobec delikatności
sytuacji w 1000 r., potrzebę prestiżu, wykrojono dla Ungera z obszaru
jego obszernej dotąd jurysdykcji zachodnią część, z Poznaniem i tam-
tejszym - dotąd jedynym - kościołem katedralnym jako stolicą
i postanowiono, że nie będzie on podlegał Radzimowi, to znaczy
biskupstwo poznańskie, przynajmniej tak długo, jak długo Unger
będzie jego pasterzem, nie będzie wchodziło w skład polskiej (gnieź­
nieńskiej) prowincji kościelnej (metropolii). Badania historyczno-osad-
nicze wykazują, że obszar diecezji poznańskiej, zajmujący z grubsza
rzecz biorąc południowo-zachodnią część Wielkopolski, składał się
w znacznej mierze z puszcz, był słabo zaludniony i ubogi. Lepszą,
obszerniejszą, gęściej zaludnioną i w związku z tym bogatszą, północ­
no-wschodnią część Wielkopolski zajmowała odtąd archidiecezja gnie-
źnieńska, do której zostały przyłączone utworzone na późniejszych
nabytkach państwa pierwszych Piastów (pertynencjach) biskupstwa
w Kołobrzegu (dla Pomorza), Krakowie (dla Małopolski) i Wrocławiu
(dla Śląska). Mazowsze nie otrzymało jeszcze własnego biskupstwa
(biskupstwo płockie powstało dopiero w drugiej połowie XI w.)
i podlegało arcybiskupom gnieźnieńskim.
W nauce przyjmuje się najczęściej, że wspomniane trzy biskupstwa
na pertynencjach państwa Bolesława Chrobrego zostały utworzone
właśnie w marcu 1000 r. wraz z archidiecezją gnieźnieńską i diecezją
poznańską. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to, ściśle rzecz biorąc,
jedyna możliwa interpretacja. Jeżeli pamiętamy, Thietmar z Mersebur-
ga, nasz „koronny" świadek, stwierdził tylko, że Otton pod por z ą d-
k o w a ł Radzimowi kołobrzeskiego Reinberna, krakowskiego Poppo-
na i wrocławskiego Jana. Czyżby biskupstwa te bądź któreś z nich
istniały już wcześniej? Pewne, ale niezbyt przekonywające poszlaki
mogłyby ewentualnie przemawiać za Krakowem.
Z postacią Ungera łączy się wielce w nauce niemieckiej i polskiej
kontrowersyjna kwestia rzekomej zależności wczesnego Kościoła
w Polsce, lub przynajmniej jakiejś jego części, od metropolii

75
15. Postacie „królów" z Ewangeliarza Liuthara. Zdaniem Johannesa Frieda mają one
przedstawiać Stefana Wielkiego węgierskiego i Bolesława Chrobrego

magdeburskiej. Obecnie, nie wchodząc bliżej w zawiłe ścieżki tej


uczonej kontrowersji, można chyba stwierdzić z jako taką pewnością,
że Kościół polski, niezależnie od tego, czy od 966 r. (chrzest Mieszka I)
lub 968 r. (przybycie do Polski pierwszego biskupa Jordana) był
kościołem misyjnym czy tworzył jedną, polską diecezję (poznańską
- w Poznaniu bowiem według wszelkiego prawdopodobieństwa
znajdował się jedyny do 1000 r. w Polsce kościół katedralny).
Oczywiście, rezydujący w Poznaniu biskup miał władzę na terytorium
całego państwa bądź przynajmniej jego gnieźnieńskiego rdzenia
[civitas Schinesghe], dlatego Unger mógł w Gnieźnie witać Ottona III
jako biskup [także] tego miasta), Magdeburgowi w żaden sposób nie
podlegał. Nie znaczy to, że arcybiskupi nadłabskiej metropolii,
a przynajmniej niektórzy z nich, nie marzyli w głębi duszy o roz-
szerzeniu granic swego arcybiskupstwa na wschód od Odry, czemu
sprzyjała enigmatyczność i niejasność określenia wschodnich granic
metropolii przy jej zakładaniu w 968 r. Pamiętajmy jednak, że po
983 r. metropolia faktycznie utraciła nawet północne i środkowe
Połabie. Gizyler prawdopodobnie musiał się w 1000 r. zgodzić na

76
utworzenie metropolii gnieźnieńskiej; jego interesy, formalnie rzecz
biorąc (w przeciwieństwie do jego mogunckiego kolegi), nie doznały
uszczerbku. Ungerowi pozostawiono nowo utworzoną diecezję po-
znańską w zachodniej Polsce wraz z dotychczasowym kościołem
katedralnym.
Thietmar (VI,65) wszakże informuje, że 6 czerwca 1014 r. (tego
samego dnia co arcybiskup magdeburski Tagino, następca Gizylera)
zmarł jego [Taginona] brat w kapłaństwie i sufragan, pasterz
poznańskiej trzody Unger w trzydziestym roku od swojej nominacji
(984). Czy wiadomość o wchodzeniu Ungera w skład metropolii
magdeburskiej zasługuje na wiarę? Czyżby Unger, obrażony na
Bolesława Chrobrego, wolał zostać sufraganem magdeburskim niż
gnieźnieńskim i sam poddał się obediencji Taginona bądź jego
poprzednika? Poczucie niemieckiej solidarności (Unger był Niem-
cem) przeważyłoby nad lojalnością wobec swojego, polskiego wład­
cy?
Zdaje się, że nie tak należy sprawę ujmować. Unger stał się
rzeczywiście sufraganem Magdeburga, ale kiedy i w jakich okolicznoś­
ciach? Wyjaśnia to chyba Brunon z Kwerfurtu w Żywocie Pięciu Braci
(c. 21), w kontekście wydarzeń 1004 r. Czytamy tam mianowicie, że
gdy Benedykt - ocalały z pogromu 1003 r. mnich wspólnoty między­
rzeckiej - po raz drugi wybrał się z Polski do Rzymu z wieścią
o męczeństwie współbraci, wraz z bardzo zacnym biskupem Ungerem
został na drodze ujęty i wysłany do Magdeburga, gdzie trzymano go
w klasztorze pod czujną strażą; był bowiem [wtedy] ostry zatarg
z królem Sasów [Henrykiem II], który obawiał się, iż podróż ich może
przynieść szkodę jego państwu. Zostawmy bez odpowiedzi pytanie,
czego obawiał się
król niemiecki czy arcybiskup magdeburski, za-
trzymując siłą polskie poselstwo (czyżby Bolesław Chrobry kon-
tynuował starania o koronę królewską?). Ze słów Brunona wynika
jednak w sposób niewątpliwy, że Unger znalazł się w Magdeburgu pod
przymusem. Prawdopodobnie został wtedy zmuszony bądź nakłonio­
ny, bądź w inny sposób przekonany do uznania kościelnego zwierzch-
nictwa Taginona.
Wymuszona czy dobrowolna - nie wiemy, czy Unger w ogóle
wrócił do swej diecezji - podległość Poznania wobec Magdeburga
obowiązywała według wszelkiego prawdopodobieństwa jedynie do
śmierci Ungera w 1012 r. Trudno sobie wyobrazić, by Chrobry,

77
mianując następcę Ungera, zgodził się
na jej dalsze pozostawanie poza
gnieźnieńską prowincją kościelną, a tym bardziej w składzie obcej,
magdeburskiej. Przynależność diecezji poznańskiej do polskiej prowin-
cji nie była później nigdy kwestionowana, a także - z jednym krótkim
i nieistotnym wyjątkiem z lat trzydziestych XII w. - nic nie słychać
o jakichkolwiek próbach podnoszenia przez Magdeburg swych rzeko-
mych praw metropolitalnych do Kościoła polskiego.
Zupełnie niedawno pojawił się w nauce niemieckiej pogląd rady-
kalnie modyfikujący nasze, mogłoby się wydawać po długich dysku-
sjach, niewzruszalne wyobrażenia o okolicznościach powstania ar-
chidiecezji gnieźnieńskiej i kościelnej organizacji państwa Bolesława
Chrobrego. Autorem nowej koncepcji jest mediewista z Frankfurtu
nad Menem Johannes Fried. Usiłuje on wykazać przede wszystkim, że
kościelno-organizacyjne wyniesienie Gniezna nastąpiło jak gdyby
przypadkowo, że pierwotnym zamiarem Ottona III, Sylwestra II,
a nawet samego Radzima-Gaudentego, było stworzenie metropolii dla
„Sklawinii" (Słowiańszczyzny zachodniej) w Pradze czeskiej, wreszcie
że założona ostatecznie w Gnieźnie metropolia okazała się począt­
kowo tworem nietrwałym i rychło zamarła. To nie w Gnieźnie,
a w Pradze, stolicy męczennika-biskupa Wojciecha, miał objąć rządy
arcybiskup św. Wojciecha, jak go, przypominamy, określono na syno-
dzie rzymskim z grudnia 999 r.
Ta szokująca hipoteza może się powołać na pewien przekaz
źródłowy, którego wartość jest jednak przez zdecydowaną większość
uczonych kwestionowana. Oto roczniki z Hildesheimu (Annales Hil-
desheimenses), źródło na ogół dobrze poinformowane, powstałe w po-
staci do dziś zachowanej wprawdzie dopiero w drugiej połowie XI w.,
ale w partiach obejmujących zjazd gnieźnieński oparte na niemal
zjazdowi współćzesnych, a obecnie zaginionych tzw. większych rocz-
nikach z Hildesheimu (Ann. Hildesheimenses maiores), informują pod
rokiem 1000, że, po pierwsze, cesarz Otton III przybył w celu modlitwy
(causa orationis) do św. Wojciecha, biskupa i męczennika do Slawii
w okresie Wielkiego Postu, po drugie, zwołał tam synod, na którym,
po trzecie, ustanowił lub urządził (disposuit) siedem biskupstw, po
czwarte, Gaudentego, brata św. Wojciecha, kazał ustanowić arcybi-
skupem w głównym mieście Słowian Pradze (in principali urbe
Sclavorum Praga), po piąte, za przyzwoleniem papieża rzymskiego
(licentia Romani pontificis), po szóste, na prośbę Bolesława księcia

78
czeskiego (causa petitionis Bolizlavonis Boemiorum ducis), wszystko
to zaś, po siódme, ze względu na miłość i cześć jego (Gaudentego)
czcigodnego brata, dostojnego biskupa i męczennika. Także w jedena-
stowiecznej interpolacji (dodatku) do kroniki akwitańskiego autora
Ademara z Chabannes można przeczytać, że Gaudenty został, na
prośbę Wojciecha, przez Ottona III mianowany arcybiskupem Pragi.
Ponieważ o Pradze jako stolicy arcybiskupiej Radzima-Gauden-
tego nic nie wspomina Thietmar, a także późniejsze źródła, odzwier-
ciedlające tradycję polską i czeską - Anonim Gall i Kosmas z Pragi,
roczniki polskie i czeskie - najczęściej uważano i uważa się nadal, że
rocznikarz hildesheimski dopuścił się grubszych przeinaczeń. Zamiast
siedmiu biskupstw powinno być pięć (Gniezno, Kraków, Wrocław,
Kołobrzeg, Poznań), zamiast Pragi powinno być Gniezno, zamiast
Bolesława czeskiego (III, 999-1003) - polski Bolesław Chrobry. Ale:
Podobne „poprawianie" tekstu źródłowego powstałego na bieżąco, praw-
dopodobnie jeszcze w tymże 1000 r., zdradza jedynie bezradność badacza
wobec niezrozumiałego dla niego przekazu (Tadeusz Wasilewski). Trze-
ba bowiem wiedzieć, że owe niezachowane do dziś większe roczniki
z Hildesheimu powstały niejako u boku biskupa hildesheimskiego
Bernwarda (993-1022), bliskiego współpracownika i zwolennika Otto-
na III, i doprawdy trudno przypuszczać, by rocznikarz mógł dopuścić
się tak istotnej deformacji rzeczywistości. Prawdą jest, że przekaz
dotrwał do naszych czasów w późniejszej wersji rocznikarskiej, praw-
dopodobnie nawet z końca XI w., ale roczniki z Hildesheimu, jak
wykazały dokładne badania źródłoznawcze, nie są jedynym zabyt-
kiem, który opierał się, przynajmniej w partiach dotyczących zjazdu
gnieźnieńskiego, na owym roczniku zaginionym.
Oszczędzę czytelnikowi tytułów i autorów tych innych, poza
Annales Hildesheimenses, dzieł, które według wszelkiego prawdopodo-
bieństwa zachowały tekst pierwotny; otóż większość z nich ma także
informację o Pradze, nie o Gnieźnie. Komplikuje to sprawę, gdyż nie
pozwala na przyjęcie najbardziej na zdrowy rozum logicznego wnios-
ku, jakoby Praga znalazła się na miejscu Gniezna dopiero po
1038/39 r., kiedy to relikwie św. Wojciecha znalazły się rzeczywiście
w Pradze i stopniowo upowszechniało się w Europie przekonanie, że
to właśnie Praga, a nie Gniezno, jest miastem św. Wojciecha. W tych
warunkach podstawienie Pragi w miejsce Gniezna już w 1000 r. byłoby
zrozumiałą pomyłką (G. Labuda). Z tego wszakże, co napisano wyżej,

79
zdaje się wynikać, że Praga znajdowała się tam już w większych
rocznikach z Hildesheimu, powstałych w pobliżu biskupa Bernwarda
około 1000 r.
Wolno oczekiwać dalszej dyskusji. Tutaj wróćmy do wspomnianej
hipotezy J. Frieda, który w pełni „zrehabilitował" informację Rocz-
ników hildesheimskich. Zdaniem tego uczonego Praga miała być
siedzibą Radzima-Gaudentego, a zatem głównym ośrodkiem kościel­
nym całej Słowiańszczyzny (zachodniej). Prawdopodobnie tę wiado-
mość przekazał Otton III Bolesławowi Chrobremu w drodze z Iławy
do Gniezna. Łatwo wyobrazić sobie zaskoczenie polańskiego władcy.
W bliżej nie wyjaśnionych okolicznościach Bolesławowi udało się
doprowadzić do zmiany decyzji. Czy tylko przeżycie, jakiego Otton
doznał u grobu św. Wojciecha, doprowadziło do doniosłej dla Polski
zmiany decyzji, czy też raczej względy natury politycznej (Bolesław
Chrobry był dla Ottona znacznie ważniejszym partnerem niż słaby
czeski Bolesław III) przeważyły szalę? - trudno dociec. Polański
władca kolejny raz wykazał, że jest monarchą wielkiego formatu.
Musiał jednak - zdaniem Frieda bardzo niechętnie, jako że miał
przecież własnego kandydata, Ungera - zgodzić się na objęcie godno-
ści arcybiskupiej przez „przywiezionego w teczce" Radzima-Gauden-
tego. „Pyrrusowe zwycięstwo", zdaniem Frieda; żadna ze stron nie
została w pełni usatysfakcjonowana. Stąd, według tego uczonego,
lodowate stosunki pierwszego metropolity z monarchą, o czym była
już mowa. Niemiecki uczony posunął się nawet do zakwestionowania
czegoś, co w dotychczasowej nauce przyjmowane było za pewnik i do
czego zwłaszcza w Polsce, szczególnie w roku jubileuszowym, przy-
kłada się duże znaczenie: Czy w ogóle - pyta on - arcybiskupstwo
gnieźnieńskie przyjęło się i rozwinęło działalność przed swym „od-
nowieniem" pod koniec XI w., skoro - jak uważa - po 1000 r. brak
jakichkolwiek wiadomości źródłowych o nim. Otóż istotnie, takich
wiadomości jest bardzo niewiele, ale nie jest prawdą, by ich w ogóle
nie było.
J. Fried nie dostrzegł na przykład wiadomości rocznika kapituły
krakowskiej zapisanych pod latami 1027 i 1028 o śmierci arcybiskupa
Hipolita (następcy Radzima-Gaudentego?), ordynacji na jego miejsce
Bossuty i śmierci arcybiskupa Stefana już w roku następnym.
Wprawdzie trzech arcybiskupów w ciągu dwóch lat wydaje się rzeczą
dziwną i nie brak było prób dowodzenia, że Hipolit i Bossuta byli

80
16. Memleben - ruiny kościoła Najświętszej Marii
Panny (XIII w.), nawa środkowa. Z Memleben przybył
do Polski biskup Unger

arcybiskupami nie Gniezna, lecz Krakowa (rzekomego obrządku


słowiańskiego, który miał zdaniem niektórych uczonych przetrwać
tam przez pewien czas po założeniu biskupstwa łacińskiego), ale jest to
nad wyraz wątpliwe. W każdym razie trudno podtrzymywać tezę
o całkowitym braku świadectw źródłowych o archidiecezji gnieźnieńs­
kiej po 1000 r. Przypomnijmy jeszcze w tym kontekście znany nam już
przekaz Galla Anonima o klątwie rzuconej przez Radzima-Gauden-
tego na Polskę (w wersji Długosza: na Gniezno). Nie wiadomo
wprawdzie, kiedy to miało nastąpić, tym bardziej że rok śmierci
Radzima nie jest znany (1006, 1012, 1022?). Również fakt pochowania
Radzima-Gaudentego w gnieźnieńskim kościele katedralnym, po-
świadczony przez Kosmasa z Prag~ oraz pożar tego kościoła,
odnotowany pod rokiem 1018 przez Thietmara, nie przemawiają za
tezą Frieda.

6 Bolesław Chrobry 81
Jednym z argumentów przeciwników rewolucyjnej tezy J. Frieda
było to, że przecież Praga miała w 1000 r. swojego biskupa (Thiedaga),
podlegającego arcybiskupowi mogunckiemu Willigisowi. Jakże zatem
można było myśleć o wyniesieniu Pragi do godności metropolitalnej
ponad ich głowami? Otóż skoro Willigis wyraził zgodę na założenie
metropolii gnieźnieńskiej, która obejmowała przecież Wrocław i Kra-
ków wchodzące w skład jego metropolii (źródła o takiej zgodzie co
prawda nie wspominają, ale zgodnie z tym, co pisaliśmy powyżej
o sytuacji Willigisa w tym czasie i o jego możliwym udziale w podróży
do Gniezna, jest to zupełnie prawdopodobne), mógł zgodzić się - choć
zapewne z jeszcze mniejszym entuzjazmem - na rezygnację z Pragi.
Pamiętajmy, że diecezja praska dopiero od 973 r. wchodziła w skład
mogunckiej prowincji kościelnej i że nie miała łączności terytorialnej
z pozostałymi diecezjami prowincji. Co zaś do biskupa praskiego
Thiedaga, to na uwagę zasługuje, że gdy tylko tron praski objął
w 999 r. Bolesław III (który, zgodnie z informacją roczników z Hildes-
heimu, wystąpić miał z inicjatywą powołania w Pradze metropolii),
znalazł się on w stanie ostrego konfliktu z władcą, a nawet musiał
uchodzić z kraju. Być może Bolesław III pragnął się go pozbyć
i usunąć w ten mało subtelny sposób przeszkodę do erygowania
w Pradze metropolii pod pastorałem Radzima-Gaudentego.
Bolesław Chrobry, zgodnie z tą koncepcją, przechwycił zatem
(w Gnieźnie, a może już nieco wcześniej) inicjatywę swego czeskiego
imiennika i doprowadził do powstania arcybiskupstwa i metropolii
w Gnieźnie. Niewykluczone jednak, i tę hipotezę wolno uważać za
niemal równie sensacyjną jak omówioną co dopiero hipotezę J. Frieda,
że wkrótce po 1000 r. Chrobry próbował jak gdyby nawiązać do
praskiej koncepcji Bolesława III. Na początku 1003 r. książę polański
zajął zbrojnie Pragę z Czechami, pozbywszy się Bolesława III (zob. ni-
żej, s. 108). Wprawdzie nie utrzymał się tam zbyt długo i już w 1004 r.
wraz z wojskami polskimi wypadło mu opuścić Pragę i Czechy, ale
Gall Anonim zanotował w około sto lat po tych wydarzeniach (i tu
musimy zacytować po łacinie): Numquid non ipse Morauiam et Bohe-
miam subiugavit et in Praga ducalem sedem obtinuit, suisque eam
suffraganeis deputavit (I,6). W przekładzie Romana Grodeckiego,
poprawionym przez Mariana Plezię, zdanie to otrzymało następującą
postać: Czyż to nie on [Chrobry] ujarzmił Morawy i Czechy, a w Pra-
dze stolec książęcy zagarnął i swym zastępcom go poruczył.

82
Jeżeli porównamy ostatni fragment w oryginale i w polskim
tłumaczeniu, odnajdziemy pewną rozbieżność czy nieścisłość. Polski
tłumacz przełożył słowo sujfraganeis jako „zastępcom", a deputavit
jako „poruczył". Tymczasem łacińskie suffragan może istotnie w śred­
niowieczu oznaczać po prostu „zastępcę, pełnomocnika'', przede
wszystkim jednak jest terminem technicznym z zakresu organizacji
kościelnej, oznaczając „sufragana, biskupa diecezjalnego, podporząd­
kowanego metropolicie". Gdy kilka rozdziałów dalej (1,11) Gall
napisał zdanie, które - jak jeszcze zobaczymy - spowodowało masę
domysłów i do dziś nie zostało w sposób przekonywający wyjaśnione,
zdanie - dodajmy - którego treść być może łączy się bezpośrednio
z poprzednim (1,6), użył terminu sujfraganeis już bez cienia wątpliwości
w tym drugim, kościelnym znaczeniu: suo tempore Polonia duos
metropolitanos cum suis sujfraganeis continebat (za jego [Chrobrego]
czasów Polska miała dwóch metropolitów wraz z podległymi im
sufraganami).
Przychylamy się zatem do opinii Tadeusza Wasilewskiego, iż
Chrobry w Pradze ustanowił nie swoich zastępców, lecz sufraganów,
co prowadzi do wniosku, że zamyślał reorganizację Kościoła cze-
skiego, prawdopodobnie poprzez połączenie z polskim. Czy biskup-
stwa czeskie miały podlegać metropolii gnieźnieńskiej czy też siedziba
metropolity miałaby zostać - zgodnie z pierwotnymi zamiarami
Bolesława III, Ottona III i Sylwestra II - przeniesiona do Pragi,
sprawa pozostaje otwarta. Nie zapominajmy wszakże, że Praga, jedyne
wówczas naprawdę wielkie miasto Słowiańszczyzny zachodniej, pod
każdym względem przewyższała Gniezno.
Czy wreszcie, by już do końca przedstawić zupełnie niedawne
propozycje badawcze J. Frieda (które, gdyby się przyjęły w nauce,
oznaczałyby spory przewrót w naszej wiedzy o roku 1000 i jego
konsekwencjach), dylematy i wahania Chrobrego w sprawie gnieźnień­
skiej nie doprowadziły do faktycznego zamarcia archidiecezji polskiej,
o której działalności rzeczywiście przez większą część XI w. tak mało
(choć nie zupełnie, jak chce Fried, nic zgoła) wiadomo?
Nie przychylamy się do tej skrajnej tezy, choć przyznajemy, że
wywody J. Frieda przyczyniły się bardzo do wykazania złożoności
problematyki początków polskiej organizacji metropolitalnej. Mimo
splendoru zjazdu gnieźnieńskiego wielu problemów nie udało się
rozwiązać. W grę wchodziły sprzeczne interesy wielu stron i nawet

83
wola przejętego swoją wielką wizją młodego imperatora oraz niewąt­
pliwa chęć współpracy ze strony polańskiego władcy nie były w stanie
ich pogodzić. Gdyby zresztą los wyznaczył Ottonowi III dłuższe
życie ... ; nie jest zadaniem historyka rozważanie niezrealizowanych
możliwości dziejowych, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że gdyby
powiodła się realizacja jego planów, dzieje Europy potoczyłyby się
chyba w lepszym, niż to miało miejsce w rzeczywistości, kierunku.
Przyznać musimy wielokrotnie tu wspominanemu Johannesowi
Friedowi, że w jednym jeszcze, bardzo ważnym, punkcie zapropono-
wał tezę frapującą. Otóż jego zdaniem rezultatem zjazdu gnieźnień­
skiego było nie tylko wyniesienie Bolesława Chrobrego do statusu
niemal królewskiego i nie tylko stworzenie regularnej (mimo pod-
niesionych perturbacji) organizacji kościelnej w Polsce, lecz również
nadanie społeczności, nad którą panował Chrobry, imienia „Polska,
Polacy" (Polonia, Po/oni). Istotnie, uczeni dawno już zauważyli, że
nazwy te, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawiają się
w źródłach (przede wszystkim obcego, ale także - choć te są zrazu
nader rzadkie - rodzimego pochodzenia) około 1000 r., raczej już po
nim. Uprzednio autorzy musieli się nagłowić, jakim mianem należy
określić nowy, od czasów Mieszka I, organizm polityczny nad Wartą
i Wisłą i jego mieszkańców. Widukind pisał o Licikavikach, Ibrahim
ibn Jakub o Mieszku I jako „królu północy". W Dagome iudex
znajdujemy „państwo gnieźnieńskie" (civitas Schinesghe). Autor z dale-
kiej Bawarii określił Mieszka I mianem „księcia Wandalów". Na
znanej już nam miniaturze w Ewangeliarzu z Reichenau nad postacią
mającą symbolizować zapewne kraj Bolesława Chrobrego nie widnieje
napis Polonia lecz Sclavinia (kraj Słowian). Podobnie w roczniku
niemieckim (Roczniki ałtajskie większe) Mieszko I jest „księciem
słowiańskim".
W starotestamentowej Księdze [proroka] Izajasza (62,1-4 i 65,15),
która wywarła, jak wiemy m.in. dzięki wywodom J. Frieda, znaczny
wpływ na Ottona III, mowa jest o zmianie imienia Narodu Wy-
branego: Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją
wszyscy królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Jahwe
oznaczą. Będziesz prześliczną koroną w rękach Jahwe, królewskim
diademem w dłoni twego Boga. Nie będą więcej mówić o tobie
„Porzucona", o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona". Raczej cię
nazwą „Moje (w niej) upodobanie", a krainę twoją „Poślubiona".

84
Albowiem spodobałaś się Jahwe. I powtórnie: Pozostawicie swe imię
moim wybranym na przekleństwo: (Tak niechaj cię zabije Jahwe, Pan!)
Sługom zaś moim nadadzą inne imię.
Realne działanie w typologicznym kontekście [ ...] [cesarz] wypełniał
wspólnie z Bolesławem Chrobrym typologicznie i rytualnie egzegezę
proroctwa Izajasza [ ... ]: on sam jako „ojciec", Bolesław jako „syn",
koronacja jako „zwycięstwo" Kościoła dzięki męczennikowi Wojciechowi.
[ ...] Zmiana imienia [Polski i Polaków J z różnych powodów narzucała
się.
Godność Polski i jej władcy, podkreślona nadaniem nowego
imienia została przez obie uniwersalne władze, papieża i cesarza, uznana
przed całym światem po wsze czasy (J. Fried).

5. Z Gniezna do Akwizgranu?
Dokładnej daty zjazdu gnieźnieńskiego źródła
nie przekazały, ale
można ją zrekonstruować w sposób niemal pewny: 6 lutego 1000 r.
cesarz przebywał jeszcze w Ratyzbonie, 23 marca był już w Magdebur-
gu. Jedyny zachowany (choć nie w oryginale, lecz jedynie w późnych
i błędnych kopiach) dokument wystawiony przez Ottona III w trakcie
pobytu w Gnieźnie nosi uszkodzoną datę, zawierającą słowo idy
marcowe. Znaczy to, że zgodnie z rzymskim kalendarzem mógł zostać
wystawiony w okresie od 8 do 15 marca 1000 r. Tak ważne sprawy, jak
wyniesienie Bolesława, ogłoszenie założenia metropolii i kilku bi-
skupstw, mogły być w tej epoce ogłaszane w „dzień Pański'', czyli
niedzielę. Jedyna niedziela w marcu 1000 r., którą można było datować
idami, przypadła na 10 marca. W liturgii kościelnej niedziela ta (IV
niedziela Wielkiego Postu) nosiła miano Laetare Hierusalem - „Raduj
się, Jerozolimo!". Jeżeli dać wiarę świadectwu Galla Anonima o trzy-
dniowych uroczystościach zorganizowanych na cześć cesarza i uznać,
co wydaje się oczywiste, że sam uroczysty akt musiał zostać poprze-
dzony szczegółowymi naradami, można ostatecznie całe spotkanie
w Gnieźnie 1000 r. datować na dni od 8 do 10 marca 1000 r.
Roczniki z Kwedlinburga twierdzą co prawda, że cesarz odmówił
przyjęcia od polskiego gospodarza jakichkolwiek darów, jako że
przybył non rapiendi nec sumendi, sed dandi et orandi causa (nie w celu
brania, lecz dawania i modlitwy). Nie damy temu wiary, nie tylko

85
-
17. Akwizgran (Aachen) - kaplica pałacowa Karola Wielkiego,
czona w 798 r. Wystrój z epoki wilhelmińskiej
-
ukoń­

dlatego, że taki np. Thietmar pisze coś przeciwnego, ale rówmez


dlatego, że wymiana podarunków w trakcie podobnych spotkań była
wówczas czymś zupełnie naturalnym, a nieprzyjęcie daru byłoby
równoznaczne z ciężką obrazą drugiej strony. Najbardziej cesarz był
ponoć uradowany z przekazanych mu przez Bolesława 300 dobrze
uzbrojonych żołnierzy - była to wówczas siła niemała. Sam Bolesław

86
towarzyszył cesarzowi w drodze powrotnej. Według Thietmara aż do
Magdeburga, gdzie wspólnie z cesarzem obchodzili Niedzielę Palmową
(24 marca). Niewykluczone wszakże, że jeszcze dalej.
Z Magdeburga bowiem cesarz przybył do Kwedlinburga, gdzie
święcił Wielkanoc (31 marca) i odbył synod kościelny. Roczniki
z Kwedlinburga twierdzą, że Bolesław znajdował się tam jeszcze
w otoczeniu cesarza. Następnie, zapewne przez Heiligenstadt
(w Turyngii) i Tribur, może także Moguncję i Kolonię, udał się do
Akwizgranu. Poświadczony tam jest 1 maja. W Akwizgranie nastąpiło
wydarzenie, które zbulwersowało współczesnych i rzuca znamienne
światło na osobowość Ottona III. Jak pisze Thietmar (IV,47): ponieważ
nie miał pewności, gdzie spoczywają zwłoki cesarza Karola [Wielkiego],
przeto w miejscu, w którym przypuszczał, iż się znajdować powinny,
kazał zerwać w tajemnicy posadzkę i kopać, aż je znaleziono w pozycji
siedzącej na tronie królewskim. Następnie zabrał złoty krzyż, który
wisiał na szyi zmarłego wraz z częścią szat jeszcze nie zbutwiałych,
resztę zaś włożył z wielkim szacunkiem z powrotem do grobu.
Jedno ze źródeł wie, że nastąpiło to w Zielone Świątki (19 maja).
Inne, wiarygodne, bo opierające się na relacji jednego z uczestników
tego wydarzenia, informuje, że wraz z cesarzem do krypty w akwiz-
grańskiej kaplicy pałacowej zeszło dwóch biskupów i jedna osoba
świecka. Nie będziemy się zastanawiali nad motywami, jakie skłoniły
cesarza do tego niezwykłego czynu; czyżby pragnął symbolicznie „zdać
sprawozdanie" swemu wielkiemu poprzednikowi ze swej misji do
Polski? Według najnowszej interpretacji (Knut Gorich) Otton III
myślał o kanonizacji swego wielkiego poprzednika i pragnął uzyskać
relikwie (zabrał ponoć jeden ząb).
Nie wspominalibyśmy o tej całej dość tajemniczej i niezwykłej
sprawie, gdyby nie to, że w jednej z wersji kroniki akwitańskiego
autora Ademara z Chabannes znajduje się późniejsza notatka, zgodnie
z którą Otton III darował królowi Bolesławowi złoty tron Karola
Wielkiego w zamian za ramię św. Wojciecha. Wprawdzie kronikarz
francuski czy raczej interpolator kroniki Ademara przedstawił sprawę
tak, jak gdyby najpierw cesarz „wysłał" Bolesławowi ów tron, a na-
stępnie Bolesław posłał cesarzowi relikwię Wojciechową, ale raczej
(zgodnie z polską tradycją) należy przyjąć, że ramię św. Wojciecha
otrzymał cesarz już w Gnieźnie. Zresztą pobyt cesarza w Akwizgranie
trwał około 5 tygodni i takie obdarowywanie się na odległość byłoby

87
niemożliwe ze względów czasowych. Ponieważ w dodatku dobrze na
ogół poinformowane roczniki z Kwedlinburga twierdzą, że Bolesław
dopiero z Akwizgranu, obdarowany przez cesarza, ruszył w drogę
powrotną, wolno zakładać, że obdarowanie Chrobrego tronem Karola
Wielkiego (bądź, chciałoby się przypuszczać, jego repliką), o ile
rzeczywiście miało miejsce, dokonało się na miejscu, w Akwizgranie.
O tronie tym brak niestety jakiejkolwiek wieści w polskich źródłach.
O ile informacja interpolatora kroniki Ademara z Chabannes za-
sługiwałaby na wiarę, mielibyśmy do czynienia z kolejnym, doniosłym,
znaczącym symbolicznie, skutkiem zjazdu gnieźnieńskiego.
Rozdział V

PIĘCIU BRACI MĘCZENNIKÓW

Nie wiemy dokładnie, co porabiał nasz Bolesław przez niemal


dwa lata po powrocie z Akwizgranu. Prawdopodobnie wszczął
starania w Kurii rzymskiej o koronę, której z takich czy innych
względów nie uzyskał w Gnieźnie od Ottona III. Z samym ce-
sarzem już się więcej nie spotkał; ten z Akwizgranu udał się
pod koniec maja w dalszą podróż, docierając w drugiej połowie
czerwca do Italii. Tam 24 stycznia 1002 r. zastała go przedwczesna
śmierć.
Zanim to jednak nastąpiło, Chrobry udowodnił, że nie zapomniał
o swych obowiązkach misyjnych mimo fiaska misji św. Wojciecha.
Zapewne wkrótce po zjeździe gnieźnieńskim zwrócił się do cesarza
o przysłanie misjonarzy, którzy mogliby kontynuować dzieło Woj-
ciechowe. Pod koniec 1001 r. wyruszyło do Polski dwóch eremitów,
członków wspólnoty z Pereum koło Rawenny - Benedykt i Jan.
Wyjazd do dalekiej Polski nastąpił na prośbę czy wręcz z polecenia
samego cesarza, który właśnie w 1001 r. przebywał dłuższy czas
w Rawennie, miał więc bez wątpienia możliwość zapoznania się
z życiem wspomnianej wspólnoty, które było nadzwyczaj surowe.
W Pereum przebywał także dobry znajomy cesarza, członek jego
kapelanii, Brunon z K werfurtu. On także był gorącym orędownikiem
misji w krajach słowiańskich i bałtyckich, później sam zasłynął jako
misjonarz, zginął z rąk pogan - postępując śladami Wojciecha, na
nieco innym terenie - w 1009 r.
Bolesław Chrobry przyjął zakonników z radością i kazał dla nich
zbudować pustelnię na zachodniej rubieży swego państwa, na terenie
diecezji poznańskiej biskupa Ungera, na pograniczu z Wieletami.

89
18. Bolesław Chrobry i Pięciu Braci Polskich. Obraz w nawie bocznej kościoła
klasztornego kamedułów w Bieniszewie koło Konina

Najczęściej lokalizuje się ten erem w Międzyrzeczu nad Obrą


(w późniejszych wiekach tradycja wskazywała na dwie inne miej-
scowości jako miejsca domniemanego klasztoru i męczeństwa eremi-
tów: Kazimierz Biskupi koło Konina i Kaźmierz pod Szamotułami, na
zachód od Poznania, obie te miejscowości oddalone były jednak od
granicy wieleckiej, a Kazimierz Biskupi dodatkowo leżał w archidiece-
zji gnieźnieńskiej, gdy tymczasem, jak zobaczymy, obecność Ungera
na uroczystościach pogrzebowych męczenników każe szukać eremu
w granicach jego diecezji).
Już w Polsce do braci z Italii dołączyło dwóch polskiego po-
chodzenia (Izaak i Mateusz) oraz przynajmniej dwóch uczniów.
W powstałym około 1040 r. Żywocie św. Romualda (założyciela
klasztoru w Pereum), pióra Piotra Damianiego, znajdujemy wiado-
mość, iż Bolesław [Busclavus], pragnąc koronę swego królestwa przyjąć
z Rzymu, zaczął zabiegać z pokorną prośbą u czcigodnych mężów o to,
by przekazali od niego papieżowi bogate dary i przywieźli mu koronę ze

90
Stolicy Apostolskiej. Oni, odmawiając zdecydowanie wypełnienia królew-
skiej petycji odparli: „Zostaliśmy wybrani do stanu kapłańskiego i nie
wolno nam rozmawiać w sprawach świeckich"; pozostali z taką [od-
powiedzią] króla i wrócili do celi.
Do relacji Piotra Damianiego, który sprawy „polskich" eremitów
znał tylko z dalekiego zasłyszenia, trudno przywiązywać nadmierną
wagę. Zgodnie z chronologią w jego dziele, poselstwo do Rzymu
wypadło przed zamordowaniem współbraci w listopadzie 1003 r. (zob.
niżej). Czy granicząca z impertynencją odmowa spełnienia życzenia
Bolesława Chrobrego miała jakieś głębsze podłoże? Johannes Fried
mocno akcentuje pewien chaos czy brak jasności w Kościele polskim
po 1000 r. Pomiędzy Radzimem-Gaudentym a Ungerem trwał praw-
dopodobnie spór, a przynajmniej napięte stosunki. Radzim, jako
arcybiskup narzucony przez cesarza i papieża, nie cieszył się sympatią
Chrobrego. To zaś zapewne nie przysparzało temu ostatniemu sym-
patii w Rzymie. Śmierć Ottona III pozbawiła Chrobrego cesarskiego
sprzymierzeńca w staraniach o koronę, choć nawiasem mówiąc, wcale
nie jest takie pewne, czy istotnie popierał on w sposób konsekwentny
starania polskiego księcia o koronę. Przypomnijmy, że zdaniem
Karola Maleczyńskiego (zob. s. 61) cesarz odstąpił w Gnieźnie od
zamiaru wyniesienia Bolesława do godności królewskiej.
W późniejszych kronikach węgierskich zanotowano mało wiarygo-
dną tradycję, jakoby papież, nagabywany przez Węgrów i Polaków
o korony dla ich władców, podjął decyzję na korzyść Węgrów
i chociaż w tradycji tej (przejętej później również przez niektóre
roczniki polskie) jest sporo nieścisłości (zamiast Chrobrego występuje
Mieszko) i niejasności, faktem pozostaje przecież, że koronę królewską
przyznano węgierskiemu Stefanowi, a odmówiono jej naszemu Bole-
sławowi. Brunon z Kwerfurtu (Żywot Pięciu Braci, c. 21) zdaje się
poświadczać, choć nie wprost, że Bolesław Chrobry, tym razem za
pośrednictwem biskupa Ungera, ponownie, już po tragedii między­
rzeckiej z listopada 1003 r., czynił starania o nawiązanie stosunków
z papieżem, czyżby nie w sprawie koronacji? Jednocześnie z relacji
Brunona wynika najwyższe zaniepokojenie Henryka II, skoro po-
słowie - mnich Benedykt i biskup Unger - zostali po drodze
zatrzymani i internowani w Magdeburgu, w klasztorze pod czujną
strażą; był bowiem [wtedy] ostry zatarg z królem Sasów, który obawiał
się, że podróż ich może przynieść szkodę jego państwu.

91
19. Bolesław Chrobry i Pięciu Braci. Fragment polichromii na sklepieniu w kościele
parafialnym w Kazimierzu Biskupim koło Konina

Z napisanego przez Brunona z K werfurtu kilka lat po tych


wydarzeniach Żywota Pięciu Braci Męczenników wiadomo także, że
jeden z braci, Benedykt, został przez wspólnotę wysłany do Rzymu
w celu odszukania Brunona, który miał według umowy podążyć także
do PolskL wyposażony w uprawnienia niezbędne do rozpoczęcia
działalności misyjnej. Brat ten, zaopatrzony odpowiednio przez Bole-
sława, udał się zimą 1002/1003 r. do Italii, ale tymczasem gruntownie
zmieniła się sytuacja w Niemczech; stosunki polsko-niemieckie uległy
tak dramatycznemu zaostrzeniu, że sam Bolesław Chrobry, który
tymczasem zajął zbrojnie Czechy, zatrzymał tam swego wysłańca, nie
pozwalając mu kontynuować podróży. Benedykt wrócił, srebro prze-
znaczone na podróż oddał księciu, jednak na nieszczęście wiadomość
o tym bogactwie rozeszła się szerzej i zwabiła złoczyńców, którzy
w nocy z 10 na 11 listopada 1003 r. wymordowali całą wspólnotę
międzyrzecką. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył biskup
poznański Unger, który też z pewnością ogłosił Pięciu Braci Męczen-

92
ników świętymi. Ich relikwie zostały przeniesione do Gniezna, skąd
w 1038 r. wraz z relikwiami Wojciecha i Radzima wywieźli je Czesi.
Z Brunonem z Kweńurtu, o którym niezbyt wdzięczni Polacy nie-
mal zupełnie zapomnieli, spotkamy się jeszcze kilkakrotnie w tej
książce.
Rozdział VI

EKKEHARD Z MIŚNI

Po tragicznej śmierci Ottona III w styczniu 1002 r. rozpoczęło się


bardzo dla Niemiec i całego cesarstwa trudne bezkrólewie. Kłopoty
w Italii zaczęły się wcześniej. Śmierć zastała cesarza w niewielkiej
miejscowości Paterno, kilkadziesiąt kilometrów od Rzymu, który
musiał opuścić z powodu kolejnego powstania mieszkańców niezado-
wolonych z panowania „barbarzyńców" zza Alp. W północnej Italii
możni wkrótce obwołali królem jednego spośród siebie. O powadze
sytuacji może świadczyć to, że śmierć młodego cesarza przez pewien
czas trzymano w tajemnicy, by ściągnąć wystarczające siły do przebi-
cia się poprzez Alpy do Niemiec.
Nie było w Niemczech ówczesnych jasno określonych zasad
powoływania nowego władcy. Otton III nie był żonaty i nie miał
potomstwa. Rozgorzała walka kilku pretendentów do tronu. Naj-
poważniejszymi z nich było trzech: książę bawarski (od 996 r.) Henryk
IV, krewny Ottona III i jedyny w prostej linii przedstawicief dynastii
panującej w Niemczech od 919 r., książę szwabski Herman II z rodu
Konradynów (zm. w 1003 r.) i margrabia Miśni Ekkehard. Skom-
plikowanych dziejów tego bezkrólewia nie możemy tu przedstawiać.
Nieco uwagi musimy jednak poświęcić przynajmniej dwom kan-
dydatom: Henrykowi bawarskiemu, który ostatecznie zdobył koronę,
i Ekkehardowi. Dzieje Saksonii i Niemiec w tym momencie i za
sprawą tych dwóch książąt splotły się bardzo ściśle z losami Bolesława
Chrobrego i jego państwa.
Pod koniec X w., zwłaszcza zaś po wielkim powstaniu Wiele-
tów-Luciców i Obodrzyców, które obaliło na półtora stulecia panowa-
nie niemieckie w północnej części Połabia, wschodnia granica Niemiec,

94
tak jak to było wcześniej, do czasów dwóch pierwszych królów
z dynastii saskiej, Henryka I i Ottona I, oparła się na Łabie. Powstanie
nie objęło jednak południowej części Połabia, czyli obszarów zamiesz-
kanych przez plemiona serbskie i łużyckie, które były - w porównaniu
z ludami północnopołabskimi - mocniej zintegrowane z państwem
niemieckim. Na południowym Połabiu tylko tu i ówdzie zachowały się
jeszcze przez pewien czas rodzime, słowiańskie organizmy polityczne
Gak np., jak się najczęściej przyjmuje w nauce, władztwo znanego nam
już Dobromira na Górnych Łużycach, czyli w kraju Milczan), oczywiś­
cie pod zwierzchnictwem niemieckim. I choć słowiańska ludność
stopniowo zapoznawała się z wiarą chrześcijańską, o otwartym
pogaństwie nie mogło tam być mowy, a biskupstwa południowopołab­
skie, założone w 968 r. i włączone w skład wówczas erygowanej
metropolii magdeburskiej: miśnieńskie, żytyckie (Zeitz) i merseburskie
(biskupstwo merseburskie zostało zniesione w 981 r. i włączone do
archidiecezji magdeburskiej, reaktywowano je w 1004 r., biskupstwo
zaś w Żytycach zostało około 1030 r. przeniesione do bezpieczniej-
szego Naumburga nad Salą), istniały i rozwijały, na ile je stać było,
działalność, w przeciwieństwie do biskupstw środkowego i północnego
Połabia (brandenburskiego, hawelberskiego i stargardzkiego), których
pasterze, jako biskupi in partibus infidelium (w krajach niewiernych),
wiedli żywot tułaczy w Niemczech.
Podczas gdy na północy w gruzy rozsypał się pracowicie przez
Henryka I, a zwłaszcza Ottona I, budowany system marchii po-
granicznych, jako tej formy organizacyjnej, która najlepiej nadawała
się do zastosowania na tych niespokojnych i mało jeszcze ustabilizo-
wanych terenach, na południu system ten przetrwał. Przypomnijmy:
obszar środkowego i południowego Połabia wchodził do 965 r.
w skład wielkiej marchii zarządzanej przez margrabiego Gerona,
jednego z bardziej energicznych i bardziej bezwzględnych panów
niemieckiego pogranicza wschodniego. Ze schyłkiem rządów tego
właśnie Gerona wiąże się prawdopodobnie narzucenie stosunku trybu-
tarnego polańskiemu Mieszkowi I na rzecz cesarza. Po śmierci Gerona
(w 965 r.) jego marchia została podzielona na kilka mniejszych:
Marchię Północną, Wschodnią, czyli Łużycką, Serbską, czyli Miśnień­
ską oraz dwie pomniejsze - Żytycką i Merseburską. Na czele Marchii
Północnej, która doznała później ogromnego uszczerbku w rezultacie
wspomnianego powstania Słowian, stał Dytryk (Teodoryk) z rodu

95
Haldensleben (zm. w 985 r.), którego pycha i pogarda wobec Słowian
nawet w opinii kronikarzy niemieckich miała być główną przyczyną
wybuchu powstania. Z córką Dytryka, Odą, którą trzeba było w tym
celu zabrać z klasztoru, zawarł zapewne w 979 r. swoje drugie
małżeństwo Mieszko I. Wraz z nią i dwoma ich synami poddał on
około 990-992 r. główną część swojego państwa opiece papieża
(Dagome iudex).
Z margrabiów południowopołabskich warto przypomnieć przeło­
żonego marchii łużyckiej Hodona (965-993), niefortunnego przeciw-
nika Mieszka I z 972 r. spod Cedyni. Marchie miśnieńską, mersebur-
ską i żytycką połączył w jednym ręku Rygdag (982-985), którego
nieznana z imienia córka została na krótko pierwszą żoną Bolesława
Chrobrego. Po śmierci Rygdaga władzę w Miśni (ten nadłabski gród
był ostoją panowania niemieckiego na południowym Połabiu) objął
Ekkehard, syn Guntera (985-1002).
Otton III miał przeciwników nie tylko w Italii, lecz także w samych
Niemczech, nawet w Saksonii. Nie wszyscy bowiem panowie sascy
i bawarscy popierali „nową politykę wschodnią" cesarza, zwłaszcza
wobec Polski i Bolesława Chrobrego. Pamiętamy cierpką uwagę
kronikarza Thietmara: oby Bóg raczył wybaczyć cesarzowi za to, że
trybutariusza polskiego uczyni! panem, a zatem władcą suwerennym
(w średniowiecznym rozumieniu tego słowa), wyższym rangą od
wszystkich niemieckich książąt i margrabiów. Ustabilizowanie się
polskiej potęgi i uznanie jej przez cesarza stawiało granicę wszelkim
próbom podporządkowania Polski przez niemieckie czynniki politycz-
ne i kościelne, kładło kres ekspansji.
Myliłby się wszakże ten, kto by sądził, że Bolesław Chrobry miał
w Niemczech, także w Saksonii, samych tylko przeciwników. Fronty
walki politycznej w Niemczech przebiegały różnorodnie. Ewentualna
niechęć do księcia polskiego była często równoważona przez świado­
mość bliższego, znacznie bardziej w danym momencie dla Niemców
dotkliwego, niebezpieczeństwa - oczywiście wieleckiego czy szerzej:
połabskiego. Ponieważ niebezpieczeństwo to groziło również Polsce,
istniał trwały czynnik łączący Polskę i Niemcy; funkcjonował on
w pełni od około 996 r., kiedy to Bolesław walczył na czele polskich
posiłków u boku Ottona III na Połabiu.
Walka o następstwo po Ottonie III jeszcze wyraźniej utrwaliła
podziały. Początkowo mogło się wydawać, że Ekkehard, wyniesiony

96
ponoć przez „lud" do dawno zapomnianej godności „księcia Turyn-
gów", bliski współpracownik i osobisty przyjaciel zmarłego cesarza
(zawsze stał na czele wojsk tam, gdzie rozgrywały się najważniejsze dla
regencji, a potem dla Ottona III kampanie wojenne: przeciw Czechom,
Milczanom, Stodoranom, Krescencjuszom w Rzymie), ma znaczne
szanse w wyścigu do godności królewskiej. Do jego zwolenników
zaliczał się książę saski Bernard (Ekkeharda żoną była Swanhilda
z rodu Billungów), margrabia Marchii Wschodniej (Łużyckiej) Ge-
ron II (pasierb Ekkeharda), brat Ekkeharda Guncelin i biskup
Hildesheimu Bernward. Do najpoważniejszych przeciwników należeli
natomiast graf Liuthar z Walbeck, popierający Henryka bawarskiego,
i arcybiskup magdeburski Gizyler, popierający Hermana szwabskiego.
Ekkehard zraził sobie część opinii publicznej zbytnią butą; szala
zwycięstwa dość rychło, zwłaszcza po przedwczesnej śmierci Hermana
ze Szwabii, zaczęła się przechylać na stronę Henryka bawarskiego.
Na niekorzyść Ekkeharda działał brak bliższego dynastycznego
powiązania z Ottonami. Pokrewieństwo z Ludolfingami wprawdzie
prawdopodobnie istniało, ale - o ile tak było w istocie - było dość
odległe, uczeni przypuszczają bowiem, że Ekkehardyni (tak określa się
w nauce ród, z którego pochodził Ekkehard) wywodzili się od jednego
z niekoronowanych synów Henryka I. Pominiemy szczegóły dotyczące
wydarzeń burzliwego w Niemczech roku 1002. Bolesław Chrobry
obserwował je na pewno z napięciem. Jeszcze sprawa Ekkeharda nie
była ostatecznie przegrana, gdy 30 kwietnia 1002 r. został on zamor-
dowany w palacjum w Pohlde na pogórzu Harzu. Thietmar w swojej
kronice obarczył jedyną winą za ten czyn lokalnych grafów z Katlen-
burga. Czy maczał w tym palce Henryk IV? Trudno to stwierdzić, ale
nie sposób nie dostrzec, że on najbardziej na tym skorzystał. Nic nie
słychać też o ukaraniu sprawców zbrodni.
Gdyby margrabia chciał wytrwać w pokorze - napisał Thietmar
(V,7) - byłby pozostał ozdobą królestwa, ratunkiem ojczyzny, nadzieją
dla tych, co mu los swój zawierzyli, postrachem wrogów i w ogóle
najdoskonalszym człowiekiem. Jakże chwalebnie spędził swoje życie, on,
który od swojego władcy [Ottona III] otrzymał większą część lenna na
własność. On przywiódł Milczan z ich odwiecznej wolności do jarzma
niewoli. Pochlebstwem i groźbą uczynił księcia czeskiego Bolesława
o przydomku Rudy [Bolesław III, 999-1003] swoim wasalem, a innego
Bolesława [Chrobrego] swoim przyjacielem. Przez zgodny wybór ludu

7 Bolesław Chrobry 97
zasłużył sobie na stanowisko książęce w całej Turyngii. Miał za sobą
- z nielicznymi wyjątkami - wschodnich grafów oraz nadzieję na
królestwo. I do tak żałosnego końca przywiodło go to wszystko!
Tymczasem Bolesław, syn Mieszka, który zgoła nie dorastał ojcu,
radował się wielce z powodu śmierci margrabiego Ekkeharda - napisał
wkrótce potem Thietmar (V,9). Wiadomość to dziwna i zdaniem wielu
uczonych nieprawdziwa 1• Ekkehard był bowiem, co przecież sam
Thietmar podnosi, przyjacielem, sojusznikiem polskiego księcia, choć
może dziwne jest sformułowanie, że nastąpiło to poprzez narzucenie
woli Bolesławowi. Jak pisze Danuta Borawska, Ekkehard po mar-
grabiach Dytryku i Rykdagu „dziedziczył" odpowiedzialność za trwałość
sojuszu z Piastami, przymierza niezbędnego dla Sasów wobec stałego
posuwania się Połabian kosztem wschodnich granic cesarstwa w końcu
X wieku. Wiadomo (będzie jeszcze o tym mowa) przynajmniej o dwóch
koligacjach dynastycznych pomiędzy rodziną Ekkeharda a Piastami.
Syn Ekkeharda, Herman, poślubił w 1002 lub 1003 r. córkę Bolesława
Chrobrego i Emnildy, Regelindę, a sam Chrobry po śmierci Emnildy
poślubił w 1018 r. córkę Ekkeharda, Odę. Wydaje się, że związków
matrymonialnych pomiędzy rodem Ekkeharda a Piastami było w tej
dobie więcej.
Nie samego Ekkeharda, ale jego brata Guncelina, który w 1002 r.
pod naciskiem księcia polskiego objął po zamordowanym Ekkehar-
dzie Marchię Miśnieńską i dzierżył ją do 1009 r., Thietmar kilkakrot-
nie, jakby z naciskiem, określa jako „brata" (frater) Bolesława Chrob-
rego. Jest to zagadka, gdyż nie udało się dotąd znaleźć uzasadnienia
dla tego twierdzenia. Bezzasadne są dawniejsze próby wykazywania, że
Dąbrówka lub Oda z Haldensleben, a zatem któraś z żon Mieszka I,
zanim została poślubiona polańskiemu władcy, była już żoną ojca
Ekkeharda i Guncelina - Guntera. Niemiecki uczony Robert Holtz-
mann zaproponował inne wyjście: łacińskie frater niekoniecznie musia-
ło wówczas oznaczać brata, lecz również kuzyna lub szwagra, więc

1 Józef Mitkowski (1955) zgrabnie wybrnął z tego dylematu, proponując emendację

(poprawienie) tekstu Thietmara - zamiast laetatur (cieszył się) winno być jego zdaniem
luctatur (miotał się): Bolesław [ ...] miotał się z powodu śmierci. Pozostaje jednak faktem,
że w rękopisie (a kronika Thietmara jest jednym z nielicznych dzieł historiograficznych
tej doby, które zachowało się do XX w..w oryginale, spisanym pod dyktando
i z odręcznymi adnotacjami samego autora) jest laetatur. Z drugiej strony w oryginale
tym, jak wykazała krytyka naukowa, rozmaitych błędów rzeczywiście nie brakuje.

98
- jak mniemał - Guncelin mógł być mężem jakiejś nieznanej nam
z imienia siostry Bolesława Chrobrego. I ta teza z różnych względów
nie wydaje się zbyt prawdopodobna. Herbert Ludat znalazł jeszcze
inne, zgrabne wyjście: Bolesław i Guncelin byli z sobą spowinowaceni
w ten sposób, że poślubili dwie siostry, córki Dobromira milczańskiego
- Bolesław, jak wiadomo, Emnildę, imię żony Guncelina nie jest znane.
Dlaczego miałby Chrobry cieszyć się, jak chce Thietmar, ze śmierci
swego sojusznika? Czy nie zapowiadała ona, wobec spodziewanego
zwycięstwa Henryka bawarskiego, radykalnej zmiany w polityce
wschodniej Niemiec i kresu koncepcji ottońskiej? A może, jak sądzą
inni, Bolesław, jako wielki realista, uznając wybór Henryka za
nieunikniony bądź wielce prawdopodobny, usiłował się z nim „po
cichu'', nawet za plecami Ekkeharda, jakoś ułożyć? Wiadomo, jak
wielu niemieckich feudałów, duchownych i świeckich i za jaką cenę
musiał Henryk przeciągać na swoją stronę.
Na to pytanie nie uzyskamy prostej odpowiedzi. Dowiadujemy się
natomiast, dzięki nieocenionemu Thietmarowi, że Bolesław zebrawszy
wojsko, zajął natychmiast całą marchię Gerona [II] z tej strony Łaby oraz
gród Budziszyn wraz z przyległościami, dokąd wysłał swoich oblężników.
Następnie wtargnął do Strzały [Strehla nad Łabą] i próbował potajemnie
przekupić pieniędzmi Miśnian. Ci, żądni zawsze zmiany, dowiedziawszy
się pewnego dnia, że większa część załogi wyszła po paszę dla koni, wdarli
się pod wodzą Guncelina z Kuckenburga [brata Ekkeharda] przez
wschodnią bramę, tam gdzie mieszkali ludzie służebni, zwani po słowiańs­
ku wietnikami [Vethenici]. Tu zabiwszy najpierw Becekona, wasala grafa
Hermana, ruszyli wszyscy z bronią do jego domu, obrzucili okna ciężkimi
kamieniami i domagali się wśród krzyków, by im wydano na śmierć
dowódcę załogi, O zera. Na szczęście dla załogi, jednemu z rycerzy udało
się nakłonić napastników do wypuszczenia jej z grodu.· Następnie
przyzwali przez posłów Bolesława i przyjęli go, otwarłszy na oścież bramy.
Bardzo to interesujące świadectwo, dowodzące, że w Miśni na
początku XI w. istniał silny antagonizm pomiędzy niemiecką załogą
a słowiańską ludnością. Wietnicy byli ludnością służebną, używaną do
obrony grodu, w którego dolnej części byli zgrupowani. Ale przecież
nie tylko ludność słowiańskiego pochodzenia opowiedziała się czynnie
za Bolesławem: Bolesław, uniesiony tym powodzeniem, zajął i obsadził
swoimi załogami cały ów kraj ażpo rzekę Elsterę. Kiedy wszyscy nasi
połączyli się, aby mu stawić opór, ten fałszu pełen człowiek wysłał

7• 99
naprzeciw nich posła z oświadczeniem, że dokonał tego wszystkiego za
pozwoleniem i z upoważnienia księcia Henryka, że pod żadnym względem
nie będzie ciemiężył mieszkańców i że jeśli tylko Henryk obejmie władzę
królewską, to on zastosuje się we wszystkim do jego woli, w przeciwnym
zaś wypadku chętnie uczyni to, co im się będzie podobało. Kiedy nasi to
usłyszeli, uwierzyli pięknie brzmiącym słowom i na hańbę swoją udawszy
się do niego, jak gdyby do pana, zamienili wrodzoną cześć na uniżoność
i ciężką niewolę. I tutaj ·daje Thietmar wyraz swojemu oburzeniu nie
tylko na Bolesława
Chrobrego, przeciwstawiając jego postawie rzeko-
mą uniżoność Mieszka I wobec margrabiego Hodona, ale także na
stronników Bolesława w samej Saksonii, wtrącając znaną nam już
apostrofę przeciwko Ottonowi III (zob. s. 59), który z trybutariusza
uczynił polskiego władcę panem.
Oczywiście, choć Thietmar nie zmyślał wprost, był mistrzem
półprawd i przemilczeń. Wygodnie mu było tłumaczyć opowiedzenie
się części panów saskich po stronie Bolesława dezorientacją, wprowa-
dzeniem przez niego w błąd. Wiemy, że Bolesław dysponował bardziej
przekonanymi zwolennikami. Z zacytowanego fragmentu kroniki
Thietmara zdaje się jednak wynikać, iż Bolesław istotnie porozumie-
wał się z bawarskim pretendentem jeszcze przed definitywnym roz-
strzygnięciem kwestii następstwa tronu po Ottonie III. Jeżeli zaś do
porozumienia takiego doszło, to warunkiem, na jaki Henryk musiał
przystać, było zapewne zrzeczenie się na rzecz księcia polskiego jakiejś
części południowego Połabia, sądząc z późniejszego rozwoju wypad-
ków - najprawdopodobniej Łużyc i Milska.
Tymczasem Henryk bawarski, uwolniony od jednego z najpoważ­
niejszych rywali, poczynając sobie - trzeba przyznać - bardzo zdecy-
dowanie, przez Turyngię dotarł do Saksonii. W sierpniu 1002 r.
w Merseburgu panowie sascy uznali jego panowanie i złożyli mu hołd.
Przybył tam także Bolesław Chrobry. Bolesław tymczasem zabiegał
usilnie o nabycie grodu Miśni, choćby za największą sumę pieniędzy,
ponieważ jednak nie leżało to w interesie państwa, nie mógł wskórać
niczego u króla. To już bez wątpienia pewna przesada kronikarza.
Strategicznie ważnej Miśni Henryk II odmówił Chrobremu, ale to
tylko zdołał z trudem [Bolesław] uzyskać, że Miśnia przyznana została
jego bratu 2 Guncelinowi, a jemu pozostawiono Łużyce i Milsko.

2 O znaczeniu terminu „brat" w tym przypadku zob. wyżej, s. 98-99.

100
Zatem typowy kompromis: Bolesław nie otrzymał tego wszyst-
kiego, na co liczył, ale w każdym razie dwie ważne, sąsiadujące z jego
państwem prowincje, zamieszkane w przeważającej mierze przez
ludność słowiańską. O Łużyce i Milsko toczyć się będą wkrótce
długotrwałe boje pomiędzy Chrobrym a Henrykiem II. Sukcesem
polskiego władcy było w gruncie rzeczy powierzenie przez króla
Marchii Miśnieńskiej bratu znienawidzonego Ekkeharda, blisko
z władcą polskim związanego Guncelina. Trudno wątpić, że Łużyce
i Milsko otrzymał Chrobry w charakterze lenna.
Thietmar pisze, że Chrobry wyjeżdżał z Merseburga z bogatymi
darami. Trudno w to wątpić, gdyż taka była wówczas norma
podobnych spotkań. Zaraz jednak doszło do wydarzenia niespodzie-
wanego; które mogło (i miało zapewne w intencji sprawców) kosz-
tować życie polskiego władcę, a które rzuca cień na szczerość
i lojalność nowego króla Niemiec: Mój krewniak - napisał Thietmar
- margrabia Henryk [Henryk ze Schweinfurtu, margrabia bawarskiej
Marchii Północnej 3 w latach 980-1017, sojusznik Bolesława Chrob-
rego] sprzyjał bardzo temuż Bolesławowi i popierał go, jak tylko
mógł, z wielką życzliwością i przyjaźnią. Towarzyszył mu również,
kiedy ten po odprawie królewskiej odjeżdżał z bogatymi darami.
Wówczas to zauważył nagle nacierający na niego - Bogiem się
świadczę, bez wiedzy i zgody króla - tłum zbrojnych ludzi.
Kiedy starał się zbadać przyczyny tego tak niesłychanego gwałtu
i uśmierzyć go, by większa stąd nie wynikła szkoda, ledwie mu się
udało wyprowadzić bezpiecznie towarzysza przez wyważoną bramę
zewnętrzną. Spośród wojowników, którzy za nim podążali, niektórzy
padli ofiarą rabunku ze strony napierającego tłumu, inni zaś, ciężko
poranieni, uniknęli śmierci tylko dzięki pomocy księcia [saskiego]
Bernarda.
Thietmar nie byłby sobą, gdyby nie spróbował obarczyć częściową
przynajmniej winą za ten karygodny incydent, jaskrawie sprzeczny
z elementarnymi zasadami gościnności i obowiązkiem ochrony wasala
przez seniora, samą ofiarę: N a to jednak niebezpieczeństwo narazili się
oni z własnej
winy i nie bez słusznej przyczyny, skoro wszedłszy do
pałacu królewskiego w pełnym uzbrojeniu, wzbraniali się go opuścić, gdy
tego od nich zażądano.
3 Nie należy jej mylić z saską. Marchią. Północną.; bawarska leżała na pograniczu
z Czechami.

101
Thietmar, który uprzednio z takim naciskiem bronił Henryka II
przed zarzutem zorganizowania zamachu czy nawet wiedzy o nim, za
wszelką cenę szukał teraz winnego i doszedł, że w gruncie rzeczy
zawinili swą butą sami Polacy. Jeżeli nawet skłonni bylibyśmy uznać,
że prawdą jest, iż król nie wiedział o planowanym zamachu, on właśnie
- podobnie jak w przypadku zabójstwa Ekkeharda - był tym, który
najwięcej skorzystałby w przypadku, gdyby zamach się powiódł.
Zdarza się niekiedy, że gorliwi podwładni odczytują skryte życzenia
przełożonych i starają się je spełnić, tak jak potrafią. Na uwagę
zasługuje i to, że Thietmar nic nie pisze o jakichkolwiek próbach
ochrony czy obrony napadniętego orszaku polskiego przez wojska
samego króla - to Henryk schweinfurcki i Bernard saski pospieszyli
z odsieczą. Nic też nie słychać o jakiejkolwiek karze czy próbach
pochwycenia zamachowców przez króla.
Bolesław nie miał w każdym razie wątpliwości: Bolesław atoli,
przypuszczając, iż stało się to wskutek złośliwie uplanowanej zdrady,
bardzo to sobie wziął do serca i przypisywał wszystko n ie słusznie
królowi. Dlatego pożegnawszy Henryka [schweinfurckiego]4 i przy-
rzekłszy mu solennie pomoc na wypadek, gdyby jej kiedykolwiek
potrzebował, szybko podążył do domu. Kiedy przybył do grodu Strzały
[Strehla], natychmiast go podpalił i uprowadził w niewolę dużą liczbę
miejscowej ludności. Rozesławszy następnie swoich zaufanych, starał się
zbuntować kogo tylko mógł przeciwko królowi. Gdy to doszło do uszu
króla, prosił on usilnie ludzi ze swego otoczenia, by wywiedzieli się
o tajnych spiskach Słowianina i o ile możności starali się dostać w swoją
moc jego szpiegów (V,18-19).
Nie była to jeszcze otwarta wojna, ale widać wyraźnie, jaka
nieufność i niechęć wzajemna dzieliła obu władców. Wojna wisiała
w powietrzu, ale na razie nie rozpoczęła się. Henryk II ciągle umacniał
się w Niemczech i Italii. Trudno o większy kontrast: spotkanie
z Ottonem III w Gnieźnie zaledwie przed dwoma laty i niedawne
spotkanie z Henrykiem II w Merseburgu.
4 Niewykluczone, że zamach był skierowany także przeciw niemu. Już wkrótce

Henryk ze Schweinfurtu otwarcie wystąpił przeciw Henrykowi II. Bolesław Chrobry


udzielił mu wtedy bezpośredniej pomocy zbrojnej (zob. niżej, s. 114).
Rozdział VII

BOLESŁAW W CZECHACH
I POCZĄTEK WOJNY
Z HENRYKIEM II

Henryk II był nie lada jakim przeciwnikiem. Nie wiadomo


dokładnie, ile miał lat w chwili śmierci Ottona III; urodził się w 973 lub
978 r. Ojcem jego był książę bawarski Henryk Kłótnik, wnuk króla
niemieckiego Henryka I (919-936). Przygotowywany był, zapewne
z nakazu cesarza Ottona II, z którym Henryk Kłótnik wytrwale
wojował (przez dłuższy czas był nawet pozbawiony księstwa), podobnie
jak z regencją po śmierci Ottona II, do stanu duchownego, otrzymał
więc staranne wychowanie, raczej nietypowe w owych czasach dla
władcy. Potem jednak został przez ojca wciągnięty do spraw państwo­
wych, a po jego śmierci w 995 r. objął rządy w Bawarii jako Henryk IV.
Ód czasów Henryka I był pierwszym z królów niemieckich,
którzy startowali do tej godności ze stanowiska księcia plemiennego
i doświadczenia wyniesione z Bawarii wywarły wielki wpływ na
koncepcje polityczne przyszłego króla i cesarza. Oto jak uczony
niemiecki Johannes Fried scharakteryzował Henryka II: Cierpiący
od dzieciństwa, trapiony chorobami i kolkami [dodajmy od siebie:
chyba rychło pozbawiony złudzeń co do możliwości posiadania
potomstwa 1], stał się Henryk jednym z najbardziej świadomych swej

1 Zakładającw 1007 r. biskupstwo w Bambergu (we Wschodniej Frankonii),


wyposażył je Henryk Il niezwykle bogato, przede wszystkim ze swoich dóbr rodowych,
co raczej byłoby trudno zrozumieć, gdyby liczył się jeszcze wówczas z możliwością
uzyskania potomka.

103
20. Książę bawarski Henryk
Kłótnik, rywal Ottona II
i Ottona III, ojciec cesarza
Henryka II. Miniatura z rę­
kopisu w Bambergu. Książę
trzyma w dłoni Świętą Włó-
cznię

władzy [machtbewuBt] z wczesnoniemieckich cesarzy [ ...]. Raczej


ponury niż wesoły, raczej wyrachowany niż otwarty, niewątpliwie
w złośliwy i nielitościwy sposób dążył do osiągnięcia swych celów.
Niczego nie potrafił zapomnieć, niczego przebaczyć. Nikt nie był w stanie
go przechytrzyć [ ...]. Biograf Adalbold zaświadcza, że potrafił milczeć
i maskować się. Nawet przyjaciele nie wiedzieli, co zamierza. Jedno tylko
nie ulegało wątpliwości: polityki Ottona III nie kontynuował. Rzym
i Italia utraciły swoją rangę. Z Bizancjum nie wymieniono żadnego
poselstwa [ ...]. Potrzeby dnia znalazły się na pierwszym planie; nie jakaś
wizja Rzeszy, lecz świadoma swej potęgi polityka realna określała
działania Henryka: zmagania z arystokracją, wrogość do Bolesława
Chrobrego, zdobycie Burgundii [dokonało się to już po śmierci
Henryka II] i kościelna ranga jego Chrystopodobnej [Christ-nahen]
władzy królewskiej. Siłami Kościoła zreformował swoje państwo.

104
Czy przejście władzy od Ottona III do Henryka II było rzeczywiś­
cie tak wielkim przewrotem, jak to zwykło się sądzić? Odpowiedź na
to pytanie nie jest wcale taka łatwa. Sam Henryk II zawsze z wielką
rewerencją wypowiadał się o swym poprzedniku. Ale przejawy od-
mienności, i to o zasadniczym nawet znaczeniu, rzucają się w oczy.
Może nawet nie najważniejsza była zmiana Ottonowej dewizy Renova-
tio imperii Romanorum na Renovatio regni Francorum, choć lapidarnie
i znakomicie oddaje ona zasadniczą zmianę perspektywy politycznej:
nie cesarstwo Rzymian, lecz królestwo Franków, oczywiście: wschod-
nich, teutońskich, miało być podmiotem dziejów i celem działalności
króla. Otton III wiele czasu spędził w ukochanej, a tak wobec niego
niewdzięcznej Italii; tam w Italii, w Rzymie, miało bić serce jego
wymarzonego imperium 2• Henryk II do Italii udawał się rzadko, na
krótko; godność cesarską uzyskał dopiero w 1014 r. Niemcy stanowiły
podstawę jego potęgi. Kościół niemiecki zawdzięcza Henrykowi II
bardzo wiele, ale bardzo wiele też władca odeń wymagał i rządził nim
twardą ręką. W przeciwieństwie do Ottona III, którego właściwie
pociągały tylko kierunki eremickie, przywiązywał ogromną wagę do
ruchu zakonnego.
Otton III był władcą miłosiernym, do drastycznych posunięć
Gak kara w stosunku do antypapieża i przywódców powtórnej
rebelii w Rzymie) uciekał się wyjątkowo. Cechy wspaniałomyślności
(magnanimitas), łagodności (clementia) i miłosierdzia (misericordia),
wyrażające się najpełniej w przebaczaniu i przywracaniu do łask
przeciwników, były wysoko cenione w średniowieczu i oczekiwano
ich (nie w nadmiernych granicach) od władcy. Nowy władca przyniósł
z sobą zupełnie inne pojęcie godności monarszej i już współcześni
byli niemile zaskoczeni niebywałą surowością Henryka II w trak-
towaniu przeciwników (czyżby był to uraz psychiczny wyniesiony
z dziecinnych doświadczeń Henryka, gdy jego ojciec był surowo
karany przez Ottona II?). Lista tego typu zachowań Henryka II
w Rzeszy jest długa. Wydaje się, że brak wspomnianych cech oso-
bowościowych rzutuje także na stosunki Henryka II z Bolesławem
Chrobrym. Będzie o tym jeszcze mowa. Henryk Il, jak wykazał
ostatnio Gerd Althoff, dopiero w wyniku nagłej i ciężkiej choroby,
jaka go powaliła w 1013 r., uprzytomnił sobie do pewnego stopnia
2 W czasach późniejszych dopiero Fryderyk Barbarossa (1152-1189) poświęcił tyle

czasu sprawom włoskim.

