Professional Documents
Culture Documents
Marek Stelar - Nadkomisarz Rędzia 3 - Głębia
Marek Stelar - Nadkomisarz Rędzia 3 - Głębia
styczeń 2021
snu. A może nie snu, tylko majaku, którego rozmazane obrazy podsuwał mu
udręczony gorączką mózg. Znów nie miał pojęcia, gdzie jest, co robi w tym
więzieniu, w którym znalazł się na własne życzenie, i dlaczego nie może się
był bólem. Nie był ogromny, ale męczący, bo dotyczył każdej części ciała,
nawet skóry. Kaszel nie pomagał. Było tak źle, że Rędzia brał pod uwagę
najgorsze: liczył się nawet ze śmiercią. I był sam, bez możliwości zwrócenia
Mózg znów wiruje. Jest jak wehikuł czasu, przenosi Rędzię ponad
z domu i podobno kilka dni ukrywał się w ogromnej stercie desek koło
Tomek czuje, jak przyśpiesza mu puls. Nie spuszcza wody, tylko cicho
odsuwa zasuwkę i wychodzi z kabiny jak najciszej. Zza drzwi obok słychać
z ojcem, czasem jego głos znika w szumie, czasem jakiś inny głos wcina się
w rozmowę zabawnym pytaniem „mówi się?”. Mówi się. Mówi się jak
skarżypytą, synu?
– Jak… Jak to? Przecież oni zrobili źle! Przecież nie wolno palić?
– Tak, Tomek, masz rację, ale… Czasem nie trzeba wtrącać się w nie
tylko ich, nikomu nie robili krzywdy. Nie zawsze trzeba reagować. Czasami
– A ty?
– Zrobiłem dobrze. Ale oni mogliby się mścić, gdyby się dowiedzieli.
– Praktycznie też…
– Tak, praktycznie też. Ale to ryzyko było niepotrzebne. Nie wtrącaj się
w takie sprawy, nawet dla zasady. Zasady są ważne, ale własne zdrowie
w danej sytuacji ktoś niewinny ucierpi. Jeśli tak, reagujesz. Jeśli nie,
odpuszczasz. To nigdy nie będzie proste i musisz się z tym liczyć. To nie jest
matematyka, synu, gdzie dwa plus dwa to zawsze będzie cztery. I pamiętaj
– Zło to zło – upiera się Tomek, trochę wkurzony na tatę, a potem oddaje
Gdyby na świecie istniało tylko takie zło, jakiego był świadkiem w szkolnym
kiblu… Gdyby tak faktycznie było, nie miałby pracy, a przynajmniej nie
Nie myślał za dużo o ojcu, w końcu od jego śmierci minęło wiele lat. Teraz
Komisarz wciąż nie wiedział, kiedy dokładnie zaczął się ciąg zdarzeń,
który przywiódł go do tego miejsca. I czy to, gdzie i kiedy ten początek
w przekonaniu, że już nic nie miało znaczenia. I tak się składało, że gwizd
dopiero na tory…
2
październik 2020
jakoś do miasta, choć jechał jak pijany, aż dziw, że żaden z kierowców go nie
jej, że upadł i uderzył się mocno w głowę, a potem zgłosił się na SOR do
Musiał wszystko zostawić tak, jak skończyło się na torach w Załomiu. Nie
mógł i nie chciał podkładać się na własne życzenie i tym samym udowodnić,
I tyle.
o umówionej godzinie.
Odebrał.
– Rędzia – rzucił cicho przez zaciśnięte zęby.
opanowany.
– Nie dowie się pan dziś zbyt wiele. Dzwonię po to, żeby pana przygotować
– Jacy my?
– Rozumiem pana ciekawość, ale tego akurat nie dowie się pan nigdy.
Rędzia zagryzł wargi. Cisnęły mu się na nie najgorsze słowa, ale musiał
– Trzeba było nie skakać w bok. Albo się myśli o dzieciach, albo się myśli
– Nie jestem potworem. To pan im wyrządzi krzywdę, jeśli nie będzie pan
wysłałem panu kilka tygodni temu, skończy się jak zwykle w takich
drugi weekend na godzinę albo dwie, alimenty, na które pana nie stać…
Brzmi znajomo? Na pewno zna pan takie historie, prawda? Nawet jeśli
pańska żona nie zażąda rozwodu, to i tak nie da się już tego posklejać
i negatywny wpływ. I pan to wie. Nie raz pan to widział w swojej pracy. Ale
pan tego nie chce, prawda? Zrobi pan dla nich wszystko, a ja nie żądam od
– Wkrótce ktoś zginie. I nic pan z tym nie zrobi: nie może pan temu
jakiś problem.
przygotowawszy sobie grunt pod naszą współpracę. Chcę tylko, żeby pan nie
przykładał się za bardzo do swojej roboty, kiedy już pan dostanie tę sprawę,
rozumiemy się?
załatwić, żeby się dało. Jeśli jednak faktycznie się nie da i sprawę dostanie
ktoś inny, będzie pan się starał, żeby niewiele w niej zrobił, czy to jasne?
mówię, w zasadzie nie zasługuje na to, żeby żyć. Wytwarza tylko smród
i jest sprawcą ludzkiej krzywdy. Niech pan jednak doceni to, że nie każę
ścieżką…
Rędzia zamknął oczy. To było jak skok w przepaść, ale za sobą miał taką
następnej okazji, albo znów nie zechcecie ich wykorzystać jako narzędzie
ma za debila?
sprawa się skończy, nie będzie po prostu sensu, żeby tych okazji szukać,
pan o nas nie usłyszy. Ani pan, ani pani Agnieszka. Zadzwonię niedługo.
Patrzył za nią, kiedy szła do siebie, ale myślami był daleko stąd. Bardzo
daleko.
Przez kilka ostatnich miesięcy w jego życiu wydarzyło się więcej niż przez
szantażowany. Wił się jak piskorz, usiłując odnaleźć w tym wszystkim sens
istniał i Rędzia miał tego świadomość. Straty były nieuniknione, czy tego
Co niniejszym czynił…
3
chcieli?
tak jak tobie kazali przenieść się do Szczecina, ale nie. Wiem tylko, że chcą
– I co?
– Co: co?
– A jak myślisz?
– Nie wiem.
brzegi. Rędzia wypił połowę jednym łykiem, ale nie odstawił szklanki na
ruchów. Musieli zacząć ponad rok temu, kiedy zmusili cię do przejścia tutaj.
– Tego nie wiemy. Wątpię, żeby cała rzecz opierała się tylko na nas.
takiego?
Znów zapadło milczenie. Myśli Rędzi krążyły wokół tej sytuacji. Miał tylko
się ani niczego nie nadinterpretowywał, był tego pewien. Wtedy, w marcu,
z siebie ubrania.
– O czym?
zobowiązań…
Dlatego.
odparła. – Nie zrobię tego temu komuś. Ani sobie. Nie wiem, jak to się
tego, komu trzeba, bo nie wierzę, że zdołają nas ochronić, a nie chcę żyć jak
ścigane zwierzę.
pozostanie mi nic innego, jak jednak oddać się pod ochronę państwa.
z kimś poważną relację, prawda? Bardzo cię lubię i ufam ci. Przyjaźnimy
seksualnym…
łatwa rozmowa.
– Podjąłeś jednak decyzję i ją szanuję. Nie rozumiem jej do końca, ale…
wybrał tę drugą opcję, skończyłoby się to tak, jak zwykle kończy się
rozmawiamy?
Spuściła głowę.
kopnęłabym w dupę każdego faceta, który mi się nawinie. Gdyby nie ja,
winni tej całej sytuacji. Nie ulegaj temu mechanizmowi brania winy na
siebie, bo tego właśnie chcą, wtedy łatwiej tobą sterować, rozumiesz? I nie
chodzi też o moje małżeństwo. To znaczy też, to bardzo ważne, ale… Chodzi
chcę, żeby tu przyjeżdżał, nie chcę pojechać do niego. Mam takie poczucie,
– Gdzie mieszka?
– To co innego…
– Naprawdę?
dziewczyną.
– Jest dorosły, na swoim, podobno jesteście ze sobą blisko, a nie wiesz, czy
– Zgoda, ale chodzi o sam fakt. – Upił łyk wody. – Dla mnie to trochę
dziwne. Po prostu.
z uwagą.
– Wiesz, faceci podchodzą chyba do tego nieco inaczej. Mnie też zawsze
czym się interesuje, czy jest wrażliwy i mądry, czy chorował na coś
poważnego w dzieciństwie?
– A chorował?
– Tak. Miał chłoniaka w wieku piętnastu lat… Ale teraz wszystko
w porządku.
– Owszem.
mruknął.
interesuje?
Westchnęła.
– A miewasz takie?
– A jak myślisz?
zazdrości.
– No nic, będę leciał. – Westchnął. – Dam ci znać, jak coś się w tej sprawie
zmieni.
niego. Przez moment poczuł na swoich palcach dotyk jej palców. Spojrzał jej
przelotnie w oczy, walcząc przez chwilę z pokusą objęcia jej. To nie był
dobry moment. A może był, lecz w tej sytuacji wolał unikać takich gestów.
styczeń 2021
były jak zapowiedź nieszczęścia; jak wiadomość z piekła. Był wieczór. Nie
sądził, żeby ten człowiek dzwonił po to, by się na przykład przypomnieć, tak
jak trzy miesiące temu. Zaczęło się. Cokolwiek to miało być, zacznie się,
komórkę do ucha. Korciło go, żeby tego nie robić. Nie odbierać, albo nawet
niewybrednych słów. Ale wiedział, że tak nie zrobi. Wszystko zabrnęło już
nieodpowiedzialny sposób.
mu się w mózg. – Ryszard Sekulski, Panie nie świeć nad jego duszą. Ktoś
niedługo powinien się natknąć na jego ciało. Czy to nazwisko jest panu
znane?
– Owszem.
Komisarz milczał.
– Wie pan, co robić, prawda? – padło kolejne pytanie, już bez cienia
wesołości.
do Agnieszki, ale nie zrobił tego. Chciał ochłonąć, dzwonienie do niej w tej
nawet kiedyś w czasach, gdy pracował w wojewódzkiej, choć nigdy się nie
o przysłowiowego Kowalskiego, czułby się teraz źle, bardzo źle. Ale Sekulski
żałować. Tylko że komisarz nie mógł myśleć w taki sposób, nie on.
Czy mógł teraz coś zrobić? Cokolwiek? Klasyczny dylemat wagonika, choć
Jarek Berdak miał dziś wolne, co komisarza cieszyło, bo mogło być tak, że
naczelnik zdecyduje o wysłaniu ich razem, a to nie było Rędzi na rękę. Był
jak ręką odjął, bo natychmiast zdał sobie sprawę, że ona też nie była tu
osobności.
Pobrudzony krwią denat siedział za kierownicą. Nie było jej dużo, ale na
szyi, białym jak śnieg materiale koszuli widocznym między połami szarej,
stalowa linka owinięta wokół szyi tak ciasno, że niemal znikała w fałdzie
wziął górę. Kiedy Rędzia zajrzał do tyłu, stwierdził, że ofiara miałaby chyba
wieszak, wokół którego owinięto końce linki. – Typ mógł sobie siedzieć
siedział na krześle lub stał przy słupie, a kat powoli zaciskał na jego szyi
– Tak, tylko nie miażdżąca, a klasyczna. Linka nie przecięła naczyń ani
krew byłaby wszędzie, również tam skąd nie dałoby się jej usunąć. Po
jakimś czasie smród odstraszyłby nawet szczury. Sprawca też byłby cały
słowem krew jest tłoczona głębiej położonymi tętnicami do głowy, ale nie ma
– Bo?
– Tożsamość?
a portfel zostawił, przecież jest w nim tyle forsy… Nazywał się Ryszard
Sekulski.
załatwił Bejcę?
– Znać to nie, ale wiem, kim jest… był – odparł. – Taki lokalny gangus
lusterka wstecznego.
– poleciła Agnieszka.
osiadł na noskach.
Wczoraj?
– Bo ty tu jesteś…
dlaczego ona tego nie zrobiła, ale teraz wiedział, że nie miała powodu.
Dziwne…
– O tej porze, o której dzwonił do mnie, Bejca jeszcze żył, chociaż mówił
Spojrzał na nią.
nie będę w stanie niczego zrobić i żebym nawet nie próbował. Co mogłem
w nim jakieś poczucie winy. Mógł nic nie mówić, przecież sam zwrócił jej na
wybierając wieczorną porę, kiedy mimo wszystko kręciło się tu trochę ludzi.
– Bo ty tu jesteś.
– Skąd go mają?
powiedziałaś?
Podbródek zaczął jej niebezpiecznie drżeć, a oczy zaszły łzami. – Ile można
tak żyć?
Rędzia mało jej nie przytulił, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Zamiast tego upewnił się, że nikt z ulicy tego nie zauważy, i pogłaskał ją po
Spieprzmy to śledztwo jak należy, dobrze? Zleć nam jak najwięcej czynności,
wezmę to na siebie.
– Być może, chociaż nikt w to chyba nie uwierzy. On w zasadzie nie był
ma coś za uszami.
broniąc się tą wolną ręką, uszkodziła płytki swoich paznokci, ale nie sądzę,
sięgnąć bez względu na to, jakby się rzucał. Anatomia na to nie pozwoli.
w jakiej komisarz jest sytuacji, ale był już chyba przewrażliwiony na tym
punkcie.
Ryszard.
– Okej – mruknął.
siedział.
ślady otarć. A tu nic, zdążył tylko włożyć ten palec, choć równie dobrze
niczego nieświadomy mógł chcieć się podrapać w szyję albo głowę i sprawca
zaskoczył go w pół tego ruchu. Jeśli chodzi o ruch, to nie miał dużo
zdziałać. I tyle.
– Czas zgonu?
– W nocy było zimno – powiedział, jakby teraz nie było. – Myślę, że kilka
godzin. Jest trochę przed dziewiątą, czyli zginął gdzieś tak między
Knapik zapiął puchową kurtkę pod samą szyję. Miał czerwony nos
i policzki.
nimi, to raz. Dwa: po tej samej stronie co one są te ogródki działkowe, a po
drugiej jest park. Facet wiedział, co robi. Pewnie umówili się wieczorem lub
– A paznokieć?
– Też mnie to zastanawia. Pan „płacą mi, żebym myślał o wszystkim” był
chyba zbyt pewny siebie, nawet jeśli to nie on był mordercą. Zawsze jednak
o wystające druty…
– Mniej więcej taki był sens. No nic, postaram się być przy trzepaniu auta,
ty bądź przy sekcji. Nie odpuszczaj sobie tego, dobra? – Zerknął na nią.
Obowiązkiem prokuratora jest uczestniczenie w oględzinach sądowo-
udział osób trzecich był bezsporny, ale różnie to bywało i oboje o tym
wiedzieli.
– I tak nic nie zrobię, kiedy coś znajdą. – Agnieszka poprawiła wełniany
– Tak, ale chodzi o to, żeby dowiedzieć się o tym jak najszybciej, a nie
– Jasne…
identyczne: śpieszyłem się, było jeszcze ciemno. Kiedy już usunęli swoje
samochody, mógł się w ich miejsce zmieścić wóz pomocy drogowej. Jego
Pół godziny później już nic nie świadczyło o tym, że na urokliwym odcinku
szczęście siedział cicho, więc komisarz mógł się skupić. Gapiąc się na
Czy miał pozwolić, żeby komuś uszło bezkarnie zabójstwo, tylko dlatego, że
krzywdy jego nieślubnemu synowi? Grożono mu nie pierwszy raz, ale nigdy
w Rędzi, i nie tylko w Rędzi, bo w Agnieszce też, jak w książce i nie było
wszystko, nawet własne życie. Nie trzeba być wybitnym psychologiem czy
nie była w związku ani nie miała niczego innego do stracenia. Jego
zaaranżowało. Nie musieli grozić mu krzywdą synów, choć Rędzia nie miał
robiło z osiemdziesiąt procent mężczyzn i kto wie ile procent kobiet, dał się
nawet to, że sam uciął romans, świadczyło jakoś na jego korzyść, ale nie
zrobił tego. Nie ze strachu. Nie przyznał się, bo tamten miał rację. Miał
oni to wiedzieli. Znali go? Słyszeli o nim? Kochał swoich synów i w tym
ją i nie miał żadnych wątpliwości, że nie chce niczego zmieniać, ale chłopcy
Ale było inne pytanie, które trzeba było sobie zadać, a brzmiało ono:
Komu jeszcze grozili? Na kogo mają haki i jakie? Kogo jeszcze postawili
tak świeże, jakby zdarzyły się nie dalej niż miesiąc, dwa wcześniej, mimo że
nie zawsze jest jednoznaczny, nie zawsze łatwy, ale trzeba dokonywać go
z pewną świadomością: po pierwsze istnienia rzeczy fundamentalnych, a po
drugie… Po drugie tego, że czasem jest się bezsilnym. Rzecz zdarzyła się
ponad trzydzieści lat temu i była dobrą lekcją życia, a Rędzia wyciągnął
w praktyce…
6
Było już dość późno, słońce stało nisko i ich oślepiało. Ojciec patrzył w lewo,
kątem oka zauważył, jak obok ich sierry zatrzymał się czerwony polonez.
ich auto przez uchyloną szybę, ale nagle polonez ruszył z piskiem opon
widzi, jak polonez wylatuje z drogi, kręci się wokół własnej osi i uderza
w słup stojący na poboczu, owijając się wokół niego, jakby był zrobiony
i w uszy uderza kolejny huk, kiedy mały fiat, żółty jak koszulka polo
wie, że maluch ma silnik z tyłu, więc to nie może być olej z niego, tylko ze
stara, co może świadczyć, jak głęboko autko wbiło się pod ciężarówkę.
owiniętego prawym bokiem wokół słupa. W środku ktoś się rusza, próbuje
koszulka polo poplamiona jest miejscami krwią: czerwone plamy pstrzą żółć
źdźbłach trawy. Łapie się na tej myśli i stwierdza, że nie ma czasu się bać,
człowiek w polonezie musi być martwy: nie da się żyć w takim stanie. Myśli
powiedział ojciec.
– Tato…
– Jezu, przepraszam cię, synku, nie powinieneś takich rzeczy oglądać, ale
– Ale, tato…
– Co?
– Jak to nie?
– To kierowca.
prawda?
– Aha. A ja?
tragedia…
skraju łóżka.
– A znasz odpowiedź?
– Toczy się sprawa. Kierowca stara był pod wpływem alkoholu, nie był
okoliczności wypadku, żeby prawidłowo ocenić, kto był winny i jaką część tej
wzrokiem.
– Oczywiście! Ale o co chodzi?
– Nie wydawało ci się może? To nie było tak, że coś sobie dopowiedziałeś?
– No skąd!
– No dobra…
– Prawie trzynaście.
– Że jeśli widzimy zło, trzeba reagować, ale trzeba też znać granicę. Jeśli
ktoś wyrządza je sobie, to nie ma sprawy, ale jeśli mają ucierpieć inni, to już
co innego.
– Oj, tato…
Ojciec wstał i stanął przy oknie, zakładając ręce z tyłu i nie patrząc na
jeszcze jedno auto. A teraz, kiedy ustalają winę, okazało się, że poloneza
– To niemożliwe.
– On tak twierdzi. Kierowca stara nie widział niczego, tylko tył ich
Jechała w nim dwójka starszych ludzi… Oni zginęli, a ten fiat, który jechał
Ojciec odwrócił się w jego stronę. Na tle jasnego okna widział tylko jego
ciemną sylwetkę.
– I co mu odpowiedziałeś?
– Że powiem prawdę. Takich słów użyłem: powiem prawdę.
– Wyszedł.
wiesz, co widziałeś.
– To ja to powiem!
– Nie. – Ojciec odrobinę podniósł głos. – Nie… Nie mieszajmy cię do tego.
To nie ma sensu. Nie obraź się, ale jesteś tylko dzieckiem, mam na myśli, że
oni tak będą rozumować. Słowo dziecka przeciw słowu milicjanta. Jak
będziesz zauważać. Również tych złych. Zobaczysz, że ten świat nie jest
jednak taki piękny i że są na nim także źli ludzie, przed którymi zawsze cię
Między innymi prawda. A prawda jest jedna, Tomek. Tym razem też.
Tamten człowiek twierdzi, że skoro jego kolega nie żyje, to nikomu krzywda
– Ma trochę racji – bąknął Tomek. – Mógłbyś to dla niego zrobić, skoro to
i sprawa jest czysta. Bo on też był pijany, Tomek. Obaj byli: i on, i kolega,
– Już rozumiesz? Tu sprawa jest jasna. Jeśli powiem, jak było naprawdę,
przynajmniej będą mogli jakoś żyć przez jakiś czas, aż coś wymyślą,
rozumiesz… Z jego winy zginęły trzy osoby. To nie był wypadek. Wypadek
– Tak.
– Jestem. Na dwieście.
uczciwym, bo tak się nie da, sam kiedyś zobaczysz, kiedy poznasz trochę
życie, ale ważne jest, żebyś nie musiał odwracać głowy od lustra, kiedy się
Ojciec wyciągnął ręce, więc Tomek przesunął się na łóżku i wśliznął mu się
w ramiona.
w roku był w rejsach. Tata był twardzielem, jak każdy marynarz. O ile
przytulanie przez mamę było jak najbardziej naturalne – choć ostatnio też
zaczynało go to trochę krępować – o tyle przez ojca – już nie. Ale poddał się
uściskowi, przytulił się do niego mocno i wtedy właśnie zdał sobie sprawę,
Miał ją pamiętać do końca życia, nie tylko z powodu tego, czego się wtedy
nauczył, ale również dlatego, że to był ostatni raz, kiedy tata go przytulił.
Lekcja nie skończyła się tamtego dnia, to była tylko przerwa, jak w szkole.
