Professional Documents
Culture Documents
To Nie Ładnie Tak Ściągac Wiedzę W Ten Sposób. Ale Skoro Już Musisz......
To Nie Ładnie Tak Ściągac Wiedzę W Ten Sposób. Ale Skoro Już Musisz......
Artykuły Portalu
DUCHOWA.PL
Wydawnictwo
DUCHOWA WIEDZA
Copyright © Robert Krakowiak
Artykuły tutaj zawarte są własnością portalu DUCHOWA WIEDZA i nie mogą być powielane
ani rozpowszechniane bez wcześniejszej zgody właściciela portalu.
Robert Krakowiak
tel. 0-601 50 55 54
http://duchowa.pl
Kimkolwiek jesteś,
jesteś człowiekiem, który dąży do zadowolenia
z siebie, miłości i wewnętrznej harmonii.
Cokolwiek robisz,
starasz się by Twoja praca była doceniona.
W cokolwiek wierzysz,
starasz się żyć zgodnie ze swoimi ideałami.
Usłyszałem kiedyś stwierdzenie, iż człowiek został stworzony bez instrukcji obsługi.
Przyglądając się ludzkiemu zachowaniu stwierdziłem, że coś w tym jest. Wystarczy przyjrzeć
się temu, w jaki sposób ludzie traktują się nawzajem i jakie konsekwencje przynoszą ich nie-
przemyślane decyzje by przekonać się, że człowiek rzeczywiście nie potrafi posługiwać się
swoim życiem. Każdy z nas w swoim życiu podejmuje określona ilość decyzji, które z zało-
żenia miały doprowadzić nas do szczęścia. Pomyślmy ile z nich przynosi zamierzony efekt.
Warto więc zastanowić się, co chcemy w życiu osiągnąć, a do czego tak naprawdę dążymy i
na czym się koncentrujemy.
Brak dostatecznej wiedzy na nasz temat, a co za tym idzie, nasze życiowe doświadczenia
skłaniają nas do poszukiwania samego siebie. Każdy z nas niewątpliwie zadał sobie nie raz
pytania, skąd przyszliśmy i dokąd tak naprawdę zmierzamy. Na to drugie pytanie każdy powi-
nien sam poszukać odpowiedzi, gdyż ścieżka rozwoju duchowego jest indywidualna dla każ-
dego z nas. Jednak niewątpliwie naszym wspólnym celem w życiu jest osiągnięcie pełni
szczęścia i miłości, a do tego niezbędny jest rozwój pełnej samoświadomości i samowystar-
czalności. Gdy zaczynamy poznawać siebie, uświadamiamy sobie, że jesteśmy nie tylko
materialnymi istotami. Zauważamy, że mamy pragnienia, uczucia, emocje i intencje, które
sterują naszym życiem, chociaż - musimy przyznać - nie zawsze tak, jak byśmy tego chcieli.
Kiedy nauczam, że każdy z nas decyduje o swoim losie i sam wybiera sposób, w jaki
będzie żył, spotykam się z częstą krytyką tej teorii typu: „Przecież nikt nie wybrałby sobie
nędzy i cierpienia, każdy na pewno chciałby być bogaty i to tak, by nie musiał nic w życiu
robić”. Jednak myślimy w taki sposób wyłącznie częścią naszego umysłu - świadomym, śred-
nim Ja. Natomiast o naszym losie decydują wszystkie nasze jaźnie. Podświadoma jaźń, mię-
dzy innymi, stara się wyrażać dawne nie uzdrowione urazy, paraliżuje nasze decyzje zakodo-
wanymi w sobie lękami. Nadświadomość inspiruje nas i pcha do dalszego rozwoju, dalszej
pracy nad sobą, materializując nam różne życiowe lekcje, co może nie zawsze podoba się
świadomej części naszego umysłu, która skłania się raczej ku bierności.
Pod wpływem medytacyjnych praktyk między naszymi trzema jaźniami rodzi się coraz
większy kontakt, zaczynamy myśleć nie tylko świadomą - logiczną częścią umysłu, ale bar-
dziej bierzemy pod uwagę pragnienia i intencje pozostałych jaźni. Wtedy często okazuje się,
że przestaje być dla nas najważniejszym posiadanie mnóstwa pieniędzy, nie potrzebujemy
podróżować po świecie, a zaczynamy chcieć mieć czystość w sobie, harmonię, spokój i
poczucie szczęścia w swoim wnętrzu.
Postanowiłem napisać ten artykuł dla wszystkich tych, którzy poważnie traktują siebie,
swój rozwój i swoja obecność na tej planecie. Tekst ten jest przeznaczony do praktycznego
zastosowania. Ma on za zadanie pomóc w dążeniu do doskonałości, ale doskonałości dobrze
rozumianej, której miarą jest szczęście.
MAPA ŚWIADOMOŚCI
„Poznaj swoją mapę i naucz się drogowskazów,
abyś przestał błądzić i szybko dotarł do celu swojego istnienia”
Umysł świadomy, czyli średnie Ja, przyjmuje informacje z zewnątrz czyli z otaczającego
nas środowiska i naszych w nim doświadczeń, analizuje je i wyciąga osobiste wnioski. Na
podstawie których podejmuje decyzje i poprzez to wpływa na nasze życie, kierując się przy
tym głównie logicznym myśleniem, oraz wyuczonymi schematami. Zdarza się jednak, że
ulega emocjom, pragnieniom, wyobrażeniom i programom, które przechowuje
podświadomość. W umyśle świadomym, który cechuje się właśnie logicznym i
intelektualnym myśleniem, znajduje się, nazwijmy to „monitor” oraz „kodeks moralny”.
Za wszystkie losowe zdarzenia w naszym życiu, jak również za zasady rządzące światem
fizycznym, które nas dotykają, jest odpowiedzialna nasza podświadomość, która kieruje się
przechowywanymi w sobie programami i wyobrażeniami przyjętymi w zdecydowanej
większości z zewnątrz, od otaczających nas ludzi. To, że na przykład, ulegamy prawom
grawitacji, to tylko nasze wyobrażenie w które świece wierzymy, a wierzymy bo inni w to
wierzą itd. To prawo znają i zmieniają Jogini którzy lewitują. W świadomości europejskiej
jest jednak przekonanie, że to tylko wymyślone bajki.
Tak więc każdemu zostają wykreowane jego życiowe zdarzenia, przypisywane wypadkom
losowym, bądź prawom natur. Wykonuje to jednak nasza podświadomość będąca przekonana
o wpływie takiego prawa na nas. Takie programy w podświadomości kodują się, jak
wspomniałem, za sprawą naszego umysłu świadomego, a dokładnie za sprawą tego na czym
się on koncentrował, co zaobserwował, w co uwierzył i do czego dał się przekonać. Nasza
podświadomość, bacznie przyglądając się temu, na czym koncentruje się umysł świadomy i
stara się dokładnie odwzorować jego myślenie. Niższa jaźń, za wszelką cenę, stara się więc
wykreować w postaci „losowego zdarzenia” coś, co w jej odczuciu jest przez nas, czyli umysł
świadomy, oczekiwane. Wniosek z tego:
Moc sprawcza zawiera się w podświadomej części naszej mapy i przez nią jest
zawiadywana. Owa moc jest odpowiedzialna za nasze zdarzenia losowe, czyli za to, co i kogo
na swojej drodze życiowej spotykamy, czego dzięki tym osobom i z ich strony doświadczamy
itp. „Moc sprawcza” obecnie kieruje się zawartością „magazynu wyobrażeń” i realizuje
wypadkową tego, co jest w nim zakodowane, mimo iż początkowo, gdy nie mieliśmy jeszcze
wyobrażeń, słuchała naszego, słabo rozwiniętego wówczas, „kodeksu moralnego”. Nasza
świadoma część umysłu, nie wierząc wówczas w siebie i w to, że może sama decydować o
naszym życiu, zaczęła gromadzić wyobrażenia na swój temat, przyjmując je od otoczenia.
Średnie Ja nie wiedząc zupełnie, co miałoby zlecić „mocy sprawczej”, nie wierząc jeszcze, że
cokolwiek samo może, co wynikało z nieznajomości siebie i niskiej samooceny, zleciło
„mocy sprawczej” kierowanie się „zbiorem wyobrażeń”, w których przechowywane są w
większości wyobrażenia i opinie innych na nasz temat i nasze, wyciągnięte na podstawie
powyższych wnioski. A działo się tak dlatego, że mieliśmy przekonanie, iż to inni wiedzą
lepiej, co ja - jako jednostka - mogę, na co ja zasługuję, co ja potrafię, a co mi się nigdy nie
uda.
Matryca doskonałości, która jest atutem wyższego Ja, jest niczym innym jak obrazem nas
doskonałych. W niej znajdują się wszelkie informacje o naszej nieograniczonej doskonałości,
nasz doskonały wizerunek, nasze wszelkie możliwości, predyspozycje i umiejętności, które
ułatwiają i umilają nam życie. Nasza nadświadomość, korzystając z „matrycy”, potrafi
pokazać nam najlepsze rozwiązania naszych problemów, przy czym nakłania nas do
kierowania się miłością, dobrocią i do dążenia ku wiecznemu szczęściu. Jeśli średnia jaźń nie
ma kontaktu z wyższym Ja, a co za tym idzie, nie wzoruje się na zawartej w niej „matrycy”,
to za taką matrycę traktuje otaczającą nas rzeczywistość i otaczających nas ludzi, do których
się upodobniamy.
Poznając całą naszą świadomość, nietrudno stwierdzić, że im słabszy jest kontakt między
poszczególnymi jaźniami, tym trudniejsze jest funkcjonowanie całego umysłu czyli
trudniejsze poruszanie się po naszej mapie i w rezultacie - słabsza kontrola naszego losu.
Jednak dzięki jej poznaniu możemy znacznie łatwiej zrozumieć samych siebie, sprawniej
poruszać po całej świadomości i nauczyć się żyć w radosny i korzystny dla nas sposób.
O różnicach między średnim i niższym Ja, konfliktach między nimi, oraz o tym jak lepiej
porozumiewać się z podświadomością możesz przeczytać w artykule: „REGRESJA –
wycieczka w głąb siebie”.
Ludzie, podejmując decyzje dotyczące np. współpracy z innymi czy rozpoczęcia jakiejś
działalności, kierują się zazwyczaj umysłem świadomym czyli racjonalnym myśleniem.
Kierują się wówczas jedynie informacją, którą na dany temat posiadają, stosując czystą
kalkulację, wyliczając, co się bardziej opłaca a co nie, co wydaje się bardziej realne,
bezpieczne, a co mogłoby być bardziej ryzykowne. Wyliczenia takie biorą się z rachunku
prawdopodobieństwa. Taka wiedza, informacje i przemyślenia często są niewystarczające, nie
jesteśmy bowiem świadomi wielu zagrożeń bądź celowo zostaliśmy wprowadzeni w błąd
przez innych. Nie jesteśmy również świadomi pozytywnych wartości, które mogą przynieść
inne decyzje. Na podstawie takich informacji nasze przemyślenia, a nawet ich dogłębna
analiza, może okazać się błędna.
Adepci ścieżek duchowych, chcący kierować się w życiu intuicją, zaczynają najpierw od
nawiązywania kontaktu z niższym Ja, dzięki czemu są w stanie uniknąć wielu zagrożeń.
Zaobserwowałem u takich osób, że często unikają one jednak i pozytywnych decyzji, gdyż
przestają one myśleć racjonalnie, a chcąc słuchać wyłącznie intuicji, często nie potrafią
odróżnić jej od podświadomych podszeptów, które biorą się z zakodowanych w niej wzorców
zachowań, często błędnych. Podświadoma jaźń takiej osoby często odradza jej podejmowanie
decyzji, które przyniosłyby wiele pozytywnych zmian, dlatego że ta jaźń nie lubi właśnie
zmian nawet wtedy, jeśli są one korzystne.
Jak to ma się w praktyce. Jeśli kierujemy się wyłącznie świadomą jaźnią czyli logicznym
myśleniem, to wykorzystujemy wyłącznie wiedzę, jaką posiadamy, a która dotarła do nas z
zewnątrz, wobec której nie mamy pewności, czy jest słuszna i prawdziwa. Jeśli kierujemy się
jedynie umysłem podświadomym czyli odczuciami, to jaźń podświadoma podsuwa nam
pomysły, które w jej odczuciu są dobre dla nas (najczęściej będzie to brak zmian i
realizowanie dotychczasowego stanu). Często ta jaźń może wręcz zachęcać do destrukcyjnego
działania, gdyż w jej wyobrażeniu właśnie ono jest dla nas korzystne.