105
niedostatek monarszej łaskawości i wspaniałomyślności. Niewykluczo-
ne, zdaniem tego uczonego, że takie wydarzenia, jak pokój mersebur-
ski (1013) i budziszyński (1018) z Bolesławem Chrobrym oraz uwol-
nienie z więzienia Guncelina, podobnie jak wzmożone zabiegi monar-
chy o przyjęcie do różnych wspólnot kanoniczych, były rezultatem
napięć psychicznych i przeżyć chorobowych władcy (któremu w do-
datku w 1017 r. ciężko zachorowała żona Kunegunda). Aktów tych nie
wystarczyło wszakże, by współcześni zmienili zdanie o tej stronie
osobowości Henryka.
Nie znaczy to bynajmniej, by go nie szanowano, choć chyba
nieczęsto kochano. Thietmar z Merseburga, który dał bardzo dokład­
ny opis jego rządów do 1018 r., wyniósł władcę wysoko, solidaryzował
się z niemal wszystkimi, nawet bardzo kontrowersyjnymi jego decyz-
jami. Kronikarza łączyło z władcą wiele: jednakowe poglądy na
sprawy polityczne (zwłaszcza na Wschodzie) i kościelne, wskrzeszenie
przez Henryka biskupstwa merseburskiego i mianowanie nań Thiet-
mara w 1009 r. Potrafił Thietmar nawet, czego nie potrafiło i nie
chciało zaakceptować wielu jemu współczesnych, zrozumieć i uspra-
wiedliwić zawarcie przez króla chrześcijańskiego, jedynego władcy
Niemiec, który został uznany przez Kościół za świętego (1146), sojuszu
wojskowego z arcypogańskimi Lucicami przeciwko chrześcijańskiemu
bądź co bądź władcy polskiemu. Już wkrótce będzie o tym mowa.
Tymczasem państwo czeskie, tak wydawałoby się silne i umocnione
przez Bolesławów I i II, pod rządami kolejnego Przemyślidy, Bolesła­
wa III Rudego, wchodziło w okres rozprzężenia i walk wewnętrznych.
Czechy od kilku dziesięcioleci były ściśle związane politycznie i pod
względem kościelnym z Niemcami, co zresztą nie krępowało zbytnio
książąt czeskich w sprawach wewnętrznych. Od pewnego czasu,
szukając oparcia przeciwko władcom niemieckim i cesarzom z dynastii
saskiej, znajdowali je w Bawarii, nic też dziwnego, że dla Henryka II
państwo to było szczególnie ważnym czynnikiem politycznym, tym
bardziej że silne Czechy stanowiły przeciwwagę wobec niebezpiecznie
rozwijającej się potęgi Bolesława Chrobrego i jego państwa.
Według opinii Thietmara Bolesław III był władcą okrutnym
i gwałtownym. Miał on prześladować biskupa praskiego Thiedaga
(następcę św. Wojciecha), którego pod opiekę musiał przyjąć znany
nam już margrabia Ekkehard z Miśni. Prześladował także swych
braci, Jaromira i Oldrzycha (Udalryka); pierwszy z nich został

106
pozbawiony męskości, a drugiego ponoć usiłował zadusić w łaźni,
następnie wygnał ich wraz z matką Emmą do Niemiec, sam zaś gnębił
lud w sposób trudny do opisania. Pomijając na razie całą retorykę
i tendencyjność Thietmara, trudno nie dostrzec wyraźnej analogii
pomiędzy wygnaniem braci i matki przez Bolesława III czeskiego
a wcześniejszym o siedem lat wygnaniem macochy i przyrodnich braci
przez Chrobrego. Tym razem jednak wzburzony lud wezwał przeciw
Bolesławowi III bliżej nieznanego Włodziwoja (dawniej uważano
niekiedy, że wywodził on się z Piastów, raczej jednak był Przemyślidą,
może z jakiejś bocznej linii). Thietmar jego postać przedstawia
w barwach jeszcze ciemniejszych niż Bolesława III: Tę żmiję jadowitą,
traktującą swoich poddanych bez żadnego poszanowania prawa, wybrał
on [lud czeski] jednomyślnie z uwagi na pokrewieństwo oraz wielką
sympatię i wypędziwszy owego królika, to znaczy Bolesława, posadził go
na jego tronie. Z jego życia przytoczę jeden tylko rys niewiarygodny i nie
nadający się zgoła do naśladowania przez żadnego chrześcijanina,
a mianowicie, że nie mógł on wytrzymać nawet jednej godziny bez picia.
Bolesław Rudy schronił się do swojego najbliższego sąsiada, wspo-
mnianego już margrabiego bawarskiej Marchii Północnej Henryka ze
Schweinfurtu, w tym czasie już otwarcie występującego przeciw
Henrykowi II. Henryk zrazu uwięził go, później wszakże uwolnił,
ponieważ przybył jako gość. Następnie Bolesław, aby ratować życie,
podążył do swego imiennika, syna swej ciotki [czyli Bolesława Chrob-
rego, syna Dąbrówki], który był mu równym w zbrodniach, nierównym
pod względem potęgi.
Włodziwój zaś, choć taki opój, z mądrej korzystając rady, podążył
do króla Henryka II do Ratyzbony i uzyskał inwestyturę w Czechach,
po czym wrócił do Czech, ale umarł już na początku następnego,
1003 r. Gdy umarł, Czesi, skruchą zdjęci, odwołali z wygnania wspo-
mnianych wyżej braci wraz z matką. Lecz władca Polan Bolesław,
zebrawszy zewsząd wojska, uderzył na nich i wypędził ich po raz
wtóry. Następnie przywrócił do dawnej godności swojego wygnanego
imiennika i skrywając głęboko swoje podstępne plany, odjechał do
domu. Liczył bowiem na to, że jego krewniak będzie się mścił srogo
na sprawcach swego wygnania i spodziewał się bardziej korzystnej
okazji, która jemu samemu może otworzyć drogę do tronu. Co też
się stało. Bolesław czeski bowiem, widząc, jak jego naród oddaje
się potępienia godnym praktykom pogańskim i w zupełnej pogrąża

107
się obojętności religijnej, posunął swą niegodziwość w łamaniu za-
przysiężonego pokoju do tego stopnia, że zebrawszy u siebie w domu
wszystkich możnych, zabił naprzód własnoręcznie uderzeniem miecza
w głowę swojego zięcia, następnie zaś, przy pomocy współuczestników
swej zbrodni, pozbawił życia pozostałych bezbronnych. Ten krwi żądny
i fałszu pełen człowiek, niegodny dożyć połowy dni mu przeznaczonych,
dopuścił się tego w świętym okresie wielkiego postu!
Przerażona tym wielce reszta ludu czeskiego wysłała w tajemnicy
posłów do polskiego Bolesława, aby mu przedstawić ogrom dokonanej
zbrodni i błagać go na przyszłość o wybawienie z niebezpieczeństwa.
Bolesław wysłuchał życzliwym uchem posłów i przez zaufanego gońca
zaprosił natychmiast Bolesława czeskiego na spotkanie w pewnym
grodzie [Kosmas z Pragi, 1,34, twierdził, że był to Kraków], w towarzy-
stwie kilku ludzi, rzekomo dla omówienia z nim pewnych koniecznych
spraw, wspólnie ich obchodzących. Bolesław młodszy zgodził się na to
zaraz i przybył na omówione miejsce. Zrazu doznał serdecznego przyję­
cia, lecz następnej nocy zausznicy Bolesława polskiego wyłupili mu oczy
i w ten sposób unieszkodliwili go, by nie miał już sił dopuszczać się wobec
swoich takich zbrodni, jak poprzednio, i by nie mógł tam więcej panować.
Poza tym na długie został zesłany wygnanie 3 • Za czym książę polski
pośpieszył następnego dnia do Pragi; jej mieszkańcy, radujący się zawsze
z nowego panowania, wprowadzili go tutaj i obwołali jednomyślnie swoim
władcą (V,29-30).
Kosmas z Pragi (I,34) z perspektywy początku XII w. zupełnie
inaczej oceniał Bolesława III (był mężem gołębiego serca i bez żółci), na
czele wewnętrznej opozycji antyksiążęcej stawiał możny ród Wrszow-
ców i jakiegoś Kochana, w bardzo surowych słowach opisał zdra-
dziecki czyn księcia polskiego (którego nazywał uporczywie Miesz-
kiem [I]), twierdził też, że w Krakowie wszyscy ludzie [oślepionego
Bolesława] jedni [zostali] rozsiekani, inni pościnani, inni wtrąceni do
więzienia. Nie usprawiedliwiając za wszelką cenę postępowania Chrob-
rego, zaznaczywszy tylko, że kara oślepienia była zwykłym w tych
czasach i - jeżeli wolno tak się wyrazić - honorowym sposobem
politycznego wyeliminowania przeciwnika, nie sposób kwestionować,
iż książę polski (który, przypomnijmy, był spokrewniony z Przemyś­
lidami przez swoją matkę) władzę w Pradze objął na miarę średnio-

3 Kosmas z Pragi (1,41) informował, że umarł on w 1037 r. (w Polsce?).

108
wiecznych wyobrażeń legalnie. Zapewne zasiadł,
zgodnie z zadomo-
wioną już tradycją rodową Przemyślidów, na tronie wyszehradzkim
w ubogim stroju założyciela rodu, legendarnego Przemysła, i w jego
chodakach, po czym dopiero wdział paradny strój ceremonialny.
Czeska tradycja historyczna zapamiętała, bo chciała zapamiętać,
rządy Chrobrego w Pradze jako typową uzurpację i okupację. Polska
tradycja, aż do Długosza, któremu znana była tradycja czeska, ale
który ją oczywiście zmienił w propolskim duchu, niemalże nie do-
strzegła omawianego tu epizodu. Gall Anonim (I,6) wspomniał tylko
mimochodem na samym początku rządów Chrobrego: Czyż to nie on
ujarzmiłCzechy i Morawy, a w Pradze stolec książęcy zagarnął i swoim
sufraganom go poruczył? 4 Mieliśmy już okazję o tym wspomnieć.
Zdaniem Tadeusza Wasilewskiego w tajemniczo brzmiącym pytają­
cym zdaniu Galla Anonima zachowała się pamięć ważnych decyzji,
jakie podjął Bolesław Chrobry jako książę czeski w krótkim - jak się
niebawem miało okazać - okresie swoich rządów w Pradze.
Nawiązując w tym punkcie do starań podjętych jeszcze przez
swego poprzednika w Pradze, Bolesława III, o wyniesienie tego
ośrodka do godności metropolitalnej (źródłowym śladem tej petycji,
która zdaniem J. Frieda i T. Wasilewskiego zyskała sobie uznanie
papieża i cesarza, i dopiero w Gnieźnie lub w trakcie drogi do
Gniezna na początku 1000 r. została, pod naciskiem Bolesława
Chrobrego, zarzucona na korzyść Gniezna, jest znana nam już
informacja roczników z Hildesheimu - zob. wyżej, s. 78), powrócił
do tej koncepcji po zawładnięciu Pragą i Czechami wraz z Morawami.
I choć niebawem Polacy musieli Pragę i Czechy śpiesznie opuścić,
plany reorganizacji kościelnej Czech zostały - cały czas, podkreślam,
referuję tu koncepcję Wasilewskiego - przynajmniej częściowo wpro-
wadzone w życie, przybyli sufragani nowej metropolii praskiej Chro-
brego. Byli nimi zapewne - snuł Wasilewski dalej swój misterny,
choć na nikłych przesłankach oparty wywód - biskup (lub arcybiskup?)
Wyszehradu obejmujący nowy kościół, zapewne pod wezwaniem św.
Wojciecha, którego budowę podjął być może Bolesław III, a ukończył

4 Polscy tłumacze łacińskie suffraganeis tłumaczą, chyba niezbyt ściśle, jako


„zastępców", mając na myśli namiestnictwo świeckie. Tłumacz niemiecki (JosefBujnoch)
nieścisłości tej się ustrzegł, podobnie jednak, jak polski wydawca tekstu łacińskiego
kroniki Galla (Karol Maleczyński), nie wiedział, co z tą wiadomością zrobić. Próbę
wyjaśnienia zagadki dał ostatnio Tadeusz Wasilewski, o czym była mowa w tekście.

109
(„edificavit" według Kroniki polsko-śląskiej) Bolesław Chrobry, oraz
biskup sufragan wskrzeszonej diecezji morawskiej. Istnienie metropolii
praskiej okazało się być po raz drugi epizodyczne, gdyż Bolesław
Chrobry w 1004 roku utracił nie tylko Pragę i Wyszehrad, lecz całe
Czechy wraz z Morawami [pogląd o utracie Moraw już w 1004 r.
wydaje się pochopny], a do Pragi przybyli nowy książę Czech Jaromir
i dawny biskup moguncki Dydak (Thiedag).
Przypomnijmy także, że właśnie metropolia praska (raczej plano-
wana, niż rzeczywiście za krótkich rządów Chrobrego powołana do
życia; gdyby powstała, chyba pamięć o niej nie zaginęłaby niemal
- pomijając świadectwo Galla Anonima - bez śladu) to owa druga,
tajemnicza, także wspomniana przez Galla Anonima w innym miejscu,
metropolia, jaka miała istnieć w państwie Chrobrego.
Wspominamy o tezie Wasilewskiego, zdając sobie w pełni sprawę
z kruchości jej przesłanek. Konkretnych śladów działalności Chrob-
rego i jego Polaków w Czechach jest bardzo niewiele. Wincenty
Kadłubek (II,12) informację znanego sobie Galla „uprościł": Miasto
Pragę ustanowił drugą stolicą swego królestwa; prawdopodobnie już nie
rozumiał, co Gall miał na myśli, pisząc o sufraganach. Kronika
polsko-śląska z końca XIII w. podała, że Chrobry jako pierwszy
ustanowił w Pradze siedzibę książęcą i zbudował nam na górze kościół.
Zdaniem T. Wasilewskiego chodzi tu o kościół na Wyszehradzie. Do
interesujących wniosków doszli niedawno archeolodzy morawscy
(Cenek Stall.a) w rezultacie wykopalisk na grodzisku w Pforovie na
północnych Morawach. Stosunkowo dobrze zachowane pozostałości
potężnego, drewnianego wału obronnego, które można - zdaniem
wymienionego uczonego - datować na początek XI w., wskazują na
specyficznie polską (a zdaniem Zofii Kurnatowskiej wręcz wielkopol-
ską) tradycję budowlaną, tzw. hakową, jaka w tym czasie poza Polską
nie występowała. W połączeniu z ciągle nielicznymi i bynajmniej nie
bezspornymi innymi argumentami archeologicznymi (np. dwa skarby
siekańców srebrnych z pogranicza morawsko-śląskiego), gród
w Pforovie może być dowodem archeologicznym polskiej ekspansji na
Morawach. Zdaniem (C. Stany Chrobremu udało się zająć jedynie
północną, graniczącą z Polską, część Moraw z Ołomuńcem, Pforovem
i Zeleną Horą, a zatem tylko tę część, która wcześniej znajdowała się
w ramach państwa Przemyślidów. Większa, zwłaszcza południo­
wo-zachodnia, część Moraw wchodziła wówczas w strefę wpływów

110
węgierskich i nie została uzależniona ani przez książąt praskich, ani
przez Chrobrego.
Dlaczego panowanie Chrobrego w Pradze, tak - wydawałoby się
- pomyślnie rozpoczęte, zakończyło się tak szybko i niefortunnie?
Thietmar (V,30) tłumaczy to pychą polskiego władcy: W miarę jak rosła
tam jego doczesna władza, podnosiła się do niezwykłych rozmiarów
zuchwałość jego niepohamowanych zamierzeń, szczegółów jednak nie
podając.
Panowanie w Pradze nie było wszakże wyłącznie wewnętrzną
sprawą czeską ani czesko-polską. Czechy były bowiem częścią nie-
mieckiego systemu politycznego, a książę czeski, mimo że wewnątrz
kraju sprawował władzę w gruncie rzeczy samodzielnie, pozostawał
lennikiem króla niemieckiego. Jak miał zachować się wobec przewrotu
w Pradze Henryk II, stopniowo dopiero umacniający swoje stanowi-
sko w Niemczech, zagrożony w Italii, dostrzegający z najwyższym
niepokojem ogromny wzrost znaczenia księcia polskiego, teraz łączą­
cego pod swym berłem dwa najpoważniejsze państwa zachodnio-
słowiańskie i - przypomnijmy - usadowionego silnie na południowym
Połabiu?
Oddajmy znowu głos świadkowi współczesnemu: Kiedy król Hen-
ryk dowiedział się o tym z napływających pogłosek, przyjął to wszystko
z podziwu godną powagą i cierpliwością, przypisując wyłącznie swoim
grzechom wszelkie niepowodzenia, jakie się wydarzyły w państwie za
jego czasów. Przeto, nie zwracając uwagi na wszystkie krzywdy Cze-
chów, uznał za najkorzystniejsze dla siebie wysłać posłów do Bolesława
z następującą propozycją: jeżeli zgodzi się dzierżyć zajętą świeżo ziemię
z jego łaski, jak tego wymaga stare prawo, oraz służyć mu wiernie pod
każdym względem, to on uzna jego wolę w tej sprawie, jeżeli zaś nie, to
wystąpi przeciw niemu z siłą zbrojną. Bolesław odrzucił powyższą
propozycję z oburzeniem, choć słuszną była i należycie uzasadnioną,
i w ten sposób zasłużył sobie w pełni na karę w przyszłości (V,31).
Henryk II z uwagi na ówczesną bardzo trudną sytuację (nieszczęś­
liwa wojna z Arduinem [który ogłosił się królem Italii], spisek Henryka
Szwejnfurckiego [zob. niżej]) nie mógł ryzykować natychmiastowej
wojny z Bolesławem Chrobrym i musiał uznać fakty dokonane w Pradze.
By ratować swój prestiż, zażądał jednak od Bolesława, by uznał się jego
lennikiem z zajętego państwa czeskiego na tych samych warunkach, na
jakich byli lennikami poprzedni książęta czescy. [ ... ] Bolesław jednak

111
odmówił hołdu lennego, stając na stanowisku zupełnej niezależności
Czech od Niemiec. Słusznie przypuszcza S. Zakrzewski, Bolesław
Chrobry, s. 182, że książę polski nie uniknąłby wojny z Henrykiem li,
nawet gdyby przyjął owe warunki, i że tak właśnie rozumując, wolał
narazić się na nią od razu - tak skomentował Marian Zygmunt Jedlicki
powyższą informację Thietmara. Taki mniej więcej był też i jest nadal
pogląd przeważający w nauce polskiej.
Uczony niemiecki Knut Gorich, który jako jeden z ostatnich
dokładnie rozpatrzył splot wydarzeń na dziejowym styku Polski,
Czech i Niemiec na początku XI w., bynajmniej nie przejął za
Thietmarem antypolskiej czy raczej: anty-Bolesławowej perspektywy.
Chrobry wprowadził Bolesława III po śmierci Włodziwoja ponownie
na tron praski wbrew stanowisku Henryka Il Władca polski był jak
najbardziej zainteresowany w rozluźnieniu związku pomiędzy dworem
praskim a Henrykiem Il. Istotnie, Bolesław III, pamiętając o swoich
braciach przebywających w Ratyzbonie, którzy w każdej chwili mogli
zostać użyci przeciwko niemu, wolał opierać się na władcy polańskim
oraz na znanym nam już margrabim Ekkehardzie z Miśni, którego
miał nawet zostać wasalem.
Chrobry wystąpił zatem w Czechach w charakterze jak gdyby
arbitra pomiędzy stronnikami Bolesława III i jego przeciwnikami.
Skoro zatem, co przyznał Thietmar, książę czeski złamał „zaprzysiężo­
ny pokój" i zaczął gwałtownie prześladować opozycję, Chrobry miał
podstawy, by odsunąć wiarołomcę od władzy. To zaś, że władca
polański nie przystał na warunki zaoferowane przez Henryka II,
mogło mieć, zdaniem Goricha, inne jeszcze przyczyny, niż sądzili
Zakrzewski i Jedlicki.
Przede wszystkim niezupełnie jasna jest uwaga Thietmara o „sta-
rym prawie" (ius antiquum), które kazało traktować Czechy jako lenno
króla niemieckiego. Chociaż bowiem władcy czescy od wielu dziesię­
cioleci byli politycznie związani z władcami niemieckimi, to charakter
tej zależności nie jest do końca znany. O formalnej inwestyturze lennej
z rąk władcy niemieckiego słyszymy po raz pierwszy dopiero w związ­
ku z osobą Włodziwoja, a zatem krótko przedtem. Wygląda na to, że
Henryk Il żądał od Bolesława Chrobrego czegoś, co bynajmniej nie
było w stosunkach czesko-niemieckich oczywiste (być może inaczej
sprawa się rysowała dla piszącego później Thietmara, gdy praktyka
nadawania inwestytury książętom czeskim po epizodzie Bolesława

112
Chrobrego stopniowo się utrwalała).
A może władca polański po
zjeździe gnieźnieńskim uważał się za wyniesionego rangą ponad
księcia bawarskiego, który dopiero zwolna zdobywał sobie i utrwalał
pozycję królewską w Niemczech, albo przynajmniej z nim równorzęd­
nego? A może znany nam incydent z lata 1002 r. w Merseburgu
i bezczynność króla, mogąca nasuwać podejrzenia o inspirację albo
przynajmniej o ciche sprzyjanie zamachowcom (co z podejrzaną wręcz
gorliwością starał się od monarchy odsunąć wierny Thietmar), sprawi-
ły, że Chrobry nie uważał się już za związanego przysięgą lenną?
- motywy Bolesława Chrobrego są nam nieznane, ale patrząc z jego
punktu widzenia, były wystarczające powody do odrzucenia żądań
Henryka II (K. Gorich).

8 Bolesław Chrobry
Rozdział VIII
WOJNA:
LUCICY W KWEDLINBURGU

Gdy, zapewne w marcu 1003 r., Bolesław Chrobry obejmował


władzę w Pradze, około świąt wielkanocnych, które w tym roku
przypadały na 28 marca i które król świętował, zwyczajem swych
poprzedników, w Kwedlinburgu, stała się rzecz niesłychana i niepraw-
dopodobna, mianowicie przyjął życzliwie posłów od Redarów i Luciców
i przy pomocy miłych im darów oraz przyjaznych obietnic uspokoił tych
dotychczasowych buntowników i z nieprzyjaciół uczynił ich największymi
przyjaciółmi.
Tymi słowami biskup Thietmar (V,31) informował o kwedlinbur-
skich faworach czynionych przez pobożnego władcę arcypogańskim
Lucicom (Redarowie byli głównym plemieniem wchodzącym w skład
federacji lucickiej). Była to groźna zapowiedź pod adresem Bolesława
Chrobrego. Ten także nie zasypiał gruszek w popiele. Właśnie
w Niemczech otwarty bunt przeciwko Henrykowi II podniósł znany
nam już margrabia bawarskiej Marchii Północnej Henryk ze
Schweinfurtu. Był on uprzednio zwolennikiem Ottona III, a po jego
śmierci stanął po stronie Henryka II, który obiecał mu ponoć
w nagrodę księstwo bawarskie. Gdy z obietnicy się nie wywiązał,
margrabia wraz z niemałą grupą malkontentów (Thietmar wymienia
wśród nich Ernesta, późniejszego (1012-1015) księcia szwabskiego,
i jego brata Brunona, późniejszego (1006-1029) biskupa Augsburga)
wystąpił zbrojnie przeciwko królowi, z pomocą Bolesława [Chrob-
rego]. Bolesław przysłał mu potajemnie posiłki, które jednak nie
pomogły mu zgoła.

114
Thietmar ubolewał szczerze nad tą wojną domową, tym bardziej że
zamieszani w nią byli, po stronie przeciwników króla, jego krewni.
Henryk Il, działając, podobnie jak w wielu innych przypadkach,
w sposób stanowczy i dobrze przygotowany, dość rychło pokonał
rebelię. Przytoczmy pewien szczegół. Gdy wojska królewskie obległy
warowny gród Ammerthal (koło Ambergu we Wschodniej Frankonii)
i obrońcy zdołali za cenę poddania się uratować gardła, Henryk II,
zburzywszy doszczętnie gród i rozdzieliwszy pomiędzy swoich tłum
polskich jeńców, dalej pomyślnie prowadził swą kampanię. Wyrażono
pogląd, że występujące w nazewnictwie (toponimii) Wschodniej Fran-
konii i sąsiadującego z nią tak zwanego Górnego Palatynatu (Ober-
pfalz) na pograniczu bawarska-czeskim nazwy zawierające przedro-
stek Polen- (np. Polenwinden na północ od Ambergu, miejscowość
dziś nieznana, ale wymieniona kilka razy w źródłach z drugiej połowy
XIII i pierwszej połowy XIV w.), to pamiątka po owych jeńcach
polskich, ofiarach niepomyślnej interwencji Bolesława Chrobrego
w sprawy wewnętrzne Niemiec, rozdzielonych przez Henryka II wśród
jego wojowników i osiedlonych przymusowo na obcej ziemi. Inna
rzecz, że wymienione obszary (Wschodnia Frankonia i Górny Palaty-
nat), na których wydarzenia związane z buntem Henryka ze Schwein-
furtu się rozgrywały, były wówczas (i dość jeszcze długo potem)
zasiedlone w znacznej mierze przez ludność pochodzenia słowiań­
skiego (tzw. Słowianie znad Menu i Radęcy) i że wojowie Chrobrego
z tą pobratymczą ludnością zapewne się nieraz spotykali.
Podczas gdy Henryk II zajęty był jeszcze poskramianiem rebelii
Henryka ze Schweinfurtu, Bolesław Chrobry spróbował dywersji
w Miśni. Władzę margrabiowską sprawował tam, jak wiemy, Gun-
celin, brat zamordowanego w 1002 r. Ekkeharda, mianowany na to
stanowisko wskutek wyraźnego nacisku Bolesława Chrobrego. Bole-
sław, który starał się usilnie mu [Henrykowi II] szkodzić, gdzie tylko
mógł, zebrał w tajemnicy wojsko i wezwał przez posłów swego brata
[o akcentowanym przez Thietmara, nie w pełni dla nas jasnym,
„braterstwie" pomiędzy Bolesławem Chrobrym a Guncelinem była już
mowa, zob. s. 98] Guncelina, by pomny solennej obietnicy, oddał mu we
władanie gród Miśnię i odnowił z nim dawną przyjaźń.
Guncelin stanął przed nie byle jakim dylematem. Jego związki
z polskim władcą tak przed tym wezwaniem, jak i później były
niewątpliwe wszystkim dobrze znane. Wszakże spełnienie żądania

115
Chrobrego byłoby z punktu widzenia króla Henryka II, który coraz
bardziej umacniał swoją pozycję, oczywistą zdradą stanu. Takiego
ryzyka Guncelin nie mógł i nie chciał podjąć, ale także nie chciał i nie
mógł sobie pozwolić na zerwanie z Chrobrym, przeto zdając sobie
sprawę z tego, że przez wkroczenie tam Bolesława gotów stracić
całkowicie zarówno łaskę króla, jak takie cenne lenno, odpowiedział na to
wezwanie: „Wszystko., czego ode mnie zażądasz, mój bracie, prócz tego
[właśnie], chętnie spełnię i nie wymówię się od tego w przyszłości, jeżeli
zdarzy się ku temu sposobność. Są tu ze mną wasale mojego władcy,
którzy na to nie pozwolą. Gdyby to się stało głośnym, życie moje wraz
z całym moim majątkiem byłoby zagrożone". Kiedy Bolesław wysłuchał
tego poselstwa, kazał uwięzić posłów, a wojsku maszerować spiesznie ku
Łabie. Tam badał w tajemnicy brody rzeki i rankiem sam się przeprawił.
Mieszkańcom Strzały [Strehla], ponieważ stanowiła ona wiano jego
córki [Regelindy, wydanej za Hermana, syna Guncelina], zapowiedział,
by nie lękali się niczego i prosił ich, by krzykiem swoim nie dawali znać
o wyprawie sąsiadom. Bezzwłocznie, na rozkaz księcia, wojsko zostało
podzielone na cztery części i otrzymało polecenie ponownego połączenia
się wieczorem koło warownego zamku Czyrzyna [Zehren nad Łabą, na
północny zachód od Miśni]. Dwa hufce wysłane naprzód miały przeciw-
działać niepokojeniu wojska książęcego ze strony margrabiego [a zatem
Chrobry nie darzył go już zaufaniem]. Cały ten kraj, Głomackim
nazwany [Głomacze albo Dalemińcy to plemię słowiańskie z grupy
południowopołabskiej (serbskiej), zajmujący siedziby pomiędzy środ­
kową Łabą a Muldą],
bogato zagospodarowany, w tym jednym dniu
w żałosny sposób został zniszczony ogniem i mieczem oraz przez
uprowadzenie mieszkańców (Thietmar V,36).
Następnie Thietmar przedstawił pewien epizod z owej kampanii,
w jaki sposób ten, który zwykle wszystkich zwodził, został sam wy-
prowadzony w pole przez mieszkańców grodu Mogilna [Miigeln koło
Oschatz w górnej Saksonii]: Kiedy mianowicie wysłany tam [przez
ChrobregoJ oddział wojska ich zaatakował, rzekli: „Przecz to czynicie?
Znamy waszego pana z najlepszej strony i bardziej go wolimy od
naszego. Idźcie tylko naprzód, a bądźcie pewni, że podążymy za wami
z naszymi rodzinami i całym dobytkiem". Po takim oświadczeniu
nieprzyjaciele nie atakowali ich więcej i donieśli swemu władcy jako
rzecz pewną, że oni nadciągną. Kiedy jednak książę Bolesław zobaczył,
że jego żołnierze późno się schodzą na umówione miejsce, a tamci siedzą

116
w domu, zapłonął wielkim gniewem i groził karami kłamliwym sojusz-
nikom. Nazajutrz, gdy słońce już wzeszło, wysłano naprzód niezliczone
łupy wojenne. Duża część nieprzyjaciół utonęła w Łabie. Reszta, która
powróciła do domu zdrowa i cala, podzieliła między siebie łupy, oddając
najlepsze sztuki Bogu i swemu władcy. Liczba jeńców wyniosła nie mniej
niż trzy tysiące, a jak twierdzą świadkowie, o wiele nawet więcej (V,37).
Bogaty łup, tysiące jeńców ... , ale o militarnym wykorzystaniu
sytuacji raczej już nie mogło być mowy, zwłaszcza po wyeliminowaniu
bawarskiego sojusznika (Henryka ze Schweinfurtu) i wobec ostrożnego
stanowiska zajętego przez Guncelina. Henryk musiał opuścić Niemcy
i udał się do Bolesława Chrobrego, do Czech. Jak dotąd, inicjatywa
wojenna znajdowała się w rękach księcia polskiego, ponieważ - jak
podał Thietmar (VI,2) - Bolesław pod wpływem własnego gniewu
i podżegań margrabiego Henryka dopuszczał się wielkich gwałtów na
Bawarach i wszystkich swoich poddanych (czy kronikarz miał na myśli
Czechów?). Pod koniec 1003 r. Henryk II zdecydował się przejść do
ofensywy, zapowiadając wyprawę zbrojną. Doszło do niej w lutym
roku następnego. Król, nawiązując do zapowiedzianej poprzednio wy-
prawy, wtargnął
do kraju Milczan i gdyby nie przeszkodził mu duży opad
śniegu, który zaraz stopniał, cała ta kraina uległaby spustoszeniu
i zupełnemu wyludnieniu. Wynika z tego, że wyprawa zakończyła się
fiaskiem i grubo przesadzona jest wiadomość roczników z Kwedlin-
burga, jakoby w rezultacie tej wyprawy kraj Milczan, podlegający, jak
wiemy, bezpośrednio Chrobremu, być może ojczysty kraj jego żony
Emnildy, został podbity. Nic dziwnego, że król wracał z wyprawy
milczańskiej, jak donosi Thietmar, w ponurym nastroju. W Miśni
wzmocnił załogę niemiecką.
Henryk II nie rezygnował tak łatwo z raz powziętego zamiaru, na
razie jednak musiał udać się wreszcie do Italii, gdzie w maju został
ukoronowany na króla (na koronę cesarską przyszło mu jeszcze długo
czekać). Powróciwszy w czerwcu do Saksonii (tego rajskiego ogrodu
tonącego w kwiatach, jak często nazywał ów kraj dla jego poczucia
bezpieczeństwa i pełni życia - co z kolei z emfazą saskiego patrioty
odnotował Thietmar, VI,10), tam ulżył on swemu dobrotliwemu skąd­
inąd sercu, ujawniając długo ukrywaną oraz w tajemnicy chowaną
nienawiść i dla poskromienia okrucieństw pychą nadętego Bolesława
zapowiedział wszystkim wiernym Chrystusowi i jemu wasalom wyprawę
wojenną na połowę sierpnia.

117
Wojska zebrały się w Merseburgu, z zachowaniem wszelkich
środków ostrożności w obawie przed szpiegami Bolesława i aby go
zmylić,
dla stworzenia pozorów, iż wyprawa kieruje się wprost ku Polsce,
zgromadzono w Borzycach [Boritz na południowy wschód od Riesa, na
lewym brzegu Łaby] i w Niżanach [nazwa ta oznacza albo cały okręg
zamieszkany przez serbskie plemię Niżan po obu brzegach Łaby,
w okolicy Drezna, albo główny (tego samego imienia?) ich gród]
okręty, by nikt ze swoich, z uwagi na ich niepewną lojalność, nie zdradził
nieprzyjacielowi, iż miano go obejść z drugiej strony.
Te nadzwyczajne środki ostrożności oraz wyraźne stwierdzenie
Thietmara stanowią ważne świadectwo poparcia części wojsk służą­
cych Henrykowi dla Bolesława Chrobrego, a zarazem potwierdzają
przezorność tego ostatniego, który dysponował, jak widać, dobrym
wywiadem. Potwierdzenie tego, i to niejedno, znajdziemy w toku
dalszych kampanii w latach 1003-1018.
Tymczasem wielkie deszcze opóźniły ogromnie przeprawę wojska
przez rzeki, wobec czego król w chwili, kiedy najmniej się tego można
było spodziewać, podążył szybko do Czech. Lecz ten lew ryczący
z wlokącym się za nim ogonem [tym wyszukanym epitetem określił
Thietmar tym razem znienawidzonego władcę słowiańskiego] czynił
wszystko, by powstrzymać jego wyprawę i w lesie zwanym Miriquidi
[niezidentyfikowany] obsadził pewną górę łucznikami, zamykając w ten
sposób wszelki dostęp. Gdy król się o tym dowiedział, wysłał w tajemnicy
wyborowy oddział opancerzonych wojowników, który mimo oporu nie-
przyjaciół wdarł się na spadzistą drogę i utorował łatwe przejście dla
idących za nim wojów.
Następnie kronikarz merseburski podał pewną anegdotę, mającą
ilustrować bezgraniczną pychę Bolesława: Kiedy w tym czasie pewnego
dnia Bolesław siedział przy uczcie, jeden z naszych, kapelan biskupa
Reinberna [Reinbern był biskupem kołobrzeskim], odezwał się tam na
temat przybycia naszego wojska. Słysząc to Bolesław zapytał go, co też
on wygaduje. A gdy ten wyjawił wszystko, co mu opowiadano, wówczas
rzekł Bolesław: „Toć gdyby posuwali się jak te żaby, mogliby już tu
przybyć".
Manewr Henryka II powiódł się, Chrobry dał się zaskoczyć
w Czechach. Wygląda na to, że jego rządy wywołały z czasem silny
opór i przybywało mu przeciwników. Atutem Henryka II było i to, że
towarzyszył mu wygnany Jaromir, które to imię oznacza „silny pokój".

118
Jego oczekiwane przybycie zjednało nam oddział Czechów. Za ich radą
i na ich wezwanie Jaromir otworzył królowi dostęp do swego kraju
i oddał mu dobrowolnie jeden gród, który znajdował się u samych jego
wrót [wg M.Z. Jedlickiego chodzi zapewne o Gniewin, dziś Briix nad
Białą]. Król, opóźniwszy nieco marsz z powodu nieprzybycia na czas
Bawarów, stanął u bram grodu zwanego Żatec [nad Ohrzą w północ­
no-zachodnich Czechach], a kiedy mieszkańcy otwarli mu je zaraz
i wyrżnęli znajdującą się tam załogę polską, zaliczył ich w poczet
sprzymierzeńców. Równocześnie jednak, widząc tak wielką rzeź, król
ulitował się i nakazał spędzić pozostałych przy życiu do kościoła.
Wówczas znalazł się ktoś, kto utrzymywał z całą pewnością, iż Bolesław
został zabity przez tamtejszych mieszkańców. Radowali się w Panu
z tego powodu przyjaciele króla, a smucili obałamuceni stronnicy
nieprawego księcia.
Pogłoska okazała się mylna, przeto by schwytać lub zgładzić tego
jadowitego węża, król wysłał do Pragi Jaromira wraz z najlepszymi
naszymi wojownikami oraz tymi krajowcami, którzy opowiedzieli się
po jego stronie. Wszakże ukryci w szeregach wojsk królewskich
przyjaciele czy po prostu zwolennicy Bolesława uprzedzili go o zbli-
żającym się niebezpieczeństwie. Ostrzeżony przez owych wysłańców,
Bolesław poczynił w tajemnicy przygotowania do odjazdu i w połowie
następnej nocy słysząc, jak w sąsiednim grodzie zwanym Wyszehrad
dzwony wzywały mieszkańców do walki, opuścił Pragę z pierwszym
oddziałem wojska i uciekł do ojczyzny. Zginął wówczas na moście,
gdy podążał za Bolesławem, trafiony śmiertelnie Sobiesław, brat bi-
skupa i świętego męczennika Wojciecha. Niewypowiedziany smutek
pozostawił on wśród swoich, wielką zaś radość wśród wrogów. Nie
widać powodu, by w ślad za jednym z historyków kwestionować
panujący w nauce pogląd, że Sobiesław, wierny dotychczasowym
sojuszom i tradycji swego rodu, poległ w służbie Chrobrego, osła­
niając na moście praskim odwrót wojsk polskich i uwazac, że
Sobiesław przeszedł do obozu przeciwnego i zginął w pościgu za
Bolesławem.
Późniejszy o całe stulecie kronikarz Kosmas z Prag~ opisując
z niekłamaną satysfakcją odwrót Polaków z Pragi i Czech, myląc
zarazem Chrobrego z Mieszkiem, a Jaromira z Udalrykiem (Ołdrzy­
chem), ubarwnił jeszcze swą opowieść szczegółami nieznanymi Thiet-
marowi o - rzecz jasna - niepewnej wiarygodności.

119
Książę Ołdrzych, wracając do ojczyzny, wszedł do najobronniejszego
grodu zwanego Dfevźc, skąd wysłał wiernego sobie rycerza i upomniał,
aby wszedłszy w nocy do miasta Pragi dźwiękiem trąby przestraszył
nieostrożnego wroga. Wierny sługa natychmiast rozkaz wykonał, wcho-
dząc w nocy na wywyższone miejsce na środku miasta zwane Ziii
zatrąbił i mocnym głosem krzycząc powtarzał: „Uciekają, uciekają
Polacy w haniebnym nieładzie! nacierajcie! nacierajcie, zbrojni Czesi,
śmiało". Na ten głos padł na nich strach i przerażenie, co było
cudownym dozwoleniem Boga i wstawiennictwem świętego Wacława.
Rozpierzchli się wszyscy, jeden, nagi, zapomniawszy swojej broni dosiadł
nieosiodłanego konia i ucieka, inny, jak spał, bez spodni przyspiesza
ucieczkę. I niektórzy uciekający spadają z mostu, ponieważ most był
przerwany na zasadzkę wrogom; z innych, uciekających przez spadzistą
drogę, która pospolicie zwana jest „Na ogonie grodu'', niezliczeni zostali
zgnieceni tam na wąskiej dróżce z powodu ciasnoty miejsca, zaledwie
sam książę Mieszko umknął z nielicznymi. A było tak, jak zwykło dziać
się, kiedy ludzie uciekają ze strachu - także na szelest wiatru drżą
i samo drżenie wzmaga ich strach - tak im przez nikogo nie ściganym
zdawało się, że wołały za nimi kamienie i ściany i ścigały uciekających
(11,36).
Koniec rządów polskich w Czechach przypadł na późne lato
1004 r., trwały więc one niewiele ponad rok. Znacznie dłużej pozostał
Chrobry w posiadaniu północnych Moraw. Zamysł połączenia w jed-
nym ręku dwóch ważnych państw zachodniosłowiańskich, który
gdyby został zrealizowany w sposób trwały, mógłby odwrócić układ sił
w Europie środkowej, okazał się nierealny. Zbyt wiele dzieliło Cze-
chów od Polaków, zbyt silne były po obu stronach wzajemne
animozje. Czesi ciągle nie mogli zapewne Polakom wybaczyć oder-
wania przed kilkunastoma laty Małopolski i Śląska. Praskie rządy
Chrobrego wykopały, jak się wydaje, dodatkową, nieprzekraczalną
przepaść pomiędzy bratnimi pod względem języka i obyczaju naroda-
mi i państwami.
Po 8 września 1004 r. Henryk Il wraz z nowo przez siebie
zainstalowanym w Czechach Jaromirem podążył wśród niewymownych
trudności po drodze do sąsiedniego kraju Milczan i obległ gród
Budziszyn. Próba zawładnięcia krajem Milczan (czyli w naszej ter-
minologii Górnych Łużyc) została więc powtórzona. Mogła się ona
skończyć dla króla tragicznie: Gdy pewnego dnia zachęcał swoich

120
wiernych wojowników do szturmu, o mało nie został raniony znienacka
przez jednego z łuczników z murów, gdyby Opatrzność Boża nad nim nie
czuwała. Ofiarą padł ten, który stał tuż obok niego, i w ten sposób wrogi
zamiar innego dosięgnął człowieka. [ ...] Tymczasem sam gród leżałby
dawno w zgliszczach - wszak już przygotowano ogień - gdyby nie
przeszkodził temu nieszczęsny rozkaz margrabiego Guncełina (VI,14).
Niestety, Thietmar nie podaje, jaka była treść tego rozkazu - czy
Guncelin zachwiał się w lojalności wobec króla czy też może chodziło
mu po prostu o zachowanie ważnego grodu leżącego w jego strefie
wpływów?
Znakomicie poinformowany Thietmar podał interesujące szczegó-
ły:melu wojowników z obu stron odniosło rany, a niektórzy padli zabici.
Gdy jeden z naszych, imieniem Hemuza, szlachetny urodzeniem i męst­
wem, wyzywał często do wałki oblężonych i ścigał ich potem aż do
samych murów, padł ugodzony połową młyńskiego kamienia w hełmem
okrytą głowę. Wśród okrzyków radości zaciągnęli nieprzyjaciele trupa do
grodu. Mój brat Henryk, którego wasalem był Hemuza, wykupił jego
ciało za pieniądze i odwiózł do ojczyzny. Inny znowu wojownik, z powodu
swej namiętności polowania dzikim Tomem nazywany, broniąc się
dzielnie nad rzeką Sprewą, wpadł do wody wskutek pośłiźgnięcia się na
kamieniach. Hartowny pancerz osłaniał go czas jakiś, lecz w końcu rana
później zadana o śmierć go niestety przyprawiła. Jeden z towarzyszy
chciał przeszkodzić w uprowadzeniu ciała przez nieprzyjaciela, lecz
zwalił się tylko na nie, przeszyty grotem.
Bolesław Chrobry nie widział prawdopodobnie możliwości obrony
Budziszyna przez czas dłuższy. Gdy już przesiliły się te okropności
wojny, Bolesław wysłał rozkaz do załogi i gród, zawarowawszy sobie
wolne wyjście obrońców, poddał się królowi. Ten obsadził go zaraz nową
załogą. Następnie powrócił do domu wraz z wojskiem, które aż nadto
było znużone marszami i głodowaniem. Gdy zachodziła jednak potrzeba,
wzmocnił po drodze siły margrabiów zwykłymi w tych wypadkach
uzupełnieniami (Vl,15).
Na połowę sierpnia roku następnego (1005) zapowiedział Hen-
ryk II kolejną wyprawę przeciwko Bolesławowi pod sankcją królewską
na dworze i we wszystkich hrabstwach swego państwa. Za punkt zborny
wybrano miejscowość Lietzkau nad Łabą, niedaleko Magdeburga.
Wraz z królową Kunegundą, która zresztą rychło powróciła do
Saksonii, król przekroczył tam Łabę. Kiedy wojsko nasze dotarło

121
szczęśliwie do miejscowości Dobry Ług [Doberlug nad Małą Elsterą,
później znany klasztor cysterski], pospieszyli mu na pomoc książęta
Henryk [bawarski, mianowany w 1004 r.] i Jaromir wraz ze swoimi
i wielkiej mu dodali otuchy i radości z uwagi na swoją roztropność
i męstwo. Ponieważ jednak przewodnicy zostali przekupieni i o swoje
tylko dbali interesy, poprowadzili oni wojsko naokoło przez pustynie
i bagna, narażając je na wielkie uciążliwości. Opóźnili oni przy tym przez
swoją podłą złośliwość marsz wojska, aby nie mogło ono szybko wystąpić
przeciw nieprzyjacielowi. W dalszym ciągu marszu dotarło wojsko do
kraju zwanego Nice [wg Jedlickiego między dolną Nysą i Sprewą, koło
Gubina] i rozbiło obóz nad rzeką Sprewą. Kiedy dzielny rycerz
1hiedbern dowiedział się tutaj, iż nieprzyjaciel zaczaił się, by zaatakować
z boku nasze wojsko, zebrał potajemnie najlepszych rycerzy i chcąc
samemu sobie przysporzyć sławy, postanowił podejść go i zniszczyć
podstępem. Nieprzyjaciel jednak bardzo przezornie uciekł między gęsto
leżące ścięte drzewa, aby tym skuteczniej móc nękać stąd nacierających.
Wypuściwszy jak zwykle strzały, które u niego główny stanowią środek
obronny, zabił z tej zasadzki, a następnie złupił najpierw owego
1hiedberna, potem Bernarda, lzysa i Bennona, sławnych wasali biskupa
Arnulfa [z Halberstadtu, 996-1023], oraz wielu ich towarzyszy broni.
Stało się to 6 września i wielkim napełniło bólem króla oraz całe jego
otoczenie. Niektórzy wiarygodni ludzie podają, że i Bolesław odczuwał
wyrzuty sumienia z tego powodu (VI,22).
Rozdział IX
SWAROŻYC CZY CHRYSTUS?

Nastąpił czas realizacji uzgodnień sprzed kilku


z Kwed- miesięcy
linburga. Zanim nasi dotarli do Odry - kontynuował Thietmar
opowieść o trudach wyprawy zapoczątkowanej w sierpniu 1005 r.
- połączyli sięz nimi dnia poprzedniego Lucicy, którzy kroczyli za
poprzedzającymi ich w pochodzie bożkami. Choć wzdragam się mówić
o nich cokolwiek, to jednak przedstawię pokrótce, kim są i skąd tu
przybyli, abyś poznał, kochany czytelniku, czczy zabobon i ohydny kult
pogański tego ludu. I tutaj musimy bezwzględnie pochwalić Thietmara,
gdyż mimo całej odrazy chrześcijańskiego biskupa i saskiego patrioty
wobec nowego, arcypogańskiego sojusznika, nie zawahał się i przed-
stawił jeden z najważniejszych, najbardziej szczegółowych i wiarygod-
nych obrazów kultu religijnego i ustroju społecznego najważniejszego
wówczas czynnika politycznego na słowiańskim Połabiu - Związku
Lucickiego (Wieleckiego). Dowiadujemy się, że u Redarów Gak
pamiętamy, było to główne plemię związku) jest gród Radogoszcz
(Riedogost), notabene mimo szczegółowego opisu Thietmara nie-
odnaleziony lub do dziś niezidentyfikowany przez uczonych. W nim
znajduje się świątynia oraz wizerunki (posągi) bogów pogańskich,
z których najważniejszy to Swarożyc (Zuarasici). Świątyni strzegą
kapłani, którzy także stawiają wróżby za pomocą losów. Lucicy nie
mają jednego władcy, lecz najwyższą władzą jest u nich wiec,
zgromadzenie ludowe, którego uchwały muszą być jednogłośne, a gdy
ktoś nie chce się przyłączyć do zdania większości, jest do tego
zmuszany (VI,23-25).
W takim orszaku przybyli na pomoc królowi owi wojownicy, niegdyś
niewolni, dziś przez naszą niesprawiedliwość wolni. Unikaj, czytelniku,

123
stosunków z nimi i z ich religią i słuchaj pilnie oraz przestrzegaj
przykazań Bożych!
Czegoś takiego nie widziano jeszcze w świecie chrześcijańskim.
Jedyny znany ze źródeł wcześniejszy przypadek rokowań z Lucicami
zdarzył się w sierpniu 992 r., gdy młody (dwunastoletni wówczas)
Otton III po nieudanym oblężeniu Brandenburga zawarł z nimi
zawieszenie broni. Nie słychać jednak przy tej okazji o jakichś
podarunkach czy o przemianie nieprzyjaciół w sojuszników. Decyzja
Henryka II była niezmiernie odważna i trudno o inną jej ocenę, jak
tylko taką, że została spowodowana szczególną koniecznością po
stronie niemieckiej. Dla strony lucickiej żadnej konieczności nie było,
chodziło im z jednej strony o pognębienie polskiej potęgi, która i im
mogła zagrozić, z drugiej o spodziewane łupy i nagrody ze strony
Henryka II. Król zdawał sobie chyba sprawę, a już biskupi niemieccy
z całą pewnością z tego, że zawarcie sojuszu z Lucicami, tą agresywną
ostoją pogaństwa połabskiego, równa się w praktyce zaniechaniu nie
tyle konkretnych posunięć misyjnych w ich kraju (bo takich bodaj
wówczas nie było), co wszelkich planów w tym zakresie na przyszłość.
A przecież szerzenie wiary było jednym z głównych zadań władzy
cesarskiej; wprawdzie Henryk II nie miał jeszcze tytułu cesarskiego, ale
przecież był naturalnym doń kandydatem.
Ale nie wszyscy w Niemczech chcieli czy potrafili rozumować, tak
jak Thietmar, w zimnych kategoriach polityki realnej albo - być może
- inne o tej polityce mieli wyobrażenie. Przejmujący wyraz tej
odmiennej postawy dał znany nam już Brunon z Kwerfurtu. Wbrew
wcześniejszym planom, nie przybył on zrazu osobiście - trzeba
przyznać, że z niezupełnie dla nas jasnych powodów, w każdym razie
próbował się nawet z tego jakby tłumaczyć - do Polski, dokąd, na
prośbę Bolesława Chrobrego, a przy poparciu Ottona III, wysłał
w 1001 r. grupkę eremitów włoskich i z daleka jedynie dowiedział się
o tragedii z listopada 1003 r. Dotarł do Polski później, być może po
raz pierwszy już w 1005/1006 r. albo dopiero w 1008-1009 r. Wojna
polsko-niemiecka uniemożliwiła mu podjęcie akcji misyjnej na Połabiu
(wśród Luciców?), wobec czego skierował się w inne strony (tak jak
wcześniej Wojciech do Prusów) - na Węgry, Ruś i do stepowych
Pieczyngów (zob. niżej, s. 163). Potem jednak na pewno wrócił do
Polski, gdzie stał się gorącym zwolennikiem Bolesława Chrobrego
i gdzie napisał przynajmniej niektóre swoje utwory.

124
Czy to z inicjatywy Chrobrego czy raczej własnej napisał słynny
List do Henryka II, w którym dając wyraz swemu przywiązaniu
i szacunkowi do niego, nie ukrywał podobnych uczuć wobec pol-
skiego księcia: Jeśliby ktoś także to powiedział, że do tego księcia
odnoszę się z uczuciem wierności i serdecznej przyjaźni, prawda
to. Rzeczywiście kocham go jak duszę moją i więcej niż życie
moje. Lecz mam wiarygodnego świadka, wspólnego Boga [naszego],
przed którym nic nie jest ukryte, że nie miłuję go wbrew Twojej
łaskawości, gdyż ile tylko mogę, pragnę życzliwie usposobić go wzglę­
dem Ciebie. Po czym zaraz przeszedł do sprawy najważniejszej:
Lecz oby bez utraty łaski królewskiej wolno było tak powiedzieć:
czy godzi się prześladować lud chrześcijański [Polaków], a żyć
w przyjaźni z pogańskim? Co za ugoda Chrystusa z Belialem? Jakie
porównanie światła z ciemnością? W jaki sposób mogą się zgodzić
diabeł 1 Swarożyc oraz wódz świętych, wasz i nasz Maurycy? Jakim
czołem schodzą się święta włócznia 2 i chorągwie diabelskie tych,
którzy poją się krwią ludzką? Czy nie uważasz tego za grzech,
gdy chrześcijanina - zgroza mówić to - zabija się na ofiarę pod
chorągwią demonów?
Tendencja Listu jest wyraźna: cesarz winien czym prędzej zawrzeć
pokój z Bolesławem Chrobrym i wspólnie z nim, jak niegdyś Otton III,
zmierzać do pokonania i nawrócenia Słowian połabskich. Niemałej
trzeba było determinacji i odwagi, by cesarzowi niejako w oczy rzucać
(prawda, że pozostając poza zasięgiem jego władzy), przy całej
niewątpliwej kurtuazji, tak poważne zarzuty. A stosunki pomiędzy
Henrykiem II a Brunonem nie zawsze już i uprzednio były idealne, na
co ten uskarżał się we wspomnianym Liście.
Z tym wszystkim trudno nie podziwiać nie tylko determinacji króla
Niemiec, ale także jego chłodnej kalkulacji; odkładając na bok
wszelkie względy ideologiczne ten pobożny aż do dewocji, ale niezwyk-
le trzeźwy polityk, przedłożył rację stanu, tak jak ją rozumiał, nad
ideologię i religię. Zapewne traktował sojusz z Lucicami jako posunię­
cie taktyczne, z którego, gdy usunięty bądź powalony na kolana
zostanie Chrobry, będzie można gładko się wycofać.
1 Bogów pogańskich polemiści chrześcijańscy zwykli byli interpretować jako

szatany.
2 Jak wiadomo, należała ona do insygniów królewskich w Niemczech, a jej kopia

została darowana Chrobremu przez Ottona III w Gnieźnie.

125
Owóż, te tak różne
i pod różnym przewodnictwem kroczące oddziały
[tzn. pod chrześcijańskimi i pogańskimi znakami] dotarły wnet do
Odry i rozbiły namioty nad krętą rzeką, zwaną po słowiańsku Bóbr, po
łacinie zaś Castor. Bolesław jednak, obwarowawszy brzeg tej rzeki
i usadowiwszy się z wielkim wojskiem w Krośnie, przeszkadzał, jak mógł,
w przeprawieniu się ich na drugą stronę. Kiedy król, zabawiwszy tam
siedem dni, jął przygotowywać już okręty i mosty, Opatrzność Boża
wskazała wysłanym przezeń wywiadowcom bardzo dogodny bród na
rzece. Z brzaskiem dnia sześć legii udało się tam na rozkaz króla
i skorzystało bezpiecznie z tego brodu. Straż Bolesława, która zauważyła
to z daleka, zaniosła czym prędzej swemu władcy tę smutną i trudną do
wiary wiadomość. Ten, upewniwszy się wreszcie przez trzykrotnie czy
nawet więcej razy wysyłanych wywiadowców, zwinął szybko obóz i uciekł
wraz ze swoimi, pozostawiając na miejscu wiele materiału wojennego.
Król, przyglądając się temu bacznie wraz ze swoimi, wzniósł z ducho-
wieństwem i ludem całym hymn pochwalny na cześć Chrystusa i prze-
prawił się bezpiecznie przez rzekę. Ci zaś, którzy pierwej się przeprawili,
byliby dopadli nieprzyjaciół znienacka w namiotach, gdyby nie musieli
wyczekiwać na opóźniających się w marszu Luciców. Nasi puścili się
żwawo w pościg za wrogami, nie mogli ich jednak dosięgnąć, ponieważ
tamci uciekali jak te rącze jelenie, wobec czego wrócili do swoich
towarzyszy (Thietmar VI,26).
Wojna po raz pierwszy przybrała obrót wysoce niepomyślny dla
księcia polskiego: armia Henryka II sforsowała umocnienia graniczne
i posuwała się w głąb rdzennego terytorium Polski. Święto Legionu
Tebańskiego, tzn. 22 września, Henryk II obchodził z największą, jaką
tylko mógł, czcią w opactwie w Międzyrzeczu, gdzie przed zaledwie
dwoma laty śmierć poniosło Pięciu Braci Męczenników (zob. wyżej,
s. 90). Równocześnie starał się zapobiec temu, by ani klasztor, ani
mieszkania nieobecnych mnichów nie poniosły żadnej szkody ze strony
naszych. Następnie, niszcząc wokoło najbliższe okolice, ścigał dalej
nieprzyjaciela, tak że ten nie miał wprost odwagi nocować w żadnym ze
swoich grodów. Zatrzymał się dopiero na prośby swoich książąt o dwie
mile od poznańskiego grodu. Wojsko jednak, które rozdzieliło się dla
zebrania żywności i innych potrzebnych materiałów, poniosło wielkie
straty od nieprzyjaciół, którzy zaatakowali je z zasadzki. yYmczasem
Bolesław prosił króla o przebaczenie przez zaufanych pośredników i wnet
[słowo „wnet" Thietmar celowo zaakcentował] je sobie wyjednał.

126
Arcybiskup Tagino [magdeburski 1004-1012] oraz inni mężowie z oto-
czenia króla udali się na zaproszenie Bolesława do wymienionego wyżej
grodu [Poznania] i zawarli z nim pod przysięgą oraz na podstawie
słusznych poprawek trwały pokój. Z radością tedy wracali nasi do domu,
ponieważ wielkie znosili trudy wskutek długich marszów i dotkliwego
głodu, nieodłącznych od przykrości wojny (VI,27).
Rocznik z Kwedlinburga, zazwyczaj dobrze poinformowany, twier-
dzi, że Henryk II wracał z wyprawy, bolejąc nad niedobrym pokojem,
prowadząc z sobą żałosne (lacrimabili) wojsko i ciała poległych.
Jakie konkretnie były warunki pokoju poznańskiego 1005 r.,
Thietmar nie zanotował i żadne inne źródło ich nie podaje. Praw-
dopodobnie Bolesław musiał zrzec się i tak już utraconych Czech oraz
Łużyc i Milska. Co do tych dwóch ostatnich krajów, wniosek o utracie
ich przez Polskę w 1005 r. opiera się na tym, że po pierwsze w dwa lata
później Bolesław podjął próbę ich odzyskania oraz że w tymże 1007 r.
w dokumencie króla niemieckiego kraj Milczan został określony jako
podlegający komesowi niemieckiemu. Raczej więc za zwycięską mogła
się uważać strona niemiecka, chociaż rację mają chyba również ci
historycy, którzy uważają, że taki pokój w takich warunkach zawarty
był także sukcesem Bolesława. Brak podstaw, by za starszą nauką
niemiecką przyjmować, że Bolesław musiał w Poznaniu uznać zwierz-
chnictwo niemieckie w formie sprzed 1000 r.; gdyby tak było, źródła
niemieckie odnotowałyby to zapewne z tryumfem. Zwróćmy uwagę na
rolę arcybiskupa Taginona w dojściu do skutku pokoju w Poznaniu:
czyżby wtedy zawarte zostało duchowe braterstwo (fraternitas) pomię­
dzy władcą polskim a Kościołem magdeburskim, zerwane - w opinii
strony niemieckiej - przez napad Bolesława na posiadłości arcybiskup-
stwa w 1007 r.?
Mając rozwiązane ręce, przystąpił Henryk II do porządkowania
spraw wschodniego pogranicza i represjonowania nieposłusznych czy
wiarołomnych. Ciekawy jest przedstawiony przez Thietmara (VI,28)
katalog tych przedsięwzięć, przy czym kronikarz nie podał konkret-
nych powodów represji. Dotknęły one sławnego rycerza Bruncjona
z Merseburga oraz dwóch Słowian, możnego Borysa i ~zemysła wraz
z ich stronnikami, którzy zginęli na stryczku. Jeżeli chodzi o tych
dwóch Słowian, nasuwa się niemożliwy jednak do sprawdzenia wnio-
sek, że chodzić może o przewodników, celowo opóźniających pochód
wojsk niemieckich z roku poprzedniego. Ale nie tylko chodziło

127
o represje. Często odbywał [Henryk II] zjazdy ze Słowianami w ffierz-
bianach [Werben] leżących nad Łabą i, czy chcieli czy nie chcieli,
omawiał z nimi potrzeby swego państwa i narzucał w końcu swoją wolę.
O jakich Słowianach tu mowa? Raczej nie o Lucicach, z którymi
sojusz trwał nieprzerwanie, lecz może Thietmar ma tu na myśli
przywódców tych plemion słowiańskich, które znajdowały się pod
panowaniem niemieckim i których postawa w sytuacji wojny niemiec-
ko-polskiej, zwłaszcza biorąc pod uwagę wielokrotnie stwierdzaną
aktywność polityki polskiej na Połabiu, nabierała istotnego znaczenia.
Gwoli obrony ojczyzny kazał odbudować zburzony poprzednio [w 997 r.]
Arneburg [na lewym brzegu Łaby, powyżej ujścia Haweli] i zwrócić
wszystko, co stamtąd dawniej nieprawnie zostało zabrane. Posiadanie
warownych grodów na ważnych strategicznie terenach, zwłaszcza na
pograniczu z Lucicami lub w ich pobliżu, stanowiło najpewniejszą
ostoję niemieckiego panowania.
Ciekawa jest także następująca informacja Thietmara: U czest-
nicząc osobiście w sądzie synodalnym, zabronił [król Henryk] na mocy
kanonicznego i apostolskiego autorytetu zawierania nielegalnych związ­
ków małżeńskich oraz sprzedawania chrześcijan poganom. Z powyższego
ustępu wynika, że w marchiach wschodnich kwitnął wówczas handel
niewolnikami - zauważył M.Z. Jedlicki. Jakich to chrześcijan sprzeda-
wano w niewolę poganom (domyślamy się, że przede wszystkim
kupcom arabskim i żydowskim)? Nie pomylimy się chyba, że przede
wszystkim jeńców polskich, pojmanych w trakcie wojny. Inna rzecz,
czy władcą kierowały w tym wypadku jedynie ideały chrześcijańskie,
czy również, jak się domyślał Jedlicki, interesy panów niemieckich,
którzy byli bardziej zainteresowani osadzaniem jeńców na swoich
ziemiach i niechętnie patrzyli na proceder odpływania siły roboczej na
obce rynki.
Rozdział X
OD POZNANIA
DO MERSEBURGA

Rok 1006 przebiegł, jeżeli chodzi o stosunki polsko-niemieckie,


raczej spokojnie, natomiast już w Wielkanoc (6 kwietnia) 1007 r., gdy
Henryk II przebywał w bawarskiej Ratyzbonie, przybyli posłowie od
Luciców, od wielkiego miasta zwanego Wolin oraz od księcia Jaromira
z doniesieniem, iż Bolesław knuje różne złośliwe plany przeciw niemu
i namawia ich słowem i pieniędzmi do ich wykonania. Oświadczyli
również, że jeżeli król będzie nadal żyć z nim w pokoju i udzielać mu
swojej laski, to nie będzie mógł liczyć na pewno na ich wierność. Król
zastanawiał się nad tym z całą rozwagą ze swoimi książętami i wy-
słuchawszy ich różnych głosów doradczych przychylił się do ich gniewem
podyktowanej opinii, tak dalece, że wysłał do Bolesława jego zięcia
Hermana [syna Ekkeharda, męża Regelindy] i wypowiedział zawarty
poprzednio [w Poznaniu w 1005 r.] układ pokojowy.
Wersja Thietmara niewiele wyjaśnia i ma najwyraźniej sprawiać
wrażenie, żezerwanie przez stronę niemiecką pokoju sprzed dwóch lat
zostało sprowokowane przez Chrobrego, który usiłował przeciągnąć
na swoją stronę albo przynajmniej oderwać od sojuszu z Henrykiem II
Luciców, Wolinian i Jaromira czeskiego.
Bolesław nie myślał czekać na działania wojenne Henryka II, lecz
sam je rozpoczął, znowu na terytorium przeciwnika: Bolesław, dowie-
dziawszy się o tym poselstwie przez pośredników, przyjął grafa [Her-
mana] nie najlepiej, choć sam go poprzednio do siebie zapraszał.
Wysłuchawszy jego przemówienia, usprawiedliwiał się długo, po czym
rzekł: „Chrystus, świadek wszechrzeczy, niechaj wie, jak niechętnie

9 Bolesław Chrobry 129


uczynię to wszystko, co mi odtąd czynić wypadnie". Następnie, zebraw-
szy wojsko, spustoszył kraj zwany Morzyczanie, leżący obok Magdebur-
ga, i przez ten wrogi krok zerwał węzły braterstwa, jakie zadzierzgnął
przedtem w imię Chrystusa z Magdeburczykami. Stąd ruszył do grodu
zwanego Czerwiszcze [Zirwisti; Zerbst na południowy wschód od
Magdeburga] i uprowadził ze sobą jego mieszkańców zniewoliwszy ich
częściowo strachem, częściowo uwodzicielską namową. Nasi, dowiedzia-
wszy się o tym, przybyli z opóźnieniem i puścili się za nim w pogoń, lecz
bez zapału. Prowadził ich arcybiskup Tagina. Był on wprawdzie uprze-
dzony z góry o sytuacji, lecz nie potrafił jej zaradzić. Byłem i ja tam
z nim również i kiedy przybyliśmy do miejscowości zwanej Juterbok
[Jiiterbog na południe od Luckenwalde], rozważniejsi uznali, iż nie jest
wskazane ścigać nieprzyjaciół z tak małą siłą, wobec czego powróciliśmy
do domu (VI,33).
Zauważmy: mimo że Bolesław zaatakował śmiałym i dalekim
wypadem obszary należące do archidiecezji magdeburskiej, zrywając
istniejące pomiędzy nim a archidiecezją „braterstwo", arcybiskup
Tagina prowadził kampanię przeciwko niemu w sposób taki, jaki
samym Niemcom wydać się musiał co najmniej dziwny, zupełnie bez
przekonania. Czyżby miał żal do swojego króla za złamanie pokoju,
przez niego przed dwu laty wynegocjowanego w Poznaniu? Czyżby
sojusz w Lucicami za bardzo mu ciążył?
Napad Bolesława Chrobrego na okolice Magdeburga był wszakże
czymś w rodzaju demonstracji siły, polski władca nie mógł przecież
liczyć na to, że zdoła na stałe podbić obszary należące do centralnych
w Rzeszy doby ottońskiej. Zaraz się też, dzięki Thietmarowi, dowiemy,
o co mu naprawdę chodziło:
Bolesław tymczasem zajął na nowo Łużyce, Żarowe [między Bob-
rem a Nysą Łużycką] i kraj Słupian i wkrótce przystąpił do oblężenia
grodu Budziszyna obsadzonego przez załogęgrafa Hermana, w czym
okazał się zgoła nieżyczliwym teściem. Wysławszy posłów, zażądał od
mieszkańców grodu, aby nie czyniąc ani jemu, ani sobie trudności gród
ten poddali; nie mogą bowiem liczyć na odsiecz ze strony swego władcy.
Zawarto rozejm na siedem dni. Bolesław gotował się do szturmu,
mieszkańcy zaś grodu błagali przez posłów króla i książąt państwa
o pomoc, zobowiązując się, iż przez dalszych siedem dni jeszcze będą
stawiali opór nieprzyjacielowi. Margrabia Herman, przybywszy do
Magdeburga, zwrócił się do tamtejszego prepozyta Waltharda i zwołał

130
przez specjalnych wysłańców wszystkich możnych. Oskarżał ich następ­
nie gwałtownie, iż tak zwlekają z odsieczą, równocześnie zaś przez
zaufanych ludzi dodawał otuchy rycerzom z załogi. Ci jednak, cierpiąc
dotkliwie z powodu nieustannych szturmów Bolesława i opierając mu się
dzielnie przez czas dłuższy, kiedy widzieli w końcu, iż niektórzy z ich
towarzyszy zaczęli się chwiać, a ich władca nie przybywał im na odsiecz,
poddali gród księciu polskiemu, uzyskawszy wprzód od niego zezwolenie
na opuszczenie go wraz z całym dobytkiem. Ze smutkiem powrócili
następnie do ojczyzny (VI,34).
Budziszyn, centralny gród Milczan, utracony przed dwoma laty,
powracał, niemal w identyczny sposób, w ręce Chrobrego. Nastąpiła
znowu, sądząc po braku jakichkolwiek danych, przerwa w działaniach
wojennych. W 1009 r. Henryk II, korzystając z walki, jaka rozgorzała
pomiędzy margrabią Guncelinem a jego bratankiem Hermanem,
odebrał godność margrabiowską Guncelinowi i nadał ją swemu
oddanemu sojusznikowi (chociaż zarazem zięciowi Bolesława Chrob-
rego), Hermanowi. Zasługuje na uwagę, że wśród zarzutów przed-
stawionych Guncelinowi wysunął król to, iż sprzedał Żydom niewol-
ników, należących do różnych panów, którzy wciąż się na to skarżyli, i że
na rozkaz króla nie starał się wcale o ich zwrot, a także, iż korzystał
u swego brata Bolesława z większych względów, niżby mu [podkreślenie
Thietmara] wypadało, a królowi mogło się podobać. Zjawili się również
tacy, którzy gotowi byli oskarżać go, iż razem z nimi dopuścił się obrazy
majestatu królewskiego. Guncelin został oddany pod straż biskupowi
halbersztadzkiemu Arnulfowi.
Tymczasem - czytamy zaraz dalej w kronice Thietmara (Vl,55)
- straż nad wspomnianym grodem [Miśnią] trzymał podług kolejności
brat Guncelina graf Bruno. I oto nagle, w przeddzień przybycia
Hermana, wielki oddział Polaków przeprawił się o świcie przez Łabę
i podsunął się w ciszy aż do bramy przyrzeczonego mu grodu. Lecz gdy
niełatwym okazał się tam dostęp z powodu gęsto rozstawionych straży,
zawrócili Polacy ze smutkiem do domu, nie uczyniwszy nikomu szkody,
lecz sami także, niestety, nie poniósłszy szwanku. Przewodnikami wroga
w tej wyprawie byli, jak się później okazało, dwaj wietnicy [Wethenici]
z podgrodzia. Słusznie zapłacili oni krwią swoją za taką zbrodnię.
Bolesław tymczasem „w zawieszeniu między nadzieją i strachem" [w tym
miejscu Thietmar wykazał się znajomością Eneidy Wergiliusza (1,218)]
oczekiwał swoich w Budziszynie, a gdy się dowiedział o ich odwrocie,

9• 131
bardzo był rozgoryczony z powodu zawiedzionych planów. Herman
mógł objąćgród miśnieński.
Po Wielkanocy 1010 r., Henryk II, który rozmyślał często nad
obrazą i szkodą wyrządzoną mu przez Bolesława, zapowiedział nową
wyprawę przeciwko niemu. Wojsko zebrało się w posiadłości mar-
grabiego Gerona [II, margrabia saskiej Marchii Wschodniej, 993-1015]
Białej Górze [Alt Belgern, na prawym brzegu Łaby], która to nazwa
oznacza piękną górę. Książę [saski] Bernard i prepozyt [magdeburski]
Walthard udali się naprzód, aby przywieść Bolesława do opamiętania, nie
osiągnąwszy jednak zamierzonego rezultatu, powrócili z niczym. Kroni-
karz stwierdził, że dołączył do wojsk królewskich sławny i całkowicie
królowi oddany książę czeski Jaromir i użala się nad losem mar-
grabiego Gerona II, którego majątek został przez wojska niemieckie
(i czeskie) zdewastowany Gest to interesujące stwierdzenie braku
jakiegokolwiek systemu zaopatrywania własnych wojsk, zarazem mo-
że także tłumaczyć, przynajmniej do pewnego stopnia, brak entuzjaz-
mu panów wschodniosaskich do wyczerpujących i niszczących ich kraj
wojen z Polską Chrobrego).
Z Białej Góry wojsko ruszyło na kraj Łużyczan, u którego wejścia
znajduje się gród warowny Jaryna (Jarina [Gehren na Dolnych
Łużycach]). Schwytano w tym czasie dwóch braci z kraju Hobo/an
[Hawelan, czyli Stodoran], z grodu warownego Brenny [Brandenbur-
ga], którzy udali się do Bolesława, by go podburzyć przeciwko królowi,
i w drodze powrotnej wpadli w biały dzień w sidła, które sami
potajemnie zastawili. Ponieważ przy przesłuchaniu nie chcieli wyznać
niczego z tych wszystkich sprawek, zostali obaj powieszeni na jednym
wzgórzu (VI,57). Niekiedy przypuszczano, że byli to wysłannicy
Związku Lucickiego, wysłani do Bolesława w celu zawarcia tajnego
porozumienia. Nie jest to zbyt prawdopodobne, jako że Luciców
spotkamy jeszcze później wśród sojuszników Henryka II i Sasów;
prawdą jest wszakże, że sojusz ten przez kilka lat jak gdyby zamarł.
Natomiast wiadomo, że już wcześniej, pod koniec X w., Bolesław
Chrobry zwracał baczną uwagę na sytuację w Brandenburgu i kraju
Stodoran, i że propolskie sympatie nad Hawelą, zrozumiałe z punktu
widzenia tamtejszych słowiańskich książąt, pragnących znaleźć prze-
ciwwagę wobec rosnących wpływów niemieckich, oraz zagrożenia ze
strony Związku Lucickiego, utrzymywały się znacznie dłużej (aż do
połowy XII w.).

132
Ponieważ król oraz jego ukochany arcybiskup Tagina zachorowali
w trakcie wyprawy, uradzono, by król z kilkoma biskupami oraz
mniejszym oddziałem wojska wrócił do domu, biskupi zaś: Arnulf
[halbersztadzki] i Meinwerk [z Paderbornu] wraz z księciem Jaromi-
rem, margrabiami Geronem i Hermanem i wielu innymi mają pustoszyć
kraj Ślężan i Dziadoszan. Tak też się stało.
Gdy wymienieni tu wielmoże przechodzili w szyku bojowym koło
grodu zwanego Głogów, gdzie znajdował się i skąd mógł ich obserwować
Bolesław, wzniecili wśród przypatrujących się im z murów rycerzy zapał
do walki. Rycerze ci pytali swego wodza, dlaczego to znosi, i prosili
o pozwolenie starcia się z wrogiem. Bolesław tak im odpowiedział:
„ Wojsko, które widzicie, jest małe liczbą, lecz wielkie męstwem i wybrane
z wielu tysięcy. Jeżeli je zaatakuję, to bez względu na to, czy zwyciężę,
czy przegram, osłabię się na przyszłość. Król bowiem może natychmiast
zebrać nowe wojsko. O wiele lepiej jest dla nas znieść to teraz cierpliwie i,
o ile to możliwe, w inny sposób szkodzić tym pyszałkom bez większej dla
nas straty" 1• W ten sposób uspokoił niepowściągliwe zapały wojowników,
lecz nie dopiął bynajmniej swego celu, by nam zgotować trudności
w czasie tej wyprawy. Jakkolwiek ciągłe ulewy deszczowe opóźniły
pochód naszych, niemniej zadali oni nieprzyjacielowi duże straty wokoło.
wreszcie, spustoszywszy wzdłuż i wszerz całą okolicę, Czesi powrócili do
domu, nasi zaś wycofali się szczęśliwie przez Milsko do Łaby i donieśli
królowi przez posłów, iż powracają z dobrymi rezultatami (VI,58).
Relacja Thietmara stara się ukryć faktyczne niepowodzenie wy-
prawy z 1010 r. Rocznikarz z Kwedlinburga zwięźlej, ale chyba
bardziej zgodnie z rzeczywistością, stwierdził, że król nie dotarł tam,
gdzie zamierzał. Niestety, dokąd zamierzał wówczas dotrzeć, możemy
się tylko domyślać.
W 1012 r. Henryk II ogłosił w Merseburgu pokój powszechny na
pięć lat. Można traktować to posunięcie jako krok przygotowawczy
do nowej wojny na wschodzie. Następnym konkretnym posunięciem
1 Mowy władców w kronikach średniowiecznych są niemal zawsze swobodną
inwencją kronikarza, nie ma zatem większego znaczenia to, że Thietmar już wcześniej
(IV,12) niemal identyczną mowę wkłada w usta komuś innemu (Słopanowi, posłowi
księcia czeskiego Bolesława II). Mimo wątpliwej autentyczności mowy Bolesława
Chrobrego, oddaje ona zupełnie nieźle geniusz strategiczny polskiego władcy, który
znajduje - choć nie wyrażone expressis versis - uznanie biskupa-kronikarza, znającego
się nieźle na sztuce wojennej, jako że w tych czasach biskupi w Niemczech byli
regularnie powoływani przez monarchę do służby zbrojnej.

133
było odbudowanie grodu, określonego w kronice Thietmara jako
Lubusza (Liubusua), zburzonego w 932 r. przez Henryka I. Nie jest to
znany później i ważny Lubusz (Lebus), lecz zbliżony doń z imienia
niezidentyfikowany (istnieją różne propozycje) gród słowiański na
Dolnych Łużycach. Wiadomość o odbudowaniu tego grodu jest
ciekawa ze względu na zawarte w niej szczegóły topograficzne, jak
również na tryb przeprowadzania tego typu prac. Biskup-kronikarz
Thietmar musiał, jak inni, brać w tym udział: Przybyliśmy tam w końcu
stycznia i uczciwszy, jak należy, święto Oczyszczenia Bożej Rodzicielki,
ukończyliśmy w ciągu czternastu dni wyznaczoną nam pracę. Obsadziw-
szy następnie gród załogą, powróciliśmy do domu. Kronikarz stwierdził,
że wkrótce potem gród w Liubusua uległ ponownie zniszczeniu
i obiecał powrócić
do tej sprawy w należytym porządku rzeczy.
Dnia 9 czerwca 1012 r. zmarł arcybiskup magdeburski Tagina,
a jego następcą został na kilka zaledwie tygodni dotychczasowy
prepozyt Walthard. Będąc zajęty innymi sprawami, Henryk II ułożył
się ze swoimi książętami,
w jaki sposób oni z kolei mieli napaść na
Bolesława. Całe to zadanie oraz posiadłości swoje leżące w Saksonii
powierzył król świeżo ustanowionemu arcybiskupowi. Krótko po święcie
apostołów Piotra i Pawła (28 czerwca), jak zdaje się wynikać z danych
Thietmara (VI,69), uproszony przez posłów Bolesława, przybył Walthard
do Sciciani [gród na Dolnych Łużycach, prawdopodobnie identyczny
z grodziskiem na północny zachód od Chociebuża (Cottbus)], ażeby
zawrzeć z nim pokój. Trudno nie odnieść wrażenia, że działania
arcybiskupa niezupełnie odpowiadały intencjom monarchy, skoro ten
najwyraźniej dążył do dalszej wojny. Wszakże misja Waltharda nie
powiodła się: Tam spotkał się ze wspaniałym przyjęciem, lecz spędził
tylko dwie noce i nie osiągnąwszy niczego, powrócił do siebie z bogatymi
darami, co nawet, jak wyraźnie poświadczył Thietmar, wzbudziło tu
i ówdzie podejrzenia o zdradę i przekupstwo (zob. Thietmar VI,79).
Wkrótce potem Walthard umarł.
Tymczasem Bolesław, dowiedziawszy się o śmierci arcybiskupa,
zebrał wojsko i ruszył na Lubuszę [Liubusua], o którym wyżej mówiłem.
Rozbił tam następnie obóz, korzystając z tego, że z powodu wylewu Łaby
nikt z naszej strony nie będzie mógł przyjść z pomocą załodze. Jego
żołnierze rzucili się do walki na zew wodza, obrońcy natomiast słaby
stawiali opór. Albowiem zaledwie tysiąc ludzi strzegło tego wielkiego
grodu, podczas gdy trzy razy tyle jeszcze by nie wystarczyło do jego

134
obrony. Bolesław siedział przy uczcie i obserwował z radością, jak jego
żołnierze wdzierali się zwycięsko do grodu. Puściła brama, polała się
krew wielu wojowników. Wzięci zostali do niewoli znakomici rycerze
Guncelin [oczywiście, różny od margrabiego] i fflzo oraz ranny
dowódca grodu Scih, który nie miał zgoła szczęścia. Albowiem ilekroć
dostawał jakiś gród pod swoją pieczę, zawsze go tracił, i to nie przez
swoje tchórzostwo, lecz wskutek nieszczęśliwych okoliczności [imię
pechowca, Zdzich lub podobnie, być może wskazuje na słowiańskie
pochodzenie]. Wszystkich tych jeńców przywiedziono przed oblicze
dumnego zwycięzcy i na jego rozkaz odprowadzono zaraz do niewoli.
Spośród wojowników księcia Bolesława poległo tam nie mniej niż
pięciuset. Ta straszliwa rzeź miała miejsce 20 sierpnia. Rozdzieliwszy
nieprzebrane lupy i podpaliwszy gród, zwycięskie wojsko powróciło wraz
z wodzem swoim w radosnym nastroju do domu (VI,80).
Na jesień 1012 r. przypadły, jeżeli wierzyć chronologii w kronice
Thietmara, dwa dalsze wydarzenia, rzucające pewne światło na sto-
sunki polsko-niemieckie. Pierwszym z nich jest dość zagadkowa
sprawa księcia czeskiego Jaromira. Już nieco wcześniej (Vl,71) wspom-
niał Thietmar o wypędzeniu w sobotę przed wielkanocą Jaromira
z Czech przez jego brata Udalryka. Musiał on uciekać do Bolesława
[Chrobrego], którego mimo bliskości pokrewieństwa zwalczał dotych-
czas jako wroga. Teraz dowiadujemy się, że król Henryk II odmówił
poparcia swojemu, jak widzieliśmy parokrotnie, wypróbowanemu
sojusznikowi, przeciwnie - uwięził go i uznał panowanie Udalryka.
Kara ta dotknęła go [Jaromira] nie na skutek wiarołomstwa ze strony
króla - pospieszył Thietmar z usprawiedliwieniem Henryka II - lecz
z powodu rzezi, jakiej dokonał wśród powierzonych jego opiece Bawa-
rów, kiedy ci udali się z darami do Bolesława bez jego i królewskiego
pozwolenia (VI,83).
Nie wiadomo, co to było za poselstwo i co to byli za Bawarowie.
Może chodziło o poselstwo Henryka ze Schweinfurtu. Dlaczego
jednak Henryka postępek Jaromira tak poruszył? Nie wiadomo. Być
może epizod ten posłużył królowi jedynie za pretekst: z jakichś
nieuchwytnych dla nas powodów monarcha zdecydował się oprzeć na
Udalryku. Thietmar nie ukrywał swej krytycznej oceny decyzji królew-
skiej, usiłował wszakże wywołać wrażenie, że źli doradcy podszepnęli
to władcy: Nasi wrogowie szydzili z nas, gdy o tym usłyszeli, nasi zaś
krajanie drżeli z obawy, by nie wyszło to na korzyść wrogów. Ci, którzy

135
skłonili
do tego króla, mogą przekonać się na własnej skórze, do czego to
prowadzi 2•
Druga wiadomość, mogąca nas tutaj zainteresować, jest bardzo
lakoniczna i odnosi się zapewne do października: w Arneburgu
omawiał [król] rozliczne sprawy ze Słowianami, którzy tłumnie przybyli
i potwierdziwszy pokój z nimi, odjechał. Nie rezygnując z kolejnej
planowanej wojny z Bolesławem Chrobrym, zadbał Henryk II o od-
nowienie nieco od kilku lat uśpionego sojuszu z Lucicami.
Zamiast wojny miało jednak w roku następnym (1013) dojść do
pokoju. Król wyjechał z Allstedt [pałac królewski w Turyngii], gdzie
spędził święto Objawienia Pańskiego [6 stycznia] i gdzie przyjął posłów
Bolesława. Posłowie ci prosili o pokój i obiecywali, iż zaprzysięgnie go
syn Bolesława Mieszko (VI,89). W kilka dni potem [poprzednio była
mowa o święcie Oczyszczenia NMP, 2 lutego] przybył [do Magdebur-
ga] z wielkimi darami syn Bolesława Mieszko i złożył hołd lenny królowi,
po czym przysięgą wzmocnił złożone przyrzeczenie. Następnie od-
prawiono go z wielkimi honorami i okazano mu wiele uprzejmości, by
skłonić go do powtórnego przyjazdu. Zdarzył się także mniej miły
epizod: N a domiar złego doszło do uszu królewskich - meldował
Thietmar - że mój krewniak lł'irinhar udał się wraz z bratem mar-
grabiego [miśnieńskiego] Hermana Ekkehardem [jako Ekkehard II
będzie on przełożonym Marchii Miśnieńskiej w latach 1031-1046] bez
pozwolenia królewskiego do Bolesława i wygłaszał tam słowa nie dające
się pogodzić z lojalnością wobec swego władcy oraz że przyjmował
u siebie w sekrecie posłów Bolesława (obaj zostali dotkliwie za to
ukarani konfiskatą majątków i dopiero z czasem odzyskali łaskę
królewską). Okazuje się
zatem, że nie tylko Henryk II i Bolesław
Chrobry, oczywiście każdy z innych powodów, dążyli na początku
1013 r. do pokoju: parli doń także, posuwając się wręcz do nielojalno-
ści wobec swego króla, niektórzy panowie wschodniosascy.
Henryk II uległ w tymże czasie ciężkiej chorobie. Zdaniem jednego
z nam współczesnych uczonych niemieckich (zob. wyżej, s. 105),
nastąpiła w Henryku w rezultacie przeżyć i przemyśleń chorobowych
pewna ewolucja postaw wobec przeciwników, także polskiego władcy.
W wigilię Zielonych Świąt (23 maja) przybył do Merseburga, gdzie
właśnie znajdował się król, Bolesław, ubezpieczywszy się uprzednio
2 Omawiany tu ustęp należy do większego zespołu, napisanego w autografie
kroniki własnoręcznie przez Thietmara.