Miała ciąg dalszy, ale jej przebieg był zgoła inny od oczekiwanego. Nie tak
zaplanował ją ojciec, bo ktoś inny zrobił to za niego. I ta lekcja była gorzka,
znaczyły ledwo widoczne strupki, była nimi usiana jak bliznami po ospie.
dymu, który snuł się za nimi przez chwilę. Zapytał, czy to nie był czasami
ten człowiek z poloneza, ale ojciec nic nie odpowiedział, tylko w milczeniu
podbiec, żeby go dogonić. Ojciec milczał i nie wracali do tego. Jakiś czas
cicho poważnym tonem, sadzając go przed sobą przy stole w kuchni – …ale
innego nie mogłeś zrobić. Czasem jesteś bezsilny i robisz to, co musisz, dla
dobra bliskich. Ale wierzę, że istnieje sprawiedliwość. Że jeśli nawet nie jest
przecież jasny, mimo że nie powiedział tego wprost. W głosie Tomka słychać
było jednak lekki zawód, jakby tata sprawił mu go swoją postawą, i tak
faktycznie było. Jakby bohater, którym od zawsze był w jego oczach, nagle
Kiedy chwila niezręcznej ciszy wreszcie minęła, ojciec pokiwał głową tak
nieznacznie, że Tomek nie był pewien, czy mu się nie przywidziało. I nie
dociekał już więcej, skoro znał odpowiedź. Potem tata wstał, podszedł do
podstawiając pod niego wylot: zawsze tak robił, zamiast zdjąć pokrywkę
– No nic, nie będziemy martwić się rzeczami, na które nie mamy wpływu,
co? I niech ta cała historia zostanie między nami, Tomek, nie mów nic
mamie, niech się nie denerwuje. Będziemy unikać tego człowieka, bo skoro
dostał, czego chciał, nie będzie się już wtrącał w nasze życie. Tak jak ci
To był koniec tej lekcji i ostatni raz, kiedy jedli razem lody u Grotzkiego,
kapitanem i samymi Polakami. Ojciec Tomka, trzeci oficer, był wśród nich.
Nie odnaleziono ani statku, ani żadnego z ciał. Nawet pustej szalupy.
Tomek z mamą zostali sami. Nie było więcej lekcji życia od taty.
Wszystkie, jakie odebrał potem, kosztowały go ból, łzy, utratę krwi czy
zębów. Nauczył się, że kiedy nie ma obok kogoś silnego, samemu trzeba być
silnym, nawet jeśli jest się słabym. Że czasem trzeba zaakceptować kogoś
tylko dlatego, że stał się bliski dla bliskiej osoby. Że jeśli inni cię nie
akceptują, nie trzeba za wszelką cenę starać się tego zmienić, bo robienie
głowę, a nie mur, a nikt nie zaakceptuje cię nagle tylko dlatego, że
Życie to nie sztuka wyboru. Choć często trzeba ich w nim dokonywać,
w jej ostatniej drodze, albo chęcią napawania się swoim czynem lub
cierpieniem krewnych. Powody były różne i było ich tyle, ilu morderców
i często nie miało znaczenia nawet to, czy wcześniej znali ofiary, czy nie. Ich
w kaplicy, gdzie i tak mogła być tylko najbliższa rodzina, której Sekulski
na ziemi arkuszu Excela, tylko nie wiadomo było, gdzie są wiersze, a gdzie
kolumny.
Teraz komisarz stał trochę z boku, choć niedaleko, ponieważ miał gdzieś,
czy ktoś go rozpozna. Tak czy siak wyróżniał się spośród zgromadzonych, bo
twarzy maseczkę.
Choć stała najbliżej trumny, również można było powiedzieć, że trzyma się
mówiły: niech tylko ktoś z was się do mnie zbliży… Wielkie, ciemne okulary
Rędzia nawet nie miał pojęcia, jak kobieta wygląda ani ile ma lat. Nie był
choć między bielą skóry jej karku a jego skrajem widział również czerń. Za
czerń.
stłoczona jak stado ochraniające się wzajemnie przed zimnem albo jakimś
wsze czasy, jak po każdym skurwielu, który przez całe życie nie zrobił nic
wokoderem głosu nie miał trochę racji, twierdząc, że nie będzie kogo
żałować. Nie było. Ale niestety w życiu jest tak, że nawet jeśli zabije się
taką gnidę jak Bejca, to idzie się siedzieć jak za człowieka. I zadaniem
Rędzi było odnaleźć kogoś, kto gnidę zgniótł, nawet jeśli nie życzył sobie
chciał robić to, co zwykle, a jedyną różnicę mogło stanowić to, że efekty jego
odsunął się nieco dalej. Patrzył, jak wszyscy się rozchodzą i zbierają po
stała jeszcze przez chwilę nad mogiłą, ale chyba wyłącznie dlatego, żeby nie
podejrzenia Rędzi, bo kiedy upewniła się, że nikogo koło niej nie ma,
Kopiec był niemal goły. Wbity w niego krzyż był równie samotny, jak ten na
skontaktują się z jakąś dalszą rodziną. Matka Bejcy była w domu opieki
wiedziała, na jakim świecie żyje: nie zdawała sobie sprawy nawet z tego, że
nie dzwonił, żeby się dowiedzieć o stan matki, za to opłaty były regularne
jak w zegarku. Jego ojciec z kolei nie żył, Bejca nie miał też rodzeństwa, co
obostrzenia?
Teraz Rędzia wrócił na Jasne Błonia, żeby pogadać z sąsiadami. Nie od
o ludziach nawet więcej niż członkowie rodziny. Tak już jest i trzeba było to
skrzętnie wykorzystać.
dwadzieścia lat temu na takie określenie kobiety w tym wieku nigdy by się
nie zdobył. Ale on się starzał, a kobiety miały coraz więcej czasu na
oczy.
zbyt długą wizytą gości, bo nie mieli o co się oprzeć, a wymuszona tym
samym pozycja do wygodnych nie należała. No, chyba żeby się na niej
Wzruszyła ramionami.
– Wie pan, ja nie jestem jakaś bardzo zasadnicza. Mieszkamy obok siebie,
internet albo jeżdżą gdzieś ciągle i nikt nie wie, z czego żyją. Ja, proszę
moim sąsiadem, choć z wyglądu… Hmm, wie pan, wygląd bywa mylący.
O panu też nie powiedziałabym, że jest pan z policji… To znaczy, wie pan,
z komendy.
– Czyli jak?
– Co robili?
tłumaczył, tamten kiwał głową, ale chyba się nie dogadywali, bo w pewnym
momencie na niego się wydarł. Odwróciłam głowę, żeby mnie nie poznał, nie
chciałam się w to mieszać i wstyd mi za niego było. Niby pijaczek, ale tak
– I co?
– Nic. Poszłam do domu. I jeszcze coś: jakiś czas temu wracałam w nocy
z kolacji ze znajomymi, była okazja, wie pan, niby na wynos, ale udało się
Był jakiś taki nabuzowany i miał plamę krwi na koszuli, wie pan? Aż mnie
zgroza zdjęła, ale zaczął się śmiać i powiedział, że dał komuś w nos, bo mu
prawda?
– No nic, nie będę zabierał pani więcej czasu. – Komisarz nie bez
spaceru.
drzwi.
Jej usta zrobiły się malutkie, kiedy wessała wargi i pokiwała głową, więc
reakcji.
zobaczy.
chciał wchodzić do środka, choć korciło go, żeby odwiedzić stare śmieci, nie
miał jednak ochoty na rozmowy o tym, jak mu jest w nowym miejscu pracy.
Usiedli przy stoliku i Rędzia przyjrzał się koledze. Przemek nie zmienił
się, może tylko włosy miał rzadsze i bardziej siwe, a na nieco szerszej niż
– No, słyszałem. – Żarski uśmiechnął się szeroko. – Linką, tak? Ktoś się
przysłużył ludzkości. Szkoda, że to pewnie był taki sam skurwiel jak on.
Tyle lat w tej robocie jestem i dalej mnie rozczula, jak ci debile sami się
eliminują.
To w ogóle nie był gangus. Nie trzymał z tymi albo z tamtymi. To był raczej
żył ze swojej firmy i tu w zasadzie nie było się czego przyczepić, w papierach
lepiej się dogadać i zarobić, niż się wzajemnie odpalać. I to było trochę
tracą opanowanie. Jakby miał dwie natury. Przez jakiś czas uważano go za
wejście, bo prochy latają w obie strony. Ale dla mnie to legenda. Chłopaków
z Warszawy też pewnie znał, podobnie jak z Trójmiasta czy innych, ale nie
był z nikim związany i nie pracował dla nikogo. Ktoś też mówił, że Bejca ma
chyba już po twoim transferze do miejskiej, ale sprawa się rypła. Okazało
– Jest taki jeden diler, gówniarz, nazywa się Bigda, swoi nazywają go
słychać na mieście. Jak mu ktoś się wbija w interes w klubach, to daje nam
cynk i typa zwijamy. Gość jest śliczny i ma gadane, panny tych wszystkich
co?
– Gdzie mieszka?
Odsunęli się od siebie jak gdyby nigdy nic: dokładnie tak samo jak na
przycisk jeszcze raz, ale tym razem zostawił na nim palec na dobre pięć
sekund. Nie miał pojęcia, czy mu to coś da, ale jeśli dzwonek w mieszkaniu
złamanie karku.
Był.
– Znamy się?
– No, kurwa, jak nie, jak tak. – Rędzia postarał się, żeby w jego głosie
z klatki Bigda zobaczył na jego piersi policyjną odznakę. Stanął jak wryty,
– Słabe to jest.
kiedyś młody, bo był, i też miewał głupie pomysły, ale znał granice. Bigda
I to drogo.
– Już w niczyim nie jest, a ty nie próbuj imponować mi takimi ripostami,
– To był taki typiarz, co lubił się zadawać z bandytami, choć sam raczej
w takie sprawy się nie mieszał. Nie wiem, czy mu to imponowało, ale z nimi
chociaż spotkaliśmy się tylko raz w jakimś klubie, ale od razu ściana. To był
– Podobno…
konkrety. Kiedyś był co prawda o coś podejrzany, ale puścili go, bo nie miał
z tym nic wspólnego. Może chciał pokazać, że jest twardziel i sam puścił
taką plotę?
obok chodnika.
– Dawno?
upaprał się tylko przypadkiem szambem, w które wpadł ktoś inny. Ale tak
się zajmował?
Całkiem nieźle mu szło. Ale słyszałem też, że Bejcy ktoś zaproponował deal.
siedmiocyfrową sumkę, choć dopiero za jakiś czas. Miał być cierpliwy. I był,
skasowali…
– Wróble ćwierkały.
ciuchami na Manhattanie. To nawet jest jej biznes, a nie, że dla kogoś robi.
W sensie, że to nie sieciówka. Bejca ją tam wyczaił, kiedy chciał kupić jakiś
ekstraciuch dla tej swojej Eweliny, no i efekt był taki, że jak tam polazł, to
– Pewnie o tej samej mówimy – zgodził się Bigda. – Takie właśnie szmaty
– Powiedz mi jedną rzecz: jak blisko znasz się z Marzeną, której nazwisko
– Że co?
– Gadaliśmy kilka razy, spotkaliśmy się raz czy dwa w jakimś lokalu…
którą być może zginął Bejca. Więc powiesz mi wszystko albo następnym
się?
zamiast brudzić sobie ręce, więc powiem ci, jak to się skończy. Którejś nocy
zajmie ktoś inny, mądrzejszy; ktoś, kto będzie wiedział, że jak ma się dobre
układy z psami, które nie gryzą, to się im rzuca od czasu do czasu jakiś
głowy.
Rędzia milczał.
policji? Dostał pan odpowiedź? To niech się pan nią cieszy. Coś jeszcze?
Zajęty jestem.
dreszczyk emocji, które obiecywała literka. Sam butik nie był duży, nie było
przez chwilę, czy Bożena miałaby ochotę włożyć coś takiego i czy on też
bułkami i jogurtami.
Była żywą reklamą towaru swojego sklepu, przez chwilę nawet Rędzia
wyciągając legitymację.
i trochę młodsza.
porozmawiać o Bejcy.
– Dla mnie on nie był żadnym Bejcą, tylko Ryśkiem. – Marzenie nie
czymś wysokim, chyba stołku barowym, bo teraz wystawało jej więcej, niż
chodziło nawet o to, żeby nie urazić Marzeny, tylko o aspekt czysto
i ripostami. Choć biorąc pod uwagę jej wiek, mogła nawet nie wiedzieć, co to
Wyraźnie spokorniała.
dwudziestoparolatka.
gorące.
– Ryśka?
– Niewiele.
– A konkretnie?
– Przecież pani partner nie żyje. – Rędzia na serio zaczął się zastanawiać,
życiu, ale żeby aż tak? I najwyraźniej Bigda nie był jednak jej tak obcy, jak
po śmierci?
– W porządku.
Zrozumiał też, że nie tędy droga, jeśli chciał się dowiedzieć czegoś więcej
– Podobno miał zarobić sporo kasy za coś niezbyt trudnego, prawda to? –
zagaił ponownie.
tylko robić.
– Dla kogo?
coś w rodzaju długu, ale miał na tym sporo zarobić, więc się nie
zastanawiał.
– Skąd pomysł?
ostrożnie Rędzia.
kamienną twarz.
– Na przykład.
– Jaki był?
– Nie, to akurat mnie w ogóle nie interesuje… Mam raczej na myśli, czy
– Ja wiem?
– Był, jaki był. Jak to faceci. Czasem warknął, wiadomo, potem kwiaty
tle podniebienia. Kiedy uniosła ramiona, jej piersi rozsunęły się, niemal nie
chirurgicznej. Ale było coś jeszcze i teraz wiedział już, co mu nie grało,
kiedy Marzena wyłoniła się zza kontuaru niczym Wenus z morskiej piany.
Nie tylko proporcje jej ciała. Opięta na biodrach minispódniczka opięła się
Wiedział już też, jaką tajemnicę skrywał uśmiech Bigdy, którym chłopak
– Co?
pseudonimu?
tylko do zabawy. Nie interesują mnie twoje preferencje seksualne ani płeć,
czy tylko fetyszystą, a jeśli tą pierwszą, to na jakim etapie korekty płci jest
obecnie. Był to po prostu bardzo istotny aspekt całej sprawy i skoro już na
– Robert…
– W jakim sensie?
– Jak mam się do ciebie zwracać? Jak do kobiety czy do mężczyzny? Nie
wiem, jak bardzo to dla ciebie istotne i nie wnikam. Robert czy Marzena?
– Marzena.
rozmowę.
uderzy, ale spodobało mu się. I został. Nie wiedziałam, na jak długo, ale
– Nie chcieli do ciebie wracać? Albo chociaż spotkać się jeszcze tylko jeden
raz?
przypomniało albo gdyby nagle zjawił się ktoś, kto szukałby Ryśka lub pytał
o niego.
kartonik.
– Może ktoś będzie szukał nie jego, tylko czegoś, co on miał? – odparł
– To fajnie…
Rędzia sam nie miał pojęcia, dlaczego tak powiedział. Czyżby pod
w drapieżnym uśmiechu.
– Oni tego nie zrobią. – Kąciki ust Marzeny zjechały w dół. – To macho,
kutas, panie komisarzu. To byłby ich koniec. Więc mamy wspólne tajemnice,
Rędzia pomyślał, że Marzena wcale nie jest taka głupia, na jaką wygląda,
czy też na jaką usiłuje pozować. Mogła sobie jednak tylko wyobrażać, że nad
czymś panuje. Nagle dla komisarza jasny stał się powód, z którego być może
jej „były”, znany biznesmen, dał jej kasę na rozruch sklepu: niekoniecznie
I chyba jasne stało się również to, dlaczego kolesie Bejcy podczas pogrzebu
nietypowe wdzięki?
z których sączyły się kawałki z Suspirii Thoma Yorke’a. Nie dał rady
to poszedł? Bo ten, kto ma dużo, chce jeszcze więcej? Nie mógł się z niego
wycofać? Nie chciał? A może zrobił, co miał zrobić, ale jego mocodawca
zawdzięczał coś tym ludziom. Co? Pomogli mu? Chronili go? Ustalenie tego
krok, jaki miał zrobić, musiał być wyjątkowo ostrożny. Stąpanie po kruchym
lodzie nie jest dobrym pomysłem, chyba że nie masz innej drogi. A on nie
miał, więc szedł, słysząc w głowie, jak trzeszczy pod stopami, a pod nim czai
Dzwoniła Agnieszka. Nie miał ochoty odbierać, ale musiał. Zdjął nogi
z kanapy i usiadł.
– I jak? – Entuzjazm, nawet jeśli jakiś się pojawił, zniknął w tej samej
sekundzie.
pod paznokciami, żadnych wydzielin, ale Knapik znalazł włos, który nie
Być może sprawca nachylił się nad nim od tyłu, kiedy zarzucał mu linkę na
szyję…
Agnieszka milczała.
chwili.
sprzedawał, a włos do kobiety, z którą Bejca się spotykał, ale jeśli jednak
– Nawet gdyby tak było, to nie wiadomo jeszcze, czy ten profil figuruje
w bazie GENOM.
– Wiem.
specjalnie…
– Da się coś zrobić, żeby te próbki… Ten włos… Nie wiem, zgubił się?
– Mam do niego pójść i powiedzieć: słuchaj, Tomek, weź zgub włos, bo nikt
nie może dowiedzieć się, kto jest zabójcą, inaczej ja i prokurator Rybarczyk
mamy przesrane? Albo może mam podrzucić swoje próbki do analizy, skoro
wpływu.
momencie ochłonął.
– Przepraszam – mruknął.
– Okej…
– Już i tak jest za późno, bo poszły na badanie DNA i za kilka dni będą
czy będzie trafienie, czy nie. No nic, czekamy, nie mamy wyjścia.
swoich, ja…
– Bałam się, wiesz? – Głos jej drżał. – Bałam się zaryzykować. Bo pewne
Nikomu, rozumiesz? Wciąż mam przed oczami ten widok, kiedy nacinają
inaczej. Chociaż spróbować. Cóż, stało się. On też mógł to załatwić inaczej.
– Pa – szepnął.
jak człowiek, który właśnie zasiadł, żeby się zrelaksować. Nie miał ochoty
na relaks, a może miał, ale wiedział, że to nie ma sensu, bo nie da rady.
Niby jak?
Westchnął.
poszedł się ubrać, nawet zadowolony, że będzie miał okazję się przewietrzyć.
latarkę i inne drobiazgi, które dobrze mieć pod ręką, kiedy się człowiek
spieszy. Gdy nie znalazł w niej kluczy, pomacał się po kieszeniach kurtki,
a potem dla pewności włożył w nie ręce, ale podobnie jak w przypadku
Kubusia Puchatka, im bardziej ich szukał, tym bardziej ich tam nie było.
– Gdzie moje klucze?! – zawołał. – Hej, czy ktoś mnie słyszy? Gdzie są, do
Davidsona.
– N-n-no…
– No?
– Zgubiłem…
– Kiedy?
sremia…
– Zaraz by nakablował.
– N-n-no…
– Chciałeś podkradać klucze innym, żeby się nie wydało? Albo dzwonić
będzie trwać, aż te klucze sobie wreszcie wyczarujesz? Ile ty masz lat, synu?
wyjrzała Bożena.
myśliwym.
– Nic się nie stało, co się miało stać? – Rędzia machnął ręką. –
– Krzycząc?
kuchni.
– Tato, no…
pogłębia, kiedy nic z tym nie robisz. A ty, jak widzę, nie robisz. Potem
lekarskie i skończy się to smutno. Daję ci teraz lekcję życia, chłopie, żebyś
– Jasne.
– Załatwisz to?
– Załatwię…
ci nie żałuję, ale następnym razem pytaj, czy możesz wziąć coś, co należy do
mnie, okej?
– Co!?
– Żartowałem…
– Jak tam ten twój Bejca, Tomek? – zapytał, zaczynając nie wiedzieć
czemu od Rędzi.
– Dalej martwy. – Żart był czerstwy, ale Rędzia nie miał nastroju na
wymyślanie dobrych.
– I co?
zależność: jej imponuje, że on jest starszy i mocny, jego kręci jej młoda
dupcia i… I to, że jej imponuje, i nie wiadomo, która z tych dwóch rzeczy
podrapał się w nos. – Miała wielu partnerów, ale z tego, co mówiła, to raczej
kierunek.
więcej ukrywać?
– Czy ja wiem…?
– Jasne – bąknął.
oczywiście inna sprawa. Czy mógł się jeszcze wycofać, czy wszystko zaszło
już za daleko? Co jakiś czas łapał się na myśli, że mogą się jeszcze wycofać.
łzy. Wyobrażał sobie, co myślą o nim chłopcy, widząc płaczącą matkę, i już
Tomek, zostań jeszcze, reszta może wracać do roboty. Aha, wiecie już
pewnie, że Baszak złapał covida. Na razie dobrze się czuje i oby tak zostało:
palców, i zaczął lekko kiwać się w fotelu w przód i w tył, jakby chciał
spojrzeniem.
zdziwienie.
słowo „wszystko”.
– Tak.
– Nie mówię o łóżku. A pytam właśnie jako szef, któremu zależy, żeby jego
podwładni robili swoją robotę jak należy. Bo kiedy coś im się pierdoli
Dlatego pytam.
Kurylak popatrzył na niego i odchylił się do tyłu, jakby chciał mieć lepszy
widok.
Cieszę się, że do nas trafiłeś. Masz wszystko to, co powinien mieć dobry
kryminalny. Starasz się… Do tej pory się starałeś. Coś się dzieje, a ja nie
wiem co. Mogę się tylko domyślać, że masz kłopoty w domu i to skutkuje
naczelnika martwić.
– Nie jesteś zmęczony? Robotą?
– Może się po prostu wypaliłeś? Zdarza się, sam widziałem to kilka razy
– Pewnie dobrze zrobiłoby ci kilka dni odpoczynku, ale nie dam ci urlopu,
natchnienia w suficie.
