Susan Anne Mason - Spadkobierca

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 375

Susan Anne Mason

Spadkobierca
Tłumaczyła Elżbieta Zawadowska
Tytuł oryginału:
A Most Noble Heir
Autor:
Susan Anne Mason
Tłumaczenie z języka angielskiego:
Elżbieta Zawadowska
Redakcja:
Agata Tokarska
Korekta:
Beata Szostak
Dominika Wilk
Skład:
Klaudyna Szewczyk
ISBN 978-83-66297-20-3
Cover design by Jennifer Parker
Cover photography by Aimee Christenson
© 2018 by Susan A. Mason by Bethany House Publishers, a division of Baker
Publishing Group, Grand Rapids, Michigan, 49516, U.S.A.
© 2019 for the Polish edition by Dreams Wydawnictwo
Dreams Wydawnictwo Lidia Miś-Nowak
ul. Unii Lubelskiej 6A, 35-310 Rzeszów
www.dreamswydawnictwo.pl
Rzeszów 2019, wydanie I
Druk: Drukarnia Opolgraf
Książkę wydrukowano na papierze Ecco book cream 2.0 70g dostarczonym przez
Antalis Poland Sp. z o. o.
O ile nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty z Pisma Świętego podano za Biblią
Tysiąclecia.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana,
przechowywana jako źródło danych, przekazywana w jakiejkolwiek mechanicznej,
elektronicznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody wydawcy.
Sprawiedliwi posiądą ziemię
i będą mieszkać na niej na zawsze.
Psalm 37,29
Dla Iris Irene Colver Farrell, babci,
której nie miałam zaszczytu poznać.
Podczas poszukiwań Twojej historii rodzinnej
odkryłam, że moi pradziadkowie,
Charles Henry Colver i Mary Hannah Burnan,
służyli w Stainsby Hall położonym w Derbyshire w Anglii.
Ich romans i późniejsze małżeństwo stało się inspiracją
dla fabuły tej książki. Jestem niezmiernie wdzięczna
za podróż, w jaką mnie zabrali!
ROZDZIAŁ
1

Derbyshire, Anglia
Marzec 1884

N olan Price wpatrywał się w  łany pączkującej zieleni,


które rozciągały się przed nim tak daleko, jak sięgał
wzrokiem, wdychając wolno zapach trawy, gleby i  świeżo
rozrzuconego łajna. Zalała go fala ciepła i radości tak ogromnej, że chętnie
uderzyłby w  dzwony, aby podzielić się z  mieszkańcami wioski swoim
szczęściem. Chwile te miały na zawsze pozostać w jego pamięci jako dzień,
w którym uczynił śmiały krok ku przyszłości. Przyszłości z Hannah.
Odwrócił się do pana Simpsona, gospodarza, właściciela posiadłości,
który właśnie do niego podszedł. Simpson był niskim, żylastym mężczyzną;
mimo podeszłego wieku wciąż rozpierała go energia.
–  Miło robić z  tobą interesy, synu. – Wyciągnął rękę. – Cieszę się, że
nowy właściciel będzie kochał tę ziemię i dbał o nią tak samo jak ja.
– Dziękuję, sir. Nawet pan nie wie, jakie to dla mnie ważne.
Nolan uścisnął spracowaną dłoń mężczyzny, dłoń rolnika naznaczoną
latami ciężkiej, uczciwej pracy. Takie życie już wkrótce miało się stać
udziałem Nolana, który doskonale zdawał sobie sprawę z  tego, że jego
posada w  stajni Stainsby Hall nie była z  całą pewnością tak wymagająca,
jak czekające go obowiązki. Mimo to chciał ją jak najszybciej zamienić na
zajęcia we własnej posiadłości, by stać się kowalem własnego losu, a  nie
służącym bogatego szlachcica.
–  Jesteś bystrym młodzieńcem – odezwał się gospodarz, gdy obaj
ruszyli w  kierunku stodoły. – Zaoszczędziłeś na swój własny, nawet jeśli
niewielki, kawałek ziemi. Ja i  moja Sarah, świeć Panie nad jej duszą,
przeżyliśmy tutaj dobre lata. Jestem pewien, że ty i twoja żona też będziecie
zadowoleni. – Uśmiechnął się, odsłaniając poważne braki w  uzębieniu. –
Wróć pod koniec miesiąca, przepiszemy majątek na ciebie. Wystarczy
krótki wyjazd do Derby i będzie po wszystkim.
– Już się nie mogę doczekać. – Nolan poprawił czapkę i odczepił wodze
od konowiązu. – Jeszcze raz bardzo panu dziękuję. – Podciągnął się na
grzbiet Kinga i  skinąwszy głową gospodarzowi, ruszył ścieżką na główną
drogę.
Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie odwrócić się raz jeszcze i nie
zerknąć na posiadłość, która już wkrótce miała należeć do niego. Poczuł
przypływ dumy. Miał się stać właścicielem ziemskim w wieku dwudziestu
jeden lat. Niewielu nisko urodzonych mężczyzn mogłoby się poszczycić
takim osiągnięciem.
Uśmiechnął się do siebie. Równie niewielu miało tak ogromną
motywację do działania – dziewczynę niezwykłej urody o  nazwisku
Hannah Burnham. Pamiętał zadziwiająco wyraźnie chwilę, gdy ją poznał.
Ta samotna panna o smutnych oczach barwy wiosennej trawy od pierwszej
chwili skradła mu serce. Już wtedy, będąc jeszcze wrażliwym
czternastolatkiem, poprzysiągł sobie, że kiedyś pojmie ją za żonę.
Czarny rumak prychnął i zarzucił głową, co znaczyło niezaprzeczalnie,
że zbliżają się do domu.
Nolan ścisnął mocniej wodze i  uniósł wzrok. Tak, w  oddali, ponad
drzewami, majaczyły już iglice Stainsby Hall. Za kolejnym zakrętem jego
oczom ukazała się cała wspaniała posiadłość, którą od czasu, gdy jego
matka przyjęła w  niej posadę pokojówki przed jedenastoma laty, nazywał
domem.
Po raz pierwszy mógł ocenić Stainsby Hall obiektywnie, jak ktoś, kto
nie będzie już wkrótce należał do grona jego mieszkańców. Ponad
drzewami górowały surowe mury, a  wieżyczki z  iglicami sięgały chmur.
Nolan nigdy nie uważał tej budowli za piękną. Majestatyczną – tak.
Imponującą – owszem. Nie dostrzegał w niej jednak niczego kojącego ani
ujmującego. Żadnego ciepła czy otwartości.
Stainsby Hall przypominało po prostu swojego właściciela.
Apodyktyczny lord Stainsby z pewnością nie należał do tych mieszkańców
rezydencji, za którymi Nolan mógłby tęsknić.
Młodzieniec popatrzył w słońce, by odgadnąć, która jest godzina. O ile
się nie mylił, zbliżało się południe. Kończył się jego czas wolny, musiał
wracać do pracy. Szturchnął delikatnie konia i  zmusił go do szybszego
kłusa. Po chwili znalazł się już na drodze wiodącej bezpośrednio do
rezydencji. Gdy dotarli do stajni, Nolan zeskoczył z  siodła i  wprowadził
Kinga do imponującego budynku, o  którym Bert mawiał, że są to
najwspanialsze stajnie po tej stronie Londynu. A  Nolan musiał się z  nim
zgodzić.
Bert pracował jako kowal w Stainsby Hall od ponad trzydziestu lat i był
najlepszym człowiekiem, jakiego Nolan miał dotąd okazję poznać. Chłopak
poczuł lekki ucisk w  piersiach na myśl, że po wyjeździe z  Stainsby nie
będzie się codziennie spotykał z tym krzepkim Szkotem i nieraz zatęskni za
jego mądrością.
Zdjął szczotkę z haka i zaczął czyścić czarną sierść Kinga. Znów poczuł
ukłucie żalu.
– Chciałbym cię ze sobą zabrać, mój mały. Ale nawet gdybym mógł cię
kupić, nie miałbym z  ciebie pożytku w  gospodarstwie. Potrzebuję tylko
koni roboczych, a ty nie pasujesz do pługa. – Uśmiechnął się do siebie na tę
absurdalną myśl.
Z nowym postanowieniem nabrał siana na widły i wrzucił je do boksu.
Nie chciał, by jakiekolwiek nieprzyjemne myśli popsuły mu ten wspaniały
dzień. Wolał się skupić na fakcie, że już niedługo zabierze stąd matkę i jej
ciężkie życie zmieni się na lepsze. Jako przełożona służby, pracowała całe
dnie, a  jej obowiązki polegały nie tylko na kontroli podwładnych, lecz na
zajmowaniu się praktycznie wszystkimi szczegółami związanymi
z  prowadzeniem domu. Ciężka praca zrujnowała jej zdrowie, a  ostatniej
zimy nabawiła się kaszlu, który wciąż ją jeszcze męczył.
Nolan zamknął Kinga w  boksie i  odłożył szczotki na miejsce. Gdyby
dopisało mu szczęście, miał szansę spotkać się z  Hannah, która podczas
przerw w  pracy siadywała pod wysokim wiązem nieopodal. Chciał jak
najszybciej podzielić się z  nią radosną wiadomością o  tym, że namówił
pana Simpsona do sprzedaży ziemi i wkrótce będą mogli wziąć ślub.
Podszedł szybkim krokiem do miednicy z wodą, nabrał trochę w dłonie
i  ochlapał zakurzoną twarz. Wilgotnymi palcami próbował poskromić
niesforną czuprynę i ułożyć z niej jakąś przyzwoitą fryzurę, po czym stanął
w drzwiach stajni w doskonałym nastroju – znów miał szansę, by spędzić
kilka bezcennych, kradzionych chwil z ukochaną. Według wszelkich reguł
powinien kupić pierścionek i  odpowiednio oświadczyć się Hannah.
Przynajmniej tyle z pewnością jej się należało.
Z  pierścionkiem czy bez, oboje mieli wieczorem wolne i  Nolan
zamierzał jej powiedzieć, jak wiele dla niego znaczy, i poprosić ją o rękę.
– Dinna mówi, że znowu rozmyślasz o młodej Hannah.
Donośny głos sprawił, że Nolan wrócił do rzeczywistości. Odwrócił
głowę i zobaczył Berta McTeague, który stał obok i uśmiechał się do niego.
– O nikim nie rozmyślam – uciął, patrząc na kowala z irytacją.
Zwalisty Szkot wybuchnął gromkim śmiechem, a  w  jego niebieskich
oczach pojawiły się iskierki.
–  Nie ma nic złego w  tym, że podoba ci się taka śliczna panienka.
Byłoby dziwne, gdybyś nie zwracał na nią uwagi. Szczególnie teraz, gdy
przyszła wiosna. – Mrugnął porozumiewawczo. – Skradłeś już jej całusa?
Nolan odepchnął się od framugi, czując, jak fala gorąca zalewa mu
szyję.
– To na co czekasz, chłopcze? Nie młodniejesz!
Barczysty kowal wziął go pod swoje skrzydła, gdy chłopak zaczął
pracować jako stajenny. Stało się tak może dlatego, że Nolan nie miał ojca,
a  może dlatego, że Bert i  jego żona Franny nie doczekali się potomstwa.
Tak czy inaczej, młodzieniec przywiązał się mocno do tego człowieka,
najpierw jako do swego mentora, teraz bardziej przyjaciela. Stąd też zwykle
znosił pogodnie jego nieszkodliwe docinki, lecz tego dnia uwagi Berta
sprawiały mu przykrość.
–  To sprawa pomiędzy mną i  Hannah. Poza tym wiesz, jak Jego
Lordowska Mość patrzy na... poufałości wśród służby. – Nolan schylił się
po zapomniany sznur leżący na podłodze stajni i powiesił go na haku. – Już
i tak tych parę kradzionych chwil dziennie to wielkie ryzyko.
– Och, jestem pewien, że pod nosem Jego Lordowskiej Mości odbywa
się wiele romansów – powiedział Bert.
– Nigdy bym nie skompromitował jej w ten sposób. Nie mógłbym też
przynieść wstydu matce. – Postanowił, że on i  Hannah opuszczą Stainsby
Hall na własnych warunkach, a nie dlatego, że bezduszny lord pozbawi ich
posady.
Twarz Berta przybrała łagodny wyraz.
–  Już niedługo twoje własne życie będzie dla ciebie ważniejsze niż
potrzeby matki – stwierdził.
–  Nic nie jest ważniejsze od niej. Poza nią nie mam żadnej rodziny. –
Nolan czuł ogromną pokusę, by zwierzyć się przyjacielowi ze swoich
planów, ale najpierw chciał o nich opowiedzieć Hannah.
–  Chyba już się nie zamartwiasz brakiem ojca, co? Sam stałeś się
mężczyzną odpowiedzialnym za swoje życie. – Bert skrzyżował ręce na
okazałym torsie, napinając materiał koszuli. – Odkrycie, kto cię spłodził,
tego nie zmieni.
Znajomy ból ukryty gdzieś głęboko w  sercu Nolana znów podniósł
swoją paskudną głowę, powodując poczucie zagubienia. Dlaczego Bert nie
rozumiał, że tak bardzo zależy mu na poznaniu tożsamości ojca? Czasem
młodzieńcowi wydawało się, że dopóki do tego nie dojdzie, nigdy nie zazna
spokoju. Nie chciał jednak znów drążyć tego tematu.
– Nie martw się, Bert. Przestałem się tym zajmować.
Przynajmniej na razie. Przed trzema laty Nolan był gotów wyjechać ze
Stainsby, by poszukać odpowiedzi, której odmówiła mu matka, ale Hannah
błagała go, żeby został. Tylko jego miłość do dziewczyny zatrzymała go
w posiadłości. Postanowił jednak, że kiedyś, w stosownym czasie, wyruszy
do miejsca swego urodzenia i  rozwiąże tę zagadkę, niezależnie od jej
wyniku.
Na dochodzący z  oddali dźwięk poczuł przyspieszone bicie serca.
Popatrzył przed siebie i  dostrzegł, że Hannah zmierza przez podwórze
prosto do kurnika.
Uśmiechnął się lekko i poklepał Berta po plecach.
– Wybacz, przyjacielu, jest coś, co muszę zrobić, zanim wrócę do pracy.

Hannah, która miała właśnie parę wolnych chwil po południowym


posiłku, szła przez trawnik w nadziei, że słońce i lekki wietrzyk przegonią
zmartwienia z  jej duszy. Przystanęła nieopodal kurnika i  usiadła na
drewnianej skrzynce pod gościnnymi gałęziami dostojnego wiązu. Przez
moment wpatrywała się w  bujną zieleń ogrodów Stainsby i  lustrzaną
powierzchnię wspaniałego stawu w  ich centrum, marząc, by schronić się
gdzieś między pachnącymi wiosennymi kwiatami. Służbie jednak nie
wolno było spacerować w ogrodach, gdyż w tym czasie pan posiadłości lub
jeden z jego gości mógłby nabrać ochoty, by rozkoszować się ich pięknem.
Pomyślała, że pewnego dnia być może stanie się właścicielką ogrodu,
w którym będzie mogła siedzieć i podziwiać kwiaty, ilekroć tego zapragnie.
Szybko jednak przestała śnić na jawie, a  jej myśli powędrowały znów
w stronę niepokojących nowin zawartych w ostatnim liście od matki. Gdy
wyjęła kopertę z  kieszonki wykrochmalonego, białego fartuszka
i  przebiegła wzrokiem kartki, których treść znała już na pamięć, znów
poczuła ucisk w  piersi. Opuściła wstęp zawierający zwyczajny opis życia
w  gospodarstwie ojczyma i  doszła szybko do fragmentu, w  którym matka
wspominała o Molly.
Teraz, gdy twoja siostra osiągnęła już wiek zamążpójścia, Robert
wybrał dla niej odpowiedniego małżonka. Pan Elliott stracił w  ubiegłym
roku żonę i potrzebuje kogoś do pomocy w gospodarstwie i przy dzieciach.
Robert z  przyjemnością połączy ziemię ze swoim sąsiadem z  południa,
a powiększony areał będzie korzystny dla obu rodzin. Wkrótce Molly i pan
Elliott ogłoszą zaręczyny.
Hannah zacisnęła palce, gniotąc kartki. Już samo zmuszanie Molly do
małżeństwa było wystarczająco okropne, ale jeśli już, to czy musiał to być
związek z panem Elliottem? Hannah miała okazję zamienić z nim parę słów
podczas ostatniego pobytu w rodzinnych stronach. Przed oczyma widziała
obraz mężczyzny ze zmierzwioną brodą, w  przepoconej koszuli
skrywającej opasły brzuch, z zębami poczerniałymi od tytoniu... A jeszcze
gorszy niż jego odrażająca powierzchowność był wiek – Elliott zbliżał się
do czterdziestki.
Tak jak obawiała się tego Hannah, Molly stała się narzędziem
przetargowym dla ojczyma, który oddał ją temu, kto zalicytował najwyżej.
Dlaczego matka pozwalała na takie okrucieństwo?
Naprawdę się dziwisz? – odezwał się cichy, gorzki głos w  jej głowie.
A czy nie oddała cię na służbę dokładnie w tym samym wieku?
Wtedy jednak matka działała w  desperacji – owdowiała, straciła dach
nad głową i  została bez grosza przy duszy. Teraz jej sytuacja wyglądała
daleko lepiej. Była żoną Roberta Fieldinga, właściciela dwustuakrowego
gospodarstwa. To on musiał wpaść na ten pomysł – okropny człowiek
zawsze stawiający swoje dobro na pierwszym miejscu. I teraz skazał Molly
na małżeństwo bez miłości, małżeństwo z człowiekiem, który z pewnością
zamierzał traktować siostrę Hannah jak swoją własność. Tak jak pan
Fielding traktował mamę.
Hannah ukryła twarz w dłoniach.
Boże, pomóż mi ocalić Molly przed tym strasznym losem.

Nolan wyszedł zza kurnika i  stanął jak wryty. Widok ukochanej


siedzącej na skrzynce z głową ukrytą w dłoniach rozwiał wszystkie radosne
myśli. Modliła się czy płakała? Tak czy inaczej, nie przypominała
w niczym radosnej dziewczyny, którą znał.
– Hannah? Co się stało?
Podniosła na niego załzawione oczy i mrugnęła parę razy.
– Nolan... Nie słyszałam cię.
– Nic dziwnego. Jesteś... bardzo zamyślona. – Wyjął z kieszeni spodni
chusteczkę i podał ją dziewczynie.
Otarła rożkiem chustki kąciki oczu. Spod czepka wysunęło się kilka
jedwabistych, jasnych kosmyków i przywarło do mokrego policzka.
Nolan przykucnął przy niej, czując, jak wzbiera w nim niepokój.
– Chodzi o tego Bellowsa? Znowu cię zaczepia?
– Nie, to nic takiego, naprawdę.
Uspokoił się trochę, napięcie nieco zelżało. Byłby jednak
najszczęśliwszy, gdyby mógł natychmiast pojąć ją za żonę, a  wtedy
wszyscy kawalerowie, zwłaszcza pewien podejrzany lokaj, musieliby
zostawić ją w spokoju.
Hannah pociągnęła nosem, oddała Nolanowi chusteczkę i  złożyła ręce
na podołku, nie wyjaśniając powodu swoich łez.
– Skoro nie chodzi o Bellowsa, dlaczego płaczesz?
Wzięła do ręki list.
– Myślę o Molly.
– Co się stało? – Nolan wiedział, że Hannah zamartwia się nadmiernie
o  swoją młodszą siostrę, ale nigdy dotąd nie płakała z  jej powodu. – Jest
chora?
–  Nie. Ale mój ojczym... Znalazł dla niej męża i  zamierza niebawem
ogłosić ich zaręczyny.
Nolan zmarszczył brwi.
– Co on sobie myśli? Molly jest za młoda na ślub.
– Pana Fieldinga to nie obchodzi. – Hannah wsunęła z powrotem list do
kieszonki fartucha. – Tak bym chciała, żeby mama pozwoliła jej przyjechać
tutaj. Miałaby godne życie i  nie musiałaby się zajmować jakimś starym
rolnikiem i jego dziećmi. – Dolna warga drżała jej lekko.
Potrzeba, by ją pocieszyć, przeważyła nad szacunkiem dla
konwenansów. Nolan wstał, podniósł Hannah, rozejrzał się szybko, by
sprawdzić, czy nikt nie patrzy, i mocno ją przytulił. Dziewczyna oparła mu
policzek na ramieniu i westchnęła.
Wzmocnił uścisk, wzbierało w  nim pragnienie, aby ją chronić. Chciał
jej ofiarować cały świat, a  mógł zaproponować tylko małżeństwo
z rolnikiem. Miał jednak nadzieję, że to wystarczy.
Pogłaskał ukochaną uspokajająco po plecach, wdychając zapach
świeżego chleba i jabłek, który zawsze wydawał się ją otaczać.
– Znajdziemy sposób, by jej pomóc, obiecuję. Jak tylko...
–  Wiem, jak tylko stąd wyjedziemy. – Znów pociągnęła nosem
i  podniosła głowę. – Och, nie zapytałam, jak tam rozmowa z  panem
Simpsonem.
Mimo jej smutnego nastroju nie mógł powstrzymać triumfalnego
uśmiechu.
– Przyjął moją ofertę. Pod koniec miesiąca zostanę właścicielem roli.
– Och, Nolanie! To cudownie. Jestem z ciebie taka dumna. – Uścisnęła
go mocno i odsunęła się z rumieńcami na policzkach.
Podziw bijący z  jej twarzy sprawił, że spokorniał. Jak to możliwe, że
zasłużył na uczucie tej niezwykłej kobiety? Zamierzał zaczekać na jakiś
dogodniejszy moment na oświadczyny, ale być może lepszy się nigdy nie
zdarzy. Odwrócił dłoń ukochanej, by złożyć na niej pocałunek. Hannah
wydała stłumiony okrzyk, a jej oczy się rozszerzyły.
Czy skradłeś już jej całusa? Pytanie Berta przemknęło mu przez głowę,
gdy wpatrywał się w  usta dziewczyny. Wiedział, że powinien zwalczyć
pokusę, ale już tak długo zwlekał... Serce waliło mu w  piersi. Wyobrażał
sobie słodki smak jej ust. Pochylił głowę, czując pulsowanie w skroniach.
Odgłos zbliżających się kroków sprawił, że Nolan wyprostował się jak
struna i  wypuścił Hannah z  objęć. Cofnął się z  nadzieją, że to chyba nie
lord szuka go w takim miejscu.
– Nolanie? Jesteś tam...? – rozległo się niecierpliwe wołanie Mickeya,
przyjaciela Nolana.
Doznał natychmiastowej ulgi. Mickey z  pewnością nie zamierzał
rozpuszczać plotek. Podobnie jak on, stajenny ich nie znosił.
– Jestem tutaj. O co chodzi?
Mickey Gilbert niezwłocznie do nich podbiegł, aż rękawy jego koszuli
załopotały na wietrze. Nie uśmiechał się jednak jak zwykle, jego czoło
przecinała zmarszczka niepokoju.
– Przykro mi, Nolanie, twoja matka...
Nolan poczuł, że brakuje mu powietrza.
– Co z mamą?
–  Upadła nagle w  kuchni. Zabrali ją do pokoju i  posłali po doktora. –
Mickey patrzył na niego ze współczuciem. – Lepiej się pospiesz. Mama
prosi, żebyś przyszedł.
ROZDZIAŁ
2

P okonując po dwa stopnie naraz, zaniepokojony Nolan


pospieszył wąskimi schodami na tyłach domu na trzecie
piętro, do pokoi służby. W  głowie kłębiły mu się rozmaite
myśli. Rozmawiał z  matką zaledwie wczoraj i  nie wydawała się chora.
Teraz jednak przypomniał sobie, że była bardzo blada, ale on złożył to na
karb przeciągającego się osłabienia.
Jednak to omdlenie świadczyło o nagłym pogorszeniu stanu zdrowia...
chyba że matka dotąd ukrywała słabość w obawie przed utratą posady. Tak
czy inaczej, pracowała na pewno zbyt ciężko, nie dając sobie szansy na
zwalczenie ciągłych napadów kaszlu, który prześladował ją już od minionej
zimy.
Nolan dziękował w  duchu za to, że może przynajmniej podzielić się
z nią dobrymi nowinami. Chciał powiedzieć matce, że jej niewolnicza praca
dla bezdusznego lorda Stainsby dobiega końca. Będzie mogła teraz
zamieszkać z Hannah i Nolanem, zajmując się wyłącznie tym, co sprawia
jej przyjemność, choćby sadzeniem kwiatów, czytaniem, drzemką
o  dowolnej porze i  opieką nad wnukami, którymi Nolan i  Hannah
zamierzali ją obdarzyć. A  gdy odzyska zdrowie, wszyscy będą razem,
tworząc szczęśliwą rodzinę.
Nolan szedł szybko ciemnym korytarzem w  stronę ostatniego pokoju.
Zatrzymał się na chwilę pod drzwiami, by poskromić emocje i odsunąć od
siebie falę niepokoju. Musiał być teraz silny, choćby dla jej dobra.
Zaczerpnął głęboko powietrza, zapukał i wszedł do środka.
Ciężkie kotary zasłaniały okna, pokój tonął w  ciemnościach
rozproszonych tylko przez migającą świeczkę stojącą przy łóżku.
Młodzieniec przymrużył oczy i dostrzegł, że matka leży pod narzutą uszytą
z kolorowych kwadratów. Widok jej kruchej postaci podziałał na niego jak
kopnięcie ogiera. Przez głowę przebiegły mu niewypowiedziane słowa
rozpaczliwej modlitwy: Dobry Boże, wiem, że ostatnio niezbyt często z Tobą
rozmawiałem, ale teraz błagam o  uzdrowienie mojej matki. Spraw, by
pokonała chorobę i odzyskała siły.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się słabo.
– Nolan... Dzięki Bogu, że przyszedłeś.
– Jestem, mamo. – Stanął z boku łóżka i ujął jej dłoń.
– Muszę ci powiedzieć coś ważnego, dopóki jeszcze mogę.
– Nie możesz tak mówić. – Przysunął krzesło bliżej do łóżka, próbując
nie zwracać uwagi na stęchły zapach przenikający pokój. – Teraz, gdy
skończyła się już zima, na pewno poczujesz się lepiej. Mam zresztą dla
ciebie parę wiadomości, które pomogą ci dojść do zdrowia. – Zmusił się do
uśmiechu, by ją pokrzepić. – Pamiętasz to gospodarstwo, o  którym ci
mówiłem?
W oczach matki błysnęło zdziwienie i coś na kształt żalu.
– Pamiętam.
–  Widziałem się dzisiaj z  panem Simpsonem i  ustaliłem warunki
zakupu. Już za kilka tygodni będziesz miała własny dom, w  którym
wreszcie odpoczniesz i  nabierzesz sił. A  kiedy poczujesz się lepiej,
założysz ogródek warzywny. Wiem, jak bardzo ci tego brakowało.
– Proszę, Nolanie... chcę, żebyś posłuchał.
Jej kościste palce ścisnęły rękę syna jak sokole szpony. Natarczywość
w jej głosie sprawiła, że zjeżyły mu się włosy na karku.
–  Dobrze, mamo, słucham. – Próbował pokonać narastające emocje.
Teraz, w  godzinie próby, to on musiał dodawać jej sił, choć dotąd było
odwrotnie.
Patrząc na niego czule, odgarnęła mu włosy z czoła, tak jak wtedy, gdy
był jeszcze małym chłopcem.
–  To nie ja dałam ci życie, ale pod każdym innym względem jesteś
moim synem. Kocham cię bardziej niż wszystko na świecie. Mam nadzieję,
że to wiesz, Nolanie. – Po jej bladym policzku spłynęły dwie łzy.
Poczuł ucisk w gardle. Dlaczego to zabrzmiało jak pożegnanie?
– Ja też cię kocham, mamo – szepnął ochryple. – Ponad życie.
–  Wiem. Ale chcę ci coś wyjaśnić i  mam nadzieję, że mi wybaczysz,
gdy to usłyszysz.
Udręka w jej oczach odbierała mu oddech.
–  Już dawno powinnam ci była powiedzieć prawdę, a  teraz nie ma
czasu, by łagodzić cios. – Jej głos drżał lekko. – Musisz poznać prawdę
o swoim ojcu.
Nolan otworzył usta ze zdziwienia. Przez te lata matka rzadko
wspominała o swojej siostrze, która go urodziła. A kilka razy, gdy ośmielił
się zapytać o ojca, mówiła, że nie wie, kim jest. Temat jednak wyraźnie ją
martwił, więc młodzieniec zaniechał dociekań, uznając, że w  stosownym
czasie sam się wszystkiego dowie.
–  Przed śmiercią moja siostra Mary tuliła cię jeszcze przez chwilę
w ramionach. Kazała mi przysiąc, że nigdy nie zdradzę ci nazwiska twego
ojca. – Po jej policzku spłynęła kolejna łza. – I  choć było mi ciężko
dotrzymać obietnicy, milczałam.
Krew odpłynęła Nolanowi z mózgu, jego myśli zaczęły się plątać.
– Nie... nie rozumiem...
– Czas mijał, a ja nie wiedziałam, jak ci to wyznać. I nie byłam pewna,
czy mam do tego prawo.
Straszne podejrzenie, które snuło się latami w  jego głowie, przybrało
konkretny kształt. Czy był dzieckiem z  nieprawego łoża, zrodzonym
w wyniku jakiegoś haniebnego związku? A co gorsza, czy jego ojciec mógł
okazać się przestępcą? Przestępcą odsiadującym wyrok od dwudziestu lat?
Przeszył go dreszcz. Jego świat i wszystko, co o nim wiedział, zmieniał się
gwałtownie na jego oczach. Z trudem przełknął ślinę.
– Powiedz, mamo. Kto jest moim ojcem?
Zerknęła na kołdrę, a  na jej twarzy malowała się rozpacz. Zwilżyła
językiem suche wargi, nie patrząc na syna.
– Arystokrata. Twoja matka pracowała w jego majątku jako pokojówka.
To była zakazana miłość i  gdy Mary odkryła, że spodziewa się dziecka,
twój ojciec poślubił ją w sekrecie, wbrew woli rodziny.
Nolan próbował uporządkować myśli. Jego rodzice przynajmniej się
pobrali, co zdjęło z niego znamię nieślubnego dziecka. Ale jak to się stało,
że Mary rodziła w  domu siostry i  nie było przy niej męża? I  z  jakiego
powodu chciała zachować w tajemnicy jego tożsamość?
– Dlaczego mój ojciec się o mnie nie upomniał, gdy umarła? – spytał. –
Nie chciał wychowywać syna?
Matka ścisnęła kurczowo kołdrę.
–  Twoi dziadkowie nie aprobowali ich małżeństwa i  nie chcieli
zaakceptować... – Zasłoniła usta i pokręciła głową.
Nolan czekał, podczas gdy matka wyraźnie ze sobą walczyła. Czego się
obawiała?
Nagłe pukanie do drzwi przerwało niezręczne milczenie.
– Pani Price? Przyszedł doktor Hutton.
Drzwi się otworzyły i  do środka wszedł rozczochrany, siwowłosy
lekarz. Zmarszczki na czole matki się wygładziły, jakby kobieta doznała
nagłej ulgi na widok doktora.
–  Dziękuję, że pan przyszedł, doktorze. Pamięta pan mojego syna,
Nolana?
– Tak. Witaj, Nolanie. – Mężczyzna postawił skórzaną torbę na toaletce
przy łóżku. – Bądź tak dobry i zostaw nas na chwilę. Muszę zbadać twoją
matkę. – Wydawał się zmartwiony, jakby nie spodziewał się dobrej
diagnozy.
–  Oczywiście, zejdę na dół i  zajmę się pańskim koniem. – Wstał
z kulawego krzesła i spojrzał matce w oczy. – Wrócimy do naszej rozmowy
później.

Nolan odwiązał jabłkowitego siwka, zaprowadził go do stajni i poszedł


po wodę. Jednocześnie próbował zrozumieć znaczenie tego, czego zdołał
się na razie dowiedzieć, walcząc z  narastającym gniewem. Wszystkie
założenia, jakie czynił na temat swego pochodzenia, okazały się błędne.
W  jego żyłach płynęła błękitna krew. Teraz jeszcze pozostawało się
przekonać, czy matka zdradzi mu nazwisko ojca, i  jeśli tak, co będzie to
oznaczało dla Nolana. Czy ruszy na jego poszukiwania?
Znów zatliło się w nim chłopięce pragnienie. Marzył, że pewnego dnia
ojciec go odnajdzie i  chwyci w  objęcia, racząc opowieścią o  przygodach,
które trzymały go z  dala od syna przez tak wiele lat. A  potem zabierze
Nolana i jego przybraną matkę ze służby, by mogli we trójkę żyć z Bożym
błogosławieństwem w szczęśliwej rodzinie. Czy choć część tego marzenia
mogła się urzeczywistnić?
Natrafił butem na coś miękkiego, a  do jego nozdrzy dotarł paskudny
zapach. Zmełł przekleństwo i  sięgnął po patyk, by oczyścić podeszwę
z łajna.
Wrócił do rzeczywistości z  myślą o  spotkaniu z  tajemniczym
arystokratą, która podobnie jak zapaskudzony but przyprawiała go
o  mdłości. Jak by zareagował na wieść o  tym, że Nolan jest jego synem?
A  może już w  ogóle nie żył? To by wyjaśniało, dlaczego nigdy nie
próbował nawiązać kontaktu z  potomkiem i  zadzierzgnąć z  nim więź
rodzinną.
Nolan nie wiedział zbyt wiele o prawach dziedziczenia w szlacheckich
rodach, ale i on rozumiał, że jeśli naprawdę okazałby się synem arystokraty,
dziedziczyłby również jego majątek.
Koń zarżał i położył Nolanowi głowę na ramieniu.
– Masz rację, mały, co ja bym zrobił z tytułem i bogactwem? – Na myśl
o  problemach, jakie mogłyby wyniknąć, gdyby zgłosił swoje prawa do
spadku, aż się skurczył. Lepiej zostawić tę sprawę w  spokoju i  podążać
wcześniej wybraną ścieżką. Zapomnieć, że w ogóle miał ojca.
Przymknął oczy, gdyż zalała go nagle fala złości, wzbierającej w  nim
już od dłuższego czasu. Czuł się zdradzony i  oszukany. Dlaczego matka
wcześniej nie powiedziała mu prawdy? Jaką to jej robiło różnicę?
Zaczerpnął powietrza i  głęboko odetchnął. Wiedział, że matka jest prawą
chrześcijanką, zatem musiało istnieć jakieś ważne wytłumaczenie jej
postępowania. Postanowił, że nie będzie jej osądzał, dopóki nie usłyszy
całej historii.
Turkot kół powozu na kamieniach przerwał mu potok myśli.
Z  pewnością wrócił lord Stainsby, który przebywał cały dzień poza
rezydencją. A  to oznaczało, że Nolan musiał się teraz zająć jego końmi.
Powóz zatrzymał się tuż obok, a zwierzęta parsknęły na powitanie.
Nolan wyprostował plecy i  splótł ręce z  tyłu, czekając, by stangret
zeskoczył na ziemię i otworzył drzwi.
W  chwilę później pojawił się lord. Jak na czterdziestolatka cieszył się
znakomitą sprawnością fizyczną. Był wysoki, szczupły, pełen życia,
zapewne dzięki upodobaniu do rozrywek na świeżym powietrzu. Ubrany
w czarne palto i cylinder, prezentował się wspaniale.
Zbierając się na odwagę, Nolan czuł ucisk w żołądku. Nie znosił swego
chlebodawcy, ale teraz, dla dobra matki, musiał odłożyć na bok swoje
uczucia. Jej zdrowie miało w tej chwili pierwszeństwo.
– Wybacz, mój panie...
–  O  co chodzi? – Lord zmarszczył ciemne brwi, nie kryjąc irytacji
faktem, że niepokoi go nagle pracownik stajni.
Nolan stłumił złość.
–  Moja matka, pani Price, znowu zachorowała. Zemdlała i  teraz leży
w łóżku.
Lord Stainsby zmełł przekleństwo, po czym odszedł parę kroków dalej.
– Jest u niej lekarz – zawołał za nim Nolan. – Ale może będzie musiała
pojechać do szpitala do Derby.
Lord przystanął i popatrzył na niego z niedowierzaniem.
– A ty pewnie chcesz, żebym zapłacił za leczenie?
– Myślę, że jako przełożona...
–  Jako przełożona pokojówek – warknął lord – Price zaniedbywała
całkowicie swoje obowiązki przez ostatnie trzy miesiące. Niech się cieszy,
że nie zastąpiłem jej kimś młodszym i  zdrowszym. – Dziwaczny grymas
sprawił, że jego twarz stała się nagle brzydka.
Jedynie troska o matkę powstrzymała Nolana przed wybuchem. Gryząc
się w  język, by nie powiedzieć, co myśli, przybrał prawidłową służebną
postawę, ale nie spuszczał oczu z lorda.
– Przepraszam, że pana niepokoiłem, Wasza Lordowska Mość.
–  Dobrze, ale teraz zajmij się końmi. Trzeba je napoić. – Z  tymi
słowami rzucił Nolanowi pełne irytacji spojrzenie i odszedł.
Zachowanie spokoju wiele go kosztowało, ale gdy tylko lord zniknął
w  drzwiach domu, młodzieniec przeszedł przez trawnik do wejścia dla
służby. Z  każdym krokiem narastała w  nim nienawiść. Jego matka
poświęciła wszystkie swoje siły na prowadzenie majątku. A jakie otrzymała
podziękowanie za lata wiernej służby? Żadnego. Ani słowa współczucia,
propozycji pomocy...
Nolan otworzył drzwi i  wszedł do rezydencji. Chciał się dowiedzieć,
czy lekarz sądzi, że jego matka powinna iść do szpitala. Jeśli tak,
postanowił, że sam za to zapłaci, nawet gdyby musiał w tym celu poświęcić
gospodarstwo.
ROZDZIAŁ
3

E dward Fairchild wypił ostatni łyk wina, osuszył serwetką


usta i  położył ją na porcelanowym talerzu. Siedział
wyprostowany na tapicerowanym krześle i  patrzył aż na
koniec stołu zajmującego całą długość bogato zdobionego salonu.
Pięć metrów stołu i tylko jedno nakrycie na końcu.
Spojrzenie Edwarda przesunęło się ze złoceń na ścianach na elegancko
wykończony sztukaterią sufit. Cały ten luksus – dwudziestopokojowa
rezydencja z kompletem służby – dla jednego mieszkańca.
Wypuścił głośno powietrze. Może to ten drugi kieliszek wina wprawił
go w  stan melancholii. Wyjątkowo zatęsknił za obecnością córek. Ilekroć
jednak Evelyn i Victoria przyjeżdżały z wizytą, Edward marzył, żeby zostać
sam.
Skrzywił się na myśl o Evelyn i jej infantylnym mężu, co przypomniało
mu natychmiast o  liście, który dostał wczoraj od swojego londyńskiego
adwokata. Jego treść utwierdziła tylko Edwarda w przekonaniu, że Evelyn
popełniła kolosalny błąd, poślubiając Orville’a, który teraz stał się
dziedzicem całego majątku Fairchilda. Orville okazał się kompletnie
nieodpowiedzialny, jego hazardowe długi wciąż rosły, a  pieniądze
rozchodziły się również na konie i kosztowne trunki. Nie czekał nawet na
śmierć Edwarda i  już zaczął trwonić rodzinny majątek. Co się stanie ze
spadkiem, gdy dostanie się w ręce tak nieudolnego zarządcy?
Edward wyjął z  kieszeni list i  przeczytał niepokojącą wiadomość od
pana Graysona.
Lordzie Stainsby,
piszę, by powiadomić Pana o  ostatniej wizycie Pańskiego zięcia,
utrzymującego, że został on do niej przez Pana upoważniony.
Proszę wybaczyć ten brak zaufania, ale nie dałem wiary jego
oświadczeniu. Moje podejrzenia potwierdziły się, gdy pan Fairchild
poprosił mnie o  wycenę całego majątku Fairchildów, ze szczególnym
uwzględnieniem rezydencji Stainsby Hall i otaczających ją nieruchomości.
Kiedy odmówiłem jego prośbie, stwierdzając, że bez Pańskiego pisemnego
upoważnienia nie mam prawa mu przekazać takiej informacji, młody
Fairchild zapytał, czy posiadłość Stainsby może zostać sprzedana, gdyby
przyszły właściciel potrzebował gotówki. Udało mi się go zbyć prawniczym
żargonem, pomyślałem jednak, że powinien Pan znać jego intencje wobec
swojej rodzinnej własności. Zważywszy jego skłonność do hazardu,
obawiam się, że uzna Pan moje informacje za niepokojące.
Niepokojące? Edward prychnął pogardliwie. Co za eufemizm. Zresztą
on również nie potrafił znaleźć właściwych słów. Na myśl, że wszystkie
jego poświęcenia, aby zachować majątek Fairchildów w  nienaruszonym
stanie, mogą zostać teraz obrócone wniwecz przez tego zasmarkanego męża
Evelyn, Fairchild zacisnął ręce w pięści, by dać upust frustracji.
Do stołu podszedł lokaj.
– Czy mam podać coś jeszcze, mój panie? Może deser?
– Nie dzisiaj.
– Tak jest, sir.
Służący natychmiast zaczął zbierać ze stołu talerze i przykryte półmiski
z  jedzeniem. Świece palące się na stole migotały pod wpływem ruchu
powietrza, jaki wytwarzał, przemieszczając się.
Wciąż rozmyślając o  niegodziwych planach Orville’a, Edward złożył
list i wsunął go z powrotem do kieszeni. Gdyby tylko kuzyn Hugh nie uległ
wypadkowi na polowaniu, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Hugh
Fairchild wydawał się absolutnie odpowiednim kandydatem na
spadkobiercę, natomiast jego syn stanowił dokładne przeciwieństwo ojca.
Bezmyślnie potarł palec w  miejscu, gdzie niegdyś tkwiła jego ślubna
obrączka. Po dziesięciu latach wdowieństwa ślad po niej już dawno znikł,
podobnie jak chęć, by powtórzyć to małżeńskie szaleństwo. Ostatnio jednak
jego pewność, że postępuje słusznie, mocno się zachwiała i  decyzja
o pozostaniu wdowcem zaczynała ciążyć. Gdyby zrobił, co należy, i znalazł
kolejną żonę, która urodziłaby mu syna, uniknąłby tych wszystkich
kłopotów. To prawda, jego małżeństwo z Penelope było koszmarem, ale czy
tak złe doświadczenia dawały mu prawo do tego, by zapomniał o  swoim
zobowiązaniu, aby przekazać tytuł wraz z  majątkiem odpowiedzialnemu
spadkobiercy?
Nawet teraz, w  wieku czterdziestu dwóch lat, wciąż mógł się ożenić
i  począć syna. Nie miał jednak gwarancji, że spłodzi męskiego potomka.
A  jeśli jego kolejna żona okaże się tak próżna i  samolubna jak Penelope?
Ta, która dawała mu tylko córki, o które musiał się martwić?
Przeszedł go dreszcz. Nie, lepiej będzie spożytkować całą energię na
przysposobienie obecnego spadkobiercy, przygotowanie Orville’a do
przyszłych obowiązków. Gdyby udało mu się wpoić zięciowi przywiązanie
do rodzinnej tradycji, znaczenie tytułu i konieczność zachowania Stainsby
Hall w  rodzinie, z  pewnością poszłoby za tym zrozumienie ogromu
odpowiedzialności związanej z dziedzictwem. Może nastał czas, by Edward
wrócił do domu w  Londynie i  poobserwował zięcia. Odnowiłby też
znajomości ze starymi przyjaciółmi i  partnerami w  interesach, którzy
mogliby się stać mentorami Orville’a. Po długiej, dokuczliwej zimie nastała
wreszcie piękna aura, która mogłaby wpłynąć pozytywnie na ponury nastrój
Edwarda, do czasu, kiedy nie znudziłby go nadmiar obowiązków
towarzyskich.
Tak, postanowił, że od jutra zacznie się przygotowywać do wyjazdu.
Nieco pocieszony tą decyzją, odsunął do tyłu krzesło i  skinął na innego
lokaja, który krążył dyskretnie w okolicy.
– Wypiję brandy w gabinecie.
– Oczywiście, sir. – Młody człowiek skłonił się nisko i otworzył karafkę
w chwili, gdy Edward wstał od stołu.
Lord wszedł energicznie do holu. W połowie drogi do gabinetu usłyszał
za sobą kroki... kroki zdecydowanie kobiece, w niczym nieprzypominające
statecznego chodu jego kamerdynera Dobsona, który zwykle kręcił się
w tym miejscu.
– Proszę wybaczyć, mój panie.
Edward pokonał niechęć, odwrócił się i  zobaczył jedną ze starszych
pokojówek, która oddychała tak ciężko, jakby właśnie ukończyła długi
bieg.
– O co chodzi, panno Hatterley? – Edward obciągnął rękaw surduta.
–  Bardzo mi przykro, że przeszkadzam. – Zwykle opanowana kobieta
wydawała się wytrącona z  równowagi. – Jak pan wie, sir, pani Price jest
bardzo chora.
– Rozumiem. – Zaczynał się niecierpliwić. Tej przeklętej kobiecie stale
coś dolegało. Skoro nie mogła wykonywać swoich obowiązków, będzie
musiał rozważyć inne kandydatury na stanowisko przełożonej pokojówek.
–  Pani Price prosi o  rozmowę z  panem. W  jej pokoju, gdyż jest zbyt
słaba, żeby zejść na dół. – Panna Hatterley złożyła szczupłe dłonie.
Edward zmarszczył brwi.
– Niezwykła prośba. Czy podała powód?
– Nie, sir. Ale wszystko wskazuje na to, że nie pożyje długo. Może chce
pomówić o przygotowaniach...
Edward uniósł brwi.
– To tak poważne?
– Tak, sir.
Poczucie winy zaczęło go uwierać jak niewygodny fular. Nie zdawał
sobie sprawy, że ta kobieta jest tak ciężko chora. Westchnął głęboko. Służba
już i tak go oskarżała, że jest zbyt wymagający, nie mógł odmówić prośbie
umierającej. Nawet on miał jakieś uczucia. Brandy musiała zaczekać.
– Dobrze, prowadź.
Wszedł na trzecie piętro, na którym jego noga nie postała od czasów
dzieciństwa, i poszedł za panną Hatterley w kierunku pokoju chorej.
Pokojówka zapukała do drzwi i  otworzyła je, po czym wskazała
Edwardowi, że może wejść.
Gdy przekroczył próg, owiał go odór stęchlizny. Stał przez moment
w  drzwiach, by przyzwyczaić zmysły do tej przykrej woni, i  po chwili
usłyszał ich trzask. Niepokój chwycił go za gardło, poczuł się jak aresztant
zamknięty w celi przez strażnika.
Z żołądkiem ściśniętym ze strachu podszedł do łóżka, z którego patrzyła
na niego jego zmieniona chorobą gospodyni. Z trudem ją rozpoznał.
– Dziękuję, że pan przyszedł – szepnęła.
Edward poruszył się niespokojnie, ogarnęło go nieprzyjemne poczucie
winy. Jak mógł nie dostrzec ciężkiego stanu tej kobiety?
– Przykro mi z powodu pani choroby. Co mogę dla pani zrobić?
Jasne oczy zapadnięte w wychudzonej twarzy lśniły. Zauważył w nich
coś, co wyglądało na strach. Kościste dłonie chwyciły wyblakłą kołdrę.
– Chyba będzie pan chciał usiąść, mój panie. Obawiam się, że to, co
mam do powiedzenia, może pana zaszokować.
Idąc wreszcie do pokoju matki, Nolan kipiał ze złości. Wcześniej nie
zdołał dotrzeć do doktora, gdyż jeden z  koni okulał i  potrzebował nowej
podkowy. Potem, kiedy wraz z Bertem zajęli się zwierzęciem, pan Dobson
poprosił o pomoc przy przesuwaniu mebli. Teraz zrezygnował z kolacji, by
w  końcu porozmawiać z  lekarzem, przeciwko czemu zbuntował się
wyraźnie żołądek Nolana. Przynajmniej był pewien, że doktor Hutton
jeszcze nie pojechał, bo jego koń stał spokojnie w stajni.
Zobaczył go w połowie korytarza siedzącego na krześle z torbą w ręce.
Doktor wstał na jego widok.
– Pan Price. Cieszę się, że możemy porozmawiać – powiedział z ponurą
miną.
– W jakim ona jest stanie?
Płomień w  ściennym kinkiecie zamigotał, rzucając na podłogę
dziwaczne cienie.
Doktor Hutton pokręcił głową.
–  Wolałbym mieć lepsze wiadomości. U  pańskiej matki rozwinęło się
zapalenie płuc.
Nolan poczuł, że ogarnia go strach. Zapalenie płuc to było coś znacznie
gorszego niż bronchit.
– Co może pan dla niej zrobić?
–  Obawiam się, że nikt już nie może zrobić zbyt wiele. Pozostaje
modlitwa. – Poklepał Nolana po ramieniu, a w jego słowach pobrzmiewał
smutek.
Modlić się? To była rada lekarza?
– Musimy ją zabrać do szpitala, poproszę lorda o...
– To nie ma sensu, synu. Ona ma zbyt słabe serce i płuca, by wytrzymać
taką podróż. – Na pooranej zmarszczkami twarzy doktora pojawiło się
współczucie. – Przykro mi, ale to naprawdę tylko kwestia czasu. Wezwij
pastora, jeśli twoja mama czuje taką potrzebę. To może przynieść jej
pocieszenie w tych ostatnich chwilach.
Zimny prąd zaatakował mu pierś i rozlewał się dalej, aż w końcu Nolan
poczuł się tak, jakby utkwił w  bryle lodu. Jego matka umierała? Jak to
możliwe?
– W razie potrzeby będę w salonie. A teraz, jeśli chcesz do niej wejść,
chyba musisz zaczekać. Ma gościa.
Kiedy doktor Hutton odszedł, Nolan oparł się ciężko o  ścianę.
W oczach czuł palące łzy, które zamgliły mu widok. Jego matka nie mogła
umrzeć. Nie zamierzał na to pozwolić. Zaczerpnął powietrza
z  determinacją. Sprowadzi innego lekarza! Najlepiej specjalistę. Musiał
zrobić wszystko, co możliwe, niezależnie od kosztów, byle ocalić jej życie.
Gdy doszedł do jej pokoju, przez drzwi przebił się donośny męski głos.
Co, na Boga, lord Stainsby robił u  jego mamy? Może nie uwierzył
Nolanowi i przyszedł sprawdzić, jaki jest jej stan?
W słowach lorda wyraźnie dało się wyczuć wielki gniew i choć Nolan
nie rozumiał, co Fairchild dokładnie mówi, stało się dla niego jasne, że lord
ma o coś pretensje do jego matki. Jak śmiał się tak wydzierać na bezbronną
kobietę? Drżąc z  wściekłości, bez pukania otworzył drzwi i  wszedł do
środka.
– Co się tu dzieje?
Lord Stainsby odwrócił się nagle z  wyrazem zaciętości na twarzy
i  spojrzał twardo na Nolana. Stał prosto, tak jak jego rzeźby w  ogrodzie,
lecz emanował złością i oburzeniem. W ręce ściskał Biblię Elizabeth Price.
– Chyba nie krzyczy pan na moją mamę? Przecież pan widzi, jak bardzo
jest chora.
–  Wszystko w  porządku, Nolanie. – Na wychudłej twarzy jej oczy
wydawały się większe, wodziła nimi od syna do lorda.
–  Nie, nic nie jest w  porządku. Nie pozwolę, żeby on się nad tobą
znęcał. – Nolan po raz pierwszy w życiu patrzył na lorda bez strachu. Nie
bał się nawet utraty pracy.
Z rozdętych nozdrzy lorda buchał gniew.
– Nawet nie wiesz, w czym przeszkodziłeś.
– Nic mnie to nie obchodzi. Proszę teraz wyjść. Moja matka potrzebuje
spokoju.
Lord zacisnął szczęki, obrzucił Nolana długim spojrzeniem, po czym
zwrócił się do chorej.
–  Dobrze. Ale my jeszcze sobie porozmawiamy. – Odłożył Biblię na
szafkę nocną i wymaszerował z pokoju.
Nolan zaczekał, aż lord zamknie za sobą drzwi, i  podszedł bliżej.
Niezwykłym wysiłkiem woli odrzucił trujące wzburzenie, które zalewało
mu duszę. Jego matka potrzebowała siły i opanowania, to właśnie zamierzał
jej dać.
Leżała na poduszkach, prawie zupełnie nieruchomo, jak martwa.
Opuściły ją resztki energii.
–  Mamo, chcę cię zabrać do szpitala w  Derby. Tam mają lepsze
lekarstwa. Takie, które cię wyleczą...
Pokręciła głową.
– Nie da się nic zrobić. Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że ze mną
źle, ale nie chciałam ci zawracać głowy. – Uśmiechnęła się słabo i uniosła
rękę.
Chwycił ją w dłonie i ścisnął tak, jakby pragnął jej przekazać swoją siłę.
– Zależało mi zawsze tylko na twoim szczęściu – szepnęła posiniałymi
ustami. – Obiecaj mi, że zrealizujesz swoje plany. Kup tę rolę i  ożeń się
z Hannah. Prowadź dobre życie.
Ucisk w gardle sprawił, że nie mógł wydobyć głosu. Jak mogła się tak
poddać? Dlaczego nie walczyła o życie?
Ścisnęła jego dłoń.
– Muszę ci powiedzieć, dlaczego był tutaj lord.
– Nic mnie to nie obchodzi. Nie miał prawa tak wrzeszczeć.
– Nolanie. – Powaga w jej głosie natychmiast go uciszyła.
Poczuł ukłucia zimnych igieł w  sercu. Z  pewnością nie miał ochoty
słyszeć tego, co zaraz zostanie powiedziane.
Zaczekała, aż na nią spojrzał.
– Nolanie, lord Stainsby jest twoim ojcem.
ROZDZIAŁ
4

H annah starła ścierką resztkę wilgoci z  blatów. Zrobiła


wszystko, co do niej należało, ale nie mogła się zmusić do
wyjścia z kuchni. Tak naprawdę czekała, by Nolan przyszedł
na dół z pokoju matki.
Na myśl o  jego cierpieniu krajało się jej serce. Wszyscy w  domu
mówili, że pani Price jest umierająca, a  Hannah wiedziała, jak bardzo
Nolan będzie rozpaczał po jej stracie. Odgarnęła kosmyki włosów z czoła.
Tak bardzo by chciała ulżyć mu w cierpieniu.
–  A  ty wciąż tutaj? Myślałam, że skończyłaś. – Pani Edna Bridges
przyczłapała do kuchni.
W fartuchu i czepku wyglądała bardziej jak babcia niż kucharka. Na jej
widok Hannah poczuła ciepło w okolicy serca. Traktowała Ednę jak matkę
i babkę w jednej osobie. To ona była jej mentorką od pierwszych dni pobytu
w Stainsby.
– Powinnaś odpoczywać – powiedziała Hannah z łagodnym wyrzutem.
Edna wyjęła mały miedziany czajnik, postawiła go na fajerce i dołożyła
do ognia.
– Myślę wciąż o sprawach, na które nie mam wpływu.
Hannah powiesiła na haku mokrą ścierkę.
–  Wiem... Ja też szukam sobie zajęcia, żeby się nie martwić o  Nolana
i jego matkę. – Odebrała kucharce czajnik. – Pozwól, że ja to zrobię. A ty
rozprostuj nogi.
Edna skinęła głową i z westchnieniem przysunęła krzesło do stołu. Na
widok, jak osuwa się na siedzisko, Hannah zalała fala współczucia. Nolan
pewnie właśnie tracił matkę, a Edna najlepszą przyjaciółkę. Elizabeth Price
wywarła dobry wpływ na życie wielu mieszkańców rezydencji.
– Chcesz, żebym ci pomogła wejść na górę? – spytała cicho Hannah. –
Do pani Price?
Edna wyjęła chusteczkę z kieszeni i otarła wilgotne oczy.
–  Dobre z  ciebie dziecko. Zawsze myślisz o  innych – powiedziała
i poklepała Hannah po ramieniu. – Bardzo mi się to podoba.
Dziewczyna zdjęła czajnik z ognia.
– Napijemy się herbaty później.
Starsza pani oparła się ciężko o Hannah i obie ruszyły wolno na górę.
Na pierwszym piętrze przystanęły, aby odpocząć.
Edna otarła czoło chusteczką.
–  Te schody to już nie na moje stare kolana. – Przez chwilę sapała
i  dyszała, lecz w  końcu dała znać młodszej służącej, że mogą iść dalej. –
Dobrze, że mam pokój na dole, przy kuchni. Nie dałabym rady chodzić co
wieczór na górę.
Gdy tak szły, Hannah nadstawiała uszu w nadziei, że usłyszy znajome
kroki Nolana. Na trzecim piętrze pociągnęła Ednę na drewnianą ławę, by
mogła odpocząć przed wędrówką długim korytarzem do pokoju pani Price.
– Odpocznij, a ja zobaczę, czy pani Price jest sama.
Edna przytaknęła na znak zgody, z trudem łapiąc powietrze.
Na wyłożonej dywanem podłodze buty Hannah nie wydawały żadnego
dźwięku. Dziewczyna zatrzymała się przed drzwiami sypialni pani Price,
próbując wyłowić uchem jakiś odgłos. Wokół panowała jednak cisza.
Unosiła właśnie zwiniętą w  pięść dłoń, by zapukać, gdy drzwi otworzyły
się na oścież.
Nolan omal jej nie potrącił. Nie wydał jednak żadnego dźwięku, lecz
patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczyma jak ktoś, kto doznał szoku.
Hannah zasłoniła usta, jakby chciała powstrzymać okrzyk. Przecież
jego matka nie umarła...
– Nolanie... co się stało?
Zamrugał i  na chwilę skupił na niej wzrok, jakby dopiero teraz zdał
sobie sprawę z  jej obecności. Dłonie miał zwinięte w  pięści, żyły na szyi
wyraźnie widoczne i nabrzmiałe. Hannah aż się cofnęła; wszystko stało się
jasne, Nolan nie szalał z  rozpaczy, tylko kipiał gniewem. Przez całe lata,
odkąd go poznała, nigdy nie widziała go w takim stanie.
Nie odpowiedział, pokręcił tylko głową i  wyminął ją szybko, dudniąc
butami po podłodze.
Hannah przygryzła dolną wargę, by za nim nie zawołać. Co go tak
rozzłościło? Zajrzała do sypialni. Pani Price zasłaniała sobie usta pięścią,
a  po jej policzkach płynęły łzy. Nawet nie zauważyła, że Hannah stoi
w  progu. Dziewczyna wahała się przez chwilę, niepewna, co robić, lecz
w końcu zawróciła w stronę ławy, na której siedziała Edna. Jeśli ktoś mógł
pocieszyć zdenerwowaną kobietę, to tylko jej najlepsza przyjaciółka.