136
21. Kościół katedralny
w Magdeburgu - prezbite-
rium z wtórnie użytymi ko-
lumnami antycznymi

przez przysłanych
mu zakładników, których pozostawił u siebie w domu.
Przyjęto go jak najlepiej. W samo święto [24 maja] Bolesław złożywszy
ręce oddał hold lenny i po wzajemnej wymianie przysiąg niósł miecz
przed królem, gdy ten kroczył w uroczystym stroju do kościoła. W ponie-
działek zjednał sobie króla bogatymi darami, które mu złożył od siebie
i od swojej małżonki i z kolei otrzymał z jego szczodrych rąk jeszcze
większe i piękniejsze dary oraz z dawna upragnione lenno. Odesłał
następnie z honorami i uprzejmościami zakładników królewskich.
Zaraz potem kronikarz uchyla rąbka tajemnicy, dlaczego Bo-
lesławowi Chrobremu, nie pokonanemu przecież w poprzednich la-
tach, tak zależało na zawarciu pokoju z Henrykiem II. Po tych
wypadkach udał się Bolesław na Ruś, przy czym nasze wojska wspierały
go w tej wyprawie (VI,91). O samej wyprawie opowiemy już w jednym
z następnych rozdziałów. W tej chwili niech wystarczy stwierdzenie,
że uwagę polskiego władcy przyciągały sprawy ruskie. Ubocznym,

137
ale znamiennym i ważnym rezultatem pokoju merseburskiego pomię­
dzy Henrykiem II a Bolesławem Chrobrym, być może jednym z wa-
runków ugody, było wystawienie oddziału posiłkującego polskiego
władcę w kampanii ruskiej.
Jeszcze nieco dalej (VI,92) Thietmar, choć nie stwierdził tego
wprost, dał jednak do zrozumienia, skąd ta nagła pojednawczość
u króla niemieckiego (nie można bowiem jej tłumaczyć wyłącznie
złagodnieniem monarchy w trakcie choroby). Dojrzewała sprawa
kolejnej interwencji we Włoszech, dokąd król wyruszył jesienią i 14
lutego 1014 r. uzyskał wreszcie w Rzymie koronę cesarską. W wy-
prawie wzięło udział wielu możnych niemieckich i silne wojsko. Tylko
Bolesław - podał Thietmar oburzony i zgorszony - choć otrzymał
przedtem wezwanie, nie poczuwał się do obowiązku pomocy w tej
wyprawie i okazał się, jak zwykle, kłamcą w swych pięknych obietnicach.
I dalej pisał
Thietmar, zawierając w swej wypowiedzi, obok słów
potępienia dla wiarołomstwa polskiego władcy, niezmiernie istotne,
bynajmniej nie we wszystkim negatywne, dane do sylwetki, a nawet
duchowości Bolesława: Poza tym skarżył on się poprzednio w liście
papieżowi, iż nie może uiścić czynszu przyrzeczonego księciu apostołów
Piotrowi, z powodu przeszkód stawianych mu skrycie przez króla.
Obecnie zaś, wysławszy tam szpiegów, wywiadywał się po cichu, jak stoją
sprawy króla w tamtych stronach, oraz starał się przez nich zbuntować
kogo tylko mógł przeciwko niemu. Taką była zasię jego bojaźń Boża!
W tym celu zabiegał o pomoc ze strony prawych ludzi! Taką mieniła się
wierność niezłomna znakomitego wasala i tyle dbał o najstraszliwsze
przysięgi! Uważ, czytelniku, co czynił on pośród tylu zdrożności! Kiedy
mianowicie albo sam poczuł, albo przekonał się pod wpływem jakiegoś
chrześcijańskiego upomnienia, iż wiele nagrzeszył, kazał przedłożyć sobie
kanony i badać, w jaki sposób należy naprawić grzechy, po czym w myśl
zawartych tam przepisów starał się odpokutować zbrodnie, których się
był dopuścił. Lecz silniejszą była u niego skłonność do popełnienia
zgubnych przestępstw niż do trwania w zbawiennej pokucie! (VI,92).
Oburzenie (połączone z niewątpliwym podziwem) Thietmara
w związku z odmową Bolesława udziału w wyprawie italskiej Hen-
ryka II doprowadziło nas już w czasy po układzie merseburskim. Do
pewnych spraw, o których mowa w przytoczonych cytatach, wrócimy
w odpowiednich miejscach. Teraz natomiast musimy nieco uwagi
poświęcić okolicznościom i warunkom pokoju z wiosny 1013 r.

138
W nauce polskiej przeważa tendencja do minimalizacji stopnia
zależności Polski i jej władcy od Henryka II w wyniku traktatu
merseburskiego. Oczywiście, rzadko jedynie kwestionowano fakt na-
wiązania stosunku lennego, ograniczano go jednak do samych tylko
Łużyc i Milska - z dawna upragnionego lenna (beneficium). Oznaczało­
by to, że przywrócony zostałby stan prawny ustanowiony w 1002 r.
Nieaktualne naukowo są sporadycznie pojawiające się w dawniejszej
literaturze poglądy, jakoby opis Thietmara dotyczył ceremonii paso-
wania Chrobrego na rycerza lub że Bolesław otrzymał w Merseburgu
ekspektatywę (czyli obietnicę nadania w przyszłości) Miśni. Nie da się
chyba również utrzymać poglądu M.Z. Jedlickiego, jakoby stanowiska
Henryka II i Bolesława stały się w 1013 r. zupełnie równorzędne,
trudno też zgodzić się z przypuszczeniem tego uczonego, iż obaj
władcy wzajemnie złożyli sobie przysięgę. W nauce niemieckiej na ogół
przeważał pogląd, iż hołd lenny Bolesława Chrobrego w Merseburgu
dotyczył całego jego państwa i był warunkiem dokonanej następnego
dnia inwestytury z Łużyc i Milska.
Nie wydaje się, by skąpa i kapryśna podstawa źródłowa umoż­
liwiła kiedyś pewne rozstrzygnięcie prawnopublicznej strony postano-
wień merseburskich. Za obydwoma wskazanymi wyżej możliwościami
(hołd z Łużyc i Milska, hołd z całej Polski) przemawiają pewne
argumenty, wszakże nie mają one mocy rozstrzygającej. Przy całej
ułomności podstawy źródłowej nie ulega wszakże wątpliwości to, że
- podkreślmy raz jeszcze - obu stronom bardzo zależało na zawarciu
porozumienia i pokoju, że nastąpiło nawiązanie przez Chrobrego (po
raz pierwszy w sposób nie budzący wątpliwości w ramach stosunków
polsko-niemieckich) stosunku lennego z władcą niemieckim (który nie
był jeszcze w tym momencie cesarzem), że przyjmowany był zarówno
on, jak również jego syn Mieszko, z wszelkimi honorami, że wreszcie
właściwy hołd Bolesława w Merseburgu poprzedzony został osobi-
stym (bez inwestytury lennej) hołdem Mieszka Bolesławowica w Mag-
deburgu w lutym 1013 r.
Ten dość na pierwszy rzut oka dziwny pierwszy, niejako wstępny,
hołd, złożony przez syna książęcego, choćby sprawował on już
z ramienia ojca rządy w jednej z dzielnic Polski, każe bliżej przyjrzeć
się osobie Mieszka (II) i jego roli w wydarzeniach około 1013 r.
Narzuca się bowiem niepokojące pytanie, dlaczego rokowania mer-
seburskie (o których zresztą tendencyjny Thietmar nic w gruncie

139
rzeczy nie podaje, zadowalając się przytoczeniem pewnych szczegółów
o charakterze ceremonialnym, faktu złożenia hołdu lennego Hen-
rykowi II i otrzymania bliżej nie określonego z dawna upragnionego
lenna) poprzedzone zostały wizytą następcy tronu, Mieszka, w Magde-
burgu trzy i pół miesiąca wcześniej. Miał on tam ponoć zaprzysiąc
pokój, co należy rozumieć jako wynegocjowanie z królem niemieckim
warunków pokoju, którego zawarcie najwyraźniej zastrzegał sobie
sam Bolesław. Była to więc swego rodzaju inscenizacja - postępowanie
niezwykle charakterystyczne dla średniowiecznej praktyki politycznej.
Dotąd sprawa wydaje się jasna, komplikuje ją dopiero to, że według
Thietmara także Mieszko złożył w Magdeburgu hold Henrykowi Il
Jakie znaczenie hołd taki mógł mieć dla monarchy niemieckiego,
dlaczego Mieszko go składał i co się za tym kryło?
W nauce polskiej panowało dawniej przekonanie, że chodziło
o hołd osobisty, niezwiązany z inwestyturą lenną; Mieszko w ten
sposób wchodził w stosunek wasalny wobec króla niemieckiego,
gwarantując jak gdyby respektowanie przez stronę polską wynegoc-
jowanych warunków pokoju. Trudno przypuszczać, by prowadząc
w Magdeburgu negocjacje, mógł Mieszko w jaskrawy sposób prze-
kroczyć ojcowskie instrukcje, ale jakiś margines swobody postępowa­
nia, jak zwykle w takich okolicznościach, musiał mu Chrobry zo-
stawić. Domyślano się także, że hołd Mieszka stracił jak gdyby
automatycznie ważność w chwili zawarcia wkrótce pokoju merseburs-
kiego i złożenie hołdu Henrykowi II przez samego Chrobrego.
Pogląd ten został zakwestionowany w 1975 r. przez Tadeusza
Grudzińskiego. Uczony ten zwrócił jak najsłuszniej uwagę na to, że
w opinii strony niemieckiej Mieszko również po pokoju merseburskim
był traktowany jako wasal Henryka II (przekonamy się o tym już
wkrótce, gdy w 1014 r. Henryk II uwolnił Mieszka z rąk czeskich jako
swojego wasala), a zatem hołd z Magdeburga nie zdezaktualizował się
w Merseburgu. Terminologia Thietmara zdaje się wskazywać na
„normalny" hołd, związany z inwestyturą lenną. Co mogło być jednak
przedmiotem lenna, jakie otrzymał Mieszko w Magdeburgu? Zdaniem
Grudzińskiego były to Łużyce i Milsko. Ale według dość powszechnej
opinii właśnie Łużyce i Milsko otrzymał w trzy i pół miesiąca później
sam Chrobry! Grudziński nie dostrzegł tu trudności, widocznie uważa­
jąc, że Henryk raz nadał te krainy synowi, a powtórnie ojcu. Niełatwo
pogodzić się z tą opinią; prawo lenne nie przewidywało wszak

140
możliwości odebrania lenna, o ile lennik nie dopuścił się felonii, co
w tym przypadku nie miało przecież miejsca. Teoretycznie można by
się zastanawiać, czy z dawna upragnionym [przez Chrobrego] lennem
nie była jakaś inna kraina, np. kraj Stodoran nad Hawelą, ale trudno
byłoby takie przypuszczenie uprawdopodobnić na podstawie źródeł.
T. Wasilewski przypuszczał, że Mieszko II otrzymał w 1013 r. od
Henryka II w lenno Morawy.
T. Grudziński, rozwijając swą tezę, doszedł do wniosku, że niedo-
świadczony i niewyrobiony jeszcze wtedy politycznie Mieszko po-
zwolił się w Magdeburgu przechytrzyć przez wytrawnego gracza,
Henryka Il, przekroczył jaskrawo ojcowskie pełnomocnictwa (Bole-
sław bowiem, będąc w korzystnej raczej sytuacji polityczno-militarnej,
dążył zapewne do utrzymania posiadanych przecież faktycznie Łużyc
i Milska bez zobowiązań lennych), zgodził się - pewnie w dobrej
wierze - przyjąć te krainy jako lenno z rąk monarchy niemieckiego.
Chrobry był prawdopodobnie zaskoczony i rozczarowany (stąd zape-
wne stosunkowo długa zwłoka, zanim zdecydował się pojechać osobiś­
cie do Merseburga, by wreszcie zawrzeć jednak pokój), ale błąd
polityczny syna musiał zaaprobować, przyjmując te same lenna z rąk
Henryka II. Połowiczność rozwiązania (lenno zamiast pełnej własno­
ści) legła u podstaw nietrwałości pokoju merseburskiego; Bolesław nie
myślał o dochowaniu warunków pokoju, lecz niezwłocznie zaczął
dążyć do ich rewizji. Tyle hipoteza Grudzińskiego.
O jednym jeszcze, wcale nie najmniej ważnym aspekcie pokoju
merseburskiego zamilczał Thietmar. Otóż panuje dość powszechna
zgoda co do tego, że w Merseburgu doszło do zawarcia związku
małżeńskiego pomiędzy polskim następcą tronu a Rychezą, córką
palatyna lotaryńskiego Ezzona, związku, który być może (choć i to
przypuszczenie nie może się oprzeć na jakimkolwiek przekazie źródło­
wym) został postanowiony już na zjeździe gnieźnieńskim 1000 r., teraz
zaś urzeczywistniony. Źródło zwane Fundatio monasterii Brunwilaren-
sis (Założenie klasztoru w Brauweiler), pisząc o wydarzeniach z 1012 r.,
stwierdziło co następuje: Albowiem w tymże czasie król polski Mieszko,
wysławszy dziewosłębów, z najróżnorodniejszymi podarkami przystają­
cymi osobie królewskiej, za pośrednictwem rzeczonego władcy [Henryka
II] do córki jego [Ezzona] pierworodnej, prosił o rękę Rychezy, do
czego, jak tego pragnął, dziewica była jak należy przysposobiona
wychowaniem i wielu narzeczeńskimi zaletami; ponieważ wielu niepłonną

141
nadzieją wierzyło, iż przy sposobności tego związku małżeńskiego
królestwo słowiańskie spoi się sojuszem z królestwem niemieckim [re-
gnum Sclavorum regno Teutonicorum confoederari].
Palatyn Ezzo (Herenfryd), szwagier cesarza Ottona III, spokrew-
niony wielokrotnie z Karolingami i Ludolfingami, był potomkiem
jednego z najwybitniejszych rodów Lotaryngii. Małżeństwo z siostrą
Ottona III Matyldą wyniosło go do rangi książęcej i uczyniło jednym
z najmożniejszych panów całych Niemiec. Zdaniem autora wspom-
nianej Fundatio, możliwie że w tym punkcie wyrażającego się z pewną
przesadą (Brauweiler był rodową fundacją Ezzonidów), brakowało mu
jedynie regium nomen (tytułu królewskiego). Podobno Otton III jego
właśnie przewidywał na swego następcę, jemu podobno nakazał
przekazać insygnia cesarskie. Jak wiadomo, wypadki po śmierci
Ottona III potoczyły się inaczej. Rozgorzała walka o sukcesję, wyszedł
z niej zwycięsko Henryk II. Nowy król od razu okazał niełaskę
palatynowi lotaryńskiemu, ogłaszając dobra wniesione Ezzonowi
przez Matyldę własnością królewską i żądając ich zwrotu.
Rozgorzał zawzięty spór, który, jak nietrudno odgadnąć, uczynił
z Ezzona wiernego stronnika lotaryńskiej opozycji przeciw Henry-
kowi IL Rzecz jasna, czyniło to związek matrymonialny pomiędzy
Piastami a domem Ezzona szczególnie doniosłym politycznie. Naj-
wyraźniej do tego samego wniosku doszedł Henryk II, skoro w 1012 r.,
w trakcie - jak wiemy - kolejnej wojny z Bolesławem Chrobrym,
w której strona niemiecka nie odnosiła większych sukcesów, wobec
zbliżającej się konieczności wyprawy koronacyjnej do Italii, dokonał
nagłego i raczej nieoczekiwanego zwrotu: pojednania z Ezzonem.
Henryk II nie tylko uznał jego prawa do rodowych dóbr Matyldy, ale
dodatkowo nadał palatynowi znaczne dobra królewskie (takie jak
Kaiserswerth, Duisburg i Saalfeld) i to na własność. Stanowisko
Ezzona uległo tym samym dalszemu ogromnemu wzmocnieniu, a jego
dobra rozciągały się - oczywiście nie w sposób ciągły i nieprzerwany
- od Renu i Mozeli na zachodzie do Turyngii na wschodzie.
Z takim domem powinowacili się zatem Piastowie. Mariaż ten
przewyższał, jeżeli chodzi o rangę małżonki, wszystkie wcześniejsze
niemieckie małżeństwa Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Znalazł
żywe odbicie także w polskiej tradycji historiograficznej, m.in. w kroni-
ce Anonima Galla, gdzie wszakże Rycheza nie występuje z imienia, lecz
za to nazwana została siostrą Ottona III (w rzeczywistości była jego

142
siostrzenicą).Dotychczasowe niemieckie małżeństwa Piastów (Miesz-
ka I z Odą, Chrobrego z bezimienną córką Rygdaga i z Odą, córką
Ekkeharda) nawiązywane były na poziomie przełożonych marchii.
Późniejsza tradycja polska postąpiła z Rychezą bardzo niesprawied-
liwie, przypisując jej część nieszczęść, jakich doznała Polska za
panowania Mieszka II i po jego śmierci. Nowsza nauka 3 uznała
wybitną i dla Polski pozytywną rolę tej niepospolitej władczyni.
Pokój merseburski z 1013 roku zbliżał się w zmienionej formie do
koncepcji sformułowanej w Gnieźnie (w 1000 r.) - pogląd wybitnego
niemieckiego znawcy zagadnienia, Herberta Ludata, nie jest może tak
paradoksalny, jak by się zdawało. Przez moment mogło się obu
stronom wydawać (Henrykowi II w przeddzień wyprawy do Italii po
koronę cesarską, Bolesławowi Chrobremu w przeddzień wyprawy na
Ruś), że pomyślany w Gnieźnie porządek na Wschodzie zostanie
urzeczywistniony czy przywrócony: lWadca Polonii-Sclawinii mógł się
uważać za część
uniwersalnego imperium i jako sprzymierzeniec cesarza
był jednocześnie lennikiem Rzeszy, a dynastia Piastów na drodze
connubium z rodziną cesarską stawała w jednym rzędzie z pierwszymi
rodami książąt Rzeszy (H. Ludat).
3 Zob. zwłaszcza G. Labuda, Mieszko Il, król Polski w czasach przełomu 1025-1034,
Poznań 1994.
Rozdział XI

OD MERSEBURGA
DO BUDZISZYNA

A jednak wkrótce miało się okazać, że to nie koniec wojen, że nie


udało się w Merseburgu stworzyć trwałego układu. Trudno się oprzeć
wrażeniu, że to polski władca od samego początku nie stosował się do
podjętych tam ustaleń, jak gdyby wręcz zależało mu na obaleniu
postanowień traktatu. Pamiętamy, że choć cesarz wysłał Chrobremu
posiłki na Ruś, Chrobry nie poczuwał się do obowiązku pomocy
cesarzowi w wyprawie do Italii, a nawet podobno rozwijał w dalekiej
Italii jakąś bliżej nieokreśloną działalność wrogą cesarzowi. Powró-
ciwszy z Italii, w kwietniu 1015 r. w Merseburgu cesarz przedstawił
swoim wasalom, jak wyglądały przyrzeczenia i pomoc Bolesława. Zażą­
dał od nich przy tym, by wezwali jednomyślnie Bolesława do wy-
tłumaczenia się lub poprawy zarzucanego mu postępowania (fhietmar
VII,4). Cesarz rezerwował
sobie zatem możliwość wystąpienia przeciw
wiarołomnemu wasalowi, mostów jednak na razie nie zrywał, licząc
być może na zmianę postawy Bolesława.
W tym samym dokładnie czasie (Wielkanoc, 6 kwietnia 1015 r.),
jak gdyby uprzedzając apel cesarza, przebywał u swego teścia Bole-
sława Chrobrego margrabia Herman, a kiedy udało mu się wyrwać
stamtąd, przybył wraz z posłem jego Stojgniewem do cesarza, który
wyczekiwał nań od dłuższego czasu. Onże poseł, do kłamstwa zawsze
przywykły, wysłany został (poprzednio) do cesarza bawiącego wówczas
na Zachodzie przez swego niestatecznego pana nie gwoli zapośred­
niczenia zgody, jak udawał, lecz raczej w celu siania zamętu. Cesarz
oddał go wraz z orszakiem pod opiekę swoich zaufanych [ ... , następnie

144
zaś] udzielił wobec wszystkich odpowiedzi jego panu. Ponieważ Stoj-
gniew przedstawił w domu sprawę inaczej, niż mu zlecił cesarz, przeto
jego nieszczęsny książę odesłał go w towarzystwie wspomnianego mar-
grabiego, który bardzo pragnął zawarcia pokoju. Th, w obecności cesarza
i książąt potępiono Stojgniewa jako kłamcę i mąciciela pokoju. Kiedy
cesarz wezwał ponownie Bolesława, by wytłumaczył się względnie
poprawił swe krnąbrne postępowanie, ten odmówił stawienia się przed
nim i żądał, by mógł załatwić sprawę ze swoimi możnymi (Thietmar
VII,9).
Niestety, Thietmar nie podał, na czym miało polegać przeinaczenie
odpowiedzi cesarza przez Stojgniewa (czy nie doszło po prostu do
niezrozumienia go?). Wynika z relacji Thietmara tyle, że Chrobry był
kilkakrotnie wzywany do stawienia się przed cesarzem, co wzmacnia
przeświadczenie o determinacji w dążeniu do rewizji traktatu mer-
seburskiego. Oburzenie strony niemieckiej, któremu dał wymowny
wyraz Thietmar (VII,10-12), było tym większe, że Henryk II uwolnił
przedtem (w 1014 r.) z niewoli czeskiej Mieszka Bolesławowica.
Według kronikarza rzecz się miała tak.
Bolesław Chrobry, w tysiącznych biegły sztuczkach, wysłał Mieszka
do księcia czeskiego Udalryka i powołując się na pokrewieństwo,
proponował mu wspólne stanowisko wobec wszystkich wrogów,
a w szczególności [przeciw] cesarzowi. Próba wyrwania Udalryka
z grona bliskich sprzymierzeńców Henryka II nie powiodła się,
Udalryk pojmał Mieszka i zabiwszy przedniejszych spośród jego towa-
rzyszy, uprowadził resztę wraz z księciem do Czech, gdzie ich wtrącił do
więzienia. Gdy dowiedział się
o tym cesarz, zażądał od Udalryka, by
wydał mu więźnia, który przecież był jego wasalem. Udalryk począt­
kowo oponował, ale gdy Henryk ponowił żądanie, wydał mu Mieszka.
Bolesław zaś, uradowany niezmiernie z powodu wypuszczenia syna,
złożyłprzez pośredników podziękowanie cesarzowi i prosił go, by ku jego
radości a smutkowi nieprzyjaciół odesłał mu syna i liczył na pewno na
wdzięczność ich obu w przyszłości. Cesarz uzależnił spełnienie prośby
od odbycia narady ze swoimi książętami i stawienia się Bolesława
w Merseburgu, traktował więc Mieszka jako atut przetargowy wobec
polskiego władcy. Nic dziwnego, że Bolesław nie był zadowolony z tej
odpowiedzi i przez cały czas zabiegał w cichości oraz przez liczne
poselstwa [czy nie chodzi tu o pierwszą misję niefortunnego posła
Stojgniewa? zob. wyżej] o odzyskanie syna.

IO Bolesław Chrobry 145


W Merseburgu, na naradzie możnych, doszło do rozmcy zdań.
Oto, jak przedstawia tę sprawę Thietmar: Pierwszy [ ...] zabrał głos
arcybiskup [magdeburski] Gero: „Kiedy był jeszcze czas i sprawa mogła
być załatwiona bez naruszenia waszego honoru, nie słuchaliście, Panie,
moich rad w tym względzie [wynikałoby z tego, że arcybiskup w jakiejś
formie raz już wypowiadał się na temat losu Mieszka]. Dzisiaj serce
Bolesława odwróciło się od was wskutek zatrzymania i długotrwałego
więzienia jego syna i obawiam się, że jeżeli odeślecie Mieszka bez
zakładników lub innych gwarancji, stracicie wierne usługi ich obu na
przyszłość". Do tego zdania przychyliła się bardzo duża liczba obecnych,
lecz ta ich część, która była przekupiona [oczywiście przez Bolesława],
powtarzała, że takie załatwienie sprawy nie może przynieść cesarzowi
wielkiego zaszczytu. Pieniądze przeważyły szalę rady i cesarz wydał
Mieszka owym właśnie przekupionym możnym na słowo oraz za poręką
całego ich majątku. Ci oddali go następnie Bolesławowi, by mu się w ten
sposób przypodobać. Otrzymali oni przy tym od niego to, co poprzednio
był im przyrzekł i upomnieli zarówno jego, jak i syna, by pomni
Chrystusa i przysięgi wobec Boga nie czynili więcej cesarzowi żadnych
wstrętów i nie dopuścili do tego, by ich przyjaciele doznali zawodu. Na te
łagodne słowa upomnienia dali Polacy natychmiast przymilną, jak ton
fletu, odpowiedź, która nie spełniła się potem bynajmniej w czynach.
Choć słowo ich posiada małą lub żadnej zgoła nie ma wartości, to jednak
zarzucają nam oni, iż cesarz i my tak późno odesłaliśmy Mieszka, mimo
że zaliczał się on do wasali cesarza, a zatem cesarz jako pan lenny był
zobowiązany moralnie do szybkiego uwolnienia polskiego następcy
tronu. To zapamiętalisobie na zawsze ci ludzie i za przyczynę podawali,
iż nie stawią się przed obliczem cesarza. Zaiste, prawdą jest - załącza
Thietmar ogólnie moralizującą uwagę - co poświadcza głos ewangelii,
iż ten, kto zamyśla opuścić bliskiego przyjaciela, szuka zawsze jakiejś
wymówki.
Na początku lata 1015 r., po jeszcze jednym nieudanym poselstwie
cesarza do Bolesława (milczy o nim Thietmar, ale wspomniały roczniki
z Kwedlinburga), żądającym, wobec złamania przez stronę polską
warunków pokoju merseburskiego, zwrotu Łużyc i Milska (Bolesław
miał odpowiedzieć hardo, że kraje te traktuje jako własne, to znaczy
nie respektuje ich lennego charakteru), ruszyła kolejna wyprawa na
Polskę. Wojska niemieckie 8 lipca skoncentrowały się na lewym
brzegu Łaby, w nieistniejącej już obecnie miejscowości zwanej Sclan-

146
cisfordi, położonej pomiędzy miastami Riesa i Wittenbergą, przy czym
wyrządziły - jak stwierdził Thietmar - wiele szkód tamtejszej ludności
i margrabiemu Geronowi. Wojska z cesarzem na czele przeprawiły
się przez Łabę, wkroczyły na (Dolne) Łużyce, załoga grodu Ciani
[w innych miejscach u Thietmara gród ten, być może identyczny
z miejscowością Ziitzen koło Luckau, występuje jako Sciciani i Czicza-
ni] urządziła wypad i wyzwała ich do walki. Nasi przyjęli wyzwanie
i zabili wielu ludzi z owej załogi; schwytali również Eryka zwanego
Pysznym, który zbiegł tam z naszego kraju z powodu zabójstwa, jakie był
popelni/1. Skutego w dyby przywiedli do cesarza.
Następnie cesarz wraz z wojskiem podążyli w kierunku Odry, do
Krosna, dobrze sobie już znanego z wcześniejszej wyprawy. Tam
oczekiwały na nich wojska polskie z Mieszkiem na czele. Cesarz wysłał
do niego posłów (spośród tych, którzy niedawno ręczyli przy uwal-
nianiu Mieszka i byli pod grozą utraty majątku zainteresowani
nakłonieniem Mieszka do uległości wobec cesarza), licząc w głębi
duszy na pozyskanie i poróżnienie go z ojcem. O tym jednak nie
mogło być mowy. Mieszko ponoć udzielił następującej odpowiedzi:
Przyznaję, iż łaska cesarza wyrwała mnie z mocy wroga i że wam
złożyłem przyrzeczenie; gdybym był wolny, chętnie dochowałbym go pod
każdym względem. Obecnie jednak, jak wiecie sami, znajduję się pod
władzą mego ojca, a ponieważ tego zabrania, a także jego przytomni tu
rycerze nigdy by się na to nie zgodzili, muszę zaniechać tego, choć wbrew
mojej woli. Aż do przybycia mego ojca jestem zdecydowany bronić wedle
sił moich ojczyzny, po którą wyciągacie rękę, potem jednak będę się
starał naprowadzić go na drogę łaski cesarza i waszej życzliwości.
Była
to odpowiedź bardzo dyplomatyczna, ale oczywiście nie po
myśli cesarza. Gdy główne siły z Henrykiem II na czele bawiły pod
Krosnem, książę saski Bernard (Il, 1011-1059), dowodzący północnym
skrzydłem wojsk niemieckich, ze swoimi ludźmi, biskupami i grafami
oraz zastępami pogańskich Luciców [po raz pierwszy od 1009 r.
słyszymy o funkcjonowaniu sojuszu niemiecko-lucickiego z 1003 r.]
napadł na Bolesława od północy, lecz natknął się wszędzie na jego silne
umocnienia wzdłuż Odry (VIl,17). Cesarz 3 sierpnia zdecydował się
przeprawić wojska przez Odrę i rozniósł wojsko Polaków, które zacięty

1 Ponieważ
Eryk Pyszny pojawił się jeszcze u Thietmara (VIII,31) jako uczestnik
oddziału niemieckiego posiłkującego Bolesława Chrobrego w wyprawie na Kijów
w 1018 r., musiał zostać wypuszczony na wolność.

10• 147
stawiało opór. Z naszych zginęli tylko: znakomity młodzian H odo, Ektryk
i pewien rycerz z orszaku grafa Guncelina. Cesarz oskarżał poprzednio
owego Hodona oraz Zygfryda, syna margrabiego Hodona, o to, że zbyt
zażyłe utrzymywali dotąd stosunki z Bolesławem. Tego dnia oczyścili się
obaj śmiercią rycerską z zarzutów. Hodo mianowicie, oderwawszy się
daleko od swoich, ugodzony został w pościgu za uciekającym nieprzyja-
cielem strzałą w głowę i utracił najpierw oko, a potem życie. Kiedy
Mieszko rozpoznał jego ciało, zapłakał rzewnie i opatrzywszy je jak
należy, odesłał do naszego wojska, albowiem Hodo był jego stróżem,
a zarazem przyjacielem w czasie jego pobytu w naszym kraju. Liczba
zabitych po stronie nieprzyjaciela nie była mniejszą od sześciuset [zgoła
nieprawdopodobne, by stosunek ofiar bitwy wynosił, jak twierdzi
Thietmar 3:600]; pozostawił on nam przy tym przebogate łupy (VIl,18).
Sukces Niemców był jednak raczej odosobniony. Gdy Bolesław
dowiedział się o porażce wojsk pozostających pod dowództwem
Mieszka, pragnął wzmocnić śląski odcinek frontu, lecz uznał za
pilniejsze niedopuszczenie do przeprawy Niemców na swoim odcinku.
Gdy tylko nasi próbowali wsiąść do łodzi, tam puszczając wodze pędził ze
swoimi. W końcu nasi, podniósłszy szybko żagle, płynęli bez przerwy cały
dzień, a gdy nieprzyjaciele nie mogli nadążyć za nimi, osiągnęli bezpiecz-
nie upragniony brzeg i puścili z dymem sąsiednie miejscowości. Kiedy
książę Bolesław zobaczył to z daleka, rzucił się, jak zwykle [niechęć
Thietmara do polskiego księcia najwyraźniej przeważyła w tym
miejscu nad rzetelnością kronikarza, jako że sam on niejednokrotnie
opisywał przykłady męstwa Chrobrego], do ucieczki i w ten sposób
wbrew swojej woli dał naszym okazję i zachętę do dalszego pustoszenia.
Z dalszej relacji Thietmara wynika jednak, że „ucieczka" Bolesława
nie tyle była ucieczką, co raczej manewrem opóźniającym zamierzenia
przeciwnika. Otóż dowiadujemy się, że książę Bernard saski, dowódca
północnej części wojsk cesarskich, nie mógł przybyć na pomoc
cesarzowi mimo wyraźnego rozkazu. Wysłał więc tylko doń gońców,
powiadamiając o zaistniałej sytuacji, po czym spustoszywszy okolicę
powrócił do domu. Należy domniemywać, że obowiązek pomocy zbrojnej
Sasów dotyczył ściśle określonego czasu, który przeminął, lub określo­
nego, bliższego teatru działań. Z militarnego i politycznego punktu
widzenia postępek Bernarda nie miał żadnego usprawiedliwienia i - jak
to wyraził Gerd Althoff - wręcz graniczył z sabotażem. Ciekawe, że
Thietmar unika jednoznacznego osądzenia tego postępowania.

148
Tak więc cesarz, dzięki opóźniającej taktyce polskiego władcy,
został pozbawiony pomocy oddziałów księcia saskiego. Okazało się, że
nie może liczyć także na księcia czeskiego Udalryka, który miał doń
przybyć wraz z Bawarami, lecz - jak pisze enigmatycznie Thietmar
- zrezygnował z tego z różnorodnych przyczyn. Uczeni polscy domyś­
lają się, że tą przyczyną, albo jedną z nich, mogły być działania
dywersyjne oddziałów polskich stacjonujących jeszcze na Morawach.
Co prawda, Thietmar starał się podkreślić osiągnięcia bojowe Cze-
chów i Bawarów. Udalryk ponoć miał zdobyć wielki gród Businc,
identyfikowany z miejscowością GroB- lub Klein-Biesnitz na połu­
dniowy zachód od Gorlitz (mniej prawdopodobne są inne lokalizacje,
np. na Morawach lub w Budziszynie, być może nazwę grodu Businc
należy łączyć z nazwą plemienną Besunzane - Bieżuńczanie, wymienio-
ną przez tzw. Geografa Bawarskiego w IX w.), wziąć tam do niewoli co
najmniej tysiąc mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci, a następnie spalić
go, po czym powrócił do siebie jako zwycięzca. Natomiast Bawarowie,
pod dowództwem przełożonego bawarskiej Marchii Wschodniej (czyli
dzisiejszej Austrii) Henryka (994-1018), dowiedziawszy się, iż wojownicy
Bolesława urządzili wyprawę łupieską w jego sąsiedztwie, [natarli]
natychmiast na nich [ ... ] i pomimo zaciętego oporu, jaki stawiali, położyli
trupem ośmiuset spośród nich oraz odbili całą zdobycz (VII,19).
Do podanych liczb, bądź zawyżonych przez samych uczestników
tych zmagań bądź przez famę stugębną, nie przywiązywałbym nad-
miernego znaczenia, natomiast ważne jest to, że i tym razem Bolesław
Chrobry, podobnie jak - wolno się domyślać - jego faworyzowany
syn, któremu ojciec powierzył z pełnym zaufaniem ogromnie ważne
zadanie, błysnęli wielkim talentem strategicznym i zdolnościami poli-
tycznymi.
Pozbawiony posiłków, na które bardzo liczył, dysponując zbyt
szczupłymi siłami, cesarz zdecydował się na odwrót przez kraj Dziado-
szan na Śląsku. Tam rozbił, na swoje nieszczęście, obóz w jakimś
ciasnym pustkowiu, którego jedynym mieszkańcem był pewien hodowca
pszczół, później zresztą zabity. Bolesław tymczasem, dowiedziawszy się,
że cesarz obrał inną drogę powrotu, niż tę, którą przybył, umocnił na
wszelki sposób swoje terytorium nad Odrą. A gdy zawiadomiono go, że
cesarz już się wyniósł, wysłał wielką liczbę pieszych do miejsca, w którym
obozowało wojsko, z rozkazem, by starali się choć część tegoż zniszczyć,
jeżeli nadarzy się do tego korzystna okazja. Poza tym wysłał do cesarza

149
swojego opata, imieniem Tuni, z udanymi propozycjami pokojowymi.
Cesarz jednak rozpoznał w nim zaraz szpiega i zatrzymał go, dopóki całe
wojsko nie przeszło przez znajdujące się na drodze bagna przy pomocy
mostów ułożonych poprzedniej nocy (VII,20).
Tuni, czyli Antoni, był prawdopodobnie opatem wspólnoty eremi-
tów osadzonych w Międzyrzeczu po wymordowaniu w 1003 r. Pięciu
Braci. Czy podejrzenia cesarza były uzasadnione, trudno stwierdzić.
M.Z. Jedlicki zwraca uwagę na to, że polski władca, wiedząc o trudnej
sytuacji będącego w odwrocie Henryka, miał nadzieję narzucić mu
korzystne dla siebie warunki pokojowe.
Po sforsowaniu naturalnej przeszkody cesarz odesłał Tuniego 2 (ów
mnich z powierzchowności, a chytry liszka z czynów swoich [dolosa
vulpis in actu] i za to przez swego pana tak lubiany), po czym zostawił
wojsko pod dowództwem kilku dostojników duchownych i świeckich,
a sam podążył naprzód. Dowódcom nakazał, aby zachowali większe niż
zazwyczaj środki ostrożności. Nie na wiele się to zdało: Po pewnym
czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk
i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli
w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku
i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele, nabrawszy
otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzy-
wszy powtórnie, rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy
zdradzieckich strzał. Arcybiskup [magdeburski] Gero i ranny palatyn
[saski] Burchard ledwie uszli z życiem i donieśli o tym cesarzowi.
Młodociany Ludolf dostał się z garstką do niewoli. Polegli i ze zbroi
odarci zostali: grafowie Gero [margrabia saskiej Marchii Wschodniej]
i Folkmar oraz dwustu najprzedniejszych rycerzy, o których imionach
i duszach niechaj Bóg wszechmogący w swoim miłosierdziu pamięta!
(VII,21).
Na wieść o tej klęsce sam cesarz ponoć zamierzał wrócić, by zabrać
ciała poległych, ale, odwiedziony od tego pomysłu przez doradców,
wysłał w tym celu znanego ze świątobliwego życia biskupa miśnień­
skiego Idziego, aby wyprawił im pogrzeb za zgodą niegodziwego księcia
i zażądał zwłok margrabiego Gerona. Dostojny pasterz, spełniając

2 Raz jeszcze wspomniał go Thietmar (VIII,33), gdy Bolesław wysłał go (swego

ukochanego opata Tuniego) z bogatymi darami z Kijowa do Henryka II, aby zaskarbić
sobie nadal jego łaskę i pomoc oraz okazać gotowość wypełnienia wszystkich jego życzeń
w przyszłości.

150
chętnie życzenie cesarza podążył tam szybko, a gdy ujrzał ślady
żałosnego pogromu, zaniósł się od płaczu i modlił się na klęczkach za
poległych. Kiedy zwycięzcy, zajęci ciągle jeszcze szukaniem łupów,
spostrzegli go z daleka, uciekli zrazu w obawie, iż nadciąga nowe wojsko,
potem jednak, gdy się przybliżył, pozdrowili go i pozwolili mu odejść, nie
czyniąc mu żadnej krzywdy. Bolesław, radujący się naszą klęską, nie
czynił trudności i biskup Idzi mógł, nawet przy pomocy nieprzyjaciół,
pogrzebać ciała poległych, a ciała margrabiego Gerona i jego towarzy-
sza Widreda kazał zawieść do Miśni (VII,22).
Tymczasem cesarz dotarł ze swoim wojskiem do Strzały, a ponieważ
wiedział, że Mieszko następuje mu na pięty z silą zbrojną, nakazał
margrabiemu Hermanowi przybyć szybko dla obrony miśnieńskiego
grodu, sam zaś udał się prosto do Merseburga. Mieszko atoli, pouczony
przez swego niegodziwego ojca, skoro tylko zauważył, że nasi odeszli
rozdzieleni na części, nie pozostawiwszy żadnej osłony, przeprawił się
13 września o świcie przez Łabę pod wspomnianym grodem [Miśnią]
z siedmiu legiami i nakazał jednym z nich pustoszyć okolicę, drugim zaś
przystąpić do zdobywania grodu. Kiedy to zobaczyli wietnicy 3 , zwątpili
o możności ocalenia i zostawiając prawie całą chudobę, schronili się do
warowni leżącej w górnej części grodu. Nieprzyjaciele, uradowani tym
wielce, wdarli się do opuszczonego podgrodzia i zabrawszy wszystko, co
tylko tam znaleźli, podpalili je, po czym podłożyli ogień wyżej w dwóch
miejscach pod ową warownią i natarli na nią z całą zaciętością.
Margrabia Herman, widząc jak jego nader szczupła garstka obroń­
ców słabnie, zwątpił w ocalenie, rzucił się na ziemię i błagał o zmiłowa­
nie Chrystusa, jego zaś sławnego męczennika Donata o święte wstawien-
nictwo, następnie przywołał na pomoc niewiasty. Te stanęły na szańcach
i rzucając stąd kamienie wsparły mężczyzn. Ogień, który podłożono,
ugasiły w braku wody miodem i, Bogu dzięki, poskromiły wściekłość
i zuchwałość wroga. Mieszko obserwował te zmagania z pobliskiej
wysokiej góry, oczekując przybycia dalszych oddziałów. Ci, pustosząc
i paląc, gdzie tylko był ogień, wszystko wokoło aż do rzeki Gany [Gro13e
i K.leine Jahna, lewy dopływ Łaby w pobliżu miasta Riesa], powrócili
późno na zdrożonych koniach i byliby przenocowali tam ze swoim
wodzem, by ruszyć nazajutrz do szturmu, gdyby nie zauważyli przybiera-
jącej wody na Łabie.

3 Zob. o tej kategorii ludności zależnej, zapewne słowiańskiego pochodzenia, wyżej,


nas. 99.

151
Ponownie, podobnie jak w trakcie oblężenia Lubuszy (Liubusua)
w 1012 r. (zob. wyżej, s. 134), wylew Łaby, tym razem jednak na
korzyść strony niemieckiej, zadecydował o losach kampanii wojen-
nej. Polacy, mimo wielkiego zmęczenia, wycofali się w nader pomyśl­
nych warunkach. Cesarz na wieść o tym posłał Hermanowi posiłki,
a nieco później nakazał odbudować podgrodzie. I znowu inte-
resująca relacja, o cechach autobiograficznych, rzucająca światło na
organizację prac o charakterze fortyfikacyjnym w Niemczech po-
czątku XI w.: Dla wykonania tego dzieła oraz nadzoru nad nim
zjechali się 8 października arcybiskup Gero, biskup Arnulf. grafowie
i wielu innych. Byłem i ja wśród nich, o wiele od nich gorszy.
W czternaście dni wykonaliśmy całkowicie dzieło odbudowy i od-
jechaliśmy, powierzywszy pieczę nad grodem na cztery tygodnie grafo-
wi Fryderykowi (VII,23).
Na dłuższy czas znowu ucichła wojna, niechybna to wskazówka, że
cesarz pilnie musiał doglądać spraw na zachodzie i w Italii. Dopiero na
początku 1017 r., wśród decyzji podjętych przez Henryka II na
zjeździe w Allstedt, dowiadujemy się, że zgodził się na prośbę Bolesława
donosząc mu, że jego książęta się
i że jeśli Bolesław chce mu
zebrali
przedstawić godziwą propozycję, chętnie ją
przyjmie za ich radą. Z obu
stron wymieniono poselstwa i zawarto zawieszenie broni (VIl,50).
Kolejny raz zatem władca polski występował z propozycją pokojową.
Historycy rozszyfrowali bez trudu przyczyny tej gotowości: na imię im
„Ruś'', dokąd Bolesława wzywały pilne sprawy, o których opowiemy
dokładniej, żeby zachować bardziej przejrzysty układ tej książki,
w odpowiednim rozdziale.
Cesarz w Merseburgu czekał na Bolesława. Na próżno. Obaj
arcybiskupi: Erkanbald [moguncki] i Gero [magdeburski], biskup
[halbersztadzki] Arnulf. grafowie Zygfryd i Bernard oraz inni książęta
siedzieli przez czternaście dni nad rzeką Muldą i wzywali przez posłów
Bolesława, by przybył nad Łabę na rokowania, których sam z dawna
sobie życzył. Bolesław znajdował się wówczas w Sciciani [zob. wyżej,
s. 147] i kiedy wysłuchał poselstwa, oświadczył, że nie ma odwagi tam
przybyć, gdyż lęka się swoich wrogów. Na to mu rzekli posłowie: „Jakże
to? Co zamierzasz uczynić, jeżeli nasi książęta przybędą nad Czarną
Elsterę?". „Nie przejdę tam nawet przez most" - odpowiedział Bolesław.
Po tych słowach posłowie odjechali i opowiedzieli wszystko swoim
panom.

152
Thietmar, rzecz jasna, tendencyjnie przedstawił motywy Bolesława
jako tchórzostwo, podczas gdy nie ulega wątpliwości, że władca polski
nie tyle się bał przeciwnika (choć wygodnie mu było aluzyjnie choćby
nawiązywać do zdradzieckiego napadu nań przed 15 laty pod bokiem
króla w Merseburgu), co pilnie zważał na ogromnie ważne w średnio­
wieczu względy prestiżowe. Wiadomo, jak wykazały nowsze badania,
jak ważną sprawą było ustalenie właściwego miejsca spotkania wład­
ców. Przybycie w takich okolicznościach, jak ta w 1017 r., na
terytorium przeciwnika, byłoby równoznaczne z symbolicznym uzna-
niem jego nadrzędnego stanowiska, czego Bolesław za wszelką cenę
pragnął uniknąć. Nie zgodził się również na spotkanie nad Czarną
Elsterą, czyli nad rzeką rozgraniczającą faktycznie jego dziedziny od
Niemiec, ale jednak po jej niemieckiej stronie. W podobnych przypad-
kach najwłaściwszym i niekiedy stosowanym wyjściem byłoby spot-
kanie na środku rzeki, na zakotwiczonym tam statku, lub spotykanie
się na przemian: raz po jednej stronie, raz po drugiej. Na takie wyjście
jednak widocznie nikt w tym przypadku nie wpadł albo, co bardziej
prawdopodobne, cesarz nie był gotowy pójść w swej kurtuazji na-
przeciw księciu polskiemu. W roku następnym takich skrupułów już
się pozbył.
Teraz jednak, skoro do rokowań nie doszło,biskupi i grafowie,
oburzeni z powodu lekceważenia, jakiego doznali od zwodzącego ich
Bolesława, [ ... ] gdy przedstawili cesarzowi przebieg poselstwa, gniew
rozpalili w jego sercu. Na naradzie zapadła decyzja przygotowania
nowej wojny. Równocześnie cesarz wydał ostry zakaz przyjmowania
i wysyłania posłów od i do tego jawnego już wroga oraz polecił wyśledzić
tych, którzy ośmielili się tak dotychczas postępować (VII,51). Mosty
zostały zerwane, tym razem przez stronę niemiecką.
Mimochodem niejako wśród wydarzeń przypadających na wiosnę
lub wczesne lato 1017 r. odnotował Thietmar ważne wydarzenie na
południowym skrzydle działań wojennych: Oto morawscy wojownicy
Bolesława podstępem otoczyli i w pień wycięli znaczny oddział
Bawarów, biorąc w ten sposób niemałą odpłatę za klęskę poprzednio
[w 1015 r.] im zadaną (VIl,57).
Cesarz tymczasem posuwał się z zachodnich rejonów Niemiec ku
wschodowi. Z Magdeburga przeprawił się 8 lipca wraz z żoną
Kunegundą i wojskiem przez Łabę i przybył do Leitzkau. Po dwóch
dniach, gdy doszły opóźniające się oddziały, pożegnał małżonkę i wielu

153
innych (czyżby niechętnych nadchodzącej nowej wojnie?) i na czele
wielkich sił ruszył naprzód. Tegoż dnia [10 lipca] były książę bawarski
Henryk [Henryk V, brat cesarzowej Kunegundy, pozbawiony księstwa
w 1009 r. za spiskowanie przeciw królowi, odzyskał łaskę i księstwo
w 1017 r.], który jeździł do Bolesława w celu zawarcia pokoju, powrócił
od niego wraz z jego posłami. Cesarz, wysłuchawszy jego sprawozdania,
posłał go tam raz jeszcze, a gdy nic nie wskórał, pozwolił mu odjechać do
jego pani i siostry [Kunegundy]. O tej fazie bezskutecznych rokowań
nic bliższego nie wiadomo.
Wojna wkraczała w swoją ostatnią, dramatyczną fazę. Syn Bole-
sława Mieszko wtargnął z dziesięcioma oddziałami (legiami) do Czech,
korzystając z nieobecności w kraju księcia Udalryka, plądrował kraj
przez dwa dni i wrócił z nieprzebranym tłumem jeńców, czym wielce
uradował ojca. Znowu mamy do czynienia z udanym, brawurowym
atakiem, odciążającym główny teatr wojenny. Oburzony tym cesarz
wyruszył ze swoim wojskiem oraz znacznymi posiłkami Czechów i Luci-
ców; pustosząc wszystko po drodze dotarł 9 sierpnia do grodu Głogowa,
gdzie oczekiwał go ze swoimi wojami Bolesław, lecz zabronił [cesarz]
naszym ścigać nieprzyjaciela, który ukrywszy dokoła łuczników wyzywał
do walki. Następnie wysłał przodem dwanaście legii, wybranych z głów­
nej siły zbrojnej, do grodu Niemczy.
Tymi słowamirozpoczyna kronikarz niemiecki opowiadanie
o słynnej, pomyślnej dla Polaków, podziwianej nawet przez Niemców
(ba, nawet samego tak Polakom i Chrobremu nieprzychylnego Thiet-
mara!) obronie Niemczy, który stąd swą nazwę wywodzi, że niegdyś
przez nas został założony 4 • Ich zadaniem było odciąć pomoc, która miała
nadejść dla tamtejszej załogi. Kiedy owe legie rozbiły obóz, gruchnęła
wieść, iż zbliża się nieprzyjaciel. Nie mogąc zadać mu większej klęski
z powodu ciemności nocy i ulewnego deszczu, zdołały one przepędzić
tylko część jego wojsk, część zaś puściły wbrew swej woli do grodu. [ ... ]
Nazwa Niemcza rzeczywiście pochodzi od Niemców, ale w jakim sensie można
4

mówić o założeniu tego grodu przez Niemców, jest sprawą sporną. Zdaniem
S. Zakrzewskiego i M.Z. Jedlickiego mogło chodzić o rzemieślników lub jeńców
niemieckich wykorzystanych do budowy grodu. O dobrej orientacji Thietmara niech
świadczy i to, że przy okazji oblężenia Niemczy wspomniał, iż gród ten leży w kraju
śląskim (in pago Silensi), który to kraj z kolei nazwę zawdzięcza pewnej wielkiej i bardzo
wysokiej górze, czyli Ślęży, która to góra wielkiej doznawała czci u wszystkich
mieszkańców z powodu swego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej
przeklęte pogańskie obrzędy.

154
W trzy dni potem cesarz przybył pod ten gród z silnym wojskiem i kazał
otoczyć go ze wszystkich stron, w nadziei, że w ten sposób zamknie
nieprzyjacielowi wszelki dostęp z zewnątrz. Jego mądry plan i dobre pod
każdym względem zamiary mogłyby wiele tu osiągnąć, gdyby jego
pomocnicy poparli go z całą gotowością. Tymczasem, korzystając z ciszy
nocnej, wielka odsiecz przedarła się przez wszystkie straże do grodu.
Cesarz nakazał naszym zbudować różnego rodzaju machiny oblężnicze,
wnet atoli ukazały się bardzo podobne do nich u przeciwnika. Nigdy nie
słyszałem o oblężonych, którzy by z większą od nich wytrwałością
i bardziej przezorną zaradnością zabiegali o swoją obronę. Naprzeciw
pogan [Luciców] wznieśli krzyż święty w nadziei, iż pokonają ich z jego
pomocą. Gdy zdarzyło im się coś pomyślnego, nie wykrzykiwali nigdy
z radości, ale i niepowodzenia również nie ujawniali przez wylewne
skargi. Trudno o bardziej pochlebne świadectwo.
Tymczasem ukończono budowę wszystkich machin, wobec czego
cesarz, który siedział już trzy tygodnie pod grodem, nakazał jego
szturmowanie, lecz wnet zobaczył, jak te machiny szybko spłonęły od
ognia rzuconego z walów. Następnie U dalryk próbował ze swoimi wspiąć
się na wały obronne, lecz nic nie wskórał. Również zrzucono z nich
Luciców, którzy podjęli podobną próbę. Cesarz widząc, jak daremne są
wysiłki jego chorobą trapionego wojska [zwykła przypadłość długo­
trwałych oblężeń w owych czasach, w warunkach urągających wszel-
kim zasadom higieny i zapewne marnego wyżywienia, zwłaszcza
w czasie gorącego lata], udał się bardzo uciążliwym marszem do Czech
(VII,59-60, 63).
Niemcza nie była jedynym miejscem, w którym latem 1017 r.
toczyły się walki. „Morawianie", a zatem zapewne na rozkaz panujące­
go tam ciągle (przynajmniej w północnej części) Bolesława Chrobrego,
jeżeli nie wręcz stacjonujący tam Polacy, wtargnęli ponoć do Czech,
zdobyli tam jakiś nieokreślony bliżej przez Thietmara gród i bez strat
uszli z łupami. Margrabia bawarskiej Marchii Wschodniej (Austrii)
Henryk podjął wyprawę odwetową, zabijając podobno ponad 1000
spośród przeciwników, rozpędzając resztę i puszczając do domu
wszystkich jeńców uprowadzonych uprzednio przez Morawian. Dnia
15 sierpnia (ta niesamowita dokładność Thietmara!) jakiś oddział
wojsk Bolesława napadł na gród warowny Biała Góra, lecz mimo
długotrwałych szturmów nie udało im się grodu zdobyć. Z kolei jakiś
znaczny oddział Luciców, tych mianowicie, którzy pozostali w domu

155
(a zatem nie uczestników kampanii Henryka II), spróbował opanować
jakiś inny, nienazwany gród Bolesława Chrobrego. Straciwszy tam
z górą stu towarzyszy, powrócili z ogromnym smutkiem i pustoszyli
potem straszliwie jego dziedziny (VIl,61).
Bolesław Chrobry, który we Wrocławiu, zajmując dogodną strate-
gicznie pozycję, wyczekiwał na wynik oblężenia, gdy doczekał się
wiadomości o odwrocie cesarza spod nienaruszonego grodu, weselił się
w Panu i brał udział w świeckiej radości swoich wojów. Sześciuset jego
pieszych wojowników dokonało potajemnie wypadu zbrojnego do
Czech, lecz wpadli oni sami w sidła, które zastawili na nieprzyjaciół, tak
że tylko garstka ich zdołała się ocalić. Wolno chyba domniemywać, że
ta dywersja militarna dokonała się jeszcze w czasie oblężenia Niemczy
i miała na celu zdemoralizowanie wojsk niemieckich oblegających
Niemczę (M.Z. Jedlicki).
Warto przytoczyć następujący zaraz potem w kronice Thietmara
opis perypetii, jakich przysparzał Niemcom sojusz z Lucicami. Byli
oni sojusznikiem w danej sytuacji bardzo pożądanym, ale dla
chrześcijańskich sumień wstydliwym i aż nazbyt często niewygod-
nym, przede wszystkim ze względu na ogromnie trudną kontrolę
nad nimi, co znowu było rezultatem ich archaicznego, wiecowego
ustroju społecznego i braku jednego centralnego ośrodka dyspozy-
cyjnego. Pamiętamy krzyż na murach obleganej Niemczy, wy-
stawiony przeciw pogańskim stanicom lucickich sprzymierzeńców
cesarza...
Lucicy tymczasem wrócili zagniewani i skarżyli się na to, iż obrażono
ich boginię 5 • Albowiem jeden z ludzi margrabiego Hermana przebił
kamieniem jej wizerunek na sztandarze. Kiedy jej kapłani donieśli o tym
ze skargą cesarzowi, otrzymali jako odszkodowanie dwanaście talentów
[czyli funtów srebra]. A kiedy Lucicy usiłowali przeprawić się koło
grodu warownego Vurcin przez silnie wezbraną Muldę, stracili drugi
obraz bogini wraz z doborowym oddziałem pięćdziesięciu wojowników.
Pod wpływem tej tak złej wróżby pozostali wojownicy chcieli po
powrocie do domu, za namową złych ludzi, wystąpić ze służby cesarza,
lecz przywódcy odwiedli ich od tego na wspólnie odbytym zgromadzeniu
(VII,64).
5 Jedyne to świadectwo kultu żeńskiego bóstwa u Wieletów-Luciców. Sam Thiet-

mar, któremu (VI,22-25) zawdzięczamy najpełniejszy opis pogańskiego kultu Luciców,


wymienił z imienia i opisał tylko sanktuarium najważniejszego z ich bóstw - Swarożyca.

156
Thietmar w wymowny sposób przedstawił fiasko wyprawy cesar-
skiej z 1017 r.: Któż zdoła opisać trudności tego marszu i ogólne straty?
Z ogromnymi przykrościami połączone było wkroczenie do Czech, lecz
o wiele gorszy był odwrót z tego kraju. Na zgubę nieprzyjaciół podjęto tę
wyprawę, tymczasem z powodu naszych zbrodni [w terminologii kroni-
karza-biskupa chodzi tu o grzechy, występki przeciw Bogu] przyniosła
ona nam, zwycięzcom [!],wielką szkodę 6 • Albowiem to, czego nie danym
było dokonać w stosunku do nas wrogom, sprawiły w dalszej kolei
wypadków nasze przewinienia. Zapłakać mi wypada również - tutaj
Thietmar stał się bardziej konkretny - nad zbrodnią, jakiej się dopuścili
ludzie Bolesława między Łabą i Muldą. 19 września mianowicie wypadli
oni nagle na rozkaz swego pana i uprowadzili z tych stron więcej niż
tysiąc niewolników, po czym spalili wiele sadyb wokoło i powrócili bez
przeszkód do domu (Vll,64).
W październiku bądź na początku listopada, gdy cesarz bawił
w ukochanym Merseburgu, a Thietmar, jako miejscowy biskup, miał
najlepszy punkt obserwacyjny wobec wydarzeń wielkiej polityki,
przybył tam poseł od Bolesława. Przywoził propozycję wymiany
jeńców: w zamian za młodego szlachetnie urodzonego Ludolfa, który
dwa lata wcześniej dostał się do polskiej niewoli (zob. wyżej, s. 150),
żądał Bolesław uwolnienia jego wojowników, trzymanych u nas jako
jeńców pod silną strażą. Wydaje się jednak, że sprawa jeńców była
jedynie pretekstem: Bolesław zarazem dowiadywał się ostrożnie, czy
może wysłać do cesarza posła w celu odzyskania jego łaski. To ostatnie
słowo to zwykła formuła kamuflująca: nie o łaskę cesarza chodziło,
lecz bez wątpienia o pokój. Oba kraje i obaj władcy mieli na pewno
dość tych wojen. Władca niemiecki nie mógł nie dostrzegać, że tyle lat
wojen, tyle ofiar i cierpień nie doprowadziło do jakichkolwiek poważ­
niejszych zmian stanu posiadania na pograniczu z Polską. Władca
polski, podobnie jak w 1013 r., wzywany był przez coraz pilniejsze
sprawy na Ruś.
Przy okazji dowiadujemy się, że Henryk II zawarł sojusz
z wielkim księciem kijowskim Jarosławem skierowany przeciw
Bolesławowi Chrobremu. Gdy bowiem poselstwo polskie przedstawiło

6 Przekład M.Z. Jedlickiego nie jest w tym miejscu najszczęśliwszy. Druga część

tego zdania brzmi w tekście łacińskim: sed crimine nostro multum lesit victoribus nostris,
co lepiej moim zdaniem byłoby przetłumaczyć: „przez nasze zbrodnie postradaliśmy
zwycięstwa".

157
mu propozycję swego władcy,
cesarz zgodził się na wszystko na usilne
prośby swoich książąt i wtedy dopiero się dowiedział, iż władca Rusów
napadł na Bolesława, tak jak mu był przyrzekł przez posła, lecz nic nie
zdziałał przy oblężeniu grodu [niewymienionego z nazwy, może Brześć
nad Bugiem?]. Bolesław wtargnął potem z wojskiem do jego kraju
i osadziwszy tam na tronie jego brata a swego zięcia, powrócił
w radosnym nastroju do domu (VII,65) - antycypował Thietmar
wydarzenia nieco późniejsze, po zawarciu ostatecznego pokoju Hen-
ryka z Bolesławem.
Niejeden raz stwierdzić można u dokładnego na ogół, a czasem
nawet wręcz drobiazgowego Thietmara dość dziwny na pierwszy rzut
oka zwyczaj: naprawdę ważne wydarzenia ledwie że kwitował w spo-
sób zdawkowy. Tak również w przypadku pokoju w Budziszynie. Od
razu w pierwszym rozdziale ostatniej, ósmej księgi kroniki, opisującej
wydarzenia z 1018 r., czytamy, co następuje: Następnie 30 stycznia na
rozkaz cesarza i usilne prośby księcia Bolesława biskupi Gero i Arnulf
oraz grafowie Herman i Teodoryk, jak również komornik cesarski
Fryderyk zaprzysięgli pokój w grodzie zwanym Budziszyn. Był to pokój
nie jaki być powinien, lecz jaki dało się zawrzeć w ówczesnej sytuacji. Po
przyjęciu wybranych zakładników wspomniani wielmoże wrócili do kraju.
Ani Thietmar, ani żadne inne źródło nie podało warunków pokoju
budziszyńskiego. Przytoczone słowa Thietmara nie dopuszczają jed-
nak innej możliwości jak ta, że warunki były dla strony niemieckiej
niekorzystne. Zauważmy, że pokój został zaprzysiężony na terytorium
pozostającym pod władzą księcia polskiego, że ze strony niemieckiej
został zaprzysiężony przez dostojników wschodniosaskich, którzy już
wcześniej niejednokrotnie dawali wyraz propolskiej postawie, że - jak
dowiadujemy się z innego miejsca w kronice - w wyprawie kijowskiej
Chrobrego, do jakiej doszło jeszcze w ciągu 1018 r., wziął udział
kontyngent wojsk niemieckich, nie słychać natomiast nic o wzajem-
nym zobowiązaniu Chrobrego do wspomagania cesarza w Italii czy
gdziekolwiek.
Nie ulega wątpliwości, że Bolesław Chrobry pozostał w posiadaniu
Łużyc i Milska (Budziszyn był głównym grodem Milczan). Posiadał je
w chwili wybuchu pierwszej wojny w 1003 r., utracił w pokoju
poznańskim 1005 r., odzyskał w latach następnych, w pokoju mer-
seburskim 1013 r. utrzymał je, aczkolwiek w charakterze lenna
cesarskiego. Teraz, w 1018 r., źródła milczą głucho; gdyby Bolesław

158
musiał oddać te kraje, o których posiadanie wylano po obu stronach
tyle krwi, czyż Thietmar i roczniki z Kwedlinburga przemilczałyby ten
fakt? Czy przemilczałyby, gdyby Chrobry musiał je ponownie, jak
w 1013 r., przyjąć na zasadzie lenna z rąk Henryka II? Mało
prawdopodobne. Najwyraźniej Bolesław dzierżył po pokoju w Budzi-
szynie Łużyce i Milsko jako pełną własność, bez jakichkolwiek
prawnopublicznych zobowiązań wobec cesarza. Przyznajemy: to tylko
domysł, źródła zachowują na ten temat głuche milczenie.
Częścią porozumienia pokojowego była umowa matrymonialna.
Długoletnia trzecia żona Bolesława, Emnilda, zmarła widać niedawno,
więc cztery dni potem przybyła do Cziczani 7 córka margrabiego
Ekkeharda Oda, o którą starał się od dawna Bolesław i po którą wysłał
teraz swego syna Ottona. Ponieważ noc właśnie zapadała, gdy tam
przybyła, przeto olbrzymi tłum obojga płci przyjął ją rzędem zapalonych
pochodni (VIII, 1).
Opinię publiczną w Niemczech na wieść o zawarciu pokoju lepiej
od kroniki Thietmara charakteryzował list, jaki opat z Reichenau (na
Jeziorze Bodeńskim) Bernon wysłał do jednego z negocjatorów pokoju
budziszyńskiego, arcybiskupa magdeburskiego Gerona. W liście tym
czytamy m.in.: Aniołowie Pańscy słusznie zaśpiewali „Chwała Bogu na
wysokości", gdyż niedawno na ludzi tak dobrej woli spłynął tak wielki
pokój za Boską wolą, dzięki Waszym staraniom. Albowiem dar tego
zbawiennego pokoju odpowiada usposobieniu wszystkich, którzy dążą ku
wzniosłym rzeczom, lecz przede wszystkim kapłani Chrystusa powinni do
tego pokoju dążyć i kroczyć jego śladem, jak każe Psalmista: „Szukaj
- mówi - pokoju i zachowuj go". Gdyśmy przeto dowiedzieli się z głosu
ludów i z własnego doświadczenia, że zabiegacie koło tego pokoju,
złożyliśmy dzięki gorące Dawcy łask wszelkich (przekład S. Zakrzew-
skiego).
7 O tej miejscowości zob. wyżej, s. 147.
Rozdział XII

RUŚ

1. Początki wzajemnych stosunków


Słowianie wschodni wyprzedzili Polaków w budowie organizacji
państwowej. Tłumaczy się to silniejszymi oddziaływaniami cywilizacji
bizantyjskiej na Ruś, koniecznością przeciwstawienia się ludom stepo-
wym, przede wszystkim w X i pierwszej połowie XI w. wojowniczym
Pieczyngom (ludowi tureckiego pochodzenia), umiejętnie wykorzy-
stującym swe położenie między Cesarstwem Bizantyjskim a Rusią,
a także wpływami normańskimi (Waregowie). To Waregowie wraz
z dynastią potomków Ruryka (Rurykowiczów) dali Słowianom
wschodnim nie tylko nazwę „Ruś", lecz również sprawne wzorce
polityczne. Polanie natomiast wyprzedzili nieco mieszkańców Rusi,
jeżeli chodzi o przyjęcie chrześcijaństwa (lata 966 i 988), choć wpływy
chrześcijaństwa, także w wersji zachodniej, „rzymskiej", docierały do
Europy wschodniej już przed datą 988, kiedy to książę Włodzimierz
przesądził sprawę, decydując się na oficjalną konwersję siebie i swego
ludu na wiarę chrześcijańską obrządku bizantyjskiego.
Początki dziejowych kontaktów polsko-ruskich są bardzo mało
znane. Czy Polanie naddnieprzańscy, główne, aktywne organizacyjnie
plemię wschodniosłowiańskie, wywodzili się od Polan „lechickich",
znad Warty i Prosny 1, czy odwrotnie - trudno dociec. Niezależne od
1Istnienie plemienia zachodniosłowiańskiego Polan, od którego nazwę miał
otrzymać kraj oraz - z czasem - ogół mieszkańców państwa „polskiego", przyjmowane
na ogół jako pewnik w nauce nie tylko polskiej, mimo braku poświadczenia źródłowego,
zostało niedawno podane w wątpliwość przez znanego nam już mediewistę niemieckiego
Johannesa Frieda.