Chcę widzieć, że ci dalej zależy. Rusz cztery litery i weź się do roboty. Po
owocach pracy ich poznacie, znasz to? Przynieś mi pieprzony kosz owoców,
i sprawnie załatwić. Nie chciał za bardzo tracić nawet tych kilku minut,
śledztwa niczego istotnego: była tylko pozorem, który Rędzia chciał stworzyć
kamerkę i powiedział:
Mężczyzna się poruszył. Szybki ruch rozmył jego obraz na ekranie laptopa
i wyglądał przez chwilę jak zjawa z taniego horroru. Obok pojawił się ktoś
mężczyzny.
składanie wyjaśnień ani nic podobnego, żeby było jasne. Nie występuje pan
rozpytanie.
zeszłego roku. Kierowca bmw zajechał panu drogę na ulicy Taczaka, zmusił
zjechałem na ten pas, wciąż z dość dużą prędkością. A ten z bmw minął
wpuściłbym go i już, ale tam jezdnia zwęża się do jednego pasa, więc przez
włożył rękę przez okno i uderzył mnie w nos, dwa razy. Złamał mi okulary,
a mój syn zaczął okropnie płakać. Facet, jak to zobaczył, chyba się
sprawa będzie się ciągnąć – nie odpuściłem. Przed pandemią odbyła się
przeprosiny, ale to było na pokaz, chciał się wybielić. Nie było w tym krzty
dawał jej wprost. – Gnój groził mi przy moim małym dziecku. Wrzeszczał, że
mnie dojedzie, chciał, żebym wysiadł, to mi przypierdoli. Jak pan wie, nie
musiałem wysiadać, zrobił to przez okno. Nie chodzi o to, że jestem wątłej
budowy ciała, że nigdy się nie biłem i pewnie by mnie stłukł jeszcze
w dupie, rozumie pan? Nie chodzi nawet o rozbite okulary i nos. Chodzi
do psychologa. Synek zaczął się moczyć w nocy, nie chce spać sam, zaczęły
się problemy ze szkołą, jakby tej cholernej pandemii było mało. Nie
Ale tak trzeba było zrobić… Może zastanowi się przynajmniej następnym
razem, zanim zrobi coś podobnego, choćby z tego powodu, że znów straci
prawo jazdy, może nawet na zawsze. Kto wie, czy to nie uratuje następnego
Rędzia zamknął na chwilę oczy. Znów poczuł ten uścisk ręki, tę siłę
poczuł zapach papierosów. Który z tych ojców zrobił dobrze? Jego, który
rodziny, czy ten młody człowiek, który zawziął się na gangstera, nie
zważając na nic? I czy to było takie ważne, który miał rację? Obaj zrobili to
Skinął głową.
Rozenberg. – Może nie powinienem tego mówić, ale ja… Nie żałuję go. Nie
mogę mieć pewności, jakim był człowiekiem, ale wiem, że nie był dobry. To
nie była sytuacja, która czasem zdarza się nam wszystkim, kiedy mamy zły
Zero mózgu.
życia. I oby tylko w nim, a nie w jego dziecku, bo on sobie z tym poradzi,
akt śledztwa. Nie miał złudzeń, że pomimo ogromu nieszczęścia, jaki krył
I choć znów przeszło Rędzi przez myśl, że ów ktoś, kto na zawsze odciął
śledztwie.
12
sąsiadka, nie dawała Rędzi spokoju. Nie dawała tak bardzo, że pojechał na
przecież nie mógł stać przy drzwiach. Wszedł więc do salonu i znów uderzył
Przyjaźni.
zakrwawionego.
– Na pewno?
– Z całą pewnością.
– Oczywiście.
– Jeszcze nie wiem. – Dał jej nadzieję nikłym uśmiechem. – Być może.
Serdeczne dzięki.
Wyszedł na zewnątrz i tym razem nie zdołał się opanować. Wpadł do
koszuli.
Skoro Sekulski nie miał na twarzy śladów pobicia, to krew musiała być
kogo innego. Mógł co prawda dostać lekko w nos, który jest przecież mocno
unaczyniony i krwotoki z niego bywają obfite, ale gdyby tak było, plama nie
albo ostra bitka, w której wobec braku widocznych obrażeń to Sekulski był
zwykle jest dużo krwi, która tryska z niewielkiej często rany pod sporym
życiowych niż te, które miała, a raczej których nie miała, zdecydowana
w każdą wolną przestrzeń, której nie zajęły budynki. Zabudowa tego rejonu
czekoladę. Była już chyba w okolicach przełyku i komisarz wręcz modlił się,
żeby utrzymać chociaż taki stan. Smród był wręcz nieznośny. Nie mógł
walczył dalej, bo bał się, że tlen tylko pogorszy sytuację i nastąpi zapłon od
pasek maseczki, ale to niewiele pomogło, smród i tak wpełzał przez szpary
na załamaniach.
– Nic. – Ręce leżące na nie pierwszej czystości kołdrze uniosły się lekko
paru lat miał zjazd, panie, prościutko do grobu na własne życzenie jechał.
które nikt go nie zapraszał, byle tylko się napić. Czegokolwiek. Razem
wygrał, wie pan? Zachlał się na śmierć pierwszy. Ale życie jest dziwne, bo
Pele przeżył go tylko o dwa dni. Ledwo Tapicera w worku z domu wynieśli,
– Czyli Michał?
– No, Michał…
– Taa, od lat. Razem chlali i razem umarli. No, prawie razem. Jeszcze
jakieś interesy też razem robili, ale chyba coś im nie szło. Wspólnik trochę
więc poprosili, żeby następnym razem przywiózł zwykłą czystą, bo oni nie
chcą pić jakiegoś gówna. Whisky była dla nich gównem, co prawda zwykły
znaczy on siedział, a oni stali obok, dwóch gołodupców, bo ich nie chciał
klatkę schodową, jakby kończył bieg o życie. Odetchnął głęboko kilka razy
ulicy znów wziął kilka głębokich wdechów, spojrzał w górę, na okna nory
Żył.
– Pele i Tapicer…
– Kto?
pijany. Ten drugi to właśnie Skowroński. Też miał we krwi prawie trzy
znali.
w końcu to Niebko, prawda? A tam się nie takie rzeczy dzieją. Ale ostatnio
– Słupy?
rozumiesz? Profil tych firm obejmował chyba połowę PKD, od obsługi rynku
– I?
miesiąc temu w krótkim czasie pojawiło się na nich w sumie trzy i pół
przedsiębiorstw.
– Za co ta kasa?
Tylko że nie zgadzał się numer konta, które należało do firm naszych
pijaczków.
– Też, ale…
– To zapewne Sekulski ich wykorzystał – przerwał jej. – Wszystko pasuje.
– Nie musiał. Może kogoś miał, choć to wbrew pozorom niestety wcale nie
przejmowania haseł. Nie było prób włamania się na skrzynki, nic takiego.
przelewy poszły w jeden dzień. I poszły. A tych pieniędzy, jak się domyślasz,
listonoszy, pamiętasz?
– Tak. Za żadnym razem nie skradziono kasy, bo oni jej po prostu przy
– No, nie…
Wśród skradzionych przesyłek były wysłane przez tych kilka firm, które
– Możliwe.
– Co z tym zrobimy? Spodziewam się, że obejmą tę sprawę nadzorem.
podjąć śledztwo w sprawie tego zapitego, ale wtedy się nie śpiesz. Z tym
z tymi dwoma i to nas ratuje. Dobra, powęszę dalej, nieoficjalnie. Nic z tego
nie znajdzie się w papierach, ale może dowiemy się o nich czegoś więcej.
– Po co?
daty dyżurów?
– Tak.
jeden cios prosto w serce, zapewne bez mierzenia. Wszystko stało się
byłoby dziwne, skoro mieli mnie. A nie wzbudziło twoich podejrzeń to, że
chcieli znać te daty, kiedy jesteś na miejscu, a potem zdarzyły się zgony?
– Nie. Może to brzmi dziwnie, ale w tamtej chwili w ogóle tego nie
pojedziesz na miejsce zdarzenia, cokolwiek miało nim być. Żule: ty. Bejca:
– Fakt… A listonosze?
– To nie mogłaś być ty. Nie chcieli, żebyśmy to powiązali. Te dwie sprawy
nie mogły być powiązane… Zresztą tam nikt nie zginął, nie ukradziono
– Myślę, że głupotą byłoby mieć pewność, że nie. A oni głupi nie są.
– Ten alkoholik, ten pierwszy… Tam naprawdę nie było śladów działania
czerwonych krwinek.
toksykologiczne po sekcji?
niewydolności trzustki.
Każda gazeta o tym trąbiła. Nawet śladów nie zatarli. Tego nie rozumiem.
śledztwa? Zobacz, rozkręcają całą akcję, w której tyle rzeczy może nie wyjść,
– Noo?
tych, którzy zajęli się Arturem, mają kogoś od zabójstw, bo ktoś Bejcę zabił,
to dlaczego nikt od nich nie może zająć się profesjonalnym pozbyciem się
zwłoki zostały znalezione i żeby zajęli się nimi śledczy. I tak jak niedawno
I nawet jeśli my dwoje ich kryjemy, to przecież inni mogą znaleźć coś, na co
nie trzyma!
zgubić.
– Dokładnie, Aga. Tylko pytam jeszcze raz po co. Przecież gdy nie ma
zwłok, nie ma śledztwa. Nawet gdyby ktoś zgłosił zaginięcie Bejcy, tylko
I dlatego boję się, że możemy się jeszcze zdziwić. Boję się po prostu, że oni
to, żebym dobrze wiedział, co robię”. I jak na razie wszystko wskazuje na to,
że tak właśnie jest. Że oni dobrze wiedzą, co robią… I jeszcze jedna rzecz:
– Dlaczego?
– Nie wiem. Zakładam najgorsze. Więc jeśli będziesz chciała pilnie o tym
– Nie przesadzasz?
– Nie – odparł twardo. – To podstawowy środek bezpieczeństwa, nie
Na zewnątrz panował już mrok, jak zwykle o tej porze zimą. Była trudna do
człowiek ma już świadomość, że powoli zbliża się koniec dnia, ale jest
zajęciu maksimum uwagi. Odprężało go to, bo choć przez chwilę mógł nie
w sypialni.
Zobaczył logo ich banku, więc zorientował się, że sprawdza stan konta.
Może nie żyli na krechę, ale rzadko kiedy stan ich finansów przekraczał
to wyrównanie?
– Za co?
Ty masz?
Rędzia gapił się w ciąg sześciu magicznych cyfr i myślał, że to naprawdę
przyjemnie wygląda.
– Ciekawe, czy się już zorientował? Jak tak, to pewnie osiwiał. To fajne
telefon, ale umilkł dość szybko. Nagle Rędzia poczuł, jak serce niemal staje
powiedziała:
nadgarstek.
– Przesuń się, proszę. – Nie patrzył na nią, tylko wbijał wzrok w monitor,
– Na co?
– Tomek, co się stało? – Głos Bożeny dochodził do niego jak przez watę.
Działo się coś, nad czym nie miał kontroli. Pytanie, od jak dawna jej nie
miał.
– Nic się nie stało. – Wstał od biurka. – Muszę wyskoczyć na chwilę.
– Gdzie?
– Służbowo.
– Możliwe – przyznał.
Nawet nie dzwonił, tylko pojechał prosto do Agnieszki; droga do niej zajęła
i znów go zmroziło, choć jeszcze chwilę wcześniej łudził się, że panikuje bez
dobre je otworzyć.
– Jakie firmy?
i wałków z fakturami?
– Po co ci to?
– Wiesz co… Możliwe, że jedna z nich tak się nazywała. W nazwie miała
– Kurwa… – szepnął.
– Coś się dzieje, Aga. Chyba coś nie idzie tak, jak miało iść.
– W jakim sensie? – zaniepokoiła się.
Mamy wspólne.
– Jeezu…
– Michał Uhlig. Pisane przez „h”. To nie przypadek, choć przez chwilę się
– Tomek…
– Jego mocodawca.
jednak nie do końca, nie mógł już zrobić nic poza wsadzeniem palca pod tę
zrobić?
– Dzwoniłeś do banku?
– I co?
– Nic. Nawet reklamacji nie trzeba było składać. Poradzili, żeby po prostu
– Nie wiem. Jakby co, nic o sobie nie wiemy, Aga. Łączyły nas sprawy
zawodowe, i tyle. Nie wiesz niczego o moim życiu prywatnym, ja nic nie
wiem o twoim… – Zastanowił się przez chwilę i zdał sobie sprawę, że to
nasze zdjęcia.
I więcej nic. Nie było między nami niczego poza tym. Trzymamy się tego,
choćby nie wiem co. Zresztą… Przecież tak było, prawda? – Zawiesił głos.
– Było. – Popatrzył jej twardo w oczy. – Nie zastanawiaj się nad tym. Nie
– Czyli?
– Tak – szepnęła.
Martwił się o nią. Była w złej formie i to się chyba pogłębiało. Jemu też
nie było łatwo, ale nie pozostawało mu nic innego, jak robić to, o czym
Minęło kilka dni. W tym czasie nic się nie działo, co powinno komisarza
trochę uspokoić, ale tak się nie stało. Wciąż myślał o tajemniczym
optymizmu: skoro nic się nie działo, to może faktycznie przelanie pieniędzy
Znów był wieczór, tym razem bardzo mroźny. Rędzia miał tego dnia wolne.
szybę kabiny zobaczył jej rozmazaną postać z uniesioną ręką, w której coś
życia jakoś nigdy za sobą nie przepadały, więc zakręcił prysznic, otrzepał
rękę z wody, odsunął drzwi kabiny i wystawił dłoń po telefon. Bożena dała
nigdy wcześniej nie dzwoniła o takiej porze, bo zwykle kładła się spać sporo
– Cześć, Tomek. – Głos Berdaka był dziwny, jakby Jarek zmuszał się do
wypowiadania słów wbrew swojej woli. – Powiem ci tylko jedno, bo dla mnie
jesteś zajebistym facetem i bardzo cię lubię. Jeśli chodzi o Bejcę, to nie
dobry powód.
robisz?
– To nie jest na sto procent, ale traktuj, jakby było: jutro o szóstej rano
będą po ciebie.
– Jarecki, czy ty kurwa coś brałeś? – Rędzia zaczął się nie na żarty
denerwować.
– Miała – poprawił się. – Mama miała zły sen, więc zadzwoniła. Śniło jej
Tak – pomyślał Rędzia. – Mam też jakieś sto pięćdziesiąt tysięcy innych
powodów do krzyku.
– Zmarzłem trochę. Wejdę jeszcze raz pod prysznic, żeby się rozgrzać. –
Bożena wyszła, a Rędzia wrócił do kabiny. Jego ruchy były drewniane jak
uderzają w oczy przez zamknięte powieki. Zaczął się trząść, więc zwiększył
temperaturę wody.
porannej toalety.
kiedy go wsadzą, żaden sąd nie zgodzi się na kaucję, poręczenie majątkowe.
Zresztą skąd miałby wziąć kilkaset tysięcy, bo pewnie na takiej sumie się
w więzieniu. Albo prędzej dostanie pod żebro szydłem, kiedy już rozejdzie
się, kim był na wolności. Nie miał złudzeń, że ten, kto go wrobił, zaplanował
Artura, to może nawet sprawa zdjęć by nie wyszła? Ale teraz nie było już
odwrotu. Po prostu nie miał wyjścia. Przez głowę przeszła mu nagle myśl.
Absurdalna, ale kiedy zaczął się nad tym zastanawiać, jej bezsens znikał,
w pełni.
Nigdy nie mógł mieć pewności, czy takie działanie, często pośpieszne,
przynosiło więcej szkód niż korzyści, ale w jego fachu liczył się przede
wszystkim czas. Teraz też liczył się czas. Zerknął na smartwatch. Było
sytuacji nie ma po prostu innego wyjścia, a to, które wybrał, będzie nie tyle
w zaparowane lustro. Bał się, ale musiał to zrobić. Dla dobra rodziny. I dla
swojego.
Kiedy się już ubrał i wysuszył włosy, zszedł do piwnicy. Otworzył drzwi do
podobne. Zebrało się tego już około trzech tysięcy. To był żelazny zapas na
wypadek katastrofy: gdyby na przykład ktoś zgolił ich konto, któreś z nich –
jakiś sprzęt AGD. Nikt nie wiedział o skrytce ani o pieniądzach. Rędzia
z kieszeni wyjął komórkę i rozłożył ją, wyjął kartę SIM. Wszystkie te rzeczy
włożył osobno do pudełka i zamknął wieczko, a potem drzwiczki i kiedy
Położył się do łóżka i wziął książkę. Jakiś czas później Bożena powiedziała
do niego z rozbawieniem:
– Co?
– Tak. Dobranoc.
– Dobranoc.
– Co z ciebie taki donżuan się zrobił? – Roześmiała się, a jej oczy błysnęły.
Wymyślić, jak to się stało i przede wszystkim dlaczego. „Kto?” też było
Tuż przed pierwszą wstał i po ciemku wyjął z szafy kilka par slipów
i skarpet oraz T-shirtów. Dołożył do tego trzy bluzy i tyle samo par spodni.
ramię.
– Stało się coś strasznego, synu. Nie mogę powiedzieć ci co, ale chciałbym,
mówić o mnie okropne rzeczy i nic z tego nie będzie prawdą. Nic. Kiedy
mnie nie będzie, będą męczyć mamę, wypytywać ją, być może was też… –
Starał się zebrać myśli, wszystkie kłębiły się w jego głowie, zmieniały
w słowa i chciały wydostać się z niej jednocześnie. – Nie zrobiłem nic złego,
pocieszać mamę i brata, i babcię Zochę też, a najlepiej niczego jej nie
być teraz głównym facetem w tej rodzinie. I jeśli mówię, że masz nie
wszystkiego, ale jesteś mądry, więc zrozumiesz. Jak to się wydarzy, wtedy
Widział, jak w oczach syna błyszczą łzy i jego serce ścisnęło się z bólu.
– Ja też nie, uwierz mi… – szepnął. – Postaraj się teraz zasnąć, chociaż
ktoś cię pytał, nie było tej rozmowy, a ja wcześniej zachowywałem się
normalnie, tak? To bardzo ważne, Patryk. Liczę na ciebie, synu, jak nigdy
wcześniej.
w oczach łzy, pierwszy raz od wielu lat. W sieni włożył buty i kurtkę
przy Lidlu, więc wsiadł do niej. Kierowca odłożył książkę i obejrzał się,
chcąc zobaczyć pasażera, zanim jeszcze zgasła podsufitowa lampka
– Dokąd? – zapytał.
zobaczy…
– Tu?
torby, a potem ruszył powoli w kierunku mostu. Kilka minut później, gdy
zastanawiał się, czy nie zawrócić i nie spróbować załatwić tego inaczej, ale
doszedł do wniosku, że inaczej się po prostu nie da. I teraz z biciem serca
powierzchni refleksy świateł miasta. Czuł się pusty w środku. Czuł, jakby
był martwy.
na zimnej stali. Odbił się mocno nogami i przerzucił ciało na drugą stronę,
zeskakując na wąski występ krawędzi przęsła. Boże, jak bardzo się bał.
Znów przypomniał sobie, jak parę lat temu topił się zaledwie kilkaset
metrów stąd, w marinie i wtedy też było ciemno jak teraz, a toń miała ten
sam nieprzyjazny blask i lekko słonawy zapach. Wtedy jednak był tam ktoś,
kto mógł mu podać pomocną dłoń. I podał. A teraz? Teraz Rędzia był sam.
i założył sobie jej rączki na szyję. Znów zacisnął palce na barierce, ostrożnie
metrów niżej płynęła rzeka. Nie była głęboka, ale dla niego nie miało to
znaczenia. Dla niego nawet te trzy metry były jak otchłań bez dna, jak
widział, jak tafla wzburzonej wody zbliża się do burty i pochłania ich
rzeczą, jaką widział jego ojciec tuż przed śmiercią, była taka właśnie głębia.
wciśniętym w poduszkę: „Tomek, zobacz, kto to”, a kiedy nie doczekała się
sama.
– Halo?
Możemy wejść?
nimi, bojąc się to zrobić. Kiedy usłyszała za nimi głosy, nie miała już
wyjścia.
mężczyzna w jasnym płaszczu. Pomyślała głupio, że zimą nie nosi się takich
w płaszczu, a ona jak automat odsunęła się od drzwi i patrzyła tylko, jak
Działo się coś strasznego, coś, czego nie potrafiła sobie wytłumaczyć, i sama
nie wiedziała, czy jest gotowa na to, żeby ktoś to zrobił za nią. Bo zapewne
– W szafie, w kasetce…
– W sypialni…
– Możemy zobaczyć?
– Zna go pani?
– Tak.
– Dlaczego?
Weszli do sypialni.
– Przed czym?
– To się czasem zdarza, prawda? Poza tym mąż w pracy kilka razy miał
twarzy.
ukrywać.
– A te inne okoliczności? – zapytał natychmiast cywil.
– Słucham?
– Powiedziała pani: kilka razy. Miał problemy kilka razy, to pani słowa –
wyjaśnił bardzo cierpliwie, bez cienia irytacji, patrząc jej prosto w oczy.
pomocy.
zamka szyfrowego i uchyliła wieko. Nie miała zamiaru robić nic więcej, ale
– Pani pozwoli, że dalej ja się tym zajmę, dobrze? – Uśmiechał się, znów
na dłoń i obejrzał, kiwając lekko głową, jakby oglądał jakiś rzadki i cenny
– Proszę usiąść.
– Słucham?
– Dlaczego?
podrapać, ale ręce nie chciały jej słuchać. Podejrzewała najgorsze, odkąd
czknięcie.
jej w oczy.
odnaleziono jeszcze ciała, więc nie mamy wciąż pewności, czy była
skuteczna – powiedział.
Tomka. Tak jak wspomniał pan prokurator, nie odnaleziono ciała, więc jest
jeszcze nadzieja, pani Bożeno, proszę jeszcze nie myśleć o najgorszym. Ale
jest pani żoną policjanta, więc powiem też, że trzeba się jednak z tym liczyć.