Było dużo później, kiedy Hannah przemknęła przez pogrążoną


w  mroku, wilgotną murawę dzielącą rezydencję od budynków
gospodarczych. Światło latarni, którą niosła, podskakiwało przy każdym
kroku, oświetlając jej drogę do stajni. Gdy już znalazła się w  środku,
przystanęła na chwilę, by jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Ostry
zapach zwierząt i siana uderzył z całą siłą w jej nozdrza. Serce biło jej tak,
że omal nie wyskoczyło z piersi. Nawet jeśli Nolan nie zdawał sobie z tego
sprawy, na pewno jej potrzebował, ale ponieważ do niej nie przyszedł,
Hannah sama postanowiła go znaleźć.
Podeszła bezszelestnie do drzwi izby Nolana na tyłach stajni. Przez
szparę pod drzwiami przeświecała smuga światła. Dziewczyna powiesiła
latarnię na gwoździu przy ostatnim boksie i przycisnęła rękę do żołądka, by
uspokoić drżenie w brzuchu.
Boże, proszę, spraw, aby Nolan pozwolił sobie pomóc w  tym trudnym
czasie. Obdarz mnie mądrym słowem pociechy, które mogłoby złagodzić
jego ból.
Odetchnęła jeszcze raz i zapukała delikatnie do drzwi.
–  Odejdź, Mickey, nie mam ochoty na pogawędki. – Głęboki głos
Nolana przebił ciszę w stajni.
Hannah przesunęła językiem po wysuszonych wargach i  bez namysłu
zapukała ponownie.
Usłyszała odgłos kroków i drzwi się uchyliły.
–  Już ci mówiłem, że... – Nolan urwał gwałtownie i  otworzył szeroko
usta ze zdziwienia.
Miał na sobie spodnie i rozpiętą koszulę, po bokach zwisały mu szelki.
Na chwilę jego oczy się rozjaśniły, ale natychmiast czoło przecięła głęboka
zmarszczka.
– Hannah, nie powinno cię tu być, nie wypada.
Wypada czy nie, postanowiła, że nie pozwoli się powstrzymać.
Odwróciła jednak wzrok od naprędce zapinanej koszuli i  wsunęła się do
izdebki.
Na stoliku stała paląca się świeca. Zmięta pościel wskazywała
wyraźnie, że przed jej przyjściem Nolan leżał na łóżku.
– Muszę z tobą porozmawiać.
Młodzieniec przeczesał palcami zmierzwione włosy. Kilka ciemnych
loków spadło mu na czoło.
– Za duże ryzyko. Jeśli ktoś cię tu zobaczy, stracisz reputację.
– Nie pora teraz się martwić o  takie drobiazgi. – Skrzyżowała ręce na
piersiach i czekała.
Nolan z  irytacją wypuścił powietrze i  chwycił zniszczoną kurtkę
wiszącą na haczyku przy drzwiach.
– Skoro musimy rozmawiać, lepiej wyjdźmy na zewnątrz, jeśli ktoś nas
zobaczy, będzie to wyglądało trochę mniej skandalicznie. – Popatrzył
znacząco na łóżko.
Hannah dziękowała w  duchu za to, że świeczka nie daje zbyt wiele
światła, dzięki czemu jej rumieniec jest mniej widoczny.
– Dobrze.
Nolan wziął ją za rękę i wyszli na tyły stajni.
– Możemy tu usiąść.
Spoczęli na twardej drewnianej ławie zalanej blaskiem księżyca, który
teraz oświetlał ich twarze. Czując, że ma na ramionach gęsią skórkę,
Hannah otuliła się ciaśniej szalem.
– No dobrze, teraz powiedz, co takiego ważnego sprowadza cię do mnie
o tej porze? Chyba nie nowe wieści o Molly?
Jego łagodny ton sprawił, że ścisnęło się jej serce. Nolan myślał, że to
ona ma problemy, nawet nie brał pod uwagę faktu, że może nie spać z jego
powodu.
– Martwię się o ciebie. Coś się stało... i nie chodzi tu tylko o chorobę
twojej matki. Nic nie powiesz?
Oczy mu pociemniały. Zacisnął usta w wąską linię.
W obawie, że ją odprawi, mówiła dalej:
– Jeśli mamy dzielić ze sobą życie, musisz mi ufać. Powierzyć mi swoje
zmartwienia. Czy ty nie oczekujesz ode mnie tego samego?
Odetchnął głęboko.
– Oczywiście, że chcę znać twoje troski.
– Więc pozwól, że i ja będę dzielić twoje. – Położyła mu delikatnie dłoń
na rękawie. Nawet przez materiał żar jego skóry ogrzał jej rękę.
Wahał się przez chwilę, jakby rozważał możliwości.
– Jeśli ci powiem, nie wolno ci o tym pisnąć nikomu ani słówka. Nawet
Ednie.
– Przysięgam. – Hannah nie miała sekretów przed Edną, ale dla Nolana
była gotowa zrobić wszystko.
Ujął dłoń dziewczyny, odcisk na kciuku pieścił jej skórę niczym
pocałunek.
–  Matka przekazała mi bardzo niepokojące informacje. Jeszcze nie
zdążyłem do końca zrozumieć ich znaczenia. – Popatrzył jej w  oczy
i ściszył głos. – Powiedziała, że lord jest moim ojcem.
Hannah chciała zasłonić ręką usta, ale i tak wydała lekki okrzyk.
–  Och, Nolanie... Jak to możliwe? – W  jej oczach wezbrały łzy,
próbowała pojąć, co się stało. Nic dziwnego, że był tak zdenerwowany. –
Ale on z pewnością o tym nie wiedział, prawda?
–  Nie. Jest tak samo zaskoczony i  wściekły jak ja. – Młodzieniec
położył ręce na kolanach i schylił głowę.
–  Dlaczego twoja matka nie chciała ci do tej pory zdradzić tej
tajemnicy?
Westchnął.
–  Właśnie próbuję to pojąć. Może chciała z  nim porozmawiać
wcześniej, ale cały czas to odkładała, aż wreszcie choroba wymusiła na niej
pośpiech. – Wstał i zaczął się przechadzać obok ławki. – Zawsze chciałem
się dowiedzieć, kto jest moim ojcem, ale do głowy by mi nie przyszło, że...
– Że jesteś nieślubnym synem arystokraty?
Podniósł głowę.
– Nie jestem nieślubnym dzieckiem, Hannah. Nie znam szczegółów, ale
wiem, że rodzice pobrali się potajemnie przed moim urodzeniem.
Nolan był prawowitym dzieckiem z  arystokratycznego rodu? Serce
niemal przestało jej bić, gdy znaczenie tego odkrycia dotarło do jej
świadomości. Od dawna myśleli o  małżeństwie, lecz teraz jej nadzieja
wyparowała jak poranna mgła w świetle poranka.
Zerwała się z  ławy ze łzami w  oczach. Lord Stainsby nie pozwoli, by
jego syn poślubił zwykłą pomoc kuchenną. Na pewno nie w sytuacji, gdy
uczyni go swoim spadkobiercą.
W mgnieniu oka Nolan znalazł się u jej boku, na jego twarzy malowała
się troska.
–  Tak, to szokująca wiadomość, ale w  końcu nie jest tak źle. – Wziął
dziewczynę w ramiona i oparł podbródek na jej głowie.
Przez chwilę pozwalała, by jego ciepło chroniło ją przed drżeniem.
Przywarła do Nolana tak, jakby nie zamierzała nigdy wypuścić go z objęć,
i  wdychała zapach ukochanego – woń koni, siana i  szarego mydła. Boże,
nie zniesie jego utraty! Jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch.
Nolan pocałował ją w czoło i delikatnie od siebie odsunął.
– Czy tak strasznie jest kochać syna arystokraty?
Wyraźnie się z nią droczył, ale Hannah nie miała nastroju do żartów.
–  Kochasz mnie, prawda? – Nieśmiałe spojrzenie Nolana mocno ją
wzruszyło.
– Tak, najbardziej na świecie.
–  Więc nie masz się czym martwić – odparł z  wyraźną ulgą. – Bo ja
ciebie jeszcze bardziej.
Nachylił się do niej, ale położyła mu rękę na piersi.
–  Nie rozumiesz? Jego Lordowska Mość nigdy nie pozwoli na nasze
małżeństwo. Jeśli zostaniesz jego dziedzicem, a  to chyba musi się stać,
będziesz musiał pojąć za żonę pannę z wyższych sfer. – Jej głos nagle się
załamał. – Syn lorda nie może poślubić służącej.
Twarz mu pociemniała, zmarszczył brwi i chwycił ją za ramię żelaznym
uściskiem.
–  Nie obchodzi mnie, co mówi lord, Hannah, zamierzam się z  tobą
ożenić. Nic tego nie zmieni, zaufaj mi.
Och, jak bardzo pragnęła uwierzyć w  te piękne słowa. Spod jej rzęs
wypłynęły dwie wielkie łzy i potoczyły się po policzkach.
– Jeśli go nie przekonam, wyjedziemy. Nie chcę cię stracić.
Przytulił dziewczynę mocno i  w  przypływie namiętności przywarł
ustami do jej ust.
Serce biło jej tak szybko, jakby to był królik pędzący przez łąkę. Jakie
to słodko-gorzkie, że Nolan zdobył się na odwagę, by ją pocałować właśnie
teraz, kiedy będzie musiał ją opuścić. Jęknęła cicho i  otoczyła go ciasno
ramionami, chłonąc smak jego ust, siłę ramion, zapach skóry. Kierowana
rozpaczą, odwzajemniała pocałunki. Tego wieczoru przyjmowała tyle jego
czułości, ile był gotów jej dać, gdyż następnego dnia wszystko mogło się
zmienić.
ROZDZIAŁ
5

P o  bezsennej nocy Nolan wstał przed świtem i  poszedł do


rezydencji. Doktor Hutton nalegał, by trochę odpoczął, gdyż
będzie potrzebował sił na czuwanie przy matce. Jednocześnie
przyrzekł, że zawiadomi go natychmiast, gdyby jej stan się pogorszył.
Jednak po wszystkich szokujących nowinach minionego dnia Nolan
powinien był przewidzieć, że sen nie nadejdzie. W  głowie krążyły mu
wciąż najrozmaitsze myśli, aż w  końcu zaczął się bać, że straci rozum.
I może tak by się stało, gdyby nie chwile spędzone z Hannah.
Przez te godziny, kiedy próbował zajrzeć na dno własnej duszy,
zrozumiał jedno – niezależnie od wszystkich kłamstw jego matki
i  ukrywanych prawd bardzo wiele jej zawdzięczał i  nic nie mogło tego
zmienić. Od chwili, gdy przyszedł na świat, jej jedynym celem było
zapewnić mu jak najlepsze życie. Nie wnikając w  powody, dla których
ukryła przed nim tożsamość ojca, najpewniej wierzyła, że czyni tak dla jego
dobra. Był jej winien lojalność i wierność i zamierzał zrobić wszystko, co
w jego mocy, by zapewnić jej wsparcie i pomoc w chorobie.
Tak naprawdę nie dopuszczał jednak do siebie myśli o tym, że dni jego
mamy są policzone i  tylko cud mógłby uratować jej życie. Czy Bóg uzna
ich za wartych takiej łaski? Choć od dziecka obserwował niezłomną wiarę
matki, jego własna zaczynała usychać niczym niezakorzenione ziarno.
Zmęczony, z trudem pokonał schody i wszedł do pokoju. Matka leżała
nieruchomo pod kołdrą. Jej sine usta rysowały się wyraźnie na tle bladej
twarzy.
Doktor Hutton drzemał na krześle obok łóżka, lecz gdy skrzypnęły
drzwi, od razu otworzył oczy.
– W jakim ona jest stanie? – spytał szeptem Nolan.
Lekarz wstał i poprawił okulary na nosie.
–  Ma niestety wyższą gorączkę i  coraz większe problemy
z oddychaniem.
Młodzieniec poczuł ucisk w gardle. Nie zanosiło się na cud.
– Jeśli chce pan coś zjeść, zostanę przy niej.
–  Dziękuję, na wypadek gdyby... coś się działo, będę w  kuchni. –
Doktor Hutton zapiął kamizelkę i cicho wyszedł z pokoju.
Nolan usiadł przy łóżku i  wziął matkę za rękę. Palce miała zimne
i bezwładne.
–  Dobry Boże, pomóż jej wyzdrowieć. Nie zabieraj mi matki teraz,
kiedy wreszcie mogę jej zapewnić takie życie, na jakie zasługuje.
Pochylił się nad nią, usiłując zapanować nad przeszywającym go
smutkiem. Na żałobę będzie miał czas później, w  tym momencie musiał
być silny.
Kiedy Elizabeth poruszyła się na łóżku, podniósł głowę. Jej ciałem
wstrząsnął dreszcz, gdy próbowała odetchnąć, powietrze zaświszczało jej
w płucach.
– Nolanie...
– Jestem, mamo.
Patrzyła na niego nienaturalnie błyszczącymi oczyma.
– Wybacz, synu – wychrypiała.
– Nie mam czego wybaczyć. Zrobiłaś, co uznałaś za najlepsze.
Chwyciła go rozpaczliwie za ramię.
– Obiecaj mi coś.
– Co tylko zechcesz.
–  Obiecaj, że poskromisz swój gniew. Nie wiń Boga za to, że mnie
zabiera. Choć czasem nie rozumiemy Jego woli, On zawsze wie, co jest dla
nas najlepsze. Niech moja śmierć nie zachwieje twojej wiary.
Nolan stłumił gorzkie słowa. Jak matka mogła mówić o  wierze, skoro
Bóg nie odpowiadał na jego modlitwy?
Znów odetchnęła z trudem.
– Niezależnie od tego, co zrobi lord, zostaw za sobą przeszłość. Zaufaj
Panu.
Wstrząsały nim gwałtowne uczucia. Jak mogła o  to prosić, skoro
właśnie ją tracił? Nie miał jednak wyboru, musiał pozwolić jej odejść
w spokoju.
– Postaram się, mamo. Dla ciebie.
Na jej twarz wypłynął niemal anielski uśmiech, zmarszczki zniknęły
z czoła.
–  Kocham cię, synu. Od chwili, gdy wzięłam cię na ręce, byłeś moim
dzieckiem.
– Ja też cię kocham. – Głos mu się załamał, stracił siły. Chwycił ją za
rękę tak, jakby samą siłą woli mógł ją zatrzymać.
Długo trzymał jej dłoń, wsłuchany w coraz płytszy oddech. Jego własne
płuca kurczyły się z żalu. Próbował jednak oddychać głęboko, jakby miało
to pomóc matce zaczerpnąć powietrza. W końcu ostatni dreszcz przeszył jej
ciało. Znieruchomiała, a jej pierś opadła bez życia, tak jakby dusza zrzuciła
skórę.
Ze zduszonym okrzykiem Nolan padł na kolana, chowając twarz u boku
zmarłej. Objął jej filigranową postać i  zaszlochał. Nawet nie słyszał, że
wszedł lekarz. Gdy wreszcie uniósł głowę, zobaczył, że doktor wyjmuje
stetoskop i przykłada go do piersi leżącej.
Potem przymknął oczy i schował narzędzie.
– Przykro mi, synu, ona odeszła.
Nolan otarł twarz rękawem i  wstał. Przeskakiwał spojrzeniem
z  ciemnych zasłon na pusty stolik i  ciemne, szare ściany. Ponury wygląd
pokoju pasował do stanu jego duszy. Teraz, gdy jego kochana matka
umarła, nic już nie mogło być takie samo.
Wokół ust doktora zauważył zmarszczki, gdy ten odchodził od łóżka.
–  Przykro mi – powtórzył. – Żałuję, że nie mogłem zrobić więcej. –
Zamknął torbę lekarską i wyprostował się.
– Zrobił pan, co mógł – odparł Nolan nie swoim głosem.
Dusił go nieprzyjemny zapach stęchlizny panujący w pokoju. Musiał się
wydostać na świeże powietrze z tej przestrzeni opanowanej przez chorobę.
Pochylił się, po raz ostatni pocałował matkę w policzek, pogłaskał jej włosy
i wyszedł. Z każdym krokiem jego odrętwienie się wzmagało, a ból narastał
tak bardzo, że w  końcu niemal pozbawił go tchu. W  połowie korytarza
natknął się na pastora Blacka, który spieszył w jego stronę z Biblią w ręce.
–  Spóźnił się wielebny, ona nie żyje – warknął Nolan
i bezceremonialnie wyminął duchownego.
Tępy, ogromny ból sprawił, że nie dbał o maniery.
– Bardzo panu współczuję pańskiej straty. – Słowa duchownego odbiły
się echem od murów rezydencji, jak na urągowisko.
Jego matka umarła. Czuł bolesne skurcze w  żołądku. Potrzebował
powietrza. Potrzebował Hannah.
Oszołomiony, zbiegł ze schodów dla służby i wpadł do kuchni. Niczym
tonący, rozpaczliwie przeszukał wzrokiem całe pomieszczenie i zobaczył ją
wreszcie przy końcu stołu, zagniatającą ciasto na posypanym mąką blacie.
Chwycił się krzesła i z trudem zaczerpnął powietrza.
– Co się stało? – Pani Bridges podniosła się ze swojego miejsca w rogu
kuchni, a  gdy ich oczy się spotkały, upuściła drewnianą łyżkę i  wydała
zbolały okrzyk.
Hannah podniosła głowę i wytarła ręce o ścierkę.
– Czy ona...?
Wciąż niezdolny, by wydobyć z siebie głos, Nolan tylko skinął głową.
Postawna pani Bridges opadła ciężko na krzesło.
– Świeć Panie nad jej duszą – szepnęła, przytykając zmiętą chusteczkę
do nosa.
Dwoma susami Hannah znalazła się przy Nolanie. Wyczuwając, jak
bardzo jest słaby, ujęła go za rękę i  wyprowadziła tylnym wyjściem na
podwórze. Oszołomiony, szedł za nią. Gdy rezydencja zniknęła im z oczu,
zatrzymała się pod drzewem i objęła go ramionami.
–  Tak mi przykro, Nolanie. Twoja matka była wspaniałą kobietą.
Zawsze ją podziwiałam.
Czułe słowa wyzwoliły w nim potok uczuć, który wezbrał mu w piersi
i  nagle zastygł w  gardle. Przytulił Hannah i  wreszcie dał upust rozpaczy,
a z oczu zaczęły mu płynąć gorące łzy. Ta dziewczyna była jego przystanią
– bezpiecznym schronieniem, w  którym mógł odkryć prawdę o  swojej
duszy. Nic nie mogło jej zawstydzić ani wprawić w zakłopotanie.
Gdy wreszcie się opanował, otarł łzy rękawem i popatrzył na Hannah.
– Dziękuję – szepnął tylko.
Skinęła głową i też wytarła twarz.
– Chodź do kuchni, zaparzę ci herbatę.
Podobnie jak jego matka, Hannah wierzyła, że filiżanka herbaty to
lekarstwo na wszystko.
– Tylko na chwilę. Potem będę musiał zająć się pogrzebem.
Ruszyli z  powrotem do rezydencji, a  Nolan wypuścił ze świstem
powietrze. Musiał powiedzieć lordowi Stainsby o śmierci matki. A nie miał
pojęcia, co lord właściwie myśli teraz, gdy się dowiedział o  swoim
ojcostwie. Czy uznał go za syna, czy też nie zamierzał się do niego
przyznawać, sądząc, że Nolanowi zależy wyłącznie na bogactwie i statusie
społecznym, jaki się z tym wiąże?
A właściwie co by się stało, gdyby lord ogłosił publicznie, że jest jego
ojcem? Czy Nolan w ogóle tego pragnął? Jak poradziłby sobie z sytuacją,
z którą musiałby się zmierzyć jako dziedzic Stainsby?
Odepchnął od siebie złe myśli. Na razie był w stanie tylko zmusić nogi,
by stawały jedna przed drugą. Postanowił, że pozwoli, by sprawy toczyły
się same, i będzie podejmował decyzje w miarę rozwoju wydarzeń.

Edward stał na rozstawionych nogach, z rękami skrzyżowanymi z tyłu,


wpatrzony w  prosty, drewniany krzyż stojący na wydzielonej parceli
w zaniedbanej części cmentarza Świętego Jana. W drewnie wyryto słowa:
„Mary Breckinridge”, a  także lata jej urodzin i  śmierci. Jak na ironię
przyjechał do rodzinnej wioski swojej zmarłej żony dopiero teraz,
w  dwadzieścia jeden lat po jej śmierci, co wyzwoliło w  nim dawno
stłumione poczucie winy. Od Stainsby Hall dzielił go tylko jeden dzień
drogi. Dlaczego nie próbował odnaleźć jej przed laty?
Wybacz, Mary. Serce ścisnęło mu się boleśnie, gdy wyszeptał to
umiłowane imię, które wciąż rozbrzmiewało mu w duszy. Jakże mocno ją
kiedyś kochał, z  całą młodzieńczą pasją i  dreszczykiem wywołanym
sięgnięciem po zakazany owoc. Gdyby tylko nie zabrakło mu odwagi, by
walczyć o  ich miłość i  ponieść konsekwencje ojcowskiego gniewu, może
mieliby szansę na szczęście.
Popełnił wtedy wiele błędów. Najpierw uległ namiętności i  począł
dziecko. Potem, gdy już zachował się honorowo, żeniąc się z  Mary, nie
umiał postawić żony na pierwszym miejscu. Obawa przed ojcem
zwyciężyła rozsądek. Jednocześnie bez jego wiedzy ojciec zastraszał Mary
i jego groźby sprawiły, że w końcu uciekła. Czy umarłaby w połogu, gdyby
Edward zapewnił jej najlepszą opiekę medyczną dzięki swojemu bogactwu
i kontaktom społecznym? Wiedział, że to pytanie będzie go dręczyć przez
resztę życia. Teraz, wiele lat później, trudno było uwierzyć, że dziecko nie
umarło wraz z matką. W to, że miał teraz dorosłego syna.
Cień wątpliwości padł na jego serce. Musiał zyskać dowody na słowa
Elizabeth Price, zanim ośmieliłby się mieć nadzieję, że mówiła prawdę.
Dopiero wtedy mógłby sobie pozwolić na wiarę w  to, że ma syna, który
stanowiłby żywy dowód na jego związek z  jedyną prawdziwą miłością.
Dopiero wtedy mógłby sobie pozwolić na wiarę w  to, że ma dziedzica,
z pewnością godniejszego niż Orville.
Wiatr owijał palto Edwarda wokół jego nóg i wyciskał łzy. Lord wyczuł
za sobą jakiś ruch i odwrócił głowę. Ścieżką odchodzącą od głównej drogi
w  stronę małego murowanego kościółka zmierzał wikary. Uchylił przed
nim kapelusza i wszedł do środka.
Edward wcisnął głębiej swój kapelusz, żeby nie porwał go wiatr,
i wkroczył na schodki kościoła. Kostropate drewniane deski jęknęły mu pod
stopami, gdy podchodził do głównej nawy, przy której ksiądz zapalał dwie
świece w kształcie stożków.
– Ksiądz Daniels?
Wikary zgasił zapałkę i  umieścił ją w  małym pojemniczku z  piaskiem
stojącym na podłodze pod kutym kandelabrem.
– Tak, to ja. Czy mogę panu pomóc?
–  Mam taką nadzieję – odparł lord. Gdy zapłonęły świece, powietrze
wypełnił przyjemny zapach dymu. – Szukam informacji o pewnej rodzinie,
która kiedyś tu mieszkała. – Edward zdjął nakrycie głowy, trochę zbyt
późno, i wsunął je sobie pod pachę. – Długo ksiądz mieszka w tej okolicy?
–  Jestem tu wikarym już od trzydziestu czterech lat. – Ksiądz Daniels
popatrzył na niego z  zainteresowaniem, dotykając swojej starannie
przystrzyżonej siwej brody. W szkłach jego okularów zatańczyły promienie
światła wpadające przed łukowe okno. – Co dokładnie chciałby pan
wiedzieć?
–  Czy znał ksiądz tę dziewczynę, Mary Breckinridge, pochowaną
w tylnej części cmentarza? – Edward próbował zachować nieprzenikniony
wyraz twarzy, by nie zdradzić żadnych uczuć, które buzowały w  jego
wnętrzu.
– Ach tak, młoda Mary. Smutna historia. Zmarła przy porodzie.
Serce Edwarda zabiło mocniej.
– Czy wie ksiądz, co się stało z dzieckiem? Domyślam się, że chłopiec
też nie przeżył?
–  Przeciwnie. Sam go ochrzciłem, dokładnie w  tym kościele. Siostra
Mary, Lizzie, zabrała go do siebie i  wychowywała jak własne dziecko.
Wykazała się wielką odwagą, zważywszy, że była już wtedy wdową i ledwo
wiązała koniec z końcem.
Edward znieruchomiał i  zacisnął szczęki. Historia Elizabeth Price
wydawała się prawdziwa. W głowie kłębiły mu się sprzeczne myśli.
– Co się z nimi stało? Wciąż mieszkają w okolicy?
– Gdy ostatnio o nich słyszałem, Lizzie nie radziła sobie z utrzymaniem
gospodarstwa po mężu i  wyjechała. Przyjęła posadę pokojówki, ale nie
wiem, co się działo dalej. – Wikariusz oparł się o pierwszą ławkę, a stawy
w  jego kolanach trzasnęły głośno. – Chłopiec musi mieć teraz jakieś
dwadzieścia jeden lat.
– Chciałbym zobaczyć księgę chrztów z tego okresu.
Wikary obrzucił go długim spojrzeniem.
– Jest pan z nim spokrewniony?
– Niewykluczone. Dlatego muszę obejrzeć wpis.
Kawałek papieru w  Biblii pani Price nic dla niego nie znaczył. Mógł
zostać sfałszowany.
– A jak się pan nazywa?
– Edward Fairchild. – Celowo pominął tytuł. Tak było prościej.
Ksiądz przymrużył oczy, jakby coś sobie przypominał.
–  Rozumiem – powiedział, nieco zaciskając usta. – Proszę ze mną,
zobaczymy, co się nam uda znaleźć.
Edward odetchnął głęboko i  ruszył wąskim korytarzem w  stronę
pomieszczeń na tyłach kościoła.
Ksiądz Daniels wyjął żelazny klucz, wsunął go do zamka i  otworzył
drzwi. Weszli do kancelarii ze starym drewnianym biurkiem i  mnóstwem
książek na półkach pod ścianami. Wikary przeszedł na drugi koniec pokoju,
wybrał opasły skórzany tom i położył na biurku. Poprawił okulary na nosie
i przewrócił kilka kartek, zanim znalazł to, czego szukał.
–  O  ile mnie pamięć nie myli, narodziny miały miejsce w  tysiąc
osiemset sześćdziesiątym drugim albo sześćdziesiątym trzecim roku.
–  W  sześćdziesiątym drugim. – Edward na zawsze zapamiętał tę datę.
Wyryła się boleśnie w jego pamięci.
Wikary przesunął palcem na dół strony.
– Breckinridge. Proszę bardzo. Znalazłem.
Lord pochylił się nad biurkiem, żeby lepiej widzieć, ale miał problem
z odczytaniem liter.
– Co tam jest napisane? – spytał, chowając drżące dłonie w kieszeniach
płaszcza.
–  Syn, urodzony osiemnastego listopada tysiąc osiemset
sześćdziesiątego drugiego roku. Na chrzcie świętym dwudziestego piątego
listopada nadano mu imiona Nolan Edward. Matka: Mary Breckinridge,
ojciec: Edward Stuart Fairchild.
Spojrzenie, jakie wikary rzucił znad okularów, przeszyło lorda na wylot.
– Czy istnieje jakieś prawdopodobieństwo pomyłki?
– Absolutnie nie. Sam dokonałem tego wpisu. Jeśli to konieczne, mogę
złożyć pisemne potwierdzenie.
– Owszem, słuszna myśl. Byłbym wdzięczny.
Gdy ksiądz podszedł do biurka, by przynieść papier i  pióro, Edward
zaczerpnął głęboko powietrza. W  obliczu niepodważalnych dowodów nie
mógł już dłużej zaprzeczać prawdzie. Nolan Price naprawdę był jego
synem.
ROZDZIAŁ
6

Z prochu powstałeś i  w  proch się obrócisz. – Uroczyste


słowa pastora Blacka popłynęły w  kierunku zebranych nad
świeżo wykopanym otworem w  ziemi, w  którym spoczęła
zwyczajna drewniana trumna zawierająca doczesne szczątki Elizabeth
Price.
Po niebie przetaczały się groźne ciemne chmury zwiastujące ulewę, ale
na razie nie padało. Powiew wiatru szarpnął sutanną księdza i uniósł zapach
świeżo skopanej ziemi prosto pod nos Hannah. Dziewczyna wyjęła
chusteczkę, by osuszyć oczy, nie spuszczając przy tym wzroku z  Nolana,
który stał naprzeciw niej. Wolałaby trzymać go pod rękę i  wspierać
w obliczu nieszczęścia. By zachować pozory, musiała jednak ukrywać swój
związek i  traktować go tylko jak jednego ze służących. Na szczęście Bert
i  Franny McTeague, a  także Mickey i  kilku innych stajennych trwali przy
nim nieprzerwanie i służyli pomocą.
Nolan miał suche oczy i wpatrywał się w ziemię, nie zdradzając bólu,
który – Hannah nie miała żadnych wątpliwości – rozdzierał mu duszę.
Elizabeth Price była jedyną rodziną Nolana, teraz, po jej śmierci, musiał się
czuć jak dryfujący statek bez kotwicy.
Hannah chciała, by mógł się oprzeć na niej, podobnie jak ona korzystała
z  jego pomocy, gdy przybyła do Stainsby. Pamiętała jeszcze siebie jako
trzynastoletnią, przerażoną dziewczynkę, samotną w  ogromnym domu,
pośród obcych ludzi. Pewnego ranka, wkrótce po przyjeździe, przypadkowo
upuściła jeden z  najlepszych półmisków pani Bridges. Porcelana pękła na
pół, a  Hannah, pewna, że narazi się na reprymendę lub nawet na karę,
zabrała stłuczone kawałki za kurnik i  chciała je tam zakopać, by ukryć
dowody przewinienia. Mała łopatka nie sprawdziła się jednak na twardym
gruncie, a  po twarzy Hannah polały się łzy pomieszane z  ziemią. Wtedy
podszedł do niej Nolan, dowiedział się, w  czym rzecz, oczyścił połówki
półmiska i  zabrał je do stajni, obiecując, że nazajutrz go przyniesie
w jednym kawałku. Rano Hannah zobaczyła półmisek na stole, sklejony tak
zręcznie, że ledwo było widać rysę. Nolan przyszedł jej z  pomocą i  od
tamtego dnia dziewczyna wiedziała, że może zawsze na niego liczyć.
Uderzenie łopaty w ziemię przerwało jej wspomnienia. Wielebny Black
wygłosił ostatnie błogosławieństwo i  grabarze zaczęli zasypywać trumnę.
Większość służących złożyła Nolanowi kondolencje. Hannah bardzo
chciała z  nim zostać, ale musiała wrócić do kuchni, by pomóc
w  przygotowywaniu potraw na małe przyjęcie. Ku zdziwieniu
mieszkańców rezydencji lord wydał posiłek dla żałobników i  zaprosił
służbę do głównej jadalni.
Później, gdy już większość dań posłano na górę, Hannah popatrzyła na
Ednę.
– Dołącz do nich – powiedziała. – Masz do tego większe prawo niż inni,
co to w  większości brali udział w  pogrzebie tylko w  nadziei na przyjęcie
i krótki pobyt w głównej części domu.
Edna westchnęła i odwiązała fartuch.
– Dobrze, ale jeśli ty pójdziesz ze mną, dziecko.
Hannah poczuła dziwny skurcz serca. Bardzo chciała iść na górę
i  przyjrzeć się bliżej córkom lorda, przyrodnim siostrom Nolana, które na
prośbę ojca przybyły na pogrzeb. Przed laty, po śmierci matki dziewcząt,
pani Price podjęła się zadań wykraczających ponad jej obowiązki i zapewne
lord uznał, że dziewczęta powinny okazać jej w  ten sposób szacunek.
Hannah podejrzewała jednak, że ma to raczej związek z ich nowym bratem,
którego lord chciał ogłosić swoim spadkobiercą po sprawdzeniu informacji
od pani Price. Nie miał zresztą innego wyboru. Nie wiedziała jednak, jak
przyjmą te nowiny córki lorda.
Hannah stłumiła przypływ strachu, modląc się w  duchu, by lord
zaczekał z  ogłoszeniem tych nowin i  pozwolił Nolanowi na spokojną
żałobę.

Nolan stał obok bufetu w  jadalni i  trzymał w  jednej ręce talerz


z  nietkniętym jedzeniem, a  w  drugiej serwetkę. Tylko siłą woli
powstrzymywał się przed ucieczką z  pokoju i  powrotem do samotności
w stajni. Czuł się zupełnie nie na miejscu w tym ociekającym przepychem
wnętrzu, chociaż teraz zebrało się w nim wielu jemu podobnych służących.
Jednak przez to dziwne wymieszanie rodziny lorda z pracownikami czuł się
w tej sytuacji jeszcze bardziej niezręcznie. Podejrzenia co do prawdziwych
powodów tej nagłej troski lorda pogłębiały dodatkowo jego
zdenerwowanie.
Nolan odstawił talerz z wystygłym już daniem i sięgnął po kufel piwa.
Pociągając tęgi łyk, by ukoić palenie w gardle, zauważył, że Evelyn, starsza
córka lorda, i  jej wychudzony mąż, Orville, przyglądają mu się uważnie
z  drugiego końca pokoju. Ich wzrok przyprawił go o  natychmiastowy
skurcz żołądka, ale skinął im uprzejmie głową.
Przed pogrzebem unikał, jak tylko mógł, kontaktu z  Edwardem
Fairchildem. Na szczęście ważne interesy zmusiły lorda do wyjazdu na
kilka dni, co Nolan powitał z prawdziwą ulgą. Teraz jednak bardzo obawiał
się nieuniknionej konfrontacji z  ojcem i  modlił się, by lord odłożył ich
rozmowę na później.
Dopiwszy piwo, zobaczył, że do jadalni wchodzi pani Bridges
z Hannah, i doznał natychmiastowego ukojenia. Z nieprzysłoniętą czepkiem
burzą jasnych włosów Hannah lśniła jak promień słońca, przecinający mrok
ponurego zgromadzenia. Zanim jednak do niej podszedł, uprzedził go
Timothy Bellows, który wyrósł przy dziewczynie jak spod ziemi i ujął ją za
łokieć.
Nolan zacisnął pięści. Choć Hannah wielokrotnie karciła lokaja za te
awanse, Timothy nie rezygnował. Teraz próbowała bezskutecznie uwolnić
rękę, ale rudzielec trzymał ją w  żelaznym uścisku. Nolan wymamrotał
przekleństwo, lecz ledwo zrobił krok w  ich stronę, poczuł na ramieniu
ciężką dłoń Berta.
– Tylko nie rób scen, twoja matka na pewno by sobie tego nie życzyła –
szepnął mu kowal do ucha. – W obecności lorda i tylu innych ludzi ten łotr
na nic wielkiego sobie nie pozwoli.
Nozdrza Nolana wydęły się jak u rasowego rumaka, który – zamknięty
w boksie – przestępuje z nogi na nogę, szykując się do biegu.
–  Ten prostak dotyka Hannah, jakby była jego własnością. – Nolan
słyszał niejedną opowieść o  flirtach Bellowsa z  miejscowymi
dziewczynami i  jego zakazanych związkach z  kuchareczkami. Dlatego
poprzysiągł sobie, że Hannah nigdy nie stanie się jedną ze zdobyczy lokaja.
Brak zainteresowania ze strony dziewczyny pobudzał jednak Timothy’ego
do coraz bardziej natarczywych działań.
–  Nie pozwól się sprowokować do czegoś durnego. – Bert niezbyt
delikatnie ścisnął go za ramię.
Nolan spazmatycznie wypuścił powietrze. Dostrzegł czujną panią
Bridges u boku Hannah i odzyskał względny spokój.
– Dziękuję, Bert, trudno mi dziś nad sobą zapanować.
– A on dobrze o tym wie. Liczy na to, że wywołasz skandal, który może
cię skompromitować w oczach Hannah i lorda.
Dziewczyna odsunęła się od lokaja, wzięła talerz i  zaczęła nakładać
sobie ziemniaki. Bellows wydawał się wyraźnie urażony, ale nie poszedł za
nią.
– Czy mogę pani pomóc, panno Burnham? – zapytał Nolan, który stanął
obok dziewczyny, posyłając jednocześnie lokajowi lodowate spojrzenie.
Hannah z uśmiechem podała mu talerz.
– Tak, to bardzo miłe z pańskiej strony, panie Price. Dziękuję.
– Nie ma za co.
– Jak to znosisz? – spytała szeptem, sięgając po sucharek.
– Jak tylko mogę... Chociaż czułbym się o wiele lepiej, gdyby Bellows
zostawił cię w spokoju.
–  Nie zwracaj na niego uwagi. Nie jest tego wart. – Zamarła nagle
i złożyła krótki ukłon. – Mój panie...
Nolan zobaczył, że podszedł do nich lord Stainsby z surowym wyrazem
twarzy.
Lord niedbałym skinięciem głowy odpowiedział Hannah na powitanie,
po czym zwrócił stalowy wzrok na Nolana.
– Chciałbym zamienić z panem kilka słów w moim gabinecie, jeśli nie
ma pan nic przeciwko temu, panie Price.
Młodzieniec poczuł ucisk w piersi.
– Czy to nie może poczekać do jutra?
– Obawiam się, że nie.
Nolan nie mrugnął nawet okiem. Nie chciał, by lord wyczuł jego
onieśmielenie.
– W takim razie dobrze – odparł, oddając talerz Hannah.
W  jej spojrzeniu dostrzegł taki sam niepokój, jaki chciał w  sobie
stłumić. Uśmiechnął się przelotnie, by ją pokrzepić.
– Do zobaczenia później – powiedział bezgłośnie i wyszedł za lordem
z jadalni.

Nolan przyrzekł sobie w  duchu, że odbędzie tę rozmowę, nie tracąc


panowania nad sobą. Zamierzał udowodnić ojcu, że chłopiec stajenny też
potrafi się zachować w cywilizowany sposób.
Objął wzrokiem wnętrze gabinetu. Do tej pory bywał jedynie w kuchni
i pomieszczeniach dla służby i z pewnością nie widział prywatnych pokoi
lorda. Większość powierzchni zajmowały olbrzymie, lśniące biurko i obite
skórą krzesła. Wzdłuż ścian stały regały z książkami, a w powietrzu unosił
się zapach tytoniu.
Lord Stainsby podszedł do kominka i  wziął do ręki pogrzebacz, by
wzniecić ogień. Drugą ręką wskazał krzesła stojące na wprost biurka.
– Proszę, usiądź.
– Wolę stać.
–  Jak chcesz. – Skrzyżował ręce na piersiach. – Najwyższy czas,
żebyśmy omówili temat, którego obaj dotąd staraliśmy się unikać. Podjąłem
pewne działania, by sprawdzić, czy słowa twojej matki są prawdą, i  moje
ustalenia całkowicie je potwierdziły. Jesteś istotnie moim prawowitym
synem, w  związku z  czym stałeś się prawnym spadkobiercą majątku
obejmującego zarówno Stainsby Hall, jak i inne posiadłości.
Nolan po raz pierwszy odczuł konsekwencje swego pochodzenia jak
uderzenie w twarz. Przełknął z trudnością ślinę.
– Może jednak usiądę.
Opadł na fotel przy kominku i  zdziwił się bardzo, widząc, że lord
zajmuje krzesło na wprost.
– Widzę, że ta wiadomość cię w jakiś sposób przygnębia.
Nolan zwilżył usta.
– Cała ta sprawa to dla mnie szok. Dla pana chyba również.
Patrzył na mężczyznę przed sobą, do którego był niezmiernie podobny,
co dopiero teraz zaczął zauważać. Takie same ciemne włosy, taki sam zarys
brwi nad błękitnymi oczami, taka sama wysunięta szczęka z  dołkiem po
środku. Jednak jego znacząca część nie potrafiła się pogodzić z faktem, że
ten człowiek, przedtem pracodawca, przed którym zawsze odczuwał strach,
okazał się jego ojcem. Jak mógł mieszkać z nim przez tyle lat pod jednym
dachem i nie zdawać sobie z tego sprawy? Czy lord czuł się tak samo?
Lord Stainsby szarpnął kołnierz koszuli, jakby fular okazał się nagle
zbyt ciasny.
–  Muszę przyznać, że ten rozwój wypadków wytrącił mnie trochę
z równowagi. – Popatrzył na Nolana i jego wzrok złagodniał.
– Zaczynam dostrzegać w tobie podobieństwo do matki. Szkoda, że nie
mogłeś jej poznać. Mary była... – przerwał, by odchrząknąć – wyjątkową
kobietą.
– Tak jak ta, która mnie wychowała.
Wiedząc, że lord nie myśli zbyt dobrze o Elizabeth, która przez tyle lat
ukrywała prawdę, Nolan postanowił zapomnieć o  własnym żalu do niej.
Nie rozumiał, jakimi pobudkami kierowała się jego matka, ale był
zdecydowany jej bronić, dopóki będzie żył.
Lord spojrzał w  ogień, pogrążony w  myślach. Po dłuższej chwili
przeniósł wzrok na Nolana.
– Chcę, żebyś wiedział, że chciałem pojąć ją za żonę. I że oczekiwałem
z utęsknieniem narodzin naszego dziecka. – Splótł palce i zmarszczył brwi.
– Mój ojciec był jednak twardym człowiekiem, który dbał wyłącznie
o  reputację i  pozycję społeczną. Z  oczywistych przyczyn nie aprobował
mojego związku z  Mary. Ja jednak postawiłem na swoim. Nie obchodziło
mnie zdanie mojego ojca ani odpowiedzialność za nazwisko. Zależało mi
tylko na tym, żeby być z Mary.
– Rozumiem – powiedział Nolan, myśląc o Hannah.
– Moja matka, a twoja babka chorowała na serce. Czekałem, aż poczuje
się lepiej, by przekazać jej wiadomość o  swoim ślubie. Wtedy Mary
wyjechała nagle ze Stainsby. Nie wiedziałem, że mój ojciec jej groził,
i  pomyślałem, że przestraszyła się naszej decyzji o  małżeństwie. – Wstał
z  krzesła i  podszedł do okna. – Wysłałem do jej rodziców kilka listów,
sądząc, że zamieszkała u  nich, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
W  końcu, w  czasie, kiedy miało się urodzić dziecko, zamierzałem się
wybrać na poszukiwania, gdy nagle dostałem list od Elizabeth, że jej siostra
i dziecko zmarli. – Żyły na jego szyi napięły się jak postronki.
Chociaż Nolan gardził tym człowiekiem, poczuł nagły przypływ
współczucia. Może naprawdę kochał Mary i rozpaczał po jej śmierci?
– Gdy Mary odeszła, nie miałem już powodu, by się sprzeciwiać woli
ojca. On wybrał dla mnie tymczasem odpowiednią narzeczoną i w pół roku
później poślubiłem Penelope.
Z  wyrazu jego twarzy Nolan mógł się domyślać, że nie był to udany
związek. Choć wciąż nie potrafił zaakceptować tego człowieka jako
swojego ojca, próbował przynajmniej zrozumieć przyczyny jego goryczy
i gniewu.
– O ile wiem, pańska żona zmarła już dość dawno temu. – Zapamiętał
mgliście jakiś pogrzeb w  Stainsby Hall, ale był wtedy taki mały, że nie
przywiązywał do niego wagi.
–  Tak. Niedługo po tym, jak pani Price wraz z  tobą przyjechała do
Stainsby. – Lord odsunął się od okna i  spojrzał na Nolana. – Ale to
wszystko dawne dzieje. Teraz musimy popatrzyć w przyszłość. Zmieni się
cały twój świat i chcę, żebyś jak najszybciej wszedł w nową rolę.
Młodzieniec pociągnął za połę odświętnego ubrania. Wiele by dał za to,
aby paprać się teraz w  błocie pod stajnią. Nie mógł jednak odsuwać
w nieskończoność tego, co i tak musiało się zdarzyć.
– Zanim się na cokolwiek zgodzę, muszę wiedzieć, jakie są wobec mnie
oczekiwania.
Lord znów zajął miejsce na krześle, unosząc pytająco jedną brew, jakby
chciał poznać zamiary Nolana.
–  Na początek przygotowałem ci apartament na pierwszym piętrze,
niedaleko moich własnych pokoi. Możesz się wprowadzić, kiedy zechcesz.
Jutro poślę po krawca, żeby zdjął z ciebie miarę na odpowiednie ubrania. –
Spojrzał z  dezaprobatą na odzienie syna. – Będziesz się musiał godnie
nosić, stosownie do okoliczności.
Nolan mruknął pod nosem. Niewygodne stroje, jeszcze tego było mu
trzeba.
– Co jeszcze?
–  Nauczymy cię manier i  dopiero wtedy zostaniesz przedstawiony
w towarzystwie jako mój dziedzic.
– Rozumiem. – Nolan ścisnął mocniej poręcz fotela, jakby to była jego
kotwica. Co dokładnie oznaczała nauka manier?
–  Zamierzam przekazać moim córkom te nowiny dziś po południu.
Poznacie się, kiedy minie pierwszy szok.
Nolan zesztywniał. Jak się zachować wobec sióstr pochodzących
z zupełnie innego świata? Może Hannah zdoła mu w tym pomóc?
Jakby czytając mu w myślach, lord przymrużył oczy.
– Muszę z tobą omówić jeszcze jeden ważny temat.
Instynkt podpowiadał Nolanowi, że zupełnie nie spodoba mu się to, co
za chwilę usłyszy. Bezwiednie napiął mięśnie.
–  Jako mój syn przestaniesz się zadawać ze służącymi. To znaczy,
oczywiście, będziesz wydawać im polecenia.
Wydawać polecenia? Przyjaciołom i  kolegom? Otworzył usta, by
zaprotestować, ale lord uniósł rękę, nie dopuszczając go do głosu.
– A już z pewnością musisz zakończyć wszystkie romantyczne związki,
w  jakie być może wszedłeś. – Wychylił się nieco, jakby chciał podkreślić
wagę swoich słów. – Gdy poznasz już zasady obowiązujące arystokrację,
znajdziemy ci narzeczoną z  dobrej rodziny. Taką, jaka będzie nam
odpowiadała zarówno pod względem pozycji społecznej, jak i majątkowej.
W  pokoju słychać było tylko trzaskanie ognia w  kominku. Zwęglone
polana zapadły się na palenisku, wzniecając fontanny iskier, pasujące
idealnie do płomiennego pulsowania w  skroniach Nolana. Chłopak wstał
gwałtownie z miejsca i podszedł do okna. Po szybach spływały duże krople
deszczu, obrazując przyszłość, która właśnie zaczęła przeciekać mu przez
palce dokładnie tak, jak przewidywała Hannah.
Wyczuł za swoimi plecami obecność Edwarda.
–  Nolanie, musisz mi to przysiąc. Arystokracie uchodzą różne dziwne
związki, ale nie wolno mu popełnić mezaliansu. Takie panują zasady
w naszym świecie.
Chłopak ostatecznie stracił panowanie nad sobą.
–  I  śmiesz to mówić po tym wszystkim, co przeszedłeś z  Mary, mój
panie? – Nie mógł się zmusić, by nazwać matką kobietę, która go urodziła.
– Mimo całej tej rozpaczy, poczucia straty? Trzeba zniszczyć dwa życia
w imię tytułu?
–  Uwierz, chcę ci tylko oszczędzić lekcji, jaką otrzymałem w  tak
strasznych okolicznościach. Nigdy sobie nie wybaczę tego, co stało się
z  Mary. Uparty i  arogancki, zignorowałem całkowicie ograniczenia
obowiązujące w moich kręgach, nie biorąc pod uwagę, jak może to wpłynąć
na jej życie. Ale nawet gdyby mój ojciec ustąpił i  zaakceptował nasze
małżeństwo, nie jestem pewien, czy Mary poradziłaby sobie z presją, jaką
wywierałyby na nią elity. – Oczy lorda przeszył nagły ból. – Musisz
zaakceptować wszystko, co niesie ze sobą życie arystokraty. Z  wielkim
bogactwem łączą się wielkie wyrzeczenia.
Nolan roześmiał się ochryple.
– Chyba raczej kajdany niewoli.
– Przykro mi, że tak to widzisz. – Mięsień na policzku Edwarda drgnął
nerwowo. – Miałem nadzieję, że z  radością przyjmiesz rolę mojego syna.
Może, kiedy doświadczysz korzyści, jakie daje pochodzenie, inaczej
popatrzysz na to wszystko, czego w ich imię musisz się wyrzec.
Nolan odwrócił się, próbując powstrzymać gniew. Czuł pulsowanie
w uszach. Wyrzeczenie się Hannah nie wchodziło w grę. Tego jednego był
pewien. Miał prawo odmówić Edwardowi i  zrzec się wszelkich praw do
majątku i tytułu. A potem zrealizować swój plan kupna ziemi i małżeństwa
z  Hannah. Jednak czyż nie marzył już od dzieciństwa o  tym, by poznać
tożsamość swego ojca i nawiązać z nim kontakt? Teraz los lub Bóg, trudno
powiedzieć, zaoferował mu taką możliwość. Czy miał prawo ją odrzucić,
nawet nie próbując?
Myśli w  jego głowie wirowały szybciej niż wiatr na dziedzińcu.
Potrzebował czasu, by obmyślić jakąś strategię. Czasu, by podjąć działania
stosowne do sytuacji. Zmusił się do spokoju i odwrócił do ojca.
–  Chyba nie zostawiłeś mi wyboru. Na razie będę spełniał twoje
życzenia.
Lord Stainsby miał chyba zamiar podjąć dyskusję, ale zrezygnował
i kiwnął tylko lekko głową.
– W takim razie dobrze. Mam nadzieję, że zjesz ze mną dzisiaj kolację.
Przedstawię cię siostrom.
ROZDZIAŁ
7

S tojąc przy barku w salonie, Edward nalał sobie whisky do


kryształowej szklaneczki i wypił bez rozcieńczania, a dopiero
potem odwrócił się do rodziny. Tak jak zawsze w  przypadku
niemiłych obowiązków i  z  tym postanowił uporać się jak najszybciej,
a o konsekwencje martwić się później.
Jego młodsza córka siedziała na kanapie, trzymając tomik wierszy na
kolanach. Marzycielka Victoria nie wyczuwała wzrastającego napięcia.
Evelyn z  kolei przycupnęła na samym skraju siedziska i  chociaż dość
niedawno wzięła ślub, nie zwracała najmniejszej uwagi na swojego męża.
Orville stał dalej i mieszał bezmyślnie koktajl.
Evelyn podniosła się z miejsca i podeszła do ojca. Ubrana w zdobioną
czerwono-złotą suknię, przypominała Edwardowi obrus bożonarodzeniowy.
–  Powiedz, ojcze, czy zebraliśmy się tutaj tylko z  okazji pogrzebu
naszej byłej gospodyni? Pytam, bo kompletnie nie rozumiem, dlaczego tak
ci zależało na naszej obecności. Nigdy się nie przejmowałeś śmiercią tego
czy innego służącego.
Edward przewidywał, że Evelyn może się czegoś domyślać. Nic nie
uchodziło jej uwagi.
– Owszem, jest pewien powód. Muszę wam przekazać ważne nowiny,
które dotyczą wszystkich.
Orville popatrzył spod oka na Edwarda.
– O co tu chodzi?
Edward zamarł, świadom siły ciosu, jaki miał za chwilę zadać swojemu
zięciowi. Choć sam cieszył się bardzo, że Orville nie zdoła w  przyszłości
roztrwonić majątku Fairchildów, obawiał się jego reakcji na wiadomość
o  Nolanie. Zapisał w  pamięci, by porozmawiać z  panem Graysonem na
temat uszczuplenia funduszu Evelyn i  uwzględnienia w  ogólnej sumie
długów jej męża.
–  Proszę, usiądźcie, a  wszystko wytłumaczę. – Edward znów upił łyk
płynnej odwagi i postawił szklaneczkę na kominku. – Pani Price poprosiła
przed śmiercią o  rozmowę i  podzieliła się ze mną informacją, która
przyprawiła mnie o niemały wstrząs.
– I czymże to gospodyni mogła cię tak zaskoczyć? – Victoria zamknęła
książkę i popatrzyła na ojca z zainteresowaniem.
Jej naiwna reakcja kontrastowała mocno z irytacją Evelyn, której czoło
przecięła głęboka bruzda, wyostrzając jej rysy. Orville stał za sofą, jakby
gotował się do bitwy.
–  Zanim dokończę – ciągnął Edward – muszę wam coś powiedzieć
o  swojej przeszłości. – Ze zdenerwowania spociły mu się ręce. Bardzo
niechętnie dzielił się z  córkami opowieścią o  swoim młodzieńczym
szaleństwie. – Za młodu, zanim poślubiłem waszą matkę, byłem krótko
żonaty z inną kobietą.
Evelyn rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.
– Owszem, krążyły o tym różne plotki. Ciotka Ophelia wspomniała coś
o potajemnym ślubie, ale zdradziła niewiele ponad to, że ta kobieta umarła,
a ty ożeniłeś się z mamą.
–  To prawda. Jednak Ophelia pominęła dość istotne szczegóły. –
Zaczerpnął powietrza i  możliwie najtreściwiej opowiedział o  swoim
krótkim związku z Mary Breckinridge. – Do niedawna sądziłem, że dziecko
moje i Mary umarło wraz z nią. Jak się okazało, pani Price była jej siostrą
i  pomogła przy urodzeniu dziecka, które ostatecznie przeżyło. Po czym
wychowała chłopca jak własnego syna.
Cała krew odpłynęła z  już i  tak bladej twarzy Orville’a. Chwycił
kurczowo oparcie sofy.
– Masz syna?
– Na to wygląda.
Evelyn zerwała się z miejsca, jej rozszerzone gniewem oczy świadczyły
wyraźnie o tym, że szybko dodała dwa do dwóch.
– Ten chłopak ze stajni jest twoim synem? – Wyciągnęła ręce w stronę
ojca. – Chyba nie wierzysz w kłamstwa służącej?
– Nie jestem głupcem, Evelyn. Oczywiście sprawdziłem jej historię. Na
własne oczy widziałem wpis w  księdze parafialnej, rozmawiałem
z  księdzem, który znał tę rodzinę i  ochrzcił chłopca. Nie ma żadnych
wątpliwości co do tożsamości jego rodziców.
– Dlaczego w takim razie nigdy wcześniej o tym nie mówiła? Dlaczego
czekała aż do śmierci? – Głos Evelyn przeszedł w pisk. – Przecież to... to
absurdalne. – Machnęła ręką w  kierunku męża. – Orville, zrób coś, broń
majątku.
Orville przygarbił się mocno. Na jego policzki wystąpiły czerwone
plamy.
–  Jeśli twój ojciec był mężem tej kobiety w  chwili, gdy urodziła
dziecko, nie można tu nic zrobić. Price jest legalnym spadkobiercą.
Edwardowi niemal zrobiło się go żal. Marzenia zięcia o  świetlanej
przyszłości runęły jak domek z kart.
–  Ale... ale... – Evelyn znów skierowała swoją uwagę na ojca. – Jak
możesz uczynić chłopca stajennego swoim dziedzicem? Przecież on nie wie
nic na temat życia arystokracji.
– Będzie się musiał wszystkiego nauczyć – odparł spokojnie Edward.
Victoria wstała, dłonie miała złożone.
– A jeśli on nie zechce tytułu? – spytała.
–  Oszalałaś? – Evelyn wykrzywiła się w  zupełnie niearystokratyczny
sposób. – Jaki plebejusz zrezygnowałby z luksusowego życia? Pewnie już
pakuje manatki.
Edward przesunął ręką po szczęce, tłumiąc przekleństwo. Spodziewał
się zdziwienia, wstrząsu, nawet gniewu. Zapomniał jednak zupełnie
o talentach aktorskich swojej córki.
–  Czy Price wie, że jest twoim synem? – Orville wyszedł zza sofy.
Wciąż był blady, ale w jego oczach czaiły się stalowe błyski.
–  Wie. I  jest tak samo zszokowany jak my wszyscy. – Edward uniósł
rękę i pozwolił, by opadła. – Przykro mi, Orville. Dla ciebie to wyjątkowo
niefortunny zbieg okoliczności.
–  Zachowaj dla siebie swoje fałszywe współczucie – odparł zimno
młodszy mężczyzna. – Nigdy nie chciałeś, żebym to ja odziedziczył tytuł.
Widać los się nad tobą zlitował i obdarzył cię synem, którego tak pragnąłeś.
Edward nie mógł zaprzeczyć jego słowom, toteż zdecydował się
pominąć je milczeniem.
Evelyn stanęła między nimi.
–  Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, ojcze. Dlaczego pani Price nie
ujawniła tego wcześniej?
Właśnie, dlaczego? Edwarda wciąż nie do końca przekonały jej racje.
–  Początkowo milczała, by dochować obietnicy, którą złożyła
umierającej siostrze. Ale chłopiec rósł i zaczął zadawać pytania, więc pani
Price przyjechała tu na służbę, by najpierw ocenić mój charakter.
Najwyraźniej uznała, że pod wieloma względami nie odpowiadam jej
wymaganiom, więc nie zdradziła tajemnicy.
– Bardzo mi przykro, ojcze. – Victoria położyła mu rękę na ramieniu. –
Pewnie jesteś zły, że tyle lat nie mogłeś się cieszyć synem. – W jej oczach
błyszczało współczucie.
Marzycielka Victoria była bez wątpienia najbardziej miłosierną osobą
z rodziny.
Wzruszył ramionami.
– Nie ma sensu zajmować się rzeczami, których nie możemy zmienić.
Lepiej posuwać się naprzód i  dlatego poprosiłem dzisiaj Nolana, by
dołączył do nas podczas kolacji.
–  Co? – Oczy Evelyn powiększyły się dwukrotnie. – To absurd. Nie
będę jadała posiłków ze stajennym.
Cierpliwość Edwarda wyczerpała się całkowicie.
– Nie tylko będziesz jadała z nim posiłki, ale jeszcze musisz traktować
go z  szacunkiem. Czy ci się to podoba, czy nie, on jest twoim bratem
i  członkiem rodziny, a  my musimy pomóc mu wejść w  nową rolę. –
Popatrzył na Orville’a, po czym przeniósł spojrzenie na Victorię i znowu na
Evelyn. – Czy to jasne?
– Całkowicie – syknęła Evelyn. – Ale nie sądź, że się z tego cieszę.
Odeszła ciężkim krokiem w  drugi kąt pokoju, a  Edward zacisnął usta.
Gdyby był bardziej religijny, zacząłby się modlić o  siły, by przetrwać
nadchodzący posiłek, nie tracąc zmysłów.

Nolan odsunął się od otwartych drzwi salonu, zza których dochodziły


rozgniewane głosy, i  oparł się o  ścianę. Serce waliło mu jak młotem.
Usłyszał tylko sam koniec rozmowy, ale to wystarczyło, by zrozumiał, że
sprawy nie mają się dobrze. Spodziewał się, że siostry nie powitają
z  radością nowiny o  jego istnieniu, jednak nie przewidział tak jawnej
wrogości z  ich strony. Nienawiść zawarta w  słowach wypluwanych przez
starszą z nich niemal zwaliła go z nóg.
Boże, nie wiem, ile jeszcze zdołam znieść. Najpierw moja matka, a teraz
to... Czego ode mnie chcesz? Co mam robić?
Zaczerpnął powietrza i  szybko je wypuścił. Widać nie dał lordowi
wystarczająco dużo czasu na rozmowę z  rodziną. Nie wiedział, czy ma
teraz wrócić do stajni i  przyjść później. Chęć, by uciec, niemal paliła go
w  piersiach, ale nie był tchórzem. Zamierzał wejść do jaskini lwa lub
umrzeć podczas nieudanej próby.
Obciągnął tweedową kurtkę. Włożył na tę okazję najlepsze, niedzielne
ubranie, choć wątpił, by ktoś to zauważył.
Po raz ostatni zaczerpnął powietrza i przestąpił próg.
– Dobry wieczór.
Wszystkie głowy odwróciły się w jego kierunku.
Nolan obrzucił przelotnym spojrzeniem powściągliwe umeblowanie
i ciemną boazerię. W salonie unosił się przyjemny zapach sosnowych polan
i tytoniu, lecz choć w kominku buzował ogień, wnętrze przenikał chłód.
–  Nolanie, proszę, wejdź. – Lord wyszedł mu naprzeciw, jego usta
okalały zmarszczki.
Usłyszawszy fragment rozmowy, nie dziwił się wcale, że ojciec jest
spięty.
– Mam nadzieję, że nie przyszedłem za wcześnie.
– Absolutnie nie. Pozwól, że przedstawię cię oficjalnie twoim siostrom.
– Wskazał wyższą z dwóch kobiet, ubraną w czerwono-złotą suknię. – To
moja starsza córka, Evelyn. Evelyn, oto Nolan.
Popatrzyła na niego bez uśmiechu.
– Miałam już okazję poznać stajennego, ojcze.
Lord odwrócił się na pięcie i popatrzył na nią ostro.
– Nie jako swojego brata. A teraz bądź tak uprzejma i odpowiednio się
z nim przywitaj.
Nolan nie miał pojęcia, na czym polega odpowiednie przywitanie, więc
stał nieruchomo, czekając na reakcję dziewczyny.
Evelyn dygnęła niezbyt głęboko.
– Bardzo mi miło – wycedziła przez zęby.
–  Cała przyjemność po mojej stronie – odparł Nolan, składając
szarmancki ukłon.
–  A  to mąż Evelyn, Orville Fairchild. Orville jest naszym dalekim
kuzynem, dlatego nosi to samo nazwisko.
Nolan się zawahał. Czy szwagier wyciągnie dłoń?
Ale on tylko lekko skłonił głowę.
– A więc my też jesteśmy kuzynami – powiedział Nolan.
–  Na to wygląda. – Twarde spojrzenie Orville’a nie poprawiło mu
samopoczucia.
Wkroczył Edward.
– Poznaj swoją młodszą siostrę, Victorię.
Nolan skierował uwagę na drugą dziewczynę. Była bez wątpienia
atrakcyjną młodą kobietą z brązowymi lokami i lśniącymi piwnymi oczami,
o wiele ładniejszą od Evelyn. Mogła mieć nie więcej niż osiemnaście lat.
Podeszła do niego z miłym uśmiechem.
–  Witaj, Nolanie. Wiadomość, że mamy brata, była dla nas naprawdę
zaskakująca, ale jestem pewna, że wkrótce się do tego przyzwyczaję.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i ukłonił.
– Dziękuję, Victorio. Ja nigdy nie miałem rodzeństwa, więc proszę cię
o  cierpliwość. Może minąć trochę czasu, zanim przywyknę do nowej
sytuacji.
– Jeśli tylko mogę liczyć na wzajemność – odparła ze śmiechem.
Ucisk w  gardle Nolana nieco zelżał. Może młodsza z  sióstr nie
nienawidziła go jednak aż tak bardzo.
W drzwiach stanął kamerdyner.
– Kolację podano, mój panie.
–  Dziękuję, Dobson. Przejdźmy do jadalni – powiedział, gestem
wskazując córkom, by poszły przodem.
Kobiety opuściły salon, szeleszcząc jedwabiem i  roztaczając wokół
siebie zapach lawendy. Za nimi ciężkim krokiem postępował Orville.
Edward uniósł brwi.
–  Mam nadzieję, że jesteś twardy, synu. Dziś wieczór będzie ci to
potrzebne.
Nolan wypuścił ze świstem powietrze.
– To prawda, też tak sądzę.
ROZDZIAŁ
8

H annah siedziała na brzegu łóżka z  otwartą Biblią na


kolanach. Migający płomień świecy na stoliku rzucał
niespokojne cienie na ścianę. Ulewa za oknem
odzwierciedlała jej nastrój. Gdyby tylko mogła się skupić na słowach, być
może znalazłaby w  nich ukojenie. Jednak była na to zbyt zdenerwowana.
Nie widziała się z Nolanem, odkąd lord zabrał go z przyjęcia po pogrzebie.
Obiecał, że spotka się z nią później, więc sądziła, że zajrzy do kuchni, ale
się nie pojawił. Nie zjadł nawet kolacji z resztą służby.
Teraz, gdy minęła już północ, Hannah próbowała odgadnąć, co się stało.
Nie musiała kończyć drogich szkół, by zrozumieć, że lord Stainsby
oczekuje zasadniczych zmian w  życiu swego potomka. Domyślała się, że
nie pozwoli mu przyjaźnić się ze służącymi ani mieszkać w  stajni.
Zadawała sobie pytanie, czy Nolan zrezygnuje z planów na przyszłość, aby
zadowolić ojca. Jej samolubna cząstka pragnęła, by życie z nią okazało się
dla niego ważniejsze niż arystokratyczne korzenie. Ale czy byłoby to
sprawiedliwe?
Westchnęła ciężko, odłożyła Biblię na stolik, podeszła do toaletki
i wzięła do ręki szczotkę do włosów w nadziei, że ukoi nerwy rutynowym
zajęciem. Usiadła na materacu i rozplotła warkocze, a jej jasne loki opadły
aż do talii. Przesuwając delikatnie szczotką po rozpuszczonych splotach,
zaczęła myśleć o  Molly. Gdy jej siostra była jeszcze maleńka, Hannah
zawsze szczotkowała jej włosy. Czy Molly teraz o tym pamiętała?
Dziewczyna nie odwiedzała gospodarstwa już od kilku lat. Jej ostatnia
wizyta okazała się klęską i  nie miała odwagi jej powtórzyć. Mąż matki
dawał jej odczuć, że nie jest mile widzianym gościem, a  matka robiła, co
mogła, by poprawić mu nastrój. W dodatku, gdy Hannah zbierała się już do
odjazdu, Molly zaczęła prosić, by zabrała ją ze sobą, czym już do końca
złamała jej serce.
Odezwało się w  niej poczucie winy. W  całym tym zamieszaniu
z  ojcostwem lorda nie miała zbyt wiele czasu, by rozmyślać o  położeniu
Molly. Teraz, gdy przyszłość z  Nolanem okazała się dość niepewna,
Hannah nie miała prawa go prosić, aby pomógł jej siostrze, nawet jeśli
rozmawiali o  tym, że zabiorą Molly do siebie, by ją uchronić przed
wymuszonym zamążpójściem. Jeśli jednak Nolan zamierzał teraz
zrezygnować z kupna gospodarstwa, Hannah musiała wymyślić jakieś inne
rozwiązanie.
Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Dziewczyna podskoczyła na
łóżku i szczotka wypadła jej z rąk.
– Kto tam?
– To ja – odezwał się znajomy głos.
Nolan? Co on, na miłość boską, robił tutaj o tak późnej porze?
– Chwileczkę. – Hannah zdjęła szlafrok z haka na drzwiach i szybko się
nim otuliła. Drżała z niepokoju. Gdyby ktokolwiek go przyłapał na trzecim
piętrze, a  co gorsza, w  części dla kobiet, oboje popadliby w  tarapaty.
Odwiedziny u ukochanego w stajni były znacznie mniej ryzykowne.
Uchyliła drzwi z nieznacznym skrzypnięciem. Nolan wszedł do środka
i cicho zamknął za sobą. Jego szerokie ramiona sprawiły, że pokój wydał jej
się mniejszy. Ściągnęła mocniej poły szlafroka i cofnęła się o krok.
– Nolanie, nie powinno cię tu być.
–  Wybacz, Hannah, ale musiałem z  tobą porozmawiać. Czekałem, aż
wszyscy pójdą spać, i  wśliznąłem się tu tylnym wejściem. – Zmierzył ją
wzrokiem od czubka głowy aż po nagie stopy i przełknął ślinę. Kiedy ich
spojrzenia się spotkały, dostrzegła w  jego oczach jakieś szaleństwo, co
kompletnie wytrąciło ją z równowagi.
– Gdzie byłeś? Nie jadłeś kolacji...
Jej pytania wyrwały go z transu.
– Usiądź, kochanie, drżysz.
Naprawdę trzęsły się jej nogi. Nie śmiała usiąść na łóżku, więc
przycupnęła na brzeżku drewnianego krzesła w rogu. Ściskając złożone na
kolanach dłonie, czekała, by Nolan wreszcie się wytłumaczył.
Przez chwilę chodził po pokoiku.
– Kiedy będziesz miała czas dla siebie? Dzień, najlepiej dwa?
Otworzyła usta, zaskoczona pytaniem.
– Należy... należy mi się trochę wolnych dni. Jeszcze nie planowałam,
kiedy o nie prosić.
–  Czy możesz powiedzieć pani Bridges, że chcesz z  nich pilnie
skorzystać? Wymyśl, że martwisz się o siostrę i zamierzasz ją odwiedzić.
Natarczywość w jego głosie przyprawiła ją o skurcz żołądka.
– Dlaczego? O co chodzi?
Zachowanie Nolana daleko odbiegało od jego normalnego, spokojnego
sposobu bycia. Najwyraźniej zauważył jej niepokój, bo przyklęknął na
jedno kolano i ujął jej dłoń.
–  Zasługujesz na coś o  wiele lepszego i  przyrzekam, że ci to
wynagrodzę.
Poczuła ucisk w gardle. Czy jego ojciec zabronił im być razem? Czy to
było pożegnanie?
–  Hannah, kocham cię i  nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. –
Wpatrzył się w  nią swoimi intensywnie niebieskimi oczyma. – Czy
uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Stłumiła okrzyk. W głowie wirowało jej tysiące myśli. Tyle razy miała
nadzieję, że Nolan odkryje przed nią serce, ale teraz kompletnie ją
zaskoczył.
– A co z lordem Stainsby?
– To nie ma z nim nic wspólnego. – Popatrzył na nią spod oka, ale zaraz
westchnął głęboko. – Chciałem ci się oświadczyć tego wieczoru, gdy
dobiłem targu z panem Simpsonem, ale dowiedziałem się wtedy o chorobie
matki. – Gładził kciukiem jej dłoń, jego wzrok złagodniał. – Proszę cię
więc teraz. Wyjdziesz za mnie, Hannah?
Jeszcze kilka dni temu zgodziłaby się bez wahania, ale po tym
wszystkim, co się wydarzyło, potrzebowała wyjaśnień.
–  Nie odpowiem, dopóki wreszcie nie usłyszę, co zaszło między tobą
i lordem.
Jego zaciśnięta szczęka znaczyła więcej niż słowa.
– Nolanie, czy lord uznał cię za syna?
– Tak. – Wstał z klęczek.
Miała wrażenie, że serce na chwilę przestało jej bić. Oczywiście, lord
musiał być szczęśliwy, że jednak ma syna, choćby okazał się on nawet
chłopcem stajennym.
– Opowiedział mi o mojej... o kobiecie, która mnie urodziła, o tym, jak
ją poślubił wbrew woli rodziny. Mówił, że kiedy uciekła, próbował ją
znaleźć, ale dowiedział się, że umarła. Razem z  dzieckiem. – Nolan
pokręcił głową. – Chyba naprawdę ją kochał. Przynajmniej to jest
pocieszające.
Popatrzyła mu w oczy.
– Co jeszcze powiedział?
Wbił wzrok w podłogę.
– Zaprosił mnie na rodzinną kolację. Byłem z nimi przez cały wieczór.
Hannah zasłoniła usta ręką. Nie mogła sobie wyobrazić Nolana
w wielkiej jadalni z całą rodziną lorda.
– Spotkałeś się z siostrami? Jak poszło?
–  Co najmniej dziwnie. Victoria była urocza, ale Evelyn i  jej mąż nie
mogą się pogodzić z moim istnieniem. – Twarz mu spochmurniała, ścisnął
metalową poręcz łóżka. – Zresztą to nie jest dla mnie niespodzianka. Ale
ani oni, ani lord nie będą kierować moim życiem. Wróćmy więc do mojej
propozycji. – Postąpił w stronę dziewczyny i jego spojrzenie złagodniało. –
Chcę cię poślubić, Hannah, i rozpocząć nowe życie albo na gospodarstwie,
tak jak planowaliśmy, albo w Stainsby, jeśli zdecyduję się przyjąć tytuł.
Poczuła przypływ energii wywołanej strachem.
– Ale nawet jeśli się zgodzę, lord nigdy... – Nagle zrozumiała, z jakiego
powodu Nolan tak się spieszy. – Dlatego nalegasz na szybki ślub? Bo
wiesz, że lord nigdy się nie zgodzi na nasze małżeństwo?
Ujął jej dłoń i pogładził ją delikatnie szorstkimi palcami.
– Wierzysz mi, Hannah?
Westchnęła.
– Wiesz, że tak.
–  Więc idźmy naprzód za tą wiarą. Razem uda się nam sprostać
każdemu wyzwaniu, jakie rzuci nam życie.
–  A  jeśli przeze mnie lord cię odtrąci? – Ze zdenerwowania, że z  jej
powodu Nolan straci okazję, by poznać lepiej ojca, trzęsły się jej ręce.
Wiedziała, że może ją kiedyś za to znienawidzić.
–  Wtedy ułatwi mi tylko wybór. Kupię rolę, tak jak planowałem,
a potem będziemy tam żyć uczciwie i pracowicie.
Hannah przygryzła wargi, niepewna, co robić. A potem podniosła oczy,
by spojrzeć w  szczerą twarz Nolana, twarz, którą kochała od dziecka.
Dostrzegła w niej spokój, uczciwość i miłość. Jak by mogła mu odmówić?
–  Po ślubie – ciągnął – zabierzemy Molly i  przywieziemy ją tutaj.
Dopóki nie podejmiemy ostatecznych decyzji, twoja siostra może
zamieszkać z Bertem i Franny.
– Och, Nolanie... Naprawdę? – Z trudem mogła uwierzyć, że wszystko,
czego pragnęła, znalazło się nagle w zasięgu jej ręki. Małżeństwo, własny
dom i Molly pod opieką. Marzenia tańczyły przed jej oczami.
–  Zrobię dla ciebie wszystko, Hannah. Powiedz tylko, że chcesz być
moja na zawsze.
Wbrew wszelkim obawom ogarnęła ją taka radość, że miała ochotę
skakać pod sufit. Ciepło jego dłoni dawało jej jak zawsze spokój i oparcie,
przestała się wahać.
– Tak, Nolanie, wyjdę za ciebie.
–  Chwała Bogu! – Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. – Jesteś dla
mnie światłem w tym mrocznym momencie mojego życia. Nie wiem, co by
się ze mną stało bez ciebie. – Przycisnął wargi do ust dziewczyny
w pocałunku tak gorącym, że przeszył ją dreszcz.
Całował ją do utraty tchu, a gdy poczuła, że uginają się pod nią kolana,
stanowczo się od niego odsunęła, z trudem chwytając powietrze.
– Nolanie... nie możemy...
Oparł głowę o jej czoło, oddychając urywanie.
– Wybacz, poniosło mnie.
Chciała wciąż udawać urażoną, ale radość, jaką czuła, sprawiła, że
z trudem stłumiła śmiech.
– Kiedy się pobierzemy?
– Jutro spotkam się z wielebnym Blackiem i wszystko z nim ustalę. Uda
ci się wyrwać pod koniec tygodnia?
–  Myślę, że jakoś przekonam Ednę, żeby pozwoliła mi wyjechać na
kilka dni. Ale co będziemy robić po ślubie? – Na myśl o nocy poślubnej jej
serce zaczęło bić jak szalone.
Uśmiech, jakim ją obdarzył, nadał mu niemal łobuzerski wygląd.
– Proszę zostawić to mnie, panno Burnham.
Zaczerwieniła się mocno i odwróciła głowę.
–  Lepiej teraz pójdę, żeby nie kusić złego. – Podszedł do drzwi
i przystanął z ręką na klamce. – Jeszcze jedno. Zachowajmy nasze plany dla
siebie. Nikt nie musi wiedzieć, zwłaszcza Edna. Wiesz, jak ona lubi
plotkować.
Hannah dotknęła kołnierza szlafroka. Choć nie chciała oszukiwać
drogiej jej sercu patronki, wiedziała, że Nolan ma rację.
– Przyrzekam.
– To dobrze. – W jego oczach pojawił się uparty błysk. – Spotkamy się
na drodze do wioski za dwa dni, o  świcie. A  do tego czasu pamiętaj, że
bardzo cię kocham.
Ucałował jej usta i  wyszedł, zostawiając Hannah oscylującą pomiędzy
stanem euforii i przerażenia.
ROZDZIAŁ
9

N astępnego ranka Nolan jak zwykle pracował w  stajni.


