Andrzej Wyczański-Polska - Rzeczą Pospolitą Szlachecką, 1454-1764-Pastwowe Wydawnictwo Naukowe (1965)

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 474

Trzysta lat dziejów Pol-

ski - od połowy XV do po-


łowy XVIII stulecia - sta-
nowi, jak się wydaje, pewien
wyodrębniony cykl przeobra-
żeń, który zaczyna się okre-
sem bujnego rozwoju, a koń­

czy stagnacją regresem.


W ekonomice - to powsta-
nie w korzystnych warun-
kach rynkowych gospodarki
o dominacji folwarku pań­

szczyźnianego, a później dal-


sza przemiana tych stosun-
ków produkcji w warunkach
znacznie mniej korzystnych
cofania się rynku i gospo-
darki towarowo - pieniężnej.

W dziedzinie politycznej
- to ukształtowanie się us-
troju tzw. "demokracji szla-
checkiej" i państwa wielona-
POLSKA-
RZECZĄ POSPOLITĄ

SZLACHECKĄ
ANDRZEJ WYCZAŃSKI

POLSKA-
RZECZĄ POSPOLIT Ą

SZLACHE(~KĄ

1454-1764

W A R S Z A W A 1965
PA]'i;STWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE
Okładkę i obwolutę projektował

ZENON JANUSZEWSKI
lIustraeje wykoała

STEFAN JACKOWSKI

CuPYrilht
by Państwowe Wydawaietwo Naukowe
Wllllluwa 196'
Priałed ia Polaad
OD AUTORA

Historyk piszący o swym temacie dla szerszego


grona czytelników, i to czytelników nie profesjona-
listów, staje przed trudnym zadaniem. Czy wybrać
drogę zainteresowań łatwiejszych, ale dotyczących
szerszych kręgów czytelniczych, podawać barwne fak-
ty, anegdoty, ciekawostki, kreślić postacie i ich losy,
wojny i pokoje, czy też starać się im przedstawić
własne zainteresowania, kierunki i problemy, które
nurtują jego i współczesnych mu historyków. Ta
pierwsza droga przeważała dotąd zazwyczaj. Mniej lub
więcej ścisłe, naukowo poparte, ale w charakterze
przypominające Sienkiewicza, obrazy dawnych wy-
padków i ludzi nie były zresztą specjalnością naszą -
w wielu krajach rokrocznie ukazują się w masowych
nakładach biografie Marii Antoniny, Marii Stuart, Na-
poleona, historie wojen itp. Tylko że barwność przed-
stawienia, nacisk na ludzi jako jednostki działające,
na wypadki polityczne i wojenne, choć nieraz również
uczy czytelnika znajomości konkretnych faktów, ma
chyba jednak i ujemne skutki.
Typ historii podawanej szerszym kręgom czytelni-
ków, historii barwnej, chętnie czytanej, nie wydaje się
słuszny z punktu widzenia społecznego i naukowego
zarazem, szczególnie gdy chodzi o przedstawienie
ogólnego, syntetyzującego opracowania dziejów jakiejś
grupy społecznej, narodu. Tradycyjny sposób ujęCia

5
odpowiadał zainteresowaniom i wynikom naukowym
wówczas, gdy powstawał, gdy się rozpowszechniał,
sto lat temu przynajmniej. Tradycyjny sposób kreśle­
nia obrazu przeszłości pociągał nieraz ludzi być mo-
że właśnie dlatego, że był czymś innym od otaczają­
cej ich rzeczywistości, był niekiedy ucieczką od niej,
tak jak bajki odwodzą w krainę wyobraźni dzieci,
powieść fantastyczna dorosłych. Nam zaś nie zależy
tak bardzo ani na naukowym, ani na społecznym kom-
promisie z czytelnikiem, chociażby niejeden zrezy-
gnować miał przez to z lektury. Zamiast bawić, do-
starczać rozrywki, wolelibyśmy tłumaczyć, wyjaśniać,
i to nie poszczególne fakty, ale kształty i zmiany
dawnego społeczeństwa i składających go ludzi.
Gdy dawna historiografia zajmowała się głównie
tzw. historią polityczną, od tego czasu w badaniach
historycznych nastąpiły duże zmiany - wyodrębniły
się i wyspecjalizowały: historia gospodarcza, historia
państwa i prawa, historia wojskowości, historia kul-
tury i inne. Badania historyczne objęły coraz to szer-
szy zakres problematyki, coraz wszechstronniej, pre-
cyzyjniej starając się przedstawić dawne życie. Jed-
nocześnie narastało inne podejście do badanych za-
gadnień; zamiast wybitnych ludzi, głośnych wypad-
ków, zamiast pojedynczych zdarzeń, niepowtarzalnych,
zaczęto w badaniach historycznych interesować się
tym, co masowo, typowo występowało w dawnych
wiekach, szukano wypadków powtarzalnych, starano
się dojść do określenia jakiejś prawidłowości wyda-
rzeń, do uchwycenia prawidłowości procesu historycz-
nego. I ten kierunek badań przeszłości jako procesu
zmian w życiu i strukturze społeczeństwa, w jego
poziomie życia materialnego i umysłowego, od najdaw-
niejszych, aż po nasze czasy, zyskuje przewagę.

6
Historia jako rozwijająca się współczesna nauka nie
jest już tylko odbiciem przypadkowo nieraz zacho-
wanych źródeł. Zródła historyczne są potrzebne, szu-
ka się ich, wynajduje nowe, ale choć one warunkują
badania, nie decydują o ich problematyce. Społeczeń­
stwo dzisiejsze jest również pewnym społeczeństwem
historycznym, które co dzień w dużej swej części
przechodzi do historii. Społeczeństwo to zaś badają
odrębne wyspecjalizowane nauki - ekonomia, socjo-
logia, prawoznawstwo, psychologia i inne, a każda
z nich ma przy tym swój własny punkt widzenia
i swoje metody badawcze. Jeżeli dzięki tym naukom
o współczesnym społeczeństwie wiemy więcej, to dla-
czegoż by historia nie mogła tych zagadnień śle­
dzić w przeszłości, stosować w części przynajmniej
metody, które dla analizy otaczającego nas świata
i ludzi powstały i z powodzeniem służą. W ten sposób
nauka historyczna rozszerzyła się i rozszerza nadal swe
zainteresowania i metody, czerpiąc z doświadczeń
współczesnego społeczeństwa i dorobku innych. zaj-
mujących się nim nauk.
Pojmowanie nauki historycznej jako czegoś żywego,
czegoś co się rozwija. korzystając z innych nauk
i zarazem wspierając te ostatnie swymi wynikami,
prowadzi nas do nowej problematyki badawczej
nauki historycznej, problematyki, wziętej nie z daw-
nych zapisów, zrobionych przez być może mądrych,
ale na ówczesnym poziomie wiedzy i rozumienia sto-
jących ludzi, ale do zainteresowań człowieka naszych
czasów i to zainteresowań istotnych, życiowych, a nie
dążenia do rozrywki i urozmaicenia życia.
Książka, która leży przed czytelnikiem, stara się
wyjść z tych pozycji, choć daleka jest bardzo od po-
stawienia wszystkich najważniejszych dla nas pytań,
jeszcze dalsza od udzielenia na nie odpowiedzi. Książ-

7
ka zajmuje się dawną gospodarką, jej strukturą, pro-
dukcją, rozwojem i upadkiem, jej konsekwencjami
,społecznymi. Wynika to tak z teoretycznych założeń
o znaczeniu sił wytwórczych i stosunków produkcji
dla życia społecznego, jak również z naszych obecnych
życiowych doświadczeń i zainteresowań, w których
praca i jej wyniki tak wielką odgrywają rolę. Nie
będziemy oczywiście pomijać polityki wewnętrznej
i zagranicznej, form ustrojowych i stosunków mię­
dzynarodowych, ale nie te elementy będą w książce
górować, tak jak nie dominowały one w codziennym
życiu dawnego społeczeństwa. Natomiast treść spo-
łeczna państwa, udział poszczególnych klas społecz­
nych w życiu politycznym, walka o władzę w obrębie
klasy panującej wydają się bardziej godne uwagi niż
niejeden traktat międzynarodowy lub bitwa zwycię­
ska. Wreszcie dawny człowiek, człowiek w zbiorowoś­
ci, społeczeństwie, człowiek jako jednostka psycho-
fizyczna, ale jednostka typowa dla danej epoki będzie
wart omówienia wraz z całym otoczeniem społecz­
nym, warunkami życia codziennego, poziomem umy-
słowym i bagażem pojęć. Nie chodziło nam tu o lu-
dzi wybitnych, "wyrastających ponad swoją epokę".
jak to się nieraz określa, lecz o człowieka jako formę
ukształtowaną społecznie, rozwijającą się historycz-
nie od zamierzchłych czasów do dziś i dalej w przy-
szłość.
Książka niniejsza nie jest sumą wyników badań.
W wielu dziedzinach wyniki te, przynajmniej prowi-
zoryczne, istnieją i można się było z nimi zgodzić lub
też wysunąć zastrzeżenia. Często jednak badań nie
było, daną problematykę pomijano lub nie dostrze-
gano możliwości jej postawienia. W takich wypadkach
nie cofano się jednak przed uczynieniem próby, wy-
sunięciem sugestii, hipotezy, która, jeśli okaże się

8
błędna, to sam fakt, że sprowokowaładalsze badania
i osiągnięcie słuszniejszych
wniosków niech uspra-
wiedliwi jej postawienie. Czytelnikowi zaś posłuży
ona do pełniejszego wyobrażenia sobie dawnego świa­
ta, dawnych ludzi, do bliższego zrozumienia czasów
minionych i ich pozostałych śladów.
Oczywiście w książce będzie mowa o dawnej Pol-
sce. Polska jednak nie była czymś wydzielonym, nie-
zależnym od ówczesnego świata - choć w tekście
o innych krajach trudno było szerzej mówić - nie
była też czymś odrębnym, przeciwstawnym, wyjątko­
wym. Dzieje Polski były częścią dziejów dawnej Euro-
py, i to nie tylko jednym z kamyczków składających
mozaikę Europy. Rozwój historyczny społeczeństwa
przebiegał w zasadniczych rysach podobnie w więk­
szości krajów, przynajmniej europejskich, i poznanie,
zrozumienie dziejów Polski może służyć również ro-
zumieniu dziejów innych krajów.
Czy te wszystkie założenia autorskie choć w nie-
wielkim procencie dały się wcielić w życie - oceni sam
Czytelnik.
1454-1573
GOSPODARKA

Przyzwyczailiśmy się patrzeć na gospodarkę, jako


na czynnik decydujący w kształtowaniu się społe­
czeństwa i państwa, ich położenia, bogactwa, polity-
ki i kultury. SIedzenie statystyki produkcji, handlu,
ich wzrostu i struktury, ich zahamowań i trudności
staje się dla nas wskazówką, jak wygląda nasze po-
łożenie, jako zbiorowości, czy jak będzie wyglądało
po paru latach dla nas i naszych następców. Ten po-
gląd o związaniu, nawet o uzależnieniu całości życia
społecznego od jego gospodarki można rzutować ró-
'\vnież wstecz nie tylko po to, by sprawdzić działanie
samej zasady, ale również w tym celu, ażeby łatwiej
zrozumieć przy jej pomocy wzrosty i upadki w na-
szej i obcej przeszłości.
Rozwój gospodarki można określać różnymi kryte-
riami, ciągami liczb, które dostarcza statystyka dla
czasów nowszych, poziomem kultury materialnej da-
wnych zabytków budownictwa, sprzętów, ozdób dla
czasów bardzo dawnych. Wszystko są to jednak dane
pośrednie, pomocnicze dla uchwycenia obrazu ogólne-
go procesu historycznego, który w tym zakresie dało­
by się podporządkować dwu zasadniczym, a związa­
nym ze sobą zjawiskom, jak wzrost gospodarki to-
warowo-pieniężnej kosztem naturalnej i wzrost spo-
łecznej wydajności pracy. Ten drugi element jest

13
zresztą konieczny, by można było wyjść z produktami
na sprzedaż,by nastąpiła specjalizacja produkcji i za-
istniał handel. Trzeba bowiem produkować więcej, niż
się samemu potrzebuje, by móc wymieniać to, co zby-
wa, z innymi. Ponieważ trudno jednak mierzyć bez-
pośrednio sam wzrost wydajności pracy, szczególnie
w dawnych wiekach, lepiej się zastanowić, jak wy-
glądał stosunek gospodarki naturalnej do towarowo-
-pieniężnej, jako wynik istniejącej społecznej wydaj-
ności pracy. Pod tym też kątem widzenia rozpatry-
wać będziemy gospodarkę Polski w końcu XV i trzech
ćwierciach XVI stulecia, szukając tego, co nowe, co
rozwijające się, świadczące o postępie, choć być może
w przyszłości niosące ze sobą upadek.
W okresie zwanym potocznie feudalnym, obojętnie
czy to będzie jeszcze średniowiecze, czy też czasy no-
wożytne, w każdym razie przed rozwojem wielkiego,
kapitalistycznego przemysłu, wieś i produkcja rolna
były czynnikiem, który kształtował życie i gospodarkę
ówczesnego społeczeństwa. Ta przewaga wsi zależała
zresztą właśnie od stopnia rozwoju gospodarki towa-
rowo-pieniężnej, będąc tym większą, im rozwój ten
był skromniejszy. Nie chodzi tu oczywiście o potwier-
dzenie tego faktu dominacji wsi w gospodarce całego
kraju, gdyż zjawisko to istniało również wcześniej.
w średniowieczu, i to jeszcze bardziej nasilone. Zależy
nam właśnie na zaobserwowaniu różnic w nasileniu
i charakterze tej dominacji, a przede wszystkim
w utowarowieniu samej gospodarki, zmian jakie wy-
stąpiły od końca XV i w XVI w. w stosunku do cza-
sów wcześniejszych.
Gospodarkę polską w tym okresie jako całość na-
zywamy zazwyczaj gospodarką folwarczno-pańszczy­
źnianą. Pojęcie to wymaga jednakże sprecyzowania.


tak w zakresie folwarku, jak charakteryzującej go
pańszczyzny. Jeżeli na plan pierwszy wysuwamy
w tej epoce folwark, i to przede wszystkim folwark
szlachecki, to czynimy to ze względu na jego zna-
czenie, nie zaś na pojawienie się w tym czasie. Fol-
wark, szczególnie szlachecki, jak zresztą i w dobrach
kościelnych, istniał również w epoce wcześniejszej.
Niewiele o nim wiemy, dość mało też o nim pisano,
a to z tego względu, że dokumenty i przywileje śred­
niowieczne bardzo rzadko o nim wspominają. Powo-
dem tego jest, że zazwyczaj dokumenty te nie odąo­
szą się do niewielkiej własności szlacheckiej. Jedynie
akta kościelne i to często późniejsze wskazują, jak wie-
le istniało tak zwanych folwarków rycerskich, obok
dość licznych zresztą folwarków w dobrach kościel­
nych, szczególnie klasztornych. Niewiele natomiast ich
było w majątkach wielkich, królewskich, magnackich~
czy biskupich.
Okres nasz pod względem liczby występujących
folwarków stanowił więc po prostu kontynuację po-
przedniego, co jednak nie znaczy, że tak samo funkcję­
gospodarczą tych folwarków i ich organizację we-
wnętrzną należy rozumieć. Folwark był w zasadzie
większym gospodarstwem wiejskim, różniącym się·
od dużych nawet gospodarstw chłopskich tym, że
właściciel jego, czy choćby jego zastępca, np. użyt­
kownik, dzierżawca, nie brał bezp2,Średniego udziału
w pracach produkcyjnych, co najwyżej osobiście nimi
kierował. Właścicielem był przy tym zwykle ktoś~
kto - prawnie przynajmniej - nie należał wówczas
do stanu chłopskiego, a więc szlachcic i to tak uboż­
szy, jak magnat, król, wreszcie duchowny; czasem,
choć rzadko, mógł nim być mieszczanin. Siłę roboczą~
pracującą na folwarku, stanowili natomiast bądź pra-

1&
<:ownicy najemni, tzw. czeladź, bądź też chłopi, zobo-
wiązani na zasadzie obowiązku poddańczego do bez-
płatnej zazwyczaj pracy na folwarku.
Okres omawiany nazwaliśmy jednak okresem nie
tylko folwarku, ale i pańszczyzny. Pańszczyzna była
formą obowiązkowej, bezpłatnej pracy chłopów, wy-
konywanej na folwarku, jego polach i w obejściu -
folwarku, który należał do właściciela tych wsi. Pod-
stawą odrabiania pańszczyzny był pierwotnie fakt
użytkowania, w formie posiadania gospodarstwa
chłopskiego, ziemi pańskiej. Jednakże rozwój i za-
cieśnianie poddaństwa gruntowego, a więc zależności
prawnej chłopa od pana powodował, że pańszczyzna
stopniowo stawała się raczej wynikiem samego pod-
daństwa chłopów, a nie jedynie faktu posiadania przez
nich gospodarstwa. Proces ten jednak, to jest obyczaj
pociągania do świadczeń pańszczyźnianych na zasadzie
samego poddaństwa, na przykład chłopów bez ziemi,
przebiegał już w okresie późniejszym, tak jak i zja-
wisko nasilania się ilości i znaczenia pracy pańszczy­
źnianej oraz więzów poddańczych.
Fakt określania naszej epoki okresem folwarczno-
-pańszczyźnianej gospodarki nie świadczy również,
żp ówczesny folwark musiał być koniecznie folwar-
kiem pańszczyzmanym. Właśnie wówczas bowiem
najczęscle) pańszczyzna łączyła się na folwarkach
z pracą własnej folwarcznej czeladzi, istniały nawet,
-choć rzadko, folwarki, które pańszczyzny nie wyko-
rzystywały zupełnie. Niemniej dla większości fol-
warków było zasadą, że podstawowe prace, szczegól-
nie polowe, były wykonywane przy pomocy pań­
szczyzny i jej też ilość przede wszystkim stanowiła
{) możliwościach produkcyjnych folwarku.
Fakt istnienia folwarku, istnienia też - choć

16
\\- mniejszych rozmiarach - pańszczyzny we wcześ­
niejszych wiekach zdawałyby się nie uprawniać do
mówienia o nowym okresie w gospodarce wiejskiej
w Polsce w tych czasach. Różnica jednak była i to
poważna. Polegała ona mianowicie na nastawieniu
produkcyjnym samych folwarków. Wprawdzie po-
dobnie jak dawniej, produkowano na polach fol-
warcznych głównie zboża, jak żyto, pszenicę, jęczmień
i owies, w mniejszych ilościach groch, proso i tatarkę,
wreszcie drobniejsze uprawy, jak rzepę, mak, len,
konopie itp. Dawniej produkowano je jednak głównie
w tym celu, aby zaspokoić własne potrzeby, mieć co
jeść, utrzymać ludzi, zwierzęta, zapewnić sobie ziarno
na przyszły zasiew. Teraz natomiast produkowano je
głównie po to, żeby sprzedać, i to możliwie dużo i ko-
rzystnie sprzedać. Nastawienie towarowe produkcji
było tą cechą, która różniła folwarki naszego okresu
od folwarków czasów wcześniejszych, gdy możliwoś­
ci sprzedaży produktów były nie tylko ograniczone,
ale dla większości folwarków w ogóle nie istniały_
Nastawienie na zbyt swoich produktów, zbyt uprze-
dnio nie mający większego znaczenia, powodowało
konieczność podniesienia samej produkcji folwarcz-
nej, by mieć co sprzedawać. Można to było osiągnąć
roznymi drogami - poprzez zakładanie folwarków
nowych, poprzez powiększanie istniejących, wreszcie
poprzez zwiększanie uzyskiwanych plonów, intensy-
fikację produkcji folwarcznej. Do niedawna zresztą
historycy kładli nacisk na sam fakt zwiększania się
liczby folwarków w naszym okresie. Bliższe bada-
nia nie potwierdziły tych przypuszczeń. Bo i jak
miał szlachcic jednowioskowy na przykład zakła­
dać nowy folwark, gdy już jeden w swej wsi posia-
dał? Najliczniejszą zaś grupę właścicieli folwarków
stanowiła szlachta, która posiadała przeciętnie jedną

2- Polska-Rzeczą Pospolitą SzlacheckIł 11


wieś, a praktycznie od części wsi począwszy, do paru
wsi włącznie. W takich majątkach szlacheckich powsta-
wały również nowe folwarki, ale rzadko były one na-
prawdę nowe. Najczęściej, gdy kilkoro spadkobierców
dziedziczyło jeden folwark, wówczas folwark ten dzie-
lono, a przynajmniej pola folwarczne na odpowiednią
liczbę części, zależnie od liczby sukcesorów i w ten
sposób z jednego folwarku powstawały 2, 3 czy 4 fol-
\\Jarki, ale za to znacznie mniejsze.
Inna nieco była sytuacja wielkiej własności ziem-
skiej. W dobrach królewskich, magnackich, czy bisku-
pich folwarków było znacznie mniej. Gdy w dobrach
szlacheckich większość wsi posiadała folwarki, a nie-
kiedy po parę mniejszych folwarczków kilku właścicie­
li, to w wielkich dobrach folwark występował raz na
3, 4, 5, 6 czy więcej wsi. Wówczas było gdzie nowe
folwarki zakładać. I do warunków istniejących w wiel-
kich dobrach stosują się dawniejsze teorie o powsta-
waniu na przykład folwarków drogą wykupywania so-
łectw, by po wyrugowaniu sołtysów obrócić ich gos-
podarstwa na pańskie folwarki. Zakładano też nowe
folwarki na gruntach dotąd nie uprawianych - co było
nader rzadkie - lub na tzw. pustkach, czyli nieobsa-
dzonych przez chłopów rolach, co było nader częstym
przypadkiem, czy wreszcie na gruntach chłopskich,
z których usuwano chłopów, co znów było niezwykle
rzadkim zjawiskiem.
Drogą najczęściej stosowaną dla zwiększenia pro-
dukcji folwarcznej, było powiększanie powierzchni
uprawnej pól folwarcznych. Drogę tę wykorzystywano
wszędzie i w małej czy średniej własności, i w wiel-
kich dobrach królewskich lub magnackich. Do pól fol-
warcznych dołączano najczęściej puste role kmiece.

18
często zresztą dotąd jedynie nominalnie puste, a pod-
dzierżawiane przez chłopów. Niekiedy znów zaorywa-
no nieużytki - łąki, zarośla, pastwiska, czy trzebiono
lasy. Był zresztą jeszcze jeden sposób, o którym głoś­
niej w literaturze historycznej niż w źródłach, tzw.
rugi chłopskie. Można było mianowicie zabrać chłopu
gospodarstwo pod byle jakim pretekstem, usunąć go
z niego, aby jego rolę dołączyć do ról folwarcznych.
Rzadko jednak uciekano się do takich sposobów roz-
szerzania gruntów folwarcznych, gdyż wbrew pozorom,
nie było to zazwyczaj w interesie folwarku i jego właś­
ciciela; gdy zaś pan usuwał chłopa z gospodarstwa, to
zwykle przeprowadzał go na inne gospodarstwo, być
może gorsze zresztą, w obrębie tej samej wsi czy dóbr.
Rozszerzanie pól folwarcznych, by zyskać większą
z nich produkcję, napotykało zresztą na pewne trud-
ności. Prócz hamulców, wynikających ze struktury
gospodarstwa folwarcznego, same rozmiary majętności
niekiedy na zbytnie rozszerzanie powierzchni uprawnej
nie pozwalały, szczególnie we wsiach mniejszej włas­
ności szlacheckiej. Wbrew pozorom bowiem, mimo zda-
wałoby się niezbyt gęstego zaludnienia ówczesnej Pol-
ski - w II połowie XVI w. w Koronie, bez ziem rus-
kich, gęstość zaludnienia wynosiła średnio ok. 20 ludzi
na km 2 - nie było wówczas nadmiaru ziemi zdatnej
pod uprawę, szczególnie tam, gdzie istniało dawne,
gęstsze osadnictwo, gdzie górowała drobna i średnia
własność szlachecka. W tym więc wypadku, gdy roz-
miarów folwarków nie dawało się ła two rozszerzać, po-
zostawała jedynie możliwość intensyfikacji produkcji
folwarcznej, aby uzyskać więcej produktów na sprze-
daż. Intensyfikacja, skromna zresztą rozmiarami, pole-
gała na bardziej racjonalnej i troskliwej gospodarce
fOlwarcznej, ona też głównie dotyczyła średnich i nie-

19
wielkich posiadłości szlacheckich, gdzie właściciel mógł,
będąc na miejscu, tym się zająć i musiał to uczynić,
jeśli chciał uzyskać większe ze swej gospodarki do-
chody.
Folwarki szlacheckie nie były na ogół dużymi gospo-
darstwami. Ich przeciętny obszar uprawy mógł wyno-
sić 60-80 ha, według naszych miar, do czego docho-
dziły łąki, pastwiska, nieużytki, ewentualnie lasy itp.
Zabudowania folwarczne składały się ze stajni, obór,
chlewów, stodół, szop na narzędzia, spichrza i brogów,
a inwentarz żywy liczył kilkanaście sztuk bydła -
w tym połowę stanowiły krowy dojne - trochę świń,
czasem owiec oraz drób. Bywały też często folwarczne
zwierzęta robocze, czyli woły do pługa i konie do tran-
sportu i lżejszych prac polowych, w sumie jednak
w ilościach bardzo niewielkich, gdyż główne prace
uprawowe wykonywali zazwyczaj chłopi przy pomocy
własnych zwierząt i narzędzi. Wreszcie budynek cze-
ladny czy izba czeladna we dworze stanowiły po-
mieszczenie dla służby i pracowników - dziewek, pa-
stuchów, parobków itp.
Sam system uprawy nie bardzo pozwalał na rady-
kalne zmiany w technice rolnej. Na polach folwarcz-
nych dominowała tzw. trójpolówka, to jest z trzech
istniejących tam p61 corocznie jedno było uprawiane
pod zboża ozime, jedno pod jare, jedno zaś pozostawa-
łn ugorem. W drugim roku następowała zmiana użyt­
kowania pól - ugorne stawało się ozimym, .ozime ja-
rym, a jare ugornym - by w następnym roku znowu
zmienić ich funkcję. Na polach ozimych rosło żyto
i pszenica, na jarych przede wszystkim owies i jęcz­
mień, tu też zwykle siano trochę tatarki, prosa czy
grochu. Pole ugorne w danym roku pełniło zarazem
funkcję pastwiska dla bydła.

20
Możliwości intensyfikacji uprawy w systemie trój-
polowym były dość ograniczone, choć istniały. Nie mo-
żna było na przykład zlikwidować pola ugornego, bo
upadłaby cała koncepcja zachowania żyzności gruntów
poprzez ich odpoczynek co trzeci rok. Natomiast próby
częściowego wykorzystania tego pola istniały w formie
jego uprawy kawałkami pod rzepę i konopie, czasem
nawet ryzykując wprowadzano tam inne rośliny, co
jednak groziło wyjałowieniem gleby. Najlepszym środ­
kiem przeciwko wyjałowieniu gruntów było ich syste-
matyczne nawożenie, przy czym charakterystyczna dla
niewielkich folwarków szlachty, jak i dla gospodarstw
chłopskich, dość liczna obsada bydłem, miała zapewnić
dostateczną ilość nawozu, który zresztą uzupełniano na
przykład szlamem ze stawów, okresowo czyszczonych.
Wreszcie wielokrotna, stosunkowo głęboka orka i sta-
ranne usuwanie chwastów przy pomocy brony, w któ-
rych to pracach nie ograniczano się do wykorzystywa-
nia pańszczyzny chłopskiej, ale angażowano często
własny folwarczny sprzężaj, miały również zapewnić
możliwie jak najlepsze plony.
O plonach uzyskiwanych w gospodarowaniu mniej-
szych folwarków szlacheckich, podobnie jak w gospo-
darstwach chłopskich, niewiele wiemy. Można jedynie
sądzić, że były lepsze niż w wielkich dobrach, skąd
posiadamy odpowiednie dane, a gdzie ani dostateczna
liczba bydła, ani pilna i staranna uprawa podnosić
pionów nie mogły. W każdym razie można sądzić, że
zbierano wówczas według naszych miar po 7-9 kwin-
tali żyta i pszenicy z hektara, 8-9 kwintali jęczmienia
l 5-7 kwintali owsa z hektara. Nie były to wprawdzie

ilości zbyt duże, jak na nasze oceny, ale bardzo pokaź­


ne, jak na dawne stulecia. Najlepszym tego dowodem
jest fakt, że zbiory na tym poziomie, jaki istniał

21
w XVI w., po spadku plonów w XVII i XVIII stule-
ciach, udało się uzyskać już w zupełnie innych warun-
kach dopiero w XliX w. Wadą natomiast ówczesnych
plonów zbóż była ich duża nierównomierność, zależna
przede wszystkim od warunków klimatycznych (mrozy,
deszcze, susze) i glebowych, przy czym wahania te
były największe w wielkich dobrach o mało intensyw-
nej gospodarce folwarcznej.
Sam proces rozszerzania upraw folwarcznych, pewnej
intensyfikacji i zwiększania produkcji mógłby teore-
tycznie występować w innych okresach również, na
przykład w XV stuleciu, ale wówczas tego zjawiska
nie obserwujemy. Dawniejsi badacze tę przemianę go-
spodarki folwarcznej tłumaczyli w sposób niezbyt prze-
konywający. Uważali oni, że wobec upadku znaczenia
militarnego dawnego rycerstwa i pospolitego ruszenia,
które zostało zastąpione przez zawodowe oddziały za-
c.iężne, szlachta mogła się zająć własnym gospodar-
stwem wiejskim, jednocześnie zaś zamiłowanie do
zbytku, które niosło ze sobą Odrodzenie, powodowało
dążenie do zwiększenia dochodów z posiadanych dóbr
ziemskich. Jednakże zaabsorbowanie obowiązkami ry-
cerskimi w poprzednim okresie nie było zbyt wielkie,
potrzeby finansowe, chociażby na bardzo kosztowne
uzbrojenie - niemałe i trudno sądzić, by wcześniej
szlachta, kler, czy magnateria nie pragnęły zwiększyć
~wych dochodów. Wypada raczej przyjąć, że zwiększa­
nie to było wówczas raczej trudne, jeżeli nawet nie
wręcz nieosiągalne.
Rozumując logicznie słuszniej byłoby przyjąć cał­
kiem inną przyczynę rozwoju gospodarki folwarcznej
w naszym okresie. Przyczyny te byłyby dwie, zwią­
zane zresztą ze sobą. Po pierwsze rozszerzył" się znacz-
nie popyt na produkty rolne. To wszystko, czego da-

22
\.:me] nie można było korzystnie sprzedać, czego nie
(.płacało się produkować na większą skalę, teraz chęt­
lliE' znajdowało nabywców. Przy tym o nabywców nie
L'yło trudno, gotowi byli przybywać wprost na fol-
\'. ark po produkty, można było też te ostatnie wozić
i sprzedawać bliżej czy dalej.
Głośna w naszej literaturze historycznej jest kwe-
si ia spławu zboża do Gdańska i jego eksportu za gra-
nicę. Zboże to, w teorii pszenica, w praktyce głównie
7ytO, spławiać miały folwarki, co pozwalało im na
zwiększanie produkcji i czerpanie większych korzyści,
niż osiągało się w formie dochodów z innych gospo-
darstw, szczególnie chłopskich. Granicą, od której ten
rozwój możliwości zbytu się rozpoczynał miał być rok
1466, rok traktatu toruńskiego i powrotu Prus Kró-
lewskich, czyli Pomorza Gdańskiego, pod władzę pol-
ską. Teoria ta jest zresztą w pewnym stopniu słuszna,
. ale nie tłumaczy wszystkiego. Folwarki bowiem po-
wstawały i rozwijały się w tym okresie nie tylko w do-
rzeczu Wisły, i nie tylko w Polsce nawet, lecz również
tam, gdzie większych możliwości spławu ani eksportu
zboża nie było. Dokładniejsze zbadanie zresztą samego
~~pławu pozwala stwierdzić wlęcej jeszcze. Zboże spła­
wiają Wisłą głównie wielkie dobra - królewskie, ma-
gnackie, czy biskupie, dalej kupcy, którzy zboże skupo-
wali, w stosunkowo najmniejszej mierze szlachta ze
swoich folwarków, choć właśnie tych folwarków szla-
checkich było najwięcej. Trudno więc twierdzić, że
większość folwarków bezpośrednio korzystając ze spła­
wu i eksportu mogła się rozwijać.
Tym razem jednak nie można winić właścicieli
mniejszych folwarków o brak starań i zaradności. Szku-
ty zbożowe nie często wracały z powrotem w górę
rzeki, a raczej były sprzedawane w Gdańsku na drew-

23
no. Stądtransport był kosztowny, jeżeli nie można by-
ło budować szkut tanio, z własnego drzewa, które by
brano z własnego lasu, i to szkut dużych, by transport
nimi maksymalnie się opłacał. Na to zaś korzystne
warunki miały jedynie wielkie dobra, gdzie i la-
sów było w bród, i zboża folwarcznego duże ilości, tak
że transport jego się opłacał. Tymczasem produkcja to-
warowa folwarku szlacheckiego nie przekraczała za-
pewne dla żyta i pszenicy łącznie 70-80 kwintali i to
ze względu na powolność przeprowadzanej młocki, bar-
dzo trudnych na raz do uruchomienia. Obraz ten zga-
dza się z obserwacją małego udziału folwarków naj-
liczniejszych, tj. szlacheckich, w bezpośrednim spławie
produktów zbożowych do Gdańska.
Mimo braku spławu popyt, i to duży, na zboże po-
chodzące z folwarków szlacheckich, jak i produkcji
chłopskiej występował prawie stale. Odbywało się to
jednak inaczej. W całym kraju istniała sieć miast
i miasteczek, a każde miasteczko, nawet najmniejsze,
miało swój targ tzw. tygodniowy, to jest odby-
wany co tydzień stale w ten sam dzień tygodnia, oraz
jarmark doroczny, jeden lub nawet kilka. Na pobliski
targ dowożono z okolicy zboże i inne produkty wiej-
skie, gdzie towary dostarczone skupowali miejscowi
i przyjezdni kupcy. Oczywiście nie ludność tych mia-
steczek, nieraz w dużej mierze rolnicza, miała to sku-
powane zboże konsumować. Zboże z targów było wo-
żone dalej, do miast większych i na spław do Gdańska,
ewentualnie jako eksport lądowy np. na Sląsk.
W gruncie rzeczy sam spław i eksport zboża nie
tworzyłby jeszcze tak szerokiego rynku zbytu, jaki
można obserwować w Polsce XVI w., nie zachęcałby
też zapewne do rozwijania produkcji towarowej na
wsi, gdyby nie inne związane z nim zjawisko, zjawisko

24
tzw. rewolucji cen. Otóż w odróżnieniu od XV stu-
lecia, gdy ceny produktów wiejskich były bardzo nis-
kie, nie zachęcające do masowej ich sprzedaży, do
podnoszenia produkcji i sprzedawania jak największej
jej części, wiek XVI, do początków XVII nawet, był
okresem silnej zwyżki cen. W obrębie XVI stulecia ce-
ny wzrosły w całej Europie 4-5-krotnie i to nie tylko
liczone w nominalnym pieniądzu, ale również według
jego zawartości kruszcowej.
Taka zwyżka cen, w postaci zwyżki parusetprocen-
towej w ciągu stulecia, nie imponuje wprawdzie lu-
dziom z epoki pieniądza papierowego, którego dowol-
ne ilości mogą być drukowane. Jednakże w epoce pie-
niądza jedynie kruszcowego, była to zwyżka bardzo
silna, niespotykana ani wcześniej, ani w czasach póź­
niejszych, do XVIII w. Rewolucję tę, która objęła
stopniowo wszystkie kraje europejskie, tłumaczono
przede wszystkim napływem kruszców szlachetnych
z Ameryki. Napływ ten, najbardziej masowy, szcze-
gólnie srebra, które stanowiło podstawowy materiał
dla bicia monet w tej epoce, nastąpił jednakże dopiero
w II połowie XVI w., po odkryciu naj bogatszych ko-
palń srebra w Potosi w Peru. Oczywiście już wcześniej
ilość kruszcu również szybciej niż w wiekach średnich
wzrastała, tak dzięki pierwszym wyprawom hiszpań­
skim do Ameryki, jak też wobec zwiększenia produk-
cji europejskiej srebra, szczególnie w Niemczech. To
ostatnie było możliwe, nie tyle z powodu odnalezienia
nowych złóż, co dzięki wynalezieniu nowych metod
uzyskiwania srebra z rud ołowianych.
Ten swoisty napływ szlachetnych kruszców, a wsku-
tek tego spadek ich ceny jako towaru, nie mógł nie
wywołać spadku wartości monet z nich robionych,
a przez to ich mniejszej siły kupna, co równało się
wzrostowi cen.

25
Wyjaśnienie to nie jest jednakże wystarczające.
Sam napływ kruszcu wywołałby mniej więcej równo-
mierny wzrost cen wszystkich towarów i usług, a tak
w rzeczywistości nie było. Charakterystyczną bowiem
cechą szesnastowiecznej rewolucji cen była nierówno-
mierność tego wzrostu, mianowicie znacznie szybszy
wzrost cen produktów wiejskich, głównie zboża, a więc
żywności, niż produktów rzemieślniczych i płac. Mo-
żna by tę różnicę próbować tłumaczyć względnym po-
tanieniem produktów rzemieślniczych wobec nowych
udoskonaleń technicznych, pojawienia się manufaktu-
ry, ale oddziaływanie tych elementów, choć być może
istniało, nie mogło zaważyć w sposób zasadniczy na
powstawaniu nożyc cen. Prawdopodobniejsza wydaje
się inna hipoteza. Widoczny wzrost demograficzny,
zwiększenie się liczby ludności, stwarzał ogólnie więk­
sze zapotrzebowanie na produkty żywnościowe, choć
ludzie ci produktów rzemieślniczych potrzebowali rów-
nież. Pamiętajmy jednak, że równocześnie odpływała
l udność ze wsi do miast, uległy rozbudowie zajęcia
pozarolnicze, jak żegluga, handel, zawodowa służba
wojskowa, wreszcie rzemiosło, co powodowało, że
znacznie większy niż dawnej procent ludności musiał
·żywność kupować, zamiast ją sobie produkować sa-
memu. Zjawisko to dotyczyło równie zachodnich kra-
jów Europy, jak i Polski, choć im dalej na wschód,
proces ten był nieco bardziej opóźniony i mniej gwał­
towny.
Złoto i srebro z Ameryki nie napływało tak bezI»-
średnio do Polski, jak z nowo odkrytych kolonii do
Hiszpanii. Co więcej, w Polsce ówczesnej ciągle brzmią
skargi na brak kruszców, gdy równocześnie ceny sta-
le rosną. Hiszpania jednak im bardziej angażowała się
ludnościowo i materialnie w eksploatację krajów za-
morskich, im bardziej Karol V, cesarz ,(1519-1556),

26
a zarazem król Hiszpanii, ogarniał swą polityką i woj-
skami wic;kszość Europy, tym wic;cej Hiszpania potrze-
bowała produktów na własny użytek i to tak rzemieśl­
niczych, które jej dostarczały Francja, Włochy i Ni-
derlandy, jak i żywnościowych, głównie zboża, które
płynęło do niej z Francji, Sycylii, a głównie Nider-
landów. Niderlandy oczywiście zboża tego nie produ-
kowały - same musiały dla siebie sprowadzać - ale
przywoziły znad Bałtyku, głównie z Gdańska.
Nie były to oczywiście jedyne kierunki wielkiego
handlu ówczesnego i nie wszystkie drogi prowadziły
do Hiszpanii, podobnie też nie wszystkie kruszce stam-
tąd przychodziły. Jednakże rozwój żeglugi, wzrost iloś­
ci i udoskonalenie konstrukcji statków umożliwiały
wielkie przewozy towarów, handel zaś powodował
przepływ pieniędzy i zmiany cen. I tak wzrost cen na
zboże w Hiszpanii powodował podobną zwyżkę cen
zboża w NideJ;landach, te zaś ostatnie kształtowały
ceny w Polsce i w krajach sąsiednich, skąd napływało
zboże. Cały mechanizm wzajemnych powiązań pro-
dukcyjnych i handlowych podciągał ceny, kształtował
je w poszczególnych krajach i choć lokalne różnice
mogły być znaczne, ogólny kierunek i proporcje
zmian były na ogół analogiczne. Europa, a w tym
i Polska nie tworzyły wprawdzie jakiegoś wielkiego
rynku handlowego, ale wzajemne powiązania były
już tak silne, że o izolacji i odmiennym kształtowaniu
się sytuacji rynkowej w poszczególnych krajach trud-
no było myśleć. Wytworzyła się natomiast pewna spec-
jalizacja w zakresie produkcji, przynajmniej ekspor-
towej, w której to specjalizacji Polsce przypadało zbe>-
że, w mniejszym stopniu towary leśne i hodowlane
(woły, skóry surowe). Zboże w tym okresie było te>-
warem nader korzystnym, choć wobec pozostawienia
handlu nim w rękach gdańszczan i cudzoziemców

27
mało wykorzystanym, mimo doskonałej, jeśli to tak
nazwać można, koniunktury.
Jeżeli umniejszaliśmy świadomie bezpośrednie zna-
czenie eksportu zboża dla gospodarki folwarcznej
i w ogóle wiejskiej w tym okresie, mogłoby się na-
suwać podejrzenie, że wyolbrzymiamy zjawisko mało
zbadane, tj. rynek wewnętrzny, a wątpimy w to, co
udokumentowane jest danymi liczbowymi z ceł ów-
czesnych, szczególnie tych, które były pobierane od
statków płynących ze zbożem przez cieśninę Sund.
Można w tym wypadku jednak oprzeć się na próbach
oszacowania produkcji i konsumpcji, przeprowadzonej
dla lat 15-60--1570 w zakresie najważniejszego zboża
handlowego, jakim było żyto. Oszacowanie to, które
nie daje oczywiście liczb ścisłych, lecz tylko wiel-
kości przypuszczalne, a odnosi się do Korony, bez wo-
jewództw ruskich, natomiast obejmuje Prusy Królew-
skie, pozwala jednak zorientować się" jak właściwie
funkcja Polski jako spichlerza Europy mogła wyglą­
dać.
Część
Polski, o której mowa, mogła posiadać w tym
okresie ok. 3,4 mln hektarów pól uprawnych, folwar-
cznych i chłopskich łącznie. Ich produkcja w zakre-
sie żyta wynosiłaby średnio ok. 750 tys. ton rocznie,
a po potrąceniu wysiewu, do konsumpcji i na eksport
pozostałoby ok. 600 tys. ton. Z tego ogromną więk­
szość spożywała ludność w kraju, licząca w tym
okresie ok. 2,4 mln, z tym że na konsumpcję ludności
wiejskiej przypadałoby ok. 69% wymienionej ilości
zboża, na spożycie miejskie ok. 19%. Na eksport,
głównie przez Gdańsk, pozostałoby ok. 12°/0 całości
żyta przeznaczonego na spożycie. Jeżeli przy tym idzie
o pozostałe zboża, to poza niewielkimi ilościami psze-
nicy, z reguły pozostawały one w całości w kraju. Na-
tomiast te 12°/0 żyta, które wywożono, podnosiło ceny

28
wewnątrz kraju, i to nie tylko samego żyta, ale i in-
nych zbóż, a nawet pozostałych produktów wiejskich,
podnosiło silniej, niż rosły ceny wyrobów rzemieślni­
czych i płac. Warto przy tym może zaznaczyć, że pró-
ba oszacowania produkcji i spożycia dla poszczegól-
nych dzielnic wskazywałaby, że na eksport mogły iść
poważniejsze nadwyżki żyta, nie jak zwykle się przyj-
muje z żyznych ziem Lubelszczyzny i Sandomiersz-
czyzny, lecz przede wszystkim z Prus Królewskich
i częściowo Mazowsza, podczas gdy pozostałe dzielnice
niewiele mogły dostarczyć żyta na zewnątrz. Ponad-
to istniały nieznaczne przerzuty żyta z ziem ruskich
i litewskich do Małopolski i nad Wisłę, tak jak lądem
parę tysięcy ton wędrowało na Śląsk lub Wartą i Odrą
spływało do Szczecina.
Rozwój produkcji towarowej i wzrost cen na pro-
dukty wiejskie składały się na podniesienie dochodo-
wości gospodarki wiejskiej. Jednakże biorąc pod uwa-
gę poszczególne dobra ziemskie trzeba od razu wy-
jaśnić, że wzrost dochodów uzyskiwanych przez pa-
nów dotyczył nie tyle części wsi, zamieszkałej przez
chłopów, skąd bardzo skromne czynsze i daniny nie-
wiele mogły wzrosnąć, lecz gospodarki folwarcznej,
skąd własną produkcję, uzyskaną zresztą przy nie-
wielkim nakładzie kosztów, można było sprzedawać
na rynku. W niewielkich dobrach, na przykład szlach-
ty jednowioskowej, 80-90°/0 dochodów przynosiła bez-
pośrednio gospodarka folwarczna, kilka zaś lub kilka-
naście procent stanowiły czynsze i daniny chłopskie.
Jeżeli przyjmiemy za podstawę ceny z lat 1560-1570,
to 1 łan (30 morgów, czyli ok. 16 ha) upraw folwarcz-
nych przynosił wówczas szlachcicowi mniej więcej od
35 do 55 ówczesnych złotych, podczas gdy z 1 łanu pól
chłopskich jego dochody wynosiły ok. 2,5-3,5 zł. N a
tym zresztą polega tajemnica zjawiska, że korzy~. tna

29
koniunktura na produkty wiejskie wywołała przede
wszystkim rozwój folwarków, a nie osadnictwa chłop­
skiego w dobrach szlacheckich, gdyż folwark właśnie
gwarantował wysoki i wzrastający wraz z cenami do-
chód. W rezultacie dochód globalny z 1 wsi szlachec-
kiej mógł się kształtować w ramach 140-240 zł rocz-
nie, co było sumą pokaźną, o daleko sięgających kon-
sekwencjach społecznych.
Wielka własność ziemska, o rzadszych folwarkach.
nie mogła w tak intensywny sposób wykorzystywać
istniejącej koniunktury. W obrębie wielkich dóbr do-
chód z gospodarki folwarcznej nie był proporcjonal-
nie tak wysoki, stanowiąc najczęściej od 50 do 70°/0
dochodów z całości dóbr. Wskutek tego zresztą, do-
chodowość wielkich dóbr, w mniejszym jeszcze stop-
niu oparta na gospodarce folwarcznej, nie mogła tak
szybko l'osnąć. Ewentualnym atutem dla niej do wy-
grania była możliwość spławu zboża - jeżeli do Wi-
sły nie było daleko - co gwarantowało lepsze ceny
sprzedażne. Jej atutem był również fakt, że wobec
proporcjonalnie mniej licznej czeladzi folwarcznej,
a większej ilości pańszczyzny chłopskiej, niższe mia-
ła niż w małych dobrach koszty produkcji. Konsek-
wencje tych dwóch ostatnich różnic miały wystąpić
jednak dopiero później.
Sprzeczne były dotąd poglądy na folwark i jego
rolę w naszym okresie, nie mniejszą dyskusję wzbu-
dzalł jednak los chłopów. W poglądach na dzieje chło­
pów dominował akcent wzrastających obciążeń pań­
szczyźnianych - pańszczyzny, która powodowała
głównie ujemną ocenę samych folwarków, pańszczyzny,
która powinna była zrujnować gospodarkę chłopską.
a samego chłopa zmusić do buntu lub ucieczki. Prze-
ciwstawiano te czasy rzekomo lepszym, wcześniej­
szym, gdy chłop miał być zamożny, a pańszczyzna

30
rzadka i niewysoka. W stosunku do takiego sielanko-
wego obrazu XIV-XV stulecia wiek XVI zdawał si~
być okropny. Powstaje w tym wypadku jednak pyta-
nie dlaczego walk i ruchów chłopskich w Polsce
XVI w. było tak mało?
Z drugiej strony mamy widoczne dowody na to, że
jeśli w XVI w. los chłopski był bardzo ciężki, to
w XVII, a tym bardziej XVIII, stokroć gorszy jeszcze.
Można więc rozumować wstecz, że jeśli chłop zdołał
przynajmniej wegetować w I połowie XVIII w., to żył
zapewne nieco lepiej w XVII, a chyba nie tak źle
w XVI w., bo inaczej jego los systematycznie pogar-
szać by się już nie mógł. Natomiast pogląd o bardzo
korzystnej sytuacji chłopstwa w XIV-XV w. nie ma
bezpośrednich potwierdzeń źródłowych, zaś liczne pus-
te role chłopskie pozostałe z tych czasów raczej wzbu-
dzają pesymistyczne refleksje. Sytuacja jest więc za-
gmatwana i jaki był los chłopów, jaka ich gospodar-
ka - trzeba by się zastanawiać na nowo.
Chłopi nie stanowili jednolitej klasy społecznej.
W zasadzie podporządkowani feudałom, poddani, ze-
pchnięci do roli klasy eksploatowanej, różnili się jed-
nak znacznie pomiędzy sobą położeniem gospodarczym
i społecznym. Mimo przytwierdzenia do gleby byli
ruchliwi, mimo ciężarów - przedsiębiorczy, mimo ży­
cia w małych, rozrzuconych wioskach - nieobojętni
nawet wobec nauki i kultury. Niewiele epok wcześ­
niejszych mogło wydać swoich Klemensów Janickich.
Zasadniczy trzon chłopstwa stanowili tzw. kmiecie.
Pomijając tu samo określenie, dawne i nie zawsze
ścisłe, w praktyce można by nazwać ich gospodarzami
pełnorolnymi. Posiadali oni bowiem w tym okresie
w zasadzie gospodarstwo, które pozwalało im utrzy-
mać się wraz z rodziną bez szukania dodatkowych źró­
deł dochodu. Ich role, najczęściej jednołanowe lub

31
półłanowe pozwalały na utrzymanie własnych zaprzę­
gów wołów i koni, na trzymanie kilku krów wraz
z drobniejszym bydłem, świń, czasem owiec i drobiu.
Nie możemy ściśle określić, co produkowali, możemy
się jedynie z drobnych wzmianek domyślać, że wszyst-
ko to, co rosło na polach folwarcznych, rosło rów-
nież - może lepiej jeszcze - na polach chłopskich.
Nie darmo chyba znawca gospodarki wiejskiej A. Gos-
tomski zalecał swym urzędnikom: "Gospodarze sobie
rządni u mądrych kmiotków się nauczyć mają, jak rolę
sprawować". Być może zresztą, że w odróżnieniu od
folwarków, szczególnie tych wielkiej własności, chłop
w swym gospodarstwie nie ograniczał się do prostej
co prawda, lecz mniej wydajnej uprawy zbóż. Ow-
.szem, zboże uprawiał, zapewne starannie - obornika
miał raczej więcej niż folwark, a narzędzia i sprzężaj
ten sam - ale nie gardził uprawą warzyw, jarzyn
i owoców, które choć rosły i na folwarkach, to jednak
szły na własny użytek, a u chłopa były częściej chyba
sprzedawane. Z upraw dodatkowych wymienić moż­
na przede wszystkim kapustę, dalej marchew, cebulę,
buraki i ogórki, chrzan, czosnek i pietruszkę, rzod-
kiew i sałatę. W ogrodach rosły śliwy, jabłonie, gru-
sze i wiśnie.
Tej przydługiej litanii produktów - a trzeba do
niej zaliczyć i to, co było wymienione przy folwar-
kach - nie należy rozumieć jako stałego wachlarza
produkcji gospodarstw kmiecych. Różniły się bowiem
one, chociażby regionalnie, nieraz znacznie. Wystarczy
przypomnieć o istnieniu wielkich gospodarstw chłop­
skich, parołanowych, tzw. gburskich na Pomorzu, któ-
re swym nastawieniem zbożowym skutecznie rywali-
zowały z folwarkami. Można też sądzić, że nastawie-
nie warzywno-jarzynowe gospodarstw kmiecych bar-
dziej się opłacało w pobliżu większych miast, gdzie te

32
produkty znajdowały ułatwiony zbyt. W sumie jed-
nak, mimo wielotorowości gospodarki chłopskiej, kmieć
również uprawiał głównie zboże. Obok zboża, na dru-
gim miejscu należałoby postawić hodowlę bydła, cza-
sem koni, w niektórych okolicach (np. Sieradzkie)
owiec, których poszczególni kmiecie trzymali po kilka-
dziesiąt sztuk w swym gospodarstwie.
Organizacja gospodarstwa kmiecego opierała się
w zasadzie na siłach rodziny chłopskiej. Normalnie jed-
nak mała rodzina, gdzie mogło pracować 2 do 3 osób
dorosłych, wystarczała jedynie do obsługi małego, 1/2 ła­
nowego gospodarstwa. W pełnołanowym, gdzie do prae
gospodarczych, nie licząc domu, potrzeba było 4 osób,
rodzina sama, jeśli nie była bardziej liczna, nie wy-
starczała. W wypadku, częstym zresztą, posiadania le-
galnego (dzierżawy) lub nielegalnego dodatkowych
uprawnych gruntów, gospodarstwo kmiece potrzebo-
wało jeszcze więcej rąk do pracy. Wreszcie obciążenia
poddańcze, głównie pańszczyzna, odrywając od gospo-
darstwa zarówno ludzi, jak inwentarz, wymagały do-
datkowego wzmocnienia osobowego i zwierzęcego go-
spodarstw chłopskich. Rezultatem takiej sytuacji był
obyczaj w XVI w., że duża część kmieci w swym go-
spodarstwie trzymała czeladź - dziewczynę czy pa-
robka, a więc uzupełniała pracę własną i swej rodziny
robocizną najemną. W tym zaś wypadku mielibyśmy
nową hierarchię wewnętrzną chłopów: kmieci-praco-
dawców i chłopów-najemników.
Trudno bardzo określić nam bliżej produkcję prze-
ciętnego gospodarstwa kmiecego. Wiemy, że role za-
zwyczaj były rozrzucone wśród wiejskiej szachowni-
cy gruntów, wynikającej z trójpolówki, że chłopi po-
siadali swoje osobne łąki na siano i zazwyczaj wspól-
ne wiejskie pastwisko, że korzystali z lasu na własne
potrzeby (opał, budynki, ogrodzenia). Ich przeciętna

3- P'l!ska-Rzec?ą Pospolitą Szlachecką 33


produkcja zbożowa wynosiłaby przy gospodarstwie
1 łanowym ok. 70-80 q ziarna, z czego po potrąceniu
wysiewu, dziesięciny, wyżywienia i danin kilkanaście
mogło iść na sprzedaż. Sprzedawano zapewne z pro-
dukcji hodowlanej sztuki żywe, masło, sery, jajka,
wreszcie z ogrodów drobne produkty warzywne i owo-
cowe. Przypuszczalny dochód z takiego gospodarstwa
w latach 1560-1570 mógł wynosić 20-30 zł rocznie,
co nie było sumą małą. W wypadku gospodarstw
mniejszych, np. 1/2 łanowych, produkcja oczywiście
zmniejszała się, choć być może jednocześnie bardziej
zróżnicowane były produkty dostarczane na rynek;
dochód zaś spadał więcej niż o połowę.
Chłop zresztą nie był skłonny pogodzić się z zakre-
ślonymi nominalnie jego gospodarstwu granicami ak-
tywności gospodarczej. Z reguły, jeżeli istniały role
puste, tj. nie obsadzone, których nie zdołał jeszcze
zająć folwark, były one wydzierżawiane przez kmie-
ci i systematycznie poddawane uprawie na równi z je-
go własną rolą. Można się nawet zastanawiać, czy dla
niektórych kmieci nie było wygodnie posiadać formal-
nie mniejsze, 1/2 łanowe gospodarstwo, a poddzierża­
wiać, jak się wówczas mówiło najmować, więcej grun-
tów pustych. Z gospodarstwa własnego bowiem miał
wysokie obciążenia, z pańszczyzną włącznie, z roli
dzierżawionej mniejsze i zwykle w formie czynszu
pieniężnego jedynie. W każdym razie takich przedsię­
biorczych chłopów, co mieli własnego niewiele, a dzier-
żaw bardzo dużo, spotyka się w źródłach wielu.
Gdy nie stało ziemi do dzierżawienia, chłopi starali
się dorobić inaczej. Wożenie drzew z lasu i ich sprze-
daż, wynajmowanie się z końmi do transportu, udział
w handlu zbożem i bydłem, niekiedy nawet hurto-
wym - oto przykłady różnych przejawów zaradności
gospodarczej ówczesnego chłopstwa. Najczęściej zaś

34
stopniowo rozszerzali własne pola kosztem nieuży.tków,
zarośli, lasów itp. W każdym razie wśród chłopów,
a szczególnie kmieci. nie widać w tym okresie liczniej-
szych objawów załamania gospodarczego, nędzy i nie-
poradności.
Wyposażenie chałup, stan pogłowia, nawet posiadane
stroje i gotówka świadczą o tym, że chłop starał się
i umiał dobrze gospodarować, że nie przepuszczał do-
brej dla swego gospodarstwa sytuacji rynkowej, zabie-
gał, by wyciągnąć z niej maksimum korzyści. Warto tu
znów przytoczyć uwagę A. Gostomskiego pod adresem
kierowniczek gospodarstw folwarcznych, tzw. dworek:
"bo plenne pieniądze z domowego gospodarstwa, a-z la-
da czego nazbierać może: patrząc jeśli kmieć dozomy
wszystkiego uprzeda" .
Gospodarstwa kmiece jako główna podstawa wsi
chłopskiej, dźwigały też na sobie większość ciężarów na
rzecz pana, kościoła i państwa. Obciążenia te miały
charakter pieniężny, jako czynsze, podatki i opłaty, na-
turalny w formie oddawanych jako daniny produktów
gospodarstwa chłopskiego, wreszcie były robocizną sta-
łą i dorywczą. Różne były rozmiary tych obciążeń, tym
bardziej że zależnie od czasów, w jakich wieś była za-
kładana czy zmieniano jej strukturę, świadczenia mo-
gły być zróżnicowane zachowując ślady czasem nawet
bardzo starego pochodzenia. Świadczenia w praktyce
nie były w pełni usztywnione - choć czynsze zmie-
niały się rzadko i wzrost ich był niewielki, podobnie
daniny i najmy. Natomiast od końca XV w. wzras-
tają stopniowo obciążenia podatkowe, przede wszystkim
zaś robocizny, szczególnie tzw. pańszczyzna.
Czynsze, od których nawet ustrój wsi polskiej XIII-
XV w. nazywano okresem gospodarki czynszowej, nie
odgrywały zbyt wielkiej roli jako obciążenia kmiece.
Wielkość czynszu pieniężnego z gospodarstwa łanowe-

35
go w ?CVI w. wynosiła najwyżej ok. 30-48 gr, wahając
się zresztą od paru groszy do kilkudziesięciu. W wy-
padku gospodarstwa 1/2 łanowego wypadało płacić po-
łowę tej kwoty lub nieco więcej; przy jeszcze mniej-
szych - analogicznie mniej. Wzrost czynszów w ciągu
XVI stulecia był bardzo niewielki i dawni historycy
temu utrzymaniu się wysokości czynszów przypisywali
rozbudowę folwarków przez szlachtę i wzrost pań.­
szczyzny, jako ratunek przed ruiną wobec spadku war-
tości pieniądza. Obok czynszów zasadniczych dochodzi-
ły nieraz drobne opłaty tradycyjne z tytułu korzysta-
nia z lasu (np. za wypas świń w lesie), ewentualnie łąk
itp. Prócz tych zwyczajowych stałych opłat mogły ist-
nieć opłaty zmienne, wynikające z rozszerzenia gospo-
darstwa chłopskiego, jak czynsz za dzierżawione role
puste, za dodatkowe łąki na siano, ewentualnie z tytułu
wykupywania się pieniędzmi od wykonywania robocizny
lub posług. Tych zresztą dodatkowych pieniężnych
obciążeń gospodarstwa kmiecego nie należy wliczać do
normalnych jego ciężarów, skoro wiązały się z rozsze-
rzeniem akty\vności gospodarczej, a więc i dochodów.
Najczęściej występujące stałe obciążenie rzeczowe
kmieci składało się zazwyczaj z daniny na rzecz dworu
w formie ziarna, drobiu, jajek i serów. Były to raczej
niewielkie ilości produktów 2-3 korce owsa, rzadko
nieco (1-2 korce) żyta, czy pszenicy, 1-2 kury, 20-
30 jaj i kilka lub kilkanaście serów, niewielkich za-
pewne. Wartość takich danin wynosiła w połowie XVI
stulecia kilkanaście groszy, rzadko sięgając 1 złotego
(1 zł miał wówczas 30 gr). Przy dodatkowych użytkach,
jak najmy łąk czy ról, mogły dochodzić podobne dani-
ny, szczególnie w drobiu (kury, gęsi), ale nie wystę­
powały one często i nie były zwykle wyższe od danin
zasadniczych. Podobnie jak czynsz, tak i tym bardziej

36
daniny nie stanowiły specjalnie dotkliwych obciążeń
gospodarstw kmiecych.
Inaczej przedstawiała się sytuacja, gdy chodzi o ro-
bocizny kmiece. Niewiele o nich wiemy w XV w.
Jedynie źródła kościelne wspominają, że niektóre
klasztory w drugiej połowie XV wieku wymagały od
chłopów pańszczyzny po 2-3 dni w tygodniu, podczas
gdy statuty mazowieckie i ziemi chełmińskiej mówią
o jednym dniu tygodniowo. Można z tego tylko wnios-
kować, że pańszczyzna wówczas istniała, że zdarzały się
czasem wysokie jej wymiary, ale przeciętnie musiała
być skromna, tym bardziej że w niektórych dobrach
jeszcze w XVI w. zachowała się pańszczyzna niewielka
i wyraźnie dawnego typu.
W XVI w. zachowały się bowiem różne typy pań­
szczyzny. Zdarzało się, że kmiecie niektórych wsi odra-
biali na rzecz dworu jedynie parę dni obowiązkowych
rocznie, przy czym niekiedy określano, ile z nich mia-
ło być wykonanych w formie orki, prac żniwnych czy
sianokosów. Drugi typ nosił nazwę "jutrzyn" i polegał
na kompletnej uprawie jakiegoś kawałka roli folwar-
cznej, zresztą zwykle bardzo niewielkiego (1-2 mor-
gi), od orki i siewu począwszy, po żniwa i zwózkę
włącznie. Zachował się niekiedy również archaiczny typ
pańszczyzny określany jako robota "kiedy i ile każą",
co w praktyce świadczy nie tyle o nieograniczonym
wyzysku pańszczyźnianym, co o dawnych obyczajach,
z czasów gdy pańszczyzna nie odgrywała tak ważnej
roli, by trzeba ją było ściśle określać. Jednakże wszy-
stkie wymienione wyżej typy pańszczyzny miały wy-
raźnie charakter przeżytków, występowały jedynie
w tych dobrach, gdzie folwarków było mało, a ludność
chłopska znajdowała oparcie w dawnych przywilejach
i zwyczajach.

37
Dominowała bezwzględnie w XVI w. pańszczyzna
tzw. tygodniowa, tj. określona liczbą dni obowiązkowej
robocizny w ramach tygodnia. Regulacja jej wysokości
odbywała się drogą praktyczną, w ramach poszcze-
gólnych dóbr, i jedynie w latach 1520-1521 sejmy
bydgoski i toruński próbowały zakreślić w swych
konstytucjach minimum obowiązującej w całym kraju
pańszczyzny kmiecej, określając ją jako jeden dzień
w tygodniu z łanu. Konstytucje te zresztą nie rewolu-
cjonizowały istniejących stosunków. Tam gdzie pań­
szczyzna była już wyżej określona, konstytucje wsi
tych nie dotyczyły, podobnie jak nie obowiązywały one
we wsiach, gdzie specjalne przywileje gwarantowały
kmieciom jej mniejszy wymiar. Już wówczas jednak
można sądzić, że w większości dóbr szlacheckich i koś­
cielnych pańszczyzna tygodniowa sięgała lub przekra-
czała jeden dzień tygodniowo. W pierwszej połowie
XVI stulecia bowiem najczęściej spotykanym wymia-
rem było jeden lub dwa dni tygodniowo pańszczyzny
kmiecej z łanu, a zdarzała się i większa. W drugiej
połowie tegoż wieku najczęściej spotykamy trzy dni
tygodniowo pańszczyzny kmiecej, choć nierzadko tra-
fia się wymiar czterodniowy, tak jak zdarza się rów-
nież dwudniowy.
Pańszczyzna kmieca była pańszczyzną ciągłą, tj. wy-
konywaną przez kmiecia własnymi narzędziami i wła­
sną siłą pociągową, jak woły, konie. Zresztą można po-
dejrzewać, że często do odrabiania pańszczyzny zgłaszali
się nie sami kmiecie, lecz ich parobcy czy inni pomoc-
nicy, a i narzędzia, czy zaprzęg, jeśli kmieć posiadał
podwójny, na pańszczyznę wychodził gorszy. W obrębie
dni pańszczyźnianych obowiązywała zwykle praca od
wschodu do zachodu słońca z dwugodzinną przerwą
obiadową w południe. Czy na pewno dzień pracy pań­
szczyźnianej wynosił w lecie kilkanaście godzin, mo-

38
żna zresztą wątpić, gdyż dochodził doń czas drogi na
pole folwarczne i z powrotem, konieczne przerwy na
wyżywienie i odpoczynek inwentarza. Nasilenie potrzeb
folwarku w zakresie pańszczyzny wahało się sezonowo
i w zimie było znacznie mniejsze, stąd w niektórych
dobrach nawet obowiązywała wówczas mniejsza liczba
dni pańszczyźnianych w tygodniu, natomiast gdy pod-
czas żniw potrzeba było jak najwięcej żniwiarzy, za-
mieniano zazwyczaj obowiązek dni pańszczyźnianych
z zaprzęgiem na pańszczyznę pieszą, ale dwuosobową.
Charakterystyczne jest przy tym, że dni targowe w da-
nej okolicy, czyli dni targu w najbliższym miasteczku,
nie były zwykle dniami pańszczyźnianymi, tak że
kmiecie mogli na targach kupować i zbywać swoje
produkty bez trudności. Było to zresztą i w in-
teresie folwarku, którego produkty kmiecie równo-
cześnie wozili na targ.
Na pańszczyźnie nie kończyły się roboty obowiązko­
we kmieci. Obok niej pociągano ich do świadczeń
transportowych przez parę dni w roku z tym, że
odległość na jaką mieli bezpłatnie jeździć zwykle była
ograniczona do kilku mil. Uzupełnieniem pańszczyzny
były również dodatkowe dni pracy w żniwa lub sia-
nokosy, tzw. gwałty czy tłoki, które wprawdzie anga-
żowały jedynie robociznę pieszą, ale wypadały w okre-
sach również naj pilniej szych robót w gospodarstwach
chłopskich. Wspólna praca gromady przy budowie czy
naprawie dróg, wałów ochronnych, rowów odwadnia-
jących czy grobli, dopełniała obowiązkową część pra-
cowitego żywota ówczesnej ludności wsi.
O ile pańszczyzna należała do najdotkliwszych obcią­
żeń chłopskich z punktu widzenia zaabsorbowania sił,
czasu i inwentarza, to najcięższy haracz w naturze po-
bierał kościół. Tak zwana dziesięcina, najczęściej po-
bierana jako co dziesiąty snop zboża wprost na polu,

39
z obowiązkiem przy tym zwiezienia zbiorów do bro-
gów danej instytucji kościelnej, zabierała chłopom 100/0
całej ich zasadniczej produkcji brutto. Jej wartość była
duża, przy łanowym gospodarstwie kmiecym docho-
dziła do 7-9 zł, a przy tym kościół uzyskiwał ją bez
żadnych dodatkowych nakładów ze swej strony. Rzad-
ko kiedy na podstawie dawniejszych układów chłopi
mieli prawo opłacać ustaloną sumę pieniężną, zamiast
oddawać zboże - co dla nich wobec spadku wartości
pieniądza zawsze było opłacalne - lub dawać umowną
liczbę korcy ziarna. Poza dziesięciną kościół pobierał
tzw. meszne i inne doraźne podarki i opłaty, których
znaczenie jednak było znikome w porównaniu z dzie-
sięciną. Przy tym rozprzestrzenianie się reformacji
w Polsce powodowało często zatrzymanie wydawania
dziesięciny kościołowi przez folwarki protestanckich
panów, natomiast ci sami panowie zachowywali obo-
wiązek dawania dziesięciny przez chłopów, ale zabie-
rali ją sobie.
Bez porównania mniejsze były obciążenia chłopów,
w tym wypadku kmieci, na rzecz państwa. Dawny sta-
ły podatek tzw. poradlne wynosił 2 gr z łanu i nie
zawsze nawet, a w każdym razie niesystematycznie
był zbierany. Podatki nadzwyczajne, uchwalane bar-
dzo często, choć nie corocznie, wynosiły w pierwszej
połowie XVI w. ok. 10-12 gr z łanu kmiecego, by
w drugiej połowie stulecia osiągnąć kwotę 20-30 gr,
jednakże częściowo przerzucanych na dziesięcinę. Po-
datki od warzenia i wyszynku trunków dotyczyły
chłopów jedynie pośrednio. Natomiast chłopi z dóbr
królewskich ponosili pod koniec XVI w. większe cię­
żary na rzecz państwa z powodu wprowadzenia piecho-
ty wybranieckiej. Nie chodzi tu zresztą o samych wy-
brańców, którzy w zamian za służbę wojskową cie-
szyli się wolnością od ciężarów i dużym, pełnołanowym

40
gospodarstwem, ale o pozostałych kmieci, którzy mu-
sieli między siebie podzielić wszystkie ciężary, od któ-
rych wybraniec był zwolniony, z pańszczyzną - dość
wysoko przeliczoną na pieniądze - włącznie. W sumie
jednak dla ludności chłopskiej ciężary państwowe na-
leżały do najlżejszych i główny haracz z gospodarki
chłopskiej ściągał zgodnie dwór i kościół.
Na kmieciach nie kończyła się ludność wiejska. Na-
stępną ilościowo grupę ludności wiejskiej stanowili tzw.
zagrodnicy. Posiadali oni na ogół gospodarstwa nie-
wielkie, niepełnorolne, parę morgów, najwyżej ćwierć
łanu liczące. Ilościowo trudno częstokroć ocenić ich
występowanie, gdyż nie zawsze ponosili wyraźne cięża­
ry na rzecz dworu czy państwa, co zresztą narastało
stopniowo w XVI w. Stąd wiemy o nich mniej niż
w wiekach późniejszych. Posiadali jednak zabudowa-
nia, drobny inwentarz żywy, ogrody, niekiedy zwierzę­
ta robocze i być może czasem - choć nie zawsze -
trochę pola. Można przyjąć, że ich własne gospodar-
stwo nie dawało im pełnej podstawy utrzymania, ale
jednocześnie wolny od pracy czas mogli wykorzystać
na uzupełnienie brakujących im podstaw material-
nych. Stanowili więc tak grupę gospodarzy drobnych,
jak i potencjalną rezerwę siły roboczej na wsi, siły,
z której mogli korzystać w pewnych okresach i kmie-
cie, i folwarki. Do zawodowych ich robót dodatko-
wych należała młocka, tak że w niektórych okolicach
nosili nawet nazwę zagrodników omłockowych. Nie-
kiedy właściciele folwarków świadomie osadzali ich
na zagrodach w pobliżu dworu, jako potencjalną siłę
roboczą, wydzielając im nawet działki z gruntów fol-
warcznych.
Swoboda gospodarcza zagrodników jako potencjal-
nych najemników na wsi ulegała jednak stopniowemu
ograniczeniu. Zamiast opłacać ich pieniędzmi czy pro-
duktami (np. przy młocce 1/10-1/12 ziarna omłoconego)
folwark starał się im narzucić pańszczyznę pieszą, co
się na ogół w XVI w. w większości okolic udało. W re-
zultacie zagrodnicy, którzy w pierwszej połowie te-
go stulecia dawali nie więcej pańszczyzny, niż jeden
dzień tygodniowo, w drugiej połowie XVI w. byli
cZGstokroć obowiązani do nie mniejszych robocizn, niż
kmiecie, tyle że bez inwentarza żywego i narzędzi
uprawnych. Ciążyła na nich również dziesięcina -
zależna od rozmiaru ich ról, podatki, mniejsze zresztą
niż kmiece, rzadko kiedy daniny.
O losie niższych grup ludności wiejskiej niewiele
wierny w tym okresie. Czasami trafiające się wzmianki
pozwalają sądzić, że zdarzali się tzw. chałupnicy, któ-
rzy posiadali chałupki z ewentualnym ogródkiem, a ży­
li głównie z pracy u innych. Ciekawszą, a również
mało znaną grupę stanowili tzw. ludzie luźni. Ci, jako
nie posiadający osobnego gospodarstwa, żyjący z pra-
cy najemnej u chłopa, w folwarku, w mieście, prak-
tycznie wyłamywali się z sztywnych ram społeczności
wsi czy miejskiej, do której po trosze należeli. Jeżeli
przyjęli pracę stałą, jako tzw. czeladź - a wówczas
obowiąza,ni byli służyć od Godów do Godów - mogli
zmieniać pracę i ewentualne miejsce zamieszkania
około nowego roku. Korzystniejsze chyba jednak było
nie wiązanie się na stałe określoną pracą, lecz naj-
mowanie do robót doraźnych, sezonowych, nieraz
znacznie lepiej płatnych (np. w żniwa) i wędrowanie
na zimę do miasta, gdzie łatwiej było o zarobek,
a w lecie z powrotem na wieś. Ta grupa ludności,
trudna do liczbowego ujęcia - wierny raczej o repre-
sjach i zmuszaniu ich do stałej pracy - stanowiła
rezerwowe ręce do pracy tak na wsi, jak i w mieście,
była zaczątkiem tych, którzy później, wydziedziczeni

42
ze wsi na stałe, będą tworzyć armię rąk roboczych
dla przemysłu.
By zamknąć obraz społeczeństwa wiejskiego, trze-
ba tu wspomnieć o paru wyodrębnionych zawodowo
grupach ludności chłopskiej. Byli to przede wszyst-
kim karczmarze i młynarze. Karczmarze niekiedy ma-
ło różnili się od kmieci, czy zagrodników swym poło­
żeniem społecznym, choć w węższym lub szerszym
stopniu wykonywali rzemiosło piwowara i zbywali
wyprodukowane piwo. Większość bowiem karczem
wiejskich w tym okresie nie miała jeszcze ch8:rakteru
gospód i zajazdów - takie karczmy istniały tylko
przy głównych traktach - lecz miała uprawnienia do
warzenia i sprzedaży trunków.
Wyżej społecznie od karczmarzy stali przeważnie
młynarze. Młyny wiejskie, zwykle wodne, rzadziej wia-
traki, o niewielkich rozmiarach, gęsto były rozsiane
po wsiach, szczególnie tych bardziej od miast odle-
głych. l\tnyn zresztą przynosił spore dochody również
panom i właściciele dóbr chętnie widzieli ich budowę
w swoich posiadłościach. Młynarzami byli zwykle spe-
cjaliści rzemieślnicy. z tym że ich specjalnością -
poza umiejętnością przemiału ziarna i wyrobu kasz -
była przede wszystkim ciesiołka. Młynarz nie zawsze
może młyn budował, ale zawsze musiał sam go kon-
serwować wraz z urządzeniami, groblą, upustami itd.
Stąd też młynarze, podobnie jak i karczmarze, nie byli
pociągani do notmalnej pańszczyzny typu kmiecego,
choć zazwyczaj posiadali podobne jak kmiecie role.
Młynarze wykonywali we dworze posługi jako cieś­
le - "chodzili z siekierą" jak mawiano - natomiast
poza tym płacili głównie czynsz, zwykle znacznie wyż­
szy niż kmiecie, lub oddawali tzw. miary. Obciążenia
młynarzy zależały przede wszystkim od tego, kto i na
czyj koszt młyn wybudował, kto nań posiadał przy-

43
wilej i jaki itd. Dla dworu najwygodniejszy był młyn
dworski, gdyż pozwalał na pobieranie na swoją rzecz
bezpośrednio wpływów młynarskich. Wpływy te sta-
nowiły tzw. miary młyńskie, a więc część zboża, która
jako zapłata za przemiał pozostawała w młynie. Tam
też pozostawały otręby i plewy, na których najlepiej
tuczyły się wieprze, często w tym celu - jako rodzaj
świadczeń młynarza - ze dworu do młyna dostar-
czane.
Gdy mowa o ludności wiejskiej, jej stosunkach we-
wnętr~ych i postawie wobec dworu, często wskazy-
wało się na sołtysów, jako na reprezentantów auto-
nomii wiejskiej, obrońców praw chłopskich, przeciw-
ników folwarków. Wydaje się jednak, że w tym za-
kresie sporo istnieje nieporozumień. Sołtys był po-
stacią związaną z wielkimi dobrami, ich ogniwem
administracyjnym. Z tego tytułu był przedstawicie-
lem pana wobec chłopów, a nie odwrotnie, jego upo-
sażenie polegało na udziale w pańskich uprawnie-
niach dotyczących eksploatacji chłopów w postaci
udziału w czynszach, wpływach sądowych, prawie do
karczmy czy młyna, a nawet do ziemi pańskiej. Nie
trzeba też uważać jego praw sądowych za coś innego,
niż zastępowanie pana i jego uprawnień sądowych,
wypływających z immunitetu sądowego d6br. W XVI
w. sołtys, tam gdzie jeszcze istniał, był społecznie
obcy wsi; sołectwa, jako dochodowe placówki, oparte
na przywilejach, przechodziły drogą dziedziczenia
czy zakupu w ręce ludzi, bardzo często szlachty, któ-
rzy interesowali się tylko dochodami z tej instytucji.
Likwidację sołectw poprzez ich wykup łączono zwy-
kle z kwestią tzw. wtórnego czy zaostrzonego pod-
daństwa. Równocześnie bowiem ze wzrostem obciążeń
chłopskich odnawiano i zaostrzano normy prawne krę­
pujące chłopa, wiążące go ściśle z jego wsią i jego

44
panem. Już konstytucja 1496 r. nawiązując do daw-
nych, XIV-wiecznych przepisów, ograniczała prawo
wyjścia chłopa do jednego ze wsi na rok; również
prawo udania się na studia i do rzemiosła miał tylko
jeden syn chłopski ze wsi w ciągu roku. Konstytucja
z 1501 r. a także późniejsze i to wyjście chłops!de
uzależniały od zgody pana, podobnie opuszczanie wsi
przez synów chłopskich (konstytucja z 1509 r.). Jed-
nocześnie już w 1490 r., potem w 1538 - skrócono
proces o zbiegłych chłopów, w 1543 r. uchylono prze-
pis o vadium w wysokości 16 zł, które zabezpieczało
przed odebraniem chłopa przez dawnego pana, podob-
nie, jak skasowanie w 1563 r. na Mazowszu tzw. rę­
kojemstwa miało usunąć ostatnią możliwość zwłoki
w dochodzeniu zbiega.
Silniejsze przytwierdzenie do ziemi, mało skutecz-
ne w praktyce, było jedną stroną nowego, zaostrzo-
nego poddaństwa. Drugą miało być podporządkowanie
chłopa jurysdykcji sądowej panów, co miało się od-
być tak przez likwidację sołectw, jak przez rezygna-
cję króla (1518) z rozpatrywania skarg poddanych
przeciwko ich panom. Problem sądownictwa nad chło­
pami w tym okresie wymaga jednak nowego przeba-
dania. Z rozrzuconych wzmianek wynikałoby, że
istniały sądy dla spraw chłopskich, tzw. sądy loko-
wane, podległe sądom państwowym, grodzkim lub
ziemskim, że w tychże sądach państwowych rozpatry-
wano sprawy chłopskie jeszcze długo po, przecenianej
chyba, decyzji Zygmunta I z 1518 r. Wreszcie chłop
nie utracił bynajmniej osobowości prawnej - staje
przed sądami bez towarzystwa pana lub jego przed-
stawiciela; składa osobiście zeznania, np. podatkowe
właśnie chłop, a nie właściciel wsi; zawiera transakcje,
pożycza pieniądze, własnemu panu nawet, zawierając
odpowiednie umowy. Wydaje się więc, że o właści-

45
wej treści formalnego poddaństwa zdecydowały nie
ustawy i decyzje królewskie, lecz cały późniejszy roz-
wój stosunków społeczno-gospodarczych.
Wróćmy mooe do postawionego na początku tego
rozdziału pytania: dlaczego wobec wzrostu ciężarów
i zaostrzenia poddaństwa chłopi się nie buntowali? Bo
czymże są mało znane ruchy, którym przewodził Mu-
cha na Pokuciu, sięgające po Sanocczyznę, w latach
1492-1497, czy niepokoje na Podgórzu w 1533 r.
w porównaniu z rozgrywającymi się w krajach są­
siednich wypadkami, jak powstanie Doszy na Węgrzech
w 1514 r., wojna chłopska w Niemczech w latach
1524-1525. Nie znamy ich podłoża ani przyczyn i je-
dynie wyraźnie skierowane przeciw wzmożeniu uci-
sku są pojedyncze, rzadkie wypadki, zanotowane
w źródłach, jak walka przeciw podniesieniu pań­
szczyzny chłopów we wsi Krowodrza pod Krakowem
w 1543 r. II'

Jedyną formą skutecznej walki klasowej chłopstwa


w tym okresie było zbiegostwo. Chłopi zbiegali z jed-
nej wsi do drugiej, do bliższej lub dalekiej, pojedyn-
czo lub z rodzinami, inwentarzem, narzędziami i zbio-
rami nawet. Oczywiście w tych ostatnich wypadkach
trudno mOWIC o spontanicznej, improwizowanej
ucieczce. Ucieczka z całością ruchomości wymagała
zorganizowanej pomocy. Pomocy takiej mogli udzielić
inni chłopi ze wsi, częściej jednak byli to chłopi ze
wsi, do której zbieg uciekał, a właściwym organiza-
torem ucieczki był pan, do którego chłop miał uciec.
Właściciele dóbr, szczególnie wielkich, potrzebowali
chłop6w, nowych osadników i gotowi byli niezbyt
legalnie ściągać do siebie cudzych chłopów. Potrafili
też bronić ich przed dochodzeniem że strony dawne-
go pana. Wszelkie przepisy zwalczające zbiegostwo
były bezsilne wobec interesów samych ich twórców,

46
magnaterii i szlachty, zainteresowanych w zbiegostwie
chłopów, byle do ich dóbr skierowanym.
To tolerowanie, a nawet często popieranie zbiego-
stwa przez feudałów nie oznacza, że zbiegostwo nie
uyło realną formą walki klasowej i to formą sku-
teczną. Zbiegostwo nie godziło bynajmniej w ustrój
f~udalny, w jego podstawy. Jednocześnie było groźbą
dla wszystkich panów, którym zależało na niedopusz-
czeniu do dewastacji własnych dóbr, do utraty chło­
pów i ich świadczeń, szczególnie pańszczyzny, do
ruiny gospodarstw chłopskich, które dawały bezpo-
średni dochód, i pośrednio, poprzez obsługę folwar-
ku, były podstawą ich majątku i dochodu. O tym,
że właśnie obawa zbiegostwa była głównym czynni-
kiem hamującym wzrost wyzysku i ciężarów chłop­
skich, że nie dopuszczała do krzywdzących nadużyć.
że hamowała pośrednio wzrost folwarku pańszczyźnia­
nego a w postawie feudała formowała elementy racjo-
nalnego humanitaryzmu wobec poddanych, mówią
nam jasno ówczesne źródła. Gdy szlachcic odda-
wał swą wieś w dzierżawę, wyraźnie zaznaczał w kon-
trakcie, że nie wolno dzierżawcy gnębić i rujnować
chłopów, a gdy dzierżawca umowy nie dotrzymywał
i uciskał chłopów, właściciel nie puszczał tego pła­
zem, procesując się z dzierżawcą, nie tyle zresztą
o krzywdę chłopów, co o straty, jakie sam z powodu
tej krzywdy poniósł.
Wracamy więc do pytania, dlaczego chłop ówcze-
sny nie toczył konsekwentnej, aktywnej walki klaso-
wej. Trudno z pewnością na pytanie to odpowiedzieć.
Wydaje się, że położenie chłopów ówczesnych można
rozpatrywać z dwóch stron: pozytywnej - wzrostu
cen, wzrostu koniunktury na produkty gospodarstwa
wiejskiego, z czego chłop potrafił korzystać, i nega-
tywnej - podnoszenia ciężarów chłopskich, przede

47
wszystkim pańszczyzny, która zmniejszała dochody
gospodarstwa chłopskiego, zmuszała do dodatkowych
wysiłków i nakładów. Który z tych dwóch elementów
był silniejszy - trudno powiedzieć. Pańszczyzna po-
chłaniała w drugiej połowie stulecia przynajmniej
25% rąk roboczych i ok. 33% inwentarza gospodar-
stwa chłopskiego; wzrost dochodów w ciągu półwie­
cza był wprawdzie nominalnie większy, ale część je-
go pochłaniała ogólna zwyżka cen i spadek wartości
pieniądza. W sumie jednak wydaje się, że do r. 1580
mniej więcej zwyżka cen mogła równoważyć wzrost
obciążeń pańszczyźnianych, że los chłopa nie ulegał
pogorszeniu, a jego możliwość gospodarowania na
własnym zagonie nie podlegała wyraźniejszemu ograni-
czeniu.
*
Pogląd na sytuację miast polskich w końcu XV
i w XVI w. nie jest jednolity. Do niedawna mówiło
się w ogóle o rozkwicie miast w XIV-XV w., a o ich
upadku w XVI, czego dowodem miała być ucieczka
patrycjatu na wieś i zakup dóbr ziemskich, a przy-
czyną tego procesu miał być rozwój folwarku i szko-
dliwa, błędna polityka gospodarcza szlachty. Ten
ostatni czynnik, aktywnie wroga postawa szlachty wo-
bec miast, miał pokrycie w wielu posunięciach ustawo-
dawczych, bezpośrednio lub pośrednio krzywdzących
miasta. Chodziło tu o instytucję uchwalanych parokro-
tnie od 1496 r. tzw. taks wojewodzińskich na wyroby
rzemieślnicze, które miały hamować wzrost cen na
produkty pochodzące z miast, bynajmniej zaś nie in-
teresowały się gwałtowną zwyżką cen produktów
wiejskich. Ponadto w latach trzydziestych XVI w.
wiele konstytucji zakazywało mieszczaństwu nabywa-
nia dóbr ziemskich i przyjmowania wyższych godno-

48
GŁÓWNE ' REGIONY 1 OŚRODKI GOSPODARCZE W II POŁOWIE XVI W.

~.,, .
1··'" ,"-.. . . . '-.~;. ..
"'. O',odk l wydobyclo '011
POŻYWIENIE PRZEOeTNEGO POLAKA W XVI WIEKU
(dal.nie)

CHLEB (głó"",l. irinl)

kg~jiKAISIZAił
O,,

0,2
0,4 _
kg

0,2
GROCH

MIĘSO

(gł6wnl. woło_)

MASŁO, SŁONINA

0,4
9
k_
0,2
SER
ści duchownych, od kanonika katedralnego począw­
szy (z wyjątkiem osób posiadających tytuły doktor-
skie). Szlachta była zwolniona od ceł, które opłacali
mieszczanie, zaś konstytucja z 1565 r. zakazywała
mieszczanom polskim wyjazdu z towarem za granicę
(z wyjątkiem eksportu wołów), by ściągnąć w ten spo-
sób do kraju kupców obcych. Te wszystkie postano-
wienia miały być nie tylko dowodem osłabienia miast,
którym szlachta narzucała swe własne interesy, ale
i przyczyną dalszego ich upadku.
Wszystkie te względy mają w sobie pewne elemen-
ty słuszności, jednakże trudno je pogodzić z wyraźny­
mi objawami wzrostu ludnościowego, handlowego
i produkcyjnego miast polskich XVI w. Jak więc roz-
wikłać tę sprzeczność?
Rozpatrzmy najpierw same normy prawne. Taksy
wojewodzińskie mają swe analogie w cechowej regla-
mentacji cen przez same miasta, a ogólna tendencja
do hamowania drożyzny była właściwa nie tylko
szlachcie czy magnaterii, ale i mieszczanom, tym bar-
dziej że cenniki wojewodzińskie nie miały charakteru
arbitralnego i rujnującego dla rzemiosła. Ogranicze-
nie dostępu mieszczaństwa do kanonii, biskupstw
i dóbr ziemskich, nie musiało być atakiem szlachty
na miasta, raczej przeciwnie obroną przed naciskiem
mieszczan, którzy z kapitałem lub bez starali się opu-
ścić miasta i przejść na stanowiska, posiadane dotąd
niepodzielnie przez szlachtę i magnaterię. Obrona ta
zresztą była mało skuteczna skoro na najwyższych
stanowiskach duchownych, szczególnie w Prusach Kró-
lewskich, znajdowali się mieszczanie, jak biskupi
Erazm Ciołek, Jan Dantyszek, Stanisław Hozjusz, Mar-
cin Kromer i inni. Podobnie wbrew zakazom nie
tylko Bonerowie i Morsztynowie, ale i wiele innych
rodzin mieszczańskich wchodziło do grona szlachty

4- Pili ska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 49


lub magnaterii, posiadaczy d6br ziemskich. Wreszcie
wolność celna szlachty nie była również czymś wy-
jątkowym w ówczesnej Europie.
Pozostaje nam do rozpatrzenia sprawa konstytucji
z 1565 r., niewątpliwie dla miast szkodliwej, ale war-
to zapytać dla których miast? Przecież w latach wojny
handlowej ze Sląskiem (1511-1515) Zygmunt I
w obronie kupców polskich wydał zakaz ich wyjazdu
na Sląsk, a zgnębione tym władze śląskie musiały
pójść na ugod~. Nasuwa się więc pytanie, czy ustawy
tej nie interpretujemy według pojęć XIX-XX w., po-
glądów ekonomiki liberalnej, zasady wolnego handlu?
A ptzecież WÓ-\\Tczas wielkie miasta opierały swój roz-
wój na zasadzie przywileju, przywileju średniowiecz­
nego, który pozwalał im poprzez prawo składu, przy-
mus drożny itp. instytucje zmuszać obcych kupców
do przybywania na miejsce i wyzbywania się towarów,
według cen narzucanych przez kupców miejscowych,
lub też do dość kosztownego opłacania się za zgodę
jazdy dalej. Te prawa zaś były wówczas żywe i cenne,
o nie walczyły Kraków i Lwów, Toruń i Gdańsk.
Przepisy takie nie były oczywiście specjalnością pol-
ską - Wiedeń skutecznie utrudniał na przykład han-
del Krakowa z Wenecją. Na tej zaś zasadzie, tj. bez-
względnego prawa składu, niemal bez jeżdżenia włas­
nych kupców za granicę, rósł, bogacił się i tuczył
Gdańsk jeszcze w XVI, XVII, nawet XVIII w. Ustawa
ta była więc wyrazem interesów i polityki wielkich
miast uprzywilejowanych, godziła w małe miasta, kup-
ców cudzoziemskich, pośrednio i w szlachtę nawet.
Wróćmy teraz do kwestii samego rozwoju miast
w Polsce tego okresu. Przede wszystkim rosły ludno-
ściowo miasta istniejące. W XVI w. Kraków, Gdańsk,
wcześniej zaś jeszcze Wrocław na Sląsku przekroczyły
liczbę 20 tys. mieszkańców, powyżej 10 tys. w II po-

50
łowie tegoż stulecia miały Poznań, Warszawa i Lu-
blin. Rosły też małe miasta i mnożyła się ich liczba.
Sam Zygmunt I wydał ok. 90 miejskich przywilejów
lokacyjnych, a proces ten trwał i później. Oczywiście
w wypadku nowo zakładanych małych miast nie po-
wstawały w nich nagle z niczego potężne ośrodki rze-
mieślniczo-handlowe, zabudowane kamienicami boga-
tych mieszczan i otoczone murami, jak wielkie miasta
ówczesne. Raczej skupiano w jednej miejscowości lud-
ność paru wsi, nadawano jej prawo i władze miej-
skie, ściągano ewentualnie paru rzemieślników i mia-
sto musiało się rozwijać dalej samo. Nie można jed-
nak z tego wnioskować, że były to tylko miasta na
papierze, ponieważ ludność chłopska, zwana odtąd
mieszczanami, orała dalej swą dawną rolę. Owszem
część ludności zajmowała się dalej rolnictwem, mia-
steczko jednak zyskiwało nową funkcję. W przywile-
ju lokacyjnym dostawało zwykle uprawnienia do tar-
gu tygodniowego i jarmarków dorocznych i nawet naj-
mniejsze miasteczko stawało się szybko ośrodkiem
rynku lokalnego, punktem wymiany, dokąd ściągała
ludność okoliczna z produktami, gdzie przybywali kup-
cy doraźnie i na stałe, gdzie osiedlali się rzemieślnicy.
W II połowie XVI w. proces urbanizacyjny posunął
się, jak na ówczesne stosunki, daleko i niektórzy obli-
czają, że w miastach zamieszkiwało 22,8010 całej lud-
ności Korony.
Więcej jednak wiemy o wielkich miastach i ich
dziejach, one nawet przesłaniają nam obraz całości
miast w Polsce. Nie będziemy się na dziejach tych
miast specjalnie zatrzymywać, warto jednakże powie-
dzieć parę słów o nowych procesach, jakie w nich
zachodziły. W stosunku do XIV i XV w. miasta, szcze-
gólnie wielkie, szybko się polonizowały. Napływają­
cy wcześniej obcy kupcy włoscy czy niemieccy osia-

51
dali w nich na stałe, uczyli się języka polskiego -
nawet w Gdańsku, gdzie niemieckie mieszczaństwo
mieszkało skupione w zwartej masie, ojcowie dbali,
by ich dzieci władały również językiem polskim.
W dawnej, zhierarchizowanej społeczności miejskiej,
dzielącej się na bogaty patrycjat, średniozamożne po-
spólstwo i ubogi plebs, zachodziły poważne zmiany.
Patrycjat, rekrutujący się z wielkich kupców, bankie-
rów, niekiedy naj bogatszych rzemieślników, jak złotni­
cy, był zagrożony w swej pozycji grupy rządzącej
w mieście. Pospólstwo, złożone z rzemieślników ce-
chowych i drobnych kupców, domagało się gwałtow­
nie, jeśli nie udziału w rządzeniu miastem, to przy-
najmniej kontroli finansowej nad gospodarką miej-
ską i rozkładaniem podatków. Wreszcie plebs, cze-
ladź rzemieślnicza, najemnicy, służba naciskali wyż­
sze warstwy społeczności miejskiej, żądając lepszych
warunków płacy i życia, organizując potajemnie
związki i próbując solidarnej akcji m. in. strajkowej.
Prądy reformacyjne, propaganda nowych idei dodat-
kowo jeszcze rozogniały umysły. Dochodziło do czyn-
nych wystąpień, obalenia dotychczasowej rady (np.
Gdańsk 1523-1525), choć w walkach wewnątrz miast
jedyne korzyści były po stronie pospólstwa, które
w latach -dwudziestych XVI w. w wielu większych
miastach zyskało swe osobne przedstawicielstwo we
władzach miejskich, w postaci zgromadzenia tzw. 20,
30, czy 40 mężów przy radzie miejskiej (Gdańsk 1526,
Toruń 1523, Warszawa 1525). Na dłuższą metę jednak-
że patrycjat był tą grupą, która potrafiła utrzymać
się przy władzy, umocnić ją nawet.
Pospólstwo miejskie, mimo aspiracji politycznych,
nie miało doŚĆ mocnej podstawy materialnej, by zys-
kać trwałą przewagę w mieście. Istniał dawny, śred­
niowieczny system cechowy, który chronił drobnego

52
producenta, ale i ograniczał równoczesme jego moż­
liwości rozbudowy warsztatu. Cechy ulegały przy tym
specjalizacji i rozdrobnieniu, np. produkcja sukien
w niektórych miastach prowadzona była etapami przez
szereg cechów - od przygotowania wełny i przędze­
nia, poprzez tkanie, aż po wykończanie w formie bar-
wienia, folowania (spilśniania) i postrzygania. Jedno-
cześnie w niektórych cechach, mimo formalnej rów-
ności, następuje uzależni.enie jednych majstrów, uboż­
szych, od innych, bogatszych, na których rachunek ci
pierwsi zaczynają pracować. Dochodzą na koniec no-
we specjalności, nie mieszczące się zupełnie w daw-
nej organizacji cechowej, jak np. drukarstwo, które
próbuje organizować się w skali ogólnokrajowej, a nie
miast pojedynczych.
Dla rozwoju ekonomiki, jej struktury, istotniejsze
były poczynania wielkich kupców, a zarazem często
bankierów w jednej osobie, których działalność wy-
chodziła daleko poza mury miejskie. Chodzi tu nie
tylko o handel, bliższy i dalszy, prowadzony również
przez mniejszych kupców, ale o lokowanie pienię­
dzy w samej produkcji, w tym, co byśmy teraz okre-
ślili, jako inwestowanie kapitału w przemysł i gór-
nictwo, przy czym spotykały się tu nieraz środki pie-
niężne mieszczańskie z funduszami bogatej szlachty,
czy magnaterii.
Przemiany w ówczesnym handlu są dość dobrze
znane. Od upadku Konstantynopola i opanowaniu przez
Turków miast czarnomorskich zmalała rola tzw. han-
dlu lewantyńskiego w Polsce, zyskał natomiast na
znaczeniu tranzytowy handel futrami, idącymi z Rosji
na zachód Europy. W spławie zboża i produktów leś­
nych udział kupiectwa z głębi kraju był tylko czę­
ściowy, natomiast gdańszczanie monopolizowali po-
średnictwo w wymianie tych produktów między do-

53
stawcami, a zagranicznymi nabywcami, głównie Ho-
lendrami. Do towarów masowo eksportowanych w tym
okresie należały również woły, pędzone z Rusi i Wo-
łoszczyzny na Sląsk, głównie na jarmarki do Brzegu,
oraz skóry surowe, których dziesiątki tysięcy sztuk
rocznie wywożono na zachód. Natomiast po stronie
importu dużą rolę grała stal i wyroby z niej, miedź,
sukna flandryjskie, niemieckie, śląskie i angielskie,
wina i towary kolonialne, a dla północnych okręgów
kraju sól zamorska, tzw. pruska. Rzadko jednak wiel-
cy kupcy próbowali specjalizacji w jednym typie to-
warów, skupiając raczej w swym ręku kontakty
z określonymi ośrodkami wymiany w kraju i za gra-
nicą, bardziej w ramach specjalizacji terytorialnej.
Kupcy byli też ludźmi, którzy udzielali kredytu. Był
to kredyt kupiecki, udzielany sobie nawzajem, pod
zastaw towaru, czy na zobowiązanie pisemne. Poży­
czali też gotówkę królowi i magnatom, wycofując so-
nie wierzytelności z dochodów skarbu, dzierżawy ceł,
lub użytkowania nieruchomości, m. in. dóbr ziem-
skich, które brali w zastaw. Zresztą ten ostatni typ
kredytu, tj. pod zastaw dóbr, był specjalnością raczej
magnaterii, która wolała pewniejsze lokaty, chociażby
z mniejszym, ale trwałym oprocentowaniem. Zasada
bowiem oprocentowania pożyczki, potępiona przez
prawo kanoniczne, torowała sobie drogę w formie po-
średniej, jak np. zastaw użytkowy dóbr, albo bezpo-
średniej, gdy suma do zwrócenia, nominalny dług,
była większa od kwoty realnie pożyczonej. Z poży­
czek korzystali zresztą różni ludzie - król, magnate-
ria, szlachta i mieszczaństwo, wreszcie chłopi, choć
nie często były to pożyczki na cele produkcyjne. Zwy-
kle utrzymanie wojska, obowiązki związane z misjami
dyplomatycznymi, uroczystości z jednej strony, a klę-

S4
ski elementarne, nieudane transakcje, niespodziewane
straty powodowały zapożyczanie się dłużników.
Rozwój techniki, mimo że tak powolny w dawnych
wiekach, postępował wyraźnie naprzód. Tym, czym
dziś dla przemysłu jest energia elektryczna, tym
wówczas była energia wodna. Koła młyńskie podsię­
bierne, czyli walne i nasiębierne, bardziej wydajne,
zwane korzecznymi napędzały młyny mączne i pro-
chowe, stępory obtłukujące kaszę, korę dębową (jako
garbnik), ubijające na mokro sukno dla jego sfolowa-
nia; poruszały piły w tartakach, koła szlifierskie w wy-
twórniach noży, broni, igieł. Koła młyńskie porusza-
ły nie tylko miechy w piecach kowalskich czy prażą­
cych rudę żelazną, ale i mełły tę ostatnią przed wy-
topem, wreszcie uruchamiały wielkie młoty w tzw.
hamerniach, czyli kuźnicach, które obrabiały na go-
rąco żelazo. Nawet blachę walcowano, a drut Ciągnię­
to przy pomocy energii wodnej.
Młyny ówczesne bywały niekiedy wielkie, posiada-
jące 4, 5, 6 kół napędowych, do których systemem
spiętrzeń i kanałów doprowadzano wodę. Były to mły­
ny podmiejskie, produkujące w wielkich ilościach mą­
kę i kaszę, były tzw. rudy, rodzaj hut ówczesnych,
były papiernie, tartaki, szlifiernie itd. Wszystkie zaś
duże i kosztowne urządzenia tego rodzaju potrzebowa-
ły do swej budowy i uruchomienia kapitału, którego
mogło dostarczyć najczęściej miasto. Tak na przykład
w 1524 r. kupiec krakowski Paweł Kaufman założył
w Starczynowie koło Olkusza manufakturę, która wy-
rabiała blachę i drut w oparciu o urządzenia napędzane
energią wodną, a do naj słynniej szych papierni nale-
żał zakład w Balicach, prowadzony przez kupców
i bankierów krakowskich Bonerów.
Najbardziej charakterystyczne procesy przechodze-
nia kapitału handlowego z miast do produkcji repre-

55
zentowało górnictwo. Dotyczyło to różnych dziedzin
górnictwa, od poszukiwań kruszców, poprzez drobne
przedsiębiorstwa wydobywcze, aż po wielkie żupy
solne. Samo poszukiwanie kruszców, wymagające du-
żych nakładów, a kryjące w sobie poważne ryzyko
nieznalezienia niczego, opierało się na spółkach, jak
na przykład spółka kupiecko-magnacka z udziałem
naj bogatszych kupców krakowskich i przedstawicieli
najwyższej arystokracji, która została zawiązana
w 1525 r., celem prowadzenia poszukiwań kruszców,
głównie srebra, w Tatrach.
Kopalnie ołowiu i srebra w Olkuszu i jego okoli-
cach były w innej sytuacji. Pierwotnie były one eks-
ploatowane, na zasadzie średniowiecznych przywile-
jów, przez rzemieślników górniczych, tzw. gwarków.
Ten system drobnych przedsiębiorców-rzemieślników
był wystarczający, póki wydobycie odbywało się bli-
żej powierzchni i mogło być prowadzone nielicznymi
siłami poszczególnych gwarków i ich pomocników.
Sięgnięcie do głębszych pokładów wymagało już prze-
bijania szybów i sztolni, budowania i organizowania
urządzeń odwadniających - kieratów z czerpakami
i wind, sztolni i studni odwadniających. Na to trzeba
było dysponować większymi kapitałami, a tych drobni
gwarkowi e posiadać nie mogli. Odpowiednie fundusze
wyasygnować mogli jedynie kupcy, którzy odbierali
od nich wydobyty minerał czy metal, by wywozić go
i sprzedawać. Mogli, ale nie robili tego z samej sym-
patii - dawali pieniądze, lecz za określone zobowią­
zanie dostawy urobku po niewysokiej cenie, za udział
w zyskach, wreszcie stopniowo kupcy-skupywacze
podporządkowywali sobie gospodarczo, poprzez system
tzw. nakładaczy, gwarków. W rezultacie gwarkowi e
stawali się tylko pracownikami w produkcji, która
prowadzona była na koszt i dla zysku nie ich, lecz

56
kupców, głównie krakowskich w wypadku Olkusza.
którzy opanowali produkcję.
Bardzo łakomym kęskiem dla bogatych kupców by-
ła dzierżawa kopalni soli królewskich, tzw. żup. Ko-
palnie soli znajdowały się w Wieliczce, Bochni oraz
na Rusi (Drohobycz, Dolina). Były to wielkie, nie tyl-
ko na ówczesną miarę, przedsiębiorstwa, liczące do
iOOO pracowników, w których wydobywano sól ka-
mienną w formie tzw. bałwanów, drobnego rumu,
ewentualnie rozpuszczoną w wodzie, z której to solan-
ki, po odparowaniu, otrzymywano najwyższy gatunek
soli, tzw. warzonkę. O wielkości tych przedsiębiorstw
może świadczyć ich produkcja, która dla Wieliczki
w 1564 r. wynosiła 15 899 bałwanów, drobną zaś sól
wydobywano np. w r. 1570 w ilości ok. 16052 cetna-
rów (ok. 1043 ton). Mniejsza była produkcja w Bochl\i,
podobnie w żupach ruskich, z tym że te ostatnie wy-
dobywając jedynie solankę, dostarczały sól warzoną.
Produkcja soli miała przy tym wyraźną tendencję
wzrostu, co wiązało się z rozbudową kopalni, szczegól-
nie w Wieliczce, gdzie powstały nowe komory wydo-
bywcze, ulepszcno transport i pompowanie wody, sto-
sując do nap~du urządzeń wielkie kieraty konne.
Wszystko to wymagało dużych nakładów finanso-
wych, którym być może same żupy byłyby w stanie
podołać, gdyby nie rosnące potrzeby skarbu i wyda t-
kowanie dochodów żupnych nieraz przed ich uzyska-
niem. Dzięki temu kierownictwo żup mogło przejść
w ręce przedsiębiorców, posiadających odpowiednie
kapitały do ewentualnego pokrycia z góry zapotrze-

bowań skarbu, a które to pieniądze można było z okła-
dem odzyskać na zasadzie korzystnych warunków
dzierżawy. Wprawdzie administrowanie żupami w for-
mie dzierżawy, a nie wyliczania się z gospodarki, nie

57
było regułą, ale nie było też wyjątkiem, stając się
źródłem wielkich zysków żupników.
Powyższy przegląd gospodarki polskiej w latach
1454-1573 pozwala na wyciągnięcie paru ogólniej-
szych wniosków. Po pierwsze okres ten jest okresem
żywego rozwoju gospodarczego, szczególnie XVI stu-
lecie. Rozwój ten jest dość wszechstronny i choć głów­
ny akcent należy położyć na rolnictwo i folwark ów-
czesny, trzeba przy tym stwierdzić, że gospodarka
wiejska Polski posiada wszelkie cechy prawidłowego
rozwoju gospodarki towarowo-pieniężnej w Europie.
Będzie to utowarowienie gospodarki rolnej, choć
w formach rozwiniętych na terenach na wschód od
Łaby, a nie w postaci średnich i większych gospo-
darstw chłopskich, jak na zachodzie. Będzie to roz-
wój rzemiosła wra~ z początkami manufaktur oraz
górnictwa z udziałem kapitału handlowego, tak
jak i w innych krajach europejskich. Będzie to
wreszcie ożywienie wymiany zagranicznej i we-
wnętrznej, narastanie rynku wewnętrznego, dzię­
ki procesom urbanizacji i utowarowienia gospodarki
wiejskiej. Bę8zie to na koniec ogólne podniesienie się
poziomu materialnego życia, zgodnie z sytuacją w Eu-
ropie tego okresu. Można by jeszcze zastanowić się
czy tempo tego wzrostu było analogiczne czy też wol-
niejsze, niż w innych krajach, nie mamy jednak moż­
ności ścisłych porównań w tym zakresie. Mimo niższe­
go punktu wyjścia nie wydaje się, by ekonomika pol-
-ska pozostawała daleko w tyle za innymi, bardziej
rozwiniętymi krajami.
Rozwój gospodarczy Polski pociągnął za sobą daleko
#
idące konsekwencje społeczne. Omawiając sytuację
chłopa, stwierdziliśmy, że mimo wzrostu ciężarów, nie
uległa ona wyraźniejszemu pogorszeniu, chłop nato-
miast wszedł w orbitę gospodarki towarowo-pienięż-

58
nej; wyszedł gospodarczo i praktycznie, mimo wszel-
kich prawnych ograniczeń, poza swoją wieś, oddziela-
jącą go dawniej od otaczającego świata. Mieszczaństwo
niejednolicie zyskiwało na przemianach w życiu go-
spodarczym. Drobni rzemieślnicy, pracownicy najem-
ni, jeśli nie stracili, to niewiele zyskali. Wprawdzie
łatwiej było chyba o zbyt produktów, o zatrudnienie,
ale wzrosły znacznie koszty utrzymania w mieście, co
mogło łatwo pochłonąć nowe korzyści. Dużo nato-
miast zyskali wielcy kupcy, czasem i mniejsi, na roz-
woju wymiany, na zyskach ciągniętych z produkcji
przemysłowej, górniczej, kredytu czy dzierżawy do-
chodów państwowych. Wprawdzie duża część zgroma-
dzonych w ten sposób funduszów poszła na zakup
dóbr ziemskich czy straciła swą wartość w później­
szych latach, ale był to znowu proces bynajmniej nie
specyficznie polski i taki los spotkał np. bankierów
augsburskich Fuggerów, naj bogatszych ludzi w ów-
czesnej Europie.
Rozwój gospodarczy przesunął też układ sił w obrę­
bie klasy feudałów. Szlachta, w oparciu o rozwijające
się folwarki i ich dochody, była w stanie emancypować
się nie tylko gospodarczo, ale i politycznie czy kul-
turalnie spod przewagi magnaterii. Dobra koniunktu-
ra skłaniała zresztą do rozszerzania aktywności gospo-
darczej, do udziału w handlu, produkcji przemysło­
wej czy rzemieślniczej, od której szlachta, np. mazo-
wiecka, bynajmniej w tym okresie nie stroniła. Zresz-
t.ą nawet bogatsi ze szlachty, prócz swych dóbr ziem-
skich posiadali dworki czy kamienice w większych
miastach, jak Kraków, Poznań, Lublin czy Warsza-
wa i bynajmniej nieobce im były sprawy gospodarki
i życia mieszczańskiego. Mniej w tym zakresie po-
trafiła wykorzystać koniunkturę magnateria. Oparta
na wielkich, ale niezbyt umiejętnie zarządzanych ma-

59
jątkach, na przechwytywaniu dochodów państwowych
chociażby w formie użytkowania królewszczyzn, ustc:-
powała placu młodszym braciom, szlachcie. Potężne
dawniej rody Tęczyńskich, Szydłowieckich, Kmitów,
Górków, Tarnowskich nikły, by zostać zastąpione
przez nową magnaterię, uzupełniającą przerzedzone
szeregi starej, a wywodzącą się ze wzbogaconej szlach-
ty. Walka bowiem społeczno-polityczna wewnątrz tej
klasy nie tyle prowadziła do niwelacji feudałów, co za-
stąpienia nowymi, młodymi przedstawicielami, da-
wnych potężnych i bogatych rodów magnackich.
PAŃSTWO

Dzieje wewnętrzne Polski 1454--1573 można roz-


patrywać pod różnymi kątami widzenia. Mogą to być
tradycyjne dzieje panowań, mogą być chronologicznie
czy rzeczowo uporządkowane wypadki z zakresu walk
politycznych, reform, wybitnych przywódców, ich
związków i ambicji, i tym podobne. Wydaje się nam
,iednak, że można popatrzeć na te dzieje z innej strony.
Państwo nie było przecież tworem naturalnym - było
tworem ludzkim, przez ludzi zorganizowanym i dla
ludzi działającym. Nie służyło ono jednak wszystkim
w ten sam sposób - dla jednych było gwarancją ich
pozycji społecznej, ich możliwości prawnych i ekono-
micznych, ich praw czy uroszczeń do podporządkowa­
nia sobie innych ludzi, ich pracy i jej owoców. Cho-
dzi nam o to, że państwo było tworem klasowym, słu­
żyło określonej klasie, klasie feudałów, dla której było
narzędziem podporządkowania sobie i eksploatacji klas
innych. Jest to wprawdzie truizm dla współczesnych
historyków, trudno jednak przyporządkować tej zasa-
dzie teoretycznej konkretne fakty i wydarzenia, tak
by wiązały się w jakąś logiczną i konsekwentną całość.
Czy i w jakim stopniu jest to dla tych czasów możli­
we, to się dopiero okaże.
Klasa feudałów, jako klasa rządząca, jest pojęciem
zbyt ogólnym i uproszczonym, by wystarczało ono do
interpretacji konkretnych zjawisk historycznych epo-
ki. Klasa ta przecież, tworząc w ówczesnej nomenkla-

61
turze nie jeden nawet, a parę stanów, była podzie-
lona wewnętrznie, choć na zewnątrz wobec innych klas
w zasadzie solidarna, związana wspólnymi interesami.
Natomiast poszczególne grupy, wydzielone mniej lub
więcej społecznie, nierówny miały udział w rządach,
nierówne też osiągały z tego korzyści. O udział ten
i korzyści toczyła się ciągła rywalizacja, jeżeli nie
wręcz walka, w której to ta, to inna grupa zyskiwała
przewagę, czasem tak dużą, że inne grupy musiały się
jej podporządkować, czasem tak niewielką, że pozo-
stałe mogły skutecznie paraliżować wszelkie jej poczy-
nania.
Próbując rozdzielić poszczególne grupy feudałów
w ówczesnej Polsce, trudno wyodrębnić je ściśle i jed-
noznacznie - spróbujmy to więc zrobić chociażby
roboczo. Do pierwszej grupy należałoby zaliczyć kró-
ia. z jego najbliższą rodziną i otoczeniem, biorącym
udział w wykonywaniu jego władzy. Grupa ta czy
nawet jednostki, nie może działać samodzielnie, bez
uparcia się na innych grupach społecznych, do któ-
rych przede wszystkim należałoby zaliczyć magna-
terię. Magnateria ta może też mieć różny charakter -
mogą to być potężne, oparte na wielkich majątkach
rodziny magnackie, dla których znaczenia i wpływu
na rządy oparcie o króla nie jest konieczne, może to
być też magnateria oparta na władcy, grupa dygni-
tarzy-urzędników, swą pozycją ściśle związana z ko-
roną, której i udział w rządach, i swą pozycję gospo-
darczo-społeczną zawdzięcza. Wreszcie do grup, które
władzę posiadały lub po nią sięgały trzeba zaliczyć
szlachtę w znaczeniu średniej szlachty przede wszyst-
kim, nie uzależnionej bezpośrednio od króla czy ma-
gnaterii, szlachtę jednak niezbyt drobną, nie zaścian­
kową, gdyt ta ostatnia, jako zbyt słaba, o udziale
w rządach marzyć nie mogła.

