Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 249

Tytuł oryginału: The Warning

Copyright © by Kathryn Croft, 2018

Copyright for the Polish edition © by Burda Media Polska Sp. z o.o., 2019
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Dział handlowy: tel. 22 360 38 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki


Tłumaczenie: Ewa Kleszcz
Redakcja: Katarzyna Juszyńska
Korekta: Malwina Łozińska, Magdalena Szroeder-Stępowska
Skład i łamanie: Beata Rukat/Katka
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Zdjęcia na okładce: Mordechai Meiri/Shutterstock, Ihnatovich Maryia/Shutterstock, Carmen
Spitznagel/Trevillion Images

ISBN: 978-83-8053-542-8

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie


w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za
wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

www.kultowy.pl
www.burdaksiazki.pl

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl
Spis treści

Prolog
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17
| 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46
| 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 |
61
Podziękowania
List od Kathryn
Dla naszej pięknej Amelie
Prolog

Nie mam pojęcia, kim jestem. Nie do końca.


Gdyby ludzie o tym wiedzieli, litowaliby się nade mną, ale to mi nie przeszkadza – dzięki
temu mogę być, kimkolwiek zechcę, mogę sprawić, żeby inni uwierzyli, w cokolwiek im
powiem. Co w tym smutnego?
Zresztą czy nie cały świat działa teraz w ten sposób? Ludzie żyją w mediach
społecznościowych, tworzą fałszywą rzeczywistość, w której wszystko jest idealne. Niewiele
się to różni od tego, co ja robię.
Od niechcenia przeglądam Tindera, gdy zauważam jego twarz: jasne, niebieskoszare oczy,
powieki nieco spuszczone, nieśmiało i kusząco; kosmyk ciemnych włosów opadający na
czoło. Czuję poruszenie, jego widok mnie zniewala. Coś takiego jeszcze nigdy mi się nie
przytrafiło ani w internecie, ani w prawdziwym życiu.
Zbyt długo wpatruję się w jego zdjęcie, chłonę każdy szczegół, ignoruję głos wzywający
mnie do zejścia na dół.
– Za momencik – wołam. – Chwileczkę! – Potrzebuję jeszcze minuty, by popatrzeć na
osobę, która odmieni moje życie.
Przeciągam palcem w prawo.
Mam nową parę.
Czuję motyle w brzuchu na myśl o pierwszych słowach, jakie wymienimy. Niemal
zapominam o tym, że muszę zejść na dół, gdy zaczynam sobie wyobrażać scenariusze
znacznie barwniejsze od samej rozmowy z nim.
1

Zoe

Powinnam już do tego przywyknąć, do brzemienia ciszy, która zawsze wypełnia dom, nawet
gdy wszyscy w nim jesteśmy. Minęły trzy lata, a jednak wciąż pogłaśniam telewizor albo
puszczam muzykę w tle i często mówię zbyt głośno, żeby tylko przypomnieć sobie, że wciąż
żyję, że nie jestem błąkającym się w stanie zawieszenia duchem kobiety, która straciła
dziecko.
Nic nie może cię na to przygotować.
Zamykam oczy i widzę Ethana. Nie potrafię stwierdzić, ile dokładnie lat ma w tej scenie,
która odgrywa się w moim umyśle – prawdopodobnie dziesięć – ale pamiętam ją wyraźnie.
Obserwuję ich, jak bawią się w ogrodzie; Ethan z ożywieniem i szerokim uśmiechem na
twarzy opowiada coś Harleyowi. Nie słyszę, o czym rozmawiają, ale Harley odrzuca głowę
do tyłu i śmieje się ze słów brata. Potem obejmuje go w niedźwiedzim uścisku i przewracają
się na trawę. Cały Ethan. Zawsze nas rozśmiesza. Wkrótce Jake staje u mego boku i ujmuje
moją dłoń. Uśmiechamy się do siebie, bo czujemy się błogosławieni.
Obraz wyparowuje równie szybko, jak się pojawił. Ethana już nie ma, a ja stoję tutaj
sama, w innym domu, w innym czasie.
Harley przekracza próg kuchni i przerywa ciszę.
– Czy tata jest w domu? – pyta, mrużąc oczy.
Jego mina podpowiada mi, że już zna odpowiedź. Początkowo jego rozczarowanie
faktem, że Jake pracuje do późna, wynikało z tego, że potrzebował obecności ojca. Kiedyś,
gdy byliśmy jeszcze kompletną rodziną, Jake zawsze był przy nas, zawsze można było na
nim polegać. Ale to się skończyło. Harleyowi musiało być trudno przyzwyczaić się do nagłej
zmiany, jaka zaszła w ojcu. Jednak teraz, gdy ma już dziewiętnaście lat, jestem pewna, że
bardziej żal mu mnie.
– Ma ważne spotkanie z Liamem – wyjaśniam.
Nie jestem jakąś zahukaną kobietą, która pozwala, by jej mąż ledwie zaglądał do domu;
po prostu wiem, jak ciężko Jake pracuje nad rozkręceniem swojej firmy zajmującej się
projektowaniem graficznym. Wiem również, że w taki sposób radzi sobie z nieobecnością,
którą wszyscy odczuwamy, chociaż mieszkamy w innym domu – a nawet w innym mieście.
Często zastanawiałam się, czy Londyn leży wystarczająco daleko od Guildford, żeby to
robiło różnicę, ale przenieśliśmy się tutaj, żeby Jake mógł założyć biznes do spółki
z przyjacielem ze studiów. Poza tym, gdybyśmy wyprowadzili się jeszcze dalej, czułabym,
że w jakiś sposób zdradzam Ethana.
Harley unosi brwi.
– Kolejne spotkanie? Okej.
Mieszam gulasz wołowy, który na szybko przyrządziłam. Harley i ja nieraz odbywaliśmy
tę rozmowę i wielokrotnie go przekonywałam, że musi zrozumieć tatę. A jednak wciąż
wracamy do punktu wyjścia. Tym razem próbuję obrócić jego uwagę w żart.
– Och, będziesz taki sam, jak już zostaniesz lekarzem, Harley. Właściwie to będziesz
pracował na noce i brał podwójne zmiany. Początkowo nie znajdziesz zbyt wiele czasu na
życie towarzyskie. – Klepię go po ramieniu.
Uśmiecha się.
– Wiem o tym. Ale warto się poświęcić, żeby ratować ludzkie życie, prawda, mamo?
Właśnie dlatego jestem taka dumna z mojego syna. Po wypadku Ethana Harley załamał
się do tego stopnia, że musiał sobie zrobić rok przerwy, nim zaczął się przygotowywać do
egzaminów końcowych w liceum. Ale jakoś wziął się w garść i teraz chce wnieść trochę
dobra do świata, który potrafi być tak okrutny. Podziwiam jego siłę i determinację; nie
sądzę, bym w jego wieku potrafiła tak się skupić. Chyba właśnie w ten sposób radzi sobie ze
stratą.
– Jak się miewa Melanie? – pytam, świadoma tego, jak głośno brzmi mój głos
w porównaniu z jego łagodnym tonem.
Harley podchodzi do lodówki i nalewa sobie szklankę mleka; nigdy nie rozumiałam, jak
może go tyle pić.
– Możesz ją nazywać Mel, wiesz? Nikt nie zwraca się do niej Melanie, nawet jej rodzice –
śmieje się.
– Wiem. Przepraszam. – Prawda jest taka, że nie mam pojęcia, dlaczego traktuję ją tak
formalnie; sprawia wrażenie przemiłej dziewczyny i jest kompletnie zadurzona w Harleyu. –
A więc jak się mają sprawy między wami?
– Nie planujemy jeszcze potajemnego ślubu w Las Vegas, więc nie masz się czym
przejmować.
Śmieję się, bo wiem, że o coś takiego raczej nigdy nie będę musiała się martwić. Harley
ma za bardzo poukładane w głowie, żeby zrobić coś tak impulsywnego.
– A może zaprosisz ją do nas na kolację jutro wieczorem? Przygotuję coś specjalnego, no
i jest sobota, więc tata powinien dać radę wrócić wcześniej. Co ty na to?
Ledwie wypowiedziałam te słowa, zaczęłam się zastanawiać, czy nie wywieram na niego
za dużej presji. Może nie są jeszcze na tym etapie związku, żeby chcieli spędzać czas
z rodzicami partnera. Zresztą czy jakakolwiek młoda osoba jest na to gotowa? Ale są razem
już kilka miesięcy, więc muszą się naprawdę lubić. Badawczo przyglądam się twarzy
Harleya, ale nie zauważam śladów zwątpienia czy skrępowania.
– Zapytam ją – mówi, wzruszając ramionami. – Ale nie jestem pewien, jakie ma plany na
weekend.
– Cóż, daj mi znać. A teraz lepiej wrócę do gotowania, bo nie będziemy mieli co jeść dziś
wieczorem.
– Pomóc ci w czymś?
To kusząca oferta, ale Harley spędził cały dzień na nauce i jestem pewna, że przydałaby
mu się chwila relaksu.
– Może pomożesz mi jutro? – proponuję.
Gdy patrzę, jak rusza na górę, czuję ten znajomy ból. Nie miał być jedynakiem.

Jake wraca do domu tuż po dziesiątej wieczorem i znajduje mnie śpiącą na sofie.
– Tak mi przykro, Zoe – szepcze. – Mieliśmy mnóstwo rzeczy do omówienia i nie
mogłem się wcześniej wyrwać.
Podnoszę się i wtulam w niego, wdychając dodający otuchy zapach. W takich chwilach
zawsze sobie przypominam, jakie mamy szczęście, że udało nam się wspólnie przetrwać te
najczarniejsze miesiące.
– Nic się nie stało. Jadłeś coś? Chciałam ci zostawić coś z kolacji, ale Harley był
wyjątkowo głodny i pożarł twoją porcję.
Jake nie uśmiecha się na te słowa, mimo że powinien. Kiedyś by się uśmiechnął.
– Zamówiliśmy z Liamem pizzę – mówi.
– Ach, teraz rozumiem, dlaczego nie wróciłeś do domu na kolację. Pizza zawsze przebije
gulasz wołowy, czyż nie?
Oboje chichoczemy, ale chwila beztroski nie trwa długo. Niemal jakbyśmy mieli wyrzuty
sumienia, że dobrze się bawimy. Nawet po trzech latach pilnujemy, żeby nie śmiać się
z niczego zbyt długo. Ethan by tego nie chciał. Miał szelmowskie poczucie humoru. Gdyby
mógł nas teraz zobaczyć, powiedziałby, że jesteśmy nudni. Kazałby nam się śmiać tak dużo,
jak tylko możemy.
– Myślę, że wezmę prysznic przed snem – oznajmia Jake, wstając. Nie musi wyjaśniać
dlaczego; dzięki temu oszczędza czas rano i może jak najlepiej wykorzystać dzień.
– Powinieneś od czasu do czasu wziąć wolny weekend – mówię. – Moglibyśmy pojechać
dokądś z Harleyem. Gdy jesienią zacznie studia medyczne, ile jeszcze okazji będziemy
mieli, żeby zrobić coś wspólnie jako rodzina?
To słowo zawsze brzmi dziwnie w moich ustach, od kiedy nie ma z nami Ethana.
Jesteśmy rodziną, ale niekompletną.
Jake kiwa głową.
– Masz rację, powinniśmy to zrobić. Wyjedziemy gdzieś na weekend. Wymyślę coś. –
Żadne z nas nie musi podkreślać, że będzie to miejsce z dala od rzeki, jeziora czy plaży.
– A poza tym zaprosiłam Melanie, to znaczy Mel, na kolację jutro wieczorem. Mógłbyś
wrócić do domu w miarę wcześnie?
Przez chwilę myślę, że Jake zaprotestuje, że poda mi sto powodów, dla których to po
prostu nie jest możliwe, ale on mnie zaskakuje.
– Tak, powinienem dać radę. A więc to coś poważnego między nimi?
– Znasz Harleya. Niewiele mówi, ale myślę, że bardzo się lubią.
– A w każdym razie ona lubi jego.
– Co to ma znaczyć?
Jake się krzywi.
– Och, nic. Ale czy nie jest tak z młodą miłością, że jedna osoba zawsze jest bardziej
zakochana niż druga? Za każdym razem, gdy widzę ich razem, mam wrażenie, że ona do
niego lgnie, tymczasem on jest trochę bardziej wyluzowany.
Mówię mu, że się z nim nie zgadzam.
– Jest po prostu odrobinę bardziej powściągliwy, to wszystko. Zawsze taki był. W każdym
razie chyba nie mówisz z własnego doświadczenia? Z nami tak nie było, prawda? Pamiętam,
że byliśmy sobą równie zainteresowani.
Jake uśmiecha się, a ja się cieszę, że myśl o naszych początkach wciąż wywołuje w nim
radość.
– Tak, masz rację – mówi. – Mieliśmy szczęście, prawda?
Rzeczywiście, randka w ciemno zorganizowana przez moją przyjaciółkę mogła się
zakończyć katastrofą. Leanne długo musiała mnie przekonywać, zanim się zgodziłam, ale
Jake szybko podbił moje serce dobrocią i poczuciem humoru. Jednak to, co przyszło potem,
gdy nawet nie wiedział, co mi powiedzieć, gdy ledwie był w stanie patrzeć mi w oczy, już od
dawna kładzie się cieniem na szczęściu i beztrosce naszych pierwszych wspólnych lat.
– W każdym razie – ciągnie dalej Jake – Mel to miła dziewczyna i cieszę się, że Harley
z nią jest. – Całuje mnie w czoło, po czym idzie pod prysznic.
Gdy wchodzę na górę, przypominam sobie, że nie sprawdzałam poczty, od kiedy
wróciłam do domu. Nie powinny na mnie czekać żadne ważne wiadomości; nie mam dziś
wieczorem dyżuru i zawsze sprawdzam skrzynkę tuż przed wyjściem z pracy, na wypadek
gdyby jakaś pacjentka miała do mnie pilne pytanie. Posada pielęgniarki w klinice leczenia
bezpłodności wiele dla mnie znaczy i chcę jak najlepiej wspierać kobiety i mężczyzn, którzy
przechodzą przez tak wiele, żeby założyć rodzinę.
Na iPhonie moje konta e-mailowe są połączone i wszystkie wiadomości wpadają do
jednej skrzynki odbiorczej. Zauważam e-mail od Lynette, trzydziestolatki, która próbuje
zajść w ciążę od czterech lat. To dla niej pierwsza próba sztucznego zapłodnienia i niepokoi
się, że mogła się nie powieść.
Odpisuję, żeby postarała się zrelaksować, że prawdopodobnie przez jakiś czas nie
zauważy żadnych objawów, a nawet jeśli jakieś zauważy, mogą oznaczać cokolwiek.
Doradzam jej, żeby po prostu wytrzymała do dnia testu, ale nawet w chwili, gdy wysyłam tę
wiadomość, wiem, że nic, co powiem, jej nie pomoże. Oczekiwanie to piekło dla
wszystkich.
Następny e-mail pochodzi od pacjentki imieniem Gemma. Właśnie skończyła
czterdziestkę, a w tym wieku szanse na skuteczne zapłodnienie in vitro są wyjątkowo niskie,
więc kiedy czytam jej słowa, czuję, jak serce skacze mi z radości.

Udało się, Zoe! Zrobiłam dziś test i jestem w ciąży! W końcu będziemy mieli dziecko!

Właśnie dla takich chwil żyję. Dla świadomości, że pośród wszystkich tych porażek
i cierpienia zdarzają się na świecie niesamowite rzeczy. A historie mają szczęśliwe
zakończenia.
Pozostaje mi do przeczytania już tylko jedna wiadomość, która została przysłana na moje
prywatne konto przez kogoś, o kim nigdy nie słyszałam: m.cole@gmail.com. Brakuje
tematu, więc podejrzewam, że to spam, ale muszę sprawdzić na wszelki wypadek.
Słowa przeszywają mnie jak nóż wbity w pierś.

Musisz odkryć prawdę o tym, co przytrafiło się twojemu synowi nad rzeką trzy lata temu.
Nie wierz w kłamstwa. To nie był wypadek.
2

Jake

Gdy Jake wchodzi do sypialni owinięty w ręcznik, od razu się orientuje, że z Zoe jest coś nie
tak. Jego żona siedzi na podłodze przy łóżku, wlepiając wzrok w telefon. Twarz ma bladą,
a ręce jej się trzęsą.
W pierwszej chwili Jake myśli, że to musi mieć związek z jedną z jej pacjentek. Ale to
niemożliwe. Zoe jest zbyt silna, żeby się załamać złą wiadomością. Widział ją w takim
stanie tylko jeden raz – gdy stracili syna. Nigdy wcześniej ani później nie była niczym aż tak
wstrząśnięta.
Jake siada obok niej i przyciąga ją do piersi.
– Zoe, co się stało? O co chodzi?
Ona patrzy na niego szeroko otwartymi oczami i wciska mu do ręki telefon.
– Masz, przeczytaj.
Bierze od niej aparat, marszcząc brwi, ale słowa są zamazane.
– Chwileczkę. – Sięga po leżące na stoliku nocnym okulary do czytania i je zakłada.
Musisz odkryć prawdę o tym, co przytrafiło się twojemu synowi nad rzeką
trzy lata temu. Nie wierz w kłamstwa. To nie był wypadek.

Jake jest zdezorientowany.


– Co to ma znaczyć, do cholery?
Zoe mówi mu, że nie ma pojęcia, kto przysłał tę wiadomość. Nie zna nikogo nazwiskiem
Cole. Jake też nie.
– Ta osoba mówi o Ethanie? Dlaczego? Nie rozumiem.
– O co tu, kurwa, chodzi, Jake? O co tu, kurwa, chodzi?
Zoe nigdy nie przeklina. A już zwłaszcza nie używa słowa na „k”. Jake ściska jej dłoń
i próbuje myśleć racjonalnie.
– Słuchaj, to tylko jakiś żart. Jakiś dupek postanowił namieszać nam w głowach. Nic
więcej się za tym nie kryje. Po prostu usuńmy tę wiadomość. – Już ma to zrobić, ale Zoe
wyrywa mu telefon z dłoni.
– Nie! Nie możemy. To… to może być…
– Co? Prawda? Zoe, chyba w to nie wierzysz? Wiemy, co przytrafiło się Ethanowi.
Ale Jake musi przyznać przed samym sobą, że tylko przez sekundę – nie, nawet krócej,
przez ułamek sekundy – on też poczuł zwątpienie, gdy czytał te słowa. Jednak to
niemożliwe. Próbuje wyjaśnić to Zoe i stara się być przy tym tak taktowny, jak to możliwe.
– Zoe, posłuchaj. To był wypadek. Ethan i Josh utonęli, bo wygłupiali się nad rzeką. To
było okropne i bezsensowne i nie powinno ich tam być, zwłaszcza o tej porze. Ethan
z pewnością wiedział bardzo dobrze, że nie powinien się nocą wykradać z domu. Nic więcej
się za tym nie kryje, nie może. Policja nie miała co do tego wątpliwości, a przecież
przeprowadziła rzetelne śledztwo.
Jake pamięta ten dzień, jakby to było wczoraj. Josh miał u nich nocować i chłopcy poszli
do pokoju Ethana około dziewiątej. On i Zoe nie mieli najmniejszych powodów, aby
podejrzewać, że wykradną się z domu w środku nocy. Żadne z nich niczego nie słyszało.
Zoe nigdy by tego nie przyznała, ale Jake jest przekonany, że jej zdaniem to Josh namówił
Ethana do wyjścia. A jeśli Jake ma być szczery, to on chyba też w to wierzy. Ale żadne
z nich nie powie tego na głos, bo ostatecznie rodzice Josha cierpią tak samo jak oni, więc po
co szukać winnych? Chłopcy dobrze wiedzieli, że nie należy robić takich rzeczy.
Wspomnienia atakują go ze zdwojoną siłą i zadają mocne, szybkie ciosy, które odbierają
mu dech. Wraca do niego wszystko, co tak bardzo starał się ignorować, co schował
w przegródce umysłu zamkniętej na cztery spusty.
Chociaż nigdy nie przyznałby się do tego Zoe i sam próbuje o tym nie myśleć, ma
świadomość, że od lat nieustannie ukrywa się przed swoim cierpieniem. Tylko praca chroni
go przed przytłaczającymi uczuciami i sprawia, że nie dusi się poczuciem winy. Nie był
w stanie uratować swojego dziecka. Zawiódł syna w najgorszy możliwy sposób.
– Czasami policja też się myli – mówi Zoe. – To się zdarza.
Jake stara się być głosem rozsądku.
– Zastanówmy się nad tym przez chwilę – mówi i czeka, aż Zoe zaprotestuje, ale ona tego
nie robi, tylko wbija w niego spojrzenie pięknych, szeroko otwartych oczu, jakby chciała,
żeby z jego ust popłynęły słowa, które wszystko wyjaśnią i zakończą sprawę.
– Minęły trzy lata – zaczyna Jake. – Jeśli nadawca tej wiadomości mówi prawdę, dlaczego
czekałby tak długo? Zdarzają się chorzy ludzie, którzy uwielbiają zadawać innym ból i robią,
co mogą, żeby namieszać im w głowach. To wszystko. Nie możemy pozwolić, żeby ten ktoś
zalazł nam za skórę.
Zoe w milczeniu rozważa jego słowa, a potem powoli kiwa głową. Spokojna, racjonalnie
myśląca kobieta, którą tak dobrze zna, wróciła.
– Wiem, że prawdopodobnie masz rację, ale co, jeśli w tych słowach jest chociaż ziarnko
prawdy? Myślę, że powinniśmy pokazać tę wiadomość policji, tak na wszelki wypadek.
A jeśli ktoś rzeczywiście próbuje mnie nękać, to też należy zgłosić, prawda?
Jake myślał, że już nigdy nie będzie musiał mieć do czynienia z policją – a w każdym
razie taką miał nadzieję. Funkcjonariuszka przydzielona do opieki nad ich rodziną, Jody,
była miłą kobietą, ale krępowało go to, że tak dużo z nimi przebywała, czuła się u nich jak
u siebie w domu i nieustannie zadawała im pytania. Jednak był jej wdzięczny, bo mimo
wszystko bardzo pomogła Zoe i Harleyowi, podczas gdy on – musiał to przyznać – nie był
w stanie tego zrobić.
– W porządku – zgadza się. – Możemy pójść na posterunek jutro wcześnie rano, przed
moją pracą.
Zoe kręci głową.
– Nie, pójdę sama. Dam sobie radę. Jeśli to rzeczywiście żart, dlaczego mielibyśmy
pozwolić tej osobie, żeby wywracała nasze życie do góry nogami? Musisz wrócić wcześniej
do domu na kolację z Melanie, więc nie możesz się spóźnić do pracy.
– Okej. Tylko zadzwoń do mnie od razu po spotkaniu z nimi i daj znać, co powiedzieli. –
Jake czuje się z tym okropnie, ale wie, że Zoe ma rację i że sobie bez niego poradzi. Jest
niezależna i uparta, czasami aż za bardzo. Może i miała chwilę słabości, ale do rana weźmie
się w garść. Mimo wszystko Jake oferuje jej słowa wsparcia. – Przejdziemy przez to razem,
Zoe. Tak jak daliśmy radę wcześniej.
Ledwie.
Gdy wypowiada te słowa, czuje, jak jego myśli próbują zboczyć na inny tor. Na coś,
o czym nawet nie pozwala sobie myśleć.
3

Harley

Czasami nie czuje się jak dziewiętnastolatek. Ma wrażenie, jakby był znacznie starszą osobą
uwięzioną w młodym ciele. Chyba takie są skutki utraty młodszego brata, myśli sobie,
chociaż nie pamięta, by kiedykolwiek czuł się inaczej.
Siedzi przy komputerze, wlepiając wzrok w stronę internetową uczelni medycznej, na
którą aplikował. Kolorowe zdjęcia pełne uśmiechniętych młodych twarzy każą mu wierzyć,
że wszystko jest możliwe, że czeka go przyszłość, w której nie będzie młodszego brata, a on
gładko wtopi się w tłum tych radosnych ludzi i stłumi swoje cierpienie.
Ethan. Był wszystkim, czym Harley nie był: pewny siebie, odważny, stanowił duszę
towarzystwa. Ale nie miał najlepszych ocen, przypomina sobie Harley. Z nich dwóch to on
lepiej się uczył, chociaż nigdy nie wytykał tego bratu. Nie rywalizowali ze sobą. „Byłoby
lepiej, gdybyśmy się nienawidzili, gdybyśmy nie byli sobie tacy bliscy. Może wtedy nie
pozostawiłby w moim życiu takiej ziejącej dziury”.
Można powiedzieć, że jego rodzina daje sobie teraz radę. Jakoś udało im się przejść przez
piekło i po prostu żyją dalej. Próbują zachowywać się normalnie. Ale blizny pozostały.
Harley drży na myśl o tamtych mrocznych dniach, gdy stali się zupełnie innymi ludźmi,
i miał wrażenie, że mama nienawidzi taty, tata nienawidzi mamy, a on nienawidzi
wszystkich.
Teraz stworzyli dla siebie nową rzeczywistość, spokojniejszą, chociaż Ethan zawsze
będzie im towarzyszył. A Harley z optymizmem patrzy w przyszłość. Wierzy, że z czasem
będzie im łatwiej. Tata musi po prostu przewartościować priorytety i znowu stać się osobą,
jaką był wcześniej: tym ojcem, który zabierał ich na wycieczki w każde sobotnie
popołudnie. Do kina. Na minigolfa. Gdzie tylko zechcieli.
Jednak dziś rano mama zachowywała się dziwnie – była rozkojarzona i wytrącona
z równowagi. Zdołała nawet przypalić jajecznicę. Zawsze gotuje idealnie, niczym Jamie
Oliver, więc Harley od razu zrozumiał, że coś jest na rzeczy.
– Wszystko w porządku, mamo? – zapytał, gdy wyrzuciła zwęglone resztki do kosza
i zaczęła rozbijać nowe jajka.
Odpowiedziała krótko i rzeczowo.
– Nic mi nie jest, skarbie. Po prostu bierze mnie przeziębienie.
Nie trzeba być przyszłym studentem medycyny, żeby zauważyć, że nie ma żadnych
objawów. To pewnie ma jakiś związek z tatą. Mama musi być taka samotna, gdy wraca
z pracy i nie ma z kim porozmawiać, bo jego nigdy nie ma w domu. Nie narzeka,
oczywiście, ale Harley to widzi. Wie o tym.
Zamyka stronę internetową i kładzie się na łóżku. Sięga po słuchawki i włącza Coldplay
na cały regulator. „Przepraszam, Ethan – myśli. – Wkrótce zacznę studia, zacznę własne
życie. Wciąż nie daje mi spokoju to, że ty nigdy nie będziesz mógł zrobić niczego
podobnego. To nie wydaje mi się sprawiedliwe”.
Na szczęście Mel przysyła mu esemesa i odciąga jego uwagę od tych ponurych myśli.
Pyta, czy kolacja jest aktualna, i kończy wiadomość trzema buziakami. Harley się uśmiecha.
Jest taka ciepła i czuła. Czasami trudno mu uwierzyć, że naprawdę się nim interesuje.
Odpisuje jej, że już nie może się doczekać, aż ją zobaczy, chociaż to nie do końca prawda.
Obawia się kolacji z rodzicami. To wszystko wydaje się takie oficjalne i niepotrzebne. No
i o czym będzie rozmawiał z Mel jego tata? Ledwie potrafi zamienić kilka zdań z własnym
synem, więc Harley nie wyobraża sobie, że będzie w stanie podtrzymać konwersację z jego
dziewczyną. Ale mama najwyraźniej cieszy się na to spotkanie, a Harley nie chce jej
zawieść. Nie po tym wszystkim, co przez niego przeszła po śmierci Ethana. Nie tylko
straciła młodszego syna, lecz także starszy załamał się na jej oczach. Harley żałuje, że nie
był silniejszy, że nie potrafił się nią zaopiekować, chociaż miał wtedy zaledwie szesnaście
lat.
Mel przysyła mu kolejną wiadomość. Tym razem jest to zdjęcie, na którym uśmiecha się
sugestywnie. Chociaż Harley jest pewien, że ma coś na sobie, fotka jest tak skadrowana, że
wygląda, jakby była topless. Odpisuje jej, że jest niegrzeczna, i dodaje kilka uśmiechniętych
buziek.
Dobrze wie, czego ona chce, i raczej nie powinien dłużej kazać jej czekać.

Pomimo jego obaw kolacja bardzo się udała. Ten jeden raz tata wrócił do domu wcześniej
i zdołał przeprowadzić przyzwoitą rozmowę z Mel. Właściwie to zarówno on, jak i mama
byli pod wrażeniem jego dziewczyny. Cóż, to chyba zrozumiałe, prawda? Jest opanowana
i rzeczowa, a przy kolacji zdołała kilka razy rozśmieszyć jego mamę. To był miły widok.
Teraz leżą na łóżku w jego pokoju, a Mel przytula się do niego tak mocno, że przenika go
ciepło jej ciała, jakby się ze sobą stapiali. Całuje go w usta, a potem się odsuwa.
– Podoba ci się w Londynie? – pyta. – Zawsze się zastanawiam, co myślą o tym miejscu
ludzie, którzy się tu nie urodzili i nie wychowali.
– Surrey nie jest tak daleko. To prosta trasa drogą A3. Ostatecznie nie przeprowadziliśmy
się tutaj z drugiego krańca kraju.
– Och, wiem. Ale nawet niektóre dzielnice Londynu potrafią się wydawać człowiekowi
obce, jeśli jest przyzwyczajony do innej części miasta.
Harley wie, co Mel ma na myśli. Mieszkają w Putney, w południowo-zachodnim
Londynie, a on czuje się dziwnie, gdy wybiera się w inne rejony stolicy niż West End.
– Londyn jest fajny – mówi. – To takie miejsce, w którym każdy czuje się mile widziany
i może się tu prędzej czy później zadomowić. – „Nawet ja”, dodaje w myślach. Nie
wspomina, że wcale nie chciał tu przyjeżdżać, że opuszczając hrabstwo Surrey, czuł, jakby
zdradzał Ethana. Jakby zostawiał go samego. Ale mama i tata potrzebowali się odciąć od
tamtego miejsca. Dobijało ich mieszkanie w tamtym domu, na tamtej ulicy. Wszystko
przypominało im o Ethanie. Ich małżeństwo ledwie to przetrwało. Chyba wszyscy byli
trochę zaskoczeni, gdy po całej tej wielkiej przeprowadzce odkryli, że tak naprawdę niewiele
się zmieniło.
Ale teraz całkiem nieźle sobie radzą. Muszą.
– Masz rację – mówi Mel, głaszcząc go po policzku. Jej wzrok pada na oprawione
w ramkę zdjęcie przedstawiające Harleya z bratem, które stoi na jego biurku. – Opowiedz mi
o Ethanie – prosi. – To znaczy, o ile jesteś w stanie. Zrozumiem, jeśli nie chcesz o nim
mówić. Ale wygląda na naprawdę rozrywkowego chłopaka.
Atmosfera w pokoju się zmienia. Mel nigdy wcześniej nie poruszała tego tematu. Nie
chodzi o to, że Harley nie chce rozmawiać o bracie, ale zapytała o niego tak nagle. Harley
bierze głęboki wdech.
– On był… fajny. Naprawdę popularny w szkole i pełen energii. Pewny siebie. Zupełnie
się od siebie różniliśmy. Był rozrywkowy, jak powiedziałaś.
Mel uśmiecha się i ściska jego dłoń, żeby dodać mu otuchy.
– Chcesz powiedzieć, że był zawadiaką?
– Można tak to ująć. Nie rozrabiał, ale miał, sam nie wiem, żywiołowe poczucie
humoru. – Gdy jej to mówi, zastanawia się, czy z upływem czasu zmienia się i wypacza
sposób, w jaki ludzie postrzegają tych, których utracili. Wprawdzie pamięta, że zawsze się
śmiał w towarzystwie Ethana, ale czy jego wspomnienia o bracie są zgodne
z rzeczywistością, czy też zamazały się i wymieszały z żalem, smutkiem i bólem?
Dzieli się swoimi przemyśleniami z Mel, a ona się uśmiecha.
– Lubisz filozofować, Harley. Nie sądzę, abyśmy naprawdę potrafili zapomnieć, jaki ktoś
był, chociaż może faktycznie z czasem skupiamy się tylko na jego zaletach. Ale czuję się nie
w porządku, mówiąc o tym, bo sama jeszcze nikogo nie straciłam, nawet dziadków.
W każdym razie kocham to w tobie, że tak głęboko rozmyślasz o różnych sprawach.
Serce niemal zamiera mu w piersi. Co ona takiego powiedziała? Z pewnością nie miała na
myśli, że kocha jego? Ignoruje jej słowa i tylko ją całuje.
– Tak jak mówiłem, Ethan bardzo się ode mnie różnił. Pamiętam, że ja zawsze miałem
książkę w dłoni, tymczasem jego bardziej fascynowały rowery, deskorolki czy co tam akurat
było modne. – Harley czuje ucisk w gardle, gdy przed oczami staje mu obraz roześmianego
Ethana. A potem sam zaczyna chichotać.
Mel patrzy na niego pytająco.
– Przepraszam, właśnie sobie przypomniałem, że śmiał się jak koń. Serio, naprawdę rżał.
To było przezabawne. Im bardziej próbował się powstrzymać, tym bardziej brzmiał jak
zwierzę.
Ale chwila beztroski mija szybko i Harley znowu czuje tępy ból ogarniający całe ciało.
– Gdy dorastałam, zawsze chciałam mieć brata albo siostrę – mówi Mel. – To samotne
uczucie, być jedynakiem. Wiem, że brzmi to banalnie, ale to prawda. Myślę, że spędzałam
za dużo czasu z rodzicami, byłam całym ich światem. To nie jest zdrowe. – Kręci głową, ale
po chwili przytyka dłoń do ust. – O Boże, Harley. Przepraszam. To było bezmyślne z mojej
strony. Tak mi przykro.
Harley obejmuje ją ramieniem.
– Nic się nie stało. Ethan zginął, gdy miałem szesnaście lat, więc dzieciństwo
rzeczywiście spędziliśmy wspólnie. Nie przejmuj się tym; nie musisz obchodzić się ze mną
jak z jajkiem.
Mel odpręża się i znowu go całuje. Jej miękkie usta przywierają do jego warg.
– Przepraszam – szepcze, wtulając się w niego.
Harley na moment zatraca się w pocałunku, ale już po chwili się odsuwa.
– Może pójdziemy na spacer? Naprawdę chętnie bym się przeszedł.
Właśnie to robił po śmierci Ethana, żeby oczyścić umysł, gdy czuł, że wariuje.
Spacerując, udawał, że brat wciąż żyje, i planował, o czym mu opowie, gdy wróci do domu.
Zawsze uwielbiał opowiadać Ethanowi o wszystkim, co działo się w szkole, i chociaż przez
większość czasu pewnie zanudzał go tym na śmierć, Ethan zawsze słuchał uważnie i skupiał
się na każdym słowie.
– Och, w porządku – mówi Mel. Wydaje się zaskoczona tą propozycją. Harley wie, że ją
rozczarował, że jest na niego bardziej niż gotowa, ale gdyby sprawy zaszły za daleko, na
pewno by ją zawiódł i rozczarował jeszcze bardziej. A nie chce, by zniknęła z jego życia.
Potrzebuje jej.

Gdy wraca do domu po odwiezieniu Mel, znajduje mamę w salonie. Siedzi zwinięta
w kłębek na sofie, z podkulonymi nogami i książką w dłoni. Jest molem książkowym tak jak
on. Ludzie zawsze komentowali, że Harley przypomina mamę, a Ethan jest bardziej
podobny do taty.
Mama patrzy na niego i się uśmiecha.
– Melanie, to znaczy Mel, jest urocza, Harley. Taka miła dziewczyna. Bardzo się cieszę,
że poznałeś kogoś tak sympatycznego. Och, wiem, że wciąż jesteś młody i tak dalej, ale ja
miałam zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy poznałam twojego tatę.
– Wiem, wiem i to była miłość od pierwszego wejrzenia czy coś w tym stylu. – Harley
uśmiecha się na wszelki wypadek, żeby mama na pewno zrozumiała, że tylko się z nią
droczy.
– Cóż, tego bym nie powiedziała. Zresztą najlepsza miłość to taka, która rodzi się
stopniowo. W każdym razie ja tak myślę. Ale co ja tam wiem.
„Bardzo dużo”, myśli sobie Harley. Jego mama jest mądra, lubi się nad wszystkim
głęboko zastanawiać, tak jak on.
– Myślisz, że zostaniecie razem, gdy rozpoczniecie studia?
Harley wie, że Mel ma to pytanie zawsze na końcu języka. Wzrusza ramionami.
– Jeśli będzie chciała. Trudno planować z takim wyprzedzeniem. Chcę po prostu zdać
egzaminy i cieszyć się wspólnymi wakacjami. A potem zobaczymy, co będzie.
– Zawsze byłeś rozsądnym chłopcem – mówi mama. – Przepraszam, raczej młodym
człowiekiem. Jestem z ciebie taka dumna, wiesz o tym?
– Dzięki, mamo.
– Tylko nie bądź zbyt surowy dla taty. On stara się, jak może.
Mama pewnie ma rację, ale jak Harley ma zapomnieć o tych latach, kiedy tata właściwie
ich ignorował, jakby nie istnieli? Pozwolił, żeby jego małżeństwo i rodzina prawie się
rozpadły. Może w taki sposób radził sobie z utratą Ethana, ale jego zachowanie tylko
wszystko pogarszało.
– Próbuję, mamo. Naprawdę próbuję.
– Wiem.
Harley siada obok niej, a ona przesuwa nogi, żeby zrobić mu więcej miejsca.
– Mamo, czy wszystko jest w porządku?
– Och, tak – zapewnia ona. – Nie pozwolę, żeby głupie przeziębienie mnie pokonało.
Harley mógłby jej wytknąć, że nie ma nawet kataru, wydusić z niej prawdę, ale to nie
byłoby sprawiedliwe. Mama też ma prawo do prywatności. Jak każdy.
– Dzięki, że się o mnie troszczysz – dodaje. – Wielu nastolatków nawet nie zwróciłoby na
to uwagi.
Jej słowa sprawiają, że Harley wraca do wcześniejszej myśli. Jest starszą osobą uwięzioną
w młodym ciele.
4

Zoe

W poniedziałek w pracy udaje mi się jakimś cudem odsunąć na bok myśli o tej wiadomości
i skupić się na pacjentach. Pokazałam e-mail policji i na razie nie mogę zrobić nic więcej.
Chociaż obiecali, że to zbadają i spróbują wyśledzić nadawcę, odniosłam wrażenie, że nie
potraktowali sprawy poważnie, zupełnie jak Jake.
– To zapewne jakiś chory żart – skwitowała młoda posterunkowa, ale zapewniła mnie, że
skontaktuje się z policją w Surrey. – Najlepsze, co może pani zrobić, to nie okazywać tej
osobie niepotrzebnej uwagi. I zdecydowanie proszę nie odpowiadać na tę wiadomość.
Właśnie tak dochodzi do eskalacji.
Opuściłam posterunek z postanowieniem, że nie pozwolę, by ta osoba zalazła mi za skórę,
ale nie potrafiłam zapomnieć o jej słowach. W końcu uznałam, że nie mogę po prostu
siedzieć z założonymi rękami. To wtedy podjęłam decyzję, że pojadę do Guildford i złożę
wizytę mamie Josha, Robercie. Jeśli nadawca tego e-maila mówi prawdę, to z pewnością ona
też otrzymała podobną informację. Zamierzam udać się tam dziś wieczorem po pracy,
chociaż nie mam pojęcia, czy Butlerowie wciąż mieszkają pod tym samym adresem.
– A więc co pani o tym myśli? – pyta Annette, jedna z moich pacjentek. U jej boku siedzi
zdenerwowany mąż. Zazwyczaj to mężczyźni bywają bardziej zrelaksowani podczas takich
wizyt, jednak potrafię zrozumieć, dlaczego Nathan się stresuje. Właśnie zademonstrowałam
mu, w jaki sposób ma robić żonie zastrzyki, i chociaż ćwiczyliśmy z pustą strzykawką,
wciąż trzęsły mu się ręce.
– Akupunktura może przynosić korzyści w trakcie cyklu leczenia bezpłodności –
odpowiadam, pakując strzykawki do torebki. – A w każdym razie zdecydowanie pomaga się
odprężyć.
Annette patrzy na mnie z nadzieją i szerzej otwiera oczy.
– Czyli to zwiększyłoby moje szanse?
Chciałabym móc jej powiedzieć, że akupunktura stanowi odpowiedź na wszystkie jej
modlitwy, że tym razem właśnie to zadecyduje o sukcesie, ale nie mogę jej niczego obiecać.
Jak wiele rzeczy w życiu, również to jest tylko loterią i jedyne, co można zrobić, to poddać
się procesowi i trzymać kciuki.
– Cóż, istnieją badania sugerujące, że to bywa pomocne, więc zdecydowanie bym to
polecała – wyjaśniam.
Nathan uśmiecha się do niej.
– Zróbmy to. Warto przynajmniej spróbować.
Bierze ją za rękę, a ja podziwiam to, że pary potrafią się nawzajem wspierać w trakcie
tego inwazyjnego i często przygnębiającego procesu. W myślach odmawiam zwyczajową
modlitwę, prosząc, by im się udało.
W porze lunchu Leanne dzwoni na moją komórkę.
– Jak leci? – pyta. Słyszę, że przewraca jakieś papiery. – Naprawdę powinnyśmy nadrobić
zaległości.
Leanne jest radczynią prawną, a długie godziny pracy sprawiają, że ma mało czasu na
życie towarzyskie, nawet na spotkania z najlepszą przyjaciółką.
– Zdecydowanie.
– Może dziś wieczorem? Mogłabym do ciebie wpaść z butelką wina. Jake chyba nie
będzie miał nic przeciwko, prawda? Zresztą pewnie wciąż będzie w pracy. – Chichocze,
żartując z niego bez skrępowania, ale wolno jej; zna go dłużej niż ja i to ona wyswatała nas
tyle lat temu.
– Właściwie to dziś nie mogę. Muszę się z kimś spotkać. Przykro mi. – To nie do końca
kłamstwo; chociaż nie jestem oficjalnie umòwiona z Robertą Butler, spotkam się z nią, gdy
pojawię się na jej progu, czyż nie?
– To brzmi intrygująco – mówi Leanne.
Jestem w kropce. Nienawidzę ukrywać przed nią czegokolwiek, ale nie mogę jej
powiedzieć, co robię – jeszcze nie. Wiem dokładnie, co by powiedziała – zrobiłaby
wszystko, żeby odwieść mnie od tego pomysłu.
– Och, to nic takiego, po prostu spotkanie ze starą znajomą. – Nie wdaję się w szczegóły,
świadoma faktu, że chociaż Josh i Ethan byli najlepszymi przyjaciółmi, między mną
a Robertą nigdy nie zrodziła się bliższa więź, nawet po tym, co się stało.
– Szkoda – wzdycha Leanne. – No trudno. Zajrzę do kalendarza i wyślę ci esemesem inne
daty, w porządku?
Zanim się rozłączy, pytam o Rossa. Spotyka się z nim od kilku miesięcy i to pierwszy
mężczyzna, którym się zainteresowała od czasu rozwodu.
– Jest… miły. Tak, lubię go. Ale nie spieszę się. Nie zamierzam się znowu sparzyć.
– To rozsądne z twojej strony – mówię.
Gdy już się rozłączymy, zdaję sobie sprawę, że to określenie zupełnie nie pasuje do
prywatnego życia Leanne. W całkowitym kontraście do jej etyki zawodowej, gdy chodzi
o związki, kieruje się sercem, nie głową. Właśnie przez to skończyła z takim dupkiem jak
Seb.
Rozmyślania przerywa mi esemes od Melanie, która dziękuje za sobotnią kolację. Musiała
poprosić Harleya o mój numer telefonu. Odpisuję, że nie ma za co, a ona natychmiast
odpowiada.
Mam nadzieję, że następnym razem będą państwo mogli wpaść do nas. Mama
i tata bardzo chcieliby państwa poznać. x

To miłe, że ta dziewczyna tak bardzo się stara.

Wracam do Guildford po raz pierwszy, od kiedy wyprowadziliśmy się do Londynu, i nie


jestem przygotowana na przytłaczający zalew emocji, który temu towarzyszy. To tutaj się
urodziłam i wychowałam, ale wszystkie szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa zostały
przesłonięte i zduszone przez śmierć mojego syna.
Zmuszam się, żeby jechać dalej, i unikam dróg biegnących w pobliżu rzeki. Raz jeszcze
zastanawiam się, czy Butlerowie też się przeprowadzili, wypędzeni ze swojego domu przez
wspomnienia, podobnie jak my. Nie mam pojęcia, co zrobię, jeśli rzeczywiście tak będzie.
Gdy docieram na miejsce, niemal czuję, jakby chłopcy wciąż tam byli, jakbym po prostu
przyjechała odebrać Ethana. Ale potem, kiedy pukam do drzwi, znowu dopada mnie
rzeczywistość i muszę wziąć głęboki wdech, żeby się nie załamać.
Otwiera mi Adrian Butler i wlepia we mnie wzrok, marszcząc brwi. Pamięta mnie, ale
chyba nie może uwierzyć, że stoję na progu jego domu. Prawie się nie zmienił, od kiedy
widziałam go po raz ostatni trzy lata temu, tymczasem ja sama wyraźnie się postarzałam,
wiem o tym.
– Zoe – mówi w końcu po długiej chwili milczenia.
– Cześć, przepraszam, że pojawiam się tak bez zapowiedzi… to musi być dla ciebie szok.
Kiwa głową.
– Owszem. – Robi krok do tyłu, ale nie otwiera drzwi szerzej, żeby mnie wpuścić. –
Roberta! – krzyczy, po czym odwraca się do mnie plecami i znika w głębi domu.
Chociaż mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, ile razy zetknęłam się z Adrianem – to
zawsze Roberta odbierała od nas Josha albo podrzucała go w miejsce spotkania chłopców –
jego zachowanie mnie zaskakuje.
Z holu docierają do mnie stłumione szepty. Nadstawiam ucha, ale nie jestem w stanie
rozróżnić słów. Wyłapuję tylko swoje imię. W końcu Roberta staje w drzwiach, ciasno
otulając się swetrem, mimo że jest już czerwiec i wieczory są ciepłe.
– Zoe? – Wpatruje się we mnie i ewidentnie próbuje zrozumieć, co ja tu robię. Być może
jest również zaskoczona moim wyglądem; moje niegdyś długie włosy teraz sięgają zaledwie
podbródka i są ufarbowane na ciemny kolor. – Co… co tutaj robisz?
– Przepraszam, że pojawiam się tak niespodziewanie, ale numer telefonu, który do ciebie
miałam, był nieaktualny.
– Zmieniłam go wieki temu – mówi, jakby to powinno być oczywiste, dlaczego to
zrobiła. – Po prostu chciałam zmienić wszystko, wiesz? Też byśmy się stąd wyprowadzili,
tak jak wy, gdyby było nas na to stać.
– Czy mogłabym wejść? Tylko na kilka minut. Naprawdę muszę z tobą porozmawiać.
Roberta mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów i nie spieszy się z podjęciem decyzji.
Wie, że może chodzić tylko o jedno.
– W porządku. W takim razie wejdź.
Chociaż Ethan tak blisko przyjaźnił się z Joshem, byłam w tym domu zaledwie kilka razy
i nigdy na dłużej. Szybko przekonałam się, że lepiej czekać na Ethana w samochodzie, że
moja obecność krępuje Robertę. Mimo wszystko, gdy wchodzę teraz do środka, przeżywam
wstrząs. Niemal słyszę śmiech chłopców, tupot ich stóp na schodach. Zawsze gdzieś pędzili,
przepełniała ich niewyczerpana energia, której nikt nie potrafił – ani nie chciał –
pohamować.
Roberta prowadzi mnie przez wąski hol do salonu i gestem zaprasza do środka.
Spodziewałam się, że zastanę tu Adriana, ale pokój jest pusty, chociaż w telewizji leci mecz
piłkarski, który musiał oglądać.
– Wyłączę to – mówi Roberta, sięgając po pilota. Palce jej drżą, gdy próbuje odnaleźć
właściwy przycisk.
– Nie chcę przeszkadzać Adrianowi w oglądaniu meczu – mówię. – Może mogłybyśmy
pójść do kuchni?
– Nie, nie przejmuj się – odpowiada cichym głosem. – Mecz prawie się skończył, a on
i tak zaraz wychodzi. Umówił się z kolegami w pubie.
– Wydawał się nieco zszokowany moim widokiem. Mam nadzieję, że nie postawiłam go
w niezręcznej sytuacji?
Roberta kiwa głową.
– Tak, to ogromne zaskoczenie dla nas obojga.
Siada na sofie, a ja idę za jej przykładem. Wiem, że czeka na wyjaśnienia, ale teraz, gdy
już tu jestem, zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniam błędu. Ona ewidentnie nie
otrzymała wiadomości podobnej do mojej, w przeciwnym razie już by o tym wspomniała.
– Chodzi o chłopców, prawda? – pyta. – Musi o to chodzić, w przeciwnym razie by cię tu
nie było.
Można by pomyśleć, że śmierć chłopców, którzy się ze sobą przyjaźnili, zbliży do siebie
ich matki. To ma sens, prawda? Ale nie w naszym przypadku. Jeśli już, to tylko podkreśliła,
jak bardzo się od siebie różnimy, i zaczęłyśmy odczuwać w swojej obecności jeszcze
większe skrępowanie. Gdy tylko poznałam Robertę, od razu się zorientowałam, że jest
stłamszona przez męża i syna, którzy kontrolują wszystkie jej działania. Josh najwyraźniej
zawsze dostawał to, czego chciał, i robił, co chciał. Żadnych granic, żadnych zakazów.
Przyszło mi kiedyś do głowy, że ona się go boi. Ale mimo wszystko to dobra kobieta i ma
wielkie serce.
– Tak, chodzi o chłopców. To naprawdę dziwne, ale kilka dni temu dostałam e-mail od
osoby, której nazwiska nie rozpoznaję: M. Cole. Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tym
myśleć, i zastanawiałam się, czy ty przypadkiem nie otrzymałaś podobnej wiadomości.
Roberta marszczy brwi.
– Nie znam nikogo o takim nazwisku.
– Ja też nie. Podejrzewam, że prawdopodobnie jest fałszywe, ale musisz usłyszeć, co ta
osoba do mnie napisała.
Roberta marszczy brwi, podczas gdy sięgam po telefon i otwieram skrzynkę odbiorczą.
Odczytuję wiadomość, a mój głos brzmi obco, jakbym była prezenterką wiadomości.
– Nie rozumiem. O czym ta osoba mówi? Kto mógłby ci wysłać coś takiego?
– Nie mam pojęcia. Zgłosiłam to na policję i spróbują wyśledzić nadawcę, chociaż nie
liczę zbytnio na to, że im się uda. Ktokolwiek to wysłał, musiał wiedzieć, że jakoś zareaguję,
więc pewnie zadbał o to, żeby nie można go było odnaleźć. Gdy wpisałam to nazwisko
w wyszukiwarkę, nie wyświetliło się nic konkretnego.
Roberta kręci głową, a na jej czole pojawiają się głębokie zmarszczki.
– Kto mógłby zrobić coś takiego? To nie ma sensu. Jakie kłamstwa? Chłopcy utonęli
w rzece przypadkiem. Wiemy to, prawda? Dlaczego ten ktoś odezwał się właśnie teraz?
– Nie wiem, Roberto. Po prostu musiałam tutaj przyjechać, żeby się przekonać, czy ty też
nie dostałaś takiej wiadomości, a poza tym chciałam cię zapytać, co o tym myślisz.
Roberta znowu kręci głową.
– Niczego takiego nie dostałam. Pozwól, że jeszcze raz sprawdzę. Mój telefon jest
w kuchni. – Opuszcza salon i po chwili znowu słyszę stłumione głosy. Zapewne powtarza
Adrianowi to, co właśnie jej powiedziałam. Z pewnością zmusi go to do wyjścia z ukrycia
i dołączenia do nas. Ostatecznie sprawa dotyczy również jego syna.
Przypominam sobie, że Roberta powiedziała kiedyś, że Adrian nie chciał mieć więcej
dzieci, chociaż ona marzyła o dużej rodzinie. Jej słowa tylko potwierdziły moje podejrzenia,
że to on miał kontrolę w tym związku i zawsze stawiał na swoim. Teraz nabieram
przekonania, że nic się nie zmieniło.
Roberta wraca do salonu sama, z wypiekami na twarzy.
– Wszystko w porządku? – pytam.
– Tak, tak. Po prostu nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Kłamie. Jej stan ma więcej wspólnego z tym, co właśnie powiedział jej Adrian, niż
z czymkolwiek innym.
Rozlega się trzask drzwi frontowych, a ona wygląda, jakby jej ulżyło, i wyraźnie się
odpręża.
– Tak mi przykro – mówi. – Adrian nie przyjął tego zbyt dobrze. On… Długo to trwało,
nim pogodził się ze śmiercią Josha. Nie żeby kiedykolwiek można było się pogodzić do
końca z czymś takim. On po prostu… cóż, zrobił się trochę wycofany. Nie jest zbyt
towarzyski.
To miałoby sens, gdyby kilka minut wcześniej nie wspomniała, że umówił się z kolegami
w pubie, ale nie wypominam jej tego; ostatecznie to nie moja sprawa, jak ludzie radzą sobie
z żałobą. Jake też nie poradził sobie z tym wszystkim za dobrze.
– Czy mogę zobaczyć ten e-mail? – pyta Roberta, pochylając się ku mnie. – Po prostu nie
jestem w stanie tego pojąć.
Ja też nie, a miałam na to więcej czasu. Podaję jej komórkę, a ona ujmuje ją długimi,
szczupłymi palcami i wbija wzrok w ekran. Chciałabym poznać jej myśli, a przynajmniej
zyskać pewność, że jest ze mną szczera, bo od chwili, gdy przekroczyłam próg tego domu,
czuję, że coś jest nie tak. Może to dlatego, że znalazłam się tu znowu po tylu latach,
w miejscu, w którym nie zmieniło się nic, a jednak wszystko.
W końcu Roberta oddaje mi telefon.
– Możemy tylko czekać, aż policja wyśledzi tę osobę – wzdycha, unikając patrzenia mi
w oczy.
– Ale co o tym myślisz? – pytam. – Czy to tylko jakiś chory żart? Policja najwyraźniej tak
uważa.
Roberta kiwa głową.
– To musi być żart. Wiemy, co się wydarzyło tamtej nocy, choć nie mamy pojęcia,
dlaczego tam byli ani jak skończyli w rzece. Policja sprawdziła wtedy wszelkie tropy i nie
znalazła niczego podejrzanego.
Chociaż słyszę ten argument po raz kolejny, instynkt podpowiada mi, że kryje się za tym
coś więcej.
– Ale dlaczego ten ktoś wziął sobie za cel tylko mnie? Dlaczego nie wysłał tego samego
tobie? Nie żebym ci tego życzyła, ale jakkolwiek na to patrzeć, sprawa dotyczy obu
chłopców.
Roberta rozważa to przez chwilę.
– Może ktoś się na ciebie uwziął? Bez obrazy, ale nie wiem nic na temat twojego życia
prywatnego, prawda? Może narobiłaś sobie wrogów. – Te słowa brzmią dziwnie w ustach
tak bojaźliwej kobiety. Być może powtarza tylko coś, co powiedział jej Adrian.
Milczenie wypełnia salon, podczas gdy próbuję znaleźć odpowiedź. Nagle dociera do
mnie, że może istnieć logiczny powód, dla którego Roberta nie dostała takiego e-maila.
Ktokolwiek był jego nadawcą – jeśli mówi prawdę – skupił się na mnie nie bez powodu.
Może dlatego, że to Josh był winny temu, co się stało. Jednak nie zamierzam wspominać
o tym Robercie; muszę wyciągnąć z niej każdy szczegół dotyczący okresu sprzed wypadku.
– Wiesz, trudno mi sobie przypomnieć te ostatnie dni z Ethanem. To znaczy, jakoś nie
potrafię sobie wyobrazić dokładnie jego twarzy, niezależnie od tego, jak bardzo się staram.
Pamiętam wcześniejsze wydarzenia, nawet z czasów, gdy był małym chłopcem, a jednak te
dni przed wypadkiem widzę jak przez mgłę.
Roberta odchyla się do tyłu i kładzie dłonie na kolanach.
– Ja mam odwrotny problem. Nawet teraz, trzy lata później, mam wrażenie, jakby to
wszystko stało się zaledwie wczoraj. Czasami rano, gdy schodzę na dół, wyjmuję z szafki
trzy miski na płatki śniadaniowe. Możesz w to uwierzyć? Po trzech latach! To brzmi,
jakbym była szalona, prawda?
– Nie – protestuję. Żałoba to bardzo indywidualna sprawa.
– Pamiętam nawet, jak szykował się do wyjścia, żeby zanocować u was – ciągnie.
Łzy stają mi w oczach i nie mówię jej, jak niewiele pamiętam z tamtego dnia. To był po
prostu normalny wieczór, nie działo się nic nadzwyczajnego i nic nie zapowiadało tego, co
miało się wydarzyć. Nie miałam pojęcia, że to ostatnie godziny życia Ethana. Nie pamiętam
nawet ostatnich słów, jakie do niego wypowiedziałam.
Gdy tracisz dziecko, zaczynasz kwestionować wszystko, co kiedykolwiek zrobiłeś
i powiedziałeś. Czy byłeś wystarczająco dobrym rodzicem? Czy byłeś za surowy? A może
zbyt pobłażliwy? Czy w ostatecznym rozrachunku to ty byłeś odpowiedzialny za to, co się
stało?
– Tak mi przykro, Roberto. Powinnam była wiedzieć, że chłopcy się wymknęli. Coś
powinno było mnie obudzić i zaalarmować, że grozi im niebezpieczeństwo. Nigdy sobie
tego nie wybaczę.
Ona milczy i unika mojego wzroku.
– Roberto, jest coś, o co muszę cię zapytać… i proszę, bądź ze mną szczera. Czy
obwiniasz mnie za to, co się wydarzyło? Ostatecznie chłopcy byli pod moją opieką, więc…
czy uważasz, że jestem za to odpowiedzialna? Zrozumiem, jeśli tak jest.
Pospiesznie kręci głową, chociaż wciąż na mnie nie patrzy.
– Nie, oczywiście, że nie. Początkowo byłam na ciebie zła, bo chyba potrzebowałam
kogoś, na kogo mogłabym zrzucić winę, ale szybko zdałam sobie sprawę, że równie dobrze
to mogło się wydarzyć pod moim dachem. No i bądźmy szczere, spacer nad rzekę w środku
nocy to był prawdopodobnie pomysł Josha, prawda?
Jestem jednocześnie zaszokowana i wdzięczna, że głośno potwierdziła moje podejrzenia.
– Ethan był dobrym chłopcem… – zaczyna, ale szybko milknie. Wbija wzrok w puchaty
beżowy dywan, który wygląda, jakby nigdy nie widział choćby pyłku kurzu.
– Roberto, o co chodzi? Czy jest coś, czego nie wiem?
– To… nieważne. – Macha ręką. – Po prostu przypomniałam sobie coś, co zdarzyło się
niedługo przed wypadkiem.
Dreszcz wstrząsa moim ciałem, chociaż w salonie jest duszno i gorąco.
– Co? Co takiego się wydarzyło?
– Pamiętasz, jak kilka dni wcześniej Ethan był u nas? Mieli w szkole dzień sportu
i żadnemu z nich nie chciało się przebrać z powrotem w normalne ubrania.
– Mów dalej.
– Byli na górze, w pokoju Josha, i pamiętam, że usłyszałam podniesione głosy. To nie
była kłótnia, ale najwyraźniej prowadzili zażartą dyskusję.
Prostuję plecy. To dla mnie nowość. Nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, w której
widziałabym, że się ze sobą nie zgadzają.
– O czym rozmawiali?
– Ciężko było stwierdzić, bo mieli włączoną muzykę, więc słyszałam tylko niektóre
słowa, ale najwyraźniej Ethan próbował przekonać Josha, żeby coś zrobił albo żeby czegoś
nie robił, nie wiem. – Kręci głową. – To pewnie nie było nic ważnego. Może niektóre matki
na moim miejscu weszłyby na górę, żeby podsłuchać, ale ja taka nie jestem. Wierzyłam, że
powinnam dawać Joshowi trochę prywatności. Miał czternaście lat, dorastał, nie chciałam
wtykać nosa w ich sprawy. Poza tym byli najlepszymi przyjaciółmi, więc wiedziałam, że na
pewno wkrótce się pogodzą.
– Jestem pewna, że masz rację – mówię, przypominając sobie, do ilu błahych sprzeczek
dochodziło między Ethanem a Harleyem. Zazwyczaj po dwóch minutach znowu byli w jak
najlepszych stosunkach.
Rozlega się trzask drzwi frontowych i Adrian staje w progu salonu.
– Wróciłeś – mówi Roberta, natychmiast zrywając się z miejsca, jakby została przyłapana
na robieniu czegoś zakazanego.
– Zmieniłem zdanie. Nie mam nastroju na siedzenie w pubie – oznajmia Adrian, po czym
zwraca się do mnie: – Zoe, to miłe z twojej strony, że wpadłaś z wizytą, ale jeśli nie masz
nic przeciwko, uważam, że powinnaś już sobie pójść. Nie chcę, żeby całe to rozgrzebywanie
przeszłości jeszcze bardziej zdenerwowało Robertę.
Odbiera mi mowę. Irytuje mnie to, że nie będę w stanie zadać Robercie więcej pytań.
Ruszam do wyjścia, a ona idzie za mną. Na szczęście Adrian zostaje w salonie, więc szybko
wyławiam skrawek papieru z torebki i gryzmolę na nim swój numer.
– Pozostańmy w kontakcie – szepczę, podając go jej. – Możesz na mnie liczyć, gdybyś
kiedyś potrzebowała z kimś porozmawiać.
W drodze do domu czuję mętlik w głowie, analizuję wszystkie możliwości. A co, jeśli to
nie jest żart? I czy to możliwe, że Josh miał coś wspólnego ze śmiercią Ethana?
5

Kiedyś, jeszcze zanim stwardnienie rozsiane uniemożliwiło jej wchodzenie po schodach na


górę, często myszkowała po moim pokoju. Nie miała do tego prawa i podczas karmienia czy
ubierania jej nieraz nachodziła mnie ochota, żeby na nią nawrzeszczeć, że nie jestem już
dzieckiem.
Przynajmniej teraz nie jest w stanie tego robić. A to oznacza, że ten pokój w końcu stał się
moją prywatną przestrzenią. Myśl o wyprowadzce towarzyszy mi od dawna, w moim wieku
to zrozumiałe, ale kto by się nią wtedy zajął? Z jednej strony matka zachęca mnie do
znalezienia własnego mieszkania i ustatkowania się, ale z drugiej – w jej słowach
pobrzmiewa rozpaczliwy smutek, który mnie tu uwiązuje.
Nieważne. Mam coś, na czym mogę się skupić. On od tygodni przysyła mi e-maile,
powtarza, jak seksownie wyglądam na swoim zdjęciu profilowym, jak bardzo chciałby
dotknąć moich długich, jedwabistych włosów. Gdy myślę o tym, kładę się na łóżku
i wyobrażam sobie wszystkie inne rzeczy, które moglibyśmy zrobić.

Nigdy wcześniej nie spotkałem nikogo takiego jak ty – napisał w ostatnim mailu. – Serio.
Jesteś niesamowita.

Zachciało mi się śmiać na te słowa. Jest taki młody, ile niby kobiet zdążył spotkać
w swoim życiu? Ale nie wytykam mu tego. Nie chcę traktować go z góry, a zresztą na tym
zdjęciu profilowym nie wyglądam dużo starzej niż on.
Minęły trzy dni od mojej ostatniej wiadomości. On zapewne odchodzi od zmysłów. To nie
jest tak, że nie chcę się z nim kontaktować – wręcz przeciwnie – ale muszę zachować
ostrożność. Najpierw powinna połączyć nas więź, która przetrwa wszelkie problemy, jakie
mogą się potem pojawić. Które z pewnością się pojawią. On musi mnie pragnąć
rozpaczliwie – tak, żeby nie wyobrażał sobie życia beze mnie.
Niełatwo osiągnąć taki efekt wyłącznie drogą e-mailową, ale mam swoje sposoby.
Nie brakuje mi wymówek: moja matka jest chora, nie mogę jej zostawiać bez opieki (co po
części jest prawdą); dopadło mnie paskudne przeziębienie; mam takie urwanie głowy
w pracy, że muszę robić na dwie zmiany.
Jest tak niewinny, że przyjmuje to wszystko za dobrą monetę, nie kwestionuje moich słów
i próbuje ukrywać rozczarowanie. Wiem, że nie mogę tego przeciągać w nieskończoność;
mam tylko nadzieję, że kupię sobie w ten sposób wystarczająco dużo czasu.
A może chociaż porozmawiamy przez FaceTime? – zapytał ostatnio.

Niemożliwe, wi-fi ledwo mi działa, a zresztą kamerka w moim komputerze jest zepsuta.

Odebrał to sceptycznie, ale przekonało go wyjaśnienie, że nie chcę, żeby znowu ktoś mnie
skrzywdził, a zrobiło to już kilka osób poznanych online. Po prostu daj mi trochę czasu.
Wkrótce będziemy razem.
To najwyraźniej trochę go uspokoiło. Żeby podtrzymać jego zainteresowanie, wysyłam mu
zdjęcie, tylko górną połowę ciała, bez twarzy. Jesteś taka piękna – odpowiada natychmiast.
Wyślij mi swoje – piszę. Ten pomysł mnie podnieca. Ale on tego nie robi – jest na to zbyt
nieśmiały.
Wszystko w swoim czasie.
6

Roberta

Gapi się w lustro i prawie nie rozpoznaje kobiety, jaką się stała. Jej twarz jest
wymizerowana, a skóra przesuszona, jakby chciała od niej uciec. Oklapłe mysie włosy
przylegają do czaszki, a ciemne kręgi pod oczami postarzają ją o dziesięć lat. Teraz, po
nieprzespanej nocy, wyglądają jeszcze gorzej. Ma zaledwie trzydzieści dziewięć lat. Wcale
nie jest jeszcze taka stara, prawda? A jednak przypomina zaledwie cień kobiety, jaką kiedyś
była, i zastanawia się, co się stało z jej życiem.
Wczorajsza niezapowiedziana wizyta Zoe zburzyła kruchą równowagę panującą w domu.
Adrian eksplodował, gdy tylko wyszła. Robercie tak długo udawało się go znosić, bo
zazwyczaj ją ignorował, ale teraz zrobił jej awanturę.
– Po co ona tutaj przychodzi i rozgrzebuje przeszłość? – wrzeszczał. – To jakaś bzdura.
Nasz syn zginął w wypadku i kropka. Ona chyba zdaje sobie sprawę, że to jakiś wariat
próbuje namieszać jej w głowie, prawda? Mam nadzieję, że jej to mówiłaś? Mam nadzieję,
że przywołałaś ją do porządku i powiedziałaś, żeby nie mieszała w to wszystko naszego
syna? – Zgromił ją wzrokiem. Była już przyzwyczajona do tego spojrzenia.
– Ja… powiedziałam jej, że zapewne tak jest i że policja przeprowadziła przecież
wnikliwe śledztwo.
Pokiwał głową, ale minę wciąż miał wzburzoną.
– Nie chcę, żeby ktoś grzebał w naszej przeszłości, Roberto. Zbyt dużo wysiłku
kosztowało mnie, żeby o niej zapomnieć.
Miała ochotę na niego nawrzeszczeć i powiedzieć, że to wcale nie było dla niego trudne,
bo nie jest zdolny do kochania kogokolwiek poza samym sobą. Ale jak zawsze ugryzła się
w język. Bardzo szybko po ślubie nauczyła się, że lepiej go nie prowokować.
– Trzymaj się od niej z daleka, słyszysz mnie?
I na tym skończyła się ich dyskusja.
Roberta sięga po korektor i ostrożnie rozciera kosmetyk pod oczami, maskując cienie, aż
wygląda w miarę przyzwoicie. W miarę. Nagle słyszy głos Josha. Często jej się to zdarza.
Nie tak często jak na początku, ale od czasu do czasu ten głos wraca, żeby ją prześladować.
To wszystko twoja wina, mamo. Wszystko zawsze było twoją winą. Przynajmniej mogłaś
mnie wysłać na lekcje pływania. Miałbym szansę, żeby się uratować. To twoja wina, że
jestem martwy.
Roberta nigdy sobie tego nie wybaczy.
Adrian wychodzi z łazienki, już ubrany w swój uniform. Pracuje jako inżynier w telewizji
Sky i ma dzisiaj wczesną zmianę.
– Wciąż myślisz o tej bzdurze? – pyta, bez przekonania przeczesując włosy dłonią. Nadal
są bardzo gęste i jeśli odziedziczył geny po ojcu, raczej nigdy nie zacznie łysieć. Czy
kiedykolwiek wydawał się jej atrakcyjny? Na początku musiało tak być, ale lata mieszkania
z nim pod jednym dachem osłabiły jej uczucia. A teraz jest odrętwiała, martwa w środku.
Może byłoby inaczej, gdyby jej pragnął chociaż od czasu do czasu, ale to też już dawno
minęło. Teraz Roberta stara się nie myśleć, co on robi wieczorami, gdy tak długo nie wraca,
mimo że dawno już skończył pracę. Dawno nauczyła się, że lepiej nie roztrząsać takich
rzeczy.
– Nie. Oczywiście, że nie. Myślałam o pracy.
Adrian musi wiedzieć, że kłamie, ale postanawia nie drążyć tematu.
– Zostawiłem ci listę zakupów – mówi. – Możesz to załatwić po pracy, prawda? Ja nie
będę miał czasu.
Roberta kiwa głową. Nie ma sensu się o to kłócić. On po prostu powie, że kończy
znacznie później niż ona, więc nie ma mowy, żeby się tym zajmował.
– Rozchmurz się, co? Przestraszysz te cholerne bachory. Całe szczęście, że jesteś tylko
asystentką nauczyciela, a nie ich nauczycielką. Ha, zwolniliby cię dawno temu. Biedne
dzieciaki.
Ten mężczyzna jest okrutny i bezduszny, a Roberta nie powinna z nim spędzić ani
jednego dnia więcej, ani jednej sekundy. Ale nie może od niego odejść, prawda? Jest
więźniem tego, co ich łączy.
7

Zoe

Słyszę, jak samochód Jake’a zatrzymuje się pod domem i przygotowuję się na to, żeby mu
obwieścić, że wczoraj odwiedziłam Butlerów. To również jego sprawa i nie zamierzam
niczego przed nim ukrywać, chociaż z góry wiem, jak zareaguje.
W drodze na dół przechodzę koło sypialni Harleya. Drzwi są uchylone i widzę, jak siedzi
przy biurku, zgarbiony nad podręcznikami. Serce mi rośnie. To dobry chłopak i zrobi coś
dobrego ze swoim życiem, mimo okropnej tragedii, jaka spadła na niego i nas wszystkich.
Widzę, jak męczy go fakt, że stracił rok nauki, więc robię, co mogę, by go zapewnić, że to
nie ma znaczenia. Ludzie często robią sobie rok przerwy, nim zaczną studia, i zazwyczaj
wychodzi im to na dobre. A Harley będzie musiał poświęcić co najmniej osiem lat życia na
to, by zostać lekarzem.
Wchodzę do kuchni i nalewam czerwonego wina do kieliszków, a Jake unosi brwi.
– Normalnie o tej porze jesteś już w łóżku. Co to za okazja?
– Po prostu pomyślałam, że przydałaby nam się chwila relaksu. Te ostatnie dni były
trochę szalone. – Podaję mu kieliszek.
Jake odsuwa sobie krzesło i siada przy stole.
– Tak, ten e-mail…. Ktokolwiek go wysłał, jest paskudnym, pokręconym dupkiem, to
pewne.
Nie ma sensu tego przeciągać, więc od razu przechodzę do rzeczy.
– Pojechałam wczoraj z wizytą do Roberty Butler.
Jake prawie wypluwa wino, które ma w ustach.
– Co takiego? Pojechałaś do Guildford? Dlaczego? Nie byłaś tam od…
– Wiem. Chciałam sprawdzić, czy ona też dostała taką wiadomość. Po prostu chciałam
wiedzieć, czy ta osoba wzięła sobie za cel tylko mnie, czy również ją.
Jake zastanawia się nad tym przez chwilę i najwyraźniej dochodzi do wniosku, że to ma
sens.
– Rozumiem. I dostała?
– Nie. Nic.
– A więc widzisz, miałem rację. Ktoś po prostu próbuje ci dopiec. Gdyby to rzeczywiście
nie był wypadek, ta osoba powiadomiłaby również Robertę, prawda?
– Zastanawiałam się nad tym i nie zgadzam się z tobą. A jeśli tylko ja dostałam tę
wiadomość, bo to Josh miał coś wspólnego ze śmiercią Ethana? Co, jeśli był temu w jakiś
sposób winny i ta osoba chce, żebym właśnie to odkryła?
Jake wlepia we mnie wzrok i powoli kręci głową.
– To szaleństwo! Myślisz, że co? Że Josh celowo utopił ich obu? Daj spokój, Zoe.
– Nie. Nie do końca. Nie wiem. Ale według Roberty chłopcy pokłócili się na kilka dni
przed śmiercią i to dało mi do myślenia. Tak naprawdę nie wiemy, co się wydarzyło,
prawda? Wiemy tylko, że obaj zginęli, ale nie mamy pojęcia dlaczego.
– Wygłupiali się nad rzeką i to był wypadek, Zoe. Policja powiedziała…
– Policja powiedziała, że to wypadek, bo nie miała żadnych innych poszlak. Ale mogli się
mylić. Co, jeśli my się myliliśmy przez cały ten czas? Nie sądzisz, że jesteśmy winni
Ethanowi prawdę?
Jake odsuwa krzesło do tyłu, nogi szurają po podłogowych płytkach.
– Chwileczkę, chcesz powiedzieć, że wierzysz w to, co napisała ta osoba? Traktujesz to
poważnie?
Aż do tej pory nie byłam pewna. Ale teraz instynkt podpowiada mi, że muszę zbadać tę
sprawę. Jaką szkodę mi to przyniesie, jeśli się okaże, że to rzeczywiście tylko żart? Muszę to
zrobić dla Ethana, dla całej rodziny.
Wytłumaczenie tego wszystkiego Jake’owi nie jest łatwe, ale ostatecznie zgadza się, że
nie zaszkodzi, jeśli trochę powęszę i przynajmniej zyskam pełniejszy obraz tego, co chłopcy
robili w ostatnich dniach życia.
– A więc co konkretnie planujesz zrobić? – Kieliszek Jake’a jest niemal pusty. Zerka na
butelkę stojącą na kuchennym blacie.
– Nie wiem. Roberta zachowywała się trochę dziwnie i powściągliwie, a potem Adrian
właściwie wyrzucił mnie z domu.
– Cóż, nigdy go nie lubiłaś, prawda? Chociaż wobec mnie zawsze był w porządku.
W zasadzie to nawet nieźle się dogadywaliśmy, mimo że widywaliśmy się rzadko. Może po
prostu nie chciał, żebyś rozdrapywała stare rany.
Ignoruję ten komentarz.
– W każdym razie mogłabym spróbować raz jeszcze porozmawiać z Robertą za kilka dni,
kiedy już zdoła to wszystko przetrawić. Możliwe, że przypomni sobie coś ważnego. I wciąż
wydaje mi się dziwne, że nigdy wcześniej nie wspomniała o tym, że chłopcy się pokłócili.
Jake kręci głową.
– Pewnie nawet o tym nie myślała. A o cokolwiek poszło, najwyraźniej się pogodzili, bo
przecież Josh u nas nocował.
I właśnie dlatego żadna z tych informacji niewiele mi daje.
– No i jest jeszcze Harley – mówię. – Mogłabym go zapytać, co pamięta z tego okresu.
Wiesz, jacy byli sobie bliscy. Może Ethan rozmawiał z nim o Joshu.
– Gdyby tak było, Harley już dawno by nam o tym powiedział, Zoe. I nie sądzę, żeby to
był dobry pomysł, żeby mu teraz o tym wspominać i znowu wszystko wywlekać. Pamiętaj,
jaki jest wrażliwy. Ledwie z tego wyszedł.
Jake ma rację. Harley ma przed sobą jeszcze jeden egzamin i nie chcę, by cokolwiek mu
w tym przeszkodziło. Nie powiem mu o tym e-mailu, dopóki nie zyskam dowodu na to, że
jego nadawca mówi prawdę.
– Okej, na razie nie będę poruszać tego tematu z Harleyem.
– Tylko bądź ostrożna, jeśli już koniecznie upierasz się, żeby znowu zobaczyć się
z Robertą. – Jake marszczy brwi. – Nie podoba mi się to, Zoe. Ani trochę mi się to nie
podoba.

Harley wciąż się uczy, gdy zaglądam do jego pokoju.