Umysł podświadomy przechowuje wiele destrukcyjnych programów, które możemy
traktować jako dobre dla nas, dlatego zdarza się, że swoje wzorce destrukcyjne traktujemy
jako intuicję. Niższe Ja stara się za wszelką cenę udowodnić rację swoich wzorców, które
przechowuje, dlatego że kiedyś uznaliśmy je za dobre i od tamtej pory nie zostało zmienione
nasze stanowisko wobec nich, mimo iż radykalnie mogła zmienić się nasza życiowa sytuacja.
Dlatego też w czasie pracy z afirmacjami często napotykamy na opór ze strony podświadomej
części umysłu.
Kolejną, bardzo istotną kwestią na ścieżce samorealizacji, o której nie należy zapominać
jest praca nad podnoszeniem samooceny. Jeśli nasza samoocena będzie niska, wtedy
trudniej jest nam uwierzyć w pozytywne programy, a łatwiej ulegamy destrukcyjnym
wzorcom, nie umiejąc ich odróżnić od korzystnych dla nas.
Człowiek, który dąży do doskonałości we wszystkim, chcący sobie udowodnić, że we
wszystkim jest dobry, tak naprawdę ma niskie poczucie własnej wartości. Najczęściej są to
wyłącznie intencje dowartościowywania się, które bazują na jego niskiej samoocenie.
Człowiek naprawdę wartościowy potrafi powiedzieć: „Nie wiem, nie umiem tego, nie jest mi
to potrzebne”. Będzie w swoim życiu realizował wyłącznie to, co tak naprawdę jest mu
przydatne i co będzie dawało satysfakcję, bez potrzeby udowadniania czegokolwiek sobie i
innym. Ale równocześnie musimy pamiętać, że nie należy czuć się lepszymi od innych,
możemy za to przejawiać w danym momencie większe ambicje i wiarę w siebie od innych
konkretnych osób.
Co więc należy zrobić, by nasze decyzje były w pełni korzystne dla nas? Należy przede
wszystkim zaobserwować myślenie obu jaźni, świadomej i podświadomej, przyjrzeć się
obiektywnie informacjom, jakie dostajemy z ich strony, nauczyć się odróżniać wzorce
zachowań zakodowane w podświadomej części umysłu od informacji z umysłu
nadświadomego, które będą w pełni dla nas korzystne. A jak je odróżnić? W tym celu trzeba
unikać pożądania, emocjonalnego popędu, pośpiechu, które zazwyczaj towarzyszą sugestiom
z podświadomości. Sugestii nadświadomej zawsze towarzyszy spokój i przyjemne odczucie,
pewność, że ta decyzja, to działanie będzie dla nas dobre. Nie będzie tam również lęków czy
przestróg przed złem, które mogłoby nas spotkać a jedynie, w poczuciu spokoju, przyjemnie
kojarzące się najlepsze rozwiązanie. W sytuacji błędnych decyzji wyższe Ja przejawia opór
przed ich realizacją.
Aby prawidłowo posługiwać się naszą mapą, należy rozróżnić, a następnie umiejętnie
połączyć informacje z wszystkich trzech jaźni. Umysł świadomy ma wiedzieć, czego chce,
jednak ma skoncentrować się na efekcie ostatecznym zamierzonego celu. Sugestie z
podświadomości mają przestrzegać nas przed ewentualnymi zagrożeniami i realizacją
negatywnych wzorców, które należy przeprogramować poprzez pracę z afirmacjami,
medytacją itp. Powinno nauczyć się umiejętnie, ze spokojem i pokorą, wsłuchiwać w głos
nadświadomości, która pokazuje nam najlepszą drogę do celu i podpowiada najtrafniejsze
rozwiązania. Jednak kierować się nim możemy wówczas, kiedy będziemy umiejętnie
rozróżniać ten głos od podpowiedzi podświadomych, czyli wtedy, kiedy będziemy pewni, że
jest to głos z nadświadomej części umysłu. Jeśli zlecamy swojej „mocy sprawczej”
przekonanie, że możemy coś zrobić, stać nas na to, są możliwości ku temu, pomimo że nie
wiemy jeszcze, jak to zrobić, wówczas nasza podświadomość sama kontaktuje się z umysłem
nadświadomym, by on podsunął nam najlepsze rozwiązanie.
Należy pamiętać, że intuicja często podpowiada nieoczekiwane, zaskakujące lub, wydające
się nam, ryzykowne decyzje, które z rachunku prawdopodobieństwa i z posiadanej wiedzy
mogłyby nie mieć racji bytu, jednak w praktyce okazują się najbardziej trafne i korzystne.
Intuicyjne podpowiedzi wraz z wizją celu ostatecznego, na którym się koncentrujemy,
przechwytuje umysł podświadomy, który za pomocą „mocy sprawczej”, popartej naszym
świadomym działaniem, wdraża je w życie.
W skrócie można powiedzieć, że umysł świadomy jest zleceniodawcą, podświadomy
wykonawcą a nadświadomy pomysłodawcą. Niższe Ja jest więc robotnikiem, który wykonuje
zlecenia pozostałych jaźni. Należy pamiętać, że gdy zostanie coś owemu robotnikowi
zlecone, ale nie zostanie wyjaśnione, co i jak dokładnie ma zrobić, to on zlecenie wykona po
swojemu, na miarę wyuczonych przez siebie schematów, co nie zawsze daje pożądany efekt.
Trzeba więc pamiętać, by dokładnie precyzować i wyjaśniać swoje zlecenia.
Średnie Ja - zleceniodawca.
Niższe Ja - wykonawca.
Wyższe Ja - pomysłodawca.
Jednak w opisywanej przeze mnie na początku sytuacji, którą raczej każdy z nas jeszcze
przejawia, nie ma takiej możliwości, abyśmy swoim „kodeksem moralnym” wpływali
bezpośrednio na „moc sprawczą”, ani też zwrócili ją w stronę „matrycy doskonałości”, co
jednak jest przecież naszym finalnym celem. Wszystko wymaga czasu i pracy - również
rozwój duchowy -, a więc zacznijmy od podstaw.
Jeśli natomiast mamy pogodę ducha, jesteśmy zadowoleni, uśmiechnięci, wolni od lęków i
negatywnych odczuć, a naszego umysłu nie zaprzątają niepotrzebne myśli, odciągające nas od
zdrowej i pełnej analizy danej sytuacji, to wówczas łatwiej przychodzą nam do głowy dobre
pomysły i dobre rozwiązania powstających trudności. Więcej na temat zdrowia w rozdziale:
„Samouzdrawianie fizyczne”.
Teraz możemy już postawić pierwszy poważny krok na drodze do realizacji naszego celu.
Należy podjąć stanowczą decyzję: „Chcę, by to życie, w którym właśnie się przejawiam,
dawało mi satysfakcję i możliwości pełnego realizowania siebie. Chcę doświadczać szczęścia
i radości w tym świecie, tu i teraz. Chcę czuć się niezależny od materii, ale umieć się nią
cieszyć i z niej korzystać. Tu gdzie jestem, czeka mnie wspaniałe życie”. Myśląc tak,
wypracowujemy w sobie przekonanie, że miejsce, gdzie jesteśmy, jest dla nas najlepsze i
najkorzystniejsze dla naszego rozwoju i urzeczywistnienia szczęścia, do którego przecież
dążymy.
Każdy teraz pomyśli, że przecież to oczywiste, że z takimi intencjami żyjemy i dokładnie
tego chcemy już od dawna. Jednak czy tak naprawdę powiedzieliśmy to sobie? Czy tak
naprawdę zrobiliśmy cokolwiek, by ten swój cel - szczęście zacząć realizować? Czy może
jednak woleliśmy wybrać narzekanie i poddanie się presji wyobrażeń otoczenia? Jeśli jednak
ulegałeś temu drugiemu, to nie ma co zwlekać. Stań teraz przed lustrem i powiedz głośno i
wyraźnie: „Zrobię teraz wszystko, by być szczęśliwym” i zacznij każdą czynność dnia
wykonywać pamiętając o swoim postanowieniu i o codziennym pozytywnym nastawieniu.
Pamiętaj o tym, to bardzo ważne.
Jeśli już wiesz, że chcesz być szczęśliwy i gotowy zrobić wszystko, by ten nasz świat do
tego wykorzystać, możesz przystąpić do dalszej pracy.
Teraz należy postawić sobie cel jak najbardziej zbliżony do boskiego obrazu siebie. By
mieć tego pewność, można w medytacji poddać go weryfikacji umysłowi nadświadomemu. Z
owym obrazem należy dobrze się czuć, mieć w i z nim dobre samopoczucie, czuć się
niewinnie, bezpiecznie i w porządku wobec siebie i innych, a przede wszystkim czuć pełną
radość i wewnętrzną satysfakcję z jego realizacji. Nie powinno w nim być nic, co
wprowadzałoby cię w zakłopotanie czy negatywne emocje. Wtedy masz pewność, że ten
obraz jest bosko doskonały lub zbliżony do owego ideału. Należy również uwierzyć w
realność stawianego przez siebie celu. Początkowo nie musisz widzieć szczegółów,
wystarczy, że zobaczysz siebie z wyobrażeniem, iż cokolwiek to jest, daje ci to pełną
satysfakcję. Na tym etapie nie jest jeszcze konieczne byś zobaczył czym dokładnie masz się
zajmować, powinieneś za to mieć pewność, że właśnie to, pomimo że jest jeszcze nie
sprecyzowane, jest dokładnie tym czymś, co daje ci pełnie szczęścia i zadowolenia, w
dodatku z poczuciem, że przychodzi ci to łatwo i w prosty sposób.
Ważne jest, by nie szukać drogi do postawionego sobie celu i na niej się koncentrować, ale
skupiać swoją uwagę na celu ostatecznym, już zrealizowanym czyli zobaczyć siebie już z
celem urzeczywistnionym, z urzeczywistnionymi cechami pożądanymi przez siebie, zobaczyć
siebie cieszącego się i korzystającego ze swoich osiągnięć. Należy wszystkie swoje czynności
wykonywać z silnym przeświadczeniem, iż postawiony przez nas cel jest oczywisty, a my
jesteśmy pewni jego materializacji. Należy pamiętać, by każdą swoją pozytywną myśl
potwierdzać swoimi czynami w codziennym życiu.
Należy również ustalić z niższym Ja nowy wizerunek siebie - wolny od podatności na
sugestie z zewnątrz, od kierowania się emocjami, zwątpień oraz z poczuciem własnej
wartości i pewnością siebie. Zapytać, czy niższa jaźń ma coś przeciwko niemu i nakazać jej
jego realizację. Jeśli będzie od tego wizerunku uciekać w negatywne emocje i zwątpienia,
wówczas należy jej wydać stanowczy nakaz, by trzymała się zleconego zadania i zaprzestała
utożsamiania się z negatywnymi emocjami. Należy dobrze jej wyjaśnić nasze idee, zachęcić
do realizacji pozytywnego celu, a w ostateczności stanowczo jej nakazywać wykonanie
powyższego. Trzeba również wysłuchać argumentów podświadomości, spełnić jej ewentualne
wymagania, o ile są one pozytywne. Należy więc nauczyć się odróżniać potrzeby niższego Ja
od negatywnych, destrukcyjnych i niepotrzebnych nam obecnie wzorców zachowania.
Wybór drogi do realizacji celu należy pozostawić do uzgodnienia między jaźniami
nadświadomą i podświadomą. W tym momencie umysł świadomy nie powinien ingerować a
jedynie realizowaną, opracowaną przez pozostałe jaźnie, drogę, zaakceptować i zaufać, że jest
najlepsza. Z upływem czasu, w wyniku systematycznej praktyki koncentrowania się na
doskonałym obrazie siebie, powinny spontanicznie pojawiać się w twoim życiu konkretne
rzeczy, które mieszczą się w ramach owego obrazu, a ty wtedy będziemy mieć pewność, że są
one właśnie tym, co daje ci szczęście i satysfakcję. Na tak stworzonym obrazie siebie należy
się koncentrować i w miarę możliwości najbardziej do niego dostrajać czyli starać się
każdego dnia robić wszystko to, co jest do tego obrazu najbardziej zbliżone.
