Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 74

Tom Hex

SABAT

2019
© tekst i odjazdowe ilustracje Tom Hex
© przypisy Frater R.I.P. [RIP]
© Wydawnictwo Rest In Peace, 2019

Korekta: chochlik drukarski Enteiøøn SFIX

słowa kluczowe #
#magia mistyka czary szamanizm czarownictwo czarostwo
religia ezoteryka duchowość medytacja
wspomnienia biografie humor horror fantastyka

Imprimatur
Nihil Obstat
Kowen Metropolitalny w Sobótce
Nr 17/2019
Lady Emerencia, arcykapłanka generalna
Frater Anubis, kanclerz
Soror Nirvana, cenzor

ISBN 978-83-955364-3-4 (ebook)

Wersja papierowa, dodatkowe materiały, bonusy i gadżety


dostępne na stronie wydawnictwa Rest In Peace

Tom-Hex.Art
Zawartość

Zastrzeżenie! .................................................................................. 5
Przedmowa..................................................................................... 6
SABAT (wspomina Weedow) .......................................................... 9
Recenzje ........................................................................................69
O co chodzi ....................................................................................71
Inne książki Toma Hexa ..................................................................72
Sabat

Zastrzeżenie!
Książka została napisana w celach rozrywkowych i w żadnym
wypadku nie stanowi porady medycznej, psychologicznej ani ma-
gicznej. W przypadku jakichkolwiek okoliczności czytelnik przed
podjęciem decyzji powinien skonsultować się z lekarzem, psycholo-
giem albo certyfikowaną wróżką bądź czarownicą.
Autor ani wydawca w żadnym wypadku nie namawiają ani nie
polecają stosowania opisanych w książce zaklęć mogących prowa-
dzić wprost do stanu permanentnego zadowolenia z siebie i życia, no
chyba że coś się nie uda i efekt będzie trochę inny.
Osoby śmiertelnie poważne uprasza się o przekazanie książki
komuś niepoważnemu.
Tom Hex

Przedmowa
Oto jak powstała ta książka i dlaczego warto ją przeczytać. Kie-
dyś Tom zaprosił nas na uroczystość odkorkowania butelki starego
wina, Mouniera Cognaca z 1904 roku, wartego kupę forsy. Ale był
jeden warunek. Mieliśmy się pobawić w jakąś strasznie wyuzdaną
grę, przynajmniej tak nam powiedział. Mówił różne rzeczy, że na
przykład w tej grze przemienimy się w kogoś innego, w jakieś po-
twory albo w bogów, ale raczej w miazgę. Tak się wyraził, że zosta-
nie z nas miazga. To miała być jakaś magia z najczarniejszej czelu-
ści. I dlatego trzeba wpierw wypić to stare wino, mówił Tom, bo ma
moc i dzięki niemu nastąpi transsubstancjacja. Przypadkiem ukruszył
mi się wtedy ząb, ale z powodu śliwek, a nie dlatego, że miałem
trudność z wymówieniem słowa transsubstancjacja. Nigdy w życiu!
Ja takie słowa codziennie wymawiam przed snem jako zaklęcia
ochronne. A oni się śmiali. Ale wymiękli przed tą grą, a ja nie. To
miało być coś w rodzaju Jumanji, tak mówił Tom. Ale on zawsze
ściemnia. A oni spanikowali. Nie ma co się dziwić, po ostatnich wy-
padkach w krypcie… Johanna się przeziębiła, tak wiało z czeluści.
Ale mniejsza o to. Kolesie nie chcieli pić, jak przyszło co do czego.
Jeden że nie pije wina, drugi że prowadzi, trzeci się niby ochlapał
i hyc do łazienki, czwarty że cierpkie. Więc piliśmy sami i było na-
wet niezłe. Więc się później dołączyli. A potem Tom pokazał grę
z otchłani. Chodziło o to, że mieliśmy pisać różne rzeczy na kartecz-
kach i je sobie przyklejać na ciało. I to wszystko. No więc przykle-
iłem sobie kartkę z napisem smutny. Po krótkiej chwili, tyle co eja-
kulacja, zauważyłem, że faktycznie jestem smutny. Inni też to sku-
mali. Ten co miał karteczkę skakać, naprawdę chciał skakać. To
niesamowite! Potem miałem napis idealista i ku prawdziwemu za-
skoczeniu nas wszystkich, myślałem w ten właśnie sposób. Nie
wiem, skąd się to brało, ale słowa, takie idealistyczne, ach i och,
wszystko cudowne i niebiańskie, same przychodziły mi do głowy.
Jeden z kolesi nakleił sobie napis idiota, a drugi ekstremista i omal
się nie pozabijali. Tom przykleił sobie karteczkę płoche dziewczę.
Szkoda, że nie widzieliście, co wyczyniał. Ale to było nic wobec
tego, co inni próbowali z nim wyczyniać! Najwyraźniej te etykietki
Sabat

działały nie tylko na właściciela, ale i na otoczenie. To było jak we


śnie, kompletna paranoja. Mieliśmy cały karton tych karteczek
i sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. To było wesoło, to
smutno. Zmienialiśmy cechy, poglądy, płeć, wygląd, wykształcenie,
wyznanie tylko przeklejając karteczki. W końcu Tom nakleił sobie
etykietkę Bóg i zaczęliśmy go traktować jak Boga. Znosiliśmy ofia-
ry. Osobiście intonowałem pieśni pochwalne ku jego szlachetnemu
obliczu.
Ale to nie był koniec. Tom kazał nam przyklejać karteczki, ale
ich nie zdejmować, więc byliśmy cali obklejeni papierem, tak że nie
było w ogóle widać, kto jest pod spodem. Owszem, widziałem ko-
goś, ale tylko sam wierzch, a na tym wierzchu kartki z różnymi napi-
sami, na przykład strażak, młody, konserwatysta, blondyn, ojciec,
zdolny, psychopata i tak dalej, ale kto był w środku, nijak zgadnąć
i nijak to wszystko odczytać. I już nie było tak wesoło, bo musieli-
śmy jednak wszystkie te teksty mozolnie czytać.
Ale to znowu nie był koniec. Tom kazał nam zdjąć hurtem
wszystkie te karteczki. I nagle staliśmy się nadzy, bez żadnych okre-
śleń. Patrzyliśmy na siebie jak na jakichś cudaków. Nie mogliśmy
z siebie czytać, więc byliśmy jakby tacy sami, w dziwnej jedności,
bez napisów określających, kto jaki jest. I tak siedzieliśmy sobie, aż
ktoś nakleił sobie karteczkę. Jakaś tam etykietka. I ten gość, co ją
sobie nakleił, był już oddzielony od nas. A potem Tom nakleił sobie
napis demon, wyjął długi zakrzywiony nóż i oznajmił, że koniec
zabawy: że zdejmujemy swoje prawdziwe skóry. Rzecz działa się
w krypcie, płonęły świece, więc efekt był murowany. Wszyscy spie-
przyli stamtąd w mgnieniu oka.
Na koniec okazało się, że ktoś zwinął korek od wina. Nie wiem
na co komu korek, ale Tom bardzo z tego powodu rozpaczał i mówił,
że jak ktoś go znajdzie, to niech odda, bo inaczej nigdy nie wyjdzie-
my z tego stanu. Ale korek chyba się znalazł, bo wariactwo minęło,
a gra się skończyła. Chociaż nie do końca, bo jak słyszę, że ktoś
mówi, że co to nie on, to myślę sobie wtedy – gościu, popieprzyły ci
się etykietki. Sam też nie jestem pewien co do moich. Czasem sobie
myślę, że nie wiem, kim naprawdę jestem, bo co sobie pomyślę, to
zawsze to jest jakaś nalepka. I niestety te nalepki mają cholernie
dobry klej.
Tom Hex

Spisałem to wszystko dzień później, a Tom mówi: jaki dobry


wstęp do książki. Jakiej książki? - zapytałem, a on powiedział, że jak
już jest wstęp, to on napisze do niego książkę. No i to jest ta książka,
którą właśnie czytacie.

Frater Ygg, akolita w Kaplicy Misterium


Sabat

SABAT
(wspomina Weedow)
Tego dnia z racji równonocy przypadł sabat, czyli święto solarne,
i jednocześnie esbat, bo akurat księżyc był w pełni. Mieliśmy więc
podwójną uroczystość, a nawet potrójną, ponieważ Rada Starszych
Zakonu zwołała walny zjazd członków i sympatyków DMO. Później
dowiedziałam się, że także planety były w jakiejś koniunkcji usta-
wione w szeregu, a na słońcu błyskały plamy i w ogóle Kosmos sza-
lał w najlepsze.
Byłam właśnie świeżo po pierwszej inicjacji, to znaczy odebrano
mi tytuł arcykapłanki i zostałam prostą kapłanką, bo w DMO tak to
się odbywa, że najpierw jest się arcy, a potem z roku na rok tytuły się
odbiera, aż do całkowitego ogołocenia. Zostałam więc wtajemniczo-
na w pewne tajne aktywności zakonu i mogłam brać udział w posie-
dzeniach Rady Młodszych. Na moje pytanie o Radę Starszych
otrzymałam odpowiedź, że tutaj wszyscy są młodzi.
Kiedy dotarłam z moimi dzieciakami do świątyni, był tam już
zgromadzony niezły tłumek sympatyków. Johanna witała gości, wrę-
czając im program dwudniowej imprezy.

zaprasza na
unikalny Sabat-Esbat

Konferencja – warsztaty – spotkania – publiczne rytuały


Walny zjazd członków i sympatyków
Koniunkcja planet – przelot komety Harleya

Program obejmował między innymi:


+ wykład inauguracyjny Toma Hexa,
+ zwiedzanie kaplicy, krypty i drewutni,
+ giełdę przedmiotów rytualnych, ziół, kamieni, metali i różnych
akcesoriów magicznych,
+ rozgrywki w śmiercionośną grę planszową Witchumanji,

9
Tom Hex

+ zawody w wychylaniu rogu jednorożca,


+ konkurs na najładniejszego sigila,
+ rozmowy indywidualne kapłanów, Hexa, Ygga i Ma Sacry
z chętnymi, którzy chcieliby się poradzić w kwestiach praktyki ma-
gicznej bądź we wszelkich innych sprawach życiowych.
Ciekawą propozycją wydawał się warsztat „Zamiana w kruki
i przelot” prowadzony przez Toma Hexa. Bardzo się na niego napali-
łam, to znaczy na warsztat, nie na Hexa, bo mam sentyment do kru-
ków i pomyślałam, że fajnie byłoby dokonać takiej przemiany,
wznieść się w powietrze i zaznać magicznej wolności.
Zainteresowała mnie też „Dyskretna uprawa roślin” fratrów
Bombastusa i Uroborosa, na którą postanowiłam się udać choćby nie
wiem co. Wieczorem zaś miała się odbyć „Uczta Boskiego Obżar-
stwa” polegająca na objadaniu się konsekrowanym pożywieniem
ofiarowanym bogom i nam samym, a po niej zajęcia nocne z magii
seksualnej i seksu bez magii.
Zapowiadało się rewelacyjnie!

Ulotka z programem zawierała też takie oto „Uwagi porządko-


we”:
+ Noclegi dla przyjezdnych możliwe na ziemi – w kaplicy, ogro-
dzie i drewutni. W krypcie spać nie można, chyba że ktoś ma ubez-
pieczenie na życie, wpłaci kaucję 250$ przewidywanych kosztów
związanych z wizytą policji, ratowników i koronera, a także wskaże
numery telefoniczne osób, które zostaną powiadomione o zgonie.
Należy ustalić szczegóły pośmiertnego odprowadzenia duszy.
+ Pod żadnym pozorem nie wolno otwierać trumny w krypcie.
Grozi to czymś gorszym niż śmierć. Nie wolno wyjmować wbitych

10
Sabat

kołków, zrywać pieczęci na pamiątkę ani odpowiadać na propozycje


sączące się z ciemnych kątów.
+ Osoby naruszające porządek i spokój niecnymi wybrykami bę-
dą niezwłocznie usuwane poza teren albo, co skuteczniejsze, umiesz-
czone w krypcie obok trumny. Ponadto zostaną od nich pobrane
substancje biologiczne w wiadomym celu rytualnym.

Weszliśmy do środka. Trwały jeszcze porządki i przygotowania.


W ogóle kręciło się tam mnóstwo ludzi, których nie znałam, ale RIP
zaczął mi ich przedstawiać.
W punkcie rejestracji, gdzie rozdawano program i pobierano
składkę na żywność rytualną, uczestników cały czas przybywało.
Akurat przyszli jacyś nowi ludzie i byłam świadkiem następującej
rozmowy naszego drogiego Tommyknockera, który stał na bramce,
z niejakim OverLordem.

OverLord: Gościu, a ty ile masz inicjacji?


Tommyknocker: Hm… Jak by ci tutaj odpowiedzieć, żebyś się
nie obraził…
OverLord: Sądząc po twoim wyglądzie, najwyżej dwie.
Tommyknocker: Tylko spokój, tylko spokój… Więc twierdzisz,
że jesteś arcykapłanem inicjowanym w kilku zakonach magicznych?
I że dostąpiłeś oświecenia?
OverLord: Oczywiście, że jestem oświecony! Mam zresztą po-
twierdzenie uzyskania najwyższego stopnia w tradycji A.-. A.-. ,
czyli tytułu Hipissimusa, co oznacza Najwyższego Hipisa, najbar-
dziej wyzwoloną i wyluzowaną osobę! Nie podlegam już tym
wszystkim ograniczającym zasadom, które obowiązują was, o biedni
śmiertelnicy! Jestem Bogiem!
Tommyknocker: Człowieku! W historii powszechnej takich co
twierdzili podobnie jak ty, było na pęczki, a potem się okazywało, że
jedyne do czego doszli, to przerośnięte ego.
OverLord: Ja nie mam przerośniętego ego, ty marna istoto, bo je-
stem oświecony! JA jestem jednością ze wszystkim, jestem panem
i władcą, niepokonanym OverLordem! Zapamiętaj to sobie! W każ-
dej chwili mogę uczynić cuda, o jakich ci się nie śniło! Jestem
wszystkim! Dlatego moim magicznym mottem jest mantra „JA, JA,
tylko JA”.

11
Tom Hex

Tommyknocker: Twierdzisz, że jesteś wszechmocny i możesz ro-


bić, co chcesz?
OverLord: Oczywiście. Skoro wszystko jest iluzją, to nic nie jest
prawdą i wszystko jest dozwolone. Jako osoba wyzwolona jestem
ponad wszelkim prawem, także karmicznym, wiccańskiej potrójnej
odpłaty i tak dalej. Realizuję swoją Wolę. Ona jest jedynym prawem.
Tommyknocker: Z tego co słyszałem, Miłość jest najwyższym
Prawem.
OverLord: Miłość? Owszem. Zgadzam się. Seks, zachcianki,
chuć i swawole. To jest dopiero życie!
Tommyknocker: Przyznaj się: jeśli, jak twierdzisz, jesteś ponad
normami, to pewnie wyczyniasz jakieś plugastwa?
OverLord: A cóż to jest tak zwane “zło”? Mityczna koncepcja.
Kwestia wysoce umowna. Ja robię to, co jest moją Wolą.
Tommyknocker: No to posłuchaj uważnie. Moją wolą jest, żebyś
się stąd jak szybciej teleportował. Jeśli to do ciebie nie dociera, mogę
użyć mocniejszych słów, a nawet ci przyfasolić w twoją nędzną fa-
cjatę. Rozumiesz?
OverLord: Jeszcze pożałujesz, ty głupi świrze…
Tommyknocker: Masz jakiś problem?
OverLord: To ty masz problem! Lepiej nie fikaj!
Tommyknocker: Chyba cię wszyscy przytulimy. Szczególnie ten
duży brat koło kwiatków lubi robić misia z zagubionymi magami.
Zdarzało mu się nawet łamać kości.
OverLord: Co za cyrk! Straciłem tylko czas! Porażka. Nie było
mi miło!
Tommyknocker: Pa, pa. Będziemy się za ciebie modlić do świętej
Rity, patronki spraw beznadziejnych.
OverLord: Wal się, frajerze!
Tommyknocker: Nawzajem, złamasie!
OverLord: Głupie fiuty…

Najwyraźniej przyciągamy dziwaków – pomyślałam – jak kościo-


ły i biblioteki. Wtedy zmaterializował się przede mną naprawdę
dziwny gość wyglądający jakby strzelił w niego piorun. Bez ogródek
zaczął nawijać coś niezrozumiałego, że niby świat, w jakim żyjemy,
jest sztuczny, oszukany, a konkretnie zrobiony z włóczki. Wydawało

12
Sabat

mi się, że niedokładnie usłyszałam, ale facet naprawdę mówił wła-


śnie to: wszystko zrobione jest z włóczki.
Ty też jesteś z włóczki? – zapytałam.
Gość odpowiedział, że jak wszystko, to wszystko. Ale część rze-
czy składa się z plastiku, albo z papieru, na przykład niebo jak
w filmie Truman Show. Jesteśmy zamknięci w sztucznym świecie,
ktoś nas obserwuje i kręci film! A prawdziwy świat jest gdzieś dale-
ko…
Ciekawe ilu jeszcze takich proroków spotkam? – pomyślałam.
WłóczkaMan skupił na mnie swój wzrok, wyciągnął rękę, szarp-
nął za mój rękaw i z okrzykiem triumfu pokazał jakąś nitkę.
Oto dowód! – oświadczył – Jesteś sztuczna!
Potem wyjaśnił, że ludzie są zrobieni z włóczki, bo zrobił ich na
drutach osobiście sam Demiurg HoHoOHon. W rzeczywistości
wszyscy są martwi! A jeśli się ruszają, to tylko dlatego, że porusza
nimi wiatr!
Poczułam, że muszę uciekać. Gdzie są normalni ludzie? Na
szczęście Tommyknocker był w pobliżu i zerkał nieustannie, czy aby
nic mi nie grozi ze strony namolnego dziwaka.
Uf! Bramkarze są jednak potrzebni!
Czas mijał i szybko się okazało, że Tom Hex gdzieś zniknął,
a wszyscy go szukają, bo ma wygłosić wykład inauguracyjny. Potem
obiegła nas wieść, że Hex zamknął się w swoim pokoju na poddaszu
i nie chce wyjść mimo nalegań Rady Starszych, czyli Młodszych.
A jeszcze później pojawiła się plotka, że Hex ma doła i gra w jakąś
grę. Ponoć powiedział zbolałym głosem przez dziurkę od klucza, że
musi skończyć level i nie wyjdzie, dopóki tego nie zrobi, a i tak nie
wiadomo, czy w ogóle wyjdzie, bo przecież gra w Witchumanji!
Chociaż niektórzy twierdzili, że zaginął w grach eXistenZ albo
transCendenZ (zobacz film Davida Cronenberga eXistenZ z 1999
roku).
Wszyscy byliśmy tym głęboko poruszeni, bo przecież wiadomo,
że Witchumanji jest bardzo niebezpieczna i nie należy grać w nią
w pojedynkę, bez asekuracji. Takie próby zawsze kończyły się po-
ważnymi ranami, a nawet śmiercią. Brat Ygg przyniósł nawet ap-
teczkę, w której oprócz tradycyjnych środków, takich jak korzeń
mandragory, szałwia, kość piszczelowa, suszone żaby i kryształy,
dołączono środki niekonwencjonalne: aspirynę, wodę utlenioną