160
siebie powstanie jednakowej nazwy plemiennej, oznaczającej zbliżone
modele życia i gospodarowania („pole" - obszar rolnictwa ornego,
w przeciwieństwie do „lędów" - poletek uprawianych tradycyjną
techniką żarową, wypaleniskową), jest również zupełnie możliwe.
W źródłach ruskich Polacy (plemiona polskie) występują pod nazwą
Lachów (por. węgierskie Lengyel i litewskie Lenkas). W zwodzie
latopisarskim z początku XII w., zwanym Powieść minionych lat (lub
nietrafnie: Kroniką Nestora), opartym jednak częściowo na źródłach
wcześniejszych, zachowała się tradycja o pochodzeniu dwóch ludów
wschodniosłowiańskich, Radymiczów i Wiatyczów, z Lachów. Było
bowiem dwóch braci u Lachów - Radym, a drugi Wiatko; i przyszedłszy,
siedli: Radym nad Sożą, i od niego przezwali się Radymicze, a Wiatko
siadł z rodem swoim nad Oką i od niego przezwali się Wiatycze.
Wiadomość latopisu uważa się na ogół za wiarygodną. Powieść
minionych lat pod rokiem 6490 od stworzenia świata według ery
bizantyjskiej, co odpowiadałoby rokowi 981 w naszej rachubie,
zanotowała także: Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich,
Przemyśl, Czerwień i inne grody, które są i do dziś dnia [początek
XI w.] pod Rusią. Wiadomość tę
zwykle rozumiano jako pierwszą
konkretną źródłową wzmiankę o stosunkach rusko-polskich, w ten
mianowicie sposób, że Włodzimierz kijowski odebrał Polakom (La-
chom) tak w nauce polskiej nazywane grody czerwieńskie (odzyskał je
następnie na krótko Bolesław Chrobry, odpadły od Polski ponownie
za Mieszka II). Gerard Labuda wykazał jednak, że nie jest to
interpretacja konieczna, gdyż wyprawa Włodzimierza z 981 r. mogła
się kierować przeciw „Lachom" w ściślejszym, plemiennym słowa tego
znaczeniu, czyli Lędzianom (znanym już źródłom IX w. - Lendizi
Geografa Bawarskiego), pozostającym wówczas jeszcze nie pod polań­
skim, lecz pod czeskim zwierzchnictwem. Jeżeli więc ktoś poza samymi
Lędzianami został dotknięty akcją Włodzimierza, to wcale nie Pia-
stowie z Gniezna, lecz Przemyślidzi z Pragi.
Dodać wypada, że w porównaniu ze świetnością państwa starorus-
kiego, symbolizowaną przez jego „stolicę" - Kijów, państwo polańskie,
przynajmniej aż do czasów Chrobrego, było niewątpliwie głęboką
prowincją, znacznie mniej od Rusi znaną w Europie i w świecie islamu.
Nawet polski kronikarz zwany Gallem Anonimem, mniej więcej
współczesny „Nestorowi", w przedmowie do swojej kroniki tym
między innymi tłumaczył swój zamiar pisarski, że kraj Polaków

11 Bolesław Chrobry 161


oddalony jest od szlaków pielgrzymkowych i mało komu znany poza tymi,
którzy za handlem przejeżdżają [tamtędy] na Ruś.
Pod rokiem 992, a zatem rokiem objęcia władzy w państwie
polańskim przez Bolesława Chrobrego, Powieść minionych lat od-
notowała wiadomość o wyprawie Włodzimierza przeciw Chorwatom.
Kwestia lokalizacji „północnych Chorwatów" (nie może tu bowiem
chodzić o południowych, bałkańskich Chorwatów) jest niezmiernie
zagmatwana, nie można wykluczyć (a zdaniem np. Henryka Łowmiań­
skiego jest to pewne), że jakiś odłam tego ludu mieszkał w południowej
lub południowo-wschodniej Polsce (podobnie jak inny w Czechach,
a jeszcze inny, być może, na południowym Połabiu). Przeciwko
którym Chorwatom kierował się zatem Włodzimierz w 992 r.?
Latopis hipacki, a zatem źródło późniejsze, w zupełnie innym
kontekście, bo pod rokiem 1229, zawarł następującą uwagę: Inny
bowiem kniaź
nie wchodził był w ziemię lacką tak głęboko, prócz
Włodzimierza'Wielkiego, ale może się to odnosić równie dobrze do
wyprawy z 981 r. (pierwotne znaczenie nazwy plemiennej Lachowie
mogło się już w XIII w. zatrzeć na Rusi). Roczniki z Hildesheimu pod
rokiem 992 odnotowały wyprawę Ottona III na połabski Branden-
burg, w jej trakcie dołączyły oddziały księcia bawarskiego Henryka
Kłótnika i czeskiego Bolesława II, natomiast Bolesław, syn Mieszka
odmówił osobistego przybycia, zasłaniając się koniecznością jakiejś
wielkiej wojny z Rusinami. Czy informacje źródeł ruskich i niemiec-
kiego można powiązać ze sobą i przyjąć, że istotnie dotyczą one jakiejś
wyprawy Włodzimierza przeciw państwu polańskiemu, czy też chodzi
o zręczną wymówkę Chrobrego, który wobec być może niezupełnie
wyjaśnionej sytuacji w kraju (przed swoim zamachem na Odę i przy-
rodnich braci lub po nim?) wolał zostać na miejscu (co zresztą nie
wyklucza jakichś działań bądź przygotowań do działań ze strony
władcy Kijowa) - trudno jednoznacznie rozstrzygnąć.
Warto jednak zauważyć, że zaledwie w poprzednim 991 r., ruskie
poselstwo prawdopodobnie pojawiło się na zjeździe dworskim w Kwe-
dlinburgu. Zdaniem niektórych uczonych (np. Herberta Ludata) celem
(bądź jednym z celów) poselstwa było doprowadzenie do sojuszu
niemiecko-ruskiego, którego wyrazem było małżeństwo jednej z córek
Włodzimierza z Bernardem, synem zmarłego margrabiego Marchii
Północnej Teodoryka (Dytryka) i bratem Ody, ostatniej żony Miesz-
ka I. Sojusz taki, zwłaszcza biorąc pod uwagę wspomniane związki

162
22. Pieczyngowie - sprzymierzeńcy Bolesława Chrobrego - z pojmanymi jeńcami. Scena
z tzw. rękopisu radziwiłłowskiego (XV w.)

genealogiczne (niestety, opieramy się tu, wraz z Ludatem, częściowo na


przypuszczeniach), miałby wyraźne ostrze antypolskie czy raczej:
anty-Bolesławowe. Z drugiej jednak strony Powieść minionych lat pod
rokiem 996 zawiera wiadomość jak gdyby sprzeczną z dotychczasowy-
mi wywodam~ chwaląc księcia Włodzimierza, latopisarz napisał o nim
m.in.: I żył z kniaziami sąsiednimi w pokoju - z Bolesławem lackim i ze
Stefanem węgierskim, i z Andrzychem czeskim. I był mir między nimi
i przyjaźń, ale wymienienie Andrzycha, czyli Udalryka czeskiego, który
objął rządy dopiero w 1012 r., pozwala przesunąć lata owej przez
kronikarza chwalonej pokojowej koegzystencji Rusi z Polską, Węg­
rami i Czechami na ostatnie lata panowania Włodzimierza, który
zmarł w 1015 r. i nie przeczy możliwości wcześniejszych wojen.
Stosunków polsko-ruskich dotyczy, jeżeli nie bezpośrednio, to
przynajmniej pośrednio, znana nam już z jednego z poprzednich
rozdziałów (zob. s. 124), wyprawa misyjna Brunona z Kwerfurtu,
datowana w obrębie lat 1007-1008, do Pieczyngów i na Ruś. Wiemy
o tym wyłącznie z listu „otwartego", jaki Bruno wystosował wkrótce

11• 163
potem do króla Henryka Il Najpierw (wiosną 1005 r.?) misjonarz
działał wśród Czarnych Węgrów, zapewne nad Cisą, gdzie długo
siedzieliśmy daremnie, a następnie ruszyliśmy do Pieczyngów, najokrut-
niejszych ze wszystkich pogan. Książę Rusów, władca potężny i bogaty
[Włodzimierz Wielki], zatrzymał mnie przez jeden miesiąc, a za-
trzymując wbrew mojej woli, pod pozorem, jakobym dobrowolnie szukał
własnej zguby, usilnie zabiegał o to, abym nie szedł do tak nierozumnego
ludu, gdzie dusz wcale nie pozyskam, lecz znajdę śmierć, i to najhanieb-
niejszą. Czegóż mógł obawiać się Włodzimierz, przecież nie mogło mu
nie zależeć na próbie nawrócenia tak bardzo dokuczliwych sąsiadów
na wiarę chrześcijańską? Czyżby podejrzewał, że Bruno z Kwerfurtu,
którego dobre stosunki z Bolesławem Chrobrym prawdopodobnie
były mu znane, miał jakieś tajne zadanie do spełnienia wśród
Pieczyngów? Istotnie, wkrótce zobaczymy, że Polaków Bolesława
Chrobrego łączył z Pieczyngami sojusz skierowany przeciw Kijowowi,
zresztą sojusz polsko-pieczyński już z racji samych geograficznych
uwarunkowań wprost się narzucał.
Włodzimierz, ponoć za sprawą jakiegoś widzenia, wyraził w końcu
zgodę na udanie się Brunona do Pieczyngów, a nawet powiódł go
osobiście, na czele wojska, do granicy swego państwa, którą [ciekawy
to szczegół] z powodu wałęsających się nieprzyjaciół otoczył bardzo
silnym i długim ogrodzeniem (umocnionymi walami ziemnymi?), żeg­
nając jednak przepowiedział mu rychłą śmierć z rąk pogańskich
Pieczyngów.
Przepowiednia się nie sprawdziła, choć, jeśli wierzyć relacji samego
Brunona, Pieczyngowie przez długi czas (cały pobyt Brunona i jego
towarzyszy wśród tego ludu miał trwać pięć miesięcy) obchodzili się
z nimi bardzo nieprzyjaźnie i surowo: Dwa dni szliśmy i nikt nam nie
szkodził. 1Tzeciego dnia, to jest w piątek,
trzykrotnie, rano, w południe
[i] podczas nony [około trzeciej po południu],
wszystkich ze zgiętymi
karkami prowadzono na stracenie, nas, którzy cudem tylekroć uszliśmy
rąk spotykających nas wrogów [ ...]. W niedzielę przyszliśmy do więk­
szego skupiska ludzi i przedłużono [nam] czas życia aż do chwili, gdy
zgromadzi się na zebranie cały lud [zwołany] przez gońców. Otóż
w następną niedzielę około dziewiątej godziny dnia [również około
trzeciej po południu] wzywają nas na zebranie. Smagają nas jak konie
[lub, gdybyśmy chcieli być w całkowitej zgodzie z oryginałem łaciń­
skim: smagają nas i [nasze] konie]. Nadbiega niezliczone pospólstwo

164
z oczyma krwi żądnymi i wydaje przeraźliwy krzyk: tysiącem toporów,
tysiącem mieczów dobytych z pochwy nad naszymi karkami grożą, że
potną nas w kawałki. Dręczono nas aż do nocy, wleczono w różne strony,
dopóki możni tego kraju, którzy w walce wydarli nas z ich rąk,
wysłuchawszy naszego oświadczenia [nie] przekonali się jako ludzie
rozsądni, że wkroczyliśmy do ich kraju w dobrym zamiarze.
Nietrudno sobie wyobrazić, że Pieczyngowie wzięli Brunona (po-
dobnie jak wcześniej Prusowie Wojciecha) za agenta, emisariusza
wrogiego władcy. Pięć miesięcy pozostaliśmy wśród tego ludu i obeszliś­
my trzy części; z czwartej, której nie tknęliśmy, przyszły lepsze wieści.
Gdy chrześcijaństwo przyjęło się mniej więcej w trzydziestu duszach, za
zrządzeniem Boga zawarliśmy pokój, którego, jak oni mówili, nikt prócz
nas nie mógłby zawrzeć. A zatem jednak okazało się, że oprócz czysto
misyjnych, Bruno miał pewne zamiary czy zobowiązania natury
politycznej. Pokój mógł bowiem, rzecz jasna, dotyczyć jedynie stosun-
ków pieczyńsko-ruskich. Ten pokój - powiadają [Pieczyngowie] - jest
Twoim dziełem. Jeśli on będzie trwały, jak zapewniasz, wszyscy chętnie
zostaniemy chrześcijanami. Jeżeli ów książę Rusów chwiać się będzie
w zachowaniu wierności, będziemy musieli dążyć tylko do wojny, nie do
chrześcijaństwa. Wobec tego wróciłem do księcia Rusów, który dla Boga
czyniąc im zadość dał syna jako zakładnika. Widać, jak bardzo zależało
Włodzimierzowi w tej chwili na zawarciu pokoju z Pieczyngami.
Przypuszcza się, że zakładnikiem został Światopełk, następca Włodzi­
mierza w 1015 r., sprzymierzeniec Bolesława Chrobrego i Pieczyngów.
Być może, jego dobre stosunki z tymi stepowcami zostały zadzierzg-
nięte właśnie w czasie przymusowego pobytu w ich kraju. Wyświęciliś­
my też biskupa [brak o nim jakichkolwiek dalszych wiadomości]
- kończy ten fragment swojej relacji Bruno z Kwerfurtu - spośród
naszych, którego tamten wraz ze swoim synem osadził w środku kraju.
I tak na większą chwałę i cześć Boga Zbawiciela zapanowało prawo
chrześcijańskie wśród najgorszego i najokrutniejszego ludu ze wszystkich
pogan żyjących na ziemi.
Włodzimierz I Wielki, przyrównywany przez późniejszą kościelną
historiografię ruską
do Konstantyna Wielkiego („drugi Konstantyn"),
a jeszcze później uznany za świętego Kościoła prawosławnego,
choć wobec Brunona z K werfurtu zajmował przychylne stanowisko
(Thietmar nie wspomniał jednak o działalności Brunona wśród
Węgrów i Pieczyngów), nie doczekał się u Thietmara zbyt pochlebnej

165
charakterystyki. Muszę napomknąć o niegodziwych czynach króla 2
Rusów, tt1odzimierza. Z Grecji [mowa oczywiście o Cesarstwie Bizan-
tyjskim] przywiózł on sobie małżonkę imieniem Helena, która była
przyrzeczona Ottonowi III i odmówiona mu potem na skutek podstępnej
intrygi. Za jej namową przyjął świętą wiarę chrześcijańską, lecz nie
przydał jej ozdoby przez dobre uczynki. Wielkim był bowiem i strasznym
wszetecznikiem i gwałt ogromny zadał zniewieściałym Danajom [Gre-
kom]. [...] Imię wspomnianego króla niesłusznie oznacza „moc pokoju'',
albowiem nie jest prawdziwym pokój, który istnieje między bezbożnymi
lub którego zażywają mieszkańcy tego świata, gdyż chwieje on się
ustawicznie. IDpomniany król nosił opaskę podniecającą na lędźwiach,
aby pobudzić jeszcze silniej wrodzoną lubieżność. [ ... ] Ponieważ jednak
[ ... ] słyszał od swoich kaznodziejów o gorejącej pochodni [por. Łk 12,
35], przeto starał się zmazać plamę popełnionego grzechu wielką
szczodrobliwością w rozdawaniu jałmużny.
Przyczyną niechęci kronikarza-biskupa było zapewne to, że Wło­
dzimierz przed 1013 r. wtrącił do więzienia krajana Thietmara,
biskupa (od 1000 r.) kołobrzeskiego Reinberna. Pochodził on z okręgu
Hassegau w Niemczech środkowych, Thietmar podnosił jego wy-
kształcenie oraz gorliwość i pomysłowość w pracy duszpasterskiej.
Prawdopodobnie zmuszony do opuszczenia swej diecezji w wyniku
reakcji pogańskiej na Pomorzu (co z kolei wiązało się z porażką
Bolesława Chrobrego w pierwszej fazie wojny z Henrykiem II), udał
się on, zapewne w charakterze kapelana, na Ruś w towarzystwie
nieznanej z imienia najmłodszej córki Chrobrego, wydanej za syna
Włodzimierza - Światopełka.

2. Światopełk
Rządziłon z ramienia ojca w peryferyjnej, ale ważnej z punktu
widzenia interesów polskich, dzielnicy turowsko-pińskiej. Na kilka lat
przed śmiercią Włodzimierza (15 lipca 1015 r.) doszło w rodzinie
wielkoksiążęcej do rozłamu. Jego rzeczywiste tło i przyczyny w nowym
świetle przedstawił niedawno Andrzej Poppe. Włodzimierz, przyporni-

2 Thietmar niejednokrotnie używał tytułu królewskiego na oznaczenie wielkich


książąt kijowskich, co wolno odczytać bez wątpienia jako stwierdzenie ich wysokiej
rangi.

166
nając (nie tylko zresztą pod tym względem!) współczesnego sobie
Bolesława Chrobrego, miał życie prywatne bardzo bujne. Uczeni nie są
zgodni co do liczby jego żon, było ich w każdym razie kilka (może
nawet siedem).
Zdaniem A. Poppego zawarcie kolejnego, zdaje się przedostat-
niego, związku z porfirogenetką 3 Anną (przez Thietmara nazwaną
Helena, być może takie imię przyjęła na Rusi) 4, zapewne w 987 r., oraz
przyspieszona bądź wręcz związana z tym wydarzeniem konwersja
księcia i jego ludu na wiarę chrześcijańską, co było równoznaczne ze
znacznym wzrostem wpływów bizantyjskich na dworze kijowskim,
doprowadziły do powzięcia przez Włodzimierza i Annę zamysłu
zmiany tradycyjnych zasad dziedziczenia tronu na Rusi (zgodnie
z którymi prawo to, według zasady starszeństwa, posiadali wszyscy
męscy przedstawiciele dynastii), na rzecz synów z najnowszego mał­
żeństwa - Borysa i Gleba. Jednym z argumentów na korzyść tej tezy
może być znany nam fakt wysłania przez Włodzimierza - w czasie czy
w rezultacie udanej działalności misyjno-politycznej Brunona z Kwer-
furtu - jednego z jego najstarszych synów, Światopełka, jako zakład­
nika do Pieczyngów. Czyż panujący książę - można się zastanawiać
- ryzykowałby życiem możliwego następcy na stolcu wielkoksiążęcym,
wysyłając go w bez wątpienia niebezpiecznej misji do tych dzikich
stepowców? Natomiast jeżeli otwarcie czy choćby w tajonym zamyśle
przeznaczył do panowania młodszych i z innej matki zrodzonych
synów, wysłanie Światopełka do Pieczyngów byłoby łatwiej zro-
zumiałe.
W tej sytuacji nic dziwnego, że starsi synowie Włodzimierza,
zagrożeni odsunięciem od władzy i w najlepszym wypadku wy-
posażeniem w niewielkie dzielnice na peryferiach państwa, podnieśli
bunt przeciw ojcu (Anna-„Helena" zmarła już w 1011 r.). Obok
Światopełka udział w buncie wziął Jarosław (późniejszy wielki książę
jako Jarosław I Mądry) i mniej znany Mścisław, książę w dalekim

3 Porfirogeneta, porfirogenetka, „urodzony, urodzona w purpurze", to znaczy

w purpurowej komnacie pałacu cesarskiego w Konstantynopolu - to tytuł czy


przydomek potomków cesarzy bizantyjskich.
4 Oczywiście niesłuszny jest zarzut Thietmara, jakoby „Helena" (Anna) była

przyrzeczona Ottonowi III. Ślub Włodzimierza i Anny odbył się zapewne w 987 r„
natomiast poselstwo w sprawie księżniczki bizantyjskiej dla Ottona III wysłano wiele lat
później i nie doszło do skutku z powodu śmierci młodego cesarza.

167
Tmutarakaniu. Tutaj wracamy do sprawy uwięzienia biskupa Reinber-
na. Thietmar (VII,72) stwierdził, że tego właśnie biskupa kazał pojmać
król lWodzimierz wraz z swoim synem [Światopełk:iem] i jego małżonką
Oak wiemy, nieznaną z imienia córką Bolesława Chrobrego], kiedy się
dowiedział, iż ów syn za namową Bolesława tajemnie przeciw niemu
spiskuje. Reinbern pozostał w więzieniu do śmierci, której daty nie
znamy. Po śmierci Włodzimierza Światopełk:, jako najstarszy, uwol-
niony z więzienia kijowskiego, objął rządy wielkoksiążęce. Oznacza to,
że plany sukcesyjne Włodzimierza i Anny nie zostały zrealizowane,
kosztowały one jednak życie młodocianych Borysa i Gleba, zamor-
dowanych z rozkazu Światopełk:a jako potencjalnych pretendentów do
tronu, prawdopodobnie początkowo za aprobatą pozostałych synów
Włodzimierza, Jarosława nie wyłączając.
Podczas gdy Światopełk: wraz z żoną i Reinbernem byli uwięzieni
przez Włodzimierza, w 1013 r., zaraz po zawarciu pokoju z Henry-
kiem II w Merseburgu, udał się Bolesław [ChrobryJ na Ruś, przy czym
nasze [niemieckie] wojska wspierały go w tej wyprawie. Tylko Thietmar
(VI,91) zachował wiadomość o pierwszej wyprawie Chrobrego na Ruś
w interesie zięcia Światopełka oraz o pomocy niemieckiej w tej
wyprawie (kwestią sporną jest, czy pomoc ta była jednym z warunków
pokoju merseburskiego, nieodwzajemnionym wkrótce przez władcę
polskiego, gdy Henryk II w roku następnym ruszył do Italii, czy
wynikiem późniejszych, nie związanych z samym traktatem, ustaleń).
Kronikarz potrafił podać jeszcze inne informacje, bez wątpienia
dostarczone mu (podobnie jak z drugiej wyprawy w 1018 r.) przez
niemieckich uczestników: Tam [na Rusi] spustoszył duży szmat kraju,
a gdy spór wybuchł między jego żołnierzami i goszczącymi ich Pieczyn-
gami, kazał wybić tych ostatnich do nogi, mimo iż byli jego sprzymierzeń­
cami. Ten srogi czyn widać nie zaprzepaścił szans na sojusz pol-
sko-pieczyński w przyszłości, skoro pięć lat później Pieczyngowie
ponownie wystąpili po stronie Światopełka i Bolesława w walce
z Jarosławem Mądrym.
Mord na Borysie i Glebie, początkowo zaaprobowany przez ich
braci przyrodnich, Jarosława nie wyłączając, spotkał się z potępieniem
części opinii społecznej na Rusi, a „przeklęty" Światopełk: stał się
w tradycji kształtowanej przez jego przeciwników i Cerkiew postacią
całkowicie negatywną. Na zbrodnię tę powoływał się też Jarosław,
decydując się pod koniec 1016 r. na otwarte wystąpienie przeciw bratu.

168
Na czele wojsk nowogrodzkich i wareskich zadał na początku grudnia
1016 r. Światopełkowi klęskę pod Lubeczem i wkrótce potem zajął
Kijów, i pogorzały cerkwie - zauważył najstarszy latopisarz ruski.
Światopełk uciekł na zachód, napierw do swego księstwa, Jarosław
ścigał go, zajął siłą jeden gród [ ... ] i uprowadził jego mieszkańców
(Thietmar) - chodzi prawdopodobnie o Pińsk lub Turów, pochwycił
też jako zakładniczkę żonę Światopełka, ową bezimienną polską
księżniczkę. Światopełk zamknął się w granicznym Brześciu nad
Bugiem, oczekując pomocy teścia.
To była właśnie ta sytuacja, która, podobnie jak w 1013 r., kazała
Bolesławowi Chrobremu interweniować na Rusi w interesie swego
zięcia i córki, i czyniła interwencję tak ważną, że przyspieszyła - jak
wówczas - osiągnięcie pokoju z cesarzem Henrykiem II (pokój
merseburski 1013 r., pokój budziszyński 1018 r.). Podczas jednak gdy
o wyprawie polskiej z 1013 r. wiemy bardzo niewiele i to tylko dzięki
Thietmarowi, wyprawa z 1018 r. została stosunkowo dokładnie
przedstawiona w źródłach. Pomijając pomniejsze, najważniejsze są
trzy: współczesna jej kronika Thietmara, reprezentująca niemiecki
punkt widzenia, oraz dwa źródła znacznie późniejsze, choć opierające
się (w przypadku źródła ruskiego) na wcześniejszych zaginionych,
a w każdym razie na tradycji: Powieść minionych lat (tradycja ruska)
i kronika Anonima Galla (tradycja polska). Stanowi to, oczywiście,
nieczęsty w tych czasach przypadek sprzyjający historykom, tym
bardziej, że wymienione źródła są od siebie najzupełniej niezależne.
Wydarzenia 1018 r. są w nich przedstawione w ten sposób, że
zasadniczy ich zrąb jest jednakowy bądź podobny, ale występują nie
tylko podstawowe różnice w tendencji (wszak reprezentują różne
strony konfliktu), lecz także - czemu trudno się dziwić - niekiedy dość
istotne różnice jeśli chodzi o same fakty.
Rozpocznijmy zatem od relacji Thietmara, raz dlatego, że współ­
czesna, po wtóre dlatego, że - jak sam kronikarz stwierdził - w wy-
prawie Chrobrego brały udział posiłki niemieckie (z pewnością ci
niemieccy uczestnicy wyprawy kijowskiej dostarczyli merseburskiemu
kronikarzowi, na krótko przed jego śmiercią - 1 grudnia 1018 r.
- informacji z pierwszej ręki), po trzecie ze względu na szereg
informacji, które tylko u Thietmara można znaleźć, wreszcie - po
czwarte - ze względu na to, że Niemcy nie były w zasadzie stroną
konfliktu i można by sądzić, że relacja Thietmara nie powinna być

169
zbytnio obciążona jakąś określoną tendencją.
Nie miał on powodu, by
trzymać zdecydowanie stronę Bolesława czy Jarosława.
Jednak nie można sprawozdania Thietmara w żadnym wypadku
uznać za pozbawione w ogóle tendencji. Wydaje się przede wszystkim,
że wyraźnie przecenia znaczenie udziału niemieckiego w wyprawie.
Widać to już z samego sformułowania pierwszego zdania: Nie wypada
zamilczeć o żałosnej klęsce, jaka się wydarzyła na Rusi. W drugim
zdaniu czytamy: Bolesław mianowicie najechał ten kraj i duże poczynił
tam szkody za naszą namową [nostro famine]. To ostatnie wyrażenie
nie jest zupełnie jasne. Nie wydaje się, by jakiekolwiek inspiracje
niemieckie (zdaniem A. Poppego nie chodziło o inspirację czy wsparcie
ze strony samego cesarza, lecz raczej szwagra Światopełka - mar-
grabiego Hermana z Miśni) miały charakter decydujący, choć istnieją
- jak jeszcze zobaczymy - pewne przesłanki, by sądzić, że Henryk II
mógł być w 1018 r., przeciwnie niż jeszcze kilka lat wcześniej,
zainteresowany osłabieniem pozycji wielkiego księcia Jarosława.
Przybywszy 22 lipca - kontynuował Thietmar - nad pewną rzekę,
nakazał on [Bolesław] swemu wojsku rozbić obóz, jak również przygoto-
wać potrzebne do przeprawy mosty. Z drugiej strony rzeki rozłożył się ze
swoimi król Rusów, oczekując z niepokojem na wynik zapowiedzianej
przez obu przeciwników walki. Tymczasem Polacy, wyzywając nie-
przyjaciela, skłonili go do walki i z niespodziewanym szczęściem ode-
pchnęli go od rzeki, którą obsadził. Zgiełk walki podniecił Bolesława.
Zachęciwszy swych towarzyszy do gotowości do walki i pośpiechu,
przeprawił się szybko, choć z wielkim trudem, przez rzekę. Wojsko
nieprzyjacielskie, ustawione naprzeciw w zwartych oddziałach, nadarem-
nie usiłowało bronić swojej ojczyzny. Albowiem ustąpiło już przy
pierwszym starciu i nie stawiało potem silniejszego oporu. Poległa tam
bardzo duża liczba spośród uciekających, mała zaś spośród zwycięzców.
Zginął po naszej stronie znakomity rycerz Eryk, którego cesarz trzymał
przez długi czas w więzieniu [zob. wyżej, s. 147]. Od tej chwili Bolesław
ścigał z wymarzonym wprost powodzeniem znajdujących się w rozsypce
nieprzyjaciół, a mieszkańcy przyjmowali go wszędzie z wielkimi honorami
i darami.
Jaka to była rzeka, dowiadujemy się z kroniki ruskiej. Pod rokiem
6526, czyli 1018 od narodzenia Chrystusa, przyszedł Bolesław ze
Światopelkiem na Jarosława, z Lachami. Jarosław zaś zebrawszy Ruś
i Waregów i Slowien, poszedł przeciw Bolesławowi i Światopełkowi,

170
i przyszedł ku Wołyniowi,
i stali po obu stronach rzeki Bugu. Latopisarz
opisał następnie w interesujący sposób dalszy przebieg wydarzeń,
dostarczając nam zarazem pewnych danych odnoszących się do
fizycznego oblicza Chrobrego: I miał Jarosław piastuna i wojewodę
imieniem Budy [lub: Błud], i począł on lżyć Bolesława, mówiąc: „Oto ci
przebodziem oszczepem brzuch twój tłusty". Był bowiem Bolesław wielki
i ciężki, że i na koniu ledwo mógł siedzieć, lecz był roztropny [smyslen].
I rzekł Bolesław do drużyny swojej: „J eśli was ta obelga nie obraża, to ja
polegnę sam". Wsiadłszy na koń wjechał do rzeki, a za nim wojsko jego.
Jarosław zaś nie zdążył uszykować się, i zwyciężył Bolesław Jarosława.
Obelgi rzucane sobie nawzajem przed bitwą były wówczas zwykłą
praktyką. Anonim Gall, choć przedstawił obraz różniący się w szcze-
gółach, zasadniczo potwierdził dane Thietmara i „Nestora" o tej
pierwszej nadgranicznej bitwie nad Bugiem. Najpierw, rozpoczynając
osobny rozdział, zatytułowany Jak Bolesław z wielką mocą wkroczył na
Ruś, pisze o niej w sposób bardzo ogólny, nie wspominając nawet
o rzece, nie wymieniając także imion ani Jarosława, ani Światopełka:
Najpierw tedy zapisać należy z kolei, jak sławnie i wspaniale pomścił swą
krzywdę na królu Rusinów, który odmówił mu oddania swej siostry za
żonę. Oburzony tym król Bolesław najechał z wielką siłą królestwo
Rusinów, a gdy ci usiłowali zrazu stawić mu zbrojny opór, ale nie
odważyli się na stoczenie bitwy, rozpędził ich przed sobą jak wicher
kurzawę. Nie opóźniał jednak swego pochodu natychmiastowym zaj-
mowaniem miast i gromadzeniem łupów, jak to zwykle czynią najeźdźcy,
lecz pospieszył na Kijów, stolicę królestwa, aby pochwycić jego ośrodek
i króla samego.
Anonim Gall, zdany najwidoczniej na różne wersje wydarzeń
kampanii kijowskiej Bolesława Chrobrego, przedstawił też dwie różne
wersje zwycięstwa polskiego władcy, obie jednak silnie zabarwione
legendą. Przytoczymy je ze względu na ich barwność i nieszab-
lonowość, pamiętając o niemożliwych do skontrolowania szczegółach,
ale dostrzegając zarazem pewne zbieżności z krótszą, ale - o dziwo
- dla Bolesława w zasadzie pochlebną relacją latopisu ruskiego.
Najpierw zatem, kontynuując słowa dopiero co przytoczone, podał
Gall następującą historyjkę:
A król Rusinów z prostotą właściwą temu ludowi właśnie wówczas
łowiłz czółna ryby na wędkę, gdy mu niespodziewanie doniesiono
o nadejściu króla Bolesława. Zrazu nie mógł w to uwierzyć, lecz

171
nareszcie, gdy mu to jedni za drugimi donosili, przekonał się i wpadł
w przerażenie. Wtedy dopiero włożył do ust palec duży i wskazujący
i obyczajem rybaków pomazując śliną wędkę, na hańbę swego narodu
miał powiedzieć te pamiętne słowa: „Ponieważ Bolesław tej sztuki
[niegodnego rycerza rybołówstwa] nie uprawiał, lecz przywykł do
noszenia rycerskiego oręża, dlatego Bóg postanowił wydać w jego ręce to
miasto, królestwo Rusinów i bogactwa!". To rzekł i nie tracąc słów więcej
rzucił się do ucieczki.
Gallowi najwyraźniej pomyliła się chronologia wyprawy sprzed
100 lat, gdyż dopiero w drodze powrotnej z Kijowa kazał wojskom
polskim wraz z ich stepowymi sprzymierzeńcami rozegrać bitwę
z księciem ruskim nad Bugiem: Gdy zaś z ogromną radością i pie-
niędzmi powracał [Bolesław] i już zbliżał się do granic Polski, zbiegły
król, zebrawszy siły książąt
ruskich, z Połowcami [anachronizm, tych
koczowników nie było jeszcze wtedy na Rusi] i Pieczyngami, podążał
za nim z tyłu i usiłował, pewny zwycięstwa, stoczyć walkę nad rzeką
Bugiem. Sądził bowiem, że Polacy - jak zwykle ludzie chlubiący się tak
wielkim zwycięstwem i zdobyczą - zmierzają [już] każdy do swego domu,
jak to zwycięzcy zbliżający się do granic własnego kraju, po tak długim
pobycie z dala od ojczyzny, bez dzieci i żon. I nie bez racji tak
przypuszczał, bo już duża część wojska polskiego bez wiedzy króla
rozeszła się.
Wtedy „król" Bolesław wygłosił, nie jak ktoś bojaźliwy i trwożliwy,
lecz jak wódz odważny i przezorny, następującą mowę, pragnąc
nielicznych zagrzać do boju. Przytaczamy tę mowę, zdając sobie
(podobnie jak w innych przypadkach „mów" cytowanych przez
średniowiecznych kronikarzy, zwłaszcza wygłoszonych przed niemal
stuleciem) sprawę z jej fikcyjności, chodzi nam jednak o kolejne
ogniwko w łańcuchu późniejszych, niejako „oficjalnych", bo na dworze
jego praprawnuka, opinii o chrobrym Bolesławie:
„Nie ma potrzeby długo zachęcać prawych i doświadczonych rycerzy
i opóźniać [w ten sposób] tryumf.jaki się nam nadarza, lecz pora okazać
siły ciała i męstwo ducha. Bo na cóż by się zdało zdobyć tak wielkie
królestwa i nagromadzić tyle ogromnych cudzych bogactw, gdybyśmy
przypadkiem teraz pobici mieli stracić to wszystko wraz z naszym
własnym mieniem? Lecz pokładam ufność w miłosierdziu Bożym i waszej
wypróbowanej dzielności, że jeżeli mężnie stawicie opór w walce, jeżeli,
jak to zwykliście, dzielnie natrzecie, jeżeli przywiedziecie sobie na pamięć

172
własne przechwałki i obietnice czynione przy podziale łupów u mnie na
ucztach, to dziś zwycięsko położycie kres ciągłym trudom, a ponadto
pozyskacie wieczną sławę, tryumf i zwycięstwo. Jeśli natomiast - w co
nie wierzę - ponieślibyście klęskę, to jak teraz jesteście panami, tak
będziecie sługami Rusinów, wy i synowie wasi, a ponadto sromotnie
przyjdzie wam ponieść karę za wyrządzone krzywdy!"
Gall zatem konsekwentnie przedstawia bitwę tak, jakby dotyczyła
ona nie wtargnięcia wojsk polskich na Ruś, jak zgodnie poświadczają
Thietmar i „Nestor", lecz ich tryumfalnego odwrotu. Rzecz jasna,
wynik bitwy nie mógł ulegać wątpliwości: Skoro tak to mniej więcej
przemówił król Bolesław, wszyscy jego rycerze jednomyślnie wznieśli
włócznie i odpowiedzieli, że wolą z tryumfem wrócić do domu, niż
z łupami a haniebnie. ffiedy dopiero król Bolesław, zachęcając po
imieniu każdego ze swoich, wdarł się, jak lew [krwi] spragniony,
w najgęstsze szyki wroga. I brak mi po prostu słów, jak straszną rzeź
sprawił wśród tych, którzy stawili mu opór, i nikt by nie potrafił dokładną
liczbą określić tysięcy zabitych nieprzyjaciół, którzy jak wiadomo
niezliczeni stanęli do walki, a mało który ocalił życie ucieczką. melu
z tych, którzy po dłuższym czasie z dalekich okolic przybywali na pole
walki celem odszukania przyjaciół lub krewnych, twierdziło, że tak wielki
był tam rozlew krwi, iż nikt nie mógł inaczej przejść przez całą [tę]
równinę, jak brodząc we krwi i [stąpając] po trupach, a cała rzeka Bug
nabrała raczej barwy krwi niż wody rzecznej. Od tego czasu Ruś długo
płaciła daninę Polsce.
To jeszcze nie wszystko. Gall, któremu tak bardzo zależało na
wyniesieniu zwycięskich przewag Bolesława Chrobrego, a zabrakło
widać umiejętności czy możliwości krytycznego porównania różnych
elementów tradycji o wyprawie z 1018 r., raz jeszcze (I,10), w osobnym
rozdziale, O bitwie Bolesława z Rusinami, wraca do tej sprawy, tym
razem, jak sam stwierdził, ze względu na nowość [!] wypadku, i z budu-
jącym zamysłem, by czytelnicy mogli z rozważania tej sprawy przekonać
się o wyższości pokory nad pychą. Kto był pokorny, a kto pyszny, nie
musimy się chyba długo zastanawiać.
Zdarzyło się mianowicie, że w jednym i tym samym czasie król
Bolesław najechał Ruś i król Rusinów Polskę, jeden nie wiedząc
o drugim, i każdy rozbił obóz u granic ziemi drugiego; przedzielała ich
[tylko] rzeka. A skoro doniesiono ruskiemu królowi, że Bolesław już
przeszedł na drugi brzeg rzeki i wraz ze swym wojskiem zatrzymał się na

173
....

23. Próba rekonstrukcji Złotej Bramy w Kijowie, w wiekach XI-XIII


głównej bramy wjazdowej do tego miasta

pograniczu jego królestwa, nierozsądny król przypuszczając, że go


osaczył swymi masami [wojska] jak zwierza w sieci, przesłał mu
podobno słowa [pełne] wielkiej pychy, które spaść miały na jego własną
głowę: „Niechaj wie Bolesław, że jako wieprz w kałuży otoczony jest
przez moje psy i łowców". A na to król polski odpowiedział: „Dobrze,
owszem, nazwałeś mnie wieprzem w kałuży, ponieważ we krwi łowców
i psów twoich, to jest książąt i rycerzy, ubroczę kopyta koni moich,
a ziemię twą i miasta spustoszę jak dzik pojedynek [samotnik]!"
Takie wzajemne wymienili poselstwa, a że następnego dnia nad-
chodziło święto, które Bolesław chciał uroczyście obchodzić, więc
odkładał stoczenie bitwy na dzień trzeci. Tego dnia tedy rżnięto
niezliczoną ilość bydła i przygotowywano je zwykłym obyczajem na
zbliżającą się uroczystość na stół króla, który miał biesiadować ze
wszystkimi swoimi dostojnikami. Gdy więc kucharze i pachołcy, służący

174
i czeladź wojska zgromadzili się na brzegu rzeki celem płukania mięsa
i wnętrzności zwierząt, z drugiego brzegu naigrawali się donośnie służba
i giermkowie ruscy, pobudzając ich do gniewu wyzwiskami i obelgami.
Oni zaś im na to nie odpowiadali nic obelżywego, lecz brudy z wnętrz­
ności i odpadki rzucali im przed oczy ku ich zniewadze. Skoro jednak
Rusini coraz bardziej drażnili ich obelgami, a nawet zaczęli ich ob-
sypywać strzałami, owa armia czeladzi Bolesława porzuciwszy to, co
miała w ręku, psom i ptactwu, przepłynęła przez rzekę z orężem
rycerstwa, śpiącego o południowej godzinie, i odniosła tryumf nad tak
wielką mnogością Rusinów. N a to król Bolesław i całe wojsko, przebu-
dzeni krzykiem oraz szczękiem oręża, zaczęli się dopytywać, co się dzieje,
a poznawszy przyczynę obawiali się, że to podstęp, uderzyli więc w szyku
bojowym na uciekającego zewsząd wroga; nie sama więc tylko czeladź
obozowa zdobyła sobie sławę zwycięstwa i krew swą przelała. Tak
niezmierne zaś było tam mnóstwo rycerzy przebywających rzekę, że
z dołu wydawało się, że to nie woda, lecz jakaś [zupełnie] sucha droga.
Co nastąpiło po bitwie nad Bugiem (zakładając, że Anonim Gall
ten właśnie epizod opisuje)? Według polskiego kronikarza Bolesław
Chrobry od razu podążył do Kijowa. A Bolesław bez oporu wkroczył
do wielkiego i bogatego miasta i dobywszy z pochew miecza, uderzył nim
w Złotą Bramę. Podarujmy kronikarzowi anachronizm, jako że Złota
Brama została wzniesiona w Kijowie później (w 1037 r.), a sam Gall
kazał gest ten powtórzyć Bolesławowi Śmiałemu (I,23) 5; wkrótce też
uznał za stosowne podać jego rzekome symboliczne znaczenie. Thiet-
mar, zanim wspomniał o wejściu Chrobrego do Kijowa, podał jeszcze
informację, iż tymczasem J aroslaw zajął siłą jeden gród, należący do
jego brata [Światopełka], i uprowadził jego mieszkańców. Okazuje się
dalej, że książę polski dobrze przygotował wyprawę pod względem
politycznym, odnawiając zakłócony - jak widzieliśmy - w 1013 r.
sojusz z Pieczyngami. Bardzo potężne zaś miasto Kijów stało się
z poduszczenia Bolesława ofiarą ustawicznych ataków ze strony wrogich
Pieczyngów i duże poniosło straty wskutek silnych pożarów. Jego
mieszkańcy bronili go, lecz niebawem otwarli bramy obcej potędze. Tym
razem, co nie dziwi, najwięcej faktów odnotował autor Powieści
minionych lat, którego bardziej interesowały losy pokonanego Jaro-
sława.
5 Także w źródłach węgierskich powtarza się motyw uderzenia mieczem w bramę
zdobytego miasta.

175
Jarosław zaś zbiegł z czterema mężami do Nowogrodu. Bolesław
zaś wszedł do Kijowa ze Światopełkiem. I rzekł Bolesław: „Roz-
prowadźcie drużynę moją po grodach na leże", i było tak. Jarosław
zaś, przybiegłszydo Nowogrodu, chciał uciekać za morze, lecz posad-
nik Konstantyn, syn Dobryni, porąbali z Nowogrodzianami łodzie
Jarosławowe, mówiąc: „Chcemy się jeszcze bić z Bolesławem i ze
Światopełkiem". Poczęli pieniądze zbierać, od męża po cztery kuny,
a od starostów po dziesięć grzywien, a od bojarów po osiemnaście
grzywien. I przywiedli [najemnych] Waregów, i dali im pieniądze,
i zebrał Jarosław wojsko mnogie.
Na razie jednak Bolesław i Światopełk byli panami sytuacji. Oto co
pisze Thietmar o ich pobycie w Kijowie: Opuszczony mianowicie przez
swego władcę [Jarosława], który uciekł, Kijów przyjął w dniu 14
sierpnia Bolesława oraz wygnanego od dawna księcia Światopełka, który
pozyskał sobie cały ten kraj, wykorzystując strach przed naszymi.
A zatem nie trzeba było szturmować Kijowa, jego mieszkańcy sami się
poddali nadciągającym Polakom. „Nasi" to w pojęciu Thietmara
zapewne posiłkowy oddział niemiecki; jeżeli tak, to kronikarz dopuścił
się tu grubej przesady, im właśnie, nielicznym Niemcom przypisując
główną rolę w przechodzeniu Rusinów na stronę interwentów. Nie ma
potrzeby, by ugodowość kijowian tłumaczyć zdradą czy zwykłym
tchórzostwem; nawet w późniejszej, jakże tendencyjnej, polskiej relacji
Rusini zostali wystylizowani na pyszałków i prostaków, ale nie
tchórzy. Po prostu, wobec klęski wielkiego księcia Jarosława, który,
jak wiemy, dopiero przed kilkoma laty osiągnął stolec kijowski
wyrywając go z rąk Światopełka, klęski, którą tak wymownie przed-
stawił sam ruski latopisarz, górę wzięło na powrót stronnictwo
Światopełka, a nawet ci, którzy może nie byli jego zagorzałymi
stronnikami, nie widzieli innego wyjścia, jak tylko pogodzić się
z losem.
Kiedy wkraczali do miasta - kontynuował Thietmar - tamtejszy
arcybiskup [Jonasz, 1008-1033] powitał ich uroczyście z relikwiami
świętych oraz innymi różnymi okazałościami w monastyrze świętej Zofii,
który spłonął w poprzednim roku wskutek nieszczęśliwego wypadku
[prawdopodobnie w trakcie przejmowania Kijowa przez wojska
Jarosława,
kiedy to, jak donosił „Nestor", pogorzały cerkwie]. Obecne
były przy tym: macocha wspomnianego księcia [Jarosława], jego żona
oraz dziewięć jego sióstr.

176
24. Widok na kościół kated-
ralny p.w. Mądrości Bożej
w Kijowie, zbudowany
w latach 1017-1037 111

Była to dla Bolesława i Światopełka bardzo pomyślna okoliczność,
wskazująca zarazem na bezradność Jarosława po klęsce nad Bugiem
(przypomnijmy sobie całkowicie zgodne z tym obrazem dane „Ne-
stora" o panicznej ucieczce wielkiego księcia aż do Nowogrodu
i planach dalszej jeszcze ucieczki, za morze do Normanów), że w ich
rękach znalazło się aż tyle księżnych i księżniczek z rodziny pokonane-
go. Zwycięzcy nie omieszkali jej wykorzystać, nie wiadomo, co prawda
z jakim rezultatem: Bolesław, uniesiony tym powodzeniem, wysłał
tamtejszego arcybiskupa do Jarosława z żądaniem odesłania mu córki
[pamiętamy, że została uwięziona wraz z samym Światopełkiem, który
wszakże został później uwolniony i wyniesiony na tron, i z biskupem
kołobrzeskim Reinbernem, jeszcze przez starego Włodzimierza i pozo-
stawała później w rękach Jarosława] i obietnicą zwrotu w zamian za to
jego żony wraz z macochą i siostrami.

12 Bolesław Chrobry 177


3. Przedsława

W Kijowie doszło do znamiennego incydentu, który wydaje się


rzucać niezbyt korzystne światło na naszego Bolesława. Źródła
przedstawiają ten incydent jednak odmiennie. Zacznijmy tym razem
od tradycji polskiej, uwiecznionej w kronice Galla. Pamiętamy, jak to
Bolesław miał uderzyć mieczem w Złotą Bramę Kijowa. Gdy zaś
ludzie jego się dziwili, czemu to czyni, wyjaśnił [im to] ze śmiechem
i wcale dowcipnie: „ Tak jak w tej godzinie Złota Brama miasta
ugodzona została tym mieczem, tak następnej nocy ulegnie siostra
najtchórzliwszego z królów, której mi dać nie chciał. Jednakże nie
połączy się z Bolesławem w łożu małżeńskim, lecz tylko raz jeden, jak
nałożnica, aby pomszczona została w ten sposób zniewaga naszego
rodu, Rusinom zaś ku obeldze i hańbie". Tak powiedział i co rzekł, to
spełnił.
Nie przeoczył
tego epizodu niechętny Bolesławowi Thietmar, ale
wygląda on w jego naświetleniu nieco inaczej. Wymieniwszy wśród
zakładniczek w Kijowie owych dziewięć sióstr Jarosława, dodał:
z których jedną, dawniej sobie upatrzoną, ten stary wszetecznik [anti-
quus fornicator] Bolesław uprowadził bezwstydnie, zapominając o ślub­
nej małżonce.
W tradycji ruskiej zapanowałow tej sprawie pewne zamieszanie.
Powieść minionych lat, główne
nasze źródło do znajomości ruskiej
tradycji o wojnie z 1018 r., pomija ten epizod milczeniem, co wydawać
by się mogło dziwnym, ale wcale takim być nie musi. Natomiast
w kilku późniejszych latopisach ruskich (m.in. w tzw. Woskriesieńskim
Sofijskim Pierwszym i Nowogrodzkim Czwartym) zanotowano: I siadł
Bolesław na tronie lVłodzimierzowym. I wtedy Bolesław położył sobie na
łożu Predsławę, córkę lVłodzimierzową, siostrę J arosławową.
tej Dzięki
wiadomości poznajemy wreszcie imię księżniczki: Przedsława, Pered-
sława. Warto wspomnieć jeszcze o innym źródle ruskim, Żywocie
Mojżesza Węgrzyna (zapewne z początku XIII w.). Bohater tego
utworu hagiograficznego, świątobliwy mnich kijowsk~ miał przeżyć
tam polską wyprawę, jako braniec (wiedziono [go] z okowanymi
w ciężkie żelaza rękoma i nogami. I mocno strzeżono go) dostał się do
Polski (o jego osobistych przeżyciach w Polsce będzie mowa w innym
miejscu tej książki, zob. niżej, s. 209), po klęsce Światopełka latem
1019 r. nad rzeką Altą przybył do Peredsławy, siostry Jarosława

178
i pozostał tu. Zdaniem autora Żywota Mojżesza, Bolesław, opuszczając
Kijów, pojął obie [!] siostry Jarosława ze sobą, zabrał także bojarów
jego w niewolę.
Przy wszystkich różnicach (Thietmar napisał o uprowadzeniu
[duxerat] nie wymienionej z imienia księżniczki, latopisy ruskie
o położeniu sobie Przedsławy na łożu przez Bolesława), obie te grupy
źródeł zgadzają się w zasadzie w jednym, tym mianowicie, że Bolesław
związał się na dłużej z Przedsławą, skoro według Żywota Mojżesza
Węgrzyna i Thietmara zabrał ją ze sobą, oczywiście do Polsk~ jak nie
omieszkał kąśliwie, ale przecież słusznie, zaznaczyć biskup mersebur-
ski, zapominając o swej ślubnej małżonce. Małżonką tą była, jak wiemy
od tegoż Thietmara, margrabianka Oda, poślubiona przez Chrobrego
na początku lutego 1018 r. Położył na łożu może oznaczać w ter-
minologii źródła ruskiego albo jednorazowy akt seksualny, albo
„skonsumowanie", dopełnienie aktu małżeństwa. Powieść lat minio-
nych i Żywot Mojżesza Węgrzyna poświadczają wprost lub pośrednio,
że Przedsława znalazła się wśród osób zabranych przez Bolesława do
Polski. Zdaje się to zatem wskazywać na to, że Bolesław Chrobry,
którego czwarta, znacznie odeń młodsza żona czekała nań w Polsce,
i który miał w 1018 r. około 50 lat (co w owych czasach było bardzo
dużo), związał się w Kijowie trwałym związkiem, oczywiście o charak-
terze konkubinatu, z księżniczką ruską, o którą uprzednio bezskutecz-
nie starał się równolegle ze staraniami o Odę, a może wcześniej.
Oznacza to, że wersja Anonima Galla o zgwałceniu Przedsławy
z zemsty nad pokonanym Jarosławem nie zasługuje na wiarę i stanowi
wypaczenie wydarzeń. Po stu latach tradycja polska oddaliła się od
rzeczywistego sensu aktu kijowskiego, nabrała cech żołdackiej rubasz-
ności, nie naganianej nawet - jak widzieliśmy - przez kronikarza, bądź
co bądź mnicha benedyktyńskiego, zapewne celowo zapominając
o drażliwej w oczach Kościoła sprawie bigamii Chrobrego. Tym-
czasem, jak wykazały oparte na szerokim tle porównawczym badania
Jacka Banaszkiewicza, w postępowaniu Chrobrego wobec Przedsławy
nie było nic uwłaczającego i wolno domniemywać, że aprobowała ona
ten związek. Symbolika dopełnionego aktu seksualnego, notabene
opacznie przedstawiona przez Anonima Galla, wpisała się w czytelne
dla człowieka średniowiecznego (z pewnym wysiłkiem natomiast dla
nas, w tysiąc lat później) rytuały objęcia władzy w zdobytym kraju,
obok takich „niekontrowersyjnych" elementów, jak uroczysty wjazd

12• 179
do stolicy, powitanie przez notabli wraz z głową Kościoła i - o czym
wspomniały jednak jedynie niektóre źródła ruskie (pominięcie tego
przez pozostałe, w tym przez Powieść lat minionych, jest zresztą
zrozumiałe, gdyż nie zamierzały one akcentować legalnego, w świetle
ówczesnego prawa zwyczajowego, charakteru władzy Bolesława i jego
ruskiego zięcia Światopełka w Kijowie) - zasięścia na tronie Włodzi­
mierzowym.
Ten ostatni element, publiczne, symboliczne, ale przecież jak
najbardziej realne zajęcie przez nowego władcę uświęconego tradycją
wyniosłego miejsca, odgrywał doniosłą rolę w rytuałach intronizacyj-
nych różnych ludów indoeuropejskich, także słowiańskich (szczególnie
dobrze jest on poświadczony u Czechów). Wspomniany J. Banasz-
kiewicz prawdopodobnie poszedł za daleko, wnioskując na podstawie
znanych już i nam przekazów źródłowych, iż właściwym panem
i wielkim księciem Rusi kijowskiej został w 1018 r. wcale nie
Światopełk, ale sam Bolesław Chrobry, ale że osobowość polskiego
zdobywcy zdecydowanie zdominowała zięcia, wydaje się nie ulegać
wątpliwości.
Zanim spróbujemy snuć, prawda że hipotetycznie, dalsze losy
Przedsławy i Bolesława, przyjrzymy się okolicznościom, które towa-
rzyszyły końcowi pobytu Bolesława i Polaków w Kijowie, a może
nawet w jakiejś mierze go przyspieszyły. Wszystkie odnośne źródła są
zgodne co do tego, że Chrobry wywiózł z Kijowa ogromne łupy.
Thietmar połączył ten fragment swej relacji z pochwałą wielkości
i bogactw Kijowa (nie miał dotąd okazji, by swoim czytelnikom
opowiedzieć o tym największym z miast wschodniej Słowiańszczyzny).
Oto jego słowa:
Równocześnie [poprzednio kronikarz ganił Bolesława za aferę
z siostrą Światopełka] ofiarowano mu niezliczoną ilość pieniędzy,
z których dużą część rozdzielił między swych sprzymierzeńców i ulubień­
ców, pewną zaś część odesłał do ojczyzny. WSród posiłków, jakie
znajdowały się przy boku wspomnianego księcia, było od nas [czyli
Niemców] trzystu, od Węgrów pięciuset, od Pieczyngów wreszcie tysiąc
ludzi. Wszystkich tych ludzi odesłał tamtejszy władca [a więc jednak
Światopełk] do domu, gdy mógł stwierdzić z radością, jak mieszkańcy
kraju garną się do niego i swoją wierność mu okazują.
W tym miejscu Thietmar dał wspomniany opis Kijowa: W tym
wielkim mieście, które jest stolicą owego państwa, jest więcej niż

180
czterysta kościołów
i osiem rynków, mieszkańców zaś liczba nie dająca
się wyrazić.Jak w całym tym kraju, mieszkańcy owi składają się z dużej
liczby niewolników, którzy zewsząd tu zbiegli, oraz w szczególności
z obrotnych Duńczyków. Pieczyngom, którzy ich ciągle nękali, stawiali
oni dotąd skuteczny opór i innych także gromili nieprzyjaciół. Niektórzy
uczeni (m.in. polski wydawca kroniki Thietmara M.Z. Jedlicki) uważa­
ją, że pod pojęciem „niewolników" ukrywają się u Thietmara kupcy,
jako że w owych czasach kupiectwem parali się rzeczywiście zbiegli do
miast ludzie niewolnego pochodzenia. Wzmianka o Duńczykach zdaje
się popierać to przypuszczenie.
Po przytoczonych uwagach o Kijowie i jego mieszkańcach, oraz
znanej nam już wiadomości o metropolicie kijowskim wysłanym
w poselstwie do Jarosława z propozycją wymiany książęcych branek,
wspomina Thietmar, jako jedyne źródło, o dwóch akcjach natury
dyplomatycznej, jakie podjął Chrobry w Kijowie. Następnie wyprawił
z bogatymi darami swego ukochanego opata Th.ni [zob. wyżej, s. 150] do
naszego cesarza [Henryka II], aby zaskarbić sobie nadal jego łaskę
i pomoc oraz okazać gotowość wypełnienia wszystkich jego życzeń
w przeszłości. Wrócimy jeszcze do tego poselstwa. Ale to nie wszystko.
Wysłał także posłów do pobliskiej Grecji [Bizancjum], którzy mieli
zapewnić tamtejszego cesarza [Bazylego II zwanego Bułgarobójcą,
976-1025] o jego życzliwości, jeżeli cesarz ze swojej strony zechce
dotrzymać wierności i przyjaźni. W przeciwnym wypadku - mieli mu
oświadczyć - Bolesław stanie się jego zdecydowanym i nieustępliwym
wrogiem.
Na tym kończy nieoceniony Thietmar swą opowieść o wyprawie
kijowskiej z 1018 r. i niebawem skończy się jego kronika. Śmierć pod
koniec 1018 r. wytrąciła mu pióro z dłoni; zdążył jednak widać jeszcze
doczekać się powrotu tych Niemców, którzy nie polegli w trakcie
wyprawy, wysłuchać ich relacji i przelać je na karty swego dzieła.
Także do niepokojącej sprawy owego niespodziewanego poselstwa
polskiego władcy ze zdobytego Kijowa do cesarza w Konstantynopolu
przyjdzie nam jeszcze powrócić. Na razie jednak zobaczmy, jak
pozostałe źródła przedstawiają pobyt Polaków w Kijowie i ich
odwrót.
Anonim Gall zaraz po przedstawieniu „sprawy Przedsławy", napi-
sał:Król Bolesław więc, zawładnąwszy przebogatym miastem i potężnym
królestwem ruskim, przez przeciąg dziesięciu miesięcy niestrudzenie

181
przesyłał stamtąd pieniądze do Polski, aż jedenastego mzesząca, ze
względu na to, że władał wielu królestwami a syna swego Mieszka jeszcze
nie uważał za zdolnego do sprawowania rządów 6 ustanowił tam panem
w swoim zastępstwie pewnego Rusina [Gall ma na myśli Światopełka,
którego ani razu nie wymienił z imienia, ani nawet wcześniej nie
wspomniał] ze swego rodu i powracał z resztą
skarbów do Polski.
Istotne nowe elementy wnosi Powieść minionych lat. Opowiedziaw-
szy, jak to Jarosław przy pomocy Nowogrodzian, Waregów itd. zebrał
wojsko mnogie, napisał: Gdy zaś Bolesław siedział w Kijowie, przeklęty
Światopełk rzekł: „Ile tylko Lachów [PolakówJ jest po grodach,
zabijajcie ich". I pobili Lachów. Bolesław zaś uciekł z Kijowa, zabrawszy
skarby i bojarów Jarosławowych, i siostry jego, a Anastazego z Dziesię­
cinnej cerkwi przystawił do skarbów, bowiem [ten] pochlebstwem
pozyskał jego zaufanie. I ludzi mnóstwo uprowadził ze sobą, i Grody
Czerwieńskie zajął dla siebie, i przyszedł do swego kraju. Światopełk zaś
począł władać w Kijowie.
Żeby już nie wracać do postaci Światopełka, krótko o jego
dalszych losach. Po odejściu Polaków nie zdołał się długo utrzymać na
tronie kijowskim, mimo poparcia Pieczyngów. Szybko utracił poparcie
możnych i drużynników. Latem 1019 r. nad rzeką Alta (dopływem
Trubeży, prawego dopływu Dniepru) poniósł decydującą klęskę
i uszedł do Polski. Pomocy teścia już jednak po raz trzeci nie otrzymał.
Zmarł w nieznanych okolicznościach, w nieznanym bliżej czasie,
zdaniem „Nestora" gdzieś na pustyni między Lachami i Czechami 1
(czyżby próbując gdzie indziej szukać pomocy?). Ponieważ latopis pod
rokiem 1022 odnotował lakonicznie jakąś wyprawę Jarosława do
Brześcia, niewykluczone, że była ona skierowana przeciw resztkom
ziem utrzymywanych jeszcze przez Światopełka. W Lutomiersku koło
Łodzi archeolodzy odnaleźli okazałe cmentarzysko wojowników z ru-
skim (wareskim) i stepowym inwentarzem, którego datacja zdaje się
przypadać na początek XI w. Zdaniem niektórych uczonych mogli na
nim zostać pochowani wojowie Światopełka (może także on sam?),
przyjęci zapewne przez Bolesława Chrobrego na służbę.

6 Wyjaśnienie więcej niż naiwne, Mieszko Il miał już 28 lat, dawno był żonaty

i miał dzieci, a w toku wojen z Niemcami - jak może pamiętamy - niejeden raz dowiódł
wysokich umiejętności, odwagi i lojalności wobec ojca.
7 Zwrot ten może mieć jednak charakter przysłowiowy i znaczyć tylko tyle co

„gdzieś daleko".

182
Czy informacja Powieści lat minionych o zdradzie i knowaniach
Światopełka przeciw Chrobremu, aż do podżegania do mordowania
polskich załóg, zasługuje na wiarę? - można mieć poważne wątpliwo­
ści. Wprawdzie księciu mogła doskwierać obecność i dominacja
Bolesława, który zachowywał się w Kijowie jak pan i władca, ale
czyżby Światopełk aż tak bardzo przeliczył się co do własnych
możliwości? W każdym razie okazało się aż nazbyt szybko, że bez
Bolesława i jego wojsk panowanie jego w Kijowie opiera się na bardzo
kruchych podstawach.
Czy Bolesław uciekł z Kijowa? Nie wiedział nic o tym Thietmar,
ale to mogło być spowodowane jego śmiercią i nieotrzymaniem
wiadomości o odwrocie wojsk polskich z Rusi (posiłki niemieckie
i inne zostały, jak wiemy, przez Światopełka odesłane wcześniej).
Czyżby Światopełk uczynił to celowo, aby osłabić pozycję teścia
i Polaków? Oczywiście, wersja Anonima Galla jest całkowicie chybio-
na. W sumie nie potrafimy zweryfikować przekazu „Nestora" co do
okoliczności odwrotu Polaków z Kijowa, czy był on w jakiejś mierze
wymuszony przez opór Rusinów, grożące nadejście wojsk Jarosława,
czy też wynikał ze swobodnej decyzji polskiego monarchy. Za plano-
wym, a więc niewymuszonym odwrotem świadczyłaby „planowość" co
do zabierania ze sobą brańców i łupów. Zauważmy, że gdy wnuk
Bolesława Chrobrego, Kazimierz Odnowiciel, związał się ciągle z tym
samym Jarosławem sojuszem i otrzymał siostrę (lub córkę) jego (Marię
Dobronegę) za żonę (około 1043 r.), dał Kazimierz -jak poinformował
najstarszy latopis ruski - za wiano ludzi osiemset, których był zabrał do
niewoli Bolesław, zwyciężywszy Jarosława. Za tym, że między teściem
a zięciem mogło dojść do rozłamu (choć chyba nie do otwartej zdrady
Światopełka, jak usiłowało zasugerować źródło ruskie), mogłoby zaś
ewentualnie przemawiać pozostawienie go własnemu losowi po 1018 r.
przez polskiego księcia.
Wracamy teraz, zgodnie z zapowiedzią, do Przedsławy. Przy-
jechała więc wraz z Bolesławem do Polski, a razem z nią niemałe,
doborowe grono złożone ponoć z jakichś bojarów, jednej siostry
Przedsławy, prawdopodobnie też nieznanej z imienia córki Chrobrego,
a żony Światopełka (o ile propozycja wymiany brańców złożona
przez Bolesława Jarosławowi została przyjęta), oraz duchownych
z wysokim dostojnikiem Cerkwi ruskiej, Anastazym z Dziesięcinnej
cerkwi na czele. Ten ostatni najwidoczniej otwarcie przeszedł na

183
stronę Bolesława, skoro został z jego ramienia przystawiony do
skarbów i zapewne dobrowolnie podążył z nim do Polski.
Ten Anastazy, zwany Korsunianinem (od Korsunia, czyli Cher-
sonezu na Krymie), jest postacią dość dobrze znaną. Grek z po-
chodzenia, w 988 r. przystał na służbę do wielkiego księcia Włodzimie­
rza, pomagając mu w zdobyciu Korsunia (poprzez zdradzenie miejsca
rurociągu doprowadzającego wodę do oblężonego miasta; gdy Rusini
odcięli jej dopływ, miasto musiało się poddać). Anastazy wraz z cesa-
rzówną Anną oraz innym duchowieństwem greckim podążył z Włodzi­
mierzem do Kijowa, gdzie książę przy pomocy majstrów od Greków
wzniósł cerkiew ku czci Bogurodzicy, wyposażył ją okazale w dziesięci­
ny ze wszystkich grodów (stąd jej nazwa: Dziesięcinna) i postawił na jej
czele Anastazego. Dawniej uważano, że Anastazy Korsunianin był
nawet biskupem kijowskim, obecnie uważa się, że był prepozytem
katedry metropolitalnej, a więc tak czy inaczej jednym z najwyższych
rangą dostojników Cerkwi ruskiej.
Po wyjeździe z Kijowa w 1018 r. źródła milczą już o Anastazym,
podobnie jak o Przedsławie i innych Rusinach przybywających do
Polski w orszaku powracającego władcy (tradycja ruska, Polakom,
a zwłaszcza - jak zobaczymy - Polkom, nader nieprzychylna, za-
chowała pamięć tylko o Mojżeszu Węgrzynie). Stosunkowo niedawno
została sformułowana hipoteza, że niewielka, ale dostojna grupka
egzulantów znalazła, z woli Bolesława Chrobrego, godne jej schronis-
ko na Ostrowie Lednickim, a zatem niemal przy boku księcia, w jednej
z jego rezydencji. Na trop ten wprowadził naukę historyk z Gniezna,
ks. Bogdan Bolz, występując na początku lat osiemdziesiątych z tezą,
że kilka zabytków ruchomych, znalezionych na Ostrowie w trakcie
trwających już od dawna badań archeologicznych, należy zdecydowa-
nie do kręgu kultury bizantyjsko-ruskiej i ich obecność na ziemi
Polan, w tak eksponowanym miejscu, wymaga wyjaśnienia. Zabytki te
to: enkolpion z pozłacanego brązu (krzyż liturgiczny noszony przez
wyższych duchownych na piersi) w formie greckiej, nóż do krojenia
chleba ofiarnego, używany podczas mszy w obrządku bizantyjskim,
oraz krążek z brązu z inskrypcją odczytaną przez wymienionego
uczonego jako sześciokrotnie powtórzone greckie i w greckim alfa-
becie zapisane słowo hagios (święty).
Spostrzeżenia te podjął i rozbudował pod względem historycznym
Gerard Labuda, który uznał, że przedmioty te, znalezione na niewiel-

184
kim obszarze, reprezentujące jednolity, obcy w Wielkopolsce typ
kultury chrześcijańskiej, są pozostałością niedługiego istnienia na
Ostrowie Lednickim wspomnianej kolonii ruskiej. To dla niej właśnie,
domyślał się poznański historyk, Bolesław Chrobry zbudował jedno-
nawowy kościóŁ Chciał on zatrzymać w pobliżu Przedsławę, z którą
widać bardzo się związał emocjonalnie. W samym Gnieźnie czy
w Poznaniu, w centrach kościelnych obrządku rzymskiego, istnienie
i sprawowanie kultu przez duchownych obrządku greckiego wywoły­
wałoby zapewne opory, także ostentacyjne trzymanie konkubiny pod
okiem Ody i duchowieństwa byłoby skandalem, do którego Bolesław
nie mógł czy nie chciał dopuścić. „Garsoniera" na odległym i trudno
dostępnym, a jednocześnie łatwym do ochrony i kontroli miejscu na
wyspie Jeziora Lednickiego, była wyjściem znacznie lepszym 8• Kto wie,
domyślał się G. Labuda, czy tajemnicza klątwa (także nam już znana,
zob. s. 71), jaką na Polskę (zdaniem późnego Długosza: na Gniezno)
r~ucić miał pierwszy arcybiskup gnieźnieński Radzim-Gaudenty, nie
została wywołana właśnie przez opisane tu postępowanie Bolesława,
naganne z punktu widzenia Kościoła przynajmniej z dwóch powodów:
utrzymywania kochanki i popierania, a przynajmniej tolerowania
odmiennego do rzymskiego rytu kościelnego i to niedaleko od
„stolicy" państwa. Załamanie się rządów następcy Chrobrego, Miesz-
ka II, w 1031-1032 r. przyniosło w rezultacie upadek tej „ruskiej
enklawy".
Ta interesująca i na pierwszy rzut oka nawet pociągająca uczona
konstrukcja ma jednak sporo słabych punktów. Wymienimy tylko
niektóre: chronologia budowli sakralnych na Ostrowie Lednickim
była i jest (o czym można się przekonać także z dyskusji, rozwijającej
się po wydaniu przed kilkoma laty wielkiej monografii pod redakcją
Klementyny Żurowskiej 9) sporna, okoliczności znalezienia wspomnia-
nych przedmiotów, mających dowodzić greckich wpływów, są dalekie
od jasności, nie można wykluczyć przypadkowego (np. w postaci
8 G. Labuda posunął się jeszcze dalej w swoich domysłach, dopuszczając moż­
liwość, że kilkuletni chłopiec, pochowany ze złotą obrączką na palcu w potrójnym
grobie odnalezionym na terenie przybudówki przy jednej ze ścian tzw. II świątyni na
Ostrowie, mógł być synkiem Przedsławy i Bolesława! W tej „świątyni" właśnie - stwier-
dził wymieniony uczony - znaleziono enkolpion, rogową okładzinę do księgi lub szkatuły
oraz bogato rzeźbiony grzebień liturgiczny. Można by więc myśleć o niej jako o ławrze
mniszej. Czyżby to było mieszkanie Anastazego Korsunianina?
9 Dane bibliograficzne w zestawieniu na końcu książki.

185
importu lub łupu z wyprawy kijowskiej) dostania się ich na wyspę,
wreszcie stopień pewności, z jakim każdy z nich mógłby dokumen-
tować greckie czy ruskie wpływy, jest różny. Zakwestionowano wręcz
na przykład jakikolwiek związek z kulturą grecko-ruską i z epoką
Chrobrego owego krążka z brązu i z inskrypcją (R. Sachs). Hipoteza
Bolza-Labudy pozostaje tylko hipotezą.

4. Czego miał się obawiać basileus?


Zanim zamkniemy rozdział o przyczynach, przebiegu i skutkach
wyprawy kijowskiej Bolesława Chrobrego z 1018 r., musimy jeszcze
wrócić do kwestii wspomnianych przez Thietmara poselstw wysłanych
z Kijowa do cesarzy Zachodu i Wschodu. Zacznijmy od tego drugiego,
które od dawna wywołuje zainteresowanie i pewne zakłopotanie
w nauce. Nie tylko bowiem, że jest to pierwszy i na długo jedyny ślad
bezpośrednich kontaktów polsko-bizantyjskich czy raczej: próby ich
nawiązania, to w dodatku sens poselstwa Chrobrego i ogólne tło
historyczne, jakie mogło wywołać ten niecodzienny i raczej nieoczeki-
wany gest, nie są łatwe do uchwycenia.
Uderza wyraźna buńczuczność posłania Chrobrego do basileusa,
kontrastująca z nutą czołobitności wobec cesarza zachodniego. Za-
kładając, że dane Thietmara są w tym wypadku ścisłe, a jeżeli chodzi
przynajmniej o treść poselstwa do Konstantynopola jedynym źródłem
wiedzy kronikarza były zapewne ustne relacje niemieckich uczest-
ników wyprawy kijowskiej (którzy z kolei nie musieli przez polskiego
władcę chyba być dogłębnie wtajemniczani w arkana dyplomacji),
trzeba przyjąć, że intencją Bolesława było nakłonienie basileusa do
określonych (bliżej jednak przez kronikarza nie wyliczonych) działań
bądź zaniechań. Ponieważ sama Polska leżała zbyt daleko i znaj-
dowała się poza horyzontem politycznych zainteresowań Cesarstwa
Bizantyjskiego, dopiero zdobycie Kijowa stanowiło - zdaniem więk­
szości uczonych tym problemem w ogóle bliżej się zajmujących
- okoliczność umożliwiającą czy czyniącą sensowny bezpośredni
kontakt.
O co jednak Bolesławowi mogło konkretnie chodzić? Usiłowano
związać wystąpienie Chrobrego ze stosunkami, jakie około 1018 r.
istniały pomiędzy obydwoma imperiami. Ich interesy spotykały się

186
bezpośrednio na południu Italii i były ze sobą sprzeczne. W maju
1009 r. wybuchło tam długo przygotowywane powstanie przeciwko
panowaniu bizantyjskiemu. Przyczyną powstania były ponoć nad-
mierne i stale rosnące świadczenia, nakładane przez władzę w związku
z ogromnymi kosztami długoletniej wojny z Bułgarami cesarza „Buł­
garobójcy", podczas gdy cesarstwo nie było w stanie skutecznie bronić
swych południowoitalskich posiadłości przed ciągle ponawianymi
napadami muzułmanów (Saracenów). Na czele powstania stał wysoki
dostojnik z miasta Bari, Meles (Melo). Pokonany przez namiestnika
cesarskiego (katepana), uszedł Meles na północ, do posiadłości lon-
gobardzkich, a zatem na obszary podległe cesarzowi Henrykowi Il.
Powstanie było, rzecz jasna, bardzo na rękę Henrykowi, jak
również papieżowi Benedyktowi VIII, poparli więc oni Melesa. Na
czele wojsk longobardzkich i normańskich ponowił on przeto atak na
pozycje bizantyjskie, odniósł nawet pewne sukcesy, ale właśnie w paź­
dzierniku 1018 r. poniósł z rąk katepana Baioannesa pod Canne
decydującą klęskę. Kroniki zanotowały, a my odnotujmy to jako
ciekawostkę, że w bitwie tej spotkali się oko w oko, w dwóch wrogich
obozach, najemnicy normańscy: po stronie Melesa walczyli Nor-
manowie francuscy, w armii Baioannesa zaś ruscy Waregowie. Książę­
ta longobardzcy, miasta oraz opat z Monte Cassino w tej sytuacji
poddali się Bizancjum. Sam papież, czując zagrożenie dla granic
państwa kościelnego, udał się do Henryka do Bambergu (1020). Także
do Bambergu wyjechał Meles, otrzymał próżny w tej sytuacji tytuł
księcia Apulii i zmarł w kwietniu 1020 r. W roku następnym Henryk II
podążył na swoją trzecią i ostatnią wyprawę italską, ale nie zdołał
przełamać oporu Bizantyjczyków.
Odrzucić należy taką ewentualność, że pismo Chrobrego do
basileusa otwarło drogę do choćby krótkotrwałej współpracy pol-
sko-bizantyjskiej, że zatem polski władca prowadził wobec Henryka II
w tym momencie podwójną grę. Próbowano co prawda (m.in.
S. Zakrzewski) doszukiwać się wzmianek źródłowych o jakichś posił­
kach polskich, walczących w 1027 r. po stronie bizantyjskiej w połud­
niowej Italii i na Sycylii, ale oparciem była tu jedynie wiadomość
lokalnych roczników włoskich (z Bari) o „Guandali" wśród ludów
wspomagających wojska bizantyjskie (wprawdzie w źródłach z X w.
sporadycznie terminem Wandalów rzeczywiście określano niekiedy
Polaków, a na przełomie XII i XIII w. w dziele mistrza Wincentego

187
Kadłubka Polacy doczekali się nawet wypracowanej teorii o pochodze-
niu od tego germańskiego ludu, ale roczniki z Bari prawdopodobnie
miały na myśli Alanów), bądź rzekoma - oparta na nowożytnym
nieporozumieniu - informacja pewnej włoskiej kroniki o oddziałach
polskich w służbie bizantyjskiej na Sycylii. Bardziej prawdopodobna
wydaje się możliwość, że Bolesław Chrobry, działając ramię w ramię
z Henrykiem II, z którym rzeczywiście po pokoju budziszyńskim
stosunki ułożyły się poprawnie i który przysłał przecież polskiemu
władcy posiłki na wyprawę ruską, zamierzał zorganizować swego
rodzaju dywersję polityczną, która powinna osłabić pozycję Bazylego II
w Italii, np. poprzez wstrzymanie rekrutacji najemników wareskich.
Atutem Chrobrego mogli być Pieczyngowie, jego sojusznicy, którzy
niejednokrotnie w przeszłości dawali się we znaki także Bizantyjczykom.
Wprawdzie nic nie wiadomo o jakimkolwiek odzewie na groźbą popartą
propozycję Bolesława, a źródła bizantyjskie zachowują o niej najzupeł­
niejsze milczenie, ale to jeszcze nie mogłoby przesądzać o zamiarach
Chrobrego, przynajmniej w krótkim czasie jego kijowskiego tryumfu.
Czy jednak podobne supozycje zasługują na uznanie? Wydaje się, że
na nowe, bardziej naukowo płodne drogi skierował niedawno rozważa­
nia polski bizantynista Maciej Salamon. Zwrócił on uwagę na nikłość
atutów, jakie miał Chrobry wobec Bizancjum nawet w Kijowie.
Waregowie skandynawscy, nawet ci, którzy przebywali na Rusi,
stanowili element tak niezależny i luźno jedynie - ci ostatni - podpo-
rządkowany księciu (zwłaszcza w czasach walki wewnętrznych na
Rusi), że praktycznie niezmiernie trudno byłoby zakazać im najmowa-
nia się w służbę bizantyjską i w dodatku zakaz taki wyegzekwować.
Z kolei Pieczyngowie, choćby akurat sprzymierzeni z Chrobrym, byli
co najmniej tak samo trudno sterowalni jak Waregowie, a dyplomacja
bizantyjska miała już pewne doświadczenia, jak z nimi postępować.
Salamon słusznie zwrócił uwagę na element na ogół nie dostrzegany:
Thietmar pisze, że Chrobry wysłał posłów „do pobliskiej Grecji" (ad
Greciam sibi proximam), ale w rzeczywistości Kijów jest tak samo odległy
od Bizancjum jak Kraków. Ani południowa Italia, ani Ruś, nawet pod
rządami (zresztą szybko już nieaktualnymi) Bolesława Chrobrego, nie
były około 1018 r. w centrum zainteresowania polityki cesarstwa.
W tym punkcie różnimy się nieco w poglądach ze znakomitym
krakowskim znawcą przedmiotu. Być może w 1018 r. Bazyli II miał
rzeczywiście inne, pilniejsze zmartwienia niż sytuacja polityczna w da-

188
lekim Kijowie, ale faktem jest, że Kijów i Ruś stanowiły jednak bez
wątpienia część bizantyjskiej, tak kościelnej, jak politycznej sfery
wpływów. Światopełk, jako odpowiedzialny za śmierć Borysa i Gleba,
synów porfirogenetki, z osobami których nie tylko matka, ale także
zapewne dwór bizantyjski wiązali poważne rachuby polityczne, nie
mógł raczej liczyć na sympatię Konstantynopola. Panowanie Świato­
pełka i stojących za nim Polaków czy też, gdyby prawdą było
pojawiające się raz po raz w nauce przekonanie, że prawdziwym
władcą w Kijowie był lub zamierzał być Bolesław Chrobry, mogłoby
zagrozić interesom bizantyjskim na tej odległej wprawdzie, ale ważnej
choćby ze względu na wspólne pieczyńskie sąsiedztwo i „tranzyt
wareski", peryferii wpływów cesarstwa. Okazało się jednak epizodem.
Chętnie zgodzimy się jednak z M. Salamonem, że w tymże 1018 r.
nastąpiło coś, co bardzo zbliżyło w sensie przestrzennym Bizancjum
i Polskę, tyle że nie w Kijowie, lecz nad Dunajem. W tym samym
bowiem roku, w którym Chrobry zajął Kijów, Bazyli II zdobył Ohrydę
- stolicę zachodniobułgarskiego cara Samuela. To nie Polacy zbliżyli
się do cesarstwa, lecz cesarstwo, poprzez włączenie w swój obręb
carstwa Samuelowego, Serbii i części Chorwacji, osiągnęło nową,
długą, pozbawioną na razie jakichkolwiek umocnień obronnych grani-
cę na Dunaju. Ponieważ w tym czasie państwo Bolesława Chrobrego
obejmowało ciągle przynajmniej część Moraw, prawdopodobnie zaś
także Słowacji, granice bizantyjska i „polska" znacznie się do siebie
zbliżyły, mianowicie na odległość 300-500 km, można więc było w tym
momencie uważać, że Bizancjum rzeczywiście jest „pobliskie" państwu
Chrobrego.
Dzieliły je tylko Węgry, które pod rządami Stefana Wielkiego
prowadziły wobec Bizancjum politykę ostrożną, ale nie uległą.
Węgrom nie mogło być obojętne zajęcie przez wojska cesarskie
części Chorwacji ani popieranie przez Bazylego II probizantyjskiego
i prawosławnego księcia Aitony'ego w południowo-wschodniej części
Węgier (zresztą po śmierci Bazylego II Stefan położył wkrótce
kres samodzielności tej prowincji). Granica bizantyjsko-węgierska
była chwilowo spokojna, lecz - jak to sformułował M. Salamon
- naładowana możliwością konfliktu. Silny oddział Węgrów wspomagał
Chrobrego w 1018 r. w Kijowie. Z bizantyjskiej perspektywy
widmo trwałego sojuszu polsko-węgierskiego mogło wyglądać realnie
i groźnie. To był zapewne, konkludował M. Salamon, główny

189
atut Bolesława Chrobrego, pozwalający mu - przynajmmeJ we
własnym mniemaniu - na szantaż pod adresem Bizancjum.
Czy we własnym, polskim, interesie czy też - dopuśćmy i tę
możliwość, jak bardzo paradoksalna mogła by się ona nam wydawać
- w interesie Henryka II? A może nie da się obu aspektów rozdzielić?
Zdaniem Herberta Ludata, oba omawiane tu kijowskie pisma Bole-
sława, różnice w tonie, w połączeniu z faktem dwukrotnej aktywnej
pomocy Henryka II dla Bolesława w jego planach ruskich (po raz
pierwszy po zawarciu pokoju w Merseburgu, powtórnie - po pokoju
w Budziszynie), tylko taki wniosek dopuszczają, że mamy do czynienia
z szeroko zakrojoną wspólną akcją w ramach uniwersalnej polityki
Henryka II, i tutaj Ludat, powołując się na A.F. Grabskiego, dopusz-
cza jeszcze intencję „odciążenia" południowej Italii od nacisku bizan-
tyjskiego. Uczony niemiecki nie wątpi, że Bolesław Chrobry miał
zamiar wprowadzić w Kijowie własne rządy (Światopełk byłby tylko
narzędziem w jego ręku), co bez zgody Henryka byłoby nie do
pomyślenia. Tutaj chyba Ludat odrobinę przeszarżował. W każdym
razie epizod kijowski, jego zdaniem, dowodzi iż pan Sklawinii, teraz już
[po pokoju budziszyńskim] całkowicie niezależny i uwolniony od
wszelkich prawnych powiązań [wobec Henryka II], rozumiał swoje
zadanie i stanowisko wobec Cesarstwa [zachodniego], wobec którego
najwyraźniej poczuwał się do przywiązania i przynależności.
Nie będziemy stanowczo twierdzić, że interpretacja ta nie idzie
trochę za daleko. Na moment w 1013 r., na dłużej natomiast w 1018 r.,
miałyby zatem ożyć idee Ottona III i zjazdu gnieźnieńskiego. Bolesław
Chrobry w Kijowie - po tylu latach zmagań z Henrykiem II! - grałby
rolę „wschodniego filara" imperialnej polityki Henryka? Wiemy
wszakże dziś, że pogląd o całkowitym zerwaniu przez Henryka II
z imperialną polityką jego poprzednika nie we wszystkim jest słuszny,
że to okoliczności wynikłe po śmierci Ottona III, przede wszystkim
ambicje polityczne polskiego księcia i jego niemieckie alianse, w znacz-
nym stopniu przesądziły wybuch i długotrwałość konfliktu zbrojnego,
a jego zaciętość była z kolei rezultatem mechanizmów samo się niejako
napędzających. Domyślamy się również (bo zbyt stanowcze, wobec
zamilknięcia naszego głównego źródła - kroniki Thietmara - byłoby
stwierdzenie: wiemy), że po 1018 r. stosunki Chrobrego z Henrykiem II
układały się co najmniej poprawnie. Świadczy o tym nie tylko sama
pomoc niemiecka w Kijowie i ton listu Chrobrego do cesarza

190
zachodniego, ale także - choćby pośrednio - takie fakty, jak bogate
obdarowanie (zapewne w 1021 r.) klasztoru św. Michała w ukochanym
przez cesarza Bambergu przez syna Chrobrego Mieszka, czy zwlekanie
przez Bolesława z koronacją królewską aż do śmierci Henryka II.
Jeżeli powyższa interpretacja politycznego tła wydarzeń 1018 r. ostanie
się w nauce, byłby to jeszcze jeden argument za wielkością planów
i rozstrzygnięć zapadłych około 1000 r. oraz ich względną żywotnoś­
cią.
Rozdział XIII
KU KORONIE KRÓLEWSKIEJ

1. Rok 1025

Jak już wspominaliśmy, śmierć kronikarza Thietmara w końcu


1018 r. spowodowała, że zamilkło najważniejsze źródło do dziejów
Polski w ostatnich latach panowania Bolesława Chrobrego. Ponow-
nie, tak jak w czasach poprzedzających Mieszka I, nad Polską po
1018 r. zaległa szczelna zasłona milczenia. Jest ona jednak tym razem
wręcz niepokojąca i nie da się wyjaśnić wyłącznie wypadnięciem pióra
z ręki biskupa merseburskiego, jako że o Polsce głucho także
w rocznikach niemieckich, które od dawna były na ogół czujnymi
i wiarygodnymi przewodnikami historyków, a także w źródłach
czeskich i ruskich. Także w polskich źródłach, nie wyłączając kroniki
Anonima Galla, tak skądinąd wychwalającej postać i zasługi Chrobre-
go, nie zachowały się właściwie żadne dane o ostatnich latach jego
panowania, a jeżeli znacznie późniejszy Rocznik świętokrzyski pomię­
dzy notami o wyprawie kijowskiej i śmiercią Bolesława umieścił dwie
inne: o pokonaniu i podboju Węgrów oraz Sasów i Prusów, to jest to
jedynie dowolna kombinacja rocznikarza, który ogólne dane Galla
Anonima usiłował umieścić w konkretnym okresie rządów Bolesława.
Wyprawa kijowska i śmierć to jedyne dane z życia Chrobrego w latach
1018-1025 znane polskiej tradycji średniowiecznej, która - zapatrzona
w blask zjazdu gnieźnieńskiego w 1000 r. - zapomniała bądź nie
chciała przyjąć do wiadomości nawet koronacji królewskiej Chrobre-
go z 1025 r.
W tej sytuacji pole do domysłów jest szerokie. Pewne wnioski
narzucają się z całą oczywistością: po 1018 r. Polska widać nie

192
25. Odręczny wpis kronikarza - biskupa Thietmara z Merseburga w inicjale „T' jednego
z merseburskich rękopisów liturgicznych: Sacerdos Dei reminiscere Thietmari fratris tui
peccatoris et indigni (Kapłanie Boży, wspomnij brata twego Thietmara, grzesznika
i niegodnego)

prowadziła większych wojen z sąsiadami, a już na pewno nie z Niem-


cami. One bowiem nie zostałyby niezauważone przez obcych obser-
watorów. Ale już w ocenie przyczyn tego spokoju wystąpiła w nauce
daleko idąca rozbieżność: czy było to rezultatem i wyrazem siły oraz
zwartości państwa Bolesławowego, które po tylu latach zmagań mogło
wreszcie cieszyć się pokojem i umacniać wewnętrznie, czy też odwrot-
nie - oznaką słabości dzieła Chrobrego, koniecznością odwrotu od
polityki podbojów i ekspansji?
Problem ten stanowi cząstkę problemu ogólniejszego: jak silne
było państwo polskie za Chrobrego, zwłaszcza w późnym okresie
jego panowania? Czy można je uznać za mocarstwowe, choćby
w tej części Europy, czy też blask zwycięstw drugiego historycznego
polskiego władcy był tylko blichtrem, krótkotrwałym fajerwerkiem,
ukrywającym wewnętrzną słabość, a może nawet nieodpowiedzialnym
awanturnictwem? Wstrzymamy się na razie od rozpatrywania kwestii

13 Bolesław Chrobry 193


dziejowych zasług i dziejowej odpowiedzialności Bolesława Chrob-
rego; właściwszym miejscem będzie zakończenie niniejszej książki.
Spróbujmy natomiast zebrać te nieliczne i na ogół bardzo kontrower-
syjne dane, które mogą rzucić jakieś światło na schyłek rządów
Chrobrego.
Zaczniemy, bynajmniej nie z przekory, ale aby uzyskać przynaj-
mniej jeden pewny punkt oparcia, od wielokrotnie już wspominanej
koronacji królewskiej. Doszło do niej na krótko przed śmiercią
Bolesława, w 1025 r. Data roczna nie budzi wątpliwości, jak również
fakt, że koronacja niewiele wyprzedziła śmierć polskiego władcy.
Niektóre źródła niemieckie połączyły nawet oba te wydarzenia związ­
kiem przyczynowo-skutkowym: śmierć Chrobrego miała być karą
Bożą za przywłaszczenie sobie korony i tytułu królewskiego. I tak
dobrze poinformowane i oparte na zapiskach współczesnych opisywa-
nym wydarzeniom Roczniki z Kwedlinburga odnotowały pod rokiem
1025, iż Bolesław książę Polski, dowiedziawszy się o śmierci wzniosłego
[augustus] cesarza Henryka, podniesiony na duchu, trucizną pychy do
tego stopnia zalał swoje wnętrzności, że zuchwale odważył się po
namaszczeniu nałożyć sobie koronę, za którą to jego zarozumiałości
śmiałością ducha rychło spotkała go zemsta Boga, albowiem wkrótce
zszedł poddany smutnemu wyrokowi śmierci. Podobnie, wszakże z od-
niesieniem do następcy Henryka II, Konrada II, wyraził się biograf
tego ostatniego, Wipo: W tym samym roku jak wyżej [1025] Bolesław
Słowianin, książę Polan [B. Sclavigena, dux Bolanorum], przywłaszczył
sobie, na wzgardękróla Konrada, insygnia królewskie i imię króla, czego
zuchwałość niebawem śmierć unicestwiła. Krótko i bez komentarza
przedstawił to wydarzenie natomiast autor Roczników korbejskich:
Bolesław Słowianin został namaszczony na króla i niedługo potem zmarł.
Henryk II, ostatni przedstawiciel dynastii saskiej (Ludolfingów) na
tronie niemieckim, zmarł 13 lipca 1024 r., a już 4 września tegoż roku
został wybrany na króla, w cztery dni później zaś ukoronowany
Konrad II, pierwszy z nowej, salickiej (frankońskiej) dynastii. Kilka
miesięcy przed Henrykiem II, 9 kwietnia 1024 r., zmarł ściśle z nim
związany papież (od 1012 r.) Benedykt VIII; jego następcą został
Jan XIX. Bolesław Chrobry zmarł 17 czerwca (datę dzienną zanotowa-
ły tylko dwa, ale za to od siebie niezależne źródła obce: Kosmas
z Pragi i Nekrolog z Liineburga) 1025 r. (liczne roczniki polskie oraz
Kosmas z Pragi). Bliższa data koronacji Chrobrego nie jest znana, ale

194
ponieważ źródła niemieckie, jak widzieliśmy, umieszczają ją pod
rokiem 1025 i wspominają, że rychło po niej Bolesław umarł, biorąc
przy tym pod uwagę, iż z reguły tak doniosłych aktów dokonywano
w ważne święta kościelne, najbardziej prawdopodobne byłoby, gdyby
koronacji dokonano w Wielkanoc, która w 1025 r. przypadła 18
kwietnia. Możliwe są jednak także inne daty, np. 23 kwietnia (dzień
św. Wojciecha, patrona Polski, w oktawie wielkanocnej - wg K. Ja-
sińskiego), teoretycznie nawet 6 czerwca (Zielone Świątki), choć w tym
przypadku koronację od śmierci Chrobrego dzieliłoby tylko 11 dni
i nawet określenie „wkrótce" w źródłach niemieckich nie oddawałoby
należycie tak niebywałej zbieżności, a nawet Boże Narodzenie 1 (25
grudnia) 1024 r., jako że w powszechnie wówczas stosowanym stylu
a nativitate (bożonarodzeniowym), dzień ten rozpoczynał już następny,
1025 r. Ostatecznie jednak, jak słusznie podnosi Kazimierz Jasiński,
koronacja Bolesława Chrobrego mogła przypaść na każdą z [pozo-
stałych] niedziel przed 17 czerwca 1025 r.
Żadne źródło nie podało miejsca koronacji pierwszego króla
Polski ani osoby koronatora. Najczęściej myślano o katedrze gnieź­
nieńskiej, która wprawdzie w 1018 r. (wiemy o tym od Thietmara)
spłonęła, ale została zapewne przynajmniej prowizorycznie odbudowa-
na. Poważne względy przemawiają wszakże za katedrą poznańską,
która w tej sytuacji była zapewne budowlą bardziej okazałą i godną tej
ceremonii. W dodatku według wiarygodnej, choć - trzeba przyznać
- późniejszej tradycji (do której jeszcze wrócimy), Bolesław Chrobry
został (podobnie jak Mieszko I?) pochowany nie, jak można by
oczekiwać, w katedrze gnieźnieńskiej, lecz właśnie w poznańskiej.
Jedną z możliwości wyjaśnienia tego stanu rzeczy może być właśnie
fakt ewentualnej koronacji królewskiej w Poznaniu. Wszystko to
jednak domysły.
Podobnie jeśli chodzi o osobę koronatora: powinien nim być
arcybiskup gnieźnieński. Był nim w 1025 r. zapewne nieznany skąd­
inąd Hipolit, wymieniony w roczniku kapituły krakowskiej pod

Karol Wielki właśnie w Boże Narodzenie 800 r. został ukoronowany na cesarza,


1

co mogło
dla polskiego władcy stanowić swego rodzaju wzór. Poza tym niewykluczone,
że Bolesławowi mogło zależeć na pośpiechu, gdy tylko dowiedział się o śmierci
Benedykta VIII i Henryka II, zanim wypadki mogłyby zmienić znowu sytuację na gorszą
(M. Dragan). Trzeba, jak sądzę, i taką ewentualność mieć na uwadze, że stan zdrowia
polskiego księcia nakazywał pośpiech.

