Professional Documents
Culture Documents
Gość Z Grobu Opowiadanie Kościelnego Dziadka
Gość Z Grobu Opowiadanie Kościelnego Dziadka
Gość Z Grobu Opowiadanie Kościelnego Dziadka
POWTOKZONE
przez
rz e k ł mu swoję opiekę.
I zaraz taki ruszył po dworach starych przyjaciół sta
rosty, co się odstrychnęli od starościca w jego obłąkaniu;
a prośbą i namową ułagodziwszy ich serca, sprowadził ich
do jego łoża z słowami pociechy i przebaczenia. Dawni
to w arzy sze swawoli widząc go już do niej niezdatnym i
nieochoczym, zupełnie się jego w y rz e k li; a zacni ludzie,
odwiedzając go często, a dobry proboszcz, w szystkie wol
ne chwile przy nim spędzając, dawali mu zbawienne r a
dy i uskuteczniali jego pobożne zam iary. On zaś, z lakiem
sercem na cnotliwe czyny się wylał, lak cały ludziom się
oddał, że zupełnie o sobie samym zapomniał. I chociaż
praw da, że dawniej wiele krzyw d bliźnim w yrządził, lecz
w szystkie hojnie okupił, i tyle dobrego zrobił, że Bóg mu
pewno przebaczy, kiedy n a w et ludzie przebaczyli.
I w pierw szych dwóch leeiech, trzy wielkie włości, co
tak jak i tutejsza, rozpustą jego zniszczone były, zakw itły
na no w o , ale jak zakwitły!... A w drugich dwóch leeiech
stanęła szkółka i dobroczynne zakłady, o których, naw et
za ś. p. starosty, nikomu ani się śniło; a piątego roku,
złoty krzyż błysnął pod Niebem na p i ę k n e j świątyni, gdzie
tysiączne głosy, wielbiąc Imię B oże, do dziś dnia błogo
sław ią pamięć starościca!
Najpóźniej stanęła plebanja; bo przezacny proboszcz,
uprosił s t a r o ś c i c a , k tó ry chciał n aty ch m iast budow ać ko
ściół i plebanją, by to na potćm odłożył, a p rz e d e w sz y slk ie m
z ludźmi się pojednał, i k rz y w d y ich, ja k można, w y n a g ro
dził; bo, m ów ił, Bóg m iłosierny milej to przyjm ie, niż w s z e l
k ą inną ofiarę, a nic nie pomoże i sto kościołów , jeśli choć
w jednym głos p o k rzyw dzonego b ra ta da się sły sz e ć , k tó
reg o nie zagłuszą ani zakiipione m odlitw y, ani śpiew y, ani
org an y i dzw ony. A co do p ro b o stw a, to od lego taki z u
pełnie chiał się w y p ro sić, gdyż m ów ił, że nie chce, aby źli
ludzie ztąd zgorszenie brali, sądząc że on tum ani pana s t a
rościca i zyski zeń dla siebie ciąg n ie;— t o t o poczciw a du
sza! ale nic nie pomogło, bo ta k i i plebanja stanęła.
T a k ą św ięto ścią o kupiw szy w s z y stk ie sw e w iny, pią
tego roku, ja k ra z w rocznicę zdarzenia na cm e n ta rz u , j a
kem ju ż w am p o w ied zia ł, Bogu ducha o d d a ł, w zupełnej
przytom ności u m y s łu , z n a jw ię k s z ą , z najprzykładniejszą
pobożnością, ze zbudow aniem ludzkiem. A z a p isaw szy m a
ja,tek ubogim k re w n y m , zabezpieczył w ieczy sty fundusz na
szk ó łk ę i na dobroczynne zakłady dla w łościan, k tó ry m
też na w ieczne czasy, o połow ę zm niejszył w sz y stk ie po
w inności. I dziw ne z a c h c e n i e ! — dodał jeszcze w te s ta
mencie, że niezm ienną jego je s t w olą, aby nikt ju ż po nim
w tym pałacu nie m ie s z k a ł, i aby len piękny ogród był
obrócony na cm e n ta rz . T a k się też i s t a ł o : pałac idzie
w g ru zy , a w pośw ięconym ogrodzie najpierw iej pochow a
no zebrane na s ta ry m cm en tarzu rozproszone kości, jak b y
w y n a g ra d z a ją c d a w n ą poniew ierkę, a potem nie m ało, ja k
w idzicie paniczu, gości nań przybyło!. T a m i ksiądz p ro
boszcz odpoczął, P an ie św ieć nad jego duszą! tam i ja la
da dzień pouiosę p o siw iałą głow ę, a syn mój obejmując po
m nie dzw ony i m otykę, p ie rw s z y raz w y stą p i w now ym obo
w iązk u , kopiąc grób dla mnie i dzw oniąc dla mojej d u s z y !