– Tak.
pracy!
cholery??? Nie oddam wam komputerów synów, bo nie będą mieli jak
uczestniczyć w lekcjach!
wystawione pokwitowanie.
musi nam pani w tym pomóc. Pomoże pani? – Pochylił lekko głowę
biurku, komisarz Wojdas przy stole dosuniętym do biurka i tuż przy nim,
tempo. Atmosfera była gorąca, ledwie kilka godzin temu komisarz Tomasz
światem przestępczym…
Budrycki. – W każdym razie takie sygnały były: mocne i jak się niestety
oko…
względem. Ale były inne rzeczy. Na przykład ten dziwny przelew kilka dni
temu.
końca rozumiem?
zespołu jako jego szef, być może nawet lubi pan komisarza Rędzię. Ale
Zapadła cisza.
chwile namysłu, jakie zwykle towarzyszą tuż przed, nawet kiedy ktoś jest
z samobójstw są inne.
moim zdaniem nie jest argument, jeśli chodzi o wybór. Miał w domu broń,
– Może nie chciał straszyć dzieci w parku albo własnych, albo robić tego
nie chciał zostawiać przy swoim ciele broni, z której ktoś mógłby potem
skorzystać? I może nie chciał zniknąć bez śladu, tylko wolał, żeby wszyscy
wiedzieli. Sprawy spadkowe i tak dalej… Poza tym to wygląda, jakby się
Z mostu do lustra wody jest ze trzy metry, a z Trasy… Nie wiem, pewnie
ponad dziesięć?
konstrukcję…
– W tej torbie było tylko trochę ciuchów, przynajmniej tak twierdzi jego
skoncentrowany.
zawieszoną na szyi.
ciuchów, nie oznacza, że nie było w niej czegoś, o czym żona nie miała
– Na przykład sporej ilości gotówki? – Budrycki uniósł brwi, a kąciki jego
Wieleckiego, ale od strony Zbożowej tych kamer nie ma, chociaż sprawdzimy
jestem w stanie się zgodzić na sto procent. Ale tylko z tym. Mamy zbiega,
komisarz gdzieś się przyczaił, proszę państwa. Nie pozostaje nam nic
Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, ale tym razem nie był to cierpliwy
To, że nagle podjął decyzję o ucieczce, mogło mu dać przewagę i być jego
atutem. Nie zostawił za sobą żadnych śladów, które pojawiłyby się, gdyby
pozostał, ale i tak nie miał innego wyjścia. Nie zniósłby więzienia, hańby,
najlepiej, jak mógł, choć żadne wyjście w jego sytuacji nie było dobre,
Nie wtajemniczył jej w swój plan. Telefon do niej w środku nocy był
i co zdążyli podsłuchać. Oraz jak można było to zinterpretować. Został sam,
sobie sprawę, że sam nic nie zdziała w sprawie wyjaśnienia zagadki. Ale
szukać.
Cała droga zajęła mu prawie trzy godziny. Nie chciał korzystać z nocnej
Oglądanie się za siebie miało również dobre strony, bo kiedy widział światła
wszystko się dobrze skończy. Tylko dzięki tej myśli trzymał się jeszcze
jakoś…
Była prawie czwarta nad ranem, gdy stanął przed ogromnym domem na
pozorom ostał się w nim jeden mieszkaniec. Sprawa zakończyła się niczym.
które poznał, a przede wszystkim tym, jak to się prawie zakończyło dla
niego.
straszyły w nim duchy, które nie były duszami zmarłych mieszkańców, tylko
rozświetlonym wąskim sierpem księżyca. Tak samo bielał ogród, który nie
ostrzeżenia wiszące na płocie. Ruszył dalej w stronę lasu, gdzie prawie nie
siatki, przerzucił przez nią torbę i wdrapał się na chyboczące się przęsło
którą zabrał ze swojej komórki razem z gotówką. Kiedy słabe światło zalało
sporo księżycowego światła, więc nie musiał się bać, że uderzy się w któryś
Podszedł do niego i odsunął go w lewo. Nic się nie zmieniło: odjechał lekko
na bok, a za nim ukazał się otwór w ścianie. Kiedy Rędzia zabrał rękę
z mebla i wyciągnął nogę, żeby zejść na dół, kredens zaczął się toczyć
się obawiać się, że ktoś z zewnątrz je zauważy: nie stało się to przez
poprzednie lata, nie było więc obawy, że zdarzy się teraz. O pokoju,
w którym się znajdował, nie wiedział nikt prócz trojga ludzi. Dwoje z nich
jak zostawił je kilka miesięcy temu. O ile wtedy jeszcze jakoś dało się znieść
widok, o tyle teraz procesy gnilne sprawiły, że trudno było nie odwrócić od
truchła głowy. Rędzia zamknął oczy. Jeśli chciał się ukrywać akurat tu,
wykorzystać.
piwniczne rozciągały się chyba pod całym domem, a nawet wychodziły poza
przestał mieć ochotę zaglądać. Od razu odłożył na bok kołdrę i kilka koców
oraz poduszek, które mogły mu się przydać. Kiedy natknął się na belę
Wyszedł do ogrodu tylnym wyjściem. Księżyc schował się już za lasem, ale
niebo wciąż jaśniało jego poświatą, więc komisarz bez problemu trafił do
ziemia pod nimi nie będzie zmrożona. Miał rację. Wykopał płytki dół
ułożyć w tym miejscu deski, przytargał granitowy głaz, który leżał tuż obok
wszystkim w pokoju było sucho, choć nie najcieplej, więc Rędzia, niewiele
zmianę temperatury.
Rędzia złapał się na myśli, że nagła zmiana odbioru tej przestrzeni, która
miała zostać jego domem przez jakiś czas, wynikała głównie z pozbycia się
razem z nim. Środki chemiczne, którymi przez lata nasączone było ciało
i godzinę później Rędzia nie czuł już nawet śladu zapachu. A może po
najmniej kilku następnych tygodni, podczas których miał dowiedzieć się, kto
spierdolił mu życie, rzecz jasna poza nim samym. Teraz, po przejściu się po
wielkie pralki i suszarki, jakie zwykle spotyka się w hotelach. Oprócz tego
prawda w większości około roku temu, ale znalazł trochę jeszcze zdatnych
I coś w tym rodzaju w końcu nadeszło, choć sekta już nie istniała, a ludzie
sekund później.
Kiedy się obudził, nie wiedział, gdzie jest. Doszedł do siebie po dłuższej
Przez cały następny dzień Rędzia urządzał się w nowym lokum. Jeszcze
przez jakiś czas czuł się lekko nieswojo na myśl, że w tym pomieszczeniu
znajdowały się zwłoki, ale ponieważ nie był przesądny ani strachliwy, oswoił
się z tą myślą bez większych trudności. Wszystko tkwi w głowie i jeśli się to
jak najszybciej zakończyć, z drugiej – pośpiech był złym doradcą. Miotał się
Przesunął sobie rytm dobowy o kilka godzin, tak żeby spać w dzień, albo
Gajdamowicza.
był sejf, który okazał się otwarty i pusty, ale jeszcze ciekawszym
pokoju, rozejrzał się po nim z satysfakcją. Teraz mógł zająć się właściwymi
wpadł, czy też został wrzucony, a może jednak sam wskoczył z głupoty.
stołu, odstawił prawie już pustą butelkę i sięgnął po nóż, żeby ukroić sobie
stał w bezruchu, tylko końcówka jego ogona wiła się jak głowa węża
otwartymi oczami.
uświadomił sobie, że wypił tylko pół litra i że to jednak najprawdziwszy kot,
który jakoś dostał się do domu, a potem musiał się przecisnąć pod
mielonki.
Kocisko oblizało różowy nos czubkiem języka i rozejrzało się, jakby nie
chcesz? Mięsko. Prawie, bo mięska jest tam tyle, że nawet ty byś tyle nie
kotu ochłapek.
i powąchało ją. Potem kot zgiął łapy, przycupnął obok, powąchał ją ponownie
na posadzce.
lubisz odmawiać…
Położył na podłodze jeszcze jeden ochłapek i tym razem kot się nie
język. – Będę szczery: nigdy nie przepadałem za kotami, ale sam rozumiesz,
jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Nawet fajny jesteś. Tylko
trzeba by cię jakoś nazwać. Nie może być tak, że gadam do kogoś, kto się nie
nazywa, nie? W ogóle nie może być tak, że kot nie ma imienia. Pewnie masz
już jakieś, ale ponieważ go nie znam, to dla mnie będziesz Wilsonem. Może
być? Nie jakiś banalny Mruczek, Garfield też nie, tylko Wilson. Tak
Kot jakby nagle się zdecydował. Wstał, wyprężył ogon i leniwie podszedł
do Rędzi, powąchał jego palec, a potem wcisnął łebek pod dłoń. Miał
Bo ja, widzisz, teraz głośno myślę. Próbuję, znaczy… Tak sobie właśnie
na to? Wiem, że jesteś tylko kotem, ale znam sporo ludzi głupszych od
chleba.
– Dobra – zdecydował Rędzia, machając nieco niezbornie ręką. – Zrobimy
nazwisko oraz parę stówek za to. Ten ktoś to taki jeden Bejca, bandzior
pierdolony, Wilson, unikaj takich ludzi. I oni zostali zabici. A ten skurwiel,
ja. I zostałem grzecznie poproszony, kurwa, żebym się za bardzo nie starał,
pojawia się sto pięćdziesiąt koła, znaczy tysięcy, kolega dzwoni do mnie
z telefonu mojej matki, że mnie zaraz zwiną i już wiem, że ślady biologiczne
znalezione na zwłokach należą do mnie… Żeby było jasne, kocie, ja tego nie
zrobiłem, tak? No… I teraz pytanie brzmi: kto za tym stoi. Ktoś zadał sobie
mam pojęcia, kim oni są. Taki misterny plan, a chodziło jak zwykle o forsę,
dużą forsę, Wilson, wiesz? Wiem, że dla kotów forsa jest nieistotna, dla was
ważne jest, żeby w misce było żarcie i żeby wam się za bardzo nie wpieprzać
w wasze kocie życie, i wtedy jest wam dobrze. Ale ludzie dla forsy są
i z tyłu głowy.
– Coś kiepsko się czuję, Wilson, wiesz? – powiedział. – Chyba się
miał ojczulek. – Roześmiał się, Wilson natomiast nie. – Gdzie tu może być
apteczka?
kremu na zajady. Jak gdyby mieszkańcy tego domu nigdy ich nie używali.
się z miejsca.
Nie poczuł zapachu alkoholu. Podstawił szyjkę pod sam nos i zaciągnął się
smakował zupełnie inaczej, jakoś tępo i mdło. Przez chwilę Rędzia łudził
się, że wziął zwietrzały, który stał w barku od paru lat, ale nadzieja umarła
dużo siły: plastik rozerwał się całkowicie i ziarenka rozsypały się po całej
wystarczy.
Przy obiedzie żadne z nich się nie odzywało. Nie zapytała, czy im
smakuje, oni nie pochwalili. Makaron prawie w ogóle nie był słony, ale ani
Patryk, ani Piotrek nic nie powiedzieli. Kiedy skończyli, podziękowali cicho,
w jego stylu.
TVN stał pod parasolem z mikrofonem w ręce. W tle, za jego plecami, widać
Zamkową.
policji, który kilka dni temu skoczył z mostu do Odry. Z naszych ustaleń
grupami…
głupoty!
rozsypie.
Nie miała pojęcia, jak wyjaśnić synom, że czasem rzeczy wydają się
jej mąż, ich ojciec, też nosił taką maskę, a pod nią skrywał twarz, której nie
Spojrzała na niego.
Zrobił to. Widziała, jak drży mu podbródek, jak walczy, żeby się nie
słabości własnej matce. I to ją też zabolało, choć zdawała sobie sprawę, że to
– Co wiesz? – zapytała już łagodnie, jak dziecko, którym przestawał być. –
wytrzymam…
Niewinny…
Przysunęła się do młodszego syna i przytuliła go. Poddał się temu, objął ją
i tak siedzieli razem, kiwając się lekko, jakby próbowała go ukołysać do snu.
dokarmiać. Zjawił się jeszcze ze trzy razy, ale komisarz nie miał siły wstać,
żeby otworzyć jakąś konserwę, więc kot chyba uznał, że mięsne eldorado się
ciężko. Nie miał siły wstawać, żeby zjeść, żeby się umyć, czasem nawet po to,
żeby się załatwić. Czuł własny smród, ale nie obchodziło go to. Pójście do
wiadro, które od tej pory pełniło funkcję toalety. Czuł, że nie da rady.
opadł z sił. Stracił też rachubę czasu, smartwatch rozładował się i nie
wiedział nawet, która jest godzina ani czy jest dzień, czy noc. Mógł włączyć
kosztuje zbyt dużo wysiłku. I tak miał już niewiele tych sił, ledwie tyle, żeby
z trudem powieki, były lepkie niczym oblane syropem, przez co obraz był
Zmartwiał.
naprawdę bardzo źle, lecz kiedy uświadomił sobie, że to, co widzi, jest
prawdziwe, sam nie był już pewien, czy się cieszyć, czy nie. W drzwiach, na
się Jacek Laube i był bratankiem Ojca, a przy okazji prawnikiem, który
dbał o sprawy jego i sekty. Między innymi o ten dom, w którym teraz byli.
– To… To pan? Komisarz… Rędzina? – wydukał Laube, opuszczając nieco
tak bolały go stawy. – I tak mi pan nie uwierzy. Nikt mi nie wierzy…
– Trzeba pana zabrać do szpitala. Może pan tu umrzeć, zdaje pan sobie
sprawę?
– Też tak słyszałem, choć jak widzę, jednak nie do końca – stwierdził
kwaśno Laube. – Ale to może być tylko kwestia czasu, żeby tak się stało.
Wezwę pogotowie.
wysiłkiem uniósł rękę. – Nie… Niech mnie pan zostawi, proszę. Nie mogę
się ujawnić.
– Lepiej umrzeć?
umrzeć.
pojechania do szpitala.
– Przemyślałem. Miałem naprawdę dużo czasu na myślenie. Ma pan coś
równoznaczne z końcem.
Końcem wszystkiego.
– Zrobiłem: co?
– Cóż, oni też tak często mówią. Zdecydowana większość, wie pan?
– Uhm…
tylko o zdrowie.
niedużo, ale od dłuższego czasu nie było żadnego poboru, aż tu nagle coś się
więc zajrzałem.
Rędzia milczał.
– Tu ukrywał się człowiek, który był ostatnią ofiarą zatrucia grzybami.
– Nie wiem, gdzie mieszkał, pewnie na górze, ale tu trzymał zwłoki swojej
żony.
Rędzia poczuł, jak ogarnia go zwątpienie. Nie było sensu mu teraz niczego
tłumaczyć. Chciał zasnąć, ale wiedział, że kiedy spróbuje, będzie się tylko
w stronę drzwi. – Przyjdę niedługo z lekami i resztą. Niech pan postara się
zdrzemnąć.
Laube wrócił godzinę później, choć Rędzi ten czas wydawał się
kawałek jego ciała, nawet skórę na głowie; był tym większy, im bardziej
komisarz wyobrażał sobie, jak maleje dzięki lekom, które miał przywieźć
prawnik. Minuty wlokły się jedna za drugą, a Rędzia zastanawiał się, czy
Laube wróci sam, jak obiecał, czy jednak z kimś. I czy w ogóle wróci. Nawet
chrząknięcie.
opakowania z tabletkami.
– Powinien się pan przenieść na górę, atmosfera w tym pokoju nie jest
najzdrowsza. Skoro już wiem, że pan tu jest, nic nie stoi na przeszkodzie,
– Na górze ktoś może mnie zobaczyć przez okno. – Rędzia, drżąc na całym
– Tu nikt nie wchodzi. – Mecenas się skrzywił. – To miejsce cieszy się złą
A dobry samochód, który pojawia się co jakiś czas przed bramą, też trzyma
ciepłego. Zupę.
łykami wody, oddał kubeczek Laubemu i opadł na łóżko. Czuł się, jakby
przebiegł ultramaraton.
– Co: dlaczego?
o pieniądze.
– Więc o co?
daje mi pan nadzieję, a potem srru. Taka już ze mnie nie tyle ciekawa, ile
podejrzliwa świnia.
– A wiedział pan?
wyjaśniało.
interesuje go, czy Laube mówi prawdę, ani nawet nie zależy mu na samej
prawdzie. – Wróćmy do mnie. Dlaczego?
o Kościele…
– Najpierw pan.
Laube westchnął.
– Dobrze panu z oczu patrzy. Myślę, że znam się na ludziach, a pan jest po
wykonywałby pan dobrze swojej roboty, ale co do zasady stoi pan po stronie
Laubego, chyba nie wypadało się drapać akurat tam. Pomyślał tylko, jak
– Mnie jednak pan nie zna, a po oczach to się poznaje najwyżej, czy ktoś
– Ja się tylko głośno zastanawiam, czy pan na pewno wie, co robi.
– Tak. Raczej tak. I zdziwi się pan, ale te pana sarkastyczne uwagi tylko
prawnika.
na tym nie zależy, prawda? Niech pan się teraz prześpi, to chyba jest
najlepsze lekarstwo. Zaraz zrobię tę zupę, z proszku, ale zawsze, i zostawię
dokończymy rozmowę.
– Mam jeszcze jedną prośbę. – Rędzia zawahał się przez chwilę, czując, że
Gdyby mógł pan jakoś dyskretnie dowiedzieć się, czy… Skoro ja mam covid,
a byłem tu sam, to musiałem zarazić się tuż przed ucieczką. Nie wiem, co
o tym myśleć.
prosić pani nazwisko? Nie Domżalska? Mam podany ten numer… Tak…
– Dziękuję – dodał.
jeść. – Niech pan się wyśpi. Niech pan dużo śpi. Sen to podobno najlepsze
lekarstwo.
22
znały się od piętnastu lat. Nie była to jakaś wielka przyjaźń, ale przez ten
czas zdążyły poznać się całkiem nieźle, a przynajmniej tak sądziła. Dlatego
właśnie przeżyła szok, kiedy rzucając jej zmęczone „cześć” i licząc na jakieś
słowa pociechy, nic nie usłyszała. Zderzyła się ze ścianą milczenia i zimnym
bawiące się na placu zabaw dzieci. Jej spojrzenie było pełne namacalnego
Niczego.
– Dzień dobry, proszę, proszę wejść i usiąść. – Wskazał jej krzesło stojące
w garniturze.
porządek.
a w nim może być coś, co w tym pomoże. Ale nie o to panu chodziło,
prawda?
zrobił wcześniej.
szwindle, a ja tego nie wiem? Jego żona! W telewizji mówią o nim takie
rzeczy, że się wierzyć nie chce, a ja nie wiem, o co chodzi! Sąsiedzi patrzą na
mnie, jakbym zabiła im dzieci albo mieli zaraz na mnie zwymiotować… Wie
– Zdaję sobie sprawę, że nie jest pani łatwo, ale muszę się upewnić, że
pani samopoczucie jest na tyle dobre, by ta rozmowa mogła się odbyć. Nie
chciałbym, żeby w jej trakcie coś się pani stało, pani Bożeno.
Więc jak?
– Nie wie?
spojrzeniem.
– Syn to zasugerował.
– Mądry chłopak. Ile ma lat?
– Szesnaście.
czternaście.
– Prawie – szepnęła.
– Jak to znoszą?
przed ostrzejszym tonem. – A jak młodzi chłopcy mogą znosić śmierć ojca,
kiedy na dodatek wszyscy mówią o nim takie rzeczy? Cieszę się, że nie
– Chce pan wiedzieć, dlaczego targnął się na swoje życie? – Roześmiała się
– Słucham?
najlepszych.
– Jezus Maria. – Westchnęła, czując, jak świat wiruje jej przed oczami.
prokuratorowi w twarz.
– Wiem, że to dla pani ciężkie przeżycie, przykro mi. Życzy pani sobie
wody?
– Nie.
Budrycki.
zastanowienia, nagle zawahała się i znów jej wzrok uciekł gdzieś w kąt
obaj wbijali w nią wzrok, jak głodne drapieżniki na zapędzoną w kozi róg
ofiarę.
Bożena nie widziała tego, bo nagle jej oczy zaszły łzami, a ramiona zaczęły
puściły wszystkie liny, które trzymały jej emocje w ryzach, i te wylały się
dużo lepiej, ale widać było, że to, co stało się przed chwilą, było punktem
prawdę.
– Mąż był ostatnio jakiś dziwny – zaczęła i nagle przerwała, jakby nie
– T-tak…
– Był bardziej nerwowy niż zwykle. Tomek w zasadzie był raczej w gorącej
wodzie kąpany, ale nigdy nie tracił panowania nad sobą. A ostatnio kilka
– Zdarza się.
wyjaśnić.
najmniej zdziwienie.
możemy mieć wyobrażenie o takich sumach, skoro nie zarabiamy tyle nawet
pomyłce?
pieniędzmi, gdyby były nasze. Ale nie były, więc po prostu przelaliśmy je na
– N-no, tak…
– Od razu.
to?
– Mniej więcej… Wtedy już coraz częściej chodził zamyślony i łatwo się
załatwić.
– Jak inaczej?
– Tak, ale to dało się załatwić bez problemu, bez żadnych procedur. –
Wzruszyła ramionami.
czasem gorsze dni w pracy, a on sam przyznawał, że tak jest. Zapytałam go
– Nie, tylko że ma małe kłopoty w robocie, ale to nic, z czym nie mógłby
sobie poradzić.
akceptować, choć nie było łatwo, zwłaszcza kiedy chłopcy byli mniejsi.
– Uhm… Czy wiadomo pani, żeby mąż spotykał się poza godzinami pracy
– Czasem z pracy.
Ale raczej nie było. Nie jestem podejrzliwą żoną, ale gdybym coś takiego
Miała nadzieję, że naprawiła swój błąd. Nie chciała być nielojalna wobec
mogła uwierzyć w zabójstwa i szwindle, ale coś było na rzeczy. Inaczej by jej
zapytał Budrycki.
– W pracy go nie było. Nie miał wtedy służby. Ósmego stycznia przyszedł
– Pamięta to pani?
niewesoło, stwierdzając:
– Nie będę pani dłużej męczył, pani Bożeno. Dziękuję, że pani przyszła,
Obaj patrzyli, jak wychodzi i cicho zamyka za sobą drzwi. Kiedy się
ręce za głowę.
– Ale mnie chodzi o to, że Rędzia najpierw się z tego śmiał, a dopiero
ochrzanianiem jej?
– Ale że nie miał swojego konta, tylko to wspólne z żoną? Przecież nawet
– To domniemanie. Nie: nie miał swojego konta, tylko: nie znaleźliśmy go.