62
Kryteria pozycji społeczno-majątkowej nie wystar-
czą jednak dla wyodrębnienia wszystkich grup w kla-
sie feudałów. Osobną bowiem grupę stanowił kościół
katolicki, a szczególnie jego wyższa hierarchia du-
chowna. Wprawdzie majątkiem i pochodzeniem więk­
szość biskupów dałoby się związać z magnaterią, ale
odrębność ich pozycji życiowej, prawnej, osobne inte-
resy kościoła i jego wpływów i majątków każą nam
tę grupę uważać za wyodrębnioną i w różnych sy-
tuacjach politycznych traktować oddzielnie. Już średnie
i niższe duchowieństwo, choć z punktu widzenia inte-
resów łączyło się z wysoką hierarchią kościelną, dą­
żenia polityczne miało niekiedy inne, zaś sięgać po
władzę państwową jako grupa nie mogło.
Pozostaje tu może parę słów dodać o mieszczaństwie.
jako czynniku politycznym w ówczesnej Polsce. W nie-
których krajach w tym okresie występowało ono jako
podpora i jeden z istotnych uczestników sprawowa-
nia władzy, w Polsce jednak było inaczej. Miasta,
z wyjątkiem miast pruskich, a szczególnie Gdańska,
od udziału w rządach trzymały się z daleka. Wydaje
się jednak, że nie uczestniczyły w nich nie tylko dla-
tego, że zostały odsunięte, lecz raczej wolały strzec
swego stanowiska odrębności prawnej, swoich przy-
wilejów i zależności wprost od króla, a nie ryzyko-
wać na przykład uczestnictwa w sejmach, gdzie w każ­
dej chwili groziło im zmajoryzowanie przez szlachtę.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że wielkie miasta, a głów­
nie rządzący nimi bogaty patrycjat, sądziły, że po-
siadają ewentualne wspólne sprawy i interesy raczej
z magnaterią niż szlachtą, gdy tej ostatniej obiek-
tywnie bliższe były interesy mniejszych miast a nie
wielkich.
Z punktu widzenia przewagi poszczególnych grup
w rządzeniu państwem, trudno dokładnie chronolo-

63
gicznie określić i ocenić rolę, jaką każda z grup w da-
nym okresie odgrywała. Czasy panowania Kazi-
mierza Jagiellończyka na przykład początkowo stały
pod znakiem przewagi magnaterii, głównie małopol­
skiej, a do tego przede wszystkim duchownej, z kar-
dynałem Zbigniewem Oleśnickim na czele. Król nie
znalazł w niej oparcia, jak i w szlachcie, która nie
dojrzała wówczas jeszcze do swiadomych i plano-
wych działań politycznych. Rządy królewskie bez
oparcia o jakąś grupę nie były jednak możliwe i tę
grupę dla Kazimierza Jagiellończyka stanowiła głów­
nie nowa magnateria, uformowana stopniowo, o funk-
cjach przede wszystkim urzędniczych, rekrutowana
szczególnie spośród starostów królewskich. Dawało to
rękojmię większego uzależnienia od władcy, ofiarności
w stosunku do jego ambitnych planów, a oparcia ta-
kiego król potrzebował. Ludzie ci, wywodzący się naj-
częściej ze szlachty wielkopolskiej, z nią też mieli
bliższe związki niż z dawną magnaterią.
Związki polityczne monarchy z nową magnaterią
pozwoliły na przeprowadzenie walki ze starą magna-
terią, na podporządkowanie sobie hierarchii duchow-
nej. Związki te pozwoliły wytrwać i zwyciężyć w ak-
cjach zewnętrznych - wojnie pruskiej i działaniach
na terenie Czech i Węgier. Pozwoliły też osłabić opo-
zycję szlachty, czy też nawet częściowo ją pozyskać
dla urzeczywistnienia planów królewskich. Najciekaw-
szą postacią, przynajmniej w sensie programu i sze-
rokości widzenia tej grupy, był Jan Ostroróg, kasz-
telan poznański, który w swym Monumentum pro
Reipublicae ordinatione (ok. 1474-1477) żądał nie tyl-
ko suwerenności Polski na zewnątrz, szczególnie wo-
bec papiestwa, ale także unifikacji prawnej, powszech-
nego opodatkowania (z duchowieństwem włącznie)
i powszechnego udziału w obronie kraju. Przedsta-
REZYDENCJE MAGNACKIE

Mieiscowołc.i : wtośc1clele .

l Baron6w LeuczyAsc.y
2 Biata Pc>dIOl~a Rodziwiłrowie 19 PinClów Myukow"y
3 Bn.iony Sieniawscy 20 Podh .. ee Koniecpolscy
4 Cumierniki firl.jowi. 21 Pc>dzomc.u Tortowi.
5 Dqbłowico Fidejawie Pie"ono'Ws~l.
6 Dobrami! H.,burlowle 22 Pomorłon., S.bluty
7 Gotuch6w L.uCJ.yńsc.y 23 Runów LiSlfzowle
8 Janowiec n/Wisł9 fidejowi. 24 Spy,kowice bp luokows"l
9 Ki.lce bp krokowslci 25 Sucho Komotowscy
10 Kłuje:y", Krasiccy 26 S,yd/owiee Rocbiwlł-ł'owle
11 Krup. Ouechowscy 27 T ,e,yn T'Cłyńscy
12 Kruuyno Oenhoffowie 28 UIOld-l(u.,itop6 ł Ossolifis~y." .

n~:~\~ :~~~~one
15 t.aMut
~~:::h;iY.
Lubamirsc.y
29
30
31
Unlej6w
Wl4nle, No .. y
WarszO'Wo
abp gnlunl.ns"l
Lubomirscy
fetyd.nc:je podmiejskie
16 Łowiu obp gniefnieńslci 32 Zomość Zomo.,5CY
ł7 Ouolin Ouol illJcy 33 Z~.. y;' Zbqsey
18 Piukowo Slcoło Szofrafleow ie l 34 ZI'o<,6.. $obiucy
Zebrzydowscy 3526l1<le.. Z61\d .... ey
wicielem tej grupy w pewnej mierze był i Jan Dłu­
gosz, kanonik krakowski, ojciec naszego dziejopisar-
stwa, zwolennik odzyskania dawnych ziem polskich,
Pomorza i Sląska. Ciekawy był przy tym fakt, że
grupa ta, w swym teoretycznym przynajmniej pro-
gramie, potrafiła wychodzić poza bezpośrednie inte-
resy własne, zajmując stanowisko szersze, sui generis
ówczesnej racji stanu.
Odsunięcie dawnej magnaterii od rządów nie było
wystarczające póki znajdowała ona trwałe oparcie
w zbyt niezależnej od króla hierarchii duchownej. Re-
alne uniezależnienie się od niej króla, a przez to
l wzmocnienie władzy królewskiej, było możliwe w wy-
padku podporządkowania decyzji monarszej nomina-
cji na stolice biskupie. W 1460 r. rozpoczęła się wal-
ka Kazimierza Jagiellończyka i jego otoczenia o ob-
sadzf'nie swym kandydatem katedry krakowskiej, nie-
co weześniej włocławskiej, później zaś i naj dłużej
o decydujący wpływ na wybór biskupów warmińskich.
Walkę tę wygrał król i odtąd wybory kapitulne bisku-
pów stały się formalnością, o tym zaś kto zostanie
"wybrany" decydował monarcha i jego polecenie.
Mniej skuteczna okazała się próba sił ze szlachtą,
szczególnie w pierwszym okresie rządów. Szlacr.ta
miała w ręku dwa atuty do wygrania - obowiązek
uzyskiwania jej zgody przy nakładaniu podatków nad-
zwyczajnych. koniecznych dla realizacji wszelkich
energiczniejszych akcji, wobec spadku znaczenia 2-gro-
szowego poradlnego; miała też rzeczywistą siłę swych
szabel, gdy była zgromadzona na pospolite ruszenie.
Moment tego rodzaju nastąpił w r. 1454, gdy szlachta
wielkopolska zgromadzona była pod Cerekwicą, póź­
niej zaś również małopolska pod Nieszawą. Rezulta-
tem przetargów stały się tzw. przywileje nieszawskie,
w których król zobowiązywał się nie zwoływać pospo-

5- P;)lska-R~eczą Pospolitą Szlachecką 65


litego ruszenia, uciążliwego zawsze dla szlachty, ani
nie nakładać podatków nadzwyczajnych, co zresztą
przewidywały i dawniejsze przywileje, bez zgody zjaz-
dów szlacheckich, czyli sejmików. Ograniczone też
miało być rozdawnictwo dóbr królewskich, w tym
wypadku w formie zakazu zastawiania starostw gro-
dowych, na których ze szkodą dla skarbu królewskie-
go tuczyli się magnaci.
Przywileje nieszawskie formalnie jedynie rozszerza-
ły dawniej istniejące statuty, jednakże to rozszerzenie
i odnowienie spowodowało nowy proces zmian ustro-
jowych. Ciągła potrzeba podatków na prowadzenie
aktywnej polityki zagranicznej lub pomocy pospolite-
go ruszenia spowodowała częste, niemal systematycz-
ne zwoływanie zjazdów szlacheckich. Zjazdy te poro-
zumiewały się między sobą w ramach poszczególnych
prowincji, co dało początek późniejszym sejmikom ge-
neralnym w Kole dla Wielkopolski, w Nowym Mieście
Korczynie dla Małopolski. Był to etap pośredni, sto-
pniowej ewolucji prowadzącej do powstania zjazdu
wspólnego delegatów całej szlachty w formie sejmu
walnego, o którego istnieniu pierwsza pewna wiado-
mość datuje się z 1493 r.
Sejmu z przełomu XV i XVI w. nie można jeszcze
ujmować w tych samych kategoriach, co późniejsze
sejmy z XVI, XVII czy XVIII stulecia. Sejm składał
się wprawdzie już z 3 wyodrębnionych członów, tj.
króla, rady królewskiej, zwanej później senatem, a do
której weszli biskupi katoliccy, wojewodowie, kaszte-
lanowie i najwyżsi urzędnicy królewscy, oraz z izby
poselskiej. O izbie tej w jej początkowej postaci nie-
wiele wiemy, można jednak wątpić czy reprezento-
wała ona świadomie interesy grupy szlacheckiej, skoro
jeszcze później spotykamy nie tylko senatorów wybie-
ranych posłami od szlachty, ale i akcje magnaterii,

66
która starała się dopilnować
na sejmikach wyboru
własnych kandydatów na posłów. Inicjatywa ustawo-
dawcza należała do króla, który określał przedmiot
obrad sejmu i mógł zeń eliminować niepożądane dla
siebie kwestie. On też konkludował obrady, nieko-
niecznie ściśle według wyniku obrad. Król obradował
. wraz z radą i tu odbywała się publiczna dyskusja nad
propozycjami królewskimi. Izba poselska obradowała
zwykle osobno, przynosząc królowi swe odpowiedzi
i wyniki dyskusji. Ponadto zdarzało się, że posłowie
przywozili z sejmików prośby czy postulaty do króla,
tzw. petita, na które król udzielał ewentualnej pozy-
tywnej lub negatywnej odpowiedzi, włączając je w tym
pierwszym wypadku do uchwał sejmowych. Opozycja
posłów wobec króla i rady w tym okresie rzadko mo-
gła być skuteczna i jedynym wyjściem dla nich, a cza-
sem i dla króla, było odwoływanie się w sprawach
spornych do sejmików, które przez wiele lat uzupeł­
niały swymi uchwałami sejmy. Argumentem przedsta-
wicieli szlachty w przetargach sejmowych była zgoda
na podatki i tym orężem zwykle walczyli.
Do sejmu weszli w zasadzie i przedstawiciele miast,
w tym wypadku Krakowa, ale nie stanowiąc zorgani-
zowanej, większej grupy, nie mogli odgrywać poważ­
niejszej roli, jeżeli nawet uczestniczyli w obradach.
Układ sił politycznYl!h w obrębie monarchii nie-
wiele się zmienił w czasie krótkiego panowania Jana
Olbrachta (1492-1501). Być może większą nieco rolę
odgrywała w6wczas szlachta, jak chce dotychczasowa
literatura, ale na pewno daleko jej było do udziału
w rządach. Jedynie na podstawie konstytucji sejmu
1496 r. można sądzić, że pewną rolę w uchwałach ode-
grały interesy szlachty, choć uchwały te nie były
bynajmniej sprzeczne z interesami magnaterii. Konsty-
tucja, jak już była mowa, ograniczała chłopskie pra-

67
wo wYJsCla ze wsi, wprowadzała taksy wojewodziń­
skie i zakaz nabywania dóbr ziemskich przez miesz-
czaństwo. Być może również wydzielenie z unii per-
sonalnej z Polską W. Księstwa Litewskiego, gdzie na
tronie zasiadł Aleksander Jagiellończyk, pozwalało
Olbrachtowi bardziej zająć się sprawami Korony i szu-
kać trochę szerszego oparcia w społeczeństwie, w roli
króla-populara. Nie pomogło to o tyle, że w tradycji
ówczesnej została postać Olbrachta, jako wodza w nie-
szczęśliwej, rzekomo katastrofalnej wyprawie buko-
wińskiej z 1497 roku.
Inna była pozycja Aleksandra, gdy objął tron w Pol-
sce (1501-1506). Pozbawiony bezpośredniego oparcia
w grupie nowej magnaterii czy u szlachty, od wielu
lat przebywający poza Koroną, a potrzebujący po-
mocy dla Litwy, która toczyła niepomyślne walki
z W. Księstwem Moskiewskim i Tatarami, szachowa-
ny wreszcie przez możliwość sięgnięcia po tron Zyg-
munta Jagiellończyka, musiał przyjąć poparcie grupy
starej magnaterii, która za wprowadzenie na tron ka-
zała sobie sowicie zapłacić, w wystawionym na jej
żądanie tzw. przywileju mielnickim (1501). Przywilej
ten nie zrealizowany w praktyce, skupiał władzę pań­
stwową w radzie królewskiej, której monarcha był
jedynie przewodniczącym. Król i jego polityka pod-
dane były kontroli senatu, członkowie tegoż zaś mieli
prawo wypowiedzieć mu posłuszeństwo, gdyby ten ła­
mał przywileje. Równocześnie zresztą w Mielniku
unia polsko-litewska oddawała w ręce magnaterii obu
kraJÓW wybór wspólnego monarchy.
Magnateria stara, głównie małopolska, jako oparcie
dla władzy królewskiej okazała się jednak za słaba
wobec opozycji młodej magnaterii, opartej na szlach-
cie. Przywódcą tej ostatniej grupy stał się, od 1503 r.
kanclerz koronny, Jan Laski. Konstytucje sejmu piotr-

68
kowskiego z 1504 r. Lyły wyrazem osiągnięcia prze-
wagi przez tę grupę. Uderzały one w podstawy ma-
terialne dawnej magnaterii, jaką stanowiły rozgra-
bione przez nią dobra królewskie, gdyż nowa ustawa
zakazyw:lła wszelkich nadań na własność, sprzedaży,
czy zastawów królewszczyzn, bez zgody całego senatu.
Osłabić magnaterię miała i następna uchwała o tzw.
"incompatibiliach", tj. o zakazie łączenia w jednym
ręku paru urzędów, jak na przykład kanclerstwa czy
podkanclerstwa z bogatszymi biskupstwami, czy też
urzędami wojewodów h.ib kasztelanów. Jednocześnie
określono kompetencje głównych urzędów państwo­
wych, jak kanclerzy, marszałków i podskarbich.
Przewagę nowej grupy rządzącej i stojącej za nią
szlachty ugruntować miał następny sejm, radomski,
z 1505 r., który uchwalił sławną konstytucję "Nihil
Novi", według której nie wolno było nic nowego po-
::.tanowić, co stanowiłoby nowe obciążenie, lub zmie-
niało prawo, czy ograniczało wolności, bez wspólnej
2'gody rady i posłów ziemskich. Treść konstytucji była
nie tyle przewrotem w dotychczasowych formach
ustrojowych, co prawnym utwierdzeniem kompetencji
sejmu, bez zmiany jego postaci, czy układu sił w Jego
obrębie. Sejm radomski zajął się również rozdziele-
niem kompetencji sądów świeckich i duchownych, wy-
bieraniem przez szlachtę urzędników sądowych, wresz-
cie sejm uchwalił ~urowe sankcje przeciw rozbójni-
ctwu. Grupa rządząca nie ograniczyła się przy tym
do utwierdzenia swej władzy, ale - jak widać - pod-
jęła zadanie uporządkowania stosunków wewnątrz­
ustrojowych, wykraczając poza swe bezpośrednie in-
teresy. Temu też miały służyć, opracowane pod kie-
runkiem Jana Laskiego, statuty, które wyszły dru-
kiem w 1506 r. Nie była to kodyfikacja prawa, ale
zebranie i opublikowanie istniejących ustaw i statutów,

69
co miało wpłynąć na ich szerszą znajomość, na unifika-
cję prawną terytorium kraju, kosztem praw zwycza-
jowych i partykularnych, tak jak to się działo i w in-
nych krajach.
Okres objęty panowaniem Zygmunta I (1506-1548)
nie miał jednolitego charakteru, jeśli chodzi o wpływy
i udział w rządach poszczególnych grup feudałów.
Sam Zygmunt I, który starym jagiellońskim sposobem,
tj. poprzez uprzednie objęcie tronu W. Księstwa Li-
tewskiego, zapewnił sobie koronę polską, był w zasa-
dzie związany z dawną wielką magnaterią i hierar-
chią duchowną, pokrewną tejże. Wprawdzie przejął
głównych urzędników z czasów Aleksandra, ale przy-
wódca konkurencyjnej grupy Jan Łaski, gdy w 1510 r.
został obrany arcybiskupem gnieźnieńskim, w myśl za-
sady o "incompatibiliach" musiał złożyć urząd kancle-
rza i praktycznie usunąć się z aktywnej działalności
przy królu. Głównymi doradcami i oparciem dla
Zygmunta Starego stali się KrzysztofSzydłowiecki,
kanclerz, w końcu i kasztelan krakowski, wraz z bra-
tem Mikołajem, podskarbim, najpotężniejsze w Mał<r
polsce rodziny Tęczyńskich, a w Wielkopolsce Górków,
hetman Jan Tarnowski, wreszcie biskup krakowski,
podkanclerzy Piotr Tomicki wraz ze swym siostrzeń­
cem Andrzejem Krzyckim, pod koniec życia arcybi-
skupem gnieźnieńskim. Rodziny te typowo magnackie,
wrogie szlachcie, usiłowały systematycznie odsunąć ją
od wpływu na rządy krajem, a dążenia do reform
ustrojowych były tak ustawiane, by nic nie uronić
z osiągniętej przez magnaterię przewagi.
Przeciwną im grupę nowej magnaterii, opierającej
się na łasce królewskiej, a nie na wielkich dobrach
rodowych, usiłowała utworzyć królowa Bona Sforza,
przybyła do Polski w 1518 r. Filarami tej grupy byli:
magnat, choć zabiegający o popularność wśród szlach-

70
ty, marszałek Piotr Krnita, później kanclerz Tomasz
Sobocki, Mikołaj Wolski, a przede wszystkim osła­
wiony arcybiskup gnieźnieński i zarazem biskup kra-
kowski, Piotr Gamrat. Rozdawnictwo urzędów oraz
beneficjów kościelnych, po kanonie włącznie, które
coraz bardziej przechodziło w ręce królowej, zapew-
niało jej z biegiem czasu coraz większą grupę posłusz­
nych zauszników, a zarazem doradców, którzy pod
koniec panowania Zygmunta Starego opanowali w
praktyce rządy, wypierając do opozycji przedstawicieli
starej arystokracji, choć z racji dożywotności prak-
t~Tcznej urzędów i niechęci króla do zmian personal-
nych, trudno było starą magnaterię usunąć od rządów
całkowicie.
Magnateria nowa, wydźwignięta przez Bonę, różni­
ła się, tak jak i jej protektorka, od dawnej magnaterii
i swą postawą w stosunku do problemów polityki za-
granicznej. Jeśli przedstawiciele starej arystokracji
byli zwolennikami orientacji prohabsburskiej, wyno-
sząc z tego niekiedy konkretne korzyści, jak np. kan-
clerz K. Szydłowiecki, to ludzie nowi nawiązywali do
dawnego kierunku antyhabsburskiego, reprezentowa-
nego niegdyś przez Łaskich.
Całkowicie od udziału w rządach została odsunięta
szlachta. Nie oznacza to, że przedtem w nich uczestni-
czyła, ale dawniej dawała poparcie dla młodej magna-
terii, która starała się w walce ze starą niektóre po-
stulaty szlachty realizować. Odsunięcie to było o tyle
dotkliwe, że ewolucja społeczno-gospodarcza i podnie-
sienie się poziomu nauczania i kultury w społeczeń­
stwie złożyły się na lepsze jej przygotowanie do udzia-
łu w życiu publicznym i rządach w państwie. Praktycz-
na jednak działalność polityczna tej grupy musiała się
ograniczać do emancypacji spod przewagi magnaterii
\\' terenie i na sejmie, gdzie w 1520 r. udało się wy-

71
eliminować uczestnictwo senatorów w izbie poselskiej.
Postulaty polityczne szlachty nie znajdowały posłuchu
u króla i w grupie rządzącej i jedynie w momencie,
gdy szlachta zgromadzona na pospolite ruszenie sta-
nowiła realną siłę (1520, 1537) grupa rządząca mu-
siała iść na ustępstwa. Pozostawała więc szlachcie po-
stawa opozycji, raz ostrej, nie przebierającej w środ­
kach (np. nie wyjaśniona próba zamachu na króla
w r. 1523), to znów formułowania postulatów i pro-
gramu politycznego, na którego realizację trzeba było
czekać jeszcze długo. W ten sposób w walce z rządzącą
koterią magnacką i to tak starą arystokracją, jak
i kreaturami Bony, krystalizował się program, wy-
kształcały formy działania i nabierali doświadczenia
przywódcy stronnictwa szlacheckiego, zwanego egze-
kucyjnym.
Okres do 1537 r. stał pod znakiem narastania coraz
gwałtowniejszej opozycji szlachty, wymierzonej prze-
ciw przede wszystkim starej magnaterii, na której
opierał się Zygmunt L Walkę tę od 1529 r. zaczęła wy-
korzystywać Bona wraz z tworzącą się grupą nowej
magnaterii, po paru latach jednak i przeciw królowej
obraca się ostrze opozycji szlacheckiej. Skutkiem tej
walki był paraliż sejmu w zakresie poważniejszych
zmian ustrojowych, paraliż, który przeciągnął się aż
po 1562 r., gdy Zygmunt August stanął po stronie szla-
checkiego stronnictwa.
Państwo tymczasem wymagało wielu reform. DU\\7-
ny system organizacji skarbowości i wojska przeżył
się i trzeba go było budować od nowa. W średniowie­
czu bowiem skarb królewski odgrywał rolę nader ogra-
niczoną, co było związane ze słabym rozwojem gospo-
darki towarowo-pieniężnej. Podstawową siłę wojskową
stanowiło bezpłatne pospolite ruszenie, dwór królew-
ski był utrzymywany przy pomocy produktów z dóbr

72
królewskich, szczególnie z wielkorządów krakowskich,
a administracja państwowa, głównie w postaci sta-
rostów, była uposażona dobrami ziemskimi Korony.
W XVI w. sytuacja była już zupełnie inna. Przede
wszystkim podczas wojen operowano w zasadzie żoł­
nier7f:~m najemnym lub zaciężnym, a więc opłacanym
w gotówce, kosztów pieniężnych wymagało wyposaże­
nie techniczne wojska, głównie artylerii, wreszcie, gdy
dawniej stałym wojskiem były tylko oddziały przy-
bocznI:: monarchy, to teraz konieczne się stało stworze-
nie armii zawodowej, chociażby niewielkiej, która by
mogła chronić przed nagłym atakiem. Do poważnych
obciążen skarbu należało również utrzymanie dworu
z licznym zastępem urzędników, dworzan, z mecena-
tem renesansowym, budownictwem i wystawnością
~ycia. Wreszcie dawny typ aparatu urzędniczego nie
wystarczał, trzeba było tworzyć nowy, wyposażony
w pensje, tak przy królu (kancelaria), jak jeszcze
droższy, w formie służby dyplomatycznej, za granicą.
Nie mógł zapewnić pokrycia wydatków państwa
dotychczasowy system skarbowy, który składał się
z minimalnych podatków stałych (poradlne), dochodów
z dóbr królewskich, źle zagospodarowanych i w dużej
mierze porozdawanych, wreszcie z ceł i żup. Wido-
mym tego znakiem było m. in. powszechne wówczas
w Europie sprzedawanie czy zastawianie przez mo-
narchę dóbr królewskich, zazwyczaj wbrew istnieją­
<:ym przepisom prawnym oraz sięganie do podatków
nadzwyczajnych, co znowu wymagało w większości
krajów zgody stanów, tj. sejmów krajowych. Pozosta-
wało wreszcie zwykłe zadłużanie się skarbu, u kup-
ców, bankierów, jeżeli ci posiadali odpowiednie fun-
dusz«:" potrzebne monarsze.
Obok splotu zagadnień skarb-wojsko, które stano-
wiły główną treść przetargów politycznych w tej epo-

73
ce, OCZywisCle dochodziły rówruez mne, jak kwestia
kodyfikacji prawa i zorganizowania sprężystego wy-
miaru sprawiedliwości, zabezpieczenia wolności oso-
bistej i wyznaniowej, praw i obowiązków różnych
stanów, wreszcie władzy i uprawnień króla. Naj-
istotniejszy jest przy tym fakt, że każda z grup feu-
dalnych pozostających u władzy, czy jej się dobijają­
cych, możliwość rozwiązania każdego z tych probl~
mów widziała inaczej, broniąc mniej lub więcej wąsko
pojętych własnych interesów i atakując cudze.
Oczywiście, wobec konfliktów na granicach, potrz~
by skarbowo-wojskowe rządząca grupa magnacka usi-
łowała początkowo rozwiązać w oparciu o obowiązki
wojskowe szlachty. I tak, gdy w 1510 r. trzeba było
walczyć z Wołoszczyzną, Zygmunt I bez zgody sejmu
zwołał pospolite ruszenie, a w dwa lata później sejm
uchwalił relucję pieniężną, tj. przeliczenie w gotów-
ce, obowiązku pospolitego ruszenia. Ten ostatni po-
mysł, w dużej mierze słuszny, kazał jednak szlachcie
opłacać gotówką swój obowiązek udziału w pospoli-
tym ruszeniu znacznie drożej niż magnaterii. Mimo
kary konfiskaty dóbr, która groziła uchylającym się
od płacenia, podobnie jak nie udającym się na wy-
prawę, upozycja rosła i reforma nie dała się utrzymać.
Atak szlachty na pozycje magnackie był możliwy
dopiero w r. 1520, gdy wojna z Zakonem Krzyżackim
uzależniła króla i jego otoczenie od pomocy podatko-
wej i wojskowej ze strony szlachty. Sejmy toruńsJd
(1519i1520) i bydgoski (1520/1521), szczególnie ten dru-
gi, odbyły się w obliczu zgromadzonych na pospolite
ruszenie mas szlacheckich i musiały uznać postulaty
szlachty. Te tzw. petita szlacheckie stały się podsta-
wą konstytucji uchwalonej przez sejm w Toruniu.
Prócz określenia obowiązkowej pańszczyzny kmiecej
(1 dzień tygodniowo z łanu), były tam m. in. postano-

74
wienia ograniczające kompetencje sądów miejskich
w odniesieniu do szlachty.
Ządania szlacheckie wysunięte pod Bydgoszczą szły
dalej. Szlachta żądała zwołania tzw. sejmu sprawiedli-
wości (conventus iustitiae), który by rozpatrzył do-
tychczasowe ustawy i ich wykonywanie - główną
bowiem tezą ruchu szlacheckiego nie było twierdze-
nie, że ustawy są złe, lecz że nie są wykonywane lub,
że są świadomie obchodzone i łamane. Król obiecał
sejm taki zwołać już w r. 1521, a później przyrze-
czenie to ponawiał jeszcze przez parę lat bez wyni-
ku. .1 ednak równocześnie realnym osiągnięciem szlach-
ty było postanowienie o wybieraniu posłów do sejmu
na sejmikach powiatowych, a nie wojewódzkich, co
zmniejszało możliwości wpływania magnaterii na wy-
bór posłów.
Walka o sejm sprawiedliwości, o wykonywanie
ustaw, toczyła się również przez lata następne. Już
w 1521 r. pojawiło się żądanie zwołania sejmu w stylu
węgierskim, gromadnie, w polu, nazyWanego z wę­
gierska "rokoszem". Walka polityczna doszła do ta-
kiego zaognienia, że w 1523 r. w Krakowie nieznany
sprawca strzelił do Zygmunta I z rusznicy. Według
poglądów szlachty źródłem utrzymania wojska i za-
pewnienia obrony kraju winny być dochody z dóbr
królewskich, co wymagało ich, jak mówiono, egzeku-
cji, 10 jest zbadania podstaw ich posiadania i użytko­
\vania oraz rewindykacji d6br bezprawnie oddanych
na własność, zastawionych, czy danych w bezpłatne
użytkowanie. Godziło to oczywiście w podstawy mate-
rialne dużej części magnaterii, która z tytułu zasług,
nie zawsze najpewniejszych, pożyczek i przetargów po-
litycznych dobra te trzymała; podobnie, jak żądanie
egzekwowania zasady o "incompatibiliach", którą ła­
mali otaczający króla dygnitarze, jak kanclerze K. Szy-

75
dłowiecki, P. Tomicki, J. Chojeński, nie mówiąc lUZ
o późniejszym posiadaniu przez P. Gamrata dwóch
najbogatszych biskupstw w Polsce, jak arcybiskup-
stwa gnieźnieńskiego i biskupstwa krakowskiego.
Postulat egzekucji dóbr nie był jednoznaczny zresz-
tą z tak często wysuwaną wrogością szlachty wobec
podatków. W tym wypadku chodziło o co innego.
Szlachta zwykle sama podatków nie płaciła, tylko jej
poddani, chłopi, stąd podatki nie były dla niej zbyt
bolesne. Natomiast z niechęcią, a w miarę narastania
wpływów reformacji wręcz z nienawiścią patrzyła na
duchowieństwo, które samo nie dawało nic, chociaż
nie tylko posiadało ogromne dobra, ale z całej produk-
cji rolnej, z szlachecką włącznie, ściągało haracz w for-
mie dziesięciny. Ponadto papiestwo wyciągało z Polski
pieniądze w postaci tzw. świętopietrza oraz annat, tj.
wysokich opłat od częstych w Polsce zmian na stoli-
cach biskupich. O ile przeciw odpływowi pieniędzy
do Rzymu nie tylko występowała szlachta, ale i du-
chowieństwo po cichu temu przyklaskiwało, to w spra-
wie opodatkowania istniała zasadnicza sprzeczność in-
teresów, gdyż kościół w obronie swego przywileju
wolności od podatków gotów był niekiedy pod na-
ciskiem szlachty oddać dobrowolnie datek, tzw. "sub-
sidium charitativum". Ta konsekwentna walka kleru
z próbami opodatkowania usztywniała również stano-
wisko szlachty, która w pewnych momentach gotowa
była nawet płacić z własnych folwarków świadczenia
na rzecz państwa, wobec zaś oporu duchowieństwa,
wraz z nim i magnaterią zresztą obalała kolejne próby
reform, jak np. otaksowanie dochodów w celu znale-
zienia nowych podstaw opodatkowania w 1527 r.
Zaangażowanie magnaterii wraz z klerem i szlachtą
w walce politycznej wyzyskać próbowała królowa Bo-
I1a, która stawiała sobie za cel stworzenie siły poli-

,6
tycznej dynastii. w oparciu o gromadzone przez siebie
dobra królewskie i pozyskiwanie rozdawnictwem
urzędów, beneficjów i majątków oddanej sobie, po-
słusznej, nowej magnaterii. Trzeba tu jednak zastrzec
się, że plany Bony nie były planami wzmocnienia mo-
narchii, władzy królewskiej, czy państwa. Majątek
przez nią gromadzony był jej własnym majątkiem,
z którego funduszów chętniej udzielała obcym bankie-
rom czy nawet monarchom niż królowi i państwu
polskiemu. Tworzona przez nią koteria nie występo­
wała z programem zmian i reform ustrojowych, chę­
tniej zajmując się eksploatacją istniejących stanowisk
i majątków, podobnie jak w polityce zagranicznej Bo-
na i jej ludzie interesy księstewek włoskich królowej
stawiali znacznie wyżej niż zasadnicze problemy poli-
tyczne państwa Prywatne wykorzystywanie możliwo­
ści, jakie dawało jej stanowisko królowej i silny wpływ
na starzejącego się Zygmunta I, tworzenie koterii
dworskich i ingerencja we wszystkie niemal sprawy
personalne i majątkowe, wywoływały w stosunku do
królowej i jej ludzi nienawiść skłóconych stron - opo-
zycyjnej szlachty i starej magnaterii, otaczającej po-
czątkowo króla.
Pierwszym sukcesem politycznym Bony było obranie
w 1529 r. 9-letniego Zygmunta Augusta na wielkiego
księcia litewskiego i w tymże roku na króla polskiego.
Gdy w 1530 r. doszło jeszcze do koronacji chłopca,
który zapewne w przyszłości i bez tych zabiegów
miałby zagwarantowaną elekcję i osiągnięcie korony
ojcowskiej, trzeba było za ten sukces zapłacić uro-
czystym zobowiązaniem Zygmunta I, że nigdy w przy-
szłości elekcja następcy nie odbędzie się za życia króla.
Sprawa elekcji nie uzdrowiła atmosfery wewnętrznej,
tym bardziej że ponawiane przez szlachtę coraz doj-
rzalsze postulaty polityczne były systematycznie od-

77
rzucane lub przyjmowane jedynie pozornie, jak na
przykład dekret o egzekucji z 1535 r. W ogniu walki
padały ofiarą i pożyteczne próby reform, jak m. in.
projekt kodyfikacji prawa sądowego w formie tzw.
korektury praw M. Taszyckiego. W rezultacie, gdy po-
łączone siły starej magnaterii i ludzi Bony usiłowały
ugiąć szlachtę, powołując ją na pospolite ruszenie pod
Lwów (1537), doszło do otwartego wybuchu, tzw. woj-
ny kokoszej.
Zebrana pod Lwowem szlachta odmówiła wyrusze-
nia na wojnę, a obradujące tłumy zbrojne pod prze-
wodem M. Taszyckiego, P. i M. Zborowskich, W. Dem-
bińskiego i in. wystąpiły przeciw Bonie i skupowa-
niu przez nią dóbr królewskich oraz elekcji Zygmunta
Augusta, przeciw nowym nominacjom w otoczeniu
króla, przeciw ciężarom narzucanym przez kler itd.,
wysuwając poprzednio stawiane żądania egzekucyjne.
Ani król, ani Bona, ani stojąca za nimi magnateria nie
mogli opanować wzburzenia politycznego. Pospolite ru-
szenie rozpuszczono, a przywódców szlacheckich po-
zwano przed sąd o obrazę majestatu. Do wykonania
jednak tych pozwów nie doszło, król, królowa i popie-
rający ich magnaci byli za słabi, by ryzykować coś
więcej, niż przeprosiny ze strony przedstawicieli opo-
zycji.
Nie rozstrzygnięty więc pozostał ostatni wielki kon-
flikt dworu i magnaterii ze szlachtą. Równowaga sił
uniemożliwiła wszelkie poważniejsze zmiany. Jedynie
od czasu do czasu uchwalany w tradycyjnej formie
tzw. pobór (tj. podatek) i próby reform w dziedzinie
pieniężnej, tzn. ujednolicenie stopy menniczej, paro-
letnie zamknięcie mennic (1535), jako środek mający
zapobiec drożyźnie, czy walka z obcą monetą w kraju,
oto kwestie, które mogły być jeszcze rozstrzygane
w tej sytuacji. Ale jednocześnie problemy reform, za-

78
hamowane układem sił politycznych, wyszły poza te-
ren dworu, sejmu czy sejmików. Interesując coraz
szersze kręgi, szczególnie szlachty, stały się tematem
publicystyki po1itycznej, która drukiem i agitacją usi-
łowała urobić opinię polityczną według swoich poglą­
dów. Z takimi projektami występowali Marcin Kromer
(Census, 1542), Mikołaj Rej (Krótka rozprawa, 1543)
i Andrzej Frycz-Modrzewski (O karze za mężobójstwo,
1543). Była to już zapowiedź nowego okresu walk po-
litycznych i reform.
Panowanie Zygmunta Augusta (1548-1572) stanowi
już nowy, inny etap w dziejach wewnętrznych Polski
tego okresu. Nie dlatego, że zmienił się król, choć
w tym wypadku zmiana ta była nader ważna, ale rów-
nież dlatego, że doszły nowe elementy społeczne i po-
lityczne w dotychczasowym układzie sił - reformacja,
dotąd przytłumiona, która wniosła nowe dążenia i roz-
szerzyła płaszczyznę walki politycznej - i świadome.
szeroko zakrojone akcje w dziedzinie polityki zagra-
nicznej, jak sprawa unii z Litwą i walki o Inflanty, co
wpłynęło bardzo istotnie na kierunek przemian we-
wnętrznych w państwie.
Zygmunt August, ukochany syn i wychowanek Bo-
ny, nauczył się od matki zręcznej taktyki politycznej,
lecz nie przejął jej wzorów gonienia za doraźnymi zys-
kami kosztem szerokich politycznych interesów państ­
wa. Wbrew oczekiwaniom matki odsunął ją całkowicie
od wpływów, likwidując uprzednią dwoistość w rzą­
dach, dwoistość konserwatywnej, arystokratycznej
i ostrożnej polityki ojca i osobistych, koteryjnych i za-
chłannych dążeń matki. W 1544 r. został wysłany na
Litwę, gdzie z ramienia ojca objął rządy wielkoksiążę­
ce, co dało mu pewien zasób doświadczenia polityczne-
go, a zarazem pozwoliło docenić problemy realnego

79
rządzenia i jego podstaw skarbowych, którym poświę­
cił najwięcej uwagi.
Nie ustaegł się natomiast przed zamachami ze stro-
ny magnaterii litewskiej, usiłującej zdobyć wyłączny
wpływ na posunięcia wielkiego księcia. Związał się
niezwykle silnie, choć początkowo potajemnie, z podsu-
niętą mu przez braci Mikołaja Czarnego i Mikołaja
Rudego Radziwiłłów Barbarą Radziwiłłówną, wdową po
St. Gasztołdzie. Małżeństwo to nie znalazło aprobaty
u rodziców, szczególnie Bony, która obawiała się, że
syn wiążąc się z Radziwiłłami ujdzie jej wpływom.
J eszcze gwałtowniej~za burza wybuchła z tego powod u
w Polsce, gdy w 1548 r. przybył objąć tron po śmierci
ojca. Młody król, żonaty z przedstawicielką litewskiej
arystokracji, otoczony spowinowaconą z nim litewską
magnaterią - Radziwiłłami, był nie do przyjęcia, tak
dla zwalczającej w ogóle magnaterię szlachty, jak i dla
magnaterii koronnej, zagrożonej rywalizacją Litwinów.
Ządano niemal jednomyślnie rozwodu albo abdykacji.
Król jednak nie ugiął się - magnaterię zastraszył przy
POJIlOCy szlachty, szlachcie zaczął obiecywać egzekucję,
duchowieństwo pozyskał edyktami przeciw różnowier­
com, wszystkich zaś szachował porozumieniem z Habs-
burgami, które przewidywało m. in. wzajemną pomoc
przeciw buntującym się poddanym. Sprawa się prze-
ciągnęła, najbardziej zwalczająca małżeństwo Bona
straciła poparcie, hetman J. Tarnowski i biskup S. Ma-
ciejowski zapośredniczyli kompromis i w 1550 r. doszło
do koronacji Barbary, która zresztą, wbrew obawom
ogółu, bynajmniej nie myślała mieszać się do polityki.
Oparcie dla Zygmunta Augusta w pierwszych latach
jego rządów stanowiła magnateria. W Koronie byli to
S. Maciejowski, J. Tarnowski, P. Kmita, przedstawi-
ciele starej epoki, młodszy od nich J. Ocieski, a z du-
chownych M. Dzierzgowski, J. Uchański, czy A. Ze-

80
brzydowski. Na Litwie rządzili niemal samodzielnie
Radziwiłłowie, którzy próbowali, szczególnie Mikołaj
Czarny, wpływać i na rządy w Koronie. Nie dawało
to poważniejszych wyników. Choć ich wpływy przetr-
wały śmierć Barbary w 1551 r. jednakże Zygmunt
August nie dał się uzależnić żadnej z koterii magnac-
kich, manewrując pomiędzy nimi.
Tymczasem naprzeciw starej i nowszej magnaterii
do walki o władzę, o udział w rządach i kształtowaniu
stosunków w państwie wystąpiło szlacheckie stronnict-
wo, zwane egzekucyjnym. Nie była to zorganizowana
partia w naszym rozumieniu tego słowa, gdyż takie
wówczas nie istniały. Różniło się tym jednak od do-
tychczasowych koterii magnackich, że obejmowało, je-
śli nie bezpośrednim zaangażowaniem w życiu poli-
tycznym, to przynajmniej sympatią i poparciem ogrom-
ne rzesze szlachty, która stanowiła przecież ok. 8-
10010 całej ludności Korony. Te szerokie podstawy spo-
łeczne ruchu egzekucyjnego wywoływały dwie jego
charakterystyczne cechy - z jednej strony liczne, spe-
cjalnie w sprawach szczegółowych i partykulariych,
różnice w poglądach i dążeniach zwolenników i sym-
patyków tego kierunku, z drugiej zaś strony wysu-
wanie na plan pierwszy zainteresowań i problemów
wspólnych wszystkim sympatykom, szerszych, ogólno-
krajowych, będących w większym znacznie stopniu, niż
dążenia wąskich grup magnackich, elementami dążeń
ogólnonarodowych. Widać to chociażby w żądaniach,
wysuwanych od 1534 r., na pozór obojętnych politycz-
nie, jak wprowadzenie języka polskiego i drukowania
w tymże języku ksiąg religijnych, historycznych, czy
literatury pięknej. Ządania te zresztą były skierowa-
ne przeciw monopolowi kulturalnemu kościoła, przeciw
elitaryzmowi wiedzy i kultury, a odpowiadały analo-
gicznym procesom zdobywania równouprawnienia przez

6- Polska-Rzeczą Pospolitq Szlachecką 81


języki narodowe kosztem łaciny w innych krajach.
Zasadniczym bowiem językiem wystąpień i dyskusji
politycznych szlachty był język polski - jedynie
A. Frycz Modrzewski hołdował dalej łacinie - język
polski wypierał też łacinę z ksiąg urzędowych, sądo­
wych, kancelarii królewskiej, z konstytucji sejmo-
wych (od 1543 r.), wreszcie z miast, gdzie polszczyzna
rozszerzała się kosztem języka niemieckiego.
Różnice w poglądach politycznych panowały rów-
nież wśród przywódców ruchu. Zdawali oni sobie do-
brze sprawę, że dla osiągnięcia przewagi nad magnate-
rią i urzeczywistnienia szlacheckich postulatów ko-
nieczne jest pozyskanie króla, wyemancypowanie go
spod wpływów magnaterii, czyli praktycznie również
wzmocnienie władzy królewskiej. Tak przynajmniej ro-
zumowała najbardziej postępowa grupa przywódców,
jak Mikołaj Sienicki, Hieronim Ossoliński, Jakub
Ostroróg, Mikołaj Rej czy Rafał Leszczyński. Nie bra-
kowało jednak wśród koryfeuszy i działaczy ruchu
i wyznawców innych poglądów, jak Abraham Zbąski,
który w królu widział tyrana, czy Stanisław Orze-
chowski, który w przeciwieństwie do protestanckiego
stanowiska kierownictwa ruchu, łączył postulaty szla-
checkie z obroną katolicyzmu. Grono przywódców -
ludzi, którzy w większości przeszli przez studia na
Uniwersytecie Krakowskim czy zagranicą, doświadczo­
nych w rozgrywkach sejmikowych i sejmowych, prak-
tycznie obznajmionych z życiem gospt>darczym, admi-
nistracją, sądownictwem - znajdowało również opar-
cie dla swych założeń programowych w pracach naj-
wybitniejszych teoretyków ówczesnej państwowości,
jak moralizator Andrzej Frycz-Modrzewski, czy praw-
nik Jakub Przyłuski. O atrakcyjności tej grupy, jak
i reprezentowanego przez nią kierunku mówią m. in.
przypadki zrzekania się urzędów senatorskich, by mieć

82
możliwość swobodnego uczestniczenia w pracach izby
poselskiej, jak to miało miejsce w wypadku Rafała
Leszczyńskiego, początkowo wojewody brzesko-kujaw-
ski ego.
Taktyka działania stronnictwa polegała na urabianiu
opinii szlacheckiej na sejmikach i zjazdach oraz roz-
wijaniu publicystyki politycznej, w czym szczególną
rolę odegrały pisma Frycza, Reja, Orzechowskiego i in.
Ogólne podniesienie się poziomu materialnego i kultu-
ralnego szlachty, udostępnienie drukiem najważniej­
szych norm prawnych, jak wydawanie bieżąco od
1524 r. konstytucji sejmowych, wydania zbiorów praw
J. Przyłuskiego, J. Herburta, J. Palczowskiego i dla
miast B. Groickiego, ułatwiały orientację w najważ­
niejszych zagadnieniach ustrojowych, tak jak polemi-
ki religijne zwolenników reformacji i katolików oświet­
lały kwestie dogmatyczne i organizacyjno-kościelne.
Elementy programu ruchu układano na bieżąco na sej-
mikach i zjazdach - tak jak to czyniono i w czasach
Zygmunta I - i postulaty te stanowiły materiał dla
praktycznego działania izby poselskiej. Nie oznaczało
to jednak, że wiązano posłom ręce - wprost prze-
ciwnie, posłowie cieszyli się poparciem szlachty i to
dawało im większą swobodę w taktyce rozgrywek po-
litycznych. Tymi ostatnimi kierował zwykle marszałek
izby poselskiej - Sienicki, Ossoliński, Leszczyński czy
Czarnkowski -dbając o solidarność w wystąpieniach
izby na zewnątrz, wobec króla i rady królewskiej, sta-
rając się za uchwały podatkowe wytargować konkretne
ustawy, zgodne z postulatami szlacheckimi. Wreszcie
działano zachętą i przykładem, jak w 1558/1559 r., gdy
żądając egzekucji dóbr królewskich bezprawnie poroz-
dawanych, posłowie dobrowolnie złożyli posiadane przez
siebie nadania. Obrady izby poselskiej trwały nieraz
długo, dyskusje były zażarte, uzgadniano stanowiska

83
stopniowo na zasadzie większości. Pozostałe z tego
okresu diariusze sejmowe tylko w części mówią o tym
uzgadnianiu stanowisk, do konkretnych natomiast za-
dań powoływano osobne komisje robocze spośród człon­
ków izby. Formalnie ten rodzaj obrad nie zmieniał
ustroju sejmu - punktem wyjścia były propozycje
królewskie - finałem, konkluzje również robione przez
króla, ale realna waga poszczególnych członów sejmu
przechylała się coraz bardziej na stronę izby posel-
skiej.
Pierwsze sejmy Zygmunta Augusta zajął spór o Bar-
barę, późniejsze bezskuteczne przedstawianie przez po-
słów szlacheckich postulatów, gdy Zygmunt August,
ściśle związany z magnaterią, nie przyjmował żądań
egzekucyjnych. Uważał on, że wystarczy mu oparcie się
na senacie, a na sejmie krakowskim 1553 r. wyraźnie
stwierdził, że król wraz z senatem, a nie sama izba
poselska, mają prawo wydawania ustaw. Nic też dziw-
nego, że postulaty egzekucyjne trafiały w próżnię,
szczególnie żądania egzekucji dóbr królewskich. Nawet
na sejmie piotrkowskim 1558/1559, gdy - jak wspom-
niano - posłowie zwrócili dobrowolnie posiadane przez
siebie nadania królewszczyzn, król pooddawał im do-
kumenty z powrotem, nie chcąc rozpoczynać akcji.
Jedyne, choć połowiczne osiągnięcia szlachty, doty-
czyły spraw wyznaniowych. Szlachta atakowała ducho-
wieństwo katolickie tak z punktu widzenia jego walki
z reformacją, a więc w imię swobody religijnej, jak
z powodu ciężarów ponoszonych na jego korzyść,
szczególnie dziesięciny, wreszcie zależności od papiest-
wa, zależności politycznej, niebezpiecznej u członków
rady królewskiej, oraz finansowej, z racji wysyłania
pieniędzy do Rzymu. Zygmunt August i jego otocze-
nie, którym nie zależało na zaostrzeniu sytuacji zgo-
dzili się (15-52) na zawieszenie egzekucji starościńskiej
wyroków sądów duchownych w sprawach o wiarę
i dziesięcinę. Zawieszenie to miało charakter czasowy
i dopiero w 1563 r. uzyskało moc prawną. Jednocześnie
biskupi, którym grożono wyłączeniem z senatu i ode-
braniem prawa udziału w elekcji królów z powodu ich
zależności od papiestwa, na sejmie 1558/1559 złożyli
przysięgę na wierność królowi i prawom koronnym, na
równi ze świeckimi senatorami królestwa. Natomiast
postulaty zwołania soboru narodowego, projekty utwo-
rzenia kościoła narodowego, czy uporządkowania spraw
wyznaniowych na wzór Niemiec, w formie tzw. inte-
rim, dyskutowane w latach 1555-1559, nie doprowa-
dziły do żadnych wyników.
Dotychczasowe jałowe spory, jak i własne osobiste
ambicje, skłoniły Zygmunta Augusta w latach 155g-
1562 do próby rządów bez zwoływania sejmów, bez
udziału nawet biernego szlachty. Trudno uważać te
lata za próbę rządów absolutnych w Polsce, gdyż Zyg-
munt August był uzależniony od otaczającej go ma-
gnaterii, a nie dysponował dostateczną siłą pieniężną
czy wojskową, by uniezależnić się na dłużej od szlach-
ty, która na zjeździe w Sandomierzu postanowiła sama
zwołać sejm. Ten system rządów uniemożliwiał królo-
wi przede wszystkim realizację większych przedsię­
wzięć politycznych, w tym wypadku walki o Inflanty.
W rezultacie król przekonał się, że oparcie na magna-
terii niewiele daje, a jedyną realną siłę, z którą warto
się sprzymierzyć, stanowi szlachta. Stąd nie tylko zde-
cydował się zwołać pod koniec 1562 r. sejm do Piotrko-
wa, ale przeszedł na stronę szlachty, co ostentacyjnie
okazał, przybywając na obrady nie w swym zwykłym
stroju włoskim, lecz ubraniu ubogiego szlachcica.
Sejm piotrkowski 1562/1563 r. był przełomowy dla
układu sił w obrębie klasy rządzącej, a zarazem zapo-
czątkował lata reform i budowy ustroju tzw. Rzeczy-

85
pospolitej szlacheckiej. Przede wszystkim sejm uchwa-
lił egzekucję dóbr królewskich, w formie rewizji ty-
tułów posiadania królewszczyzn z punktu widzenia ich
zgodności z prawem oraz restytucję niesłusznie zagar-
niętych, czy w sposób szkodliwy dla skarbu posiada-
nych dóbr. Tę tzw. rewizję listów, tj. tytułów posia-
dania dóbr, kontynuował sejm warszawski 1563/1564 r.
W praktyce zresztą nie chodziło zwykle o fizyczne
odebranie niesłusznie dzierżonych dóbr, lecz o przy-
wrócenie praw króla do nich i uzyskanie z nich należ­
nych skarboWi dochodów.
Zebrane wówczas materiały dały podstawę dla pra-
cy tzw. lustratorów dóbr królewskich, którzy w postaci
3-osobowych komisji (poseł, senator i delegat króla),
zgodnie z uchwałami sejmowymi, poczęły w 1564 r.
objeżdżać i rewidować dobra królewskie, ustalając ich
dochodowość według aktualnie zastanych i osiągal­
nych możliwości. Lustracje takie miały się odbywać
co 5 lat - pierwsza w latach 1564/1565, druga w la-
tach 1569/1570 - ich wyniki w formie grubych ksiąg
przedstawiano sejmowi. Stanowiły one podstawę do
ustalenia prawidłowych dochodów z dóbr, przy czym
teoretycznie obliczano, że do 1/5 dochodu ma prawo sta-
rosta, a pozostałe części miał dostawać król, który ze
swej strony 1/, tegoż (tzw. kwartę) obiecał przeka-
zywać na utrzymanie stałego wojska. Z tych ostatnich
pieniędzy powstał osobny skarb w Rawie, przeznaczo-
ny na utrzymanie wojska, oraz stałe wojsko w liczbie
3-4 tys. żołnierzy do obrony granic (tzw. wojsko
kwarciane).
Reformy skarbowe, na których najbardziej królowi
zależało, a do których również dążyła szlachta, nie
skończyły się bynajmniej na egzekucji dóbr i uchwa-
leniu kwarty. Zajęto się równocześnie na tych sejmach
zmianą systemu podatków nadzwyczajnych, reformu-

86
jąc tzw. pobór. Po pierwsze zerwano z zasadą tzw.
starych kwitów, tj. wybierania podatków - uniwer-
sały poborowe bowiem określały jedynie stopę po-
datkową, a nie sumę do ściągnięcia - według wykazów
i kwitów podatkowych sprzed wielu lat. System ten
bowiem powodawał pomijanie przy podatkach nowych
jednostek, np. wsi, łanów kmiecych nowo osadzonych
i doprowadzał do kurczenia się podstawy podatkowej
wobec uwolnień z tytułu klęsk elementarnych, co do-
prowadzało do znikania całych miejscowości w wyka-
zach podatkowych. Odtąd natomiast przy każdorazo­
wym podatku należało zbierać zaprzysiężone zeznania
na temat aktualnej podstawy podatkowej, a zeznają­
cymi osobami byli zazwyczaj chłopi.
Ważniejsze zmiany przeprowadzono nie w zakresie
dokładności opodatkowania, ale samej podstawy po-
boru. Otóż zasadniczy podatek nadzwyczajny stanowił
tzw. pobór, zbierany z łanów kmiecych. Wynosił on za
Zygmunta I i w połowie XVI w. najczęściej 12 gr
z łanu, które to pieniądze płacili kmiecie, a zbierał pan
wsi, oddając je poborcy. Odtąd przez najbliższe parę
lat podatek ten został podniesiony do 20 gr z łanu
kmiecego. Najciekawsze jednak było to, że nie obcią­
żyło to silniej kmiecia, a nawet zmniejszyło jego bez-
pośrednie ciężary na rzecz państwa. Otóż z tych 20 gr
10 miał kmieć płacić z własnej kieszeni, 10 gr zaś po-
trącał sobie z należnej kościołowi dziesięciny. W ten
bowiem pośredni sposób połowę podatków chłopskich
przerzucono na kościół, który od lat kilkudziesięciu
opierał się wszelkiemu opodatkowaniu, teraz zaś mu-
siał płacić podatki, bo robili to chłopi z jego dochodów,
zanim kościół je otrzymał. O tym, że ta reforma we-
szła w życie, że sam chłop płacił mniej, a kościół odda-
wał podatek nie pytany o zgodę, świadczą ówczesne
kwity podatkowe.

87
Sejm piotrkowski 1565 r. zajął się reformami w in-
nych dziedzinach. W jego konstytucjach znalazły się
kwestie miast i handlu, m. in. omawiana już ustawa
o niewyjeżdżaniu kupców polskich za granicę. Jeże­
li - jak twierdziliśmy - była ona wyrazem fałszywej
polityki samych miast, to do słusznych posunięć w tym
zakresie należałoby zaliczyć uchwały na temat unifi-
kacji miar i wag, w skali częściowo ogólnokrajowej,
częściowo wojewódzkiej (miary zbożowe). Na porząd­
ku obrad znalazły się również kwestie ściśle ustrojo-
we, wzmocnienia władzy centralnej. Dyskutowano bo-
wiem projekt stworzenia urzędu tzw. instygatorów,
a więc urzędników badających prawidłowość i celo-
wość działania urzędów w całym kraju. Taka ówczesna
"najwyższa izba kontroli", obdarzona szerokimi kom-
petencjami, niewątpliwie pomogłaby w usprawnieniu
działania administracji, powściągnięciu nadużyć, wpro-
wadzeniu dyscypliny wśród często bezpłatnych, a za-
zwyczaj dożywotnich urzędników. Instytucja ta na-
tomiast w sensie społecznym wzmacniałaby władzę
królewską, a ukrócała samowolę urzędników, szczegól-
nie wyższych, rekrutujących się z magnaterii, przeciw
którym była wymierzona. Projekt ten jednak, zwal-
czany przez magnaterię, za słabo popierany przez kró-
la, nie został zrealizowany.
Sejm ten zajął się wreszcie kwestią szkół, postulując
odebranie duchowieństwu monopolu kształcenia mło­
dzieży. Jak dotąd bowiem całość szkolnictwa, z Akade-
mią Krakowską włącznie, była podporządkowana koś­
ciołowi i jedyną konkurencję tworzyły powstające
wów-
czas szkoły różnowiercze. Postulat świeckiego szkol-
nictwa, wyzbytego nacisku kościoła i scholastyki opie-
rającej się humanizmowi, okazał się jednak przed-
wczesny.
Pod koniec 1568 r. zebrał się sejm w Lublinie, trwa-

81ł
jący do lipca 1569 r., sejm pOswlęcony sprawom unii
z Litwą. Nie tylko zresztą sprawy litewskie zostały tu
na przeszło dwa stulecia rozstrzygnięte. Zanim można
było to przeprowadzić załatwiono kwestie Prus Kró-
lewskich i Gdańska.
Sprawa pruska okazała się zresztą dość prosta.
Wprawdzie od dawna szlachta koronna upominała się
o ściślejsze złączenie Prus Królewskich z Koroną, przy
czym argumentem wysuwanym była jednostronność
świadczeń, gdyż Prusy nie uznawały za obowiązujące
polskich konstytucji ani uchwał podatkowych, uważa­
jąc, że sejm pruski jest dla nich właściwym organem.
Separatyzm pruski przejawiał się praktycznie w wie-
lu postaciach - magnateria i szlachta pruska pragnęły
zagwarantować dla siebie wszelkie urzędy, dobra i upo-
sażenia w Prusach, nie dopuszczając do nich Pola-
ków, jako nie indygenów. W miarę gruntowania się
wpływów polskich, które chętnie widziała w dużej
mierze polska lub spolonizowana szlachta, zamieszku-
jąca Prusy Królewskie, wzrastał zapał obrony przy-
wilejów, gwarantujących odrębność tej prowincji,
u magnaterii i miast pruskich, szczególnie Gdańska,
przy czym dla magnaterii ostatnie uchwały o egzekucji
dóbr były dodatkową przyczyną obrony separatyzmu
pruskiego. Szlachtę koronną denerwowało natomiast
uchylanie się Prus od obowiązków i ciężarów (np. po-
datków) obowiązujących w całym państwie, dbałość
o swe partykularne interesy, w których obronie cała
Rzeczpospolita występować przecież również musiała.
W tym wypadku nietrudno było pozyskać króla, który
uznał odrębność Prus za pozbawioną w świetle przywi-
lejów podstaw prawnych i polecił senatorom pruskim
zająć miejsce w radzie królewskiej, a posłom w izbie
poselskiej oraz zlikwidował osobny skarb pruski, zbęd­
ny wobec braku odtąd odrębnych podatków i budżetu.

89
Bardziej skomplikowana okazała się sprawa Gdań­
ska. W ramach zagwarantowanej przywilejami autono-
mii, jeszcze większą autonomię zdobył Gdańsk drogą
praktyczną. Będąc portem, a częściowo i miastem bez
konkurencji w całej Rzeczypospolitej, uznawał wpraw-
dzie zwierzchność i opiekę króla polskiego, szczególnie
w trudniejszych momentach sporów między patrycja-
tem a pospólstwem (np. 1526 r.), czy przy zatargach
z innymi państwami, gdy jego handlowi i flocie gro-
ziły straty i niebezpieczeństwo. Natomiast w nor-
malnych warunkach rościł sobie prawo decydowania
o sprawach wybrzeża i żeglugi, prowadząc przy tym
niejednokrotnie odrębną od królewskiej politykę za-
graniczną. Taki wypadek wydarzył się podczas wojny
północnej (1563-1570), gdy Polska toczyła walki z Da-
nią i starała się blokować tzw. żeglugę narewską, którą
znowu Gdańsk chciał jeśli nie uprawiać, to przynaj-
mniej tolerować w obawie represji i odwetu na wła­
snym handlu i flocie. Ta sprzeczna z polską polityka
Gdańska prowadziła miasto do kontaktów z drugą
stroną walczącą, w tym wypadku Danią, której nawet
flotę Gdańsk wzywał na pomoc. Przyczyną bezpośred­
niego konfliktu Gdańska z Polską było organizowanie
floty wojennej przez Zygmunta Augusta.
Do prowadzenia blokady morskiej, zajętego przez
W. Księstwo Moskiewskie portu w Narwie i uniemo-
żliwienia dostaw sprzętu i materiałów, od 1561 r. Zy-
gmunt August rozpoczął organizować flotę kaperską.
Nadawał on kapitanom, którzy dysponowali odpowied-
nio wyposażonymi i uzbrojonymi okrętami z załogą,
patenty królewskie, które upoważniały ich do zatrzy-
mywania, rewidowania i konfiskowania wraz z towara-
mi statków, uprawiających kontrabandę. Okrętom ka-
perskim zapewniono opiekę królewską, prawo do kró-
lewskiej bandery wojennej, odrębny wymiar sprawie-

90
dliwości itd. Flota kaperska Zygmunta Augusta, nad
którą bezpośrednią opiekę sprawował kasztelan gdań­
ski Jan Kostka, rozwinęła się szybko, wzrastając z 4
okrętów w 1561 r. do ponad 30 w 1567. W 1568 r. po-
wstał osobny urząd do spraw floty wojennej - Ko-
misja Morska z J. Kostką na czele.
Gdańsk, któremu działania kaprów przeszkadzały
w handlu, a rozwój floty kaperskiej i organizacja Ko-
misji Morskiej groziły odebraniem decydującego głosu
w sprawach żeglugi portów, starał się usunąć kaprów
do Pucka, utrudniał zaopatrzenie i wyposażenie floty,
wreszcie w 1568 r. wykorzystując drobn~ wykroczenie
marynarzy, kilkunastu z nich pojmał i bezprawnie
ukarał śmiercią. Ponadto z fortu strzegącego wejścia
do portu gdańskiego, tzw. Latarni, okręty kaperskie
zostały ostrzelane, a jeden z nich zatonął.
Wobec posunięć Gdańska król wysłał dla uporząd­
kowania stosunków specjalną komisję pod przewod-
nictwem biskupa włocławskiego St. Karnkowskiego.
Komisja zastała bramy zamknięte, a miasto uzbrojone.
Wróciła zdając sprawę na sejmie lubelskim, po czym
król wezwał do Lublina burmistrzów gdańskich dla
udzielenia wyjaśnień na zarzuty Komisji. Wobec oczy-
wistej winy miasta delegacja gdańska została uwięzio­
na, a do Gdańska wyekspediowano powtórnie komisję
pod przewodem Karnkowskiego, jednocześnie zaś roz-
szerzono kompetencje w sprawach morskich i upo-
sażenie Komisji Morskiej. Komisja Karnkowskiego,
działająca w Gdańsku na przełomie 1569/1570 wy-
dała nowe statuty dla Gdańska, które gwarantowały
pełnię praw królewskich w zakresie spraw żeglugi,
portów (m. in. dowódca Latarni miał odtąd składać
przysięgę na wierność królowi) i wybrzeża.
W realizacji polityki morskiej Zygmunta Augusta,
który zresztą równocześnie rozpoczął budowę własnej,

91
królewskiej floty wojennej, król znalazł oparcie tak
w kierownictwie stronnictwa egzekucyjnego, jak u no-
wej, młodej magnaterii, powstającej w otoczeniu kró-
lewskim, podczas gdy stara arystokracja utrzymywała,
nie zawsze bezinteresownie, tradycyjną przYJazn
z Gdańskiem. Jednocześnie moment zaognienia zatar-
gu z Gdańskiem w 1569 r. pozwolił na wprowadzenie
pod dyskusję sejmową spraw morza i floty, tematyki
dotąd obcej dla polskiego parlamentaryzmu.
Najtrudniejszym problemem okazała się kwestia
ściślejszej unii z W. Księstwem Litewskim. Wokół unii
z Litwą, a w szczególności unii lubelskiej, powstało
wiele legend i pochopnych uogólnień w naszej litera-
turze i tradycji historycznej, które zbyt często prowa-
dziły na manowce historyczne i polityczne zarazem.
Braterski związek narodów, niesienie kultury i wol-
ności, misja dziejowa itp. określenia, mało mające
wspólnego z nauką, rozpanoszyły się z jednej strony,
podczas gdy we współczesnej historiografii nie potra-
fiono sobie poradzić z problemem, starając się go wsty-
dliwie przemilczać, bądź też potępiając zachłanność
szlachty polskiej, która pragnęła zagarnąć obce jej
etnicznie i kulturalnie tereny, krytykując jej ekspansję,
choć z niej przecież nie szlachta, lecz wroga jej magna-
teria i to dopiero w następnym okresie miała zbierać
owoce.
Trudno w tym miejscu silić się na ocenę unii lubel-
skiej, dalszego angażowania na wschodzie, kosztem za-
chodnich interesów państwa polskiego. Należy się ra-
czej ograniczyć do konkretów, które mniej więcej wy-
glądałyby następująco. Pomijając genezę unii polsko-
-litewskiej, zawartej pod groźbą agresji krzyżackiej,
utrzymanej przy pomocy unii personalnej czy solidar-
ności dynastycznej Jagiellonów, dość będzie stwierdzić,
że w XVI w. sprawa unii dojrzała do ustrojowego za-

92
łatwienia. o unię występowała szlachta polska w ra-
mach postulatów egzekucyjnych od 1538 r. Dla szlach-
ty, tak jak dla magnaterii, nawet dla Jagiellonów oczy-
wiste były korzyści ze związku obu krajów, płynące
z ich na ogół solidarnego występowania na zewnątrz.
Szlachta jednak widziała, podobnie jak w wypadku
Prus Królewskich, nierówność świadczeń i solidarnego
popierania wzajemnych interesów. W trudnych sytu-
acjach politycznych czy wojskowych W. Księstwa Li-
tewskiego mogło ono zwykle liczyć na pomoc poli-
tyczną, wojskową, czy finansową Korony. Nie zdarzały
się natomiast wypadki przeciwne - dla potrzeb ko-
ronnych Litwa w zasadzie nie była skłonna świad­
czyć żadnej poważniejszej pomocy. Jednocześnie zaś
jej odrębna, przez magnatów prowadzona polityka,
wciągała kraj, a przez to pośrednio i Koronę w kon-
flikty międzynarodowe, z którymi sobie Litwa poradzić
nie mogła. Litwa nie chroniła od najazdów ze wschodu.
np. tatarskich, a narzucała rozwiązania faktyczne, np.
poprzez wcześniejszy odrębny wybór w. księcia, które
i Koronę stawiały w sytuacji przymusowej.
Względy te mogły w pewnej mierze wpływać i na
poglądy magnaterii polskiej, która więcej mogła zyskać
na inkorporacji nowych ziem, choć z drugiej strony
bardziej związana z monarchą, nieraz więcej liczyła się
z dynastycznymi interesami Jagiellonów. Dla Jagiello-
nów bowiem dotychczasowa postać związku, którego
gwarantami byli oni sami, była najwygodniejsza. Po-
siadając dziedziczny tron na Litwie mogli być pewni,
że dla zachowania związku uzyskają zawsze i koronę
elekcyjną w Polsce. Gwarantowało im to znacznie sil-
niejszą pozycję polityczną w Koronie, ponadto zaś
większa władza wielkoksiążęca na Litwie, ogromne ma-
jątki hospodarskie, swobodniejsze - choć pod silnym
naciskiem magnaterii - rządy, wzmacniały automa-

93
tycznie ich sytuację na tronie polskim. Stąd Jagiello-
nowie byli z zasady przeciwnikami wszelkiej unii
prawno-ustrojowej.
Postawę niechętną unii musiał jednak zrewidować
w późniejszych latach panowania Zygmunt August, gdy
stało się oczywiste, że na nim wygaśnie dynastia.
Istotniejsze stało się wówczas zastąpienie unii perso-
nalnej ustrojową, jako gwarancją nierozpadnięcia się
bloku po śmierci króla. Unia realna stała się w tych
czasach zresztą łatwiejsza wobec ewolucji, jaka na
wzór polski dokonała się w Wielkim Księstwie Litew-
skim. Były to tak zmiany wewnątrzustrojowe w po-
staci organizacji urzędów centralnych, ministeriów,
sejmu, jak i administracji terytorialnej (województwa,
powiaty) na wzór polski. Jednocześnie Litwa szybko
rozwijała się gospodarczo, przechodząc od gospodarki
leśno-hodowlanej i dość prymitywnego rolnictwa, do
coraz bardziej rozwijającej się gospodarki towarowo-
-pieniężnej. Ta ostatnia powodowała przyspieszone
przemiany w rolnictwie litewskim, przemiany najbar-
dziej znane w formie reorganizacji dóbr hospodarskich,
zwanej "pomiarą wołoczną". Otóż jeszcze królowa Bo-
na, w posiadanych przez siebie dobrach na Litwie,
przystąpiła do przeprowadzenia reformy agrarnej, któ-
rej dokonał Zygmunt August. Polegała ona na stworze-
niu wymierzonych (włókowych), skomasowanych,
o ustalonych świadczeniach (czynsze, daniny, niewyso-
ka robocizna) gospodarstw chłopskich, odpowiadających
kmiecym w Polsce, jako podstawowego elementu gos-
podarki wiejskiej. Było to zarazem wprowadzenie,
w miejsce dawnej, głównie naturalnej, gospodarki
chłopskiej, bardziej wyrównanej i racjonalnej gospo-
darki typu czynszowego, przy jednoczesnej niwelacji
społecznej tej ludności, tj. zaniku tak swobodnych
chłopów, jak i niewolnej ludności. Obok tej gospodarki

94
chłopskiej, w oparciu o dawne tzw. dwory hospodar-
skie, zaczęto organizować również gospodarstwo fol-
warczne, choć w daleko skromniejszych niż na zie-
miach polskich rozmiarach, tym bardziej że rzadsze
miasta oraz niewielkie możliwości spławu zboża do
Gdańska czy Rygi, nie pozwalały na jego zbytnie roz-
budowanie.
Reformy podobne były też przeprowadzone w laty-
fundiach magnackich na Litwie, a zapewne i szlachcie
litewskiej nie pozostały całkowicie obce. Szlachta
zresztą litewska, mniej liczna, słabsza ekonomicznie
i społecznie od polskiej, pozostawała przez wiele lat pod
pełną dominacją magnaterii. Ruch emancypacyjny
szlachty, choć bardzo skromny i tu się jednak rozpo-
czynał, a jego wyrazem były m. in. żądania unii z Pol-
ską, wbrew dążeniom magnaterii litewskiej. O ile bo-
wiem szlachta litewska w unii z Polską widziała mo-
żliwość swego uniezależnienia społecznego i politycz-
nego, to magnateria litewska odrębność W. Księstwa
Litewskiego traktowała jako gwarancję swej przewagi
politycznej, społecznej, a nawet ekonomicznej w pań­
stwie. W połowie XVI stulecia najbardziej gorącymi
zwolennikami tego separatyzmu litewskiego byli Ra-
dziwiłłowie, szczególnie zaprzyjaźniony z królem Mi-
kołaj Czarny, kanclerz i hetman litewski.
Niepowodzenia w wojnie inflanckiej, przede wszyst-
kim utrata Połocka, już w 1563 r. doprowadziły do
próby rokowań polsko-litewskich, ale na wieść o pierw-
szym sukcesie rokowania rozbiły się o opór magnaterii
litewskiej. Zygmunt August konsekwentnie stał na
stanowisku współdziałania ze szlachtą i aby ułatwić
dalsze rokowania zrzekł się dziedzicznych praw do tro-
nu litewskiego. W 1565 r. zmarł główny przeciwnik
unii i przywódca magnaterii Mikołaj Czarny Radzi-
wiłł, co wobec wewnętrznego skłócenia pozostałych

95
magnatów ułatwiało nieco dalsze pertraktacje. Dla
ostatecznego załatwienia kwestii unii zwołano sejm
polski do Lublina (koniec 1568 r.), gdzie również przy-
byli członkowie sejmu litewskiego. Ale i wówczas ma-
gnateria litewska nie dała za wygraną - przeciągała
rokowania, wreszcie zerwała je, wyjeżdżając z Lublina
i pociągając za sobą posłów litewskich. Ze strony pol-
skiej przystąpiono wówczas do działania represyjne-
go - Zygmunt August oderwał od W. Księstwa Li-
tewskiego ziemie sporne, tj. Podlasie oraz Wołyń
z Bracławszczyzną, przyłączając je do Korony (5 III
1569), a zaoczny akt inkorporacji (30 III) został spo-
rządzony zgodnie z żądaniami szlachty litewskiej, by
wzmocnić opozycję antymagnacką wewnątrz Księstwa.
Gdy przedstawiciele Podlasia i Wołynia zasiedli
w sejmie polskim, a w czerwcu oderwano jeszcze od
W. Księstwa Kijowszczyznę, opór magnaterii litew-
skiej załamał się. Dn. 28 VI 1569 r. uchwalono unię,
a uroczysty jej akt został wystawiony 4 VII 1569 r.
Unia przewidywała istnienie dwóch państwowości (od-
rębna administracja, urzędy, prawo itp.), ale wspólną
elekcję wspólnego władcy, wspólny sejm, wspólną po-
litykę zagraniczną i wojny. Była to, mimo praktycznie
od prawie dwóch wieków istniejącego związku, duża
zmiana. Ona też ukształtowała na przyszłość postać
terytorialną i ustrojową nowej Rzeczypospolitej, zie-
miami obszernej, lecz wewnętrznie zróżnicowanej na-
rodowościowo, kulturalnie i społecznie. Konsekwencje
tej zmiany miały wystąpić jednak dopiero w okresie
późnie j szym.
Na sejmie lubelskim rozstrzygnęły się ostatecznie
naj poważniejsze żądania egzekucjonistów. Pozostała
jeszcze kwestia organizacji przyszłej elekcji, nad czym
radzono od 1558 r., ale żaden z projektów nie miał być
zrealizowany, gdy podczas bezkrólewia trzeba było

96
praktycznie rozstrzygać sprawę. Pozostał też
problem
uporządkowania sądownictwa, który choć zadecydo-
wany później, korzeniami swymi tkwi w tym okresie.
Nad usprawnieniem sądownictwa radzono od lat wie-
lu. Wprawdzie podniosła się kultura prawnicza, skody-
fikowano, opublikowano lub opracowano dawniejsze
przepisy prawne tak w zakresie prawa publicznego
(Łaski, Sierakowski, Pa1czowski), jak postępowania są­
dowego (Formula processus z 1523 r.), czy prawa miej-
skiego (M. Jaskier, B. Groicki), zaś konstytucje sejmo-
we systematycznie, bieżąco wydawane były drukiem.
Sądownictwo jednak dalej kulało.
Sredniowieczna zasada odrębności prawnej i sądo­
wej poszczególnych stanów istniała i trwała w więk­
szości państw europejskich do końca XVIII w. Zasada
ta istniała w Polsce, gdzie odrębne sądy według różne­
go prawa sądziły sprawy szlachty, kleru, mieszczaństwa
i chłopów. Zasadniczymi sądami dla spraw szlachec-
kich były sądy tzw. ziemskie, powołane głównie dla
spraw cywilnych szlachty, i grodzkie, oparte na orga-
nizacji starościńskiej, rozsądzające niektóre sprawy
karne. Sądy te działały jako sądy pierwszej instancji
w powiatach i ziemiach. Ponadto w sprawach granicz-
nych działały sądy podkomorskie.
Duchowieństwo posiadało odrębne sądownictwo,
w którym działały sądy
biskupie, wykonywane przez
oficjałów diecezjalnych. Poza sprawami kleru, obej-
mowały one początkowo również swymi kompetencja-
mi sprawy małżeńskie, o wiarę i dziesięciny, co prak-
tycznie zostało jednak zahamowane poprzez zawiesza-
nie, później likwidację egzekucji starościńskiej wyro-
ków. Od wyroków biskupich duchowieństwo chętnie
odwoływało się do Rzymu, bądź nawet wprost na
dworze papieskim usiłowało dochodzić swych praw
czy uroszczeń. To ostatnie wywoływało zresztą soli-

7- Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 97


damą reakcję w kraju władz kościelnych, króla i obu-
rzonej szlachty i przeróżne przepisy przeciw tzw. kor-
tezanom, tj. szukającym bezpośrednio sprawiedliwości
czy beneficjów w Rzymie, miały zapobiec nadużywa­
niu tych uprawnień i załatwianiu spraw sądowych
poza krajem.
Sprawy mieszczan rozstrzygały sądy miejskie miej-
scowe, w zasadzie według prawa magdeburskiego i jego
stosowanych w Polsce odmian (prawo średzkie, cheł­
mińskie). Jako sądy wyższe dla spraw mieszczan ist-
niały nominalnie: sąd wyższy prawa niemieckiego na
zamku krakowskim oraz tzw. sąd sześciu miast, w prak-
tyce jednak większość spraw w wyższych instancjach
trafiała do sądu asesorskiego, który pod przewodnict-
wem kanclerza działał przy królu.
O sądach dla chłopów pisaliśmy uprzednio. Niewiele
o nich w ogóle wiemy i tu się nimi zajmować nie bę­
dziemy.
Z punktu widzenia praktycznego wymiaru sprawied-
liwości w najtrudniejszym położeniu znajdowało się
sądownictwo szlacheckie. Chodzi tu nie tylko o prze-
wlekłą procedurę i słabą egzekucję wyroków, których
kilkuosobowa siła zbrojna starosty nie mogła często
wykonać, szczególnie gdy skazanym w procesie był
ktoś z magnaterii. Brak było przede wszystkim wyż-:
szych instancji dla tego sądownictwa, od którego wy-
roku bardzo często apelowano do króla. Król zaś roz-
sądzał sprawy zwykle na sejmie, w otoczeniu swej ra-
dy, co nie było ani szybkie, ani sprawne, ani tym bar-
dziej tanie dla stron procesujących się.
W postulatach ruchu egzekucyjnego od lat znajdo-
wały się więc żądania zorganizowania wyższego sądow­
nictwa dla spraw szlacheckich. Próbowano nawet zor-
ganizować wyższe sądy po województwach, czy oży­
wić dawne sądy wiecowe, ale posunięcia te nie wy-

98
trzymywały próby życia. Zresztą szlachta uważała, że
sądzić ją w ostatniej instancji może tylko król, choć
właśnie sądownictwo królewskie hamowało w praktyce
wymiar sprawiedliwości i tysiące spraw czekało latami
na rozstrzygnięcie. W postulatach szlachty chodziło nie
tyle może o obronę władzy i autorytetu króla, co
o uniknięcie przejścia sądów w ręce magnaterii, z któ-
rą szlachta przecież walczyła zaciekle.
W ramach koncepcji usprawnienia sądownictwa kró-
lewskiego rozwiązanie trudności z wyższym sądow­
nictwem szlacheckim nie było jednak możliwe. Idee
sądów zawodowych, propagowane przez A. Frycza-
Modrzewskiego nie pasowały znowu do szlacheckiej
koncepcji urzędu. Trzeba było jednak dopiero doświad­
czeń bezkrólewia, gdy działały szlacheckie sądy kap-
turowe i osłabienia władzy królów elekcyjnych, by
zwyciężyła, w tym wypadku przynajmniej, koncepcja
szlacheckich sądów z wyboru, niezależnych od króla.
Na sądy takie zgodził się w 1578 r. Stefan Batory, by
uzyskać zasiłki na wojnę z Rosją. W ten sposób po-
wstał sąd zwany trybunałem koronnym, ciało wielo-
osobowe, zasiadające w Piotrkowie (dla Wielkopolski)
i Lublinie (dla Małopolski); podobny trybunał wpro-
wadziła u siebie Litwa w 1581, a Prusy Królewskie
w 1585 r.
Stosunki międzynarodowe mogą się rozwijać w róż­
nych płaszczyznach - politycznej, handlowej, kultu-
ralnej, nawet ludnościowej. Nas interesuje tu jednak
przede wszystkim strona polityczna tych zagadnień, po-
lityczna - to znaczy tak dyplomatyczna, jak i wojen-
na wypadków europejskich, w których Polska brała
czynny udział w tym okresie. Mówimy o wypadkach
europejskich, o stosunkach międzynarodowych, a nie
o polityce zagranicznej Polski świadomie. Głównym b0-
wiem grzechem naszej historiografii było ujmowanie

99
problematyki kontaktów pokojowych czy wojennych
dawnej Polski właśnie z punktu widzenia ściśle pol-
skiego, co wykrzywiało wszelkie proporcje, zmieniało
perspektywę i prowadziło do pochwały polskich zwy-
cięstw i sukcesów, a biadania nad porażkami i błęda­
mi, które nieraz takowymi miały się okazać po paru
wiekach.
Politykę zagraniczną można prowadzić, być w sto-
sunkach międzynarodowych podmiotem, a nie przed-
miotem wówczas, gdy jest czym działać. Działać zaś
można dwojako - wojskowo w wypadku wojny i dy-
plomatycznie w warunkach pokojowych. Dlatego też,
by zrozumieć czym była Polska w stosunkach euro-
pejskich tego okresu, nie wystarczy znać obszar pań­
stwa, zaludnienie, ustrój, bogactwo nawet, ale trzeba
znać bezpośrednie narzędzia tych działań - wojsko
i dyplomację. O wojsku, jego podstawach finansowych,
o przemianach jakie się dokonały w formie przejścia
od wojska feudalnego (pospolitego ruszenia) do zawo-
dowego (oddziały zaciężne czy najemne) pisaliśmy już
uprzednio. Tu należałoby dodać słów parę o samej or-
ganizacji i taktyce wojska polskiego, skupiając się
głównie na I połowie XVI w., gdy zjawiska te były
bardziej widoczne.
Charakterystyczną cechą wojska zawodowego w Pol-
sce tego okresu był fakt, że nie byli to w pełni żołnie­
rze zawodowi. Skład społeczny wojska wykazywał róż­
norodne jego pochodzenie - żołnierzami była szlachta,
byli mieszczanie i chłopi - i to bez podziału na bronie
uprzywilejowane społecznie i dla plebejów przeznaczo-
ne. Wprawdzie w jeździe ciężkozbrojnej przeważała
zwykle szlachta, ale roty konnicy zawierały zawsze
w tych samych oddziałach obok rycerzy ciężkozbroj­
nych, lekko uzbrojonych łuczników, kuszników, czy
strzelców zbrojnych w rusznice. Oddziały jazdy miały

100
więc charakter mieszany i z punktu widzenia uzbroje-
nia, i społecznego ich składu.
Podobnie przedstawiały się oddziały piesze. I tu słu­
żyła częściowo szlachta i to nie tylko jako dowódcy.
Ponadto uzbrojenie tych oddziałów nie było jednolite,
choć trzymało się pewnych zasad taktycznych. Otóż ro-
ta piesza składała się z piechurów uzbrojonych w krót-
ką broń białą i bądź duże tarcze, bądź długie kopie,
bądź też rusznice czy arkebuzy, tj. rusznice z kolbą
podobną do kolby kus~. Piechota polska w tym za-
kresie różniła się od sławnych oddziałów piechoty
europejskiej tego okresu, jak Szwajcarów, landsknech-
tów niemieckich, czy hiszpańskich tercios tym, że więk­
szy procent żołnierzy był uzbrojony w broń miotającą
(kusze, strzelby), zaś same oddziały były mniejsze, jak
też skromniejsza rola taktyczna piechoty w walce.
Piechota bowiem działała najczęściej w oparciu
o umocnienia stałe czy ruchome - wojsko polskie tego
okresu umiało posługiwać się w walce taborem na
wzór husytów - lub w walkach oblężniczych, podczas
gdy w polu rozstrzygała w bitwie jazda.
Wojsko naprawdę stałe stanowiły jedynie nieliczne
załogi głównych twierdz, jak Malbork, potem Bar i Ka-
mieniec na Podolu oraz artylerzyści, natomiast pozo-
stałe oddziały zaciągano na czas od wiosny do jesieni,
na zimę zazwyczaj rozpuszczając do domu. Najbardziej
bowiem niespodziewane napady tatarskie, z racji trud-
ności paszowych, rzadko miały miejsce zimą, w innych
zaś wojnach starczało czasu na zebranie żołnierza zanim
wróg wkroczył w granice Rzeczypospolitej. Oddziały
te zaciągano na podstawie tzw. listów przypowiednich,
które otrzymywali rotmistrze, listy zaś te wymieniały
warunki zaciągu - typ oddziału, liczebność, wysokość
żołdu, trwałość zaciągu i warunki odszkodowania za
straty - i były podstawą do formowania oddziału.

101
Zołd wypłacano kwartalnie, ewentualnie co pół kwar-
tału. Natomiast w zasadzie nie najmowano w Polsce
całych gotowych oddziałów zawodowo wojujących, jak
to bywało zagranicą i jedynie w wojnie trzynastolet-
niej posługiwano się takimi oddziałami Czechów.
Administratorem i dowódcą wojska był hetman.
Urząd hetmana powstał w XV w., ustabilizował się zaś
w XVI, zyskując ponadto zastępcę w osobie hetmana
polnego. Poza tym istniała instytucja pisarza wojsko-
wego, który prowadził rejestry oddziałów i wypłacał
żołd. Nie oznacza to zresztą, że nie było więcej ludzi,
którzy zajmowali się sprawami wojska, lecz troska
o nie spoczywała na hetmanie. On to posiadał jakiś
aparat wywiadu (exploratores), prawdopodobnie ludzi,
którzy mu sporządzali mapy (skoro np. Tarnow-
ski takowe posiadał), ponadto jakiś aparat sądowy,
gdyż król, a później hetman zarówno swymi artykuła­
mi regulował sprawy dyscypliny i porządku w wojsku,
jak również sądził za wykroczenia i przestępstwa.
Stałe oddziały nie były zresztą liczne w Polsce, po-
dobnie jak w innych krajach europejskich. W pierwszej
połowie XVI w. zazwyczaj 2-3 tys. wojska czuwało
na Podolu, później zaś stworzono na to miejsce tzw.
wojsko kwarciane w liczbie 3-4 tys. ludzi. W wypad-
ku wojny operowano armiami niedużych rozmiarów,
liczącymi przeciętnie 5-10-15 tys. żołnierza, rzadko
więcej. Dopiero Zygmunt August potrafił zgromadzić
większe siły dla interwencji w Inflantach.
Mimo braku wybitnych wodzów i wojskowych, ludzi
odpowiedzialnych za ówczesny stan armii nie można
oskarżać o wąski praktycyzm. Powstawały wówczas
dzieła teoretyczno-wojskowe J. Tarnowskiego, Sto Sar-
nickiego, St. Łaskiego, a Zygmunt August nie szczę­
dził nakładów na rozbudowę artylerii i tworzenie wła­
snej floty, choć brak było tradycji i doświadczenia

102
w tym zakresie. Jednakże charakterystyczną rzeczą
było to, że choć armie nie były liczne, poza K. Ostrog-
ski m czy J. Tarnowskim, nie miały wybitnych dowód-
ców i częstokroć ponosiły porażki, ale na ogół wojny
wygrywały, co było zasługą nie tyle ich umiejętności
walki, co zasobów materialnych i ludzkich kraju.
Okres nasz był jednak nie tylko okresem zmian
w sztuce wojennej, ściślej mówiąc organizacji wojska,
ale również były to lata nowych elementów w poko-
jowych stosunkach z innymi krajami. W I połowie
XVI w. powstała właściwa organizacja służby dyplo-
matycznej w Polsce i to służby na poziomie nie ustę­
pującym innym krajom europejskim. Nie była to
sprawa przypadku - doskonałą dyplomację i jej wy-
próbowane metody działania stworzyła Wenecja jesz-
cze w średniowieczu i od niej czerpiąc wzory w po-
czątkach XVI w. zaczęły rozbudowywać własną służ­
bę dyplomatyczną większe państwa europejskie -
Francja, Anglia, cesarstwo niemieckie i inne. Wśród
nich znalazła się i Polska.
Trudno byłoby twierdzić, że państwo polskie w śre­
dniowieczu nie znało stosunków dyplomatycznych, nie
wysyłało czy przyjmowało posłów, nie zawierało trak-
tatów. Posłami tymi byli jednakże ludzie doraźnie
dobierani spośród współpracowników królewskich: wy-
socy urzędnicy, sekretarze, czasem profesorowie, czę­
sto duchowni, którzy po wykonaniu powierzonego im
zadania wracali do swych normalnych zajęć. Nie byli
to ani dyplomaci służbą tą głównie się zajmujący, ani
też ich funkcje nie były stałe, ograniczając się do
wyjazdów wówczas, gdy zachodziła specjalna potrzeba.
Właściwa służba dyplomatyczna polska powstała
w czasach Zygmunta 1. Nie była to jednak zasługa
tego króla, lecz ogólnego ożywienia stosunków poli-
tycznych w Europie. Na przykład stali przedstawiciele

103
habsburscy coraz częściej całymi latami przebywali
w Polsce, podobnie później nuncjusze papiescy za
Zygmunta Augusta. Przede wszystkim jednak intere-
sy polskie wymagały stałego ich pilnowania w głów­
nych i najważniejszych dla Polski ośrodkach, jak dwór
cesarski i kuria papieska. Interesami tymi były spra-
wy Prus krzyżackich, potem książęcych oraz prawa
i pretensje Bony do księstw i posiadłości we Włoszech.
Jednocześnie zaś elekcja na tron cesarski Karola V
Habsburga (1519), równocześnie króla Hiszpanii, Nea-
polu, władcy Niderlandów itd. spowodowała, że zna-
czenie dworu cesarskiego, jako ośrodka politycznego
wzrosło niepomiernie w stosunku do lat dawniejszych.
Zródłem, z którego rekrutowali się dyplomaci polscy
XVI w. była głównie kancelaria królewska i zatrudnie-
ni w niej sekretarze; uzupełniani niekiedy postaciami
wysokich urzędników królestwa stanowili podstawową
kadrę dyplomacji ówczesnej. Kancelaria jako źródło
dyplomatów była o tyle ważna, że praca w kance-
larii pozwalała zapoznać się zawczasu z problematyką
stosunków zagranicznych i formami działania, zaś kan-
celaria królewska była od czasów Tomickiego sku-
piskiem młodych, zdolnych humanistów, z gruntow-
nym, częstokroć zagranicznym wykształceniem.
Ustaliły się również w Polsce, analogicznie jak w in-
nych krajach, formy działania dyplomacji. Służbą dy-
plomatyczną kierował bezpośrednio kanclerz lub pod-
kanclerzy. Posłowie wyjeżdżali zaopatrzeni w listy wie-
rzytelne i instrukcję, czasem nawet dwie, jawną i taj-
ną oraz odpowiednie fundusze. Częstokroć też wieźli
ze sobą listy króla, ponadto często listy polecające do
różnych dygnitarzy, sami zaś byli obowiązani do regu-
larnego przesyłania listów i sprawozdań. Niekiedy na-
wet, gdy sprawa była przygotowana, wieźli ze sobą
projekty traktatów, które mieli zawierać. W korespon-

104
dencji, która musiała być z natury rzeczy tajna, już
w latach dwudziestych XVI w. zaczęto używać szy-
frów, do naj istotniejszych przynajmniej części listów,
przy czym szyfry te miały postać alfabetu znaków
umownych lub liter. Listy najczęściej przesyłano przez
agentów kupieckich, np. domu handlowego Fuggerów
z Augsburga, najważniejsze i najpilniejsze poprzez
umyślnych gońców. Powstanie połączeń pocztowych
w 1558 r. ułatwiło przesyłanie korespobdencji, przy-
najmniej na linii Kraków, Wiedeń, Wenecja.
Do zadań posłów czy agentów królewskich należało
nie tylko prowadzenie rokowań, według otrzymanej
instrukcji. Niekiedy pozostawali na obcym dworze dłu­
żej, by bieżąco pilnować interesów polskich, zbierać
i nadsyłać informacje, a jednocześnie powiadamiać
miejscowy dwór o wypadkach, szczególnie sukcesach
swego króla. W tym ostatnim wypadku posłowie sta-
rali się rozwijać całą akcję propagandową w kraju,
w którym przebywali, rozsyłając listy, drukując opisy
zwycięstwa czy naświetlenia sporów z innymi krajami.
Zresztą stały, czasem nawet paroletni pobyt na okre-
ślonym dworze pozwalał dyplomatom nawiązywać sto-
sunki towarzyskie z miejscowymi politykami, oddzia-
ływać na nich bezpośrednio, nawet - co zdarzało się
w wypadku działalności J. Dantyszka na dworze ce-
sarskim - wydobywać prywatną drogą z kancelarii
dokumenty, których oficjalnie uzyskać by nie mogli.
Dyplomacja ówczesna działała nie tylko drogą ro-
kowań i nacisków. Nie mniejszą rolę w tych działa­
niach odgrywały pieniądze i to tak w formie indywi-
dualnych datków czy pensji, jak też subwencji na
rzecz państw słabszych, uboższych, czy bardziej po-
trzebujących, choć bynajmniej nie wynikało to z fi-
lantropii. Tak na przykład Habsburgowie starali się
dawać pensje czy podarki wpływowym postaciom ob-

105
cych dworów, m. in. polskiego, Francja zaś potrafiła
ofiarowywać potężnemu kanclerzowi Anglii, Wolseyo-
wi okrągłe sumy wielu tysięcy dukatów. Podobnie,
gdy nie starczyło rokowań czy wojsk do walki i zwy-
cięstwa, załatwiało się sprawy między państwami
przy pomocy pieniędzy, jak np. w 1529 r., gdy Fran-
cja wypłaciła Karolowi V w gotówce 1 200000 duka-
tów. Najbardziej może opłacalnym politycznie wy-
korzystaniem pieniędzy było wspomaganie subwen-
cjami nieprzyjaciół własnych wrogów, jak to np. ro-
biła Francja z Janem Zapolyą, który walczył z Habs-
burgami.
Możliwości finansowe Polski w porównaniu z Fran-
cją czy cesarzem były niewątpliwie skromniejsze,
przez to i metody te mniej szeroko stosowane.
'Vprawdzie nie brano na pensje otoczenia cesarskie-
go, ale różnym ludziom słano pieniądze w darze, na-
wet urzędnikom kurii rzymskiej obok prezentów dla
kardynała, nawet papieża za załatwienie konkretnych
postulatów. Subwencjonowanie całych państewek wy-
stępuje natomiast wyraźnie w stosunku do Tatarów,
w formie tzw. podarków, sięgających nieraz wielu
tysięcy złotych. Nie chodziło tu o okupywanie się
przed napadami, zamiast poświęcania tych pieniędzy
na wojsko broniące granic. Na wojsko szły pieniądze
swoją drogą, Tatarom dawano swoją. Wiedziano
w Polsce, że Tatarszczyzna jest krajem źle zagospo-
darowanym, biednym, że głód często zmusza czam-
buły do napadania sąsiadów, pieniądze zaś im da-
wane miały nie tylko zapewnić spokój - zresztą
wobec rozbicia wewnętrznego Tatarszczyzny nie zaw-
sze skutecznie - ale skierować ich ataki, jako dy-
wersję, przeciwko Moskwie. Wypadało to niewątpli­
wie taniej, niż wysyłanie własnego wojska za granicę.
Zdarzały się zresztą wypadki subwencjonowania nie

106
tylko potencjalnych wrogów, którzy grozili napadem.
W 1535 r., gdy w Danii toczyła się wojlia między
Chrystianem III, królem-elektem duńskim i Szwecją
z jednej strony, a Lubeką i księstwami niemieckimi,
wśród których było wiele niechętnych Polsce, z dru-
giej, mimo formalnej neutralności wypłacono królo-
wi Danii subwencję pieniężną, by Chrystian III mógł
łatwiej zwyciężyć i nie dopuścić ewentualnych wro-
gów do istotnego dla polskiego handlu Sundu oraz
zapewnić pokój działalności handlowej prowadzonej
na Bałtyku.
Warto tu może wspomnieć o najwybitniejszych dy-
plomatach polskich tej epoki - Janie Dantyszku
(1485-1548) i Hieronimie Łaskim (1495-1542).
Pierwszy z nich, wielokrotny poseł do Rzymu, Anglii
i cesarza, przez długie lata stały ambasador (1524-
-1532) polski na dworze Karola V, stał się jedną
z najbardziej znanych postaci ówczesnego życia mię­
dzynarodowego. Humanista, poeta łaciński, przyjaciel
naj wybitniej szych osobistości świata kulturalnego
znał, jak nikt w Polsce, tajniki stosunków między­
narodowych; nawet gdy już opuścił służbę dyploma-
tycznI( i został biskupem chełmińskim, potem war-
mińskim, przez swą korespondencję utrzymywał sta-
ły kontakt z wybitnymi politykami i humanistami
europejskimi, będąc źródłem informacji i rad dla dwo-
ru polskiego.
I::rugą niemniej wybitną postacią o szerszym nawet
rozmachu, choć mniej szczęśliwym losie, był wojewo-
da sieradzki, Hieronim Łaski. Przedstawiciel młodęj
magnaterii, bratanek arcybiskupa Jana Łaskiego, ry-
cerski, światowy a zarazem wykształcony, władają­
cy wieloma językami, rozpoczął swą karierę dyplo-
matyczną od poselstwa do cesarza (1520), kontynu-
ował wkrótce podjętymi misjami do Francji (1524).

107
Nie wystarczyło mu to jednak i w 1527 r. ruszył
na pomoc Janowi Zapolyi, którego Habsburgowie wy-
parli z Węgier. Dla sprawy Zapolyi pozyskał sułtana
sprowadzając królowi Węgier na pomoc wojska tu-
reckie, nawiązał kontakty węgiersko-niemieckie
(z opozycją antycesarską) i węgiersko-francuskie.
Stał się głównym doradcą politycznym Zapolyi aż
do r. 1534, gdy jego własna polityka przerosła plany
króla i doprowadziła Łaskiego do upadku i więzienia.
Później w służbie przeciwników Zapolyi - Ferdy-
nanda Habsburga - starał się doprowadzić do zwrotu
prohabsburskiego w polityce tureckiej, co mu się
częściowo udało. Jego działalność pełna sukcesów
i upadków podcięła jednak zdrowie i zrujnowała ma-
jątek. Umarł w 1542 r. nie wróciwszy już do służ­
by dyplomatycznej w Polsce.
Zanim przejdziemy do omawiania stanowiska Pol-
ski w stosunkach międzynarodowych drugiej połowy
XV i pierwszej XVI stulecia należy jeszcze parę słów
poświęcić sprawom, które choć załatwiane podobnie
jak zagraniczne - wojskiem lub rokowaniami - do-
tyczyły jednak w dużej mierze spraw wewnętrznych
państwa polskiego. Chodzi tu o zjednoczenie teryto-
rialne Polski, a ściślej mówiąc o dalsze etapy od-
zyskiwania utraconych dawniej ziem polskich.
Okres Odrodzenia jest uznawany ogólnie za epokę
tworzenia się państw o charakterze narodowym,
scentralizowanym i absolutystycznym. Jest to w
ogólnym rozumieniu raczej słuszne, choć pojęć tych
dosłownie przyjmować nie można. Niemcy i Włochy
nL~ były państwami scentralizowanymi ani absoluty-
stycznymi - choć niektóre księstewka w ich obrębie
takimi być mogły - ani nawet narodowymi, szcze-
gólnie w wypadku Niemiec. Anglia nie była absolu-
tystycznym państwem, choć posiadała dość scentra-

108
lizowaną i mocną władzę; Hiszpania, szczególnie za
Filipa II, była bardziej absolutystyczna niż scentra-
lizowana, a przede wszystkim wielonarodowościowa;
Francja wreszcie, będąc państwem narcxlowym, w czę­
ści tylko mogła być uważana za scentralizowaną i ab-
solutystyczną.
Te wszystkie tendencje, w mniejszym lub więk­
szym stopniu, spotykamy i w Polsce tej epoki. Było
to i ogarnięcie coraz pełniejsze organizacją państwo­
wą całości terenu narodowego, było to ujednolicanie
ustroju wewnątrz kraju, było to wreszcie stałe, choć
nie zawsze pomyślne, budowanie silnej władzy kró-
lewskiej, drogą nie tyle zresztą prawnego, co fak-
tycznego, praktycznego jej wzmacniania. Natomiast
niewątpliwie istniało, tak jak i w większości nowych
monarchii europejskich, wyjście z partykularyzmu
wewnętrznego i zewnętrznego, zanik stopniowy we-
wnętrznych różnic i sprzeczności, wyjście na ze-
wnątrz, do ogólnoeuropejskiego układu sił politycz-
nych, gospodarczych i do europejskiej kultury.
Przeprowadzone przez Władysława Łokietka, wzmo-
cnione i rozszerzone przez Kazimierza Wielkiego
zjednoczenie polityczne rozbitych uprzednio w roz-
drobnieniu dzielnicowym ziem polskich nie było by-
najmniej procesem zakończonym. Niewiele potrafił
dodać do tych wysiłków Władysław Jagiełło, a tym
bardziej Warneńczyk. Siły, kt6re za nimi stały -
możnowładztwo małopolskie nie widziało celu ani in-
teresu swych dążeń w odzyskaniu Sląska, Pomorza,
czy nawet lennego Mazowsza. Bliższa im była eks-
pansja na wschód i południe, niż jednoczenie teren6w
etnicznie polskich. Akcję tę podjąć miał dopiero Ka-
zimierz Jagiellończyk, a kontynuować jego synowie.
Trudno przypisywać Kazimierzowi J agiellończyko­
wi i jego doradcom dalekowzroczną politykę zjedno-

109
czeniową. Wychowany na Litwie, w tradycjach wła­
dzy wielkoksiążęcej, niechętniewidziany przez domi-
nującą dotąd w państwie oligarchię małopolską, nie
był w stanie rozwinąć od razu ani szerszych kon-
cepcji politycznych, ani też realnych akcji zewnętrz­
nych i wewnętrznych. Inicjatywa odzyskania Pomo-
rza wyszła ze strony opozycji szlachty i miast prus-
kich wobec Zakonu Krzyżackiego, którego monopo-
lizm w zakresie władzy politycznej i reglamentacji
gospodarczej godził w obie te grupy ludności. Osła­
bienie wojnami Zakonu pozwoliło na zorganizowanie
się opozycji (tzw. Związek Pruski), która z obawy
represji zakonnych nawiązała kontakt z Polską,
bliską terytorialnie i gospodarczo. Wybuch powstania
przeciw krzyżakom i poddanie się Związku Kazimie-
rzowi Jagiellończykowi, który inkorporował uroczy-
ście ziemie pruskie do Korony (6 III 1454) rozpętało
wojnę 13-letnią, wojnę bez wielkich zwycięstw, bez
klęsk druzgoczących także. Wojnę tę wygrała nie tyle
Polska, jako państwo silniejsze, lecz upór króla i jego
otoczenia z jednej strony, a ofiarność mieszkańców
Prus (obok części Wielkopolski), szczególnie miast
pruskich z Gdańskiem na czele z drugiej. Zawiodło
pospolite ruszenie polskie, zawiodły też siły i fundu-
sze Zakonu. Dzięki środkom miast i podatkom można
było toczyć wojnę dalej żołnierzem zaciężnym; co
więcej, można było wykupować od niepłatnych wojsk
zakonnych poszczególne twierdze i miasta, jak na
przykład Malbork w 1457 r. Dopiero lata 1462-1463
przyniosły sukcesy wojskom polskim na lądzie,
a okrętom Gdańska i Elbląga na Zalewie Wiślanym.
Dn. 19 X 1466 doszło do pokoju w Toruniu, na mo-
cy którego miało pozostać przy Polsce Pomorze Gdań­
skie z Malborkiem, Elblągiem i ziemią chełmińską
oraz biskupstwo warmińskie. Wschodnie terytoria

no
zostawały przy Zakonie, który stawał się lennym
państewkiem w stosunku do Polski. Terytoria od-
zyskane, tzw. Prusy Królewskie, zyskały szeroką au-
tonomię i odrębne przywileje, podobnie jak szerokie
przywileje uzyskały jeszcze w 1457 r. Gdańsk, Elbląg
i Toruń.
Pokój toruński załatwił wprawdzie definitywnie
kwestię przyłączenia Prus Królewskich do Korony,
ale nie zakończył trudności w stosunkach Polski
z Zakonem. Krzyżacy usiłowali, w oparciu o cesar-
stwo i papiestwo, kwestionować zobowiązania wyni-
kające z traktatu oraz ingerować w sprawy Prus
Królewskich, szczególnie Warmii. W latach 1478-
-1479 doszło nawet do zbrojnego starcia i wojska
polskie zajęły Warmię, której biskup Mikołaj Tun-
gen, wybrany wbrew woli Kazimierza Jagiellończy­
ka, schronił się do Królewca. Wobec przewagi pol-
skiej i utraty poparcia ze strony króla Węgier, Ma-
cieja Korwina, biskup wkrótce ukorzył się przed
królem, a wówczas i wielki mistrz Zakonu złożył kró-
lowi należny hołd lenny. Dalsze spory zresztą o pra-
wo swobodnego wyboru biskupów warmińskich po-
nawiały się parokrotnie i zakończyły dopiero w 1512 r.
uzależnieniem wyboru biskupa od woli królewskiej.
Pozostała jednak otwarta kwestia podporządkowa­
nia lennego Zakonu, który ciągle usiłował zrzucić
z siebie zobowiązania wynikające z traktatu toruń­
skiego. Głównym punktem sporu była kwestia hołdu
lennego. l tak w 1498 r. został wybrany wielkim
mistrzem Fryderyk ks. saski, który zamiast składać
hołd organizował poparcie dla Zakonu cesarstwa
i książąt Rzeszy. Próbę interwencji zbrojnej ze stro-
ny polskiej przerwała śmierć Jana Olbrachta. Na-
stępca Fryderyka, od 1511 r. w. mistrz Zakonu AI-
hrecht Hohenzollern, wnuk Kazimierza Jagiellończy-

IJl
ka, kontynuował politykę oporu, zbrojeń i sojuszów
antypolskich, uwieńczonych w 1517 r. aliansem
z W. Księstwem Moskiewskim. Doprowadziło to do
wojny, rozpoczętej ze strony polskiej w 1519 r. Woj-
ska polskie podeszły pod Królewiec, a oddziały za-
ciężne, idące na pomoc Zakonowi z Niemiec nie zdo-
łały przejść Wisły, wycofując się na zachód. Rozejm
4-letni, zapośredniczony przez dyplomację cesarską,
przerwał działania wojenne (1521), które miała za-
stąpić mediacja cesarsko-węgierska.
Długotrwałe rokowania polsko-krzyżackie znalazły
dość nieoczekiwane rozwiązanie. Albrecht Hohen-
zollern za namową M. Lutra zdecydował się na likwi-
dację Zakonu i przemianę państwa zakonnego na lu-
terańskie księstwo świeckie, zależne od Polski. Wieść
o bitwie pod Pawią i groźba hegemonii cesarskiej
w Europie przyspieszyły zawarcie traktatu krakow-
skiego (8 IV 1525), a w 2 dni później Albrecht, jako
książę Prus, złożył uroczysty hołd lenny Zygmun-
towi I w Krakowie. Według traktatu lenne Księstwo
Pruskie, dziedziczne w linii Albrechta i jego braci, po-
zostawało w związku z Polską, a Albrecht miał zo-
stać członkiem rady królewskiej i jednym z dygni-
tarzy państwa polskiego.
Hołd pruski od dawna uznawany był w naszej lite-
raturze historycznej i tradycji za wielki błąd poli-
tyczny. Fakt, że Hohenzollernowie, władcy księstwa,
później królowie pruscy byli w XVIII w. rozbiorcami
państwa polskiego wpływał na wszystkie wypowia-
dane dotąd sądy. Stanowisko takie natomiast wydaje
się słuszne jedynie częściowo. Likwidacja państew­
ka w Prusach, według życzeń późniejszych pokoleń
mogła nastąpić raczej w 1521 r. Jeżeli jednak wów-
czas zgodzono się na mediację obcą, wątpliwe czy
zbytnio dla PQlski przychylną, to traktat krakowski

112
dawał lepsze rozwiązanie niż ewentualne pośredni­
ctwo. Księstwo luterańskie traciło wszelkie oparcie
\V cesarstwie i papiestwie, pozostawało ściśle uzależ­
nione od Polski, na łasce i niełasce jej polityki we-
wnętrznej - ingerencja w wewnętrzne sprawy księ­
stwa zdarzała się dość często - i zagranicznej, która
jedynie mogła _gwarantować ochronę księstwa przed
zamachami ze strony cesarstwa i niemieckiej części
Zakonu Krzyżackiego. Albrecht we własnym intere-
sie stał się gorliwym realizatorem polskiej polityki
zagranicznej, wiernym, aktywnym i w pełni uzależ­
nionym od swego wuja Zygmunta I i ciotecznego
brata Zygmunta Augusta. Jak się losy księstwa poto-
czyły dalej, to już inna sprawa. W każdym razie
dla współczesnych likwidacja Zakonu w Prusach,
mającego dotąd tak silne międzynarodowe poparcie,
usuwała główne niebezpieczeństwo, a mogli się oni
spodziewać, że dalsze dzieje księstwa potoczą się po-
dobnie jak Księstwa Mazowieckiego.
Mazowsze stanowiło w XV w. odrębne państewko,
pozostające jedynie w lennej zależności od króla pol-
skiego. Związki etniczne, kulturalne, gospodarcze,
a nawet polityczne nie przeszkadzały, że książęta
mazowieccy prowadzili niekiedy politykę prokrzy-
żacką, zaś ich posiadłości sięgały i poza Mazowsze,
do ziemi bełskiej. Prawo lenne jednakże nie uzna-
wało dziedziczenia przez kobiety i z chwilą braku
męskiego potomka, dziedzictwo przypadało lennemu
zwierzchnikowi. Tak więc, gdy w 1462 r. zmarł książę
Władysław II, Kazimierz Jagiellończyk przyłączył do
Korony ziemię gostyńską, rawską i Księstwo Beł­
skie, a w 1476 r. również ziemię sochaczewską. Z tych
3 ziem mazowieckich powstało wówczas wojewódz-
two rawskie. Gdy w 1495 r. zmarł Janusz II książę

8- P"lska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 113


płocki, ziemia płocka,
jako nowe województwo, zo-
stała włączona do Korony.
Reszta Mazowsza pozostała we władaniu Piastów,
Konrada III Rudego (1448-1503), potem jego synów,
Stanisława i Janusza. Obaj młodzi ludzie zmarli jed-
nak bardzo szybko - Stanisław w 1524 r., a Janusz
w 1526. Zygmunt I obsadził natychmiast załogami
polskimi zamki mazowieckie i przybył do Warszawy.
Prawne zjednoczenie nastąpiło jednak dopiero
w 1529 r., gdy król potwierdził przywileje mazowie-
ckie, a posłowie mazowieccy zasiedli w sejmie ko-
ronnym. Nie dopuszczono przy tym do podnoszenia
pretensji przez wdowę i córkę Konrada III, których
roszczenia do zabezpieczenia i posagu spłacono w go-
tówce.
Proces zjednoczenia wymagał również unifikacji
prawnej i ustrojowej Mazowsza. W 1540 r. skaso-
wano odrębny sejm mazowiecki, a kolejne statuty
(1532, 1540) starały się ujednolicić prawo mazowiec-
kie i zbliżyć do koronnego, tak że w 1577 r. pozostały
już tylko niektóre odrębne przepisy, tzw. ekscepty
mazowieckie, przy unifikacji prawnej tych ziem
z Koroną. Polityka zjednoczenia i wtopienia Mazow-
sza w całość ziem polskich była latami systematycz-
nie realizowana przez Zygmunta I i Zygmunta Au-
gusta, przy czym jedyne niebezpieczeństwo wzmoc-
nienia odrębności tych ziem wychodziło od królo-
wej Bony, która skupiając w swym ręku całość dóbr
królewskich na Mazowszu, usiłowała podporządkować
sobie całe księstwo. Zapobiegł temu Zygmunt Au-
gust skłaniając ją do opuszczenia kraju.
Do akcji jednoczenia odpadłych ziem polskich na-
leżałoby zaliczyć i drobne zyski na granicy śląskiej.
Ograniczyły się one jednak do zajęcia w latach 1454-
-1456 Księstwa Oświęcimskiego, a w 1494 r. Księ-

114
stwa Zatorskiego, które to oba księstwa dopiero
w r. 15064 zyskały prawo polskie. Wykupione wcze-
srue] (1443) Księstwo Siewierskie należało do biskup-
stwa krakowskiego i dopiero w 1790 r. uległo formal-
nej inkorporacji. Natomiast plany szerszej odbudowy
władzy polskiej na Sląsku były utrudnione dyna-
styczną polityką Jagiellonów. W walkach z Czecha-
mi czy Węgrami chodziło o koronę tych krajów, a nie
ziemie śląskie, a osadzenie Jagiellonów na tych tro-
nach uchyliło w ogóle wszelkie możliwości rewindy-
kacji, choć Zygmunt Jagiellończyk przed osiągnię­
ciem korony był namiestnikiem ziem śląskich. Istniała
wprawdzie w Polsce świadomość łączności, a nawet
praw polskich do Sląska, na serio jednak nikt ich
podnieść nie potrafił.