– Jak leci? – pytam, a on podskakuje na krześle i obraca się w moją stronę. – Przepraszam,
nie chciałam cię przestraszyć.
– Jeszcze jesteś na nogach – zauważa zdziwiony. – Słyszałem, że tata wrócił, ale
myślałem, że ty już śpisz. Zdajesz sobie sprawę, że jest prawie północ, prawda? – Wygląda
na zaniepokojonego, jakby uważał, że coś jest ze mną nie tak.
– Wiem. Po prostu nie mogłam zasnąć. Pomyślałam, że poczekam na twojego tatę. –
Siadam na krawędzi łóżka i wygładzam zmarszczki na kołdrze. – A więc jak ci idzie?
Jeszcze tylko jeden egzamin.
– Właściwie to trochę kiepsko, mamo. Zaczynam czuć presję. Fizyka to najtrudniejszy
przedmiot.
– Ale dobrze sobie radzisz na egzaminach, pamiętaj o tym. Wierzę w ciebie.
– Dzięki. Żałuję, że nie mogę sam tego o sobie powiedzieć. W każdym razie jestem
zdeterminowany, żeby dać radę. Nie pozwolę, żeby te egzaminy mnie dobiły. Dostanę się na
medycynę, żeby nie wiem co.
– Tylko rób sobie przerwę od czasu do czasu. Musisz się też rozerwać. Równowaga jest
ważna.
Uśmiecha się.
– Od tego mam Mel, prawda? – W tym samym momencie brzęczy jego telefon, a on
podnosi go z biurka. – To pewnie ona. – Zerka na wyświetlacz. – Tak, to Mel. – Zaczyna
odpisywać, ale szybko się reflektuje. – Przepraszam, mamo. Miałaś do mnie jakąś sprawę?
Już mam powiedzieć, że nie, gdy dociera do mnie, że istnieje sposób na to, by skłonić
Harleya do rozmowy o Ethanie bez konieczności wspominania o e-mailu. Przesuwam się na
łóżku i siadam bliżej biurka.
– Myślałam dziś o Ethanie. To znaczy myślę o nim codziennie, oczywiście, ale dziś
szczególnie dużo. Tak bardzo za nim tęsknię.
– Wiem, to niewiarygodne, prawda? Niektóre dni potrafią być całkiem normalne,
człowiek po prostu sobie żyje i nagle bum, ta świadomość uderza cię jak cios i masz
wrażenie, jakby to dopiero co się wydarzyło albo działo się na nowo.
Kiwam głową.
– Pamiętasz coś z tych ostatnich dni jego życia? Ja mam problem, żeby sobie
przypomnieć, co którekolwiek z nas robiło. Wszystko pamiętam jak przez mgłę.
Harley wzdycha.
– Początkowo nie myślałem o niczym innym. Analizowałem wszystko bez końca. Miałem
wyrzuty sumienia, że w tamtym ostatnim tygodniu prawie nie spędzałem z nim czasu.
Coś mi się przypomina.
– Ale on ciągle był gdzieś z Joshem, prawda? Nie sądzę, by którekolwiek z nas często go
widywało.
– Byłem taki skupiony na nauce, że ledwie zwracałem na niego uwagę.
– Jestem pewna, że to nieprawda, Harley. Byliście nierozłączni.
– Może wcześniej, ale czuję, że zacząłem się od niego oddalać, skupiać na przyszłości
i tak jakby zostawiłem go w tyle. – Łzy stają mu w oczach i ociera je palcami.
– Ethan rozumiał, jak ważna była dla ciebie szkoła. Naprawdę cię wspierał i był z ciebie
dumny.
Harley kiwa głową.
– Chciałbym w to wierzyć. Mam nadzieję, że tak było.
– A nie zauważyłeś, czy działo się coś dziwnego między nim a Joshem w tamtym czasie?
Harley mruży oczy.
– Nie, dlaczego?
– Och, sama nie wiem. Po prostu się zastanawiam, czy kiedykolwiek się kłócili.
Harley rozważa to przez moment.
– Cóż, była taka jedna dziewczyna, którą chyba obaj lubili. Ale nie wiem, jak to się
skończyło.
Serce mi zamiera.
– Jaka dziewczyna?
– Daisy. Chyba tak się nazywała. Carter czy jakoś tak. Była w ich wieku i po prostu
miałem wrażenie, że obaj są nią zainteresowani.
Teraz to ja próbuję powstrzymać łzy.
– Nic o tym nie wiedziałam. Nigdy wcześniej nawet o niej nie słyszałam.
Harley pochyla się i klepie mnie po ramieniu.
– Bez obrazy, mamo, ale matka to ostatnia osoba, z którą nastolatkowie chcą rozmawiać
o dziewczynach. A ja o tym nie wspominałem, bo cóż, to była prywatna sprawa Ethana.
Zawsze myślałam, że skutecznie zachęcałam synów, żeby byli wobec mnie szczerzy,
zapewniałam ich, że mogą powiedzieć mi wszystko, nawet gdyby to miało być dla nich
trudne. Teraz zaczynam wątpić w swoje metody wychowawcze.
– Nie przejmuj się tym, mamo – mówi Harley. – Serio. To nic nie znaczy.
– Masz rację. To po prostu dziwne: usłyszeć o Ethanie coś, o czym nigdy nie wiedziałam.
W każdym razie pozwolę ci już wrócić do nauki, ale powinieneś trochę się przespać.
Harley obiecuje, że niedługo się położy, a ja zamykam za sobą drzwi i na moment
przystaję w przedpokoju, próbując zebrać myśli.
Daisy Carter. Muszę z tobą porozmawiać.
8

Jake

Nie wie, co myśleć o tym e-mailu, i nienawidzi tego, jak wpłynął on na Zoe. Nigdy nie
można w pełni odzyskać spokoju ducha po utracie dziecka, ale ich sytuacja zaczęła się
stabilizować i właśnie znaleźli jakiś sposób na życie z tym bólem. Jak to wszystko się
skończy? Zoe jest zdeterminowana, żeby zacząć grzebać w przeszłości, i to go przeraża.
Dlaczego nie może po prostu zostawić tego w spokoju?
Jake wjeżdża na parking przed swoim biurem w Ealing, wdzięczny za półgodzinną drogę
do pracy, która daje mu czas, żeby porzucić rolę zaniedbującego swoje obowiązki ojca
i męża pracoholika i znowu stać się projektantem graficznym. Nigdy nie sądził, że tak się
zmieni. Kiedyś, gdy chłopcy byli młodsi, czerpał radość z bycia ojcem, ale śmierć Ethana
odebrała mu wszystko. Nie potrafi już być ani ojcem, ani mężem i nienawidzi się za to.
Nie jest zaskoczony, że w biurze jeszcze nikogo nie ma, zazwyczaj przychodzi jako
pierwszy. Idzie do kuchni i parzy sobie mocną kawę, żeby zabrać ją do biurka.
– Cześć!
Jake czuje klepnięcie w ramię. Odwraca się i odkrywa, że Cara, siostra Liama, stoi tuż za
nim. Pracuje dla nich tylko kilka dni w tygodniu, ale zachowuje się, jakby miała udziały
w firmie, jakby była niezastąpiona. Jake gardzi nepotyzmem. Prawda jest taka, że Cara
pomaga im od czasu do czasu w sprawach administracyjnych, ale nie jest wystarczająco
zorganizowana, żeby nadawała się do tej roboty. A do tego uważa, że są z Jakiem wielkimi
przyjaciółmi. On wie tylko jedno: będą przez nią kłopoty.
– Wysłałam ci esemesa wczoraj wieczorem. Dlaczego nie odpisałeś? – To kolejna
irytująca cecha Cary. Bezczelnie go podrywa, kompletnie ignorując fakt, że jest żonaty.
Idzie za nim do jego biurka i przysiada na krawędzi, tak że spódnica jej się podciąga,
odsłaniając długie nogi.
Jake szybko przenosi wzrok na ekran komputera.
– Byłem zajęty.
Cara nie łapie aluzji.
– Właściwie to myślałam, że moglibyśmy się umówić na drinka. Przejrzeć moje
propozycje dotyczące zmian administracyjnych. Mam sporo dobrych pomysłów, Jake,
naprawdę musisz o nich usłyszeć.
Jake w to wątpi.
– Liam z tobą o tym nie rozmawiał? – pyta, nadal unikając patrzenia na nią. – Nie
jesteśmy przeciwni zmianom, to dobra rzecz, ale akurat w tej sytuacji uważamy, że jest
dobrze tak, jak jest. Nie ma sensu zmieniać czegoś, co nie wymaga naprawy, prawda?
Cara przewraca oczami.
– Och, nie słuchaj mojego brata. Owszem, jest świetnym projektantem i tak dalej, ale nie
ma pojęcia o szczegółach, które są ważne dla prowadzenia biznesu.
„A ty masz pojęcie?”, ma ochotę zapytać Jake.
– Cóż, jak do tej pory radziliśmy sobie bez problemu, więc…
– Nie masz nic do roboty? – Liam staje w progu i przygląda się im, oceniając sytuację.
Prawdopodobnie wyciąga złe wnioski.
Cara zeskakuje z biurka i poprawia spódnicę, chociaż nie robi to wielkiej różnicy, bo
materiał wciąż ledwie zasłania jej nogi.
– Porozmawiamy o tym później, Jake – mówi, ściskając jego ramię. Jake ma nadzieję, że
zauważyła, jak się wzdrygnął, gdy poczuł jej dotyk. To atrakcyjna dziewczyna, ale pomijając
fakt, że on ma żonę, czuje, że coś jest z nią nie tak. Nie potrafi tylko ustalić, co takiego.
– Co słychać u Zoe i Harleya? – pyta Liam, rzucając Carze gniewne spojrzenie, i siada
przy swoim komputerze.
Liam to dobry kolega, ale Jake nie rozmawia z nim o prywatnych sprawach. Woli, aby ich
relacje pozostały ściśle zawodowe. Poza tym nie lubi dużo mówić. Liam oczywiście wie, że
stracili Ethana, ale żaden z nich nigdy nie porusza tego tematu. To biuro jest dla Jake’a
jedynym miejscem, w którym może nie być człowiekiem obarczonym utratą młodszego
syna. Tutaj ma władzę, ma wszystko pod kontrolą, podejmuje decyzje, wykonuje zlecenia
dla klientów. Nic innego do niego nie dociera, gdy siedzi w tych czterech ścianach. Nie
może pozwolić, by życie prywatne kolidowało z tą przestrzenią. Ma za dużo do stracenia.
To dla niego oczywiste, że Zoe się to nie podoba. Jego żona nie rozumie, jak on może się
tak po prostu wyłączyć, i prawdopodobnie czuje, że Jake odwraca się plecami do Ethana.
Ale tak nie jest. Jake żałuje, że nie potrafi jej tego wytłumaczyć, sprawić, by zrozumiała,
dlaczego właśnie tak się zachowuje.
– Wszystko u nich dobrze – odpowiada Liamowi. – Tak, wszystko w porządku.
Liam rzuca mu spojrzenie pod tytułem „taa, jasne”, ale nie komentuje.
– Hej – mówi – obaj pracowaliśmy ostatnio naprawdę ciężko i mam wrażenie, że ty
zostajesz po godzinach nawet więcej niż ja. Może weźmiesz sobie dwa dni wolnego
i spędzisz miło czas z rodziną? Poradzę sobie tutaj.
Jake powinien z radością skorzystać z tej oferty, ale myśl o tym napawa go przerażeniem.
– Nie, w porządku. Mamy zdecydowanie za dużo do roboty i za mało czasu.
– Musisz trochę zwolnić, Jake. Serio. Wypalisz się. Wiem, że biznes jest ważny, ale
musisz znaleźć równowagę między pracą a życiem prywatnym.
To zabawne, słyszeć te słowa z ust Liama, skoro zachowuje się prawie tak samo. Prawie,
ale nie do końca. Chociaż są w tym samym wieku, Liam wciąż jest singlem – z wyboru –
i zawsze znajduje czas na spotkania z kobietami. Zazwyczaj co tydzień z inną. Jego ostatnia
przyjaciółka ma na imię Lily i jest od niego młodsza o połowę.
– Nie, w porządku. Nie potrzebuję przerwy.
Liam pochyla się i kładzie dłoń na ramieniu Jake’a.
– Serio, kolego, potrzebujesz. – Zerka na Carę, która udaje, że jest pochłonięta jakimiś
papierami i nie podsłuchuje ich rozmowy. – A ona potrzebuje trochę czasu, żeby ochłonąć,
jeśli wiesz, co chcę przez to powiedzieć.
Jake nawet tego nie komentuje. Zastanawia się nad propozycją Liama i rozważa, czy
byłby w stanie to zrobić. Jest to winien Zoe i Harleyowi – zasługują na jego czas. Ale już po
chwili jego umysł znowu pogrąża się w chaosie i wie, że nie da rady. Jeśli nie będzie mógł
skupić się na pracy, nieobecność Ethana stanie się jeszcze bardziej dotkliwa. Więc znowu
wznosi mur w swoim umyśle i wmawia sobie, że Harley będzie zajęty nauką, a Zoe przecież
wspominała, że musi pojechać na zakupy. To po prostu nie jest odpowiedni moment dla
żadnego z nich.
Jednak żeby powstrzymać Liama przed drążeniem tematu, mówi mu, że zastanowi się nad
wzięciem wolnego weekendu, i czuje ulgę, gdy przyjaciel zabiera dłoń z jego ramienia.
Może wrócić do pracy. Tylko to potrafi robić dobrze.

Tuż przed lunchem natyka się na Carę i Liama w kuchni, a ich podniesione głosy nagle
cichną.
– Mam już tego dość – oznajmia Liam, wyrzucając ręce w górę, po czym mija Jake’a
i wychodzi.
– O co wam poszło? – pyta Jake.
Cara wzrusza ramionami.
– Mój kochany młodszy brat najwyraźniej ma problem z tym, że tutaj pracuję. Nie mam
pojęcia dlaczego. – Posyła Jake’owi szeroki uśmiech i wraca do swojego biurka.
Cara i Liam nigdy nie byli sobie jakoś specjalnie bliscy, ale Jake nigdy wcześniej nie
widział, by atmosfera w biurze była taka napięta.
Zastanawia się, czy nie wyjść z pracy odrobinę wcześniej, żeby tylko uciec przed Carą, ale
przypomina sobie, że powrót do domu oznacza konfrontację z e-mailem i osobą, która
postanowiła namieszać im w życiu.
Dlaczego ma wrażenie, że wszystko wokół niego wkrótce się zawali?
9

Zoe

Daisy Carter.
Znalezienie jej na Facebooku nie zajęło mi dużo czasu, szczególnie że podała nazwę
szkoły, do której chodziła z Ethanem. Patrzę na jej zdjęcie profilowe, a rozpuszczone włosy
w kolorze truskawkowy blond i nieco flirciarski uśmiech zdają się odzwierciedlać
przekonanie tej dziewczyny, że ma cały świat u swoich stóp.
Ja nie czułam się taka pewna siebie, gdy byłam w jej wieku. Nie, minęło wiele lat, nim
wypracowałam sobie siłę charakteru.
Podobnie jak wielu nastolatków, upubliczniła swój profil, tak że każdy może dowiedzieć
się o niej wszystkiego. Drżę na ten widok. Po kilku minutach przeglądania jej tablicy
zyskuję kompletny obraz życia Daisy. Wciąż mieszka w Guildford, ale przygotowuje się do
egzaminów końcowych bezpośrednio w lokalnym college’u, a nie w swojej szkole. Nie
może się doczekać, aż je zda i zacznie „żyć swoim życiem”. Powinnaś się tym cieszyć, póki
trwa, myślę sobie, uśmiechając się pod nosem. Poczekaj, aż zaczniesz pracować i płacić
rachunki. Wtedy może pomyślisz inaczej.
Dowiaduję się również, że Daisy pracuje na część etatu w domu towarowym House of
Fraser na głównej ulicy. To niemal zbyt łatwe. Mam wyrzuty sumienia, że w jakiś sposób
naruszam jej prywatność, ale muszę ją zapytać o Ethana i mogę mieć tylko nadzieję, że
będzie skłonna ze mną porozmawiać.
Guildford leży za daleko, żebym mogła tak po prostu bez zapowiedzi pojawić się
w sklepie w nadziei, że akurat trafię na dzień, w którym pracuje, więc wysyłam jej
wiadomość. Długo zastanawiam się, jak dobrać słowa. Rzadko używam swojego konta na
Facebooku, ale w tej chwili jestem wdzięczna, że wciąż je mam.

Cześć, Daisy, jestem mamą Ethana Monaghana. Wiem, że nigdy się nie poznałyśmy, ale
zastanawiałam się, czy mogłabym z tobą o nim porozmawiać. Rozumiem, że się
przyjaźniliście? Dziękuję.

Teraz pozostaje mi tylko czekać.


Mam dziś wolne, a Harley jest na zajęciach przygotowawczych w college’u, więc rozciąga
się przede mną perspektywa zbyt wielu godzin, których nie ma czym wypełnić.
Zadzwoniłam na policję, żeby zapytać, czy zrobili jakieś postępy w śledztwie, i spotkałam
się z ledwie ukrywaną wrogością. Powtarzam sobie, że takie sprawy wymagają czasu.
Odezwą się do mnie, jeśli się czegoś dowiedzą.
Przeglądam listę kontaktów i w końcu wysyłam esemesa do Leanne. Nie liczę na to, że
będzie w stanie wyrwać się na lunch pomiędzy klientami i spotkaniami, ale muszę z nią
porozmawiać. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek i powie mi, jeśli uzna, że zwariowałam.

– O rany, co za miła niespodzianka – mówi, podchodząc do stolika, przy którym czekam na


nią od dwudziestu minut. – Na szczęście złapałaś mnie w spokojniejszy dzień.
Jesteśmy na Piccadilly Circus, blisko biura Leanne. Przyjechałam tu autobusem zamiast
pociągiem i metrem, żeby nie tracić zasięgu w telefonie. Miałam nadzieję, że w tym czasie
dotrze do mnie wiadomość zwrotna od Daisy Carter, ale na razie się nie odezwała, chociaż
w sumie nie upłynęło dużo czasu, od kiedy się z nią skontaktowałam.
Wstaję i obejmuję Leanne.
– Dzięki za spotkanie.
– To ty przejechałaś taki kawał drogi, ja powinnam dziękować tobie! Poza tym
wyciągnęłaś mnie z pracy. Inaczej pewnie zjadłabym przy biurku.
Siadamy.
– Ile masz czasu? – pytam.
– Och, dla ciebie nawet dwie godziny. Nie czeka na mnie nic pilnego. Po prostu popracuję
dłużej wieczorem.
– Dzięki, Lea. Naprawdę to doceniam.
– Nie ma sprawy. – Otwiera menu. – Uwielbiam tajskie żarcie. Ciągle tu przychodzę.
Zamawiamy coś do picia, a ona od razu przechodzi do rzeczy i pyta o powód tego
spontanicznego spotkania.
– Wszystko w porządku, Zoe? Zazwyczaj planujesz takie rzeczy z wyprzedzeniem.
A swoją drogą widzę, że coś jest nie tak.
Bez słowa wyciągam telefon, otwieram e-mail i podaję jej aparat. Marszczy brwi, biorąc
go ode mnie, i w milczeniu odczytuje słowa, które znam już na pamięć.
Reaguje tak samo jak Jake i Roberta.
– Co to jest? Kto ci to przysłał?
Streszczam jej całą historię i wyjaśniam, że policja przygląda się tej sprawie.
Leanne łapie mnie za rękę.
– Dobrze się czujesz? To takie niepokojące, prawda? Musisz być zdruzgotana, niezależnie
od tego, czym kieruje się ten człowiek.
– Wiesz, co jest najgorsze? Wszyscy automatycznie zakładają, że to tylko jakiś paskudny
żart, że ktoś jest po prostu złośliwy. Nikt nawet nie bierze pod uwagę możliwości, że w tych
słowach może tkwić ziarno prawdy.
Leanne pochyla się i wbija we mnie przenikliwe spojrzenie.
– A ty wierzysz w to, co pisze ta osoba?
– Szczerze, to nie wiem, co o tym myśleć. Wiem tylko jedno: jaką matką bym była,
gdybym po prostu odpuściła? Muszę zbadać tę sprawę. Jestem to winna Ethanowi, prawda?
Kelnerka wraca, by przyjąć nasze zamówienie, a ja zdaję sobie sprawę, że nawet nie
spojrzałam na menu. Leanne najwyraźniej z góry wie, czego chce, i zamawia, posługując się
numerami potraw, tymczasem ja próbuję wybrać coś na szybko. Decyduję się na tajskie
zielone curry i czuję ulgę, gdy kelnerka wreszcie odchodzi, a my możemy wrócić do
rozmowy.
– Chyba faktycznie warto zachować otwarty umysł – mówi Leanne. – Zastanawiam się
tylko, dlaczego ta osoba nawiązała z tobą kontakt w taki sposób. Dlaczego chciała zachować
anonimowość? Jeśli naprawdę uważa, że doszło do jakiegoś rodzaju przestępstwa, dlaczego
nie zgłosi tego na policję?
Sporo o tym myślałam.
– Bo może zobaczyła coś, czego nie powinna? A może jest zamieszana w całą sprawę?
Nie bez powodu milczała przez tyle lat.
Grymas na twarzy Leanne mówi mi, co moja przyjaciółka myśli o tej sugestii.
– No nie wiem, Zoe. To wszystko brzmi odrobinę… melodramatycznie?
– Może masz rację – przyznaję. Ale wiem, że nie spocznę, dopóki się nie upewnię. Muszę
to zrobić dla mojego syna i reszty rodziny.
– A co myśli o tym Jake? – pyta Leanne.
Nawet po tylu latach małżeństwa wciąż czuję się dziwnie z myślą, że Leanne zna go
dłużej niż ja, że łączą ich wspólne doświadczenia, których ja nie byłam nigdy częścią.
– Tak naprawdę w to nie wierzy, chociaż stara się okazywać mi wsparcie – wyjaśniam,
zastanawiając się, ile w tym prawdy.
– Cokolwiek postanowisz zrobić, po prostu zachowaj ostrożność.
– Dokładnie to samo powiedział mi Jake.
– A Harley? Mówiłaś mu o tym?
Kręcę głową.
– Na razie nie. Ma przed sobą jeszcze jeden egzamin i nie chcę go rozpraszać. Tak długo
to trwało, nim doszedł do siebie i wreszcie wrócił na właściwą ścieżkę… Nie mogę
pozwolić, żeby cokolwiek mu w tym przeszkodziło. Zwłaszcza jeśli się okaże, że to nic
takiego.
– Musisz być z niego taka dumna. – Leanne się uśmiecha. – Wciąż wybiera się na
medycynę? To naprawdę coś.
Jej słowa poprawiają mi humor. Harley to bez wątpienia wyjątkowy chłopiec – właściwie
to już młody mężczyzna – i nie zamierzam stracić tego z oczu w całym tym zamieszaniu.
– Tak, cały czas nas zadziwia.
Gdy kelnerka stawia przed nami talerze, zmieniam temat i pytam, co u Leanne. Mówi mi,
że mężczyzna, z którym się umawiała, Ross, zaczął jej unikać.
To mnie zaskakuje. Nie przychodzi mi do głowy żaden powód, dla którego ktoś chciałby
unikać Leanne – tak przyjemnie spędza się czas w jej towarzystwie.
– Dlaczego? – pytam. – Na czym polega jego problem?
– Jednym słowem: zobowiązanie. Minęło sześć miesięcy i jemu się wydaje, że
spodziewam się oświadczyn. Ha, potrafisz to sobie wyobrazić? Ja? Za bardzo kocham swoją
przestrzeń i prywatność. Ale Ross po prostu tego nie rozumie. Najwyraźniej myśli, że
wszystkie kobiety rozpaczliwie pragną się ustatkować, zwłaszcza te grubo po trzydziestce.
Tylko że ja w żaden sposób nie dałam mu do zrozumienia, że właśnie tego chcę.
Wielokrotnie o tym rozmawiałyśmy i wiem, że Leanne jest szczera. Nie chodzi o to, że
nie lubi towarzystwa mężczyzn – zazwyczaj jest w jakimś związku – ale cieszy się, że ma
własny dom, do którego może wrócić, miejsce, którego nie musi z nikim dzielić. Jake i ja
często żartowaliśmy, że powinniśmy ją wyswatać z Liamem, ale Leanne nigdy nie
związałaby się z takim kobieciarzem.
– Próbowałaś mu to wyjaśnić? – pytam.
– Tak, ale on w ogóle mnie nie słucha. To dla niego obca koncepcja. No cóż. Żadna strata,
jako że i tak ledwie się widywaliśmy.
Przypominam sobie, że Ross też jest radcą prawnym, i potrafię sobie wyobrazić, jak
trudno im było znajdować dla siebie czas.
Właśnie mam o tym wspomnieć, gdy odzywa się mój telefon. Posyłam Leanne
przepraszający uśmiech i sięgam po komórkę. To powiadomienie z Facebooka: Daisy Carter
odpowiedziała na moją wiadomość.
Dzień dobry. Tak, przyjaźniłam się z Ethanem. Z radością pomogę. Co
chce pani wiedzieć?

Zalewa mnie fala ulgi. Nie mam pojęcia, czy dowiem się od Daisy czegokolwiek
pożytecznego, ale przynajmniej jest gotowa pomóc. Szybko wystukuję odpowiedź – pytam,
czy mogę zajrzeć do niej po pracy i w które dni pracuje.
Odpowiada natychmiast.
Jestem tu dziś do piątej po południu. W dziale gospodarstwa domowego.
Proszę wpaść dzisiaj, jeśli pani chce.

Chowam telefon do kieszeni i zwracam się do Leanne:


– Ogromnie cię przepraszam, ale coś mi wypadło i muszę iść. Właśnie dostałam
wiadomość od dziewczyny, która przyjaźniła się z Ethanem w szkole. Powiedziała, że ze
mną porozmawia, ale kończy pracę o piątej po południu, więc muszę się dostać do Guildford
tak szybko, jak to możliwe. Tak mi przykro, Lea.
Ale Leanne już grzebie w torebce w poszukiwaniu portmonetki.
– Nie, nie przejmuj się, to zrozumiałe, że musisz jechać. Zobacz, czy uda ci się czegoś
dowiedzieć. Ja na spokojnie skończę jeść i ureguluję rachunek.
Pochylam się i ściskam ją mocno. Zawsze jest taka wyrozumiała. Zawsze mnie wspiera.
Przysięgam sobie w myślach, że wynagrodzę jej to najszybciej, jak się da.

Jest niemal wpół do piątej, gdy docieram do Guildford, parkuję w centrum i pędzę do domu
towarowego House of Fraser. Dział gospodarstwa domowego znajduje się na piątym piętrze.
Wjeżdżam na górę i rozglądam się za Daisy.
Szybko ją zauważam – długie blond włosy związane w kucyk, rzęsy grubo pokryte
tuszem, świeża, zarumieniona cera, która prawdopodobnie nie potrzebuje makijażu, ale i tak
jest pokryta podkładem. Starannie pakuje jakieś kubki w folię bąbelkową dla klientki, więc
zachowuję dystans i przeglądam akcesoria kuchenne, dopóki kobieta sobie nie pójdzie.
– Daisy? Cześć, jestem mamą Ethana.
Nie zauważyła mnie, dlatego podskakuje przestraszona, gdy się odzywam.
– Och, nie sądziłam, że jednak pani przyjedzie. Kończę za pół godziny.
Przepraszam ją i tłumaczę, że jechałam z Londynu, opowiadam o korkach i kłopotach
z parkowaniem, chociaż pewnie nic jej to nie obchodzi.
– Proszę posłuchać, naprawdę nie mogę teraz rozmawiać, muszę zrobić kilka rzeczy przed
wyjściem, ale mogłabym zamienić z panią parę słów później, choć będę miała tylko kilka
minut. Na pierwszym piętrze jest kawiarnia, zamykają dopiero o szóstej.
Dziękuję jej i mówię, że tam się spotkamy.

Daisy pojawia się dopiero wpół do szóstej. Już myślałam, że o mnie zapomniała albo
rozmyśliła się i nie chce mi pomóc. Ale teraz jest tutaj, opada na krzesło naprzeciwko i rzuca
swoje torby na podłogę pod stolikiem.
– Napijesz się czegoś? – pytam, chociaż sama już zdążyłam dopić swoją latte, a barista co
chwila zerka na zegarek.
– Nie, dzięki. Nie przepadam za gorącymi napojami. – Rozgląda się, jakby była
rozkojarzona, jakby wolała znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj, ze mną.
– Dziękuję, że poświęcasz mi swój czas – mówię.
– A więc wspominała pani, że chce ze mną porozmawiać o Ethanie?
– Tak. Próbuję po prostu odtworzyć ostatnie miesiące i tygodnie jego życia. Wcześniej nie
miałam szansy tego zrobić, a teraz dotarło do mnie, że tak naprawdę nie mam pojęcia, co się
wtedy działo w jego życiu. To znaczy wiem, co się działo w domu, ale nie w szkole, na
przykład. Nie mam pojęcia o niczym, poza tym, jakie miał oceny.
Nie spodziewam się, że Daisy to zrozumie, ostatecznie ma zaledwie siedemnaście lat. Ale
muszę mówić otwarcie, jednocześnie nie wspominając nic o e-mailu, który mnie do niej
przywiódł.
– Mam nadzieję, że nie ma mi pani za złe, że zapytam, ale dlaczego teraz? Minęły już trzy
lata. Nie próbowała pani wcześniej ze mną rozmawiać.
– Będę z tobą szczera, Daisy. Nie wiedziałam nawet o twoim istnieniu, dopóki mój starszy
syn nie wspomniał o tobie kilka dni temu. W przeciwnym razie oczywiście
skontaktowałabym się z tobą wcześniej.
Daisy mruży oczy.
– A więc Ethan nigdy o mnie nie wspominał? Cóż, nie dziwi mnie to.
– Dlaczego?
Daisy ciągnie za dekolt swojej koszulki.
– Och, bez powodu. To w sumie nie dziwne, że Ethan nie opowiadał pani o wszystkim, co
działo się w jego życiu; mnóstwo dzieciaków nie rozmawia z rodzicami o takich sprawach.
Tak po prostu jest. Ja ledwie rozmawiam z moimi, nawet teraz.
– Z Ethanem było inaczej – protestuję, zastanawiając się, czy to rzeczywiście prawda. –
Rozmawiał z nami, tylko…
– To był wypadek, prawda? Myślałam, że po prostu wygłupiał się nad rzeką z Joshem? –
Daisy wierci się na siedzeniu i zerka w stronę wyjścia.
Wypadek. Właśnie w to wierzyłam przez trzy lata. Chociaż trudno mi było pojąć, jak
głupia, bezsensowna i losowa była ich śmierć, przynajmniej wiedziałam, że nie da się jej
w żaden sposób wytłumaczyć. Teraz zaczęłam wątpić we wszystko i potrzebuję odpowiedzi.
– To był wypadek – mówię. – Po prostu zastanawiam się, czy mogłabyś mi powiedzieć
o Ethanie cokolwiek, o czym być może nie wiem. Wszystko potrafi pomóc człowiekowi
w żałobie.
Znowu mruży oczy. Nie wierzy mi.
– A w ogóle to jakim cudem moje imię pojawiło się w rozmowie? Nie byliśmy z Ethanem
najlepszymi przyjaciółmi.
– Zdaję sobie z tego sprawę. W przeciwnym razie już wcześniej bym o tobie usłyszała.
Chyba po prostu jestem ciekawa.
Daisy odchyla się na siedzeniu.
– Okej. Co dokładnie chce pani wiedzieć? – Sięga po telefon i zerka na ekran. – Nie mam
za dużo czasu.
Nie mogę jej powiedzieć, że chcę wiedzieć wszystko. Że chcę poznać każdy szczegół
każdego jej spotkania z moim synem, każdej ich rozmowy.
– Może zacznij od tego, jak się poznaliście – proponuję, ignorując baristę, który krząta się
po kawiarni, celowo robiąc coraz więcej hałasu.
Dziewczyna wzrusza ramionami.
– Chodziliśmy razem na matematykę i musieliśmy siedzieć obok siebie. Pan Faulkner
nalegał, żeby sadzać nas na przemian, chłopiec, dziewczynka, chłopiec, dziewczynka. –
Przewraca oczami. – I po prostu rozmawialiśmy ze sobą trochę. To wszystko.
– Więc nigdy nie spotykaliście się poza szkołą ani nic takiego? Nigdy nie spędzaliście
razem czasu na przerwach albo w porze lunchu?
– Nie. Nic z tych rzeczy, pani Monaghan, nie byłam dziewczyną Ethana, jeśli tak pani
myśli. Naprawdę nie znałam go za dobrze. Nie wiedziałam o nim wiele, poza tym, że nie był
zbyt pilnym uczniem, prawda? – Robi wielkie oczy. – Och, przepraszam, nie powinnam była
tego mówić.
Macham ręką na jej uwagę.
– Nie, w porządku. To prawda, że Ethan nie przykładał się za bardzo do nauki.
– Ale mimo wszystko był bystry – ciągnie Daisy – w nieoczywisty sposób.
Wiem, co ma na myśli: za dużo się wygłupiał, żeby ludzie dostrzegali to, co kryło się pod
powierzchnią.
– Nie chcę cię wprawiać w zakłopotanie, ale czy myślisz, że Ethan mógł lubić cię bardziej
niż jako koleżankę?
Daisy prycha.
– Nie ma mowy.
– A Josh Butler?
– Josh? Nie, nic z tych rzeczy. Ledwie go znałam. To znaczy: rozmawialiśmy czasami,
gdy wpadałam na nich obu – zawsze trzymali się razem, prawda? – ale on nigdy nie
wspomniał, że jest mną zainteresowany. – Znowu przewraca oczami. – A ja w życiu nie
zadurzyłabym się w Joshu. Był odrobinę… nieopanowany?
Kiwam głową. Taki właśnie był, chociaż znowu powtarzam sobie, że to nie jego wina, iż
wylądowali nad rzeką tamtej nocy. Ethan miał własny rozum.
– Po prostu nie jestem pewna, jak mogłabym pani pomóc – ciągnie Daisy.
– Nie utkwiło ci w pamięci nic w związku z tymi ostatnimi tygodniami przed śmiercią
Ethana? Nic a nic?
Kręci głową i sięga po swoje torby.
– Nie. Przykro mi. Nic nietypowego. W każdym razie lepiej już pójdę, zaraz zamykają.
Wstaję, żeby wyjść razem z nią, ale ona chyba woli tego uniknąć.
– Właściwie to muszę jeszcze szybko do kogoś zadzwonić, więc zostanę tu chwilkę
dłużej.
Wyciągam do niej rękę i żegnam się, a mój gest zdaje się wprawiać ją w zakłopotanie.
– Dziękuję, że poświęciłaś mi swój czas, Daisy.
Gdy odchodzę, zerkam przez ramię, spodziewając się, że już będzie siedziała z telefonem
przy uchu. Ale ona czujnie mnie obserwuje i szybko spuszcza wzrok, gdy widzi, że to
zauważyłam.
Dlaczego mam wrażenie, że ta dziewczyna kłamie?
10

Czasami go śledzę. Fascynuje mnie do tego stopnia, że kontakt online już mi nie wystarcza.
Potrzebuję go bardziej. Potrzebuję go całego.
Oczywiście pilnuję, żeby mnie nie zauważył, bo to by wszystko popsuło. Muszę poczekać
na właściwy moment, nim spotkamy się twarzą w twarz po raz pierwszy. On musi mnie
pragnąć równie rozpaczliwie, jak ja jego. Wkrótce. Czuję, że ta chwila już prawie nadeszła.
Nie było trudno odkryć, gdzie mieszka. Wystarczyło kilka właściwie zadanych pytań.
Z numerem domu nie poszło już tak łatwo, ale udało mi się go przyłapać, jak wychodził do
szkoły z samego rana. Im bardziej zanurzam się w jego życiu, tym bardziej mnie pociąga.
Gdy widzę, jak rozmawia z innymi ludźmi – nieśmiało, z niewinnym uśmiechem na twarzy
– czuję podniecenie. Nie wiem, jak długo uda mi się pozostawać w cieniu. Muszę działać
szybko, zanim on straci mną zainteresowanie albo zacznie wątpić w to, że naprawdę istnieję.
Chociaż w pewnym sensie rzeczywiście nie istnieję.

Alissa – pisze. – Alissa, Alissa, Alissa. Jesteś taka piękna i myślę, że się w tobie zakochuję.
Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego.

Jestem coraz bliżej.


11

Jake

Leanne otwiera drzwi i przez moment wydaje się zaskoczona jego widokiem, chociaż to ona
go tu zaprosiła. Błagała przez telefon, żeby nie wspominał o tym nikomu – nawet Zoe.
Zwłaszcza nie Zoe. Jake nie pamięta, jak dokładnie to ujęła.
Wciąż jest elegancko ubrana, ale to go nie dziwi, zapewne dopiero co wróciła z pracy.
Haruje równie ciężko jak on, a nawet ciężej, bo nie ma żadnych rodzinnych zobowiązań, nie
musi mieć wyrzutów sumienia, jeśli w razie potrzeby wróci do domu o północy.
– Leanne, co się dzieje?
– Po prostu wejdź – mówi, wciągając go do środka i zamykając za nim drzwi.
Jake nie zdejmuje butów, chociaż gdy tutaj przychodzi, zawsze ma wrażenie, że powinien.
Nie należy do osób zbyt spostrzegawczych, ale doskonale zdaje sobie sprawę, jak
nowoczesne i nieskazitelnie czyste jest mieszkanie jego przyjaciółki. Nic dziwnego, skoro
Leanne prawie nie bywa w domu, a poza tym ma sprzątaczkę.
– Zoe nie wie, że tutaj jesteś? – pyta nerwowo.
– Nie, ale dlaczego nie chciałaś, żebym jej o tym powiedział? Czy coś się stało, Lea? Co
się dzieje?
Leanne siada na sofie, więc Jake robi to samo.
– Spotkałyśmy się dziś na lunch i powiedziała mi o tym e-mailu.
Jake wzdycha.
– Ach, to. No i co? Policja bada sprawę i w tej chwili nie możemy zrobić nic więcej.
– Właśnie o to chodzi. Naprawdę się o nią martwię. Najwyraźniej postanowiła
przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Oboje wiemy, jak to się skończy. Będzie tylko na
nowo przeżywać cały ten ból, a już tak dobrze sobie radziła w ostatnim czasie. Nie mogę
znieść myśli o tym, że znowu będzie cierpieć, i to bez powodu. Zastanawiałam się nad tym
cały dzień i to tylko jakiś chory żart, Jake. To musi być żart.
– Nie można mieć co do tego pewności – protestuje Jake. Sam się zastanawia, kiedy
zdążył zmienić zdanie, ale wie, że musi bronić żony, nawet w rozmowie z jedną
z najbliższych przyjaciółek.
– Nic dobrego z tego nie wyniknie – oznajmia Leanne z taką pewnością siebie, że aż go to
irytuje. Znają się od piątego roku życia i ona zawsze głośno wyraża swoje zdanie, więc nie
powinno go to zaskakiwać. Jake po prostu dziwi się, że jest taka niewzruszona w tej kwestii.
– Zoe chce po prostu poznać prawdę – wyjaśnia Jake. – Nie zaszkodzi, jeśli zbada tę
sprawę. – Znowu broni Zoe, chociaż bez przekonania.
– Nie, ale czy wiedziałeś, że próbuje się kontaktować ze znajomymi Ethana? – Leanne
wstaje i krzyżuje ramiona na piersi.
Jake patrzy na nią zdziwiony.
– O czym ty mówisz?
– Więc nie powiedziała ci, że popędziła do Guildford, by spotkać się z dziewczyną,
z którą Ethan chodził do szkoły?
Chwilę to trwa, nim Jake przetrawi tę informację.
– Kiedy?
– Dziś. Wybiegła w trakcie naszego spotkania, żeby zdążyć ją złapać, nim skończy pracę.
Nie wiem, jak się nazywa ta dziewczyna.
Jake jest zdezorientowany. Wie, że Zoe odwiedziła Butlerów, ale nie wspominała o żadnej
dziewczynie. Szuka jakiejś wymówki.
– Pewnie powie mi o tym dziś wieczorem, jak wrócę do domu. – Ale czy na pewno to
zrobi? Minęło wiele czasu, od kiedy mówili sobie wszystko.
Leanne kiwa głową.
– Tak, oczywiście, że to zrobi. Ona niczego przed tobą nie ukrywa, Jake. Po prostu moim
zdaniem powinieneś jej powiedzieć, że to szaleństwo. To nie skończy się dobrze dla żadnego
z was. Pozwólcie policji załatwić tę sprawę.
Jake milczy długo, nim odpowie.
– Od jak dawna się znamy, Lea?
– Od zbyt dawna. Czuję się przez to staro.
– I przez cały ten czas zawsze okazywałaś nam wsparcie, prawda? Szczerze mówiąc,
jestem odrobinę zaskoczony, że tak reagujesz.
Leanne znowu siada.
– Zależy mi wyłącznie na szczęściu Zoe. Na twoim szczęściu. To po prostu nie skończy
się dobrze, Jake.
– Zoe wie, co robi. Jest zbyt rozsądna, by podejmować głupie decyzje. – Jednak znowu
ogarnia go zwątpienie. Niczego już nie może być pewien.
– Ale mówimy o waszym synu – podkreśla Leanne. – To niemożliwe, by w takiej sytuacji
nie dać się ponieść emocjom, prawda? Zoe nie jest superwoman. Poradziła sobie ze śmiercią
Ethana ze względu na dobro Harleya, ale kto wie, gdzie leży granica jej wytrzymałości?
A wierz mi, każdy ją ma.
Jake patrzy na kobietę, którą zna niemal całe życie, i odnosi wrażenie, jakby rozmawiał
z kimś obcym.
– Co się z tobą stało, Lea? – pyta, kręcąc głową.
Leanne wbija wzrok w swoje lśniące szpilki o spiczastych noskach.
– To nie ja tu stanowię problem – mówi.
12

Roberta

Przygotowała dziś dla Adriana pieczeń, chociaż nawet nie jest niedziela. Nie ma też żadnej
specjalnej okazji, on na to nie zasługuje. Siedzi naprzeciwko niej, wpychając do ust wielkie
kęsy mięsa jak jakieś zwierzę, przeżuwa z otwartą buzią, nic go nie obchodzi, jak wygląda.
Oto mężczyzna, którego poślubiła. A to nie jest nawet najgorsze.
– Co się tak na mnie gapisz? – burczy. – O co chodzi?
– O nic. – Roberta spuszcza wzrok na swój talerz i wbija nóż w pieczony ziemniak.
Skręca ją w żołądku na myśl o przełknięciu go.
– Gówno prawda! Coś się z tobą dzieje, a ja nie mam czasu na głupie gierki, Roberto. Jeśli
masz mi coś do powiedzenia, po prosu to powiedz. Chodzi o wizytę Zoe? Naprawdę się nią
przejęłaś, prawda?
Przeszłość nigdy nie pozostaje pogrzebana. Roberta zawsze o tym wiedziała, a jednak nie
była na to w żaden sposób przygotowana.
– Myślisz, że byliśmy dobrymi rodzicami, Adrianie?
Mąż gapi się na nią, jakby właśnie odezwała się po chińsku.
– Co? Dlaczego o to pytasz?
– Proszę, po prostu odpowiedz – mówi niemal szeptem. Zawsze tak się zachowuje w jego
obecności i z tego powodu sobą gardzi.
Ciężkie milczenie wypełnia jadalnię, a Roberta zauważa, że twarz Adriana czerwienieje.
Ma wrażenie, że upłynęło wiele minut, nim jej mąż wreszcie odpowie.
– Jakie to ma teraz znaczenie? Nasz syn umarł. Nic nie przywróci mu życia.
Roberta odkłada widelec. Wciąż nie zjadła ani kęsa. „Nie, nic nie przywróci mu życia –
myśli sobie – ale oboje powinniśmy cierpieć, a ty nie cierpisz”. Te słowa odbijają się echem
w jej głowie, rozpaczliwie próbując się wydostać, ale zamierają na języku.
– Nie jesteśmy dobrymi ludźmi, prawda, Adrianie?
Gapi się na nią i pewnie się zastanawia, skąd jej się to wzięło i jak śmie o tym mówić.
Zazwyczaj Roberta stara się nie wspominać o niczym, co mogłoby go zdenerwować. Ale coś
się zmieniło; spotkanie z Zoe Monaghan sprawiło, że zalał ją wodospad emocji i już nie
zależy jej na tym, żeby udobruchać męża. Jest gotowa na wszystko.
– Gadasz bzdury – mówi Adrian z pełną buzią. – Powinnaś się zamknąć. – Rzuca jej
ostrzegawcze spojrzenie.
Roberta postępuje zgodnie z jego sugestią i spędzają resztę posiłku w zwyczajowym
milczeniu. Ale tym razem Roberta nie milczy dlatego, że za bardzo się boi odezwać. Nie,
wcale nie o to chodzi. Jest zbyt odrętwiała. Jej głowę przepełniają myśli o Joshu, Zoe
i Ethanie. Spowija ją mrok, który przesłania całe jej życie.
Po kolacji, gdy Roberta zbiera talerze ze stołu i sprząta w kuchni, Adrian do niej zagląda
i oznajmia, że wychodzi.
Ona tylko kiwa głową bez słowa i dalej ładuje naczynia do zmywarki. Nie powiedział jej,
dokąd idzie, i nie ma sensu go o to pytać. Tylko ją okłamie.
Odgłos zatrzaskiwanych drzwi frontowych pobudza ją do działania i skłania do zrobienia
czegoś, o czym nigdy wcześniej nawet nie pomyślała. Porzuca zabałaganioną kuchnię, pędzi
do przedpokoju, wkłada kurtkę i sprawdza, czy ma w kieszeni kluczyki do samochodu.
Wychodzi, wskakuje do swojego auta i rusza za mężem.
Tak jak podejrzewała, Adrian mija pub, do którego zwykle się udaje, i jedzie dalej.
Roberta nie ma pojęcia, dokąd zmierza. Skupia się na tym, żeby go nie zgubić,
a jednocześnie zachować odpowiedni dystans, by nie zauważył jej auta. Wie, że Adrian jest
leniwym kierowcą, ledwie zerka w lusterko wsteczne. Jest zbyt arogancki, żeby go
obchodziło, czy ktokolwiek za nim jedzie ani jak blisko dany samochód może się
znajdować.
Po kilku minutach docierają do drogi A3. Po co ona go śledzi, skoro wie dokładnie, co
wyprawia jej mąż? Być może musi to zobaczyć na własne oczy – to będzie kolejny gwóźdź
do trumny ich małżeństwa. Poza tym ciekawi ją, jak daleko Adrian jest gotów pojechać.
Wkrótce zyskuje odpowiedź na swoje pytanie, gdy Adrian skręca w ulicę w Farnham. To
ślepy zaułek, zbyt spokojny, żeby tam wjechać, więc Roberta parkuje przy głównej ulicy
i podbiega kawałek, wdzięczna za to, że ma na nogach tenisówki, dzięki którym porusza się
bezgłośnie.
Gdy zagląda do zaułka, widzi, że Adrian puka do czyichś drzwi i przygładza włosy,
czekając, aż mu otworzą. Roberta prawie śmieje się na ten widok: Adrian dbający o swój
wygląd.
Drzwi otwierają się i staje w nich kobieta: wysoka, atrakcyjna, o długich ciemnych
włosach opadających na ramiona w niemożliwych falach. Jest ubrana w długi różowy
szlafrok jedwabny, mimo że wcale nie jest tak późno, i wyciąga rękę, by wciągnąć Adriana
do środka.
To ich pocałunek sprawia, że ciało Roberty przeszywa przenikliwy ból. To, w jaki sposób
on łagodnie gładzi ją po głowie i zaczyna rozwiązywać sznurek szlafroka, jeszcze zanim
zamkną się za nimi drzwi i Robercie pozostanie tylko jej wyobraźnia.
Notuje sobie nazwę ulicy i numer domu w telefonie, po czym wraca do swojego auta.
Coś zmieniło się w jej wszechświecie. Adrian właśnie popełnił ogromny błąd.
13

Zoe

– Czy nie powinieneś być już w pracy?


Jake patrzy na mnie, gdy nakładam makijaż. Minęła dziewiąta rano i po wyjściu spod
prysznica ze zdumieniem odkryłam, że wciąż jest w domu.
– Muszę z tobą porozmawiać – wyjaśnia – a spałaś, gdy wróciłem do domu wczoraj
wieczorem. Praca może poczekać.
– O rety, nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej usłyszała te słowa z twoich ust. –
Uśmiecham się, żeby mu pokazać, że nie próbuję mu dokuczyć.
– Martwię się o ciebie, Zoe. Cały ta sprawa z e-mailem, to… myślę, że po prostu musimy
o tym zapomnieć.
Robię wielkie oczy. Najwyraźniej zdarzyło się coś, co sprawiło, że kompletnie zmienił
zdanie.
– Zapomnieć o tym? Co to niby ma znaczyć?
– Uspokój się. Nie tak to miało zabrzmieć. Chodziło mi o to, że musimy spojrzeć na tę
sytuację z dystansem i uświadomić sobie, że nic dobrego nie przyjdzie z grzebania
w przeszłości. Wiemy, co przytrafiło się Ethanowi, prawda? Straciliśmy go. Nic innego nie
ma znaczenia. – Przerywa i bierze głęboki wdech. – Wiem, że wczoraj pojechałaś na
spotkanie z jego koleżanką ze szkoły, i cóż, jeśli mam być szczery, nie sądzę, żeby mogło
z tego wyjść cokolwiek dobrego.
Pierwsza myśl, jaka przechodzi mi przez głowę, to że Leanne mnie zawiodła, ale szybko
zdaję sobie sprawę, że nie zrobiłaby czegoś takiego bez powodu.
– Powiedziałabym ci o tym, po prostu nie miałam okazji. Co mówi Leanne?
– Po prostu się o ciebie martwi, Zoe. Podobnie jak ja. Uważa, że nie byłaś sobą, gdy
jadłyście wczoraj lunch, i…
– Oczywiście, że nie byłam sobą! – wołam, po czym ściszam głos; Harley wciąż jest u
siebie, szykuje się do egzaminu. – Jak możesz oczekiwać, że po prostu zignoruję tę
wiadomość?
Jake siada na łóżku i wkłada buty.
– Wiem, że to trudne, ale zwyczajnie musimy nabrać dystansu i zachowywać się
racjonalnie. Nie dostałaś kolejnych wiadomości, prawda? Nikt nie próbował się z tobą
kontaktować? To po prostu nie ma żadnego sensu. Jeśli tej osobie zależy na naszym dobru
i naprawdę chce, żebyśmy poznali prawdę, to dlaczego robi z tego taką tajemnicę? Dlaczego
zmusza nas, żebyśmy sami rozwiązali zagadkę?
– Może chce, żebyśmy cierpieli? A w każdym razie, żebym ja cierpiała. To dziwne, że ta
wiadomość została wysłana tylko do mnie i nie wspomina o tobie ani słowem. Co to
oznacza? Że ktoś z premedytacją wziął sobie mnie na cel. Nawet jeśli nic z tego, co mówi,
nie jest prawdą i śmierć Ethana nie ma żadnego złowieszczego wyjaśnienia, to nie tylko o to
tutaj chodzi. Ktoś postanowił mnie dręczyć i muszę odkryć dlaczego.
Jake przez chwilę rozważa moje słowa.
– Rozumiem to, Zoe, ale o ile policji nie uda się wyśledzić nadawcy, nic nie możesz
zrobić. A uganianie się za znajomymi Ethana ze szkoły nic ci nie da. To było trzy lata temu,
już nawet nie będą pamiętać. Słuchaj, proszę tylko, żebyś spojrzała na to z dystansem.
W końcu osiągnęliśmy etap, na którym mamy jakieś życie rodzinne. Nie chcę tego stracić.
Jake się myli. Nie mamy żadnego życia rodzinnego, po prostu jakoś żyjemy. Podchodzę
do niego i obejmuję go ramieniem.
– Obiecuję, że nie pozwolę, by to się stało, ale ty też musisz mi coś obiecać.
Jake wzdycha. Już wie, co zamierzam powiedzieć.
– Proszę, pozwól mi zrobić to, co muszę zrobić. Nie mogę zostawić tego w spokoju. Jeśli
się okaże, że to nic takiego, przynajmniej zyskamy pewność, a przy okazji odkryjemy, kto
się na mnie uwziął i dlaczego.
Jake odpowiada dopiero po chwili.
– W porządku. Ale nie podoba mi się to. – Całuje mnie w czubek głowy. – Musisz być
ostrożna. I nie ukrywaj niczego przede mną.
Obiecuję, że nie będę, i wracam do robienia makijażu. Każdy, kto by mnie teraz zobaczył,
pomyślałby, że jestem zdeterminowaną kobietą, która wie dokładnie, jak potoczy się jej
dzień. Prawda jest taka, że utknęłam i nie mam pojęcia, jak powinien wyglądać mój
następny ruch.
Na szczęście w pracy mogę odsunąć wszystko na bok i skupić się wyłącznie na
pacjentach, którym pomagam. To szczególnie łatwe w przypadku pierwszej pary, z którą
jestem umówiona, dwojga młodych ludzi, którzy nie powinni musieć tu przychodzić. Juliet
ma zaledwie dwadzieścia siedem lat. Powinno ją czekać jeszcze wiele lat płodności,
tymczasem cierpi z powodu niewyjaśnionej bezpłodności. Przeprowadzono jej wszystkie
możliwe testy, ale nie wykryły one niczego, co mogłoby wyjaśnić, dlaczego od sześciu lat
nie może zajść w ciążę ze swoim mężem Marcusem.
Siedzę naprzeciwko nich i mam ochotę ująć ich dłonie i powiedzieć, że życie czasami
bywa okrutne i nie daje człowiekowi czegoś, co z taką łatwością przychodzi innym, albo
odbiera mu coś cennego. Łzy stają mi w oczach i muszę się opanować. Nie mogę się
rozpłakać w obecności tej odważnej pary.
– Trafiliście we właściwe miejsce – mówię, próbując dać im chociaż trochę nadziei. –
Doktor Anderson to znakomity specjalista.
Oboje uśmiechają się i kiwają głowami, chociaż pewnie przeżywają katusze.
Omawiam z nimi zasady postępowania i serce mi się kraje na myśl, że Juliet jest za
młoda, by jej terapia została sfinansowana przez publiczną służbę zdrowia, więc zapewne
przeznaczyli na to wszystkie swoje oszczędności albo pożyczyli od rodziny. Być może
nawet wyczyścili swoje karty kredytowe. Nie po raz pierwszy żałuję, że sama nie mogę
zapłacić za czyjąś terapię.
Gdy zbierają się do wyjścia, obiecuję im, że wszystko będzie dobrze. Nie mogę im tego
zagwarantować, mam świadomość, że sztuczne zapłodnienie to loteria, ale odczuwam
przymus, żeby dodać im otuchy.
Być może wmawiam to również samej sobie.

Przed wyjściem z pracy wysyłam esemesa do Harleya z pytaniem, jak poszedł mu egzamin.
Odpowiada po kilku minutach, że znośnie, a uśmiechnięta buźka na końcu wiadomości
uspokaja mnie, że jest zadowolony. Po kilku sekundach dodaje, że wieczorem wychodzi
z Mel.
Szczęście, jakie odczuwam na myśl o tym, że sprawy między nimi dobrze się układają,
jest zabarwione smutkiem, że Ethan nigdy nie dostał szansy, by mieć dziewczynę, zdać
egzaminy końcowe albo rozpocząć dorosłe życie. Miałby teraz siedemnaście lat i chociaż
bardzo się staram, nie potrafię sobie wyobrazić, jak wyglądałby w tym wieku. Na zawsze
pozostanie dla mnie zamrożony w ciele czternastolatka.
Gdy mój telefon znowu się odzywa, zakładam, że to kolejny esemes od Harleya, ale na
ekranie wyświetla się numer, którego nie mam zapisanego w kontaktach. Zaintrygowana
i czujna jednocześnie, klikam i otwieram wiadomość.
Cześć Zoe, tu Roberta Butler. Czy możemy się spotkać dziś wieczorem?
Myślę, że mamy wiele spraw do omówienia. Z przyjemnością przyjadę do
Londynu.

Wiedziałam, że nie powiedziała mi wszystkiego. Moje palce nie nadążają za myślami, gdy
wystukuję odpowiedź. Oczywiście, że się z nią spotkam.

***

Roberta już na mnie czeka, gdy podjeżdżam pod dworzec w Putney, ale nie uśmiecha się,
gdy mnie zauważa i rusza w moją stronę. Jak się nad tym zastanowić, nie jestem pewna, czy
kiedykolwiek widziałam ją uśmiechniętą – nawet przed wypadkiem.
Wsiada, a gdy już zapnie pas, ciężko wzdycha.
– Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać – mówi, patrząc prosto przed siebie. Jeszcze
nigdy nie widziałam jej ubranej tak starannie, w dopasowany granatowy sweterek, dżinsy
i baleriny. Cały strój wygląda na zupełnie nowy.
– Jadłaś już? – pytam, świadoma tego, jak bardzo sama jestem głodna. – Mogłybyśmy
znaleźć jakąś knajpkę.
– Dzięki, ale nie mam apetytu. Czy mogłybyśmy po prostu… pojechać do ciebie? –
Rozgląda się wokół, obserwując przechodzących ludzi.
Nie brałam tego pod uwagę, gdy zgodziłam się z nią spotkać, ale to chyba rzeczywiście
najłatwiejsze rozwiązanie, a jeśli odmówię, nigdy się nie dowiem, dlaczego chciała się ze
mną zobaczyć.
Gdy docieramy na miejsce, nerwowo przekracza próg, jakby spodziewała się zasadzki.
Nietrudno się domyślić, że zawsze jest podenerwowana z powodu Adriana, ale chyba nie
myśli, że mógłby tu za nią przyjechać.
Zachęcam ją, żeby weszła, i zapewniam, że nikogo poza nami nie ma w domu.
– Harley jest ze swoją dziewczyną, a Jake wróci z pracy znacznie później. Możemy
spokojnie porozmawiać.
Wyraźnie się odpręża i idzie za mną do kuchni.
– To uroczy dom – mówi. – Bardzo się różni od waszego starego.
Ma rację. Właśnie tego chciałam. Nasz poprzedni dom miał ponad sto lat i mnóstwo
charakteru, tymczasem ten to nowe budownictwo, minimalistyczne, o schludnych, czystych
liniach.
– Pamiętam Harleya – ciągnie, rozglądając się po kuchni. – Zawsze był bardzo cichy. Tak
się różnił od Ethana i Josha.
Nastawiam wodę, nawet nie pytając, czy ma ochotę na coś do picia. Chcę jak najszybciej
usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. Sama nie myślę teraz o herbacie, ale gdy staną przed
nami parujące kubki z napojem, to pewnie rozluźni atmosferę.
– Uwielbiałam fakt, że chłopcy tak się od siebie różnili – mówię jej. – Tak jakby
uzupełniali się nawzajem. I nigdy nie było między nimi rywalizacji, bo chcieli zupełnie
innych rzeczy.
Roberta siada przy stole.
– Tak, rozumiem, że taki układ mógł dobrze funkcjonować. – Wygląda, jakby miała się
rozpłakać. – Żałuję, że ja nie miałam szansy dać Joshowi braciszka albo siostrzyczki. Nawet
gdyby to miało skończyć się tak, że tylko by się z nimi kłócił, a znając Josha, tak by było. –
Ociera łzę. – Wiem, że obie z trudem to zniosłyśmy, ale wyobrażam sobie, że posiadanie
drugiego dziecka, na którym mogłaś się skupić, pomogło ci przebrnąć przez te
najmroczniejsze dni, nawet jeśli tylko odrobinę.
Sięgam nad stołem i ujmuję jej dłoń.
– Tak, masz rację. Gdybym nie miała Harleya, nie wiem, jak bym sobie poradziła. – Być
może Roberta jest silniejsza, niż sądziłam. Zwłaszcza że ma za męża takiego żałosnego
faceta, który raczej nie zapewnił jej wsparcia.
– Nawet teraz nie mogę do końca powiedzieć, że sobie radzę – mówi. – Po prostu
egzystuję. Idę do pracy, wracam do domu, gotuję kolację i kładę się spać. Dzień w dzień.
Nigdy nie dzieje się nic innego. Weekendy są najgorsze. Mam wtedy za dużo wolnego
czasu.
Mówię jej, że mnie też pomaga moja praca.
– A nie widujesz się nigdy z przyjaciółmi? – pytam.
Roberta prycha.
– Jakimi przyjaciółmi? Ci, których miałam, zniknęli po śmierci Josha. Po prostu nie
wiedzieli, co mi powiedzieć. Pozostaję w przyjaznych stosunkach z koleżankami z pracy
i często zapraszają mnie na różne wyjścia, ale ja nie mam ochoty na spotkania towarzyskie.
Po prostu chcę, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju.
Mówię jej, że to rozumiem, że nawet po dwóch latach spędzonych w Londynie nie
nawiązałam nowych przyjaźni, z wyjątkiem kilku osób z pracy. To już druga rzecz, która
łączy mnie z Robertą Butler, chociaż pod wieloma względami nie mogłybyśmy się bardziej
od siebie różnić.
Woda się gotuje, więc pytam ją, czego się napije.
– I będziemy mogły porozmawiać o tym, co chciałaś mi powiedzieć.
Czeka, aż postawię przed nami kubki z herbatą, po czym znowu się odzywa.
– Przepraszam za tamten wieczór, gdy do nas przyjechałaś. Adrian zachował się…
nieodpowiednio.
– Zdecydowanie nie wydawał się zachwycony moją obecnością. Ale rozumiem, że przeżył
szok.
Roberta kiwa głową i sięga po swój kubek, jednak nie próbuje go unieść do ust.
– Chciałabym powiedzieć, że masz rację i to była tylko wina szoku. To znaczy jestem
pewna, że po części tak, ale cóż, Adrian jest po prostu…
– Chamski? – kończę mimowolnie.
Na szczęście Roberta najwyraźniej nie ma mi tego za złe.
– Tak, nie mogę zaprzeczyć. Jest taki. Przykro mi.
– Czy to z tego powodu tutaj przyjechałaś? Żeby za niego przeprosić? Bo naprawdę nie
ma potrzeby. Jego zachowanie nie miało na mnie żadnego wpływu, zresztą to nie ty
powinnaś za niego przepraszać. Ale martwię się o ciebie. Mam nadzieję, że wobec ciebie
zachowuje się inaczej. – Nie wiem, jak do tego doszło, że rozmawiamy o małżeństwie
Roberty. Byłam pewna, że przyjechała tutaj, by porozmawiać o Joshu i Ethanie. Ale
wyczuwam w niej rozpaczliwą potrzebę wygadania się, a zawsze wyciągam pomocną dłoń
do ludzi, którzy tego potrzebują.
– Nie zawsze taki był – wyjaśnia. – Zanim urodził się Josh, był zupełnie innym
człowiekiem. Bardziej życzliwym. Więcej się śmiał. Najwyraźniej bycie ojcem mu nie
służyło.
– Co masz na myśli? – pytam, coraz bardziej zaniepokojona.
– Och, nie bił Josha ani nic z tych rzeczy. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Ale po
prostu go ignorował. Sama musiałam sobie radzić z jego wychowaniem. Adrian był
najbardziej zadowolony, gdy nie musiał nawet widzieć własnego syna. Dlatego zawsze tak
często wychodził z domu.
Kiwam głową.
– Zwróciłam uwagę na to, że prawie nigdy go nie widuję, ale myślałam, że po prostu dużo
pracuje. – To jest coś, przez co teraz przechodzę z Jakiem. – W każdym razie to naprawdę
smutne. Josh był dobrym dzieciakiem. – Czy kłamię? Czy tylko staram się ją pocieszyć?
Gdybym naprawdę uważała, że Josh jest taki zły, chyba przeszkadzałoby mi, że Ethan
spędza z nim tyle czasu, a jednak nic nie wzbudziło mojego niepokoju.
Jej oczy znowu zachodzą łzami.
– Dziękuję, że tak mówisz, Zoe. Wiem, że czasami potrafił być… trudny.
– Ethan bardzo go lubił, tylko to się dla mnie liczy. – Wypijam łyk herbaty. – A skoro już
o tym mowa, zastanawiam się, dlaczego chciałaś się spotkać dzisiaj wieczorem?
Przejechałaś kawał drogi i będziesz musiała wracać dwoma pociągami.
– Właściwie to podróże pociągiem mnie uspokajają. I cieszyłam się, że będę miała szansę
odwiedzić Londyn. Ostatnim razem byłam tu z rodzicami jako nastolatka. Pewnie w wieku
Josha. – Roberta uśmiecha się blado, a ja czuję smutek na myśl o tym, że wspomnienia
z dzieciństwa to najwyraźniej jedyne, co przynosi jej chociaż trochę radości.
Nie komentuję, że tym razem raczej nie korzysta z atmosfery miasta. Wysiadła z pociągu
i pojechałyśmy prosto do mnie.
– A więc czy chodzi o Ethana i Josha? – pytam.
– Tak. W pewnym sensie. Ja tylko… Dużo myślałam o tym e-mailu, którego dostałaś, i po
prostu zastanawiałam się, czy miałaś już jakieś wieści od policji.
Jestem zdumiona. Z pewnością Roberta nie przyjechała tu z Guildford tylko po to, żeby
zapytać mnie o coś, czego mogła się dowiedzieć przez telefon. Coś tu jest nie tak.
– Wciąż badają sprawę – mówię, udając, że nie zdziwiły mnie jej słowa, ale robię się
czujniejsza. – Takie sprawy wymagają czasu. Zwłaszcza że nie traktują tego priorytetowo.
– Czy… dałabyś mi znać, gdy się z tobą skontaktują? – Unika patrzenia na mnie i wbija
wzrok w herbatę, której nawet nie tknęła. Widać wyraźnie, że należy do osób, dla których
nawiązanie kontaktu wzrokowego stanowi wyzwanie.
Kiwam głową.
– Słuchaj, Roberto, jesteś pewna, że nie pamiętasz niczego z tamtego dnia albo czegoś, co
mogło doprowadzić do nieszczęścia? Mówiłaś, że słyszałaś, jak się kłócili, ale czy Josh
wydawał się jakoś szczególnie wściekły na Ethana?
W końcu na mnie patrzy.
– Nie! Dlaczego miałby być na niego wściekły? Byli najlepszymi przyjaciółmi. Nawet
gdyby się poróżnili, to nigdy do takiego stopnia.
Jeśli Roberta podejrzewa, co sugeruję – że być może Josh był na tyle zły na Ethana, iż
zrobił coś głupiego – postanawia to przemilczeć.
– Ja po prostu szukam odpowiedzi, Roberto. Na tyle, na ile było to możliwe, pogodziłam
się z myślą, że Ethan zginął w bezsensownym wypadku, a jednak ten e-mail każe mi wątpić
we wszystko, w co wierzyłam. Jeśli jego nadawca kłamie, to dlaczego wziął sobie na cel
właśnie mnie? Dlaczego nie dostałaś takiej samej wiadomości? Albo dlaczego nie została
wysłana również do Jake’a?
Roberta wierci się na krześle.
– Nie znam odpowiedzi na te pytania, Zoe. Nie mam pojęcia. Ale może…
– Może co?
– Och, nic. Sama nie wiem… – Milknie skrępowana.
Nie zamierzam odpuścić.
– Nie, dobrze wiesz, Roberto, więc po prostu mi powiedz.
Odwraca się i zerka przez kuchenne drzwi na ogród.
– Może ktoś celowo próbuje cię wytrącić z równowagi.
Oczywiście brałam to pod uwagę, ale chociaż wolałabym wierzyć, że właśnie o to chodzi,
nie potrafię wskazać nikogo, kto nienawidziłby mnie aż do tego stopnia. Zawsze staram się
traktować ludzi z szacunkiem i życzliwością i nie pamiętam, żebym z kimkolwiek się
pokłóciła. Wyjaśniam to Robercie.
Wzrusza ramionami.
– Przykro mi, Zoe. Po prostu nie wiem, co powiedzieć. W głębi serca rozumiem, że
chłopcy utonęli przez przypadek, że nie może chodzić o nic innego. Mam tylko nadzieję, że
policja odkryje, kto wysłał tę wiadomość. Wtedy dostaniesz odpowiedź.
Nie mamy już sobie nic więcej do powiedzenia. Nie przyjechała tutaj po to, by podzielić
się ze mną jakąkolwiek pożyteczną informacją. Chciała tylko jednego.
W milczeniu dopijamy herbatę, a potem ona mówi mi, że musi już wracać.
Gdy stajemy przed dworcem w Putney, sięga do klamki, ale nie otwiera drzwi.
– Proszę, obiecaj mi, że będziesz mnie informować na bieżąco na temat tego policyjnego
śledztwa – mówi.
A moje podejrzenia się potwierdzają.
14

Harley

Rodzice Mel są tacy fajni. Są wyluzowani, a Harley nigdy nie czuje z ich strony żadnej
presji. Nie dają mu do zrozumienia, że nie wydaje się wystarczająco dobry dla ich córki. Nie,
po prostu akceptują go takiego, jaki jest, i nigdy nie komentują faktu, że bywa taki milczący.
Harley uwielbia spędzać z nimi czas i woli siedzieć tutaj niż we własnym domu.
„Przepraszam, Ethan. Uwierz mi, to nie ma nic wspólnego z mamą”. Harley wie, że mama
go kocha i robi dla niego wszystko, co w jej mocy, ale po prostu dusi się, przebywając
w tamtym domu. Tata na ogół nie ma pojęcia, o czym z nim rozmawiać. Owszem, gawędzą
o nieistotnych sprawach, ale nie o tych poważnych. Tata nigdy nie ma na to czasu.
– O czym myślisz? – pyta Mel. Siedzą u niej w salonie, rozciągnięci na sofie, z paczką
doritos i puszkami coli w dłoniach, bo rodzice Mel zostawili ich samych i poszli do sąsiadów
na drinka. Oboje muszą rano pracować, więc pewnie nie wrócą późno, ale on wyczuwa, że
Mel i tak chce jak najlepiej wykorzystać tę okazję.
– O niczym – odpowiada. – Mój umysł jest pusty. Po prostu cieszę się, że sobie tutaj
leżymy.
Mel przytula się do niego, a on obejmuje ramionami jej szczupłe ciało. Czuje pod palcami
kościste łopatki, chociaż ta dziewczyna naprawdę lubi dobrze zjeść – widział kiedyś, jak
pożarła dwa big maki z rzędu. Harley nie ma pojęcia, gdzie ona to wszystko mieści.
– Wiem, że kłamiesz – droczy się z nim Mel. – Myślisz o tym samym, co ja, prawda?
Seks. Właśnie o tym myśli jego dziewczyna.
– Tak – mówi, całując ją w policzek.
– No to chodźmy na górę. – Mel zerka na telefon. – Mamy trochę czasu.
– Jak dużej wytrzymałości ty się po mnie spodziewasz? – pyta on, śmiejąc się
z wysiłkiem, bo jest przerażony. Boi się, że ją zawiedzie. Boi się, że zawiedzie siebie
samego.
Ona też się śmieje, ale zupełnie beztrosko. Czy nie powinna się denerwować? Może nawet
bardziej niż on?
– Chodź – mówi, wstając, i wyciąga rękę, żeby podnieść go z sofy.
Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie ma pojęcia, czy jest na to gotowy w tym
właśnie momencie. Nie miał szansy się nad tym wszystkim zastanowić i nie wie, jak to może
zmienić relacje między nimi. A nie chce, żeby cokolwiek się zmieniło. Wszystko jest idealne
takie, jakie jest. Mimo to pozwala, żeby Mel zaprowadziła go na górę.
Już po wszystkim leży obok niej, słuchając własnego ciężkiego oddechu. Jej idealne ciało
przywiera do jego ciała, a Mel ma na twarzy szeroki uśmiech. Uszczęśliwił ją. Dzięki Bogu.
– Warto było czekać? – pyta, szturchając go żartobliwie.
– O tak.
– Czujesz się inaczej? Ja myślałam, że poczuję się inaczej, ale tak naprawdę nic nie czuję.
To znaczy czuję się dobrze, oczywiście, ale nie inaczej.
Harley próbuje ustalić, czy on czuje się inaczej, czy nie. Zmieniło się tylko to, że już nie
czuje w sobie tego dziwnego ciężaru. Tego strachu. Najwyraźniej zniknął.
– Czuję się dobrze – informuje ją. – Naprawdę dobrze.
– Cóż, dobrze wiedzieć – mruczy ona i wtula się w niego jeszcze mocniej.
Milknie na moment, a on doznaje ulgi.
Szczęście, którego przed chwilą doświadczył, znowu zostało przesłonięte przez troskę
o mamę. Harley czuje, że dzieje się z nią coś dziwnego. Jest o tym przekonany. Mama nie
wydaje się sobą, chociaż stara się udawać, że wszystko jest w porządku. To niepokojące.
Harley musi odkryć, co się dzieje.
15

Zoe

Minął tydzień, od kiedy otrzymałam tę wiadomość. Siedem dni, które wprowadziły chaos
w moje życie. Nie jestem bliższa odkrycia prawdy, a do tego szybko się uczę, że mało komu
mogę ufać. Chociaż rozumiem, z jakiego powodu Leanne zwróciła się do Jake’a, mimo
wszystko czuję, że mnie zawiodła. Powinna najpierw porozmawiać ze mną i otwarcie
powiedzieć o swoich obawach.
W porze lunchu idę do pracowniczej stołówki, chociaż zazwyczaj tu nie jadam. Na ogół
w trakcie posiłku wolę nad czymś pracować w dyżurce pielęgniarek, ale dziś potrzebuję
zmiany scenerii. Mam nadzieję, że to ruchliwe, hałaśliwe miejsce w jakiś sposób pobudzi
mnie do myślenia. Na razie byłam sam na sam z własnymi myślami i nie zaszłam za daleko.
– Cześć, Zoe. Mógłbym się do ciebie przysiąść? – Podnoszę wzrok znad kanapki i widzę,
że przy moim stoliku stoi doktor Anderson. Trzyma w rękach tacę z talerzem makaronu
i szklanką soku pomarańczowego. – Nie chcę ci przeszkadzać, ale to chyba ostatnie wolne
miejsce.
– Oczywiście, proszę. – Przysuwam kanapkę i wodę bliżej siebie, chociaż na stoliku jest
jeszcze mnóstwo miejsca.
Leo Anderson pracuje w naszej klinice od niedawna, ale rozmawialiśmy już wiele razy
i dobrze się dogadujemy. Niewielu innych lekarzy ma czas na pogawędki z pielęgniarkami,
jednak on zawsze się stara, zagaja i pyta, jak się miewamy.
– Gorąco dziś, prawda? – mówi. – Nie mogę uwierzyć, że mamy falę upałów tak wcześnie
w czerwcu.
Uśmiecham się. Właściwie to ożywcze, rozmawiać na tak bezpieczny i normalny temat
jak pogoda po tym wszystkim, co się ostatnio działo.
– Jak ci się tutaj podoba w porównaniu z poprzednią kliniką? – pytam. Leo spędził kilka
lat w międzynarodowej klinice w Hiszpanii, więc musi to dla niego być ogromna zmiana.
– Uwielbiam oba miejsca – zapewnia. – Po prostu przyszła pora na zmianę.
Chociaż zazwyczaj jego towarzystwo sprawia mi przyjemność, w tej chwili wolałabym
posiedzieć w samotności. Trudno mi się skupić na jego słowach, gdy jednocześnie
zastanawiam się, kto wysłał mi tę wiadomość i dlaczego.
Uśmiecham się do niego.
– Tak, z tego samego powodu my przeprowadziliśmy się do Londynu, więc wiem, co
masz na myśli. – Sięgam po kanapkę, nagle czując ciężar kryjący się za tymi słowami.
Ethan. Wszystko zawsze sprowadza się do jego nieobecności i zawsze tak będzie. To coś, do
czego po prostu muszę się przyzwyczaić.
Leo zaczyna coś opowiadać o swojej starej klinice, a ja kiwam głową i uśmiecham się,
chociaż niewiele do mnie dociera.
Nagle dostaję esemesa, więc przepraszam go i sięgam po telefon. Wiadomość pochodzi
z nieznanego numeru.
Ludzie, którzy postępują źle, zasługują na to, żeby ich ukarać, prawda,
Zoe? Dlaczego nie próbujesz do tego doprowadzić jako matka Ethana?