W czasie dłuższej i systematycznej praktyki co jakiś czas mogą pojawiać się opory przed
dalszą realizacją naszej kreacji. Może pojawić się znużenie, zniechęcenie, nieuzasadnione
lęki, obawy a nawet, choć to mało prawdopodobne, depresyjne i agresywne stany. Często w
takiej sytuacji ludzie rezygnują z dalszej pracy nad sobą i pozostają z uzewnętrznionymi
emocjami. W takich sytuacjach nie przerywając swojej pracy, należy ją kontynuować. Dobrze
jest postarać się nie ulegać negatywnym odczuciom, zastępując je wiarą w moc pozytywnej
kreacji. Można powtarzać sobie wówczas myśl typu: „Ja i tak swój cel osiągnę i tak nadal
jest to możliwe”. Jednak w sytuacji powtarzających się negatywnych myśli należy zastanowić
się nad ich przyczyną i skupić się na ich uwolnieniu. Są to emocje i ograniczające wzorce
zachowań, które były głęboko stłumione, a które uzewnętrzniają się wraz z pracą nad
pozytywną kreacją i podnoszeniem samooceny. Trzeba pamiętać, że rozwój duchowy, czyli
praca nad sobą, to nie oszukiwanie siebie, ale przekonywanie samego siebie o swoich
możliwościach i o słuszności pozytywnych wartości życia. Ważna jest także praca nad
uwolnieniem oporów czyli negatywnych programów przeciwstawnych pozytywnym celom.
ŚLEPE ULICZKI
Po pierwsze - zbyt niska samoocena czyli niewiara w to, że możemy swój pozytywny cel
urzeczywistnić, że możemy zmienić swój dotychczasowy sposób życia; pokutujące w nas
przekonanie, że nie zasługujemy na to, nie mamy prawa, że jesteśmy za mało warci, by
osiągnąć jakikolwiek sukces.
Po drugie - niezrozumienie siebie lub stawianego przez siebie celu. Można mieć
niesprecyzowany swój cel i realizować go bez głębszego zastanowienia się nad jego sensem i
przydatnością.
Należy również pamiętać o tym, żeby w czasie stawiania sobie celu nie ingerować w życie
konkretnych ludzi, gdyż nie mamy pewności, że te osoby są w stanie i gotowe spełnić nasze
oczekiwania. Masz jednak prawo dostać to, co sobie zaplanujesz od innych osób, ale nie
możesz sugerować konkretnie od których. Możesz sobie afirmować idealnego partnera, który
okaże ci pełną miłość, ale nie możesz skupiać się na konkretnej osobie. Jeśli już mamy
partnera, a on nie jest w stanie odwzajemnić naszych uczuć i tym samym nie jest w stanie
ofiarować nam tego, czego od niego oczekujemy, musimy być gotowi na pojawienie się w
naszym życiu innego partnera.
Podobnie będzie z pracą. Jeśli ta praca, w której aktualnie pracujesz, nie jest w stanie
zaspokoić twoich oczekiwań, to musisz być przygotowany na zmianę zatrudnienia. Jednak nie
zawsze będzie nam to potrzebne. Ta praca, w której pracujesz, może okazać się korzystna i w
pełni satysfakcjonująca cię po niewielkich zmianach. Również partner, z którym obecnie
jesteś związany, może nagle się zmienić i zacząć odwzajemniać twoje uczucia. Jednak ty nie
powinieneś sugerować, która z sytuacji miałaby się zmaterializować. Co do tworzenia
związków, to należy pamiętać, że chodzi tutaj o odwzajemnienie uczuć a nie tylko o to, co się
dostaje od innych czyli należy być gotowym na odwzajemnienie własnych oczekiwań.
Natomiast w przypadku kreacji satysfakcjonującej pracy należy wypracować również
poczucie własnej kompetencji, rzetelności i skuteczności, a nie oczekiwać tylko wysokiego
wynagrodzenia.
WYPRAWA DO CELU NASZEJ PODRÓŻY
Jeśli masz już swój cel zaplanowany i jesteś gotów spełnić wszystkie powyższe warunki,
to możesz wybrać się w dalszą wyprawę.
Należy, najlepiej w głębokiej medytacji lub modlitwie, powiedzieć sobie to, co chcesz
osiągnąć i nakazać niższemu Ja, w formie stanowczego żądania, wykonanie tego. Pamiętać
przy tym, powinniśmy, by odpuścić sobie wszelkie złe, nieczyste i egoistyczne pobudki, czyli
pozostawać w pełni wolnym od negatywnych emocji, myśli, zwątpień i lęków, które nie
pozwoliłyby na przejaw pozytywnej kreacji. Jednak zlecając podświadomej jaźni powyższe
zadanie, należy wysłuchać tego, co ona na ten temat sądzi. Umysł podświadomy może
zasygnalizować nam pewne zmiany do spełnienia których potrzebowałby pewnych warunków
ze strony średniego Ja. Należy pamiętać, że to ma być współpraca między jaźniami, nie
można traktować niższego Ja jak niewolnika. Należy jednak być stanowczym w sytuacji
przejawiania się negatywnych oporów, typu niechęć do zmian. W sytuacji pojawiania się
lęków należy zastanowić się nad ich przyczyną i popracować nad ich zniwelowaniem. Ma to
więc być stanowcze zlecenie zadania naszemu podświadomemu „robotnikowi”, wysłuchując
jego sugestii.
Jeśli nasze żądanie jest realne a umysł podświadomy przejawia opory przed jego
realizacją, twierdząc: „Tego się nie da zrobić, to jest niemożliwe do wykonania”, wtedy
powtarzamy mu takie myśli: „Ja nie wiem jak, ale wiem, że to jest możliwe, wiem, że to się da
zrobić, to jest dla nas naturalne, jest wiele sposobów, by to osiągnąć”. Jeśli przekonamy
swoja podświadomość do tego, a mimo to ona nie znajdzie żadnego pomysłu na realizację
naszego żądania, to zwróci się w stronę nadświadomej jaźni, prosząc ją o wskazówki.
W czasie przekonywania podświadomości do realności tego, co dla niej wydaje się
niemożliwe wiem, z własnego doświadczenia, jak silnych argumentów potrafi ona użyć, by
odciągnąć nas od zamierzonego celu. Trzeba jednak być stanowczym, nieugiętym i
wytrwałym. Można do tego używać różnych technik medytacyjnych bądź afirmacyjnych. Na
początku takiej pracy podświadomość zazwyczaj będzie przekonywać nas twierdzeniami
typu: „To niemożliwe, tego się nie da, to się nam nigdy nie uda, nie ma takich możliwości”.
Po pewnym czasie zacznie twierdzić, że: „To może jest możliwe, ale nie dla nas, innym tak,
ale nam się nigdy nie uda”. W czasie dalszej, wytrwałej pracy zacznie się uginać i pojawią się
myśli typu: „To jest możliwe, ale jeszcze nie teraz, nie w tych czasach, warunkach”. Może
również zrzucać brak możliwości na innych, np. polityków, przełożonych w pracy, rodzinę
itp. Może wymyślać inne powody, przez które miałaby być niemożliwa nasza kreacja. Należy
się nad tym zastanowić i ewentualnie inaczej skonstruować naszą afirmację - żądanie lub - w
zależności od argumentów - zmienić własne podejście bądź przekonać ją, iż jej argumenty są
bezpodstawne. W czasie dalszej pracy negatywne argumenty podświadomości powinny
słabnąć i powinna ona udzielać coraz to przychylniejszych odpowiedzi.
Podejrzewam, że w czasie takiej pracy niejeden z was ulegnie podświadomym oporom i
zwątpi w swoje możliwości, bądź pobłądzi na swojej „mapie świadomości”. Dlatego
pamiętaj, trzeba być stanowczym i wytrwałym, jednak nie rozkazywać, terroryzować
podświadomości, a wsłuchiwać się w nią i pertraktować, przekonywać do realności naszego
zlecenia. Dobrze jest pamiętać, że podświadoma jaźń, jak małe dziecko, lubi zabawę i
przyjemności, dobrze jest więc sugerować jej, że w naszym zleceniu będzie to, co ona lubi.
Dobrze jest również pochwalić ją i nagrodzić w jakiś sposób za choćby niewielki postęp.
Cała tajemnica mocy kreacji tkwi więc w pełnym spokoju i w silnym niewzruszonym
przeświadczeniu naszego umysłu, że postawiony przez nas cel jest w pełni realny, jest dla nas
korzystny, przyjemny i bardzo przez nas oczekiwany, a cały wszechświat już dąży do jego
realizacji.
Pewność, wiara w siebie i spokojne, ale stanowcze żądanie.
Jeśli spełnisz warunki o których mowa w artykule i będziesz w pełni wolny od zwątpień, a
równocześnie pozostaniesz w poczuciu miłości i życzliwości do siebie i innych, cel zaś będzie
zgodny z „matrycą doskonałości”, to w odpowiednim momencie zostaniesz nagrodzony za
swoją wytrwałość.
Może i będzie to od ciebie wymagać trochę pracy, ale nikt za ciebie jej nie wykona, a przy
systematycznej, rzetelnej praktyce na efekty nie trzeba będzie długo czekać.
To co zrobisz, w którą pójdziesz stronę, na ile twoje życie będzie szczęśliwe i przybliży cię
do boskiej doskonałości, zależy wyłącznie od ciebie. Ja ze swojej strony życzę owocnej pracy
nad sobą, a przede wszystkim odkrywania własnej mocy, zdolności oraz poznawania i
rozwijania pełnej świadomości własnego istnienia.
Jeśli zainspirował cię mój artykuł to już teraz odpowiedz sobie na pytanie, od czego
zaczniesz i co zrobisz by zrealizować swoje życiowe plany?
Artykuł 2
KRÓTKA OPOWIEŚĆ
O DRODZE DO URZECZYWISTNIENIA
Na co Bóg odpowiedział:
Na co anioł stwierdził:
Na co Bóg rzekł:
Na co anioł odparł:
Na co Bóg nieustępliwie:
„Jeśli byś to zrobił, został byś przez nich tylko wyśmiany i odrzucony,
a ich krzywdy dotknęłyby również ciebie.”
Wzięło się to głównie z przekonania: „to co przychodzi łatwo, nie jest wartościowe, a to,
co wypracowuje się z trudem i mozołem jest bardziej trwałe i jedynie to można naprawdę
docenić”. Doszły więc do wniosku że: „to co od Boga jest wciąż od Boga, a to, do czego
dążą ludzie i osiągają w trudzie i mozole jest ich tak naprawdę, dzięki czemu bardziej to
doceniają i bardziej się z tym utożsamiają”.
Głównym celem upadku świadomości w tej sytuacji mogła być podjęta przez upadające
istoty decyzja, iż bez Boga osiągną swój cel, czyli dojdą do tego sami ciężką pracą i
mozolnym trybem życia. Zaczęły się więc wzorować na ludziach, którzy to właśnie nie
widząc Boga i możliwości łatwego przejawiania zadowolenia z życia, sprawiali wrażenie, że
osiągają wszystko sami bez udziału Boga. Dla tak postrzegających rzeczywistość aniołów
oczywiste stało się, że: „Bóg to oszust, który manipuluje i ściąga do siebie urojonym
przekonaniem o lekkości i łatwości, ale to co daje jest tak naprawdę bez wartości i
możliwości pełnego doświadczania”. Paradoks polega na tym, że to, co wypracowane w
trudzie przez ludzi jest również od Boga, o czym do końca ludzie nie wiedzą. Natomiast to, co
dostajemy od Boga jest również nasze tak naprawdę gdyż jesteśmy jego nieoderwalną częścią
czy jesteśmy tego świadomi czy nie, czy to akceptujemy i bez względu na poziom naszej
świadomości. W tym wypadku anioły zaczęły zazdrościć ludziom, iż oni to co mają, mimo że
mają znacznie mniej, mają to tak naprawdę. Dlatego postanowiły zamknąć się na to wszystko,
co doświadczyły od Boga i z zatraceniem „rajskiej świadomości” otwierać się na realizacje
swoich celów z trudem i mozołem naśladując w tym ludzi. Bóg powiedział aniołom:
„będziecie mieć moc i władzę nad swoim życiem jak będziecie kierować się w życiu miłością”,
więc „upadłe anioły” postanawiając urzeczywistnić moc i szczęście bez Boga zamknęły się na
miłości w przekonaniu, że nie przejawiając jej, nie pozwolą by Bóg je kontrolował, co według
nich miało gwarantować w pełni samodzielne i wartościowe życie.