Choć jego ojciec życzył sobie, by zrezygnował całkowicie ze
starego życia, on nie czuł się jeszcze gotowy, żeby
zaakceptować tytuł, i wolał wykonywać dotychczasowe obowiązki.
Kończył właśnie sprzątać ostatni boks, gdy w  głównym korytarzu
pojawił się Bert.
–  Widzę, że dziś uwinąłeś się wyjątkowo szybko. Czyżby lord
wczorajszą rozmową pogonił ci kota?
W  oczach Berta jak zwykle błyszczały wesołe ogniki, ale oprócz tego
biło od niego współczucie. Był jedyną osobą oprócz Hannah, której Nolan
powiedział o łączącej go relacji z lordem Stainsby.
–  Wolałbym o  nim nie mówić, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. –
Młodzieniec przymknął drzwi boksu i wbił widły w stertę siana.
– Nie zmieniłeś więc opinii na jego temat?
Nolan posłał Szkotowi ponure spojrzenie.
– Sądziłeś, że to będzie możliwe?
Bert pogłaskał rudą brodę.
– Myślałem, że kiedy już spędzisz z nim trochę czasu jak z ojcem, a nie
z pracodawcą, zobaczysz go w innym świetle.
Nolan ruszył do swojej izdebki na tyłach stajni, Bert szedł tuż za nim.
Chłopak wypuścił głośno powietrze i skrzyżował ręce na piersiach.
– Jeśli zamierzasz mi coś powiedzieć, zrób to teraz. Mam masę zajęć.
– Rzeczywiście, powinieneś się czegoś o nim dowiedzieć. Właściwie to
chcę ci coś pokazać.
Nolan skrzywił się lekko. Zaplanował na ten ranek znacznie ważniejsze
sprawy.
– Nie mam czasu.
– To nie potrwa długo. – Bert wyszedł tylnym wejściem i ruszył przed
siebie długimi krokami, tak szybko, że wzniecał za sobą pył.
Wiedząc, że jego przyjaciel nie ustąpi, dopóki nie postawi na swoim,
niechętnie powlókł się za nim.
Bert przeciął łąkę, kierując się w  stronę wzniesienia na wschodzie.
Nolan musiał biec, by za nim nadążyć.
– Dokąd mnie zabierasz?
– Niedaleko. Za wzniesienie.
Cicho wspięli się na wzgórze, gdzie na tle błękitnego nieba rysowały się
wyraźnie czarne groty ogrodzenia otaczającego cmentarz. Nolan zrozumiał,
że są tu pochowani jego krewni ze strony ojca.
– Chcesz mnie przedstawić moim przodkom?
– Niezupełnie.
Bert znów ruszył szybko przed siebie, zmuszając Nolana do pośpiechu.
Minęli wejście na cmentarz i  szli dalej. Za zakrętem kowal zwolnił nieco
i w końcu się zatrzymał. Chłopak popatrzył za jego wzrokiem i wstrzymał
oddech z wrażenia.
Jego oczom ukazała się przepiękna kwitnąca wiśnia, której gałęzie z tej
perspektywy wydawały się sięgać nieba. Widok był istotnie prześliczny, ale
po co Bert go tu przyprowadził?
– Czy to drzewo ma jakieś szczególne znaczenie?
–  Tak. Jego Lordowska Mość sam je zasadził w  dniu, gdy się
dowiedział o śmierci swojej pierwszej żony. – Bert oparł ręce na biodrach. –
Ona najbardziej lubiła wiśnie, a przynajmniej tak twierdził lord.
Nolan przymrużył oczy, chroniąc je przed słońcem. Trudno było mu
uwierzyć, że jego ojciec uczyniłby kowala swoim powiernikiem.
Bert wskazał głową drzewo.
– Chodź.
Nolan znowu ruszył za zwalistym Szkotem, aż w  końcu doszli do
gęstwiny krzewów. Nad wejściem wyznaczonym przez drewnianą pergolę
powieszono napis: „Ogród Mary”. Pod spodem widniały słowa: „Pamięci
Mary Breckinridge Fairchild”.
Sapiąc z wysiłku, młodzieniec przetarł rękawem spocone czoło. Edward
musiał naprawdę kochać tę kobietę, skoro stworzył taki przybytek na jej
cześć. By wyrazić szacunek dla zmarłej, Nolan zdjął czapkę, zanim wszedł
do środka.
Wśród zieleni stała ławeczka. Niektóre krzewy zaczynały już kwitnąć,
a  na samym środku rosło drzewo wiśniowe. Pod nim umieszczono dwa
cynowe krzyże, jeden większy, na którym wygrawerowano: „Mary
Fairchild”, i  drugi o  wiele mniejszy, w  sposób oczywisty upamiętniający
dziecko.
Nolan gwałtownie wciągnął powietrze na myśl, że ten krzyż postawiono
dla niego, gdyż wówczas ojciec był pewien jego śmierci.
– Jego Lordowska Mość poprosił mnie, żebym wygrawerował ten napis,
co z  przyjemnością uczyniłem – powiedział Bert. – Kiedy przyniosłem tu
krzyże, drzewo było grube co najwyżej na palec. – Wskazał rząd kamieni
otaczających placyk. – Lord sam je tu przyniósł i ustawił. Co roku dodaje
nowe. A kiedy pogoda dopisuje, sadzi między nimi kwiaty.
Nolan pochylił się, by popatrzeć na krzyże, i  przesunął palcem po
wyrafinowanym zdobieniu.
– Są piękne, Bert. Czy ty znałeś... czy ty znałeś Mary?
–  Tak. Pracowała dla ojca Jego Lordowskiej Mości jako pokojówka,
zanim jego syn zaczął się nią interesować. – Bert odwrócił się do Nolana. –
Była ujmującą dziewczyną, miłą i lojalną. Próbowałem jej wybić z głowy
ten szalony związek z paniczem Fairchildem, bo tak go wtedy nazywałem,
ale było za późno. Nie chciała mnie słuchać.
Nolan wyprostował się nagle, bo przyszła mu do głowy pewna myśl.
Czyżby Bert wiedział od początku, kim on jest? Już otwierał usta, żeby go
o to zapytać, ale kowal pokręcił głową.
–  Nie, synu. Nie miałem pojęcia, że jesteś owocem tego związku
skazanego na niepowodzenie. Dowiedziałem się o  tym dopiero w  dzień
pogrzebu Elizabeth. – Bert położył rękę na ramieniu Nolana. – Twój ojciec
kochał Mary ponad życie i  może to przyniesie ci pocieszenie. Nigdy nie
widziałem, by mężczyzna tak rozpaczał po stracie. On wciąż przychodzi
tutaj w  każdą rocznicę ślubu i  jej śmierci. – Bert skrzyżował ręce na
piersiach. – Jego Lordowska Mość powiedział mi kiedyś, że gdy kwiaty
wiśni zaczynają opadać, wygląda to tak, jakby drzewo za nią płakało.
Nolan opanował wzruszenie. Może jednak nie wiedział wszystkiego
o  swoim ojcu. Niewykluczone, że pod pozorną surowością Edwarda krył
się ktoś, kto mógł się jeszcze zmienić.
– Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś. Przynajmniej wiem, że jestem
owocem prawdziwej miłości.
Bert przytaknął.
–  Pomyślałem, że zrozumiesz go lepiej, kiedy zobaczysz, jak głęboko
przeżył śmierć Mary. Jak bardzo ta śmierć wpłynęła na jego życie.
– Rzeczywiście to pomogło, dziękuję.
Nolan włożył z powrotem czapkę. Jakże inne byłoby teraz życie, gdyby
Edward szybciej podążył za Mary? Może ona by przeżyła i wtedy między
nim a ojcem wytworzyłaby się prawdziwa rodzinna więź, a nie ten ułomny,
wrogi układ, jaki teraz stał się ich udziałem.
Rzucił ostatnie spojrzenie na „ogród”. Czy istniała szansa, by
przynajmniej teraz on i Edward stali się sobie prawdziwie bliscy i drodzy?
Nolan zaczął się modlić, aby mimo wszystko miał okazję się o  tym
przekonać.

Po powrocie do budynku stajni Nolan poszedł do swojej izby, żeby


doprowadzić się do ładu i włożyć czystą koszulę. A potem osiodłał Kinga
na wyjazd do wioski. Spodziewał się, że załatwi to o wiele wcześniej, ale
nie żałował wyprawy do „ogrodu”. Bert miał rację. Nolan musiał się o tym
dowiedzieć, by lepiej zrozumieć ojca. W  jego piersi mogło przecież bić
gorące serce.
Popędził konia do galopu. Zwykle znajdował czas na podziwianie
pięknej okolicy, ale tego dnia mógł myśleć tylko o  swoim zadaniu
i  o  konieczności powrotu przed przybyciem krawca, tak by Edward nie
zauważył jego nieobecności.
Dokuczało mu coraz większe poczucie winy. Obiecał ojcu, że zerwie
znajomość z  Hannah, a  teraz zamierzał postąpić całkowicie wbrew jego
życzeniom. Niemniej jednak wiedział, że lord jest gotów uczynić wszystko,
byle tylko Nolan wypełnił jego wolę, nawet gdyby to oznaczało zwolnienie
dziewczyny i wyrzucenie jej z domu.
Ten brak zaufania spowodował konieczność utrzymania wszystkiego
w tajemnicy. Postanowił zaczekać z decyzją o przyjęciu tytułu aż do ślubu.
Gdyby nawet i  wówczas Edward nie zaakceptował synowej, mogli
wyjechać ze Stainsby i zamieszkać na wsi.
Słońce świeciło jasno po deszczu, jaki spadł poprzedniej nocy, a wiatr
przywiewał zapach kwiatów. Piękny wiosenny dzień. Może to był dobry
znak, że wszystko ułoży się po jego myśli.
Gdy dotarł do małego murowanego kościółka, poprowadził Kinga
brukowaną dróżką wiodącą na plebanię. Tam przywiązał konia do drzewa
i zapukał cicho do drzwi wejściowych.
Pani Black przywitała go uśmiechem. Miękkie, siwe loki okalały jej
okrągłą twarz.
–  Dzień dobry, panie Price. Jak się pan czuje? Z  wielkim żalem
przyjęłam wiadomość o śmierci pana mamy.
Jej kondolencje sprawiły, że zapomniał na chwilę, po co tu przyjechał.
Miał tyle na głowie, iż zepchnął żałobę gdzieś na dno serca, lecz teraz znów
ogarnął go żal.
– Jakoś sobie radzę, jak na takie okoliczności, pani Black. Czy zastałem
pani męża?
–  Oczywiście, mój drogi. Proszę, niech pan wejdzie, zaraz po niego
pójdę.
Wszedł do niewielkiego domku. Unoszący się w  środku zapach jajek
i bekonu sprawił, że Nolan przypomniał sobie o niezjedzonym śniadaniu.
W kilka chwil później w holu pojawił się wielebny Black.
– Nolan! Jak sobie radzisz?
– Dobrze. Czy mogę z wielebnym chwilę porozmawiać?
– Oczywiście, chłopcze. Wejdź do salonu.
Nolan zawstydził się nagle, gdy przypomniał sobie swoje zachowanie
w  dniu śmierci matki. A  potem, podczas pogrzebu i  później, nie miał
okazji, żeby przeprosić. Zdjął czapkę i  poszedł z  pastorem do salonu
umeblowanego pękatą sofą i  dwoma fotelami. Na stoliku, w  pobliżu
miejsca, na którym zapewne siedział duchowny przed przyjściem Nolana,
leżała otwarta Biblia i fajka.
– Czym mogę służyć? – zapytał Black, gdy zajęli miejsca.
–  Przede wszystkim proszę o  wybaczenie za brak szacunku, jaki
wielebnemu okazałem w  dniu śmierci matki. Nie miałem prawa
wyładowywać na kimkolwiek mojego gniewu.
Pastor Black pokręcił głową.
–  Nie myśl o  tym. Słyszałem już gorsze rzeczy od ludzi pogrążonych
w rozpaczy.
–  Dziękuję wielebnemu za zrozumienie. – Młodzieniec zawahał się,
szukając w  myślach jak najlepszego sposobu, by przejść do kolejnego
tematu. – Potrzebuję pomocy wielebnego w pewnej ważnej sprawie.
– Zrobię, co w mojej mocy.
–  Może się to wydać dziwne, zważywszy okoliczności... – Zaczerpnął
powietrza. – ...ale chcę jak najszybciej się ożenić.
Starszy pan wstrzymał okrzyk i uniósł brwi.
– Życzeniem mojej matki na łożu śmierci było, żebym się ustatkował.
Wiedziała, że chcę poślubić Hannah, i wymogła na mnie przyrzeczenie, że
to uczynię. Muszę dotrzymać słowa i podążać wcześniej wybraną drogą.
Nolan ściskał nerwowo czapkę w  dłoniach. Czy pastor przyjmie jego
tłumaczenia do wiadomości?
– Trzeba przyznać, że to dość niezwykła sytuacja. – Duchowny wahał
się chwilę, zanim ponownie spojrzał na chłopaka. – Czy ta młoda kobieta
wyraziła zgodę?
– Tak, wielebny.
– I nie ma żadnych przeszkód?
– Nie. W każdym razie nie takich, jakie wielebny miał pewnie na myśli.
– Kogo powołasz na świadków?
Nolan poczuł, że się poci.
– Miałem nadzieję, że pani Black się zgodzi...
– Zatem to potajemny ślub?
– W pewnym sensie tak. – Zrozumiał nagle, jak bardzo Hannah się dla
niego poświęca, rezygnując z prawdziwego wesela z rodziną i przyjaciółmi.
Wielebny Black odchrząknął i  popatrzył na niego znad drucianych
okularów.
–  Możesz mi wyznać prawdę, młody człowieku. Czy wpędziłeś
narzeczoną w tarapaty?
Fala gorąca wypłynęła mu na szyję i  paliła uszy. Jakże łatwo było
przytaknąć i  wymusić zgodę na pastorze. Nie mógł jednak zrujnować
reputacji Hannah.
– Nie. Nigdy nie splamiłbym godności tej dziewczyny.
–  Rozumiem. – Wielebny podniósł fajkę i  postukał w  główkę. – Co
w takim razie z rodziną? Dlaczego nie zapraszacie bliskich?
Nolan ostrożnie dobierał słowa.
– Zawsze miałem tylko mamę. A rodzina Hannah mieszka dość daleko
stąd. Jednak nawet gdyby mieszkali bliżej, i  tak nie mogliby zostawić
gospodarstwa. – Przerwał na chwilę. – Chcemy się do nich wybrać zaraz po
ślubie, by przekazać dobre nowiny. – Zmusił się do uśmiechu.
Na chwilę zapadła cisza.
–  Zatem nie widzę żadnego powodu, dla którego nie mógłbym się
zgodzić na ślub – odparł pastor. – Po ogłoszeniu zapowiedzi przez trzy
niedziele z rzędu...
– Trzy niedziele? – przerwał Nolan. – Nie można szybciej?
Wielebny znowu spojrzał na niego podejrzliwie.
–  Wyższe klasy kupują czasem specjalną licencję, ale to bardzo
kosztowne...
– Gdzie można ją nabyć?
– Najbliżej w biurze w Derby.
–  Dobrze. W  takim razie ruszam w  drogę. – Nolan rozluźnił ściśnięte
palce. – Jeśli załatwię sprawę, czy ślub będzie się mógł odbyć jutro?
– Tak, pod warunkiem, że wszystkie dokumenty będą w porządku.
Duchowny przymrużył oczy, a Nolan poruszył się niespokojnie w fotelu
pod jego spojrzeniem. Niewypowiedziane pytanie zawisło w  powietrzu,
lecz wielebny nie dał chyba wiary miejscowym plotkom na temat rodziców
Nolana. A  nawet jeśli podejrzewał, że lord sprzeciwiłby się małżeństwu,
i tak nie miał żadnego konkretnego powodu, by odmówić zgody na ślub.
–  Chcielibyśmy wziąć ślub jak najwcześniej, żeby zaraz potem
wyruszyć w podróż.
–  Moja żona i  ja też jesteśmy rannymi ptaszkami. Niemniej jednak
zgodnie z prawem ślubu można udzielić najwcześniej o ósmej.
–  To wystarczy. – Nolan odetchnął z  ulgą, wstał i  wyciągnął rękę do
pastora. – Jestem wielebnemu dozgonnie wdzięczny.
Black uścisnął mocno dłoń Nolana.
–  Mam nadzieję, że przystępujesz do tej ceremonii z  powagą, na jaką
zasługuje. Małżeństwo to w oczach Boga świętość.
– Proszę mi zaufać. Planuję ten ślub, odkąd skończyłem czternaście lat.

W  piątek rano Hannah zatrzymała się w  korytarzu prowadzącym do


kuchni, by uspokoić stargane nerwy. Jedynym sposobem była modlitwa.
Boże, przebacz mi, że musiałam oszukać ludzi, których kocham,
zwłaszcza najdroższą Ednę. Rozumiesz jednak z  pewnością konieczność
tajemnicy. Jeśli taka jest Twoja wola, daj mi znak, że mój związek
z  Nolanem leży w  jego najlepiej pojętym interesie, że nigdy nie będzie go
żałował. Proszę pokornie, Boże, pobłogosław nasz związek. Amen.
Odetchnęła głęboko i weszła do kuchni.
Edna uniosła wzrok znad stołu, na którym wałkowała ciasto.
–  Jesteś wreszcie. Właśnie się zastanawiałam, kiedy przyjdziesz się
pożegnać.
Hannah zmusiła się do uśmiechu.
– Nie martw się, nie wyjeżdżam na długo. Tylko na parę dni. – Miała
nadzieję, że tak się właśnie stanie, choć nie znała dokładnie planów Nolana.
–  Nie musisz przede mną udawać, moja droga. Przecież znam
prawdziwy powód twojego wyjazdu.
Hannah omal nie zamieniła się w słup soli.
– Naprawdę?
– A co w tym dziwnego, skoro w domu o niczym innym się nie mówi. –
Edna wytarła ręce w  ścierkę i  pochyliła się do dziewczyny. – Nolan jest
podobno synem Jego Lordowskiej Mości. I  zakazano mu kontaktów ze
służbą.
Hannah wciągnęła głęboko powietrze. Cóż mogła na to odpowiedzieć?
– Wiem, że miałaś nadzieję na małżeństwo z tym chłopcem. Na pewno
jesteś załamana. – Edna przytuliła mocno dziewczynę. – Wyjazd
z pewnością dobrze ci zrobi.
Jak na kobietę, która zwykle nie okazywała uczuć, zachowanie kucharki
było bardzo nietypowe.
–  Dziękuję, Edno. Jestem pewna, że gdy wrócę, wszystko będzie
inaczej. – Gdyby tylko jej patronka wiedziała, jak bardzo inaczej...
– Pozdrów ode mnie matkę. Nie widziałam się z nią od wieków. – Edna
pociągnęła nosem i wróciła do stołu.
– Dobrze. Na pewno dasz sobie beze mnie radę? – Hannah wygładziła
spódnicę, żałując, że nie może włożyć odświętnego stroju. Edna nabrałaby
jednak podejrzeń, gdyby dziewczyna wyjechała w  podróż w  najlepszej
sukni. Pomyślała, że jeśli nie nadarzy się możliwość, by zmienić ubranie
w  kościele, będzie musiała wziąć ślub w  roboczej spódnicy i  bluzce ze
stójką.
– Doskonale sobie poradzę. Inne dziewczęta cię zastąpią. – Edna podała
jej koszyk przykryty czerwoną ściereczką. – Proszę, weź ze sobą te
ciasteczka. Twoja matka zawsze bardzo je lubiła.
– Dziękuję. Jestem pewna, że będą smakowały i jej, i Molly. I dziękuję
za wolne.
– Nie musisz dziękować. Zasłużyłaś na odpoczynek.
Hannah próbowała się uśmiechnąć, ale poczucie winy sprawiło, że
zadrżały jej usta.
– Cóż, muszę się zbierać.
–  Jesteś pewna, że nie chcesz, by któryś z  parobków zabrał cię do
wioski?
Ogarnął ją strach. Nie mogła ryzykować, by ktoś zobaczył ją
z Nolanem.
–  Nie, nie. Mam mnóstwo czasu do odjazdu omnibusu. I  wolę się
przespacerować do wioski. Jest tak ładnie. – Podniosła torbę, powiesiła
pałąk koszyka na przedramieniu i  zmusiła się do uśmiechu. – Uważaj na
siebie, Edno.
Odważyła się głębiej odetchnąć dopiero, gdy wyszła poza obręb
Stainsby, na drogę prowadzącą w  kierunku wioski. Za zakrętem i  poza
zasięgiem wzroku któregokolwiek z  mieszkańców posiadłości poszukała
ścieżki, przy której Nolan obiecał na nią czekać.
W wyznaczonym miejscu, ledwo widoczny za krzakami, stał niewielki
powóz. Konie przestępowały niecierpliwie z nogi na nogę, jakby nie mogły
się doczekać, by już wyruszyć.
– Udało ci się. – Nolan zeskoczył z kozła, żeby jej pomóc.
Uśmiechał się promiennie, niebieskie oczy błyszczały w słońcu.
– Oczywiście, że się udało. – Hannah poczuła, że ma spocone ręce, gdy
zauważyła jego strój. Nolan włożył niedzielne ubranie, miał też tweedową
kurtkę, kieszonkowy zegarek i dobrze dobraną czapkę. Był tak przystojny.
Podała mu koszyk.
Nolan postawił go na siedzeniu w powozie i zmarszczył lekko brwi.
– Nie zmieniłaś zdania, prawda?
– Nie... po prostu wszystkim się denerwuję.
Zatrzepotała rzęsami, jakby chciała ukryć swój niepokój. Jak miała
wyjaśnić, że boi się nie tylko problemów ze ślubem, w razie gdyby ktoś ich
odkrył, ale również myśli z przerażeniem o nocy poślubnej. Jeśliby mogła,
zapytałaby Edny, czego ma się spodziewać. Kucharka, zanim owdowiała,
była bardzo szczęśliwą mężatką.
–  A  ty? Jesteś pewien, że tego chcesz? – Dała mu ostatnią szansę, by
zrezygnował z tego szalonego planu.
Ujął jej dłoń.
– Nigdy nie byłem bardziej pewien. Kocham cię, Hannah. Nic tego nie
zmieni. A już na pewno nie ojciec, którego ledwo znam, i tytuł, o który nie
dbam. – Ucałował jej palce. – A  teraz zostaw mi swoje zmartwienia.
Wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Zobaczysz. – Postawił jej torbę
obok swojej w powozie i pomógł usiąść.
Gdy wskoczył na kozioł i  chwycił lejce, odzyskała spokój. Jak mogła
mu nie ufać? Przecież zawsze ją chronił. Jego obecność dawała Hannah
poczucie bezpieczeństwa. A oprócz niej – modlitwy płynące z głębi serca,
które odmawiała przez całą drogę.
Nolan upewnił się, że nikt nie nadjeżdża, i skierował konie do wioski.
– Nie narobisz sobie kłopotów z powodu tego powozu?
Uniósł brew i uśmiechnął się.
– Chyba mi wolno korzystać ze swojej własności, prawda?
Po niedługim czasie przystanęli pod plebanią. Hannah miała wrażenie,
że już jest kłębkiem nerwów. Nolan, jakby wyczuwając jej stan, ujął
odzianą w rękawiczkę dłoń dziewczyny. Ciepło jego skóry przesączyło się
przez tkaninę i ogrzało jej zlodowaciałe palce.
Pod powiekami paliły ją łzy, ale nie pozwoliła im płynąć.
– Zawsze potrafisz powiedzieć coś, co mnie pocieszy...
Pocałował ją delikatnie w usta.
– Cieszę się, gdyż od dzisiaj będzie to mój obowiązek. – Zeskoczył na
ziemię i wyciągnął do niej rękę.
Razem podeszli do drzwi plebanii i Nolan zapukał.
Pastor Black otworzył, choć nie od razu.
–  Dzień dobry, wielebny. – Młodzieniec obdarzył duchownego
promiennym uśmiechem, którego on jednak nie odwzajemnił.
– Dzień dobry. Wejdźcie.
Hannah przycisnęła dłoń do żołądka, walcząc z  mdłościami. Czy
wszystkie panny młode tak się denerwują?
– Czy nie powinniśmy ruszać do kościoła? – spytał Nolan. – Nie mam
nic przeciwko waszemu domostwu, ale wolałbym wziąć ślub w  domu
Bożym.
Duchowny nie patrzył mu w oczy, trzymał złożone ręce przed sobą.
–  Bardzo mi przykro, panie Price, ale nie będę mógł dzisiaj
przeprowadzić tej ceremonii.
Hannah poczuła miękkość w  kolanach. Chwyciła Nolana za ramię,
modląc się jednocześnie, by nie upaść.
Chłopak zmarszczył brwi.
– Czy ma wielebny jakieś niespodziewane obowiązki?
– Nie.
– To może wyniknął jakiś problem z licencją?
– Licencja jest w porządku... – Pastor najwyraźniej czuł się niezręcznie.
Na jego bladej twarzy malował się zarówno strach, jak i  współczucie. –
Przyszedł wczoraj do mnie lord Stainsby. Zabronił mi błogosławić twój
związek bez jego wyraźnej zgody i obecności w kościele.
Hannah uniosła rękę do drżących ust. Stało się dokładnie tak, jak
przewidywała. Jego Lordowska Mość zamierzał zrobić wszystko, co
możliwe, by kontrolować od tej pory życie Nolana.
– Lord – syknął Nolan – nie ma tu nic do powiedzenia.
Po raz pierwszy podczas tej rozmowy wielebny Black spojrzał
Nolanowi szczerze w oczy.
– Chyba obaj wiemy, dlaczego lord ma prawo wyrazić swoje zdanie na
temat twojej przyszłej małżonki. Zwłaszcza że zamierzasz pojąć za żonę
dziewczynę niższego stanu. – Popatrzył przepraszająco na Hannah. – Nie
gniewaj się, moja droga.
Język dziewczyny przywarł do podniebienia. Zamrugała, by rozpędzić
łzy, i  odważyła się spojrzeć na Nolana. Chłopak miał zaciśniętą szczękę,
żyły na szyi napięte jak postronki. Wyczuła, że robi wszystko, aby
powstrzymać buzujący gniew.
–  Powiedział mu wielebny, że tu byłem? – Nieprzyjemny ton
młodzieńca zdradzał wściekłość.
– Nie. Uznałem, że rozmawialiśmy poufnie. Modliłem się jednak długo
i gorąco, by Pan Bóg pomógł mi podjąć właściwą decyzję.
– I jak rozumiem, nie może wielebny postąpić wbrew woli lorda?
Pastor westchnął.
–  Nie w  obecnej sytuacji, kiedy połowa mojej parafii to mieszkańcy
Stainsby i okolicznych posiadłości. Już nawet nie wspomnę o tym, że lord
zasila kościół sporymi sumami. Bez niego by nie istniał. – Duchowny
wzruszył ramionami. – Przykro mi, chłopcze, ale może wyjdzie ci to na
dobre. Jeśli to małżeństwo jest wolą Boga, pewnego dnia zostanie zawarte.
Poświęć temu trochę czasu i modlitwy.
– Rozumiem trudne położenie wielebnego – powiedział wolno Nolan. –
Czy mogę prosić o  szklankę wody dla Hannah? Obawiam się, że jest
wstrząśnięta.
Duchowny uniósł brwi.
–  Oczywiście. Wybaczcie moje okropne maniery. Trzymam was
w korytarzu... Zapraszam do salonu i  poproszę małżonkę, żeby przyniosła
wam herbatę.
Serce Hannah tłukło się w  piersi, jakby chciało z  niej wyskoczyć.
Sztuczny uśmiech Nolana mógł zwieść pastora, ale nie ją. Znała go zbyt
dobrze. Obrzuciła go surowym spojrzeniem, po czym weszła do salonu
i przycupnęła na jednym z foteli.
Wielebny Black z holu zawołał żonę, a potem do uszu Hannah dobiegły
męskie głosy. Ale nie rozumiała słów. Wyjęła z  torebki chusteczkę, by
otrzeć nią spocone czoło i miejsce nad ustami.
Jak Nolan zamierzał postąpić w tej sytuacji?
ROZDZIAŁ
10

N olan przemierzał przedsionek wiejskiego kościoła,


próbując nie zwracać uwagi na krople potu perlące mu się na
czole. Czekał, by pani Black przyprowadziła Hannah
z  plebanii. Mimo wczesnej pory gorące słońce podniosło temperaturę do
absurdalnie wysokiego poziomu. Fakt, że kościół był od niedzieli szczelnie
zamknięty, bynajmniej nie pomagał – powietrze wewnątrz było gęste
i duszące.
Nolan rozejrzał się po cichym budynku, patrząc teraz na drewniane
ławy i witraże w oknach nowymi oczyma. Gdyby Hannah nie zależało tak
bardzo na ślubie w  kościele, nie wspominając już nawet o  opinii jego
religijnej matki na ten temat, Nolan przekupiłby jakiegoś urzędnika
magistratu z innego miasta i tam wzięliby ślub. Jednak z uwagi na Hannah
cieszył się, że zdołał przekonać wielebnego Blacka do swojego sposobu
myślenia.
Wykorzystał w tym celu wszystkie argumenty, jakie tylko przyszły mu
do głowy – apelował do jego wyrozumiałości, honoru i  możliwości
uczynienia jedynej właściwej rzeczy z punktu widzenia Hannah. W końcu
duchowny znał ich oboje od wczesnych młodzieńczych lat, widywał ich co
niedziela w  kościele, a  Nolan obiecał, że weźmie na siebie pełną
odpowiedzialność przed lordem, zapewniając jednocześnie wielebnego, że
datki na parafię się nie zmienią. Ponieważ jednak pastor wciąż się wahał,
chłopak powiedział mu, że rozumie, i podziękował. Poprosił jednak o zwrot
licencji, gdyż zamierzał szukać do skutku duchownego, który pobłogosławi
ich związek. W  tym momencie wtrąciła się pani Black i  jej prośba, by
małżonek otoczył opieką prawdziwą miłość, okazała się decydującym
argumentem, który ostatecznie przekonał wielebnego.
Nolan wciąż spacerował nerwowo po małym pomieszczeniu, próbując
bezskutecznie zapanować nad nerwami. Czy pastor znowu zmienił zdanie?
Wyjrzał przez boczne okno w  obawie, że lord przejrzał ich zamiary
i przyjechał do kościoła. Jednak wszystko wyglądało zwyczajnie.
Choć w  ostatnim czasie wiara Nolana mocno osłabła, przystanął, by
zmówić gorącą modlitwę.
Bardzo pragnąłem poznać swojego ojca, Boże, ale chyba nie wybrałbym
akurat tego człowieka, który się nim okazał. Jednak Ci ufam, wiem, że masz
dla mnie jakiś plan. Błagam Cię, by ten plan uwzględniał Hannah, gdyż nie
wyobrażam sobie życia bez niej. Przyrzekam, że będę dla niej dobrym
mężem do końca moich dni.
Gdy skrzypnęły drzwi, Nolan podniósł gwałtownie głowę. Na widok
Hannah zamrugał oczami. Dziewczyna przebrała się w  inną suknię barwy
bujnej roślinności ze Stainsby. Jej zielone oczy lśniły, a  włosy opadły na
ramiona błyszczącą falą, przystrojone wieńcem ze stokrotek, który tworzył
jakby rodzaj aureoli. Nigdy przedtem nie wyglądała tak pięknie.
Nolan z  trudnością przełknął ślinę i  wyciągnął do niej rękę. Hannah
uśmiechnęła się drżąco i  ujęła ufnie jego dłoń. Uścisnął ją pokrzepiająco
w nadziei, że wyraża w ten sposób swoje uczucia.
Wielebny Black minął ich w drodze do ołtarza.
– Zaczynajmy, zanim wróci mi rozum.
Pani Black i  gospodyni Blacków, która zgodziła się wystąpić w  roli
drugiego świadka, zajęły miejsca obok Hannah.
– Nie zwracajcie na niego uwagi – powiedziała pani Black. – Uspokoi
się. A teraz pobierzcie się, gołąbeczki.
Nolan poprowadził pannę młodą do ołtarza i  oboje stanęli przed
pastorem, trzymając się za ręce. Słońce wdzierało się do wnętrza przez
witraże, spowijając ich we wszystkie kolory tęczy, jakby Pan Bóg chciał im
powiedzieć, że błogosławi ten związek. Na Nolana spłynął spokój, jego
skołatane nerwy znalazły wreszcie ukojenie.
Po chwili ciszy wielebny Black otworzył modlitewnik.
–  Ukochani, zebraliśmy się tutaj przed Bogiem i  świadkami, by
połączyć tego mężczyznę i  tę kobietę świętym węzłem małżeńskim. –
Popatrzył na Nolana i  Hannah. – Czy przybyliście tutaj z  własnej,
nieprzymuszonej woli, by zawrzeć związek małżeński do końca swoich
dni?
Nolan skinął głową.
– Tak – odparł.
– Tak – powtórzyła Hannah.
Pastor przyjrzał im się uważnie.
– Dobrze. W takim razie przejdźmy dalej.
– Nolanie, czy chcesz pojąć tę oto kobietę za żonę i żyć z nią zgodnie
z przykazaniami Bożymi w świętym związku małżeńskim? Czy będziesz ją
kochał, szanował i  wspomagał w  zdrowiu i  w  chorobie? I  dochowasz jej
wierności, dopóki śmierć was nie rozłączy?
Nolan popatrzył prosto w oczy Hannah.
– Tak.
–  Hannah, czy chcesz pojąć tego oto mężczyznę za męża i  żyć z  nim
zgodnie z  przykazaniami Bożymi w  świętym związku małżeńskim? Czy
przyrzekasz, że będziesz mu posłuszna i  będziesz go kochać i  szanować
w zdrowiu i w chorobie? I dochowasz mu wierności, dopóki śmierć was nie
rozłączy?
Łzy płynęły po policzkach dziewczyny.
– Tak.
Nolan ścisnął jej rękę z gulą w gardle.
– Teraz złóżcie sobie nawzajem przysięgę małżeńską.
Nolan zaczerpnął tchu i  uroczyście poprzysiągł Hannah dozgonną
miłość i  wierność, po czym wsłuchiwał się w  jej przysięgę. Dziewczyna
wyrecytowała ją z taką mocą, że spokorniał. W piersi wzbierała mu miłość,
która mogła się jedynie równać z  tym żarem, który błyszczał w  oczach
Hannah.
Po złożeniu ślubowania Nolan ofiarował ukochanej prostą, metalową
obrączkę, dzieło Berta.
–  Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i  wierności.
Całym moim jestestwem będę cię wielbił i  całym moim ziemskim
bogactwem cię obdaruję. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. –
Z tymi słowami zdecydowanym ruchem wsunął jej obrączkę na palec.
Pastor zerknął na nich zza okularów.
–  Wobec zgodnie złożonej przez was przysięgi ogłaszam was mężem
i żoną. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.
Gdy Nolan i Hannah popatrzyli na siebie z niedowierzaniem, w kościele
zaległa cisza. Zostali małżeństwem!
Nolan z trudem powstrzymywał ogarniającą go radość.
Dziękuję Ci, Boże, przysięgam, że spędzę resztę życia, czyniąc wszystko,
by Hannah była najszczęśliwszą kobietą na ziemi.
Następnie zamaszystymi pociągnięciami pióra po papierze podpisali się
w kościelnej księdze i odebrali gratulacje od pastora i jego żony.
Nolan wcisnął sowitą ofiarę w dłoń duchownego.
–  Nigdy nie zdołam się wielebnemu odwdzięczyć. Uczynił nas
wielebny najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi.
– Cieszę się, chłopcze. Modlę się tylko, by Bóg oszczędził mi gniewu
lorda Stainsby. – Zamknął modlitewnik. – Kiedy przekażesz mu nowiny?
Usta Nolana drgnęły lekko.
–  Jeszcze nie. Myślę, że musimy najpierw spędzić parę dni
w samotności.
Wielebny Black poprawił okulary na nosie.
– Niech was Bóg błogosławi.

Hannah płynęła na fali niczym niezakłóconego szczęścia i  nie czuła


nawet podskakiwania powozu na bruku bocznych uliczek. Była mężatką.
Jej marzenie, by zostać żoną Nolana, spełniło się. Może nie dokładnie tak,
jak tego pragnęła, lecz nieznany ciężar obrączki na palcu przypominał
o przysiędze złożonej przed Bogiem. Ślubowaniu, które wiązało ich aż do
śmierci. Do przypieczętowania związku pozostawała tylko noc poślubna.
Przeszedł ją dreszcz niepokoju. Gdzie mieli ją spędzić?
Nolan uśmiechnął się do niej tak serdecznie, że poczuła rumieniec na
policzkach.
– Jesteśmy prawie na miejscu, pani Price.
Nagle coś sobie uświadomiła.
– Czy jestem panią Price czy panią Fairchild?
Zmarszczka na czole Nolana sprawiła, że pożałowała pytania.
–  Podpisaliśmy rejestr jako pan i  pani Price’owie. Nie będę się teraz
martwił o nazwisko.
– Przepraszam, nie powinnam była o tym mówić.
Złagodniał.
–  Nie przepraszaj. Nigdy nie powinnaś się obawiać wyrażać tego, co
myślisz. Lepiej mówić głośno o swoich wątpliwościach niż chować je dla
siebie.
Uśmiechnęła się drżąco.
–  Ja też tak uważam. Mąż i  żona powinni się dzielić wszystkimi
myślami i uczuciami.
– Zgadzam się.
– A zatem dokąd mnie zabierasz, mężu? – To cudowne słowo spłynęło
jej z ust, jakby byli małżeństwem od wieków.
Jechali już od kilku godzin, na jej czepek padało popołudniowe słońce.
Żołądek wyrażał głośno swoje niezadowolenie, przypominając, że nie jadła
śniadania.
– Chyba przyda mi się niedługo jakiś posiłek.
–  W  takim razie masz szczęście, bo dotarliśmy do celu. – Nolan
zatrzymał powóz przy starej, murowanej gospodzie.
Pokryty mchem budynek stał z  dala od drogi, otoczony niskim
ceglanym murem z  bramą prowadzącą na podwórze. Napis nad drzwiami
głosił: „Gospoda Thornbridge”.
–  Dopilnuję, żeby ktoś zajął się końmi, i  zaraz potem zasiądziemy do
uczty weselnej – powiedział Nolan, zeskakując zręcznie na ziemię.
Hannah przyjęła jego pomoc przy wysiadaniu z powozu i zaczekała, by
zapłacił stajennemu i służącemu, który zabrał ich bagaże.
Zerknęła nerwowo na eleganckich gości wchodzących do środka.
– To chyba bardzo drogi zajazd. Czy możesz sobie na to pozwolić?
–  Zostaw mi problemy finansowe. – Nolan podał jej ramię. –
Zamierzam cię rozpieszczać tak bardzo, jak tylko będę mógł.
Spróbowała się uśmiechnąć i  ruszyła wraz z  Nolanem do głównego
holu.
W  zajeździe było gwarno i  rojno. Po prawej od wejścia mieściła się
elegancka jadalnia, którą wypełniali rozbawieni goście, rozkoszując się
południowym posiłkiem. Po lewej stało duże drewniane biurko, nad którym
wisiał napis: „Recepcja”. Na wprost wiły się w górę pomalowane na złoto
dębowe schody prowadzące do sypialni. Na myśl o  tym, że przyjdzie jej
dzielić pokój – i  łoże – z  nowo poślubionym mężem, na policzki Hannah
wystąpiły rumieńce.
Nolan podszedł do biurka i  zaczął rozmawiać z  recepcjonistą. Hannah
stała z  boku; wolała nie słyszeć, o  czym mowa. I  tak z  trudem znosiła
świadomość, że pracownicy zajazdu prawdopodobnie wiedzą, że
przyjechała tu spędzić miodowy miesiąc.
Służący wniósł bagaże.
– Pokój dwudziesty trzeci – poinstruował recepcjonista.
Nolan dał służącemu monetę i chłopak poszedł na górę.
Hannah popatrzyła na męża, który tymczasem ruszył w jej kierunku.
– W jadalni czeka na nas stolik – powiedział, podając jej ramię.
Parę minut później siedzieli przy pięknie nakrytym stole zastawionym
porcelaną, obok której lśniły sztućce. Hannah nie mogła się nadziwić, że
oto ona, zwykła pomocnica kucharki, siedzi w  eleganckiej restauracji jak
prawdziwa dama i tak jest traktowana. Drżącymi palcami zdjęła rękawiczki
i włożyła je do torebki.
Nolan ujął pod stołem jej dłoń i lekko ją uścisnął.
– Nie denerwuj się. Chciałbym, żebyś mogła wspominać z radością te
piękne chwile przez najbliższe lata. – Popatrzył jej czule w oczy.
Dlaczego nie potrafiła się cieszyć i docenić hojności Nolana? Nakazała
sobie spokój i  wreszcie zakosztowała z  radością przyjemności ucztowania
w  eleganckiej restauracji. Pieczony bażant z  purée z  ziemniaków
i  jabłecznik na deser – nigdy wcześniej nie próbowała takich pyszności.
Z  pełnym żołądkiem poczuła, że jej niepokój zmalał, mimo to co chwila
zerkała w kierunku wejścia do jadalni, pewna, że lada chwila lord Stainsby
wpadnie do środka i zniszczy im ten piękny dzień.
Wychyliła się do przodu.
– Myślisz, że lord już nas ściga? – szepnęła Nolanowi do ucha.
Chłopak popatrzył na nią spokojnie.
–  Chyba że wielebny Black nie dotrzymał słowa. Powiedziałem
lordowi, że wyjeżdżam powiadomić krewnych matki o  jej śmierci. Nie
oponował.
– A jeśli się zorientuje, że mnie też nie ma?
Nolan uniósł jej dłoń do warg.
– Nie szukajmy problemów, kochanie. Mam teraz ważniejsze sprawy na
głowie. Muszę na przykład zabrać swoją żonę na górę. – Jego przystojną
twarz okrasił łobuzerski uśmiech.
Hannah poczuła, że serce staje jej w  gardle. Nie mogła dobyć głosu,
popatrzyła mu tylko w oczy.
– Gotowa? – spytał cicho.
Z trudem przełknęła ślinę i skinęła głową.
Już bardziej gotowa być nie mogę.
Ruszyli na piętro. Hannah była pewna, że wszystkie oczy zwrócone są
na nich, a każda rozmowa dotyczy tego, co zamierzają teraz robić państwo
młodzi. Idąc w kierunku pokoju położonego przy końcu korytarza, patrzyła
prosto przed siebie. Z  kuchni na dole dobiegał słodki zapach cynamonu
i jabłek. Z każdym krokiem ubywało światła i odwagi dziewczyny.
W  końcu Nolan stanął pod drewnianymi drzwiami. Wyjął z  kieszeni
cynowy klucz, włożył go do zamka i  z  głośnym szczęknięciem otworzył
drzwi na oścież.
Hannah wrosła w ziemię, unieruchomiona przez strach. Nolan odwrócił
się do niej z  niemym pytaniem w  oczach. Czyżby wyczuwał jej
niepewność?
Wrócił do holu.
–  Oczywiście, byłbym zapomniał. – Porwał ją w  ramiona, przeniósł
przez próg i ucałował jej chłodne usta.
– Witam w naszym weselnym apartamencie, pani Price.
W  przytulnym pokoju dominowało łoże z  czterema kolumienkami.
Prostokątne okno wychodzące na podwórze zasłaniały ciężkie kotary,
a  większą część sąsiedniej ściany zajmował ogromny kominek. Ich bagaż
stał na plecionym dywaniku.
Hannah poczuła skurcze żołądka, błądziła wzrokiem po całym pokoju,
starannie omijając łóżko.
Nolan podszedł do toaletki i zajrzał do dzbanka.
– Jest woda i czyste ręczniki, jeśli zechcesz się odświeżyć. – Na szyję
wystąpiły mu czerwone plamy. – Pójdę sprawdzić, czy konie mają
wszystko, co trzeba, i  zostawię cię samą. – Idąc do wyjścia, pocałował ją
w policzek. – Niedługo wrócę.
– Będę czekała – przyrzekła.
Gdy tylko Nolan zamknął za sobą drzwi, Hannah zdjęła kapelusz,
suknię i  buty. Skorzystała z  toaletki, zmyła z  siebie kurz po podróży
i  wytarła się miękkim ręcznikiem. Następnie, otworzywszy torbę, wyjęła
z  niej kilka ubrań, które powiesiła w  szafie obok najlepszej sukni,
i przebrała się szybko w biały szlafrok. Czesząc włosy, zerknęła w krzywą
taflę lustra. Gdyby tylko mogła włożyć coś naprawdę ładnego zamiast tej
zabudowanej, bawełnianej koszuli... Czy jej mąż uzna ją za atrakcyjną czy
raczej pospolitą?
Nolan sprawdził, czy konie dostały obrok i  świeżą wodę, a potem stał
przez chwilę wpatrzony w  popołudniowe niebo na tylnym dziedzińcu
zajazdu. Odkąd przyjechali na miejsce, wiatr przybrał na sile. Chmury
pędziły po niebie, układając się w  bezładne wzory, jakby chciały wygrać
wyścig z nadchodzącym deszczem. Postawił kołnierz płaszcza, chroniąc się
przed wzbijanym w powietrze kurzem, a sumienie nakazywało mu myśleć
o Hannah.
Nie mógł udawać, że nie wyczuwa jej lęku widocznego wyraźnie od
chwili ich przybycia do zajazdu. Gdyby mógł postąpić tak, jak chciał,
wprowadzałby ukochaną stopniowo w  fizyczny aspekt małżeństwa
i  uwodził ją do czasu, aż poczułaby się przy nim bezpieczna. Niestety na
taki luksus jak czas nie mogli sobie pozwolić, a on musiał zadbać o to, by
małżeństwo zostało skonsumowane, co uniemożliwiłoby jego ewentualne
anulowanie.
Choć był pewien swej decyzji, ogarnął go niepokój. Może z  powodu
swej arogancji i  uporu, by przeciwstawić się woli lorda, zmusił Hannah
zbyt szybko do zawarcia tego związku?
Po raz drugi tego dnia młodzieniec zwrócił swoje myśli do Boga
Wszechmogącego. Boże, przebacz mi mój gniew, jaki Ci ostatnio okazałem,
i zuchwałość wobec Hannah. Proszę, ukój jej lęk i spraw, bym stał się dla
niej wrażliwym mężem.
Westchnął głęboko, wyprostował plecy, wcisnął czapkę na czoło
i wszedł do zajazdu.
Gdy znalazł się znów przed drzwiami pokoju, zapukał cicho, zanim
włożył klucz do zamka. W  środku panowały ciemności, paliła się tylko
świeczka na stoliku. Hannah zaciągnęła zasłony, odcinając całkowicie
dopływ dziennego światła. Ale gdzie ona się podziała? Chyba nie uciekła
ze strachu przed nim?
Ledwo dostrzegalny ruch pod ogromną kołdrą pokrywającą łóżko
zwrócił jego uwagę na blask pary oczu spoglądających na niego bojaźliwie
znad nakrycia.
– Czy dałem ci dość czasu? – spytał łagodnie.
– Tak.
Ta krótka odpowiedź wcale go nie uspokoiła. Przekręcił klucz
w  drzwiach, zdjął kurtkę, marynarkę i  kamizelkę. Westchnął cicho
i poprosił Boga o pomoc.
– Pozwolisz, że się umyję? – spytał takim tonem, jakby prosił o podanie
ziemniaków.
–  Oczywiście, nie przeszkadzaj sobie – odparła i  naciągnęła sobie
kołdrę na głowę.
Nolan odgarnął palcami przyklapnięte ciemne włosy, westchnął
z rezygnacją i podszedł do toaletki. Szybko przemył twarz, szyję oraz ręce
i wytarł się ręcznikiem. Z łóżka nie dochodził żaden dźwięk.
Przygarbił się lekko. Ileż to razy marzył o  tej chwili? Aż trudno mu
było policzyć. Nie przewidział jednak, że nowo poślubiona żona schowa się
przed nim pod kołdrę i  będzie się bała nawet na niego spojrzeć. Nie
wiedział, co robić.
Pamiętajcie, by Pan Bóg był zawsze obecny w waszym małżeństwie.
Słowa, jakie pastor wypowiedział do nich na pożegnanie, powróciły
teraz z całą mocą do Nolana i stały się dla niego inspiracją. Wciąż ubrany
w  białą koszulę i  spodnie, przysiadł na krawędzi łóżka. Hannah
spazmatycznie zaczerpnęła powietrza.
Delikatnie sięgnął po róg kołdry i pociągnął ją w dół, by odsłonić twarz
dziewczyny.
– Daj mi ręce – powiedział spokojnie, jakby próbował okiełznać lękliwą
klacz.
Bert zawsze mu powtarzał, że potrafi postępować z bojaźliwymi końmi.
A Nolan miał teraz nadzieję, że poradzi sobie również z przerażoną kobietą.
Hannah zacisnęła kurczowo palce na pościeli.
– Zrób to, kochanie. Weź mnie za rękę. Musimy po prostu przez chwilę
porozmawiać.
– Porozmawiać? – Z ulgą wypuściła powietrze.
– Tak. Chcę, żebyś się dobrze ze mną czuła, i dlatego pragnę odmówić
z tobą wspólną modlitwę.
– Modlę się cały dzień. – Słowa Hannah nie były głośniejsze od szeptu.
–  To dobrze. Ale chciałbym rozpocząć nasze pożycie od modlitwy.
Możemy się razem modlić co wieczór, jeśli ci to odpowiada.
Na jej twarzy pojawił się wreszcie wyraz ulgi. Uśmiechnęła się drżąco.
– Bardzo tego pragnę.
Ostrożnie odsunęła kołdrę. Na widok jej długich, złotych włosów
rozrzuconych na ramionach Nolan poczuł przyspieszone bicie serca. Zanim
zdążyła się zasłonić, dostrzegł jeszcze haftowany stanik koszuli nocnej.
Odetchnął głęboko, próbując zapanować nad oddechem.
Spraw, bym wypowiedział właściwe słowa, Boże.
Skłonił głowę i  rozpoczął od prostej modlitwy, którą odmówili razem.
A potem jego słowa popłynęły z serca.
– Dziękuję Ci, Boże, za to, że obdarzyłeś mnie Hannah jako moją żoną.
Spraw, abym był dla niej zawsze dobrym i delikatnym mężem. Pomóż mi
jej okazać, jak bardzo ją cenię, wielbię i  szanuję pod każdym względem.
Niech nasza miłość będzie prawdziwa pod Twoją opieką. Amen.
Uniósł głowę i spostrzegł, że zwilgotniały jej oczy.
–  Och, Nolanie, to było cudowne. Wybacz, że nie zachowuję się
odpowiednio, jak dobra żona w dniu ślubu. – Jedna samotna łza wymknęła
się jej spod rzęs i potoczyła na usta.
Otarł ją kciukiem.
– Nie ma czegoś takiego jak odpowiednie zachowanie. Nie możesz się
obwiniać za to, co czujesz, i  za to, że się boisz. – Zrozumiał nagle, że
dziewczyna nie mogła porozmawiać z matką, by się przygotować na to, co
następuje po ślubie. – Oboje jesteśmy zdenerwowani, Hannah, ale mamy
całe życie przed sobą, żeby sobie z tym poradzić. Czy... – Odchrząknął. –
Czy wiesz, co się dzieje w noc poślubną między mężczyzną i kobietą?
– Tak mi się wydaje – wymamrotała, patrząc na kołdrę.
– Musisz chociaż na mnie spojrzeć. Nie ma się czego bać ani wstydzić.
Nie cofając rąk z uścisku jego dłoni, wolno podniosła na niego oczy.
–  Od jutra nie będzie między nami żadnych tajemnic, tylko radość.
Staniemy się naprawdę jednością. Tak jak zaplanował Bóg.
Choć policzki wciąż płonęły jej rumieńcem, nie chowała już przed nim
twarzy. Uniósł dłoń i  powiódł nią po jej jedwabistych włosach. Ileż razy
marzył o tym, by poczuć ich miękkość na swoich palcach?
– Jesteś taka piękna. Sam nie wiem, jak to się stało, że zdobyłem twoje
serce.
–  Należało do ciebie już wtedy, gdy przyjechałam do Stainsby
i  naprawiłeś dla mnie ten stłuczony półmisek. Oprócz Edny byłeś jedyną
osobą, która o mnie dbała.
Nolan zamarł i  uświadomił sobie, że ta cudowna kobieta otrzymała
w  życiu znacznie mniej uczuć, niż na to zasługiwała. Poprzysiągł sobie
w duchu, że postara się jej to wynagrodzić. Powiódł delikatnie dłonią po jej
policzku.
– Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia, choć wtedy nie zdawałem
sobie z  tego sprawy. – Ucałował delikatnie jej czoło, skronie i  powieki,
wdychając jej czysty, naturalny zapach, ucieszony, że Hannah nie cofa się
przed jego dotykiem.
Odsunął się lekko, by zajrzeć jej w  oczy i  upewnić się, że chce
kontynuować pieszczoty. Z ulgą nie dostrzegł w nich strachu, tylko miłość.
Jego spojrzenie przesunęło się na rozchylone usta Hannah, zaczął oddychać
płyciej.
– Chciałbym cię teraz pocałować, jeśli pozwolisz.
Przełknęła ślinę i wolno skinęła głową.
Z  mocno bijącym sercem ujął jej twarz w obie dłonie i objął wargami
usta dziewczyny. Ogrzały się natychmiast pod jego dotykiem. Hannah
wydała cichy jęk, chwyciła go za ramiona jak tonąca i odwzajemniła mocno
pocałunek.
Nie marzył nawet o  tak entuzjastycznej reakcji. Jej ochocze pocałunki
rozpaliły w  nim płomień, który ogarnął całe ciało i  wystrzelił niczym żar
wypryskujący z kominka.
–  Kocham cię nad życie – szepnął, okrywając pocałunkami jej twarz
i szyję.
A gdy położył ją z powrotem na puchowym materacu, wszystkie oznaki
strachu bezpowrotnie zniknęły.
ROZDZIAŁ
11

Ś wiatło poranka wyrwało Hannah z  głębokiego snu.


Zamrugała i usiadła na łóżku, odgarniając zmierzwione włosy.
Dlaczego ich nie zaplotła? Uświadomiła sobie nagle
przyczyny tego zaniedbania i  rumieniec wystąpił jej na policzki. Na
wspomnienie, jak jej delikatny i  czuły mąż uczynił ją swoją żoną
w  możliwie najbardziej intymny sposób, zalała ją fala przedziwnych
doznań i aż zasłoniła ręką usta. Choć rozumiała już wcześniej, z czym się
łączy bycie żoną, nigdy nie sądziła, że całkowite oddanie jest związane
z tak ogromną przyjemnością.
Jej uwagę zwrócił ruch po drugiej stronie łóżka. Uśmiechając się do
niej, Nolan odsłaniał okno.
– Chce pani przespać cały dzień, pani Price?
– Która godzina?
– Ranek już się skończył i umieram z głodu. – Wskazał niewielki stolik
nieopodal kominka. – Pozwoliłem sobie przynieść nam śniadanie, gdyż
sądziłem, że może nie zechcesz jeść rano w jadalni.
–  Jak to miło z  twojej strony, dziękuję. – Zwalczyła uczucie
zażenowania, które znów próbowało nią zawładnąć.
Przyniósł jej tacę z  herbatą i  z  talerzykiem, na którym leżał chleb
z  marmoladą. Podczas gdy Hannah próbowała utrzymać śniadanie na
kolanach, Nolan usiadł obok niej i odgryzł kawał pajdy.
–  Jak zjemy, przygotuję konie, ty się ubierzesz i  jeśli się zgodzisz,
wyruszymy do Cobourg.
Cobourg... Miasteczko nieopodal gospodarstwa jej ojczyma.
Upiła łyk herbaty, by zwilżyć wysuszone gardło.
– Znajdziemy jakiś nocleg – kontynuował – i wypoczęci pojawimy się
rano u  twojej rodziny. Akurat starczy nam czasu, żeby uporządkować
sprawy Molly i wrócić do Stainsby przed nocą.
Na samą wzmiankę o  majątku poczuła skurcz żołądka. Wolała nie
myśleć o gniewie lorda.
– A nie moglibyśmy tu jeszcze zostać?
Wiedziała, że marudzi jak rozkapryszone dziecko, ale wreszcie miała
Nolana tylko dla siebie i  nie chciała, by ich wspólny czas tak szybko się
zakończył.
– Czyżby moja żona nie miała dość miodowego miesiąca?
Błysk w jego oku i cichy śmiech sprawiły, że jej serce zabiło mocniej.
– Nolanie! – żachnęła się, wylewając trochę herbaty na spodek.
Roześmiał się tylko, słysząc jej oburzenie.
– Chętnie spędzę popołudnie w łóżku, jeśli ty masz na to ochotę.
– Zachowuj się! – upomniała.
– Droczę się z tobą, kochanie. Zrobimy, co chcesz.
Może się droczył, ale żar w jego oczach wyraźnie sugerował, że mówi
poważnie.
– Twój plan jest bardzo dobry – odparła. – Jednak z przykrością wyjadę
z tak pięknego zajazdu.
–  Pytałem już w  recepcji i  podali mi tam adres równie eleganckiego
zajazdu w  Cobourg. – Wrzucił następny kawałek chleba do ust i  popił go
herbatą.
Był w  doskonałym nastroju. Zastanawiała się tylko, jak zdołał się
pozbyć myśli o rozgniewanym ojcu.
– Nolanie?
– Tak, najdroższa?
Nawinął sobie pasmo jej włosów na palec.
–  Twój ojciec nie może... to znaczy... naszego małżeństwa nie da się
unieważnić?
Ujął twarz Hannah w dłonie.
– Nie, kochanie. Jesteśmy teraz prawdziwym małżeństwem. I chcę, aby
tak pozostało na zawsze.
Dotknął ustami jej ust w  pocałunku, który wyrażał obietnicę wiecznej
miłości.
– Niech to szlag! – Edward zatrzasnął górną szufladę biurka.
Pilne sprawy, jakie przedstawił mu poprzedniego dnia jego adwokat,
musiały zaczekać. I tak już spędził zbyt wiele czasu nad liczbami. Nie mógł
się zmusić do analizy sytuacji, gdyż myślał wyłącznie o  tym, że ma
dorosłego syna. Syna, który uciekł z  majątku, zanim Edward zaczął go
przysposabiać do arystokratycznego stylu życia.
Nolan oświadczył, że musi wyjechać do rodziny matki i poinformować
krewnych o  jej śmierci. A  może potrzebował czasu, by popatrzyć z  innej
perspektywy na tę ogromną zmianę, jaka dokonała się właśnie w  jego
życiu.
Edward odsunął krzesło od mahoniowego biurka i  podszedł do okna.
Znów powróciły do niego wspomnienia o matce chłopca.
Mary. Jego serce wyszeptało umiłowane imię i  ścisnęło się z  żalu.
Kobieta, którą kochał przed dwudziestoma laty, umarła przy narodzinach
syna. Jego syna. Czy Mary naprawdę prosiła siostrę, żeby nie dopuszczała
do kontaktu Nolana z  ojcem, czy Elizabeth podjęła tę decyzję z  własnej
woli? Edward bardzo się starał nie gardzić Elizabeth Price za jej kłamstwo,
lecz za każdym razem, gdy myślał, jakiego dopuściła się oszustwa,
zalewała go fala gniewu. Racjonalna strona jego umysłu podpowiadała
jednak, że absurdem jest żywić tak wielką niechęć w stosunku do zmarłej
kobiety. Dla dobra Nolana musiał to jakoś w sobie zwalczyć.
Podszedł do kominka i  poruszał pogrzebaczem w  palenisku, by
wzniecić ogień. Dla swego własnego dobra powinien zapomnieć o urazach
i  skupić wszystkie swoje wysiłki na ułożeniu relacji z  synem. Przyszłość
rodziny Fairchildów zależała od umiejętności Edwarda, by zrobić ze
zwykłego stajennego godnego dziedzica.
Z pewnością Nolan był uparty. Uwagi lorda nie uszła aura buntu, jaka
otaczała chłopca, ilekroć Edward wydawał mu polecenia. Mimo to syn
słuchał go bez zastrzeżeń, nie stwarzając powodu do reprymendy. Chłopak
odważył się mu sprzeciwić tylko raz, gdy zachorowała jego matka. Wtedy
Edward zdał sobie sprawę z  jego niechęci do siebie. Wiedział, że będzie
musiał postępować bardzo ostrożnie, próbując wykorzenić z niego maniery
stajennego i ulepić go na nowo z arystokratycznej gliny.
Pierwsza część tego zadania wydawała się najtrudniejsza: musiał
zerwać wszelkie więzy łączące jego syna z tą pomocą kuchenną, która tak
go opętała. Edward zdawał sobie oczywiście sprawę z  podobieństwa
historii Nolana do swoich własnych przeżyć z  młodości. Ironia losu nie
miała sobie równych. Postanowił jednak, że uczyni wszystko, co w  jego
mocy, by zapewnić swemu synowi lepszą przyszłość.
Nagle uświadomił sobie, że Nolan właściwie mu nie obiecał zerwania
z dziewczyną, i postanowił się upewnić, że jego życzenia są respektowane.
Odwiesił z  brzękiem pogrzebacz. Najlepiej było porozmawiać z  tą
kuchtą pod nieobecność syna. Wiedział, że z pewnością łatwiej przemówić
do rozsądku służącej, której posada może być zagrożona, jeśli nie posłucha.
Czy nie tak właśnie twój ojciec potraktował Mary? Edward odsunął na
bok poczucie winy, które próbowało nim zawładnąć. Te dwie sytuacje nie
były aż tak bardzo podobne, jak mogłoby się wydawać. Z tego, co widział,
Nolan i  ta dziewczyna po prostu ze sobą flirtowali. Sprawa nie przybrała
tak poważnego wymiaru jak jego związek z  Mary. Musiał działać teraz,
póki był jeszcze czas. Zanim, niech Pan Bóg broni, mogłoby się okazać, że
ta dziewka jest brzemienna.
Widział się już z  wielebnym Blackiem i  zapewnił sobie jego
współpracę. Teraz musiał tylko jasno przedstawić sprawę służącej.
Stanowczym krokiem wyszedł do holu, po którym kręcił się
kamerdyner.
Chudy, łysiejący mężczyzna wyłonił się z  cienia i  skłonił przed
Edwardem.
–  Dobson, przyprowadź z  kuchni tę służącą, blondynkę, i  przyślij ją
zaraz do mojego gabinetu – rzekł i wrócił do siebie.
Gdy w  holu rozbrzmiały kroki, a  następnie rozległo się pukanie do
drzwi, lord podniósł wzrok znad papierów.
– Proszę.
W progu stanęła pulchna kucharka i dygnęła.
– Pani Bridges? Posłałem po pani pomocnicę. Jak ona się nazywa?
– Hannah Burnham, mój panie.
– Tak, rzeczywiście... Gdzie ona jest? Muszę z nią pomówić w pewnej
pilnej sprawie. – Pominął fakt, że nigdy dotąd nie prowadził rozmów ze
służbą z drugiego szeregu.
–  Przykro mi, sir. Właśnie przyszłam wyjaśnić. – Kobieta chwyciła
rąbek fartucha, jakby ogarnął ją niepokój. – Panna Burnham wzięła kilka
dni wolnego i pojechała do rodziny.
Edward drgnął, wstrząsając trzymanym w ręku piórem. Gniew zalewał
go powoli jak atrament spływający na rozłożoną przed nim kartkę. Ta mała
oszustka wyjechała dokładnie w  tym samym czasie, co jego syn. Nie był
w stanie uwierzyć w taki zbieg okoliczności.
Zmusił się, by poskromić emocje, gdyż nie chciał przestraszyć starszej
pani. Zaczerpnął powietrza i spokojnie odetchnął.
– Rozumiem. A czy pani wie, gdzie mieszka jej rodzina?
– Tak, sir, dokładnie wiem. – Kobieta wyraźnie odzyskała spokój, a jej
twarz okrasił uśmiech. – Ann Burnham i  ja dorastałyśmy w  tej samej
okolicy. Ona wyszła za mąż za rolnika i mieszka niedaleko stamtąd.
Edward poczuł, że opada z niego napięcie.
–  Wspaniale. Proszę, niech pani siada, pani Bridges, i  powie mi
wszystko, co pani wie.