Wstaję bez słowa i w pośpiechu opuszczam zatłoczoną stołówkę. Wychodzę na zewnątrz,


na świeże powietrze i oddycham głęboko, po czym siadam na schodkach przed kliniką
i znowu odczytuję wiadomość. Próbuję zadzwonić pod ten numer, ale telefon został już
wyłączony. Oczywiście.
Zostało mi tylko piętnaście minut przerwy, więc niewiele mogę teraz zrobić. Dzwonię do
Jake’a i mówię mu, co się stało.
– Co? Nie wierzę. Czego ten ktoś, do cholery, chce?
Zatykam lewe ucho dłonią, próbując stłumić hałas ruchu ulicznego.
– Nie wiem, Jake, ale ta wiadomość nie wydaje się złośliwa, to nie brzmi jak pogróżka.
Właśnie to jest w tym wszystkim najdziwniejsze. Nie wiem… mam wrażenie, jakby ta osoba
naprawdę chciała, żebym odkryła prawdę.
– To dlaczego, do cholery, po prostu ci nie powie? – krzyczy Jake.
Rozumiem jego frustrację i wybaczam mu. Wiem, że to nie na mnie jest zły.
– Nie mam pojęcia.
– To jakaś chora gra, Zoe. Teraz jestem o tym jeszcze bardziej przekonany, a ty robisz
dokładnie to, czego ta osoba od ciebie oczekuje. Dajesz się podpuścić.
Czy Jake naprawdę uważa, że o tym nie myślałam? Że nie zadręczałam się tym przez cały
zeszły tydzień?
– Nie daję się podpuścić… po prostu muszę wiedzieć.
Oddech Jake’a w słuchawce powoli się uspokaja.
– Rozumiem to, Zoe. Nie podoba mi się to, ale rozumiem. – Wzdycha. – A więc co teraz?
W tle słyszę kobiecy śmiech. To musi być Cara, „ulubienica” Jake’a.
– Nie wiem, ale teraz muszę wracać do pracy. Zajmę się tym później.
– W porządku – mówi Jake. – Nie róbmy niczego, dopóki znowu nie porozmawiamy. –
Chyba mu ulżyło, że w tej chwili jestem w pracy i nie mogę nic zdziałać.
– Kończę zmianę o szóstej. Myślisz, że mógłbyś dziś wrócić odrobinę wcześniej? Byłoby
dobrze, gdybyśmy porozmawiali o tym tak szybko, jak to możliwe.
Słyszę to samo westchnienie, co zawsze, gdy go o to proszę.
– Naprawdę spróbuję, Zoe, ale mamy w tej chwili trochę ciężką sytuację. – Zniża głos. –
A Cara właśnie namieszała w papierach i muszę to uporządkować, zanim wyjdę.
W tle znowu słychać śmiech. Cara najwyraźniej nie przejęła się bałaganem, którego
narobiła, zapewne dlatego, że jej brat jest współwłaścicielem firmy.
Żegnamy się z Jakiem, a ja wlokę się na górę po schodach. Chłodny powiew klimatyzacji
uderza mnie, gdy tylko przekraczam próg kliniki.
Mam coraz silniejsze przekonanie, że pomimo zapewnień Jake’a, iż o tym
porozmawiamy, jestem w tej sytuacji zdana sama na siebie i to ode mnie zależy, czy odkryję
prawdę.
16

Moja matka nigdy nie chciała dzieci; nie robiła z tego tajemnicy. Pięła się po szczeblach
kariery w agencji reklamowej i zamierzała dotrzeć na sam szczyt. Miała świat u swoich stóp.
A potem zaszła w ciążę, co zaskoczyło zarówno ją, jak i mojego ojca.
Mimo wszystko troszczyła się o mnie najlepiej, jak potrafiła, i nawet dalej próbowała
robić karierę, dopóki nie podupadła na zdrowiu. Choroba powoli, lecz bezlitośnie zaczęła
wysysać z niej życie, aż w końcu nasze role się zamieniły i to ona stała się dzieckiem, którym
należało się opiekować. Już nie pamiętam kobiety, którą kiedyś była. Nie potrafię sobie
wyobrazić, by robiła cokolwiek innego poza leżeniem w męczarniach na sofie.
Teraz siedzę naprzeciwko niej i karmię ją zupą, bo ramiona za bardzo ją dziś bolą, żeby
była w stanie utrzymać w dłoni łyżeczkę. Zmuszam się do uśmiechu i staram się nie
okazywać urazy. Próbuję znaleźć w sobie miłość do matki, żeby jakoś przez to przejść.
– Dlaczego sobie kogoś nie znajdziesz? – mówi. – Musisz częściej wychodzić, spotykać się
z przyjaciółmi, żeby mieć szansę na spotkanie kogoś. Opieka nade mną nie powinna cię
powstrzymywać przed przeżywaniem własnego życia.
Ale to wcale nie jest jej wina. Jeśli już, to ja sobie na to nie pozwalam. Jednak tak właśnie
musi być. Mama nic nie wie o sekretnym życiu, jakie wiodę na górze w swojej sypialni. Nie
wie, że internet otworzył przede mną świat i być może nigdy nie zaznam większego szczęścia.
Ona nigdy go nie pozna i to napawa mnie smutkiem. Nie powinno tak być. Ale myśl o tym,
że on na mnie czeka, że mnie pragnie, wymazuje ten ból.
– Nic mi nie jest, mamo. Nie potrzebuję mężczyzny, żeby mnie uszczęśliwiał. – Kłamstwo.
Wierutne kłamstwo. Czasami żałuję, że nie potrafi mnie przejrzeć, że nie wie, co kryje się
pod powierzchnią, że nic nie jest prawdziwe. Jak może tego nie widzieć, skoro jest moją
matką?
– Cóż, to godne podziwu, oczywiście, ale jesteśmy tylko ludźmi. Potrzebujesz towarzystwa
kogoś jeszcze, nie tylko starej, zrzędliwej kobiety.
– Masz sześćdziesiąt pięć lat, mamo. Nie jesteś stara.
Kręci głową, a potem się krzywi.
– Och, wszystko jest względne, prawda? Ale ty musisz korzystać z młodości, zamiast
siedzieć ze mną w domu przez cały czas.
– Ty zajmowałaś się mną przez lata, czyż nie? Po prostu spłacam dług wdzięczności.
Otwiera usta, żeby zaprotestować, ale szybko znowu je zamyka. Nie może wiele na to
powiedzieć. To sprawiedliwe.
Muszę się stąd wydostać. Gdy rozmawiam z nią za długo, budzi się we mnie niepokój,
jakby moje kłamstwa i oszustwa mogły w każdej chwili ze mnie wyciec, zalać pokój i ją
utopić. Szybko kończę ją karmić i zbieram się do powrotu na górę.
– Ale jest jeszcze wcześnie – protestuje. – Dopiero siódma. Posiedź tutaj ze mną
i dotrzymaj mi towarzystwa.
– Muszę wstać jutro wcześnie do pracy – mówię, chociaż wiem, że to nie wystarczy, by ją
przekonać. Pracuję w biurze pośrednictwa zatrudnienia. Nie jest to zajęcie, które
wymagałoby ode mnie kładzenia się tak wcześnie. To taka praca, o której przestaję myśleć,
gdy tylko opuszczam biuro, i zaczynam dopiero, kiedy tam wracam następnego ranka. Ale
nie narzekam. Ta posada daje mi mnóstwo czasu na życie online.
Wracam na górę, włączam laptop i wysyłam mu wiadomość. Sprośną. Taką, która sprawi,
że jego młody, niedoświadczony umysł eksploduje.
Odpowiedź nadchodzi szybko.

Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Gdzie możemy się spotkać? Zaczynam myśleć, że nie jesteś
prawdziwa!

Och, ależ jestem. Aż za bardzo, myślę sobie. Mówię mu, żebyśmy spotkali się w sobotę
w centrum handlowym Westfield w White City. To najbardziej ruchliwe miejsce, jakie
przychodzi mi do głowy. Poza tym tam raczej nie natknę się na nikogo, kto by mnie znał.

Serio? Naprawdę się spotkamy? Chciałbym móc cię teraz pocałować.

Będzie na to jeszcze mnóstwo czasu, myślę z coraz większą ekscytacją, chociaż wiem, że to
przypomina łapanie wiatru w dłonie. Odpisuję, że coś mu wyślę.

Myślałam o tobie wczoraj i chcę, żebyś dowiedział się o mnie czegoś więcej, więc po prostu
zapisałam swoje myśli i uczucia. Trochę to ckliwe, ale chciałabym, żebyś to przeczytał.
Wyślij to teraz, błaga mnie.

Odpisuje w środku nocy, że czuje, jakby coś nas połączyło, że nie potrafi tego wyjaśnić,
ale jesteśmy sobie przeznaczeni. Że nie może się doczekać soboty i nie będzie w stanie skupić
się na niczym, dopóki mnie nie zobaczy, nie dotknie.
Zadanie wykonane. Jak na razie jest dobrze.
17

Zoe

Weekend ciągnął się nieznośnie, każda minuta sprawiała wrażenie godziny. Zgłosiłam na
policję tę nową wiadomość, ale najwyraźniej wciąż nie zmienili zdania. Próbuję ich
przekonać, żeby potraktowali mnie poważnie, jednak bez powodzenia. Ale to nic – wytrwam
i doprowadzę tę sprawę do końca.
Próbuję się skupić na czymś pozytywnym i zabieram Harleya do centrum handlowego,
żeby zaopatrzyć go w kilka rzeczy na wyjazd. Ustaliliśmy z Jakiem, że zafundujemy mu
tygodniową wycieczkę zagraniczną w nagrodę za to, że tak ciężko pracował nad zdaniem
egzaminów, i niedługo lecą z Mel na Ibizę. Gdy go nie będzie, nie zamierzam pozwolić, by
przytłoczył mnie lęk o jego bezpieczeństwo. Wciąż sobie powtarzam, że ma dziewiętnaście
lat, jest niezależny i rozsądny i nic mu nie będzie. Poza tym za kilka miesięcy idzie na studia
medyczne, więc muszę zacząć się przyzwyczajać do jego nieobecności w domu.
W końcu nadchodzi poniedziałek i mogę dalej próbować odkryć, co tu się, do cholery,
dzieje. Po raz pierwszy wzięłam w pracy urlop na żądanie. Nienawidzę zawodzić ludzi, ale
robię to dla mojego syna. Dla nas wszystkich.
Gdy dzwonię do szkoły Ethana, sekretarka informuje mnie, że jego dawny opiekun roku,
pan Keats, prowadzi w tej chwili lekcję, ale ona przekaże mu wiadomość. Podkreślam, że to
pilna sprawa, i nie jestem zaskoczona, gdy słyszę chłód w jej głosie. Nie kojarzę, żeby tam
pracowała, kiedy Ethan był uczniem, więc pewnie nie wie nic o tym, co się wydarzyło, ale
pan Keats zdecydowanie będzie pamiętał moje nazwisko. Przyszedł na pogrzeb Ethana,
chociaż ledwie zarejestrowałam wtedy jego obecność. Mam nadzieję, że będzie mógł
podzielić się ze mną przydatnymi informacjami.
Czekam godzinę, ale nie oddzwania, więc postanawiam, że pojadę do Guildford; im bliżej
szkoły będę, gdy się odezwie, tym lepiej. Przez dwa lata nie mogłam się zmusić, żeby
wrócić do rodzinnego miasteczka, a teraz będę tam po raz trzeci w ciągu tygodnia.
Gdy docieram do Guildford, wciąż nie mam wieści od pana Keatsa, więc muszę podjąć
drastyczne kroki. Budynek szkoły wydaje mi się większy niż kiedyś. Ignoruję mdłości
i wchodzę do środka, gotowa czekać cały dzień, jeśli będę musiała.
Wewnątrz wszystko wygląda inaczej. Ściany i podłogi są teraz niebieskie, nie szare,
a półokrągłe biurko recepcji wygląda na zupełnie nowe. To ułatwia sprawę.
Podchodzę do sekretarki, zakładając, że to ta sama kobieta, z którą rozmawiałam
wcześniej. Robi wielkie oczy, gdy wyjaśniam jej, kim jestem, i mówię, że muszę pilnie
spotkać się z panem Keatsem, jeszcze dziś.
Marszczy brwi, wyraźnie poirytowana.
– Przekazałam pani wiadomość, pani Monaghan, więc jeśli pan Keats jeszcze do pani nie
oddzwonił, to musi oznaczać, że jest bardzo zajęty.
Zerkam na zegarek.
– Już prawie pora lunchu, prawda? Jestem pewna, że uda mi się go złapać. Po prostu pójdę
do jego gabinetu. – Zaczynam oddalać się od biurka.
– Chwileczkę! Obawiam się, że musi pani zostać tutaj. Nie może pani tak po prostu
wałęsać się po szkole bez umówionego spotkania. Nie jest pani nawet matką żadnego
z naszych uczniów.
Ma rację. Mogłabym być kimkolwiek, więc to w sumie dobrze, że nie pozwala mi wyjść
poza teren recepcji.
– W porządku. W takim razie czy mogłaby pani, proszę, zadzwonić do pana Keatsa
i powiedzieć mu, że tu czekam? Byłabym bardzo wdzięczna, dziękuję. – Uśmiecham się do
niej tylko po to, żeby udowodnić, że nie trzeba wiele wysiłku, by okazać komuś życzliwość.
Nie czekając na odpowiedź, siadam w pobliskim fotelu i przygotowuję się na długie
oczekiwanie.

– Pani Monaghan, miło mi znowu panią widzieć.


Chociaż kazał mi długo na siebie czekać, czuję ulgę, gdy w końcu witam się z panem
Keatsem. Uścisk jego dłoni jest mocny i dodający otuchy. Cieszę się, że nie dał mi do
zrozumienia, że marnuję jego czas. Nie zmienił się wiele przez te trzy lata, a nawet wtedy
nie potrafiłam odgadnąć jego wieku. To jeden z tych ludzi, którzy mogą mieć trzydzieści lat
albo pięćdziesiąt, chociaż sądząc po siwiźnie na skroniach, powiedziałabym, że bliżej mu do
pięćdziesiątki.
– Najmocniej przepraszam, że tyle to trwało… to jeden z tych dni… Przejdziemy do
mojego gabinetu? Nie mam za dużo czasu, niedługo zaczynam kolejną lekcję, ale mam
nadzieję, że będę mógł pani pomóc.
Jego gabinet jest prawie taki, jak go zapamiętałam. Siedziałam tu kilka razy wcześniej,
wysłuchując jego obaw co do ocen Ethana i jego zaangażowania w naukę. Dałabym
wszystko, żeby móc znowu odbyć jedną z tamtych rozmów, zamiast dyskutować o śmierci
mojego syna.
– A zatem w czym mogę pani pomóc? – pyta nauczyciel, zaplatając dłonie. –
Przeprowadziła się pani do Londynu, prawda? To musi być coś pilnego, skoro przejechała
pani taki kawał drogi, żeby porozmawiać ze mną osobiście. Oddzwoniłbym do pani, pani
Monaghan, mam nadzieję, że pani o tym wie.
– Dziękuję, ale i tak chciałabym się spotkać z panem w cztery oczy – wyjaśniam. – Dzięki
temu zaoszczędziłam sobie trochę czasu.
Przez całą drogę tutaj zastanawiałam się, jak przedstawić mu tę sprawę, ile mu ujawnić,
i doszłam do wniosku, że muszę być szczera, jeśli chcę, by potraktował mnie poważnie.
Pochylam się ku niemu i wygłaszam przemowę, którą wcześniej przygotowałam.
– Jak pan wie, policja ustaliła, że utonięcie Ethana i Josha to był wypadek.
Pan Keats składa dłonie jak do modlitwy.
– Tak. Ogromnie mi przykro. I czuję się okropnie, że nigdy nie miałem okazji
porozmawiać z panią osobiście po tym wszystkim, pomijając naszą krótką wymianę zdań na
pogrzebie. To ogromna tragedia i wyobrażam sobie, że nawet po trzech latach nie jest pani
łatwiej.
Kręcę głową.
– Jestem tutaj, bo dostałam niedawno od kogoś anonimową wiadomość. Chyba najłatwiej
będzie, jeśli ją panu pokażę. – Stukam w ekran, podaję mu aparat i obserwuję jego minę,
podczas gdy czyta.
– Och! – woła. – Co za okropność. Zakładam, że nazwisko M. Cole nic pani nie mówi?
– Nie. A następnie dostałam tego esemesa w piątek, gdy byłam w pracy. – Gestem proszę
go, żeby oddał mi telefon i otwieram wiadomość.
Przygląda jej się przez chwilę.
– Co to znaczy? Podejrzewa pani, kto to pani wysyła? Zakładam, że to ta sama osoba.
– Nie mam pojęcia, kto to robi. Chciałabym wiedzieć. Właśnie to próbuję ustalić. I zanim
pan zapyta, owszem, powiadomiłam o wszystkim londyńską policję i przyglądają się tej
sprawie. – Nie dodaję, że nie podchodzą do niej poważnie i prawdopodobnie traktują mnie
jak skaranie boskie, bo grzebię w śledztwie, które zostało już zamknięte przez policję
w innym hrabstwie.
– Cóż, to dobrze – mówi pan Keats. – A w jaki sposób ja mogę pani pomóc? Myśli pani,
że wysłał to ktoś ze szkoły?
– Jak już mówiłam, nie mam pojęcia. To może być tylko dowcip, ale zastanawiam się, czy
mógłby mi pan pomóc odtworzyć ostatnie dni Ethana w szkole?
Pan Keats odchyla się na krześle.
– Rozumiem. Hmm. To było dawno temu. Ledwie pamiętam, co jadłem wczoraj na
kolację, szczerze mówiąc. Wszystkie te zmiany w programie nauczania zabierają mi każdą
wolną chwilę i miejsce w głowie.
Podejrzewałam, że będzie miał trudności z przypomnieniem sobie czegokolwiek.
– Ale pamiętałby pan, gdyby w jego zachowaniu w tamtym czasie wydarzyło się coś
dziwnego albo nietypowego? Dałby mi pan wtedy znać, prawda?
Pan Keats bębni palcami o biurko, nagle zaniepokojony.
– Nie pamiętam, żebym zwrócił na coś uwagę w tamtym czasie. Odbyliśmy kilka rozmów
na temat Ethana i jego braku zaangażowania w naukę, prawda? Nie mogę powiedzieć, żeby
jego zachowanie jakoś wyjątkowo się pogorszyło w dniach prowadzących do… wypadku. Ja
tak naprawdę tylko nie pochwalałem tego, że tyle czasu spędzał z Joshem. – Kręci głową. –
Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale uważałem, że gdyby nie Josh, Ethan robiłby
większe postępy.
Wszystko zawsze sprowadza się do ich przyjaźni, a jednak wciąż nie jestem przekonana.
Ethan miał zbyt mocny charakter, by ulegać presji rówieśników. Potrafił myśleć
samodzielnie i nie sądzę, by Josh miał na niego aż taki wpływ. Mój syn zdecydowanie nie
był popychadłem.
– Cóż, znała go pani znacznie lepiej niż ja, więc jestem pewien, że ma pani rację. Ale
dzieciaki często pozostają pod ogromnym wpływem tych, z którymi spędzają czas.
Widziałem najbystrzejszych, najpilniejszych uczniów schodzących na złą drogę z powodu
ludzi, z którymi się zadawali. To zdarza się bez przerwy. W każdym razie to, co przytrafiło
się Ethanowi, to ogromna tragedia. Bardzo mi przykro.
Ale ja nie przyjechałam tutaj, żeby wysłuchiwać pouczeń i słów współczucia. Potrzebuję
konkretnych informacji, które pomogą mi dotrzeć do prawdy.
– Nie wiem, co pani powiedzieć, pani Monaghan – ciągnie pan Keats. – Nic mi się nie
przypomina.
– A może mi pan coś powiedzieć o Daisy Carter?
– Daisy? Od dawna nie słyszałem tego imienia. Była dobrą uczennicą. Ciężko pracowała,
całkiem nieźle poradziła sobie na egzaminach, jeśli dobrze pamiętam. Była dziewczyną
Josha, prawda?
Jego słowa wprawiają mnie w osłupienie. Musiał się pomylić.
– Nie. Tylko się przyjaźniła z oboma chłopcami.
Pan Keats marszczy brwi.
– Jestem całkiem pewien, że była dziewczyną Josha. Kilka razy przyłapałem ich, hmm,
cóż, razem na korytarzach. Powiedziałem im, żeby zajmowali się takimi rzeczami poza
terenem szkoły, oczywiście.
A więc Daisy mnie okłamała. Wiedziałam. Pytanie, czy Roberta miała o tym pojęcie.
– Jest pan pewien? To na pewno byli Daisy i Josh?
– Na sto procent. Może to panią zaskoczyć, ale nie tak znowu często przyłapuję dzieciaki
w podobnych sytuacjach. To było dla mnie odrobinę szokujące.
– A z tego, co pan wie, czy Daisy zadawała się w ten sposób z innymi chłopcami
w szkole? To znaczy, czy miała to w zwyczaju, czy chodziło tylko o Josha?
– Nic mi o tym nie wiadomo i naprawdę nie sądzę, by była tego rodzaju osobą. Ale
obawiam się, że nie jestem ekspertem od związków między nastolatkami.
Zaczyna zbierać z biurka jakieś papiery, a ja traktuję to jako sygnał, że powinnam już
sobie pójść. Przynajmniej czegoś się dowiedziałam.
Dziękuję mu i opuszczam gabinet, a potem budynek, do którego wolałabym nigdy nie
wracać.
Daisy Carter, okłamałaś mnie, a ja zamierzam się dowiedzieć dlaczego.
18

Jake

Siedzi w pracy, gapi się na ekran komputera i nie jest w stanie choćby kiwnąć palcem. Od
rana był rozkojarzony. Wszystko wydaje mu się nie w porządku, jakby cały wszechświat
został zaburzony. Właściwie to czuje się tak, jakby cofnął się do okresu sprzed trzech lat, tuż
po tym, jak stracili Ethana. Nie chce tam wracać, ale nie ma wyboru. W pewnym sensie Zoe
zmusza ich, by przeżywali to na nowo.
To nie jej wina, powtarza sobie. Robi tylko to, co na jej miejscu zrobiłaby każda matka.
Ale dlaczego nie może po prostu odpuścić? Nic nie przywróci im Ethana, muszą jedynie żyć
dalej.
Ich małżeństwo ledwie przetrwało ten cios, a on nie zamierza pozwolić, żeby teraz się
rozpadło. Nie, Zoe musi odpuścić i skupić się na Harleyu. On już wkrótce się wyprowadzi,
zostało im razem tak niewiele czasu. Ha, przyganiał kocioł garnkowi! Jake nie pamięta,
kiedy sam ostatnio spędził trochę czasu ze starszym synem.
Myśl o tamtym okresie sprzed trzech lat przyprawia go o drżenie. Byli sobie z Zoe tacy
obcy, nie umieli ze sobą rozmawiać, a to okropne milczenie zdawało się znacznie gorsze niż
jakiekolwiek awantury. Kłótnia przynajmniej stanowiłaby jakiś rodzaj komunikacji.
A Harley go nienawidził; Jake bardzo dobrze o tym wie.
Naprawdę nie spodziewał się, że otrzymają kolejną wiadomość. Myślał, że nadawca
poprzestanie na tej jednej i po jakimś czasie Zoe da sobie spokój. Teraz nie ma na to szans.
Jak to się skończy? Jake wali pięścią w stół, wdzięczny, że w biurze nikogo nie ma.
Komórka leżąca obok jego komputera wibruje. Na widok zdjęcia żony odbiera
natychmiast.
– Hej, wszystko w porządku? – Słyszy odgłosy ruchu ulicznego w tle. – Gdzie jesteś?
– Znowu w Guildford – wyjaśnia Zoe, a Jake czuje, jak serce mu przyspiesza.
– Dlaczego? Co się stało? Nie powinnaś być w pracy?
– Wzięłam urlop na żądanie. Z przyczyn osobistych.
– Zoe, dobrze się czujesz? Nigdy wcześniej nie robiłaś czegoś takiego. – Nawet gdy miała
grypę, próbowała się dowlec do kliniki.
– Właśnie byłam w szkole Ethana i spotkałam się z jego dawnym opiekunem roku…
Pamiętasz pana Keatsa, prawda?
Jake kojarzy nazwisko, ale nie może sobie przypomnieć twarzy. To Zoe załatwiała
większość szkolnych spraw.
– Mów dalej – prosi, a serce zamiera mu z każdą kolejną sekundą. Zoe nigdy nie odpuści.
– Cóż, chciałam z nim porozmawiać i przekonać się, czy mógłby mi coś powiedzieć
o ostatnich dniach Ethana w szkole, ale nie mógł sobie niczego przypomnieć.
– To dlatego, że nie ma czego pamiętać, Zoe.
– Czekaj, daj mi skończyć. Jest coś więcej. Gdy rozmawialiśmy, wymknęło mu się, że
Daisy Carter była dziewczyną Josha.
Jake jest skołowany.
– Ale co to ma wspólnego z tą sprawą?
– Możliwe, że dużo. Gdy rozmawiałam z Daisy, dała mi do zrozumienia, że właściwie
ledwie znała Josha i Ethana. Dlaczego kłamała, Jake? Jaki mogła mieć powód? Wyraźnie
coś ukrywa.
Jake zastanawia się nad tym przez chwilę.
– No nie wiem, Zoe. Może nie chciała o tym rozmawiać? Nie pamiętasz, jak to wyglądało:
związać się z kimś w szkole? Zazwyczaj były to sytuacje, o których wolałoby się potem
zapomnieć. – Jake sam zaliczył sporo katastrof w tamtym wieku.
– Może i tak – przyznaje Zoe. – Po prostu odniosłam wrażenie, że coś przede mną
ukrywa, i bez przerwy zerkała na telefon.
– To nic nie znaczy. To nastolatka. Dzieciaki są przyklejone do telefonów. Nawet Harley
swojego nie odkłada.
Zoe wzdycha.
Jake wie, że nie okazuje jej wsparcia, na jakie liczyła, ale to zbyt trudne, gdy tak wiele
leży na szali.
– A więc wracasz teraz do domu? – pyta.
– Nie. Skoro już tu jestem, spróbuję znowu odwiedzić Daisy i zadać jej kilka
dodatkowych pytań.
– To nie jest dobry pomysł, Zoe. Proszę, wracaj do domu. – Ale Jake wie, że to
bezcelowe, więc posługuje się innym argumentem. – To zakrawa na nękanie, Zoe. Ona ma
siedemnaście lat, a ty jesteś dorosła. Po prostu daj spokój. Jestem pewien, że Daisy nic nie
wie o tych wiadomościach.
Zoe go ignoruje.
– Do zobaczenia wieczorem. Kocham cię.
Telefon milknie.

Po rozmowie z Zoe powinien mieć jeszcze większe trudności ze skupieniem, ale jakoś udaje
mu się wyłączyć. Ma w tym wprawę. Odsuwa od siebie wszystko i udaje, że nie jest
prawdziwe.
Projektuje logo dla firmy zajmującej się treningami personalnymi i jest tak pochłonięty
pracą, że nie zauważa stojącej za nim osoby, dopóki nie podniesie się z krzesła, żeby
rozprostować nogi i zaparzyć sobie kawy.
– Co do cholery, Cara? Wystraszyłaś mnie na śmierć!
– Przepraszam, Jake. Po prostu obserwowałam, jak pracujesz. Naprawdę potrafisz się
w tym zatracić, prawda? – Znowu posyła mu ten flirciarski uśmiech. Ten, który w ogóle na
niego nie działa.
Jake zerka na zegarek.
– Co ty tutaj robisz? Jest prawie ósma, a ty masz dziś wolne. – Jest to również dzień, na
który Liam zaplanował spotkania od rana do wieczora i ma się pojawić w biurze dopiero
jutro. Nagle Jake czuje się nieswojo.
– Zostawiłam tu coś – odpowiada Cara, zerkając na swoje biurko. – Potrzebuję tego
jeszcze dziś.
Jake nawet nie zamierza pytać, co takiego tu zostawiła. Bez wątpienia zmyśla. Po prostu
chciała zostać z nim sam na sam, jest tego pewien.
– Cóż, właśnie miałem wychodzić, więc poczekam, aż sobie pójdziesz, i pozamykam.
Ale Cara nie daje się łatwo spławić.
– Nie wyglądałeś, jakbyś zamierzał zaraz wyjść. Wyglądałeś, jakbyś tylko szedł zrobić
sobie coś do picia. – Wskazuje na kubek w jego dłoni.
– Nie. Chciałem zanieść kubek do kuchni, żeby go umyć. – Ogarnia go gniew. Dlaczego
niby ma się tłumaczyć przed Carą? Podejmuje decyzję, że rano pogada z Liamem
o pozbyciu się jej. Już woli sam zajmować się wszystkimi kwestiami administracyjnymi, niż
dłużej znosić jej obecność. Gdyby to ona była mężczyzną, a on kobietą, jest pewien, że
miałby podstawy, by oskarżyć ją o molestowanie seksualne. Coś jest z nią nie tak, myśli
sobie po raz setny.
– Nie pozwól, bym ci przeszkadzała – mówi Cara, wbijając w niego intensywne
spojrzenie. Niewiarygodne. Wydaje jej się, że tylko dlatego, iż jest atrakcyjna, może zdobyć
każdego mężczyznę. Ale nie tego. Nigdy w życiu.
Jake rusza do kuchni i przeklina ją pod nosem, bo teraz naprawdę będzie musiał wyjść,
a nie był jeszcze gotów na powrót do domu. Bez przekonania myje kubek – to bez
znaczenia, czy będzie zaplamiony kawą, tylko on z niego pije – i znowu nie zauważa, że ma
towarzystwo, dopóki Cara nie przywiera do jego pleców.
– Wiem, że mnie pragniesz – mówi i sięga dłonią między jego nogi.
Jake odwraca się i odpycha ją, zbyt zaszokowany, żeby cokolwiek powiedzieć.
To jej nie zniechęca.
– Nie wymyśliłam sobie tego, Jake. Widzę, jak na mnie patrzysz. Potrafię odczytywać
sygnały.
Jake traci cierpliwość.
– Cara, nie wiem, na jakim świecie ty żyjesz, ale nie ma mowy, żeby do czegokolwiek
między nami doszło.
– Och, nie przejmuj się swoją żoną, nigdy się nie dowie. Potrafię zachować dyskrecję.
Roześmiałby się, gdyby nie był taki wściekły.
– Ty chyba żartujesz, prawda? Podpuszczasz mnie? – Jake zastanawia się przez moment,
czy przypadkiem Liam jej do tego nie namówił, żeby z niego zażartować. Ale znając
panujące między nimi relacje, to bardzo wątpliwe.
Cara przez moment wygląda na naprawdę urażoną, ale szybko odzyskuje rezon
– Och, daj spokój. Przestań udawać, Jake. Jesteśmy tu sami. Wykorzystajmy to najlepiej,
jak się da.
Jake patrzy na nią w milczeniu – na jej lśniące blond włosy spływające po ramionach,
szczupłe, jędrne ciało i wielkie oczy, które zdają się patrzeć na niego błagalnie. I robi coś,
czego z pewnością pożałuje. Niemal widzi oczyma wyobraźni, co będzie się działo przez
kilka następnych dni, ile kłopotów to spowoduje, ale nie potrafi się powstrzymać.
Łapie Carę za ramię i wyprowadza ją z kuchni, po czym wlecze przez biuro, ignorując jej
prośby, żeby przestał, że robi jej krzywdę. Wypycha ją na korytarz.
– Nigdy więcej, do kurwy nędzy, nie próbuj obrażać mnie ani mojej żony – woła
i zatrzaskuje jej drzwi przed nosem.
19

Zoe

Daisy wygląda dziś inaczej. Podcięła włosy i ufarbowała je niemal na czarno, jakby chciała
zupełnie zmienić tożsamość. Też tak robiłam, gdy byłam młodsza – zawsze chciałam coś
zmienić, wypróbowywałam różne stylizacje, dopóki nie odkryłam, kim naprawdę jestem.
Zauważa mnie, gdy idę w jej stronę, i grzeczny uśmiech sprzedawczyni, który miała
przyklejony do ust zaledwie kilka sekund wcześniej, natychmiast znika. Tylko nabieram
pewności, że mam rację: nie powinnam ufać tej dziewczynie.
– Jestem naprawdę zajęta – oświadcza, jeszcze zanim zdążę otworzyć usta.
– Cóż, jest prawie piąta, a to oznacza, że zaraz kończysz. Mogę poczekać kilka minut. –
Nie ma pojęcia, że gdybym musiała, byłabym gotowa czekać wiele godzin.
Cała jej pewność siebie wyparowuje.
– Powiedziałam już pani wszystko. Naprawdę nie wiem nic więcej o Ethanie. Nie mogę
w niczym pani pomóc. – Odwraca wzrok i zaczyna majstrować przy kasie sklepowej.
– Porozmawiajmy o tym za moment, masz klientkę. – Odsuwam się, żeby pozwolić
starszej kobiecie czekającej za mną na zakup porcelanowej filiżanki i spodeczka, które
ściska w drżących dłoniach.
Daisy się nie spieszy. Starannie zawija porcelanę w trzy warstwy papieru. Wiem, że
celowo zwleka, próbuje wymyślić odpowiedzi na pytania, których jeszcze nawet nie
usłyszała.
Gdy wreszcie kończy, czekam, aż staruszka odejdzie, po czym opieram się o ladę.
– Daisy, dlaczego mnie okłamałaś i nie powiedziałaś, że byłaś w związku z Joshem?
Robi oczy jak spodeczki i na moment odbiera jej mowę.
– Kim pani jest? Pracuje pani w policji? Nie muszę odpowiadać na pani pytania.
Przypominam sobie ostrzeżenia Jake’a. To ważne, żebym jej nie zastraszyła. Muszę
zachować ostrożność, w przeciwnym razie nie ma szans na to, by była wobec mnie szczera.
– Nie, oczywiście, że nie. Przepraszam, jeśli zachowałam się zbyt obcesowo. Po prostu
muszę wiedzieć, co się działo w życiu Ethana przed wypadkiem. – Milknę na moment, żeby
te słowa do niej dotarły. – Nie musisz ze mną rozmawiać, ale mam nadzieję, że chociaż po
części rozumiesz moją potrzebę znalezienia odpowiedzi. Straciłam syna, Daisy. Miał
czternaście lat. Wiem, że jesteś za młoda, żeby w ogóle myśleć o macierzyństwie, ale
wyobraź sobie przez moment, jak by się czuła twoja mama, gdyby tobie cokolwiek się stało?
To najwyraźniej do niej przemawia, bo wrogość znika z jej oczu.
– W porządku – mówi. – Skłamałam, bo… to jest część mojego życia, o której wolę
zapomnieć. Byłam tylko dzieckiem. Chłopcy nie mieli wtedy takiego znaczenia jak teraz.
Rozumiem to, ale muszę się przekonać, czy nie ma to jakiegokolwiek związku z Ethanem
i tym, co się wydarzyło.
– Posłuchaj, zdaję sobie sprawę, że możesz nie chcieć o tym rozmawiać, ale to by mi
naprawdę pomogło, gdybym się dowiedziała, co się działo między Ethanem a Joshem
w tamtym czasie. Twoje relacje z Joshem mogą mieć znaczenie dla całej sprawy.
Daisy kręci głową.
– Naprawdę pani brzmi, jakby była z policji. Nie żebym kiedykolwiek miała kontakt
z policją. – Znowu wbija coś na kasę. – Spotkajmy się na dole przy głównym wejściu za
dziesięć minut. Będziemy mogły spokojnie porozmawiać.
To może być podstęp, być może Daisy tylko próbuje się mnie pozbyć, ale widzę, że
zmierza w naszą stronę mężczyzna, który wygląda, jakby mógł być jej kierownikiem, więc
nie mam wyboru, jak tylko się zgodzić.
– W takim razie za dziesięć minut – mówię i wychodzę.

***

Siadamy na trawniku nieopodal domu towarowego. Słońce wciąż świeci mocno i kąpie nas
w swym cieple, ale Daisy zdaje się tego nie doceniać i tylko ciaśniej owija się wyblakłą
dżinsową kurtką, podczas gdy ja zdjęłam moją od razu po wyjściu na zewnątrz.
Czekam, aż zacznie mówić, i ona dobrze o tym wie, ale tylko siedzi i zdrapuje
niewidoczne błoto z tenisówek. Próbuję się postawić na jej miejscu i powtarzam sobie, że ta
dziewczyna ma tylko siedemnaście lat. Rozmowa ze mną musi być dla niej dziwna.
– A więc ty i Josh… – zachęcam ją.
– Tak. Byliśmy razem… jeśli można to tak nazwać. I na początku naprawdę go lubiłam.
– Co się zmieniło?
– Im więcej czasu z nim spędzałam, tym wyraźniej widziałam, jaki jest naprawdę. A nie
był przyzwoitym człowiekiem.
Chociaż wiedziałam, że Josh potrafi być trudny, nigdy nie wydawało mi się, żeby był
podły. A Ethan ewidentnie bardzo go lubił.
– Możesz mi to wyjaśnić? Czy zrobił coś konkretnego, że odniosłaś takie wrażenie?
Daisy odwraca twarz i spogląda na sklep fotograficzny po drugiej stronie ulicy.
– Josh dbał tylko o siebie samego. Kropka. Zupełnie jakby nie miał w ogóle… Jakie to
słowo, kiedy człowiek rozumie uczucia innych ludzi?
– Empatia? – sugeruję.
– Tak, właśnie to. Cóż, on nie miał jej w ogóle. Brał, co chciał, i nie obchodziło go, co
czują inni.
– W porządku. Ale Ethan uważał go za przyjaciela. To chyba musi coś znaczyć.
Daisy wzrusza ramionami.
– Tak, w stosunku do Ethana zachowywał się w porządku. Znali się od dawna, prawda?
– Od podstawówki – mówię, próbując odepchnąć wspomnienia, jak odbierałam chłopców
ze szkoły. Początkowo miałam wrażenie, że to raczej Ethan był liderem, a Josh za nim
podążał. Ale coś się zmieniło i zastanawiam się, co to było. Być może miało to korzenie
w dzieciństwie Josha, było związane z tym, w jaki sposób Roberta i Adrian go
wychowywali.
– Cóż, Ethan był znacznie przyzwoitszy – ciągnie Daisy. – Bardzo go lubiłam.
– Poprzednim razem powiedziałaś mi, że nie znałaś go tak dobrze. Co dokładnie
wydarzyło się między wami trojgiem, Daisy?
Dziewczyna wzdycha głęboko i w końcu się odwraca, żeby na mnie spojrzeć.
– Josh i ja zerwaliśmy, bo wywierał na mnie presję. – Milknie, jakby czekała na moją
reakcję.
Od razu wiem, co ma na myśli, ale muszę to od niej usłyszeć.
– Jakiego rodzaju presję, Daisy? – Nie mogę zapytać o to wprost. Jest nieletnia i muszę
uważać, co do niej mówię.
– Chciał seksu. Ble. Wzdragam się na samą myśl o tym. Mieliśmy tylko czternaście lat!
Nie byłam na to absolutnie gotowa i powiedziałam mu o tym.
– A on co zrobił? Chyba nie próbował…
– Nie, presja była głównie werbalna. Nigdy nie próbował fizycznie mnie zmusić… –
Odwraca wzrok. – Nie sądzę, by wiedział jak. Byliśmy tylko dziećmi.
Czuję ból w żołądku. Dzieciaki w tym wieku nie powinny myśleć o seksie czy
o problemach dorosłych, powinny cieszyć się swoim dzieciństwem. Co myślał Ethan o tym
wszystkim? Czy czuł się gotów w wieku czternastu lat? Drżę na tę myśl. Jest to coś, czego
nigdy się nie dowiem, i w pewnym sensie się z tego cieszę.
– A więc to dlatego z nim zerwałaś?
Daisy znowu odwraca wzrok i odgarnia grzywkę z oczu.
– Właściwie to on zerwał ze mną.
– Och. Rozumiem.
– Powiedział, że woli być z kimś, kto nie zachowuje się jak dziecko, i tak to się skończyło.
Ani się obejrzałam, a zaczął paradować po szkole z Rhią Johnson. – Prycha. – Założę się, że
ona nie zachowywała się jak dziecko!
– Przykro mi – mówię. Chociaż to wszystko wydarzyło się trzy lata temu, z pewnością
wywarło wpływ na Daisy, na jej poglądy na temat mężczyzn, a może nawet na jej
samoocenę. Sprawia wrażenie pewnej siebie, ale kto wie, czy to nie maska.
– To zniszczyło moją reputację w szkole. Josh zaczął rozpowiadać okropne kłamstwa na
mój temat i plotki nigdy nie przycichły. Wszyscy byli wobec mnie złośliwi, przez co
ostatecznie znienawidziłam szkołę. To dlatego przygotowuję się do egzaminów końcowych
w college’u, a nie w liceum. Po prostu musiałam uciec z tamtego miejsca.
– To okropne. Nikt nie powinien musieć przez to przechodzić.
– Ale czuję się już dobrze. To wszystko należy do przeszłości. Świat zupełnie się zmienia,
gdy człowiek opuszcza mury szkoły, prawda?
– Daisy, chcę, żebyś wiedziała, że możesz być ze mną całkowicie szczera. Czy Ethan
kiedykolwiek źle cię potraktował? – Wstrzymuję oddech i czekam na odpowiedź.
– Nie. Nigdy nic nie powiedział, nawet gdy Josh próbował go namówić, żeby mi
dokuczał.
– I nic się nigdy nie wydarzyło między tobą a Ethanem?
Daisy kręci głową.
– Nie. On nie zrobiłby Joshowi czegoś takiego.
Ale przecież Harley wspomniał o tym, że Daisy chyba podobała się obu chłopcom.
– A zatem, o ile ci wiadomo, oni nigdy się o ciebie nie pokłócili?
– Nie. O co mieliby się kłócić? Josh mnie rzucił, a Ethan nigdy nie był mną
zainteresowany w taki sposób, więc nie było żadnego problemu.
Zastanawiam się, co to oznacza. Chociaż bardzo na to liczyłam, wydaje się mało
prawdopodobne, by Daisy mogła rzucić światło na tamte wydarzenia. A nawet jeśli chłopcy
rzeczywiście pokłócili się o nią, to z pewnością zdążyli się pogodzić przed wypadkiem.
W przeciwnym razie Josh by u nas nie nocował. Jedliśmy razem kolację tamtego wieczoru
i w ich zachowaniu nie było niczego nadzwyczajnego.
– Jeszcze tylko jedno pytanie – mówię – a potem obiecuję, że już nigdy więcej o mnie nie
usłyszysz.
Daisy spogląda na mnie czujnym wzrokiem, ale kiwa głową.
– Czy mama Josha wiedziała o was?
– Nigdy jej nie poznałam. Właściwie to nigdy nie byłam u Josha w domu. To zawsze on
przychodził do mnie. Mieszkałam bliżej szkoły, więc wydawało się to naturalne, ale jak się
nad tym zastanowić, było to odrobinę dziwne.
– Czasami trudno zrozumieć chłopców, Daisy. A z wiekiem to wcale nie staje się
łatwiejsze. Ale jestem pewna, że oni myślą o nas dokładnie to samo.
Daisy się śmieje, a potem obdarza mnie uściskiem.
– Mam nadzieję, że znajdzie pani to, czego pani szuka.
Gdy wracam do auta, coś nie daje mi spokoju, ale nie potrafię stwierdzić, co takiego. Coś
mi umyka; coś jest nie tak.
Za tym wszystkim musi się kryć coś więcej. Musi.
20

Roberta

– Odchodzę od ciebie.
No i proszę. Wreszcie to zrobiła, a jej słowa, chociaż wypowiedziane cichym głosem,
wypełniają pomieszczenie, pęcznieją i stają się niemal namacalne.
Adrian ani drgnie.
– Serio? Wątpię.
Nawet na nią nie spojrzał, nie traktuje jej poważnie, nigdy tego nie potrafił. Roberta
zastanawia się, czy jej mąż ma więcej szacunku dla tej drugiej kobiety. Tej ciemnowłosej
w eleganckim szlafroczku. I czy to jedyna, z którą ją zdradza, czy są też inne? Już nic by jej
nie zszokowało. Widziała, do czego zdolny jest ten człowiek.
Myśl o tym budzi w niej gniew – gniew, ktòrego istnienia nawet nie podejrzewała –
i właśnie to zmusza ją, żeby doprowadzić tę sprawę do końca.
– No to patrz – mówi, podnosząc głos, żeby zamaskować, jak bardzo drży, jak bardzo się
boi. Poczuje się lepiej, gdy już wyniesie się z tego domu i z dala od tego człowieka, prawda?
Adrian nie idzie za nią na górę, co tylko sprawia, że Roberta czuje się jeszcze bardziej
nieswojo. Czy nie powinien za nią pobiec? Przecież nie pozwoli jej tak po prostu stąd wyjść,
nie ma mowy. Nie zniesie upokorzenia związanego z faktem, że żona od niego odeszła.
Cały dobytek Roberty – w każdym razie rzeczy, na których jej zależy – mieści się w dużej
walizce i torbie podróżnej. Nie ma zamiaru zabierać fotografii ślubnych ani żadnych
pamiątek z małżeństwa. Potrzebuje tylko ubrań, kosmetyków i zdjęć Josha. I oczywiście tej
szaro-pomarańczowej bluzy z kapturem, którą tak uwielbiał nosić. Już nie pachnie jej
synem, ale wciąż przynosi jej pocieszenie, choć jednocześnie napełnia ją głębokim żalem za
każdym razem, gdy odważy się wyciągnąć ją z szafy i docisnąć do policzka. Ale nie ma
mowy, żeby ją tu zostawiła. Adrian pozbyłby się jej natychmiast, gdyby wiedział, że Roberta
jej nie wyrzuciła. Dobrze pamiętała, jak opróżniał pokój Josha, twierdząc, że dzięki temu
będzie im łatwiej. Ignorował jej łzy, podczas gdy patrzyła, jak odziera pokój z ostatnich
pamiątek po synu. Tak będzie lepiej, oznajmił, to jedyny sposób, żeby mogli żyć dalej.
Chociaż czuła, jak ból rozrywa ją na strzępy, dostrzegła też cierpienie w oczach męża, gdy
napełniał worki, żeby zabrać je do sklepu charytatywnego. To był jeden z nielicznych
momentów, w którym ujrzała przebłysk dawnego Adriana.
Roberta zasuwa torbę, gdy Adrian staje w drzwiach sypialni i wlepia w nią wzrok.
– Po co odstawiasz ten cyrk? – pyta, opierając się o framugę. – Oboje wiemy, że nigdzie
się nie wybierasz. Nie możesz, prawda? Nigdy. – Jest taki pewny siebie.
– Tylko popatrz – powtarza, zirytowana tymi marnymi próbami okazania wewnętrznej
siły. Ale musi to doprowadzić do końca.
– Czy ty naprawdę myślisz, że pozwolę ci odejść? Nic z tego. To nie może się wydarzyć
i oboje o tym wiemy.
Roberta stara się, jak może, żeby podtrzymać kontakt wzrokowy. To ważne, żeby
zrozumiał i zaczął się bać tego, co mogłaby zrobić.
– Pójdę na policję. Powiem im wszystko. – Te słowa dodają jej otuchy.
– Nie, nie sądzę, byś to zrobiła. Bo jak by to się skończyło dla ciebie? Tu nie chodzi tylko
o mnie, prawda, Roberto? Siedzimy w tym razem.
Zastanawiała się nad tym i wiedziała, że Adrian spróbuje zagrać tą kartą.
– A może już mnie nie obchodzi, co się ze mną stanie. Może warto się poświęcić.
Na jego twarzy pojawia się grymas. Nie brał pod uwagę, że byłaby do tego zdolna.
Roberta ma nadzieję, że właśnie zaczął wątpić we wszystko, co wiedział o swojej żonie.
Słabej, marnej żonie, z której zrobił popychadło.
– Nie odważyłabyś się.
– A co mam do stracenia, Adrianie? Mój syn jest martwy, a ja żyłam tylko dla niego. –
Chce dodać, że nie wie nawet, czy wciąż może nazywać siebie matką. Czy ten tytuł zostaje
kobiecie odebrany w chwili, gdy umiera jej jedyne dziecko? Czy jednak zawsze jest się
mamą? Ta myśl często prześladuje Robertę, ale nie da Adrianowi satysfakcji i nie powie mu
o tym.
– Żyłaś tylko dla niego, bo zrobiłaś z niego sens swojego życia. A teraz zachowujesz się,
jakbyś nie istniała. Ale ja i tak nie pozwolę ci odejść.
Roberta siada na łóżku w obawie, że zaraz nogi się pod nią ugną. Nie zamierza pokazać
mężowi, że się go boi.
– Dlaczego chcesz mnie tutaj trzymać? Serio. Nasze małżeństwo to fikcja. Nie kochamy
się. Powiedziałabym wręcz, że się nie znosimy. Więc po co to wszystko? Na pokaz? Jeśli tak
się martwisz o swoje ego, możesz powiedzieć ludziom, że wyrzuciłeś mnie z domu. Mnie to
po prostu nie obchodzi. Idź i bądź sobie z tą swoją małą dziwką.
Milczenie wypełnia pokój. Gdy wypowiadała te słowa, czerpała z nich przyjemność,
chociaż miała wrażenie, jakby przemawiał przez nią ktoś obcy. Powiedziałaby nawet, że
była z siebie dumna. Ale być może posunęła się za daleko. Teraz jej mąż zacznie się
dopytywać, skąd ona wie o jego romansie.
Adrian rusza w jej stronę. Roberta stara się powstrzymać odruch, żeby się przed nim
skulić. Wstaje i prostuje się, chociaż jest znacznie niższa od męża.
Adrian wykręca jej ramię, a ona przypomina sobie, jak w dzieciństwie brat łapał ją za rękę
i przekręcał dłonie w przeciwne strony. Ale tamto to były tylko żarty, zabawa
w „pokrzywkę”. To nie są żarty.
Setki splątanych myśli wirują jej w głowie: czy on zada jej ból? A może zrobi coś
gorszego? Czy w ogóle pozostawiła mu inną możliwość? Roberta zamyka oczy i szykuje się
na to, co ma nadejść. Jest zdumiona, gdy równie nagle, jak ją złapał, Adrian puszcza ją i cofa
się o krok.
– Wiesz co, Roberto? W porządku, odejdź. Właściwie to całkiem podoba mi się myśl, że
do końca swoich dni będziesz żyła w strachu, zastanawiając się, co ci grozi. Bo powiem ci
tyle: pójście na policję będzie ostatnią rzeczą, jaką zrobisz.
Roberta patrzy na niego i tym razem nie widzi w jego twarzy złośliwości czy nienawiści.
Nie, to coś znacznie gorszego.
Łapie torbę i walizkę, po czym opuszcza ich sypialnię, a następnie dom – tak szybko, jak
może.
21

Wreszcie nadszedł ten dzień, gdy znajdę się na tyle blisko, żeby go dotknąć, poczuć jego
zapach. Chcę więcej, zdecydowanie więcej, ale na razie to będzie musiało mi wystarczyć.
Centrum handlowe jest dziś wyjątkowo zatłoczone – w końcu to sobota – i zaczynam się
niepokoić. Wokół jest tyle innych osób, młodszych, znacznie bardziej dla niego odpowiednich
niż ja. A co, jeśli spotka kogoś lepszego? Nie mogę na to pozwolić. Nie pozwolę.
Przybywam na miejsce z godzinnym wyprzedzeniem i siadam naprzeciwko sklepu Gap,
gdzie się umówiliśmy. Nie zauważy mnie tutaj, wtopię się w tłum kupujących.
Czekam, zajadając kanapkę, i zastanawiam się, jak będzie wyglądać nasza przyszłość. Czy
coś z tego wyjdzie, skoro tyle rzeczy sprzysięgło się przeciwko nam? Niezależnie od więzi,
która się między nami zrodziła, jeszcze nigdy nie czekało mnie tak trudne zadanie. On jest mi
przeznaczony; to równie oczywiste jak to, że słońce jutro wzejdzie.
Naturalnie byli w moim życiu inni mężczyźni – zbyt wielu, szczerze mówiąc – ale żaden nie
wzbudził we mnie takich uczuć jak ten chłopak, i to samymi słowami. Oczywiście zdarzało mi
się wcześniej zakochać, na przykład w Billym Jacksonie. Był znacznie starszy ode mnie
i nauczył mnie rzeczy, o jakich mi się wcześniej nie śniło. Zrobił na mnie wrażenie swoją
wiedzą i doświadczeniem… a potem mnie porzucił. Powiedział, że potrzebuje kogoś
dojrzalszego, na podobnym etapie życia, co on. Trudno było mi się z tym pogodzić. Dopiero
po latach dotarło do mnie, co miał na myśli.
W każdym razie wszystkie moje poprzednie związki były czysto fizyczne i nigdy nie trwały
dłużej niż kilka tygodni. Ale tym razem będzie inaczej. Czuję to każdą komórką ciała.
Owszem, różnica wieku między nami jest naprawdę duża, ale on się wkrótce przekona, że
to nie ma znaczenia. Że liczy się tylko więź, która nas łączy. On musi to zrozumieć.
Te rozważania tak mnie pochłaniają, że nawet nie zauważam, jak bardzo się spóźnia.
Umówiliśmy się na dziesiątą, a jest już wpół do jedenastej. Ale przedarcie się przez Londyn
środkami komunikacji miejskiej bywa problematyczne, więc jeszcze się nie martwię.
Potem nadchodzi jedenasta. Pięć po. Dwadzieścia po.
Nie przyjdzie. Po tych wszystkich e-mailach, w których dzieliliśmy się najgłębszymi
myślami, lękami i nadziejami, on postanowił mnie zawieść. Nie czuję smutku czy rozpaczy,
lecz przede wszystkim gniew. Robi mi się niedobrze. Rozglądam się, ale w pobliżu nie ma
żadnych toalet.
Instynkt podpowiada mi, co robić. Wyciągam komórkę i wysyłam mu esemesa.
Przepraszam, nie dam dziś rady.

Nie wyjaśniam, dlaczego daję znać tak późno. Nie zamierzam mu pokazać, jak bardzo
cierpię.
Powoli zbieram się do wyjścia i właśnie wtedy go zauważam. Idzie w stronę miejsca,
w którym się umówiliśmy. Nie spieszy mu się. Ma na sobie luźny granatowy T-shirt i dżinsy.
Trampki, które wyglądają na nowe. Jego widok tak mnie urzeka, że początkowo nie
zauważam, że nie jest sam. Ale nagle zwraca się do kogoś i wybucha śmiechem. Jest z tym
przyjacielem, z którym zawsze go widzę, gdy go śledzę.
Co on, do cholery, wyprawia? To miał być nasz dzień, a on kogoś ze sobą przyprowadził?
Dlaczego? Po pierwsze, spóźnił się prawie półtorej godziny, nie dał mi znać, a do tego nie
przyszedł sam.
Przechodzę tuż obok niego. Wystarczyłoby wyciągnąć rękę, żeby go dotknąć. Oczywiście
mnie nie zauważa, jest pogrążony w rozmowie z przyjacielem, a ja szybko ginę w tłumie.
Opuszczam centrum handlowe i idę na stację metra. Czuję, jakby wszystko działo się
w zwolnionym tempie.
Jak on mógł mi to zrobić, skoro tak wiele od niego zależy? Zastanawiam się, czy nie
należało wybrać kogoś innego. Chcę w to wierzyć, ale gdy przeglądam zdjęcia, które udało
mi się mu zrobić mu po kryjomu, wiem, że to nie koniec walki. Dopnę swego, w ten czy
w inny sposób.
22

Zoe

Gdy wracam do domu ze spotkania z Daisy Carter, Harley siedzi w kuchni i je kanapkę.
Pędzę, żeby go uściskać i pogratulować mu zdania ostatniego egzaminu.
– To już koniec – mówię. – Teraz możesz się cieszyć wakacjami z Mel i szykować do
studiów.
Wydaje się spięty, chociaż powinna go przepełniać radość.
– Cóż, lepiej późno niż wcale – mamrocze.
Odsuwam się i patrzę na niego.
– Nie myśl w taki sposób. Najważniejsze, że tego dokonałeś. Czy coś się stało? Nie
wydajesz się szczęśliwy.
Odkłada na wpół zjedzoną kanapkę na talerz.
– Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.
– Harley, jestem twoją mamą, wiem, kiedy kłamiesz – mówię, chociaż do jakiego stopnia
tak naprawdę można znać własne dzieci? Najwyraźniej nie miałam pojęcia o wielu rzeczach,
które działy się w życiu Ethana, i zaczynam się zastanawiać, czy gdybym była bardziej
spostrzegawcza, mniej pochłonięta pracą i pacjentami, mój syn wciąż by żył. Ale nie można
zmusić dzieci, żeby z tobą rozmawiały, prawda? Mają własny rozum. Uciszam natrętne
myśli i skupiam się na Harleyu.
– Nie wiem – mówi. – Po prostu coś jest nie tak. Mam wrażenie, jakby działo się coś
złego, może między tobą a tatą? Słuchaj, mam dziewiętnaście lat, nie musisz mnie przed
niczym chronić. – Wstaje, otwiera lodówkę i grzebie w niej przez chwilę, po czym wyciąga
karton soku pomarańczowego. – Chcesz trochę?
Kręcę głową.
– Harley, nie dzieje się nic złego. Między mną a twoim tatą wszystko jest w porządku.
– Naprawdę? Bo atmosfera tutaj jest odrobinę dziwna. Trochę taka, jak była tuż po
śmierci Ethana.
Czasami zapominam, jak spostrzegawczy jest Harley. Jego powściągliwe zachowanie
zazwyczaj oznacza, że jego umysł pracuje na najwyższych obrotach. Już otwieram usta, żeby
powiedzieć mu prawdę, ale równie szybko zmieniam zdanie. Nie zamierzam go w to
wciągać, to nie byłoby sprawiedliwe. Niedługo wyjeżdża na wakacje z Mel i nie chcę, żeby
to nad nim wisiało. Powinien się zrelaksować i dobrze bawić.
– Może po prostu chciałabym, żebyśmy spędzali z tatą więcej czasu razem – mówię. To
nie jest kłamstwo, chociaż w tej chwili to mój najmniejszy problem.
Harley podchodzi i obejmuje mnie ramieniem.
– Wiedziałem, że coś ci doskwiera, mamo. Powinnaś była ze mną porozmawiać. Tata
potrafi być czasami takim egoistą.
– Stara się, jak może. I nie mówię tego tylko dlatego, że próbuję go bronić. On naprawdę
robi, co w jego mocy, żebyśmy mieli dobre życie. Myślę, że trudno mu pogodzić pracę
z rodziną.
Harley nie wygląda na przekonanego.
– Hmm. Możliwe. Ale czasami to nie wystarcza, prawda?
Nie czuję się komfortowo, rozmawiając z synem o tych sprawach, więc zmieniam temat.
– Jesteś już spakowany? Mel musi być naprawdę podekscytowana.
Harley uśmiecha się – w końcu zaczęłam ją nazywać Mel.
– Jeszcze się nie spakowałem, wciąż mamy mnóstwo czasu. Ale tak, Mel jest
podekscytowana i nie może przestać o tym gadać, robi mnóstwo planów na czas pobytu.
Dobrze jest widzieć ją taką szczęśliwą. Dzięki temu nie myśli o tym, że pod koniec wakacji
wyjadę. Chciała pojechać ze mną, ale nie dostała się na uczelnię w pobliżu, więc musi zostać
w Londynie.
– Och. – Słyszę o tym po raz pierwszy, chociaż wiedziałam, że coś takiego może się
wydarzyć. Licealna miłość często kończy się wraz z początkiem studiów.
– To nic – zapewnia Harley. – Poradzimy sobie z tym.
– Jestem z ciebie dumna – mówię. – Zawsze tak dobrze sobie ze wszystkim radzisz, jesteś
taki dojrzały. – Być może utrata brata sprawiła, że musiał szybciej dorosnąć, chociaż nie
pamiętam, by kiedykolwiek okazał brak rozsądku.
Harley się uśmiecha.
– Robię, co mogę.
– A co myśli o tym wszystkim Mel? Wybiera się na psychologię, prawda? Myślałam, że
wiele uczelni oferuje ten kierunek. Nie może studiować gdzieś bliżej ciebie?
– Już za późno na szukanie innego college’u. Będzie musiała zostać w Londynie. Nie
martw się, mamo, wszystko będzie między nami dobrze. Sama zawsze mówisz, że jeśli coś
jest człowiekowi pisane, to na pewno się wydarzy.
Uśmiecham się.
– Tak, to moja mantra. – Chociaż trudno w to było uwierzyć, gdy zginął Ethan.
– W każdym razie – ciągnie Harley – spotykam się z Mel za pół godziny, więc nie gotuj
dla mnie kolacji, dobrze? Zabieram ją dziś do Nando’s.
– W porządku – mówię, próbując ukryć rozczarowanie, że znowu będę jadła sama.
Liczyłam na to, że jego towarzystwo odwróci moją uwagę od problemów, szczególnie że nie
mam pojęcia, co dalej robić.

Po tym wszystkim, co wydarzyło się ostatnio, powinnam była się tego spodziewać, a jednak
i tak jestem w szoku. Jem właśnie makaron na kolację, gdy dostaję esemesa z kolejnego
numeru, którego nie rozpoznaję, i chociaż to inny numer niż ostatnio, od razu wiem, że
wiadomość przysłała ta sama osoba. Tym razem nie spieszę się z jej otwieraniem. Siedzę
i gapię się na cyfry, ciężko oddychając. Rozważam, czy mogłabym po prostu zignorować
tego esemesa, udać, że go nie dostałam, i zapomnieć o dwóch poprzednich wiadomościach.
Ale potem myślę o Ethanie, przypominam sobie jego zaraźliwy śmiech i to, w jaki sposób
rozjaśniała się jego twarz, gdy był czymś podekscytowany, i wiem, że nie mogę odpuścić.

Może twój syn zasłużył na śmierć.

Tych sześć słów sprawia, że tracę oddech. Próbuję przekonać samą siebie, że w jakiś
sposób źle je zrozumiałam. Ta wiadomość nie przypomina poprzednich. Jest złowieszcza. Po
raz pierwszy biorę pod uwagę możliwość, że osoba, która mi ją wysłała, może mieć coś
wspólnego z utonięciem Ethana.
Gdy w końcu biorę się w garść, wykonuję zrzut ekranu i wysyłam go Jake’owi. Mijają
sekundy, potem minuty, ale on nie reaguje. Dochodzę do wniosku, że musi być tak
pogrążony w pracy, iż nie miał nawet okazji spojrzeć na telefon, więc łapię kurtkę i torebkę,
po czym wychodzę z domu.

Posterunkowa Palmer z wydziału dochodzeniowo-śledczego patrzy na mnie tak, jakbym


przyszła złożyć skargę na śmieci walające się po ulicach. Informuje mnie, że udało im się
wyśledzić pierwszą wiadomość, która została wysłana z kafejki internetowej we Francji, ale
nie ma sposobu, by się dowiedzieć, kto ją wysłał, a konto zostało już usunięte.
– Co do esemesa – wyjaśnia – został wysłany z niezarejestrowanego telefonu na kartę,
więc znowu nie ma sposobu, aby wyśledzić nadawcę. – Zerka na mój aparat. – Mogę tylko
założyć, że tak samo będzie z wiadomością, którą dostała pani dzisiaj.
Właśnie tego się spodziewałam.
– A więc chce mi pani powiedzieć, że nie mogę zrobić absolutnie nic? Mam po prostu
siedzieć, odbierać te wiadomości i je ignorować, zakładając, że nic nie znaczą?
Posterunkowa Palmer zaplata dłonie.
– Pani Monaghan, rozumiem pani frustrację i chcę, żeby powiadomiła mnie pani
natychmiast, jeśli otrzyma pani kolejną wiadomość, ale w tej chwili nikt pani otwarcie nie
grozi, więc tak naprawdę niewiele więcej mogę zrobić.
Kręcę głową.
– Czy pani ma pojęcie, jakie to uczucie, stracić syna? A teraz przez te wiadomości muszę
przeżywać to wszystko od nowa.
Ku mojemu zaskoczeniu policjantka wyciąga rękę i ściska moją dłoń.
– Mam dwóch nastoletnich synów, pani Monaghan, piętnasto- i siedemnastolatka. Więc
chociaż nie doświadczyłam pani bólu, sama jestem matką i rozumiem. Po prostu chodzi o to,
że w tej chwili naprawdę nie mogę więcej zdziałać. Ale proszę informować mnie na bieżąco.
– A nie może pani ponownie wszcząć tamtego śledztwa? Sprawdzić, czy czegoś nie
przegapiono? – Patrzę na nią błagalnie, chociaż staram się zachować spokój w głosie.
– Obawiam się, że to nie ja o tym decyduję. A policja z hrabstwa Surrey nie otworzy
ponownie sprawy bez nowych ważkich dowodów.
Domyślałam się, że tak to wygląda, jeszcze zanim zadałam to pytanie. Cóż, skoro tak, to
sama będę musiała znaleźć ten dowód i nawet zaczyna mi świtać w głowie pewien pomysł.
Zapewniam policjantkę, że dam jej znać, jeśli – czy raczej kiedy – otrzymam kolejną
wiadomość, i opuszczam posterunek, wychodząc prosto w parny letni wieczór.
Gdy tylko wsiądę do samochodu, zatrzaskuję za sobą drzwiczki i sięgam po telefon.
Anonimowy numer pewnie już nie działa, ale i tak wystukuję odpowiedź.
Powiedz mi, kim jesteś. Wierzę w to, co mówisz, ale potrzebuję więcej
informacji.

Przez pięć minut siedzę w samochodzie i sączę wodę z butelki, która leżała tu przez kilka
dni. Robię tak tylko po to, żeby nie wyglądać podejrzanie na policyjnym parkingu. W końcu
godzę się z faktem, że nie otrzymam odpowiedzi, w każdym razie nie tak szybko.
Mam wrażenie, jakby treść tej ostatniej wiadomości odbijała się echem po samochodzie.
Może twój syn zasłużył na śmierć. Jak to możliwe? Nie twierdzę, że Ethan był aniołem, ale
nigdy by nikogo nie skrzywdził. Jednak jak mogłabym po prostu zignorować te słowa, skoro
zadawał się z Joshem Butlerem, o którym nie można powiedzieć tego samego? Skąd mam
wiedzieć, co robili ci chłopcy, gdy znajdowali się poza zasięgiem mojego wzroku? No i nikt
nie był w stanie zrozumieć, dlaczego poszli nad rzekę tamtej nocy.
Zawsze ufałam Ethanowi, chyba że dawał mi powody do nieufności, więc nie stałam mu
nad głową przez cały czas. Teraz zaczynam myśleć, że źle postępowałam. Powinnam być
bardziej dociekliwa, żądać więcej odpowiedzi i wyjaśnień. Może wtedy wciąż by żył. Ale
naprawdę nie przychodzi mi do głowy, co takiego mógłby zrobić, żeby ktoś uznał, że
zasłużył na śmierć. Z pewnością tylko mordercy i najgorsi kryminaliści zasługują na coś
takiego.
Naprawdę muszę porozmawiać z Jakiem, jednak wciąż nie odpowiedział na moją
wiadomość. Odpalam silnik i jadę do jego biura.

– Co ty tu robisz? Czy coś się stało?


Na twarzy Jake’a maluje się coś więcej niż zaskoczenie – jest skrępowany. Zdarzało mi
się wcześniej wpadać do niego bez zapowiedzi i nigdy nie powitał mnie tak nerwowo.
– Mogę wejść? – pytam, ignorując złe przeczucia. Wszystko inne może poczekać. Zerkam
w głąb biura i widzę, że jest sam.
– Tak, ale co się dzieje?
Idę za nim do jego biurka, zasłanego papierami i pisakami. Przerwałam mu kreatywną
twórczość, to pewnie dlatego tak dziwnie zareagował na mój widok. Jake nie lubi, gdy ktoś
przeszkadza mu w projektowaniu. Kiedy już coś go rozproszy, nie potrafi z łatwością wrócić
do stanu skupienia.
– Pisałam do ciebie, ale nie odpowiedziałeś. Dlatego musiałam tu przyjechać.
– Przepraszam, byłem zajęty. Liam od rana ma spotkania z klientami, a ja muszę załatwić
jeszcze całą masę rzeczy, zanim będę mógł chociaż pomyśleć o powrocie do domu.
To nic nowego, więc nawet tego nie komentuję. W zamian opowiadam mu o tym, co się
wydarzyło, włącznie z wizytą na policji, i pokazuję mu wiadomość.
Długo się na nią gapi, aż w końcu mówi:
– Musisz to wykasować, Zoe. Jakiś drań po prostu próbuje cię nękać. Nie możesz mu na
to pozwolić. Ethan nie zrobił nic złego.
Chociaż spodziewałam się podobnej reakcji, boli mnie, że Jake tak łatwo odrzuca inne
możliwości.
– A więc to tak? Powinniśmy po prostu to zignorować? Udawać, że nic się nie dzieje? Te
wiadomości nie ustaną, Jake. Robią się coraz gorsze.
– Zoe, proszę, usiądź, zaczynasz się denerwować. – Próbuje mnie posadzić na swoim
krześle, ale odpycham jego dłoń.
– Oczywiście, że się denerwuję! Ktoś mi właśnie powiedział, że Ethan zasłużył na śmierć!
Niby jak mam się czuć?
– Wiem, ale spróbuj nie kierować się sercem. – W ten sposób próbuje dyplomatycznie mi
powiedzieć, żebym była rozsądna. – Każda zdrowa na umyśle osoba już dawno zgłosiłaby
się na policję, gdyby posiadała jakiekolwiek informacje na temat tego, co się wydarzyło.
Dlaczego miałaby cię tak zadręczać? I niby co takiego zrobił Ethan?
Właśnie tego muszę się dowiedzieć. To jest klucz do całej tej zagadki. Nie ma sensu
kłócić się o to z Jakiem – sama muszę to załatwić, na swój sposób.
Będę musiała złożyć kolejną wizytę Robercie Butler.
23

Roberta

Pensjonat jest obskurny i nie wygląda na zbyt czysty, chociaż powinien być, bo Roberta
widziała sprzątaczkę na korytarzu. A jednak ma wrażenie, jakby każda powierzchnia w jej
pokoju była czymś skażona. Ale tylko na tyle mogła sobie pozwolić i właśnie na to
zasługuje, więc od teraz to będzie jej dom, dopóki nie zadecyduje o przyszłości.
Jakiej przyszłości? Nie jest pewna, czy jakąkolwiek ma. Nie wie, kim będzie, gdy
przestanie być żoną Adriana. Może i traktował ją jak wycieraczkę, ale przynajmniej znała
swoje miejsce.
Adrian. To ten gnojek doprowadził ją do tego miejsca w życiu, to on zmusił ją do
zrobienia czegoś, do czego nie sądziła, że jest zdolna. Kłamstwa to jedno, ale to, czego oni
się dopuścili, jest znacznie gorsze.
Na zewnątrz zrobiło się już ciemno i jedyne światło w pokoju płynie z lampki na stoliku
nocnym. Ale to wystarczy – dzięki temu czuje się jakoś bezpieczniej. Siada na łóżku
i wyciąga z torebki zdjęcie Josha, które zawsze trzyma przy sobie. Teraz już nieczęsto na nie
patrzy i właściwie nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy robiła to po raz ostatni. Wystarczy
jej świadomość, że je tam ma. Nie jak na początku, kiedy ściskała je w palcach, gdy
zasypiała zapłakana, na poduszce mokrej od słonych łez. Jak bardzo wtedy chciała utonąć
w tych łzach.
Na zdjęciu Josh ma na sobie czerwoną bluzę z kapturem, jego włosy rozpaczliwie
potrzebują strzyżenia, a oczy ma zmrużone, jak zawsze, gdy coś knuł. Chciałaby wierzyć, że
to było tylko niewinne, szelmowskie spojrzenie małego rozrabiaki, że tak naprawdę miał
dobre serce i zdolność do odczuwania empatii, ale tak nie było. Czasami Josh potrafił być
bez serca. Zazwyczaj. Nie umiał się postawić w czyjejś sytuacji, zrozumieć, co czuje druga
osoba.
W chwilach, gdy o tym myśli, budzą się jej instynkt macierzyński oraz potrzeba, żeby
bronić syna za wszelką cenę, i koniec końców zawsze usprawiedliwia jego zachowanie. Był
nastolatkiem, w jego ciele szalała burza hormonów. To taki trudny wiek. Po prostu
potrzebował trochę czasu, żeby się odnaleźć. Powinna była mu w tym pomóc, ale nie, ona
przymykała oko na jego wybryki. Była gotowa zrobić wszystko, żeby utrzymać spokój,
uniknąć jego wybuchów. Czy się go bała? Nie, oczywiście, że nie. Josh nie był jak jego
ojciec. Roberta jest pewna, że nigdy by nie pozwoliła na to, by zamienił się w Adriana,
niezależnie od tego, ile wysiłku musiałaby w to włożyć.
Gładzi gładką powierzchnię zdjęcia, a potem znowu chowa je głęboko do torebki.
Zastanawia się, czy był taki moment, w którym mogła zmienić bieg wydarzeń, dzięki czemu
obaj chłopcy wciąż by żyli. Może gdyby bardziej dyscyplinowała Josha, od czasu do czasu
mu czegoś odmawiała? Mógłby wtedy wybrać inną ścieżkę. Ale tak naprawdę wszystko
sprowadza się do tego, że był za bardzo wścibski.
I tyle.
Szum ruchu ulicznego za oknem zaczyna cichnąć. Wszyscy wrócili do domu, do swoich
rodzin. Do swojego życia. Roberta podnosi telefon ze stolika i gapi się na ekran. Żadnych
nieodebranych połączeń, esemesów czy e-maili. Nikt za nią nie tęskni ani jej nie potrzebuje.
Chętnie zobaczyłaby nawet wiadomość od Adriana, bo w tym momencie ma wrażenie, że
samotność i izolacja ją dobijają. Ale czy nie na to właśnie zasługuje?
To tylko kwestia czasu, nim on ją dopadnie. Nie ma mowy, żeby pozwolił jej tak po
prostu zniknąć ze swojego życia. Już wolałby zobaczyć ją martwą.
No dalej, Adrian. Jestem na ciebie gotowa.
24

Zoe

Nie mogę uwierzyć, że znowu stoję przed domem Roberty Butler, zwłaszcza tak późnym
wieczorem. Jednak tym razem jestem uzbrojona w więcej amunicji. Wiem, że kłamała – a w
każdym razie postanowiła zataić przede mną część informacji, które na pewno rzucą trochę
światła na to, co przytrafiło się Ethanowi.
Chłopcy często bywali w tym domu, a ponieważ Roberta pracuje w szkole, zazwyczaj
była u siebie wtedy, kiedy oni. Nie ma mowy, żeby nie miała pojęcia, co robili. Tym razem
zamierzam uzyskać od niej odpowiedzi.
Jej peugeot nie stoi przed domem, ale możliwe, że zaparkowała gdzieś dalej albo oddała
samochód do mechanika.
Maszerując w stronę drzwi, podejmuję decyzję, że jeśli jej nie zastanę, będę na nią czekać
tak długo, jak trzeba. W domu nikt nie będzie za mną tęsknił, skoro Jake pracuje do późna,
a Harley spędza wieczór z Mel.
Naciskam dzwonek, ale nie słyszę, żeby zadzwonił, więc dodatkowo pukam. Chociaż jest
lato, wieczór zrobił się chłodny i ciaśniej owijam się swetrem, krzyżując ramiona na piersi.
Drzwi otwierają się po kilku sekundach i staje w nich Adrian. Patrzy na mnie, marszcząc
brwi. Nie brałam nawet pod uwagę możliwości, że to on mi otworzy, i na moment odbiera
mi mowę.
– Cześć – mówię w końcu, posyłając mu szeroki uśmiech. – Miło cię znowu widzieć,
Adrianie. Przepraszam za późną porę, ale czy Roberta jest w domu? Muszę zamienić z nią
parę słów. – Znowu się uśmiecham, w nadziei, że będzie musiał zareagować grzecznością na
grzeczność.
Gapi się na mnie jeszcze chwilę, a potem wzdycha.
– Nie, nie ma jej. Przykro mi. – Zaczyna zamykać, ale blokuję drzwi stopą.
O dziwo reaguje śmiechem. A z kolei śmiech odmienia cały jego wygląd. Powinien
częściej to robić.
– Uparta jesteś, co? – mówi.
– Gdzie ona jest? – pytam. – To naprawdę ważne. Muszę z nią porozmawiać, tylko przez
chwilę.
– Posłuchaj, czy znowu chodzi o tę głupią wiadomość? Bo nie chcemy mieć z tym nic
wspólnego. Żadne z nas. Nie my ją dostaliśmy i nie ma związku z Joshem. Obawiam się, że
marnujesz czas, przyjeżdżając tu taki kawał drogi z Londynu.
– Nie, nie marnuję. I sądzę, że Roberta o tym wie – protestuję. Bezczelnością raczej nie
pokonam jego oporu, ale nie mam nic do stracenia. Jeśli chce kłótni, to będzie ją miał.
Adrian przygląda mi się, marszcząc brwi.
– W porządku, niech ci będzie. Wejdź. – Gdy się odsuwa, żeby mnie wpuścić,
z niepokojem zaczynam się zastanawiać, dlaczego tak nagle ułatwił mi sprawę. – Napijesz
się czegoś? – pyta znacznie przyjemniejszym tonem głosu, gdy siadam na wytartej szarej
sofie.
– Och, tak, dzięki, może kawy. Z mlekiem, bez cukru. – Jego gościnność to kolejna
niespodzianka, ale zamiast się odprężyć, tylko jeszcze bardziej się denerwuję. Adrian nie
zachowuje się jak człowiek, którego znam i o którym opowiadała mi Roberta zaledwie kilka
dni temu.
– Za chwilkę wrócę. – Wychodzi do kuchni, a ja rozglądam się po salonie, obserwując
wszystko, jakbym była policjantką. Powoli zaczynam się tak czuć.
Uderza mnie brak rodzinnych fotografii na ścianach i nad kominkiem. Jestem pewna, że
Roberta wszędzie trzymała zdjęcia Josha i chociaż potrafię zrozumieć, że po trzech latach
zdjęła większość z nich, jestem zaskoczona, że nie ma gdzieś chociaż jednego. U nas
w salonie wciąż wisi oprawiony w ramki portret rodzinny całej czwórki. Nigdy nie mogłam
się zmusić, żeby go zdjąć. Ale powtarzam sobie, że każdy radzi sobie z żałobą w inny
sposób. To o niczym nie świadczy.
Adrian wraca z dwoma kubkami.
– Proszę – mówi, podając mi mój. – Mam nadzieję, że nie jest za mocna.
– Dziękuję. – Biorę kubek i stawiam na podłodze przy stopach. – A więc wiesz może, za
ile wróci Roberta?
– Ona nie wróci – odpowiada, biorąc łyk kawy.
Ogarnia mnie niepokój.
– Ach tak? Wyjechała gdzieś?
– Nie, Zoe, nie do końca.
Chociaż Adrian zachowuje się przyjaźnie, zaczyna mnie przerażać. Nic z tego, co mówi,
nie ma sensu.
– Co się tutaj dzieje?
Wzrusza ramionami.
– Cóż, równie dobrze mogę ci o tym powiedzieć, bo coś czuję, że nie odpuścisz. Roberta
ode mnie odeszła. Nasze małżeństwo jest skończone.
To ostatnia rzecz, jaką spodziewałam się usłyszeć. Gdy spotkałam się z Robertą ostatnim
razem, nic nie wspomniała o nadchodzącej separacji. Może sama jeszcze nie wiedziała, że
podejmie taką decyzję?
Chociaż nie przepadam za Adrianem, mówię mu, że przykro mi to słyszeć. Inna sprawa,
że mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie zachowuje się zupełnie inaczej niż ten, na którego
temat wyciągnęłam tyle negatywnych wniosków. Może odejście Roberty go otrzeźwiło.
– Chyba powinienem był to przewidzieć – ciągnie dalej Adrian. – Roberta jest… jak by to
ująć? Już od jakiegoś czasu nie wszystko z nią w porządku. – Spogląda na mnie znad kubka
i czeka na reakcję.
– W jakim sensie? Nie sprawiała wrażenia chorej. Może była tylko troszkę wyczerpana.
– Nie mam na myśli zdrowia fizycznego, Zoe.
Nienawidzę tego, że znowu powtarza moje imię. Czuję się przez to nieswojo. Ale nie jest
nieprzyjemny. Nie znałam go od tej strony i być może powinnam dać mu szansę.
– Mów dalej – zachęcam go.
Adrian sadowi się wygodniej.
– Roberta zachowywała się dziwnie już od dawna, niemal jakby stała się inną osobą. Och,
nie wyrażam się zbyt jasno, prawda? Chcę przez to powiedzieć, że moim zdaniem stała się
psychicznie niestabilna. Po prostu nie wiem, do czego jeszcze jest zdolna. To dlatego
pozwoliłem jej odejść, chociaż tak naprawdę nie chciałem, żeby nasze małżeństwo się
rozpadło. Chyba wciąż mam nadzieję, że ona uświadomi sobie, iż popełniła błąd, i wróci. –
Urywa i wzdycha ciężko. – Zaczęła się zachowywać nieobliczalnie. W jednej chwili
krzyczała na mnie, w drugiej płakała. Po prostu nie wiedziałem, co robić. Od tygodni
próbowałem ją namówić, żeby poszła do lekarza, ale nie chciała mnie słuchać. Upierała się,
że nic jej nie jest.
– Nie miałam pojęcia – mówię. Już chcę mu powiedzieć, że nie zachowywała się
niestabilnie, gdy do mnie przyjechała, ale gryzę się w język. Szybko się uczę, że nie mogę
ufać nikomu. Ani jemu. Ani Robercie. – Myślisz, że to ma jakiś związek z Joshem?
Adrian wzrusza ramionami.
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Po wypadku jakoś się trzymała. To znaczy:
oczywiście dużo płakała i długo nie wstawała z łóżka, ale to chyba normalne, prawda?
W końcu wróciła do pracy i pomimo że zrobiła się bardzo cicha… Cóż, właściwie zawsze
taka była, prawda? Muszę przyznać, że byłem tak pochłonięty własnym bólem, iż ledwie
zauważałem jej cierpienie. To okropne, prawda? Może to jakiś rodzaj opóźnionej reakcji na
to wszystko?
To raczej mało prawdopodobne, ale nie jestem specjalistką w tej dziedzinie.
– A więc jak dokładnie się zachowywała?
Adrian stawia swój kubek na podłodze.
– Od czego tu zacząć? Krzyczała na mnie, oskarżała mnie o to, że mam romans, chociaż
ledwie mam nawet czas, żeby zjeść coś w pracy. Pracuję do późna, więc nie mam pojęcia,
kiedy miałbym znaleźć czas na drugą kobietę w swoim życiu.
Przyglądam się badawczo jego twarzy, szukając śladów kłamstwa. Może i nie jesteśmy
z Robertą najlepszymi przyjaciółkami, ale ten opis w ogóle do niej nie pasuje. Mam ochotę
zapytać go prosto z mostu, czy rzeczywiście ma romans, ale muszę go zachęcić, żeby mówił
dalej. Niech myśli, że jestem po jego stronie.
– Cóż, przykro mi to słyszeć, ale co, jeśli ona faktycznie wierzy, że spotykasz się z kimś
innym?
Adrian unosi brwi.
– Chociaż nie ma na to żadnych dowodów? Powiedziałbym, że to właśnie świadczy
o irracjonalności jej zachowania, czyż nie?
Nie wiem, co na to odpowiedzieć, więc zmieniam taktykę.
– Jak myślisz, dokąd się udała?
Znowu wzrusza ramionami, co każe mi myśleć, że nie przejmuje się zbytnio całą tą
sytuacją.
– Nie mam pojęcia. Z rodziny ma tylko rodziców w Bath. Ale dzwoniłem do nich i nie
mieli od niej żadnych wieści od kilku dni.
– A wciąż chodzi do pracy?
– Tak zakładam. Nie dzwonili tutaj i nie szukali jej, więc o ile nie zgłosiła, że jest chora,
wciąż musi się tam pojawiać.
W takim razie właśnie tam ją znajdę. Wspominała wcześniej, że pracuje teraz w szkole
katolickiej pod wezwaniem Świętego Tomasza. Mogę zostać w Guildford na noc i złapać ją
tam z samego rana – mam jutro wolne w pracy. Nie będzie tym zachwycona, ale muszę z nią
porozmawiać.
– Nie martwisz się o nią? – pytam, chociaż nie powinnam być zaskoczona jego
obojętnością. – Nie próbowałeś jej znaleźć?
– Tak, oczywiście, że się o nią martwię. Ale nie mogę tak po prostu pojawić się u niej
w szkole, poza tym sam muszę pracować. No i dała mi jasno do zrozumienia, że nie chce
mieć ze mną nic więcej wspólnego, więc co mam robić? Śledzić ją?
Adrian nie mówi mi wszystkiego – czuję to w kościach.
– Lepiej już pójdę – oznajmiam, wstając. – Daj mi znać, jeśli będę mogła jakoś pomóc.
Adrian też wstaje i otwiera usta, ale szybko je zamyka.
– O co chodzi? – pytam.
Marszczy brwi.
– Słuchaj, nie chcę wpakować Roberty w żadne kłopoty… Ona potrzebuje pomocy, to
wszystko. Nie jest złą osobą.
– Co próbujesz mi powiedzieć, Adrianie?
– Nie zamierzałem o tym wspominać ze względu na dobro mojej żony, ale teraz, gdy już
tu jesteś, czuję, że muszę to zrobić. Jej kompletnie odbiło, Zoe. Myślę, że to Roberta wysłała
ci ten e-mail.
25