*
Zasadniczymi problemami, które kształtowały sto-
sunki międzynarodowe w naszym okresie były spra-
wy węgiersko-tureckie, rywalizacja francusko-cesar-
ska i kwestia bałtycka. Z tą ostatnią wiązała się rów-
nież rywalizacja litewsko-moskiewska o ziemie ruskie,
do której poprzez unię i sprawy bałtyckie miała być
wciągnięta i Polska. Z wymienionych tu trzech pro-
blemów międzynarodowych Polska uczestniczyła bez-
pośrednio w pierwszym i trzecim, podczas gdy
w drugim jej rola miała charakter raczej bierny,
przynajmniej z punktu widzenia zaangażowania wo-
jennego.
Polityka polska weszła w konflikty ześrodkowujące
się wokół Turcji i Węgier raczej nie z własnej ini-
cjatywy. Nie omawiając tu wcześniejszych wypad-
ków, jak panowanie Władysława Warneńczyka na
Węgrzech, czy propozycje korony czeskiej dla Jagieł­
ły, Witolda, czy Kazimierza Jagiellończyka, warto

lIS
wspomnieć o ekspansji Turcji, która w 1453 r. opa-
nowała Konstantynopol. Wprawdzie w 1456 r. Jan
Hunyady pod murami Belgradu powstrzymał postępy
tureckie, ale zagrożenie osmańskie Węgier istniało na-
dal, a w 1475 r . .Turcy zdobyli Kaffę i podporządko­
wali sobie Tatarów. Wkrótce potem w 1483 r. zajęli
ujście Dunaju (Kilię) i Dniestru (Białogród), zagra-
żając bezpośrednio Polsce najazdami tatarskimi i wy-
padami z Wołoszczyzny.
Polityka południowa Kazimierza Jagiellończyka
była polityką dynastyczną, wynikającą z pretensji żo­
ny królewskiej, Elżbiety Habsburg, córki Albrechta,
króla Czech i Węgier. Sukcesy tej polityki w formie
osadzenia na tronie czeskim i węgierskim J agiello-
nów nie były wynikiem siły czy umiejętności poli-
tycznych Kazimierza i jego doradców, lecz stosunków
wewnętrznych i międzynarodowych, w jakich Węgry
i Czechy znalazły się w II połowie XV w.
Czechy od początków XV w. znajdowały się w opo-
zycji w stosunku do otaczających je krajów w związ­
ku z rozwojem husytyzmu, jako herezji o wyraźnym,
szczególnie u radykalnych taborytów, ostrzu społecz­
nym i narodowym, w tym wypadku skierowanym
przeciwko Niemcom. Przewagę jednak zyskał w Cze-
chach kierunek umiarkowany, tzw. kalikstynów, któ-
rzy ograniczali się w swym programie do zagarnięcia
dóbr kościelnych i wprowadzenia komunii pod dwie-
ma postaciami. Bitwa pod Lipanami (1434), a następ­
nie zdobycie Taboru (1452) doprowadziło do krwa-
wej likwidacji radykalnego skrzydła husytyzmu,
a w 1457 r., po śmierci Władysława Pogrobowca, tron
objął przywódca kalikstynów Jerzy z Podiebradu
(1458-1471):
W sąsiednich Węgrzech po śmierci tegoż Włady­
sława tron objął syn Jana Hunyadego Maciej Kor-

116
win (1458-1490). Maciej, wysunięty na tron przez
~zlachtę i część magnaterii, jako król narodowy
w przeciwieństwie do Luksemburgów czy Habsbur-
gów, prowadził politykę unikania konfliktów z Tur-
cją, a wzmocnienia sił węgierskich poprzez rozcią··
gnięcie swych wpływów na Czechy, potem i Niem-
cy. Korona czeska, jako dająca stanowisko naj wyż-
8zego elektora świeckiego w Rzeszy miała być drogą
do dalszych planów, a obalenie Jerzego z Podiebradu
pierwszym etapem ich realizacji. Jerzy natomiast, po-
zbawiony pomocy z zewnątrz jako król husycki, opar-
ty jedynie na bardziej zachowawczej części tego ru-
chu, a zwalczany przez katolików czeskich i papie~
stwo, cesarstwo i Węgry, szukał oparcia w Polsce.
Pomoc polska, początkowo dyplomatyczna, w postaci
prób mediacji, potem zbrojna w walce z Węgrami,
które opanowały Morawy, Sląsk i Łużyce, doprowa-
dziła do wyboru Władysława Jagiellończyka, syna
Kazimierza, na następcę po Jerzym z Podiebradu
(1469).
Wkrótce po śmierci Jerzego (1471) tron czeski ob-
jął Władysław, a obóz katolicki w Czechach ogłosił
królem Macieja Korwina. Tego ostatniego miała za-
szachować wyprawa królewicza Kazimierza na Węgry
jako pretendenta do tronu, zaproszonego przez opo-
zycję magnacką· na Węgrzech. Wyprawa nie dała
wyników, a w dalszych walkach Polska stała po
!':Łronie Władysława broniąc go przed atakami Macie-
ja, choć nie miało to przynieść Polsce żadnych ko-
rzyści. O dynastycznym charakterze tej całej polityki
może chociażby świadczyć fakt, że w 1474 r. wojska
polskie wyruszyły zdobywać - bez powodzenia
zresztą - Sląsk, zajęty przez Węgrów, ale nie po to,
by go odzyskać dla Polski, lecz by oddać go Cze-
chom. Wreszcie w 1479 r. doszło do porozumienia

117
węgiersko-czeskiego w Ołomuńcu, na zasadzie któ-
rego Węgry zatrzymały Morawy, Sląsk i Łużyce,
a Czechy miały prawo je wykupić po śmierci Macieja
Korwina. O polskich prawach do Sląska nie było
w ogóle mowy.
Smierć Macieja Korwina, który zdążył jeszcze
z powodzeniem walczyć z Habsburgami, postawiła
kwestię elekcji nowego króla na Węgrzech. W zasa-
dzie antagonizm z Niemcami, powiększony jeszcze
niedawną walką, spowodował, że kandydatura habs-
burska nie była do przyjęcia, a jedynymi silnymi
kontrkandydatami do tronu byli synowie Kazimierza
Jagiellończyka. Na temat jednak ich obioru nastąpił
podział opinii na Węgrzech. Szlachta węgierska, która
przedtem stanowiła oparcie dla Macieja opowiedziała
się za Olbrachtem. Zanim ten zdołał sięgnąć po koronę,
magnateria węgierska ogłosiła królem Władysława Ja-
giellończyka, który znany jako "rex bene" był już
uprzednio figurantem w rękach możnych czeskich. Do-
szło nawet do walki pomiędzy wojskami obu braci, wal-
ki wygranej przez oddziały Władysława.
Objęcie przez Władysława Jagiellończyka tronu
czeskiego i węgierskiego było na pozór zwycięstwem
dynastycznym Jagiellonów, zwycięstwem, które na za-
sadzie ówczesnych obyczajów solidarności rodzinnej,
winno było i Polskę wzmocnić na arenie międzyna­
rodowej. Wybór jednak Władysława nie był przy-
padkowy - osoba króla pozwalała nie liczyć się z jego
własną postawą, pozwalała na rządy oligarchii magna-
ckiej na Węgrzech, a swobodniejszą jeszcze eksploata-
cję kraju przez magnaterię w Czechach, gdzie i król
Władysław rzadziej przebywał i siła szlachty, stano-
wiącej opozycję antymagnacką, była znacznie mniej-
sza niż na Węgrzech. Praktycznie więc ani Czechy,
ani Węgry, choć nominalnie w ręku Jagiellonów po-

118
zostające, nie mogły stanowić dla Polski silniejszego
oparcia w JeJ polityce zagranicznej. Wokół Władysła­
wa, a później jeszcze bardziej jego syna Ludwika
Jagiellończyka (1516-1526) narastały wpływy habs-
burskie, które systematycznie usiłowały torować sobie
drogę do korony.
Organizatorem polityki habsburskiej był przede
wszystkim Maksymilian l (1486-1519), "cesarz bez
pieniędzy", jak go nazywali Wenecjanie, cesarz też
niezbyt szczęśliwy w swych poczynaniach militar-
nych, ale za to niezwykle aktywny jako dyplomata,
pełen nowych pomysłów, twórca związków politycz-
nych, układów matrymonialnych, wielkich planów,
obejmujących całą Europę, a jednocześnie budowniczy
podstaw przyszfej potęgi Habsburgów i wychowawca
licznej grupy dyplomatów i polityków związanych
z dynastią. On to żeniąc się z Marią Burgundzką zys-
kał bogate Niderlandy, a poprzez małżeństwo syna
Filipa Pięknego z Joanną Szaloną, dziedziczką Hiszpa-
nii, zapewnił wnukowi obok cesarskiej koronę hisz-
pańską i neapolitańską. Maksymilian l w swej poli-
tyce dynastycznej nie pomijał żadnej okazji dla pod-
noszenia najbardziej nawet wątpliwych praw i urosz-
czeń~ do szachowania wszystkich, którzy w jakikol-
wiek sposób przeszkadzali realizacji jego planów. Tak
było również w wypadku Polski.
Konflikt polsko-krzyżacki o złożenie hołdu, który
ciągnął się od końca XV w., znalazł gorące poparcie,
po stronie krzyżackiej oczywiście, u cesarza i w jego
otoczeniu. Co więcej, dyplomacja habsburska sięgnęła
do Moskwy, z którą aktualnie walczyło W. Księstwo
Litewskie. Utrata Smoleńska, mimo zwycięstwa pod
Orszą (1514), nie rokowała pomyślnego zakończenia
wojny i Zygmunt l zdecydował się na porozumienie
z Maksymilianem l, skoordynowane zresztą z Włady-

119
sławem Jagiellończykiem. Porozumienie to, zawarte
na zjeździe w Wiedniu (1515) miało być przypieczę­
towane wieczyście wzajemnymi małżeństwami dzieci
Władysława z wnukami Maksymiliana. Ludwik Ja-
giellończyk miał się ożenić z Marią Habsburg, a Karol
lub Ferdynand Habsburg z Anną Jagiellonką.
Porozumienie dawało w zasadzie równe szanse obu
stronom, jagiellońskiej i habsburskiej, tym bardziej
że wobec znanych pretensji habsburskich do Węgier,
Maksymilian nie omieszkał obiecać korony niemieckiej
Ludwikowi Jagiellończykowi. Co warte były te obietni-
ce można było się wkrótce przekonać, gdy w 1519 r.
po śmierci Maksymiliana przystąpiono do elekcji ce-
sarskiej we Frankfurcie nad Menem. Przy dwóch sil-
nych kandydaturach - zwycięskim Karolu Habsbur-
gu, wówczas już władcy Hiszpanii i Niderlandów
i Franciszku I, królu Francji, wbrew złudzeniom czes-
kim, o kandydaturze Ludwika nie chciano poważniej
mówić. Podobnie charakterystyczny był fakt, że gdy
w imieniu małoletniego Ludwika, głos elektorski miał
złożyć Zygmunt I, poselstwo polskie nie zostało do-
puszczone do głosowania, a sami przedstawiciele Czech
poparli Habsburga. W sumie więc w wyniku traktatu
1&15 r. Polska uzyskała przerwanie intryg dyplomacji
cesarskiej, ale osłabiła swą pozycję w Czechach i na
Węgrzech, gdzie wzmocniły się wpływy habsburskie,
co miały w pełni uwidocznić wypadki z 1526 r.
Panowanie Solimana Wspaniałego (1520-1566)
w Turcji stało się okresem nowej ekspansji państwa
otomańskiego. Wojs~a tureckie w 1521 r. uderzyły na
Belgrad, zdobywając tę kluczową pozycję na drodze
prowadzącej w głąb Węgier, w 1523 r. zajęły wyspę
Rodos, należącą do joannitów, by w 1526 r. uderzyć
na same Węgry, które okazały się osamotnione i nie
przygotowane do walki. Klęska pod Mohaczem (29 VIII

120
1526) zniszczyła główną armię węgierską, a król Lud-
wik Jagiellończyk zginął w ucieczce.
Klęska pod Mohaczem wywołała natychmiastową re-
akcję w państwach sąsiednich, które jednak nie tyle
troszczyły się o los Węgier, co o zagarnięcie spadku po
Ludwiku Jagiellończyku. Najenergiczniejszy okazał się
w tym wypadku Ferdynand Habsburg, władający
w Austrii, żonaty z Anną Jagiellonką, co wzmacniało
jego roszczenia do korony. Przede wszystkim pospiesz-
nie doprowadził do swego wyboru na króla Czech, nie
natrafiając zresztą na większe trudności wobec braku
energiczniejszych kontrkandydatów - poselstwo pol-
skie, z ewentualną kandydaturą Zygmunta Starego, ani
nie miało przygotowanego terenu, ani też nie przy-
było na czas do Pragi.
To samo dyplomacja habsburska usiłowała prze-
prowadzić na Węgrzech, choć z mniejszym powodze-
niem. Poprzednie rządy Jagiellonów, oparte o magna-
terię, powodowały narastanie i konsolidację opozycji
s7.lacheckiej wrogiej obcym władcom, która od dawna
usiłowała nie dopuścić do tronu wszelkich kandyda-
tów cudzoziemskich, głównie Habsburgów. Na czele
opozycji stał magnat węgierski Jan Zapolya, a zagra-
niczne powiązania tego ruchu sięgały do Polski, gdzie
w 1512 r. Zygmunt I pojął za żonę Barbarę Zapolya.
W okresie Mohacza Zapolya z pokaźną armią nie brał
udziału w walkach, co mu później niejednokrotnie
wyrzucano. Po rozbiciu wojsk królewskich i śmierci
Ludwika, jego wojsko stanowiło jedyną realną siłę na
Węgrzech zdolną do ochrony przed dalszymi postępami
Turków, zaś jego osoba - jedynego poważnego kan-
dydata do tronu nie obcokrajowca. Elekcja Zapolyi
nie była jednak jednomyślna - opowiadała się za nim
szlachta i część magnaterii, podczas gdy większość tej
ostatniej zrobiła secesję wybierając na tron Ferdynan-

121
da Habsburga. Węgry zagrożone w swym bycie naro-
dowym przez Turcję zostały ponadto rozdarte wojną
domową, gdy Ferdynand na poparcie swych preten-
sji wysłał natychmiast zbrojną armię.
Polityka polska stanęła wobec trudnego konfliktu
politycznego tuż ~a swymi granicami południowymi.
Zwycięstwo Habsburgów na Węgrzech równało się nie-
słychanemu wzmocnieniu ich i tak nieznośnej przewa-
gi w Europie. Niedawne zwycięstwo Karola V pod
Pawią (1525) i traktat madrycki (1526) zdawały się
konsolidować przewagę Habsburgów w zachodniej
Europie, podczas gdy osiągnięcie dwóch tron6w na po-
łudniu rozciągało tę dominację i na wschód. Próba
związku z Francją (1524) okazała się bez znaczenia
wobec konsekwencji Pawii, a tworząca się opozycja
antycesarska (Francja, Anglia, państewka włoskie) da-
leka była od konsolidacji i energicznych wystąpień.
Jednocześnie poparcie Zapolyi było nader ryzykowne
nie tylko ze względu na potęgę Habsburgów. W cesar-
skich posiadłościach we Włoszech istniały dwa małe
księstewka, Bari i Rossano, własność królowej Bony,
która gotowa była wywrócić do góry nogami całą poli-
tykę polską, byle ich nie utracić. Neutralność wresz-
cie, spokojne obserwowanie zaciętych walk na W~
grzech mogło jedynie doprowadzić do nowej interwen-
cji tureckiej i usadowienia się Turków u granic Pol-
ski.
W tej sytuacji zdania na temat polityki węgierskiej
były w Polsce podzielone. Szlachta i część magnaterii
sprzyjała Zapolyi i była gotowa go wspomóc, po ci-
chu sprzyjała mu nawet Bona, być może i Zygmunt
Stary również. Część zaś otoczenia królewskiego, szcze-
gólnie magnaci typu Krzysztofa Szydłowieckiego,
związani byli z Habsburgami i gotowi popierać ich pre-
tensje węgierskie. Zresztą każda oficjalna ingerencja

122
na Węgrzech mogła wywołać taki sam odruch ze stro-
ny Turcji. W rezultacie przyjęto podwójną taktykę.
Oficjalna polityka polska próbowała mediacji widząc
słusznie w porozumieniu obu pretendentów jedyną
możliwość uchronienia Węgier od zupełnej zagłady.
Równocześnie jednak z Polski płynęli ochotnicy do
oddziałów Zapolyi, przy cichym poparciu władzy, a na-
wet sam Zapolya w momencie klęski (1528) znalazł
w Polsce schronienie u hetmana Jana Tarnowskiego
w Tarnowie, stąd wkrótce znów wyruszył do walki
o koronę, tym razem dzięki zabiegom Hieronima Ła­
skiego, wzmocniony poparciem Turcji, co zresztą nie
zachwycało polityków polskich.
Pojawienie się Turków na Węgrzech i związanie
z nimi Zapolyi postawiło przed polityką polską bardzo
ostro problem niebezpieczeństwa tureckiego, dotąd ra-
czej odległego i dość teoretycznego. Pomijając walki
Warneńczyka, do końca niemal XV w. Polska nie
zetknęła się z zagadnieniem tureckim bezpośrednio.
Zajęcie portów czarnomorskich nie wywołało ze strony
polskiej reakcji i dopiero zabiegi Stefana hospodara
mołdawskiego i plany dynastyczne Jagiellonów spo-
wodowały niefortunną wyprawę Jana Olbrachta
w 1497 r. Zresztą jedynie w pierwotnych planach po-
siadała ona ostrze antytureckie, w praktyce jednak
miała na celu osadzenie na tronie mołdawskim Zyg-
munta Jagiellończyka, co spowodowało konflikt ze
Stefanem i porażkę wojsk polskich. W każdym razie
wyprawa Olbrachta, mająca przywrócić lenną zależ­
ność od Polski Mołdawii, podporządkowanej Turcji,
była raczej epizodem w polskiej polityce tureckiej tych
czasów.
Zasadą polityki polskiej wobec Turcji było zacho-
wywanie stosunków pokojowych. O potrzebie takiej
polityki przekonywał i zagon turecki w 1524 r., który

123
dotarł po San, Zawierano więc rozejmy (1525, 1530),
by wreszcie w 1533 r. zawrzeć z Turcją "pokój wie-
czysty" i przyjaźń. Traktat ten był ważnym, nie tyle
osiągnięciem dyplomatycznym, co objawem przełomu
ideologicznego w polityce europejskiej XVI stulecia.
Podział świata na wiernych i niewiernych, na
Rzeczpospolitą Chrz€ścijańską i pogan, barbarzyńców,
był wyrazem światopoglądu średniowiecznego, ukształ­
towanego przez kościół katolicki. Uzewnętrzniał się
on w krucjatach, zakonach rycerskich, w podwójnej
moralności (nawracanie mieczem) itd. oraz w solidar-
ności chrześcijaństwa na zewnątrz, mimo skłócenia
wewnętrznego. Dla Europejczyków symbolem niewipr-
nych byli przez długi czas Arabowie, potem zaś Tur-
cy, którzy w swej ekspansji wdarli się do Europy
i niepokoili pobrzeża Morza Sródziemnego. W stosun-
ku do Turków obowiązywała solidarność chrześcijań­
ska, walki z nimi i stale ponawiane przez papiEŻY
hasło krucjaty miały na celu odzyskanie Ziemi Świę­
tej, a od połowy XV w. również Konstantynopola.
Do dobrego obyczaju, jeszcze w początkach XVI w"
należało wszelkie traktaty międzynarodowe zaczynać
od górnolotnych projektów krucjaty antytureckiej
i wezwania do zgody w chrześcijaństwie, co nie prze-
szkadzało, że właściwą treścią tych traktatów były
nieraz niezbyt budujące plany dalszych walk i zabo-
rów w obrębie państw chrześcijańskich, z państwem
l<ościelnym włącznie.
Od tej konwencji haseł krucjatowych, a praktyki
nienawiązywania kontaktów z Turcją, pierwsza ode-
rwała się Wenecja, której interesy handlowe i żeglu­
ga, szczególnie narażone na represje tureckie, wyma-
gały bardziej elastycznej polityki, nie tylko walki, 'ale
i porozumienia. Była to jednak polityka wyjątkowa
tak, że gdy H. Łaski sprowadził w 1528 r. posiłki tu-

124.
reckie dla Zapolyi, Habsburgowie bez trudu uzyskali
ekskomunikę papieską przeciw Zapolyi, a nawet stary
nabożny arcybiskup J. Łaski otrzymał surowe moni-
torium papieskie i wezwanie przed sąd do Rzymu z po-
wodu akcji bratanka. Politycy polscy nie byli zachwy-
ceni działalnością H. Laskiego, ale nie potępiali jej
zbytnio. Na wszelkie zaproszenia do krucjaty ze stro-
ny papiestwa odpowiadano, że Polska bardzo chętnie
przystąpi do walki, ale dopiero gdy dojdzie do pokoju
i porozumienia w chrześcijaństwie. Praktycznie zaś
oceniając nikłe szanse tego pokoju prowadzono roko-
wania z Turkami, by zawrzeć traktat i starannie go
przestrzegać, wcześniej o lat parę niż to nawet uczy-
niła osławiona i potępiona sojuszniczka Turcji - Fran-
cja (1536).
Charakterystyczną chyba cechą polskiej polityki za-
granicznej tego czasu był racjonalny i świecki jej wy-
raz. Przecież politykę tę prowadził konserwatywny
i ostrożny Zygmunt l, nabożny i wykształcony biskup
krakowski P. Tomicki i inni ludzie tego pokroju, któ-
rych o bezbożność i obojętność na dobro chrześcijań­
stwa pomawiać nie można. A jednak bezpośrednie in-
teresy kraju były ważniejsze, niż ideologia solidarno-
ści chrześcijańskiej wobec niewiernych. l politykę tę,
podobnie jak w wypadku tworzenia luterańskiego
księstwa w Prusach, niełatwo było prowadzić z po-
wodu ciągłych zatargów, szczególnie z Tatarami, jako
lennikami Turcji, którzy atakowali ziemie polskie,
jak też kozaków, którzy napadali na turecko-tatarski
Oczaków. W Polsce też istniała silna opozycja wśród
magnaterii, która dążyła do wystąpienia Polski prze-
ciw Turcji. W tym wypadku trzeba znowu podkreślić,
że polityki antytureckiej w Polsce nie reprezentowali
bynajmniej ludzie dawnego pokroju, wierzący w ideały
walki chrześcijan z niewiernymi, lecz mniej lub wię-

125
cej interesowni zausznicy Habsburgów, tych Habsbur-
gów, którzy pragnęli zrzucić na Polskę ciężar walki
z Turcją w obronie ich własnych posiadłości i intere-
sów na Węgrzech, w Czechach i w Niemczech. Taki-
mi ludźmi, oddanymi dworowi habsburskiemu, nawo-
łującymi do akcji antytureckiej byli m. in. hetman Jap
Tarnowski, czy utalentowany pisarz polityczny Stani-
sław Orzechowski.
W obliczu niebezpieczeństwa tureckiego, groźby bez-
pośredniego najazdu Turków, a przede wszystkim za-
gonów Tatarów, ich lenników, kształtowała się poli-
tyka południowa Polski w II ćwierci XVI w. Punk-
tami zapalnymi były nie tylko Węgry, ale i sąsiedz­
two mołdawskie, gdyż z Mołdawią trwał spór o po-
graniczne ziemie Pokucia, pozostające w rękach pol-
skich. W tym wypadku unikano jednak interwencji
zbrojnych na terenie mołdawskim, bijąc natomiast
wkraczające wojska mołdawskie (Obertyn 1531) i śląc
jednocześnie do Konstantynopola skargi na wiaro-
łomnego lennika tureckiego, który ośmiela się napa-
dać na najlepszego przyjaciela sułtana. Natomiast po-
lityka mediacyjna Polski w konflikcie węgierskim nie
dawała wyników. Dopiero coraz większe wyczerpanie
obu stron oraz kolejne wyprawy tureckie (1529, 1532)
przeciw Austrii, równie niebezpieczne dla Zapolyi,
którego miały wspierać, skłoniły obie strony do po-
koju (Wielki Waradyn 1538), który ustalił, że większa
część Węgier pozostanie dożywotnio w rękach Zapo-
lyi, a Ferdynand zatrzyma tytuł królewski i prawo do
całości kraju po śmierci narodowego władcy.
Uspokojenie na Węgrzech zaktywizowało znowu po-
litykę polską na tym terenie, tym razem wyraźnie pro-
wadzoną przez Bonę. W 1539 r. doszło do wydania za
Zapolyę Izabeli Jagiellonki, córki Bony i Zygmunta I.
Polityka ta szybko uległa komplikacjom, gdy w 1540 r.

126
jednocześnie urodził sięsyn i następca Zapolyi Jan
Zygmunt i umarł sam król węgierski. Na spadek po
nim rzucili się Habsburgowie, a przybyła z odsieczą
armia turecka zamieniła Węgry w prowincję państwa
otomariskiego, Izabeli i jej synowi pozostawiając jako
lenno Siedmiogród ze skrawkami Węgier wschodnich.
Plany Bony spaliły na panewce, mimo że Izabela przez
szereg lat to wracając do Polski, to znów wyjeżdżając
na Węgry, starała się bronić praw syna, który zresztą
zmarł w młodym wieku. Najniebezpieczniejszym wy-
nikiem tej porażki było bezpośrednie sąsiedztwo władz­
twa tureckiego w środkowych Węgrzech.
Traktat krakowski (1525) i sekularyzacja Prus nie
usunęły trudności w polskiej polityce bałtyckiej. Mi-
mo zniknięcia Zakonu Krzyżackiego w Prusach, w In-
flantach pozostał związany z nim dawny Zakon Ka-
.walerów Mieczowych. Stosunki z Zakonem Inflanckim,
utrzymywane głównie przez W. Księstwo Litewskie,
układliły się zresztą na ogół dobrze wobec wspólnego
dla obu krajów niebezpieczeństwa ze strony W. Księ­
stwa ~Ioskiewskiego, które systematycznie i uparcie
starało się odzyskać całość ziem ruskich, zagarniętych
przez Litwę i Zakon Inflancki. Dla księcia Albrechta
w Prusach istnienie Zakonu w Inflantach, oddzielo-
nego tylko pasmem Zmudzi od Prus, stanowiło ciągłe
zagrożenie, którego usunięciem byłoby, według pla-
nów Hohenzollernów, opanowanie Inflant i ich seku-
laryzacja, analogiczna do rozwiązania sprawy pruskiej.
W tym też kierunku pracował Albr~cht, który osadził
na arcybiskupstwie ryskim swego brata Wilhelma
(1539) i starał się uzyskać poparcie Polaków i Litwi-
nów dla tej polityki.
Państwo zakonne w Inflantach osłabiały w tym
okresie konflikty wewnętrzne. Wprawdzie w szeregach
Zakonu, wśród szlachty-lenników zakonnych i wśród

127
mieszczaństwa głównych miast przeważaliNiemcy,
zgodnie eksploatując miejscową ludność łotewską czy
estońską, ale panowanie zakonne wywoływało coraz
żywszą opozycję szlachty i miast, a przede wszystkim
arcybiskupa ryskiego, któremu nominalnie Zakon miał
podlegać. Podczas gdy opozycja oglądała się na Litwę
i króla polskiego, w samym Zakonie wzięły górę ten-
dencje zmierzające do ugody z Moskwą i odcięcia się
od Litwy (1553). Kiedy w 1556 r. doszło w Inflantach
do orężnej rozprawy z opozycją i uwięzienia arcy-
biskupa ryskiego Wilhelma, Zygmunt August, jako
w. książę litewski, zdecydował się na interwencję
w obronie swych inflanckich przyjaciół. Armia kró-
lewska wymusiła zresztą bez walki na mistrzu in-
flanckim W. Fiirstenbergu sojusz z Litwą i uwolnie-
nie jej stronników, co ustalono w tzw. traktacie po-
zwolskim (1557). Odpowiedzią na ten zwrot w polityce.
inflanckiej było wkroczenie wojsk moskiewskich do
tego kraju (1558), które to wojska szybko zajęły Dor-
pat oraz Narwę, pierwszy rosyjski port na Bałtyku.
Wl;rótce zresztą na rozbite wewnętrznie tereny in-
flanckie zjechały również oddziały duńskie, zajmując
biskupstwo azylskie, oraz wojska szwedzkie, które
zajęły część Estonii z Rewlem jako ośrodkiem (1561).
Upadek polityczny państwa zakonnego w Inflantach
w:,'magał sprecyzowania dalszej polityki polsko-litew-
skiej w tym zakresie. Ściślej mówiąc była to jednak
polityka głównie litewska. forsowana przez magnate-
rię z Mikołajem Czarnym Radziwiłłem na czele. Ma-
gnateria ta czuła się zainteresowana osobiście w eks-
pansji na północ - szczególnie atrakcyjna była tu
Ryga, jako główny port dla ziem litewskich - a także
nie chciała dopuścić do rozszerzenia się posiadłości
moskiewskich, wobec ciągłego niemal od połowy XV w.
nacisku Rosji na terytoria Litwy i raz po raz powta-

128
rzających się długotrwałych wojen o ziemie Siewier-
szczyzny i Smoleńszczyzny. W Polsce tendencja do
ekspansji w Inflantach niewielu znalazła entuzjastów
i jedynie garść magnaterii gotowa była je popierać.
Jednakże zwrot w polityce wewnętrznej Zygmunta
Augusta, związanie się króla z ruchem egzekucyjnym
i współdziałanie w przeprowadzeniu reform, dały mu
kredyt polityczny i podatki ze strony szlachty, a więc
możliwości rozwijania operacji wojennych i akcji po-
litycznych na północy.
Wtargnięcie Moskwy, Danii i Szwecji do Inflant
skłoniło nowego mistrza inflanckiego Gotarda Kettle-
ra do związania się z Polską na warunkach podobnych
jak Prusy (1561). Zakon rozwiązano, Kettler został
księciem lennym w Kurlandii i Semigalii, a pozostałe
ziemie inflanckie zostały wcielone do Litwy, by od
1569 r. podlegać wspólnie Litwie i Koronie. Oddziały
litewskie i polskie obsadziły Rygę, Parnawę i całe nie
zajęte przez konkurentów Inflanty. Praktycznie więc
plan Hohenzollernów został zrealizowany, ale nie na
ich korzyść i bez objęcia granicami nowego księstwa
całości dawnych terytoriów zakonnych. Konsekwencją
natomiast tych posunięć było wciągnięcie nie tylko
Litwy, ale i Polski w długie i bezowocne konflikty, na
terenach obcych etnicznie, politycznie i gospodarczo.
Zajęcie przez cztery różne państwa ziem inflanckich
bynajmniej nie doprowadziło do zgody pomiędzy ni-
mi. Dania, która posiadając w swym ręku Sund, usiło­
wała narzucić swą hegemonię na Bałtyku, znajdowała
się w stałym anatagonizmie ze Szwecją, która ze swej
strony dążyła nie tylko do poskromienia Danii, ale
i odzyskania zajmowanej wciąż przez Duńczyków po-
łUdniowej części Szwecji, tzw. Skanii. Wybuchła
w 1563 r. wojna szwedzko-duńska miała równoległy
odpowiednik w walce Litwy i Moskwy, której to woj-

9- Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 129


ska zdobyły w 1563 r. na Litwie Połock. Związanie na-
tomiast tych dwóch konfliktów we wspólną Wojnę Pół­
nocną (1563-1510) miało już charakter bardziej przy-
padkowy. Polska i Litwa połączyły się z Danią prze-
ciw Szwecji, choć Dania zainteresowana była utrzy-
maniem poprawnych stosunków z Moskwą i zachowa-
niem tzw. żeglugi narewskiej, którą dyplomatycznie
i przy pomocy floty kaperskiej zwalczał Zygmunt Au-
gust. Dopiero śmierć króla Szwecji Eryka XIV (1568).
którego zastąpił na tronie brat Jan III, żonaty z Ka-
tarzyną Jagiellonką, doprowadziła do odwrócenia przy-
mierzy. Dania porozumiała się z Moskwą na temat po-
działu Inflant, w których miano wykroić lenne księst­
wo dla królewicza duńskiego Magnusa, i zwalczała flo-
tę polską na morzu. Państwo polsko-litewskie sprzy-
mierzyło się ze Szwecją, która posiadając Finlandię od
dawna toczyła boje z W. Księstwem Moskiewskim
o Ingrię.
W 1570 r. na zjeździe w Szczecinie doszło wreszcie do
pokoju pomiędzy Szwecją i Danią, podczas gdy rów-
nocześnie zawarty został rozejm litewsko-moskiewski.
Z rozbioru Inflant wszystkie cztery państwa wyniosły
po trochu zysków terytorialnych, w tym Moskwa cen-
ną dla siebie Narwę, a Litwa Rygę, wszystkie nato-
miast drogo zapłaciły za te nabytki i drożej jeszcze mia-
ły zapłacić w przyszłości. Hohenzollernowie, inicjato-
rzy polityki inflanckiej, zyskali jedynie rozszerzenie
prawa do lenna pruskiego na linię elektorską (1563), co
nie dało im żadnych korzyści na bieżąco, natomiast
w przyszłości miało ułatwić zjednoczenie Prus Ksią­
żęcych z Brandenburgią i budowę państwa pruskiego.
LUDZIE

Rozdział trzeci, opisujący


ten okres dziejów Polski,
powinien być właściwie poświęcony historii kultury,
tzw. kultury materialnej i kultury duchowej. Wydaje
nam się jednak, że tradycyjna historia kultury, będą­
ca raczej składanką wyników różnych, mniej lub wię­
cej samodzielnych dyscyplin - historii sztuki, litera-
tury, muzyki, obyczajów, strojów itp. - niewiele da-
je nam, jeśli chodzi o samą epokę, a ściślej mówiąc lu-
dzi. Historia kultury w tym rozumieniu stała się ra-
czej historią przedmiotów, wytworów ludzkich, a zbyt
mało historią ludzi. Dla nas natomiast - oddając cześć
należną wynikom pracy ludzkiej - najważniejszy jest
sam człowiek, człowiek jako jednostka psychofizyczna,
jako jednostka przede wszystkim typowa, jednostka
w społeczeństwie.
Nie chodzi tu jednak o jakieś biografie indywidual-
ne czy zbiorowe, o konkretne postacie w działaniu
i życiu, o tzw. psychologizowanie w poszukiwaniu in-
tencji i motywów ich postępowania. Wydaje nam się,
że istotniejszy byłby jeszcze inny punkt widzenia.
Społeczeństwo, jego struktura, jest zjawiskiem zmien-
nym historycznie, rozwijającym się od form bardziej
prymitywnych, do bardziej doskonałych i skompliko-
wanych, choć etapy tego rozwoju przebiegają różnie.
Nie jest jednak chyba możliwa zmienność zbiorowości,
a niezmienność składających ją jednostek - przecież
tak samo materialne warunki życia, stosunki produkcji,

131
ideologia społeczna, polityczna, religijna itp. działają na
poszczególne jednostki, które się na społeczeństwo skła­
dają. Człowiek jest więc też zjawiskiem historycznym,
zmiennym w czasie, zmiennym tak w zakresie fi-
zycznym - choć te zmiany przebiegają nader wolno -
jak przede wszystkim psychicznym. W tym ostatnim
zresztą wypadku chodzi nie tyle o określenie prymi-
tywnych - jak na nasze stosunki - uczuć, odruchów
i tym podobnych cech tzw. charakteru, lecz przede
wszystkim o najbardziej zmienny historycznie bagaż
pojęć, poglądów, idei, wiedzy i przesądów, które skła­
dają się na mentalność ludzi w danym środowisku
i epoce. Wydaje się, że to jest ta konkretna rzeczywis-
tość, która daje barwę danej epoce, jej barwę we-
wnętrzną, ludzką, która zresztą przejawia się w litera-
turze, sztuce, nauce, choć jest tak trudno uchwytna
i mało dostrzegalna zarazem.
J"eśli mamy zamiar spróbować naszkicować charakte-
rystykę człowieka tych czasów, to w gruncie rzeczy,
z naukowego punktu widzenia, nie mielibyśmy do te-
go prawa. Kwestia nie jest zbadana, nie jest prze-
myślana, nie jest przedyskutowana - czyż więc wolno
pisać o tym uprzedzając badania? Może i ni,e, ale w na-
uce często tak bywa, że trzeba czasem robić próby,
chociażby bardzo teoretyczne i ryzykowne, by inni mo-
gli je później zrobić lepiej i dojść do słuszniejszych
wniosków. Dlatego to, co napiszemy dalej będzie raczej
programem potrzeb, programem badań, nie zaś wynika-
mi takowych.
By człowiek działał, pracował, tworzył musiał po-
siadać najpierw chociażby najprymitywniejsze warunki
dla samego życia - pożywienie, ubranie, mieszkanie;
musiał zwalczać choroby, by przeżyć, by działać dalej.
Warto być może przejrzeć pokrótce to, co wiemy na
ten temat dla czasów nas interesujących, i jak te wa-

132
runki materialnego bytu różniły się od tych, które
istniały poprzednio.
Na temat pożywienia w Polsce XVI w. posiadamy
dane jedynie wycinkowe. Mimo to można spróbować
je rozszerzyć, by naj ogólniej przynajmniej scharakte-
ryzować typ i poziom ówczesnego odżywiania. Przy
tym należałoby odrzucić wyszukane potrawy dworskie,
biesiady i pijaństwa, jako ograniczone społecznie i nie
dające typowego obrazu epoki. Dla przeciętnego pozio-
mu życia, a więc takiego, jakie prowadził drobny
szlachcic, średni mieszczanin czy zamożniejszy chłop,
pożywienie dałoby się scharakteryzować następująco.
Podstawową rolę w ówczesnym pożywieniu odgry-
wały produkty zbożowe - pieczywo, kasze, a wśród
napojów piwo. Trzeba bowiem pamiętać, że nie znano
wówczas w Polsce kartofli, tego pożywienia, które ra-
towało Europę od głodu w XIX w. Takie pożywienie
objętościowe zastępowano chlebem, chlebem wyłącz­
nie niemal żytnim, którego spożywano ponad 0,6 kg
dziennie na osobę. Pieczywo pszenne, jako droższe
i wykwintniejsze, pojawiało się na stole jedynie w
święta. Obok pieczywa jedzono sporo kasz - jęczmien­
nej, jaglanej, gryczanej. Z produktów roślinnych naj-
więcej jedzono systematycznie grochu i kapusty, a tę
ostatnią również zakwaszano. Oczywiście znane były
i jadane warzywa, jak marchew, buraki, cebula, rzepa
i inne mniej rozpowszechnione rośliny, a nadto z owo-
ców gruszki, jabłka, śliwki (m. in. węgierskie) i wiśnie.
Nie wszystkie te produkty można było dłużej przecho-
wywać i większość spożywano głównie w sezonie ich
dojrzewania. Natomiast bardzo niewielką rolę odgry-
wały w tym jadłospisie owoce leśne, grzyby itp. pro-
dukty naturalne, gdyż w całości pożywienia dominowa-
ły wyniki świadomej uprawy i hodowli.
Utarło się w naszej tradycji historycznej widzieć

133
w królowej Bonie dobrodziejkę naszej kultury wa-
rzywniczej ("włoszczyzna"), przedtem jakoby w Polsce
bardzo skromnej. Bliższe wejrzenia w opisy ówczesne
przedstawia tak szeroki zakres upraw, że nie widać
możliwości poważniejszego uzupełnienia go sprowa-
dzonymi przez Bonę uprawami, choć zapewne propor-
cje ich spożywania wśród Włochów wyglądały inaczej.
Podobnie było z produktami zwierzęcymi. Dziczyzna
bardzo niewielką odgrywała rolę, a podstawowe spo-
żywane białko stanowiło mięso zwierząt hodowlanych,
przede wszystkim mięso wołowe. Dla nas, wobec szyb-
kości tuczenia świń, wydaje się to dziwne, pamiętajmy
jednak, że świnie ówczesne rosły i nabierały wagi
bardzo wolno, przez lat parę i stąd tuczono je głównie
na słoninę. Natomiast woły można było wypasać w re-
jonach łąkowych czy stepowych (np. Ukraina) tanim
kosztem i łatwo transportować, pędząc żywe utartymi
szlakami. Spożycie mięsa zresztą chyba nie było zbyt
małe - według wyrywkowych obliczeń ok. 0,25 kg
dziennie - do czego dochodziło parę deka masła i sera.
Przy ówczesnych bowiem możliwościach konserwowa-
nia mleko można było pić jedynie na miejscu i to
świeże, a konserwowanie go czy przewożenie odbywało
się tylko w postaci masła, często topionego i sera.
Pewną ilość białka dostarczał również drób, a więc
kury, czasem tuczone kapłony, gęsi, kaczki, nawet
pojawiające się indyczki oraz jajka. W okresach czy
dniach postnych mięso, a często i tłuszcze zastępowa­
no rybami, które nie tylko łowiono w wodach otwar-
tych, ale dość masowo hodowano w stawach (karpie).
W tradycji, a nawet literaturze historycznej utarła
się opinia o dużym spożyciu w Polsce przypraw, tzw.
korzeni, jak pieprz, szafran, cynamon, goździki, gałka
muszkatołowa itp., oraz win, głównie węgierskich.
Tak można sądzić przeglądając rejestry celne czy opisy

134
biesiad wystawnych, lecz w praktyce i przyprawy, i wi-
na miały odbiór ograniczony społecznie i w gruncie
rzeczy stanowiły produkt nietypowy. Jedyną przyprawą
która potrzebna była wszystkim, była s6l, sól pocho-
dząca z żup krakowskich (Wieliczka, Bochnia), bądź
z ruskich (Drohobycz, Dolina), wreszcie źródeł na Ku-
jawach, lub też sól zamorska, przywożona najczęściej
z Francji. Natomiast obok drogich i przez zamożnych
jedynie ludzi kupowanych przypraw zamorskiego po-
chodzenia, był jeden produkt żywnościowy, który
rozchodził się szeroko i był spożywany również
przez uboższych, chociażby ze względu na po~ty,
a produktem tym były dowożone przez Holendrów
solone śledzie.
Najbardziej może rzucające się w oczy dla człowieka
XX w. różnice w pożywieniu XVI-wiecznych ludzi
dają się zauważyć w napojach. Nie znano w6wczas
ani herbaty, ani kawy, a potrzebny do wielu napojów
cukier był produktem bardzo rzadkim i drogim. Na-
pojów tych nie można było zastępować winem, gdyż
importowane z Węgier, Włoch, Niemiec, Francji było
drogie, a jego spożycie ograniczone do bogatych jedynie
grup społecznych. Gorzałka, czyli nasza wódka, pę­
dzona na zbożu, była wprawdzie już znana, ale bardzo
mało rozpowszechniona i spożycie jej nie odgrywało
większej roli. Wśród napoj6w natomiast g6rowało pi-
wo. Piwo pito w różnych postaciach - grzane i chło­
dzone, czyste i doprawiane, ale pito je w bardzo du-
żych ilościach, po 2-3 litry dziennie na osobę. Był to
swego rodzaju płynny chleb, wyrabiany w każdej wsi,
w każdej karczmie, na większym folwarku, u chłopów
nawet. Były zresztą piwa w różnych gatunkach, robio-
ne na jęczmieniu, pszenicy czy też mieszanych zbo-
żach, cienkie i mocne, zwykłe, miejscowe i znane ze
swej dobroci, rozwożone po całych okolicach. Przy pi-

135
wie malało znaczenie mleka, nie mowląc lUZ o WInie
czy miodach pitnych, których właściwie nie widać nie-
mal w tych czasach.
W sumie można by twierdzić, że przynajmniej wiek
XVI (dla II połowy XV w. brak nam badań) był
w Polsce raczej okresem dobrego poziomu wyżywie­
nia i to nie tylko najwyższych warstw społecznych.
Większość społeczeństwa 'jadała w sposób niezbyt wy-
szukany, ale obfity i różnice społeczne mogły zmieniać
poważnie skład pożywienia, ale nie jego ilość. Próbne
obliczenia kaloryczności takiego wyżywienia dałyby
nam ok. 4000-4500 kcal na osobę dziennie, a więc
według naszych norm, ilość dostateczną, nawet w wy-
padku ciężkiej pracy fizycznej.
O ile można coś konkretnego powiedzieć o pożywie­
niu w Polsce tego okresu, o tyle znacznie trudniej
opowiedzieć o strojach ówczesnych. Okres Odrodze-
nia był w Polsce okresem przejściowym z dwóch
względów - ożywienia wymiany handlowej, krajowej
i zagranicznej, co spowodowało napływ tak droższych,
jak i tańszych gatunków sukna, docierających nawet
na wieś, oraz pojawienia się obcych wzorów w ubio-
rze - włoskich, niemieckich, węgierskich, hiszpańskich
i w końcu tureckich. Nie było jeszcze późniejszego kon-
tusza u szlachty, były natomiast formy odzieży jeszcze
dawniejszego typu, jak na płócienną bieliznę kładzio­
ny długi giermak sukienny, były też nowe, na obcych
wzorach oparte. W każdym razie poza strojem włoskim
czy hiszpańskim krótkim, przeważały wśród zamożniej­
szych grup społeczeństwa długie szaty, giermaki, de-
lie, żupany, szuby, często kolorowe, futrem podbite.
Bogactwo stroju, zależne od możliwości materialnych
właściciela, polegało na gatunku sukna, często zagra-
nicznego (flandryjskie, angielskie, włoskie), jedwabi
i ozdób, jak pasy srebrne, guzy z drogimi kamieniami

136
itp. W strojach kobiecych, długich sukniach, nieraz
bardzo wymyślnej roboty, pojawiały się koronki, a suk-
nie zdarzały się z atłasu, aksamitu czy adamaszku.
Nie chodzi nam tu jednak o stroje najwyższych
warstw społecznych, magnaterii, bogatej szlachty, pa-
trycjatu, ale o ubiór drobnej szlachty, mieszczaństwa,
chłopów. Trudno o nim dokładniej powiedzieć,
niemniej już w stroju chłopskim pewne zmiany na-
stępowały. Dawniej bowiem podstawowym ubiorem
były zgrzebne portki i takaż koszula, wyrzucana na
wierzch, a więc strój płócienny, który uzupełniano ser-
dakiem czy kapotą wełnianą, a głównie kożuchem.
Rozwój tkactwa i napływ niedrogiego sukna ze Sląska,
spowodował powiększenie znaczenia wełny i sukna
w stroju chłopskim. Pojawiły się długie sukmany, kaf-
tany, siermięgi, sukienne i bardziej skomplikowanego
kroju, których szycie zapewniali specjaliści, krawcy.
Nakryciem głowy był stożkowy, filcowy kapelusz,
czapka barania czy kapelusz ze słomy.
W kobiecym stroju chłopskim do płóciennej bielizny
(koszula, bluzka) dochodziły coraz częściej wełniane
suknie oraz z zasady chusty na głowę czy ramiona.
Oczywiście w zimie kobiety nosiły też cieplejsze weł­
niane okrycia i kożuchy, choć mało o tym wiemy.
Natomiast charakterystyczne chyba dla tej epoki jest
podniesienie się poziomu obuwia, które i na wsi jest
zazwyczaj roboty fachowej, szewskiej i to bynajmniej
nie jest ono rzadkością. Ordynarie niektórych folwar-
ków potrafiły przewidywać dla czeladzi po 4 pary
obuwia rocznie. W każdym razie, gdy w miastach wy-
dawano zarządzenia i nakładano kary na mieszczan za
zbyt luksusowe ubieranie się, wieś, a szczególnie chłopi
nie mogli miastu dorównywać strojem, niemniej posia-
dali ubiory odświętne i to nieraz drogie, chowane
w skrzyniach na uroczystości. Normalne stroje uboż-

137
szej ludności - wydaje się - były również mniej ko-
lorowe, najczęściej czarne, szare, a w wypadku sukman
barwionych tańszych, być może gorsze ich wykonanie
powodowało mniej jaskrawe kolory, niż używane do
drogich i wytwornych strojów.
Utarło się powiedzenie, że Kazimierz Wielki zastał
Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Wydaje się, że
określenie to częściowo jest tylko słuszne. Mówi ono
o zamkach, których wiele zbudował, może i miastach
niektórych, kościołach. Nie był to jednak chyba okres,
w którym nastąpiła wyraźna poprawa budownictwa,
przeznaczonego na mieszkania dla ludzi. Na to trzeba
było poczekać do XVI stulecia. W tym zakresie mamy
wprawdzie opracowania z dziedziny architektury, ale
nie mamy badań dotyczących budownictwa i ruchu
budowlanego, a w tej dziedzinie, sądząc z fragmenta-
rycznych danych, zmiany musiały być duże.
Może w tym miejscu nie warto mówić o wielkich
rezydencjach, zamkach, które pełniły funkcje raczej
pałacu, niż miejsca obronnego, takich jak Wawel,
a które rozprzestrzeniają się po Polsce. Jedno jest
jednak pewne. Odpowiadały one bardziej potrzebom
mieszkalnym, niż dawne warownie. Miały więcej świa­
tła, powietrza. W niektórych, np. na Wawelu, zakłada­
no nawet kanalizację, co podnosiło znacznie warunki
higieniczne. Ponadto wnętrza, obok dawnych komin-
ków, ogrzewane były często przy pomocy pieców kaf-
lowych, co pozwalało na bardziej równomierne i nie
zanieczyszczające powietrza ogrzewanie pomieszczeń.
Gorzej wciąż jeszcze było z oświetleniem, gdyż świece
łojowe, rzadziej woskowe stanowiły główne źródło
światła i życie kurczyło się szybko z zapadnJęciem
zmroku.
Kamienica mieszczańska istniała już wcześniej. Nie
była jednak częstym zjawiskiem, ponadto kształt dzia-

138
łek budowlanych przesądzał o jej wąskim a głębokim
układzie i stąd ciemnym, mało przewiewnym wnętrzu.
W XVI w. kamienice takie istnieją oczywiście, ale pt>-
jawiają się również nowe. Częste są wypadki łączenia
paru działek, by na nich stawiać jedną szeroką kamie-
nicę, co dawało lepsze oświetlenie i przewietrzenie
wnętrza. Miejsce dawnej sieni przechodniej, koryta-
rza, zajmował już nieraz przejazd, prowadzący na po-
dwórze, czasem otoczone arkadami na wzór zamkowy.
Szczyt dachu kryć zaczynała bogato zdobiona attyka.
Od frontu znajdowały się na parterze sklepy, warszta-
ty, kantory kupieckie, pod domami głębokie piwnice,
z wejściem zazwyczaj wprost z ulicy. Dachy kryto
blachą miedzianą, ołowianą lub dachówką ceglaną,
która wypierała dawne gonty. W rynkach niektórych
miast (Tarnów, Sandomierz, Zamość) kamienice budo-
wano z podcieniami, które chroniły przechodniów
i wystawiony towar od deszczu i śniegu.
Bardzo mało wiemy o budownictwie dworów i dwor-
ków szlacheckich. Były one w zasadzie drewniane,
rzadko murowane. Rozplanowanie wnętrz miało cha-
rakter raczej praktyczny, co niekiedy musiało defor-
mować bryłę. Za to liczba pomieszczeń rosła - obok
sieni, izby i komór, pojawiały się osobne komnaty,
jako bardziej reprezentacyjne pokoje, a wydzielała się
kuchnia, czasem nawet do osobnego budynku, co było
regułą w wypadku piekarń, ze względu na niebezpie-
czeństwo pożaru. Poza rozbudową pomieszczeń, do
poprawy warunków mieszkaniowych przyczyniały się
szyby szklane i to nie tylko dające mało światła,
oprawne wołów gomółki, ale również szyby taflowe,
a także piece kaflowe, które z zamków i kamienic
patrycjuszowskich zawędrowały do dworów i dworków.
O dążeniu do wygody mieszkańców świadczyłoby rów-

139
nież pojawienie się ustępów urządzonych w obrębie
samego budynku.
Bardzo mało wiemy o chałupach chłopskich tego
czasu. Brak nam ich szczegółowych opisów, a tym
bardziej widoków i planów. Były one z reguły drew-
niane. ewentualnie z drewnianym szkieletem, wypeł­
nionym gliną i chrustem. Wnętrze jednak, przynaj-
mniej u kmieci, było dzielone użytkowo na sień, izbę
i komorę, a więc pomieszczenia o odrębnym przezna-
czeniu. Dla inwentarza istniały najczęściej osobne za-
budowania', a mianowicie chlewiki, obory, szopy, po-
nadto brogi czy stodoły na zboże. W sumie taki roz-
kład funkcjonalny pomieszczeń i budynków był nie-
wątpliwie postępem, choć nie świadczył jeszcze o peł­
nym oddzieleniu pomieszczeń dla ludzi od przezna-
czonych dla zwierząt, gdyż młode sztuki, szczególnie
w mniejszych gospodarstwach i w chałupie mogły
być trzymane.
W chałupach chłopskich, przynajmniej zamożniej­
szych, obok błon w oknach pojawiały się nieraz szyby,
tak jak wewnątrz, w północnej i środkowej części
kraju istniały kuchnie murowane zamiast odkrytych
palenisk. Krycie dachów słomą przeważało natomiast
nad używaniem gontów.
O podniesieniu się, czy przynajmniej dość wysokim
poziomie wyposażenia chat chłopskich, świadczą raczej
sprzęty, które w nich się znajdowały. Były to ławy,
stoły, półki na naczynia i bardzo często skrzynie na
przechowywanie cennych rzeczy, strojów, pieniędzy.
Lóżka stanowiły rzadkość, podobnie jak szafki czy kre-
densy. Wśród naczyń górowały gliniane garnki i misy,
czasem pojawiały się cynowe naczynia, żelazne garnki,
czy miedziane rondle, choć było ich więcej raczej
w dworskich kuchniach. Oświetlenie było słabą stroną
tych pomieszczeń - łuczywo, lampki, rzadko drogie

140
świece bardzo skromnie uzupełniały światło dzienne.
Przy niewielkich oknach, rzadko posiadających szyby,
l udzie byli zmuszeni do stosowania się do naturalnych
pór dnia w życiu i pracy.
Bogaciej wyglądało wyposażenie dworu, kamienicy
mieszczańskiej, nie mówiąc już o pałacu. Obok zwy-
kłych sprzętów, miejscowej ciesielskiej roboty, spro-
wadzano bardziej wykwintne meble, wykonane przez
miejskich rzemieślników. Prócz skrzyń pojawiały się
szafy i kredensy na naczynia, oprócz ław stołki i zy-
dle, a łóżka szerokie z baldachimami były sprzętem
drogim, choć się stopniowo rozpowszechniały. N ato-
miast moda na kobierce wyścielające ściany i podłogi
jeszcze nie nadeszła, choć zdarzały się one, krajowej
i zagranicznej roboty, zaś \V-ytłaczana barwiona skóra
na meble i ściany (tzw. kurdybany) znajdowała się
tylko w najbardziej luksusowych wnętrzach. Nierzadkie
natomiast były i to nie tylko w zamkach, ale nawet
we dworkach, szafki i półki z książkami, czego daw-
niej nie bywało wcale.
Nie chodzi nam tu jednak o ozdobność i luksusowe
wypcsażenie wnętrz, czy bogactwo zewnętrznego wy-
glądu budynków - te sprawy wymagają omówienia
z innej strony. Chodzi nam jedynie o stwierdzenie,
że warunki mieszkaniowe, podobnie jak ubranie i po-
żywienie poprawiły się w tym okresie dość wyraźnie,
to zaś miało znaczny wpływ na trwałość życia ludz-
kiego, na przyrost naturalny ludności. Na długowiecz­
ność i przyrost naturalny działały przede wszystkim
jednak inne czynniki, jak zabezpieczenie przed gło­
dem i chorobami zakaźnymi. Omawiany poprzednio
dość wysoki poziom rolnictwa i ożywiona wymiana,
a więc rzadkie i rzadko katastrofalne nieurodzaje oraz
możliwości przewozu żywności powinny były łagodzić
występowanie głodów, dotkliwych dla życia i zdrowia

14.1
ludności. lOnie było
wówczas w Polsce masowych gło­
dów, lecz najwyżej lokalne, które wywoływały silną
drożyznę, ale nie śmiertelne skutki, choć pośrednio
taki np. pomór na bydło w południowej części Polski w
1570 r. musiał dać się silnie odczuć ludziom.
Głody, a właściwie niedożywienie, jako wynik nie-
urodzaju, miały jednak czasami gorsze skutki pośrednie
w formie osłabienia odporności fizycznej i pojawienia
się zarazy. W II połowie XV i w XVI stuleciu nie było
w Polsce masowych, długotrwałych zaraz, typu "czar-
nej śmierci", która w XIV w. przeszła przez Europę,
zabijając ogromną część jej ludności. Zarazy miały
raczej charakter lokalny i krótkotrwały - nadejście
mrozów i zimy przynosiło likwidację epidemii. Nie-
mniej pojawiały się zarazy i o zasięgu ogólnokrajo-
wym, jak w latach 1451-1452, 1466-1467, 1482, 1526,
1543 (w Małopolsce), 1559, 1568 - o ile wierzyć rela-
cjom nieco przesadnym współczesnych - choć prze-
ważały lokalne epidemie. Jakie to były choroby trudno
dziś określić, tym bardziej że brak nam odpowiednich
badań historyczno-medycznych. Mogły wówczas wystę­
pować takie choroby jak tyfus, czerwonka, nawet ospa
i dżuma, choć nie wiemy tego na pewno. Z nowych
chorób należy zanotować szersze pojawienie się kiły,
przywiezionej z Włoch, a pisano również o jakiejś cho-
robie przywleczonej z Anglii i szerzącej się na wy-
brzeżu w 1529 r.
Mimo pokaźnego rejestru epidemii i długich wyka-
zów liczbowych strat, sięgających rzekomo wielu ty-
sięcy ofiar w poszczególnych miastach, nie można
wpływu tych zaraz zbyt uogólniać. Większość z nich
objęła jedynie miasta i to te większe, rzadko zaś za-
razy docierały na wieś, gdzie chroniła się zwykle w tym
momencie przed nimi ludność miejska. Zarazy wy-
woływały świadomą i instynktowną reakcję ludności

142
w formie przerywania zjazdów i zgromadzeń, izolowa-
nia miejscowości, domów i ludzi dotkniętych zarazą,
a nawet ich ruchomości. Starano się wówczas bardziej
dbać o czystość miast. domów i pomieszczeń, izolowano
chorych w szpitalach, które normalnie służyły raczej
jako przytułki.
Obawa zarazy wpływała zapewne i na trwalsze za-
biegi, które podnosiły higienę miast przede wszystkim.
W XVI w. nie tylko miasta wielkie, ale bardzo często
i średnie posiadały wodociągi miejskie, które dostar-
czały zdrową wodę podziemnymi, drewnianymi zresz-
tą rurami, z ujęć położonych poza miastem. Starano się
też usuwać nieczystości, ograniczać hodowlę zwierząt
domowych w miastach ścieśnionychmurami. Pewnym
sprzymierzc.ńcem władz miejskich w zabiegach o pod-
niesienie higieny było przyzwyczajenie ludności do ko-
rzystania z łaźni, w których jednakże nie tylko umyć
się i nagrzać parą było można, lecz również łatwo się
zarazić. Podobnie wzrost liczby lekarzy i to tak upra-
wiających prywatnie praktykę, jak zatrudnionych przez
miasto czy dwory magnackie zapewniał lepszą opiekę
w chorobie, o ile medycyna ówczesna potrafiła sobie
radzić z daną chorobą, co nie było częstym przypad-
kiem. Wprawdzie zielarstwo stało dość wysoko, korzy-
stali z niego lekarze, znachorzy, czy baby leczące po
wsiach, ale lekarstwa i zabiegi innego typu, jak poda-
wane produkty zwierzęce, chemiczne, puszczanie krwi
itp., niewiele mogły pomóc choremu.
W sumie jednak trzeba stwierdzić, że przyrost natu-
ralny ludności od końca XV w. podniósł się znacznie
i w XVI stuleciu wynosił ok. 8-9%0. Wiązało się to,
jak wiemy, z lepszymi warunkami życia, dawało w
efekcie dłuższą przeciętną wieku, choć śmiertelność
niemowląt była w dalszym ciągu ogromna. Natomiast
brak wojen na własnym terytorium i wielkich wypraw

143
wojennych na obce nie umniejszały liczby ludności w
sposób sztuczny. Wzrost demograficzny łączył się przy
tym wyraźnie ze wzrostem ekonomicznym. W rezulta-
cie można przyjąć, że Korona z Prusami Królewskimi,
a bez Litwy i ziem zyskanych w 1569 r., miała w II po-
łowie XVI w. ok. 2,9 mln mieszkańców, podczas gdy
za Kazimierza Wielkiego na tym terenie mieszkało
mniej niż milion ludzi.

Człowiek ówczesny żył i kształtował swoją psychikę,
wiedzG, nawyki w określonym otoczeniu społecznym.
Otoczenie to było wielostopniowe - naj bliżej otaczała
go rodzina, dalej wspólnota wiejska czy miejska miesz-
kańców-sąsiadów; za następny stopień można uważać
parafię z najbliższym miasteczkiem i okolicznymi wsia-
mi, która znowu stanowiła cząstkę większej grupy te-
rytorialno-społecznej, którą była dana ziemia, pro-
wincja, czy dzielnica. Wreszcie wielką społeczność sta-
nowiła ludność całego kraju, a wyżej jeszcze ludność
Europy, mniej więcej odpowiadająca w ówczesnym ro-
zumieniu społeczności chrześcijańskiej. Te wszystkie
nakładające się kręgi społeczne jakoś oddziaływały na
ludzi ówczesnych i wydaje się, źe oddziaływały sil-
niej na ogół, niż było to możliwe w dawniejszych cza-
sach.
Wymienione wyżej typy społeczności nie wyczerpy-
wały oczywiście wszystkich kategorii grup społecznych
w ówczesnej Polsce, grup do których przynależność
odbijała się jakoś na ówczesnej świadomości ich człon­
ków, chociażby grup stanowych, czy klasowych. W sto-
sunku do świadomości stanowej, wydaje się, że oma-
wiany okres stanowił czasy pewnego osłabienia świa­
domości tej więzi, osłabienia przynajmniej w porów-
naniu do okresu późniejszego, przy którym warto hę-

144
dzie o świadomości i więzi stanowej mówić szerzej.
Natomiast pojęcie klasy społecznej, realnie istnieją­
cych zależności klasowych, choć zacierane przez poję­
cie stanu i powolne dojrzewanie świadomości spo-
łecznej, oddziaływało w praktyce silnie na antagonizmy
dzielące formalnie do tego samego stanu przynależnych
ludzi. Widać to najwyraźniej w walkach politycznych
tej epoki i tam o nich była mowa.
Zainteresowania socjologiczne badaczy nie dotarły
jeszcze na tyle do dawniejszych epok, ażeby nam per
wiedzieć, co to była ówczesna rodzina. Wiemy więc
o niej niewiele - spróbujmy może zebrać to, co było­
by dostrzegalne dla oczu historyka. Przede wszystkim
rodzina ówczesna nie była wielką rodziną, była rodzi-
ną małą, składającą się w zasadzie z rodziców i dzie-
ci, jako podstawowego trzonu. Elementy szerszej rodzi-
ny, rzeczywistej, czy urojonej, dawnego chociażby ro-
du, żywe jeszcze w średniowieczu, zanikły. Widać to
chociażby po nazwiskach szlacheckich, nazwiskach w
większości świeżo utworzonych, jeszcze zmiennych,
a ograniczonych do niewielkiej liczby bliższych krew-
nych. Określenie człowieka formowano od miejsco-
wości, gdzie mieszkał, skąd pochodził, a nie od jego
przodków i wiekowej tradycji. To ostatnie dotyczy
zresztą nie tylko szlachty, choć przy innych stanach
określenia te rzadko się utrwalały na długo. Nato-
miast na co dzień, w życiu praktycznym nie używa się
na og6ł określeń rodowych, herbu i zawołania, kt6re
by świadczyły o dalszych związkach rodowych, o wsp61-
nych protoplastach realnych, czy fikcyjnych tylko.
Występowanie małej rodziny widać wyraźnie i u
chłop6w. Kmiece gospodarstwo mniejsze, a nawet
większe, jest dostosowane do pojedynczej, małej ro-
dziny, dzieli się je pomiędzy spadkobierców, gdy za-
braknie dotychczasowego posiadacza. Często przy tym

10 - Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 14S


w XVI stuleciu, gdy gospodarstwa kmiece są większe,
np. łanowe, rodzina, jako zasób rąk roboczych jest
zbyt szc2lUpła. Nie pociąga to za sobą jednak zatrzy-
mywania dalszych krewnych, czy nawet dorosłych
dzieci, które już założyły własne rodziny, lecz pod-
najmowanie czeladzi, lub zatrudnianie dorywcze bied-
niejszej ludności. Te mniejsze rozmiary rodziny do-
tyczą tym bardziej chłopów małorolnych, choć z dru-
giej strony właśnie brak rodziny, dla pojedynczego
człowieka był ułomnością, czynił go niezdolnym do
prowadzenia jakiegokolwiek samodzielnego gospodar-
stwa. W zasadzie trzeba było mieć rodzinę, by pro-
wadzić gospodarstwo czy warsztat, trudno zaś było
rodzinę zakładać, gdy się nie miało odrębnego war-
sztatu pracy, gdy się pracowało na przykład naJemnie.
Łączność pomiędzy podstawą gospodarczą a istnie-
niem i funkcjonowaniem rodziny, a przede wszyst-
kim jej zakładaniem, doborem jej przyszłych człon­
ków była regułą, która dotyczyła nie tylko chłopów,
ale innych stanów również. Czy to znaczy, że ele-
ment gospodarczy, określany zwykle przez rodziców
czy opiekunów był jedynym kryterium, według któ-
rego powstawała i na którym opierała się ówczesna
rodzina? Byłoby chyba przesadą tak sądzić - młodzi,
drogą faktów dokonanych, pozaforrnalnych .mogli do-
prowadzić do małżeństwa według swojej woli, choć
obyczajowość i opinia społeczna starały się temu za-
pobiec.
Czy rodzina w wewnętrznych stosunkach opierała się
na więzi ekonomicznej, wzmocnionej zżyciem, poczu-
ciem obowiązku, obyczajowością, prawem tylko? Ma-
ło wiemy o stosunkach wewnątrz rodziny, o roli
uczucia i przywiązania nie tylko w jej zakładaniu,
ale i dalszym istnieniu. Literatura daje przykłady
uczucia, ale nie wiążące się zwykle z rodziną. Są jed-

146
nak wyjątki i to dość charakterystyczne. Przecież
w połowic XVI w. burza polityczna wstrząsnęła Pol-
ską z powodu małżeństwa Zygmunta Augusta z Bar-
barą, małżeństwa opartego chyba jednak na uczuciu
i utrwalonego dzięki uczuciu, mimo wszelkich prób
jego rozbicia.
A stosunek do dzieci czy był pojmowany w ramach
obowiązków społecznych, bez wysubtelnienia węzłami
emocjonalnymi? Wydaje się. że w tym zakresie ma-
my nawet więcej dowodów, że więź między rodzicami
i dziećmi nie była powierzchowną dyscypliną spo-
łeczną. Jeżeli nawet smętne treny Kochanowskiego
znajdą obce wzory literackie, to sam wybór tematu
i ujęcia świadczy o możliwości bezinteresownego za-
~ngażowania ojca losem zmarłego dziecka. Postawę
taką potwierdzałyby i renesansowe nagrobki dziecię­
ce. Zresztą, by odejść od przykładów wyjątkowych,
warto może wskazać na pęd do kształcenia dzieci i to
nie tylko w formie samego zezwolenia, by szły na
naukę, ale łożenia na' tę naukę, szczególnie na Uniwer-
sytecie Krakowskim, czy nawet zagranicznych, na na-
ukę, z której rodzice nie mieli żadnego bezpośrednie­
go pożytku. Ta dbałość o los dziecka, o jego wykształ­
cenie, które nie zwiększało, czasem nawet uszczuplało
rodzinną fortunę, da się zaobserwować nie tylko
u szlachty, czy mieszczan, ale nawet u chłopów. Nie
można zapominać o świadectwie Klemensa J anickie-
go, piszącego o ofiarności swego ojca, kmiecia, który
łożył na kształcenie syna:

"Ubogi ojciec swoje ostatki


Wywlókł już dla mnie z rodzinnej chatki"

Pozostaje jeszcze pytanie, jak podstawowa grupa


społeczna,rodzina, wyglądała na tle
różnic stanowych
i klasowych. Oczywiście trzeba przyjąć, że rodzina

147
najczęściej powstawała w obrębie tego samego stanu.
Taka była dominanta, dominanta ta jednak nie stapo-
wiła reguły właśnie w naszym okresie dziejów Pol-
ski. Jest rzeczą znaną, choć nie zawsze się o tym pa-
mięta, że magnateria bynajmniej nie unikała mał­
żeństw z przedstawicielkami bogatego patrycjatu
miejskiego, np. z Bonerówien-Magdalena wyszła za
Stanisława Radziwiłła, a Zofia za Jana Firleja,
z Bonerów zaś Seweryn poślubił Jadwigę Kościelecką,
a Jan Katarzynę Tęczyńską. Wśród magnaterii Prus
Królewskich związki z patrycjatem były jeszcze bliż­
sze. Zresztą być może najbardziej charakterystyczne
były z końca XV w. 3 małżeństwa księcia mazowiec-
kiego Konrada III, który kolejno poślubił dwie miesz:
czki, a dopiero trzecią jego żoną była Anna z Radzi-
wiłłów.
Małżeństwa szlachecko-mieszczańskie są mniej zna-
ne, choć niewątpliwie były liczne. Podobnie jak
mieszczańsko-chłopskie, gdy chodziło o drobnych
mieszczan oczywiście. Często natomiast słychać o mał­
żeństwach chłopsko-szlacheckich wśród drobnej szla-
chty, szczególnie zagrodowej. I podobnie jak w po-
przednio omawianych małżeństwach międzystano­
wych nie były to tylko wypadki, gdy szlachcic poj-
mował córkę chłopską za żonę, ale zdarzało się i od-
wrotnie, że szlachcianka wychodziła za mąż za chłopa.
W sumie można stwierdzić, że w zakresie małżeństW
granice stanowe nie były trudne do przekroczenia.
Barierę stanowiły raczej różnice klasowe - o ile
określenie to byłoby w tym wypadku ścisłe - gdyż
już małżeństwo panicza ze dworu, chociażby niezbyt
bogatego, średniej szlachty, z córką kmiecia nie było
praktycznie możliwe, choć żadne prawo ani obyczaj
z góry go nie wykluczały.
Szerszą niż rodzina grupę społeczną stanowiła spo-

148
łeczność wiejska lub miejska. W tych grupach wy-
stępuje jednak często podział poziomy, gdyż grupa
rozbija się wewnętrznie, gdy we wsi jest dwór szla-
checki, który do społeczności wiejskiej, choć jest z nią
ściśle związany, nie należy, lub gdy w wielkim mieś­
cie wyodrębnia się krąg naj bogatszych, patrycjat,
oraz plebs, jako warstwa naj uboższa, nie posiadająca
własności nieruchomej, nie posiadająca często praw
miejskich. Mimo to wieś, nie zawsze zresztą posiada-
jąca dwór, stanowi pewną społeczność, społeczność
związaną nie tylko sąsiedztwem, ale i więzami krwi
wobec częstych małżeństw w jej obrębie, czy osia-
dania na nowych gospodarstwach dalszych, usamo-
dzielnionych członków rodziny.
Wydaje się jednak, że o więzi w obrębie wsi bar-
dziej jeszcze decydowała technika rolna i obowiązki
wspólne wobec feudała. W pierwszym wypadku
wspólne użytki (pastwiska, lasy), przymus jednolitego
systemu uprawy wobec podziału gruntów uprawnych
całej wsi na 3 pola, wspólny wypas bydła, to były
wszystko czynniki, które zmuszały do zachowania sil-
nej więzi i współpracy w obrębie wspólnoty wiejskiej.
Do solidarności i współdziałania zmuszały również
ludność wiejską obowiązki feudalne - wspólne wy-
konywanie pańszczyzny, oddawanie danin i czynszów,
wykonywanie posług, płacenie podatków. Wreszcie wal-
ka klasowa z feudałami wymagała jakiejś koordynacji,
jeśli nie współpracy, i solidarności chłopskiej na zew-
nątrz. Nie oznacza to, że wieś wewnętrznie była jed-
nolita społecznie, że nie było bogatych i uprzywile-
jowanych, ubogich i wykorzystywanych. Wieś jednak
była zazwyczaj mała, licząca przeciętnie ok. 100 miesz-
kańców, rzadko więcej i poczucie więzi w tej niewiel-
kiej gromadzie mogło się nawet łatwiej wytworzyć.
Więź, poczucie solidarności społecznej wsi nie wyklu-

149
czało udziału w szerszej społeczności, którą stanowiła
parafia, często w połączeniu z najbliższym miastecz-
kiem. Skupiając kilka, kilkanaście najbliższych wsi,
ściągała w niedziele i święta ludność z całej okolicy
na msze i nabożeństwa, była przy tym również urzę­
dem stanu cywilnego, szczególnie w II połowie XVI
stulecia. Czy ceremonie religijne wytwarzały jakieś
silniejsze poczucie wspólnoty wobec braku szerszych
badań nad kulturą religijną i to nie reformacji, a ka-
tolicyzmu, który utrzymał się wśród chłopów nie-
mal wszędzie, nie bardzo wiemy. Ale nawet traktując
to jako element obyczajowości chłopskiej, związany
nie tyle udziałem w uroczystościach, co wspólną orga-
nizacją życia społecznego (chrzty, śluby, pogrzeby,
szkoła), wspólnym, chociażby nie lubianym probosz-
czem, trzeba mówić o parafii, jako punkcie regular-
nego spotykania się ludności z całej okolicy, a to
również wytwarzało łączność wewnętrzną.
Nie przeceniając zresztą roli kościoła przy wytwa-
rzaniu się grupy społecznej, warto tu wskazać również
na elemen t gospodarczy, bardzo często wiążący się
ściśle z parafią, o ile jej siedzibą było miasteczko.
Miasteczko posiadało z reguły targ tygodniowy, gdzie
w określony dzień tygodnia przybywali chłopi z oko-
licy sprzedawać swe produkty, a nabywać wyroby
rzemieślnicze. Miasteczko miało zwykle i jarmarki
doroczne, niekiedy łączące się z dorocznymi uroczy-
stościami kościelnymi, jarmarki, które były wielkim
zbiegowiskiem ludności z okolicznych wsi, jak również
kupców, przybywających nieraz z daleka. Miasteczko
więc, zwykle będące siedzibą parafii, było zazwyczaj
ośrodkiem rynku lokalnego i choć zasięgi parafii
i rynku nie musiały się pokrywać ze sobą, zazwyczaj
oba elementy wiążące wzmacniały się nawzajem, by
stworzyć silniejszą jeszcze więź dla całej okolicy. Czy

150
i w jakiej mierze czynnikiem łączącym były
tu jakieś
elementy towarzyskie, rozrywki, w postaci karczmy,
zabaw, odpustów, trudno nam dla tych czasów coś
powiedzieć.
Trudniejsze znacznie do określenia są grupy tery-
torialno-społeczne, obejmujące całą ziemię,prowin-
cję, czy dzielnicę. Po pierwsze, o ile parafia i mia-
steczko były punktami, które skupiały również chło­
pów z danej okolicy, to łączność szersza już w mniej-
szym stopniu ich dotyczyła. Wprawdzie, co już pod-
kreślano wcześniej, wieś ówczesna nie była zabita od
świata deskami, ludność wbrew przywiązaniu do ziemi
wędrowała, odbywały się całe migracje stałe i sezo-
nowe - ale odwiedzanie dużego miasta, ośrodka dziel-
nicy czy prowincji nie było dla chłopa wypadkiem
zbyt częstym i chłopi nie czynili tego masowo.
W obrębie tej grupy terytorialnej łączność zapewniała
raczej szlachta i mieszczaństwo. Mieszczaństwo w for-
mie skupowania produktów na rynkach lokalnych,
w formie rozprowadzania towarów miejskich po całej
dzielnicy. To był oczywiście związek typu raczej ryn-
kowego, choć ludzie, a nie same towary, go tworzyli.
Do miasta, stolicy danej dzielnicy, ciągnęła i szlach-
ta. Trudno nawet dokładnie określić dlaczego. Czy
życie towarzyskie kwitło tu żywiej, szczególnie w zi-
mie, gdy drogi dalekie stawały się jeszcze dalsze, czy
wspólne interesy handlowe z mieszczaństwem wyma-
gały obecności szlachty w większym ośrodku, czy
wreszcie życie kulturalne i polityczne było tak atrak-
cyjne i właśnie w miastach mogło płynąć wartkim nur-
tem? Dość, ż.e gdy weźmiemy któreś z wielkich miast,
niekoniecznie Kraków, stolicę, lecz na przykład Lublin,
to okaże się, że pod miastem było kilkanaście dworów
szlacheckich, dworów magnaterii i bogatej szlachty,
nie licząc kamienic szlacheckich w mieście. Posiada-

151
nie zaś własnego dworu czy kamienicy świadczy
o tym, że ich właściciele nie bywali tam rzadko,
krótko i nieregularnie, wówczas bowiem te nierucho-
mości straciłyby swą rację istnienia.
O pewnym wyodrębnieniu takich więzi terytorial-
nych źycia społecznego mogły stanowić i dawne tra-
dycje odrębności politycznej, np. w okresie rozbicia
dzielnicowego, a także odrębności językowe (dialek-
ty), obyczajowe, kulturalne, co wychodziło wyraźnie na
przykładzie Mazowsza i stosunku do niego, a dokład­
niej mówiąc do Mazurów, ludności innych dzielnic.
Z Mazurów bowiem, ich zapóźnienia kulturalnego, ich
odrębności dialektycznych śmiano się często w Ma-
łopolsce, gdzie rozwój społeczny zaszedł znacznie da-
lej.
Szerszą grupą społeczną, obejmującą całość tery-
torium polskiego w tym czasie, powinien być naród.
Wprawdzie dużo na ten temat atramentu wylano, lecz
sprawa dotąd nie jest jasna. Chodzi tu tak o obiek-
tywne warunki tworzenia się tej grupy, jak i o świa­
domość narodową, patriotyzm, a więc momenty bar-
dzo trudne do uchwycenia, szczególnie dla różnych
stanów i klas społecznych. Nie jest też w pełni jed-
noznaczna podstawa terytorialna tworzenia się tej
grupy. Można do tej podstawy wliczyć bez wahania
ówczesną Wielkopolskę, Małopolskę, zapewne i Ma-
zowsze. Już problem Pomorza, czyli tzw. Prus Kró-
lewskich byłby sporny. gdyż szeroka autonomia ustro-
jowa, tendencja do zachowania tej odrębności, przy-
najmniej w niektórych grupach (magnateria, wielkie
miasta, mniej szlachta), duża domieszka obcej narodo-
wościowo ludności, nakazywałaby ostrożność i wyłą­
czenie tego terenu z obszaru formowania się narodu
polskiego w tym okresie. Trudna będzie również kwes-
tia wschodnich granic Małopolski, jako polskiego za-

152
sięgu narodowościowego i słuszniejsze wydaje się
przyjęcie, że jużówczesne województwo ruskie, :lie
mówiąc o dalej na wschód położonych, nie wchodziło
bezpośrednio w skład terenów, gdzie naród polski for-
mował się w tym okresie, choć pewne grupy społecz­
ne tam zamieszkałe (np. szlachta, część mieszczań­
stwa) mogły w tym procesie uczestniczyć.
Do obiektywnych kryteriów tworzenia się ogólno-
krajowej społeczności, narodu, należałoby zaliczyć
ujednolicenie językowe, polityczne, gospodarcze i kul-
turalne, które następowało na tym obszarze, pamię­
tając przy tym oczywiście, że ani sam proce5 ujedno-
licenia nie był bynajmniej zakończony, ani naród pod
jego wpływem uformowany. Niemniej i stopień nara-
stania tych obiektywnych warunków i pr.1c('>s iormo-
wania się wspólnoty narodowej rozwijały się na tyle
szybko. szybciej niż w czasach wcześniejszych, a i nie-
('o pó~niejszych częściowo także, że o formowaniu się
i warunków obiektywnych, i samego narodu należy
mówić w sensie dynamicznym przynajmniej.
Stosunkowo najlepiej znamy kwestię ujednolicania
się polskiego obszaru językowego. Niewielkie różnice
dialektologiczne istniały zresztą również, ale w tym
okresie w oparciu o dialekt małopolski, głównie z oko-
lic Krakowa, powstał polski język ogólnonarodowy,
język literacki zarazem. Był to zresztą proces analo-
giczny do procesów przebiegających w innych kra-
jach europejskich i trudno tu opisywać całą mecha-
nikę zmian. Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że
język polski, jako język życia codziennego w warst-
wach kulturalnych w pewnym momencie stał się na
tyle wyrobiony, że mógł zastąpić w pełni uniwersalny
język kulturalny, jakim była łacina. Dość powiedzieć,
że miłośnik łaciny, wykształcony humanista, władają­
ty nią pięknie w mowie i piśmie, biskup Piotr Tomic-

153
ki, ostatnią swą mowę, wygłoszoną jako powitanie
Zygmunta Starego w 1535 r., i to wygłoszoną na 2
miesiące przed śmiercią biskupa, miał przygotowaną
w pi<;knej cyceroniańskiej łacinie, a ku zaskoczeniu
wszystkich wygłosił ją po polsku i to tak pięknie, że
wzruszył wszystkich zebranych.
Ten język kulturalny, doskonalący się w wąskich
początkowo kręgach elity, skupionej głównie wokół
dworu królewskiego i Krakowa, stał się ogólnokrajo-
wym językiem literackim, gdy w drukach ówczes-
nych, w pismach politycznych, religijnych, w litera·
turze pięknej, wreszcie jako język obrad i pism urzę­
dowych, rozszedł się po całym kraju. Jego różnorodne
za~1;osowania tematyczne, jego bogacąca się termino-
logia, coraz bardziej jednolita strona gramatyczna
wpływały na ograniczenie rozwoju różnic dialektolo-
gicznych, zresztą niezbyt wielkich, jednocześnie zaś
stosowanie go w różnych dzielnicach polskich i w róż­
nych okolicznościach wzbogacało również język lite-
racki.
Etapami zdobywania terenu przez język polski były
pierwsze druki w tym języku (1514, 1521), żądania
szlachty rozszerzenia druków polskich na historię, pra-
wo i biblię (1534), ogłoszenie konstytucji w języku
polskim (1543), a dalej cały bogaty rozwój piśmien­
nictwa polskiego, wraz ze studiami nad jego zaso-
bem leksykograficznym (J. Mączyński i jego słownik
polsko-łaciński) i gramatycznym (piotr Statorius,
1568). O dalszym rozwoju poezji i prozy polskiej, re-
toryki i epistolografii, traktatów politycznych, reli-
gijnych. pism ulotnych i publicystyki, pisać chyba
tu nie trzeba.
Gdy w walce o język polski uderzano w łacinę, nie
było to jeszcze często wyrazem świadomości narodo-
wej, lecz być może żądaniem raczej demokratyzacji

154
elitarnej, kultury. Inaczej już należy rozu-
łacińskiej
mieć świadome wypieranie przez język polski języka
niemieckiego, jak na przykład walkę o usunięcie ka-
zań niemieckich z kościoła Mariackiego w Krakowie,
zakończone sukcesem w 1537 r.
Zjednoczenie polityczne, a za nim idące ujednoli-
cenie prawno-ustrojowe terenu państwa polskiego, je-
go centralizacja nie tylko wokół króla, ale i sejmu,
były również jednym z warunków ułatwiających two-
rzeniE się narodu. W zasadzie w wielu krajach ujed-
nolicenie takie mogło odbywać się w ramach świado­
mości wspólnego władcy. Specyfika polska elekcyj-
nego tronu i wymarcie dynastii prowadziły do ujmo-
wania pojęcia państwa nieco inaczej. Król był naj-
wyższą władzą, lecz państwo istniało i bez niego, choć
w pełni funkcjonować nie mogło. Dawne średnio­
wieczne pojęcie "Korony Królestwa Polskiego" zosta-
ło zastąpione przez pojęcie mniej związane z monar-
chą, a bardziej ze zbiorowością społeczną "Ciało Kró-
lestwa Polskiego", odpowiednik późniejszej Rzeczy-
pospolitej.
Pewną rolę w tworzeniu podstaw narodu odgrywa-
ły też związki gospodarcze, które narastały wewnątrz
kraju. Ich przejawem były cła pograniczne (tzw. no-
we, 1506), ujednolicenie miar (1565), głęboko w ląd
sięgające zaplecze handlowe, głównie zbożowo-leśnI:'
Gdańska itd. Dla wytwarzania się więzi społecznej
jeszcze istotniejsza była nie cyrkulacja towarów i pie-
niędzy, lecz ludzi, kupców, szlachty, nawet chłopów.
W pewnej mierze wspólną własnością części przy-
najmniej społeczeństwa stała się kultura, szczególnie
w formie literatury. Było to możliwe dzięki rozwojo-
wi drukarń, dzięki rozprowadzaniu książek, które nie
tylko w wielkich miastach dostać było można, ale któ-
re kupcy wozili po jarmarkach, docierając do miast e-

155
czek, nawet wsi. Przy tym literatura ta nie odnosiła
się do konkretnych grup regionalnych, nawet do
odrębnych grup społecznych, ale poruszała kwestip
ogólniejsze, a czyniła to w dostępnym dla wszystkich
i bogatym, jędrnym języku.
Stwierdzenie jak wyglądała świadomość narodowa
w ówczesnej Polsce nie jest łatwe. Wprawdzie jej
przejawy mamy - chociażby w zwalczaniu obcych
języków (łacina, niemiecki), w oburzeniu na uroszcze-
nia uniwersalistyczne cesarstwa czy papiestwa, prze-
ciw którym występowali wcześniej - J. Ostroróg,
później - szlachta egzekucyjna. Mamy też żywioło­
wą niemal niechęć do Niemców, występującą niejed-
nokrotnie u szlachty, czy świadome określenia "Natio"
(naród) u J. Długosza, czy F. Kallimacha, nie mówiąc
już o późniejszych autorach. Wyraz ojczyzna, świado­
mie używany, przewija się w literaturze, w słowie
mówionym, jest już konkretnym pojęciem, nieraz
jeszcze wyraźniejszym po zetknięciu z innymi kra-
jami.
Kto jednak do tego tworzącego się narodu należał,
kto był świadomy nie tylko odrębności językowej, et-
nicznej, ale i łączności wewnętrznej, posiadał pełną
świadomość narodową? Można chyba uważać, że ta-
kie stanowisko istniało w warstwach kulturalnych
i politycznie wyrobionych, u magnaterii i szlachty,
u mieszczaństwa polskiego i spolonizowanego. W tytl1
wypadku pojedyncze żądania, wypowiedzi, pisma po-
zwalają chyba na uogólniające wnioski. Co jednak są­
dzić o chłopach? Fakt, że chłopi kaszubscy w 1520 r.
chwycili za broń, by odpierać najazd na Pomorze
wojsk niemieckich, idących na pomoc Albrechtowi,
nie musi świadczyć o czymś innym, jak tylko, że
bronili swych wsi, swych okolic, może swego kraju
wąsko pojętego. Wprawdzie syn chłopski Klemens Ja-

156
nicki cieszył się, że nie musi na obczyźnie złożyć
swoich kości i pisał: "o jakem żądał Ciebie ojczyzno
opiewać czule!" - Dla niego, poety, człowieka wy-
sokiej kultury, ojczyzną był cały kraj, ale czy dla
jego ojca, krewnych także, nie możemy tego stwier-
dzić.
Wydaje się, że grupa społeczna odpowiadająca two-
rzącemu się narodowi, była grupą nie tak pełną, jak
w czasach nowoczesnych - nie obejmowała bowiem
większości chłopstwa - nie była też tak wąską, jak
się nam nieraz wydaje, obejmowała bowiem nie tyl-
ko klasę feudałów, tj. magnaterię, kler, szlachtę, ale
również większość mieszczaństwa, a może i pewne
grupy chłopskie. Partykularyzmy dzielnicowe, miej-
skie istniały, ale· nie one przeważały jako czynniki
kształtujące grupy społeczne, lecz szersza zbiorowość
tworzącego się narodu, choć do zakończenia procesu
i do objęcia nim całego społeczeństwa było jeszcze
daleko.
Polacy, niezależnie od stopnia ich solidarności,
zwartości etnicznej, językowej, narodowej, stanowili
jako wielka grupa społeczna część jeszcze większej
zbiorowości, narodów czy ludów europejskich, grupy
w pojęciu ówczesnym zwykle wiązanej z pojęciem
chrześcijaństwa. Jak już wyżej stwierdziliśmy pojęcie
wspólnoty chrześcijańskiej, rzeczypospolitej chrześ­
cijańskiej, z papieżem i cesarzem na czele, załamało
się w tym okresie w Europie, z Polską włącznie. Żą­
dania pełni suwerenności państwowej, odżegnywanie
się, przynajmniej praktyczne, od zasady solidarności
chrześcijańskiej wobec niewiernych, w tym wypadku
chociażby Turków, świadczyły wyraźnie o tym roz-
kładzie, tak jak wzmocnienie się wewnętrzne i wy-
odrębnianie polityczne, kulturalne i narodowe państw
ówczesnych. Czy oznacza to jednak, że Europa uległa

157
pełnej dezintegracji, że społeczność polska nic nie
miała wspólnego z szerszą społecznością europejską?
'Wydaje się, że rzeczywistość była wręcz odmienna
l procesy integracyjne stały się nawet silniejsze, tyl-
ko ich charakter i płaszczyzna były inne. W średnio­
wieczu, nawet w momentach, gdy uniwersalizm ce-
sarski czy papieski dominował, a chrześcijaństwo so-
lidarnie przeciwstawiało się niewiernym, dla ludzi
żyjących w poszczególnych krajach zagranica, inne
kraje były pojęciem teoretycznym, niemal nieznanym,
były czymś w pełni obcym.
Inaczej było w XVI stuleciu. Gdy dawniej jedynie
nieliczni kupcy czy szukający sławy rycerze przemie-
rzali inne kraje, teraz czyniono to niemal masowo,
i to często właśnie, częściowo przynajmniej, w c~lu
poznania tych obcych krajów. Przecież w XVI w.
na obce uniwersytety zapisało się wiele tysięcy Pola-
ków, a nie byli to bynajmniej wszyscy, którzy wy-
jeżdżali za granicę. Prócz tych bezpośrednich kon-
taktów, prócz ożywionej wymiany handlowej, docLo-
dziły nowe elementy powiązań z zagranicą. Polityka
międzynarodowa obejmowała nie tylko najbliższych
sąsiadów, ale i całość zmiennej sytuacji europejskiej,
którą trzeba było znać i obserwować. Polityką 7a-
graniczną zajmowała się garść ludzi, interesowała ona
jednak znacznie szersze kręgi magnaterii, szlachty,
mieszczaństwa. Jednakże nic nie miało tak bardzo mię­
dzynarodowego zasięgu oddziaływania, jak Renesans
i Humanizm, jak prądy kulturalne z jednej strony,
a reformacja, idee, ruchy religijne z drugiej. Węd­
rówki ludzi, wymiana myśli i pism, listów i książek,
wzorów życia, myślenia, gustów estetycznych, wy-
twarzały wspólnotę zainteresowań, wspólnotę wiedzy,
wspólnotę kultury, a więc więzy, których nigdy przed-
tem stworzyć nie było można. I w tym wypadku łacina

158
jako j~zyk międzynarodowy odgrywała pozytywną
rol~, tak jak wędrówki pozwalały poznać i inne ję­
zyki, innych ludzi i inne życie. Społeczeństwo polskie,
przynajmniej w jego górnych, kulturalnych warst-
wach, było bardziej cZGścią społeczności europejskiej,
niż dawniej, gdy uniwersalizm dominował w Europie.
To poczucie uczestnictwa w ogólnoeuropejskim ~yciu
kulturalnym, ta znajomość zagranicy powodowały
również, że w stosunku do obcych ludzi i krajów nie
widać z polskiej strony ani bezkrytycznego zapatrze-
nia się i kompleksu niższości, ani też jednocześnie
ksenofobii i megalomanii narodowej.
Srodowisko społeczne, otoczenie w jakim żyli i dzia-
łali ówcześni ludzie, kształtowało ich postawę, kształto­
wało mentalność, jednakże na formowanie się tej ostat-
niej wpływał w nie mniejszej mierze poziom umysłowy
tych ludzi, zależny od panujących wówczas zaintere-
sowań, jak i od poziomu i zakresu nauczania, jakie
istniało w Polsce w końcu XV i w I połowie XVI stu-
lecia. W zasadzie na temat szkolnictwa zdawać by
się mogło, że wiemy sporo - o istnieniu szkół, o ich
programach, przede wszystkim zaś o głównej szkole
w kraju, o Uniwersytecie Krakowskim. Jeżeli jednak
zebrać to wszystko, co wiemy na temat oświaty, oka-
że się, że wiemy w gruncie rzeczy bardzo niewiele,
że posiadane wiadomości nie tylko nie dają pełnego
obrazu, ale otrzymane jego fragmenty wzbudzają wie-
le wątpliwości.
Utarła się opinia o niskim poziomie ówczesnej
oświaty. Zarzuty na ten temat współczesnych, opinie
sejmowe o Uniwersytecie Krakowskim, podnoszona
tylekroć sprawa dbałości kleru o dochody, a nie nau-
czanie, które jego opiece podlegało, zdają się potwier-
dzać tę krytyczną opinię o szkolnictwie polskim. Sta-
nowisko to można by przyjąć, ale w tym wypadku,

159
jak z upadkiem szkolnictwa - bo tak w porównaniu
do XV stulecia, określano stan nauczania w XVI wie-
ku - łączyć rozwój kulturalny, literacki, umysło­
wy, rzucający się w oczy, gdy chodzi o to stulecie?
Przecież nowe szkoły reformacyjne, czy jezuickie
powstawały dopiero w drugiej połowie XVI w.
i kształciły pokolenie późniejsze. Czyżby to wszystko
zawdzięczać trzeba było studiom zagranicznym i to
studiom, do których nie było się w kraju gdzie przy-
gotować? A może żale i skargi na szkolnictwo wy-
pływały z innych przyczyn, z faktu, że stawiano W'fż­
sze wymagania szkolnictwu, że to co zadowalało
wczesmeJ, JUZ nie wystarczało ludziom bardziej wy-
kształconym i o szerszych, rozwiniętych zaintereso-
waniach?
Do połowy XVI w. szkolnictwo, z Uniwersytetem
Krakowskim włącznie, znajdowało się w rękach du-
chowieństwa. Szkolnictwo oparte było w zasadzie na
systemie parafialnym i duża część parafii miała swo-
je szkółki, lepsze czy gorsze, zależnie od miejscowych
warunków i możliwości. Praktycznie jednak w tym
zakresie istniały bardzo poważne różnice - te same
nominalnie szkoły parafialne w wielkich miastach
odpowiadały swoim poziomem temu, co w naszym
rozumieniu byłoby szkołą średnią. Stąd też trudno
mówić jednym tchem o szkołach parafialnych we
wsiach, czy małych miasteczkach, oraz o szkołach
istniejących w głównych miastach kraju. Zresztą o ile
o tych pierwszych nic niemal nie wiemy, te ostatnie
cieszyły się i dobrą sławą współcześnie, i zaintereso-
waniem późniejszych historyków.
Szkółki parafialne w pierwotnej swej koncepcji mia-
ły przygotować młodzież do posług kościelnych (zna-
jomość ministrantury) oraz dawały elementarne umie-
jętności w zakresie czytania, pisania i rachunków.

160
Młodzież wiejska uczęszczała do tych szkółek głównie
zimą, gdyż latem była zajęta w gospodarstwie, a i w
zimie mrozy mogły spowodować przerwy w nauce.
Zdarzało się być może również, że nauczycielami by-
wali ludzie, którzy sami bardzo niewiele umieli, stąd
i nauczyć czegoś innych było im trudno.
Zanim szczegółowe studia rolę szkółek parafialnych
bliżej nakreślą spróbujmy jednak sami sformułować
pewne wnioski. Po pierwsze na ziemiach koronnych
(bez województw ruskich) znajdowało się ponad 600
miast, prawie z reguły posiadających parafie i na ogół
przy nich szkoły, przy czym w wielkich miastach, by-
wało tych szkół więcej, w takim na przykład Krako-
wie kilkanaście. Można więc sądzić, że w połowie
XVI w. istniało w Polsce do 1000 szkół parafialnych,
w tym większość w miastach, przy czym część z nich
miała zapewnione warunki materialne i kadrowe dla
utrzymania szkół na znacznie wyższym poziomie. Być
może w mniejszych miasteczkach było to trudne i nie
odbiegały one od tego wzoru, jaki wydaje się nam, że
mógł istnieć w parafiach wiejskich. W każdym razie
większość szkół skupiała się w miastach i miastecz-
kach, gdzie zresztą mieszkało ponad 20% całej lud-
ności Korony.
Poziom tych szkół zależał przede wszystkim jednak
od ludzi, którzy w nich uczyli. W zasadzie z myślą
o nauczaniu kształceni byli studenci Wszechnicy Kra-
kowskiej. Do kwalifikacji nauczycielskich nie trzeba
było kończyć zresztą studiów w formie magisterium,
a nawet typowo nauczycielski niższy tytuł naukowy
bakałarza nie był w praktyce konieczny, poza szko-
łami w wielkich miastach. Tymczasem uniwersytet
w latach 1433-1510 wykształcił ponad 4 tysiące ba-
kałarzy, z których duża część zasiliła szeregi nauczy-
cielstwa, podobnie jak pewien procent z 17 tys. stu-

11 - Polska-Rzeczą Fospolltą Szlachecką 161


dentów, zapisanych na uniwersytet w tym czasie. Nie
są to zbyt wielkie liczby, jak na potrzeby całego
kraju, niewątpliwie jednak wychowankowie uniwersy-
tetu stanowili trzon kadry nauczycielskiej i to chyba
na lepszym poziomie, niż było to możliwe w I poło­
wie XV w.
Niewiele zapewne w sumie dawało przeciętne na-
uczanie w szkołach niższych, ale dawało niewątpliwie
elementy, które nie czyniąc z uczniów ludzi nauczo-
nych, nie pozwalały im być analfabetami. A analfa-
betyzm i jego rozmiary są przecież najważniejszym
wskaźnikiem ogólnego poziomu kulturalnego społe­
czeństwa. Otóż biorąc pod uwagę działalność szkół
parafialnych, przynajmniej miejskich, pamiętając
o dawaniu elementów nauczania w domu u szlachty
średniozamożnej, a tym bardziej bogatej, można chyba
szacować, że ok. 1/. ówczesnej ludności męskiej w Pol-
sce XVI stulecia umiała choć trochę czytać, pisać i ra-
chować. Nie wynika z tego, że analfabeci stanowili
tylko ok. 75% społeczeństwa, gdyż nauczanie wśród
kobiet było nader rzadkie i procent analfabetów wy-
nosił z pewnością więcej, ale jak na dawne stulecia
nawet fakt istnienia kilkunastu procent ludzi, którzy
mieli elementy szkoły za sobą stanowił pokaźne osią­
gnięcie. Tyle tylko, że podział społeczny na analfa-
betów i umiejących pisać był zbyt jednostronny -
analfabeci dominowali wśród chłopstwa, umiejący czy-
tać i pisać przeważali wśród szlachty i mieszczań­
stwa.
Wiedzę i umiejętności, wykraczające poza naj niższe
nauczanie, można było zyskać w szkołach miejskich
i to głównie szkołach wielkich miast. Szkoły te były
na ogół wzięte pod opiekę, jeśli nie w zarząd władz
miejskich, co wpływało na bardziej świeckie, a nawet
humanizujące ich nastawienie, w miastach pruskich

162
zaś na protestancki (luterański) w połowie stulecia
charakter większych szkół. Szkoły w wielkich mia-
stach posiadały też zwykle fachową obsadę - na cze-
le stali ukończeni magistrowie, czasem nawet sławni
humaniści, jak Aurifaber w Gdańsku, czy Hegendor-
fer w Poznaniu, w tzw. Akademii Lubrańskiego, ci
sami, którzy uczyli współcześnie na Uniwersytecie
Krakowskim. W połowie XVI stulecia wykształcił się,
pod wpływem wzorów protestanckich, typ szkoły śred­
niej, tzw. gimnazjum. W XVI w., stosunkowo wcześ­
nie, powstały takie gimnazja w Gdańsku, Poznaniu,
Toruniu i innych wielkich miastach, lub ośrodkach
myśli refonnacyjnej (Pinczowie), choć właściwy ich
rozwój przypada na czasy późniejsze.
Trudno nam bliżej charakteryzować nauczanie
w tych szkołach, niekiedy nawet konkurujących z uni-
wersytetem, skoro sama sytuacja na Uniwersytecie
Krakowskim nie bardzo dotąd jest wyjaśniona. Jest
kwestią znaną i uznaną, że wszechnica ta w II poło­
wie XV i pierwszych latach XVI stulecia przeżywała
okres rozkwitu, że tu kształcili się tacy ludzie, jak
Kopernik, że tu działali wybitni matematycy jak Woj-
ciech z Brudzewa, geografowie i lekarze jak Maciej
Miechowita, że ściągali do Krakowa obcy humaniści,
jak Konrad Celtes, Leonard Coxe, Rudolf Agricola
młodszy i inni. Potem miał nastąpić upadek studiów,
reakcja scholastyczna, ubytek studentów, masowe wy-
jazdy Polaków na studia zagraniczne, 'zamiast do po-
bliskiego Krakowa.
Bliższe przyjrzenie się dawnym uczniom Wszechni-
cy Krakowskiej, podobnie jak studiom realnie odby-
wanym na tym uniwersytecie, nasuwałoby jednak in-
ne wnioski. Mało jest bowiem ludzi wśród najwybit-
niejszych postaci literatury polskiej tego okresu, dzia-
łaczy na polu religijnym, reformacyjnym i katolickim.

163
ba nawet wśród wybitniejszych przywódców poli-
tycznych szlacheckich, którzy by nie przeszli - cho-
ciażby obok studiów zagranicznych - przez studia na
Uniwersytecie Krakowskim. Studia te jednak charak-
teryzują się, w stosunku do czasów wcześniejszych,
dwiema nowymi cechami. Sądząc po spisach wykła­
dów Wydziału Sztuk, który stanowił przecież trzon
studiów uniwersyteckich, i po zatargach wśród per-
sonelu, zainteresowanie wzbudzały i wśród wykła­
dowców, głównie młodych, i wśród studentów wykłady
i zajęcia typu humanistycznego. Wykładano bowiem
obok języka łacińskiego, w nowej, humanistycznej po-
staci, język grecki, a nawet hebrajski oraz literaturę
rzymską i grecką w dużych rozmiarach 'i wyborze.
Drugą natomiast cechą odbywanych studiów była for-
malnie mała ich efektywność. Spadał bowiem procent
kończących studia, zyskujących tytuły naukowe bb.-
kałarza czy magistra, ba nawet zdarzały się wypadki
uczęszczania na uniwersytet, bez formalnego zapisy-
waDia się na takowy.
Czy ta ostatnia cecha oznacza brak poważniejszego
stosunku do wiedzy i nauki, upadek dyscypliny wśród
słuchaczy? Wydaje się, że nie. Na to by zdać egza-
miny, zyskać tytuł naukowy, trzeba było opanować
stary, średniowieczny, scholastyczny zasób wiedzy, ze
zniekształconym Arystotelesem na czele, natomiast
nawet znakomita znajomość przedmiotów humani-
stycznych, do żadnych egzaminów i tytułów nauko-
wych prawa nie dawała. Ludzi zaś interesował huma-
nizm, a nie scholastyka i młodzież uczyła się przed-
miotów humanistycznych, uczyła tego, co było wy-
kładane na uniwersytecie niejako marginalnie. poza
właściwym, tradycyjnym programem i uczyła chyba
z zapałem i solidnie, sądząc po ludziach, którzy tu
studiowali i po ich działalności późniejszej. Uniwer-

164.
sytet Krakowski był więc w praktyce rozsadnikiem
nowej myśli i wiedzy humanistycznej, przy zachowa-
niu struktury i programu średniowiecznego, w co
właśnie godziła krytyka i co stanowiło hamulec w jego
żywym rozwoju, podobnie jak w wielu innych uniwer-
sytetach europejskich.
Jeżeli stwierdziliśmy, że młodzież ówczesną intere-
sował humanizm, że szukała go w Krakowie, to nie-
wątpliwie tego samego poszukiwała i na uniwersyte-
tach europejskich. Jeździło jej na studia zagraniczne
przecież stosunkowo bardzo dużo. Część jeździła do
Włoch, gdzie przez Padwę w XVI w. przewinęło się
ok. 1,5 tys. Polaków, a obok Padwy atrakcyjna była
również Bolonia. Jeszcze liczniej w pewnych okresach
młodzież polska, i nie tylko młodzież, odwiedzała uni-
wersytety niemieckie - luterańską Wittembergę,
później podobne uniwersytety w Królewcu, Frankfur-
cie nad Odrą, kalwińską wszechnicę w Heidelbergu,
katolicką w Lipsku. Studenci polscy dQcierali nawet
do Paryża i Orleanu i szukali wszędzie chyba tego
samego - nie tytułów naukowych (poza lekarzami,
którzy z Włoch przywozili doktoraty), nie subtelności
scholastyki, ale humanizmu, języka i literatury staro-
żytnej w różnych ujęciach, w różnych opracowaniach.
Czasem uczono się prawa rzymskiego, które i w Kra-
kowie było wykładane, czy teologii protestanckiej,
która tylko zagranicą mogła być regularnie przedmio-
tem studiów, choć to był już osobny kierunek i nie-
wiele znaczący, wobec pogoni za humanizmem.
Obserwowany w wypadku Uniwersytetu Krakow-
skiego rozdział pomiędzy sztywnym, tradycyjnym pro-
gramem nauczania, a właściwymi zainteresowania-
mi i potrzebami pokolenia, da się chyba uogólnić na
większość ówczesnego szkolnictwa. Nawet w najniż­
szych szkółkach parafialnych, chyba nie ministrantu-

165
ra była tym, czego szukała młodzież, lecz zwykła,
praktyczna umiejętność czytania, pisania i rachowa-
nia. W szkołach o wyższym poziomie, wprawdzie ła­
cina wykładana i używana jako język wykładowy,
dla bardziej zaawansowanych uczni6w - u początku­
jących godzono się na używanie krajowego języka -
była ciągle przedmiotem potrzebnym i w życiu pu-
blicznym, i dla ewentualnych dalszych studiów, lecz
r.ie zasób leksykalny i reguły gramatyczne wzbudzały
główne zainteresowanie. Podobnie nie wzbudzały en-
tuzjazmu elementy wiedzy o świecie, według fizyki
Arystotelesa wykładane, elementy logiki itp., lecz H-
tera tura starożytna, kt6rej dzieła, szczeg6lnie rzym-
skie, bardziej dostępne dzięki łacinie, mogły dopiero
pociągać uczni6w.
Co bowiem ludzi najbardziej mogło w6wczas intere-
sować, czego pragnęli się dowiedzieć, poznać, na-
uczyć? Zapewne po pierwsze dzieł starożytnych, ich
literatury z ich fabułą, mitologią, historią, filozofią
nawet. Były to utwory Cycerona - mowy, listy, trak-
taty filozoficzne - z kt6rym czasem konkurował inny
retor, Kwintylian. Spośród historyków rzymskich
zainteresowaniem cieszyli się nie tyle wielcy pisarze
jak Tytus Liwiusz, czy Tacyt, lecz raczej średni.
a bardziej przystępni, jak Salustiusz, Swetoniusz,
Walerian Maximus czy Lucjusz Florus. Bardziej
słuszny wydawał się wybór poet6w, wśród kt6rych
przeważali Wergiliusz z Eneidą, Horacy i Owidiusz
oraz pomniejsi jak Juwenal, czy komediopisarze
Plaut lub Terencjusz. Pisarze greccy znani byli już
wąskiemu tylko kręgowi. Byli to Homer, Demoste-
nes, Ksenofont i Eurypides, którzy wymagali grun-
townego przygotowania, szczególnie gdy chciano do-
trzeć do ich tekstów w języku greckim. Natomiast
wśród pisarzy humanistycznych przez wiele lat bez-

166
konkurencyjny niemal był Erazm z Rotterdamu
i długotrwałe oddziaływanie jego pism, a którego
osobistą przyjaźnią pragnęli cieszyć się i biskupi, jak
Piotr Tomicki, dyplomaci, jak bratankowie arcybi-
skupa Hieronim i Jan Łascy, a nawet Zygmunt Sta-
ry interesował się jego osobą.
Nie jest chyba rzeczą istotną wymienianie ów-
czesnej lektury, tym bardziej że bynajmniej nie wy-
pierała ona natychmiast bardziej tradycyjnych mora-
lizatorsko-fabularnych utworów, spadku po średnio­
wieczu, szczególnie gdy chodzi o literaturę w języku
polskim, zanim wielka twórczość Reja, Kochanow-
skiego i innych mogła wyprzeć, czy przesłonić opo-
wiadania Marchołtów, przeróbki Ezopów, czy innych
tekstów i wątków wędrujących od dawna po całej
Europie.
Swiat dawny, zmyślony, miał konkurencję w świe­
cie aktualnym, przeżywanym, lub dalekim, niezna-
nym, a odkrywanym obecnie. W odkryciach geogra-
ficznych Polacy udziału nie brali, nie świadczy to
jednak o braku zainteresowania z ich strony. Rela-
cje, korespondencje pełne wiadomości, zastępowały
nieraz solidniejsze informacje i opisy, co nie prze-
szkadza, że na przykład Krzysztof Szydłowiecki bar-
dzo pragnął dostać żywego Indianina, a relacje o da-
lekich krajach czy opisy wydarzeń, wojen, uroczy-
stości, krążyły wśród ciekawych, jako załączniki do
korespond~ncji. Być może jednak ludzie ówcześni wo-
leli bardziej konkretne formy poznawania. Wyjazdy
na studia za granicę, nie miały na celu turystyki
jako takiej, lecz siłą rzeczy jakoś nią były. O chęci
konkretnego wyobrażenia sobie krajów dalekich
i bliskich zdaje się świadczyć pojawienie się map,
jako sposobu przedstawiania i wyobrażanIa sobie kra-
jów i ich zawartości wewnętrznej.

167
Wreszcie interesował ludzi świat przyszły, poza-
ziemski. Swiat przyszły zależał od kategorii moral-
nych i ich hierarchii wartości, kategorii tu na ziemi
realizowanych i stąd zainteresowanie religią, religią
nie jako czymś świętym podanym do wierzenia, ale
jako sprawą do przemyślenia, odczucia, przedyskuto-
wania przy pomocy racji logicznych nawet. Sprawy
życia doczesnego i przyszłego, moralności i teologii
wiodły bowiem u nas nie tyle do mistycyzmu, do
emocjonalnego odczuwania, ile do intelektualnego ro-
zumienia, które nie tylko duchownych, protestanckich
czy katolickich, było udziałem.
Tym wszystkim zainteresowaniom nie czyniło za-
dość ówczesne szkolnictwo. Jeszcze stosunkowo naj-
łatwiej można było zdobyć wiadomości i umiejętno­
ści o humanistycznym nastawieniu, szczególnie na Uni-
wersytecie Krakowskim, potem w szkołach typu gim-
nazjum humanistycznego. Już o świecie współczes­
nym nie uczono niemal nigdzie i o nim wiedzę
trzeba było zdobywać praktycznie samemu. Jeszcze
bardziej dotyczyło to problemów religijno-moralnych,
które w katolicyzmie pozostawały wyłączną domeną
teologów, a w reformacji miały nauczać dopiero
świeżo zakładane szkoły protestanckie.
Te luki w wykształceniu, ten jego rozdźwięk
z zainteresowaniami miał jednak wypełnić ruch wy-
dawniczy. Druk, największy przewrót intelektualny
poprzedniego stulecia, w końcu XV w. przybyły do
Polski, tu znalazł podatny grunt i szerokie możliwo­
ści rozwoju. Głównym ośrodkiem drukarstwa stał się
Kraków, gdzie działały takie oficyny, jak H. Wietora,
FI. Unglera, Marka i Macieja Scharffenbergów, póź­
niej M. Wierzbięty, Siebenreichera i inne. Około
1580 r. liczono już w Polsce 17 drukarń, z czego
8 znajdowało się w Krakowie, każda zaś z nich

168
wypuściła od stu do paruset druków w swej ka-
rierze.
Od dawna podkreślano rolę drukarzy, jako orga-
nizatorów i współtwórców kultury i literatury pol-
skiej tego okresu, jako pionierów polszczyzny, mimo
że sami z zagranicy pochodzili. Wydaje się, że choć
zawód drukarza w wielu krajach był zawodem nie
tylko rzemieślnika i drobnego przedsiębiorcy, ale wy-
dawcy - humanisty zarazem, trzeba pamiętać i o stro-
nie ekonomicznej zagadnienia. Drukarze, jeśli mieli
rozwijać swe oficyny, nie mogli liczyć jedynie na za-
możnych autorów, którzy sami pokryją koszty druku
swego dzieła, ani na mecenasów, którzy wynagrod,zą
poniesione straty. Musieli starać się drukować książki,
które jak najwięcej znalazłyby odbiorców, na które
istniało i zapotrzebowanie społeczne, i dość szerokie
grono odbiorców. O zysku bowiem, jak zwykle w dru-
karstwie i wydawnictwach, nie decydowała forma i ro-
dzaj książki, lecz przede wszystkim wysokość jej na-
kładu. Tymczasem dzieła łacińskie, choć wielu ludzi
znało i lubiło ten język, znacznie węższy mogły mieć
krąg odbiorców, niż pisane w języku polskim. Dla
tych ostatnich bowiem krąg odbiorców był niemal
nieograniczony. Trzeba bowiem pamiętać, że książki
dawniej czytywano i indywidualnie po cichu, i zbio-
rowo na głos, a w tym wypadku wystarczało, gdy
tylko czytający nie był analfabetą.
Drukarstwo sprawiło więc, że to czego nie dawała
szkoła, tej pożywki intelektualnej, czy nawet tylko
rozrywki, to właśnie dawała książka, książka sprze-
dawana przez drukarzy, rozwożona przez kupców,
książka, która walczyła, uczyła, przekonywała i starała
zabawić, kt6ra była odpowiedzią na zainteresowania
społeczeństwa, a zarazem wyrazem tych zaintereso-
wań. Nie znamy dokładnie wielkości ówczesnych na-

169
kładów książek, ale wydaje się, że potrzeba opłacalno­
ści wymagała przeciętnie kilkuset egzemplarzy każ­
dego wydania. A wydania te zapewne się rozchodzi-
ły, skoro pojawiały się wznowienia, skoro drukarze
starają się zachować prawo wyłączności do pewnych
wydawnictw dla własnej oficyny, nawet procesują się
z powodu nieuczciwej konkurencji i naruszania tych
praw.
Mimo rozwoju drukarstwa oczywiście nie można
przyjmować, że książka ówczesna "zabłądziła pod
strzechy". Odbiorcami jej byli przede wszystkim lu-
dzie umiejący czytać i pisać, a głównie szeroko po-
jęta elita intelektualna epoki. Co to jest jednak elita,
a w szczególności dla tych czasów, trudno dokładniej
określić. Będą to twórcy - literaci, myśliciele, artyści
i naukowcy - ale będą i odbiorcy tej i obcej twór-
czości, i to odbiorcy różnego typu - od wielkich
mecenasów, opiekunów kultury z królem na czele, po
skromne pospólstwo miejskie, ubogich żaków i baka-
łarzy w mieście, a bogatą i średnią szlachtę na wsi,
u której w dworkach znajdziemy skromne ilości ksią­
żek. Kto należał do tej elity twórczej łatwo przypo-
mnieć wymieniając nazwiska pisarzy, jak M. Rej,
J. Kochanowski, Ł. Górnicki, K. Janicki, A. Krzycki,
J. Dantyszek i inni, nazwiska naukowców i myśli­
cieli, jak M. Kopernik, B. Wapowski, A. Frycz-Mo-
drzewski, A. P. Nidecki, artystów Polaków, jak St.
Samostrzelnik, czy Jan Michałowicz z Urzędowa, pole-
mistów, jak M. Kromer, st. Orzechowski, St. Hozjusz
i wielu, wielu innych. Jak się wytworzyła jednak
i gdzie skupiała, z kogo składała tzw. grupa twórców,
to już kwestia bardziej skomplikowana.
Grupa twórcza tej elity nie była społecznie jedno-
lita. Byli to ludzie ze szlachty i mieszczaństwa, rzadko
chłopskiego pochodzenia, rzadko też magnackiego. J ed-

170
nakże podziały stanowe nie grały tu wyraźnej roli -
Kopernik, Dantyszek, Kromer byli mieszczanami,
Kochanowski, Rej, Krzycki czy Orzechowski wywo-
dzili się z zamożnej szlachty, mimo to kwestia ich
pochodzenia była dość obojętna. Ważniejsze było ich
wykształcenie, na ogół staranne, choć często bez zdo-
bytych tytułów naukowych. Rzadko też - z wyjąt­
kiem Krzyckiego, Dantyszka, Kromera czy Rozjusza-
robili oni wielką karierę, a i w tym wypadku raczej
duchowną niż świecką, i to w późniejszych latach ży­
cia, gdy ich aktywność literacka czy naukowa zwy-
kle słabła.
Przyjmuje się zwykle dla Renesansu, że ówczesna
elita twórcza skupiała się wokół dworów władców
i książąt, sławnych ognisk mecenatu i kllltury. Tak
w pewnej mierze było i w Polsce, niekiedy jednak
sytuacja tu była odmienna. Wprawdzie Kraków
z dworem królewskim, siedziba magnatów, zwłaszcza
biskupa krakowskiego, miejsce zamieszkania najbogat-
szych rodzin mieszczańskich, wreszcie miasto, w któ-
rym istniał jedyny w kraju uniwersytet, był nie-
wątpliwie stolicą kulturalną w tej epoce. Nie był jed-
nak jedynym miejscem, gdzie rosła i krzewiła się
twórczość kulturalna, choć wszyscy ludzie, którzy na
tej niwie działali, jakoś z Krakowem byli związani.
Dwór królewski jako ośrodek kulturalny najżywiej
się rozwijał w czasach Zygmunta I i Zygmunta
Augusta. Nie widać w tym jednak specjalnie ręki kró-
lowej Bony, choć ona to właśnie przybyła z renesan-
sowej Italii. Utworzyła się elita z czasów Zygmunta
Starego przed okresem wpływów Bony i wprawdzie
sprytni dworzanie, jak Krzycki czy Dantyszek z po-
parcia Włoszki korzystali, nie można jednak zauważyć
ogniska renesansowego wokół królowej. Inaczej już
było za Zygmunta Augusta. Wokół osoby króla, szcze-

171
gólnie Jego kancelarii, w osobach sekretarzy, dworzan
przewijają się najwybitniejsze postacie twórców z Ko-
chanowskim i Górnickim na czele. Czy był to wyraz
jakiejś polityki osobistej monarchy i jego doradców
należy wątpić - raczej wiedza, inteligencja, kultura
otwierały im drogę do dworu, a stworzona w ten spo-
sób atmosfera, odpowiednie warunki intelektualne
i materialne - od podstaw życiowych po bibliotekę
królewską - i zaplecze w postaci bogatego, kultural-
nego miasta, robiły swoje. Fraszki Kochanowskiego
oddają barwną stronę tego życia, ale właśnie ich po-
jawieni€: się i potrzeba powstania świadczą o czymś
innym, o żywej, twórczej atmosferze tego środowiska.
Obok dworu królewskiego jako ośrodki życia kultu-
ralnego działały i dwory magnackie. Pod tym wzglę­
dem wybijał się dwór biskupów krakowskich - od
Piotra Tomickiego, aż po Filipa Padniewskiego,
uwieczniony przez Łukasza Górnickiego w Dworzani-
nie. Mecenat pociągał j magnatów świeckich, jak
Krzysztofa Szydłowieckiego, Piotra Kmitę, u którego
wiedzę, oświatę i kulturę nabywał Mikołaj Rej. Nie
były to jednak środowiska trwałe. Owszem, wśród
sekretarzy magnackich, dworzan znajdowali się wy-
bitni pisarze, naukowcy niekiedy, dla możnych pra-
cowali wybitni artyści, ale daleko było arystokracji
polskiej do roli ośrodków kulturalnych istniejących
podówczas we Włoszech czy Niemczech. Przy tym,
podobnie jak w wypadku dworu królewskiego, główną
rolę w tym środowisku twórczym odgrywali litera-
ci' - poeci, prozaicy, czasem historycy, czy filologo-
wie, natomiast w odróżnieniu od innych krajów, dzia-
łający dla dworu artyści niewiele znaczyli w tym
środowisku. Być może, że jako obcy, najczęściej Wło­
si, nie zawsze potrafili do środowiska tego przylgnąć,
w nim, a nie obok niego, działać.

172
Pewne ambicje w zakresie mecenatu kulturalnego
miało wówczas rówRież bogate mieszczaństwo, głównie
krakowskie. Bonerowie, Decjuszowie, sami - szcze-
gólnie w młodym pokoleniu - wykształceni, lubili
gromadzić w swoim domu literatów, słuchać ich dys-
kusji, gdzie wzniosły humanizm łączył się z dobrym
winem. Rzadko jednak - poza ewentualną rolą pre-
ceptora dzieci - ludzie pióra mogli tam znaleźć coś
ponad miłe przyjęcie i przejściowe oparcie, czy cza-
sową pomoc.