13• 195
rokiem 1027 przy okazji jego śmierci. Był on prawdopodobnie
następcą pierwszego arcybiskupa Radzima-Gaudentego, którego datę
śmierci Jan Długosz w XV w. podał wprawdzie już na rok 1006, ale nie
jest to pewne.
Można się domyślać, że Chrobry postarał się o zgodę nowego
papieża na koronację, ale i to jest niepewne ze względu na zależność
papiestwa owej doby od królów niemieckich (Konrad II w 1027 r.
uzyskał koronę cesarską). Natomiast nie ulega najmniejszej wątpliwo­
ści, że nie uzyskał zgody Konrada II, a prawdopodobnie się nawet
o nią nie starał, co wynika niedwuznacznie z oburzenia znacznej części
niemieckiej opinii publicznej po tym akcie.
W Polsce, jak już dobrze wiemy, o koronacji Chrobrego w 1025 r.
źródła nic nie wiedzą, choć liczne Gednak nie wszystkie) wzmianki
rocznikarskie o jego śmierci tytułują go królem (rex). To jednak
wynika z dominacji w Polsce tradycji o koronacji przez Ottona III
w Gnieźnie w 1000 r. Polska opinia publiczna jak gdyby nie przyjęła
do wiadomości faktu (powtórnej?) koronacji w 1025 r. Nie wynika
z tego jednak, by należało, w ślad za jednym ze współczesnych nam
historyków polskich (Jerzym Mularczykiem), po prostu zanegować
sam fakt odbycia koronacji Chrobrego w 1025 r., tak dobitnie przecież
potwierdzonej w źródłach niemieckich. J. Mularczyk, stojąc na gruncie
wiarygodności polskiej tradycji o koronacji w 1000 r., jest zdania, że
źródła niemieckie pomyliły się i przeprowadzoną za życia Chrobrego
koronację jego syna Mieszka II przypisały ojcu. Pogląd ten jest jednak
odosobniony. Co prawda, nie znamy ani daty, ani miejsca koronacji
Mieszka II, musiała ona jednak nastąpić, jako że źródła niemieckie
i polskie nazywają go królem, tyle że raczej dopiero po śmierci ojca,
choć zapewne wkrótce po niej. Trzeba zresztą przyznać, że nie jest
pozbawiony prawdopodobieństwa pogląd, że koronacje ojca i syna
odbyły się jednocześnie.
Wydawałoby się bowiem, że motywy, dla których Bolesław Chrob-
ry podjął pod koniec życia decyzję przyjęcia korony królewskiej, do
której bezskutecznie dążył w 1000 r. i zaraz po nim, są wystarczająco
jasne. Nie chodziło jedynie o gest, mający satysfakcjonować wybitnego
władcę, który zarówno we własnej opinii, jak również opinii własnego
społeczeństwa, a także w nieuprzedzonej części opinii obcej (np. Bruno
z Kwerfurtu czy później Adam z Bremy), zajmował i bez formalnej
koronacji rangę quasi-królewską, ani nawet o podniesienie Polski

196
i jego władcy w oczach chrześcijańskiej
Europy. Bolesław jednak, być
może czując zbliżający się kres życia i pragnąc, by dzieło ujednolicania
i konsolidacji jego państwa nie zostało zaprzepaszczone po jego
śmierci, zamierzał wziąć rozbrat z panującą dotąd w Polsce patry-
monialną zasadą ustrojową, zapewniającą wszystkim męskim człon­
kom dynastii panującej prawo do panowania.
Pomny własnych doświadczeń z Odą i braćmi przyrodnimi,
Chrobry zamierzał oddać dziedzictwo tylko jednemu ze swoich synów
- Mieszkowi Il. Już wyłączenie dwóch pozostałych - Bezpryma
i Ottona, którzy w myśl ojcowskich planów musieliby w najlepszym
wypadku zadowolić się jakimiś nieznacznymi apanażami, było wy-
kroczeniem przeciw wspomnianej zasadzie, a sytuację dodatkowo
komplikowało to, że najstarszym, a więc najbardziej uprawnionym,
był nie Mieszko (urodzony w 990 r. z Emnildy), lecz Bezprym
(urodzony zapewne około 986-987 r. z matki Węgierki). Koronacja
samego Chrobrego wynosiła jego samego i jego potomstwo ponad
ogół społeczeństwa, także przedstawicieli bocznych, niekoniecznie nam
dobrze znanych linii rodu piastowskiego Gak ów Dytryk-Teodoryk,
zapewne syn jednego z przyrodnich, wygnanych po 992 r., braci
Chrobrego, który w 1032 r. z woli cesarza Konrada II otrzymał część
państwa polskiego, a wkrótce potem został usunięty przez Mieszka Il),
natomiast ewentualna koronacja vivente rege (za życia ojca) Miesz-
ka II miałaby - przynajmniej w zamierzeniach Chrobrego - zrów-
noważyć „lepsze" prawa Bezpryma do tronu.
Podkreślić należy, że choć Konrad II i sfery zbliżone do dworu
niemieckiego z oburzeniem przyjęły obie koronacje królewskie, Bolesła­
wa i Mieszka, a nawet sfery skądinąd Piastom życzliwe, jak np. bamberski
klasztor św. Michała (którego Mieszko II był dobroczyńcą), nie
przyjmowały jak gdyby do wiadomości „nienależnej" godności królew-
skiej, samej legalności koronacji z 1025 r. ani w stosunku do ojca, ani do
syna, strona niemiecka nie kwestionowała. Czyżby jakąś rolę odgrywała
tu osoba żony Mieszka Il, Rychezy, bliskiej krewnej (siostrzenicy) Otto-
na III, w sytuacji gdy także Konrad II akcentował swoje pokrewieństwo
z domem ottońskim? Nie bardzo wypadało Konradowi II kwestionować
godność królewską Rychezy, bez wątpienia namaszczonej wraz z mężem.
Wiadomo, że nawet po utracie przez Mieszka II w 1031 r. godności
królewskiej i wyjeździe Rychezy do Niemiec pozwolono jej zatrzymać
honorowy tytuł królowej, który zachowała aż do śmierci w 1063 r.

197
Czyżby na tę okoliczność liczył także Chrobry? Dlaczego tak długo
zwlekał z koronacją? Przed pokojem w Budziszynie było to zapewne
nierealne, ale po nim? Nie widać politycznych konieczności, które by
mogły wymusić na Chrobrym dalsze powstrzymywanie się od korona-
cji. A jednak czekał z nią aż niemal do przedednia swej śmierci.
Nasuwa się domysł o jakimś bliżej nam nieznanym zobowiązaniu
wobec Henryka II, którego z takich czy innych względów książę polski
chciał dotrzymać. Dopiero zatem śmierć cesarza rozwiązywała mu
ręce. Co do nieżyczliwości Konrada II nie mógł mieć chyba złudzeń.
O zgodzie papieża także nic nie słychać (choć może być to przemil-
czeniem nieżyczliwych źródeł niemieckich). Mogło to posłużyć do
zakwestionowania ważności koronacji. Przeważył jednak wzgląd na
potrzeby państwa i dynastii. Danuta Borawska prawdopodobnie
słusznie dopuściła możliwość, że Chrobry, świadom trudności i za-
grożeń z zewnątrz, czekał niemal do końca życia z realizacją monar-
chicznych zamierzeń. Jak się wydaje ostatnie kroki poczynił dopiero
w obliczu zbliżającej się śmierci [ ... ]. Koronacja Chrobrego w świetle tej
interpretacji posiadałaby charakter świadomego testamentu politycz-
nego, dokonanego z myślą o przyszłości państwa i w trosce o jego
bezpieczeństwo. Dodaje to dramatyzmu tej sprawie: oto władca,
w poczuciu przemijania jego czasu, podejmuje ryzyko polityczne na
forum międzynarodowym (licząc, być może, na jego zmniejszenie przez
osobę dostojnej synowej) w celu zmniejszenia przewidywanych trudno-
ści wewnętrznych związanych z sukcesją Mieszka Il.

2. Czy początki załamania?

Wydaje się, że ostatnie lata życia i panowania Bolesława Chrob-


rego bynajmniej nie były sielanką, rozkoszowaniem się (może w ramio-
nach ruskiej Przedsławy niemal pod okiem prawowitej czwartej żony?)
urokami pokoju po szesnastu latach wojen i wyrzeczeń. Choć tak
niewiele wiemy o tych latach, istnieją (przyznajemy, że niezbyt pewne,
na pewno jednak godne rozpatrzenia) poszlaki wskazujące na to, że
nie za dobrze się wówczas działo w państwie polskim.
Bolesław Chrobry zyskał w panteonie pamięci swego narodu
niewzruszone miejsce jako wielki zdobywca, który znacznie rozszerzył
polski stan posiadania na zachodzie (Łużyce, kraj Milczan), południu

198
(przejściowo Czechy, dłużej Morawy i Słowacja) i wschodzie (Grody
Czerwieńskie).Wydaje się, że ten pogląd ma w sobie coś ze stereotypu
i wymaga krytycznego rozpatrzenia.
Nie da się zaprzeczyć, że znaczna część panowania tego władcy
upłynęła pod znakiem Marsa i że wykazał się on dużym talentem
wojennym. Henryk Łowmiański wyodrębnił dwa typy wojen prowa-
dzonych przez Chrobrego, które określił terminami „koniunkturalny"
i „programowy". Wojny pierwszego typu stanowiły swego rodzaju
klamrę: jedna [czeska 1003-1004] otwierała okres wojennych zmagań,
druga [ruska 1018] zamykała. Obie wojny przyniosły spektakularny, ale
przejściowy sukces, do którego Chrobry nie przywiązywał tak wielkiej
wagi i łatwo zrezygnował z łatwych osiągnięć, nie wracał do planów,jakie
sugerował fakt zwycięstw. Początkowe sukcesy w Czechach i Kijowie
dowodzą znacznych możliwości militarnych polskiego władcy, ułat­
wionych sprzyjającymi okolicznościami politycznymi (walki wewnętrz­
ne w Czechach po śmierci Bolesława II, pokrewieństwo z Przemyślida­
mi; walki wewnętrzne na Rusi po śmierci Włodzimierza Wielkiego,
powinowactwo ze Światopełkiem, pomoc wojskowa ze strony Niemiec,
Węgier i Pieczyngów), nie wystarczających jednak do podejmowania na
wielką skalę zakrojonych działań zdobywczych, ani - dodajmy - do
trwałego utrzymania zdobyczy, gdy zmieniły się na niekorzyść warunki
polityczne. Realista Bolesław potrafił w czas wycofać się, zachowując
to, co było jeszcze możliwe (Morawy, Grody Czerwieńskie).
W przeciwieństwie do koniunkturalnych zrywów 1003-1004 i 1018
wojna serbołużycka [jak Łowmiański określa cykl wojen z Henry-
kiem II, wypełniających z przerwami lata 1004-1018] wynikała z pro-
gramu piastowskiego, ustalonego już za Mieszka I, lecz zaniechanego
wobec porozumienia tego księcia z cesarzem. Potężny obecnie Bolesław
w momencie osłabienia Cesarstwa [1002] nawracał do realizacji - wbrew
temuż Cesarstwu - starego programu, którego celem było widocznie
utworzenie państwa ogólnolechickiego przez włączenie do Polski Połabia.
Mamy wątpliwość, czy cel długoletnich zmagań został przez wielkiego
poznańskiego historyka wskazany trafnie, ale do sprawy podstawo-
wych intencji politycznych Bolesława Chrobrego, o której wspomnieliś­
my już we wstępie, wrócimy w rozdziale zamykającym tę książkę,
natomiast sam fakt uporczywości i niekoniunkturalny charakter wojen
„polsko-niemieckich", rozgrywających się w znacznej mierze na obsza-
rze południowej Połabszczyzny, został podniesiony najzupełniej trafnie.

199
Dlaczego ta „programowa" wojna czternasto- (licząc od 1004 r.)
lub szesnastoletnia (gdy policzymy od 1002 r.), o której - raz jeszcze
przypomnijmy - niemal doszczętnie zapomniała tradycja polska, była
dla obu stron sprawą tak zasadniczej wagi? Władysław Semkowicz
przy okazji jubileuszu 900-lecia koronacji Chrobrego wysunął, a właś­
ciwie jedynie pogłębił i lepiej uzasadnił pogląd, dość typowy dla nauki
polskiej i polskiego „odczuwania" histori~ o typowo defensywnej
polityce tego władcy. Na agresję ze strony Polski nie było w tym
obrazie miejsca, rola agresora raz na zawsze została przypisana stronie
niemieckiej, Polacy i w ogóle Słowianie, ludy z natury do szpiku kości
pokojowe, jedynie się bronili. Wywodzący się jeszcze od oświecenio­
wego pisarza i myśliciela niemieckiego (Słowianom zresztą nader
przychylnego), Johanna Gottfrieda Herdera, stereotyp odwiecznie
pokojowej, ale i niezbyt utalentowanej w sensie samoorganizacji
i zdanej na impulsy z zewnątrz, ze strony agresywnych ludów
germańskich i stepowych, „natury słowiańskiej", znajdujący w XIX w.,
zwłaszcza jego drugiej połowie - zdawałoby się - przekonywające
argumenty za trwaniem „germańskiego" ducha ekspansjonizmu (Pol-
ska-Niemcy. Dziesięć wieków zmagania - to dobrze oddający istotę
tego stereotypu tytuł książki poznańskiego historyka Zygmunta
Wojciechowskiego, napisanej w czasie okupacji hitlerowskiej, a opub-
likowanej zaraz po niej, w 1945 r.), dyktował taką a nie inną ocenę
działań i domyślnych celów Bolesława Chrobrego. Nawet tam, gdzie
w sposób ewidentny rozpoczynał on działania wojenne bądź je
niedwuznacznie prowokował, znajdowano „defensywne" usprawied-
liwienie.
W interesującej niewątpliwie koncepcji W. Semkowicza nadrzęd­
nym celem Chrobrego była konsolidacja wszystkich plemion [wschod-
nio?-Jlechickich w ramach państwa, zabezpieczonego silnemi granicami
naturalnemi z dostępem do morza i oparciem o potężny wał górska-leśny
Sudetów i Karpat, którego słabsze miejsca i bramy wpadowe starał się
umocnić przy pomocy marchij, zaczerpniętego - jak tyle innych urządzeń
państwowych - z najlepszych wzorów zachodnich. Tak bowiem należy
rozumieć i oceniać zdobycze Chrobrego, wybiegające poza granice
jednostki geograficznej, jaką było państwo lechickie w basenie Odry
i Wisły. Wartość i znaczenie tych marchij (łużycko-milczańskiej, moraw-
skiej, słowackiej i przemysko-czerwieńskiej) uwydatni się wyraźniej
jeszcze, jeżeli zważymy skutki ich utraty po Chrobrym.

200
Od zarzutu zaborczości w pełni uwalniał Chrobrego również tak
wybitny mediewista, jak Roman Grodecki: Jego [Chrobrego] wojny
miały za cel głównie obronę granic państwa i ich lepsze ubezpieczenie.
I tak szesnastoletnie, naprawdę pełne bohaterskich momentów, boje
z Niemcami o Miśnię i Łużyce miały na celu odbicie z rąk niemieckich
tych ziem słowiańskich, które już stały się zdobyczą obcego plemiennie
najeźdźcy. Przez przyłączenie tych ziem do swego państwa ubezpieczał
Bolesław granicę zachodnią Śląska, otwartą i nieobronną z natury; dla
Niemiec była to dogodna brama wpadowa do Polski, należało ją więc
zatarasować niejako, zdobywając sobie obronne przedpole. Podobnie
zajęcie w r. 1018 Grodów Czewieńskich na rzecz Polski było tylko
odebraniem z rąk Rusi tego terytorium, które już przed 40 laty było
częścią składową państwa Mieszka 1 2• Wyprawa na Kijów nie miała na
celu podboju Rusi, lecz doraźnie była spieszeniem na ratunek własnej
córce i zięciowi, a politycznie zmierzała do takiego uregulowania
stosunków· wewnętrznych na Rusi, by jej władca nie dał się użyć
Niemcom do dwustronnego ataku na Polskę, jak to się właśnie stało
w r. 1017. Zajęcie Czech w r. 1003 nie było też aktem czystej
zaborczości. Bolesław wkroczył do Pragi na zaproszenie części Czechów,
niezadowolonych z własnych książąt, a zająwszy tron książęcy w Pradze,
odmówił dumnie hołdu lennego cesarzowi, starając się zaszczepić Cze-
chom nową myśl polityczną, na jaką nie zdobył się żaden z ówczesnych
Przemyślidów: ogłosił niepodległość Czech i niezależność państwową od
Cesarstwa. Niestety, hasło to zaledwie zostało rzucone przez Bolesława,
już je sami Czesi pogrzebali. W dalszej części swego wywodu
R. Grodecki nawiązał bezpośrednio do znanej nam już teorii
W. Semkowicza o naturalnych granicach Polski Chrobrego i ich
zabezpieczeniu przez „marchie graniczne", położone na ich newralgicz-
nie ważnych przedpolach.
Ten właśnie, wydawałoby się utrwalony ponad wszelką wątpli­
wość, punkt rozumowania W. Semkowicza i jego zwolenników zakwe-
stionował na przykładzie „Bramy Łużyckiej" Henryk Łowmiański.

2 Tu trzeba przypomnieć, że według G. Labudy, którego pogląd zyskuje sobie, o ile


mogę się zorientować, uznanie w nauce, wyprawa Włodzimierza Wielkiego przeciw
„Lachom", do której czyni aluzję R. Grodecki, nie kierowała się ani bezpośrednio, ani
nawet pośrednio przeciwko państwu polańskiemu Mieszka I, gdyż „Lachowie" (naj-
prawdopodobniej Lędzianie) nie wchodzili w 981 r. w jego skład, a jeżeli komuś w ogóle
wówczas podlegali, to raczej czeskim Przemyślidom.

201
Koncepcja ta, stwierdził przede wszystkim, nie liczy się
z faktem, że
w owej dobie Polsce - bez rzuconego przez nią wyzwania - nie zagrażały
wyprawy ze strony Cesarstwa, nie umiejącego sobie poradzić z Połabiem.
Rozszerzymy tę obserwację na czasy późniejsze: nie znamy ani jednej
wyprawy władcy niemieckiego na ziemie polskie, której celem byłby
zabór jakiejś jej części, do której królowie niemieccy nie mieliby
określonych praw. Oczywiście, że prawa te mogły być w Polsce
kwestionowane, ale ich istnienie z niemieckiego (czy cesarskiego)
punktu widzenia było niepodważalnym faktem. Rozumiem, że stano-
wisko to koliduje z ciągle jeszcze żywym potocznym przekonaniem
w Polsce, podsycanym przez wiele dziesięcioleci przez historyków
i innych „wychowawców narodu", o agresywnym charakterze średnio­
wiecznego państwa niemieckiego i odwiecznym Drang nach Osten
(parciem na Wschód) od Gerona i Ottona I w X w., przez Marchię
Brandenburską, zakon krzyżacki, po Fryderyka II pruskiego, Bismar-
cka i Hitlera 3• Po wtóre zaś, kontynuował Łowmiański swój scep-
tycyzm co do teorii Semkowicza, w której istotnie trudno nie
dopatrzyć się wpływu tzw. determinizmu geograficznego, Brama Łuży­
cka nie mogła spełnić funkcji bastionu granicznego, wbijała się bowiem
klinem między Czechy a Połabie północne, oba kraje dla Polski
Chrobrego nieprzyjazne, stwarzające zagrożenie dla flank Bramy Łużyc­
kiej, w dodatku w sposób trwały (Czechy) albo przynajmniej koniunk-
turalny (Połabie północne) związane z cesarstwem przeciw Polsce.
Z wątpliwej - jak starał się wykazać - przydatności „Bramy
Łużyckiej" ze strategicznego punktu widzenia dla Chrobrego wysnuł
Łowmiański, także i on nawiązując do niemałego nurtu w nauce tak
niemieckiej, jak i polskiej, inny wniosek co do dalekosiężnych politycz-
nych zamierzeń polskiego władcy. Bolesław nie zamierzał poprzestać
na zdobyciu chociażby tak mało ponętnego z różnych względów klina
serbołużyckiego4, zmierzał on ni mniej ni więcej do podporządkowania

3 Aż do ... Konrada Adenauera, jak to próbowała wmówić Polakom, dość zresztą

podatnym na tego rodzaju argumentację i praktycznie odciętym od znajomości


przemian w ówczesnej RFN, przynajmniej w pewnych okresach, prymitywna propagan-
da w PRL.
4 Trudno w tym punkcie zgodzić się z H. Łowmiańskim. Doceniając trudności

polityczne, na jakie napotykały próby opanowania południowego Połabia, nie bagateli-


zowałbym korzyści strategicznych, jakie dla państwa polskiego mogło mieć trwałe
związanie z sobą tych terenów. To, co według Łowmiańskiego miało być argumentem
przeciwko zamysłom opanowania Łużyc, Milska i Miśni (zagrożenie z obu flank

202
sobie całego buforowego obszaru zachodniolechickiego (połabskiego).
Przekaz Galla Anonima (1,6) o żelaznych słupach, jakie Chrobry kazał
wbijać w nurt Sali (Soławy) na oznaczenie najdalszego zasięgu swego
państwa na zachodzie, który zastępuje jak gdyby w tej kronice
całokształt zmagań lat 1004-1018, nie musi być koniecznie zmyśleniem
Galla czy jego informatorów, lecz zapisem niezrealizowanego programu
politycznego polskiego władcy. Najsnadniej mógł Chrobry tego sym-
bolicznego aktu dokonać w 1002 r., gdy jego wojska według Thiet-
mara dotarły, na moment przynajmniej, do (Białej) Elstery, dopływu
Sali.
Właśnie owe zakusy polityczne Bolesława Chrobrego, skierowane
przeciwko silnemu i niepodległemu północnemu Połabiu, będące
właściwie rozwinięciem programu nieobcego już Mieszkowi I (opano-
wanie obszarów nad dolną Odrą i Ziemi Lubuskiej, walka z margrabią
Hodonem w 972 r.), kazały Wieletom-Lucicom zwalczanie ich za
każdą cenę w sojuszu z ich równie groźnym, ale widocznie - jak uznali
- w tym momencie mimo wszystko mniej niebezpiecznym niemieckim
partnerem. Uczynili to nie bacząc na swą odwieczną nieprzyjaźń
z żywiołem germańskim, a bliskość kulturową z bratnim ludem wschod-
niolechickim.
I znowu do rozdziału podsumowującego musimy odłożyć dyskusję
z tym sugestywnym poglądem. Trzeba jednak stwierdzić, że można
dostrzec pewne luki czy rysy w rzekomo sprecyzowanym i tak bardzo
przemyślanym dalekosiężnym politycznym horyzoncie. Pierwsza
z nich to sprawa Pomorza. Z niemałym trudem, jak się dość
powszechnie przyjmuje w nauce, zdobyte i przyłączone do państwa
Polan przez Mieszka I, przekazane przezeń w dziedzictwie Chrobremu
(choćby nawet zgodnie z życzeniami Mieszka miał panować nie sam
Chrobry, lecz jeden z jego przyrodnich braci), objęte w 1000 r.
regularną organizacją kościelną (biskupstwo w Kołobrzegu), odpadło
„po cichu" (bo żadne źródło o tym wprost nie informuje) od Bolesława

- czeskiej i wieleckiej), z innego punktu widzenia, i tu raczej zgodziłbym się z „tradycyj-


nym" ujęciem Semkowicza, mogło być atutem militarnym i politycznym. Pamiętać
trzeba o słowiańskim w dużym jeszcze wówczas stopniu obliczu etnicznym tych ziem
(choć nie należy z drugiej strony wyobrażać sobie, że wzgląd ten wiele wówczas ważył),
mogącym ułatwić ewentualną asymilację z Polską, oraz o ich dużej atrakcyjności
z gospodarczego punktu widzenia (dobre gleby, bogate kopaliny w górach środkowo­
niemieckich, szlaki handlowe).

203
Chrobrego, prawdopodobnie już około 1005 r. i w związku z niemiec-
ko-wielecką wyprawą na Polskę, która doprowadziła najeźdźców aż
niemal do Poznania. Prawdopodobnie przy pomocy Wieletów Pomo-
rzanie zrzucili polskie panowanie i pierwociny chrześcijaństwa, obró-
cili w niwecz starania swego biskupa Reinbema (tak chwalone przez
samego Thietmara), a on sam musiał opuścić Pomorze i później
- w służbie Chrobrego i w orszaku jego córki - udać się na Ruś, gdzie
też w więzieniu księcia Włodzimierza spotkała go śmierć (1013?) 5•
Pomorze, przynajmniej zachodnie, pozostało poza Polską aż do
czasów Bolesława Krzywoustego na początku XII w.
Zastanawia, że Chrobry, który prowadził tyle wojen, nie próbował
nawet przywrócić swojego panowania na Pomorzu, a przynajmniej
brak o tym jakichkolwiek wiadomości źródłowych. Chyba nie można
przypuścić, że nie doceniał znaczenia tej dzielnicy i posiadania dostępu
do morza. Musiał również zdawać sobie sprawę z tego, że pogańskie
Pomorze, zwłaszcza w sojuszu z sąsiadującymi przez Odrę Wieletami,
stanowi poważne zagrożenie dla jego państwa; zrealizowało się ono
rzeczywiście już w niewiele lat po jego śmierci, gdyż uważa się za
prawdopodobne, iż do paroksyzmu powstania ludowego i antychrześ­
cijańskiego w Polsce na początku lat trzydziestych XI w. przyczyniły
się wpływy wieleckie lub/i pomorskie. Gall Anonim w swoim peanie na
cześć Chrobrego wspomniał co prawda, że Selencję, Pomorze i Prusy
do tego stopnia albo starł, gdy się przy pogaństwie upierały, albo też,
nawrócone, umocnił w wierze, iż wiele tam kościołów i biskupów
ustanowił za zgodą papieża, a raczej papież [ustanowił je] za jego
pośrednictwem, ale były to raczej tylko pobożne zamiary, a nie
rzeczywistość, skoro sam kronikarz we wstępie jak gdyby zreflektował
się i wymieniając sąsiadów Polski, napisał bardziej zgodnie z rzeczywi-
stością co następuje: od północy ma [Polska] trzy sąsiadujące z sobą
bardzo dzikie ludy barbarzyńskich pogan, mianowicie Selencję, Pomorze
i Prusy 6 , przeciw którym to krajom książę polski usilnie walczy, by je na
wiarę [chrześcijańską] nawrócić. Jednakże ani mieczem nauczania nie
dało się serc ich oderwać od pogaństwa, ani mieczem zniszczenia nie

5Losy Pomorza wschodniego (gdańskiego) są zupełnie nieznane, nie wiadomo


więc, czy również odpadły wtedy od Bolesława.
6 Tajemnicza Se/encja, pojawiająca się dwukrotnie zawsze w tym samym towarzyst-

wie: Pomorza i Prus, stanowi zagadkę. Wydaje się, że rację mają ci, którzy uważają tę
nazwę za zniekształcenie nazwy kraju Wieletów-Luciców - Luticia.

204
można było tego pokolenia żmij zupełnie wytępić. Częstokroć wprawdzie
naczelnicy ich pobici przez księcia polskiego szukali ocalenia w chrzcie;
lecz znów zebrawszy siły wyrzekali się wiary chrześcijańskiej i na nowo
wszczynali wojnę przeciw chrześcijanom. Wytłumaczenie tej zastana-
wiającej bezczynności może być chyba tylko takie, że przed pokojem
budziszyńskim było to niemożliwe, po 1018 r. zaś albo nadal zbyt
trudne, albo po prostu Chrobremu zabrakło już na to czasu.
Bądź co bądź pozostało Chrobremu od pokoju budziszyńskiego
jeszcze ponad siedem lat życia i rządów, a licząc od zakończenia
wyprawy kijowskiej około sześć i pół. Co właściwie wydarzyło się bądź
mogło wydarzyć w ciągu tych lat?
Zdaniem wspominanej już Danuty Borawskiej, zdarzyło się sporo
i nie były to wydarzenia pomyślne ani radosne dla Chrobrego i jego
kraju. Zdaniem tej autorki, już od 1019 r. występowały symptomy
kryzysu państwowego, które później, po śmierci Chrobrego i w toku
panowania jego następcy, uległy tylko wydatnemu wzmocnieniu,
doprowadzając w latach trzydziestych do wstrząśnięcia podstawami
monarchii piastowskiej.
Punktem wyjścia koncepcji Borawskiej są dwie sąsiadujące ze sobą
na kartach Kroniki Czechów Kosmasa z Pragi informacje. Pierwsza
z nich została zapisana pod rokiem 1021 i wpleciona w dłuższą,
romantyczną opowieść, jak to syn księcia Udalryka (Oldrzycha)
i późniejszy (od 1034 r.) jego następca Brzetysław (I) uprowadził
z klasztoru Judytę, córkę margrabiego Henryka ze Schweinfurtu
(dobrze nam znanego sojusznika Bolesława Chrobrego we wczesnej
fazie konfliktu z Henrykiem II). Historia ta nie interesuje nas w tej
chwili, jedynie towarzysząca jej informacja, iż Brzetysław wraz z po-
ślubioną w tak nietypowy sposób małżonką, by nie ściągnąć na
Czechy sankcji Niemców za ten bądź co bądź gwałt, prostą drogą
wyruszył na Morawy. Albowiem przedtem ojciec oddal pod jego władzę
całą ową ziemiępo zmuszeniu do ucieczki wszystkich Polaków, z których
wielu pochwyconych, setkami i setkami w szeregu, okutych, rozkazał był
sprzedać na Węgry i dalej, ponieważ prawdą jest, że po śmierci Bolesła­
wa II Polacy opanowali siłą tak miasto Pragę, jak całe Morawy.
Wiadomość powyższa wygląda na pierwszy rzut oka zupełnie
wiarygodnie, wysunięto jednak przeciwko jej wiarygodności spore
obiekcje. Niektóre z nich mają ogólny, niejako dedukcyjny charakter.
Stojąc na gruncie potęgi państwa polskiego za Chrobrego i braku

205
zagrożeń po 1018 r., wiedząc zaś o znaczeniu Moraw dla zabez-
pieczenia Polski od strony południowej i wiedząc, choćby od Thiet-
mara, jak ważną rolę w wojnach z Henrykiem II odgrywały nieraz
załogi polskie stacjonujące na Morawach 7 , poważna część uczonych
polskich (w tym np. Gerard Labuda) nie mogła pojąć, dlaczego
Chrobry miałby dopuścić do takiej straty na rzecz niewątpliwie
znacznie wtedy słabszego czeskiego rywala. Inne dotyczyły chrono-
logii. Rok urodzenia Brzetysława I nie jest wprawdzie znany i określa
się go w przybliżeniu na lata 1005-1012, co oznacza, że w 1021 r.
miałby w najlepszym wypadku około 16 lat - mimo wszystko trochę
chyba za mało, jak na opisaną przez Kosmasa awanturę miłosną.
Znana jest też roczna data urodzenia najstarszego syna Brzetysława
i Judyty, Spitygniewa-1031 r., a zatem (dlaczego?) dopiero w 10 lat po
podanej przez Kosmasa dacie zaślubin.
Dlatego też, w połączeniu z innymi argumentami (zawsze jednak
pośredniej natury), G. Labuda stanowczo opowiedział się za pomyłką
Kosmasa, wynoszącą równe 10 lat (przypomnijmy, że również we
wcześniejszych partiach kroniki zdarzały mu się dokładnie takie same
pomyłk~ jak np. ta, że zdobycie przez Polaków Krakowa określił na
rok 999, podczas gdy, zdaniem bodaj większości uczonych polskich,
także G. Labudy, przypadło ono w rzeczywistości na 989 r.) 8,
przyjmując, iż utrata Moraw przez Polskę nastąpiła dopiero w 1031 r.
bądź (tak w jednej z późniejszych prac na ten temat) w 1029 r., a zatem
w każdym razie w kilka lat po śmierci Chrobrego, gdy państwo pod
rządami jego następcy, zagrożone z kilku stron, zaczęło szybko
zmierzać do upadku.
Przeciwko argumentacji G. Labudy D. Borawska z kolei podkreś­
liła, że, po pierwsze, nie możemy mieć pewności, że Spitygniew był
z całą pewnością pierwszym dzieckiem Brzetysława i Judyty Geżeli
dzieci, zwłaszcza córki, umierały wcześnie, co w owych czasach było na
porządku dziennym, często źródła nie odnotowywały ich istnienia), po
drugie, nawet jeżeli był pierwszym, to cóż możemy wiedzieć o ówczes-
nych komplikacjach macierzyńskich i ojcowskich (vide przypadek
7 Dodać można także widoczne, dzięki nowszym badaniom archeologicznym (zob.
wyżej, s. 110), ślady względnej trwałości panowania polskiego przynajmniej w północnej
części Moraw.
8 Pomyłki tego rodzaju tłumaczą się według G. Labudy używaniem przez autorów

średniowiecznych rzymskich cyfr.

206
naszego Władysława Hermana i jego żony Judyty czeskiej, którzy
dopiero po sześciu latach i jeżeli wierzyć podaniu zanotowanemu
skwapliwie przez Galla Anonima, na skutek interwencji św. Idziego
doczekali się pierworodnego Bolesława - Krzywoustego)?, a po trzecie
Judyta podobno została oddana do klasztoru jeszcze za życia ojca
(który zmarł w 1017 r.), a zatem musiałaby bardzo długo, przynajmniej
14 lat, czekać na porwanie przez Brzetysława, gdyby to nastąpiło
rzeczywiście dopiero w 1031 r.
A co z argumentem „koronnym" o nieprawdopodobieństwie utraty
Moraw za panowania samego Chrobrego? Otóż D. Borawska, która,
trzeba dodać, także „poprawia" Kosmasa, tyle że jedynie o dwa lata
i „w drugą stronę'', skłonna jest to dla Polski smutne wydarzenie
datować już na 1019 r. Wśród nikłych raczej argumentów za tą tezą
najważniejszy można, zdaniem Borawskiej, wysnuć - o dziwo! - z kro-
niki Anonima Galla, a konkretnie - z jego danych na temat wyprawy
kijowskiej Bolesława Chrobrego z 1018 r. W stosunkowo dokładnym,
w porównaniu z innymi epizodami wojen Chrobrego, „sprawozdaniu"
z tej wyprawy występują, zdaniem Borawskiej, elementy świadomej
mistyfikacji kronikarza.
Należą do nich przede wszystkim: niewiarygodnie długi (10 miesię­
cy) pobyt Bolesława na Rusi, podczas gdy zmarły 1 grudnia 1018 r.
Thietmar wiedział już o jego powrocie (nie jest to słuszne, Thietmar nie
wspomniał o powrocie Chrobrego z wyprawy); zbędne właściwie
podkreślenie, iż powrót do Polski nastąpił jedenastego miesiąca;
naiwne i po części zupełnie mijające się z prawdą i prawdopodobieńst­
wem wyjaśnienie decyzji odwrotu z Kijowa: ze względu na to, że władał
wielu królestwami, a syna swego Mieszka [który w 1018 r. miał już lat
28, był od dawna żonaty i miał dzieci, sprawował w imieniu ojca rządy
w Małopolsce, a w toku wojen z Niemcami niejednokrotnie dowiódł
zdolności wojennych i wierności wobec ojca] jeszcze nie uważał za
zdolnego do sprawowania rządów; oraz szczegół o samowolnym od-
łączeniu się części wojska polskiego w drodze powrotnej z Kijowa, co
osłabiło armię Chrobrego w bitwie, którą musiała ona jeszcze stoczyć
nad Bugiem. Interesuje nas w tej chwili nie tyle kwestia wiarygodności
tych po części na pewno niewiarygodnych danych, lecz ich funkcja
w dziele Anonima. Zdaniem Borawskiej, kronikarz zrobił wszystko, by
z pamięci o Chrobrym zdjąć odium utraty Moraw, która właśnie na
ten czas przypadła: Chrobry nie był temu winien, ponieważ bawił

207
jeszcze w Kijowie! W ten sposób, zdaniem wymienionej uczonej,
otrzymaliśmy ważną, choć naturalnie pośrednią i niewyraźną wska-
zówkę za wiarygodnością informacji Kosmasa z Pragi.
Wspomnieliśmy, że u podstaw koncepcji Danuty Borawskiej legły
dwie sąsiadujące z sobą informacje Kosmasa. Dotąd omówiliśmy
pierwszą z nich. A oto i druga: W roku od wcielenia Pańskiego 1022
w Polsce nastało prześladowanie chrześcijan. Takiej informacji, pod tą
datą nie potwierdziło żadne inne źródło, nic więc dziwnego, że na ogół
uczeni i ją uważają za pomyłkę kanonika praskiego, który, swoim
zwyczajem myląc się o 10 lat, do 1022 r. odniósł znane dzięki
Anonimowi Gallowi i przezeń wymownie opisane rzeczywiste powstanie
ludowe pod sztandarami pogaństwa, w Polsce w latach trzydziestych
XI w. (zdaniem G. Labudy w 1032 r.). Nauka nasza - stwierdziła
w związku z tym D. Borawska - zdecydowanie stoi na stanowisku, że
w Polsce w XI w. doszło tylko do jednego powstania ludowo-pogańskiego
które miało miejsce po wygnaniu Kazimierza [późniejszego Odnowiciela].
Stanowisko to wydaje się być aktem wiary w kompletność informacji Galla
oraz w jakimś stopniu bazuje także na przekonaniu, że za panowania
Chrobrego nie mogło dojść w Polsce do podobnych wystąpień.
O buntach o antychrześcijańskim charakterze w Polsce, wprawdzie
przynajmniej w pozornym związku ze śmiercią Bolesława Chrobrego,
donosi także najstarsza kronika ruska (Powieść minionych lat) pod
rokiem 6538, czyli 1030: Tegoż czasu umarł Bolesław Wielki w Lachach,
i był bunt w ziemi lackiej: ludzie powstawszy pozabijali biskupów
i popów, i bojarów swoich, i był u nich bunt.
Z faktu usytuowania tych wydarzeń w 1030 r. przez latopisarza nie
należy wyciągać zbyt pewnych wniosków, gdyż wynikło to zapewne
z chęci powiązania ze sobą przyczyny ze skutkiem. Przyczyną było
antychrześcijańskie powstanie w Polsce, skutkiem natomiast wyprawa
wielkiego księcia Jarosława z 1031 r. na Polskę: Jarosław i Mścisław
zebrali wojów mnogich, poszli na Lachów, i zajęli Grody Czerwieńskie
znowu, i mnóstwo Lachów przywiedli, i rozdzielili ich. Jarosław osadził
swoich nad Rosią [prawy dopływ Dniepru na granicy stepu], i są do
dziś dnia. Latopisarz nie wspomina, że wyprawa Jarosława z 1031 r.,
skoordynowana z atakiem wojsk niemieckich z zachodu, miała na celu
wprowadzenie na tron polski pierworodnego Bezpryma, wydziedziczo-
nego przez Bolesława Chrobrego na rzecz Mieszka Il. Wynika z tego,
że zanotowanie obok siebie dwóch wydarzeń: śmierci Chrobrego (i tak

208
pod złą datą) i powstania w Polsce, jest przypadkowe i nie można na
tej podstawie snuć wniosków o czasie tego powstania.
W dość tajemniczym, jeżeli chodzi o czas powstania poszczegól-
nych grup, a nawet „pokładów" informacji, źródle ruskim, zwanym
Żywot Mojżesza Węgrzyna, zachowanym w tzw. Pateryku (zbiorze
opowieści o świętych ojcach Kościoła wschodniego) Kijowsko-Pie-
czerskim i pochodzącym prawdopodobnie z redakcji z lat dwudzie-
stych XIII w., zachowała się informacja bardzo podobna do latopisar-
skiej. Mojżesz, jak przydomek wskazuje - Węgier z pochodzenia i brat
Jerzego, który został zabity wraz z Borysem, synem Włodzimierza
Wielkiego w bitwie nad Altą (1015), uratował się i udał do Przedsławy,
siostry Jarosława Mądrego. Bolesław Chrobry wraz ze Światopełkiem
po zajęciu Kijowa, wracając w Lachy [ ... ] pojął z sobą obie siostry
J arosławowe i zabrał także bojarów jego. Dotąd spotykamy się
z faktami znanymi już z wcześniejszych źródeł, teraz jednak dowiaduje-
my się także, iż z nimi zaś i onego błogosławionego Mojżesza wiedziono
z okowanymi w ciężkie żelaza rękoma i nogami. I mocno strzeżono go, był
bowiem krzepki ciałem i krasnego lica.
To tylko jak gdyby historyczne tło głównego wątku budującej
opowieści. W młodym i przystojnym jeńcu zakochała się niewiasta
pewna spośród możnych, piękna i młoda, i mająca wielkie bogactwo
i władzę wielką. „Laszka" ta, czyli Polka, o której nieco dalej i to jak
gdyby z jej ust dowiadujemy się, że jest wdową, której mąż poległ
w trakcie wyprawy Bolesława Chrobrego na Ruś, wszelkimi sposobami
- namową, kuszeniem, a gdy to nie przynosiło rezultatu także groźbami
i torturami (aż do pozbawienia męskości włącznie)- usiłowała nakłonić
świątobliwego męża do odwzajemnienia jej uczuć czy żądzy, oczywiście
- na próżno. Nie pomogło nawet zaangażowanie w tę sprawę samego
kniazia Bolesława, którego niewiasta owa prosiła (ty dałeś mi [po
śmierci męża w książęcej służbie] wolę, iżbym kogo zechcę pojęła sobie
za męża) o wpłynięcie na „niewdzięcznego" niewolnika.
Po opisaniu niedoli niezłomnego Mojżesza, autor jego Żywota
dodał tę szczególnie nas interesującą wiadomość: Bolesław zaś, za-
wstydziwszy się wielkości niewiasty i dla poprzedniej miłości 9 potakując
9 Ustęp niezupełnie
jasny. Jak podnosi wydawczyni polskiej wersji Pateryka, nie
trzeba na tej podstawie wnosić, iż księcia
z ową niewiastą łączył jakiś dawny romans,
ponieważ słowo „miłość" (lub'v) ma w staroruskim różne znaczenia (także „przyjażń,
łaska, zgoda, umowa i in.").

14 Bolesław Chrobry 209


jej, wzniecił prześladowanie wielkie na czerńców i wygnał ich wszystkich
z włości swojej. Oczywiście, spotkała go za to należna kara: Jednej tedy
nocy Bolesław nagle zmarł i był bunt wielki we wszystkiej Lackiej Ziemi,
i powstawszy ludzie pozabijali biskupów swoich i bojarów swoich, jako
też w Latopisie jest powiedziane. Wtedy i oną niewiastę zabito 10•
Nieznany autor Żywota Mojżesza Węgrzyna (sam Mojżesz po
wyleczeniu się z ran, korzystając zapewne z rozprzężenia w Polsce po
śmierci Chrobrego, powrócił do Kijowa, do ławry pieczerskiej) rozróż­
nia zatem dwie rzeczy: prześladowania „czerńców", czyli zakonników,
zarządzone jakoby przez Bolesława w jakimś ponoć związku ze
sprawą Mojżesza Węgrzyna, chyba niedługo przed śmiercią księcia
(skoro ta była karą Bożą za tę zbrodnię), oraz bunt czy powstanie
w Polsce, zapewne po śmierci Bolesława, które skierowane było
zarówno przeciw hierarchii kościelnej, jak również przeciw możnym
świeckim. To jednak, jak stwierdził sam żywotopisarz, jest tylko
wiernym (z pominięciem jedynie „popów") przejątkiem z „latopisu",
bez wątpienia Powieści minionych lat.
Natomiast informacja o prześladowaniu mnichów przez Chrob-
rego w ostatnim okresie jego życia nie ma odpowiednika w żadnym
innym źródle ruskim i stanowi zagadkę. Wielu historyków ją po
prostu odrzuca jako niewiarygodną, gdyż brak jakichkolwiek innych
przesłanek do stwierdzenia niechęci czy nienawiści Chrobrego do
zakonników. Przypomnijmy jednak znaną nam już równie tajemniczą
wzmiankę Kosmasa z Pragi pod 1022 r. o prześladowaniu chrześcijan
w Polsce. Czy nie można spróbować obu tych wzmianek, Żywota
Mojżesza Węgrzyna i kroniki Kosmasa, odnieść do jednego i tego
samego wydarzenia? Czy można naprawdę wykluczyć zaistnienie pod
koniec panowania Chrobrego jakiegoś konfliktu z mnichami, zakoń­
czonego proskrypcjami i wygnaniem ich z kraju?
Może w związku z tą sprawą raz jeszcze warto by wrócić do
tajemniczej wiadomości Galla Anonima (I,19) o obłożeniu klątwą całej
ziemi polskiej przez arcybiskupa Gaudentego, z nieznanej mi przyczyny
- jak dodał kronikarz. Skutkiem klątwy miały być nieszczęścia, jakie
dotknęły Polskę w latach trzydziestych XI w. (najazdy wrogów

10 Zupełnie nie rozumiem, dlaczego H. Łowmiański (Początki Polski, t. VI, cz. 1,

Warszawa 1985, s. 76, przypis 122), dopuścił możliwość, że można niewiasta polska
zakochana w Mojżeszu jest identyczna z Pr[z]edsławą. Oba przytoczone tam argumenty
nie wytrzymują krytyki.

210
zewnętrznych, powstanie ludowe, zniszczenie kościołów, najazd Cze-
chów). Oczywiście, Gaudenty od dawna już nie żył (choć nie znamy
daty jego śmierci; zob. wyżej, s. 81), wiadomo obecnie również, że jego
stosunki z Bolesławem Chrobrym były, delikatnie mówiąc, naprężone,
a raczej lodowate, ale co mogło być przyczyną klątwy, która wpraw-
dzie dotyczyła całego kraju, ale - o ile w ogóle mamy do czynienia
z faktem rzeczywistym, nie zaś z pustą tradycją - skierowana była
przede wszystkim w panującego? Czy chodziło - jak twierdził w XV w.
Jan Długosz - o jakieś bliżej nie określone okropne zbrodnie w Gnieź­
nie, czy raczej o równie nieuchwytne opory własnych diecezjan, czy
- jak domyślał się G. Labuda w związku ze swoją teorią na temat
późniejszych, po 1018 r., losów ruskiej Przedsławy i Bolesława na
Ostrowie Lednickim - chodziło o jawną bigamię monarchy, czy
wreszcie o owe domniemane prześladowania mnichów? Możliwości
nie brakuje, wybrać spośród nich nie sposób.
Nie brakowało prób odczytania ze słów Żywota Mojżesza Węg­
rzyna (i ewentualnie Kosmasa) śladów likwidacji chrześcijaństwa
obrządku słowiańskiego na ziemiach polskich (klątwa Gaudentego
jako wyraz dezaprobaty Kościoła rzymskiego za tolerowanie czy
popieranie tego obrządku przez Chrobrego, prześladowanie i wy-
gnanie mnichów obrządku słowiańskiego jako ugięcie się władcy).
Problem ten był niekiedy rozpatrywany w szerszych ramach, jako że
nie brakowało prób potraktowania także „wielkiego" powstania
ludowego w Polsce lat trzydziestych XI w. jako buntu zwolenników
tegoż słowiańskiego obrządku. Do kwestii owego obrządku, która
w dziejach nauki historycznej prawdopodobnie niezasłużenie zajmo-
wała wiele miejsca, warto będzie, choćby pokrótce, raz jeszcze wrócić
w tej książce.
Rezultat tej jej części, która miała objąć schyłek rządów Bolesława
Chrobrego, był właściwie do przewidzenia: nie brakuje przesłanek do
stwierdzenia, że pojawiały się wtedy symptomy niepowodzeń, jak
gdyby „czarne chmury" nad Polską i nad starzejącym się monarchą,
ale poza przypuszczenia wyjść nie sposób. Pytanie o głębsze, społecz­
ne, przyczyny „degresji" „pierwszego państwa piastowskiego" może
jednak, a nawet powinno objąć nie tylko czasy Mieszka II, zbyt długo
i zbyt jednostronnie traktowanego w tradycji polskiej (i tej średnio­
wiecznej, i tej nowożytnej) jak przysłowiowy „chłopiec do bicia", lecz
również jego wielkiego poprzednika.

14* 211
Na ogół nie unika się też w nowszej nauce odpowiedzi na to
pytanie i nie próbuje się wybielać Chrobrego za wszelką cenę. Zalążki
kryzysu, a potem upadku, leżały już w samej istocie Bolesławowej
polityki. Była to polityka mocarstwowa, przyniosła obronę polskiego
stanu posiadania, przyniosła przejściowe znaczne zdobycze terytorial-
ne, uczyniła Polskę i jej władcę znanymi w Europie. Ale były w niej
elementy agresji, zapewne nie do uniknięcia w tych czasach, lecz
sprzyjające pogłębianiu antagonizmów pomiędzy Polską a jej sąsiada­
mi i kształtowaniu się groźnych dla Polski koalicji. Do czasu można
było te zjawiska neutralizować, a nawet dzierżyć inicjatywę militarną.
Z czasem miało się jednak okazać, że polityka mocarstwowa pociąga
za sobą ogromne koszty społeczne, że zbyt ciężkim brzemieniem
kładzie się na barkach ludności, zwłaszcza pospolitej, pociąganej do
coraz większych świadczeń w naturze i osobistych (służba zbrojna,
budowa i utrzymywanie w należytym stanie grodów, przesiek i innych
umocnień) na rzecz księcia, aparatu państwowego (drużyny, urzęd­
ników) i - last but not least - Kościoła chrześcijańskiego.
Także dla rycerstwa wyprawy wojenne, jeżeli tylko nie toczyły się
na terytorium przeciwnika i nie były pomyślne, „nie kalkulowały się",
nie były w stanie dostarczyć w należytej wysokości łupów i jeńców.
Drużynniczy system wojskowy, którym w czasach Mieszka I za-
chwycał się Ibrahim ibn Jakub, był wprawdzie do czasu skuteczny
i spełnił swoje zadanie, na dłuższą jednak metę był chyba zbyt
kosztowny i stawał się zwolna anachronizmem. Lud pospolity, począt­
kowo prawdopodobnie sprzyjający książętom, gdyż w jakiś sposób
władza państwowa zmniejszała dotkliwość starych więzów rodo-
wo-plemiennych i „wyrównywała szeregi" ludności wobec panującego,
zaczynał dostrzegać niedogodności swej nowej sytuacji, wyrażające się
przede wszystkim wspomnianymi wzrastającymi obciążeniami. Czy
można się dziwić, że w tej sytuacji tu i ówdzie podnosiły głowę
przytłumione, ale jeszcze niezupełnie zanikłe żywioły antychrześcijań­
skie, pogańskie i że w dogodnym dla siebie momencie, gdy aparat
państwowy z takich czy innych powodów doznał osłabienia, podniosły
otwarcie głowę? Przekonał się o tym boleśnie już następca Bolesława
Chrobrego.
Ale, tak jak nie należy pomijać cieniów panowania Chrobrego, nie
wolno również pomniejszać blasków.
Rozdział XIV

" CHROBRY" CZY " WIELKI"?.

1. Gallowy panegiryk czy utopia Złotego Wieku?


Ozłocił całą Polskę swą zacnością, napisał zaraz na wstępie
[ ... ]
poświęconej Chrobremu części swojej kroniki Anonim Gall. Uzasadnił
tę opinię jednak zrazu jedynie rzeczywistymi czy - według naszej
wiedzy - domniemanymi przewagami wojennymi swego bohatera.
Następnie omówił, powołując się na jakąś pasję św. Wojciecha,
króciutko działalność tego Wojciecha, wykupienie jego zwłok przez
Bolesława i pochowanie ich w Gnieźnie, po czym nastąpił znany nam
już opis zjazdu gnieźnieńskiego z 1000 r. i jego politycznych rozstrzyg-
nięć. Pominąwszy w zasadzie zupełnie wojny polsko-niemieckie lat
1004-1018 (wyjąwszy wzmiankę o słupach wbijanych z rozkazu
Chrobrego w rzece Sala), przechodzi kronikarz do szczegółowego
opowiadania o wyprawie ruskiej, rozbitego na rozdziały 7 i 10.
Pomiędzy nimi umieścił natomiast dwa inne rozdziały, w których,
podobnie jak· w rozdziałach od 11 do 16, zamieścił sporo danych
dotyczących różnych wewnętrznych aspektów panowania Bolesława I.
Im teraz pragniemy się przyjrzeć bliżej.
W rozdziale 8, zatytułowanym w rękopisach O wspaniałości i mocy
sławnego Bolesława, przedstawił anonimowy autor system wojskowy
Chrobrego. Zaznaczmy od razu, że choć niełatwo na tej podstawie
o rekonstrukcję rzeczywistego stanu rzeczy, dane Anonima na ten
temat zajmują poczesne miejsce we wszelkich rozważaniach o woj-
skowości Polski za panowania tego władcy, a nawet szerzej - za
pierwszych Piastów. Anonim Gall podał bowiem także pewne liczby
oraz coś, co można by określić jako podstawowe cechy ówczesnego

213
systemu polskich sił zbrojnych. Porównując dane Galla z wcześniej­
szymi, odnoszącymi się do panowania Mieszka I (zwłaszcza do jego
drużyny), danymi Ibrahima ibn Jakuba oraz z niektórymi danymi
Thietmara dotyczącymi bezpośrednich walk polsko-niemieckich, moż­
na wojskowość polską tego wczesnego okresu odtworzyć wprawdzie
jedynie w najogólniejszy sposób i nie bez zagadek, ale w sposób
w miarę - jak na owe czasy - pewny.
Większe są zaiste i liczniejsze czyny Bolesława, aniżeli my to możemy
opisać lub prostym opowiedzieć słowem - zapewnia kronikarz, przerywając
opowieść o przewagach polskich na Rusi. Bo jakiż to rachmistrz potrafiłby
mniej więcej pewną cyfrą określić żelazne jego szyki, a cóż dopiero
przytoczyć opisy zwycięstw i tryumfów takiego ich mnóstwa! Z Poznania
bowiem [miał] 1300 pancernych i 4000 tarczowników, z Gniezna 1500
pancernych i 5000 tarczowników, z grodu Wladysławia [Włocławek na
Kujawach] 800 pancernych i 2000 tarczowników, z Giecza 300 pancernych
i 2000 tarczowników, ci wszyscy waleczni i wprawni w rzemiośle wojennym
występowali [do boju] za czasów Bolesława Wielkiego. [Co do rycerstwa]
z innych miast i zamków, [to] wyliczać [je] byłby to dla nas długi
i nieskończony trud, a dla was może uciążliwym byłoby tego słuchać. Lecz
by wam oszczędzić żmudnego wyliczania, podam wam bez liczby ilość tego
mnóstwa: więcej mianowicie miał król Bolesław pancernych niż cala Polska
ma za naszych czasów tarczowników; za czasów Bolesława tyle prawie było
w Polsce rycerzy, ile za naszych czasów znajduje się ludzi wszelakiego stanu.
Do ostatnich dwóch zdań trudno przykładać realną miarę, mamy
tu do czynienia z pewną manierą pisarską, mającą na celu podkreś­
lenie, możliwie w jaskrawych barwach, różnicy pomiędzy mizerią
czasów „obecnych" a świetnością Polski za Bolesława Chrobrego
(przypomnijmy sobie słowa z rozdziału o wizycie Ottona III i blasku
rozsiewanym przez polskiego władcę: Złoto bowiem za jego czasów
było tak pospolite u wszystkich, jak [dziś] srebro, srebro zaś było tanie
jak słoma). Podobnie zastrzeżenie typu, iż zbyt długie bądź uciążliwe
byłoby wyliczanie czegoś, jest figurą retoryczną (toposem), a niekiedy
zręczną próbą zamaskowania przez kronikarza braku konkretnych
informacji. Pozostaje zatem w gruncie rzeczy rdzeń rozdziału, zawiera-
jący dane dotyczące liczby wojowników, z rozbiciem na pancernych
(loricati), czyli ciężkozbrojnych jeźdźców, i tarczowników (clipeati),
czyli lekkiej konnicy bądź lekkozbrojnej piechoty osłoniętej tarczami,
wystawianych w czterech wymienionych z nazwy grodach.

214
Wykaz ten, mimo swej zwięzłości, jest w kronice Anonima Galla,
jak również w innych podobnych zabytkach dziejopisarskich, zupeł­
nym wyjątkiem i dlatego prawdopodobny jest domys~ że kronikarz
mógł wykorzystać jakiś rzeczywisty rejestr wojsk z którejś z licznych
kampanii Chrobrego. Zsumujmy najpierw podane liczby: wychodzi na
to, że miał on do dyspozycji 3900 opancerzonych i 13 OOO lekkozbroj-
nych. Trudno nie dostrzec, że liczba pancernych daje się porównać
z informacją Ibrahima ibn Jakuba, który stwierdził o Mieszku I, iż ma
on trzy tysiące pancernych [podzielonych na] oddziały, a setka ich
znaczy tyle co dziesięć secin innych [wojowników]. Jeżeli Mieszko I
miał ich 3000, to liczba prawie 4000 za panowania Bolesława
Chrobrego, gdy państwo polańskie w porównaniu do lat sześć­
dziesiątych X w. znacznie się powiększyło, wydaje się zupełnie wiary-
godna, a nawet sprawia wrażenia nieco zbyt skromnej. Gall nic więcej
o nich nie pisze, ale wolno się domyślać, że „pancerni" to elitarne,
doborowe jednostki wojskowe, główna siła uderzeniowa jego armii,
według wszelkiego prawdopodobieństwa stanowiąca „drużynę" ksią­
żęcą, którą tak wnikliwie opisał Ibrahim ibn Jakub, pozostającą na
utrzymaniu panującego, związaną z nim szczególnymi więzami wier-
ności. Mniejsza część przebywała w czasach pokoju u boku księcia,
większa prawdopodobnie rozlokowana była po grodach i innych
strategicznie ważnych miejscach, zapewniając w miarę sprawną kont-
rolę nad obszernym państwem.
O lekkozbrojnych Ibrahim nie wspomina, chyba że do nich odnosi
się aluzja, iż dziesięciokrotnie każdy z nich ustępuje jako siła bojowa
pancernym. Nie wchodząc w szczegółowe a skomplikowane dyskusje
uczonych, ograniczę się do opowiedzenia się za stanowiskiem dopat-
rującym się pod pojęciem clipeati zorganizowanej i uzbrojonej w lekką
broń oraz tarcze części pospolitego ruszenia wszystkich zdolnych do
służby wojskowej mężczyzn. Zwoływanie pospolitego ruszenia było
sprawą niełatwą i społecznie nader kosztowną, nie mówiąc już
o niemożności należytego wyekwipowania takiej masy słabo w dodat-
ku do walki przygotowanych ludzi. Jeżeli je zwoływano, to zapewne
jedynie w przypadku palącego zagrożenia z zewnątrz (np. gdy wojska
niemieckie sforsowały Odrę lub gdy posuwały się do Poznania)
i obejmowało jedynie „pobliskich" mieszkańców. Przyjmuje się, że
„tarczownicy" Galla Anonima rekrutowali się z masy pospolitego
ruszenia w ten sposób, że powoływano do tej służby co dziesiątego lub

215
co szóstego ojca rodziny. Istotnie, wszystko wskazuje na to, że dopiero
współdziałanie pancernych i lekkozbrojnych, i to pod mądrym wspól-
nym dowództwem zapewniało najsnadniej powodzenie na polu bitew-
nym. Czy podana przez Galla „okrągła" liczba owych lekkozbrojnych
(13 tys.) jest ścisła, to już inna sprawa (według Henryka Łowmiań­
skiego wynosiła ona około 14 tys., a więc niewiele więcej niż podał
kronikarz, natomiast Andrzej F. Grabski szacował ją znacznie wyżej,
bo na około 27-31 tys.; łącznie z pancernymi zatem byłoby to
odpowiednio 18 tys. lub 31-37 tys.).
Okazuje się również, że podane przez Galla cztery miejscowości
„mobilizacyjne" nie tylko mogą najzupełniej odpowiadać rzeczywisto-
ści, ale w dodatku stanowią dla historyka nieocenioną informację
o strukturze władzy w państwie Chrobrego. Lista ta na pierwszy rzut
oka sprawia dość dziwne wrażenie. Poznań i Gniezno nie budzą co
prawda wątpliwości, ale dlaczego obok nich figuruje ważny wpraw-
dzie, ale przecież nie aż tak jak tamte, Giecz oraz akurat Włocławek,
podczas gdy brak tak wielkich i ważnych centrów jak Kraków,
Sandomierz czy Wrocław? Włocławek leży już nieco dalej od wielko-
polskiego centrum państwa, ale trzy pozostałe miejscowości położone
są w niewielkiej w gruncie rzeczy od siebie odległości. Otóż, jak się
okazuje, w przekazie Anonima Galla zachował się wyraźny ślad
specyficznej dla państwa pierwszych Piastów, a obserwowanej także
gdzie indziej (np. w Czechach, Bułgarii czy Irlandii) organizacji
państwa. Oczywiście trudno przypuścić, by podane liczby dotyczyły
wojowników wystawionych przez dane miasto czy gród, na to są one
stanowczo zbyt duże. Chodzi raczej o punkty zborne, miejsca mobili-
zacji. Powinny one znajdować się w niezbyt wielkiej odległości od
siebie, a zarazem od spodziewanego teatru działań wojennych. Po-
znań, Gniezno, Giecz były odpowiednimi do tego punktami w przy-
padku wyprawy na Saksonię lub spodziewanego ataku niemieckiego,
Włocławek byłby zapewne odpowiedniejszy jako punkt zborny do
wyprawy przeciwko Prusom. Gdyby chodziło o wyprawę na Czechy
lub Węgry, wojska winny zbierać się raczej w Krakowie lub Wroc-
ławiu, ale o takich ewentualnościach Gall akurat nie pisał.
Ale w wyliczeniu grodów „mobilizacyjnych" przeświecają nie tylko
aspekty militarne. Grody te wyznaczają niejako rdzeń państwa Bole-
sława Chrobrego, odpowiadający „państwu gnieźnieńskiemu" (civitas
Schinesghe) z dokumentu Dagome iudex. Terytorium to odgrywało

216
w ówczesnych wyobrażeniach przestrzennych i w administracji pań­
stwa szczególną rolę. Tylko ten, kto nad nim panował, mógł z powo-
dzeniem pretendować do panowania nad całym państwem. Poza nim
znajdowały się późniejsze, początkowo luźniej z centrum związane
nabytki, „pertynencje" Gniezna, z czasem dopiero efektywniej integ-
rowane z całością. Nie miały one własnej podmiotowości, były
rządzone z obszaru centralnego (nawet gdyby, jak w przypadku
Małopolski w latach młodości Bolesława Chrobrego i Mieszka II,
rządy bezpośrednie z ramienia księcia zwierzchniego sprawował jego
najstarszy bądź przewidywany na następcę syn). Powstaje wrażenie, że
tak naprawdę państwo pierwszych Piastów to jedynie „civitas Schines-
ghe", wyliczone przez Galla naczelne grody (Zbigniew Dalewski).
Oczywiście, pertynencje musiały mieć zapewnioną stałą obecność
wojskową panującego, realizowała się ona przez załogi grodowe
w ważniejszych
punktach kraju.
W następnym, dziewiątym rozdziale I księgi pisze Gall Anonim
o cnocie i szlachetności sławnego Bolesława. Taka była okazałość
rycerska króla Bolesława, a nie mniejszą posiadał cnotę posłuszeństwa
duchowego - zaczyna kronikarz. Dowiadujemy się, że król tak bardzo
poważał biskupów i swoich kapelanów, że nie usiadł w ich obecności
i nazywałich „panami". Boga czcił z największą pobożnością, Kościół
święty wywyższał i obsypywał go królewskimi darami. Dysponował
zatem dwoma ważnymi w oczach ludzi średniowiecza i w opinii
Kościoła cnotami: pobożności (pietas) i wspaniałomyślności (mag-
nanimitas), ale nie tylko tymi. Miał też ponadto pewną wybitną cechę
sprawiedliwości i pokory: gdy mianowicie ubogi wieśniak lub jakaś
kobiecina skarżyła się na któregoś
z książąt lub komesów, to chociaż był
ważnymi sprawami zajęty i otoczony licznymi szeregami magnatów
i rycerzy, nie pierwej ruszył się z miejsca, aż po kolei wysłuchał skargi
żalącego się i wysłał komornika po tego, na kogo się skarżono.
A tymczasem samego skarżącego się powierzał któremuś ze swych
zaufanych, który miał się o niego troszczyć, a za przybyciem przeciwnika
sprawę podsunąć [z powrotem] królowi - i tak wieśniaka napominał, jak
ojciec syna, by zaocznie bez przyczyny nie oskarżał i aby przez
niesłuszne oskarżenie na siebie samego nie ściągał gniewu, który chciał
wzniecić na drugiego. Oskarżony na wezwanie bez zwłoki co prędzej
przybywał i dnia wyznaczonego mu przez króla nie chybił, bez względu
na jakąkolwiek okoliczność. Gdy zaś przybył wielmoża, po którego

217
posłano, nie okazywał mu [Bolesław] niechętnego usposobienia, lecz
przyjmując go z pogodnym i uprzejmym obliczem, zapraszał do stołu,
a sprawę rozstrzygał nie tego dnia, lecz następnego lub trzeciego. A tak
pilnie rozważał sprawę biedaka, jak jakiego wielkiego dostojnika. O jakże
wielką była roztropność i doskonałość Bolesława, który w sądzie nie miał
względu na osobę, narodem rządził tak sprawiedliwie, a chwalę Kościoła
i dobro kraju miał za najwyższe przykazanie! A do tej sławy i godności
doszedł Bolesław sprawiedliwością i bezstronnością, tymi samymi cnota-
mi, które początkowo zapewniły wzrost potędze państwa rzymskiego.
Bóg wszechmogący udzielił Bolesławowi tyle dzielności, potęgi i zwy-
cięstw, ile w nim samym obaczył dobroci i sprawiedliwości wobec siebie
oraz wobec ludzi. Taka sława, taka obfitość dóbr wszelkich i taka radość
towarzyszyła Bolesławowi, na jaką zasługiwała jego zacność i hojność
- kończy tę część swego peanu na cześć Bolesława Chrobrego,
w niewątpliwym zamyśle moralizatorskim (o którego sensie i aktual-
ności w czasach kronikarza będzie jeszcze mowa), Gall Anonim.
Mądrości, umiarowi, sprawiedliwości, a zarazem wspaniałomyśl­
ności Chrobrego poświęcił Gall również rozdziały 12 do początku 16.
W rozdziale 12, Jak to Bolesław przechodził swoje ziemie, nie krzywdząc
ubogich, raz jeszcze przypomniał kronikarz o obfitości wszelkich dóbr
w jego czasach, kiedy to nie tylko komesowie, lecz nawet ogół rycerstwa
nosił łańcuchy złote niezmiernej wagi, tak opływali [wszyscy] w nadmiar
pieniędzy. Niewiasty zaś dworskie tak chodziły obciążone złotymi
koronami, koliami, łańcuchami na szyję, naramiennikami, złotymi frędz­
lami i klejnotami, że gdyby ich drudzy nie podtrzymywali, nie mogłyby
udźwigać tego ciężaru kruszców. Samo przebywanie w obecności
monarchy było uważane za wielki przywilej: A takiej jeszcze wziętości
udzielił Bóg Bolesławowi i tak wszyscy byli jego widoku spragnieni, że
jeśli przypadkiem oddalił kogoś sprzed swego oblicza na krótki czas za
niewielkie jakieś przestępstwo, to choć tenże zażywał wolności i swych
dóbr, jednak jak długo nie był przywrócony do łaski i możliwości
oglądania go, uważał się nie za żyjącego, lecz zmarłego, nie za wolnego,
lecz zamkniętego w więzieniu.
Następuje ważna informacja, uzupełniająca wcześniejsze enuncja-
cje o poczuciu sprawiedliwości Chrobrego i o jego pozytywnym
stosunku do ludności pospolitej. Wieśniaków swych również nie napę­
dzał, jak surowy pan, do robocizny, lecz jak łagodny ojciec pozwalał im
żyć w spokoju. Wszędzie bowiem miał swoje miejsca postoju i służby dla

218
siebie ściśle określone i nie lubił [przebywać] jak Numida w namiotach lub
na polach, lecz najczęściej przemieszkiwał w miastach i w grodach. A ilekroć
przenosił miejsce pobytu z jednego miasta do drugiego, to rozpuściwszy na
pograniczu jednych włodarzy i rządców, zastępował ich innymi. I żaden
wędrowiec ani pracownik nie ukrywał podczas jego przemarszu wołów ani
owiec, lecz przejeżdżającego witał radośnie biedny i bogaty, i cały kraj
spieszył go oglądać. Widać z tego, że w czasach Bolesława Krzywoustego
obowiązek utrzymywania władcy i jego dworu był znacznym obciąże­
niem dla ludności kraju, zwłaszcza zapewne na terenach częstszego
i dłuższego ich pobytu. Władcy zażarcie bronili tego uprawnienia, które
z czasem stało się zbyt dokuczliwe także dla Kościoła. Pod koniec XII w.
(zjazd w Łęczycy w 1180 r.) zaczęto to uprawnienie panującego
stopniowo ograniczać. W Gallowej wizji „złotego wieku" Bolesławowego
nie było oczywiście miejsca dla dokuczliwości systemu stacji książęcych.
Rozdział 13 jest zatytułowany O cnocie i dobroci żony sławnego
Bolesława. Choć Gall nie wymienił jej z imienia (i nic nie wspomniał
o innych małżonkach Chrobrego), nie ulega wątpliwości, że miał na
myśli Emnildę, z którą władca ten przeżył dwadzieścia kilka lat. Mimo
wyraźnej idealizacji, rozdział ten daje barwny i jak się wydaje zasadniczo
wiarygodny obraz „patriarchalnego" wymiaru sprawiedliwości przez
księcia „idealnego'', potrafiącego harmonijnie kojarzyć dwie, z pozoru
przeciwstawne, a przynajmniej trudne do pogodzenia cechy: sprawiedli-
wości i miłosierdzia. Choć dość obszerny, wart jest chyba przytoczenia.
Uprzednio była mowa o stosunku Chrobrego do „ubogich", teraz
kronikarz opowiada o jego stosunku do „możnych": Książąt zaś
swoich, komesów i dostojników kochał
jakby braci lub synów i za-
chowując własną godność, szanował ich jak mądry władca. Gdy się na
nich skarżono, nie dawał lekkomyślnie wiary, a potępionym przez prawo
łagodził litościwie wyrok. Nieraz bowiem żona jego, królowa, kobieta
mądra i roztropna, wielu wydanych na śmierć za przestępstwo wyrwała
z rąk pachołków, ocaliła od bezpośredniego niebezpieczeństwa śmierci
i w więzieniu, pod strażą zachowywała ich miłosiernie przy życiu,
niekiedy bez wiedzy króla, a kiedy indziej za jego milczącą zgodą. Miał
zaś król dwunastu przyjaciół i doradców 1, z którymi, oraz ich żonami,

1 Czyżby refleks tradycji legendy o Karolu Wielkim lub rycerzach okrągłego stołu

króla Artura? Zob. jednak komentarz do polskiej edycji kroniki Anonima Galla,
w którym przypomniano opinię Stanisława Smolki, dopuszczającego wiarygodność
tradycji o 12 doradcach Chrobrego.