Jake

Raz jeszcze odczytuje esemesa od Zoe, w nadziei, że jego treść się zmieni. Napisała, że musi
z samego rana porozmawiać z Robertą Butler, więc zostanie na noc w Guildford.
Dlaczego ona nie potrafi odpuścić? To ich powoli zniszczy. Jake ma co do tego pewność,
tymczasem jego żonie najwyraźniej jest to obojętne.
Wszystkie emocje, z jakimi walczył po śmierci Ethana, zalewają go na nowo i grożą, że
go utopią, jeśli nie znajdzie sposobu na powstrzymanie tej powodzi. Dlaczego nie mógł
ocalić syna? Gdyby po prostu się obudził i zobaczył, że chłopcy wykradają się z domu,
Ethan wciąż by żył, a jego małżeństwo pozostałoby nienadszarpnięte. Kocha Zoe, zawsze ją
kochał, nawet w tych najmroczniejszych chwilach, ale czasami musi się odciąć od tych
uczuć, uodpornić na nią. Tylko w ten sposób sobie radzi.
– Proszę – mówi Leanne, podając mu kieliszek. – Naprawdę wyglądasz, jakbyś
potrzebował się napić.
– Dzięki. – Bierze duży łyk wina i czuje ociężałość rozlewającą się po całym ciele.
– O rany… Miałeś ciężki dzień w pracy?
Jake prawdopodobnie nie powinien był przychodzić dziś wieczorem do Leanne, ale to
jego najbliższa przyjaciółka i nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Zresztą nie zna nikogo,
kto rozumiałby Zoe tak dobrze jak ona. Był zaskoczony, gdy zastał ją w domu. Jeśli miałby
być ze sobą szczery, po części miał nadzieję, że jednak jej tu nie będzie.
I tak siedzą teraz na sofie, oboje wciąż w strojach, w których byli w pracy.
– Nie, nie o to chodzi. Praca to najmniejsze z moich zmartwień.
– Zatem musi chodzić o Zoe. Czy wszystko z nią w porządku? Wiem, że musi być na
mnie zła za to, że rozmawiałam z tobą o niej.
– Właściwie to w ogóle się na tym nie skupiała. Jest zbyt zestresowana tym, co się dzieje.
– Czy wydarzyło się coś jeszcze, Jake? Coś, co ma związek z tym e-mailem? – pyta
Leanne, a na jej czole pojawiają się zmarszczki niepokoju.
Zawsze tak łatwo mu się z nią rozmawia. Ona nigdy go nie ocenia, a on nie musi się
przejmować, że zrani jej uczucia. Może być po prostu sobą. Z żoną też może, oczywiście, ale
każde słowo między nim a Zoe ma podwójne znaczenie, za każdym kryje się Ethan. A teraz
te wiadomości. Jake wyjaśnia Leanne, że przyszły dwie kolejne i jest mało prawdopodobne,
że ta osoba na tym poprzestanie. A im więcej wiadomości dostaje Zoe, tym bardziej jest
skłonna drążyć temat.
Jake bierze kolejny łyk i zwierza się przyjaciółce ze wszystkich swoich trosk: że Zoe
nocuje dziś w Guildford, że nie zamierza odpuścić, że jest pewna, iż te wiadomości to coś
więcej niż paskudny żart.
– Właśnie tego się obawiałam – mówi Leanne. – Widziałam, w jakim była stanie, gdy
zginął Ethan, a teraz to zaczyna się od nowa.
– Ale Zoe jest silna – zauważa Jake. – Nie sądzę, żeby miała się załamać. Przeszła już
przez najgorsze.
– Ale czy przypadkiem właśnie się nie załamuje? Czy to, co teraz robi, nie stanowi na to
wystarczającego dowodu? Musimy jej pomóc. Sprawić, by zrozumiała, że musi przestać.
Wiesz o tym równie dobrze jak ja, Jake.
Leanne kręci głową i upija łyk ze swojego kieliszka.
– Nie mogę jej powstrzymać – skarży się Jake. – Próbowałem, ale ona nie chce mnie
słuchać. – Podziwia determinację Zoe, ale czasami bywa ona naprawdę frustrująca.
Leanne chichocze.
– Czyż nie za to właśnie ją kochamy? Że wie, czego chce, i nie pozwala nikomu, by na nią
wpłynął.
– To znaczy za jej upór?
– Tak, to by się zgadzało. Ale to poważna sprawa. Musimy coś zrobić.
Jake czuje, jakby zmierzał ku krawędzi klifu i nie był w stanie się zatrzymać. Tylko jedno
jest pewne: katastrofa. Ethan nie żyje. Nic już na to nie poradzą i powinni zostawić tę sprawę
w spokoju. Jake ma świadomość, że poczucie winy, które go dręczy, szkodzi jemu samemu
i wszystkim wokół. Nie jest już tym samym człowiekiem, co kiedyś, i nigdy nie będzie, ale
powinien spróbować wynagrodzić to jakoś swoim bliskim.
– Trzeba jej przypomnieć, że to był wypadek, prawda? – ciągnie Leanne, spoglądając na
niego znad kieliszka, który jest już niemal pusty. Jake nawet nie zauważył, kiedy go
opróżniła.
Nie odpowiada, tylko podnosi się z sofy i staje z kieliszkiem w drzwiach balkonowych.
Mieszkanie Leanne ma widok na rzekę, zapierający dech zwłaszcza wieczorami, gdy noc
rozjaśniają uliczne latarnie.
Jest tak pochłonięty scenerią, że nie zauważa przyjaciółki, która do niego dołączyła,
dopóki się nie odezwie.
– Jake, wiem, że zmieniam temat, ale po prostu muszę cię o to zapytać. Nie powiedziałbyś
nigdy Zoe, prawda? O tym, co się wydarzyło?
Jake nieruchomieje. Nie potrafi się zmusić, żeby spojrzeć na Leanne. Nigdy nie sądził, że
usłyszy od niej te słowa, że kiedykolwiek będą o tym dyskutować. Nie wie, co powiedzieć,
ale zdaje sobie sprawę, że milczenie nie przyniesie nic dobrego.
– Nie, oczywiście, że nie. Nigdy bym jej tak nie skrzywdził.
– To było dawno temu, prawda?
Jake chce, żeby ona po prostu przestała o tym mówić. Nie może tego słuchać.
– Tak – odpowiada. – I trzymałem gębę na kłódkę, nigdy nie pisnąłem ani słowa. Co ona
by sobie o mnie, o nas obojgu, pomyślała, gdyby dowiedziała się teraz?
Często się nad tym zastanawiał i przeraża go to pytanie, bo w ostatecznym rozrachunku
całe ich małżeństwo jest oparte na kłamstwie. A jeśli chodzi o przyjaźń jego żony z Leanne,
cóż, Jake wie, że skończyłaby się w chwili, gdy wszystko wyszłoby na jaw. Przez trzy lata
ignorował tę sprawę, udając, że to się nigdy nie wydarzyło. Jest w tym dobry.
Ale teraz, gdy stoi obok Leanne, pamięta wyraźnie każdy szczegół. Minęło sześć tygodni
od śmierci Ethana i Jake był na dnie. Nie chciał obciążać Zoe własnym cierpieniem, podczas
gdy zmagała się ze swoim, więc znosił ból w milczeniu, aż w końcu, gdy już nie mógł dłużej
wytrzymać i czuł, że go to zmiażdży, zwrócił się do Leanne.
Poszedł do jej mieszkania w Guildford, jak wiele razy wcześniej, bo była jego najbliższą
przyjaciółką. A ona wysłuchała go, płakała z nim, dzieliła ten ciężar i rozumiała targające
nim wyrzuty sumienia.
Rozmawiali aż do świtu, wypili dużo wina, chociaż on nie usprawiedliwia tego, co się
wydarzyło, alkoholem. Nie, bierze pełną odpowiedzialność.
Wstydzi się tego, co zrobił. Początkowo po prostu trzymał ją za rękę. Potrzebował ciepła
ludzkiego kontaktu, chciał poczuć, że wciąż istnieje. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby
potem nie ujął jej twarzy w dłonie i nie przyciągnął jej do siebie.
Spodziewał się, że go odepchnie. Był przekonany, że nie odwzajemni pocałunku – Leanne
i Zoe były jak siostry i żadna z nich nigdy nie skrzywdziłaby drugiej. Ale chociaż Leanne
rzeczywiście wahała się przez moment, odsunęła odrobinę, zaledwie po chwili gorączkowo
zrywali z siebie ubrania i rzucali je na dywan.
Już po wszystkim oboje byli przerażeni, zawstydzeni zasłaniali się kołdrą, żadne z nich
nie było w stanie wydusić ani słowa. Leanne wstała i zamknęła się w łazience, ale zanim
wyszła z pokoju, spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
Później żadne z nich nie powiedziało na ten temat ani słowa i dzięki temu jakoś zdołali
podtrzymać swoją przyjaźń, aż w końcu Jake zaczął mieć wrażenie, jakby to nigdy się nie
wydarzyło. Nie pamięta nawet, jaki był ten seks – gdy jego dłonie błądziły po ciele Leanne,
jego umysł spowijała mgła bólu i poczucia winy. Wie tylko, że stanowiło to ogromny błąd,
którego nigdy nie chciałby powtórzyć czy wspominać. Leanne jest jego przyjaciółką, a nie
kimś, z kim się sypia. A co gorsza, to też przyjaciółka Zoe.
Dlaczego właśnie teraz poruszyła ten temat?
– Już za późno, żeby się zastanawiać, co by zrobiła, gdyby się dowiedziała – mówi
Leanne, patrząc przed siebie. – Właściwy moment na powiedzenie jej o tym dawno minął.
Trzeba to było zrobić od razu. Ale jak byśmy mogli, skoro dopiero co straciliście Ethana?
Niemniej gdybyśmy to wtedy zrobili, może byłaby w stanie zrozumieć, że żadne z nas nie
było przy zdrowych zmysłach… Jesteśmy okropnymi ludźmi, Jake. Nienawidzę siebie od
dnia, kiedy to się wydarzyło.
– Dlaczego to się w ogóle wydarzyło, Leanne? Wiem, że nigdy nie byłaś mną
zainteresowana w ten sposób.
Leanne dalej na niego nie patrzy i odpowiada dopiero po dłuższej chwili.
– Tak się wstydzę. Wiem, że to ja poruszyłam ten temat, ale naprawdę trudno mi o tym
mówić. Jednak może najwyższa pora, żebyśmy to zrobili.
Jake niemal nie chce usłyszeć tego, co ona ma do powiedzenia, chociaż zawsze był
ciekawy. Zna powody własnych zachowań, ale nigdy nie potrafił zrozumieć Leanne.
– Odczuwałam twój ból tak dotkliwie, że nie mogłam cię odepchnąć. Nie mogłam
powstrzymać tego, co się działo. Wiedziałam, jak bardzo mnie potrzebujesz, i nie mogłam
cię zawieść.
Jake nie wierzy własnym uszom.
– Chcesz powiedzieć, że przespałaś się ze mną, bo było ci mnie żal?
Leanne kręci głową.
– Nie, wcale nie. Och, to źle zabrzmiało. Chodziło mi o to, że w tamtym momencie oboje
potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Nie zrozumiesz tego, ale ja potrzebowałam ciebie równie
mocno.
Jake jest zdezorientowany.
– W jaki sposób? Wiem, że zawsze byłaś blisko związana z chłopcami, traktowałaś ich
niemal jak własnych synów, ale…
– Dopiero co rozstałam się z Sebem, pamiętasz? Straciłam przez niego pewność siebie
i byłam zdruzgotana, ale próbowałam sobie jakoś radzić, a potem, gdy zginął Ethan, to
wszystko po prostu mnie przerosło. Próbowałam wspierać ciebie, Zoe i Harleya, a tak
naprawdę sama byłam w rozsypce. Proszę, nie myśl, że szukam wymówek, nie ma żadnych,
ale tak jak ty znajdowałam się w bardzo złym miejscu w swoim życiu. Myślę, że oboje
potrzebowaliśmy pocieszenia i sięgnęliśmy po nie, nie myśląc o konsekwencjach. – Oczy ma
teraz pełne łez, ale dalej patrzy na rzekę, unikając jego wzroku.
Jake nie wie, co powiedzieć. Ma wrażenie, jakby krew zaczynała się w nim gotować. Nie
spodziewał się, że dziś wieczorem będzie przeprowadzał taką rozmowę. Ale w końcu
znajduje jakieś słowa.
– Myślę, że było lepiej, gdy o tym nie rozmawialiśmy. Nic dobrego nie przyjdzie
z analizowania tego teraz. I szczerze mówiąc, Leanne, nie jestem w najlepszym nastroju,
żeby dyskutować o tym, co zrobiliśmy. – Czuje się okropnie, gdy to mówi, bo widzi, że
Leanne ewidentnie potrzebuje zrzucić z siebie ten ciężar. Powtarza sobie, że zawsze mógł na
nią liczyć, więc teraz powinien okazać jej troskę, niezależnie od tego, jak niekomfortowo się
czuje.
– Właściwie – ciągnie Leanne, ignorując go – jest coś, nad czym się zawsze
zastanawiałam. Czy uważasz, że jestem okropną przyjaciółką przez to, co zrobiłam Zoe?
Jake jeszcze nigdy nie czuł się tak skrępowany w jej towarzystwie, nawet w dniach
bezpośrednio po tym, jak się ze sobą przespali, gdy musiał się zachowywać normalnie,
udawać, że nie widział Leanne nagiej, że nie słyszał jej jęków.
– Nie. Zawsze byłaś dla niej wspaniałą przyjaciółką. Po prostu popełniliśmy błąd, to
wszystko. Ogromny błąd. W najgorszym możliwym momencie.
– Błąd – mamrocze ona. – Tak.
– A jeśli ty jesteś okropną przyjaciółką, to ja jestem jeszcze gorszym mężem. – Wie, że od
śmierci Ethana nie był wzorowym małżonkiem, a seks z Leanne odegrał w tym decydującą
rolę, ale stara się o tym nie myśleć. Nie potrafi poradzić sobie z faktem, że Zoe zasługuje na
kogoś znacznie lepszego niż on.
Jake się waha.
– Więc ty nigdy… nie byłaś zainteresowana mną w taki sposób? – To pytanie wzięło się
znikąd. Ale to coś, czego musi być pewien.
– Daj spokój z tym przesłuchaniem!
Jake nie jest pewien, dlaczego Leanne nagle przyjęła tak obronne nastawienie, ale musi
załagodzić sytuację.
– Słuchaj, przepraszam, jeśli to źle zabrzmiało. Nie miałem nic złego na myśli, to po
prostu coś, nad czym zastanawiałem się od tamtej nocy.
Leanne bez słowa wraca do stolika kawowego, na którym zostawiła butelkę, i nalewa
wina im obojgu.
– Prawda jest taka, że myślałam o tym, jeszcze zanim to się wydarzyło. Na długo, zanim
wyswatałam cię z Zoe. Po prostu nic z tym nie zrobiłam. Nie pytaj mnie dlaczego, bo nie
potrafię tego wyjaśnić.
„Nie potrafisz czy nie chcesz?”, zastanawia się Jake.
– A po tym, jak się ze sobą przespaliśmy, chociaż miałam takie wyrzuty sumienia
i nienawidziłam samej siebie, i tak poczułam, że to zbliżyło nas do siebie nawet bardziej, bo
poznałam cię od zupełnie innej strony. Ale musiałam wciąż sobie powtarzać, że to ty, że
jesteś tylko moim przyjacielem. Po prostu skupiłam się na tym. Moje pozostałe uczucia nie
miały znaczenia.
Leanne odwraca się i bierze zbyt duży łyk wina. Jake po raz pierwszy uświadamia sobie,
że jego przyjaciółka mogłaby chcieć od niego czegoś więcej.
– Leanne, tak mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło. To wszystko moja wina. Nie
powinienem był nigdy postawić cię w takiej sytuacji. Ja po prostu…
– Nie chcę już o tym rozmawiać, Jake. Przepraszam, że zaczęłam. Powiedz mi, co
zamierzasz zrobić z Zoe i z tymi wiadomościami. To dlatego tutaj przyszedłeś, prawda?
Skupmy się na tym.
Jake wraca do teraźniejszości i znowu czuje się fatalnie.
– Będę z nią szczery i powiem jej, jaki błąd popełnia – mówi, nagle decydując, co musi
zrobić. – A potem zamierzam ją powstrzymać.
Leanne przygląda się badawczo jego twarzy. Zapewne próbuje ustalić, czy mówi serio.
– To dobrze. Myślę, że oboje wiemy, iż tak będzie najlepiej, prawda, Jake?
26

Harley

– Moi rodzice wychodzą za kilka minut. – Mel uśmiecha się do niego z flirciarskim
błyskiem w oczach.
– Okej – mówi Harley, ale nagle czuje się jak w pułapce, jakby zaraz musiał się wykazać,
chociaż zaledwie kilka minut temu nie miał pojęcia, że zostaną sami dziś wieczorem. Był
nastawiony na to, że posłuchają muzyki, może obejrzą coś w telewizji. Mogliby nadrobić
Dragons’ Den na iPlayerze. Harley uwielbia ten program, chociaż nie ma pewności, czy Mel
jest również jego fanką. Zgadza się, by go oglądać, być może tylko po to, aby zrobić mu
przyjemność, bo nigdy nie wydaje się szczególnie zainteresowana.
Leżą na jej łóżku, a ona przesuwa dłonią w górę po jego nodze i zaczyna go masować.
Harley czuje, jak jego członek twardnieje pod materiałem dżinsów.
– Wiesz co? – wypala nagle, łapiąc ją za rękę. – Tak naprawdę to nie uczciliśmy
porządnie zdanych egzaminów. Może pójdziemy do baru na drinka? Od wieków nigdzie nie
wychodziliśmy.
Uśmiech Mel znika.
– Och, okej, jeśli chcesz. Ale musiałabym się przebrać i umalować.
Harley zastanawia się, czy nie powiedzieć jej, że nie musi mieć makijażu, ale zmienia
zdanie. Wie, że uwielbia się malować, a już raz ją dziś rozczarował.
Gdy Mel zaczyna się rozbierać na jego oczach, chociaż jej rodzice wciąż są na dole,
Harley odwraca wzrok i skupia się na telefonie. Przegląda Facebooka, chociaż nienawidzi
mediów społecznościowych. Wykasowałby konto, ale nie może się na to zdecydować.
Czuje na sobie wzrok Mel i wie, że jego dziewczyna chciałaby, żeby patrzył, jak się
rozbiera, żeby zapomniał o wyjściu i został w jej sypialni przez cały wieczór.
Ale teraz, gdy już wpadł na ten pomysł, rozpaczliwie pragnie stąd wyjść, odetchnąć
świeżym powietrzem i wypić kilka drinków. Wciąż martwi się o mamę i nie wierzy w jej
protesty, że wszystko jest w porządku.
Gdy następnym razem podnosi wzrok, Mel jest już przebrana w granatową sukienkę, która
ciasno otula jej ciało.
– Wyglądasz fantastycznie – mówi jej.
– Dzięki – odpowiada Mel, ale robi wrażenie, jakby jego komplement nie sprawił jej
przyjemności.
Harley zastanawia się, czy kiedykolwiek zrozumie kobiety.

Docierają na West End, a on wybiera pierwszy lepszy pub w pobliżu Tottenham Court Road,
który jest wystarczająco zatłoczony, zwłaszcza jak na poniedziałkowy wieczór. Nie
przeszkadza mu to, że na pierwszy rzut oka większość klientów wydaje się znacznie starsza
od nich.
– Jesteś pewien co do tego miejsca? – pyta Mel. – Może moglibyśmy pójść do Jewel?
Aneeka była tam w zeszły piątek i mówiła, że jest niesamowicie. Świetnie się bawiła.
– Ale to jest aż na Piccadilly Circus, a my jesteśmy tutaj. – Dotarcie tam wcale nie
zajęłoby im tak dużo czasu, jednak zmarnowali już sporo wieczoru na dojazd. Harley po
prostu chce się zrelaksować.
– Okej – mówi Mel, wykrzywiając wargi. Harley jest w pełni świadom, że zawiódł ją już
po raz drugi dziś wieczorem. Trzeci, jeśli policzyć fakt, że nie patrzył, jak się przebiera.
Wchodzą do środka i rozglądają się po pomieszczeniu. Z głośników na ścianach płynie
lista przebojów, ale nie za głośno i Harley czuje ulgę, że przynajmniej będą w stanie
rozmawiać, nie nachylając się ku sobie nieustannie.
– Mam ochotę napić się dziś wieczorem czegoś innego – oznajmia Mel, wskazując na bar.
– Nie próbowałam w życiu zbyt wielu drinków i już nudzi mnie to, że za każdym razem, gdy
wychodzę, zamawiam to samo.
Harleyowi podoba się jej szczerość. Zna dużo dziewczyn, które nigdy by nie przyznały, że
nie mają w czymś doświadczenia. Bierze ją za rękę i rozkoszuje się ciepłem jej miękkiej
skóry.
– A może B52? Nigdy tego nie piłem, ale wygląda interesująco.
– Czemu nie? – Mel przytula się do jego ramienia, podczas gdy Harley składa zamówienie
u barmana.
Wszystkie miejsca są zajęte, więc stoją przy barze i rozmawiają o zbliżającym się
wyjeździe. Harley czuje przypływ uczuć do tej słodkiej dziewczyny. Jej ekscytacja jest
zaraźliwa i sam zaczyna się cieszyć na wakacje, chociaż do tej pory miał mieszane uczucia.
Ktoś klepie go w ramię. Harley odwraca się na pięcie, gotowy zwrócić uwagę temu, kto
go zaczepia.
– Harley!
Dopiero po chwili dociera do niego, że patrzy na Isaaca, dawnego kolegę ze szkoły.
Harley nie widział się z nim, od kiedy Isaac zdał egzaminy końcowe rok wcześniej, i prawie
nie może uwierzyć, że stary kumpel właśnie przed nim stoi. Był przekonany, że studiuje
w Manchesterze.
– Isaac! Co ty tu robisz? Myślałem, że jesteś w Manchesterze.
– Tak, ale wróciłem tu na lato. Mama i tata wybrali się na rejs statkiem wycieczkowym…
Boże, ależ oni są starzy. A ja doglądam domu.
Harley się śmieje.
– Cóż, świetnie cię widzieć. Przykro mi, że urwał nam się kontakt.
– Ach, nie przejmuj się. – Isaac zerka na Mel.
– Isaac, to jest Mel. Chodzi do naszej szkoły, ale przeniosła się dopiero w tym roku, więc
nie mieliście okazji się poznać.
Isaac odstawia swoją szklankę z piwem na bar i podaje rękę Mel.
– Miło cię poznać – mówi.
– Wzajemnie. – Mel jest uprzejma i ściska jego dłoń, chociaż wygląda na skrępowaną.
Może jest zirytowana, że im przerwano.
– Cóż, nie chcę wam przeszkadzać, więc wracam do moich kumpli. Jestem z tą bandą tam.
– Isaac wskazuje na czterech kolesi tłoczących się w kącie. – Graliśmy kiedyś razem
w piłkę. Właśnie nadrabiamy zaległości. – Zwraca się z powrotem do Harleya. – Właściwie
to potem idziemy do Strawberry Moons przy Regent Street. Słyszałem, że ten klub jest
całkiem niezły, nawet w poniedziałkowe wieczory. Macie ochotę dołączyć? – Klepie
Harleya po ramieniu.
To kusząca propozycja, ale jedno spojrzenie na minę Mel mówi mu, że nie powinien jej
przyjmować.
– Och, nie wiem, może innym razem.
– Nie, powinieneś pójść – zachęca go Mel. – Ja i tak jestem strasznie zmęczona. Idź i baw
się dobrze, Harley. Pamiętaj, że świętujesz.
Uśmiecha się, ale inaczej niż zwykle. Ten uśmiech jest zbyt wymuszony.
Harley zastanawia się, czy to jakiś rodzaj testu.
– Nie, nie pozwolę, żebyś wracała do domu sama, Mel.
– Nic mi nie będzie, serio. Wezmę taksówkę sprzed pubu. Możesz nawet ze mną
poczekać, jeśli się martwisz.
Harley zastanawia się przez chwilę. Naprawdę lubi Isaaca i chciałby z nim pogadać, ale
jak mógłby zostawić Mel? A fakt, że ona tak chętnie się na to godzi, w zasadzie zmusza go,
żeby poszedł, jest trochę dziwny.
– Nie, następnym razem. – Posyła Isaacowi przepraszający uśmiech.
Mel prostuje się, a jej ton nabiera stanowczości.
– Nie, Harley, idziesz. Jak już mówiłam, i tak jestem zmęczona, więc nie ma sprawy. Po
prostu idź i zabaw się z kolegami.
Harley nigdy nie chodził po klubach i nie zna kolegów Isaaca, ale tak się cieszy na jego
widok, że postanawia zignorować wątpliwości.
– Okej, jeśli jesteś pewna… Ale zapłacę za twój powrót do domu.
Gdy tak stoją przed wejściem do pubu i czekają na taksówkę, Harleya nagle ogarnia
niepokój. Zaczyna mieć wrażenie, że właśnie popełnia wielki błąd.
27

Zoe

Słowa Adriana dzwonią mi w uszach, gdy leżę w łóżku całkowicie przytomna, słuchając
cichego oddechu Jake’a. Ostatecznie uznałam, że nie zostanę w Guildford na noc.
Stwierdziłam, że nie ma sensu doprowadzać do konfrontacji z Robertą w szkole z samego
rana. To zbyt poważny temat, żeby poruszać go w chwili, gdy będzie się spieszyć do pracy.
Musi mi poświęcić całkowitą uwagę. Mam dziś wolne, więc uznałam, że pojadę do
Guildford po południu i spróbuję ją złapać po lekcjach, gdy będzie miała więcej czasu.
Czy to naprawdę możliwe, że to właśnie Roberta wysyła do mnie te wiadomości? Gdy
zaczęłam dopytywać o to Adriana, powiedział, że jej najlepsza szkolna przyjaciółka
nazywała się Marianne Cole, a skoro e-mail pochodził od M. Cole, to chyba stanowiłoby za
duży zbieg okoliczności. Adrian uznał, że to pewnie było pierwsze nazwisko, jakie przyszło
jej do głowy, gdy zakładała to konto. Coś w tym jest i zamierzam się temu przyjrzeć.
Gdy zapytałam go, dlaczego jego żona miałaby robić coś takiego, powiedział tylko, że
zawsze winiła mnie za to, że nie dopilnowałam wtedy chłopców. Jest to zupełnie sprzeczne
ze słowami Roberty, która wyznała mi osobiście, że nie obarcza mnie odpowiedzialnością za
to, co się stało.
Adrian nie wspomniał nic o esemesach, które dostałam później, ale z drugiej strony wcale
nie musiał o nich wiedzieć.
Wszystkie te rozmyślania przyprawiają mnie o ból głowy. Żałuję, że przeczytałam ten
pierwszy e-mail. Gdyby wpadł do spamu, nigdy bym go nie zauważyła. Ale przecież
esemesy dotarłyby bez problemu. Ktokolwiek to robi – Roberta czy ktoś inny – znalazłby
sposób, by zmusić mnie do słuchania. Pokonałby każdą przeszkodę.
Jest szósta rano i wiem, że już nie usnę, więc wstaję i wychodzę z sypialni, po cichu
zamykając za sobą drzwi. Jestem pewna, że Jake też wkrótce się obudzi – zawsze próbuje
jak najwcześniej dotrzeć do pracy – ale chcę, żeby chociaż trochę wypoczął.
Wiem, że mu ulżyło, iż nie zostałam w Guildford, i próbował ze mną porozmawiać
wczoraj wieczorem, ale byłam na to zbyt zmęczona. Zresztą wiedziałam dokładnie, co mi
powie. Przestań, Zoe. Odpuść.
Gdy mijam sypialnię Harleya, zauważam, że drzwi są lekko uchylone. To dziwne, biorąc
pod uwagę, że zawsze zamyka je na noc i nigdy nie wstaje tak wcześnie, zwłaszcza teraz,
gdy już nie musi się przygotowywać do egzaminów. Zakładam, że zapewne miał jakiś inny
powód, by zwlec się z łóżka bladym świtem, więc pukam do drzwi i czekam na odpowiedź.
Cisza.
Delikatnie napieram na drzwi i zaglądam do środka. Z zaskoczeniem odkrywam, że
zasłony nie są zaciągnięte, a światło dzienne wlewa się do pokoju. Łóżko jest już zaścielone,
a cały pokój wysprzątany.
Schodzę na dół, spodziewając się, że zastanę go w kuchni, ale to pomieszczenie również
jest puste. Podobnie jak salon i łazienka na dole. Harley nie należy do osób spędzających
dużo czasu w plenerze, ale na wszelki wypadek zaglądam też do ogrodu. Tam również nie
ma po nim ani śladu.
Zaczynam się niepokoić. Otwieram drzwi frontowe i widzę, że jego samochód wciąż stoi
zaparkowany na podjeździe, tak jak go widziałam, gdy wróciłam do domu. Zachowaj
spokój, mówię sobie, musi istnieć jakieś wyjaśnienie. Pewnie został na noc u Mel. Chociaż
czy jej rodzice by na to pozwolili? Nie jestem pewna, do jakiego stopnia są liberalni, nawet
jeśli Mel ma osiemnaście lat, a Harley dziewiętnaście.
Wyciągam komórkę i dzwonię do niego, modląc się, żeby odebrał i zrugał mnie za to, że
przesadzam, że nie jest już dzieckiem. Że historia się nie powtarza.
Połączenie zostaje natychmiast przekierowane na pocztę głosową.
Wciąż staram się powstrzymać panikę. Zapisałam sobie w telefonie numer do Mel, więc
dzwonię do niej, chociaż zapewne jeszcze śpi.
– Dzień dobry, pani Monaghan – wita mnie zaspanym głosem.
– Cześć, Mel, przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale zastanawiałam się, czy Harley
jest u ciebie.
Mel natychmiast przytomnieje.
– Nie, nie ma go tu. Poszliśmy do baru wczoraj wieczorem i wpadliśmy na jego
przyjaciela. Koniec końców, Harley poszedł z nim do klubu. Ja wróciłam sama taksówką do
domu.
Żołądek fika mi koziołki, a mdłości narastają.
– Co to był za przyjaciel? Wiesz, dokąd poszli?
– Nigdy wcześniej go nie spotkałam, ale nazywał się Isaac i Harley już wcześniej o nim
wspominał.
Odprężam się odrobinę.
– Tak, znam Isaaca. Zgaduję, że nie masz do niego numeru?
– Nie, przykro mi. Harley pewnie został u niego na noc. Próbowała pani do niego
dzwonić?
– Przed chwilą i od razu włączyła się poczta głosowa. Trochę się martwię.
To niedopowiedzenie. Ręce mi się trzęsą. To z powodu tego, co stało się z Ethanem. Boję
się, że stracę również Harleya.
– Miałaś od niego jakieś wieści, od kiedy wróciłaś do domu?
– Napisał do mnie, żeby sprawdzić, czy dotarłam bezpiecznie, a ja dałam mu znać, że się
kładę, i już więcej się nie odzywał.
– A do jakiego klubu poszli? – Potrzebuję jak najwięcej informacji. Już sobie wyobrażam,
jak zgłaszam to wszystko na policję.
– Strawberry Moons, tak myślę. W każdym razie taki mieli plan. Ale nie wiem, równie
dobrze mogli zmienić zdanie i pójść gdzie indziej. – Mel milknie na chwilę. – Co
powinnyśmy zrobić?
– Nie panikujmy – uspokajam ją, chociaż sama to robię. – Spróbuję jeszcze raz i nagram
mu wiadomość, a poza tym wyślę esemesa.
– W porządku, ja zrobię to samo – mówi Mel. – Pani Monaghan? Jestem pewna, że nic
mu nie jest. Proszę się nie martwić.
To nie takie łatwe, skoro Harley nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Zawsze daje mi
znać, gdzie jest, i niepokoi mnie fakt, że nie kontaktował się nawet z Mel, żeby powiedzieć
jej o swoich planach. Zostawiam wiadomość na jego skrzynce głosowej i piszę do niego,
żeby zadzwonił do mnie najszybciej, jak może. Cały czas próbuję zachować spokój. Potem
biegnę na górę i budzę Jake’a.
Chwilę to trwa, zanim oprzytomnieje, a gdy już dojdzie do siebie, siada na łóżku i wlepia
we mnie wzrok, jakbym oszalała.
– Uspokój się, Zoe, i opowiedz mi od początku, co się wydarzyło.
Powtarzam wszystko, w nadziei, że tym razem naprawdę mnie słucha.
– A więc Harley nie wrócił do domu na noc? Hmm. Cóż, ma dziewiętnaście lat. Jest
dorosły. Prawdopodobnie zabalował gdzieś z kolegami.
Narasta we mnie gniew.
– Tak, ale jeszcze nigdy nie zrobił czegoś takiego. Zawsze nam mówi, gdzie jest, prawda?
Nie skontaktował się nawet z Mel!
Jake siada na krawędzi łóżka i bierze mnie za rękę.
– Zastanówmy się nad tym. Może padła mu bateria i nie jest w stanie się z nami
skontaktować? Powiedziałaś, że od razu uruchomiła się poczta głosowa, a to znaczy, że
aparat jest wyłączony. W przeciwnym razie usłyszałabyś sygnał, prawda?
Jake ma rację, chociaż wciąż nie jestem przekonana.
– Wiem, ale mógłby przecież pożyczyć telefon od kogoś innego, żeby wysłać nam
wiadomość, prawda? Znasz Harleya, jest zbyt niezawodny, żeby wykręcić nam taki numer.
Zwłaszcza po tym, co stało się z Ethanem.
Jake milknie i widzę, że jak zawsze szuka racjonalnego wyjaśnienia, ale tym razem nic nie
przychodzi mu do głowy.
– Nie wiem, Zoe, to rzeczywiście jest trochę dziwne. Zadzwońmy na policję i zgłośmy, że
nie wrócił do domu. Ja to zrobię.
Podczas gdy Jake łączy się z policją, ja schodzę na dół, żeby zaparzyć mocną kawę. To
pomoże mi funkcjonować, poza tym muszę zrobić coś normalnego. W głębi serca cały czas
mam nadzieję, że przesadzam.
Klucz obraca się w drzwiach, a ja upuszczam kubek, który rozbija się z hukiem na setki
kawałeczków u moich stóp. Ignoruję to i biegnę do holu.
Harley staje w progu i patrzy na mnie, jakbym oszalała.
– Mamo? Co się dzieje? Wszystko w porządku?
Przypadam do niego i obejmuję go mocno.
– Gdzie byłeś całą noc? Odchodziłam od zmysłów, a tata właśnie dzwoni na policję!
Właściwie wykrzykuję te słowa, bo czuję jednocześnie wściekłość i ulgę.
– Bardzo cię przepraszam, mamo. Poszedłem wczoraj wieczorem do klubu z Isaakiem,
pamiętasz go? No i padła mi bateria. Nie mogłem sobie przypomnieć numeru do ciebie ani
do kogokolwiek.
Właśnie na tym polega problem z komórkami. Już nikt nie zna na pamięć żadnych
numerów. Jestem całkiem pewna, że sama nie znam nawet numeru Jake’a.
– Nigdy więcej mi tego nie rób, Harley. – Mam nadzieję, że nie zauważy, że moje łzy
moczą mu koszulkę. – Harley wrócił! – krzyczę do Jake’a.
Jake wybiega z sypialni i z ulgą patrzy na scenę w holu na dole.
– Widzisz, Zoe, mówiłem ci, że nic mu nie będzie. Lepiej zadzwonię jeszcze raz na
policję i odwołam alarm.

Tuż po ósmej rano dzwonią do mnie z pracy i pytają, czy mogłabym na kilka godzin zastąpić
Jackie, inną pielęgniarkę, która nagle zachorowała. Nawet się cieszę, że to na jakiś czas
odwróci moją uwagę, a jeśli wyjdę z pracy o pierwszej po południu, i tak zdążę złapać
Robertę po szkole.
Gdy tylko wchodzę do kliniki, niemal wpadam na Leo Andersona, pogrążonego
w lekturze dokumentów z teczki jakiejś pacjentki.
– Ach, właśnie cię szukałem, Zoe – mówi, podnosząc wzrok. – Masz chwilę?
Rozpoczynam zmianę dopiero za pół godziny, więc chętnie zgadzam się na rozmowę.
Gdy już wchodzimy do jego gabinetu, przypominam sobie, w jakim pośpiechu opuściłam
ostatnio stołówkę, i szybko go za to przepraszam.
– Och, nie przejmuj się tym. – Leo macha ręką. – Ale mam nadzieję, że wszystko
w porządku?
Mówię mu, że to była po prostu pilna sprawa rodzinna.
Leo siada za biurkiem i gestem zaprasza mnie, żebym zajęła miejsce naprzeciwko.
– Myślę, że musimy zmienić protokół dla Sarah Banks. To jej piąty cykl i ostatnim razem
pobraliśmy od niej znacznie mniej jajeczek. Ma dopiero trzydzieści pięć lat, ale zalecałbym,
żebyśmy tym razem spróbowali krótszego protokołu. Zanotowałem to w jej teczce. Będzie u
nas dzisiaj. – Leo kręci głową. – To jest najtrudniejsza część tej roboty, gdy po prostu nie
można znaleźć wyjaśnienia dla nieustannych porażek. Zarówno Sarah, jak i jej mąż przeszli
wszystkie możliwe testy i wciąż nic nie tłumaczy, dlaczego im się nie udaje.
– Bo to okropna loteria i życie zazwyczaj nie jest sprawiedliwe. Dla kogokolwiek.
Zatykam usta dłonią, zaszokowana tym, co właśnie powiedziałam. Jak mogło mi się
wyrwać coś takiego? Co jest ze mną nie tak? Sporo ze sobą rozmawiamy i Leo zawsze
traktuje mnie z życzliwością, ale zachowałam się zupełnie nieprofesjonalnie.
Leo wpatruje się we mnie przez chwilę, a potem, ku mojej uldze, powoli kiwa głową.
– Niestety masz rację. Możemy tylko robić co w naszej mocy, prawda?
– Tak mi przykro. Nie powinnam była tego mówić. Ja…
Pochyla się ku mnie.
– Dobrze się czujesz? Mam nadzieję, że nie pogniewasz się za to, co powiem, ale mam
wrażenie, że nie jesteś ostatnio sobą. Czy wszystko w porządku?
Rozpaczliwie chciałabym porozmawiać z nim o wszystkim, co w sobie dusiłam, ale to nie
czas ani miejsce na takie konwersacje, więc tylko kiwam głową w nadziei, że to wystarczy,
by powstrzymać jego pytania.
Leo zniża głos, chociaż nie ma tu nikogo innego, a drzwi do gabinetu są zamknięte.
– Wiesz, to, co właśnie powiedziałaś, dokładnie odzwierciedla moją opinię o życiu. Nikt
inny tutaj o tym nie wie, ale pięć lat temu straciłem córkę. Białaczka. Miała tylko siedem lat.
Serce mi się kraje, gdy słyszę te słowa.
– Nie miałam pojęcia… tak mi przykro. To po prostu okropne.
Leo spuszcza wzrok.
– Nigdy wcześniej o tym nie wspominałem, ale trudno poruszać ten temat. To był
najgorszy okres w moim życiu i zacząłem nienawidzić świata, czułem ciężar jego
niesprawiedliwości. Dlaczego to musiało przytrafić się właśnie nam? Dlaczego nie komuś
innemu? Ale to nastawienie było tak samolubne, że szybko się z niego otrząsnąłem. Niestety
Megan, moja żona, nie była w stanie zrobić tego samego.
Potrafię to zrozumieć. Sama ledwie cofnęłam się znad krawędzi.
– Cóż, to przecież nie jest takie łatwe, prawda? Trudno jest myśleć racjonalnie. Nic nie ma
sensu, gdy traci się dziecko. Wszystko się zmienia i człowiek staje się zupełnie inny.
Leo kiwa głową.
– To prawda. A moje małżeństwo po prostu nie było w stanie tego przetrwać. Ostatecznie
to rozgoryczenie Megan nas rozdzieliło, niezależnie od tego, jak bardzo walczyłem, żeby nas
ocalić.
Myślę o Jake’u i o tym, że to samo niemal przytrafiło się nam, i brak mi słów.
– W każdym razie… – Leo urywa nagle. – Przepraszam, nie musisz wysłuchiwać tego
wszystkiego. – Podaje mi teczkę z dokumentacją Sarah Banks, a gdy ją od niego biorę,
widzę, że przygląda mi się badawczo. Instynktownie czuję, że jest świadomy mojej sytuacji
i wie o tym, co stało się z Ethanem, chociaż osobiście nigdy mu o tym nie wspominałam.
Mam wrażenie, że zwrócił się do mnie jak do pokrewnej duszy, kogoś, kto dokładnie zdaje
sobie sprawę z tego, co dzieje się w jego własnym sercu.
– Ja straciłam syna, Leo. – No i proszę, wreszcie to powiedziałam. Słowa wydostały się na
wolność i szybują po pokoju, czekając, aż uchwyci je ten mężczyzna o życzliwej twarzy,
którego zaczęłam traktować jak przyjaciela.
Leo kiwa głową.
– Słyszałem o tym. Tak mi przykro. Nigdy o tym nie wspominałem, bo sama nie
poruszałaś tego tematu, i zgadywałem, że nie jesteś gotowa. To, co przytrafiło się twojemu
synkowi, było pod pewnymi względami jeszcze bardziej bezsensowne.
I to wtedy się przed nim otwieram, i opowiadam mu o wszystkim, co się ostatnio działo,
aż do ostatniego esemesa.
– Niedobrze. – Kręci głową, gdy skończę. – Ta osoba wie coś o wypadku Ethana. Musi
wiedzieć. Pozwól, że ci pomogę, Zoe.
W końcu znalazłam kogoś, kto to rozumie, kto nie próbuje zbagatelizować całej sprawy
i nie uważa, że oszalałam. Kogoś, kto być może będzie w stanie pomóc mi dotrzeć do
prawdy.
28

Ignorowanie go czyni cuda. To było do przewidzenia. Bombarduje mnie esemesami


i wydzwania przez cały dzień. A ja, chociaż wciąż go pragnę, rozkoszuję się jego stanem. Nie
zrozumie, co się dzieje, a fakt, że potrafię się tak nagle od niego odciąć, doprowadza go do
szaleństwa.
Oczywiście nie odpisuję na żadną wiadomość. A on wie, że nie lubię rozmawiać przez
telefon, więc chyba już dotarło do niego, że tylko marnuje czas.
Większość ludzi na jego miejscu dawno już by się poddała, ale nie on. To musi coś
oznaczać, prawda? Że jesteśmy sobie przeznaczeni, że powinniśmy być razem. Że nic nie
może stanąć nam na przeszkodzie.
Dlaczego nie chciałaś się spotkać?, pyta. Nie ma pojęcia, że znajdował się tak
blisko mnie, że mogliśmy przenieść naszą znajomość na kolejny poziom.

Kocham cię, pisze w innej wiadomości. Naprawdę w to wierzę. Posłuchaj,


jeśli czymś się przejmujesz, na przykład tym, jak wyglądasz, to mnie
takie sprawy naprawdę nie obchodzą. Nie jestem powierzchowny.
Zakochałem się w twoim wnętrzu. Po prostu w tobie. Zresztą każdy
manipuluje przy swoich zdjęciach profilowych, prawda? Każdy chce
wyglądać jak najlepiej online. Rozumiem to, naprawdę rozumiem. Nie
ukrywaj się przede mną.

Wydaje się zbyt młody, żeby mieć takie dojrzałe poglądy na życie, i zastanawiam się, czy
po prostu nie udaje, żeby skłonić mnie do reakcji. Ale nie, mówię sobie, widać, że jest
szczery.
I to właśnie wtedy nabieram pewności, że nam się uda. On jest młody, podatny na wpływy,
ukształtuję go jak glinę dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu. Dam radę.

Zabierają moją matkę do szpitala. Ma trudności z oddychaniem, ale pracownicy


paramedyczni zapewniają mnie, że nic jej nie będzie. Pytają, czy chcę jechać z nią, ale
mama gorączkowo wymachuje rękami i próbuje powiedzieć „nie”. Wie, że czekałaby mnie
noc spędzona w szpitalu, a rano idę do pracy.
Zaczynam protestować, jednak nagle dociera do mnie, że nadarza się doskonała okazja.
Trudno mi podjąć tę decyzję. Moja matka mnie potrzebuje, ale on też. Zresztą, co jej
przyjdzie z tego, że będę siedzieć na szpitalnym korytarzu i czekać na wieści. Równie dobrze
mogę siedzieć w domu.
– Niedługo przyjadę – zwracam się do mamy. – Tylko załatwię coś w związku z pracą.
Patrzę, jak karetka odjeżdża, a moje palce już stukają w klawiaturę telefonu. Podaję mu
swój adres i proszę, żebyśmy spotkali się u mnie najszybciej, jak to możliwe, chociaż wiem,
że zorganizowanie tego nie będzie dla niego takie łatwe.
No to zaczynamy. Teraz albo nigdy.
29

Jake

Wszystko musiało runąć. To było nieuniknione, prawda? Jeśli człowiek zataja przed
małżonkiem takie rzeczy, prędzej czy później wychodzą one na jaw i zostaje się z niczym.
Właśnie tak zaczął się czuć Jake.
Przepaść między nim a Zoe stopniowo pogłębiała się coraz bardziej, a co dziwne, nie było
to coś namacalnego. Bardziej chodziło o atmosferę, coś, co ich otaczało. Coś, czego nie
potrafił ująć w słowa, ale po prostu to czuł.
Leanne zszokowała go wczoraj, gdy poruszyła temat tamtej nocy. Zaczął się obawiać, co
jeszcze mogłaby powiedzieć. Na tym polega problem z posiadaniem długoletnich przyjaciół
– wiedzą o człowieku za dużo.
Jake gapi się w ekran komputera i nie może znaleźć motywacji do czegokolwiek. Jest zły
na siebie, że nie potrafi z łatwością odciąć się od wszystkiego, jak zawsze.
– Co się z tobą dzieje? – pyta Liam, obracając się na swoim krześle, żeby spojrzeć na
Jake’a.
– Nic. Jestem po prostu zmęczony.
– A ja myślałem, że to ja miałem ciężką noc. Zasnąłem dopiero po czwartej nad ranem,
a jednak siedzę tutaj rześki jak skowronek!
Jake go ignoruje. Nie chce sobie wyobrażać, co wyprawiał jego kolega zeszłej nocy.
– No i gdzie, do cholery, jest Cara? – ciągnie Liam. – Ma tyle rzeczy do ogarnięcia, a jest
prawie jedenasta. – Sięga po swoją komórkę i stuka w ekran. Po kilku sekundach odkłada ją
z powrotem na biurko. – Nie odbiera, do cholery. Mówię ci, czasami miałbym ochotę dać jej
po łbie.
„Ja też”, myśli sobie Jake, wspominając poprzedni wieczór. Naprawdę nie dba o to, czy
Cara kiedykolwiek tu wróci. Patrzy na Liama i chce mu powiedzieć, co się wydarzyło – ma
dość kłamstw i podstępów – ale słowa zamierają mu na ustach. Nie może pozwolić, by
cokolwiek negatywnie wpłynęło na ich relacje zawodowe, więc mówi tylko:
– Jestem pewien, że się pojawi, kiedy najdzie ją ochota.
Kilka minut później, akurat w chwili gdy udaje mu się wreszcie skupić na projektowaniu
logo dla biura rachunkowego, odzywa się jego komórka. Mieli szczęście, że zdobyli tego
klienta – ta firma z łatwością mogła wybrać większe biuro projektowe, ale najwyraźniej
spodobało im się portfolio Jake’a i Liama. „Przynajmniej za to mogę być wdzięczny”, myśli
Jake.
Chce zignorować wiadomość, ale obawia się, że to może być Zoe. Że wydarzyło się coś
jeszcze, co wprawiło ją w panikę albo gorzej, skłoniło do dalszych działań. Nie udało mu się
porozmawiać z nią poprzedniego wieczoru i poprosić, żeby skończyła z tą sprawą, a rano tak
zamartwiała się o Harleya, że nie chciał poruszać tego tematu.
Serce mu niemal zamiera, gdy widzi imię Leanne na ekranie. To ostatnia osoba, od której
spodziewałby się wieści tak szybko, biorąc pod uwagę, że rozmawiali zaledwie
poprzedniego wieczoru.

Dużo o tym wszystkim myślałam i musimy porozmawiać. Pilnie. Mógłbyś


spotkać się ze mną w porze lunchu? Przyjadę do ciebie. O 13.00 nad
rzeką w pobliżu twojego biura.

Jake zerka na zegarek. Jest tuż po dwunastej, więc ma trochę czasu, żeby się przygotować.
Powinien był wiedzieć, że ten dzień kiedyś nadejdzie.

Leanne spóźnia się pół godziny, co tylko pogłębia jego niepokój. Co jest z nim nie tak?
Zazwyczaj jest dość wyluzowany, potrafi się zdystansować od swoich emocji, tymczasem
dzisiaj jest w rozsypce. To dlatego, że nie wie, czego się spodziewać po przyjaciółce.
W połączeniu z zachowaniem Zoe i tymi wiadomościami – to wystarczyłoby, żeby
doprowadzić każdego do szaleństwa.
Siada na ławce z widokiem na rzekę i w końcu widzi, jak Leanne spieszy w jego stronę.
Tuż za nimi jest pub, ale Jake nie ma ochoty tam wchodzić. Po prostu chce, żeby ta rozmowa
dobiegła końca tak szybko, jak to możliwe.
– Przepraszam za spóźnienie – mówi Leanne. – Przeciągnęło się nam spotkanie i nie
mogłam wcześniej się wyrwać. – Jest zdyszana, a włosy ma w nieładzie, odrobinę wilgotne
od potu. Jake rzadko widzi ją w takim stanie, zazwyczaj jest taka pozbierana.
– O co chodzi, Leanne? Co to za pilna sprawa?
Siada obok niego.
– Nie mogłam spać zeszłej nocy. Cały czas prześladowała mnie myśl, jak okropną
przyjaciółką jestem dla Zoe. I byłam przez ostatnie trzy lata. Ona tyle teraz przechodzi,
praktycznie na nowo przeżywa to, co się stało z Ethanem, ale jak mogę naprawdę ją
wspierać po tym, co zrobiłam? Wszystko jest nie tak – wyrzuca z siebie, chociaż zazwyczaj
mówi w spokojny, wyważony spokój.
Jake musi być ostrożny. Leanne zachowuje się nieobliczalnie i nie wiadomo, co może
zrobić.
– Myślałem, że zgodziliśmy się wczoraj wieczorem, że nic dobrego by z tego nie przyszło,
gdybyśmy teraz poruszyli ten temat?
Leanne kręci głową i spogląda na rzekę
– Wiem, ale okłamywałam ją, chociaż ona nigdy by mi tego nie zrobiła. Nigdy.
– Skąd się to wszystko bierze, Leanne? Dlaczego teraz? Nie rozumiem.
– Nie wiem, Jake. Może poczucie winy wreszcie mnie dopadło i nie mogę już dłużej tego
znieść. Może ma z tym coś wspólnego to, przez co ona teraz przechodzi. To po prostu
przypomniało mi o wszystkim. O tym, że tak naprawdę nie wspierałam jej w czasie, gdy
potrzebowała mnie najbardziej. Ona zasługuje na to, by poznać prawdę.
– Ale przecież wspierałaś ją, gdy zmarł Ethan. To, co zrobiliśmy, tego nie zmienia.
Zawsze byłaś przy niej, jeśli akurat nie pomagałaś mnie albo Harleyowi.
– Nie myślałam o tym wtedy. Po prostu skupiałam się na pomaganiu Zoe, próbowałam
udawać, że między tobą a mną nic się nie wydarzyło. To było łatwe, gdy Zoe potrzebowała
mojego wsparcia.
Jake już nic z tego nie pojmuje. Leanne najwyraźniej czegoś mu nie mówi.
– Ale co dobrego przyjdzie z tego, jeśli powiemy jej teraz? Tylko zrani ją to jeszcze
bardziej, a sama stwierdziłaś, że już przez tyle teraz przechodzi.
– Wiem o tym, Jake. Jednak w ostatecznym rozrachunku wszystko sprowadza się do tego,
czy Zoe chciałaby wiedzieć? Właśnie to pytanie sobie zadawałam i naprawdę wierzę, że by
chciała. To, że przespaliśmy się ze sobą, splamiło relacje między całą naszą trójką, czyż nie?
Nie możesz temu zaprzeczyć. A te wiadomości tylko przywołują wszystko na nowo.
Jake wie, że ona ma rację, ale musi ją powstrzymać przed zrobieniem czegokolwiek, co
zniszczyłoby życie im wszystkim.
– Szczerze mówiąc, Leanne, ja nawet o tym nie myślę. A w każdym razie nie myślałem,
dopóki nie poruszyłaś tego tematu wczoraj wieczorem. Ja… zamknąłem ten rozdział
w swoim życiu.
– Oczywiście, że tak. Wolisz żyć w swojej małej bańce i udawać, że nic innego nie
istnieje. Zawsze tak robisz, Jake.
Teraz to on musi się bronić.
– Dlaczego mnie atakujesz? Popełniliśmy błąd. Żadne z nas nie chciało skrzywdzić Zoe.
Nie myśleliśmy jasno. A jeśli powiemy jej o tym teraz, będzie zdruzgotana.
Leanne go ignoruje.
– Kłamstwa tylko pogarszają sprawę, Jake. Nie rozumiesz tego? Biorąc pod uwagę
wszystko, co się dzieje, może właśnie teraz jest odpowiedni moment, żeby jej powiedzieć,
chociaż może się wydawać, że to najgorsza możliwa chwila.
Dopiero w tym momencie Jake w końcu zaczyna rozumieć. Leanne nie mówi tylko
o fakcie, że przespali się ze sobą tamtej nocy. Nie może chodzić tylko o to. Za jej nagłą
potrzebą szczerości kryje się coś więcej.
Patrzy na nią, ale ona unika jego wzroku.
– Leanne, nie powiem Zoe ani słowa. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio działo. Nie
rozumiesz, że to przyniosłoby więcej złego niż dobrego?
Leanne kręci głową.
– Więc prosisz mnie, żebym trzymała to w sekrecie do końca życia?
– Tak, dokładnie o to cię proszę. Po prostu żyjmy dalej, tak jak to robiliśmy przez ostatnie
trzy lata.
Sekundy mijają. Jake nie ma pojęcia, co odpowie Leanne.
Zwraca się do niego i patrzy mu prosto w oczy.
– Cóż, nie po raz pierwszy muszę dochowywać waszych rodzinnych sekretów.
30

Zoe

To trochę dziwne, że Roberta pracuje w szkole, taka potulna postać w klasie pełnej dzieci.
Może i nie jest nauczycielką, ale bez wątpienia bywają chwile, gdy jako asystentka
nauczyciela musi dyscyplinować dzieci i po prostu nie potrafię sobie wyobrazić, jak to robi.
Nigdy nie widziałam, by robiła to w interakcjach z Joshem. Było widać, że to on kontroluje
ich relacje.
Rodzice odbierają dzieci, tymczasem ja siedzę w samochodzie i czekam, aż pojawi się
Roberta. Nie mam pojęcia, ile czasu to potrwa. Może będzie musiała zostać dłużej w pracy,
ale jestem gotowa czekać tak długo, jak trzeba.
Ale mija zaledwie kwadrans i Roberta pojawia się na placu zabaw. Ramię ugina jej się
pod ciężarem dużej torby i wypchanej torebki. Chociaż dopiero co się widziałyśmy, wygląda
na jeszcze szczuplejszą i zabiedzoną. Zastanawiam się, czy rzeczywiście ma problemy
psychiczne. A może to wszystko wina Adriana?
Parking dla personelu znajduje się po drugiej stronie ulicy i jeśli Roberta przyjechała do
pracy samochodem, muszę ją złapać, zanim do niego wsiądzie i mi ucieknie. Pracuję jutro
do późna, więc nie będę mogła znowu tu przyjechać. Teraz albo nigdy.
Wysiadam z auta i czekam, żeby się przekonać, w którym kierunku ruszy, gdy dotrze do
bramy. Przechodzi przez jezdnię i zmierza w stronę parkingu, więc maszeruję za nią, ale
wołam ją po imieniu dopiero wtedy, gdy oddalimy się od grupek rodziców wciąż kręcących
się w okolicy szkoły.
Odwraca się, a na mój widok robi wielkie oczy. Szybko zerka na swój samochód i idzie
dalej.
– Roberto, proszę. Możemy porozmawiać?
– Jestem zajęta, Zoe, muszę jechać. Przykro mi – woła, nawet na mnie nie patrząc.
Rzucam się do biegu, żeby ją dogonić.
– Byłam u ciebie w domu i rozmawiałam z Adrianem. Naprawdę musimy pogadać.
Zamiera i obraca się na pięcie, a jej twarz blednie.
– Dlaczego? Dlaczego z nim rozmawiałaś? Co… co on powiedział?
A więc w słowach Adriana może jednak być trochę prawdy.
– Możemy gdzieś pójść i spokojnie porozmawiać? Myślę, że to leży w twoim interesie,
nie uważasz? – Mówię to, żeby zagrać na jej emocjach, chociaż w rzeczywistości ta
rozmowa leży wyłącznie w moim interesie.
– W porządku. – Kiwa głową, patrząc na mnie ponuro. – Za rogiem jest kawiarnia. –
Zdejmuje torbę z ramienia. – Muszę tylko to schować do samochodu. Nie będę tego ze sobą
targać.

W kawiarni Roberta przyjmuje moją propozycję, że kupię jej kawę, a kiedy już siadamy,
wzdycha ciężko.
– A więc co takiego powiedział Adrian?
– Zaraz do tego dojdę – ucinam. Muszę mieć nad nią jakąś przewagę. – Najpierw muszę
z tobą porozmawiać o Joshu i Ethanie.
Znowu wzdycha, tym razem jeszcze ciężej.
– Proszę, tylko nie to, Zoe. Ile razy mam ci powtarzać, że po prostu nic nie wiem.
– Nie wierzę ci, Roberto. Za tym wszystkim kryje się coś więcej, wiem o tym. To
wątpliwe, żeby ktoś dla kaprysu wysyłał mi te e-maile i esemesy, gdyby nie było w tym
prawdy.
Roberta wlepia we mnie wzrok.
– Jak to? Myślałam, że był tylko jeden e-mail? Dostałaś ich więcej?
Jeśli Adrian ma rację i to Roberta jest odpowiedzialna za te wiadomości, to z pewnością
doskonale to ukrywa.
– Tak, było ich więcej. Sęk w tym, że coś się działo między Joshem a Ethanem. Sama
mówiłaś, że się pokłócili.
Kręci głową.
– Nic takiego nie mówiłam. Powiedziałam tylko, że słyszałam, jak się sprzeczają. To nic
nie znaczy. Co próbujesz mi powiedzieć, Zoe?
– Myślę, że wiesz więcej, niż mówisz, Roberto. Znacznie więcej.
Robi się jeszcze bledsza.
– Co takiego mówił ci Adrian? Powiedz mi!
Milczę przez chwilę, żeby się trochę pomęczyła.
– On uważa, że to ty wysyłasz do mnie te wiadomości.
Spowija nas cisza, która zdaje się trwać wieczność, aż w końcu Roberta ją przerywa.
– Dlaczego powiedział ci coś takiego? Oczywiście, że tego nie zrobiłam. Dlaczego
miałabym to zrobić? Czy mogę zobaczyć te pozostałe wiadomości?
Tym razem, zamiast dawać jej aparat, odczytuję je na głos i obserwuję przy tym jej minę.
Ale jej twarz niczego nie zdradza.
– To okropne – mówi. – Musi ci być naprawdę ciężko.
Ignoruję ją.
– Widzisz, próbowałam to rozgryźć, Roberto. I jedyny wniosek, do jakiego dochodzę,
brzmi tak, że twoim zdaniem to Ethan jest odpowiedzialny za to, co się stało, i próbujesz
mnie za to ukarać. – Teraz, gdy wypowiedziałam te słowa na głos, mam wrażenie, że to
jedyna teoria, która ma sens.
Roberta wygląda na zaszokowaną.
– Ale… ale gdybym tak uważała, to dlaczego po prostu nie wygarnęłabym ci tego
osobiście? To niedorzeczne! Muszę wiedzieć, co powiedział ci Adrian, Zoe. – W jej oczach
nie widać już gniewu, tylko desperację.
Jestem gotowa jej to powtórzyć, chociaż sama zaczynam w to wątpić. Ta dwójka
najwyraźniej próbuje sobie dopiec i czuję, jakbym znalazła się między młotem a kowadłem,
stała się pionkiem w ich pokręconej grze. Przytaczam Robercie moją rozmowę z Adrianem,
informując ją o jego twierdzeniach, że przeżywa jakiegoś rodzaju załamanie nerwowe
i zachowuje się irracjonalnie.
Gdy kończę, ze zdumieniem zauważam, że niemal jej ulżyło.
– Mówi to wszystko, bo w końcu znalazłam w sobie siłę, żeby od niego odejść. To
kłamstwa, Zoe. Nic mi nie jest i szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie myślałam tak jasno.
Adrian przez lata mną poniewierał i zmuszał mnie do milczenia, więc teraz nie może znieść
tego, że w końcu odważyłam się odezwać.
Instynkt podpowiada mi, że mówi prawdę. Nie ufam Adrianowi i nie lubię go, pomimo
tego, jak otwarcie się zachowywał w trakcie naszego ostatniego spotkania. A Roberta
rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby się zmieniła. Wyczuwam, że pod maską potulności, za
murem, którym się otoczyła, kryje się dobra kobieta, zdecydowanie bardziej ludzka niż jej
mąż.
– Jak się nazywała twoja najlepsza szkolna przyjaciółka? – pytam.
– Co? Dlaczego pytasz o coś takiego?
– Po prostu mi powiedz.
– Caroline, ale nie utrzymujemy już ze sobą kontaktu. Nie wiem nawet, gdzie teraz
mieszka. Po co ci ta informacja?
– Nieważne. Posłuchaj, jeśli chcesz, żebym ci uwierzyła, musisz mi coś dać, Roberto. Jeśli
to nie ty wysyłasz te wiadomości, to chyba chcesz mi pomóc w każdy możliwy sposób?
Nie odpowiada, tylko podnosi wypchaną torebkę z podłogi i zakłada ją na ramię. Nawet
nie tknęła swojej kawy.
– Jeśli ze mną nie porozmawiasz, nie będę miała wyboru, jak tylko zgłosić się na policję
z podejrzeniami Adriana. Jestem pewna, że chcieliby o nich wiedzieć.
Ta groźba najwyraźniej skutkuje. Roberta powoli odkłada torebkę z powrotem na ziemię
i czeka, aż minie nas młoda kobieta z dzieckiem w wózku.
– W porządku. Prawda jest taka, że nie sądzę, by pod sam koniec chłopcy byli aż tak
dobrymi przyjaciółmi. Nie sądzę, żeby to była tylko trywialna sprzeczka.
Jej słowa przeszywają mnie na wskroś. W końcu coś z niej wydobyłam, zbliżyłam się
odrobinę do prawdy.
– Mów dalej.
Milczy i najwyraźniej zbiera myśli.
– Nie wiem, czy pamiętasz, ale w tych ostatnich tygodniach przed wypadkiem Ethan
spędzał mnóstwo czasu u nas w domu. A czy Josh w ogóle bywał u was?
Próbuję sobie przypomnieć, ale to niemożliwe. Nawet wtedy ledwo pamiętałam, co działo
się w dniach prowadzących do utonięcia chłopców; każda minuta, godzina i dzień zlały się
w jedną wielką, pustą dziurę. Pozwoliłam, żeby pochłonęła mnie praca, żeby życie moich
pacjentek przeniknęło moje do tego stopnia, bym nie mogła się oddzielić od ich bólu.
– Nie pamiętam – przyznaję. – Mam wrażenie, jakby czas przed wypadkiem przestał
istnieć, gdy Ethan odszedł.
Roberta pochyla się ku mnie.
– Wiem dokładnie, co masz na myśli. To dziwne, prawda? Próbuję sobie przypomnieć
wydarzenia z czasów, gdy Josh był niemowlęciem, małym chłopcem, ale one po prostu do
mnie nie przychodzą, są zamazane. A jednak wyraźnie pamiętam każdy szczegół dnia, gdy
powiedziano nam o wypadku. A kiedy teraz wyobrażam sobie Josha, to w szpitalu, gdy
już… – Ociera łzy z oczu.
– Musimy się dowiedzieć, co dokładnie się wydarzyło, Roberto. Obie tego potrzebujemy.
Nie spocznę, dopóki nie odkryję prawdy.
– Ale ja naprawdę nie wiem nic więcej. Tylko tyle, że Josh najwyraźniej nie miał ochoty
przebywać z Ethanem po tej kłótni, którą słyszałam, tymczasem Ethan i tak wciąż pojawiał
się u nas w domu.
– Myślisz, że Josh był zły na Ethana? Czy to możliwe, że Ethan coś mu zrobił? – To
przypuszczenie napełnia mnie przerażeniem, ale nie mogę tego wykluczyć.
Roberta wzrusza ramionami, a ja po raz kolejny zastanawiam się, czy jednak koniec
końców nie chodziło o Daisy Carter, nawet jeśli dziewczyna wydawała się przekonana, że to
nie miało z nią nic wspólnego. Nie chciałam wspominać Robercie o związku Josha i Daisy,
ale teraz nie mam wyboru. Jednak postaram się oszczędzić jej szczegółów.
– Wiedziałaś, że Josh spotykał się z dziewczyną imieniem Daisy Carter?
Roberta marszczy brwi.
– Josh miał kilka koleżanek, ale nie sądzę, żeby miał dziewczynę. Byli na to wszystko
odrobinę za młodzi, czyż nie?
Ale ja sama się przekonałam, jak skryci potrafią być nastoletni chłopcy.
– Byłabyś zaskoczona. Więc nigdy nie poznałaś żadnej dziewczyny imieniem Daisy? –
Chociaż Daisy powiedziała mi, że nigdy nie była u Josha w domu, podaję Robercie opis; po
prostu muszę się upewnić.
Jednak najwyraźniej nic jej nie świta.
– Josh zapraszał czasami koleżanki do domu, ale nikt nigdy nie wspominał o żadnym
związku.
– A gdy te dziewczyny przychodziły do was, spędzali czas na dole czy wolno im było
siedzieć w pokoju Josha?
Roberta wydaje się zaskoczona tym pytaniem.
– Josh miał czternaście lat, nie pięć. Nie musiałam go kontrolować przez cały boży dzień.
Może powinnaś była. Wtedy może obaj nasi synowie wciąż by żyli. Ale nawet gdy ta
myśl przechodzi mi przez głowę, czuje się jak hipokrytka. Josh u nas nocował, byłam za
niego odpowiedzialna, gdy spędzał czas pod moim dachem. Roberta miałaby prawo mi to
wygarnąć, oskarżyć mnie o zaniedbanie, a jednak nie zrobiła tego ani razu, chociaż Adrian
nalegał, że jego żona właśnie tak myśli.
– Rozumiem, ale nie potrafisz stwierdzić z całkowitą pewnością, że Josh nie spotykał się
z jakąś Daisy?
Roberta zastanawia się nad tym przez chwilę.
– To chyba możliwe. Ale naprawdę nie sądzę, żeby chłopcy poróżnili się o dziewczynę.
To potwierdza wersję Daisy, więc muszę być na fałszywym tropie.
– I nie masz pojęcia, o co się pokłócili ani dlaczego Josh próbował unikać towarzystwa
Ethana?
– Nie. On nie mówił mi nic o swoim życiu, Zoe, a ja nie byłam wścibska. Chciałam mu
zapewnić prywatność. Czy nie wszyscy na to zasługujemy?
Niektórzy z nas owszem, myślę sobie.
– A zatem skąd wiesz, że Josh nie chciał się widywać z Ethanem?
Roberta znowu odchyla się do tyłu i wzdycha.
– Kilka razy Ethan dzwonił do niego na komórkę, a Josh po prostu go ignorował. A potem
Ethan i tak pojawiał się u nas w domu.
Trudno mi zrozumieć, co to wszystko oznacza, co takiego mogło się dziać między
chłopcami.
– A nie miałaś ochoty zapytać Josha, co się dzieje?
Kręci głową.
– Być może powinnam była. Przykro mi, że nie mogę ci powiedzieć nic więcej.
– A myślisz, że Adrian coś wie? Może Joshowi łatwiej było rozmawiać z nim?
Roberta mruży oczy.
– Nie ma mowy. Adrian nie ma o niczym pojęcia. Nie sądzę, by wiedział nawet, jakie
przedmioty planował wybrać Josh w szkole w następnym roku. Adrian to naprawdę wstrętny
typ, więc na twoim miejscu trzymałabym się od niego z daleka.
Chociaż jestem świadoma zmiany, jaka zaszła w Robercie, zdumiewa mnie ten pokaz
asertywności.
– A więc to już koniec? Zostawiłaś go na dobre? Rozwód i wszystko?
Zauważam, jak ręka jej drży, gdy odpowiada, co przeczy sile, jaką okazuje.
– Tak. Nigdy nie wrócę do tego podłego człowieka. – Pochyla się, żeby raz jeszcze
podnieść torebkę, i daje mi tym samym sygnał, że nasz czas dobiegł końca.
– Nie potrafię zrozumieć jednego – mówię szybko. – Dlaczego Josh u nas nocował? Skoro
nie chciał przebywać w towarzystwie Ethana albo był na niego zły z jakiegoś powodu, po co
w ogóle do nas przychodził, nie mówiąc już o zostawaniu na noc?
Roberta naciąga pasek torebki na ramię.
– Może próbowali dojść do porozumienia.
A może Josh miał inne pomysły.
31