13
Tom Hex

i krople żołądkowe. Według Ygga medycyna konwencjonalna to ta


odwieczna, a niekonwencjonalna to współczesna farmakoterapia.
Siostra Ostra dodała też bandaże, ale takie dziwnie pożółkłe, zmięto-
lone. Słyszałam potem w kuluarach awanturę o jakąś mumię z piw-
nicy, ale nie wiem dokładnie, o co chodziło.
Tymczasem pertraktacje z Hexem trwały. Plotek przybywało
w tempie wykładniczym, a jedna z nich mówiła, że Hex każe sobie
donosić duże ilości sushi, chipsów i czekolady. Niektórzy zastana-
wiali się, jak taki wybitny mag może się tak skandalicznie zachowy-
wać, to jest wpadać w depresyjną ucieczkę od świata i głupkowato
mitrężyć czas. Inni bracia bronili Hexa, twierdząc, że on zawsze
wynosi z każdej sytuacji jakieś objawienie, ale mało kto ich słuchał,
bo plotki wyssane z palca były ciekawsze.
Skandal wybuchał za skandalem: w pewnej chwili zatelefonowa-
no z restauracji wegetariańskiej, którą prowadził Hex. Kucharz pytał,
kiedy wreszcie szanowny szef raczy się pojawić i w ogóle, dlaczego
nie było go od tygodnia. Wspominał też o problemach z dostawcami,
klientami i kelnerką, która ponoć zaszła w ciążę w czasie pracy. Do-
dał, że trwają w związku z tym gorączkowe poszukiwania sprawcy.
To dało nam wszystkim do myślenia i produkowania następnych
plotek. Chłopacy puszczali do siebie oko, jakoby Hex to czy tamto,
a dziewczyny robiły różne miny. Całą sprawę zaognił telefon od
żony Hexa, czarownicy i kapłanki o dużej mocy, która zapowiedziała
swój osobisty przyjazd. Wiadomość ta postawiła wszystkich na nogi.
Hex błyskawicznie wyszedł z pokoiku na poddaszu i oznajmił, że
właśnie skończył testować grę, która jest świetna i można w nią grać
podczas sabatowych wydarzeń towarzyszących, jeśli kogoś nie inte-
resują rytuały.
Wszyscy się ucieszyli, bo wiadomo że jedni przyszli na rytuały,
a inni na mitrężenie czasu i dla każdego było zajęcie. Szybko
w związku z tym ogarnięto harmider i ogłoszono, że za chwilę roz-
pocznie się oficjalne otwarcie imprezy. Tak też się stało. Tom Hex
i Ma Sacra powitali gości, zaprezentowali pokrótce program i odpo-
wiadali na pytania w kwestiach organizacyjnych. Jednocześnie trwa-
ła naprawa spłuczki w sanitariacie, bo jakiś bałwan ją urwał i woda
zaczęła zalewać posadzkę w Sali Tronowej. Potem wszyscy usiedli
i Hex przeszedł do wykładu inauguracyjnego na temat naszych świę-
tych Ksiąg: OMM, BDSM i PHET, zwanej Księgą Boo.

14
Sabat

Libri OMM, BDSM et Liber Phet

Według wyjaśnień Hexa wszystko jest świetlistą pustką. Mimo iż


wygląda na realne i konkretne, w rzeczywistości zachowuje się jak
ulotny i plastyczny sen. Mówią o tym trzy święte księgi.

Liber BDSM (a także monografia Just decide! magick) jest serią


przypowieści o przygodach Wielebnego U (jak się okazało, to awatar
samego Toma Hexa). Wielebny wędruje po świecie pomagając osią-
gnąć szczęście ludziom, duchom i innym istotom, a czyni to naucza-
jąc ich BDSM, czyli The Best Divine Simplest Magick, Najlepszej,
Boskiej i Najprostszej Magiji. Metoda ta ma kilka odmian. Jedną
z nich jest przyjęcie odpowiedniego, ściśle spreparowanego świato-
poglądu i bardzo konsekwentne interpretowanie zdarzeń przez jego
pryzmat. Jako przykład Hex podał postać dzielnego wojaka Szwejka
zalecając, żeby od czasu do czasu inwokować szwejkowego ducha
i się z nim gruntownie utożsamiać. Ponoć praktyka ta przynosi bar-
dzo spektakularne korzyści zdrowotne dla ciała i psychiki, co Hex
osobiście na sobie wypróbował ku irytacji żony, która nazwała go
bałwanem i idiotą. Drugą odmianą BDSM jest reinterpretowanie
zdarzeń (przeszłych, obecnych i przyszłych) w locie, czyli na bieżą-
co. Jako przykład Hex zademonstrował tak zwany „bałagan” ukaza-
ny na slajdach wyświetlanych przez rzutnik, twierdząc, że ponieważ
on sam nie bałagani, musiał zrobić fotografie u znajomych. Nazwisk
nie wymienił, jednak patrząc na zdjęcia i rozpoznając przedmioty
mogliśmy się domyślić, o kogo chodzi i popatrzeć na brata Ygga
z dezaprobatą. Metoda polega na tym – wyjaśniał Hex – żeby nie
uznawać już bałaganu za bałagan. Po prostu nie przyklejamy do tych

15
Tom Hex

rzeczy w kącie tej samej etykietki co zawsze, tylko inną albo żadną.
W ten sposób transformujemy rzeczywistość w świat zgodny z na-
szymi oczekiwaniami. Wchodząc do pokoju, cokolwiek byśmy nie
ujrzeli, mówimy radośnie: jaki tutaj porządek! I rzeczywiście to dzia-
ła! Sprawdźcie eksperymentalnie!

Słowa te wywołały postępującą lawinę komentarzy, gwizdów


i nerwowej polemiki. Hex nie zważając na to mówił dalej: Następny
rodzaj BDSM to zdecydowane podjęcie potężnej decyzji dotyczącej
już nie tylko samej interpretacji, ale i działania. Jako przykład posłu-
żyło obżarstwo. Postanów (z taką mocą, żeby wtłoczyć to do pod-
świadomości), że więcej się już nie obżerasz – mówił Hex - Nie jesz
albo nie pijesz konkretnej rzeczy w ogóle. Tak właśnie postanawiasz
i tego się uporczywie trzymasz. Kiedy przychodzi do ciebie z miłą
wizytą Demon Obżarstwa, Demon Alkoholu albo jakikolwiek inny
z tej łajdackiej bandy, ty trwasz przy swoim postanowieniu, nawet
jeśli demony nie będą chciały odejść nigdy.
Słowa te wywołały jeszcze większą lawinę komentarzy, gwizdów
i nerwowej polemiki. Hex jednak niezmordowanie kontynuował
dalej opowiadając szeroko o metodach treningu silnej woli. Ponoć
najzdolniejsi adepci byli w stanie tak wyćwiczyć swoją Wolę, że na
przykład mogli sprowadzić deszcz samym podjęciem decyzji, że
pada. Oczywiście oznaczało to, że są oni w jakiś magiczny sposób
zintegrowani z otoczeniem, tak że ono ich słucha.
Na koniec Hex nakreślił zakres stosowania magii BDSM, który
jak się okazało, jest jednak ograniczony, więc w pewnych sytuacjach
należy użyć innych magicznych sposobów.

Liber OMM. Twierdzenia zawarte w tej księdze uchodzą za


skrajne i bluźniercze. Liber Omm twierdzi, że wszyscy mają rację.
Wszystkie poglądy religijne i filozoficzne są jednocześnie prawdzi-
wymi opisami stanu rzeczy, są uzasadnione i się wzajemnie (wbrew
pozorom) nie wykluczają, a ich wyznawcy w związku z tym mogą
się już wyluzować i pójść zgodnie na kolację do restauracji Hexa.
Jest tak dlatego, że wszystkie poglądy są wymyślone i zależą od
geografii, czyli od lokalnego składu gleby, podobnie zresztą jak lo-
kalna kuchnia, teatr czy moda. Z osobna opisują tylko część świata.

16
Sabat

Praktyki magiczne z Liber Omm dotyczą przestrzeni i świadomo-


ści. Ponieważ Wszechświat to labirynt zbudowany z labiryntów po-
wstających w wyniku obecności świadomego obserwatora, adept
bada świat zewnętrzny, a następnie rozszerza na niego swoją we-
wnętrzną świetlistą obecność, która akceptuje i wchłania wszystko -
po to, by spojrzeć na labirynt z góry, wyjść poza wszelkie koncepcje
i doświadczyć nagiej świadomości obserwatora, nie ubranej w żadne
teoretyczne ciuszki.

O ile Liber BDSM twardo zmienia świat siłą Woli, Liber OMM
raczej jak woda wszędzie się wpasowuje, w cały Wszechświat,
i przybiera dowolne kształty wchodząc ze zjawiskami w spójność
i harmonię.
Trzecia księga natomiast, Liber PHET, rozpoznaje we wszystkim
iluzję i wychodząc poza język stawia na integrację z pustką będącą
naszą Przyszłą Magiczną Jaźnią.

Liber PHET. DMO mimo iż wyrosło na gruncie magii chaosu,


charakteryzującej się testowaniem każdej religii i nieprzywiązywa-
niem się do żadnej z nich, samo wyraźnie łamie te zasady i lewituje
w kierunku taoizmu połączonego z buddyzmem i filozofią wieczystą.
Chcąc rozwiązać ten problem – wspomniał Hex - Rada Młodszych
Zakonu zakazała wyznawania jakichkolwiek wierzeń przez czas
nieokreślony, aż do odwołania. Spowodowało to lawinę psychoz
i popadnięcie w permanentne lenistwo, ponieważ adepci przestali
wierzyć, że sami istnieją i w związku z tym uwierzyli, że nic nie
opłaca im się robić. Chcąc naprostować te błędy myślenia, Hex za-
kazał im wierzenia w interpretacje, jakie sami wymyślili.
Praktyki magiczne z Liber PHET to między innymi odmawianie
modlitw i rytuałów w wymyślonych językach, gapienie się w prze-
strzeń, czytanie czystych kartek, zastyganie w całkowitym bezruchu,
stosowanie koanów blokujących myślenie konceptualne, kompono-
wanie muzyki przy pomocy ciszy, wygłaszanie bezgłośnych tyrad
bez treści i temu podobne.

Następnie Hex zamarł, to znaczy przestał się ruszać i mówić. Pa-


trzył tylko tępo w przestrzeń przed sobą, a my dopiero po dłuższej

17
Tom Hex

chwili zrozumieliśmy, że cisza, która zapadła jak makiem zasiał jest


częścią wykładu.
Potem nagle Hex wybiegł z sali z dzikim wrzaskiem machając
dłońmi na wszystkie strony jakby rażony piorunem. Duża część braci
i sióstr szybko podchwyciła ten fluid i wybiegła w ślad za nim też
drąc się wniebogłosy, robiąc głupie miny, udając (albo i nie) waria-
tów. Być może niektórzy z nich inwokowali już w siebie ducha
dzielnego Szwejka. Zrobiło się wesoło, ludzie powrócili do wymie-
niania komentarzy i toczenia burzliwych dyskusji o księgach omó-
wionych przez Hexa.
Musiałam przyznać, że nie miałam jeszcze dotąd okazji uczestni-
czyć w wykładzie, który by się tak skończył.

Równolegle odbywało się, jako impreza towarzysząca, zwiedza-


nie kaplicy Misterium, krypty i drewutni. Nie było to dla mnie nic
nowego, ale wtedy chodziło mi raczej o poznanie nowych ludzi. Po
zwiedzeniu tych paru śmiesznych pomieszczeń poszliśmy z koleżeń-
stwem zobaczyć ciekawe przedmioty wystawione na giełdzie rytu-
aliów. Czego tam nie było! Ludzie pozwozili przeróżne gadżety, od
różdżek i kryształów po czaszki i biżuterię. Część wystawców przy-
jechała zresztą tylko w celach handlowych. Oni stale wynajdują róż-
ne imprezy ezoteryczne, ekologiczne, a nawet sportowe i jadą tam
z całym kramem. Giełda miała trwać cały czas, więc udałam się
z Ma$$$terem na następny wykład o Księdze Cieni Superbogini.

Księga Cieni Superbogini

Na wstępie Siostra Miracula zaznaczyła, że przedstawi czary


przeznaczone wyłącznie dla kobiet, w związku z czym wszyscy fa-
ceci powinni opuścić salę wykładową. Oczywiście usłyszawszy to,
faceci jeszcze głębiej zakorzenili się w podłożu, czekając na zakaza-
ne dla nich rewelacje. Miracula bez zmrużenia oka przeszła do meri-
tum, czyli do omawiania Księgi Cieni Superbogini. Szybko wyjaśni-
ło się, o co chodzi. Superbogini to po prostu superlaska, a księga
zawierała dziesięć tysięcy czarów na bycie taką magiczną superla-
ską. Miracula zaczęła omawiać zaklęcia: tysiąc czarów na urodę, jak
być piękną – pięćset czarów, na słodkość (!!!) – czterysta, na boską

18
Sabat

cerę – siedemset, na włosy – tysiąc dwieście, jak zmienić kolor oczu


– czterdzieści, jak poznać chłopaka – osiemset, na dobry ślub – sto
dwadzieścia, czary antykoncepcyjne – dwieście osiemdziesiąt, na
zajście w ciążę – sto osiemdziesiąt, na zatrzymanie przy sobie faceta
– tysiąc sto, na ożywienie miłości – sto dziewięćdziesiąt i tak dalej.
Chłopacy jak to usłyszeli, błyskawicznie przestali się uziemiać, wy-
ciągnęli z Ziemi korzenie i poszli na rozpoczynające się właśnie
rozgrywki w Witchumanji, ewentualnie na giełdę rytualiów. Także
część kobiet demonstracyjnie wyszła z sali, wygłaszając niepochleb-
ne komentarze o domniemanym prowadzeniu się prelegentki. Tym-
czasem niezrażona Miracula omawiała zaklęcie po zaklęciu, a pozo-
stałe dziewczęta skrzętnie notowały co lepsze czary dziewczyńskiej
magii. Trochę emocji wywołało następujące zaklęcie:

Żeby skłonić mężczyznę do małżeństwa, przygotuj świecę z kno-


tem zanurzonym uprzednio w jego nasieniu, obłóż ją kwiatami li-
lii i zapalaj codziennie o dwudziestej pierwszej na godzinę. Poleć
sprawę bogini miłości, na przykład Erzulie, Frigg, Isztar albo
Wenus.

Kilka dziewczyn wpadło na pomysł, żeby niezwłocznie czar wy-


próbować, i zaczęły się rozglądać za potencjalnymi ofiarami, to jest
szczęściarzami, ale akurat wszyscy zaczynali już grać w grę. Projekt
został więc odłożony na późniejszą okazję.

Cudem udało mi się odciągnąć od gier Ma$$$tera, ale nie w celu


wypróbowania powyższego czaru, nie wtedy przynajmniej, tylko
żeby pomóc Bombastusowi w przygotowaniu warsztatów z Dyskret-
nej Uprawy Roślin. Bardzo się zapaliliśmy do tych przygotowań,
chociaż nie było dużo roboty, bo wszystko było już przygotowane, to
znaczy prezentacja multimedialna i próbki upraw. Niemniej jednak
zapaliliśmy się bardzo.
Wkrótce rozległ się donośny dźwięk gongu. To Brat Ygg dawał
znak, że rozpoczyna się następny punkt programu. Chodziło o pierw-
szy z serii rytuałów.

19
Tom Hex

Odpędzanie hejtów

Siostra Ma Sacra pojawiła się jak bogini w blasku jutrzenki i wte-


dy przypomniało mi się, że przyjechałam tutaj z dwójką moich dzie-
ci. O Bogini! Jestem wyrodną matką! Wszelkie ślady zioła natych-
miast ze mnie wyparowały i rzuciłam się na poszukiwanie pociech,
ale okazało się, że bawią się w najlepsze z innymi dzieciakami
w specjalnie przygotowanym dla nich kąciku pod opieką Siostry
Hihihi. Kamień filozoficzny spadł mi z serca. Potargałam moje
szkraby, przytuliłam i już uspokojona, że są bezpieczne, usiadłam
obok Ma$$$tera, przyjmując z jego szczodrej ręki skręta.
Tymczasem Siostra Ma Sacra wyjaśniwszy wcześniej, że materiał
do ceremonii został dokładnie wyselekcjonowany, cytowała co cie-
kawsze hejty na nasz temat. Nasz, czyli naszego zakonu magicznego,
Divine Mystery Order. Hejty pochodziły głównie z sieci interneto-
wej, czyli forów i portali społecznościowych, były też kartki przybite
nożem do drzwi ewentualnie wrzucone z kamieniem przez okno.
Rytuał przebiegał jak zawsze, czyli najpierw krótkie oczyszczenie za
pomocą świętych symboli, potem uziemienie, scentrowanie, wykre-
ślenie kręgu ochronnego, inwokacje, a w końcu odpędzanie, czyli
neutralizacja internetowych bluźnierstw. Głównymi narzędziami
były śmiech i palenie kartek z hejtami w olbrzymiej rytualnej czarze.
Kapłanka odczytywała hejt, a wtedy tłum parskał, rechotał i wy-
śmiewał go, niektórzy zaś używali niewybrednych wyzwisk pod
adresem autora i miotali przekleństwa. Dużo było tam krótkich, war-
czących słów. Część najbardziej aktywnych uczestników darła kartki
z hejtami na strzępy, skakała po nich, pluła i deptała w zapamiętaniu,
a potem wszyscy wrzucali je do ognia, wyjąc w niebogłosy jak dzi-
kie bestie. Nie wspomniałam wcześniej, ale do tego wszystkiego

20
Sabat

Brat Bombastus rytmicznie uderzał w bęben, nadając dzikim wrza-


skom transowy klimat, co podgrzewało emocje. Taki radosny, dziki
zgiełk.
Kapłanka magicznymi gestami odbierała energię hejtom i równo-
cześnie przesyłała błogosławieństwo ich autorom przez symbole
wrzucane do ognia. Wrzucano też ofiary całopalne i życzenia szczę-
ścia. Miało to na celu uspokoić hejterów na przyszłość.
Po tej ceremonii wszyscy byli już rozgrzani, rozweseleni i spra-
gnieni dalszych wrażeń, udali się więc na przerwę kawowo-piwną
połączoną z zawodami w wychylaniu miodów z rogu Jednorożca. Ja
natomiast z Ma$$$terem degustowaliśmy materiał na zajęcia z dys-
kretnej uprawy roślin.

Jak rozkręcić ezoteryczny biznes

Czas mijał szybko. Ani się spostrzegliśmy, a już gong wzywał na


następny wykład. Siostra Pecunia zaczęła opowiadać, w jaki sposób
można rozkręcić ezoteryczny biznes. Z tego, co się zorientowałam,
przedstawiła mnóstwo pomysłów, dała przykłady i kazała uczestni-
kom tworzyć własne metody. Wyglądało to bardzo prosto. Wystar-
czyło tylko wymyślić jakiś cudowny przyrząd, cudowną substancję
albo zabieg i ogłosić, że jest to metoda na przyciągnięcie pieniędzy,
zdrowia i miłości. Potem trzeba było już tylko zrobić marketing,
reklamę i pozycjonowanie, i w końcu liczyć spokojnie zyski.
Wykład wywołał mnóstwo kontrowersji i burzliwe dyskusje,
a niektóre osoby wspominały nawet o etyce, ale Siostra Pecunia wy-
jaśniła, że po pierwsze, ona tylko omawia to, co już się dzieje, a po
drugie, uświadamia nas, żebyśmy sami nie dali się nabrać oszustom,
którzy wciskają nam tanie cukierki w ładnych opakowaniach za gru-
bą forsę.