Jeszcze…
– I jak?
w noc ucieczki. Dzwonił gdzieś z jej telefonu. Ona nie wie, kim był. Miał
– Co to znaczy?
– Twierdzi, że nie.
– Nie pytała?
– Nie.
dzwonił.
dzwoniła?
– Do synowej. Bożena Rędzia. – Miciak teatralnym gestem wskazał drzwi,
– Nie.
– Jasne.
męski.
– Coś jeszcze?
– Niestety nie.
pewnie też.
– Jakie zdjęcia?
– Tak, ale tajemnica jest tylko wtedy tajemnicą, kiedy zna ją jedna osoba.
Tam ploty latają po korytarzach jak wszędzie indziej, nie wyłączając tych
tylko ja i szef. Zbyt dużo osób może wchodzić w grę, to nierealne zdobyć te
zdjęcia. Gra niewarta świeczki. Nieważne. W końcu dojdę, kto to był, i wbiję
mogę zapytać?
– Słucham?
– Do kogo?
zostać, tak?
23
Budryckiego, nie wyjaśniły jej zbyt wiele: wiedziała tylko, że Tomek wplątał
się w coś niedobrego. Boże, zabójstwo… Walczyła ze sobą. Nie była w stanie
uwierzyć, że mógł kogoś zabić, a nawet w to, że ukradł jakieś pieniądze, ale
to, jak zachowywał się ostatnimi czasy, wyraźnie świadczyło, że miał coś na
– Tak.
– Gdzie go trzymał?
– Po co?
– Nie chodzi o rower. Pani Bożeno, proszę, żeby pani poczekała pod
blokiem, już do pani jadę, w tej chwili wsiadam do samochodu, będę za jakiś
kwadrans.
dostarczyć pani w ciągu siedmiu dni, jeśli pani tego zażąda do protokołu,
o czym panią niniejszym pouczam. Proszę nie utrudniać, dobrze? Jestem za
kwadrans.
pod jej blok, zapłaciła za kurs i wjechała na górę, bo klucze do piwnicy były
– Idziemy?
włączyła światło. Wszedł ostrożnie i rozejrzał się. Komórka nie była duża,
i trochę gratów, których nigdy się nie wyrzuca, bo mogą się kiedyś przydać.
Roześmiał się.
telefon Tomka.
– Jego?
– Chyba tak.
niemal pod sam nos. – Widzi pani? Aluminiowe pudełko. Telefon jest
pudełkiem. – Takie rzeczy ludzie robią, kiedy chcą być pewni, że telefon nie
zostanie wyśledzony.
Wygląda na to, że musi się pani z tym pogodzić. I to tylko potwierdza moje
przypuszczenia…
obojętność, jak gdyby jej umysł stwierdził, że już więcej złych rzeczy nie
Patryk.
– Gdzie Piotrek?
Paweł był ich sąsiadem, równolatkiem Piotrka, mieszkał dwa piętra niżej.
Rodzice Pawła byli chyba jedynymi ludźmi w bloku, którzy nie dali jej
odczuć, co o tym wszystkim sądzą. Albo jej współczuli, albo nie wierzyli
w winę Tomka, albo po prostu swoje zdanie zachowywali dla siebie. I nawet
ciężkim wzrokiem.
okłamał?
– Nie o to chodzi – żachnął się Patryk. – Nie pomyślałaś, że oni tylko tak
żyjesz?
widziałeś na oczy?
Patryk zagryzł wargi i obejrzał się za siebie, jakby zapomniał, że brata nie
Zmrużyła oczy.
prawa!
Przysięgniesz?
rozsadza szczeliny w skale, przez które zaraz się przeciśnie, żeby znaleźć
wszystko, nawet brwi, oczy, usta i nos. Lekki ból naciągniętej skóry ją
otrzeźwił.
świeżego powietrza.
prawda?
24
spowiadający się księdzu tuż przed egzekucją. Dłonie wcisnął między uda,
Dochodził do siebie po chorobie, ale nie to było przyczyną jego wyglądu, choć
niewątpliwie wirus też odcisnął na nim swoje piętno. Komisarz schudł kilka
smród jego ciała trudno znieść, choć zdążył się już raz wykąpać po
coś, czym należało się chwalić, ale skoro już zyskał sojusznika w walce
większości. I właśnie dlatego tak podle się czuł. Coś jak podczas pierwszej
spowiedzi, kiedy ksiądz pyta, czy oglądałeś z kolegami filmy, których nie
powinieneś…
szkłami okularów.
potoczyło.
– Jej grozili, że zrobią krzywdę synowi, i która matka nie zgodziłaby się
– A pan?
Rędzia milczał.
– Agnieszka Rybarczyk.
o dwadzieścia pięć lat nie miało sensu, więc powiedział tylko to, co było
– Proszę bardzo.
– Wie pan, raz miałem wrażenie, że się odezwie, kiedy go o coś zapytałem,
sekty Gajdamowicza. Od tej chwili Laube był jedyną poza nim samym
osobą, która naprawdę wiedziała, kto był winny kilku zgonów, rozłożonych
w czasie. Kto naprawdę był winny tego huraganu, który przetoczył się przez
wiedza mu się po prostu należy. I nie dbał o to, co mecenas zrobi z nią dalej,
wszystko.
– Pochowałem to, co z niej zostało, w ogrodzie – powiedział na koniec. –
obok sterty desek. Niech pan zdecyduje, co zrobić dalej. Jej matka odwiedza
pusty grób. Można jej tego oszczędzić, a można powiedzieć prawdę, ale to
pan?
– Jest pan pewien, że chce włączać w to kogoś jeszcze? Na razie o tym, że
pan żyje, wiedzą dwie osoby, czyli my. Jeszcze jedna to już tłum. I tajemnica
– To byli w pewnym sensie wyjątkowi ludzie, panie komisarzu, i niech pan
o tym pamięta. Tu, w tym domu, był inny świat, nie zauważył pan?
– Nikomu nie można ufać na sto procent. Poza tym ja też ryzykuję,
– Podejrzewa ją pan?
– Nie o to chodzi. Jest w takiej samej sytuacji jak ja, mówiłem panu.
– Nie sądzę, żeby była w takiej samej sytuacji jak pan – mruknął Laube.
– Mam na myśli to, że wrobili nas oboje. Ona musi być przekonana, że nie
– W co włączyć?
– Muszę jakoś oczyścić się z tego gówna, panie mecenasie. Mogę albo
naprawdę się zabić i zostawić rodzinę okrytą hańbą, albo zrobić coś z tym,
– Musiał pan się nad tym już zastanawiać. – Laube patrzył mu w oczy,
nikogo. To miejsce to pana atut, ale tylko dopóki nikt o nim nie wie. Może
wiele razy, wie pan? Ludzie są tak bardzo przybici odosobnieniem i nową
myśl o tym, co ich czeka za murami. Ale pan należy do tych pierwszych.
zewnątrz.
zewnątrz… Widział pan się w lustrze? Wygląda pan zupełnie inaczej niż
wtedy, gdy się widzieliśmy ostatnio. Schudł pan dobre kilka kilo, nie golił
samego człowieka, które miał w ręku nie tak dawno temu, i poczuł, że dałby
wszystko, żeby cofnąć się w czasie i nie być tu. Nie być w ogóle w takim
wtedy, wiosną, a on pozwolił sobie na romans? Czy może o ćwierć wieku, do
– Zawsze jest ryzyko kontroli, zwłaszcza kiedy się tak wygląda – mruknął,
chwilę.
cudem?
panu pazury, panie komisarzu. Mam uwierzyć, że chciał się pan tu ukrywać
do końca życia?
trochę, żeby sytuacja się nieco uspokoiła. Musiałem przemyśleć też kilka
rzeczy, zrobić jakiś plan działania. A przede wszystkim musiałem dać sobie
Laube zmrużył oczy, potem zamknął je i na chwilę odchylił do tyłu głowę.
– Przepraszam, my?
– Wie pan, jakie życie prawnika potrafi być czasem kurewsko nudne? –
Rędzia nie wiedział, czy krótki błysk, który zauważył, był refleksem światła
w oczach.
– No, chyba że pan sobie jednak nie życzy mojej pomocy. – Laube cofnął
już tyle mi pan pomógł. Po tym, co pan usłyszał, dalej pan ją podtrzymuje?
– Oczywiście.
dobrze?
już chce pan przysłużyć się sprawie… Proszę się dyskretnie dowiedzieć, czy
– Jakiej natury?
odbijają się jakimś echem, więc jeśli da pan radę to ustalić, będę wdzięczny.
prościej…
25
Bożena była bardzo zaskoczona, gdy w głośniku domofonu rozległ się głos
– A mogę odmówić?
– Oczywiście. – Rozłożył ręce. – Nie będę się narzucał, choć wtedy znów
– To groźba?
nadciągającej tragedii, o ile to, co działo się ostatnio z Tomkiem, można było
mu chodzi: był u niej już trzeci raz wbrew temu, co twierdził o zasadach
spotkań z prokuratorem.
rodzinnej tragedii, a może bał się, że uderzy nią w nadproże. Dopiero teraz
uświadomiła sobie, jaki był wysoki, choć być może był to optyczny efekt
drzwi. Dochodził z niej zapach gulaszu. Usiadł przy małym stoliku, przy
zapewne również dlatego, że nie miały zupełnie znaczenia. Teraz też nie
terenie. Wiedziała też, że nie może czuć się zbyt pewnie. Budrycki nie był
żółtodziobem, a ona nie mogła pokazać po sobie, że wie o Tomku coś więcej
– Nie wyobrażam sobie, jak może w tej sytuacji brzmieć dobra wiadomość
– odparła gorzko i poczuła, jak na gardle zaciska się jej niewidzialna obręcz.
– Więc?
Zamilkł.
– W zasadzie nie jest to informacja, która powinna wyjść poza wąski krąg
– Dlaczego?
ust wyrwało się ciche westchnięcie. Bożena nie wiedziała, czy to poza, jakaś
gra, czy brak kontroli nad własnym ciałem, bo tak raczej nie zachowują się
jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby człowiek tej profesji nie potrafił się
kontrolować, nawet jeśli to miało dotyczyć tylko mowy ciała. A może przede
I odrobinę nadziei.
– Przypuszczam, że pani mąż żyje. Nie zabił się, tylko sfingował własną
Więc Patryk miał rację… Poczuła, jak ogarnia ją niemal euforia. Fala
opadła, kiedy uświadomiła sobie, że wciąż jeszcze nie może być niczego
pewna. Niczego.
– To żart?
lepiej mieć męża w więzieniu niż na cmentarzu, prawda? I ojca też, myślę
skołowana. Chciała wierzyć w jego słowa, chciała wierzyć synowi, ale jako
Tomek nie żyje. Co nie oznacza, że miała się z tym szybko pogodzić, o nie.
jeszcze kilka innych, lżejszych, ale to nie poprawia jego sytuacji. Jest
fatalna.
teraz w głowie.
– Nie, to nie jest nadzieja – odparła gorzko. – Panu się tylko tak wydaje.
Tak jak nikt nie jest winny, dopóki się go nie skaże na podstawie dowodów,
rewanż z pani strony. Zdaję sobie sprawę, że jako żona będzie pani chronić
nie. Bądźmy realistami, nawet na to nie liczę. Otóż chciałbym, żeby pani na
że ukrywanie się nie ma sensu i żeby się sam zgłosił. Nie mogę mu
tym. Dlatego proszę to docenić. Składam swoją propozycję tylko raz i to też
– A jeśli ją odrzuci?
– Sam go znajdę. Ale wtedy, jak wspomniałem, moja oferta będzie już
nieaktualna.
– Owszem, ale nie bezpodstawnie. Mam bardzo dobre wyniki i jak się
uprę, to nie popuszczę. Taki już jestem. Ścigam, aż dopadnę. Jedni z pasji
Tommy Lee Jones w Ściganym, wie pani? I jestem z tego dumny. Cieszę się,
nawet przede wszystkim to. – Budrycki podniósł się z krzesła i teraz stał
nad Bożeną, patrząc na nią z góry z tym swoim całkiem miłym uśmiechem,
chcąc mu pokazać, że wzbudził w niej strach czy jakieś poczucie winy, choć
rozmowy.
poły. Wychodząc, uśmiechnął się jeszcze, ale jej twarz pozostała bez wyrazu.
Hansa Klossa.
miejsca.
będzie mowa. Tylko głupek by nie wiedział, choć oczywiście mógł się mylić.
– Co z tego?
– Czyli to prawda?
– Czego?
zniknięciem.
– Przepraszam, szefie, ale ten człowiek sugeruje… Nie będę słuchał takich
bredni!
być ostrożny i nie mógł przegiąć: mimo wszystko musiał zachowywać się
z kolei w Budryckiego, który nic sobie z tego nie robił, tylko sam rozglądał
oceniał jego wystrój. Potem odchylił głowę i gapił się na okno połaciowe,
nadejście wiosny, dziś było tylko burym prostokątem na suficie. No, ale
– Matka komisarza Rędzi nie wie, co się stało – powiedział. – Jej synowa
Berdaku.
– To prawda, był taki młody człowiek, który mnie odwiedził i pytał o syna.
Poprosił, żebym mu pokazała telefon, ale to nie było wieczorem, tylko około
O wieczór. Czy to był ten człowiek, który siedzi tutaj? – Wskazał Berdaka.
– Nie, no już pamiętam, ale nie mam pojęcia, czy to był on. – Wzruszyła
ramionami.
– Dlaczego?
Zofia Rędzia.
czerwieniały.
obruszyła się. – Nawet bym mu na to nie pozwoliła. Mam dla kogo żyć, mam
syna i wnuki…
– Kiedy mój syn wróci ze szkolenia i czy mogę się z nim skontaktować?
z nim.
– A długo to potrwa?
swoim miejscu i patrzył, jak Budrycki przechadza się po pokoju: trzy kroki,
Berdak ochłonął. Był już raczej bezpieczny, choć czuł, że spocił się jak
mysz.
poranek.
kolegę, który jest przestępcą. I któremu ktoś pomógł uciec, ostrzegając go.
Z telefonu jego matki, dzwoniąc na telefon jego żony. Czyli ten spryciarz
głos, kiedy drzwi otworzyły się i znów pojawił się w nich Kurylak.
– Tego nie wiem. – Prokurator wzruszył ramionami. – Wiem tylko, że ktoś
go ostrzegł.
i podejrzewać o to jego kumpla, tak? A naczelnika pan już pytał? Naczelnik
już pytał?
tak będzie szukał Tomka, jak z tą panią, to nie wróżę sukcesu. I mam
części budynku, w której była klatka schodowa oraz winda, i zjechał na dół.
a potem zamyka oczy i odchyla głowę do tyłu. Odetchnął tak kilka razy,
otworzył oczy i podrzucił telefon w dłoni, po czym wybrał jakiś numer, więc
I postaraj się więcej niczego nie spieprzyć, bo nie będzie kolejnej szansy. To,
co się stało, potraktuj jako ostrzeżenie i nauczkę. Gra? No to do jutra…
Była szósta dwadzieścia pięć. Jarek Berdak wyszedł przed swój blok
ruszył wąskim chodnikiem, ale po chwili coś zwróciło jego uwagę. Grafitowy
mercedes jechał osiedlową uliczką tuż obok niego. Jarek widział go kątem
kilkanaście metrów dalej. Berdak widział, jak opuszcza się szyba od strony
– Dzień dobry, panie Jarku – rozległ się cichy głos; dobiegał z wnętrza
Berdak nie zareagował, dalej nie zmieniał tempa marszu ani nie odwracał
głowy.
– Halo, panie Jarku! – Auto ruszyło powoli, jechało teraz równo z nim,
wspólnych znajomych.
skoki do wody. – Berdak zatrzymał się nagle w pół kroku. – To jak, wsiądzie
pan?
– Nie, dziękuję. Załatwmy to tu, na miejscu. Potem nie będę miał jak
Obejrzał się, ale na tylnej kanapie dalej nikogo nie było. Dopiero kiedy
– Kurwa – szepnął.
Widać było, że bije się z myślami i nie bardzo wie, jak zacząć rozmowę.
pomocą?
Rędzię. – Ale jeszcze wtedy nie wiedziałem, że kogoś zabijesz. A nawet gdy
mamy?
– Sam widzisz.
przelew…
przypadkiem od kolegi. Że kogoś od nas mają zdjąć i to za coś grubego. Nie
wbity w linkę, którą go uduszono, to nie mógł się tam znaleźć przypadkiem
zostawiać…
razu po jej wypiciu nie jest dla mnie czynnością istotną dla życia.
twój kubek z biurka, bo chcieli mieć próbkę DNA do badań. Trochę jakbyś
– To się już więcej nie powtórzy – sarknął Rędzia. – Może być?
wszedł do pokoju, ale szef kazał mu wtedy trzymać gębę na kłódkę pod
– Wiem chyba, skąd się tam wziął mój paznokieć. I włos, bo na trupie był
– Nie, nie tak jak myślisz. Z mojej łazienki, Jarecki. Ukradli klucze
nas poobserwować…
– A paznokieć?
Rędzia podniósł dłoń i Berdak miał już jasność. Kobiety i dzieci nie mają
wiem, w którym momencie BSW wzięło mnie na celownik. Jeśli po tym, jak
podpierdolił.
– Jakie to proste, co? – parsknął Rędzia. – Pomijając fakt, że Bejca nie był
– No widzisz… – Berdak zmarkotniał. – Oni nie są już tego tacy pewni…
– Szlag by to trafił…
– Noo…
– Widać nie tak dobrze, jakbym chciał, skoro ktoś miał wątpliwości.
– On miał. I uwierzyli mu. A facet się zawziął. Powiedział, że znajdzie cię
polityczne, kariera też nie: on tylko tropi ludzkie mendy i zgniata je. Biorą
na grube ryby z mafii, ale nie chciał. Lubi swój staw. Nie ma żony ani
– Twardziel.
– Możliwe…
Dlaczego ty?
– A bez metafor?
jasne?
wygadał się kotu, nie mógł przecież zapomnieć o kocie. Już nawet nie
chodziło o zaufanie, bo nie miał innego wyjścia i komuś musiał zaufać, jeśli
„Zapłacz nad moją głupotą, nie idź tą drogą”. Pocieszał się też, że za drugim
roku? – zapytał.
– Znowu wpadliście?
niemal jak dwie krople wody. Tak właśnie się dowiedziałem, że mam
miał.
– Chyba tak.
– Chyba?
– Drugim razem?
– Wkrótce dostałem drugie zdjęcie, jak się bzykamy u mnie
– Kto?
– Ona.
Szczecina. Potem, żeby mnie usidliła i zrobiła kilka fotek. Nie miała
– I co?
– Uhm.
które założono na „słupy”, dwóch meneli. Obaj zginęli: jedną śmierć uznano
zabójstwo Bejcy.
– Twoja sprawa.
– No…
dalej. Może nawet on napadł na listonoszy, ale tego już się pewnie nie
– Nie. On był tylko jedyną nitką łączącą dół z górą. Kiedy wszyscy na dole
został on, i tym samym zostali tylko ci na górze. Nieosiągalni. Jak na razie.
– Było… I nawet dość szybko pewne rzeczy stały się jasne. Ale oficjalnie
– Ja to wiem, Jarecki. Stawką było nie tylko moje małżeństwo, ale i życie
mojego syna. Ale to była tylko część ich planu. Bo potem zwalili wszystko na
Tak to jest, jak się układasz ze skurwysynami. Dasz palec, to biorą głowę.
Mogłem od razu powiedzieć „nie”, a nie brnąć w to. Pocieszam się, że nie
chodziło tylko o mnie, ale również o Agnieszkę i naszego syna. Tu nic nie
wyprostuję. Że dowiem się, kto to, nikomu nie powiem i sam to jakoś
– Nie. Jeszcze nie. I po to właśnie poprosiłem mecenasa, żeby cię zgarnął.
– W tej sprawie?
– Tak. Pomożesz?
przesłuchiwany.
losu.
– Ty nie wierzysz w los. Ani tym bardziej w jego szczęśliwe zrządzenia.
– Na pewno.
– Jest prawnikiem.
– Kto?
– Zgadza się.
– Tak. Teraz już tak – skłamał. – Wszystko jest pod kontrolą, dobra?
i nikogo nie będzie to dziwić. Nie wiem, czy cię obserwują, mam nadzieję, że
nie, i nie obskoczą nas zaraz czarni. Ale bądź ostrożny. Dam ci numer do
Laubego, kontaktuj się wyłącznie z nim, on nie jest ze mną w żaden sposób
powiązany. Jakby co, on też będzie do ciebie dzwonił. I jeszcze jedno. Wrzuć
– Kto to?
– Nie mam pojęcia. Muszę tylko wiedzieć, czy nie jest poszukiwany albo
martwy.
– A po co?
Rędzia zastanawiał się, czy mu powiedzieć. I czy zbyt ścisłe trzymanie się
– Sprawdź najpierw, żebym się nie zdziwił, jak mnie rzucą na glebę
klamki.
sprawdzając, czy na dywaniku nie zostało błoto albo piasek z jego butów.
powietrza.
pomruku silnika.
głową.
targające nią emocje. Miała do wyboru albo to, albo poddanie się im, co nie
Miała poczucie, że została sama. Wciąż nie wierzyła w to, co zrobił Tomek.
samobójstwo. To nie było w jego stylu i dlatego właśnie bała się, że ktoś mu
w pamięci. U niej nie zblakły. W jej głowie były wciąż żywe, jakby widziała
i tak było do chwili, aż zadzwonili oni, dwa dni po śmierci Tomka. Mimo
powinny. – Wrobiliście go! Nie taka była umowa! Mnie też chcecie zmusić do
Jej pretensje, choć uzasadnione, były w tej sytuacji po prostu głupie. Była
grzbiecie, to jej nie zabije. Skorpion jest tylko skorpionem. Zabija, bo tak
ma.
że pan komisarz nie był z nami do końca szczery i wbrew umowie węszył.