219
wielokrotnie, zbywszy się trosk i planów, lubił ucztować i posilać się;
z nimi też poufalej prowadził tajne narady w sprawach królestwa. Gdy
tak wspólnie ucztowali i weselili się, a mówiąc o tym i owym wspomnieli
przypadkiem owych skazanych z racji ich rodu, król Bolesław ubolewał
nad ich śmiercią ze względu na zacność ich rodziców i wyrażał żal, że ich
rozkazał stracić. Wtedy czcigodna królowa, ręką głaskając pieszczotliwie
zacną pierś króla, zapytywała go, czy sprawiłoby mu to przyjemność,
gdyby przypadkiem jakiś święty wskrzesił ich z grobu. Król odpowiadał
jej, że nie ma nic tak kosztownego, czego by nie dał, gdyby ktoś mógł ich
z tamtego świata do życia przywołać, a ród ich uwolnić od plamy
bezecności. Słysząc to mądra i wierna królowa, oskarżała się jako winna
i świadoma pobożnego podstępu, i wraz z dwunastu przyjaciółmi i ich
żonami padała do nóg królowi, prosząc o przebaczenie winy własnej
i skazańców. Król łaskawie ją obejmując i całując, rękoma podnosił
z ziemi i pochwalał jej cnotliwy podstęp, a raczej dzieło miłosierdzia.
I tejże samej godziny posyłano po owych więźniów zachowanych przy
życiu dzięki mądrości kobiecej, z odpowiednio licznym pocztem koni
i naznaczono jadącym termin powrotu. Wtedy to rosła w zebranym gronie
wszelaka radość, skoro [pokazywało się] jak roztropnie królowa dba
o cześć króla i pożytek królestwa, król zaś wysłuchiwał wraz z radą
przyjaciół jej próśb.
Opowiadanie to od dawna przyciągało uwagę badaczy i pisarzy 2•
Motyw skazańca, ocalonego przez żonę lub córkę króla i prze-
chowanego w ukryciu aż do chwili odzyskania łaski królewskiej,
wywodzi się jeszcze ze starożytności i w średniowieczu był dość
popularny. Patrząc trzeźwo, trudno byłoby uznać, by takie po-
stępowanie, nawet najbardziej ukochanej żony, mogło na dłuższą metę
wzbudzać entuzjazm monarchy i być częściej przezeń aprobowane. Nie
można jednak wykluczać takich przypadków, że książę brał jak gdyby
udział w swoistej grze: wprawdzie „wypadało" mu w danej chwili
wydać surowy wyrok i nie mógł otwarcie jego zmienić - wtedy
interwencja żony i doradców we właściwej chwili i w dobrany sposób
mogła odpowiadać mu i pozwalała wycofać się przy „zachowaniu
twarzy". Dotyczyć to mogło, choć nie tylko, na przykład wyroków
wydanych w chwilowym uniesieniu czy gniewie, jeżeli sam monarcha
z czasem bądź wskutek perswazji otoczenia skłonny był skorygować
2 Na tym motywie została oparta powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego, Bracia
Zmartwychwstańcy.

220
nadmiar surowości.Wreszcie zmienne konstelacje polityczne lub ich
niepewność mogły niekiedy skłaniać do unikania sytuacji niemoż­
liwych do naprawienia. W związku z tym warto przypomnieć, jak to
współczesnemu Bolesławowi, Henrykowi Il, opinia publiczna we
własnym kraju, a przynajmniej jej część, zarzucała nadmierną suro-
wość i brak miłosierdzia wobec przeciwników (zob. wyżej, s. 105).
Dowiadujemy się, że wobec w taki „podstępny" sposób przy-
wróconych do życia i łaski Chrobry stosował szczególnego rodzaju
rytuał „oczyszczający": Skoro zaś przybyli ci, po których posłano, nie od
razu byli stawiani przed oblicze królewskie, lecz najpierw przed królową,
która karciła ich [na przemian] słowami surowymi i łagodnymi, po czym
prowadzono ich do łaźni królewskiej. Tam ich król Bolesław we wspólnej
kąpieli chłostał jak ojciec dzieci, wspominał i wychwalał ich ród, mówiąc:
„ Wam właśnie, wam, potomkom takiego, tak znakomitego rodu, nie
godziło się popełniać takich występków!" Starszych pomiędzy nimi
słowami tylko karcił, i sam, i za pośrednictwem innych, do młodszych zaś
ze słowami stosował i rózgi. A tak po ojcowsku napomniawszy, przy-
odziewał ich w stroje królewskie, dawał podarunki i zlewał na nich
zaszczyty, po czym pozwalał im z radością udać się do domu. Takim oto
okazywał się Bolesław wobec ludu oraz dostojników i tak rozumnie
skłaniał wszystkich swoich poddanych, by się go bali i kochali zarazem
- zakończył Gall Anonim tę opowieść.
W krótkim rozdziale 14 rozprawia kronikarz o wspaniałości stołu
i o szczodrobliwości Bolesława. Treść tej części opowiadania jest dość
banalna: w każdy dzień powszedni kazał ponoć wystawiać ucztę na 40
stołach głównych, nie licząc pomniejszych, przy czym kronikarz uznał
za stosowne zaznaczyć, że wystawiał wszystko z własnych zasobów.
Na zaopatrzenie stołu królewskiego pracowało wielu ptaszników
i łowców, starających się o odpowiednie i urozmaicone dostawy mięsa
zwierząt i ptactwa.
W rozdziale 15, O rządzie grodów i miast przez Bolesława w jego
królestwie, pisze Gall dość obszernie o zapobiegliwości i przezorności
monarchy: Nieraz wielki Bolesław, zajęty ubezpieczaniem granic kraju
od wrogów, gdy go się włodarze jego i namiestnicy zapytywali, co ma się
stać z szatami, przygotowanymi na święta doroczne, co z żywnością
i napojami w poszczególnych miastach, zwykł był im odpowiadać pewnym
mądrym zdaniem [odpowiednim] na przykład dla potomnych, w te
mianowicie słowa: „Za korzystniejsze i chlubniejsze dla siebie uważam

221
ustrzec tutaj kurczę przed nieprzyjacielem, niż w tamtym lub owym
mieście bezczynnie biesiadować, a wpuścić szydzących ze mnie wrogów
moich w granice. Albowiem kurczę stracić przez dzielność wroga uważam
za stratę nie kurczęcia, lecz grodu lub miasta". I przywołując spośród
swych powierników, kogo chciał, wysyłał jednego do takiego miasta lub
zamku, a drugiego gdzie indziej, aby tam jako jego namiestnicy miastom
i zamkom urządzali biesiady, a jego wiernym poddanym rozdzielali szaty
i inne dary królewskie, które król zwykł rozdawać. Dla takich to słów
i czynów wszyscy podziwiali roztropność i zalety tak znakomitego męża,
mówiąc wzajem do siebie: „Oto jest istotnie ojciec ojczyzny, oto obrońca,
oto jest pan; nie marnotrawca cudzego mienia, lecz zacny rzeczy
pospolitej włodarz, który krzywdę, wyrządzoną wieśniakowi gwałtem
przez nieprzyjaciół, uważa za godną porównania ze stratą zamku lub
miasta!"
Zanim w rozdziale 16 przeszedł kronikarz do zapowiedzianej
w jego tytule żałosnej śmierci sławnego Bolesława, przedstawił jeszcze
jedną ważną zaletę tego władcy: A jednak choć król Bolesław opływał
w tyle niezmiernych bogactw i tylu miał zacnych rycerzy, jak wyżej
powiedziano, więcej niż jakikolwiek inny król, żalił się przecie zawsze, że
właśnie samych rycerzy mu tylko brakuje. I którykolwiek zacny przybysz
znalazł u niego uznanie w służbie rycerskiej, uchodził już nie za rycerza,
lecz za syna królewskiego; i jeśli kiedy o którymkolwiek z nich - jak to
się trafia - król posłyszał, że nie wiedzie mu się w koniach lub
w czymkolwiek innym, wtedy w nieskończoność obsypywał go darami
i mawiał żartobliwie do otaczających go: „Gdybym mógł tak samo
bogactwami ocalić tego zacnego rycerza od śmierci, jak mogę jego
nieszczęście i niedostatek zaspokoić moimi zasobami, to samą chciwą
śmierć obładowałbym bogactwami, ażeby zatrzymać w służbie rycerskiej
takiego zucha!"
Oczywiście, nie mogło zabraknąć w wizerunku wzorowego monar-
chy starań i zasług na rzecz Kościoła i jego ludzi, oraz - ogólniej - dla
rozkrzewienia i umocnienia wiary chrześcijańskiej. Tych nie odmawiał
- pozwalamy sobie na dygresję - Chrobremu na wet taki jego wróg, jak
biskup-kronikarz Thietmar z Merseburga, choć pisał o nich niechętnie.
Pamiętamy zapewne odnotowaną przezeń opiekę Bolesława nad misją
św. Wojciecha i wykupienie zwłok męczennika, utworzenie polskiej
prowincji kościelnej i biskupstw w 1000 r. (choć przedstawia to
jednostronnie, jako czyn wyłącznie Ottona III). W innym miejscu

222
(VI,92) jakby ze zdziwieniem konstatuje, jak to pośród tylu zdrożności
Bolesław zastanawiał się, ba - wręcz badał (choć, jak się domyślamy,
zapewne nie umiał sam czytać i pisać) opierając się na „kanonach"
swoje grzeszne postępowanie i sposób odpokutowania za „zbrodnie".
Wreszcie w ostatniej księdze swojej kroniki, przy okazji ślubu Chrob-
rego z Odą (1018), podał ciekawe informacje o obyczajach panujących
w jego państwie oraz o metodach, przy pomocy których Chrobry
usiłował wprowadzić w życie niektóre przynajmniej nakazy Kościoła.
W państwie jej [Ody] małżonka panuje dużo różnych zwyczajów,
a choć są one straszne, to jednak niekiedy zasługują na pochwałę. Lud
jego bowiem wymaga pilnowania na podobieństwo bydła i bata na
podobieństwo upartego osła; również nie da rządzić sobą w interesie
władcy, jeżeli ten nie stosuje kar surowych. Jeśli kto spośród tego ludu
ośmieli się uwieść cudzą żonę lub uprawiać rozpustę, spotyka go
natychmiast następująca kara: prowadzi go się na most targowy
i przymocowuje doń, wbijając gwóźdź poprzez mosznę z jądrami.
Następnie umieszcza się obok ostry nóż i pozostawia mu się trudny
wybór: albo tam umrzeć, albo obciąć ową część ciała. Jeżeli stwierdzono,
iż ktoś jadł po siedemdziesiątnicy mięso, karano go surowo przez
wyłamanie zębów. Prawo Boże bowiem, świeżo w tym kraju wprowadzo-
ne, większej nabiera mocy przez taki przymus, niż przez post ustanowio-
ny przez biskupów (VIII,2) 3•
Rex christianissimus (królem [!] najbardziej chrześcijańskim) na-
zwał pochlebnie Bolesława Chrobrego kronikarz arcybiskupstwa ham-
burskiego z drugiej połowy XI w. Adam z Bremy (li, schol. 24 [25]),
w kontekście skandynawskiego związku siostry Chrobrego, dodając,
że wskutek sojuszu polsko-szwedzkiego Duńczycy wystawieni zostali

3 Przy okazji Thietmar stwierdził (VIIl,3), że za czasów pogańskich jego ojca

[Mieszka I], po pogrzebie każdego męża, którego palono na stosie, obcinano głowę jego
żonie i w ten sposób dzieliła ona jego los po śmierci. A jeśli znaleziono nierządnicę jakową,
obcinano jej srom, by ją w ten szpetny i okrutny sposób pokarać, następnie zaś - jeśli godzi
się o tym mówić - wieszano ów wstydliwy okrawek nad drzwiami domu, by uderzając
w oczy każdego wchodzącego, do opamiętania na przyszłość go przywiódł oraz ostrożności.
Tutaj biskup-kronikarz dał upust moralizatorstwu, przeciwstawiając okrutny, lecz jak
mniemał sprawiedliwy, zwyczaj pogańskich Polan (który w dodatku znajduje uzasad-
nienie w prawie Bożym i niemieckim prawie zwyczajowym: Prawo Boże nakazywało
kamienować za to, a obyczaj naszych przodków żąda obcięcia głowy takim niewiastom),
wyuzdaniu obyczajowemu swoich czasów i jego bezkarności - częsty motyw podobnych
tyrad moralizatorskich.

223
na wspólne ataki „Słowian" i Szwedów, oraz że Bolesław podporząd­
kował sobie w sojuszu z Ottonem III całą „Słowiańszczyznę" (Sclavi-
niam), Ruś i Prusy (gdzie poniósł śmierć św. Wojciech, którego relikwie
Bolesław sprowadził do Polski).
Zgoła inaczej niż u Thietmara jawi się portret Bolesława - protek-
tora wiary chrześcijańskiej i Kościoła w opinii Anonima Galla (I,11):
Król Bolesław tak wielką gorliwość okazywał około służby Bożej, a to
w budowaniu kościołów, ustanawianiu biskupstw i nadawaniu beneficjów,
że za jego czasów Polska miała dwóch metropolitów wraz z podległymi
im sufraganami. Jest to, jak może pamiętamy (bo kilkakrotnie już do
tej sprawy nawiązywaliśmy w tekście niniejszej książki), jedna z więk­
szych, trudnych do rozwiązania zagadek panowania Chrobrego w kro-
nice Galla. O jakich dwóch metropoli(t)ach w Polsce przełomu
X i XI w. może tu być mowa? Oczywiście, jedną z nich musi być
metropolia gnieźnieńska, założona w 1000 r., ale drugą?
Wiele już atramentu i farby drukarskiej zużyto w tej sprawie,
a nazwiska uczonych, którzy usiłowali tę zagadkę wyjaśnić, od
Władysława Abrahama pod koniec XIX w. po Gerarda Labudę
i Tadeusza Wasilewskiego pod koniec XX w., tworzą niemałą i świetną
plejadę. Za daleko zaprowadziłaby nas chęć dokładnego zreferowania
stanu dyskusji. Wspomnę więc jedynie, że próbowano w tej tajem-
niczej, nigdzie poza tym nie potwierdzonej w sposób wyraźny w źród­
łach „drugiej" metropolii, doszukiwać się starszej, słowiańskiej met-
ropolii w Polsce południowej, a przynajmniej jakiegoś (krakowskiego?)
biskupstwa, podległego może obcej metropolii tego obrządku. Inni
sądzili, że kronikarz miał na myśli rzeczywistą lub planowaną me-
tropolię „wschodniopolską'', przeznaczoną dla Brunona z Kwerfurtu,
który w niektórych źródłach występuje jako arcybiskup, działał na
wschodnim, nie objętym przez metropolię gnieźnieńską, pograniczu
Polski Chrobrego, a poza tym - rzecz charakterystyczna - w swoich
pismach ani razu nie wspomniał o istnieniu metropolii gnieźnieńskiej,
co istotnie daje do myślenia.
Nie jest wykluczona i taka ewentualność, że Gall wiedząc o pobycie
w Polsce[ ... ] św. Brunona z Kwerfurtu, wysnuł stąd na własny rachunek
domysł o dwu metropolitach polskich (tak w komentarzu M. Plezi do
polskiego wydania kroniki Anonima). Ponieważ od 973 do 1000 r.
Polska południowa należała - poprzez diecezję praską - do metropolii
mogunckiej, mógł Gall właśnie metropolitę mogunckiego uważać za

224
drugiego metropolitę w Polsce. Jest to, jak wynika z samej treści
przytoczonej notatki Galla, równie mało prawdopodobne, jak teza
Gerarda Labudy, który myślał o metropolicie magdeburskim, które-
mu od chyba 1004 r. podlegał przez kilka lat biskup poznański Unger.
Ostatnią znaną mi, bardzo pomysłową próbę rozwiązania zagadki
drugiej metropolii w Polsce czasów Chrobrego przedstawił Tadeusz
Wojciechowski, mający na myśli domniemaną efemeryczną próbę
Bolesława założenia metropolii w Pradze w krótkim okresie swego
tam panowania (zob. wyżej, s. 82 i nast.). Jak z tego krótkiego
i dalekiego od kompletności zestawienia wynika, zagadka postawiona
przez Galla Anonima nie może nadal uchodzić za rozwiązaną.
Wracamy do tekstu 11 rozdziału dzieła Galla: W stosunku do nich
[metropolitów i biskupów] we wszystkim i w każdej sprawie tyle
okazywał życzliwości i posłuszeństwa, że jeśli przypadkiem ktoś z dostoj-
ników wszczynał spór sądowy z którymkolwiek z duchownych lub
biskupów, albo jeżeli coś z własności kościelnej sobie przywłaszczał,
wtedy [król] sam wszystkim nakazywał ręką milczenie i jak opiekun
i obrońca brał w obronę sprawę biskupów i Kościoła. Ilekroć zaś
zwyciężał [mieszkające] wokoło barbarzyńskie i pogańskie ludy, nie
zmuszał ich do płacenia pieniężnej daniny, lecz do przyjęcia prawdziwej
wiary. Ponadto własnym kosztem wznosił tam kościoły i ustanawiał
u pogan z całą okazałością biskupów i księży ze wszystkim, co do tego
potrzebne według przepisów kanonicznych.
Za najważniejsze cnoty Bolesława Chrobrego Gall Anonim uznał
trzy: sprawiedliwość, bezstronność i pobożność; dzięki nim polski
władca wzniósł się na szczyty wielkości. Sprawiedliwością - ponieważ
bez względu na osobę rozstrzygał sprawę w sądzie; bezstronnością
- ponieważ dostojników i cały lud roztropnie miłował; pobożnością
- ponieważ Chrystusa i Jego oblubienicę [Kościół] czcił wszelkimi
sposobami.
Czy potrafimy wyjść poza dane najstarszego kronikarza polskiego
i uzupełnić bądź skorygować powyższy pean pochwalny na cześć
Chrobrego?
Późniejsze od Galla źródła polskie (tym bardziej zaś obce) okazują
się mało przydatne, gdyż niemal wyłącznie mogły się oprzeć na jego
kronice, a coraz bardziej oddalając się w czasie od panowania
Chrobrego, obrastały w elementy legendarne. Pamiętać należy, że
walki wewnętrzne w Polsce, rewolucja pogańska i niszczący najazd

15 Bolesław Chrobry 225


czeski pod koniec lat trzydziestych XI w., zatarły w znacznym
stopniu pamięć o tym, co było przedtem. Nie znaczy to, że później­
sze przekazy kronikarskie i inne o Chrobrym nie są interesujące;
przeciwnie - są, nawet bardzo, ale ich wartość dotyczy czegoś
innego: nie „prawdziwych", realnych dziejów Chrobrego i jego Pol-
ski, lecz tradycji o nich, opinii, sądów i stereotypów. Miejsce na
rozpatrzenie niektórych z nich będzie w ostatnim rozdziale tej ksią­
żki, w której przyjrzymy się „pośmiertnym dziejom" Bolesława
Chrobrego.
Do wyjątków należą niektóre wiadomości przekazane w Kronice
wielkopolskiej, dziele powstałym zapewne w XIV w. w kręgu poznań­
skiej kapituły katedralnej, możliwie że opartym na wzorze z końca
XIII w. Świadomie rezygnując z dokładniejszego przedstawienia
panowania tego władcy (Nie wydaje mi się rzeczą konieczną pisanie
o jego podziwu godnych czynach, skoro w Kronice Wincentego znajduje
się dość obszerny opis wspaniałej rzetelności jego cnót 4), uznał nieznany
kronikarz wielkopolski za wskazane uzupełnić obraz o kilka spraw.
Dowiadujemy się najpierw, iż Chrobry założył sześć kościołów kated-
ralnych, a mianowicie poznański, najpierw zbudowany, gdzie spoczywa
pochowany na środku kościoła; gnieźnieński, potem mazowiecki, który
teraz nazywa się płockim, krakowski, wrocławski i lubuski; kujawski zaś,
który nazywa się władysławskim [włocławskim], zbudował po nim syn
jego Mieszko; założył też, wyposażył i zbudował wiele klasztorów.
Wiadomość jest częściowo błędna, gdyż kościół poznański został
najpewniej wzniesiony już przez Mieszka I, diecezja płocka powstała
dopiero w drugiej połowie XI w., a lubuska około 1124 r. Kwestia
założenia biskupstwa kujawskiego z siedzibą w Kruszwicy za panowa-
nia Mieszka II jest sporna; od połowy XII w. biskupstwo to istniało we
Włocławku. O biskupstwie kołobrzeskim, zapewne ze względu na jego
efemeryczność, kronikarz nie wspomniał. Co do klasztorów, informa-
cja zawiera zapewne prawdziwy rdzeń, choć słowo „wiele" byłoby tu
pewnie przesadą; na dobrą sprawę wiemy na pewno jedynie o klasz-
torze w Międzyrzeczu, ale to już zapewne wina ułamkowej podstawy
źródłowej.

4 Do opinii mistrza Wincentego Kadłubka o Chrobrym, opartej na Gallu, lecz

w pewnych detalach (choć raczej nie w warstwie faktograficznej) odbiegającej od niego,


powrócimy pokrótce, zgodnie z tym co podałem przed chwilą, w ostatnim rozdziale tej
książki.

226
Druga „nowa" wiadomość Kroniki wielkopolskiej dotyczy zupeł­
nie innej sprawy: On zapewne, jak podają, ustanowił w Polsce pewną
daninę, która nazywa się stróża, tak że każdy co roku od pługa czy
radła oddawał do spichrza królewskiego jedną miarę pszenicy oraz
owsa, wyjąwszy tylko tych, którzy walczyli w obronie państwa. Ta zaś
danina zbóż dlatego nazywała się stróżą, że pobierano ją na użytek
ludzi pełniących straż w grodach położonych zwłaszcza na krańcach
królestwa. Wiadomość ta, bardzo konkretna, występująca tylko
w Kronice wielkopolskiej, sprawia wrażenie wiarygodnej, choć sto-
pień jej wiarygodności jest różnie oceniany w nauce. Instytucja
stróży jest dość dobrze znana w Polsce średniowiecznej i ma liczne
analogie poza nią. Prawdopodobnie polegała ona początkowo na
obowiązku dostarczania uzbrojonych ludzi do strzeżenia w okreś­
lonym czasie grodów 5• Ciążył on na całej wolnej ludności, później
został przerzucony na ludność chłopską (o wyłączeniu z niego
rycerstwa mówi także Kronika wielkopolska). Bolesław Chrobry miał
zatem dokonać reluicji stróży „osobistej" na rzeczową - określoną
daninę; z późniejszych wzmianek dokumentowych zdaje się wynikać,
że przypadała ona głównie kasztelanom, jako reprezentantom wła­
dzy państwowej.
Wzmianka o stróży skłoniła jednak kronikarza wielkopolskiego do
napisania paru zdań o zdobyczach Chrobrego. Rozszerzył Gallowe
opowiadanie o słupach granicznych Chrobrego w Sali na inne granice:
Wyznaczył granice Polski w Kijowie, który jest stolicą Rusi, na Cisie
i Dunaju, rzekach Węgier i Karyntii, oraz na Soławie [Sali], rzece
płynącej w stronę Turyngii i Morza Północnego [!],dzielnie odzyskując
granice utracone przez jego przodków 6 zbudował bardzo wiele grodów na
kresach swego państwa dla ochrony swoich obszarów i dla skutecznego
opierania się swoim wrogom, i to szczególnie na brzegach Soławy i Łaby;
poza tą Łabą, w kierunku Westfalii zbudował pewien gród nazwany
Brzemię [Brema], któremu od tego nadał taką nazwę, że dźwigał on cale
5 Przypomina się wspominana przez Thietmara analogiczna służba spełniana

turnusowo przez feudałów saskich (także biskupów) w grodach na pograniczu słowiańs­


kim.
6 Kronikarz nawiązuje do swoich wcześniejszych dywagacji na temat odpadnięcia

od legendarnego dawnego imperium polskiego potomków naczelników panujących


w krajach połabskich i pomorskich i zamordowanych przez Popiela (Pompiliusza II),
którzy nie uznali wyboru Piasta na króla i dopiero „Wielki Bolesław", czyli Chrobry,
przywrócił ich do ponownej jedności z Polską.

227
brzemię jego ziem, powściągając nieprzyjaciół i broniąc jego ludzi od
krzywd. Brzemieniem bowiem nazywa się w języku pospolitym [czyli:
polskim] ciężar lub waga. Oczywiście, wiadomość o Bremie jako
grodzie zbudowanym przez Bolesława Chrobrego jest fantastyczna;
tak daleko na zachód nie sięgnęło nigdy panowanie Chrobrego ani
osadnictwo słowiańskie.
Następna wiadomość dotyczy Szczerbca. Miał on [Bolesław Chro-
bry] również otrzymać od anioła miecz, którym z pomocą Boga
zwyciężał wszystkich swoich przeciwników. Ten miecz aż do dziś
przechowuje się w skarbcu kościoła krakowskiego. Królowie polscy
wyruszając na wojny mieli zwyczaj nosić go i zawsze z nim tryumfowali
nad wrogami. A nieco dalej, w tym samym rozdziale: ffipomniany zaś
miecz króla Bolesława, dany mu przez anioła, nazywa się Szczerbiec
dlatego, że na wezwanie anioła, przybywszy na Ruś, pierwszy uderzył
nim w Złotą Bramę, która zamykała gród kijowski na Rusi. Od tego
uderzenia miecz poniósł niewielką stratę, która w polskim zwie się
szczerba, i stąd nazwa Szczerbiec. Widzimy, jak na podstawie lakonicz-
nej informacji Anonima Galla o uderzeniu mieczem w Złotą Bramę
tworzy się legenda Szczerbca. Później nazwa i tradycja Szczerbca
została przeniesiona na miecz koronacyjny królów polskich, który do
dziś przechowywany jest na Wawelu, nie ma jednak na nim naturalnie
żadnej szczerby, bo też jest to miecz paradny, a nie bojowy.
Kronika wielkopolska po raz pierwszy podaje też miejsce pochówku
Chrobrego: Umarł zaś w roku Pańskim 1026 [powinno być: 1025]
w grodzie poznańskim i tam spoczywa, pochowany na środku katedry.
Wartość źródłowa tego świadectwa jest jednak niepewna, gdyż nie
można wykluczyć, że do tego wniosku doprowadziła nieznanego
autora inskrypcja znajdująca się na nagrobku Chrobrego w katedrze
poznańskiej, o którym wspomina w przytoczonym zdaniu. Czas
powstania tego zabytku oraz jego wiarygodność są ciągle dyskusyjne
(zob. niżej, s. 260).

2. Umocnienie i konsolidacja Polski za Chrobrego


Jeżeli możemy się poważyć na dalsze rozważania na temat dziejo-
wej roli pierwszego króla Polski, zawdzięczamy to przede wszystkim
archeologii. Prowadzone od wielu dziesięcioleci, stosunkowo zaś

228
niedawno w sposób w pełni nowoczesny i kompleksowy, badania na
cmentarzyskach tej doby, na grodziskach (czyli tym, co pozostało
z dawnych grodów) i osadach otwartych (wiejskich i miejskich),
wyjaśniły już niejedno, a zarazem - tak to już bywa w nauce
- postawiły przed uczonymi kolejne nowe zagadki. W naturze danych
archeologicznych jest jednak niepełna precyzja czasowa: rzadko kiedy
możliwe jest zupełnie dokładne datowanie odnajdywanych i badanych
obiektów. Jeżeli na przykład w jakimś grobie, w jakiejś chacie lub na
terenie jakiegoś dawnego grodu odkryje się monety (które dają się na
ogół w miarę ściśle datować), to - oczywiście pod warunkiem, że nikt
ich tam później nie umieścił - na ich podstawie można ustalić
przybliżoną chronologię całego obiektu. Metody techniczne nie zawsze
są przydatne w badaniach nad obiektami średniowiecznymi; dotyczy
to zwłaszcza słynnej, ale obarczonej zbyt dużym jak na te czasy
marginesem błędu, metody węgla radioaktywnego 14C, zresztą za jej
pomocą można określać chronologię jedynie przedmiotów pochodze-
nia organicznego (drewno, skóra, kość). Tam, gdzie dobrze zachowały
się większe fragmenty wykonane z drewna (np. konstrukcje wałów
grodowych, mostów czy słupów domów mieszkalnych), można stoso-
wać nie mniej słynną i pozwalającą datować z dokładnością jednego
roku metodę dendrochronologiczną, polegającą na analizie przyrostu
słojów drzewnych. Metoda ta dostarczyła już wielu pewnych dat dla
okresu wczesnośredniowiecznego i w niej trzeba pokładać wielkie
nadzieje na przyszłość.
Niekiedy, niezbyt często, istnieje możliwość koordynowania da-
nych archeologii z danymi kronik i innych źródeł pisanych, jest to
sytuacja bardzo dla historyka i archeologa pomyślna. Z taką sytuacją
mamy np. do czynienia wtedy, gdy archeolodzy stwierdzają na
grodziskach północnych Moraw z początku XI w. określone wpływy
polskie - oczywiście, nietrudno je powiązać z ćwierćwieczem rządów
polskich na tym obszarze po 1003 r. (zob. s. 110). Inny, ale bardziej
kontrowersyjny przykład, to wspomniane w niniejszej książce (zob.
s. 182) cmentarzysko w Lutomiersku koło Łodzi, które można łączyć
albo z pobytem drużyny pokonanego na Rusi zięcia Chrobrego
- kijowskiego Światopełka, albo przynajmniej z jakimiś rusko-wares-
kimi najemnikami w służbie polskiego władcy.
To jednak, powtórzmy, rzadkie i nietypowe przykłady. Na ogół tak
dokładnie obserwacji archeologicznych datować nie można. Wypływa

229
stąd i taki wniosek, że bardzo trudno z masy informacji archeologicz-
nych wyodrębnić te, które na pewno można by odnieść do czasów
Chrobrego, od tych, które mogą równie dobrze odnosić się - powiedz-
my - do czasów jego poprzednika bądź - następcy.
Ale może ta trudność wynika nie tylko z ułomności danych
archeologii, lecz także z samej istoty rzeczy. W nauce bowiem coraz
bardziej toruje sobie drogę przekonanie, że dzieło trzech pierwszych
naszych „historycznych" władców stanowiło pewną jedność, nie moż­
na i nie należy za wszelką cenę rozdzielać tego, co „Mieszkowe'', od
tego, co „Bolesławowe" i potem znowu „Mieszkowe". W dodatku
- teoretycznie rzecz biorąc - trzeba by jeszcze uzupełnić obraz o to, co
„przedmieszkowe", to znaczy co zostało przygotowane przez półlegen­
darnych przodków Mieszka I - Siemomysła, Lestka i Siemowita.
W praktyce jest to niemożliwe.
To jednak, co w zwięzłej syntezie dziejów Polski może by wystar-
czyło, nie może zadowolić w książce, której przedmiotem jest Bolesław
Chrobry. Dlatego, przypominając zastrzeżenia poczynione we wstępie
o niemożności napisania dla tych czasów pełnej biografii, musimy
jednak spróbować - na ile to okaże się możliwe - uchwycić niektóre
przynajmniej ślady czynu i myśli Bolesława Chrobrego, jakie mniej lub
bardziej hipotetycznie można odczytać dzięki zdobyczom nowoczesnej
nauki historycznej i archeologii.
Henryk Łowmiański w swych monumentalnych Początkach Polski
zaproponował następującą rekonstrukcję zasadniczych etapów kształ­
towania się państwa pol(ań)skiego: Siemowit, pierwszy z rodu, który
prawdopodobnie pod koniec IX w. przechwycił władzę w Gnieźnie,
władał zapewne całym obszarem Polan, których centrum znajdowało
się w dorzeczu środkowej Warty, ale którzy zajmowali już wtedy całą
późniejszą Wielkopolskę (niewykluczone zresztą, że obszar ten nowa
dynastia odziedziczyła po swoich poprzednikach, „Popielidach"). Syn
Siemowita, Lestek, który w interpretacji Łowmiańskiego wyrósł na
największego zdobywcę w historii Piastów, dokonał większości dzieła
zjednoczeniowego plemion wschodniolechickich (polskich), jednocząc
w swoim ręku oprócz terytorium Polan: kraj Goplan (Kujawy,
a szerzej - Polskę środkową), Mazowsze i kraj Lędzian 7• Oznacza to,
że ekspansja Polan za panowania Lestka kierowała się na wschód
7 Zob. jednak wyżej (s. 161), gdzie opisano inną koncepcję politycznej przynależno­
ści kraju Lędzian w X w.

230
i, jak to ujmuje Łowmiański, wyczerpała jużwszelkie realnie wówczas
istniejące możliwości w tym kierunku, jako że dotarła do granic ludów
wschodniosłowiańskich (nielechickich). Wobec tego syn Lestka, Sie-
momysł, skierował dalszą ekspansję na północ - na Pomorze, przyłą­
czając przynajmniej część tej krainy (Pomorze wschodnie?).
Mieszko I, obejmując rządy około 960 r. po Siemomyśle, miał pod
swoim panowaniem prawie dwie trzecie terytorium zajmowanego
przez plemiona wschodniolechickie (polskie). Jego dorobkiem jest
podbój lub zakończenie podboju Pomorza (we wczesnej fazie jego
rządów), a poprzez przyłączenie Małopolski i Śląska w ostatnich
latach panowania - zakończenie procesu jednoczenia plemion pol-
skich w jednym państwie. To dziedzictwo przejął, niezupełnie zgodnie
z wolą ojcowską, w 992 r. lub wkrótce potem Bolesław Chrobry.
Wiemy, że jego zdobycze wykraczające poza obszar ojcowski okazały
się nietrwałe: Czechy, Łużyce i kraj Milczan (Milsko), Morawy,
Słowacja, Grody Czerwieńskie. Wcześnie utracił natomiast Pomorze.
W sensie przestrzennym zatem trudno uznać panowanie Chrob-
rego za tak owocne, jak jego ojca i dalszych przodków. Aspekt
przestrzenny nie jest jednak jedynym kryterium skuteczności rządów,
a może nawet nie najważniejszym. Ważniejsza od powiększania
obszaru państwa za wszelką cenę była działalność zmierzająca do
konsolidacji młodego polańskiego tworu politycznego. W tym zakresie
znaczenia panowania Bolesława Chrobrego nie sposób, jak się wydaje,
przecenić.
Przy całym uznaniu dla mądrości politycznej i dzieła życia Miesz-
ka I, słuszny wydaje się pogląd, że ziemie pozostające pod jego
panowaniem aż po jego kres nie tworzyły organicznej jedności,
przeciwnie - stanowiły konglomerat, zlepek terytoriów w różnym
czasie i w różny sposób, często bardzo luźny, połączonych w jedno.
Wielokrotnie wymieniany i omawiany w niniejszej książce regest
dokumentu Dagome iudex jest tu nieocenionym świadkiem. Pamięta­
my: występuje w nim państwo gnieźnieńskie [civitas Schinesghe] ze
wszystkimi swoimi pertynencjami - ono właśnie stanowiło przedmiot
nadania na rzecz Stolicy Apostolskiej, ale bez Pomorza i bez Krako-
wa, które wprawdzie również należały do organizacji politycznej
dzierżonej przez Mieszka I, ale znajdowały się w luźniejszym związku
z gnieźnieńską „centralą" i były zarządzane przez osobnych władców
(bądź, w przypadku Pomorza, były przeznaczone dla nich). Oznacza

231
to, jeżeli taka interpretacja spornego dokumentu jest poprawna, że
pod koniec panowania Mieszka I ziemie jemu podległe miały jak
gdyby trójstopniową hierarchię. Rdzeniem było „państwo gnieźnień­
skie" - zapewne równoznaczne z terytorium plemiennym Polan.
Drugim stopniem były „pertynencje" „państwa gnieźnieńskiego", obej-
mujące prawdopodobnie Polskę środkową (kraj Goplan) i Mazowsze
(kraj Lędzian w Polsce południowo-wschodniej raczej z tego obszaru
wyłączamy) i być może część Śląska do górnej Odry. Natomiast
dopiero co do Polski przyłączone ziemie południowe (Małopolska
i dalsza część Śląska), prawdopodobnie także i północna (Pomorze),
wyłączone z aktu darowizny Mieszka i Ody, stanowiłyby trzecią strefę,
niejako „zewnętrzną", najsłabiej jeszcze zintegrowaną z resztą.
Niekwestionowaną zasługą Bolesława Chrobrego było właściwe,
choć oczywiście nie za wsze definitywne, zespolenie wszystkich podleg-
łych mu ziem w naprawdę jeden organizm polityczny, dla którego
około 1000 r., jak wiemy, pojawia się w źródłach nazwa „Polska"
(Polonia). Dokonało się to przede wszystkim poprzez nadanie mu
jednolitej struktury wewnętrznej, zatem poprzez objęcie poszczególnych
ziem jednolitym systemem grodowym. W tym czasie bowiem jedynie
system grodowy umożliwiał egzekwowanie rozmaitych danin i posług
prawa książęcego, bez czego z kolei państwo nie mogłoby istnieć.
Można jedynie mieć wątpliwości, czy tym jednolitym systemem
zostało za Chrobrego objęte Mazowsze, skoro według wszelkiego
prawdopodobieństwa pozostało ono jeszcze przez kilkadziesiąt lat
pozbawione własnej diecezji kościelnej. Tylko dalsze badania archeo-
logiczne mogą przynieść na to odpowiedź, ale osobiście uważam, że
niedorozwój czy opóźnienie w zakresie budowy struktur kościelnych
nie musi być bezwzględnym wyznacznikiem stopnia politycznej integ-
racji takiej czy innej dzielnicy w czasach Chrobrego, chociaż z drugiej
strony separatyzm mazowiecki, jaki doszedł do głosu po śmierci
Mieszka I w postaci tzw. buntu Miecława, mógłby chyba świadczyć za
względnie nikłym stopniem integracji.
W dziedzinie badań nad grodami wczesnośredniowiecznymi na
ziemiach polskich jesteśmy obecnie świadkami znacznych zmian
poglądów. Dokładniejsze analizy nakazują często odstąpić od daw-
niejszych poglądów, datujących początki poszczególnych założeń gro-
dowych na VIII i IX w., co w konsekwencji prowadziło wielu
uczonych do wniosku o znacznie wyprzedzającej w czasie panowanie

232
Mieszka I genezie państwowości polańskiej. Obecnie wskazana jest
ostrożność pod tym względem. Jak wykazała zwłaszcza Zofia Kur-
natowska, można i należy obecnie, mimo że stan badań nad wczes-
nymi grodami jest ciągle daleki od doskonałości (po pierwsze, są to
badania kosztowne i pracochłonne, po wtóre - cały czas musimy
pamiętać, że upływ czasu znacznie zmniejszył liczbę zachowanych
grodzisk, jakaś trudna do oszacowania ich liczba jest już zupełnie
nieuchwytna dla archeologów), wyodrębnić pod względem czasowym
kilka ich grup.
Grupa pierwsza to grody najwcześniejsze, funkcjonujące w społecz­
nościach plemiennych przed powstaniem państwa polańskiego. I ona
jest wewnętrznie zróżnicowana, niektóre grody do niej należące
powstały zapewne nie wcześniej niż w IX w. Wygląda na to, że pod
koniec VIII lub na początku IX w. rysuje się jakiś przełom w budownic-
twie grodowym, przynajmniej Wielkopolski; część dawnych ośrodków
grodowych upada, a nowe grody powstają nieraz w innych miejscach czy
regionach. Przyczyny tych zmian i translokacji uchylają się jeszcze od
wyjaśnienia.
Druga grupa to grody, które związać trzeba z okresem pierwszych
historycznych władców Polski. Ciekawe, że w tym czasie zanika
[ ... ] bogata sieć grodów w Wielkopolsce zachodniej i południowo-za­
chodniej i obserwuje się nasilenie budownictwa grodowego na obszarze
poznańska-gnieźnieńskim, ograniczonym kolanem Warty oraz linią Wełny
i Gopła. Liczne grody wczesnopiastowskie powstają także na południe
od Warty. W ogromnej większości (a wydaje się to szczególnie
wymowne) są to grody nowe, wcześniej nieistniejące. W świetle
dotychczasowych materiałów jako jedyne ośrodki grodowe sięgające
początkami IX w. bądź początków X w., a istniejące w czasach
formowania się państwa Mieszka I, można uznać grody w: Gnieźnie
[ ... ], Ostrowie Lednickim i Moraczewie leżącym nie opodal Jeziora
Lednickiego, zatem ośrodki zlokalizowane w samym centrum obszaru
gnieźnieńskiego [ ...]. Pobudowanie dalszych grodów tej grupy można,
według ostatniej oceny, dato_wać na czas około połowy X w., a są
to gród na Ostrowie Tumskim w Poznaniu, grupa grodów w dorzeczu
Wełny: Przysieka, Smuszewo, być może Łekno [ ...]; idąc dalej ku
wschodowi: przypuszczalnie Biskupin, nad Gopłem - Mietlica, a na
południu, nad Wartą - Spławie. Mimo - jak podkreślaliśmy - nie-
wystarczającego stanu badań, już rozmieszczenie tych kilku obiektów

233
-
26. Ostrów Lednicki - pozostałości tzw. budowli centralnej. Widok na
(rezydencję władcy?)
-
część mieszkalną

wskazuje wyraźnie na zależność od centrum gnieźnieńskiego, otaczają


one bowiem ze wszystkich stron mniej więcej w podobnej odległości (ok.
50-60 km) grupę grodów centralnych, co wskazuje już na dość planowe
umacnianie owego centrum.
Wreszcie trzecia grupa obejmuje grody powstałe najwcześniej
dopiero na przełomie X i XI w. lub w pierwszej połowie XI w.
W przeciwieństwie do grodów wzniesionych w 2 połowie X w., mają one
charakter nie tylko strategiczny, lecz również osadniczy. W niektórych
regionach można dostrzec znaczne ich zagęszczenie, co trudno tłuma­
czyć inaczej, niż planową akcją osiedleńczą. Być może, zanik grodów
w zachodniej i południowo-zachodniej Wielkopolsce, obserwowany
w okresie poprzednim, miał właśnie związek z przesiedlaniem tamtej-
szej ludności na obszary uznane widać przez pierwszych Piastów za
ważniejsze z punktu widzenia państwa (oczywiście, mogły w grę
wchodzić także inne względy, np. opór tamtejszej ludności wobec
książąt gnieźnieńskich). Zdaniem Kurnatowskiej, intensywnej koloni-
zacji i przyspieszonemu budownictwu grodowemu poddane zostały

234
wówczas obszary pogranicza wielkopolsko-śląskiego (dolina Baryczy,
Orli, Rowu Polskiego), wówczas wzniesiono przy ważnej przeprawie
przez Wartę gród w Śremie, powstały także grody w Kruszwicy
(tradycja o wyjątkowej pozycji Kruszwicy w okresie przedpiastowskim
została więc pozbawiona oparcia w archeologii), Żninie, Nakle, co
wskazuje na umacnianie szlaków w kierunku wschodnim i północ­
no-wschodnim. Przedłużeniem tych inwestycji wielkopolskich są liczne
grody z tego czasu stwierdzane w Ziemi Chełmińskiej i na północnym
Mazowszu, podczas gdy czasu powstania grodów śląskich i małopol­
skich nie da się jeszcze naukowo uchwycić 8 •
Spoza suchych, choć pasjonujących danych o przemianach w sieci
grodowej dostrzec należy żelazną wolę czynnika politycznego, czyli
księcia, oraz znaczne możliwości ludzkie i materiałowe, a także - rzecz
jasna - ogromny wysiłek organizacyjny, tym bardziej że inwestycje
grodowe drugiej i trzeciej grupy powstawały najczęściej „na surowym
korzeniu": grody były budowane od podstaw i w stosunkowo krótkim
czasie. Ktokolwiek widział, choćby na udanej rekonstrukcji, jak
wyglądał wał obronny takiego Gniezna czy Poznania, kilkunastome-
trowej grubości u podstawy, jak przemyślnie był skonstruowany, ten
bez trudu uwierzy w wyliczenia uczonych, ile tysięcy metrów sześcien­
nych drewna (nie zapominajmy, jakimi - w naszym pojęciu - prymity-
wnymi narzędziami pozyskiwanego) było na to potrzeba, ile „roboczo-
dni" wymagała budowa, jakiej organizacji i nadzoru, wreszcie łatwiej
zrozumie, dlaczego nieprzyjaciołom tak trudno było takie grody
zdobywać (Henryk II niejednokrotnie się o tym sam przekonał, np.
pod Niemczą).
Rozległe ślady spalenizny w wielu grodziskach pod późniejszą
zabudową świadczą wymownie o pożarach, niekiedy bez wątpienia
będącymi skutkiem oblężenia czy zdobycia, oraz o woli odbudowy
grodu. Są jednak także grody spalone, które nie zostały z takich czy
innych względów odbudowane lub zostały porzucone. Są i takie
porzucone grody, na których brak śladów ognia czy walk; te zatem
musiały zostać porzucone z innych względów, Jctórych możemy co
najwyżej się domyślać. Może były władcy niepotrzebne, może zbyt

8 Powyższy wywód za Z. Kurnatowską, Z badań nad przemianami organizacji

terytorialnej w państwie pierwszych Piastów, „Studia Lednickie" 2 (1991), s. 11-22.


W innych pracach tej autorki (niektóre podaję w wykazie pod koniec książki) dalsze
ważne obserwacje i informacje.

235
słabe lub zbyt odległe od nowych centrów
władzy i nie opłacało się ich
rozbudowywać, może związane były z miejscowymi władcami, miej-
scowymi odrębnościami, które władcy piastowscy zamierzali okiełznać
i przełamać? Niestety, pasjonujących tych zagadnień nie da się
zapewne nigdy wyjaśnić. Historia doby wczesnopiastowskiej bez
wątpienia była bez porównania bogatsza, niż jawi się nam w świetle
źródeł.
A przecież nie wykorzystaliśmy jeszcze wszystkich możliwości,
jakie w źródłach się ukrywają. Bolesław Chrobry miał w zanadrzu inne
jeszcze środki zmierzające do tego samego celu, jakim była integracja
całego obszaru mu podlegającego, czyli Polski. Oczywiście, obsadzenie
„polskimi", czyli „gnieźnieńskimi" załogami wojskowymi nowo zdoby-
tych czy przyłączonych terenów (Małopolska, Śląsk, Łużyce, Milsko,
na krótko Czechy, na dłużej Morawy i Słowacja, Grody Czerwieńskie)
było elementem ważnym, pozwalało łamać opory, wymuszać posłuch,
ale na dłuższą metę integracja nowych terenów była możliwa tylko
tam, gdzie miejscowe elity społeczne dobrowolnie zgłosiły akces.
Oczywiście, łatwiej o tę społeczną, miejscową akceptację było w Mało­
polsce czy na Śląsku, które to dzielnice nie tak długo pozostawały
przedtem w związku z Pragą, a z Polanami łączyły ich nie tylko
warunki naturalne (wspólność dorzeczy Odry i Wisły, podczas gdy od
Czechów oddzielały ich góry), ale także pokrewieństwo plemienne
(grupa „lechicka" plemion zachodniosłowiańskich; Czesi, mimo ów-
czesnej bliskości językowej, do tej grupy nie należeli), wreszcie których
przynależność do państwa polskiego nie podlegała odtąd zakłóceniom
(w przypadku Małopolski) bądź jedynie okresowym (w przypadku
Śląska 9 ), inaczej było z Czechami czy Łużycami.
Jak podniósł Henryk Łowmiański, zaakceptowanie przez miesz-
kańców Polski południowej (potomków Wiślan i Ślężan) na przełomie
X i XI w. nazwy „Polska", wywodzącej się przecież znad Warty,
stanowi dowód na rychłą integrację ideologiczną przynajmniej
tamtejszych warstw przywódczych. Na uwagę zasługuje, że gdy
w XII-XIII w. (a może wcześniej?) w rywalizacji z Gnieznem i Po-
znaniem w Krakowie zrodziła się koncepcja o krakowskiej (nie
gnieźnieńskiej) genezie państwa polskiego (zaprezentował ją z całą

Mowa o okresie wczesnośredniowiecznym. W późniejszym średniowieczu Śląsk


9

oddalał się
stopniowo od Polski i stanowił (od XIV w. oficjalnie i ostatecznie) część
Korony Czeskiej.

236
mocą w swej kronice mistrz Wincenty Kadłubek), nie określano
najstarszych „Polaków" nazwą Wiślan (ta popadła zupełnie w zapom-
nienie), jako odległą reminiscencję przypomniano jedynie rzekomą
nazwę „Wandalowie", nie wątpiono jednak, że byli to od zarania
dziejów Polanie (Poloni). Kadłubek pisze tak, jakby był rodowitym
Polaninem osiadłym w Krakowie [ ...] Jego koncepcja pierwotnych
dziejów Polski - zdaniem H. Łowmiańskiego - staje się w pełni
zrozumiałą na tle polańskiego nurtu osadniczego w granicach Ma/opolski.
W tym ostatnim zdaniu mistrz poznańskiej mediewistyki poruszył
dostrzeżone przezeń i zanalizowane kolejne zjawisko wiążące się
z unifikacyjną polityką Bolesława Chrobrego i tłumaczące jej niewąt­
pliwe sukcesy. Podbój zbrojny i zbrojna, „obca" okupacja były - jak
wspomnieliśmy - w najlepszym wypadku tylko pierwszym krokiem,
nieodzownym warunkiem, po którym musiały nastąpić dalsze.
Wojny, tak obronne, jak i najeźdźcze, nawet jeżeli nie prowadziły
do opanowania nowych terenów, spełniały mimo tego ważną i użyte­
czną funkcję z punktu widzenia konsolidacji państwa, były bowiem
jedną z niewielu możliwości poznawania się i współpracy przed-
stawicieli różnych plemion wchodzących w jego skład. Wspólne cele
wojenne zbliżały różnoplemieńców, stawały się poligonem, na którym
dokonywała się integracja lechickiego różnoplemiennego rycerstwa,
mobilizowanego do walki o zjednoczenie polityczne zespołu lechickiego
bądź o rozszerzenie granic władztwa Bolesławowego, szkołą współ­
działania w służbie tego samego państwa, przyczyniały się do przetopie-
nia rycerstwa pochodzenia różnoplemiennego w jedną grupę narodową
[ ...], zwłaszcza jeśli wojny przynosiły sukcesy i korzyści materialne.
Ale to jeszcze nie wszystko. H. Łowmiański wykazał, a przynaj-
mniej uprawdopodobnił na jednym przykładzie, że Bolesław Chrobry
stosował na dużą skalę przesiedlenia grup obcoplemiennych na
terytorium swojego państwa. Zyskiwał na tym podwójnie: po pierwsze,
zapełniał pustki, wypełniał istniejące czy powstające luki osadnicze,
wzmacniał więc potencjał ludnościowy i gospodarczy swego państwa,
po drugie zaś - poprzez powstające enklawy obcoplemienne rozsadzał
jak gdyby, a przynajmniej pomniejszał zwartość wewnętrzną po-
szczególnych regionów, co było zjawiskiem pożądanym dla jedności
ogólnopaństwowej.
Sprowadzanie i osadzanie na terenie własnego państwa ludności
obcoplemiennej, niekoniecznie bliskiej językowo i kulturowo, było

237
wówczas dość powszechną praktyką; ze źródeł pisanych wiemy o tym
np. w stosunku do Rusi (Jarosław Mądry w 1031 r. uprowadził
„Lachów'', czyli Polaków, i osadził ich nad Rosią w celu obrony przed
Pieczyngami), Czech (Brzetysław I w 1038 lub 1039 r. uprowadził do
Czech dobrowolnie poddających mu się mieszkańców wielkopolskiego
Giecza, którzy zachowali tam prawa ludności wolnej 1°) i Polski
(o „uprowadzaniu" ludności serbołużyckiej przez Chrobrego wspom-
niał Thietmar - zob. s. 117, a o przesiedleniu pokonanych przez
Bolesława Krzywoustego Prusów do osobnych osad, od nich na-
zwanych - późniejszy Długosz). Z drugiej strony, jak widzieliśmy (zob.
wyżej s. 115), rycerze polscy, walczący u boku rebelianta Henryka ze
Schweinfurtu przeciwko Henrykowi II we Wschodniej Frankonii bądź
Górnym Palatynacie, po klęsce zostali rozdzieleni pomiędzy zwycięz­
ców, prawdopodobnie osadzeni na ziemi, gdzie - podobno - ich losy
utrwaliły się w toponimii typu Polenwinden. Nierzadkie na ziemiach
polskich odplemienne nazwy miejscowości, takie jak Kaliszany, Kra-
kowiany, Polany (Polanowice), Raciborzany, Ślężany, występujące
niekiedy w znacznej odległości od terytorium danego plemienia i bez
terytorialnej z nim łączności, stanowią prawdopodobnie toponomas-
tyczne pamiątki takich właśnie przesunięć międzyplemiennych w ob-
rębie państwa, natomiast nazwy Prusy, Pomorzany, Pieczyn, Pieczo-
nogi, Morawiany itp. (może także śląska Niemcza, o której sam
Thietmar - zob. s. 154- twierdził, że została założona przez Niemców,
jest pamiątką po działalności jeńców lub rzemieślników niemieckich?)
reprezentują dawne osadnictwo obcoplemienne.
Problem ten Henryk Łowmiański zbadał dokładniej na przy-
kładzie dość w Polsce rozpowszechnionych nazw miejscowych typu
Sarbia, Sarbsko, Sarbinowo itp. (zob. mapkę na s. 39 pierwszej części
t. VI jego Początków Polski). Nomenklaturę „sarbską" wiąże oczywiś­
cie z przesiedleńcami z południowego Połabia, wywodzić się oni
musieli przede wszystkim z czasów wojen Bolesława Chrobrego (może
także z wyprawami na Saksonię Mieszka II). Sam fakt „serbskiej" czy

10 Jerzy Nalepa, Obrzanie - plemię nad Obrą


w południowo-zachodniej Wielkopolsce,
w: Słowiańszczyzna w Europie średniowiecznej,
t I, Wrocław 1996, s. 67-68, z faktu
występowania nazwy miejscowej Obrany na Morawach (dziś część miasta Brna) wnosi
o istnieniu plemienia Obrzan w południowo-zachodniej Wielkopolsce (nad Obrą),
nieznanym jakiemukolwiek źródłu, które prawdopodobnie, podobnie jak gieczanie,
zostało przesiedlone przez Brzetysława I.

238
„sarbskiej" nomenklatury w Polsce był już oczywiście znany wcześniej,
tłumaczono ją jednak dotąd, zdaniem Łowmiańskiego, jednostronnie,
jako pozostałości osad ,jenieckich", a zatem przymusowego osiedlania
jeńców pochwyconych w trakcie wypraw wojennych. Znaczna ich
część, zdaniem poznańskiego historyka, zwłaszcza ta, której nazwy
mają formę dzierżawczą (Sarbinów), miała inną genezę, mianowicie
wskazuje nie na jeńców wojennych, lecz raczej na wolne osadnictwo
drobnorycerskie, pozyskane lub nakłonione przez władcę polskiego do
osiedlenia się (oczywiście, na warunkach co najmniej nie gorszych niż
w kraju ojczystym) w Polsce.
H. Łowmiański wykazał również, że osadnictwo „sarbskie" w Pol-
sce bynajmniej nie rozkłada się bezładnie, lecz dadzą się w nim
wyróżnić pewne ugrupowania. Największe z nich skupia się w ziemi
Polan, a zatem na centralnym obszarze państwa Chrobrego, inne - nie
tak znaczne i mniej wyraźne - występują na Pomorzu, Śląsku,
w Krakowskiem, na Mazowszu i w Polsce środkowej. Dowodzi to, że
w Polsce głęboko odczuwano potrzebę uzupełnienia własnego potencjału
wojskowego przez element wprawdzie obcy, ale pokrewny i z pewnością
biegły w sztuce wojennej. Prawdopodobnie przeznaczeniem osadnictwa
serbołużyckiego była m.in. pomoc w ochronie wewnętrznego porządku
podczas wyruszenia na wojnę sił głównych. W razie jakichś zaburzeń
wewnętrznych czy odżycia tendencji odśrodkowych, separatystycz-
nych, dobrze było móc się oprzeć na elemencie „obcym", nie powiąza­
nym, przynajmniej początkowo, z miejscowymi. Każda dzielnica bio-
rąca udział w wojnie serbołużyckiej otrzymywała przydział złożony
z grodzian połabskich [ ... ], toteż rozsiedlenie serbskiego drobnego
rycerstwa we wszystkich dzielnicach Polski służy za dowód, że wszystkie
one były zaangażowane w wojnie serbołużyckiej, z jednym bodaj
wyjątkiem - ziemi sandomierskiej utworzonej przez Lędzian, a po-
zbawionej osadnictwa sarbskiego, prawdopodobnie, domyśla się Łow­
miański, ze względu na konieczność obrony przed Pieczyngami.
Osadnictwo sarbskie tworzyło jedno ogniwo [ ...] ogólnego systemu,
w jakim pokrewne sobie i zjednoczone politycznie plemiona wschodnio-
lechickie przetapiały się w jeden naród polski.
Wobec oczywistości problemu nie warto się rozwodzić nad znacze-
niem wiary chrześcijańskiej i wprowadzonej za panowania Chrobrego,
pod jego przemożnym wpływem, jednolitej i niezależnej od jakichkol-
wiek czynników obcych organizacji Kościoła polskiego, w procesie

239
tworzenia i unifikacji państwa. Była o tym już po części mowa. Kościół
w tym czasie, całkowicie zależny od księcia (co nie przeszkadzało, że
w określonych przypadkach nie mogło „iskrzyć" na linii książę
- biskup, czego np. wolno domyślać się w przypadku pierwszego
arcybiskupa Radzima-Gaudentego ), słaby majątkowo i kadrowo,
niezbyt silnie jeszcze zakorzeniony w społeczeństwie, nawet gdy już
oficjalnie przyznawało się do chrześcijaństwa, muszący się liczyć
z silnymi, choć ukrywanymi, wpływami kapłanów - rzeczników
starego porządku, był jak najbardziej zainteresowany w utrzymaniu
i wzmocnieniu pozycji panującego oraz w zacieraniu dawnych, związa­
nych z ustrojem plemiennym, odrębności pomiędzy dzielnicami i re-
gionami. Jednolity kult, jednolite nakazy i zakazy, choćby nawet ich
skuteczność długo jeszcze była ograniczona do obszarów pobliskich
centrom władzy politycznej, jednolite ideały - oddziaływały bez
wątpienia w kierunku unifikacji państwa.

3. Z Akwizgranu do Krakowa?
Natomiast warto, w ślad za warszawskim mediewistą Romanem
Michałowskim, zwrócić uwagę na sprawę, która, o ile obserwacje
i hipotezy tego uczonego ostaną się w nauce, rzuca znamienne
i odmienne od potocznych wyobrażeń światło na postać Bolesława
Chrobrego, a prawdopodobnie również Mieszka II. Otóż Michałowski
zauważył, że sakralna topografia (rozmieszczenie kościołów i ich
wezwania) wczesnośredniowiecznego Krakowa wykazuje uderzające
analogie do Akwizgranu - miasta Karola Wielkiego i ukochanej
rezydencji Ottona III, gdzie też cesarz ten został - na własne życzenie
- pochowany. Akwizgranowi Otton poświęcił wiele uwagi: fundował
kościoły i klasztory, obdarowywał je relikwiami (także św. Wojciecha),
załatwił u papieża utworzenie przy kolegiacie kolegium kardynałów
(wyjątkowy i ogromnie rzadki przywilej), a nawet - być może
- pragnął ustanowić tam biskupstwo. W jedenastowiecznym Akwizg-
ranie centralne miejsce zajmowała kolegiata Marii Panny - kaplica
pałacowa Karola Wielkiego. W pewnej odległości od niej na północ
Otton planował założenie żeńskiego klasztoru benedyktyńskiego pod
wezwaniem św. Salwatora (zamysł ten nie został jednak ostatecznie
urzeczywistniony), na wschód - rozpoczął budowę kolegiaty pod

240
wezwaniem św. Wojciecha (Adalberta), ukończonej już przez Henry-
ka II, wreszcie na południowy wschód od Marii Panny, w pobliskiej
miejscowości Burtscheid, założył klasztor benedyktynów pod we-
zwaniem św. Mikołaja.
W Krakowie, zdaniem Michałowskiego, zrealizowano już w okre-
sie wczesnopiastowskim 11 zupełnie podobny zamysł architektoniczny.
Na Wawelu, w pobliżu katedry, istniał kościół (rotunda) pod we-
zwaniem Matki Boskiej, około 1,8 km od niego na zachód - kościół
św. Salwatora (patrocinium bardzo rzadkie w Polsce), naprzeciw
Salwatora, około 1,1 km na wschód od Matki Boskiej, kościół
św. Mikołaja, wreszcie na północ od Matki Boskiej, między Sal-
watorem a Mikołajem, na Rynku Głównym, istnieje kościół pod
wezwaniem św. Wojciecha.
Łatwo zauważyć, że Kraków zawierał w sobie kopię Akwizgranu
Ottona III. W nadwiślańskim mieście pojawiają się te same patrocinia co
i w stolicy Niemiec: Maria Panna, Salwator, Mikołaj i Wojciech. Takie
same jest w obu wypadkach rozmieszczenie obiektów sakralnych: Maria
Panna w środku, w najbliższym sąsiedztwie pałacu, pozostałe kościoły
naokoło niej, przy czym Salwator i Mikołaj położone były względem
siebie po przeciwnej stronie kaplicy pałacowej, wychylając się nieco ku
św. Wojciechowi, który znajdował się między nimi. Na tym nie dosyć:
Gdy się stanęło przy Marii Pannie twarzą do Wojciecha, miało się w obu
miastach Salwatora po lewej ręce, a Mikołaja po prawej. Porównywalne
są także odległości między kościołami: zarówno w Akwizgranie jak
i w Krakowie świątynię Matki Boskiej od Salwatora lub Mikołaja
dzieliła przestrzeń od 1 do 2 km, natomiast od Wojciecha - od 0,5 do
1 km. Co więcej, pokrywały się również funkcje obiektów noszących te
same patrocinia. Maria Panna była zarówno tu, jak i tam kaplicą
pałacową (w odniesieniu do Krakowa jest to tylko hipoteza), przy
Salwatorze zarówno tu, jak i tam służyło Bogu lub miało służyć
Istnieje zasadnicza trudność, z której doskonale zdaje sobie pomysłodawca,
11

nakazująca ostrożność w uznaniu tej pociągającej hipotezy. Ze względu na znane


ubóstwo polskiego materiału źródłowego do okresu wczesnopiastowskiego nie wiemy
z całą pewnością, czy wszystkie krakowskie budowle sakralne, które zaraz wymienimy,
istniały już na początku XI w.; znamy je na ogół ze źródeł znacznie późniejszych.
Michałowski jednak wykazał, że nie ma żadnej konieczności odrzucenia hipotezy o tak
wczesnym i mniej więcej równoczesnym założeniu ich wszystkich. Rzecz jasna, jedynie
dalsze badania archeologiczno-architektoniczne będą mogły, być może, tę tezę zweryfi-
kować.

16 Bolesław Chrobry 241


zgromadzenie żeńskie, Mikołaj zarówno tu, jak i tam znajdował się
w rękach benedyktynów, a Wojciechem opiekował się kler świecki.
Zbieżności jest więc zbyt wiele, aby wolno je było uznać za dzieło
przypadku. Dlatego też mamy prawo wystąpić z twierdzeniem, iż Kraków
był świadomym naśladownictwem Akwizgranu 12•
Te rzeczywiście rewelacyjne obserwacje oraz na ich podstawie
wysunięte wnioski dowodziłyby kilku rzeczy naraz. Po pierwsze tego,
że pierwsi Piastowie rozumieli dobrze znaczenie pobożnych fundacji
i to nie dowolnych, lecz poświęconych Matce Boskiej i konkretnym
świętym (m.in. św. Wojciechowi), dla zapewnienia pomyślności i bez-
pieczeństwa mieszkańcom danego miasta, a ponieważ chodziło o mias-
to pryncypalne, zapewne i całego kraju. Boża Rodzicielka oraz
wymienieni w patrociniach święci mieli bez wątpienia - zgodnie
z ówczesnymi wyobrażeniami i oczekiwaniami - bronić „swego"
miasta przed wrogimi siłami piekielnymi, czyhającymi ze wszystkich
stron, a także zapewne przed „normalnym" nieprzyjacielem. Po drugie,
że Kraków, choć jeszcze za Chrobrego i Mieszka II głównym grodem
państwa nominalnie było Gniezno, urastał stopniowo do rangi miasta
naczelnego. Przyczyniły się do tego bez wątpienia lata rządów
rezydencjonalnych w tym mieście Bolesława Chrobrego i Mieszka II
przed osiągnięciem przez nich panowania w całym państwie. Po
trzecie, że potrafiono i chciano dla osiągnięcia tego celu sięgnąć po
świetny wzór akwizgrański, adaptując go stosunkowo wiernie w dale-
kim od Akwizgranu Krakowie.
Pamiętamy, że jest zupełnie możliwe, iż Bolesław Chrobry wiosną
1000 r. towarzyszył Ottonowi III w drodze powrotnej z Gniezna aż do
samego Akwizgranu, a jeżeli tak, to zapewne był obecny przy otwarciu
grobu Karola Wielkiego. Oczywiście niewykluczone, że ideę „drugiego
Akwizgranu" nad Wisłą realizował nie tylko bądź nie sam Chrobry,
lecz jego syn (wraz z Rychezą rezydujący w Krakowie do 1025 r.),
a może nawet wnuk - Kazimierz Odnowiciel, który w młodości
przebywał w Niemczech, za którego panowania niejeden Niemiec
pomagał w odbudowie Kościoła polskiego, a stolica państwa została
przeniesiona ze zniszczonej Wielkopolski właśnie do Krakowa, ale
sama idea, a zapewne nawet co najmniej początki jej realizacji były
prawdopodobnie dorobkiem Bolesława Chrobrego. On też z nich
12 R. Michałowski, Princeps fundator. Studium z dziejów kultury politycznej w Polsce
X-XIII w„ wyd. 2, Warszawa 1993, s. 75-76.

242
wszystkich dysponował największymi zasobami materialnymi do reali-
zacji imponującego i bez wątpienia kosztownego programu inwe-
stycyjnego.
Dziwnym może się wydawać nie tylko rozmach i fantazja tej całej
koncepcji, lecz również stopień kryjącej się za nią gorliwości religijnej
i zrozumienie dla ideowych treści ottońskiej architektury u władców
polskich początku XI w. Dodajmy, że przypadało to zapewne na lata
ciężkich wojen polsko-niemieckich. Jakże często Chrobry jawił się
i jawi potomnym jako przede wszystkim wojownik, gospodarz, ad-
ministrator, który religię chrześcijańską traktował jako coś ważnego,
koniecznego, użytecznego, za co warto było wybijać zęby i barbarzyń­
sko kaleczyć cudzołożników, ale sam był raczej daleki od przeżywania
głębszych treści religijnych. Nic bardziej mylącego! Przypomnijmy
sobie wypowiadane jak gdyby z zakłopotaniem słowa Thietmara (zob.
wyżej, s. 138) o medytacjach polskiego władcy nad własnym po-
stępowaniem w oparciu o czytane mu prawa kościelne. Wprawdzie
Chrobry zapewne, jak niemal wszyscy jemu współcześni władcy, nie
umiał czytać i pisać, ale nie umiejętnością czytania i pisania mierzono
wówczas format i mierzy się mądrość i inteligencję monarchy 13 ,
a Mieszko II w opinii księżniczki szwabskiej Matyldy miał być tak
uczony, że znał nie tylko własny, polski język, ale również łacinę i - aż
wierzyć się nie chce! - grekę.
Już ojciec Chrobrego, Mieszko I, zraniony kiedyś zatrutą strzałą,
szukał wstawiennictwa u św. Udalryka, biskupa dalekiego Augsburga
w Bawarii i je uzyskał wraz z wyleczeniem. Wiemy (zob. s. 127), że sam
Chrobry był przez pewien czas konfratrem kanoników magdebur-
skich, niewątpliwie w nagrodę za jakieś dobrodziejstwo na rzecz
tamtejszego kościoła katedralnego. Od Kosmasa z Pragi (I,38) dowia-
dujemy się, że pewnego razu książę Mieszko [Kosmas, jak to u niego
w zwyczaju, myli Mieszka z Bolesławem Chrobrym], słysząc wieść
o ich [zakonników z eremu międzyrzeckiego - Pięciu Braci] dobrej
sławie i świętym obyczaju, przybył z niewieloma [towarzyszami], aby się
polecić świętym mężom, i gdy poznał ich ubóstwo, dał im wielką ilość
pieniędzy[ ... ]
i przyjęty przez nich do bractwa i wspólności
modlitw, radosny odszedł na swój dwór, bardzo prosząc i polecając się,
aby go mieli w pamięci. Zwyczaj włączania się osób świeckich, także
13 TakżeKarol Wielki był, w naszym rozumieniu, analfabetą, a jednocześnie
położył fundamenty pod wielki rozwój nauki i kultury G,renesans karoliński").

16• 243
monarchów, w grono konwentów mniszych lub kanoniczych był
w tym czasie dość rozpowszechniony; Henryk II praktykował go
wielokrotnie. Dobroczyńca klasztoru bądź kościoła, jako członek
wspólnoty duchownej, zyskiwał sobie w ten sposób to, na czym bardzo
mu zależało: prawo do pamięci i modlitw wspólnoty, także po śmierci,
niekiedy także do pochowania w kościele.
Bolesław Chrobry i Mieszko II musieli żywić szczególny kult do
św. Michała Archanioła. Wnioskujemy o tym z tego, że Bolesław
został upamiętniony w nekrologu (księdze zmarłych mnichów i dob-
roczyńców) klasztoru św. Michała w saskim Liineburgu, natomiast
Mieszko II darował kiedyś (prawdopodobnie jeszcze za życia ojca, po
pokoju budziszyńskim a przed budową wymienionego za chwilę
kościoła, czyli mniej więcej w latach 1018-1021) klasztorowi św.
Michała pod Bambergiem 14 drogocenne tkaniny, sześć okryć dla
chłopców (służących do mszy?) oraz znaczną sumę pieniędzy, za które
wykonano ponoć aż 24 posągi ustawione w chórze (prezbiterium)
kościoła klasztornego na Górze św. Michała (Michelsberg). Nic
dziwnego, że wdzięczni benedyktyni określili darczyńcę jako swego
brata (Misico dux Poloniorum,frater noster), wspominając pod dniem
11 maja jego zgon. Ponieważ Mieszko II uhonorowany został podob-
nym wpisem w nekrologu katedry merseburskiej (pod 10 maja:
Lanpertus sive Misico dux Poloniorum decessit), nasuwa się przypusz-
czenie, że i tej instytucji kościelnej, wskrzeszonej na początku panowa-
nia Henryka II, był dobroczyńcą. Okazję po temu miał prawdopodob-
nie w związku ze zjazdem merseburskim 1013 r. i małżeństwem
z Rychezą.
Wszystko to wskazuje, że pierwszych historycznych Piastów, także
i przede wszystkim Bolesława Chrobrego, łączyły z Niemcami i chrześ­
cijańską Europą nie tylko „oficjalne" stosunki - dyplomatyczne,
wojenne, organizacyjno-kościelne, ale również głębsze ideowe więzi.
Zjazd gnieźnieński z 1000 r. na tym tle nabiera jak gdyby głębszej
wymowy.
14 Pamiętamy, że Bamberg i Merseburg były ukochanymi miastami cesarza
Henryka II.
Rozdział XV

ŚMIERĆ CHROBREGO.
STOSUNKI RODZINNE.
OSOBOWOŚĆ

Wypadnie nam teraz częsc1owo powrócić bądź uzupełnić to,


o czym już poprzednio była mowa. Data śmierci Bolesława I jest
dobrze potwierdzona w źródłach: 17 czerwca 1025 r. Miał więc
w chwili zgonu około 58 lat, co na nasze pojęcia jest jeszcze dość
młodym wiekiem, ale w owych czasach długość życia inną miarą się
mierzyła. Należy pamiętać, że było to życie bardzo czynne, że znaczna
jego część upłynęła na kampaniach wojennych ze wszystkimi niedo-
godnościami i zagrożeniami stąd wynikającymi.
Ojciec jego, Mieszko I, prawdopodobnie nie żył dłużej; choć daty
jego urodzenia nie znamy, nie pomylimy się zapewne, że gdy umierał
w 992 r., mógł być pomiędzy 50 a 60 rokiem życia (a przecież miał być
wtedy, jak twierdzi Thietmar, sędziwy już wiekiem i gorączką zmożony).
Syn Chrobrego, Mieszko II, dożył zapewne jedynie około 44 lat, wnuk
- Kazimierz Odnowiciel - 42. Współcześni Chrobremu władcy umie-
rali w różnym wieku: Otton I dożył prawie 61 lat, Otton II tylko 28,
Otton III - niecałych 22, Henryk II - 51 lub 46 (rok urodzenia tego
władcy nie jest pewny), węgierski Stefan I zapewne około 68, Włodzi­
mierz kijowski zapewne około 53, Jarosław Mądry - aż 76, duński
Kanut Wielki (bliski krewny Chrobrego) - tylko około 40.
Zbierzmy wiadomości o stosunkach rodzinnych Bolesława Chrob-
rego. Ojcem jego był Mieszko I, matką - pierwsza chrześcijańska żona
Mieszka, księżniczka czeska Dąbrówka (Dobrawa), która zmarła

245
w 977 r. Miał chyba tylko jedną rodzoną siostrę (a przynajmniej źródła
milczą o innym rodzeństwie), wydaną na początku lat osiemdziesią­
tych X w. za króla szwedzkiego Eryka Zwycięskiego, a po jego śmierci
około 996 r. ponownie za króla duńskiego Swena Widłobrodego.
Zmarła w 1014 r. lub później. Była matką Kanuta Wielkiego.
W źródłach nordyckich występuje pod imieniem Sygryda, jej praw-
dopodobne imię rodzime brzmiało Świętosława. Miał też Chrobry
trzech braci przyrodnich, urodzonych Mieszkowi I przez jego drugą
żonę Odę, córkę Dytryka (feodoryka), margrabiego saskiej Marchii
Północnej, poślubioną w latach 978-980, która przeżyła znacznie męża
i zmarła w 1023 r. w którymś z klasztorów w Kwedlinburgu. Znamy
ich imiona: Mieszko, Świętopełk i Lambert. Chrobry wypędził ich
wraz z macochą po śmierci ojca; nic w gruncie rzeczy poza imionami
o nich nie wiemy; synem jednego z nich był zapewne Dytryk,
występujący w rocznikach z Hildesheimu jako patruelis, czyli brat
stryjeczny Mieszka II. W 1032 r. cesarz Konrad II wyznaczył mu część
państwa polskiego, ale rychło został on usunięty przez Mieszka II i nic
o nim odtąd już nie słyszano.
Bolesław Chrobry był czterokrotnie żonaty. O wszystkich tych
mariażach była już mowa w odpowiednich rozdziałach tej książki,
gdyż - jak niemal wszystkie związki małżeńskie dynastów nie tylko tej
doby - miały one określony kontekst polityczny. Dwie pierwsze żony
zostały po prostu oddalone, nie widać, by Chrobry przejmował się
zbytnio przepisami prawa kanonicznego, ale przestrzegałbym przed
wnioskiem na tej podstawie o braku moralności czy rozwiązłości
Bolesława. Liczyły się względy polityczne, a poza tym prawdopodob-
nie wola ojca. Trzecie małżeństwo okazało się trwałe i znalazło
szerokie odbicie u Thietmara i Anonima Galla, czwarte doszło do
skutku dopiero po śmierci trzeciej małżonki i trwało do śmierci
Chrobrego, choć może nie miało zupełnie harmonijnego charakteru.
Przypomnijmy żony Chrobrego. Pierwsza, córka margrabiego Miśni
Rygdaga, poślubiona w 984 r., a oddalona w 985 lub 986 r., pozostała
bezimienna. O potomstwie z tego związku nic nie wiadomo. Druga,
również bezimienna Węgierka (nie znamy też jej rodziców), poślubiona
została zapewne w 986 r., urodziła Bolesławowi syna Bezpryma;
związek został mimo tego zerwany w 987 lub 988 r. Trzecia miała na
imię Emnilda, była córką możnego lub księcia Dobromira (dyskusja,
kim on był, została przeprowadzona na s. 27 i nast.), została

246
poślubiona Chrobremu zapewne w 987 lub 988 r., zmarła najpewniej
w latach 1016-1017. Ze związku z Emnildą miał Bolesław co najmniej
pięcioro dzieci. W 1018 r. poślubił Odę, córkę Ekkeharda I, mar-
grabiego Miśni, która go przeżyła (nic o niej odtąd nie wiadomo)
i urodziła mu jedną córkę Matyldę.
Zanim Chrobry poślubił Odę, starał się bezskutecznie o rękę
Przedsławy, córki wielkiego księcia kijowskiego Włodzimierza, z któ-
rą się związał po zdobyciu Kijowa w 1018 r. Niekiedy uważano, że
zawarł on z Przedsławą formalny związek małżeński, co by było
równoznaczne z bigamią. O tym jednak nie może być mowy. Czy
Przedsława była tylko, jak sugerował Gall Anonim, zwykłą nałożnicą
polskiego władcy, czy też „nieoficjalną" żoną, konkubiną, czy był to
związek przelotny, czy trwały (faktem jest, że Bolesław zabrał ją do
Polski, a domysłem, nie pozbawionym cech prawdopodobieństwa, iż
osadził ją wraz z gronem uchodźców ruskich na Ostrowie Lednickim),
trudno orzec, sporo wskazuje na tę drugą, dla Przedsławy „korzyst-
niejszą" i bardziej honorową ewentualność. O potomstwie Chrobrego
i Przedsławy nic nie wiadomo, choć przypomnijmy (zob. s. 185)
hipotezę, że zachował się grób dziecięcy, mogący zawierać szczątki ich
wcześnie zmarłego synka.
W sumie mamy wiadomości o siedmiorgu dzieciach Bolesława
Chrobrego: jednym (Bezprym) z drugiego małżeństwa, pięciu z trzecie-
go i jednym z czwartego. Pierworodny, ale odrzucony przez ojca
i zapewne przeznaczony do stanu duchownego, Bezprym (ur. w 986
lub 987 r., zm. w 1032 r.) był postacią tragiczną i tragicznie zapisał się
w dziejach Polski po śmierci ojca. Na inny sposób tragiczną postacią
był również następca Chrobrego, Mieszko II Lambert (ur. w 990 r.,
zm. w 1034 r.), król Polski, z wielkim poświęceniem i nie bez talentu
kontynuujący zrazu politykę ojca, następnie, ciężko doświadczony
przez los (pozbawiony przez Czechów zdolności płodzenia), nie
potrafił skutecznie obronić tytułu królewskiego, suwerenności i integ-
ralności państwa. Ożeniony w 1013 r. z Rychezą, córką palatyna
lotaryńskiego Ezzona Herefrieda (przeżyła ona znacznie męża, zmarła
dopiero w 1063 r. w Niemczech), miał z nią syna Kazimierza
(Odnowiciela) (ur. w 1016, zm. w 1058 r.) i dwie córki, z których jedna,
Gertruda, została wydana za wielkiego księcia kijowskiego Izasława.
Przyszłość dynastii w tym okresie, jak nietrudno stwierdzić, wisiała
wraz z Kazimierzem na bardzo cienkiej nitce.