21
Tom Hex

Według Pecunii sprawa jest bardzo prosta. Wystarczy wymyślić


cokolwiek: promienie kwantowe, oddech protonowy, lecznicze kubki
albo kwadraty z gliny. Może być przystawka morfogenetyczna do
telewizora, bransoletka bluetooth sterująca kodem DNA, poduszka
neutralizująca szkodliwe kwarki, wykrywacz klątw i podczepień
energetycznych. Uzdrawianie bólów głowy przykładaniem zimnego
ucha.
Albo na przykład ogłoście – mówiła Pecunia - że otrzymaliście
przekazy od pozaziemskich mistrzów duchowych, istot z innego
wymiaru, i piszcie co ślina na język przyniesie. Im więcej tym lepiej
– milion natchnionych uduchowionych stron, oczywiście bez żad-
nych konkretów, tylko same górnolotne słówka. Wbrew pozorom to
się dobrze sprzedaje. Jedna z moich koleżanek wymyśliła terapię
zakupami. Nazwała to „Shopping w uzdrawianiu kwantowym”. Ha-
sło marketingowe brzmi: „Jest ci źle? Kup sobie coś!”. Koleżanka
prowadzi szeroką akcję reklamową w mediach społecznościowych,
a przy okazji, całkowitym przypadkiem pośredniczy w udzielaniu
kredytów konsumpcyjnych, jest też doradcą w kwestii wyjścia ze
spirali zadłużenia i prowadzi dodatkowe kursy uzdrawiania zakupa-
mi w krajach Ameryki Południowej. I ludzie to kupują.
Można wejść w jakąś niszę i sprzedawać usługi dla specjalnych
klientów – wyjaśniała dalej Pecunia - Co ekskluzywnego możemy
zaproponować? Może uzdrawiające relikwie? Na przykład pióro
anielskie zgubione przez Archanioła Gabriela podczas zwiastowania,
kopytko osiołka, na którym święta rodzina uciekała do Egiptu, rdzę
z kluczy św. Piotra, krople potu św. Jerzego wylane podczas walki ze
smokiem, olej, w którym poganie mieli usmażyć Jana Chrzciciela,
nawet ampułkę powietrza wiejącego w stajence Betlejemskiej…
Niejaki Sanderus miał taką ofertę.
Zauważyliście – pytała Pecunia – że co roku pojawiają się nowe
cudowne metody terapeutyczne? Co rusz jakiś hit. Najpierw ukazuje
się książka, potem filmy w internecie i kilkustopniowe kursy z certy-
fikatami. Istnieją tysiące metod leczenia. Brakuje tylko leczenia ki-
jem, chociaż jest to metoda bardzo skuteczna, o czym wspominał
Forrest Gump. Znana też jako metoda klocka Lego. Jeśli uważasz, że
jest ci źle, uderz się kijem w kostkę albo nadepnij na lego, a zoba-
czysz, jak dotąd było ci dobrze.

22
Sabat

Zauważyłam w międzyczasie, że pewna część braci i sióstr


skrzętnie notuje słowa Pecunii, a nawet zadaje pytania, skąd brać
dalsze pomysły na biznes. I tutaj siostra nie zawiodła:

Niech ktoś poda pierwsze trzy słowa, jakie mu przyjdą do głowy!


Pierwsze spontaniczne myśli, jakie się pojawią. Trzy słowa!
Wtedy ktoś krzyknął: słodycz, głos i patyk!
Pecunia chwilkę pomyślała, po czym nakreśliła na tablicy odpo-
wiedni schemat i przystąpiła do wyjaśnień:
Doskonale! No to słuchajcie! Oferujemy specjalny przyrząd
z drewna, o takich wymiarach, że ma działanie uzdrawiające, jeśli
wymawiamy w jego kierunku odpowiednie mantry. Wtedy on je
odbija do miejsca na naszym ciele. Jest ono pokryte warstwą słodkiej
substancji potęgującej efekt uzdrawiający. Mamy oczywiście w ofer-
cie dokładną mapę takich stref inicjujących. Energie wnikają w ciało
i leczą albo przyciągają bogactwo na zasadzie rezonansu. Rezonans
między przyciąganym bogactwem a długością kijka, rodzajem miodu
i brzmieniem mantry jest ściśle określony. Piszemy na ten temat
nieskończenie długie artykuły, używając takich słów jak: kwantowe,
tachionowe, neutrinowe, mitochondrialne, grawitacyjne, multiwer-
salne, holistyczne, kwarki, synapsy, atraktory i fraktale. Warto też
nawiązać do polukrowanych koncepcji New age’u, boskiej siły, mni-
chów tybetańskich, gongów, tai chi, Ojców Pustyni, Atlantydy i co
tylko przypasuje. Następnie dywersyfikujemy ofertę: dziesięć rodza-
jów kijka, bo każdy ma inne działanie, osiem rodzajów miodu
w zależności od wibracji i z piętnaście mantr na różne dolegliwości,
plus oczywiście mapy stref aktywnych na ciele w różnych wersjach.
Tworzymy pakiety: dzienny i nocny, dla kobiet i mężczyzn, i tak
dalej. Zamieszczamy filmy instruktażowe, broszurki, gadżety, zesta-
wy dla dzieci, a przede wszystkim liczne opinie zadowolonych klien-
tów i, dla wiarygodności, nieliczne opinie niezadowolonych. No
i najważniejsze: musimy wymyślić jakąś fajną nazwę, dobrze się
kojarzącą, naukową, z nawiązaniem do leczenia holistycznego, fizyki
kwantowej. Można użyć starożytnych liter: alfa, omega, theta. Wie-
my, że wszystko jest symbolem, więc warto nasz produkt skojarzyć
z czymś, co zawiera określoną energię. Może sweet… rezonans…
O, mam! Sweetvibration, albo po prostu sweetvibe!

23
Tom Hex

Oto twój Sweetvibe!


Czujesz się zagubiona, schorowana, biedna? Zastosuj Swe-
etvibe!
Dzięki potędze mantrycznych wibracji poczujesz natychmia-
stową ekstazę. Specjalnie wyselekcjonowane naturalne miody
pod wpływem wibracji zrelaksują i odżywią twoje ciało. Nasz
opatentowany aplikator z naturalnego drewna z dziewiczych
lasów tropikalnych zapewni ci dopływ uzdrawiających energii
leczniczych.
Gratis otrzymasz specjalną mapę stref aktywnych ciała, dzięki
której dotrzesz do najgłębszych zakamarków swojej duszy,
uwalniając potężne moce transformacji.
Nie zwlekaj!
Oferta ważna tylko do końca miesiąca!
Pakiet startowy w promocyjnej cenie!
Zapraszamy na szkolenia: pierwszy poziom już w marcu,
w pięknym ośrodku w górach, za okazyjną opłatą 2850,00 zł
850,00 zł!
Pamiętaj! Tylko Sweetvibe!
Produkt całkowicie nieszkodliwy przy użyciu zgodnie z in-
strukcją.

Przemowa Pecunii wzbudziła szereg komentarzy rozpiętych od


owacji na stojąco, siedząco i leżąco, aż po drwiące śmiechy z gwiz-
dami. Rozlegały się głosy: przecież to jakiś kosmiczny pic fotomon-
taż! Kto się na to nabierze?
Wtedy Pecunia odrzekła:
Nie śmiejcie się pochopnie. Przecież wiecie, że Wszechświat do-
stosowuje się do naszych wierzeń, czyli że istnieje to, w co wierzy-
my. Ta metoda może działać nie gorzej niż inne. Pomyślcie! Są ich
tysiące! Wystarczy przeszukać sieć albo pójść do księgarni ezote-
rycznej. Czego tam nie ma! Metody leczenia i prosperity z wykorzy-
staniem dowolnych właściwie przedmiotów, zjawisk i koncepcji.
Ktoś to wszystko kiedyś wymyślił! Ktoś taki jak ja albo wy. Podob-
nie jest z zaklęciami i gotowaniem. Nie musicie koniecznie korzystać

24
Sabat

z cudzych przepisów, sporządźcie własne! Ktoś ocenił kiedyś, że


w starożytnym Egipcie leczono prawie wyłącznie amuletami, a ich
skuteczność wynosiła trochę powyżej wskaźnika placebo. Wskaźnik
ten wynosi według różnych źródeł od 30 do 50%. To naprawdę dużo.
Prawdopodobnie część współczesnych środków farmakologicznych
działa na tej samej zasadzie, bo choć lekarze uważają, że ich tabletki
rzeczywiście leczą, najczęściej jednak nie wiedzą, w jaki sposób to
się odbywa. Być może musimy poczekać, aż Wszechświat dostosuje
się do oczekiwań nauki i podsunie jakieś ładne rozwiązanie.

Ktoś z sali rzucił wtedy wydawałoby się głupie pytanie: czy amu-
lety i talizmany rzeczywiście przynoszą szczęście?
Oczywiście! – odrzekła Pecunia – Na ich sprzedaży zarobiłam
kupę forsy!

Po tych słowach wybuchł straszny harmider i zrobiło się potwor-


ne zamieszanie. Część uczestników już zaczęła organizować burze
mózgów w celu obmyślenia nowych, złotodajnych biznesów ezote-
rycznych.
Szybko dałam nogę z tego wariackiego młyna i wpadłam w sam
środek jakiejś procesji. To zarząd zakonu i członkowie udawali się
na walne zebranie do kaplicy Misterium. Oczywiście dołączyłam do
nich jako świeżo upieczona kapłanka.

Zebranie członków zakonu, narada w sprawie posadzki, kwe-


stia ubrań do skyclad

Zebranie rozpoczęło się karczemną awanturą. Padały wzajemne


oskarżenia o nieprawidłowości w zarządzaniu środkami finansowy-
mi, a także zarzuty o nieumyślne spowodowanie zagrożenia zdrowia
i życia sióstr i braci. Nie mogłam z początku zrozumieć, o co chodzi.
A chodziło o podłogę w krypcie. Z tego, co udało mi jednak zrozu-
mieć, postanowiono jakiś czas temu, że w krypcie należy wymienić
posadzkę, bo stara jest już stara, zniszczona, drapie w stopy i może
poranić. Ponoć członkowie zakonu demokratycznie wybierali rodzaj
posadzki, przeglądając oferty sklepów, dyskutując i głosując na wy-
brane typy. Ostatecznie posadzka została wybrana większością gło-

25
Tom Hex

sów, zakupiona i zainstalowana. A potem wybuchł potworny skan-


dal, bo po pierwszym rytuale w formacie skyclad, czyli nago,
uczestnicy masowo się pozaziębiali, pochorowali na różne dolegli-
wości i ogólnie narzekali, że zimno, przeciągi i że tak się dalej nie
da.

Wtedy Brat Uroboros oznajmił, że było zimno, bo była zima.


A jak jest zima, to jest zimno. Po tej wypowiedzi wzburzony tłum
sióstr i braci zaczął szykować się do linczu, ale Hex wziął brata
w obronę, zadając pytanie, dlaczego nie napalił w piecu, skoro było
tak zimno. Uroboros przypomniał, że cały czas palił wówczas
w piecu, ale jak jest zima, to i tak musi być zimno.
Siostra Ma Sacra zauważyła, że to wyłącznie wina posadzki, bo
miała być wybrana taka, żeby w stopy było ciepło, a nie zimno. I że
ona głosowała na całkiem inną wykładzinę, a nie taką zimną, od
której ciągnie. Wtedy wszyscy zaczęli mówić jednocześnie, a każdy
twierdził, że na taką zimną posadzkę nie głosował. Zagadka, kto
wybrał zimną posadzkę, pozostała nierozwiązana. Podejrzenie padło
na Bombastusa, który z Tommyknockerem pojechał na zakupy – czy
aby nie pomylili towaru? A może ktoś wcisnął im coś innego?
A może działali celowo?
Trudno było jednak rozstrzygnąć te kwestie, bo wszyscy się
wszystkiego wypierali albo twierdzili, że było całkiem inaczej ewen-
tualnie odwrotnie, a oni sami nie mieli z tym nic wspólnego. Czyli
normalka.
Siostra Ostra zaproponowała rezolutnie, żeby jednak, skoro cią-
gnie od ziemi, włożyć chociaż skarpetki. Siostra Hihihi dodała, że
przydałyby się także rękawiczki, ochraniacze na uszy i taka fajna
czapeczka na nos, żeby nie marzł, bo nos marznie najbardziej. Pro-
pozycje te wywołały gorączkową dyskusję. Ktoś podniósł kwestię
majtek, co spotkało się z ostrym sprzeciwem Rady Młodszych zako-
nu. Słychać było krytyczne opinie w rodzaju:

+ To już nie jest ten skyclad, co kiedyś…


+ Skarpetki? Majtki? Za moich czasów tego nie było!
+ To łamanie tradycji! Ci młodzi już w ogóle nie szanują star-
szych…

26
Sabat

Wtedy Tommyknocker przypomniał starszym, że to, co mówią,


jest głupie, bo już sam Platon pisał onegdaj:

Co się stało z naszą młodzieżą?


Nie szanują starszych, nie są posłuszni swoim rodzicom.
Nie przestrzegają prawa. Hulają po ulicach rozpaleni dzikimi żą-
dzami.
Ich moralność jest w rozkładzie. Co z nich wyrośnie?

Podobnie zresztą Sokrates i Hezjod, a poza tym już Sumeryjczycy


narzekali na tabliczkach klinowych na młodzież nieszanującą star-
szyzny, więc niech starsi zakonu nie ściemniają, bo sami za młodu
robili to samo.

W związku z powyższym Siostra Ostra poprosiła Starszych, czyli


Młodszych, żeby pozwolili chociaż na makijaż, bo ona bez makijażu
czuje się jak naga i marznie. Brat RIP natomiast zgłosił wniosek,
żeby pozwolić dziewczynom nosić podczas skyclad buty, ale takie
wysokie, nad kolana. Spotkało się to z entuzjastycznym aplauzem
większości chłopaków.
W tej sytuacji Hex sporządził informację i wywiesił ją na tablicy
ogłoszeń.

UWAGA!
Z powodu zimna i przeciągów SKYCLAD zostaje odwołane
do odwołania,
to znaczy do czasu zakupienia nowej posadzki albo fajnych bu-
tów dla dziewczyn

Zmęczeni obradami zarządu udaliśmy się do kawiarenki usytu-


owanej obok sali tronowej, aby zaczerpnąć tchu i ożywczych sub-
stancji. Nie dane mi było jednak odpocząć, bo Hex wezwał mnie
i oznajmił, że rozpoczynają się właśnie rozmowy indywidualne
z kapłanami i żebym mu towarzyszyła jako świadek, stenotypistka
i ochrona. Zapytałam, po co ochrona? A on na to, że różni ludzie
przyłażą, a strzeżonego Pani Bogini strzeże. Poszliśmy zatem do

27
Tom Hex

pokoju na strychu. Kilka umówionych osób czekało już w kolejce,


w tym bracia i siostry z zakonu, a także inne osoby, spoza Kręgu.
Hex stanął przed ołtarzem, wykonał jakieś ruchy, zapalił kadzidło
i świecę, a potem powiedział, że możemy zaczynać.

Rozmowy indywidualne z kapłanami

Dlaczego czary nie działają?


Pierwszy wpakował się niejaki BIGGOD. Jak się później dowie-
działam, jeden z nielicznych magów mających forsy jak lodu. Ele-
gancki, dostojny, choć bez złotego łańcucha na szyi, i niestety stra-
piony.
BIGGOD: Mam konkretne pytanie. Dlaczego czary nie działają?
Hex: A nie działają?
BIGGOD: Ponoć tak, to znaczy nie. Nie działają.
Hex: Skąd taka pewność?
BIGGOD: Z obserwacji. Wcieliłem się w twardego racjonalistę
i zauważyłem, że nic nie wygląda tak, jak pokazują filmy o magii,
w których wiedźmy pomiatają maluczkimi jak kukiełkami.
Hex: Masz na myśli Sabrinę, Egzorcystę, Piękne istoty albo film
Goście, goście?
BIGGOD: Mam na myśli poważne sprawy. Na przykład po-
wszechnie uważa się, że w Tybecie żyli potężni magowie cudotwór-
cy zdolni latać po niebie i przenikać przez skały. Ponoć potrafili
rzucać zdalne bomby magiczne, które druzgotały wrogów. Nie obro-
nili jednak Tybetu przed inwazją. U nas nie lepiej. Czarownice po-
wszechnie palono na stosach. A nie mogły zapanować nad ogniem?
Albo go ugasić? Albo ulecieć w niebo? A nadworni magowie? Zdani
na łaskę wielmożów, trudnili się głównie udawaniem, że umieją

28
Sabat

wyprodukować złoto z ołowiu. Często kończyli w biedzie albo przy-


kuci łańcuchami do ścian lochu. Franz Bardon na przykład, lider
Hermetyzmu, skończył marnie w więzieniu, a mógł przecież prze-
niknąć przez ściany, albo przynajmniej omamić strażników. Mógł się
posłużyć którymś z żywiołów. Widziałem właśnie w wiadomo-
ściach, jaką mają moc te różne Katriny i Sabriny. Jakby takie niedu-
że tornadko zdemolowało mury, to by się mag wydostał. Ostatnio
czytałem na forach branżowych doniesienia o pewnej współczesnej
arcykapłance, starej, samotnej i schorowanej, która nie ma za co żyć.
Trochę to dziwne. Nie może sobie zapewnić dostatku przy pomocy
odpowiednich rytuałów? A co z amuletami, talizmanami? Nie działa-
ją?
Hex: Wiesz, trudno mi się tłumaczyć za innych, ale myślę, że są
konkretne przyczyny. Być może nie wiemy wszystkiego o okolicz-
nościach tych zdarzeń. Może to wszystko faktycznie wygląda inaczej
i może ma drugie dno. Myślę też, że czarownice i magowie na ogół
nie mają czasu zarabiać pieniędzy, bo siedzą w książkach i studiują
opasłe grimuary pisane średniowieczną łaciną, i zanim zdążą się
nauczyć czarów, nadchodzi starość i śmierć. Takie są realia. Jest też
możliwość, że ci magowie nie przykładają się do swojej pracy, albo
że ty wyciągasz tutaj przykłady porażek, a nie dostrzegasz sukcesów.
Może zaklęcie działa w ten sposób, że przyciąga ludzi, którzy czytają
fora branżowe, mają zbędne pieniądze i chcą je spożytkować? Poza
tym, rozkład prawdopodobieństwa powodzenia zabiegów magicz-
nych ma postać krzywej dzwonowej, to znaczy, że część czarownic
odnosi spektakularne efekty, część spektakularne porażki, a więk-
szość osiąga wyniki pomiędzy tymi skrajnościami. Można by napi-
sać jakąś dysertację na ten temat i poprzeć badaniami laboratoryjny-
mi.
BIGGOD: No dobrze, ale podaj jakąś konkretną odpowiedź.
Hex: Słuchając plotek i historyjek błądzisz w wirtualnym świecie
wyobrażeń opartych o doniesienia z trzeciej ręki. Przeprowadź eks-
perymenty na sobie. Zrób doświadczenia, sprawdź wszystko osobi-
ście, naocznie, bezpośrednio. Na przykład naucz się koncentrować
z przestrzeni energię życiową albo element ognia i użyj ich do osią-
gnięcia namacalnych weryfikowalnych efektów. Jeśli się nie uda,
zawsze możesz się zająć ogrodnictwem, malarstwem terapeutycz-