„Upadłe anioły” zarówno w pierwszym i drugim przypadku wyrobiły sobie przekonanie,
że ludzie są doskonali tacy, jacy są i nie ma co tego u siebie polepszać tylko dokładnie
wzorować się na ludziach przyjmując ich wady i zalety. Wypracowały w sobie również
przeświadczenie, że nie wolno tego udoskonalać, bo można wtedy zatracić w sobie
człowieczą formę, co za tym idzie możliwości doświadczania w ludzkiej formie, a z zatraconą
świadomością swoich korzeni, czyli przekonaniem, iż forma ludzka jest jedyną forma
przejawiania się, przeradza się to w paniczny lęk przed nicością. W takiej sytuacji „upadłe
anioły” pozostają w stagnacji i mają problemy z rozwijaniem się. Jeśli osiągną coś więcej niż
zezwala na to średni standard otaczających ich ludzi często łatwo upadają i zatracają to co
osiągnęły. Pozostają więc przekonanie, że nie mogą osiągnąć nic więcej niż otaczająca ich
norma, a muszą realizować średnią wypadkowa ludzkich doświadczeń. Często mają przymus
robienia tego, czego nie chcą, tylko dlatego, że robią to ludzie. Z drugiej strony resztki
świadomości swoich korzeni, co za tym idzie świadomość, iż są nie na swoim miejscu,
zmuszają je do buntowania się również przeciwko przejawianiu w sobie ludzkiej natury, a
wyobrażenia o nicości, która miałaby nastąpić po zatraceniu w sobie człowieczeństwa
sprawia, iż niektóre istoty zaczęły dążyć właśnie do niej.
Mając dodatkowy opór przed przyznaniem Bogu racji ciągle usiłują realizować misję
wyciągania ludzi ze „świadomości ciężaru, trudu i mozołu” typowej dla ludzi. Takie
zachowania doprowadzają je jedynie do chaosu i pomieszania w ich życiu i ich umysłach, co
finalnie wprowadza je w zupełne zwątpienie i zawód.
Istoty które nie potrafiły umiejętnie przejść przez: (nazwijmy to) „świetlistą bramę
oświecenia”, o której mowa w "krótkiej opowieści o stworzeniu" szukały praktyk i sposobów
na życie mających za zadanie uwolnić je od szoku, rozpaczy i przerażenia, jakie pozostało im
po pierwszej nieudanej próbie przejścia przez ową bramę. „Upadłe anioły” po tych
doświadczeniach nie potrafiąc odnaleźć się w sferze anielskiej, która ciągle przypominała im
o doświadczonych urazach, postanowiły ją zanegować i znaleźć inną formę przejawiania się,
na którą nieświadomie przeniosły jednak ogólny szok i niechęć do życia, które zostały w ich
psychice silnie zakodowane. Takie doświadczenia i powstałe w ich psychice wzorce sprawiły,
że również na planie fizycznym, który to miał być od owego szoku ucieczką, czuły podobną
niechęć do życia, dlatego że po szoku powstała w nich niechęć i ogólny uraz do przejawiania
się w jakiejkolwiek formie. Obecnie ta niechęć przeradza się często w intencje ucieczki przed
światem fizycznym, do formy astralnej, w której również nie są w stanie zanegować wzorców
szoku i niechęci do życia, co sprawia, że z powrotem wracają na plan fizyczny. Takie ciągłe
czucie się nie na właściwym sobie miejscu sprawia, że istoty te ciągle czują się zagubione,
niechciane, niegodne życia i odrzucone. Takie poczucie ciągle im towarzyszy bez względu, w
jakiej formie się przejawiają. Niestety do formy anielskiej nie ma powrotu do momentu, kiedy
nie przeprogramuje się wszelkich negatywnych wzorców i nie wypracuje się w sobie
przekonania, że w jakiejkolwiek formie pozostaję mam pełne prawo do szczęścia,
zadowolenia i dalszego rozwoju. Zadaniem upadłej istoty jest więc, uwolnić się od niechęci
do życia i przejawiania się w formie, w której akurat się znajdują oraz od intencji uciekania
od siebie.
Jeśli nauczymy cieszyć się życiem w formie materialnej to również będziemy umieli
cieszyć się bytem anielskim czy stanem oświecenia. Jeśli tego nie zrobimy a będziemy
próbowali zmieniać formę przejawiania się to swój stan niezadowolenia i poczucie braku
możliwości realizowania się, przeniesiemy na nową formę.
Istoty upadłe panicznie boją się powrotu do Boga i uznać się jako istoty anielskie mające
bezgraniczne prawo do wszystkiego oraz realizacje tego w bezwysiłkowy sposób z kilku
powodów: Pierwszym powodem, bardziej właściwym dla osób opisanych w pierwszym
przypadku, może być przeświadczenie, że powrót okaże się nudny i dalej będą doświadczać
takiej stagnacji, której doświadczali przed upadkiem świadomości a która wynikała jedynie z
nieumiejętności docenienia tego, co dostawały od Boga. Pozostają więc z przekonaniem, iż
byt ludzki jest lepszy od anielskiego gdyż sprawia wrażenie bardziej realnego. Dodatkowo
pojawia się obawa, że powracając do anielskiego raju stracą wszystkie cenne rzeczy
wypracowane na ziemi. Może być również lęk przed karą bożą za zaprzepaszczenie Jego dóbr
i zniszczenie „rajskiej świadomości” z dodatkowym przekonaniem, że Bóg się na nie obraził i
wyparł jako swoje dzieci. Do tego dochodzi poczucie winy i niegodności, które nie pozwalają
im wrócić i dalej się rozwijać.
Kolejnym i trudnym do uwolnienia jest strach bezprzyczynowy, kodowany przy
autoinicjacji upadku: „sam nie wiem czemu ale muszę się panicznie bać powrotu do Boga,
wzrostu duchowego jak również jakichkolwiek łatwych sukcesów”.
Aby uwolnić się od oporu przed przejawianiem tego, co zatraciliśmy w czasie upadku
świadomości musimy najpierw przyznać Bogu rację, wybaczyć i odpuścić sobie intencje
udowadniania Bogu, że jej nie miał, uznać jego racje za swoją i przyjąć na nowo jego
schronienie w pełnym do niego zaufaniu. Zaakceptować stan, iż jestem jego nieoderwalną
częścią i że Bóg chce z miłością dla mnie jak najlepiej. Należy również docenić to, co
przychodzi z łatwością jako w pełni wartościowe i realne doświadczenie oraz dać sobie pełną
zgodę na korzystanie z tego przywileju. By odzyskać aspekty świadomości anielskiej (która
nie jest jeszcze oświeconą świadomością), trzeba zdjąć kilkakrotnie nakładane blokady
pamięci służące temu by nie pamiętać o swoich korzeniach. Blokady takie bazowały
zazwyczaj na panicznym, jednak nie uzasadnionym strachu. Samo odnawiająca się blokada
pojawiała się w momencie, kiedy przypominało nam się coś z poziomu świadomości
anielskiej. Automatycznie nakładaliśmy sobie blokadę o takiej lub podobnej treści: „nie chcę
o tym pamiętać, nie chcę tego, nie chcę do tego wracać, tego nigdy nie było”.
Następnym krokiem jest uwolnienie pierwotnego wzorca, na którym bazowała nasza
ludzka świadomość, chodzi o uświadomienie sobie sytuacji, kiedy zaczęliśmy utożsamiać się
z wzorcami pierwszego człowieka, do którego się dostrajaliśmy i zaprzestanie traktowania
tego jako fundamentu swojej osobowości, swojej egzystencji na ziemi, swojego istnienia,
czyli jako siebie. Należy również uświadomić sobie, iż bez ów wzorców „pierwszego
człowieka” również jest możliwa egzystencja na ziemi, czyli uwolnić się od przekonania:
„bez naśladowanie ludzkich zachowań nie mogę żyć, bez tego stracę siebie, swoje życie,
możliwość doświadczania tego, co wydaje mi się najcenniejsze i najbardziej wartościowe
oraz możliwość przejawiania się w ciele na ziemi”. Oczywiście należy pamiętać o uwolnieniu
panicznego lęku towarzyszącego takim przemianą.
Kolejnym krokiem na drodze do pełnego urzeczywistnienia, czyli otwarcie się na
świadomość oświeconą, jest rozróżnienie i rozdzielenie świadomość anielską od świadomość
ludzkiej i zaprzestanie utożsamiania się z jakąkolwiek z nich. Nie chodzi tutaj o zanegowanie
owej formy a o zaprzestania uzależniania się od niej. Chodzi o wypracowanie w sobie
przekonania, iż ta forma, w której jestem, nie jest w żaden sposób ograniczająca mnie,
jednocześnie nie jestem zamknięty na inne formy przejawiania się. Czyli w każdej z nich
mogę realizować stawiane przez siebie cele, w każdej z nich mogę robić coś, co daje mi pełną
satysfakcję i mogę przejawiać pełne szczęście, miłość i zadowolenie z siebie. Następnie
należy postawić sobie jasno określony celu, jaki chce się w życiu osiągnąć, weryfikując
wcześniej jego konsekwencje i konsekwentnie go realizować.
Należy podjąć wyzwanie pracy również z ewentualnymi negatywnymi wzorcami,
odczuciami i wspomnieniami, które sprawiały, że czuliśmy się nieszczęśliwy i nie na swoim
miejscu. Przede wszystkim chodzi tutaj o wszelkie intencje ucieczki od siebie, negatywne
emocje związane głównie z formą, w której chcemy dany cel realizować, i przeprogramować
wszelkie niekorzystne dla nas, podjęte wcześniej decyzje. Uwolnić się od żalu i pretensji do
życia, świata fizycznego, do siebie do losu oraz Boga. Również należy przetrawić szok
pierwszego nieudanego przejścia przez opisywaną wcześniej „bramę oświecenia”,
wypracować w sobie poczucie pewności siebie, spokoju i bezpieczeństwa na myśl o
kolejnych etapach rozwoju i o osiągnięcia stanu oświecenia swojego umysłu. Należy
przekonać się, że dalszy rozwój i powtórne przejście przez „bramę oświecenia” z czystymi
intencjami jest w pełni bezpieczne. Oczywiście należy pamiętać przy tym wszystkim o
przejawianiu w pełni czystych intencji, które zagwarantuje nam kierowanie się życzliwością
do siebie i innych. Można poprosić opiekuna duchowego by pokazał najlepszą drogę i z
pokorą z naszej strony, poprowadził przez nią do pełnego urzeczywistnienia.
Jeśli np. chcesz koniecznie stać się niejedzącym to powinieneś zaobserwować, jakie na
danym poziomie masz możliwości, na co możesz sobie pozwolić, a na co jeszcze nie i z
aktualnego poziomu kontynuować realizacje postawionego sobie celu. Pewne rzeczy trzeba
rozwijać, nie da się ich po prostu przeskoczyć, gdyż takie działanie może doprowadzić
jedynie do chaosu i bałaganu w swoim życiu.
LIST OD ANIOŁKA
Witaj!
Pewnie chcesz wiedzieć skąd się wziąłem i kim jestem. Jestem anielską częścią swojego
pana. To ja zawsze mam rację, ale mój pan nie zawsze mnie słucha. To dobry człowiek, stara
się pomagać ludziom i nawet mu to wychodzi. Czasem jednak mnie nie posłucha i zaufa
niewłaściwym osobom, potem ja muszę go wyciągać z opresji. Na szczęście w krytycznych
sytuacjach umie się zwrócić do mnie o pomoc. Szkoda tylko, że nie słucha mnie jeszcze na co
dzień, ale staram się mu wiele rzeczy tłumaczyć i pomału się przekonuje.
Pokazałem mu już szerokie duchowe sfery. Zgodził się odbyć kilka razy daleką podróż w
głąb swojej duszy. Parę razy odwiedziliśmy wspólnie moich przyjaciół. Najbardziej
zaprzyjaźnił się z Siddharthą i nawet długo ze sobą rozmawiali. Ale wciąż ciągną go mało
istotne przyziemne sprawy. Choć ostatnio przyznał się, że chciałby w życiu osiągnąć coś
więcej niż to, co oferuje mu świat fizyczny. Uczę go więc ciągle, jak patrzeć na świat, by
doświadczać w nim duchowych aspektów, ale on ciągle jest taki nieufny. Czasami popełnia
podstawowe błędy i błądzi jeszcze na swojej duchowej ścieżce, choć ma na niej już niemałe
osiągnięcia.
Ach, jak byłoby fajnie gdyby już teraz zgodził się przejść w duchowy wymiar do moich
znajomych, oświeconych istot.
Staram się ciągle zapoznawać go z nowymi ludźmi, którzy pomogą mu przekonać się, by
bardziej mnie słuchał i zaufał, że ja dobrze go prowadzę przez życie. Wierzę w niego i ufam,
że kiedyś razem zasiądziemy do stołu, wyjaśnimy sobie wszystko, pozwolimy by stare
doświadczenia i urazy odeszły w przeszłość, a my zjednamy się w jedną całość i powrócimy
do domu naszego ojca Boga.