Nolan nucił pod nosem, wyjeżdżając bryczką z  głównego traktu na


drogę prowadzącą na pola uprawne leżące wokół Cobourg. W  powietrzu
unosił się zapach nawozu pomieszany z wonią świeżo skoszonej trawy.
Tego dnia nic nie mogło popsuć mu humoru. Był prawnie, fizycznie
i duchowo mężem kobiety, którą kochał. Wystarczyło jedno jej spojrzenie,
by czuł przyspieszone bicie serca. Odwrócił się, a  gdy poczuł na sobie
wzrok Hannah, mrugnął, a  na jej policzki wystąpił rumieniec. Czyżby
myślała o  ich słodkim przystanku w  gospodzie Pod Łabędziem? Ku jego
radości wszelkie obawy małżonki, jakie towarzyszyły jej podczas nocy
poślubnej, ulotniły się całkowicie i  teraz czerpała z  małżeńskich
obowiązków tyle samo radości, co on.
Przywołane wspomnienia sprawiły, że jego twarz i  szyję zalała fala
gorąca. Wyjął chusteczkę i otarł pot z czoła.
Droga stała się bardziej wyboista, więc zwolnił konie. W  oddali
majaczyły dwa budynki należące do położonych tam gospodarstw. Nolan
wskazał głową horyzont.
– Czy któryś z nich należy do twojej matki?
Hannah zesztywniała.
– Nie, to będzie za wzniesieniem – odparła, zacisnęła usta, a na jej czole
pojawiły się zmarszczki.
Gdyby tylko matka nie przysporzyła jej tylu zmartwień. Nolan chwycił
lejce jedną ręką, a  drugą ujął dłoń Hannah. Kiedy zobaczył łzy na jej
rzęsach, zrozumiał, że dziewczyna cierpi bardziej, niż sądził.
Zatrzymał konie przy drodze.
– Boisz się powiedzieć matce o naszym małżeństwie?
–  Trochę. Przez nią zawsze czuję, że robię coś źle, że nie jestem
wystarczająco dobra i ważna.
Smutek w jej głosie rozdzierał mu serce. Przytulił ją mocno.
–  Dla mnie stałaś się najważniejszą osobą na świecie. Jesteś dobra,
lojalna i  uczciwa. – Ucałował czubek jej głowy, przysięgając sobie
w duchu, że teraz, gdy są małżeństwem, nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić.
Odwróciła do niego głowę i uśmiechnęła się przez łzy.
– Dziękuję Bogu za każdy dzień przeżyty z tobą, Nolanie, gdyż kiedy
straciłam rodzinę, otrzymałam ciebie. – Z  lekkim westchnieniem musnęła
wargami jego usta.
Jego serce rozpierała miłość i  pragnienie, by ją chronić. Nigdy więcej
nie mogła czuć się opuszczona lub niekochana – postanowił o to zadbać.
Dwadzieścia minut później dotarli na wzgórze i  zobaczyli przed sobą
kolorową szachownicę pól. Hannah wskazała budynek w oddali.
– To tam.
Nolan cmoknął na konie i  ruszyli naprzód. Im bardziej zbliżali się do
gospodarstwa, tym bardziej się denerwował. Czy rodzina Hannah ucieszy
się z ich ślubu, czy przeciwnie, bardzo się tym zdenerwuje? Czy pozwoli na
zabranie Molly, czy też Nolan będzie musiał użyć całej siły perswazji, by
ich przekonać?
Gdy wjeżdżali do posiadłości Fieldingów, Hannah również była
wyraźnie spięta i milcząca. Wielka chmura zasłoniła słońce, które świeciło
im przez cały ranek, i rzuciła cienie na drogę. Po prawej pojawił się mały,
drewniany domek, a piaszczysta ścieżka wiodła na lewo w stronę stodoły.
Nolan skierował tam konie w  nadziei na trochę wody dla zmęczonych
zwierząt.
Nagle zamarł, ścisnął mocniej lejce i  poczuł, że traci oddech. Hannah
stłumiła okrzyk, chwytając go kurczowo za ramię. W  cieniu stodoły
Fieldingów stał powóz lorda Stainsby.
ROZDZIAŁ
12

N olan poczuł, że dłoń żony, którą trzymał w  swojej, drży


jak liść na wietrze. W  pierwszym odruchu chciał uciekać –
zawrócić powóz i  ruszyć przed siebie, byle dalej od domu,
w którym musieliby stawić czoła lordowi i matce Hannah. Rozsądek jednak
przeważył. W  końcu musieli się spotkać z  jego ojcem. Stało się to tylko
nieco wcześniej, niż planował.
Dziewczyna próbowała zmusić nogi, by wspięły się na kilka
wyszczerbionych stopni prowadzących do domu. Gniewny wzrok Nolana
nie rozpraszał jej niepokoju. Co jej nowo poślubiony mąż zamierzał
powiedzieć lordowi? Modliła się, by trzymał nerwy na wodzy.
Boże, pomóż mi przez to przejść. I pomóż Nolanowi zachować spokój.
Ann otworzyła natychmiast, gdy tylko zapukali do drzwi. Serce Hannah
podskoczyło w piersi na widok kobiety, którą kochała i której jednocześnie
nie znosiła. Matka postarzała się przez te lata, w  brązowych włosach
pojawiły się już srebrne nitki. Siatka zmarszczek okalała jej zmęczone oczy,
zwyczajna suknia wisiała luźno na szczupłym ciele. Pewnie zapracowywała
się na śmierć, dbając o dom i dzieci.
– Witaj, Hannah, czekaliśmy na twój przyjazd.
Żadnych powitalnych uśmiechów, żadnych uścisków świadczących
o tęsknocie za tak długo niewidzianą córką. Zamiast tego bruzdy wokół ust
i nerwowe wychylanie się, by spojrzeć na pola – bez wątpienia po to, by się
upewnić, że mąż nie krąży nigdzie w pobliżu.
Hannah weszła do sieni prowadzącej do kuchennej izby. W  powietrzu
unosił się zapach pieczonego chleba. Dziewczyna skinęła matce głową.
– Witaj, matko. – Odwróciła się i omal nie wpadła na Nolana. – To... to
jest Nolan Price. – Popatrzyła na niego przepraszająco, niepewna, czy teraz,
gdy lord jest w pobliżu, przedstawiać go jako męża.
Młodzieniec postąpił naprzód.
– Miło mi panią poznać, pani Fielding.
Matka wymieniła z Nolanem uścisk dłoni i wskazała obojgu, by weszli
dalej, po czym nachyliła się do Hannah i ścisnęła ją mocno za ramię.
–  Może któreś z  was zechce mi wyjaśnić, dlaczego lord siedzi teraz
w  mojej gościnnej izbie? Przyjechał godzinę temu i  zapowiedział waszą
wizytę. – W  jej głosie wyraźnie pobrzmiewał oskarżycielski ton, jakby to
Hannah odpowiadała za przyjazd nieoczekiwanego gościa.
Dziewczyna wyrwała rękę z uścisku matki.
–  To dość długa historia. – Z  tymi słowami skierowała wzrok na
Nolana, który w dalszym ciągu stał sztywno obok niej, z zaciśniętą szczęką.
–  Lepiej chodźcie za mną. – Matka obróciła się na pięcie i  zniknęła
w drzwiach.
Hannah powiodła za nią oczami. Czując ciepło ręki Nolana na swoich
plecach, zmusiła się, by postąpić naprzód.
– Wszystko jest w porządku. – Gorący oddech męża musnął jej włosy
na skroni. – On może się wściekać i  buntować, ale nie zmieni faktu, że
jesteśmy legalnym małżeństwem.
Skinęła głową, pragnąc wierzyć w  te pocieszające słowa, jednak jakaś
jej cząstka wciąż się bała, że lord znajdzie sposób, by ich rozdzielić.

Lord podniósł się z  krzesła przy kominku. Jego wysoka sylwetka


zasłoniła Ann, która zatrzymała się przy zniszczonej kanapie.
Nolan z  Hannah u  boku stanął na środku izby, na szeroko
rozstawionych nogach, jakby szykował się do bójki ze swoim ojcem.
Trzymał wysoko uniesioną głowę – nie zamierzał okazywać mu uniżenia.
Był teraz żonatym mężczyzną, chroniącym małżonkę.
–  Co pan tu robi, sir? Dlaczego narzuca pan swoją obecność rodzinie
Hannah?
–  Panie Price... Panno Burnham... – Lord skłonił się lekko. – Jak to
miło, że możecie do nas dołączyć. – Choć jego twarz nie zdradzała żadnych
uczuć, w głosie pobrzmiewały nieprzyjemne nutki.
– Mój panie. – Dziewczyna złożyła mu ukłon, ale zaraz wyprostowała
plecy. Głowę jednak miała wciąż pochyloną, a wzrok wpatrzony w pleciony
dywan na podłodze.
Nolan zacisnął szczęki, omal nie zgrzytał zębami ze złości. Jak on śmiał
traktować Hannah jak służącą w domu jej matki?
– Nie odpowiedział pan na pytanie – warknął.
–  Spędziłem bardzo miło czas w  towarzystwie pani Fielding. Miałem
też okazję poznać jej młodszą córkę, Molly. Śliczne dziecko. –
Zaakcentował ostatnie słowo, patrząc spod przymrużonych powiek na
swoją służącą. – Wydaje mi się, że należy jej pogratulować zbliżających się
zaślubin.
Hannah zesztywniała.
W  oczach Edwarda pojawił się dziwny błysk. Nolan był pewien, że
specjalnie dręczy dziewczynę, by wyprowadzić ją z  równowagi. Nie
wiedział dokładnie, w  co gra lord, lecz nie zamierzał pozwolić na to, by
jego żona stała się pionkiem w rękach Edwarda.
–  Hannah, czy ty i  twoja matka możecie nas zostawić na chwilę
samych? Chciałbym porozmawiać z lordem Stainsby na osobności.
Pani Fielding popatrzyła na lorda, jakby z  prośbą o  pozwolenie,
a Hannah rzuciła Nolanowi rozpaczliwe spojrzenie.
Mimo nieprzyjaznego łypania ojca położył rękę na ramieniu żony.
– Wszystko będzie dobrze. Porozmawiaj tymczasem z matką i siostrą.
Hannah przygryzła wargi i  ukłoniła się lordowi jeszcze raz, zanim
wyszła za matką z pokoju.
Gdy panowie zostali sami, kurtyna pozornych uprzejmości opadła.
– Na wszystkie świętości, powiedz, że nie poślubiłeś tej gąski! – Oczy
Edwarda błyszczały zimnym blaskiem jak szklana waza na stoliku.
Nolan przycisnął ręce do boków, jakby się bał, że zrobi z nich użytek.
– Proszę, aby wyrażał się pan z szacunkiem o mojej żonie, sir.
–  A  więc moje podejrzenia były słuszne. – Te ciche słowa zabrzmiały
groźniej niż krzyk.
Nolan nie zmienił pozycji, postanowił, że nie pozwoli się zastraszyć.
– Tak, jesteśmy małżeństwem, przed prawem i Bogiem.
Edward przechadzał się przed kominkiem.
– Nie szkodzi. Twój błąd wciąż można naprawić.
–  Nie. – Najwyższym wysiłkiem Nolan trzymał nerwy na wodzy. –
Łączą nas wszystkie więzy, jakie rozpatrywałby sąd.
Lord zatrzymał się nagle i przeszył go wzrokiem.
–  Nie sądź, że nie mam sposobu, aby załatwić tę sprawę. Mogę
pociągnąć za różne sznurki potrzebne do rozwiązania tego małżeństwa.
Groźba zawisła w powietrzu. Pękła ostatnia nić nadziei Nolana na to, że
uda mu się nawiązać więź z  lordem. Marzył przez całe życie o  ojcu,
z  którego będzie mógł być dumny. Teraz się okazało, że lepiej go było
w ogóle nie znać.
Postąpił krok naprzód.
–  A  ty nie sądź – powiedział równie wrogo – że twoje ojcostwo,
pozycja społeczna i bogactwo są dla mnie ważniejsze niż miłość mojej żony
– mówił spokojnie, powstrzymując buzujący w  nim gniew. – Jeśli każesz
mi dokonać wyboru, wezmę Hannah i wyjadę ze Stainsby na zawsze.
– W jakie tarapaty się znowu wpędziłaś?
Matka Hannah uniosła drżącą dłoń i odsunęła firankę, by wyjrzeć przez
okno. Popatrzyła w lewo, potem w prawo i puściła koronkową zasłonkę, by
opadła na miejsce. Gdy się odwróciła, usta miała zaciśnięte w wąską linię.
Hannah stała na środku pokoju, zaciskając dłonie, aby ukoić nerwy.
– Przykro mi, matko. Nie miałam pojęcia, że lord tu za nami przyjedzie.
–  Ale dlaczego on cię ściga? Ukradłaś mu coś? – spytała, wskazując
palcem w stronę drzwi. – Ta bryczka, którą przyjechaliście, to chyba jego,
co?
Hannah nie mogła spokojnie spojrzeć matce w oczy.
– Nolan ją pożyczył... na naszą podróż poślubną.
–  Poślubną? – Czerwone ze złości policzki matki nagle poszarzały.
Chwyciła się stołu i  opadła na krzesło. – Nie mów, że wyszłaś za tego
chłopca.
Hannah dotknęła metalowej obrączki, jakby chciała się w  ten sposób
ochronić przed krytyką. Postanowiła, że tym razem matka nie wzbudzi
w niej poczucia winy. Nie było o tym mowy.
–  Tak, dwa dni temu, w  kościele w  Stainsby – powiedziała cicho. –
Bardzo go kocham.
–  I  myślisz, że miłość przyniesie ci szczęście? – mruknęła ironicznie
Ann.
Dziewczyna się skrzywiła. Czyżby matka miała na myśli ojca Hannah?
Ojca, który obiecywał im dostatek i opiekę, a zostawił z niczym?
– To wciąż nie wyjaśnia, dlaczego lord ściga swoich służących. Gdyby
nie aprobował tego małżeństwa, po prostu by was wyrzucił. – Przymrużyła
oczy i popatrzyła na nią twardo. – Dlaczego nie mówisz mi wszystkiego?
Hannah przestąpiła z nogi na nogę.
– Okazało się, że Nolan to syn lorda. Jego matka zdradziła niedawno tę
tajemnicę, leżąc na łożu śmierci.
Ann wreszcie olśniło.
–  I  teraz lord nie jest specjalnie uszczęśliwiony tym, że jego potomek
wziął potajemny ślub ze służącą. – Westchnęła głęboko i  odsunęła się od
stołu. – Aleś sobie narobiła bałaganu w życiu!
Hannah posmutniała. Co się stało z matką, którą kiedyś znała, tą, która
często się śmiała, piekła ciasteczka i życzyła swoim córkom jak najlepiej?
– Byłaś kiedyś szczęśliwa, prawda, mamo? – spytała cicho. – Kiedy tata
jeszcze żył, a my mieszkaliśmy na plebanii?
–  Tak, byłam. – Matka zacisnęła usta, jakby chciała w  ten sposób
powstrzymać przypływ uczuć. – Ale to dawno minęło i  nie ma sensu
rozpamiętywać przeszłości. – Zerknęła niespokojnie na drzwi. –
Chciałabym, żebyście wyjechali, zanim pan Fielding wróci na obiad. Nie
musimy go tym wszystkim denerwować. – Sięgnęła po koszyk stojący na
półce. – Muszę iść po fasolę, żeby przygotować mu zupę.
–  Czy nie możesz się cieszyć moim szczęściem, mamo? Przynajmniej
trochę? – Nienawidziła samej siebie za tę proszącą nutę, którą usłyszała we
własnym głosie, i z trudem przełknęła łzy.
Matka zamarła, przez jej twarz przemknął wyraz bólu.
–  Mam nadzieję, że małżeństwo spełni twoje oczekiwania, córko –
powiedziała. – Ale sądząc z własnego doświadczenia, bardzo w to wątpię.
Przyślę do ciebie Molly. – Łopocząc spódnicą, wyszła z domu.
Hannah opadła na twarde kuchenne krzesło, zadowolona, że może
wrócić do równowagi, wolna od napięcia, które wypełniało izbę i odbierało
jej oddech. Przez chwilę miała nadzieję, że jej matka zmięknie, ale gorycz
znów wzięła nad nią górę. Po śmierci ojca Hannah i  niedługo później jej
brata matka stała się twardą, złamaną przez życie kobietą pozbawioną
radości. Ta myśl zasmuciła dziewczynę niemal tak bardzo, jak świadomość,
że Molly wychowywała się wciąż w takiej atmosferze.
Odgłos kroków na stromych schodkach sprawił, że zerwała się
z krzesła.
– Hannah! Tu jesteś!
Trzasnęły drzwi od kuchni i  prosto w  jej ramiona wpadła szczupła
dziewczyna, omal jej nie przewracając. Powitanie Molly ogrzało serce
Hannah, łagodząc ból, jaki sprawiła jej obojętność matki. Odwzajemniła
uścisk i odsunęła siostrę na odległość ramienia, by się jej przyjrzeć.
– Molly! To naprawdę ty?
Długie złociste włosy splecione w  gruby warkocz sięgały połowy
pleców. Twarz straciła dziecięcą krągłość. Tylko żywe niebieskie oczy
dziewczyny zupełnie się nie zmieniły.
Hannah z  trudem stłumiła żal nad tymi wszystkimi chwilami z  życia
siostry, które bezpowrotnie straciła.
– Wyrosłaś na piękną kobietę – powiedziała z dumą.
– A ty wyglądasz jak wielka dama – odparła Molly z uśmiechem.
–  Chyba nie widziałaś zbyt wielu dam, zapewniam cię, że są o  wiele
bardziej eleganckie niż ja. – Hannah zapomniała na chwilę o  kłopotach
i  zaczęła się śmiać. Przyjście Molly oderwało ją od myśli o  tym, co się
może dziać pomiędzy Nolanem i  jego ojcem w  drugim pokoju. – Chodź,
siadaj.
Dziewczyna usiadła przy stole i  natychmiast spoważniała, a  w  jej
oczach pojawił się niepokój.
– Cieszę się z twojego przyjazdu. Obiecaj mi, że porozmawiasz z mamą
i  panem Fieldingiem. Powiedz im, że nie chcę wychodzić za mąż za tego
okropnego człowieka. – Zmarszczyła z  niesmakiem nos. – Pan Elliott to
starzec. Zbliża się chyba do czterdziestki.
W  innej sytuacji Hannah rozbawiłaby zapewne ta przesadna reakcja
siostry, ale, pomijając wiek pana młodego, Molly była za młoda, żeby
wychodzić za mąż za kogokolwiek.
Hannah poczuła skurcze żołądka. Nie wiedziała, czego się spodziewać
po powrocie do Stainsby, ale miała nadzieję, że Nolan będzie w  stanie
w  jakiś sposób pomóc Molly i  załatwić dla niej posadę. Gdyby lord nie
wyraził zgody na przyjęcie jej do pracy, może pani Bridges będzie mogła
poszukać dziewczynie zajęcia w sąsiednich majątkach.
– Dlatego tu jesteśmy. – Hannah pochyliła się do siostry i wyczuła w jej
włosach świeży zapach trawy i słońca. – Chcemy cię zabrać do Stainsby –
mówiła cicho, żeby nikt jej nie usłyszał.
–  Och, to by było wspaniale. – Początkowo ucieszona Molly nagle
posmutniała. – Pan Fielding na pewno nie pozwoli mi jechać. Ślub ma się
odbyć za dwa tygodnie.
–  Za dwa tygodnie? – Hannah wydała głuchy jęk. – Dlaczego tak
szybko? Nawet jeszcze nie ogłosili zaręczyn...
–  Gospodyni pana Elliotta już wymówiła służbę. Wyjeżdża do syna,
z którym zamieszka. Dlatego tak im się spieszy.
Hannah poczuła, że ogarnia ją gniew. Czy Elliott nie mógł po prostu
zatrudnić kogoś innego? Czy też chciał się ożenić z Molly, żeby prowadziła
mu dom za darmo?
–  No cóż, w  takim razie musisz z  nami wyjechać już dziś. – Hannah
wstała i  odsunęła firankę, by wyjrzeć przez okno. Dostrzegła na polu trzy
sylwetki mężczyzn i  konia, co oznaczało, że Fieldingowie wciąż pracują.
Matki jednak nie zauważyła.
– To nie będzie łatwe – powiedziała do Molly, siadając znów przy stole.
– Pewnie dostaniesz posadę pokojówki i  będziesz musiała się uwijać.
Otrzymasz jednak pensję i własny pokoik.
Molly chwyciła ją za rękę.
– Ta praca na pewno nie będzie cięższa niż ta, którą wykonuję tutaj bez
zapłaty. W  dodatku muszę dzielić izbę z  córkami pana Fieldinga. Własny
kąt brzmi niebiańsko.
Hannah zacisnęła usta, by powstrzymać emocje. Przez wszystkie te lata
zazdrościła Molly, że może mieszkać z  matką i  stać się częścią większej
rodziny. Nagle okazało się jednak, że to Hannah wiodła lepsze życie
w Stainsby.
–  Muszę się z  tobą podzielić pewną nowiną – powiedziała. – Właśnie
wyszłam za mąż. On ma na imię Nolan i  też mieszka w  Stainsby. –
Przerwała. Wolała nie zasypywać siostry szczegółami na temat sytuacji
męża. Będą miały mnóstwo czasu na rozmowy. – Teraz właśnie Nolan
rozmawia z lordem o twoim wyjeździe.
Niepokój zniknął z twarzy dziewczyny.
–  Mam nadzieję, że mu się uda. Nie będę musiała uciekać, a  już
zrobiłam plan.
Hannah ogarnęło przerażenie na myśl, co groziło jej siostrze. Kobiety
bez środków na utrzymanie czekał los jeszcze gorszy od wymuszonego
małżeństwa.
– To nie będzie konieczne, najdroższa. Tak czy inaczej, coś wymyślimy.
Jestem pewna.
Hannah zacisnęła szczęki. Nie mogła pozwolić Fieldingowi na
zrujnowanie życia Molly. Jeśli matka nie zamierzała chronić swego
dziecka, ona, starsza siostra, musiała wkroczyć do akcji i  ocalić jej
niewinność.

Nolan czekał, by lord odpowiedział na ultimatum. Wbrew jego


oczekiwaniom Edward wcale się nie rozgniewał, ale raczej zatopił
w myślach, wpatrując się w niego jednocześnie kocimi oczyma.
Zegar na kominku odmierzał czas. Nolan przestępował z nogi na nogę,
żałując, że nie włożył wygodniejszego obuwia. Niedzielne buty piły go
w palce, ale nie chciał ulżyć nogom, siadając na sofie. Dałby tym samym
przewagę lordowi, a  chciał wykorzystać wszystko, co mogło działać na
jego korzyść.
W końcu Edward zdecydował się przemówić.
– Rozumiem, że panna Burnham nie cieszy się wcale z nadchodzącego
ślubu siostry.
Nolan przygotowywał się w  myślach na najróżniejsze słowa ze strony
lorda, ta wypowiedź jednak mocno go zaskoczyła.
–  Nie, Hannah uważa, że Molly jest stanowczo za młoda na
małżeństwo.
–  Tak mi się też wydawało – odparł lord. – Dlatego mam dla ciebie
propozycję.
Nolan poczuł, że ogarnia go strach.
– Jaką?
Edward poprawił rękaw granatowego płaszcza. Promienie światła
wpadające przez okno do pokoju rozświetliły srebrne nitki w jego włosach.
–  Zaproponuję Molly posadę w  Stainsby i  zabiorę ją do majątku już
dziś, jeśli ty wyrazisz zgodę na anulowanie małżeństwa.
Gorąca fala gniewu zalała mu pierś. Powinien był się domyślić, że
z tym człowiekiem nie można się dogadać.
– Nie ma mowy. Rozmowa jest skończona. – Z tymi słowami ruszył do
drzwi.
– Zaczekaj.
Nuta rozpaczy w  głosie ojca przyniosła mu chwilową satysfakcję.
Opanował złość i odwrócił się do Edwarda z kamienną miną.
– Jeśli zgodzisz się wrócić i  rozpocząć naukę niezbędną do tego, abyś
się stał godnym synem arystokraty, znajdę jej posadę.
– A co z moją żoną? – Nolan uniósł podbródek i wstrzymał oddech. Od
słów lorda zależała cała ich przyszła relacja.
Edward wyprostował plecy.
– Chcę cię prosić, żebyś nie upubliczniał swojego małżeństwa, dopóki
cię nie wprowadzę do towarzystwa. I tak wyjaśnienie twojego pochodzenia
będzie już bardzo trudne... nie chcę dodatkowo komplikować spraw żoną
z plebsu.
Nolan zacisnął pięści tak, że aż paznokcie wbijały mu się w  ciało,
i mruknął groźnie.
Edward uniósł ręce jakby w geście poddania.
– Przecież mówię prawdę.
– Jak długo będzie trwała nauka?
– Cztery tygodnie, może więcej, w zależności od twoich postępów.
– A gdzie mielibyśmy mieszkać?
–  Ty możesz się przeprowadzić do apartamentu, który już dla ciebie
przeznaczyłem, ale wolałbym, żeby Hannah na razie została na piętrze
służących. – Wzruszył ramionami. – Trudno byłoby utrzymać małżeństwo
w sekrecie, gdybyście mieszkali razem.
Nolan starał się z  całej mocy utrzymać nerwy na wodzy. Musiał
zachować jasny umysł i  logicznie myśleć. Gdyby Edward przestał się
zajmować ich małżeństwem przez cztery tygodnie, być może
przyzwyczaiłby się w tym czasie do nowej sytuacji. A potem wreszcie by
ustąpił i zaakceptował Hannah jako synową.
A jeśli nie, Nolan dopełniłby w ciągu miesiąca wszystkich formalności
i wszedł w posiadanie ziemi. Mając środki na utrzymanie Hannah i Molly,
mógłby się w  przyjaźni rozstać z  lordem. Nie chciał jednak porzucać
nadziei na to, że jego ojciec w  końcu zgodzi się na jakiś rozsądny
kompromis.
– Muszę omówić tę sprawę z Hannah, zanim na cokolwiek się zgodzę. –
Podszedł do drzwi. – Za kilka minut wrócę.
Nie czekając na odpowiedź, ruszył do kuchni, gdzie przy stole siedziała
jego żona z siostrą.
Hannah natychmiast wstała.
–  Wszystko w  porządku? – spytała niespokojnie, wpatrując się
w Nolana zielonymi oczyma.
Próbował się uśmiechnąć, ale jego usta odmówiły współpracy.
– To pewnie Molly, mam na imię Nolan, jestem mężem twojej siostry.
–  Miło mi, Nolanie. – Dziewczyna zachichotała. – Nie miałabym nic
przeciwko małżeństwu z panem Elliottem, gdyby tak wyglądał.
–  Cicho, Molly – napomniała ją Hannah, a  na jej policzki wystąpiły
rumieńce.
Nolan odwrócił się do żony.
– Przepraszam, że przerywam ci rozmowę, ale musimy zamienić kilka
słów na osobności.
Hannah skinęła głową i wyszli na zewnątrz.
–  Co się dzieje? – spytała, marszcząc brwi. – Czy twój ojciec wie, że
wzięliśmy ślub?
–  Wie, chyba już wcześniej się domyślał i  dlatego tu przyjechał. –
Bardzo bolał nad tym, że ich idylla tak szybko dobiegła końca. Ujął dłoń
żony, by uspokoić i ją, i siebie. – Złożył nam propozycję, na którą jednak
nie wyrażę zgody, dopóki nie zapytam cię o zdanie.
Hannah zbladła, ale uniosła dumnie podbródek.
– Mów dalej.
– Chce, żebym się nauczył arystokratycznych manier, i zorganizuje dla
mnie naukę. Jeśli się na nią zgodzę, zaproponuje Molly pracę w majątku.
– Rozumiem. A co z naszym małżeństwem?
Nolan przerwał na chwilę, aby odpowiednio dobrać słowa. Gdyby
powiedział Hannah, że początkowo lord żądał anulowania ich związku,
boleśnie by ją zranił.
–  Chce, żeby utrzymać je w  sekrecie, dopóki nie przedstawi mnie
w towarzystwie jako swojego syna.
– A co to da? – Hannah najwyraźniej miała wątpliwości.
– Niedokładnie rozumiem, ale jeśli się zgodzimy, zyskamy czas. Nauka
ma trwać cztery tygodnie i po ich upływie lord na pewno przyzwyczai się
do myśli, że wzięliśmy ślub. – Nolan miał przynajmniej taką nadzieję, choć
czuł, że Edward mimo wszystko będzie dążył do delegalizacji ich związku.
– Jeśli posiadanie syna jest dla niego takie ważne, musi zrozumieć, że nie
może mieć mnie bez ciebie.
Hannah przygryzła dolną wargę i znowu zmarszczyła brwi.
Położył jej rękę na ramieniu.
–  Jeśli się nie zgadzasz, możemy wrócić do Stainsby, spakować się
i wyjechać. – Im dłużej o tym myślał, tym bardziej miał na to ochotę.
–  Dokąd? Nie kupiłeś jeszcze tego gospodarstwa. – Machnęła ręką. –
Tu na pewno nie możemy zostać, pan Fielding się na to nie zgodzi.
– Wymyślę coś, Hannah, jeśli tylko tak zechcesz. Twoje szczęście jest
dla mnie najważniejsze.
Łzy stanęły jej w  oczach. Odeszła od niego na parę kroków, przez
moment patrzyła na pola, ale po chwili, dumnie wyprostowana, znowu
zbliżyła się do Nolana.
–  Dobrze, zgadzam się na propozycję lorda, jeśli ty chcesz ją przyjąć.
Dzięki temu wyrwiemy Molly z  tego domu. A  ty zyskasz czas, by
zdecydować, czy na pewno chcesz żyć życiem arystokraty.
Nolan poczuł wielką ulgę.
–  Mądra z  ciebie kobieta. – Wziął ją w  objęcia i  ucałował w  czubek
głowy. – Chodźmy w  takim razie i  przekażmy lordowi naszą decyzję.
Razem.
ROZDZIAŁ
13

G odzinę później Nolan zasiadł na koźle i  cmoknął na


konie, a  Hannah pomachała matce na pożegnanie. Kobieta,
stojąca w progu, nie zareagowała, zapewne z powodu męża
tkwiącego sztywno obok. Dziewczyna aż się wzdrygnęła. Czas nie okazał
się łaskawy dla Roberta Fieldinga. Jego siwe włosy i spalona słońcem cera
nadawały mu wygląd znacznie starszego mężczyzny. Nieprzyjemny
grymas, jaki nie znikał mu z twarzy, i grube, ciemne brwi nad zapadniętymi
oczami bynajmniej nie poprawiały sytuacji.
Hannah, siedząca między Nolanem i  Molly, odmówiła modlitwę
dziękczynną za to, że udało się jej zabrać siostrę bez zbędnego zamieszania.
Widząc niechętną reakcję ojczyma na ich wizytę, Hannah odetchnęła
z ulgą, gdy lord Stainsby poprosił kobiety, aby zostawiły mężczyzn samych.
Niezależnie od tego, co powiedział panu Fieldingowi na osobności, Molly
uzyskała zgodę na wyjazd. Być może w  grę wchodziła duża suma
pieniędzy. Nie znajdowała innego wytłumaczenia na tak korzystny obrót
spraw. Tak czy inaczej, cieszyła się bardzo, że siostra znalazła się pod jej
opieką, z dala od znienawidzonego pana Elliotta.
Wsłuchując się w  stukot kopyt, namacała w  kieszeni kartkę, którą
matka wsunęła jej tam, zanim wyszła. Przytuliła córkę, podziękowała za
pomoc okazaną Molly i szepnęła:
–  Jeśli kiedykolwiek napotkasz jakieś problemy, poszukaj Iris. Ona na
pewno ci pomoże.
Hannah ledwo pamiętała wysoką, postawną kobietę, która złożyła im
wizytę przed śmiercią ojca. Postanowiła, że gdy tylko znajdzie chwilę czasu
dla siebie, przeczyta liścik i  spróbuje zrozumieć, o  co chodzi. Nie sądziła
jednak, by kiedykolwiek musiała się kontaktować z  tą kobietą. Chciała
wierzyć, że Nolan ma rację i sprawy przybiorą korzystny obrót.
Gdy dojechali pod stajnie, było już ciemno.
Nolan pomógł Hannah i Molly wysiąść z bryczki.
–  Może pójdziesz do domu i  pokażesz Molly pokój? Porozmawiamy
później.
Natarczywość jego spojrzenia uświadomiła Hannah, że mąż przekazuje
jej w ten sposób jakąś wiadomość.
–  Pamiętaj, musimy zachować nasze nowiny dla siebie. – Zdjął jej
obrączkę i przycisnął ją do ust. – Przechowam ją dla ciebie w bezpiecznym
miejscu, dopóki nie będę mógł ci jej włożyć z powrotem.
Hannah starała się nie okazać rozczarowania, które ogarnęło ją
w  chwili, gdy spojrzała na swój nagi palec. Doznała wrażenia, że Nolan
jednym ruchem ręki zakończył ich małżeństwo, i wzniosła szybką modlitwę
do nieba, by to się nigdy nie wydarzyło.
–  Pamiętaj – zwrócił się teraz do Molly – moje małżeństwo z  twoją
siostrą to na razie tajemnica.
–  Dobrze. – Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i  mocno się do
niego przytuliła. – Dziękuję ci, Nolanie. Ocaliłeś mi życie.
Nolan uśmiechnął się po raz pierwszy od chwili, gdy zobaczył ojca
u ojczyma Hannah.
– Witam w Stainsby, panno Molly. Wierzę, że będziesz tu szczęśliwa.
Choć Hannah nie pogodziła się jeszcze całkowicie z rozwojem sytuacji,
obecność siostry zdjęła jej z barków wielki ciężar.
– Dziękuję, Nolanie. Mam nadzieję, że zobaczymy się później.
Przytaknął z żalem w oczach.
– Muszę się zająć końmi – powiedział i otworzył drzwi stajni.
Hannah westchnęła cicho, żałując, że nie jest na tyle odważna, by
pocałować męża przy wszystkich. Już dawno nie była im dana nawet tak
niewinna czułość. Liczyła na to, że Nolan przemknie się do jej pokoju, gdy
wszyscy zasną, i  wtedy będą mogli sobie pozwolić może nawet na coś
więcej niż pocałunek. Już nie mogła się tego doczekać... Postanowiła, że
zaproponuje mężowi schadzkę o północy, kiedy tylko nadarzy się ku temu
okazja.
Zaprowadziła Molly do kuchni przez wejście dla służby. Pani Bridges
podniosła na nią wzrok znad zlewu, wydała zduszony okrzyk i  porwała
przyjaciółkę w czułe objęcia.
–  Moja kochana, nawet nie wiesz, jak się o  ciebie martwiłam. – Edna
otarła oczy skrajem fartucha i  chciała kontynuować temat, gdy nagle
dostrzegła młodszą dziewczynę. – A kogóż my tu mamy?
Hannah objęła siostrę i wypchnęła ją naprzód.
–  Moja siostra Molly, a  to pani Bridges, kuchmistrzyni i  twoja nowa
przełożona.
– To jest mała Molly? Pokaż się, wyrosłaś na młodą damę!
Dziewczyna zachichotała i dygnęła grzecznie.
– Miło mi, pani Bridges.
Edna zerknęła na Hannah znad okularów.
– Mówisz, że Molly będzie tu teraz pracować?
– Tak, lord dał jej posadę pomywaczki.
Edna uniosła brwi i popatrzyła znacząco na Hannah.
– Naprawdę? Musisz mi opowiedzieć, jak do tego doszło. Ale najpierw
zaprowadź Molly do pokoju, pani Hatterley ci wskaże, gdzie może
zamieszkać twoja siostra.
Hannah przestała się uśmiechać. Jak miała wytłumaczyć Ednie
obecność siostry? Nie mogła jej zdradzić swojej tajemnicy, a bez tego żadne
wyjaśnienia nie wydadzą się prawdopodobne.
– Tak, porozmawiamy później.
–  Na pewno – mruknęła Edna i  popatrzyła na palec dziewczyny, na
którym widniał jeszcze wyraźny ślad po obrączce.
Z  płonącymi policzkami Hannah odwróciła się na pięcie i  ruszyła
w towarzystwie Molly po schodach na górę.
Wkrótce dotarły do niej wieści, że lord odda Nolanowi apartament na
pierwszym piętrze. Niektóre pokojówki zwierzyły się jej, że wszyscy
bardzo się zdziwili, kiedy się okazało, jak ważną osobą w majątku stał się
nagle jeden ze służących. Pogawędki z nimi wzmogły jeszcze wewnętrzny
niepokój Hannah spowodowany koniecznością dochowania tajemnicy
o  ślubie. Teraz, gdy zaczęła pomagać Ednie w  wieczornych obowiązkach,
musiała stawić czoła nieuniknionym pytaniom i  modliła się w  duchu, by
znaleźć jakieś wiarygodne wytłumaczenie obecności lorda w  domu jej
matki.
– Uciekliście razem, prawda? – Pytanie Edny wyrwało ją z zamyślenia.
– Dlatego lord kazał mi powiedzieć, gdzie mieszka Ann. No bo niby
z  jakiego innego powodu miałby pytać? – Kucharka wzięła się pod boki
i wbiła wzrok w dziewczynę.
Hannah skupiła całą uwagę na trzymanym w ręku naczyniu.
– Zanim pani Price zachorowała, Nolan obiecał, że pomoże mi uchronić
Molly przed małżeństwem, które zaplanował dla niej mój ojczym. Kiedy
lord się zorientował, że nas nie ma, wyciągnął inne wnioski na temat naszej
nieobecności. – W zasadzie nie kłamała. Nie mówiła tylko całej prawdy.
–  W  dalszym ciągu nie rozumiem, jak to się stało, że twoja siostra
przyjechała tutaj z tobą. – Edna nie wydawała się przekonana.
–  Nolan zgodził się przyjąć tytuł pod warunkiem, że lord zaoferuje
Molly posadę w majątku.
Edna zerknęła na nią podejrzliwie.
– Ale gdzie byliście przed wyjazdem lorda?
–  Bardzo przepraszam, ale naprawdę nie mogę o  tym mówić. – Fala
gorąca zalała twarz i szyję Hannah. Chcąc to ukryć, dziewczyna schyliła się
szybko, by włożyć talerz do szafki.
W kuchni zaległa cisza.
– Wybacz, ale teraz muszę zaplanować posiłki na jutro – odezwała się
sztywno Edna i  ruszyła do wyjścia, zostawiając Hannah z  ogromnym
poczuciem winy.
Dziewczyna zrozumiała, że oto właśnie zraniła jedyną oprócz Nolana
osobę, której zależało na jej szczęściu.
Wybacz, Edno, pewnego dnia ci to wynagrodzę.
Molly weszła do kuchni z fartuchem pełnym ziemniaków.
–  Co się stało tej pani Bridges? O  mało nie odgryzła mi głowy. –
Wrzuciła ziemniaki do wielkiej drewnianej misy stojącej na stole.
–  Jest po prostu zmęczona. Jutro będzie w  lepszym humorze. Chodź,
pomożesz mi dokończyć zmywanie.
Gdy wycierały ostatnie talerze, w  kuchni panował już półmrok. Molly
wyczuła, że siostra potrzebuje spokoju, i pracowały w zupełnej ciszy.
Nieco później na schodach rozległ się znajomy tupot, który przyprawił
Hannah o  przyspieszone bicie serca. Odwróciła się szybko i  dostrzegła
męża przy wejściu.
Natychmiast wytarła ręce w fartuch.
–  Nolan! Jak się czujesz? Jadłeś coś? – Przyjechali już po kolacji, ale
pani Bridges zostawiła dla Hannah i Molly chleb z serem.
– Tak. Jadłem z moim... z lordem. – Popatrzył na Molly. – Urządziłaś
się już? Wszystko w porządku?
– W jak najlepszym.
–  To dobrze. – Spojrzał na nią z  roztargnieniem i  odwrócił się do
Hannah. – Czy mogę zamienić z tobą parę słów na osobności?
Czy tylko jej się tak wydawało, czy Nolan naprawdę mówił teraz innym
tonem? Bardziej jak dżentelmen, nie jak służący?
– Oczywiście. – Zdjęła fartuch. Czuła, że ma przyspieszone tętno.
– Porozmawiajmy na zewnątrz. – Podszedł do wyjścia i przytrzymał jej
drzwi.
Na widok jego zaciśniętych ust i  sztywnych ramion poczuła, że ma
węzeł zamiast żołądka. Gdzie się podział ten uroczy uśmiech i  radosny
blask oczu?
Wyszła na zimne, nocne powietrze i  poszła za nim w  kierunku
drewnianej ławki przy drzwiach. Nolan wskazał gestem, by usiadła.
– Nolanie, czy lord cię zdenerwował? – spytała, szukając w jego twarzy
wyjaśnienia tego złego humoru.
Wziął ją za rękę. Ciepło palców ukochanego sprawiło, że zelżał trochę
chłód, który się zakradł do jej serca.
–  Nie bardziej niż zwykle. Chciałem sprawdzić, jak sobie radzisz
z Edną. Wypytywała cię?
–  Oczywiście, że tak. Powiedziałam jej, że pomogłeś mi w  sprawie
Molly, a lord wyciągnął z całej sytuacji fałszywy wniosek. – Westchnęła. –
Chyba mocno zraniłam jej uczucia, kiedy nie chciałam dodać nic więcej.
– Przykro mi, wiem, jakie to dla ciebie trudne.
– Dam sobie radę. – Uśmiechnęła się. – Wiem, że Molly jest szczęśliwa
i bezpieczna, bardzo mnie to pociesza.
Gładził szorstkim kciukiem wierzch jej dłoni.
– Nie tak chcieliśmy zacząć nasze małżeńskie życie i bardzo mi z tego
powodu przykro. Czuję się jednak zobowiązany poznać mojego ojca. –
Uniósł jej podbródek i  zajrzał w  oczy. – To jedno ustępstwo na rzecz
Edwarda działa na naszą korzyść. Przyzwyczai się tymczasem do myśli, że
jesteśmy małżeństwem, a  widząc, że my chcemy współdziałać z  nim, być
może zachowa się podobnie w stosunku do nas.
Naturalną rzeczą było, że Nolan chce jakoś ukształtować relację ze
swoim ojcem. Hannah nie mogła mu odmówić tego prawa. Uścisnęła jego
dłoń.
–  Rozumiem, mogę zaczekać kilka tygodni na wznowienie naszego
małżeńskiego życia. Po tym, jak pomogłeś Molly, muszę choć tyle dla
ciebie zrobić.
–  Dziękuję, Hannah. – Wypuścił ze świstem powietrze. – Nawet nie
wiesz, jak bardzo cierpię z  powodu naszej rozłąki. Proszę, abyś nigdy nie
zwątpiła w moje uczucia. Nic ich nie zmieni.
Objął ją i przytulił mocno do siebie. Kiedy poczuła jego usta na swoich
wargach, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
–  Och, Nolanie... – Pogładziła jego podbródek, czując, że niezgolony
zarost kłuje ją w palce. – Będę tęsknić... Przyzwyczaiłam się już, że dzielę
z tobą... – Przerwała spłoniona – ...tyle czasu.
–  Ja też, kochanie – szepnął ochryple. – Ale to nie potrwa długo,
obiecuję.
Hannah pomodliła się szybko, by miał rację.
– Kiedy się znów zobaczymy?
–  Postaram się spotkać z  tobą jutro, w  czasie popołudniowej przerwy,
pod wiązem. Może uda się nam wykraść parę chwil tylko dla siebie. –
Znowu ją pocałował. – I obawiam się, że na razie to musi wystarczyć.
ROZDZIAŁ
14

H annah przemierzała trawnik na tyłach domu


przepełniona radosnym oczekiwaniem. Czy Nolan przyjdzie
na spotkanie?
Od dwóch tygodni codziennie spędzali razem kilka bezcennych chwil
i  wymieniali zapierające dech pocałunki skryci za krzakami rosnącymi
w  pobliżu wiązu. Nie było to wiele, ale dawało Hannah nadzieję, że ich
małżeństwo przetrwa tę ogromną zmianę w życiu Nolana.
Gdy wyszła zza rogu, poczuła zawód. Mąż nie siedział jak zwykle na
drewnianej skrzynce. Zwolniła kroku i postanowiła zaczekać w nadziei, że
mimo wszystko mąż zdąży się wymknąć przed końcem jej przerwy.
Kury w  pobliskim kurniku gdakały głośno, prawdopodobnie walczyły
o  resztki ziarna. Hannah zanotowała w  pamięci, by powiedzieć Ednie, że
najstarsza kwoka, Lucy, nie składa już tylu jaj, co kiedyś.
Czyjaś ręka objęła ją nagle w  talii. Dziewczyna wydała zduszony
okrzyk, odwróciła głowę i  zobaczyła Nolana, który patrzył na nią
z uśmiechem.
– Mickey tędy przechodził, więc musiałem się schować. Chociaż trzeba
przyznać, że bardzo lubię cię zaskakiwać. – Złączył swoje wargi z  jej
ustami, zanim zdążyła złapać powietrze.
Odsunęła go, by odetchnąć.
– Nolanie Price, o mało mnie nie przyprawiłeś o palpitację. – Nie mogła
jednak powstrzymać śmiechu, gdy chwycił ją za rękę i  pociągnął do ich
kryjówki wśród krzewów.
Hannah nie umiała się przyzwyczaić do jego nowych ubiorów. Piękna
koszula, modna marynarka, elegancki fular, który teraz zwisał mu niedbale
z szyi... Nawet fryzurę miał inną, zaczesywał włosy do tyłu.
–  Jak tam? – Tego pytania starała się unikać od dłuższego czasu
w obawie przed odpowiedzią.
Czy był to z  jej strony egoizm łudzić się, że Nolan jednak nie
zaakceptuje nowego stylu życia? I że zrealizuje marzenie o zakupie ziemi?
–  Jest ciężko. Jeszcze nigdy nie musiałem wysłuchiwać tylu
nieistotnych informacji na temat książąt, hrabiów, lordów i  całej
arystokracji. Nigdy nie musiałem się uczyć tylu nazwisk wspólników
i krewnych. – Wzruszył ramionami. – Myślę, że w końcu jakoś to opanuję,
jednak obawiam się, że przed balem to mi się nie uda.
Bal... To wydarzenie stawiało na baczność całą służbę. Właśnie podczas
balu Nolan miał zostać przedstawiony w towarzystwie jako syn lorda i jego
dziedzic.
Zmusiła się do uśmiechu.
– Jestem pewna, że sobie poradzisz.
–  Zobaczymy. – Znów wziął ją w  ramiona. – Nie traćmy czasu na
rozmowy o głupstwach.
Gdy poczuła jego wargi na swoich, pozwoliła sobie na słodki dreszcz,
który przyćmił wszystkie jej troski. Ciepło jego dłoni w  talii pozwalało
zapomnieć, że Nolan już nawet nie pachnie tak samo. Pokrzepiającą woń
koni, siana i  skóry zastąpił aromat mydła sandałowego i  luksusowego
tytoniu do fajki. Czy Nolan zaczął palić fajkę?
–  Tęsknię za tobą, Hannah. Tęsknię za Bertem i  końmi. – Chłopak
popatrzył na stajnię ledwo widoczną z  tej odległości. – Czy kiedyś się do
tego przyzwyczaję? Czy zechcę przywyknąć?
Wstrzymała oddech, bojąc się domyślać odpowiedzi.
– Za kilka dni uzyskam prawo własności ziemi. I jeśli nie ułoży mi się
z ojcem, będziemy mieli przynajmniej drugą możliwość.
Dotknęła dłonią jego policzka.
–  Musimy się modlić, Nolanie. Modlić się, by Pan Bóg wskazał ci
drogę, którą powinieneś pójść.
–  Modlę się, kochanie. Codziennie wieczorem. Już nie potrafię się
modlić bardziej żarliwie.
Otoczyła ramionami szyję męża, dotknęła policzkiem jego policzka,
pragnąc złagodzić jego napięcie.
–  Wszystko się uda, zobaczysz. Po balu będziesz już wiedział, jak
wygląda sytuacja. Musimy się jeszcze zdobyć na trochę cierpliwości.

Dwa dni później Nolan dosiadł wreszcie Kinga. Zaczerpnął haust


świeżego porannego powietrza i  westchnął z  zadowoleniem. Ubrany
w  prostą koszulę i  spodnie, w  czapce na głowie, poczuł się znacznie
bardziej pewny siebie niż przed dwoma tygodniami.
Dzisiaj miał sfinalizować transakcję z  panem Simpsonem i  zostać
właścicielem gospodarstwa. Wtedy zyskałby pewność, że może wraz
Hannah odejść ze Stainsby Hall i zacząć nowe życie na własnej ziemi.
Gdy tak jechał przed siebie, w  jego kieszeni zaszeleściła nagle kartka
papieru, jakby chciała przypomnieć, że ma się jednak czym martwić. Tego
poranka Nolan znalazł liścik na podłodze sypialni, który ktoś z pewnością
wsunął w nocy pod drzwi.
Jeżeli dbasz o własne dobro, parobku stajenny, to wyjedziesz ze Stainsby
i nigdy nie wrócisz.
Ta zawoalowana groźba nie przestraszyła jednak Nolana, lecz
wzbudziła jego gniew. Co to za tchórz bał się podpisać list? Do głowy
przychodziła mu tylko jedna osoba, która nienawidziła go na tyle mocno,
by się zdobyć na takie pogróżki. Timothy Bellows zazdrościł mu, że zdobył
serce Hannah, a teraz, gdy Nolan okazał się arystokratą, lokaj z pewnością
kipiał ze złości. Mężczyzna postanowił, że będzie go uważnie obserwował.
Popatrzył w niebo i wyliczył w myślach, ile czasu zabierze mu podróż
z  panem Simpsonem do Derby i  powrót do majątku. Przy odrobinie
szczęścia mógł zjawić się w domu, zanim Edward zejdzie na śniadanie.
Zbliżając się do gospodarstwa, zyskiwał pewność, że taką właśnie drogę
wybrał dla niego Bóg. Czyż i  jego matka nie pragnęła tego samego?
Obiecaj mi, że zrealizujesz swoje plany – powiedziała. Kup tę rolę i ożeń się
z  Hannah. Prowadź dobre życie. Jednej obietnicy już dotrzymał, biorąc
ślub. Tego dnia zamierzał spełnić kolejną. Gdy o tym pomyślał, spłynął na
niego błogi spokój.
Jego dobrostan zaburzała tylko pewność, że Edward byłby bardzo
zawiedziony, gdyby Nolan nie został dziedzicem. Jakaś jego cząstka wciąż
wzdrygała się na myśl o rozczarowaniu ojca, lecz nie mógł dopasowywać
swoich planów do oczekiwań lorda. Przemowy Edwarda na temat
obowiązku i  poświęcenia niewiele dla niego znaczyły, gdyż nie
wychowywał się w  jego świecie i  nie czuł się do niczego zobowiązany
wobec Fairchildów.
Wiedział dobrze, że zawsze pozostanie wdzięczny matce za to, iż
wyjawiła tajemnicę jego pochodzenia. Mimo to nie czuł się stworzony do
życia arystokraty. Wydawało mu się ono tak niewygodne, jak ubranie
uszyte dla kogoś innego. Pozostawało zatem pytanie: czy miał
poinformować Edwarda o  swojej decyzji już teraz, czy przeczekać bal
i  zrobić to później? Być może byłoby uczciwiej oszczędzić Edwardowi
upokorzenia, jakim stałoby się niewątpliwie tłumaczenie przyczyn wyjazdu
świeżo odzyskanego syna, dziedzica tytułu?
Kiedy zobaczył gospodarstwo Simpsona, poprowadził Kinga na ścieżkę
wiodącą do domu i  stwierdził z  ulgą, że rolnik siedzi na progu i  już na
niego czeka.
– Dzień dobry panu! – zawołał Nolan. – Piękny ranek na przejażdżkę.
Mężczyzna wstał, ale nie odpowiedział na powitanie.
Nolan poczuł, że ogarnia go lekki niepokój. Zatrzymał konia i ześliznął
się z siodła.
– Jest pan gotowy na wyjazd do Derby?
Simpson miał na sobie robocze spodnie i  poplamioną koszulę. Nie
wyglądał jak człowiek, który wybiera się do notariusza.
Pokręcił głową.
– Obawiam się, że to niemożliwe – mruknął, po czym przeniósł wzrok
na pola.
– Rozumiem. W takim razie umówmy się na inny dzień.
Nolan walczył z  rozczarowaniem. Przecież liczył na to, że za chwilę
zostanie właścicielem ziemi.
Simpson zszedł ze schodków, drapiąc się po karku.
–  Niełatwo mi to powiedzieć, synu, ale znalazłem innego kupca na
swoje gospodarstwo.
Nolan drgnął i niechcący szarpnął wodzami, King prychnął, potrząsając
głową.
– Co pan mówi? Przecież mieliśmy umowę.
–  Tak, i  naprawdę mi przykro, że muszę się wycofać. – Zmrużywszy
oczy, popatrzył przed siebie, wyraźnie unikając spojrzenia Nolana. –
Dostałem jednak inną ofertę; ktoś mi zaproponował podwójną cenę.
Wiedziałem, że na tyle cię nie stać, i  szczerze mówiąc... – Zerknął
nieśmiało na rozmówcę. – ...nie mogę pozwolić sobie na to, żeby
zrezygnować z takiej propozycji. Interesy to interesy.
Nolan poczuł, że przeszywa go chłód.
– Kto złożył tak hojną ofertę? Zapewne ktoś bardzo bogaty...
– Tak, to prawda.
Nolan czekał chwilę, aż Simpson wyjawi nazwisko kupca, ale on tylko
wzruszył ramionami.
–  Mam nadzieję, że znajdzie pan jakąś inną ziemię. I  jeszcze raz
przepraszam za to, jak to się wszystko ułożyło. – Z  tymi słowami pan
Simpson ruszył w stronę domu.
–  Kupcem jest lord Stainsby, prawda? – Gorzkie pytanie niemal
bezwiednie wypłynęło z ust Nolana.
Gospodarz zatrzymał się w  pół kroku, wyprostował i  w  milczeniu
wszedł na schodki.
Nolan wskoczył na siodło. Nie potrzebował potwierdzenia, był
absolutnie pewny, że się nie myli. Ojciec dowiedział się w  jakiś sposób
o jego planach i zrobił, co mógł, by uniemożliwić mu ich realizację.
Teraz nie miał wyboru, żadnej drogi wyjścia. Ziemia Simpsona była
jedyną nieruchomością w okolicy, na jaką mógł sobie pozwolić. Przez lata
wypracowywał dobrą relację z  właścicielem, by rolnik sprzedał swoje
gospodarstwo komuś, komu ufa. Niestety uczciwość się nie liczyła, gdy
w grę wchodziły ogromne sumy pieniędzy.
Nolana zalała gorycz. Co miał teraz począć? I  jak przekazać nowiny
Hannah?

Nolan wpadł do jadalni i  głośnym krokiem podszedł do miejsca


u szczytu stołu, które zajmował lord.
– Zostaw nas – powiedział do lokaja stojącego przy bufecie.
Młody człowiek skłonił się i wyszedł szybko przez drzwi dla służby.
– Czy coś się stało? – Edward przytknął serwetkę do ust i odłożył ją na
stół. – Chyba jesteś nie w humorze.
– Dlaczego kupiłeś ziemię Simpsona? – wychrypiał Nolan, który wciąż
jeszcze nie mógł złapać tchu po szalonej jeździe do Stainsby.
– Nie wiem, o czym...
Młodzieniec walnął dłonią w stół tak mocno, że zastawa podskoczyła na
blacie.
– Nie kłam!
–  Dobrze. – Edward odepchnął krzesło od stołu i  wstał. – To prawda.
Istotnie nabyłem ostatnio pobliską nieruchomość. Właściciel był mi
wdzięczny za hojną ofertę.
Krew uderzyła Nolanowi do głowy.
– Tobie przecież nie chodzi o tę ziemię. Kupiłeś ją, bo w jakiś sposób
dowiedziałeś się o mojej umowie z Simpsonem. Dlaczego to zrobiłeś?
– Przyznaję, że kiedy się dowiedziałem od jednego z lokajów o twoich
planach, potraktowałem je jak zdradę. – Edward z  wolna zbliżał się do
niego, obchodząc naokoło stół. – Myślałem, że dojdziemy do porozumienia,
a ty cały czas planowałeś wyjazd. Chciałeś zostać rolnikiem. – Spojrzał mu
chłodno w  oczy. – Musiałem założyć, że tylko udajesz namysł, a  tak
naprawdę zgodziłeś się odegrać rolę mojego syna, by ocalić siostrę żony
przed niechcianym małżeństwem.
Nolan aż otworzył usta. Wybełkotał coś niezrozumiałego i  znów
zamilkł, ponieważ nie mógł całkowicie zaprzeczyć podejrzeniom Edwarda.
–  Zatem zdecydowałem się na taki krok, aby wyrównać szanse w  tej
grze. – Popatrzył twardo na syna. – Choć, aby gra stała się naprawdę czysta,
powinienem wyeliminować największą przeszkodę.
Nolan rzucił się naprzód.
– Nie mieszaj do tego Hannah! Nie pozwolę na to!
– Uspokój się. Nic jej nie zrobię, o ile będziesz przestrzegał umowy. –
Wyminął syna. – Nalegam jednak, żebyś przestał się z  nią potajemnie
spotykać, gdyż naruszasz w ten sposób nasze warunki.
Nolanowi trzęsły się ręce. Skąd jego ojciec o tym wiedział? Czy wysłał
kogoś na przeszpiegi? Otworzył usta, ale nie wyrzekł ani jednego słowa.
– Pamiętaj, do balu zostały niecałe dwa tygodnie. Myślę, że teraz, kiedy
nie będzie cię już rozpraszać gospodarstwo ani Hannah, będziesz
zdeterminowany, by się wywiązać ze swoich synowskich obowiązków –
powiedział Edward i z dumnie uniesioną głową wyszedł z pokoju.
Nolana ogarnęła furia. Z  dzikim rykiem chwycił jedno z  krzeseł
i roztrzaskał je o ścianę. Drzazgi pofrunęły we wszystkich kierunkach.
Stał na środku pokoju, oddychając ciężko, dopóki nie zjawił się lokaj.
– Posprzątam, sir. – Wyraz przerażenia w oczach służącego sprawił, że
wyparowały z niego resztki gniewu.
Nolan popatrzył na to, co zostało z krzesła.
–  Nie trzeba – powiedział wolno. – Narobiłem bałaganu, sam go
posprzątam.
ROZDZIAŁ
15

Z anim Nolan wszedł do kuźni, wyraźnie słyszał donośny,


rytmiczny dźwięk młota uderzającego w metal. Wciąż zionąc
wściekłością wywołaną przez zdradę Edwarda, zrozumiał, że
potrzebuje natychmiast mądrości Berta. Może przyjaciel był w  stanie
pomóc mu jakoś uporządkować ten bałagan, którego sam narobił.
W  pierwszym odruchu chciał zabrać Hannah i  Molly i  czym prędzej
wyjechać ze Stainsby. Jednak nawet w stanie największej furii zdawał sobie
sprawę, że nie jest to dobry plan. Chociaż wciąż miał pieniądze
zaoszczędzone na zakup ziemi, jego fundusze szybko by się wyczerpały,
a  nie miałby gdzie mieszkać i  za co utrzymać obu kobiet. Nie mógł
w przypływie gniewu pozbawiać ich bezpiecznego życia.
–  Witaj, Nolanie. – Bert odłożył narzędzie i  wytarł ręce. – Co cię tu
sprowadza o tej porze?
Nolan oparł się o  drewniany słup, wdychając zapach ognia
i rozgrzanego metalu.
– Jesteś taki zajęty. Nie powinienem był przychodzić.
– Praca może zaczekać – odparł spokojnie kowal. – A ty najwyraźniej
nie. Widzę, że coś cię martwi.
Od chwili powrotu do Stainsby Nolan rozmawiał z  przyjacielem tylko
raz. W  przeciwieństwie do Edny, która nie potrafiłaby dochować sekretu,
nawet gdyby to groziło jej życiu, Bert był godny zaufania i wiedział o ich
ślubie. Nie wspomniałby o  tym nawet żonie Franny, gdyby Nolan go o to
poprosił.
– Jego Lordowska Mość daje ci się we znaki?
–  To naprawdę za mało powiedziane. – Nolan sięgnął po metalowy
szpikulec i zaczął go obracać w dłoni. – Podkupił gospodarstwo Simpsona.
Zaoferował mu podwójną cenę, a on oczywiście nie odmówił.
Bert położył mu rękę na ramieniu.
–  Przykro mi, chłopcze. To paskudne z  jego strony. Jednak taki czyn
dowodzi, że on się boi.
– Boi? – Nolan prychnął. – Jego się nie da przestraszyć.
– No to byś się pewnie zdziwił. – Bert sięgnął po obcęgi. – Kiedy się
gra o  tak wysoką stawkę, czasem trzeba stosować nadzwyczajne środki.
Zwłaszcza gdy tak jak lord dotąd zawsze stawiało się na swoim.
–  Ale to nie usprawiedliwia manipulacji! – Młodzieniec westchnął
głęboko. – Nie wiem, co robić, Bert. Nie jestem stworzony do takiego
życia. I  jeśli miałbym się stać taki jak on, nie chcę się w  to pakować. –
Rzucił szpikulec na stół. – Nie znajdę jednak ziemi, na jaką będę mógł
sobie pozwolić, w ciągu paru tygodni.
Kowal podszedł do obudowanego cegłami paleniska, w którym żarzyło
się kilka kawałków metalu.
– Ucieczka jest najłatwiejsza. Pozostanie na miejscu i uporządkowanie
spraw wymaga odwagi.
– Nazywasz mnie tchórzem?
–  Nie. Jesteś tylko w  gorącej wodzie kąpany i  za szybko wyciągasz
wnioski. – Bert otarł czoło rękawem. – Czy myślałeś, co tak naprawdę
znaczy być synem lorda? – Przy pomocy obcęgów przesunął kawałek
metalu i odłożył narzędzie na bok, po czym wbił spojrzenie w młodzieńca.
– Zastanów się, ile dobrego mógłbyś zrobić dla służby i dzierżawców. Czy
moglibyśmy mieć lepszego adwokata niż ktoś, kto jechał kiedyś na tym
samym wózku?
– Adwokata? Masz na myśli poprawę warunków życia pracowników?
–  Tak. Nie chodzi o  to, że w  Stainsby jest źle. Mimo to można by
wprowadzić trochę ulepszeń. – Twarz Berta błyszczała od potu. – Myślę na
przykład, że ci, którzy spędzili w majątku całe życie, powinni otrzymywać
jakąś nagrodę na koniec służby. Kilka razy prosiłem Jego Lordowską Mość,
żebyśmy założyli fundusz emerytalny dla starszych pracowników, ale nie
potraktował mnie poważnie.
–  A  ty nie oszczędzałeś na starość, Bert? – Dawniej Nolan pytał
przyjaciela, kiedy zamierza przestać pracować, ale ten unikał odpowiedzi.
Bert pokręcił głową.
–  Odłożyłem za mało. Pomagałem owdowiałej siostrze Franny
i kalekiej siostrzenicy. Prawda jest taka, że będę chyba musiał pracować do
śmierci, jeśli tylko dam radę. A  skoro o  tym mowa, lepiej się wezmę do
roboty, póki ją jeszcze mam. – Pochylił się i  sięgnął po młot. Gdy
wyprostował plecy, w  jego oczach pojawił się nagle strach, zachwiał się
i chwycił za brzeg ławy.
– Bert! – Nolan wyciągnął rękę, by nie pozwolić mu upaść.
– Wszystko w porządku, chłopcze. Po prostu za szybko wstałem. – Dał
znak rozmówcy, by się odsunął. – Pomyśl, co powiedziałem, zanim spalisz
za sobą mosty. Mosty, które mogą ci się kiedyś przydać. – Odwrócił się do
paleniska, by wyjąć metal.
Młodzieniec rozejrzał się po urządzonej z troską kuźni, miejscu, o które
Bert dbał od trzydziestu lat, jakby było jego własnością. Może on miał
rację. Może Nolan, zbyt skupiony na swoich zachciankach, nie potrafił
popatrzeć na sytuację z innej perspektywy. Jako syn lorda miałby wpływ na
życie mieszkańców Stainsby.
I  nie chodziło tutaj tylko o  jego los, o  los Hannah czy Molly, ale
również o los Berta i Franny, jak też służących i dzierżawców na całe życie
związanych ze Stainsby. Gdyby udało mu się zapomnieć o urazach, mógłby
wpłynąć na ojca i  w  ten sposób wprowadzić korzystne zmiany dla ludzi,
wśród których dorastał.
Pomachał szybko Bertowi, wyszedł z  kuźni i  skierował się do domu.
Pierwszy raz zmusił się do tego, żeby pomyśleć o utracie szansy na własne
gospodarstwo jako o  części Bożego planu, który miał go naprowadzić na
właściwą drogę. Drogę, którą wcześniej nie zamierzał podążać. Być może
Nolan był to winien samemu sobie – i  Bogu – aby włożyć cały wysiłek
w odkrycie swego prawdziwego przeznaczenia.

Hannah przechadzała się pod wiązem, próbując stłumić narastający lęk.