29
Tom Hex

nym albo wspinaczką skałkową. Jest tyle możliwości ekspresji. Mo-


żesz zająć się tropieniem ezoterycznych ściemniaczy.
BIGGOD: A ty? Wierzysz w działanie magii? Przeprowadziłeś
eksperymenty i znalazłeś dowody?
Hex: Wszyscy znaleźliśmy się tutaj nie przez przypadek. Cho-
ciaż, technicznie i kwantowo rzecz biorąc, właśnie przez przypadek.
Połowa z nas miała wcześniej jakieś doświadczenia, które rozwinęły
wiarę w moc magii. Druga połowa natomiast od początku miała głę-
bokie przekonanie, że magia istnieje i niepotrzebne są w związku
z tym żadne dowody. Dowody same się pojawiały na bieżąco.
BIGGOD: Ale kręcisz, zamiast odpowiedzieć wprost… Może ty
nie umiesz czarować…
Hex: Do licha! Rozgryzłeś mnie. Prawdę mówiąc nie znam się na
magii. Kiedy trzeba coś zrobić, organizujemy Burze Mózgów, tak
zwane charmsession, albo pytamy na magicznych forach interneto-
wych. Nie do wiary, jaką ludzie mają wyobraźnię i jakie fajne pomy-
sły. A korespondencje na przykład dobieram intuicyjnie albo pytam
Ygga. On wszystko wie.
BIGGOD: Wracając do amuletów ochronnych. Niedawno byli-
śmy na transowej imprezce w jakimś klubie, bodajże INNSENCE,
i nasz biedny brat Bombastus dostał łomot od trzech sportowców.
Hex: Ach, więc to sportowcy? Sprinterzy, czy triatloniści?
BIGGOD: Nie wiem. Chyba wracali z treningu, byli ubrani
w stroje sportowe. Może jednak bejsboliści, bo zaatakowali Bomba-
stusa od tyłu, we trzech, kijem bejsbolowym.
Hex: Trzech na jednego, uzbrojeni i od tyłu? To jakieś mięczaki
bez cienia honoru.
BIGGOD: Niestety, na ulicy nie obowiązuje savoir-vivre. Oni nie
wyglądali na dżentelmenów, a Bombastus był jednak tak duży, jak
oni trzej do kupy. Chodzi mi o to, że nie ochronił go amulet, tarcza,
rytuał odpędzający ani inne czary.
Hex: I co było potem?
BIGGOD: Wyszedłem przed klub, zobaczyłem Bombastusa na
ziemi, a oni zauważyli mnie. Podeszli, jeden zbliżył się nawet na
odległość zero milimetrów, i stał tak bluzgając mi w twarz wyzwi-
skami. Straszne słowa, na szczęście niedużo z tego rozumiałem, więc
mnie to w ogóle nie obrażało. Ale domyślałem się, że pyta mnie, czy
chcę, żeby mnie skatował na śmierć. W pierwszej chwili chciałem

30
Sabat

przyznać, zgodnie z prawdą, że nie chcę mieć tego typu doświadcze-


nia. Potem przemknęła mi przez myśl możliwość wyprucia mu fla-
ków podręcznym nożem, który miałem już w dłoni. Ale się opamię-
tałem i błyskawicznie poprosiłem o opinię moją wewnętrzną Wy-
rocznię, czyli Opatrzność. Dostałem jasny sygnał w formie ukłucia
w lewej stronie ciała, że taki scenariusz nie ma dobrego zakończenia.
Nie wiem dlaczego, może mieli schowaną gdzieś broń palną? To
wszystko trwało ułamek sekundy. Nie wiedziałem, co zrobić, więc
czekałem na rozwój wypadków, z jakąś pustką w głowie, patrząc na
tego psychola, jakby był jakimś dziwnym przedmiotem. W końcu się
wykrzyczał i poszli sobie.
Hex: No widzisz, a Ygg opowiadał, co sam widział. Ponoć ci
trzej goście skakali wokół ciebie, a ty stałeś nieruchomy, niewzru-
szony, i wyglądało na to, że w jakiś sposób uchodzi z nich energia.
Dlatego sobie poszli. Doszły mnie słuchy, że byli po tym wszystkim
bardzo zmęczeni.
BIGGOD: E tam. Chodzi mi o to, dlaczego amulet Bombastusa
nie zadziałał.
Hex: Może właśnie zadziałał. Może mieli broń i gdybyście dali
się sprowokować, użyliby jej. Może amulet sprawił, że Bombastus
dostał lanie po to, żeby nie przyszło mu do głowy walczyć. Bo wtedy
by ich załatwił, ale oni załatwiliby też jego.
BIGGOD: Nie wiem. To jakieś naciągane. W ten sposób można
wyjaśnić wszystko. I nie będzie żadnego dowodu na to, że amulet
naprawdę działa.
Hex: Zgadza się. Tak właśnie działa Zasada Nieoznaczoności.
Możemy określić tylko prawdopodobieństwo właściwej interpretacji
i nigdy nie będziemy pewni, co się właściwie zdarzyło. Dlatego mo-
żemy z całą pewnością stwierdzić, że twój amulet zadziałał właści-
wie, podobnie jak amulet Bombastusa.
BIGGOD: Mój amulet? Akurat nie miałem żadnego.
Hex: Miałeś. Wszedłeś w odpowiedni stan umysłu, i to było to.
BIGGOD: A co z tymi świrami? Nie poniosą żadnej kary? Trzeba
im dokopać, niech się nauczą porządku!
Hex: Pomyślimy. Zrobimy coś, żeby sami się wkopali. Żeby
wpadli we własne sidła, i co najważniejsze, żeby byli zmuszeni
zmienić swoje nastawienie. No właśnie! To będzie dowód na sku-
teczność naszej magii. Eksperyment, którego potrzebowałeś.

31
Tom Hex

BIGGOD: Czyli zrobimy rytuał? Super!


Hex: Najpierw wprowadzimy się w szczególny, transowy stan
umysłu odcinający zbędne myślenie.
BIGGOD: OK. Jestem gotowy.
Hex: Doskonale. Rozejrzyj się. Co widzisz, słyszysz i czujesz?
BIGGOD: Co widzę? Pokój, w którym jesteśmy.
Hex: A co w pokoju, co na zewnątrz? Co w twoim umyśle? Śmia-
ło!
BIGGOD: Eee… Ten tego… W pokoju są graty, za oknem niebo,
trawnik, latarnia, róże, jakieś koszenie trawy, czuję łzawienie oczu,
pobudzenie, dezorientację...
Hex: Bardzo dobrze! Czy to wszystko cię nie zastanawia?
BIGGOD: A co w tym dziwnego?
Hex: Jak to co? Sam wymieniłeś: pokój, trawnik, latarnia…
BIGGOD: Nadal nie rozumiem. Co w tym dziwnego?
Hex: Daj spokój. Przecież sam powiedziałeś: pokój, trawnik, la-
tarnia… Czy to cię nie zastanawia?
BIGGOD: O co ci chodzi?
Hex: Załóżmy, że śnisz i śni ci się, że w powietrzu fruwają ryby.
Czy to nie dziwne?
BIGGOD: We śnie? Nie sądzę. We śnie to całkiem normalne, że
ryby latają w powietrzu.
Hex: A gdybyś nagle zdał sobie sprawę, że to jest sen, że śnisz,
bo przecież ryby normalnie nie fruwają, to może byś się przebudził
w tym śnie? Byłbyś świadomy. Wtedy mógłbyś na przykład zamie-
nić te ryby w kapelusz. Wiedząc, że śnisz, mógłbyś dokonywać róż-
nych cudów. Wystarczy, że zauważysz jakiś wyłom w tak zwanej
rzeczywistości. Jakiś błąd matrixa. Spójrz więc dookoła siebie. Co
widzisz? Co słyszysz?
BIGGOD: Pokój, graty, niebo, latarnię, koszenie trawy…
Hex: I czy to cię nie zastanawia? Przecież to jest cholernie dziw-
ne! Coś w tym wszystkim mocno nie gra!
BIGGOD: Faktycznie! Ktoś majstruje przy rzeczywistości…
Hex: Ciekawe kto.
BIGGOD: No jasne! Jakie to wszystko dziwne! Te drzewa za
oknem! Są niesamowite. Jakbym ich nigdy dotąd nie widział…
Hex: Właśnie! To jest to! W każdej chwili te zjawiska są całko-
wicie nowe i świeże. Przeszłość w tej chwili nie istnieje!

32
Sabat

BIGGOD: Widzisz tego gościa z kosiarką do trawy? Czujesz ten


zapach? Dotąd je pomijałem, a przecież to jest… Olśniewające. Jak
mogłem przechodzić obok tego tak obojętnie? Byłem jak w transie,
uśpiony w swoim zamyśleniu. Byłem jakiś potwornie rozproszony.
Nie zauważałem tych niesamowitych magicznych zjawisk!
Hex: BIGGOD, zbudź się! Wiesz, że śnisz? Spójrz w niebo! Wi-
dzisz, co tam się dzieje?
BIGGOD: O Bogowie! Niebo! Ja chyba śnię…
Hex: Jesteś w transie! No, to zrobimy krótki rytuał…

W istocie, jak się przekonałam na własne oczy, rytuał był bardzo


krótki. Kilka zdań, ruchy rękami, trochę dzikich wrzasków i kreśle-
nie znaków na pergaminie wrzuconym później w płomień czarnej
świecy. BigGod wydawał się bardzo zadowolony, ale może po pro-
stu nadal przebywał w ekstatycznym transie.

BIGGOD: Do zobaczenia, Hex.


Hex: Do zobaczenia. Poproś następną osobę.
BIGGOD: Możesz wejść, gościu! Płatne dwadzieścia dolarów go-
tówką albo wypad.

Błyskawiczny kurs magii


Hellraiser: Bez żartów! Zresztą, dzisiaj i tak jestem goły.
Hex: Słucham cię, bracie.
Hellraiser: Jestem Hellraiser. I mam taką prośbę.
Hex: Jaką? Mów śmiało.
Hellraiser: Chcę szybko nauczyć się magii. Jest jakiś sposób?
Hex: Dlaczego szybko, a nie wolno?
Hellraiser: Bo nie mam czasu.

33
Tom Hex

Hex: Kiedy planujesz śmierć?


Hellraiser: Jaką śmierć? Moją?
Hex: Oczywiście. Inaczej skąd byś wiedział, że masz mało czasu?
Hellraiser: O co ci chodzi? Spieszy mi się, to wszystko. Czas to
pieniądz. Chcę szybko nauczyć się czarów.
Hex: Jak szybko?
Hellraiser: A jak najszybciej się da?
Hex: W minutę.
Hellraiser: Poważnie? Możesz to zrobić tutaj?
Hex: Pewnie.
Hellraiser: No to dawaj.
Hex: Dobrze. Uważaj więc. To jest praktyka z Liber BDSM. Po-
myśl życzenie, a potem siłą woli postanów, że już się stało. Że już to
masz. Twoja decyzja musi być tak silna, tak wszechogarniająca,
przenikająca na wskroś, jakby poza nią nic innego we Wszechświe-
cie nie istniało. Musisz stać się nią bez reszty. Jakbyś chciał poru-
szyć cały Kosmos.
Hellraiser: No i co dalej?
Hex: Nic. To wszystko. Właśnie wyjaśniłem ci całą magię. Idź
i stosuj, zdobądź szczęście, bogactwa i co tylko chcesz.
Hellraiser: Pojebało cię?!
Hex: A więc nie zrozumiałeś. Przyznaj to. Nie zrozumiałeś.
Hellraiser: Nie wiem, czego nie zrozumiałem. Ale wiem, że nie
o to mi chodziło.
Hex: Owszem, o to chodziło. Ale możemy wykonać prostszą
wersję tego rytuału. Skup się i pomyśl życzenie.
Hellraiser: Życzenie? No dobra. Już. I co dalej?
Hex: Wymyśl zaklęcie. Jakiś rytuał w celu zrealizowania swojego
pragnienia. Cokolwiek.
Hellraiser: Na przykład co?
Hex: Nie znasz żadnych czarów? Nie czytałeś książek? Nie oglą-
dałeś horrorów o voodoo?
Hellraiser: Hex, zamiast bawić się ze mną w ciuciubabkę, po-
wiedz normalnie, o co chodzi. Jaki, do cholery, rytuał?
Hex: Najprostszy to zapalenie świecy albo kadzidła. Możesz go
do woli rozbudowywać, dołączając różne obiekty zgodnie z tablica-
mi korespondencji albo bazując na intuicji. Możesz też zasięgnąć
porady bogów co do konstrukcji rytuału, możesz wejść w trans

34
Sabat

i czekać na podpowiedź podświadomości albo duchów. Wymyśl


cokolwiek. Na przykład kichanie. Zdecyduj, że kiedy kichasz, to
właśnie jest rytuał, który zrealizuje twoje życzenie.

Hellraiser: Tak? I co potem?


Hex: Zrób to, co wymyśliłeś. Zapal świecę albo kadzidło. Zacznij
kichać. A potem zapomnij, zajmij się czymś innym. To wszystko.
Hellraiser: Wszystko?
Hex: Tak.
Hellraiser: Hex, nie rób sobie ze mnie jaj. Mam na zawołanie ki-
chać? Odbiło ci? To mają być poważne czary?
Hex: Ja jestem śmiertelnie poważny. Ledwo żyję.
Hellraiser: O, nie, Hex! Przejrzałem cię! Chcesz mnie zbyć byle
czym! Nie dam się tak łatwo spławić! To, co mówisz to jakieś bajki
dla grzecznych bachorów!
Hex: Dobrze. Spróbujmy innej metody.
Hellraiser: Zamieniam się w słuch.
Hex: Napisz na kartce, czego chcesz. Jedno zdanie.
Hellraiser: Gotowe.
Hex: Wykreśl powtarzające się litery, a z pozostałych ułóż jakiś
symbol. Coś w tym stylu.
Hellraiser: Dziwne… Taki może być?
Hex: Może być. Żeby magia zadziałała, musisz wpatrywać się
w niego podczas orgazmu. To wszystko.
Hellraiser: Wszystko? A co z orgazmem? Mam mieć tutaj or-
gazm?!!!
Hex: Uchowaj Boże! Zrób to w domu, spokojnie, w samotności
albo z kimś.
Hellraiser: Chyba jesteś nienormalny! To jest jakieś zboczone! Ja
cię proszę grzecznie o poważną wiedzę magiczną, a ty znowu robisz
sobie ze mnie jaja?!
Hex: Ta metoda ci się nie podoba?
Hellraiser: Pewnie, że nie, do jasnej cholery, ty zboku!
Hex: Chcesz się nauczyć magii? Po co?
Hellraiser: Jak to, po co? Żeby mieć władzę.
Hex: Nad czym?
Hellraiser: Nad światem. Nad ludźmi. To chyba oczywiste. Ale
bez takich świństw! Jak ja bym wyglądał, robiąc przy ludziach coś

35
Tom Hex

takiego! Z pewnością nie tak się rzuca zaklęcia! Magia powinna być
poważna i dostojna!
Hex: Rozumiem… Dobrze, zróbmy ostatnie podejście. Będziemy
siedzieć przez pięć minut bez ruchu.
Hellraiser: To ten sposób? Szybki, poważny sposób na naukę ma-
gii?
Hex: Tak. Musimy tylko wytrzymać pięć minut bez żadnego ru-
chu.
Hellraiser: A oddychać mogę?
Hex: Tylko oddychać. Ale poza tym żadnego ruchu. Nawet myśli
nie mogą się poruszać. Ani ciało, ani myśli. Tylko oddech. Zaczy-
namy?
Hellraiser: Jestem gotowy.
(…)
Hex: Ruszasz się. Ciągle się ruszasz. Drga ci powieka, kręcisz
młynka palcami, przełykasz ślinę.
Hellraiser: No i co z tego?
Hex: Pomyśl. Jeśli nie panujesz nad sobą, w jaki sposób zapanu-
jesz nad światem?
Hellraiser: Oj, myślę, że niepotrzebnie komplikujesz sprawy,
Hex. Dam ci sto dolarów, ale później, bo dzisiaj nie mam, jeśli mnie
szybko nauczysz magii, ale bez tego ściemniania. Chyba że nie po-
trafisz.
Hex: Obawiam się, że faktycznie nie potrafię.
Hellraiser: Phi! Wiedziałem! Następny kanapowy mag. Oszust
i ściemniacz. Idę stąd, a ty dalej nabieraj maluczkich. Też mi czaro-
dziej! Mam kichać, kurwa, na zawołanie i się brandzlować albo sie-
dzieć bez ruchu jak ten słup soli! Pogięło gościa, jak babcię kocham!
Z drogi, dziewczyno, nie blokuj drzwi…
Hex: Trafnie to ująłeś. Czarodziej. I co myślisz, Weedow?
Weedow: Matko Ziemio! Te rozmowy indywidualne zawsze tak
wyglądają?
Hex: Bardzo różnie. Nigdy nie wiesz, co cię czeka. Loteria kwan-
towa.
Weedow: Rozumiem już, dlaczego miałam ci towarzyszyć. Sły-
szę gong. Co dalej w programie?
Hex: Ochłonę i poprowadzę warsztat. Zamienimy się w kruki
i polecimy na wycieczkę. Ale najpierw chwila odpoczynku przy

36
Sabat

ołtarzu. Sprawdź tymczasem, czy Hellraiser sobie poszedł, czy może


coś kombinuje. To trochę niezrównoważony osobnik.
Weedow: Dobrze. Ja też muszę ochłonąć.

Poszłam, jak Hex kazał, za Hellraiserem, ale chłopacy na bramce,


czyli Bombastus i Uroboros zapewnili mnie, że gość właśnie odje-
chał w siną dal, narzekając na jakiegoś głupiego czarodzieja.
Ludzie zebrali się już w sali tronowej, czekając na rozpoczęcie
rytuału przemiany w kruki. Słyszałam jednocześnie, że druga grupa
bawi się w najlepsze, wychylając piwo róg za rogiem. Ma$$$ter
oczywiście udzielał się tam ofiarnie, ale w końcu dołączył do mnie.
A potem przyszedł Hex i rozpoczęliśmy transformację.