Jake

Nie pamięta, kiedy ostatnio wyszedł z pracy tak wcześnie. Jest piąta po południu i dziwnie
się czuje, chociaż przekracza próg własnego domu. To nie w porządku, że w firmie czuje się
swobodniej niż tutaj.
To nie wina Zoe, myśli sobie, zdejmując kurtkę. Wciąż ją kocha. Chodzi o Ethana. Jak
mieliby się gdziekolwiek zadomowić, skoro jedno z nich odeszło na zawsze? Ethan nigdy
nawet nie był w tym domu, a jednak jego obecność nawiedza ich, gdziekolwiek się udadzą.
Otacza ich, niezależnie od tego, co robią. A Jake wyczuwa ją nawet mocniej, od kiedy
zaczęły przychodzić te wiadomości.
Nienawidzi tego, że tak się rozkleja. „Otrząśnij się z tego. Skup się na tym, co masz do
zrobienia”. Właśnie tak musi postąpić. Nie bez powodu wrócił do domu wcześniej: od czasu
rozmowy z Leanne zupełnie zmienił zdanie i teraz, gdy podjął decyzję, że przyzna się Zoe
do wszystkiego, jest zdeterminowany, by doprowadzić sprawę do końca. Ona nie zasługuje
na to, by trzymać ją w niewiedzy. Musi usłyszeć, co wydarzyło się między nim a Leanne,
i podjąć decyzję odnośnie do ich małżeństwa. W głębi serca Jake już wie, że ona od niego
odejdzie, i nie obwinia jej o to, ale przynajmniej ten jeden raz w życiu postąpi właściwie.
Właśnie to popchnęło go do wyznania prawdy, chociaż wcześniej był przekonany, że Zoe
nie powinna się nigdy dowiedzieć. Poza tym wyczuł, że Leanne jest na skraju zrobienia
czegoś głupiego, zachowuje się nieprzewidywalnie, wspomina o rodzinnych sekretach, a on
nie może jej pozwolić, żeby powiedziała Zoe pierwsza. To musi wyjść od niego.
– Zoe? – woła.
W domu panuje cisza, ale po chwili słyszy kroki na schodach, jednak zbyt ciężkie, żeby
należały do Zoe. Jego żona porusza się po tym miejscu niemal bezgłośnie, jakby płynęła
w powietrzu.
– Nie ma jej tutaj – mówi Harley, zatrzymując się w połowie schodów.
– Och. A nie wiesz, gdzie jest? – Jake już czuje skrępowanie. Nieczęsto zdarza mu się
znaleźć sam na sam z synem i musi szukać tematu do rozmowy. Zasmuca go to, że nie mają
ze sobą nic wspólnego i że za każdym razem, gdy patrzy na Harleya, widzi gniew w oczach
syna.
– W pracy? – sugeruje Harley. – Gdzie miałaby być?
– Nie, miała dziś tylko zastępstwo na kilka godzin. Powinna być już w domu. – Jake
zaczyna się niepokoić. Co takiego wyprawia Zoe? Próbuje się do niej dzwonić, ale
rezygnuje, gdy włącza się poczta głosowa. – Czemu cała moja rodzina ciągle ginie? –
mamrocze bardziej do siebie niż do syna.
Ale Harley wyłapuje każde słowo. Nic nigdy nie umyka jego uwadze.
– Ja nie zaginąłem, tato, byłem z kolegą. I jestem pewien, że mamie nic nie jest. Pewnie
właśnie wraca do domu.
– Tak, masz rację. Nie przejmuj się mną.
Harley w końcu pokonuje kilka ostatnich stopni.
– Masz… ochotę na kawę?
Jake podnosi wzrok, zaskoczony tą propozycją. Nie przypomina sobie, by Harley
kiedykolwiek zrobił mu coś do picia.
– Hmm, tak. Byłoby super.
Gdy wchodzą do kuchni, opiera się o blat i obserwuje syna, zastanawiając się, co
wywołało ten akt życzliwości. Harley wydaje mu się wysoki, gdy tak stoi przy blacie,
chociaż jest boso, a nogawki dżinsów wloką mu się po ziemi. Są już pewnie tego samego
wzrostu. Kiedy to się wydarzyło?
To przystojny, inteligentny chłopiec i Jake jest z niego taki dumny, mimo że nigdy mu
tego nie powiedział. Musi się bardziej postarać. Zwłaszcza teraz. Otwiera usta, żeby coś
powiedzieć, ale nie może z siebie wydusić ani słowa. W zamian mówi:
– A więc jak leci, synu? Wszystko w porządku?
Harley uśmiecha się półgębkiem, podając Jake’owi kubek. Odsuwa krzesło od stołu
i siada. Jake robi to samo.
– W porządku. Rozstaliśmy się z Mel.
Jake gapi się na syna. To ostatnia rzecz, jaką spodziewał się usłyszeć. Harley nigdy nie
dzieli się z nim szczegółami prywatnego życia, więc na moment go zatyka.
– Właściwie – ciągnie Harley – „rozstaliśmy się” to nie do końca dobre określenie. Ona
mnie zostawiła.
Jake wyciąga do niego rękę nad stołem, ale szybko ją cofa. Powinien wykorzystać tę
okazję, żeby nawiązać z nim jakąś więź, ale to trudne. Co jest z nim nie tak?
– Przykro mi, synu. Ciężka sprawa. – Nieistotne słowa, które w niczym nie pomogą.
– Tak. – Harley kiwa głową. – To stało się trochę znienacka. W jednej chwili planujemy
razem wakacje, a w drugiej ona mówi, że nam się nie układa. Wszystko mamy już
zarezerwowane i nie sądzę, żeby udało mi się odzyskać pieniądze.
– Tym się nie przejmuj – uspokaja go Jake. Bierze łyk kawy. – Powiedziała dlaczego? To,
że wam się „nie układa”, to trochę mało konkretne stwierdzenie.
– Nie. Powiedziała po prostu, że nie sądzi, byśmy do siebie pasowali.
– Tak mi przykro, Harley. – Jake powinien powiedzieć coś więcej, ale brak mu słów. Zoe
wiedziałaby dokładnie, co zrobić, i Jake żałuje, że jej tu nie ma, chociaż właśnie dostał
szansę, żeby naprawić nadszarpnięte stosunki z synem. – A ty… jak się czujesz?
Harley wzrusza ramionami.
– W porządku. Możemy skończyć temat?
No i proszę. Jake zostaje odepchnięty. Ale rozumie to. Harley musi czuć się dziwnie,
rozmawiając z nim o swoim związku, chociaż zazwyczaj ledwie wymieniają informacje
o pogodzie.
– Pewnie. Ale gdybyś chciał kiedyś pogadać, zawsze możesz do mnie przyjść.
– Martwię się o mamę – wypala nagle Harley.
Jake znowu jest zaskoczony.
– Dlaczego? Co się stało?
– Po prostu myślę… Nie sądzisz, że ostatnio dziwnie się zachowuje? Jest trochę
rozkojarzona? Jakby tak naprawdę jej tu nie było, nawet gdy jest w domu. Powiedziała mi,
że nie czuje się za dobrze i jest przeziębiona, ale wcale nie ma żadnych objawów choroby.
Jake musi zachować ostrożność. Chociaż Harley zdał już wszystkie egzaminy, razem
z Zoe zgodzili się, że nie będą go martwić tym, co się dzieje.
– Znasz swoją mamę – mówi. – Pochłania ją praca, nie potrafi zapomnieć o pacjentkach,
gdy wychodzi z kliniki. Ale właśnie dlatego jest taka dobra w tym, co robi. Naprawdę jej
zależy.
Harley mruży oczy, sięgając po kubek.
– Tak, to musi być to. Nie może być innego powodu, prawda?
Jake czuje się nieswojo. Kłamstwa na kłamstwach, poganiane kłamstwami.
– Nie, oczywiście, że nie.
– To nie może mieć żadnego związku z tobą, prawda? – pyta Harley. – To znaczy, prawie
nigdy nie ma cię w domu. Przeprowadziliśmy się tutaj, żeby wspólnie zacząć od początku,
ale ty pracujesz nawet więcej niż wcześniej.
Jake jest zdumiony.
– Ja… Słuchaj, Harley, ciężko jest założyć biznes. Trzeba włożyć w niego mnóstwo
pracy, żeby zaczął przynosić owoce. Nie zawsze tak będzie. Z czasem będę w stanie
zatrudnić ludzi do pomocy i może sam się trochę wycofam. Twoja mama to rozumie. – Jake
spodziewa się, że Harley wytknie mu, że w Guildford, po śmierci Ethana, było dokładnie tak
samo, chociaż pracował wtedy dla kogoś.
Ale jego syn tego nie robi.
– Czy ona rzeczywiście rozumie? – pyta w zamian.
– Tak – odpowiada Jake, ale nagle nie jest tego taki pewien. Chociaż wie dokładnie,
dlaczego Zoe ostatnio dziwnie się zachowuje, zdaje sobie sprawę, jak spostrzegawczy jest
jego syn, i zastanawia się, czy zauważył coś, na co on sam nie zwrócił uwagi.
– Czy ty ją w ogóle kochasz? – chce wiedzieć Harley.
– Oczywiście, że tak.
– Pewnie, tato, oczywiście, że tak. – Harley wstaje i wylewa resztę kawy do zlewu. – Jak
mogłem pomyśleć, że jest inaczej?
Wychodzi z kuchni, a Jake siedzi tam i zastanawia się, co się właśnie, do cholery,
wydarzyło.
32

Roberta

Po rozmowie z Zoe poczuła chłód i pustkę. Ma wrażenie, jakby pokrywało ją coś, co musi
z siebie strząsnąć. Jakby świat ją osaczał i to była tylko kwestia czasu, nim wydarzy się to,
co nieuniknione. Sekrety nigdy nie pozostają pogrzebane zbyt długo. Prędzej czy później
wszystko wychodzi na jaw i cię miażdży.
Roberta siedzi w jadalni pensjonatu z kieliszkiem wina w dłoni, a łosoś i młode
ziemniaczki stygną na talerzu przed nią. Nawet nie tknęła jedzenia, za to pije już drugi
kieliszek w ciągu pół godziny. Zazwyczaj nie pija alkoholu, więc szybko uderzył jej do
głowy, ale to coś, czego dziś potrzebuje, żeby zapomnieć o spotkaniu z Zoe.
W jadalni siedzi jeszcze tylko jeden gość: odziany w garnitur mężczyzna, mniej więcej
w jej wieku, który ewidentnie jest na jakimś wyjeździe służbowym. Zamówił to samo, co
ona, a na stole przed nim stoi laptop i leżą porozrzucane papiery. Jego telefon dzwoni co
kilka minut.
Ten człowiek przynajmniej ma powód, żeby siedzieć tutaj samotnie, tymczasem ona nie
ma wyjścia. Powinna się skupić na fakcie, że wreszcie uwolniła się od Adriana,
przynajmniej pod jednym względem. Tajemnica, która ich łączy, zawsze będzie
przypominać pętlę, która w każdej chwili może się zacisnąć wokół jej szyi.
Pije właśnie trzeci kieliszek, gdy mężczyzna wstaje i idzie w jej stronę.
– Przepraszam – zagaduje – możesz odmówić, jeśli nie masz ochoty, ale zastanawiałem
się, czy mógłbym się do ciebie przysiąść, żeby dokończyć drinka? To miejsce jest
kompletnie wymarłe i czuję się trochę nędznie, siedząc tak samemu, a jest jeszcze za
wcześnie, żeby pójść spać. Ale serio, nie obrażę się, jeśli wolisz zostać sama.
Roberta patrzy na niego z niedowierzaniem. Skąd ludzie biorą pewność siebie, żeby tak
podchodzić do obcych i pytać, czy mogą się przysiąść? Wydawało jej się, że takie rzeczy
zdarzają się tylko w filmach, zazwyczaj komediach romantycznych, których ona nie znosi,
bo są tak oderwane od rzeczywistości. Może to wina alkoholu i tylko wyobraziła sobie całą
tę przemowę? Może on tylko chciał pożyczyć solniczkę i pieprzniczkę z jej stolika?
Wino dodaje jej animuszu, więc postanawia się zgodzić.
– Hmm, tak, w porządku – mówi. Tak naprawdę jej to nie obchodzi. A on ma rację, że jest
za wcześnie, żeby kłaść się spać. I tak tylko dalej by tu siedziała i piła. Nie ma nic do
stracenia.
Mężczyzna siada naprzeciwko niej i kładzie torbę z laptopem na drugim krańcu stołu.
– Zamówić ci kolejnego drinka? – Rozgląda się. – To znaczy, jeśli w ogóle uda mi się
znaleźć kogoś, żeby przyjął nasze zamówienie.
Roberta się śmieje.
– Tak, to miejsce rzeczywiście jest zupełnie wymarłe. Wydaje mi się, że wszyscy już
skończyli pracę. Dlatego byłam wystarczająco sprytna i zamówiłam całą butelkę. – Podnosi
ją i proponuje mu trochę wina.
– Nie wydaje mi się, żeby zostało go tam wystarczająco dużo. Pozwól, że pójdę i zobaczę,
czy uda mi się kogoś znaleźć. Jeszcze raz to samo?
– Tak, proszę. – Uśmiecha się do niego Roberta. Nie ma pojęcia, co się dzieje, ale cieszy
się, że na kilka minut może uciec od własnego życia. Ten człowiek nawet jej nie zna,
mogłaby być, kimkolwiek zechce. Szczęśliwa, pewna siebie, pozbierana.
Mężczyzna wraca z butelką wina i nalewa jej kolejny kieliszek.
– Jestem Lewis – przedstawia się, wyciągając do niej rękę.
– Roberta. – To by było na tyle, jeśli chodzi o udawanie kogoś innego. Powinna wybrać
imię Monica albo Christina, jakiekolwiek inne od jej własnego.
– A więc co sprowadza cię do tego znamienitego przybytku? – pyta Lewis, zataczając
dłonią wokół.
Roberta znowu chichocze. To takie miłe uczucie, śmiać się beztrosko.
– Ha, tak, bez wątpienia mam dobry gust, czyż nie? – Ma teraz wybór: może wymyślić
swoje życie na nowo i rzeczywiście się zabawić; albo może trzymać się prawdy, żeby nie
potknąć się o własne kłamstwa. Tak bardzo ma już dość kłamstw. Jest rozdarta między tymi
dwiema opcjami, ale gdy otwiera usta, decyzja sama się podejmuje. – Właśnie odeszłam od
męża, a to jedyne miejsce, na które było mnie stać. Poza tym znajduje się blisko szkoły,
w której pracuję jako asystentka nauczyciela. Nie nauczycielka. Chociaż to moje marzenie,
to jednak nigdy nie miałam odwagi, żeby je spełnić i zdobyć potrzebne kwalifikacje.
Lewis robi wielkie oczy.
– O rany! Bez wątpienia otwarta i szczera z ciebie dama. Szanuję to. Bardzo dobrze.
Właściwie to miła odmiana.
Roberta unosi swój kieliszek.
– Moja szczerość może mieć coś wspólnego z tym – przyznaje.
– A tak. Może powinniśmy wkrótce zamówić kawę?
– O nie. Nie dziś wieczorem. Dziś wieczorem chcę po prostu zapomnieć o wszystkim. –
Czy ona to powiedziała, czy tylko pomyślała?
Lewis unosi swój kieliszek.
– Wypijmy za to!
– A ty czym się zajmujesz, Lewisie? Jak ty wylądowałeś w takim miejscu?
– Właściwie to jestem tu służbowo. Pracuję jako przedstawiciel handlowy dla firmy
farmaceutycznej GlaxoSmithKline. Mamy siedzibę w Brentford, więc to nie tak daleko, ale
musiałem tu spędzić dwa dni i pomyślałem, że równie dobrze mogę przenocować, żeby nie
tracić czasu w korkach.
Roberta unosi brwi.
– I firma umieściła cię tutaj?
– Właściwie to miałem rezerwację w Holiday Inn, ale z jakiegoś powodu została
anulowana i nie mieli żadnych wolnych pokojów. To było jedyne miejsce, w którym
mogłem się zatrzymać tak na ostatnią chwilę.
– To wiele wyjaśnia – mówi Roberta, czując, jak otwiera się między nimi przepaść.
Pochodzą z dwóch różnych światów. Jak ona może mieć nadzieję, że znajdą wspólne tematy
do rozmowy?
Lewis marszczy brwi.
– Co masz na myśli?
– Och, nic. – Roberta skupia się na swoim kieliszku. Zazwyczaj nie jest zbyt towarzyska
i pijana czy nie, prędzej czy później wszystko zepsuje i Lewis zobaczy, że traci czas w jej
obecności.
– A więc odeszłaś od męża? – pyta Lewis, zniżając głos i pochylając się ku niej, mimo że
wokół nie ma nikogo, kto mógłby ich usłyszeć.
– Tak i krzyżyk mu na drogę. – Roberta unosi kieliszek i bierze duży łyk. Zerka na lewą
dłoń Lewisa, spodziewając się, że zobaczy obrączkę na palcu, ale widzi tylko naturalnie
opalone ciało. Postanawia zapytać mimo wszystko, ostatecznie wielu mężczyzn nie lubi
nosić obrączek. Adrian nigdy tego nie robił. – A ty? Czy twoja żona nie ma nic przeciwko,
że jeździsz po kraju w interesach?
Po raz pierwszy, od kiedy się do niej przysiadł, Lewis wygląda na skrępowanego.
– Właściwie to nie mam pojęcia. Rozwiedliśmy się cztery lata temu, a wcześniej nie
pracowałem jako przedstawiciel handlowy, więc nie wiem, jak by to przyjęła.
– Och, przykro mi – mówi Roberta, chociaż po cichu cieszy się, że jednak mają ze sobą
coś wspólnego.
Lewis uśmiecha się.
– W porządku, nie mieliśmy dzieci, więc rozstanie nie było zbyt burzliwe.
Wzmianka o dzieciach otrzeźwia ją, jakby ktoś zadał jej cios w pierś. Nie odpowiada.
– A ty? – pyta Lewis. – Jakieś dzieci?
– Ja? Nie. Żadnych dzieci.
– Cóż, brak dzieci nie jest taki zły, prawda? Przynajmniej można robić, co się chce i kiedy
się chce.
Roberta oddałaby wszystko, żeby nie mieć takiej możliwości. Powinna być teraz ze
swoim synem, w domu, zmywać po kolacji, a nie siedzieć w obskurnym pensjonacie
z obcym człowiekiem. Dalej milczy, tylko przełyka kolejny łyk wina i czeka, aż ogarnie ją
odrętwienie.
– Wybacz, że to powiem – zaczyna Lewis – ale wydawałaś się odrobinę… zatroskana,
gdy do ciebie podszedłem. Czy to było ciężkie rozstanie? Chcesz o tym porozmawiać?
Potrafię słuchać, wiesz. I naturalnie jestem ekspertem od nieudanych małżeństw.
„A przy okazji jesteś niezwykle wścibski”, myśli sobie Roberta. Ale ten mężczyzna
przynajmniej okazuje jej zainteresowanie – to więcej, niż kiedykolwiek dał jej Adrian.
– Nie chodzi o mojego męża, nie do końca – odpowiada.
– Okej, cóż, wciąż mogę cię wysłuchać, jeśli potrzebujesz z kimś porozmawiać. –
Spojrzenie Lewisa jest życzliwe i ciepłe, w niczym niepodobne do Adriana.
Roberta odgarnia grzywkę z oczu. Naprawdę powinna ją przyciąć, ale nie jest w stanie się
do tego zabrać. Może ją zapuści?
– Wiesz co – mówi. – A może zdobędziesz dla nas kolejną butelkę wina?

Powoli otwiera oczy, powieki ma sklejone od snu. Zasłony są zaciągnięte, ale cienki materiał
nie blokuje światła i ostry blask słońca wlewa się do środka. Roberta krzywi się i przekręca
na bok, twarzą do malutkiej łazienki. Serce wali jej tak mocno, jakby w piersi miała orkiestrę
fałszywie grającą symfonię.
Powracają do niej urywki wspomnień.
Gładka, ciemna skóra Lewisa, jego dłonie na jej ciele, jego słodki oddech w jej uchu,
słowa, jakich nie wymówił do niej nigdy żaden mężczyzna. To, że był inny niż Adrian.
Twardszy.
A więc przespała się z nim. Czy się tym przejmuje? Było miło, z tego, co pamięta, ale
z drugiej strony ma tylko Adriana do porównania. Może z tym żyć. Po prostu odwróci się,
obudzi go i powie, że jest jej przykro, że miło spędziła czas, ale w tej chwili naprawdę nie
jest gotowa na nic więcej. Skoro sam jest rozwiedziony, powinien to zrozumieć.
A potem przypomina sobie coś jeszcze. Już po wszystkim. On ją tulił, a ona mówiła.
Słuchał, sam prawie się nie odzywał, tylko patrzył na nią i uważnie słuchał każdego jej
słowa.
O Boże.
W pełni przytomna, odwraca się, żeby go przekonać, że gdy jest pijana, gada głupoty. Ale
druga strona łóżka jest pusta. Nawet nie wygląda, jakby ktoś na niej spał. Poduszka jest
wyprostowana, a kołdra schludnie naciągnięta.
Co ona mu powiedziała, do cholery?
33

Zoe

Przekraczam próg, szykując się do rozmowy z Jakiem o moich podejrzeniach co do Josha.


Przez całą drogę do domu myślałam o tym, co powiedziała mi Roberta, i to, że Josh chciał
się za coś zemścić na Ethanie, wydaje mi się jedynym logicznym wyjaśnieniem. Ale czy
Josh był tego rodzaju chłopcem, który zwabiłby najlepszego przyjaciela nad rzeką, żeby dać
mu nauczkę? A jeśli tak było, to jakim cudem obaj skończyli martwi? Nie jestem pewna.
Niesubordynacja w szkole to jedno, ale zaplanowanie czegoś takiego to zupełnie co innego.
Głowa pulsuje mi bólem, a serce pragnie odkryć prawdę.
Staję jak wryta, gdy widzę Jake’a siedzącego na schodach.
– Gdzie ty byłaś? – pyta, tonem raczej bezbarwnym niż zaniepokojonym.
– Przepraszam, że nie oddzwoniłam ani nie napisałam. Chciałam z tobą porozmawiać, jak
wrócę, nie przez telefon. Wszystko ci wyjaśnię.
Teraz to Jake wygląda na zaniepokojonego.
– Co się stało, Zoe? Chyba nie kolejna wiadomość? – Kryje twarz w dłoniach.
Dzieje się z nim coś dziwnego, a ja raz jeszcze unikam odpowiedzi.
– Gdzie jest Harley? Na górze?
– Wyszedł jakąś godzinę temu. Rozstali się z Mel, więc nie wiem dokąd.
– Rozstali się? Jesteś pewien? Co się stało? – Ściągam kurtkę i wieszam ją na poręczy,
a potem siadam obok niego na schodach.
Jake wzrusza ramionami.
– Tylko tyle mi powiedział. Że ona go zostawiła. Znasz Harleya. Nie wdawał się
w szczegóły. Właściwie to jestem zaskoczony, że w ogóle mi się zwierzył.
Ja też, ale nie mówię mu tego. Może się pomylił i Harleyowi chodziło tylko o to, że się
pokłócili. Będę musiała się tego dowiedzieć, gdy tylko porozmawiam z Jakiem.
– Zadzwonię do niego za chwilę – mówię – i sprawdzę, czy dobrze się czuje. Chodźmy do
kuchni. Muszę się napić wody.
Jake idzie za mną powolnym, ciężkim krokiem. Zachowuje się dziś naprawdę dziwnie.
– Wciąż mi nie powiedziałaś, gdzie byłaś – mówi, siadając przy stole.
Napełniam szklankę wodą z kranu i dołączam do niego.
– Nie złość się, ale znowu pojechałam zobaczyć się z Robertą. – Nie wspominam, że
wczoraj wieczorem rozmawiałam z Adrianem. Jake musi się skupić na tym, co ważne.
Spodziewałam się wielu reakcji, ale odpowiedź Jake’a do nich nie należy.
– Rozumiem – mówi. – Zakładam, że tym razem miałaś dobry powód, żeby to zrobić?
– Tak, Jake, miałam. Myślę, że Ethan pokłócił się o coś z Joshem i że Josh… próbował go
skrzywdzić. – Teraz, gdy wypowiedziałam te słowa na głos, trudno mi w nie uwierzyć,
chociaż to jedyna rzecz, która ma sens.
Jake kręci głową.
– Och, Zoe, jak to możliwe? Zginęli przecież obaj, prawda? Jak doszłaś do takich
wniosków? – W jego głosie nie ma gniewu czy frustracji, tylko rezygnacja.
– Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania – wyjaśniam. – Wiem tylko, że to ma sens
w kontekście informacji, które zdobyłam.
– Ale co z tą ostatnią wiadomością, którą dostałaś? Czy ta osoba nie napisała, że Ethan
zasługiwał na śmierć? Cóż, jeśli Josh chciał go skrzywdzić, to chyba on zasłużył na to, co
dostał, a nie Ethan.
Mówię Jake’owi, że patrzy na to od złej strony, że osoba wysyłająca te wiadomości może
tak myśleć, bo Ethan zrobił coś Joshowi i zasłużył na to, co się stało.
Jake rozważa moje słowa.
– Cóż, w takim razie autor tych wiadomości musiałby stać po stronie Josha. A przychodzi
ci do głowy ktoś inny oprócz Roberty i Adriana? – Odchyla głowę do tyłu. – Czy ty nie
słyszysz, jak to wszystko brzmi?
– Owszem, słyszę. Posłuchaj, miałam swoje podejrzenia co do Roberty, ale przemyślałam
wszystko i nie jestem już dłużej przekonana, że to ona. Poza tym dlaczego czekałaby trzy
lata, żeby zacząć mi wysyłać te wiadomości? I dlaczego ani razu nie zrzuciła na mnie winy,
chociaż Josh był wtedy pod naszą opieką?
Jake kręci głową.
– Niestety nie sądzę, żeby to miało znaczenie, pod czyją opieką był Josh ani w czyim
domu nocował. I tak robił, co chciał. Myślę, że Roberta musi o tym wiedzieć.
– Ja po prostu potrzebuję odpowiedzi, Jake. O co chłopcy mogli się pokłócić? Myślałam,
że może poszło im o tę dziewczynę, Daisy Carter, ale to Josh z nią zerwał. Więc nawet
gdyby później Ethan się z nią związał – chociaż Daisy twierdzi, że do niczego takiego nie
doszło – to Josha prawdopodobnie nawet by to nie obchodziło. Poza tym wierzę, że Daisy
powiedziała mi prawdę i że między nią a Ethanem niczego nie było.
– Ale nie ma sposobu, żeby się dowiedzieć, o co się poróżnili, prawda? Na tym właśnie
polega problem, Zoe. Zapytałaś każdego, kto mógłby coś wiedzieć, więc jaki sens ma to
wszystko?
Patrzę na męża z niedowierzaniem. Chodzi o naszego syna, a Jake nie chce wiedzieć.
Łatwiej mu ignorować to, co się stało. Nagle czuję, że mężczyzna siedzący naprzeciwko
mnie staje mi się obcy. Znowu.
A do tego się myli: jest sposób na to, żeby się dowiedzieć.
Jake pochyla się ku mnie.
– Zoe, wiem, że to nie jest odpowiedni moment – właściwie to jest najgorszy możliwy
moment – ale muszę z tobą o czymś porozmawiać. To nie ma nic wspólnego z tymi
wiadomościami, chodzi o coś innego. – Milknie i bierze głęboki wdech. – Czekałem, aż
wrócisz do domu, i chciałem od razu ci o tym powiedzieć, ale zaczęłaś mi opowiadać o tym
wszystkim i cóż, to trochę zbiło mnie z tropu.
Robię się czujna. Zaczynanie poważnych rozmów o czymkolwiek nie jest w stylu Jake’a.
Normalnie robi wszystko, żeby ich uniknąć.
– O co chodzi? – Gdy zadaję mu to pytanie, powtarzam sobie, że to nie może być nic
gorszego niż to, co już się wydarzyło. Tak długo, jak Jake i Harley są cali i zdrowi,
poradzimy sobie ze wszystkim.
Jeśli Jake jest cały i zdrowy.
Nagle ogarnia mnie strach.
– Wszystko z tobą w porządku, prawda? Nie jesteś chory ani nic?
Jake ściska moją dłoń.
– Nie, przepraszam, to nic takiego. To coś, co powinienem był ci powiedzieć dawno temu.
Naprawdę mi przykro. – Ma łzy w oczach. Nie widziałam, żeby płakał, od kiedy straciliśmy
Ethana.
Niedobrze. Wyrywam dłoń, nagle wzdragając się przed jego dotykiem.
– Po prostu to powiedz.
Jake wierci się na krześle.
– Zrobiłem coś okropnego, Zoe. Ja… ja nienawidzę siebie za to i wiem, że nigdy nie
będziesz w stanie mi wybaczyć, ale muszę ci powiedzieć. – Znowu milknie, tym razem
wzdychając głęboko. – Niedługo po tym, jak zginął Ethan, ja… ja przespałem się z Leanne.
Jego słowa odbijają się echem po pomieszczeniu, a ja nie jestem w stanie ich uchwycić,
pojąć. To z pewnością jakiś żart? To nie może być prawda.
Wpatruję się w niego, podczas gdy w moim umyśle rodzą się najrozmaitsze odrażające
obrazy. Mój mąż i moja najlepsza przyjaciółka.
Jakoś udaje mi się odzyskać mowę.
– Ty i Leanne?
Jake kiwa głową. Wpatruje się w podłogę, nie jest w stanie spojrzeć mi w oczy. Nie chce
zobaczyć, co zrobił, nie chce widzieć bólu, jaki mi zadaje.
– Tak mi przykro, Zoe. Byłem w złym miejscu, byłem w kompletnej rozsypce. Nie
wiedziałem, co robię.
Narasta we mnie gniew.
– Jak śmiesz wykorzystywać śmierć naszego syna jako wymówkę?
– Nie, nie, nie robię tego. To była moja wina, po prostu chcę, żebyś wiedziała, że ja…
– W przeciwnym razie nigdy byś tego nie zrobił? Dzięki, Jake, dobrze wiedzieć. – Czuję
się odrętwiała, jego słowa do mnie nie docierają. Rozumiem je, ale nie potrafią przeniknąć
do środka. Czy jestem w szoku? Czy próbuję to wyprzeć? – A więc za każdym razem, gdy ją
odwiedzałeś, kontynuowaliście ten wasz podły mały romans? – Kręcę głową. – Myślałam,
że stać cię na więcej, Jake.
– Nie, to nie tak. To był tylko ten jeden raz i to nigdy więcej się nie powtórzyło. Nigdy
nawet nie rozmawialiśmy o tym, co się stało.
– A właściwie jak to się stało? – pytam. Potrzebuję informacji. Chcę usłyszeć wszystko.
Chcę zrozumieć, jak to możliwe, jak dwoje najbliższych mi ludzi, oprócz dzieci, mogło mi
zrobić coś takiego.
– Naprawdę nie potrafię wyjaśnić, jak do tego doszło. Poszedłem do niej, jak często to
robiłem, i nie wiem, po prostu się załamałem i zrobiłem coś tak bezmyślnego. Nie
planowałem tego, nie wiedziałem, że to się wydarzy. Byłem po prostu tak przytłoczony
żałobą i… Cóż, miałem wrażenie, że ty i ja nie byliśmy w stanie nawet na siebie patrzeć. –
Unosi dłoń. – Nie żeby to w jakikolwiek sposób była twoja wina. Po prostu nie byłem sobą.
Zoe, nie masz pojęcia, jak bardzo tego żałuję i jak nienawidzę siebie za to, co zrobiłem.
Chociaż Jake ma na tyle przyzwoitości, żeby wyglądać na zażenowanego, to w żaden
sposób nie łagodzi ciosu. Odrętwienie zniknęło i teraz czuję, jakby ktoś rozrywał mi
wnętrzności.
Nie mam słów, żeby zareagować na tę zdradę. Mój mąż i moja najlepsza przyjaciółka.
Gdy myślę o tym, jakie to sztampowe, chce mi się śmiać.
– Zoe, tak mi przykro – powtarza Jake. – To był okropny błąd. Oboje tego żałujemy.
Moje splątane myśli zwracają się ku Leanne: osobie, która wyswatała mnie z Jakiem. Robi
mi się niedobrze. Chociaż nie chcę, umysł zmusza mnie do wyobrażania sobie ich razem.
Leanne jest oszałamiająco piękna i często się zastanawiałam, jak to możliwe, że ona i Jake
nigdy nie skończyli razem, biorąc pod uwagę, że są ze sobą tak blisko. „Jesteśmy jak brat
i siostra” – żartowała zawsze Leanne i to wystarczało, żeby mnie uspokoić. Ani razu nie
martwiłam się, że mogłoby między nimi do czegoś dojść.
Teraz wspomnienie jej słów przeszywa moje serce i rozrywa je na kawałeczki.
– Kto zaczął? Kto wykonał pierwszy ruch? – pytam, choć nie ma to żadnego znaczenia.
Nic, co teraz powie mój mąż, nie zrobi już żadnej różnicy.
– Ja – mówi Jake, wlepiając wzrok w ziemię. – Ona początkowo się wahała i…
– Usłyszałam już wystarczająco dużo – przerywam mu. Nie chcę znać więcej szczegółów.
Nic, co mi powie, nie zmieni faktu, że wszystko, co kiedykolwiek do niego czułam, właśnie
umarło i zostało bezpowrotnie stracone, tak jak Ethan.
Jest tak wiele rzeczy, które mogłabym mu wygarnąć w tej chwili. Mogłabym mu
powiedzieć, że najgorsza jest świadomość, że zrobił to tuż po śmierci naszego syna. Albo że
ukrywał to przede mną przez trzy lata, podczas gdy próbowaliśmy odbudować nasze życie,
przez co nasze małżeństwo stało się kompletną fikcją. Ale nie mówię ani słowa. Nie ma
sensu.
Jest tylko jedna rzecz, którą muszę wiedzieć.
– Dlaczego mówisz mi o tym teraz?
Jake nie odpowiada. Szura stopą i mam ochotę na nią nadepnąć, wbić w nią obcas, tak
żeby popłynęła krew.
– Wiem, że ukrywanie tego przed tobą tylko pogorszyło sprawę, ale…
– Dlaczego teraz? – powtarzam spokojnym głosem, chociaż mam ochotę na niego
nawrzeszczeć. – Miałeś trzy lata, żeby mi powiedzieć, więc dlaczego, do cholery, teraz?
– Bo w końcu chciałem postąpić właściwie – mówi Jake.
Patrzę na żałosny wyraz jego twarzy i tłumię chęć, żeby go uderzyć. Chciałabym mu
zadać tyle fizycznego bólu, ile on mi zadał emocjonalnego.
– Proszę, Zoe… – Jake próbuje ująć moją dłoń, ale odpycham jego rękę.
Pytam go, czy Leanne wie, że on mi teraz o tym wszystkim mówi, a on odpowiada, że nie.
– Wynoś się stąd, Jake. Natychmiast. Możesz iść i spakować szybko trochę rzeczy, ale nie
chcę cię widzieć w tym domu. Po prostu wynoś się stąd w cholerę.

Znika w ciągu pół godziny, a ja zostaję sama w tym milczącym, przytłaczającym domu. Nie
mam pojęcia, co powinnam czuć. Wiem tylko, że jestem zła, wściekła na Jake’a za to, jak
mnie oszukał, za to, że zdradził nie tylko mnie, lecz także Harleya i Ethana. To nie zrobiłoby
żadnej różnicy, gdyby powiedział mi o tym od razu. Nie ma mowy, żebym mogła
kiedykolwiek mu wybaczyć, niezależnie do tego, jak szybko wyznałby prawdę.
A jeśli chodzi o Leanne, to nie mogę nawet o niej myśleć. Moja najlepsza przyjaciółka.
Jedyna osoba, oprócz Jake’a, której naprawdę ufałam. To jest coś, z czym będę musiała
uporać się później. W mojej głowie nie ma już po prostu miejsca na to wszystko.
Gdy tak leżę na łóżku, rozmyślając o tym, co się wydarzyło, dostaję esemesa. Zakładam,
że to pewnie od Jake’a, więc ignoruję go i schodzę na dół, żeby nalać sobie kolejną szklankę
wody i złagodzić ból wyschniętego gardła.
Gdy w końcu sprawdzam telefon, natychmiast żałuję, że nie zrobiłam tego od razu.
Musisz szukać bliżej domu. Twój syn nie był żadną ofiarą.
34

Harley

Stoi i patrzy, jak ona wraca do domu z butelką mleka w dłoni. Czuje, jakby ją śledził. Nie
zamierzał za nią chodzić, ale gdy skręcił w jej ulicę, zobaczył, że akurat wychodzi, i po
prostu musiał wiedzieć, dokąd idzie.
Czy zaczęła się spotykać z kimś innym? To możliwe. Nawet prawdopodobne, biorąc pod
uwagę, jak nagle z nim zerwała. Przynajmniej tym razem poszła tylko do sklepu za rogiem.
Harley nie ma pojęcia, jak by się zachował, gdyby Mel się odwróciła i go zobaczyła. Nie
mógłby jej tego wyjaśnić inaczej, jak tylko tym, że prawdopodobnie mu odbija. Nie zdawał
sobie wcześniej sprawy, do jakiego stopnia to dzięki Mel czuł, że ma kontrolę nad swoim
życiem. A teraz powoli się rozpada.
Ma wybór. Albo zawróci do domu, a ona nigdy się nie dowie, że tu był, że nie potrafi
zaakceptować tego, co się stało, albo może po prostu podejść do jej drzwi i zapytać, czy
mogą porozmawiać. Tak jak planował. Byliby sami. Samochody jej rodziców nie stoją na
podjeździe, więc to doskonała okazja.
Myśląc o tym, podchodzi do jej drzwi, naciska dzwonek i cofa się o krok.
Nie musi długo czekać, nim Mel otworzy.
– Harley? Co tutaj robisz?
– Czy możemy porozmawiać, Mel? Tylko przez chwilę. – Posyła jej przepraszający
uśmiech.
Ona zagryza wargę i Harley zauważa, że usta ma pomalowane ciemnoczerwoną szminką.
To sprawia, że wygląda inaczej. To nie ta sama Mel, z którą był, którą całował i przytulał,
z którą dzielił intymną część siebie.
– Naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, Harley. Co tu jeszcze jest do
powiedzenia?
– Nie zostanę długo, obiecuję.
Sekundy mijają.
– W porządku, wejdź. Ale tylko na chwilę. Za godzinę spotykam się z koleżankami.
Harley czuje się nieswojo w jej domu teraz, gdy już nie jest jej chłopakiem. Ma wrażenie,
że już nigdzie nie czuje się jak w domu. Ale lubił jej rodziców i lubił tutaj przychodzić, więc
jest wdzięczny przynajmniej za to.
– O co chodzi, Harley? – pyta Mel, gdy tylko siadają na sofie. – Myślałam, że się
zgodziliśmy, iż całkowicie zerwiemy stosunki. Żadnych akcji w stylu „zostańmy
przyjaciółmi” i tak dalej.
To ona się na to zgodziła. On, o ile pamięta, nie powiedział niczego w tym stylu.
– Po prostu chciałem zapytać: dlaczego? – wyjaśnia. – Nie próbuję cię przekonać, żebyś
zmieniła zdanie, przysięgam, ale tak naprawdę nie powiedziałaś mi, dlaczego to
zakończyłaś.
– Och, Harley, naprawdę nie potrafisz sam do tego dojść? – pyta protekcjonalnym tonem
i znowu sprawia wrażenie zupełnie innej dziewczyny. Jak mogła zmienić się tak bardzo
w tak krótkim czasie?
– Spotykasz się z kimś innym? – Ryzykuje.
Mel wygląda na oburzoną.
– Nie! Nigdy nie zrobiłabym ci czegoś takiego. Myślałam, że mnie znasz, Harley.
– No to o co chodzi? – Rozmyślał o tym całą noc i nie potrafi zrozumieć, jak jej uczucia
do niego mogły ostygnąć tak szybko. Czuje się rozdarty: z jednej strony wydaje mu się, że
powinien to w pełni wykorzystać, że przyda mu się trochę wolności, jednak z drugiej strony
jest przerażony na myśl o życiu bez niej, o tym, co to życie będzie dla niego oznaczać.
– Ty wcale nie jesteś mną zainteresowany, Harley. Och, wiem, że mnie lubisz, ale nie
czujesz tej iskry, prawda? Myślę, że próbowałeś wykrzesać ją siłą, ale po prostu jej tam nie
ma. Nie możesz się zmusić, żeby coś do kogoś czuć. Takie uczucia muszą przyjść naturalnie.
– To nie tak – protestuje Harley. – Całkowicie się mylisz.
Mel kręci głową.
– Nie sądzę. Spójrzmy prawdzie w oczy, bawiłeś się znacznie lepiej z kolegami tamtego
wieczoru, gdy przerwałeś naszą randkę, prawda?
– Nie, wcale nie. – Ale Harley kłamie, bo naprawdę dobrze się bawił z Isaakiem i jego
kumplami. Był bardziej odprężony, nie udawał i nie przejmował się, jakie robi wrażenie. To
było po prostu naturalne.
– Nie potrafisz być sobą w moim towarzystwie, Harley, a ja na to nie zasługuję. Poznasz
kogoś na studiach, jakąś dziewczynę, z którą będziesz miał znacznie więcej wspólnego. I tak
by nam się nie udało na dłuższą metę, prawda?
Ona ma rację. Czy wydarzyłoby się to za dwa tygodnie, za dwa lata czy za dwie dekady,
jest pewien, że w końcu to wszystko by się rozpadło.
– Mój tata się wyprowadził – wypala. Nie chce już rozmawiać o własnym związku, a Mel
jest jedyną osobą, z którą może porozmawiać o rodzicach.
Mel wyciąga rękę i klepie go po ramieniu. To protekcjonalność czy autentyczna troska?
Nie jest pewien.
– Och, Harley, tak mi przykro. – Nie pyta, dlaczego odszedł, i to go irytuje. Jeszcze kilka
dni temu chciałaby znać każdy szczegół, zaoferowałaby, że pomoże, jak tylko będzie mogła.
Naprawdę chce się od niego odciąć. Nie ma mowy, żeby był w stanie ją przekonać do
zmiany zdania.
– Wiem, że to zabrzmi okropnie, Mel, ale tak naprawdę się cieszę, że już go nie ma. To
znaczy żal mi mamy, chociaż robi dobrą minę do złej gry. Chodzi po prostu o to, że wiem,
że nie byli szczęśliwi od lat, więc chyba się tego spodziewałem. Jeśli już, to sądziłem, że to
wydarzy się wcześniej.
– Co powiedziała twoja mama?
– Niewiele. Wyjaśniła, że po prostu muszą spędzić trochę czasu osobno, to wszystko. –
Mel w końcu zaczęła mu zadawać jakieś pytania. Czy to oznacza, że jednak jest dla nich
szansa?
– A rozmawiałeś z tatą?
– Nie. – Ma zamiar dodać, że trudno mu się rozmawia z ojcem nawet w najlepszych
okolicznościach i zawsze tak było, ale Mel zerka na zegarek, a on wie, że powinien już
wyjść. Zresztą nie może jej obciążać tym wszystkim. I tak już ją skrzywdził.
– Szkoda tych wakacji – mówi. – Może moglibyśmy…
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, Harley, a ty? Po prostu zapomnijmy o tym
wszystkim.
A więc to koniec. Zdecydowała się, a on nie może nic z tym zrobić.
– Pójdę już – mówi, wstając. – Dbaj o siebie.
Wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Wszystko się rozpada, a on nie wie, jak długo jeszcze
wytrzyma.
To rzeczywiście prawda, co mówią: jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
35

Zoe

Wciąż ściskam w dłoni telefon, pragnąc, żeby pojawił się na nim jakiś esemes albo e-mail.
Cokolwiek. Minął już niemal cały dzień, od kiedy odpowiedziałam na ostatnią wiadomość,
prosząc nadawcę, żeby się ze mną spotkał. Napisałam, że wysłucham tego, co ma do
powiedzenia, i po prostu potrzebuję pomocy, żeby dotrzeć do prawdy. Chociaż miałam
ochotę mu nawymyślać, pilnowałam się, żeby ton mojej wypowiedzi był życzliwy, uległy
i zdesperowany.
Nie dostałam odpowiedzi i coraz bardziej tracę nadzieję. Nie dopuszczam do siebie myśli
o Jake’u i Leanne – jeszcze nie. Są ważniejsze sprawy.
– Przepraszam za spóźnienie – mówi Leo, siadając na ławce obok mnie. Poszczęściło nam
się, że mamy piękny park tak blisko pracy, ale płynąca wzdłuż niego rzeka przyprawia mnie
o dreszcze. Dla mnie to nie jest wspaniały widok, tylko upiorne przypomnienie o śmierci
syna.
– Dzięki, że przyszedłeś – mówię. – Mam nadzieję, że nie odciągnęłam cię od niczego
ważnego.
– Absolutnie nie. I tak zamierzałem dziś skończyć odrobinę wcześniej, więc to nie kłopot.
Obiecałem, że ci pomogę, i mówiłem poważnie.
Dziękuję mu i pokazuję ostatnią wiadomość.
– Nie sądzę, żebym dostała odpowiedź, upłynęło za dużo czasu, od kiedy odpisałam. To
takie frustrujące i nie mam pojęcia, co dalej robić. Czuję, jakbym natrafiła na mur
i naprawdę zaczynam się martwić, że Ethan zrobił coś okropnego. Po prostu nie mam
pojęcia, co to mogło być.
– Myślisz, że mógł coś zrobić temu drugiemu chłopcu? Dlaczego tak sądzisz?
Powtarzam mu wszystko, co Roberta powiedziała mi o ich kłótni, o tym, że Josh
ignorował telefony Ethana, a jednak mimo wszystko chciał zanocować u nas w domu.
– To jest trochę dziwne – zgadza się Leo.
– Po prostu trudno mi to pojąć. Wiem, że wszyscy rodzice tak mówią, ale Ethan był
dobrym chłopcem. Nie zrozum mnie źle, daleko mu było do ideału i czasami pakował się
w kłopoty, ale nie mogę uwierzyć, że mógłby kogoś skrzywdzić. Jednak Roberta twierdzi, że
chłopcy pokłócili się do tego stopnia, iż właściwie przestali się przyjaźnić, więc musiało
pójść o coś poważnego, prawda?
Leo spogląda przed siebie.
– A więc podejrzewasz, że to mama tego drugiego chłopca dręczy cię tymi
wiadomościami? Roberta, zgadza się?
– Nie wykluczam tego całkowicie, jednak nie sądzę, żeby to była ona. Nie musiałaby się
tak kryć, gdyby uważała, że Ethan coś zrobił, mogłaby mnie zranić bezpośrednio, po prostu
ze mną o tym rozmawiając. – Gdy mu o tym mówię, przypominam sobie, jak zaniepokojona
była Roberta tym, że rozmawiałam z Adrianem. Z drugiej strony przechodzą przez tak
burzliwe rozstanie. To zrozumiałe, że nie była zachwycona faktem, iż mógł mi coś nagadać
na jej temat. A on zapewne ma jej za złe, że go zostawiła – to musi być upokarzające dla
takiego mężczyzny jak Adrian – więc po prostu próbuje się na niej odegrać.
– I nie ma nikogo innego, z kim Ethan blisko się przyjaźnił w szkole? – pyta Leo.
– Nie, niespecjalnie. On i Josh byli nierozłączni. Mieli grono znajomych, ale nikt inny tak
naprawdę nas nie odwiedzał. Ethan poza tym spędzał dużo czasu tylko z Harleyem. Byli
sobie bardzo bliscy. Kompletnie różne charaktery, ale łączyła ich taka silna więź.
Wyjaśniam Leo, że nie wtajemniczałam Harleya w ostatnie wydarzenia z powodu tego,
jak się załamał po śmierci Ethana.
– Obwiniał się o to, że nie usłyszał, jak chłopcy wykradali się z domu. Jego sypialnia
sąsiaduje z pokojem Ethana i zazwyczaj ma bardzo lekki sen, ale tamtej nocy nic nie słyszał.
Był w takim stanie, że nie mógł chodzić do szkoły. Dopiero co zdał egzaminy końcowe, rok
po rówieśnikach. Uczył się do nich akurat w momencie, gdy zaczęłam dostawać te
wiadomości, więc nie było mowy, żebym mu o tym wspomniała.
– Ale mogłabyś powiedzieć coś teraz – sugeruje Leo. – Skoro już zdał egzaminy… Może
byłby w stanie ci pomóc. Jeśli byli sobie tak bliscy, może Harley mógłby powiedzieć ci coś,
co okaże się ważne.
Chociaż brałam to już pod uwagę, wciąż mam opory przed mieszaniem Harleya w to
wszystko, zwłaszcza teraz, gdy rozstał się z Mel. Z drugiej strony nie mam za dużego
wyboru. Może Leo ma rację. Jeśli Harley się dowie, co się dzieje, może będzie w stanie mi
pomóc. Poprzednim razem, gdy z nim rozmawiałam, nie znał kontekstu moich
ogólnikowych pytań. Jeśli pozna prawdę, może coś przyjdzie mu do głowy.
– Myślę, że masz rację – zwracam się do Leo. – Jest już dorosły i pewnie nie powinnam
trzymać go w niewiedzy, skoro sprawa dotyczy jego brata. Porozmawiam z nim dziś
wieczorem.
– Zapewne tak będzie najlepiej. – Leo kiwa głową. – Przejdziemy się trochę? Nie miałem
jeszcze okazji obejrzeć tego parku, poza miejscem, w którym siedzimy.
Wciąż zapominam, że Leo jest tu nowy – mam wrażenie, jakbyśmy pracowali ze sobą całe
życie.
– Tak, dobry pomysł. – Wstaję. Z chęcią oddalę się od rzeki.
– A co twój mąż myśli o tym wszystkim? – pyta Leo, gdy spacerujemy, unikając
biegaczy, którzy zdają się nadciągać ze wszystkich stron.
Nie zamierzam mu wspominać o tym, że właśnie wyrzuciłam go z domu, a nasze
małżeństwo jest skończone. I tak już podzieliłam się z Leo tyloma problemami. To
niesprawiedliwe, obarczać go jeszcze większym ciężarem.
– Jake nie uważa, by to cokolwiek oznaczało – mówię. – Właściwie to próbuje mnie
zniechęcić do zajmowania się tą sprawą. Uważa, że to tylko chory żart.
Leo wbija wzrok w ziemię.
– Ale ty jesteś matką. Musisz się kierować instynktem i zbadać każdą możliwość, inaczej
nie spoczniesz.
– Właśnie tak.
Leo się uśmiecha.
– Muszę przyznać, że sam kiedyś wolałem chować głowę w piasek, ale moja była żona
mnie odmieniła. Sprawiła, że zdałem sobie sprawę, iż zawsze jest lepiej stawić czoło temu,
co się dzieje, niezależnie od tego, jak to może być bolesne, bo inaczej to wcześniej czy
później wróci, żeby ugryźć człowieka w tyłek.
– Żałuję, że Jake tak tego nie widzi – wzdycham. Ale prawda jest taka, że teraz wszystko
się zmieniło i mój mąż nie ma już nic wspólnego z tą sprawą. Myślę o Leanne i zastanawiam
się, co robi w tej chwili. Czy wie, że Jake powiedział mi prawdę? Jeśli tak, to nie próbowała
się ze mną kontaktować.
– Porozmawiaj z nim – zachęca mnie Leo. – Pomóż mu zrozumieć, dlaczego musisz to
zrobić.
– Tak, porozmawiam – odpowiadam, chociaż wiem, że to byłoby jałowe i że i tak już nie
ma znaczenia, co Jake sobie myśli.
Skręcamy za róg i wchodzimy pod baldachim drzew, gdy czuję, jak telefon wibruje
w mojej kieszeni.
To kolejna anonimowa wiadomość, z zupełnie innego numeru.
Okej, jeśli to konieczne, żebyś coś z tym zrobiła. Spotkajmy się nad
rzeką o 21. Przyjdź sama i nie spóźnij się. Nie będę na ciebie czekać.

Ręce mi się trzęsą, gdy podaję telefon Leo i czekam, aż przeczyta wiadomość.
– O jakiej rzece mówi ta osoba?
Biorę głęboki wdech. Może chodzić tylko o jedno miejsce.
– O rzece w Guildford, tam, gdzie utonął Ethan.
Leo robi wielkie oczy.
– No tak – mówi. – Jadę z tobą.
Przez całe popołudnie zastanawiałam się, dlaczego ta osoba wyznaczyła mi właśnie takie
miejsce spotkania, i przychodzi mi do głowy wyłącznie jedno wyjaśnienie: chce mi zadać
tak wiele bólu, jak to tylko możliwe. Chce, żebym cierpiała, żebym na nowo przeżywała
śmierć syna. Ale nie mam wyboru, jak tylko się na to zgodzić. Być może to moja jedyna
szansa na zdobycie odpowiedzi, chociaż mam wrażenie, jakbym wpadała w pułapkę.
Po spotkaniu z Leo w parku wróciłam do domu na kilka godzin, w nadziei, że uda mi się
porozmawiać z Harleyem, ale go tam nie zastałam. Nieobecność Jake’a wydała mi się
wyjątkowo namacalna, chociaż zazwyczaj i tak nie bywał w domu tak wcześnie. Po raz
kolejny odsuwam od siebie te myśli. Muszę się skupić na Ethanie, dopiero potem będę
mogła się zająć Jakiem i Leanne.
Teraz, gdy siedzę na miejscu pasażera obok Leo, wsłuchując się w odgłosy silnika i szum
innych aut, zastanawiam się, jak uda mi się zbliżyć do rzeki, żeby nie wyobrazić sobie
topiącego się w niej Ethana, młócącego rozpaczliwie rękami, chociaż potrafił pływać. Często
zastanawiałam się, dlaczego nie był w stanie się uratować, i przychodzi mi do głowy tylko
to, że spanikował. Chociaż wiem już, że scenariusz mógł wyglądać zupełnie inaczej.
Po wypadku poszłam nad rzekę tylko raz i byłam w takim stanie, że Jake musiał mnie
praktycznie zaciągnąć z powrotem do samochodu. Nie chciałam tam być, a z drugiej strony
nie mogłam się zmusić, żeby odejść. Czułam obecność Ethana, jakby wciąż był w tej
wodzie. Nigdy więcej nie pozwoliłam sobie tam wrócić, bałam się, że po prostu zacznę
wchodzić coraz głębiej do wody tylko po to, by być bliżej syna. Jej przyciąganie jest
przerażające.
– Jak się czujesz? – pyta Leo. – Głupie pytanie, wiem.
– Boję się – przyznaję. – Ale tak rozpaczliwie pragnę odpowiedzi, że chyba jestem
gotowa przejść przez wszystko.
– Nie czuję się dobrze z myślą, że mam zaparkować tak daleko i pozwolić ci pójść samej
nad rzekę. Pozwól, żebym ci towarzyszył.
Mówię mu, że nie będzie jeszcze ciemno, a zresztą nie mamy wyboru. Ta osoba wyraźnie
powiedziała, że mam przyjść sama, a ja nie mogę ryzykować, że zobaczy mnie z Leo i się
wycofa.
– Wiem – odpowiada Leo. – Ale nie podoba mi się to. Martwię się o ciebie. Coś tu jest nie
tak i nie podoba mi się, że ta osoba chce się z tobą spotkać właśnie tam.
– Robi to, żeby zaleźć mi za skórę. Właśnie o to chodzi. Pewnie taki jest cel tych
wszystkich wiadomości.
Leo patrzy na mnie i kręci głową.
– To okropne, że ktoś jest zdolny do czegoś takiego. Nie zrobiłaś nikomu nic złego, więc
dlaczego chce cię ukarać?
– Nie wiem. Bo nie może już skrzywdzić Ethana? Och, Boże, co on takiego zrobił?
– Cóż, jeśli w ogóle coś zrobił, to miejmy nadzieję, że wkrótce się tego dowiesz.
Patrzę na zegar na desce rozdzielczej. Jest ósma trzydzieści, a my znajdujemy się zaledwie
dziesięć minut od Guildford. I od rzeki. Od miejsca, do którego przysięgałam sobie, że
więcej się nie zbliżę, i nigdy nie sądziłam, że będę miała po temu powód. Wyprowadziliśmy
się stąd częściowo dlatego, że nie mogłam znieść myśli, iż ta rzeka jest tak blisko nas. Niby
jej nie widać, a jednak cały czas majaczyła na krawędzi naszego życia.
Ulica Walnut Tree Close wygląda tak samo, jak trzy lata temu, i serce wali mi coraz
mocniej.
– Zupełnie nic się nie zmieniło.
– Powiedz mi, gdzie mam się zatrzymać – prosi Leo.
Przez chwilę kusi mnie, żeby powiedzieć mu, by po prostu jechał dalej, zawrócił na A3,
żebyśmy mogli zapomnieć o tym, że kiedykolwiek tu przyjechaliśmy. Ale potem
wyobrażam sobie zuchwały uśmiech i wielkie brązowe oczy Ethana, włosy, które zawsze
opadały mu na twarz, i wiem, że nie mogę zrezygnować.
– Po prostu stań tutaj, na parkingu przy tych biurach – wskazuję mu. – Będę stąd miała
niedaleko.
Leo zajmuje puste miejsce przed budynkiem kancelarii prawniczej.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Wciąż myślę, że powinienem pójść z tobą.
Zbieram siły i zmuszam nogi, by ruszyły się i pozwoliły mi wysiąść z samochodu.
– Nic mi nie będzie. Mam twój numer gotowy do wybrania w telefonie, gdyby coś się
wydarzyło. Będę tylko po drugiej stronie ulicy, kawałek w górę.
Leo łapie mnie za ramię.
– Bądź ostrożna, Zoe.
Fakt, że jest jeszcze widno, dodaje mi otuchy, chociaż wokół nie ma nikogo. Jest za
kwadrans dziewiąta, więc idę powoli, bo nie chcę dotrzeć tam za wcześnie. Nawet nie wiem,
czy idę dokładnie w to miejsce, w którym powinnam się znaleźć. Po prostu założyłam, że ta
osoba ma na myśli ten odcinek brzegu, gdzie chłopcy byli widziani przez świadków.
Świadków, którzy pojechali dalej, bo nie wydało im się podejrzane, że dwóch nastolatków
wygłupia się nad rzeką w środku nocy.
Przepełnia mnie mdląca mieszanina lęku i bólu. Już nie mam wrażenia, jakby Ethan tu
był. Teraz to tylko miejsce, w którym stracił życie. Siadam na trawie i patrzę w niebo.
Spoglądanie na wodę jest zbyt bolesne. Nie chcę tu być.
Minuty mijają powoli i w końcu nadchodzi dziewiąta. Rozglądam się, ale wciąż nikogo tu
nie ma. Ale to nic, myślę sobie. Ta osoba na pewno się pojawi. Zastanawiam się, czy ją
znam – niemal wyobrażam sobie Robertę wyłaniającą się z cieni. Ale ona by tu nie przyszła,
dla niej to byłoby równie trudne.
Dziesięć po dziewiątej. Wciąż nikogo. Wyciągam telefon, otwieram ostatnią wiadomość
i odpisuję.
Jestem nad rzeką. A ty gdzie jesteś?

Odpowiedź nie nadchodzi. I wciąż nie słyszę żadnych kroków, tylko od czasu do czasu
szum przejeżdżającego auta. Nabieram pewności, że ta osoba jednak nie przyjdzie. To był
tylko kolejny element tej chorej gry, a ja dałam się nabrać i skazałam się na jeszcze większe
cierpienie.
Mimo wszystko czekam do za kwadrans dziesiąta, a potem powoli wracam do samochodu
Leo, oglądając się za siebie, dopóki rzeka nie zniknie mi z oczu.
Sprawdzam telefon, chociaż nie słyszałam, żeby dzwonił czy brzęczał. Znajduję nową
wiadomość.
Miałaś przyjść sama. Zawaliłaś sprawę. Teraz nigdy nie dowiesz się
prawdy.
36

Mama wciąż jest w szpitalu, ale jej stan jest stabilny. Trzymają ją tam na wszelki wypadek,
a mnie to cieszy. Mam cały dom dla siebie, a on będzie tu za kilka minut.
Mam wrażenie, że mi odbija. Jak mogę mieć nadzieję, że uda mi się go przekonać, iż
jesteśmy sobie pisani, po tym, jak spotkamy się osobiście? Ale chociaż nie jestem osobą,
którą zna ze zdjęcia profilowego, nie wyglądam źle i przecież połączyły nas nasze
charaktery. Mam nadzieję, że to wystarczy.
Dręczą mnie wątpliwości, ale on za bardzo mnie pociąga, żeby teraz wszystko odwoływać,
i pomimo nerwów czuję podniecenie, które tłumi strach. Może któregoś dnia w przyszłości
będziemy się z tego śmiać i dzielić się tą opowieścią z naszymi dziećmi.
Gdy rozlega się dzwonek, pędzę mu otworzyć z nowym poczuciem sensu i determinacji.
Otwieram drzwi na oścież, żeby mu wszystko wyjaśnić.
– Eee, dzień dobry – mówi. – Zastałem Alissę?
A wtedy mówię coś, co zaskakuje nawet mnie.
– Nie ma jej w tej chwili, ale może wejdziesz i poczekasz? Mówiła, że przyjdziesz, więc
pewnie wróci za chwilkę, wyszła tylko do sklepu.
Rozgląda się, a potem wzrusza ramionami.
– Pewnie. Dzięki. Dawno temu wyszła? – pyta, przekraczając próg i wycierając buty
o wycieraczkę. Jest taki ufny.
I oto znalazł się w moim domu, a ja czuję się jak podekscytowane dziecko. Ledwie jestem
w stanie kontrolować drżenie nóg.
– Nie, dopiero co skończyła się szykować. Potrafi się stroić całe wieki.
Uśmiecha się na te słowa, pewnie wyobraża sobie, jak wiele wysiłku włożyła w to, żeby
dobrze dla niego wyglądać. Tak, Alissa z pewnością należy do piękności.
Zdenerwowanie sprawia, że nie jestem w stanie niczego przełknąć, ale jemu oferuję coś do
picia. Cieszę się jednak, gdy odmawia.
Żołądek przewraca mi się do góry nogami i nieustannie myślę o skomplikowanej sytuacji,
w jakiej się znaleźliśmy. Jego obecność tutaj jest równoznaczna z przekroczeniem kolejnej
granicy i już nie ma odwrotu. Poruszam się po omacku, nie wiem, jak długo uda mi się
podtrzymać tę maskaradę. Mam najwyżej godzinę, zanim zacznie coś podejrzewać. Muszę
sprawić, żeby zaczął się zakochiwać w osobie, którą widzi.
Okazuje się, że wcale nie jest tak źle. Siedzimy na sofie i gawędzimy, jakbyśmy się znali od
wieków, i kilka razy udaje mi się go rozbawić. Wygląda jeszcze piękniej, gdy się uśmiecha,
a jego skóra jest gładka i sprawia wrażenie miękkiej jak aksamit. Chcę jej dotknąć, ale nie
zamierzam teraz wszystkiego zniszczyć. To może się faktycznie udać.
Jesteśmy tak pogrążeni w rozmowie, że mija czterdzieści minut, nim znowu zapyta
o Alissę.
– Czy ona na pewno pamiętała, że mam przyjść?
– Tak mi powiedziała. Prosiła, żeby cię wpuścić i posiedzieć z tobą, póki nie wróci.
Niedługo powinna tu być.
– Nie rozumiem, co się stało. Mam nadzieję, że nic jej nie jest?
Zaczął się o nią martwić. To słaby punkt mojego planu.
– Zadzwonię do niej za chwilę. Tylko skorzystam z toalety.
Zamykam się w łazience i wysyłam mu esemesa: „Przepraszam, że nie ma mnie w domu.
Wystraszyłam się. Wynagrodzę ci to”.
Gdy wracam do salonu, gapi się na swój telefon, marszcząc brwi.
– Wszystko w porządku? – pytam.
Kręci głową, a piękne włosy opadają mu na czoło.
– Nie. Alissa właśnie do mnie napisała, że się wystraszyła i nie wraca do domu.
Siadam obok niego, rozpaczliwie pragnąc go dotknąć. Ledwie mogę się powstrzymać.
– Przykro mi. Ona jest bardzo nieśmiała. Pewnie się wystraszyła, że ma się spotkać z kimś,
kogo poznała online. Po prostu daj jej trochę czasu, a na pewno się uspokoi.
– Tak sądzisz? – pyta z nadzieją, szerzej otwierając oczy. – Ja chyba też trochę się bałem
tutaj przyjść. – Wstaje, gotów do wyjścia, a ja wiem, że nie mogę zrobić nic, żeby go
powstrzymać. To i tak cud, że został tak długo.
– Może dam ci swój numer i będziemy mogli pozostać w kontakcie? – proponuję. –
Porozmawiam z Alissą w twoim imieniu i dowiem się, o co chodzi.
– Naprawdę? Dzięki. – W jego głosie nie ma wahania.
Gdy już sobie pójdzie, zamykam oczy i wyobrażam sobie, że wciąż jest w moim domu,
w moim łóżku, a jego miękka skóra stapia się z moją.
37

Roberta

– Wiem, że tam jesteś, Adrianie. Musimy porozmawiać. – Szepcze te słowa przez otwór na
listy w drzwiach, przestraszona, że sąsiedzi usłyszą. Nienawidzi ściągać na siebie uwagi.
W końcu Adrian otwiera drzwi, patrząc na nią dzikim wzrokiem.
– Co ty, do cholery, tutaj robisz? Nie potrafisz się trzymać z dala ode mnie, prawda?
Wiedziałem, że wrócisz.
Roberta próbuje trzymać się prosto. Nie pozwoli, żeby podkopał jej nowo odnalezioną
pewność siebie.
– To nie mogłoby być dalsze od prawdy – mówi tak spokojnie, jak to możliwe. – Jestem
tutaj, bo coś się wydarzyło i muszę ci o tym powiedzieć. Myślę, że ktoś może wiedzieć.
– Wiedzieć co? – śmieje się on, ale gdy dociera do niego, o co jej chodzi, mina mu
rzednie. – Właź do środka, do kurwy nędzy. – Przeciąga ją przez próg i zatrzaskuje za nią
drzwi.
– Lepiej zacznij mówić, i to szybko.
Roberta gapi się na jego bose stopy i szorty. Jego nogi mają ładny kształt, myśli sobie,
i wcale nie pasują do tej paskudnej osobowości.
– No i? – nalega Adrian. – Co się dzieje, do cholery?
– Muszę usiąść – oznajmia Roberta i już rusza w stronę salonu. – To zbyt ważna
rozmowa, żeby przeprowadzać ją w holu. – Czuje się odważna, że to powiedziała, i ma tylko
nadzieję, że będzie w stanie podtrzymać tę udawaną pewność siebie.
Gdy już siadają na sofie, zaczyna ostrożnie rekonstruować wydarzenia, żeby nie postawić
siebie samej w zbyt negatywnym świetle.
– Ja… poznałam kogoś wczoraj. Miłego mężczyznę. Spędziliśmy razem noc. – Zmusza
się, żeby na niego spojrzeć.
Adrian gapi się na nią. Chociaż jego usta się poruszają, słowa opuszczają je
z opóźnieniem.
– Przyszłaś tutaj, żeby mi powiedzieć, że rżnęłaś się z jakimś idiotą? – Wybucha głośnym
śmiechem. – Naprawdę myślisz, że mnie to obchodzi? Właściwie to jest mi go żal. To
musiała być najgorsza noc w jego życiu.
Słowa Adriana zadają jej ból. Czy to możliwe, że właśnie dlatego Lewis ulotnił się bez
pożegnania? Czy poczuł do niej obrzydzenie i żałował tego, co zrobili? Ale potem
przypomina sobie jego dotyk, to, jaki był podniecony, jak dobrze się zgrali. Nie wyobraziła
sobie tego. Nie. Istnieje gorszy powód, dla którego Lewis zniknął bez słowa, i właśnie o tym
przyszła tu porozmawiać. Nie pozwoli, żeby Adrian dłużej ją poniżał.
– Po prostu się zamknij i posłuchaj, dobrze? – Zmusza się, żeby na niego spojrzeć,
pokazać mu, że się zmieniła, że jest silniejsza.
Adrian unosi brwi.
– No to mów. Co się stało?
– Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że mogłam mu powiedzieć za dużo. Sporo
wypiłam i cóż, nie pamiętam, ale… rano już go nie było, a ja nie miałam od niego żadnych
wieści.
Adrian zrywa się z sofy.
– Ha, mówiłem ci. On nie chce cię znać. Pewnie zanudziłaś go na śmierć. Co to ma
wspólnego ze mną?
– Nie rozumiesz? Jesteś tak skupiony na poniżaniu mnie, że nie dostrzegasz tego, co
najważniejsze. Myślę, że ten człowiek wie, co zrobiliśmy. Myślę, że mogłam mu o tym
opowiedzieć.
Jeszcze nigdy nie widziała męża tak wystraszonego i chociaż może to dotknąć ich obojga,
Roberta czerpie satysfakcję ze świadomości, że on cierpi. Adrian siada z powrotem na sofie
i kryje twarz w dłoniach.
– Skąd wiesz, że cokolwiek mu powiedziałaś? – pyta.
– Nie wiem, ale mam wrażenie, że to zrobiłam, a ja ufam swoim instynktom.
– Może istnieć milion powodów, dla których ulotnił się bez pożegnania. Pewnie jest
żonaty i musiał wracać do żony. Założę się, że o tym nie pomyślałaś.
– Jest rozwiedziony. – Ale czy tak jest naprawdę? Roberta nie może mieć nawet
pewności, że rzeczywiście nazywa się Lewis i pracuje tam, gdzie powiedział.
– Tak, wszyscy tak mówią. – Adrian drwiąco się uśmiecha.
– Założę się, że coś o tym wiesz, prawda? Czy właśnie ten tekst wciskasz kobietom?
– Nie kobietom. Tylko jednej wyjątkowej damie. Pewnie cię to zaboli, gdy usłyszysz, że
autentycznie kocham kogoś innego, że to nie było tylko bzykanko na boku.
Roberta jest na siebie wściekła, ale on ma rację. Zdecydowanie wolałaby myśleć, że jej
mąż to szumowina i sypia, z kim popadnie. Nie chce wiedzieć, że jednak jest zdolny do
uczuć. Ale pewnie kłamie – jedyną osobą, którą kocha Adrian, jest on sam.
Roberta już chce mu powiedzieć, że ma to gdzieś, ale on wchodzi jej w słowo.
– Więc nie pamiętasz, co mówiłaś temu idiocie?
– Nie. Ale oboje będziemy mieli poważne kłopoty, jeśli powiedziałam mu cokolwiek.
Adrian znowu zrywa się z sofy i staje nad nią.
– Ty głupia, bezmyślna dziwko. A może zrobiłaś to celowo? Przecież groziłaś, że
pójdziesz na policję, prawda? Czy w taki sposób próbujesz mnie załatwić?
– Nie. Przestań mnie atakować i słuchaj. Groziłam, że pójdę na policję, gdybyś nie
pozwolił mi odejść, ale zrobiłeś to, a ja się z tego cieszę. Nie chcę iść za kratki, Adrianie.
Nie chcę, jeśli mogę mieć jakąkolwiek szansę na nowe życie. – Ale jak mogłaby zacząć od
nowa, skoro to będzie nad nią ciążyć do samego końca? Wie tylko, że musi o coś walczyć,
niezależnie od tego, jak niewiele może dostać od życia.
– Co to za człowiek? Musimy się dowiedzieć, co wie.
– Wiem tylko, że nazywa się Lewis i jest przedstawicielem handlowym firmy
farmaceutycznej. Rozwiedziony, bez dzieci. To wszystko, Adrianie, tylko tyle o nim wiem. –
„Poza tym, jakie to uczucie: dotykać jego ciała”, dodaje w myślach.
– Chcesz powiedzieć, że to właśnie ci powiedział, chociaż prawdopodobnie to wszystko
stek kłamstw. Jesteś tak kurewsko głupia. Jak mogłaś to zrobić? Tak długo zachowywaliśmy
ostrożność, a tobie wystarczyło kilka drinków i zainteresowanie jakiegoś faceta, żeby
zniszczyć życie nam obojgu.
Co do tej ostatniej części Adrian ma rację. Jeśli Lewis dowiedział się czegokolwiek, to
wkrótce wszystko się zmieni, a przeszłość w końcu ich dopadnie.
– Przyszłam tutaj, żebyśmy razem wymyślili, co robić. Atakowanie mnie niczego nie
rozwiąże, prawda?
Jej mąż krąży po pokoju, sapiąc ciężko, jakby miał problemy z oddychaniem, ale Roberta
nie zadaje sobie trudu, by go zapytać, czy dobrze się czuje. Nic jej to nie obchodzi.
W końcu Adrian mówi:
– Jest tylko jedna cholerna rzecz, którą możemy teraz zrobić, czyli odnaleźć tego
człowieka.
– Jak? Nie mam jego numeru. – Dziś rano dowiedziała się również, że Lewis już się
wymeldował.
– Gdzie dokładnie poznałaś tego mężczyznę? – pyta Adrian.
Roberta nie chce mu mówić, ale nie ma już wyboru.
– Tam, gdzie się zatrzymałam. Też był tam gościem, ale już się wymeldował.
– Cóż, będziesz musiała po prostu spróbować się dowiedzieć, kim jest, zdobyć jego adres.
Będziesz musiała.
Roberta wyobraża sobie recepcję z przedpotopowym komputerem i zastanawia się, czy
dałaby radę zdobyć do niego dostęp. Pewnie jest chroniony hasłem, a ona nie zna się za
dobrze na technologii. Ale Adrian ma rację – musi spróbować, w przeciwnym razie zacznie
ich ścigać policja. O ile już nie jest na ich tropie.
– Spróbuję – obiecuje Adrianowi.
– Nie próbuj. Po prostu to zrób. Musisz posprzątać bałagan, którego narobiłaś. –
Doskakuje do niej i łapie ją za kark. – A jeśli tego nie zrobisz, to ja zrobię, co w mojej mocy,
żeby odechciało ci się żyć.

***

Rozmyśla o groźbach Adriana, gdy wraca do pensjonatu. To nie były puste słowa. On nie
będzie miał nic do stracenia, robiąc jej krzywdę, nie po tym, co już zrobił. Co oboje zrobili.
Właścicielka pensjonatu, Anna Cartwright, siedzi w recepcji za biurkiem i jest to widok,
do którego Roberta nie przywykła. Od kiedy się tu zatrzymała, zawsze musiała jej szukać,
jeśli czegoś potrzebowała; a ten jeden raz, gdy wolałaby, żeby jej nie było, ona musi tutaj
tkwić z nosem w czasopiśmie.
– Cześć – wita się Roberta. – Zastanawiałam się, czy mogłabym cię o coś zapytać?
Anna odrywa się od lektury i spogląda na nią znad okularów.
– Tak? Czy wszystko w porządku?
– Wszystko jest świetnie. Chciałam tylko zapytać o gościa, który się tu zatrzymał
i wymeldował dziś rano. Lewis?
Anna się uśmiecha.
– A tak, przemiły człowiek. Co z nim?
– Cóż, zjedliśmy wczoraj razem kolację i on miał mi w czymś pomóc, ale zgubiłam jego
numer. Czy istnieje szansa, że mogłabyś mi go podać?
Jej uśmiech znika.
– Zauważyłam, że jedliście razem, i jestem pewna, że mówisz szczerze, ale naprawdę nie
mogę ujawniać prywatnych informacji na temat naszych gości. Mam nadzieję, że to
rozumiesz.
Roberta podejrzewała, że usłyszy taką odpowiedź.
– Oczywiście. A czy w takim razie mogłabyś do niego zadzwonić w moim imieniu i tylko
poprosić go, żeby przedzwonił do mnie na ten numer? – Wyciąga stary rachunek z torebki
i gryzmoli na nim numer swojej komórki, po czym przesuwa go po blacie do Anny.
– Chybabym mogła. Ale nie lubię się angażować w takie sprawy. To po prostu nie wydaje
się zbyt profesjonalne.
Groźby Adriana znowu odbijają się echem w głowie Roberty.
– Proszę, Anno. To by mi naprawdę pomogło.
Anna zerka na swoje czasopismo i z powrotem na Robertę, a potem wzdycha ciężko.
– W porządku, zrobię to. Tylko pozwól mi dokończyć artykuł. I może następnym razem
bądź ostrożniejsza.
Owszem, powinna być ostrożniejsza, myśli sobie Roberta. Gdyby tylko Anna znała całą
historię.
Roberta idzie do swojego pokoju i zaczyna po nim krążyć ze skrzyżowanymi ramionami.
Anna rzeczywiście przekazała jej wiadomość, ale minęły ponad dwie godziny i Roberta wie,
że nie ma szans, by Lewis zadzwonił. Gdyby chciał pozostać w kontakcie, nie zniknąłby bez
słowa. Nawet jeśli miał coś pilnego do załatwienia, zostawiłby jej jakąś karteczkę.
Gdy słyszy dźwięk esemesa, budzi się w niej nadzieja, ale to tylko Adrian pyta, czy
rozwiązała już ich problem. Roberta go ignoruje. Może sobie trochę poczekać. Ostatecznie
to jego wina, że w ogóle jest cokolwiek do rozwiązywania.
O dziesiątej wieczorem Roberta chodzi już po ścianach, a całe jej ciało pokrywa
warstewka nerwowego potu. Brak odpowiedzi od Lewisa oznacza, że może zrobić tylko
jedno.
Na dole panują ciemności. Pensjonat jest zamykany na noc, a goście dostają własne klucze
do głównych drzwi, więc Roberta musi nasłuchiwać, czy ktoś akurat nie wraca. Domyśla się,
że komputer jest chroniony hasłem, ale przynajmniej będzie mogła z czystym sumieniem
powiedzieć Adrianowi, że próbowała wszystkiego.
Oczywiście ma rację. Gapi się na okienko z prośbą o podanie hasła. Próbuje nazwy
pensjonatu i nazwiska Anny, ale żadne nie jest poprawne. Nie chce ryzykować, że
kompletnie zablokuje komputer i Anna się zorientuje, że ktoś w nim grzebał, więc poddaje
się i wraca do swojego pokoju.
Mija kolejna godzina, nim zmusi się, żeby napisać do Adriana.
Nie udało się. Będziemy musieli wymyślić coś innego.