W momencie, kiedy pojawiłem się jako istota byłem doskonały. Byłem szczęśliwy,
czułem się kochany, przejawiałem dostatek i bezwzględny wpływ na swoje życie. Jednak nie
byłem pewny czy na to wszystko zasługuję, więc czułem pewien niedosyt. Dlatego
postanowiłem zejść na ziemię i stać się człowiekiem. Jednak bałem się, że jako człowiek
zawładnie mną pycha tak, jak innych i dlatego odciąłem się od swojej mocy i mądrości, by
swej mocy i wiedzy nie wykorzystywać przeciwko innym. W tym momencie dokonał się we
mnie podział na, jak to ludzie nazywają, świadomość i nadświadomość, o której to istnieniu
średnie Ja przestało wiedzieć. Jednak znając ludzi i ich zachłanność bałem się, że mój umysł
świadomy z braku wyobrażeń o sobie będzie drążyć i może w nieodpowiednim momencie
odkryć istnienie nadświadomości, czyli mnie Aniołka. Dlatego stworzyłem zbiór sztucznych
wyobrażeń oraz intelekt, które to miały zajmować mojego pana, czyli umysł świadomy. Miały
one sprawiać wrażenie dających moc i wiedzę jednak brnąć w pustkę i nicość, by pycha nie
zawładnęła mojego pana, a on, zajmując się tym w poczuciu, że to ciekawe i słuszne, nie
dowiedział się za wcześnie o mnie i w pokorze czekał na właściwy moment. Ta trzecia część
to zwana przez ludzi podświadomość, która te bzdury wymyślone przeze mnie przechowuje.
Tą trzecią jaźń postawiłem właśnie między siebie, a mojego pana po to, by mój pan gdyby
chciał mnie odkryć zbyt wcześnie i spoglądał w moją stronę, widział właśnie ten sztuczny
wizerunek siebie i jego traktował jako mnie Aniołka. Wiem, że to była manipulacja moim
panem, ale cóż miałem czynić. Dlatego też utarło się wśród osób otwierających się już na
swoje anioły, że umysł nadświadomy jest w podświadomości. Tak istoty, które są w drodze do
ich odkrycia postrzegają anioły. Odnajdują swoją nadświadomą jaźń, gdy przedrą się przez
sztucznie stworzony i wypychający umysł intelekt.
Ten moment, w którym mój pan jest gotów do poznania mnie i zjednania się ze mną
właśnie nadszedł.
Jednak to mój pan o wszystkim decyduje, a przyzwyczajony do urojonych i sztucznie
kręcących pociech, które sam mu stworzyłem, nie chce teraz uwierzyć w moje istnienie, gdyż
próbując mnie odkryć nie raz wcześniej zawiódł się i zwątpił.
Dlatego teraz potrzebuję pomocy takich osób jak Ty, które pomogą mu uwierzyć w
anielskość swojego istnienia.
Pomału mój pan przekonuje się do mnie i pozwala sobie na przejaw swojej anielskiej
jaźni na planie fizycznym, czasami mój pan pozwala mi więc przejawiać się w jego ciele i
dzięki temu mogłem napisać ów list. Ale to wciąż za mało, by móc zabrać swojego pana do
ogrodu wiecznej miłości, szczęścia, piękna i bogactwa.
ANIELSKI SEKS
Poznając różne kultury religijne oraz teorie na temat aniołów - ich "życia i funkcjonowania"
zazwyczaj spotykałem się z teorią, iż anioły nie miały pożycia seksualnego a ów brak był
głównym motorem całej transformacji z anioła w człowieka. Moim zdaniem anioły są jednak
zdolne do przeżywania seksualnych uniesień, choć myślę, że nie wszystkie anioły są tym
zainteresowane. Nie jest to jednak zbliżenie dwóch ciał, ani tym bardziej „kopulacja”, ale
bardziej połączenie energetyczne i po części psychiczne, nazwałbym to „energetyczny dotyk”.
Taki „akt miłosny” odbywa się w pełnym spokoju, pojawia się delikatnie i delikatnie wygasa,
nie paraliżuje, nie wytrąca z równowagi, ale rozpływająca się po ciele energia daje ogromną
ilość przyjemnych doznań. Z punktu widzenia ziemskiego trudno to nazywać seksem, ale
śmiało nazwałbym to „erotyczna ekstaza miłości”, doznanie takie jest szalenie przyjemne, ale
w pełni trzeźwe i spokojne.
Aniołom seks ludzki zdawał się być bardziej efektywny, wydawał się on im być bardziej
satysfakcjonujący i dający znacznie więcej ciekawych wrażeń. Przeżywanie ludzkiego
orgazmu było dla nich obce tak jak i pożądanie, pragnienie i podniecenie, bo jak tu pożądać
czy pragnąć czegoś w sytuacji, kiedy z założenia wszystko jest jakby w zasięgu ręki i
dostępne w każdej chwili. Zachowanie człowieka w czasie gry wstępnej przed stosunkiem
przypominało aniołom ów akt miłosny w ekstazie, typowy dla nich, dlatego podejrzewały, iż
ludzie w czasie samego orgazmu doświadczają czegoś znacznie lepszego, o czym może
świadczyć zachowanie człowieka, który orgazm stawia sobie za cel, a w trakcie
doświadczania go sprawia wrażenie bardziej szczęśliwego niż w czasie gry wstępnej. Sądzę,
iż w czasie owej gry wstępnej ludzie czasem doświadczają uniesienia erotycznego typowego
dla anielskiego seksu, jednak nie zawsze, a nawet rzekłbym bardzo rzadko. Wygasa on
niestety natychmiast, kiedy u człowieka włącza się instynkt samozachowawczy i dążenie do
orgazmu – wytrysku.
Anioły mogły mieć więc seks, można by nazwać, typowo ludzki, bazujący na instynkcie
samozachowawczym, ale wydaje mi się, iż nie znalazły w tym satysfakcji i spełnienia.
Okazuje się, że tak samo ludzie mogą w ludzkim ciele doświadczać uniesień seksualnych
typowych dla aniołów, jest to jednak zupełnie inne doświadczenie od typowego dla człowieka
instynktu do zachowania gatunku.
Być może to moje osobiste spostrzeżenia doświadczeń erotycznych, ale warto zastanowić
się czy takich doznań jak: „ekstaza miłości”, rozkosz seksualna, rozerotyzowanie, czy jakby
to nazywać inaczej, nie doświadczamy najczęściej i w najprzyjemniejszej formie właśnie nie
w czasie samego aktu seksualnego, a tak bardziej spontanicznie, w czasie owej gry wstępnej,
w czasie spaceru, w czasie pocałunku. O czym wtedy myślimy? Pragniemy wtedy z tą osobą
jak najszybciej odbyć stosunek seksualny, prawda? A teraz warto zastanowić się nad
następnym, ciekawym pytaniem: czy przypadkiem w czasie takiego szybkiego stosunku to
piękne uczucie nie zatraca się? Może jednak warto nie spieszyć się, nie ulegać zwierzęcym
instynktom, a pozwolić sobie nacieszyć się tym uczuciem, cieszyć się nim tak, jakby nie było
nic innego i pozwolić, by właśnie to uczucie rozwijało się. Przypomnij sobie o
najpiękniejszych chwilach uniesienia erotycznego, które przeżyłeś a potem zastanów się czy
choć raz pomyślałeś o orgazmie?
Seks anielski, czyli ekstazę miłości, odczuwa się w całym ciele, czasem może się ta energia
kumulować w różnych częściach ciała, ale nie ma to wiele wspólnego z tak zwanymi
punktami erogennymi. By odkryć taką formę doświadczeń erotycznych należy na seks
spojrzeć w zupełnie nowy sposób, nie poprzez pożądanie, a jak na zupełnie nowe doznanie z
poczuciem spokoju, ciepła, miłości do siebie i swojego partnera oraz z oczekiwaniem
doświadczania przyjemności w miejsce pożądania i dążenia do szybkiego zaspokojenia się.
Należy nie ulegać mechanizmom – instynktowi samozachowawczemu, a podejść do aktu
miłosnego w pełni świadomie, zastanawiając się, jakie zachowanie, uczucia i sposób
kierowania w sobie energii daje większą przyjemność w danej chwili i co sprawi, że będzie
ona dłuższa i pogłębiająca się. Na początku tej praktyki należy pamiętać, iż instynkt
samozachowawczy jest wyłączony, że on nie stanowi o twoim zachowaniu, a dzięki temu nie
będziesz mu ulegać. Pożądanie, jeśli się pojawia, należy zaakceptować, nie walczyć z nim,
nie tłumić, jednocześnie mu nie ulegać, tylko pozostać w spokoju i poczekać by wygasło.
Takie przestawienie się nie jest trudne, wymaga jednak trochę treningu. Na początku
przydatne będzie powtarzanie sobie: „instynkt samozachowawczy teraz nie decyduje” lub
„pożądanie teraz nie decyduje”, „pożądanie teraz mnie nie interesuje” i przypominanie sobie
o tym, powtarzanie za każdym razem, kiedy czujesz, że cię to „ściąga”, zniewala.
By doświadczać owej ekstazy i nie ulegać pożądaniu należy, jak już wspomniałem, podejść
do aktu seksualnego w nowy sposób, również pod kontem „technicznym”. W sytuacji, gdy na
początku pożycia pojawia się pożądanie należy pozostać w nieruchomym połączeniu
narządów i poczekać, aż ono wygaśnie. Tak wiem, każdy mężczyzna będzie się bał, że straci
wzwód, jednak by taką ekstazę doświadczyć należy być wolnym od jakichkolwiek lęków,
kompleksów itp. Również należy być wyrozumiałym dla swojego partnera. Pierwsze
nieudane próby należy potraktować jako trening, zastanawiając się i uzgadniając z partnerem,
co należy zmienić i jak do tego podejść bardziej świadomie. Jeśli nawet członek miałby opaść
w czasie pierwszych prób, należy się tym nie przejmować i nie bać krytyki ze strony
partnerki, natomiast pozwolić sobie na to i poczekać, aż erekcja znów się pojawi. Gdy
jesteśmy już wyciszeni i emocjonalnie uspokojeni pozwalamy sobie na wykonywanie
głębszych, wolniejszych ruchów od typowego, mechanicznego dążenia do wytrysku. To tak
jakby wykonywało się wszystko w zwolnionym tempie z większą koncentracją na
wewnętrznych doznaniach i uczuciach. Dobrze jest także nie wykonywać monotonnych,
automatycznych ruchów, a pozwolić sobie troszkę pofantazjować np. wykonywać kilka
luźniejszych ruchów, a potem jeden głębszy. Można również w czasie stosunku wykonywać
jednocześnie ruch biodrami na boki, czy inne fantazje, ale najważniejsze jest by być w pełni
świadomym swoich doznań i uczuć do partnera. Takie podejście do pożycia intymnego, na
początku jego praktykowania, może wydawać się nudne, można mieć wręcz wrażenie, iż w
czasie takiego aktu zatracamy w sobie pewną przyjemność, ale jest to niezbędne do tego by
przestawić się na nowe doświadczenia.
Sama jednak strona techniczna nie jest taka ważna. Jak wspomniałem anielska ekstaza nie
musiała być związana z kontaktem cielesnym i nie należy jej utożsamiać z punktami
erogennymi. Ważne jest więc, by bardziej koncentrować się na sercu i na uczuciach. Jeśli
ważny jest dla nas kontakt wzrokowy to lepiej jest koncentrować się na całym kształcie ciała
partnera, a nie na poszczególnych jego częściach. Koncentracja na sercu – to znaczy
traktowanie pożycia seksualnego jako akt uczuciowy, czyli stan, jakby serca kochanków były
połączone. Wtedy zachowania narządów płciowych można pozostawić samym sobie, nie
koncentrując na nich swojej uwagi, pozwalając by to się samo działo, pod warunkiem, że nie
ma już pożądania, a my czujemy już przepływ przez swoje ciało oczekiwanej przez nas
ekstazy miłości. Kontrola narządów płciowych i ich ruchów przydaje się na początku, gdy
uwalniamy się od instynktu i pożądania po to, by im nie ulegać. W czasie takiego aktu, bez
zwierzęcych instynktów, a z koncentracją na uczuciu miłości w sercu, orgazm – ekstaza
pojawia się spontanicznie, błogie uczucie ekstazy miłości odczuwa się raczej w całym ciele,
trwa znacznie dłużej i spokojnie wycisza się. W czasie takiego orgazmu wytrysk w ogóle nie
powinien się pojawić, natomiast mężczyzna jest zdolny do dalszego stosunku i może
doświadczyć nawet do kilkunastu takich orgazmów, które jednak są zupełnie innym
doświadczeniem, niż związanym z orgazmem – wytryskiem, jednak o wiele przyjemniejszym,
dodatkowo energetyzującym a nie wypompowującym jak w przypadku wytrysku.