O niem ocy starościca, pow iadali lu d zie, że lo były su
choty , i t ł u m a c z y l i, że na biesiadzie ow ej, ro z e g r z a w s z y
się tańcem i t r u n k a m i , i do zby tku się podoehociw szy,
po pjanem u w y b ieg ł z pałacu, zab łąkał się na c m en tarz, a
w alają c się po grobach, p o k r w a w i ł się i poranił, i nie m o
gąc p o w sta ć na n o g i , przeleżał tam aż do d n i a ; a to mu
dało tę stra s z n ą chorobę, co go ze ś w ia ta w zięła w sam ym
k w iecie w ieku.
A t! w iadom o, ludzie ja k ludzie, po ludzku w s z y s tk o
tłóm aczą, a palca Bożego nigdzie dostrzedz nie chcą; a je d
nak tutaj tru d n o go nie widzieć?!... J u ż - t o , i sam ja tr o
chę się dom yślałem , różne p rz y m ie rz a ją c rzeczy; ale na co
tu m ów ić o moich d o m y słach , kiedy mi ksiądz proboszcz
słow o w słow o p o w tó rz y ł opow iadania sam ego staro ścica?—
O toż la k to było:
P a m ię ta c ie , paniczu, ja k 011 w y b iegłszy z kościoła, spot-
kriął się o tru p ią głow ę, i na ucztę ją zaprosił? O toż sam
słyszałem , i staro ścic to słyszał, ja k ona pow iedziała: będę!
W r ó c i w s z y do p a ła c u , zajął się p rzy g o to w an iam i do
przyjęcia g o ści; a ile ra z y p rzyp om niał sobie sp o d ziew a
nych biesiadników , z a ra z mu i gość z grobu na myśl p rz y
chodził, i mimo woli stra c h go przejm o w ał.
Z jechali się goście, bezbożni panicze i płatne panie, z a
częła się szalona uczta; a przy w ieczerzy , śród brzęku k ie
lichów, śród śm iechów i w r z a s k ó w , staro ścic dobrze już
podchmielony, opow iedział sw oje zdarzenie. W s z y s c y za
boki się brali od śm iechu, i kpili, i drw ili, i żałow ali że
ów gość z grobu dotąd nie przychodzi, ale gospodarza j a
koś i przy tru n k u zim ny dreszcz przechodził; pomimo w sz e l
kich w y siłk ó w , ja k a ś dziw na trw o g a w sercu mu ciągle le
żała, i żadnym sposobem pozbyć się jej nie mógł.
W t e m nagle za m a rła najhojniejsza w r z a w a , zam ilkła
17
huczna muzyka, stało się c ic h o , jak w grobie! Starościc
spojrzał po biesiadnikach— wszyscy jak siedzieli, tak i za
snęli raptem , by zaczarowani!.. Szarpnął jednego, drugie
go, chcąc obudzić; napróżno! K rzyk nął na sługi,— nikt się
nie o dezw ał, tylko głuche echo poszło po komnatach i
puszczyki jękły na dachu!., a zegar na wieży, straszliw ie,
jakby na trw ogę, zaczął północ dzwonić; w icher dziko za
jęczał w kominach, zadrżały okna, drzw i z trzaskiem się
ro zw arły , i w stalowej zbroi, z hełmem na czole, z spusz
czoną przyłbicą, z ogromnym mieczem u boku, w szedł j a
kiś ry cerz olbrzymiej postawy, i wolnym, poważnym kro
kiem zbliżył się do biesiadniczego siołu, a kładnąc sw ą cięż
ką rękę na ramieniu starościca, rzekł groźnie:— Przy by w am
na zaprosiny; gdzież moje miejsce u tw ego stołu?