W Krakowie działał również ośrodek, który teore-


tycznie powinien był skupiać twórcze umysły. stwa-
rzać im warunki i pole do pracy. Ośrodkiem tym był­
by w naszym pojęciu uniwersytet. Tak jednak nie by-
ło, na co składało się zresztą wiele przyczyn, przede
wszystkim struktura uniwersytetów średniowiecznych,
które na to nie były nastawione. Wydziały uniwersy-
tetu ustawione były hierarchicznie - na dole był
wydział sztuk, gdzie wkładano żakom w głowę według
programu siedem sztuk wyzwolonych, a praktycznie
poza programem oddawano się humanizmowi. Ukoń­
czenie tego wydziału dawało tytuł magistra i upo-
ważniało dopiero do studiów na wydziałach wyższych:
medycyny, prawa i teologii, przy czym ten ostatni
fakultet uważano za najwyższy, co odbijało się oczy-
wiście w uposażeniach wykładowców. Najgorzej upo-
sażeni młodzi wykładowcy wydziału sztuk, którzy mu-
sieli dorabiać lekcjami na mieście, mieli przed sobą
drogę kariery uniwersyteckiej, co - poza wydziałem
medycznym, który zapewniał absolwentom atrakcyj-
ną przyszłość lekarza-praktyka - równało się nie-
wielkiej poprawie materialnej, lecz zarazem zmuszało
do wyrzeczenia się, przynajmniej na zewnątrz, jako
wykładowcy, humanizmu, który nie bardzo miał jak
się przejawiać na innych wydziałach. Mogli także wy-

173
brać drugą możliwość: wyjŚĆ z uniwersytetu, znaleźć
zajęcie na dworze, w kościele, w urzędach państwo­
wych czy miejskich i ewentualnie uprawiać swoje
zainteresowania na użytek prywatny. Tak na przy-
kład postąpili Szymon Marycjusz z Pilzna, autor dzie-
ła O Akademiach, czy Piotr Rojzjusz, sławny "dok-
tor Hiszpan" Kochanowskiego, który przeszedł z ka-
tedry prawa rzymskiego na Wydziale Prawa do są­
dów królewskich.
Struktura uniwersytetu, a zarazem warunki społecz­
ne epoki Renesansu sprawiły, że w Polsce, jak i wie-
lu krajach, naukę uprawiało się raczej poza uniwersy-
tetem, niż w jego murach. Nauka wymagała już
w pewnej mierze określonej specjalizacji - co było
sprzeczne z systemem uniwersyteckiego krążenia pro-
fesorów po katedrach i wydziałach, od ciekaWszych do
coraz bardziej szanowanych, lepiej uposażonych,
a bardziej jałowych. Istnieli wprawdzie ludzie, któ-
rzy byli znakomici w wielu dziedzinach - chociażby
M. Kopernik, astronom, ..poeta, ekonomista, lekarz,
duchowny, malarz nawet, ale i on uprawiał swe umie-
jętności z dala od uniwersytetu, we Fromborku czy
Olsztynie. Podobnie filologowie, jak A. P. Nidecki,
czy J. Mączyński, historycy jak St. Górski, czy M.
Kromer, nawet geograf i historyk B. Wapowski dzia-
łali wszędzie, ale nie na uniwersytecie. Druk i książ­
ki zastępowały im zbiory rękopiśmienne i sale wy-
kładowe, bogata korespondencja humanistyczna dys-
kusje naukowe, jeśli nie mieli wokół siebie grona
przyjaciół o odpowiednio wysokiej wiedzy i wykształ­
ceniu.
Działalność ówczesnych naukowców, rozwijająca się
poza uniwersytetem, poza bezpośrednim środowiskiem
naukowym nawet, znajdowała jeszcze dalej idące ana-
logie w życiu literackim. Przecież Rej, Kochanowski.

174
Orzechowski większość swych utworów pisali w do-
mu, na wsi, a nie w Krakowie, na dworze. Następo­
wała tu jak gdyby materialna dezintegracja środowis­
ka twórczego, gdzie indziej skupionego na dworach
monarszych czy książęcych. Czy było to zjawisko po-
zytywne? Wydaje się, że raczej tak. Przy ówczesnej
ruchliwości społeczeństwa, przy częstych zjazdach,
sejmach, sejmikach, dysputach religijnych, czy wresz-
cie wyjazdach z zacisza domowego do stolicy, czy naj-
bliższego wielkiego miasta, nie następował nigdy zu-
pełny rozpad tego środowiska, podobnie jak książki
i korespondencja pomagały w utrzymaniu stałej z nim
łączności. Jednocześnie zaś ci ludzie, pisarze, twórcy,
oddziaływali w pewnej mierze i bezpośrednio na swo-
je otoczenie - bliskich, sąsiadów, przyjaciół i zna-
jomych. I ci wszyscy nie byli chyba z zasady ludźmi
całkowicie z innej gliny ulepionymi, z którymi nie
można się było porozumieć, nie można było znaleźć
wspólnego języka.
Dochodzimy w tym wypadku do drugiego zagad-
nienia, do kwestii szeroko pojętej elity kulturalnej,
czy inaczej kręgu odbiorców tworzącej się kultury.
O ile na temat samych twórców sporo wiemy, o tyle
ich odbiorcy są nam zupełnie nieznani. Kto czytał,
dyskutował, interesował się książką, i to taką, która
bawiła, i taką, która uczyła, starała się zmusić do
zastanowienia, oddziaływać, przekonywać? Chyba ta
elita nie była taka mała. Jak już pisaliśmy, czytać
i pisać umiała magnateria, większość szlachty (z wy-
jątkiem zagrodowej) i większość mieszczaństwa. Dla
nich opłacało się wydawać książki i to często pona-
wiając parokrotnie nakład. Biorąc pod uwagę tylko
wydania XVI-wieczne, to Wizerunek Reja miał ich
3, jego Postylla 5 wydań, Fraszki Kochanowskiego 3
wydania, trudniejsze przecież dla czytelników Tre-

175
ny - 3 wydania, a Psałterz Dawidów aż 12. Ponadto
pod koniec XVI w. wyszły 4 wydania zbiorowe dzieł
Kochanowskiego.
Specjalnie wybraliśmy tu autorów i utwory nie naj-
łatwiejsze w czytaniu, a jednak nakłady ich dzieł mu-
siały sięgać niekiedy - sądząc z ilości wydań - pa-
ru tysięcy egzemplarzy, to zaś mówi nie o paru, lEcz
przynajmniej o kilkunastu tysiącach odbiorców. Trud-
no tu zresztą ustalać jakieś liczby, najbardziej sza-
cunkowe chociażby. Wydaje się jednak bezsporne, że
krąg odbiorców ówczesnej literatury, krąg ludzi czyn-
nych intelektualnie, był szeroki, że wbrew poglądom
o elitarnym charakterze Renesansu, o wąskim jego za-
pleczu społecznym, należy ten pogląd ograniczyć do
czasów wcześniejszych, początków Odrodzenia w Pol-
sce, okresu przed połową XVI w. W pełni bowiem
tego stulecia, aż po ostatnie jego lata, krąg ludzi bio-
rących bierny chociażby, konsumpcyjny udział w ży­
ciu literackim i kulturalnym był stosunkowo bardzo
szeroki.
Sugestia o dość szerokim kręgu ludzi, którzy w ów-
czesnym czynnym życiu brali udział, ale nie tylko
w życiu gospodarczym, społecznym, w którym każda
jednostka ówczesnego społeczeństwa odgrywała jakąś
rolę, ale również w życiu kulturalnym, zachęcałaby
do próby określenia, jak taki człowiek mógł wyglą­
dać. Wygląd, o którym mowa, nie dotyczy postawy,
ubioru, ale cech psychicznych tego człowieka, jego
mentalności. Na tę mentalność i jej ukształtowanie
składały się warunki materialne i społeczne, wykształ­
cenie i ogólna kultura, tradycja i nauki płynące z ży­
cia codziennego. Wprawdzie każdy człowiek i jego
umysłowość były inne, ale istniały przecież jakieś naj-
bardziej typowe, charakterystyczne cechy mentalności
ludzi ówczesnych pokoleń, cechy społeczne niejako,

176
wraz z całą ich ograniczonością i rozwojem zarazem.
Niewiele, a właściwie nic niemal o nich nie wiemy,
spróbujmy więc może tylko wyobrazić je sobie, a póź­
niej być może znajdą się ludzie, którzy zechcą się za-
jąć tym tematem, jako przedmiotem badań, przemyli-
leń i dyskusji.
Człowiek ówczesny musiał jakoli umieć określić
świat go otaczający i zasadnicze jego elementy, musiał
jakoś wytworzyć w sobie pewne pojęcia pomiaru tego
świata i jego zjawisk, jak czas, przestrzeń, wielkość
wyrażona w liczbach, czy nawet piękno. Czas pierwot-
nie był bowiem znaczony bezpośrednio przy pomocy
zjawisk przyrody, położenia słońca, kształtu księżyca,
przemian dnia i nocy. Wydaje się jednak, że w tym
zakresie możemy obserwować pewne zmiany w poję­
ciach ówczesnych ludzi. Nie chodzi tu o pojęcie cza-
su astronomicznego, rozmieszczenia świąt ruchomych,
gdyż to było główną troską kolicioła i zadaniem astro-
nomii średniowiecznej, poprawionej w XVI w. przez
reformę gregoriańską kalendarza. Na wyrabianie się
poczucia czasu u ludzi ówczesnych wpłynęły chyba
bardziej postępy w technice określania czasu, rozpow-
szechnianie się zegarów mechanicznych. Nie tylko
wszystkie większe miasta i zamki starały się posia-
dać zegary wieżowe, ale zegary mechaniczne wkro-
czyły do dworów, dworków i domów mieszczań­
skich. Wydaje się, że nie mogło to nie oddziałać na
poczucie czasu u współczesnych. Pojęcie godziny sta-
ło się nie tylko określeniem pory dnia, ale i czasu
trwania. Nie tylko na Uniwersytecie Krakowskim
sprawdzano, czy wykłady trwają odpowiednio długo,
zgodnie z przepisami, ale nawet roboty pańszczyźniane
były - prócz określeń świtu, zmierzchu i południa -
oznaczone liczbą godzin w sensie przeznaczonej na
obiad przerwy (np. 2 godziny w lecie, 1 godzina w zi-

12 - Polska-Rzeczą Pospolitą szlachecką 177


mie). Nie są to OCzywIscle dokładności w znaczeniu
minutowym, ale określenia godzinowe są niewątpliwie
świadectwem wzrostu poczucia czasu.
Przyjęcie coraz bardziej umownej, zracjonalizowa-
nej miary czasu dotyczyło nie tylko godzin. Zmienia
się stopniowo w Polsce ówczesnej i określenie dni w
obrębie roku. Określenia te w średniowieczu. miały
niemal z reguły charakter kultowo-kościelny - dzień
oznaczano jako czwartek po św. Janie, piątek przed
św. Michałem itd. Tymczasem w XVI w. określenia te
cofają się. by ustąpić miejsca innym, nam zrozumia-
łym, jak 15 stycznia, 8 lutego, 19 grudnia itp. W da-
towaniu następuje przejście od określeń wyrobionych
i regulowanych przez kościół do bardziej świeckich,
prostszych i dokładniejszych, jak gdyby zracjonalizo-
wanych.
Oczywiście bardziej precyzyjne określenie czasu,
bardziej konwencjonalne, nie było w pełni do zreali-
zowania. Na przeszkodzie temu stały nie dość rozwi-
nięte warunki materialne. Prymitywne, drogie i mało
wydajne oświetlenie zmuszało nawet najbardziej nie-
zależnie myślących ludzi tych czasów do stosowania
się, w pewnej mierze przynajmniej, do długości dnia
i nocy, uniemożliwiało bardziej racjonalistyczne, nie-
zależne zorganizowanie życia i pracy. Niemniej jakaś
potrzeba społeczna regulacji życia w czasie, bardziej
racjonalnego tym czasem gospodarowania, większej
precyzji określeń istniała.
Z poczuciem czasu łączyło się w pewnym sensie po-
jęcie historyczności, zmian w czasie samego społeczeń­
stwa. Nie było to pojęcie nowe, ale istniały w nim
pewne nowe elementy. W odróżnieniu od pojęcia trwa-
łości, niezmienności istniejących stosunków, ludzie
byli już bardziej świadomi przemian, które nastąpiły.
Ocena tych zmian była w zasadzie negatywna - apo-

178
teoza dawnych, dobrych czasów, gdy i ludzie byli
godniejsi, i królowie wspanialsi i prawa lepsze, co
czas i ludzie zepsuli. Lecz pojęcie ewolucji społecznej,
zmian prowadzących do czegoś lepszego, pojęcie po-
stępu było tworem dopiero doby Oświecenia i stąd
pochwała dawności, hasła "egzekucji" dawnych i do-
brych praw były raczej wyrazem pojmowania zmien-
ności historycznej, niż objawem wstecznictwa. O tych
zmianach najlepiej może mówi Kochanowski w Sa-
tyrze:
Z czasem wszytko się mieni. Pomnę ja przed laty,
Że w Polszcze żaden nie był w pieniądze bogaty,
Kmieca to rzecz naonczas patrzeć rolej była,
A szlachta się rycerskim rzemiosłem bawiła.

Podobne zmiany zdaje się, że można by śledzić w


zakresie pojęcia przestrzeni. Zamiast określeń odle-
głości bardzo enigmatycznych i nie skonkretyzowa-
nych, jak blisko czy daleko, zamiast nawet określeń
praktycznych, lecz również mało wymiernych, jak
liczba dni marszu, czy jazdy końmi, pojawiają się
wskazówki na temat odległości w milach. I tak poda-
wano na przykład, że wojska pod dowództwem J. Tar-
nowskiego weszły na 40 mil w głąb kraju nieprzyja-
cielskiego, a obowiązki przewozów poddańczych okreś­
lano niemal z reguły jako podróże na odległość 4, 5,
6 mil. Czy określenia te były dokładne, czy drogę tę
mierzono jakoś, czy też wskazywano "na oko", jest tu
chyba mniej istotne. Istotne jest raczej to, że w miej-
sce miar naturalnych, czy nawet braku miar w ogóle,
wprawadzano miary umowne, niezależne od subiek-
tywnej oceny czy zdolności marszowych konia lub
piechura.
Te określenia odległości, a nawet i kierunku, jako
przejaw jakiejś konkretyzacji pojęć o otaczającym
świecie, jego kształcie i rozmiarach, znajdują wyraźne

179
potwierdzenie w postaci sporządzariia map. Mapy ist-
niały zresztą i w średniowieczu - próżno jednak by-
łoby wyczytać z nich coś więcej, niż sumę zapisanych
w fantastycznym układzie, nie uporządkowanych wia-
domości ich autora. 2eglarze na przykład mało posługi­
wali się nimi, woleli portulany, czyli opisy linii brze-
gowych, portów, jako pomoce dla orientacji na morzu.
Tymczasem mapy sporządzane w XVI w. były już
znacznie lepsze. Kształt krajów, rozmieszczenie miej-
scowości, proporcje odległości zbliżają się do na-
szych - możemy tu wziąć za przykład mapę Polski
Bernarda Wapowskiego, opublikowaną w 1526 r.
O stopniu wyrobienia samych map, a zarazem o prak-
tycznym spojrzeniu na ich potrzebę, świadczą uwagi
J. Tarnowskiego, że malowane karty krajów są nie-
zwykle pomocne w prowadzeniu działań wojennych.
Podobno również Zygmunt August pragnął mieć do-
kładną mapę swego królestwa, by lepiej wiedzieć o je-
go stanie, zaludnieniu i potrzebach.
Pojęcie przestrzeni, podobnie jak czasu, było wyni-
kiem tak doświadczenia społecznego, jak i potrzeby
społecznej. Ruchliwość społeczeństwa, dalekie podró-
że jego członków, zerwanie z partykularyzmem naj-
bliższej okolicy musiało skłonić do obycia z przest-
rzenią i do chęci pomiaru jej, określenia odległości.
Zapewne nie tylko same podróże, przebywanie drcgi,
ale i obce wzory, szczególnie tam, gdzie się dawne
miary rzymskie zachowały w tradycji czy praktyce,
musiały pomóc w kształtowaniu się pojęcia przestrze-
ni w Polsce, a także i społeczeństwo do skonkretyzo-
wania sobie tego pojęcia dojrzało.
Wydaje się - patrząc na źródła i relacje z XVI w.
- że duża zmiana nastąpiła u ludzi tej epoki w za-
kresie wyrobienia sobie pojęcia liczby, pojęcia wiel-
kości określonej liczbowo. Zapisom liczbowym wojsk

180
walczących w średniowieczu, nawet pod Grunwaldem,
wierzyć nie możemy, ale powinniśmy już wierzyć licz-
bom wojska podawanym przez króla cZYiego otocze-
nie w XVI w. Przyczyna tej różnicy jest bardzo
prosta. Dawniej przybywali walczyć ludzie według
pewnego obowiązku społecznego, a liczba ich nie była
określana, w XVI w. zaś, gdy każdy żołnierz pobierał
żołd, gdy mu się płaciło pieniędzmi, liczba wojska była
dobrze znana, nominalna przynajmniej, budżetowa
i współcześni wiedzieli dobrze o czym mówią podając
liczby walczących, ze swej strony przynajmniej.
Pieniądz, rozwój gospodarki towarowo-pieniężnej,
rozwój wymiany był tą praktyczną szkołą liczenia,
kształtował u ludzi dokładne i konkretne pojęcie wiel-
kości przedmiotów, zjawisk, majątku. Oczywiście sam
rozwój arytmetyki, rachunkowości kupieckiej, zerwa-
nie z systemem zapisywania cyframi rzymskimi na
korzyść daleko wygodniejszych arabskich, to były
czynniki, które przyspieszały rozwój umiejętności li-
czenia i odczucia wielkości liczbowych. I znów spraw-
dzić to łatwo w ówczesnych źródłach. Jeżeli bowiem
w średniowieczu zapiski rachunkowe, notowanie liczb
i wartości przy ich pomocy, było ~łączną niemal do-
meną kupców. ewentualnie urzędników skarbu mo-
narszego, to w XVI w. liczą wszyscy niemal, którzy
coś posiadają. Pojawiają się rachunki gospodarcze na
wsi, pojawiają inwentarze, nie tylko jako spisy, ale
jako wykazy wartości, dochodów, pojawiają się nawet
tabelaryczne zestawienia, np. dla wielkości wysie-
wów, zbiorów, omłotów i dochodów z produkcji fol-
warcznej. Wielkość określona liczbą jest czymś kon-
kretnym, codziennym i to już nie tylko dla kupca, ale
magnata i szlachcica, być może nawet chłopa, choćby
i pisać nie umiał.
To pojęcie liczby, wielkości, pomiaru i określeń licz-

181
bowych było nierozłączne zapewne i z poczuciem cza-
su, poczuciem przestrzeni, z jakimś konkretnym, ra-
cjonalistycznym, może praktycznym nawet spojrze-
niem na to, co otaczało ówczesne społeczeństwo i co
w nim istniało. Czy wynikało ono z jakichś założeń teo-
retycznych, spuścizny myśli starożytnej - wydaje się,
że bezpośrednio chyba nie. Raczej przeciwnie, ope-
rowanie tymi pojęciami, konkretyzacja ich w postaci
liczbowej, mogły prowadzić do daleko idących wnios-
ków teoretycznych, jakimi był na przykład koperni-
kański system układu słonecznego.
Wzorzec człowieka, jego postępowania wobec siebie
i innych, w średniowieczu kształtował się głównie we-
dług dwóch modeli moralnych - wzoru kościelnego,
którego uosobieniem był święty, a punktem docelo-
wym zbawienie i życie wieczne, po krótkim bezgrzesz-
nym życiu doczesnym oraz wzoru świeckiego, rycer-
skiego, gdzie odwaga, wierność, poświęcenie i spraw-
ność w walce urastały do symbolu, tworzyły legen-
dę. Wzorce te jednakże zdają się w okresie Renesan-
su tracić swą atrakcyjność, szczególnie w Polsce.
Zanika ascetyczny 21zór świętego, jako przykład god-
ny naśladowania, nTe widać też postaci rycerza - choć
ceni się rycerskość i odwagę - jako modelu kształcą­
cego dążenia i postawę społeczeństwa, nawet już ogr.a-
niczając wzorzec ten do społeczeństwa szlacheckiego.
Czy oznacza to jednak upadek wzorców społecznych,
upadek moralności, postawy społecznej, skrajny
i aspołeczny indywidualizm?
Pojęcie życia wiecznego, zbawienia nie utraciło swej
atrakcyjności. Niemniej zmieniły się proporcje waż­
ności pomiędzy życiem wiecznym a doczesnym, na
korzyść tego ostatniego. Zycie doczesne z jego proble-
mami stało się autonomi'CZIle, a postawa życiowa w za-
sadzie kształtowana na ziemi i dla ziemskich potrzeb,

182
a nie wieczności. Ten fakt doczesności, a przez to i po-
trzeba znalezienia jakichś ziemskich wzorów powodo-
wała przestawienie czy adaptację pewnych pojęć, wzię­
tych częściowo z filozofii i literatury starożytnej,
częściowo zaś ukształtowanych w ramach moralności
chrześcijańskiej. Zamiast więc pojęcia grzechu i świę­
tości, w tym drugim znaczeniu pojawiło się pojęcie
cnoty, człowieka cnotliwego. Zamiast zaś wykazu
grzechów, które groziły karami czy potępieniem na
tamtym świecie, pojawiły się opisy cnotliwego, czy
"poczciwego" życia, poczciwego człowieka, jego zajęć
i obowiązków.
Na czym jednak polegał wzorzec poczciwego żywo­
ta. Wzorzec ten u Reja, przykrojony na miarę zamoż­
nego szlachcica, był pochwałą nie dworskiego, lecz
wiejskiego. ziemiańskiego życia, spokojnego, ale nie
wolnego od obowiązków publicznych. O tych ostat-
nich szerzej rozwodził się A. Frycz-Modrzewski w
swym programie reform ustrojowych, postulatach jed-
nolitego prawa, szacunku dla ludzi pracy, mieszczan
i chłopów. Być może z modelu naszkicowanego przez
Reja, można by sądzić, że ideałem pewnych kręgów
społecznych, szlachty w szczególności, byłby pewien
kwietyzm. Tak jednak nie było, szczególnie właśnie
w naszej epoce. Najsłuszniejsze jest tu chyba stwier-
dzenie J. Kochanowskiego, zawarte w słowach Satyra:
Nie masz dziś w Polszcze - jedno kupcy, a rataje.
To najwiętsze misterstwo, kto do Brzegu z woły,
A do Gdańska zna drogę z żytem a z popioły,
Trzeba więc stwierdzić, żew postawie społecznej,
nieobojętnej na sprawy publiczne - szczególnie
u silnie zaangażowanej w polityce szlachty - za~
biegliwość gospodarcza, obok obowiązków politycznych
i społecznych, należała do wzorca społecznego, jaki
usiłowała ona wytworzyć dla siebie. Jakieś poczucie

183
obowiązku publicznego, obowiązku wykonywanego na
własny koszt, jak tłumny udział w licznych zjazdach,
sejmikach, sądach, bezpłatne wykonywanie urzędów,
było w pewnej mierze jednak ograniczone społecznie.
Odnosiło się głównie do średniej szlachty, do przed-
stawicieli pospólstwa miejskiego, podczas gdy nie ty-
czyło szlachty zagrodowej, a ograniczało się często do
obrony własnych interesów u magnaterii, skądinąd
bardzo zaangażowanej w życiu politycznym, i do
ochrony partykularnych często interesów swego miasta
i grupy u patrycjatu wielkich miast.
Jeżeli mówimy o wzorcu postawy społecznej, to nie
należy jej również rozumieć zbyt wąsko, stanowo, czy
klasowo nawet. Owszem, niekiedy właśnie u szlachty,
czasem i średniego mieszczaństwa, podnosiły się głosy
za sprawiedliwością społeczną w stosunku do klas
eksploatowanych, sprawiedliwością bynajmniej nie
rewolucyjną w sensie zmiany struktury społecznej, ale
i nie religijno-etyczną, wypływającą jedynie z zasad
miłości bliźniego, z zapewnieniem o przyszłym życiu,
jako zadośćuczynieniu wszelkiej krzywdzie. Raczej ja-
kieś poczucie społecznej, choć bardzo ograniczonej,
&prawiedliwości, bynajmniej nie sprzecznej z własny­
mi interesami, wynikało z pewnej ludzkiej, humani-
stycznej powiedzielibyśmy, postawy wobec drugiego
człoVl.'ieka.
I wreszcie w postawie życiowej, tej nastawionej do-
cześnie, widać pewien rys charakterystyczny, nie zna-
ny dawniej. Chodzi tu o ożywienie w ludziach zain-
teresowań i aktywności gospodarczej. Gospodarką w
pewnym sensie interesował się każdy - i wielki mag-
nat świecki i duchowny, operujący wielkimi mająt­
kami, który jednak nie zapominał o możliwościach ko-
rzystnych lokat dla posiadanego kapitału. Intereso-
wał się szlachcic pilnując swego folwarku, pracy na

1114
nim, zbytu produktów, nie stroniący od spółek z miesz-
czaństwem, czy nawet handlu na własną rękę. Gospo-
darką w sensie produkcji i handlu zajmowali się mie-
szczanie, a nawet chłopi nie byli skłonni ograniczać
swej działalności gospodarczej do posiadanego kawał­
ka roli, dzierżawiąc dodatkowo grunty, handlując
drzewem, dorabiając sobie transportem, jeżdżąc po
targach, miastach okolicznych itd. Ten element tak
zwanego ..homo economicus", czynnego, chociażby
ograniczonega, ale świadomego działania, był chyba
nieodłączną częścią postawy życiowej ówczesnych lu-
dzi. Wzorzec ten w pewnej mierze wyparł ewentualny
dawny ideał świeckiej postawy, wzorzec rycerski,
choć właściwie mało wiemy na ile on był w Polsce
rzeczywiście rozpowszechniony.
Podkreślone powyżej elementy w jakiejś mierze ra-
cjonalnej społeczno-moralnej postawy ludzi, nie pro-
wadzą jednak do stwierdzenia, że sama moralność nie
potrzebowała oparcia na religii, że wystarczała jej sa-
rna niezależna filozoficzna postawa. Tak nie było na-
wet wśród ludzi znających spory zasób filozofii sta-
rożytnej. O tym, że właśnie moralność ówczesna wy-
magała oparcia o podstawę religijną, i to religijną, ale
głębszą, niż rytuał i zwykłe normy kościelne, świad­
czy rozwój reformacji i jej charakter w Europie i w
Polsce XVI stulecia.
Reformację i jej genezę można rozumieć różnorako.
Byli tacy co uważali, że zrodziły ją błędy w kościele
katolickim i rozprzężenie, upadek moralny w społe­
czeństwie. Byli inni, którzy widzieli w niej walkę spo-
łeczną, przybraną jedynie w formy religijne, jako do-
stępne dla ludzi epoki. Byli znów inni jeszcze, którzy
widzieli w reformacji odrodzenie i pogłębienie uczuć
religijnych, których kościół, sztywny i zepsuty, za-
dowalać nie mógł. Wydaje się, że większość tych po-

IBS
glądów zawiera w sobie ziarno prawdy i w odniesie-
niu do zepsucia kościoła i jego płytkiej ograniczo-
ności i wreszcie antagonizmów społecznych, które mo-
gły .znaleźć ujście w konflikcie religijnym.
Wiele już napisano na temat bogactwa duchowień­
stwa w Polsce, ciężarów ściąganych przez kościół
i o przybywaniu nowinek religijnych w postaci inno-
wierców, druków, poglądów zaczerpniętych za granicą.
Nie będziemy się tu bliżej tym zajmować. O wczes-
nych dziejach reformacji w Polsce, gdy w dwudzies-
tych latach XVI w. zaczęły przybywać nowinki lute-
rańskie z Niemiec, wiemy głównie z edyktów i zaka-
zów, które miały zwalczać, bezskutecznie zresztą, sze-
rzenie się herezji. W połowie XVI w. przybyli ze
swoją umiarkowaną doktryną husycką do Polski tzw.
"bracia czescy", osiedlając się w południowej Wiel-
kopolsce, a równocześnie zaczęły się pojawiać wpływy
ideologii kalwińskiej. W 1562 r. wyodrębnił się, ufor-
mowany pod wpływem antytrynitaryzmu włoskiego
oraz sekt czesko-morawskich, tzw. "arianizm" polski.
Rozmiary wpływów i rozkład społeczny zwolenni-
ków nowych nauk były nader nierównomierne. Naj-
wcześniejszy luteranizm, pojawił się i okrzepł w mia-
stach pruskich oraz niektórych wielkopolskich. Szlach-
ta mało go przyjęła, natomiast doły miejskie witały
doktrynę chętnie, znajdując w niej oparcie dla swych
dążeń społecznych, jak np. w Gdańsku w 1525 r. Lu-
teranizm przyniósł ludności "tani kościół" (wraz z za-
garnięciem majątków kościelnych), prostszą, w języ­
ku narodowym liturgię, przy zachowaniu w gruncie
rzeczy całej dotychczasowej hierarchii społecznej.
Znacznie bardziej ograniczony - ze względu na cha-
rakter imigracji - zasięg miało oddziaływanie tzw.
braci czeskich, których szybko zdystansowały wpły­
wy kalwińskie. Terenem społecznym rozrostu kalwi-

186
nizmu stała się szlachta, głównie małopolska, średnia
szlachta związana z ruchem egzekucyjnym, oraz część
młodszej magnaterii koronnej, potem i litewskiej. Kal-
winizm nie tylko przynosił tani, surowszy w swym
rytuale kościół. Kalwinizm nie propagując zmian spo-
łecznych szczególnie silną pozycję w zborze przyzna-
wał właśnie świeckim członkom zboru i opiekunom.
Najciekawszym społecznie i doktrynalnie okazał się
tzw. arianizm, czy antytrynitaryzm. Powstały ze
skrzyżowania się ideologii i wpływów braci czeskich
i myślicieli włoskich, stanowił teologicznie duże no-
vum - racjonalistyczne zaprzeczenie koncepcji Trój-
cy Swiętej i boskości Chrystusa - i wyciągał, wśród
swych bardziej radykalnie nastawionych wyznawców,
daleko idące konsekwencje społeczne. Bardziej rady-
kalni przedstawiciele arianizmu nie uznawali bowiem
państwa, jako aparatu przymusu, ani wojny (czasem
ostentacyjnie przypasywali drewniane miecze), nie-
równości społecznych, aż po rezygnację z prawa do
poddanych i ich świadczeń na rzecz dworu, co zdarza-
ło się niekiedy wśród ariańskiej szlachty. Praktyka
wyznawców - obok teoretycznych wywodów Piotra
z Goniądza, Grzegorza Pawła, Marcina Czechowica,
i umiarkowanego Szymona Budnego - bardzo się wa-
hała. Prócz zamożnego, obojętnego na hasła antypań­
stwowe i radykalno-społeczne przywódcy szlachty Mi-
kołaja Sienickiego, działał na przykład Jan Niemojew-
ski, który wyrzekł się urzędu, sprzedał majątki i roz-
dał pieniądze ubogim, a sam żył z własnej pracy, jako
rzemieślnik.
Różne były przejawy działalności i form organiza-
cyjnych reformacji w Polsce. Mimo srogich edyktów
(do 1551 r.), ich efekty były nikłe, nie tylko na skutek
słabości egzekucji państwowej, lecz raczej z innych
względów. Poza wąskim gronem ortodoksyjnej części

187
kleru katolickiego, dla większości współczesnych, aż
po okres uchwał soboru trydenckiego (1548-1563) he-
rezja nie była sprawą jednoznaczną i perspektywa
usunięcia błędów i porozumienia się nowych wyznań
z naprawionym kościołem katolickim, co mogło nastą­
pić na soborze powszechnym, była zupełnie na serio
brana pod uwagę. Podobnie serio dyskutowano możli­
wość stworzenia wspólnej płaszczyzny kościelnej we-
wnątrz państwa, zwołania soboru narodowego i utwo-
rzenia kościoła narodowego z królem jako opiekunem
na czele, na wwr angielski, przy czym idea ta nawet
wśród najwyższych dygnitarzy duchownych (prymas
Jakub Uchański) znajdowała życzliwy posłuch. Jedno-
cześnie istniały próby porozumienia wewnątrz poszcze-
gólnych kierunków reformacji - luteranów, kalwini-
stów, braci czeskich. Porozumienie natomiast z ariana-
mi, tzw. braćmi polskimi, wobec ich radykalnych po-
glądów religijnych, a zarazem i społecznych okazało
się niemożliwe i w 1562 r. nastąpił ostateczny rozłam
w obozie reformacyjnym i większość protestantów
obróciła się przeciw arianizmowi. Rozłam ten osłabił
całość obozu, mimo porozumienia, do jakiego doszło
w 1570 r. (tzw. ugoda sandomierska) pomiędzy lute-
ranami, kalwinistami i braćmi czeskimi. Ostatnim
sukcesem tego obozu było zagwarantowanie w tzw.
konfederacji warszawskiej (28 I 1573), wiecznego po-
koju pomiędzy różniącymi się w wierze, co było, jako
prawny wyraz tolerancji religijnej, dużym osiągnię­
ciem w porównaniu do wielu innych krajów, gdzie
wieloletnie walki i prześladowania miały doprowadzić
dopiero do wzajemnego uznania współistnienia różnych
wyznań.
Czego zwolennicy reformacji szukali w nowej wie-
rze? Realizacji dążeń społecznych? Tak było we
wcześniejszym okresie, okresie niepokojów w Gdań-

188
sku, tak też było częściowo w wypadku al1anizmu,
głównie jego lewego skrzydła. Można też sądzić, że
wśród tzw. ministrów (pastorów) protestanckich,
mieszczańskiego często pochodzenia, przyjęcie i pro-
paganda reformacji miała jakiś podkład społeczny.
Czy u szlachty, tej szlachty średniej, zamożnej, która
stanowiła główną siłę kalwinizmu, też elementy spo-
łeczne grały główną rolę - można jednak wątpić.
Owszem, zagarnięcie dziesięcin kościelnych i to nie
tylko z własnego folwarku, które przedtem oddawano
kościołowi, ale i chłopskich często, które pan wsi za-
bierał dla siebie, było elementem interesu material-
nego, miało swój aspekt społeczny, podobnie jak wal-
ka polityczna o pociąganie kościoła do ś'wiadczeń na
rzecz państwa. Zwykłe tłumaczenie społeczne nie wy-
starcza chyba jednak. Istniało bowiem jakieś zaanga-
żowanie osobiste w ruchu reformacyjnym, szukanie
nowych idei, nowych koncepcji teologiczno-dogma-
tycznych, liturgicznych, o czym świadczy śledzenie
ożywionych dysput, drukowanych polemik, przechodze-
nie z jednego wyznania zreformowanego na inne. Wy-
daje się, że obok bezpośrednich elementów społecz­
nych jakieś motywy intelektualne, jakieś zaintereso-
wanie samymi ideami, ich słusznością lub błędem, ich
kształtowaniem i zwalczaniem grało równie ważną
rolę w formowaniu się obozu reformacyjnego wśród
szlachty i części mieszczaństwa polskiego.
Brak było natomiast w ruchu reformacyjnym jakichś
szerszych, bardziej masowych przeżyć emocjonalnych,
,jakiegoś walczącego zaangażowania, walczącego o słu­
szność swej idei, walczącego o jej zwycięstwo i pognę­
bienie wrogów, chociażby to życie kosztować mogło.
W każdym razie reformacja w tym okresie nie posia-
dała jakiegoś mocnego akcentu w postaci męczenni­
ków i fanatyków, była raczej walką na pióra o idee,

189
a nie z żywym, zaciętym przeciwnikiem, z którego błę­
dy należało wytępić wraz z życiem. Nie było więc walk
religijnych, przelewu krwi, czym oczywiście szczycić
się można, ale nie było głównie chyba dlatego, że re-
formacja w Polsce była w mniejszym stopniu ruchem
społecznym, a w większym prądem intelektualnym,
jakąś częścią krytycznego humanizmu, który przede
wszystkim ludzi o pewnym poziomie umysłowym
skłaniał do refleksji, dyskusji, czytania, a w niewielkim
tylko stopniu angażował ich emocjonalnie i material-
nie. Jej celem było zbawienie duszy, ale własnej, a nie
siłą zbawianie innych.
Czy ten ciepły, lecz nie gorący stosunek do kwestii
religijnych, miałby dla nas oznaczać obojętność reli-
gijną epoki? Chyba nie. Raczej szersze, nie partyku-
larne pojmowanie religii, pojmowanie, w którym istot-
ne jest bóstwo, jako uosobienie doskonałości, obojętne
do pewnego stopnia pod jakim szyldem i w jakich for-
mach czczone. Może najlepiej to stanowisko odda znany
fragment z poezji J. Kochanowskiego:

Czego chcesz od nas Panie, za Twe hojne dary?


Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie,
I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.

Z doskonałościStwórcy miała wynikać i doskona-


łość jego wytworów, a przede wszystkim człowieka.
Gdy dawniej uznawano nicość człowieka w obliczu
bóstwa, jego marnoŚĆ ciała i duszy, skłonność do
grzechu i upadku, człowiek renesansowy nie miał ta-
kiego zdania o sobie. Ta afirmacja istoty ludzkiej, jej
piękna, mądrości, była zarazem i afirmacją życia l udz-
kiego, otaczającego go świata, którego piękno nie tylko
podziwiano, ale starano się jeszcze piękniejszym go
uczynić. Ten stosunek do człowieka jako istoty pięknej,

190
ex definitione niejako i jako istoty, która winna i chce,
by pięknie było wokół niej, przebija wyraźnie ze sztu-
ki renesansowej, przebija z literatury, przebija ze sty-
lu życia.
Weźmy pod uwagę chociażby architekturę renesan-
su w Polsce. Gdy w średniowieczu największymi
osiągnięciami w tej dziedzinie były kościoły, to w XVI
wieku, poza daleką prowincją, nie buduje się ich pra-
wie wcale. Nie oznacza to, że w architekturze kościel­
nej panował zastój, lecz jej głównymi nabytkami były
kaplice, klasyczne w swej strukturze, bogate a wy-
kwintne w zdobnictwie, kaplice, które jednak nie mia-
ły celów sakralnych, lecz świeckie przed sobą, były
pomnikami grGbowymi znakomitych i możnych ludzi,
jak na przykład Kaplica Zygmuntowska na Wawelu.
Nawet w samych wnętrzach kościołów, tak często prze-
budowywanych i ozdabianych w stylu aktualnie mod-
nym, dla XVI w. zmiany polegały głównie nie na wy-
stroju architektonicznym, czy malarskim, l~cz na po-
mnikach nagrobnych, grobowcach, które miały uświet­
nić zmarłe postacie, wykute na nich w marmurze, dla
wiecznej chwały u potomnych.
Bogate i mniej zamożne miasta, które dawniej łożyły
wielkie sumy na budowę kościołów, z których były
dumne, teraz wolały budować ratusze, których budy~
ki z wysokimi wieżami, zdawały się zajmować miejsce
dawnych kościołów. Budowano też sukiennice, kra-
my, spichrze, ba, nawet mosty, jak sławny most przez
Wisłę za Zygmunta Augusta wystawiony w Warsza-
wie. Podobnie czyniły inne grupy społeczne: królo-
wie, magnaci, szlachta mało myśleli o budowie koś­
ciołów, nie szczędząc za to środków na piękne, wy-
godne zamki-pałace, dwory i dworki. Jedne z nielicz-
nych nowych budynków kościelnych z tej epoki, zbo-
ry protestanckie miały wygląd budynków świeckich,

191
nie świątyń, i takimi chyba również były, jako mIeJ-
sca kazań, dysput, śpiewów, a nie wystawnych, o cha-
rakterze widowiskowym nabożeństw.
Przewrót renesansowy, a można by właściwie i tu
powiedzieć humanistyczny, w sztuce nastąpił dopiero
w XVI w. - jeszcze w końcu XV Wit Stwosz rzeź­
bił wielkie dzieło średniowiecza, ołtarz mariacki w
Krakowie. W 1507 r. pojawia się grobowiec Jana 01-
brachta i rozpoczyna renesansowa przebudowa Wawe-
lu, trwająca do 1536 r., wzorca dla wielu innych rezy-
dencji możnych. Około 1520 pojawił sią portret, które-
mu niewątpliwie daleko do arcydzieł włoskiej czy nie-
mieckiej sztuki portretowej, który nie nadąża być może
nawet za rzeźbą i architekturą rozwijającą się w Pol-
sce, ale jest to już renesansowy portret konkretnego,
prawdziwego człowieka. Portret ten nie jest jeszcze
arcydziełem i więcej w nim przykłada się wagi do
oddania bogatego stroju, niż psychologicznej prawdy,
ale stara się oddać człowieka, jako przedmiot sztuki,
dodać mu otoczenie, krajobraz, sztafaż architektonicz-
ny, by podkreślić również walory estetyczne jego oto-
czenia. Czy portret ten szuka wierności oddawania po-
staci, czy jej piękna, wspaniałości, trudno określić,
lecz jest chyba odpowiednikiem tego, co opisywali
i współcześni poeci:
Usta Twoje koralowe,
A zęby szczere, perłowe,
Szyja pełna, okazała,
Piersi jawne, ręka biała.

Ta afirmacja człowieka tak jego postaci, jak i życia


ludzkiego znajdowała wyraz również w zabawach, roz-
rywkach i przyjemnościach, którym ludzie Renesansu
chętnie się oddawali. Nie oznacza, że ludzie wcześniej
umartwiali się jedynie, że nie potrzebowali wytchnie-

192
nia, zmiany wrazen, zabawy. Różnica polegała raczej
na tym, że zabawa była czymś bardziej normalnym, że
nie była uznawana za grzech i rzecz wstydliwą, ba
nawet to, co ogólnie uważano za grzech, co było ukry-
wane, przestawało być wstydliwe. Mamy tu na myśli
tak zwaną obyczajowość, erotyzm, nie kryty tak sta-
rannie, jak dawniej. Erotyzm stawał się jakąś nor-
malną częścią życia, przejawiany w lirykach poetyc-
kich, w sztuce ("Kachna się każe w łaźni przypatro-
wać, jakbych ją chciał nago wymalować" pisał J. Ko-
chanowski), nawet ukryte obscena pokazują się drwią­
co wśród sakralnych budynków (Kaplica Zygmuntow-
ska). To samo jest w życiu, w którym miłość i miłost­
ka grają niemałą rolę, a kobiety lekkich obyczajów
nie muszą jak niegdyś ukrywać swego istnienia w cie-
niu życia społeczeństwa.
Zjawisko to w pewnej mierze świadczy o osłabieniu
nacisku kościoła, który miał strzec zewnętrznych obja-
wów konformizmu i hipokryzji obyczajowej, a tym-
czasem sam ulegał rozprzężeniu; świadczy też może
o wpływach starożytnego czy obcego, np. włoskiego
modelu życia, świadczy jednak przede wszystkim
o tym, że starano się bardziej osiągnąć pełnię prze-
żyć, odczuć i wrażeń.
Wśród zakazanych lub gorszących dawniej rozry-
wek znajdował się taniec i wszelkiego typu gry. Tym-
czasem teraz grano w karty, grano w kości i to wśród
wyższego duchowieństwa na równi ze świeckimi, po
chłopów włącznie. Taniec nie był też specjalnością
pewnych tylko grup społecznych. Niewiele mamy in-
formacji o tańcach chłopskich, nie wiemy czy wyższe
warstwy rzeczywiście tańczyły tańce włoskie, pada-
wany. Ogólnie jednak trzeba przyjąć, że chętnie tań­
czono, o czym świadczą zabytki muzyki polskiej z tej
epoki, zabytki, które mają przede wszystkim dwojaki

13 - Polska-llzeczą Pospolitą Szlachecką


charakter - tańców oraz pieśni religijnych, tych ostat-
nich jednak również nowych, powstałych pod wpły­
wem liturgii protestanckich, a nie wywodzących się
z ducha średniowiecznej muzyki kościelnej.
Muzyka bowiem stała się jednym z elementów
urozmaicenia i uświetnienia ówczesnego życia. Czy
to były prymitywne gęśle, na których wygrywano na
wsi, czy prototyp późniejszych skrzypiec, wiola, c'E'j
dworska lutnia, wsławiona przez lutnistę królewskie-
go W. Bakfarka, wszystkie te przejawy rozwoju mu-
zyki miały na celu stworzyć rozrywkę ówczesnym
ludziom, rozrywkę w formie zabaw, tańców i biesiad.
Biesiady przy suto zastawionym stole i przy pełnym
dzbanie były chyba zarazem rozrywką naj prostszą
i naj częstszą ówczesnych ludzi. Nie nale2!y jednak po-
tępiać tych obyczajów, wesołych i smakowitych w
swej osnowie. Ich poziom nie da się przyrównać do
późniejszych bezmyślnych pijatyk i bijatyk zarazem.
Pito wino i piwo, nie pito natomiast jeszcze wódki,
stąd stopień pijaństwa podczas biesiad był znacznie
mniejszy. Przede wszystkim jednak, szczególnie w
bardziej kulturalnych kręgach społeczeństwa, biesia-
dy były poświęcone nie tylko Bachusowi, ale i mu-
zom, były przejawem życia towarzyskiego, rozmów
i dyskusji, sztuki opowiadania i celnego, nieraz dotąd
aktualnego dowcipu. Była to rozrywka nie tylko ga-
stronomiczna, ale i intelektualna również:
Milczycie w obiad, mój panie Konracie;
Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?

- dziwił się
Kochanowski.
Subtelna mU'E'jka, uczone czy wesołe dyskusje były
rozrywką dla ograniczonych kręgów społeczeństwa,
jego elity intelektualnej i majątkowej. Jak się więc
bawił szlachcic na wsi, chłop? Bardzo niewiele o tym

194
wiemy. Były biesiady po dworach, byli sąsiedzi w oko-
licy, były karczmy na wsi, zdarzały się "okazje",
jak wesela, chrzciny, nawet pogrzeby, które dostar-
czały rozrywki towarzyskiej. Natomiast trzeba chyba
stwierdzić, że zanikały dawne typy rozrywek szla-
checkich - zabawy rycerskie, turnieje, czy częste
polowania, wielkie łowy. Gdy na uroczystości weselne
Jadwigi Jagiellonki (1535) Zygmunt Stary spraszał
gości, bardzo liczył, że przybywający ks. Albrecht
pruski dopomoże w zorganizowaniu i weźmie udział
w turnieju rycerskim,. mało popularnym w Polsce.
Łowy i polowania natomiast straciły swój charak-
ter bardziej masowy i użytkowy. Wprawdzie wypa-
dek Bony z niedźwiedziem na polowaniu i śmierć
przedwcześnie urodzonego Olbrachta, młodszego bra-
ta Zygmunta Augusta, przyspieszyła koniec dynastii
Jagiellonów. Poza Jagiellonami jednak jedynie ma-
gnaci, właściciele większych kompleksów leśnych,
mogli sobie pozwolić na szersze uprawianie myślistwa,
co było mało dostępne dla średniej szlachty, a chło­
pom pozwalało łowić jedynie drobną zwierzynę, jak
zające, ptactwo itp. Dość powiedzieć, że niewiele
później, gdy do N. M. Korczyna, siedziby starostwa,
przybywał Batory, specjalnie dla niego musiano ku-
pować zające, bo starostwo nie posiadało myśliwych,
którzy by mogli dostarczyć królowi dziczyzny. Polo-
wania pozostały więc sportem raczej, ale sportem bar-
dzo elitarnym, a nie działalnością gospodarczą czy
masową rozrywką szlachecką.
15'73-1648
GOSPODARKA

Wiele dyskutowano na temat gospodarki polskiej


końca XVI i początków XVII W., znaczniE' więcej niż
badano ją na konkretnym materiale źródłowym.
Szczególnie lata 1620-1648 były okresem raczej spe-
kulacji teoretycznych, niż dociekań naukowych. Rze-
czywiście niewiele o gospodarce wiemy i dlatego też
interesujące nas teraz trzy czwarte stulecia warto
może raczej spróbować scharakteryzować z punktu
widzenia zmian, jakie nastąpiły, lub wydaje się, że
zaszły, niż opisywać bardziej szczegółowo, jak to
uczyniliśmy dla poprzedniego okresu.
Struktura gospodarki pozostała w zasadzie ta sa-
ma, coś jednak w niej się zmieniło. Czy zadziałał
fatalny krąg zależności: rozwój folwarku - upadek
chłopstwa - upadek miast, jak dotąd twierdzi wielu
historyków? A jeżeli zadziałał to w jakim stopniu
i dlaczego dopiero teraz, a nie już w poprzednim
okresie okazała się tak szkodliwa struktura folwarcz-
no-pańszczyźniana gospodarki kraju?
Szukając zmian zasadniczych w zakresie sytuacji
folwarku, chłopstwa, miast nawet, spostrzec możemy
przede wszystkim zmiany ilościowe, zmiany pewnych
proporcji, podczas gdy różnic jakościowych nie widać
w tych dziedzinach wcale. Jednakże wspólnym ele-
mentem, który oddziaływał na całość życia gospo-
darczego w poprzednim okresie była sytuacja rynko-
wa i to sytuacja, którą określaliśmy jako koniunkturę

199
na produkty rolne, szczególnie zboże. Czy koniunk-
tura ta trwa dalej, nie zmieniając się? Sądząc na
przykład po cenach krakowskich, mniej podatnych na
gwałtowne wahania eksportu, już po 1580 r. nastc;-
puje chwilowe załamanie zwyżki cen na zboże, co
w mniejszym stopniu dotyczy wyrobów rzemieślni­
czych i płac.
Następne zmiany przychodzą ok. 1605 r. Wówczas
kończy się dotychczasowa koniunktura na produkty
wiejskie. Wprawdzie nie występuje jeszcze specjal-
ny spadek cen zbóż, a jedynie lekka ich obniżka, po-
dobnie zachowuje się poziom płac, podczas gdy pro-
dukty rzemieślnicze typu konsumpcyjnego (buty,
ubranie) tracą nawet poważnie na wartości ok. 1620 r.
W sumie kończy się długi, XV [-wieczny okres ogól-
nego wzrostu cen i specjalnego w nich uprzywilejo-
wania produktów gospodarstwa wiejskiego.
Zmiany sytuacji rynkowej nie są w tym okresie
zresztą specyfiką Polski. W początkach XVII w.,
szczególnie ok. 1620 r., w całej niemal Europie koń­
czy się okres zwyżki cen i uprzywilejowania produk-
tów rolniczych, a zaczynają czasy stagnacji i pew-
nych nawet, niewielkich załamań poziomu cen w ogól-
ności. Czemu to należy przypisać, trudno w tej chwili
powiedzieć - zmniejszył się w pewnym stopniu na-
pływ kruszców z kraJów pozaeuropejskich, podniosło
rolnictwo, szczególnie w Holandii i Anglii, osłabło
nieco tempo rozwoju ludnościowego itd. Dość, że dla
Polski, ściśle związanej handlem i płatnościami z kra-
jami zachodnimi, proces ten był natychmiast odczu-
walny, a wojny na pobrzeżach Bałtyku z Pomorzem
włącznie i w Niemczech wpłynęły również w sposób
niekorzystny na możliwości handlowe.
Gorsze warunki zbytu produktów wiejskich, i to
tak chwilowe załamanie się cet;l zbóż w końcu XVI w.,

200
jak pozmeJsza stagnacja, nie mowląc lUZ o wczesme]-
szym, w II połowie XVI w. załamaniu się zwyżki cen
wołów mięsnych, wszystko to musiało jakoś oddzia-
łać na produkcję wiejską, która znalazła siG
w trudniejszych warunkach. Nie oznaczało to jeszcze
kryzysu gospodarki wiejskiej, lecz zmuszało do cd-
powiedniego przystosowania się do tych zmienionych,
mniej korzystnych warunków. Aby zaś dochody utrzy-
mać na dotychczasowym poziomie, aby nie stracić
na pogarszaniu się koniunktury, trzeba było szukać
środków zaradczych w następujących posunięciach:
1) Starać się sprzedawać więcej niż poprzednio,
szczególnie więcej zboża poprzez większą jego pro-
dukcję globalną, jak i mniejsze własne jego spo-
życie.
2) Starać się obniżyć koszty samej produkcji, by
mimo niższej ceny zbytu zysk pozostawał niezmie-
niony.
3) Starać się sprzedawać zboże w jak najlepszych
warunkach miejsca i czasu, by mimo gorszych cen,
uzyskać stosunkowo najlepszą.
Mniej lub więcej świadomie duża część tych po-
stulatów była realizowana w rzeczywistości. O cha-
rakterze gospodarki decydowali oczywiście właściciele
ziemscy, a nie chłopi, poddani, których sytuacja była
w dużej mierze przymusowa. W gospodarce zaś dóbr
ziemskich, jak już podnosiliśmy, decydującymi dla
całej dochodowości stały się folwarki i ich pro-
dukcja. W gospodarce też samych folwarków najlepiej
widać te zmiany.
Zwi~kszenie ilości sprzedawanego zboża można by-
ło osiągnąć poprzez zwiększenie jego folwarcznej pro-
dukcji, a więc poprzez zwiększenie liczby i rozmia-
rów gospodarstw folwarcznych. Na przełomie też
XVI i XVII w. mnoży się gospodarstwa folwarczne,

201
zakłada tam, gdzie ich przedtem nigdy nie było. Zja-
wisko to dotyczy nie tylko ziem rdzennie polskich.
Zakładano folwarki i na terenach dotąd rzadko je po-
siadających - Podlasiu, Rusi Czerwonej, Podolu
i Wołyniu. W niektórych wypadkach zdarzały się
nawet folwarki kadłubowe, bez osobnej obsługi i in-
wentarza żywego, jako gumna innych folwarków (sto-
doły, brogi), zbyt odległych od części pól, by opłaca­
ło się przewozić do nich zebrane zbiory.
Równocześnie bowiem trwał proces wzrostu DO-
wierzchni uprawnej folwarków. Zagarniano na fol-
wark pustki, nieużytki, karczunki, czasem i role
chłopskie, starając się przenosić poddanych na mniej-
sze czy gorsze grunty. W sumie był to zresztą proces
dość podobny do istniejącego w XVI stuleciu, tym
razem jednak robiony niejako na wyrost, nawet na
terenach. gdzie gospodarka folwarczna miała małe
szanse rozwoju (województwa południowo-wschodnie).
Ponadto, jak się przekonamy dalej, realne efekty tego
mnożenia, folwarków i ich powierzchni uprawnej były
skromniejsze niż w okresie wcześniejszym.
Pożądane zmiany można było osiągnąć poprzez od-
powiednie przesunięcie proporcji poszczególnych
upraw. I tak wobec faktu, że na sprzedaż szły żyto
i pszenica, zboża ozime, starano się powiększyć roz-
miary wysiewów ozimych, kosztem zbóż jarych, wypa-
czając w ten sposób właściwe proporcje zasadniczej
techniki uprawy, jaką była trójpolówka. Pszenica, jako
zboże droższe od żyta, też była bardziej pożądana
przy sprzedaży, stąd nastąpiły przesunięcia w pro-
porcjach wysiewu zbóż ozimych, zmiany w kierunku
zwiększenia uprawy pszenicy.
Zwiększenie ilości zboża na sprzedaż można było
uzyskać inną jeszcze drogą - poprzez zmrueJszenie
własnej, wewnętrznej konsumpcji. Zboże spożywali

202
ludzie, żywiło się nim częściowo również bydło. Nie
chodzi tu zresztą o bezpośrednie spasanie bydła ro-
gatego ziarnem, gdyż to nie miało w praktyce zna-
czenia, jednakże już konie wierzchowe, czy robocze
wymagały dużych ilości owsa, a ponadto tuczenie
wieprzy, drobiu pochłaniało również pewne ilości
ziarna. Wreszcie samo bydło wymagało siana, to zaś
łąk, które często chętniej obracano na pola uprawne.
W rezultacie więc likwidacja lub ograniczenie liczby
inwentarza żywego pozwalało na uzyskanie oszczęd­
ności w użytkowaniu zboża, a dzięki temu możliwości
sprzedaży większego procentu uzyskiwanych zbiorów.
Dlatego też, jeżeli nie starano się świadomie nie-
jednokrotnie zlikwidować inwentarz żywy na folwar-
ku. to w każdym razie nie dbano o jego wzrost ilo-
ściowy, o zachowanie odpowiedniego stanu obory,
stajni i chlewu. Zresztą inne jeszcze względy spo-
wodowały niedocenianie znaczenia zwierząt w gos-
podarce folwarcznej.
Zboże spożywali też ludzie. Im więcej ich było,
tym więcej ziarna przerobionego na mąkę i kaszę mu-
siało pozostać dla czeladzi folwarcznej. Stąd jednym
z zabiegów, które prowadziły do zwiększenia towa-
rowości było ograniczenie personelu folwarcznego, co
rzuca się w oczy w początkach XVII w.
Ograniczenie liczby personelu folwarcznego miało
też inne cele na oku. Otóż czeladź kosztowała, tak
w formie wyżywienia, jak i płac, co w sumie zwięk­
szało koszty produkcji folwarcznej. Wyeliminowanie
czeladzi, ograniczenie personelu do osób zarządzają­
cych (dwornik, czy urzędnik, dworniczka) i służby
domowej dawało więc podwójną korzyść, ale wyma-
gało innego sposobu rozwiązania kwestii obsługi fol-
warku. Obsługę tę zapewniała coraz bardziej pań­
szczyzna chłopska. Charakterystyczną przy tym cechą

203
ówczesnej pańszczyzny będzie nie tyle nawet zwięk­
szanie się wymiaru pańszczyzny kmiecej, co zresztą
występowało również, ile gwałtowny wzrost ilościo­
wy pańszczyzny pieszej - zagrodniczej, chałupni­
czej, czy innych typów ludności małorolnej i bez-
rolnej, która dawniej świadczyła bardzo nikłą robo-
ciznę lub nie dawała jej wcale. Pańszczyzna ta za-
stępowała w praktyce dawniejszą pracę czeladzi fol-
warcznej, gdyż chłopi nie tylko obrabiali pola (w tym
wypadku kmiecie), ale młócili zboże, uprawiali ogro-.
dy folwarczne, wykonywali prace gospodarcze na sa-
mym folwarku, w gumnie, oborze, nawet we dworze.
Rosły też przy tym posługi, uzupełniające pańszczyznę,
szczególnie rzadka dawniej, a teraz rozpowszechniona
tzw. stróża, a więc obowiązek strzeżenia zbiorów i za-
budowań folwarcznych w nocy, obowiązek zrozumia-
ły wobec braku liczniejszego personelu i coraz mniej
spokojnych stosunków w kraju. W rezultacie koszty
prowadzenia produkcji folwarcznej, w większym jesz-
cze niż dawniej stopniu, zostały przerzucone na barki
chłopów.
Przeciwdziałać gorszej koniunkturze można było
jeszcze w inny sposób, a mianowicie szukając takich
miejsc i terminów zbytu, które by zapewniały bar-
dziej korzystne warunki sprzedaży. W poprzednim
okresie większość sprzedawanego zboża zbywano na
targach, część zaś jedynie (np. ok. 35% sprzedawanego
żyta) spławiano do Gdańska, skąd wywożono je. głów­
nie za pośrednictwem Holendrów, na zachód. Ten
sposób, tj. sprzedaż zboża w Gdańsku, pozwalał, we-
dług cen z 1564/1565 r. na uzyskanie, po potrąceniu
kosztów transportu, zwyżki ceny zbytu o ok. 40010 przy
życie, być może więcej nawet w wypadku pszenicy.
Jak poucza doskonały gospodarz A. Gostomski, najlep-
szą cenę można było zyskać w Gdańsku spławiając

204
tam zboże możliwie wczesną wiosną, zanim inni zdążą
to uczynić i wielkie transporty napłyną do miasta.
Spław zboża do Gdańska rozwinął się w naszym
okresie na znacznie większą niż uprzednio skalę. Ilo-
ściowo eksport zboża sięgał w niektórych latach (1518,
1648) 128 tys. łasztów, czyli ok. 240 tys. ton ziarna
rocznic, w innych latach oscylując ok. 150-180 tys.
ton. O tym, że były to ilości pokaźne świadczy fakt,
że za granicę szło przez Gdańsk znacznie więcej zboża,
niż mogła go spożyć cała ludność miejska Korony, czyli
w wypadku żyta ok. 60% tego, co wchodziło w ogóle
do obrotu towarowego. Jednocześnie zasięg terenów
objętych spławem wiślanym rozszerzył się, jak już
wspomniano, obejmując tereny Podlasia, górnej Wisły,
a nawet województwo ruskie. Ponadto pewne ilości
zboża z Litwy spławiano do Rygi i dowożono do Kró-
lewca, a z Wielkopolski w niezbyt wielkich ilościach
zboże docierało do Szczecina i Wrocławia. Cała więc
produkcja towarowa zbóż pozostawała pod znakiem
eksportu, który pochłaniał jej większość, szczególnie
żyta i pszenicy.
Był wreszcie jeszcze jeden sposób sztucznego po-
większania możliwości zbytu zboża folwarcznego
i zwiększenia uzyskiwanych z niego wpływów, a mia-
nowicie przerabianie go na piwo i gorzałkę. Metoda ta
jednak bardziej typowa była dla okresu następnego,
tam też bardziej szczegółowo ją omówimy.
Opisywane powyżej przemiany w nastawieniu i or-
ganizacji gospodarki wiejskiej miały poważne skutki
w zakresie techniki rolnej i podziału dochodu społecz­
nego. Likwidacja na szerszą miarę zakrojonej hodowli
bydła folwarcznego zmniejszała możliwość systema-
tycznego nawożenia gruntów folwarcznych. Podobnie
niekorzystnie oddziaływało szybkie rozszerzanie are-
ału folwarcznE>go, przy jednoczesnym likwidowaniu

205
czeladzi folwarcznej i ograniczonych możliwościach
podnoszenia pańszczyzny, szczególnie ciągłej. Z tego
też powodu pola folwarczne były gorzej uprawiane,
mniej głęboko i rzadziej orane, słabiej odchwaszczane,
co w sumie wraz z gorszym nawożeniem stanowiło
o ekstensyfikacji uprawy rolnej. Uprawa ekstensywna
kosztowała mniej, nie opłacała się natomiast na dłuższą
metę, gdyż w rezultacie jej rozpowszechnienia spadały
plony, pola stopniowo jałowiały.
Charakterystyczny przy tym jest fakt, że przede
wszystkim spadały plony bardziej wymagających do-
brej gleby i starannej uprawy zbóż, jak pszenica, żyto
i jęczmień, natomiast owies, który nie potrzebował
specjalnej dbałości i nawożenia, utrzymywał plony na
dobrym poziomie. I tak na przykład w królewszczy-
znach województwa sandomierskiego pomiędzy latami
1564 a 1616 plony żyta na folwarkach spadły o 23%,
pszenicy o 25%, jęczmienia o 26%, a owsa o 18%. Nie
jest przy tym wykluczone, że spadek ten był jeszcze
większy, jeśli weźmiemy pod uwagę plon z hektara,
a nie wielokrotność zebranego i wysianego ziarna, ja-
ko miernik urodzaju. Można bowiem podejrzewać, że
dla oszczędności (zmniejszenie kosztów produkcji) sia-
no wówczas nieco rzadziej, a w takim wypadku plon
z hektara byłby jeszcze słabszy. Nie można więc przyj-
mować, że zbierano wówczas przeciętnie więcej niż
5,5 - 7,2 q z hektara pszenicy czy żyta, 6,5 - 8 q
jęczmienia i 4 - 5,5 q owsa z hektara. Dążenie do
większych korzyści, do uniknięcia skutków gorszej
koniunktury, dawało w rezultacie wyniki, które pogłę­
biały jeszcze ogólnie trudną sytuację na wsi.
Zmieniona sytuacja wsi pociągnęła za sobą poważne
przesunięcia społeczne. W trudniejszej sytuacji rynko-
wej stosunkowo najłatwiej mogła sobie radzić wielka
własność ziemska. W jej obrębie można było mnożyć

206
i rozszerzać folwarki, ona też miała dostatecznie dużo
chłopów i świadczonejprzez nich pańszczyzny, aby
produkcję folwarczną prowadzić bez czeladzi, bez obory
nawet, po bardzo niskich kosztach. Większe ilości zbo-
ża na sprzedaż, zboża gromadzonego w tym celu z wie-
lu folwarków, zwożonego do własnych spichrzy, zbu-
dowanych często wprost nad Wisłą, chociażby na grun-
cie specjalnie kupionym czy wydzierżawionym, wresz-
cie lasy, które dawały drzewo na budowę szkut,
wszystko to razem umożliwiało sprzedaż zboża w
Gdańsku po korzystniejszej cenie i z większym zys-
kiem. Tam też zwykle zaopatrywano się w takich wy-
padkach w bardziej cenne produkty zagraniczne -
sukno, szkło, wyroby metalowe i skórzane, wreszcie
korzenie i przyprawy pochodzenia zagranicznego; za-
kupywano je w zagranicznym, dobrym gatunku, po
cenach znów niższych, niż były w głębi kraju. Wszyst-
kie te elementy, tj. niższe koszty produkcji, wyższe
dochody ze sprzedaży i ewentualne tańsze źródła za-
kupu powodowały, że wielka własność ziemska znaj-
dowała się w znacznie lepszym położeniu, niż średnia
i drobna.
Okres nasz był więc okresem wzrostu wielkich laty-
fundiów magnackich i to nie tylko na ziemiach po-
łudniowo-wschodnich, na przykład Ukrainie, czy na
Litwie, ale koncentracja własności ziemskiej występo­
wała nawet na ziemiach rdzennie polskich. O ile daw-
niej w Koronie, poza majątkami biskupów gnieźnień­
skiego i krakowskiego, rzadko dobra magnackie się­
gały liczby 100 wsi, to w I połowie XVII w., wielka
własność, skupiająca majątki w różnych częściach
połączonej unią Rzeczypospolitej, posiadała dobra
o wiele większe. Tak na przykład kanclerz i het-
man Jan Zamoyski na przełomie XVI/XVII w. zgro-
madził dobra dziedziczne, składające się z 11 miast

207
i ponad 200 wsi, do czego dochodziły posiadane przez
niego dożywotnio królewszczyzny ze 112 miastami
i 612 wsiami, co w sumie z dobrami własnymi obej-
mowało obszar ok. 17 500 km 2 • Majątki własne i użyt­
kowane przez ks. Konstantego Ostrogskiego, skupione
głównie na południowym-wschodzie, obejmowałyok.
100 miast i zamków oraz blisko 1300 wsi. Niewiele
mniejsze były dobra, którymi dysponowali Koniec-
polscy i Wiśniowieccy na Ukrainie, czy Radziwiłło­
wie na Litwie, z którymi znów starali się rywalizować,
oparci o skromniejsze, choć też ogromne majątki w Ko-
ronie Opalińscy, Leszczyńscy, Ossolińscy, Mniszcho-
wie i inni.
Wielkie dobra przeszły zresztą poważne zmiany or-
ganizacyjne. Jeszcze w XVI w. starano się stworzyć ich
administrację, skupiając wsie i folwarki w formie
kluczy i terytorialnych kompleksów dóbr. Kościec tych
majątków stanowiły folwarki, skąd urzędnicy kiero-
wali pracą chłopów i gospodarką samych folwarków.
Dla całej działalności gospodarczej prowadzono reje-
stry, rachunki i inwEntarze, choć dotyczyło to głównie
gospodarki wiejskiej - miejskiej bowiem wyznaczano
w obrębie dóbr inną rolę. Własne miasta i miasteczka
były nie tyle rynkami zbytu dla produkcji zbożowej,
00 dla drobniejszych produktów wiejskich, dostarcza-
nych głównie przez chłopów, a jednocześni~ miejscem
zakupów wyrobów rzemieślniczych, choć miejscem
uczęszczanym coraz skromniej. Całość gospodarki była
systematycznie kontrolowana, aparat centralnej admi-
nistracji latyfundium kierował polityką gospodarczą,
osadniczą i inwestycjami, zbierając zarazem i wydatko-
wując uzyskane kwoty na dwór, wojsko przyboczne
i inne potrzeby magnata.
W gorszej sytuacji znajdowała się własność średnio­
szlachecka. Jej możliwości rozszerzenia produkcji fol-

208
A ~
ZMIANY WIELK CI AREAŁU UPRAWNEGO W DOBRACH
ARCYBISKUPSTWA GNieźNIEŃSKIEGO W XVI-XVIII W.
(s tan .1511 / 11 przyj,ty za 100)
----

1785/ 95

ZMIANY STRUKTURY SPOŁECZN EJ CHŁOPSTWA


WE WSIACH STAROSTWA KORCZYASKIEGO W XVI -l(VII 'N _ (37-44 ws ie)

I'I!!!..
,~,CJ ~JI~D_
K",i.d. ~og'OdnkY
1533

1564

1616

1664

Potowa XVII Wł. ji~liiii

ł
Koni ec XVIII w.
warcznej były bardzo utrudnione z racji skromnych
ilości posiadanej ziemi i ograniczonej robocizny chłop­
skiej, której bez końca podnosić nie było można. Peł­
niejsza likwidacja obory, czeladzi i podobne sposoby
obniżania kosztów produkcji, poprzez jej ekstensyfika-
cję, jak też dostarczanie poważniejszych ilości zboża na
własną rękę do Gdańska na ogół nie wchodziły w grę.
Jedynie utrzymanie bardziej intensywnej gospodarki,
a przez to i większych plonów, mogłoby jej zapewnić
konkurencyjność w stosunku do folwarków magnac-
kich, ale niskie ceny nie pozwalały ani utrzymać jak
dawniej wysokich dochodów, ani też gromadzić za-
pasów na inwestowanie czy przetrzymanie trudniej-
szych gospodarczo momentów. Szlachta tracąc wyso-
kie dochody, traciła swoją dotychczasową siłę gospo-
darczą, a przez to społeczną i polityczną niezależność,
a niewielka zaś nawet klGska żywiołowa i zniszczenia
mogły ją doprowadzić do bankructwa. Nierzadkie są
też wypadki w tym okresie istnienia szlachty, która
nie posiadała już własnych dóbr i musiała pracą
urzędniczą (np. w sądach) czy dzierżawami znajdować
sobie środki utrzymania.
Daleko jednak trudniejsze stało się położenie gos-
podarstw chłopskich. Ciężary, chociaż wolno, ale
wzrastały dalej, . natomiast zanikły dodatnie strony
dawnych XVI-wiecznych stosunków. Wobec koncen-
tracji zbytu zboża w formie sprzedaży wielkich par-
tii w Gdańsku, osłabła chłonność rynków miejsco-
wych, gdzie jedynie na użytek ludności miejskiej za-
kupywano niewielkie ilości ziarna. W rezultacie całe
duże obszary, nawet położone nad Wisłą, jak Ma-
zowsze i Sandomierszczyzna posiadały więcej zboża
na sprzedaż - mimo istniejącego spławu - niż
można go było na miejscowym rynku ulokować.
Zboże chłopskie, podobnie jak szlacheckie, nie mo-

H -- PoIska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 209


gło płynąć bezpośrednio
do Gdańska i sprzedaż po
mało opłacalnych cenach miejscowych była koniecz-
nością. Ponadto ekspansja folwarku zajęła większość
pustek, uniemożliwiając rozszerzenie własnej chłop­
skiej produkcji. Dla gospodarstwa chłopskiego pozo-
stawały więc trzy drogi wyjścia z trudnej sytuacji:
sprzedaż przede wszystkim drobniejszych produktów
roślinnych i hodowlanych w mieście, sprzedaż zboża
na miejscu, na wsi, choć gotówkę zań dostać tu było
trudno, wreszcie w wypadku niedawania sobie rady
z utrzymaniem na opłacalnym poziomie gospodarstwa,
ucieczka na nowo kolonizowane tereny, szczególnie
południowo-wschodnie. Tam chętnie zbiegów przyj-
mowano, nadawano im ziemię, a nieprędko należało
z niej płacić, tym bardziej zaś odrabiać pańszczyznę.
Zwykło się dużo mówić o upadku miast w Polsce
przynajmniej od końca XVI w. W świetle bliższej
analizy faktów wydaje się to jednak przesadą. Zmia-
ny w sytuacji i wzroście miast polskich polegały nie
na ich upadku, ale na przesunięciu punktu ciężkości
na n0we miasta, nowe zadania produkcyjne i handlo-
we i na innych związkach miasta i wsi, odmiennych
od istniejących w wieku poprzednim. Mówiliśmy po-
wyzeJ o wzroście znaczenia i bogactwa wielkiej
własnosci ziemskiej, o osłabieniu szlachty średniej
i drobnej, o trudnym położeniu chłopa. Zjawiska te
znaJdują pewne analogie i powiązania w przejawach
życia miejskiego w tym okresie i być może na tym
tle łatwiej będzie zrozumieć rolę i losy miast polskich
do połowy XVII w.
Przede wszystkim wzrastała w dalszym ciągu licz-
ba miast, pojawiły się miasta nowe i to nie tylko
na terenach dotąd słabiej zurbanizowanych, jak na
przykład ziemie wschodnie Rzeczypospolitej. Po
pierwsze nowe miasta zakładali chętnie magnaci, jako

210
ośrodki ich wielkich latyfundiów (np. Zamość), nie
żałując przy tym nakładów na ich rozbudowę, ścią­
gnięcie kupców i rzemieślników. Miasta te, zakłada­
ne według z góry ustalonego planu, często obwaro-
wane niczym twierdze, stawały się zarazem ośrodka­
mi handlu, wytwórczości i administracji latyfundial-
nej. Nowe miasta miały jednak jeszcze inne znacze-
nie.
Obok miast nowych rozwijały się, niekiedy bardzo
bujnie, miasta stare, jak Kraków, Warszawa, Po-
znań, Lublin (do 1620), Lwów, Wilno, Mohylew.
Silniej jeszcze występowało zjawisko ludnościowego
i gospodarczego rozwoju miast portowych, jak Gdańsk,
który w połowie XVII w. liczył ok. 75 tys. ludności,
Elhląg, ośrodek nie tyle handl].l, co przemysłu okrę­
towego i Ryga. Miasta dawne rozwijały się nie tylko
dzięki swemu położeniu na ważniejszych drogach han-
dlowych, !ądowych i wodnych, ale i w oparciu o przy-
wileje miejskie, prawdziwe czy fikcyjne, ale które.
dzięki sile tych miast, ich powiązaniom i wpływom
politycznym, mogły być w praktyce egzekwowane.
Taki Gdańsk na przykład, największe, stojące
u szczytu swej potęgi miasto Rzeczypospolitej, po-
siadało nie tylko prawo składu z obowiązkiem udzia-
łu kupca gdańskiego w każdej transakcji handlowej
na swym terenie, ale również w praktyce prawo otwie-
rania i zamykania żeglugi, bicia monety, wreszcie wła­
snej załogi wojskowej, co w oparciu o zasoby finan-
sowe miasta i jego mieszkańców stawiało je w rzędzie
najsilniejszych czynników nie tylko gospodarczych, ale
i politycznych. Gdańsk rósł na pośrednictwie w han-
dlu zbożem, w mniejszym stopniu produktami leśny­
mi i to tak pomyślnie, że nie widział potrzeby roz-
budowy własnej floty handlowej, którą z powodzeniem
zastępowały statki holenderskie. Jednocześnie nato-

211
miast mieszczaństwo gdańskie prowadziło różnorodną
produkcję rzemieślniczą, szczególnie specjalizując się
w metalurgii, opartej również na sprowadzanej ze
Szwecji surówce. Ponadto tereny wiejskie należące do
miasta (tzw. Mała Zuława) były miejscem rozwijania
intensywnej gospodarki rolnej, szczególnie hodowla-
nej, w której celowali specjalizujący się w odwadnia-
niu żyznych zalewów delty wiślanej tzw. Olędrzy, pier-
wotnie przybyli z Holandii osadnicy.
Miasta większe, obwarowane przywilejami, zazdro-
sne o swe prawa i monopole, nie zawsze w swej po-
lityce gospodarczej potrafiły realizować rozsądne i po-
żyteczne dla siebie zasady. System cechowy, który
wciąż ulegał dalszej specjalizacji, stawał się systemem
coraz bardziej zamkniętym, dbałym o pozycję i do-
chody swych członków, a nie o jakość i rozwój pro-
dukcji (kupno mistrzostwa, dziedziczność, wżenianie się
w warsztaty). Nie było to słuszne, gdyż pojawiały się
w tej sytuacji elementy konkurujące tak w obrębie
samych miast, jak i na wsi i to konkurujące pomyśl­
nie, ku szkodzie dawnego rzemiosła. Podobnie było
z funkcją handlową tych miast, jako ośrodków rynków
lokalnych czy regionalnych.
Konkurencję dla miast starych stanowiło zakłada­
nie miast tzw. "nowych", często tuż obok dawnych,
wciąż istniejących, gdzie pod władzą nie miejską, lecz
starosty czy właściciela dóbr - i to nie tylko władzą,
ale i opieką - skupiała się ludność rzemieślnicza,
nie związana przepisami cechowymi, kupcy nie korzy-
stający z uprawnień, ale nie krępowani też ograni-
czeniami miast starych.
Ta konkurencja miała jeszcze częściej postać tzw.
jurydyk. Jurydyki były to twory położone najczęściej
tuż obok miasta, a należące do magnatów, szlachty
czy kleru i nie podlegające prawom miejskim. W jury-

212
dykach tych, pierwotnie dla obsługi ich właścicieli,
mieszkali rzemieślnicy, którzy jednak szybko nie tylko
wzrastali w liczbę, ale ze swą produkcją wychodzili
na zewnątrz. W ten sposób powstawały ośrodki pro-
dukcyjne, które korzystały z rynku zbytu, jeżeli znaj-
dował się w mieście i okolicy, a nie podlegające ograni-
czeniom i ciężarom miejskim. Jurydyki te skupiały
niekiedy grupy ludności określonej również wyznanio-
wo jak np. protestanckie Leszno k/Warszawy, czy
przedmieścia zamieszkałe przez ludność żydowską w in-
nych miastach.
Osłabienie rzemiosła miejskiego tkwiło swymi ko-
rzeniami nie tylko w sytuacji rynkowej i konkurencji
nowych miast i jurydyk. Coraz więcej rzemieślników
pojawiało się również na wsi. Były tego dwa powody.
Wysokie koszty utrzymania w mieście sprawiały, że
łatwiej było wyżyć i pracować rzemieślnikowi, który
mieszkał na wsi, miał tam niewielkie gospodarstwo, np.
zagrodnicze, a z niego otrzymywał poważną część pro-
duktów żywnościowych, choć uprawianie w tym celu
ziemi odrywało go nieraz od systematycznego zajmo-
wania się rzemiosłem. Z drugiej strony znów właści­
ciele wielkich dóbr woleli często nie korzystać z usług
rzemiosła miejskiego, lecz skupiać rzemieślników u sie-
bie na wsi. Pozwalało im to uzyskiwać niektóre pro-
dukty rzemieślnicze bezpłatnie, w formie. świadczeń
czy usług, pozwalało też zaopatrywać chłopów w wy-
roby, bez potrzeby udawania się po nie do miasta
i pozostawiania tam gotówki. Wreszcie rzemiosło na
wsi, szczególnie tkactwo, łatwiej było niż w mieście
zorganizować w systemie nakładu kupieckiego, choć
w tym wypadku udział kupca, a nie feudała stanowił
o rozwoju produkcji rzemieślniczej.
'Były jednak gatunki produkcji, i to nie rolniczej,
które z natury rzeczy nie mogły się zwykle w samych

213
miastach rozwijać, a w której tak właściciele ziemscy,
jak i kapitał kupiecki były równocześnie zainteresowa-
ne. Były to górnictwo oraz wytwórczość metalowa,
w sensie nie wykańczania produktu, jak to czynili rze-
mieślnicy miejscy, ale wytwarzania go systemem hut-
niczym. W górnictwie zaś najważniejsze kierunki sta-
nowiły: wydobycie soli, rud żelaza, miedzi oraz oło­
wiu.
W górnictwie solnym, tak jak w poprzednim okre-
sie, dominowały wielkie żupy królewskie w Wieliczce
i Bochni, w zachodniej Małopolsce, oraz tzw. żupy
ruskie na wschodzie. Kopalnia w Wieliczce uległa dal-
szej rozbudowie, zatrudniając około tysiąca ludzi na
przełomie XVI i XVII stulecia, a sól z niej rozchodziła
się po zachodniej Małopolsce i Wielkopolsce, a nawet
wywożono ją na Sląsk. Obok soli spławianej z Wie-
liczki przez Ujście Solne nad Wisłą, znad Sanu pły­
nęła sól ruska, której skład w Bydgoszczy rozprowa-
dzał ją dalej po północnej Wielkopolsce i Pomorzu;
docierała też na Ruś i Litwę.
Hutnictwo koncentrowało się głównie w powiecie
krakowskim (na północ od Krakowa po Częstochowę)
oraz w tzw. Zagłębiu Staropolskim w okolicach Kielc.
Rozwijane w formie tzw. kuźnic, większych i mniej-
szych, niekiedy tworzących niewielkie manufaktury,
zatrudniające po kilkudziesięciu robotników, narażone
było zresztą na podwójne niebezpieczeństwo. Przera-
bianie rudy - prażenie, kucie, czy później topienie -
wymagało wielkich ilości węgla drzewnego, wyrób zaś
tego ostatniego powodował rabunkową eksploatację la-
sów. Ogołocenie z lasów terenów na północ od Kra-
kowa było jedną z przyczyn zahamowania tej produk-
cji. Ponadto kuźnice znajdujące się na gruntach wiej-
skich, przynoszące nieraz pokaźne korzyści, chętnie
wykupywali od kuźników-przedsiębiorców sami właści-

214
ciele ziemscy. Przedsiębiorstwa prowadzone pozmeJ
na ich rachunek ulegały jednak szybko zaniedbaniu
i niedoinwestowaniu, tym bardziej że panowie chętnie
zastępowali, częściowo przynajmniej, robociznę najem-
ną pracą pańszczyźnianych chłopów, co w sumie pro-
wadziło w wielu wypadkach do upadku i likwidacji
kuźnic.
Lepiej się rozwijało hutnictwo w Zagłębiu Staropol-
skim, bardziej zasobnym nie tyle w metale, co w ob-
szary leśne, dostarczające węgla drzewnego, i rzeki,
które dostarczały energii do poruszania poprzez koła
wodne miechów i młotów kuźniczych. Tutaj też po-
wstały nowe techniki, dotąd nie znane w Polsce, jak
wytop żelaza płynnego i wyrób stali, co było potrzebne
do produkcji broni i kul armatnich, coraz bardziej
niezbędnych wobec wojen toczonych za panowania
Batorego i Zygmunta III. Z pomocą fachowców włos­
kich (Caccio z Bergamo) ok. 1624 r. zbudowano wielki
piec w Bobrzy, wkrótce potem drugi w Samsonowie.
W zakładach tych produkowano stal i żelazo lane,
a z nich szable, działa, muszkiety i kule.
Wielkie piece nie były specjalnością tylko Zagłębia
Staropolskiego. W latach 1610-1620 Mikołaj Wolski
usunąwszy w swych majątkach pod Częstochową wol-
nych kuźników zbudował 2 wielkie piece i produkował
uzbrojenie, drut i blachę, ale nadmierna eksploatacja
lasów doprowadziła w niedługim czasie do upadku jego
przedsiębiorstwa.
Na trwałość natomiast hutnictwa w Zagłębiu Sta-
ropolskim wpłynęły nie tylko większe zasoby leśne
i ich bardziej planowa eksploatacja, ale i szerszy zakres
produkcji. Pod Kielcami zaczęto wydobywać również
rudę miedzi i ołowiu, a w Białogonie powsta,ła huta
tych metali, obejmująca 7 pieców. Przy tym w całości
produkcji hutniczej Zagłębia Staropolskiego znacznie

215
większy był udział kapitału mieszczańskiego,
który
chętnie widzieli i przyjmowali u siebie właściciele tych
ziem - biskupi krakowscy. W sumie pozwoliło to miej-
scowej produkcji metalurgicznej uniknąć losów, jakie
spotkały ją w Zagłębiu Częstochowskim, oraz utrzy-
mać wyższy poziom techniczny wyrobów. Poza tymi
zresztą dwoma okręgami rozwijała się, jak już wspom-
niano, produkcja metalurgiczna w Gdańsku i w okoli-
cach Nowego Sącza, w tym ostatnim wypadku w opar-
ciu o stal przywożoną z Węgier, z której robiono na
szeroką skalę narzędzia rolnicze (sierpy, kosy itd.).
Kuźnice na niższym poziomie technicznym istniały
ponadto liczniej na północnym Mazowszu i w ziemi
halickiej.
Charakterystyczną cechą ówczesnej produkcji rze-
mieślniczej i przemysłowej było jej inne nastawienie,
niż w ubiegłym stuleciu. W w. XVI rynek zbytu na
produkty rzemieślnicze był szeroki - kupowała je
szlachta, kupowali i chłopi, których stać było nieraz
na zagraniczne, importowane wyroby, np. sukno. Po-
gorszenie się sytuacji gospodarczej chłopstwa, zmu-
siło tę klasę do zmniejszania zakupów wyrobów rze-
mieślniczych. Nie oznacza to jeszcze oczywiście, że
chłop nie miał pieniędzy i nic nie kupował, ale naby-
wal mniej, starając się częściowo samemu zaspokoić
swoje potrzeby (wyroby drewniane), lub kupować jak
naj taniej u pobliskich rzemieślników wiejskich. W pew-
nej mierze ograniczenie rynku zbytu na produkty rze-
mieślnicze dotyczyło i szlachty, szczególnie drobniej-
szej, zagrodowej, żyjącej podobnie jak chłopi. Gorsza
koniunktura, częste trudności gospodarcze, czasem
i zniszczenia od obcych i swoich oddziałów wojsko-
wych, zmuszały również szlachtę do oszczędności, do
zmniejszania zakupów na rynku, szczególnie produktów
prostszych do wykonania. Zamiast tego żądano z dwo-

216
ru, by chlopi w ramach obowiązków poddańczych do-
starczali dla niego i robili specjalnie na jego potrzeby
takie produkty, jak płótno lniane i konopne, liny i po-
wrozy, maty; w skromniejszych dworkach kazano chło­
pom obtłukiwać ziarno na kaszę, zamiast je przerabiać
w młynie; piwo starano się pić własnej, folwarcznej
produkcji, zamiast kupować warzone w mieście, w lep-
szym gatunku. Zasada zrobienia jak najwięcej w domu,
we własnym zakresie, przy pomocy własnych chłopów
i rzemieślników wiejskich zyskiwała stopniowo uzna-
nie, ponieważ pozwalała oszczędzać gotówkę, o którą
było trudniej.
Na pogarszaniu się koniunktury gospodarczej nie
wszyscy jednak tracili na równi. Gdy pogarszało się
położenie chłopów, słabła pozycja szlachty, tym sil-
niejsza - jak już podkreślano - względnie przynaj-
mniej stawała się sytuacja wielkiej, latyfundialnej
własności. Zaczynający się proces rozwarstwienia
wśród feudałów powodował, że gdy jedni ubożeli, dru-
dzy koncentrowali w swym ręku więcej jeszcze bo-
gactw. Ta zaś magnateria i bogata szlachta miała za
co kupować, ale kupowała inaczej i co innego, kupo-
wała rzeczy bardziej drogie i luksusowe. Były to
sukna, jedwabie, sprzęty, klejnoty, uzbrojenie wresz-
cie, bardziej nieraz na pokaz niż przystosowane do
walki. Inne też były potrzeby magnaterii czy bogatej
szlachty w zakresie produktów żywnościowych. Uży­
wali oni wielu korzeni i przypraw, zamorskich i po-
łudniowych, win węgierskich i sprowadzanych z dale-
kich krajów. Nie były to produkty dawniej nie znane.
Jednakże sam gust się nieco zmienił i więcej tych
produktów przychodziło ze wschodu i południa, np.
z Turcji, czy z dalszych krajów przez Niderlandy,
podczas gdy dawniej górowały raczej dostawy z Włoch
i Niemiec. Zmieniały się również proporcje - wzrósł

217
popyt na towary bardziej luksusowe, droższe, przezna-
czone dla ograniczonych kręgów społecznych, zmalał
na tańsze, ale bardziej masowo przedtem kupowane.
Te zmiany w zapotrzebowaniu społecznym musiały
oddziałać również na produkcję krajową, podobnie jak
na handel zagraniczny. I choć w handlu tym, szcze-
gólnie w eksporcie przeważały produkty masowe o cha-
rakterze surowców (zboże, 'drzewo, potaż i smoła, wo-
ły żywe, skóry surowe), to w imporcie górowały dro-
gie i luksusowe, jak sukno wyższych gatunków, wy-
roby metalowe, produkty kolonialne, wina. Równo-
cześnie w krajowej produkcji rzemieślniczej, zamiast
ilościowego wzrostu produkcji pojawiały się nowe,
bardziej wyszukane specjalności, jak wyrób złotogło­
wiu, tkanin jedwabnych, safianu, kurdybanu itd., czę­
sto prowadzone w formie nakładu i manufaktury. Pod-
niosła się zresztą technicznie i krajowa produkcja suk-
na, dzięki napływowi tkaczy śląskich do południowej
Wielkopolski, a tkaczy holenderskich do Gdańska. Jed-
nakże naj pewniejszy rynek zbytu dla nowej produk-
cji stanowiło wojsko, które potrzebowało dużych ilości
uzbrojenia co przyspieszało rozwój metalurgii, oraz
jednolitego, od czasów Batorego, umundurowania, co
umożliwiało bardziej przedsiębiorczym kupcom-sukien-
nikom organizację manufaktur tekstylnych.
Całość życia gospodarczego Polski tych czasów cier-
piała z jednego jeszcze powodu. Przemiany w zakre-
sie napływu kruszców, zmiany wartości pieniądza
i kształtowania się cen, które w sumie pozwoliły na
wzrost koniunktury w XVI w., doprowadziły do ostre-
go przesilenia pieniężnego w początkach następnego
stulecia. Przesilenie to ok. 1620 r. przeszło przez całą
Europę, doprowadzając do ostrych perturbacji w Pol-
sce. Jak już wspominaliśmy, napływ kruszców, głów­
nie srebra. prowadził do spadku ich wartości, a przez

218
to i do spadku siły nabywczej robionych z nich pie-
niędzy. Proces ten się skomplikował w początkach
X\'II w. z dwóch powodów. Ilość srebra napływająca
do Europy była nieproporcjonalnie duża w stosunku
do złota. Tymczasem monety większe bito również ze
złota, a relacja pomiędzy nimi a srebrnymi była na
ogół ustalona. Tymczasem, gdy w XVI w. było w obie-
gu tyle srebra w stosunku do złota, że stosunek ich
wartości kształtował się jak 11:1, to w początkach XVII
proporcje te uległy zmianie i stosunek ten kształtował
się jak 14:1. Stąd nominalny kurs złotych monet był
za niski i złote monety znikały z obiegu, tym bar-
dziej że ewentualne zmiany przeliczeń pomiędzy mo-
netami nie nadążały za realnymi zmianami wartości.
Jednocześnie w Polsce srebra nie było również du-
żo. Wpływało na to parę momentów. O ile bowiem
w XVI w., można podejrzewać, że bilans handlowy
i płatniczy Polski był czynny i suma kruszców, choć
wolniej niż ceny, ale wzrastała, w I połowie XVII w.
sytuacja zmieniła się raczej na niekorzyść. W handlu
lądowym, szczególnie wschodnim, głównie z Turcją,
przywożono sporo towarów tureckich i lewantyńskich,
za które często płacono pieniędzmi, skoro wywieźć nie-
wiele tam można było, gdyż towary masowe nie na-
dawały się do dalekiego transportu lądem. W handlu
bałtyckim sytuacja powinna była kształtować się od-
wrotnie, ale nie wiadomo czy tak było w rzeczywi-
stości. W zamian za zboże i produkty leśne, przywo-
żono towary takie jak sukno, sól, korzenie, wyroby
luksusowe, produkty zamorskie i śledzie, które to to-
wary były wszystkie znacznie droższe, mimo że ich
mniej napływało. Ponadto pieniądze, które przyby-
wały były coraz gorszej próby, gdyż kryzys mone-
tarny na zachodzie, pogłębiony wojnami, powodował
masowe psucie monety. W rezultacie do Polski napły-

219
wała moneta gorsza jeszcze od krajowej, a polska, ja-
ko posiadająca więcej kruszcu, chętnie była wywo-
żona za granicę.
Doprowadziło to w końcu do konieczności gwałtow­
nego obniżenia wartości kruszcowej w monetach pol-
sl<ic:h, w których w latach 1616-1623 zawartość sre-
bra uległa redukcji o 41% (np. w monecie 3-groszo-
wej z 1,53 gramów srebra na 0,90 g). Ta gwałtowna
zmiana zawartości kruszcowej monet spowodowała
znów silne perturbacje cen, na których mogli zyskać
jedynie kupcy' specjaliści, znający się na sprawach
monetarnych i kształtowaniu się cen. Handel natomiast
był utrudniony, ludzie tracili zebrane kapitaliki, a ci
co zebrali ich więcej, woleli je wycofywać z obrotu
i lokować w przedmiotach trwałych, przede wszyst-
kim w formie zakupu ziemi, lub też tezauryzować pod
postacią nie pieniędzy, lecz złota, klejnotów itp. Te
wszystkie zjawiska powodowały, że kryzys monetarny
z I połowy XVII w. był dodatkowym elementem, który
hamował rozwój gospodarki i tak utrudniony przez
niekorzystną koniunkturę.
PAŃSTWO

Smierć Zygmunta Augusta (7 yII 1572) przerwała


okres przebudowy państwowości w oparciu o śred­
nią szlachtę, o stronnictwo egzekucyjne, nie przerwała
natomiast walki pomiędzy tą szlachtą a magnaterią
o władzę w państwie. Dalsze losy tej walki zależały
przede wszystkim od tego na kim się oprze przyszły
król i po linii czyjej polityki i interesów pójdzie czy
pozwoli się poprowadzić. Kto będzie królem było
w tym wypadku pytaniem zasadniczym.
Dotychczasowy system elekcji, oparty na sejmie,
a w praktyce głównie na magnaterii, nie mógł już
wchodzić w rachubę. O sejmie w podwójnym składzie,
tj. mającym dwukrotnie więcej posłów w izbie posel-
fkiej, myśleli początkowo egzekucjoniści, ale stawka
była zbyt duża i każda ze stron szukała szerszego opar-
cia, starając się wciągnąć do walki elekcyjnej jak llaj-
szersze kręgi. Ponadto pomysł zebrania tego sejmu
w pobliżu Lublina, gdzie średnia szlachta i protestanci
byli szczególnie silni, był nie do przyjęcia dla magna-
terii. Wprawdzie szlachta zdołała opanować czasowo
władzę administracyjno-policyjną i sądową wewnątrz
kraju, tworząc po województwach - dla zapewnienia
spokoju - konfederacje, tzw. kaptury, ale magnate-
ria uprzedziła· ją w przygotowaniach do elekcji.
Magnateria bowiem podjęła natychmiast energicz-
ną akcję polityczną, by przeprowadzić elekcję po swo-
jej myśli. Magnaci katoliccy zgromadzili się wokół

221
prymasa, Jakuba Uchańskiego w Łowiczu, protestanc-
cy w Krakowie wokół marszałka w. koronnego J. Fir-
leja. Ten ostatni zresztą posiadał pewien kredyt
u szlachty. jego też egzekucjoniści gotowi byli uznać
za czasowego zastępcę króla, tzw. "interrexa". Jednak-
że wśród magnaterii silniejsze były wpływy katoli-
ków i interrexem został ogłoszony prymas J. Uchań­
ski. Była to pierwsza porażka szlachty, tym groźniej­
sza, że na Litwie sytuację wewnętrzną opanowali szyb-
ko magnaci - Radziwiłłowie Mikołaj Rudy i Mikołaj
Sierotka oraz Jan Chodkiewicz.
Zwołany przez interrexa sejm konwokacyjny zebrał
się w styczniu 1573 r. w Warszawie dla ustalenia za-
sad przyszłej elekcji. Gdy szlachta egzekucyjna, prag-
nąc zyskać przewagę, proponowała obowiązkowy
udział całej szlachty w elekcji ("viritim"), magnateria
przeforsowała tę z.asadę, ale jako prawo, a nie obowią­
zek, a pod wpływem duchowieństwa wyznaczona na
miejsce elekcji Warszawa pozwalała klerowi katolic-
kiemu zmobilizować dla poparcia swej polityki ciem-
ne masy szlachty zagrodowej. Egzekucjoniści ze swej
strony osłabili to postanowienie poprzez decyzję o sy-
stemie głosowania województwami, główną jednak ich
mobyczą było uchwalenie i wprowadzenie do zasad
obowiązujących nowego elekta tzw. konfederacji war-
szawskiej. Konfederacja ta (28 I 1573) gwarantowała
pokój pomiędzy różniącymi się w wierze, co było jed-
noznaczne z prawnym uznaniem tolerancji religijnej
w Polsce.
Sejm elekcyjny zebrał się w kwietniu 1573 r. pod
Warszawą. Już wcześniej wypłynęły kandydatury do
tronu, z których najsilniejsza była arcyksięcia Ernesta
Habsburga, syna Maksymiliana II. Habsburgowie, w
myśl swej polityki dynastycznej, usiłowali po opano-
waniu Czech i Węgier (1526) rozciągnąć swe wpływy

222
na Polskę, przygotowując z dawna stronnictwo swoich
zwolenników, głównie spośród magnaterii, zwolenni-
ków bynajmniej nie bezinteresownych - były na to
wykorzystywane od kilkudziesięciu lat tytuły ksią­
żęce i hrabiowskie, pensje i podarunki. Obecnie za-
biegi habsburskie, poparte pieniędzmi hiszpańskimi -
w Hiszpanii przecież panował naj bogatszy z władców
Filip II Habsburg - stały się tym gwałtowniejsze,
działając zresztą nader skutecznie. Oparciem społecz­
nym dla polityki Habsburgów stała się w tym wypad-
ku głównie magnateria polska i litewska oraz wyższe
duchowieństwo katolickie, wśród którego działali ener-
gicznie na korzyść Habsburgów nuncjusze papiescy.
Stronnictwo szlacheckie nie miało przygotowanego
~dpowiednio silnego kandydata. Habsburgowie ze
względu na swą gorliwą katolickość, dążenia abso-
lutystyczne, niemieckie pochodzenie, wreszcie trady-
cyjne już walki z nimi na Węgrzech byli bardzo nie-
popularni w masach szlacheckich. A szlachta, prowa-
dzona przez stronnictwo egzekucyjne, była na tyle sil-
na i politycznie aktywna, że mogła nie dopuścić do
tronu wrogiego sobie kandydata. Słabością jednak
stronnictwa był właśnie ten brak kandydata - wy-
suwana kandydatura Iwana IV Groźnego lub jego syna
Fiodora była nie przygotowana politycznie, jeszcze sła­
biej przedstawiała się kandydatura Jana III króla Szwe-
cji. Dla uniknięcia Habsburgów próbowano wysuwać
hasło obioru "Piasta", tj. Polaka, doprowadzono nawet
do uchwał na ten temat. "Piasta" jednak odpowiednie-
go nie było. Ten rozłam elekcyjny pomiędzy kandy-
daturą magnacką, a brakiem odpowiedniej szlachec-
kiej, zdołała wygrać dyplomacja francuska, w osobie
posła Monluc, biskupa Walencji, który proponował wy-
bór Henryka księcia d'Anjou (Andegaweńskiego), bra-
ta Karola IX, króla Francji. Kandydatura ta nie miała

223
za sobą - poza sowitymi obietnicami posła - wielu
argumentów. Sam Henryk był uczestnikiem nocy św.
Bartłomieja w Paryżu, był niemile widziany przez pro-
testantów, ale odległa Francja zawsze była lepsza, niż
bliscy Habsburgowie i 11 V 1573 Henryk został obra-
ny królem.
Obiór kandydata, do którego trudno było mieć spe-
cjalne zaufanie, pociągnął za sobą poważne konsek-
wencje ustrojowe. Oddawanie steru państwa na pra-
wach, jakimi się cieszyli Jagiellonowie, monarsze, któ-
rego jedyną zaletą był fakt, że nie był Habsburgiem,
było poważnym ryzykiem politycznym. Z tego wypły­
nął prosty wniosek, że aby to ryzyko zmniejszyć, na-
leżało możliwe ograniczyć jego prawa i władzę. Takie
było stanowisko przede wszystkim egzekucjonistów
i rzecz paradoksalna, ludzie, którzy przeprowadzali
reformy wspólnie z królem, którzy starali się ograni-
czyć wpływy magnaterii przede wszystkim poprzez
wzmacnianie stanowiska króla, teraz przystąpili po-
spiesznie do ograniczania władzy królewskiej, ponie-
waż mogła stać się niebezpieczna w ręku obcych, przy-
padkowo obranych na tron książąt. I trzeba przyznać,
że większość późniejszych elektów, których te ogra-
niczenia tyczyły, swoją polityką starała się wykazać,
że obawy te nie były bezpodstawne.
Nowy elekt otrzymał koronę na podstawie dwu-
stronnej umowy. Umowa ta składała się z części stałej
(tzw. artykuły henrykowskie), która określała naj-
ważniejsze zasady ustrojowe państwa i kompetencje
i obowiązki króla, oraz części zmiennej (tzw. pacta
conventa), gdzie umieszczono indywidualne zobowią­
zania, które przyjmował na siebie elekt w chwili wy-
boru. Artykuły henrykowskie gwarantowały wolną
elekcję, przestrzeganie konfederacji warszawskiej, obo-
wiązek zwoływania sejmu przynajmniej co 2 lata,

224
WYSOKOŚĆ PLONów 4 ZBÓŻ W POLSCE
PRZYKŁADZIE FOl:.WARKÓW STAROST'fA KORCZY~SKIEGO
(plon liczOft'l' jako wielokrolnoU wyli_u)

153c1 1564 1615 1660 1765

ZMIAN" HRUKTURY DOCHODÓW DÓBR ZIEMSKICH


N,A PRZYKŁADZIE KRÓLEWSZCZYZN .
WOJI .SAND()MIIERSKIEGO, lUBfLSKIEGO I RAWSKIEGO

. "".nni' n",'n"iwo i gO':ł.otk i

ro!łl i nno ... odo*lana fq,lwa,~ó.

1564 1764
ZMIANY STOSUNKÓW CEN 4 GRUP PRODUKTÓW 'II KRAKOW IE 'II LATACH 1500-1580
( ceny licrone w gramach srebra )

2 płod u'. tv S płodulttów P ła c o dłienoo łobotni k 6w


4 , bojo ho:lowlone rumtesln ic. lyc.h .,iewykwolHikowonych

1,4 -tI----!-----1I----+--- + - - -+- --+----+--:--+

o, II I I I I I I I I
1501 · 1510 1511. 1520 1521 . 1$30 1531 . 15401541 . 15501551 . 1560 I ~ I . 1570 1571 .1 580

ZMIANY CEN ŻYTA 'II GDAŃSKU VI LATACH 1550-1764

1500

1000

500

200
utrzymywania przy boku króla stałej rady 16 sena-
torów-rezydentów, wreszcie artykuł, który przewidy-
wał, że w wypadku łamania przez króla praw i zobo-
wiązań, szlachta ma prawo wypowiedzieć mu posłu­
szeństwo. Artykuły więc kodyfikując i uzupełniając
dotychczasowe zasady ustroju, ograniczały jednocześ­
nie władzę królewską i zawieszały nad monarchą groź­
bę prawem przewidzianego rokoszu.
W ten sposób wolna elekcja stała się punktem
zwrotnym w sytuacji wewnętrznej. a częściowo i zagra-
nicznej Polski. Jej konsekwencje polityczne sięgały
daleko. Ograniczenie władzy króla stawiało go w cią­
głej opozycji wobec swoistego legalizmu szlachty i uza-
leżniało od aktualnych interesów różnych grup magna-
terii i to wzmocnionej przez latyfundystów litewsko-
-ruskich, dla których szlachta litewska nie mogła sta-
nowić przeciwwagi. W tych warunkach współpraca po-
lityczna szlachty z królem stawała się niemożliwością,
tym bardziej że w wypadku ewentualnych prób reform,
na których mógł zyskać król, nieufność i obawa szlach-
ty o zagrożenie istniejących instytucji przez monarchę
powodowała automatyczną niemal opozycję z jej stro-
ny.
Jeśli na reformie mogła zyskać szlachta, wów-
czas król, jako decydujący o aparacie wykonawczym,
mógł praktycznie pogrzebać realizację takowej, tym
bardziej że sejm, jako ciało zbierające się okresowo,
nie mógł mieć zbytniego wpływu na realizację uchwał.
Na tym trwałym antagonizmie szlachecko-królew-
skim, którego właściwie żaden z późniejszych monar-
chów nie próbował na serio usunąć, mogła żerować ma-
gnateria, przerzucając się raz na jedną, raz na drugą
stronę. W zasadzie trwał wprawdzie i nurtował dalej
wśród szlachty antagonizm wobec magnaterii, lecz
można go było osłabić, wykorzystując obawy szlachty

15 - Polska-Rzeczą Pospolitą SzlacheCką 225


wobec ewentualnych posunięć króla. Z drugiej zaś
strony dla magnaterii rozbicie wewnętrzne było na
tyle dogodną sytuacją dla rozwoju własnej wagi po-
litycznej i społecznej, że o sojuszu z monarchą nie
myślała i o udzieleniu mu trwałego poparcia nie
chciała słyszeć. Rezultat był taki, że odtąd w Polsce
utworzyły się trzy odrębne społecznie i politycznie
ugrupowania - szlachta, niechętna królowi, wroga
wobec magnaterii; magnateria rozbita zresztą we-
wnętrznie na fakcje i koterie, która widziała swój
interes w niedopuszczeniu do wzmocnienia się której-
kolwiek z pozostałych stron; wreszcie monarcha z bez-
pośrednim otoczeniem, oparty na nielicznych grupach
magnackich i urzędniczych, ściślej związanych z dwo-
rem, ale bez żadnego szerszego zaplecza społecznego
i bez sprawnego aparatu władzy, rozbudowywanego
w innych ówczesnych państwach. Rola monarchy by-
łaby znacznie silniejsza, gdyby mógł i potrafił w dal-
szym ciągu wygrywać trwający antagonizm szlachec-
ko-magnacki, ale istniejące sprzeczności między kró-
lem i dworem a tymi grupami politycznymi raczej się
pogłębiały, a zainteresowania królów psuły często na-
wet ewentualne możliwości zbliżenia.
Panowanie Henryka (1573-1574) było raczej epizo-
dem bez następstw politycznych. Próby prac sejmu
koronacyjnego, pojęte w duchu egzekucjonistów, ogra-
niczały się do porządkowania sprawy dóbr królew-
skich. W nocy 18/19 VI 1574, na wieść o śmierci bra-
ta, Henryk potajemnie zbiegł z Krakowa, by udać się
na opróżniony tron francuski. Nie oznaczało to wpraw-
dzie w jego pojęciu rezygnacji z korony polskiej. Na
rządy z daleka, poprzez namiestników, nie godzili się
Polacy, a korona francuska, mimo wojen religijnych
pustoszących kraj, była bliższa i cenniejsza dla Hen-
ryka, niż odległa Polska. Po bezskutecznych wezwa-

226
niach do powrotu, doszło do ogłoszenia bezkrólewia
i rozpoczęcia nowych starć elekcyjnych.
Rozkład sił wewnętrznych w czasie drugiej elekcji
nie uległ zmianie, zmieniły się jedynie częściowo kan-
dydatury. Zamiast słabej Ernesta Habsburga, swą
własną osobę wysunął cesarz Maksymilian II. Obok
kandydatury Fiodora, pojawiły się głosy za Wilhelmem
z Rożemberka, którego jako pobratymcę czeskiego po-
pierali różnowiercy. Prócz państw bezpośrednio zainte-
resowanych ożywiły swą akcję dyplomatyczną Hiszpa-
nia, sypiąc złotem dla poparcia Habsburgów, i Porta
Otomańska, która dla odmiany zwalczała Habsburgów.
Na tle tej rywalizacji wypłynęła nowa kandydatura,
księcia siedmiogrodzkiego Stefana Batorego, miłego
Turcji, a wrogiego
, wobec Habsburgów.
W walce elekcyjnej tym razem magnateria z klerem
usiłowała doprowadzić do faktów dokonanych, ogła­
szając królem Maksymiliana II (12 XII 1575), na co
odpowiedzią szlachecką był wybór Anny Jagiellonki
(jako "Piasta") i Stefana Batorego w charakterze jej
męża i króla (15 XII 1575). O tym, który elekt zo-
stanie królem miały zadecydować fakty. Szlachta na-
tychmiast, by nie dopuścić Habsburgów, zabezpieczyła
w swym ręku Kraków, a Batory prędkim przybyciem
i koronacją uprzedził rywala. Smierć cesarza (12 X
1576) zapobiegła dalszym powikłaniom i walce, a Ba-
tory miał czas, by przeciągnąć na swą stronę dotych-
czasowych przeciwników, wśród których jedynym nie-
przejednanym okazało się miasto Gdańsk.
Stefan Batory (1576-1586) był postacią, wokół któ-
rej przez parę wieków snuto pochlebne sądy, legen-
dy, kreowano go na wielkiego wodza, wybitnego wład­
cę i męża- stanu. Niewątpliwie był wytrawnym do-
wódcą, a przynajmniej potrafił sobie takich dobierać
i nimi kierować, ale matejkowska postać mocarza

227
u bram Pskowa (którego notabene nie potrafił zdo-
być), urosła do symbolu chyba nie całkiem słusznie.
J ego polityka zagraniczna była pełna doŚĆ nierealnych
i o wątpliwej słuszności politycznej planów, a i we-
wnątrz kraju postać króla "nie malowanego" raczej
wzbudza zastrzeżenia. Co gorsze, nie bardzo wiemy
kogo Batory jako król reprezentował, na kim właści­
wie się opierał, czyim interesom odpowiadał.
Całe otoczenie Batorego w oczach naszej historio-
grafii było przesłonięte przez postać drugiego "olbrzy-
ma" tej epoki, Jana Zamoyskiego (1542-1605), czło­
wieka niewątpliwie wybitnego, ale którego najbardziej
widocznym osiągnięciem było zgromadzenie, nie zaw-
sze legalnymi sposobami, największych majątków w
Rzeczypospolitej. Obaj ci ludzie byli nie tyle pro-
duktami szczytowej umysłowości, kultury i myśli po-
litycznej Odrodzenia, co raczej symbolizowali przed-
smak późniejszych czasów. Batory jako król był mało
związany z krajem, w którym panował, był człowie­
kiem, który do końca życia nie nauczył się po polsku,
który widział w swym królestwie odskocznię do dal-
szych, niekoniecznie polskich planów. O stan we-
wnętrzny kraju zbytnio się nie troszczył, o reformy
i instytucje państwowe dbał niewiele, starając się ra-
czej osłabić, tak cenny w polityce Zygmunta Augusta
sejm, na korzyść partykularnych sejmików. Zamoyski
ze swej strony, za młodu sekretarz Zygmunta Augusta,
potem jeden z przywódców szlachty egzekucyjnej, od-
dał się robieniu kariery i majątku, by stać się drugą,
a usiłować być pierwszą osobą w państwie, o włas­
nych interesach, własnej polityce, godnej najlepszych
czasów rozprzężenia ustrojowego. Nie znaczy to, że
żaden z nich nie miał pewnych zasług w dziedzinie
działalności kulturalnej, wojskowej, w niektórych po-
sunięciach politycznych, że Batory lekceważył uzyska-

228
ny tron, a Zamoyski nie był swoistym patriotą. Wy-
daje się jednak, że gdy Batory w chwili śmierci po-
zostawił państwo rozszerzone na północo-wschodzie,
było ono jednocześnie osłabione bliżej, nad Bałtykiem,
co gorsza, również osłabione wewnętrznie; Zamoyski
zaś kontynuował swą osobną politykę i osobne rządy
w państwie jeszcze przez dwa dziesięciolecia dalej.
Batory i związany z nim ściśle Zamoyski, od 1576 r.
podkanclerzy, od 1578 kanclerz, a od 1580 r. zarazem
hetman, nie byli postaciami, które swą indywidual-
nością jedynie stanowiły o władzy, monarchii i poli-
tyce. Na kim się jednak opierały rządy Batorego? Nie
na szlachcie, choć ona głównie na tron go wydźwignę­
ła. Szlachcie, która dążyła jeszcze do reform, która
ich tyle we współpracy z Zygmuntem Augustem prze-
prowadziła, starał się Batory przeciwstawić w imię
rzekomo silnej władzy królewskiej. W praktyce jed-
nak w ten sposób władzy nie wzmocnił, lecz osłabił.
Osłabił ją poprzez rezygnację z praw królewskich w
Gdańsku, osłabił przy okazji reformy sądownictwa,
która została przeprowadzona jako przetarg sejmowy,
przeprowadzona w ten sposób, że sądownictwo wyższe
stało się instytucją z wyboru, niezależną od króla,
częściowo się wymknęło z rąk władcy. Polityka królew-
ska osłabiania sejmu poprzez odwoływanie się w spra-
wie podatków do sejmików, była znów krótkowzrocz-
nym zabiegiem taktycznym. Przecież sejm był orga-
nem centralnym, centralizującym zarazem i unifiku-
jącym państwo, próby jego osłabienia na korzyść sej-
mików prowincjonalnych były wzmacnianiem party-
kularyzmu i cofaniem procesu, który narastał od koń­
ca XV w. Oparcie o sejm, odpowiednie nim pokiero-
wanie, mogło dać władcy poparcie, którego bardzo
potrzebował, poparcie silniejsze, niż dać mogła magna-
teria. Ale sejmowi i szlachcie politycznie nie miał

229
król nic do oferowania, a wolał uniknąćzdawania ra-
chunku ze swej polityki, zastępującto gromką, choć
mało skuteczną propagandą swych sukcesów wojen-
nych.
Nie bardzo wiemy na kim się właściwie Batory
opierał w swej pozycji wewnętrznej. Oparcie niewąt­
pliwie stanowił dlań senat, jako przedstawicielstwo
magnaterii, ale kto w tym senacie stanowił oparcie
dla króla, stara czy nowa magnateria, świecka czy du-
chowna, protestancka czy katolicka, tylko można się
domyślać. Wydaje się więc, że mimo trudnego do oce-
ny wpływu określonych postaci, w zasadzie Batory
opierał się na młodszej magnaterii, np. początkowo
Zborowskich, głównie - ona zresztą wówczas prze-
ważała w senacie - magnaterii raczej katolickiej i na
duchowieństwie, któremu przewodził prymas Sto Karn-
kow8ki, a którym kierowali praktycznie kolejni nun-
cjusze papiescy. Trudno też sądzić; po procesie Zbo-
rowskich, straceniu Samuela w 1584 r. i banicji Krzy-
sztofa w 1585, że dążył do wzmocnienia swej władzy
poprzez osłabienie i poskromienie magnaterii. Nie
miałby się wówczas na kim oprzeć, tym bardziej że
miasta poza doraźnymi wpływami pieniężnymi, w
gruncie rzeczy niewiele go interesowały. Widać to cho-
ciażby po konflikcie z Gdańskiem.
Gdańsk związał się ze stronnictwem habsburskim,
c:hoć cesarz na tronie był dlań osobą obojętną; pragnął
przy poparciu Danii uzyskać przy okazji od nowego
króla obalenie ograniczeń narzuconych mu w tzw. kon-
stytucjach Karnkowskiego. Konflikt się zaostrzył, gdy
wobec oporu miasta przeciw uznaniu nowego króla,
tenże odpowiedział uprzywilejowaniem Elbląga i skie-
rowaniem tam handlu wiślanego, potem zaś blokadą
samego Gdańska. Gdańsk zagrożony w swym bycie zde-
cydował się na walkę, na tyle pomyślną zresztą, że

230
l8-tysięczna armia królewska nie tylko nie potrafiła
go zdobyć, ale nawet skutecznie zablokować (1577).
Batory jednak nie wykazał tu konsekwencji i za cenę
200 tys. złotych kontrybucji i uznania jego obioru,
zrezygnował z praw wywalczonych wobec Gdańska
przez Zygmunta Augusta, zawieszając statuty Karn-
kowskiego, a później (1585) znosząc je całkowicie.
Gdańsk zaofiarował mu za to połowę palowego, nato-
miast odzyskał prawo decydowania o żegludze, gwa-
rancję nietworzenia floty przez króla, przede wszyst-
kim zaś odebranie przywilejów, nadanych Elblągowi.
Po walce z Gdańskiem i zaprzepaszczeniu zdoby-
czy z czasów Zygmunta Augusta na tym terenie, Ba-
tory i jego współpracownicy niewiele poświęcali już
uwagi sprawom wewnętrznym, które interesowały ich
jedynie z punktu widzenia środków na wojnę z Rosją
i snucia planów antytureckich dla uwolnienia Wę­
gier spod przewagi Porty. Zdobycie na rok czy dwa
podatków zadowalało w tym zakresie ich działania
polityczne; Batory czerpał pełną ręką z rezultatów
reform przeprowadzonych na sejmach egzekucyjnych,
nie myśląc o ich kontynuowaniu. Trybunał koronny
był taką zapłatą za podatki na wojnę. Dzięki daw-
niejszym reformom natomiast dysponował zorganizo-
wanym skarbem, dzięki trosce Zygmunta Augusta
miał też artylerię, niezbędną w wyprawach na Mo-
skwę. Wreszcie stworzenie piechoty wybranieckiej
(1578) nie czyniło zadość potrzebom wojskowym,
a ciężkim brzemieniem spadało na chłopów z dóbr
królewskich. Wszystko to było zapowiedzią nowych
czasów, gdy sprawy wewnętrzne państwa były do-
datkiem do projektów polityki zagranicznej monarchy
i jego otoczenia, środkiem a nie celem działalności
i dążeń. Zjawisko to miało być wyraźniejsze za na-
stępnych panowań.