– Umowa była taka, że nie będzie postępów w śledztwie. – Opanowała się.
się nic nie da, bo was wytropimy. Nie chce pani ryzykować, prawda?
drzwi i przyjrzała się sobie przez chwilę. Była blada, miała podkrążone oczy
i nawet makijaż nie mógł przykryć do końca sinej skóry. Zagryzła wargi
i odwróciła się.
ciemną plamę jego sylwetki na jasnym tle szarego jak zakurzona wata
nieba.
niego zdziwiona.
wyrażę…
mną rozmawiać?
spojrzał na nią.
się spotkali, ale miło z jego strony, że nie dał tego po sobie tego poznać.
sympatyczne.
przejął obowiązki gospodarza, czemu jej szef nie raczył się sprzeciwić i to jej
nie dziwiło.
– Dobra, zostawiam was, nikt wam nie będzie przeszkadzał – rzucił tylko
zinterpretować.
– Ja też pamiętam, ale to było dawno – dodała dla pewności, kładąc dłonie
banalny lakier.
nieznośną ciszę.
poniekąd samobójstwo…
tylko został zabity, nawet jeśli rzeczywiście skoczył bez niczyjej pomocy.
– Nie, nurkowie już dawno dali sobie spokój. I nie chodzi o to, że wypłynie
nic wspólnego?
z tego mostu…
Dlatego chcę się upewnić i zapytam jeszcze raz: nie masz z tym nic
wspólnego?
Westchnął.
sobie znać, że coś jest nie tak? Prosiłbym o wgląd w materiały twojego
śledztwa.
ślinę i miała wrażenie, że ten odgłos słychać było w całym budynku. – Ale
chodzi. Nasze sprawy łączą się w jakiś sposób. A ja chcę go dorwać. Bardzo
chcę. Nie znoszę, kiedy ktoś jawnie kpi sobie ze mnie, mam na myśli urząd,
ciemną stronę mocy, to już w ogóle toczę pianę z ust. Streść mi, proszę,
Przyglądał się jej przez chwilę. Znów poczuła się jak płaz w terrarium.
– Lubiany był ten nasz pan komisarz, co? – Zmrużył oczy. – Nie tylko tam
u niego, w komendzie?
– Skąd to przypuszczenie?
zapytała.
Nagle poczuła, jak zaciska się jej gardło. Przez jedną, krótką jak mgnienie
przez napięcie, w jakim żyła, pobita tragedią Tomka i całą resztą zdecyduje
się komuś zaufać i będzie to Krystian Budrycki. Bardziej przeraziła się tego
uczucia niż konsekwencji. Nie mogła tego zrobić. Nie mogła zrzucić swojego
ciężaru, nie teraz, kiedy okazało się, że Tomek może żyć. Bardzo bolało ją
to, co powiedział Budrycki. Nie wierzyła w to, nie on… A jeśli? Tylko
dlaczego to zrobił? Ukrywał coś przed nią? To on był jednym z nich i tylko
wszystkie myśli przebiegły jej przez głowę w kilka sekund. W tym czasie
musiała się postarać, żeby to wyglądało jak coś naturalnego w tej sytuacji.
– Nie. Spotkaliśmy się tuż po tym, jak przeniosłam się do Szczecina. Przy
zabójstwie.
– A teraz?
– Skąd w takim razie się tam wzięły? Mylisz się, w jego sprawie nie ma
już poszlak, tylko twarde dowody. Poza tym to nie musiała być
alkohol.
Akurat – pomyślała.
podpisał… – powiedziała.
mówią ślady.
roboczych.
– zakpiła.
Budrycki westchnął.
– Mógł przygotować linkę wcześniej gołymi rękami, przecież nie da się
zdjąć paluchów z czegoś takiego i on o tym wie. Ale paznokieć zgubił…
– Tak uważam. W tym kierunku idziemy, mój szef zgodził się ze mną i dał
teoretycznie nie miały ze sobą nic wspólnego, ale podtekst był dla niej
oczywisty.
– Przykro mi, mam mało czasu. Twój szef mówił, że on bywał czasami
u ciebie w pracy bez związku ze sprawami zawodowymi, więc jest dla mnie
nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił, choć dalej wątpię, że to faktycznie on.
Nic nie wskazywało, że mógł mieć z tym coś wspólnego. Nie mam pojęcia,
gdzie jest, jeśli faktycznie żyje. Tak, lubię go, ale to niczego nie zmienia, bo
mam swoje zasady, a jedna z nich głosi, że za winę ponosi się karę. To
wątpliwości?
kosztowało.
z „towarzyszko”.
Krystian. Nic więcej, tylko wrażenie. Zrobię ci oczywiście kopie akt śledztwa
Kiedy nic nie powiedział, tylko patrzył na nią, wstała i zasunęła za sobą
krzesło. Drgnął nagle i znów się uśmiechnął. Miał ładne zmarszczki, takie
męskie. Ciało też miał niezłe, jak na pięćdziesięciolatka, zresztą w jej wieku
normalność, możesz liczyć. Ale na więcej nie. Owszem, było miło, ale co się
– Oczywiście, piwo też jest okej. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale tym
z krzesła.
Wyszła, zamknęła drzwi i z ulgą odetchnęła. Było jej gorąco, czuła, jak
bielizna lepi się do ciała. Jej szef właśnie wszedł do pustego sekretariatu.
już skończyliśmy.
w porządku?
przyjaciół.
zachorował, obiecała temu komuś, kto być może istniał, choć nigdy w życiu
nie dał jej znaku swojej obecności, że jeśli syn wyzdrowieje, rzuci palenie.
długości papierosa i wtedy zrobiło się jej lekko niedobrze. Wyjęła go z ust
prostokącik.
radość.
Rędzia wziął dowód osobisty i przyjrzał się zdjęciu mężczyzny, który był
sześćdziesięciu procentach. Też miał oczy, nos i usta oraz ciemne włosy. Ale
jego atutem. Dowód wydał burmistrz Polic w dwa tysiące jedenastym roku,
– Tak?
– Wie pan, w tej sytuacji nie będę zaglądał w zęby darowanemu koniowi…
– Wiem, wolałby pan, żebym pożyczył panu mercedesa, ale moja wola
jeden aplikant, zresztą syn mojego zmarłego kilka lat temu wspólnika,
Wieśka Szabiełły. Chce iść na swoje, a ja mu nie będę bronił. Jego służbowa
paliwie nie oszczędzi, z tym musiał się pogodzić. Pociągiem jechać nie chciał
z oczywistych względów, poza tym musiał się jakoś poruszać już na miejscu.
Tam prześpi się w busie, gdzieś na parkingu, jadł będzie byle co i byle
– No dobrze. – Laube klepnął się w uda i wstał z lekkim trudem. – Prosił
mnie pan, żebym się dyskretnie zorientował, czy pani Agnieszka Rybarczyk
dowiedzieć?
– Owszem. Wygląda na to, że nic się nie dzieje, przynajmniej pod tym
pewno? Laube miał rację z tymi podejrzeniami. Rędzia chciał czy nie,
powodów niż strach przed skrzywdzeniem syna. Nie potrafił sobie jednak
wyobrazić matki, która mogłaby się zgodzić na coś takiego, jak poświęcenie
było mitem, ale on czuł, czuł jak cholera, że chłopak nie ma z tym nic
wspólnego.
– Mam jeszcze niezbyt dobrą wiadomość… – Laube zawiesił głos, ale nie
niedopowiedzenie.
Tomaszu.
priorytety i tak dalej, a ten facet… Bez żadnych wątpliwości, choć mam
pieniędzy. Nie odnaleziono ich nigdy. Nazywała się Marta Kielan, była
Policji.
Laube westchnął.
– Wie pan, spodziewany wymiar kary dla tej kobiety był oczywisty dla
pięć lat, co dałoby jej chociaż szansę na starość po tej lepszej stronie krat,
ale sąd do wniosku obrony się nie przychylił. Pan prokurator odmalował
Budryckiego, wie pan? To było jak atak nosorożca. Jak rozjechanie walcem.
Uniknął śmieszności nie dlatego, że proces był niejawny, bo dla plotek to nie
– Kto był obrońcą? – zapytał Rędzia, choć już się domyślał, jaka będzie
odpowiedź.
– Wiem.
wymyśliłem?
– Nie wątpię, ja również i nie uważam, żeby fakt, że czyjś ojciec czy matka
związku. Ale w przypadku Budryckiego jest odrobinę inaczej. Jego ojciec był
sposób zmazuje winy ojca. Usiłuje wszystkim naokoło udowodnić, że nie jest
taki jak on, i robi to niemal obsesyjnie, choć przyznaję: niewątpliwie z jakąś
krwi, wychowania i tak dalej. Służy dobru najlepiej, jak umie. Poświęcił się
dlatego obawiam się o pana dalszy los. On po prostu nie spocznie, dopóki
pana nie dorwie. I nie boję się o siebie, żeby było jasne; nie daję panu teraz
do zrozumienia, że musimy się pożegnać i od tej pory musi pan radzić sobie
sam. Wiem, że nawet jeśli trafi pan w jego łapska, to mnie pan nie wyda,
nie wyjawi mojej roli w pana zniknięciu. Polubiłem pana i martwię się.
jutro z telefonem. Kiedy już będzie pan gotowy, zabiorę pana do pewnej
Kiedy Laube wyszedł, Rędzia położył się na łóżku z książką, żeby się
coś zaczynało się dziać i to coś, na co wreszcie mógł mieć wpływ.
nakarmił go mielonką, na którą sam już nie mógł patrzeć. Tuż przed
osobą, która miała coś wspólnego z tamtymi. To „coś” było co prawda tylko
władzę. Bo mieli ją: nad nim i Agnieszką oraz kilkoma innymi osobami, dla
wychodził.
Nie czuł już, kiedy kot przeniósł się z rogu materaca między jego kolana;
wiadomościami.
30
przez Piłę, Włocławek i Płock, mniej więcej tak, jak jeździło się do stolicy
skórą. Oczywiście dalej był podobny do siebie, uważał jednak, że nawet ktoś,
i ruszył w drogę, drżąc nawet nie tyle z zimna, ile z emocji. Była dwudziesta
będzie się o to martwił dopiero wtedy, kiedy nie wypali plan, który sobie
ułożył.
Nie miał możliwości dopytania Agnieszki o dokładny adres Artura. Już
nie i jeszcze nie, a czas uciekał. Nie mógł poprosić ani Laubego, ani nawet
wzbudziłoby jej podejrzenia, a tego nie chciał. Nie chciał jej straszyć ani nie
w życie. Nie był też na pewno zbyt skomplikowany i opierał się głównie na
z racji lockdownu nie bardzo było dokąd iść. Dlatego właśnie Rędzia na
swój plan po południu, teraz chciał się chwilę zdrzemnąć. Spał przed
dała mu w kość i nic nie stało na przeszkodzie, żeby zrobić sobie małą
wystarczyło więc opatulić się szczelnie dwoma grubymi kocami i jakoś dało
się w hostelu ani nie spał pod mostem czy w noclegowni. Na zewnątrz było
i zaczął działać.
– Pomyłka.
choć żaden z nich nie nazywał się Artur Rybarczyk. Dwa razy został
ją mężczyzna.
semantycznej.
radości.
– Przecież jest w pracy, nie mówił, że będzie wcześniej… No, nie ma go…
– Ile?
– Zapłacone.
potwierdził.
placek i zamknął wieczko. Kiedy dotarł pod właściwe drzwi, zobaczył w nich
pizzy świadczył o tym, że mały wypadek, jaki zdarzył się komisarzowi piętro
– Da pan to, do mikrofali włożymy i się zje… – stwierdził, wyjmując pizzę
z rąk komisarza.
busa, żeby przestawić go pod właściwy blok. Teraz pozostało tylko czekać.
Czekał tak do wieczora i niemal przez cały ten czas zastanawiał się, jak
zacząć. Odkąd poznał prawdę, wiele razy wyobrażał sobie, jak będzie
Było już sporo po dwudziestej, kiedy zobaczył go, jak idzie od strony ulicy
Deotymy i chociaż nie był jeszcze dość blisko, Rędzia czuł, że to on.
następnej, bliższej latarni. Nie był wysoki, miał sprężysty chód i mimo
zimna nie nosił czapki. Zdjęcie, które pokazała Rędzi Agnieszka, nie
obserwował uważnie chłopaka, czuł, jak mocno bije mu serce. Czuł się
Patrzył, jak Artur znika za drzwiami klatki schodowej. Mógł spokojnie iść
się za kimś zamykały, zresztą była to pora, o której ludzie zwykle wychodzą
z bijącym sercem.
widział i za dużo przeżył. Teraz dopiero zdał sobie sprawę, jak bardzo się
mylił.
obojga rodziców tak się mieszają, że w zależności od miny raz widzi się
Chłopak stał jak zamurowany. Miał minę jak Tym w Misiu, w scenie
że właśnie zorientowałeś się, kim jestem, i nie dziwię się. Może teraz nie
wyglądam jak okaz zdrowia, ale kilka tygodni temu byliśmy jeszcze bardziej
do siebie podobni. Nie wiem też, jakie masz relacje z facetem, którego
zawsze uważałeś za swojego ojca, ale być może będziesz je musiał nieco
drzwi tuż przed nosem Rędzi. A tak chłopak tylko lekko się zawahał.
plan.
forma niewolnictwa?
– Tak.
nie zamówiłem. Myśleli, że jakiś świr chciał ich otruć… – Urwał nagle
i mina mu zrzedła.
– Bo musiałem cię jakoś znaleźć i nikt nie mógł wiedzieć, że cię szukam.
– Skąd?
w półsłówka?
– Wody. Dużo.
gazowana.
– Tak.
w twoim wieku… Nie obraź się, oczywiście. – Patrzył, jak Rędzia przytyka
– Co: ja?
– Opowiesz mi o sobie?
– Urodziłem się, kiedy mama była na studiach. Mówiła, że ojciec nie chciał
mnie wychowywać, a ona nie miała z tym problemu. Pierwsze parę lat życia
brakuje około roku, skoro urodziłeś się w czasie, kiedy była jeszcze
się, że ona tego nie wie. I wtedy nagle zadał sobie pytanie, czego on nie wie
o swoich synach. Nie byli już w wieku, w którym ma się raczej mało
tajemnic przed rodzicami. Trzymał ich może nie krótko, ale pewnych zasad
– Wal.
– Tak się składa, że jeszcze kilka miesięcy temu nie miałem pojęcia, że
istniejesz. Twoja mama nie powiedziała mi, że jest w ciąży. Jeszcze przed
roku. Reszty nie będę ci opowiadał, niech zrobi to twoja matka. Niech ci
odnowić rodzinne relacje… – Zastanowił się nagle nad tym, co przed chwilą
chcę cię poznać bliżej, skoro już wiem, że jesteś, bo wcześniej nie
prawda?
chcieli, nie będę teraz wnikał, co to było. O tym, że twoja mama to zrobiła,
nikt nie wie, jednak ze mną było trochę inaczej. Okazało się, że tamci ludzie
wrobili mnie w morderstwo, a może nawet kilka oraz finansowe wałki, które
że żyję, zginie twoja matka i ja też. Ty także, Artur. Oni wiedzą naprawdę
dużo, a w razie zagrożenia nie zawahają się nas usunąć, tak jak nie
nich. Rozumiesz?
samochodu, jak cię wieźli, może zorientowałeś się gdzie… Nawet najmniej
– Do czego?
chora akcja!
– Nie każę ci ich tropić, Artur. To moja broszka. A od ciebie chcę tylko
informacji. Przykro mi, tkwisz w tym po uszy, czy tego chcesz, czy nie, a ja
chcę ci oszczędzić tylu związanych z tym kłopotów, ile tylko się da. Kiedy
– Pandemia jest…
słowem nie zająkniesz się o mnie i o całej sprawie, tak? Nie wiem, czy nie
Jak to było?
Chłopak zgarbił się lekko, splótł dłonie, włożył je między kolana i ścisnął.
też był na pewno ciemny, choć koloru nie jestem pewien. Na pewno osobowy,
– Tomek, nie wiem, okej? Słabo znam się na samochodach. Chociaż logo
BMW to bym poznał, bez przesady, ale nie widziałem. Nie patrzyłem, co
z tyłu.
– A ty?
– I co?
– I co zrobiłeś?
– Nic… Wtedy dopiero zacząłem mieć złe przeczucia, ale mimo to nic nie
zrobiłem.
– Czemu?
nie?
– Nie mam pojęcia. W pewnej chwili ten obok mnie objął mnie za szyję
– Co zrobił?
i pojebane.
Wilanowa. Ale nie sądzę, żeby to miało znaczenie, bo jeśli liczysz na to, że
zapamiętywałem potem zakręty i tak dalej, to cię rozczaruję. Nie mam też
pojęcia, ile czasu to trwało. Miałem wrażenie, że jakiś rok, ale rozumiesz; to
tylko wrażenie…
– I kiedy tak jechaliśmy, myślałem tylko o tym, że zaraz zginę, i żeby nie
popuścić.
– Nie ma sprawy. – Artur otarł łzy. – W końcu jesteś moim ojcem, nie?
sporo drzew i w ogóle pachniało lasem. To był taki inny zapach niż
w mieście. Wprowadzili mnie do tej hali, założyli takie maski z ludzkimi
– Wiem.
– W środku był jeszcze jeden facet, już w masce. Położyli mnie na stole,
Zapadła chwila ciszy, Rędzia nie przerywał mu, tylko czekał. Kilkanaście
– Ten, który już tam był, to chyba lekarz. Wyjął z torby skalpel
– Nie ty jeden.
– Później polał to jakimś środkiem, ale nie szczypało, było tylko zimne.
wyłem, bo igieł też nie lubię. A potem zaczął szyć. Chyba odleciałem na
znieczulenie miejscowe, ostrzyknę tu jakąś tam kainą, teraz będę szył, nie
ruszaj się, będzie ładna blizna”… I tak pierdolił przez cały czas. Ocucił
ręce i nogi i gapili się. Widziałem ich oczy przez te dziury w maskach.
sposób, tylko ten chuj już mnie nie głaskał po głowie. A na koniec
więcej się nie spotkamy, a jeśli nie będzie, to zobaczymy się ponownie, ale
Rędzia oddychał spokojnie, choć spokojny wcale nie był. Nie do wiary.
Wiedział, że takie rzeczy się dzieją, znał to z praktyki, ale nigdy by nie
– A coś charakterystycznego?
– No…
– No?
– Ten lekarz… Mówił normalnie po polsku, ale zaciągał, jakby był ze
profesjonalnie.
– Co?
śladów po szwach.
czasami jej się nie stosuje. No nic, raczej go nie znajdziemy. W Warszawie
niej było takie eleganckie wytłoczenie w skórze. I na tym wężu była litera
V. Może to pierwsza litera jego nazwiska? I nie jest Polakiem. W polskiej
– Tak, masz rację, to cenny trop. Bo to nie był jednak lekarz, a ta litera
– Nie lekarz?
– To znaczy nie taki, który leczy ludzi. To weterynarz, Artur. Weterynarz.
– Nie o to chodzi – burknął Artur, głaszcząc się po nim odruchowo, i nagle
istotnego?
Rędzia wziął do ręki butelkę z wodą. Pijąc, zastanawiał się nad tym, co
powiedział Artur.
To mogło być auto Bejcy, choć nie musiało. Mimo że w jego samochodzie
zaproponował…
32
– Ty jesteś niezły w te klocki, co? – rzucił Rędzia, patrząc, jak palce Artura
śmigają po klawiaturze.
W jego głosie był nieukrywany podziw. Włożył mały palec do ucha, żeby
lekko.
dzięki…
– Kiedyś zobaczysz, jak twój dzieciak śmiga po czymś, czego jeszcze nie
na Warszawie?
– Ciebie znalazłem…
tyle czasu na jego znalezienie, ile tylko będę mógł. Bo nie mam wyjścia. –
mi swój numer.
– Ale to zabrzmiało…
Zginęło już kilka osób i nie chcę, żeby ginęły kolejne. A zwłaszcza nasza
wskazówkami, dobra?
– Dobra, dobra…
– Nie wiem. Po prostu nie wiem. Trzeba jakiś wymyślić. Poza tym…
– Otóż to. To gorzej niż szukanie igły w stogu siana. Jesteś pewien?
– Co prawda ci z rzeźni nie operują zwierząt, ale teoretyczną wiedzę mają.
– Zgadza się, ale wiesz co? Mnie do tego, co ci zrobili, bardziej pasuje
właśnie taki od dużych zwierząt niż kotów, psów i chomików. Taki rzeźnik,
związane?
– Dam ci znać, jak coś znajdę, dobra? – Artur spojrzał na niego znacząco,
Rędzia siedział więc przez jakiś czas w milczeniu, rozglądając się z nudów
– Tutaj. – Artur pokazał mu czarne pole, więc pochylił się jeszcze bardziej,
– Możliwe…
– Nie wiem, czy chodzi o niego, ale obczaj jeszcze to. – Artur sięgnął po
sprawcy tej wstrząsającej zbrodni, pod numer ogólny KSP lub w najbliższej
jednostce policji.
– I jak? Pasuje?
bardzo.
pewien?
– Tak.
– Skąd je weźmiesz?
próbą ukrycia tego, że nie jest jeszcze w pełni gotowy na takie żarty,
a właściwie na to, do czego nawiązują. Potrzebował czasu. Musiał sobie
pewne rzeczy poprzestawiać, z innymi się pogodzić, a teraz nie miał czasu
o nowe, jeśli to pierwsze okaże się niemożliwe, w każdym razie teraz musiał
jak zdążyłem cię poznać, to schodziłbyś całą Saską Kępę. Tam właśnie jest
– Nie wiem, kiedy zobaczymy się następny raz, ale na pewno się
zobaczymy. Powiem ci wtedy wszystko to, czego nie mogłem, nie chciałem
trudnej sytuacji, twoja matka również i ma to swoje konsekwencje także dla
ciebie. Kiedy to wszystko się skończy, poukładamy to sobie jakoś. Cieszę się,
że cię poznałem. Cieszę się, że mój syn jest porządnym facetem, mimo że nie
zadzwonię. Uważaj na siebie, prowadź normalny tryb życia, nie mów mamie
pod żadnym pozorem o mojej wizycie. Nawet nie poruszaj tematu ojca, okej?
i spalinami. Był początek lutego, a nie maj, bez tworzył tylko gąszcz nagich
gałęzi, a na ulicy Francuskiej było dokładnie tak samo szaro i ponuro, jak
zasłoną.