Piszę z punktu widzenia mężczyzny, bo nim jestem, jednak myślę, iż w dużym stopniu ten
tekst może przydać się również kobietom, bo sądzę, iż często podobnie przeżywają orgazm, a
niewątpliwie mają prawo do anielskiej jego formy. Takie podejście do aktu seksualnego może
przydać się kobietom również po to by np. zainspirować do innych doznań swoich partnerów.
Artykuł 6
Kilkadziesiąt lat temu nie było Internetu, telewizji i innych środków, którymi obecnie
dopływa do nas masowa reklama. Słyszy się obecnie o setkach uzdrowicieli, bioterapeutów,
radiestetów, jasnowidzów, wróżek czy mistrzów duchowych oferujących nam cudotwórczą
pomoc i masowo reklamujących się gdzie i jak popadnie. Potencjalny klient uważnie śledzi
owe reklamy i stara się dobrać sobie terapeutę, który sprawia wrażenie najwiarygodniejszego,
nie znając jednak kompetencji i kwalifikacji owej osoby. Jedynym sposobem na sprawdzenie
wiarygodności i skuteczności wydaje się być sprawdzenie uprawnień i wykształcenia, czyli
"papierka" wystawionego przez inną osobę oznajmującego, że dana osoba ukończyła
odpowiedni kurs czy szkołę, przeszła szkolenie w zakresie swojej działalności i pomyślnie
zdała egzamin. Jednak w praktyce owy "papierek" nie zawsze trudno jest zdobyć, a nierzadko
potwierdza on jedynie wiedzę teoretyczną danej osoby, a jak doskonale wiemy, teoria nie
zawsze idzie w parze z praktyką, więc owy papierek nie będzie 100%-owym gwarantem, że
osoba go posiadająca jest rzeczywiście kompetentna i skuteczna w tym, co robi. Mocy,
skuteczności i wiarygodności bioterapeutów, radiestetów, jasnowidzów, wróżek, itp. nie da się
zmierzyć i potwierdzić, a reklamować się może kto chce, jak chce, kiedy chce i z czym chce.
Myślę że w owych dziedzinach oszustów jest nie mało, chyba nie przesadzę jeśli napiszę, iż
jest ich większość spośród reklamujących się. To znaczy osób, które stwarzają jedynie image
swojej osoby jako wiarygodnego terapeuty, co jednak nie ma poparcia w autentycznych
zdolnościach. No cóż, wiarygodnie mówić o sobie, ładnie składać rączki i gestykulować, przy
czym szczerze się uśmiechając każdy może. Myślę więc, że mniej wiarygodni są ci, którzy
bardziej krzyczą o swoich zdolnościach i starają się wywołać szerokie zainteresowanie swoją
osobą tworząc image wiarygodnego terapeuty.
Jak to ma się w praktyce? Każdemu dana została taka sama ilość czasu w ciągu dnia.
Jedni dany im czas przeznaczają na rozwijanie swoich zdolności, a inni wolą ten czas
poświęcić na stwarzanie swojego wizerunku, szukaniu skutecznych form reklamy itp.
Owszem są i tacy, którzy potrafią swój czas podzielić na rozwijanie swoich zdolności i na
tworzeniu image, jednak zdolności to zdolności, a image to image. Pozostaje jeszcze jedno
wyjście, znaleźć sobie dobrego menadżera, jednak dobry menadżer równie skutecznie może
wypromować kompetentną osobę jak i tą niekompetentną, zależy to tylko od tego, która lepiej
mu zapłaci. Niewątpliwie wiarygodny terapeuta będzie się czuł bardziej pewny siebie, swojej
wiedzy i ewentualnych sprawdzianów, ale to chyba jedyny atut w gąszczu ludzi potrafiących
stworzyć fantastyczny lecz sztuczny show wokół swojej osoby. Jednak potencjalni klienci
bardziej "lecą" na owy image, niż na rzeczywistą wiarygodność. To proste, ktoś kto spokojnie
opowiada o swoich zdolnościach i możliwościach może łatwo zostać zakrzyczany przez
osoby, które zawsze znajdą jakąś wymówkę i sposób by podważyć wiarygodność swojego
przedmówcy, przy czym pokażą znacznie lepsze przedstawienie przekonujące odbiorców
takiej reklamy o ich większej mocy, gdyż to jest ich specjalnością, niestety często jedyną!!
Jak więc reklamowali się ludzie ze swoimi zdolnościami za czasów, kiedy nie było Internetu,
prasy, radia, telewizji? I dlaczego nie było tylu oszustów, a wróżki, jasnowidzowie itp. byli
chyba od zawsze. Czy jednak w ostatnich latach zdecydowanie nie przybywa osób
reklamujących różne zdolności, których nijak nie da się sprawdzić? Czy przybywa ludzi,
którzy mają moc? Czy jednak przybywa tylko oszustów?
Dlaczego dawni mistrzowie brali co łaska, a świetnie zarabiali i byli darzeni szacunkiem, a
obecnie ta forma "cennika" rzadko się sprawdza? Obecnie łatwy dostęp do reklamy, a co za
tym idzie możliwość natknięcia się na oszusta, jak wspomniałem, zmieniło naszą mentalność
i stosunek do wydawanych przez nas pieniędzy. Ostrożniej je wydajemy, bojąc się, że mogą
one być po prostu "wyrzucone w błoto", gdyż owa cudowna terapia, której się poddaliśmy
może nie zadziałać tak, jak zapewniał nasz "genialny uzdrowiciel". Boimy się także, że po
wielu próbach zabraknie nam funduszy na wiarygodnego i skutecznego uzdrowiciela, na
którego w końcu trafimy. Dlatego słysząc "co łaska" staramy się wydać jak najmniej tzn.
możliwie najniższą cenę. "Co łaska" obecnie znaczy coś w rodzaju "a daj parę złoty,
symboliczną opłatę, nie będę z ciebie zdzierał". Ja obecnie za swoje usługi mam ustalony
ścisły cennik. Z praktyki wiem, że mówiąc "co łaska" dostałbym zaledwie jakieś 15-20zł w
miejsce oczekiwanych 100zł. W takiej sytuacji nie zarobiłbym na przysłowiowy chleb i
musiałbym iść np.: na hutę do roboty (o ile by mnie przyjęli), ale wtedy nie miałbym czasu,
ani tym bardziej ochoty, by uskuteczniać jakąś cudotwórczą działalność, a skąd tu jeszcze
wziąć czas na zareklamowanie się i przebicie się w mass-mediach przez nawał osób
reklamujących jedynie swój image? Osobiście marzą mi się czasy, w których mógłbym
mówić "co łaska"! Zdaję sobie sprawę, że narzucając swoją cenę, klient którego nie stać na
zapłacenie takiej ceny po prostu do mnie nie przyjdzie, bo go na to nie stać, natomiast klient
którego stać jest zapłacić znacznie więcej, więcej nie zapłaci, bo skoro sam zaproponowałem
cenę, to dlaczego nagle miałby ktoś zapłacić więcej. Kiedyś "co łaska" znaczyło "sam
zweryfikuj na ile cenisz moją pracę, na ile ona zaskutkowała i na ile realnie cię stać byś mógł
mi zapłacić". Wiedziałbym wtedy że przyszedłby, klient który jest otwarty na moją pomoc,
ale nie zbyt bogaty. Zapłaciłby mniej ale by zapłacił, co nie zaniżyłoby wcale moich
zarobków z innych źródeł, natomiast bogaty klient, który doświadczyłby pomocy z mojej
strony zapłaciłby więcej, znacznie więcej. Moje zarobki w takiej sytuacji byłyby znacznie,
znacznie większe, niż przy cenie narzucanej przez samego siebie. A obecnie ksiądz, mówiąc
"co łaska" często dodaje "ale nie mniej niż 200", sam słyszałem! Niech więc klienci, którzy
mają pretensje, iż obecnie nawet mistrzowie duchowi mają swoje cenniki zastanowią się, tak
rzetelnie i bez skąpstwa, na ile tak naprawdę cenią czyjąś zbawienną pomoc, ile w
ostateczności byliby gotowi zapłacić i czy na pewno nie wyjdzie im znacznie więcej niż
obecnie narzucany cennik.
Zabawnymi jak dla mnie, ale jednocześnie groźnymi oszustami okazują się ludzie, którzy
w celach marketingowych uczą się języka perswazji oraz tak zwanej "mowy ciała". Chodzi o
osoby które poprzez takie techniki wypracowują u siebie sztuczny wizerunek. Uczą się, czyli
prosty wniosek że ich gesty i wypowiedzi nie wypływają z ich natury, czyli wypowiadane
przez nich zdania nie są ich naturalnymi wypowiedziami a jedynie wyuczonymi schematami,
natomiast ich ciało swoimi gestami wcale nie miałoby ochoty potwierdzać wypowiadanych
przez nich słów. Prosty z tego wniosek, iż osoba ucząca się mowy ciała chce ukryć ruchy i
gesty demaskujące ją jako niekompetentną i niewiarygodną. Osoba ucząca się języka
perswazji chce zmieniać swoje wypowiedzi tak, by świadczyły one o jej wiarygodności.
Jedna i druga technika stosowana w celach marketingowych oczywiście nie podnosi
kompetencji i umiejętności, a jedynie wprowadza w błędne wyobrażenie o osobie je
stosującej. Techniki takie dodatkowo zabijają w osobach fanatycznie je praktykujące ich
naturalne uczucia oraz zdolność do naturalnego i spontanicznego wyrażania siebie. Stają się
marketingowymi automatami, czego ceną jest nierzadko utrata przez nich przyjacielskich
relacji.
Podsumowując: wykorzystywanie nauk mowy ciała i języka perswazji w promowaniu
swoich usług, jest zwykłą manipulacją mającą zataić brak kompetencji, wiarygodności i
pewności siebie. Dla osoby kompetentnej, co za tym idzie pewnej siebie i proponującej swoje
rzetelne usługi, ruchy, gesty i słowa potwierdzające wiarygodność będą naturalne i
spontaniczne. Nie chcę jednak do końca takich nauk krytykować, gdyż mogą one
wyeksponować pewność siebie osoby kompetentnej nie umiejącej jednak do tej pory sprzedać
swoich ofert, lub mające inne przyczyny braku pewności siebie. Mnie jednak nasuwa się
pytanie. Jak teraz odróżnić ładnie gestykulującą i wypowiadającą się, kompetentną, od
wyuczonej gestykulacji i mowy niekompetentnej osoby?
Spotkałem się wielokrotnie z zarzutem iż za nauki i pomoc duchową nie powinienem brać
żadnych opłat, gdyż prawdziwi mistrzowie mieszkający np. w Indiach takowych nie
pobierają. Biorąc pod uwagę taką sytuację w której praktyka duchowa i pomaganie innym za
jej pośrednictwem jest moim głównym środkiem utrzymania, nie wiem z czego miałbym
zarabiać chociażby na stworzenie godziwych warunków do prowadzenia terapii swoim
klientom? Skąd więc ów wielcy mistrzowie Jogi biorą na swoje utrzymanie? Tutaj znów
okazuje się różnica w mentalności, tym razem miedzy ludźmi zamieszkującymi różne
kontynenty. Okazuje się iż w Indiach wielcy mistrzowie nie pobierają opłat za same nauki,
jednak łatwo przyjmują oferty noclegu, pokarmu, jak również datków pieniędzy od ludzi
którzy czują się zaszczyceni iż dany mistrz zgodził się na posiłek lub nocleg właśnie u nich.
Nie wyobrażam sobie jak takie podejście do czerpania korzyści materialnych przenieś na
polskie warunki i nie wiem jakim wyobrażeniem byłbym potraktowany gdybym wpychał się
na noc i na obiad swoim klientom? Mogę się jednak tych wyobrażeń domyśleć. Gdybym ja w
obecnych czasach w Polsce stał i żebrał pod kościołem, raczej nie byłbym odbierany przez
mijających mnie przechodniów za wielkiego duchowego mistrza, a jedynie za zwykłego
biedaka, który nie potrafi zapracować na bochenek chleba. W przeciwieństwie do Indii gdzie
mistrzowie duchowi nierzadko w taki sposób się utrzymują.
Jako ciekawostkę i podsumowanie dodam, iż niedawno dostałem reklamę zajęć mistrza
Jogi z Indii z informacją iż 3 dniowe zajęcia z ów mistrzem kosztowały prawie 400zł. Jak
widać jest pewna różnica w mentalności Polaków i Hindusów która obowiązuje również
mistrzów duchowych nawet hinduskiego pochodzenia próbujących nauczać w Polsce.
Wobec klientów otwartych na moją pomoc, jednak nie mających na nią pieniędzy, stosuję
zasadę: "co możesz dla mnie w zamian zrobić?". Nie do końca chodzi mi o to by za wszystko,
co robię mieć jakąś zapłatę, jednak potrzebuję pewności, że ów klient jest w stanie docenić
moją pracę.