231
Polityka zagraniczna, prowadzona przez Batorego
i jego otoczenie, była w pewnej mierze wykładnikiem
nowych koncepcji na tronie, nie wynikających ko-
niecznie z potrzeb i interesów państwa i jego klasy
rządzącej. Zastając otwarte problemy np. gdański
i moskiewski, przy rozwiązaniu ich bynajmniej nie
ograniczał się do zagwarantowania interesów swego
państwa. W okresie sporu z Gdańskiem Batory zbli-
żył się do Hiszpanii, snując projekty podboju - w
myśl interesów hiszpańskich - Danii. Za doraźną su-
mę 200 tys. guldenów przyznał Hohenzollernom
z Anspach kuratelę nad chorym księciem pruskim
Albrechtem Fryderykiem. Wojna z Moskwą o, Inflan-
ty pozwoliła mu na snucie dalszych jeszcze planów.
W latach 1575-1577 Rosja, korzystając z zajęcia
Polski sprawami elekcji, opanowała południowe Inflan-
ty aż po Dźwinę - jedynie Ryga i Rewel oparły się
jej armii. W 1577 r. wojska polsko-litewskie zaczęły
przeciwdziałania, a w 1578 dyplomacja polska prze-
ciągnęła na stronę polską operetkowego "króla In-
flant", królewicza duńskiego Magnusa, oraz pozyskała
poparcie Niemców inflanckich - księcia Kettlera,
większości szlachty i patrycjatu Rygi. Pozyskani też
Tatarzy rozpoczęli dywersję, najeżdżając Rosję od po-
łudnia, a Szwedzi, choć bez porozumienia z Polską,
walczyli w północnych Inflantach. Jednocześnie dwór
prowadził agitację wewnątrz kraju, a zgoda na Try-
bunał Koronny zapewniła pokaźne środki finansowe
na wyprawę wojenną.
Wojna inflancka Batorego wprowadziła pewne novum
w dotychczasowych działaniach wojennych. Z jednej
strony dobrze przygotowana i liczna armia skłaniała
przeciwnika do unikania starć w polu i wojna miała
charakter działań oblężniczych, uzupełnionych daleki-
mi zagonami jazdy, która w ten sposób zabezpieczała

232
główną armię i wiązała siły nieprzyjaciela. Z drugif'j
strony sama koncepcja strategiczna była odmienna od
stosowanej dawniej. Zamiast najeżdżać i walczyć
o bezpośredni przedmiot sporu, Inflanty, wojska pol-
sko-litewskie uderzyły na ziemie wielkoruskie grani-
czące z Inflantami, stopniowo odcinając w ten sposób
Inflanty od Rosji, jednocześnie zaś czyniąc samą ofen-
sywę bardziej skuteczną i dotkliwą. I tak wyprawa
'z 1579 r. doprowadziła do oblężenia i zdobycia Po-
łocka (30 VIII). Następna w 1580 została uwieńczona
zdobyciem Wielkich Łuków (4 IX), Chełma i Wo-
rońca. Propozycje rokowań ze strony rosyjskiej zostały
przez Batorego odrzucone i po uzyskaniu, acz z tru-
dem na sejmie nowych podatków - szlachta bowiem
uważała dalszą wojnę za zbyteczną - w 1581 r. nowa
wyprawa wyruszyła pod Psków. Oblężenie tego mia-
sta nie dawało jednak rezultatów, siły i środki wy-
czerpywały się, a pośrednictwo dyplomacji papieskiej
doprowadziło do zawarcia lO-letniego rozejmu (15 I
1582) w Jamie Zapolskim. Rosjanie ewakuowali In-
flanty i zrzekali się ziemi połockiej na rzecz Litwy,
z polskiej strony natomiast zwrócono im drobniejsze
zdobycze terytorialne.
W planach politycznych Batorego wojna z Rosją sta-
ła się tylko na krótko nieaktualna. W gruncie rzeczy
myślał on o walce z Turcją i odzyskaniu Węgier, co
powodowało snucie coraz to nowszych planów wielkich
akcji wojennych. Było to na rękę dyplomacji papies-
kiej, która szukała ciągle możliwości stworzenia wiel-
kiej koalicji antytureckiej. Batory ze swej strony zbli-
żał się na tym tle do Hiszpanii, która walczyła z Tur-
cją na Morzu Śródziemnym, ale której zaangażowanie
w wojnę w Niderlandach i z Anglią czyniło jej współ­
działanie antytureckie nierealnym. Na tym tle Bato-
ry tworzył nowe fantastyczne plany antytureckie w

233
postaci podboju Rosji, po której opanowaniu wspólny-
mi siłami miano działać przeciwko Turcji. Smierć
Iwana IV (1584) była nawet pretekstem do uznania ro-
zejmu za wygasły, ale sejm i szlachta nie widziały
interesu w nowej wojnie z Rosją i plany uległy zwł<>­
ce. Smierć Batorego (12 XII 1586) przerwała te fan-
tastyczne plany, przygotowywane w myśl sugestii pa-
piestwa. •
Nowe bezkrólewie i nowa elekcja powtórzyły w za-
sadzie poprzednie walki i poprzedni układ sił. Kan-
dydatura habsburska wystąpiła znowu w osobie arcy-
księcia Maksymiliana, popierana przez kler katolicki
i część magnaterii. Szlachtę, wrogą Habsburgom, usi-
łował organizować Zamoyski, przeciwstawiając kan-
dydaturze austriackiej hasło obioru '"Piasta", w zna-
czeniu Polaka lub Słowianina. Ze skromnego szlach-
cica, najpotężniejszy magnat Rzeczypospolitej, prag-
nął stać się panem sytuacji i osadzić "swego" króla lub
samego siebie na tro~ie. Przeciwnicy okazali się zręcz­
niejsi, wykorzystywali przeciw niemu świeżą pamięć
konfliktu ze Zborowskimi, jako dowód prywaty i za-
machu na "wolności" szlacheckie, zdołali też na czas
bezkrólewia ograniczyć władzę hetmańską Zamoy-
skiego.
Wobec braku własnego, mocnego kandydata w obozie
antyhabsburskim - projekty powołania Fiodora były
jak zwykle mało realne - wdowa po Batorym, Anna
Jagiellonka i jej otoczenie wysunęły kandydaturę sio-
strzeńca królowej, syna Katarzyny Jagiellonki, Zyg-
munta Wazy. Projekt ten zyskał aprobatę u szlachty
i Zamoyskiego i 19 VIII 1587 obrano Zygmunta III
(1587-1632) królem. Przeciwnicy odpowiedzieli na to
secesją i obiorem arcyksięcia Maksymiliana (22 VIII).
Podwójna elekcja groziła wojną nie tyle zresztą w
kraju, co z sąsiednią Austrią. Sytuacja była o tyle

234
trudna, że warunkiem obioru Zygmunta III było odda-
nie przez Szwecję Polsce Estonii, na' co Szwedzi nie
chcieli się zgodzić. Zamoyski zdążył zabezpieczyć
i obronić Kraków przed wkraczającymi wojskami
austriackimi. Wycofanie się arcyksięcia Maksymiliana
z wojskami spod Krakowa umożliwiło koronację Zyg-
muta III (27 XII 1587), a wojska arcyksięcia Zamoyski
dopadł na Sląsku i rozgromił pod Byczyną (24 I 1588),
biorąc Maksymiliana do niewoli. Arcyksiążę miał prze-
siedzieć uwięziony w Zamościu aż do pokoju bytom-
sko-będzińskiego (9 III 1589), którego zresztą nie uznał
i próbował po uwolnieniu działać dalej.
Wbrew nadziejom stronnictwa, które wprowadziło
na tron Zygmunta III, nie doszło ono do władzy wraz
z nowym królem. Nie oznacza to, że Zamoyski, który
je prowadził, został odsunięty od urzędów i wpływów.
Kanclerz i hetman w jednej osobie pozostał najpotę­
żniejszą i najzamożniejszą postacią w kraju, skończyła
się jednak jego współpraca z monarchą i jego najbliż­
szym otoczeniem. Był natomiast dostatecznie potężny
władzą, majątkiem i poparciem swych stronników
i części szlachty, by paraliżować wiele posunięć kró-
lewskich czy oskarżać i kompromitować samego mo-
narchę. Był wreszcie dość silny, by prowadzić własną
politykę wewnętrzną, a nawet zagraniczną, dając
w tym względzie niezbyt budujący wzór późniejszym
"królewiętom" XVII i XVIII w. Oparty w części na
szlachcie, praktycznie nie należał do niej. Natomiast
wśród średniej szlachty brak dawnej elity politycznej,
zła tradycja sejmów batoriańskich osłabiły politycz-
nie stronnictwo szlacheckie, pozbawiły je konstruk-
tywnego programu, sprowadziły na drogę jałowej opo-
zycji. wykorzystywanej przeciw królowi i dworowi
przez aktualnie skłóconych z nimi magnatów. W tym
wypadku autorytet Zamoyskiego nie dopuszczał do

235
bezsensownych konfliktów, ale mogło to trwać już nie-
długo.
Zygmunt III Waza należał do ludzi nie lubianych
współcześnie, tak też w ciemnych barwach odmalo-
wała go nasza historiografia. Wydaje się, że choć na
lepszą ocenę nie zasługiwał, istnieje niesłuszna ten-
dencja do przeceniania jego osoby. 20-letni młodzie­
niec, który osiągnął niespodziewanie trudny tron wiel-
kiego kraju, nie zdaje się, aby był tak silną indywidu-
alnością polityczną i posiadał tak wyraźny program
działania, szczególnie w pierwszych latach panowa-
nia. Trudno dokładnie się zorientować kto kierował
krokami króla, kto wysuwał projekty podejmowane
i realizowane przez niego z uporem godnym lepszej
sprawy. Otoczenie królewskie składało się z części ma-
gnaterii i to szybko znaleźli się tutaj niedawni prze-
ciwnicy jego kandydatury, a zwolennicy Habsburgów.
szczególnie dygnitarze duchowni, jak prymas St.
Karnkowski, później kardynał J. Radziwiłł, wśród
świeckich zaś zaufanych Zygmunt Myszkowski, An-
drzej Bobola, Feliks Kryski i inni. W otoczeniu tym
wielką rolę grała nieliczna, lecz dobrana i najbardziej
chyba wpływowa grupa jezuitów, wśród których nie-
poślednie miejsce zajął kaznodzieja i doradca królew-
ski Piotr Skarga. Dla Zygmunta III i jego najbliż­
szego otoczenia wzorem politycznym był król-fanatyk
Filip II hiszpański i zasady zaborczej, wojującej kontr-
reformacji.
Polityka kontrreformacji, którą realizował Zygmunt
III i jego otoczenie nie była zresztą polityką drob-
nych czy bardziej masowych represji przeciw protes-
tantom w Polsce. Tu zasady postępowania były bar-
dziej długofalowe, legalne i spokojne - po prostu da-
wano wolną rękę w działaniu gorliwym katolikom
i duchowieństwu, które organizowało tumulty, szyka-

236
nowało różnowierców, popierano zaś jezuitów, ich
szkoły, kościoły, misje. Jednocześnie przy. nadaniach
urzędów, godności, dóbr królewskich pomijano staran-
nie protestantów, forytując gorliwych katolików. Po-
lityka ta zresztą dawała bardzo dobre wyniki i była
w dużej mierze kontynuacją polityki Batorego. Bato-
ry bowiem, który popierał jezuitów i kontrreformację,
nie atakując wprost różnowierców, nie troszczył się
zbytnio o zapewnienie im bezpieczeństwa i spokoju.
Polityka kontrreformacji, realizowana przez Zyg-
munta III i jego otoczenie, stawiała sobie znacznie
szersze cele. Były nimi przede wszystkim opanowanie
Szwecji i przywrócenie w niej katolicyzmu oraz opa-
nowanie Rosji (plan ten powstawał stopniowo nieco
później) oraz wprowadzenie na terenie tejże bądź unii
greckokatolickiej, którą już wcześniej zaczęto reali-
zować na ziemiach litewsko-ruskich, bądź też stop-
niowo katolicyzmu rzymskiego. Współdziałanie z pa-
piestwem, którego przedstawiciele, nuncjusze, stano-
wili wpływowy element na dworze królewskim oraz
współdziałanie z Habsburgami były głównymi podsta-
wami tej polityki. Za to wszystko miała płacić Polska,
ona miała łożyć ludzi, pieniądze, ewentualnie nawet
koronę, dla realizacji zadań, które z jej interesami,
ogromnej większości nie tylko społeczeństwa, ale na-
wet klasy panującej, niewiele miały wspólnego. Kró-
la i jego otoczenie dzieliły od: społeczeństwa ogromne
różnice interesów i dążeń.
Niewiele przy tym pomagało staranne i przemyśla­
ne rozdawanie urzędów i majątków, by w ten spo-
sób stworzyć wokół dworu jakieś szersze stronnictwo,
otoczyć się nową, stworzoną przez siebie magnaterią.
Wynoszenie swoich kreatur nie decydowało o składzie
magnaterii, gdyż rozwój latyfundiów, szczególnie na
ziemiach litewsko-ruskich ukraińskich, stanowił

237
o znaczeniu i bogactwie ludzi, niezależnie od władzy
królewskiej. Jeżeli zaś król i jego zaufani nie byli w
pełni izolowani, pozbawieni szerszego poparcia i po-
mocy w trudnych momentach, należy to przypisać nie-
zorganizowaniu opozycji i zagrożeniu zewnętrznemu,
gdy bowiem sprowokowane polityką królewską wojska
szwedzkie czy tureckie znajdowały się w granicach
Rzeczypospolitej do jej obrony można było zmobilizo-
wać maksimum środków, chociażby spór był zaczęty
z najbardziej wątpliwych powodów.
Okres panowania Zygmunta III nie był i nie mógł
być epoką reform ustrojowych, choć były one niewąt­
pliwie konieczne. Szczególnie sejm, który już w cza-
sach Batorego rozchodził się niejednokrotnie bez żad­
nych uchwał (np. 1576, 1582, 1585), teraz coraz częś­
ciej kończył się na połowicznych, drobnych uchwa-
łach, najczęściej podatkowych, lub też rozchodził się
bez uchwalenia konstytucji i poboru (1597, 1600, 1605,
1606, 1615). Jego funkcję - co również zapoczątko­
wało poprzednie panowanie - przejmowały sejmiki,
które nie tylko uchwalały lub nie podatki, szczególnie
od 1613 r., ale nawet często nimi szafowały, nie odpro-
wadzając pieniędzy do skarbu. Skarb zresztą sam
uległ dalszym przemianom, w formie wyraźniejszego
jeszcze oddzielenia skarbu królewskiego od publiczne-
go (1590). Przy tym pierwszym zresztą pozostały co
cenniejsze dobra królewskie tzw. teraz ekonomie, do-
chody z żup, ceł portowych i mennicy. Reszta kr~
lewszczyzn, nadawana w formie dzierżaw itp., płaciła
na wojsko kwartę pojedynczą, a od 1537 r. podwójną,
resztę zaś wpływów do skarbu publicznego stanowiły
cła i podatki nadzwyczajne, początkowo w wysokości
l zł z łanu (sympla), potem jego wielokrotności, jako
pobór, który od 1629 r. próbowano zastąpić podym-
nym.

238
Zmiany w systemie podatkowym, nawet pewne pró-
by reformy w tym zakresie, wynikały z potrzeby co-
raz większych nakładów na wojsko, koniecznych wo-
bec licznych wojen, w jakie Polskę wplątywała poli-
tyka królewska. Był to zresztą okres wojen, w któ-
rych świetne nieraz zwycięstwa pozostawały zwykle
bez dalszych konsekwencji wojskowych, a szczególnie
politycznych. Wojsko polskie potrafiło wygrywać bit-
wy, natomiast państwo nie umiało wygrywać wojen.
Był to wynik nie tylko zresztą błędów politycznych,
ale i osłabienia politycznego i finansowego państwa,
w stosunku do zadań, które miało rozwiązywać, choć
wojsko jako narzędzie walki doszło do doskonałych
efektów w zakresie taktyki i dowodzenia.
Reformę armii rozpoczął już Batory, tworząc w 1578
r. piechotę wybraniecką na wzór służby wojskowej
chłopów na Węgrzech. Na dłuższą metę reforma ta,
choć początkowo korzystna wojskowo, nie przyniosła
poważniejszych rezultatów i w 1649 r. zamieniono
w końcu obowiązki wybranieckie na opłatę w pienią­
dzach. Węgierskim wpływom uległa też w końcu XVI
w. piechota polska, uzbrojona w broń palną, szable
i toporki, bardziej ruchliwa w polu od piechoty typu
zachodnioeuropejskiego. Tę ostatnią wprowadzono w
Polsce w oparciu o wzory szwedzkie w I połowie
XVII w., jako tak zwaną piechotę cudzoziemskiego
autoramentu. Uzbrojenie jej w % stanowili pikinie-
rzy, którzy długimi (ok. 4 m) pikami mieli chronić
przed atakami jazdy strzelców zbrojnych w muszkie-
ty. Oddziały piechoty odmiennie niż na zachodzie,
ustawiano w płytkie szeregi przypominające taktykę
linearną, dzieląc je jeszcze na mniejsze oddziały, co
i ułatwiało prowadzenie ognia, i zapewniało ruchli-
woŚĆ piechoty. Piechotę wzmacniały niekiedy oddziały
kozackie, tak zwani kozacy rejestrowi, którzy na żoł-

239
dzie państwowym mieli zabezpieczać Ukrainę przed
Tatarami. Nie zawsze zresztą utrzymywani, czasem
byli zabierani na inny teatr wojny, na przykład do
walk ze Szwedami, uzupełniając słabsze oddziały pol-
skie na tym terenie.
Piechota stanowiła w sumie 1/3-1/, wojska, a jej
siłę ogniową uzupełniała stworzona później dragonia,
to jest piechota posługująca się w marszu końmi, prze-
de wszystkim zaś artyleria. Tę rozbudowywano syste-
matycznie od czasów Zygmunta Augusta, aż do Wła­
dysława IV, gdy w 1634 r. stworzono specjalny urząd
"starszego nad armatą" i zapewniono artylerii odpo-
wiednie środki finansowe (II kwarta) oraz rozbudowę
sieci arsenałów. Działa odlewano z brązu i żelaza,
zaopatrywano w kule żelazne i odlewane, pełne lub
z materiałami wybuchowymi (granaty), a o ich po-
ziomie technicznym, jak i umiejętnościach posługiwa­
nia się nimi świadczy również tłumaczone na wiele
języków dzieło K. Siemionowicza Anis magnae arti-
lleriae pars prima (1650). W tej też dziedzinie uzbro-
jenia czasy Władysława IV (1642-1648) przyniosły
unifikację kalibrów (określanych według wagi pocis-
ków) i wprowadzenie lekkich, trzyfuntowych działek,
jako broni towarzyszącej piechocie.
Podstawę całości wojska stanowiła w tym okresie
jazda. Jazda ta ulegała pod koniec XVI w. ewolucji -
ciężka jazda rycerska uzyskała lżejsze uzbrojenie
ochronne, częściowo zaś i broń palną. Reformy Bato-
rego kontynuował Zamoyski dążąc do ujednolicenia
uzbrojenia tak w piechocie, jak i jeździe. Wśród tej
ostatniej wyodrębnił się typ cięższy, tak zwana husa-
ria, używana do przełamywania w pędzie szyków
przeciwnika, oraz lżejszy - tak zwana jazda kozacka,
bez uzbrojenia ochronnego, a używana do rozpoznania
i manewru.

240
Ogólną cechą
jazdy polskiej była ruchliwość, nie
ustępująca w tym wypadku jeździe tatarskiej, z którą
często musiała walczyć oraz taktyka walki w formie
uderzenia w płytkich szykach na broń białą w gal~
pie. Była to odmienna taktyka od stosowanej w innych
armiach europejskich, gdzie liczniejsza znacznie pie-
chota zazwyczaj działała ogniem, mało zresztą sku-
tecznym, skupiona nieruchomo w wielkie, najeżone
pikami czworoboki, które mało rażąc, nie nadawały
się do ataku i były bezbronne wobec ognia artylerii.
Niewiele ruchliwsza była zresztą i jazda innych armii
europejskich, która bądź usiłowała prowadzić ogień
z konia, mało celny i wymagający skomplikowanych
manewrów, bądź walczyła na broń białą, ale nie wy-
korzystując szybkości i uderzenia w pędzie. W tym
zakresie dopiero doświadczenia w walce z Polakami
spowodowały zmianę taktyki wojsk szwedzkich, dowo-
dzonych przez Gustawa Adolfa, co zresztą odbiło się
na dalszych walkach na terenie Polski i Niemiec.
Przemiany wojskowości objęły również budownict-
wo. Budownictwo dostosowało się bardziej do walki
artyleryjskiej i wykorzystywania ognia broni palnej.
Dotyczyło to budowy umocnień typu bastionowego,
zaczerpniętego z Włoch, później zaś umocnień ziem-
. nych, wzorowanych na sztuce fortyfikacyjnej holen-
derskiej. Chodziło w tym wypadku o większą odpor-
noŚĆ budowli na ogień artyleryjski oraz takie usta-
wienie ich, by można było prowadzić ogień flankujący
(boczny) wobec atakującego przeciwnika. Stosowano
również czasowe umocnienia z ziemi i drzewa w polu
oraz wykorzystywano do obrony w miejscu, a nawet
w ruchu tabor, złożony z ciężkich, pospinanych ze s0-
bą łańcuchami, wozów, które obsadzano piechotą. Za-
sady nowej sztuki fortyfikacyjnej wcielano w czyn,
przy czym większe miasta wzmacniały unowocześ-

16 - Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 241


niały swe obwarowania, powstawały też twierdze we-
wnątrz kraju (Zamość), na Ukrainie (Kudak), czy wy-
brzeżu morskim (Władysławowo, Kazimierzowo).
Aktualne potrzeby wojny ze Szwecją spowodowały
wreszcie próbę stworzenia własnej floty wojennej.
Wprawdzie wszyscy kolejni królowie elekcyjni zobo-
wiązywali się ją wystawić, ale dopiero niepowodzenia
w wojnie szwedzkiej skłoniły w 1623 r. Zygmunta III
do zajęcia się organizacją floty. Nie była to flota wiel-
ka, składała się z okrętów uzbrojonych w 20-30 dział,
ale adaptowanych głównie ze statków kupieckich. Za-
łogi były różnojęzyczne, choć z dużym udziałem miej-
scowych Kaszubów, na czele 10 okrętów liczącej
eskadry stał admirał Arend Dickmann, rodem z Fryzji.
Flota ta, po ograniczonej - wskutek ogromnej
przewagi floty szwedzkiej - działalności, uwieńczonej
zresztą zwycięstwem pod Oliwą (28 XI 1627), w 1629
r. została w imię planów Zygmunta III wysłana na
pomoc Habsburgom do Wismaru, by tam opuszczona,
wpaść w ręce Szwedów (1632).
Rozwój wojskowości polskiej w początkach XVII
w. polegał nie tylko na samej organizacji wojska
i uzbrojeniu, ale również na sp.ecyficznej doktrynie
wojennej i umiejętnościach wykorzystywania zalet
swych oddziałów i słabości przeciwnika. Wojska pol-
skie wyróżniały się szybkością poruszania, starały się
działać po liniach wewnętrznych. Walczyły na przy-
kład z Tatarami albo w momencie, gdy ci podzielili się
na szereg czambułów dla uzyskania zdobyczy, albo też
gdy wracali obciążeni łupem i jasyrem i nie mogli
swobodnie wykonywać manewrów i walczyć.
Szukanie rozstrzygnięć w polu, stosowanie głębokich
zagonów dla wywołania dezorganizacji na tyłach prze-
ciwnika, wykorzystywanie terenu, to były zasady ope-
racyjne stosowane przez wybitnych dowódców, jak

242
hetmani: Jan Zamoyski, Stanisław Żółkiewski, Jan
Karol Chodkiewicz, czy Stanisław Koniecpolski. Kla-
sycznym przykładem ich taktyki było zwycięstwo od-
niesione 27 IX 1605 pod Kircholmem przez 4 tys.
wojska polskiego pod wodzą J. K. Chodkiewicza nad
armią szwedzką w sile 11 tys. ludzi, którą dowodził
Karol IX, król szwedzki. Taktyka polska polegała na
unieruchomieniu niewielkimi siłami jazdy kolumn
piechoty szwedzkiej i na silnych uderzeniach z flanki
jazdy polskiej na szwedzką. Ta ostatnia, słabsza li-
czebnie i jakościowo w miejscu uderzenia, załamała
się szybko, pozostawiając swemu losowi piechotę,
z którą stopniowo uporała się jazda i artyleria.
Niemożność przeprowadzenia gruntownych reform
przez Zygmunta III i jego otoczenie polegała, jak już
wspomniano, na braku oparcia społecznego dla rzą­
dów tego króla. Ten brak oparcia i odmienne dążenia
polityczne prowadziły do rozłamu i starć. Przyczy-
ną początkowo był zwrot prohabsburski króla. W
1589 r. nie tylko sejm, zwany pacyfikacyjnym, prze-
prowadził rehabilitację dawnych zwolenników arcyks.
Maksymiliana, ale król zaczął po cichu rokowania
z Habsburgami, gotów za 400 tys. guldenów i pomoc
w powrocie do Szwecji, odstąpić koronę polską arcy-
księciu Ernestowi. W dalszych rokowaniach ustalono
małżeństwo Zygmunta z arcyks. Anną (1592) i dopie-
ro zazdrosny o odsunięcie od tronu polskiego arcyks.
Maksymilian ujawnił tajemnicę rokowań Polakom.
Oburzenie wybuchło na sejmie tzw. inkwizycyjnym
(1592) i zjazdach szlacheckich, a doprowadziło do kom-
promitacji i upokorzenia króla, co nie zmieniło jednak
jego polityki, ani nie doprowadziło do restauracji wpły­
wów Zamoyskiego, który usiłował wygrać sytuację.
O niemożności przeprowadzenia reform przekonały
naocznie sejmy z 1605 i 1606 r. oraz ich konsekwen-

243
cje. Sejm 1605 r., zwołany pod hasłem reformy sej-
mowania (uznania zasady większości), był ostatnim
starciem między kanclerzem Zamoyskim, jako przy-
wódcą opozycji, a królem, który pragnął znów pojąć za
żonę Habsburżankę, arcyks. Konstancję, czemu gwał­
townie przeciwstawiał się stary Zamoyski. Do reform
nie doszło.
Na następnym sejmie w 1606 r. nie było już stare-
go kanclerza, który zmarł w roku poprzednim. Za to
król pragnął wygrać wrażenie sukcesów w walce ze
Szwedami (Kircholm) i Moskwą, by dokonać jeszcze
szerszych reform. Prócz usprawnienia pracy sejmu,
chciał stworzyć stałą, silną armię, opartą o odpowied-
nio zaopatrzony skarb. Wszystkie te racjonalne i słu­
szne reformy miały być jednak przeprowadzone po to,
by król mógł wyprawić się do Szwecji i tam zasiąść
na ojcowskim tronie. W tej sytuacji sejm okazał się
opozycyjny, a zajadłe spory potoczyły się wokół prze-
ciwdziałania tumultom religijnym (antyprotestanckim)
i obawo "absolutum dominium", grzebiąc tak plany
reform, jak i uchwały podatkowe.
Akcja opozycji nie skończyła się na sejmie. Przy-
wódca przypadkowy szlachty, wojewoda krakowski
Mikołaj Zebrzydowski, działał wśród szlachty zebra-
nej pod Lublinem (4-16 VI 1606), a głosy szlacheckie
coraz energiczniej atakowały króla o plany absolu-
tystyczne i konszachty z Habsburgami. Dwór w odpo-
wiedzi na zjazdy szlacheckie i agitację opozycji ściąg­
nął wojska pod Wiślicę, ale obie strony nie zdecydo-
wały się na walkę, zawierając ugodę w Janowcu. W
r. 1607 agitacja wśród szlachty i oburzenie wzrosło
na nowo, poczęto żądać detronizacji króla, głosząc
artykuł o wypowiedzeniu posłuszeństwa oraz znosząc
się ze szlachtą opozycyjną w Czechach i na Węgrzech,
sięgając nawet do księcia siedmiogrodzkiego Gabriela

244
Batorego. Król rozpoczął energiczną kontrakcję. Nie
doszło już do kompromisu i wojska królewskie, dowo-
dzone przez Zółkiewskiego i Chodkiewicza rozbiły
rokoszan w krwawej bitwie pod Guzowcm (6 VII 1607).
Klęska wojskowa rokoszan, prowadzonych przez M.
Zebrzydowskiego, nie równała się bynajmniej zwy-
cięstwu politycznemu króla i dworu. Dotąd względnie
lojalni wobec króla i obcy rokoszowi magnaci, z oba-
wy przed wzmocnieniem monarchy i jego władzy,
opuścili obóz regalistów i doprowadzili spiesznie do
ugody króla z przywódcami rokoszu. W praktyce król
z dworem musiał się wyrzec na przyszłość wszelkich
planów reform, nie osiągając nic ze zwycięstwa. Klęs­
ka wojskowa opozycji szlacheckiej była zarazem klęską
polityczną średniej szlachty, katolickiej i protestan-
ckiej, z której się już nigdy nie podniosła. Osłabienie
sejmu, a w nim roli izby poselskiej na przełomie
XVI/XVII w. wytrąciło już wcześniej z rąk szlachty
środek działania, teraz klęską zakończyła. się próba
działania siłą w formie rokoszu. Dla szlachty jako te-
ren działalności politycznej pozostały jeszcze sejmiki
oraz pole elekcyjne, gdzie zgromadzona tłumnie mogła
wpływać na wybór nowego króla - natomiast możli­
wości współdziałania w realnych rządach mieć już
nie będzie.
W konflikcie z lat 1606/1607 jedynym zwycięzcą
stała się magnateria, która zyskała w nim likwidację
politycznego oblicza szlachty, swej dawnej konku-
rentki do wykonywania władzy w państwie, zyskała
też pogrzebanie dworskich projektów reform ustrojo-
wych, jak i możliwości znalezienia wspólnej płasz­
czyzny politycznej króla i szlachty, co mogłoby do-
prowadzić do wzmocnienia władzy królewskiej w Pol-
sce. Natomiast o wspólnej płaszczyźnie działania kró-
la i magnaterii nie było co marzyć, skoro król był

245
mało «trakcyjnym partnerem na stałe, a magnateria
coraz mocniejsza ekonomicznie, choć skłócona we-
wnętrznie, nie potrzebowała jego opieki, mogąc po-
zwolić sobie na własne dążenia, własną politykę.
własną nawet siłę zbrojną. Od tego momentu pojawia
się stopniowo, obok polityki i dążeń króla i jego oto-
czenia, osobna polityka Wiśniowieckich, Potockich,
Lubomirskich, Radziwiłłów i innych książąt kreso-
wych czy litewskich.
Królowi wreszcie pozostała aktualnie poli tyka
kontrreformacji, polityka głównie zagraniczna, choć
jej szkodliwe owoce i na terenie wewnętrznym da-
wały znać o sobie. W tym ostatnim wypadku konkret-
ny przykład może stanowić kwestia unii brzeskiej.
Ludność W. Księstwa Litewskiego oraz zabranych
jego województw, jak Wołyń, Podole i Ukraina,
w ogromnej większości była nie tylko obca etnicznie,
będąc ruską czy białoruską, ale i religijnie, wyznając
prawosławie. Problem związania jej z Polską, jej pod-
porządkowania czy asymilacji dotyczył również kwes-
tii religijnej, tak ważnej dla ideologii i kultury lud-
ności tych ziem, szczególnie w niższych warstwach
społecznych, część bowiem szlachty i magnaterii już
wcześniej przyjęła katolicyzm. Podporządkowanie pra-
wosławia w obrębie Rzeczypospolitej papiestwu, o co
zaczęli pod koniec XVI w. zabiegać jezuici, miało też
swój aspekt ściśle polityczny, w dążeniu do zmniejsze-
nia atrakcyjności dla ludności ruskiej i białoruskiej,
prawosławnej Rosji i odcięcia wpływów patriarchów
w Moskwie i Stambule. Zabiegi, których obiektem
była głównie magnateria prawosławna i wyższe· du-
chowieństwo ruskie doprowadziły w 1596 r. do zawar-
cia porozumienia w Brześciu Litewskim, tzw. unii
brzeskiej,. która podporządkowywała kościół prawo-
sławny w Rzeczypospolitej papiestwu, szlachcie i hi e-

246
rarchii prawosławnej, obiecując w zamian pełne prawa
polityczne, zagwarantowane dotąd dla katolików (np.
uczestnictwo władyków unickich w senacie).
Wkrótce po zawarciu porozumienia okazało się jed-
nak, że unia nie zyskała uznania wśród wyższych klas
społecznych, które odstępując od prawosławia wolały
już raczej katolicyzm, przede wszystkim zaś unia spo-
wodowała silny opór ludności chłopskiej i mieszczań­
skiej na Litwie i Ukrainie. Opór ten stał się rzeczy-
wiście groźny, gdy zagrożone prawosławie znalazło
gorących obrońców wśród Kozaków ukraińskich.
Kozacy na przełomie XVI i XVII w. stanowili już
dość poważną siłę polityczną i społeczną. Powstali
oni z ludności pierwotnie rybackiej i myśliwskiej, se-
zonowo zamieszkującej brzegi i wyspy nad dolnym
Dnieprem, gdzie również napływali licznie zbiegli
z dalszych okolic chłopi. Stałe niebezpieczeństwo
i utarczki z Tatarami prowadziły do organizowania
się militarnego tej ludności, przy czym od obrony przed
Tatarami kozacy poczęli coraz częściej sami przecho-
dzić do wypraw łupieżczych na ziemie tatarskie, a tzw.
czajki (łodzie) kozackie atakowały porty czarnomor-
skie, wywołując tym oczywiście nie tylko chęć odwe-
tu ze strony Tatarów, ale i ich zwierzchniczki, Turcji.
Walory wojskowe kozaków, którzy stanowili coraz
większą siłę, trwale już osiadłą na tzw. Zaporożu, pra-
gnęły wykorzystać władze Rzeczypospolitej, biorąc ich
część na żołd już w czasach Batorego, jako tzw. koza-
ków rejestrowych. Sejm 1590 r. uchwalił objąć rejest-
rem 1000 kozaków, usiłował natomiast ograniczyć
znacznie ich swobody, dotąd w praktyce nie hamowane
przez żadne czynniki administracyjne czy przez właści­
cieli ziemskich. Doprowadziło to w latach 1591-1593
do pierwszego powstania kozackiego, pod wodzą Krzy-
sztofa Kosińskiego, które zostało krwawo stłumione

247
przez wojska magnatów. Wybuchło wkrótce potem
(1594) następne powstanie pod wodzą Semena Nale-
wajki, które miało już charakter nie tylko społeczny,
ale i narodowościowy, rozszerzając się na dużą część
Ukrainy i Białorusi. Wojska polskie pod dowództwem
St. Zółkiewskiego rozbiły powstańców, a Nalewajko
zginął z rąk kata (1596).
Upadek powstania Nalewaj ki nie zakończył pow-
stań kozackich, szczególnie, gdy z jednej strony do
haseł społecznych i narodowościowych doszły religij-
ne, w formie obrony prawosławia przed unią, z drugiej
zaś strony postępująca kolonizacja Ukrainy, połączo­
na z wielkimi nadaniami ziemi i organizacją latyfun-
diów, postawiła kwestię poddaństwa ludności chłopskiej
i ewentualności włączenia do tejże wolnych dotąd Ko-
zaków. Kozacy zresztą, wobec ciągłych wojen ze
Szwecją, Rosją i Turcją byli potrzebni jako żołnierze,
co powodowało powiększanie ich rejestru, przy jedno-
czesnych zbrojnych próbach podporządkowania ich
władzy państwowej. W 1630 r. doszło do powstania
pod wodzą Tarasa Fedorowicza, które zlikwidował het-
man Koniecpolski po to, by w 1637 r. nowe powstanie
wybuchło pod wodzą Pawluka, a w 1638 r., po jego
stłumieniu, następne, prowadzone przez Ostrzanina.
Dopiero upadek tego ostatniego zagwarantował lO-let-
ni spokój na Ukrainie, wykorzystany przez magnatów
na kolonizację i organizację swych posiadłości, sięga­
jących daleko poza Kijów i Dniepr.
Główna uwaga Zygmunta III i jego otoczenia kon-
centrowała się jednak na sprawach zagranicznych,
którym była podporządkowana całość polityki we-
wnętrznej. Zygmunt III był synem Jana III, króla
Szwecji (1568-1592), i to synem jedynym i następcą
tronu. Gdy tron szwedzki zawakował, objęcie go we
władanie przez Zygmunta spotkało się z bardzo silną

248
opozycją ze strony szlachty szwedzkiej i mieszczańst­
wa, które pod przewodem stryja królewskiego ks.
Karola Sudermańskiego same pragnęły rządzić, oraz
kleru luterańskiego, który słusznie obawiał się zapędów
kontrreformacyjnych Zygmunta III. Dopiero rezyg-
nacja z praw katolicyzmu w Szwecji ze strony Zyg-
munta umożliwiła mu koronację (1594), lecz musiał
on wkrótce powrócić do Polski, składając regencję w
ręce ks. Karola i magnaterii.
Niemożliwość praktycznego utrzymania się, wobec
słabego poparcia magnackiego, na tronie szwedzkim,
skłoniła Zygmunta III do szukania pomocy na ze-
wnątrz. Mógł on liczyć na poparcie szlachty fińskiej
i estońskiej, ale nie było to wiele wobec braku pomo-
cy ze strony polskiej, która nie chciała angażować
się w umacnianie swego króla na obcym tronie. Zyg-
munt In szukał więc współpracy z wrogami Szwecji-
Danią, Hiszpanią i Lubeką. Pomocy zresztą nie zyskał
wiele i gdy w 1598 r. ponownie, wraz z wojskami za-
ciągniętymi pod dowództwem Ferensbacha, zjawił się
w Szwecji, powodzenie jego było bardzo krótkie. Mimo
zajęcia Kalmaru i Sztokholmu, 25 IX 1598 oddziały
królewskie poniosły klęskę pod Link6ping. Król za ce-
nę wydania ks. Karolowi swych stronników zdołał
powrócić. Wkrótce Szwedzi zdobyli broniony przez
zaciężnych Węgrów Kalmar, gdzie znajdowała się
wierna dotąd królowi flota, a sejm szwedzki ogłosił
detronizację Zygmunta (1599). Odpowiedzią króla było
oderwanie od Szwecji Estonii i przyłączenie jej do
Inflant polskich, na co Szwedzi zareagowali atakiem
na Inflanty.
Gdy w 1600 r. 14 tys. żołnierzy szwedzkich wkra-
czało do Inflant nikt nie zdawał sobie sprawy, że woj-
na ta z przerwami potrwa lat 30. Szwedom tym razem
zależało już nie tylko na zabezpieczeniu się przed po-

249
wrotem zdetronizowanego króla. Magnaterii i szlach-
cie szwedzkiej chodziło teraz o pełne opanowanie Bał­
tyku i to nie tylko władania na morzu dzięki posiada-
niu silnej floty, ale zagarnięcie wschodnich, a potem
i południowych wybrzeży i portów tego morza. Szwe-
cja była wprawdzie skromnym krajem i ludność jej
wraz z Finlandią i Estonią nie przekraczała 1,2 mln,
ale dobra organizacja wojskowa i posiadanie silnej
floty. czyniło z niej państwo niebezpieczne, nawet dla
kilkakrotnie od niej ludniejszej Rzeczypospolitej.
Wkraczając do Inflant wojska szwedzkie mogły li-
czyć na powodzenie z racji chociażby niezbyt daleko-
wzrocznej polityki polskiej na tym terenie, polityki
zapoczątkowanej przez Batorego. O ile inkorporacja
Inflant za Zygmunta Augusta przewidywała szerokie
uprawnienia i autonomię tego kraju, to Batory po-
traktował Inflanty, jako zdobycz wojenną. Z dawnych
dóbr zakonnych i biskupich porobiono starostwa, któ-
re nadawano Polakom, przy czym naj bogatsze, dor-
packie otrzymał Jan Zamoyski. Jezuici rozpoczęli na-
wracanie na katolicyzm, nie cofając się przed podbu-
rzaniem ludności chłopskiej przeciw miejscowym lu-
terańskim feudałom. Prowadzono też kolonizację In-
flant ludnością katolicką. W 1598 r. podzielono Inflan-
ty polskie na 3 województwa, ale przedstawicielami
Inflant w senacie i sejmie stawali się Polacy, Litwi-
ni lub Niemcy, ściśle związani z Polską. W sumie
odsunięcie miejscowych feudałów i postępy kontrre-
formacji przyczyniły się do osłabienia wpływów pol-
skich i stworzyły przychylny dla Szwedów teren
ekspansji.
Armia szwedzka początkowo nie napotykała na opór
i doszła w 1601 r. do Dźwiny, nie mogąc zdobyć tylko
Rygi i Kokenhausen. Bitwa pod Kokenhausen i odsiecz
Rygi odsunęła ich od Dźwiny, ale przyjęta odtąd takt y-

250
ka Szwedów bronienia się w twierd.zach, czyniła prob-
lem odzyskania Inflant dla wojsk polskich trudnym
i długotrwałym. Gdy w 1602 r. J. K. Chodkiewicz
przejął dowództwo od Zamoyskiego, odzyskał tereny
po Dorpat i rozbił Szwedów pod Białym Ka-
mieniem (1603), a następnie Kircholmem (1605). Dal-
sze walki, toczone. ze zmiennym szczęściem, ciągnęły
się do 1609 r., po czym wygasły, wobec zaangażowa­
nia się obu stron w wojnie rosyjskiej.
Przerwa w wojnie polsko-szwedzkiej przedłużyła się
wobec walk szwedzko-duńskich, ale nowy król Szwecji
Gustaw Adolf (1611-1632), zlikwidował szybko te
ostatnie, jak też doprowadził do pokoju szwedzko-ro-
syjskiego (1617). Spowodowało to natychmiastowe
podjęcie przez Szwedów działań wojennych w Inflan-
tach, gdzie oddziały szwedzkie opanowały Dynamund
i Parnawę. Po krótkim rozejmie Szwedzi w 1621 r.
oblegli i zdobyli klucz Inflant południowych, Rygę.
Oddziały polskie nie mogły już jej odzyskać, a nowy
rozejm podzielił I,nflanty na polskie (wschodnie)
i szwedzkie (zachodnie), z tym, że te ostatnie, dzięki
posiadaniu Rygi i Parnawy, kontrolowały w praktyce
całość kraju.
Działania wojenne uległy wznowieniu w 1625 r., po-
czątkowo w Inflantach, gdzie Szwedzi zdobyli Dorpat,
by w 1626 objąć znacznie istotniejsze tereny, a miano-
wicie Prusy Książęce i Królewskie. Wojska szwedzkie
zajęły Piławę, neutralizując księcia pruskiego, na-
stępnie Braniewo, Elbląg, Tczew, Puck i Oliwę.
Gdańsk, który odmówił ich wpuszczenia, został za-
blokowany, a flota szwedzka zaczęła pobierać na jego
redzie rujnujące cło, w wysokości 30% wartości wie-
zionych towarów. Odsiecz polską przygotowywali poś­
piesznie hetman Sto Koniecpolski i biskup Jakub Za-
dzik. Sejm uchwalił znaczne podatki. Wojska polskie

251
starały si~ stopniowo opanować sytuację, staczając
z powodzeniem bitwy pod Czarną (Hammersztynem
16 IV 1627), na morzu pod Oliwą (28 XI 1628) oraz
pod Trzcianą (27 VI 1629). Pomogły Polakom posiłki
austriackie, choć Szwedzi nie dawali za wygraną, za-
dając znaczne straty i ze swej strony. W końcu sta-
rania państw wrogich Habsburgom (Francja, Anglia,
Holandia), a zainteresowanych we wciągnięciu Szwe-
dów do wojny 30-letniej, doprowadziły do rozejmu
w Starym Targu (26 IX 1629). Rozejm ten był ko-
rzystny przede wszystkim dla Szwedów, w których
rękach pozostawała część portów morskich (bez Gdań­
ska i Pucka) i całe Inflanty po Dźwinę. Ponadto Szwe-
dzi uzyskali prawo pobierania cła w Nowym Dworze
pod Gdańskiem, z którego wpływy znakomicie ułatwia­
ły im prowadzenie późniejszych walk w Niemczech.
W rezultacie więc długich, krwawych wojen, plany
Zygmunta III nie tylko nie dały się zrealizować, ale
Polska poza utratą Inflant musiała się pogodzić z ulo-
kowaniem się Szwedów w Prusach Królewskich i Ksią­
żęcych oraz na czerpanie przez nich ogromnych do-
chodów z handlu gdańskiego, dochodów, których żaden
z królów polskich osiągnąć nie potrafił.
Polityka kontrreformacji i dążenia magnaterii do
zyskania nowych terenów eksploatacji wciągnęły Pol-
skę niemal równocześnie z wojną szwedzką w nową
wojnę, tym razem rosyjską. Rosja od śmierci Iwana IV
(1584) przeżywała trudny okres pod panowaniem Fio-
dora (1584-1598), za którego rządy w praktyce wyko-
nywał Borys Godunow. Ten ostatni zresztą opano-
wał tron po śmierci Fiodora, ale polityka Borysa
(1598-1605), skierowana przeciw staremu bojarstwu,
a oparta na drobniejszej szlachcie (dworianie) i na
mieszczaństwie, wywoływała silną opozycję. Głód
i wzrost ucisku doprowadziły w 1603 r. do pojawienia

252
się ruchów powstańczych wśród chłopów i Kozaków,
co wzmogło jeszcze dezorganizację wewnętrzną w pań­
stwie i stworzyło korzystne warunki do interwencji
z zewnątrz.
W tym okresie na Ukrainie pojawił się mnich
G. Otriepow, podając się za cudem ocalonego Dymitra,
brata Fiodora. Samozwaniec zyskał szybko poparcie
wśród zainteresowanej ekspansją w kierunku Rosji
magnaterii polsko-litewskiej (Wiśniowieccy, Mniszcho-
wie), a nawet dzięki jezuitom, za cenę potajemnego
przyjęcia katolicyzmu, również ciche poparcie dworu
polskiego. Wyprawa Dymitra Samozwańca na Moskwę
(1605), zorganizowana z pomocą magnaterii polskiej,
została uwieńczona powodzeniem; dzięki śmierci Bory-
sa Godunowa (1606) Dymitr objął tron carów. Po-
wodzenie to trwało bardzo krótko, gdyż w momencie
uroczystości ślubnych Dymitra z Maryną Mniszchów-
ną (1606), wybuchło w Moskwie powstanie; Dymitr
został zamordowany, a jego otoczenie, w dużej mierze
polskie, wybite lub uwięzione.
Bojarzy, którzy w ten sposób wrócili do władzy,
wprowadzili na tron Wasyla Szujskiego (1606-1610),
jako przedstawiciela starego bojarstwa. Nie dopro-
wadziło to oczywiście do pokoju. W Rosji wybuchło
powstanie ludowe pod wodzą Bołotnikowa (1606-
1607), pojawił się też nowy pretendent-samozwaniec,
a Polska wystąpiła oficjalnie z interwencją zbrojną
i wojska polsko-litewskie obległy Smoleńsk (1609).
Odsiecz rosyjską rozbił pod Kłuszynem (4 VII 1610)
hetman Sto Zółkiewski, który też nawiązał rokowania
z opozycją bojarską na temat powołania na tron ro-
syjski królewicza Władysława. Usunięcie Szujskiego
i drugiego Samozwańca pozwoliło sfinalizować układy.
Władysław został uznany carem, a wojska polskie ob-
sadziły Kreml.

253
Tymczasem w Polsce starły się dwie koncepcje na
temat eskpansji na terenie Rosji. Obok planu osadze-
nia Władysława Wazy w Moskwie pojawiła się druga,
która zmierzała do bezpośredniej unii personalnej, tj.
objęcia tronu rosyjskiego przez Zygmunta III, co miało
prowadzić do podporządkowania państwa rosyjskiego
Rzeczypospolitej.
Obecność Polaków i a,tak Szwedów na ziemię no-
wogrodzką doprowadziły do nowego powstania, tym
razem o szerokiej, od chłopów po bojarów, bazie spo-
łecznej. Polacy na Kremlu zostali oblężeni (1611) i wo-
bec odparcia wysłanej im odsieczy, kapitulowali (1612).
Zebrany sobór ziemski obalił wybór Władysława i wy-
brał carem młodego Michała Romanowa (1613-1645).
Nie zakończyło to jeszcze wojny, ale stopniowo ule-
gała ona likwidacji. W 1617 r. doszło do rozejmu ze
Szwedami, którzy jednak w dalszym ciągu odcinali
Rosję od Bałtyku, a po niepowodzeniu wyprawy kró-
lewicza Władysława (1617-1618), którego Zółkiewski
doprowadził pod mury Moskwy, doszło w 1619 r.
w Dywilinie do rozejmu polsko-rosyjskiego. Przy Pol-
sce zostały znaczne obszary ziemi smoleńskiej, siewier-
skiej i czernichowskiej, Rosja natomiast odzyskała tak
potrzebny jej spokój zewnętrzny i wewnętrzny.
Polityka zagraniczna, prowadzona przez Zygmunta
III i jego otoczenie, wciągnęła Polskę nie tylko w woj-
ny szwedzkie i rosyjską, ale również w walkę z Tur-
cją, czego z powodzeniem unikali ostatni Jagiellono-
wie. Do wojny z Turcją, szermując hasłem obrony
chrześcijaństwa, agitowali agenci i zausznicy habs-
burscy już w czasach Zygmunta I, ale dopiero
Batory zaczął snuć plany walki, a nie pokojowego
sąsiedztwa z potężnym i niebezpiecznym przeciwni-
kiem. Dla trzeźwych polityków, a nawet dla mas szla-
checkich wojna z Turcją była ryzykowną walką,

254
w której Polska mogła wiele stracić, a zyskać ewen-
tualnie mogli jedynie Habsburgowie. Ta ostatnia moż­
liwość oczywiście nie zniechęcała Zygmunta III, któ-
ry realizował w dużej mierze politykę austriacką. Co
dziwniejsze jednak w działaniach, które mogły wy-
wołać wojnę turecką brali udział przedstawiciele ma-
gnaterii, którzy w zasadzie zwalczali politykę królew-
ską i wpływy Habsburgów, jak np. Jan Zamoyski.
W tym wypadku grały pewną rolę dodatkowe wzglę­
dy - niespokojne sąsiedztwo tatarskie, o którego
likwidacji nie można było marzyć bez otwartej wal-
ki z Turcją oraz ekspansja polska w kierunku Wo-
łoszczyzny, która była lennem tureckim, a Polacy,
szczególnie Zamoyski, próbowali osadzać na tronie
hospodarskim swoich kandydatów (1595, 1600).
Nie wyprawy kozackie na Krym i miasta czarno-
morskie, nieraz organizowane specjalnie przez wpły­
wy habsburskie, nawet nie mieszanie się magnatów
polskich w sprawy wewnętrzne Wołoszczyzny, ale
pomoc okazana Habsburgom w początkach wojny
30-letniej przyniosła otwartą walkę z Turcją. Gdy bo-
wiem w 1619 r. sojusznik powstańczych Czech, książę
siedmiogrodzki i lennik turecki Bethien Gabor zaata-
kował stolicę Habsburgów austriackich - Wiedeń,
wysłane przez Zygmunta III najemne oddziały tzw.
lisowczyków wtargnęły do ówczesnego Siedmiogro-
du. Dywersja była skuteczna, ale z punktu widzenia
Habsburgów, a nie polskiego, podobnie jak późniejsze
wyprawy lisowczyków na Sląsk z zadaniem uśmie­
rzenia go i zmuszenia do podporządkowania się -
oczywiście Habsburgom, a nie Polsce. W r. 1620 wy-
prawa hetmana St. Zółkiewskiego do Wołoszczyzny,
by wziąć pod opiekę ówczesnego jej hospodara, spo-
tkała się z odwetem tureckim i wojska polskie
poniosły w odwrocie klęskę (Cecora, 18-20 IX 1620).

255
Turcja jednak nie zadowoliła się wyparciem Pola-
ków z Wołoszczyzny. W roku następnym wyruszyła
armia, która miała bezpośrednio zaatakować Polskę.
W Polsce zresztą spodziewany atak turecki spowodo-
wał energiczne przygotowania finansowe i wojsko-
we i dobrze przygotowana armia pod dowództwem
J. K. Chodkiewicza oraz liczne oddziały kozackie pod
wodzą Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego oczekiwa-
ła Turków pod murami Chocimia. Turcy nie zdołałi
rozbić wojsk polskich, zamkniętych w warownym obo-
zie i po dłuższych zmaganiach zdecydowano się na
pokój (9 X 1621). Traktat przewidywał utrzymanie
granicy na Dniestrze, nie usuwał natomiast ognisk za-
palnych z obu stron, w formie uregulowania spraw
tatarskich czy kozackich. Niemniej pokój ten zapew-
nił kilkadziesiąt lat spokoju ze strony Turcji, co by-
ło już pewnym osiągnięciem.
Bilans panowania Zygmunta III i jego polityki był
na wszystkich odcinkach ujemny. Wojny, prowadzone
w imię interesów obcych dla ogromnej większości
nawet ówczesnej klasy panującej, przyniosły - poza
obszarami zagarniętymi Rosji - klęski i zniszcze-
nie, a jednocześnie dezorganizację i upadek znaczenia
i podstaw społecznych władzy centralnej wewnątrz
państwa. Polska z podmiotu w stosunkach międzyna­
rodowych zaczynała się stawać przedmiotem, o któ-
rego losach bardziej decydowały obce interesy czy
akcje bezpośrednich przeciwników, jak Szwecji, Rosji.
Turcji, lub też wątpliwych sojuszników, Habsburgów
i papiestwa. W momencie śmierci króla (23 IV 1632)
zdawało się jednak, że sytuacja ta zmieni się za jego
następcy. Lata nadziei trwały jednak krótko, a koniec
ich pogrążyć miał kraj w jeszcze groźniejszą zawie-
ruchę wewnętrzną i zewnętrzną·

256
Odmiennie od wcześniejszych elekcji obiór Włady­
sława IV (1632-1648), naj starszego syna Zygmunta
III, nie był widownią zaciętych walk stronnictw, czy
obcych interwencji. Młody władca, popularny w spo-
łeczeństwie, wykształcony, dobry wojskowy, nie był
ani fanatykiem kontrreformacji, ani narzędziem ob-
cych interesów, jak jego ojciec. Wbrew temu poli-
tyka jego nie potrafiła się odeIWać od spuścizny
ojca - trwające, nie zakończone problemy i konflikty
z jednej strony, a otoczenie dworskie, doradcy z dru-
giej narzucali podobną linię polityczną, a król fanta-
sta i człowiek pozbawiony silniejszego charakteru
ulegał otoczeniu i zaistniałej sytuacji. Był przecież
nominalnie dziedzicznym władcą Szwecji i obranym
carem Rosji, które to oba tytuły zachował. Podobnie
w polityce wewnętrznej opierał się na nowej, przy
dworze skupionej magnaterii, której najwybitniejszym
przedstawicielem był kanclerz Jerzy Ossoliński, oraz
na klerze katolickim. Ze szlachtą nie posi'adał wspól-
nego języka, ani wspólnych dążeń, ze starą magnate-
rią, hardziej niezależną, też trudno mu było się wią­
zać.
Tę wąską podstawę związanej z dworem magna-
terii usiłował Władysław rozszerzyć poprzez stworze-
nie elitarnej grupy kawalerów "orderu Niepokala-
nego Poczęcia" (1637), który to projekt zresztą spotkał
się z solidarną opozycją większości magnaterii i szlach-
ty i upadł na sejmie 1638 r. W tej sytuacji podstawa
społeczna władzy Władysława IV była znów niezwy-
kle wąska, co uniemożliwiało wszelkie próby reform
wewnętrznych, a także paraliżowało, nieraz zresztą zu-
pełnie słusznie, wybujałe plany polityki królewskiej
w stosunku do zagranicy. Wprawdzie polityki Włady­
sława IV i jego otoczenia nie można utożsamiać z po-
lityką międzynarodowej kontrreformacji, gdyż starał

17 - Polska-Rzeczą Pospolltą Szlachecką 257


się on wyzwolić spod wpływów papiestwa i Habsbur-
gów, a w polityce wewnętrznej przejawiać pewną
tolerancję religijną. Szczególnie jednak w później­
szych latach panowania, mimo odmiennych celów
polityki Władysława IV, zbliżała się ona coraz bardziej
do polityki ojca, którą zdawało się, że w pierwszych
latach panowania zmieni. Stopniowo też sprawy we-
wnętrzne coraz silniej były podporządkowane planom
zagranicznym i to realizowanym wbrew opinii więk­
szości magnaterii i szlachty.
W 1632 r., w przewidywaniu dezorganizacji powodo-
wanej przez walki elekcyjne, wojska rosyjskie pod-
jęły próbę odzyskania Smoleńska. Miasto było przy-
gotowanE:' do obrony, a młody władca na czele szybko
i sprawnie sformowanej armii ruszył z odsieczą (1633).
Oblężenie zostało zlikwidowane, a wojska rosyjskie
zablokowane przez polskie, które doprowadziły do ka-
pitulacji przeciwnika. Pokój wPolanowie (14 VI 1634)
potwierdził warunki rozejmu z 1619 r., z tym że
Władysław IV zrzekł się pretensji do tronu rosyj-
skiego i tytułu cara.
Oddziały polskie spod Smoleńska zdążyły jeszcze
przejść pod Kamieniec Podolski, gdzie pojawiły się od-
działy tatarskie, wysłane na własną rękę przez Aba-
za paszę, dowódcę na północnym pograniczu Turcji.
Starcie to zresztą, jak i zatargi kozacko-tatarskie nie
utrudniły odnowienia pokoju z Turcją.
Polityka Zygmunta III pozostawiła również do roz-
wiązania drugą kwestię zagraniczną, sprawę szwedz-
ką. Szwedzi siedzieli w Prusach Królewskich i Ksią­
żęcych, ciągnęli wielkie zyski celne z handlu gdań­
skiego. Smierć Gustawa Adolfa pod Liitzen (1632)
oraz klęska szwedzka pod Nordlingen zdawały się gro-
zić katastrofą małemu państwu, zaplątanemu w wiel-
ką wojnę 30-letnią, tym bardziej że w 1635 r. wy-

258
gasał rozejm polsko-szwedzki, a Władysław IV nie
myślał o jego przedłużeniu. Król zbroił się, organi-
zował nawet flotę, a jednocześnie nawiązał kontakty
z przysłowiowym wrogiem Szwecji, Danią. Za zagro-
żoną Szwecją ujęły się jednak państwa, zaintereso-
wane w 7achowaniu w wojnie z Habsburgami cen-
nego sprzymierzeńca - Francja, Anglia, Holandia
i elektor brandenburski, a sejm nie zdecydował się
poprzeć wojennych planów króla. W tej sytuacji do-
szło do mediacji i pokoju w Sztumskiej Wsi (12 IX
1635). Szwedzi wycofali się z Prus i zrezygnowali z cła
gdańskiego. Usiłowania Władysława przejęcia po nich
ceł w Gdańsku, przy czym król użył do tego swej
floty, nic dały natomiast wyniku wobec oporu Gdań­
ska, wspartego interwencją floty duńskiej. Król ustą­
pił po otrzymaniu jednorazowego okupu, a wycofanie
się jego z planów morskich było jednoznaczne z li-
kwidacją floty (1641) i zarzuceniem budowanych na
Helu fortyfikacji, Władysławowa i Kazimierzowa.
Porażka polityki królewskiej - mimo ustępstw
uzyskanych od Szwedów - w wypadku Gdańska
pociągnęła za sobą rezygnację z drugiego elementu
polityki bałtyckiej Władysława IV, elementu, który
dotyczył lenna pruskiego. Ustępstwa Batorego wo-
bec Hohenzollernów rozszerzył Zygmunt III, któ-
ry przyznał elektorom brandenburskim prawo kura-
teli nad umysłowo chorym księciem Prus Albrechtem
Fryderykiem (1605, 1609). Wreszcie w 1611 r., w do-
bie wojny z Rosją, uznano przeniesienie lenna prus-
kiego na linię elektorską Hohenzollernów, co w 1618 r.
pozwoliło na zj ednoczenie w ręku elektorów Branden-
burgii i Prus Książęcych. Akt lenny podkreślał wpraw-
dzie zwierzchność polską i umożliwiał ingerencję
w sprawy wewnętrzne Prus, co ułatwiało wewnętrzną
opozycję szlachty, 'skierowaną przeciw księciu, ale

259
okazał się mało skuteczny w momencie wojny ze
Szwecją.
Władysław IV w okresie przygotowań
do wojny ze
Szwecją, objął swą bezpośrednią władzą i Prusy Ksią­
żęce, zwołując sejmy pod nieobecność elektora, prze-
prowatizając zaciągi i wyznaczając własnego namiest-
nika w osobie Jerzego Ossolińskiego, który miał przy-
gotowywać księstwo do wojny ze Szwecją. Zawarcie
traktatu w Sztumskiej Wsi przerwało rządy królew-
skie w Prusach· Książęcych, a król starał się nawet
pozyskać elektora Jerzego Wilhelma, by ten zgodził
się na pobieranie ceł królewskich w swym księstwie.
Tę drobną korzyść zlikwidował jednak następny z elek-
torów Fryderyk Wilhelm (1640-1688), który wyko-
rzystując trudną sytuację Rzeczypospolitej w 1646 r.
zlikwidował cła królewskie, co wobec dalszego rozwo-
ju wypadków nie przyniosło mu żadnych przykrych
następstw.
Tocząca się w Niemczech wojna 30-1etnia zdawała
się dawać okazję do wyciągnięcia z niej zysków w po-
staci chociażby wznowienia pretensji do ziem etnicz-
nie polskich, Sląska, ewentualnie i Pomorza, które
niszczone działaniami wojennymi byłyby może łatwe
do osiągnięcia. Teza ta popularna w naszej histo-
riografii nasuwa jednak szereg wątpliwości. Sląsk
można było próbować odzyskać walcząc przeciw
Habsburgom, po stronie Francji, Holandii i Szwecji.
Tymczasem ustawicme wojny ze Szwecją, zagarnięcie
przez nią Inflant, nie zachęcały obu stron do zbli-
żenia. W rezultacie trwającego antagonizmu polsko-
-szwedzkiego doszło do zbliżenia z Haesburgami, czego
wyrazem był ślub Władysława IV z arcyks. Cecylią
Renatą (1637), a nawet próby sprowokowania Szwe-
cji poprzez dywersję w Inflantach (1639). Na pozycjach
habsburskich udało się natomiast uzyskać Władysła-

260
wowi IV prawem zastawu Księstwo Opolsko-Racibor-
skie, które przez lat kilkanaście pozostawało w rękach
Wazów (1647-1666). Natomiast dla zagarnięcia Po-
morza Zachodniego, opanowanego przez Szwedów, na-
leżałoby wziąć udział zbrojny w konflikcie, czego
konsekwencje byłyby trudne do przewidzenia. Nie-
wątpliwie wyszłoby to na korzyść Habsburgów, gdy-
by Polska wystąpiła po ich stronie, Francji i Szwecji,
gdyby po przeciwnej, ale wymagałoby to ogromnego
wysiłku finansowego i militarnego i pociągało za sobą
ryzyko walki na własnym terenie i związanych z tym
zniszczeń, od czego była zabezpieczona Szwecja, czę­
ściowo i Francja. Traktat Westfalski (1648) dopro-
wadził wprawdzie do ugruntowania rozbicia we-
wnętrznego w Niemczech, nie miał jednak charakteru
rozbioru i poza Szwecją, która utrzymała zajęte w
toku wojny Pomorze, imle obce państwa nie wyniosły
poważniejszych nabytków terytorialnych. Wątpliwe
jest więc czy zaangażowanie Polski pozwoliłoby jej na
odzyskanie niegdyś utraconych ziem.
Zwrot profrancuski polityki polskiej, którego wyra-
zem było drugie małżeństwo króla (1645), tym razem
z Francuską, księżniczką Marią Ludwiką Gonzaga de
Neyers, nie pociągnął za sobą trwałej zmiany orien-
tacji. Wzmogły się nawet starania dyplomacji habs-
burskiej, tym razem wspieranej przez w'enecką, aby
doprowadzić do akcji antytureckiej ze strony polskiej,
akcji o którą cesarze starali się niemal od początków
XVI stulecia. Król i jego dworskie otoczenie chętnie
podjęli tę myśl, snując szerokie plany walki, dość
oderwane zresztą od rzeczywistych potrzeb i możli­
wości. Z dwóch projektów, które wysuwano, pierw-
szy, popierany przez hetmana St. Koniecpolskiego,
przewidywał akcję zmierzającą do likwidacji ciągle
grabieżczej Tatarszczyzny, w formie uderzenia na

261
Krym. Król wolał jednak projekt szerszy, zna-
cznie bardziej fantastyczny, marszu na Bałkany, aż po
atak na sam Konstantynopol włącznie. W tym kierun-
ku prowadził nawet propagandę wśród ludności nie-
tureckiej na Bałkanach oraz próbował zabiegami dy-
plomatycznymi sięgnąć do wrogów Turcji w Azji,
szczególnie Persji. Projekty te były nierealne i ogło­
szenie ich w 1646 r. wywołało ostry sprzeciw - tyl-
ko otoczenie dworskie i garść magnatów kresowych,
zainteresowanych w dalszej ekspansji, projekt poparła.
Spowodowało to upadek tych planów. Porozumienie
z Rosją na temat współpracy przy zwalczaniu najaz-
dów tatarskich (1644) było jedynym pozytywnym wy-
nikiem planów tureckich króla.
Plany wojenne Władysława IV, hamowane skutecz-
nie przez sejm, jako wyraz krytycznej i trzeźwej
opinii szlachty i części magnaterii byłyby ostatecznie
niegroźne, gdyby nie niebezpieczne próby działania
króla poza sejmem. I tak w ~1:osunku do Szwecji
Władysław IV w 1634-1635 i 1639 r. próbował spro-
wokować atak ze strony szwedzkiej, w trakcie zaś snu-
cia planów tureckich, już po ich potępieniu przez sejm,
dwór zainspirował prowokacyjną wyprawę J. Wiśnio­
wieckiego i A. Koniecpolskiego na ziemie tatarskie.
W tego typu pociągnięciach nie tylko szkodliwe były
same dążenia do ekspansji politycznej, ale i metody ich
realizacji, które musiały pogłębić jedynie rozłam mię­
dzy królem i jego nielicznym otoczeniem z jednej,
a szlachtą i częścią magnaterii z drugiej strony oraz
kompromitowały władzę monarszą, wzmacniając zro-
zumiałe w tej sytuacji tendencje do maksymalnego
jej ograniczenia.
LUDZIE

Pod względem materialnych i intelektualnych wa-


runków życia, pod kątem widzenia ludzi i ich wytwo-
rów, zjawisk kultury, trudno wydzielić lata 1573-
1648 jako osobny okres. Łatwiej uchwycić jakieś
odrębne cechy tego okresu w sytuacji i wypadkach po-
litycznych, wewnętrznych i międzynarodowych, można
też próbować uzasadnić wyodrębnienie tych kilku-
dziesięciu lat w zakresie zjawisk gospodarczych,
znacznie trudniej uczynić to w odniesieniu do ludzi.
Czy znaczy to, że okres ten należałoby podzielić na
lata należące do poprzedniego i następnego okresu i nie
widzieć w nim nic charakterystyc2JIlego? Wydaje się,
że byłoby to znów pewnym uproszczeniem. Choć
trudno mówić o odrębnym, zamkniętym cyklu zja-
wisk w tej dziedzinie, można nasz okres potraktować
osobno, tylko potraktować nie jako coś odrębnego,
lecz raczej jak epokę przejściową, łączącą zarazem
nowe i stare rysy i zjawiska. I właśnie na tym pro-
cesie zmian i przekształceń będziemy się zatrzymy-
wać nieco dłużej.
Warunki mieszkaniowe nie uległy na ogół pogor-
szeniu do połowy XVII w. Nastąpiło jednakże, tak jak
w całym społeczeństwie, większe zróżnicowanie stanu
posiadania, form i rozmiarów budownictwa, od pała­
ców magnackich, aż po skromne chaty chłopskie
z drzewa i gliny. Ponadto w ówczesnym ruchu budo-
wlanym pojawiła się znowu tendencja do budowy koś-

263
ci oł ów , klasztorów, kaplic i innych obiektów kultu,
spychanych w poprzednim okresie w cień przez bu-
downictwo rozwijane na potrzeby ludzi świeckich.
Najmniejsze zapewne zmiany nastąpiły w budow-
nictwie wiejskim, chłopskim. Niewiele o nim wiemy,
choć można przypuszczać, wobec wzrostu liczby drob-
norolnej i uboższej ludności oraz ogólnej trudniejszej
sytuacji chłopstwa, jak też wylesiania coraz więk­
szych obszarów w Koronie, że budownictwo to było
skromniejsze. Wzrastała prawdopodobnie liczba cha-
łup o szkielecie jedynie drewnianym, przy czym
ściany wypełniano plecionką, drągami, słomą i oble-
piano gliną. Częściej też niż uprzednio w tej samej
izbie czy komorze chaty mieszkalnej gromadzono
drobny inwentarz żywy, szczególnie zimą, przechowy-
wano zboże i inne produkty. Zmniejszały się też roz-
miary chałup, szczególnie w gospodarstwach drob-
niejszych, a w Małopolsce dość liczne były kurne cha-
ty, nie posiadające kuchni ani kominów. Ten kierunek
ubożenia, gorszej konstrukcji i konserwacji budyn-
ków, nie był jeszcze powszechny i jedyny. Wzrost
liczby rzemieślników zamieszkałych na wsi niekiedy
pozwalał raczej na podniesienie poziomu technicznego
chat i zabudowań chłopskich, a wzory renesansowe
zaczerpnięte z dworów, wpływały na szczegóły kon-
strukcyjne, jak np. zaokrąglony u góry kształt drzwi
wejściowych, wówczas coraz częściej spotykany na wsi.
Wnętrze chaty chłopskiej nie zmieniło się zbytnio.
Przeciętnie uboższe, nie oznaczało to jednak, że nie
było dużych, dobrze zaopatrzonych w sprzęty - ławy,
stoły, półki, skrzynie - chałup bogatych chłopów.
W wyposażeniu górowała wśród naczyń glina i drze-
wo nad metalem, w bieliźnie płótno konopne nad
lnianym. Naczynia na przechowywanie produktów ro-

264
biono z drzewa i pleciono ze słomy. Łóżek w zasa-
dzie nie było.
O ówczesnych dworach szlacheckich wiemy bardzo
niewiele - tylko murowane zachowały się do naszych
czasów. Drewniane, szlacheckie wyodrębniały się bar-
dziej z zabudowań folwarcznych, ale usytuowane były
na osi obejścia gospodarczego i ogrodu, który otaczał
dwór od frontu. Trudno coś dokładniejszego powie-
dzieć o rozplanowaniu wewnętrznym dworów. Na ze-
wnątrz prawdopodobnie coraz częściej pojawiał się
ganek na kolumienkach. Dwory murowane, budowane
w kształcie czworoboku, wzorowały się bardziej na pa-
łacach magnackich.
Te ostatnie znamy już znacznie lepiej. Są to bu-
dynki prostokątne, piętrowe, czasem rozbudowane
w formie skrzydeł, otaczających dziedziniec arkado-
wy (np. Baranów, 2ywiec). Komunikację wewnętrzną
zapewniały krużga'nki, bądź też korytarze, z których
wchodziło się do sal i komnat. Narożniki budynku
najczęściej były zaopatrzone w wieże, wystające nieco.
jak gdyby flankujące prostopadłe ściany pałacu. Nie-
mniej funkcja obronna nie obejmowała samego budyn-
ku, który był mieszkalnym i reprezentacyjnym za-
razem, a o obronności jego stanowiły bastiony, otacza-
jące pałac pierścieniem fortyfikacji. Pałac taki był
oddzielony oczywiście od zabudowań gospodarczych,
zamiast których starano się go otoczyć ogrodem, naj-
częściej w stylu włoskim.
Wnętrza pałacowe były bogato wyposażone. Do
przyozdobienia ścian służyły nie tyle ich dekoracje
architektoniczne czy malarskie, lecz coraz liczniejsze
kobierce oraz niejednokrotnie obrazy i choć kolekcjo-
nerstwo w zakresie malarstwa jeszcze istnieje, książek
jest już rzadkością. Meble, a niekiedy nawet ściany
kryte były często skórą. Styl mebli, dawniej wzoro-

265
wanych na włoskich, teraz się zmienił, ulegając wpły­
wom niderlandzkim i typowym sprzętem tej epoki
staje się ciężka, rzeźbiona szafa gdańska - z Gdańska
bowiem coraz częściej wędrują wzory wyposażenia
i gotowe sprzęty. W budownictwie pałacowym nato-
miast zanika typ niewielkiej renesansowej willi w
stylu włoskim, który nie odpowiada nie tyle gustom,
co potrzebom społecznym magnaterii, otaczającej się
liczną służbą i dworem. Potrzeba zaznaczenia swego
majątku i miejsca w hierarchii społecznej będzie się
też odbijać w sprzętach użytkowych, coraz częściej dro-
gich - srebrnych i szklanych.
Dalszej przemianie uległy domy mieszczańskie. Cho-
dzi tu oczywiście o kamienice bogatych patrycjuszy
w większych miastach, bo o nich wiemy stosunkowo
więcej. Kamienica staje się szersza, a mniej wysmuk-
ła. Układ wnętrza z dwu staje się raczej trzytrakto-
wy, co przy wyższych kamienicach powoduje zmianę
ich układu wewnętrznego. Mieszczące się teraz w trak-
cie środkowym schody powodują umieszczenie na da-
chu nadbudówki z oknami (tzw. wiata, latarnia), co
umożliwiało ich oświetlenie, jak również i części po-
mieszczeń wewnętrznych. Ponadto przepisy przeciw-
pożarowe wymagają w wielu miastach oddzielania
posesji murami ognioodpornymi i zabezpieczeń przed
przerzucaniem się ognia. Wpływa to na ukształto­
wanie się dachu, zwykle pokrytego ceglaną dachówką,
który dawniej dwuspadowy, pochylony na zewnątrz,
teraz zwykle staje się wklęsły, co znów wymaga, dla
uzyskania całości architektonicznej, osłonięcia z przo-
du szczytu kamienicy attyką. W sumie kamienica
mieszczańska dzięki tym zmianom staje się wygod-
niejsza i bezpieczniejsza dla mieszkańców.
Bogactwo patrycjatu ujawnia się przy tym w do-
statnim urządzeniu wnętrz, nieraz obfitujących w

266
kobierce, obrazy, meble, książki, co wraz z ogrzewa-
niem przy pomocy kaflowych pieców, zamiast ko-
minków, stwarza cieplejsze i wygodniejsze wnętrze.
Kamienice bogatych mieszczan nie poprawiły oczy-
wiście warunków mieszkaniowych biedoty, ale roz-
rost przedmieść, które stanowią społecznie i gospodar-
czo jeden organizm z miastem, pozwala na pewne roz-
ładowanie ludności, stłoczonej w obrębie murów wiel-
kich miast, a przez to na ewentualne poprawienie jej
warunków mieszkaniowych. Mimo to różnica w wa-
runkach mieszkaniowych między bogatymi, a ubogimi
raczej się jednak zwiększyła.
W zakresie ubrania przełom XVI/XVII w. przyniósł
poważniejsze zmiany. Wykształcił się wówczas pod
wpływem wschodnim strój szlachecki, uznany za
strój narodowy, którego składnikami były żupan, kon-
tusz i delia, a jako nakrycie głowy czapka obszyta
futerkiem lub kołpak. Do tego stroju noszono spodnie
długie, obcisłe i kolorowe buty. Nieodłączną częścią
stroju szlacheckiego była szabla typu orientalnego (ka-
rabela), ozdobna, niekiedy nabijana drogimi kamienia-
mi. Wśród ludzi dworskich natomiast, noszących się
z cudzoziemska, miejsce stroju włoskiego zajął hisz-
pański i niemiecki. Mniej charakterystyczne były ty-
py strojów kobiecych, w których trudniej wyśledzić
specyfikę polską, natomiast ujawniało się w nich bar-
dziej zamiłowanie do zbytku i ozdób. Podobnie mało
charakterystyczne były stroje mieszczan.
Stroje warstw wyższych, ludzi bogatych robiono z
materiałów zagranicznych. Odmiennie wyglądały
chłopskie, które nie tylko wykonywano z materiałów
krajowych, ale w których sukno, jako droższe, było
coraz częściej zastępowane przez tańsze ubranie płó­
cienne. Gdy szlachta uzupełniała strój futrem, to chło­
pi używali masowo kożuszków baranicll. Bliższych

267
danych o strojach chłopskich nie mamy i trudno są­
dzić o wyraźniejszych przemianach w tym zakresie.
Przemiany materialnych warunków życia również
w zakresie pożywienia odbywały się na korzyść
jednych grup społecznych, dla innych zaś, i to więk­
szości, zmieniały się na gorsze. Niewiele wiemy o po-
żywieniu ludzi w tym okresie, gdyż opisy uczt i bie-
siad, zawarte w literaturze są mało miarodajne, a przy
tym bardzo ograniczone społecznie. Z faktu, że cu-
dzoziemcy dziwili się obfitości, choć małej wybred-
ności uczt u bogatej szlachty, nie wynika jeszcze nic
na temat odżywiania się szerokich warstw społeczeń­
stwa. Wiemy tylko tyle, że bogatsze warstwy spo-
łeczeństwa jadały dużo ciężkich potraw. Były to mię­
sa, ryby, pasztety, a z jarzyn przede wszystkim groch,
wreszcie ciasta słodkie, ale z korzeniami, co popijano
piwem, a potem winem w większych ilościach. Nie był
to jeszcze okres wielkiego obżarstwa i pijaństwa, tym
bardziej że gorzałka, która rozpowszechniła się w Pol-
sce od końca XVI w., była napojem raczej chłopskim
i mieszczańskim, mało docierając do szlachty.
O pożywieniu niższych warstw społeczeństwa nie
wiemy prawie nic. Można jedynie wyciągnąć na ten
temat wnioski metodą pośrednią. Otóż jeżeli przeli-
czymy zmiany areału uprawnego - pewien wzrost
folwarcznego, pewien spadek kmiecego - a nadto
spadek plonów oraz przyrost ludności i powiększenie
się eksportu, to okaże się, że w zakresie podstawowego
zboża konsumpcyjnego, jakim było żyto, ludność mu-
siała jadać mniej, niż w XVI stuleciu. Przypuszczalna
ilość żyta w ziarnie, jaka przypadała na jednego
mieszkańca ówczesnej Korony nie przekraczała 0,40-
0,45 kg dziennie, co stanowi spadek o ok. 25-300J0
w stosunku do okresu poprzedniego. Nie świadczy to
bynajmniej o przymieraniu ludności głodem w okre-

268
sach średnichurodzajów; do tego było jeszcze daleko.
Zmniejszoną ilość
chleba uzupełniano zresztą przy
pomocy innych zbóż, np. owsa, w postaci bryj i pra-
żuch, którego zjadano więcej niż dawniej. Chłop spo-
żywał ponadto dużo kapusty, rzepy, jadał czasem
i mięso oraz ser i masło własnego wyrobu, choć wiele
z tych produktów starał się raczej sprzedać. Piwa pi-
jał zapewne podobnie dużo jak dawniej, choć być może
gorszego gatunku, gdyż dwór niejednokrotnie usiłował
już przejąć propinację w swoje ręce, by ciągnąć z niej
dodatkowe dochody.
W sumie nie było to wyżywienie głodowe, ale nie
było też przeciętnie dostatnie, jak dawniej. Ponadto
przy pewnym obniżeniu i ekstensyfikacji kultury rol-
nej trzeba się liczyć z częściej występującymi nieuro-
dzajami, które pociągały za sobą drożyznę, brak pro-
duktów, szczególnie dostępnych ceną dla biedoty
wiejskiej, a bardziej jeszcze miejskiej, a to mogło nie-
kiedy prowadzić do występowania głodu, przynajmniej
w określonych grupach społecznych. Mimo tych trud-
ności, niekiedy głodów, epidemii i zniszczeń wojen-
nych, ludność wzrastała, tak że Korona łącznie z Li·
twą i Ukrainą przed połową XVII w. mogła liczyć ok.
10 mln ludności, w tym zapewne nie więcej niż 40°/,
etnicznie polskiej.

Człowiek ówczesny żył w otoczeniu grupy społecznej,
większej i mniejszej, z którą łączyła go więź codzien-
na, praktyczna lub idealna, pośrednia, przy czym wy-
daje się, że nastąpiło pewne zawężenie oddziaływa­
nia grup szerszych na jednostkę.
Trudno się zorientować jakim zmianom uległa struk-
tura i funkcja rodziny w stosunku do czasów Odro-
dzenia. Wydaje się, że miało tu miejsce pewne usztyw-

269
nienie form i stosunków na zewnątrz i wewnątrz r~
dziny. Czy małżeństwo kojarzyło się na zasadzie ra-
czej majątkowej, w warstwach wyższych przynaj-
mniej, nie wiemy, ale możemy podejrzewać, że naj-
częściej tak bywało. W każdym razie wydaje się, że
tzw. władza rodzicielska uległa nieco wzmocnieniu,
a stosunek do dzieci, sądząc po literaturze, był bar-
dziej chłodny, mniej osobisty. Z tego wynikałoby, że
decyzje o małżeństwach bardziej jeszcze niż dawniej
zależały od rodziców, czyli były oparte nie na skłon­
nościach młodych, a na kalkulacji i interesie ich ro-
dziców i opiekunów.
Nie można jednak przejść do porządku dziennego
nad innym objawem, który mówiłby jeżeli nie
o wzroście znaczenia życia uczuciowego, to przynaj-
nmiej o większym zwracaniu nań uwagi. Częściej jest
ono tematem w poezji, która staje się bardziej lirycz-
na, obok moralizatorskiej i opisowej. W tym wypadku
trzeba jeszcze raz się zastrzec, że r. 1648 nie stan~
wił żadnej cezury i zjawiska o których mówimy, odn~
szą się również do drugiej połowy XVII w. Zresztą
wzrost znaczenia życia uczuciowego, wzrost literacki
przynajmniej, odnosił się głównie do górnych warstw
społeczeństwa i w praktyce nie wykluczał poprzedniej
zasady kojarzenia małżeństw na innej podstawie.
O tym również, że jedno nie wykluczało drugiego
świadczą pojawiające się wypadki rozwodów, uprzed-
nio niezwykle rzadkie, teraz częstsze w najwyższych
kręgach społecznych. Rozwody były pewną rektyfi-
kacją na rzecz osobistego wyboru, małżeństw koja-
rzonych przedtem na innej zasadzie.
W obrębie rodziny rola kobiety chyba nie wzrasta,
może nawet nieco spada. Mniej zwracano uwagi na
wykształcenie dziewcząt; choć klasztory benedykty-
nek zaczynały organizować kształcenie córek szlachec-

270
kich; mmeJszy stopień bezpieczeństwa wewnętrznego,
wojny podnosiły wagę "opieki" męskiej, choć i z tych
samych powodów kobieta-pani domu musiała nieraz
samodzielnie radzIć sobie ze sprawami życiowymi,
rodzinnymi, majątkowymi i radziła sobie nieraz bar-
dzo energicznie, o czym świadczą akta sądowe. Skar-
gi na zbytek kobiecy, drogocenne stroje, klejnoty bo-
gatych szlachcianek i mieszczek mogą równie dobrze
świadczyć o ich chęciach podobania się i sukcesach
w tym zakresie, jak i możliwościach majątkowych.
Skargi te - ze strony mężczyzn - mogą wskazywać
również na próbę ograniczenia tych wybryków i zam-
knięcia kobiet w skromnych ścianach domowego ognis-
ka. W każdym razie mały udział kobiet - poza sfera-
mi dworskimi - w życiu towarzyskim, biesiadach, w
życiu kulturalnym i publicznym, świadczyłby, że
różnice intelektualne na korzyść mężczyzn były duże,
być może nawet pogłębiały się jeszcze.
Stosunek rodziców do dzieci ulegał chyba pewnemu
usztywnieniu i ochłodzeniu. W wielu rodzinach szla-
checkich stosowana zasada wychowywania i kształ­
cenia dzieci poza domem, głównie w kolegiatach jezu-
ickich, musiała jakoś oddziaływać na słabsze związki
między dziećmi a rodzicami, na większą rolę w sto-
sunkach wzajemnych norm obyczajowych, niż osobis-
tego związania, tym bardziej gdy uzupełniano później
to wychowanie służbą w wojsku lub na dworze moż­
nego pana. Większa obojętność wobec dzieci przebija
już i z literatury, w której wcześniejsze Treny Ko-
chanowskiego nie znajdują analogii. Nie jest to oczy-
wiście reguła. Zdarzają się przejawy starań o dobre
wychowanie, wykształcenie, troska o dzieci wysyłane
z domu nieraz z wielkim nakładem kosztów za gra-
nicę. Dużą też rolę odgrywały zabiegi o uzyskanie dla
dzieci możliwości szybkiej kariery, dorobienia się ma-

271
jątku i znaczenia. Być może w tym wypadku jednak
wynikało to nie tyle z przywiązania rodziców i ich
troski o powodzenie latorośli, co dbałości o powodze-
nie rodziny czy rodu.
Związki rodzinne bowiem zaczynają w tym okre-
sie znów rozszerzać się, zyskiwać na znaczeniu.
Utrwalenie nazwisk, przywiązywanie większego zna-
czenia do dalszej paranteli (np. pokrewieństwo herbo-
we) mogłyby świadczyć o ożywieniu się elementów
wiGkszej rodziny, choć zjawisko to będzie bardziej
charakterystyczne dla czasów późniejszych.
Nie wydaje się, by to ostatnie zjawisko znajdowało
analogie wśród chłopów. O rodzinie chłopskiej na
wsi właściwie nic nie wiemy. Ewolucja stosunków
społeczno-gospodarczych, wzrost liczby drobnych gos-
podarstw wskazywałby na konieczność utrzymania,
czy nawet pogłębienia zasady małej rodziny, złożonej
głównie z rodziców i dzieci. Te ostatnie zresztą pod-
rósłszy odchodziły często gdzie indziej, czy osiadały
na innych, mniejszych gospodarstwach. O wewnętrz­
nym życiu tej rodziny nic nie wiemy. Jedynym ele-
mentem, zewnętrznym zresztą, który od końca XVI w.
pojawia się na wsi, jest stosowanie rygorów prawnych
i kar (chłosta i pokuta publiczna, grzywna, później
czasem nawet kara śmierci) za cudzołóstwo. Był to
przejaw nie tylko troski o moralność głoszoną przez
kontrreformację, czy obawy przed rozprzestrzenianiem
się chorób, jak to miało miejsce w ustawodawstwie
miejskim, ale również przejaw ingerencji jurysdykcji
pańskiej w wewnętrzne sprawy wsi i rodziny chłop­
skiej. Rozróżniano przy tym bezwstydność polegającą
na ni~legalnych związkach osób niezamężnych, od właś­
ciwego cudzołóstwa, jako zdrady małżeńskiej, szcze-
gólnie ostro tępionej wobec kobiet.

272
Ten nacisk policyjno-sądowy na moralność
erotycz-
ną miał zresztą dość wyraźnie znamię klasowe. Najsu-
rowiej karano w wypadku, gdy strony były różnego
stanu, gdy na przykład szlachcianka wdała się w ro-
mans z chłopem, lub - co gorsza - ze sługą niższego
stanu, który ponosił za to naj surowszą karę. Co inne-
go, gdy szlachcic pozwalał sobie na flirty czy zmusza-
nie dziewczyn wiejskich do zaspokajania jego zach-
cianek - wówczas z zasady niemal uchodziło mu to
bezkarnie. Różnice społeczne bowiem pogłębiały się
wyraźnie i przewaga obyczajowa szlachty była zbyt
silna, a przedział między stanami zbyt zasadniczy, by
uwiedzenie chłopki było uważane - wśród szlachty
oczywiście - za krzywdę, kt6ra wymaga kary. Na-
tomiast częste w okresie poprzednim małżeństwa mię­
dzystanowe zanikały, stany się wyraźniej oddzielały,
a szlachecki zamykał zupełnie. Już nie wystarczało
bowiem być przyjętym do herbu, czy nobilitowanym
przez króla, by zostać szlachcicem trzeba było spe-
cjalnych zasług i zabiegów, uwieńczonych odpowiednią
uchwałą sejmową. Zresztą cały ten kierunek bardzo
względnej społecznie, a surowej formalnie, obyczajo-
wości, jak i zamykanie się stan6w i narastanie różnic
między nimi, nie był procesem zakończonym i pogłę­
biał się jeszcze w końcu XVII i pierwszej połowie
XVIIIw.
Swiat, w którym zamykało się życie ówczesnych lu-
dzi, ulegał w pewnym stopniu zawężeniu w stosunku
do poprzedniego okresu. Poza rodziną najbliższe oto-
czenie dla chłopa stanowiła wieś. Nie była ona oto-
czona murem, ale zamykało się w niej bardziej niż
dawniej życie chłopskie. Można było z niej uciec, ro-
biono to często, ale zazwyczaj nie byli to chłopi,
którzy posiadali gospodarstwa funkcjonujące i produ-
kujące, chyba że ucisk stawał się nie do zniesienia

18 - Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 273


i ruina oczywista. Ucieczka nie równała się jednak
poznawaniu świata, ale zamknięciu się w innej wsi,
przejściowo przynajmniej dającej lepsze warunki ist-
nienia niż poprzednia. Poddaństwo wprawdzie nie
uległo formalnemu zaostrzeniu, ale praktycznie, wraz
ze swymi konsekwencjami, przykuwało chłopa do wsi.
Nie oznaczało to, że nigdy nie wychodził on ze wsi
- często przewozy zboża pańskiego na targ, czy do
brzegu oraz innych produktów, urządzeń, jak na
przykład kamienie młyńskie, wreszcie odrabianie pań­
szczyzny na daleko położonym folwarku wymagały p~
ruszania się - ale poruszania po ograniczonym i okreś­
lonym obszarze i w interesie cudzym, pańskim nie
własnym. Przewozy własnych produktów, handlowa-
nie, chodzenie czy jeżdżenie na zarobkowanie ulegało
ograniczeniu, już nie tylko z racji ograniczeń narzu-
canych przez dwór, ale chociażby ze względu na wzrost
ilości samych zajęć i robót przez dwór wymaganych,
który niezbyt wiele zostawiał chłopom na własny
użytek.
Zgodny z tym był proces zacieśniania się więzów
wewnątrz wsi. Ograniczenie praktyczne możliwości
odejścia wpływało oczywiście na zwiększenie kontak-
tów wewnątrz wsi, zawieranie małżeństw w jej obrę­
bie, rzadkie wychodzenie kogoś z rodziny poza wieś na
dłużej czy na stałe. O zwartości weW!llętrznej wsi
decydowały zresztą i inne czynniki - wspólnie odby-
wana pańszczyzna, wspólnie lub kolejno odbywane ~
sługi, wspólne zasady gospodarowania, gdy pola upra-
wiano w trójpolówce, wspólne użytki w formie łąk
czy chrustów, wspólne prace przy groblach, stawach,
drogach, wreszcie wspólna przeciw dworowi walka
klasowa. A walka ta ożywiła się w XVII w., już w je-
go pierwszej połowie, do jej prowadzenia zaś i skutecz-
ności konieczna była ścisła solidarność całej wsi, jej

274.
składki na koszty walki czy procesu, pomoc dla po-
szkodowanych, ochrona tępionych, czy solidarne wspar-
cie walczących. Walka klasowa wymagała nieraz zor-
ganizowania, tajemnego a ścisłego zarazem, wyboru
przywódców i koordynacji wystąpień. Walka ta to-
czyła się zwykle na terenie wsi, rzadziej obejmując
większy obszar, na przykład dobra jednego właścicie­
la, czy całą dzierżawę w królewszczyznach, nigdy na-
tomiast prawie nie przekraczała granic poszczególnych
dóbr.
Związek ludności z najbliższą okolicą, siedzibą pa-
rafii, niewielkiej chyba uległ zmianie. Wobec cofa-
nia się reformacji, przedtem i tak nie obejmującej
większych terenów, oraz wzrostem kontrreformacji,
obowiązek uczęszczania do kościoła w niedziele i świę­
ta wzmocnił się, ze zwyczajowego stając się nieraz
formalnym i egzekwowanym, z sankcjami za absencję.
Dotyczyło to w każdym razie głównie ludności chłop­
skiej i jej związków z parafią. Jej kontakt z najbliż­
szym miasteczkiem pozostał, choć być może rzadziej
bywała tam we własnych sprawach i interesach, a częś­
ciej z pańskiego polecenia, z pańskimi produktami.
Był to kontakt mniej swobodny i mniej wynikający
z własnych potrzeb i powiązań gospodarczych i spo-
łecznych, tym bardziej że obok zwiększania przewozów,
jako obowiązku wobec dworu, istniała równoległa ten-
dencja do unieruchomienia chłopa na miejscu, ogra-
niczenia jego ruchów, z czego tylko ucieczka mogła
czasowo wyzwolić.
Dla szlachty najbliższa okolica była terenem życia
religijneso w ramach parafii, a zapewne jeszcze bar-
dziej towarzyskiego w ramach stosunków z sąsiadami.
Choć stosunki te nie zawsze musiały być wzorowe,
wypełniały bardziej niż dawniej czas i zainteresowania,
wobec słabszych związków z dalszymi okolicami.

275
Szlachcic jeździł wprawdzie po kraju, ale czynił to
niezbyt często - okazję taką stanowiły elekcje, ewen-
tualnie pospolite ruszenie, ale to ostatnie nie było na
ogół zwoływane. Coraz rzadsze też stawały się tłumne
zjazdy szlachty, przynajmniej od momentu upadku
rokoszu Zebrzydowskiego (1607), ostatniej masowej
akcji szlacheckiej. Miasta stawały się również mniej
atrakcyjne, przynajmniej dla mniej zamożnych, wobec
skromniejszego udziału szlachty w życiu gospodar-
czym, tj. w handlu, przemyśle oraz w życiu kultural-
nym i literackim. Udział ten utrzymał się natomiast
w wypadku szlachty bogatej i magnaterii. Toteż dwory
magnackie zaczęły stanowić silniejszy magnes, ścią­
gający szlachtę z okolicy, niż wielkie miasto, dotych-
czasowa stolica regionu.
Mimo ogólnie silniejszego partykularyzmu u szlach-
ty, antagonizmy dzielnicowe i poczucie więzi w obrę­
bie swego własnego regionu nieco osłabły. Był to wy-
nik unifikacji ustrojowej i kulturalnej kraju, co wy-
raźniej widać np. w wypadku Mazowsza; był to też
skutek przesunięć migracyjnych, nie tylko zbiegów
chłopskich, ale i szukającej nowych ziem szlachty,
która łatwiej docierała na tereny litewsko-ruskie, od-
dzielone dawniej ustrojową barierą i ochroną prawa
indygenów (miejscowych) na niekorzyść przybyszów.
Mimo osłabienia aparatu państwowego i jego ten-
dencji centralizacyjnych, wzmacnianie więzi w obrębie
kraju następowało dalej, choć w znacznie trudniejszych
niż w poprzednim okresie warunkach. Wywołane to
było wielonarodowościową strukturą państwa polskie-
go, w którym ludność etnicznie polska nie sięgała poło­
wy zaludnienia, zaś ogromną masę stanowiła ludność
białoruska, ukraińska, w mniejszym stopniu litewska,
niemiecka, wreszcie wzrastająca liczebnie żydowska.
Na procesy scalania wewnętrznego składały się ele-

276
menty gospodarcze, kulturalne i polityczne, choć różnie
ich wpływ oddziaływał na poszczególne grupy ówczes-
nego społeczeństwa.
Mówiliśmy już wyżej o wzroście rynków dzielnico-
wych kosztem lokalnych, rynków skupionych wokół
takich ośrodków, jak Kraków, Sandomierz, Lublin,
Warszawa, Włocławek, Toruń, Gdańsk i Poznań, wresz-
cie Lwów. Rynki te stanowiły o wymianie i stosunk3.ch
handlowych w poszczególnych dzielnicach, wszystkie
jednak prawie były podporządkowane rynkowi nad-
rzędnemu, jaki wytworzył się wokół Gdańska, jako
miejsca spławu produktów rolniczo-leśnych i zakupu
towarów importowanych, a który objął całe niemal
dorzecze Wisły. Ten rynek dorzecza Wisły, obejmują­
cy, poza ziemiami ruskimi, większość Korony, wpły­
wał unifikująco na gospodarkę, jej strukturę i pro-
dukcję oraz ceny, wreszcie rozpowszechniał w obu
kierunkach określone typy towarów, krajowego i za-
granicznego pochodzenia. Oddziaływało to jednak nie
tylko na gospodarkę, ale i bezpośrednio na ludzi, ich
zainteresowania, nastawienie; oddziaływało nie tylko
na produkty, które sprzedawali, ale i te które kupo-
wali, a więc na żywność bardziej luksusową, ubiór,
nawet sprzęty, meble. W obrębie tego rynku następo­
wał proces unifikacji, który obejmował również kul-
turę, przynajmniej w sensie jej przedmiotów.
Od końca XVI w. nie było w Polsce większych re-
form ustrojowych. Stworzony wcześniej stan ulegał
raczej pewnemu skostnieniu, pewnej nawet decentrali-
zacji. Niemniej o procesie narastania więzi wewnętrz­
nej decydowały w jakimś stopniu elementy ustrojowe,
choć w zakresie społecznie ograniczonym do szeroko
pojętej szlachty. Uprzywilejowanie ustrojowe szlach-
ty, początkowo naj wyraźniejsze w Koronie, poprzez
unię rozszerzyło się na Litwę, ziemie ukraińskie i Pru-

277
sy Królewskie, wywołując poczucie solidarności sta-
nowej, solidarności skierowanej swym ostrzem prze-
ciw chłopom, jako klasie eksploatowanej i niekiedy
niebezpiecznej, jak i w pewnej mierze przeciw magna-
terii, jako grupie wyrastającej faktycznie ponad stan
szlachecki. Magnateria też w mniejszym stopniu po-
czuwała się do tej świadomej wspólnoty i ulegając
wprawdzie ujednoliceniu kulturalnemu, tworzyła jed-
nocześnie ostoję dla partykularyzmów i tendencji
odśrodkowych.
Ta ogólnokrajowa więź solidarności nie dotyczyła
natomiast chłopstwa, które bardziej zamknięte w swym
partykularzu, nie poddane wpływom ujednolicającym
w zakresie kultury, języka, nawet religii (próby unii
religijnej, jak wiemy, nie powiodły się), w znacznie
mniejszym stopniu poczuwało się do więzi ogólnona-
rodowej, a tym bardziej przyznawało się do łączności
z ludnością, chociażby tylko chłopską, w obrębie ca-
łego państwa. Więź ogólnokrajowa była natomiast sil-
niejsza u mieszczan, i to nie tylko z racji polonizacji
mieszczaństwa wielkich miast, jego większej ruchli-
wości, ale przede wszystkim w formie rozumienia
związków gospodarczych całego terenu. Najlepiej to
widać w postawie Gdańska, który będąc ostoją par-
tykularyzmu pruskiego w XVI w., w XVII stuleciu
broni wprawdzie zaciekle swego uprzywilejowanego
stanowiska w handlu i na wybrzeżu, nie cofając się
przed wzywaniem obcych na pomoc, jednocześnie zaś
gotów jest ponosić ogromne ofiary w walce z wrogiem,
który by chciał go zająć i odciąć od reszty kraju.
Znajomość kraju, jego stosunków, mimo raczej
mniejszej ruchliwości ludńości, nie zanikła bynaj-
mniej. Szlachcie przynosiła ją służba wojskowa, której
zawodowo oddawały się liczne rzesze młodszych
a uboższych synów domów szlacheckich. Miejsce daw-

278
nych zjazdów politycznych zajęły nieraz podróże do
trybunałów w Piotrkowie,_ Lublinie, dla Litwy w Wil-
nie, Mińsku, czy Nowogródku, wreszcie podróże zwią­
zane z interesami do miast, szczególnie Gdańska.
W wojsku służyli również mieszczanie, szczególnie
w piechocie, oraz chłopi, jako tzw. pocztowi, służba
jazdy szlacheckiej, czeladź taborowa, czy nawet pie-
churzy. Drobni kupcy krążyli po kraju z towarami,
choć nie zawsze byli to kupcy polscy, zdarzali się bo-
wiem również obcy, jak sławni Szkoci, którzy obnosili
na plecach zapasy drobnych towarów, tzw. norymber-
szczyznę·

Poczucie więzi wewnątrz społeczeństwa miało rów-


nież 'swe źródło w zetknięciu z obcymi krajami i ob-
cymi ludźmi. Kontakty zagraniczne zmniejszyły się
wprawdzie w porównaniu z XVI stuleciem, ale by-
najmniej nie zanikły. Zmienił się charakter podróży
zagranicznych i zakres społeczny ludzi, którzy w nich
uczestniczyli. Miejsce dawnych wyjazdów na studia
zagraniczne, głównie do Włoch i do Niemiec, zajęły
coraz bardziej podróże krajoznawcze i dworskie, w któ-
rych młodzi magnaci, czy synowie bogatej szlachty
jechali do Niderlandów, Francji, czasem Włoch, do
krajów niekiedy nawet bardzo odległych, nie po to
jednak, by tam studiować na uniwersytetach, lecz
oglądać miasta, fortece, odwiedzać dwory, a jeśli
uczyć się czegoś, to języków współczesnych, ogłady
dworskiej, obycia ze światem. Nie zawsze najlepsze
były skutki takiej edukacji.
Bardziej masowe zetknięcie z cudzoziemcami nastę­
powało w kraju, w jego granicach i to zetknięcie z bro-
nią w ręku. Wojny ze Szwedami, Rosją, Tatarami
i Turcją dodawały jeszcze elementów wrogości wobec
cudzoziemców, dotychczas tak silnie zaznaczającej się
wśród szlachty w stosunku do Niemców i ich monar-

279
chów, Habsburgów. W sumie zetknięcie to nie tylko
pobudzało patriotyzm, ale rodziło stopniowo ksenofo-
bięi megalomanię narodową, która się będzie jeszcze
wzmagać w następnym okresie. Na ten swoisty pa-
triotyzm i niechęć do cudzoziemców składały się oczy-
wiście bardzo różne elementy - obcość stroju, języka,
zachowania, narodowości i wyznania, wrogość wobec
aktualnego czy potencjalnego nawet n.ieprzyjaciela.
Różnie się ten patriotyzm będzie przełamywał w po-
szczególnych grupach społecznych i w konkretnych
wypadkach. Istniejący patriotyzm szlachecki źle zda
egzamin w trudnych momentach połowy XVII w.,
magnacki okaże się w ogóle mitem, natomiast niespo-
dziewanie wystąpi Silnie wśród mieszczaństwa i chłop­
stwa, choć trudno przypisywać mu charakter pełnej
świadomości narodowej, ogarniającej całe społeczeń­
stwo. Równocześnie powstania kozackie będą prowa-
dziły do tworzenia się odrębnego poczucia wspólnoty,
języka, wiary, a nawet z czasem świadomej więzi na-
rodowej u mieszczańskiej i chłopskiej ludności Ukra-
iny.
Mimo spadku popularności studiów zagranicznych,
do połowy XVII w. trudno mówić o upadku szkol-
nictwa w Polsce - wprost przeciwnie, w zakresie
szkolnictwa na poziomie średnim (gimnazjum), można
nawet mówić o rozwoju. Geneza tego rozwoju tkwi
zresztą w okresie poprzednim, rozkwitu reformacji
i początków kontrreformacji, która miała tę pierwszą
zwalczyć. O szkołach różnowierczych pisaliśmy już
w okresie poprzednim, choć były niezbyt liczne. Pod
koniec XVI i w I połowie XVII stulecia nastąpił swo-
isty szczyt ich rozwoju, wówczas też działały najsław­
niejsze szkoły różnowiercze, jak braci czeskich w Lesz-
nie i ariańska w Rakowie. Pierwsza z nich, ufundo-
wana przez syna znanego działacza egzekucyjnego Ra-

280
fała Leszczyńskiego, przeżywała w pierwszej połowie
XVII w. swój najbujniejszy rozwój, gdy na jej czele
stanął sławny uczony i myśliciel Jan Amos Komeński.
Znakomity pedagog nie tylko przejął protestanckie
wzory gimnazjum klasycznego, ale zaczął świadomie
wypracowywać pedagogiczne podejście do nauczania.
Jego szkoła była podzielona na klasy, według pozio-
mu umiejętności uczniów, z odpowiednim programem
dla każdej; ponadto Komeński opracował sam podręcz­
niki dla początkującej młodzieży, którą starał się
w sposób przystępny i poglądowy wprowadzić w po-
czątkową naukę.
Drugą sławną szkołą protestancką była założona
w 1602 r. w Rakowie szkoła ariańska, kierowana przez
J. Crella i J. Stegmana. Nastawiona podobnie huma-
nistycznie, o tolerancyjnej atmosferze, która przeja-
wiała się m. in. w przyjmowaniu uczniów różnych
wyznań, stanowiła silny i żywy. ośrodek nauczania
do 1638 r., gdy na mocy uchwały sejmowej, została
zamknięta. O ile szkoła w Lesznie oddziaływała swymi
wzorami raczej na szkolnictwo zagraniczne, to Raków
praktycznie kształcił liczne rzesze młodzieży w kraju.
Prócz tych dwóch sławnych dobre szkoły protestanckie
działały w Lewartowie czyli Lubartowie (kalwińska),
Dajanowie (luterańska) oraz w miastach pruskich, jak
Gdańsk, Toruń i inne, w których cieszyły się zasłu­
żoną sławą miejscowe gimnazja. Były to wprawdzie
gimnazja niemieckie, ale właśnie w XVII w. zaczęto
w nich częściowo nauczać po polsku.
Wcześniej szkoły różnowiercze, a po ustaleniach
soboru trydenckiego, dotyczących taktyki walki z re-
formacją, również szkoły katolickie uważały wycho-
wywanie i kształcenie młodzieży za najskuteczniejszą
metodę w gruntowaniu czy przywracaniu ludzi na
właściwą wiarę. Głównymi wykonawcami tego prog-

281
ramu po stronie katolickiej byli jezuici, sprowadzeni
do Polski w 1564 r. Prócz akcji misyjnej i działal­
ności politycznej, szkolnictwo było ich główną -dzie-
dziną pracy. W ciągu II połowy XVI w. zdążyli otwo-
rzyć i uruchomić całą sieć tzw. kolegiów jezuickich
(Braniewo, Pułtusk, Wilno, Lwów, Poznań i in.).
W szkołach swych, notabene zorganizowanych częś­
ciowo według wzorów protestanckich, starali się
kształcić przede wszystkim przyszłych gorliwych
obrońców i propagatorów katolicyzmu, choć sami je-
zuici, szczególnie w pierwszym okresie, chętnie przyj-
mowali do szkół dzieci protestantów.
Te tzw. kolegia jezuickie były wprawdzie w zasa-
dzie szkołami bezpłatnymi, ale prawie wyłącznie
przeznaczonymi dla młodzieży szlacheckiej. Młodzież
uczyła się, podzielona na klasy według stopnia za-
awansowania w języku łacińskim, a program obejmo-
wał gramatykę, retorykę, nieco matematyki, zasady
wiary, wreszcie w języku polskim wygłaszania mów,
zwykle napuszonych, i pisania listów nader kwiecis-
tych. Nowe podręczniki, np. gramatyka łacińska Al-
vara, były pewnym postępem dydaktycznym, choć
podstawę nauki stanowiły najczęściej teksty klasycz-
nej literatury, odpowiednio spreparowane do użytku
uczniów. Do pilnej nauki miała pobudzać rywalizacja,
nagrody i kary, a delatorstwo wzmagało dyscyplinę,
ułatwioną poprzez wieloletnie przytrzymywanie uczą­
cej się młodzieży w konwikcie. Najbardziej jednak
zależało jezuitom nie na wykszt'ałceniu młodzieży, lecz
na stworzeniu z niej wojujących zwolenników kontrre-
formacji, co im się nawet w wypadku synów prote-
stanckich bardzo często udawało .
.Jezuici ze swymi kolegiami nie posiadali monopolu
na średnie szkoły katolickie. W połowie XVII w. ry-
walizowali z nimi swymi nielicznymi szkołami pijarzy,

282
a konkurencja jezuitów, którzy po podniesieniu w
1579 r. ich kolegium wileńskiego do rangi akademii,
usiłowali utworzyć akademie również gdzie indziej,
pobudziła do kontrakcji Akademię Krakowską. Uni-
wersytetowi Krakowskiemu chodziło nie tylko o obro-
nę swego monopolistycznego stanowiska, jako jedynej
szkoły wyższej w Polsce, ale również o stworzenie pod
opieką uni wersytetu szkół średnich, które mogłyby
stanowić właściwą konkurencję dla kolegiów jezuic-
kich. Podobnie jak pozostałe szkoły typu średniego
(gimnazja), te tzw. kolonie akademickie miały nasta-
wienie humanistyczne i zadaniem ich było wypełnić
lukę pomiędzy bardzo elementarnym nauczaniem w
szkółkach parafialnych, szczególnie w małych mia-
steczkach i wsiach, a poziom~m wiedzy i umiejętności,
wyłnaganym od słuchaczy uniwersyteckich. Pierwszą
taką szkołą było tzw. Gimnazjum Nowodworskiego
(św. Anny), za którym poszło organizowanie podobnych
szkół w innych miastach - Gnieźnie, Tucholi, Białej
Podlaskiej, N. M. Korczynie. Szkoły te były prowa-
dzone na wzór Wydziału Sztuk na uniwersytecie, oczy-
wiście o łatwiejszym nieco programie, ich obsadę sta-
nowili absolwenci i wykładowcy uniwersyteccy. Ko-
lonie akademickie cieszyły się uznaniem, choć nie były
typowymi szkołami szlacheckimi, jak jezuickie, lecz
obsługiwały również mieszczaństwo. Antagonizm Aka-
demii i jej kolonii z jezuitami objawiał się zresztą
nie tylko w polemikach drukowanych przez obie stro-
ny, ale i w bijatykach uczniów obu typów szkół, gdyż
dla młodzieży wychowywanej pod okiem uniwersytetu
i jezuitów, nie tylko różnowiercy i Zydzi byli przed-
miotem napaści, ale i uczniowie konkurencyjnych
szkół.
W zakresie organizacji i programu szkół wyższych
w Polsce nastąpiły również pewne zmiany. Sam Uni-

283
wersytet Krakowski nie przeszedł wprawdzie grun-
townych reform - scholastyka i Arystoteles pozosta-
ły - niemniej pod koniec XVI stulecia uległy po-
prawie warunki materialne uniwersytetu, a częściowe
reformy, w formie uzupełniania dotychczasowych ka-
tedr nowymi (historii, matematyki) pozwoliły uczelni
w początkach XVII w. osiągnąć stosunkowo niezły po-
ziom nauczania i skupić kilka wybitniejszych postaci.
Znaczenie uniwersytetu zmalało jednak, gdyż w jego
murach kształciło się coraz mniej bogatej szlachty,
a tym bardziej synów magnackich, coraz więcej na-
tomiast mieszczan i szlachty drobnej i ubogiej, dla
której wykształcenie było potrzebne do uzyskania
jakiejś stabilizacji życiowej.
Obok Uniwersytetu Krakowskiego powstały w tym
czasie w Polsce dwie nowe uczelnie wyższe. Jak już
mówiliśmy, kolegium jezuickie w Wilnie uzyskało
w 1579 r. prawa akademii. Działalność jej jako szko-
ły wyższej, ograniczonej wprawdzie do dwóch wy-
działów (filozofii i teologii), mimo przeniknięcia du-
chem scholastyki, musiała jakoś oddziaływać na pod-
niesienie się poziomu wykształcenia na Litwie. W kie-
runku południowo-wschodnim natomiast miała oddzia-
ływać, utworzona w 1594 r. przez Jana Zamoyskiego
Akademia w Zamościu. Nastawiona głównie na filo-
zofię (w naszym rozumieniu humanistykę) i prawo, nie
byłą dostatecznie uposażona, a gdy możny protektor,
który dbał o nią i starał się ściągnąć do Zamościa
wybitniejszych uczonych, zmarł, Akademia rozpoczęła
wegetację, oddziaływając minimalnie na podnoszenie
się poziomu umysłowego w kraju.
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń dotyczących wad
szkolnictwa średniego i słabości uniwersytetu i nowo
powstałych akademii, sam wzrost ilościowy szkół na
średnim i wyższym poziomie musiał stworzyć warunki

284
do dalszego wzrostu poziomu umysłowego społeczeń­
stwa. Wprawdzie około połowy stulecia widać było
pewne obniżenie poziomu kolegiów jezuickich, uległy
też likwidacji niektóre szkoły protestanckie, nie-
mniej - w każdym razie w początkach XVII w. -
nie można mówić o upadku szkolnictwa, a w związku
z tym o załamaniu się kultury. Cechą, która ograni-
czała dodatni wpływ szkolnictwa na społeczeństwo,
a szczególnie klasę rządzącą, był stopniowy odwrót
magnaterii i szlachty od studiów uniwersyteckich, dla
której po kolegium jezuickim raczej dwór magnacki
i służba wojskowa były uzupełnieniem wykształcenia.
Natomiast elita intelektualna, którą kształcił uniwer-
sytet i akademie, była coraz bardziej mieszczańska.
W okresie poprzednim zarówno zainteresowania
szlachcica, jak mieszczanina, ba nawet syna chłopskie­
go, kierowały się podobnie ku humanizmowi i to
wbrew oficjalnemu zwykle programowi kształcenia.
Natomiast obecnie ten rozdźwięk pomiędzy programa-
mi szkół a zainteresowaniami społeczeństwa zmniejszył
się, nie tyle może na skutek zadośćuczynienia im, co
częściowo w wyniku osłabienia rozbudzenia intelektu-
alnego w społeczeństwie. Szlachtę, i to tę kształcącą
się, poza pewnymi elementami humanizmu, intereso-
wała przede wszystkim historia i to dość specyficznie
pojęta. Mieszczaństwo bardziej parało się nauką i lite-
raturą piękną. W zakresie zainteresowań intelektual-
nych sytuacja więc stawała się odmienna, niż w XVI
stuleciu, gdy nie było różnic między mieszczanami
i szlachtą, a ludzie pochodzący z różnych stanów two-
rzyli jedną elitę kulturalną, razem budowali jedną
ogólnonarodową kulturę.
To zjawisko ponadstanowej kultury załamało się
w I połowie XVII w. Stopniowo wytwarzały się jak
gdyby dwa kierunki zainteresowań, dwie elity i roz-

285
dzielały dwie kultury, szlachecka i mieszczańska. Je-
żeli weźmiemy pod uwagę twórczość piśmienniczą, jako
wyraz zainteresowań, ideologii i wykształcenia, wów-
czas okaże się, że szlachta i magnateria unikając
raczej studiów - choć czasem odwiedzała uniwersy-
tety zagraniczne - tworzyła dzieła historyczne, pisała
pamiętniki, wydawała publicystów, mówców, dając
przy tym wyraz specyficznej ideologii polskiego sar-
matyzmu. Odmiennie wyglądała elita mieszczańska
i jej działalność twórcza. Mieszczanie byli naukowca-
mi - filologami, filozofami, matematykami, lekarza-
mi - oni pisywali poezje w języku polskim, typu sie-
lanki jak to czynił S. Szymonowicz, B. Zimorowicz,
czy S. Klonowicz, albo też komedie i krotochwile. Ten
ostatni, odrębny gatunek, tzw. literatura rybałtow­
ska, był najbardziej jaskrawym tego przykładem. Oni
dbali o kontynuację tradycji naukowych i literackich
Odrodzenia polskiego, oni wydawali dzieła Kochanow-
skiego i zapewnie głównie oni je czytywali.
Proces rozdzielenia się stanowego kultury nie był
ani prosty, ani szybki. Ideologia i kultura szlachecka,
wyrosła wprawdzie początkowo z Renesansu, ale
kształtowana była pod wpływem jezuitów. Wśród tych
jeszcze na przełomie XVI i XVII stulecia najwybit-
niejszymi byli właśnie mieszczanie, jak K. Warszewic-
ki, M. Bembus, F. Birkowski i J. Wujek. Dopiero
stopniowo zamykanie się stanów, odrębne formy i kie-
runki kształcenia, a przez to rozdzielanie się środe>­
wisk kulturalnych wywoływały powoli tę przemianę
i wyodrębnianie się dwóch kultur. Zjawisko to sta-
nowiło oczywiście o pewnym cofnięciu się w stosunku
do epoki wcześniejszej.
Warunki materialne i społeczne w jakich żył
ówczesny szlachcic, mieszczanin, czy chłop kształtowa­
ły ówczesną umysłowość, jej pojęcia, skalę wartości,

286
sposób rozumienia świata, wreszcie sposób wyrażania;
w tym ostatnim zakresie zresztą następować zaczGły
większe zmiany, bardziej jeszcze rozwinięte w okresie
późniejszym. Język polski ulegał w zasadzie dals?!emu
rozwojowi, ujednolicała się szczególnie ortografia,
wzbogacało słownictwo. W tym ostatnim wypadku po-
jawiło się jednak nowe, niebezpieczne zjawisko, tzw.
makaronizmy. Polegało to nie tylko na zastępowaniu
w tekście polskim poszczególnych słów, czy całych
wyrażeń określeniami łacińskimi, co powodowało pow-
stanie dziwacznych dwujęzycznych mów czy pism. Co
gorsza to mieszanie języków, nie wynikające bynaj-
mniej z braku terminów polskich, prowadziło w pew-
nych wypadkach do latynizacji samych słów polskich,
którym dodawano końcówki łacińskie. Pisano o uda-
waniu się "ad pospolitum ruszenium", o tym, że aren-
darze "wyciągant stricte robotas" itp. To zachwaszcze-
nie polszczyzny wynikało tak z udziwnienia sposobu
wyrażania się, jak i w pewnej mierze z obniżającej
się znajomości łaciny i niedoceniania walorów własne­
go języka i jego piękna. Zresztą łacina, przezwyciężo­
na niemal w życiu publicznym i literaturze - z wy-
jątkiem naukowej - w XVI stuleciu, teraz foryto-
wana znowu przez jezuitów, wzmocniła swoją pozycję,
wkraczając na powrót do poezji, a utrzymując się
ciągle w pracach naukowych.
Ogólna ewolucja mentalności ludzkiej w XVI w.
zmierzała stoniowo do zwiększenia dokładności pojęć,
uściślenia wielkości przestrzeni, czasu, liczby. Ten
kierunek utrzymał się, lecz tylko w pewnych gru-
pach społecznych - mieszczaństwa oraz w niektórych
kręgach magnaterii i szlachty. Wyraźniejsze precyzo-
wanie pojęć występowało głównie u mieszczaństwa,
które przeważało wśród ludzi zajmujących się pracą
naukową.