Zamiana w kruki i przelot

Usiedliśmy w kręgu. Na początku była medytacja relaksująca,


uziemienie i scentrowanie. Koło mnie siedział niejaki Angelus Mor-
tis Victor Maximus, co znaczy Anioł Śmierci Największy Zwycięz-
ca. Przynajmniej tak się przedstawiał, kiedy nawijał o swoich niesa-
mowitych mocach magicznych począwszy od telepatii, skończywszy
na teleportacji. Szkoda że nie teleportował się gdzieś z dala ode
mnie, bałwan jeden. Starałam się skupić na ścieżkowaniu, czyli in-
strukcjach do podróży astralnej, poddać się rytmicznym uderzeniom
bębna, wejść w trans. Sala była udekorowana motywami kruka,
a jego symbole i totem znajdowały się pośrodku kręgu. Tam też kie-
rowaliśmy nasze modlitwy i składaliśmy dary ofiarne. Tymczasem
ten bałwan Angelus co rusz komentował przebieg rytuału albo dla
odmiany chwalił się swoimi magicznymi osiągnięciami. Twierdził na
przykład, że umie się teleportować do żeńskiego akademika. Zaci-
snęłam zęby i starałam się zrelaksować mimo to. Po zakreśleniu
kręgu skierowaliśmy się (w wyobraźni) po spirali do wewnętrznych
drzwi. Wykonywaliśmy w tym celu rytmiczny taniec unoszeni
przejmującymi do szpiku kości dźwiękami bębna. Kiedy byłam już
prawie odcięta od świata zewnętrznego i skupiona na splocie sło-
necznym, przez który miał wejść we mnie Duch Kruka, Angelus
postanowił nagle rozstrzygnąć palącą kwestię, czy obracać się po
spirali w prawo, czy w lewo i czy spirala powinna biec od wewnątrz

37
Tom Hex

na zewnątrz czy odwrotnie, co dawało w sumie cztery możliwości.


I właśnie wtedy, kiedy wszyscy jednoczyli się z Duchem i przemie-
niali się w kruki, kiedy stopniowo zmieniali swoją ludzką skórę
w kruczoczarne pióra, ręce w skrzydła, a twarze w krucze dzioby,
kiedy przelatywali przez drzwi z symbolem totemu, żeby rozpocząć
ekstatyczny lot, wtedy ten bałwan, dureń, idiota Angelus zaczął mnie
szturchać, pytając o jakieś głupoty, a kiedy nie odpowiadałam, sztur-
chał jeszcze mocniej. Z tego, co pamiętam, pytał w którą stronę te
drzwi się otwierają, do wewnątrz czy na zewnątrz i że on nie może
zamienić się w kruka, bo kruk nie chciał w niego wlecieć, tylko od-
leciał, a mi przemknęła przez głowę myśl, że nic dziwnego, bo i ja
mam takie same odczucia jak ten kruk. No i wypadłam z transu,
wkurzona, rozbita, wściekła, nie wytrzymałam, wstałam i kopnęłam
gnoja między nogi, aż zamilkł, o co mi właśnie chodziło, chociaż nie
do końca, bo jęczał. Rozejrzałam się po sali. Wszyscy zajęci byli
lotem, jedni siedzieli, inni leżeli, reszta tańczyła i nikt nie zwracał
uwagi na mnie i Angelusa. Z przemiany i tak były już nici, więc
chwyciłam tego idiotę za włosy i wytaszczyłam na korytarz, wlokąc
po posadzce, akurat w ostatniej chwili, bo doszedł do siebie i zaczął
drzeć japę, aż przybiegli ochroniarze, czyli Tommyknocker z Urobo-
rosem. Szybko dali sobie z nim radę, mimo że usiłował się telepor-
tować, być może zresztą do żeńskiego akademika. Na odchodne
dowaliłam mu jeszcze z kopa w brzuch i trochę mi ulżyło.

Z tego wszystkiego poszłam napić się do naszego barku, w któ-


rym trwały akurat zawody w wychylaniu rogu Thora. Wszyscy byli
rozbawieni, pewnie dlatego, że durnie i matoły zebrały się w sali,
z której właśnie wyszłam. Najpierw mnie to trochę wkurzyło, ale po
wstępnej degustacji trunków rozbawiło. Koledzy zaczęli mnie pocie-
szać i w końcu doszłam do siebie, chociaż żal było straconego rytu-
ału z kruczą przemianą. Ufff!
Przy okazji doglądnęłam dzieci. Miały się doskonale pod okiem
siostry Czarnej. Bawiły się z rówieśnikami w procesy o czary, ale
z tą różnicą, że czarownice były uniewinniane i nagradzane cukier-
kami z mandragory albo może z imbiru. Moje słodkie pociechy!
Przypomniałam sobie o Ma$$$terze, ale nigdzie go nie było wi-
dać. Cóż robić? Taki jest los kobiety. Całe życie w oczekiwaniu, aż
facet raczy się w końcu odnaleźć.

38
Sabat

Niestety, relaks przy piwku nie trwał długo – wypatrzył mnie Hex
i zabrał jako ochroniarza, świadka i towarzyszkę wspierającą na na-
stępną serię rozmów indywidualnych. Usiedliśmy, Hex odpowied-
nimi gestami i symbolami oczyścił przestrzeń i nas samych, po czym
zapalił delikatne kadzidełko i świecę dla nastroju. Włączył hasłem
mantrycznym specjalnie skonstruowanego na takie okazje serwitora,
czyli robota astralnego, żeby emanował spokojem i skupieniem na
odwiedzających nas gości, co się temu robotowi na ogół udawało.
„Ale chyba nie dzisiaj” – pomyślałam, słysząc rwetes dobiegający
z korytarza.

Rozmowy indywidualne z kapłanami 2

Tymczasem zauważyłam kątem oka, że Tom Hex zmienił się nie-


postrzeżenie w Toma Haexa, a jak powszechnie wiadomo, Hex żyje
zgodnie ze strzałką czasu, natomiast Haex w kierunku przeciwnym,
co sprawia, że Haex nie pamięta przeszłości, za to dokładnie zna
przyszłość. Obaj są jedną i tą samą osobą. Przemiana była błyska-
wiczna, ale wyraźna.
Kiedy doszłam do siebie, w drzwiach pojawił się niejaki Phobos.

Problemy młodych magów z rodziną i znajomymi


Phobos: A, psik! O, przepraszam. Cześć, Hex, mój mistrzu. Pa-
miętasz mnie?
Tom Haex: Jak przez mgłę.
Phobos: Tamtego dnia rzeczywiście mgła była silna. Prawie się
nie widzieliśmy. Poradziłeś mi, jak mam rozmawiać z moim ojcem.
Tom Haex: My rozmawialiśmy?

39
Tom Hex

Phobos: Tak. Nic nie było słychać, taka była wichura. Nie byłem
pewien, czy rozmawiam z tobą. Prawie cię nie widziałem i nie sły-
szałem. W dodatku byłeś w kapturze, miałeś laskę z trupią czaszką.
Tom Haex: Nic sobie nie przypominam… I co ci doradziłem?
Phobos: Jak zapewne pamiętasz, mam trudnego ojca ateistę. Cze-
pia się o wszystko. Nie podobają mu się moi koledzy, a jeszcze
mniej koleżanki, wiesz, takie wytatuowane i pyskate. Ciągle wrzesz-
czy, żebym ściszył tych wyjców, to znaczy muzykę. Tak się drze, że
nie słychać, jak wyją. Ojciec ogólnie mnie nie akceptuje. I bardzo
mu się nie podoba, że jestem poganinem. Mówi: „Po cholerę się tym
zajmujesz? Weź się lepiej do jakiejś pracy, a nie do filozofii czy
religii”. Poszedłem więc za twoją radą, Hex, i zapytałem go: „Tato,
jak byłeś dzieckiem, bawiłeś się zabawkami? Psułeś je? Rozkręcałeś,
żeby zobaczyć, co jest w środku i jak działa?”. Odpowiedział, że
oczywiście, jak każdy normalny chłopak. Wtedy ja na to, że
Wszechświat jest taką maszynerią i ja go właśnie psuję, to znaczy
rozkręcam na części, żeby zobaczyć, jak działa i co ma w środku. I to
go trochę zastanowiło. Dzięki za dobrą radę.
Tom Haex: Proszę bardzo…
Phobos: On wtedy na to, że nie ma żadnych bogów ani takich, ani
śmakich. Ale ja wiedziałem, co mu odpowiedzieć, bo ty mi doradzi-
łeś.
Tom Haex: Ja? We mgle i zamieci? Na pewno?
Phobos: Powiedziałem mu, jak powstali bogowie. To twoje sło-
wa, Hex. Że w dzieciństwie traktowaliśmy swoich rodziców jak
pierwszą parę bóstw – Boga i Boginię. Byli dobrzy, czasami źli,
potężni, groźni, zapewniali posiłki, ochronę i zabawki. Kiedy stali-
śmy się bardziej dorośli i ujrzeliśmy, że nasi rodzice są takimi sa-
mymi słabymi ludźmi jak my, rozczarowani wyprojektowaliśmy
nasze dziecinne wyobrażenia w kosmos. Supertata i Supermama stali
się bogami. Po prostu ludzie nadal ich potrzebują! Kiedy ojciec to
usłyszał, rozdziawił paszczę, ale nic nie odpowiedział, tylko zaszył
się w warsztacie i całą noc coś piłował. Dzięki ci, Hex.
Tom Haex: To była wyjątkowa mgła i zamieć…
Phobos: Powiedz, ale tak naprawdę, jak to jest z tymi bogami?
Skąd się wzięli? Bo chyba nie my ich wymyśliliśmy?

40
Sabat

Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo


Mojżesz
Człowiek stworzył boga na swój obraz i podobieństwo
Feuerbach

Tom Haex: Jakie to ma znaczenie?


Phobos: Chciałbym wiedzieć.
Tom Haex: Skoro wszystko jest snem, kim jest śniący?
Phobos: Mnie pytasz?
Tom Haex: No chyba ty śnisz swój sen. Poza tym, jak powiedział
Morfeusz do Neo, realne są tylko impulsy elektryczne interpretowa-
ne przez twój mózg. Tak więc Bóg jest ukryty w synapsach.
Phobos: Super! Argument akurat dla mojego ojca. On chyba ko-
muś się zwierzył, bo wczoraj przyniósł gazetę, taką naukową, jakich
nigdy nie czyta, a w niej był artykuł, że według badań wampirycz-
nych, to jest tfu!, empirycznych ze wzrostem inteligencji maleje
religijność, a z jej spadkiem religijność oczywiście rośnie.
Tom Haex: W pewnym sensie tak jest, jeśli mówimy o dużej,
społecznej skali. W innym – każdy światopogląd jest religią.
Phobos: Odpowiedziałem mu, zgodnie z twoją sugestią, że w mo-
jej religii bogowie to archetypiczne, podświadome siły ludzkiego
umysłu, a nie jakiś bajkowy tyran tresujący ludzi metodą kija i mar-
chewki, żeby zgodnie ze swoją wolną wolą byli mu posłuszni. I wte-
dy spojrzał na mnie badawczo i powiedział: „Może nie jesteś taki
głupi, jak myślałem”. Sukces! Byłem taki zadowolony, że zachciało
mi się majsterkować. Poszedłem do garażu i pomogłem ojcu przy
samochodzie. Dzięki tobie nasze sprawy przybrały obiecujący kieru-
nek. I mogę spokojnie słuchać wariackiej muzyki! Dzięki ci, Hex!
Jesteś mistrzem!
Tom Haex: Cieszę się, choć nic nie pamiętam z tej mgły…
Phobos: Ale mam jeszcze jeden problem. Otóż moi koledzy śmie-
ją się ze mnie, że jestem czarownicą. Stałem się pośmiewiskiem całej
klasy. Co robić?
Tom Haex: A co dokładnie wygadują?
Phobos: Och, dobrze, że tego nie słyszałeś! Na przykład:

41
Tom Hex

+ No i jak tam twoja różdżka? Drży ci w spodniach?


+ Słuchajcie, on umie zakląć węża jak fakir! Uważajcie na swoje
fiutki!
+ Te, magik, jakie będą jutro liczby w totolotku?
+ Potrafisz zmienić kanapki z serem w hamburgera?
+ A gdzie twoja miotła? Chyba nie jeździsz samochodem?
+ Zadzwoń telepatycznie na mój telefon.
+ Chłopaki, on co noc widuje ducha! W swojej sypialni! Ha, ha,
ha!
+ Weź ją zaczaruj, żeby jej spadły majtki!
+ A umiesz zmienić wodę w wino?
+ Kibel się zatkał. Rzuciłeś na niego urok?

Cholera, widzę, że was też to śmieszy!


Weedow: Przepraszam, posikałam się. Muszę do toalety.
Tom Haex: A ciebie to nie śmieszy?
Phobos: Nie bardzo! Może gdyby dotyczyło kogoś innego…
Tom Haex: Ale właśnie jesteś kimś innym!
Phobos: Nieprawda, jestem sobą!
Tom Haex: Przypatrz się uważnie. Jesteś kimś innym!
Phobos: A właśnie że nie! Jestem sobą! A psik! O, przepra-
szam…
Tom Haex: Za mocno trzymasz się siebie. Mniejsza o to. Wyluzuj
się. Twoja reakcja powinna być następująca: śmiech, śmiech, śmiech
i własne, jeszcze lepsze żarty. Dam ci przykład:
+ Wybacz stary, ale jak parkowałem miotłę to ci trochę zarysowa-
łem karoserię.
+ Mam niezawodny sposób na kaca, ale musisz to zrobić własno-
ręcznie. Do szpinaku dodaj obcięte paznokcie, jad teściowej, od-
głos bekania i skrzydła turkucia podjadka…
+ Moja różdżka wykryła, że tamta laska umówi się z tobą. Musisz
tylko zagadać po niemiecku.
+ Słuchajcie, byłem ostatnio na sabacie. Piliśmy krew kozła
z dżinem. Rewelacyjny napój! Mam dla was jedną butelkę. Nie,
oczywiście że to nie są siki. To jest napój czarodziejski na po-
większenie maczugi…
+ Wiecie, ja generalnie mam pieniędzy i kobiet jak lodu. Ile chcę.
Rzucam czar i już. Bez żadnych problemów. To tylko kwestia ry-

42
Sabat

tuału. One same wchodzą mi do łóżka, a potem przepisują mająt-


ki.
+ Kiedyś jak rzuciłem czar, to poszła taka energia, że nie było
prądu w całej dzielnicy przez pięć godzin, a sklepy monopolowe
stały otworem i można było brać butelki ile chciałeś, taki był baj-
zel.
+ Dzisiaj nie mogę robić czarów. Poważnie. Nie ta faza księżyca.
Byłby efekt uboczny – zamieniłbym się w wilkołaka, a to nie jest
przyjemne. Trzeba się wtedy golić na całym ciele. Kompletnie się
nie opłaca. I paznokcie rosną na trzy metry…
I tak dalej w ten deseń, cały czas się uśmiechając.

Phobos: Faktycznie wesołe. Spróbuję.


Tom Haex: Pójdź na całość. Niczym się nie krępuj. Rób sobie
z nich jaja do woli i śmiej się z nimi. W końcu to, co robimy, na-
prawdę jest śmieszne. Wiesz: te rytuały, świece i kadzidła, pompa-
tyczne przemowy do niewidzialnych przyjaciół, dziwne znaki kre-
ślone w powietrzu. Kto normalny robi takie rzeczy? Powtarzam, jako
magowie jesteśmy absurdalnie śmieszni, więc się z siebie, a przede
wszystkim z innych śmiejmy.
Phobos: Super! Będę się śmiał. Ale nie sądzisz, że oni mogą się
wtedy jeszcze bardziej ze mnie śmiać?
Tom Haex: Owszem, jest to możliwe, a nawet bardzo prawdopo-
dobne. Prawdę mówiąc, współczuję ci, Phobos, z całego serca.
Phobos: Hm… To dobrze. To chyba bardzo dobrze. Ale jest jesz-
cze jeden problem.
Tom Haex: Widzę, że jesteś facet z problemami.
Phobos: Ale tylko z dwoma. Ten drugi to ludzie, którzy nie mają
poczucia humoru, i albo drżą przede mną ze strachu, albo chcieliby
mnie spalić na stosie. Co robić?
Tom Haex: To samo. Zastosuj powyższą metodę z wyolbrzymia-
niem dowcipów. Poza tym bądź zawsze miły dla tych ludzi, uczynny
i uśmiechnięty bez względu na okoliczności. Odwracaj kota ogonem.
Mów: „Chyba nie wierzycie w czary? Wyglądacie na rozsądnych
ludzi, racjonalistów. Ja tam w takie głupoty nie wierzę”. Żeby to
uwiarygodnić, zachoruj od czasu do czasu jak normalny śmiertelnik
mugol, na przykład na grypę. Wtedy będą mówić: Te czary to bujda.
Patrzcie, jak go grypa rozłożyła.

43
Tom Hex

Phobos: Kiedy ja… A, psik! Cholera! Gdzie chusteczka…


Tom Haex: Tak samo z pieniędzmi. Udawaj, że ledwo wiążesz
koniec z końcem. Pożyczaj od nich pieniądze, że niby ich nie masz.
Phobos: Kiedy właśnie…
Tom Haex: Powinni uwierzyć, że nie masz mocy, a czary nie
działają.
Phobos: Kiedy właśnie, jeśli chodzi o pieniądze i zdrowie…
Tom Haex: Tak, rozumiem. Po prostu zrób, jak mówię. Udawaj
chorowitego i biednego. Wszyscy magowie tak robią dla zatarcia
śladów.
Phobos: Naprawdę? A jak to nie zadziała?
Tom Haex: Musi zadziałać. Ale jak nie, to wtedy trzeba z drugie-
go końca. Rozpowiadaj za ich plecami, że to oni są czarownikami, że
podejrzewasz ich o złe oko na sąsiadów, klątwy, pomór bydła i temu
podobne. Chociaż nie, ta metoda jest chyba jednak głupia.
Phobos: A jak i to nie zadziała?
Tom Haex: No to wtedy czas na coś widowiskowego: przybicie
gwoździami do drzwi zakrwawionego kawałka mięsa, najlepiej ku-
rzej stopy, zwierzęcego ucha, oka, rozgniecionej żaby, plus jakieś
dziwne szkaradne symbole. Może też poskutkować prosta sugestia,
że „w tym tygodniu spotka was coś złego”. Z pewnością wydarzy się
coś, na przykład ból głowy, co oni uznają za wynik tej klątwy. Złapią
się we własne sidła, a to spotęguje w ich oczach twoją moc. Poza
tym bądź miły dla wszystkich.
Phobos: A jak i to nie zadziała?
Tom Haex: Ależ ty jesteś nudny. W ogóle nie wierzysz w siebie!
W naprawdę trudnej sytuacji rzuć prawdziwy czar. Możesz go też
rzucić na początku. Właśnie! Po co się fatygować i tracić czas na
jakieś przepychanki. Powierz sprawę odpowiednim bóstwom.
Wchłoń do oceanu swojej podświadomości zaszyfrowaną wolę, czyli
sigila. Zrób serwitora, który będzie wiązał ich języki, kiedy będą
chcieli coś na ciebie nagadać.
Phobos: Ale ty jesteś mądry, Hex. Zrobię tak, jak mówisz. Skoro
z moim ojcem podziałało, to z dzieciakami też musi zadziałać. Dzię-
ki. Ty to jesteś super! Kiedyś będę taki jak ty, będę znał się na magii
i radził sobie w życiu.
Tom Haex: No nie przesadzaj, bo cię wykopię. I nikomu ani sło-
wa!

44
Sabat

Phobos: Jak każesz, Hex.


Tom Haex: Koniec audiencji! Wypad!
Phobos: Już idę, mój mistrzu!
Tom Haex: Morda w kubeł! Zachowaj chociaż resztki godności!
Przydałaby się jakaś potężna mgła i zamieć…
Phobos: Czcigodny mistrz prosi następną osobę!