247
---""'·"· -----

27. Dwa z posągów z za-


chodniego chóru kościoła
katedralnego w Naumbur-
gu, mające według tradycji
przedstawiać margrabiego
z Miśni Hermanna i Rege-
lindę - córkę Bolesława
Chrobrego G,śmiejąca się
Polka")

A oto pozostałe dzieci Bolesława Chrobrego (w przybliżonym


porządku przychodzenia na świat, nie wszystko w tej kwestii jest
zupełnie jasne). Imienia najstarszej córki Bolesława i Emnildy nie
znamy, była ona ponoć (Thietmar) ksienią (przełożoną) jakiegoś
klasztoru, najpewniej w Niemczech. Druga, Regelinda (urodzona
zapewne w 989 r., zmarła nie wcześniej jak około 1030 r.), została
w 1002 lub 1003 r. wydana za Hermana, margrabiego Miśni, i uwiecz-
niona - jak się powszechnie przyjmuje - przez nieznanego artystę
w jednej z figur w chórze kościoła katedralnego w Naumburgu (choć
nowsza nauka kwestionuje pogląd, jakoby słynna „śmiejąca się Polka"
- die liichende Polin - miała przedstawiać właśnie Regelindę). Potomst-
wo Hermana i Regelindy nie jest znane. Po Mieszku II jako następną
wymienia się nieznaną z imienia córkę, wydaną w obrębie lat

248
1005-1012 za Światopełka, księcia turowskiego, a potem przez jakiś
czas kijowskiego. Z historią tej pary małżeńskiej wiążą się obie (w 1013
i 1018 r.) wyprawy kijowskie Chrobrego. Nie wiemy, kiedy i w jakich
okolicznościach zmarła, nieznane jest też jej potomstwo z Światopeł­
kiem. Najmłodszym dzieckiem Bolesława i Emnildy był Otton (ur.
w 1000 r., zm. w 1033 r.), który imię otrzymał zapewne na cześć cesarza
Ottona III. O jego ewentualnej żonie i potomstwie brak wiadomości.
Wreszcie Matylda, prawdopodobnie owoc ostatniego, czwartego
związku Bolesława (z Odą), o której wiadomo tylko tyle, że w 1035 r.
zawarła ślub czy raczej tylko zaręczyny z Ottonem ze Schweinfurtu
(synem Henryka, sprzymierzeńca Bolesława Chrobrego w walce z kró-
lem niemieckim Henrykiem II), a już w roku następnym nastąpił
ponoć rozwód czy zerwanie zaręczyn.
O uczuciach rodzinnych naszego bohatera można wnioskować
z niektórych jego działań i zachowań. Wobec ojca postępował lojalnie,
stosował się do jego woli - jak się domyślamy - w sprawie pierwszych
związków małżeńskich, zarządzał w jego imieniu ziemią krakowską,
nie zaakceptował jednak - czemu trudno się dziwić - zamiaru
„wymanewrowania" go z panowania nad „państwem gnieźnieńskim",
które mieli dostać dwaj synowie Mieszka I i Ody. O jego stosunku do
matki Dąbrówki nie da się nic powiedzieć, zresztą ta umarła, gdy miał
10 lat. Wprawdzie Thietmar (IV,56) napisał w związku z Dąbrówką
i Bolesławem takie oto dziwne słowa: qui in eadem primo latentem
maliciam aperuit. Oryginał kroniki Thietmara ma w przytoczonym
cytacie in eadem, natomiast tzw. przeróbka korbejska tej kroniki ma
ponoć zamiast in eadem formę in eandem. Jedlicki poszedł „po cichu"
za tą drugą formą, tłumacząc: który [Bolesław] jej [swojej matce]
przede wszystkim okazał swą złość do czasu ukrywaną, podczas gdy in
eadem należałoby raczej tłumaczyć w sensie: już w żywocie matki
zdradzał ukrytą złość. I jedna, i druga wersja świadczyłyby przede
wszystkim o wyjątkowej złośliwości Thietmara w stosunku do Chrob-
rego. Wiadomość wyraźnie tendencyjna, by zohydzić Bolesława. W chwili
śmierci matki liczył on zaledwie 10 lat, więc nie miał możliwości oka,zać
jej swojej złości, i to w dodatku „do czasu ukrywanej" (Jedlicki
w komentarzu). Podobnie należałoby oczywiście zakwalifikować wa-
riant o złości ukrytej już w żywocie matki. W tej sytuacji na uznanie
zasługuje emendacja tekstu Thietmara zaproponowana przez Józefa
Mitkowskiego w 1955 r. Uczony ten uważa, że zamiast in eadem bądź

249
in eandem należy czytać in odam i tłumaczyć: który [Bolesław] Odzie
[macosze po śmierci Dąbrówki] przede wszystkim okazał swą złość do
czasu [tzn. do śmierci ojca] ukrywaną, tym bardziej że dalsza część
zdania: następnie zaś srożył się przeciw krewnym [braciom przyrod-
nim], jak to jeszcze przedstawię poniżej [w rozdz. 58].
Z macochą i pasierbami stosunki Bolesława były zapewne już
przed 992 r. jak najgorsze; z pewnością nie miał on wątpliwości, kto
stoi za planem starzejącego się księcia. Po śmierci Mieszka I nie-
zwłocznie pozbył się ich z kraju, skazując - na ile możemy sądzić
z milczenia źródeł - na polityczny niebyt, ale - zauważmy - nie targnął
się na ich życie czy zdrowie. Dobre stosunki łączyły Bolesława z jego
siostrą Sygrydą (Świętosławą?)- gdy ta po urodzeniu swemu drugiemu
mężowi Swenowi Widłobrodemu pięciorga dzieci została przezeń
odsunięta, znalazła schronienie na dworze swego brata w Polsce,
dopóki dwaj synowie, Harald i Kanut, po śmierci ojca (2 lub 3 lutego
1014 r.) nie przyjechali po nią i nie zabrali jej do Danii.
Stosunek do kolejnych żon miał Bolesław bardzo różny. O nieuda-
nych bądź politycznie rychło zdezaktualizowanych dwóch pierwszych
małżeństwach nie da się więcej powiedzieć; trwały zapewne zbyt
krótko, by zdołała się w następcy tronu wytworzyć naprawdę głębsza
więź uczuciowa, mimo urodzenia się z drugiego z nich syna Bezpryma.
Natomiast Emnilda stała się w prawdziwym tego słowa znaczeniu
„kobietą życia" Bolesława - nie tylko że przeżył z nią wiele lat (i nawet
Thietmar nie zarzucił Chrobremu w tym czasie niczego, co zakrawało­
by na niewierność małżeńską), doczekał się synów i córek, ale poza
tym, jak zgodnie stwierdził Thietmar i Gall Anonim, żona wywierała
nań duży, subtelny i taktowny, poza tym dobroczynny wpływ. Nie da
się tyle dobrego powiedzieć o Bolesławie w związku z ostatnią żoną,
Odą, w każdym razie afera erotyczna z Przedsławą ruską nie pozwala
uznać księcia polskiego w tym przypadku za wzorowego męża.
Sytuacja Ody, której mąż niezbyt krył się z posiadaniem konkubiny,
była nie do pozazdroszczenia; nie dziwi też, że ze związku tego
przyszło na świat prawdopodobnie tylko jedno dziecko (Matylda).
A co do dzieci? Na postać i charakter Chrobrego cieniem się
kładzie jego stosunek do pierworodnego Bezpryma. Jeżeli (taka jest
najczęstsza opinia) do niego można odnieść pewną wiadomość zawar-
tą w Żywocie [eremity] św. Romualda, napisanym przez znanego dzia-
łacza i reformatora Piotra Damianiego w XI w. Damiani w 26 roz-

250
dziale tego Żywota pisze, że gdy pewnego razu (musiałoby to przypaść
na drugą połowę 1001 r.) Romuald wracał z pielgrzymki do swego
eremu w Pereum pod Rawenną, miał konia wcale wyśmienitego, którego
mu podarował syn Bolesława, słowiańskiego króla [Busclavi sclavonici
regis filius], uczyniony przez niego mnichem. Romuald zamienił konia
na osła i na nim podróżował, naśladując w pokorze Chrystusa.
Znaczyłoby to, że Bezprym został przez ojca przeznaczony do stanu
duchownego i oddalony z kraju aż do Italii. Taki sposób po-
stępowania wobec legalnego pierworodnego syna nie był czymś
powszechnym. Dlaczego Chrobry postąpił tak niesprawiedliwie? Czyż­
by zadecydowały o tym zabiegi lub intrygi Emnildy, która oczywiście
pragnęła widzieć swojego syna (Mieszko Il urodził się już w 990 r.,
Otto zapewne w 1000 r.) na tronie? Wykluczyć tego nie można, choć
obraz księżnej przekazany przez kronikarzy zdawałby się przeczyć
możliwości tak.ich intryg.
Czy może Bezprym wykazywał jakieś cechy dyskwalifikujące go
w opinii ojca do sprawowania rządów? Nie chcielibyśmy dodatkowo
krzywdzić i tak prawdopodobnie przez ojca skrzywdzonego księcia,
ale trudno nie przypomnieć o srogich i okrutnych rządach Bezpryma
w Polsce, gdy ten po śmierci Chrobrego, walcząc o tron z Miesz-
kiem II, w porozumieniu z Niemcami i Rusią, zapewne w 1031 r. objął
panowanie w Polsce i w roku następnym, ponoć właśnie z powodu
swego okrucieństwa, został zamordowany, odesławszy uprzednio cesa-
rzowi koronę królewską. A zatem, czyżby rzeczywiście cechy patologi-
czne? Ale nawet jeżeli jest w tym coś z prawdy, to pozostaje kwestia,
czy chodzi o cechy wrodzone czy nabyte na skutek wydziedziczenia,
narzuconego pobytu w klasztorze i upartego czekania na śmierć ojca
i szansę odzyskania ojcowizny? W Polsce o Bezprymie zapomniano
zupełnie.
Co innego Mieszko II, od razu przeznaczony na następcę tronu.
Ojciec zadbał dlań o najlepszy z możliwych mariaży, jakiego ani on
sam, ani Mieszko I, nie osiągnęli, oddał mu, wzorem swego ojca,
zarząd dzielnicą krakowską, powierzał mu również - Thietmar
świadkiem - odpowiedzialne zadania wojskowe w toku wojen z Hen-
rykiem Il. Wobec ojca Mieszko zachowywał pełną lojalność, przedkła­
dając ją niedwuznacznie, mimo dyplomatycznej zręczności, ponad
obowiązki lennika wobec władcy Niemiec, jakim stał się w 1013 r.
(zob. wyżej, s. 136). Po śmierci ojca próbował powrócić do ekspansywnej

251
polityki jego wcześniejszych lat, nie potrafił jednak - zresztą było to
bodaj niemożliwe - stawiać długo czoła zewnętrznej interwencji
i wewnętrznym zaburzeniom.
Z młodszym Ottonem stosunki ojca musiały być też zupełnie
poprawne, skoro jego właśnie posłał po swoją czwartą żonę do
Saksonii. Dwie córki wydał dobrze za mąż, jedną na zachód, drugą na
wschód, o losy córki i zięcia dbał aż do interwencji zbrojnej włącznie,
zresztą motywy sentymentalne współgrały tutaj z interesami politycz-
nymi. Dlaczego akurat najstarszą córkę przeznaczył do klasztoru
- trudno odgadnąć, może chodziło o spełnienie jakiegoś uczynionego
wraz z Emnildą pobożnego ślubu?
Musiał jeszcze znać jedynego wnuka, Kazimierza (Odnowiciela),
urodzonego w 1016 r. Zapewne z inicjatywy dziadka otrzymał on
drugie imię Karol - na cześć Karola Wielkiego, do którego Chrobry,
tak jak Otton III, żywił prawdziwy kult i przy którego grobie
w Akwizgranie był być może osobiście wraz z cesarzem na Zielone
Świątki 1000 r., po wizycie w Gnieźnie, będąc świadkiem aktu
otwarcia grobu (zob. wyżej, s. 87).
Jakim był człowiekiem? Stereotyp matejkowski w tym przypadku
nie jest chyba zupełnie bez pokrycia. Natura władcza, dumna i gwał­
towna, ale nie okrutna ponad miarę. Nienawidzący go z całej duszy
i przypisujący mu chętnie wszelkie możliwe przywary Thietmar
z Merseburga nie oskarżał go o okrucieństwo. Macochę i braci
przyrodnich wygnał, doradców Ody kazał oślepić, Bolesława III
czeskiego pojmał podstępnie i także kazał oślepić, ale to chyba już
wszystkie znane przypadki zastosowania przez Chrobrego tak dra-
stycznych kar. Nie łudźmy się! Z pewnością nie był barankiem i gdy
trzeba było lub gdy uznał to za niezbędne, karał bezzwłocznie, nawet
okrutnie, nie tylko w opisanych przez Thietmara przypadkach cudzo-
łóstwa i nieprzestrzegania postów kościelnych. Który z władców tej
doby postępował jednak inaczej? Na pewno nie Henryk II, który
nawet w opinii własnego społeczeństwa miał opinię niemiłosiernego,
a jego poprzednik - uduchowiony i pełen ideałów Otton III - jakże
okrutnie mścił się na przywódcy powstania w Rzymie i na anty-
papieżu. Stefanowi węgierskiemu, tak jak Henrykowi Il, okrucieństwa
nie przeszkodziły w uznaniu przez Kościół za świętych. Był porywczy,
ale potrafił, przynajmniej pod wpływem ukochanej żony, miarkować
gniew i wycofywać karzące decyzje.

252
Potrafił jednać sobie maluczkich i największych. Na jego stronę
przechodzili nie tylko Słowianie z południowego Połabia, płacąc
niekiedy za to śmiercią na szubienicy, ale także wielu możnych
niemieckich, oczywiście głównie ze względu na politykę, ale może
także przyciągnięci siłą osobowości Bolesława. Otton III, św. Woj-
ciech, św. Brunon z Kwerfurtu - każdy z nich był zafascynowany
postacią polańskiego władcy, Otton i Brunon dali temu dobitny
wyraz, każdy w inny sposób.
Był geniuszem wojny i tytanem wytrwałości, przeciwnika lubił
uprzedzać atakiem, z żelazną konsekwencją realizował postawione
sobie cele, ale nie podejmował niebezpiecznego a niekoniecznego
ryzyka, potrafił się - gdy trzeba było - wycofywać, zawierać niekorzy-
stne traktaty i rezygnować z nich, gdy uznał to za niezbędne. Był
głęboko pobożny, ale - wbrew opinii Galla Anonima - nie potulny
wobec ludzi Kościoła, choć dla Kościoła był w pełnym słowa tego
znaczenia dobroczyńcą. W przeciwieństwie do wielu swoich współcze­
snych lub zbliżonych w czasie (przypomnijmy: Wacław czeski, Stefan
węgierski, Włodzimierz kijowski, Olaf szwedzki, nawet cesarz Hen-
ryk Il) nie został - ani on, ani żaden inny polski władca - przez
Kościół kanonizowany.
Zdrowie musiał mieć nadzwyczajne i takiż temperament, o czym
znowu przypomina nam „przygoda" z Przedsławą. W późniejszym
przynajmniej wieku, jak się dowiadujemy od latopisarza ruskiego,
odznaczał się znaczną tuszą, tak że ponoć nawet na koniu nie mógł
usiedzieć. Nie ma współczesnych i wiarygodnych portretów Chrob-
rego, bo trudno za takie uznać schematyczne wyobrażenia na mone-
tach, a teza J. Frieda, że właśnie Chrobry (wraz ze Stefanem węgier­
skim) został wyobrażony po bokach Ottona III na słynnej miniaturze
w Ewangeliarzu Akwizgrańskim, nie jest zbyt prawdopodobna.
Rozdział XVI

OPINIE I OCENY

Ten ci to sławny Bolesław, zamykając szczęśliwy żywot chwalebną


śmiercią, gdy już wiedział, że spełni się na nim nieunikniony los
wszelkiego stworzenia, zgromadził przy sobie zewsząd wszystkich swych
książąt i przyjaciół i poczynił poufae zarządzenia co do kierownictwa
i położenia królestwa, zwiastując im proroczym głosem wiele nieszczęść,
grożących po jego śmierci. „Oby to, bracia moi, których pieczołowicie
wychowałem, jak matka synów - mówił - oby się wam w pomyślność
obróciło to, czego zarodki widzę w chwili konania, i oby Boga i człowieka
zawstydzili się ci, co ogień buntu zapalają! Biada! biada! już jakby
w niejasnym odbiciu widzę potomstwo królewskie błąkające się na
wygnaniu i błagające o miłosierdzie wrogów, których ja nogami podep-
tałem! Widzę też z daleka, jak z lędźwi moich rodzi się jakby karbunkuł
[oszlifowany brylant] świetlisty, który ująwszy miecza mego, całą
Polskę swym rozjaśnia blaskiem!" »tedy dopiero płacz i żal przejął do
głębi serca stojących przy łożu i słuchających tych słów, i z nadmiernego
bólu gwałtowna odrętwiałość ogarnęła ich umysły. Gdy zaś opanowawszy
nieco boleść, zapytywali Bolesława, jak długi czas żałobę po nim
obchodzić mają w stroju i smutnych obrzędach, wieszczym odrzekł im
głosem: „Nie oznaczam wam czasu żałoby ani na miesiące, ani na lata,
lecz ktokolwiek mnie poznał i pozyskał mą laskę, pamiętając o mnie, co
dzień będzie mnie opłakiwał. I nie tylko ci, którzy mnie znali i doświad­
czyli mej życzliwości, lecz również ich synowie i synowie synów także
boleć będą, gdy drudzy będą im powiadali o śmierci króla Bolesława".
Czy, zakładając, iż w rzekomej przedśmiertnej mowie Chrobrego
nie chodzi wyłącznie o popis czystej retoryki Anonima Galla (choć
oczywiście jest to mowa sfingowana, włożona Chrobremu w usta),

254
umierający król jaśniej niż wielu nowoczesnych historyków dostrzegał
zbierające się nad jego państwem ciemne chmury, które na próżno
będzie usiłował rozproszyć jego syn? Niewykluczone, chociaż ideowe
przesłanie tych słów jest optymistyczne i konkretne, owym karbun-
kułem świetlistym, którego nadejście miał Chrobry widzieć oczyma
duszy, był oczywiście jego praprawnuk Bolesław Krzywousty, który
miał wskrzesić wielkość Polski. Jest to naczelne przesłanie kroniki
Anonima Galla, choć - jak niebawem zobaczymy - taka prosta
formuła nie wyczerpuje zagadnienia: przesłanie Gallowe jest bardziej
skomplikowane i niejednoznaczne.
Zanim się w nie zagłębimy, zobaczmy, jak pięknie i przejmująco ten
przybysz z dalekiego kraju przedstawia żal ojczyzny i Polaków po
śmierci Bolesława Chrobrego: Skoro tedy król Bolesław odszedł z tego
świata, złoty wiek zmienił się w ołowiany, Polska, przedtem królowa,
strojna w koronę błyszczącą złotem i drogimi kamieniami, siedzi w popiele
odziana we wdowie szaty; dźwięk cytry - w płacz, radość - w smutek,
a głos instrumentów zmienił się w westchnienia. Istotnie przez cały ów rok
nikt w Polsce nie urządził publicznej uczty, nikt ze szlachty, ani mąż, ani
niewiasta, nie ustroił się w uroczyste szaty, ani klaskania, ani dźwięku
cytry nie słyszano po gospodach, żadna dziewczęca piosenka, żaden głos
radości nie rozbrzmiewał po drogach. I tego przez rok przestrzegali
wszyscy powszechnie, lecz szlachetni mężowie i niewiasty skończyli
żałobę po Bolesławie dopiero wraz z życiem. Z odejściem tedy króla
Bolesława spośród żywych zdało się, że pokój i radość oraz dostatek
odeszły razem z nim z Polski. W tym miejscu połóżmy kres pochwałom
wielkiego Bolesława i opłaczmy śmierć jego choć chwilkę pieśnią żałobną!
Pieśń o śmierci Bolesława

Ludzie wszelkiej płci i wieku! ffśzystkie stany, spieszcie!


Pogrzeb króla Bolesława w bólu dziś obaczcie!
N ad wielkiego męża zgonem ze mną w płacz uderzcie!
Biadaż nam, o Bolesławie! Gdzież twa sława wielka?
Gdzie twe męstwo? Kędy blask twój? Kędy moc twa wszelka?
Jeno łzy ma dziś po tobie Polska-rodzicielka!
Podźwignijcie mnie mdlejącą, pany-towarzysze [komesowie]!
Wojownicy, niech współczucie z waszych ust posłyszę!
Żem dziś wdowa, żem samotna - spójrzcie, ach, przybysze!

255
Jakaż boleść,jaka żałość śród książąt Kościoła!
Wodze w smutku odrętwieli, pochylili czoła.
I kapłany i dworzany - każdy „biada" woła.

Wy, panowie, co nosicie łańcuch, znak rycerzy,


Coście dzień po dniu chadzali w królewskiej odzieży,
ttraz wołajcie: „Biada wszystkim! ffizędy ból się szerzy!"

Wy, matrony, swe korony rzućcie niepotrzebne!


W kąt schowajcie stroje cenne, złociste i srebrne,
W suknie strójcie się włosienne, żałosne i zgrzebne!

Przecz odchodzisz od nas ojcze, Bolesławie? ... Gorze!


Przecz mężowi tak wielkiemu śmierć zesłałeś, Boże?
Przecz nie dałeś i nam wszystkim umrzeć w jednej porze?

Cała ziemia opuszczona, wdowa swego króla,


Jako pusty dom bezpański, w którym wicher hula,
Pada, słania się w żałobie, ani się utula.

ffizyscy ze mną czcijcie pogrzeb męża tej zacności:


Bogacz, nędzarz, ksiądz czy rycerz, i wy, kmiecie prości,
Czy kto rodem jest z słowiańskich, czy z łacińskich włości! 1

Czytelniku, niech ma prośba nie będzie daremną:


I ty wzrusz się i łzę wylej, choćby potajemną!
Bo nieludzki byłbyś wielce, byś nie płakał ze mną!

1 Piękny, kongenialny poetycki przekład Pieśni Józefa Birkenmajera, przejęty

z drobnymi zmianami w polskiej edycji kroniki Anonima Galla, wymaga w tym miejscu,
ze względu na sporność zagadnienia, zacytowania tekstu oryginalnego. Wiersz ten
w oryginale brzmi: Latinorum et Slauorum quotquot estis incole i stanowi jeden
z koronnych argumentów zwolenników tezy o istnieniu w Polsce czasów Chrobrego
obok łacińskiego - słowiańskiego obrządku kościelnego (a nawet, zdaniem niektórych,
niezależnej od Rzymu i Gniezna słowiańskiej organizacji kościelnej). O bezzasadności tej
uparcie odżywającej tezy była już mowa w związku z rzekomą drugą metropolią
kościelną w Polsce za panowania Chrobrego. Poeta prawdopodobnie w tym miejscu
pragnął powiedzieć tylko tyle, że Chrobrego opłakiwali zarówno Polacy mówiący
słowiańskim językiem, jak również duchowni obcokrajowcy, języka polskiego nie
znający i mogący się wyrażać jedynie po łacinie. Oczywiście, trudno tu o bezwzględną
pewność.

256
Choć wiele przez prawie tysiąc lat mówiono i pisano o Bolesławie
Chrobrym, panegiryk na jego cześć pióra pierwszego polskiego, choć
niepolskiego pochodzenia, kronikarza pozostaje najpiękniejszą kartą
kiedykolwiek mu poświęconą. Omówiliśmy, a nawet przytoczyliśmy
w zasadzie wszystko to, co Anonim Gall napisał o tym władcy,
zobaczyliśmy, że wiele pominął (szczęście, że mamy kronikę Thietmara
i roczniki niemieckie!) i że postać Chrobrego niebotycznie wyidealizo-
wał. Czy tylko zbierał i literacko upiększał istniejącą już w czasach
jego praprawnuka tradycję o Chrobrym czy też w jakimś, mniejszym
lub większym, stopniu tradycję tę tworzył?
Poza lakonicznymi, „małomównymi" rocznikami i wspominaną
przy okazji zjazdu gnieźnieńskiego nieznaną nam bezpośrednio pasją
św. Wojciecha, nie miał Gall chyba do dyspozycji innych pisemnych
źródeł. Wydaje się, że właśnie tej okoliczności zawdzięczamy wyjąt­
kową „świeżość" narracji Gallowej; nieskrępowany wcześniejszymi
świadectwami, mógł to, co mu leżało na sercu, przedstawić z całą
żarliwością.
Oczywiście, Anonim Gall pisał na dworze Bolesława Krzywou-
stego bądź w jakimkolwiek innym miejscu Polski początku XII w. i nie
Bolesław Chrobry, lecz Bolesław Krzywousty był zasadniczym aktual-
nym bohaterem jego „kroniki". Panowanie Krzywoustego, które
zdawało się przywracać Polsce mocną pozycję, utraconą po śmierci
Chrobrego, przedstawione jest jako pasmo zwycięstw. Ale błędny
byłby wniosek, że dzieło Anonima jest po prostu panegirykiem na
cześć Bolesława III. Nie brak bowiem akcentów wobec tego władcy
krytycznych. Były one w jakiejś mierze rezultatem głębokiego kryzysu
politycznego oraz moralnego, jaki ogarnął Polskę po rozprawie
Bolesława ze starszym bratem Zbigniewem. Wiadomo z jakim trudem
i jakim kosztem Krzywousty zyskał kościelną absolucję, a opozycja
wobec niego ogarnęła według wszelkiego prawdopodobieństwa rów-
nież szerokie warstwy świeckiego społeczeństwa.
Bolesław Chrobry w ujęciu Galla to nie tyle wojownik, „syn
Marsa" (choć i zwycięstw wojennych kronikarz mu nie odmawiał),
ale prawdziwy ojciec ojczyzny. To w jego i - zaczątkowo - w jego
ojca Mieszka I postaci dokonał się drugi - chrześcijański - początek
Polski (Czesław Deptuła). Chrobry stał się „nowym Siemowitem"
(Mieszko I byłby - mutatis mutandis - chrześcijańskim odpowied-
nikiem Piasta). Chrobry („Salomon") doprowadził do końca dzieło

17 Bolesław Chrobry 257


Mieszka I (,,Dawida"). Wbrew potocznym sądom, wojny odchodzą
w charakterystyce Chrobrego na dalszy plan; Chrobry Anonima Galla
to przede wszystkim troskliwy ojciec i władca, ideał władcy chrześ­
cijańskiego. Z jedenastu wydzielonych tematycznie rozdziałów [ ...] tylko
dwa traktują o wyprawach zbrojnych i jeden - o organizacji wojskowej
królestwa. W pozostałych ośmiu tematem albo wyłącznym, albo przynaj-
mniej dominującym są pokojowe czyny i pokojowe cnoty monarchy.
W przedstawieniu panowania Bolesława "Wielkiego Gall wyakcentował
przede wszystkim wzorzec harmonijnej współpracy Polski z cesarstwem
- to jedna z przewodnich myśli kronikarza, tłumacząca niemal całkowite
przemilczenie wojen Chrobrego z Henrykiem II. Czasy Chrobrego to
obraz „złotego wieku" Polski; „raj utracony", bez winy dynastii, oby
został przywrócony, odnaleziony - zgodnie z rzekomą przedśmiertną
wizją Chrobrego - przez ów karbunkuł świetlisty, jego praprawnuka,
„nowego Chrobrego".
Czy „nowy Chrobry" przewyższył pierwszego czy „tylko" stanowił
jego pomniejszoną replikę? O dorównaniu Chrobremu pod każdym
względem raczej nie było mowy. Trudno było np. traktować na serio myśl
o powrocie epoki, kiedy srebro miało wartość słomy. Trudno było
Krzywoustemu mierzyć się z idealnym monarchą pod względem nie-
skazitelności, skoro obciążała go zbrodnia dokonana na bracie. Marze-
niem pozostawało odtworzenie legendarnego mocarstwa XI wieku
w chwili, gdy praprawnuk Chrobrego zdobył dopiero z wielkim wysiłkiem
linie pomorskich umocnień na Noteci. Ale czy marzeniem zupełnie
niedościgłym? - zawiesza pytanie w subtelnej analizie Czesław Deptuła.
Czy jednak Gall przekonał wszystkich o nadzwyczajności i ideal-
ności Bolesława Chrobrego i jego rządów? Pozornie tak, gdyż o wład­
cy tym absolutnie nie można było w Polsce pisać źle, a jeżeli nawet
Anonim Gall nie był zbyt często czytywany, to w drugiej połowie
XV w. Jan Długosz tak intensywnie wykorzystał jego kronikę i tak jej
dane rozbudował, uzupełnił i „zaokrąglił'', że stworzony został wręcz
kanon. A przecież wszelkie peany nie miały wpływu na ten prosty fakt,
że Bolesław Chrobry nie został przez Kościół kanonizowany. Przeciw-
nie niż w tylu innych, także z Polską sąsiadujących, krajach tej doby
ani Chrobry, ani jego ojciec - bądź co bądź chrystianizatorzy Polski,
a w przypadku Chrobrego w dodatku protektor misji do pogan
i misjonarzy: Wojciecha i Brunona - ani żaden z rodu piastowskiego
nie został nigdy wyniesiony na ołtarze. Czy tylko dlatego, że św. Woj-

258
ciech (i ewentualnie Pięciu Braci Męczenników) zajęli szturmem to
miejsce i obok nich nie było już wolnego miejsca? Chyba nie tylko
dlatego. Czyżby traumatyczna historia Bolesława II Szczodrego - bi-
skupobójcy - rzuciła cień na dynastię? A może zawiniły domniemane,
ale, jak sądzę, prawdopodobne konflikty Chrobrego z Radzi-
mem-Gaudentym, zarówno te z około 1000 r., jak i te późniejsze,
kryjące się za Gallową wzmianką o klątwie? A może sprawa Przed-
sławy? Trudno wyjść poza przypuszczenia.
Imię „Bolesław", bez wątpienia jako wyraz podziwu i uznania dla
pierwszego i najwybitniejszego z polskich Bolesławów (podczas gdy
w rodzimych Czechach po 1003 r. praktycznie wyszło z użycia,
a ogromnie rzadko pojawiało się na innych obszarach Słowiańszczyz­
ny2), stało się najpopularniejszym imieniem w rodzie piastowskim.
Wprawdzie po kanonizacji biskupa krakowskiego Stanisława (1254)
powstała około pół wieku trwająca luka w nadawaniu owego imienia,
mimo że współcześnie żyli dwaj znani Bolesławowie (Jacek Hertel),
mianowicie w Wielkopolsce Pobożny (po 1221-1279) i w Krakowie
Wstydliwy (1226-1279), co można traktować jako odruch niechęci
wobec króla - winowajcy zabójstwa świętego-biskupa, ale później,
zwłaszcza na Śląsku i na Mazowszu, imię to nadal występowało.
Doliczono się w sumie 44 Piastów o imieniu Bolesław, z czego aż 25
wśród Piastów na Śląsku. Ostatnim niewątpliwym władcą piastow-
skim tego imienia był zmarły w 1488 r. Bolesław V, książę warszawski.
Przez długi czas imię Bolesław było jak gdyby zastrzeżone dla
panującej dynastii, dopiero sporadycznie w XIII, a częściej w XIV w.
wyszło ono poza dynastię (w 1235 r. bracia Bolesław i Zbrosław na
Śląsku, ale to akurat świadectwo nie jest pewne; w 1389 r. Bolek,

2Król czeski Wratysław II miał z żony Świętosławy (Svatavy), siostry króla


polskiego Bolesława II Szczodrego, syna Bolesława, który zmarł jako zarządca
Ołomuńca w 1091 r. Bez wątpienia imię to otrzymał na pamiątkę wuja. W rodzie
Przemyślidów imię Bolesław pojawiło się potem już tylko jeden raz, znowu na podobnej
zasadzie: otrzymał je syn Dypolda II i Adelajdy, córki Bolesława Wysokiego, księcia
śląskiego. Pomijając dwóch legendarnych Bolesławów, jednego „polskiego" (w Kronice
wielkopolskiej jeden z dwudziestu synów Lestka III z nieprawego łoża) i jednego
południowosłowiańskiego (z latopisu Popa Duklanina) (zob. o nich: J. Strzelczyk, Mity,
podania i wierzenia dawnych Słowian, Poznań 1998, s. 50), wymienić potrafię tylko
następujących niepolskich właścicieli tego imienia: rycerza obodrzyckiego z końca X w.
Bolisława (Helmold, Kronika Słowian, I,15) i Boleslava, żupana chorwackiego, wspom-
nianego w 1060 r.

11• 259
kmetho de Cossow zaświadcza, że imię Bolesław w skróconej formie
trafiło pod strzechy wiejskie). W czasach nowożytnych, aż do dnia
dzisiejszego, stało się popularne we wszystkich warstwach społecznych.
Niektórzy uczeni wątpią w słuszność tradycji o pochówku Chrob-
rego w katedrze poznańskiej, ale w samym Poznaniu już w średnio­
wieczu nie miano co do tego wątpliwości. W poznańskim kościele
katedralnym, pośrodku nawy głównej, prawdopodobnie po wybudo-
waniu nowego gotyckiego kościoła około połowy XIV w., wystawiono,
zapewne na miejscu dawniejszego, okazały grobowiec (tumbę) Bole-
sława Chrobrego z obszerną inskrypcją. Ani grobowiec, ani widniejąca
na nim inskrypcja nie dotrwały do naszych czasów; prawdopodobnie
- niejednokrotnie w ciągu wieków modernizowane i naprawiane
- zostały zniszczone w katastrofie budowlanej pod koniec XVIII w.
Posiadamy jednak wizerunki grobowca z późniejszego okresu jego
istnienia, a jeżeli chodzi o inskrypcję, która nas tu najbardziej
interesuje, oprócz najstarszej wzmianki o niej z początku XV w., mamy
kilkanaście przekazów tekstu od końca XV do XVIII w., w tym
niektóre fragmentaryczne lub w postaci przeróbek poetyckich. Ponie-
waż poszczególne przekazy treści inskrypcji różnią się między sobą, nie
wiemy dokładnie, jak wyglądał pierwowzór.
Przytoczę przekłady dwóch prób rekonstrukcji pierwotnego
tekstu łacińskiego: pierwszą Józefa Birkenmajera z 1935 r. drugą,
E.J. Głębickiej na podstawie rekonstrukcji Brygidy Kiirbis:

I Spoczął tu w grobu głębi


król zacny duszy gołębiej ...
W wielkiej, wodzu, żyj sławie,
niezwalczon Bolesławie!
Z ojca pogana spłodzon,
lecz z matki wierzącej zrodzon,
świętą obmyty strugą,
tyś zawżdy Pana był sługą!
Siedem lat gdyś zaczynał,
włosy-ś dla Rzymu obcinał.
Jako zapaśnik Chrystusów,
posiadłeś bez zdradnych zakusów
wielkie królestwo słowiańskie,
gockie albo polańskie,

260
wojen wiele staczałeś,
sąsiadów zwyciężałeś.
Za twe czyny wsławione
dał Otto tobie koronę,
cesarz - ze sławą promienną -
zdjął z ciebie książęce lenno;
Tyś go w zamian obdarzył
darami, o jakich nie marzył,
tem, co w myśl przyszło tobie,
boś skarby miał w wielkim zasobie.
Chabry jest twoje miano!
Miej wiecznie glorję świetlaną!
Po swem życiu steranem
miejże zbawienie. Amen!

II Tu spoczywa w grobie władca, szlachetna gołębica.


Nazwano cię Chrobrym, bądź błogosławiony na wieki!
Zrodzony z ojca poganina, lecz matki chrześcijanki,
Obmyty wodą święconą, uważaj się w całości za sługę bożego.
W siódmym roku postrzyżony, osiągnąłeś Rzym
jak prawdziwy zapaśnik Chrystusa.
Podbiłeś ziemie prowadząc wojny,
Sławny wodzu, chwała ci, mężny Bolesławie.
Cesarz wywyższył królestwo Słowian, Gotów,
Czyli Polan, uwalniając cię od książęcego trybutu.
Zgromadziłeś dla niego liczne dary, jakie
Ci się spodobało, gdyż posiadłeś bogactwa.
Dzięki wielkiej sławie dał ci Otto koronę.
Ze względu na trud obyś był zbawiony. Amen.

Niestety, ułomne zachowanie się zabytku utrudnia ogromnie


jego datację. Ryszard Gansiniec, który poświęcił mu dwa obszerne
studia, uważał, że inskrypcja powstała wraz z budową gotyckiej
świątyni i gotycką przebudową grobowca około połowy XIV w.
Tak późne datowanie musiałoby, rzecz jasna, wpłynąć negatywnie
na ocenę wiarygodności danych rzeczowych zawartych w tekście
inskrypcji. Czy jednak sprawa da się tak jednoznacznie wyjaśnić?
Brygida Kiirbis, która w pracy opublikowanej w 1990 r. raz jeszcze

261
dokonała gruntownej analizy zabytku (i odmiennie do pewnego
stopnia spróbowała zrekonstruować jego domniemaną pierwotną
postać), podkreśliła archaiczność wersyfikacji epitafium, dochodząc do
wniosku, że jeżeli nawet nie sama inskrypcja nagrobna (mogła ona
bowiem teoretycznie rzecz biorąc zostać w XIV w. przepisana z jakie-
goś innego, niekoniecznie epigraficznego zabytku, epitafium to jest
bowiem zupełnie nietypowe - najczęstszą konwencją na podobnych
zabytkach był monolog skierowany przez zmarłego do żywych; tutaj,
poczynając od wiersza 2, mamy do czynienia z wypowiedzią - po-
chwałą, enkomium - skierowaną do zmarłego), to jej ewentualny
pierwowzór mógł powstać nawet w XI-XII w. Nie da się bowiem
zaprzeczyć, i taka opinia jest w nauce dość powszechna, że przytoczo-
ny tekst, upamiętniający postać i czyny Chrobrego, nie jest z poetyc-
kiego punktu widzenia wysokiego lotu, jest nieporadny, wygląda na
wytwór jakiegoś „domorosłego artysty". Wprawdzie czasy Kazimierza
Wielkiego i biskupów poznańskich Jana IV z Kępy (1335-1346) bądź
Jana V z Lutogniewa (1355-1374), z osobami których wiąże się
najczęściej powstanie gotyckiego grobowca i inskrypcji, nie były
w Polsce okresem szczególnego rozkwitu muz, w tym muzy poetyckiej,
ale tak późne powstanie archaicznie już wtedy brzmiącego zabytku
byłoby dość dziwne. Co innego, gdyby ograniczono się do pieczołowi­
tego odtworzenia dawniejszego zabytku...
Tak czy inaczej, napis z poznańskiego nagrobka Bolesława Chrob-
rego jest cennym świadectwem pamięci o tym władcy w środowisku
poznańskim (akurat w XIV w. Poznaniowi na pewno zależało na
podkreślaniu - przeciw Krakowowi - swoich królewskich tradycji),
pamięci, której zdaniem niektórych komentatorów usiłowano nadać
wydźwięk niemal hagiograficzny. Hagiograficzną wymowę miały bo-
wiem takie pojęcia jak „szlachetna [bez skazy] gołębica" (generosa
[lub: gloriosa] columba), „zapaśnik Chrystusa" (athleta Christi) 3• Wą­
tek chrześcijański, niemal hagiograficzny, łączy się i przeplata z po-
chwałą władcy. W tej warstwie utwór, mimo, jak widzimy, skom-
plikowanej genezy, przechował interesujące ślady danych faktycznych.
Zaliczymy do nich: „Gallową" perspektywę na królewskie wywyż­
szenie Chrobrego przez Ottona III (w 1000 r.), archaiczną formę
imienia Chabry, a nie Chrobry, podkreślanie pogaństwa ojca (czyżby
3 Zwrot topiczny, zastosowany np. przez Brunona z Kwerfurtu w odniesieniu do

św. Wojciecha.

262
potwierdzenie informacji Thietmara, wbrew polskiej tradycji średnio­
wiecznej, o współżyciu Dąbrówki z Mieszkiem I przed chrztem
księcia?), pośrednie potwierdzenie informacji źródeł niemieckich o wy-
słaniu siedmioletniego Bolesława jako zakładnika do Niemiec i bezpo-
średnie potwierdzenie faktu wysłania przez ojca włosów chłopca
papieżowi jako symbolu prośby o protekcję (któż w czternastowiecz-
nej Polsce mógłby znać taki szczegół i w ogóle pogańskiego przecież
pochodzenia rytuał postrzyżyn?).
Nieco zamieszania w nauce wywołały słowa epitafium o „królest-
wie słowiańskim, gockim albo polańskim" (Regnum Sclauorum, Got-
torum seu Polonorum), nad którymi panował Chrobry, a konkretnie
owi Goci. Goci, jak wiadomo, byli ludem germańskim, który wpraw-
dzie w pierwszych wiekach naszej ery okresowo przebywał na ziemiach
później polskich, jednak zapewne już w II w. odszedł z nich na
południowy wschód, by w IV-VIII w. odegrać wybitną rolę w strefie
Morza Śródziemnego. W napisie nagrobnym dla Bolesława Chrob-
rego Goci znaleźli się jednak w sposób sztuczny, „uczony". Prawdą
jest, że niekiedy (choć rzadko) pojawiały się w średniowieczu (zwłasz­
cza na Bałkanach) pomysły, jakoby Słowianie wywodzili się od
Gotów, ale wątpliwe, by egzotyczny ten pogląd mógł być znany
twórcy epitafium. Może trzeba by w związku z tym zwrócić uwagę na
to, że mistrz Wincenty Kadłubek w swej kronice określał bałtyjskich
Prusów mianem Getów. Geci, Getowie byli starożytnym ludem
trackim i mieszkali na Półwyspie Bałkańskim. Ponieważ również
germańscy Goci w pewnym okresie mieszkali na Bałkanach, a nazwy
Geci/Goci (Getae/Gothi) są do siebie dość podobne, niekiedy Gotów
nazywano już w późnej starożytności anachronicznie Getami. Może
więc autor epitafium pod nazwą Gotów rozumiał sąsiadujących
z Polską Prusów i przypisał Chrobremu panowanie nad nimi?
Myślę, że nie ma potrzeby drobiazgowej analizy danych o Bole-
sławie Chrobrym zawartych w kolejnych, nielicznych zresztą, kroni-
kach i innych zabytkach dziejopisarskich polskiego średniowiecza. Nie
wzbogacą one raczej naszej wiedzy o „prawdziwym" Bolesławie, co
najwyżej - pomogą uchwycić trwałość lub przeciwnie: przekształcenia
pewnych wątków Bolesławowych, na ogół o charakterze legendarnym.
I tak mistrz Wincenty Kadłubek powtórzył z wieloma skrótami
opowieść Gallową, dodając, swoim zwyczajem, budujące przypowieści
ze świata starożytnego, pominął (a jakże) skandal z Przedsławą,

263
dopowiedział (magiczny sens zachowania Chrobrego w Kijowie,
jeszcze dość wyraźny u Galla, uległ bowiem zatraceniu u biskupa
krakowskiego), iż uderzenie mieczem w Złotą Bramę było wystawie-
niem swego rodzaju znaku granicznego, przeredagował nieco mowy
wygłaszane w toku kampanii kijowskiej przez obie strony.
W sumie był to obraz znacznie mniej sugestywny niż u Galla
Anonima, ale też Kadłubek na początku XIII w. nie „wyczuwał" już
aktualności czasów Chrobrego, były one dlań po prostu zwykłą, choć
chwalebną, historią. Można nawet u Kadłubka doszukać się śladów
ukrytej, ale dość wyraźnej, krytyki pod adresem wielkiego Bolesława.
Opowiedziawszy, jak to zachwycony Otton „Rudy" (ten błąd Kad-
łubek przejął od Galla) włożył swemu gospodarzowi swój cesarski
diadem na głowę i w zamian otrzymał od Bolesława jego „szłam"
(hełm paradny) 4, i raz jeszcze wyraziwszy podziw dla bogactw i wspa-
niałości Bolesława, włożył następnie kronikarz w usta arcybiskupa
Jana, który w kronice (mającej formę dialogu) pełni rolę jak gdyby
komentatora dziejów Polski i mentora, następujące słowa: Teraz
wreszcie skończyłeś pochwały zalet [tego] męża [Bolesława]: wszystko
bowiem, co obcą błyszczy ceną, obce jest, wszystko jest darem losu, nie
naszą własnością; za moje uważałbym jedynie te klejnoty, które rodzą się
w skrytce serca. W następującej zaś anegdotce starożytnej, jednej
z tych, którymi kronikarz ustami arcybiskupa Jana często okrasza
swój wykład dziejów Polski, znalazła się wręcz ostrzegawcza sentencja:
Taka jest przecież natura tego, co wysokie, że im bardziej wyniosłe, tym
do upadku skłonniejsze (II,10-11).
Zdaniem Brygidy Kiirbis subtelną krytykę Chrobrego ukrył Kad-
łubek być może także w umiarkowanej charakterystyce panowania
jego następcy: postanowił [on] poprzestać na sławie ojca, której nikt nie
mógł dorównać, a cóż dopiero ją przewyższyć, jeśli z kimkolwiek staczał
jakieś boje, wiadomo, że wynikały one z konieczności, nie z poczucia siły;
były narzucone, nie dobrowolne; nie jakoby brakowało mu dzielności,
lecz ponieważ raczej dbał pilnie o zachowanie stanu posiadania, aniżeli
pragnął coś zdobyć. Sądził bowiem, że jest czymś wprost niedorzecznym
niezachowywanie miary w zdobywaniu czegoś, skoro w posiadaniu należy
zachować pewną miarę (II,14). Z „ojca ojczyzny" Bolesława Chrobrego
Kadłubek właściwie nic w swojej relacji nie pozostawił (analogiczne
4 Pominął Kadłubek natomiast, co ciekawe u biskupa, akt wymiany relikwii przez
obu władców.

264
cechy, ale z odmiennego wzorca, wolał przenieść na Kazimierza
Sprawiedliwego) - konkluduje B. Kiirbis.
Dominikanin Wincenty z Kielc (lub, zdaniem G. Labudy, ze wsi
Kiełcza na Śląsku opolskim), w Żywocie większym św. Stanisława
biskupa krakowskiego (zm. w 1079 r.), napisanym po połowie XIII w.,
przeciwstawił „złemu", zbrodniczemu (według zdobywającej sobie pole
interpretacji kościelnej) Bolesławowi II (Szczodremu) - zabójcy św.
Stanisława, „dobrego" Bolesława I Chrobrego, łącząc charakterystykę
postaci w związek przyczynowy z losami Polski: jak skromność
i pobożność jego pradziada, wielkiego króla Bolesława, przyczyniła się
do wzrostu potęgi królestwa polskiego, tak bezbożność tego Bolesława
spowodowała jego upadek. Przez zbrodnię bowiem zabójstwa, którą
popełnił na osobie świętego Stanisława męczennika, nie tylko spadła
korona z głów jego potomstwa, lecz i Polska sama utraciła i do dziś nie
odzyskała chwały i godności królewskiej; i jak tamten Bolesław roz-
szerzył panowanie swego rodu, tak ten, jako król bezrozumny, zgubił
naród, zatracił rycerstwo i zmienił Polskę w pustynię. I tak jak tamten
zakładał biskupstwa i królewskimi darami je wyposażał, a także szanował
prawa biskupie, tak ten mordując okrutnie świętego biskupa Bożego,
Stanisława, zbezcześcił królewskie kapłaństwo.
Rozbicie Polski jest karą Niebios za zbrodnię drugiego Bolesława,
lecz Bóg w swojej łaskawości ześle „nowego Arona" i przywróci Polsce
jedność i chwałę. Żeby przeprowadzić stosowny wieszczy wywód,
przypomniał Wincenty z Kielc znaną nam już (zob. wyżej, s. 92)
węgierską, przejętą także przez niektóre roczniki polskie, tradycję
o nieudanych staraniach księcia polskiego Mieszka (powinno być:
Bolesława Chrobrego) o koronę królewską w Rzymie. Zgodnie z tą
tradycją papież „Leon" dał koronę Węgrom, a odmówił jej Polakom,
motywując tę decyzję występnością i prymitywizmem Polaków: Ten
lud [Polacy] - powiedział [anioł - wysłannik Boży, doradzający
papieżowi w widzeniu sennym] - bardziej kocha niesprawiedliwość, niż
sprawiedliwość, bardziej gąszcz leśny i polowanie na dzikie zwierzęta, niż
płaszczyzny pól i obfitość zbiorów, bardziej kocha psy niż ludzi, więcej
myśli o uciskaniu biednych, niż o przestrzeganiu praw boskich. Następnie
jednak anioł zapowiedział „w imieniu Pana" jego miłosierdzie, od-
nowienie królestwa polskiego i zesłanie „nowego Arona", na którego
w skarbcu katedry krakowskiej czekają troskliwie przechowywane
insygnia królewskie.

265
Obszernie opowiedział panowanie Bolesława Chrobrego Jan Dłu­
gosz, nadając późniejszej tradycji cechy niemal kanoniczne. Mimo
starań o wykorzystanie możliwie dużej liczby źródeł oraz zabiegania
o precyzję chronologiczną (do czego poniekąd zmuszał kronikarza
annalistyczny układ jego dzieła), nie dążył Długosz do zmiany czy
skorygowania „wizji" Anonima Galla, nie ustrzegł się także grubych
nieścisłości. Wiele jest w opowiadaniu Długosza anachronizmów
- ustrój polityczny Polski Chrobrego wyobrażał sobie na podobieńst­
wo swoich czasów. Król ciągle obraduje i radzi się możnych. Wszyst-
kie ważne dla państwa decyzje zapadają, a doniosłe wydarzenia
rodzinne dokonują się w Gnieźnie. Długosz „wiedział", że węgierska
żona Chrobrego miała na imię Judyta, ich synem (po pięciu latach
bezpłodności królowej) był Mieczysław (Mieszko II). Świętego Woj-
ciecha przyjęli w Polsce wprawdzie syn i ojciec, Bolesław Chrobry
i Mieszko I, ale temu ostatniemu kazał kronikarz żyć i panować aż do
999 r. Bolesławowi przypisywał Długosz nadanie bratu św. Wojciecha,
Porajowi, licznych posiadłości w Polsce i włączenie w skład polskiego
rycerstwa 5• Wojciech został u Długosza arcybiskupem gnieźnieńskim,
w dodatku nie pierwszym, lecz drugim z kolei, po niejakim Robercie.
Obszerną relację o odmowie nadania „Mieczysławowi" korony
królewskiej przez papieża Benedykta VII (ten zmarł w rzeczywistości
w 985 r.) uzupełnił Długosz następującą uwagą: Niektórzy natomiast
twierdzą, że papież nie z powodu widzenia anielskiego, lecz na skutek
otrzymanej wiadomości o śmierci księcia polskiego Mieczysława, nie dal
mu korony i przypominam sobie, że czytałem o tym w jakimś roczniku
polskim. Węgrzy zmyślili sobie i wymarzyli widzenie anielskie, aby tym
uroczystszym uczynić przysłanie im przez papieża Benedykta korony.
Pragę i Czechy w roku 998 (!) zdobywa oczywiście Mieczysław.
W obszernym opowiadaniu o pielgrzymce Ottona III do Gniezna
utrzymuje Długosz, że cesarz rozkazał namaścić i ukoronować Bole-
sława na króla arcybiskupowi Gaudentemu. W ten sposób ziściła się
obietnica papieska dana jego ojcu. Chrobry odprowadził cesarza tylko
do granicy swego państwa, dalej jednak towarzyszyli cesarzowi jego
posłowie, którzy sprowadzili do Gniezna Ryksę (Rychezę) dla królewi-
cza Mieszka. Obszernie, ale niezgodnie z wcześniejszymi źródłami, za
5 Długosz informował następnie, że z potomstwa Poraja wyrósł ród Różyców

z zawołaniem Poraj. Ród ten miał posiadłości m.in. na terenie Pałuk. W rzeczywistości
Poraj zginął w rzezi libickiej 995 r.

266
to w zgodzie z własnym rozumieniem polskiej racji stanu, przedstawił
Długosz perypetie Chrobrego w Czechach, które jakoby odziedziczył
po ojcu.
Pod rokiem 1006 opowiedział o założeniu przez Emeryka (syna
Stefana I węgierskiego), przebywającego w Polsce, wespół z Bole-
sławem Chrobrym klasztoru Świętego Krzyża na Łysej Górze. Opo-
wieść ta zyskała sobie później znaczną popularność i w pierwszej
połowie XVI w. trafiła do staropolskiej Powieści rzeczy istey o założe­
niu wspomnianego klasztoru. Opowiadając (pod rokiem 1008!) o wy-
prawie kijowskiej (notabene: wojny z Rusią omawia w kilku miejscach,
sztucznie dzieląc wydarzenia na różne lata), wspomniał Długosz
o trzech słupach spiżowych wbitych na rozkaz zwycięskiego króla
w wody Dniepru, w tym miejscu gdzie rzeka Suła do niego wpada [ ...],
podobno do dnia dzisiejszego istniejące, dla uwiecznienia nimi granic,
później zaśpodobne słupy w podobnym celu kazał jeszcze Chrobry
umieścić w wodach Sali. Łupy zdobyte na Rusinach darował kościo­
łom katedralnym w Polsce, najwięcej w Gnieźnie. Oprócz Świętego
Krzyża założył Chrobry, według Długosza, jeszcze klasztor w Siecie-
chowie nad Wisłą. Odzyskał utracone w czasach Popiela dzielnice
położonenad Morzem Północnym, Pomorze Zachodnie, Kaszuby i inne
nadmorskie kraje, zamieszkałe do dziś przez Słowian.
Pod rokiem 1015 przedstawił kronikarz wyprawę zdobywczą
Chrobrego do Prus i zhołdowanie tego kraju: oznaczył wówczas
Bolesław wieczyste granice Królestwa Polskiego na rzece Ossie, roz-
dzielającejPrusy od Polski, mianowicie [wbiciem] żelaznego słupa
w środku rzeki o ćwierć mili od miasteczka Rogoźna, pomiędzy Łaszy­
nem a Rogoźnem, stąd też wieś położona nad tą granicą została od słupa
nazwana Słupią.[ ... ] Bolesław bowiem, pałając gorliwą chęcią utrwalenia
granic Królestwa Polskiego, a równocześnie zabezpieczając, aby nigdy
nie były naruszane, wyznaczył je żelaznymi słupami na zachodzie,
wschodzie i północy, naśladując wzór Herkulesa 6• Zarządził ponoć
utrzymanie obowiązku składania Kościołowi dziesięcin snopowych,
a oporne wobec tego nakazu rycerstwo, występujące nawet przeciwko
kapłanom, przykładnie ukarał (część ścięciem, część chłostą). Czując
ubytek sił przed śmiercią, wyznaczył Mieczysława swoim następcą. Za
niezrównane męstwo i zwycięstwa otrzymał przydomek Chrobry, co

6 „Słupy Herkulesa'', czyli Cieśnina Gibraltarska.

267
oznacza męża wspaniałej i bohaterskiej odwagi. Od tego przydomka
nazwę otrzymało ulubione przezeń miasteczko Chroberz niedaleko
Wiślicy. Śmierć jego zwiastowała kometa.
Do zmienności losu tak był z natury swej i wychowania przygotowa-
ny, że pokonany - nie upadał na duchu, a wyniesiony - nie pysznił się.
W mowie swej trzymał się takiej miary pomiędzy powagą i wesołością, że
nic nie było poważniejszego od jego żartobliwości ani nic pogodniejszego
od jego powagi. Wielkoduszny, gardził bogactwami, [„., jego] staraniem
i trudem religia wzrosła wśród Polaków, [on] ich samych z dzikości
i barbarzyństwa wywiódł na wyższy i szlachetniejszy stopień kultury. [„.]
Zawsze kierował się łagodnością, łaskawością, miłosierdziem i dobrocią,
co jest trwalszym dziedzictwem niż posiadanie królestw i bogactw. [„.]
Po jego śmierci nadzieje Polaków zaczęły upadać.
Ciężka choroba (stosowane lekarstwa nie przynosiły żadnej ulgi)
poprzedziła śmierć. Wydał zbawienne prawa spisane dla dobra społe­
czeństwa i ogłosił je edyktem publicznym [„.], wypędził z kraju różnego
rodzaju przestępców, mianowicie złodziei, rabusiów, zbiegów, potwarców,
czyli oszczerców, świętokradców, złodziei bydła, wyrzutków i złoczyń­
ców. [.„] Jeżdżąc po całym kraju, tępił z pożytkiem pozostałości
pogańskich bogów i bożków. Zebrani przy łożu konającego króla
doradcy i dostojnicy nazywali go nie tylko ojcem ojczyzny, lecz także jej
zbawcą, odnowicielem, drugim po Lechu założycielem, i tryumfatorem
w pokoju.

*
Dalsze dzieje tradycji o Bolesławie Chrobrym będę mógł opowie-
dzieć jedynie nader skrótowo 7, ograniczając się do wspomnienia
niektórych, bardziej - jak sądzę - interesujących bądź znamiennych,
przykładów. Wątkami, do których szczególnie chętnie nawiązywała
polska tradycja, były: Szczerbiec i Złota Brama w Kijowie, słupy
żelazne i spiżowe w Sali i Dnieprze, dobra i mądra Emnilda.
Nieuchwytne są natomiast początki podania o wrzuceniu przez
Chrobrego do Dniepru czterech ogromnych trąb, grających podwodną
pieśń opiewającą sławę Chrobrego; literacko utrwalił je dopiero

7W tej części wywodu opieram się w znacznym stopniu na cennym materiałowo


artykule Mieczysława Rokosza, do którego wypada odesłać Czytelnika po wiele
bliższych danych oraz bogaty zestaw ikonografii Chrobrowej.

268
Lucjan Siemieński w 1839 r. (Trąby w Dnieprze). Jeżeli chodzi o dzieła
historyczne, to ze względu na małą przed XVIII w. dostępność dzieła
Długosza siła jego bezpośredniego oddziaływania była ograniczona
(większe szanse miał Kadłubek), natomiast oddziaływanie pośrednie,
poprzez dzieła takich autorów szesnastowiecznych, jak Maciej Mie-
chowita (1519), Marcin Bielski (1551) i Marcin Kromer (1555), było
wyraźne, choć autorzy ci z obszernej opowieści Długosza przejęli tylko
pewne fragmenty i wątki.
Chrobry zajął poczesne miejsce w typowej dla odrodzenia pol-
sko-łacińskiej poezji biograficznej, zwłaszcza u Klemensa Janickiego
(1563, 1565) i Sebastiana Fabiana Klonowica (1576). Sztuka drukarska
i rytownictwo w XVI i XVII w. przyczyniły się do popularności nie
tylko literackich (najczęściej niezbyt wysokiego lotu), lecz także
artystycznych wizerunków władców polskich (icones), w których
wybitne miejsce zajmował zawsze Chrobry. Niekiedy znakomite tech-
nicznie, wizerunki takie nie miały, rzecz jasna, żadnego związku
z rzeczywistym wyglądem władcy. Począwszy od XVI w. istniał
zwyczaj urządzania w zamkach magnackich, a nawet w dworach
zamożniejszej szlachty, tzw. sal królewskich, zdobionych malowidłami
przedstawiającymi imaginacyjne wizerunki dawnych władców; port-
rety takie widniały także na ratuszach niektórych miast Polski (np.
w Krakowie, Poznaniu, Toruniu czy Gdańsku). Aluzje i porównania
do Chrobrego pojawiały się niezbyt często w poezji staropolskiej XVI
i XVII w., zapatrzonej na ogół w wielkie sprawy współczesności.
W poemacie lWadysław IV Samuela Twardowskiego (wydanym po raz
pierwszy w Lesznie w 1649 r.) 8 tytułowy bohater przedstawiony został
jako spadkobierca dzieł rycerskich dokonanych przez wszystkich
wcześniejszych władców, w tym i Piastów (L. Szczerbicka-Ślęk):

Patrzył na swych zelżywe nieprzyjaciół tyły,


Srogi im i straszliwy, jako swoim miły
I łaskawy, a wszystkim napełniwszy dobrym
Tę ojczyznę; porównał z Bolesławem Chrobrym,
Dzieły nieśmiertelnymi, pomknąwszy gdzie dalej
Od slupów do Bałtyku i pomorskiej Sali
Granic jej i terminów; jako z drugiej strony
8 Poemat ponoć wywołał oburzenie w Moskwie. Na naleganie posła moskiew-
skiego spalono nawet w Warszawie w 1650 r. część dzieła.

269
Na wschód i brykające puścił strach Tryjony,
Doszedł trzech Kazimierzów i Sprawiedliwością,
I po dziś dzień widocznych czynów ich wielkością.

W XVIII w. pojawiły się próby ujmowania postaci Chrobrego


w konwencji hagiograficznej. W zbiorze Żywoty świętych, błogo­
sławionych, wielebnych, świątobliwych, pobożnych, Polaków i Polek
wszelkiego stanu i kondycji, pióra ks. Floriana Jaroszewicza (Kra-
ków 1767), w którym na każdy dzień roku można było znaleźć
budującą czytankę biograficzną, pod dniem 3 stycznia widniał Ży­
wot błogosławionego Bolesława
Chrobrego pierwszego króla polskiego.
[ ... ] Choć
beatyfikacja Chrobrego nigdy nie była przeprowadzona,
zdarzało się np. w okolicach Łodzi, że lud czcił go w ramach kultu
przysługującego świętym i błogosławionym. Wydany zaś w Wilnie
[w 1740 r.] przez [jezuitę] ks. Jana Zrzelskiego „Bolesław albo król
boleści Jezus Chrystus cierpiący i umierający za naród polski" to
zbiór nauk moralnych zwanych też „królewską księgą bolesławowską",
gdzie autor daje dziwaczną etymologię królewskiego imienia. W podob-
nych utworach osiąga swój szczyt wyradzająca się legenda Bolesła­
wowska (M. Rokosz).
Okres oświecenia przyniósł przede wszystkim Historię narodu
polskiego, napisaną z inspiracji króla Stanisława Augusta przez
biskupa smoleńskiego Adama Naruszewicza (1780-1786) - pierwsze
krytyczne (choć nie zawsze w równym stopniu) dzieło nowoczesnej
historiografii polskiej, w której - jeżeli chodzi o postać i epokę
Bolesława Chrobrego - nastąpił przełom polegający na włączeniu
do analizy danych Thietmara i innych (np. roczników) źródeł
niemieckich. Od tej chwili nie można już było pisać dziejów
Polski wczesnopiastowskiej bez Thietmara. Nie zdołały staropol-
skich stereotypów przełamać przekorne usiłowania innego oświe­
conego biskupa, Ignacego Krasickiego, który w Historii na dwie
części rozdzielonej, ustami wymyślonego przez siebie narratora
Grumdryppa dowodził, iż Bolesław uczynił kraj szczęśliwym, ale
słupów żelaznych po rzekach nie stawiał, bramy w Kijowie nie
rąbał,wojen nie wznawiał, państwa miał obszerne, ale do Dunaju,
Osy i Elby nie doszedł, nie przyjął też korony ani z rąk papieża,
ani cesarza, ale kazał [ ... ] dawniej już zrobioną [ ... ] przynieść
i sam ją sobie na głowę włożył. A w jednej z Rozmów zmarłych,

270
włożonych w usta Bolesława Chrobrego i Kazimierza Wielkiego, każe
im mówić między innymi: Bolesław: Lepiej stawiać słupy wśród rzek na
znak zwycięstwa i szczerbić mieczem drzwi dobytego miasta niż zamki
stawiać, bez których się naród waleczny obejść może. Kazimierz:
Gdybym był te słupy znalazł, przebacz, iż kazałbym je natychmiast z rzek
wyjąć, żeby nie przeszkadzały spławom zboża i towarów, a gdybym
miasto zdobył, nie psułbym bram ani szabli wyszczerbiał.
Oświecenie nie zdołało
jednak „zdobyć" Chrobrego dla swojej
wersji przeszłości. Pozostał
dla literatury XVIII w. postacią ana-
chroniczną, dawnym typem herosa (L. Szczerbicka-Ślęk). Ideałem
oświecenia stał się Kazimierz Wielki, działacz istotnej zewnętrznej
szczęśliwości, król chłopków, który zastał Polskę drewnianą, a zo-
stawił murowaną. Nie zdołały zachwiać ideałami „Sarmatów" drwiące,
parodystyczne wiersze Ignacego Krasickiego w Myszeidzie (w których
zresztą Chrobrego „oszczędził"):

Trunkiem się wielkie dusze upadlały,


Leszków i Mieszków on na złe przemienił;
Bolesław - z męstwa okrzykniony Śmiały -
Miodem kijowskim cnoty wykorzenił;
Poległ na uczcie Przemysław wspaniały,
Gdy się w Rogoźnie do kufla nie lenił;
Kazimierz, wielki, a przecie kwaterką
Łykał miód smaczny w Łobzowie z Esterką.
Olbracht w Krakowie berdyszem raniony,
Gdy się pijany uwijał po rynku;
Stefan, ów Stefan dziełami wsławiony,
Połknął śmierć w Grodnie z ustawnego szynku;
I nasz Władysław, słusznie uwielbiony,
Przecież pedogry dostał w upominku,
Kiedy w pijaństwie dzikie rzeczy broił;
August zaś Polskę do reszty rozpoił (Pieśń X, 99-115)

Rozbiory i upadek państwa polskiego rychło wywołały potrzebę


innych ideałów, najczęściej typu bohaterskiego ale ze zwróceniem
uwagi na rolę „ludu" i znaczenie sprawiedliwości królewskiej. W słyn­
nych Śpiewach historycznych Julian Ursyn Niemcewicz skojarzył
w postaci Chrobrego oba te ideały:

271
Wychowany w dzielnych wojowników gronie,
Straszny sąsiadom, dla poddanych dobry,
Koroną przodków okrył młode skronie
Bolesław Chrobry
[.„]
Był to król dobry, w boju tylko srogi,
Był sprawiedliwy i karał swywole,
Pod nim bezpiecznie i kmiotek ubogi
orał swe pole

I „bohaterski'', i „sielski" ideał Chrobrego dał się bez trudu


wyprowadzić z kroniki Anonima Galla. W XIX w., „wieku nauki
historycznej'', nie tylko - zwłaszcza w zniewolonej i podzielonej Polsce
- w historii szukano usprawiedliwień i inspiracji, lecz także tworzono
warunki nowoczesnego warsztatu badawczego, np. przez wyszukiwa-
nie, badanie i publikowanie źródeł. Chrobremu poświęcano wiele
uwagi w badaniach historycznych. Po wiekach faktycznego zapom-
nienia odnajdywano i doceniano wagę „zachodniego aspektu" polityki
Chrobrego i wczesnych Piastów. Osobne prace Chrobremu poświęcili
Joachim Lelewel (Zdobycze Bolesława Wielkiego) i Karol Szajnocha.
Szajnocha był gorącym zwolennikiem, a nawet wielbicielem Chro-
brego, ale nie oponował przeciwko zarzuceniu w nauce historycznej
przydomka „Wielki" w stosunku do Bolesława I: Zdaje się to być
skutkiem trafnego instynktu narodowego w ocenianiu własnego, jakoteż
króla Bolesława, charakteru. Tylko najściślejsza zgodność między chara-
kterem całego narodu a charakterem rządów pewnego króla może
zapewnić temuż królowi przydomek „ Wielki". Rządy zaś Bolesława były
według koniecznej potrzeby czasu, za domem wojenne, zdobywcze,
w domu despotyczne, jedynowładcze, a naród Bolesławowski lubo, jak
światu wiadomo, bitny i rycerski, nie był przecież nigdy zdobywczym siłą
oręża, wojnę uważał jedynie za „potrzebę" [ ...], a miłował przede
wszystkiem swobodę i wzór domowej rządności w swoich królach. Stąd
zaszczyt, który uszedł Chrobemu, padł niewojennemu, lecz rządnemu
założycielowi swobód i praw narodowych, zagrodowemu królowi chłop­
ków, Kazimierzowi. Wojownik pozostał Chrobrym, gospodarz i szafarz
wolności Wielkim 9•
9 K. Szajnocha, Bolesław Chrobry i odrodzenie się Polski za Łokietka, wyd. Il,
Lwów 1859, s. 199-200.

272
W nieopublikowanych za życia, a opracowanych w latach
1836-1840 Pierwszych wiekach historii polskiej (tytuł nadany później)
Adam Mickiewicz zajął w kwestii oceny Bolesława Chrobrego za-
dziwiająco samodzielne i krytyczne stanowisko (co nie znaczy, że
koniecznie słuszne i zawsze sprawiedliwe). Należy Bolesław do rzędu
największych wojowników i polityków. Z tylu różnymi narodami walcząc,
na każdego używał innej taktyki. Ale nie tylko orężem tłumaczy się
wielkość Chrobrego: Syn barbarzyńcy, poganina, wychowany między
ludem prostym i grubym, nie umiejący ani czytać, ani pisać, Bolesław
objął myślą całą Europę, poznał dokładnie siły, słabości i zawiłe intrygi
cesarstwa niemieckiego, uwikłał w sidła intryg Czechy, plątał samego
cesarza i jego radę, rozrywał Ruś, podburzał Pieczyngów, wiązał się
z Austrią, utrzymywał kontakty z Włochami, miał stronników w Niem-
czech, szukał nawet przymierza z Konstantynopolem.
Przemożnej sile tradycji Bolesławowej nikt się nie oparł: dziejopiso-
wie narodowi, różni w zdaniach, w sposobie widzenia, w mniemaniach
religijnych i politycznych, ale wszyscy kochający ojczyznę, zgodnie
wielbią tego króla. Katolicy chwalą go za gorliwość, politycy za
przebiegłość, protestanci wybaczają mu pobożność i papizm, nawet
filozofowie z czasów Stanisława Augusta, lubo smucą się, iż nie był
tolerantem, nie zapewnił wolności wyznania bałwochwalcom i nawet
kruszył przedmioty czci publicznej, przecież składają ten wielki podług
nich błąd na duch czasu. Słowem, wszyscy wszystkie czyny Bolesława
wynoszą jako chwalebne, narodowi pożyteczne i naśladowania godne, jak
gdyby ten król był niemylnym i nieskazitelnym, nie człowiekiem.
Mickiewicz jest innego zdania: Kto by mierzył dzieła człowieka
politycznego na skalę dążenia i potrzeb narodu, a dzieła narodu na skalę
całej ludzkości, kto by epokę oceniał nie odrębnie, podług chwilowych jej
skutków, ale w związku z całymi dziejami, jako dzień, jako rok życia
narodowego, ten Bolesławowi miałby wiele do zarzucenia. Wprawdzie
czuł ten król zaiste powołanie swoje, ale nie całkiem je dopełnił [ ...].
Instynktem odgadywał cel, ale jako człowiek często chybiał w drodze,
mylił się w środkach.
Zdaniem naszego wielkiego poety, Chrobry zaniedbał chrystianiza-
cję i cywilizowanie Prusów i Litwinów. Chrzest Litwy zrobił potem
Polskę paniąPolesia i Kijowa, o które Bolesław próżno żelazem dobijał
się.W Prusach na dopełnienie misji, przez Polskę zaniedbanej, zesłał
duch wieku Krzyżaków, tak strasznych potem sąsiadów. [ ... ] Ileż by

18 Bolesław Chrobry 273


dokazał, gdyby całą działalność ku temu celowi obrócił? Nieszczęściem,
wkrótce odciągnęła go wojna z cesarzem. Zamiar utrzymania Milzawii,
Miśni i Luzacji, zdaje się, że Bolesław odziedziczył po ojcu; przyłączyła
się może potem chętka, zwyczajna barbarzyńcom, wpływać na państwa
ucywilizowane. Zapalony ogień nad Elbą, irytując ciągle wielkie ciało
cesarstwa, przyciągał w tę stronę wszystkie siły Germanii; wiele ucier-
pieli Niemcy, nic nie zyskała Polska, najokropniejszemu losowi ulegli
mieszkańcy. Biedne pokolenia Wilków, Wołów, Myszy, Sokołów, między
kopią niemiecką i szablą polską błąkając się, ginęły, podobnie jak dziś
giną w Ameryce pokolenia Mohikanów, Bobrów i Lisów. Sławianie,
mniej zdziczali, mniej wyrodzeni, gdyby zostali pod jednym panem
Niemcem, ocaleliby w większej liczbie i może potem zespoliliby się ze
wzmocnioną Polską. Podwójny nieprzyjaciel zamienił ziemie ich w pu-
stynie, a dziedzictwo przeszło w ręce narodu moralnie wyższego; bo
cesarstwo niemieckie, wówczas pełne ducha i siły, rozwijało w wielkich
ruchach nową cywilizację wieków średnich, stało na czele chrześcijań­
stwa.
Oprócz tych politycznych błędów [do których Mickiewicz dodał
jeszcze niefortunną interwencję w Czechach] pozywa potomność Bole-
sława jako człowieka o ciężkie winy. Obdarzony wielkimi zdolnościami
i siłami, często ich po ludzku źle użył, prawie zawsze po pogańsku
nadużył. We wszystkich jego układach z cesarzem dobra wiara jest na
stronie Henryka; król zawsze podchodzi i oszukuje. Zdrada mersburska,
wyrzucana cesarzowi, nie zgadza się ze znanym szlachetnym charak-
terem tego monarchy. Puścił on wolno Mieczysława, którego miał
w ręku, nie otaczał króla szpiegami, nie buntował złotem przeciw niemu
sług i krewnych. Król polski okrutnie postąpił z Bolesławem czeskim,
haniebnie z Ulderykiem. Na koniec przyćmił sławę ostatniej wyprawy
wojennej gwałtem dopełnionym na niewiastach i zniszczeniem bezbron-
nego Kijowa, do czego nie miał innych powodów oprócz żądzy zemsty lub
zysku. Z króla trzeba sądzić o narodzie. Widzimy, jak powoli i z jaką
trudnością wstępował duch chrześcijański w serca, jak silnie jeszcze żyło
pogaństwo w sercu Polski, kiedy w takich kolorach wystąpiło na moralne
oblicze króla, narodowego reprezentanta 10.
Ciekawe, że krytyczny stosunek do Bolesława Chrobrego dzielił
Mickiewicz (który na imieniny w 1840 r. otrzymał puchar z inskrypcją

10 A. Mickiewicz, Dzieła, t. VII: Pisma prozą, cz. III, Warszawa 1955, s. 78-83.

274
Imię twoje wybiegło za Chrobrego szranki Między teutońskie sędzie
i bystrzejsze Franki) ze swoim poetyckim oponentem, Juliuszem
Słowackim, który w Królu-Duchu (Pieśń I i Rapsod IV) wprowadza na
scenę postać Bolesława Chrobrego, Ból i Sławę i ustami Króla-Ducha
opowiada jego przewagi wojenne: wzięcie Krakowa, walki na Elbie
i Sali, zwycięstwo nad Pieczenyhem olbrzymem i zdobycie Kijowa,
mowa jest o żelaznych palach i o trąbach wrzuconych do Dniepru, ale
w Kijowie

[ ... ] go opuścił
duch. Zakończył boje,
Uczuł, że tarcza cięży - skrzydła gniotą,
A sława z twardej uzyskana siły
Do mogił idzie - lecz nie za mogiły ...