287
Najwyraźniejsze uściślenie pojęć występowało w
matematyce i filologii. Była to jak gdyby kontynuacja
nauki renesansowej, podobnie jak to się działo we
Włoszech, Francji, czy Holandii. Najwybitniejszym
przedstawicielem tego kierunku był profesor krakow-
ski Jan Brożek (1582-1652), entuzjasta Kopernika,
propagator nowo odkrytych logarytmów i pionier te-
orii liczb. Jego współpracownikiem był fizyk, astro-
nom, a głównie matematyk St. Pudłowski; o podręcz­
niki matematyki pilnie dbali arianie. Praca paru na-
ukowców nie miałaby zresztą większego znaczenia dla
życia społecznego, gdyby nie zapotrzebowanie na
matematykę użytkową, które istniało w dwóch dzie-
dzinach. Chodziło o miernictwo, a więc pomiary pól, co
zresztą rozwijało się i wcześniej, chodziło też o sztukę
fortyfikacyjną, która w tym okresie, pod wpływem
włoskim i niderlandzkim dążyła do wystudiowanych;
geometrycznych kształtów obwarowań, dopasowanych
do możliwości skutecznego prowadzenia ognia. Ten
ostatni typ zainteresowań przejawiał się u przedsta-
wicieli magnaterii i bogatej szlachty, a także króla
Władysława IV. Niektórzy nawet, jak K. Zbaraski czy
R. Leszczyński jeździli do Włoch, do Galileusza i tam
studiowali zasady sztuki fortyfikacyjnej. I zasady te
wcielano w życie w obwarowaniach miast, zamków,
obozów warownych. Ściągano też z zagranicy specja-
listów z tej dziedziny, jak na przykład Getkanta, in-
żyniera nadwornego Władysława IV. Podobnie obok
miernictwa rozwijała się kartografia, często uprawia-
na przez obcych specjalistów (Beauplan).
Zjawisko określania wielkości świata i otoczenia,
mierzenia go, nawet przedstawiania w liczbach, nie
miało jednak szerokiego zasięgu społecznego. Pozosta-
ły wprawdzie w społeczeństwie vv-yrobione już wcześ­
niej pojęcia. ale nie były kultywowane i rozwijane,

288
poza mieszczaństwem, dla którego życie codzienne,
handel i zjawiska pieniężne, szczególnie przesilenie
monetarne z lat dwudziestych XVII w., stawały się
bodźcem do dalszej próby uściślania liczbowego zja-
wisk. Ta wąska podstawa społeczna zainteresowanych,
ograniczona głównie do mieszczaństwa gdańskiego
i nielicznych wojskowych, nie prowadziła do konty-
nuacji i rozwoju nauk matematycznych i fizycznych,
do badań eksperymentalnych.
Barbaryzacja języka, słabsza znajomość nie tylko
prawidłowej polszczyzny, ale i łaciny, nie były jedy-
nymi zjawiskami w dziedzinie językowej. Jednocześ­
nie trwały, zapoczątkowane wcześniej, próby uściśleń,
w postaci prac filologicznych. Chodziło w tym wy-
padku o prace słownikowe, jak wielki słownik polsko-
-łacińsko-grecki, G. Knapskiego (1621), a nadto rozwój
orientalistyki, uwidoczniony w tłumaczeniach z języ­
ków orientalnych Ogrodu różanego przez S. Ot\\<i-
nowskiego, czy Koranu przez P. Starkowieckiego. Wre-
szcie tłumaczenie dzieł Arystotelesa (Etyki, Polityki,
przypisywanej mu Ekonomiki), których dokonał Seba-
stian Petrycy z Pilzna, starały się ustalić terminologię
polskiego języka filozoficznego, a o uściślaniu zasad
i pojęć logicznych świadczy praca o logice stożków
Adama Bursiusa. I znowu te prace filologiczne szły
jednym torem, podczas gdy praktyczna znajomość ję­
zyków klasycznych i poprawnej polszczyzny innym.
W rękach szlacheckich, o szerokim oddziaływaniu
ideologicznym pozostawała natomiast historiografia.
Kontynuując prace M. Kromera i M. Bielskiego, pi-
sali i wydawali kroniki Joachim Bielski (1597), M.
Stryjkowski (1582), roczniki SL Sarnicki (1587),
wreszcie dzieło w formie słownikowo ułożonych bio-
grafii S. Starowolski (1655). Owczesne prace historycz-
ne miały pewną wartość w odniesieniu do czasów im

19 - Polska-Rzeczą Pospolitą Szla.:hecką 289


współczesnych, którym pisarze nieraz nie szczędzili
krytyki, schodziły natomiast na manowce fantazji, gdy
zajmowały się czasami dawniejszymi, szczególnie za-
mierzchłą przeszłością. Ich próby nawiązywania do
starożytności, w formie wywodzenia Polaków, a głów­
nie szlachty polskiej od starożytnych Sarmatów, da-
wały podstawy tekstowe do tworzenia specyficznej,
szlacheckiej ideologii tego okresu, tzw. sarmatyzmu.
Szlachta, a właściwie jej przywódcy ideologiczni,
usiłowali znaleźć uzasadnienie dla istniejącego porząd­
ku społecznego, politycznego, nawet religijnego w wąt­
pliwych wywodach historycznych, które miały uza-
sadnić słuszność i doskonałość istniejących w Polsce
stosunków. Wyjątkowe stanowisko stanu szlacheckie-
go miało wywodzić się z podboju, praw zdobywcy i ze
służby wojennej i w myśl tych teorii szlachta, ·a nie
królowie, była twórcą państwa. Dlatego też godnymi
szlachcica były tylko funkcje publiczne i zajęcia woj-
skowe. Szlachcic chętnie był cześnikiem, wojskim, czy
łowczym, choć były to najczęściej tytuły bez żadnego
realnego pokrycia. Był też częstokroć żołnierzem, ale
być nim zawodowo nie musiał, bo samo szlachectwo
stanowiło o jego rycerskiej funkcji, o której przypo-
minano, powołując się na istnienie pospolitego rusze-
nia. Stąd też brała się stopniowo pogarda dla zajęć
nieszlacheckich, plebejskich, dla parania się handlem
czy rzemiosłem, 00 nawet sejm w 1633 r. uważał za
słuszne zakazać ustawowo a czego notabene ściśle nie
przestrzegano.
To wyniesienie się prawne i ideologiczne stanu
szlacheckiego wymagało jego wyraźnego oddzielenia
od innych stanów, mniej szlachetnych. Szlachcicem
trzeba się było urodzić, tylko bowiem urodzenie na-
dawało odpowiednie męstwo i cnotę, a jedynie w wy-
jątkowych wypadkach za zasługi wojenne można było

290
uzyskać nobilitację. Stąd strzeżono czystości
pocho-
dzenia, wystrzegano się wiązania z plebejami, a ludzi
uszlachconych przez parę pokoleń nieraz nie uznawa-
no za pE'łnoprawną szlachtG. O posiadaniu szlachectwa
świadczył herb, który stał się niezwykle ważnym po-
jęciem, podobnie jak szlachetne urodzenie równało się
szerokiej paranteli rodzinnej, o której teraz nigdy nie
zapominano, a której znaczenie wzrosło niepomiernie.
Niemożność udowodnienia posiadania herbu, powoła­
nia się na liczne rzesze krewnych szlachty, w wypad-
ku zarzutu o nieszlacheckie pochodzenie równało się
śmierci cywilnej.
Szlachcic pełnoprawny musiał być nie tylko dobrze
urodzony, ale posiadać też dobra ziemskie, przynaj-
mniej skrawek ziemi. Jeżeli go nie posiadał był raczej
potencjalnym szlachcicem bez pełni praw publicznych
jeśli zaś miał tylko grunt własny, bez poddanych, pra-
wa jego były w części ograniczone i musiał np. płacić
podatki, tak jak chłopi. Natomiast wśród szlachty
posesjonatów w teorii nie było różnic - czy był ma-
gnatem posiadającym wsi kilkaset, czy szlachetką na
cząstce wsi, w zasadzie byli równi w swych prawach
i stanowiskach, obaj byli w nomenklaturze szlachec-
kiej braćmi-szlachtą. Z tego postulatu równości szla-
checkiej wynikał zakaz posiadania tytułów książąt,
hrabiów, baronów - poza nielicznymi rodzinami knia-
ziów litewskich oraz walka z wszelkimi próbami wy-
różnień honorowych, jak np. z projektem orderu
"Niepokalanego Poczęcia NMP" za Władysława IV. To
pojęcie równości w odniesieniu do realnie rosnących
różnic społecznych w obrębie stanu szlacheckiego wy-
glądało niemal jak rodzaj kompensaty społecznego
kompleksu niższości.
Szlachcic posiadał liczne przywileje, które były
gwarancją nie tylko jego prawnie uprzywilejowanego

291
stanowiska, ale w jego pojęciu w ogóle całego ustroju
społecznego i politycznego, tzw. wolności szlacheckich.
W tym wypadku chodziło nie tylko o konkretne wol-
ności podatkowe, celne, nietykalność osobistą bez wy-
roku sądowego, czy o pozytywne prawa polityczne -
udziału w sejmikach, elekcji, prawa zajmowania urzę­
dów - ale o ograniczenie władzy królewskiej, posą­
dzanej stale, nie bez pewnych racji, o chęć zaprowa-
dzenia "absolutum dominium". W tym wypadku za-
sada kontraktu - i to wypowiadalnego - z królem,
zasada niestanowienia nic o szlachcie bez jej zgody, za-
sada kontroli społecznej aparatu państwowego prowa-
dziła do narastającej dezorganizacji, a w przyszłości
pełnej anarchii, która rzekomo miała zabezpieczyć wol-
ności stanu uprzywilejowanego. Te hasła zagrożenia
i obrony wolności szlacheckiej były niezwykle dogodną
bronią dla magnaterii, która realnie sama te wolności
ograniczała, bronią w walce z królem; były też narzę­
dziem, którym posługiwali się dla mobilizacji rzesz
szlacheckich w miarę potrzeby wszyscy, nawet jezuici,
początkowo gorliwi zwolennicy absolutyzmu monar-
szego.
Ci ostatni zresztą, podobnie jak gorliwi księża świec­
cy, starali się, z pomyślnym na ogół skutkiem, do wy-
kazu cnót i obowiązków stanu szlacheckiego dołączyć
jego katolickość i gorliwość religijną. Zwalczanie pro-
testantów, fundacje nabożne, teoria misji obrony wia-
ry przed niewiernymi (Turkami), ewentualnie i schiz-
matykami (Moskwą) nie miały godzić w wolności
szlacheckie, lecz je zabezpieczać i czynić bardziej
wzniosłymi. Nie zawsze dawało to spodziewane rezul-
taty, bo tolerancja religijna długo utrzymywała się
jako zasada w umysłach bardziej oświeconej szlach-
ty, tolerancja niekiedy nawet połączona z indyferen-
tyzmem religijnym w poszczególnych wypadkach, jeśli

292
wierzyc owczesnym moralizatorom. Dopiero parę po-
koleń wychowanych przez jezuitów w kolegiach i kon-
wiktach zakonnych dołączyło wreszcie do pojęcia
szlachcica dewocję i elementy fanatyzmu wobec he-
retyków.
Sarmatyzm jako ideologia szlachecka rodził się do-
piero od końca XVI w. i daleko mu jeszcze było w na-
szym okresie do pełnego rozwoju, do całkowitego zwy-
cięstwa i do zaślepienia społeczeństwa szlacheckiego,
utożsamiającego się z narodem. Niemniej już wówczas
sarmatyzm posiadał pewne cechy samouwielbienia sta-
nowego wraz z pogardą dla innych stanów i megalo-
manii narodowej z ksenofobią wobec cudzoziemców.
Już wówczas również sarmatyzm zaczął się przejawiać
w stylu życia, sztuce czy literaturze.
Sarmatyzm przejawiał się w stroju szlacheckim,
o którego ukształtowaniu mówiliśmy, a który był ja-
kimś wyrazem sarmackiego stylu życia i zarazem wy-
odrębnienia stanowego. Właśnie kwestia stroju była
jednym z elementów poczucia odrębności i niechęci
wobec cudzoziemców, ich obyczajów, wyglądu, zacho-
wania, wreszcie kryjącej się poza tym wszystkim -
w wypadku cudzoziemców licznych na dworze kró-
lewskim - szerokiej podstawy antagonizmu społecz­
no-gospodarczego. Odmienność bogatego, dość wyraź­
nie orientalnego, szczególnie w ozdobach i broni, stroju
miała swe odpowiedniki w urządzeniu wnętrz (sprzę­
ty, kobierce wschodnie), przy czym cały ten kierunek
sarmackiego stylu życia i wyglądu miał się w przy-
szłości pogłębić.
Moda na polskość stroju i otoczenia wiązała się nie-
wątpliwie z jakimiś przemianami w zakresie poglądów
estetycznych, w zakresie pojęć o tym co piękne, a co
brzydkie.
293
Poglądy estetyczne w zasadzie najlepiej przejawia-
ją się w sztuce i mogą być wówczas wyrazem poglą­
dów twórców, szczególnie w momencie narastania no-
wych, rewolucyjnych przemian w sztuce, poglądów
wyrażonych w dziełach wielkich, zindywidualizowa-
nych w swej pracy artystów. Drugim elementem, który
decyduje o wyglądzie sztuki, o ocenie wartości este-
tycznych. są odbiorcy, jest zamówienie społeczne, me-
cenat indywidualny czy zbiorowy, a wpływ tego czyn-
nika zwykle jest tym większy, im twórca stanowi
mniejszą indywidualność, a jego dzieła są mniej her-
metyczne i bardziej bliskie społeczeństwu. Ten ostatni
wypadek zachodził w Polsce tego okresu.
Trudno mówić o jednolitej w wyrazie sztuce w Pol-
sce w latach 1573-1648. Wprost przeciwnie był to
okres przejściowy, okres późnego Renesansu, czy też
jak niektórzy wolą manieryzmu, który według ocen
historyków sztuki trwał do około 1620 r. Tymczasem
jednak narastał nowy kierunek, formalnie związany
z poprzednim, lecz odmienny w swej społecznej i ide-
owej treści. Kierunkiem tym był barok i choć jego
rozwój w Polsce przypada na okres następny, w paru
słowach przynajmniej należy go tutaj scharaktery-
zować.
Barok powstał we Włoszech, głównie w Rzymie,
a jego zasięg objął Włochy, Hiszpanię, a dalej Anglię,
Niderlandy, Niemcy i Polskę. Charakteryzowało go od
strony formalnej poszukiwanie form ekspresyjnych,
niespokojnych. skomplikowanych, poszukiwanie efek-
tów technicznych, łączenie architektury, rzeźby, ma-
larstwa, czasem nawet i muzyki. Wykorzystywano
przy tym nowe umiejętności kształtowania światła
i cieni, tworzenia złudzeń optycznych występujących
obok rygorów realizmu, czasem naturalizmu.

294
Archi tektura baroku wyrażała się w Polsce w for-
mie budowli na potrzeby króla i magnaterii, zamków
w Warszawie, Krzysztoporze, Wiśniczu, Kielcach czy
Łańcucie. Zamki barokowe wkraczały też na tereny
litewskie (Nieśwież) i ukraińskie (podhorce). Zamki
takie bądź łączono w urbanistycznie wypracowany
plan miasta (Zamość), bądź też później, dla wyodręb­
nienia z otoczenia, wyodrębnienia pożądanego dla
podkreślania roli społecznej magnata, obwarowywano
z zewnątrz bastionami, a dalej otaczano ogrodami
w stylu włoskim. Zamki zresztą mniej jednolicie wy-
rażały - poza dekoracją - elementy stylowe baroku,
które bardziej jeszcze za to występowały w archi-
tekturze kościelnej, choć jeszcze skromnie i z rzadka
spotykanej w naszym okresie (np. fara w Kazimierzu
Dolnym).
Podczas gdy w rzeźbie dość wyraźnie utrzymywały
się jeszcze tradycje renesansowe i rozw~nięcie się tu
baroku nastąpiło nieco później, malarstwo naszego
okresu reprezentowało już nowe elementy. Istniały
w nim dwa kierunki - portretowy - oddawał
i uświetniał postacie magnatów i bogatej szlachty,
postacie zindywidualizowane, często w pełnym rozmia-
rze całej stojącej osoby, wykształcając nawet odrębny
typ portretu polskiego. Drugi kierunek, bardziej zwią­
zany z mieszczaństwem, to sceny realistyczne ludzi,
miast, bitew, służące do upamiętnienia ważnych wy-
darzeń, jak też będące wyrazem obserwacji konkret-
nego życia i człowieka. Wiązało się to z mecenatem,
w pierwszym wypadku magnackim, w drugim miesz-
czańskim. Sztuka mieszczańska silniej jeszcze przeja-
wiała się w grafice, będącej sztuką bardziej demo-
kratyczną, związaną z książką i drukiem, a doskonałą
w swym poziomie technicznym i artystycznym, szcze-

295
gólnie w żywym ośrodku wydawniczym i artystycz-
nym, jaki istniał w Gdańsku (Falk, Hondiusz).
Pojęcie piękna w epoce tworzenia się sarmatyzmu
polegało w dużej mierze na bogactwie zewnętrznym­
dekoracji, barw, złoceń, ruchu niespokojnych linii
i ogólnej ekspresji. Na miejsce tematyki mitologicz-
nej stopniowo wchodziła. tematyka religijna, kontro-
lowana w swej ortodoksyjności przez zreorganizowany,
walczący kościół katolicki. Całą sztukę baroku zresztą
rozumiano niekiedy wręcz jako wyraz artystyczny
kierunku ideologicznego, jaki stworzyła kontrreforma-
cja. Nie jest to w pełni ścisłe. Kontrreformacja roz-
winęła się wcześniej, a barok został przez nią raczej
przejęty, niż stworzony, przejęty jako sztuka odpo-
wiadająca bardziej swym bogactwem, dążeniem do
wpływania na ludzi w formie podziwu i odczucia, niż
prostszy, bardziej zrównoważony renesans, czy póź­
niejszy klasycyzm, bliższe skromnej, surowej, niemal
ascetycznej liturgii protestanckiej.
Kontrreformacja przyszła do Polski wraz z uchwa-
łami soboru trydenckiego (1548-1563), a przede wszy-
stkim w momencie sprowadzenia do Polski jej naj go-
rętszych bojowników,· jezuitów (1564). Jezuici nie byli
zresztą jej jedynymi przedstawicielami, choć najwięk­
szą w niej odgrywali rolę. Uchwały trydenckie, nad-
zorowane w swym wykonaniu przez coraz częściej
i na dłużej przybywających do Polski nuncjuszy pa-
pieskich, doprowadziły do reformy kościoła i kleru,
w duchu podniesienia jego poziomu moralnego, inte-
lektualnego i organizacyjnego. Zaczęto przestrzegać
obowiązku rezydencji, tj. przebywania duchownych
w swych parafiach czy diecezjach, prowadzono wizy-
tacje w obrębie diecezji, zakładano księgi parafialne.
Jezuici zajęli się organizacją szkolnictwa męskiego,
benedyktynki rozpoczęły uczyć dziewczęta.

296
Prócz nowych, gorliwych, kierowanych przez nun-
cjuszy, biskupów, największą rolę w działalności
kontrreformacyjnej odegrali jezuici. Ich siłę, obok'
żelaznej dyscypliny zakonnej, stanowił bardzo wyso-
ki poziom intelektualny członków zakonu, giętkość
dyplomatyczna i uczestnictwo w życiu świeckim, za-
miast zamykania się w klasztorach, Oni byli spowied-
nikami królów i magnatów, oni kształcili w duchu ka-
tolickiej gorliwości młodzież szlachecką, oni nie ża­
łowali pióra, by w gorącej polemice, nie przebierając
w środkach, zwalczać protestantów, oni też najbar-
dziej starali się wpływać na kierunek i efekty życia
politycznego. ,
W pierwszym zresztą okresie działalności jezuitów.
mniej więcej do rokoszu Zebrzydowskiego, wyborowa
ekipa jezuicka, złożona z wykształconych, ofiarnych
ludzi, najczęściej pochodzenia mieszczańskiego, popie-
rała program wzmocnienia władzy królewskiej, kosz-
tem szlachty i magnaterii. Nie wahała się nawet wy-
grywać antagonizmów społecznych, gdy przeciw pro-
testanckim panom, jezuici podburzali chłopstwo. Zwrot.
który nastąpił w początkach XVII w. skierował ich
politykę do szermowania szlacheckimi hasłami "złotej
wolności", do zerwania kontaktów z niższymi klasami
społecznymi, do współudziału w tworzeniu ideologii
sarmatyzmu polskiego. Nie oznacza to oczywiście, że
zrezygnowali z wpływania na politykę królewską.
która była im potrzebna do działań na arenie mię­
dzynarodowej w interesie kontrreformacji.
Akcja kontrreformacji była nie tylko energiczna
i nie przebierająca w środkach, ale przede wszystkim
skuteczna. Kontrreformacja nie prowadziła wpraw-
dzie w Polsce do odrodzenia myśli filozoficznej kato-
lickiej, ani do przejawów mistycyzmu, jak w innych
krajach, natomiast rozbijała systematycznie obóz re-

297
formacji, który i tak przeżywał wewnętrzny kryzys.
Trwał bowiem rozłam, jaki wywołali w obozie refor-
macji arianie, swą radykalną doktryną społeczną,
w postaci zasady równości społecznej, niekiedy nega-
cji państwa i racjonalizmem dogmatycznym w formie
zaprzeczenia bóstwa Chrystusa i negacji Trójcy Swię­
tej. Rozłam ten pogłębiał się dalej, a wraz z nim zgor-
szenie, jakie wywoływało radykalne stanowisko arian,
co ułatwiało zadanie działaczy kontrreformacji.
Propaganda kontrreformacji nawoływała do walki
z różnowierstwem, starając się sfanatyzować tłumy.
Rezultatem tych zabiegów były tzw. tumulty religijne
(pierwszy w Krakowie w 1574 r.), które prowadziły
do niszczenia zborów i pogromów protestantów w
głównych miastach Korony i Litwy. Jednocześnie ak-
cja ta miała poparcie króla, który starał się przywró-
cić egzekucję starościńską wyrokom sądów duchow-
nych (1592), a w nominacjach i nadaniach starannie
omijał protestantów. Protestanci, coraz mniej liczni,
przechodzili do opozycji politycznej, wzmagając na-
stroje wrogie królowi wśród szlachty. Ich działalność
publiczna ulegała więc ograniczeniu, publicystyczną
natomiast hamowała cenzura kościelna, wresz(."ie po
likwidacji ośrodka w Rakowie (1638), jedynie wielkie
miasta pruskie (Gdańsk, Toruń, Elbląg) oraz Leszno
zdołały zachować przewagę protestantów w swym ło­
nie. Chwilowy nawrót tolerancji nastąpił w związku
z planami polityki zagranicznej Władysława IV, który
w 1645 r. zorganizował publiczną dyskusję pomiędzy
katolikami i protestantami, tzw. colloquium charita-
tivum, w Toruniu, a która nie przyniosła żadnych
konkretnych rezultatów. W połowie XVII w. prote-
stantyzm w Polsce nie był już żadną siłą ani poli-
tyczną, ani społeczną i zachował się jedynie w formie
oddzielnych wysepek, w niektórych miastach zachod-

298
niej i północnej Polski i posiadłościach szlacheckich.
Nie został on zniszczony krwawo, jak w innych kra-
jach, gdzie był tępiony bezwzględnie, jako nie tylko
herezja, ale wróg polityczny, lecz został unicestwiony
społecznie, tak jak pozwalały na to warunki ustro-
jowe i zasada wolności szlacheckiej, w tym i religij-
nej, którą złamać było trudno.
Ofensywa kontrreformacji oraz przemiany społecz­
ne nie mogły nie oddziałać na kształtowanie się po-
jęć moralnych, kształtowanie odmienne, niż w po-
przednim stuleciu. Trudno nam dokładniej ustalić na
ile obiektywn<, zmiany i ofensywa pedagogiczna i ideo-
logiczna katolicyzmu rzeczywiście odniosły skutek w
umysłach i postawach indywidualnych ludzi z tej
epoki, ale można przynajmniej próbować określić ja-
ki model moralności staJ;'ano się im podsunąć czy
narzucić.
W XVI w. rozmce stanowe uległy praktycznemu
osłabieniu, czasem nawet zatarciu, co uwidoczniało
się w pojęciach etycznych. O ile prawo na przykład
przewidywało różne zakwalifikowanie czynów i ich
oceny, w postaci kary, zależnie od przynależności sta-
nowej stron, to wybitniejsze umysły epoki, jak cho-
ciażby A. Frycz-Modrzewski, uważały to stanowisko za
niesłuszne, głosząc, że sprawiedliwość i moralność
winna być jedna i ta sama dla wszystkich ludzi. Taka
postawa w jakimś stopniu ponadklasowego, a przy-
najmniej ponadstanowego rozumienia etyki zanika
w naszym okresie. Jak już wskazywano, różne kryte-
ria oceny czynów - w zależności od tego czy krzyw-
dzący i pokrzywdzony należą do tych samych, czy
odmiennych stanów - wydają się dla ówczesnych
ludzi oczywiste. Zabicie chłopa przez szlachcica jest
~'Prawdzie uważane za postępek zły, ale obwarowany
minimalnymi sankcjami społecznymi i etycznymi, gdy

299
tymczasem wypadek przeciwny, zabicie szlachcica
przez chłopa wzbudza niesłychane oburzenie, nie tyl-
ko w imię solidarności społecznej wśród szlachty, ale
i jej poczucia etycznego, nie mówiąc już o sankcjach
karnych. To samo dotyczy kradzieży, występków oby-
czajowych, rabunku, gwałtu itd. Przy tym do syste-
mu kryteriów oceny znów wraca pojęcie grzechu oraz
stanowe pojęcia typu honoru i słowa szlacheckiego.
Do ·dawniej bardziej zobiektywizowanego pojęcia
sprawiedliwości, krzywdy i występku dochodzą, i to
bardzo silne, elementy kościelno-wyznaniowe, jak
przestępstwo bluźnierstwa, świętokradztwa, czy po pro-
stu heretyckich poglądów lub działalności. I te wy-
stępki uchodzą za szczególnie ciężkie, tępione i ka-
rane są surowo, winni niekiedy wędrują na stos.
Wprawdzie nie było w Polsce inkwizycji i masowych
represji przeciw heretykom, czy polowań na czarowni-
ce, ale pojęcie grzechu religijnego istniało i podlegało
bardzo surowym, ostrzejszym, niż rzeczywiste prze-
stępstwa, karom i to na ogół przy aprobacie ogromnej
większości opinii społeczeństwa.
Zasadniczym modelem, jaki usiłowano wpoić w spo-
łeczeństwo, jako wzorzec życia moralnego i etyki, sta-
wały się postacie świętych. Kościół, szczególnie jezuici,
świadomie szerzyli kult świętych, specjalnie N. Ma-
rii Panny. Obok uroczystości kościelnych, kaplic z cu-
downymi obrazami, wotów dziękczynnych, większe
znaczenie zapewne dla kształtowania pojęć moralnych
miały żywoty świętych, przeznaczone, jako lektura
moralna i rozrywka zarazem, dla ludzi wszelkich sta-
nów i ziem. Czytała je szlachta zamiast opowieści ry-
cerskich, czytali mieszczanie zamiast literatury kla-
sycznej, czytano je na głos wśród chłopów, nie ma-
jących na co dzień do czynienia z książką. Najsławniej­
sze 2ywoty świętych pióra P. Skargi, napisane barw-

300
nym, przystępnym językiem, uzyskały 9 wydań
za
życia autora (zm. w 1612 r.), a w późniejszych czasach
jeszcze ok. 20 następnych. Kreślone w nich obrazy
ascetycznego życia, nabożności, cnoty grzech zwycię­
żającej, ingerencji boskiej i cudów nie mogły nie
oddziałać na kształtowanie się moralności społeczeń­
stwa, moralności typu religijnego z karą i nagrodą
za całe życie na tamtym świecie.
Konsekwencje ascetycznego wzorca życia usiłowano
niekiedy wyciągać w formie praktycznej. Ponieważ
niemoralność, szczególnie obyczajowa, była w syste-
mie grzechów grzechem szczególnie zaraźliwym i gor-
szącym, dochodziło do stosowania sankcji karnych
w formie chłosty, grzywny, aż niekiedy po karę
śmierci . za cudzołóstwo, czy do wyświecania prosty-
tutek z miast. Czy zabiegi te cieszyły się uznaniem
w opinii społecznej, czy też były tylko wyrazem gor-
liwości kleru i przejawami pruderii nie wiemy, moż­
na jednak wątpić w ich masowoŚĆ i skuteczność kształ­
towania zasad etycznych tymi metodami, choć nacisk
dworu na obyczajowość wsi na przykład nasilał się
w sposób widoczny.
Moralność i obyczajowość propagowana czy naucza-
na przez kościół oddziaływała w pewnej mierze na
życie codzienne, na rozrywki, choć wpływ ten nie wy-
daje się głęboki. W życiu towarzyskim, będącym ra-
czej rozrywką, rzadziej wymianą myśli i poglądów,
prócz biesiad we dworze szlacheckim i domu bogatego
mieszczanina, wzrosło chyba znaczenie karczmy, jako
miejsca zebrań dla chłopów i mieszczan oraz winiarni
miejskiej, gdzie gromadziła się przyjezdna szlachta
i bogate mieszczaństwo. Przy piwie i winie toczyły się
wesołe zabawy, choć ich strona intelektualna stała
chyba niewysoko. Do karczmy natomiast często wkra-
czała muzyka, a z nią tańce.

301
Tańce były już zgorszeniem w pojęciu moralizato-
rów katolickich i protestanckich. Niewiele to pomaga-
ło, gdyż i tak w karczmie przy dźwięku skrzypiec
i dud chętnie tańczono. Były to tańce polskie, jak np.
goniony (pierwowzór późniejszego mazura), czy cho-
dzony (późniejszy polonez), wreszcie włoskie, np.
padwany. Tańce odbywały się również w dw6rach szla-
checkich i magnackich, gdzie istniały niekiedy stałe
kapele muzykantów. Natomiast w oczach społeczeń­
stwa gorszące były nowe, zupełnie niewinne zabawy,
jak np. gra w piłkę, uprawiana w środowisku dwor-
skim, m. in. przez samego Zygmunta III. Kryterium
więc oceny rodzaju zabaw przez społeczeństwo było
inne niż u moralistów i kaznodziejów - występowano
raczej niechętnie wobec rozrywek nowych, pochodze-
nia zagranicznego. Podobnie, wbrew wysiłkom mora-
listów, szerzyła się gra w karty, sądząc przynajmniej
po wzroście produkcji kart. Zaczęła się też w północ­
nej Polsce szerzyć moda palenia tytoniu w fajkach
ceramicznych, tzw. piankowych, obyczaj przejęty z Ni-
derlandów, który wywoływał wiele zgorszenia.
Z dawnych średniowiecznych sztuk religijnych
i nowszych humanistycznych, wzorowanych na sta-
rożytnych, można wywodzić rozwój teatru w Polsce
i zamiłowanie do widowisk teatralnych, co wyraźnie
pojawia się w naszym okresie. I w tej dziedzinie jed-
nak można obserwować rozdzielenie kultury - osobno
występuje teatr, tzw. komedia rybałtowska czy so-
wizdrzalska. Grane najczęściej przez żaków pod kie-
runkiem nauczyciela były to dramaty i komedie saty-
ryczne i moralizatorskie, często operujące stereotypa-
mi postaci, sytuacji, niekiedy w ogóle oparte głów­
nie na tradycji mówionej, o tworzonym aktualnie, nie
zawsze spisywanym scenariuszu. Można ten teatr wy-
wodzić również z prób szkolnego teatru humanistycz-

302
nego, który pojawił się na Uniwersytecie Krakowskim
w I połowie XVI w., a co jezuici zastosowali u siebie,
jako tzw. teatr konwiktowy, zapoczątkowany w 1577 r.
w Pułtusku. Teatr mieszczański, przeznaczony dla pu-
bliczności ludowej, operował językiem prostym, choć
dosadnym, dawał obrazy i postacie realistyczne, starał
się krytykować, nauczać i bawić zarazem.
Inny charakter miał teatr dworski. W 1583 r. wy-
stawiono na weselu J. Zamoyskiego Odprawę posłów
greckich J. Kochanowskiego, jako pierwszy polski dra-
mat humanistyczny. Dalszy rozwój szedł jednak w in-
nym kierunku - teatr dworski oparł się raczej na
wędrownych trupach aktorskich niemieckich, angiel-
skich, potem włoskich. Być może w latach 1616-1617
na dworze Zygmunta III wystawiano w ten sposób
dramaty Szekspira i Marlowa, niemniej lepiej znamy
dopiero teatr włoski Władysława IV, który też wy-
warł większy wpływ na upodobania teatralne magna-
terii. Nie był to zresztą zwykły teatr włoski, ale rów-
nież opera, o której słYszymy od 1628 r., a która od
1633 ustala się jak dworska opera Władysława IV
w Warszawie. Był to teatr elitarny, kosmopolityczny,
mało dostępny nawet dla szlachty i krąg jego oddzia-
ływania był bardzo wąski, biorąc już tylko pod uwagę
kulturę stanu szlacheckiego.
Po ruchu wydawniczym można przypuszczać czym
się interesowano, co się rozpowszechniało w formie
książek i czytelnictwa. Nie jesteśmy natomiast w sta-
nie powiedzieć, na ile czytelnictwo uczyło, bawiło
i urozmaicało życie, choć są to kwestie bardzo roz-
maitego oddziaływania, zależnie od środowiska, jego
poziomu i kultury. Niemniej w stosunku do czasów
wcześniejszych nastGPuje pewna zmiana, wywołana
zapewne nie tyle nowymi kierunkami w literaturze,
co odmiennymi zainteresowaniami społeczeństwa.

303
Mówiliśmy już o żywotach świętych, ich rozpowszech-
nieniu i przypuszczalnym wpływie na różne klasy
społeczne, do chłopów włącznie. Uzupełniały je dzie-
ła moralizatorskie, drukowane kazania itp., choć ich
zakres czytelników musiał być znacznie węższy. Nim
się pojawiły gazety, czasopisma, rozpowszechnianiem
wiadomości o ważnych wydarzeniach zajmowały się
pisma ulotne, tzw. nowiny, które przynosiły wieści
o bitwach, uroczystościach, wydarzeniach politycznych.
Rzadkie w okresie poprzednim, teraz rozpowszech-
niły się świadcząc o istniejącym zainteresowaniu
wśród szlachty i mieszczan, dla bliskich i dalekich
wydarzeń. O tym samym zainteresowaniu świadczą
pisane wówczas pamiętniki (St. Żółkiewski, M. Radzi-
wiłł i in.), które również miały funkcje informacyjne
(opisy walk, podróży) i propagandowe (uświetnienie
znaczenia autora i wydarzeń, w których brał udział).
Zainteresowanie czymś niezwykłym, dalekimi kra-
jami, sławnymi ludźmi, walkami i przygodami czę­
ściowo przejawiało się i w ówczesnej literaturze pięk­
nej. Chyba nieprzypadkowo wówczas właśnie P. Ko-
chanowski dokonał przekładu sławnych dzieł T. Tassa.
Jerozolima wyzwolona i L. Ariosta, Drland szalony,
które odpowiadały jakimś zainteresowaniom, szcze-
gólnie szlachty i pełniły funkcje źródła rozrywki
i wzorów moralnych zarazem. Czy docierały one do
mieszczaństwa można raczej wąpić, skoro z kręgów
mieszczańskich wyszła literatura odmienna, uosobie-
niem której były sielanki Szymonowicza czy Zimoro-
wicza. Czy i w tym zakresie różnice kulturalne sta-
nowiły o odmiennych zainteresowaniach nie wiemy.
1648-1764
GOSPODARKA

ozniszczeniach wojennych, jakie nawiedziły Polskę


w połowie XVII i w początkach XVIII w. napisano
już bardzo wiele, a ich skutki uogólniano bardzo sze-
roko, widząc w nich źródło upadku w czasach saskich
i pośrednio jedną z przyczyn rozbiorów. Wydaje się
to co najmniej uproszczeniem, choć ani zniszczeń
wojennych, ani ich skutków nie należy lekceważyć,
ale też zniszczenia wojenne nie wyczerpują bynaj-
mniej listy głównych czynników, które wpływały sil-
nie na gospodarkę naszego okresu.
Wojny w XVI w., poza sporadycznymi zagonami
Tatarów, toczyły się na granicach lub nawet poza
nimi. Dopiero pierwsza połowa XVII w. przyniosła
wojny toczone na terenach rdzennie polskich, w tym
wypadku na Pomorzu. Ponadto ziemie ukrainne by-
ły widownią okresowych powstań kozackich, nie mó-
wiąc już o zagonach tatarskich oraz o walkach na
pograniczu litewsko-rosyjskim i w Inflantach. Nie-
mniej do połowy tego stulecia żadne poważniejsze
działania wojenne nie objęły Wielkopolski, Małopol­
ski, Mazowsza czy zachodnich ziem litewsko-ruskich.
Od połowy natomiast XVII stulecia wojny z reguły
toczyły się na własnym terytorium Rzeczypospolitej,
a jedynie dwie dalsze wyprawy - duńska Czarniec-
kiego i wiedeńska Sobieskiego przeniosły teren działań
na ziemie rzeczywiście obce.

307
Skutki działań wojennych na własnym terenie by-
ły o tyle groźniejsze, że w ich zasięgu znalazł się
dwukrotnie cały kraj i jedynie ucieczka za granicę
mogła pozwolić na ich ominięcie. Od 1648 T. pow!da-
nie Chmielnickiego obejmowało całą Ukrainę wraz
z przyległymi ziemiami białoruskimi i polskimi, co
trwało nieprzerwanie do 1655 r. W latach 1655-1656
i 1658--1661 wojna z Rosją toczyła się na terenie
większości ziem W. Księstwa Litewskiego, dokąd się­
gały głębokie zagony wojsk rosyjskich. W latach
1655-1656 Szwedzi zajęli całą prawie Koronę (bez
CZęSCl południowo-wschodniej) i północne ziemie
W. Księstwa Litewskiego, ponadto zaś w 1657 r.
od południa wdarły się głębokim zagonem wojska
siedmiogrodzkie Rakoczego.
Przeniesienie działań wojennych na pogranicze
w późniejszych latach tylko częściowo pozwoliło na
uniknięcie dalszych zniszczeń, gdyż tym razem walki
rokoszowe (1665-1666) i działania wojsk skonfedero-
wanych (1661-1663, 1696-1697) uzupełniały dzieło
wyniszczenia. Wreszcie nową falę zniszczeń przyniosła
Wielka Wojna Północna, której działania w latach
1702-1709 toczyły się na ziemiach polskich. Ich ko-
niec nie usunął zresztą wojsk obcych, saskich, rosyj-
skich, pruskich, które bądź w formie interwencji we-
wnętrznych, bądź przemarszów czy stacjonowania,
szczególnie w okresie wojny 7-letniej (1756-1763)
gospodarowały również w Polsce.
Zniszczenia miały charakter przede wszystkim po-
średni. Nie tyle bowiem same działania wojenne sia-
ły ogień i zniszczenie, gdyż ówczesny typ wojny opie-
rał się w niewielkim stopniu na masowym niszczącym
użyciu broni palnej i jedynie w wypadku bitwy czy
oblężenia okoliczne zabudowania były automatycznie
niszczone i podpalane. Natomiast armie tych czasów

308
żyły z terenu, który zajmowały, żyły z łupów; z ra-
bunku i rekwizycji żywili się ludzie, żywiły konie,
uzupełniano ekwipunek itp. Odbywało się to w for-
mach jak najbardziej brutalnych i okrutnych, z mor-
dowaniem, gwałceniem, katowaniem ludności, by z niej
wycisnąć jak najwięcej, szczególnie pieniędzy. Ponad-
to system niszczenia, szczególnie palenia wsi i mia-
steczek wynikał często ze świadomego założenia, by
osłabić jak najbardziej przeciwnika w jego zasobach
materialnych i ludzkich, co nie wykluczało ponadto
indywidualnych wypadków niszczenia bez określone­
go celu.
Wojska ówczesne nie stanowiły wielkiej masy ludz-
kiej, ich marsze odbywały się określonymi drogami
i zniszczenia te byłyby znacznie skrorruniejsze, gdyby
nie system zagonów mniejszymi oddziałami w celu
aprowizacji armii głównej, zwiadu i niepokojenia
przeciwnika, co rozszerzało znacznie pasmo terenów
nawiedzonych wojną. Przy dłużej toczonych działa­
niach wojennych przemarszów takich było wiele, czę­
sto mniejsze oddziały wysyłano dla opanowania waż­
niejszych punktów, a przy tym należy pamiętać, że
własne wojska przeważnie niewiele lepiej obchodzi-
ły się z ludnością miejscową niż obce. Szczególnie
oddziały sojusznicze, niewiele ustępowały nieprzyja-
cielskim. Wprawdzie wyniszczenie terenu nie było tu
założeniem taktycznym, ale rabunek, rekwizycja. gnę­
bienie ludności były w równym stopniu stosowane.
Podobnie działały wojska polskie podczas rokoszu
i konfederacji, a tym bardziej saskie, rosyjskie
i szwedzkie w XVIIIw.
Zniszczenia wojenne nie były jedynym ujemnym
skutkiem wojen. Za nimi - wobec wyniszczenia
zbiorów i inwentarza - szedł głód, za głodem epide-
mie, jak szczególnie wielkie pomory w latach 1659-

309
] 663 i 1705-1714. Ludność ginęła z rąk żołnierzy
obcych i swoich, uciekała przed nimi, umierała z gło­
du, chorób, wreszcie opuszczała wyniszczone, głodne
i zapowietrzone okolice. Tym co zostali brakowałO
zabudowań, ziarna na siew, inwentarza żywego, narzę­
dzi, a pola nieraz zarastały dziko, pokrywały się krze-
wami, nawet lasem.
Pewne dane, fragmentaryczne zresztą, o rozmiarach
nie tyle może zniszczeń, co ich globalnych skutków,
posiadamy jedynie dla wojen z połowy XVII w.
Przyjmuje się, że w wyniku tych zniszczeń ludność
spadła o ok. 1/3, przy czym w naj bogatszych Prusach
Królewskich brak było ponad połowę ludności, a na
Mazowszu prawie 400/0. Liczba wsi w pełni opusto-
szałych w królewszczyznach Prus Królewskich wyno-
siła prawie 300/0, na Mazowszu 100/0, a na Podolu 150/0,
natomiast w liczbie gospodarstw chłopskich w wyżej
wymienionych królewszczyznach ubytek wyniósł po-
nad połowę.
Po okresie bardzo powolnej odbudowy gospodar-
czej przyszły zniszczenia wojenne początków XVIII w.
Nie mamy w tym wypadku dokładniejszych obliczeń,
jedynie wyrywkowe dane dotyczące szczególnie po--
szkodowanych dóbr - np. w ekonomii grodzieńskiej
ubytek gospodarstw chłopskich wyniósł 800/0, a w sta-
rostwie libuskim (województwo krakowskie) 790/0 ról
chłopskich stanowiły pustki. Danych tych nie można
uogólniać. Jedynie wynika z nich, że rozmiary znisz-
czeń były wówczas również bardzo poważne, szcze-
gólniE:' w królewszczyznach. Królewszczyzny zresztą
z zasady cierpiały stosunkowo najbardziej, na nich
bowiem odbijały sobie zaległy żołd własne wojska,
o nie też dzierżawcy mniej dbali niż szlachta o swoje.
Podobnie zapewne gorszy los, niż dóbr królewskich,
spotykał dobra duchowne, które wojsko uważało za.

310
słuszny teren do dochodzenia swych roszczeń i zale-
głości.
Wyniki ludnościowe zniszczeń wojennych dadzą się
w przybliżeniu określić następująco. Gdy w I poło­
wie XVII w. ludność całej Rzeczypospolitej wynosiła
ponad 10 mln, a tereny przez nią zasiedlone miały
ok. 990 tys. m 2, to mimo upływu przeszło stulecia za-
ludni2ni.e kraju w I połowie XVIII w. nie wzrosło,
lecz zmniejszyło się o ok. 40%. Oczywiście w pewnej
mierze był to również wynik zmniejszenia się tery-
torium państwowego, które skurczyło się o 27%, od-
padły jednak tereny stosunkowo najsłabiej zaludnio-
ne i ubytek ludności z tego tytułu nie przekraczał
z pewnością więcej niż 1,5 mln. W sumie można więc
powiedzieć, że ludność w ciągu stulecia zamiast wzro-
snąć co najmniej o kilkadziesiąt procent, spadła
o blisko 300/0. To były tylko straty ludnościowe, a ma-
terialne powinny były przecież wynieść jeszcze wię­
ceJ.
Istnieje jednak w wielu krajach charakterystyczne
zjawisko, że po zniszczeniach wojennych następuje
okres względnie szybkiej odbudowy gospodarczej
i wzrostu populacyjnego społeczeństwa. A po znisz-
czeniach wojennych połowy XVII i początków
XVIII w. było przecież po kilkadziesiąt lat względnie
spokojniejszych, w których przynajmniej zniszczenia
w masowych rozmiarach nie występowały. Wprawdzie
wsie i miasta po trochu próbowano odbudowywać,
wznawiano produkcję i wymianę, lecz efekty były
minimalne, kraj pozostawał w stanie marazmu gospo-
darczego, bez objawów wyraźniejszego odrodzenia.
Dlaczego?
W ostatnich latach, gdy wśród historyków naszych
wyzwolono się z obsesji zniszczeń wojennych i ich
trwałości i zaczęto się zastanawiać nad słabością od-

311
budowy, większość badaczy uważała przyczyny struk-
turalne ówczesnej gospodarki za decydujące o utrzy-
maniu się słabości ekonomiki przez całe stulecie, do
połowy XVIII w. Koncepcja ich polegała na twier-
dzeniu, że system folwarczno-pańszczyźniany z racji
samego swego istnienia musiał prowadzić do upadku.
Folwark bowiem, oparty na eksporcie zboża lub sprze-
daży wewnętrznej, w każdym razie produkujący na
sprzedaż, nadmiernie eksploatując chłopów doprowa-
dził ich do ruiny. Ci znowu, stanowiąc uprzednio
główny rynek zbytu dla produkcji miejskiej, zrujno-
wani, musieli pociągać za sobą ku ruinie miasta,
a w końcu i sam folwark, który na pracy chłopów, ich
narzędziach i inwentarzu opierał swe istnienie i dzia-
łanie, nadto zaś również w miastach potrzebował ryn-
ku zbytu dla swojej produkcji. Wszystko to byłoby
słuszne i logiczne, gdyby założyć, że folwark nie mógł
być inny niż pańszczyźniany, że chłopi musieli być
stale przytłoczeni ciężarem pańszczyzny i eksploatacji
dworskiej. Pojawiały się jednakże próby zorganizo-
wania folwarku bez pańszczyzny, zasiedlanie wsi chłop­
skich na czynszu, b~z folwarku i pańszczyzny, ale
zjawiska te nie rozszerzały się i nie prowadziły do
odrodzenia gospodarczego. I znów nasuwa się pytanie
dlaczego?
Na to by folwark, obojętnie czy pańszczyźniany,
czy nawet najemny, mógł racjonalnie produkować,
a przede wszystkim przynosić dochód, musiał swe pro-
dukty sprzedawać. Uprzednio nie było to trudne.
Dużo zboża potrzebowały w XVI w. miasta; w I po-
łowie XVII wprawdzie zapotrzebowanie to nie wzro-
sło wiele, ale za to zwiększył się znacznie eksport,
szczególnie przez Gdańsk. Zboże można było sprzedać
początkowo bardzo korzystnie, p6źniej mniej, ale w
zasadzie było to osiągalne. Ist~iał więc rynek zbytu

312
na produkty wiejskie, specjalnie zboże, z którego
korzystały folwarki, a w pewnej mierze i gospodar-
stwa chłopskie. Świadczą o tym w XVI w. wciąż
wzrastające c~y zbóż, a w I połowie XVII, przynaj-
mniej utrzymujące się na względnie jeszcze opłacalnym
poziomie, choć już z widoczną tendencją spadkową.
Inaczej przedstawiała się sytuacja w II połowie
XVII i I połowie XVIII w. Od lat sześćdziesiątych
XVII w. ceny większości podstawowych produktów
ulegały silnej obniżce i obniżka ta dopiero od połowy
XVIII wieku stopniowo zanikła. Ta depresja cen do-
tyczyła zbóż, szczególnie żyta i pszenicy, zbóż naj-
bardziej towarowych, dotyczyła też żywca, głównie
wołów i produktów zwierzęcych, jak masło i skóry,
a więc wszystkich podstawowych produktów gospo-
darki wiejskiej. Czy oznaczało to tym razem uprzy-
wilejowanie cen produktów rzemieślniczych można
wątpić. Wprawdzie nie badano ruchu cen pod tym
kątem widzenia, ale depresja cen występuje również
przy produktach rzemieślniczych, częściowo przynaj-
mniej miejskiego pochodzenia. Podobnie bowiem zała­
mują się ceny ubrania - wraz z suknem i płótnem -
butów, analogicznie cegły i żelaza, towarów można by
powiedzieć inwestycyjnych. Co to zaś w sumie ozna-
cza? Najprawdopodobniej - pomijając same pertur-
bacje ściśle monetarne - oznacza to zanik rynku
zbytu, brak popytu na produkty wiejskie z jednej
strony, a na rzemieślnicze z drugiej. Mamy więc ro-
dzaj długotrwałego kryzysu, który trudno by nazwać,
tak jak kryzysy kapitalistyczne, wynikiem nadmier-
nej produkcji, nadmiernej podaży. Przyczyną tego nie
była raczej 'zbyt rozwinięta produkcja, ogólnie biorąc
słaba, ale spadek spożycia. nadmierne ograniczenie
popytu i to tak ze strony wsi, jak i miasta. Byłby to
więc kryzys, ale nie nadprodukcji, lecz zbyt niskiej

313
konsumpcji, przynajmniej tej masowej, najważniejszej
dla gospodarki jako całości.
Spróbujmy teraz z tego punktu widzenia interpre-
tować zjawiska, jakie przejawiały się w ówczesnej
gospodarce polskiej.
Pewne tendencje do przeciwstawienia się złej sy-
tuacji rynkowej przejawiały się już w I połowie
XVII w. Obecnie jednak sytuacja była znacznie trud-
niejsza - gospodarkę trzeba było odbudowywać w
wielu okolicach niemal od podstaw, a jednocześnie
pokonywać wszystkie trudności, jakie stawiały przed
nią złe warunki rynkowe. Z powodu zniszczeń wojen-
nych poszkodowane były tak gospodarstwa chłopskie,
jak i folwarki. Ewentualne rezerwy jednak, które
mogłyby dopomóc w odbudowie gospodarczej wsi, po-
zostały w ręku właścicieli dóbr. Wprawdzie w syste-
mie Iolwarczno-panszczyźnianym istniała ścisła zależ-O
ność między gospodarstwem folwarcznym i chłopskim,
jednakże w momencie, gdy środków na odbudowę było
mało, a pozostawały one w ręku magnaterii i szlach-
ty, wybór mógł być tylko jeden - odbudowa przede
wszystkim gospodarstwa własnego, folwarcznego. Za-
miast więc rozpraszać środki - ziarno, bydło, pienią­
dze na liczne &.ospodarstwa chłopskie, w pierwszym
etapie starano sł'ę włożyć maksimum dostępnych środ­
ków w odbudowę folwarku. Folwarki były też pierw-
sze zaopatrywane w bydło, narzędzia, ziarno na siew,
budynki gospodarcze. Wymagało to niejednokrotnie
gospodarowania w oparciu o własny sprzężaj folwarcz-
ny i najenmą siłę roboczą, choć nie musiała ona domi-
nowac. Tam, gdzie chłopi w jakiejś mierze pozostali,
można było żądać od nich zamiast pańszczyzny ciągłej
pieszą i tą oraz narzędziami i bydłem folwarcznym
z dodatkiem ewentualnie własnej czeladzi uprawiać
pola folwarczne, gromadzić zbiory, odbudowywać bu-

314
dynki. W ten sposób po zniszczeniach wojennych po-
jawiają się niejednokrotnie folwarki, posługujące się,
częściowo przynajmniej, pracą najemną i wyposażone
w narzędzia i inwentarz roboczy. Nie oznacza to by-
najmniej ani cofnięcia się do czasów sprzed szerokie-
go rozwoju pańszczyzny, ani zbliżenia ku kapitalizmo-
wi, lecz jest zwykłym wynikiem zniszczeń i upadku
gospodarczego wsi chłopskiej.
Trudniejsza była znacznie odbudowa gospodarki
chłopskiej. Chłopstwu na ogół, nawet przedtem za-
możniejszemu, nie pozostały żadne rezerwy material-
ne. Dysponowało ono jedynie ziemią - zresztą we-
dług uznania pana - i własną, ludzką siłą roboczą
i to w pewnej mierze ograniczoną wyludnieniem wsi
j wyginięciem członków rodzin chłopskich. Odbudo-
wa gospodarstw chłopskich była więc bardzo powolna,
tym bardziej że o kredyt było- bardzo trudI?-0, a tzw.
załogę w formie bydła, ziarna na zasiew, czy pienię­
dzy na narzędzia z dworu mogli chłopi ewentualnie
otrzymać dopiero po odbudowie gospodarstwa fol-
warcznego. Dlatego też to, co jest wynikiem odbudo-
wy, to są zazwyczaj, mimo dużych ilości wolnej zie-
mi, drobne gospodarstwa chłopskie, niepełnorolne,
przynajmniej praktycznie, chociażby były nazywane
kmiecymi. Gospodarstwa te, najczęściej 1/2 - 1/, łana
liczące, stanowiły przy tym częstokroć mniejszość
w stosunku do uboższych i mniejszych jeszcze gospo-
darstw zagrodników czy chałupników, którzy nawet
pól własnych nie posiadali. Ponadto część ludności
pozostawała na wsi w ogóle bez żadnych środków
gospodarowania - bez chat, pól, ogrodów - mieszka-
jąc u innych chłopów, żyjąc z pracy na cudzym. Byli
to tzw. komornicy, a trudno ich było, jako nie po-
siadających nieruchomości, przywiązać do jednego
.miejsca trwale i nawet obliczyć ich liczbę, skoro

315
u jednego skromnego młynarza, do tego osiadłego je-
dynie na roli zagrodniczej, mogło być takich komor-
ników aż siedmiu.
Zniszczenia wojenne i trudności odbudowy spowo-
dowały jednocześnie znaczne obniżenie się poziomu
techniki rolnej. Znikły w wielu wsiach duże, wydajne
młyny, zbudowane na specjalnie spiętrzonej wodzie,
prowadzonej nieraz z daleka kanałami. Na ich miejsce
pojawiły się bądź maleńkie, niewielkim nakładem
środków budowane młyniki, częstokroć nawet zbudo-
wane na tratwach na rzece, których koła poruszane
były powolnym i kapryśnym nurtem wody, bądź też
żarna po chałupach chłopskich, choć te urządzenia by-
ły zazwyczaj zwalczane przez dwór, jako przejaw
omijania przymusu młynnego.
Skutkiem zniszczenia narzędzi, a przede wszystkim
bydła i koni, była gorsza uprawa gruntów. Ziemi by-
ło dosyć, więc orano ją mniej intensywnie - czasem
na raz zaoraną, a więc nawet nie odwróconą w pełni,
wysiewano ziarno. Ponadto do orki musiano sobie
nawzajem pożyczać pługi, gdyż pługów we wsiach by-
ło często mniej niż gospodarzy, rolników. Nagminne
stało się sprzęganie zwierząt paru gospodarzy do jed-
nego pługa, gdyż mało kto posiadał dostateczną ilość
sprzężaju. Występowało to bardzo często przy pań­
szczyźnie ciągłej, tak że folwark w praktyce z dwóch
dni pańszczyzny ciągłej otrzymywał jeden, wspólnie
świadczony przez dwóch kmieci. Dawało to w rezul-
tacie znacznie mniej intensywną uprawę gruntów
folwarcznych. Wreszcie brak bydła powodował brak
nawozu, a to z kolei odbijało się na słabym użyźnia­
niu gruntów. Bydło bowiem - krowy, woły i ko-
nie - trudniej było odchować czy kupić, a łatwiejsze
w hodowli świnie, owce i drób nie dostarczały więk-

316
szej ilości nawozu, ani też nie nadawały się do prac
uprawowych.
Warunki techniki rolnej odbijały się wyrazme na
strukturze produkcji i wydajności plonów. Wzrosła
rola owsa, jako mniej wymagającego zboża, kosztem
pozostałych, zmalały wysiewy, szczególnie pszenicy
i prosa, bardziej wydajnych, ale wymagających lep-
szych warunków uprawy. W sumie natomiast spadły
ogólne plony. Można z pewnym przybliżeniem przy-
jąć, że w II połowie XVII i I połowie XVIII w. żyta
zbierano mniej niż trzykrotną ilość wysiewu (ok.
4,5 kwintala z hektara), trochę więcej pszenicy (ok.
5,5- q z ha), mniej owsa (ok. 3,5 q z ha), wreszcie le-
piej nieco przedstawiały się plony jęczmienia (ok.
:5 q z ha). W sumie jednak morga gruntu (ok. 0,56 ha)
nie przynosiła więcej niż 3 kwintale ziarna, wymaga-
jąc odliczenia prawie 1/3 na następny wysiew, przy
czym wahania wielkości plonów z roku na rok, wo-
bec niższego poziomu techniki rolne), były bardzo
znaczne, większe niż w czasach wcześniejszych.
Bezpośrednie i pośrednie skutki zniszczeń były, jak
wiemy, trudniejsze do usunięcia z tego powodu,
że sytuacja rynkowa nie sprzyjała produkcji rolnej.
Eksport zboża spadł znacznie, tracąc tak istotną daw-
niej funkcję przemożnego oddziaływania na cały ry-
nek zbożowy wewnątrz kraju. Miasta utraciły nie tyl-
ko wiele ludności, ale w mniejszych nastąpił silny
proces ich agraryzacji i duża część mieszczan za-
miast handlem i rzemiosłem parała się rolnictwem, co
w sumie zmniejszało jeszcze bardziej chłonność miast
na produkty wiejskie. Co w tym wypadku działo się
więc z produkcją folwarczną, która w swej koncepcji
była nastawiona na produkcję towarową zbóż? Z sytu-
acji tej można było wyciągnąć bardzo radykalne wnios-
ki - folwarki zlikwidować, ich role podzielić mię-

317
dzy chłopów, a od tych ostatnich zamiast· pańszczyzny
żądać odpowiednio podwyższonego czynszu. Takie re-
formy przeprowadzano na przykł&d we wsiach mia~ta
Poznania w początkach XVIII w. Jednakże zabieg ten
wiązał się z podwójnym niebezpieczeństwem dla dwo-
ru - albo odpowiednio wysoki czynsz, narzucony
chłopom, nie był do wyegzekwowania od nich, gdyż
znajdowali się oni przecież w równie trudnej sytuacji,
albo też czynsz był tak niewielki, że nie dorównywał
dochodom nawet z wegetującej produkcji folwarcz-
nej. W rezultacie sposób ten, bardziej radykalny, moż­
na było zastosować tylko w wielkiej własności ziem-
skiej, gdzie chodziło o dochody, a nie utrzymanie
szlachcica i jego rodziny, ponadto zaś dotyczyć mógł
wsi, w której gospodarka chłopska stała na jakim ta-
kim poziomie i umożliwiała płacenie stosunkowo wy-
sokich czynszów.
Upłynnić produkcję zbożową folwarku można było
nie tylko w formie sprzedaży ziarna na targu lub
w Gdańsku, czy też Rydze. Jednym ze sposobów, sto-
sowanych już nieraz w I połowie XVII w., było prze-
rabianie ziarna na napoje, piwo, czasem i gorzałkę.
Wprawdzie normalny zbyt piwa byłby również nie-
łatwy, gdyby nie zasada monopoli dworskich, w tym
wypadku monopolu propinacyjnego. W ramach upraw-
nień dworskich można było wprowadzić zakaz wa-
rzenia piwa przez chłopów, a także zakaz przywozu
i sprzedaży obcych napojów w okrębie całych dóbr.
Odcięcie wszelkiej możliwej konkurencji powodowało,
że chłopi, dla których piwo było obok mleka, a nawet
bardziej od niego, podstawowym napojem, byli zmu-
szani do nabywania jedynego dostępnego piwa, jakim
było piwo dworskie.
Organizacja takiej dworskiej produkcji mogła być
różna - najczęściej jednak browar znajdował się

318
obok folwarku, a szynkowanie piwa prowadzili karcz-
marze we wsi, którzy je tam sprzedawali na rachunek
dworu. Piwo takie oczywiście nie mając konkurencji
było robione w sposób nie tylko niedbały , ale
i oszczędnościowy, by zużyć jak najmniej zboża,
a uzyskać zeń jak najwięcej piwa, ewentualnie gorzał­
ki. Nie było to piwo pszenne, ani też robione z czy-
~;tego jęczmienia, ale z różnych gatunków zboża, co
obniżało koszty. Ponieważ ludność częstokroć nie
chciała kupować tak kiepskiego piwa, ewentualnie ku-
powała w niewielkich ilościach, zaczęto stosować obo-
wiązkowe jego nabywanie, tj. pftlcenie za określoną
ilość piwa, choćby go się pić w ogóle nie chciało.
Nie warto by może było pisać tyle o propinacji,
gdyby nie jej rola gospodarcza, korzystna dla dworu,
rujnująca dla chłopów. Folwarki, przerabiając ziarno
na napoje, mogły uzyskać zbyt, chociażby przymuso-
wy, swojej produkcji zbożowej i to zbyt korzystniej-
szy, niż sprzedaż samego zboża. W niektórych wypad-
kach folwarki angażowały się tak w produkcji piwa,
że musiały nawet dokupować ziarno, bo własnej fol-
warcznej produkcji brakowało. Tajemnica zaangażo­
wania folwarków w propinacji polegała na dochodo-
wości takiego procederu. Nie mamy wprawdzie do-
kładnych obliczeń z II połowy XVII w. i I połowy
XVIII, ale pewną orientację na temat roli propinacji
mogą dać dane o dochodach dóbr królewskich w la-
tach sześćdziesiątych XVII i II połowy XVIIIw.
Otóż w pierwszym z tych przekrojów dochody z propi-
nacji dla całości folwarków równały się dochodom ze
sprzedaży produktów roślinnych i hodowlanych łącz­
nie, pod koniec zaś XVIII stulecia przeważały nawet
nad nimi. Biorąc pod uwagę, że nie wszystkie folwarki
prowadziły propinację, trzeba uznać, że dochody z pro-
pinacji co najmniej w połowie zastępowały normalny

319
:zbyt rynkowy produkcji folwarcznej, często zaś prze-
ważały nad resztą produkcji.
Nie były to zresztą jedyne sposoby ratowania gos-
podarki folwarcznej w oparciu o coraz szersze upraw-
nienia dworu. Przymus młynny, tj. obowiązek miele-
nia zboża przez chłopów jedynie w pańskim młynie,
umożliwiał ściąganie z nich haraczu w postaci tzw.
miar zbożowych. Jeżeli karczma sprzedawała chłopom
piwo na zasadzie wyłączności, mogła to robić rów-
nież w stosunku do innych produktów. Tak też się
często działo. Karczmy sprzedawały chłopom na ra-
chunek dworu i po t!enach przezeń ustalonych sól, śle­
dzie, żelazo itp. wyroby, które dawniej chłop nabywał
w miasteczku. Pozwalało to osiągnąć dodatkowe do-
chody, a godziło w handel detaliczny w miastach.
Na dochodowość folwarku, jak wiemy, wpływała
również wielkość jego ewentualnych wydatków. Te
można było redukować, przerzucając obowiązki
i świadczeniana barki poddanych, chłopów, co do-
starczało folwarkowi dużo robocizny, tak w formie
pańszczyzny, szczególnie pieszej, jak też różnorakich
posług. Po drugie, wielu produktów, jak płótno, przę­
dza, liny, maty, wyroby drzewne itp. zamiast kupo-
wać, można było wymagać, by dostarczała je ludność
chłopska. Wreszcie nie było rzeczą trudną zmusić pod-
danych do pracy na rzecz dworu za samą strawę lub
dowolnie przez dwór ustalony groszowy zarobek.
Można też było wyspecjalizowanych pracowników, jak
np. rzemieślnicy, osadzać na wolnych działkach ziemi
w zamian za bezpłatne oddawanie do dworu części
swych wyrobów, czy wykonywanie odpowiednich prac.
Podobnie można było nadawać działki i gospodarstwa
służbie zamiast opłacać jej pracę gotówką. Były to
wszystko sposoby stosowane w różnych wariantach
i rozmiarach, ale niestety wobec nieprzebadania tych

320
kwestii trudno ściślej określić ich występowanie i za-
kres.
Gospodarstwo folwarczne mogło się utrzymać, mimo
kryzysu, dzięki przerzucaniu skutków tego ostatniego
na chłopów. Otwarta pozostaje natomiast kwestia jak
wyglądało położenie samych chłopów, którzy dźwigać
na sobie musieli potrójny ciężar - zniszczeń, kry-
zysu i trudności gospodarczych, które utrudniały nor-
malną, opłacalną gospodarkę folwarczną. O chłopach
i ich położeniu w tym okresie nic konkretnego niemal
nie jesteśmy w stanie powiedzieć. Położenie ich było
niewątpliwie niesłychanie trudne, ale odmalowywa-
nie go jedynie w czarnych barwach nic nam w grun-
cie rzeczy nie wytłumaczy - wprost przeciwnie -
będzie się nasuwać pytanie, jak i dzięki czemu chłopi
mogli przetrwać ten tak ciężki dla nich okres.
Ciężki był on dla chłopów z wielu względów. Poza
trudnościami ze zbytem zboża, które dotykały również
folwarków, chłopi dźwigali na swych barkach obcią­
żenia na rzecz dworu i państwa, które były tylko ich
udziałem. Pańszczyzna w zasadzie nie rosła zbytnio -
po prostu przy aktualnie istniejących normach, dalsze
jej podnoszenie było już mało realne - natomiast
rozszerzała się obejmując coraz szersze warstwy lud-
ności chłopskiej, dawniej od niej wolne. Nie na tym
jednak polegał wzrost obciążeń robocizną, lecz na
pracach dodatkowych i posługach. Propinacja i han-
del dworski wzmogły zapotrzebowania transportowe
dworu, co wywołało wzrost obowiązku tzw. podróży
i to niekiedy na odległość 200-300 km. Drugim cięża­
rem była stróża - strzeżenie folwarku, zbiorów, lasu
itp. Ządano od chłopa również przędzenia, tkania
płótna, wyplatania koszy, mat, kręcenia lin i powro-
zów, rąbania drzewa, no i młocki, nie zawsze wliczo-
nej w pańszczyznę. Daniny zasadnicze - na przykład

21 - Polska-Rzeczą pospolitą Szlachecką 321


zbożowe - nie wzrosły, ale doszły daniny produk-
tów rzemieślniczych omówione wyżej, wreszcie -
rzecz charakterystyczna - zmniejszyło się występo­
wanie w formie danin serów !la korzyść drobiu i jaj.
Czynsze w zasadzie również nie były podwyższane,
gdyby nie zwyczaj ściągania dodatkowych opłat przy
różnych okazjach i pod różnymi pozorami, na przy-
kład zwalniania od narzuconych posług czy danin.
Do tego dochodziły duże świadczenia na rzecz koś­
cioła (dziesięcina, meszne, kolęda itp.) oraz na rzecz
państwa, które to ciężary szczególnie wzrosły w dru-
giej połowie XVII w. I tak na przykład, gdy w 1650 r.
chłopi musieli płacić, wobec spadku wartości monety,
dwudziestokrotną wysokość normalnych podatków, to
w 1661 już pięćdziesięciokrotną oraz dodatkowy poda-
tek od dymów. Na chłopie z dóbr królewskich ciążył
dodatkowo podatek związany z utrzymywaniem wojska
na zimowych leżach, tzw. hiberna, a egzekwowanie
tych podatków przez oddziały wojska prowadziło do
dodatkowych obciążeń i nadużyć.
Te wszystkie ciężary były obwarowane coraz więk­
szym uzależnieniem od dworu, coraz silniejszymi wię­
zami poddaństwa, które otaczały i krępowały chłopa,
czyniły zeń przedmiot w ręku feudała. Charaktery-
styczne dla tego okresu są wypadki tzw. sprzedaży
chłopów, sprzedaży na równi ze zwierzętami czy
przedmiotami martwymi. Nie były to wypadki zbyt
częste i całkiem wyraźne, ale występowały w Polsce,
podobnie zresztą, jak to miało miejsce i w sąsied­
nich krajach. Skąd się to wzięło jednak, jeśli chłop do
niedawna był jeszcze, choć ograniczoną, ale osobą
prawną, a i teraz mógł za zgodą pana sprzedawać swo-
je narzędzia, grunty, ba nawet zaciągać pożyczki, choć
dwór starał się to zwalczać systematycznie? Zasada
przywiązania do ziemi powodowała, że w momencie

322
sprzedaży wsi,sprzedawało się rówmez wraz z nią
zamieszkałych w niej chłopów - oni przecież stano-
wili część majątku i to naj cenniej szą. Można było jed-
nak sprzedawać nie całą wieś, lecz pojedyncze gospo-
darstwa wraz z zamieszkałymi tam rodzinami chłop­
skimi. Wreszcie chłop, nawet nie osiadły, był pod-
danym, był wobec pana nie tylko osobą fizyczną, lecz
również był zespołem obowiązków i potencjalnych do-
chodów. Gdy zbiegł, żądało się zań przynajmniej od-
szkodowania, dlaczegóż by za takie czy inne odszko-
dowanie lub wręcz zapłatę nie przekazać go, czy też
praw do niego komu innemu? W każdym razie, nieza-
leżnie od tego czy sprzedający i kupujący chłopów
wczuwali się w subtelności prawa, czy też traktowali
to jak normalny obrót własnością, towarem, w każ­
dym wypadku sprzedaż chłopa zbliżała się do pojęcia
niewolnictwa. Podobnie uprawnienia pańskie, ograni-
czone jedynie zwyczajami i własnym interesem, nie
były ściśle określane i w wypadkach bardziej dras-
tycznych mogły prowadzić do postępowania wobec
chłopa jak wobec niewolnika, z prawem bezkarnego -
nawet bez pozwu i sądu - zabicia go włącznie. Był
to więc okres szczytowego wzrostu poddaństwa, pod-
daństwa bliskiego niewolnictwu, a ograniczonego prze-
de wszystkim interesem dworu - ze zmarłego czy oka-
leczałego chłopa nie było już żadnego pożytku - oraz
okres energicznej samoobrony samych chłopów.
Charakterystyczne dla wsi tych czasów były drobne
gospodarstwa chłopskie, niepełnorolne, źle wyposażo­
ne w sprzężaj, narzędzia, bydło. Czy taka forma gos-
podarstwa chłopskiego wynikała z dążeń i interesów
dworu, który przecież decydował o wyglądzie wsi?
Dwór przecież mógł chłopa z roli usunąć - choć to
było raczej sprzeczne z jego interesem - przesunąć
na inną, gorszą rolę, z kmiecia uczynić zagrodnika,

323
chałupnika i odwrotnie. Wydaje się, że poza pierwszy-
mi latami po zniszczeniach, gdy ciężar odbudowy gos-
podarstwa chłopskiego dwór musiałby wziąć na siebie,
później posiadanie większych i zasobniejszych gospo-
darstw chłopskich leżałoby raczej w interesie dworu,
ale gospodarstwa takie zazwyczaj nie powstawały.
Być może nie leżało to również w interesie samych
chłopów.
Ciężary i obowiązki chłopskie zależały przede
wszystkim od rozmiarów ich uposażenia w rolę, od
wielkości ich gospodarstwa. Im mniejsze ono było, tym
ciężary były też mniejsze. Jeżeli gospodarstwo nie
miało sprzężaju, nie świadczyło również pańszczyzny
ciągłej, gdy nie miało krów nie oddawało serów, gdy
nie sprzedawało zboża nie miało również pieniędzy na
czynsz i opłaty. Zwiększenie więc przez chłopa swego
gospodarstwa pociągało za sobą natychmiast wzrost cię­
żarów, a co dawało w zamian? Chyba niewiele, gdy
zboże trudno był korzystnie sprzedać, liczniejsze byd-
ło wymagało sporo paszy, łąk. Czy nie lepiej było
w tych warunkach traktować swe gospodarstwo jako
działkę wyżywieniową, a starać się korzystać z tego,
co nie pociągało za sobą zwiększenia świadczeń? Być
może z tego wynikało dążenie chłopów do hodowli świń,
które przecież żywiono produktami leśnymi, odpad-
kami i zielskiem, do hodowli drobiu, która wymagała
tylko pewnego uzupełniającego żywienia ziarnem, do
hodowli owiec, które na słabych, mało wydajnych,
wspólnych pastwiskach wiejskich można było prze-
żywić. A otrzymywane w ten sposób produkty -
wełnę, jajka, tłuszcze - łatwiej było sprzedać, podob-
nie jak trochę jarzyn, warzyw i owoców z ogrodu. Za-
sada prowadzenia gospodarki naturalnej w swym
zrębie, a dorabiania sobie drobnymi produktami ho-
dowlanymi i rolnymi, była być może bardziej opła-

324
calna, niż nastawienie na normalną produkcję zbożo­
wą i hodowlaną. Wpływy były wprawdzie niewielkie,
ale też obciążenia mniejsze, a wiele potrzeb w za-
kresie ubrania, obuwia, narzędzi i sprzętów można było
załatwić we własnym zakresie bez zakupów pienięż­
nych. Była to w pewnej mierze wegetacja, ale była to
jednocześnie samoobrona, bardziej gwarantująca prze-
trwanie i mniejsze ciężary, niż rozwijanie własnego
gospodarstwa w niekorzystnych dla niego warunkach.
Bronić się zresztą można było nie tylko w ten spo-
sób. Pozostawała zawsze ucieczka, ucieczka do innych
dóbr, gdzie przynajmniej początkowo miało się zapew-
nione lepsze warunki życia i gospodarowania. Sama
zasada nieinwestowania we własne gospodarstwo, w
bydło, narzędzia, słabe i mało wydajne odbywanie
robocizn, były też obiektywnie jakąś formą walki kla-
sowej z dworem. Obawa zbiegostwa czy zupełnego
zrujnowania chłopa były pewnym hamulcem dla wy-
zysku i krzywdzenia ze strony przynajmniej własnego
pana. Gorzej było gdy wyzyskiwaczem był dzierżaw­
ca. W większych dobrach można się jednak było uciec
do pana, jeśli nie ze skargą, to przynajmniej z prośbą,
w formie częstych w tym okresie tzw. suplik. W kró-
lewszczyznach organem, do którego można się było
udać ze skargą był sąd referendarski. Sąd ten nie był
zbyt gorliwym obrońcą chłopów, zwalczał ich nawet
gwałtownie, gdy występowali z oporem wobec zwierz-
chności w królewszczyznach, ale dbał o stan majątku
królewskiego, który to majątek stanowili przecież
również chłopi i krzyczące nadużycia, grożące ruiną
dóbr, starał się zwalczać.
Pozostawała wreszcie chłopom walka siłą o swe
prawa i w obronie swego mienia i życia. Do otwartych
wybuchów nie dochodziło często, nie ogarniały one
większych terenów poza pojedynczą wsią czy okreś-

325
lonymi w danej okolicy dobrami. Niemniej właśnie
w tym okresie dochodziło do tych powstań. I to nie
tylko w formie powstań pod wodzą kozaków na Ukra-
inie, ale takimi ośrodkami ciągłego buntu były woje-
wództwo krakowskie, szczególnie jego część podgór-
ska i północne Mazowsze (Kurpie). Najenergiczniej bo-
wiem walczyła raczej ludność stosunkowo bogatsza,
przyzwyczajona do większej swobody i mniejszych
obciążeń, która nie godziła się z narzucaniem pań­
szczyzny i nowych ciężarów. Ona też lepiej mogła się
zorganizować do walki legalnej - sądowej i niele-
galnej - sprzesiężeń, sabotaży, czy wystąpień zbroj-
nych. W walce klasowej tkwi też korzeniami swymi
zbójnictwo, które w naszym okresie kwitło na Pod-
karpaciu i Rusi Czerwonej.
Okres przeszło stulecia, choć były to czasy głębo­
kiej depresji gospodarczej, nie mógł być okresem w
pełni jednolitym, pomijając już nawet dwa nawroty
niszczących kraj wojen w połowie XVII i początkach
XVIII w. Poza dostosowywaniem się do kryzysu, obro-
ną przed nim, istniały również próby wprowadzania
nowych metod i form organizacyjnych, które byłyby
bardziej odporne na trudne warunki rynkowe. Wysiłki
te przejawiały się w formie rozwijania nowego typu
kolonizacji chłopskiej, tzw. olęderskiej, rozpoczętej w
końcu XVI w., ale rozwiniętej dopiero teraz, oraz w
poczynaniach, zmierzających do usprawnienia admi-
nistracji i organizacji dóbr wielkiej własności.
Kolonizacja olęderska, prowadzona początkowo przy
pomocy osadników obcych, głównie z Holandii i Nie-
miec, później również polskich, objęła pierwotnie
poszczególne wsie na terenie Prus Królewskich, póź­
niej Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza, aż po środkową
Wisłę. Olędrów osadzano na gruntach raczej słabych,
zalewowych, obfitujących za to w łąki. Ich umiejęt-

326
ności w zakresie gospodarki wodnej, budowy tam, ro-
wów odwadniających pozwalały im zagospodarować
tego typu tereny i prowadzić tam stosunkowo inten-
sywną gospodarkę hodowlaną i zbożową. W zamian
za swe umiejętności otrzymywali oni znacznie lepsze
warunki zasiedlenia. Płacili oni głównie czynsz, np.
w I połowie XVIII w. ok. 30 zł z włóki, dawali nieco
danin i pracowali kilka do kilkunastu dni w roku.
Uważano ich za wolnych, osiadłych na długotermino­
wej dzierżawie lub uznawano ich posiadłość za dzie-
dziczną. W sumie ten ograniczony w swej specyfice
rodzaJ osadnictwa potrafił utrzymać się na 2Jnośnym
poziomie, będąc korzystnym dla chłopa i przynosząc
nienajgorsze dochody właścicielom dóbr.
Osadnictwo olęderskie rozwijało się w wielkiej
własności ziemskiej, królewskiej, biskupiej, magnac-
kiej. One też stosunkowo najwięcej przedsiębrały wy-
siłków, by wydobyć się z trudnej sytuacji. W dobrach
tych czyniono próby reorganizacji zarządzania dobra-
mi. Tworzono rozległą administrację z całą hierarchią
komisarzy, ekonomów, urzędników, aż po włodarzy
i karbowych włącznie, z centralnymi organami zarzą­
dzania, z inspektorami wizytującymi kolejno wsie
i folwarki, z rozbudowaną rachunkowością, wydawa-
niem "ustaw" i instruktarzy. Rozbudowa administra-
cji, mająca usprawnić gospodarkę, pociągała za sobą
również ujemne następstwa, a mianowicie wysokie
koszty jej utrzymania. Stąd też równolegle trzymano
się drugiego sposobu administrowania dobrami, odda-
jąc poszczególne folwarki, wsie, czy całe klucze w
dzierżawę, na krótszy lub dłuższy czas. Dzierżawa,
szczególnie krótkoterminowa, kryła w sobie niebez-
pieczeństwo nadmiernej. rabunkowej eksploatacji dóbr,
co zwłaszcza zdarzało się niejednokrotnie w królew-
szczyznach, dla magnata miała jednak pewne zalety -

327
pozwalała wiązać ze sobą ściśle drobniejsząi uboższą
szlachtę, pozyskiwać tzw. klientelę, tak przydatną na
sejmiku, w sądzie, czy w stosunkach z sąsiadami.
Ogólnie pogarszające się warunki gospodarowania
wywoływały w dużym stopniu ruinę nie tylko chłop­
stwa, ale i szlachty, szczególnie tej uboższej, cząstko­
wej, posiadającej na przykład kawałek wsi i paru
chłopów poddanych. Te same warunki były natomiast
nmiej szkodliwe dla wielkiej własności latyfundial-
nej, która mogła szukać różnych rozwiązań, miała
większe rezerwy materialne i mogła nawet wyko-
rzystać na swoją korzyść załamanie się ekonomiczne
szlachty. Wyniki tego procesu dadzą się wyraźnie zau-
ważyć w postaci koncentracji własności ziemskiej.
Według obliczeń, przeprowadzonych dla własności
szlacheckiej województwa lubelskiego, zmiany te są
zupełnie widoczne. Gdy w połowie XVI w. majątki
poniżej 100 łanów 'zajmowały 54% ziemi, to w połowie
XVIII jedynie 10010; własność szlachecka o rozmiarach
100-500 łanów ziemi ornej wzrosła z 30% do 40% ,
zaś wielkie dobra, czyli posiadające w tym wojewódz-
twie ponad 500 łanów ziemi wzrosły z 16010 do 50010 ca-
łego obszaru własności szlacheckiej.
Podobne zmiany w pozycji majątkowej szlachty
i magnaterii dadzą się zauważyć w dziedzinie kredytu.
Jeszcze w I połowie XVII w., mimo wzrostu siły i za-
możności magnaterii, szlachta pożyczała jej pieniądze,
traktując to w dużej mierze jako lokatę kapitału. W
II połowie natomiast XVII i I połowie XVIII stulecia
sytuacja uległa odwróceniu, szlachta szuka kredytu
i zadłuża się u magnaterii. Skutki tego były często
dość fatalne i szlachcic z dziedzica i właściciela szyb-
ko stawał się dzierżawcą swych dóbr. Nie było to
jeszcze dno upadku ekonomicznego. Mnoży się bo-
wiem wówczas szlachta-gołota, bez własności, któ-

328
ra bądź żyje jako służba, urzędnicy czy żołnierze
magnaccy, bądź też osiada na gospodarstwach chłop­
skich, ponosząc z nich normalne ciężary, tyle tylko,
że zamiast odrabiać pańszczyznę opłaca ją pieniędz­
mi i to bynajmniej nie według jakiejś taryfy uprzy-
wilejowanej.
Proces koncentracji własności ziemskiej dotyczył
zresztą w części - mimo ograniczeń prawnych -
własności kościelnej, przede wszystkim jednak magna-
terii świeckiej, która zresztą obok własnych latyfun-
diów skupia też naj bogatsze starostwa i ekonomie
królewskie. Na Litwie rosną w potęgę Radziwiłłowie,
z których w połowie XVIII w. naj bogatszy Karol Ra-
dziwiłł "Panie Kochanku" skupił w swym ręku 583
wsie i 16 miast. Mniejsze nieco fatyfundia na Litwie
posiadali Sapiehowie, Ogińscy, Pacowi e, Wiśniowieccy.
W Koronie po śmierci naj bogatszego magnata Adama
Sieniawskiego (zm. 1726) największe majątki skupili
w swym ręku Czartoryscy, którzy posiadali też duże
dobra na Litwie. Rywalizowali z nimi Potoccy, Lubo-
mirscy, Tarłowic, choć nie mogli równać się z Czar-
toryskimi, podobnie jak wyrośli później Mniszchowie
czy Braniccy. W sumie jednak cała ta magnateria i jej
największe dobra skupiały się na Ukrainie, Wołyniu,
Podolu i Białorusi, skąd ich wpływy sięgały daleko
na zachód, w głąb Rzeczypospolitej.
Magnateria tworząc własne dwory, utrzymując za-
stępy urzędników, służby, wreszcie własne wojska pry-
watne zatrudniała u siebie zrujnowaną szlachtę. Nie
tylko ten fakt. jak i obszerne, dziesiątkami kilometrów
ciągnące się dobra stanowiły o przewadze społecznej
magnaterii. Operacje kredytowe, wpływ na obsadę
urzędów, nadania, przywileje, wreszcie realna siła woj-
skowa, jaką reprezentowali magnaci, uzależniały od
nich okoliczną szlachtę, tak że całe połacie Rzeczypo-

329
spolitej były ściśle zależne od poszczeg6lnych magna-
tów, którzy stanowili znacznie poważniejszy czynnik
gospodarczy, polityczny i wojskowy na miE:'jscu, niż
daleki król i jego nieliczna, źle płatna armia i urzędy.
Instytucja klienteli magnackiej była najbardziej cha-
rakterystyczną formą w układzie stosunków społecz­
nych wewnątrz państwa, jako wynik przekształceń
społeczno-gospodarczych, jakim uległa cała klasa szla-
checka.
*
Zniszczenia wojenne w równym, a często większym
nawet stopniu dotknęły miasta polskie w połowie XVII
i początkach XVIII w. Nie było to przypadkowe,
gdyż miasta często jako miejsca obronne i węzły ko-
munikacyjne leżały na trasie przemarszów, jak też by-
ły obiektem ich operacji - zdobywania, obrony, blo-
kady. Jeżeli przy tym miasto potrafiło się obronić
(Gdańsk, Lwów), to traciło spalone przedmieścia, lud-
ność wygłodzoną dziesiątkowały epidemie, a odstąpie­
nie wroga wymagało często ogromnych wysiłków nie
tylko wojskowych, ale i finansowych (okup). W wyniku
działań wojennych tzw. "potopu" Warszawa, Poznań,
czy Kraków straciły około połowę ludności, a niektóre
mniejsze miasta, jak np. Inowrocław, L~no, Oświę­
cim, Chojnice, Swiecie zostały zniszczone całkowicie.
W stosunku do strat materialnych straty ludnościowe
bywały nie mniejsze - np. miasta mazowieckie potra-
ciły 60-70% mieszkańców - gdy ocalała z pożogi
ludność rozbiegała się szukając schronienia gdzie in-
dziej, często właśnie na wsi.
Druga, XVIII-wieczna fala zniszczeń była niemniej
ciężka, a może nawet silniejsza, choć brak nam do-
kładniejszych" badań w tym zakresie. Wiemy tylko,
że w Krakowie i Poznaniu pozostało jedynie po parę

330
tysięcy ludzi, a sam Gdańsk w okresie 41/l! mIesIęcz­
nego oblężenia w 1734 r. utracił 1800 zburzonych
dom6w.
Zniszczenie miasta zazwyczaj nie likwiduje go na
zawsze. Ludność powraca, praca rusza i odbudowa
posuwa się nawet szybciej, niż uprzednio, a po upły­
wie jednego pokolenia straty są w zasadzie wyrów-
nane. W ówczesnej Polsce tak jednak nie było. Szybka
i pomyślna odbudowa nie była możliwa i jedynie
Warszawa jako stolica praktycznie potrafiła podnieść
się szybciej i nawet wzmocnić ludnościowo, podobnie
jak łatwiej ze zniszczeń podniósł się Gdańsk, stolica
handlowa Polski. Na utrudnienie procesu odbudowy,
nawet dalsze pogłębienie się krytycznego położenia
wpłynęła ogólna sytuacja rynkowa i upadek tak sa-
mej gospodarki miejskiej, jak i wiejskiej, bez której
miasto obyć się nie mogło. Og6lną cechą bowiem tego
okresu było osłabienie, a nawet zanikanie wymia-
ny pomiędzy miastem a wsią. Mówiliśmy wyżej, że
wieś, a szczególnie chłopstwo, nie miało pieniędzy, że
wieś starała się zadowalać własnymi produktami i wy-
robami, że gospodarstwo chłopskie zamykało się co-
raz bardziej w gospodarce naturalnej, a dwór starał
się przejąć wymianę na wsi w swoje ręce. Oba te
czynniki godziły w gospodarkę miast.
We wszystkich niemal miastach współczesnych da
się zaobserwować spadek liczby rzemieślników i ce-
chów. Prócz zniszczeń wpłynął na to spadek możli­
wości zbytu produktów, ucieczka części rzemieślni­
ków na wieś, wreszcie walki konkurencyjne pomiędzy
rzemieślnikami. Cechy wprawdzie wykluczały kOlJlku-
rencję, ale taką dla normalnych cechów stanowiły
z jednej strony cechy żydowskie, nieraz osobne, pra-
cujące w gorszych warunkach, lecz tworzące silną kon-
kurencję oraz rzemieślnicy pozacechowi, i to nie tyl-

331
ko dawnego typu "partacze", ale przede wszystkim
rzemieślnicy wyłączeni spod prawa miejskiego, na za-
sadzie serwitoriatu - to jest zazwyczaj pracy uprzy-
wilejowanej, rzekomo na usługi dworu królewskiego,
oraz rzemieślnicy zamieszkujący jurydyki magnackie,
skupione wokół wielkich miast. Wreszcie wewnątrz
samych cechów wzmagała się istniejąca już dawniej
walka klasowa pomiędzy czeladzią a majstrami, skoro
ci ostatni starali się przerzucić skutki kryzysu na
barki czeladników (pogorszenie płacy, wiktu), a jed-
nocześni'? utrudniali zdobywanie możliwości zyskiwa-
nia mistrzostwa - by nie zwiększać liczby konkuren-
cyjnych warsztatów - dopuszczając do usamodziel-
nienia tylko swych krewnych.
Trzeba przy tym zaznaczyć, że niskie koszty utrzy-
mania umożliwiały wegetowanie przynajmniej rze-
mieślników miejskich, choć ceny produktów rzemieśl­
niczych krajowego pochodzenia spadły również - co
bynajmniej nie poprawiało sytuacji rynkowej rzemicr
sła. Jedyną jego gałęzią, która wykazywała objawy
rozwoju, było sukiennictwo w miastach południowej
Wielkopolski, dokąd napływali uciekający przed prze-
śladowaniami religijnymi sukiennicy ze Sląska
i z Niemiec. Napływ obcych rzemieślników spowodo-
wał podniesienie się poziomu technicznego i wyscr
kości produkcji sukienniczej w Wielkopolsce. Pewną
dodatnią stroną położenia ówczesnego rzemiosła w
Polsce były również bardzo wysokie ceny obcych wy-
robów rzemieślniczych, nie tyle zresztą wynikłe z re-
alnej różnicy cen z krajowymi, co z upodlenia monety
polskiej, która straciła silnie na wartości w stosunku
do monety zagranicznej.
Perturbacje monetarne, które hamująco wpływały
przede wszystkim na handel, były wynikiem wyczer-
pania skarbu wojnami i jego zadłużenia. By znaleźć

332
środki na zapłacenie zaległego żołdu dla wojska, wy-
puszczano w wielkich ilościach monety z mniejszą
zawartością kruszców. I tak prócz miedzianych sze-
lągów (od 1659 r.), w 1665 r. wybito ogromne ilości
złotówek (ok. 20 mln), które zawierały niewiele ponad
1/3 srebra, istniejącego w dawnych złotówkach. Te
tzw. tynfy - od nazwiska ówczesnego dzierżawcy
mennic Tynffa - spowodowały typowe zjawiska de-
waluacyjne i inflację, choć ceny nominalne nie do-
goniły nawet spadku zawartości kruszcowego pienią­
dza, z wyjątkiem produktów zagranicznych, płaconych
zwykle w lepszej zagranicznej monecie. Próbą rato-
wania sytuacji było przerwanie w ogóle bicia monet
(1688-1765), co znowu wywołało brak monety w obie-
gu - choć nie podnosiło cen - i dało okazję do za-
lewania Polski monetą obcą czy fałszowaną. Były to
monety bite specjalnie w Saksonii na polecenie kró-
lów polskich, Sasów, później zaś, od 1756 r. upodlo-
na moneta bita pod stemplem polskim przez Fryde-
ryka II pruskiego, gdy ten w działaniach wojennych
opanował Saksonię. Procesy dewaluacyjne i spekula-
cja na wymianie monet podważały też kredyt i ruj-
nowały drobnych ciułaczy.
Handel ucierpiał zresztą nie tylko z powodu per-
turbacji monetarnych. Zasadniczy spław i eksport
zboża przez Gdańsk spadał i utrzymał się po 1660 r.
na wysokości ok. 1/3 poziomu z I połowy XVII stule-
cia, by w I połowie XVIII spaść jeszcze niżej, do ok.
10 tys. łasztów rocznie, co równało się 10-1::)0/0
eksportu sprzed stulecia. Gdańsk i handel gdański nie
mogły nadrobić strat przy pomocy innych produktów,
gdyż znaczenie handlu bałtyckiego nie tylko w ogóle
spadło, w wyniku zmniejszenia się zapotrzebowania
na zboże w Europie zachodniej, ale również duża ilość
produktów leśnych oraz skór i futer, które dawniej

333
przynajmnIeJ WleZIOno przez Polskę, teraz od po-
czątków XVIII W., Rosja wywoziła sama przez Pe-
tersburg i porty inflanckie. Osłabł nie tylko handel
tranzytowy wschód-zachód, ale wobec ciągłych w~
jen polsko-tureckich W II połowie XVII w. nastąpiło
zahamowanie handlu południowo-wschodniego, który
nie uległ już poważniejszej odbudowie. Europa W do-
bie ekspansji kolonialnej obracała się coraz bardziej
ku koloniom i Atlantykowi, coraz mniej interesując
się handlem bałtyckim i lewantyńskim.
Zniszczenia wojenne i kryzys gospodarczy odbiły
się silnie na górnictwie oraz produkcji hutniczej ..Te-
dynie żupy solne w Wieliczce i Bochni utrzymały dość
wysoki poziom produkcji; w Wieliczce nawet prowa-
dzono dalszą rozbudowę kopalni, choć napływ soli
zagranicznej prowadził do trudności ze zbytem. Wy-
dobycie niskoprocentowych rud żelaza utrzymało się
ze względu na potrzeby hutnictwa, głównie w Zagłę­
biu Staropolskim. Natomiast inne kopalnie, np. mie-
dzi pod Kielcami, ołowiu w Chęcinach uległy znisz-
czeniu, podobnie jak produkcja ołowiu i srebra w Ol-
kuszu. -=r..~
Inaczej wyglądała sytuacja hutnictwa. W ZagłGbiu
Częstochowskim upadło ono zupełnie, natomiast w Za-
głębiu Staropolskim trwało, ale natrafiało na ogromne
trudności. Jeszcze w II połowie XVII w. działały
wielkie piece w Samsonowie i Bobrzy, a za Jana III
powstał nowy w Hamrze. Ich produkcja, jak i zwią­
zanych z nimi manufaktur, polegała przede wszystkim
na produkcji zbrojeniowej i wyrabiano w nich kule
i działa. To nastawienie na dostawy dla wojska
i wpływy z tego tytułu ze skarbu królewskiego miało
swoje zalety, ale równocześnie i wady. Liczne wojny
stwarzały niemal stałe zapotrzebowanie na broń i amu-
nicję, gwarantując zbyt produkcji hutniczej, niewy-

3340
płacalność skarbu królewskiego natomiast wiodła
przedsiębiorstwa do ruiny, co następowało rzeczywi-
ście w początkach XVIIIw.
Zniszczenia wojenne i kryzys ,gospodarczy hamo-
wały możliwości odbudowy i rozwoju gospodarki, ale
nie przekreślały ich na dłuższą metę. Pierwsze jednak
oznaki ożywienia dają się zarejestrować dopiero w
połowie XVIII w. Dotyczą one różnych dziedzin ży­
cia gospodarczego, choć wspólną ich cechą będzie
związanie z terenem wielkiej własności i to własn<r
ści prawie wyłącznie magnackiej i biskupiej. Zmiany
te nie stanowiły bynajmniej jeszcze nowego etapu
w życiu gospodarczym i to nie tylko ze względu na
ich ograniczony charakter, ale były również wynikiem
istniejącej uprzednio sytuacji i wysiłków zmierzających
do jej przezwyciężenia.
Stosunkowo naj skromniejsze zmiany dają się zauwa-
żyć w rolnictwie. Wprawdzie w połowie XVIIIw.
podnosi się nieco eksport zboża, a jeśli wzrost cen
nie występuje wyraźnie, to przynajmniej mija dno
depresji z lat 1720-1740. W samym rolnictwie zmia-
ny są minimalne. Pojawia się trochę więcej kos za-
miast sierpów do sprzętu zboża, niekiedy sporadycznie
uprawa kartofli, rozwija propaganda przez Mitzlera
de Kolof nowych osiągnięć rolnictwa zachodnioeuro-
pejskiego, w formie zachęcenia do przejścia z trój-
polówki na czteropolówkę, do uprawy kartofli i in-
nych roślin okopowych.
Większe zmiany w gospodarce były spowodowane
przez własne potrzeby życia i gospodarki magnackiej.
Wprawdzie w swych rozległych latyfundiach produ-
kowali oni, a właściwie ich poddani, wiele potrzeb-
nych im prostszych wyrobów, ale właśnie potrzeby
dworów magnackich, ich urzędników, służby, wojska
nadwornego wymagały dla utrzymania splendoru in-

335
nych jeszcze produktów - luksusowych wyrobów
z porcelany, szkła, jedwabiu, kobierców, sukna i wy-
robów metalowych. Tymczasem ceny tych produktów,
sprowadzanych zza granicy, rosły, chociażby ze
względu na upodlenie monety i kosztowne pośredni­
ctwo handlowe. Magnateria zaś dysponowała w swych
dobrach surowcem i dużą ilością rąk do pracy i to
pracy bezpłatnej, pańszczyźnianej. Czyż w' tej sy-
tuacji nie było rzeczą bardziej opłacalną, zamiast du-
żej ilości drogich towarów, sprowadzić nielicznych
fachowców do ich wyrobu? Oczywiście fachowcy,
którzy by sami produkowali musieliby być zbyt li<.."Z-
ni i cała impreza byłaby nieopłacalna, jednakże po-
nieważ mieli oni jedynie kierować produkcją,
a wszystkie prostsze czynności wykonywała ludność
miejscowa, i to zazwyczaj w formie pańszczyzny, ca-
ła produkcja zaczynała się opłacać. W ten zaś sposób
powstawała manufaktura, w której większa liczba
nisko kwalifikowanych robotników pod kierunkiem
fachowców wykonywała masowo stosunkowo proste
czynności, dając w sumie dość pokaźną ilość wykoń­
czonych produktów.
Takie manufaktury powstawały stopniowo w latach
trzydziestych i czterdziestych XVIII stulecia w do-
brach bardziej przedsiębiorczych magnatów. I tak
Radziwiłłowie uruchomili huty szklane w Nalibokach
i Urzeczu - z tym, że te ostatnie produkowały na-
wet nie wyrabiane dotąd w Polsce zwierciadła - nad-
to wytwórnie porcelany w Białej Podlaskiej i Swier-
żnie oraz manufakturę sukienną w Nieświeżu. Potoccy
w Brodach, Buczaczu i Stanisławowie rozwinęli pro-
dukcję pasów tzw. słuckich i kobierców, a w Inflan-
tach Ludwik Plater podobnie organizował produkcję
kobierców, 'aksamitu, adamaszku i sukna oraz kart

336
do gry, powozów i broni. Manufaktury te, jak widać,
odpowiadały dość dokładnie luksusowym potrzebom
dworów magnackich, znmiejszając ich wydatki pie-
męzne, a poprzez monopolistyczny często system
sprzedaży wyrobów w obrębie latyfundiów, stawały
się nieraz jeszcze jednym sposobem drenażu środków
finansowych ludności. Niemniej w pewnej mierze wy-
roby ich starano się sprzedawać również na zewnątrz,
nawet eksportować, np. do Rosji, co świadczyłoby
o wzmacnianiu się podstaw gospodarczych manufaktur
magnackich.
Szersze możliwości rozwojowe zyskiwała na nowo
metalurgia. Chodziło tu o zadośćuczynienie zapotrze-
bowaniom dworów magnackich, jak i potrzeb szlach-
ty - chłopi jako odbiorcy raczej nie wchodzili
w grę, sądząc chociażby po minimalnej roli w tej
produkcji narzędzi rolniczych. Około 1730-1740 r.
nastąpiła odbudowa hutnictwa w Zagłębiu Staropol-
skim, gdzie zapobiegliwość biskupów krakowskich
doprowadziła do uruchomienia 3 wielkich pieców, nie
licząc zakładów przerabiających surówkę. Ich produk-
cję w połowie XVIII w., można by już ocenić na ok.
1350 ton surówki i ok. 800 t. wyrobów kutych rocz-
nie. Nie było to dużo, ale już mogło odegrać pewną
rolę na rynku krajowym. Za przykładem biskupów
krakowskich (Szaniawskiego, Załuskiego) szli zresztą
i inni magnaci, np. Małachowscy, którzy starali się
rozbudowywać przemysł metalurgiczny w swych do-
brach w okolicach Końskich.
Stopniowe ożywienie gospodarki nie mogło się obyć
oczywiście bez reorganizacji i rozszerzenia kredytu.
Rezerwy pieniężne w praktyce posiadała część magna-
terii, a szczególnie duchowieństwo. Był to jednak kre-
dyt drogi i ograniczony. Nowym ośrodkiem kredytu

22 - Polska-Rzeczą pospolitą Szlachecką 337


mieszczańskiego stawała się stopniowo Warszawa,
gdzie na dostawach dla dworu królewskiego można
było zebrać kapitalik handlowy, ldóry mógł być użyt­
kowany zarówno bezpośrednio w handlu, jak też słu­
żyć do operacji kredytowych, co czynił na przykład
bank warszawski P. Teppera. Te elementy rozwoju
życia gospodarczego wprowadzają nas jednak w okres
następny.
PANSTWO

Walka o władzę wewnątrz klasy feudałów od poło­


wy XVII w. weszła w nową fazę. Wprawdzie ogólny
schemat się nie zmienił - u władzy był nominalnie
król z dworem i aktualnie popierająca go część magna-
terii, w opozycji pozostała magnateria oraz szlachta,
ta ostatnia zresztą od dawna nie tylko w rezerwie
wobec króla, dworu i otoczenia królewskiego, ale
i w antagonizmie wobec magnaterii. Zmienił się jed-
nak stosunek sił w obrębie tego schematu walki
o władzę w państwie, jak i sytuacja w jakiej walka
ta się odbywała. Szlachcie, podobnie jak i wcześniej,
pozostały realnie tylko dwa momenty skutecznego
działania - elekcja i pospolite ruszenie. Jednakże
ostatnią elekcją, podczas której potrafiła, ruefortun-
nie zresztą, postawić na swoim, była elekcja Michała
Korybuta Wiśniowieckiego (1669-1673), w następnych
szlachta już nie była w stanie wystąpić jako zdecydo-
wana, potężna siła szabel i kresek podczas wotowania.
Pospolite ruszenie, zwoływane w trudnych okolicz-
nościach wojennych, jeśli do walki się nie paliło, to
na obozowe obrady warunków już nie miało. Nawet
konfederacje wojskowe, mimo że w wojsku prym wio-
dła szlachta, nie były ściśle związane z polityką szlach-
ty jako warstwy, wobec długotrwałych wojen i prak-
tycznego uzawodowienia żołnierza. Jeżeli nawet szlach-
ta miała jeszcze jakąś własną politykę, to okazji do jej
wyrażenia i pogłębienia miała coraz mniej.

339
Dwór królewski i otaczająca go część związanej z nim
magnaterii nie stanowiły jednak trwałego czynnika
wykonującego władzę. Jeżeli jeszcze w I połowie XVII
stulecia tę magnaterię, która otaczała kr6la i stano-
wiła podstawę społeczną władzy kr6lewskiej, dwór
starał się jakoś sarn tworzyć i kształtować, chociażby
w imię prywatnych królewskich, czy obcych (habsbur-
sko-papieskich) interesów, to teraz było inaczej. Ma-
gnateria w pemi wyemancypowała się. Ona raczej de-
cydowała o otoczeniu królewskim i kształtowała je.
Potęga materialna i polityczna, która zmuszała króla
do ostrożnego liczenia się z poszczególnymi magnata-
mi, liczenia przejawiającego się w formie nadań dóbr,
urzędów, przy praktycznej dożywotności tychże, po-
wodowała, że otoczenie królewskie było raczej wyni-
kiem aktualnych kombinacji i powiązań politycznych
niż trwałą grupą, która wzmacniała politykę króla
czy dworu. A magnaterii wygodniej było stać w opo-
zycji, prowadzić własną politykę, nawet zagranicz-
ną - co czyniła zupełnie bezkarnie - niż wiernie
i ofiarnie trzymać się monarchy. Nieaktualny był też
sojusz królewsko-szlachecki, do czego nie dopuszcza-
ła magnateria i czego nie ułatwiał brak czynnej poli-
tyki szlachty.
Monarchowie i ich otoczenie, z braku trwałego opar-
cia, próbowali nie tylko czasowych kombinacji poli-
tycznych wewnątrz kraju, szukali też oparcia na ze-
wnątrz, nawet za cenę ustąpienia korony obcemu.
Rywalizacja i walka w Europie dwóch obozów, fran-
cuskiego i habsburskiego powodowała, że z punktu
widzenia interesów Francji i Cesarstwa stanowisko
Polski, a przez to i osoba jego władcy, były podwój-
nie ważne. Za poparcie udzielone kr6lowi dyplomacje
tych państw żądały nie tylko opowiedzenia się po ich
stronie, ale realnej walki bądź w interesie Cesarstwa

340
z Turcją, bądź według potrzeb Francji np. z Branden-
burgią. To szukanie oparcia na zewnątrz nie dawało
jednak podstawy do prowadzenia jakiejś samodzielnej
polityki wewnętrznej i praktycznie król z otoczeniem
zdany był na zmienne związki i dążenia rywalizującej
ze sobą magnaterii i ewentualnie jej powiązań zagra-
nicznych.
Poza magnaterią świecką i duchowną oraz szlach-
tą, władza królewska nie mogła liczyć na żadne ele-
menty społeczne, które dałyby jej oparcie polityczne.
Nawet wojsko, rozbudowane i liczne w II połowie
XVII w., nie stanowiło żadnej podpory, będąc w prak-
tyce znacznie bardziej w ręku aktualnych hetma-
nów czy substytutów konfederackich niż króla. Jedy-
nie zagrożenie społeczne całej klasy feudalnej, jakim
było powstanie ukraińskie i ruchy chłopskie w Pol-
sce, wywołało wzrost wewnętrznego poczucia solidar-
ności całej klasy, od króla po szlachtę włącznie, ale
i wówczas na tle samej taktyki obrony stanu posiada-
nia, różnice istniały bardzo znaczne.
Do wzrostu znaczenia magnaterii przyczyniło się też
rozprzężenie aparatu państwowego. Sądy działały roz-
wlekle, a egzekucja wyroków wobec magnaterii była
nieosiągalna, podobnie wobec zamożniejszej szlachty.
Administracja nie była zreorganizowana, a dawne
urzędy starostów stały się tylko uposażeniami, które
w formie dóbr królewskich trzymała w swym ręku
magnateria. Wreszcie sejm, główna arena walki poli-
tycznej, został sparaliżowany coraz częstszym zrywa-
niem jego obrad i uchwał. Pierwszy raz w r. 1652 na
polecenie J. Radziwiłła poseł upieki Siciński zasto-
sował "liberum veto", jako protest przeciw przedłu­
żeniu obrad sejmu, co nie byłoby może istotne, gdyby
nie wyrabiająca się doktryna "złotej wolności", w imię
której ówczesny marszałek izby poselskiej A. M. Fre-

341
dro uznał jego sprzeciw za ważny, a sejm za roz-
wiązany wraz z uprzednio powziętymi uchwałami
włącznie. Nad wyrobieniem się zasady liberum veto
ora-z apoteozą złotej wolności pracowali zgodnie, choć
roznymi metodami, król z dworem i magnateria.
Pierwsi poprzez niezręczne łączenie prób reform ustro-
jowych z akcją na rzecz obcych interesów, w postaci
osadzenia zagranicznego kandydata na polskim tronie.
Magnateria, szczególnie opozycyjna, wykorzystywała
zasady złotej wolności tak w sposób praktyczny, np.
przez zrywanie sejmów, jak i propagandowy, mobili-
zując systematycznie opinię szlachecką przeciw kró-
lowi i dworowi, jak to czynił na przykład rokoszanin
Jerzy Lubomirski.
Ten pierwszy etap, który stanowiła II połowa XVII
w., w rozgrywkach o władzę był z innych jeszcze
względów szczególnie trudny dla władzy królewskiej.
Nieustanne wojny kozackie, rosyjskie, szwedzkie czy
tureckie wymagały stałego niemal maksymalnego wy-
siłku militarnego i skarbowego. Za to odpowiedzialny
był przecież król, podczas gdy magnateria mogła wy-
bierać lojalność wobec władcy, bądź opieszałość opo-
zycjonisty, bądź nawet wiązanie się z wrogiem, mogła
też prowadzić aktywną politykę na własną rękę, nie
koordynując jej bynajmniej z oficjalną państwową·
Za wysiłek i porażki płacił zawsze swym autorytetem
król, nigdy magnateria, rzadko szlachta.
Jeżeli w życiu ówczesnej Polski król mógł na wła­
sną rękę działać i próbować, niekiedy po prostu z mu-
su, prowadzić jakąś swoją politykę, to głównie dla-
tego, że magnateria była wewnętrznie skłócona, szcze-
gólnie w Koronie. Litwą bowiem trzęsły 2-3 rodziny
magnackie, w II połowie XVII w. głównie Radziwiłło­
wie, Paoowie i Sapiehowie, z tym że ci ostatni pod
koniec stulecia uzyskali nawet bezwzględną przewa-

342
gę nad rywalami, póki zjednoczone siły szlachty i po-
zostałej magnaterii litewskiej nie obaliły ich przewa-
gi w krwawej bitwie pod Olkiennikami (2 XI 1700).
Inaczej było w Koronie, gdzie początkowo największe
wpływy wywierała magnateria kresowa (Wiśniowiec­
cy, Koniecpolscy, Kisielowie) i małopolska (Lubomir-
scy, Potoccy), później natomiast strata większej części
Ukrainy osłabiła tę pierwszą grupę, na korzyść dru-
giej, do której doszli Grzymułtowscy, Jabłonowscy,
Wielopolscy. Zresztą jeżeli na Litwie w pewnych okre-
sach moma by mówić o hegemonii jednej rodziny
magnackiej, to w Koronie żadna z rywalizujących ze
sobą grup nie była w stanie zyskać trwalszej prze-
wagi nad pozostałymi, przynajmniej do końca XVII w.
Wśród stałej rywalizacji i przy zmiennym układzie
sił magnaterii, która walczyła między sobą o udział w
rządach i płynące z tego korzyści, jedyne trwalsze
grupy powstawały na skutek orientacji zagranicznych,
w tym wypadku głównie dwóch zwalczających się kie-
runków - profrancuskiego i proaustriackiego. Z tym
pierwszym, wspieranym przez posłów i pieniądze Lud-
wika XIV, wiązały się w polityce zewnętrznej tenden-
cje do pokoju z Turcją, ewentualnie i Szwecją, a an-
tagonizm wobec Habsburgów, w polityce wewnętrznej
zaś dążenie do wzmocnienia władzy kr6lewskiej
i wprowadzenia na tron księcia francuskiego. Gł6w­
nymi filarami tej orientacji byli tacy ludzie, jak het-
man Jan Sobieski (p6źniejszy Jan III), kanclerz Mi-
kołaj Prażmowski, hetman Stanisław Jabłonowski
i podskarbi Andrzej Morsztyn.
Orientacja prohabsburska była bardziej licznie re-
prezentowana wśród magnaterii. Wspierana nie tyl-
ko przez dyplomatów i pieniądze austriackie, ale przez
Rzym (nuncjuszy) i jezuitów, dążyła do walki z Tur-
cją, ewentualnie i Moskwą, przeciwstawienia się Fran-

343
cji i jej sojusznikom i starała się utorować drogę do
tronu polskiego Habsburgom. W polityce wewnętrz­
nej orientacja ta zwalczała refonny, głosząc hasła
złotej wolności i oskarżając o skłonności do absolu-
tyzmu swych profrancuskich przeciwników, czym łat­
wiej pozyskiwała szlachtę. O realnym układzie sił de-
cydowały jednak przede wszystkim wypadki, na któ-
rych przebieg polityka polska tylko w niewielkim
stopniu mogła czy potrafiła wpływać.
Moment śmierci Władysława IV zbiegł się z wybu-
chem powstania kozackiego na Ukrainie pod wodzą
Bohdana Chmielnickiego. Nie było to pierwsze powsta-
nie i wybuchło po okresie względnego spokoju i roz-
woju kolonizacji kresowej, ale ten właśnie fakt zade-
cydował o jego sile. Napływ nie tylko chłopów i miesz-
czan na Ukrainę, na ogół ruskiego pochodzenia i pra-
wosławnego wyznania, przy jednoczesnym wzroście
na tych terenach polskiej czy szybko polszczącej się
szlachty, a szczególnie magnaterii, zaostrzyło dodat-
kowymi elementami wyznaniowo-narodowymi konflikt
społeczny. W sumie spowodowało to utworzenie się siły
ludowej, skupionej wokół Kozaków, która potrafiła
wstrząsnąć całością Rzeczypospolitej. Chmielnicki jako
wódz i polityk potrafił wykorzystać wszystkie te ele-
menty, a także zyskać pomoc obcą, zrazu tatarską,
potem rosyjską i z mniejszym. powodzeniem szwedzką
i turecką. Początkowo niedoceniane wystąpienie ko-
zackie dało znać o swej sile kolejnymi porażkami
wojsk królewskich pod Zółtymi Wodami (11-16 V
1648) i Korsuniem (26 V 1648).
Porażki te wywołały próbę użycia pospolitego ru-
szenia, które jednak po pierwszych niepowodzeniach
sromotnie uciekło spod Pilawiec (23 IX 1648). Do-
piero gdy nowy król, Jan Kazimierz, przybył na od-
siecz oblężonego przez Kozaków i Tatarów Zbaraża

344
i kanclerzowi J. Ossolińskiemu udało się chwilowo
rozerwać sojusz kozacko-tatarski, 15 VIII 1649 do-
szło pod Zborowem do pierwszego układu, w którym
jedynie rozszerzono dotychczasową liczbę Kozaków
rejestrowych i przyznano pewne ulgi części chłopstwa
ukraińskiego. Było to nie tyle zwycięstwo oręża pol-
o ski ego, co nietrwała próba porozumienia.
W Polsce bowiem w momencie wybuchu powstania
kozackiego ukształtowały się dwa kierunku polityki
wobec Kozaków. Jeden z nich, reprezentowany przez
wojewodę kijowskiego Adama Kisiela i kanclerza
J. Ossolińskiego rozumiał konieczność pewnych
ustępstw i widział potrzebę ułożenia się z Kozakami.
Drugi kierunek, skupiający pod swym sztandarem
latyfundystów kresowych, których uosobieniem byli
J eremi Wiśniowiecki i Aleksander Koniecpolski, wi-
dział jedyne rozwiązanie konfliktu w krwawych re-
presjach i stłumieniu siłą buntu Kozaków i chłopstwa.
Terenem rozgrywki tych dwóch kierunków stało się
pole elekcyjne po śmierci Władysława IV, gdy jako
kandydaci do korony wystąpili jego młodsi bracia -
.T an Kazimierz, zbliżony do kierunku bardziej ugodo-
wego i Karol Ferdynand, popierany przez zwolenni-
ków polityki twardej ręki. Zyskanie korony przez
Jana Kazimierza, bardziej zresztą w wyniku przetar-
gów personalnych i rodzinnych, niż akcji propagando-
wej i poparcia szerszych kół społeczeństwa szlachec-
kiego, było zwycięstwem kierunku ugody, czego skut-
kiem był m. in. układ pod Zborowem. Z Janem Ka-
zimierzem doszły też bardziej do głosu wpływy fran-
cuskie, gdy król ożenił się z wdową po Władysławie
IV Ludwiką Marią Gonzaga de Nevers. O ile sam
król był dobrym wojskowym i dowódcą, to jako poli-
tyk ulegał wpływom żony, a w sytuacji jaka istniała
w okresie jego panowania nie mógł wydobyć się

345
z przymusowego położenia, w jakim go stawiały wy-
padki.
Ugoda zborowska nie utrzymała się długo, t.ym bar-
dziej że na dworze królewsKim, wobec śmierci J. Osso-
lińskiego, zaczęły zyskiwać przewagę wpływy prze-
ciwnej strony. Działania wojenne były przygotowane
i przez B. Chmielnickiego, który rozsyłał emisariu-
szy po Polsce z zadaniem poruszenia chłopstwa, wy-
wołania niepokoju czy wręcz wystąpień antyfeudal-
nych. Częściowo było to skuteczne, gdy natrafiło na
odpowiedni grunt w postaci zaognionej walki klaso-
wej, jak to było np. na Podhalu. Wystąpili tam górale
(czerwiec 1651) pod wodzą Aleksandra Kostki-Na-
pierskiego, którzy opanowali zamek w Czorsztynie,
odbity zresztą wkrótce przez oddziały wojskowe. Po-
dobnie krwawo stłumiono ruchy chłopskie w Wielko-
polsce południowej, na których czele stał Piotr Grzy-
bowski.
Tymczasem na Wołyniu doszło do walnej rozpra-
wy pomiędzy wojskami polskimi, wśród których po
raz ostatni wystąpiło licznie pospolite ruszenie, pod
wodzą Jana Kazimierza, a wojskami kozackimi i ta-
tarskimi, w dniach 28-30 VI 1651 pod Berestecz-
kiem. Armia kozacko-tatarska poniosła porażkę, sam
zaś Chmielnicki został uprowadzony przez Tatarów
z pola bitwy. Dalsze działania królewskie nie przy-
niosły jednak rozstrzygnięć i nowa ugoda (28 IX 1651
w Białej Cerkwi) była jedynie ograniczonym powtó-
rzeniem ugody zborowskiej. Ugoda w Białej Cerkwi
była jeszcze mniej trwała od poprzedniej. Chmielnicki
pilnie zabiegał o sprzymierzeńców w postaci Turcji
i Rosji, a sarn ponadto próbował sięgnąć do Mołda­
wii. Armia polska, która miała temu zapobiec, po-
niosła klęskę pod Batohem (1652), a w następnym
roku wojska polskie zostały osaczone pod Zwańcem.