Demon Choronzon przebiera się za choinkę


Efasmai: Już można wejść? A jest tam bezpiecznie? Nic mi nie
grozi?
Tom Haex: Wchodź śmiało! Nie gryzę!
Efasmai: Mam nadzieję…
Hex: A cóż to u licha! Kim jesteś, świąteczna choinko?
Efasmai: Cześć Hex. Jestem EFASMAI. Podobają ci się moje ta-
lizmany i amulety ochronne?
Hex: Są super, ale masz ich chyba setkę na sobie! W ogóle cię
spoza nich nie widać!
Efasmai: To dla bezpieczeństwa. Mam w związku z tym sprawę
do ciebie.
Hex: Słucham.
Efasmai: Zabezpieczyłem się już prawie przed wszystkim. Są tu-
taj krzyże, pierścień Atlantów, oko Chorusa, pentagramy, gwiazdy
różnoramienne, symbole wszystkich religii. Wokół siebie mam tar-
cze odbijające nieszczęścia, a dookoła nich krążą serwitory szybkie-
go reagowania wykrywające ataki i przeprowadzające kontruderze-
nia. Mam butelki z gwoździami zakopane pod domem, wycieraczkę
nasączoną proszkami odstraszającymi duchy…

45
Tom Hex

Hex: No to chyba jesteś najbezpieczniejszym człowiekiem świa-


ta! Czy to ci nie utrudnia życia?
Efasmai: Racja. Poranny proces instalowania wszystkich ochron,
łącznie z rytuałami, zajmuje około trzech godzin, plus mycie i dezyn-
fekcja. Muszę wstawać bladym świtem. A w ciągu dnia przeprowa-
dzam dodatkowe zabiegi: odpędzanie, egzorcyzmy, okadzanie, ką-
piele oczyszczające…
Hex: Jesteś jakimś tajnym agentem? Żyjesz na krawędzi życia
i śmierci?
Efasmai: Nie, w żadnym wypadku. To by było niebezpieczne.
Staram się nie wychodzić z domu. Wszędzie tyle zagrożeń! Złe
energie, podczepienia, cieki wodne, demony, spiski, pasożyty astral-
ne, ataki parapsychiczne, skażenie środowiska, bakterie i wirusy, zła
karma z poprzednich wcieleń, klątwa prapraprababci, trauma okresu
prenatalnego…
Hex: Na Boginię! Człowieku! Opanuj się! Wpadłeś w klasyczną
paranoję!
Efasmai: Na paranoję mam ten oto amulet obronny, nic mi nie
grozi. Ten chroni przed kokluszem, tamten przed czarną ospą…
Hex: Wygląda na to, że twoim największym demonem jest lęk
przed wszystkim.
Efasmai: No właśnie. Słyszałem, że są jakieś groźne demony. Po-
noć Choronzon jest straszny. Zrób mi na niego amulet.
Hex: Kiedy Choronzon to jesteś ty sam.
Efasmai: Ja jestem demonem?
Hex: Z tego, co widzę, sam stwarzasz swoich wrogów. A potem
z nimi walczysz. To bez sensu. Najlepiej nic nie rób, siedź spokojnie
i zajmij się czymś wesołym.
Efasmai: Zwariowałeś? Natychmiast opadną mnie choroby i złe
duchy! Muszę się zabezpieczyć.
Hex: Te twoje amulety to tak naprawdę budowanie ochrony przed
samym sobą. Zrozum! Wszystko, czego doświadczasz w umyśle, jest
częścią ciebie. W praktyce magicznej poszerzamy swoją percepcję,
sięgając do skrajności, przekraczając granice, za którymi czai się
Otchłań, ale tylko na jakiś czas. Poza tym przebywamy w zrówno-
ważonym centrum jednoczącym skrajności. Znajdź swój środek, stan
równowagi.
Efasmai: Ale jak?

46
Sabat

Hex: Hm! Jest ci potrzebny specjalny amulet!


Efasmai: Właśnie o to chodzi. Zrób mi go!
Hex: Dobrze! Zrobimy super hiper kontra ekstra amulet zabez-
pieczający przed wszystkim. On ma tak potężną moc, że nawet jak
spotkają cię całe fury nieszczęść, tak jak biblijnego Hioba, to nic ci
się nie stanie. Ale musisz się zgodzić na pewną ofiarę, wyrzeczenie.
Efasmai: Co to takiego?
Hex: Przez tydzień musisz milczeć. Całkowicie. Dasz radę? Pa-
miętaj, że to milczenie jest samo w sobie amuletem. Wytwarza wo-
kół ciebie pole mocy o sile miliona midichlorianów.
Efasmai: Pewnie, że dam radę.
Hex: Rytuał jest prosty. Wrzuć te wszystkie ochrony i talizmany
do tego jutowego worka. Nie bój się! Ich moc cały czas będzie
z tobą. W miarę jak dzień po dniu będziesz kontynuował milczenie,
moc worka będzie przepływała do twojego ciała. Po siedmiu dniach,
dokładnie o siedemnastej siedemnaście, proces zakończy się,
a wszystkie amulety stracą swoją siłę. Siła będzie już w tobie. Bę-
dziesz wolny od tych gratów. Dziewczyny przestaną się z ciebie
śmiać, wyjdziesz na ludzi. Zaczniesz jako tako wyglądać.
Efasmai: A ty nie nosisz żadnych amuletów? Nie boisz się, że
spotka cię nieszczęście?
Hex: Nie boję się. A jak coś przyjdzie, to trudno. Będzie jatka.
Efasmai: Nieszczęścia cię dopadną!
Hex: Nie, to ja je dopadnę! Spotkam się z nimi jak wojownik.
Pokonam je i w ten sposób zdobędę nad nimi władzę. Powstanę jak
feniks z popiołów.
Efasmai: Muszę to sobie przemyśleć. A jakie zagrożenia niesie ze
sobą tak długie milczenie?
Hex: Ogromne! Co prawda przestaniesz wygadywać głupoty, ale
będziesz je myślał, więc zgromadzą się w środku ciebie, nie znajdu-
jąc ujścia, i po siedmiu dniach, o siedemnastej siedemnaście, wy-
buchniesz, uwalniając je w kosmos. Będziesz wolny.
Efasmai: No nie wiem, nie wiem…
Hex: Chcesz mieć dziewczynę?
Efasmai: Być może.
Hex: To zachowuj się jak facet! Wywal ten złom. Dla laski to
znak, że jesteś słaby, że się boisz. Że siła jest poza tobą, nie w tobie.

47
Tom Hex

Efasmai: Zastanowię się. Muszę sprawdzić, czy nic mi nie grozi.


Poza tym dziewczyny to też tylko kłopoty. A jak mnie któraś czymś
zarazi?
Hex: To pójdziesz do przychodni.
Efasmai: Tam też jest niesterylnie.
Hex: Masakra. Straciłem cierpliwość. Po prostu nie jestem pie-
przonym psychologiem! Zanim zabierzesz się za magię, powinieneś
pójść na terapię.
Efasmai: Boję się.
Hex: Nie wytrzymam! Poproś następną osobę.
Efasmai: Czuję w powietrzu niekorzystne fluidy.

Efasmai poszedł i okazało się, że nikt już więcej nie czeka. Praw-
dopodobnie wszyscy dołączyli do brygady wychylającej miody
z rogu Thora, o czym świadczyły chóralne śpiewy dobiegające
z części barowej ewentualnie rzucili się na degustację kanapek i in-
nych substancji. Hex zgłodniał, więc poszliśmy się posilić.
Ma$$$tera nadal nigdzie nie widziałam. Zgodnie z planem za chwilę
brat Ygg, jako pasjonat i gadżeciarz, miał zaprezentować najnowsze
oprogramowanie magiczne na urządzenia przenośne.

Oprogramowanie magiczne na smartfony

Ygg podłączył smartfona do rzutnika multimedialnego przez Wi-


Fi i rozpoczął prezentację, nie bawiąc się w teoretyczne wstępy. Oto
co ciekawsze programy:
+ Cast > generator zaklęć służący do szybkiego kompilowania
czarów na bazie tysięcy zarchiwizowanych zaklęć z całego świa-
ta. Podobnie: SabrinaSpellman i Spellmaster.
+ Heal-Mill > młynek mantryczno-modlitewny, coś w rodzaju
konfigurowalnego serwitora. Podobnie: Mantroid.
+ Altar Everywhere > przenośny, wysoce konfigurowalny ołtarz
interaktywny. Podobnie: Sematary, Sacrificer, SendByBurn, Altar
Ego.
+ Insight > pomocny w medytacji, koncentracji i kontemplacji.
Indukuje fazę REM, obsługuje stany alfa, theta i delta, wprowa-

48
Sabat

dza w trans za pomocą rytmu, impulsów świetlnych, sugestii hip-


notycznych. Podobnie: Hypnos, TranceChapel, Rhytm’n’gnosis.
+ Oh my Gods! > baza bogów i bogiń z tablicami korespondencji,
mitologiami, inwokacjami itp.
+ Evokator > generator serwitorów, kilkaset szablonów do wybo-
ru. Podobnie MOS (Master of Servitors), I Give You Life, Psy-
choGolems.
+ Sigilizer N > do tworzenia sigili: glifów, mantr, impulsów, ko-
laży. Podobnie AOSpare, MagEncryptor.
+ Cauldron > kociołek wszelkiej wiedzy potrzebnej do tworzenia
rytuałów. Szablony, schematy, instrukcje, mandale (mapy
wszechświata), symbole, korespondencje. Podobnie Paganus,
Hoo-R-U.
+ Godformula > do wymyślania nowych bogów i religii. Podob-
nie NewReligion, Cthulhu&Friends.
+ What-the-day! > kalendarz ze wszystkimi świętami, fazy księ-
życa, ustawienia planet, gwiazd, biorytmów, wszelkie możliwe
powiązania.
Na koniec brat Ygg ostrzegł wszystkich przed wirusem Sulphuria,
który złośliwie miesza wszelkie rozpoznane korespondencje, mitolo-
gie i zależności, zmienia składniki w zaklęciach, a także sigilizuje
książkę adresową.
Wszyscy byliśmy pod wrażeniem prezentacji. To już nie jest ta
prymitywna naskalna magia, co kiedyś. Dzisiaj operujemy niesamo-
witymi możliwościami wykorzystania nowoczesnych technologii
w czarach. Co będzie jutro?

Otwarcie Witch Library

Na ziemię sprowadziła nas Siostra Czarna, oficjalnie otwierając


filię Witch Library, czyli miejsca, gdzie można poczytać tradycyjne,
staroświeckie papierowe książki o Wiedzy. Okazało się bowiem, że
przez lata zgromadziło się ich tyle, że nie ma co z nimi robić, bo
przeważnie stoją na półce i się kurzą, a mogłyby przecież komuś się
przydać. Siostra zaprezentowała katalog zbiorów, oczywiście online,
omówiła regulamin biblioteczny i podkreśliła, że choć książki są
wypożyczane bezpłatnie, to jednak biblioteka w celu ochrony zbio-

49
Tom Hex

rów zawarła umowę z firmą windykacyjną Ponury Żniwiarz, przy


wypożyczeniu zaś pobiera się od czytelnika kaucję albo substancje
biologiczne w wiadomym celu rytualnym, jakby co.
Potem nastąpiła prezentacja unikalnych zbiorów. Oto najciekaw-
sze z nich:

Korben Dallas Invoking the Fifth Element – Podręcznik omawia


rytuał znany z filmu Piąty Element. Należy zaopatrzyć się w duże
kamienie powiązane z czterema klasycznymi żywiołami, aktywować
je tak jak to było pokazane w filmie, a następnie w środku zaaranżo-
wanej w ten sposób świątyni umieścić ostatni żywioł, czyli Piąty
Element. Chodzi oczywiście o kobietę, którą kochasz. Kiedy wyz-
nasz jej miłość, olśniewająca światłość wystrzeli z Ziemi, na której
się tarzacie, ku Niebu, Bóg zjednoczy się z Boginią, a wy otrzymacie
błogosławieństwa.

Dawa G. Altsen Healer in the eye, magick of vision – Autor


szczegółowo opisuje proces stałego i bieżącego stwarzania świata
począwszy od Niedualnej Sfery Pierwotnej i Ostatecznej Świadomo-
ści, poprzez umysł, energię, ciało i zmysły, a kończąc na projekcji
wytworzonych wyobrażeń na zewnątrz w formie tak zwanej „rze-
czywistości”. Jak podsumowuje autor: świat jest umysłem, umysł
jest pusty, pustka jest świetlistością, obie są jednym, a jedność jest
błogością. Jeśli ją właśnie masz w swoim wnętrzu, twój projektor
świadomości właśnie to wyświetla na zewnątrz.

Jimmy Code You are a sigil (so why not forget yourself) – Jeśli
poddamy samych siebie sigilizacji albo uznamy, że już od dawna
jesteśmy sigilem, czyli jakąś zaszyfrowaną treścią utajnioną przed
nami samymi, to żeby taki sigil mógł zacząć na nowo działać jako
skuteczna operacja magiczna powinniśmy najpierw go aktywować
przez praktyki związane ze światłem, a potem o nim, czyli o sobie,

50
Sabat

zapomnieć przez praktyki związane z przestrzenią. Kiedy zapomni-


my o sobie, dowodzi Jimmy Code, ujrzymy coś, co dotąd sobą zasła-
nialiśmy.

Lady Mantragora Complicated methods of no-effort magick - Ma-


gia wysiłkowa, jak twierdzi Lady Mantragora, to ta, którą stosujemy,
żeby nam się zaczęło w życiu układać. Natomiast magia bezwysił-
kowa ma miejsce wtedy, kiedy wszystko układa się samo i nie mu-
simy podejmować żadnych dodatkowych działań. Układa się samo
dlatego, że jesteśmy ze wszystkim zintegrowani na bardzo głębokim,
wręcz mistycznym poziomie. Tymczasem w magii wysiłkowej, żeby
osiągnąć pożądaną zmianę musimy: pomyśleć, zaplanować, zebrać
narzędzia i materiały, oczyścić się, naładować mocą, skonstruować
sigile, aktywować je, wejść w odmienny stan świadomości, wykonać
odpowiedni rytuał i temu podobne. Jedna z metod magii bezwysił-
kowej polega NIE na przyciąganiu tego, co chcemy, ale odwrotnie –
na akceptowaniu tego, co się samo pojawia. A pojawia się przecież
nie przypadkowo. Inną popularną metodą magii bezwysiłkowej jest
zrelaksowanie się w swoim naturalnym stanie poza myślami. W tej
przestrzeni umieszczamy nasze życzenie i o nim zapominamy, żeby
mogło spokojnie wywierać wpływ na zjawiska kwantowe. Jednak
najczęściej nic tam nie umieszczamy pozwalając, by wszystko samo
się uregulowało.

John Oak Double tree, a way to grow – John Oak jest znanym
maniakiem drzew. Wie o nich dosłownie wszystko. Twierdzi, że
potrafi rozpoznać każdy z istniejących pięciu tysięcy gatunków po
liściach, korze i nasionach. Rozmawia z nimi jak z ludźmi, orientuje
się w dendrologii i leśnictwie, uprawie i pielęgnacji. Mieszka, żyje
i pracuje w lesie. Umie zrobić z drzewa wszystko, co robi szaman,
leśnik i stolarz. Zna setki historii związanych z drzewami, legendy,
mity i ludowe podania. Przygotowuje lecznicze nalewki, ekstrakty,
okłady z różnych części drzew. Wróży z ruchu liści na wietrze,
z nasion rzucanych na ziemię, wyrabia różdżki, amulety z drewna
i nasion, przeprowadza rytuały długiego życia i zmartwychwstania.
Drzewo symbolizuje człowieka, jego życie i rozwój, nieśmiertelność,
zmartwychwstanie, odrodzenie i wytrzymałość. Wszystko bazuje na
troistym podziale w kosmicznym drzewie świata – korona, pień

51
Tom Hex

i korzenie. To schemat naszego umysłu. Jesteśmy kosmicznym


Drzewem Świata, ale też każdym innym napotkanym drzewem. Wy-
korzystajmy je do magicznej i mistycznej praktyki!
Spocznij w centrum kosmicznego drzewa – wyjaśnia Oak - Tam,
gdzie Bóg łączy się z Boginią. W sercu. W najgłębszej głębi siebie.
Tam, gdzie jest ostateczne źródło świata. Jesteś swoją własną świą-
tynią. Jesteś drzewem świata! Zjednocz się z nim!

Anonym the Mage A. A. The Order of Alcoholics Anonymous –


Zgubne nałogi, w tym alkoholizm, dotykają także, a może przede
wszystkim osoby głęboko, średnio i wyjątkowo mało uduchowione.
W swoim krótkim, ale esencjonalnym dziele Mag Anonim omawia
metodę pokonania Demona Alkoholu opierającą się na naukach Wie-
lebnego U: po prostu postanawiamy nie pić i się tego trzymamy,
choćby nie wiadomo co. Oczywiście żeby operacja się powiodła
nieodzowna jest wyjątkowo silna wola. Mag Anonim skupia się wła-
śnie na metodach jej rozwijania.

Wielebny U Just decide! magick – Obszerne dzieło omawiające


praktykę BDSM, czyli The Best Divine Simplest Magick, Najlepszą,
Boską i Najprostszą Magiję. Ta unikalna metoda wprowadzania po-
żądanych zmian w świecie zewnętrznym i wewnętrznym siłą własnej
woli łączy w sobie esencję takich praktyk magicznych jak inwokacja,
sigilizacja i zaklinanie. Polega jedynie na wyrażeniu Woli w kilku
słowach, co jednak okazuje się wcale nie takie proste. Schemat prak-
tyki: wyobrażamy sobie nasze życzenie i stapiamy się z nim w jedno.
Następnie aktem woli wzywamy Ostateczne Bóstwo, czyli naszą
prawdziwą naturę i też stapiamy się w jedno. Trwa to sekundę. Po-
tem sigilizujemy całą zjednoczoną trójkę (siebie, życzenie i bóstwo)
na przykład w kulkę światła i w końcu o wszystkim zapominamy, co
automatycznie implikuje wejście w stan czystej klarownej i świetli-
stej pustki świadomości, w której sigil samoczynnie się rozpuszcza.

Agrippina Meus maritus magus furcifer - W tej opasłej księdze


żona słynnego maga Agrippy szczegółowo, wnikliwie i z niebywałą
pasją opisuje jego rozliczne wady, niedociągnięcia, uchybienia, po-
rażki, słabości, błędy, pomyłki, klęski i nałogi. Tekst w języku łaciń-
skim.

52
Sabat

Tommus Hexus Benedicat vos omnipotens Vacuum - Jest to jedy-


ny podręcznik zaawansowanej magii napisany przez Hexa na po-
ważnie, bez żartów i całkiem serio, ujawniający starannie dotychczas
ukrywane mroczne tajemnice i skrypty najpotężniejszych, bluźnier-
czych rytuałów dających operatorowi wręcz nieograniczoną moc
wpływania na rzeczywistość. Po łacinie, choć w dużej części w języ-
ku etruskim.