Starościc, dzięki szumiącemu w głowie trunkowi, ochło
nąwszy z pierwszego przerażenia, i w szystko to biorąc za
krotochw ilę kolegów', uprzejmie zaczął przepraszać now e
go gościa, mówiąc, że już się go był nie spodziewał; podał
mu krzesło, postaw ił przed nim pełny puhar, i zaczął pleść
smalone duby i pustować; a gość w milczeniu spełniał tyl-
ko czarę po czarze, i z pod przyłbicy iskrzącym się w z ro
kiem wkoło spozierał.
Nareszcie pow stał i rzekł:— Dziękuję! a teraz gościnność
za gościnność; pójdź ze mną!
1 nieprzytomnego, ujął pod rękę Żelaznem ramieniem i
w yprow adził z pałacu. I przyszli na cmentarz, i stanęli na
grobie starosty. R y cerz sw ym mieczem odwalił głaz g ro
bowy i ciemnym łachem pociągnął za sobą swego to w a rzy
sza, osłupiałego ze zgrozy. 1 stanęli w n ędznej, spróchniałej,
zapadłej chacie, bez dachu, z dziurawemi ścianami, brudnej
i w ilgotnej, bez pieca, bez sioła, bez ła w i bez żadnych
sp rzętów ,— podobnej do wielu chałup we wsiach starościca.
2
13
T u r y c e r z podniósł przyłbicę, i struchl ał y st arości c po
znał oblicze swojego ojca, zasępione, ponure, groźne....
— Oto mój dworzec!— z a w o ł a ł s t a r o s t a , — wybacz, że
nie lak cię wspaniale, j a k ty m n i e , przyjmuję... U mnie
tylko c z t e r y spróchniałe ściany, i nic więcej! nie m am na
w e t poduszki pod tę siw7ą głowę, k t ó r a w i e k cały dźwigała
hełm t w a r d y , sł użąc ojczyźnie, a k t ó r ą dzisiaj s \ n w łasn y
potrąca nogą!. U ciebie pyszne pałace na ludzkich zbudo
w a n e grzbietach, u ciebie piękne m a k a t y i kobierce, w y
mieniane za ci ężką pracę z poddanych, u ciebie kosz
tow ne w i n a , sztucznie w y w a r z o n e z ich łez i potu;
tyś pan, ty masz gdzie i czem gościa przyjmować!.. A'ja
czemże cię przyjmę?... Gzem chata b o g a t a , tein r a d a — co
sam tu piję, tern i ciebie napoję.
I zdjąw szy hełm z głow y, zbliżył go do lewego boku, a
d r u g ą r ę k ą dobytym mieczem w ser ce się ugodził. T r y
snęła b l a d o - r ó ż o w a s t r u g a i napełniła r y c e r s k ą czarę,
k t ó r ą podając s y n o w i , — pij! r z e k ł s t a r o s t a ; to twój
z w y k ł y napój, ale tyl ko c z y s t y , n i e z a p r a w n y , to czysta
k r e w , i czyst y pot, i czyst e łzy k m i o t k ó w , k t ó r e do s k r z y ń
twoich złotym pot okiem p ł y n ą , a do mojej duszy piekiel
nym płomieniem. Pij że w y r o d n y synu!
I ujął obumarłego żelazną r ę k ą za szyję, i h ełm em roz-
s z e zem iw szy za cięte z przer ażenia z ę b y , w ychylił mu
w usta ten k r w a w y napój.... I padł bez z m y s ł ó w biedny
starościc....
R e s z t a , już w a m wiadoma.
T a k się to działo, mój mi ły panie! ale gadajże lu
dziom!.. n i k t nie u w i e r z y w st r a s z n e sądy Boże, aż ich
sam sobą doświadczy!...
1850 r. 14 Grudnia.
30001022563161
BIBLIOTE KA
NARODOWA