346
Tutaj, podobnie jak pod Zborowem, Tatarzy, którym
bynajmniej nie zależało na powodzeniach kozackich,
zostali zneutralizowani przez Polak6w i Chmielnicki
musiał przyjąć nową ugodę (28 XII 1653), podobną do
zborowskiej.
Niepowodzenia mołdawskie i wątpliwe poparcie
tatarskie skłoniło kierownictwo kozackie do stopnio-
wego zbliżania się do Rosji, co zresztą szło po linii
dążeń ludności ukraińskiej, bliskiej tejże językowo
i wyznaniowo. W styczniu 1654 r. doszło w Perejasła­
wiu do ugody, na mocy której rada kozacka uznała,
że Ukraina pozostaje pod władzą Rosji.
Wynikiem ugody perejasławskiej była wojna pol-
sko-rosyjska, podczas której, w latach 1654-1655
armie rosyjskie zajęły Smoleńsk i sięgnęły w głąb
Litwy, aż po Grodno. Wprawdzie wobec umowy pe-
rejasławskiej Turcja i jej lennicy Tatarzy poparli
stronę polską, ale nawet zwycięska bitwa pod Ochma-
towem (22 I 1655) nie zmieniła sytuacji na wscho-
dzie, a z chwilą gdy Szwedzi zaatakowali Polskę
z północy, Chmielnicki przedsięwziął nową wyprawę
w kierunku Lwowa i Lublina, zagonami sięgając aż
po Wisłę. Dopiero Tatarzy spowodowali odwr6t armii
kozackiej, a nawet formalne uznanie przez Chmiel-
nickiego władzy Jana Kazimierza. Istotniejszy jed-
nak był fakt, że wobec najazdu szwedzkiego Rosja,
której ze względu chociażby na sąsiedztwo w Inflan-
tach wcale nie zależało na powodzeniu Szwedów, zgo-
dziła się na rozejm z Polską (3 XI 1656), a nawet
rozpoczęła ze swej strony kroki przeciw posiadłościom
szwedzkim w Inflantach.
U goda polsko-rosyjska nie trwała również długo,
tym bardziej że magnateria ukrainna, zainteresowana
w powrocie do swych majątków dążyła do oderwania
na powrót Ukrainy od Rosji. Śmierć B. Chmielnickie-

347
go (1657) i dojście do głosu wśród starszyzny kozac-
kiej elementów propolskich, z nowym hetmanem Ja-
nem Wyhowskim na czele, umożliwiła nowe porozu-
mienie polsko-kozackie, które przekreśliło ugodę pere-
jasławską. Według tzw. unii hadziackiej (1658) trzy
województwa ukraińskie miały stanowić odrębne
Księstwo Ruskie pod władzą hetmana kozackiego,
z własną hierarchią urzędniczą, ze starszyzną kozac-
ką na prawach szlachty oraz z reprezentacją urzędni­
ków i biskupów prawosławnych w senacie, a posłów
w sejmie polskim. Wobec różnic jakie istniały i na-
rosły jeszcze w latach walk, była to koncepcja nie-
realna i jedynym jej skutkiem było powstanie prze-
ciw Wyhowskiemu i nowy zamęt na Ukrainie oraz
odnowienie się wojny polsko-rosyjskiej (1658-1661).
Przyzwyczailiśmy się patrzeć na najazd szwedzki,
na lata "potopu", jako na zjawisko samych walk, wy-
nikłych niespodziewanie, i klęsk polskich tłumaczących
się tylko zdradą. Wojna ta jednak nie wybuchła przy-
padkowo, była dalszym ciągiem walk prowadzonych
od początków XVII w., w których formalnie chodziło
o koronę szwedzką Wazów, a w praktyce o co innego.
Szwecja w okresie swej ekspansji realizowała pro-
gram, który określa się zwykle jako "dominium IllJl-
ris Baltici". Chodziło w nim o opanowanie południo­
wych brzegów Bałtyku (północne i wschodnie już po-
siadała), o uczynienie z Morza Bałtyckiego wewnętrz­
nego jeziora szwedzkiego, o eksploatację bogatych
ziem na południu, które ujściami swych rzek skiero-
wane były ku północy. Programem tym zaintereso-
wana była magnateria szwedzka, szlachta, szwedzkie
kupiectwo, wreszcie całe społeczeństwo, które żyło
częściowo z łupów i kontrybucji, wysyłając na po-
łudnie coraz to nowe zastępy żołnierzy, a których
liczna, sprawna armia wymagała nakładów i zatrud-

348
nienia. Słabość będącej w opałach Rzeczypospolitej,
nie rozstrzygnięta kwestia Inflant, wreszcie tylko chwi-
lowym rozejmem odroczony konflikt wcześniejszy, zło­
żyły się na wybuch nowej wojny z Polską. A trzeba
przy tym pamiętać, że Szwecja nie była, jak by nam
się mogło wydawać, niegroźnym przeciwnikiem, bied-
nym, z nieliczną ludnością państewkiem na dalekiej
północy. Szwecja była zwycięskim państwem w woj-
nie trzydziestoletniej, wojnie, która ją nie tylko kosz-
towała wiele wysiłku, ale wzmocniła również politycz-
nie i militarnie. Czterdziestotysięczna armia szwedzka,
która miała wkroczyć do Polski w 1655 r. nie tylko
była liczniejsza od ówczesnych wojsk polskich, ale
była najlepszą armią ówczesnej Europy, armią zapra-
wionych w walce weteranów wojny trzydziestoletniej,
dowodzoną przez znakomitych, doświadczonych gene-
rałów.
W lecie wojska szwedzkie z Pomorza Zachodniego
i Inflant uderzyły na Polskę. Magnateria wielkopol-
ska (Krzysztof Opaliński, Andrzej Karol Grudziński)
doprowadziła do kapitulacji szlachty pod Ujściem
(25 VII 1655) i upadku Pomorza. Radziwiłłowie, Janusz
i Bogusław, poddali Szwedom dobrowolnie Litwę
(Kiejdany 18 VIII 1655), Warszawa padła bez strzału,
dopiero w Krakowie Stefan Czarniecki usiłował się
bronić, choć szybko musiał kapitulować (19 X). Jan
Kazimierz uciekł na Sląsk do Opola, podczas gdy woj-
ska królewskie po paru przegranych bitwach za przy-
kładem magnaterii przeszły na stronę najeźdźców.
W ciągu czterech miesięcy cała Rzeczpospolita - po-
za terenami opanowanymi przez powstanie kozackie
i Rosję - znalazła się w rękach szwedzkich i jedynie
Gdańsk i Lwów obroniły się przed Szwedami.
W ogólnej sytuacji klęski i zdrady było zapewne
wiele elementów, które wywołały takie stanowisko

34.9
społeczeństwa, szczególnie magnaterii i szlachty. Roz-
brat z królem, w którego nominalne prawa do korony
szwedzkiej miał l'Zekomo godzić najazd szwedzki, ogól-
ne wyczerpanie i zniechęcenie wojną, łatwość przyjęcia
zmiany na tronie w ówczesnych pojęciach szlacheckich,
nadzieje na ewentualną pomoc szwedzką w walce z Ko-
zakami, którą mogli żywić niektórzy magnaci - to były
zapewne elementy, które powodowały zanik chęci opo-
ru wobec Szwedów. Szwedzi sami jednak spowodowali
dość szybko otrzeźwienie społeczeństwa, i to od ma-
gnaterii po chłopstwo włącznie. Ich systematyczne
łupiestwa kraju, obcość językowa, religijna, narodo-
wa, wykazały prędko, że nie chodzi o zmianę na tro-
nie, chociażby narzuconą, lecz o zwykły łupieski na-
jazd. Pod koniec 1655 r. pojawiły się pierwsze próby
oporu, szczególnie na Żywiecczyźnie i Podkarpaciu,
gdzie chłopi-górale zaczęli walki z oddziałami szwedz-
kimi. Nieudane oblężenie klasztoru w Częstochowie
przez Szwedów (listopad-grudzień 1655) zostało szero-
ko wykorzystane propagandowo dla wzmocnienia
walki ze Szwedami. Wobec rozwoju partyzantki w
grudniu powrócił do kraju Jan Kazimierz, a 29 XII
1655 r. wojsko odstąpiło od Szwedów i zawiązało
w Tyszowcach konfederację w obronie Rzeczypospoli-
tej. Do akcji zbrojnej przystąpiła też część oddziałów
wojska i ludność pod wodzą Stefana Czarnieckiego.
Wypadki te, które miały miejsce na południu Pol-
ski, były ułatwione powrotem Karola Gustawa do Prus,
gdzie wymógł on pomoc na księciu pruskim, a zara-
zem elektorze brandenburskim, Fryderyku Wilhelmie.
Marsz króla szwedzkiego na południe, by usunąć sze-
rzący się opór, zakończył się zablokowaniem wojsk
szwedzkich w widłach Sanu i Wisły, skąd tylko z tru-
dem udało się im uciec. W ślad za nimi ruszyły na
północ oddziały polskie, a w całym kraju szerzyła się

350
walka partyzancka, prowadzona tak przez szlachtę,
jak i masowo przez chłopów. Zachętą dla tych ostatnich
miały być, nie zrealizowane zresztą, tzw. śluby lwow-
skie .Jana Kazimierza (1 IV 1656), w których obiecy-
wał on ulżyć ich doli, jak również tępić heretyków,
głównie arian, przy czym jedynie te ostatnie obietni-
ce zostały dotrzymane. Tymczasem wojska polskie od-
zyskały Warszawę, a Karol Gustaw, pozyskawszy po-
siłki brandenburskie, powrócił, by w bitwie pod War-
szawą (28-30 VII 1656), pokonać znów Polaków. Tym
razem jego zwycięstwo okazało się bez skutków, walka
trwała dalej, nawet Prusy Książęce zostały zaatako-
wane przez wierne Janowi Kazimierzowi wojska litew-
skie oraz przysłane posiłki tatarskie.
W tym momencie Szwedzi doszli do wniosku, że sa-
mi nie opanują Rzeczypospolitej i należy dążyć do jej
podziału pomiędzy paru partnerów. Wahającego się
elektora brandenburskiego pozyskali uznaniem jego
suwerenności w Prusach Książęcych i obietnicą części
Wielkopolski, Kozakom miano pozostawić Ukrainę,
a pomocy na południu zobowiązał się udzielić książę
siedmiogrodzki Jerzy Rakoczy. Następna ofensywa
szwedzka, czwarta z kolei, która doprowadziła do po-
łączenia wojsk szwedzkich i siedmiogrodzkich nie dała
znowu wyników, tym bardziej że zmianie na nieko-
rzyść Szwedów uległa sytuacja międzynarodowa. Do
wojny z nimi wystąpiła dawna antagonistka, Dania, jak
i obawiająca się ich wzrostu Rosja, a sojusz polsko-
-austriacki dostarczył posiłków Rzeczypospolitej.
Główny teatr wojny szybko przeniósł się do Danii,
gdzie wycofał się Karol Gustaw, podczas gdy Polacy
stopniowo zdobywali trzymane jeszcze przez Szwedów
twierdze.
Wojna szwedzka była pierwszą wielką wojną na te-
rytorium właściwej Korony. Wykazała ona przy tym

351
dwie cechy Rzeczypospolitej i jej ludności. Była to
słabość i brak odporności organizmu państwowego
i społeczeństwa - gdy uderzenie kierowało się prze-
ciw władzy królewskiej opór był minimalny. Wyka-
zała też duży patriotyzm dołów społecznych, chłopów,
mieszczan, wreszcie części szlachty, patriotyzm dotąd
niewidzialny, czy tylko nie dostrzegany. Wobec oporu
całego społeczeństwa, walki partyzanckiej w całym
kraju, świetna armia szwedzka była zupełnie bez-
radna. Mimo sukcesów w otwartych bitwach i sprę­
żystej akcji dyplomatycznej, Szwecja wyszła z walki
bez zysków terytorialnych, a wykrwawiona, uległa
jeszcze w walce z Danią i Holandią. Pokój w Oliwie
{3 V 1660) był tylko zatwierdzeniem faktycznego sta-
nu rzeczy. Polska za wojnę szwedzką zapłaciła znisz-
czeniami, ogólnym wyczerpaniem ludzkim i material-
nym, osłabieniem pozycji międzynarodowej, a przede
wszystkim utratą zwierzchnictwa lennego nad Prusa-
mi Książęcymi.
Oderwanie Fryderyka Wilhelma, księcia pruskiego
i elektora brandenburskiego, od sojuszu ze Szwecją
było możliwe tylko na zasadzie zrzeczenia się zależ­
ności lennej, co nastąpiło w traktacie welawsko-byd-
goskim (19 IX 1657). Były to jednocześnie konsekwen-
cje dopuszczenia do połączenia w jednym ręku Prus
i Brandenburgii, na co zgodzono się już w II połowie
XVI w., nie zdając sobie sprawy, że tuż za granicą
wyrosnąć może kiedyś niebezpieczna nowa potęga.
Ze strony polskiej, przerywając walkę i zawierając
pokój ze Szwecją, myślano już o czymś innym, a mia-
nowicie o dalszej walce z Rosją. Walka ta odnowiła
się w 1658 roku, przy czym Polacy dążyli do uzyska-
nia pomocy przeciw Rosji ze strony Tatarów, a po
traktacie oliwskim również Szwedów, co zresztą nie
dało wyników. Zwycięstwo polskie pod Cudnowem
..
352
(3 XI 1660) pozostało bez rezultatów, tak jak i dalsze
operacje wojenne, tym bardziej że w naj istotniej szych
momentach paraliżowały działalność zewnętrzną Polski
konfli~ty i trudności, które zaistniały wewnątrz kraju.
Klęski lat 1655-1657 skierowały uwagę króla i dwo-
ru na konieczność naprawy i wzmocnienia państwa
od wewnątrz. Za najpilniejsze potrzeby uznano refor-
mę sejmowania (wprowadzenie zasady większości 2/3
głosów) i wprowadzenie stałych podatków oraz utrzy-
manie stałej rady senatorsko-szlacheckiej przy królu.
W otoczeniu króla, zapewne dzięki staraniom królo-
wej Marii Ludwiki, projekty te formułowano bardziej
radykalnie, pragnąc doprowadzić zarazem do elekcji
"vivente rege" (tj. za życia króla) jego następcy,
w tym wypadku kandydata francuskiego. Ten dodat-
kowy projekt, wątpliwej wartości i pożytku, dopro-
wadził do podziału opinii wśród magnaterii - na gru-
pę popierającą plany reform i elekcji i na grupę dru-
gą, która zwalczała gwałtownie te projekty, co nie
omieszkała podsycać zawsze czynna dyplomacja habs-
burska. O ile w 1659 r. same plany reform zyskiwały
szersze poparcie, to wkrótce potem gwałtowna agita-
cja i uczulenie szlachty na groźbę absolutum domi-
nium, które w II połowie XVII w. zdawało się zagra-
żać bardziej ze strony francuskiej, niż habsburskiej,
zrobiły swoje. Plany reform na sejmie 1661 r., ku ra-
dości dyplomacji Wiednia, Rzymu i Berlina, zostały
pogrzebane.
Jeżeli na przyszłe losy Polski zasadniczo oddziałał
upadek planów reform z lat 1659-1661, to o aktual-
nej działalności zewnętrznej zadecydowały kwestie
wojskowe. Wojsko, mające od dawna zaległości w żoł­
dzie, którego pusty skarb zapłacić nie mógł, założyło
własną konfederację, tzw. Związek Święcony, dla
obrony swych interesów. Zwią~k ostro występował

23 - Polska - Rzeczą Pospolitą Szlachecką 353


przeciw dworowi, był terenem gwałtownej agitacji
"złotowolnościowej " , niszczył
kraj dochodząc swych
pretensji, a przede wszystkim sparaliżował wszelkie
poważniejsze akcje wojenne, póki zapłacenie zaległo­
ści nie umożliwiło rozwiązania Związku w 1663 r.
Walka z planami reform i elekcji vivente rege, wy-
suwanymi przez dwór, jak i z jego powiązaniami fran-
cuskimi nie skończyła się zresztą w 1661 r. Gdy
związki wojskowe osłabiły dodatkowo władzę kró-
lewską, a agitacja "złotowolnościowa" pozwalała zys-
kać poparcie szlachty dla swych własnych, partyku-
larnych interesów, tym łatwiej mogła to wygrywać
magnateria, czego ilustracją i wykwitem były działa­
nia marszałka w. koronnego i hetmana polnego J e-
rzego Lubomirskiego. Gdy dwór dla poskromienia
przeciwnika politycznego pozwał go przed sąd sejmo-
wy, okazało się, że król i jego otoczenie są bezsilni
wobec potężnego, butnego magnata. Lubomirski ska-
zany na banicję, odpowiedział zrywaniem sejmów,
agitacją wśród szlachty i przygotowaniami wojskowy-
mi, tym groźniejszymi, że po jego stronie stanęła część
wojska koronnego. Dwór osamotniony, bez części woj-
ska, bez poparcia szlachty, stanął wobec konieczności
zgniecenia siłą zbuntowanego magnata, a to przekra-
czało możliwości partii królewskiej. Krwawa bitwa
pod Mątwami (13 VII 1666) skończyła się klęską wojsk
królewskich. Wprawdzie wkrótce Lubomirski ukorzył
się przed Janem Kazimierzem (Łęgonice 31 VII) i wy-
emigrował intrygując dalej, ale dla króla klęska we-
wnętrzna była zbyt wyraźną oznaką pełnej bezsiły
władzy monarszej. Śmierć Marii Ludwiki (1667), któ-
ra była najbliższym współpracownikiem politycznym
króla, skłoniła Jana Kazimierza do abdykacji (16 IX
1668). Król opuścił następnie kraj, by dokonać życia
jako opat Saint Germain we Francji (16 XII 1672).

354
Mimo wielu dobrych chęci i nieszczędzenia wysił­
ków błędy polityki Jana Kazimierza zaciążyły nie tyl-
ko na jego panowaniu, ale i na elekcji po jego ustą­
pieniu. O ile pierwsze wolne elekcje stały pod zna-
kiem walki mas szlacheckich z kandydaturą habsbur-
ską, jako zagrażającą podstawowym interesom szlach-
ty, a w dużej mierze i całego państwa polskiego, to
polityka profrancuska Jana Kazimierza spowodowała
częściowe odwrócenie tych nastrojów. Abdykacja za-
miast ułatwić drogę do tronu Francuzowi, utrudniła
ją jeszcze, gdyż szlachta zagrożenie złotej wolności wi-
działa właśnie ze strony Francji i choć nie wywoły­
wało to jeszcze sympatii do Habsburgów, ale spowo-
dowało wybór kompletnie nieudolnego Michała Kory-
buta Wiśniowieckiego (19 IV 1673), syna osławionego
Jaremy.
Elekcja Michała była ostatnią próbą wyboru włas­
nego króla przez szlachtę, próbą przeprowadzoną na
złość obcym zabiegom i rodzimej magnaterii, ale pró-
bą która wyszła na korzyść raczej Habsburgom, gdyż
Michał Korybut stał się biernym narzędziem w rę­
kach stronnictwa habsburskiego wśród magnaterii pol-
skiej. Prowadziło to, obok komplikacji ukraińskich,
do wciągnięcia Polski w wojnę z Turcją, wciągnięcia,
na którym tak bardzo zależało dworowi wiedeńskiemu.
Ukraina po poddaniu się- Rosji nie rezygnowała
z dalszych prób nie tylko walki z Polską, ale i ewen-
tualnego uniezależnienia się od Rosji. Srodkiem do te-
go miało być oparcie się na sojuszu z Tatarami oraz
związanie się z Turcją, do czego w 1666 r. doprowa-
dził ówczesny hetman Ukrainy Piotr Doroszenko.
Turcja w tych latach przeżywała okres odrodzenia
swej ekspansji zewnętrznej w ramach energicznej po-
lityki wezyrów z rodziny Kopriilich. Zdobycie na We-
necji Krety (1667), walki z Habsburgami o Siedmio-

355
gród w latach 1663-1664, ścisłe podporządkowanie
sobie przez Turcję Tatarów krymskich (1666) było te-
go widomym wyrazem. Walki z Polską zaczęły się
od najazdów tatarskich już w 1666 r. Następny na-
jazd w 1667 został już odparty przez hetmana Jana
Sobieskiego pod Podhajcami.
Sprawa ukraińska i zamęt wewnętrzny zachęcały
wreszcie Turcję do uczynienia próby podboju na
większą skalę. W 1672 r. armia turecka ruszyła na
Polskę, zdobyła po krótkim oblężeniu Kamieniec Po-
dolski, wreszcie podeszła pod Lwów. Rozprawienie się
Sobieskiego z wysyłanymi w głąb kraju czambułami
tatarskimi powstrzymało dalszy rozwój akcji, tym
bardziej że komisarze królewscy przybyli dla roko-
wań zgodzili się zawrzeć w Buczaczu (18 X 1672) ha-
niebny traktat z Turcją. Polska ustępowała w nim
Turcji województwa: podolskie i bracławskie oraz po-
łudniową część kijowskiego, a także zobowiązała si~
płacić haracz.
Najazd turecki i kapitulacja polityczna, jaką był
traktat buczacki zmobilizowały jednak opinię szla-
checką, a nawet uaktywniły magnatów, którzy prze-
razili się bezpowrotnej utraty posiadłości ukrainnych.
Wystawiona spiesznie silna armia pod wodzą Sobies-
kiego odniosła 11 XI 1673 pod Chocimem zwycięstwo
nad armią turecką, choć zwycięstwo to nie zostało
wyzyskane dla odebrania utraconych prowincji.
Zwycięstwo chocimskie miało natomiast duży wpływ
na wypadki polityczne wewnątrz kraju. Dn. 10 XI
1673 zmarł Michał Korybut i głównym kandydatem
do tronu stał się niemal automatycznie hetman Jan
Sobieski, którego - przeciwstawiając go kandydatu-
rze francuskiej - obrano 19 V 1674 r. królem, jako
Jana III (1674-1696). Nowy król należał do magnate-
rii świeżej daty, wykształcony, wybitny dowódca. po-

356
litycznie był dotąd w dużej mierze narzędziem par-
tii francuskiej, o co zabiegała przede wszystkim jego
żona Maria Kazimiera d'Arquien (Marysieńka), Fran-
cuska.
Sobieski, zawdzięczając swój wybór własnym ta-
lentom wojskowym, nie posiadał na tronie szerszego
zaplecza społecznego. Mało związany z najpotężniej­
szymi rodami magnackimi, mógł się raczej liczyć z ich
konkurencją niż poparciem. Niewiele oparcia znalazł
I też u szlachty, której wyrobienie polityczne było co-
raz słabsze, a uznanie u niej zależało bardziej od aktu-
alnych zwycięstw, niż wyraźnej linii politycznej,
i zawiodło Sobieskiego, szczególnie w późniejszym
okresie jego panowania. Mógł więc w zasadzie opie-
rać się na ludziach z dotychczasowej partii francus-
kiej - co wzbudzało nieufność u - szlachty - a nie
dawało swobody wyboru. Ludzie ci, jak hetman St.
Jabłonowski, arcybiskup M. Prażmowski, wreszcie po-
czątkowo najbliższy współpracownik króla podskarbi
Andrzej Morsztyn, stanowili niepewne oparcie, a Mor-
sztyn posunął się do zdrady, za co spotkał go sąd
i wyrok banicji (1683).
Sobieski zresztą niewiele miał czasu na przygoto-
wanie polityczne swego panowania. W 1675 r. musiał
gromić pod Lwowem czambuły tatarskie, a w następ­
nym stawiać czoło nowej armii tureckiej, która naje-
chała Polskę. Walki obronne pod Zórawnem doprowa- I

dziły do rozejmu na zasadzie "uti possidetis" (1676).


Rozejm ten utrzymał się przez parę lat, gdyż Jan
Sobieski przeprowadził próbę nowego nakierowania
polityki polskiej w tych latach, starając się przerwać "
wykrwawiające i bezskuteczne walki z Turcją, które·
wychodziły na korzyść jedynie Habsburgom. Dn.
l l IV 1675 zawarł w Jaworowie tajne przymierze
z Francją i Szwecją, skierowane przeciw Brandenbur-

357
giL Brandenburgia znajdowała się wówczas w wOJrue
z Francją i Szwecją o Pomorze Zachodnie i plany So-
bieskiego zmierzały do zagarnięcia dawnego lenna
pruskiego, częściowo celem wzmocnienia pozycji Pol-'
ski nad Bałtykiem, częściowo zaś dla osadzenia na tym
księstwie swego syna, co mogło mu utorować drogę
do korony w Polsce. Plany te zawiodły ze względu
na warunki zewnętrzne, gdyż Szwecja nie przeprowa-
dziła przyrzeczonej akcji zbrojnej, a Turcja nie go- (
dziła się na trwalszą pacyfikację stosunków z Pol-
ską. Jednocześnie planyantyhabsburskie nie zyskały
poparcia u szlachty ani większości magnaterii, tym
bardziej że dyplomacja berlińska i wiedeńska działa­
ły energicznie poprzez swych zauszników w Polsce
i doprowadziły nawet do odnowienia traktatów z ce-
sarzem i elektorem (1677). W ten sposób upadła ostat-
nia próba samodzielnej aktywnej polityki polskiej na,
terenie międzynarodowym, prowadzona w imię inte-
• resów własnego kraju.
Niemożliwość prowadzenia polityki bałtyckiej i nie-
bezpieczeństwo tureckie skłoniły Sobieskiego do prze-
stawienia z powrotem polityki polskiej i szykowania
się do rozprawy z Turcją. Nieuniknioną wojnę z Tur-
cją, która zresztą mogła zyskać szersze poparcie spo-
łeczne wobec zagarnięcia przez Turków dużych obsza-
rów państwa polskiego na południowym wschodzie,
Jlależało przygotować dyplomatycznie. Naturalnym
sojusznikiem w walce z Turcją mogła być Rosja, rów-
nież zagrożona przez Tatarów i Turcję, z którą wal-
czyła nawet w latach 1677-1681. Do pokoju wieczy-
stego z Rosją miało dojść później (traktat Grzymuł­
towskiego 1 V 1686), a tymczasem podejmowane próby
wciągnięcia Rosji, a nawet Krymu tatarskiego do
akcji antytureckiej nie dawały rezultatu.

358
Plany Sobieskiego ligi antytureckiej (1679-1681)
nie od razu jednak miały dać rezultat. Dopiero zagro-
żenie panowania Habsburgów na Węgrzech przez Po-"
wstanie Tokolyego i zbrojenia tureckie spowodowały
zabiegi cesarza i papiestwa o sojusz z Polską. Przy-
mierze polsko-cesarskie, zawarte 31 III 1683, miało
stać się szybko aktualne. Wielka wyprawa turecka
w tymże roku doszła pod Wiedeń i na odsiecz cesar-
skiej stolicy pospieszyły wojska austriacko-niemiec-
kie oraz armia polska. Bitwa pod Wiedniem, przepro-
wadzona zwycięsko pod wodzą Jana Sobieskiego (12 IX
J683) przyniosła korzyści jedynie Austrii, podobnie jak ,
dalsze walki Sobieskiego stoczone na Węgrzech. Z wy-
prawy wiedeńskiej Turcja wyszła pobita, ale Polska
lnie zyskała na tym nic w najbliższych latach. Umoc-
nienie ligi antytureckiej (1684), która objęła Polskę,
Habsburgów, papiestwo i Wenecję, nie miało też przy- ,
nieść Polsce korzyści.
Związany ligą, bez nadziei na możliwość prowadze-
nia innej polityki po fiasku akcji antybrandenburskiej,
mógł Sobieski jedynie kontynuować walkę z Turcją
i to na niewielką skalę, wobec zbyt słabego zaplecza,
skarbowego, które wykluczało akcje ofensywne. W rę­
kach tureckich tymczasem pozostawał dalej Kamieniec
i część Ukrainy, które trzeba było zdobywać, albo od-
ciąć od posiadłości tureckich. Wyprawy Sobieskiego ,
na Mołdawię miały po części ten cel na oku (1686,
1691), choć jednocześnie chodziło o ewentualne zdo-
bycie tronu mołdawskiego dla syna, który by stąd
mógł łatwiej sięgnąć po koronę polską. Wyprawy
mołdawskie nie przyniosły zresztą żadnych rezulta-
tów i Sobieski nie mogąc działać wewnętrznie, bez
sukcesów na zewnątrz tracił stopniowo na popular-
ności i autorytecie, a Polska schodziła coraz bardziej
I w cień na arenie międzynarodowej. Zwrot ku Francji

359
-nie był możliwy wobec opozycji magnackiej wewnątrz
kraju, a walki z Turcją ograniczały się coraz bardziej
do blokowania Kamieńca .. W tym ostatnim zakresie
dopiero pokój karłowicki (26 I 1699), zawarty już po
śmierci Sobieskiego przez Polskę i Austrię z Turcją
przy pośrednictwie Anglii i Holandii miał rozwiązać
na dłużej konflikt z Turcją i przywrócić Polsce zajęte
~ dotąd części Podola i Ukrainy.
Druga połowa XVII w. stanowiła okres długotrwa­
łych wojen, w zasadzie obronnych, narzuconych przez
innych, niszczących, ale z których Rzeczpospolita
wychodziła w końcu wyczerpana, lecz z niewielkimi
stosunkowo i przejściowymi stratami. Wewnątrz kra-
ju władza centralna była wprawdzie nikła, pozbawio-',
na szerszego zaplecza społecznego, ale manewrując po-
między rywalizującymi grupami magnaterii i szlachtą
oraz orientacjami opartymi o Francję i Habsburgów,
mogła prowadzić jakąś politykę jak całość. Natomiast
pierwsza połowa XVIII w. właśnie w polityce, i to
wewnętrznej i zewnętrznej, najbardziej różni się od
okresów wcześniejszych. Polska przestaje być czyn-
nym, chociażby słabym, ale uczestnikiem kształtowa­
nia stosunków międzynarodowych, staje się natomiast
przedmiotem, który kształtują inni, o którego losach
decydują obce państwa i cudze interesy, z interesami
obcych krajowi królów - Sasów włącznie. Właści­
wie trudno wówczas mówić o polskiej polityce za-
granicznej - jest to bowiem albo polityka saska,
albo poszczególnych magnatów (np. Potockich, Czar-
toryskich), albo konfederacji, czy t!'!ż marionetki w rę­
kach szwedzkich, antykróla Stanisława Leszczyńskie­
go, nigdy zaś polityka polska jako polityka ogólno-
państwowa. Inne też są zasady polityki wewnętrz­
nej - wprawdzie prowadzi się ją w interesie takiej
czy innej grupy magnackiej, ale wobec słabości apara-

360
tu państwowego i jego organów, szczególnie nagmin-
nego zrywania sejmów, jedyne realne osiągnięcia mo-
że przynieść interwencja wojskowa obca i takie inter-
wencje, specjalne, czy też wykorzystywane przypad-
kowo, były na. porządku dziennym.
Jednym z elementów, który zadecydował o takim
układzie stosunków politycznych, było wprowadzenie
na tron polski dynastii saskiej Wettynów, którzy łą­
cząc w swym ręku elektorat saski i koronę Rzeczy-
pospolitej, tę ostatnią traktowali wyłącznie niemal
jako teren eksploatacji. Sama walka elekcyjna odby-
ła się w ramach orientacji zagranicznych, austriackiej
i francuskiej i wpływy obce zadecydowały o wyni-
kach elekcji, a nie określone interesy grup politycz-
nych wewnątrz kraju. Francja usiłowała wprowadzić
na tron księcia Conti, sypiąc pieniędzmi wśród szlach-
ty i magnaterii, podczas gdy Austria popierała Jakuba
Sobieskiego, ożenionego z siostrą cesarzowej. Kiedy
kandydatura Sobieskiego nie zyskała większego uzna-
nia, Austria poparła zabiegi o trvn Augusta Wettyna,
elektora saskiego. Gdy ta ostatnia kandydatura zyska-
ła ponadto poparcie papieskie, a przede wszystkim
rosyjskie, licząc na kontynuację wojny tureckiej przez
Sasa, August zyskał większość głosów (27 VI 1697),
jako August II (1697-1733), zwany Mocnym.
Wraz z Augustem II weszły nowe grupy społeczne
do udziału w rządach. Wbrew wielokrotnym postano-
wieniom i zobowiązaniom głównymi współpracowni­
kami króla byli jego zaufani ministrowie i urzędnicy
Sasi, z J. Flemmingiem na czele, zyskując zresztą
stopniowo indrgenaty polskie, a przede wszystkim
posiadłości na tym terenie. Grupa ta prowadziła
w gruncie rzeczy politykę zgodną z interesami Sak-
sonii a nie Polski, wypierając Polaków z najbliższe­
go otoczenia króla, jak i ważnych, choć skromniejszych

361
stanowisk, np. z dyplomacji. Do udziału w rządach
mieli wprawdzi~ silną, ale skłóconą wewnętrznie kon-
kurencję, w formie zwalczających się koterii magnac-
kich, które w II połowie ich rządów ukształtowały się
w dwie zasadnicze grupy - Potockich. i ich zauszni-
ków i klientów, a którzy w swych rozgrywkach poli-
tycznych opierali się najczęściej na Prusach, oraz
Czartoryskich, wraz z popierającą ich g~upą magnate-
rii, którzy w swych posunięciach politycznych zwią­
zani byli raczej z Rosją. Związki te zresztą nie były
trwałe, gdyż skłócone ze sobą i z dworem koterie
magnackie w minimalnym stopniu walczyły o reali-
zację określonych programów w polityce zagranicz-
nej i wewnętrznej - choć pewne projekty reform
wysuwali Czartoryscy - lecz wyrywały sobie nawza-
jem konkretne urzędy, dobra, czy dochody.
Na początku nowego etapu, saskiego, w dziejach
Polski najważniejszym wydarzeniem, które zaciążyło
na długo nad losami Rzeczypospolitej, była Wielka
W<>:ina Północna (170~1721). Jeszcze w 1698 r. roz-
poczęte rozmowy Augusta II z Piotrem I, carem ro-
ryjskim, doprowadziły w następnym roku do przy-
mierza pomiędzy Saksonią, Rosją i Danią skierO\va-
nego przeciw Szwecji, której miano odebrać Inflanty.
Liczono przy tym na słabość Szwecji wobec koalicji
trzech państw, przy czym wykrwawienie się Szwecji
we wcz~niejszych wojnach, niezadowolenie wśród
szlachty inflanckiej oraz aktualne panowanie młodego
i niedoświadczonego monarchy Karola XII (1697-
-1718) zdawały się dawać gwarancję łatwego zwy-
cięstwa. Nie doceniono przeprowadzonych w Szwecji
reform skarbowych i wojskowych, poparcia jakie sil-
na władza królewska zyskała u magnaterii tego kra-
ju, a także talentów politycznych i wojskowych mło­
dego króla i jego głównych doradców i współpracow-

362
ników, wreszcie oparcia, jakie Szwecja mogłą zyskać
u państw zachodnich.
Gdy w 1700 r. 'Y0jskasaskie i rosyjskie wkroczyły do
Inflant, kierując się na Rygę i Narwę, zostały wkrótce
rozbite - rosyjskie pod Narwą (1700), a saskie pod
Rygą (1701). Następstwem tych zwycięstw było wkro-
czenie wojsk szwedzkich w granice Rzeczypospolitej.
Polska nominalnie w wojnie udziału nie brała -
magnateria i szlachta bardziej były zainteresowane
w zagospodarowaniu odzyskanych ziem ukraińskich
czy rozgrywkach wewnętrznych, niż w odzyskaniu
Inflant. Wojska szwedzkie wkroczyły w zasadzie nie
jako napastnicy, ale w pogoni za cofającymi się Sa-
sami, a Karol XII szybko nawiązał kontakty z opozy-
cją antykrólewską na Litwie (Sapiehowie) i w Wiel-
kopolsce (Leszczyńcy, Radziejowscy), żądając detroni-
zacji Augusta II w zamian za uznanie neutralności
Rzeczypospolitej. Jednocześnie wojska szwedzkie za-
jęły Warszawę, a po rozbiciu armii polsko-saskiej pod
Kliszowem (9 VII 1702) opanowały Kraków. Mimo
że formalnie nic było wojny pomiędzy Polską a Szwe-
cją, wojska szwedzkie zajmowały i grabiły kraj, sze-
rząc postrach i zniszczenie. Tego rodzaju postępowanie
Szwedów wywołało reakcję społeczeństwa, próby
obrony, nawet walki partyzanckie, prowadzone nie
tylko przez szlachtę, ale również przez chłopów.
Magnaterię i szlachtę na ogół nie interesowała wal-
ka ze Szwedami - problemem kluczowym były dla
nich raczej sprawy Ukrainy, gdzie w 1702 r. wybuchło
nowe powstanie kozackie pod wodzą Paleja. Drastycz-
ność postępowania Szwedów wywołała jednak reakcjq
w formie poparcie dla Augusta II, w obronie którego
zawiązana została konfederacja szlachty małopolskiej
(1702), a sejm lubelski (1703) uchwalił zbrojenia. Nie-
wielki dały one efekt, tak jak dalsze walki wojsk

363
saskich nie potrafiły powstrzymać rozlewania się
Szwedów po Polsce. W tych warunkach magnateria
polska, zbliżona do Augusta II doprowadziła do za-
warcia formalnego przymierza z Rosją (30 VIII 1704),
które wprowadzało Polskę do koalicji antyszwedzkiej
w zamian za pomoc rosyjską w tłumieniu powstania
kozackiego na Ukrainie.
Skupienie części społeczeństwa wokół Augusta II
nie doprowadziło do utworzenia jedności wobec na-
jazdu szwedzkiego, lecz raczej pogłębiło zaistniały
rozłam. W opanowanej przez Szwedów Wielkopolsce
9 VII 1703 została zawarta konfederacja, skierowana
p~zeciwko Augustowi II, a opozycyjni magnaci wiel-
kopolscy i ukraińscy (H. Lubomirski) doprowadzili do
zawiązania 14 II 1704 konfederacji generalnej w War-
szawie, która ogłosiła bezkrólewie, a następnie pod
naciskiem szwedzkim wybrała na króla wojewodę po-
znańskiego Stanisława Leszczyńskiego (1677-1766).
Leszczyński, wykształcony, kulturalny, gospodarny, nie
był ani ukształtowanym politykiem, ani też wybitną
indywidualnością i przez szereg lat miał służyć za
marionetkowego partnera królowi Szwecji, partnera,
któremu można było narzucić wszelkie warunki i ogra-
niczenia, choć w zamian uzyskać odeń bardzo niewie-
le, gdyż nowy elekt utrzymywał się na tronie jedynie
dzięki poparciu Szwecji.
Większość społeczeństwa szlacheckiego nie uznała
narzuconego monarchy, stając po stronie Augusta II.
W jego obronie 2 V 1704 'została zawiązana konfede-
racja generalna w Sandomierzu pod przewodem St.
Denhoffa. Na pomoc Augustowi II przybyły na Litwę
wojska rosyjskie (1705), choć zostały szybko rozgr<r
mione przez Szwedów. Wreszcie wojska saskie ponio-
sły nową klęskę w bitwie pod Wschową (13 II 1706)
i Szwedzi wkroczyli do Saksonii. W obliczu najazdu

364
dwór saski zdecydował sięna rokowania, które do-
prowadziły do zawarcie traktatu pokojowego w Al ...
transtadt (2 IX 1706). W traktacie tym Saksonia wy-
cofywała się z wojny, a August II abdykował w Pol-
sce na rzecz Stanisława Leszczyńskiego.
Abdykacja Augusta 11 nie przyniosła jednak uspo-
kojenia i ugody w Polsce. Konfederacja sandomierska
walczyła ze Szwedami i Leszczyńskim, szukała opar-
cia w Rosji, odnawiając przymierze z Piotrem I oraz
przystąpiła do reorganizacji wojska. Leszczyński był
wobec niej bezsilny i mógł działać jedynie w oparciu
o wojska szwedzkie. Gdy armia szwedzka pod wodzą
Karola- XII ruszyła w głąb Rosji (1708), Leszczyński
pozostał wprawdzie w Polsce, ale na wieść o klęsce
Szwedów pod Połtawą (8 VII 1709) wraz z garnizo-
nami szwedzkimi wycofał się z kraju. W sierpniu
tegoż roku przybył do Polski z powrotem August II,
który odnowił traktat z Rosją, a Walna Rada War-
szawska uznała go ponownie za prawowitego monar-
chę w kraju.
Bitwa połtawska nie zakończyła jeszcze Wielkiej
Wojny Północnej. Karol XII, zbiegły do Turcji, zdo-
łał wywołać wojnę rosyjsko-turecką (1710-1711),
w której Rosja poniosła porażkę, a Karol XII mógł
powrócić na Pomorze Zachodnie (Szwedzkie) i do
Szwecji. Na tym etapie Rzeczpospolita nie włączyła
się już do wojny, toczonej poza jej terytorium, choć
wojska saskie Augusta II operowały, bez większego
powodzenia zresztą, na Pomorzu Szczecińskim (1711-
1715). W rezultacie traktat w Nystadt (1721), który
zakończył wojnę, obył się bez udziału Polski. Inflan-
ty, o które w wojnie chodziło Augustowi II, pozo-
stały przy Rosji, która od 1702 r. rozpoczęła już
budowę nowego miasta i portu w Karelii - przyszłej
stolicy Petersburga. Pretensje o Inflanty, jakie pod

365
adresem Rosji wysuwał August II nie dały wyniku
poza oziębieniem stosunków sasko-rosyjskich. Na od-
cięcie natomiast wpływów rosyjskich od Polski było
już za późno. Nawiązana podczas wojny współpraca
Piotra I z konfederacją sandomierską pozostawiła <5la-
dy i teraz car miał ułatwione zadanie szachowania
Augusta II poprzez porozumienie się z opozycją an-
tysaską wewnątrz Rzeczypospolitej. Kontakty te po-
zwoliły Piotrowi I na daleko idącą ingerencję w spra-
wy wewnętrzne Polski i występowanie w roli media-
tora pomiędzy królem i społeczeństwem.
Do mediacji takiej wkrótce też doszło.
Wzorem dla większości monarchów tej epoki i ich
doradców był absolutyzm królewski typu francuskie-
go - długie panowanie Ludwika XIV (1643-1715)
dostarczało po temu przykładu. Zasada pełnej władzy
nie tylko wykonawczej, ale sądowej i częściowo usta-
wodawczej króla była wzorem zarówno doskonałości
ustrojowej, jak i korzystnego położenia władcy i jego
faworytów, gdyż pełnia władzy pozwalała na sku-
teczną likwidację opozycji, a brak kontroli budżetu
i prawo nakładania podatków umożliwiały osiąganie
znacznych korzyści monarsze i całej grupie rządzącej.
Potęga polityczna i wojskowa Francji epoki Ludwi-
ka XIV i wspaniałość jego dworu zdawały się potwier-
dzać słuszność tego typu ustroju i jego przewagę nad
absolutyzmem typu hiszpańskiego, bardziej uzależnio­
nym od stanów, który był wzorem dla Habsburgów
austriackich i pierwszych Waz ów w Polsce. Tenden-
cjom absolutnym siłą rzeczy przeciwstawiali się tak
magnaci - w których interesie było osłabienie wła­
dzy centralnej, nawet anarchizacja ustroju - jak
szlachta. która strzegła swych przywilejów stanowych
i możliwości udziału w życiu politycznym, chociażby
były one nader iluzoryczne.

366
Plany wprowadzenia absolutyzmu żywił August II
od dawna, ale wypadki Wielkiej Wojny Północnej
i ograniczenia ustawodawcze, które uniemożliwiały
mu trzymanie w Polsce większych sił wojskowych
saskich i aparatu urzędniczego, czyniły nierealne pró-
by zamachu stanu. Dopiero zagrożenie tureckie (1711-
-1713), które stało się pretekstem do utrzymywania
armii saskiej w Polsce, przy równoczesnym usunię­
ciu się z jej terytorium Szwedów i Leszczyńskiego,
wszystko to zdawało się stwarzać upragnioną okazję
dla króla. Pretekstem' do użycia wojska saskiego mo-
gły być wystąpienia zbrojne opozycji, szczególnie
szlachty. a te łatwo można było sprowokować poprzez
zdzierstwa i łupiestwa wojsk saskich stacjonujących
w kraju. Ruchy takie rzeczywIscle zaczęły się
w 1714 r. w Małopolsce, by po opanowaniu części tej
prowincji, przerzucić się w 1716 r. do Wielkopolski
i na Litwę. W ruchu tym i partyzantce skierowanej
przeciw Sasom brali udział nawet mieszczanie i chło­
pi, choć główny trzon opozycji i element walki sta-
nowiła średnia szlachta. Ona też 25 XI 1715 zawiązała
konfederację w Tarnogrodzie, która miała poprowa-
dzić walkę dalej.
Konfederacja tarnogrodzka, twór szlachty o tenden-
cjach częściowo antymagnackich, nie zyskała oczywi-
ście silniejszego poparcia magnaterii. Wprawdzie ta
ostatnia daleka była od popierania Augusta II, ale
najsilniejsza jej grupa tzw. hetmańska (A. Sieniawski
i L. Pociej), szukała oparcia w Rosji, wciągając ją
jeszcze bardziej w sprawy polskie. W rezultacie żad­
na z tych grup walczących nie mogła zyskać przewa-
gi, ani dojść do ugody z przeciwnikiem i obie naj-
bardziej zaangażowane strony, tj. August II i konfe-
deraci przyjęły mediację Piotra I, którego poseł
G. Dołgoruki w oparciu o ściągnięte wojska rosyjskie

367
przeprowadził ugodę i pacyfikację stosunków, oczy-
wiście z korzyścią głównie dla mediatora.
Ugoda zawarta 3 XI 1716 r. w Warszawie została
potwierdzona w konstytucji sejmu jednodniowego zwa-
nego niemym (1 II 1717), gdyż prócz marszałka sej-
mu nikt z obecnych, z obawy przed jego zerwaniem,
nie został dopuszczony do głos lP. W zasadzie konstytu-
cja ta była raczej zwycięstwem strony szlacheckiej.
Ograniczono liczbę wojska saskiego w Polsce, wyłączo­
no obcych (tj. Sasów) od kierowania służbą dyploma-
tyczną polską, od urzędów, zakazano królowi rozpo-
czynania wojen bez zgody stanów i jedynym ustęp­
stwem na rzecz władzy królewskiej było stworzenie
iluzorycznego trybunału dla przestępców stanu. Sejm
przeprowadził też niektóre postulowane przez szlachtę
reformy skarbowo-wojskowe. Ustanowiono bowiem
realizowane długo potem podatki, a mianowicie po-
główne w Koronie i podymne na Litwie (obok istnie-
jącej hiberny z dóbr królewskich i duchownych)
z przeznaczeniem na utrzymanie wojska. Liczbę sta-
łego wojska określono na 24 000 ludzi. W praktyce
jednak - wobec braku późniejszych konstytucji roz-
szerzających powzięte uchwały - podatki wpływały
zmniejszone, a etat wojska w rzeczywistości nie prze-
kraczał kilkunastu tysięcy, gdyż część funduszy mu-
siała być przemaczona na utrzymanie kadry oficer-
skiej. Największą jednak wadą przeprowadzonych
wówczas reform był nie tyle ich minimalistyczny
i wąski zakres, ile brak późniejszej kontynuacji oraz
fakt, że za gwaranta sejmu niemego uważała się Ro-
sja, ingerując coraz głębiej w sprawy Rzeczypospoli-
tej.
Sejm niemy był jedynie pośrednim skutkiem Wiel-
kiej Wojny Północnej, natomiast bezpośrednim skut-
kiem wojny był zupełny upadek znaczenia Polski

368
o II POlOWA XVI W.
Broniewo
ł) I POlOWA XVII W.
Bydgoszcz
ł) II Pot(~'"
Kowno
XVII W.

Puhusk Brześc! Ur_ Grodno .


Wilno G,ud, ;qd, Posze.ue (Zmudź)
POlnań Kroków Krasnystaw
Jarosław K,o,no Wornowo
Połock Rawo Wit.b,k
lublin Nowogród.k SI.wi.r,kl
Kalin P.'ejo,row
Rygo Renel
Dorpot K;.t (W,nd.n)
Lwów K,ol. (Zmud!) . XV III W.
Nidwi.ż 80,
Gdoń.k Kamieniec Piotrków
Toruń Łuck Chojnie.
OSlr69
Przemy ś l
Sondamien
?r:k:::: (Kurlandia)
Nowogt<Sd.k Lite"ulci
Ksow.,6w (potem O.ru cl ) toch: ink i (Ie .Oumlony)
tamio Krlemieniec
Oruo ~mbo,
Piń.k S tani sławów
Poloc k Orohictyn
Smol eń,k Mińsk U tew ski
Sluck
EJSZE OŚRODKI DRUKARSTWA
. . ._ - _ _ _ _ o

W II POŁOWIE XVI WIEKU


w stosunkach międzynarodowych, o co zresztą bar-
dzo starali się Sasi. Najbardziej przekonywającym
tego przykładem może tu być polityka pruska. Pań­
stwo prusko-brandenburskie wykorzystując kłopoty
Austrii, zaangażowanej w hiszpańską wojnę sukce-
syjną oraz początek Wielkiej Wojny Północnej na
wschodzie Europy, w 1701 r. ogłosiło się królestwem,
a elektor Fryderyk I koronował się na króla Prus
(18 I 1701). Protest Rzeczypospolitej nie miał żadnego
znaczenia, gdyż Saksonia była związana aktualnie
z Brandenburgią i August II spiesznie uznał nowy
tytuł Fryderyka I. Jedynie opór polski nie dopuścił
do zagarnięcia Elbląga przez Prusy, na co zgodził się
August Mocny.
Prusy też pierwsze zaczęły występować z propozy-
cjami rozbioru Polski i to już w 1701 r. proponowały
to Rosji, później Szwecji, wreszcie parokrotnie same-
mu Augustowi II w latach 1704-1715. Szczególnie
zależało im na zagarnięciu Kurlandii i Prus Królew-
skich i jedynie realna jeszcze słabość Prus, wroga
postawa szlachty i miast Prus Królewskich oraz nie-
chęć Rosji wobec propozycji podziału zmusiły Prusy
do czasowego zaniechania tych planów, które zresztą
w 1721 r. podjął ze swej strony August II. Natomiast
w 1720 r. udało się Prusom ułożyć z Rosją na temat
wspólnego utrzymania istniejącego ustroju i zasady
wolnej elekcji w Polsce, co godziło nie tylko w Sasów,
ale i stanowiło gwarancję utrzymania anarchii w Pol-
sce. Podobne traktaty z Rosją pozawierały zresztą
Szwecja (1724) i Austria (1726), później zaś powta-
rzały się one periodycznie w różnych kombinacjach
dla utrzymania chociażby siłą zasad złotej wolności
i powszechnego rozprzężenia w Polsce, aż po roz-
biory.

24 - Pol~ka - Rzeczą Pospolitą SzlaChecką 369


Nie lepiej było z polityką polską wewnątrz kraju.
August II i jego otoczenie prowadzili systematycznie
politykę saską, a nie polską, politykę. która odsuwała
Rzeczpospolitą od spraw międzynarodowych (np. za-
warcie traktatu z Nystadt w 1721 r.) lub też wprost
godziła w interesy Polski. Osobną politykq zagranicz-
ną prowadzili poszczególni magnaci, czy frakcje i ko-
terie magnackie, utrzymując bezpośrednie kontakty
z obcymi dworami, czy zawierając nawet z nimi umo-
wy. Proces ten ulegnie zresztą nasileniu za panowa-
nia Augusta III i tu tylko warto zaznaczyć jego po-
czątki.
W polityce ściśle wewnętrznej natomiast istniała
ciągła walka poszczególnych grup magnaterii z kró-
lem, szlachtą, a przede wszystkim między sobą. Pro-
sramy reform wysuwane przez szlachtę, zrealizowa-
ne w niektórych punktach przez sejm niemy napoty-
kały na gwałtowną opozycję ze strony tak zwanego
stronnictwa hetmańskiego. Zresztą rozrost pozapraw-
ny kompetencji hetmanów, którzy poza wojskiem sta-
rali się podporządkować sobie kwestie skarbowe, jak
i politykę zagraniczną, wywoływał ogólny sprzeciw,
jednak za słaby, by hetmanów ograniczyć i przepro-
wadzić jakiekolwiek reformy. Walki o te reformy.
prowadzone na sejmie 1718 r. i następnych, dopro-
wadziły staraniem hetmanów do utwierdzenia tylko
liberum veto oraz wydania zakazu limitowania sej-
mów (1726), co mogło je jeszcze ratować przed zerwa-
niem.
Walki pomiędzy grupami magnackimi dotyczyły
zresztą, jak już mówiliśmy, nie kwestii zasadniczych,
programów politycznych itp., ale konkretnych korzy-
ści, dóbr, urzędów i rywalizacja ta przeradzała się nie
tylko w intrygi polityczne, przekupstwa, zrywanie
sejmów, ale prowadziła do wymierzania sobie na

370
własną rękę sprawiedliwości (zajazdy) i walki z bro-
nią w ręku. Jak wiemy z walczących stronnictw ma-
gnackich w latach dwudziestych i trzydziestych
XVIII w. na czoło wybijała się tzw. "familia" Czar-
toryskich ze swymi przyjaciółmi i klientelą oraz Po-
toccy z podobnym otoczeniem. Gdy "familia" opiera-
ła się częściowo na dworze, Potockich jako możniej­
szych stać było na pełną niezależność. Czartoryscy
zresztą stopniowo zbliżali się do szlacheckich postula-
tów reform, które z czasem przejęli za swoje. Nie
świadczyło to o wiele lepiej o tej grupie magnackiej,
gdyż geneza skłonności reformatorskich "familii" była
dość prosta - Potoccy poprzez systematyczne zrywa-
nie sejmów (1729-1732) uniemożliwiali rozdanie przez
króla wakansów, na które liczyli Czartoryscy jako im
należne. W walce tej Czartoryscy musieli dojść w
końcu do wniosków o potrzebie reform ustrojowych,
które to hasło po 1732 r. coraz bardziej traktowali
serio.
Słabość sił wewnętrznych w Polsce i stopień uza-
leżnienia od polityki państw obcych wykazać miała
naj bliższa elekcja. August II zmarł l II 1733 w pełni
zdepopularyzowany wśród mas szlacheckich i więk­
szości magnaterii. Jego' ostatnie lata rządów spopula-
ryzowały natomiast nazwisko antykróla i głównego
rywala Stanisława Leszczyńskiego, którego kandyda-
turę tym razem wysunęła Francja, ponieważ Lesz-
czyński był teściem króla Francji Ludwika XV. Sam
August 11 pracował od dawna nad zapewnieniem na-
stępstwa . tronu po sobie swemu synowi Fryderykowi
Augustowi. .J eżeli kandydatura Leszczyńskiego, jako
wysuwana przez Francję, była nie do przyjęcia dla
Prus i Rosji, to wobec aspiracji Wettynów do tronu
cesarskiego, który mógł zawakować z powodu wymie-
rania Habsburgów, kandydatura saska też była nie na

37 )
rękę Austrii. By zawczasu zabezpieczyć swoje inte-
resy Rosja i Austria jeszcze w 1732 r. zawarły poro-
zumienie {tzw. traktat Loewenwolda) w sprawie współ­
działania w rozgrywkach elekcyjnych, a do traktatu
tego dołączyły się Prusy. Państwa te próbowały prze-
ciwstawiać obu poprzednim kandydaturom nową, don
Emanuela portugalskiego.
W walce elekcyjnej największą popularność zyska-
ła kandydatura Leszczyńskiego, wysuwana przez posła
francuskiego Montiego. Ogromna większość szlachty,
a wśród magnaterii dwie czołowe grupy, tj. Czarto-
ryscy i Potoccy, poparli Leszczyńskiego, którego for-
malny wybór został dokonany 12 IX 1733. Sam Lesz-
czyński w przebraniu przybył do Warszawy, by ob-
jąć tron.
Opozycja jednak, choć złożona z garści magnaterii
i wąskich kręgów uzależnionej od niej szlachty nie
dała za wygraną. Wobec wycofania się don Ema-
nuela jedyną silniejszą kandydaturą okazała się saska,
którą zdecydowały się poprzeć Rosja, Austria i Pru-
sy. Za tą kandydaturą wypowiedziała się nieliczna
opozycja, która wezwała na pomoc wojska rosyjskie
i pod ich osłoną 5 X 1733 okrzyknęła królem Augu-
sta III (1733-1763). Wettyn pod strażą wojsk saskich
i rosyjskich zajął spiesznie Kraków i koronował się
(17 I 1734) bez zwoływania sejmu koronacyjnego. Tym-
czasem Leszczyński wraz z najbardziej wiernymi
stronnikami wycofał się do Gdańska, który obległy
wojska rosyjskie pod wodzą marszałka Miinnicha.
W październiku 1733 r. Francja wypowiedziała wojnę
Austrii pod pretekstem obrony elekcji Leszczyńskiego,
troszcząc się zresztą głównie o nabytki terytorialne
we Włoszech i Nadrenii, a tylko niewielkie posiłki
wysyłając do Gdańska. Dn. 29 V 1734 Gdańsk kapi-
tulował, a Leszczyński w przebraniu zbiegł do Prus.

372
Pacyfikacja kraju udała się Augustowi III tylko
częściowo. Czartoryscy przeszli na jego stronę szybko,
a Potockich skłonił do przejścia na stronę Sasa wzgląd
na Rosję, której wojsk potrzebowali do tłumienia ru-
chów chłopskich na Ukrainie. Bardziej zasadnicza by-
ła postawa szlachty, która nie pogodziła się z narzuco-
nym królem i obcą interwencją, a w obronie nieza-
leżności politycznej kraju zawiązała 5 XI 1734 kon-
federację w' Dzikowie pod laską Adama Tarły. Kon-
federaci łudzili się przy tym nadzieją na pomoc Fran-
cji, Prus i Turcji, co okazało się nierealne, a wojska
rosyjskie i saskie rozbijały kolejno oddziały konfede-
rackie. Podpisanie preliminarzy pokojowych pomię­
dzy Francją i Austrią (1735) rozwiało złudzenia na
temat pomocy z zewnątrz, tym bardziej że traktat roz-
strzygał losy Stanisława Leszczyńskiego, który otrzy-
mywał księstwo Lotaryngii i prawo zatrzymania ty-
tułu królewskiego. Sejm pacyfikacyjny ogłosił amnestię
dla konfederatów (1736), a przedłużający się opór
Kurpiów został krwawo stłumiony. Osadzenie Augusta
III i utwierdzenie go na tronie było natomiast uświę­
ceniem zasady obcej ingerencji w sprawy polskie.
Układ sił wewnątrz państwa w czasach Augusta III
nosił podobne cechy jak za poprzedniego panowania.
Różnica polegała na dwóch nowych elementach. Dwór,
monarcha i jego otoczenie nie posiadali już żadnego
pozytywnego programu, żadnych konkretnych dążeń,
nawet do absolutyzmu i polityki dynastycznej, poza
systematyczną eksploatacją kraju i jego możliwości.
Drugim elementem nie w pełni nowym zresztą, była
systematycma ingerencja obca i eksploatacja kraju
przez sąsiednie coraz bardziej silne i rozwijające się
państwa - Rosję, Prusy i Austrię.
Otoczenie królewskie miało dość dużą swobodę dzia-
łania, gdyż monarcha nie był żadną indywidualnością,

373
nie zajmował się ani nie interesował polityką; zresztą
inne jego zainteresowania, np. kulturalne były nader
ograniczone i w Polsce mało przejawiane. W odróż­
nieniu od lubiącego wystawność, biesiady, pijatyki
i piękne kobiety ojca, August ITI był bigotem, za-
mkniętym w ciszy prywatnego życia, zostawiającym
troskę o sprawy państwowe ministrom i ulubieńcom.
Do najmoŻIliejszych w tym gronie należał potężny mi-
nister i zaufany królewski Sas, Henryk Brilhl (1700-
-1763), który przy pomocy korupcji i intryg starał
się utrzymać równowagę sił pomiędzy skłóconymi
fakcjami, nie zapominając bynajmniej o własnych ko-
rzyściach. Jeszcze bardziej łakomy na dochody i pie-
niądze był drugi faworyt i zaufany królewski Jerzy
Mniszech, marszałek nadworny koronny.
Konkurentem króla do władzy była magnateria,
ale magnateria skłócona ze sobą, podzielona na więk­
sze i mniejsze fakcje, wraz ze związaną z nimi klien-
telą. Dawny obóz hetmański, obóz Potockich zgru-
pował się później wokół nowego hetmana Jana Kle-
mensa Branickiego i zrazu opierał się raczej na Pru-
sach, starając się nawet wspomagać je ludźmi i do-
stawami w dobie wojen śląskich (174~1745), na-
stępnie zaś związał się bliżej z polityką francuską.
Ich główni przeciwnicy, "familia" Czartoryskich,
działali w oparciu o Anglię, potem Prusy, wreszcie
Rosję, szczególnie gdy związany z nimi młody Sta-
nisław August Poniatowski zyskał wpływy w Peters-
burgu na dworze następcy tronu i jego żony, przy-
szłej Katarzyny II. Walka tych dwóch stronnictw to-
czyła się niemal bez przerwy, uzupełniana jeszcze
intrygami otoczenia królewskiego. W rezultacie żaden
sejm w latach 1736-1763 nie doszedł do skutku, a sej-
miki były widownią starć burzliwych, nie tylko poli-
tycznych, ale i zbrojnych, co skupiało się bezpośrednio

374
najczęściej nie na samych przeciwnikach politycz-
nych, lecz na ich poddanych, chłopach. Nie pominię­
to przy tym trybunału, który w 1749 r. zerwali zausz-
nicy Potockich, a całość sądów pozostawała w rękach
poszczególnych klik. Sądy były przekupne lub też bez-
silne, gdy szło o egzekucję wydanych wyroków. Woj-
ska nadworne magnackie, zastępy uzależnionej szlach-
ty, służby, urzędników pozwalały na samodzielną po-
litykę, samodzielne rozwiązywanie kwestii spornych
siłą i zagarnianie cudzych majątków i dochodów. Ta-
kim tłustym kęsem, o które walczyły wszystkie trzy
naj silniejsze grupy polityczne - dwór, Potoccy i "fa-
milia" była rozdrapana w 1753 r. ordynacja ostro g-
ska, licząca ok. 600 wsi i miast.
Bierność i bezsiła władzy centralnej, skłócenie ma-
gnaterii, słabość całego aparatu państwowego spowo-
dowały, że Polska była jedynie biernym świadkiem
dziejących się u jej granic, a nieraz i na jej terenie
wydarzeń. W 1740 r. Prusy wobec wygaśnięcia linii
męskiej Habsburgów najecha-ły Sląsk, by wyrwać go
Austrii. Wojna, w której po stronie Prus stanęła rów-
nież Saksonia, nie wywołała żadnej reakcji ze strony
RZE'czypospolitej, choć toczyła się o ziemie, których
tradycja przynależności do dawnego państwa polskie-
go istniała nadal. Podobnie biernie odniosła się po-
lityk'ł polska do drugiej wojny śląskiej (1744-1745),
choć tym razem zaciążyła ona jeszcze silniej na sy-
tuacji Polski. Gdy pierwsza przecięła bezpośrednią
komunikację z Saksonią, to wpływ drugiej był jeszcze
silniejszy, ponieważ Sasi stali po stronie Austrii,
a wojska pruskie uderzyły na Saksonię, która ponosiła
jedynie klęski. Próby wciągnięcia Polski do udziału
w walce, przedsiębrane przez obóz królewski i "fa-
milię" nie dały żadnych wyników, tym bardziej że
Potoccy starali się gwałtownie wspierać Prusy.

375
Wreszcie zupełnie bierna była postawa Polski wo-
bec wypadków wojny 7-letniej (1756-1763), w któ-
rych klęskę poniosła przede wszystkim Saksonia.
Uczestnictwo Austrii i Rosji (obok Francji) w wojnie
przeciwko Prusom spowodowało, że Rzeczpospolita
stała się naturalnym terenem przemarszów wojsko-
wych, ściągania kontrybucji, rekruta, aprowidowania
stron walczących czy przedmiotem zwykłych łupiestw,
stała się, jak to się już tradywjnie określa "karczmą
zajezdną". Co gorsze, choć niektórzy starali się zaro-
bić na dostawach dla walczących stron, jednocześnie
znalezienie przez Prusaków w zdobytej Saksonii pol-
skich stempli monetarnych, umożliwiło im masowe bi-
cie polskiej upodlonej, lałszywej monety, którą w
wielkich ilościach zalewali Rzeczpospolitą, powodując
ruinę jej gospodarki, a wspomagając dodatkowymi do-
chodami króla pruskiego.
Anarchia wewnętrzna, bezbronność wobec ingeren-
cji i eksploatacji obcej, wreszcie groźby ponawianych
projektów rozbioru Polski - co w pewnej mierze
było hamowane stanowiskiem Rosji, która liczyła na
podporządkowanie sobie całości Rzeczypospolitej -
wszystko to skłoniło nieliczne, bardziej patriotyczne
i światłe jednostki do wysuwania projektów reform
wewnętrznych, do prób ich formułowania w publicy-
styce, czy wnioskach na sejmiki i sejmy. Pewną przy
tym rolę mogły odgrywać również ruchy chłopskie,
szczególnie na Ukrainie, które ożywiły się znacznie
w tych czasach, a godząc w całość stanu szlacheckiego,
tj. tak w magnatów, jak w zwykłą szlachtę, skłoniły
do pewnej solidarności i przekonania o potrzebie
wzmocnienia istniejącego ustroju. Zapewne też nowe
prądy umysłowe tzw. Oświecenia, płynące z Fra,ncji
i Anglii mogły zwiększać zainteresowanie u bardziej
wykształconych jednostek kwestiami państwa i pra-

3i6
wa. Występowało to tym bardziej, że przecież Oświe­
cenie - wychodzące z koncepcji mieszczańskich my-
ślicieli angielskich i opozycyjnie nastawionych "filo-
zofów" francuskich - nie było już pełne entuzjazmu
dla absolutyzmu, lecz zbliżało się do pojęć państwa
opartego na równowadze stanów, do monarchii ujętej
prawami, o polityce aktywnej tak wewnątrz, jak i na
zewnątrz, a przy tym polityce, w której kwestie gos-
podarcze miały odgrywać kapitalną rolę. Głosicielami
nowych pomysłów reformatorskich, projektów reform,
czy krytyki istniejących stosunków byli nieliczni lu-
dzie wywodzący się ze szlachty, lecz oparci w swej
działalności najczęściej na magna.terii; szlachta bo-
wiem, żądając reform, nie była sama ich zbyt gorą­
cą zwolenniczką i nie dawała też żadnych gwarancji
poparcia dla reformatorów.
W epoce, gdy możliwości reform były ograniczone,
a przeprowadzenie ich drogą legalną - wobec syste-
matycznego zrywania sejmów - prawie nierealne, tym
większą rolę można przypisywać projektom reform,
samej literaturze politycznej. Nie była ona faktem
ustrojowym, nie czyniła zmian, ale świadczyła, że
zmiany te narastają, że gdy za nowymi postulatami
stanie silniejsza grupa społeczeństwa, a warunki poli-
tyczne pozwolą na działanie, projekty będą zrealizo-
wane. Przez pół wieku jednak pozostawały w formie
projektów tworzonych i dyskutowanych w niewielkim
gronie bardziej oświeconej magnaterii i w niektórych
grupach średniej szlachty. Zresztą ani ta magnateria,
zajęta bardziej walką z konkurencyjnymi frakcjami,
ani szlachta, rozbita i mało samodzielna politycznie,
niechętna wobec magnaterii, a silnie od niej uzależ­
niona, nie były dość mocne i zdecydowane, by for-
sować reformy źle widziane przez dwór królewski.

377
Projekty reform jeszcze w okresie Wielkiej Wojny
Północnej snuli tacy pisarze, jak podkomorzy litew-
ski Sto Szczuka (Eclipsis Poloniae, 1709), czy St. Du-
nin-Karwicki w swym rękopiśmiennym De ordinanda
Republica. Z konkretnych postulatów żądali oni sta-
łych podatków, obejmujących również dobra szlachec-
kie i zorganizowania stałej armii w wysokości 14--36
tys. ludzi, a nadto reorganizacji obrad sejmowych, są­
downictwa i elekcji, którą proponowali odbywać po
województwach. Ich postulaty wiązały się z projekta-
mi reform, które w ówczesnej sytuacji politycznej do-
prowadziły do sejmu niemego. będącego, jak wiemy,
(.'zęściowym zwycięstwem szlachty, przede wszystkim
zaś wpływów rosyjskich na wewnętrzne stosunki
w Polsce.
Lata 1744-1748, specyficzne w swych warunkach
politycznych ze względu na przejściową współpracę
"familii" i dworu królewskiego, były latami projek-
tów reform, w tym wypadku projektów nie tylko
publicystycznych, ale i takich, które usiłowano wpro-
wadzać w życie. Czartoryscy byli wówczas skłonni
zgodzić się na wzmocnienie władzy centralnej i roz-
budowę wojska. Związany z nimi Stanisław Ponia-
towski (senior) w Liście ziemianina pragnął ograni-
czenia liberum veto, oparcia stałej armii na zreorga-
nizowanych cłach, refonny sądownictwa i sejmików.
Tak on, jak i jego współcześni (np. Jędrzej Załuski)
nawet z przeciwnego obozu (A. Potocki) przejawiali
coraz większe zainteresowanie sprawami gospodarczy-
mi - handlem, rozbudową manufaktur, zorganizo-
waniem nie tylko skarbu, ale i stworzeniem organu
powołanego do opieki nad gospodarką i prowadzenia
polityki w tym zakresie, z udziałem nawet mieszczan.
Reformy te zresztą nie zostały zrealizowane wobec
zerwania kolejnych sejmów 1744, 1746, 1748. W ]750 r.

378
Czartoryscy zostali odsunięci od władzy przez Briihla,
a ich późniejsze plany zamachu stanu w oparciu
o konfederację i posiłki rosyjskie przerwała śmierć
Augusta III (5 X 1763).
Okres rządów Briihla i odsunięcie Czartoryskich
(1750-1763) nie był zresztą pustką, szczególnie w dzie-
dzinie myśli politycznej. Wystąpili wówczas ze swoimi
pismami Stanisław Leszczyński z napisanym wcześniej,
opublikowanym teraz (1749) Głosem wolnym wolność
ubezpieczającym i Stanisław Konarski (1700-1773),
który rozpoczął swoją działalność publicystyczną jesz-
cze w 1732 r., by w latach 1760-1763- wydać swe
główne dzieło O skutecznym rad sposobie. Leszczyń­
ski żądał wolności osobistej i kontraktu dzierżawnego
dla chłopów, ograniczenia liberum veto, stworzenia
kolegiów ministerialnych, reorganizacji sądownictwa
i utworzenia stutysięcznej armii. Konarski domagał
się likwidacji liberum veto, uzależnienia senatu od
izby poselskiej, stworzenia rady rezydentów jako k~
legialnej władzy wykonawczej. O ile Konarski, po-
dobnie jak uprzednio Karwicki, wyrażał program
ustrojowy raczej średniej szlachty, to wspólne były
poglądy i oświeconej szlachty, i wykształconej magna-
terii (np. Stefan Garczyński) oraz przedstawicieli
mieszczaństwa (Mitzler de Kolof), gdy idzie o gosp~
darkę, o potrzebę dbałości o handel, manufaktury,
produkcję rolną i osadnictwo, podniesienie znaczeriia
mieszczaństwa i częściową poprawę losu chłopa. Jed-
nakże dopiero następny okres postulaty te mógł
w życie wcielać.
LUDZIE

Wyobrażając sobie ludzi czasów saskich, w mnleJ-


szym stopniu ludzi końca XVII w., widzimy ich naj-
częściej w postaci opasłych, opitych, łysych czy ły­
siejących szlachciców, którym bogaty, miękki pas słuc­
ki z trudem otacza rozdęte kształty. Czy to był obraz
typowej postaci tych czasów, trudno odpowiedzieć.
Raczej nie, choć ówczesny sposób odżywiania, życia
mógł sprzyjać pewnym anormalnościom fizjologicz-
nym, jak wyżej opisane. Zresztą jeżeli uznamy oty-
łość za zjawisko częstsze w tych czasach, niż wcze-
śniej i później, szukając jej przyczyn w ówczesnych
warunkach życia, to trzeba podkreślić tym większe
niż dawniej zróżnicowanie warunków bytu i ich ewen-
tualnych skutków fizjologicznych.
Pożywienie w zasadzie nie uległo w tych czasach
radykalnym zmianom. Różnica polegała raczej na wza-
jemnych proporcjach ilościowych i zróżnicowaniu spo-
łecznym, niż nowych środkach spożywczych i ich roli
konsumpcyjnej. Brak nam szczegółowych danych dla
najbardziej masowych produktów żywnościowych.
spróbujmy jednak chociażby w przybliżeniu określić
ich funkcję.
Podstawowym produktem żywnościowym pozosta-
wało w dalszym ciągu zboże i z niego sporządzane je-
dzenie. Główną rolę odgrywał tu chleb, chleb żytni
dla szerokich warstw społeczeństwa. Biorąc pod uwa-
gę jednak ówczesny poziom gospodarki i wydajność

381
rolnictwa, nie wydaje się, by ilość jaka przypadałaby
średnio na 1 mieszkańca ówczesnej Polski dziennie
mogła przekraczać 0,30-0,35 kg (w ziarnie). Nie była
to racja głodowa, ale było to znacznie mniej niż w per
przednich okresach, szczególnie XVI stuleciu. Rzeczą
przy tym charakterystyczną byłaby większa rola -
obok czy zamiast chleba - innych form potraw mącz­
nych, jak przede wszystkim tzw. podpłomyki, tj. rer
dzaj placków, pieczonych bez użycia drożdży czy
kwasu, a które miały zastępować chleb. Ich zaletą by-
ło chociażby to, że nie wymagały specjalnego pieca
do wypieku i można je było piec bez przykrycia, na
gorących kamieniach paleniska. Występowały zapewne
i bardziej prymitywne formy spożywania ziarna -
jak prażmo oraz potrawy mączne typu polewek, bryj,
obok klusek i kasz. W każdym razie chleb był raczej
niesmaczny - jedynie w Gdańsku był lepszy. Pry-
mitywniejsze jego namiastki były bardziej rozper
wszechnione również z tego powodu, że umożliwiały
użycie nie tylko droższych zbóż, jak żyto i stosun-
kowo rzadka i droga pszenica, ale również owsa i jęcz­
mienia.
Według dawniejszych badań I połowa XVIII w.
była okresem szerszego zapoznawania się z karto-
flem, tym produktem, który najbardziej wpłynął na
wzrost ludnościowy Europy w XIX w. Kartofle rze-
czywiście pojawiały się w Polsce, pojawiały głównie
w gospodarstwach obcych osadników ("olędrów", Sa-
sów itp.), niekiedy w majątkach magnackich. Trzeba
jednak podkreślić, że były one uprawą rzadką, raczej
ogrodową i daleko im było jeszcze do szerszego wyko-
rzystywania. Zresztą znane wówczas w Polsce gatunki
były raczej niesmaczne, co hamowało ich popularność
i rozpowszechnianie, nie potrafiono zaś jeszcze bar-
dziej masowo je spożywać pośrednio - jako podsta-

382
wy dla gorzelnictwa i żywienia bydła. Natomiast
z dawnych warzyw i jarzyn prym dzierżyła dalej ka-
pusta i groch, prócz innych drobniejszych upraw.
Wojny, głody, ogólne ubóstwo, szczególnie chło­
pów - jeżeli wierzyć literaturze - spowodowały
częstsze sięganie w latach chudych do roślin dziko
rosnących. Była to manna, zbierana, suszona i przygo-
towywana oraz spożywana jako kasza. Odpowiednio
czyszczone i przyrządzane okazywały się jadalne róż­
nego rodzaju chwasty, jak perz, lebioda, szczaw, po-
krzywy, bukiew i żołędzie. Wymagało to specjalnych
zabiegów - suszenia, mielenia, gotowania - ale gdy
głód dawał się dobrze we znaki potrafiono sięgać na-
wet po korę brzozową.
Sądząc ze stanu rolnictwa i hodowli mięso rzadko
mogło zaglądać pod strzechy chłopskie. Wprawdzie
łapanie ptactwa - według zdania ówczesnych na Ma-
zowszu łapano dla celów kulinarnych m. in. gawrony-
mogło uzupełniać brak mięsa, w mniejszym jednak
stopniu niż drób własnego chowu. Być może też w
wyższych warstwach, gdzie mięso bywało na stole
częściej zmieniły się nieco proporcje, a mianowicie
zmalało znaczenie wołowiny, na korzyść mięsa drob-
niejszych zwierząt, jak świnia czy owca.
Wzrosło w tym okresie znaczenie napoi. Opisując
ówczesną gospodarkę podkreślaliśmy znaczenie piwa
i jego produkcji. Czy produkcja ta realnie podnosiła
spożycie piwa, które przecież i dawniej było bardzo
duże. nie wiadomo, gdyż brak nam w tym zakresie
wszelkich obliczeń. Natomiast trzeba przyjąć, że pro-
dukcja dworska piwa i jego obowiązkowe często roz-
prowadzanie nie dopuszczało przynajmniej do spadku
jego konsumpcji wśród uboższych warstw ludności,
szczególnie wiejskiej, której normalnie nie byłoby stać
na dobrowolny zakup piwa. Piwo utrzymywało się jako

383-
zasadniczy napój wśród chłopów, mieszczan i drobniej-
szej szlachty, choć można przypuszczać, że przejęcie
jego produkcji przez dwór i likwidacja konkurencji
wpłynęły na pogorszenie się jakości piwa i - co jest
raczej dodatnią cechą - zmniejszenie w nim pro-
centu alkoholu.
To ostatnie zjawisko było jednak kompensowane
z okładem przez wzrost produkcji wódki (gorzałki).
Tę częściowo przejął dwór na swój rachunek, ewentu-
alnie karczmarze dworscy, częściowo prowadziły mia-
sta, szczególnie większe. Wódka ta nie była zapewne
zbyt wysokiej jakości, gdyż procent alkoholu i stopień
oczyszczenia pozostawały dosyć niskie i ograniczały
w pewnym stopniu niebezpieczeństwo związane z roz-
powszechnieniem się tego napoju. O ile wcześniej
z racji tej niskiej jakości wódka była raczej napojem
niższych warstw społecznych, to w naszym okresie
pojawiają się wódki uszlachetnione, jak wódki z anyż­
kiem, cytryną, owocami, czy znany już gdański "Gold-
wasser". Dzięki temu wódki stopniowo zaczynały
wkraczać nie tylko jako jedno z lekarstw, ale i napo-
jów do domów bogatszych - szlachty, patrycjatu, na-
wet magnaterii.
Wśród bogatych warstw społecmych największym
powodzeniem miało się cieszyć wino, szczególnie wę­
gierskie. Jest to zapewne jakieś uproszczenie, gdyż
wino jako napój dość drogi, zagraniczny, nie mogło
całkowicie wypierać piwa, w każdym razie w wypad-
ku bardziej masowej konsumpcji. Zapotrzebowanie zaś
na napoje, jak wiemy, sięgało paru litrów dziennie na
osobę i zaspokojenie go w pełni winem było realnie
nieosiągalne poza górą społeczeństwa. Biorąc pod uwa-
gę często niską jakość wody pitnej i uprzedzenia spo-
łeczne, okaże się, że jedynie piwo, a nie wino mogło
odgrywać w życiu codziennym zasadniczą rolę. Po-

384
ZMIANY ZAINTERESOWMl I NASILENIA
CZYTELNICTWA W LATACH 1579-1768
NA PRZYKŁADZIE WYDAŃ DZIEŁ
JANA KOCHANOWSKIEGO
I ŻYWOTOII' SWII;TYCH PIOTRA SKARGI
ROZWÓJ PAMI~TNIKARSTWA W POLSCE

UClba pomi, 'ni"6w

' ..... ,,,. ". '".~

I porowo XVIII w , (' 700.


dobnie miody sycone, specjalność Wołynia, Podola,
nie były rozpowszechnione w całym kraju i ich rolę
jako napoju należy uznać za ograniczoną.
Niemniej w dziedzinie napojów pojawiły się już
wówczas zapowiedzi przyszłych zmian. Zapoznano się
bowiem z kawą, która przyszła do nas drogą przez
Turcję. Kawę pito najczęściej z mlekiem i cukrem,
a oprócz kawy prawdziwej pojawiły się już i jej na-
miastki, sporządzane z palonego ziarna zbóż i innych
roślin. Kawa prawdziwa nie mogła się zbyt rozpow-
szechnić, chociażby ze względu na cenę, jednakże
wśród magnaterii, bogatej szlachty i patrycjatu była
już modna i jeżeli piło się jej jeszcze niewiele, to
mówiło o niej sporo. Znano też herbatę, ale ta uchodzi-
ła raczej za jedno z ziół i wywar z niej istniał raczej
w rejestrze lekarstw, a nie napojów, czym stać się
miała znacznie później.
Trzeba jeszcze powiedzieć parę słów o tytoniu. Spro-
wadzony do Polski w poprzednim okresie, teraz roz-
powszechnił się bardziej jego użytek. Tytoniu zażywa­
no na różne sposoby. Palono fajki i to tak krótkie,
gliniane zwykle według wzorów zachodnich, jak i dłu­
gie, uroczyste, typu wschodniego, choć te ostatnie w
bardziej ograniczonym stopniu. Niektórzy żuli tytoń,
inni wreszcie sproszkowany zażywali jako tzw. ta-
bakę. Mimo niechęci moralistów i kleru, używanie ty-
toniu rozszerzało się coraz bardziej i szczególnie w po-
staci palenia fajki ogarniało różne klasy i warstwy
społeczne - od zamożniejszych chłopów w Wielko-
polsce, aż po króla, gdyż taki August III był nałogo­
wym palaczem.
Mówiąc jeszcze o ówczesnej konsumpcji żywności
należałoby podkreślić dwie charakterystyczne cechy.
Przede wszystkim pogłębiające się różnice społeczne
pomiędzy wystawnym, luksusowym odżywianiem się

25 - Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 385


magnaterii i obfitym, choć dość jednostronnym szlach-
ty, a skromnym, często w zasadzie niedostatecznym
uboższej ludności. Różnice te pogłębiały się dodatko-
wo w okresach nieurodzajów, zniszczeń i głodu. 'lyw-
ność była na ogół tania, ale siła nabywcza ubogiej
ludności bardzo nikła. Gdy zawiodły ją własne zbiory
pozostawał głód, głód bardziej dotkliwy niż wcześniej,
w czasach lepszej koniunktury, gdy istniały pewne re-
zerwy w żywności czy gotówce. Stąd częste poszuki-
wanie pożywienia wśród roślin nieuznawanych nor-
malnie jako jadalne, stąd dodatkowe choroby, pow-
szechny niemal stan niedożywienia i często zjawisko
niedorozwoju fizycznego oraz wysoka śmiertelność.
Szlachta, szczególnie zamożna, jadała obficie, tłusto.
nieraz korzennie, co odpowiadało gustom, a przynaj-
mniej modzie. Kuchnia polska tego okresu rzadko jed-
nak była wyszukana w smaku i bardziej urozmaicona.
Nawet wystawne uczty, podczas których popisywano
się cudami sztuki kulinarnej, jak pieczone w całości
zwierzęta, wypełnione wewnątrz drobnymi sztukami
zwierzyny, nie świadczyły o doskonałości samego jad-
ła. Cudzoziemcy, jeżeli wydawali okrzyki podziwu nad
wymyślną formą podawanych dań - ptaków z upie-
rzeniem, zwierząt ze złoconymi rogami, w kolorowych
wsach itp. - znacznie mniej byli zachwyceni sma-
kiem potraw. Ilość przypraw i korzeni zabija'ła smak,
co być może nie było wielką stratą w epoce, gdy
o właściwą konserwację większych ilości jadła było
trudno. Natomiast połączenia kontrastujące słodkich
i gorzkich dań, silnie solonych, pieprznych, kwaśnych
itd. czyniły dla nie przyzwyczajonego wiele potraw
niejadalnymi. Ponadto trzeba pamiętać, że nawet na
dworach magnackich, gdzie łożono krocie na uczty
i biesiady, istniał osobny stół z bardziej wykwintnymi
potrawami i znacznie lepiej zaopatrzony dla państwa

386
i najszacowniejszych gości, zaś bardziej prymitywne
jadło i napoje przeznaczano dla dworzan, klienteli,
okolicznej drobnej szlachty, nie mówiąc już o zwykłej,
a bardzo licznej służbie.
Wygląd stołu biesiadnego zmienił się nieco w związ­
ku z wprowadzeniem w Polsce porcelany. Moda na
porcelanę wśród bogatych warstw społeczeństwa przy-
była do Polski w I połowie XVIII w. wraz z Sasami.
Początkowo samą porcelanę sprowadzano z Saksonii,
Holandii i Anglii, ale niedługo potem zorganizowane
w dobrach największych magnatów manufaktury za-
częły dostarczać ten kosztowny a wykwintny produkt,
już pochodzenia krajowego. Szkło natomiast, używane
i dawniej, w zakresie naczyń ograniczało się raczej do
wyrobu kieliszków, nieraz bardzo drogich, wymyślnie
rżniętych i zdobionych. Rozpowszechnianie się por-
celany i szkła odbywało się kosztem cyny, rzadziej
srebra, metali używanych dotąd na naczynia i zasta-
wy wśród bogatych. Natomiast same nakrycia, tj.
łyżki, noże, widelce, traktowane były jako przedmioty
osobiste, które się wozi ze sobą i mało kogo było stać,
czy też dbał o to, aby goście obok talerzy podczas
biesiady otrzymywali nakrycia. Widelec był znany, ale
zakres jego używania ustępował oczywiście znaczeniu
łyżki i noża i często obchodzono się bez niego, a wśród
ludności ubogiej nie znano go w ogóle, podobnie jak
porcelany, szkła, srebra, a nawet cyny. Wszystkie te
różnice w jadle i napojach, ich ilościach, sposobach
przygotowania i podania, wszystko wskazuje, że po-
wiedzenie "za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa"
miało swój bardzo ograniczony sens społeczny.
Rozmaitość strojów wywoływała ogólne skargi mo-
ralizatorów wcześniejszych i późniejszych. Rzeczywiś­
'cie w II połowie XVII i I połowie XVIII w. strojów
różnego kroju, barwy, charakteru i praktyczności było

387
bardzo wiele. Jeżeli dawniej obce stroje napływały
dzięki wyjazdom zagranicznym, studiom, podróżom.
czy też przyjazdom cudzoziemców, obecnie droga ich
przyjmowania nieco się zmieniła. Obok dawnych spo-
sobów doszedł nowy w formie zdobyczy wojennych.
Zołnierze wśród zdobyczy brali często obce stroje,
szwedzkie, niemieckie, węgierskie, tureckie, a gdy były
strojne i bogate tym chętniej wdziewali je na siebie.
W ten sposób następcwała m. in. szybsza orientalizacja
ubiorów, niż gdyby się to odbywało tylko drogą han-
dlu i kontaktów osobistych, jak to bywało przed po-
łową XVII w.
Mimo tej rozmaitości, wpływów sąsiadów, a nawet
dalszych ltrajów, np. Francji, równolegle kodyfikują się
zasady stroju polskiego, oczywiście szlacheckiego, za-
początkowanego już wcześniej, w formie kontusza i żu­
pana. Odpowiednikiem męskiego stroju polskiego mia-
ły być jubki kobiece, kołpaczki itp. Strój szlachecki,
wzorowany zresztą na magnackim, był często bogaty,
bogatszy nawet w postaci męskiej (guzy, pasy, ozdoby
kołpaka, broń) niż kobiecej, choć w tym okresie szcze-
gólnie w XVIII w. kobiety starają się o bardziej mod-
ne i urozmaicone ubiory. Do stroju polskiego ustala
się typ szabli ozdobnej, nieraz bardzo bogatej, tzw.
karabeli, najczęściej wyrabianej we Lwowie. Często
nowszą bronią, niebezpieczniejszą nawet, był ozdobny
czekan, używany jako laska.
Gdy obce ubiory, noszone przez mężczyzn, wzbu-
dzały mniej lub więcej głośne uwagi czy przycinki,
prawdziwą wrzawę i zgorszenie wywoływała moda
damska, francuska. Odkrywanie górnej połowy piersi,
odsłanianie pleców (dekolty) wzbudzały ogólne obu-
rzenie, ale w kręgach dworskich czy elegantek spośród
magnaterii i bogatej szlachty zlikwidować się w pełni
nie dały. Ze strojem obcym u kobiet łączyły się zmiany

388
w przystrojeniu głowy. Gdy w zasadzie panny nosiły
warkocze, a mężatki krótsze włosy przykryte czep-
kiem, to w XVII w. zaczęła się pojawiać u kobiet mo-
dna francuska wysoka fryzura, misternie zdobiona,
a miE'jsce czepka zajął kornet. Tradycja warkoczy pa-
nieńskich też została zachwiana w XVIII w., gdy
wśród bogatych panien szlacheckich pojawiły się ta-
kie, którE' pragnęły nosić się podobnie strojnie jak mę­
żatki.
Wiek XVII-XVIII w Europie zachodniej był dla
klas wyższych, szlachty i bogatego mieszczaństwa,
okresem peruk u mężczyzn. Wprawdzie peruki na wzór
francuski, później niekiedy i niemiecki, pojawiały się
w Polsce XVII w., a bardziej rozpowszechniły w XVIII
w., niemniej ogromna większość szlachty strzygła
i czesała się ina~zej. Podobnie nie zakorzenił się zwy-
czaj noszenia długich włosów, ani typu renesansowe-
go, ani według mody XVII w., w formie długich kę­
dziorów starannie utrefionych. U szlachty zwyciężał
raczej przybyły ze wschodu zwyczaj podgalania głów
i jako odpowiednik do "stroju polskiego" występowa­
ła podgolona głowa szlachecka i to najczęściej bez wą­
sów. Bujny zarost, szczególnie brody, propagowane
w XVI w. przez humanistów, potem przez starszych
ascetycznie nastrojonych mężów, nie utrzymał się w
obyczaju szlacheckim. Skuteczniej opierał się brzytwie
obyczaj noszenia wąsów, ale i on się cofał i typowa
postać szlachecka z I połowy XVIII w. jest najczęście.i
nie tylko podgolona, ale i ogolona z zarostu.
Małe też wzięcie w Polsce miały kosmetyki. Wpraw-
dzie już od XVI w. słyszymy o barwieniu sobie po-
liczków, brwi, bieleniu twarzy przez kobiety, ale są
to wypadki rzadkie i wywołują dezaprobatę. Niemniej
w sferach dworskich zabiegi kosmetyczne istniały,
a od końca XVII w. pojawił się obyczaj naklejania so-

389
bie tzw. muszek, by ich czerń pogłębiała kontrastem
biel damskiej twarzy, ale i to zjawisko miało zakres
społeczny niesłychanie wąski. Podobnie było z pach-
nidłami, które były w dużej mierze również domeną
mc;żczyzn, a którymi były początkowo piżmo, w XVIII
stuleciu rodzaj pachnących wódek. Całość zabiegów
kosmetycznych przyszła zresztą do Polski z Włoch
i Francji, choć raczej Azja i północna Afryka była ich
pierwotną ojczyzną, a Arabowie pośrednikami.
Strój mieszczański wzorował się częściowo na szla-
checkim, choć był prostszy, a zdobiące go klejnoty
i drogie materiały używane jako surowiec krawiecki
były zazwyczaj zwalczane zakazami ogólnokrajowymi
czy wewnętrznymi zarządzeniami miast. W rezultacie
w XVIII w. przeważał typ sukiennej bekieszy, żupana
i tzw. konfederatki na głowie. Pasy nieraz bogate
mieszczanie nosili raczej na żupanie, gdy szlachta na-
kładała je na kontusz, a zamiast szabli, do której mieli
prawo jedynie członkowie władz miasta Krakowa, Poz-
nania i Wilna, noszono zazwyczaj laski z metalową ku-
listą rękojeścią, zresztą również dość niebezpieczne ja-
ko ewentualna broń.
Strój mieszczek, szczególnie niezamożnych, które nie
naśladowały szlachcianek, był w swej strukturze po-
dobny do stroju chłopek. Składał się z koszuli, spódni-
cy, gorsetu, fartucha, płachty i czepka, przy czym
często gorset-stanik, czepiec i ewentualnie fartuch zdo-
biono bardziej, niż to czyniły chłopki. Strój chłopski
bowiem opierał się raczej na wyrobach domowych,
wiejskich, z wyraźną przewagą płótna nad suknem, co
już występowało w poprzednim okresie. Sukna używa­
li chłopi na okrycia wienchnie (tzw. sukmany), wzo-
rowane niekiedy na stroju szlacheckim, czasem na
spodnie, podczas gdy reszta stroju była zrobiona z gru-
bego płótna, tylko ewentualna koszula odświętna z cień-

390
szego. Uzupełniani o ten strój w ZimIe kożuszkami.
Zresztą w zakresie stroju chłopskiego brak masowej,
dostępnej finansowo dla chłopa, produkcji rynkowej
powodował systematyczne pogłębianie się różnic re-
gionialnych, narastanie odmienności tzw. strojów lu-
dowych, co szczególnie podkreślał typ ozdób - na-
szywek, okuć pasów, czapek. Zróżnicowanie to doty-
czyło bardziej strojów nieco zamożniejszego chłopstwa
(ozdoby), podczas gdy ubiór biedoty był skazany na
oszczędność surowca, prostotę kroju i wykończenia, był
przede wszystkim praktyczny. O ile bowiem strój szla-
checki nie był przewidziany do wykonywania pracy
fizycznej, to chłopski, szczególnie normalny, codzien-
ny ten wzgląd musiał mieć głównie na uwadze.
W zakresie mieszkań i budynków warto zarejestro-
wać dwie poważniejsze zmiany, które były skutkami
zniszczeń wojennych oraz bogacenia się magnaterii
świeckiej i duchownej, przy ogólnym wzroście ubós-
twa reszty społeczeństwa.
O rozmiarach zniszczeń pisaliśmy poprzednio. W woj-
nach spłonęły całe wsie, miasteczka, przedmieścia
i dzielnice miast wielkich, dwory, zamki i folwarki. Nas
w tym wypadku interesuje raczej ich odbudowa, choć
właśnie na ten temat wiemy bardzo mało. Jedno jest
pewne, że odbudowa stała na niższym poziomie niż bu-
downictwo wcześniejsze. Szczególnie dotyczy to wsi
chłopskiej, która po zniszczeniach nie posiadała rezerw
materialnych i była zdana najczęściej na pomoc dwo-
ru, a ten ostatni był zainteresowany w jak naj skrom-
ni ej szych kosztach odbudowy budynków chłopskich.
To samo dotyczy miast i miasteczek, które po zniszcze-
niach przechodziły częstokroć na tańsze i bardziej pry-
mitywne budownictwo drewniane.
Typ chałupy wiejskiej nie uległ 'zasadniczej zmianie,
lecz raczej 1ej rozmiary, materiał i użytkowanie. Za-

391
nikają na przykład wieloizbowe chałupy w północ­
nych i zachodnich dzielnicach Polski, dawniej charak-
terystyczne dla okolic, gdzie zachowało się bogatsze
chłopstwo. Chłopów, szczególnie uboższych, nie było
stać nie tylko na szyby w oknach, które zastępowano
pęcherzami, woskowanym papierem itp., ale i na świe­
ce i izby oświetlano palonymi na metalowym ruszcie
trzaskami. Nadto brak środków na budynki inwentar-
skie powodował coraz częściej trzymanie inwentarza
żywego, szczególnie drobnego, w jednej izbie razem
z ludźmi. Konstrukcję ścian z belek zastąpiono często
gliną, którą oblepiano plecionkę z gałęzi, a strzecha
słomiana wróciła masowo na miejsce częstszych daw-
niej gontów.
Do budynków wiejskich upodobniły się bardziej niż
dawniej zabudowania małych miasteczek. Zresztą
osłabienie tętna handlu, kryzys rzemiosła wraz z roz-
budową rzemiosła dworskiego sprawiły, że większa
część ludności małych miasteczek powróciła do zajęć
chłopskich i uprawy roli, jedynie mniejszą zależnoś­
cią od dworu i dość teoretycznymi prawami mieszc"l:an
różniła się od chłopów.
Dwór szlachecki pozostał w zasadzie drewniany,
a tym bardziej zabudowania folwarczne. Dwory jednak
zyskiwały na pewnej regularności struktury, gdyż sień
dzieliła je symetrycznie w poprzek na część bardziej
reprezentacyjną i na gospodarczą. Wzory idące z pała­
ców magnackich wpływały na usiłowanie urozmaicenia
wyglądu zewnętrznego w formie frontonu, kolumienek,
ganku itp. Sciany drewniane często pobielano wapnem,
podłogę z tarcic czy ubitej gliny nieraz pokrywano ko-
biercami, podobnie jak na ścianach wieszano kilimy
i makaty. Do ogrzewania służyły raczej kominki, po-
nieważ piece były drogie i rzadziej je budowano. Na-
tomiast z zewnątrz otaczano zazwyczaj dwór ogrodem,

392
a częstsze dawniej umocnienia w kształcie fosy, pali-
sady, wieżyczki wyszły z użytku i w nowych dworach
zarzucano ich budowę. Niewiele natomiast wiemy o za-
budowaniach gospodarczych otaczających dwór i je-
dyną zmianą, która da się zauważyć w XVIII w. było
budowanie koło folwarku specjalnych pomieszczeń dla
służby i to budowanych w formie pomieszczeń dla
kilku rodzin pracowników, tzw. czworaków.
Wspaniale natomiast wyglądały pałace magnackie.
Murowane, zazwyczaj piętrowe rezydencje miejskie,
jak pałac Krasińskich w Warszawie, czy wiejskie jak
Wilanów Sobieskiego, z długim szeregiem sal, poko-
jów, galerii, szerokimi licznymi oknami, ozdobnym
rzeźbą frontonem i starannie utrzymanym parkiem w
stylu najczęściej francuskim. Charakterystyczne było
przy tym dalsze odejście od dawnej struktury obron-
nej czy umocnionej rezydencji. Nie tylko mury były
cieńsze i lżejsze, ale sam plan, dawniej prostokątnego
budynku, otaczającego zamknięty dziedziniec, stał siq-
planem bryły wolnostojącej, ewentualnie z bocznymi
skrzydłami, dostępnej z każdej strony.
Wnętrze pałacowe urządzano z przepychem i dba-
łością o reprezentację. Wprawdzie i tu często dzielo-
no pałac symetrycznie na część bardziej reprezenta-
cyjną i męską oraz bardziej gospodarczą, domową,
przeznaczoną dla kobiet i dzieci. Prócz sal i komnat do-
chodziły w wewnętrznej strukturze budynku galerie
z portretami, lustrami. Sale oświetlały świeczniki
i kandelabry. Ściany zawieszano kobiercami, czasem
też pokrywano malowanymi tapetami typu francus-
kiego. Wzorami były bowiem pałace francuskie z Wer-
salem na czele. Natomiast kobierce, makaty, tapety w
pałacach a szczegóLnie dworach drewnianych, choć
ocieplały wnętrza, utrudniały jeszcze utrzymanie czy-
stości i higieny. Myszy, szczury, pluskwy, pchły były

39~
plagą ludności nie tylko ubogiej, ale gnieździły się i we
dworach szlacheckich, a czasem i pałacach magnackich,
co ogólnie obniżało poziom higieny i tak gorszy ze
wzlędu na ogólnie skromniejsze warunki mieszkanio-
we ówczesnego społeczeństwa.
Wyposażenie mieszkań zmieniło się głównie w pa-
łacach magnackich gdzie obok dawnych ciężkich mebli
tzw. gdańskich zaczęły się pojawiać lekkie meble typu
francuskiego. Nie dotarły one Jednak do dworów szla-
checkich, gdzie obok dawnych stołów, przeważały ła­
wy, rzadziej znacznie stołki (zydle) czy krzesła prze-
znaczone dla uroczystych gości. Obok szaf ciężkich,
które bynajmniej nie wyparły skrzyń na ubrania, za-
czynały się pojawiać biurka w formie szaf z szufla-
dami, czy sekretarzyków. Szerokie łoża z baldachi-
mami bywały nieliczne we dworze, częstsze natomiast
wą'Skie, twarde łóżka, tzw. wyrka, z tym że dla służby
i przygodnych gości pozostawały ławy lub słoma.
Jeżeli ogólne pogorszenie warunków mieszkaniowych
nie sprzyjało zachowaniu czystości, to również samo
mycie nie należało do istotnych czynności, przynaj-
mniej sądząc po odpowiednich urządzeniach. Znikały
częste dawniej łaźnie, utrzymując się liczniej raczej
na ziemiach litewsko-ruskich. Natomiast nie zastąpiły
ich łazienki, rzadkie nawet w pałacach magnackich.
Podobnie ubikacje 3tawały się urządzeniem wstydli-
wym, ukrytym i nielicznym. Czy to zaniedbanie urzą­
dzeń higienicznych było wynikiem obniżenia ogólnej
kultury społeczeństwa, czy pruderii narzuconej przez
kaznodziejów kontrreformacji trudno określić.
Kontrreformacja, rygory religijne, nabożność, SWlę­
tość pojęcia rodziny powinny były w zasadzie wpłynąć
na dalsze wzmocnienie tej zasadniczej komórki spo-
łecznej. Takie przynajmniej przykłady głoszono z ka-
zalnicy, wskazywano w literaturze. Władza ojcowska

394
winna była panować niemal absolutnie nad dziećmi
i żoną, kobiety podlegać w posłuszeństwie woli ojca,
potem zaś męża. Dzieci należało wychowywać surowo,
ćwiczyć w cnocie i czystości moralnej, synów w dziel-
ności i zręczności, córki oddzielone od świata w na-
bożności i zajęciach domowych. Małżeństwo było nie-
rozerwalne do śmierci, a wierność zaprzysiężona, świę-
1a, zaś jej złamanie największym występkiem, oczywiś­
cie przez żonę, bo mężowi urozmaicanie sobie życia
uchodziło zwykle płazem.
Schemat ten powinien był odnosić się do wszelkich
grup społecznych, od ubogiego chłopka po magnata,
nawet króla. Schemat ten jednak był zbyt piękny
i wzniosły, aby być prawdziwym.
Zakładanie rodziny, małżeństwo odbywało się w za-
sadzie według decyzji rodziców lub opiekunów. Wzglę­
dami, które wpływały na tę decyzję były nie tylko
kwestie majątkowe - co występowało i dawniej sil-
nie - ale również chęć zyskania możnych koligacji,
który to wzgląd zaczął odgrywać większą rolę w tym
okresie. Oczywiście w takich wypadkach wola stron,
tj. przyszłego męża, a szczególnie przyszłej żony była
nieistotna. Były jednak sposoby postawienia na swoim
przez młodych, a sposobem tym, rozpowszechnionym
zresztą w różnych stanach, był tzw. raptus puellae,
tj. porwanie panny i ślub z nią potajemny, bez wiedzy
rodziców. Tylko że takie porwanie było z zasady uzgod-
nione między młodymi, czasem można podejrzewać, że
i z rodziną, przynajmniej jej częścią oraz z przyja-
ciółmi, opiekunami itp., co znacznie ułatwiało całe
przedsięwzięcie. Kończyło się na protestacji rodziców
panny młodej w grodzie i sprawa przycichała.
Inna już była pozycja wdowców i wdów. Ci dyspo-
nowali już ~amodzielnie swoim losem, swoimi ma-
jętnościami i mogli wybierać według własnych gu-

395
stów przyszłych współmałżonków. To samo dotyczyło
rozwódek i rozwodników. Trzeba bowiem pamiętać, że
gdy w XVI stuleciu reformacja umożliwiała bardzo
rzadkie zresztą w Polsce rozwody, to w ramach kato-
lickiej obyczajowości rozwody zaczęły się rozpowszech-
niać w Polsce w połowie XVII w. Ale zjawisko roz-
wodów, mimo pozorów nabożności społeczeństwa
i głośnego moralizowania, rozszerzało się stopniowo,
a wątpliwy poziom intelektualny i moralny kleru
wraz z siłą przekonywającą odpowiednich kwot pie-
niężnych robiły swoje. Dość powiedzieć, że w cza-
sach króla-bigota Augusta III i najniższego poziomu
intelektualnego społeczeństwa da się naliczyć w Pol-
sce ok. 500 rozwodów w najwyższych warstwach mag-
naterii i bogatej szlachty. Namiastką rozwodu była też
praktycznie separacja, .np. w formie ucieczki żony
z powrotem do rodziców, czy też opuszczenia żony
przez męża - co zdarzało się często i to nie tylko
u samej góry społecznej - tym bardziej że nie wy-
magało to kosztownych formalności kościelnych
i prawnych.
Zresztą rozwód nie był bynajmniej świadectwem
upadku obyczajów, rozwiązłości, zaniku cnót - taki
August II, który .na setki mógł liczyć swe kochanki,
rozwodem się nie plamił. Rozwody były raczej dowo-
dem wzmacniania się stanowiska kobiety, która tylko
poprzez rozwód mogła się wydobyĆ spod władzy nie-
dobranego, czy też wręcz krzywdzącego ją męża. Rola
kobiety spychanej w zacisze domowych spraw nie da-
wała się utrzymać w tych ciasnych ramach, tym bar-
dziej że niezbyt wykształconemu czy roztropnemu mę­
żowi często ustępowała tylko wiekiem, gdyż kobiety
z reguły wydawano za mąż młodo, mężczyźni zaś że­
nili się nieco starsi. Nie chodzi nam tu oczywiście
o oderwane wypadki kobiet typu "hic mulier", które

396
gnębiły sąsiadów, urządzały zajazdy, porywały się na
sędziów w trybunale, ale o świadome poczucie włas­
nego znaczenia i własnej wartości u kobiet, o żądanie
uznania ich pozycji i praw w ówczesnym społeczeń­
stwie, którego tylko mężczyźni byli pełnoprawnymi
członkami. I chyba nie przypadkowy czy oderwany był
głos poetki Elżbiety Drużbackiej z połowy XVIII w.,
kobiety dalekiej od nierozsądnego hołdowania zagra-
nicznym modom, która pisała:
W Polszczem zrodzona, w Polszcze wychowana.
W wolnym narodzie mnie też wolność dana
Mieć I'.los; że i ja na to nie pozwalam,
Co mi się nie zda ...