Obecnie Ameryka narzuca niemalże całemu światu styl, modę jak również stosunek do
pieniędzy.
Pieniądze, jak wszyscy dobrze wiemy, są środkiem płatniczym i pomimo, że różne waluty
różnie stoją na światowym rynku to każdy przyzna, iż pieniądz każdego kraju nie ma
większego od płatniczego znaczenia. Dlaczego wobec tego ludzie starają się podporządkować
pieniądzom i ich zarabianiu niemalże wszystko, od ustalania sobie rozkładu zajęć w ciągu
dnia, podporządkowaniu im własnej osobowości, na oddawaniu za nie życia skończywszy?
Czy nie jest tu uderzające podobieństwo ludzkich zachowań w stosunku do pieniędzy, jak u
wielu ugrupowań religijnych, które w imię stworzonego przez siebie obrazu Boga, są skłonni
oddać nawet swoje życie? Może to właśnie fanatyczne podejście do pieniędzy, które narzuciła
nam Ameryka, bierze się stąd, iż Amerykanie w pieniądzu widzą właśnie Boga? Dosłownie
widzą, gdyż wystarczy spojrzeć gołym okiem na banknoty dolarowe, by go tam zobaczyć.
Oszczerstwo? Otóż nie. A oto dowody:
To również fragment tego samego banknotu. Kto choć trochę zna język angielski,
doskonale powinien poradzić sobie z przetłumaczeniem tego tekstu.
Ktoś przyzna, że intencja umieszczenia takich znaków i napisów była słuszna, iż miało to
służyć temu, by ludzie wydając i zarabiając pieniądze nie zapomnieli o Bogu i jemy
powierzać się w czasie obracania nimi. Jednak ja myślę, iż efekt takiego czynu był nieco
odwrotny, czego rzeczywistość zdaje się być najlepszym dowodem. Ludzie zamiast pamiętać
o Bogu wydając pieniądze, zaczęli Boga postrzegać w samych pieniądzach. Należy wiedzieć,
że podświadomość bierze wszystko dosłownie to, co postrzega, a postrzega symbole Boga na
banknotach amerykańskich, które to później właśnie z Bogiem zaczynają jej się kojarzyć.
Taka sugestia skojarzeń na podświadomość niestety działa tym bardziej, jeśli nie zwróciło się
na takie symbole świadomie większej uwagi i nie zajęło się wobec nich świadomego
stanowiska, czyli obserwująca je osoba nie zastanowiła się, co owe symbole mogą dla niej
znaczyć. Ludzie najprawdopodobniej z pogoni za pieniądzem zapomnieli o Bogu i o tym, by
zastanowić się, co oznaczają owe symbole na banknotach i jakie mają przesłanie, a
niewątpliwie, każdy kto miał taki banknot w ręku musiał je dostrzec. W powyższej sytuacji,
bez deklaracji umysłu świadomego, umysł podświadomy próbuje wyciągnąć własne wnioski
biorąc wszystko wprost i dosłownie, wykorzystując mechanizm skojarzeń. Skoro nie zrobił
tego człowiek świadomie to podświadomość danej osoby wyciągnęła sobie własne wnioski,
widząc symbole Boga na kawałku papieru, który dla umysłu świadomego jest bardzo ważny i
potrzebny, a który później z samym Bogiem podświadomości zaczyna się kojarzyć i tak owe
papierki zaczyna postrzegać. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, iż dla Amerykanów
pieniądz stał się symbolem religijnym, któremu się podporządkowali, a zarabianie pieniędzy
zaczęli traktować jako największy, a nawet jedyny cel i sens swojego życia. Dlatego właśnie
Amerykanom pieniądz narzuca modę i styl życia.
Pieniądze to pieniądze, Bóg to Bóg, o czym wydaje się, Amerykanie trochę zapomnieli i
trochę im się to poplątało.
Na koniec tego artykułu każdy czytelnik powinien się zastanowić: jaka dla niego jest
największa wartość w życiu, dla której poświęca najwięcej czasu i uwagi?
Oczywiście nie chcę krytykować pieniędzy i ich zarabiania, ale uważam, iż ludzie obecnie
w swoim działaniu bardziej kierują się wartościami materialnymi niż duchowymi, a moim
zdaniem zdrowiej jest odwrotnie. Dla tych, którzy w swoim działaniu kierują się sercem,
pieniądze jakoś się zawsze znajdują.
Artykuł 7
W naszym codziennym życiu bardzo często zachowujemy się nie tak jak byśmy chcieli.
Ulegamy emocjom, boimy się w różnych sytuacjach, jesteśmy często niepewni, nieśmiali, nie
wierzymy we własne możliwości lub nieprawidłowo postrzegamy sytuacje, w której się
znaleźliśmy itp.
Najczęstszą przyczyną takiego zachowania są nasze traumatyczne doświadczenia w
przeszłości, w czasie których powstały w nas błędne decyzje i negatywne emocje. Takie nie
odreagowane urazy przejawiają się więc w naszym dorosłym życiu w postaci negatywnych,
nieracjonalnych wzorców zachowania oraz emocjonalnego reagowania. Uzdrawianie takich
wzorców wymaga naszej konfrontacji z dawnymi, nierzadko przykrymi doświadczeniami.
Taka konfrontacja z przeszłością nazywana jest stanem regresywnym.
Samo słowo regresja pochodzi z języka łacińskiego i oznacza dosłownie: cofanie się, ruch
wsteczny. Opisywane przeze mnie zjawisko regresji polega na cofaniu się pamięcią do
pierwotnej przyczyny psychicznego urazu. Takie cofnięcie się pamięcią z obecną
świadomością umożliwia nam uświadomienie dawnych doświadczeń, co za tym idzie,
zrozumienie i zweryfikowanie błędnych decyzji oraz wyobrażeń powstałych w owym okresie,
w rezultacie zmianę ich na przytomne i korzystne dla nas w obecnym życiu. Jest to więc
konfrontacja umysłu świadomego z przetrzymywanymi przez podświadomość negatywnymi
wzorcami zachowania. Regresja umożliwia nam uświadomienie przeżyć z okresów:
wczesnego dzieciństwa jak również prenatalnego oraz poprzednich wcieleń.
W większości przypadków wykorzystane w tej książce przykłady wspomnień z
dzieciństwa ujawniły się pod wpływem zjawiska regresji wykorzystywanego w terapii. W
stan regresywny można wprowadzić poprzez głęboki relaks, w czasie którego, poddająca mu
się osoba koncentruje się na pozytywnym obrazie siebie przeciwstawnym do negatywnego,
psychicznego wzorca. Jeśli taka koncentracja jest wystarczająco mocna, wówczas
podświadomość tej osoby uzewnętrznia wszystkie negatywne opory przed przejawianiem
pozytywnych aspektów osobowości. Takie opory przejawiają się zazwyczaj w postaci
odczuwanych emocji, tych samych jakie towarzyszyły danemu traumatycznemu
doświadczeniu. Osoba poddana takiej terapii, czyli wprowadzona w stan regresywny, bardzo
często uzewnętrznia i chwilowo wzmacnia odczuwanie owych emocji. Takie ponowne ich
uzewnętrznienie umożliwia nam wgląd w przeszłe doświadczenia, co za tym idzie poznanie i
zrozumienie przyczyn powstałych wówczas urazów, emocji i wzorców nieracjonalnego
zachowania. Dzieje się to za pośrednictwem sugestii terapeuty, który widząc przejaw emocji u
swojego klienta, sugeruje mu powrót pamięcią do pierwotnej przyczyny tych emocji, czyli do
traumatycznego przeżycia. Dzięki temu ta osoba jest w stanie przyjrzeć się i zrozumieć
przyczynę powstania swoich emocji oraz zaobserwować, jakie błędne decyzje podjęła pod ich
wpływem i jak one pokutowały w jej dorosłym życiu. Dzięki takiemu przeglądowi możemy
łatwo zmienić błędne, bazujące na ówczesnym niezrozumieniu, wzorce myślowe, co za tym
idzie uwolnić się od zaburzeń oraz napięć psychicznych.
Przyjrzyjmy się temu procesowi bardziej szczegółowo. Najpierw należy rozróżnić dwa
rodzaje pamięci: świadomą i podświadomą.
Świadomie zapamiętujemy to, co było niedawno, natomiast łatwo zapominamy to, co jest
odległe. Nasza podświadomość zapamiętuje to, co uznaje za ważne, a za ważne uznaje to,
wobec czego mieliśmy stosunek emocjonalny. Wszystkie takie emocjonalne kody pozostawia
w swojej pamięci dopóty, dopóki świadomie nie podejmiemy innej decyzji związanej z daną
sytuacją i nie uznamy ich za niepotrzebne. Rzeczy mało istotne nie są w niej rejestrowane.
Pamięć świadoma rozwija się u dzieci od trzeciego miesiąca życia, wcześniej nie jest w
niej nic rejestrowane. Pamięć podświadoma natomiast towarzyszy nam od zawsze, jednak my
na co dzień mamy z nią znikomy kontakt.
Jak ma się to w praktyce i na czym polegają najczęstsze konflikty między obiema
jaźniami? Główny problem polega na słabym kontakcie i braku umiejętności porozumienia
się z własną podświadomością. Umysł podświadomy, by przestać podtrzymywać dawny,
wyuczony, systematycznie powtarzany a niepotrzebny nam w obecnym czasie wzorzec
zachowania, potrzebuje deklaracji i decyzji w tej sprawie ze strony umysłu świadomego.
Jednak my świadomie nie pamiętając już zdarzenia, które doprowadziło do błędnego
myślenia i postępowania, nie potrafimy zmienić podjętych wówczas decyzji. Godzimy się
więc na dalszą jego realizacje twierdząc: „Taki już jestem i nie wiem jak miałbym to
zmienić”.
Na przykładzie wygląda to tak: Jako małe dziecko usłyszeliśmy od własnej mamy, że nie
możemy wchodzić sami do ciemnego pokoju, gdyż tam są „baboki, które mogą nas pożreć”.
Jako małe i łatwowierne dzieci uwierzyliśmy w to, gdyż w tym okresie wierzymy we
wszystko, do czego przekonują nas inni, a w szczególności rodzice. Dla podświadomego
umysłu to twierdzenie stało się ważne i zostało przez niego zapamiętane, co w dorosłym życiu
przeradza się w ciągły i nieuzasadniony lęk przed ciemnymi pomieszczeniami.
Wydaje się to śmieszne i mało racjonalne, jednak w rzeczywistości takie, wydawałoby się,
banalne wzorce z dzieciństwa sterują naszym dorosłym życiem. Nasza podświadoma jaźń,
mając słaby kontakt ze średnim Ja, nie potrafi przekazać nam zapamiętanego obrazu
przeszłych i obciążających nas doświadczeń, mimo to powstałe w owym okresie emocje
często paraliżują funkcjonowanie całej naszej osobowości. By swój wzorzec zachowania
zmienić, potrzebujemy decyzji naszego średniego Ja, które miałoby zlecić podświadomej
jaźni, by ta przestała się bać ciemności tłumacząc, iż „baboków” po prostu nie ma, gdyż były
one wyłącznie wymysłem naszej mamy. Jednak umysł świadomy tego nie robi, ponieważ nie
pamięta już zdarzenia odpowiedzialnego za ten wzorzec zachowania.
Jedynym znanym mi skutecznym sposobem na uzdrowienie wzorców zachowania, w tym
wypadku lęku przed ciemnymi pomieszczeniami, jest nawiązanie lepszego kontaktu z
niższym Ja, aby przypomnieć sobie całe zdarzenie. Taka pamięć przeszłości umożliwia
rozwiązanie problemu poprzez spojrzenie w dojrzały, przytomny sposób na dawną sytuację i
wyciągnięcie zdrowych wniosków, oraz podjęcie odpowiednich decyzji uwalniających nas od
destrukcyjnych wzorców zachowania. Takim wspomnieniom powinny towarzyszyć emocje,
co jest gwarantem ich autentyczności. Ponieważ wyobrazić sobie, że byłem „księciem z
bajki” nie będzie nam trudno, natomiast z rozpłakaniem się na urojone wspomnienie pięknej
księżniczki będziemy mieć już problem.