Uf!
Czas płynął jak błyskawica, to znaczy tak szybko. Poszliśmy po-
krzepić się do baru. Ujrzałam tam nagle Ma$$$tera i zaczęliśmy
opowiadać sobie przygody z ostatnich godzin, kiedy to się nie wi-
dzieliśmy. Długo się jednak towarzystwem Ma$$$tera nie nacieszy-
łam, bo znowu przyszedł Hex i oznajmił, że przed nami ostatnia
runda rozmów indywidualnych z ludźmi. Poszliśmy więc na górę,
a tam już czekał taki jeden, co się nazywał VSOP.

Rozmowy indywidualne z kapłanami 3

Co zrobić z wredną małpą?


VSOP: Słuchaj, Hex. Mam problem z moją żoną. Ta wredna mał-
pa nie daje mi żyć. Jestem na skraju wytrzymałości! Czy można jej
wysłać jakiegoś psi-balla? Wiesz, taką kulę energii skondensowaną
za pomocą wyobraźni i zaprogramowaną intencją? Albo ją spętać,

53
Tom Hex

żeby zamknęła jadaczkę? Rozważałem już wszystko, łącznie z mor-


derstwem, ale tego nie zrobię, nie jestem jakimś potworem. To ona
jest potworem! Harpia! Strzyga! Już dłużej nie wytrzymam! Zabiję
ją albo siebie, albo oboje! Potrzebuję jakiegoś zaklęcia, czaru, ale
takiego, żeby jędza dostała za swoje, a ja żebym był poza podejrze-
niem! Wredna małpa! Ach! Problem w tym, że ona też jest czarow-
nicą. Sprawa jest niesłychanie delikatna!
Haex: Chwileczkę, spokojnie, rozważmy wszystko.
VSOP: Ja jestem spokojny! Ale ona nawet martwa spokojna nie
będzie!
Haex: To się jeszcze okaże… A póki co powiedz, czym dokładnie
ci zawiniła?
VSOP: Nie znasz kobiet? Ta jest najgorsza. Same wady. Stwo-
rzona do wnerwiania faceta.
Haex: No ale konkretnie, co zrobiła?
VSOP: Wszystko! Ciągle zmienia zdanie, nie wie, czego chce, co
rusz ma inny nastrój, czepia się o byle co, jest wredna, bałagani, nie
czesze się, wygląda jak czupiradło, rozrzuca ciuchy, kosmetyki, wa-
ciki, używa mojej maszynki do golenia pach, gada jak karabin ma-
szynowy… Wystarczy?!!!
Haex: Nie za bardzo rozumiem, w czym właściwie tkwi pro-
blem…
VSOP: Słucham?
Haex: W czym problem?
VSOP: Jak to w czym? Ty byś wytrzymał na moim miejscu?
Haex: Jakby to powiedzieć… Po co ty się właściwie żeniłeś?
VSOP: Jak to, po co?
Haex: Z pewnością, jak mniemam, żeby przeżyć piękną, roman-
tyczną, ekscytującą i mrożącą krew w żyłach przygodę. Czyż nie?
No to masz, czego chciałeś.
VSOP: Nie wiem… To chyba nie ta przygoda. Ale powiem ci,
w czym tkwił nasz błąd. Wiesz, jak to jest. Przed ślubem udawałem,
że jestem innym facetem, zaradnym, silnym, męskim, takie tam.
Wszyscy udajemy. Chciałem ją zdobyć, więc dodałem sobie tego
i owego. A po ślubie już nie musiałem udawać, a nawet nie mogłem,
bo i tak wszystko wyszło na jaw, na przykład że nie potrafię nic na-
prawić. Problem w tym, że ona też udawała! Ja udawałem męskiego,
a ona piękną. Okazało się, że to kawał jędzy. I czar prysł. Jesteśmy

54
Sabat

innymi ludźmi, niż się sobie przedstawialiśmy. Tak naprawdę my się


w ogóle nie znamy! Jesteśmy sobie obcy! Co robić? W dodatku mo-
im dziadkom też to się kiedyś zdarzyło, tylko że u nich dopiero po
pięćdziesięciu latach małżeństwa wyszło na jaw, że oboje udawali
całkiem innych ludzi, i po pięćdziesięciu latach okazało się, jacy są
naprawdę! Ale nie rozeszli się, bo już im się nie chciało nic zmie-
niać. Co robić? Co robić?
Haex: Hm… W tej sytuacji to oczywiste. Na początek poznajcie
się! Pójdźcie na kolację, na randkę, wieczorek zapoznawczy, poga-
dajcie, ale już szczerze, bez udawania, może okaże się, że jednak do
siebie pasujecie? Ślub macie z głowy, maski – też.
VSOP: Chyba jednak nic z tego nie będzie. Ona mnie wnerwia,
a ja ją. Wojna magiczna wisi na włosku. Ona zna różne takie sztucz-
ki czarownicze, że wojna się nie opłaca. Dlatego przyszedłem do
ciebie, Hex. Ty wiesz, co zrobić. Masz żonę, dajesz sobie z nią radę,
jakoś ją okiełznałeś. Ja też tak chcę. Chcę rządzić w moim domu
twardą ręką!
Haex: Wiesz, moja żona ma po prostu bardzo fajnego męża.
VSOP: A moja niestety nie. I co?
Haex: Jest tylko jedna rada. Musisz przejąć kontrolę. Kobiety lu-
bią silnych facetów. Weź się w garść i zaprowadź w domu porządek.
VSOP: Tak jest!
Haex: Zaakceptuj swoją żonę taką, jaka jest! Na każdym kroku
okazuj jej miłość, aprobatę i dobry humor. Nigdy nie wpadaj
w gniew. Ale kiedy trzeba, ofuknij. Oczywiście z miłością. Nie łam
się, nie uciekaj. Stój twardo na swoim miejscu. Ciesz się wszystkim,
co ona zrobi.
VSOP: Czym mam się cieszyć? Bałaganem?! Nic z tego nie ro-
zumiem.
Haex: Tak. Dołącz do niej i wspólnie bałagańcie. Powinniście
więcej się bawić, a mniej zajmować się smutnymi rzeczami, takimi
jak porządek. Potrzeba wam więcej miłości i humoru. Takie jest
moje zdanie.
VSOP: Wiesz co? Nie rozumiem.
Haex: Ech, to proste, chociaż zawikłane. Cała sztuczka magiczna
tkwi w tym, żeby być silnym, twardym, nieustępliwym, a jednocze-
śnie kochać, wybaczać, bawić się i wspierać. Połącz te dwa aspekty.
Twardo i nieustępliwie ją kochaj. Rozrabia? Niech rozrabia! A ty ją

55
Tom Hex

kochaj. Bałagani? Dobrze, niech bałagani, a ty z nią. Zmienia humo-


ry co kwadrans? Niech zmienia, taka jest jej natura. Ty też zmieniaj
humory. Masz prawo! Jeśli twoja miłość będzie silna, ona się uspo-
koi, bo jest niespokojna właśnie dlatego, że nie ma pewności, czy ty
ją kochasz. To dla kobiety najważniejsze. Kiedy poczuje twoją mi-
łość i jednocześnie siłę, uspokoi się i będzie patrzyła na ciebie z po-
dziwem. Kobiety nie szanują facetów, którym mogą wejść na głowę.
Bo jeśli ona to zrobi, to i inni zrobią, a wtedy znika poczucie bezpie-
czeństwa dla niej i dla jej dzieci. Geny. Ewolucja. Kiedy więc okieł-
znasz kobietę, zyskasz jej szacunek. Ale musisz to zrobić przez mi-
łość, a nie przez samą siłę. Rozumiesz, o co chodzi? Po prostu ją
nieustępliwie kochaj. To wszystko.
VSOP: A czary? Rytuały? Nic z tych rzeczy? Miałem nadzieję na
klasyczne rozwiązanie problemu.
Haex: To jest właśnie rytuał. Wcielasz się w Boga, czyli pozwa-
lasz Bogu wcielić się w ciebie. Manifestujesz sobą boskie cechy
Opiekuna, Wojownika, Uzdrowiciela i Maga. Następnie jednoczysz
się z żoną Boginią i stapiacie się w jedną niedualną sferę światła na
wszystkich poziomach: ciała, energii i umysłu. A potem już rozu-
miecie się bez słów.
VSOP: Inni dają proste recepty. Mówią: zrób taki to a taki rytuał.
A ty dajesz zagadki do rozwiązania.
Haex: Spróbuj tej metody. A jak nie, wróć do innych.
VSOP: Ech! Jak ja mam taką zołzę pokochać? To niewykonalne!
Haex: A kim jest twoja wybranka? Ma jakieś imię?
VSOP: Alrauna.
Haex: Poważnie? Ta ruda? Rozczochrana? Spotkałem ją kiedyś.
Bardzo fajna babka. Chłopakom też się podobała.
VSOP: No, no. Tylko bez takich. Ona póki co należy do mnie.
Haex: Oczywiiiście. Mówię tylko, że powinieneś pilnować skar-
bu. Dbaj o nią. Narzekanie, biadolenie, poddawanie się to nie jest
ścieżka maga. Ścieżką jest pogodne wejście w środek tajfunu i prze-
jęcie kontroli. Czynisz to przez całkowitą akceptację twojej osobistej
Bogini, Animy, manifestującej się w formie twojej żony.
VSOP: Jeśli ona jest tym tajfunem, to wszystko się zgadza. A je-
śli zginę? Nie znasz jej tak dobrze jak ja. To faktycznie kobieta taj-
fun. Czarownica! Może mnie zmieść z powierzchni ziemi. Jak mam
ją zaakceptować?

56
Sabat

Haex: Nie programuj sobie porażki. Poza tym nie ma się czego
bać. To słodka śmierć małego ja. W akcie miłosnego zjednoczenia
energia ulega uwspólnieniu i spotęgowaniu. Obydwoje na tym ko-
rzystacie. To taki mały, dwuosobowy sabat, no chyba że bierzecie
udział w orgii.
VSOP: No i właśnie do tego zmierzałem…
Haex: He, he, he… Nic, tylko figle. Widzę, że już dochodzisz do
siebie. Tak trzymaj! I jeszcze jedna sprawa. Koniecznie naucz się
naprawiać rzeczy w domu. To zawsze się przyda.
VSOP: Święta racja. Nie mam wyjścia. Dzięki za wyjaśnienia.
Hex: Kto następny?
Weedow: Tylko brat Ygg.
Haex: A, to dobrze. Co się stało, Ygg?
Ygg: Jest sprawa. Bardzo delikatna.

Nie rozumiem kobiet!


Tom Haex: W czym problem?
Ygg: Nie rozumiem kobiet.
Tom Haex: No i co z tego?
Ygg: Chciałbym zrozumieć. Życie stałoby się łatwiejsze.
Tom Haex: Czego nie rozumiesz?
Ygg: Wszystkiego. Kobiety bardzo się od nas różnią.
Tom Haex: E, tam. Z tyłu jesteśmy podobni, a z przodu do siebie
pasujemy.
Ygg: Pytam poważnie.
Tom Haex: A ja poważnie odpowiadam. Z tyłu, za sobą, mamy
wspólną przeszłość, czyli genetyczny i ewolucyjny początek. Pocho-
dzimy od skisłej brei aminokwasów, która wypełzła na ląd, a jeszcze
wcześniej od pierwotnej niedualnej sfery. Z przodu, przed sobą, ma-
my wspólną przyszłość, zjednoczenie przeciwieństw w pierwotną

57
Tom Hex

sferę niedualności, osiągnięcie Doskonałej Magicznej Jaźni w czys-


tych aspektach Boga i Bogini.
Ygg: To tylko teorie. Czego naprawdę pragną kobiety?
Tom Haex: Tego samego co my.
Ygg: Znowu żartujesz.
Tom Haex: A czego ty pragniesz?
Ygg: Piwa, seksu i pieniędzy.
Tom Haex: No widzisz. Kobiety też tego potrzebują, tylko trochę
inaczej. Zamiast piwa – ciuchy, a zamiast seksu – miłość. Oczywi-
ście to tylko stereotypowe uproszczenia.
Ygg: Żarty sobie stroisz, a problem jest poważny. Według mnie
kobiety są głupie, wyrachowane i puszczalskie.
Tom Haex: Na Boginię! Co ona ci zrobiła?
Ygg: Nieważne.
Tom Haex: No dobrze. Dlaczego uważasz, że są głupie?
Ygg: Myślą tylko o ciuchach i wyglądzie. I chcą facetów z pie-
niędzmi. Blachary i dziwki.
Tom Haex: Spokojnie. Przeanalizujmy fakty. Jak myślisz, dla-
czego wygląd jest dla nich taki ważny?
Ygg: Bo są głupie.
Tom Haex: Naprawdę? A ty, co cenisz w kobietach najbardziej?
Ygg: Oczywiście, że wygląd.
Tom Haex: No widzisz. Cenisz wygląd, więc one to robią dla sie-
bie i dla ciebie. Dlaczego więc to krytykujesz?
Ygg: Ach, więc to moja wina?
Tom Haex: Dokładnie tak. A dlaczego uważasz, że są wyracho-
wane?
Ygg: Bo chcą pieniędzy.
Tom Haex: To też jest oczywiste. Wynika z naszej ewolucji ga-
tunkowej. Od miliona lat to właśnie faceci przynoszą do domu trofea
i zdobycze, a kobiety zajmują się ogniskiem domowym. Mamy to
w genach, w podświadomości zbiorowej, dlatego wszystko samo się
tak układa. Rola kobiety to być piękną i opiekuńczą. Ty, jako facet,
masz być silny i zaradny. Oczywiście to tylko tendencje i wcale nie
musimy się ich trzymać.
Ygg: Naprawdę uważasz, że to w porządku? Ja marzę o kobiecie,
która jest mądra, bezinteresowna i wierna. A wokół same puszczal-
skie.

58
Sabat

Tom Haex: Powiedz prawdę, jak kumpel kumplowi: lubisz sobie


poruchać?
Ygg: No pewnie!
Tom Haex: I z kim to robisz?
Ygg: No, z laskami.
Tom Haex: Fajne są?
Ygg: Bardzo fajne.
Tom Haex: A przed chwilą mówiłeś, że nie cierpisz puszczal-
skich. O co ci właściwie chodzi?
Ygg: O co tobie chodzi? Odwracasz kota ogonem. Twierdzisz, że
to wszystko moja wina? Uważasz, że kobiety są w porządku?
Tom Hex: Owszem. Dokładnie tak. Uważam, że kobiety są takie,
jakie mają być. Boskie, magnetyczne i puszczalskie. A my jako face-
ci mamy je kochać, podziwiać i fascynować się nimi. Natura tak to
urządziła, żebyśmy łączyli się w pary i wydawali na świat potom-
stwo. Kobiety widzą nas jako silne dzikie zwierzaki i też się nami
fascynują. Wszystko kręci się wokół seksu i zasobów, czyli pienię-
dzy. Wszyscy jesteśmy wyrachowani i lubieżni, kobiety i mężczyźni,
nawet jeśli udajemy, że niby nie. Takimi nas Bozia stworzyła.
Ygg: To co mam zrobić?
Tom Haex: Nic specjalnego. Zaakceptuj wszystko takim, jakie
jest, ponieważ jest takie, jakie ma być. Po prostu wynika z wcze-
śniejszych przyczyn i jest kontynuacją.
Ygg: A co ze mną? Pragnę kobiety idealnej.

Kobieta idealna powinna mieć wszystkie wady.


Fantomas

Tom Haex: W całej populacji samic występuje normalny rozkład


prawdopodobieństwa spotkania idealnej dla ciebie partnerki, zwany
krzywą dzwonową. Na pewno więc taka kobieta istnieje. Przyciągnij
ją. Znasz odpowiednie sposoby magiczne. Rzuć czar i spokojnie
czekaj, to znaczy, spokojnie podrywaj.
Ygg: Więc jednak nie wszystkie są głupie, wyrachowane i pusz-
czalskie?
Tom Haex: Oczywiście, że nie. Poza tym są takie, kiedy tak je
widzisz. Po prostu załóż inne okulary, a twoja wizja, czyli świat, po
chwili się dostroi.

59
Tom Hex

Ygg: Może masz rację. Wkurzyłem się, bo moja dziewczyna pin-


drzyła się pół dnia, a potem faceci ją zaczepiali w klubie. Był nie-
przyjemny incydent.
Tom Hex: Który to był klub?
Ygg: Pomba Gira.
Tom Haex: Nie widzę, żebyś odniósł jakieś rany.
Ygg: Przywaliłem gościowi, aż się zgiął i nie wstał. Nie czuję się
z tym dobrze.
Tom Haex: A ona co na to?
Ygg: Najpierw broniła tego gościa i wydzierała się, że jestem wa-
riat, łajdak, że biję ludzi. Potem patrzyła na mnie jak na bohatera.
I weź zrozum kobietę!
Tom Haex: To wszystko jest oczywiste. Broniła go, bo dostrzegł
jej piękno. A ty jesteś bohaterem, bo jej broniłeś. Obawiam się Ygg,
że wszyscy jesteśmy zmuszeni brać udział w tych społecznych i psy-
chologicznych gierkach. To jest właśnie nieustanna gra przeci-
wieństw, koło zmian yin i yang. Nie uciekniemy od tego. Bóg i Bo-
gini tańczą w ten sposób ze sobą we wszystkich zjawiskach.
Ygg: Czyli nigdy nie zrozumiemy kobiet?
Tom Haex: Może i nie. Ale na pewno będziemy je kochać. Nawet
jeśli słono za to zapłacimy. W ostatecznym rozrachunku i tak się
opłaca. Bo właśnie miłość jest najwyższym prawem. I taka jest nasza
wola, zgodnie ze słowami Crowleya: Miłość jest najwyższym pra-
wem, Miłość podług woli. Może być?
Ygg: Może.
Tom Haex: To chodźmy na dół. Czas odpocząć. Jesteś już wolna,
Weedow. Mam nadzieję, że ten dzień dał ci dużo do myślenia. Te
wszystkie spotkania, rozmowy.
Weedow: O, tak. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że tak to
wygląda. Musisz mieć do ludzi anielską cierpliwość.
Tom Haex: Bez przesady. To wszystko nadal mieści się w nor-
mie.

No i zeszliśmy na dół. Zajrzałam do dzieciaków, potem do


Ma$$$tera. Siostra Ostra i Hihihi przygotowywały się do zaprezen-
towania książki Nicolasa Flamella „Jak żyć wiecznie i młodo – pod-
stawy magii picia (z rogu jednorożca)”.

60
Sabat

Nie miałam już jednak na to siły. Skupiliśmy się więc


z Ma$$$terem na wymianie doświadczeń wizyjnych, a potem poszli-
śmy na warsztat Dyskretna Uprawa Roślin, rezygnując z wykładu
Tommyknockera na temat Zaklęcia Uniwersalnego według Alana
Chapmana.
Potem była Uczta Boskiego Obżarstwa, więc objedliśmy się
okrutnie, spożywając konsekrowane i nasączone osobistymi życze-
niami potrawy, które trafiały wprost do żołądków, by ostatecznie
wejść w struktury naszych ciał. Najpierw inwokowaliśmy w siebie
troiste bóstwo, potem przemienialiśmy się w nie, a na koniec składa-
liśmy sobie ofiary z jedzenia.
Kiedy spożywaliśmy ucztę, niespodzianie na dworze rozległy się
jakieś hałasy, rozmowy, śmiechy. Po chwili otwarły się drzwi i do
Hexa podszedł Ygg anonsując grupę muzyków.