Od spotkania Nolana z  panem Simpsonem minęły dwadzieścia cztery
godziny, a  ona nie miała żadnych wiadomości od męża. Nie potrafiła się
oprzeć wrażeniu, że stało się coś bardzo złego. Czy lord odkrył ich schadzki
i położył im kres? Hannah wcale by się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że
kazał ich szpiegować. Może tak właśnie się stało. Dlaczego jednak Nolan
nawet nie raczył jej o tym poinformować?
Usłyszała szelest za drzewem i serce podskoczyło jej z radości. Jednak
przyszedł. Wreszcie weźmie ją w ramiona, obsypie upojnymi pocałunkami
i wyjaśni, co się dzieje.
Zza krzaków wyszedł jednak Mickey Gilbert.
Dziewczyna uczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła, i chwyciła pień
wiązu, by nie upaść.
– Wybacz, Hannah, to tylko ja. – Mickey wzruszył ramionami. – Nolan
prosił, żebym ci powiedział, że mu przykro, ale nie może przyjść
i przekazał mi dla ciebie to. – Wyciągnął w jej kierunku złożoną kartkę.
Drżącymi rękami sięgnęła po liścik. Wiedziała już, że zawiera złe
wiadomości.
– Muszę wracać. Jeśli chcesz odpowiedzieć, zostaw list w stodole, a ja
się postaram, żeby trafił do Nolana. – Poprawił czapkę i  zniknął
w zaroślach.
Hannah usiadła na skrzynce i  przygryzła wargę. Boże, pomóż mi
zaakceptować wszystko, co Nolan ma mi do powiedzenia.
Zaczęła czytać.
Najdroższa Hannah,
obawiam się, że mam dla Ciebie złe wieści. Pan Simpson sprzedał
gospodarstwo za wyższą cenę innemu kupcowi. Nie potrafię nawet wyrazić,
jak bardzo jestem rozczarowany, i wiem, że Ty też się zmartwisz.
Poza tym musisz wiedzieć, że Edward odkrył nasze spotkania i kazał mi
je zakończyć. Twierdzi, że nie dotrzymuję umowy. Dlatego dla dobra Molly
postanowiłem go usłuchać.
Nie trać wiary, kochana, i  spróbuj się nie martwić. Po balu, jeśli
Edward nie zaakceptuje naszego małżeństwa, wymyślę jakiś sposób, abyśmy
mogli być razem. Do tego czasu pamiętaj, że bardzo Cię kocham.
Twój Nolan
Łza Hannah kapnęła na papier. Dziewczyna pociągnęła nosem, po czym
sięgnęła po chusteczkę i  otarła nią policzki. Następnie starła łzę z  kartki,
żeby nie rozmazać atramentu.
Biedny Nolan. Jego największe marzenie, własne gospodarstwo, jednak
się nie spełniło. Jak Simpson mógł nie dotrzymać słowa?
Hannah przełknęła gorzką prawdę. Mogła się założyć o  miesięczną
pensję, że za utratą ziemi stoi lord Stainsby. W  jaki sposób udało mu się
poznać plany syna? Czyżby miał wszędzie swoich szpiegów? A  jeśli tak,
czy były jakiekolwiek szanse, by ona i Nolan odzyskali kontrolę nad swoim
życiem?
Złożyła liścik i  wsunęła go głęboko do kieszeni fartucha z  mocnym
postanowieniem, że nie pozwoli, by zawładnął nią strach. Zamierzała
wieczorem nakreślić kilka pokrzepiających słów do Nolana, przypomnieć
mu o swoim zaufaniu do niego i zostawić liścik w stodole, by Mickey mógł
go przekazać.
Niezależnie od tego, jak źle układały się ich sprawy, musiała wierzyć,
że Bóg im dopomaga i wszystko w końcu się ułoży zgodnie z Jego planem.
ROZDZIAŁ
16

N olan mruczał pod nosem, gdy krawiec dopasowywał mu


frak. Rola poduszki na szpilki nie przypadła mu do gustu.
–  Jeszcze jedna przymiarka powinna wystarczyć, sir –
wymamrotał niski, krępy mężczyzna z blisko tuzinem szpilek w ustach.
Nolan był bardzo ciekaw, jak mu się udaje ich nie połknąć.
Minęły już cztery tygodnie, odkąd zaczął się uczyć swojej nowej roli.
Cztery tygodnie ciągłego zwracania uwagi na najdrobniejsze szczegóły –
którego widelca użyć, który krawat włożyć, kiedy się ukłonić, kiedy
wymienić uścisk dłoni. Dochodziło do tego zapamiętywanie imion
i  nazwisk znajomych lorda, a  także ich żon i  dzieci. Ciągłe przymiarki
stanowiły tylko część tych wszystkich irytujących obowiązków, jakie
należały do ludzi szlachetnego urodzenia. Udział w balu zaplanowanym na
ten wieczór był kolejnym.
Nolana pochłaniały te wszystkie przyziemne sprawy, ale jego serce
tęskniło za Hannah.
– Poprawki nie zajmą mi dużo czasu, sir. Frak będzie gotów na czas.
– Dziękuję, panie Smithers.
Nolan uwolnił się z  niewygodnego ubrania, kłując się przy tym
szpilkami. Zmełł w ustach przekleństwo i włożył codzienny, szary surdut ze
swojej nowej garderoby przygotowanej przez Smithersa. Przyzwyczajenie
się do tych wszystkich krochmalonych koszul, fularów i marynarek zajęło
mu sporo czasu. Zadawał sobie pytanie, czy kiedykolwiek przestanie
tęsknić za stajennym strojem roboczym.
Lokaj krążący przez cały czas w pobliżu Nolana strząsnął pyłek z jego
rękawa.
– Lord prosi, aby pan jak najszybciej przyszedł do jego gabinetu, sir.
Nolan westchnął ciężko. Miał nadzieję na parę minut spokoju przed
wykładem na temat zachowania na balu. Wciąż nie mógł wybaczyć ojcu
utraty gospodarstwa, chociaż dzięki radom Berta i  liścikowi żony gniewał
się na niego coraz mniej. Hannah domyśliła się, że to Edward stał za
zmianą decyzji Simpsona, ale nie poddała się rozpaczy – przeciwnie,
wyraziła przekonanie, że mąż znajdzie właściwe wyjście z sytuacji.
Nolan zacisnął usta w wąską linię. Czy czułaby się tak samo, gdyby się
dowiedziała, że zdecydował się przyjąć tytuł?
Ziarno rzucone przez Berta wydało plon i  młodzieniec zaczął
dostrzegać, w jaki sposób mógłby pomóc tym, którym mniej się powiodło,
służącym i  okolicznym rolnikom. Czyż nie był zobowiązany do tego, by
wykorzystać tak niezwykłą okazję?
–  Dziękuję, Jeffrey – odezwał się do lokaja. – Powiedz lordowi, że
zaraz będę na dole.
Gdy kilka minut później schodził po głównych schodach, modlił się, by
w  razie gdyby bal okazał się sukcesem, a  on sam zyskał aprobatę
znajomych ojca, ten uznał za stosowne odwzajemnić przysługę
i  zaakceptował Hannah jako synową. Nolan dotrzymał warunków umowy
i  nie widywał się z  nią od dwóch tygodni. Taka postawa z  pewnością
zasługiwała na nagrodę. A jeśli Edward nie postrzegał tego w ten sposób,
Nolan zamierzał uzależnić dalsze pełnienie roli syna i  dziedzica lorda od
tego, czy ojciec uzna wreszcie jego małżeństwo z Hannah.
Młodzieniec zapukał do gabinetu, a lord zaprosił go do środka i na jego
widok podniósł się z fotela, podobnie jak towarzyszący mu mężczyzna.
–  Nolanie, poznaj, proszę, pana Wallace’a Graysona, naszego
rodzinnego prawnika.
Pan Grayson był mężczyzną średniego wzrostu, dobrze zbudowanym,
o  bujnych baczkach. Gdy Nolan ściskał mu dłoń, zauważył, że obecność
tego człowieka budzi w nim niepokój.
– Bardzo mi miło, że mogę poznać syna mojego drogiego przyjaciela –
powiedział, energicznie potrząsając dłonią Nolana.
Chłopak skłonił głowę w, jego zdaniem, bardzo dystyngowany sposób.
– Usiądź, proszę – odezwał się Edward. – Poprosiłem, by pan Grayson
przygotował dla nas pewne dokumenty.
Nolan opadł na skórzany fotel.
– Jakie dokumenty? – spytał, mrużąc powieki.
–  Nie martw się. To czysta formalność, jednak konieczna, abyś mógł
stać się prawomocnie moim synem i  spadkobiercą. Obaj musimy na nich
złożyć swoje podpisy. – Lord machnął trochę nerwowo ręką.
Prawomocnie? Czy Nolan był gotów na tak radykalne rozwiązanie bez
konsultacji z Hannah?
– Czy mogę je przeczytać? – spytał.
–  Oczywiście. – Edward przesunął w  jego stronę stos kartek. –
Skorzystam z  tej sposobności, by wyrazić swoje zadowolenie z  faktu, że
matka nauczyła cię czytać i  pisać. Wszystko byłoby o  wiele trudniejsze,
gdyby o to nie zadbała.
Nolan popatrzył na stos kartek i  skrzywił się ze złością. Przeczytanie
tego wszystkiego zajęłoby mu parę godzin. Przejrzał kilka pierwszych
akapitów i  zauważył z  niezadowoleniem, że nie rozumie terminologii
prawniczej.
– Czy to umowa w sprawie zmiany mojego nazwiska?
–  Tak, ale to czysta formalność, gdyż na twoim akcie urodzenia już
widnieje nazwisko Fairchild. Jednak potem Elizabeth dała ci swoje
nazwisko, kiedy przejęła nad tobą opiekę, więc ten dokument posłuży do
uregulowania sprawy.
Młodzieniec poczuł nieprzyjemne ściskanie w  piersi. Wszędzie był
znany jako Nolan Price. Jak mógł zrezygnować z nazwiska, którego używał
całe życie, ostatniego ogniwa łączącego go z matką?
– Chciałbym mieć czas, żeby to przemyśleć.
Lord skłonił głowę ze zrozumieniem.
–  Jak zwyczaj każe, najstarszy syn lorda otrzymuje również tytuł
honorowy. Z szacunku do twojego obecnego nazwiska wybrałem tytuł lorda
Price’a. Będziesz znany jako lord Price.
Nolan przełknął ślinę. Nie rozumiał, co to oznacza, ale wstydził się
zapytać. Najwyraźniej musiał się jeszcze nauczyć wielu rzeczy na temat
arystokracji.
–  Dziedziczysz nazwisko Fairchild i  wszystko, co się z  tym wiąże. –
Edward oparł dłonie o  blat. – Nie chciałbym, aby się okazało, że pan
Grayson, który przyjechał do nas z Londynu, zmarnował tylko czas.
Nolan zdawał sobie sprawę, że to szantaż, ale z drugiej strony umowa
wydawała mu się sensowna. W końcu dokumenty potwierdzały tylko stan
faktyczny.
–  Wyrażam zgodę na dwuczłonowe nazwisko. Nie mogę zrezygnować
z tego dobrze kojarzonego, którym posługiwałem się całe życie.
–  W  porządku, zatem Nolan Edward Price-Fairchild. – Lord popatrzył
na Graysona. – Czy to spełnia wymogi prawne?
Prawnik odchrząknął.
– Sądzę, że tak.
– Świetnie. Poszliśmy na kompromis i wypracowaliśmy porozumienie.
Zakładam, że w  ten sam sposób będzie wyglądała cała nasza relacja. –
Edward uśmiechał się, ale w jego spojrzeniu błysnęła jakaś nieustępliwość.
– Gdybyś teraz zechciał złożyć podpis obok mojego na ostatniej stronie
tego dokumentu... Jestem pewien, że pan Grayson chce odpocząć przed
balem.
Nie zważając na ucisk w żołądku, Nolan wziął od ojca pióro. Pochylił
się nad biurkiem i  przewrócił jeszcze kilka kartek, wodząc wzrokiem po
napotykanych słowach, ale nigdzie nie dostrzegł wzmianki na temat
Hannah lub jego małżeństwa. Z pewnością przesadzał, podejrzewając jakiś
spisek. Jednak po stracie gospodarstwa nikt nie mógł mu się dziwić.
Dotarł do ostatniej strony, złożył podpis i odłożył pióro.
– Czy to wszystko? – spytał, poprawiając surdut.
– Na razie tak. Tylko się nie spóźnij na powitanie naszych pierwszych
gości.
Jakżeby mógł o tym zapomnieć?
– Będę na czas. – Nolan pożegnał Graysona, ukłonił się ojcu i wyszedł
z pokoju.
Nie udało mu się jednak równie łatwo zostawić za sobą podejrzeń.

Pani Bridges zwolniła Hannah i  Molly od obowiązków dopiero po


północy. Kilka starszych pokojówek zostało do jej dyspozycji, na wypadek
gdyby lord potrzebował czegoś z kuchni, ale Hannah z ulgą odprowadziła
siostrę i  poszła do pokoju. Nie rozebrała się jednak, wiedząc, że i  tak nie
zaśnie. Jak by mogła spać, dręczona myślami o tym, co dzieje się na dole?
Cały dom emanował energią przynajmniej stu gości zaproszonych na bal.
Bal na cześć jej męża, na który ona nie miała prawa wstępu.
Próbując pokonać urazę do teścia, który najwyraźniej chciał ją
rozdzielić z Nolanem, przyklękła na dywaniku przy łóżku i skłoniła głowę
w modlitwie, prosząc o to, by mogła zaakceptować tę sytuację, i o pomoc,
by stać się cierpliwą, kochającą żoną dla Nolana bez względu na
okoliczności.
Gdy wypowiedziała już wszystkie prośby do Wszechmogącego, na
chwilę odzyskała równowagę, lecz zaraz jej nerwy znów zaczęło szarpać
uczucie niepokoju i ciekawości. Nie mogła nie myśleć o tym, co się dzieje
na dole. Po chwili, która jej wydawała się wiecznością, poddała się pokusie.
Wytłumaczyła sobie, że chce tylko rzucić okiem na Nolana w  pięknym
stroju i  zaraz potem wróci do pokoju. W  głębi serca wiedziała jednak,
w czym naprawdę rzecz.
Przeszła bezszelestnie korytarzem do lewego skrzydła rezydencji, gdzie
odbywał się bal. Chroniona mrokiem holu, dobrnęła do tylnego wejścia,
używanego przez służbę do przynoszenia posiłków. Do jej uszu dotarły
przytłumione odgłosy rozmów i muzyki. Hannah upewniła się najpierw, że
nikt jej nie widzi, a  potem nieśmiało uchyliła drzwi. W  tej samej chwili
muzyka rozbrzmiała tak głośno, że omal jej nie ogłuszyła.
Serce mało nie wyskoczyło jej z  piersi, gdy wodziła wzrokiem po
morzu barw i  wirujących postaci. Po parkiecie sunęły gładko suknie
wszystkich kolorów i fasonów porozdzielane czernią męskich strojów. Jak
mogła dostrzec Nolana w takim tłumie?
Skupiła całą swoją uwagę na środku sali, gdzie pod żyrandolem
mignęły jej czyjeś ciemne, lśniące włosy. Mężczyzna uśmiechał się szeroko
do damy u swego boku i Hannah z wrażenia prawie zapomniała oddychać.
W  tym odświętnym stroju ledwo go poznała. Miał na sobie czarny frak,
prążkowaną kamizelkę, białą muchę... Włosy zaczesał modnie do tyłu, nie
spadały mu na czoło jak za starych czasów.
Zmusiła się, by popatrzeć na towarzyszące mu damy – eleganckie,
bogate kobiety wystrojone w wykwintne suknie i misternie ufryzowane. Na
ich szyjach i nadgarstkach lśniły klejnoty. Ciemnowłosa piękność chwyciła
Nolana pod ramię i pociągnęła na parkiet. Hannah obserwowała, jak kołują
po posadzce, a jej mąż odrzuca głowę do tyłu i śmieje się beztrosko.
Tłumiąc szloch, wycofała się, zamknęła drzwi i  oparła plecy o  zimną
ścianę.
Zobaczyła dokładnie to, czego tak bardzo się obawiała. Jej mąż się
zmienił, a  ona już nie pasowała do jego świata. Jak mogła go teraz
zadowolić zwykła pomoc kuchenna, gdy choćby w  tej sali balowej mógł
wybierać spośród niezliczonych bogatych, wystrojonych piękności?
Dławiąc się z  bólu, szła ciężkim krokiem po wyłożonym dywanem
korytarzu, nie zwracając uwagi na otoczenie, dopóki do jej uszu nie dotarły
przyciszone męskie głosy. Szybko skryła się za wielką roślinę ustawioną
w donicy we wnęce.
W  jej kierunku szło dwóch mężczyzn; w  jednym z  nich rozpoznała
lorda Stainsby. Nieznajomy miał na sobie krzykliwy prążkowany strój,
pasujący do bujnych baczków.
– W takim razie załatwione? – spytał cicho lord.
–  Tak. Dokumenty są wiążące. Małżeństwo twojego syna zostanie
rozwiązane, gdy tylko je złożę w sądzie.
Hannah przygryzła wargi, by nie krzyknąć, i cofnęła się jeszcze bardziej
w cień.
– Bałem się, że chłopak nie podpisze – mówił dalej krępy mężczyzna. –
Na szczęście twoja argumentacja go przekonała.
Roześmiali się i poszli. Kiedy już zniknęli jej z oczu, Hannah poczuła
nagłą miękkość w kolanach i gdyby nie chwyciła się ściany, z pewnością by
upadła. Po policzkach płynęły łzy. Potwierdziły się jej najgorsze obawy.
Nolan podpisał dokumenty i  już niebawem ich krótkie małżeństwo miało
dobiec końca.
ROZDZIAŁ
17

N astępnego dnia Nolan spał do późna. Tańce trwały do


świtu, a  jemu nie wypadało udać się na spoczynek przed
wyjściem ostatniego gościa. Wielu z  przybyłych na bal
nocowało w  pokojach gościnnych w  zachodnim skrzydle, co znaczyło, że
będzie musiał w ich towarzystwie zjeść śniadanie.
Gdy wreszcie zmusił się do wstania z  łóżka, zaczął rozmyślać
o minionym wieczorze. Edward wydawał się zadowolony reakcją przyjaciół
na nieoczekiwane wieści o  dorosłym synu. Choć wszyscy traktowali go
z  szacunkiem, wyczuwał jednak w  ich oczach chłodną rezerwę
spowodowaną zapewne brakiem zaufania. Lord zachował oczywiście dla
siebie fakt, że Nolan przez te wszystkie lata pracował w jego majątku jako
służący, uznając, że ta informacja jest zbędna, a  goście okazali się zbyt
uprzejmi, by pytać o jego przeszłość. Co by powiedzieli, gdyby się wydało,
że był kiedyś zwykłym stajennym?
Lokaj pomagał mu się ubierać, a on myślał z niechęcią o tym, że znów
ich będzie musiał zabawiać. Miał tylko nadzieję, że wyjadą zaraz po
śniadaniu.
Szczęście mu jednak nie sprzyjało, gdyż około trzydziestu gości
zamierzało zostać na kolejny dzień i  nocleg, co oznaczało opóźnienie
spotkania z  Hannah. Po śniadaniu lord przekazał synowi plany na cały
dzień, obejmujące również oficjalną kolację i  wieczorny koncert. Nolan
miał szczerą nadzieję, że tak przesadnie wystawne przyjęcia nie będą się
odbywać zbyt często. Raz czy dwa do roku to i tak było dla niego za dużo.
Z drugiej strony ucieszyła go informacja od ojca, iż przyjaciele rodziny
zaakceptowali jego syna jako dziedzica, skoro aż tylu zdecydowało się
zostać. Po koszmarnym południowym posiłku, podczas którego wszystkie
młode panny zabiegały o  jego uwagę, Nolan poszukał spokoju i  ciszy
w  gabinecie ojca. Miał nadzieję, że żadna z  dam nie odważy się go tam
szukać.
Opadł właśnie na fotel przy kominku, gdy otworzyły się drzwi i rozległ
się tupot kobiecych stóp. Nolan odwrócił głowę, sądząc, iż to jedna
z  pokojówek przyszła posprzątać, lecz ujrzał w  progu swoje dwie
przyrodnie siostry. Jak nakazywało dobre wychowanie, wstał z  fotela
i złożył im szarmancki ukłon.
– Dzień dobry paniom.
Wystrojona w  modną, aksamitną kreację Evelyn przypominała
Nolanowi wielką niebieską ostrygę. Victoria, niższa i  szczuplejsza, miała
skromną żółtą suknię. Wydawała się zahukana przez siostrę, stanowiła dla
Evelyn jedynie tło, jakby była mniej ważna.
Evelyn zamknęła wachlarz.
–  Dzień dobry, panie Price. Moja siostra i  ja chciałyśmy zamienić
z panem parę słów, o ile nie ma pan nic przeciwko temu.
– Oczywiście, ale mów mi po imieniu.
Ze stalowych błysków w  jej oczach wynikało, że nie przyszła mu
pogratulować debiutanckiego balu. Nie widział się z  siostrami od tego
niemiłego dnia, kiedy zostali sobie przedstawieni w  nowych rolach,
a potem Victoria i Evelyn wróciły do Londynu.
Nolan stał obok fotela, dopóki panie nie zajęły miejsc przed
kominkiem.
– Czemu zawdzięczam tę nieoczekiwaną przyjemność? – spytał.
Victoria wbiła wzrok w palenisko, Evelyn patrzyła na niego zaczepnie.
–  Chcemy poznać twoje zamiary wobec naszej rodziny. – Evelyn
stuknęła nerwowo pantofelkiem w podłogę.
Zmarszczył brwi.
– Obawiam się, że nie rozumiem, co masz na myśli.
Evelyn wstała gwałtownie i rozłożyła wachlarz.
–  Musiałeś przeżyć szok. Zwykły stajenny wrzucony w  świat
arystokracji.
– Owszem, to dla mnie spore wyzwanie. – Starannie dobierał słowa, by
uniknąć pułapki. – I muszę się do tego przyzwyczaić.
Victoria wciąż unikała jego spojrzenia. Nolan czekał, by wreszcie się
dowiedzieć, do czego zmierza ta rozmowa.
Evelyn stanęła na wprost brata, emanując gniewem.
–  Chyba rozumiesz, że ogłoszenie ciebie dziedzicem majątku
praktycznie zrujnowało nam życie. – Wbijała w niego spojrzenie ciemnych
oczu, nie dbając o pozory kultury.
Nolan wypuścił głośno powietrze. Wrogość spowita w  dobre
wychowanie zawsze go onieśmielała. Z  gniewem potrafił sobie jednak
poradzić. Stał, nie ruszając się z miejsca, zdecydowany zachować spokój.
–  Uwierz, nie zamierzam wykreślać ani ciebie, ani Victorii z  życia
mojego ojca. Postaram się też zadbać o wasze interesy. – Tyle przynajmniej
mógł dla nich zrobić. Gdy dorastał, marzył o  rodzeństwie, ale te kobiety
były mu obce. Nawiązanie z nimi bliskiego kontaktu musiało potrwać.
–  Mój mąż jest oburzony całą sytuacją – warknęła Evelyn. – Poślubił
mnie, mając pewne oczekiwania. A to, że nie może ich zaspokoić z powodu
zwykłego... – Urwała i zakryła dłonią usta.
– Chłopca stajennego – dokończył Nolan.
Miała na tyle ogłady, że przynajmniej oblała się rumieńcem.
Postąpił krok naprzód, by stawić jej czoła jak równy z równym.
– Bardzo mi przykro, że twój mąż tak przeżywa rozwój wydarzeń, ale ja
nie czuję się winny. Lepiej, żeby tytuł przeszedł na mnie niż na jakiegoś
dalekiego krewnego, który nie ma żadnego interesu w  tym, by zadbać
o rodzinę. I o majątek.
Victoria zmarszczyła nos.
– Czy ojciec ci nie mówił...
– To teraz nieważne,Victorio – przerwała Evelyn. – Będzie jeszcze czas
analizować drzewo genealogiczne. – Zacisnęła usta i, wyraźnie
zdenerwowana, rzuciła siostrze znaczące spojrzenie.
Jakieś sekrety rodzinne?
–  Zapewniam was obie – powiedział Nolan – że zrobię wszystko, by
dobra Fairchildów zostały sprawiedliwie podzielone. – Popatrzył na
Victorię. – Pomiędzy nas wszystkich.
–  Ale ja nie dbam o  pieniądze. – Victoria uniosła ręce w  teatralnym
geście, a  jej twarz nabrała wyrazu. – Zależy mi tylko na ukochanym,
Sebastianie Covertonie. Miał już mi zaproponować małżeństwo, ale od
kiedy dowiedział się o tobie, ani razu mnie nie odwiedził. – Zaszlochała. –
Ten skandal zniweczył moje szanse na małżeństwo!
Nolan otworzył tylko usta, nie wiedział, jak sobie radzić z taką histerią.
Po raz kolejny wspomniał tresurę koni – podchodź ostrożnie, nie okazuj
jednak strachu. Zbliżył się do płaczącej dziewczyny i podał jej chusteczkę.
Wyrwała mu ją z ręki i wytarła nos.
–  Muszę przyznać, że nie znam się na takich sprawach, ale będę
szczęśliwy, jeśli pozwolisz mi jakoś pomóc. – Jego kojący głos podziałał
uspokajająco na Victorię, która przestała płakać i pociągała tylko nosem. –
Może mógłbym się spotkać z  tym dżentelmenem? Czy to dobre
rozwiązanie?
Podbródek Victorii zadrżał niebezpiecznie, lecz zanim dziewczyna
zdołała otworzyć usta, Evelyn otoczyła ją ramieniem.
– Na pewno nie.
– Dlaczego? Co to szkodzi? – Twarz Victorii rozbłysła nadzieją. – Może
gdyby Sebastian poznał Nolana, zrozumiałby, że nie musi się obawiać
wejścia w rodzinę Fairchildów, mimo pochodzenia naszego brata.
–  Świetnie. – Nolan uśmiechnął się pokrzepiająco. – Powiedz tylko
gdzie i kiedy, a na pewno się tam zjawię.

Powóz podskakiwał na wybojach. Hannah patrzyła na zgnieciony


kawałek papieru, który ściskała w dłoni odzianej w rękawiczkę, a siedząca
obok Molly chłonęła widoki Derby.
– Hannah, spójrz na te damy z parasolkami! – wykrzyknęła, zmieniając
się w  jednej chwili w  sześcioletnią dziewczynkę, taką, jaką pamiętała jej
siostra.
– Tak – szepnęła Hannah. – Są piękne.
Znów popatrzyła na kartkę, próbując ukoić nerwy, choć niepokój był
właściwie w tej chwili jedynym uczuciem chroniącym ją przed smutkiem.
Po tym, jak zobaczyła przemianę męża na balu, przepłakała całą noc.
O  świcie, zupełnie wyczerpana, podjęła decyzję. Nie mogła zostać
w  Stainsby i  patrzeć na ślub Nolana z  jakąś piękną dziedziczką. Myśl
o ujrzeniu go z inną kobietą po tym, jak oddała mu się duszą i ciałem, była
dla niej nie do zniesienia. W  rozpaczy znalazła karteczkę, którą dała jej
matka, gdy wyjeżdżały z  gospodarstwa pana Fieldinga, i  wykorzystała
jedyną możliwą drogę ucieczki.
–  Iris Hartford, księżna Hartford, Hartford Hall, Derbyshire. –
Nazwisko przywoływało mgliste wspomnienia o  dalekiej krewnej, damie,
którą widywali sporadycznie przed śmiercią ojca Hannah. Zgodnie
z informacjami z karteczki księżna Hartford była przyrodnią siostrą matki,
kobietą, która zawarła bardzo korzystne małżeństwo jak na swoje
pochodzenie i  która miała chętnie udzielić dziewczynie pomocy
w krytycznej sytuacji.
Hannah przełknęła ślinę. Czyżby pozwalała sobie na zbyt wiele,
składając niezapowiedzianą wizytę krewnej, której nie widziała od lat?
Popatrzyła na uszczęśliwioną twarz Molly i zrozumiała, że nie ma wyboru.
Może przynajmniej ta kobieta mogła im zaoferować jakąś pracę w jednej ze
swoich rezydencji? Na więcej Hannah bała się liczyć.
Powożący zatrzymał się w  środku miasta, by zapytać o  drogę do
majątku Hartford, i  ruszyli w  dalszą podróż. Hannah przycisnęła do nosa
chusteczkę, by stłumić nieprzyjemną woń, która w połączeniu z kołysaniem
pojazdu przyprawiała ją o mdłości. Na obrzeżach miasta krajobraz stał się
bardziej zielony i  było im łatwiej oddychać. Kilkanaście mil dalej skręcili
w  kamienną bramę i  wjechali na krętą dróżkę prowadzącą do rezydencji
jeszcze wspanialszej niż Stainsby Hall.
Pokryty bluszczem gmach majaczył na lekkim wzniesieniu jak
wartownik pełniący straż. Zatrzymali się przed głównym wejściem
i stangret pomógł im wysiąść.
– Zaczekaj, dopóki nie sprawdzimy, czy księżna jest w domu – poleciła
Hannah.
–  Dobrze, panieneczko. – Niepozorny mężczyzna skłonił się i  stanął
przy powozie, gdy tymczasem siostry podeszły do wejścia.
– Jaki piękny dom! – zachwyciła się Molly.
Tak bardzo się cieszyła tą nieoczekiwaną wyprawą, że Hannah nie
chciała jej martwić i  podawać prawdziwego powodu wizyty przed
spotkaniem z ciotką. W chwilę później drzwi otworzyły się i stanął w nich
wysoki mężczyzna, prawdopodobnie kamerdyner.
– W czym mogę pomóc? – spytał, patrząc na nie z góry zza okularów.
Hannah wyprostowała plecy, modląc się o  pewność siebie, której tak
bardzo jej brakowało.
– Dzień dobry. Czy księżna Hartford jest w domu?
Kamerdyner zmarszczył brwi.
– Kogo mam zaanonsować?
– Jej siostrzenice, Hannah i Molly Burnham.
Uniósł brwi i wskazał im gestem, by weszły do środka.
Znalazły się w  przestronnym holu wyłożonym biało-czarnymi
kafelkami. W  oczekiwaniu na jego powrót Hannah zlustrowała wzrokiem
pomieszczenie. Jej spojrzenie przykuł sufit z  szerokimi gzymsami
i  ogromnym żyrandolem pośrodku. Od holu odchodziły dwa mniejsze
korytarze, wyłożone zielonymi kasetonami na ścianach, z  których jeden
prowadził – jak sądziła – na tyły domu. Tuż przed nimi pięły się na piętro
wspaniałe, szerokie schody.
Hannah zamrugała. Jak to możliwe, że jej matka prowadziła tak
skromne życie, podczas gdy jej siostra opływała w dostatki? I dlaczego Ann
nie poprosiła krewnej o pomoc, kiedy owdowiała? Czyżby nie pozwoliła jej
na to duma?
Molly gapiła się z  nabożnym zachwytem na otaczający ją luksus,
a Hannah sprawdziła w lustrze, czy żaden kosmyk włosów nie wystaje jej
spod kapelusza i czy prezentuje się na tyle elegancko, by uchodzić za osobę
spokrewnioną z tak bogatą damą.
Na dźwięk szybkich kroków na posadzce odwróciła się szybko
i przygarnęła do siebie Molly.
Do holu wbiegła wysoka, szczupła kobieta. W  jej dużych szarych
oczach błyszczała ciekawość. Ubrana w modną zieloną spódnicę i bluzkę ze
stójką, z  kasztanowatymi włosami upiętymi w  węzeł nad karkiem, była
naprawdę zachwycająca. Hannah oceniła jej wiek na około czterdzieści lat.
– To naprawdę córki Ann? – spytała i klasnęła w dłonie.
Dziewczyna dygnęła przed ciotką.
–  Bardzo mi miło, madam. Mam na imię Hannah, a  to moja siostra
Molly.
Księżna roześmiała się z radości i porwała je w objęcia.
Hannah, zdziwiona tym entuzjastycznym przyjęciem, stała jak wryta.
Gdy ciotka wypuściła ją z uścisku, poprawiła szal.
– Przepraszam za tę niezapowiedzianą wizytę, ale mama twierdziła, że
możemy liczyć na pani pomoc. Molly i ja musimy się gdzieś zatrzymać na
jakiś czas. – Hannah nie zwracała uwagi na zdziwienie na twarzy siostry. –
Jeśli to niemożliwe, stangret czeka pod domem. Możemy znaleźć pokój
w Derby. – Wstrzymała oddech w nadziei, że nie będzie musiała tak szybko
wydać wszystkich oszczędności.
Księżna popatrzyła na nie z udawanym przerażeniem.
–  Absolutnie wykluczone. Musicie zostać u  mnie. – Machnęła ręką,
a lokaj natychmiast wyrósł przy niej jak spod ziemi.
– Carstairs, zabierz bagaże dziewcząt i zapłać stangretowi.
– Nie, nie. Ja sama to załatwię. – W obawie, by ciotka nie pomyślała, że
żebrzą o  pomoc, Hannah, z  płonącymi policzkami, szybko otworzyła
torebkę, aby wyjąć pieniądze.
–  Nonsens, Carstairs się tym zajmie. Teraz chodźcie ze mną. Musicie
być zmęczone i głodne po podróży.
Hannah zrezygnowała z dalszej dyskusji i poszła wraz z młodszą siostrą
we wskazanym kierunku. Znalazły się w  salonie urządzonym w  różowo-
zielonej tonacji, przyozdobionym kwiecistymi poduszkami i  wazonami
świeżo ściętych kwiatów. Ta uspokajająca atmosfera natychmiast ukoiła
stargane nerwy dziewczyny.
– Jaki piękny pokój!
–  Dziękuję bardzo. Mój świętej pamięci mąż nigdy tu nie bywał.
Mawiał, że ten salon jest zbyt kobiecy jak na jego gust. A ja właśnie z tego
powodu tak bardzo go lubię. – Wskazała sofę z  zielonym, jedwabnym
obiciem. – Usiądźcie, proszę.
Dopiero wtedy Hannah spostrzegła dużego psa leżącego na dywanie
przy fotelu. Pies podniósł głowę i zamachał ogonem.
–  To Daisy, czekoladowa labradorka, prezent od mojego zmarłego
męża, Edgara. Jest bardzo łagodna i  nie musicie się jej bać. – Księżna
pogłaskała sukę po głowie, a ta zaczęła jeszcze radośniej merdać ogonem.
Hannah i Molly usiadły i zdjęły rękawiczki.
Ciotka pociągnęła za sznur dzwonka i w okamgnieniu w salonie stanęła
pokojówka.
–  Poprosimy o  herbatę, talerz kanapek z  ogórkiem i  biszkopty.
Dziękuję, Maggie.
Gdy pokojówka wyszła, księżna odwróciła się do sióstr.
–  Jak się czuje wasza droga matka? Obawiam się, że straciłyśmy
kontakt.
–  Kiedy ją ostatnio widziałam, wszystko było w  porządku. – Hannah
bawiła się nerwowo mankietem bluzki. Bardzo chciała zadać pytanie, jakie
zrodziło się w jej głowie, ale nie była pewna, jak zacząć.
Księżna złożyła ręce na kolanach.
–  Pewnie mnie nie pamiętacie, nie widywałyśmy się zbyt często.
Podczas naszego ostatniego spotkania wciąż mieszkałyście na plebanii. Na
długo przed śmiercią waszego ojca i brata.
Hannah przygryzła wargę i skinęła głową.
– Pamiętam.
– A ja nie – oznajmiła Molly. – Ale jestem o wiele młodsza od Hannah.
–  Myślę, że miałaś wtedy nie więcej niż trzy latka, Molly – rzekła
z uśmiechem ciotka.
–  Skoro jest pani naszą ciotką, czy to znaczy, że jesteście z  mamą
siostrami?
–  Przyrodnimi. – Odwróciła się do starszej siostrzenicy. – Czy mama
opowiadała wam kiedyś o swoim dzieciństwie?
– Raczej nie. Mama rzadko mówiła o rodzinie. – Hannah wychyliła się
do przodu, wdzięczna Molly za jej nieposkromioną ciekawość. –
Odniosłam wrażenie, że jej rodzice się rozstali.
W tej samej chwili do salonu weszła pokojówka, niosąc tacę ze srebrną
zastawą i talerz kanapek.
– Proszę, najpierw zjedzcie, a potem opowiem wam tę długą i  smutną
historię.
– Dziękuję, madam. – Molly sięgnęła po talerz.
Natomiast Hannah wciąż nie ruszała się z miejsca.
Widząc to, księżna roześmiała się serdecznie.
– Bardzo proszę, mówcie do mnie: „ciociu Iris”. „Madam” sprawia, że
czuję się stara.
Hannah odniosła wrażenie, że opuszcza ją napięcie. Wyobrażała sobie
ciotkę jako surową starszą panią pozbawioną poczucia humoru.
Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej.
Nałożyła sobie na talerzyk dwie kanapki i biszkopta, a ciotka nalała im
herbaty.
–  Na czym skończyłyśmy? – spytała z  filiżanką w  ręce. – Ach tak.
Pewnie tego nie wiecie, ale wasza mama i ja dorastałyśmy razem.
Hannah przełknęła kolejny kęs.
– Naprawdę?
–  Tak. Matka Ann, wasza babka, wyszła za mąż za mojego ojca, sir
Arthura Templetona. Ojciec był owdowiałym baronem i  miał pod opieką
dwoje dzieci, Ronalda, mojego brata, i mnie. Byłam zachwycona, że mam
towarzyszkę zabaw.
Hannah zmarszczyła brwi.
– Dlaczego nigdy o tym nie słyszałam?
–  Gdy Ann skończyła osiemnaście lat, zakochała się w  George’u
Burnhamie, wikarym bez grosza przy duszy. Ojciec nie wyraził zgody na
ich małżeństwo, gdyż uznał, że byłby to mezalians. Ja byłam już wtedy
żoną Edgara i  nie zdawałam sobie sprawy z  powagi sytuacji, dopóki Ann
nie uciekła z  George’em, by wziąć z  nim potajemny ślub. Ojciec ją za to
wydziedziczył. – Z  westchnieniem postawiła filiżankę na niewielkim
stoliku. – Zawsze się zastanawiałam, czy zmieniłabym bieg wydarzeń,
gdybym wtedy była w pobliżu. Może jakoś wpłynęłabym na ojca...
Hannah sączyła herbatę, próbując sobie wyobrazić matkę i  ojca
zawierających potajemny ślub, pod pewnymi względami podobny do jej
własnego.
–  I  choć ojciec zabronił nam spotykać się z  Ann, udało mi się jakoś
utrzymać z nią kontakt. Nigdy nie lubiłam nakazów i zakazów. – Mrugnęła
do Hannah. – Niestety, kiedy zmarł wasz tata, byłam złożona chorobą, która
trwała prawie rok. A tymczasem Ann poślubiła pana Fieldinga.
Hannah ścisnęła mocniej filiżankę. Czy gdyby ciotka dowiedziała się
wcześniej o ich trudnej sytuacji, sprawy przybrałyby inny obrót?
Iris dolała herbaty.
Mimo karcącego spojrzenia siostry Molly nałożyła sobie kilka
kolejnych kanapek.
– Molly, jak ty się zachowujesz?
– Nie, proszę, jedzcie, ile chcecie. Bez zbędnych konwenansów. – Iris
ponownie zajęła miejsce na sofie. – Może teraz mi powiecie, co was tu
sprowadza?
Choć zwracała się do nich łagodnie i  serdecznie, Hannah poczuła, że
język odmawia jej posłuszeństwa. Wyjechała ze Stainsby tak szybko, że
praktycznie nie zdążyła nad tym pomyśleć. Wiedziała tylko jedno: musi
zniknąć, zanim Nolan ją znajdzie. Nie miała ochoty słuchać jego
fałszywych tłumaczeń. Na myśl o  tym, że zgodził się anulować ich
małżeństwo, łzy znów napłynęły jej do oczu.
Bystrym oczom ciotki nie umykał żaden szczegół. Wstała i zadzwoniła
na pokojówkę, która szybko stanęła w drzwiach.
–  Maggie, zaprowadź pannę Molly do pokoi gościnnych. Molly,
kochanie, możesz tym razem zabrać biszkopty do pokoju. Chciałabym
pomówić z twoją siostrą sam na sam.
Molly spojrzała pytająco na Hannah.
Hannah skinęła głową.
– Idź, za chwilę do ciebie przyjdę.
Przed wyjściem Molly zdążyła jeszcze chwycić dwa dodatkowe
biszkopty.
Iris usiadła obok starszej siostrzenicy na miejscu zwolnionym przez
Molly i poklepała ją po kolanie.
–  Teraz musisz mi wszystko powiedzieć, moja droga. Niezależnie od
tego, co cię dręczy, na pewno razem znajdziemy jakieś rozwiązanie.
ROZDZIAŁ
18

N olan zerwał fular z szyi i rzucił go na łóżko. Nie było go


tylko trzy dni, a jemu się wydawało, że to wieczność. Ojciec
nalegał, by towarzyszyli Evelyn i  Victorii w  ich podróży
pociągiem do Londynu, a  potem chciał się zatrzymać w  swoim
apartamencie i przedstawić Nolana ciotce Ophelii. Podczas tego krótkiego
pobytu Nolan poznał również ukochanego Victorii, Sebastiana, który okazał
się bardzo sympatycznym młodzieńcem. Po tym spotkaniu nabrał nadziei,
że udało mu się rozwiać wątpliwości wybranka siostry i  chłopak znów
zacznie się do niej zalecać.
Nolan dowiedział się, że rezydencją Fairchild w pobliżu placu Świętego
Jakuba zarządzała Ophelia, niezamężna siostra Edwarda. Dama przyjęła go
równie lodowato jak niegdyś Evelyn, sprawiając, że stracił grunt pod
nogami. Lord próbował to naprawić, tłumacząc, że zarówno Ophelia, jak
i Evelyn mają tylko cięte języki i że Nolan z pewnością w końcu zdobędzie
ich serca.
Dalszy pobyt w mieście nie ułatwił jednak Nolanowi podróży do świata,
w  którym żył jego ojciec. Spotkania w  interesach i  pogawędki ze
znajomymi Edwarda przyprawiały go o  zawrót głowy. Zaczynał znów
wątpić, czy na pewno nadaje się do życia w  świecie arystokracji, gdyż
wolałby zdecydowanie spędzić wieczór z Bertem i jego końmi.
I  z  Hannah. Na myśl o  pięknej żonie ścisnął mu się żołądek. Kiedy
wskutek zakazu Edwarda przestał się z  nią spotykać pod wiązem, jego
tęsknota jeszcze przybrała na sile. Raz próbował nawet zakraść się do jej
pokoju na poddaszu, ale powstrzymał go lokaj działający na polecenie
lorda. Żadnych aliansów ze służącymi – jak przykazał Edward.
Teraz jednak, kiedy wraz z  balem minęły już cztery tygodnie
przyrzeczone ojcu, Nolan zamierzał spotkać się z  Hannah i  zabrać jej
rzeczy do swojego apartamentu. Tym razem nic nie mogło go powstrzymać.
Ani lokaj, ani nawet sam lord. A gdyby ojciec w dalszym ciągu odmawiał
uznania ich małżeństwa, Nolan zamierzał wyjechać ze Stainsby i  znaleźć
pracę gdzie indziej. O ile godził się już powoli na swoje nowe życie, jeśli
nie było w nim miejsca dla Hannah, to nie było również dla niego. Tego był
pewien na sto procent.
Zdjął surdut i  kamizelkę, ciesząc się przez chwilę swobodą ruchów.
Umył się szybko i  zbiegł po schodach na tyłach budynku, pogwizdując
w oczekiwaniu na słodkie pocałunki Hannah.
Wpadł do kuchni i  ze zdziwieniem stwierdził, że jest w  niej ciemno.
Czyżby pani Bridges i służące udały się już na spoczynek?
Odwrócił się i dostrzegł postawną kobietę w szlafroku stojącą przy stole
ze skrzyżowanymi rękami.
–  W  czym mogę panu pomóc? – spytała głosem tak zimnym jak
kamienna podłoga.
– Dobry wieczór, pani Bridges, szukam Hannah. Czy skończyła na dziś?
Kobieta przykuła go spojrzeniem, które sprawiło, że poczuł, jak jeżą mu
się włoski na karku.
– O tak, skończyła. Raz na zawsze. Z paniczem.
Postąpiła ku niemu z tak groźną miną, że aż się cofnął.
– Co to ma znaczyć? – wyjąkał.
– Tyle, że panicz wyjechał i ją zostawił. – Podbródek kobiety trząsł się
pod naporem emocji, które zaczynały go przerażać.
Żołądek podszedł mu do gardła ze strachu.
–  Nie wiem, co tu się dzieje, ale ja jej nic nie zrobiłem. Nawet nie
rozmawialiśmy ze sobą od dwóch tygodni.
Pani Bridges znów postąpiła krok do przodu.
– I tak mąż traktuje żonę?
Zaniemówił z wrażenia. A więc Hannah złamała umowę i powiedziała
Ednie o ich małżeństwie. Czy to znaczyło, że wszyscy już o  tym wiedzą?
Gniew powoli wzbierał w jego piersi.
– Powiedziała pani?
– Tak. Wyciągnęłam z niej wszystko, zanim wyjechała.
Żołądek znów dał o sobie znać.
– Dokąd wyjechała?
– I tak bym jej nie zdradziła, nawet gdybym wiedziała. W każdym razie
rzuciła pracę, zabrała Molly, wyjechała i nie zamierza wracać.
Nolan chwycił się oparcia krzesła, bo kuchnia zawirowała mu przed
oczami. Nie, to nie mogła być prawda. Hannah na pewno nie opuściłaby go
tak bez słowa.
– Kiedy? – wychrypiał z trudem przez zaciśnięte gardło.
– Tego ranka po balu. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
Mężczyzna nabrał powietrza i  wyprostował plecy. Może pani Bridges
nie znała powodów decyzji Hannah, ale był ktoś, kto zapewne potrafił je
wyjaśnić.
I  niech niebiosa czuwają nad Edwardem, jeśli to on przyłożył do tego
rękę.

Hannah wolno witała dzień, rozkoszując się jedwabiem poduszki pod


policzkiem. Otworzyła jedno oko, po czym usiadła prosto, nie rozpoznając
pokoju, w którym leżała.
Odsunęła kotarę zasłaniającą łóżko i  ze zdziwieniem spostrzegła jasne
promienie słońca wpadające do pokoju przez rozchylone zasłony.
Widocznie pokojówka zajrzała tu już wcześniej. Która to była godzina?
Wstała i szybko przygotowała się do wyjścia. O tak późnej porze mogło
być już po śniadaniu, a  choć jej żołądek wciąż jeszcze nie przyszedł do
siebie po podróży powozem, chętnie zjadłaby sucharka i  wypiła filiżankę
herbaty.
Mijając pokój Molly, zajrzała do niego i zobaczyła, że w środku nie ma
nikogo, a łóżko jest starannie posłane. Modliła się w duchu, by siostra nie
naprzykrzała się ciotce. Choć Iris traktowała ją wspaniale poprzedniego
wieczoru, wysłuchując ze współczuciem całej historii, Hannah nie chciała,
by miła atmosfera uległa pogorszeniu. Zamierzała tego ranka poruszyć
temat posady w Derby.
Hannah zeszła na dół do głównego holu, gdzie czekał już na nią pan
Carstairs.
– Proszę za mną, panienko, zaprowadzę panią na śniadanie.
– Dziękuję.
Dziwnie było mieć kamerdynera na swoje usługi. W  Stainsby
zajmowali w hierarchii służących znacznie wyższe miejsce niż ona sama.
W wielkiej jadalni zastała ciotkę Iris i Molly. Obie jadły śniadanie. Tego
ranka ciotka wyglądała jeszcze ładniej niż poprzedniego dnia, tak świeżo
jak kwiaty zdobiące stół. Włosy miała zwinięte luźno na czubku głowy,
a  jej twarz okalało kilka swobodnie puszczonych loków. Suknia
o  przydymionej liliowej barwie eksponowała kolorowe plamki w  szarych
oczach kobiety. Gdyby Hannah nie znała jej wieku, uznałaby ją za
dwudziestodwuletnią dziewczynę, a nie czterdziestolatkę.
– Jesteś, kochanie! – zawołała do niej na powitanie. – Mam nadzieję, że
dobrze spałaś.
Hannah skłoniła głowę.
– Wybacz, zaspałam. Zwykle wstaję przed świtem.
– Nie ma tu nic do wybaczania. Na pewno byłaś zmęczona po podróży.
Zjedz z nami jajka ma bekonie.
Pokojówka zdjęła pokrywkę z  jednego z  naczyń, a  wydobywający się
z niego mocny zapach przyprawił Hannah o skurcze żołądka. Z pewnością
zbladła, gdyż ciotka natychmiast znalazła się przy niej.
– Dobrze się czujesz, kochanie?
– Wszystko w porządku. Nie posłużyła mi wczorajsza jazda powozem.
– Usiadła na krześle, które wysunęła dla niej Iris. – Poproszę tylko
o kawałeczek grzanki.
Molly wepchnęła sobie do ust solidną porcję jajek.
– Musiałaś złapać grypę. Cały tydzień źle się czułaś.
– To... to pewnie nerwy. Kiedy wszystko się ułoży, na pewno wrócę do
zdrowia.
Pokojówka nalała jej herbaty i położyła grzankę na talerzu.
Iris wróciła na miejsce.
–  Piękny dzień. Może po śniadaniu pokażę wam moje słynne ogrody?
Daisy uwielbia poranne spacery.
– Wspaniale – odparła radośnie Molly. – Zawsze marzyłam o psie, ale
pan Fielding nie chciał się zgodzić.
Hannah przełknęła kęs.
–  Właściwie miałam zamiar cię poprosić, ciociu Iris, o  pomoc
w  znalezieniu pracy dla mnie i  dla Molly. Może mogłabyś nam coś
poradzić?
Iris surowo zmarszczyła czoło.
– Nie chcę nawet o  tym słyszeć. Jako moja rodzina możecie tu zostać
jak długo tylko macie ochotę.
–  Ale nie możemy ci się tak narzucać w  nieskończoność. Musimy
pracować na utrzymanie. – Hannah miętosiła kołnierzyk sukni.
Iris odstawiła filiżankę i przyjrzała się uważnie siostrzenicy.
–  Dobrze. W  odpowiednim momencie z  przyjemnością pomogę wam
znaleźć pracę. Tymczasem macie surowy nakaz, żeby odpoczywać i dobrze
się bawić.
Łzy stanęły jej w gardle. Jak będzie mogła kiedykolwiek odwdzięczyć
się ciotce za takie przyjęcie? Własna matka nie traktowała jej nigdy
w połowie tak dobrze.

Bryczka Nolana wjechała z  rozpędem na ziemię Fieldingów. Szybko


ściągnął lejce i natychmiast zeskoczył z kozła. Edward przysiągł, że nie ma
nic wspólnego z  nagłym wyjazdem Hannah, o  którym sam dowiedział się
rano. W  tej sytuacji jedynym miejscem, gdzie mógł się udać, był dom jej
matki.
Szybkimi krokami dotarł do drzwi, pod którymi zatrzymał się na
chwilę, by poskromić nerwy. Jeśli Hannah istotnie chowała się tutaj, musiał
okazać cierpliwość i  wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Był pewien,
że w cztery oczy rozwiążą wszelkie nieporozumienia.
Zanim zapukał, odmówił krótką modlitwę i  zdał sobie sprawę, że
ostatnio zaniedbywał relację z  Bogiem. Ogarnęły go wielkie wyrzuty
sumienia, kiedy przypomniał sobie swoje postanowienie o  tym, że on
i  Hannah co wieczór będą wspólnie mówić pacierz. Tak naprawdę nie
wywiązał się z  żadnej z  obietnic, które jej składał. Z  mocnym
postanowieniem poprawy zapukał do domu.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich pani Fielding ze ścierką w ręce.
–  Pan Price? Co pan tu robi? – spytała, marszcząc ze zdziwieniem
czoło.
– Przyjechałem zabrać Hannah do domu, gdzie jest jej miejsce.
Zdziwienie ustąpiło miejsca przerażeniu.
– Jak to zabrać do domu? Gdzie ona jest?
– A nie tutaj?
– Oczywiście, że nie. Skąd ten pomysł?
Poczuł, że ma serce w  gardle. Jeśli Hannah nie przyjechała do matki,
gdzie się podziała? Zachwiał się i chwycił za framugę.
Pani Fielding otworzyła szerzej drzwi i popatrzyła na pola za nim.
– Proszę do środka. Musi pan usiąść. Nie wygląda pan najlepiej.
Nolan wszedł chwiejnym krokiem i  opadł na kuchenne krzesło. Pani
Fielding wręczyła mu szklankę wody, którą wypił duszkiem.
– Może lepiej mi pan powie, co zaszło między panem a moją córką? –
Pani Fielding usiadła na wprost Nolana.
Jej ostre spojrzenie nie rodziło chęci do zwierzeń, podobnie jak
świadomość, jak kiedyś traktowała córkę. Ale czy miał jakiś inny wybór,
skoro nie wiedział, gdzie szukać Hannah?
Szybko przedstawił pani Fielding swoją wersję opowieści, a  gdy
skończył, pokręcił głową.
– Aż do teraz nie zdawałem sobie sprawy, jakie to musiało być dla niej
trudne. Zaniedbałem ją, bo chciałem dotrzymać umowy z ojcem.
– Czy ta umowa miała coś wspólnego z Molly?
Nolan ukrył zdziwienie. Ta kobieta była o wiele bystrzejsza, niż sądził.
–  Częściowo. Lord miał świadomość, jak bardzo Hannah się martwi
planowanym małżeństwem Molly, i obiecał ją zatrudnić, jeśli przyjmę jego
warunki.
Twarz pani Fielding przybrała łagodniejszy wyraz.
–  Choć pan źle potraktował Hannah i  mocno nad tym boleję, jestem
wdzięczna za szansę dla Molly. A  hojną ofertę pańskiego ojca przyjęłam
z radością, gdyż złagodziła gniew mojego męża. – Wyprostowała plecy. –
A  teraz, skoro wszystko jest jasne, proszę mi wytłumaczyć, dlaczego
powinnam panu pomóc w  odnalezieniu córki, skoro ona zdecydowała się
pana opuścić?
Nolan wychylił się do niej przez stół.
–  Pani Fielding, kocham Hannah nad życie. Popełniłem błąd, ale jeśli
mi pani pomoże, przysięgam, że przez kolejne czterdzieści lat będę się
starał jej to wynagrodzić.
Wytrzymała jego spojrzenie i uniosła brwi.
– Tylko czterdzieści?

Ogrody Hartford były tak piękne, jak obiecywała Iris. Klomby róż
otoczone wysokim, dobrze utrzymanym żywopłotem tworzyły kalejdoskop
barw, w  centrum ogrodu honorowe miejsce zajmowała fontanna,
wypełniając przepiękne zacisze szumem wody.
Po kilku okrążeniach Iris oddała skórzaną smycz Molly.
–  A  może przebiegłabyś się z  nią aż tam, na koniec? – Wyciągnęła
gumową piłeczkę z kieszeni. – Daisy uwielbia za nią gonić i w większości
wypadków nawet odda ci ją z powrotem.
– Bardzo chętnie. – Oczy Molly lśniły z radości.
Widok tak beztroskiej siostry ogrzewał chłodne miejsca we wnętrzu
Hannah. Ocalenie jej przed strasznym losem było warte własnego
cierpienia.
– Usiądźmy. – Ton Iris nie znosił sprzeciwu.
Wskazała w  kierunku ławki przed fontanną, gdzie chlupot wody
konkurował ze słodkimi trelami ptaków ukrytych w  drzewach. Hannah
najchętniej zostałaby w tym ogrodzie na zawsze.
– Jak tu spokojnie – szepnęła.
– Zawsze byłam zdania, że to najlepsze miejsce na rozmowę z Bogiem.
Chyba lepiej mnie tutaj słyszy. – Ciotka mrugnęła do dziewczyny
porozumiewawczo.
Pogrążona w  smutku Hannah nie mogła się zdobyć na żartobliwą
odpowiedź.
–  W  takim razie może powinnam się tu modlić przez parę godzin, bo
mnie już chyba nie słyszy.
Dlaczego ostatnio tak często zbierało się jej na płacz?
Iris położyła rękę na ramieniu siostrzenicy.
– Edgar i ja nie zostaliśmy pobłogosławieni dziećmi, więc bardzo mnie
cieszy wasze towarzystwo. Mam nadzieję, że zaznasz tu spokoju.
– Dziękuję, ciociu Iris. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobiły.
– Na pewno postąpiłabyś właściwie. I wierzę, że i teraz uczynisz to, co
słuszne.
Hannah poczuła, że przeszywa ją dreszcz.
– Co masz na myśli?
– Nie sądzisz, że powinnaś przynajmniej spróbować wyjaśnić sprawy ze
swoim mężem? Z  małżeństwa zawartego przed Bogiem nie można ot tak
sobie zrezygnować.
Hannah przycisnęła rękę do serca, jakby mogła w  ten sposób
powstrzymać ciągły ból, który się tam zadomowił.
– Boję się, że małżeństwo zostało już anulowane. Pamiętasz, mówiłam
ci o tych dokumentach...
– Słyszałaś o nich z drugiej ręki. – Iris ścisnęła ją za ramię. – W czasie
mojego małżeństwa z  Edgarem nauczyłam się bardzo szybko, że jasne
stawianie spraw to klucz do szczęśliwego związku. Niezależnie od tego, co
zrobił Nolan, czy nie lepiej porozmawiać z  nim szczerze o  wszystkim?
Dowiedzieć się, jak on widzi wasz związek?
Na samą myśl o  spotkaniu z  Nolanem Hannah miała skurcze żołądka.
Nie mogła jednak odmówić ciotce racji. Podświadomie cały czas czuła, że
jej ucieczka to przejaw tchórzostwa.
– To pewnie prawda, ale jak pomyślę o powrocie...
Na drzewie nieopodal kłóciły się dwa wróble. Trzepotały skrzydłami
i  ćwierkały głośno, aż w  końcu jeden odleciał, a  drugi pogonił za nim.
Hannah uznała, że nawet ptaki próbują ją czegoś nauczyć.
– Jest jeszcze coś... – powiedziała łagodnie ciotka. – Czy to możliwe, że
będziesz miała dziecko?
Hannah niemal straciła oddech z wrażenia.
–  Nie... nie wiem – wyjąkała z  trudem. Próbowała zmusić się do
myślenia. Kiedy miała ostatnio miesięczną przypadłość? Jeszcze przed
ślubem... Zatkała dłonią usta. Mdłości, łzy, zmęczenie... wszystko składało
się w logiczną całość.
Iris wzięła ją za rękę, a  na jej twarz wypłynął pełen współczucia
uśmiech.
–  Moja droga, myślę, że nosisz w  swoim łonie kolejnego dziedzica
Fairchildów i  tym bardziej powinnaś jak najszybciej rozmówić się
z mężem.
ROZDZIAŁ
19

N olan zapukał do drzwi oplecionej bluszczem rezydencji


i  założył drżące ręce z  tyłu. W  chwilę później otworzył mu
wysoki, szczupły kamerdyner.
Młodzieniec ukłonił się sztywno.
– Dzień dobry. Chciałbym mówić z panią Price.
– Przykro mi, ale chyba ma pan niewłaściwy adres. – Twarz mężczyzny
była tak gładka i pozbawiona wyrazu, jak jego liberia.
Temperament Nolana dał o  sobie znać. Po długiej podróży był
zmęczony i zirytowany, nie zamierzał przyjąć odprawy.
– Wiem, że moja żona tu jest. Proszę jej przede mną nie ukrywać.
– Nie znam pańskiej żony, sir, ale kimkolwiek by była, na pewno jej tu
nie ma. – Z  tymi słowami chciał zatrzasnąć drzwi, jednak Nolan wsunął
nogę w szczelinę i wszedł do środka.
Czerwony z gniewu kamerdyner chwycił go za rękę.
–  Jeśli pan natychmiast stąd nie wyjdzie, będę zmuszony wezwać
konstabla.
– Nie ruszę się stąd, dopóki się z nią nie zobaczę.
– Carstairs, co to za zamieszanie? – Z jednego z pokoi przylegających
do holu wyłoniła się wysoka, elegancka dama i podeszła bliżej, szeleszcząc
suknią.
– Wasza Miłość, ten człowiek wdarł się tutaj siłą. Mówi, że jego żona
tutaj jest, ale już mu wyjaśniłem, że pomylił adres.
Dama postąpiła krok naprzód i popatrzyła Nolanowi w oczy.
– Pan Price, jak sądzę?
–  Tak. – Młodzieniec wyrwał rękę z  uścisku rozzłoszczonego
kamerdynera.
– Jestem księżną Hartford, ciotką Hannah i Molly. – Iris przyglądała się
Nolanowi z nieskrywaną ciekawością. – Ale to pan pewnie już wie, skoro
pan przyjechał.
–  Wiem od matki Hannah, że moja żona mogła się do pani wybrać. –
Poprawił surdut. – Muszę z nią porozmawiać.
Kobieta odwróciła się do kamerdynera, który wyglądał tak, jakby
zamierzał się rzucić na Nolana.
–  To wszystko, dziękuję, Carstairs. – Wykonała zapraszający gest. –
Proszę wejść.
Choć Nolan miał ochotę wpaść do środka i przeszukać natychmiast cały
dom, rozsądek wziął górę. Poszedł za księżną przez hol do głównego
salonu. Serce biło mu mocno w nadziei, że znajdzie w nim Hannah. Pokój
był jednak pusty.
– Gdzie ona jest? – spytał zniecierpliwiony.
Przecież musiała tam być, w  przeciwnym razie księżna by go nie
zaprosiła.
Dama podeszła spokojnie do jednego z foteli.
– Proszę spocząć. Czy mogę panu zaproponować coś do picia?
– Dziękuję. Chcę tylko zobaczyć żonę. – Nolan zacisnął z wściekłości
dłonie.
–  Już pan to mówił. Hannah teraz odpoczywa. Zaczekamy, aż się
obudzi, a tymczasem możemy się lepiej poznać – odparła Iris i wdzięcznie
usiadła na fotelu.
Nolan zaczerpnął powietrza. Bezskutecznie próbował uspokoić krew
tętniącą mu w  żyłach. Podszedł do sofy i  usiadł na niej, choć mebel
sprawiał wrażenie niewygodnego.
–  Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość. Nie wiem, co Hannah pani
powiedziała, ale zapewniam...
–  Po pierwsze będzie mi bardzo miło, jeśli będzie się pan do mnie
zwracał: „ciociu Iris”. A po drugie Hannah powiedziała mi wszystko.
Nolan przełknął nerwowo ślinę.
– Wszystko?
– Chyba tak. – Odgarnęła włosy z czoła. – Teraz chciałabym usłyszeć tę
historię z twojego punktu widzenia.
Choć się uśmiechała, jej słowa przecięły powietrze jak stal.
Jego głos zagłuszył tupot w  holu. Do salonu wbiegła Molly, ale nie
towarzyszyła jej Hannah, tylko duży, brązowy pies.
Na widok Nolana przystanęła, a oczy dziewczyny rozbłysły z radości.
–  Nolan! Co za niespodzianka! – Podbiegła, by go uściskać. – A  my
odwiedziłyśmy ciocię Iris i jest cudownie. A to jej suczka, Daisy. Śliczna,
prawda?
Mimo zdenerwowania nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zmiana, jaka
zaszła w  Molly od chwili, gdy opuściła gospodarstwo, była naprawdę
ogromna. Cicha, wycofana dziewczyna przeobraziła się w  szczęśliwą,
pogodną pannę. Schylił się, żeby pogłaskać psa.
– Rzeczywiście piękna. Więc dobrze się tu bawicie?
Molly zmarszczyła nos.
– Ja tak, ale Hannah jest stale przygnębiona i smutna. Może teraz, kiedy
przyjechałeś, poczuje się lepiej.
Iris wstała.
– Molly, czy mogłabyś zabrać Daisy do kuchni, żeby napiła się wody?
Po długim spacerze zawsze jest spragniona. I poproś kucharkę o ciasteczka,
jak już tam będziesz.
–  Oczywiście. Dziękuję, ciociu. – Dziewczyna zawołała Daisy
i wyprowadziła ją z salonu.
Nolan poruszył się niespokojnie.
– O co chodziło Molly? Czy Hannah jest chora?
Twarz Iris nie zmieniła wyrazu, tylko jej oczy nagle rozbłysły.
–  To raczej choroba duszy – odparła. – Proszę, opowiedz mi teraz
o swoim nowym życiu.

Hannah poczuła jakiś ciężar na łóżku i  ocknęła się z  drzemki.