Niemal natychmiast sznurki się rozsunęły i wyjrzała zza nich mniej więcej
prowadzę pewną sprawę. Nie mogę zdradzać szczegółów, ale wygląda na to,
Przynajmniej pozorną.
ja nie chcę, a w zasadzie nie mogę udzielić pani informacji, pani również nie
musi tego robić. Ale będę wdzięczny za cokolwiek. – Widząc jej lekko
– O co na przykład?
– A pani?
– A wie pan co… – Ożywiła się nagle lekko, jakby te słowa ją natchnęły. –
Była taka jedna rzecz, która zwróciła moją uwagę. To znaczy uświadomiłam
– Co to było?
– To dość subtelna różnica, mógł się przejęzyczyć, albo nawet tego nie
wiedzieć…
później.
– Jakiej natury?
namówił, coś tam wygrał i spodobało mu się tak bardzo, że w końcu nie
mógł bez tego żyć. Sporo wiedział o koniach, doglądał ich na torze
Czasem trafił, ale częściej przegrywał. Coraz częściej i coraz więcej. Zaczął
nie chciał. Był dobrym specjalistą, bał się, że nie znajdzie innej tak dobrze
płatnej roboty… Uważałam, że jeśli nie odetnie się od tego całkiem, to nic
– Wie pan… Nigdy mnie nie oszukiwał. Dlaczego miałby to robić? Poza
– Nie. Nic.
Jeśli to miało być dowodem na to, że jej mąż zerwał z hazardem, to bardzo
słabym i nieprzekonującym. Nikt nie potrafi tak dobrze ukrywać się przed
drugie, bo dobra passa przy kradzieży rzadko kiedy trwa tak długo. Więc
nie uczył się na błędach poprzedników, bo nałóg jest silniejszy niż zdrowy
Olehnovich drgnęła nagle. Jej ręka uniosła się lekko, jak gdyby chciała
dotknąć Rędzi, ale zaraz opadła, kiedy kobieta zreflektowała się, co robi.
– Jeżeli odkryję, że śmierć pani męża nie była przypadkiem, dowie się
być gorsze niż niepewność, i ona była tego świadoma. Ale z jakichś powodów
jej podbródek był wyżej niż na początku, a spojrzenie bardziej harde. Być
może uważała, że nawet najgorsza prawda nada śmierci jej męża jakiś sens.
I jeśli to miało jej pomóc żyć dalej, to Rędzia nie widział problemu.
W przeciwieństwie do niej on w żadnej śmierci nie widział sensu. A już
ślad prowadzący do użytkownika. Rędzia nie miał pewności, czy ktoś jeszcze
w tym, że nie mógł do tego użyć swojego telefonu. Czy też telefonu
Świerczaka.
sytuacja była inna. Powiązanie wciąż było wykluczone, ale nie mógł
mógł być już dla tamtych jakiś trop. Rędzi pozostawało więc jedynie
kilku minutach upatrzył sobie ofiarę, z którą, jak sądził, pójdzie mu dość
zbliżył się do niej, ale nie zastąpił jej drogi, tylko zrównał się z nią.
stopniu komplikowało jego plan. No, ale tak to jest, jak człowiek myśli
– Chciałbym coś zgłosić. – Oddalił się dwa kroki i obrócił bokiem, ściszając
głos.
– Proszę bardzo.
– Słucham pana.
zdecyduję, co dalej…
Widzieli i słyszeli już niejedno. Rędzię dawno by już coś strzeliło i zapewne
z tego powodu zajmował się w policji czymś zupełnie innym. Jednak chętnie
– Z kim rozmawiam? – Ten też był cierpliwy, choć dało się wyczuć jakąś
ostrożność.
głosu? – uderzył.
czym zapadła cisza. Wiedział już, że zaliczył trafienie w sam środek tarczy.
pogadamy.
rozsądkowi.
W życiu Rędzi ten moment właśnie trwał i lekko się przedłużał. Czy taki
ruszył, bo ledwo zaczął się luty, a ludzie i tak mieli na głowie inne rzeczy.
Komisarz patrzył przez okno busa, jak w peugeocie gasną światła i wysiada
taką Rędzia miał nadzieję. Był jednak sam, chyba że ktoś zrobił taki numer,
bał, że ktoś zaraz przyjdzie i zabierze mu fajki. Stał tak w plamie światła
się z tym lekko nieswojo, bo rozglądał się co chwila na boki. Przed trzecim
i zaciągnął się ostatni raz, Rędzia ruszył w jego kierunku. Ręce wciśnięte
miał w kieszenie kurtki, połowę twarzy zasłaniał daszek czapki, spod
samochodu, Rędzia był już tylko trzy metry od niego. Gdy zamruczał silnik,
zsunęło się z szyi i Rędzia poczuł, jak policjant wiotczeje. Puścił jego szyję
– Kim…
– Kuj się, kurwa, nie dyskutuj! – Uniósł się z kanapy i sięgnął do lusterka
ręką.
na kierownicy.
Jego głos drżał odrobinę. Nie ma dla policjanta nic gorszego, niż dać się
Czekał.
Więc czego, kurwa, jeszcze chcecie? Mam się bardziej podłożyć? I co wtedy?
szybę.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to obchodzi – wysyczał, czując, jak
i z rezygnacją.
ale to w sumie żadna różnica: pięćdziesiąt czy dwieście patoli. Z dupy nie
wezmę tej forsy, tak? Powiedzieli, że spłacą mnie u gangusów, jak spierdolę
wszystko, żeby nic się w niej nie działo. Albo raczej działo się mnóstwo,
konia, który miał iść w wyścigu, i tyle. Tylko że jemu też słabo szło. To on
– O czym ty mówisz?
świadkami, znajomymi…
– No tak.
– I co?
rozkręcał.
życiowej, kto zabił Aleksa. Muszę myśleć o sobie, rozumiesz? Mam szansę
plecami w oparcie. – Też jesteś psem, co? Albo prokuratorem? Też coś na
ciebie mają i teraz kombinujesz, jak się z tego wywinąć? Konsultacji ci się,
kurwa, zachciało? Taki cwany jesteś? Ale wiesz co? Dam ci radę, dobrą radę.
Rób to co ja. Nie kombinuj. Nie interesuj się. Chcesz żyć, rób, co każą. Nie
masz wyjścia. Mają cię jak na widelcu albo na talerzu i jak będziesz fikał, to
ci wbiją ten widelec w nochal, który wtykasz gdzie nie trzeba. Posłuchaj
– Taak? – Sawczuk chciał się obejrzeć, ale mógł tylko odrobinę wykręcić
dumny!
Rędzia odsunął lufę od jego karku. Nie chciało mu się gadać. Wiedział, że
plan mu się trochę posypał, ale to, co usłyszał, wystarczyło. Bez szczegółów,
ale jednak. A dobra rada była w jego przypadku gówno warta. Może
Sawczuk faktycznie miał jeszcze szansę na wyjście z tego: bez twarzy, bez
honoru, ale z perspektywą na nowe życie, które pewnie i tak sobie znów
spieprzy na własne życzenie. A on nie miał już żadnych szans, z wyjątkiem
jednej, którą mógł dać sobie sam. Musiał znaleźć tych, którzy za tym stali.
będziesz myślał? Trafiłem, co? Trafiłem bez pudła. Jakbym tak kurwa
Sawczuka.
żyją.
– A kluczyki?
siedzeniu.
– Zdejmij sobie buty i użyj stóp. Ale jak wolisz kutasem, to ci nie będę
bronił. Kolego…
dachu auta i ruszył przed siebie. Niecałe pół minuty później usłyszał
– Jesteś taki sam jak ja, słyszysz? Taki sam, kurwa! Wal się, kutasie! Wal
się!!!
warszawskiego.
spłacić, a on nie miał wyjścia. Swoją drogą, kto mu napożyczał tyle kasy?
Oni, szykując grunt pod współpracę? Bez sensu. Zapewne tylko wiedzieli
o długu, ale to już było dla Rędzi mniej istotne. Olehnovich zginął wyłącznie
z tego powodu, że brał udział w porwaniu Artura. Został skasowany jak
albo boją się tykać policjanta, albo nic nie wie i tak ma pozostać, o co
zadbali, obiecując, że spłacą jego dług. Czy to faktycznie zrobią, to już inna
zrobią swoje…
jedynie tym, którym ona pozwoliła ją poznać. Nie mogli zdradzić jej dalej,
niczego. To były tylko słowa. Słowa, których nie mogli sprawdzić, ale
a może przez tego człowieka, który kontrolował Bejcę? Nie: tych ludzi, tylko
Czyli Bejcę…
Nagle wszystko zrobiło się jakby prostsze. Może nie całkiem proste, ale na
kuśki. Drobiazg. Dobrze ukryty, ale taki, którego nigdy nie da się porządnie
i wręcz kole w oko. I jak Marzena odchyleniem się zbyt mocno do tyłu
wyruszyć w drogę.
Nie mógł powiedzieć, że przyjazd do Warszawy nic mu nie dał, bo owszem,
dał. Nie zdobył może jakichś kluczowych informacji, ale te, które uzyskał,
Rędzia pociągnął nosem, potarł go, zrobił wydech, żeby ogrzać śluzówkę,
nudów podpaliliśmy stóg siana. Na szczęście nie było pożaru, ale nawet nie
o to chodzi. Kiedy to siano zaczęło się palić, zobaczyliśmy, jak spod niego
uciekają myszy polne. Były ich dziesiątki. Ale to był widok. I teraz chcę
zrobić coś podobnego. Chcę podpalić stóg siana i patrzeć, jak czmychają
myszy. Któraś z nich jest bardzo niedobrą myszą, Jarek. Tą, której szukam.
być grupa. To znaczy na pewno brało w tym udział kilka osób, ale to nie
jakiś pieprzony syndykat zbrodni, tylko łebski gość, który dobrał sobie kilku
co się stanie, kiedy podpalę ten stóg. Tylko że z oczywistych względów nie
będę mógł się temu potem przyglądać. Dlatego zrobisz to ty, dobra?
– Kojarzę.
zacznie się ruch. Będziesz musiał spędzić trochę czasu gdzieś w pobliżu.
– Ale skąd?
– Sprawdzę tablice.
– Nic ci to nie da. Auto jest czyste. Podjadę nim rano do ciebie, a ty już
nie pojawił się na akcji ktoś, kogo nie powinno tam być, czy wydarzy się coś
– Nie wiem. To wciąż macanie, ale już nie na ślepo, tak jak na samym
z powodu samowoli budowlanej prace nie posuną się już nigdy naprzód.
lat.
z wodą, „słonycze”, czyli słone paluszki i chipsy, oraz coraz mniej zapału.
widu, ani słychu jakichkolwiek służb. Panował normalny ruch, nie widział
się obserwacja miejsca. Nie miał pojęcia, czy akcja będzie tak dyskretna, że
„cieni”?
dotarł?
– Dotarł. Gerth mi napisał wiadomość. Czekali na ruch prokuratury. Tak
widzisz, jaki jest efekt. A jak sobie radzę? Dwa razy byłem na uczelni, a raz
wpuścili mnie do siedziby PiS-u i to tylko dlatego, że miałem już chyba żółte
– Będę wdzięczny…
– No raczej.
– Zadzwoń do Hanki.
się zacznie.
– Dobra. Oby jak najszybciej. Może to błąd, ale dużo sobie po tym
obiecuję…
i postanowił nie tykać przez jakiś czas internetu. A potem poprawił się na
Noc minęła spokojnie. Jarek przysypiał co jakiś czas, dwa razy rozmawiał
z Rędzią, ustalając w końcu około drugiej, że jeśli nic nie wydarzy się do
czuwał od piątej trzydzieści, zmarznięty jak cholera. Gdyby nie koce, które
przygotował komórkę, modląc się, żeby bateria nie padła zbyt szybko.
starannie z pary.
Nagle do błysków dołączyły jęki syren i wszystko wskazywało na to, że
na wyświetlaczu.
Obraz drgnął, pojazdy i ludzie zaczęli się poruszać i Rędzia znów wbił
sprzętu.
Rędzia.
– Nie mam pojęcia, może któryś też został przekonany do współpracy i ma
palec drgnie? – Rędzia wskazał nagle palcem jakąś postać. – Ten to kto?
– Ja widziałem lepiej. Typ jest z BSW. Miciak, na imię ma jakoś dziwnie,
Bogusz chyba.
– Znasz go?
– Nie osobiście, ale Robert, bratanek mojej Hanki, studiował prawo z jego
Patrzyli dalej, przez chwilę nic się nie działo, tylko te cholerne błyski
wciąż waliły po oczach. Nagle pojawiły się kolejne: tym razem białe, które
Jeśli w środku był jakiś bezdomny, to zapamięta ten wieczór do końca życia.
Jeśli go przeżyje…
Przez kilka kolejnych minut nic się nie działo, a potem jeden z „czarnych”
roześmiał się.
– Tak.
– Na pewno?
i wszyscy są szczęśliwi, jak przy okazji nie trafią kogoś postronnego. Potem
martwego zwierzaka, dumny, jakby kurwa ocalił świat albo dokonał innego
– Ten gość jest trochę jak oni, co? Też przyjechał sobie i czeka, aż mu cię
poszukiwany. Pełno jest też świrów, foliarzy i szurów, którzy lubią narobić
– Był na urlopie.
– Nie, Jarek. Powtarzam ci: staram się być obiektywny. Nie mogę go nie
doceniać…
– A przeceniać?
– Dobra, nie będę się z tobą kłócił, to twój wróg, a ty jesteś dorosły. Jakie
– Nie wiem. Wszystko wyglądało normalnie. Nie pojawił się tam nikt,
wzrok na Jarka. – Być może to był chybiony strzał, z tym też trzeba się
liczyć.
– Owszem. Właśnie umarły, ale się nie poddaję. Wpadłem jeszcze na coś,
– Sekciarza?
zwykły prawnik.
– Nie ufam mu. – Berdak powiercił się przez chwilę, jakby przeszkadzało
– Ktoś to dla pani zostawił przed południem. – Podał jej szarą, papierową
kopertę.
posłuszeństwa. Bała się, że upadnie, kiedy ugną się pod nią w reakcji na
głos Tomka.
rozmawiać.
– Tak, o Krystianie.
– Znasz go?
– Owszem.
Rędzia przez chwilę poczuł się niewyraźnie.
odciąć cię od tego. Nikt nie wiedział. Nikt. Potem musiałem komuś
– Czyli tak…
wiemy, na ile nas stać, dopóki nas nie sprawdzą, Aga. I nie ma w tym nic
– Gdzie jesteś?
– Powiesz mi?
Wciągnąłeś go w to?
– Nie ja. Działam w drugą stronę. Ja was z tego wyciągam. Właściwie nas
wszystkich.
– To było bardzo miłe spotkanie. Posłuchaj… Nie ma sensu przeciągać tej
tylko mogły.
– Chodzi o to, żebyś nie musiała szukać czegoś przez internet albo pytać
– Nie mów mi tego, okej? Kiedy dam ci sygnał na ten telefon, natychmiast
manipulował.
– Po co?
roboty. Facet o niezłej pozycji finansowej zaczyna bawić się w jakieś brudne
dalej. Zaryzykujesz?
– Czekam.
– Tak?
zarzutów, kiedy okazało się, że zbrodni dokonał ktoś inny. Sekulski był
Zadzwoniła do Tomka.
– Tak.
– Kto? – wydusiła.
– Nie powiem ci. Nie chcę, żebyś zachowywała się inaczej, kiedy
Kiedy Jarek wyszedł przed blok, mignął światłami, żeby zwrócić jego
zaraz esem. Żebyś się nie zdziwił: żyje tylko ten pierwszy, a ten ostatni to
– I co?
– I to wszystko?
trochę przygasł i trzeba tam trochę dmuchnąć, żeby znów się hajcowało.
– Jakim cudem?
– Kto?
– Jarek. – Rędzia poniósł dłoń. – Spokojnie, nie podejrzewam cię, nie o to
się o przednią szybę. Jej dół był zaparowany, ale szary nalot pełznął już
potrzebował kilku rzeczy, nie wiem, jak to załatwisz, jakby co dam ci kasę…
– Jakich rzeczy?
– Czyli gdzie?
– Do Załomia.
Dokładnie tam.
– Jarecki, nie da się wstąpić do czegoś, co nie istnieje. Tam mam tylko
metę, Laube mi pozwolił. Spakuj to wszystko tak, żeby nie było widać, co to
jest, i przywieź mi, dobra? Jak najszybciej się da. Najlepiej wieczorem. I nie
spiesz się, jadąc tam. Powoli i spokojnie, choć też bez przesady. Nie możesz
– Tak.
– Pieprzysz… – wydukał.
– Ale nie merca. – Rędzia roześmiał się. – Czasem muszę coś załatwić na
Gajdamowicza.
Jarek, nie patrząc na Rędzię, w zamyśleniu pokiwał głową.
– Myślałem, że cię znam, ale przez ostatnie kilka tygodni zadziwiłeś mnie
– Tylko pamiętaj, żeby to spakować jakoś sensownie. Nie chcę, żeby ktoś
Chwilę później Rędzia patrzył, jak Berdak truchta przez ścianę zimnego
wiedział, że się zmienił, że nie jest już tym samym człowiekiem, którym był
jeszcze miesiąc czy dwa temu. Powoli zaczynał się przyzwyczajać do myśli,
która wciąż jeszcze była nadzieją, ale już nie płonną, że wkrótce wszystko
mu po głowie. Jak jego życie będzie wyglądać potem? Czy jest w ogóle
naznaczyła piętnem, którego nie da się zmyć już nigdy. Wycisnęła je nie
Najbardziej marzył o powrocie do domu, ale bał się tej chwili jak cholera.
Następnego dnia zaświeciło słońce. Było dla Rędzi jak dobra wróżba, i kiedy
i swobody.
– Mam prośbę, żeby nie pojawiał się pan tutaj przez kilka dni – powiedział
do Laubego i widząc jego minę, dodał: – Wiem, jak to brzmi, ale chodzi o to,
rozstrzygnie.
Pewnie już nie może się pan doczekać, aż wróci do rodziny i spotka się
z synem?
Rędzia już chciał energicznie pokiwać głową, kiedy poczuł, jak kark mu
kroku i patrzył na plecy Laubego, który tego nie zauważył i dreptał dalej
przed siebie.
zachować pokerową twarz, ale było już za późno. Zrobił coś, czego się przy
śnieg. Klęknął obok niego. Jedno kolano przyciskało jego kark, ale niezbyt
synu wie tylko on sam, jego matka, czyli prokurator Rybarczyk, Jarek
Berdak oraz człowiek, który mnie wrobił. Nie jest pan ani moim synem, ani
prawa wystąpić, ale widać się mylił lub błędnie zinterpretował jego mimikę.
Albo Laube po prostu grał, i to dobrze. Niemniej komisarz musiał przyznać
i logiczne. I tylko do siebie mógł mieć pretensje, że nie pomyślał wtedy o tej
– Do tej pory nie miałem pojęcia, jakie moje życie było monotonne
nagle błysk na śniegu i schylił się po okulary Laubego, modląc się, żeby były
całe.
Były całe, tylko utytłane. Podał mu je i patrzył, jak prawnik czyści szkła
– I tak chyba potraktował mnie pan ulgowo, co? – Laube założył okulary
przezabawnie, choć Rędzi nie było do śmiechu. Cieszył się, że nie uszkodził
– Na pewno pan się nie gniewa? – zapytał jeszcze, wskazując płaszcz.
– Absolutnie nie…
telefon. Esemes od Jarka: Berdak był już gotowy. Nie zwlekając, zadzwonił
do niego.
okno przy zgaszonym świetle. Był pewien, że gdzieś w pobliżu krąży jego
prześladowca. Może już zniknął, ale z pewnością przez chwilę był blisko,
normalnie. Rędzia obawiał się też trochę, że przeciwnik może chcieć uderzyć
ryzyko jest relatywnie małe: tamten wolał zapewne zakończyć wszystko bez
świadków.
okna.
Gdy uznał, że nie ma sensu dłużej gapić się w ciemność, zeszli na dół do
– Mam, ale nie babę, tylko ciebie. Uznała moje nagłe wyjścia
nadgarstku. Ktoś wszedł w pole działania czujnika ruchu na górze i nie był
telefon, poprawił się pod kocem, a potem zastygł w pozycji, którą przyjął,
i czekał.
wiedział, kim jest, ale nie zdradził się ze swoją wiedzą. I cieszył się, że miał
trochę racji w swoich rozważaniach. Tyle jego w tej całej aferze. Chociaż
tyle…
– Kwestia priorytetów. Poza tym sprzątanie nie jest moją mocną stroną.
zawsze kwestia oceny priorytetów. Skoro więc nie wie pan, kim jestem, to
Krystian Budrycki. Jak się pan zapewne domyśla, prowadzę pana sprawę…
– Nie słyszę syren ani kroków moich kolegów. Żadnych krzyków,
ostrzeżeń…
słuchu.
– Zgadza się.
ale kątem oka ciągle popatrywał na Rędzię. – To kurewsko dziwne. Ale cała
Przyjrzał mu się z taką miną, jak gdyby sam był zdziwiony, skąd się tam
faktem, że już drugi raz, odkąd jest w tym pomieszczeniu, ktoś przychodzi
do niego z bronią. Liczył się z tym, że ten, który pojawi się w jego kryjówce,
mógł się mylić, ale ryzyko stało się ostatnio jego drugim imieniem. Trzecim,
jestem – stwierdził Rędzia. – Pan też nie przyjechał mnie zatrzymać. Pan
które buchało z jego ścianek. Powietrze niemal falowało, jak nad rozgrzaną
dwóch mężczyzn, jeden z nich miał ręce skute kajdankami, a przed drugim,
– Panie mecenasie, życzy pan sobie wody? – zapytał Szmyta, widząc, jak
patrzyli na jego zgarbioną sylwetkę, kiedy pochylał się, żeby sięgnąć kranu.