Koncert zespołu Coffeen

Okazało się, że przyjechała do nas kapela rockowa o nazwie


COFFEEN, w której na perkusji grał Tommyknocker, a gitarzystą
był koleś o ksywie Coffeen należący do dziwnej grupy magicznej
OOO, czyli Order Of Order (Zakon Porządku). Z początku wszystko
przebiegało bardzo spokojnie. Muzycy objawili Hexowi, że napisali
piosenkę do jego wiersza z tomiku poetyckiego Niech no tylko cię
dorwę, który został im pożyczony przez żonę Hexa, Blessy. I czy on
zgadza się, żeby nagrali ten przebój i zdobyli sławę na cały świat,

61
Tom Hex

a jak już będą bogaci, to dadzą mu kupę forsy, o ile oczywiście


wcześniej jej nie przetracą na głupoty.
Hex się zgodził, więc chłopacy rozstawili się ze sprzętem. Zresztą
na miejscu były już piece, czyli wzmacniacze, mikrofony i perkusja,
bo Tommyknocker wstawił je tutaj gościnnie, po tym jak jego żona
wywaliła go z domu. A zrobiła to, bo urodziło im się dziecko, więc
nie miał wyjścia. W ten sposób Hex miał czasami okazję wchodzić
w trans magiczny dzięki bębnom, co sprowadzało się do szalonego
walenia bez ładu i składu, ale za to ze spodziewanym efektem.
Na widok kapeli rockowej, czyli chłopaków wyglądających jak
skrzyżowanie wikingów z neandertalczykami natychmiast zebrał się
tłum lasek.
Coffeen machając gryfem od gitary tłumaczył im, że cała piosen-
ka zbudowana jest na chwytach EaD. Spotkało się to z dużym zainte-
resowaniem i zrozumieniem dziewcząt. Zaczęły namiętnie dotykać
gitarę i szarpać za struny.
W końcu chłopacy zaczęli grać. Utwór nosił tytuł Śmierć nie ist-
nieje i brzmiał tak:

było to wieczorem
skonany po robocie
rzuciłem się na łóżko w naszym domu nad jeziorem
ale moja ukochana
blaskiem świec opromieniana
szeptała tak

chodź chodź kochanie


będzie całowanie
miłość jest wieczna a błogość w twoich oczach
to cały świat

rozpoczął się rytuał świece roztoczyły blask


czułem woń kadzideł ale to moja bogini
tak pachniała i znikała w lustrach się ukazywała
i szeptała tak

śmierć nie istnieje wciąż odradzasz się


miłość jest wieczna a twoja natura to szczęście

62
Sabat

było to już w nocy w księżycowej toni


przybyli pomocnicy – sowa, wilk i rudy kot
ogień trzaskał tak wesoło
wszystko było święte wkoło
i szeptało tak

śmierć nie istnieje niebawem dowiesz się


życie jest wieczne choć niesubstancjalne
jak sen
niebawem dowiesz się
niebawem dowiesz się

Ludzie żywo podchwycili refren.

„Śmierć nie istnieje” i „niebawem dowiesz się” – nucili chóralnie,


a ponieważ już zmierzchało, laski zapaliły co tylko miały pod ręką:
świece, zapalniczki, ekrany smartfonów, a same też były już rozpa-
lone i widziałam, że piosenka została ewidentnie odebrana jako za-
chęta do rytualnego grupowego seksu. Emocjom uległ także sam
Coffeen, a przejął się do tego stopnia, że na koniec utworu zaczął
machać gitarą we wszystkie strony, aż rozwalił ją (rozmyślnie albo
nie) uderzając o ziemię i okoliczne meble, co spowodowało szybką
reakcję Hexa i współbraci chcących zapobiec większym zniszcze-
niom.
Coffeen zapewniał później, że choć faktycznie trochę go ponio-
sło, to gitara w zasadzie i tak była spisana na straty, więc w końcu by
ją rozwalił przy najbliższej okazji.
Ludzie nadal nucili fragmenty refrenu. Niestety na tym koncert
się zakończył, ponieważ zespół nie posiadał już gitary prowadzącej,
a opcja grania z samą sekcją rytmiczną pozostała niewykorzystana.
W związku z powyższym część rozpalonych par przeniosła się z
amorami do krypty i ogrodu nadal podśpiewując wesoło „miłość jest
wieczna”.
Zapytałam Hexa, czy sąsiedzi nie burzą się słysząc jakie hece się
tutaj wyprawiają. Odpowiedział, że zawsze przed taką imprezką
siostry rozdają skrzynki piwa sąsiadom, a bracia kwiaty sąsiadkom
i wszyscy są zadowoleni, a nawet ochoczo współpracują. Na szczę-

63
Tom Hex

ście nie zdają sobie sprawy z tego, co się tutaj naprawdę dzieje. Mają
nas za trochę zwariowanych, ale poczciwych rockandrollowców, co
poniekąd jest najprawdziwszą prawdą.
Coffeen wyznał mi jeszcze, że najtrudniejsze w tej piosence było
słowo „niesubstancjalne”, przez które zwichnął sobie język. No ale
czego nie robi się dla sławy…

Warsztat – Praktyki magiczne z siekierą i techniki uzdrawia-


nia zapałkami

Po wariackim koncercie Brat RIP swobodnie rozpoczął warsztaty


na temat praktycznego wykorzystania zaklęć z siekierą i (albo) za-
pałkami, nie zwracając uwagi na to, czy ktokolwiek go słucha i czy
cokolwiek rozumie. Część ludzi nadal była zajęta ucztowaniem, inni
grali w Witchumanji, a jeszcze inni kontynuowali zajęcia warsztato-
we z Dyskretnej Uprawy Roślin. Niemniej RIP zgromadził nieliczną,
lecz wierną widownię. Ja słuchałam piąte przez dziesiąte i zapamię-
tałam następujące zaklęcia:

+ Żeby osiągnąć ważny cel życiowy, weź siekierę, wymachuj nią


i chodź po ulicy, jak długo się da, krzycząc „Limity i ograniczenia
nie interesują mnie!”. A potem uciekaj!
+ Jeśli się zranisz, owiń ranę ręcznikiem namoczonym w osolonej
wodzie, uderzaj siekierą w drewno, następnie wyciągaj chorobę ru-
chami dłoni, a na końcu weź wizerunek bogini – i patrz jej w oczy.
+ Innym sposobem na realizację życzenia jest nawinięcie niebie-
skiej nici na zapałkę, posypanie kurkumą, trzykrotne wypowiedzenie

64
Sabat

zaklęcia GRIDH EN EIOMMM i umieszczenie jej na dachu domu


małym palcem lewej ręki. Wykonaj rytuał i zapomnij o wszystkim.

Ludzie o tej porze trochę się już powykruszali, gromadząc się


głównie na werandzie, by obserwować nocne niebo, na którym uka-
zały się kometa Harleya i ładnie ułożone planety. Tymczasem Hex
zaczął omawiać jakiś potworny rytuał.

Ofiarowanie zwłok Bóstwom Sfery

Plotki głosiły, że chodzi o ofiarowanie wykradzionych z kostnicy


zwłok, mówiły też o demonach, krwi, odcinaniu głów i trąbce z kości
piszczelowej. Jednak Hex te pomówienia zdementował, po czym
zaprezentował narzędzia rytualne, w których skład wchodził zakrzy-
wiony nóż rytualny do odcinania głowy. Następnie wyjaśnił, że nóż
służy do odcinania głowy demona ego, żeby nam nie przesłaniał
naszej boskości. Zgodnie z rytuałem najpierw dokonujemy wszelkich
koniecznych oczyszczeń i błogosławieństw, inwokujemy w siebie
bóstwa sfery i przeistaczamy się w nie, a następnie symbolicznie
odcinamy głowę demona ego. Potem tniemy i gotujemy jego (czyli
nasze własne) zwłoki, przyrządzając odżywczą pobłogosławioną
zupkę i podając ją w misce zrobionej z odciętego czerepu czaszki.
Zupką karmimy troiste bóstwa sfery, ale także demony swojego cie-
nia, żeby wyrównać rachunki, doprowadzając do ugody, wchłonięcia
i rozpuszczenia w pierwotnej pustce umysłu. Po rozpuszczeniu de-
monów ego, takich jak chciwość albo zawiść, pozostajemy w przy-
tomnej obecności niedualnej sfery, transowym stanie pustej jedności
przeciwieństw, jak długo się da. W efekcie stajemy się ostateczną
Boską Iluminacją w bardziej widoczny sposób, niż ma to miejsce
obecnie, bo choć w istocie od zawsze nią jesteśmy, to obecnie tego
nie dostrzegamy.
Wyjaśnienia powyższe wzbudziły u publiczności szereg kontro-
wersji. Hex cierpliwie wyjaśniał szczegóły, jednak na koniec podsu-
mował, że faktycznie jest to radykalna praktyka wyłącznie dla tych,
którzy ją rozumieją i są gotowi poświęcić wszystko, co mają, by
zdobyć wszystko co istnieje. I że ten cel jest długodystansowy, więc
na razie można skupić się na celach krótkiego dystansu, czyli na

65
Tom Hex

prostych czarach w rodzaju wchłaniania sigili w celu zaspokojenia


swoich prostych życiowych potrzeb.

Nikt w zasadzie nie wiedział, czy to wszystko jest na poważnie,


czy może znowu jakieś wygłupy. Na wszelki wypadek wątpliwości
zostały rozproszone obfitymi salwami śmiechu, po czym wszyscy
udaliśmy się do baru spragnieni orzeźwienia i lżejszych tematów. No
i zaczęło się. Ponieważ Hex dotąd nie pił, jako że był zajęty posługą
kapłańską, mam na myśli te rozmowy z ludźmi, które były de facto
czymś w rodzaju spowiedzi, to nadal był całkowicie trzeźwy, w
przeciwieństwie do innych, którzy raczyli się od rana piwkiem albo
ziołem i byli wyluzowani. Oczywiście zaczęli Hexa namawiać do
spróbowania tego czy tamtego, używając nieodpartych argumentów
w rodzaju „ze MNĄ się nie napijesz?”, no i Hex w końcu się przeła-
mał i zaczął przyjmować toasty, zresztą wbrew wyraźnym ostrzeże-
niom obecnej tam jego własnej żony. A potem to było już z górki, bo
z mieszanki tych różnych substancji zrobiła się taka mocna mikstura,
że Hexowi uderzyła do głowy. A że gość był, trzeba to uczciwie
przyznać, mało pijący, toteż wprawy w piciu nie miał i sprawy przy-
brały skandaliczny obrót, o czym za chwilę.

Tymczasem wykłady z warsztatami dobiegły końca. Przed nami


były w planie już tylko swobodne zajęcia nocne, a następnego dnia
rytuały sfery. W związku z tym wszyscy byli wyluzowani, rozwese-
leni i tylko patrzyli, jak rozpuszczają się bariery kulturowe i psycho-
logiczne między uczestnikami. Ten i ów robił misia, z kim tylko się
dało, inny szczodrze obsypywał pocałunkami, jeszcze inny śpiewał
nabożne pieśni patriotyczne. Oczywiście trafiali się też tacy, co upi-
jają się na smutno albo agresywnie, ale nasi kochani bracia strażnicy
o mocnych głowach cały czas czuwali, utrzymując (nawet po dużej
dawce stymulantów) nienaganną gotowość bojową. To wprowadzało
jako taki porządek w tym wirze chaosu.
Jednak, jak już wspomniałam, wieczór zakończył się żenującym
skandalem z udziałem Hexa. Okazało się bowiem, że jest on krypto-
pijakiem, a po alkoholu wyłażą z niego demony i sieją spustoszenie.
Darł się jak opętany! Łaził po całym domu, krzycząc „ja wam poka-
żę, nie wiecie, kim JA jestem!”. W końcu wszedł przez lufcik na
dach, tam, skąd ludzie wpatrywali się w koniunkcję planet, i darł się

66
Sabat

na całą dzielnicę, że jest największym magiem wszech czasów, a do


tego rzucał jakieś zaklęcia. Co ciekawe, ludzie później twierdzili, że
z nieba spadały kwiaty i puszki z piwem, a co jeszcze bardziej cie-
kawe, że te pierwsze trafiały do stóp kobiet, a te drugie w brzuchy
facetów, co ponoć zaowocowało kilkoma poważnymi kontuzjami,
aczkolwiek nikt się na nic nie skarżył.

W tej sytuacji starszyzna zakonu postanowiła interweniować.


Bracia dopadli Hexa, ściągnęli go z dachu, zakneblowali, związali
i zanieśli do piwnicy, żeby skruszał. Jednak rozbawione towarzystwo
uważało, że to wszystko jest śmieszne i zaczęło wróżyć z leżącego
Hexa, w czym szczególne upodobanie znajdowała jego własna żona.
Kiedy przewracał się na prawą stronę, to znaczyło TAK, a kiedy na
lewą – NIE. Rzucali więc pytania do Wyroczni, a potem czekali, co
Hex zrobi.

I tak to się skończyło. Nie będę opowiadała, co działo się w nocy,


bo to są sprawy prywatne, ani co się działo następnego dnia, bo dział
się tylko Największy Rytuał Sfery.
Dodam, że rano Hex zaprzeczył wszystkiemu, co wyrabiał po-
przedniego dnia po pijaku. Z uporem maniaka twierdził, że NIC
TAKIEGO NIE MIAŁO MIEJSCA. Kiedy przywoływaliśmy świad-
ków, błyskał na nich jakimś czarnym długopisem, jak Faceci w czer-
ni, ale nic mu to nie dało, bo nadal wszystko pamiętali. A kiedy po-
kazywaliśmy zdjęcia, twierdził, że są zrobione w Photoshopie. Po-
tem jednak faza wyparcia minęła. Przyznał się do wybryków, a po-
nadto stwierdził, że jest do niczego i nic nie umie.
Słysząc te słowa, bracia i siostry naznosili mu stosy kwiatów
i puszek piwa pozbierane w okolicy.

Następnego dnia SABAT został ZAKOŃCZONY.

67
Tom Hex

68
Sabat

Recenzje
Poznałam Toma Hexa podczas wspólnych prac porządkowych.
Mroczny typ, ślinił się i mówił do mnie A kysz! Po tygodniu sprzą-
tania okazało się, że mu się podobam, ale się mnie boi, bo krzywo na
niego patrzę. Po przełamaniu lodów, w czym brałam aktywny udział,
zawarliśmy przyjaźń i zaplanowaliśmy krótką podróż do pobliskiego
przytułku, gdzie przechowywałam swoje bagaże. Pojechaliśmy do
Lourdes, gdzie ponoć widziano Elvisa, ale nic mi to nie dało, bo na
miejscu okazało się, że Hex w ogóle nie wsiadł do samolotu i musia-
łam jak niepyszna wracać z powrotem do domu. Wszyscy faceci są
tacy sami! Oszuści i łajdacy.
Laura Palmer

Przeczytałem książkę Hexa jednym tchem, bo tchu mi zabrakło,


tak mną wstrząsnęła. To niesamowite ile rzeczy może wymyślić
jeden człowiek, jak ma dużo wolnego czasu. I skąd on to bierze?
Dzięki niej miałem jedyną możliwość, by zapoznać się z wiedzą
ezoteryczną, z którą nie miałem wcześniej możliwości się zapoznać.
Wszystko nagle stało się jasne jak słońce. Byłem tak przejęty, że
niezwłocznie zadzwoniłem do niego, uzyskawszy numer od pewnej
nawiedzonej dziewczyny, chyba Laury, która dała mi kupę forsy,
żebym mu obił kości, jak go znajdę. Okazał się całkiem miłym go-
ściem. Skromny, nie puszył się, że jest zaawansowanym czarno-
księżnikiem, nic z tych rzeczy. Równy gość. Poszliśmy na piwo, a że
akurat nie wziął portfela, postawiłem mu kilka butelek, a potem po-
życzył ode mnie jeszcze 50 dolarów, bo jak powiedział, musi coś
załatwić w Lourdes, chyba wykupić samochód z policyjnego parkin-
gu. Potem pożyczał jeszcze drobne kwoty, aż mi się skończyły pie-
niądze i nic już nie miałem. Ale mam dużo pytań co do książki, na
przykład w sprawie tych rytuałów z zębami, albo kiedy właściwie
należy upuszczać krew, o północy czy o nowiu? Hex nie odbiera
telefonów, pewnie popsuł mu się telefon.
Zyggy Freund vel Frater Uroboros, obecnie na zwolnieniu wa-
runkowym

69
Tom Hex

Hex zapraszał mnie do swej winnicy, żeby omówić kwestie edy-


torskie, ale nigdy nie poczęstował kieliszkiem wina, ani nawet wino-
gronem! Musiałem się najadać przed każdym spotkaniem. Nie dał
nawet paluszków! Ponoć wszystkich tak traktuje...
Jonathan Hungree

70
Sabat

O co chodzi
Tom Hex – lider kalifornijskiej grupy czarownic Divine Mystery
Order, czyli Zakonu Świętej Tajemnicy. Wybrany na to stanowisko
siłą, z początku opierał się twierdząc, że wrobiono go podstępem
w niewdzięczną rolę przewodnika duchowego bandy rozbrykanych
tłumoków chcących nauczyć się magii, ale po pewnym czasie tak
zadomowił się w roli szefa, że nikt już nie był w stanie go stamtąd
usunąć.
Tom Hex to znany w wysokich sferach poeta, muzyk, fantasta,
marzyciel i kucharz. Prowadzi własną restaurację wegetariańską,
a jego ulubioną potrawą jest maniakalnie pożerane sushi. Nawet jego
własna żona nie była już w stanie wytrzymać tych kulinarnych fana-
berii i kazała braciom z Rady Młodszych zakonu zawinąć Hexa
w dywan, żeby miał wreszcie okazję poczuć, jak to jest być rollo-
sushi.

Zakon Świętej Tajemnicy (Divine Mystery Order) to grupa ma-


giczna zajmująca się mistycznym czarostwem. Grupa czerpie swoje
nauki i praktyki ze starożytnych tradycji szamanizmu, hermetyzmu,
buddyzmu, huny, czarostwa, mistyki chrześcijańskiej, magii chaosu
i fantastyki.

Sabat odbył się w Kaliforni w 2017 r. Policja nie interweniowała,


nikt z sąsiadów nie skarżył się, było bardzo spokojnie, nie odnoto-
wano wizyt demonów.
O sabacie opowiada świeżo wyświęcona kapłanka Weedow.
W programie znalazły się między innymi: wykłady teoretyczne, za-
jęcia praktyczne, rytuały, Uczta Boskiego Obżarstwa, rozgrywki
w śmiercionośną grę Witchumanji, warsztaty dyskretnej uprawy
roślin i przeróżne hece, jak to wśród czarownic.

71
Tom Hex

Inne książki Toma Hexa


Księga Sfery
Liber BDSM
Rozmowy o duchach i duchowości
Magija bez teorii w praktyce
O czarownicach, śmierci i objawieniach
Nawiedzony
Jak zdobyć seks, władzę i pieniądze
Przygody w krainach Yggdrasilu
O cudownej naturze kobiet
Dziwne praktyki magii dla każdego

Po dodatkowe materiały, bonusy i gadżety zajrzyj na stronę


Tom-Hex.blogspot.com

72

You might also like