A potem pada na łóżko, przekręca się na bok, podkulając nogi, i zaczyna płakać.
Z powodu Josha. Z powodu tego, co zrobili. Z tęsknoty za życiem, jakie powinna teraz
wieść.
38

Zoe

– Wszystko w porządku, mamo? – pyta Harley, gdy wchodzę do kuchni. Nie byłam w stanie
zasnąć do czwartej nad ranem i wstałam później niż zazwyczaj. On już zjadł śniadanie
i siedzi przy stole, popijając kawę. To zawsze będzie dla mnie dziwny widok. Wciąż jest
moim małym synkiem i nie mam pojęcia, kiedy zdążył tak wyrosnąć.
– Nic mi nie jest – mówię mu. To kłamstwo, ale nie pozwolę, żeby się o mnie martwił.
– Ale chyba dziwnie się czujesz, że tata się wyprowadził?
Nie podałam Harleyowi dokładnego powodu wyprowadzki Jake’a. Wiem, że jest
wystarczająco dojrzały, by zrozumieć dorosłe sprawy, ale chcę mu oszczędzić szczegółów.
Poza tym ich relacje i tak już są wystarczająco nadszarpnięte i nie chcę tego pogarszać. Jake
może sam mu powiedzieć, jeśli tak postanowi zrobić.
Na razie muszę się skupić na tych wiadomościach i na tym, co naprawdę się za nimi kryje.
Zmierzam donikąd i potrzebuję pomocy Harleya.
– To dziwne uczucie, mieszkać tu bez twojego taty – potwierdzam – ale szczerze mówiąc,
jest coś innego, co mnie dręczy i pochłania. – Siadam naprzeciwko niego.
Harley odstawia swój kubek na bok.
– Wiedziałem, że coś ci jest, mamo.
Po raz kolejny zastanawiam się, czy postępuję właściwie.
– Jakieś dwa tygodnie temu dostałam od kogoś anonimowy e-mail. Dotyczył Ethana.
Harley wbija we mnie wzrok.
– Co masz na myśli? Co w nim było?
Przez kilka następnych minut wprowadzam go we wszystkie szczegóły, opowiadam
o ludziach, których odwiedziłam w poszukiwaniu prawdy, i w końcu o wydarzeniach
wczorajszego wieczoru, gdy osoba odpowiedzialna za te wiadomości nie pojawiła się nad
rzeką.
Harley słucha w milczeniu, nie przerywając mi ani razu, co świadczy o jego dojrzałości.
– Och, mamo, żałuję, że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej. Mogłem ci pomóc;
mogliśmy podzielić się tym ciężarem. Wiedziałem, że coś jest nie tak i że wcale nie chodzi
o przeziębienie. Przechodziłaś przez to wszystko sama, prawda? Założę się, że tata ci nie
pomagał.
– Nie bądź wobec niego taki surowy. On po prostu patrzy na sprawy inaczej niż ja.
Uważa, że to tylko podły żart. A swoją drogą, co ty sądzisz o tym wszystkim? Też uważasz,
że to głupi kawał?
– Nie, nie uważam tak – odpowiada Harley bez wahania. – Dlaczego ktoś miałby
żartować w taki sposób? To nie ma sensu, byłoby bezcelowe. Poza tym nigdy nikomu nie
podpadłaś, prawda? Kto miałby się na ciebie uwziąć?
– Też tak myślę. Ale jeśli Ethan zrobił coś złego, to może oznaczać, że ktoś pragnie
odwetu.
Oboje siedzimy przez chwilę zamyśleni.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, co takiego mógłby zrobić – mówi w końcu Harley. –
Ethan nie był taki. – Łzy stają mu w oczach i zaczynam żałować, że poruszyłam ten temat,
że zmuszam go do przeżywania tego wszystkiego na nowo.
– Harley, słuchaj, wiem, że wspominanie brata jest dla ciebie trudne, ale czy przychodzi ci
do głowy cokolwiek, co mogłoby nam pomóc w odkryciu, kto to robi i dlaczego.
Harley bierze łyk kawy.
– Nie jestem pewien. Będę musiał się nad tym zastanowić. Teraz rozumiem, dlaczego
ostatnio pytałaś mnie o niego. Szkoda, że wtedy mi nie powiedziałaś.
– Tak i przepraszam, ale nie mogłam tego zrobić. Wciąż miałeś przed sobą egzaminy i nie
chciałam, żeby cokolwiek przeszkodziło ci w ich zdaniu. Nie po tym, co stało się ostatnim
razem.
Harley unosi brwi.
– Masz na myśli moje załamanie nerwowe.
Jestem zaskoczona, że Harley mówi o tym tak otwarcie. Nigdy wcześniej tak naprawdę
nie chciał o tym dyskutować i z pewnością nigdy nie określał tamtego czasu w taki sposób.
Czy właśnie tak zaczął o tym myśleć?
– Wiesz, co pomogło mi przez to przejść? – pyta. – Myśl o Ethanie. Chciałem, żeby był ze
mnie dumny, a raczej bym tego nie osiągnął, będąc w kompletnej rozsypce. Musiałem wziąć
się w garść, bo on właśnie tak by postąpił. Nigdy nie załamałby się tak jak ja.
Pochylam się nad blatem stołu i ujmuję jego dłoń.
– On zawsze był z ciebie dumny. Naprawdę cię podziwiał.
Harley odwraca wzrok, a policzki mu płoną. Nigdy nie czuł się swobodnie, przyjmując
komplementy.
– Próbowałaś rozmawiać z jego innymi znajomymi? Oprócz Daisy? – pyta.
– Nie. Nawet nie wiedziałabym, jak ich odnaleźć.
– A może przez Facebooka? – sugeruje Harley.
Przypominam sobie, że Ethan miał kiedyś konto na Facebooku, ale usunął je na jakieś
dwa miesiące przed śmiercią. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać dlaczego, ale
teraz zastanawiam się, czy ten fakt ma jakieś znaczenie.
– Pamiętasz, jak Ethan usunął swoje konto? Wiesz może dlaczego?
– To chyba nie była dla niego wielka sprawa. Powiedział mi, że to nuda i woli grać
w Xboxa albo jeździć na rowerze.
A więc nie kryło się za tym nic złowieszczego. Jestem całkiem pewna, że Harley nie
korzysta z mediów społecznościowych, ale pytam na wszelki wypadek.
– Wciąż mam konto na Facebooku, chociaż go nienawidzę – mówi. – To marnowanie
życia.
Uśmiecham się pomimo sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Moi synowie nigdy nie
podążali za tłumem. Zawsze pozostawali wierni sobie.
– No i nie logowałem się, od kiedy zerwaliśmy z Mel – ciągnie dalej Harley. – Po prostu
nie chcę widzieć, co ona robi.
– Przykro mi z powodu waszego rozstania. Wiem, jakie to musi być bolesne.
– Nie tak bolesne jak rozstanie twoje i taty – mówi. – Byliście małżeństwem całą
wieczność.
Cała wieczność… Czy cokolwiek trwa tak długo?
– Nic mi nie jest, skarbie. Mam ciebie, prawda?
Harley uśmiecha się szerokim, pewnym siebie uśmiechem, który przez moment
przypomina mi Ethana.
– Więc możemy w ten sposób odszukać znajomych Ethana? – pytam.
– To powinno być całkiem proste – wyjaśnia Harley. – Mogę opublikować post z prośbą,
żeby osoby, które przyjaźniły się z Ethanem, skontaktowały się ze mną. Wciąż mam wśród
znajomych dużo osób, z którymi chodziłem do szkoły, więc jeśli one udostępnią ten post,
wiadomość szybko się rozprzestrzeni i miejmy nadzieję, że dotrze do rówieśników Ethana.
Pamiętam też kilka nazwisk, więc mogę rozesłać trochę bezpośrednich wiadomości.
– Jesteś pewien, że nie masz nic przeciwko?
– Nie, oczywiście, że nie. Musimy to zrobić. Nie pozwolę, żeby tej osobie uszło na sucho
to, że cię dręczy, mamo.
Wstaję, podchodzę do Harleya i obejmuję go. Wiem, że poczuje się przez to skrępowany,
ale muszę mu to powiedzieć:
– To takie błogosławieństwo, że mam takiego syna jak ty. I jestem z ciebie taka dumna.
– Mamo, wiem – mamrocze wyraźnie zażenowany. Ale pozwala, żebym go wyściskała.
– Harley, zdaję sobie sprawę, że pewnie nie chcesz o tym rozmawiać, ale rzeczywiście
pogodziłeś się z tym, co się stało z Mel?
– Nie mogę powiedzieć, że to nie boli, ale nic mi nie będzie. I tak miałem wyjechać pod
koniec lata, więc kto wie, co by się wydarzyło? Pewnie tak jest lepiej.
Chociaż jego słowa są pełne optymizmu, wyczuwam pod nimi smutek. Chciałabym ulżyć
mu w bólu.
Wieczorem, podczas gdy Harley jest na spotkaniu ze znajomymi, łapię torebkę
i wychodzę. Jest coś, co muszę zrobić.

***

Leanne opada szczęka, gdy otwiera mi drzwi. Nigdy nie widziałam jej takiej zaskoczonej.
– Zoe… Eee, cześć. Co ty tutaj robisz?
Nie czekając na zaproszenie, wchodzę do przedpokoju.
– Jestem ostatnią osobą, którą spodziewałaś się tu zobaczyć, prawda?
Zamyka za mną drzwi, jeszcze bardziej zaniepokojona.
– Przepraszam, że się z tobą nie skontaktowałam. Mamy dużo do omówienia, prawda?
– Więc powiedział ci, że wiem? – To nie powinno mnie dziwić. Jake zawsze polegał na
ich przyjaźni, a Leanne prawdopodobnie wie o nim znacznie więcej niż ja. A teraz zna go
również w sensie fizycznym. Drżę na tę myśl i próbuję ją odepchnąć, żeby mną nie
zawładnęła.
– Usiądźmy – prosi.
– Dziękuję, postoję. – Wchodzę do jej przestronnego salonu i podchodzę do drzwi
balkonowych. Po kilku sekundach milczenia idzie za mną.
– To był błąd, Zoe. Okropny, potworny błąd. Tak mi przykro.
– Oczywiście, że ci przykro. Teraz, kiedy się o wszystkim dowiedziałam. Ale co z tymi
trzema latami, gdy oboje ukrywaliście to przede mną? Gdy pozwalałaś mi myśleć, że jesteś
moją najbliższą przyjaciółką, że mogę ci ufać? – Zmuszam się, żeby na nią spojrzeć, chociaż
ból jest niemal nieznośny. – Siedziałaś ze mną tak wiele razy, gdy płakałam nad moim
synem, pocieszałaś mnie, a jednocześnie spałaś z moim mężem.
Robi krok w moją stronę i próbuje dotknąć mojego ramienia. Odskakuje przestraszona,
gdy ją odpycham.
– Nie rób tego. – Odwracam się plecami do okna i pięknego widoku na rzekę, na który
Leanne nie zasługuje. – Wiesz, o czym nie mogę przestać myśleć? Czego nie mogę wyrzucić
z głowy? Gdy Ethan zginął, a Jake i ja byliśmy w rozsypce, ja się autentycznie cieszyłam, że
mógł z tobą porozmawiać. Spędził z tobą tyle wieczorów, prawda? Gdy nie mógł znieść
siedzenia w domu ze wszystkimi tymi wspomnieniami. Z żoną i drugim synem. I nawet
przez sekundę niczego nie podejrzewałam, bo nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że
którekolwiek z was zrobiłoby coś takiego. Jaka ja byłam głupia!
– Nic się nigdy nie wydarzyło po tamtym jednym razie – woła Leanne. – Nigdy.
Przysięgam. To był tylko ten jeden raz.
– Ten jeden raz, gdy Jake i ja byliśmy w żałobie po śmierci syna. Czy mogłabyś się
zachować jeszcze bardziej podle?
Leanne wlepia wzrok w podłogę.
– Wiem, tak mi przykro, Zoe. Nie było dnia, żebym nie czuła się z tym okropnie.
– Trudno mi w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że byłaś w stanie patrzeć mi w oczy
i słuchać mojego głosu przez telefon niemal codziennie, ale ani razu nie dałaś nic po sobie
poznać. – Zdaję sobie sprawę, że to boli mnie najbardziej. – Wiesz co? Nie żebym była
w stanie kiedykolwiek mu wybaczyć, ale niemal potrafię zrozumieć, jak Jake mógł to zrobić.
Był załamany, nie był sobą, a żałoba sprawia, że robimy rzeczy zupełnie do nas niepodobne.
Ale ty, Leanne? Jaką ty masz wymówkę?
Leanne idzie do sofy i siada na niej.
– Nie mam żadnej wymówki, Zoe. Wiem, że mój ból nie mógł się równać z twoim, ale
byłam zdruzgotana tym, co stało się z Ethanem. Wiesz, że zawsze traktowałam tych
chłopców jak synów.
– Jak śmiesz…
– Poczekaj, po prostu mnie wysłuchaj. Nie szukam wymówek, jak już powiedziałam, nie
mam żadnych. Chcę się tylko wytłumaczyć. Dałam się ponieść chwili i chciałam to
powstrzymać, ale to było dziwne uczucie, jakby Jake naprawdę mnie potrzebował. Sęk
w tym, że nie sądzę, by dla niego miało jakiekolwiek znaczenie, kim byłam, on po prostu
potrzebował pocieszenia i ulgi w bólu. Nie wiem, Zoe, nie jestem psycholożką. Ale
znienawidziłam siebie po tym wszystkim i przenigdy sobie nie wybaczę.
– To jest nas dwie – kwituję. – Powinnaś była mi powiedzieć. Przez trzy lata zarówno
moje małżeństwo, jak i przyjaźń z tobą opierały się na kłamstwie.
– Wiem, że masz rację, ale jak mogłam ci wtedy o tym powiedzieć? I tak już
przechodziłaś przez piekło, nie mogłam dodatkowo cię pogrążyć. A potem było coraz
trudniej i trudniej – robiliście postępy jako rodzina i po prostu nie mogłam tego zniszczyć.
Poza tym miałam wrażenie… Zaczęłam mieć wrażenie, jakby to nigdy się nie wydarzyło.
– Wystarczy! – Do tej pory zachowywałam spokój, ale teraz mój głos eksploduje.
Leanne milknie. Co więcej mogłaby powiedzieć?
– Czy kiedykolwiek chciałaś być z Jakiem? To znaczy w związku? – Nie wiem, dlaczego
o to pytam, to po prostu coś, co muszę wiedzieć.
Leanne przez chwilę przygląda się badawczo mojej twarzy i widzę, że walczy ze sobą,
zastanawiając się, czy być szczerą, czy nie.
– Na początku nie – mówi w końcu – ale nie zamierzam cię dłużej okłamywać. Po tym,
jak my… no wiesz… to się zmieniło. Serio, nigdy wcześniej nie patrzyłam na Jake’a w taki
sposób, ale potem nagle zalały mnie te wszystkie uczucia, o których nie sądziłam, że je
mam. Ale zignorowałam je, Zoe. Ani razu nie rozważałam, by coś z nimi zrobić, musisz to
wiedzieć.
Nie potrafię stwierdzić, co czuję, słysząc te słowa.
– A teraz? Czy wciąż żywisz do niego te uczucia? – Nie żeby miało to znaczenie. Moje
małżeństwo jest skończone. Nie ma czego ratować.
– Nie wiem, Zoe. Mam nadzieję, że nie.
– Czy to dlatego nigdy się nie ustatkowałaś? Żaden mężczyzna nie był wystarczająco
dobry w porównaniu z Jakiem? – Jeśli tak jest, to autentycznie mi jej żal.
Ale Leanne kręci głową.
– Nie, to nie tak. Nie wzdychałam za nim przez wszystkie te lata. Po prostu nie spotkałam
nikogo, kto… mnie rozumie.
– A Jake cię „rozumie”, jak przypuszczam?
Patrzy na mnie z zakłopotaniem.
– Owszem. Ale to wynika z naszej przyjaźni. Zoe, on nie czuje do mnie tego samego, co
ja do niego. Nigdy tak nie było. Popełnił błąd, gdy był zrozpaczony, i od tamtego czasu tego
żałuje. Przysięgam, że taka jest prawda.
Nie robi mi to żadnej różnicy. Nasze małżeństwo legło w gruzach w chwili, gdy zginął
Ethan, tylko jeszcze tego nie dostrzegałam. A może w chwili, gdy Jake przespał się
z Leanne. Nigdy nie będę tego wiedziała z całkowitą pewnością.
– Proszę, nie pozwól, żeby to zniszczyło twoje małżeństwo – błaga Leanne. – Przeszliście
już razem przez tak wiele i wiem, że możecie przejść i przez to.
Patrzę na nią z niedowierzaniem.
– Ty po prostu tego nie pojmujesz, prawda? Jak miałabym kiedykolwiek zaufać znowu
któremuś z was? W ostatecznym rozrachunku żadne z was tak naprawdę mnie nie wspierało
w najtrudniejszym okresie mojego życia. To jest tutaj najważniejsze. To znaczy, że nic nam
nie zostało. Mogłaś przynajmniej powiedzieć mi o tym na samym początku.
– Właśnie to próbowałam wytłumaczyć Jake’owi – wzdycha Leanne.
– Chwileczkę, co masz na myśli? Kiedy?
– Gdy rozmawialiśmy o tym kilka dni temu.
A więc przyłapałam Jake’a na kolejnym kłamstwie. Powiedział mi wyraźnie, że on
i Leanne nigdy nie rozmawiali o tym, co zrobili.
– Skończyłam z wami obojgiem – oznajmiam, ruszając w stronę drzwi.
Leanne zaczyna płakać, łzy jak grochy płyną jej po policzkach i rozmazują starannie
nałożony makijaż. Czerpię satysfakcję z tego widoku.
– On cię kocha – mówi, ocierając twarz. – Harleya też. Nie poradzi sobie bez was.
– I tak ledwie go widywaliśmy i trudno powiedzieć, żeby on i Harley byli ze sobą blisko,
czyż nie?
Leanne nie odpowiada, bo obie wiemy, że to prawda. Harley różni się od Jake’a pod
każdym możliwym względem. Nigdy nie byli w stanie znaleźć płaszczyzny porozumienia.
– Idę już. Powiedziałam, co miałam do powiedzenia. Nie próbuj się ze mną kontaktować,
Leanne. Żyj swoim życiem, a ja będę żyła swoim, i trzymajmy się od siebie z daleka.
Leanne dalej milczy i nie idzie za mną do drzwi. Gdy wychodzę z jej mieszkania, nie
wiem, czy czuję się lepiej, czy gorzej, ale teraz przynajmniej mogę się już całkowicie skupić
na tym, co przytrafiło się Ethanowi.
39

Jake

Nikt nie wie, że sypia w biurze i pospiesznie się myje i szoruje zęby w toalecie, nim
przyjdzie Liam. Śpi w kuchni na wysłużonej sofie. Jego życie stało się kompletną katastrofą
i może za to winić tylko siebie.
Myślał o tym, żeby znowu zadzwonić do Zoe, jednak ona nigdy nie odbiera, a on wie,
jaka potrafi być uparta. Jake ma zerowe szanse, by przekonać ją do zmiany zdania. Wiedział,
że tak będzie, i nie ma jej tego za złe. W głębi serca zdaje sobie sprawę, że na nią nie
zasługuje, nie po tym, co zrobił z Leanne, ani po tym, jak oddalił się od rodziny po śmierci
Ethana. Zoe i Harley go potrzebowali, a on był emocjonalnie nieobecny, nie potrafił sobie
poradzić jednocześnie z ich bólem i swoim. Było tego za dużo.
Tęskni za Ethanem każdego dnia i wie, że gdyby jego syn patrzył na niego teraz z góry,
wstydziłby się za niego. Nie tylko z powodu tego, że zdradził Zoe, lecz także dlatego, że wie
różne rzeczy. Głęboko w trzewiach wie więcej, niż jest w stanie powiedzieć na głos.
I najwyższa pora, żeby postąpił właściwie. Lepiej późno niż wcale, przekonuje sam siebie.
Zoe nie zrobi to już różnicy, ale on musi zrobić, co trzeba. Wreszcie.
Zamknął już komputer, bo nie jest w stanie dłużej blokować destrukcyjnych myśli, unikać
rozważań na temat bałaganu, w jaki zmieniło się jego życie.
Leży na sofie, przykryty starym płaszczem, który zostawił tutaj jakiś czas temu – pomimo
letniego ciepła w biurze panuje lodowaty chłód – i próbuje dodzwonić się do Harleya, ale tak
jak się spodziewał, jego syn nie odbiera i połączenie w końcu zostaje przekierowane na
pocztę głosową. Jake się rozłącza, nie zostawiając wiadomości.
Chciałby mieć lepszy kontakt z synem, ale dzieli ich mur, który zdaje się nie do
pokonania. Nie jest to coś, co potrafiłby opisać słowami, jednak Harley od małego zdawał
się zachowywać czujność i dystans w jego obecności. Jake nie ma pojęcia dlaczego. Ethan
nigdy tak go nie traktował.
Odkłada telefon na podłogę, podnosi wzrok i widzi Leanne stojącą w progu kuchni.
Gwałtownie siada na sofie.
– Co ty tu robisz? Jak weszłaś do środka?
– Nie zamknąłeś drzwi, a wiedziałam, że musisz tu być, bo twój samochód jest na
zewnątrz. Próbowałam się do ciebie dodzwonić.
„Cholera”, myśli Jake. Zwykle tak skrupulatnie zamyka wszystkie zamki. Jak mógł
popełnić taki błąd?
– Byłem zajęty. – Wzrusza ramionami, chociaż świetnie wie, że Leanne przejrzy jego
wymówkę. Zna go aż za dobrze.
Wchodzi do kuchni i siada na sofie po turecku. Wygląda na zmęczoną i bez makijażu.
– Zoe odwiedziła mnie dziś wieczorem.
Jake prostuje plecy i ściąga z siebie stary płaszcz.
– Dlaczego? Co powiedziała?
– Myślę, że chciała po prostu doprowadzić do konfrontacji. Może się zastanawiała,
dlaczego się z nią nie kontaktowałam, od kiedy cię wyrzuciła.
Jake wzdryga się na to słowo, chociaż jest prawdziwe.
– Co jej powiedziałaś?
– Och, Jake, nie wiesz już, że potrafię dochowywać sekretów? Nie zamierzam jej zranić
jeszcze bardziej. Po prostu ją przeprosiłam. Przynajmniej mnie ostrzegłeś, że ona wie, więc
spodziewałam się tej rozmowy wcześniej czy później.
– Ona nam nigdy nie wybaczy, prawda?
Leanne kręci głową.
– Nie, ale dziwisz się jej? Mówiłam ci, że powinniśmy byli jej powiedzieć od razu po tym,
jak to się stało, prawda? Tajemnice zawsze wychodzą na jaw.
Jake gapi się na nią. Wie, że Leanne mówi o czymś więcej niż tylko o nocy, którą razem
spędzili. Chce coś powiedzieć, ale słowa więzną mu w gardle.
– Ty też tego nie zrobiłaś – tylko tyle jest w stanie z siebie wydusić.
– Nie i będę tego żałować do końca życia. – Rozgląda się po malutkiej kuchni. – Nie
powinieneś spać w takich warunkach. Dlaczego nie zatrzymasz się u mnie? Nie mogę znieść
myśli, że tu się gnieździsz.
To kusząca propozycja. Minęły dopiero dwie noce, a Jake’owi już dokucza ból pleców.
– Nie, dziękuję – mówi, decydując, że woli znosić ból pleców czy nawet zmarnować
trochę pieniędzy na hotel, niż przenieść się do Leanne i musieć stawić czoła temu, co zrobili.
– Cieszysz się z tego, prawda? – mówi. – Znam cię, Leanne. Czasami zapominasz, jak
dobrze.
– Co masz na myśli? Oczywiście, że się nie cieszę. Zoe jest moją najlepszą przyjaciółką.
Była moją najlepszą przyjaciółką.
Jake pochyla się ku niej.
– To powiedz mi jedną rzecz. Dlaczego wysyłasz jej te paskudne wiadomości?
40

Alissa zakończyła ich związek. Tak musiało być, dzięki czemu ja mogę teraz bezpiecznie
pielęgnować naszą przyjaźń i sprawić, by przerodziła się w coś więcej. Nie potrafię przestać
o nim myśleć i wierzę, że wkrótce on nie będzie mógł przestać myśleć o mnie. Mam
przewagę: znam go dobrze dzięki wszystkim e-mailom, jakie wysyłał do Alissy.
Nie przyjmuje tej wiadomości za dobrze i przez wiele dni bombarduje Alissę esemesami,
błaga o spotkanie, prosi, żeby wyjaśniła mu osobiście, dlaczego nie jest już nim
zainteresowana. Mam wyrzuty sumienia, że ignoruję wszystkie jego błagania, ale tak będzie
lepiej. On oczywiście nigdy się tego nie dowie, ale wkrótce o niej zapomni. Czas leczy rany,
jak to zawsze mawia moja mama. Cóż, przekonajmy się, ile w tym prawdy.
Po kilku dniach przysyła mi esemesa i pyta, czy udało mi się porozmawiać z siostrą.
Bingo!
– Może się spotkamy? – proponuję. – Możemy o tym wszystkim porozmawiać.
On chętnie się zgadza.
To wspaniałe uczucie, móc się z nim umówić bez strachu. Mogę być sobą. Spotykamy się
w sobotnie popołudnie w Green Park. Wiem, że to dla niego daleka droga, ale dla Alissy
pokona każdy dystans. Nie czuję do niego urazy z tego powodu, bo już wkrótce będzie robił
to samo dla mnie. Poza tym ostatecznie to ja jestem Alissą, czyż nie?
Wbrew moim oczekiwaniom nie jest markotny. Okazuje się w całkiem dobrym nastroju
i łatwo nam się rozmawia. Dźwięk jego śmiechu zdaje się przenikać przez moją skórę
i chłonę go całego.
Jest zaskoczony i wzruszony, gdy pokazuję mu kosz piknikowy, który mam ze sobą. Mówi,
że jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla niego czegoś takiego. Odpowiadam, że to tylko taki mały
gest, żeby poprawić mu humor.

***

Spotykamy się jeszcze kilka razy i wkrótce Alissa ledwie pojawia się w naszych rozmowach.
Dzisiaj „wyrywa się” mi, że ona chyba spotyka się z kimś innym, i ból przemyka po jego
twarzy. Ale szybko się z tego otrząsa, jakby postanowił, że skoro ona żyje dalej, to on też
musi.
To wtedy decyduję, że dziś wieczorem wykonam pierwszy ruch. On mi ufa i wiem, że mnie
lubi, ale potrzebuję odrobinę pomocy.
Chętnie przystaje na moją propozycję, żebyśmy wrócili do mnie. Mama znowu jest
w szpitalu. Nabawiła się zapalenia płuc i musi być pod stałą obserwacją. Mam wyrzuty
sumienia, że korzystam z jej choroby, ale ona cieszyłaby się z mojego szczęścia.
Mówię mu, że Alissa nocuje dziś u przyjaciółki, żeby mieć pewność, że nie zgodził się
przyjść w nadziei, iż ją zobaczy.
– Piłeś już kiedyś alkohol? – pytam go, gdy już siedzimy razem na sofie.
– Właściwie to nie. To znaczy wziąłem kiedyś łyk wina z kieliszka mamy, jak nie patrzyła,
ale było obrzydliwe.
– Spróbuj tego – mówię, podając mu dżin z tonikiem.
Bierze łyk i zaczyna kasłać. Robi się czerwony ze wstydu. Nie mogę powstrzymać śmiechu
i to sprawia, że znowu unosi szklankę do ust i bierze kolejny łyk.
Łatwizna.
Nie mija dużo czasu, a pociąga już ze szklanki, jakby to była woda. Siedzimy razem
i oglądamy Grę o tron w telewizji. Od czasu do czasu przysuwam się do niego, a on się nie
cofa. Właściwie to śmieje się i bawi tak dobrze, że sam niekiedy przysuwa się do mnie.
Nasze nogi stykają się i przeszywa mnie dreszcz ekscytacji. Czuję elektryczny prąd i mam
wrażenie, że wyrwał mi się jęk rozkoszy. Potrzebuję go więcej, teraz i postanawiam
zaryzykować. Wypił już tak dużo, że język mu się plącze, ale wezmę, co się da.
Kładę dłoń na jego kolanie i czekam, żeby się przekonać, jak zareaguje. Nie odrywa
wzroku od telewizora i ani drgnie, więc stopniowo przesuwam rękę coraz wyżej po jego
nodze, aż wreszcie czuję go pod palcami.
– Ej, co… co ty wyprawiasz? – pyta, ale nie odpycha mnie.
– Czy to miłe uczucie?
– Ja… eee. Nie, ja…
– Po prostu pozwól, że ci pokażę, jakie to może być przyjemne – mówię, głaszcząc go, aż
twardnieje.
– Nie powinniśmy… ja nie…
Ale jest już za późno. Podoba mu się to i chce więcej.
– O nie – jęczy, ale gdy pochylam się i go całuję, z oporami mi pozwala i już po chwili nie
mam wrażenia, że go do czegoś zmuszam.
Następnego ranka przeżywam to wszystko wciąż od nowa w swojej głowie. Nadal czuję
jego dotyk, każdy cal jego ciała. Żałuję, że nie mógł zostać na noc. Nie dał nikomu znać,
gdzie jest i musiał wracać do domu. Gdy szliśmy na stację, był bardzo milczący, chociaż to
mnie akurat nie dziwiło. To była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał.
Wiem, że muszę dać mu trochę czasu, pozwolić, żeby ułożył sobie wszystko w głowie, ale
to nie powstrzymuje mnie przed wysłaniem mu esemesa: „Naprawdę mi na tobie zależy,
chcę, żebyś to wiedział”.
Z jednej strony dręczy mnie poczucie winy z powodu wykorzystania tak niewinnego
i bezbronnego chłopca, ale z drugiej – przecież było mu ze mną dobrze.
Teraz, gdy już znam jego smak, nigdy z niego nie zrezygnuję.
41

Roberta

To nie w jej stylu. Nigdy nikogo nie śledziła i to dla niej zupełnie nietypowe, że stoi tutaj,
przed budynkiem GlaxoSmithKline w Brentford, i ma zaraz wejść do środka, by poprosić
o spotkanie z Lewisem, człowiekiem, o którym nie wie prawie nic.
W końcu przypomniała sobie nazwę firmy farmaceutycznej, dla której pracuje. Gdyby
udało się jej to wcześniej, przyszłaby prosto tutaj i nie marnowała czasu na czekanie, aż do
niej oddzwoni.
Adrian nie ma pojęcia o tym, że tu jest. Roberta chce się najpierw przekonać, co się
wydarzy, zanim go o tym poinformuje. Zresztą to on zrobił z niej osobę, która jest gotowa na
wszystko, by ukryć ich kłamstwo. Nie, to coś znacznie gorszego niż kłamstwo. Kłamstwa
wydają się nieszkodliwe w porównaniu z tym, co zrobili. To dziwne uczucie, że zaledwie
kilka dni temu sama była gotowa pójść na policję, pomimo tego, co by to oznaczało dla nich
obojga. Czy naprawdę by to zrobiła? Myślała, że to jedyny sposób na pozbycie się Adriana,
ale teraz widzi, że nigdy się od niego nie uwolni, nawet gdyby miała go już więcej nie
zobaczyć.
A teraz stoi przed tym ogromnym budynkiem, szykując się do konfrontacji z obcym
człowiekiem, który prawdopodobnie wie o nich wszystko i mógłby zniszczyć jej życie
w ciągu kilku sekund, telefonując pod jeden numer. A być może już to zrobił.
Roberta wchodzi już do dużego holu, gdy nagle zdaje sobie sprawę, że nie zna nawet
nazwiska Lewisa. Ani nie ma pewności, czy to faktycznie jego imię. Mogła z siebie zrobić
kompletną idiotkę przed recepcjonistką, która wygląda na dość zasadniczą. Roberta siada na
jednej z kanap pod ścianą i wyciąga telefon z torebki. Może na stronie firmy znajduje się
spis pracowników? Ma szczęście. Zespół przedstawicieli handlowych jest opisany
w zakładce „O nas” i po szybkim przejrzeniu listy odkrywa, że Lewis ma na nazwisko Hall.
Czuje, jak zalewa ją fala smutku, gdy patrzy na jego uśmiechnięte zdjęcie. Był dla niej dobry
i w innym życiu, gdyby była inną osobą, może połączyłoby ich coś głębszego. Nie ma
wątpliwości, że w łóżku byli do siebie świetnie dopasowani.
Na widok Roberty młoda recepcjonistka przywołuje uśmiech na twarz.
– W czym mogę pani pomóc?
– Chciałabym się zobaczyć z Lewisem Hallem z działu sprzedaży, ale nie mam
umówionego spotkania.
Uśmiech znika.
– Och, cóż, będę musiała zadzwonić na górę i sprawdzić, czy ma czas. Możliwe, że nawet
nie ma go w budynku.
O tym Roberta nie pomyślała. Jego praca pewnie wiąże się z wieloma podróżami.
– Czy mogę prosić o pani nazwisko? – pyta recepcjonistka, podnosząc słuchawkę. Jej
paznokcie są starannie pociągnięte jaskrawoczerwonym lakierem. Roberta patrzy na własne
obgryzione. Co Lewis w niej widział? – Nazwisko? – powtarza recepcjonistka.
Nie ma sensu kłamać.
– Roberta Butler. – Czeka, czując, jak żołądek się jej przewraca, podczas gdy kobieta
przemawia cicho do słuchawki. Roberta nie była dziś rano w stanie wmusić w siebie
śniadania, ale jest pewna, że gdyby to zrobiła, właśnie by je zwróciła. Nie jest
przyzwyczajona do robienia takich rzeczy. Nigdy nie będzie, niezależnie od tego, jak bardzo
się zmieniła.
– Powiedział, że zejdzie do pani – oznajmia recepcjonistka, a Roberta czuje
natychmiastową ulgę. Może jednak źle to wszystko zrozumiała. Jest nawet gotowa
zaakceptować fakt, że on uważa, iż popełnił błąd, spędzając z nią noc. Wszystko będzie
lepsze.
– Może pani usiąść tam. – Recepcjonistka wskazuje jej sofę, na której Roberta dopiero co
siedziała. – Nie wiem, ile czasu mu to zajmie. – Jej ton stał się bezbarwny i niemal
niegrzeczny, a Roberta zaczyna się zastanawiać, co takiego Lewis jej powiedział. Cóż,
nieważne, przynajmniej zgodził się z nią zobaczyć.
Mija kolejne dwadzieścia minut, nim rozsuną się drzwi windy i Lewis pojawi się w holu.
Rozgląda się wokół, marszcząc brwi. Wygląda inaczej niż we wtorek wieczorem. Ma na
sobie nienagannie odprasowany garnitur, a gdy idzie w jej stronę, zachowuje profesjonalną,
skupioną minę. W pensjonacie był bardziej swobodny i zrelaksowany.
Roberta czuje, że się czerwieni, i chciałaby zapaść się pod ziemię. Nie planowała, co mu
powie, i jest wyjątkowo skrępowana, ale pogróżki Adriana odbijają się echem w jej głowie
i przypominają, że trzeba to załatwić. Musi wziąć się w garść.
– Roberta? Co się dzieje? Co ty tutaj robisz? – Lewis wciąż marszczy brwi i nie wygląda
na to, by ucieszył go jej widok.
– Przepraszam, ale musiałam przyjść. Możemy porozmawiać, proszę? To naprawdę
ważne.
Lewis rozgląda się po holu.
– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Jestem w pracy. Dlaczego nie pozwolisz, żebym
zadzwonił do ciebie później?
– Bo nie zadzwonisz. A to nie może czekać. – Dopinguje ją myśl o jej ponurej przyszłości.
– Z pewnością masz niedługo przerwę na lunch?
Lewis wzdycha, a ramiona opadają mu z rezygnacją.
– W porządku. Pięć minut. Ale nie tutaj. Za rogiem jest park. – Wychodzi bez słowa,
a Roberta nie ma wyboru, jak tylko podreptać jego śladem niczym posłuszny szczeniaczek.
Cały czas czuje na sobie wzrok recepcjonistki. Ma dość tego, że jest taka uległa wobec
mężczyzn, i znowu obwinia o wszystko Adriana.
Lewis praktycznie biegnie w stronę parku. Ewidentnie chce mieć tę rozmowę jak
najszybciej za sobą i od niej uciec.
– No dobrze, teraz możesz mi powiedzieć, co się dzieje – mówi, gdy docierają na miejsce.
Raz kozie śmierć.
– Tamtego wieczoru, gdy się poznaliśmy, dużo wypiłam.
– Tak, zauważyłem i jest mi wstyd za siebie. Przepraszam, jeśli czujesz, że cię
wykorzystałem. – Jego rysy łagodnieją.
Ona kręci głową.
– Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu muszę wiedzieć, o czym rozmawialiśmy.
No i proszę. Powiedziała to i już nie może cofnąć tych słów.
Lewis marszczy brwi.
– Co masz na myśli? Byłem przekonany, że pojawiłaś się tutaj, bo zniknąłem bez słowa.
Naprawdę za to przepraszam. Minęło dużo czasu, od kiedy byłem z kimkolwiek i nie jestem
do tego przyzwyczajony. Miałem wyrzuty sumienia i myślałem, że rano będziesz żałować
i pewnie zechcesz, żebym sobie poszedł, więc ulotniłem się, żeby nam oszczędzić krępującej
sytuacji. Raz jeszcze przepraszam, jeśli źle postąpiłem.
Roberta gapi się na niego.
– To wszystko? Tylko dlatego wyszedłeś? A nie przez coś, co powiedziałam czy
zrobiłam?
Lewis prowadzi ją do ławki i gestem wskazuje, żeby usiadła.
– Cóż, w pewnym sensie tak. Dużo mówiłaś o swoim mężu. Powiedziałbym, że za dużo,
ale nie miałem nic przeciwko. Odniosłem wrażenie, że potrzebujesz się wygadać. Od mojego
rozwodu minęły cztery lata, ale twoja separacja to wciąż świeża sprawa, prawda? Więc
rozumiem to.
A zatem dużo mówiła o Adrianie. To niedobrze.
– Co ja o nim mówiłam? – Niepokój wraca, grozi, że ją pochłonie.
– Nie pamiętasz?
– Nie to, o czym rozmawialiśmy. Tylko to, co zrobiliśmy. – Roberta się rumieni.
Lewis uśmiecha się po raz pierwszy.
– Co za ulga. Przynajmniej okazałem się godny zapamiętania.
Dlaczego on żartuje? To jest przecież poważna sprawa.
– A zatem co powiedziałam o Adrianie?
– Nie rozumiem, dlaczego to takie ważne. Chcesz mi powiedzieć, że wciąż jesteście
razem i martwisz się, iż on się dowie? Nie jestem tego rodzaju człowiekiem. Żyj i pozwól
żyć, to moje motto. Oboje jesteśmy dorośli, prawda? Nic nie powiem ani jemu, ani nikomu
innemu.
– Nie, nie okłamałam cię. Naprawdę się rozstaliśmy. Wszystko, co ci powiedziałam, jest
prawdą.
– Właśnie tego się obawiam – wzdycha Lewis.
Serce Roberty głośno dudni w jej piersi.
– Co masz na myśli?
– Z tego, co mówiłaś, odniosłem wrażenie, że… Sam nie wiem… Boisz się go? Czy to
prawda? Wciąż nie rozumiem, dlaczego przejechałaś taki kawał drogi, żeby się ze mną
zobaczyć.
– Wiem, że to trochę dziwne, ale muszę wiedzieć dokładnie, co ci powiedziałam.
Lewis znowu wzdycha.
– Cóż, przede wszystkim mówiłaś zdecydowanie za dużo na temat fizycznego aspektu
swojego życia małżeńskiego.
Roberta wzdryga się, zażenowana. Ma niemal ochotę zatkać uszy.
– Na przykład?
– Powiedziałaś, że nie mogłaś znieść jego dotyku i byłaś wdzięczna, iż przez większość
wieczorów zasypiał na sofie przed włączonym telewizorem. A gdy odkryłaś, że ma romans,
poczułaś niemal ulgę. Czułaś się zraniona, oczywiście, ale jednocześnie cieszyłaś się, że nie
musisz tolerować jego dotyku.
Na razie wszystko się zgadza.
– Co jeszcze?
– Tak naprawdę nie powiedziałaś mi wiele więcej. Wciąż tylko powtarzałaś, jakim jest
okropnym i niebezpiecznym człowiekiem.
Niebezpiecznym. Nie powinna była używać tego słowa. Ale przynajmniej Lewis nic nie
wie. A ona najwyraźniej nie wspomniała o Joshu, bo Lewis z pewnością od razu poruszyłby
tę kwestię.
– Przepraszam, że obarczyłam cię tym wszystkim – mówi. – Nawet cię nie znam.
– To nie ty musisz przepraszać. To ja wyszedłem bez słowa. Źle postąpiłem. Nigdy
wcześniej nie zrobiłem niczego takiego.
– Po prostu zapomnijmy o tym.
Lewis się uśmiecha.
– Cóż, lepiej wrócę do pracy. Dziś wieczorem muszę być w Manchesterze, a jeszcze
nawet nie zacząłem się przygotowywać do wyjazdu. – Wstaje. – Chciałbym zaproponować,
żebyśmy pozostali w kontakcie, ale prawdopodobnie byś tego nie chciała.
To ostatnia rzecz, jaką Roberta spodziewała się usłyszeć.
– Ja… Hmm, tak, powinniśmy. Byłoby miło.
– Jeszcze tylko jedno – mówi Lewis. – Dlaczego nie przestaniesz udawać i nie powiesz
mi, co naprawdę się dzieje? Okłamywałaś mnie od chwili, gdy się poznaliśmy.
42

Zoe

Jest piątkowy poranek. Minęły dwa tygodnie, od kiedy dostałam pierwszą wiadomość,
a jednak wciąż nie zbliżyłam się do prawdy. Przynajmniej Harley już wie, co się dzieje.
Teraz zostaliśmy tylko my dwoje. Będę trzymać Jake’a z dala od tej sprawy na tyle, na ile to
możliwe. Niezależnie od tego, co zrobił, wciąż jest ojcem moich dzieci, więc powiadomię
go, gdy będę miała mu coś konkretnego do powiedzenia.
Rozpaczliwie chcę porozmawiać z Harleyem i zapytać, czy dowiedział się czegoś przez
Facebooka. Wczoraj spędzał wieczór poza domem, więc nie mieliśmy okazji pogadać. Teraz
jest dopiero siódma rano i za chwilę muszę wyjść do pracy, więc idę do jego pokoju
i ostrożnie uchylam drzwi.
– Harley? Nie śpisz?
– Teraz już nie – mamrocze, przekręcając się na plecy i siadając w łóżku. – Przepraszam,
siedziałem wczoraj z Isaakiem do późna.
To nie w stylu Harleya imprezować tak dużo, ale podejrzewam, że po prostu próbuje
zapomnieć o Mel.
– Nie przepraszaj za to, że żyjesz swoim życiem. Wychodzę do pracy i zastanawiałem się,
czy masz jakieś wieści z Facebooka?
– Właściwie to tak. Problem polega na tym, że najwyraźniej nikt nic nie wie albo nie
pamięta…
– Tak myślałam, że nic z tego nie wyjdzie.
– Poczekaj, mamo, nie skończyłem. Znalazł się jeden chłopak, który powiedział, że
chętnie się spotka, żeby porozmawiać i omówić to wszystko, więc umówiłem się z nim dziś
wieczorem.
– To świetna wiadomość. Mam nadzieję, że będzie w stanie coś nam powiedzieć.
– Nie rób sobie nadziei, ale faktycznie brzmi to obiecująco.
– Kto to taki?
– Kyle Andrews. Pamiętasz go?
Nazwisko nie brzmi znajomo i raz jeszcze przeklinam się za to, że nie pilnowałam, z kim
zadaje się Ethan. Przyznaję Harleyowi, że nigdy nie słyszałam o tym chłopcu.
– Cóż, to pewnie dlatego, że nie chodził do naszej szkoły. Po prostu znał Ethana poprzez
jakieś inne osoby, więc nie miałaś okazji go poznać.
– To dobra wiadomość, że chce porozmawiać – odpowiadam. Czuję się odrobinę lepiej
z tym, że nie wiedziałam, kto to jest. – O której się spotykacie?
– O ósmej wieczorem. On pracuje do siódmej.
– Wracasz potem do domu?
Harley się śmieje.
– Nie martw się, mamo. Dam ci znać, jak poszło zaraz po skończonej rozmowie.
– I upewnisz się, że tym razem będziesz miał w pełni naładowaną baterię w telefonie?
Harley znowu się śmieje.
– Tak, mamo.
– W porządku, cóż, będę tutaj po pracy. Przez cały wieczór. Nawet gdybyś miał tylko
zadzwonić albo napisać.
– Nie, wrócę do domu. Przydałoby mi się chociaż raz pójść wcześniej spać.

W pracy jestem rozkojarzona. Zazwyczaj potrafię zapomnieć o sprawach osobistych i skupić


się na pacjentkach, ale dziś mam z tym trudności. Nie wiem, czy cały ten Kyle rzuci jakieś
światło na naszą sytuację, ale od jego spotkania z Harleyem wiele zależy. A ja odliczam
godziny. Chcę stąd wyjść jak najszybciej, a jednocześnie potrzebuję czegoś, co odwróci
moją uwagę od zmartwień.
Tuż przed lunchem wpadam na Leo, a on odciąga mnie na bok.
– Martwiłem się o ciebie – mówi. – Wszystko w porządku? Nie mieliśmy okazji
porozmawiać od tamtego wieczoru nad rzeką.
Zapewniam go, że wszystko ze mną dobrze, po prostu potrzebuję odpowiedzi.
– Tak mi przykro z powodu tamtego wieczoru – mówi Leo, zniżając głos. – Powinienem
był poczekać gdzieś dalej. Ale aż ciarki mnie przechodzą na myśl, że ta osoba cały czas nas
obserwowała.
– Wiem. Ale jedno jest dobre. Przynajmniej nabrałam przekonania, że od początku
miałam rację. To nie jest ktoś, kto po prostu próbuje namieszać mi w głowie. Wysyłanie tych
wiadomości to jedno, ale fakt, że ta osoba poświęciła czas, by nas śledzić, to zupełnie inna
sprawa. To wymaga znacznie większego zaangażowania.
– Możliwe, że masz rację – kiwa głową Leo. – Słuchaj, mam za chwilę pacjentkę, ale
może spotkalibyśmy się później? Może pójdziemy coś zjeść? Myślałem trochę o tym
wszystkim i mam pewien pomysł.
Jego propozycja mnie zaskakuje, ale jeśli rzeczywiście mógłby mi jakoś pomóc, to muszę
z tego skorzystać. Poza tym i tak siedziałabym cały wieczór sama, czekając, aż Harley wróci
ze spotkania z Kyle’em.
– W porządku, czemu nie. Spotkamy się tuż po pracy i pójdziemy zjeść gdzieś w okolicy?
Kończę dziś o szóstej.
Leo się uśmiecha.
– W takim razie do zobaczenia.

Gdy docieram do domu po kolacji, jest niemal dziewiąta wieczorem. Całe ciało boli mnie ze
zmęczenia, więc parzę sobie mocną kawę i czekam na Harleya. Nie ma mowy, żebym
pozwoliła sobie zasnąć i przegapiła jakieś wieści. Do tej pory powstrzymywałam się od
pisania do niego, chociaż palce mnie świerzbią, żeby wysłać mu wiadomość i sprawdzić, jak
mu idzie.
Miło spędziłam czas z Leo. Mogłam swobodnie rozmawiać o Ethanie, wiedząc, że on
mnie zrozumie, sam przecież stracił córkę. Wspominałam różne historie związane z synem,
ale pod koniec posiłku poczułam się tak, jakbym ledwie go znała. Do czego dokładnie był
zdolny? Jestem teraz bardziej przekonana niż kiedykolwiek, że Ethan musiał zrobić coś
okropnego. Żadna inna możliwość nie ma sensu.
– Mówiłem ci wcześniej, że chyba mogę ci pomóc – powiedział Leo. – Mam dobrego
przyjaciela, który pracował kiedyś w policji i chociaż nie jest oficjalnie prywatnym
detektywem, naprawdę znakomicie mu idzie dowiadywanie się różnych rzeczy. Czy
chciałabyś, żebym porozmawiał z nim o twojej sytuacji?
Zaskoczyło mnie to, ale zabrzmiało obiecująco.
– Ale to nie jest nic nielegalnego, prawda? – zapytałam.
Leo się zaśmiał.
– Nie, oczywiście, że nie. On ma po prostu mnóstwo znajomości i może będzie w stanie ci
pomóc w jakiś sposób. Nie mogę niczego obiecać, ale chyba warto spróbować, prawda?
Temu nie mogłam zaprzeczyć. Chociaż mam nadzieję, że Harley wróci do domu z jakąś
ważną informacją, nie zaszkodziłoby, gdyby jakiś zawodowiec przyjrzał się tej sprawie.
– Byłoby świetnie. Dziękuję.
– Tak mi przykro, że ty i twój mąż przechodzicie przez to wszystko – dodał Leo.
Wciąż nie wspomniałam mu, że rozstałam się z Jakiem i on już nie uczestniczy w tym
wszystkim.
Teraz, gdy siedzę przy kuchennym stole, czekając na Harleya, zaczyna mnie ogarniać
poczucie beznadziei. Czego ta osoba ode mnie chce? Musi mieć jakiś cel, a jeśli chce się
zemścić za coś, co zrobił Ethan, to na wiadomościach się nie skończy, prawda? Mentalne
tortury nie wystarczą. Co stanie się potem?
Otwieram oczy i odkrywam, że zasnęłam z głową na blacie stołu. Kawa najwyraźniej nie
pomogła. Zerkam na zegar na piekarniku i stwierdzam, że minęła północ.
Zerkam na telefon, ale nie znajduję żadnej wiadomości od Harleya. Sprawdzam wszystkie
pomieszczenia i szybko przekonuję się, że jeszcze nie wrócił. To możliwe, że wciąż jest
z kolegą Ethana, ale przecież w ogóle się nie znali, więc to trochę dziwne, że postanowili
spędzić razem tyle czasu.
Sekundy dzielą mnie od ataku paniki. Piszę do niego z pytaniem, kiedy wróci,
i przypominam sobie, jak niepotrzebnie się bałam tamtego ranka, gdy myślałam, że Harley
zaginął. Nie mogę znowu przesadzić.
Jednak to nie takie proste. Włączam odprężającą muzykę i krążę po salonie, rozpaczliwie
nasłuchując odgłosu klucza obracanego w zamku.
Mija pierwsza w nocy, a ja już nie potrafię powstrzymać strachu. Harley nie
odpowiedział, a wiadomość, którą mu wysłałam, pozostaje nieprzeczytana. Dzwonię do
niego, ale natychmiast włącza się poczta głosowa. Z pewnością nie mógł zapomnieć
o naładowaniu telefonu przed wyjściem, zwłaszcza po tym, jak mu o tym przypomniałam.
Nie, tym razem jego milczenie wydaje się inne, bardziej złowieszcze, bo spotkał się z kimś
w sprawie Ethana.
W co ja wplątałam mojego syna?
43

Jake

Leanne wyparła się wszystkiego, o co ją oskarżył, ale to go nie zaskoczyło. Sama go


zaatakowała, powiedziała, że jest okropnym mężem i ojcem, a jej słowa raniły jak nóż,
zwłaszcza że pochodziły od najbliższej przyjaciółki.
Czy naprawdę był taki ślepy? Jak mógł do tego stopnia źle ocenić Leanne? Przez tyle lat
wierzył, że ona nie żywi do niego żadnych romantycznych uczuć – ostatecznie on nie czuł
nic do niej – ale teraz okazało się, że najwyraźniej bardzo się pomylił. A ona postanowiła
zadbać o to, by Zoe cierpiała. Ale po co wplątała w to Ethana? Czy nie wystarczyłoby,
gdyby po prostu powiedziała Zoe, że przespała się z jej mężem? Jake nie potrafi zrozumieć,
dlaczego uknuła tak skomplikowaną intrygę, żeby namieszać jego żonie w głowie i sprawić,
by zwątpiła we wszystko.
Jake musi zobaczyć się z Zoe, i to natychmiast, chociaż jest niemal druga w nocy.
Rozważa, czy do niej nie zadzwonić albo nie napisać z pytaniem, czy może przyjść, ale zbyt
łatwo mogłaby go zignorować. Nie. Pojawienie się w domu to jedyna opcja. Ona musi się
dowiedzieć, co wyprawia Leanne.
Gdy Jake dociera na miejsce, z zaskoczeniem odkrywa, że światła w holu i w salonie są
zapalone. Zoe zawsze chodzi spać wcześnie, więc może to Harley jest na nogach. Chociaż
wciąż ma klucz, z szacunku do Zoe decyduje się zapukać.
Wita go tylko cisza, więc zaczyna dzwonić na komórkę, ale wtedy drzwi otwierają się
gwałtownie i Zoe staje w progu. Oczy ma czerwone od płaczu.
– Zoe? Dobrze się czujesz?
– Myślałam… Co ty tutaj robisz, Jake? Jest środek nocy.
– Wiem, przepraszam. Mogę wejść? Naprawdę musimy porozmawiać.
Zoe nic nie mówi, tylko wlepia w niego spojrzenie tych ogromnych ciemnych oczu.
Nienawidzi go, nie ma mowy, by go wpuściła. Jake na wpół oczekuje, że zatrzaśnie mu
drzwi przed nosem i jest zdumiony, gdy tylko otwiera je szerzej i wciąga go do środka.
Kiedy tylko Jake przekroczy próg, Zoe zaczyna mówić.
– Martwię się o Harleya. Boję się, że coś mogło mu się stać.
„Tylko znowu nie to”, myśli sobie, ale jest wdzięczny, że żona przynajmniej z nim
rozmawia, podczas gdy do tej pory ignorowała każdą wiadomość, jaką jej przesyłał.
– Co? Zwolnij. Co się wydarzyło?
A wtedy ona opowiada mu wszystko o tym, jak Harley użył Facebooka, żeby spròbować
odnaleźć dawnych znajomych Ethana. I jak nie była w stanie odpuścić, i nawet wróciła nad
rzekę w nadziei, że spotka się z osobą, która ją dręczy.
Leanne. Oczywiście, że się tam nie pojawiła.
– Dziś wieczorem Harley umówił się na spotkanie z chłopcem imieniem Kyle Andrews,
z którym skontaktował się na Facebooku. Najwyraźniej Kyle znał Ethana. Pamiętasz może,
czy Ethan kiedykolwiek o nim wspominał?
To nazwisko nic Jake’owi nie mówi.
– Nie. A to nie jest popularne nazwisko, więc jestem pewien, że bym zapamiętał.
– Ja też go nie pamiętam. Ale Harley mówi, że znał Ethana poprzez jakichś innych
znajomych.
– Harley pewnie po prostu siedzi z nim na drinku. Nie pojechał samochodem, prawda?
Wiec pewnie zamierzał wypić jednego czy dwa.
– Ale jego telefon jest wyłączony. Po tym, jak obiecał, że będzie miał go pod ręką, na
wypadek gdybym musiała się z nim skontaktować.
– Pamiętasz, jak to było ostatnim razem, Zoe? Po prostu padła mu bateria, to wszystko.
Nie możesz panikować z tego powodu. Po prostu dajmy mu szansę, żeby wrócił do domu. –
Jake widzi, że Zoe go nie słucha.
– Harley wie, jak bardzo się martwiłam ostatnim razem, i obiecał, że to się więcej nie
powtórzy. Tym razem to coś innego.
Jake już ma zaprotestować i podkreślić, że Harley to młody mężczyzna i prawdopodobnie
nie chce być uwiązany do matki pomimo tego, jacy są sobie bliscy, ale szybko gryzie się
w język. Sytuacja między nimi i tak już jest napięta, więc ma szczęście, że Zoe w ogóle
wpuściła go do domu. Musi pokazać, że jest po jej stronie.
– W porządku, zatem co o tym myślisz?
– Że to wszystko ma związek z Ethanem i osobą, która wysyła te wiadomości. Harley ma
kłopoty.
Jake raz jeszcze powstrzymuje się przed powiedzeniem na głos tego, co myśli.
– W takim razie musimy opracować jakiś plan działania. Zacznijmy od obdzwonienia
wszystkich, których zna, i sprawdźmy, czy z kimś jest.
Czuje ulgę, gdy Zoe się ożywia.
– Zacznę od Melanie – mówi, sięgając po swoją komórkę.
– Czy to prawdopodobne, że jest z nią? Przecież nie są już razem.
– Wiem o tym! – wybucha Zoe. – Ale mimo wszystko mogła mieć od niego jakieś wieści.
– Najpierw muszę ci coś powiedzieć – zaczyna Jake. Teraz albo nigdy.
– Jake, ja naprawdę nie chcę rozmawiać o tym, co zrobiłeś. Wpuściłam cię do domu tylko
dlatego, że chodzi o Harleya. Nie myśl, że to oznacza…
– Nie, nie o to chodzi. Myślę, że to Leanne wysyła ci te wiadomości.
Zoe gapi się na niego.
– Co takiego? Dlaczego tak mówisz? Ona nigdy by…
– Dużo o tym myślałem, Zoe, i sądzę, że ona czuła coś do mnie przez wszystkie te lata
i chce się na tobie odegrać.
Zoe kręci głową.
– Nie. Niezależnie od tego, co zrobiliście, do czegoś takiego nie byłaby zdolna. – Milczy
długo. – To, że się ze sobą przespaliście, to jedno, ale te wiadomości to zupełnie inna
sprawa.
Jake wzdycha. Nie jest w stanie dotrzeć do Zoe.
– Wiem o tym, ale to ma sens.
– Tak samo, jak miało to sens, gdy podejrzewałam Robertę. To nie jest sprawka Leanne.
To niemożliwe. A nawet jeśli, teraz chcę po prostu znaleźć Harleya. Dopiero potem będę się
martwić o wszystko inne.
Jake wiedział, że Zoe go nie posłucha. Teraz, gdy się nad tym zastanawia, dochodzi do
wniosku, że nigdy tak naprawdę go nie słuchała.
– W porządku, dzwoń do Mel, ja sprawdzę, czy uda mi się znaleźć jakieś numery telefonu
albo inne dane kontaktowe do przyjaciół Harleya na jego komputerze.
Gdy Jake wchodzi na górę, czuje się jak intruz naruszający w odrażający sposób
prywatność syna. Harley nie zaginął. Pojawi się lada chwila, tak jak ostatnio. Mimo
wszystko Jake musi to zrobić ze względu na dobro Zoe. Żeby udowodnić, że wciąż zależy
mu na rodzinie.
Jak się okazuje, nie musiał się przejmować naruszaniem prywatności Harleya – jego
komputer jest chroniony hasłem i nie ma mowy, by Jake był w stanie zgadnąć, jak ono
brzmi. Próbuje „Mel” oraz „Ethan”, ale żadne nie działa.
– Mel nie miała od niego żadnych wieści – informuje go Zoe, gdy Jake wraca na dół. –
I nie była zachwycona faktem, że obudziłam ją w środku nocy.
Jake potrafi to zrozumieć.
– To musi być dla niej dziwne. Nie są już nawet razem, a my tak naprawdę nie wiemy,
dlaczego się rozstali.
– Dzwonię na policję – oświadcza Zoe.
– Myślę, że powinniśmy poczekać odrobinę dłużej – nalega Jake. – Zostanę tutaj z tobą
i jeśli on nie wróci do rana, możemy to zgłosić.
– Muszę porozmawiać z posterunkową Palmer.
– Zadzwonimy do niej. Po prostu daj mu szansę, żeby wrócił do domu. Zróbmy to rano.
Zoe niechętnie się zgada.
– To zabawne, że mówisz „my”, podczas gdy od początku byłam z tym wszystkim sama,
czyż nie, Jake?
Jake odpuszcza i nie reaguje. Zasłużył sobie na to.
– Idę poczekać na górę – mówi Zoe. – Ty możesz zostać tutaj.
Jake musiał zasnąć, bo gdy otwiera oczy, budzi go słońce wlewające się przez okno
salonu. Powoli dochodzi do siebie i dźwiga się z sofy, pewien, że Harley dawno już wrócił.
W kuchni Zoe rozmawia przez telefon. Dziękuje komuś i się rozgląda. Gdy patrzy na
niego, ma łzy w oczach.
– Harley nie wrócił, a ja dostałam kolejną wiadomość – mówi, podając Jake’owi telefon. –
Patrz na to!
Jake odczytuje słowa, ale ich nie rozumie.

Dwóch załatwionych, nie zostało żadnego. Jakie to uczucie: stracić


wszystko?
44

Zoe

– Czy mogę spojrzeć na pokój Harleya? – pyta posterunkowa Palmer.


Kiwam głową. Chociaż wiem, że Harley nie chciałby, żeby ktokolwiek grzebał w jego
rzeczach, nie mam wyboru. Muszę zrobić wszystko, żeby odnaleźć syna.
Nie idę za nią na górę, tylko zostaję w holu, unikając spojrzenia Jake’a.
– Chcę, żebyś sobie już poszedł – mówię mu, dobrze wiedząc, że zignoruje moje żądanie.
Teraz, gdy Harley zaginął, ma doskonałą wymówkę, żeby tutaj przebywać i próbować mnie
przekonać, bym zmieniła swoją decyzję.
– Nie ma mowy. To również mój syn, Zoe. Muszę tu być.
Przez wiele godzin rozmyślałam o Leanne i zastanawiałam się, czy istnieje jakakolwiek
możliwość, że Jake ma rację. Ostatecznie nie jest osobą, za jaką ją brałam, i nie mogę jej
ufać.
– Naprawdę jesteś przekonany, że to sprawka Leanne? – pytam, siadając na dolnym
schodku, podczas gdy z góry dobiegają odgłosy odsuwanych szuflad oraz otwieranych
i zamykanych szafek. – Dlaczego miałaby w ten sposób ukarać Harleya? Zawsze go lubiła,
zawsze dobrze się z nim dogadywała. To nie trzyma się kupy. – Podobnie jak my, Harley
również często zwracał się do Leanne po śmierci Ethana.
Jake siada obok mnie.
– Cóż, stanowię dowód na to, że ludzie nie zawsze postępują sensownie, gdy w grę
wchodzą emocje. Robią czasami szalone rzeczy. W każdym razie przekazaliśmy
posterunkowej Palmer nasze podejrzenia, więc ona to sprawdzi. Pewnie już kogoś do niej
wysłała.
Nie informując Jake’a o tym, co robię, wyciągam telefon i wysyłam do Leanne esemesa
z prośbą, żebyśmy spotkały się u mnie w domu za godzinę. Po kilku sekundach odpowiada,
że przyjedzie i jeszcze raz przeprasza. Jeśli wie cokolwiek o miejscu pobytu Harleya, to
zamierzam wyciągnąć z niej prawdę.
Posterunkowa Palmer zostaje na górze przez kolejne dziesięć minut, a każda kolejna
sekunda jednocześnie mnie niepokoi i napełnia nadzieją. Najwyraźniej potraktowała tę
sprawę poważnie. Wreszcie. Gdy wraca na dół, prowadzę ją do kuchni.
– Rozpoczęliśmy poszukiwania – mówi. – Ale musisz zrozumieć, Zoe, że nie mamy
pewności, czy nie zniknął na własne życzenie. Jest już dorosły i nie został zaklasyfikowany
jako osoba delikatna psychicznie…
– Ale ta wiadomość? To wyraźna groźba!
– Możliwe – kiwa głową – i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ale musimy zachować
otwarty umysł.
– To nie jest tylko zbieg okoliczności – protestuję. – To niemożliwe.
– Muszę powiedzieć, że się z tobą zgadzam. Po prostu spróbuj zachować spokój.
Znajdziemy go.
Chcę zapytać, jak niby mam się uspokoić, i zasypać ją pytaniami o to, co dokładnie
planują zrobić, ale to nie pomoże. Muszę zostawić ją w spokoju, żeby mogła się zająć swoją
pracą.
– Dziękuję – mówię w zamian.
– Znalazła pani cokolwiek w jego pokoju? – pyta Jake.
Posterunkowa Palmer patrzy w jego stronę zaskoczona, jakby zapomniała, że Jake
w ogóle tu jest. Nic dziwnego, jako że do tej pory właściwie się do niej nie odzywał.
– Nic godnego uwagi. – Kręci głową. – Czy macie hasło dostępu do jego laptopa?
– Nie. Już próbowałem się do niego dostać – przyznaje Jake.
– Cóż, możemy go zabrać i przekazać naszym technikom, żeby na niego zerknęli.
Mówi to tak, jakbyśmy mieli jakiś wybór, tymczasem prawda jest taka, że nie mamy.
Prywatność Harleya musi zostać naruszona, jeśli mamy zyskać jakąkolwiek szansę na jego
odnalezienie.
– A Leanne Clark? – pytam. – Porozmawia pani z nią?
Posterunkowa Palmer ściąga brwi.
– Tak, porozmawiam, ale tylko w kontekście tego, czy miała jakieś wieści od waszego
syna. Nie mogę jej o nic oskarżyć bez dowodów.
– Ona świetnie kłamie – ostrzega Jake, a ja rzucam mu gniewne spojrzenie. Nie tylko jest
hipokrytą, lecz także jeszcze pogarsza sprawę.
Gdy tylko policjantka wychodzi, wyrzucam go za drzwi. Wkrótce będzie tu Leanne i nie
chcę, żeby wiedział, że ją tu zaprosiłam.
– Jestem tu, gdybyś mnie potrzebowała – mówi ze smutkiem w oczach. Ale ja nic nie
czuję, widząc go w takim stanie. Zniszczył wszelkie uczucia, jakie do niego żywiłam, i jest
odpowiedzialny za rozpad naszej rodziny.
– Dam ci znać, jeśli Harley się ze mną skontaktuje – mówię. Nic więcej nie mogę mu
zaoferować.
Gdy Leanne staje na moim progu, wygląda gorzej niż kiedykolwiek. Wydaje się
skurczona, jakby wyznanie prawdy wyssało z niej życie, jakby cała siła, którą kiedyś
dysponowała, zniknęła.
– Tak się cieszę, że mnie zaprosiłaś – zaczyna. – Myślałam…
– Daruj sobie, Leanne. To nie dlatego chciałam, żebyś przyszła. – Odsuwam się na bok
i wpuszczam ją, chociaż wcale nie mam na to ochoty.
Ruszam do salonu i czekam, aż za mną przyjdzie.
– Harley zaginął – oświadczam, zanim zdąży usiąść.
Wydaje okrzyk zdumienia i zasłania usta dłonią.
– Co? O mój Boże! Kiedy?
– Nie wrócił do domu wczoraj wieczorem. Poszedł spotkać się z kimś w barze i nie
miałam od niego żadnych wieści od tamtej pory.
– To okropne. Mogę sobie tylko wyobrażać…
– Możesz, Leanne? Naprawdę? Nigdy nie chciałaś mieć dzieci, prawda? Nigdy nie czułaś
instynktu macierzyńskiego.
– To nie oznacza, że brakuje mi empatii. I wiesz, jak bardzo lubię Harleya. Zgłosiłaś
sprawę na policję?
– Oczywiście. Traktują to bardzo poważnie. Zwłaszcza że dostałam kolejną wiadomość,
tym razem z groźbą. „Dwóch załatwionych, nie zostało żadnego. Jakie to uczucie, stracić
wszystko?”. Tak było w niej napisane.
– To okropne, Zoe.
– Mam dość tych gierek, Leanne. Jake powiedział, że rozmawiał z tobą o tych
wiadomościach.
Leanne siada.
– Raczej oskarżył mnie o ich wysyłanie. To było okropne. Nigdy nie mówił do mnie
w taki sposób, z taką… nienawiścią. Zoe, wiesz przecież, że nigdy nie zrobiłabym ci czegoś
takiego.
– Cóż, nie pomyślałabym też, że prześpisz się z Jakiem tuż po śmierci mojego syna.
Leanne wlepia wzrok w czubki butów i kręci głową.
– Dlaczego, na litość boską, miałabym ci wysyłać takie wiadomości?
– Właśnie liczyłam na to, że mi to wyjaśnisz, żeby zadośćuczynić wszystkiemu, co mi
zrobiłaś. Jeśli po prostu się przyznasz, może będziemy w stanie o tym zapomnieć. Ja chcę
tylko, żeby Harley wrócił bezpiecznie do domu.
– Nie mogę się przyznać, bo to nie ja, Zoe. Pomyśl o tym. Nie miałabym żadnego
powodu, żeby wysyłać te esemesy. Jake cierpi na urojenia. Najwyraźniej ma wygórowane
mniemanie o sobie i wydaje mu się, że uganiałam się za nim przez te wszystkie lata. Nie
robiłam tego, do cholery. Nie w taki sposób, w jaki myśli.
– To w jaki?
– Mówiłam ci już wcześniej. Nie mogę zaprzeczyć, że coś do niego czuję. Jest częścią
mojego życia od dawna i jesteśmy, a w każdym razie byliśmy, sobie bardzo bliscy, ale nigdy
nie chciałam zniszczyć twojego małżeństwa. Nigdy nie chciałam odebrać ci męża. Jestem
zadowolona ze swojego życia. Skupiam się na pracy i nie potrzebuję mężczyzny, żeby mnie
dopełniał.
Czuję, że mówi prawdę, ale muszę się upewnić.
– Przekazaliśmy policji nasze podejrzenia. Będą chcieli z tobą porozmawiać. Jeśli wiesz
cokolwiek o miejscu pobytu Harleya, to musisz powiedzieć mi teraz.
– Skąd miałabym wiedzieć, gdzie on jest?
– Bo osoba, która wysyła te wiadomości, ewidentnie ma coś wspólnego z jego
zniknięciem. Chociaż raz w życiu powiedz prawdę, Leanne.
Milczenie wypełnia pokój, a potem Leanne powoli odpowiada.
– Chcesz, żebym powiedziała ci prawdę? Ty nigdy nie chciałaś znać prawdy. Mam rację,
Zoe? Chcesz po prostu żyć w swojej małej bańce i udawać, że wszystko jest idealne. Twój
mąż. Twoje małżeństwo. Twoi synowie.
Chociaż to nieprawda, jej słowa bolą.
– To podłe nawet jak na ciebie, Leanne. Jak śmiesz mówić o moich synach?! I jestem
ostatnią osobą, która by kiedykolwiek udawała, że cokolwiek jest idealne. Podaj jeden
przykład, kiedy to zrobiłam.
Milknie na chwilę.
– Masz rację. Przepraszam. Wszystko się poplątało i właśnie straciłam dwie najbliższe mi
osoby. Nie wiem, co mówię.
Czy to dowód na to, że jest w tej chwili niestabilna psychicznie? Czy to możliwe, że Jake
miał co do niej rację? Naprawdę trudno mi uwierzyć, że mogłaby mieć cokolwiek
wspólnego ze zniknięciem mojego syna.
– Więc nie wiesz, gdzie jest Harley?
– Nie, nie wiem. Przysięgam.
– Cóż, jeśli jesteś niewinna, to nie będziesz miała nic przeciwko, żeby porozmawiać
z policją, prawda?
Kręci głową.
– Oczywiście, że nie. Tęsknię za Harleyem, wiesz? Zanim przeprowadziłam się do
Londynu, często do mnie przychodził i gawędziliśmy godzinami. Nawet później często
rozmawialiśmy przez telefon, aż w końcu wy też przenieśliście się do Londynu i znowu
mógł mnie odwiedzać.
Pamiętam to. Zawsze byłam wdzięczna, że mógł porozmawiać z Leanne, ale nie powiem
jej tego teraz. Nie dam jej tej satysfakcji.
– To dobry dzieciak – mówi, niemal do siebie samej. – Wiesz, ja…
– Co?
– Nieważne. Właściwie to muszę już iść. Umówiłam się z kimś na lunch.
Kiedyś zapytałabym ją z kim, chciałabym wiedzieć, czy na scenie pojawił się jakiś nowy
mężczyzna. Ale nie chcę wiedzieć już nic więcej o prywatnym życiu Leanne. Nie teraz, gdy
splotło się z moim w najgorszy możliwy sposób.
– Jeśli mnie okłamujesz, Leanne, to uwierz mi, zrobię, co będzie trzeba, żeby ochronić
mojego syna. Może i nie byłam w stanie uratować Ethana. Ale nie pozwolę, by cokolwiek
stało się Harleyowi. Rozumiesz?
– Nie jestem osobą, do której powinnaś kierować te słowa, Zoe.
– Po prostu bądź do dyspozycji policji – mówię i wstaję, żeby odprowadzić ją do drzwi.
Patrzę, jak wsiada do swojego samochodu, i czuję, jakbym patrzyła na obcą osobę, a nie
kobietę, z którą dzieliłam się wszystkim przez niemal całe dorosłe życie.
Zastanawiam się tylko, czy został jeszcze ktoś, komu mogę ufać.
45

Roberta

Odwraca się na pięcie i ucieka. Nie sądziła, że potrafi biegać tak szybko, ale wie tylko, że
musi oddalić się od Lewisa, a jej ciało robi wszystko, żeby jej w tym pomóc.
Nie słyszy, żeby ją ścigał, chociaż nie ma odwagi spojrzeć przez ramię i się przekonać.
Musi po prostu dotrzeć do samochodu i odjechać od mężczyzny, który przed końcem dnia
zniszczy jej życie.
Godzinę później wali do drzwi Adriana – to zabawne, jak szybko zaczęła traktować to
miejsce jako wyłącznie jego dom – i z trudem łapie oddech, podczas gdy czeka, aż jej
otworzy.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz? – syczy Adrian, wciągając ją do środka. – Dlaczego
zwracasz na nas uwagę?
– Znalazłam go. Lewisa. On… jestem pewna, że wie. Powiedział mi, że wiedział, iż go
okłamywałam. Ja… ja po prostu uciekłam i nie chciałam usłyszeć, co zamierzał mi
wygarnąć.
Adrian rwie włosy z głowy, krążąc po holu.
– Kurwa! To wszystko twoja wina, Roberto. Wszystko było dobrze. Nikt by się nigdy nie
dowiedział, a teraz ty zniszczyłaś wszystko. Ty i ta twoja niewyparzona gęba. Zdajesz sobie
sprawę z tego, co to oznacza?
Nie musi jej tego mówić. To koniec ich życia.
– Musimy powiedzieć Zoe – stwierdza nagle Roberta. – Powinna wiedzieć. I tak już
jesteśmy skończeni.
– Zwariowałaś? – Łapie ją za gardło i ściska, a ona niemal pragnie, żeby ją udusił. – Ona
nie musi o niczym wiedzieć i nie powiesz jej ani słowa. Słyszysz mnie?
Rozluźnia odrobinę uścisk, a Roberta z trudem kiwa głową.
– Dobrze. Posłuchaj, nie panikujmy. Wciąż jest szansa, żeby to naprawić. Gdzie go
znalazłaś?
– Przypomniałam sobie, że powiedział mi, gdzie pracuje, i poszłam prosto tam. To firma
GlaxoSmithKline w Brentford.
Adrian ją puszcza.
– W takim razie może po prostu złożę mu wizytę i upewnię się, że z nikim nie będzie
o tym rozmawiał. Tymczasem ty trzymaj się z dala od Zoe i wszystkich innych. Nie mogę ci
ufać, że znowu nie zaczniesz paplać. To jest poważna sprawa. Rozumiesz to, prawda?
Roberta zgina się wpół i wymiotuje na kafelki w przedpokoju. Kiedyś uwielbiała te płytki
w kolorze głębokiej czerwieni, poświęciła wiele godzin na przeglądanie ofert sklepów, nim
się na nie zdecydowała, a jednak teraz ma ochotę zerwać je z podłogi i wyrzucić przez okno.
– Cholera, co się z tobą dzieje? – warczy Adrian. – Idź, usiądź tam i spróbuj się uspokoić.
Przyniosę ci trochę wody.
Roberta jest niemal wzruszona jego gestem. Niemal, ale nie całkiem, bo wie, jakim jest
potworem. Widziała to na własne oczy i nigdy nie zapomni, że to on jest powodem tego
wszystkiego. Gdyby tylko miała więcej odwagi, postawiła mu się w chwili, gdy to się
wydarzyło… Mogłaby zmienić bieg spraw dla nich wszystkich.
Gdy Adrian wchodzi do salonu i podaje jej szklankę wody, jest już spokojny i mówi
łagodniejszym tonem.
– Wypij do dna. Nie chcę, żebyś znowu zaczęła rzygać albo zemdlała.
Przez moment Roberta zastanawia się, czy nie zatruł wody, ale to nie byłoby w jego stylu
– w ten sposób nie poczułaby wystarczająco dużo bólu. Ta myśl sprawia, że śmieje się
głośno, histerycznym śmiechem, który nie brzmi ludzko.
Adrian tylko się na nią gapi.
– Wiesz, naprawdę musimy trzymać się razem. Cokolwiek się między nami wydarzyło,
nic nie ma teraz znaczenia. Wkrótce będziemy po rozwodzie, ale to związało nas na zawsze.
Nie możemy być wrogami, Roberto. Rozumiesz to?
„Ale ja cię nienawidzę – myśli ona. – Gardzę tobą bardziej, niż to powinno być w ogóle
możliwe. Ta więź musi zostać zerwana”.
– Tak, masz rację – mówi z trudem, próbując nie zadławić się tymi słowami.
Adrian uśmiecha się i przez sekundę wygląda jak człowiek, w którym się zakochała.
Człowiek, w którego wierzyła.
– Dobrze. A teraz muszę jechać do Brentford. Powinienem jeszcze go złapać, jeśli się
pospieszę. Po prostu zamienię z nim parę słów.
Nie powinna była mówić Adrianowi, gdzie pracuje Lewis. Każdą komórką ciała czuje, że
to zły pomysł. Ale potem wyobraża sobie Lewisa sięgającego po telefon i informującego
policję o wszystkim, co ujawniła mu tamtej nocy.
– Musisz się pospieszyć. Dotarcie do zachodniego Londynu w godzinach szczytu zajmie
ci całe wieki. Wyślę ci esemesem dokładny adres.
– Grzeczna dziewczynka – chwali ją i obdarza uśmiechem, jaki Roberta pamięta
z przeszłości.
Razem wychodzą z domu i bez słowa wsiadają do swoich samochodów.
Właśnie popełniła ogromny błąd, ale nie może nic zrobić, żeby to powstrzymać.
46

Odzywa się do mnie dopiero po dwóch dniach. W tym czasie cierpię katusze i analizuję
swoje działania. Wpatruję się w telefon i czekam. Przychodzą mi do głowy najczarniejsze
scenariusze: przetrawił to, co zrobiliśmy, i postanowił komuś o tym powiedzieć. Mógłby
mnie w ten sposób wpakować w poważne kłopoty. A co, jeśli seks odstraszył go na dobre?
Może byłoby lepiej, gdybyśmy zostali tylko przyjaciółmi?
Ale nie. Ja go potrzebuję. I muszę go mieć. Ledwie mam nad tym kontrolę. Zresztą wiem,
że mu się podobało – na jego twarzy malowała się ekstaza, a tego nie da się udawać.
Trzeciego dnia wreszcie przesyła mi niezobowiązującego esemesa. Co za ulga! Teraz
wszystko będzie już dobrze. Spotkajmy się, sugeruję i po kilku godzinach odpisuje, że do
mnie przyjedzie.
Mama wciąż jest w szpitalu, więc nie ma problemu. To bardzo dobry znak, że on chce się
ze mną znowu zobaczyć sam na sam. Zapewniam go, że Alissa nocuje u koleżanki i że
będziemy mieli mnóstwo czasu, żeby porozmawiać.
Gdy dociera do mnie po południu, wygląda nerwowo i waha się w progu tak długo, że
zastanawiam się, czy przypadkiem nie ucieknie. Delikatnie ujmuję jego dłoń, a on się
wzdryga, ale daje się wprowadzić do środka.
– Ja… ja nigdy wcześniej tego nie robiłem – mówi, gdy już weźmie się w garść. – Ja… nie
wiem, co o tym myśleć.
– Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej nadmiernie nie analizować tych spraw. Kieruj
się uczuciami, sercem. Czy było ci z tym dobrze? Czy było ci dobrze ze mną?
Kiwa głową. Ledwie zauważalnie, ale owszem.
– Czasami nie można nic poradzić na to, kto nam się podoba. Życie nie jest czarno-białe
i nic nie jest nigdy proste. Wiem tylko, że żywię do ciebie uczucia – głębokie – i wierzę, że
czujesz to samo. Dlaczego po prostu na to nie pozwolimy? – Wyciągam rękę i kładę dłoń na
jego nodze. Tym razem się nie cofa. Żar zalewa moje ciało. – Obejrzymy jakiś film? –
proponuję, a on chętnie się zgadza. To powinno go zrelaksować.
Celowo daję mu trochę przestrzeni, siadam na sofie daleko od niego. Chcę, żeby czuł, że
ma kontrolę nad sytuacją, że jestem tutaj, jeśli mnie zechce, i że to on może narzucić tempo.
Przynajmniej tyle mogę zrobić, chociaż rozpaczliwie pragnę znowu z nim być.
To działa i po godzinie on sam przesuwa się w moją stronę, przytula się do mnie. Czuję
jego oddech na skórze.
Ten drugi raz jest nawet lepszy. On jest bardziej pewny siebie, a ja mogę się odprężyć,
wiedząc, że tym razem nie jest odurzony alkoholem. Tym razem wie dokładnie, co robi.