Nagle rozległ się głośny bulgot, kiedy do butli dostało się powietrze i dźwięk
jednym haustem.
adwokata był obojętny, jakby taką procedurę przechodził już tyle razy, że
I zapewne tak było; zwykle pod wrażeniem byli jego klienci, którzy
przechodzili ją albo pierwszy raz, albo kolejny, co i tak nie zmieniało postaci
a potem na sali sądowej, jest swego rodzaju grą, w której czasem chodzi
o to, kto ugra jak najwięcej dla siebie, tudzież dla swojego klienta. Jeśli
wina była bezsporna, grało się o cokolwiek, jeśli po tamtej stronie kartami
były tylko marne poszlaki, można było grać o wszystko. I tak właśnie
uważał mecenas Szmyt; w tej grze prokurator miał tylko blotki, a gra była
temu, jaki został ustalony jako moment zgonu ofiary. Poszlaki są mocne,
z pantałyku.
Prokurator pozbierał się jednak szybko i wbił w adwokata jadowite
spojrzenie.
– Skoro przepisy tego nie wykluczają, to chyba nie ma o co kruszyć kopii?
– To nie jest istotą sprawy, panie mecenasie. Niech pan się skupi na tym,
przeprosić…
czysta.
– Nie rozumiem?
że przy jego tuszy i kondycji nie chciało mu się pić. A nawet jeśli, to
dostanę maksa.
– Co?
– Siedź, tak jak siedzisz, i nie wychylaj się na boki. Kamery za mną, pod
sufitem, nie mogę wyłączyć, ale ona nie nagrywa dźwięku. Tylko że ja
zrobiłeś coś, na co nie odważyłoby się wielu. To przyszło później, kiedy już
ochłonąłeś, ale przyszło. Mam rację? Jednak nie byłeś aż tak sprytny, skoro
tu trafiłeś.
– Nie wiem, o czym pan mówi. Nikogo nie zabiłem. Nie macie żadnych
– Coś mi mówi, że sąd nie będzie miał wątpliwości, jeśli chodzi o areszt.
A potem się zobaczy. Przez trzy miesiące dużo może się zdarzyć.
wsadzacie?
mnie, że zadźgałeś tamtego typa. To był tylko krok, który musieliśmy zrobić
w stronę naszej przyszłej współpracy.
– To będzie dość długa cisza. – Budrycki się skrzywił, nieruchoma pozycja
rzeczy. Pewna grupa ludzi, niewielka grupa, wąskie grono zaufanych osób
człowieka albo dwóch. Oczywiście będą wiedzieć tyle, ile jest niezbędne,
pod koniec operacji trzeba się będzie liczyć z usunięciem paru ludzi. To jest
moja propozycja, którą składam ci w imieniu tych ludzi. Jak się domyślasz,
podrzędnych wciągają nosem. Teraz zastanów się przez kilka minut. Jeśli
Sekulski oblizał usta, więc Budrycki z ulgą ruszył się z miejsca i podszedł
– Na pewno.
– To poproszę…
I dobrze.
Budrycki pokiwał powoli głową. Rzecz jasna spodziewał się tego. Byłby
propozycji, dowiem się o tym pierwszy, to zrozumiałe. Nie raz, nie dwa
roku w psychiatryku. Jesteś bojowy, więc nie będziesz sobie dawał w kaszę
na własne życzenie.
tylko ścisłe wykonywanie poleceń. Nie jesteś głupi. Umiesz liczyć, umiesz
razem.
rozumiesz? Nie masz żadnego wyboru poza tym, który ja ci daję. I albo
Budrycki cmoknął.
– Nareszcie. Dostaniesz swój milion i nie interesuje cię nic poza tym.
– A mam wyjście?
to.
– I dobrze. Aha, jeszcze jedno. Musisz mi pomóc kogoś wrobić. U mnie nie
kilkunastu linijek tekstu i jest na tyle ogarnięty, że nie pogubi się w lekkim
stresie?
– Mam.
– Kto to?
– Kumpel. Sprawdzony.
– Kto?
złożyć ten wniosek o areszt, ale nie przejmuj się. Po góra tygodniu wobec
i zaczniemy działać.
– Mówiłem ci: tyle, ile trzeba. Nie licz na szybką forsę, ale bądź pewien, że
był jakiś nakręcony. Nie było dźwięku, ale dźwięk nie był potrzebny, bo
w komórkę.
kieszeni, a Bejca, jakby przewidując to, co miało się zdarzyć, cofnął się
lekko, opuszczając ręce. Ruch ręki tamtego był szybki, ale Sekulski
Sekulski stał nad nim przez chwilę, a potem powoli, z namysłem, obszedł
go, schylił się, podniósł z ziemi nóż, który wypadł chłopakowi z dłoni, i wbił
go z całej siły w jego bok. Żegliński drgnął, odgiął głowę do tyłu i po chwili
opadła i nagle przestał się ruszać. Sekulski spojrzał na nóż, potem na ciało
wytarł nóż o koszulę Żeglińskiego, potem jakby ocknął się i ruszył w stronę
– Brawo, geniuszu.
– Zgadza się.
– Ty mi powiedz.
wychodziły z orbit.
– Na to wygląda…
głosem, odsuwając leżący przed sobą telefon, jakby się go brzydził. – To była
obrona konieczna.
po takim ciosie w genitalia jeszcze długo nie było możliwe. To nie była
Naprawdę chciałbyś?
– Wiesz co? – powiedział wesoło. – Cieszę się, że to jednak tobie się udało,
a nie jemu.
A może za zazdrość.
– O, świetnie, że pan jest, panie mecenasie. Już lepiej? – zapytał Budrycki
z troską w głosie.
– Tak.
Przyjechał pan, żeby pozbyć się mnie, jak wszystkich innych słupów
– Co ma mi mówić?
– Zgadza się. Mniej więcej, bez tej środkowej części. Coś jeszcze?
– Nie.
wypadku w Pilchowie?
Rędzia poczuł, jakby ktoś walnął go czymś miękkim, ale ciężkim w głowę.
Rędzi zrobiło się gorąco. Przypomniał sobie uścisk ręki pod blokiem, kiedy
kierowcy poloneza pod ich domem. Przypomniał sobie oczy ojca, kiedy
Rędzia poczuł, jak jego ciało robi się ciężkie niczym z ołowiu.
Nigdy nie poznał nazwiska tamtego milicjanta. Ojciec tak zawsze o nim
mówił: ten milicjant. Nawet nie esbek, tylko milicjant; zresztą gdy się miało
wypełnione krwią. A kiedy tata nie wrócił z morza, miał już inne rzeczy na
głowie.
jednym ogniu, tak bym to ujął. Przy czym, wbrew pozorom, ta pańska
o zemstę, która była niejako przy okazji. Szczerze mówiąc, sam pan się o to
wpadłem na pomysł, jak ich trochę zarobić, zdałem sobie sprawę, że będę
mieli być na wszelki wypadek, gdyby coś wymknęło się spod kontroli:
wypiliśmy i znów poszliśmy do łóżka. Jak się pije i leży w łóżku, nie mając
więcej sił na seks, to się rozmawia. Nie była bardzo wylewna, ale alkohol
ojca mam wryte w pamięć jak swoją twarz i swoje nazwisko. Jest tam
które muszą być bardzo silne, skoro przedstawiciele trzech pokoleń są tak
do siebie podobni. Ale oczywiście nie temu się dziwiłem, tylko temu, co
zniszczył życie mojemu ojcu? Szczecin był punktem wspólnym, i to już było
Nasza Klasa, pamięta pan ten portal? Klasa „e” w siedemnastym LO. Klasa
w odległy rejon Polski. Innego obietnicą awansu i to, o dziwo, nie kłóci się
Tak było?
czasem człowiek dostaje do rąk gotowe narzędzia, którymi musi się już tylko
rozważać dylemat wagonika i tak dalej, ale to nic nie da. Odpowiadam za
ludzkie życie.
śmierć?
– Dwa nic niewarte ludzkie śmiecie. A ten koński konował próbował mnie
szantażować: chciał jeszcze więcej pieniędzy. Doprosił się, Rychu nie widział
jak z tym kierowcą, którego pobił za zajechanie drogi. Takie zachowanie jest
popsuł…
dodam.
45
styczeń 2021
Było zimno jak cholera, ale Budrycki nie przejmował się tym. Schowany
niego leżały pakunki z odzieżą sportową, którą kupił pół roku temu
pierwszej linii drzew. Ukryty w niej kończył się ubierać, gotując się
z jednakowym finałem, a on słuchał tych ludzi i zastanawiał się, jak to jest
kolejny podduszona przez znęcającego się od lat męża wbiła mu nóż w szyję.
i prawdziwe dno tej historii. Wiedział, że nie zrobiła tego na oślep, że to nie
obietnicą powtórki. Ale ona w końcu powiedziała dość. Nikt nie mógł i nie
choćby należał się jej szacunek. Od siebie dał trzy, sąd wydał salomonowy
w jego przypadku nie będzie mowy o brzemieniu. Zabił już kilka osób, i choć
zrobił to nie swoimi rękami, odpowiadał za to tak, jakby tak było. Tylko że
dla niego to nie było zabójstwo, już raczej utylizacja śmieci. A teraz został
pasa saszetkę, przesuwając ją na bok. Wyglądał teraz jak biegacz, który nie
ulicami. Sam był jednym z tych zapaleńców, dla których nie ma złej pory
on, a Sekulski miał bezwzględny zakaz noszenia tej swojej ze sobą. W razie
Nawet gdyby jakimś cudem ktoś odkrył, że w tym uczestniczył, miał parasol
to odporni.
bardziej rosła wysokość sumy, tym bardziej łatwowierni robili się ludzie.
Bejca był w gruncie rzeczy jedną z takich osób. Miał co prawda dużo do
stracenia i to był główny powód, z którego decydował się na współpracę, ale
sprawić, że człowiek czuje się niemal Bogiem. A zaraz miał to pojąć jeszcze
lepiej.
reflektorów. Wyszedł na ulicę i kiedy bmw zbliżyło się na tyle, by mógł mieć
jak górnik…
Sam miał na sobie białą jak śnieg koszulę i marynarkę. Wewnątrz auta
było bardzo ciepło i Budrycki poczuł, jak pod kominiarką na czoło występuje
mu pot.
siedzeniu.
mocodawców…
– Niee, takie numery robi się raz. Trzeba znać umiar, Rysiu, i wiedzieć,
jak z nim.
– Tylko, że nie masz nikogo pewnego, kto odwali za ciebie brudną robotę,
co?
Stalowa linka już była w jego palcach. Cicho i zdradliwie jak wąż wiła się
koliste ruchy.
pojebanym kraju.
Końce linki miał już nawinięte na dłonie, jej długość wynosiła jakieś
samochodu.
Budrycki zaatakował.
przedostawać się przez gardło, ale nic ponadto. Krew przestała odpływać
z głowy, choć serce wciąż ją tam tłoczyło i Sekulski powoli zaczynał tracić
przytomność. Słabł.
Czuł, jak mocno bije mu serce, a mięśnie palą z wysiłku. Kiedy poczuł, że
ruchy Sekulskiego stają się mniej gwałtowne, zaczął owijać linkę wokół
zobaczył, jak ręka Bejcy, ta wolna, która nie utknęła pod pętlą, unosi się jak
ciężka robota, a potem spojrzał na swoje ręce – trzęsły się. Próbował skupić
tylko mógł, żeby go nie złamać. Potem wyciągnął małą fiolkę z patyczkiem
pusta pęseta.
chwilę odczekać, by upewnić się, czy nic nie nadjeżdża albo ktoś
przypadkowy nie szlaja się po nocy. Sięgnął po pistolet i przyjrzał się mu.
Budrycki obejrzał się i zerknął przez tylną szybę, czy nic nie nadjeżdża.
i rozejrzał się po wnętrzu, czy nic nie zostawił. Później sięgnął po kamerkę
Nie chciał go zostawiać, ale nocny jogger z takim sprzętem pod pachą to
działkę za Tanowem.
Plan wrobienia komisarza Rędzi co prawda diabli by wzięli, no, ale trzeba
być elastycznym.
A on był…
46
ułożyło się po jego myśli, żeby nic nie zawiodło, bo przeważnie jest tak, że
wypadku nic się nie zepsuje. On sam napsuł już wystarczająco dużo.
czasem tak, że tylko jedna strona wychodzi na nich dobrze. Czy warto było?
bardzo rozwodzić.
skrzyżowaniu w Pilchowie.
– Też tak uważam. A skoro pan już do tematu wrócił; być może pan tego
nie wie, ale sąd uznał, że winny był kolega taty, siedzący za kierownicą. Tak
mógł teraz podnieść głowę i głośno krzyczeć, zamiast oglądać się za siebie ze
jak mantrę. A jego ujadanie niosło się daleko, więc wszystko zaczęło się
a potem pracę jako stróż na parkingu, nie da im tej satysfakcji i powiesił się
w garażu.
opuścić ten świat, to mój ojciec nie miał z tym nic wspólnego. Poza tym to
niewspółmiernej do winy.
Rędzia prychnął.
– Jak pan w ogóle został prokuratorem, co? Pana ojciec chciał się
zmienia. Przez niego zginęły trzy osoby. Gdyby nie był pijany, gdyby nie
samo wyszło i teraz bardzo żałują, że wypili i wsiedli za kółko? Miał pan
wtedy jakieś wątpliwości, kiedy tak panu łkali na sali sądowej? O ile wiem,
Budrycki wyglądał, jakby go nie słuchał. Nie ruszał się, siedział tylko ze
wzrokiem wbitym w podłogę; może widział gdzieś tam jakiś fragment swojej
i machnął nagle ręką. – Ale zostawmy już to, panie komisarzu. Naprawdę,
niech pan nie przecenia roli, którą w tym wszystkim odegrało zdarzenie
racji, mój ojciec zasłużył na karę, choć nie na karę śmierci, którą niejako
wszystkich oskarżonych?
– Być może, być może… Ale już niedługo, zapewniam pana. Znane
jeśli jest to trzy i pół miliona. Zamierzam się o tym sam przekonać, choć
wszech miar wskazana. O pana nie muszę się martwić, pan oczywiście
– Dziwi mnie tylko jedno: skoro dostał pan już tę forsę, dlaczego po prostu
pan nie zniknął? Odnoszę wrażenie, że kwestia zemsty nie była jednak tak
mało istotna, jak pan usiłuje mi wmówić. Chciał pan widzieć mój upadek.
Budrycki się skrzywił. Jego przystojna twarz wyglądała przez chwilę jak
– To jakiś żart? Chciał mnie pan posłać do więzienia, być może nawet do
końca życia, za zdradę żony? Jak tamtego chłopaka, Brejzę, którego też pan
ma na sumieniu?
– „On nawet nie patrzył wtedy w moją stronę, to ten gówniarz musiał mu
Gryzł się tym mój ojciec, gryzłem się ja. Gdyby nie było tam małego chłopca,
który rozglądał się na boki, być może wszystko wyglądałoby teraz inaczej.
Mój ojciec by się nie powiesił, ja nie musiałbym robić tego, co zrobiłem… Ale
– Jak ja…
kończyć. Tak, ma pan rację, sprawa komisarz Kielan była dla mnie
i nie pozbyła się na czas swojego wspólnika. O ile ten drugi błąd,
z tego sprawę?
skalą szarości jest bez sensu. Jeśli wyrządzasz jakiekolwiek zło, albo
chociaż godzisz się na nie, jesteś zły, a nie trochę zły. Nie wyrządzałem zła,
jak ludzie. I to też nie do końca, mówię o tych dwóch menelach. A w ramach
– A pan? Pan jest biały czy czarny? – zapytał Rędzia, sam nie wierząc
w to, co słyszy.
dni moi współpracownicy zobaczą, jak siedzę nago w swoim biurze. Kiedy
zapytają, co się stało, powiem, że nie wiem, o co im chodzi. Potem zacznę się
jest sporo kierunków, które mogę sobie wybrać, wie pan? I już. Bo mam
dość. Dość sprzątania śmieci, dość czyszczenia tej kloaki. Teraz z kolei
mówię o innych śmieciach: tych, na których patrzyłem na salach sądowych.
dwadzieścia pięć lat. Pewnie, że to był mój wybór, ale można powiedzieć, że
który zabił człowieka i nie mogąc znieść wyrzutów sumienia, pobiegł nad
winę. Ulżyło mu i żył wiele lat w spokoju, a nikt nie wiedział, co zrobił.
Kiedyś jednak w tym miejscu nad jeziorem wyrosły trzciny, a kiedy wiał
wiatr, szumiały i wśród tego szumu dało się usłyszeć opowieść kowala
przesłanie. Ale Budrycki nie był takim przypadkiem. Nie był kowalem
połechtać swoje ego, pokazać komuś, jaki jest świetny. Na to właśnie Rędzia
– To dla pana – powiedział. – Proszę zażyć. Wtedy nie będzie bolało.
reszty życia w więzieniu. Ale jeśli nie będzie pan współpracował, wdrożę
ale wszyscy wiedzą, że jestem psem, który jak złapie trop, to nie puści.
Bardzo. I długo. Nie jestem sadystą, ale nie lubię, kiedy mi się ktoś
sprzeciwia.
– Albo nie przemyślał pan planu, w co nie wierzę, albo mnie pan
– Proszę, proszę…
daję panu szansę na bezbolesną śmierć. Kulkę dostanie pan, kiedy będzie
– Nie. Boję się śmierci jak każdy. Może nawet bardziej, bo kilka razy się
o nią otarłem. Poza tym po cholerę tabletka gwałtu, skoro chce mnie pan
zastrzelić? Pan wciąż realizuje plan A. Mam się powiesić, prawda? Nie może
mi pan przedtem dać w łeb, bo zostaną podejrzane ślady, więc chce pan
mnie uśpić. Zasnę, pan wszystko przygotuje, a kiedy GHB zniknie z mojego
– Mamy tu spryciarza…
prokuratorze Budrycki.
przewagi, był wyraźnie ciekaw karty, którą jego ofiara chciała zagrać.
niepotrzebny i gówniarski.
– Nie przekonał mnie pan. Proszę wziąć i połknąć tabletkę, albo bę…
musi być ktoś, kto wie, jak działa system. Ba, nie tylko wie, ale w nim tkwi.
Krąg podejrzanych był spory, ale wystarczyła jedna pułapka, żeby złapać
kiedy mocniej zacisnął je na kolbie pistoletu. Ale lufa wciąż skierowana była
w dół. Jeszcze czuł się pewnie, choć coraz mniej, na tyle jednak, by nie
– Starałem się myśleć jak mózg tej całej afery – kontynuował komisarz. –
Jak, mając w ręku tyle świetnych narzędzi, próbowałbym mieć nad tym
że to pan za tym stoi; wtedy był pan dla mnie psem gończym, który siedział
a potem tu przyjdzie, bo przecież musi mnie uciszyć, skoro jestem tak blisko
– Brawo. Jestem pod wrażeniem, choć myli się pan co do jednego: niedługo
– Kłamie pan. Pan też jest tu sam. Tkwiłem w lesie od kilku godzin
zmrużył oczy i syknął: – I nie wkurwiaj mnie już, tylko bierz tę pieprzoną
Szeryf, który zawsze szedł w pierwszej linii, nie wysiadł z samochodu, żeby
mnie tam nie będzie, ponieważ był pan tam zapewne wcześniej. Sam. Tak
jak teraz. Z takim samym planem zabiciem mnie. Urlop, z którego pana
ściągali tak długo, był jednodniowy, na żądanie, prawda? Kiedy tylko pan
wiedziałem wciąż, czy jako wysłannik jakiejś grupy, czy jednak sam, choć
wbrew pozorom było dość proste. A kiedy okazało się, że prowadził pan
Jestem więc sam, ale nie do końca, bo mam dwóch świadków. A niedługo
będą ich dziesiątki, jeśli nie setki. – Rędzia odwrócił się powoli i spojrzał
usta i oczy. Zobaczył też, jak jego ramię lekko drga, kiedy napina mięśnie,
wyciągnął przed siebie ręce i mrugając jak ślepiec, zaczął nimi na oślep
naprawdę koniec.
Komisarz nie chciał więcej ryzykować. Bez skrupułów mocnym
i odebrał.
– Cieszę się, Tomek. – Głos Kurylaka był jak zwykle opanowany. – Tyle na
razie, bo potem będzie magiel. Po ludzku się cieszę, że zawsze byłeś jednak
w posadzkę tuż przed swoim nosem. – Nie mam co prawda kosza owoców,
śladów w sieci… Tylko że ty nie mogłeś po prostu wziąć kasy i zniknąć, jak
Poczuć się jak Bóg, co? Napawać się. Dlatego właśnie wszyscy tak kończycie,
dokładnie taki sam. A najdziwniejsze dla mnie jest to, że doskonale znasz
najgłupszy z możliwych błąd w imię nawet nie wiem czego, ponieważ sam
przyznałeś, że zemsta za ojca była tylko przy okazji. Nie jest pan ani czarny,
bucem.
a właściwie od kilku dni intensywnie myślał, jak się wytłumaczyć, wciąż nie
wychudzoną twarz.
Patryk skoczył na ojca. Rędzia chwycił go pod udami i poczuł, jak silny
mamie, potem, jak już jej nie męczyli. Ale tylko to, że nie skoczyłeś wcale
Tylko tyle. Wciąż tak stała, kiedy przekraczał próg, a potem brał ją
– Jak mogłeś nam to zrobić!? Mnie i dzieciom!? Jak mogłeś, jak, jak, jak!?
i rozluźniają się.
niektóre pytania nie może i nie ma nawet prawa mi odpowiedzieć (i tego się
ewentualnie zostały (oby nie), jak zwykle winę ponoszę wyłącznie ja.
w której jakimś cudem nie znalazły się podziękowania dla Marty Kosteckiej
losy komisarza Rędzi akurat w tę stronę, za co serdeczne dzięki. I za resztę,
oczywiście też!
SPIS TREŚCI
Karta tytułowa
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
PODZIĘKOWANIA
Reklama
Karta redakcyjna
Copyright © by Marek Stelar, 2021
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez
© Will Porada/Unsplash
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
darkhart@wp.pl
eISBN: 978-83-8195-695-6
Wydawnictwo Filia
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
kontakt@ wydawnictwofilia.pl
mrocznastrona.pl