Postać Chrobrego rycerska uosabia [u Słowackiego] nie świętość,


lecz siłę [ ... ], Słowacki mistyk czuje niechęć do takiej siły nieuduchowio-
nej. [ ...] Król nie dopełnił tego, do czego był powołany przez Ducha.
Surowa to ocena. Słowacki nawet - niczym niegdyś Thietmar - urąga
Chrobremu jako ,jędzy mieczowej", „widziadłu krwawemu", „marze
potęgi" (M. Rokosz).
Tę swoistą antologię ujemnych opinii o Bolesławie Chrobrym 11 ,
które niegdyś zapoczątkował jeszcze Thietmar z Merseburga, chciał­
bym zakończyć cytatem z rozprawy Rewizja dziejów polskich, zawartej
w książce Antoniego Małeckiego pt. Z przeszłości dziejowej (t. I,
Kraków 1897, s. 51-52): Tł1aśnie ta pozorna świetność wyprawy kijow-
skiej stanowi ujemną, wręcz złowieszczą stronę tego dziejowego wypad-
ku. Przez całe dzieje polskie już potem snuje się jak nić czerwona ta
nieszczęśliwa idea, że co się straciło lub czego się nie dopięło w stosunku
do zachodniego sąsiada, który się ciągle wpijał i wżerał w nasze
wnętrzności - to nam odbijać należy na pograniczach wschodnich.
Następstwa tej obłędnej dążności do dziś dnia utrudniają, łamią, niweczą,
obrzydzają nam niestety nasze trudy społeczne! Otóż pierwsze zainaugu-
rowanie tej polityki fatalnej było mimowolnym - nie zamierzonym
wprawdzie, ale przecież spełnionym dziełem chrobrego króla naszego.
Jego szczerbiec, jego - jak je ograniczeni kronikarze nazwali - slupy
Tak właśnie, Ujemne opinie o Bolesławie Chrobrym, zatytułował swój esej Józef
11

Widajewicz, „Slavia Occidentalis", t. 18 (1939-1947), s. 11-20, sam nie oparłszy się,


zdaniem autora niniejszej książki, pokusie apoteozowania Chrobrego.

1s• 275
żelazne, bite w łożyska Dniepru i Elby i Sali, nie przestały już zatrudniać
fantazji potomnego narodu. Od Elby wprawdzie i Sali stroniliśmy przez
wszystkie wieki następne, bo tam była twarda przeprawa. 1)lm chętniej
za to sunęliśmy się ku pochyłemu Dnieprowi. Całe ciążenie Polski
z czasem ku wschodowi się przechyliło. Wielu historyków naszych to
sławi! Czy słusznie? Spytajmy o to Śląsk i Pomorze i te mogiły
słowiańskie, na których dziś się rozłożyły stolice Niemiec północnych.
Spytajmy o to wreszcie i nasze położenie obecne.
Głosy krytyki były jednak nieliczne, nie wpływały na opinię
publiczną w Polsce, która właśnie w XIX w. jak nigdy potrzebowała
pamięci o pełnych chwały czasach piastowskich i o mocarzu Bole-
sławie. Już prałat, później wikariusz kapitulny archidiecezji poznań­
skiej, w końcu zaś (1828-1829) arcybiskup gnieźnieńsko-poznański
Teofil Woliński wszczął w latach 1815-1817, a powtórnie w 1827 r.
starania u rządu pruskiego o zgodę na wystawienie mauzoleum
Mieszka I i Bolesława Chrobrego w katedrze poznańskiej. Inicjatywa
doszła do skutku w latach 1835-1841, kiedy to przebudowano z ini-
cjatywy i przy decydującym wsparciu finansowym hr. Edwarda
Raczyńskiego kaplicę Mariacką w kościele katedralnym w Poznaniu
na mauzoleum pierwszych Piastów 12 • Kaplicę w stylu bizantyjskim
(stąd potoczna jej nazwa: „Złota Kaplica") zaprojektował Franciszek
Maria Lanci, neogotycki sarkofag wykonany został przez Oskara
Sosnowskiego według projektu tegoż Landego, stojący na nim spiżo­
wy posąg Mieszka I i Bolesława Chrobrego został odlany według
modelu Chrystiana Raucha z lat 1828-1841. W kaplicy znalazł się
obraz Edwarda Brzozowskiego, ukazujący Bolesława Chrobrego i Ot-
tona III u grobu św. Wojciecha. Mauzoleum stało się dokładnie tym,
co przyświecało inicjatorom: pomnikiem przeszłości i chwały narodu
polskiego oraz jego chrześcijańskich korzeni (kaplicę zdobią także
wizerunki polskich świętych), o wielkiej doniosłości zwłaszcza w dobie
panowania pruskiego.
Bolesław Chrobry i jego czasy pozostawały właściwie stale inspira-
cją literatów i malarzy. Znaczna część dawniejszych utworów po-
święconych temu władcy nie oparła się presji czasu i została niemal

12 Zob. gruntowną monografię Z. Ostrowskiej-Kębłowskiej, Dzieje Kaplicy Królów

Polskich czyli Złotej w katedrze poznańskiej, Poznań 1997, gdzie także dalsze tragiczne
losy hr. Raczyńskiego, związane z budową Złotej Kaplicy, a także najnowszą biografię
pióra W. Molika, Edward Raczyński, Poznań 1999.

276
- -

28. Posągi Mieszka I i Bolesława Chrobrego w Złotej Kaplicy katedry poznańskiej,


dłuta Chrystiana Daniela Raucha (1841)
zupełnie zapomniana 13• Dotyczy to np. poematu Tymona Zaborow-
skiego, Bolesław Chrobry czyli zdobycie Kijowa (1818), ballady Felic-
jana Faleńskiego, Król Bolesław, wspomnianego już dzieła Lucjana
Siemieńskiego, Trąby w Dnieprze (1839). Natomiast większą popular-
ność zyskała sobie powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego, Bracia
Zmartwychwstańcy (1876), wchodząca w skład wielkiego cyklu powie-
ści historycznych tego autora i nawiązująca do Gallowego wątku
o skazanych przez Bolesława i ukrywanych przez jego żonę aż do
chwili ułaskawienia.
Wśród poświęconych Chrobremu dzieł malarskich wymieniłbym
jego portret pędzla Marcello Bacciarellego w Gabinecie Marmurowym
na Zamku Królewskim w Warszawie wśród 22 portretów królewskich
z czasów Stanisława Augusta, rysunki i obrazy Franciszka Smug-
lewicza (m.in. Król znaczący palami granice swego państwa i Bolesław
Chrobry dwunastu kasztelanów ustanawia), Piotra Michałowskiego
»jazd Chrobrego do Kijowa. Tak jak w tylu innych dziedzinach,
największy, wręcz przemożny wpływ na potoczne „odczuwanie" po-
staci Chrobrego wywarł jednak Jan Matejko, który do tej tematyki
powracał kilkakrotnie. Nie zachował się do dziś w oryginale obraz
z 1884 r. Bolesław Chrobry pod Złotą Bramą, natomiast w Muzeum
Narodowym w Warszawie można oglądać Koronację pierwszego króla
(lub: Koronację Bolesława Chrobrego w Gnieźnie), namalowaną
w 1880 r. i wchodzącą w skład wielkiego cyklu Z dziejów cywilizacji
w Polsce, na którym artysta pomieścił bodaj wszystkie postacie
historyczne związane z Chrobrym. Niedoścignioną popularność i ran-
gę niemal autentycznego portretu zyskał sobie wizerunek Chrobrego
z rozpoczętego w 1890 r. cyklu Poczet królów i książąt polskich.
W rysunku Matejki osoba Chrobrego ma coś w swej twarzy już z rodu
polskiego i przypomina jakby bohaterski typ ludu naszego. Mężny,
dzielny, ma on mazowieckie rysy, a trzyma włócznię przez cesarza
Ottona mu darowaną (M. Rokosz).
Trudne do uchwycenia są początki podania góralskiego z Podhala
o tym, jak to niegdyś cała ta przestrzeń była zalana morzem [ ...], ale
13 Dokładna kwerenda w twórczości niejednokrotnie zupełnie później zapom-

nianych pisarzy i poetów doby romantyzmu, przeprowadzona przez Marię Hłyń


w niepublikowanej pracy doktorskiej, Czasy piastowskie w literaturze pięknej romantyz-
mu (Poznań 1991), wykazała popularność motywów związanych z postacią i epoką
Bolesława Chrobrego.

278
jakiś bardzo dawny król polski kazał przecząc górę Pieniny i tym
sposobem cały ten kraj osuszył Gak zanotował w 1832 r. Seweryn
Goszczyński w Dzienniku podróży do Tatrów). U Wincentego Pola
(Obrazy z życia i natury, 1869-1870) podanie to zostało przedstawione
dokładniej i królem w nim występującym jest już wyraźnie Bolesław
Chrobry. Znany w innych krajach (np. w Niemczech już w średnio­
wieczu) motyw króla śpiącego gdzieś w nieznanych lub niedostępnych
górach, najczęściej wraz ze swoimi wiernymi rycerzami, i oczekującego
chwili przebudzenia do walki o kraj lub wiarę, znany był także ponoć
w Tatrach i odnoszony bądź do Bolesława Szczodrego, pokutującego
w ten sposób za swą zbrodnię, bądź do Bolesława Chrobrego.
Nietrudno dojrzeć za tym tęsknoty i nadzieje pozbawionego wolności
narodu.
Lata przed 1918 r. i odzyskanie niepodległości nadały legendzie
i tradycji Chrobrowej nowe akcenty i nowy sens. Pseudonimy „Bole-
sławita" i „Chrobrzyc" (które mają genezę literacką i wywodzą się
odpowiednio od J.I. Kraszewskiego i Wincentego Lutosławskiego),
„Chrobry", „Szczerbiec'', nie były rzadkie w konspiracji niepodległoś­
ciowej przed 1918 r., podobnie jak w latach okupacji hitlerowskiej. Do
postaci i idei pierwszych Piastów nawiązywał silnie ruch sokolski
i harcerski. Rok 1925, na który przypadło 900-lecie koronacji królew-
skiej Chrobrego, ogłoszono „rokiem Chrobrowskim". W Gnieźnie
wzniesiono pomnik Chrobrego dłuta Marcina Rożka, zniszczony
w 1940 r. przez Niemców i przywrócony na nowo w 1985 r. Ukazało
się kilka ważnych publikacji poświęconych Bolesławowi Chrobremu,
wśród nich podstawowa odtąd monografia Stanisława Zakrzewskiego
Bolesław Chrobry Wielki oraz prace Władysława Semkowicza i Mar-
cina Dragana. Jedna z okolicznościowych publikacji nosi podtytuł
Sokoli rok Chrobrowski 1925. Pod znakiem rocznicy stał też IV Zjazd
Historyków Polskich w Poznaniu, zainaugurowany referatem Stani-
sława Zakrzewskiego o Chrobrym. Powstały nowe dzieła sztuki.
Chrobry i jego Polska pojawiały się częściej niż zwykle w ustach
polityków i działaczy.
Do tradycji Chrobrowej mógł uciekać się każdy, kto chciał.
Endecja i inne kierunki narodowe mogły odwoływać się do „idei
piastowskiej'', ucieleśnionej długotrwałą wojną Chrobrego z Niem-
cami. „Mieczyki Chrobrego" w klapach narodowo nastawionej mło­
dzieży szkolnej i akademickiej w latach trzydziestych stanowiły jak

279
gdyby syntetyczny, wypaczony wyraz tej ideologii. Sanacja mogła,
jeżelitylko chciała, dostrzegać ,jagielloński" aspekt polityki Chrob-
rego, symbolizowany wyprawą kijowską. Po roku 1945, gdy Polska
z woli zwycięskich aliantów straciła ziemie wschodnie, a uzyskała
ziemie na zachodzie i północy (wróciła na prastare ziemie piastowskie),
co - dodajmy - było już od dawna postulowane przez obóz narodowy,
od kilku zaś lat także przez lewicę polityczną, i gdy społeczeństwo
polskie przez kilka dziesięcioleci musiało żyć w warunkach narzucone-
go ustroju i ograniczonej (choć w różnym stopniu w ciągu owych 45
lat) suwerenności, możliwe było nawiązywanie tylko do „piastow-
skiego'', antyniemieckiego aspektu dziejów Chrobrowych. Nawiązano
też doń z ogromną siłą i najczęściej z pełnym przekonaniem, bo też
komuniści polscy i ich zagraniczni mocodawcy dobrze wiedzieli, iż jest
to jedna z bardzo nielicznych, za to społecznie bardzo „nośnych"
pfaszczyzn porozumienia ze zniewolonym narodem.
Pozostawmy jednak na uboczu polityczny i ideologiczny wy-
dźwięk, choć warto o nim pamiętać. Dobrze „znana", jak gdyby
Matejkowska twarz króla z koroną, mieczem i tarczą z orłem
piastowskim, na tle mapy z Odrą i Nysą Łużycką, na okładce wydanej
w konspiracji w 1944 r. (pod pseudonimem Modrzew) broszurki
Dziedzictwo Piastów dawała się bez trudu rozszyfrować jako Bolesław
Chrobry. Nazwa „Szaniec" - radykalnej grupy konspiracyjnej, wywo-
dzącej się z przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego - ozna-
czać miała, oczywiście, „szaniec Bolesławów"; krajowe ośrodki rządu
londyńskiego przedstawiały społeczeństwu konieczność odzyskania
całej zaprzepaszczonej ojcowizny Chrobrego, powrotu na linię Chrob-
rego oraz stworzenia między Niemcami a Związkiem Radzieckim
wielkiego federacyjnego państwa słowiańskiego, stanowiącego urzeczy-
wistnienie genialnego zamysłu Chrobrego 14 • „Bolesławowski testament"
powrotu na stare ziemie piastowskie i polsko-radzieckiego sojuszu
przeciwko Niemcom mogły z równym zaangażowaniem zalecać naro-
dowi w 1944 r. wydawane w Moskwie przez Wandę Wasilewską
„Nowe Widnokręgi".
Wbijanie słupów granicznych nad Odrą w 1945 r. miało mieć i dla
bardzo wielu bez wątpienia miało symbolikę podobną do słupów
Chrobrowych w Sali (ale nie w Dnieprze). Oficerowie oddziałów
14 Cytaty za M. Orzechowskim, Tradycje piastowskie w polskiej myśli politycznej

XX w., w: Piastowie w dziejach Polski, Wrocław 1975, s. 280.

280
zdobywających Kołobrzeg kreowali żołnierza polskiego na bojownika
o „wielkość i wolność Polski", „ziściciela starej polskiej myśli o morzu'',
realizatora „testamentu Piastów", którego po „starym piastowskim
szlaku [ ...] lekkomyślnie zarzuconym przez magnatów" wiodą „wielkie
duchy Bolesława Chrobrego, Bolesława Śmiałego i JWadysława Łokietka
- duchy wielkich przodków". Kontynuatorem „dzieła Piastów" stawał się
milicjant wyruszający na Dolny Śląsk czy Pomorze, aby umacniać tam
polską praworządność i czuwać nad bezpieczeństwem i ładem. Polski
osadnik nie jechał po prostu na odzyskane obszary, aby zaczynać tam
nowe życie, lecz wracał „na stary szlak naszej wielkości", zagos-
podarowywał „kraj polski królów Chrobrych [ ...], praojców schedę".
Chłop-osadnik wypełniał „misję dziejową": przed wiekami budował zręby
„państwa Piastów - królów gospodarzy", a obecnie odzyskuje to, co
szlachta polska zaprzepaściła i utraciła - piastowskie ziemie gniazdowe
(M. Orzechowski).
Wizja artystyczna wspierała powrót. Michał Bylina w Pierwszym
patrolu granicznym (1950), Bolesławowej drużynie (1951) na morskim
brzegu, Chrobrym (1958) i Woju Chrobrego (1972) powrócił do Chrob-
rowego Pomorza, nie bacząc, że właśnie Pomorze Chrobry utracił
najwcześniej i nic nie wiadomo o próbach jego odzyskania. Znakomity-
mi dziełami może się pochlubić powieść „wczesnopiastowska", w której
Bolesław Chrobry (tak jak Mieszko I) zajmuje z natury rzeczy wybitne
miejsce. Oprócz wielotomowej powieści Bolesław Chrobry Antoniego
Gołubiewa, nad którą pisarz rozpoczął pracę już w 1940 r. (części:
Puszcza, Szło nowe, Złe dni i Rozdroża) 15, wymienić należy koniecznie
Sagę o jarlu Broniszu Władysława Jana Grabskiego, napisaną w latach
1940-1943, składającą się z trzech części (Zrękowiny w Uppsali, Śladem
Hilkingów i Rok Tysięczny), cykl historyczny Karola Bunscha (Dzikawy
skarb, 1945, Ojciec i syn, 1946, Rok tysięczny, 1961) i wreszcie
- odbiegające od wszystkich wymienionych i innych, niższego lotu,
dojrzałością sądu i „europejską" perspektywą - Srebrne orły (1944)
Teodora Parnickiego 16 , wchodzące w skład cyklu Nowa baśń.

15 Z dalszych planowanych części, Wojna i Koronacja, Gołubiew zrezygnował,


zamykając cykl po Jatach, w 1974 r., niedużym tomikiem »ńuk.
16 Nie mogę, niestety, wchodzić tu w charakterystykę tych wybitnych, a tak

różniących się między sobą dzieł. Zob. E. Paukszta, Początek państwa w powieści
współczesnej, „Życie i Myśl" 1951 nr 5-6; H. Szołdrska, Polska wczesnodziejowa. Tlizja
literacka i fakty naukowe, Wrocław 1979.

281
Nauka historyczna, w jakiś sposób powiązana z całokształtem
życia narodu i niezupełnie wolna, nawet w odniesieniu do tak odległej
przeszłości, od nacisków i hamulców „z góry", potrafiła na ogół
z powodzeniem obronić swą tożsamość. Obchody milenijne, do
których naukowe przygotowania rozpoczęły się już pod koniec lat
czterdziestych, przyniosły przełom w naszej znajomości czasów wcze-
snopiastowskich, choćby nawet niektóre rezultaty, np. w dziedzinie
badań archeologicznych, miały się okazać pochopne czy nietrwałe.
Omawiać dorobku nauki historycznej ostatniego już z górą półwiecza
nie podejmujemy się tutaj; ogólny pogląd nań powinien zapewnić
dołączony do książki wykaz bibliograficzny. W ostatnich latach
pojawiają się prace, które mimo skrajnie niekorzystnej podstawy
źródłowej usiłują wyjaśnić m.in. złożone problemy ideologii politycz-
nej i religijności Bolesława Chrobrego i jego współczesnych, struktury
politycznej jego państwa, próbują w odmienny niż dotąd sposób
odczytać cele i intencje polityki Chrobrego, jego stosunek do cesarstwa
i cesarzy itd. Dokładnie tysiąc lat po zjeździe gnieźnieńskim próbuje
się uchwycić i uwypuklić elementy koegzystencji i współpracy państwa
pierwszych Piastów z cesarstwem i papiestwem, kreować niekiedy
Bolesława Chrobrego - obok Ottona III i Sylwestra II - poniekąd na
prekursora zjednoczonej Europy. Czy słusznie? Źródła, jak to źródła,
umożliwiają najrozmaitsze interpretacje. Na przeszłość, także tę Chro-
brową, musimy spoglądać przez pryzmat potrzeb, doświadczeń i ocze-
kiwań współczesności, byleby nie w oczywistej niezgodzie ze źródłami
i faktami ...
W Polsce Bolesław Chrobry patrzył i patrzy na nas nie tylko
z „portretu" Matejki i czeka na nas na kartach „powieści piastow-
skich" (nie tak znowu często w naszych czasach, już z racji znacznej
objętości, czytywanych), lecz przemawia także ze znaczków poczto-
wych, banknotów pieniężnych, nazw niezliczonych ulic, osiedli, szkół,
mostów, drużyn harcerskich... Czy niniejsza książka będzie w stanie
ułatwić wyrobienie sobie zdania na temat tej, chrobrej i - mimo
wszelkich podkreślanych także na wielu miejscach zastrzeżeń - wiel-
kiej postaci dziejów Polski i Europy, musi ocenić już sam Czytelnik.
WSKAZÓWKI BIBLIOGRAFICZNE

Opracowania całościowe: Karol Szajnocha, Bolesław Chrobry - opowiadanie


historyczne według źródeł współczesnych, Lwów 1849, wyd. 2, 1859, także w: Pisma
K. Szajnochy, t. I, Kraków 1887; Stanisław Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki,
Lwów-Warszawa-Kraków 1925, s. 439, mapa; Andrzej Feliks Grabski, Bolesław
Chrobry. Zarys dziejów politycznych i wojskowych, wyd. 2, Warszawa 1966, s. 322
i popularna wersja skrócona: Bolesław Chrobry 967-1025, Warszawa 1970.
Zwięzłe zarysy o charakterze encyklopedycznym: Kazimierz Tymieniecki, w: Polski
słownik biograficzny, t. II, Kraków 1936, s. 248-253; Benedykt Zientara, w: Poczet królów
i książąt polskich, Warszawa 1978 (i późniejsze wydania), s. 26-34; Stanisław A. Sroka, w:
Piastowie. Leksykon biograficzny, Kraków 1999, s. 24-34. - Józef Widajewicz, Ujemne
opinie o Bolesławie Chrobrym, „Slavia Occidentalis", t. 18 (1947), s. 11-20; Roman
Grodecki, Dziejowa rola Bolesława Chrobrego, w: tegoż, Polska piastowska, Warszawa
1969, s. 5-28 (praca powstała około 1933 r.).
Tomy „sąsiednie" w niniejszej serii: Jerzy Strzelczyk, Mieszko Pierwszy, Poznań
1992, wyd. 2, 1999; Gerard Labuda, Mieszko II, król Polski w czasach przełomu
1025-1034, Poznań 1994 (pełniejsza i udokumentowana wersja tej pracy: Mieszko II król
Polski 1025-1034. Czasy przełomu w dziejach państwa polskiego, Kraków 1992).
Europejskie tło czasów Bolesława Chrobrego, Ottona III i papieża Sylwestra Il
narysował w lekkiej, eseistycznej formie, w książce nie pozbawionej jednak również
godnych uwagi przemyśleń, Stefan Bratkowski, Wiosna Europy. Mnisi, królowie i wiz-
jonerzy, Warszawa 1997. Najnowsze popularnonaukowe próby syntezy dziejów Polski
pierwszych Piastów: Gerard Labuda, Pierwsze państwo polskie, Kraków 1989 (seria:
„Dzieje narodu i państwa polskiego" I,2); Zofia Kurnatowska, Gerard Labuda, Jerzy
Strzelczyk, Monarchia pierwszych Piastów, Warszawa 1994 (seria: „Polska, jej historia
i kultura").
Fundamentalne opracowania o ogólniejszym charakterze, niezbędne także
do postaci i epoki Bolesława Chrobrego: Tadeusz Wojciechowski, Szkice historyczne
XI w., Kraków 1904, wyd. 2, Warszawa 1925, wyd. 3 (red. Aleksander Gieysztor),
Warszawa 1951 i (jako wyd. 2) Warszawa 1970; Stanisław Kętrzyński, Polska X-XI w.
(red. Aleksander Gieysztor), Warszawa 1961; Gerard Labuda, Studia nad początkami
państwa polskiego, Poznań 1946, wyd. 2 (jako t. I), Poznań 1987 (z obszernym

283
komentarzem krytycznym autora), t. Il, Poznań 1988; Zygmunt Wojciechowski, Studia
historyczne, Warszawa 1955 (zbiór zawiera także szereg dawniejszych prac autora
o Bolesławie Chrobrym); Początki państwa polskiego. Księga Tysiąclecia, red. Kazimierz
Tymieniecki, t. I-II, Poznań 1962, reedycja w 1 tomie: Poznań 2002; Henryk Łowmiański,
Początki Polski, t. V i VI, Warszawa 1973 i 1985; Słownik starożytności słowiańskich,
t. I-VIII, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961-1996; Oswald Balzer, Genealogia Piastów,
Kraków 1895; Kazimierz Jasiński, Rodowód pierwszych Piastów, Warszawa-Wrocław 1992.

Ważniejsze źródła (w wypadku istnienia polskich tłumaczeń podaję z reguły


tylko je). Niemal wszystkim wymienionym edycjom towarzyszą obszerne nieraz komen-
tarze krytyczne. Thietmar: Kronika Thietmara, wyd. i przeł. Marian Zygmunt Jedlicki,
Poznań 1953 (tekst łac. i tłum. polskie). Reedycja (bez tekstu łacińskiego): Kraków 2002.
-Ibrahim ibn Jakub: Relacja Ibrahima ibn Jakuba z podróży po krajach słowiańskich
w przekazie al-Bekriego, wyd. i przeł. Tadeusz Kowalski, Kraków 1946 (MPH s.n., t. I),
przekł. polski nas. 48-54. - Brunon z Kwerfurtu: Piśmiennictwo czasów Bolesława
Chrobrego, wyd. Jadwiga Karwasińska, przeł. Kazimierz Abgarowicz, Warszawa 1966
(zawiera poza tym Pierwszy żywot św. Wojciecha, pióra Jana Kanapariusza, oraz
następujące dzieła św. Brunona: Żywot II św. Wojciecha, Żywot Pięciu Braci, List do
Henryka Il). Całość materiału źródłowego o św. Wojciechu (a wśród nich Żywot II)
w polskim tłumaczeniu: W kręgu żywotów świętego Wojciecha, red. Jan Andrzej Spież,
Tyniec-Kraków 1997. Osobno: Jan Kanapariusz, Świętego Wojciecha żywot pierwszy,
Tyniec-Kraków 1997. Pełny przekład Brunonowego Żywota Pięciu Braci wraz z innymi
źródłami o eremitach zamordowanych w 1003 r.: Pięciu Braci Męczenników. Z dziejów
religijności Polski XI w., red. Danuta Zydorek, Gorzów Wielkopolski 1997. - Najstar-
szy la to pis ruski: Powieść minionych lat (tzw. Latopis Nestora), wyd. i przeł. Franciszek
Sielicki, Wrocław 1968. - Mojżesz Węgrzyn: Polikarpa, mnicha kijowskich pieczar,
Żywot Mojżesza flfgrzyna, wyd. E. Kałużniacki, MPH IV, 1884, s. 797-917; Pateryk
Kijowsko-Pieczerski czyli opowieści o świętych ojcach w peczarach kijowskich położonych,
oprac. i przeł. Ludmiła Nodzyńska, Wrocław 1993, s. 216-224. - Anonim Gall:
Kronika polska, przeł. Roman Grodecki, wyd. Marian Plezia, Wrocław 1965
(i późniejsze wydania); tekst łac. wyd. Karol Maleczyński, MPH s.n., t. Il, Kraków 1952.
- Kos mas z Pragi: Kosmasa Kronika Czechów, wyd. i przeł. Maria Wojciechowska,
Warszawa 1968. - Wincenty Kadłubek: Mistrza Wincentego Kronika Polska, wyd.
Brygida Kiirbis, przeł. Kazimierz Abgarowicz i Brygida Kiirbis, Warszawa 1974; Mistrz
Wincenty (tzw. Kadłubek), Kronika polska, oprac. i przeł. Brygida Kiirbis, Wroc-
ław-Warszawa-Kraków 1992, wyd. 2, 1996 (Biblioteka Narodowa, ser. I, nr 277).
- Kronika wielkopolska, przeł. Kazimierz Abgarowicz, wyd. Brygida Kiirbis, Warszawa
1965. - Jan Długosz: Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki Sławnego Królestwa
Polskiego, ks. I-II, Warszawa 1961.-Tylko w języku łacińskim: Roczniki hildesheim-
skie (Annales Hildesheimenses), wyd. Georg Waitz, MGH SrG [8], Hannover 1878
(przedruk 1947); Roczniki kwedlinburskie (Annales Quedlinburgenses), w: MGH SS
III, 1839. Fragmenty dotyczące Polski z tych i innych roczników niemieckich (bez
polskiego przekładu) w: MPH I, 1864. - Wipo: Wiponis opera, wyd. Harry Bresslau,
MGH SrG [61], 1915 (przedruk 1956). Fundacja klasztoru w Brauweiler: MPH
I, 1864, s. 336-351. Piotr Damiani, Żywot św. Romualda, MPH I, 1864, s. 325-332
(fragmenty tekstu łac.); Św. Piotr Damiani, Żywot św. Romualda, tłum. Jerzy Botor,

284
Warszawa 1991; przekł. jednego fragmentu (Aliny Brzóstkowskiej) w: Pięciu Braci
Męczenników Ow.), s. 127 i 129. Zob.: Henryk Fross, Relacje Piotra Damiani, w: Kultura
średniowieczna i staropolska. Studia ofiarowane Aleksandrowi Gieysztorowi w pięć­
dziesięciolecie pracy naukowej, Warszawa 1991, s. 365-375.

Sytuacja państwa i społeczeństwa za pierwszych Piastów, z uwzględnieniem


najnowszych prac archeologów: Władysław Semkowicz, Geograficzne podstawy Polski
Chrobrego, „Kwartalnik Historyczny" 39 (1925), s. 258-314, mapa; Edwin Rozenkranz,
Społeczeństwo i państwo Polan od wydarzeń gnieźnieńskich do koronacji Bolesława
Chrobrego z uwzględnieniem badań nad historią pieniądza, „Pomorania Antiqua"
9 (1979), s. 61-134; Tadeusz Ładogórski, Zaludnienie ziem polskich w czasach Bolesława
Chrobrego, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych" 50 (1989), s. 21-29; Zofia
Kurnatowska, Próba odtworzenia organizacji zarządu terytorialnego państwa pierwszych
Piastów, w: Obronność polskiej granicy zachodniej w dobie pierwszych Piastów, Wrocław
1984, s. 81-91; tejże, Tworzenie się państwa pierwszych Piastów w aspekcie archeologicz-
nym, w: Od plemienia do państwa. Śląsk na tle wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyzny
zachodniej, red. Lech Leciejewicz, Wrocław-Warszawa 1991, s. 77-98; tejże, Z badań nad
przemianami organizacji terytorialnej w państwie pierwszych Piastów, „Studia Lednickie"
2 (1991, wyd. 1992), s. 11-22; Zbigniew Pianowski, „Sedes regni principales". Wawel i inne
rezydencje piastowskie do połowy XIII w. na tle europejskim, Kraków 1994; Civitates
principales. Wybrane ośrodki władzy w Polsce wczesnośredniowiecznej. Katalog wystawy
1998, Gniezno 1998; Zbigniew Dalewski, Między Gnieznem a Poznaniem. O miejscach
władzy w państwie pierwszych Piastów, „Kwartalnik Historyczny" 98 (1991), 2, s. 19-43;
nowa, rozszerzona wersja pt. Między Gnieznem, Poznaniem a Krakowem. Ośrodki władzy
zwierzchniej w państwie pierwszych Piastów, w: tegoż, Władza, przestrzeń, ceremoniał.
Miejsce i uroczystość inauguracji władzy w Polsce średniowiecznej do końca XV w.,
Warszawa 1996, s. 11-54; Gniezno, pierwsza stolica Polski, miasto świętego Wojciecha.
Katalog wystawy, Gniezno 1995; U progu chrześcijaństwa w Polsce. Ostrów Lednicki,
t. I-II, red. Klementyna Żurowska, Kraków 1993. Wokół tej monografii rozwinęła się
ożywiona, krytyczna dyskusja - zob.: „Kwartalnik Historyczny" 102 (1995), 1, s. 3-18
[P. Urbańczyk], 103 (1996), 1, s. 61-63 [T. Rodzińska-Chorąży], tamże, s. 65-68
[P. Urbańczyk]; ,,Biuletyn Historii Sztuki" 1994, nr 4, s. 403-409 [Z. Święchowski];
„Folia Historiae Artium", s.n., 2-3 (1996-1997), s. 141-149 [K. Żurowska, T. Rodziń­
ska-Chorąży]; „Studia Lednickie" 4 (1996), s. 103-134 [J. Górecki].

Najważniejszą literaturę naukową o św. Wojciechu i św. Brunonie z Kwerfurtu


podałem przy szkicach o nich w książce Apostołowie Europy, Warszawa 1997, s. 176-209
i 210-229. Literatura ta ogromnie powiększyła się w związku z jubileuszem śmierci św.
Wojciecha, nie sposób jej tutaj podawać w większym wyborze, zob. tylko: Święty
Wojciech w polskiej tradycji historiograficznej, wybór i oprac. Gerard Labuda, Warszawa
1997 (przedruk kilkunastu rozpraw z komentarzem wydawcy); Jadwiga Karwasińska,
Wybór pism. Święty Wojciech, Warszawa 1996; Reinhard Wenskus, Studien zur histo-
risch-politischen Gedankenwelt Bruns von Querfurt, Miinster-Koln 1956; tenże, For-
schungsbericht: Brun von Querfurt und die Stiftung des Erzbistums Gnesen, „Zeitschrift fiir
Ostforschung" 5 (1956), s. 524-537; Jadwiga Karwasińska, Świadek czasów Chrobrego
- Brunon z Kwerfurtu, w: Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, Warszawa
1972, s. 91-105.

285
Stosunki polsko-niemieckie i zjazd gnieźnieński 1000 r.: Leon Koczy,
Thietmar i Widukind, „Kwartalnik Historyczny" 50 (1936), s. 656-676; M.Z. Jedlicki,
Stosunek prawny Polski do Cesarstwa do roku 1000, Poznań 1939; tenże, Poglądy
prawno-polityczne Thietmara. Przyczynek do badań nad świadomością prawną wschodnio-
niemieckich feudałów na przełomie X i XI w., „Czasopismo Prawno-Historyczne"
5 (1953), s. 39-79; Józef Mitkowski, Dwie emendacje w kronice Thietmara, ,,Zeszyty
Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego'', 2. Seria Nauk Społecznych. Historia 1 (1955),
s. 131-135; Piotr Bogdanowicz, Co można wydedukować z kroniki Thietmara? Ważny
fragment z dziejów panowania Bolesława Chrobrego, „Nasza Przeszłość" 10 (1959),
s. 71-111; Lech A. Tyszkiewicz, Motywy oceny Słowian w kronice Thietmara, w: Studia
z dziejów kultury i ideologii [księga pamiątkowa dla Ewy Maleczyńskiej], Wrocław-Wa­
rszawa-Kraków 1968, s. 104-118; Dariusz Prucnal, fWadca chrześcijański w kronice
Thietmara biskupa merseburskiego, „Roczniki Humanistyczne" 44 (1996), 2, s. 5-36.
- Herbert Ludat, An Elbe und Oder um das J ahr 1000. Skizzen zur Politik des
Ottonenreiches und der slavischen Miichte in Mitteleuropa, Koln-Wien 1971, przedruk
Weimar-Kain-Wien 1995; Oskar Kossmann, Deutschland und Polen um das Jahr 1000,
„Zeitschrift fiir Ostforschung" 21 (1972), 3, s. 401-466; Danuta Borawska, Margrabia
Miśni Ekkehard I i Ludolfingowie, „Kwartalnik Historyczny" 86 (1979), 4, s. 933-949;
Gabriele Rupp, Die Ekkehardiner, Markgrafen von Meiften, und ihre Beziehungen zum
Reich und zu den Piasten, Frankfurt a.M. 1996; Józef Widajewicz, Czy Bolesław Chrobry
był w młodości zakładnikiem u Niemców?, „Kwartalnik Historyczny" 16 (1947),
s. 244-250. Dokument miśnieński Ottona III z 995 r.: Gerard Labuda, Fragmenty
dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. I, Poznań 1960, s. 123-148; Karol Maleczyński,
Die Politik Ottos III. gegenuber Polen und Biihmen im Lichte der Meij1ener Bistumsurkun-
de vom Jahre 995, „Letopis - Jahresschrift des lnstituts fiir sorbische Volksforschung"
B 10 (1963), s. 162-203; Gerard Labuda, Początki państwa polskiego w historiografii
polskiej i niemieckiej, w: Stosunki polsko-niemieckie w historiografii, cz. I, Poznań 1974,
zwłaszcza s. 184-189. - Najnowsze niemieckie studia: Johannes Fried, Otto III. und
Bolesław Chrobry. Das Widmungsbild des Aachener Evengeliars, der „Akt von Gnesen" und
das friihe polnische und ungarische Kiinigtum. Eine Bildanalyse und ihre historischen
Folgen, Stuttgart 1989. Z Friedem polemizowali zwłaszcza: Gerard Labuda, Zjazd
gnieźnieński roku 1000 w oświetleniu ikonograficznym, „Kwartalnik Historyczny" 98
(1991), 2, s. 3-18; tenże, O rzekomym zamyśle utworzenia arcybiskupstwa w Pradze w roku
1000- próba wyjaśnienia przekazu źródłowego, w: W kręgu historii, historiografii i polityki
[księga pamiątkowa dla A.F. Grabskiego], Łódź 1997, s. 237-244 Geszcze bez znajomo-
ści pracy T. Wasilewskiego z 1992 r., zob. niżej) i Knut Gorich, Ein Erzbistum in Prag
oder in Gnesen?, „Zeitschrift fiir Ostforschung" 40 (1991), 1, s. 10-27. Najnowszy głos
Johannesa Frieda, Der Hl. Adalbert und Gnesen, „Archiv fiir mittelrheinische Kirchen-
geschichte" 50 (1998), s. 41-70. - Knut Gorich, Otto III. Romanus Saxonicus et Italicus.
Kaiserliche Rompolitik und siichsische Historiographie, Sigmaringen 1993 [zob. Roman
Michałowski, Polityka Ottona III w nowym oświetleniu, „Kwartalnik Historyczny" 85
(1994), 1-2, s. 151-156]; tenże, Eine Wende im Osten: Heinrich II. und Bolesław Chrobry,
w: Otto III. - Heinrich II. Eine Wende?, red. Bernd Schneidmilller i Stefan Weinfurter,
Sigmaringen 1997, s. 95-167 [o tej ważnej dla zrozumienia zmian i ciągłości historycznej
za panowania dwóch ostatnich władców niemieckich z dynastii saskiej pracy zob.: Jerzy
Strzelczyk, Dwaj wybitni władcy w ujęciu porównawczym, „Przegląd Historyczny'', 89

286
(1998), 3 [1999], s. 453-466]; Gerd Althoff, Otto III., Darmstadt 1996; tenże, Spielregeln
der Politik im Mittelalter. Kommunikation in Frieden und Fehde, Darmstadt 1997 (zbiór
studiów na temat reguł gry politycznej w średniowieczu, ważnych przy ocenie po-
stępowania władców).

Stosunki polsko-połabskie i kwestia pochodzenia Emnildy: JózefWidajewicz,


Skąd poclwdziła Emnilda, małżonka Bolesława Chrobrego?, ,,Życie i Myśl" 1951 nr 3-4,
s. 4 75-485, wyd. 2, „Slavia Occidentalis" 20 (1960), 1, s. 68-79; Henryk Łowmiański,
Bolesław Chrobry w Krakowie w końcu X w., „Małopolskie Studia Historyczne" 4 (1961),
3-4, wyd. 1962, s. 3-12 (wyd. 2 w: tegoż, Studia nad dziejami Słowiańszczyzny, Polski
i Rusi w wiekach średnich, Poznań 1986, s. 357-366); Tadeusz Wasilewski, Pochodzenie
Emnildy, trzeciej żony Bolesława Chrobrego a geneza polskiego władztwa nad Morawami,
„Kwartalnik Historyczny" 94 (1987), 2, wyd. 1988, s. 29-47. - Wacław Korta, Milsko
i Łużyce w polityce pierwszych Piastów, „Sobótka" 45 (1990), 2, s. 141-184; Kazimierz
Myśliński, Polska wobec Słowian połabskich do końca wieku Xll, Lublin 1993; tenże,
Sprawa ziem połabskich w rozmowach Ottona III z Bolesławem Chrobrym w Gnieżnie w r.
1000, „Studia Historica Slavo-Germanica" 22 (1997), wyd. 1999, s. 3-24.
Do wszelkich badań nad dziejami Słowiańszczyzny połabskiej i stosunków pol-
sko-niemieckich od 900 do 1057 r. niezmiernie pomocny jest zbiór regestów wraz
z komentarzem i obszernymi wskazówkami bibliograficznymi: Christian Liibke, Reges-
ten zur Geschichte der Slaven an Elbe und Oder (vom Jahr 900 an), cz. I-V, Berlin
1984-1988.
Bardzo dyskusyjne i dlatego ledwo tylko zasygnalizowane w książce stosunki
polsko-skandynawskie: Leon Koczy, Polska i Skandynawia za pierwszych Piastów,
Poznań 1935; Gerard Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny zachodniej, t. II,
Poznań 1964.

Gniezno 1000 r.: Piotr Bogdanowicz, Zjazd gnieźnieński w r. 1000, „Nasza


Przeszłość" 16 (1962), s. 5-151; Tadeusz Wasilewski, Bizantyńska symbolika zjazdu
gnieźnieńskiego i jej prawno-polityczna wymowa, „Przegląd Historyczny" 57 (1966), 1,
s. 1-14; tenże, Couronnement de l'an 1000 d Gniezno et son modele byzantin, w: L'Europe
aux !Xe - Xie s., Varsovie 1968, s. 461-472; tenże, La couronne royale - symbole de
dependance d l'epoque du haut moyen age. Les deux couronnements de Boleslas le Vaillant
prince de Pologne, w: La Pologne au XVe Congres International des Sciences Historiques
d Bucarest, Wrocław 1980, s. 25-50; Karol Maleczyński, W sprawie zjazdu gnieźnień­
skiego z 1000 r., „Sobótka" 21 (1966), 4, s. 507-540; Zygmunt Świechowski, Ottońska
konfesja katedry gnieźnieńskiej, „Studia Źródłoznawcze" 14 (1969), s. 1-12; Stanisław
Trawkowski, Pielgrzymka Ottona III do Gniezna. Ze studiów nad dewocją wczesnośred­
niowieczną, w: Polska w świecie. Szkice z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1972,
s. 107-124; Jerzy Hauziński, Synod gnieźnieński roku 1000 a ideologia cesarskiego
uniwersalizmu, w: Opuscula minora in memoriam losepho Spors, Słupsk 1993, s. 41-63;
Roman Michałowski, Przesłanki ideowe zjazdu gnieźnieńskiego. Przyczynek do rozstrzyg-
nięcia problemu, w: Homines et societas. Czasy Piastów i Jagiellonów. Studia historyczne
ofiarowane Antoniemu Gąsiorowskiemu w 65 rocznicę urodzin, Poznań 1997, s. 47-52;
Gerard Labuda, Zakres uprawnień władczych nad Kościołem polskim nadanych przez
cesarza Ottona III księciu Bolesławowi Chrobremu w Gnieźnie w roku 1000, „Roczniki
Historyczne" 64 (1998), s. 7-12; Knut Gorich, Otto III. offnet das Karlsgrab in Aachen.

287
Oberlegungen zu Heiligenverehrung, Heiligsprechung und Traditionsbildung, w: Herr-
schaftsreprasentation im ottonischen Sachsen, red. Gerd Altholf i Ernst Schubert
(„Vortriige und Forschungen", 46), Sigmaringen 1998, s. 381-430.
Czechy i Morawy: Marian Gumowski, Bolesław Chrobry w Czechach. Szkic
numizmatyczny, „Roczniki Historyczne" 10 (1934), s. 165-201; Gerard Labuda, O rzeko-
mej utracie Krakowa przez Czechów w roku 999, „Slavia Occidentalis" 20 (1960), 2,
s. 79-93; tenże, Utrata Moraw przez państwo polskie w XI w., w: Studia z dziejów polskich
i czechosłowackich, t. I, red. Ewa i Karol Maleczyńscy, Wrocław 1960, s. 93-124; Barbara
Krzemieńska, Krize ćeskiho statu na pfelomu tislcileti, „Ceskoslovensky Casopis
Historicky" 18 (1970), s. 497-532; tejże, Wann erfolgte der AnschlujJ Mahrens an den
bohmischen Staat? „Historica" 19 (1980), s. 195-243; Tadeusz Wasilewski, Czescy
sufragani Bolesława Chrobrego a zagadnienie jego drugiej metropolii kościelnej, w:
Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. V, red. Stefan K. Kuczyński, Warszawa 1992,
s. 35-44; Cenek Stana, Ekspansja Polski na Morawy za panowania Bolesława Chrobrego
i problematyka archeologiczna tego okresu, „Studia Lednickie" 2 (1991, wyd. 1992),
s. 53-75.
Polska-Węgry: Gerard Labuda, Ze stosunków polsko-węgierskich w drugiej
połowie X w., w: Europa-Słowiańszczyzna-Polska. Studia ku uczczeniu prof K. Tymieniec-
kiego, Poznań 1970, s. 71-88; Ryszard Grzesik, Kronika węgiersko-polska. Z dziejów
polsko-węgierskich kontaktów kulturalnych w średniowieczu, Poznań 1999.

Wojna 1003-1018 i wojskowość Polski Chrobrego: Andrzej Nadolski, Polskie


siłyzbrojne w czasach Bolesława Chrobrego. Zarys strategii i taktyki, Łódź 1956; Andrzej
Feliks Grabski, Wojny państwa polskiego przeciwko agresji feudałów niemieckich w latach
1003-1005, „Studia i Materiały do Historii Sztuki Wojennej" 3 (1956), s. 286-331; tenże,
Geneza wojen polsko-niemieckich na początku XI w., „Studia i Materiały do Historii
Wojskowości" 5 (1960), s. 458-476; tenże, Polska sztuka wojenna w okresie wczesnofeudal-
nym, Warszawa 1959; Benon Miśkiewicz, Studia nad obroną polskiej granicy zachodniej
w okresie wczesnofeudalnym, Poznań 1961; Michał Kara, Z badań nad wczesnośred­
niowiecznymi grobami z uzbrojeniem z terenu "Wielkopolski, w: Od plemienia do państwa.
Śląsk na tle wczesnośredniowiecznej Słowiańszczyzny zachodniej, red. Lech Leciejewicz,
Wrocław-Warszawa 1991, s. 99-120; Roman Barnat, Siły zbrojne Bolesława Chrobrego
w świetle relacji Galla Anonima, „Przegląd Historyczny" 88 (1997), 2, s. 223-235.
- Werner Coblenz, Bolesław Chrobry in Sachsen und die archiinlogischen Quellen, „Slavia
Antiqua" 10 (1963), s. 243-285; Heinrich Kunstmann, Spuren polnischer Zwangsansied-
lung in Nordostbayern, „Slavia Antiqua" 27 (1980, wyd. 1981), s. 197-207; Gotthold
Rhode, Die ehernen Grenzsaulen Boleslaus des Tapferen von Polen. Wege einer Legende,
„Jahrbiicher fiir Geschichte Osteuropas" NF 8 (1960), 3, s. 331-353; Marek Dulinicz,
„Urbs Liubusua" z kroniki Thietmara w świetle źródeł pisanych i archeologicznych, w:
Słowiańszczyzna w Europie średniowiecznej [księga pamiątkowa dla Lecha Leciejewi-
cza], t. I, Wrocław 1996, s. 207-214; Christian Liibke, Vethenici und Wettiner, „Beitriige
zur Namenforschung'' NF 21 (1986), 4, s. 401-428. - Pokój w Merseburgu: Kazimierz
Tymieniecki, Traktat merseburski z r. 1013. Ze studiów nad kroniką Thietmara, „Wiado-
mości Archeologiczne" 16 (1939, wyd. 1948), s. 458-476; Marian Zygmunt Jedlicki, Układ
merseburski z r. 1013, „Przegląd Zachodni" 8 (1952), 7-8, s. 748-769; Tadeusz Grudziński,
Charakter i znaczenie hołdu magdeburskiego Mieszka Bolesławowica z r. 1013, „Przegląd

288
Historyczny" 66 (1975), 2, s. 149-170. - Kazimierz Tymieniecki, Pokój w Budziszynie,
„Przegląd Zachodni" 5 (1949), 1-2, s. 46-50.

Stosunki polsko-ruskie i wyprawa kijowska: Roman Jakimowicz, Szlak


wyprawy kijowskiej Bolesława Chrobrego w świetle archeologii, „Rocznik Wołyński"
3 (1933), s. 10-103, tabl., mapy; Henryk Łowmiański, Świętopełk w Brześciu w r. 1019, w:
Europa - Słowiańszczyzna
- Polska. Studia ku uczczeniu prof K. Tymienieckiego, Poznań
1970, s. 229-244 (wyd. 2 w tegoż, Studia nad dziejami Słowiańszczyzny, Polski i Rusi
w wiekach średnich, Poznań 1986, s. 485-498); Jacek Banaszkiewicz, Bolesław i Pereds-
ława. Uwagi o uroczystości stanowienia władcy w związku z wejściem Chrobrego do
Kijowa, „Kwartalnik Historyczny" 97 (1990), 3-4, wyd. 1991, s. 3-35; Maciej Salamon,
„Amicus" or „hostis"? Boleslav the Valiant and Byzantium, w: Byzantium and its
N eighbours from the mid-9th till the 12th centuries. Papers read at the Byzantinological
Symposium Bechyne 1990, „Byzantinoslavica" 54 (1993), 1, s. 114-120; Gunter Prinzing,
Bizantyjskie aspekty średniowiecznej historii Polski, Poznań 1994, s. 7-14; Andrzej Poppe,
Spuścizna po TWodzimierzu Hielkim. Walka o tron kijowski 1015-1019, „Kwartalnik
Historyczny" 101 (1995), 3-4, s. 3-22. - Przed sława na Ostrowie Lednickim: Bogdan
Bolz, Inskrypcja na brązowym krążku z Ostrowa Lednickiego. Materiały dyskusyjne, w:
Mente et litteris. O kulturze i społeczeństwie wieków średnich [księga pamiątkowa dla
Brygidy Kiirbis], Poznań 1984, s. 95-101; Gerard Labuda, Wyjaśniające się tajemnice
Ostrowa Lednickiego, tamże s. 103-110; tenże, Studia nad początkami państwa polskiego,
t. II, Poznań 1988, s. 397 n.
Objawy kryzysu u schyłku rządów Chrobrego: Danuta Borawska, Kryzys
monarchii wczesnopiastowskiej w latach trzydziestych XI w., Warszawa 1964. - Koro-
nacja 1025 r.: Marcin Dragan, Koronacja Bolesława Chrobrego, Lublin 1925; Jerzy
Mularczyk, Tradycja koronacji królewskich Bolesława I Chrobrego i Mieszka II, Wrocław
1998 (opowiada się za koronacją w 1000 r., w 1025 r. koronował się tylko Mieszko II).
Imitacja Akwizgranu i duchowość Chrobrego: Roman Michałowski, Princeps
fundator. Studium z dziejów kultury politycznej w Polsce X-XIII w., Warszawa 1989, wyd.
2, 1993; Brygida Kiirbis, O życiu religijnym w Polsce X-XII w., w: Pogranicza i konteksty
literatury polskiego średniowiecza, red. Teresa Michałowska, Wrocław etc. 1989, s. 7-55
(przedruki w: Brygida Kiirbis, Na progach historii. Prace wybrane, Poznań 1994,
s. 374-416, z postscriptum autorki, i Pięciu Braci Męczenników. Z dziejów religijności
Polski XI w., red. Danuta Zydorek, Gorzów Wielkopolski 1997, s. 9-60, z aneksem
o gnieźnieńskiej płycie nagrobnej z inskrypcją o trzech braciach); Krzysztof Skwierczyń­
ski, Custodia civitatis. Sakralny system ochrony miasta w Polsce wcześniejszego średnio­
wiecza na przykładzie siedzib biskupich, „Kwartalnik Historyczny" 103 (1996), 3, s. 3-51;
Andrzej Pleszczyński, Bolesław Chrobry konfratrem eremitów św. Romualda w Między­
rzeczu, „Kwartalnik Historyczny" 103 (1996), 1, s. 3-22
Tradycja i legenda o Chrobrym: Mieczysław Rokosz, Bolesław Chrobry, w: Ży­
ciorysy historyczne, literackie i legendarne, red. Zofia Stefanowska i Janusz Tazbir, seria
Il, Warszawa 1989, s. 5-46. - Anonim Gall: Czesław Deptuła, Galla Anonima mit
genezy Polski. Studium z historiozofii i hermeneutyki symboli dziejopisarstwa średniowiecz­
nego, Lublin 1990, wyd. II - 2000; Roman Michałowski, „Restauratio Poloniae"
w ideologii dynastycznej Galla Anonima, „Przegląd Historyczny" 76 (1985), 3, s. 457-480;

19 Bolesław Chrobry 289


tenże, Ideologia monarchiczna Piastów wczesme1szego okresu, w: Imagines potestatis.
Rytuały. symbole i konteksty fabularne władzy zwierzchniej w Polsce X-XV w.
(z przykładem czeskim i ruskim), red. Jacek Banaszkiewicz, Warszawa 1994, s. 185-205;
Jacek Banaszkiewicz, Król i łaźnia, Bóg i łaźnia (Gall Anonim o Bolesławie Chrobrym;
Povest' vremennych let o stworzeniu Pierwszego Człowieka), w: Wyobraźnia średniowiecz­
na, red. Teresa Michałowska, Warszawa 1996, s. 205-222. - Grobowiec Chrobrego
w Poznaniu: Ryszard Gansiniec, Grobowiec Bolesława Wielkiego, „Archeologia" 3 (1949),
s. 123-168; tenże, Nagrobek Bolesława Wielkiego, „Przegląd Zachodni" 7 (1951), 7-8,
s. 359-537; Janusz Kębłowski, Pomnik króla Bolesława Chrobrego - nagrobek czy
relikwiarz? w: Symbolae historiae artium. Studia z historii sztuki Lechowi Kalinowskiemu
dedykowane, Warszawa 1986, s. 257-265; Zofia Kurnatowska, Archeologiczne świadectwa
o najstarszych grobowcach w katedrze poznańskiej, „Roczniki Historyczne" 55-56
(1989-1990), s. 71-84; Antoni Gąsiorowski, Najstarsze polskie pochówki monarsze w świetle
źródeł pisanych, tamże s. 85-93; Brygida Kiirbis, Epitafium Bolesława Chrobrego. Analiza
literacka i historyczna, tamże, s. 95-132; Zofia Białłowicz-Krygierowa, Gotycki grobowiec
Bolesława Chrobrego w katedrze poznańskiej. Weryfikacja podstaw rekonstrukcji, w: Nobile
claret opus. Studia z dziejów sztuki dedykowane Mieczysławowi Zlatowi, Wrocław 1998,
s. 71-85. - Szczerbiec i włócznia św. Maurycego: Marian Gumowski, Szczerbiec,
polski miecz koronacyjny, „Małopolskie Studia Historyczne" 2 (1959), 2-3, s. 5-16; Stefan K.
Kuczyński, O polskim mieczu koronacyjnym, „Przegląd Historyczny" 52 (1961), s. 562-577;
Marian Plezia, Legenda o Szczerbcu Chrobrego, w: Wyobraźnia średniowieczna Gw.),
s. 195-204; Mieczysław Rokosz, Legenda Szczerbca, „Studia Historyczne" 31 (1988), 1,
s. 3-21; tenże, Wawelska włócznia Bolesława Chrobrego. Przegląd problematyk~ „Rocznik
Krakowski" 55 (1989), s. 17-44; tenże, Polskie insygnia koronacyjne w średniowiecznych
fabułach, w: Imagines potestatis Gw.), s. 206-227. - Poznańska Złota Kaplica: Zofia
Ostrowska-Kębłowska, Dzieje Kaplicy Królów Polskich czyli Złotej w katedrze poznańskiej,
Poznań 1997. - Imię Bolesław: Jacek Hertel, Imiennictwo dynastii piastowskiej we
wcześniejszym średniowieczu, Warszawa-Poznań-Toruń 1980, s. 97-101 (książka ta zawiera
również analizę pozostałych imion przedstawicieli domu piastowskiego do końca XII w.,
w tym rodziców, rodzeństwa i potomstwa Chrobrego). - Ideologia piastowska
w czasach nowożytnych: Piastowie w dziejach Polski. Zbiór artykułów z okazji trzechsetnej
rocznicy wygaśnięcia dynastii Piastów, red. Roman Heck, Wrocław etc. 1975 (zwłaszcza
artykuły Ludwiki Szczerbickiej-Ślęk, Adama Galosa i Mariana Orzechowskiego).

Uzupełnienia do Il wydania

W ciągu czterech lat, jakie upłynęły od pierwszego wydania niniejszej książki, wiele
napisano w Polsce i poza nią o Bolesławie Chrobrym, jego czasach, niektórych
wydarzeniach tego panowania i współaktorach sceny politycznej z około 1000 r.
Wymieniłbym przede wszystkim nową próbę wszechstronnego ujęcia dziejów i postaci
ojca Bolesława: Gerard Labuda, Mieszko I, Wrocław-Warszawa-Kraków 2002. W tej
samej renomowanej biograficznej serii Ossolineum ukazała się dwa lata wcześniej
pierwsza w naszej nauce monografia cesarskiego partnera Chrobrego: J. Strzelczyk,
Otton II I (2000). Także następca Ottona III i wieloletni przeciwnik Chrobrego otrzymał
w Niemczech osobną monografię: Stefan Weinfurter, Heinrich Il. (1002-1024). Herr-

290
scher am Eruie der Zeiten, Regensburg 1999 (rec.: J. Strzelczyk, Roczniki Historyczne 66,
2000, s. 232-235). Wymienię jeszcze obszerną pracę zbiorową poświęconą Bolesławowi II
czeskiemu i jego czasom, a wydaną z okazji millenium śmierci tego władcy: Boleslav II.
Der tschechische Staat um das Jahr 1000. Internationales Symposium Praha
9.-10.Febr.1999, red.: P. Sommer, Praha 2001 (Colloquia mediaevalia Pragensia, 2).
Sam Chrobry niemal równocześnie z I wydaniem niniejszej książki otrzymał, wraz
ze swym ojcem, bardzo zwięzły zarys: Marek Barański, Mieszko I i Bolesław Chrobry,
Warszawa 1999.
Gorąco polecam dwa, opublikowane w 2002 r., także zwięzłe, ale nadzwyczaj
kompetentne opracowania syntetyczne: Henryk Samsonowicz, Długi wiek X. Z dziejów
powstawania Europy; Zofia Kurnatowska, Początki Polski (seria Mała biblioteka
Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, t. 8 i 9).
Prawdziwą powódź publikacji (o bardzo różnej co prawda jak zwykle w takich
przypadkach, randze i wartości) wywołały milenijne rocznice męczeńskiej śmierci św.
Wojciecha (1997), zjazdu gnieźnieńskiego (2000), w mniejszym, choć zauważalnym
stopniu także przypadająca na koniec 2003 r. tysięczna rocznica tragedii Pięciu Braci
Męczenników. W odniesieniu do dwóch pierwszych kręgów tematycznych, wobec
istnienia specjalnych zestawień bądź omówień bibliograficznych (J. Strzelczyk, Naukowe
pokłosie milenium śmierci św. Wojciecha, Nasza Przeszłość 98, 2002, s. 5-97 [omówienie
i bibliografia]; Aleksandra Witkowska OSU, Joanna Nastalska, Święty Wojciech. tycie
i kult. Bibliografia do roku 1999, Lublin 2002; J. Strzelczyk, Naukowe pokłosie millenium
zjazdu gnieźnieńskiego, Roczniki Historyczne 68, 2002, s. 157-174 [tutaj w przypisie
1 wymieniono ważniejsze jubileuszowe prace zbiorowe], ograniczę się do wymienienia
jedynie tych ważniejszych prac, które ukazały się później i nie zostały wymienione
w powyższych zestawieniach. Jeżeli chodzi o zjazd gnieźnieński (zob. także: J. Strzelczyk,
Zjazd gnieźnieński, Poznań 2000), warto wymienić: Jerzy Mularczyk, Zjazd gnieźnieński
w 1OOO r. i jego konsekwencje dla Polski wczesnośredniowiecznej, Studia Śląskie 59, 2000,
s. 11-26; G. Labuda, O badaniach nad zjazdem gnieźnieńskim roku 1000. Spostrzeżenia
i zastrzeżenia, Roczniki Historyczne 68, 2002, s. 107-156; Daniel Bagi, Die Darstelłung
der Zusammenkunft von Otto III. und Bolesław dem Tapferen in Gnesen im Jahre 1000
beim Gallus Anonymus, Begegnungen - Schriftenreihe des Europa Instituts Budapest 15,
s. 177-188; Jarosław Dudek, Przybycie cesarza Ottona III do Gniezna w marcu 1000 r.
jako cesarski adventus? Ze studiów nad genezą i przebiegiem zjazdu gnieźnieńskiego, w:
Studia historyczne nad polityką, gospodarką i kulturą. Księga pamiątkowa z okazji
siedemdziesiątej rocznicy urodzin prof. Mariana Eckerta, red.: B. Halczak, Zielona Góra
2002, s. 25-44. - Do kwestii Pięciu Braci (i ściśle z nią powiązanych postaci i działalności
św. Brunona z Kwerfurtu) zob. literaturę podaną w obszernym przypisie 50 nas. 26-28
i 51 nas. 29 wymienionego przed chwilą sprawozdania w Naszej Przeszłości 98, 2002, do
której należy dodać pracę zbiorową: Męczennicy z Międzyrzecza 1003-2003, red.: ks.
R. Tomczak, Paradyż 2003.
Z pozostałych istotniejszych najnowszych prac dotyczących panowania i postaci
Chrobrego wymienię: Elżbieta Kowalczyk, Momenty geograficzne państwa Bolesława
Chrobrego. Na styku historii i archeologii, Kwartalnik Historyczny 107, 2000, 2, s. 41-76;
Sławomir Syty, Mieszko Il czy Bezprym mnichem u św. Romualda? w: Nihil superfluum
esse. Studia z dziejów średniowiecza ofiarowane prof. Jadwidze Krzyżaniakowej,
Poznań 2000, s. 101-109 (Mieszko!); Andrzej Pleszczyński, Początek rządów Bolesława

19• 291
Chrobrego, w: Viae historicae. Księga jubileuszowa dedykowana prof. Lechowi
A. Tyszkiewiczowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, Wrocław 2001, s. 217-232 (autor
kwestionuje zarówno zamiar odsunięcia Bolesława od panowania po śmierci Mieszka I,
jak również koncepcję o nadzieleniu go dzielnicą krakowską, a wypędzenie Ody
i juniorów datuje dopiero na rok 995 i łączy z osłabieniem stanowiska Ottona III na
wschodzie w związku z wyeliminowaniem Sławnikowiców w Libicach i kłopotami na
Połabiu); Marek Derwich, Kanonicy świeccy, Bolesław Chrobry i Magdeburg. Ze studiów
nad „zapomnianą" instytucją kościelną, tamże, s. 233-241; Stanisław Suchodolski, Orzeł
czy paw? Jeszcze o denarze Bolesława Chrobrego z napisem PRINCES POLONIE, w:
Inter Orientem et Occidentem. Studia z dziejów Europy Środkowowschodniej ofiarowa-
ne prof. Janowi Tyszkiewiczowi w czterdziestolecie pracy naukowej, Warszawa 2002,
s. 153-169 (paw!); Paweł Stróżyk, mzerunek Bolesława Chrobrego na denarze DVX
INCLI1VS. Ze studiów nad ceremonialnymi nakryciami głowy pierwszych Piastów,
Roczniki Historyczne 68, 2002, s. 57-76 (autor wiąże pewien typ przedstawienia nakrycia
głowy na monetach Chrobrego z tradycjami czesko-morawskimi i łączy ich pojawienie
się, datowane przezeń na lata 999-1004, z objęciem przez Chrobrego panowania na
Morawach); Jerzy Piniński, Trzeci egzemplarz monety Bolesława Chrobrego z przed-
stawieniem strzały, Wiadomości Numizmatyczne 46, 2002, 1(173), s. 51-58.
Do s. 87 /88: Wiarygodność informacji Ademara z Chabannes o tronie Karola
Wielkiego, darowanym jakoby przez Ottona III Bolesławowi Chrobremu w Akwiz-
granie, co prawda nadal budzi wątpliwości, trzeba jednak zaznaczyć, że nowa edycja
i nowe opracowanie tej akwitańskiej kroniki (zob.: Dariusz A. Sikorski, Kronika
Ademara z Chabannes - odzyskane źródło do najwcześniejszych dziejów Polski, Studia
Źródłoznawcze 40, 2002, s. 215-220), poprzez wykazanie, że informacja, o której mowa
nie jest późniejszą interpolacją, lecz należy do podstawowego zrębu kroniki, wzmaga,
ogólnie rzecz biorąc, zaufanie do źródła.
Dos. 281: Jeżeli chodzi o motywy Chrobrowe w literaturze XX w., umknęła mojej
uwagi w I wydaniu tej książki interesująca i bogata materiałowo monografia Aleksandry
Chomiuk, Antoniego Gołubiewa powieść o Bolesławie Chrobrym, Lublin 1998.
Do s. 282: Niewątpliwy postęp badań mediewistycznych w ostatnich dziesięcio­
leciach, a może jeszcze w większym stopniu radykalnie pod koniec XX w. zmienione
warunki i opcje polityczne narodu polskiego, wreszcie typowa i zrozumiała dla
młodszych generacji uczonych niecierpliwość i tendencja do przewartościowywania
nawet najbardziej, zdawałoby się, ugruntowanych sądów i ocen, doprowadziły do
pojawienia się poglądów banalizujących, trywializujących i minimalizujących format
i osiągnięcia naszych pierwszych władców, „twórców państwa polskiego", w tym
Chrobrego. I tak, jak gdyby w spóźnionej reakcji na przerost ewolucjonizmu, po-
szukiwania za wszelką cenę „prawidłowości rozwojowych" i swoistej teleologii, istotnie
- zbyt wyraziście dominujących we wcześniejszej nauce, nadmiernie akcentuje się
element przypadkowości w procesach państwowotwórczych we wczesnym średnio­
wieczu, rolę oddziaływań obcych, zwłaszcza wikińskich (w reakcji na wręcz alergiczne
odrzucanie ich w przeszłości), wreszcie - elementów prymitywizmu i efemeryczności
dziesiątowiecznych społeczności i ich organizacyjnych osiągnięć (tutaj niekiedy pochop-
ną analogią mają służyć ludy „prymitywne", obserwowane w różnych miejscach kuli
ziemskiej przez etnologów). Podejmowane w tym duchu próby rewizji mają zarazem

292
stanowić reakcję i remedium na megalomanię narodową, której zapowiedzi pojawiły się
zresztą(dodajmy: nie tylko w Polsce) już w średniowieczu. Jako ilustrację tych tendencji,
występujących, rzecz jasna, w różnych wariantach, w różnym nasileniu i o różnej sile
perswazyjnej, rezygnując na tym miejscu z jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji z nim~
przytoczę jedynie niektóre pomysły Przemysława Urbańczyka, np. w pracy Początki
państw wczesnośredniowiecznych w Europie Środkowowschodniej, w: Ziemie polskie
w X w. i ich znaczenie w kształtowaniu się nowej mapy Europy, red.: H. Samsonowicz,
Kraków 2000, s. 53-70, z konkluzją na s. 69: „Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, że
Czechy, Polska, Ruś i Węgry powstały w X w. jako »prywatne« przedsięwzięcia
Przemyślidów, Piastów, Rurykowiczów i Arpadów, którym wcześniej udało się pokonać
lokalnych konkurentów, powstrzymać ekspansję sąsiadów, przeforsować legitymującą
jedynowładztwo ideologię, zorganizować sprawną eksploatację podporządkowanego
terytorium i uzyskać uznanie geopolityczne. Państwa te nie były żadną »emanacją«
dążeń politycznych jakichś narodów. Wręcz przeciwnie, to narody ukształtowały się
jako skutek istnienia tych państw''. Słuszne na ogół obserwacje raczej moim zdaniem
popierają niż osłabiają tezę o istnieniu i konsekwentnej (na miarę warunków) realizacji
bardziej dalekosiężnych planów politycznych władców takich jak Bolesław Chrobry, nie
mówiąc już o tym, że praktycznie pomijają rolę warstw społecznych zainteresowanych
konsolidacją polityczną i popierających w tym księcia. Zob. także: P. Urbańczyk,
Władza i polityka we wczesnym średniowieczu, Wrocław 2000.

Co do roli elementów obcych zob. głos dyskusyjny Przemysława Wielowiejskiego,


w: Ziemie polskie w X w. (i.w.), s. 83-85. W sprawie tradycji doszukiwania się analogii
pomiędzy wczesnośredniowiecznymi społecznościami słowiańskimi a ludami Czarnej
Afryki z XIX-XX w. (zwłaszcza u Jana Czekanowskiego): Marek Cetwiński, Afrykańskie
„analogie piastowskiego zarania" (wypisy historiograficzne), Biuletyn Instytutu Filozofi-
czno-Historycznego WSP w Częstochowie 1999, s. 174-182.
Dodajmy, że podobnie rewizjonistyczne tendencje występują także u niektórych
historyków obcych, np. u Knuta Goricha, Otto III. Romanus Saxonicus et Germanicus.
Kaiserliche Rompolitik und sii.chsische Historiographie, Sigmaringen 1993 (zob. polemikę:
Roman Michałowski, Polityka Ottona III w nowym oświetleniu, Przegląd Historyczny
85, 1994, s. 151-156), odmawiającego nawet Ottonowi III bardziej dalekosiężnych
planów i redukującego jego działania do bieżących reakcji na każdorazowe wyzwania
chwili; Gerda Althoffa, Otto JII„ Darmstadt 1996, którego zdaniem rzekomo nowators-
kie rysy postaci i panowania Ottona III w znacznym stopniu tłumaczą się ogólnie
wówczas przyjętymi postawami i zachowaniami konwencjonalnymi i rytualnymi; czy
Dusana TteStika, Von Svantopluk zu Bolesław Chrobry. Die Entstehung Mitteleuropas aus
der Kraft des Tatsii.chlichen und aus einer Idee, w: The Neighbours of Poland in the lOth
century, ed.: P. Urbańczyk, Warsaw 2000, s. 111-145, który zbyt jednostronnie próbuje
tłumaczyć genezę i pomyślność państwa dwóch pierwszych czeskich Bolesławów
korzyściami ciągniętymi z handlu niewolnikami.

Do s. 290: Do kwestii pochowków Mieszka I i Bolesława Chrobrego w katedrze


poznańskiej: Zofia Kurnatowska, Jeszcze raz o grobowcach poznańskich, w: Scriptura
custos memoriae. Prace historyczne [ku czci prof. Brygidy Kiirbis (t)], Poznań 2001,
s. 503-510; Danuta Zydorek, W sprawie tradycji o pochówku Bolesława Chrobrego - raz
jeszcze, tamże, s. 511-522.

293
SPIS ILUSTRACJI

1. Bolesław Chrobry. Fragment posągu ze Złotej Kaplicy katedry poznańskiej 9


2. Kościół św. Pantaleona w Kolonii - miejsce wiecznego spoczynku cesa-
rzowej Teofano . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21
3. Denar Bolesława Chrobrego . . . . . . . . . . . . . . . . 23
4. Otton III i Teofano. Fragment przedniej okładki Złotego Kodeksu
z Echternach (Trewir, pomiędzy 982 a 991 r.), obecnie w Norymberdze,
Germanisches Nationalmuseum . . . . . . . . . . . . 33
5. Oddanie Wojciecha do szkoły w Magdeburgu. Fragment Drzwi Gnieź-
nieńskich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36
6. Wojciech przybywa do Prusów. Fragment Drzwi Gnieźnieńskich 41
7. Bolesław Chrobry w scenie wykupu zwłok św. Wojciecha z rąk Prusów.
Fragment Drzwi Gnieźnieńskich . . . . . . . . . . . . . . . 42
8. Bolesław Chrobry i Otton III u grobu św. Wojciecha. Obraz Edwarda Brzo-
zowskiego w Złotej Kaplicy katedry poznańskiej . . . . . . . . . 49
9. „Korona Rzeszy" - jedno z wczesnych dzieł złotnictwa doby ottońskiej.
Wiedeń, Kunsthistorisches Museum, Weltliche Schatzkammer . . . . 53
10. Kopia włóczni św. Maurycego, przekazana przez Ottona III w Gnieźnie
Bolesławowi Chrobremu. Kraków, skarbiec katedralny . . . . . . 54
11. Tzw. pierwsza bulla cesarska Ottona III z 998 r. . . . . . . . . . 63
12. Otton Il, Teofano i maleńki Otton III u stóp Chrystusa, Matki Boskiej
i św. Maurycego. Rzeźba w kości słoniowej. Mediolan, Castello Sforzesco 64
13. Cztery prowincje składają hołd cesarzowi (Ottonowi III?), ostatnią z nich
(pierwszą z lewej strony) jest Sclauinia (Słowiańszczyzna, Polska?). Mi-
niatura w rękopisie z Monachium, Beyerische Staatsbibliothek, Clm 4453,
f. 23V-24r . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67
14. Cesarz Otton III jako zwierzchnik duchownych i świeckich. Ewangeliarz
Liuthara (akwizgrański). Akwizgran (Aachen), Domschatz (Reichenau, około
1000 r.?), f. 16 r. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69
15. Postacie „królów" z Ewangeliarza Liuthara . . . . . . . . . . . 76
16. Memleben - ruiny kościoła Najświętszej Marii Panny (XIII w.), nawa
środkowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81
17. Akwizgran (Aachen) - kaplica pałacowa Karola Wielkiego 86
18. Bolesław Chrobry i Pięciu Braci Polskich. Obraz w nawie bocznej koś-
cioła klasztornego kamedułów w Bieniszewie koło Konina 90

294
19. Bolesław Chrobry i Pięciu Braci. Fragment polichromii na sklepieniu w koś-
ciele parafialnym w Kazimierzu Biskupim koło Konina . . . . . . 92
20. Książę bawarski Henryk Kłótnik, rywal Ottona I i Ottona III, ojciec
cesarza Henryka II. Miniatura z rękopisu w Bambergu, Staatsbibliothek,
Msc. Lit. 142, f. 4v. (Ratyzbona, przed 995 r.) . . . . . . . . . . 104
21. Kościół katedralny w Magdeburgu - prezbiterium z wtórnie użytymi ko-
lumnami antycznymi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137
22. Pieczyngowie - sprzymierzeńcy Bolesława Chrobrego - z pojmanymi jeń-
cami. Scena z tzw. rękopisu radziwiłłowskiego (XV w.) 163
23. Próba rekonstrukcji Złotej Bramy w Kijowie . . . . . . . . . . . 174
24. Widok na kościół katedralny p.w. Mądrości Bożej w Kijowie . . . . 177
25. Odręczny wpis kronikarza-biskupa Thietmara z Merseburga w inicjale „T"
jednego z merseburskich rękopisów liturgicznych . . . . . . . . . 193
26. Ostrów Lednicki - pozostałości tzw. budowli centralnej . . . . . . 234
27. Dwa z posągów z zachodniego chóru kościoła katedralnego w Naumburgu,
mające według tradycji przedstawiać margrabiego z Miśni Hermanna
i Regelindę - córkę Bolesława Chrobrego 248
28. Posągi Mieszka I i Bolesława Chrobrego w Złotej Kaplicy katedry po-
znańskiej . . . . . . . . . . . . 277

Fot. 26 - P. Anders, pozostałe fotografie i reprodukcje - P. Namiata


SPIS TREŚCI

Wstęp ....... . 5
Rozdział I. W cieniu ojca 13
Rozdział Il. Dagome iudex 19
Rozdział III. Wojciech 31
Rozdział IV. Gniezno: marzec 1000 44
1. Z Rzymu do Gniezna 44
2. U grobu św. Wojciecha 48
3. Godność królewska dla Chrobrego? 51
4. Metropolia dla Polski 62
5. Z Gniezna do Akwizgranu? 85
Rozdział V. Pięciu Braci Męczenników 89
Rozdział VI. Ekkehard z Miśni 94
Rozdział VII. Bolesław w Czechach i początek wojny z Henrykiem II 103
Rozdział VIII. Wojna: Lucicy w Kwedlinburgu 114
Rozdział IX. Swarożyc czy Chrystus? 123
Rozdział X. Od Poznania do Merseburga 129
Rozdział XI. Od Merseburga do Budziszyna 144
Rozdział XII. Ruś . . . . . 160
1. Początki wzajemnych stosunków 160
2. Światopełk . . . . . 166
3. Przedsława . . . . . 178
4. Czego miał się obawiać basileus? 186
Rozdział XIII. Ku koronie królewskiej 192
1. Rok 1025 . . . . . . . . 192
2 Czy początki załamania? 198
Rozdział XIV. „Chrobry" czy „Wielki"? 213
1. Gallowy panegiryk czy utopia Złotego Wieku? 213
2. Umocnienie i konsolidacja Polski za Chrobrego 228
3. Z Akwizgranu do Krakowa? . . . . 240
Rozdział XV. Śmierć Chrobrego. Stosunki rodzinne. Osobowość 245
Rozdział XVI. Opinie i oceny 254
Wskazówki bibliograficzne 283
Spis ilustracji . . . . . 294

296

You might also like