Zamrugała i zobaczyła rozpromienioną twarz Molly.
– Obudź się, śpiochu, masz gościa! – Śmiech siostry odbił się echem od
ściany.
Próbowała się podnieść, przyciskając do siebie kołdrę.
– Nolan? – wyszeptała.
– Tak. Rozmawia teraz z ciocią Iris.
Hannah znów poczuła skurcze zdradzieckiego żołądka. Na czoło
wystąpiły jej krople potu. Nie sądziła, że Nolan ją tu znajdzie. Co miała
teraz zrobić?
Molly przestała się uśmiechać.
– Dlaczego się nie cieszysz? Myślałam, że go kochasz...
Hannah z trudem przełknęła ślinę.
–  Oczywiście, że kocham, ale to skomplikowana sprawa. Nolan jest
teraz synem lorda, a ja wciąż służącą.
– Nie rozumiem, dlaczego ma to być problem, skoro już wzięliście ślub.
Hannah powstrzymała westchnienie. Gdyby tylko życie było takie
proste...
– Czy to ciocia cię przysłała?
–  Nie, powinnam teraz zajadać ciasteczka w  kuchni, ale chciałam ci
zrobić niespodziankę.
Hannah ucałowała ją w czubek głowy.
–  Dziękuję. Zrobiłaś. Teraz pomóż mi wstać. Chyba muszę z  nim
porozmawiać.
Dziesięć minut później wysłała Molly do kuchni, a sama zeszła na dół
na chwiejnych nogach. W  korytarzu przystanęła, żeby zaczerpnąć
powietrza. Tak bardzo chciała, by na czas ich spotkania opuściły ją mdłości.
Zamierzała krótko rozmówić się z  Nolanem i  odesłać go do domu. Jedno
wiedziała na pewno. Nie mogła pozwolić, aby się domyślił, że oczekuje
dziecka. Gdyby wiedział, że urodzi mu dziedzica, z  pewnością by jej nie
opuścił. A  ona wtedy nie poznałaby nigdy prawdziwych powodów, dla
których przy niej trwa.
Z przylepionym uśmiechem weszła do salonu.
Nolan wystrzelił ze swojego miejsca na sofie.
– Hannah!
Udręka zawarta w tym jednym słowie omal nie zwaliła jej z nóg.
– Witaj, Nolanie.
Mimo wyraźnego zmęczenia wyglądał wspaniale. Nie szpeciły go ani
trochę niezgolony zarost i podkrążone oczy. Ciemne włosy opadały mu na
czoło, tak jak kiedyś, gdy wychodził ze stajni. Widok cierpienia na jego
twarzy sprawiał jej ból, więc odwróciła się w stronę ciotki.
– Widzę, że poznałaś już Nolana, ciociu.
–  Tak, kochanie. Właśnie zawieraliśmy znajomość. Przyłączysz się do
nas?
– Oczywiście. – Hannah wybrała krzesło na wprost sofy. Niepewna, co
robić dalej, złożyła ręce na kolanach i czekała.
Nolan popatrzył na Iris.
– Czy mogę porozmawiać z żoną w cztery oczy?
Ciotka wahała się chwilę.
– O ile obiecasz, że jej nie zdenerwujesz.
– Postaram się.
– W takim razie zgoda. – Iris wygładziła spódnicę i wstała. – Hannah,
będę w saloniku w razie potrzeby.
Dziewczyna wbiła wzrok we wzór dywanu i nie podniosła oczu, dopóki
za ciotką nie zamknęły się drzwi. Serce zabiło jej mocno, gdy dostrzegła, że
Nolan podchodzi do niej i  klęka. Ogarnęło ją przemożne pragnienie, by
paść mu w  ramiona, ale trzymała się prosto i  sztywno, żeby nie zrobić
z siebie głupiej.
Powtarzała sobie w pamięci, że Nolan anulował ich małżeństwo.
– Hannah, spójrz na mnie.
Wpatrywała się w  delikatny róż i  zieleń dywanu, z  trudem chwytając
powietrze.
Ujął jej podbródek i zmusił, by popatrzyła mu w oczy.
– Dlaczego odjechałaś bez słowa?
Wytrzymała przez chwilę jego spojrzenie i odwróciła wzrok.
– Czy nie tego chciałeś?
– Oczywiście, że nie. Skąd ci to przyszło na myśl?
Uniosła wzrok.
– Widziałam cię z tymi wszystkimi damami w sali balowej, tańczyliście
i  śmialiście się. – Poczuła ucisk w  gardle, przerwała i  pokręciła głową,
jakby chciała wymazać z pamięci te bolesne obrazy; te kobiety zabiegające
o uwagę i względy jej męża.
– Jak to? Byłaś tam?
– Patrzyłam przez uchylone drzwi dla służby. – Przygryzła dolną wargę.
Nie mogła teraz ulegać emocjom. Chciała, by Nolan odpowiedział
szczerze, nie pod wpływem jej łez.
Wypuścił ze świstem powietrze.
–  To wszystko była gra, starannie przygotowana przez mojego ojca,
który uczył mnie, co mówić i  jak się zachować. Wierz mi, przez cały
wieczór cierpiałem katusze i ledwo mogłem wytrzymać na tym balu.
Chciała, by popatrzył na to jej oczami.
– Wyglądałeś zupełnie inaczej, jak bogaty panicz, taki, który pasuje do
tych wszystkich eleganckich dam. A nie do mnie, nic nieznaczącej pomocy
kuchennej.
Nagły przypływ smutku ścisnął jej serce. Właśnie tak wyglądała
prawda, jakiej zawsze była świadoma. Nigdy nic nie znaczyła dla tych,
których kochała. Z wyboru lub wskutek wyroków Boskich wszyscy drodzy
jej sercu zawsze od niej odchodzili. Najpierw umarł ojciec, potem odtrąciła
ją matka, teraz Nolan.
–  Ależ ty jesteś dla mnie najważniejsza. – Zmarszczył ciemne brwi. –
Nie chcę tych głupiutkich, szczebiocących damulek. Pragnę kobiety z krwi
i kości. Dlatego się w tobie zakochałem. Jesteś wszystkim, czego pragnę...
a nawet kimś więcej.
Ścisnęło się jej serce. Tak bardzo chciała mu wierzyć. Nie mogła jednak
zapomnieć, jak wielki wpływ ma na niego ojciec. Nie mogła nie zwracać
uwagi na to, jak bardzo ją zranił. Sama nie ufając swoim słowom, wybrała
milczenie.

Nolan aż się skurczył, widząc cierpienie na jej twarzy. Położył jedną


rękę na palcach ukochanej ukrytych w  fałdach sukni i  głaskał kciukiem
jedwabistą skórę.
– Bardzo cię zaniedbałem przez ostatnie tygodnie. Ogromnie mi z tego
powodu przykro, ale wiedziałaś, jakie warunki postawił mi ojciec.
Zgodziłem się na nie ze względu na ciebie i  Molly. Musiałem dotrzymać
słowa i przez umówiony okres trzymać się od ciebie z daleka.
Uniosła głowę, w jej oczach błysnął gniew.
– I przez ten czas lord zdołał cię przekonać do anulowania małżeństwa?
Zamarł i z trudem chwycił powietrze.
– Skąd ci to przyszło do głowy?
–  Słyszałam rozmowę twojego ojca z  pewnym mężczyzną pod salą
balową. Powiedział, że podpisałeś stosowne dokumenty, gdyż zgadzasz się
z jego sposobem myślenia. Zaraz po ich złożeniu nasze małżeństwo będzie
nieważne.
– Ależ ja nie... – Nolan zerwał się z fotela na równe nogi i zacisnął dłoń
w pięść. – Nie wierzę! On mnie oszukał!
Jego ojciec maczał w tym palce. Tego był pewien.
Pocierając jedną ręką zarośniętą szczękę, zaczął się przechadzać
nerwowo po pokoju. Nagle stanął w  miejscu, odwrócił się do Hannah
i usiadł obok niej.
–  Przysięgam, że podpisałem tylko zgodę na zmianę nazwiska,
niezbędną, abym mógł stać się dziedzicem Edwarda. To był niezmiernie
długi dokument i  nie zapoznałem się z  nim dokładnie... – Przerwał. –
Jednak to całkiem możliwe, że zawierał jakiś punkt...
Usta Hannah drżały, a Nolan wiedział, o czym ona myśli – nie byli już
małżeństwem.
Chwycił ją za ramię.
–  Jestem twoim mężem, Hannah, żaden kawałek papieru tego nie
zmieni. Przysięgaliśmy sobie przed Bogiem. Tylko to się liczy.
Zanim zdołała odpowiedzieć, przyciągnął ją do siebie i  pocałował.
I choć początkowo siedziała sztywno, objął ją mocno i z ulgą, że wreszcie
są razem, rozkoszował się znajomym zapachem oraz smakiem ust
ukochanej.
Nagle stopniała mu w ramionach i oddała pocałunek. Nic się teraz nie
liczyło poza jej dotykiem, kosmykiem włosów na jego policzku, aksamitną
szyją, miękkimi wargami.
– Jedź ze mną – jęknął. – Jesteś mi potrzebna.
Po jej policzku spłynęła łza, jednak w  oczach zabłysnął znajomy
płomień miłości, za którym tak tęsknił. Otarł tę łzę, stwierdzając przy tym
ze zdziwieniem, że sam ma mokre rzęsy.
Uniosła wzrok, by mu odpowiedzieć, gdy ciszę przerwało pukanie do
drzwi.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Czy mogę wejść? – Iris zajrzała
do środka przez szparę w drzwiach.
Hannah nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy płakać.
–  Oczywiście, ciociu. – Przycisnęła drżące palce do ust, próbując
zasłonić ślady pocałunków.
Na widok ciotki Nolan podniósł się z miejsca.
– Czy mogę teraz porozmawiać z siostrzenicą?
Hannah przez chwilę sądziła, że Nolan zamierza odmówić, ale dobre
maniery zwyciężyły.
– Oczywiście. – Skłonił się sztywno i wbił wzrok w żonę. – Pamiętaj,
co ci mówiłem. Każde słowo było prawdą.
Chwilę wcześniej, porwana falą namiętności, była gotowa pójść z nim
wszędzie, gdzie by sobie zażyczył, ale gdy opadł żar pocałunków, jego
miejsce zajęła proza życia. On był synem lorda, ona pomocą kuchenną. I to
się nie mogło zmienić.
–  Powiedziałaś mu? – spytała Iris w  chwili, gdy Nolan wyszedł
z salonu.
Hannah oblała się rumieńcem.
– Nie... nie miałam okazji.
Ciotka popatrzyła jej prosto w oczy.
–  Kochanie, choć bardzo nie lubię nikomu doradzać, w  tym wypadku
nie mam wyjścia. Niezależnie od błędów, jakie popełnił twój mąż, on
przecież musi wiedzieć, że zostanie ojcem. – Ujęła dłoń Hannah. – Być
może nie spodoba ci się to, co powiem, ale wasze dziecko pochodzi ze
starej, wspaniałej rodziny i będzie miało prawo stać się jej częścią.
– Lord nie chciał mnie zaakceptować już wcześniej. A co dopiero teraz,
kiedy małżeństwo zostało anulowane?
– Zaufaj mi, zmieni front, gdy się dowie, że nosisz pod sercem dziecko
Nolana. Zresztą, poza urywkiem rozmowy, nie masz żadnych dowodów na
to, że unieważniono twoje małżeństwo.
Hannah przycisnęła drżącą rękę do głowy, pragnąc, by przestało w niej
wirować.
– Wszystko dzieje się tak szybko. Potrzebuję czasu do namysłu.
Jak jednak mogła myśleć, gdy zawładnęła nią całkowicie obecność
Nolana. A na dodatek wszyscy mieli dla niej jakieś wskazówki?
Iris odetchnęła głęboko.
–  Nic się nie zmieni, jeżeli ty zostaniesz tutaj, a  Nolan wróci do
Stainsby. Musicie być blisko siebie, żeby dojść do porozumienia. – Zrobiła
kilka kroków po pokoju i  odwróciła się do Hannah ze stanowczym
wyrazem twarzy. – Chyba mam pomysł. Pojadę z tobą i Molly do Stainsby.
Może uda mi się stanąć w  roli pośrednika? Będę kimś w  rodzaju twojego
adwokata. W  końcu po co mi mój tytuł, skoro nie mogę nawet pomóc
siostrzenicy?
– Ciociu, nie mogę tego od ciebie wymagać.
–  Nonsens. I  ja, i  Daisy potrzebujemy nowej przygody. Ta wycieczka
bardzo się nam przyda.
Hannah pokręciła smętnie głową.
–  A  co z  lordem? Co on sobie pomyśli, jeśli przyjedziesz bez
zaproszenia i zapowiedzi?
–  Jak się już pewnie przekonałaś, nie przywiązuję wagi do
konwenansów, czasami na własną zgubę. – Iris pomogła Hannah wstać
i mrugnęła do niej porozumiewawczo. – Co do reakcji lorda, to wkrótce ją
poznamy.
Ta zapowiedź nie poprawiła jednak samopoczucia dziewczyny.
ROZDZIAŁ
21

D wa dni później Hannah porządkowała rzeczy


w ogromnym apartamencie, który teraz dzieliła z mężem. Jej
poprzedni pokój wydawał się przy nim ciasny jak komórka.
Kiedy skończyła, zerknęła na swoje odbicie w  lustrze ponad toaletką
Nolana. Jej policzki, wciąż płonące po południowym spotkaniu z  mężem,
promieniały zdrowiem, zadając kłam ustawicznym mdłościom. Kilka
kosmyków włosów wysunęło się z koka. Szybko poprawiła fryzurę i poszła
do saloniku.
Nolan zajmował się końmi i Hannah czuła się zagubiona, niepewna, co
robić. Wedle wszelkich reguł powinna być teraz w kuchni i pomagać Ednie
w przygotowaniu posiłku. Nolan jednak nalegał, by zachowywała się teraz
jak jego żona, a  nie służąca. Dlatego wolał, żeby nie schodziła na dół do
kuchni. Jak miała dokonać tej zmiany? Co się robi z  czasem, jeśli się nie
pracuje?
Pomyślała o  Molly. I  choć ciotka Iris protestowała przeciwko tej
decyzji, Hannah wolała, aby siostra na razie wróciła do pracy. Do czasu
wyjaśnienia wszystkich problemów chciała, by dziewczyna miała się czym
zająć. A  w  razie gdyby sprawy przybrały niekorzystny obrót, lepiej było,
żeby nie przyzwyczajała się do luksusu.
Dołożyła do ognia w kominku i zdecydowała, że szybko przemknie się
do kuchni przed powrotem Nolana. Chciała sprawdzić, co słychać u Edny
i  Molly, a  potem zajrzeć do ciotki. Miała nadzieję, że księżna odpoczywa
w pokoju gościnnym, z dala od Edwarda. Choć początkowe niezadowolenie
lorda z nieproszonego gościa ustąpiło miejsca uprzejmej tolerancji, Hannah
nie wierzyła, by długo pozostał serdeczny.
Schodząc ze schodów, przypomniała sobie paniczną ucieczkę ze
Stainsby i  zalała ją fala wyrzutów sumienia. Z  pewnością śmiertelnie
przeraziła Ednę swoją opowieścią o sekretnym małżeństwie i nagłą decyzją
o  porzuceniu posady. Jej kochana opiekunka już stanowczo zbyt długo
czekała na wyjaśnienia i przeprosiny. Poza tym pewnie wolałaby wiedzieć,
że Hannah wróciła do domu z własnej woli.
W  kuchni wszyscy uwijali się jak w  ukropie. Z  garnków i  patelni
buchała para. W  nozdrza uderzył Hannah zapach świeżo upieczonych
bułeczek i  mimo problemów z  żołądkiem po raz pierwszy od kilku dni
poczuła głód. Edna stała na środku tego pola bitwy z  przekrzywionym
czepkiem i wydawała głośno polecenia pomocnicom. Gdy tylko dostrzegła
przybyłą, podbiegła i zarzuciła jej ręce na szyję.
– Hannah, moja droga! Byłam taka szczęśliwa, kiedy dowiedziałam się
od Molly, że postanowiłyście wrócić!
Młoda kobieta zdobyła się na szczery uśmiech. Tęskniła za Edną
bardziej, niż przyjaciółka mogła sobie wyobrazić.
–  Dobrze jest znów tu być, chociaż dziwnie się czuję, kiedy ci nie
pomagam w gotowaniu. Przykro mi, że zeszłam do ciebie dopiero dzisiaj.
– Jesteś teraz wielką damą. Musisz się zachowywać jak żona przyszłego
lorda.
– Wszystko w swoim czasie.
Hannah objęła wzrokiem kuchnię w  poszukiwaniu siostry. Może była
w spiżarni...
–  Jeśli szukasz Molly, to wysłałam ją po srebra do jadalni. Trzeba je
wypolerować, a to zajęcie na cały wieczór. Molly nie mówi teraz o niczym
innym, jak tylko o księżnej Hartford i jej psie. – Edna klasnęła językiem. –
Cały czas chodzi z  głową w  chmurach. Już dawno powinna była przyjść
z powrotem.
Hannah poklepała pulchne ramię kucharki.
–  Nie martw się, zaraz pójdę sprawdzić, co ją zatrzymało, i  każę jej
zejść.
–  Dobre z  ciebie dziecko. Przyjdź, jak wreszcie będzie spokój,
wypijemy herbatkę.
– Chętnie.
Hannah szła na górę ze zmarszczonymi brwiami. Co ta Molly sobie
wyobrażała? Powinna dbać o  pracę, a  nie obijać się po rezydencji. Miała
nadzieję, że Molly nie stłukła żadnego z pięknych rodowych kryształów czy
filiżanki lub innej części porcelanowego serwisu. Może jednak coś
podobnego się wydarzyło i dlatego siostra nie wracała tak długo w obawie
przed konsekwencjami?
Przyspieszyła kroku i doszła do jadalni. Już miała wkroczyć do środka,
kiedy dotarł do niej głęboki głos mrożący krew w żyłach.
–  Jesteś tak samo ładna jak twoja siostra, Molly Burnham. Jak to
dobrze, że przyjechałaś sprawić nam radość swoim widokiem. –
W  obleśnym chichocie Timothy’ego Bellowsa pobrzmiewała jakaś
złowieszcza nuta, która spowodowała, że dziewczynie zjeżyły się włoski na
karku.
Pchnęła drzwi i  popatrzyła na pokaźny kredens. Timothy przypierał
Molly do gablotki i  przyciskał lubieżne wargi do jej szyi. Molly, która
próbowała się mu wyrwać, spostrzegła siostrę.
–  Zabieraj od niej łapy, ty draniu – krzyknęła Hannah, podbiegła do
Timothy’ego i zaczęła okładać go pięściami.
Sama znosiła jego zaloty o  wiele za długo, gdyż nie chciała robić
zamieszania i  zagrozić swojej posadzie. Nie mogła jednak pozwolić, by
Bellows skrzywdził Molly.
Gniew wzbierał w  niej coraz bardziej. Okładała go pięściami po
plecach, aż w końcu uścisk mężczyzny zelżał i Molly wyzwoliła się z jego
objęć. Timothy ryknął wściekle i odwrócił się, biorąc szeroki zamach. Jego
łokieć trafił prosto w głowę Hannah.
Nolan wyszedł ze stajni i  ruszył z  powrotem do głównego wejścia
rezydencji. Jeszcze nie całkiem się przyzwyczaił do korzystania z  tego
wejścia i wciąż podświadomie czekał na reprymendę Dobsona, że powinien
wchodzić przez drzwi dla służby. Jakie to dziwne, że ten drobny szczegół
oznaczał tak wielką zmianę statusu.
Gdy wchodził do holu, rozdarł powietrze przeraźliwy okrzyk.
– Hannah!
Serce waliło mu jak młotem, kiedy biegł przed siebie, próbując ustalić,
skąd dochodził krzyk.
Molly wypadła z jadalni, a na jej twarzy malowało się przerażenie.
– Nolanie! Nolanie! Hannah jest ranna!
Nolan wpadł do środka, a  widok, jaki ukazał się jego oczom, zmroził
mu krew w  żyłach. Timothy Bellows klęczał obok jego żony, która
bezwładnie leżała na podłodze.
Natychmiast odezwały się w  nim mordercze instynkty. Podbiegł do
mężczyzny, chwycił go z tyłu za koszulę i oderwał od Hannah.
– Co jej zrobiłeś? – ryknął.
Bellows potknął się, złapał za róg stołu i  popatrzył na Nolana
z nieskrywaną nienawiścią.
Nolana zalała wściekłość. Nie istniały już powody, dla których
wcześniej nie policzył się z  lokajem. Teraz był synem lorda i  nie mógł
pozwolić na to, by ktokolwiek zagrażał Hannah.
–  Ty draniu! – Ruszył na Bellowsa jak rozdrażniony byk i  walnął go
pięścią w nos.
Bellows ryknął ze złości i nie zważając na krew płynącą mu z nozdrzy,
zamachnął się na Nolana, ale ten sparował cios i  trafił lokaja w  szczękę.
Obwieś padł na podłogę i przestał się ruszać.
Oddychając z trudem, Nolan podbiegł do Hannah i delikatnie ułożył jej
głowę na kolanach. Ogromny fioletowy siniak, jaki wystąpił na policzku
żony, był jedyną barwą widoczną na tle śmiertelnie bladej twarzy.
Z paskudnej rany nad uchem sączyła się krew. Zrozpaczony, chwycił ją za
rękę i z trudem wyczuł słaby puls.
–  Hannah, kochanie, słyszysz mnie? – Odgarnął zmierzwione włosy
z jej czoła.
Z  rzęsami dotykającymi niczym mokre kolce jej policzka, dziewczyna
wyglądała jak ranny anioł.
Proszę, Boże, nie zabieraj mi jej – modlił się w  duchu, oddychając
spazmatycznie.
Z korytarza dobiegły go czyjeś wzburzone głosy i nagle poczuł, że ktoś
się nad nim nachyla.
Gdy księżna Hartford zobaczyła obrażenia dziewczyny, jej twarz
zbielała jak kreda.
–  Musisz natychmiast wezwać doktora – powiedziała. – Sądzę, że
Hannah spodziewa się dziecka.
ROZDZIAŁ
20

E dward rzucił płaszcz i  rękawiczki na krzesło w  holu


i wrzasnął na kamerdynera:
– Dobson, gdzie jesteś? – Gdy nie otrzymał natychmiast
odpowiedzi, mruknął gniewnie: – A niech to, gdzie on się podziewa, skoro
jest potrzebny?
W holu rozbrzmiały nerwowe kroki i zjawił się Dobson.
–  Jestem, mój panie – powiedział, kłaniając się Edwardowi. – Czym
mogę służyć?
– Czy mój syn już wrócił?
– Tak, jakąś godzinę temu.
– Wreszcie! Powiedz mu, że muszę się z nim natychmiast zobaczyć.
– Ale, mój panie...
– Rób, co mówię!
–  Oczywiście, mój panie. – Dobson skłonił się jeszcze raz i  ruszył na
piętro.
Edward wypuścił gniewnie powietrze. Dlaczego wszystko wyglądało
tak, jakby cały świat knuł przeciwko niemu? Ostatnio nic nie przebiegało
zgodnie z  planem. Ale wszystko miało się zmienić, gdy powie Nolanowi,
jak się mają sprawy.
Przemaszerował korytarzem do gabinetu. Stukanie obcasami po
kamiennej posadzce rozładowywało trochę jego podły nastrój.
Mijając salon, usłyszał perlisty kobiecy śmiech. Kto to był? Pokojówki
z pewnością nie rozgościłyby się tak bezczelnie w jego salonie.
Wpadł do pokoju. Ktoś miał czelność odsunąć ciężkie zasłony i wpuścić
do wnętrza światło. Ta marna istota musiała się liczyć z  jego ostrą
reprymendą.
Jakiś ruch przy kominku kazał mu popatrzeć w prawo. Jednak zamiast
pokojówki z  krzesła wstała kobieta, której nie znał. Gdyby był
spokojniejszy, zapewne zdobyłby się na uprzejmość, ale teraz potrafił się
skupić tylko na ogromnym psie u jej stóp.
–  Kim pani jest, do pioruna, i  co to za bestia? Co robicie w  moim
salonie? – warknął, zanim zdążył pomyśleć.
Kobieta uniosła brwi i  wbiła w  niego wzrok. A  potem podeszła
bezszelestnie o dwa kroki bliżej. Bestia również wstała, warcząc cicho.
–  Dzień dobry panu. Jestem księżną Hartford, a  to moja towarzyszka,
Daisy. – Skinęła głową z uśmiechem.
Świetnie, właśnie obraził księżną. Edward próbował rozjaśnić
przyćmiony umysł. Księżna Hartford. Czy już ją kiedyś poznał? Nie,
zapamiętałby przecież tak niezwykłą kobietę. Jak mógł nie zwrócić uwagi
na jej królewską pozę, wspaniałe kasztanowate włosy, gładką cerę?
– Proszę mi wybaczyć, Wasza Wysokość. – Skłonił głowę, próbując nie
zwracać uwagi na psa, który z pewnością liniał i brudził mu dywan.
– Pewnie pan się zastanawia, dlaczego tu jestem. – Księżna zaśmiała się
cicho.
– Owszem, przemknęła mi przez głowę taka myśl.
– Jestem tu z wizytą u moich siostrzenic, Hannah i Molly.
Zamrugał, nie bardzo jeszcze rozumiejąc.
– Nasze rodziny są luźno skoligacone. Pański syn Nolan poślubił moją
siostrzenicę, Hannah Burnham.
Z  wrażenia opadła mu szczęka. Pomoc kuchenna spokrewniona
z arystokracją? Niemożliwe!
–  Obawiam się, że nie wiem, co powiedzieć. – Wciąż trawił ostatnią
informację.
Iris z uśmiechem podeszła do Edwarda i ujęła go pod ramię.
– Może wypijemy razem herbatę, a ja wszystko wytłumaczę.
Popatrzył jej w oczy barwy gołębich piór ze złotymi plamkami i poczuł,
że jego gość prowadzi go na sofę, a potem nalewa mu herbaty. Gdy brał od
Iris filiżankę, doznał dawno zapomnianego uczucia, a  jego rozmowa
z Nolanem nagle nie wydawała mu się już wcale tak pilna.

Tymczasem Hannah czekała na piętrze, aż Nolan wniesie jej rzeczy do


swojego apartamentu. Trzema susami znalazł się w sypialni i rzucił bagaż
na łóżko z kolumienkami.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę. Dlaczego czuła się tak, jakby
popełniała jakiś grzech? Mieszkała tu przez prawie osiem lat, a  nigdy nie
była na tym piętrze.
Nolan wysunął głowę z sypialni.
– Co tam robisz? Wejdź.
Zawahała się.
– Może powinnam sprawdzić, co robi ciotka?
– Da sobie radę. Zostawiliśmy jej napoje, a poza tym wie, gdzie jest jej
pokój, w razie gdyby poczuła się zmęczona.
– A jeżeli się o tym dowie twój ojciec? – Zacisnęła dłonie, nie ruszając
się z korytarza. Niczego tak bardzo się nie bała jak złości lorda.
Nolan wyszedł do niej z sypialni.
–  Oczywiście, że się dowie, bo sam mu o  tym powiem, gdy tylko go
zobaczę. Jesteś moją żoną i  najwyższy czas, żebyśmy się zaczęli
zachowywać jak małżeństwo.
Zanim zdążyła się zorientować, co Nolan zamierza, porwał ją
w ramiona i przytulił. Bicie jego serca i twardość muskułów przyprawiały
ją o dreszcze.
–  Chyba zaniedbałem swoje obowiązki, pani Price. Skoro będziemy
teraz mieszkać tutaj, muszę cię wnieść do środka.
Szybko przeskoczył przez próg i zamknął drzwi kopniakiem. Wpadł do
sypialni i  położył Hannah na łóżku, obok jej rzeczy. Gdy ona chichotała
i  próbowała chwycić oddech, Nolan zsunął torby na podłogę, a  na jego
twarz wypłynął szeroki uśmiech. Od tygodni nie widziała go w  takim
humorze. Ostatni raz zachowywał się beztrosko i  radośnie podczas kilku
dni podróży poślubnej.
– Musimy ochrzcić łóżko, żono. – Rzucił się na nią jak psotny kot.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
– Jest środek dnia, natychmiast mnie podnieś.
Nie usłuchał, przeciwnie – obsypał jej twarz pocałunkami. Wiła się pod
nim, próbując się wyrwać, ale on oparł się tylko na łokciu i uśmiechał.
– Przestań, Nolanie, nie możemy teraz. – Ledwo mówiła.
Dlaczego nie mogła brzmieć bardziej przekonująco?
Owinął sobie wokół palca pasmo jej włosów z  łobuzerskim wyrazem
twarzy.
–  Dlaczego? Mimo tego, co słyszałaś o  anulowaniu małżeństwa, ja
uważam, że jesteś moją żoną. I poza krótką podróżą poślubną nie mieliśmy
dotąd szansy, by się cieszyć tym aspektem wspólnego życia.
– Ale co pomyśli służba? I moja ciotka?
– Pewnie, że jesteśmy zmęczeni po podróży i śpimy.
Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Nolan skorzystał z  okazji i  nie
pozwolił jej wyrazić żadnych obiekcji. Jego pocałunki działały na nią jak
narkotyk, przytłumiając zmysły. Jak bardzo za nim tęskniła, za ciepłem
ramion, smakiem ust. Zarzuciła mu ręce na szyję i  oddała pocałunek
z namiętnością, która zaskoczyła ją samą.
Właśnie myślała, że się udusi z braku powietrza, gdy do głosu doszedł
na chwilę rozsądek.
– Zaczekaj. – Położyła mu ręce na piersi i odepchnęła go lekko.
– Co się stało? – Tchnął spazmatycznie w jej włosy.
Jak miała teraz wyrazić wszystkie wątpliwości i  obawy, które
prześladowały ją od tygodni. Strach ulatniał się, gdy Nolan ją całował, lecz
wysuwał swą ohydną głowę, kiedy zostawała sama. Odepchnęła te myśli
i postanowiła zadać tylko najważniejsze pytanie.
– A jeśli twój ojciec anulował nasze małżeństwo? Wtedy nasza miłość
byłaby grzeszna.
–  Nigdy. – Stanowczość jego tonu dorównywała namiętności, która
płonęła mu w  oczach. – Nasza miłość nie może być grzeszna.
Przysięgaliśmy ją sobie przed Bogiem. Złożenie jakichś papierów w sądzie
nie może tego unieważnić. – Odgarnął kosmyk z  jej policzka. – Jeśli to
będzie konieczne, weźmiemy jeszcze raz ślub w  magistracie. Zrobię
wszystko, aby związać się z tobą do końca życia.
Tak bardzo pragnęła, by jego żarliwe słowa doprowadziły do
szczęśliwego rozwiązania.
– Mam mętlik w głowie – szepnęła.
– Zaufaj mi i swoim uczuciom. Wszystko inne się nie liczy, ważna jest
tylko nasza miłość.
Znów odnalazł jej usta, tym razem całował ją delikatnie i  czule. A  jej
obawy topniały coraz bardziej z każdą chwilą, aż w końcu głośne pukanie
do drzwi wyrwało ich z transu.
– Zaczekaj – powiedział Nolan, marszcząc czoło. – Zaraz się pozbędę
tego natręta, kimkolwiek by był. – Wstał, poprawił ubranie i  podszedł do
drzwi.
– O co chodzi?
Z holu dobiegł go cienki głos Dobsona.
– Lord Stainsby prosi, żeby przyszedł pan zaraz do jego gabinetu.

Dziesięć minut później Nolan zatrzymał się pod drzwiami gabinetu


Edwarda, próbując pohamować złość – został wezwany przez ojca jak
niesforny uczniak do dyrektora. Musiał zebrać myśli i trochę się uspokoić
przed tym spotkaniem. Gdyby mu się nie udało, mógłby zrobić coś, czego
by potem żałował – na przykład go uderzyć. Na to lord z  pewnością
zasłużył, dopuszczając się takiego podstępu wobec syna.
Nabrał powietrza i zapukał. Nikt się nie odezwał. Znowu zapukał. Nic.
Po chwili przekręcił gałkę i wszedł do środka. W pokoju dopalał się tylko
ogień na kominku, poza tym nie dostrzegł tutaj żadnego znaku życia.
Szczyt wszystkiego! Edward przerwał jego spotkanie z Hannah, a nawet się
nie pofatygował na miejsce wyznaczonego spotkania.
Wrócił na korytarz i zamierzał pójść do żony, kiedy jego uwagę przykuł
kobiecy śmiech. Bardziej zaskoczył go jednak tubalny męski głos. Sam
chciał zapoznać ojca z księżną Hartford, ale najwyraźniej już się spotkali.
Westchnął. Żona znowu musiała zaczekać.
Zza otwartych drzwi dobiegł go głos ojca.
– Ale dość już na razie o Stainsby. Musi mi pani opowiedzieć, jak to się
stało, że tak młoda kobieta została księżną... – mówił Edward do Iris niemal
uwodzicielskim tonem.
Nolan zacisnął pięści i wszedł do pokoju.
– Też chciałbym usłyszeć tę historię – rzekł z udawaną wesołością.
Edward prawie zeskoczył z  sofy, na której siedział obok księżnej.
Wyraz jego twarzy świadczył o  tym, że czuje się winny, co sprawiło
Nolanowi pewną satysfakcję, choć nie dał tego po sobie poznać.
– Co się tak skradasz? – Edward łypnął na niego spod oka.
– Szukam cię po całym domu, gdyż wezwałeś mnie na spotkanie, a nie
było cię w gabinecie. Pamiętasz jeszcze?
Na twarz lorda wypłynął rumieniec.
– Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mamy gościa. Jak mogłeś zostawić
księżną samą?
Wspomniana dama podniosła się ze swego miejsca i  położyła
Edwardowi dłoń na ramieniu.
– Proszę nie mieć do niego pretensji. Nalegałam, by poszedł z Hannah
na górę odpocząć po podróży.
Nolan skrzywił się, widząc groźne łypnięcie ojca. Sam chciał go
poinformować, że żona mieszka teraz w jego apartamencie.
Lady Hartford wskazała gestem stolik przy sofie.
– Nolan zadbał o moją wygodę i posiłek.
Edward skinął głową.
– No, to już coś.
–  Proszę, usiądź z  nami. Bardzo bym chciała, żebyśmy się lepiej
poznali, skoro wszyscy jesteśmy skoligaceni.
Lord znów przybrał swój nienaturalnie uprzejmy wyraz twarzy, którego
jego syn również się nauczył po kilku tygodniach ćwiczeń.
–  Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość – powiedział, kłaniając się
księżnej – ale muszę porozmawiać z  synem. To od dawna odkładana
rozmowa.
–  Też tak uważam. – Nolan odwzajemnił kamienne spojrzenie ojca. –
Proszę nam wybaczyć. Będziemy musieli się lepiej poznać przy innej
okazji.
– Oczywiście. – Księżna skinęła głową. – Z przyjemnością.
Nolan wyszedł z salonu na korytarz i  po chwili ponownie przekroczył
próg gabinetu ojca. Lord podążył w  jego ślady, zatrzasnął za sobą drzwi
i uderzył pięścią w twardy wypolerowany blat.
–  W  przyszłości masz mi okazywać więcej szacunku, zwłaszcza
w  obecności tak dystyngowanej damy. Jestem nie tylko twoim ojcem, ale
również lordem Stainsby.
Zbyt rozwścieczony, by usiąść, Nolan chodził tam i  z  powrotem po
dywaniku przed kominkiem.
– Jestem tego świadom. I szczerze mówiąc, żadna z tych ról nie robi na
mnie wrażenia.
Zmierzyli się wzrokiem. Powietrze zgęstniało w gabinecie.
Edward zaraz przerwał ciszę.
–  Wiesz, jak upokorzony się czułem, kiedy się dowiedziałem od
służącego, że mój syn ruszył w pogoń za służącą? Od dzisiaj bądź łaskaw
informować mnie osobiście o swoich planach.
Nolan podszedł bliżej do ojca siedzącego za biurkiem, które odgrywało
rolę buforu i chroniło lorda przed fizycznym atakiem ze strony syna.
– Nadszedł chyba czas, by postawić sprawy jasno. Hannah jest i zawsze
będzie moją żoną. Dotrzymałem zasad umowy i  nie zamierzam być twoją
przynętą dla bogatej damy, niezależnie od planów, jakie z nią wiążesz.
Na kamienną twarz lorda wypłynęły czerwone plamy.
–  A  teraz mów prawdę – szepnął złowieszczo Nolan. – Co to były za
dokumenty, które kazałeś mi podpisać?
Edward uciekł spojrzeniem.
– Przecież wiesz.
– Ja też tak myślałem. – Pochylił się nad blatem, oddychając nierówno.
– Ale tej nocy, kiedy trwał bal, Hannah podsłuchała, jak mówisz do
pewnego mężczyzny, że wyraziłem zgodę na anulowanie naszego
małżeństwa. – Na samą myśl, jak musiała się wtedy czuć, znów oblał się
potem. – Czy to prawda? Czy krył się w  tych papierach jakiś dodatkowy
warunek?
Edward uniósł głowę, jego niebieskie oczy rozbłysły.
–  Tak – wypluł z  siebie ze złością. – Dokument zawierał klauzulę
unieważnienia małżeństwa.
Nolan zacisnął szczęki, żeby nie wykrzyczeć przekleństw, jakie
spłynęły mu na język, i przełknął z trudem gulę obrzydzenia.
–  Jesteś, panie, pozbawioną uczuć i  honoru podróbką człowieka. –
Roześmiał się sztucznie. – I  pomyśleć, że całe życie marzyłem o  ojcu.
A  teraz dziękuję Bogu, że matka uznała za stosowne, by mnie przed tobą
chronić. Gdybym miał wtedy wybór, na pewno wolałbym żyć bez ojca, niż
wyrosnąć na kogoś takiego jak ty. – Popatrzył mu w  oczy. – Natychmiast
wycofasz tę klauzulę i szybko mi to udowodnisz. W przeciwnym wypadku
Hannah i ja wyjedziemy ze Stainsby i już nigdy tu nie wrócimy.
Edward wyprostował plecy.
– Prosisz o coś niemożliwego. Wątpię, by pan Grayson...
– Jestem pewien, że przy swoich talentach znajdziesz jakiś sposób...
Nolan patrzył na niego jeszcze przez chwilę, czerpiąc ogromną radość
ze zdumienia na twarzy lorda, a  potem odwrócił się na pięcie i  wyszedł
z pokoju.
ROZDZIAŁ
22

N olan chodził po korytarzu i  mierzwił już i  tak splątane


włosy. Ogromne napięcie, jakie odczuwał, wzmagało
pulsujący ból głowy i usztywniało mięśnie. Dlaczego doktor
tak długo ją badał?
Zatrzymał się przed wąskim oknem i oparł czoło o zimne szkło. Chłód
ukoił na chwilę zarówno migrenę, jak i jego skołataną duszę.
Boże, wiem, że nie zasłużyłem na Twoją przychylność, jednak Hannah
nie jest niczemu winna. Błagam, chroń ją i dziecko, które być może nosi pod
sercem.
Nolan uderzył pięścią w ścianę, z przyjemnością witając przeszywający
ból. Jak to się stało? Przecież jako mąż Hannah, powinien był ją chronić.
Odsunął się od okna, rozcierając knykcie wciąż obolałe od ciosów, jakie
zadał Bellowsowi. Jedno wiedział na pewno. Ten drań nie mógł już
molestować ani jej, ani żadnej innej niewinnej dziewczyny. Konstable
zabrali go w kajdankach do więzienia w Derby. Kiedy wyjdzie, zostanie bez
pracy i bez referencji, które mógłby przedstawić kolejnemu pracodawcy. Po
raz pierwszy od chwili, gdy Nolan odkrył prawdę o  swoim pochodzeniu,
przekonał się, że łącząca się z nim władza przynosi czasem korzyści.
Usłyszał skrzypnięcie drzwi. Pobiegł w  tamtym kierunku i  nieomal
zderzył się z doktorem Huttonem.
– Jak się czuje moja żona? Wyzdrowieje?
Doktor zamknął cicho za sobą i podniósł zatroskany wzrok na Nolana.
– Mam taką nadzieję.
– Co to znaczy?
–  Pańska żona ma dość poważną ranę na skroni. Założyłem szwy, ale
przez kilka dni trzeba się liczyć z  bólami głowy z  powodu wstrząśnienia
mózgu. Oczywiście małżonka jest też potłuczona z  powodu upadku. –
Przełożył czarną torbę z jednej ręki do drugiej.
– Jest jeszcze coś – powiedział cicho Nolan. – Niewykluczone, że żona
spodziewa się dziecka.
Lekarz odchrząknął głośno.
– Tak, księżna nie omieszkała o tym wspomnieć i istotnie uważam, że to
początek ciąży. Dlatego trudno przewidzieć skutki tego wypadku. Pani
Price jest wciąż nieprzytomna. Powinna co najmniej tydzień zostać
w  łóżku, dopóki nie będziemy mieć pewności, że ewentualna ciąża się
utrzymała. – Pokręcił głową. – Obawiam się, że trzeba czekać.
Przygarbił się nagle, co uświadomiło Nolanowi powagę sytuacji.
W myślach ujrzał obraz Hannah z ich dzieckiem pod sercem i ogarnął
go nagły smutek. Szybko jednak się otrząsnął, przypominając sobie, żeby
nie myśleć o najgorszym.
– Niech tylko Hannah wyzdrowieje, skupmy się teraz na tym.
–  Tak, proszę nad nią czuwać. Jeśli jej stan nie ulegnie pogorszeniu,
przyjdę jutro. Do widzenia.
–  Do widzenia i  dziękuję, panie doktorze. – Uścisnął rękę mężczyzny
i czekał, aż Hutton zacznie schodzić po schodach, by dopiero wtedy wrócić
do swojego apartamentu.
– Nolanie... – Edward wyłonił się nagle z cienia. – Chciałbym zamienić
z tobą parę słów.
Młodzieniec poczuł, że sztywnieje. Akurat w  tym momencie
niepotrzebne mu były rozmowy z ojcem.
– Chyba nie mamy sobie nic do powiedzenia.
– Przeciwnie. Bardzo wiele, o ile dobrze zrozumiałem doktora. Czy on
rzeczywiście stwierdził, że Hannah oczekuje dziecka?
Nolan zacisnął pięści. Lord był ostatnią osobą, z  jaką chciał dzielić tę
nowinę.
– To sprawa między mną a Hannah.
Edward popatrzył na niego ostro.
–  Wasze dziecko to również krew z  mojej krwi. Jeśli to chłopiec,
zostanie drugim z  kolei dziedzicem Stainsby. Chcesz odmówić synowi
należnego tytułu i majątku?
– Nawet nie wiemy, czy dziecko przeżyje. – Nolan próbował zachować
spokój. – Z powodu obrażeń Hannah wszystko się wyjaśni dopiero wtedy,
gdy ona wyzdrowieje. Potem i  tak niczego nie obiecuję. Poza tym wciąż
czekam na uchylenie klauzuli.
Edward cofnął się, nieco uspokojony, z  nieprzeniknionym wyrazem
twarzy.
–  Pozdrów Hannah. Bardzo mi przykro z  powodu tego niefortunnego
zdarzenia. Możesz być spokojny, że Bellows otrzyma to, na co zasłużył.
Nolan sztywno skłonił głowę i zostawił lorda samego w holu.

Hannah chciała otworzyć oczy, ale za bardzo ciążyły jej powieki.


Czaszkę co chwila przeszywał ostry ból. Jęknęła i  dotknęła głowy. Przez
mgłę bólu dotarł do jej uszu głos Nolana.
– Hannah, kochanie, leż spokojnie. Upadłaś.
Bolało ją całe ciało, jakby skopał ją koń. Czyjeś ciepłe palce odsunęły
jej dłonie od głowy i  położyły na kołdrze. W  chwilę później poczuła na
czole przyjemny chłód i  doznała ulgi – ktoś przykładał jej zimny okład.
Udało się jej otworzyć jedno oko i zobaczyła zmartwioną twarz męża.
– Nolanie... co się stało? – szepnęła.
–  Upadłaś i  uderzyłaś się w  głowę. Doktor mówi, że przez parę dni
będziesz się źle czuła, ale wyzdrowiejesz.
Próbowała poskładać sensowny obraz z  urywków wspomnień.
Majaczyło jej przekonanie, że wydarzyło się coś ważnego. Gdy ta scena
stanęła jej przed oczami, poczuła nagłe napięcie mięśni.
–  Jak się czuje Molly? – Poruszyła się i  chciała usiąść, ale jęknęła
boleśnie i opadła z powrotem na poduszki.
–  Hannah, musisz leżeć spokojnie. Molly czuje się dobrze, ale bardzo
się o ciebie martwi.
– Dzięki Bogu... – Przymknęła oczy i wolno wypuściła powietrze.
Nolan znów położył chłodny okład na jej czole. W pokoju zaległa cisza.
Kobieta starała się oddychać płytko, żeby nie przysparzać sobie bólu.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – przerwał milczenie.
Przez chwilę miała wrażenie, że to pytanie tylko jej się przyśniło. Kiedy
jednak otworzyła oczy, wyraz bólu na twarzy męża sprawił, że poczuła
wyrzuty sumienia. Jak mogła zapomnieć o ciąży?
– Czy z dzieckiem wszystko w porządku?
Gdy nie odpowiedział od razu, strach ścisnął jej gardło.
Nie zdążyła się nawet jeszcze przyzwyczaić do myśli, że będzie matką,
ale zalała ją fala smutku.
– Na razie wszystko wygląda dobrze. Jednak doktor chce, żebyś została
w łóżku przez tydzień, aby dalej nie narażać dziecka.
Dzięki Ci, Panie! Przygryzła wargę, by powstrzymać łzy.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – ponowił pytanie Nolan.
Serce Hannah aż się skurczyło na ton cierpienia w  jego głosie.
Zniszczyła coś, co mogło być tak piękne. Prześliznęła się spojrzeniem
z jego twarzy na niebieską kotarę osłaniającą łóżko.
– Chciałam się najpierw upewnić.
– Czy to jedyny powód?
Choć bardzo trudno jej było wyznać prawdę, Nolan zasługiwał na
szczerość.
– Musiałam być pewna, że zależy ci na mnie samej, a nie na mnie jako
na matce kolejnego dziedzica.
Nolan aż się cofnął.
– Co ci w ogóle przyszło do głowy?
Czy on naprawdę nie rozumiał, jak ona odbierała całą sytuację?
Przecież robił absolutnie wszystko, byle tylko zadowolić ojca. Starał się dla
niego tak bardzo, że ona już nie mogła być pewna swego miejsca w  jego
życiu. Mimo to pełne bólu spojrzenie Nolana rozdzierało jej serce.
–  Przepraszam – powiedziała. – Tak szybko następują zmiany... Mam
mętlik w głowie. – Ta wymówka nie zabrzmiała przekonująco nawet w jej
uszach. Teraz jednak, gdy wszystko stało się już jasne, nie było między
nimi miejsca na tajemnice. – Obiecuję, że ci to wynagrodzę, i  kiedy
wyzdrowieję, będę lepszą żoną.
Uniósł palce do czoła ze smutnym uśmiechem.
– A ja przyrzekam, że będę lepszym mężem. – Delikatnie pogładził jej
włosy. – Musisz teraz odpocząć. Poproszę ciotkę, żeby przy tobie
posiedziała.
Dlaczego czuła się tak, jakby stopniowo go traciła?
– Kiedy wrócisz?
– Później. Nie martw się, nie będziesz sama.
Gdy pochylił nad nią twarz, dostrzegła jeszcze udrękę w  jego
spojrzeniu.
Odgłos oddalających się kroków na korytarzu sprawił, że ogarnęły ją
niedobre przeczucia. Jednocześnie zalała ją fala smutku z  powodu
poniesionej straty. Czy miała szansę, by kiedykolwiek doświadczyć
bezpieczeństwa w ich związku, czy też małżeństwo to było już skazane na
klęskę?
ROZDZIAŁ
23

N olan wśliznął się do stajni tylnym wejściem i  zapalił


latarnię. Przez chwilę stał bez ruchu, wdychając woń siana
i koni. Dopiero wtedy opadło z niego napięcie. Potrzebował
teraz znajomych zapachów i  dźwięków, by odzyskać równowagę. Musiał
sobie przypomnieć o swoich korzeniach i o tym, co ważne w życiu.
Nigdy wcześniej nie czuł się tak zagubiony i niepewny siebie.
Życie w stajni było proste. Dorastając w Stainsby, nawet jako służący,
miał zawsze swoje miejsce na świecie. Potrafił obchodzić się z końmi, mógł
liczyć na miłość swojej matki, a  także dzięki niej już od wczesnego
dzieciństwa zyskał oparcie w  wierze. Brakowało mu tylko ojca, ale Bert
wspaniale go zastępował. Potem, po śmierci matki, zyskał niepoznanego
wcześniej rodzica, którego nie miał chyba szansy zrozumieć.
Spełniło się wprawdzie jego marzenie o ślubie z Hannah, lecz nie takim,
jaki sobie wymarzył. Wkrótce miał zostać ojcem, na co zupełnie nie był
przygotowany. Jak mógł stać się wzorem dla syna czy córki, skoro nawet
nie umiał właściwie oceniać swoich poczynań?
King zarżał głośno, jakby wyczuwając rozterki Nolana. Chłopak
uśmiechnął się i podszedł do boksu, aby przywitać się z koniem. Pogłaskał
go po długim nosie, a  potem oparł czoło o  gładką sierść, pozwalając, by
rumak skubnął wargami jego koszulę. Wyjął z  kieszeni marchewkę
i podsunął Kingowi pod pysk.
–  Gdyby nie było tak ciemno, wybralibyśmy się na przejażdżkę,
przyjacielu. Przewietrzyłbym trochę moją biedną głowę.
–  A  czemuż to wymaga wietrzenia? – spytał Bert, wyłaniając się
z mroku.
– Co tu robisz o tej porze? – zdziwił się Nolan.
–  Sprawdzam, czy nowy chłopak zakończył pracę. Szkoda go, że ma
taką szkołę życia.
Młodzieniec spróbował się uśmiechnąć, ale nie był w nastroju.
Bert postawił na podłodze blaszane wiadro i  wszedł w  krąg światła
lampy.
–  Chyba ciekawsze jest to, co ty tu robisz o  tej porze? Zwłaszcza że
młoda żona czeka na ciebie w łożu... – Zaśmiał się jowialnie.
Nolan zacisnął szczęki. Przed oczami stanął mu obraz ich słodkiego
południowego flirtowania, by w  chwilę później jego miejsce zajął widok
rannej dziewczyny na łóżku.
Bert przyjrzał mu się uważnie.
–  Wyglądasz, jakbyś miał sporo zmartwień. Siądźmy na chwilę,
powiesz mi, co cię trapi.
Postawny kowal przyturlał dwie bele siana i wskazał Nolanowi miejsce
na jednej z nich. Chłopak usiadł posłusznie i ukrył twarz w dłoniach.
– Narobiłem strasznego bałaganu. I nie wiem, jak go posprzątać.
– Czy chodzi o tę bójkę z Bellowsem? Podobno nieźle mu przyłożyłeś...
– Żałuję, że nie mocniej. – Nolan potarł bezwiednie otarte knykcie. – Po
tym, co zrobił Hannah.
–  Czy wszystko z  nią w  porządku? – Bert zmarszczył z  niepokojem
brwi.
– Niezupełnie. – Młodzieniec przesunął palcem po zarośniętej szczęce.
– Ma ranę na głowie i jest porządnie potłuczona. Ale najgorsze jest to, że
może stracić dziecko, nasze dziecko, o którym mi nic nie powiedziała.
Gdy wymówił to na głos, ból rozszedł mu się po całym ciele jak kręgi
na wodzie. Wciąż nie rozumiał, dlaczego Hannah zataiła przed nim tę
nowinę. Czy mąż i żona mogą mieć przed sobą tajemice?
– Już jest w ciąży? Dlatego wtedy wyjechała?
Nolan przeklął w  duchu plotki. W  Stainsby Hall nie było miejsca na
sekrety. Pokręcił głową.
–  Nie. Zdenerwowała się, widząc mnie w  stroju dandysa na balu,
otoczonego tłumem kokietek. – Przeczesał palcami włosy i  westchnął
z  żalem. – I  podsłuchała lorda, który mówił, że podpisałem zgodę na
anulowanie małżeństwa. Możesz sobie wyobrazić, co sobie pomyślała.
– Tak. Pewnie się zastanawia, na ile ci zależy na tym małżeństwie.
Ukryte oskarżenie w tonie Berta ukłuło dumę Nolana bardziej niż siano
jego pośladki.
– Ty też? Myślałem, że chociaż ty jesteś po mojej stronie.
– Zawsze jestem, chłopcze, ale to nie znaczy, że nie widzę, co się dzieje.
Cofasz się, próbując zadowolić ojca, nie zważając na żonę i jej uczucia.
Oburzony Nolan zerwał się z miejsca.
– A kto dba o to, jak ja się czuję? Przecież to moje życie wywróciło się
do góry nogami. Wpadłem do oceanu głową naprzód i nie mogę wypłynąć.
– Ruszył do wyjścia, wzniecając kurz.
Bert poszedł za nim i  zatrzymał się przy drzwiach do dawnej izby
stajennego. Jego ogromna dłoń spoczęła na ramieniu chłopaka.
– Wiem, że to trudne, synu. Ale zamiast tak bardzo martwić się o zdanie
lorda, dlaczego nie zwrócisz się o pomoc do swego Ojca w niebiosach? On
ci wskaże sposób, by wszystko naprawić tak, żeby nikt nie czuł się
skrzywdzony. – Uścisnął mu rękę. – Będę się modlił za Hannah i dziecko.
A ty w razie czego wiesz, gdzie mnie szukać.
Edward opadł na fotel w  gabinecie, trzymając delikatnie w  palcach
kieliszek koniaku. Zegar stojący na kominku tykał kpiąco, przypominając
lordowi o późnej porze i o tym, że jest jedyną osobą w całym domu, która
czuwa. Edward wiedział, że nie ma sensu się kłaść, gdyż sen nie nadejdzie.
Jedyną ucieczkę od ciemności zalewającej jego duszę znajdował w butelce
koniaku, teraz już prawie pustej. Nie martwił się tym, że rano nie będzie się
nadawał do towarzystwa. Jaki w ogóle miał powód, żeby wstać?
Namącił straszliwie w  sprawie Nolana. Jego jedyny syn teraz go
nienawidził i  pewnie zamierzał mu uniemożliwić kontakty z wnukiem lub
wnuczką, o ile dziecko w ogóle miało szansę przeżyć.
Edward przymknął oczy i  westchnął ciężko. Już od pierwszej chwili,
kiedy się dowiedział, że jest ojcem Nolana, zabrał się do sprawy wręcz
fatalnie. Założył, że uda mu się manipulować synem i  nakłonić go, by
postępował dokładnie tak, jak on to wymyślił, nie zważając na plany
i ambicje młodzieńca.
Teraz zrozumiał, że przesadził, narzucając Nolanowi swoją wolę. Zabrał
mu ziemię, podstępem uzyskał od syna zgodę na anulowanie małżeństwa,
zagonił go do labiryntu, z którego można było wyjść tylko drogą wskazaną
przez Edwarda.
Jednak ta taktyka obróciła się przeciwko niemu. Żona Nolana
oczekiwała dziecka, wnuka lorda, również potencjalnego dziedzica. Według
wszelkiego prawdopodobieństwa, jeśli pan Grayson wypełnił jego wolę,
małżeństwo zostało unieważnione, co oznaczało, że dziecko pochodzi
z nieprawego łoża.
Musiał wierzyć, że można jeszcze tę sytuację odwrócić. Zamierzał
skontaktować się z  prawnikiem i  wydać mu polecenie, żeby zrobił
wszystko, co konieczne, aby związek Nolana z Hannah znów nabrał mocy
prawnej. Poprawka. Porozumie się z Graysonem, gdy już będzie jasne, czy
ciąża się utrzyma. Może wtedy syn mu wybaczy. Może nie będzie odczuwał
w stosunku do niego takiej pogardy.
Zegar wybił głośno trzecią, przerywając ciszę, jaka panowała w domu.
Edward podniósł kieliszek do ust i  wychylił jego zawartość. Czas na
dolewkę. Nogi jednak odmawiały mu posłuszeństwa. Leżały wyciągnięte
przed nim jak bezużyteczne kłody. Pusta koniakówka wypadła mu z palców
i stuknęła głucho o dywan.
– Zawsze rzuca pan na ziemię naczynia po skończonej biesiadzie?
Edward aż podskoczył na dźwięk tego głosu, przewracając stojący po
prawej stolik. Zobaczył, że szczupłe palce chwytają butelkę po koniaku, by
nie rozbiła się o  podłogę. Lady Hartford ustawiła flaszkę z  powrotem na
blacie i popatrzyła na Edwarda z rozbawieniem.
–  Co pani wyprawia?! Zakrada się pani tutaj w  środku nocy? –
Z ogromnym wysiłkiem wyprostował plecy i łypnął na księżną.
–  Byłabym wdzięczna, gdyby zapanował pan nad językiem, sir.
I nigdzie się nie zakradam. – Stanęła pomiędzy Edwardem i kominkiem. –
Nolan zwolnił mnie z dyżuru przy Hannah i musiałam wyprowadzić Daisy.
Obawiam się, że w tym całym zamieszaniu kompletnie ją zaniedbałam. Po
spacerze zrozumiałam, że nie zasnę, i zeszłam na dół po ciepłe mleko.
Dlaczego ta kobieta nie umiała mu odpowiedzieć krótko i zwięźle? I jak
to możliwe, że wyglądała tak ponętnie o  tej porze, mając na sobie
zwyczajną spódnicę i  podniszczony szal? Lekko potargane włosy,
wysunięte z  koka, okalały jej twarz. Na policzki wystąpiły rumieńce,
wskazujące na niedawny wysiłek towarzyszący wspinaczce po schodach.
Patrzyła na niego z  głową przechyloną na bok, tak jakby chciała
rozwiązać jakąś zagadkę.
– Widzę, że pan znalazł inny sposób na bezsenność.
– Co piję, to moja sprawa. – Zerknął na nią spod oka. – Jeśli chce się
pani na coś przydać, znajdzie pani dla mnie następną butelkę. Wstałbym
sam, ale moje nogi nie działają tak, jak powinny.
–  Ależ oczywiście. – Przeszła przez pokój i  wdzięcznie pociągnęła za
sznur, by zadzwonić na służącego.
Edward rozdziawił usta, zdziwiony, że księżna tak chętnie spełnia jego
prośbę.
Kilka minut później w drzwiach stanął zaspany kamerdyner.
– Dzwonił pan, sir?
Księżna Hartford postąpiła krok w jego stronę.
– Właściwie to ja dzwoniłam. Przepraszam za zamieszanie o tak późnej
porze, ale lord potrzebuje dzbanka kawy, a ja bardzo chętnie napiłabym się
mleka z odrobiną gałki muszkatołowej.
Dobson zmarszczył brwi i popatrzył pytająco na Edwarda, jakby czekał
na potwierdzenie.
– Potrzebuję kolejnej butelki koniaku – rzekł w nadziei, że jego prośba
nie brzmi tak słabo, jak mu się wydawało.
Księżna pokręciła głową i położyła dłoń na rękawie Dobsona.
– Dziękuję panu bardzo – powiedziała tak cicho, że niemal nie było jej
słychać.
– Tak jest, proszę pani.
Nieznośna kobieta zajęła miejsce na krześle obok, składając wdzięcznie
dłonie na podołku. Co ona sobie właściwie wyobrażała? Nie zamierzał pić
żadnej kawy, nie miał też ochoty na pogawędki. Poprawił się w  fotelu
i zapatrzył w ogień, nie zwracając na nią uwagi.
Księżna nie ruszyła się z miejsca aż do chwili, gdy weszła pokojówka
z serwisem do kawy i kubkiem mleka.
–  Dziękuję bardzo – powiedziała z  uśmiechem lady Hartford. –
Przepraszam, że przeszkodziłam o tak późnej porze.
– To żaden kłopot. – Pokojówka dygnęła i poszła do swojego pokoju.
– Zawsze jest pani tak pierońsko miła dla służby?
– Oczywiście. A pan nie? – spytała, mrugając oczyma.
–  Raczej nie. Gdybym traktował ich tak uprzejmie, wykorzystaliby
z pewnością moją dobroć.
– O to byłabym spokojna. Nie ma obawy.
Gdyby był mniej pijany, mógłby ocenić, czy księżna sobie z niego kpi.
Jednak z  jej twarzy nie potrafił niczego wyczytać. Podała kawę i  choć
chciał przekornie odmówić, zakorzenione od dzieciństwa dobre maniery nie
mogły mu na to pozwolić. Ujął zatem filiżankę za uszko tak drżącą ręką, że
naczynie aż zatańczyło na spodeczku.
Księżna dla uspokojenia jego dłoni dotknęła jej chłodnymi, długimi
palcami. Poczuł, że zalewa go rozedrgana energia, wyrywając
z odrętwienia.
Boże, czy już tak długo żył bez płci pięknej, że zwyczajny dotyk
kobiecej ręki wytrąca go z  równowagi? Nie, to na pewno alkohol zrobił
swoje.
Iris wzięła swój kubek i  rozsiadła się na krześle, wzdychając
z zadowoleniem.
– Nie ma to jak ciepłe mleko z gałką muszkatołową w środku nocy.
Burcząc coś niezrozumiale pod nosem, uniósł filiżankę do ust, upił
spory łyk i sparzył się w język gorącym naparem. Zmełł przekleństwo.
–  Może pani spokojnie wracać na górę, Wasza Wysokość. Nie
potrzebuję niańki.
–  Chyba najwyższy czas, by zwracał się pan do mnie po imieniu.
Zwłaszcza tutaj, w pańskiej rezydencji.
Mruknął niewyraźnie w odpowiedzi.
Popatrzyła na niego i  koniuszkiem palca starła białą piankę z  wargi,
a potem zachichotała jak mała dziewczynka.
– Prawie tak pyszne, jak bita śmietana – powiedziała.
Ponieważ nie odpowiadał, spojrzała na niego uważnie.
– A ty się nigdy nie bawisz, Edwardzie? – spytała.
– Zabawa? – Słowo to było mu tak obce, jak pranie własnej garderoby.
– Kto ma na to czas? Muszę dbać o dwa majątki i pilnować dwóch córek.
Że już nie wspomnę o  upartym synu, który nie chce słuchać moich
wskazówek.
– Ja też muszę dbać o swoje posiadłości – odparła spokojnie. – I wiem,
ile spraw można powierzyć kompetentnym pracownikom. Istotnie, nie mam
dzieci, ale i  ty od wielu lat nie opiekujesz się córkami na co dzień. –
Księżna postawiła kubek na małym stoliku. – Jak rozumiem, po śmierci
matki dziewczęta mieszkały z  twoją siostrą. A  teraz lady Evelyn jest
zamężna i  jeśli pogłoski są prawdziwe, lady Victoria wkrótce ogłosi
zaręczyny. Obawiam się, drogi Edwardzie, że skończyły ci się wymówki.
Śmiałość tej okropnej kobiety zmroziła mu język równie mocno, jak
przedtem poparzyła go kawa.
Wygładziła spódnicę, strząsając z niej kilka psich kłaczków.
–  Ach, przepraszam! – ciągnęła. – Przecież masz powód, żeby się nie
bawić. Jest nim twój dorosły syn, którego musisz wprowadzić do świata
arystokracji, a  to z  pewnością trudne zadanie... A  jak dołożymy do tego
jego okropne małżeństwo ze zwykłą służącą, która na dodatek może być
z  nim w  ciąży... – Machnęła ręką. – Nic dziwnego, że szukasz ratunku
w butelce.
Wybełkotał coś i  zamknął usta tak mocno, że zadzwoniły mu zęby.
Krew napłynęła do głowy i zaczęła w niej pulsować. Omal nie wybuchnął.
–  Proszę natychmiast zostawić mnie w  spokoju, lady! Nie zamierzam
ani chwili dłużej znosić pani zachowania!
Zamiast stchórzyć przed jego podniesionym głosem, jak to zwykle
bywało w  przypadku całej rodziny i  służących, ta irytująca kobieta
odrzuciła głowę do tyłu i  roześmiała się. I  nie był to zwykły chichot, ale
niepohamowane rżenie. Lady Hartford wyjęła chusteczkę i  otarła
załzawione oczy, a  potem wstała, uklękła przed lordem i  ujęła delikatnie
jego twarz w  palce, które podziałały jak chłodzący balsam na obolałą
szczękę. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
–  Z  tego, co wiem od siostrzenicy, spędziłeś większość życia,
zamartwiając się i  pracując. Teraz masz szansę zbudować prawdziwą
relację ze wspaniałym synem. Jeśli nie skorzystasz z  szansy, tego
ogromnego daru, jaki otrzymałeś od Boga, obudzisz się pewnego dnia jako
bardzo samotny starzec. Uwierz doświadczonej kobiecie. Nigdy nie jest za
późno, żeby się zmienić.
Pochyliła się i pocałowała go mocno w usta. Otoczył go jej lawendowy
zapach pomieszany ze smakiem śmietanki i  gałki muszkatołowej. Gdy
oderwała wargi od jego, powiało chłodem.
– Dobranoc, Edwardzie. Śpij dobrze.
Jeszcze przez chwilę czuł na policzku dotyk jej palców. A potem lady
Hartford, szeleszcząc spódnicą, wyszła z pokoju.
ROZDZIAŁ
24

M iała pani dużo szczęścia. – Doktor Hutton włożył


stetoskop z  powrotem do torby i  poklepał Hannah po
ramieniu. – Dziecko przeżyło tę ciężką próbę, ale najlepiej
by było zachować ostrożność do trzeciego, może nawet czwartego
miesiąca. Proszę ograniczyć aktywność i unikać stresujących sytuacji.
Hannah uśmiechnęła się do niego z łóżka.
– Dziękuję za opiekę, doktorze.
Skłonił się lekko.
–  Nie ma za co, pani Price. Mogę również z  ulgą stwierdzić, że rana
głowy prawie się zagoiła. To dobrze, że leżała pani przez kilka tygodni. –
Przystanął przy drzwiach sypialni. – Wspomnę pani Dinglemire,
miejscowej akuszerce, o pani stanie. Czy może do pani przyjść?
– Byłoby wspaniale, dziękuję bardzo.
Po wyjściu doktora Hannah wstała z łóżka i po raz pierwszy od trzech
tygodni zadzwoniła na pokojówkę. Przy jej pomocy umyła się i  ubrała
w  prostą niebieską suknię, po czym pozwoliła sobie upiąć włosy w  luźny
kok. Gdy została sama, przeszła do saloniku, usadowiła się wygodnie na
sofie i zjadła śniadanie. Fizycznie czuła się o wiele lepiej, choć wciąż była
słaba. Siniaki zeszły, głowa przestała ją boleć, wreszcie ustały mdłości.
Sącząc herbatę, położyła dłoń na brzuchu. Przedłużony pobyt w  łóżku
stworzył jej okazję do przemyślenia wielu spraw. Odzyskała jasność
myślenia i podjęła ważną decyzję. Decyzję, w której nieświadomie umocnił
ją doktor, zalecając unikanie stresu.
Fakt, że omal nie straciła dziecka, przywrócił różnym sprawom
właściwe proporcje. Dobry Bóg powierzył jej pod opiekę nowe życie.
I  teraz jej najważniejszym zadaniem było je chronić. Ta świadomość
wydobyła z  niej gniew, o  jaki się nigdy nie posądzała, przyniosła odwagę
i pewność siebie. Lord miał prawo jej nie lubić, ale jako matka przyszłego
dziedzica zasługiwała na szacunek.
Do saloniku weszła pokojówka, by zabrać naczynia.
– Czy możesz powiedzieć mojemu mężowi, że chcę się z nim zobaczyć,
Ellie?
– Tak, proszę pani. – Dziewczyna dygnęła i z tacą wyszła z pokoju.
Hannah zaczęła się zastanawiać, czy kiedyś przywyknie do wydawania
poleceń służącym, czy też już zawsze będzie się czuła jedną z  nich?
Westchnęła i usiadła przy oknie, by zaczekać na Nolana. Modliła się przy
tym w duchu, aby Bóg dał jej siły do przekazania mu swojej decyzji, którą
– jak sądziła – mąż nie mógł być zachwycony. Postanowiła jednak okazać
stanowczość.
Nie mogła kontrolować uczuć Nolana ani jego reakcji na działania ojca.
Nie miała też wpływu na to, jak lord przyjął wiadomość o ich małżeństwie.
Mogła jednak i musiała zapewnić dziecku ochronę. I choć kochała Nolana
każdą cząstką swego ciała, nie zamierzała poświęcić własnego zdrowia ani
też zdrowia dziecka, żyjąc na takim polu bitwy, jakim stał się ten dom.
Najważniejsze było dobro dziecka.
W  korytarzu zadudniły kroki, a  następnie skrzypnęły drzwi. Nolan
przebiegł przez pokój i stanął u jej boku.
–  Wstałaś? Doktor ci na to pozwolił? – Patrzył na nią niespokojnie
swoimi niebieskimi oczyma.
–  Tak. – Zdobyła się na uśmiech. – Uznał, że jestem zdrowa, muszę
jednak uważać przez jakiś czas.
– A dziecko?
Wyprostowała plecy.
– Na razie wszystko w porządku.
– Wspaniała wiadomość! – Zmarszczki na jego czole się wygładziły. –
Musisz zjeść dzisiaj z nami kolację. Po tak długim czasie pewnie masz dość
samotnych posiłków.
Tak, miała dość samotności. Podczas jej rekonwalescencji Nolan spał
w  innym pokoju, a  jadał z  ojcem. Ciotka okazała się znacznie bardziej
troskliwa niż mąż, spędzała z  nią całe długie i  nudne godziny,
przyprowadzała do towarzystwa Daisy, czytała Hannah fragmenty Biblii
i poezję.
Czy Nolan trzymał się od niej z  daleka z  powodu poczucia winy?
Dziewczyna bardzo się starała ukryć niezadowolenie. Nie zamierzała
budzić w nim wyrzutów sumienia ani do niczego go zmuszać.
– Nolanie, podjęłam pewną decyzję, o której muszę z tobą porozmawiać
– powiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy.
Zmarszczył lekko brwi.
– Jaką decyzję?
–  Aż do rozwiązania zamieszkam z  ciotką Iris w  Hartford Hall. –
Złożyła ręce na kolanach, czekając na jego reakcję.
– Rozumiem. To pasuje do moich planów sprzed... twojego wypadku. –
Ożywił się nagle. – Już mówiłem Edwardowi, że wyjeżdżamy, gdyż nie
chcę, żeby się wtrącał do naszego małżeństwa. Nie zniosę tego. Mam
nadzieję, że ciotka znajdzie dla mnie tymczasowe zajęcie do czasu, gdy
będę mógł kupić nam jakąś ziemię.
Kosmyk czarnych włosów opadł mu na czoło. Hannah z  trudnością
powstrzymała chęć, by mu je odgarnąć. Zwilżyła wyschłe nagle wargi
i westchnęła.
– Nie rozumiesz. Jadę sama.
– Jak to? Jesteś moją żoną.
– Może jestem, może nie jestem. To zależy od tych dokumentów, które
podpisałeś. Czy lord dał ci już odpowiedź?
Twarz nagle mu pociemniała.
–  Twierdzi, że prawnik złożył wniosek o  cofnięcie klauzuli, ale jest
jakieś opóźnienie w  sądzie. Dlatego chciałem wyjechać z  tobą, jak tylko
doktor wyrazi zgodę na twoją podróż.
–  Zatem nie zrobiliśmy postępów w  sprawie statusu naszego
małżeństwa?
Nolan chwycił ją za rękę.
– To nieważne. Możemy znów wziąć ślub. Pojedziemy do magistratu...
–  Nie. – Hannah uwolniła drżące palce. – Już raz pobraliśmy się
w pośpiechu, nie zważając na konsekwencje. Drugi raz nie popełnię takiego
błędu.
W jego oczach pojawił się wyraz bólu.
– Uważasz nasze małżeństwo za błąd?
–  Samo małżeństwo nie, ale te wszystkie tajemnice tak. Nasza miłość
jest czymś tak pięknym, że cała rodzina i  przyjaciele powinni się nią
cieszyć. Gdyby tak było, nie znaleźlibyśmy się w takiej okropnej sytuacji. –
Z trudem zdołała rozpędzić napływające do oczu łzy.
– Hannah – powiedział Nolan, kręcąc z żalem głową.
– Czy możesz zaprzeczyć? Od chwili, gdy lord dowiedział się o naszym
związku, wszystko zmieniło się na gorsze. – Wyprostowała się dumnie. –
W każdym razie dwie rzeczy stały się dla mnie jasne. Jedną z nich jest to,
że nieustanne konflikty w tym domu mają zgubny wpływ na moje zdrowie.
Doktor zaleca spokój, a  ja muszę przede wszystkim zadbać o  dobro
dziecka.
Nolan zacisnął mocno szczęki, jego oczy straciły blask.
– A druga?
– Druga jest taka, że ty musisz zostać tutaj i ułożyć na nowo stosunki
z ojcem.
Widziała, jak w  Nolanie wzbiera gniew, przypominał wulkan przed
wybuchem.
Zerwał się na równe nogi.
– Nie dbam o niego. Ja go nawet nie lubię.
Wstała i położyła mu rękę na ramieniu, świadoma jego napięcia.
–  Nieprawda, Nolanie. Zależy ci na nim. I  to bardzo. Całe życie
pragnąłeś ojca, chciałeś się dowiedzieć, kto nim jest, i  nawiązać z  nim
kontakt. Teraz masz taką szansę – tutaj, pod tym dachem. Jak możesz
odrzucać dar, jaki otrzymałeś od Boga?
Nie odpowiadał, ale patrzył na nią, przeszywając na wylot jej duszę.
–  Wraz z  moim wyjazdem – ciągnęła dalej – zniknie przyczyna
nieustannych sporów, może obaj złożycie broń i  nauczycie się być dla
siebie ojcem i synem.
Chwycił ją rozpaczliwie za ramię.
– Nie poświęcę ciebie, by zostać jego synem.
Wciąż zachowywała niezmącony spokój.
–  Mam nadzieję, że nie będziesz musiał wybierać. Będę się modliła,
żebyście doszli do jakichś wspólnych ustaleń. Wtedy przeanalizujemy
sytuację i  jeśli twój ojciec przyjmie mnie do rodziny, z  przyjemnością
wrócę. – Przełknęła z trudem ślinę. – Musimy się często i długo modlić, by
zrozumieć, czego Pan Bóg pragnie dla nas i  jakie życie zaplanował dla
naszego dziecka.
Z głośnym jękiem Nolan przytulił Hannah do piersi i oparł podbródek
na jej głowie. Każdy jego oddech stanowił dla niej cichą torturę. Przycisnął
mocniej żonę i wdychał jej zapach, jakby go chciał zapamiętać.
– I nie mogę nic zrobić, żebyś zmieniła zdanie?
Słysząc cierpienie w  jego głosie, omal się nie wycofała z  podjętych
decyzji. Zaczerpnęła głęboko powietrza.
– Niestety nie. Gdybyś wybrał teraz mnie kosztem ojca, mógłbyś kiedyś
znienawidzić i  mnie, i  dziecko. Wykorzystaj dobrze czas naszej rozłąki. –
Odsunęła się od Nolana z  uśmiechem. – Popatrz na to w  ten sposób –
stworzenie lepszej relacji z  Edwardem sprawi, że sam będziesz lepszym
tatą.
Posłał jej długie spojrzenie.
– Mam nadzieję, że masz rację, bo chcę cię ostrzec, że nie pozwolę, by
nasze dziecko wychowywało się bez ojca.