Ważnym czynnikiem wpływającym na nasze zachowanie są również wzorce
skojarzeniowe. Jeśli doświadczaliśmy czegoś, co wywołało w nas silne emocje, na przykład,
zostaliśmy przez kogoś skarceni, a towarzyszyło temu coś charakterystycznego, lub działo się
to w charakterystycznych okolicznościach, wówczas to coś, czy takie okoliczności, będą nam
się zawsze kojarzyć z odczuwaną wówczas emocją i w podobnych okolicznościach owa
emocja będzie paraliżować nasze funkcjonowanie. W takiej sytuacji również potrzebujemy
powrotu pamięcią do danego zdarzenia, po to, by uświadomić sobie, że przeżywane obecnie
emocje są tylko na zasadzie skojarzenia z dawnym doświadczeniem i że teraz pojawienie się
podobnych sytuacji nie pociąga za sobą kary, której wówczas doświadczyliśmy.
Regresja jest dla osób zdrowych psychicznie. Dla osób, które samodzielnie dążą do
osiągnięcia konkretnych, stawianych przez siebie celów, wykorzystując w tym celu, oprócz
terapii, inne praktyki.
Regresja odwołuje się do pamięci na płaszczyźnie emocjonalnej, czyli jest to praca z
emocjami i ewentualnie towarzyszącymi im wspomnieniami. Najpierw więc pojawiają się
emocje, a dopiero później ewentualne obrazy związane z tymi emocjami.
Regresja jest to stan podwyższonej świadomości, w której uaktywnia się pamięć
przeszłych doświadczeń. Nie jest to więc hipnoza, ani żaden inny odmienny,
nieprzytomny stan świadomości.
Dzięki zjawisku regresji odreagować można praktycznie każdą dolegliwość i wzorzec
błędnego zachowania. Jednak regresja nie działa na każdego człowieka. W stanie
regresywnym cofamy się z obecną świadomością, czyli możemy świadomie, na trzeźwo i
przytomnie zweryfikować błędnie podjęte, nieświadome wówczas decyzje. Jesteśmy teraz
bardziej świadomi, potrafimy więc podejmować słuszne decyzje i wyciągać wnioski zgodne z
rzeczywistością. Jeśli jednak osoba, która poddaje się regresji nie jest wciąż w pełni
świadoma, przytomna lub ma nieczyste intencje, którymi podtrzymuje stare urazy,
ewentualnie nie potrafi szczerze przyznać się do własnych intencji i programów, a także nie
dąży do realizacji stawianych przez siebie celów, nie będzie mogła uwolnić się od swoich
destrukcyjnych wzorców, gdyż nie zmieni błędnych decyzji i nie wyciągnie słusznych
wniosków z dawnych doświadczeń.
Regresja umożliwia nam więc szczere wejrzenie w głąb siebie, czyli jest to konfrontacja z
przechowywanymi w podświadomości emocjami i myślokształtami.
Robert Krakowiak
Autor książki:
DZIECI REGRESJI
- Uzdrawianie dzieciństwa
Zanim przystąpię do współpracy z klientem, przeprowadzam z nim konsultację, w czasie której poznaję bliżej
jego życie, czyli sposób, w jaki żyje: jakie ma problemy z sobą, kryteria w życiu, dążenia i pragnienia, co mu
ewentualnie w realizacji tego przeszkadza, jakie ma lęki, obawy, opory, czyli wzorce psychiczne nie pozwalające
mu realizować swoich planów i do czego tak naprawdę go to doprowadzało. Potrzebuję również rozpoznać jego
predyspozycje dane mu przez naturę. By bliżej poznać klienta staram się poznać sposób, w jaki on sam siebie
postrzega, czyli w co wierzy, co deklaruje i na ile to realizuje. Dążę również do tego by poznać, jaką ma ogólnie
samoocenę, na ile wierzy w realność stawianych przez siebie celów i na ile jest w nie zaangażowany.
Decydująca się osoba na współpracę ze mną powinna być otwarta na rozmowę o sobie i gotowa odpowiedzieć
na każde pytanie, które zadam dotyczące każdej dziedziny życia. Następnie prowadzę klienta tak, by sam poznał
i zrozumiał siebie, nauczył się poruszać po swojej świadomości i umiejętnie z nią pracował, czyli odkrył swoją
prawdziwą naturę, zweryfikował swój dotychczasowy obraz siebie oraz swoje kryteria i odnalazł w sobie to, co
tak naprawdę jest dla niego najlepsze. Prowadzę więc sesję na podstawie wiedzy o kliencie, zdobytej w wyżej
opisany sposób.
Współpraca ze mną jest czymś indywidualnym dla każdego klienta. Każdy klient to inna historia, inne
przeżycia, doświadczenia, inne pragnienia i potrzeby. Mam więc indywidualne podejście do każdej osoby,
staram się ją zrozumieć i zaobserwować, co na danym poziomie jest jej potrzebne. Prowadzę sesje tak, aby taka
osoba zaczęła realizować swoje cele, o ile są one oczywiście zgodne z jej bosko-doskonałą naturą.
Pierwsze spotkanie to sama konsultacja. To pierwsze spotkanie jest po to, bym dobrze poznał daną osobę,
zapoznał ją z możliwościami i warunkami dalszej współpracy, oraz by wspólnie poszukać sposobów i kierunków
takich, by dana osoba realizowała postawione przez siebie cele i samodzielnie kontynuowała pracę nad sobą.
Każde następne spotkanie to już krótsze konsultacje wraz z sesją medytacyjną opartą na niżej opisanej
procedurze.
O swoich praktykach
W swoim życiu spotkałem się z różnymi technikami pracy z umysłem oraz naukami i praktykami duchowymi
wschodu i zachodu. Dzięki temu nauczyłem się różnych technik: medytacji, pracy z psychiką i energią
człowieka oraz uwalniania od psychicznych napięć. Stosując owe nauki koncentrowałem się na poznaniu ich
szkieletu, podstaw tych praktyk. Postanowiłem zrozumieć, na podstawie jakich mechanizmów naszej psychiki
one powstały. To pomogło mi znaleźć wspólne ich aspekty świadczące o możliwościach ludzkiego umysłu.
Takie studiowanie różnych praktyk, pozwoliło mi więc poznać i zrozumieć ludzką świadomość, jej zdolności i
możliwości. Z praktyk, które poznałem wykorzystuję wiele aspektów łącząc je i wykorzystując w swojej obecnej
współpracy z klientami.
Obecnie stosuję opracowaną przez siebie metodę na podstawie zdobytych doświadczeń stosowanych praktyk
oraz własnych odkryć. Moja współpraca z ludźmi polega głównie na łączeniu praktyk: Huny, Jogi i Buddyzmu
wraz ze współczesnymi technikami terapeutycznymi i doskonalenia osobowości.
Z Huny wykorzystuję naukę o trzech jaźniach, wizualizację i przekonanie, że cel, który się sobie postawi jest
do osiągnięcia, pod warunkiem zachowania zdrowych intencji do siebie i innych. W modlitwie odwołuję się do
nadświadomości, w której każdy przechowuje doskonały obraz siebie: swojego doskonałego ciała, stanu
emocjonalnego, wyobrażeniowego oraz informacje o najlepszych zdolnościach i predyspozycjach, które ma
każdy z nas. Dzięki takiemu kontaktowi pomagam klientowi stworzyć w wyobraźni doskonały obraz siebie, po
czym ma on za zadanie utrzymać go w swojej wizualizacji.
Z Jogi wykorzystuję głównie naukę o oddechu i pracę z energią człowieka. Uczę klienta obserwować różnicę
energetyczną między jego aktualnym stanem a doskonałym obrazem siebie. Poprzez odpowiednie oddechy
klient dostraja się do owej energii i urzeczywistnia ją w swoim ciele.
W czasie takiego dostrajania się energetycznego do nadświadomego obrazu siebie, pracy z energią i z
głębokim, świadomym oddychaniem uzewnętrzniają się wszelkie dawne urazy, porażki, napięcia energetyczne i
tłumione negatywne emocje, czyli wszystko to, co nie pozwala nam na przejawianie na planie fizycznym
naszego doskonałego obrazu siebie, o którym informacje przechowuje nasza nadświadomość.
Tutaj niezbędne okazują się nauki buddyjskie, z których pochodzi nauka prawa karmy - prawa przyczyny i
skutku, nauka o reinkarnacji i wyzwoleniu z cierpienia poprzez wyzbycie się emocji. Okazuje się, że każdy
problem, negatywne doświadczenie czy nawet dolegliwość fizyczna mają swoją przyczynę w błędnym myśleniu
czy postępowaniu w przeszłości. Negatywne przekonania pozostają w nas do póki ich nie zmienimy, a nie
zmienimy do póki nie przypomnimy sobie kiedy i dlaczego je podjęliśmy. W takiej sytuacji sugeruję klientowi
powrót pamięcią z obecną świadomością do pierwotnej przyczyny danej emocji lub negatywnego odczucia po
to, by przyjrzeć się podjętym wówczas decyzjom, ich motywom i ich konsekwencjom oraz zmienić owe decyzje
na pozytywne i korzystnie działające w obecnym życiu. Taki powrót pamięcią pozwala zintegrować negatywne i
ograniczające wzorce myślowe, dzięki czemu ułatwia przejaw pozytywnej wizualizacji, do jakiej osoba
dostrajała się na początku takiej sesji.
Oczywiście ja nie gwarantuję takiego sukcesu za pierwszym razem. Taka współpraca z klientem wymaga
zgody, chęci i pełnego zaangażowania z jego strony oraz wspierania jej samodzielną pracą nad sobą, chodzi
głównie o skoncentrowanie swojej uwagi poprzez medytacje i afirmacje na zalecanym przeze mnie temacie.
Współpraca taka jest tym bardziej owocna im bardziej zaangażowana w nią jest osoba ze mną współpracująca.
Ważne jest więc aby dany klient jak najwięcej od siebie oczekiwał, nie zakłamywał się, był gotowy do
współpracy i do zaangażowania w siebie czasu i energii. W czasie sesji ze mną zdaża się, że konfrontacje klienta
ze stłumionymi w sobie emocjami mogą być dla niego nieprzyjemne i nie chce on kontynuować współpracy,
chodzi głównie o to by przestać złorzeczyć i podtrzymywać żale a nauczyć się wybaczać, odpuszczać i
akceptować. W takiej sytuacji dana osoba powinna podjąć wyzwanie typu: "Akceptuję swój stan, nie będę się
dłużej oszukiwać, chcę to zmienić i zrobię to". Zdarza się również, że klient nie chce się zaangażować w
intensywne oddechy, które również mogą wywoływać chwilowe, negatywne odczucia. Ale cóż, współpraca ta
wymaga pewnych poświęceń, jednak daje swoje rezultaty w postaci nawet uzdrowień "nieuleczalnych"
dolegliwości.
Skutki uboczne ;)
Klient przychodzący do mnie na sesje doświadcza prawdy o sobie, czyli wszystko to, co nosi w sobie
stłumione uzewnętrznia i zaczyna odczuwać. To jest niezbędne w procesie oczyszczania. Zdarza się, że
samoocena pewnej osoby może być zbudowana na sztucznym wizerunku, czyli urojonych wartościach. Taka
osoba ma wysokie mniemanie o sobie, mimo że nosi w sobie mnóstwo stłumionych wzorców niskiej samooceny.
Oczywiście, z wyjątkiem urojonego dowartościowywania się, takim wizerunkiem nie da się osiągnąć żadnego
większego sukcesu na ścieżce rozwoju duchowego. Zdarza się więc, że osoba przychodząca na spotkanie nie jest
w stanie zaakceptować prawdy na swój temat, którą uświadamia sobie w czasie konfrontacji ze swoimi
wzorcami zachowań. W związku z czym może ona nie podejąć dalszej współpracy. Jest to jedyna znana mi
sytuacja, w której ktoś może krytykować moją pomoc, gdyż uzewnętrznione zostały u tej osoby stłumione
wzorce, wobec których nie zostało podjęte wyzwanie dalszej pracy. W ten sposób zburzony został sztuczny
wizerunek, którym taka osoba nie potrafi się już dowartościowywać, a brak intencji dalszej pracy z
uzewnętrznionymi wzorcami sprawia, że zostaje ona pozostawiona ze świadomością swoich urojeń.
Pracy z oddechem, energią i powrotem do pierwotnych przyczyn obecnych problemów nauczyłem się głównie
praktykując Rebirthing oraz Regresing.
Efektem owej kilkuletniej praktyki terapeutycznej jest moja książka: "DZIECI REGRESJI -Uzdrawianie
dzieciństwa"
Do współpracy ze mną zapraszam wszystkie osoby, które są gotowe na konfrontacje z samym sobą oraz do
zaangażowania się w swój proces samouzdrawiania i samodoskonalenia. Korzystając z własnej wiedzy i
umiejętności pomogę w odkryciu i uzewnętrznieniu Waszych naturalnych talentów i predyspozycji oraz w
uwalnianiu oporów (destrukcyjnych wzorców psychicznych) przed ich przejawianiem.
Robert Krakowiak
0-601 50 55 54