I ten głos, nieoficjalny oczywiście, kobieta w wyż­


szych sferach magnaterii i bogatej szlachty stopniowo
sobie wywalczyła.
Surowość rodziców, a szczególnie ojca wobec dzieci,
wynikająca z jego patriarchalnej władzy mogła, lecz
}'ównież nie musiała być zasadą. Zdarzały się wypadki
rozpuszczania latorośli, obdarowywania zabawkami,
psucia łakociami. Trudno mówić, która tendencja wy-
chowawcza przeważała, ale ogólnie raczej mało się
przejmowano dziećmi i niezbyt dbano czy w formie
surowej dyscypliny czy czułej opieki, o ich wycho-
wanie, o bezpośrednie porozumienie z dziećmi, udział
w ich troskach i radościach, natomiast były one pion-
kami do ustalenia przyszłości rodziny, jej parantel
i koligacji. Zresztą w najwyższych grupach magnac-
kich czy dworu królewskiego unikano dzieci, szukając
na to sposobów w ziołach i babskich praktykach,
a skromniejszą liczbę odchowanych dzieci regulowa-
ła surowo ogromna śmiertelność niemowląt.
O rodzinie- w innych klasach i grupach społecznych
nie wiemy nic bliższego. Rodzina chłopska czy ubogie-

397
go mieszczanina mogła wyglądać podobnie jak w okre-
sie poprzednim, jedynie niższy poziom materialny ży­
cia, ubóstwo, gorsze wyżywienie, choroby mogły wpły­
wać na zwiększoną śmiertelność dzieci i na mniejszą
liczbę zawieranych małżeństw wśród ludności bezrol-
nej, żyjącej na służbie, na cudzym chlebie.
Do obrazu przemian ówczesnej rodziny trzeba dodać
parę słów o pogłębieniu się różnic nie tyle nawet kla-
sowych co stanowych, które to zjawisko wykluczało
niemal zupełnie możliwość zawierania małżeństw po-
między ludźmi innych stanów. Nie wykluczało to na-
tomiast stosunków pozamałżeńskich, z tym że było to
10lerowane jedynie w wypadku, gdy kobieta była niż­
szego stanu, nigdy zaś wyższego niż mężczyzna. Dzieci
z nieprawego łoża były w zasadzie pozbawione praw,
napiętnowane społecznie z racji swego pochodzenia.
nie przyjmowane do rodziny, do stanu swego ojca. Od
tych zasad praktyka życia robiła na szczęście nieraz
wyjątki, szczególnie gdy ojcem był człowiek samotny
a zamożny, np. duchowny. Branie w 'Jpiekę i wycho-
wywanie synów naturalnych czy córek zdarzało się
w tym wypadku, choć bez możliwości formalnego uz-
nania ojcostwa.
Zmiany w zakresie charakteru i funkcji rodziny
szlacheckiej miały przede wszystkim kierunek ze-
wnętrzny. Ideologia szlachecka, jej kultura, zasób po-
jęć oparte były na zasadzie przynależności stanowej.
na zasadzie szlachectwa, które legalnie można było
nabyć niemal wyłącznie poprzez urodzenie. Stąd wyni-
kała konieczność strzeżenia swego klejnotu szlachec-
kiego, strzeżenia poprzez umocnienie przynależności do
wielkiej rodziny szlacheckiej, poprzez licznych krew-
nych i powinowatych. Ta zasada rodzinnego oparcia
i weryfikowania stanowiska społecznego była w pew-
nej mierze skutkiem braku oficjalnych ksiąg heroldii,

398
być może też chodziło trochę o szerokie prawa dzie-
dziczenia, ale w gruncie rzeczy szło o co innego. Na-
wet wyraźne zainteresowania heraldyczne typu two-
rzenia wielkich herbarzy, jak Kaspra Niesieckiego, spi-
sywania drzew genealogicznych, czy spisywania wia-
domości o ludziach bezprawnie podszywających się pod
szlachectwo, wszystko to świadczy o czymś innym niż
o bezinteresownej ciekawości na temat dalszych i bliż­
szych krewnych.
W okresie dezorganizacji wewnętrznej państwa, gdy
mimo pięknych "wolności" prawnych niedowład są­
downictwa, brak egzekucji wyroków, brak organów po-
licyjno-porządkowych nie zabezpieczały nikomu ani
życia, ani majątku, ani pozycji społecznej, jedynie so-
lidarność grupy mogła stanowić jaką taką ochronę.
Solidarność tę można było wytworzyć na różnych pła­
szczyznach. Była solidarność sąsiedzka całej okolicy
szlacheckiej, całej ziemi, powiatu, województwa. Soli-
darnie broniono swoich interesów na zewnątrz, soli-
darnie zwalczano występnych wewnątrz. Płaszczyznę
wspólną stanowiły. bliskie kontakty towarzyskie -
choć one nie mogły obejmować całej ziemi - poczu-
cie solidarności w stosunku do obcych czy innych ziem,
wreszcie sejmik, gdzie spotykała się szlachta, uchwala-
ła postanowienia porządkowe, podatki, często ich roz-
kład, czasem nawet zaciągała milicję powiatową, gdy
wymagało tego niebezpieczeństwo.
Solidarność terytorialna miała jednak swe różnice
wewnętrzne, które rozbijały jej zwartość. W obrębie
szlachty jako stanu istniały wielkie różnice majątko­
we, społeczne, nawet klasowe. Z jednej strony w so-
lidarności terytorialnej szlachty nie mieścili się ma-
gnaci, którzy swymi interesami, stanowiskiem, mająt­
kiem wyrastali ponad najbliższą okolicę, sięgali do
innych dzielnic Polski. Od grupy terytorialnej szla-

399
checkiej odsuni~ta też była szlachta bardzo drobna, za-
grodowa, czy nawet nie posiadająca własności nieru-
chomej, a chodząca dzierżawami, służąca jako urzęd­
nicy, rękodajni, służba u magnatów i bogatej szlachty.
Te dwie grupy, wydzielające się poza solidarność tery-
torialną szlachty-ziemiaństwa miały zresztą odrębne
związki. Szlachta zagrodowa zgrupowana w odrębnych
wsiach przeciwstawiała się z jednej strony chłopstwu,
choć poziomem materialnym nie różniła się od niego,
z drugiej bogatej szlachcie. Szlachta uboższa i bez
własności wspierała jako klientela magnaterię, która
.,czapką i papką", biesiadami i zajazdami usiłowała
sobie podporządkować również średnią szlachtę w oko-
licy. Jeśli zdarzało się, że magnat był dość potężny
i wpływowy, by kupić sobie lub zastraszyć i podpo-
rządkować najbliższą szlachtę ziemiańską, była to jed-
nak grupa nie zrodzona z poczucia solidarności i wspól-
nych interesów, lecz sztucznie złączona, a wewnątrz
rozbita antagonizmami i rozbieżnością interesów. Wy-
starczy tu chociażby przypomnieć rozprawę olkiennic-
ką (1700), kiedy szlachta wespół.z drobnymi magna-
tami krwawo rozprawiła się 'z Sapiehami, którzy przez
lata starali się ją sobie podporządkować zupełnie.
Prócz solidarności terytorialnej szlachty, solidarności
ważnej szczególnie w życiu publicznym (sejmiki), rów-
nie ważna była solidarność rodzinna. Wspólnota naz-
wiska, powinowactwo, wreszcie nawet wspólnota her-
bu wytwarzały poczucie więzi i solidarności, która
wykraczała daleko poza najbliższą okolicę. Krewny -
a starano się znać dalekie nawet pokrewieństwo -
był zobowiązany do pomocy wobec kuzyna, służył mu
swą protekcją, jeśli stał wyżej w hierarchii społecznej,
.gościną, jeśli mieszkał na trasie podróży, poparciem
głosem, gdy trzeba było głosować na sejmiku czy w
trybunale, szablą, kiedy trzeba było bronić się, lub

400
ukarać złoczyńcę,
krzywdziciela, czy złego sąsiada.
Krewni też stanowili gwarancję pozycji społecznej
szlachcica, nawet wówczas, gdy nic sam nie posiadał;
zapewniali pomoc, gdy nie miał z czego żyć, opiekę nad
sierotami, świadectwo w sądzie, gdy wynikał proces,
lub co gorzej zarzut nieprawnego szlachectwa. Soli-
darność rodzinna czy rodowa - sięgała ona bowiem
daleko poza granice najbliższej rodziny - była zja-
wiskiem, które zastępowało niedowład funkcji we-
wnętrznych państwa, chroniło przed krzywdą ze stro-
ny mocniejszych, a koligacje i parantele były też ma-
jątkiem - niematerialnym wprawdzie - ale nie-
zwykłej' wagi, majątkiem, który niekiedy i w mate-
rialny przekształcić się potrafił.
Solidarność terytorialna nie dotyczyła chłopstwa,
które było zamknięte w węższym kręgu wsi, dóbr
swego pana, częściowo parafii, w niewielkiej mierze
najbliższego miasteczka. Ograniczona ruchliwość unie-
możliwiała stworzenie szerszej solidarności terytorial-
nej tej grupy społecznej, podobnie jak zróżnicowanie
wewnętrzne od chłopów uprzywilejowanych
i kmieci, po bezrolnych włościan, czeladź i służbę -
utrudniały jej 'zwartość wewnętrzną. Był jednak czyn-
nik, który zmuszał do solidarności i to solidarności,
która potrafiłaby przetrwać nawet ciężkie próhy.
Czynnikiem tym był dwór pański, eksploatacja i za-
leżność poddańcza, które wymagały współdziałania
chłopstwa w zakresie wspólnych, naj istotniejszych in-
teresów. I o ile sam chłop był zamknięty - poza nie-
legalną ucieczką - w bardzo wąskich ramach tery-
torialnych, to właśnie poczucie zagrożenia ze strony
feudałów prowadziło do pojawienia si~ więzi i wspól-
noty ogólnochłopskich interesów, do przebłysków
świadomości klasowej chłopstwa, jak to miało miejsce
w latach 165'1-1652, latach największego wzrostu

28 - Polska-Rzeczą ł'ospolitą Szlachecką 401


powstania Chmielnickiego i ruchów chłopskich w in-
nych częściach Polski. Tak bowiem jak powstanie
kozackie, jego solidarne zaplecze społeczne było ugrun-
towane ruchliwością i solidarnością całego chłopstwa
Ukrainy, tak wpływ powstania wywołał zjawiska
świadomości klasowej chłopstwa i w innych dzielni-
cach Rzeczypospoli tej.
Tego poczucia więzi stanowej czy wspólnych inte-
resów nie przejawiało wyraźniej mieszczaństwo, któ-
re nie potrafiło wyjść z partykularyzmu swego śro­
dowiska, tym bardziej że dawny antagonizm między
miastami wielkimi, uprzywilejowanymi, a małymi po-
zostawił ślady. Dziwić 'natomiast może zjawisko, że
poczucie wspólnych interesów już nie tylko w za-
kresie miast, ale' i całego kraju przejawiało się naj-
silniej i to w momentach krytycznych dla kraju, jak
połowa XVII w. i czasy saskie, właśnie wśród miesz-
czaństwa Gdańska. Być może przyczyną tego były po-
wiązania handlowe Gdańska z całym krajem, wysoki
poziom kulturalny i umysłowy miasta Heweliusza
i Lengnicha nawet w okresie ogólnego upadku.
Szlachta średnia, żyjąca w poczuciu więzi swej gru-
py terytorialnej i rodzinnej, wykraczała poza nią rów-
nież. Była to świadomość wspólnych interesów klaso-
wych. szczególnie wobec chłopstwa i zagrożenia z tej
strony, które bez wahania surowo tępili wszyscy, od
drobnej szlachty począwszy na wielkiej magnaterii
skończywszy. Ta świadomość klasowa wykrzywiała
jednak w pewnej mierze świadomość narodową, pa-
triotyzm szlachecki. Nie były to wprawdzie pojęcia
i postawy, które zanikły w ogólnej prywacie, zdra-
dzie i obojętności na wszystko poza partykularnymi,
nieraz jednostkowymi interesami. Taka postawa prze-
jawiała się niekiedy, ale głównie wśród magnaterii,

402
zapatrzonej w obce wzory, we własne ambicje i inte-
resy, które czasem wszystko zdawały się przesłaniać.
Szlachta rzadko jeździła po całym kraju - czasem
zaglądając do stolicy czy Gdańska - jedynie elekcje
lub wojny powodowały wychylenie się poza najbliż­
szą okolicę. Te ostatnie wypadki były jednakże w II
połowic XVII w. i początkach XVIII dość częste i do-
piero cza!'iy Augusta III, szczególnie późniejsze lata
jego panow:mia, wprowadziły pełny marazm w życie
publiczne. Najazd obcy, obca interwencja w sprawy
wewnętrzne wywoływały opór nawet zbrojny, jak
zryw partyzancki w 1656 r. czy w okresie konfede-
racji tarnogrodzkiej i dzikowskiej. Wprawdzie obro-
nę przed obcymi wojskami na własnym terenie nie-
koniecznie należy uważać za objaw solidarności ogól-
nokrajowej, za objaw patriotyzmu, ale projekty re-
form wewnętrznych - wysuwane przez szlachtę od
St. Dunin-Karwickiego po St. Konarskiego, zgłasza­
ne przed i po sejmie niemym - świadczyłyby, że
troska o państwo jako całość niezupełnie zanikła,
a stąd świadomy patriotyzm i zainteresowanie spra-
wami publicznymi trwały także. Być może czasy Au-
gusta III, tak mało dotąd zbadane, były latami naj-
większego upadku również troski o kraj, poczucia
solidarności narodowej, ale trudno na ten temat się
wypowiadać.
Jeśli już mowa o patriotyzmie, o poczuciu narodo-
wym szlachty, warto zastanowić się nad pojęciem
szlacheckim narodu, pojęciem, które sama szlachta,
szczególnie w tym okresie, ograniczała do własnego
stanu. Czy to był dowód jakiegoś cofnięcia w stosun-
ku na przykład do okresu Renesansu, gdy pojęcie
narodu obejmowało obok szlachty przynajmniej pew-
ną grupę plebejów, szczególnie mieszczaństwa, a więc
wychodziło poza stan uprzywilejowany? Pamiętajmy

403
jednak, żestan szlachecki nie tylko nie był tak wy.
raźnie wyodrębniony, ale i nie tak zamknięty wów-
czas, jak w· końcu XVII i pierwszej połowie XVIII w.
Wraz z wydzieleniem i zamknięciem stanu mogło od-
dzielić się również pojęcie narodu, który w umysłach
ówczesnych miał obejmować wszystkich pełnopraw­
nych obywateli, a to. ograniczało zakres narodu do
stanu szlacheckiego - od szaraczków do magnatów
włącznie. Zresztą ówczesne pojęcie narodu jako po-
jęcie całości pełnoprawnych obywateli nigdzie wów-
czas nie obejmowało całej ludności państwa; na tym
między innymi polegał Ieudalizm.
Stosunek do obcych, do zagranicy dla przeciętnego
szlachcica, zresztą częściowo również dla mieszczani-
na i chłopa, kształtował się w zetknięciu z nimi na
terenie własnego kraju i to zetknęciu w większości
wypadków w formie bardzo niekorzystnej. Zagranicę
reprezentowali obcy najezdniczy żołnierze i oficero-
wie, obcy korumpujący dyplomaci, obcy chciwi. in-
tryganccy dworacy, fi to nie była najlepsza reprezen-
tacja innych krajów. Co gorsze jednak, dla większo­
ści społeczeństwa była to reprezentacja jedyna. W tych
warunkach w masach szlacheckich gruntowała się kse-
nofobia, niechęć do zagranicy, ludzi stamtąd, nowin,
idei. Wszystko co obce, zagrąniczne - poza winem
węgierskim oczywiście - było uznawane za gorsze,
niebezpieczne, zepsute i zdemoralizowane. Krytyka
cudzoziemska panujących w Polsce stosunków miała
wynikać jedynie z zazdrości w stosunku do tego naj-
lepszego z ustrojów i największej z wolności.
Stanowisko ksenofobii i megalomanii narodowej
można rozpatrywać również z punktu widzenia jakie-
goś kompleksu niższości w stosunku do zagranicy, który
jednych skłaniał do potępienia w czambuł wszystkiego
co obce, francuskie, niemieckie, włoskie, a innych do

404
naśladownictwa i wstydzenia się tego co za objaw sar-
matyzmu, a jednocześnie wstecznictwa uznać było
można. Ten drugi kierunek narastał stopniowo, wy-
raźniej w formie ulegania urokom Francji od poło­
wy XVII w., do czego w wiek później zaczęły docho-
dzić wpływy angielskie. Cudzoziemszczyzna była jed-
nak zjawiskiem w naszym okresie nie tylko opóźnio­
nym, 'ale i ograniczonym społecznie.
W XVI stuleciu każdy kto miał szersze zaintereso-
wania i fundusze własne czy obcą pomoc jechał za
granicę i to jechał przede wszystkim na studia.
W XVII stuleciu charakter wyjazdów się zmienił.
Jeździli tylko bardziej zamożni, jeździli przetrzeć się
po świecie, obejrzeć obce kraje, nauczyć języków, zo-
baczyć miasta, państwa, ewentualnie dotrzeć do dwo-
rów cudzoziemskich, z francuskim dworem - Wer-
salem na czele. W I połowie XVIII w. kierunek tych
wyjazdów częściowo się zmienił i ograniczenia spo-
łeczne jeszcze się pogłębiły. Jeździli magnaci i ich
synowie do Paryża, Wiednia, czasem Berlina, duchow-
ni i nabożni pielgrzymi odwiedzali Rzym, poznając
po drodze Włochy. W sumie z wpływów zagranicz-
nych francuskie były najbardziej atrakcyjne, tym
bardziej że napływały również przez Saksonię, któ-
ra w opozycji do Wiednia i Berlina starała się hołdo­
wać wzorom francuskim. Nie były to natomiast -
poza podróżami rzadkich już różnowierców - prawie
nigdy wyjazdy na studia, nie studia bowiem intere-
sowały podróżników, lecz obce kraje, ich dziwy i po-
lor zewnętrzny, bez wgłębiania się w miejscowe sto-
sunki. Niemniej niektórzy bardziej przedsiębiorczy
podróżnicy, wśród ]lich również dyplomaci, docierali
dalej, do Stambułu, Persji, nawet Indii na południu,
do Anglii, Hiszpanii, nawet Ameryki na zachód.

405
Podróżenie były zresztą zbyt łatwe, choć być mo-
że za granicą łatwiej się jeździło niż po własnym kra-
ju. W warunkach komunikacyjnych nastąpiło bowiem
wyraźne cofnięcie w XVII i I połowie XVIII w.
w stosunku do czasów Odrodzenia. Wprawdzie utrzy-
mała się poczta, jako służba łączności i przewóz listów
i przesyłek, ale same przejazdy trzeba było organi-
zować na własną rękę. Jeżdżono najczęściej konno,
szczególnie m~żczyźni. Jedynie kobiety, duchowni czy
starcy woleli pojazdy, które dawały nieco ochrony
przed deszczem, śniegiem, choć niewiele zwiększały
wygodę podróży. Prócz zwykłych otwartych wozów
używano lepiej zabezpieczonych, krytych, tzw. koczy,
wreszcie kolebek, stanowiących zamknięte pudełko,
zawieszone na pasach, które miały amortyzować
wstrząsy w podróży. Większe od kolebek były karo-
ce, ciężkie, paroosobowe, zawieszone na pasach, od
połowy XVIIi w. na resorach. Wymagały do ich cią­
gnięcia wielu koni oraz całego orszaku hajduków nie
tylko jako świty paradnej, ale do wyciągania karety
po drodze z błota.
Drogi polskie w ciągu XVII-XVIII w. uległy ogól-
nej dewastacji. Brak przed połową XVIII stulecia ja-
kiegoś nadzoru w tym zakresie, partykularyzm zain-
teresowań użytkowników, wreszcie mała ruchliwość
wewnętrzna na traktach handlowych i drogach pomię­
dzy różnymi okolicami spowodowały ogólne zaniedba-
nie, szczególnie w zakresie wymagających specjalnej
troski mostów (osławiony "polski most") i grobli.
Sławny most warszawski zbudowany za Zygmunta
Augusta uległ zniszczeniu i nikt go nie odbudował.
Zadowalano się przeprawami promem czy brodem, bło­
ta zasypywano doraźnie pniami i faszyną. Brak było
wreszcie zajazdów przy głównych traktach, gdzie
można by spokojnie i wygodnie zanocować, zjeść, po-

406
paść konie. Tzw. karczmy bywały zazwyczaj zwy-
kłymi chałupami wiejskimi, gdzie ewentualnie można
było zanocować w komorze czy w szopie na słomie.
Szlachta podróżując wolała się zatrzymywać po dwo-
rach znajomych, plebaniach czy klasztorach, choć to
wymagało koneksji i większej wagi społecznej podró-
żującej osoby.
Podróże, szczególnie dalsze, były swego rodzaju
wydarzeniem i stąd zapewne przede wszystkim poja-
wił się obyczaj pisania ich diariuszy, pamiętników,
gwoli własnej pamięci i dla wiadomości drugich, któ-
rzy pozostali na miejscu. Nie znaczy to, że wszystkie
pamiętniki, których pojawiło się sporo, były opisami
podróży, ale pamiętniki pisywali ci, którzy wyjechali
poza własne miejscowe środowisko, którzy przebywali
poza rodzinną wsią i najbliższą okolicą. Ci co zostali
w domu słuchali i czytali ich relacje, spisywali dla
pamięci zasłyszane wieści w domowych księgach
wszelkich wiadomości (tzw. "silva rerum"), gdzie no-
towano również zdarzenia pamiętne, wiersze i powie-
dzenia, lekarstwa i przepisy gospodarcze czy me-
dyczne. O tym także zresztą, że partykularyzm
życia łączył się z ciekawością spraw i rzeczy obcych,
nieznanych, świadczy rozpowszechnienie się czasopism
informacyjnych, kalendarzy z praktycznymi wskazów-
kami i prognostykami, oracji okolicznościowych i pa-
negiryków.
Partykularyzm i ograniczoność wiązały się z niskim
poziomem intelektualnym i ogólnym upadkiem oświa­
ty, przynajmniej do lat czterdziestych XVIII w. Ustrój
szkolnictwa pozostał w zasadzie analogiczny, jak w
okresie poprzednim, pojawiły się jedynie seminaria
kształcące duchownych. Różnica polegała na pogorsze-
niu się stanu faktyczhego, szczególnie w zakresie szkol-
nictwa parafialnego, którego po klęskach i zniszczeniach

407
ani kler, ani szlachta nie uważały za potrzebne odbudo-
wywać, a chłopi i drobni mieszczanie nie byli w stanie
wpłynąć na jego odrodzenie.
,Najbardziej wpływowe pozostały kolegia jezuickie,
które poprzedzano częstokroć nauką domową u szlach-
ty. Kolegiów tych przybywało i na przełomie XVII
i XVIII w. było ich w Rzeczypospolitej 51, a uczącą
się w nich młodzież można szacować na 20 000. Prócz
szkół jezuickich działały szkoły pijarskie, teatynów,
mniej liczne oczywiście i wiele gimnazjów w miastach
pruskich, jak Gdańsk, Toruń, Elbląg, Dawniej kwitną­
ce gimnazjum w Lesznie upadło po "potopie" szwedz-
kim. Wreszcie jako szkoły wyższe działały Akademia
Krakowska, Zamoyska i jezuitów w Wilnie. Przez
mury akademii rzadko jednak przechodziła zamożna
szlachta, a nauk~ bardzo niskiej poziomem, tonącej
w scholastyce, szukali tu głównie plebeje, czasem
szlachta szaraczkowa, ludzie którzy tą drogą pragnęli
dojść do uposażeń, głównie duchownych.
Szkoły jezuickie, jako nadające ton nauczaniu, prze-
żywały same okres kryzysu. Uczyły właściwie tylko
łaciny z pewnymi elementami historii, literatury i mi-
tologii przy okazji czytania łacińskich tekstów, uczyły
też dewocji i bigoterii, jako gł6wnego celu wycho-
wania. Gramatyka łacińska, znajomość tekst6w od-
powiednio dostosowanych, umiejętność ich składania,
wierszem nawet, komponowania m6w i list6w, w tych
ostatnich wypadkach z ewentualnym udziałem pol-
skiego języka, to był gł6wny zakres nauczania w ko-
legium jezuickim. Metody nie tylko rywalizacji, jako
zasada pedagogiczna, ale kar cielesnych i ośmieszania,
szpiegostwa i donosicielstwa, nie tyle wzmacniały
dyscyplinę wśr6d uczących się, co wprowadzały demo-
ralizację i zakłamanie. Wreszcie praktyki nabożne,
bractwa religijne, obok szczucia młodzieży przeciw

4.08
konkurencyjnym zakładom szkolnym, co wywoływało
częste awantury i bijatyki, uzupełniały niewesoły
obraz szkół jezuickich w Polsce.
Rezultat działania ówczesnego systemu nauczania
był dosyć jasny, choć posiadamy jedynie fragmenta-
ryczne dane na ten temat. I tak w początkach XVIIIw.
wśród ludzi występujących na kontraktach lwowskich
spośród magnaterii i bogatej szlachty 28% osób było
niepiśmiennych, wśród szlachty średniej niepiśmienni
stanowili 40010, drobnej zaś aż 92%. Poziom miesz-
czaństwa nie odbiegał od szlacheckiego, gdyż 44 9 / 0
mieszczan również nie umiało pisać. Być może w za-
chodnich i północnych prowincjach Polski ludzi piszą­
cych było znacznie więcej, ponadto niepiśmienność nie
świadczy jeszcze o pełnym analfabetyzmie - niektó-
rzy z niepiśmiennych mogli umieć czytać - ale i tak
podany wyżej obraz nie jest wesoły.
Niski poziom nauczania, dominacja kościoła i du-
chowieństwa w szkołach i życiu kulturalnym powo-
dowały ograniczenie, czy nawet wykoślawienie zain-
teresowań społeczeństwa. Jeśli istniały tendencje do
wyjścia poza to, co dawały szkoły, to ograniczały się
one do czerpania wiadomości o świecie i ludziach ze
źródeł bardzo bałamutnych i mało kompetentnych.
Obok wspomnianych kalendarzy takie przeznaczenie
miały Nowe Ateny Benedykta Chmielowskiego (1745)
czy Uczone rozmowy Wojciecha Tylkowskiego (1692),
które umieszczały realne wiadomości na poziomie
wiedzy często przedrenesansowej, pomieszane z bigo-
terią i zwykłymi zabobonami. Nawet pełna konkret-
nych wiadomości gospodarskich Ekonomika ziemiańska
J. K. Haura (1675), w następnych wydaniach ulegała
uzupełnieniom głównie w zakresie zabobonów.
Mimo wychowania w. dewocji i bigoterii w 'zasadzie
nie dochodziło w ówczesnej Polsce do przejawów mi-

409
stycyzmu. Zainteresowania religijne, zaangażowanie,
nawet z objawami fanatyzmu, nie było pogłębione
filozoficznie ani emocjonalnie. To co pisywano i czy-
tywano, to nie były tylko żywoty świętych, ale rów-
nież poezja religijna, czy też polityczno-religijna,
z tendencjami do mesjanizmu (np. Psalmodia W. Ko-
chowskiego, 1695) czy moralno-religijne rymy jezuity
J. Baki (1707-1780).
Politycznym zainteresowaniom przeciętnego szlach-
cica, niezbyt czynnego publicznie w sensie związa­
nia z programem reform, najlepiej odpowiadał chyba
Andrzej Maksymilian Fredro (ok. 1620-1679), który
w formie maksym i wymyślnych przysłów bronił
i głosił doskonałość ustroju Rzeczypospolitej, ustroju
politycznego i społecznego z poddaństwem chłopskim
włącznie. Dla sprawiedliwości należy tu jedynie do-
dać, że żądał przy tym reformy szkolnictwa i ob-
jęcia nauczaniem dziewcząt. Mniej natomiast musiały
odpowiadać zainteresowaniom szlachty pełne pesy-
mizmu prace moralno-ustrojowe Sto Herakliusza Lu-
bomirskiego (1632-1702) i być może żądania refor-
matorskie St. Dunin-Karwickiego, które na długie la-
ta pozostały w rękopisie. W mniejszej mierze doty-
czyło to marginalnych relacji zawartych w pamiętni­
kach czy diariuszach. Dopiero lata czterdzieste XVIII w.
miały przynieść pewne zmiany w zainteresowaniach,
skoro prace St. Leszczyńskiego i St. Konarskiego mogły
ukazywać się drukiem i znajdować czytelników.
Brak szerszych zainteresowań w społeczeństwie, upa-
dek akademii i zanik ośrodków pracy naukowej nie
były jednak całkowite. Elitę kulturalną stanowiły, na-
wet w naj trudniejszych czasach mroków saskich dwie
grupy społeczne - niektóre kręgi magnaterii oraz
mieszczaństwa. O ile wśród magnaterii zdarzały się
typy prymitywne umysłowo w rodzaju Karola Radzi-

410
wiłła "Panie Kochanku", to przy całym kosmopoli-
tyzmie, obojętności moralnej i obyczajowej, znajdowa-
ły się tam również jednostki wysoko wykształcone,
choć na ogół bez studiów uniwersyteckich, ale wy-
uczone przy pomocy preceptorów, podróży i literatu-
ry. Brali oni sami udział w twórczości, szczególnie
literackiej, od Ł. Opalińskiego począwszy, na St. Lesz-
czyńskim kończąc, choć ich zainteresowania naukowe
i mecenat w tym zakresie były im bardziej obce.
W tej ostatniej dziedzinie można przypomnieć działal­
ność Jana Sobieskiego, który zatrudniał u siebie do-
skonałego matematyka Adama Kochańskiego (zm.
1702), a w czasach późniejszych, czasach Augusta III,
działalność braci Załuskich oraz J. A. Jabłonowskie­
go, który założył nawet towarzystwo naukowe, ale
w Lipsku (1774). W sumie raczej jednak mecenat ma-
gnacki przed połową XVIII w. był zjawiskiem spo-
radycznym i większość magnaterii bardziej sobie ce-
niła i popierała rymowane wysiłki czeredy panegi-
rystów, wychwalających ich domniemane cnoty i za-
sługi. niż rzetelną pracę naukową i literacką. Doty-
czy to również dworu królewskiego, który za Sasów
nie miał wielkich ambicji rozwijania mecenatu nau-
kowego i literackiego, przynajmniej w Polsce.
Jedynym ośrodkiem kulturalnym i naukowym, który
pomyślnie przetrwał okres zaniku zainteresowania
nauką w końcu XVII .i początkach XVIII w. był
Gdańsk. Kwitła tu astronomia, której najwybitniej-
szym przedstawicielem był Jan Heweliusz (1611-
1687), rozwijały się nauki prawne i historyczne. Obok
wybitnych prawników i historyków, jak Dawid Braun
i J. D. Hoffman, największe zasługi w tej dziedzinie
położył znakomity Gotfryd Lengnich (1689-1774) syn-
dyk gdański, autor Dziejów ziem pruskich od XVI wie-
ku (wydane 1722-1755) i doskonałego opracowania

411
ustroju Rzeczypospolitej (Jus publicum Regni Poloniae,
1742). W Gdańsku też wychodziło w latach 1718-1719
pierwsze ciągłe wydawnictwo naukowe w Polsce, tzw.
Polnische Bibliothek
Jeżeli czasy saskie uważamy za dno upadku politycz-
nego i ustrojowego Polski, to nawet w tym okresie nie
brakowało przejawów dążenia do naprawy, reform
i przeciwstawienia się narzuconej sytuacji. Jeszcze le-
piej można to wykazać w dziedzinie kultury i oświaty,
szczególnie szkolnictwa. Inicjatywa reformy wyszła od
pijarów, a wśród nich Stanisława Konarskiego, który
w 1740 r. otworzył w Warszawie nową, zreformowaną
szkołę pod nazwą Collegium Nobilium. Była to szkoła
droga, elitarna; ale właśnie reforma wychowania samej
góry społecznej mogła utorować drogę do dalszych
zmian. W programie szkoły ograniczono łacinę, wpro-
wadzając języki nowożytne (francuski, niemiecki),
uczono historii, geografii (z mapami, globusami), fizy-
ki, filozofii, nawet architektury. Nie chcąc wychowy-
wać ludzi odciętych od społeczeństwa nie pominięto
fechtunku, jazdy konnej i tańców, jak również wdra-
żano uczniów w przyszłe życie publiczne - na sej-
mikach uczniowskich prowadzono dyskusje o refor-
mach ustrojowych. Zamiast delatorstwa, hipokryzji
starano się zaszczepić uczniom poczucie odpowiedzial-
ności i postawę obywatelską.
Zdobycze programowe i dydaktyczne Collegium No-
bilium w 1754 r. rozszerzono na inne szkoły pijar-
skie. Zagrożeni konkurencją jezuici początkowo pro-
wadzili zajadłą walkę ze szkołami pijarskimi, z ich
nowym programem, ale powodzenie reformy skłoniło
ich również do zreformowania programów swych ko-
legiów, tak poprzez przygotowanie nowych podręcz­
ników, jak i kształcenie nowych nauczycieli. Owoce
tych reform miał jednak zbierać dopiero okres na-

412
stępny. Wadą reform pijarskich, a p6źniej i jezuickich
było ich społeczne ograniczenie do stanu szlacheckiego
i to jego naj bogatszej części, ale już wówczas poja-
wiły się głosy żądające upowszechnienia szkolnictwa
j podniesienia stanu oświaty wśród mieszczan, a na-
wet chłopów. Sami pijarzy stworzyli nawet w Opolu
Lubelskim specjalną szkołę rzemieślniczą dla mło­
dzieży nieszlacheckiej.
Nie powiodły się natomiast projekty reformy Uni-
wersytetu Krakowskiego przedsiębrane przez An-
drzeja Stanisława Załuskiego, biskupa krakowskiego.
Reformy Konarskiego nie były zjawiskiem ode-
rwanym i przypadkowym. Podobną akcję na innym
nieco polu rozpoczął drugi Załuski, Józef Jędrzej. bi-
skup kijowski (1702-1774). Erudyta i namiętny bi-
bliofil gromadził z zapałem w Warszawie ogromną
bibliotekę, którą w 1748 r. udostępnił szerszym krę­
gom użytkowników. Biblioteka ta, wówczas jedno
z największych w Europie, liczyła ok. 300 000 druków
i 10000 rękopisów. Była ona nie tylko książnicą, ale
jednocześnie warsztatem naukowym i ośrodkiem ba-
dań, który skupiał najznakomitszych ówczesnych eru-
dytów. Tu pracował jako bibliotekarz Jan Daniel Ja-
nocki (1720-1788), znany bibliograf. Przy poparci u
.J. J. Załuskiego Maciej Dogiel(1715-1760) przygoto-
wał i wydał zbiór traktatów międzynarodowych Rze-
czypospolitej, a Stanisław Konarski przystąpił do wy-
dania zbioru konstytucji sejmowych (Volumina Le-
gum), wreszcie Mitzler de Kolof założył czasopismo
naukowe, Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone
i przygotował wydanie polskich kronik średniowiecz­
nych.
..
Specjalnie trudno jest 'scharakteryzować ówczesne-
go Polaka od strony jego pojęć, poglądów. postawy.

413
Jeżeli nawet zrezygnujemy z dociekań na temat chłop­
stwa, specyfiki mieszczaństwa, wybitniejszych magna-
tów, to i tak pojęcia i poglądy najbardziej zdawałoby
się znane, tj. przeciętnego szlachcica, określić jest
bardzo trudno. Chodzi tu nam oczywiście nie' o po-
glądy polityczne, społeczne i gospodarcze, o których
mówiliśmy poprzednio, lecz o sposób rozumienia ota-
czającego świata, innych ludzi i o stosunek do nich,
wreszcie o ocenę pewnych wartości ogólnych, jak po-
jęcie dobra, piękna, o to jak się one przedstawiały
w jego oczach.
Jeżeli Odrodzenie było okresem narastania elemen-
tów racjonalizmu w spojrzeniu na świat, oczywiście
racjonalizmu tylko częściowego i który przejawiał się
w wyższych umysłowo kręgach społeczeństwa, to okres
nasz charakteryzuje się raczej nawrotem do irracjo-
nalizmu w poglądach i myśleniu. Wprawdzie pod ko-
niec czasów saskich do programów szkolnych wpro-
wadza się nieśmiało teorię Kopernika" ale podobnie
jak w dziedzinie odbudowy szkolnictwa i kultury,
to nawiązywanie do Odrodzenia będzie znamieniem
nowych nadchodzących czasów, a nie II połowy XVII
i I połowy XVIII w. Przeciętny pogląd ówczesnego
człowieka - poza nieliczną grupą erudytów i inte-
lektualistów - daleki był od naukowego poglądu na
świat. Niewiele też odbiegał zresztą od poglądów prze-
ciętnych ludzi w innych krajach ówczesnej Europy.
Zasadniczym objawem tego irracjonalizmu było
przyjmowanie istnienia związków pomiędzy zjawiska-
mi, których powiązań w sposób logiczny, ani doświad­
czalny stwierdzić nie było można. Takimi z dawna
utrzymującymi się poglądami były na przykład twier-
dzenia astrologii, której autorytet utrzymywał się od
stuleci. Wierzono więc w związek pomiędzy życiem,
losami jednostek i społeczeństw, a układem konstela-

4B
cji gwiazd, w czym utwierdzały wciąż wydawane ka-
lendarze i prognostyki. Takie zjawisko jak kometa
musiało oczywiście zwiastować nieszczęście, a wiele
czynności praktycznych, jak siew, sprzęt zboża mu-
siały się ściśle stosować do zwyczajowo dobranego
kalendarza dat. Piorun i jego skutki nie były też zja-
wiskiem przyrody, ale również wyrazem sił pozaziem-
skich, które interweniowały w życie ludzkie.
Słaba znajomość własności i cech charakterystycz-
nych świata roślinnego i zwierzęcego prowadziła do
przypisywania określonym gatunkom najdziwaczniej-
szych możliwości. O ile niektóre rośliny miały nor-
malne zalety lecznicze, to uważano jednocześnie, że
istnieją i takie, które działają w sposób niezwykle
silny i skuteczny nie tylko jako lekarstwo. Odpo-
wiedniki polskie mandragory, na przykład pokrzyk,
przestęp miały przynosić szczęście domowi, a pod-
kownik otwierał zamki i rozcinał pęta. W świecie
zwierząt ceniono instynkt przewidywania przyszłości
u koni, a uważano, że skrzek sroki zapowiada gości:
Pytają panny sroki, gdy sobie rokują,
Jeśli gościeproszone w dom jadące czują,

pisał W. Kochowski.
Bocian, według opinii ówczesnej, przynosił szczę­
ście i zabijać go nie było wolno, podobnie ogromnie
ceniono pszczoły. Niektórzy wierzyli nawet w smo-
ki, jednorożce, feniksy i bazyliszki zabijające wzro-
kiem, choć należy wątpić, czy tego rodzaju przesądy
były powszechniejsze. Nie znając życia ptaków wie-
rzono na przykład, że jaskółki zimują w wodzie pod
lodem, by ożyć z końcem zimy, jak o tym pisze
W. Potocki:
Pomn~ jako jaskóiki, jak muchy posną,
Tylko że drugi raz nie ożyją wiosną·

415
W tym świecie dziwów nie brakowało i sensacyjnych
zamorskich ludów, z których B. Chmielowski wymie-
nia na przykład:
AsIami, ludzie bez ust w Indii orientalnej porośli,
liściem się okrywający, samym odorem żyjący.
Pegisiani i Sanitae, indyjskie nacje, rozmnożyli się
z psa i niewiasty.
Od wiary w magiczną moc roślin, zwierząt, ciał
niebieskich i w ich wpływ na losy ludzi już tylko
krok do zabiegów czarnoksięskich, do czarów. Czary
i czarownice, nieznane jako zjawisko społeczne w epo-
ce Odrodzenia, pojawiają się jako objawy psychopa-
tologiczne w XVII i XVIII w. Zamawianie, zaczaro-
wywanie innych - ludzi, zwierząt --.:... ściąganie na
nich powodzenia czy nieszczęścia, miłości czy choro-
by, wreszcie same czynności magiczne i postępowanie
czarownic (np. sabaty na Łysej Górze), to zjawiska,
których opisy pojawiają się na kartach ksiąg sądo­
wych. Oczywiście należy się przy tym zastanowić na
ile wierzono w czarnoksięstwo - mówiono o nim
przecież i w czasach Odrodzenia, ale z ironią - choć
same procesy i palenie skazanych, mniej zresztą licz-
ne w Polsce niż w innych krajach Europy, świadczą,
że liczono się z czarami, jako z realnym niebezpie-
czeństwem, które należało zwalczać.
Do zjawisk czarnoksięstwa i magii, podobnie jak do
zjawisk przyrody i klęsk elementarnych, kościół do-
dawał swoją interpretację, według której czary były
wynikiem działania diabła, który też mógł opętać
zwykłego człowieka, a nieszczęście objawem gniewu
. bożego, wywołanego grzechami ludzi. Kościół też da-
wał środki do walki z czarami, do przebłagania gnie-
wu bożego. Egzorcyzmy, poświęcanie, okadzanie i in-
ne zabiegi liturgiczne, wraz z sankcjami katowskimi,
miały zwalczać zabiegi szatana, a pokuta, modły, pro-

416
cesja, hojne datki na kościół miały przebłagać gniew
boski i odwrócić nieszczęście.
Dominacja religii jako światopoglądu zastępującego
naukę, zastępującego obiektywne poczucie sprawiedli-
wości i etyki, dominacja kościoła jako organizacji spo-
łecznej, nagromadzenie jego bogactw i siła oddziały­
wania, były bardzo charakterystyczną cechą społeczeń­
stwa i stosunków tych czasów. Właściwa organizacja
kościelna nie była wprawdzie zbytnio rozbudowywana
i jej majątki rosły bardzo powoli, ale obok kościoła
świeckiego, katolickiego oczywiście, rosły i potężniały
zakony. Obok najbardziej wpływowych, działających
szczególnie w życiu politycznym i szkolnictwie jezui-
tów, mnożyły się klasztory pijarów, teatynów, kame-
dułów, bernardynów, karmelitów, kapucynów i wielu
innych reguł zakonnych, nie licząc rozbudowy daw-
niej i tak licznych franciszkanów i dominikanów.
Wzrost liczby zakonów i ich majątków następował
równolegle ze wzmacnianiem się siły ich oddziaływa­
nia społecznego. Organizowano ludzi świeckich w tzw.
trzeci zakon, tworzono bractwa religijne pod wezwa-
niem różnych świętych z kaplicami specjalnymi, fun-
dacjami, nabożeństwami i uroczystościami kościelny­
mi, obowiązkami dewocyjnymi itd. Jeżeli do tego do-
damy szkolnictwo i wychowanie pozostające w ręku
duchowieństwa, praktyczny obowiązek uczęszczania do
kościoła i praktyk religijnych, rozpowszechnienie od-
pustów, cudownych obrazów i figur, organizowanie
pielgrzymek, postów dodatkowych i nabożeństw oko-
licznościowych, będziemy mieli dopiero obraz ciąże­
nia kościoła i duchowieństwa nad życiem ówczesnego
społeczeństwa. Bezpośrednim jednak skutkiem wpły­
wów kościoła była przede ~szystkim dewocja i bigo-
teria, a nie pogłębienie życia religijnego czy pod-
niesienie poziomu moralnego społeczeństwa, nie mó-

27 - Polska-Rzeczą PospOlitą Szlachecką 417


wiąc już o akcentach antyklerykalnych pojawiających
się u szlachty.
Mówiliśmy już wyżej o stanowym i klasowym cha-
rakterze ówczesnej moralności, o różnych ocenach
tego samego czynu, zależnie od pozycji społecznej
występnego i poszkodowanego. Do tego warto dorzu-
cić niski poziom samego kleru oraz zasady etyki kato-
lickiej, które umożliwiały swoiste skomercjalizowanie
pojęcia grzechu i pokuty, które człowiekowi bogatemu
ułatwiały zmazanie wielkich nawet występków przy
pomocy nabożnych fundacji czy wotów z niewielkimi
objawami osobistego żalu i skruchy.
Dominacja religii i kościoła, objawy dewocji prowa-
dziły prostą drogą do nietolerancji religijnej, do prze-
konania, że największym występkiem nie jest skrzyw-
dzenie człowieka, lecz zaniechanie praktyk religijnych,
zwątpienie w dogmaty, niewiara i herezja. Te też wy-
stępki karano surowo, ch.oć nie dochodziło w Polsce,
jak gdzie indziej, do rozpasania represji religijnych
i inkwizycji. W 1658 roku uchwalono wygnanie arian
z kraju, w 1689 spalono szlachcica Kazimierza Łysz­
czyńskiego, oskarżonego o ateizm. Zwalczano też pra-
wosławie i dyzunię, co zaogniło tylko walki na
Ukrainie. Wreszcie w 1724 roku doszło do osławio­
nego zatargu w Toruniu, gdzie wobec tumultu i zde-
molowania kolegium jezuickiego przeprowadzono
kr~awe represje i ścięto burmistrza i 9 uczestników
rozruchów, co w rezultacie spowodowało interwencję
niezbyt liberalnych zresztą rządów Rosji, Prus i An-
glii, ku oburzeniu mało tolerancyjnie nastawionej opi-
nii społecznej.
Z tt>j przewagi irracjonalnej postawy wobec świa­
ta i kościelno-religijnego nastawienia w ocenie sto-
sunków międzyludzkich i moralności miały wyprowa-

418
dzić społeczeństwo czasy późniejsze, początkowo okres
Oświecenia, potem laicyz:lcja życia w XIX wieku.
Powierzchowny i uproszczony stosunek do świata
zewnętrznego i problemów ludzkich oraz przekonanie
o doskonałości własnej znajdowały odpowiednik
w poglądach estetycznych epoki. Cechą panującego
wówczas baroku, a później rozwijającego się w ko-
łach magnaterii gustu do rokoka, było zamiłowanie
do przepychu, wystawności, nadzwyczajności w ze-
wnętrznym kształcie i dekoracji. W literaturze, szcze-
gólnie dworskiej, przejawiało się to we wpływach
Mariniego i Guariniego widocznych w wykwintnych,
przeładowanych ozdobami poezjach J. A. Morsztyna
(1613-1693). Architektura dążyła do okazania wystaw-
ności i bogactwa pałaców, skomplikowanych w for-
mie, bogato rzeźbami zdobionych zewnątrz (np. Wila-
nów, Nieborów, Stary Otwock), czy też pozme]
o zmiękczonych, rokokowych liniach (np. Radzyń, Ry-
dzyna, pałac Briihla w Warszawie). Plafony, freski,
zwierciadła, obrazy przynosiły te same wrażenia we-
wnątrz. Analogicznie w kierunku t.kspresji i wystroju
szła architektura kościelna. Opar1;a na wzorach rzym-
skich, często z kopułą na skrzyżowaniu naw, przy czym
szczególnie bogactwo złoceń i wnętrza odbijały wspa-
niałością od wszystkich dotychczasowych sposobów
propagandy religijnej.
Człowiek ówczesny, mimo pozorów nabożności, wo-
lał zewnętrzne bogate przejawy liturgiczne religii, tak
jak w ~'yciu codziennym bynajmniej nie miał skłvn­
ności do wyrzeczeń i ascezy. Dotyczy to oczywiście
tych grup społecznych, które stać było na wystawny
tryb życia, czy na uczesthiczenie w takowym na koszt
innych. W tym wypadku jednak "zatrzymamy się na
samych formach rozrywki i zabawy, a nie na pracy

419
codziennej i wysiłkach, gdyż
rozrywki najlepiej chyba
scharakteryzują nam ówczesnych ludzi.
Do podstawowych rozrywek wyższych warstw spo-
łecznych tej epoki należy zaliczyć biesiady i życie to-
warzyskie. Biesiady były również pretekstem do oka-
zania wystawności i podkreślenia ważności swojej
osoby i posiadanego bogactwa. Stąd się brał ich cha-
rakter masowy i gigantyczne nieraz rozmiary uczt,
na których, wydawanych przez niektórych magnatów,
pochłaniano na raz po kilkadziesiąt wołów i kilkaset
sztuk drobnej zwierzyny, a z napojów paręset beczek
piwa i wina niemało. Było to w dużej mierze masowe
obżarstwo i pijaństwo bez możności czy nawet chęci
utrzymania jakiegoś wyższego poziomu życia towa-
rzyskiego. Choć ceniono facecje i dowcipy, typu sło­
nych nieraz fraszek W. Potockiego, uczty kończyły się
częściej zwadą niż biesiadą intelektualną. Uczty i pi-
jaństwa na mniejszą skalę oczywiście, odbywały się
i po dworach i dworkach szlacheckich, były elemen-
tem rozrywki i głównym przejawem życia towarzy-
skiego epoki.
Rozrywką było też łowiectwo. Jeżeli myślistwo już
dawniej straciło swój charakter gospodarczy, to teraz
rzadko chodziło o grubego zwierza. Był to raczej sport,
łowienie drobnych zwierząt przy pomocy psów, so-
kołów, jazda konna i strzelanie do żywego celu. Sport
ten zależał jednak od warunków miejscowych i nie
wszędzie można go było uprawiać.
Wszędzie natomiast, jeśli zbyt surowi moraliści tego
nie uniemożliwiali, można było grać. Grano wśród
szlachty w karty, czasem warcaby, wśród żołnien;y,
mieszczan, chłopów zadowalano się nieraz grą w ko-
ści. Wszystko to nie było nowością, ale rola gier i kart
raczej rosła, szczególnie gdy w miejsce długich i skom-
plikowanych gier wcześniejszych w XVIII w. zaczęły

420
się pojawiać szybsze, a bardziej hazardowe, jak na
przykład przybyły z Francji faraon.
Można było wreszcie miło spędzić czas na tańcach
i słuchaniu muzyki. Na tańce oburzali się moraliści
duchowni, którym znacznie mniej natomiast przeszka-
dzały uczty i pijatyki. Oburzał ich przy tym głównie
udział w tańcach kobiet, z czym opinia bardziej kon-
serwatywna z trudem się mogła pogodzić. Nie był to
jeszcze okres panowania tańców francuskich w Polsce,
a wprost przeciwnie rozwijały się tańce własne, ludo-
we. W tym okresie ukształtował się na przykład ma-
zur, który z Polski wędrował do literatury muzycznej
innych krajów. Poza tańcami zresztą niewiele orygi-
nalnych utworów było w ówczesnej muzyce polskiej,
która mimo istnienia kapel magnackich, nie mogła się
wyzwolić spod przeważającego wpływu muzyki ko-
ścielnej.
Bardziej świecką rozrywką, choć o bardzo skrom-
nym społecznie oddziaływaniu, był teatr. Nie wiemy
jakie wówczas były losy teatru mieszczańskiego, nie-
co więcej wiemy o teatrach szkolnych w kolegiach
jezuickich, nastawionych na sztuki moralizatorskie
duchownego pióra. Dopiero w kręgach dworu i ma-
gnaterii widać jednak, że się tu rozwijał nowy teatr,
głównie pod wpływem francuskim eiumaczenia Cor-
neille'a, Racine'a, potem Moliera), a od momentu wy-
budowania stałego teatru w Warszawie (1724) częc;to
wystawiano tu również opery włoskie. Za przykła­
dem dworu szli magnaci, w których pałacach wysta-
wiano sztuki grane bądź przez zawodowych aktorów,
bądź też przez pana, jego rodzinę i przyjaciół, według
własnych przeróbek scenicznych sztuk obcych. Poza
najbliższym otoczeniem magnata sztuk tych inni oglą­
dać nie mogli. Teatr magnacki jednak, jako forma
rozrywki był już zapowiedzią nowych czasów.

421
ZAKOŃCZENIE

Trzysta lat dziejów Polski - od połowy XV do


połowy XVIII stulecia - stanowi, jak się wydaje,
pewien wyodrębniony cykl przeobrażeń, który zaczy-
na się okresem bujnego rozwoju, a kończy stagnacją
i regresem. W ekonomice - to powstanie w korzyst-
nych warunkach rynkowych gospodarki o dominacji
folwarku pańszczyźnianego, a później dalsza przemia-
na tych stosunków produkcji w warunkach znacznie
mniej korzystnych, cofania się rynku i gospodarki to-
warowo-pieniężnej. W dziedzinie politycznej - to
ukształtowanie się ustroju tzw. "demokracji szlachec-
kiej" i państwa wielonarodowościowego, który prze-
trwa do reform II połowy XVIII wieku, mimo że treść
społeczna władzy zmieni swe oblicze. W zakresie sze-
roko pojętej kultury - to rozwój kultury renesanso-
wej i jej modelu człowieka oraz kultury narodowej,
a potem stopniowe odchodzenie od osiągniętych
wówczas wzorów, postaw życiowych, idei; od szero-
kich, żywych, bardziej świeckich i racjonalistycznych
zainteresowań do zwężenia kręgu niezależności inte-
lektualnej, do kompleksów społecznych, narodowych,
religijnych.
Nasuwa się jednak pytanie, czy zjawiska, które
zrodził wiek Renesansu zamyka cezura lat sześć­
dziesiątych XVIII wieku? Z pewnością nie. W drugiej
połowie XVIII stulecia ~tnieje nadal i folwark z pań­
szczyzną, i państwo zwane "demokracją szlachecką",

423
i w umysłach ludzkich trwają ciągle, jeśli nie zdo-
bycze Renesansu, to późniejszego sarmatyzmu. Wy-
daje się jednak, że II połowa XVIII wieku to coś no-
wego, początek nowego okresu, w którym powstaje
zalążek ukształtowania się i rozwoju nowej ekonomiki
nowych form politycznych, nowej mentalności. To nic,
że elementy dawne trwały jeszcze, nawet przeważały,
ilościowo przynajmniej. Ale to, co narastało, to co
nadawało nowy kształt tym czasom, miało już inny
charakter, nadawało inny koloryt epoce.
Epoka Oświecenia, czasy stanisławowskie, czy okres
rozbiorów nie uzyskały swych kształtów nagle i nie-
spodziewanie. Elementy nowego obrazu, j~go zapowie-
dzi tkwiły w epoce poprzedniej - istniejące w niej
sprzeczności prowadziły do nowych zjawisk, które
miały je przezwyciężyć. W ekonomice pierwszej po-
łowy XVIII wieku mamy przecież, oparte głównie na
wielkiej własności, próby przechodzenia na czynsz za-
miast pańszczyzny na wsi, organizowanie manufak-
tur w miejsce dawniej panującego drobnego rzemio-
sła, szukanie nowych koncepcji i technik gospodaro-
wania zamiast dawniejszych, tradycyjnych, przesta-
rzałych już metod. W życiu politycznym nie tyle mo-
że nieudałe próby reform lat sejmu niemego czy rzą­
dów "familii" Czartoryskich, co nowe idee stanowiły
korzenie dla późniejszych przemian. Bez pism i dzia-
łalności St. Konarskiego, St. Leszczyńskiego, St. Po-
niatowskiego i innych trudno sobie wyobrazić przy-
gotowanie gruntu pod późniejsze reformy wewnętr:.­
ne. Wreszcie w zakresie umysłowości przetrwanie
ośrodków kulturalnych w miastach pruskich czy na
niektórych dworach magnackich, reformy szkolnictwa
pijarskiego, a później i jezuickiego, mecenat naukowy,
wreszcie recepcja prądów umysłowych przede wszyst-
kim z Francji, ideologii Oświecenia, racjonalizmu,

424
fizjokratyzmu - wszystko to złożyło się stopniowo
na nową epokę, nowego człowieka, nowe społeczeń­
stwo. Narodził się ponownie - jak w XVI stuleciu -
okres ożywienia i zmian w gospodarce, ożywienia
i zmian w polityce, ożywienia i zmian w umysłowości
człowieka, umysłowości, która staje się nam znowu
bliższa, bardziej zrozumiała, w większym stopniu
stanowiąca część istniejącej do dzisiaj tradycji histo-
rycznej, naszych postaw, ocen, uprzedzeń i przesą­
dów.
WSKAZOWKI BIBLIOGRAFICZNE

Podstawowym opracowaniem ogólr.ym dla naszej epoki


dziejów Polski jest przygotowana zbiorowo w Instytucie Hi-
storii PAN Historia Polski t. I, cz. U (Warszawa 1957 i wzno-
wienia). Odbiega ona nie tylko metodologicznie, ale i wielo-
stronnością kreślonego obrazu od dawniejszych przedwojen-
nych opracowań og6lnych, z Itt6rych można wymienić
zbiorowe opracowanie Polska, jej dzieje i kultura, t. I-III
(Warszawa 1931), a ponadto nastawione gł6wnie na historię
polityczną prace L. Kolankowskiego, Polska Jagiellonów. Dzie-
3e polityczne (Lwów 1936) i W. Konopczyńskiego, Dzieje Pol-
ski nowożytnej, t. I-II (Warszawa 1936). Opracowania og6lne
poszczeg6lnych dziedzin życia tej epoki opierają się dotąd
gł6wnie na wydaniach przedwojennych. I tak dla gospodarki
podstawowym opracowaniem pozostaje nadal Historia gospo-
darcza Polski J. Rutkowskiego (Poznań 1946 i 1947, Warc;za-
wa HI53), praca przygotowana przed i podczas wojny, którą
dopiero od niedawna uzupełniają bardziej szczeg6łowe opra-
cowania zespołowe: Za'rys dziejów górnictwa i hutnictwa na
ziemiach polskich, t. I-II (Katowice 1960-1961) i Zarys dzie-
jów gospodarki wiejskiej w Polsce, t. I-II (Warszawa 1964).
Historycy prawa natomiast opracowali nową Historię pań­
stwa i prawa polskiego do r. 1795, t. I-II (Warszawa 1957),
która za'itąpiła przedwojenne opracowanie S. Kutrzeby, Hi-
storia ustroju Polski w zarysie. Korona (wyd. 8, Warszawa
1949). Dla dawnej wojskowości pozostają nadal jako jedyne
T. Korzona, DZieje wojen i wojskowości w Polsce, t. I-lU
(Kraków 1912), uzupełnione nowszym nieco opracowaniem
Dzieje floty polskiej, K. Lepszego (Gdańsk 1947). Dla całości
kultury niezastąpione są A. Brucknera, dawne Dzieje kultury
polskiej, t. I-III (Kraków 1930, ostatnie wydanie Warsza-
wa 1958), obok których o życiu społeczno-obyczajowym naj-
więcej mówią również stare opracowania W. Łozińskiego,
ZYcie potskie w dawnych wiekach. Wiek XVI-XVIII (wyd. 6,

427
Warszawa 1937) i J. S. Bystronia, Dzieje obyczajów w dawnej
Polsce. Wiek XVI-XVIII, t. 1-11 (Warszawa 1932-1934).
Z opracowań pokrewn~'ch dziedzin dawnej kultury warto
korzystać z nowszej pracy J. Krzyżanowskiego, Historia lite-
ratury polskiej od średniowiecza do XIX w. (Warszawa 1964)
i zbiorowego opracowania DZleje sztuki polskiej, pod redakcją
T. Dobrowolskiego i W. Tatarkiewicza, t. I-III (Kraków
1962).

1454-1573
Gospodarka
Największy postęp w badaniach powojennych można od-
notować w zakresie historii gospodarczej, w szczególności
dziejów wsi i rzemiosła. Nie oznacza to oczywiście dezaktuali-
zacji prac przedwojennych. Do takich trwałych pozycji.
o charakterze zresztą materiałowym, należą opracowania cen
w poszczególnych mia~tach, przygotowane pod kierunkiem
F. Bujaka w okresie międzywojennym. S. Hoszowski opubli-
kował Ceny we Lwowze w XVI i XVII wieku (Lwów 19:?8).
w. Adamczyk, Ceny w Lublinie od XVI do końca XVIIIw.
(Lwów 1935) i Ceny w Warszawie w XVI ł XVII w. (Lwów
1938), a J. Pele, Ceny w Krakowie w l. 1369-1600 (Lwów
1935) i Ceny w Gdańsku w XVI i XVII w. (Lwów 1937). W tej
samej serii ukazały się A. Walawendera, Kronika klęsk ele-
mentarnych w Polsce i w krajach sąsiednich w l. 1450-1586,
t. I-II (Lwów 1932-1935) i K. J. Hładyłowicza, Zmiany kra-
;obrazu i rozwój osadnictwa w Wielkopolsce od XV do XIX w.
(Lwów 1932). Do naj starszych prac z historii gospodarczej,
nadal aktualnych w swej treści, należy A. Szelągowskiego,
Pieniądz i przewrót cen w XVI i XVII w. w Polsce (Lwów
1902), V. Pii!eta, Agrarnaja reforma Sigizmunda Avgusta v Li-
tovsko-Russkom gosudarstvie (Moskwa 1917) oraz I. T. Bra-
nowskiego, Przemysl polski w XVI w. (Warszawa 1919). Spo-
sród opracowań okresu międzywojennego najwięcej korzysta-
my z prac o gospodarce wiejskiej J. Rutkowskiego, których
syntezą miały być Bad:lnia nad podzialem dochodów w Pol-
sce w czasach nowożytnych, t. I (Kraków 1938) oraz z prac
jego uczniów, z których najcenniejszą pozostawił S. Orsini-
Rosenberg, pt. Rozwój i geneza folwarku pańszczyźnianego
w dobrach katedry gnieźnieńskie; w XVI w. (poznań 1925).
Miastami zajmował się przede wszystkim J. Ptaśnik, którego

428
główną pracą była niedokończonamonografia Miasta i miesz-
czaństwo w dawnej Polsce (Kraków 1934), a z opracowań
szczegółowych tej tematyki cenna pozostaje nadal praca
S. Herbsta, Toruńskie cechy rzemieślnicze (Toruń 1933). W za-
kresie handlu poastawowa jest praca R. Rybarskiego, Han-
del i polityka handlowa Polski w XVI stuleciu, t. I-II (Poz-
nań 1928-1929, Warszawa 1958), a z opracowań monogra-
ficznych najważniejszymi byłyby L. Koczego, Handel Pozna-
nia do połowy XVI w. (Poznań 1930) oraz opracowanie nie-
mieckie D. Krannhals, Danzig und der Weichselhandel in
seiner Blii.tezeit von 16. zum 17. Jahrhundert (Lipsk 1942).
Pierwszą powojenną próbą scharakteryzowania gospodarki
tej epoki było opracowanie S. Arnolda, Podłoże gospodarczo-
społeczne pOlskiego Odrodzenia (Warszawa 1954). Równole-
gle S. Herbst opracował Miasta i mieszczaństwo Renesansu
polskiego (Warszawa 1954). Z ważniejszych opracowań na
temat miast należy wymienić A. Keckowej, Melchior Wal-
bach. Z dziejów kupiectwa warszawskiego XVI w. (War-
szawa 1955), a do problematyki rzemiosła, częściowo miej-
skiego, należą prace uczniów M. Małowista, z których B. Zien-
tara opracował Dzieje małopolskiego hutnictwa żelaznego
XIV-XVII w. (Warszawa 1954), H. Samsonowicz, Rzemiosło
wiejskie w Polsce XIV-XVI w. (Warszawa 1954), A. Mączak,
Sukiennictwo wielkopolskie XIV-XVII w. (Warszawa 1955)
oraz M. Bogucka, Gdańskie rzemiosło tekstylne od XVI do
połowy XVII w. (Wrocław 1956). Ta ostatnia ponadto opu-
blikowała pracę pt. Gdańsk jako ośrodek produkcyjny w XIV-
XVII w. (Warszawa 1962). Wreszcie Postęp techniczny w Pol-
Sce doby Odrodzenia (Warszawa 1954) opracował J. Pazdur.
Nawiązaniem do kwestii rolnych byłaby w tym wypadku
praca M. Małowista, Z zagadnień popytu na pTodukty kra-
jów nadbałtyckich w Europie Zachodniej w XVI w. (PH t.
50, 1959). Wśród licznych prac dotyczących historii agrarnej
tego okresu trzeba by wymienić J. Topolskiego, Gospodarstwo
wiejskie w dobrach aTcybiskupstwa gnieźnieńskiego od XVI
do XVIII w. (poznań 1958), A. Wyczańskiego, Studia nad fol-
warkiem szlacheckim w Polsce w l. 1500--1580 (Warszawa
1960), L. Żytkowieza, Studia nad gospodarstwem wiejskim
w dobrach kościelnych XVI w., t. I-II (Warszawa 1962) oraz
pokrewna im nieco praca A. Wawrzyńczykowej, Rozwój wiel-
kiej własności na Podlesiu w XV i XVI w. (Wrocław 1951),
wreszcie związal1a z tymi zagadnieniami walki klasowej

429
chłopstwa praca S. Sreniowskiego, Zbiegostwo chlopów w
dawnej Polsce jako zagadnienie ustroju spolecznego (Warsza-
wa 1948). Ożywiły się też zainteresowania myślą gospodarczą
tej epoki, którą zajął się ze swymi uczniami E. Lipiński, autor
Studiów nad historią polskiej myśli ekonomicznej (Warsza-
wa 1956).

Państwo

Większą stosunkowo rolę w naszym poglądzie na kwestie


politycznej historii tego okresu odgrywają prace dawniej<;ze.
Najobszerniejszym opracowaniem tego typu jest niemiecka
praca: E. Zivier, Neuere Geschichte Polens, Bd 1. Die zwei
letzten Jagellonen 1506-1572 (Gotha 1915), dla kwestii stosun-
ków zagranicznych H. Uebersberger, Osterreich und Russland
seit dem Ende des 15. Jahrhundert, Bd l von 1488-1605 (Wie-
deń-Lipsk 1906), a dla spraw litewskich M. K. Ljubavskij,
O~erk istorii litovsko-russkogo gosudarstva do ljublinskoj unii
vkljucitelno (Moskwa 1910). Na temat końca XV i pierw-
szych lat XVI w. podstawowymi pozostają prace F. Papee,
Polska i Litwa na przelom&e wieków średnich, t. I, Ostatnie
dwudziestolecie Kazimierza Jagiellończyka (Kraków 1903),
tegoż Jan Olbracht (Kraków 1936) i Aleksander Jagiellończyk
(Kraków 1949). Kwestię stosunków polsko-litewskich i unii
w XVI stuleciu opracowali O. Halecki, Dzieje Unii Jagielloń­
skiej, t. l-II (Kraków 1919-1920), L. Kolankowski, Zygmunt
August wielki ksiqżę Litwy do roku 1548 (Lwów 1913), H. Low-
miański, Uwagi w sprawie podloża społecznego i gospodarcze-
go unii jagiellońskiej (Wilno 1935) oraz J. Jasnowski, Mikolaj
Czarny Hadziwill (1515-1565), kanclerz i marszałek ziemski
W. Ks. L., wojewoda wileński (Warszawa 1939). Kwestii prus-
kich dotyczyły prace W. Pociechy, Geneza hołdu pruskiego
1467-1525 (Gdynia 1937) oraz A. Vetulaniego, Lenno pruskie
od traktatu krakowskiego do śmierci ks. Albrechta, 1525-
1568. Studium historyczno-prawne (Kraków 1930), a sprawami
węgierskimi zajął się J. Pajewski w pracy Węgierska polity-
ka Polski w polowze XVI wieku, 1540-1571 (Kraków 1932).
Do stosunków wewnętrznopolitycznych i reform odnosiły się
z większych prac: O. Balzer, Genezll trybunału koronnego.
Studium z dziejów sądownictwa polSkiego w XVI w. (War-
szawa 1886) i A. Dembińskiej, Polityczna walka o egzekucję
dóbr królewskich w l. 1559-1564 (Warszawa 1935).

430
Nowe prace są jak dotąd mniej liczne. J. Natanson-Leski
opracował Rozwój terytorialny Polski od czasów najdaw-
nie;szych do okresu przebudowy państwa w latach 1569-1572
(Warszawa 1964). 500-lecie odzyskania Pomorza zwiększyło
zainteresowania i spowodowało pojawienie się wielu prac,
z których zasadniczą jest M. Biskupa, Zjednoczenie Pomorza
Wschodniego z Polską w polowie XV w. (Warszawa 1959). Dla
panowania Zygmunta I, poza popularnym zarysem Z. Woj-
ciechowskiego, Zygmunt Stary 1506-1548 (Warszawa 1946),
zasadniczą, przynajmniej materiałowo, jest praca W. Pociechy,
Królowa Bona (1494-1557). Czasy i ludzie Odrodzenia, t. l -
IV (poznań 1949-1958). Nasza znajomość panowania Zygmun-
ta Augusta wzbogaciła się o prace S. Bodniaka, Polska a Bał­
tyk za ostatniego Jagięllona (Pamiętnik Bib!. Kórnickiej t. 3,
1939-1946), K. Grzybowskiego, Teoria reprezentacji w Polsce
w epoce Odrodzenia (Warszawa 1959) oraz A. Tomczaka, Wa-
lenty Dembiński, kanclerz egzekucji, ok. 1504-1584 (Toruń
1963).

Ludzie
Dorobek historiografii w zakresie badań nad tradycyjnie,
choć szeroko, pojętą historią kultury był znaczny już w okre-
sie przedwojennym. Ze starych prac dotąd aktualne jest stu-
dium S. Tarnowskiego, Pisarze polityczni XVI W., t. I-II
(Kraków 1886) oraz dwa opracowania ruchu reformacyjnego:
W. Krasiński Zarys dziejów powstania i upadku reformacji
w Polsce, t. I-II (Warszawa 1903-1905) oraz W. Zakrzewski,
Powstanie i wzrost reformac;i w Polsce 1520-1572 (Lipsk
1870). Podsumowaniem tych dawniejszych osiągnięć badaw-
czych, doskonałym zresztą, był zbiór rozpraw i artykułów
wydany pt. Kultura staropolska (Kraków 1932). W badaniach
z tych la1 brało udział wielu wybitnych historyków, a wśród
prac tychże warto przypomnieć A. Briicknera, Różnowiercy
polscy. Szkice obyczajowe i literackie, ser. I (Warszawa 1905,
nowe wyd. Warszawa 1962), S. Kota, Andrzej Frycz-Modrzew-
ski. Studium z dziejów kultury polskiej XVI w. (II wyd.
Kraków 1923), Konrada Górskiego, Grzegorz Paweł z Brzezin.
Monografia z dziejów polskiej literatury ariańskiej XVI w.
(Kraków 1929), K. Hartleba, Biblioteka Zygmunta Augusta.
Studium z dziejów królewskiego, dworu (Lwów 1928), K. Do-
browolskiego, Studia nad kulturą naukową w Polsce do schyl-

431
ku XVI stulecia (Warszawa 1933), H. Barycza, Historia Uni-
wersytetu Jagiellońskiego w epoce humanizmu (Kraków 1935)
i S. Łempickiego, Renesans i huma.nizm w Polsce. Materiały
do studió'w (Lwów 1938, II wyd. Warszawa 1952).
Na badań nad Renesansem polskim po wojnie
ożywienie
wpłynęła sesja naukowa zorganizowana w 1953 r., z której
referaty i dyskusje zostały opublikowane w wydawnictwie
Odrodzenie w Polsce, t. I-V (Warszawa 1955-1958), a która
objęła problemy historii, historii nauki, języka, literatury
i sztuki polskiej tego okresu. Z ważniejszych referatów tej
sesji, wydanych osobno, należałoby wymienić K. Budzyka,
Przełom renesansowy w literaturze T,olskiej II połowy XV
i l polo·wy XVI w, (Warszawa 1953), K. Lepszego, Andrzej
Frycz-Modrzewski (Warszawa 1953), Z. Lissy i J. Chomiń­
skiego, Muzyka poLskiego Odrodzen.ia (Warszawa 1953). Wśród
zagadnień bardziej szczegółowych dla tej epoki należałoby
wymienić zainteresowanie reformacją od strony jej ewen-
tualnych związków z ruchami chłopskimi, nad czym prowa-
dzili badania J. Tazbir w pracy pt. Reformacja a problem
chłopski w Polsce XVI w. (Wrocław 1953) i W. Urban w pracy
Chłopi wobec Reformac;i w Małopolsce w II połowie XVI w.
(Kraków 1959). Zainteresowanie dziejami nauki znalazło wy-
raz w licznych pracach m. in. H. Barycza, Dzie;e nauki w Pol-
.!lce w epoce Odrodzenia (II wyd. Warszawa 1957) i nowych,
opracowanych zbiorowo Dziejach Uniwersytetu Jagiellońskiego,
t. I W latach 1364-1764 (Kraków 1964) oraz w studiach
w. Vois~, Frycza-Modrzewskiego nauka o państwie i prawie
(Warszawa 1956) i opracowanie tegoż Początki nowożytnych
nauk społecznych. Epoka Renesansu, je; narodziny i 'schyłek
(Warszawa 1962). Interesowano się też dawnymi bibliotekami
renesansowymi, jak np. L. Hajdukiewicz w pracy pt. Księgo­
zbiór i zainteresowania bibliofilskie Piotra Tomickiego na tle
jego działalności kulturalnej (Wrocław 1960). Systematycznie za-
częto badać rozwój drukarstwa, którego problematykę przed-
stawiła A. Kawecka-Gryczowa w opracowaniu Rola drukar-
stwa polskiego w dobie Odrodzenia (Warszawa 1954). Osobno
należy wymienić dwie prace dotyczące ideologii epoki, jak
T. Ulewicza, Sarmacja. Studium z problematyki słowiańskie;
XV i XVI w. (Kraków 1950) oraz J. Krzyżanowskiego, Miko-
łaja Reja "Krótka rozprawa" na tle swoich czasów (War-
szawa 1954). Stosunkowo najmniej są opracowane zagadnie-
nia dotyczące warunków materialnych życia, z której to dzie-

432
dziny można odnotować dwie drobniejsze prace: J. Rosen-
-Przeworska, Z zagadnień renesansowego ubioru ludowego
(Polska Sztuka Ludowa, nr 7, 1953) i A. Wyczański, Uwagi
o konsumpcji żywnościowej w Polsce XVI w. (KHKM, R. 8,
1960). Drobniejsze opracowania dotyczące epoki Odrodzenia
można znaleźć w czasopiśmie Odrodzenie i Reformacja w Pol-
sce, wydawanym od 1956 r. jako rocznik.

1573-1648
Gospodarka
Badania nad gospodarką w tym okresie stanowią ciąg dal-
szy studiów wymienionych dla okres~ poprzedniego i trudno
przeprowadzić szczegółowe rozgraniczenie w tym zakresie.
Odnosi się to do większości opracowań cytowanych poprzed-
nio, jeaynie w serii cen należy zanotować dalszą pozycję:
E. Tomaszewski, Ceny w Krakowie w l. 1601-1795. Główną
zmianę stanowią natomiast rozwinięte właśnie dla tego okre-
su badania historycmo-geograficzne i demograficzne. Ich
punktem wyjścia stało się wydawnictwo zapoczątkowane przez
A. Pawińskiego, a kontynuowane przez A. Jabłonowskiego
i I. T. Baranowskiego pt. Polska XVI wieku pod względem
geograficzno-statystycznym (2ródła dziejowe, t. XII-XXIII,
Warszawa 1883-1911). Na tym tle wyrosły prace demogra-
ficzne ogólne, omówione przez W. Kulę w artykule Stan i po-
trzeby badań nad demografią historyczną dawnej Polski do
początków (RDSiG, t. 13, 1951) oraz opracowania
XIX w.
szczegółowe. Te ostatnie przedsiębrane były przy okazji prac
nad atlasem historycznym Polski dla drugiej połowy XVI w.
Są to: Atlas historyczny Polski, Województwo płockie ok.
1578 r. (Warszawa 1958) oraz dla Pomorza opracowania: M.
Biskup i A. Tomczak, Mapy województwa pomorskiego w II
połowie XVI w. (Toruń 1955) i M. Biskup, Rozmieszczenie
własności ziemskiej województwa chełmińskiego i malborskie-
go w II połowie XVI w. (Toruń 1957).
Dla zagadnień
miejskich i produkcji rzemieślniczej aktual-
ne sąwszystkie niemal prace wymienione w poprzedniej
części, do których można dorzucić S. Gierszewskiego, Elblqski
przemysł okrętowy w latach 1570-1815 (Gdańsk 1961). Dla
kwestii agrarnych warto dodać z dawniejszych prac A. Tar-
nawskiego, Działalność gospodarcza Jana Zamoyskiego kancZe-

28 - Polska-Rzeczą Pospolitą Szlachecką 433


rza i hetmana w. kor., 1572-1605 (Lwów 1935) oraz W. Rusiń­
skiego, Osady tzw. Olędrów w dawnym województwie poz-
nańskim (poznań 1939-1947), a z nowszych należałoby wymie-'
nić następujące opracowania: J. Majewski, Gospodarstwo fol-
warczne we wsiach miasta Poznania w l. 1582-1644 (poznań
1947), A. Mączak, Gospodarstwo chlopskie na 2ulawach Mal-
borskich w początkach XVII w. (Warszawa 1962), A. Waw-
rzyńczyk, Gospodarstwo chłopskie w królewszczyznach mazo-
wieckich w XVI i początkach XVII w. (Warszawa 1962) i A.
Wyczańskl, Studia nad gospodarką starostwa korczyńskiego
1500-1660 (Warszawa 1964). Rozwinęły się też dla tej epoki
badania nad techniką rolniczą, przy czym w zakresie wyso-
kości plonów kilka artykułów ogłosiła przede wszystkim A.
Wawrzyńczykowa, a całością techniki zajmował się J. Topolski
w pracach pt. O literaturze i praktyce rolniczej w Polsce na
przełomie XVI i XVII w. (RDSiG, R. 14, 1952) i Narzędzia
uprawy roli w Polsce w okresie panowania folwarku pań­
szczyźnianego (KHKM, R. 3, 1955). Wreszcie dla tego okresu
zaczęto opracowywać zagadnienia rynku, przy czym należało­
by tu wymienić takie prace, jak S. Mielczarski, Rynek zbożo­
wy na zu:miach polskich w II połowie XVI i I połowie XVII
w. Próba re;on:zacji (Gdańsk 1962j i J. Małecki, Studia nad
rynkiem regionalnym Krakowa w XVI w. (Warszawa 1963).
Uzupełnieniem tego obrazu opracowań gospodarki byłaby
lozprawka T. Sobczaka, Zmiany w stanie posiadania dóbr
ziemskich w woj. łęczyckim od XVI do XVIIIw. (RDSiG.
R. 17, 1955), dla kwestii walki klasowej liczne drobniejsze
opracowania, wśród których należałoby wymienić B. Baranow-
skiego, Powstania chłop,kie na ziemiach dawne; Rzeczypospo-
lite; (Warszawa 1952), a dla tendencji ekonomicznych prac(;
J. Górskiego, Poglądy merkantylistyczne w polskie; myśli
ekonomicznej XVI i XVII w. (Wrocław 1958).

Państwo

Stosunkowo skromny je~t nasz dorobek powojenny w za-


kresie dziejów politycznych tak wewnętrznych, jak i zagra-
nicznych stosunków Polski. Panowanie, a właściwie biografia
Henryka Walezjusza jest wprawdzie świeżo opracowana wc
Francji - P. Champion, Henn III, roi de Pologne, t. 1-2
(Paryż 1943-1951) - natomiast pOloOstałe ważniejsze prace są
znacznie ~tarsze, Jak W. Zakrzewskiego, Po ucieczce Henryka,

434
Dzieje bezkrólewia 1574-1575 (Kraków 1878) i W. Sobieskiego.
Trybun ludu szlacheckiego (Warszawa 1905). Dla panowania
Batorego pozostaje aktualne podsumowanie w zbiorowej pra-
cy Etienne Batory roi de Pologne, prince de Transylvanic
(Kraków 1935). Kwestie rządów Zygmunta III prócz drobniej-
szych opracowań, posiadają większe, choć fragmentaryczne
prace, jak K. Lepszego, Rzeczpospolita Polska w dobie sejmu
inkwizycyjnego 1589-1592 (Kraków 1939) i J. Maciszewskiego,
Wojna domowa w Polsce 1606-1609. Studium z dziejów walki
przeciw kontrreformacji, cz. I Od Stężycy do Janowca (Wro-
cław 1960). Panowanie Władysława IV posiada więcej prac
aktualnych dotyczących polityki zagranicznej, jak ze star-
szych A. Szelągowski, Rozkład Rzeszy i Polska za panowa-
nia Władysława IV (Kraków 1907) i W. Czermak, Plany wojny
tureckiej Władysława IV (Rozprawy AU, Wydz. Hist.-Filoz ..
t. 31, 1895), do czego należałoby dorzucić z nowszych W. Czap-
lińskiego, Polska, Prusy i Brandenbu1'gia za Władysława IV
(Wrocław 1947) i tegoż Polska a Bałtyk w latach 1632-1648,
Dzieje floty i poUtyki morskiej (Wrocław 1952) oraz związaną
bardziej z kwestiami wewnętrznymi pracę W. Tomkiewicza.
Jeremi Wiśniowiecki 1612-1651 (Warszawa 1933). W zakresie
zagadnień wewnętrznych i ustrojowych trzeba by dodać
przynajmniej następujące prace: J. Rafacz, Sąd referendarski
koronny. Z dziejów obrony prawne; chłopów w dawnej Pohcc
(Poznań 1948), J. Gierowski, Sejmik generalny księstwa Ma-
zowieckiego na tle ustroju sejmikowego Mazowsza (Wrocław
1943), wreszcie dla spraw wojskowych artykuł O. Laskowskie-
go, Odrębność staropolSkiej sztuki wojennej (PH-W, t. 8, 1935)
i pracę B. Baranowskiego, Organizacja wojska polskiego w l.
30-ych i 40-ych XVII w. (Warszawa 1957).

Ludzie
Badania nad kulturątego, a czękiowo i następnego okresu
~kupiały się głównie na dwóch zagadnieniach - szkolnictwa
oraz reformacji, szczególnie arianizmu i kontrreformacji. No-
we 5zkolnictwo jezuickie doczekało się uwzględnienia zarówno
w ogromnej pracy S. Załęskiego, Jezuici w Polsce, t. 1--5
(Lwów 1900---1906). jak i specjalnej S. Bednarskiego, Upadek
i odrodzenie szkól jezuickich w Polsce. Studium z dziejów
kultury i szkolnictwa polskiego' (Kraków 1933). Na temat po-
zostałych szkół wyższych i średnich istnieją dość liczne opra-

435
cowania, wśród których należałoby wskazać prace S. Łem­
pickiego, Dzialalność Jana
Zamoyskiego na pol.u szkol-
nictwa 1573-1605 (Kraków 1926) i Ł. Kurdybachy, Działal­
ność J. A. Komeńskiego w Polsce (Warszawa 1957). W drugiej
grupie opracowań trzeba by wymienić z dawniejszych roz-
prawę S. Czarnow!>kiego, Reakcja katolicka w Polsce w końcu
XVI i nu poczqtku XVII w. (nowe wyd. Dziela, t. 2, Warsza-
wa 1956) i M. Wajsbluma, Ex regesto tJrianismi. Szkice z dzie-
3óW upadku protestantyzmu w Malopol:tce (Reformacja w Pol-
sce, 1937-1948. nr 7-10), a z nowych L. Chmaja, Bracia
Polscy, Ludzie, idee, wpływy (Warszawa 1957) i pod jego re-
dakcją wydane Studia nad arianizmem (Warszawa 1959),
wreszcie J. Tazbira, Stanislaw Lubieniecki, przywódca ariań­
skiej emigracji (Warszawa 1961). Dla sytuacji prawosławia,
istotnej w tej dobie ze względu na unię brzeską, pod!ltawową
pracą byłaby K. Chodynickiego, Kościół prawoslawny a Rzecz-
pospolita Polska. Zarys historyczny 1370-1632. Życie kultu-
ralne na dworze królewskim oświetlają C. Lechicki, Mecenat
Zygmunta III i życie umyslowe na jego dworze (Warszawa
1932) oraz częściowo S. Windakiewicz, Teatr polski przed
powstaniem sceny narodowej (Kraków 1921). Dla życia szla-
checkiego charakterystyczne, choć jednostronne, byłoby opra-
cowanie W. Łozińskiego, Prawem i lewem. Obyczaje na Czer-
wonej Rusi w pierwsze; polowie XVII w., t. I-II (wyd. 2,
Lwów 1904), dla przemian w kulturze artystycznej praca
T. Mańkowskiego, Genealogia sarmatyzmu polskiego (Warsza-
wa 1946), a dla kultury literackiej ludności miejskiej istotną
pozycję stanowi praca K. Badeckiego, Literatura mieszczań­
ska w Polsce XVII w. (Lwów 1925). Wreszcie dla kultury
materialnej ludności istnieją drobniejsze opracowania
W. Krassowski, Chałupa polska na przełomie XVI i XVII w.
(Polska Sztuka Ludowa, R. 3, 1954) i .J. Burszta, Budownictwo
wiejskie w kluczu runowskim pod Nakłem w I połowie XVII
w. (KHKM, R. 2, 1954).

1648-1764
Gospodarka
Stosunkowo najmniej opracowana jest gospodarka polska
tego okresu i najwięcej pozostaje nie znanych problemów, nie
rozstrzygniętych, czy nawet nie rozpoczętych dyskusji Kon-
tynuacją opracowań dla poprzednich okresów są dalsze pu-

436
blikacje cen: S. Hoszowski, Ceny we Lwowie 1701-1914 (Lwów
1934), T. It'urtak, Ceny w Gdańsku w l. 1701-1815 (Lwów 1&35)
i S. Siegel, Ceny w Warszawie w l. 1701-1815 (Lwów 1936). Do
tej samej serii CZ~SC10WO materiałowej należą r6w-
nież prace: M. Wąsowicz, Kontrakty lwowskie w l. 1676-
1686 (Lw6w 1935) i S. Namaczyńska, Kronika klęsk elemen-
tarnych w Polsce i krajach sąsiednich w l. 1648-1696, t. I
Zjawiska meteorologiczne i pomory (Lw6w 1937). Dzięki za-
chowaniu metryk kościelnych S. Hoszowski opracował Dyna-
mikę rozwoju zaludnienia Polski w epoce feudalne;, X-XVIII
w. (RDSiG, R. 13, 1951). Sytuację chłopów opracowywano
raczej od strony społecznej, tak w codziennym życiu, jak to
uczynił J. Burszta w pracy Wieś i karczma. Rola karczmy
w życiu wsi pańszczyźnianej (Warszawa 1950), jak i ich wal-
kę z najeźdźcą lub rodzimym uciskiem. Do tej grupy należą
prace: A. Kersten, Chłopi polscy w walce z najazdem szwcdz-
kim 1655 -1656 (Warszawa 1956), A. Przyboś, Powstanie chłop­
skie w starostwie lanckorońskim i nowotarskim w 1670 r.
(Krak6w 1953) i J. Gierowski, Stłumienie powstania chłopów
kurpiowskich w 1738 r. (pH, R. 44, 1953). Wreszcie perspekty-
wy nowych przemian w rolnictwie starał się naświetlić J. Rut-
kowski w pracy Przebudowa wsi w Polsce po wojnach z po-
lowy XVII w. (KH, R. 30, 1916), a pojawianie się manufak-
tur W. Kula, Szkice o manufakturach w Polsce w XVIII w.,
cz. I-III, 1720-1795 (Warszawa 1956).

Państwo

Zainteresowania dawniejsze, szczególnie historyk6w kra-


kowskich skupiały się głównie na czasach saskich, w mniej<;zej
mierze na II połowie XVII w., podczas gdy powojenne bada-
nia skupiły się gł6wnie na okresie wojen z połowy XVII stu-
lecia. W tym ostatnim zakresie opublikowano opracowanie
zbiorowe, Polska w okresie II wojny północnej 1655-1660,
t. I-II (Warszawa 1957), a ponaClto ukazały się prace A. KE'r-
stena, Pierwszy opis obrony Jasnej Góry w 1655 r. Studia nad
Nową Gigantomachią ks. A. Kordeckiego (Warszawa 1959)
i tegoż Stefan Czarnieckt 1599-1665 (Warszawa 1963) oraz dla
spraw ukraińskich opracowanie radzieckie Vossoedinenie Ukra-
iny s Rossie; 1654-1954, Sbornik statej (Moskwa 1954). Dla
lat późniejszych należałoby wskazać ze starych prac R. Ry-
barskiego, Skarb i pieniądz za Jana Kazimierza, Michała Ko-

437
rybuta i Jana 111 (Warszawa 1939) i W. Czaplińskiego, Opo-
zycja wielkopolska po krwawym potopie 1660-1668 (Kraków
1930) oraz nowszą Z. Wójcika, Traktat andruszowski 1667 r.
i jego geneza (Warszawa 1959). Czasami Sobieskiego zajął się
K. Piwarski, autor m. in. pracy Hieronim Lubomirski, hetman
wielki koronny (Kraków 1929) i J. Wo1iński, który opubliko-
wał Z dziejów wojny i polityki w dobie Jana Sobieskiego
(Warszawa 1960).
W II połowę XVII w. sięgały również, cenne materiałowo,
prace znawcy czasów saskich W. Konopczyńskiego. Opubli-
kował on w tym zakresie prace: Liberum veto, Studium po-
równawczo-historycznc (Kraków 1918) oraz Polska a Szwecja
od pokoju oliwskiego do upadku Rzeczypospolitej, 1660--1795
(Warszawa 1924) i Polska a Turcja 1683-1792 (Warszawa 1936).
Wśród prac W. Konopczyńskiego dotyczących czasów saskich
należałoby wymienić: Polska w dobie wojny siedmioletniej,
cz. 1-2 (Kraków-Warszawa 1909-1911) i Stanisław Konar-
ski (Warszawa 1926). Podobną tematyką zajął się M. Ski-
biński w pracy Europa a Polska w dobie wojny o sukcesję
austriacką w l. 1740--1745, t. 1-2 (Kraków 1912-1913), a póź­
niej J. Feldman w pracach: Polska w dobie wielkiej wojny
północnej 1704-1709 (Kraków 1925), Geneza konfederacji tar-
nogrodzkiej (KH, R. 42. 1928) i Stanisław Leszczyński (Wro-
cław 1948, II wyd. Warszawa 1959). Z pozostałych historyków
l>iszących przed II wojną światową M. Nyc? ogłosił pracę pt.
Geneza rcform skarbowych Sejmu Niemego. Stv.dium z dzie-
JÓW skarbowo-wojskowych z Z. 1697-1717 (Poznań 1938), a J.
Nieć, Młodość ostatniego elekta S. A. Poniatowskiego 1732-
1764 (Kraków 1935). Powojenne badania dorzuciły już mniej
opracowań - J. Gierowski ogłosił Między saskim absolutyz-
mem a złotą wolnością. Z dziejów wewnętrznych Rzeczypospo-
litej w Z. 1713-1715 (Wrocław 1953), J. Wimmer, Wojsko Rze-
czypospolitej w dobie Wojny Północne; 1700--1717 (Warszawa
1956), a E. Rostworowski, O polską koronę. Polityka Francji
w l. 1725--1733 (Wrocław 1958).

Ludzie
Osławiony charakter obyczajowy i umysłowy czasów sas-
kich nie znalazł właściwego zainteresowania w nauce. Samymi
zagadnieniami obyczajowymi na wsi zajął się B. Baranowski
w pracach: Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVlll w.

438
(ł.ódż 1952) i Sprawy obyczajowe w sqdownictwie wiejskim
w Polsce wieku XVII i XVIII (Łódż 1955), a życiem mie-
t'zczaństwa J. Pachoński w pracy Zmierzch sławetnych. Z ży­
(ia mieszczan w Krakowie w XVII i XVIII w. (Kraków 1956).
Specjalne zainteresowanie wzbudziły natomiast ostatnio po-
czątki prasy polskiej, co miało miejsce w omawianym okresie.
Swiadczą o tym prace: R. Majewska-Grzegorczykowa, "Mer-
kuriusz Polski" z 1661 r. i poczqtki periodycznego piśmien­
nictwa polskiego (Przegląd Nauk Hist. i Społ. R. 8, 1956), J.
Adamczyk, Początki polskie; produkc;i czasopiśmiennicze;
(Zeszyty Naukowe U.W., Prasoznawstwo nr 2, 1956) oraz J.
Lankau, Prasa staropolska na tle rozwo;u prasy w Europie
j513-1729 (Kraków 1960). Wreszcie poglądy prawno-ustrojo-
we starał się scharakteryzować H. Olszewski w pracy pt.
Doktryny prawno-ustrojowe czasów saskich 1697-1740 (War-
szawa 1960), gusty artystyczne T. Mańkowski w pracy Orient
w polskiej kulturze artystycznej (Wrocław-Kraków 1959),
a praktykę architektoniczną K. Malinowski w monografii Mu-
'ratorzy wielkopolscy w II polowie XVII w. (Poznań 1948).
INDEKS

Abazy-Pasza 258 August III 370-374, 379, 385,


Afryka 390 396, 403, 411
Agricola Rudolf 163 Aurifaber Stanisław 163
Albrecht Fryderyk Hohen- Austria 121, 126, 234, 360, 361,
zollern 232, 259 368, 372, 373, 375, 376
Albrecht Habsburg 116 Azja 262, 390
Albrecht Hohenzollern Ul,
112, 127, 156, 194 Bachus 193
Aleksander Jagiellończyk 68, Baka Józef 410
70 Bakfal'k Walenty 193
Altranstadt 365 Balice 55
Alvar 282 Bałkany 262
Ameryka 25, 26, 405 Bałtyk 27, 128, 129, 200, 229,
Anglia 103, 106-108, 122, 142, 250, 254, 348, 558
200, 233, 252, 259, 294, 360, Bar 101
374, 376 387, 405, 418 Baranów 265
Anna Habsburg ż. Zygmunta Barbara Zapolya 121
III 243 Bari 122
Anna Jagiellonka c. Włady­
Batory Gabriel 244, 245
Beauplan Wilhelm 288
sława 120, 121
Belgrad 116, 120
Anna Jagiellonka c. Zygmun-
Bełskie księstwo 113
ta I 227, 234
Bembus Mateusz 286
Anspach 232 Beresteczko 346
Arabowie 124, 390 Bergamo 215
Ariosto Ludwik 304 Berlin 353, 405
Arystoteles 166, 284, 289 Bethien Gabor 255
Atlantyk 334 Biała Cerkiew 346
Augsburg 105 Biała Podlaska 283, 336
August II Mocn) 361-367, Białogon 215
369-371, 396 • Białogród 116

441
Białoruś 248, 329 Cecylia Renata 260
Biały Kamień 251 Celtes Konrad 163
Bielski Joachim 289 Cerekwica 65
Bielski Marcin 289 Cesarstwo 103, 11 i, 340
Birkowski Fabian 286 Chełm 233
Bobola Andrzej 236 Chęciny 334
Bobrza 215, 334 Chmielnicki Bohdan 308, 344,
Bochnia 135, 214, 334 346-348, 402
Bojanów 281 Chmielowski Benedykt 409,
Bolonia 165 416
Bołotnikow Iwan 253 Chocim 256, 356
Bona Sforza 70-72, 76--80, Chodkiewicz Jan 222
92, 104, 114, 126, 134, 171, Chodkiewicz Jan Karol 243,
194 245, 251, 256
Boner Jan 148 Chojeński Jan 76
Boner Seweryn 148 Chojnice 330
Bonerowie 49, 55, 148, 173 Chrystian III 107
Boner6wna Magdalena 148 Ciołek Erazm 49
Boner6wna Zofia 148 Conti Franciszek 361
Bracławszczyzna 96 C;orneille Piotr 421
Brandenburgia 130, 259, 341, Coxe Leonard 163
352, 357, 358, 368 Crell Jan 281
Braniccy 329 Cudn6w 352
Branicki Klemens 374 Cycero 166
Braniewo 251, 282 Czarna (Hammers7.t.yn) 252
Braun Dawid 411 Czarniecki Stefan 307, 349,
Brody 336 350
z Brudzewa Wojciech 163 Czarnkowski Stanisław Sę­
Brożek Jan 288 dziw6j 83
BrUhl Henryk 374, 379, 419 Czartoryscy 329, 360, 362, 371-
Brzeg 54, 183 374, 378, ~79
Brześć Litewski 246 Czechowie Marcin 187
z Brzezin Grzegorz Paweł Czechy 64, 115-117, 120, 126,
187 222, 244, 255
Buczacz 336, 356 Czesi 102
Budny Szymon 187 Częstochowa 214, 215, 350
Bursius Adam 289 Czorsztyn 346
Byczyna 235
Bydgoszcz 75, 214 Dania 90, 107, 129, 130, 230,
232, 249, 259, 351, 352, 362
Caccio z Bergamo 215 Dantyszek Jan 49, 105, 107,
Cecora 255 170, 171

442
Decjuszowie 173 Firlej Jan 148, 222
Dembiński Walenty 78 Flemming Jakub 361
Demostenes 166 Florus Lucius 166
Denhoff Stanisław 364 Franciszek I 120
Dickmann Arend 242 Francja 27, 103, J06, 107, 109,
Długosz Jan 65, 156 120, 122, 125, 135, 223, 224,
Dniepr 247, 248 252,259--261, 279, 288, 340,
Dniestr 116, 256 341,343, 344, 354, 355, 357-
Dogiel Maciej 413 361,366, 371-373, 376, 388,
Dolina 57, 135 390,405, 421, 424
Dołgoruki Grzegorz 367 Francuzi 261, 357
Doroszenko Piotr 355 Frankfurt/M. 120
Dorpat 128, 251 Frankfurt/O. 165
Dosza Jerzy 46 Fredro Andrzej Maksymilian
Drohobycz 57, 135 341, 342, 410
Drużbacka Elżbieta 397 Frombork 174
Dunaj 116 Fryderyk I 368
Dymitr Samozwaniec 253 Fryderyk II 333
Dynamund 251 Fryderyk saski 111
Dywilin 254 Fryderyk Wilhelm 260, 350,
Dzierzgowski Mikołaj 80 352
Dzików 373 Fryzja 242
Dźwina 231. 250, 252 Fuggerowie 59, 105
Fi.irstenberg Wilhelm 128
Elbląg 110, 111, 209, 230, 231,
251, 298, 368, 408 Galileusz 288
Elżbieta Habsburg 116 Gamrat Piotr 71, 76
Emanuel Portugalski 372 Garczyński Stefan 379
Erazm z Rotterdamu 167 Gasztołd
Stanisław 80
Ernest Habsburg 222, 227, 243 Gdańsk23, 27, 28, 50, 52, 63,
Eryk XIV 130 89--92, 95, 110, 111, 155,
Estonia 128, 235, 249, 250 163, 183, 186, 188, 189, 204,
Eurypides 166 205, 207, 209, 211, 216, 218,
~zop 167 227, 229--232, 251, 252, 259,
265, 277--279, 281, 296, 312,
Falk Jeremiasz 296 318, 330, 331, 333, 349, 372,
Ferdynand I 108, 120-122, 126 382, 402, 403, 408, 411, 412
Ferensbach Jerzy 249 Getkant Fryderyk 288
Filip II 109, 223, 236 Gniezno 283
Filip Piękny 119 • Godunow Borys 252, 253
Finlandia 130, 250 z Goniądza Piotr 187
Fiodor 223, 227, 234, 252, 253 Gostomski Anzelm 32, 35, 204

443
Górkowie 60, 70 Indie 405, 416
Górnicki Łukasz 170, 172 Inflanty 79, 85, 102, 128-130,
Górski Stanisław 174 231, 232, 249-252, 260, 307,
Grodno 347 336, 347, 349, 362, 363, 365
Groicki Bartłomiej 83, 97 Ingria 130
Grudziński Andrzej Karol 349 Inowrocław 330
Grunwald 181 Iwan IV Grożny 223, 7.34, 252
Grzybowski Piotr 346 Izabela Jagiellonka 126, 127
Grzymułtowscy 343
Grzymułtowski Krzysztof 358 Jabłonowscy 343
Guarini Baptysta 419 Jabłonowski Józef Aleksander
Gustaw Adolf 241, 251, 258 411
Guzów 245 Jabłonowski Stanisław 343,
Jadwiga Jagiellonka 194 [357
Habsburgowie 80, 105, 106, 108, Jagiellonowie 92-94, 115, 116,
117-122, 125-127, 222-224, 118, 121, 123, 194, 224, 254
227, 234, 236, 237, 242-244, Jam Zapolski 233
252, 255, 256, 258-261, 280, Jan Kazimierz 344, 345, 347,
343, 344, 355, 357, 359, 360, 349-351, 354--356, 358
366, 371, 374 Jan Olbracht 67, 68, 111, 123,
Hammersztyn zob. Czarna 192
Haur Jakub Kazimierz 409 Jan III Sobieski 307, 334, 343,
Hegendorfer Krzysztof 163 356, 357, 359, 360, 393, 411
Heidelberg 165 Jan III Waza 130, 223, 248.
Hel 259 Jan Zapolya 106, 108, 121-123,
Henryk d'Anjou 223, 224, 226 125-127
Herburt Jan 83 Janicki Klemens 31, 147, 156,
Heweliusz Jan 402, 411 157, 170
Hiszpania 26, 27, 104, 109, 119, Janocki Jan Daniel 413
120, 223, 227, 232, 233, 249, Janowiec 244
294, 405 Janusz ks. mazowiecki 114
Hoffman Jan Daniel 411 Janusz II ks. płocki 113, 114
Hohenzollernowie 112, 127, 130, Jaskier Mikołaj 97
232, 259 Jaworów 357
Holandia 200, 212, 252, 259, Jerzy Wilhelm 260
260, 288, 326, 352, 360, 387 Jerzy z Podiebradu 116, 117
Holendrzy 54, 135, 204 Joanna Szalona 119
Homer 166 Juwenal 166
Hondiusz Wilhelm 296
Horacy 166 Kaffa 116
Hozjusz Stanisław 49, 170, 171 Kallimach Filip 156
Hunyady Jan 116 Kalmar 249

444
Kamieniec Podolski 101, 258, Kochanowski Piotr 304
356, 359, 360 Kochański Adam 411
Karelia 365 Kochowski Wespazjan 410, 415
Karnkowski Stanisław 91, 230, Kopriili Achmed 355
231, 236 Kokenhausen 250
Karol Ferdynand 345 de Koloff Mitzler 335, 379, 413
Karol Gustaw 350, 351 Koło 66

Karol V 26, 104, 106, 107, 120, Komeński Jan Amos 281
122 Konar~ki Stanisław 379, 403,

Karol IX (francuski) 223 410, 412, 413, 424


Karol IX (szwedzki) 243, 249 Konaszewicz Sahajdaczny
Karol XII 362, 363, 365 Piotr 256
Karwicki Dunin Stanisław 378, Koniecpolscy 208, 343
379, 403, 410 Koniecpolski Aleksander 2.62,
Kaszubi 242 345
Katarzyna II 374 Koniecpolski Stanisław 243,
Katarzyna Jagiellonka 130, 234 248, 251, 261
Kau!man Paweł 55 Konrad III Rudy 114, 148
Kazimierz Jagiellończyk 64, 65, Konstancja Habsburg 244
109--111, 113, 115--118 Konstantynopol 53, 116, 124,
Kazimierz (królewicz) 117 126, 21J'.!
Kazimierz Wielki 109, 138, 144 Końskie 337
Kazimierz/W. 295 Kopernik Mikołaj 163, 170,171,
Kazimierzowo 242, 259 173, 288, 418
Kettler Gotard 129, 232 Korczyn Nowe Miasto 66, 194,
Kiejdany 349 283
Kielce 214, 295, 334 Korsuń 344
Kijowszczyzna 96 Kosiński Krzysztof 247
Kijów 248 Kostka Jan 91
Kilia 116 Kostka Napierski Aleksander
Kircholm 243, 244, 251 346
Kisiel Adam 345 Kościelecka Jadwiga 148
Kisielowie 343 Kraków 46, 50, 59, 67, 75, 105,
KUszów 363 112, 151, 153--155, 163, 165,
Klonowicz Sebastian 286 168, 171, 173, 175, 192, 209,
Kłuszyn 253 214, 222, 226, 235, 277, 298,
Kmita Piotr 7l, 80, 172 330, 349, 363, 372, 390
Kmitowie 60 Krasińscy 393
Knapski Grzegorz 289 Kreml 253, 2M
Kochanowski Jan 147, 167, 170 Kreta 355
--172, 174--176, 179, 183, Kromer Marcin 49, 79, 170,
190, 192, 271, 286, 363 171, 173, 289
Krvwudrza 46 151, 209, 221, 244, 246, 277.
Królewiec 111, 112, 165, 205 279. 347
Krym 255, 262, 358 Lubomirscy 246, 329, 343
Kryski Feliks 236 Lubomirski Hieronim 364
Krzycki Andrzej 70, 170, 171 Lubomirski Jerzy 342, 354
Kszysztopór 295 Lubomirski Stanisław Herak-
Ksenofont 166 liusz 410
Klldak 242 Lubrański Jan 163
Kujawy 135, 326 LUtzen 258.
Kurlandia 129, 369 Ludwik Jagiellończyk 119-21
Kurpie 326, 373 Ludwik XIV 343. 366, 371
Kwic,tylian 166 Luksemburgowie 117
Luter Marcin 112
Lwów 50. 209, 277. 282, 330,
Lengnich Gottfryd 402, 411 347, 349, 356, 358, 388
Leszczyńscy 208, 363,
Leszczyński Rafał H 85, 86,
Łańcut 295
280, 281
Łascy 71
Le!'zczyński Rafał jr 288
Łaski Hieronim 107, 108, 123
Leszczyński Stanisław 360,
364, 365, 367, 371-3, 379, -125, 161
410, 411, 424 Łaski Jan abp 68-70, 97, 107
Leszno wielkopolskie 280, 281, Łaski Jan jr 167
Łaski Stanisław 102
298, 330, 408
Łęgonice 354
Leszno k/Warszawy 213
Łowicz 222
Linkoping 249
Łużyce 117, 118
Lipany 116
Łysa Góra 416
Lipsk 165, 411
Litwa (W. Ks. Litewskie) 68, Lyszczyński Kazimierz 418
70, 79, 89, 92-6, 99, 110, 119,
127, 128, 130, 205, 207, ~08, Maciej Korwin 111, 116-8
214, 222, 233, 247, 250, 269, Maciejowski Samuel 80
277, 279, 284, 298, 308, 329, Magnus (królewicz duński)
34~ 34~ 34~ 363, 367, 368 130. 232
Liwiusz 166 Maksymilian I 119, 120
Loewenwolde Gerhard Johann Maksymilian II 222, 227
372 Maksymilian Habsburg aks.
Lotaryngia 373 234, 235, 243
Lubartów (Lewartów) 281 Malbork 101, 110
Lubeka 107, 249 Małachowscy 337
Lubelszczyzna 29 Maria ł:turgundzka 119
Lublin 51, 59, 88, 91, 96, 99, Maria Habsburg 120

446
Maria Kazimiera d'Arquien Mucha 46
357 Miinnich Burhard 372
Maria Ludwika Gonzaga de Myszkowski Zygmunt 236
Nevers 261, 345, 353, 354
Marini Jan Chrzciciel 419 Nadrenia 372
Marlowe Krzysztof 303 Nalewajko Semen 248
Marycjusz Szymon z Pilzna Naliboki 336
174 Narwa 90, 128, 130, 363
Maximus Walerian 166 Neapol 104
Mazowieckie księstwo 113 Nidecki Andrzej 170, 174
Mazowsze 29, 45, 109, 113, 114, Niderlandy 27, 104, 119, 120.
152, 209, 216, 276, 307, 310, 217, 233, 279, 294, 302
326, 383 Nieborów 419
Mazurzy 152 Niemcy 25, 46, 85, 108, 112.
Mączyński Jan 154, 174 116-118, 126, 128, 135, 156,
:\1:ątwy 354 186, 200, 217, 232, 241, 250.
Men 120 252, 260, 261, 279, 294, 326,
Michał Korybut Wiśniowiecki 332
339, 355 Niemojewski Jan 187
Michał I Romanow 254 Niesiecki Kasper 399
Michałowicz Jan z Urzędowa Nieszawa 65
170 Nieświeź 295, 336
Miechowita Maciej 163 Nordlingen 258
Mielnik 68 Nowogródek 279
Mińsk 279 Nowy Dw6r Gdański 252
Mniszchowie 208, 253, 329 Nowy Sącz 216
Mniszchówna Maryna 253 Nystadt 365, 370
Mniszech Jerzy 374
Modrzewski-Frycz Andrzej Obertyn 126
79, 82, 83, 99, 170, 299 Ochmat6w 346
Mohacz 120, 121 Ocieski Jan 80
Mohylew 211 Oczaków 125
Mołdawia 123, 126, 346, 35!! Odra 29, 165
Mon1uc Jan 223· Ogińscy 329
Monti markiz 372 Olbracht s. Zygmunta I 194
Morawy 117, 118 Oleśnicki Zbigniew kard, 64
Morsztyn Andrzej 343, 357, 419 Oliwa 242, 251, 252, 352
Morsztynowie 49 Olkienniki 343
Moskwa (W, Ks, Moskiew- Olkusz 55-7, 334
skie) 68, 90, 106, 112, 119, • Olsztyn 174
127-130, 231, 232, 244, 246, Opalińscy 208
253, 254, 292, 343 Opaliński Krzysztof 349

447
Opaliński Łukasz 411 Pilzno 174
Opole Lubelskie 413 Piława 251
Opole 349 Pilawce 344
Opolsko-raciborskie księstwo Pinczów 163
261 Piotr I 362, 365-7
Orlean 165 Piotrków 85, 99, 279
Orsza 119 Plater Ludwik 336
Orzechowski Stanisław 82, 83, Plaut 166
126, 170, 171, 175 Pociej Ludwik 367
Podhajce 356
Ossolińscy 208
Podhale 346
Ossoliński Hieronim 82, 83
Podhorce 295
Ossoliński Jerzy 257, 260 345,
Podkarpacie 326, 350
346
Podlasie 96, 202, 205
Ostrogski Konstanty hetman Podole, 101, 102, 202, 246, 310,
103
329, 360, 385
Ostrogski Konstanty Wasyl
Pokucie 46, 126
208
Polanów 258
Ostroróg Jakub 82 Połock 95, 130, 233
Ostroróg Jan 64, 156 Połtawa 365
Ostrzanin 248 Pomorze Gdańskie 23, 32,
Oświęcim 330
65, 109, 152, 200, 214, 260,
Oświęcimskie Księstwo 114
349
Otriepow Grzegorz (zob. Dy- Pomorze Zachodnie 261, 349,
mitr Samozwaniec) 253 358, 365
Otwinowski Samuel 289 Poniatowski Stanisław 378,
Owidiusz 166
424
Poniatowski Stanisław August
Pacowie 329, 342 374
Padniewski Filip 172 Potoccy 246, 329, 336, 343, 360,
Padwa 165 362, 371-5
Palczowski Jan 83, 97 Potocki Antoni 378
Palej Semen 363 Potocki Wacław 415, 420
Parnawa 129, 251 Porta zob. Turcja
Paryż 165, 224, 405 Poznań 51, 59, 163, 211, 277,
Pawia 112, 122 282, 318, 330, 390
Pawluk 248 Praga 121
Perejasław 347 Prażmowski Mikołaj 343, 357
Persja 262, 405 Prusacy 376
Petersburg 334, 365, 374 Prusy 362, 369, 371--{j, 418
Petrycy Sebastian z Pilzna Prusy Królewskie 23, 28, 29,
289 49, 89, 93, 99, 110, 111, 113,

448
144, 148, 152, 251, 252, 258, 355, 358, 362, 364-369,
259, 277, 278, 310, 326, 369 371-374, 376, 418
Prusy Krzyżackie 104 Rosjanie 233
Prusy Książęce 112, 125, 127, Rossano 122
129, 130, 251, 252, 258--60, z Rożemberka Wilhelm 227
350-2 RQskie księstwo 348
Przyłuski Jakub 82, 83 Ruś 54, 57, 214
Psków 228, 233 Ruś Czerwona 202, 328
Puck 91, 251, 252 Rydzyna 419
Pudłowski Stanisław 288 Ryga 95, 129, 130, 205, 211,
Pułtusk 282, 303 232, 250, 251, 318, 363
Rzesza 112, 117
Racine Jan 421 Rzym 84, 97, 98, 107, 294, 343,
Radziejowscy 363 353, 405
Radziwiłł Bogusław 349
Radziwiłł Janusz 341, 349 Saint-Germain 354
Radziwiłł Karol "Panie Ko- Saksonia 333, 361, 362, 364,
chanku" 329, 410, 411 365, 369, 375, 376, 387, 405
Radziwiłł Mikołaj Czarny 80, Salustiusz 166
81, 95, 128 Samostrzelnik Stanisław 170
Radziwiłł Mikołaj Rudy 80, Samsonów 215, 334
222 San 124, 214, 350
Radziwiłł Mikołaj "Sierotka" Sandomierszczyzna 29, 209
222, 304 Sandomierz 85, 139, 277, 364
Radziwiłł Stanisław 148 Sanocczyzna 46
Radziwiłłowie 81, 95, 208, 246, Sapiehowie 329, 342, 363, 400
329, 336, 342 Sarnicki Stanisław 102, 21!9
Radziwiłłówna Anna 148 Sasi 333, 360, 361, 363, 367-
Radziwiłłówna Barbara 80, 81, 369, 374, 375, 382, 387, 411
Radzyń 419 [84, 147 Scharffenberg Maciej 168
Rakoczy Jerzy 308, 351 Scharffenberg Marek 168
Raków 280, 281, 298 Semigalia 129
Rawa 86 Siciński Władysław 341
Rej Mikołaj 79, 82, 83, 170- Siebenreicher Mateusz 168
172, 174, 175, 183 Siedmiogród 127, 255, 355, 356
Rewel 128, 232 Siemionowicz Kazimierz 240
Rodos 120 Sieniawski Adam 329, 367
Rojzjusz Piotr 174 Sienicki Mikołaj 82, 83, 187
Rosja 53, 99, 128, 231, 232, Sieradzkie 33
237, 246, 248, 252-254, 256, • Sierakowski Jan 97
257, 259, 262, 279, 308, 334, Siewierskie Księstwo 115
337, 346, 347, 349, 351, 352, Siewierszczyzna 129

29 - Polska - Rzeczą Pospolitą Szlachecką 449


Skania 129 Szydłowieccy 60
Skarga Piotr 236, 300 Szydłowiecki Krzysztof 70, 71.
Smoleńsk 119, 253, 258, 347 75, 76, 122, 167, 172
Smoleńszczyzna 129 Szydłowiecki Mikołaj 70
Sobieski Jakub 361 Szymonowicz Szymon 286, 304
Sobocki Tomasz 71
Soliman Wspaniały 120 Sląsk 24, 29, 50, 65, 109, 115.
Stambuł 246, 405 117, 118, 137, 214, 235, 255,
Stanisław ks. mazowiecki 114 260, 333, 349, 375
Stanisławów 336 Sr6d7.iemne Morze 124, 233
Starczyn6w 55 Swiccie 330
Starkowiecki Piotr 289 Swierżno 336
Starowolski Szymon 289
Stary Otwock 419
Tabor 116
Stary Targ 252
Tacyt 166
Statorius Piotr 154 Taras Fedorowicz 248
Stefan Batory 99, 194, 215, Tarło Adam 373
218, 227--234, 237--240, 247, Tarlowie 329
250, 254, 259 Tarnogr6d 367
Stefan wołoski 123 Tarnowscy 60
Stegman Joachim 281 Tarnowski Jan 70, 80, 102, 103,
Stryjkowski Maciej 289 123, 126, 179, 180
Sund 28, 107, 129 Tarn6w 123, 139
Swetoniusz 166 Tasso Torquato 304
Sycylia 27 Taszycki Mikołaj 78
Szaniawski Konstanty Feli- Tatarszczyzna 106, 261
cjan 337 Tatarzy 68, 106, 116, 125, 126,
Szczecin 29, 130, 205 232, 240, 242, 247, 279, 307,
Szczuka Stanisław 378 344, 346, 347, 352, 355, 356,
Szekspir William 303 358
Szkoci 279 Tatry 56
Sztokholm 249 Tczew 251
Sztumska Wieś 259, 260 Tepper Piotr 338
Szuj ski Wasyl 253 Terencjusz 166
Szwecja 107, 129, 130, 212, TE;czyńscy 60, 70
223, 235, 237, 242--244, 248-- Tęczyńska Katarzyna 148
251, 256, 257, 259--262, ?79, Tokoly lmre 359
343, 348, 349, 352, 357, 362, Tomicki Piotr 70, 76, 104, 125,
364, 365, 369 153, 154, 167, 172
Szwedzi 232, 235, 240, 242, 244, Toruń 50, 52, 110, 111, 163.
249--52, 254, 259, 308, 347, 277, 281, 298, 408, 418
349--352, 363--365, 367 Trzciana 252
Tuchola 283 Węgry 108, 111, 115-118, 120-
Tungen Mikołaj 111 123, 126, 127, 135, 216, 222,
Turcja 115-117, 120, 122-126, 223, 231, 233, 239, 244, 249,
217, 219, 227, 231, 233, 234, 259-
247, 248, 254--256, 258, 262, Węgrzy 46, 64
279, 341, 343, 346, 347, 355- Wiedeń 50, 105, 120, 255, 352,
360, 373, 385 359, 405
Turcy 53, 116, 121-126, 157, Wieliczka 57, 214, 334
256, 292 Wielkie Luki 233
Tylkow!1ki Wojciech 409 Wielki Waradyn 126
Tynff Andrzej 333 Wielkopolska 65, 99, 110, 186,
Tyszowce 350 205, 214, 218, 307, 326, 332,
346, 351, 363, 364, 367, 3B5
Uchański Jakub 80, 188, 222 Wielopolscy 343
Ujście n/Notecią 349 Wierzbięta Maciej 168
Ujście Solne 214 Wietor Hieronim 168
Ukraina 134, 207, 208, 240, Wilanów 393, 419
242, 246--248, 253, 289, 280, Wilhelm Hohenzollern 127,
308, 326, 329, 343, 344, 347, 128
348, 351, 355, 359, 360, 363, Wilno 211, 279, 282, 284, 390,
364, 373, 376, 402, 418 408
Ungler Florian 168 Wismar 242
Urzecz 336 Wisła 29, 30, 112, 191, 205, 209,
214, 277, 326, 347, 350
Walencja 223 Wiś1ica 244

Wapowski Bernard 170, 174, Wiśnicz 295

180 Wiśniowieccy 208, 246, 253,


Warmia 111 329, 343
Warszawa 51, 52, 59, 191, 211, Wiśniowiecki Jeremi 262, 345,
213, 222, 277, 295, 303, 330, 355
331, 337, 349, 351, 363, 364, Witold w. ks. lit. 115
368, 372, 393, 412, 419, 420 Wittemberga 165
Warszewicki Krzysztof 2M Władysław Jagiellończyk 117-
Warta 29 120
Wawel 138, 191, 192 Władysław Jagiełło 109. 115
Wazowie 261, 348, 366 Władysław Łokietek 109
Wenecja 50, 103, 105, 124, 355, Władysław Pogrobowiec 116
359 Władysław Warneńczyk 109,
Wenecjanie 119 115, 123
Wergiliusz 166 Władysław IV 240, 253, 254,
Wersal 393, 405 257-260, 262, 288, 291, 294,
Wettyni 361, 371, 372 303, 344, 345

451
Władysław II ks. mazowiecki Zaporoże 247

113 Zatorskie księstwo 114, 113


Władysławowo 242, 259 Zbaraski Krzysztof 288
Włochy 27, 104, 108, 135, 142, Zbaraż 344
165, 217, 241, 279, 288, 294, Zbąski Abraham 82
372, 390, 405 Zborowscy 234
Włocławek 277 Zborowski Krzysztof 230
'Vłosi 134, 171, 172 Zborowski Marcin 78
Wolsey Tomasz 106 Zborowski Piotr 78
Wolski Mikołaj, marszałek Zborowski Samuel 230
dworu Bony 71 Zborów 345, 347
Wolski Mikołaj, marszałek w. Zebrzydowski Andrzej 80
kor. 215 Zebrzydowski Mikołaj 244,
Wołoszczyzna 54, 74, 116, 255, 245, 297
256 Ziemia Chełmińska 110
Wołyń 96, 202, 246, 329, 346, Ziemia $więta 124
385 Zimorowicz Bartłomiej 286,
Woroniec 233 304
Wrocław 50, 205 Zygmunt I 45, 50, 51, 68, 70-
Wschowa 364 72, 74-80, 83, 86, 103, 112-
Wujek Jakub 286 115, 119--123, 125-127, 154,
Wyhowski Jan 348 167, 171, 194, 254
Zygmunt August 72, 77-81.
84-86, 88--91, 94-96, 102,
Zadzik Jakub 251
104, 113, 114, 128--130, 147,
Zagłębie Częstochowskie 216,
171, 180, 191, 194, 221, 228,
334
229, 231, 240, 249, 406
Zagłębie Staropolskie 214, 215,
Zygmunt III Waza 215, 234-
334, 337
238, 242-244, 248, 249, 252,
Zakon Inflancki 127, 128 254, 255, 257-259, 302, 303
Zakon Krzyżacki 74, 110-113,
127
Zalew Wiślany 110 Z6łkiewski Stanisław 243, 245,
Załuski Józef Jędrzej 378, 411,
248, 253-255, 304
413 Zmudź 127
Z6łte Wody 344
Załuski Stanisław Andrzej
337, 411, 413 Zórawno 357
Zamość 139, 211, 235, 242, 284, Zuława Mała 212
295 Zwaniec 346
Zamoyski Jan 207, 228, 229, Zydzi 283
234, 235, 240, 243, 244, 249, Zywiec 265
251, 255, 284, 303 Żywiecczyzna 350

452
SPIS TRESeI

Od autora 5

1454-1573
Gospodarka 13
Państwo 61
Ludzie 131

1573-1648
Gospodarka 199
Państwo 221
Ludzie 263

1648-1764
Gospodarka 307
Państwo 339
Ludzie 381

Wskazówki bibliograficzne 427


Indeks 441
PA~STWOWE WYDAWNICTWO
NAUKOWE

Redutor: I,.."" TahI"wk


Red. tech.: Maria t,""ek
Wydaoir pierw.... Naklad 5000+270
og>. Ark. wyd. 19.25. Ark. druk 28,S.
Papier druk ... t. kl. III. 80 g. 82 x 104,
6 wklad.k. papi_' orr""t. kl. 111 100 g.
Oddaoo do oki. dania 25. I. 1965 r.
Podpioaoo do druku 25. VI. 1965 r.
Druk ukoń02ono w li p"" 1965 r.
Z.m. 540/65 0·12 c.o. zł 45,-

WROCŁAWSKA DRUKARNIA
NAUKOWA
rodowościowego, który prze-
trwa do reform II połowy

XVIII wieku, mimo że treść

społeczna władzy zmieni swe


oblicze.
W zakresie szeroko po-
jętej kultury - to rozwój
kultury renesansowej i jej
modelu człowieka oraz kul-
tury narodowej, a potem sto-
pniowe odchodzenie od osią­

gniętych wówczas wzorów,


postaw życiowych, idei; od
szerokich, żywych, bardziej
świeckich i racjonalistycznych
zainteresowań do zwężenia

kręgu niezależności intelektu-


alnej, do kompleksów spo-
łecznych, narodowych, religij-
nych.

You might also like