Kiedy Hannah przekonała ciotkę o  zaletach swojej decyzji, księżna


posłała po karetę. Dziewczyna cieszyła się bardzo, że Iris wyraziła zgodę na
wyjazd Molly, ale w końcu Iris nigdy nie uważała, by praca w kuchni była
dla siostrzenicy odpowiednim zajęciem.
Jeden z lokajów zabrał ich torby na dół i po łzawym pożegnaniu z Edną
Hannah, zebrawszy całą swoją odwagę, zatrzymała się przed gabinetem
lorda. Nie miała nic do stracenia. W końcu nosiła pod sercem wnuka tego
mężczyzny, co znaczyło, przynajmniej w  danym momencie, że w  tej grze
najważniejszy atut jest w jej ręku.
Mimo to trzęsły się pod nią kolana.
–  Wejść! – Trudno było się doszukać w  tym warknięciu ciepłego
powitania.
Otworzyła drzwi i  weszła do środka. Pokój tonął w  ciemnościach,
w kominku nie buzował ogień, nigdzie nie paliły się świece. Lord wyglądał
przez okno na biegnącą po łuku brukowaną ścieżkę przed głównym
wejściem.
– Przyszłam się pożegnać – powiedziała cicho.
Edward odwrócił się zdziwiony.
– Jestem zaskoczony, że w ogóle chcesz ze mną rozmawiać.
Hannah postąpiła kilka kroków naprzód.
–  Choć ma pan o  mnie nie najlepsze zdanie, jest pan ojcem Nolana
i rozumiem, że pragnie pan jego dobra.
– Jakież to szlachetne!
Skrzywiła się, słysząc ten sarkazm, lecz nie chciała stracić z  oczu
głównego celu tej wizyty. Nie wiedziała, czy jej słowa wywrą jakiś wpływ
na lorda, ale pragnęła ze wszystkich sił pomóc mężowi.
Zaczerpnęła powietrza i głęboko odetchnęła.
–  Istotnie, to jest naprawdę szlachetna postawa. Widzi pan, kocham
Nolana dłużej niż pan i  jego dobro jest dla mnie ważniejsze niż własne.
Dlatego wyjeżdżam – aby miał pan czas zrozumieć, jak cudownym
człowiekiem jest pański syn. W  zamian proszę tylko, by okazał mu pan
serce. Niech pan postara się być dla niego ojcem, za którym tak bardzo
tęsknił przez całe życie.
Lord łypnął na nią spod oka, ale się nie odezwał.
Złożyła drżące ręce.
– Będę się modliła za was obu, żebyście nawiązali zażyłą relację, i za
nas wszystkich, abyśmy mogli stać się pewnego dnia prawdziwą rodziną. –
Uniosła głowę i  spojrzała mu w  oczy. – Do czasu naszego kolejnego
spotkania niech pan pozostaje w dobrym zdrowiu i cieszy się łaską Bożą.
Nie zamierzała już przed nim dygać ani się go bać jak zahukana służka.
Była matką jego wnuka.
Po jego twarzy przebiegł skurcz bólu. Otworzył usta, jakby chciał coś
powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. Zamiast tego po prostu się ukłonił.
Hannah odwróciła się i cicho wyszła z pokoju.

Edward obserwował przez okno, jak lokaje ładują bagaże na karetę.


Wyjeżdżały – ta śmiała kobieta, jej pies i służąca, która omotała jego syna.
Powinien triumfować, ale nie wiedzieć czemu, poczuł się nagle osierocony
i samotny, tak jakby właśnie musiał uśpić ukochanego konia.
Wciąż stał przy oknie, kiedy kilka minut później usłyszał kolejne
pukanie. A niech to... Dlaczego nie mogli go pozostawić w spokoju? Czekał
w  nadziei, że intruz odejdzie, ale zamiast tego otworzyły się drzwi.
Odwrócił się i zobaczył Iris. Na wspomnienie tego, co wydarzyło się w tym
pokoju, gdy ostatnio przebywali tu razem, zalała go fala gorąca. Od tamtej
chwili unikał księżnej, jak tylko mógł, wymieniali jedynie uprzejmości,
rozmawiali o pogodzie lub kurtuazyjnie pytali się nawzajem o zdrowie.
–  Przyszłam się pożegnać, sir. – Spokojna jak zawsze Iris stała na
wprost niego z  tą bestią u  boku. – Chciałabym podziękować za gościnę.
Była to naprawdę miła odmiana od samotni w Hartford.
Edward zamrugał. Czyżby nie zamierzała przepraszać za słowa krytyki,
jakie skierowała do niego pamiętnej nocy, ani wspomnieć o pocałunku?
– Jestem niezmiernie rad, że jesteś zadowolona z wizyty, księżno.
Zwłaszcza że nikt tu cię nie zapraszał – miał wielką ochotę dodać, na co
nie pozwoliły mu jednak dobre maniery.
Iris kazała psu zostać na miejscu i podeszła bliżej.
–  Widzę, że nie wybaczyłeś mi tego, co powiedziałam bez ogródek
tamtej nocy. – Przesunęła palcem po wypolerowanym blacie biurka. –
Chyba powinnam się była tego spodziewać. Choć zawsze jest przecież
nadzieja na cud. – Uniosła kąciki ust w uśmiechu.
–  Dlaczego mnie pocałowałaś? – Słowa wymknęły mu się z  ust, nim
zdołał je powstrzymać.
Uśmiechnęła się szerzej.
–  Czyż to nie oczywiste? Chciałam cię zaszokować, obudzić
z odrętwienia, w jakim żyjesz. – Postukała z namysłem palcem w szyję. –
Mogłam cię też spoliczkować, ale pocałunek wydał mi się znacznie
przyjemniejszym wyjściem. – W jej oczach błyszczało rozbawienie.
Zuchwała kobieta! Popatrzył na nią gniewnie, celowo omijając
wzrokiem kształtne usta, by nie wspominać ich dotyku.
– Możesz na mnie łypać do woli. To ci nie pomoże. Ja i tak wiem, że
pod tą skorupą kryje się zbolałe, zranione serce, które potrzebuje
uzdrowienia w wielu wymiarach. Będę się modlić, by relacja z synem choć
trochę je wyleczyła. – Przerwała na chwilę dla wzmocnienia efektu. –
Wykorzystaj dobrze ten czas, Edwardzie. Mam nadzieję, że kiedyś się
jeszcze spotkamy. – Skłoniła się i  spojrzała na Daisy, która posłusznie
leżała na dywanie. – Chodź, czas wracać do domu.

W samej kamizelce i koszuli Nolan drżał na wietrze, patrząc, jak bagaże


lądują na dachu karety księżnej Hartford. Po niebie mknęły ołowiane
chmury, z  których padała zimna mżawka. Skupiał uwagę na stangretach,
koniach i  złoconym powozie – na wszystkim, co mogło choć na chwilę
odwrócić jego uwagę od faktu, że Hannah go opuszcza. Na samą myśl
o rozstaniu serce bolało go tak, jakby zamierzało stanąć. Nic dziwnego, jak
miał dalej żyć bez ukochanej?
Otworzyły się frontowe drzwi i Nolan zobaczył Molly z psem u boku.
Daisy zbiegła radośnie po schodach, jakby wyczuła, że powóz zawiezie ją
do domu. W ślad za nimi zeszły Hannah i lady Hartford.
Nolan wbił wzrok w  żonę i  nie mógł odwrócić od niej oczu.
W  skromnym stroju podróżnym wyglądała pięknie. Nawet królowa nie
mogła się z nią równać. Odzianymi w rękawiczki dłońmi uniosła spódnicę
i  z  chwilą, gdy znalazła się na ziemi, pozwoliła jej z  powrotem opaść.
Zauważyła jego spojrzenie i zatrzymała się na chwilę. Zyskał trochę czasu,
więc szukał gorączkowo jakiegoś argumentu, aby powstrzymać ją przed
wyjazdem. A gdyby tak upadł na kolana i błagał, by została... Na to jednak
nie pozwoliła mu duma.
Milcząca Molly pomachała mu ręką i wprowadziła Daisy do powozu.
Lady Hartford pocałowała go w policzek.
– Do zobaczenia, Nolanie, do następnego spotkania.
–  Do zobaczenia, Wasza Wysokość. Proszę opiekować się moją żoną
w zastępstwie za mnie.
–  Przecież wiesz, że zrobię, co w  mojej mocy. – Uśmiechnęła się do
niego i wsiadła do powozu, aby zostawić ich samych.
Popatrzył na Hannah, starając się zapamiętać każdy szczegół, by mieć
ją przed oczami przez najbliższe miesiące. Porcelanową cerę, jasne pukle
wymykające się spod kapelusza, spokojną godność, dominującą teraz w jej
zachowaniu. Z  nieśmiałej służącej, którą tak długo kochał, zmieniła się
w prawdziwą damę, pełną wdzięku i świadomą swojej wartości.
Podeszła bliżej.
– Żegnaj, Nolanie. – Jej szept utonął w szumie wiatru.
Pokręcił głową.
–  Nie będę się z  tobą żegnał. Życzę ci tylko łask Bożych do czasu
naszego następnego spotkania.
W zielonych oczach żony stanęły łzy, burząc pozorny spokój. Chciał jej
dotknąć, ale nie śmiał, gdyż bał się, że nie pozwoliłby jej odejść.
– Jeśli zmienisz zdanie, będę tu czekał – prawie poprosił, by została.
–  Wiem, ale naprawdę uważam, że nie mogę postąpić inaczej, jeżeli
mamy w ogóle marzyć o wspólnej przyszłości. – Usta zadrżały jej mocno. –
Powodzenia, Nolanie. Niech cię Bóg prowadzi. – Zawahała się, jakby
czekała, aż mąż powie coś jeszcze, ale ponieważ milczał, ruszyła w stronę
powozu. Zanim jednak wsiadła, odwróciła się i dotknęła chłodnymi ustami
jego warg.
Jęknął, porwał ją w  objęcia i  gorąco ucałował. Ten pocałunek miała
zapamiętać na najbliższą przyszłość. Po jej policzkach spłynęły łzy.
Gdy w końcu ją puścił, cofnęła się o krok.
–  Pamiętasz, co mi powiedziałeś w  dniu ślubu? Że będziemy się
codziennie wspólnie modlić przed snem?
Na wspomnienie tych cudownych chwil poczuł ucisk w gardle.
– Tak, pamiętam.
–  Obiecujesz, że będziesz się dalej modlił? Tak, żebym klękając do
pacierza, wyobrażała sobie, że ty robisz to samo i  że w  pewien sposób
jesteśmy połączeni? – Znów kilka łez spłynęło jej po twarzy.
Przygarnął ją do piersi.
– Obiecuję – szepnął.
– Kocham cię, Nolanie. Uważaj na siebie.
Chciał powiedzieć, że też ją kocha ponad wszystko w  świecie, lecz
słowa zmieszały się z jego smutkiem i uwięzły mu w gardle. Pomógł wsiąść
Hannah do karety i lokaj zatrzasnął głośno drzwiczki.
Stangret pognał konie i  ruszyli wśród liści zrzucanych z  drzew przez
wiatr. Nolan patrzył na drogę jeszcze długo po tym, jak kareta zniknęła mu
z oczu, a deszcz zmył łzy z twarzy.
ROZDZIAŁ
25

H artford Hall prezentowało się tak wspaniale, jak go


zapamiętała, lecz przybyła tu ponownie z  żołądkiem
ściśniętym ze strachu. Kolejny raz uciekła przed Nolanem,
by znaleźć schronienie w  tym majątku. Wchodząc do holu, przygryzła
wargi, aby stłumić buzujące w  niej uczucia. Dokonała wyboru i  musiała
w nim wytrwać, nie poddając się łzom.
–  Witamy uniżenie, Wasza Wysokość. – Kamerdyner złożył księżnej
głęboki ukłon.
– Witaj, Carstairs. Dobrze wrócić do domu, prawda, Daisy?
Suczka skakała wokół Molly, machając ogonem, a  jej pazury stukały
wesoło o kamienną posadzkę.
Iris zdjęła kapelusz z piórem.
–  Mam nadzieję, że w  czasie mojej nieobecności wszystko było
w porządku?
–  Tak, proszę pani, ale panował zbyt wielki spokój. – Odebrał od niej
kapelusz i znów się ukłonił.
– Książę nie dał znaku życia? – Iris przejrzała się w lustrze i poprawiła
włosy.
– Chyba nadeszły jakieś listy od Jego Wysokości.
– To dobrze, zanieś je do mojego saloniku. Zjemy tam posiłek.
Podróż zmęczyła Hannah bardziej, niż mogła się spodziewać.
Odetchnąwszy głęboko, zdjęła kapelusz, po czym poszła za Molly i ciotką.
Uspokajający wystrój saloniku przyniósł ulgę jej skołatanym nerwom.
Usiadła na sofie obok siostry, a  Iris zajęła miejsce na krześle przy
sekretarzyku.
Carstairs wszedł z listami i położył je na biurku.
– Zaraz pokojówka przyniesie herbatę.
–  Dziękuję. – Księżna wyjęła okulary i  zaczęła z  uwagą przeglądać
pocztę.
– Kim jest książę, o którym mówiłaś? – spytała Hannah, gdy usadowiła
się już wygodnie i podłożyła poduszkę pod plecy.
–  To wuj mojego męża. – Iris podniosła na nią wzrok. – Jako jedyny
męski krewny, został uznany za dziedzica majątku Edgara po jego śmierci.
Teraz jest jednak starszym panem o  słabym zdrowiu. Nigdy nie chciał
odpowiedzialności związanej z  przyjęciem tytułu i  pozwalał mi zawsze
zarządzać posiadłościami Edgara według mojego uznania. Czasem proszę
go o  opinię, kiedy naprawdę potrzebuję porady. Zarówno on, jak i  jego
adwokat bardzo mi pomogli.
Hannah dopiero zaczynała rozumieć ciężar odpowiedzialności za taki
majątek.
– Mówiłaś o jeszcze jednej rezydencji. W mieście?
– Tak, w Londynie. Nigdy nie dbałam o tamten dom. Jest stary i hula po
nim wiatr, są w nim okropne przeciągi. W dodatku ten hałas. Zdecydowanie
wolę mieszkać tutaj. Jeżdżę do Londynu tylko wtedy, kiedy to naprawdę
konieczne.
– Nie miałam pojęcia, jak to jest być arystokratą – powiedziała Hannah.
– Teraz rozumiem lepiej, przez co przechodzi Nolan.
– Nolan to bystry chłopak, szybko się wszystkiego nauczy, jestem tego
pewna. – Iris popatrzyła na stosik listów. – Spójrz tylko. Chyba napisała do
mnie twoja matka.
– List od mamy? – Molly ożywiła się niczym świeżo podlana roślina.
Hannah niemal zapomniała, jak bardzo jej siostra kocha matkę i  jak
trudna musi być dla niej ta rozłąka.
Księżna otworzyła kopertę i wyjęła jej zawartość.
–  Tak, jest też wiadomość dla ciebie. – Wyciągnęła kartkę w  stronę
młodszej siostrzenicy, która natychmiast podbiegła i zabrała liścik na fotel
pod oknem.
Hannah wyprostowała się na sofie.
– Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
–  Matka na pewno pyta o  ciebie. – Kiedy Iris rozkładała arkusik,
pokojówka przyniosła herbatę. – Dziękuję, Maggie. Zostaw wózek, sama
naleję.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła.
Ciotka przejrzała list i usiadła obok Hannah.
–  Miałam rację. Ann martwiła się o  ciebie po wizycie Nolana. Ma
nadzieję, że czujesz się dobrze i wybaczyłaś mężowi jego zaniedbania.
Młoda kobieta zmarszczyła czoło.
– Skąd wie, że mnie zaniedbywał? – spytała.
– Może Nolan po prostu jej to powiedział. Tak czy inaczej, od razu do
niej napiszę. Po co ma się niepokoić? – Popatrzyła na siostrzenicę. – Chyba
że sobie tego nie życzysz?
– Nie mam nic przeciwko temu. – Hannah zerknęła w stronę siostry. –
Napisz koniecznie, że z  Molly wszystko w  porządku. Na pewno się o  nią
niepokoi.
–  Jestem pewna, że Ann martwi się o  obie córki. – Iris nalała herbaty
i wręczyła jej filiżankę.
–  Chyba jednak nie. Mama z  radością oddała mnie na służbę do
Stainsby, aby nie drażnić moją obecnością nowego męża. – Hannah mówiła
teraz ciszej, żeby siostra nie mogła jej usłyszeć. – Często się zastanawiam,
co by zrobiła, gdyby Molly była wtedy starsza i zdrowsza – rzekła żałośnie,
po czym zawstydziła się swojej zazdrości i  postanowiła błagać Boga
o wybaczenie podczas wieczornej modlitwy.
Iris sączyła w zamyśleniu herbatę.
–  Tak bardzo chciałabym się z  nią zobaczyć. Minęło tyle lat... A  czy
można znaleźć lepszą porę na odwiedziny niż właśnie teraz, kiedy jesteście
tutaj?
Hannah opadła na poduszki. Pragnęła, by Hartford Hall stało się dla niej
bezpieczną przystanią w  czasie ciąży. Wizyta matki zburzyłaby na pewno
jej spokój ducha.
–  Wątpię, czy przyjedzie. Pan Fielding oczekuje od niej pomocy przy
gospodarstwie i w domu.
– Bliżej zimy, kiedy będzie mniej zajęć, może uda się ją przekonać do
przyjazdu. Poślę po nią powóz, tak będzie łatwiej.
Hannah pomyślała, że jej z całą pewnością łatwiej nie będzie, lecz przy
odrobinie szczęścia matka postąpi jak zwykle i  po prostu się nie zjawi.
Najlepiej nie martwić się o coś, co się w ogóle może nie wydarzyć.
Molly zerwała się z siedzenia.
–  Mama pisze, że córka pana Fieldinga, Matilda, zerwała zaręczyny
z  młynarzem i  wyjdzie za pana Elliotta. – Molly roześmiała się głośno. –
Pan Fielding dostał jednak, co chciał.
– Mam nadzieję, że jest mniej nieszczęśliwa niż ty z powodu tego ślubu
– powiedziała Hannah z uśmiechem.
–  Też mam taką nadzieję. Ale przynajmniej nie żali mi się do ucha.
Matilda jest raczej ponurą osobą. Co wieczór musiałam wysłuchiwać jej
narzekań.
Hannah wyciągnęła rękę do siostry. Czuła się winna z  powodu swojej
małostkowej zazdrości o Molly.
– Tak się cieszę, że udało się stamtąd wyjechać. Nie wiem, co Bóg dla
nas zaplanował, ale wiem, że razem możemy wiele znieść.

Nolan wszedł do gabinetu ojca w  jego londyńskiej posiadłości


i zachwycił się po raz kolejny ozdobnymi meblami i pozłacanymi ścianami.
Rezydencja Fairchild była równie wspaniała jak Stainsby, tylko znacznie
mniejsza. W  przytulnych pokojach Nolan czuł się o  wiele lepiej, ale nie
podobał mu się Londyn, w którym panował zbyt duży hałas i zamieszanie.
Była to jego druga wyprawa do Londynu od czasu, gdy się dowiedział,
że jest synem Edwarda, i  tym razem czuł się tylko nieco lepiej. Fakt, że
ciotka Ophelia nie powitała go zbyt serdecznie w  rodzinie, sprawił, że za
pierwszym razem czuł się tu niezręcznie i ogólnie źle. Miał jednak nadzieję,
że zdążyła się tymczasem pogodzić z tym dodatkiem do klanu Fairchildów.
Zależało mu na tym zwłaszcza teraz, gdy za radą Hannah postanowił
poświęcić całą energię, by stać się synem arystokraty.
– Dobrze cię widzieć, Ophelio – powiedział Edward.
–  Witaj, Edwardzie. – Wysoka, szczupła kobieta wstała z  obitej
brokatową tkaniną sofy, przerywając czytanie, i nadstawiła mu policzek do
pocałunku. – Druga wizyta w ciągu dwóch miesięcy? Czemu zawdzięczam
ten zaszczyt? – Przeniosła zimne spojrzenie z Edwarda na jego syna.
– To chyba oczywiste. W dalszym ciągu pokazuję synowi różne aspekty
życia arystokracji i  zamierzam go teraz oprowadzić po naszych miejskich
posiadłościach. – Zesztywniał nieco. – Chyba nie powitałeś damy
należycie, Nolanie.
Młodzieniec postąpił krok naprzód i skłonił się nad ręką ciotki.
– Wybacz, ciociu. Mam nadzieję, że dobrze się ciocia miewa.
–  Bardzo dobrze, dziękuję. – Popatrzyła na brata. – Jak długo
zamierzasz zostać w mieście?
–  Nie jestem pewien. Tydzień, może dwa. Chciałbym, żeby mój syn
poznał lepiej siostry. No i oczywiście ciebie.
Nolan miał również nadzieję na spotkanie z  panem Graysonem, gdyż
chciał sprawdzić, czy Edward mówi prawdę na temat losów klauzuli. Ale
adwokata nie było w mieście.
Ophelia usiadła z powrotem na sofie, mężczyźni wybrali krzesła.
– Minęliście się z Victorią. Właśnie wyszła z narzeczonym.
–  Ach, z  nieuchwytnym panem Covertonem? Rozumiem, że ten
dżentelmen pozbył się już swoich obiekcji na temat rodziny od czasu naszej
ostatniej wizyty?
Nolan wstrzymał oddech na wspomnienie wrogości, jaką początkowo
okazywał mu adorator Victorii. Gdy jednak przekonał go w końcu o swoich
dobrych intencjach wobec sióstr, Sebastian stał się bardziej przyjacielski.
Wydawał się naprawdę zakochany w Victorii, choć nie tak bardzo, jak ona
w  nim. Nolan miał tylko nadzieję, że ich związek potoczy się teraz
w naturalny sposób.
Ophelia rzuciła mu wyniosłe spojrzenie.
–  Dzięki spotkaniu z  Nolanem pozbył się wątpliwości. Choć jak na
razie nie mówi o zaręczynach.
–  Daj spokój, Ophelio, chyba ci nie zależy na szybkim zamążpójściu
Victorii. Zostałabyś sama, nie licząc służby.
Zmarszczyła brwi.
– Niezupełnie. Po ślubie Victoria chce zamieszkać z mężem tutaj. Mam
mnóstwo miejsca i chętnie przyjmę mężczyznę pod swój dach – oznajmiła,
patrząc na Edwarda prowokująco.
–  Dałem ci wolną rękę w  sprawie tej nieruchomości, więc muszę ci
zaufać. Oczywiście, o ile ten młodzieniec nie przekroczy granic i nie będzie
chciał tu rządzić.
–  Wiesz, że nigdy bym do tego nie dopuściła. – Ophelia wygładziła
spódnicę. – Mogę wam zaproponować podwieczorek?
–  Ja bardzo dziękuję – odparł szybko Nolan. – Chętnie odpocznę
w swoim pokoju przed kolacją, jeśli nie macie nic przeciwko temu.
Lord rzucił mu przelotne spojrzenie.
– Idź, a ja tymczasem porozmawiam z siostrą.
Ophelia również skinęła głową.
–  Niech lokaj zabierze twoją torbę. Przeznaczyłam dla ciebie ten sam
pokój, co zeszłym razem.
–  Dziękuję. – Nolan skłonił się obojgu przed wyjściem z  pokoju,
uradowany, że może zniknąć sprzed surowego oblicza ciotki. Czy ona
zamierzała mu kiedykolwiek wybaczyć jego urodzenie?
Po odpoczynku na łożu z kolumienkami przebrał się do kolacji i zszedł
na dół. Przy drzwiach salonu zatrzymał się, by zebrać siły przed kolejnym
spotkaniem z  ciotką. Na górze powziął postanowienie, że podczas tego
pobytu zrobi wszystko, żeby przełamać lody i zyskać jej sympatię.
Miał nadzieję na spotkanie z Victorią, którą zdążył polubić najbardziej
ze wszystkich swoich krewnych. Ona przyjęła go najserdeczniej i  ciotka
mogła pójść w końcu za jej przykładem. Jednak nawet obecność Edwarda
przy stole stanowiła dla niego pociechę. Był pewien, że gdyby poznali się
lepiej, mogliby zostać przyjaciółmi.
Z salonu dotarły do niego głosy, zamarł z ręką na ozdobnej klamce.
–  Czy mogłabyś być milsza dla mojego syna? – Głos ojca zabrzmiał
jękliwie jak źle nastrojone skrzypce.
–  Chcesz, żebym witała z  otwartymi ramionami produkt twojego
młodzieńczego szaleństwa? Gdyby nie twój błąd, nie skończyłabym jako
stara panna zależna od twoich kaprysów.
–  W  dalszym ciągu mnie obwiniasz o  stratę tego durnego
narzeczonego? – spytał z pogardą Edward.
–  A  ty wciąż nie czujesz się odpowiedzialny za zrujnowanie reputacji
rodzinie? Gdybyś nie ożenił się potajemnie ze służącą, Albert oświadczyłby
mi się tak, jak to planował wcześniej, i  moje życie wyglądałoby zupełnie
inaczej. Byłabym teraz księżną Milford.
Nolan wstrzymywał oddech, próbując zrozumieć sens tej rozmowy.
–  Widziałaś go ostatnio? Chyba uchroniłem cię przed człowiekiem,
który ulega każdej zachciance. Miał już dwie żony i  przynajmniej tuzin
kochanek.
–  Dlatego, że jest nieszczęśliwy. Żyje z  dala od swojej prawdziwej
miłości.
– Prawdziwej miłości! Akurat! – prychnął Edward.
Nolan wszedł do salonu.
– Dobry wieczór. Mam nadzieję, że się nie spóźniłem.
– Oczywiście, że nie – odparł gładko jego ojciec. – Wciąż czekamy na
Victorię. Napijesz się wina?
–  Nie, dziękuję. – Nolan rzucił ojcu pełne irytacji spojrzenie. Edward
wiedział, że jego syn nie przepada za alkoholem.
Usiadł na sofie obok Ophelii.
–  Jak się czujesz, ciociu? Mam nadzieję, że nasze nieoczekiwane
przybycie nie wytrąciło cię z równowagi?
Uniosła jedną brew.
– Ależ skąd. Miło jest mieć towarzystwo po tej długiej, ponurej zimie.
– Cieszę się... – Obdarzył ją uroczym uśmiechem. – Bardzo chciałbym
ciocię lepiej poznać. Interesuje mnie również historia rodziny. Może zechce
mi ją ciocia opowiedzieć?
Kobieta niemal rozkwitła na jego oczach.
–  Z  największą przyjemnością zaznajomię cię z  historią naszego
znamienitego rodu.
– Wspaniale. Ciocia opowiada na pewno lepiej niż ojciec.
Ophelia uśmiechnęła się do niego szczerze, jej twarz natychmiast się
rozpogodziła.
–  Edward skupia się pewnie na faktach i  cyfrach, a  nie subtelnych
niuansach charakterów swoich krewnych.
Wtem otworzyły się drzwi i  do środka weszła Victoria, a  za nią
Sebastian.
– Tatko! Nolan! Co za miła niespodzianka! – zawołała z uśmiechem. –
Co was sprowadza do miasta?
Nolan skłonił się siostrze i uścisnął dłoń Sebastiana.
Edward pocałował córkę w policzek.
– Zapoznaję Nolana z naszymi miejskimi posiadłościami.
Victoria ujęła brata pod rękę.
–  Cudownie. Może uda nam się spędzić razem trochę czasu? Musimy
się lepiej poznać.
– Będę bardzo rad.
–  Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – Sebastian mrugnął do niego
porozumiewawczo. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak ona kocha
mówić.
Nolan zaśmiał się i po raz pierwszy poczuł się wśród nich swobodnie.
Może jednak mógł polubić tę część swojej rodziny?
Następnego dnia, gdy Nolan miał już wreszcie za sobą spotkania ze
wspólnikami Edwarda, mógł z ulgą poświęcić czas na rozmowę z Victorią,
bez ojca czy Sebastiana u boku. A już zwłaszcza bez Evelyn, która zawsze
psuła jej nastrój. Na szczęście Evelyn wyjechała z mężem na kilka tygodni
odwiedzić rodzinę Orville’a.
Victoria zaproponowała spacer w pobliskim parku Świętego Jakuba, na
co Nolan, spragniony kontaktu z  przyrodą, przystał bardzo chętnie. Kiedy
tylko zaczerpnął świeżego powietrza, opadło z niego napięcie.
– Jak tam poznawanie tajników życia arystokracji? Jestem pewna, że to
prawdziwe wyzwanie. – Victoria zerknęła na niego spod żółtej parasolki.
–  Owszem – odparł i  skrzywił się wymownie – ale jakoś powoli się
uczę.
Roześmiała się z jego miny.
– A co z panem Covertonem? – zapytał.
–  Nasza znajomość wspaniale się rozwija, dziękuję. Nie wiem, czy
wystarczająco ci podziękowałam za to, jak z  nim rozmawiałeś. Byłeś
naprawdę bardzo wspaniałomyślny.
– Z radością przyjąłem okazję, żeby ci pomóc. Szkoda, że nie potrafię
tak łatwo wkupić się w łaski Evelyn.
Spoważniała.
–  Nie wiem, czy ona kiedykolwiek się przełamie. W  dodatku Orville
dolewa oliwy do ognia, choć jego niechęć w  pełni rozumiem. Jako
najbliższy męski krewny ojca, odziedziczyłby tytuł. Obawiam się, że
właśnie dlatego Evelyn wyszła za niego za mąż. Żeby pieniądze zostały
w rodzinie.
Nolan aż przystanął z wrażenia.
–  Chcesz powiedzieć, że to Orville był wcześniej spadkobiercą
Edwarda?
Victoria popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Tak. Czy ojciec ci tego nie wyjaśnił?
– Nie.
– To dziwne. No cóż, Orville jest naszym dalekim kuzynem po stronie
taty, zatem, gdy kilka lat temu umarł jego ojciec, on sam stał się
potencjalnym spadkobiercą. Właśnie wtedy zainteresowanie Evelyn dla
jego osoby gwałtownie wzrosło.
– Więc kiedy dowiedzieli się o moim istnieniu...
– Tak, to był dla nich szok.
Dopiero teraz Nolan zrozumiał w pełni tyradę, jaką Evelyn wygłosiła po
balu.
–  Ale nie powinieneś się tym przejmować. Orville i  Evelyn jakoś
w końcu przywykną do sytuacji.
Szli dalej, Nolan splótł ręce za plecami.
– Jesteś blisko z siostrą?
–  Dorastałyśmy razem. Naszą więź pogłębiła wczesna śmierć matki
i  wyjazd do ciotki Ophelii. Pocieszałyśmy się nawzajem, miałyśmy
przecież tylko siebie.
– Byłaś zła na ojca, że was do niej wysłał?
– Raczej miałam do niego żal. Ojciec jest jednak bardzo skryty, nigdy
nie okazuje uczuć, nigdy nikogo nie chwali, więc właściwie nas aż tak
bardzo nie zaskoczył swoją decyzją.
– A Ophelia? Teraz chyba bardzo was lubi.
Rysy twarzy dziewczyny natychmiast złagodniały.
– Och, tak. Z przyjemnością się nami zaopiekowała, bo nie mogła mieć
swojej rodziny. Chociaż wydaje się surowa, kryje bardzo wrażliwe wnętrze.
Evelyn i ja miałyśmy szczęście, trafiając pod jej dach, na pewno zajęła się
nami lepiej, niż zrobiłby to ojciec.
Uwagę Nolana zwrócił szczebiot ptaków. Gdy w  jego polu widzenia
pojawiła się ławka, podprowadził do niej Victorię.
–  Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o  naszej ciotce, o  ile nie
masz nic przeciwko temu. – Zawahał się i  ostrożnie dobierając słowa,
zaczął: – Podsłuchałem jej rozmowę z  Edwardem. Chyba uważa, że to
przez niego nie wyszła za mąż.
Victoria wbiła wzrok w  odziane w  rękawiczki dłonie, złożone na
kolanach.
–  Chyba nie chcesz poznać tej historii. Dowiedziałam się, co wtedy
zaszło, dopiero niedawno.
Zaczerpnął powietrza.
– Jestem gotów. Mów.
–  Ciotka Ophelia była zaręczona z  księciem Milfordem, uważanym
wówczas za nadzwyczaj dobrą partię i  o  ile dobrze zrozumiałam, dziadek
bardzo się cieszył z tego małżeństwa.
Nolan przygotował się w duchu na to, co teraz miało nastąpić.
– Wtedy ojciec, który był przeznaczony od początku dla naszej matki,
uległ urokowi pewnej służącej. – Popatrzyła gdzieś nad jego głową. –
Twojej matki.
Nolan zacisnął szczęki.
–  Mary wydała mnie na świat, jednak moją matką była zawsze
Elizabeth Price.
Victoria spąsowiała.
– Wybacz, źle się wyraziłam... Chyba nie opowiadam dobrze tej historii.
–  Po prostu powtarzasz słowa, które sama usłyszałaś, nie było cię
przecież jeszcze wtedy na świecie.
– Jesteś bardzo miły. – Uśmiechnęła się przelotnie. – W każdym razie
krążyła plotka, że ojciec poślubił w tajemnicy służącą. Dziadek o mało nie
dostał apopleksji, babcia rozchorowała się nawet ze zdenerwowania. Kiedy
tata wrócił z  nowo poślubioną żoną i  powiedział im o  spodziewanych
narodzinach dziecka, sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót. Wieści dotarły
do Milforda, który zerwał zaręczyny z Ophelią, gdyż – jak twierdził – nie
mógł się związać z  rodziną z  taką plamą na honorze. Ciotka Ophelia
kompletnie się załamała. Naprawdę kochała Milforda, a  on tak złamał jej
serce.
– Tak mi przykro, postąpił okropnie. – Nic dziwnego, że ciotka czuła do
niego urazę. Był żywym wspomnieniem tego, co straciła.
–  Masz rację. Poza tym ojciec nigdy jej za to nie przeprosił. Sądzę
jednak, że obdarował ciotkę rezydencją Fairchild, by w  jakimś stopniu
wynagrodzić swoją winę w całej tej historii.
Nolan wyprostował plecy.
–  Postaram się jej jakoś uprzyjemnić życie. Nie wiesz, jak mógłbym
wkraść się w łaski cioci?
Victoria uniosła brwi.
– Naprawdę ci na niej zależy?
– Oczywiście, to moja ciotka. Nigdy nie miałem dużej rodziny, a bardzo
chciałem mieć... – Zrezygnował ze słowa: „ojca”. – ...wielu krewnych.
Teraz, gdy ich mam, zależy mi na dobrych układach.
– Jeśli tylko ją zapewnisz, że rezydencja Fairchild zostanie w jej rękach,
zrobisz duży postęp.
–  W  takim razie muszę ją przekonać, że nie zamierzam zmienić
żadnych ustaleń w tej sprawie.
Victoria patrzyła na niego chwilę.
– Wciąż mnie zadziwiasz, Nolanie. Naprawdę wierzę, że jesteś cennym
nabytkiem dla naszej rodziny.
– Oby tak było. – Przerwał na moment. – Podobnie jak mam nadzieję,
że rodzina zaakceptuje w końcu moją żonę.
Czekał, pragnąc zdobyć choć jednego poplecznika dla swego
małżeństwa z  Hannah. Serce mu się ścisnęło od tęsknoty na samą myśl
o żonie.
–  Och, więc zamierzacie się pobrać? – Na twarzy Victorii błysnęła
radość.
Nolan poczuł ucisk w żołądku. Myślał, że Edward poinformował córki
o jego sytuacji.
– Jesteśmy już po ślubie – powiedział cicho.
Dziewczyna wstrzymała okrzyk zdziwienia.
– Kiedy to się stało? – spytała.
–  Niedługo po śmierci mojej matki. – Szybko zrelacjonował siostrze
całą historię.
Gdy skończył, Victoria westchnęła ciężko.
– Och, Nolanie, boję się, że naprawdę czeka cię wojna z ojcem.
–  Ale co ty o  tym sądzisz? Mogłabyś zaakceptować Hannah jako
bratową?
Uśmiechnęła się życzliwie.
–  Jestem pewnie jedynym sojusznikiem, jakiego znajdziesz w  tej
rodzinie, gdyż zawsze byłam romantyczna. A  widzę, że kochasz Hannah
ponad wszystko.
– Tak, nie mogę bez niej żyć.
Poczuł ucisk w  gardle, jakby rzeczywiście bez żony u  boku nie mógł
zaczerpnąć powietrza. To wielotygodniowe rozstanie, podczas którego
dostał od niej tylko jeden suchy list, było dla niego czymś strasznym.
Victoria nakryła ręką jego dłoń.
–  W  takim razie Hannah ma szczęście, a  ja zrobię wszystko, żeby
ułatwić jej przyjęcie do rodziny.
Nolan skinął tylko głową; nie był w  stanie dobyć głosu. Przynajmniej
miał po swojej stronie jedną siostrę i pewnie również jej narzeczonego. Na
dobry początek.
ROZDZIAŁ
26

Późny październik 1884 roku

H annah spacerowała po ogrodach Hartford Hall, a  zimne


jesienne powietrze szczypało ją w  policzki. Uwielbiała
swoje codzienne przechadzki i  zamierzała je kontynuować
jak najdłużej, gdyż zbliżała się zima, kiedy będzie musiała z konieczności
ograniczyć pobyt na świeżym powietrzu.
Molly i Daisy szły przed nią znacznie szybciej. Hannah z zadowoleniem
patrzyła na przemianę siostry, która stawała się pogodną, pewną siebie
młodą kobietą. Położyła rękę na powiększającym się brzuchu. Fakt, że
zostanie matką, również przynosił jej ogromną radość.
Pomachała Molly na znak, że wraca do domu. Wiedziała, że siostra jak
zwykle zostanie z Daisy w ogrodzie trochę dłużej.
Gdy Hannah zdejmowała płaszcz w holu, podeszła do niej Iris.
– Jak tam spacer, kochanie?
– Bardzo miły, jak zwykle, dziękuję, ciociu. Mam nadzieję, że jutro się
do nas przyłączysz.
– Z pewnością. Udało mi się wreszcie nadrobić zaległą korespondencję.
– Wyjęła z  kieszeni list. – Przyszedł, gdy byłaś w  ogrodzie. – W  szarych
oczach Iris błyszczało współczucie. – To ze Stainsby.
Serce Hannah podskoczyło z radości i ze strachu. Czy Nolan zamierzał
w końcu oznajmić jej, że doszedł do porozumienia z ojcem i mogą wreszcie
rozpocząć wspólne życie jako małżeństwo?
Drżącymi palcami wzięła kopertę i poszła do saloniku ciotki. Usiadłszy
na sofie, ostrożnie złamała pieczęć i  wyjęła kartkę zapisaną znajomym
charakterem pisma Nolana.
Najdroższa Hannah,
mam nadzieję, że mój list zastanie Cię w dobrym zdrowiu.
Natychmiast popsuł się jej nastrój. Już wiedziała, że to kolejny
kurtuazyjny list, w  którym mąż pisze o  swoich działaniach, ale nie
o uczuciach. Czytała jednak dalej w nadziei, że na końcu znajdzie zachętę
do powrotu.
Niestety Nolan jak zwykle opowiadał o swoim ojcu, ich wycieczce do
Londynu, ciotce i  siostrze, a  także o  męczącej nauce zwyczajów
arystokratycznych. Nie pisał jednak nic o swoich myślach, list nie zawierał
ani słowa o  miłości czy zapewnień o  tęsknocie. A  podpis był krótki:
„Nolan”.
Gdy składała list, z  oczu ciekły jej łzy jak groch. Czy jej wyjazd ze
Stainsby osłabił łączące ich więzi? Czy życie arystokraty pochłonęło go do
tego stopnia, że już o  niej zapomniał? A  może najpierw chciał się
dowiedzieć, czy urodzi mu synka czy córeczkę, i  dopiero wtedy
zdecydować o ich przyszłości?
Jej serce zalał wielki smutek. Postąpiła naiwnie, biorąc potajemny ślub.
Wiedziała przecież, co się może stać. Wtedy jednak nie miała siły
zrezygnować z  miłości, więc teraz musi ponieść konsekwencje swojej
decyzji. Otarła łzy i  wyprostowała plecy. Niezależnie od tego, co niosła
przyszłość, zamierzała ufać Boskim planom i modlić się o cierpliwość.
Do pokoju weszła Iris.
–  Mam nadzieję, że wszystko w  porządku? – Jej troskliwe pytanie
świadczyło o tym, iż widziała łzy na twarzy Hannah.
–  Nolan nie narzeka. Wciąż się uczy, jak zarządzać tak ogromnym
majątkiem.
– I nie wspomina o twoim powrocie? – Ciotka usiadła przy niej.
Siostrzenica pokręciła głową.
–  Co on sobie myśli? Najwyższy czas, by posłał po ciebie albo sam
przyjechał. Przecież dziecko może się urodzić, zanim się obejrzy.
Hannah zdziwił wybuch ciotki. Do tej pory nie słyszała, żeby Iris
mówiła o kimś tak surowo.
Iris poklepała dziewczynę po ręce.
– Nie martw się, moja droga. Mamy swoje kobiece sposoby, by dostać
to, czego chcemy. – Podniosła się i  podeszła do biurka. – Chyba jednak
mam jeszcze parę listów do napisania.
Hannah przygryzła wargi, aby nie spytać, co planuje ciotka. Instynkt
mówił jej wyraźnie, że być może woli nie wiedzieć.

Nolan ślęczał w  gabinecie ojca nad sprawozdaniami finansowymi


dotyczącymi majątku, co nie poprawiało mu nastroju. Zły humor miał już
od chwili, gdy lokaj przyniósł mu do sypialni wiadomość. Niewinna
z wyglądu karteczka kryła słowa, które zmroziły mu krew w żyłach.
Już cię raz ostrzegałem, pachołku. Wynoś się ze Stainsby póki pora. To
twoja ostatnia szansa.
Wiedział od Jeffreya, że posłaniec przyniósł liścik już o świcie, ale nie
zdradził nadawcy. Powiedział tylko, że to wiadomość dla pana Price’a.
Nolan myślał o  pogróżce cały ranek, jednak zdecydował nie mówić
o  niej Edwardowi, który najpewniej uznałby to za głupi żart. Niemniej
postanowił mieć oczy i  uszy otwarte. Jedyną osobą, którą mógł posądzić
o  taki list, był Timothy Bellows. On jednak siedział w  więzieniu. Trzeba
było sprawdzić, czy lokaj czasem nie wyszedł na wolność.
Przeniósł z  powrotem uwagę na kolumny cyfr, których jednak nie
rozumiał wcale bardziej niż przed dwudziestoma minutami. Mrucząc pod
nosem, odepchnął od siebie księgę rachunkową.
– Nie zatrudniasz księgowego?
Hannah wyjechała ze Stainsby Hall przed pięcioma miesiącami. Przez
ten czas Nolan poświęcił całą energię na to, by nauczyć się jak najwięcej
o  świecie swego ojca. Mimo to nie zdołał sobie przyswoić meandrów
księgowości, która wydawała mu się zajęciem bardziej męczącym niż
wyplątywanie rzepów z końskich ogonów.
Nie udało mu się też opanować sztuki postępowania z upartym ojcem,
który wprawiał go w  zakłopotanie przy każdej okazji. Przez ostatnie parę
miesięcy Nolan towarzyszył mu dosłownie wszędzie, jeździł oglądać
posiadłości, spotykać się z  dzierżawcami i  wszystkimi innymi, którzy
związali swoje życie ze Stainsby. Pojechali też jeszcze kilka razy do
Londynu, gdzie Nolan poznał wszystkich znajomych ojca. Jednak nawet
spotkania towarzyskie wydawały mu się nużące. Wątpił, czy kiedykolwiek
zacznie pasować do tego świata.
Odetchnął ciężko. Przynajmniej Edward nie próbował go przedstawiać
różnym płochym pannom na wydaniu. To musiał mu zaliczyć na plus.
Kolejnym był fakt, że wreszcie uznał wyjaśnienie statusu małżeństwa
Nolana za konieczność. Z następnym spadkobiercą w drodze, lord naciskał
na pana Graysona o szybkie wyjaśnienie sprawy.
Edward podniósł wzrok zza mahoniowego biurka i uniósł brwi.
– Oczywiście, że mam księgowego. Ale gdybym nie był w stanie sam
sprawdzić rachunków, jak mógłbym się przekonać, że on mnie nie
oszukuje?
– Gdybyś go o to podejrzewał, chyba byś go nie zatrudnił – stwierdził
Nolan ze złością.
Życie bogaczy wciąż stanowiło dla niego zagadkę. O  ileż łatwiej było
postępować z końmi. Zawsze potrafił odgadnąć, o co im chodzi, z postawy
i ruchów ciała oraz odgłosów.
Edward odłożył pióro i wstał.
–  Musisz zawsze zakładać, że ludzie stojący niżej w  społecznej
hierarchii chcą cię wykorzystać i  przywłaszczyć sobie trochę twojego
bogactwa. Tego usiłowałem cię nauczyć przez ostatnie parę miesięcy.
– Tak właśnie oceniasz swoją służbę? Wszyscy chcą cię oszukać?
Edward stanął przy kominku z rękami splecionymi za plecami.
–  Chyba tak. Może niekoniecznie w  sensie finansowym, ale jeżeli
popuszczę cugli, rozhasają się jak dzikie konie. Przestaną wykonywać
obowiązki, zaczną się lenić. A to jest nieuczciwe.
Nolan podszedł do ojca.
–  Większość ludzi, których poznałem, to pilni i  sumienni pracownicy,
co więcej, na pewno lojalni wobec ciebie. Niestety u większości wynika to
ze strachu, nie z oddania.
– Mówisz tak, jakby to było coś złego. – Edward sięgnął po pogrzebacz.
–  Może nie jest. Chociaż podczas krótkiego pobytu w  Hartford
zauważyłem, że służący zachowują się inaczej wobec ludzi, którzy traktują
ich miłosiernie, a  może nawet z  sympatią. Hannah twierdzi, że wszyscy
zatrudnieni przez Iris po prostu ją uwielbiają.
–  Księżna jest stanowczo zbyt miła dla służby. – Edward zagarnął żar
tak energicznie, że aż strzeliły iskry. – Myślę, że na tym polega różnica
między mężczyznami i  kobietami. Kobiety są zbyt miękkie, żeby sobie
poradzić z trudami życia.
– Czy mówisz o kimś konkretnym? – Nolan przyjrzał mu się uważnie. –
Może o Mary?
Edward skrzywił się i podszedł do okna.
–  Myślałem o  mojej zmarłej żonie, Penelope. Rodzice ją rozpieścili,
więc oczekiwała ode mnie tego samego. Z  nich dwóch to Mary miała
lepszy charakter.
Myśli Nolana powędrowały do kobiety, która go wychowała. Tak
bardzo mu brakowało jej mądrości, tak bardzo pragnął, by mu teraz
doradziła. Podszedł do okna i włożył wilgotne ręce do kieszeni.
– Jest coś, co muszę wiedzieć.
– Co takiego? – Edward spojrzał na niego czujnie.
– Czy naprawdę kochałeś Mary, czy ożeniłeś się z nią tylko dlatego, że
oczekiwała dziecka?
Wprawdzie samotnia, którą stworzył na cześć Mary, świadczyła
o uczuciu, jednak Nolan chciał usłyszeć te słowa z ust ojca.
W oczach Edwarda pojawiły się niebezpieczne błyski.
–  Kochałem Mary do szaleństwa, z  młodzieńczą namiętnością. Teraz,
gdy patrzę na to z  perspektywy czasu, moje poczucie winy z  powodu
wpędzenia jej w kłopoty mogło stanowić czynnik motywujący do naszego
pospiesznego małżeństwa, ale przysięgam, że zawsze chciałem ją poślubić,
z dzieckiem czy bez dziecka. – Edward potarł ręką szczękę i gdy podniósł
wzrok, na jego twarzy malował się ból. – Tego dnia, kiedy dowiedziałem
się o jej śmierci, we mnie też coś umarło. Straciłem wolę do walki z ojcem.
Mary nie żyła, sądziłem, że straciłem również dziecko... Po co miałem się
buntować przeciwko niemu? Dlatego wypełniłem swój rodowy obowiązek
i poślubiłem Penelope.
– Pewnie nie było to szczęśliwe małżeństwo?
–  Nie. – W  tym krótkim, lakonicznym słowie kryło się właściwie
wszystko.
Nolan nie potrafił sobie wyobrazić takiego pustego życia bez miłości,
jakie wiódł jego ojciec.
–  Nie żałujesz zmarnowanych lat? Poślubienia kobiety, której nie
kochałeś? – Czuł, że przekracza granice ojca, ale musiał wiedzieć, czy jest
szansa, żeby Edward spojrzał na jego małżeństwo z  Hannah bardziej
przychylnym okiem, a nie jedynie jak na sposób legitymizacji dziedzica.
Rysy Edwarda natychmiast stwardniały.
–  Nie wierzę w  żale. Już wkrótce się przekonasz, że żałowanie
czegokolwiek to tylko spora strata czasu.
Wyraźnie rozgniewany, wyszedł z pokoju, a Nolan został sam, przybity
jak nigdy przedtem.

Dwa tygodnie później, gdy Nolan wszedł do jadalni na śniadanie, ku


swemu zdziwieniu zastał ojca przy stole. Zwykle to on wstawał wcześniej
niż Edward i kończył posiłek, zanim ojciec zszedł na dół. Przyzwyczajony
do zrywania się o świcie, nie rozumiał nawyku długiego spania.
Edward odłożył gazetę.
– Dzień dobry, synu, chciałem jak najwcześniej się z tobą spotkać.
–  Dzień dobry. – Nolan skłonił głowę i  poszedł do bufetu, z  którego
dochodził zachęcający zapach jajek na bekonie i  kiełbasek podanych na
srebrnych półmiskach. Wziął talerz i zaczął nakładać na niego jedzenie.
– Piękny dzień jak na późną jesień. Myślałem, że zaczerpniemy trochę
świeżego powietrza i  pojedziemy na polowanie. Akurat tego mogę cię
nauczyć bez trudności.
Nolan popatrzył na mięso na talerzu i  omal się nie wzdrygnął.
W przeszłości często przygotowywał konie na takie wyprawy, zadowolony,
że nie musi w nich uczestniczyć.
– Przykro mi, ale nie mogę się zgodzić na tak barbarzyńską rozrywkę.
– Wszyscy dżentelmeni uprawiają ten sport.
–  Uważam zabijanie zwierząt dla przyjemności za odrażające.
Polowanie ma sens tylko wtedy, gdy chcemy zdobyć pożywienie.
Na policzki Edwarda wystąpiły rumieńce. Otworzył usta, jakby chciał
zganić Nolana za tę opinię, ale natychmiast je zamknął.
–  Dobrze – powiedział. – Oddamy kucharce na kolację wszystko, co
upolujemy. Czy to cię przekonuje?
Chłopak wbił widelec w kiełbasę i westchnął ciężko. Lord najwyraźniej
chciał się do niego zbliżyć, proponując wspólne spędzanie czasu. Mógł
przecież z nim pojechać i nie polować.
– Myślę, że to brzmi lepiej.
– Dobrze, w takim razie spotkajmy się w stajni za godzinę.
Mimo wcześniejszych zastrzeżeń Nolan bawił się z  ojcem świetnie.
Edward uspokoił się zupełnie i  zachowywał bardzo przyjaźnie. Kiedy
wracali wolno do domu z  dwoma bażantami przypiętymi do siodeł,
opowiadał mu o swoim dzieciństwie w Stainsby.
Wspięli się właśnie na wzgórze, z którego mogli podziwiać rezydencję,
gdy nagle Edward zatrzymał konia.
–  Ten widok zawsze mnie inspiruje – powiedział uduchowionym
szeptem. Chłodny jesienny wiatr potargał mu włosy, które spadły na czoło.
– Ta ziemia to twoje dziedzictwo, Nolanie. Ziemia to coś, na co zawsze
możesz liczyć. Nigdy się nie zmienia. Ludzie przychodzą i  odchodzą,
ziemia zawsze zostaje taka sama. Jest stała i niezłomna.
Czy to wiatr, czy wzruszenie sprawiło, że Edwardowi napłynęły do
oczu łzy? Lord pognał konia w  dół, w  stronę stajni. Nolan ruszył za nim,
a  gdy znaleźli się na równinie, rumaki zwolniły tempo. Jechali w  ciszy
przez kilka minut, w końcu poczuł na sobie spojrzenie ojca.
– Miałeś ostatnio wiadomości od Hannah?
To pytanie, zadane zupełnie zwyczajnym tonem, zdumiało go tak samo
jak wyraz uczuć Edwarda na wzgórzu.
–  Dostałem od niej list w  zeszłym tygodniu. Chyba wszystko jest
w  porządku. – Przełknął żal, który przeszywał go zawsze, kiedy myślał
o tym, że dziecko rośnie w brzuchu Hannah, a on nie może tego oglądać.
– A co u lady Hartford? – spytał jego ojciec, nieco zbyt od niechcenia.
Nolan zmarszczył czoło i  poprawił się na siodle, by spojrzeć na
Edwarda.
– Myślałem, że jej nie znosisz.
Lord wzruszył ramionami.
–  Nie przesadzajmy. Księżna ma trochę nieznośnych cech charakteru,
bywa na przykład zbyt szczera i  nie przestrzega norm towarzyskich, ale
ogólnie uważam, że jest... urocza.
Urocza? Czyżby jego pierwsze wrażenie, że lord z  nią flirtuje, było
właściwe?
– Z tego, co pisze Hannah, wynika, że jej ciotka miewa się dobrze. Obie
są zajęte przygotowywaniem wyprawki dla dziecka.
Dojeżdżali wolno do stajni.
– Skoro mowa o dziecku... kiedy dokładnie ma przyjść na świat?
Nolan nabierał podejrzeń. Od czasu wyjazdu Hannah ojciec ani razu nie
spytał o dziecko.
– Dlaczego cię to tak nagle zainteresowało?
– To mój pierwszy wnuk. Chyba nie ma nic dziwnego w tym, że chcę
wiedzieć.
Młodzieniec odetchnął głęboko.
– O ile dobrze liczę, do rozwiązania zostało około miesiąca.
– Zatem przed świętami Bożego Narodzenia?
– Tak. – Na myśl o  pogodzie, jaka zwykle panowała o  tej porze roku,
Nolan poczuł skurcze żołądka. A  jeśli nie udałoby mu się dojechać do
Hannah na czas porodu? Co wtedy?
–  Chciałbym, żeby dziecko przyszło na świat w  Stainsby, jeżeli to
możliwe. Co ustaliłeś z Hannah?
Chłopak zesztywniał na siodle.
– Niczego nie ustaliłem.
Ta świadomość dokuczała mu równie mocno jak wiatr szczypiący
policzki. Do tej pory miał nadzieję, że Hannah zamierza wrócić do domu.
Pisząc każdy list, pragnął błagać ją o  powrót. Jednak powstrzymywały go
przed tym resztki męskiej dumy. To ona go opuściła. Od niej zależała
decyzja, kiedy wreszcie zakończyć to dobrowolne wygnanie.
– W takim razie pewnie wybierasz się do Hartford, gdy będzie się miało
urodzić dziecko?
–  Chyba nic innego mi nie pozostaje. – Nolan poprowadził Kinga do
drzwi stajni. Jakże bardzo pragnął być świadkiem pierwszego oddechu
swego potomka. Postanowił, że jeśli do spodziewanego czasu rozwiązania
nie otrzyma wiadomości od Hannah, pojedzie do Hartford, nawet
nieproszony.
–  Chciałbym ci towarzyszyć, jeżeli nie masz nic przeciwko. – Ojciec
ściągnął wodze i zsiadł z konia.
Nolan poczuł niepokój. Jaki nowy nikczemny plan rodził się w głowie
Edwarda?
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Twoja obecność może zdenerwować
Hannah.
–  W  takim razie napiszę do księżnej i  zapytam ją, co o  tym sądzi.
Jeszcze mamy czas. – Ta oschła odpowiedź zatarła kilka ostatnich godzin
spędzonych na przyjacielskiej pogawędce, wróciło napięcie.
Edward wprowadził konia do stajni, Nolan poszedł za nim. Nowy
stajenny, młody chłopak o  imieniu William, pospieszył odebrać wodze od
swego pana, tymczasem Nolan ruszył sam do boksu Kinga.
– Zostaw konia chłopcu – ryknął Edward. – Zajmie się oboma.
Nolan zapanował nad irytacją i poszedł spokojnie dalej.
– Sam się zajmę Kingiem.
Usłyszał za sobą ciężkie kroki, a  wkrótce potem poczuł na ramieniu
twardą dłoń ojca.
–  Nie jesteś już służącym – syknął Edward. – Zachowuj się jak syn
lorda.
Nolan odwrócił się gwałtownie.
– Jako syn lorda, postanowiłem, że sam będę doglądał swojego konia.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem i  żaden z  nich nie zamierzał
ustąpić. Wraz z  kurzem wznieconym przez końskie kopyta, tańczącym
w  promieniach jesiennego słońca, w  powietrzu unosiło się napięcie.
Młodzieniec zwinął dłonie wl pięści i zacisnął mocno szczęki.
– Paniczu Nolanie? To pan?
Niespokojny głos Franny McTeague dochodził z tyłu stajni.
Nolan rozprostował palce.
– Tak, jestem tutaj, Franny. – Przywiązał wodze Kinga do słupa i ruszył
w jej kierunku.
Stała przy tylnym wejściu, patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem.
– Co się stało?
–  Chodzi o  Berta... Miał wypadek w  kuźni. – Franny przycisnęła ręce
do ust, by stłumić szloch.
Nolan poczuł, że drętwieje ze strachu.
– Jaki wypadek?
–  Upadł na palenisko... Jego ręce... – Nie mogła wydusić z  siebie
więcej, gdyż łzy zalewały jej twarz.
–  Zaraz tam pójdę. – Odwrócił się do Edwarda. – Poślij po doktora.
Niech jedzie od razu do domu McTeague.
Z twarzą poczerwieniałą od gniewu Edward chwycił go za ramię.
–  Problemy służby to nie twoja sprawa! Kiedy to wreszcie do ciebie
dotrze?
Nolan wyrwał rękę z uścisku lorda.
– Przez ostatnie dziesięć lat Bert zastępował mi ojca. Zrobię wszystko,
żeby mu pomóc.
Rzuciwszy ostatnie gniewne spojrzenie Edwardowi, wypadł ze stajni,
modląc się o to, by Bert przeżył.