Minie trochę czasu, nim będziemy mogli zacząć się spotykać w miejscach publicznych, ale
rozumiem to. Różnica wieku między nami jest naprawdę spora i to mogłoby wyglądać
dziwnie. Ale chcę go nauczyć, żeby się tym nie przejmował, że nie liczy się opinia innych
ludzi, tylko nasza.
Czasami on płacze, a ja mu na to pozwalam – po prostu przytulam go i mówię mu, że
wszystko będzie dobrze.
– Nie przejmuj się przyszłością – powtarzam. – Po prostu żyj chwilą.
47

Zoe

Leo mieszka w pięknej kamienicy w Chiswick, a wnętrze jego domu jest schludne i zadbane.
Znam kilku lekarzy, którzy są skrupulatni w pracy, a jednak ich mieszkania wyglądają, jakby
nigdy nie widziały ścierki czy odkurzacza.
– Mogłem przyjechać do ciebie – mówi Leo, prowadząc mnie do ogromnej kuchni
połączonej z jadalnią. – Nie musiałaś jechać taki kawał drogi.
– W porządku. I tak chciałam wyjść z tego domu, inaczej bym oszalała. Wiesz, cały czas
gapię się na drzwi frontowe w nadziei, że Harley lada chwila wróci.
– Tak mi przykro, że musisz przechodzić przez to wszystko, Zoe. Nie mogłem uwierzyć,
gdy powiedziałaś mi dziś rano. W każdym razie przyjaciel, o którym ci mówiłem, Tim
Ellroy, będzie tu za chwilę. Właściwie rzucił wszystko, gdy dowiedział się, w jakiej sytuacji
się znalazłaś i że Harley zaginął.
To wydaje się takie nierealne: Harley zniknął, a ja stoję tutaj, w kuchni Leo, i czuję,
jakbym traciła zmysły.
– A więc on wie o wszystkim? O Ethanie i tych wiadomościach?
– Tak, wprowadziłem go w temat i już zdobył dla nas pewne informacje. Nie martw się,
jestem pewien, że będzie w stanie jakoś nam pomóc. Byli załamani, gdy odszedł z policji,
czekała go tam wielka kariera.
Czuję się nieswojo, że muszę do tego stopnia polegać na pomocy innych ludzi; zazwyczaj
jestem niezależna.
– A dlaczego odszedł?
Leo wzrusza ramionami.
– Myślę, że ta robota po prostu zżerała go od środka. Wyrywała mu duszę, jak to lubił
nazywać. Ale hej, dobrze dla nas, bo ma czas, żeby nam pomóc.
– Jaka jest jego stawka? – pytam, myśląc o stanie mojego konta bankowego.
Zaoszczędziłam trochę pieniędzy, ale kto wie, ile to będzie mnie kosztować.
Leo się uśmiecha.
– Nie weźmie od ciebie ani grosza. To mój dobry przyjaciel i nie przyjmie żadnych
pieniędzy.
– Dziękuję – mówię, chociaż byłabym gotowa zapłacić każdą kwotę, byle tylko odnaleźć
syna.
Rozlega się dzwonek do drzwi i Leo idzie otworzyć.
– Zoe, to jest Tim – przedstawia go, gdy wchodzą do kuchni. Towarzyszy mu wysoki,
ciemnowłosy mężczyzna, mniej więcej w moim wieku. Jest ubrany swobodnie, w dżinsy
i koszulkę, ma kilkudniowy zarost.
Podchodzi do mnie i wyciąga rękę. Jego uścisk jest mocny i dodający otuchy.
– Zoe, tak mi przykro z powodu twojego syna. Obu synów. Przekonajmy się, czy uda nam
się ustalić, co tu się, do cholery, dzieje.
Siadamy przy stole. Leo parzy kawę, tymczasem Tim wyciąga z plecaka notes i luźne
kartki papieru.
– A więc przede wszystkim chcę, żebyś miała świadomość, że policja zrobi wszystko, co
w jej mocy, żeby znaleźć Harleya. W żaden sposób ich nie zastąpię, muszę to podkreślić, ale
mam czas i kontakty, żeby dodatkowo pomóc.
Dziękuję mu i mówię, że mam szczęście, bo posterunkowa Palmer traktuje sprawę
poważnie.
– Z drugiej strony policja może nie mieć środków na to, żeby ponownie zbadać sprawę
Ethana. Właśnie na tym polega problem – wyjaśnia Tim.
Kiwam głową.
– Najwyraźniej uważają, że to był tylko wypadek.
– Cóż, ja nie wierzę w zbiegi okoliczności, a wszystko wskazuje na to, że jego śmierć
i zniknięcie Harleya są powiązane. Potrzebuję od ciebie listy wszystkich szkolnych
znajomych Ethana. Chcę z nimi raz jeszcze porozmawiać, żeby sprawdzić, czy czegoś nie
przeoczono. Nie zaszkodzi zacząć od początku. – Podsuwa mi kartkę i długopis. – Dziś rano
włamałem się na konto Harleya na Facebooku. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
Chciałem sprawdzić, czy uda nam się ustalić, z kim miał się spotkać i gdzie. I odkryłem coś
dziwnego. Chociaż rzeczywiście wymieniał wiadomości z użytkownikiem nazwiskiem Kyle
Andrews, to gdy pogrzebałem trochę głębiej, odkryłem, że Kyle przebywa teraz z rodzicami
w Nowej Zelandii i ma wrócić dopiero w następny piątek. Mogę się mylić, ale nie sądzę, by
był w stanie na chwilę przylecieć do Londynu i wrócić tam w tak krótkim czasie, prawda?
Przez chwilę siedzę w milczeniu, nie do końca pojmując jego słowa. Nie mogę uwierzyć,
że w ciągu kilku godzin ten mężczyzna zdobył już tyle informacji.
– Ja… Co to oznacza?
– To znaczy, że to nie Kyle Andrews rozmawiał z Harleyem na Facebooku. Chyba że
z jakiegoś powodu chciał z niego zażartować. Ale to nie wydaje mi się prawdopodobne,
biorąc pod uwagę, że przez kilka ostatnich dni zajmował się głównie opalaniem
i surfowaniem. Ktoś musiał się włamać na jego konto i podszyć pod niego, żeby umówić się
z Harleyem.
Czuję ostry ból w żołądku.
– W jakim celu? Żeby go porwać?
– Tego nie wiem, Zoe. Poprosiłem przyjaciela, żeby spróbował sprawdzić, kto zdobył
dostęp do konta Kyle’a, ale to może chwilę potrwać. Jest za to dobra wiadomość: z ich
rozmowy wyczytałem, że umówili się na spotkanie w Piano Barze w Islington. Miłe miejsce,
byłem tam kilka razy.
– Muszę powiadomić o tym posterunkową Palmer.
– Tak, powinnaś. Ale proszę, nie wspominaj o tym, że ci pomagam. Policja nie reaguje
życzliwie na żadne ingerencje z zewnątrz, nawet gdyby miały pomóc w rozwoju sprawy.
Kiwam głową i sięgam po komórkę. Gdy w końcu udaje mi się dodzwonić, słyszę, że
posterunkowa Palmer jest w tej chwili niedostępna, ale oddzwoni do mnie, gdy tylko będzie
mogła.
– Muszę natychmiast pojechać do tego baru – stwierdzam. – Może minąć wiele godzin,
nim ona się ze mną skontaktuje, a ja muszę wiedzieć, czy Harley tam poszedł, tak jak
planował.
– Rozumiem. – Tim kiwa głową. – Pojechałbym z tobą, ale będzie najlepiej, jeśli zajmę
się sprawdzaniem znajomych Ethana. Zacznę od Daisy Carter. Wiem, że już z nią
rozmawiałaś, ale warto przyjrzeć się temu jeszcze bliżej.
– Ja z tobą pojadę, Zoe – oferuje Leo. – Muszę tylko odwołać jedno spotkanie.
– Nie, nie trzeba. Dam sobie radę. – Już wstaję i sięgam po torebkę.
– Informuj nas na bieżąco – prosi Leo i czuję, jak dwie pary oczu odprowadzają mnie do
wyjścia.
Odnoszę wrażenie, że to nie jest moje prawdziwe życie – jakbym była aktorką w jakimś
filmie, który nie będzie miał szczęśliwego zakończenia.

Gdy docieram do Piano Baru, jest niemal ósma. Z niepokojem przekraczam próg. Nie mam
pojęcia, czego się dowiem – jeśli czegokolwiek – ale myśl o tym, że Harley prawdopodobnie
był tutaj wczoraj wieczorem, napawa mnie strachem. Gdzie on się podział? Wiem, że musi
istnieć jakieś wyjaśnienie wszystkich tych zdarzeń – anonimowych wiadomości, zaginięcia
Harleya, dziwnego zachowania niemal wszystkich moich bliskich.
Jest sobota, więc w środku panuje spory ruch. Podchodzę do baru i zamawiam lemoniadę,
ignorując dziwne spojrzenie barmana, a gdy mi ją podaje, pytam go, czy wczoraj pracował.
Patrzy na mnie, marszcząc brwi. Być może próbuje ocenić, czy przypadkiem nie jestem
jakąś dziwną starszą kobietą, która próbuje go poderwać – musi być ode mnie młodszy
o połowę – ale chyba dochodzi do wniosku, że to niewinne pytanie.
– Hmm, nie. A co?
– Szukam kogoś. Mojego syna. Zastanawiałam się, czy był tutaj wczoraj wieczorem. Miał
się tu z kimś spotkać.
– Och. Cóż, Karen wczoraj pracowała. – Wskazuje na wysoką kobietę o kręconych
włosach obsługującą klientów na drugim krańcu baru.
– Dzięki. – Biorę swój napój i podchodzę do Karen, która jest akurat pogrążona
w rozmowie z dwoma młodymi mężczyznami, którym podaje drinki.
Mam wrażenie, że mija wieczność, nim w końcu sobie pójdą, a gdy tylko to robią, próbuję
zwrócić jej uwagę.
– Cześć, powiedziano mi, że pracowałaś tutaj wczoraj wieczorem, zgadza się?
Patrzy na mnie podejrzliwie.
– Tak, a o co chodzi?
Wyciągam telefon i odnajduję zdjęcie Harleya. Zostało zrobione ponad rok temu, ale nie
zmienił się bardzo w tym czasie.
– Mój syn zaginął i myślę, że miał się spotkać z kimś tutaj wczoraj wieczorem. Czy
przypadkiem go pamiętasz?
Dziewczyna natychmiast łagodnieje.
– Przykro mi. Popatrzmy. – Bierze ode mnie telefon, zerka na zdjęcie i oddaje aparat tak
szybko, że jestem przekonana, że go nie rozpoznała. – Tak, widziałam go tutaj. Było
wyjątkowo spokojnie jak na piątkowy wieczór, bo w telewizji pokazywali ważny mecz, więc
pamiętam, że siedział samotnie przez jakiś czas.
Budzi się we mnie nadzieja. To przełom.
– Czy ktokolwiek przyszedł na spotkanie z nim?
Dziewczyna kręci głową.
– Nie, a on sam też nie został długo. Dopił drinka i wyszedł. Nie spędził tutaj więcej niż
pół godziny.
A więc Kyle Andrews się nie pojawił.
– Okej, dziękuję. – Odwracam się, żeby odejść.
– Chwileczkę, widziałam go potem jeszcze raz. Kilka minut później wyszłam na zewnątrz
na papierosa, a on stał na chodniku, pochylał się do okna jakiegoś czerwonego samochodu
i rozmawiał z kierowcą.
Mieszają się we mnie strach i nadzieja.
– Zwróciłaś może uwagę, jaki to był samochód? Albo jak wyglądał kierowca? Czy to był
mężczyzna, czy może była to kobieta?
Karen wzrusza ramionami.
– Nie, przykro mi. Po prostu sobie paliłam, nie jestem w stanie zauważać wszystkiego, co
się tutaj dzieje, wie pani.
Ma rację.
– Czy powtórzysz to wszystko policji? Wkrótce pojawią się tutaj, żeby porozmawiać
z personelem. – Mówię to z przekonaniem, chociaż nie mam pojęcia, ile czasu zajmie im
zabranie się do tego.
– Nie ma sprawy. Ale wiele nie pomogę, mogę tylko powiedzieć, że był tutaj sam.
– Dziękuję ci – mówię. – Bardzo mi pomogłaś.

Po wyjściu na zewnątrz opieram się o mur i zbieram myśli. Harley przyszedł tutaj wczoraj
wieczorem, żeby zgodnie z planem spotkać się z Kyle’em Andrewsem, ale chłopak nigdy
nie miał się tu pojawić. To była pułapka. A potem podjechał do niego ktoś w czerwonym
samochodzie. Czy to była osoba, która wysyła te wiadomości? Ani Roberta, ani Leanne nie
mają czerwonego samochodu, więc to wyklucza je obie, chociaż to równie dobrze mogło
być wynajęte auto.
Przyglądam się budynkom wokół, szukając kamer przemysłowych. Nie zauważam
żadnych, ale po drugiej stronie ulicy jest żółty znak z napisem CCTV.
Posterunkowa Palmer wciąż się do mnie nie odezwała, więc dzwonię po raz kolejny i tym
razem zamierzam się uprzeć, żeby z kimś mnie połączono. Narobię zamieszania, jeśli będę
musiała. Wiem, że jest sobotni wieczór, a ona zasługuje na trochę wolnego, ale to nagły
wypadek.
– Czy w takim razie mogę rozmawiać z kimś innym, kto zajmuje się sprawą mojego syna?
– pytam policjanta, który odebrał połączenie, gdy po raz kolejny zostaję poinformowana, że
posterunkowa Palmer jest niedostępna.
Policjant prosi, żebym poczekała, a chwilę później wita mnie męski głos.
– Posterunkowy Griffiths – przedstawia się krótko i rzeczowo.
Opowiadam mu o barze i o tym, że Harley rozmawiał z kimś w czerwonym samochodzie,
ale zamiast cieszyć się z postępów w sprawie, pyta, skąd wiedziałam, że Harley tam poszedł.
– Po prostu przypomniałam sobie, że o tym wspomniał – odpowiadam, zatajając rolę Tima
Ellroya w całej sprawie.
– No tak, cóż, zdecydowanie się temu przyjrzymy, dziękuję za informację.
– Gdzieś przed barem musi być kamera przemysłowa. Widzę tabliczkę z napisem CCTV.
– Tak, oczywiście sprawdzimy to. Ale jest możliwe, że kierowca tego wozu po prostu
zatrzymał się i pytał o drogę. Możliwe, że pani syn nie wsiadł do tego auta.
– Wiem. – Przyszło mi to do głowy, ale próbuję zachować optymizm. – Czy może mi pan
powiedzieć, gdzie jest posterunkowa Palmer?
Mężczyzna wzdycha.
– Ma nagłą sytuację w rodzinie, więc jest dziś poza zasięgiem. Wróci w poniedziałek.
Tymczasem ja się tym zajmę. W porządku?
Brzmi na znudzonego, jakby poszukiwanie zaginionego dziewiętnastolatka było poniżej
jego godności.
– Dziękuję – mówię, wdzięczna, że Tim Ellroy również mi pomaga.
Następnie dzwonię do Leo, żeby zdać mu relację. Jest zdyszany, jakby gdzieś się spieszył.
Przypominam sobie, że mówił coś o spotkaniu, ale nie chcę być wścibska. Pytam tylko, czy
dobrze się czuje.
– Wszystko w porządku – zapewnia mnie. – Cieszę się, że czegoś się dowiedziałaś. Dam
znać Timowi. I Zoe, znajdziemy go.
Gdy docieram do domu, zwijam się w kłębek na sofie. Znowu próbuję się dodzwonić do
Harleya. Tak jak wcześniej połączenie od razu zostaje przekierowane na pocztę głosową.
– Harley, wiem, że nie możesz odebrać tej wiadomości, ale chcę ci tylko powiedzieć, że
robię wszystko, żeby cię znaleźć. I znajdę cię, gdziekolwiek jesteś. Nie martw się.
Nie pozwolę, by odebrano mi kolejnego syna.
48

Roberta

Przez dwa dni próbowała się dodzwonić do Adriana, a on ani razu nie odebrał, nie odpisał
też na żadną jej wiadomość. Niedobrze. Naprawdę niedobrze. Nadeszła sobota, a ona nie
może już dłużej czekać. Musi się dowiedzieć, co zrobił z Lewisem, musi być pewna, że jej
podejrzenia są bezpodstawne.
Po raz kolejny wali do drzwi ich dawnego domu. Samochód Adriana stoi zaparkowany na
podjeździe, a jest za wcześnie na to, żeby jej mąż siedział w pubie – to jedyne miejsce, do
którego wybiera się piechotą.
Pewnie jej unika, bo zrobił coś okropnego. Całe to gadanie o tym, że muszą się trzymać
razem, miało tylko namieszać jej w głowie. Jest łatwowierną idiotką, która dała się na to
nabrać.
Rezygnuje i już ma wrócić do swojego auta, żeby poczekać na niego z dala od wścibskich
oczu sąsiadów, gdy drzwi powoli się uchylają.
– Roberta! Mówiłem ci już, żebyś nie robiła tyle zamieszania. Dlaczego nie możesz po
prostu zadzwonić do drzwi i poczekać? – pyta Adrian cicho, chociaż w jego słowach wciąż
słychać siłę.
– Bo nigdy nie reagujesz! – syczy ona. – Co ty wyprawiasz? Próbuję się z tobą
skontaktować od dwóch dni.
– Miałem dużo spraw do załatwienia, czyż nie? Słuchaj, może, do cholery, wejdziesz do
środka, co? Nie chcę przeprowadzać tej rozmowy tutaj.
Robertę ogarnia poczucie déjà vu. Kręci się w kółko, wiecznie ląduje w tym samym
miejscu, niezależnie od tego, jak bardzo chciałaby już nigdy nie zobaczyć Adriana i tego
domu.
– Co się wydarzyło z Lewisem? – pyta, gdy tylko Adrian zamknie za nią drzwi. – Zastałeś
go w pracy? Co powiedział?
Adrian wzrusza ramionami.
– Tak, zastałem go i nic się nie wydarzyło. Po prostu ucięliśmy sobie małą pogawędkę, to
wszystko.
Roberta marszczy brwi.
– Zgodził się milczeć?
– Potrafię być bardzo przekonujący, kiedy zechcę. – Uśmiecha się. – Powinnaś o tym
wiedzieć.
„Podobnie jak wszyscy nikczemni ludzie na tym świecie”, myśli sobie Roberta.
– Co dokładnie mu powiedziałeś?
Adrian rusza do kuchni, a ona drepcze za nim.
– Nie sądzę, abyś musiała się tym przejmować. Załatwiłem sprawę.
– Owszem, przejmuję się. Dokładnie to muszę robić. Co mu powiedziałeś? I co on
powiedział? Dlaczego po prostu mi nie powtórzysz?
– Daj spokój, Roberto. To ty narobiłaś bałaganu, a ja uprzątnąłem go za ciebie. Właśnie
uratowałem nas oboje. Nie możesz po prostu być za to wdzięczna? Więzienie to nie miejsce
dla kogoś takiego jak ty, prawda? Nie przeżyłabyś tam ani sekundy.
– A ty byś przeżył?
– Cóż, cieszmy się po prostu, że nigdy nie będziemy musieli się o tym przekonać, dobrze?
– Protekcjonalny ton Adriana sprawia, że Roberta ma ochotę go uderzyć, dźgnąć jednym
z kuchennych noży. Ale wie, że nigdy nie byłaby w stanie tego zrobić, niezależnie od tego,
jak bardzo go nienawidzi. Za dużo krwi zostało już przelane.
Roberta kręci głową i zaczyna krążyć po kuchni.
– Skąd możesz być pewien, że on nie pójdzie na policję? Zwłaszcza teraz, gdy mu
groziłeś? Dlaczego miałby cię posłuchać? – Jej strach narasta. Coś jest nie tak. To wszystko
wydaje się aż nazbyt łatwe.
– Och, nie pójdzie, zaufaj mi. Dasz już temu spokój?
Ale ona nie może i nie zamierza tego zrobić.
– W tym właśnie rzecz, że ja ci nie ufam. Ani odrobinę.
Adrian odrzuca głowę do tyłu i wybucha śmiechem.
– Cóż, to już twój problem, prawda? – Podchodzi do niej. – Myślę, że powinnaś już sobie
iść. Problem został rozwiązany. Może od tej pory będziesz trzymać swoją niewyparzoną
gębę na kłódkę. Przynajmniej teraz wiem, że nigdy nie pójdziesz na policję, w przeciwnym
razie już byś pozwoliła, żeby on to zrobił.
Na piętrze rozlega się głośny huk. Oboje odwracają się i wlepiają wzrok w sufit.
– Co to było? – woła Roberta.
Adrian łapie ją za ramię, a ona zauważa strach w jego oczach. Nie nawykła do tego
widoku.
– Nic takiego. Po prostu już idź.
Roberta wyswobadza się z jego uścisku i rzuca w stronę schodów. Nie ma pojęcia, kogo
tam zastanie, ale jeśli w tym domu jest inna kobieta, wyciągnie ją na dwór za włosy. Nie
zamierza pozwolić, by ta mała dziwka zamieszkała w domu, który wciąż w połowie należy
do Roberty, podczas gdy ona musi się gnieździć w obskurnym pensjonacie.
Chociaż Adrian depcze jej po piętach, jakimś cudem Roberta okazuje się szybsza od
niego. Wpada do sypialni i otwiera drzwi na oścież, ale witają ją tylko pusty pokój
i niezasłane łóżko. Jest jednak pewna, że coś słyszała.
– Powiedziałem ci, żebyś wyszła – mówi Adrian.
Blokuje jej teraz drogę, tak że Roberta nie może nic zrobić.
– Kto tu jest, Adrian? To wciąż po części mój dom i nie pozwolę ci tu sprowadzać innych
kobiet. Ty…
Rozlega się kolejny huk, tym razem głośniejszy. Dochodzi z łazienki. Roberta
prześlizguje się obok Adriana i biegnie w tamtą stronę. Dopiero gdy łapie za klamkę,
zauważa, że drzwi są zamknięte od zewnątrz na dwie zasuwy. Co, do cholery?
Ze środka dobiegają stłumione odgłosy, więc Roberta pospiesznie odsuwa rygle i otwiera
drzwi na oścież. Za plecami słyszy sapanie Adriana.
Nie wie, czego się spodziewać, ale serce niemal zamiera jej w piersi, gdy na podłodze
łazienki widzi Lewisa związanego i zakneblowanego. Leży na boku i rzuca się, uderzając
nogami o podłogę.
Napotyka jej wzrok, a jego oczy są szeroko otwarte ze strachu.
Roberta czuje ciężki oddech Adriana na karku.
– Coś ty zrobił? – woła, nie odrywając wzroku od Lewisa.
– Nie miałem wyjścia, Roberto. To była jedyna rzecz, jaką mogłem zrobić. Musiałem go
uciszyć. – W jego głosie słychać niepewność, jakby wiedział, że posunął się za daleko.
Roberta odwraca się i zaczyna go okładać pięściami.
– Nie możesz tego robić. Wypuść go. Natychmiast.
– Nie. Pójdzie prosto na policję i teraz będzie w stanie dodać jeszcze porwanie do swojego
zeznania. To będzie dla nas oznaczać jeszcze większe kłopoty. Nie miałem wyboru, Roberto.
– Jesteś potworem – mówi ona. Nie potrafi się odwrócić i znowu spojrzeć na Lewisa
w takim stanie. – I to nie ma nic wspólnego ze mną. Nigdy nie pozwoliłabym ci tego zrobić.
– Porozmawiajmy o tym na dole. – Adrian łapie ją i siłą wyprowadza na korytarz, po
czym zamyka za nimi drzwi łazienki. Popycha ją i Roberta musi się złapać poręczy
schodów, żeby się z nich nie stoczyć.
– Co… co ty zamierzasz z nim zrobić? – pyta, gdy tylko znajdą się na dole. – Nie
przemyślałeś tego, prawda? Nie możesz go trzymać zamkniętego w tej łazience
w nieskończoność.
– Muszę się nad tym zastanowić – stwierdza Adrian, wciągając ją do kuchni. – Posłuchaj
– syczy. – Nie miałem wyboru. Nie miałem czasu, żeby obmyślić jakiś plan. Ten człowiek
wie, co zrobiliśmy, i muszę go uciszyć. Wiesz, jak zareagował, gdy zacząłem mu grozić?
Wyśmiał mnie i powiedział, że jestem szalony.
„Bo jesteś”, myśli sobie Roberta. Nawet bardziej, niż sądziła. Prześladuje ją obraz Lewisa
szamoczącego się na podłodze jak zdychająca ryba i nie potrafi powstrzymać łez.
– Proszę, Adrian, wypuść go. Jestem pewna, że nic nie powie. Nie, jeśli będzie
przekonany, że zrobiłbyś znowu coś takiego albo i gorszego.
Adrian kręci głową.
– Nie mogę. Już za późno. Co się stało, to się nie odstanie. Tak jak wtedy.
– Ale to jest kompletnie inna sprawa. Nie zrobiłeś mu jeszcze krzywdy, prawda? Masz
wybór i możesz postąpić właściwie. Możemy go zmusić, żeby obiecał, że nie powie ani
słowa. Zdobyć jakiegoś rodzaju gwarancję. Jestem pewna, że z wdzięczności, iż go
wypuściłeś, nic nie powie.
Adrian milczy długo i Roberta już myśli, że go przekonała. Ale potem on w końcu się
odzywa:
– Ty naprawdę żyjesz w świecie wyobraźni. Nie ma już wyboru. Już posunąłem się za
daleko. I to jest twoja wina, nie moja. Zrobiłem, co musiałem zrobić.
Roberta myśli o wieczorze, który spędziła z Lewisem. Był dla niej miły i ona wie, że jest
dobrym człowiekiem, chociaż wyszedł bez słowa. Nie może pozwolić, żeby Adrian to zrobił.
– Proszę, wypuść go. Poradzę sobie z konsekwencjami, jeśli pójdzie na policję. Powiem
im, że to ja wszystko zrobiłam, że nie miałeś z tym nic wspólnego. – Jej głos jest błagalny.
Pomimo siły, jaką okazała wcześniej, stawiając się Adrianowi, teraz czuje, że wróciła do
bycia osobą, którą zawsze była w jego towarzystwie. Nienawidzi faktu, że to się dzieje.
Adrian pochyla się ku niej.
– Czy ty się spodziewasz, że w to uwierzę? Powiedziałaś wcześniej, że mi nie ufasz…
Cóż, to działa w obie strony. Właściwie to fakt, że wszystko widziałaś, bardzo mnie
niepokoi. Jesteś niestabilna i nie mam pojęcia, do czego byłabyś zdolna. Tylko popatrz na to,
co zrobiłaś do tej pory. Nie pozwolę, żebyś zniszczyła mi życie.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że Roberta nie wie nawet, czy może ufać sobie
samej. Była przerażona, gdy odkryła, że powiedziała Lewisowi za dużo, chociaż wcześniej
zamierzała sama iść na policję, żeby tylko pozbyć się Adriana ze swojego życia. A teraz, gdy
na niego patrzy, wie, że istnieje tylko jedna możliwość.
– Nie chcę iść do więzienia – oznajmia. – Masz rację, nie przetrwałabym tego.
Adrian wypuszcza powietrze z płuc.
– Tak już lepiej. Nie ma wyjścia z tej sytuacji. On wie za dużo.
Roberta wygląda przez okno. Zauważa, że trawnik jest zarośnięty, a wszystkie kwiaty,
które tak troskliwie zasadziła, zwiędły. Po raz pierwszy, od kiedy odeszła od Adriana, czuje
smutek, że zostawiła ten dom, i żałuje, że nie ma sposobu na to, by go zatrzymać, by to
Adrian się z niego wyniósł.
– Napijemy się? – proponuje. Chciałaby o wszystkim zapomnieć.
– Co? Serio? Sprawy nie potoczyły się za dobrze ostatnim razem, gdy piłaś, prawda?
– Nie zamierzam się upijać. Chcę tylko jednego drinka. Wszystko się nada.
Adrian wzrusza ramionami.
– Czemu nie. – Podchodzi do kredensu i nalewa dwie szklaneczki whisky. – Mam tylko
to.
Roberta bierze od niego drinka, z góry wiedząc, że jego smak będzie ohydny.
– Czy ty nie przyjechałaś tu samochodem? – pyta Adrian.
– Zamierzam wypić tylko jednego. Poza tym mogę wziąć taksówkę i wrócić tu po
samochód jutro rano.
Adrian unosi brwi.
– Zmieniłaś się. Co się z tobą stało?
– Mój syn nie żyje. Oczywiście, że się zmieniłam. – Bierze łyk i zmusza się do
przełknięcia.
– Nie. Miałem na myśli, że ostatnio. Ledwie cię poznaję.
– To dobrze.
– Owszem. Potrzebowałaś się zmienić.
Roberta go ignoruje. Nie ma ochoty dyskutować z nim na swój temat.
– A więc co zamierzasz zrobić z Lewisem?
Adrian bierze duży haust swojego drinka.
– Nie zawracaj tym sobie tej swojej małej główki. Zajmę się tym, jak zawsze.
– Dobrze. I masz rację. Nie muszę wiedzieć.
49

Mama wróciła już ze szpitala, więc nie mogę zaprosić go do domu. Spotkanie u niego tym
bardziej nie wchodzi w grę, co zmusza nas do umawiania się w miejscach publicznych.
Wybieramy najspokojniejsze zakątki, żeby wciąż móc się dotykać. To tortura, gdy przebywam
w jego obecności i nie mogę poczuć jego skóry na mojej.
Tego wieczoru siedzimy nad rzeką i chociaż jest już ciemno, a w okolicy nie ma nikogo,
rozglądamy się ostrożnie, nim odważymy się pocałować. On pachnie żelem pod prysznic,
a ja muskam nosem jego szyję, wdychając ten zapach.
– Może nie powinniśmy robić tego tutaj – mówi, rozglądając się nerwowo. – Ktoś mógłby
nas zobaczyć.
– Nie obchodzi mnie to. Naprawdę nie obchodzi. I ciebie też nie powinno.
– Ale…
Uciszam go, kładąc dłoń na jego kroczu, i wkrótce zapominamy, gdzie jesteśmy.
– Ktoś tu jest – szepcze po chwili, odrywając się ode mnie, a jego ciało sztywnieje. – Nie
możemy po prostu pójść na spacer?
Jego zachowanie mnie rozczarowuje, ale zgadzam się. Gdy przechadzamy się nad
brzegiem rzeki, wciąż myślę o tym, że najwyższa pora wyprowadzić się od mamy. Nie będzie
miała nic przeciwko, sama mnie do tego zachęcała. Może znajdę jakieś miejsce w pobliżu,
żeby móc wciąż się nią opiekować.
Opowiadam mu o swoim pomyśle, ale nie reaguje z entuzjazmem.
– To dobrze – mówi tylko. Unika mojego wzroku.

***

Jeszcze tego samego wieczoru, gdy już leżę w łóżku, dostaję od niego wiadomość. Pisze bez
ogródek, że już nie może się ze mną więcej spotykać i chce, żebyśmy zerwali wszelkie
kontakty.
Ciskam telefonem przez pokój. Rozbija się o moją szafę, burząc ciszę.
50

Zoe

Tim puka do moich drzwi w niedzielny poranek. Zerkam nad jego ramieniem
w poszukiwaniu Leo, ale widzę, że jest sam.
– Mam nadzieję, że nie przychodzę za wcześnie? Chociaż widzę, że już jesteś na nogach.
– Wskazuje na moje dżinsy i luźny T-shirt. Większość ludzi o tej porze prawdopodobnie
wciąż byłaby w piżamie.
– Nie, oczywiście, że nie. Cieszę się, że przyszedłeś. Napijesz się czegoś?
– Nie, dziękuję. Po drodze kupiłem kawę w Starbucksie. W okienku dla
zmotoryzowanych, wyobraź sobie! Szczyt lenistwa.
Uśmiecham się pomimo tego, co sprowadza tutaj Tima, pomimo że mój syn wciąż się nie
odnalazł, a moje małżeństwo się rozpadło. Ale jestem pewna, że Harleya też by to
rozbawiło.
Zapraszam go gestem, żeby usiadł przy kuchennym stole.
– Musisz mieć jakieś nowe wieści.
– Owszem, spędziłem wczoraj pracowite popołudnie – mówi, wyciągając z kieszeni
telefon. – Po pierwsze zdołałem wytropić kilkoro znajomych ze szkoły Ethana, jednak żadne
z nich nie było w stanie za wiele mi powiedzieć. Wszyscy uważają, że Ethan nie
zachowywał się inaczej w tamtym czasie. Sęk w tym, że minęły trzy lata, a wspomnienia
bledną, tym bardziej dla dzieciaków, które przeszły ogromne zmiany w tym czasie. Wtedy
były czternastolatkami, teraz mają po siedemnaście lat i wiodą zupełnie inne życie.
Tak jak Daisy Carter. Przypominam sobie, z jaką niechęcią wspominała tamten okres. Tak
bardzo się zmieniamy, gdy opuszczamy szkolne progi raz na zawsze.
– Więc to był ślepy zaułek? – pytam.
Tim się uśmiecha.
– Napisałem do Kyle’a, ale nie odpowiedział. Na szczęście jeden z moich kontaktów
zdobył telefon do jego rodziców, więc do nich zadzwoniłem. I sprawa zrobiła się
interesująca. Otóż Kyle twierdzi, że nigdy nie miał konta na Facebooku.
– Więc ktoś stworzył fałszywe, posługując się jego nazwiskiem? – Wyłącznie po to, żeby
dopaść Harleya.
– Tak, na to wygląda. – Tim kiwa głową. – Wspominałem, że istnieje taka możliwość.
W każdym razie Kyle wyznał mi coś ciekawego. Pamięta, że ktoś mu powiedział, że Ethan
i ten drugi chłopiec, Josh, dużo się kłócą w szkole. Niezbyt go to obeszło, bo nawet nie
chodził z nimi do tej samej szkoły i nigdy nie poznał Josha, ale jest pewien, że właśnie coś
takiego usłyszał. Nie pamięta, kto to powiedział, ale to może być ważna informacja, Zoe.
– Roberta już o tym mówiła, więc to potwierdza jej wersję. Wiedziała, że się poróżnili, ale
nie wiedziała o co.
– Cóż, w takim razie zrobiliśmy postęp, bo według Kyle’a miało to coś wspólnego
z telefonem komórkowym. Ale nie wie, o co dokładnie chodziło.
– Z telefonem? Czyim? Co to może oznaczać?
Tim kręci głową.
– Jeszcze nie wiem. Może jeden z nich zabrał drugiemu telefon?
Próbuję sobie wyobrazić taki scenariusz, ale nie potrafię. Ethan miał całkiem nowy model
komórki, ale Josh też, z tego, co pamiętam. Żadna nie wyglądała na lepszą od drugiej.
A Ethan nie był taki. Gadżety ledwie go obchodziły i ciągle zostawiał telefon przypadkiem
w domu. Poza tym Josh był tak rozpuszczony, że dostałby każdy model, jakiego by tylko
zażądał od matki, chociaż jestem pewna, że Butlerów nie było stać na takie rzeczy.
Wyjaśniam to wszystko Timowi, a on ostrzega mnie, żebym zachowała otwarty umysł
i niczego nie wykluczała.
– Wciąż masz telefon Ethana? – pyta.
– Tak, ale nie byłam w stanie go włączyć od czasu wypadku. Znaleźli go w jego kieszeni,
woda musiała go uszkodzić.
Tim kiwa głową.
– Czy mogę mimo wszystko na niego spojrzeć? Może mój znajomy mógłby coś zdziałać,
w zależności od stopnia zniszczeń. – Jego uśmiech blednie i marszczy brwi. – Pozwolisz, że
zapytam, kiedy chłopcy zostali odnalezieni?
I tak oto zaczynam przeżywać na nowo tamten poranek. Obudziłam się około dziewiątej –
znacznie później niż zazwyczaj, jako że była sobota. W domu panowała nietypowa cisza.
Jake wyszedł do pracy, ale byłam zaskoczona, że nie rozbrzmiewają głosy Ethana i Josha.
Do późna słuchali muzyki, więc założyłam, że po prostu są zmęczeni, ale gdy zajrzałam do
nich koło dziesiątej, odkryłam, że pokój Ethana jest pusty. Jego łóżko było starannie zasłane,
a śpiwór, który zostawiłam dla Josha, wciąż zrolowany.
Już sam ten widok powinien wzbudzić mój niepokój – Ethan ścielił po sobie łóżko tylko
wtedy, gdy suszyłam mu o to głowę – jednak wciąż byłam przekonana, że musieli zejść na
dół. Nie spodziewałam się niczego złego. Nigdy nie byłam nadopiekuńczą matką.
Dopiero gdy zdałam sobie sprawę, że nie ma ich na dole ani w ogrodzie, ogarnęła mnie
panika. Jednak wciąż panowałam nad emocjami i starałam się myśleć racjonalnie. Mieli po
czternaście lat, pewnie postanowili, że gdzieś się wybiorą, to wszystko. Już dawno
zaakceptowałam fakt, że muszę dać Ethanowi trochę przestrzeni, by mógł dorastać i zyskać
niezależność. Tak samo wychowałam Harleya i zawsze wszystko było w porządku, zawsze
dawał mi znać, gdzie jest.
Potem rozległo się pukanie do drzwi. Takie, którego większość ludzi nie potrafi nawet
pojąć. Dwoje policjantów w mundurach, z pełnymi współczucia uśmiechami na twarzach,
zapytało mnie, czy mogą wejść. Była już wtedy niemal jedenasta, a ja potrafiłam myśleć
tylko o tym, że Ethan i Josh pewnie wpakowali się w jakieś tarapaty. I z niechęcią muszę
przyznać, że automatycznie zaczęłam obwiniać o to Josha.
O reszcie nie potrafię myśleć. Pamiętam tylko, jak spowiła mnie gęsta mgła i czułam,
jakbym miała się zaraz udusić. Nie potrafiłam pojąć tego, co się wydarzyło. Byłam
przekonana, że to musi być jakiś okropny błąd. Nie mogłam uwierzyć, że to przytrafiło się
właśnie nam.
Ale powoli prawda zaczęła do mnie docierać, zwłaszcza gdy funkcjonariusze
poinformowali mnie, że wszystko wskazuje na to, iż chłopcy spędzili w rzece kilka godzin,
najprawdopodobniej całą noc. Znalazł ich ktoś, kto spacerował w pobliżu około ósmej rano
– podczas gdy wciąż spałam – i policja potrzebowała trochę czasu, żeby ustalić ich
tożsamość, jako że nie mieli przy sobie żadnych dokumentów.
Płaczę, gdy kończę opowiadać o wydarzeniach tamtego ranka Timowi Ellroyowi.
– Przykro mi, że zmuszam cię do przechodzenia przez to od nowa – mówi. – Ale
wszystko, co pamiętasz, może pomóc, Zoe.
– Nic mi nie jest – zapewniam go, chociaż to oczywiste, że źle się czuję. – Po prostu chcę
znaleźć Harleya i odkryć, co naprawdę przytrafiło się Ethanowi. Tylko to się teraz liczy. –
Ocieram łzy, zła na to, że płyną mi po policzkach, chociaż tak bardzo próbuję wziąć się
w garść.
– Cóż, możliwe, że nie uda nam się odzyskać danych z jego telefonu – mówi Tim – ale to
nie oznacza, że nie odkryjemy, o co dokładnie pokłócili się chłopcy. Wiesz może, czy
komórka Josha też została uszkodzona?
– Nie jestem pewna. Mogę zapytać jego mamę, Robertę. Zakładam, że Josh też miał przy
sobie swój telefon.
– W porządku… Hmm, jest coś jeszcze. Ja…
W tym momencie dzwoni moja komórka. Leży na kuchennym blacie, więc zrywam się,
żeby zdążyć odebrać, nim dzwoniący zrezygnuje.
– Dzień dobry, pani Monaghan, tu posterunkowy Griffiths.
– Są jakieś wieści? – Nie zawracam sobie głowy grzecznościami.
– Owszem, udało nam się przejrzeć nagrania z kamery przemysłowej przed Piano Barem
i Harley zdecydowanie był tam w piątkowy wieczór. Widać, jak wchodzi do środka za pięć
ósma wieczorem, a potem wychodzi za dwadzieścia dziewiąta. Idzie, jakby chciał
przekroczyć jezdnię, a wtedy zatrzymuje się koło niego czerwony samochód, a on pochyla
się, żeby porozmawiać z kierowcą.
Wstrzymuję oddech.
– Rozmowa trwa mniej niż trzydzieści sekund, a potem samochód odjeżdża, a pani syn
rusza w przeciwnym kierunku, w stronę stacji metra.
– A zatem… czerwony samochód jest bez znaczenia?
– Pewnie po prostu ktoś pytał o drogę. Potem tracimy jego ślad, jako że wiele kamer
przemysłowych wzdłuż tej ulicy nie działa. Przykro mi, że nie dowiedzieliśmy się niczego
więcej, ale wciąż badamy sprawę.
– Dziękuję.
– I jeszcze jedno. Nie udało nam się znaleźć niczego istotnego na jego laptopie. Bardzo mi
przykro.
– Rozumiem. – Kolejna ślepa uliczka.
– Posterunkowa Palmer wróci jutro, więc będzie pani mogła do niej zadzwonić
z ewentualnymi pytaniami.
Dziękuję mu raz jeszcze, rozłączam się i zwracam z powrotem do Tima. Streszczam mu
przebieg rozmowy, chociaż jestem pewna, że wyłapał już najważniejsze informacje.
– Podczas gdy policja skupia się na znalezieniu Harleya, ja chcę się skoncentrować na
Ethanie i Joshu. Możesz zadzwonić do mamy Josha i zapytać o ten telefon?
Bez słowa wybieram numer Roberty i czekam, aż odbierze. Wciąż jest dość wczesna
godzina, ale wątpię, by należała do osób, które śpią do późna. Nie odbiera.
– Może spróbuję znowu za pół godziny.
– A może następnym razem ja spróbuję? – proponuje Tim. – Z tego, co mi mówiłaś, ona
może nie chcieć znowu z tobą o tym rozmawiać. Gdy odbierze telefon ode mnie, pomyśli, że
sprawy przyjęły oficjalny obrót. Nie będę jej okłamywał, oczywiście, ale nie muszę jej
mówić dokładnie, kim jestem.
– Chcesz powiedzieć, że pozwolisz jej myśleć, iż jesteś z policji?
– Coś w tym stylu. Najważniejsze, żebyśmy zdobyli jakieś informacje, prawda?
Naprawdę polubiłam tego człowieka. Robi to za darmo, poświęca mi swój czas, oddając
przysługę Leo, a jednak zdaje się całkowicie zaangażowany w sprawę. Postanawiam go o to
zapytać.
– Nienawidzę pytań pozostawionych bez odpowiedzi – wyjaśnia. – I chcę ci pomóc
w odnalezieniu syna. Poza tym dzięki temu mam jakieś zajęcie. – Pod jego bladym
uśmiechem wyczuwam smutek. Kryje się za tym coś więcej.
– Tęsknisz za pracą w policji?
– Odszedłem, bo praca kolidowała z życiem rodzinnym. Potem moja żona i tak mnie
zostawiła i nie miałem już rodziny. Dzieciaki zamieszkały z nią, a ja spędzam z nimi tylko
niektóre weekendy.
– Przykro mi to słyszeć.
– W porządku. Staram się skupiać na pozytywach. W każdym razie nie tęsknię za pracą
w policji tak bardzo, jak za byciem zajętym. Właśnie tego potrzebuję.
– Na szczęście dla mnie – mówię. – A więc co zamierzałeś powiedzieć, gdy zadzwonił
mój telefon?
Tim wygląda na skrępowanego.
– A tak. To trochę żenujące, ale powinnaś o tym wiedzieć. Rozmawiałem z Daisy Carter.
Była naprawdę przyjaźnie nastawiona, przynajmniej początkowo, i chętnie ze mną
porozmawiała. Myślę, że pomógł fakt, że powiedziałem jej o zaginięciu Harleya i o tym, że
to może mieć związek z wypadkiem Ethana.
Milknie, a ja zachęcam go, żeby kontynuował.
– To naprawdę trudne. Powiedziała mi, że nie była z tobą do końca szczera, gdy
rozmawiałyście ostatnim razem.
Ogarnia mnie lęk przed tym, co zaraz usłyszę, a fakt, że taki zawodowiec jak Tim Ellroy
ma trudności z wyrzuceniem tego z siebie, tylko pogarsza sprawę.
– Mów dalej. Proszę, po prostu to powiedz, Tim.
– Powiedziała, że to nie z Joshem się spotykała, tylko z Ethanem.
51

Roberta

To dzieje się szybciej, niż się spodziewała, ale już po dwóch godzinach Adrian śpi w swoim
fotelu, pochrząkując głośno przez sen. Nigdy nie miał mocnej głowy, chociaż pije
regularnie. I łatwo było zachęcać go do mówienia, wciąż dolewając mu whisky. Musiała
tylko pozwolić, żeby ją obrażał i poniżał. Czerpał z tego tak wielką przyjemność, że
zapomniał o tym, by pozbyć się jej z domu i zająć Lewisem.
Roberta rusza prosto do łazienki, żeby wszystko naprawić. Tym razem Lewis siedzi,
oparty plecami o wannę. Wygląda na wymizerowanego, jakby ktoś wyssał z niego całą
krew. Roberta wchodzi do środka i zostawia drzwi otwarte, żeby nasłuchiwać dźwięków
z salonu.
Lewis szeroko otwiera oczy, a do niej dociera, że on się jej boi. Pewnie myśli, że ona
i Adrian są w zmowie, chociaż przecież słyszał, co mówiła mężowi o wypuszczeniu go.
– Pozwól, że to zdejmę – szepcze, zrywając mu taśmę maskującą z ust. Lewis krzywi się,
ale ani piśnie. – Tak mi przykro, że on ci to zrobił. Proszę, uwierz mi, nie miałam pojęcia.
– Co do cholery? – pyta zbyt głośno, gdy tylko odzyskuje mowę.
– Ciii! Musimy być cicho. On śpi na dole i może się obudzić w każdej chwili. Musimy się
pospieszyć.
– Proszę, po prostu zdejmij ze mnie całe to gówno – mówi Lewis, próbując poruszyć
rękami. – Zdejmij to!
– Potrzebuję nożyczek – stwierdza Roberta, oceniając ilość taśmy, jakiej użył Adrian do
obwiązania mu nadgarstków. – Powinny być w kuchni, poczekaj sekundę.
W drodze do kuchni zagląda do Adriana i z ulgą odkrywa, że wciąż leży w fotelu w tej
samej pozycji. Na szczęście znajduje nożyczki w szufladzie ze sztućcami, tam, gdzie je
zawsze trzymała. Wyjmuje je i pędzi na górę do Lewisa.
Gdy tylko go uwolni, Lewis próbuje wstać, ale nogi mu się trzęsą i zatacza się na wannę.
Roberta podtrzymuje go i wyprowadza na podest schodów.
– Wiem, że nie jestem w tej chwili twoją ulubienicą, ale musisz pójść ze mną. Musimy
stąd uciec najdalej, jak to możliwe. Gdy on zda sobie sprawę, że ci pomogłam, zacznie
ścigać nas oboje, a jestem pewna, że następnym razem nie będzie tracił czasu na trzymanie
nas w zamknięciu.
Lewis kiwa głową i pozwala, żeby pomogła mu zejść na dół i wyprowadziła go z domu.
Chociaż Roberta zamyka za nimi drzwi najciszej, jak może, wciąż klikają głośno.
– Chodź. Tam jest mój samochód.
Żadne z nich się nie odzywa, dopóki nie oddalą się znacznie od domu Adriana, ale potem
Lewis eksploduje.
– Co się, do cholery, dzieje, Roberto? On wciąż mówił o tym, że coś wiem, a ja przecież
nic nie wiem! O co, do diabła, w tym wszystkim chodzi?
Roberta go ignoruje. Będzie na to czas później.
– Chcesz się napić wody? Mam butelkę w torebce na tylnym siedzeniu.
Lewis sięga za siebie i wyciąga wodę. Bierze długi łyk, po czym zakręca zakrętkę.
– Jest sobotni wieczór, a ty musiałeś tam tkwić od czwartku wieczorem – stwierdza
Roberta, przerażona tą myślą.
– Nie wiem. Nie mam pojęcia, jaki cholerny dzień czy godzinę mamy. Wiem tylko, że
pojawił się w moim domu w czwartek wieczorem i powiedział, że jest twoim mężem i musi
ze mną o tobie porozmawiać. Założyłem, że jednak nie jesteście w separacji, i poczułem
wyrzuty sumienia. Głupio wpuściłem go do środka, bo wydawał się zachowywać rozsądnie.
Był nawet zasmucony. Ale ze mnie idiota! Gdy tylko wszedł, zdzielił mnie czymś w głowę
i straciłem przytomność. Ani się obejrzałem, a leżałem już związany w tej łazience. – Wali
pięścią w deskę rozdzielczą. – Powinnaś była mi powiedzieć, że wciąż jesteście razem.
Nigdy bym niczego nie próbował, gdybym wiedział. Nie jestem taki. I dlaczego on wciąż
mówił o tym, że coś wiem i że musi mnie uciszyć?
– To… skomplikowane – mówi Roberta, chociaż wie, że to niedopowiedzenie. – Mogę cię
zapewnić, że Adrian i ja nie jesteśmy już razem. Odeszłam od niego, tak jak ci
powiedziałam. – Nagle coś do niej dociera. – Chwileczkę… skąd Adrian wiedział, gdzie
mieszkasz? Znał tylko miejsce twojej pracy.
– Może śledził mnie z pracy do domu? Rzeczywiście zapukał tuż po tym, jak wróciłem.
W każdym razie, skoro się rozstaliście, to o co, do cholery, chodzi?
Adrian jest przebiegły, pewnie chciał uniknąć kamer przemysłowych przed biurem
Lewisa.
– Czy możemy najpierw postanowić, co robimy? A potem wszystko ci opowiem,
obiecuję.
– Wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Po prostu wypuść mnie z tego samochodu,
natychmiast.
– Proszę, Lewis. Wiem, że nie dałam ci żadnego powodu, żebyś mi zaufał, ale musimy
o tym wszystkim porozmawiać.
On kręci głową.
– Nie. Nie potrzebuję czegoś takiego w moim życiu. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
Roberta jest już zdesperowana. Chce się upewnić, że Lewisowi nic nie jest, zabrać go jak
najdalej od Adriana, ale musi też dowiedzieć się dokładnie, co on wie.
– Co powiesz na kompromis? Dasz mi dwie godziny swojego czasu. Tylko dwie godziny,
żeby mnie wysłuchać, a potem możesz pójść na policję i już nigdy nie będziesz musiał mnie
widzieć.
Lewis milczy. Nigdy się na to nie zgodzi. Jest zbyt wściekły, zbyt przerażony tym, co
zrobił Adrian.
A jednak ku jej zaskoczeniu, gdy w końcu się odzywa, mówi zupełnie coś innego, niż się
spodziewała:
– W porządku, niech będzie, jak chcesz.
Zatem kupiła sobie dwie dodatkowe godziny wolności. Może to i dobrze, że policja
zaangażuje się w całą sprawę, bo nie ma mowy, żeby Adrian zostawił ją w spokoju, gdy już
odkryje, że wypuściła Lewisa.
Najwyższa pora, żeby chociaż raz przejęła kontrolę nad swoim życiem.
– Słuchaj, nie możemy wrócić do ciebie, bo on wie, gdzie mieszkasz. Pensjonat wydaje
się najlepszą opcją. On nie ma pojęcia, gdzie się zatrzymałam, więc…
– Jeśli wyśledził mnie, kompletnie obcą osobę, to jestem pewien, że nie będzie mu trudno
odkryć, gdzie ty przebywasz.
– Ale przynajmniej będziemy mogli wszystko przegadać. Poza tym powinieneś coś zjeść.
Nie możemy tak po prostu jeździć bez celu.
– Wygląda na to, że nie mam wyboru, prawda? – Lewis kręci głową. – W porządku. Ale
tylko na trochę.

To dziwne uczucie, znaleźć się z powrotem w tym pokoju z Lewisem, w miejscu, w którym
się ze sobą przespali, ale teraz wszystko jest przyćmione przez zagrożenie, jakie stanowi dla
nich Adrian.
Po drodze zatrzymali się w kafejce i kupili trochę jedzenia na wynos. Roberta obserwuje,
jak Lewis w milczeniu pożera kanapkę z szynką i serem. Chociaż ona też kupiła sobie jedną,
nawet po nią nie sięga. Jedzenie to ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę.
– A więc zamierzasz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, czy mam iść prosto na
policję? – pyta Lewis, gdy skończy jeść. Jest już spokojniejszy i Roberta zaczyna mieć
nadzieję, że uda jej się do niego dotrzeć, przeciągnąć go na swoją stronę.
Siada na łóżku, unikając jego spojrzenia.
– Nie jestem złą osobą… – zaczyna. Potem milczy długo, zanim zbierze siły, by
kontynuować. – Ale trzy lata temu coś się wydarzyło… coś, co zrobiliśmy z Adrianem…
i uciekam przed tym od tamtej pory.
Podnosi wzrok.
– Ale ty o tym wiesz, prawda?
– Roberto, powtarzam ci po raz pięćdziesiąty, że nie mam bladego pojęcia, o czym ty
i twój mąż mówicie! Co takiego powinienem wiedzieć?
Roberta patrzy na niego z niedowierzaniem. Wydaje się autentycznie zdezorientowany.
– Ale kiedy przyszłam się z tobą zobaczyć, powiedziałeś, że wiesz, że kłamię.
Marszczy brwi.
– Tak, mówiłem o twoim synu. Bardzo cię przepraszam, ale wpisałem w wyszukiwarkę
twoje nazwisko i odkryłem, że miałaś syna. Tak mi przykro z powodu tego, co mu się stało.
Ale dlaczego mnie okłamałaś i powiedziałaś, że nie miałaś dzieci?
Roberta nie wie, czy się śmiać, czy płakać.
– Chcesz powiedzieć, że naprawdę nie powiedziałam ci niczego okropnego, gdy byłam
pijana?
– Nie, mówiłem ci już, po prostu cały czas mówiłaś o Adrianie. Nigdy nie wspomniałaś
o swoim synu ani o niczym innym.
Roberta trawi tę informację. Wciąż jest szansa, by jej i Adrianowi uszło to na sucho.
Musiałaby tylko przekonać Lewisa, żeby nie zgłosił na policję tego, co Adrian mu zrobił.
Wyobraża sobie, jak wypowiada te słowa na głos, ale coś ją przed tym powstrzymuje. To
nie w porządku. Przez trzy lata uciekała przed prawdą, żyła w strachu, że przeszłość ją
dopadnie, i nie może już dłużej tego robić.
Patrzy teraz na Lewisa, na dobroć w jego oczach i dochodzi do wniosku, że nie ma nic do
stracenia.
– Przepraszam, że cię okłamałam. Po prostu tak trudno mi mówić o Joshu, o moim synku,
a to wszystko jest ze sobą powiązane. Wiesz, jak efekt motyla. Gdyby w którymś momencie
zostały podjęte inne decyzje, on wciąż by dzisiaj żył.
Lewis przesuwa się na łóżku i siada obok niej.
– Przykro mi z powodu twojego syna. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie to musi być
uczucie. Ale co dokładnie się wydarzyło? – Chwyta ją za rękę. – Musisz z kimś
porozmawiać, prawda? Coś mi mówi, że nigdy wcześniej nie miałaś okazji tego zrobić.
Roberta patrzy na niego oczami szklistymi od łez.
– Chcesz mnie wysłuchać? Po tym wszystkim, co zrobił Adrian? Co ja zrobiłam?
– Jestem teraz tutaj z tobą mimo wszystko, bo wierzę, że wystarczająco dużo
wycierpiałaś. Wiem, że sam nie jestem ojcem, ale pochodzę z bardzo zżytej rodziny, mam
trójkę rodzeństwa i kochających rodziców, więc wiem, co by się stało z moją matką, gdyby
straciła któreś z nas.
Roberta nie potrafi znaleźć słów. Strumienie łez płyną jej po policzkach i moczą bluzkę.
– Roberto, nie wiem, co ty myślisz o tej nocy, którą tutaj spędziliśmy, ale dla mnie to nie
była tylko zabawa. Chociaż dopiero się poznaliśmy, naprawdę cię polubiłem. Myślę, że
złapaliśmy całkiem niezły kontakt. Po prostu wystraszyłaś mnie tym, w jaki sposób wciąż
mówiłaś o swoim mężu. To znaczy o byłym mężu. Uznałem, że będzie lepiej, jeśli będę się
trzymał od ciebie z daleka. Jestem za stary na gierki. Ale ewidentnie wydarzyło się coś
poważnego i nie mogę ci pomóc, jeśli mi nie powiesz, co takiego. Mam wrażenie, że nie
będzie łatwo tego słuchać, ale mam otwarty umysł i sam nie jestem aniołem. Wszyscy
popełniamy błędy. Więc proszę, zaufaj mi i powiedz, o co w tym wszystkim chodzi. Potem
będziemy mogli wspólnie uporać się z Adrianem.
Mijają sekundy, a Robercie znów brakuje słów. Jest na rozdrożu i niezależnie od tego,
który kierunek obierze, wszystko zmieni się nieodwracalnie.
– To, co powiedziałaś wcześniej… o zrobieniu czegoś okropnego… czy to ma jakiś
związek ze śmiercią twojego syna? – pyta Lewis, gdy Roberta nie odpowiada.
Teraz łzy płyną już potokiem, a ona czuje jednocześnie ból i ukojenie.
Pora oczyścić się z diabła, który w niej tkwi.
52

Zoe

Daisy Carter. Wszystko zawsze sprowadza się do niej.


Tim już wyszedł, z zamiarem skontaktowania się z Robertą, żeby zapytać o komórkę
Josha, a ja zostaję sama i trawię tę nową informację. Przed wyjściem Tim kazał mi obiecać,
że nie będę się kontaktować z Daisy – nalegała, że nie chce więcej ze mną rozmawiać, ale
jak mogę odpuścić? Muszę się dowiedzieć, co wydarzyło się między nią a Ethanem. Timowi
powiedziała tylko tyle, że się spotykali. Musiało stać się coś złego, skoro aż do tej pory
trzymała to w tajemnicy.
Leżę na łóżku Harleya i niemal przez pół godziny układam wiadomość do Daisy, tak żeby
brzmiała szczerze i przekonała ją do rozmowy ze mną.
Wiem, że musiało ci być bardzo trudno ze mną rozmawiać, Daisy,
i naprawdę podziwiam twoją odwagę, ale proszę: ja po prostu chcę poznać
prawdę, niezależnie od tego, jak okropna może się okazać. Miałaś swoje
powody, żeby ukrywać przede mną związek z Ethanem, ale wiedz, proszę,
że cokolwiek się wydarzyło, wysłucham cię bez uprzedzeń. Proszę, po
prostu pomóż mi dotrzeć do prawdy, żebym mogła odnaleźć drugiego syna.

I znowu mogę tylko czekać, zdana na łaskę innych ludzi.


Żeby się czymś zająć, przeglądam rzeczy Harleya, chociaż wiem, że posterunkowa Palmer
już dokładnie przeszukała jego pokój. Ale ona nie zna mojego syna i mogła nie zauważyć
czegoś ważnego.
Jednak nie znajduję niczego niezwykłego. Harley nie trzyma żadnych sekretnych pudełek
ani pamiętników, a na jego laptopie też niczego nie wyszukano. Zresztą przecież nie jest tak,
że zniknął z własnej woli, że planował ucieczkę od życia, którego nie chciał. Wiem, że to nie
był jego wybór.
Pięć minut później, gdy zdążę już poodkładać wszystko z powrotem na miejsce, Daisy
odpisuje.
W takim razie proszę przyjść do mnie do domu. Moi rodzice tu są
i myślę, że też będą chcieli usłyszeć to, co mam do powiedzenia. Adres
to Cumberland Avenue 68.

Czuję ulgę, że się ze mną zobaczy, ale niepokoi mnie fakt, że chce, aby byli przy tym
obecni jej rodzice. Ethan, co ty zrobiłeś?
Pospiesznie wychodzę z domu i ruszam do Guildford, starając się odsunąć od siebie te
myśli.

Gdy staję przed rodzicami Daisy, odruchowo czuję wyrzuty sumienia, jakbym zrobiła coś
okropnego i miała zaraz wysłuchać reprymendy. Oboje są wysocy i władczy i chociaż
przywykłam do stawiania czoła ludziom, wkraczam teraz na niepewny grunt, bo nie mam
pojęcia, co zamierza ujawnić ich córka.
Pani Carter przedstawia się jako Helen i informuje mnie, że jej mąż nazywa się Tony.
– Tak nam przykro z powodu tego, co przytrafiło się Ethanowi – mówi, sięgając po moją
dłoń. – I przykro nam, że musiałaś pokonać taki kawał drogi, żeby tu przyjechać. Daisy nie
powiedziała nam ani słowa, więc nie mamy pojęcia, o co chodzi. – Zerka na córkę, która
siedzi na sofie z podwiniętymi nogami.
– Tak – dodaje jej tata. – Przejdziemy do rzeczy, Daisy? Co się dzieje?
Żadne z nich nie wydaje się zadowolone z tej sytuacji i nagle robi mi się żal tej
dziewczyny.
– Przepraszam, że panią okłamałam, pani Monaghan. Ale mam nadzieję, że pani
zrozumie, że miałam swoje powody.
Czuję ścisk w gardle.
– W porządku, po prostu opowiedz mi, co się stało.
– To nie Josh zawsze mi się podobał – zaczyna Daisy. – Chciałam być z Ethanem.
Podobał mi się od początku liceum, ale nigdy nie wydawał się mną zainteresowany. Byliśmy
tacy młodzi, jednak w tamtym czasie to bolało jak diabli. – Bierze głęboki wdech. –
W każdym razie pod koniec dziewiątej klasy zaczęliśmy więcej rozmawiać i poczułam, że
może jest szansa, żebyśmy się zeszli. Zaprosił mnie na imprezę, którą urządzał jeden
z kolegów Josha, i poszłam tam z inną koleżanką z mojej klasy.
– Więc Ethan tam był? – przerywam. Nie przypominam sobie, żeby chodził na jakieś
imprezy.
Daisy kiwa głową.
– Tak. I Josh, oczywiście. Najwyraźniej powiedzieli pani, że nocują u Josha, a mamie
Josha, że u pani, tak żeby żadna z was nie dowiedziała się o tej imprezie. To miał być wielki
sekret, bo to była impreza urządzana przez ucznia z jedenastej klasy, który lubił Josha
i najwyraźniej nie przeszkadzało mu to, że nasza czwórka jest młodsza. Jego rodzice
wyjechali, a starszy brat miał mieć na niego oko, ale wyszedł do swojej dziewczyny i nie
obchodziło go, co się będzie działo.
– Więc nie było tam żadnych dorosłych? – Zerkam na Helen i Tony’ego, którzy wyglądają
na równie zakłopotanych jak ja. Wiem, że takie wybryki to naturalna część dorastania, ale
przenika mnie chłód, zwłaszcza że wiem, iż ta historia nie skończy się dobrze.
– Nie. Tylko banda dzieciaków. – Wbija wzrok w podłogę, a potem patrzy na rodziców. –
Przykro mi, ale trochę wypiłam. Smakowało obrzydliwie, ale wszyscy inni to robili, więc po
prostu dołączyłam.
Głowa pulsuje mi bólem. Muszę ją zapytać, czy Ethan też pił, ale nie chcę jej przerywać
teraz, gdy wreszcie tak się otworzyła.
– Jakimś cudem wylądowałam w sypialni z Ethanem i…
– Miałaś tylko czternaście lat! – woła Helen.
– Daj mi dokończyć, mamo, proszę.
Tony bierze Helen za rękę i zachęca Daisy, żeby kontynuowała.
– Przez jakiś czas rozmawialiśmy, naprawdę dobrze się dogadywaliśmy i czułam, że
wreszcie się zejdziemy, ale w tym momencie do środka wpadł Josh. Nigdy wcześniej nie
sprawiał wrażenia, żeby był mną zainteresowany, ale padł obok nas na łóżko i nakazał
Ethanowi, żeby poszedł i przyniósł nam wszystkim jakieś drinki. Próbowałam wstać i pójść
z Ethanem, ale Josh przyszpilił mnie do łóżka. Gdy tylko drzwi za Ethanem się zamknęły
i zostaliśmy sami, Josh próbował mnie zmusić do robienia różnych rzeczy. Narzucał mi się,
próbował mnie rozebrać. Nie zgwałcił mnie, ale dotykał mnie wszędzie, chociaż starałam się
go odepchnąć.
Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Josh miał tylko czternaście lat. Boję się też, jaka
była rola Ethana w tym wszystkim.
Daisy patrzy na mnie i mam wrażenie, jakby czytała mi w myślach.
– Ethan wrócił i zobaczył, co robi Josh.
To ten moment. Największy koszmar każdej matki.
– Wpadł do środka i próbował odciągnąć go ode mnie, ale Josh wrzasnął na niego, żeby
się wynosił. Potem praktycznie wyrzucił Ethana za drzwi.
Przez sekundę wydaje mi się, że wyobraziłam sobie te słowa. Czy Daisy naprawdę mi
powiedziała, że Ethan nie zrobił nic złego i że próbował jej pomóc?
Dziewczyna ma łzy w oczach. Minęły trzy lata, ale ten incydent wciąż jest dla niej
bolesny.
– Nie do końca pamiętam, co zdarzyło się potem, ale jakoś udało mi się uciec, nim Josh
zrobił coś więcej. Wypadłam stamtąd i pobiegłam do domu. Nie widziałam Ethana. Myślę,
że sam też wyszedł z imprezy.
Helen przysiada się do Daisy i obejmuje ją ramieniem.
– Dlaczego nam nie powiedziałaś? Musiałaś sobie radzić z tym wszystkim sama.
– Ja… ja się wstydziłam. Myślałam, że to była moja wina, że w jakiś sposób mu na to
pozwoliłam. Może dawałam złe sygnały. Ale teraz wiem, że tak nie było. Nigdy nie dałam
mu w żaden sposób do zrozumienia, że jestem nim zainteresowana. I widział mnie
z Ethanem zaledwie chwilę wcześniej. Musiał wiedzieć, że się lubimy.
– Nie obchodziło go to – mówię. – Po prostu wziął to, czego chciał. Tak mi przykro, że
przez to przeszłaś Daisy.
Dziewczyna zwraca się do mnie.
– Przepraszam, że nie powiedziałam pani o tym wcześniej. Po prostu nie mogłam się
zmusić, żeby o tym rozmawiać, aż do teraz, bo się… bałam.
– Czego, Daisy? Wiesz, że pomoglibyśmy ci w każdy możliwy sposób – odzywa się
wreszcie Tony.
– Pozwólcie, że najpierw opowiem wam wszystko do końca – mówi Daisy. – Gdy
wróciliśmy do szkoły, rozpaczliwie chciałam porozmawiać z Ethanem. Radził mi, że
powinnam zadzwonić na policję, a przynajmniej powiedzieć rodzicom o tym, co się
wydarzyło, ale ja tylko wrzasnęłam na niego, że nie chcę, by ktokolwiek się o tym
dowiedział. Że to zniszczyłoby mi życie. Wydawał się zszokowany moją reakcją, ale
w końcu obiecał, że nic nikomu nie powie. A potem po prostu zapytał, czy dobrze się czuję,
i uznał, że chyba będzie lepiej, jeśli będziemy się trzymać od siebie z daleka. – Daisy patrzy
na mnie. – Nie rozumiem tego. Postawił się Joshowi, a potem nagle nie chciał mieć ze mną
nic wspólnego. To naprawdę zabolało. Chyba nawet bardziej niż to, co zrobił mi Josh.
W każdym razie to wtedy rozmawialiśmy po raz ostatni. Ale Ethan dotrzymał obietnicy.
– Przykro mi, że zachował się w taki sposób – mówię. – Chciałabym wiedzieć dlaczego. –
Mam mętlik w głowie. Teraz przynajmniej znam prawdopodobny powód kłótni między
chłopcami, a moja teoria, że Josh chciał się zemścić na Ethanie, wydaje się jeszcze bardziej
prawdopodobna. Ale to nie ma sensu, skoro Ethan tylko próbował bronić Daisy. Musi się za
tym kryć coś więcej.
– Ja myślę, że musiał ulec presji grupy – stwierdza Daisy. – Byliśmy tylko dzieciakami,
prawda? Mimo wszystko próbował mi pomóc i nigdy o tym nie zapomnę. – Posyła mi blady
uśmiech, za który jestem wdzięczna. – W każdym razie byłam wtedy taka wściekła, nie
tylko na to, że Josh mnie zaatakował, lecz także na to, że popsuł wszystko między mną
a Ethanem. Więc chociaż powiedziałam Ethanowi, że nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się
o tym, co się wydarzyło, poszłam do domu Josha, żeby poinformować o wszystkim jego
rodziców.
– Więc jego mama wiedziała? – dziwię się, już planując rozmowę, którą przeprowadzę
z Robertą na ten temat.
– Nie sądzę. Gdy tam poszłam, w domu był tylko jego ojciec. Okropny człowiek. Ale
powiedziałam mu, co się stało i że pójdę na policję.
Helen wydaje stłumiony okrzyk, a Tony sięga po dłoń córki. Oboje ją teraz wspierają.
– Ale on po prostu złapał mnie za ramiona i powiedział, że jeśli to zrobię, jeśli powiem
chociaż jednej osobie, to on mnie dopadnie i każe mi za to zapłacić. Byłam przerażona.
Dlatego nie powiedziałam o tym nikomu aż do teraz. Ale pani przyjaciel, ten Tim, przekonał
mnie, że nie powinnam się bać mówić prawdy i że zawsze znajdą się ludzie, którzy mi
pomogą. Wiem, że mu powiedziałam, że nie chcę z panią więcej rozmawiać, ale po tym, jak
sobie poszedł, nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim, przez co pani przeszła, i że
zaginął pani drugi syn. Więc gdyby nie skontaktowała się pani ze mną wcześniej, sama bym
przyszła z panią porozmawiać, pani Monaghan.
– Dziękuję, Daisy. Naprawdę to doceniam.
– Myślałam o tym, żeby zgłosić się na policję teraz, poinformować o tym, co zrobił tata
Josha, ale jaki by to miało sens? Josh nie żyje, właściwie obaj ponieśli w ten sposób karę,
więc po co wyciągać teraz to wszystko na światło dzienne, prawda?
Chyba ma rację, chociaż chciałabym, żeby Adrian zapłacił za to, że groził dziecku.
– Jest tylko jedna rzecz, której nie rozumiem, Daisy. Gdy spotkałam się z panem Keatsem,
waszym dawnym opiekunem roku, powiedział mi, że widział cię z Joshem na korytarzu. Był
przekonany, że byliście parą.
Daisy kręci głową.
– Niemożliwe, to nie byłam ja. – Milknie na moment. – Ale Josh tak jakby umawiał się
z taką jedną dziewczyną, Natashą, która trochę mnie przypominała. Miałyśmy ten sam kolor
włosów. Mógł po prostu pomyśleć, że to ja. Poza tym pan Keats nie był zbyt
spostrzegawczym człowiekiem. Wiecznie popełniał błędy i mylił dzieciaki. – Śmieje się
i zwraca do mamy. – Pamiętasz, jak poszłyśmy na wywiadówkę, a on wciąż nazywał mnie
Natasha?
Helen się uśmiecha.
– A tak. Cały czas go poprawiałam, ale on i tak wciąż się mylił.
To wyjaśnia wszystko, więc zbieram się do wyjścia.
– Helen, Tony, dziękuję wam za czas, który mi poświęciliście. I Daisy, dziękuję ci, że
powiedziałaś mi wszystko. Zostawię was samych. Jestem pewna, że macie dużo spraw do
omówienia.
Daisy odprowadza mnie do drzwi.
– Ten Tim powiedział, że zniknięcie pani drugiego syna może być powiązane ze śmiercią
Ethana. Nie wdawał się w szczegóły, ale po prostu chcę, żeby pani była pewna, że naprawdę
nie wiem nic więcej o tym, co działo się między Ethanem a Joshem. Powiedziałabym pani,
gdybym wiedziała.
Dziękuję jej, wychodzę i ruszam w drogę powrotną do Londynu. Przekraczam prędkość,
żeby jak najszybciej dostać się do domu i przekazać Timowi te informacje. Jestem taka
dumna z Ethana, że próbował pomóc Daisy, ale jednocześnie nabrałam przekonania, że
właśnie to doprowadziło do jego śmierci. Ale dlaczego Josh był na niego aż taki zły? Czy
Ethan rozmawiał z nim o tym później, może groził, że komuś powie?
Muszę się też dowiedzieć, czy Roberta od początku o tym wiedziała.
Ale przede wszystkim muszę odnaleźć Harleya.
53

Stoję naprzeciwko jego domu w środku nocy. Wiem, że leży już w łóżku. Tkwię tu tylko
dlatego, że czuję przymus, by być blisko niego. Dom stoi w cichej uliczce, a mnie kryją cienie
przerośniętych drzew, więc nie martwię się, że ktoś mnie przyłapie.
Zresztą nie robię tego po raz pierwszy. Nie, śledzę go od tygodni, od kiedy tak brutalnie
i nieoczekiwanie zakończył sprawy między nami. Czy naprawdę sądził, że się z tym pogodzę?
Nie mam żadnego planu, zamierzam po prostu go śledzić i obserwować. Wierzę, że
prędzej czy później nadarzy się jakaś okazja. Mam mnóstwo czasu, mogę czekać tak długo,
jak to konieczne.
Sprawił, że czuję pustkę w środku. Nie jestem w stanie skupić się na pracy ani porządnie
zajmować mamą, gdy mnie potrzebuje. Przeklinam go, a jednocześnie rozpaczliwie pragnę.
Czy tak właśnie czują się ludzie, którzy odchodzą od zmysłów?
Ostatnia rzecz, jakiej się spodziewam tej nocy, to że drzwi frontowe nagle się otworzą, ale
właśnie tak się dzieje. Obserwuję postaci wymykające się z domu.
Interesujące. Jest grubo po północy.
Dyskretnie ruszam za nimi. Ogarnia mnie podniecenie na myśl o tym nieoczekiwanym
obrocie wypadków.
54

Roberta

Tym razem, gdy budzi się obok Lewisa, wie dokładnie, co mu powiedziała, i ma wrażenie,
jakby zrzuciła z piersi niewiarygodny ciężar. Znowu może oddychać.
I jest gotowa zmierzyć się z konsekwencjami tego, co zrobiła. Co będzie, to będzie.
Spędzili noc w jej samochodzie, zaparkowanym w pobliżu Wimbledonu. Nic ich nie łączy
z tym miejscem, więc uznali, że to dobra lokalizacja, by zniknąć z radaru Adriana. Bolą ją
plecy i chciałaby rozprostować nogi dręczone skurczami, ale przynajmniej Adrian nie zdołał
ich wytropić.
Lewis już nie śpi i stuka w klawiaturę telefonu.
– Która godzina? – pyta Roberta.
– Prawie ósma – odpowiada on, odkładając komórkę. – Nie śpię od dawna, ale nie
chciałem cię budzić. Wyglądałaś na taką rozbitą zeszłej nocy… ale to w sumie nic
dziwnego.
Roberta jest wzruszona jego dobrocią.
– Cóż, przetrwaliśmy jedną noc, więc to już sukces, a ja zadbam o to, żeby żadne z nas nie
musiało już nigdy uciekać czy ukrywać się przed tym człowiekiem. – Czuje się silniejsza niż
kiedykolwiek, pomimo tego, co niewątpliwie ją czeka.
– A więc jaki masz plan? – pyta Lewis.
Długo się nad tym zastanawiała.
– Pójdę na policję i powiem im prawdę. To jedyny sposób, żebyś się od niego uwolnił,
i chociaż to dziwne, ja też poczuję się wolna. Tak długo to ukrywałam i nie chcę dłużej tego
robić. Właściwie bardzo się cieszę, że o tym z tobą porozmawiałam.
Lewis bierze ją za rękę.
– A ja się cieszę, że to powiedziałaś. Tak należy postąpić. Przez kilka ostatnich godzin
zastanawiałem się, jak cię przekonać, żebyś zgłosiła się na policję, ale nie sądziłem, że się
zgodzisz. – Odgarnia włosy, które opadły jej na twarz. – Mimo wszystko jesteś dobrym
człowiekiem, Roberto. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
– Powiedz mi coś. Gdybym sama nie postanowiła się zgłosić na policję, zadzwoniłbyś do
nich?
Lewis badawczo przygląda się jej twarzy.
– Przykro mi, Roberto, ale tak. Musiałbym to zrobić.
Roberta chce właśnie odpowiedzieć, że to rozumie, gdy odzywa się jej komórka leżąca na
tylnym siedzeniu. Lewis sięga po nią i podaje jej aparat, a ona patrzy na ekran. Nie
rozpoznaje numeru.
– Halo? – Jest przygotowana na najgorsze. Może policja już ją znalazła i nie będzie miała
szansy postąpić słusznie i zgłosić się do nich sama.
– Roberta Butler? Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie. Nazywam się Tim Ellroy
i pomagam Zoe Monaghan w odnalezieniu syna. Zastanawiałem się, czy moglibyśmy chwilę
porozmawiać?
To musi być jakiś żart.
– Jak to w odnalezieniu syna? On… on nie żyje.
– Nie mówię o Ethanie. Jej drugi syn, Harley, zaginął w piątek wieczorem i mamy
powody podejrzewać, że jego zniknięcie jest powiązane ze śmiercią Ethana oraz Josha.
Roberta wydaje stłumiony okrzyk, gdy słyszy imię syna, a Lewis znowu ściska jej dłoń.
Zapewne usłyszał każde słowo, bo Tim mówi głośno.
– Bardzo mi przykro z tego powodu. Czy mogę porozmawiać z Zoe? Są pewne rzeczy,
które… muszę jej powiedzieć. To ważne.
– Nie jestem z nią w tej chwili, ale może spotkamy się za kilka godzin u niej w domu?
Roberta kiwa głową, chociaż mężczyzna, z którym rozmawia, przecież jej nie widzi.
– W porządku – zgadza się. Dzięki temu będzie miała trochę czasu, żeby się zastanowić,
co powiedzieć Zoe, i przyzwyczaić się do myśli, że wszystko się zmieni, gdy pójdzie na
policję.
– Chciałbym teraz tylko zapytać, czy przypadkiem nie ma pani wciąż komórki Josha?
Roberta marszczy brwi.
– Nie, nigdy nie została wyłowiona z rzeki.
– W porządku. Cóż, w takim razie zobaczymy się niedługo w domu Zoe. Ale zanim się
rozłączę, czy mogłaby mi pani powiedzieć cokolwiek o tym, o czym wcześniej nie
wspomniała pani Zoe? Cokolwiek? Wszystko może pomóc w odnalezieniu Harleya.
Roberta milczy przez chwilę, próbując uspokoić nerwy.
– Powiedział pan, że jest z policji? – Po raz pierwszy dociera do niej, że nawet nie wie,
z kim dokładnie rozmawia.
– Jestem byłym policjantem. Teraz po prostu pomagam ludziom w sposób, w jaki policja
nie może, jeśli to ma sens.
– To znaczy, że jest pan prywatnym detektywem?
– Nie do końca, ale coś w tym stylu. A teraz, czy jest cokolwiek, co mogłaby mi pani
powiedzieć?
Mnóstwo, myśli sobie Roberta, ale od czego zacząć? Będzie musiała od początku, żeby
dało się to pojąć.
– Ja… okłamałam Zoe. Wiem dokładnie, o co chłopcy się pokłócili, i prawda jest taka, że
nawet nie miałam pojęcia, iż Josh nocował u Ethana tamtej nocy. Powiedział mi, że idzie do
innego kolegi.
Tim bierze głęboki wdech.
– W porządku, dobrze. To oznacza, że robimy jakieś postępy. Proszę się nie spieszyć
i opowiedzieć mi wszystko, co pani pamięta. A zatem, o co dokładnie pokłócili się chłopcy?
55

Zoe

Zostawiłam Timowi wiadomość z informacją, że właśnie spotkałam się z Daisy Carter, na jej
zaproszenie, i w końcu powiedziała mi prawdę. Nie wdawałam się w szczegóły, ale
poprosiłam go, żeby przyjechał tak szybko, jak to możliwe. Próbowałam również dodzwonić
się do Roberty, ale od razu przekierowało mnie na pocztę głosową. Jej też się nagrałam
z prośbą, żeby pilnie do mnie oddzwoniła.
Czuję ulgę, gdy wkrótce rozlega się dzwonek do drzwi, ale kiedy otwieram je szeroko
w przekonaniu, że to Tim, widzę twarz, której nie potrafię do końca umiejscowić. Kobieta
wygląda znajomo, ale jednocześnie obco.
– Zoe? Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale jestem siostrą Liama. Cara.
Teraz, gdy to powiedziała, natychmiast sobie przypominam. Wygląda zupełnie inaczej niż
zwykle. Nie przypomina olśniewającej kobiety, która zawsze przechadza się po biurze
w szpilkach, chociaż jest wystarczająco wysoka, żeby nie potrzebować obcasów. Dziś jest
ubrana w luźne spodnie do joggingu, przyduży T-shirt i białe trampki, choć niezbyt jej to
pasuje. Zazwyczaj rozpuszczone włosy związała w ciasny koczek i wygląda, jakby miała na
twarzy resztki makijażu z poprzedniego dnia.
– Dobrze się czujesz? Coś się stało? Czy z Liamem wszystko w porządku?
Dziewczyna się rozgląda, próbuje zajrzeć do środka.
– Jesteś sama?
Dziwi mnie, że o to pyta. Z pewnością ona i Liam wiedzą, że Jake się wyprowadził?
– Tak, jestem sama. Dlaczego pytasz?
– Czy mogę wejść?
Sytuacja robi się coraz dziwniejsza.
– Oczywiście.
Przekracza próg, ale pozostaje w holu, tak blisko drzwi, jak to możliwe.
– Może przejdziemy do salonu? – proponuję, ale ona szybko kręci głową.
– Nie, nie trzeba. To nie zajmie dużo czasu.
– Co się dzieje, Caro? I czy wszystko z tobą w porządku? Nie wyglądasz dobrze. Może
napijesz się wody albo czegoś innego? Naprawdę sądzę, że powinnaś usiąść.
Cara zerka na schody, ale ani drgnie.
– Nie, nie chcę wody. Przyszłam tutaj, żeby coś ci powiedzieć.
Zamieram w bezruchu. Mówi o Harleyu – musi jej chodzić o niego – a sądząc po tym,
w jakim jest stanie, to nie może być dobra wiadomość. Po prostu nie potrafię sobie
wyobrazić, jakim cudem Cara jest zamieszana w to wszystko.
– Może ty nie musisz usiąść, ale ja owszem. – Odchodzę, nie pozostawiając jej wyboru,
jak tylko pójść za mną do salonu.
Nie siada, tylko waha się w drzwiach, jakby chciała sobie zapewnić szybką drogę
ucieczki.
– Gdzie jest Jake? – pyta, nie spuszczając wzroku z holu.
Marszczę brwi.
– On tu już nie mieszka. Chyba o tym wiesz?
Cara robi wielkie oczy.
– Nie wiedziałam. Ale nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczona.
– Co to ma znaczyć? Słuchaj, Caro, o co chodzi? Co wiesz o moim synu?
– Twoim synu? O czym ty mówisz?
– Chcesz powiedzieć, że nie przyszłaś tu w sprawie Harleya?
– Nie mów mi, że on też wpakował się w kłopoty? Jaki ojciec, taki syn, co nie? – W jej
tonie nagle pobrzmiewają gorycz i gniew. Nie wygląda już jak ofiara.
– Po prostu powiedz mi, gdzie jest Harley.
– Skąd mam wiedzieć? To nie ma nic wspólnego z twoim synem. Jestem tu z powodu
Jake’a. – Podnosi głos o kilka decybeli.
– Jake’a?
Cara robi kilka kroków w moją stronę, ale dalej stoi.
– Tak. Twojego męża. To brzmi jak żart, prawda? On nie zasługuje na to miano.
Nic z tego, co mówi ta dziewczyna, nie ma sensu. Chyba że ma na myśli Leanne. Ale
dlaczego Jake miałby z nią o tym rozmawiać?
– O co ci chodzi, Caro? Po prostu mi powiedz.
– Twój mąż mnie zgwałcił.
Mówi to szeptem, a jednak czuję, jakby jej słowa eksplodowały na tysiące kawałeczków,
zatrzymując czas.
Jestem zbyt zszokowana, by cokolwiek powiedzieć. Przed oczami staje mi Daisy Carter
i myślę o traumie, jaką wywołało w niej to, co zrobił Josh.
– Słyszałaś, co powiedziałam? Jake mnie zgwałcił. W zeszły poniedziałek. Oboje
pracowaliśmy do późna w biurze. – Znowu mówi cicho, niemal nerwowo, ale mam
wrażenie, jakby jej słowa przebijały mi bębenki w uszach.
Nie chcę jej wierzyć. Pomimo tego, co zrobił mi Jake, nie mogę pojąć, jak mógłby
dopuścić się czegoś takiego. Mam wrażenie, że ona odgrywa jakąś rolę, robi przedstawienie,
a jednak muszę jej wysłuchać.
– Czy to dlatego od niego odeszłaś? – pyta, gdy wciąż milczę. – Czy powiedział ci, co
zrobił?
W końcu odzyskuję głos.
– Nie, oczywiście, że nie. Zgłosiłabym to na policję. A swoją drogą, czy ty to zrobiłaś?
Zgłosiłaś to? – Muszę udawać, jakby mówiła o kimś innym, i udzielić jej tej samej pomocy
i porady, jaką obdarzyłabym każdą inną kobietę w takiej sytuacji.
Cara kręci głową.
– Za bardzo się bałam, żeby to zgłosić. Zresztą to miałoby również wpływ na mojego
brata, prawda? To również jego firma.
Rozumiem jej dylemat.
– A czy przynajmniej powiedziałaś Liamowi?
– Nie. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię.
– Dlaczego mówisz o tym akurat mnie? Nie rozumiem. To z policją powinnaś rozmawiać.
– Bo chcę odzyskać pracę.
Nie to spodziewałam się usłyszeć.
– Co masz na myśli?
– Jake mnie zwolnił. Tuż po tym, jak to się stało. Liamowi to nie przeszkadza, ale ja chcę
odzyskać moją pracę, Zoe. Nie zasługuję na zwolnienie po tym, co mi zrobił. To nie
w porządku.
Te słowa zmieniają obraz sytuacji. Nagle wszystko staje się jasne.
– Powiedz mi, czy dobrze zrozumiałam. Jeśli Jake przyjmie cię z powrotem do pracy,
wtedy nie pójdziesz na policję? Mimo tego, co ci zrobił?
Gapi się na mnie, jakby to nie potrzebowało tłumaczenia.
– Tak. Chociaż chciałabym, żeby zapłacił za to, co zrobił, bardziej zależy mi na mojej
pracy. Wystarczająco dużo już wycierpiałam, czyż nie? Dlaczego przy okazji miałabym
stracić pracę, którą kocham?
– I chcesz, żebym przekonała Jake’a, żeby znowu cię przyjął?
– Tak. Nie miałam pojęcia, że się rozstaliście, ale może wciąż cię posłucha.
Usłyszałam już wystarczająco dużo. Wstaję, łapię ją za ramię i prowadzę do wyjścia.
– Ej, co ty wyprawiasz? – protestuje. – To boli.
– Wynoś się z mojego domu, Caro. – Wypycham ją za drzwi.
– Ale… ale…
– Zadzwoń na policję, jeśli myślisz, że uwierzą w twoje kłamstwa, ale ja nie mam czasu
na takie bzdury.
Zatrzaskuję jej drzwi przed nosem, a potem patrzę, jak odchodzi podjazdem. Już ściąga
gumkę z włosów i pozwala, by opadły jej na ramiona, a jednocześnie przyciska telefon do
ucha.
Zastanawiam się, czy zadzwonić do Jake’a i ostrzec go przed nią, ale potem zmieniam
zdanie. Sam może uprzątnąć swój bałagan.
Idę do kuchni i wmuszam w siebie tost, chociaż jedzenie to ostatnia rzecz, na jaką mam
ochotę. Ale muszę zachować siły, a wizyta Cary w połączeniu z moim brakiem apetytu
zupełnie mnie wyczerpała.
Znowu rozlega się dzwonek. Gotuję się ze złości na myśl o tym, jaka bezczelna jest Cara,
i gwałtownie otwieram drzwi, gotowa na nią naskoczyć, ale odkrywam, że tym razem na
moim progu stoi Roberta Butler.
– Czy wiesz, gdzie jest Harley? – żądam odpowiedzi, jeszcze zanim zdąży się odezwać.
Chcę jej powiedzieć tyle rzeczy, ale to jest najważniejsze.
– Nie i tak mi przykro, że zaginął. Tim Ellroy zadzwonił do mnie dziś rano. Powiedział,
że spotka się z nami tutaj, ale najpierw chciałam porozmawiać z tobą w cztery oczy. To
naprawdę ważne.
Tim jeszcze do mnie nie oddzwonił, ale byłam tak zaaferowana tą absurdalną sytuacją
z Carą, że może nie usłyszałam telefonu. Proszę Robertę, żeby chwilę poczekała, i zerkam
na telefon. Znajduję dwa nieodebrane połączenia i wiadomość na poczcie głosowej. Jak
mogłam być taka nieostrożna? Przecież Harley mógł próbować się do mnie dodzwonić.
Szybko odsłuchuję wiadomość. Tim mówi, że dostał moją wiadomość i uzyskał nowe
informacje od Roberty, które właśnie sprawdza. Dodaje, że Roberta spotka się z nami
obojgiem u mnie w domu.
– Wejdź – zwracam się do niej. Zauważam jej samochód zaparkowany przy krawężniku.
Ktoś w nim siedzi, chociaż z tej odległości nie potrafię rozpoznać twarzy. – Czy to Adrian?
– pytam, rozczarowana, że Roberta jednak do niego wróciła.
– Nie, oczywiście, że nie. To mój przyjaciel, Lewis, ale on nie ma nic wspólnego z tym
wszystkim, więc czeka na mnie w samochodzie.
Mam poczucie déjà vu, gdy prowadzę Robertę do salonu i patrzę, jak siada na sofie.
Jednak tym razem jestem uzbrojona w więcej informacji i gotowa powiedzieć jej o tym, co
jej syn zrobił Daisy i jak to wpłynęło na jego przyjaźń z Ethanem. Już otwieram usta, żeby
przemówić, ale ona jest szybsza.
– To prawdopodobnie najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiałam zrobić – zaczyna.
– I proszę, po prostu pozwól mi to z siebie wyrzucić, zanim coś powiesz, a potem obiecuję,
że odpowiem na wszystkie twoje pytania.
Chociaż zamierza mi wyznać coś, co i tak już wiem, ogarnia mnie strach. Czy powie mi
również, że wie, gdzie jest Harley, i że jest już za późno? Czuję, jak żołądek mi się skręca.
– Po prostu powiedz mi, co się stało z Harleyem. Zacznij od tego. Proszę, powiedz mi, że
nic mu nie jest. Nie obchodzi mnie, czy to ty wysyłałaś mi te wiadomości. Ja chcę tylko
odzyskać syna.
Roberta marszczy brwi.
– Zoe, to nie tak. Tu nie chodzi o Harleya, tylko o Josha i Ethana. I… cóż, o kilka innych
rzeczy. Widzisz, okłamałam cię wcześniej, gdy powiedziałam, że nie wiem, o co chłopcy się
pokłócili. Cóż, wiem o co i to wszystko ma związek ze mną.
Jej słowa nie mają sensu.
– Mów dalej – popędzam ją.
– Tak jak wspominałam, podsłuchałam, jak chłopcy się kłócą, ale usłyszałam więcej, niż
ci powiedziałam. Josh zawołał do Ethana: „Ty wiesz, co oni zrobili”. To były dokładnie jego
słowa, a mówił o mnie i Adrianie.
Jestem zupełnie skonsternowana. Co to ma wspólnego z Daisy?
– Ale o czym mówił Josh? Co takiego zrobiliście z Adrianem?
Roberta bierze głęboki wdech i zaczyna opowiadać.
– Na dwa tygodnie przed ich wypadkiem Adrian i ja zostaliśmy zaproszeni na kolację
pożegnalną do jego kolegi z pracy. Adrian zazwyczaj nie chciał, żebym chodziła z nim na
takie imprezy, ale tym razem nalegał, że muszę tam być. Chyba tylko dlatego, że wiedział, iż
nienawidzę takich wyjść i będzie mógł mnie jeszcze bardziej torturować. Nigdy nie miałam
za wiele do czynienia z jego kolegami z pracy, a już tym bardziej nie znałam ich żon
i partnerek. Jak zapewne wiesz, nie czuję się zbyt swobodnie w sytuacjach towarzyskich.
Więc chodziło mu o to, żeby jeszcze bardziej mnie pognębić. Lubił robić takie rzeczy.
Mam ochotę jej przerwać i zapytać, jak mogła mu na to pozwalać przez tyle lat, ale to nie
jest teraz ważne.
– W każdym razie – ciągnie Roberta – jedzenie było w porządku i koniec końców sporo
rozmawiałam z pewną kobietą imieniem Sophie, która była dla mnie naprawdę miła.
Pozwoliła mi o wszystkim zapomnieć i jakoś znieść ten wieczór. Adrian czerpał ogromną
przyjemność z ignorowania mnie i zachowywał się, jakby mnie tam nie było. Jestem pewna,
że ludzie musieli to zauważyć.
Zaczynam się niecierpliwić, ale muszę wysłuchać wszystkiego, co ma mi do powiedzenia.
– Gdy wyszliśmy – kontynuuje – byłam w zaskakująco dobrym humorze. Poznałam miłą
kobietę, z którą może miałabym szansę się zaprzyjaźnić, a Adrian nie znęcał się nade mną
w drodze do domu. Ależ byłam głupia. Powinnam była wiedzieć, że nie ma szans, by sprawy
choć raz potoczyły się dobrze.
– Co on ci zrobił, Roberto?
– Adrian? Och, nic. Nie mnie. Ignorował mnie przez całą drogę. Miał nie pić, ale jestem
pewna, że wychylił parę głębszych. Próbowałam go przekonać, że ja poprowadzę, ale nie
chciał mi pozwolić. W każdym razie jechaliśmy przez Shere i na drogach było tak spokojnie,
a potem nagle ten rowerzysta pojawił się znikąd. Krzyczałam na Adriana, że jedzie za
szybko, ale było już za późno. Uderzył prosto w niego.
Łzy płyną jej z oczu, gdy to wspomina.
– Drogi tam są takie wąskie – dodaje.
Jestem przerażona.
– Czy rowerzyście nic się nie stało? Błagam, powiedz mi, że był cały i zdrowy, Roberto.
Jedno spojrzenie na jej zrozpaczoną twarz mówi mi, że jednak nie.
– Nie. Przeleciał na drugą stronę jezdni i uderzył o beton. To wszystko wydarzyło się
w mgnieniu oka, ale widzę wyraźnie każdy szczegół, jakby stało się to zaledwie kilka
sekund temu. – Jej głośny szloch sprawia, że trudno mi ją zrozumieć.
Jeszcze zanim powie coś więcej, domyślam się, jak zakończy się ta historia, i robi mi się
niedobrze. Tak wiele z ich małżeństwa zaczyna mieć teraz sens.
– Adrian go zabił, prawda? Rzeczywiście przypominam sobie artykuł z lokalnej gazety
o rowerzyście zabitym w Shere przez sprawcę, który uciekł z miejsca wypadku. To byliście
wy.
– Proszę, nie patrz na mnie w taki sposób – mówi Roberta, odwracając twarz. –
Próbowałam go przekonać, żeby zadzwonił na policję, ale odmówił. Powiedział, że jego
życie by się skończyło i że powinnam pomyśleć o Joshu. Jak mogłabym pozwolić, żeby nasz
syn miał ojca w więzieniu? Właśnie tak to ujął. Trochę to trwało, ale zdołał mnie przekonać.
– O Boże, Roberto, to okropne. Chyba sama widzisz, jakie to potworne. Co zrobiliście?
– Powiedział mi, że musimy się stamtąd ulotnić, zanim ktokolwiek nas zobaczy, więc po
prostu odjechaliśmy. Nie masz pojęcia, jak bardzo siebie za to nienawidzę. Zrobiłabym
wszystko, żeby móc wrócić do tamtej chwili i wszystko zmienić. Zmusiłabym Adriana, żeby
pozwolił mi prowadzić, za wszelką cenę. – Kryje twarz w dłoniach. – Każdego dnia od
tamtej pory żałowałam, że go posłuchałam. Całymi dniami po tym zdarzeniu myślałam
o tym, żeby zadzwonić na policję, ale potem patrzyłam na Josha i po prostu nie mogłam mu
tego zrobić.
– Zakładam, że ponieważ mówisz mi o tym teraz, w końcu postanowiłaś to zgłosić.
Kiwa głową.
– Tak, z dużym opóźnieniem, ale zamierzam zrobić to, co powinnam była dawno temu.
Ten człowiek miał tylko dwadzieścia cztery lata. Miał się żenić. Jego biedna narzeczona… –
Zalewa się łzami, ale trudno mi jej współczuć.
Wciąż jest tak wiele elementów tej układanki, które nie pasują.
– Nie jestem pewna, jaki związek mają Josh i Ethan z tą opowieścią? – mówię.
Roberta ociera łzy.
– Po tym wszystkim sytuacja w domu była bardzo napięta. Wciąż dyskutowałam o tym
z Adrianem i próbowałam go przekonać, żeby zmienił zdanie i poszedł na policję, zwłaszcza
gdy przeczytałam artykuł w gazecie o tym wypadku. – Kręci głową. – Ale on nie chciał mnie
słuchać i bardzo głośno, wręcz agresywnie, protestował, zapominając o tym, że sypialnia
Josha sąsiaduje z naszą. Josh nigdy nam o tym nie wspomniał, ale musiał nas podsłuchać
i powiedział o wszystkim Ethanowi. Wiesz, jacy byli sobie bliscy. I właśnie o tym
rozmawiali, gdy się kłócili. „Wiesz, co oni zrobili”. Mogę tylko przypuszczać, że Ethan
groził, że powie tobie i Jake’owi, a Josh próbował go przekonać, żeby tego nie robił. Nie
wiem, w jaki sposób… – Patrzy na mnie ze smutkiem w oczach. – Ethan zawsze był dobrym
chłopcem. Po prostu chciał postąpić słusznie, więc nie mogę go za to winić.
– A więc jak sądzisz, dlaczego Josh u nas nocował? – pytam. – Jeśli pokłócili się o coś tak
okropnego, dlaczego Josh chciałby przebywać w towarzystwie Ethana? – Już znam
odpowiedź, ale chcę usłyszeć, jak Roberta mówi, że być może jej syn chciał skrzywdzić
mojego.
– Tak trudno mi to wszystko pojąć, ale być może Josh chciał się upewnić, że Ethan nie
powtórzy niczego tobie i Jake’owi.
– Innymi słowy, groził mu.
Roberta kiwa głową.
– Tak mi przykro, Zoe. Josh mnie okłamał i powiedział, że nocuje u innego kolegi,
Harry’ego. Nie miałam pojęcia, że był u was w domu, dopóki policja nie zapukała do moich
drzwi tamtego ranka.
Czuję, jakby głowa miała mi zaraz eksplodować.
– Więc dlaczego chłopcy poszli nad rzekę?
Josh chciał śmierci Ethana. Musi o to chodzić. Czuję, jakby ktoś rozrywał mi serce na
strzępy.
– Nie mam pojęcia, dlaczego tam poszli – mówi Roberta. – I nie wiem, jak obaj skończyli
w rzece. Ale przysięgam ci, Zoe, powiedziałam ci już wszystko, co wiem. To wszystko
prawda.
Wierzę jej, mimo że tyle razy wcześniej mnie okłamała. Wygląda na to, że nic nie wie
o Daisy Carter.
– Więc to nie ty wysyłałaś te wiadomości? I naprawdę nie wiesz, gdzie jest Harley?
– Nie! – zapewnia i milknie na chwilę. – Dlaczego myślisz, że zniknięcie Harleya ma coś
wspólnego z wypadkiem chłopców?
Przytaczam jej treść ostatniego esemesa.
Dwóch załatwionych, nie zostało żadnego.

Wygląda na przerażoną.
– Ale to by oznaczało, że ten, kto wysyła te wiadomości, uważa, iż Ethan zrobił coś, co
zasługuje na odwet?
Mówię jej, że dokładnie do takiego wniosku doszłam.
– A jeśli Ethan zrobił coś Joshowi, może go szantażował albo groził, że powie policji
o waszym kłamstwie, to jedyne osoby, które mogłyby mi przysyłać te wiadomości, to ty albo
Adrian. Skoro więc to nie jesteś ty…
Roberta wlepia we mnie wzrok.
– Adrian ma wiele na sumieniu, Zoe, ale naprawdę nie sądzę, żeby to był on.
– Naprawdę? Jak możesz być pewna? Już kogoś zabił i ukrywał to przed policją.
Powiedziałabym, że to czyni go zdolnym do wszystkiego. – Nie wspominając o grożeniu
czternastoletniej dziewczynce.
– Masz rację – przyznaje Roberta – ale ja nigdy mu nie powiedziałam o tym, że
podsłuchałam rozmowę chłopców. Nie mogłam pozwolić, by Adrian się dowiedział, że Josh
o nas wie. Chciałam trzymać syna z dala od naszych problemów. Adrian za bardzo mnie
przerażał, żebym mówiła mu wszystko.
A więc raz jeszcze się myliłam.
– Czy masz przypadkiem komórkę Josha? – pytam. Gdybyśmy mogli do niej zajrzeć, to
mogłoby potwierdzić słowa Roberty albo doprowadzić nas do czegoś innego.
Ale ona kręci przecząco głową.
– Nie. Ten mężczyzna, Tim, też mnie o to pytał i powiedziałam mu, że nigdy nie została
wyłowiona z rzeki.
A więc to by było na tyle.
Przez moment rozważam, czy nie powiedzieć Robercie, co Josh zrobił Daisy Carter, tak
jak planowałam, ale gryzę się w język. I tak już ma wystarczająco dużo na głowie, więc
poczekam na lepszą okazję, jeśli taka kiedykolwiek się nadarzy. Już chcę jej powiedzieć, że
powinnyśmy przekonać policję, by przesłuchała Adriana, gdy dostaję esemesa.
Musimy się spotkać. Przyjdź pod ten adres: Norton Avenue 86, Kingston.
Żadnej policji.
56

Zoe

Drżę, stając przed tym nieznanym domem, chociaż późne popołudnie jest parne. Przez całą
drogę do Kingston zadaję sobie pytanie, czy to z Adrianem zaraz się zobaczę, jeśli jakimś
cudem wynajął sobie dodatkowe lokum. Spoglądam w okna i zastanawiam się, czy Harley
tam jest. Czy dostał coś do jedzenia? Czy chce mu się pić? Czy jest przerażony? Mam
nadzieję, że wie, iż go szukam. I że zaryzykowałam przyjście tutaj w nadziei, iż przekonam
Adriana, by nie robił mu krzywdy. Jeśli nie jest za późno.
Dwóch załatwionych, nie zostało żadnego.

Te słowa wirują w mojej głowie, jakby miały zaraz zmiażdżyć mi czaszkę. Nie może być
za późno. Nie mogę stracić drugiego syna.
Mały ogródek z frontu jest zarośnięty, a drzwi wyglądają licho, jakby można je było
wyważyć jednym kopniakiem. Podchodzę do nich i pukam głośno. Wstrzymuję oddech
i czekam.
Gdy się otwierają, gapię się na stojącą w nich osobę, przekonana, że się pomyliłam.
Kobieta jest niemal zgięta wpół, wspiera się na balkoniku, a skórę ma pomarszczoną
i ogorzałą od słońca. Krzywi się i łapie za plecy. Wyraźnie cierpi. Chociaż w pierwszej
chwili założyłam, że to staruszka w podeszłym wieku, dostrzegam, że ma najwyżej
sześćdziesiąt parę lat.
– Bardzo przepraszam, chyba pomyliłam adresy. – Ten ktoś znowu ze mnie zadrwił.
Czuję, jak kipi we mnie gniew.
– Nie, Zoe, nie pomyliłaś. Wejdź.
Jestem tak zszokowana, gdy kobieta wypowiada moje imię, że długo nie mogę ruszyć się
z miejsca. Ona raz jeszcze zaprasza mnie gestem, żebym weszła. Co tu się dzieje, do
cholery? Przecież ona nie mogła porwać Harleya. To niemożliwe.
Ani drgnę.
– Czy to pani wysyłała mi te wiadomości? Nie rozumiem.
Kobieta uśmiecha się blado.
– Nie, moja droga, to nie ja. Wysłałam ci tylko tę ostatnią, prosząc, żebyś tutaj przyszła,
ale myślę, że wiem, kto może być w to wszystko uwikłany.
Zdezorientowana patrzę nad jej ramieniem na ściany przedpokoju. Nigdzie nie widzę
osobistych zdjęć, tylko same kwiaty i krajobrazy. Nic nie świadczy o tym, kim jest ta
kobieta. Nic nie rzuca światła na całą sytuację.
– Kto? Proszę mi powiedzieć. I kim pani jest?
– Wejdź – ponagla mnie. – Muszę ci coś pokazać, a potem musimy gdzieś pojechać, ale
będę potrzebowała pomocy, żeby się tam dostać. Widzisz, często brakuje mi tchu i czasami
nie mogę mówić. Mam stwardnienie rozsiane, moja droga, co oznacza, że nie mogę
prowadzić.
Czuję, że powinnam zachować ostrożność. Mam wejść do domu obcej osoby, a to, jak
bezbronnie wygląda, nie ma żadnego znaczenia. A jednak nie mogę się wahać. Ze względu
na dobro Harleya i Ethana pokonuję strach i wchodzę do środka.
– Jest coś, co musisz zobaczyć – mówi, wręczając mi jakąś kartkę. – A potem opowiem ci
wszystko, gdy już ruszymy w drogę.
Dopiero po chwili dociera do mnie, co mi właśnie podała: arkusz formatu A4, odwrócony
pustą stroną do góry. Obracam go i nogi niemal się pode mną uginają. To wydruk fotografii.
Fotografii, na której widzę twarz mojego syna.
57

Nie mam wyrzutów sumienia z powodu tego, co robię. On namieszał mi w głowie, wkręcił
śrubę głęboko w moją czaszkę i już nie jestem tą samą osobą. Musi zapłacić za to, co mi
zrobił, musi zrozumieć, że to niedopuszczalne: traktować ludzi w taki sposób.
Obserwuję go teraz. W końcu zasnął i mogę trochę odpocząć od jego pytań
i rozpaczliwych błagań. Już wkrótce wszystkiego się dowie. Ale na razie potrzebuję ciszy,
żeby odzyskać jasność umysłu. Nie mogę sobie pozwolić na żaden błąd.
Wciąż wygląda pięknie, pomimo strachu, jaki musi odczuwać.
Gdy się budzi, dopijam właśnie herbatę. Otwiera oczy i patrzy na mnie, jakby nie
pamiętał, gdzie jest, ale już po chwili przerażenie znowu maluje się na jego twarzy.
Dobrze. Chcę, żeby cierpiał.
– Dlaczego mi to robisz? – pyta ochrypłym głosem, a ja rozkoszuję się tym, z jakim trudem
wymawia słowa.
– Serio? Naprawdę nie wiesz? Nie masz bladego pojęcia? Przecież taki z ciebie
inteligentny chłopak.
– To dlatego, że skończyłem nasz… To, co nas łączyło? Niemożliwe, żeby aż tak ci odbiło.
Śmieję się.
– Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy jesteśmy skomplikowani, prawda? Każdy ma
swoje małe wady.
On próbuje się podnieść do pozycji siedzącej, ale wciąż jest otumaniony narkotykiem
i brak mu koordynacji.
– Małe wady? Ja bym to nazwał psychozą!
– Obrażanie mnie nie wyjdzie ci na dobre, Harley. – Zdumiewa mnie to, jak bardzo się
zmienił, jaki stał się pewny siebie. Niestety to w żaden sposób nie umniejsza mojego pociągu
do niego. Chyba nic nigdy tego nie zrobi.
– Bycie wobec ciebie miłym też nie, jestem tego pewien – prycha. – Już wiem, co
zamierzasz mi zrobić. Chcę po prostu wiedzieć dlaczego.
Uśmiecham się.
– Oczywiście… nie masz pełnego obrazu sytuacji, prawda? Myślisz, że robię to tylko
dlatego, że nie udało mi się o tobie zapomnieć przez trzy lata. Gdyby to tylko było takie
proste.
– Cóż, taka jest prawda, czyż nie?
Znowu się uśmiecham.
– To tylko mała, malutka część prawdy. Powodów jest znacznie więcej. Życie nigdy nie
jest czarno-białe, prawda? – Rozkoszuję się tym, że mieszam mu w głowie.
– Tak, prawda. – Odwraca twarz do ściany.
– Ciekawe, czy wciąż udałoby mi się ciebie podniecić, Harley. Przekonamy się? –
Podchodzę do łóżka i wsuwam dłoń pod prześcieradło, którym jest przykryty, ale nie reaguje.
Może przeżył zbyt duży szok. Nieważne. Tak jest pewnie lepiej. A jednak czuję
rozczarowanie. Miło byłoby wiedzieć, że wciąż mam nad nim jakąś władzę, nawet po takim
czasie. Spróbuję raz jeszcze później, gdy działanie narkotyku trochę osłabnie.
– A więc co zamierzasz zrobić? Zabijesz mnie? Bo mnie to już nie obchodzi. Po prostu to
zrób. Uwierz mi, nie ma nic gorszego niż myśl, że się z tobą przespałem.
Jego okrutne słowa ranią mnie, ale nie reaguję.
Widzę, że to wpędza go we frustrację.
– Zdajesz sobie sprawę, że tylko krzywdzisz moją mamę, prawda? Wszystkie te
wiadomości… Wiedziałem, że to twoja sprawka. Wiedziałem od początku. Nie mogły
pochodzić od nikogo innego. Próbowałem cię znaleźć. Poszedłem do ciebie do domu, ale
twoja mama powiedziała, że już tam nie mieszkasz. Nie miałem sposobu, żeby cię znaleźć.
– Cóż, na szczęście dla ciebie ten problem sam się rozwiązał. Kyle Andrews. Naprawdę
sądziłeś, że to z nim się spotykasz? Myślałeś, że co od niego usłyszysz, skoro od początku
wiedziałeś, że to ja?
Wzrusza ramionami.
– Nie wiem. Ale musiałem się przekonać. Musiałem się upewnić, że nikt więcej o nas nie
wie. Jakaś część mnie myślała, że to ty pojawisz się w tym barze, ale nikt nie przyszedł.
Dlaczego tam cię nie było? Dlaczego natknąłem się na ciebie dopiero później?
– Telewizja przemysłowa, Harley. Musiałeś się znaleźć z dala od kamer, żeby można cię
było oszołomić narkotykiem i tutaj ściągnąć. I najwyraźniej mój plan się powiódł, bo minęły
dwa dni i nikt cię nie znalazł. Nigdy cię nie znajdą.
Harley szerzej otwiera oczy.
– A Alissa? Gdzie ona jest?
– Naprawdę jeszcze tego nie zrozumiałeś? Może jednak nie jesteś taki bystry. Alissa
znajduje się w tym pokoju. – Macham do niego.
– Ty?
– Każdy e-mail, każdy esemes – wszystkie były ode mnie. To we mnie się zakochałeś. Cóż,
we mnie i w kilku zdjęciach znalezionych w internecie. Jak się z tym czujesz?
Ignoruje mnie, ale widzę, że jest w szoku.
– To naprawdę chore – mruczy, a po kilku chwilach dodaje: – Cały ten ból, który
sprawiasz mojej mamie… Ona nic ci nie zrobiła. Nawet jej nie znasz. To dobra osoba i nie
zasługuje na to wszystko.
– Tak, zgadzam się, to dość niefortunne. Ale nie ma na to rady. Może gdyby wychowała
cię w inny sposób, nie stałbyś się takim złym człowiekiem. Nie raniłbyś ludzi w taki sposób.
– Naprawdę musisz się w końcu pogodzić z naszym rozstaniem – drwi ze mnie. A przecież
z pewnością wie, że mam nad nim przewagę? – Posłuchaj, miałem tylko szesnaście lat,
byłem dzieckiem. Proszę, pomyśl o mojej matce. Już straciła jednego syna. Pomyśl, co jej
w ten sposób zrobisz. Co, gdyby to była twoja mama?
– Cóż, to zabawne, że wspomniałeś o bracie.
Harley marszczy brwi.
– O czym ty mówisz?
– Taka szkoda, że mu się to stało, prawda? Okropny wypadek. – Robię minę pełną
współczucia.
– Owszem, to był wypadek, więc nie rozumiem, dlaczego próbujesz przekonać mamę, że
było inaczej. To naprawdę podłe z twojej strony.
Zrobił się zbyt pewny siebie. Ale to tylko ułatwia sprawę.
– Wypadek. Jesteś tego pewien, Harley?
– Tak, to był wypadek – powtarza i próbuje znowu się poruszyć.
Milczę przez chwilę, zanim znowu się odezwę. Oto nadeszła moja wielka chwila.
– Nie byliście tam sami, Harley. Nad rzeką tamtej nocy. Mieliście świadka.
Jego twarz blednie.
– Nie. Kłamiesz.
Wstaję i zaczynam się przechadzać po pokoju jak po sali sądowej. Nie mam wątpliwości,
że wygram tę sprawę.
– Szpiegowanie cię i wystawanie pod twoim domem się opłaciło. Twój brat i jego
przyjaciel wyszli z domu, a chwilę później ty ruszyłeś za nimi. Zachowywałeś dystans, żeby
cię nie zauważyli. To wszystko było trochę dziwne i intrygujące. Bardzo mnie zaciekawiło, co
wyprawiacie.
Szczęka mu opada, ale nic nie mówi.
– Gdy dotarliśmy nad rzekę, tamci dwaj zaczęli się kłócić. Właściwie kłótnia to
niedopowiedzenie, to była regularna awantura. Nie udało mi się dosłyszeć wszystkiego, ale
szybko stało się jasne, o co walczą, i nagle cała sytuacja nabrała sensu. Nasze rozstanie,
wszystko.
Czekam, aż coś powie, ale dalej milczy. Rozkoszuję się tym, że wygląda, jakby miał zaraz
zwymiotować, ale nie będzie miał czym, bo nie dostawał właściwie nic do jedzenia.
– Josh dokuczał Ethanowi, nabijał się z tego, z jakiego rodzaju osobami lubi sypiać jego
brat, i groził, że powie o nas waszym rodzicom i wszystkim w szkole. Że pokaże zdjęcie, które
nam zrobił, gdy byliśmy nad rzeką parę tygodni wcześniej. Widział nas tam, prawda?
I właśnie dlatego spanikowałeś. Mogę tylko zakładać, że dlatego ze mną zerwałeś.
Znowu spotykam się z milczeniem.
– Ten chłopak, Josh, był naprawdę wściekły na Ethana, prawda? – ciągnę. – O rany, on
go naprawdę nienawidził. Wspomniał coś o dziewczynie, Daisy Carter, ale nie udało mi się
dosłyszeć, o co chodziło.
Harley jęczy. Być może próbuje coś powiedzieć, ale niewyraźnie.
– Wrzeszczeli na siebie, a potem nagle ty wypadłeś ze swojej kryjówki i popchnąłeś Josha,
prawda? Nie próbował zrobić krzywdy twojemu bratu, a jednak ty go zaatakowałeś. A potem
wszystko stało się jakby w zwolnionym tempie: potknął się i zaczął tracić równowagę. Ethan
złapał go i próbował mu pomóc, ale było już za późno, prawda, Harley? Obaj wpadli do
wody. Plusk! Nigdy nie zapomnę tego dźwięku. Nie rozumiem tylko, dlaczego po prostu
stałeś tam tak długo – sekundy? minuty? – zanim wreszcie wskoczyłeś za nimi i próbowałeś
im pomóc. A przynajmniej bratu. Mogłeś ocalić ich obu, gdybyś działał szybciej. Bardzo
mnie ciekawi, co wtedy sobie myślałeś. W gazetach pisali później, że chociaż Josh nie umiał
pływać, to jednak Ethan potrafił, więc naprawdę powinien być w stanie się uratować. –
Uśmiecham się do niego i pokazuję mu, że znam go na wylot. – Tylko ty wiesz, co się tam
wydarzyło. Z mojej kryjówki niewiele było widać. A potem wypłynąłeś na brzeg. Sam. Twój
widok przyprawił mnie o mdłości. Zbudowanie naszego związku zajęło mi tyle czasu
i energii, a ty okazałeś się mordercą.
– Nie jestem mordercą! – krzyczy Harley. – To był wypadek!
– Naprawdę? W takim razie może mi wszystko opowiesz, sprawisz, że zmienię zdanie na
twój temat? Bo naprawdę nie chcę wierzyć, że jesteś aż tak ohydnym człowiekiem.
Trochę to trwa, ale Harley w końcu zaczyna mówić.
– Byłem skołowany. Nie chciałem, żeby ktokolwiek się o nas dowiedział. Myśl o tym
przyprawiała mnie o mdłości.
Puszczam to mimo uszu. Przynajmniej się przede mną otwiera.
– A kiedy Josh pokazał mi zdjęcie, które zrobił nam nad rzeką, wiedziałem, że to tylko
kwestia czasu, nim wszystko wyjdzie na jaw. Po prostu nie mogłem tego znieść. Potem Ethan
zapytał mnie o to i nie mogłem zaprzeczyć, prawda? Zdjęcie wyraźnie pokazywało nas oraz
to, co robiliśmy. Powiedział, że to obrzydliwe i że tacie byłoby za mnie wstyd. – Płacze teraz,
ledwie jest w stanie wydusić z siebie słowa. – A potem wygarnął mi, że zniszczyłem jego
przyjaźń z Joshem. Mówił, że nigdy wcześniej się nie sprzeczali, ale teraz kłócą się cały czas,
bo Josh chciał powiedzieć wszystkim, a Ethan nie miał wyboru, musiał bronić brata,
niezależnie od tego, co o mnie myślał.
– Jak szlachetnie z jego strony – mówię. – Był naprawdę święty.
– Ja… nie mogłem pozwolić, żeby tata się dowiedział, co zrobiłem. Zawsze próbowałem
go zadowolić i sprawić, żeby był ze mnie dumny, chociaż nigdy mi tego nie powiedział. A to
by zniszczyło wszystko.
– Cóż, to bardzo smutne, owszem, ale nie sądzisz, że ludzie powinni płacić za swoje
grzechy?
– Więc zasługuję na śmierć? Czy to nie hipokryzja z twojej strony? Kto każe ci zapłacić za
zabicie mnie?
– To nie działa w ten sposób, Harley. Zresztą kto powiedział, że zamierzam cię zabić? Ja
chcę tylko, żebyś cierpiał. Chcę, żeby twoje życie się skończyło, tak jak moje.
– Dlaczego robisz to dopiero teraz, po tylu latach?
– Odpowiem na to, ale najpierw ty odpowiesz na jedno z moich pytań. Dlaczego poszedłeś
za Ethanem i Joshem nad rzekę tamtej nocy? Co oni tam robili? Nigdy nie udało mi się tego
zrozumieć.
Nie spodziewam się, że zaspokoi moją ciekawość i odpowie, a jednak to robi.
– Byłem podminowany, od kiedy nas nakryli, i musiałem zachować czujność, pilnować, co
robią. Nie wiedziałem, czy Josh w końcu nie przekona Ethana, żeby o wszystkim
opowiedzieć, więc chciałem trzymać rękę na pulsie. Myślę, że oni chyba po prostu lubili
spędzać czas w tamtym miejscu, a poszli tam, żeby móc swobodnie wszystko przedyskutować,
z dala od naszych rodziców.
– Hmm. To mimo wszystko dziwny wybór miejsca na rozmowę w środku nocy. – Harley
nie ma pojęcia, co sugeruję, chociaż to takie oczywiste. – To nad rzeką Josh nas zobaczył,
prawda? Chciał jeszcze bardziej dokuczyć Ethanowi. Porozmawiać o brudnym sekrecie jego
brata tam, gdzie to się stało. – Uśmiecham się do niego. – A może Josh chciał tam zwabić
Ethana. Może planował, że coś mu zrobi.
Harley kręci głową.
– Że niby chciał mu zrobić krzywdę? Nie. Nie ma mowy. Byli przyjaciółmi. Josh nie był
taki jak ty. Nie był chory i pokręcony.
Znowu ignoruję jego obelgi.
– A jednak jego działania świadczą o czymś innym, czyż nie? I nigdy nie dowiemy się całej
prawdy.
– Po prostu próbujesz namieszać mi w głowie. Nie zamierzam cię słuchać. I odpowiedz na
moje pytanie. Dlaczego dopiero teraz wywlekasz to wszystko?
Podejrzewam, że to chwila dobra jak każda inna, by wszystko mu wyjaśnić.
– Pomimo licznych starań nie udało mi się ułożyć sobie życia z nikim innym, chociaż
nienawiść do ciebie powinna mi to ułatwić. Było wielu mężczyzn, oczywiście. Prawdziwych
mężczyzn, nie małych chłopców jak ty, ale takich mężczyzn, którzy wiedzieli, co to znaczy być
w związku. Niestety, po prostu nie byli dla mnie. A teraz jestem tutaj, nie mam nikogo,
żadnego życia poza pracą, więc dlaczego ty miałbyś beztrosko zacząć studia medyczne?
– Beztrosko? Czy tobie już zupełnie odbiło? Straciłem brata i to była moja wina. To jest
coś, z czym będę musiał żyć do końca.
– To nie wystarczy. Zdecydowane nie wystarczy.
– A co, do cholery, wystarczy?
– Chcę zobaczyć, jak twoja rodzina rozpada się przez twoje działania. Jak cały twój świat
leży w gruzach, kawałek po kawałku. Naprawdę mi się wydawało, że twoja mama rozwiąże
tę zagadkę. Myślę o tym, żeby jej pomóc, ale wiesz co? Właściwie będzie znacznie lepiej,
jeśli to ty jej o tym powiesz.
Harley marszczy brwi, jakby próbował to wszystko pojąć. Wiem, nad czym się zastanawia.
– Pewnie sobie myślisz, że jeden mój telefon na policję załatwiłby wtedy wszystko. Ale nie
dało się tak tego rozegrać. Oni zaczęliby mi zadawać wszystkie te pytania. Chcieliby się
dowiedzieć, co nas łączyło, skąd wiem o tym, co zrobiłeś. Zaczęliby wtrącać nos w moje
sprawy.
Harley gapi się na mnie przerażony.
– Proszę, nie musisz w to wciągać mojej mamy.
– Za późno. Już została w to wciągnięta. A ty będziesz musiał jej opowiedzieć, co zrobiłeś.
Ja sobie na to popatrzę i sprawiedliwości stanie się zadość. To na początek, oczywiście.
Potem sprawą zajmie się policja i miejmy nadzieję, że trafisz do więzienia. A nawet jeśli
ujdzie ci to na sucho, twoje życie tak naprawdę się skończy. Zapomnij o studiach
medycznych, a…
Za moimi plecami rozlega się huk otwieranych drzwi do sypialni. Odwracam się i widzę
moją matkę, przytrzymującą się ramienia Zoe Monaghan.
– Scott! – krzyczy histerycznym głosem, obejmując wzrokiem całą scenę. – Co ty
wyprawiasz?
58

Zoe

Diana Holbrook wrzeszczy na swojego syna, ale ja nie potrafię oderwać wzroku od Harleya.
Leży płasko na plecach i nie porusza się, chociaż nie jest niczym związany. Mój synek.
Biegnę do niego, podrywam go z łóżka i biorę w ramiona, ale przelewa mi się przez ręce.
– Mamo, muszę się stąd wydostać – mówi cichym głosem.
Zapewniam go, że zaraz go stąd zabiorę, a potem wrzeszczę na Scotta:
– Co zrobiłeś mojemu synowi?!
Musi być zszokowany naszym wtargnięciem tutaj, ale dobrze to ukrywa.
– Powinnaś raczej zapytać, co on takiego zrobił. Twojemu drugiemu synowi, Ethanowi. –
Uśmiecha się drwiąco i w tym momencie przypomina mi męża Roberty. Kolejny podły
człowiek.
– O czym ty mówisz?
Diana powoli sunie w stronę Scotta. Wyraźnie cierpi, ale poświęciła się dla mnie. Jest mi
jej żal. Musi sobie radzić nie tylko z chorobą, lecz także z faktem, że jej syn jest potworem.
Ja również mam wiele do przetrawienia. Gdy zobaczyłam Harleya na zdjęciu, całującego się
z tym mężczyzną, przeżyłam szok. Ale Diana ma gorzej, bo Harley był tylko ofiarą tego
wszystkiego, a żerował na nim znacznie starszy mężczyzna. Myśl o tym rozdziera mi serce.
Nie miałam pojęcia, przez co przechodził.
– Myślę, że to Harley powinien ci powiedzieć, nie sądzisz? – mówi Scott, wskazując na
łóżko. – Musi cię wtajemniczyć w wiele spraw.
Patrzę na tego mężczyznę i jest mi fizycznie niedobrze. Wyglądałby nawet całkiem miło,
gdyby nie miał na twarzy tego paskudnego uśmieszku, ale najbardziej niepokoi mnie jego
wiek. Diana powiedziała mi, że ma trzydzieści osiem lat, jest niemal w tym samym wieku,
co Jake, równie dobrze mógłby być ojcem Harleya. A na zdjęciu, które pokazała mi Diana,
Harley wyglądał na szesnaście lat. Był jeszcze dzieckiem. Dzieckiem, które sądziło, że ma
umysł dorosłej osoby.
Ten odrażający mężczyzna wykorzystał mojego syna, manipulował nim.
– Scott, musisz z tym skończyć w tej chwili – oznajmia Diana. – Zadzwoniłyśmy na
policję, są już w drodze. Co zrobiłeś temu młodemu człowiekowi? Dlaczego nie może się
ruszać?
– Działanie narkotyku wkrótce osłabnie. Czy żadna z was nie rozumie, że nie o to tutaj
chodzi? Nie dostrzegacie tego, co najważniejsze.
– Nie obchodzi mnie to – obrusza się Diana. – Co się z tobą stało? On był tylko chłopcem,
Scott. To zdjęcie… to jest… okropne.
Scott ignoruje ją, nie spuszczając wzroku z Harleya.
– Jak mnie tu znalazłaś?
– Zachowywałeś się dziwnie od wieków. Cały czas gdzieś znikałeś. Więc przeszukałam
twój pokój i znalazłam umowę najmu na to mieszkanie. Ale wciąż mieszkałeś w domu, więc
to nie miało sensu. Potem zajrzałam do twojego komputera i znalazłam to zdjęcie. Nie
wiedziałam, kto to, dopóki pewien miły detektyw nie przyszedł mnie odwiedzić w sprawie
zaginionego młodego człowieka. Pokazał mi jego zdjęcie i rozpoznałam chłopca z twojej
fotografii.
Po raz pierwszy, od kiedy tu wtargnęłyśmy, Scottowi rzednie mina.
– Nie sądziłeś, że jestem w stanie sama wejść po schodach na górę, prawda? – ciągnie
Diana. – Nie mówiąc już o tym, że wiem, jak korzystać z komputera. Dla ciebie jestem po
prostu bezużytecznym ciężarem, prawda, Scott?
– Owszem, do cholery, jesteś! – wrzeszczy jej syn. – Nigdy nie miałem szansy na
normalne życie. Musiałem się tobą zajmować. Dodawać ci otuchy po odejściu ojca. Byłem
za stary, żeby wciąż mieszkać z matką!
Diana się krzywi.
– Nie musiałeś ze mną mieszkać, Scott. Zawsze ci to mówiłam. Chciałam tylko, żebyś
spotkał miłego młodego mężczyznę i się ustatkował. Mężczyznę, nie chłopca.
– On miał szesnaście lat.
– Wciąż chodził do szkoły! – krzyczę. – Ty byłeś dorosły. Powinieneś być
odpowiedzialny.
Scott podchodzi do łóżka i przez jedną okropną chwilę myślę, że uderzy Harleya, ale on
tylko przy nim kuca.
– Powiedz im, Harley. Powiedz im, że chciałeś robić ze mną to wszystko, co robiliśmy. Że
nigdy cię do niczego nie zmuszałem, że chciałeś być ze mną.
Mocno ściskam dłoń syna, żeby okazać mu wsparcie, niezależnie od tego, jaka jest
prawda.
– Nie chciałem – protestuje Harley. – On dał mi alkohol. Nie wiedziałem, co robię. Byłem
tylko dzieckiem, mamo! – Jego głos drży.
Zaciskam dłoń w pięść i wymierzam Scottowi Holbrookowi cios prosto w twarz. Upada
do tyłu. Zerkam szybko na Dianę, ale ona tylko kiwa głową z aprobatą.
– Jesteś kłamcą – woła Scott, podnosząc się z podłogi. – Powiedz prawdę, Harley. Całą
prawdę. Bo gdy tylko dotrze tu policja, ja to zrobię.
– Nie wiem, o czym on mówi, mamo – szepcze Harley.
– Nie przejmuj się tym teraz – uspokajam go. – Po prostu musimy cię stąd zabrać.
W chwili gdy to mówię, rozlega się dudnienie kroków na schodach i dwóch policjantów
staje w progu sypialni. Natychmiast rzucają się na Scotta.
Nie docierają do mnie ich słowa, bo Harley płacze głośno, a jego łzy moczą mi koszulkę.
Jeden z policjantów wywleka Scotta na zewnątrz, tymczasem drugi zapewnia nas, że karetka
będzie tu lada chwila.
Diana powoli podchodzi do łóżka i siada na jego krańcu. Płacze, próbując wydusić
z siebie słowa.
– Tak mi przykro z powodu tego, co się stało. Tak mi przykro, że wciągnął w to twojego
drugiego syna. Ewidentnie znęcał się nad wami wszystkimi, żeby zemścić się na Harleyu.
Nie mogę uwierzyć, że to zrobił.
– To nie twoja wina – zapewniam ją, ostrożnie kładąc dłoń na jej ramieniu. – I dziękuję,
że mnie tu sprowadziłaś, zanim zadzwoniłaś na policję. Nie musiałaś tego robić i naprawdę
to doceniam.
– Też jestem matką – mówi. – Chciałabym dostać taką samą szansę.
– Wychowujemy nasze dzieci najlepiej, jak potrafimy, prawda? A potem są zdane na
siebie i podejmują własne decyzje, dobre czy złe. Nie jesteś odpowiedzialna za to, co zrobił
twój syn. Proszę, wiedz o tym.
– Dziękuję – mówi i znowu wybucha płaczem.
59

Jake

Siedzi naprzeciwko Leanne, wlepiając wzrok w swój gin z tonikiem.


– Przepraszam – mówi. – Nie powinienem był nigdy w ciebie wątpić. Zawsze byłaś dla
mnie dobrą przyjaciółką i nie mogę uwierzyć, że zwróciłem się przeciwko tobie.
– Rozumiem. – Leanne kiwa głową, unosząc kieliszek z winem do umalowanych szminką
ust. Jest ładna, myśli sobie Jake, z wiekiem tylko wypiękniała. To budzi w nim smutek.
Nigdy nie sądził, że będzie myślał w ten sposób o jakiejkolwiek innej kobiecie.
Zoe. Serce wciąż mu się do niej wyrywa, chociaż wie, że wszystko między nimi
skończone, i to przez niego. Przynajmniej zaczęli ze sobą rozmawiać, chociaż zajęło to kilka
tygodni.
– Co słychać u Zoe? – pyta Leanne, jakby czytała mu w myślach. Zoe wciąż nie chce mieć
z nią nic wspólnego, nawet po tym, jak się dowiedziała, że ostatecznie to dzięki Leanne
udało się nam odnaleźć Harleya.
– Nie rozmawiamy za wiele, ale myślę, że całkiem dobrze. Jest po prostu szczęśliwa, że
odzyskała Harleya i wszystko się wyjaśniło, a śmierć Ethana to naprawdę był wypadek.
– Więc to ten Scott był za wszystko odpowiedzialny? Chciał jej namieszać w głowie, żeby
zemścić się na Harleyu?
Jake bierze łyk swojego drinka.
– Na to wygląda. Co za chory drań. Gdybym mógł go odnaleźć…
Leanne ujmuje jego dłoń.
– Nie mogę uwierzyć, że nie wylądował za kratkami.
Jake kręci głową.
– Koniec końców, Harley nie chciał wnieść oskarżenia. Powiedział, że nie zniósłby
rozprawy sądowej. A zresztą i tak nie wiadomo, czy Scott rzeczywiście zostałby pociągnięty
do odpowiedzialności sądowej. To wydarzyło się trzy lata temu i nie ma żadnych dowodów,
więc wątpię, czy sprawa trafiłaby do sądu. Jeśli już, to wmanipulował w to wszystko mojego
syna, przekonał go, że sam chciał robić to, co robili.
– Wierzę w to – mówi Leanne. – Ale tak trudno mi znieść myśl, że Harley mi o nim
opowiadał.
Jake bierze kolejny, znacznie głębszy łyk. Chciałby odciąć się od słów Leanne, ale
jednocześnie musi je usłyszeć.
– Myślisz, że wiedział dokładnie, co wtedy robił? W wieku szesnastu lat?
Leanne zastanawia się nad tym przez chwilę.
– To takie skomplikowane, Jake. Nie sądzę, by Harley kiedykolwiek uważał, że jest
gejem, ale może naprawdę zadurzył się w Scotcie.
– Tylko dlatego, że Scott od samego początku udawał, że jest kobietą.
– Być może. Ale potem Harley poznał go w rzeczywistości. I mimo wszystko z nim
sypiał.
Jake czuje, jak przenika go chłód. Ma ochotę na nią nakrzyczeć, żeby przestała. Nie
reagowałby tak, gdyby chodziło o chłopaka w wieku Harleya. Wie, że nie. Ale
trzydziestopięcioletni mężczyzna? Po prostu zbyt trudno mu to pojąć.
– Więc kiedy rozmawiał z tobą i wspomniał ci o tym mężczyźnie, którego poznał, co
dokładnie powiedział?
– Przede wszystkim nigdy nie wspominał nic o mężczyźnie. Powiedział mi, że to chłopak,
który chodził do innej szkoły. Wiesz, że natychmiast powiadomiłabym ciebie i Zoe, gdybym
poznała prawdę. Nie miałam pojęcia, że chodziło o dorosłego mężczyznę.
– Ale myślisz, że Harley go lubił? Że chciał robić z nim to, co robili?
– Muszę być z tobą szczera, Jake… Owszem, tak myślę. W każdym razie gdy opowiadał
mi o tym po raz pierwszy. Nie wiem, co się wydarzyło później, ale nie trwało to długo,
a potem, gdy się rozstali, on już nie chciał o tym rozmawiać. Nie wiem, po prostu miałam
wrażenie, że Harley się wstydzi. Że tego żałuje. No i miewał potem dziewczyny. – Leanne
ściska rękę Jake’a. Musi wiedzieć, jakie to dla niego trudne.
Jake kręci głową.
– Żałuję, że nie był w stanie ze mną o tym porozmawiać. Łamie mi to serce, że uważał, iż
będę się go wstydził tylko dlatego, że pociąga go inny mężczyzna.
– Miał szesnaście lat, Jake. Poza tym nigdy nie łączyła was tego rodzaju więź. – Leanne
posyła mu przepraszający uśmiech. – Wybacz mi, ale to prawda.
– No to Zoe. Powinien był porozmawiać z Zoe.
– I co powiedzieć? Hej, mamo, sypiam z trzydziestopięcioletnim mężczyzną, czy mogę
prosić o akceptację?
Jake uśmiecha się wbrew sobie.
– Cóż, skoro tak to ujmujesz.
Leanne odchyla się do tyłu i obserwuje młodą parę, która właśnie weszła do baru.
– Słuchaj, myślę, że powinieneś po prostu skupić się na przyszłości. Harley idzie na
medycynę, nie będzie więcej wiadomości od tamtego mężczyzny i cóż, wciąż masz mnie.
Jake unosi jej dłoń i całuje palce.
– I jestem za to wdzięczny. Dziękuję, że porozmawiałaś z Timem Ellroyem. Moglibyśmy
nie odzyskać Harleya, gdybyś nie powiedziała mu wszystkiego.
– Ale rozumiesz, dlaczego wcześniej nie powiedziałam nic tobie ani Zoe? Obiecałam
Harleyowi, że dotrzymam tajemnicy, i po prostu nie mogłam jej złamać, dopóki nie
uświadomiłam sobie, że to mogłoby pomóc w jego odnalezieniu.
– Rozumiem to. Cieszę się tylko, że Harley zwierzył ci się tyle lat temu, inaczej nigdy
byśmy go nie znaleźli. A kto wie, co ten psychopata by mu zrobił.
– Całe szczęście, że Harley raz wspomniał jego imię. Nie wiem nawet, czy zdawał sobie
z tego sprawę, że wymówił je na głos, ale ja je zapamiętałam i mogłam przekazać tę
informację Timowi.
Leanne patrzy na niego, a Jake wie, że jest coś, o co chce go zapytać.
– Czy kiedykolwiek powiedziałeś Zoe?
Wie, o czym mówi, nie musi mu tego wyjaśniać.
– Nie. Po prostu nie rozumiem, co dobrego by z tego przyszło.
– Ale to tylko kolejne kłamstwo, czyż nie, Jake? Myślałam, że chciałeś skończyć
z kłamstwami.
Chce, ale jak mógłby powiedzieć o tym Zoe, skoro to nawet gorsze niż fakt, że przespał
się z Leanne? Musi dalej żyć z poczuciem winy. Bo mógł powstrzymać chłopców przed
pójściem nad rzekę tamtej nocy. Obudziły go hałasy, był pewien, że słyszy odgłos
zamykanych drzwi frontowych, ale przekonał sam siebie, że to niemożliwe. Był zbyt
zmęczony, żeby podnieść się z łóżka czy choćby dłużej się nad tym zastanowić. Więc
przewrócił się tylko na drugi bok i znowu zasnął, tymczasem jego syn zmierzał właśnie na
spotkanie śmierci.
Kręci głową.
– Nie, nie mogę jej powiedzieć.
– Cóż, cieszę się, że byłeś w stanie podzielić się tym przynajmniej ze mną… – wzdycha
Leanne. – Nie wiedziałeś, co się dzieje. Gdybyś miał jakiekolwiek pojęcie, popędziłbyś na
dół.
Owszem, zrobiłby to. Ale ta świadomość niczego nie zmienia. Będzie musiał z tym żyć,
dopóki go to nie dobije.
Leanne taktownie zmienia temat i spędzają resztę wieczoru, rozmawiając o jej awansie
w pracy oraz o tym, ilu klientów zdobył Jake w ostatnich tygodniach.
Jego przyjaciółka ma rację: musi spróbować skupić się na przyszłości.
60

Roberta

Została zwolniona za kaucją, ale wciąż czuje radość, gdy lekkim krokiem przechadza się po
swoim nowym mieszkaniu, chłonąc czyste, minimalistyczne linie. To wynajęte lokum – nie
będzie mogła niczego kupić, dopóki z Adrianem nie sprzedadzą domu – ale przynajmniej ma
miejsce, które może nazwać swoim i jest ono znacznie przyjemniejsze niż pensjonat,
w którym się wcześniej zatrzymała. Poza tym Roberta nie wie, co przyniesie przyszłość,
więc nie ma sensu się spieszyć z zakupem nieruchomości.
Rozlega się dźwięk domofonu, a obraz z kamerki informuje ją, że przyszedł Lewis.
Roberta naciska guzik, żeby otworzyć drzwi na dole. Czuje się tu bezpieczna, chociaż i tak
wie, że Adrianowi nie pozwolono wyjść za kaucją i jest bardzo prawdopodobne, że spędzi
wiele lat w więzieniu. To sprawia jej radość pomimo faktu, że jej też mogą zostać
postawione zarzuty.
– Jak się masz? – pyta Lewis, a jego uśmiech ogrzewa jej serce. Jest wdzięczna, że po tym
wszystkim, co przeszedł z jej powodu, pozostał jej przyjacielem. Chociaż sama zawsze
będzie pragnąć czegoś więcej, rozumie, dlaczego on może jej zaoferować tylko emocjonalne
wsparcie, i pogodziła się z tym.
Spotykają się co najmniej raz w tygodniu i chociaż nie są w związku, spędzony z nim czas
pozwolił jej zrozumieć, jak okropne było jej małżeństwo, jak okropnie traktował ją Adrian,
nawet przez zabiciem rowerzysty i przed przyjściem na świat Josha. Myślała, że na początku
było między nimi dobrze, ale sama przyjaźń z Lewisem szybko udowodniła jej, że się
myliła.
Podczas gdy parzy kawę – nie może już znieść myśli o piciu wina – rozmawiają o tym, jak
im minął dzień. Poprzysięgli sobie, że nie będą poruszać tematu zarzutów, które być może
zostaną jej postawione. Unikanie tego tematu jest dla niej łatwe, gdy znajduje się
w obecności Lewisa.
Poza tym jej adwokat mówi, że istnieją okoliczności łagodzące, które będą musiały zostać
wzięte pod uwagę. Adrian przez lata znęcał się nad Robertą i nic dziwnego, że za bardzo się
bała, żeby mu się postawić i pójść na policję, gdy to się wydarzyło. A potem stracili Josha.
To wszystko daje jej nadzieję, że zachowa wolność, a przynajmniej dostanie krótszy wyrok.
Przede wszystkim cieszy się, że teraz, gdy wszystko wyszło na jaw, okazało się, że
najwyraźniej Josh nie wiedział o tym, co zrobili z Adrianem. Pociesza ją myśl, że jej syn
zmarł, nie mając pojęcia, jakim potworem był jego ojciec, i że nie popierał okropnej decyzji
Adriana, by milczeć w sprawie tego biednego rowerzysty.
Zoe pozostaje z nią w kontakcie i już ją tu odwiedziła. To kolejna rzecz, która pomaga
Robercie zachować optymizm. W końcu rodzi się między nimi przyjaźń i mogą pocieszać
się nawzajem.
– Dlaczego zawracasz sobie mną głowę? – wypala nagle Roberta do Lewisa, gdy popijają
kawę i oglądają telewizję.
– Skąd ci się to wzięło?
– Po prostu muszę wiedzieć. Po tym wszystkim, dlaczego wkładasz tyle wysiłku w naszą
przyjaźń?
Ujmuje jej dłoń.
– Bo jesteś jedną z najsilniejszych kobiet, jakie znam, Roberto. Wiem, że w to nie
wierzysz, ale tak jest. Popatrz na to, przez co przeszłaś, a jednak wciąż jesteś tutaj, walczysz
o swoje życie. Doceń trochę samą siebie.
Te słowa napełniają ją nadzieją, potwierdzają to, co sama zaczęła o sobie myśleć po tych
wszystkich latach bycia ofiarą.
Roberta pochyla się ku niemu i zwalcza ochotę, by go pocałować. W zamian ściska jego
dłoń w nadziei, że będzie wiedział, jaka jest szczęśliwa, że może liczyć na jego wsparcie.
Może już zawsze będzie sama, ale to nic. Będzie się cieszyła każdym dniem, każdą minutą
swojego życia i będzie walczyła o swoją wolność.
61

Zoe

Minęło wiele miesięcy, nim prawda w końcu wyszła na jaw, a gdy to się stało, wierzę, że był
to tylko przypadek. Nie było to zamierzone. Harley ukrywał to od trzech lat i sądzę, że
łatwiej byłoby mu po prostu dalej kłamać.
Myślę też, że nie potrafił pogodzić się z tym, co zrobił ze Scottem, a to wszystko było
powiązane z Ethanem i Joshem. Kłamstwo narastało, aż w końcu nie potrafił już dłużej sobie
z nim poradzić.
Przyjechał z uczelni do domu na weekend i rozmawialiśmy o Ethanie przy kolacji.
Mówiłam o tym, jak się cieszę, że znowu mogę się uspokoić i normalnie go opłakiwać, raz
jeszcze zaakceptować fakt, że to był tylko okropny wypadek. Harley milczał jak zawsze –
składałam to na karb nerwów wywołanych faktem, że musiał sobie zacząć radzić sam
w świecie – i początkowo nie zauważyłam, że płacze. Robił to tak cicho, że nic nie
zaalarmowało mnie, do jakiego stopnia jest wytrącony z równowagi, dopóki na niego nie
popatrzyłam.
Całe jego ciało się trzęsło, gdy opowiadał mi prawdę o tym, jak chłopcy skończyli w rzece
tamtej nocy i o co się pokłócili. Jego słowa to była druga najbardziej bolesna rzecz, jaką
musiałam usłyszeć w życiu, i przytulałam go mocno, gdy wylewały się z niego, chociaż
jednocześnie czułam, jak rozrywają mnie na strzępy.
Już po wszystkim, gdy się wypłakał, powiedziałam mu, że pójdę z nim na policję i będę
przy nim, niezależnie od tego, co się wydarzy.
Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy w tamtym momencie, będzie mnie prześladował
do końca życia.
Ani Jake, ani ja nigdy nie mieliśmy uprzedzeń wobec osób o innych wierzeniach czy
orientacji seksualnej i zawsze chcieliśmy tylko, żeby nasi synowie nigdy nikogo nie
skrzywdzili. Więc dlaczego Harley nie mógł nam powiedzieć, że wszystko, do czego doszło
między nim a Scottem, odbyło się za jego zgodą?

Jake siedzi naprzeciwko mnie w kawiarni, w której się umówiliśmy. Postarzał się, chociaż
nie minęło tak wiele czasu, a jego zarost jest upstrzony plamkami siwizny, ale pasuje mu to.
Nie widzieliśmy się, od kiedy znalazłam Harleya w mieszkaniu Scotta i zabrałam go do
domu, więc Jake nie może uwierzyć, że w końcu zgodziłam się z nim spotkać. Ale oboje
jesteśmy rodzicami Harleya i to sprawa nas obojga.
– To moja wina – mówi on. – Myślał, że będę nim rozczarowany. Że poczuję do niego
obrzydzenie. Dlaczego tak sądził? Czy ja mu coś kiedyś powiedziałem, że wierzył w coś
takiego?
– Miał tylko szesnaście lat – tłumaczę. – Był skołowany i nie myślał jasno. Sądzę, że wiek
Scotta odegrał tu znacznie większą rolę niż jego płeć.
– I Harley wciąż się upiera, że nie woli mężczyzn?
Kiwam głową.
– Tak. Mówi, że po prostu lubił Scotta. Podejrzewam, że zadurzył się w jego osobowości
i tylko to było dla niego ważne.
– Hmm. – Jake nie jest przekonany. – A co z faktem, że Scott nawiązał z nim znajomość
jako Alissa? Ja to nazywam manipulacją, Zoe.
– Najwyższa pora zostawić to w spokoju, Jake. Będzie najlepiej, jeśli o tym zapomnimy.
Harley i tak już okropnie się z tym czuje. I z tym, co się stało z Ethanem.
– Tak, to ogromne brzemię, z którym będzie musiał żyć – zgadza się Jake. – Nie mógł
ocalić brata. – Milknie i unosi kubek do ust. – Ale próbował, prawda?
– Tak – mówię. – Oczywiście, że próbował.
Czuję ścisk w gardle, który dopada mnie za każdym razem, gdy o tym myślę. Znika tylko
wtedy, kiedy przypominam sobie, że staramy się jak najlepiej wychować nasze dzieci,
uczymy je wszystkiego, czego możemy, a potem puszczamy je wolno, w nadziei, że będą
podejmować odpowiednie decyzje.
– Przynajmniej dobrze mu idzie na studiach. Jest tam szczęśliwy, prawda? Wciąż nie
mogę za wiele z niego wyciągnąć, więc nie mam pojęcia, co myśli o czymkolwiek.
Wyjaśniam mu, że nawiązanie więzi, która powinna ich łączyć już od dawna, zajmie im
trochę czasu. Tak wiele się wydarzyło. Jake musi się uspokoić i pozwolić, by to stało się
naturalnie. Obaj z Harleyem po prostu muszą być sobą w swoim towarzystwie. To jedyny
sposób, żeby się udało.
– W każdym razie co tam u Tima? – pyta Jake.
– Nie jesteśmy razem – protestuję. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Dobrymi przyjaciółmi.
– Na razie – mówi Jake, a mnie się wydaje, że widzę cień uśmiechu na jego ustach.
Poczyniliśmy takie postępy w tak krótkim czasie.
– A jak się ma Leanne? – pytam, chociaż wciąż czuję ból, gdy wspominam jej imię.
Jake czerwieni się odrobinę.
– Naprawiamy naszą przyjaźń. Powoli wracamy na właściwe tory. – Milknie. – Ona
bardzo chciałaby cię znowu zobaczyć.
– Nie. Jeszcze nie. Nie mówię, że nigdy, ale jeszcze nie. Niemniej powiedz jej, że jeszcze
raz dziękuję za to, iż w końcu ujawniła sekret Harleya.
– Och, Zoe, ona tak za tobą tęskni. Nie pomyślisz nawet o spotkaniu się z nią?
Prawie nie ma dnia, żebym o tym nie myślała, żebym nie tęskniła za nimi obojgiem, ale
niektórych rzeczy nie da się naprawić, a próby ocalenia ich przyniosłyby więcej szkody niż
pożytku.
– Nie sądzę. – Kręcę głową. – Może pewnego dnia. Po prostu jeszcze nie. A jak się
zakończył cały ten bałagan z Carą? Wszystko się wyjaśniło?
Jake macha ręką.
– Ta cholerna kobieta. Tak, na szczęście ostatecznie wyznała Liamowi prawdę. Co to by
była za katastrofa, gdyby faktycznie poszła na policję. To byłoby jej słowo przeciwko
mojemu, prawda? A nawet gdyby sprawa nie trafiła do sądu, moja reputacja zostałaby
splamiona tym oskarżeniem. Nie ma dymu bez ognia…
Zawsze trzeba zachować otwarty umysł, myślę sobie. Traktować każdą sytuację
indywidualnie i nie wyciągać pochopnych wniosków.
– Mam już dość sekretów i kłamstw – wzdycham. – Dlaczego wszyscy nie mogą być po
prostu otwarci i szczerzy?
– Ty jesteś – mówi Jake i się uśmiecha. Wie, że to nie był przytyk do niego. – Nigdy się
nie zmieniaj, Zoe.
Patrzę, jak opuszcza kawiarnię, i znowu czuję to dławienie w gardle. Będę musiała się do
niego przyzwyczaić. To cena, jaką muszę zapłacić za dochowanie sekretu Harleya.
Podziękowania

Nie mogę uwierzyć, że udało mi się to zrobić już po raz siódmy, i jak zawsze jestem
wdzięczna wszystkim, którzy sprawili, że powieść Nie pozwól mu odejść przyjęła najlepszą
możliwą formę. Ponieważ w trakcie jej pisania byłam w ciąży, jestem ogromnie wdzięczna
za całe wsparcie, jakie otrzymałam przy wprowadzaniu tego projektu w życie. Dziękuję
Keshini Naidoo i Lydii Vassar-Smith za wszystkie porady i wkład, jaki włożyły w wydanie
tej powieści. Dziękuję mojej wspaniałej agentce, Madeleine Milburn, za wszystko, co
zrobiła dla mnie i dla tej książki.
Jestem wdzięczna Hayley Steed, Alice Sutherland-Hawes i Gilesowi Milburnowi
z Madeleine Milburn Literary, TV & Film Agency za wspaniałą pracę, jaką wykonują dla
wszystkich swoich autorów.
Całemu zespołowi Bookouture, włącznie z Kim Nash i Noelle Holten, dziękuję za ciężką
pracę i oddanie.
Dziękuję też wszystkim moim czytelnikom – nie mogłabym wykonywać pracy, którą
kocham, bez waszego wsparcia, więc naprawdę jestem wdzięczna, że czytacie moje
powieści.
Specjalne podziękowania należą się jak zawsze wszystkim recenzentom i blogerom,
którzy poświęcają swój czas, by czytać i opisywać moje książki – naprawdę to doceniam.
Na koniec dziękuję mojej wspaniałej rodzinie za nieustanne wsparcie. Mój malutki syn
i moja córeczka są dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, dodają mi sił i podtrzymują
moją motywację. Wszystko, co robię, czynię z myślą o was dwojgu. I oczywiście o moim
wspaniałym mężu, Paulu.
List od Kathryn

Drogi Czytelniku, ogromnie Ci dziękuję, że postanowiłeś przeczytać moją siódmą powieść,


Nie pozwól mu odejść. Jestem Ci niezwykle wdzięczna za wsparcie i mam nadzieję, że
lektura tej książki sprawiła ci ogromną przyjemność, a jednocześnie cię zaskoczyła. Zawsze
staram się umieszczać w moich opowieściach nieoczekiwane zwroty akcji!
Jeśli książka przypadła Ci do gustu i chcesz być na bieżąco ze wszystkimi moimi
najnowszymi publikacjami, zapisz się do newslettera, korzystając z poniższego linku.

www.bookouture.com/kathryn-croft

Zawsze to powtarzam, ale recenzje są dla autorów niezwykle ważne, więc jeśli moja
najnowsza powieść Ci się podobała, będę ogromnie wdzięczna, jeżeli poświęcisz chwilę, by
podzielić się z innymi swoją opinią na Amazonie. A jeśli zechcesz polecić tę lekturę rodzinie
czy przyjaciołom, będę zachwycona!
Uwielbiam, gdy czytelnicy do mnie piszą, więc proszę, skontaktuj się ze mną na
Twitterze, na stronie na Facebooku albo bezpośrednio przez moją stronę.

authorkathryncroft
twitter.com/katcroft
www.kathryncroft.com

Jeszcze raz dziękuję za wsparcie!


Kathryn

You might also like