Lord nie zwrócił uwagi na podwieczorek, który czekał na niego


w  gabinecie, i  od razu sięgnął po brandy ukryte w  biurku. Z  łoskotem
otworzył szufladę i wyciągnął z niej butelkę oraz koniakówkę. Z tłumionym
przekleństwem nalał sporo płynu do kieliszka i  wychylił go jednym
haustem.
–  Dlaczego on nie rozumie swojej pozycji w  domu? – Odstawił
z trzaskiem kieliszek i otarł usta rękawem. Za każdym razem, gdy udawało
mu się poprawić relacje z  Nolanem, coś je psuło. Jego syn był bardziej
uparty niż ogier, na którym jeździł. Zawsze chciał podążać w  swoim
kierunku.
Mimo to tego dnia zdarzały się chwile, gdy ich stosunki były dobre. Na
wspomnienie pierwszego bażanta, jakiego ustrzelił Nolan, na usta wypłynął
mu uśmiech. Edward poszedł za radą księżnej i starał się poznać własnego
syna, ale na co dzień ponosił klęskę.
Zaklął i  nalał sobie kolejny kieliszek koniaku. Nie zamierzał popełnić
tego samego błędu w  przypadku wnuka – wnuka, nie wnuczki, gdyż był
pewien, że urodzi się chłopiec. Chciał znać go od urodzenia i wprowadzać
od początku w świat arystokracji, tak by wnuczek wyrastał w szacunku do
dziadka, wiedząc, że kiedyś stanie się właścicielem Stainsby Hall.
Otworzyły się drzwi i  do gabinetu wszedł Nolan, jego czoło przecinał
niepokój. Powędrował spojrzeniem od butelki na biurku do koniakówki
w ręce ojca i jego troska się pogłębiła.
–  Może chcesz się do mnie przyłączyć? – Edward uniósł kieliszek
w udawanym toaście.
– Wiesz, że nie piję alkoholu. Przytłumia rozum i zmysły.
– Dokładnie z tego powodu ja go piję. – Lord wychylił kolejną porcję
koniaku.
– Przyszedłem sprawdzić, czy posłałeś po doktora.
– Jeden ze służących już po niego pojechał.
Nolan zdjął czapkę i miął ją w dłoniach.
– Bert ma mocno poparzone ręce. Zrobiłem wszystko, co mogłem, ale
bardzo cierpi. Być może będzie potrzebował specjalisty.
Palce Lorda zastygły na butelce.
– I chcesz, żebym ja to sfinansował?
– Zatrudniasz Berta od trzydziestu lat. Myślę, że tak wierny pracownik
zasługuje na specjalne traktowanie.
Edward obruszył się na sugestię, jakoby był zwykłym pracodawcą.
Zawsze szczycił się swoim wyjątkowym podejściem do służby, o  którą
dbał.
–  Mówisz, jakbym go zaniedbywał. A  tymczasem udostępniłem
państwu McTeague domek na własność. Mają kawałek ziemi i  ogród.
Czyżby źle im się wiodło?
Nolan wciąż patrzył na niego wojowniczo.
– Nie w tym rzecz.
Edward wstał i  okrążył biurko, żeby znaleźć się nieco bliżej syna.
W oczach Nolana dostrzegł gniew i rozpacz. Sam wyprostował się sztywno,
jakby chciał ukryć uczucia, nad którymi już z trudem panował.
Poczuł przypływ zazdrości. Czy istniała szansa, by kiedyś syn dbał
o niego tak samo jak o Berta? I bronił go równie lojalnie?
Westchnął z  rezygnacją. Rozmowa na ten temat z  pewnością by
w niczym nie pomogła.
–  Zobaczymy, co powie doktor Hutton. Jeśli uzna, że Bert potrzebuje
specjalistycznej opieki, ja mu ją zapewnię.
–  Dziękuję. – Nolan skinął głową i  niemal się uśmiechnął. –
Wiedziałem, że pod tą surową powłoką kryje się litościwe wnętrze.
Napięcie, jakie odczuwał Edward, nieco zelżało. Może jednak syn nie
uważał go za łajdaka bez sumienia. Może zaczynał go rozumieć?
Teraz jednak szybko wyszedł, by zaczekać na doktora z  państwem
McTeague.
Edward schował brandy do szuflady, nagle zapragnął trzeźwości.
Potrzebował jasnego umysłu, by się zastanowić, co może zrobić, żeby
zdobyć – i utrzymać – podziw syna.
ROZDZIAŁ
27

M am wspaniałe wieści. – Iris wkroczyła do pokoju


z listem w ręce. – Ann przyjęła moje zaproszenie i wybiera
się do nas z wizytą. Przyjedzie w ciągu tygodnia.
Siedząca przy długim stole Hannah omal nie zakrztusiła się herbatą. Nie
sądziła, by matka kiedykolwiek zaakceptowała zaproszenie Iris. Przez te
wszystkie lata, gdy służyła w  Stainsby, matka nie odwiedziła jej ani razu,
twierdząc, że jest potrzebna mężowi.
Księżna popatrzyła na siostrzenicę i lekko zmarszczyła czoło.
– Chyba się nie cieszysz. Myślałam, że chcesz się spotkać z matką sam
na sam, bez towarzystwa pana Fieldinga.
– Oczy... oczywiście. To bardzo ładnie z twojej strony, że ją zaprosiłaś.
Dziękuję, ciociu.
Hannah przytknęła do ust serwetkę, po czym położyła ją na kolanach
lekkiej, szarej sukni. Iris zamówiła dla niej całą nową garderobę, którą
można było przerobić po urodzeniu się dziecka.
– Jak się jej udało wyrwać? – dodała.
– Nie wiem. Bardzo się cieszę, że może przyjechać. – Iris stanęła przy
kredensie i  nalała herbaty. Do pokoju wpadało światło słońca, tworząc
aureolę ponad jej upiętymi w kok włosami. – Podczas pobytu Ann zaproszę
jeszcze parę osób i urządzę przyjęcie.
– Ale ciociu... w moim stanie...
– Bez obaw. Tylko dalszą rodzinę. – Jej szare oczy błysnęły radośnie. –
Zjazd familijny po latach. Będzie wspaniale.
Ciotka wydawała się tak podekscytowana, że Hannah nie mogła
protestować. Pogładziła delikatnie rosnący brzuch. Była ciekawa, jak jej
matce spodoba się rola babci.
Nagle coś przyszło jej do głowy.
– Chyba nie zamierzasz pisać do Nolana.
–  Ależ oczywiście, że tak. – Iris mrugnęła do siostrzenicy. – Wyślę
zaproszenie do Stainsby. Chcę, żeby przyjechali obaj, Nolan i jego ojciec.
Na samo wspomnienie lorda Hannah poczuła skurcze żołądka.
–  Wolałabym, żebyś tego nie robiła. Chcę, aby Nolan przyjechał tu
z  własnej woli, by nakłonić mnie do powrotu. A  nie z  powodu jakiegoś
zaproszenia. – Z trudem powstrzymywała drżenie ust.
–  Moim zdaniem ty i  Nolan utknęliście w  miejscu i  żadne z  was nie
chce działać. Oboje czekacie na jakieś deklaracje tej drugiej strony. Jeśli
tylko sprowadzenie tu twojego męża sprawi, że dojdziecie do jakiegoś
porozumienia, nie zamierzam cię przepraszać za działanie wbrew twojej
woli.
Hannah poczuła napięcie w  ramionach. Nie była gotowa na spotkanie
z Nolanem ani tym bardziej na możliwe zakończenie swojego małżeństwa,
ale ciotka wydawała się nieugięta. Westchnęła. Może mogło się to obrócić
na jej korzyść. W końcu do urodzenia dziecka pozostało niewiele czasu.
Musiała uporządkować raz na zawsze status swojego związku,
dowiedzieć się, czy lord akceptuje ją jako synową i  – co najważniejsze –
czy Nolan chce kontynuować małżeństwo.
Pozostała część posiłku upłynęła w  ciszy. Jej ciotka zatopiła się
w porannych wiadomościach, a Hannah myślała o czekających ją wizytach.
Najchętniej spędziłaby trochę czasu z siostrą, gdyż w jej towarzystwie
zapominała o  smutkach, ale Molly już poszła do gabinetu na lekcje
z guwernantką.
Gdy Iris składała gazetę, oznaczało to koniec posiłku. Hannah wstała
i odepchnęła od siebie ponure myśli. Dla dobra dziecka musiała się skupiać
na przyjemnościach.
Zwykle o tej porze szła z ciotką na krótki spacer po ogrodzie, a potem
siadywały w  saloniku i  szyły malutkie ubranka. Po lekcjach Molly
dołączała do nich.
Jedna z  pokojówek przyniosła im okrycia, druga przyprowadziła na
smyczy Daisy. Robiło się coraz chłodniej, co zwiastowało nadejście zimy.
Iris otworzyła drzwi na taras i puściła suczkę przodem.
Hannah wzdrygnęła się z  zimna i  otuliła ciaśniej peleryną. Wiatr
rozwiewał wokół nich sterty liści. Nie byłaby zdziwiona, gdyby niedługo
sypnął śnieg.
Podczas pierwszego okrążenia ogrodu Iris była dziwnie milcząca.
Spuściła Daisy ze smyczy i spojrzała poważnie na Hannah.
– Muszę ci zadać pytanie i nie chciałabym, żebyś mnie źle zrozumiała.
Młodsza kobieta zwolniła kroku.
– Słucham, ciociu.
– Jesteś tutaj już od jakiegoś czasu. Dokładnie mówiąc, od pół roku.
–  Tak. – Hannah poczuła ucisk w  gardle. Czyżby nadużyła jej
gościnności? Czy ciotka każe jej wyjechać?
– Czego właściwie oczekujesz od Nolana, by przyjąć go z powrotem do
swojego życia?
Hannah omal nie potknęła się z wrażenia. Iris natychmiast wzięła ją pod
rękę i poprowadziła po ścieżce.
–  To chyba jasne pytanie. Poza wszystkim innym prawdopodobnie
opuściłaś męża również dla jego własnego dobra, aby mógł nawiązać
kontakt z lordem?
– Tak. – Hannah nie zareagowała na sugestię ciotki, że jej decyzja miała
również inne podłoże. – Wiem, jak bardzo chciał mieć ojca. Poza tym te
nieustanne tarcia między nimi nie służyły ani mnie, ani dziecku.
–  Godne podziwu powody ucieczki. – Iris popatrzyła na siostrzenicę
spod podniesionych brwi.
Hannah poczuła, że wzbiera w niej gniew.
– Nie uciekłam, nie rób, ciociu, ze mnie tchórza.
–  W  porządku, wróćmy zatem do mojego pytania. Co musi zrobić
Nolan, abyś przyjęła go do swojego życia i twojego łoża?
Młodsza kobieta na chwilę zaniemówiła z wrażenia.
– Ależ ciociu! To sprawa wyłącznie pomiędzy mężem i żoną!
Iris zatrzymała siostrzenicę i ujęła ją delikatnie za ramiona.
– Czego tak bardzo się boisz, moja droga?
Hannah otworzyła usta. Zatrzęsła się na całym ciele, nogi ugięły się
nagle pod dodatkowym ciężarem jej brzucha. Ciotka poprowadziła ją do
pobliskiej ławki i usiadły. Ten zawrót głowy wywołała nagła świadomość,
że nie tyle się boi, co jest wręcz przerażona. I  wcale nie była pewna, czy
większy lęk budzi w niej związek z Nolanem, czy jego utrata.
Iris ujęła odzianą w rękawiczkę dłoń siostrzenicy.
– Moja droga, jesteś dla mnie jak córka, której nigdy nie miałam. Chyba
stałyśmy się sobie na tyle bliskie, by otwarcie ze sobą rozmawiać.
Hannah przytaknęła, chwytając drugą ręką ławkę jak kotwicę, która
mogłaby zatrzymać ją na miejscu, gdyby zapragnęła uciec.
– Myśl o tym, by oddać się zupełnie mężowi, budzi w tobie trwogę. Nie
chcesz pozwolić się kochać, gdyż to napawa cię strachem. Dlaczego tak
jest?
Jej łagodny ton sprawił, że młoda kobieta miała skurcz w  gardle.
Pokręciła tylko głową, niezdolna dobyć z siebie głosu.
– Nie czujesz się godna tego małżeństwa z powodu pozycji jego ojca? –
Iris uniosła jednym palcem podbródek siostrzenicy. – Albo uważasz się za
osobę tak niewartą miłości, że wątpisz w jego uczucia?
Niewartą miłości... Te słowa rozbrzmiały echem w jej sercu i oplotły je
niczym zdradziecka sieć. Skurcz gardła przerodził się w szloch. Opadła na
ramię Iris.
Ciotka tuliła ją mocno, dopóki nie przestała łkać. Potem wyjęła
chusteczkę i otarła jej załzawione policzki.
–  No już dobrze, kochanie. Mówię ci szczerze, że nie znam osoby
bardziej wartej miłości niż ty. Zostałaś obdarzona nie tylko wyjątkową
urodą, ale wewnętrznym pięknem, które sprawiło, że ja ciebie kocham. Czy
możesz uwierzyć chociaż w to?
Hannah spojrzała w szczere oczy ciotki i skinęła głową.
–  To dobrze. I  chyba wiesz, że Bóg Ojciec kocha cię bezwarunkowo
i  bezgranicznie. Jesteś najdroższym dzieckiem Bożym, więc jesteś warta
również miłości swojego męża.
Młoda kobieta spuściła wzrok i pokręciła głową.
– Co sprawia, że nie wierzysz w swoją wartość, kochanie?
Hannah wolno uniosła głowę i popatrzyła w łagodne oczy Iris. Chciała
mówić, ale zrezygnowała, czując nagłą suchość w ustach.
–  Możesz powiedzieć wszystko, co leży ci na sercu. – Ciotka
pokrzepiająco uścisnęła jej ramię.
Hannah skinęła głową i zmusiła się do wyznania prawdy.
– Od śmierci taty, kiedy mama zostawiła mnie u pani Bridges, czułam,
że mam jakieś braki i  dlatego wszyscy ode mnie odchodzą. Myślałam, że
pewnie nie jestem wystarczająco dobra, skażona jakąś wadą. Na początku
ludzie darzą mnie miłością, ale potem ona przemija i zapominają o mnie. –
Przygryzła wargi. Czuła się znów jak trzynastoletnia dziewczynka,
wpatrzona w  odjeżdżającą bryczkę, w  której siedzi jej matka. – Mama
wybrała Molly, a nie mnie. Nie byłam dla niej wystarczająco dobra.
– Niemożliwe. – Iris położyła ręce na zaciśniętych dłoniach Hannah. –
Twoja matka z  pewnością uznała, że oferuje ci lepsze życie niż to, jakie
wiodłabyś w domu Fieldinga i jego rodziny.
Kobieta pokręciła głową, ogarnął ją smutek.
– Po utracie ojca i mojego małego braciszka pragnęłam tylko jednego:
być z  mamą i  siostrą. Nic innego się nie liczyło. Uznałam, że musiałam
zrobić coś strasznego, skoro tak mnie ukarała.
– Och, moja droga. – Iris znów porwała ją w objęcia. – Tak mi przykro,
że musiałaś przez to przejść. Gdybym wtedy nie była chora, chętnie
przyjęłabym was wszystkie do siebie. Jestem przekonana, że mój Edgar
byłby zachwycony pełnym domem. – Pociągnęła nosem i  Hannah ze
zdziwieniem zauważyła, że ciotka też ma łzy w  oczach. – Nie możesz
pozwolić, by rozpaczliwe działania matki wpłynęły na twoje poczucie
własnej wartości. Jestem pewna, że to była część Boskiego planu. Istniał
jakiś cel twojego przybycia do Stainsby. Kiedyś go poznamy. – Zaczerpnęła
głęboko powietrza. – Chodź, przejdziemy się jeszcze.
Wstały, by znów wejść na ścieżkę. Daisy biegła przodem, spragniona
ruchu. Iris milczała, zatopiona w rozmyślaniach. Gdy zbliżały się do końca
alejki, popatrzyła na Hannah.
–  Myślę, że to spotkanie rodzinne jest mocno spóźnione. Będę się
modliła, by Bóg wyleczył stare rany i przyniósł prawdziwe pojednanie.
Hannah pragnęła podzielać optymizm ciotki, ale bała się, że na to trzeba
cudu.
Nolan chodził po klepisku chatki państwa McTeague, spoglądając na
zamknięte drzwi do ich izby sypialnej. W  każdej chwili mógł się z  niej
wyłonić doktor Hutton, który właśnie opatrywał ręce Berta. Młodzieniec
żywił nadzieję, że tym razem będzie miał dla nich lepsze wiadomości.
Franny siedziała przy odrapanym stole w  pobliżu paleniska, obierając
ziemniaki na ich następny posiłek. Co chwila zamierała z  nożem
w  powietrzu, wpatrzona w  ogień. Nolan wiedział, że kobieta próbuje za
wszelką cenę zachować spokój i ukryć swoje najgorsze obawy.
Miał mnóstwo czasu, by przemyśleć radę przyjaciela. Zastanów się, ile
dobrego udałoby ci się zrobić dla służby i  dzierżawców. Czy moglibyśmy
mieć lepszego adwokata niż ktoś, kto jechał kiedyś na tym samym wózku?
Jako syn Edwarda, Nolan miał szansę, by zapewnić opiekę Bertowi
i  Franny, nawet gdyby przyszło mu szantażem zmuszać ojca do działania.
Wypadek Berta skupił jego uwagę na sytuacji starszych pracowników,
którym zdrowie mogło nie pozwolić na dalsze wykonywanie pracy. Co by
się wtedy z nimi stało?
Z miedzianego czajnika na kuchni buchała para. Franny odstawiła go na
bok.
–  Proszę usiąść, paniczu – powiedziała, marszcząc czoło. – Od tego
pańskiego spacerowania tylko się tu kurzy. – Zalała wrzątkiem herbatę
w porcelanowym imbryczku.
– Nie mogę tak bezczynnie siedzieć. Może mógłbym się tymczasem na
coś przydać?
Przewróciła oczami.
– Nie pozwolę synowi lorda na żadne domowe prace.
– Zapomnij o moim tytule, Franny. Jestem wciąż tym samym chłopcem,
którego wyganiałaś z ogródka za kradzież marchewek.
Kąciki jej ust uniosły się lekko.
– Dziś zrobiłabym to samo.
Drzwi się otworzyły i stanął w nich doktor Hutton.
Nolan od razu do niego podbiegł.
– Lepiej, doktorze?
– Obawiam się, że nie.
Trzy dni wcześniej Bert dostał zawrotu głowy i  upadł na palenisko.
Doktor przychodził codziennie opatrzyć mu poparzenia.
– Czy będzie mógł pracować, gdy wydobrzeje?
–  Trudno powiedzieć. – Doktor Hutton pokręcił głową, zamykając
torbę. – Musimy czekać. Wolałbym mieć dla was lepsze wiadomości. –
Włożył płaszcz, wydał kilka instrukcji Franny i wyszedł.
Kobieta opadła na krzesło, szlochając.
– A jeśli on już nie będzie mógł pracować, paniczu? Co wtedy zrobimy?
Wypowiedziała na głos to, co tak martwiło Nolana. Nie mógł sobie
wyobrazić Berta nigdzie indziej, jak tylko w kuźni.
Młody mężczyzna poklepał ją po plecach.
– Nie myśl o najgorszym. Dla dobra Berta musimy być pełni nadziei.
–  Ale lord nie pozwoli nam tu zostać za darmo. Dokąd pójdziemy? –
Otarła oczy rąbkiem fartucha.
Nolan podjął nagle odważną decyzję. Niezależnie od opinii ojca chciał
zrobić wszystko, by państwo McTeague byli spokojni o swój los.
Głośne pukanie oderwało jego uwagę od zmartwionej kobiety.
– Siedź, zobaczę, kto to.
Za progiem stał Edward z kapeluszem w ręce.
– Witaj, Nolanie... Przyszedłem sprawdzić, jak się miewa kowal.
Młody mężczyzna ukrył zdziwienie i przepuścił ojca do sieni.
Lord przywitał się z Franny, która złożyła mu ukłon.
–  Doktor właśnie wyszedł – powiedział Nolan. – Bert powoli
przychodzi do siebie, ale jest za wcześnie, żeby wyrokować.
–  Rozumiem. – Edward popatrzył na Franny i  znowu na syna. –
Chciałbym się z nim zobaczyć, jeśli można.
Nolan zawahał się, niepewny motywów ojca. Z jego nieprzeniknionego
spojrzenia nie potrafił nic wyczytać.
– Dobrze, ale musisz przyrzec, że go nie zdenerwujesz.
– Zapewniam cię, że nie mam takiego zamiaru.
Syn wskazał mu sypialnię.
Przed wejściem do pokoju Edward zapukał lekko.
Gdy Nolan wsunął się za nim do środka, poczuł woń niemytego ciała
i  aż się skrzywił, wyobrażając sobie, co pomyślał jego ojciec. Nie chcąc
zostawiać go samego z  Bertem, stanął przy drzwiach, gotowy pomóc
w razie potrzeby.
–  Dzień dobry, McTeague – powiedział Edward. – Przyszedłem
sprawdzić, czy masz wszystko, czego ci trzeba.
Na twarzy Berta pojawił się wyraz niedowierzania.
–  Wasza Lordowska Mość... to wielka niespodzianka. – Uniósł
zabandażowaną dłoń i  skrzywił usta. – Przepraszam. Nie wiem, jak to się
stało. Dosypywałem do ognia i nagle do niego wpadłem.
–  Nie ma za co przepraszać. Czy przynajmniej ten ból da się
wytrzymać?
Edward stał w  nogach łóżka, trzymając za plecami kapelusz
w splecionych dłoniach.
Nolan pomyślał, że ojciec jest tutaj chyba po raz pierwszy w  życiu.
Wyraźnie tu nie pasował.
– Tak. Dziękuję, że posłał pan po lekarza.
–  Przynajmniej tyle mogłem zrobić. – Lord poruszył się niespokojnie,
z  trudem przyjmując ten wyraz wdzięczności. – Chcę, abyś wiedział, że
zatrudnię tymczasem kogoś na zastępstwo. Możesz spokojnie dochodzić do
siebie.
– Dziękuję, mój panie – odparł Bert drżącym głosem.
– I nie martw się o pieniądze. Wszystko będzie załatwione, dopóki nie
staniesz na nogi. – Edward wyprostował plecy. – Jeśli tylko czegoś ci
będzie trzeba, daj znać.
Bert aż otworzył usta ze zdziwienia. Gdyby sytuacja nie była tak
poważna, Nolan chyba by się roześmiał, widząc zaskoczenie na jego
twarzy.
Edward odchrząknął.
– No to tyle. Zdrowiej, McTeague. Będzie nam brakowało twojej dobrej
pracy. – Skinął mu głową i  cofnął się do pokoju dziennego. – Pani
McTeague, proszę dać znać, jeśli będzie pani czegoś potrzebować.
Pulchna kobieta zerwała się na równe nogi i chwyciła Edwarda za rękę.
– Dziękuję, mój panie. Dziękuję. Nawet pan nie wie, jaka to dla mnie
ulga.
Z zarumienioną twarzą Edward cofnął dłoń.
–  Nie ma za co. Do widzenia. – Włożył kapelusz, skinął do syna
i wyszedł.
Wciąż nie wierząc w nagłą wspaniałomyślność ojca, Nolan podążył za
nim. Zastał go już przy koniu, trzymającego rumaka za uzdę.
– Postąpiłeś bardzo przyzwoicie. Co cię skłoniło do zmiany zdania?
Edward unikał jego wzroku. Wskoczył na siodło, zebrał wodze
i dopiero wtedy spojrzał na niego z góry.
–  Można powiedzieć, że zostałem ostatnio zmuszony, by popatrzeć na
różne sprawy inaczej niż dotąd – powiedział, wykrzywiając usta w coś na
kształt uśmiechu.
A potem uchylił kapelusza, cmoknął na konia i odjechał.
ROZDZIAŁ
28

P rzybycie Ann Fielding wywołało w  Hartford Hall wiele


radości. Molly tanecznym krokiem zbiegła ze schodków na
powitanie, ciotka Iris ledwo mogła za nią nadążyć. Hannah
stała jednak przy otwartych drzwiach, drżąc z zimna pod szalem. Włożyła
na tę okazję swoją ulubioną sukienkę z  fioletowego jedwabiu, obszytą
koronką i  sztucznymi różyczkami. Pokojówka ciotki ułożyła jej włosy
w modne loki, wypuszczając z koka kilka luźnych kosmyków, aby okalały
twarz. Hannah zanotowała sobie w pamięci, by poprosić dziewczynę o taką
samą fryzurę, gdy będzie miało nadejść jej spotkanie z Nolanem.
Serce skurczyło się jej boleśnie na myśl o  przystojnym mężu. O  ile
Nolan jeszcze w  ogóle był jej mężem. Tak długo go nie widziała, że nie
była nawet pewna, czy przypomina sobie dokładnie, jak wygląda. Niegdyś
wyryta w  jej pamięci twarz rozmazała się jak obraz w  krzywym
zwierciadle. Hannah sięgnęła ręką do kieszeni i  dotknęła jego ostatniego
listu, który nosiła przy sobie. Pamiętała tę uprzejmą wiadomość bardzo
dokładnie – brakowało w niej wyznań miłosnych i próśb o powrót, choć tak
ich pragnęła.
Czy Nolan w  ogóle za nią tęsknił? Wydawał się tak pochłonięty
obowiązkami i  opieką nad biednym, drogim Bertem, że nie miał chyba
czasu, by o niej myśleć.
Hannah powędrowała ręką do rosnącego brzucha, w  którym kopał
i  kręcił się jej maluszek. Każdy dzień zbliżał ją do chwili, gdy weźmie
w  ramiona swoje dziecko. Dziecko, które będzie ją kochało
z bezgranicznym oddaniem. I któremu ona odwzajemni tę miłość.
Może wtedy poczuje, że nie brakuje jej niczego.
– Hannah, kochanie, mama przyjechała. – Iris poprowadziła delikatnie
Ann do holu.
Młoda kobieta przez chwilę patrzyła na matkę. Zniszczona ciężką pracą
na polu, choć młodsza od Iris, wydawała się od niej wiele lat starsza.
Wypłowiałe ciemne włosy poprzetykane siwymi pasemkami okalały jej
pospolitą twarz naznaczoną zmarszczkami smutku i  trudów życia. Na tej
twarzy błyszczały jednak radośnie oczy wpatrzone w córkę.
Matka przycisnęła policzek do jej policzka, następnie cofnęła się
o krok, by się przyjrzeć Hannah.
–  Wielkie nieba, jesteś wystrojona jak prawdziwa dama. – Z  tymi
słowami wygładziła jakby dla kontrastu swoją brązową wełnianą suknię,
którą wkładała pewnie tylko w  niedziele. Jej oczy zwilgotniały. – Jesteś
taka piękna, Hannah, zawsze wiedziałam, że taka się staniesz.
Serce młodej kobiety wezbrało czułością.
– Dobrze cię widzieć, mamo.
Choć raz mówiła prawdę. Tutaj, w  tym domu, bez obaw przed panem
Fieldingiem, który zaglądałby jej przez ramię, matka wydawała się mniej
przytłoczona troskami i szczęśliwsza.
Ann wyciągnęła rękę do Molly.
– Proszę, proszę, a to moja mała Molly. Też wygląda jak dorosła.
– To tylko ubranie, które zamówiła dla mnie ciocia. Pod nim jestem taka
sama – odparła dziewczyna ze śmiechem.
Iris otoczyła je wszystkie ramionami.
– Chodźcie, kochane. Usiądziemy wygodnie w saloniku i napijemy się
herbaty.
Przez godzinę Hannah i  Molly słuchały grzecznie rozmowy matki
i  ciotki, które nadrabiały wieloletnie zaległości i  opowiadały sobie
o ważnych wydarzeniach, jakie zaszły w tym czasie.
W końcu matka odstawiła filiżankę i popatrzyła na Hannah.
– A gdzie jest ten twój przystojny mąż?
Młoda kobieta oblizała wargi, które nagle stały się suche jak wiór.
– Nolan przebywa w Stainsby Hall.
–  Co? Dlaczego nie ma go przy żonie? Zwłaszcza teraz? – Matka
spojrzała znacząco na brzuch córki.
– Nolan stara się poznać ojca – wyjaśniła Iris. – Próbuje też się nauczyć
arystokratycznych manier. Hannah odpoczywa i  zajmuje się swoim
zdrowiem, z dala od możliwych konfliktów.
– Jakiego rodzaju?
Hannah wbiła wzrok w delikatny wzór na dywanie.
–  Lord nie uznaje naszego małżeństwa. Niewykluczone, że... –
Przerwała i przełknęła ślinę. – ...kazał je anulować.
Jej matka stłumiła okrzyk.
– To straszne! Twoje biedne dziecko będzie...
– Wiem.
– Z pewnością wszystko już niedługo się wyjaśni – dodała szybko Iris.
– Tymczasem Hannah i  jej maleństwo są tutaj zawsze mile widziane.
Małżeństwo lub jego brak nie ma tu znaczenia.
–  To bardzo wspaniałomyślne z  twojej strony, droga Iris. – Popatrzyła
na córkę z dezaprobatą. – Ale czym odstraszyłaś od siebie Nolana?
Hannah poczuła szarpiący ból w  piersi. Oczywiście, wszystko jak
zwykle musiało być jej winą. Podobnie jak to, co przytrafiało się dawniej
jej młodszemu rodzeństwu, począwszy od siniaka na kolanie aż po rozbitą
filiżankę.
–  Doktor zalecił Hannah spokój – powiedziała Iris. – Ona tylko
wykonuje jego zalecenia. Jestem pewna, że Nolan wkrótce się tu zjawi
i wszystko będzie dobrze.
Czy aby na pewno? Łzy stanęły Hannah w  oczach. Nie licząc kilku
beznamiętnych listów, mąż nie szukał z nią kontaktu. Nigdy nie sugerował,
że za nią tęskni lub też, że pragnie na nowo rozpocząć życie małżeńskie
z  nią u  boku. Z  pewnością jej obawy miały uzasadnienie, po prostu nie
okazała się dla niego wystarczająco ważna.
Wstała, chwytając się za brzuch.
– Wybaczcie, proszę. Chyba muszę się położyć.
I zanim ktokolwiek mógł ją powstrzymać, wyszła z salonu.

Nolan wkroczył do saloniku, gdzie wezwał go ojciec. Nie korzystali


często z  tego pokoju, gdyż był mniejszy niż właściwy salon i  miał
zdecydowanie bardziej kobiecy charakter; być może jego wystrój
zaplanowała niegdyś Penelope Fairchild lub babka Nolana. Z  pokoju
roztaczał się wspaniały widok na ogrody Stainsby, teraz pogrążone we śnie
ze względu na zbliżającą się zimę.
Edward stał przy oknie i patrzył pustym wzrokiem na ponury krajobraz.
Młody mężczyzna zatrzymał się tuż za progiem.
– Chciałeś się ze mną widzieć?
– Nolanie... – Ojciec odwrócił się do niego z przelotnym uśmiechem. –
Wejdź, mam wieści.
– Jakie? – Nolan postąpił naprzód.
Salonik wypełniała woń kwiatów z  cieplarni w  Stainsby, ustawionych
w bukiecie na fortepianie.
– Dostałem zaproszenie do Hartford Hall.
Już na samo wspomnienie miejsca wygnania Hannah Nolan poczuł
przyspieszone bicie serca.
– Od kogo?
– Od samej księżnej. Chyba gości u siebie panią Fielding i chce wydać
przyjęcie na jej cześć. To ma być rodzinne spotkanie, tak to ujęła.
W głowie młodego mężczyzny wirowały setki myśli. Matka jego żony
w Hartford? On też na pewno został zaproszony.
– Czy zaproszenie dotyczy również mnie?
Edward podszedł do stołu opodal fortepianu i  wziął do ręki kartkę
welinowego papieru. Szybko przebiegł wzrokiem treść listu.
– Tak, jest tutaj twoje nazwisko.
– Hannah coś napisała?
– Nie, księżna przysłała zaproszenie i krótki liścik.
Poczuł, że ma węzeł zamiast żołądka. Dlaczego żona nie dołączyła
choćby krótkiej wiadomości, w której zawarłaby zaproszenie dla niego od
siebie? Czyż nie uhonorował jej prośby i  nie trzymał się z  dala,
pozostawiając jej przestrzeń, której podobno potrzebowała? Ile jeszcze
czasu pragnęła spędzić bez swojego męża?
Zdenerwowany, zaczął chodzić w kółko.
– Ojcze, muszę poznać aktualny status mojego małżeństwa.
Kilka tygodni wcześniej, kiedy poruszył ten temat, lord mruknął coś,
z  czego wynikało, że sprawa zajmuje więcej czasu, niż sądził Grayson.
Nolan nie drążył więcej, nie chcąc w  żadnym wypadku naruszać kruchej
więzi, jaka ich łączyła. Dlaczego na niego nie naciskał?
– Czy adwokat zdołał cofnąć klauzulę?
– Nie – przyznał Edward po dłuższej chwili.
Nolan poczuł, że serce staje mu w  gardle. Zatem jednak nie byli już
małżeństwem.
– Myślałem, że nad tym pracujecie.
– Chyba... trochę przekręciłem fakty. – Edward unikał jego wzroku.
Nerwy Nolana napięły się jak postronki.
– Co to dokładnie znaczy?
Przyszło mu nagle do głowy, że ojciec cały czas celowo go zwodził.
Może nigdy nie miał zamiaru cofnąć unieważnienia jego małżeństwa
z Hannah. Może niepotrzebnie mu ufał.
Edward podszedł do fortepianu ze splecionymi z tyłu rękami.
–  Prawda jest taka, że pan Grayson nigdy nie złożył żadnych
dokumentów. Kiedy się dowiedziałem o  stanie Hannah i  odkryłem, że
wciąż z tym zwlekał, postanowiłem go powstrzymać.
– Co takiego? – Nolan nie wierzył w to, co usłyszał. – Dlaczego mi nie
powiedziałeś? Dlaczego przez cały czas kłamałeś?
Edward spojrzał synowi w oczy.
–  Bałem się, że jeśli się dowiesz, nie będziesz miał powodu, żeby
zostać. A  do czasu rozwiązania tych problemów prawnych mogłem cię tu
zatrzymać. – Westchnął. – Postąpiłem źle. Bardzo przepraszam.
Nolana zalała fala sprzecznych uczuć. Oburzenie na Edwarda za
wprowadzenie w  błąd i  ulga, że w  ogóle nie doszło do anulowania
małżeństwa.
– Więc ja i Hannah jesteśmy wciąż małżeństwem?
– O ile wiem, to tak.
– A mój status spadkobiercy?
Edward wyraźnie się skrzywił.
– Wciąż nieuregulowany – powiedział, a w jego oczach błysnął strach.
Czyżby mimo tych wszystkich starań nie wierzył, że Nolan go
akceptuje jako ojca? Pozostawało między nimi tyle niedopowiedzeń
i dwuznaczności.
Edward obszedł fortepian i stanął naprzeciw syna.
–  Głęboko żałuję krzywd, jakie wyrządziłem. – Uniósł rękę, jakby
chciał dotknąć ramienia Nolana, lecz zaraz pozwolił, by opadła. – Chcę,
żebyś wiedział, jak wiele dla mnie znaczył czas, jaki mogłem z  tobą
spędzić. Mogę tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz. –
W jego oczach odmalowało się szczere poczucie winy.
Nolan przesunął ręką po szczęce. Wraz z  napięciem, jakie odczuwał
przez ostatnie parę miesięcy, opadł z niego również gniew. Nie było sensu
dalej żywić urazy do ojca. Nie pomogłoby to w żaden sposób w odnowieniu
małżeństwa. Pozostała jednak pewna ważna przeszkoda. Hannah
oświadczyła, że nie wróci, dopóki nie otrzyma błogosławieństwa od
Edwarda. Uniósł głowę, by napotkać spojrzenie ojca.
–  Czy twoja opinia na temat mojego małżeństwa uległa zmianie? Czy
w dalszym ciągu jesteś mu całkowicie przeciwny?
Lord zawahał się i wzruszył ramionami.
–  W  ciągu ostatnich paru miesięcy miało miejsce wiele dziwnych
wydarzeń. Musiałem przewartościować swoje życie i  zrozumiałem, że
twoja żona ofiarowała nam obu wielki dar.
– Jak to?
Usta Edwarda drgnęły, jakby przypomniał sobie coś zabawnego.
– Nigdy ci nie mówiłem, że Hannah przyszła do mnie tego ranka, gdy
wyjechała. Poradziła mi, żebym wykorzystał czas i odkrył, jak wspaniałym
człowiekiem jest mój syn. Wtedy cieszyłem się, że nas opuszcza, i niewiele
myślałem o jej słowach, ale ostatnio się to zmieniło.
Odwrócił się do fortepianu i dotknął liściku od lady Hartford.
–  Księżna udzieliła mi również pewnej rady, na piśmie. Poprosiła,
żebym się zastanowił, jak ma wyglądać moja przyszłość. Czy pragnę
rodziny przesiąkniętej niechęcią i  goryczą, czy raczej zjednoczonej,
kochającej, która zapewni inspirujące otoczenie memu wnukowi? –
Wyprostował plecy i  popatrzył na Nolana z  bólem. – Kiedyś mnie
zapytałeś, czy żałuję swego życia. Wtedy nie powiedziałem ci prawdy, żeby
nie przyznawać się do błędów, a  szczerze mówiąc, żałuję, gorzko żałuję.
Żal mi tych samotnych, zmarnowanych lat, które sprawiły, że tak
stwardniałem i nie poznaję sam siebie. – Podszedł bliżej i położył synowi
ręce na ramionach. – Nie chcę, żebyś ty też wiódł tak smutne życie, nie
chcę, by mój wnuk dorastał bez ojca.
Nolanowi ścisnęło się serce.
– Ja też tego nie chcę – szepnął.
–  Widziałem przez te kilka miesięcy, jak bardzo się starasz odnaleźć
w  nowej roli, jak robisz wszystko, o  co cię proszę, a  nawet więcej. Teraz
chcę ci to wynagrodzić. Chodź ze mną.
Edward wyszedł na korytarz, Nolan, trochę nieśmiało, podążył za nim.
Weszli do gabinetu. Lord otworzył szufladę biurka i  wyjął ze środka plik
kartek.
– Podpisałeś te papiery już dość dawno temu. Zrób z nimi, co chcesz.
Już prosiłem pana Graysona, by przygotował nowe.
Gdy Nolan brał od ojca dokumenty, walczyły w nim sprzeczne uczucia.
– Czy to znaczy, że w końcu akceptujesz Hannah jako moją żonę?
Edward wciąż patrzył na niego ze spokojem w oczach.
– Uważam, że to silna kobieta. Poświęciła własne szczęście, by jej mąż
zyskał sposobność odnalezienia swojego miejsca w  życiu. To świadczy
o tym, ile jest warta.
Nolan otworzył szeroko usta. Słowa na kartkach zlały się w  jedną
ciemną plamę, tak ciemną jak wnętrze jego duszy. Jak mógł nie zrozumieć
prawdziwych powodów jej decyzji?
– Hannah rzeczywiście coś o tym wspominała, ale ja jej nie słuchałem.
Byłem pewien, że to fałszywy pretekst, a naprawdę chciała mnie ukarać.
– Ukarać? Za co?
–  Za to, że ją zaniedbywałem. – Ogarnął go wstyd. Rozluźnił fular,
który okazał się nagle zbyt ciasny. – Za to, że nie przedkładałem jej potrzeb
ponad własne. Za to, że nie ochroniłem jej przed Bellowsem i pozwoliłem,
by nasze dziecko znalazło się w niebezpieczeństwie.
Edward zbliżył się do Nolana i popatrzył na niego poważnie.
–  Myślę, że przemawia przez ciebie poczucie winy. Hannah
z pewnością nie widziała tego w ten sposób.
Przed upadkiem pojawia się pycha, a  przed potknięciem – duch
wyniosłości [1]. Jeden z ulubionych cytatów z Biblii jego matki stanął mu
teraz przed oczyma z całą jasnością.
Przeczesał palcami włosy.
–  Pozwoliłem, żeby duma trzymała mnie z  dala od niej tak długo.
Pielęgnowałem w sobie urazę i złość na Hannah za to, że mnie opuściła. –
Gardło ścisnęło mu się z emocji. – Byłem pierwszorzędnym idiotą.
Przebacz mi, Boże, i  spraw, by Hannah również mi wybaczyła.
Zapomniałem o  tym, że to Ty masz się znaleźć w  centrum mojego
małżeństwa, tak jak doradzał wielebny Black. Gdybym go posłuchał, to
wszystko potoczyłoby się inaczej.
Lord objął Nolana ramieniem, na ustach błąkał mu się uśmiech.
– Jeszcze nie jest za późno, żeby posprzątać ten bałagan. Pojedź ze mną
do Hartford Hall i pogódź się z żoną. Jestem pewien, że jeśli się postarasz,
ona ci wszystko wybaczy i zobaczysz narodziny swojego potomka.
Nolan poczuł przypływ energii.
– Masz rację. Najwyższy czas działać. – Chwycił dokumenty z biurka,
przeszedł przez pokój i  wrzucił je do ognia, by patrzeć z  radością, jak
czernieją i płoną.
Jakby w zgodzie z jego działaniem, zegar wybił pełną godzinę.
–  Pojadę do Hartford, ale sam. Jest pewna pilna sprawa, którą muszę
załatwić.
Lord zamrugał i uniósł brwi.
– Dobrze. Ja wyjeżdżam jutro o świcie. Czy mam cię zapowiedzieć?
Nolan uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od wielu miesięcy.
– Nie. Wolałbym, żeby element zaskoczenia zadziałał na moją korzyść.
ROZDZIAŁ
29

G dy na podjazd Hartford Hall wjechał powóz lorda, Daisy


zaszczekała radośnie na powitanie. Hannah, stojąc
w  otwartych drzwiach, wygładziła jedwab sukni na
wystającym brzuchu. Nie czuła takich mdłości od pierwszych tygodni
ciąży. Przymknęła oczy i  zaczęła odmawiać bezgłośną modlitwę, która
odbijała się echem w jej sercu.
Proszę, Boże, spraw, aby Nolan tu był. Spraw, by przyjechał po swoją
rodzinę.
W chwilę później, gdy otworzyły się drzwi od powozu i wysiadł z niego
sam lord, jej radosne oczekiwanie uleciało niczym suche liście targane
wiatrem. Hannah wciąż patrzyła na karetę, modląc się, by Nolan jednak się
zjawił, ale stangret zatrzasnął drzwiczki.
Jej męża w  powozie nie było. Mimo to nadal tlił się w  niej płomyk
nadziei na to, że być może zamiast siedzieć w  karecie, Nolan przyjedzie
konno na Kingu. Czekała zatem, wstrzymując oddech, a  tymczasem
Edward wszedł na schodki.
– Mój panie. – Skłoniła się na tyle nisko, na ile pozwalał jej brzuch.
Lord Stainsby był jak zwykle nienagannie ubrany, miał na sobie czarny
płaszcz, fular w  paski, rękawiczki i  cylinder, spod którego wyłaniały się
równiutko przystrzyżone baczki.
–  Dzień dobry, Hannah. – Edward skłonił się, markując pocałunek
w  dłoń. – Widzę, że dobrze się miewasz. – Zerknął na jej brzuch
i z powrotem na twarz.
– Bardzo dobrze, sir. – Za wszelką cenę chciała ukryć zdumienie. Lord
powitał ją jak równą sobie, a  nie jak służącą. Być może uczynił tak na
widok jej nowego stroju.
–  Miło mi to słyszeć. – Popatrzył ponad jej ramieniem. – Czy nasza
gospodyni nie przyjdzie mnie powitać?
W środku rozległy się kroki i jego oczom ukazała się wzburzona Iris.
–  Jestem! Proszę wybaczyć spóźnienie, mój panie, ale miałam pewne
problemy z  jednym ze służących. – Przystanęła na chwilę, aby złapać
oddech, na jej policzkach płonęły rumieńce. Poprawiła włosy i najwyraźniej
próbowała się uspokoić. – Witam w Hartford Hall.
Kąciki ust lorda uniosły się w uśmiechu.
– Jak wspaniale panią widzieć, Wasza Wysokość. – Ujął dłoń księżnej
i wolno podniósł ją do ust.
Po raz pierwszy od chwili, gdy Hannah ją poznała, Iris straciła
panowanie nad sobą. Patrzyła na Edwarda, jakby z  głowy uciekły jej
wszystkie myśli.
– P-pro-szę wejść.
Hannah została na schodkach, aby popatrzeć na drogę, lecz choć
wytężała wzrok, nie dostrzegła nawet śladu jeźdźca. Zamrugała, by
powstrzymać łzy, wyprostowała plecy i weszła z powrotem do domu.
W holu ukazała się Molly i obie dołączyły do matki, lorda i ciotki Iris
w salonie.
– A gdzie jest Nolan? – spytała księżna. – Nie mógł przyjechać z tobą?
Hannah przycupnęła na sofie sztywna, jakby połknęła kij.
Edward rzucił jej przelotne spojrzenie.
– Obawiam się, że miał pilną sprawę do załatwienia.
–  Jestem pewna, że postara się przyjechać. – Iris uśmiechnęła się do
Hannah współczująco.
Dziewczynę przenikało wewnętrzne drżenie, zagryzła wargi, by nie
okazać zdenerwowania. Nieobecność męża mówiła więcej niż słowa.
Najwyraźniej ani ona, ani ich dziecko nie byli dla niego wystarczająco
ważni.
Gdy przyniesiono posiłek i napoje, Iris wstała i lord skierował uwagę na
Hannah.
–  Wiem od Nolana, że czujesz się dobrze. Przynajmniej tak podobno
wynika z twoich listów.
– Na tyle dobrze, na ile to możliwe.
Bez męża. Zmarszczyła brwi. Dlaczego lord zaczął się nagle tak nią
interesować? Na pewno dlatego, że miała urodzić kolejnego Fairchilda.
Miejsce żalu zajął gniew. Gniew na tego człowieka, który zniweczył jej
marzenia. Uniosła głowę, by na niego popatrzeć.
–  Proszę mi powiedzieć prawdę, mój panie. Udało się panu anulować
moje małżeństwo z Nolanem? Czy on nie chce się ze mną widywać właśnie
z tego powodu?
Jej śmiałe pytanie nie wytrąciło Edwarda z  równowagi. Wyraz jego
twarzy nie zmienił się; uniósł tylko lekko brwi.
– Myślę, że sam Nolan odpowie na to pytanie. – Z tymi słowami lord
mrugnął do Hannah i wstał z krzesła.
A co to znowu miało znaczyć? Kompletnie zaskoczona kobieta patrzyła,
jak Edward podchodzi do Iris, i zaczęła się modlić, by Nolan przyjechał jak
najszybciej i wyjaśnił sytuację raz na zawsze.

Trochę później, gdy Edward już się odświeżył w swoim apartamencie,


zszedł z  pięknych schodów rezydencji Hartford do holu na dole. Księżna
zajmowała się sprawami majątku, a  on zamierzał przejrzeć zbiory
biblioteczne księcia Hartford, co Iris proponowała wcześniej. Jak
twierdziła, zbiór nie miał sobie równych.
Podążając za jej wskazówkami, poszedł korytarzem na tyłach domu aż
do podwójnych drzwi. Wszedł do biblioteki i  ze zdziwieniem odkrył, że
pali się tam ogień na kominku. Rozejrzał się po pokoju, w  którym na
wysokich do sufitu mahoniowych półkach piętrzyły się książki. Iris nie
przesadzała, to była naprawdę piękna biblioteka.
Żywił nadzieję, że nie będzie miał zbyt wiele czasu na czytanie, gdyż
pragnął go spędzić w  towarzystwie swojej gospodyni. Nie była już tak
przesadnie szczera jak w  Stainsby, dostrzegł w  niej natomiast niezwykły
urok i inteligencję, która przejawiała się choćby w umiejętności zarządzania
wielkim majątkiem. To zresztą stanowiło kolejny dowód jej braku respektu
dla ogólnie przyjętych konwencji.
Przebiegał wzrokiem po półkach, szukając tomu, który wzbudziłby jego
szczególne zainteresowanie. Gdy wyciągnął rękę po jeden z nich, usłyszał
tuż przy swojej nodze ciche warknięcie. Zamarł. Brązowy pies stopił się
z dywanem i Edward niechybnie by na niego nastąpił, gdyby potwór się nie
poruszył.
Pies zerwał się z miejsca i skoczył lordowi na piersi.
–  Siad! – Odepchnął psa, cofnął się, potknął o  róg siedziska
i wylądował w niezbyt eleganckiej pozycji na podłodze.
Gdy próbował wstać, do jego uszu dotarł dziecięcy chichot. Wciąż na
czworakach zerknął w  kierunku fotela, skąd szeroko otwartymi oczyma
patrzyła na niego zza książki Molly Burnham.
– Co w tym, do cholery, takiego śmiesznego?!
Jego najbardziej gniewny ton zupełnie jej jednak nie onieśmielił;
ramiona dziewczyny trzęsły się wciąż od tłumionej uciechy.
Kolejny wybuch radości dotarł do niego od drzwi.
– Cóż, Edwardzie, myślę, że to oczywiste. – Iris nie zamierzała ukrywać
swego rozbawienia.
Czy obserwowała tę kompromitację od początku? Z całą godnością, na
jaką go było stać, Edward podniósł się z podłogi i poprawił surdut.
Daisy podreptała szybko w kierunku Iris i stanęła jak gdyby nigdy nic
u jej boku, jakby nie miała nic wspólnego z jego upokorzeniem.
Wycelował w nią oskarżycielski palec.
– Ta bestia nie powinna chodzić bez smyczy.
Molly znów wydała zduszony chichot.
Iris położyła rękę na głowie psa.
– To chyba niemożliwe. Siadaj, Edwardzie.
Zacisnął zęby i niechętnie posłuchał.
– Molly, kochanie, czy mogłabyś zajrzeć do Hannah? Muszę zamienić
z lordem kilka słów na osobności.
– Tak, ciociu. – Dziewczyna chwyciła książkę, dygnęła szybko i wyszła
z pokoju.
–  Chodź, Daisy. – Iris usiadła obok Edwarda na sofie, a  Daisy
natychmiast zajęła miejsce przed nimi i  z  wysuniętym językiem wlepiła
pełne uwielbienia spojrzenie w swoją panią.
Mężczyzna powstrzymywał się ze wszystkich sił, by nie patrzeć na
ślinę, która ciekła suczce z  pyska. Tolerował wyłącznie swoje ukochane
konie, a  także psy myśliwskie i  koty polujące na myszy, które grasowały
w  stajni. Był zdania, że psy powinny mieszkać w  stodole albo w  psiarni,
a nie w domu, gdzie zostawiały sierść na dywanach i meblach.
–  Przede wszystkim, Edwardzie, musisz się uspokoić. Zwierzęta
wyczuwają, że się ich nie lubi. A teraz podaj mi rękę. – Iris wpatrzyła się
w niego szarymi oczami, czekając, aż wyciągnie do niej dłoń.
– Po co? – spytał, łypiąc na nią podejrzliwie.
– Ufasz mi, Edwardzie?
– W dalszym ciągu nie...
– Tak czy nie?
– Chyba tak. Ufam.
– Więc daj mi rękę. – Pies wciąż siedział nieruchomo u jej stóp.
Lord przełknął ślinę i podał jej dłoń. Gdy poczuł na niej gładkie palce
Iris, natychmiast przeszył go dreszcz i zmusił się z trudem, by nie wyrwać
się z uścisku.
–  Najpierw musisz pozwolić Daisy poznać swój zapach i  dać jej do
zrozumienia, że ją lubisz. I  że jesteś godny zaufania. – Zacisnęła mocniej
rękę na jego dłoni, czując, że chce ją wyrwać. – Uspokój się. Im bardziej
się będziesz jej opierał, tym bardziej będzie nachalna.
Edward prychnął niecierpliwie.
–  Zgoda, skoro ona zostawi mnie w  spokoju, jeśli posłucham twoich
rad, lady.
Iris dotknęła ich złączonymi dłońmi wilgotnego nosa Daisy.
Nagle lord oderwał całkowicie uwagę od psa – skupił się na kciuku Iris,
który uwodzicielsko okrążał jego dłoń. Na szyję wystąpiła mu fala gorąca.
Odwrócił się i ich twarze zbliżyły się do siebie.
–  To wcale nie takie straszne, prawda? – spytała księżna z  anielskim
uśmiechem.
Zwrócił wzrok ku jej ustom i  nieoczekiwanie przemknęły mu przez
głowę niestosowne myśli – jak na przykład pragnienie, by znów poczuć
dotyk tych ust na swoich.
Daisy szczeknęła krótko i  trąciła pyskiem ich palce. Iris znów skupiła
uwagę na psie i  przesunęła dłoń lorda na głowę Daisy. Razem zaczęli
głaskać jedwabistą sierść suczki, która zamachała ogonem w odpowiedzi.
– Dobry pies. Widzisz, Edward to przyjaciel.
Choć mężczyzna miał wzrok wciąż utkwiony w  Daisy, całym sobą
chłonął rytm oddechu Iris, dotyk jej ręki, muśnięcia łokcia o tors. Gdyby to
nie było straszliwie nieuprzejme, zerwałby się z miejsca i uciekł z pokoju.
Daleko od ataku uczuć, które zawładnęły nim całkowicie. Daleko od
wrażenia, że właśnie wpada w  sidła. Bardzo atrakcyjne, cudownie
pachnące, ale jednak sidła.

Po kolacji, której Hannah spróbowała tylko z  grzeczności, księżna


zaprosiła swoich gości do salonu. Tam zapowiedziała, że sama zagra na
fortepianie, Molly przeczyta fragmenty z  Biblii, a  w  razie gdyby goście
wyrazili taką ochotę, zaprezentuje na bis jeszcze kilka wierszy. Choć
Hannah nie była w nastroju na spotkania towarzyskie, niechętnie wstała od
stołu wraz z pozostałymi gośćmi.
Lord, czy też Edward – gdyż zaproponował, by tak się do niego
zwracano – wyszedł z jadalni razem z Iris.
– Grywasz w szachy, lady?
–  Jak najbardziej – odparła z  uśmiechem. – Mój zmarły mąż nauczył
mnie tej gry już na początku naszego małżeństwa. Często grywaliśmy
wieczorami przy kominku.
–  Mam nadzieję, że mogę liczyć na turniej podczas pobytu.
Próbowałem uczyć Nolana, ale on nie przepada za szachami. Już od dawna
nie miałem dobrego przeciwnika.
Hannah stała w drzwiach salonu i jej niepokój rósł. Może dlatego, że jej
matka i  Molly stały się nierozłączne, bądź też na widok rodzącego się
romansu między ciotką i lordem. Tak czy inaczej, kobieta nie mogła znieść
świadomości, że jest piątym kołem u  wozu, znowu ignorowanym,
niewidocznym, jednocześnie tak bardzo świadomym nieobecności Nolana.
Poprosiła o  wybaczenie, wymawiając się zmęczeniem, i  pożegnała
z zebranymi. Nikt nie ośmielił się protestować z uwagi na jej stan. Hannah
nie skierowała się jednak na górę, do pokoju, lecz podeszła do drzwi
tarasowych i  wyszła, trzymając się na wszelki wypadek z  dala od okien
salonu. Chłodne, rześkie powietrze odpędziło jej przygnębiające myśli,
a czerń wieczoru otuliła duszę.
Oparta o kamienny słup, patrzyła na spowite ciemnością ogrody ciotki
i drżała z zimna, wystawiona na wilgotne jesienne powietrze. Powinna była
włożyć jakieś okrycie przed wyjściem, lecz nie zabrała go na dół, a  myśl
o wędrówce schodami do pokoju ją przerażała. Teraz, gdy ważyła znacznie
więcej, starała się je pokonywać nie częściej niż raz dziennie.
Przesunęła drżącymi palcami po brzuchu, w którym kopało jej dziecko.
Gdzie jest twój ojciec, dziecino? Nolan powinien być tutaj, dzieląc z  nią
radość z tego nowego życia, które się w niej rozwijało. Czyżby tak mało go
obchodziło nienarodzone dziecko, że postanowił opuścić ich oboje?
W  jej oczach stanęły łzy i  – samotna w  mroku nocy – pozwoliła im
swobodnie płynąć po policzkach. Nie chciała już być silna i  rozsądna.
Męczyło ją czekanie na męża. Gdyby nie jej stan, dawno by go odnalazła.
Jednak podróż na tym etapie ciąży była jak proszenie się o  nieszczęście.
Czas płynął nieubłaganie i  dziecko wkrótce miało przyjść na świat. Czy
Nolan zostawiłby swojego potomka bez ojca, skoro zdaje sobie w  pełni
sprawę, jak wielką wyrządziłby mu krzywdę taką decyzją?
Poczuła ostry ból w  boku. Chwyciła się za brzuch i  wstrzymała
powietrze. Kilka sekund później skurcz ustał i  Hannah odetchnęła z  ulgą,
lecz nić strachu i tak oplotła jej serce.
Boże, nie pozwól, by dziecko już się urodziło. Jest za wcześnie. Nie
zniosłabym straty i Nolana, i tego maleństwa.
Jej brzuch pochwycił kolejny skurcz. Wydała głośny okrzyk i zgięła się
wpół, opierając dłoń na kolumnie, aby utrzymać równowagę.
–  Hannah, co się dzieje? – Na płytkach tarasu rozległy się szybkie
kroki, a ciepła ręka matki spoczęła na jej ramieniu.
– Mam... bóle... ale to za wcześnie...
– Wejdź do środka, musimy cię położyć. – Matka otoczyła córkę silnym
ramieniem wokół talii i poprowadziła ją z powrotem do salonu ciotki. Tam
ułożyła Hannah ostrożnie na sofie, umieściła poduszkę pod jej głową
i przykryła robioną ręcznie, wełnianą narzutką ciotki Iris.
– Coś ty sobie myślała, wychodząc bez okrycia? Jesteś przemarznięta.
Pełne dezaprobaty spojrzenie matki sprawiło, że znowu miała ochotę się
rozpłakać.
–  Pójdę po Iris i  poproszę pokojówkę, żeby ci zaparzyła herbatkę
z rumianku. Zaraz wracam.
Hannah przymknęła oczy i wciąż drżąca, czekała na jej powrót.
W końcu Ann stanęła przy niej z rozgrzaną cegłą, owiniętą we flanelę,
którą położyła córce na zziębniętych stopach.
– Pokojówka zaraz przyniesie herbatę. Ogrzeje cię i ukoi nerwy. Musisz
przestać się martwić, Hannah, inaczej wyrządzisz krzywdę dziecku.
Matka przysunęła sobie krzesło do sofy, ujęła ręce córki i  zaczęła je
rozcierać, by przywrócić krążenie. Kilka minut później zjawiła się
pokojówka z  herbatą. Hannah pozwoliła, żeby matka pomogła jej usiąść,
i  zaczęła wolno sączyć gorący napar, który przeniknął zziębnięte ciało
i  tchnął w  nie odrobinę ciepła. Gdyby tylko jej serce mogło tak szybko
odtajać...
– Czujesz jeszcze bóle?
– Ustały.
–  Co za ulga! Choć muszę przyznać, że cierpię, widząc, jak bardzo
jesteś nieszczęśliwa, córko.
Hannah zmarszczyła brwi, jakby chciała zaprzeczyć, ale nie zdążyła.
– Nie mów, że nie mam racji. Od chwili przyjazdu widzę, że nie jesteś
sobą. Co można zrobić, żeby wyjaśnić sytuację z Nolanem?
– Ty nic. Myślałam, że Nolan przyjedzie, ale najwyraźniej zdecydował
inaczej. Urodzę dziecko sama i  znajdę jakąś pracę, żeby nas oboje
utrzymać. Ciotka Iris okazała się tak wspaniałomyślna, że pozwoliła nam
zostać.
Ann zacisnęła wąskie usta.
– Nigdy nie sądziłam, że skończysz jako matka wychowująca samotnie
dziecko. I  pomyśleć tylko, że pragnęłam dla ciebie bardziej dostatniego
życia niż to, które ja mogłam ci dać.
Hannah popatrzyła na matkę z niedowierzaniem.
–  I  dlatego zostawiłaś mnie w  Stainsby i  oderwałaś od tej reszty
rodziny, która mi została? Bo chciałaś mi zapewnić lepszy los?
Dawniej Hannah pewnie sama byłaby zaskoczona swoimi gorzkimi
słowami i wrogim tonem, ale teraz, gdy wszystkie jej uczucia były prawie
na wierzchu, nic jej nie dziwiło. Chciała uderzyć, sprawić, by jeszcze ktoś
oprócz niej doznał bólu.
Bóg cierpi z  tobą, dziecko. Liczy wszystkie twoje łzy. Przypomniała
sobie słowa, które wypowiedział do niej pastor na pogrzebie ojca. I tak jak
wówczas, nie przyniosły pocieszenia.
– Co ty mi wmawiasz? – Matka była biała jak kreda.
–  Że wybrałaś Molly. Że ważniejsze były dla ciebie życzenia twojego
nowego męża niż własne dziecko. Jak mogłaś mnie zostawić u obcych?
Matka otworzyła szeroko oczy. W pokoju zaległa cisza.
Kolejny rozdzierający ból sprawił, że wydała z  siebie okrzyk, który
odbił się echem po całym holu.
Do pokoju wpadła księżna.
– Hannah, kochanie, czy mam posłać po lekarza?
– Nie, nic mi nie będzie – wydyszała.
Za ciotką zjawił się lord.
–  Wezwij doktora, Iris. Nie chcę narażać życia mojego wnuka. –
Popatrzył kamiennym wzrokiem na matkę Hannah. – Jeśli denerwujesz
córkę, powinnaś stąd wyjść.
Pani Fielding pokornie skinęła głową.
–  Porozmawiamy, kiedy poczujesz się lepiej. Gdybyś mnie
potrzebowała, będę w salonie.
Doktor Greenley przybył w ciągu godziny. Zbadał ciężarną, pomacał jej
brzuch i stwierdził, że ma wczesne skurcze.
–  W  większości wypadków nie są groźne – powiedział. – Ciało
przygotowuje się do porodu, który nadchodzi. Czasem jednak nie ustają
i dziecko rodzi się przedwcześnie. Mam nadzieję, że w tym przypadku tak
się nie stanie.
Hannah ściskała w palcach rąbek narzutki.
– Co mam robić, doktorze?
–  Przede wszystkim leżeć. Co najmniej parę dni. Po drugie unikać
zdenerwowania. Zachować spokój, by nie prowokować kolejnych
skurczów.
Hannah skinęła głową.
– Zrobię wszystko, co trzeba.
Doktor poklepał ją po ramieniu i zamknął torbę.
–  Zostawię lek tonizujący na powstrzymanie skurczów. Proszę go
zażywać dwa razy dziennie. – Wyprostował plecy. – Teraz ktoś musi
położyć tę młodą damę do łóżka. Jeśli cokolwiek się zdarzy, proszę bez
wahania po mnie posłać, Wasza Wysokość. O  ile taka konieczność nie
zajdzie wcześniej, zbadam panią Price za dwa dni.
–  Dziękuję, doktorze. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pańską pomoc. –
Iris odprowadziła doktora Greenleya do drzwi.
Hannah przymknęła oczy i  podziękowała w  myślach Bogu za
powstrzymanie skurczów. Jednocześnie przysięgła sobie, że będzie
trzymała uczucia na wodzy do końca ciąży.
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że stoi nad nią ciotka, a za nią lord.
–  Edwardzie, czy możesz zanieść Hannah do jej pokoju? Wskażę ci
drogę.
Na policzki młodej kobiety wystąpiły rumieńce, gdy lord schylił się
i podniósł ją z sofy, jakby ważyła tyle co piórko. Zastygła sztywno w jego
ramionach, żałując, że to nie Nolan niesie ją na górę.
–  Odpręż się, Hannah – powiedział Edward swoim niskim głosem. –
W  przeciwieństwie do tego, co się mówi, nie gryzę. – Popatrzył na nią,
a jego rysy wygładziły się nagle. – Jeśli denerwujesz się przez Nolana, to
zupełnie niepotrzebnie. Jednego jestem pewien: kocha cię i  przyjedzie tu
tak szybko, jak to będzie możliwe.
– Na pewno?
– Masz na to moje słowo.
Ważący tonę głaz stoczył się z  serca Hannah, a  jej mięśnie rozluźniły
się całkowicie. Wreszcie odetchnęła z ulgą. I kto by pomyślał, że to właśnie
lord Stainsby zapewni jej spokój?

Po całym dniu odpoczynku bez skurczów Hannah mogła wstać z łóżka.


Iris poprosiła Edwarda, by zniósł ją na dół i położył na sofie. Molly i Daisy
dotrzymywały jej towarzystwa. Młodsza siostra wykańczała kokardkami
ubranka dla dziecka.
Po południu do salonu weszła Iris z matką Hannah.
– Jak się czujesz, kochanie? – spytała.
– O wiele lepiej, dziękuję. – Hannah zmusiła się do uśmiechu.
Jej stan fizyczny istotnie się poprawił, lecz serce i dusza nadal cierpiały.
– Jeśli czujesz się na siłach, twoja matka chciałaby z tobą zamienić parę
słów.
Hannah westchnęła cicho. Jej wybuch zeszłego wieczoru spowodowało
ogromne wzburzenie, nad którym nie zdołała zapanować, a teraz, w świetle
dnia, pożałowała swoich oskarżeń.
– Chętnie z nią porozmawiam. Dziękuję.
Matka przeszła przez pokój i niczym ptak szukający żerdzi przycupnęła
na krześle z  wysokim oparciem obok Hannah. Iris zajęła miejsce przy
biurku w drugim końcu pomieszczenia.
–  Mamo, chcę cię przeprosić za wczorajszy wieczór. Straciłam
panowanie nad sobą, dlatego mówiłam tak ostro. Mam nadzieję, że mi
wybaczysz.
– To ja jestem ci winna przeprosiny, córeczko, za to, że nie było mnie
przy tobie przez te wszystkie lata. Obawiam się jednak, że chyba nie znasz
dokładnie powodów, dla których wysłałam cię do Stainsby. Nie rozumiesz
mojego postępowania.
– Powodów?
Matka skinęła głową.
–  Kiedy się zgodziłam poślubić Roberta, powiedział mi, że nie może
sobie pozwolić na utrzymywanie dzieci, ani moich, ani swoich. Widziałam,
w jakich warunkach żyją, i nie chciałam takiego życia ani dla ciebie, ani dla
Molly, jeżeli już o niej mowa. Kiedy zostawiałam cię u Edny, wierzyłam, że
masz tam szansę na lepszy los. – Oczy matki zwilgotniały.
Hannah próbowała zapanować nad emocjami, nie śmiała wierzyć
w słowa matki.
– Zatem to nie dlatego, że wolałaś Molly?
Ann sięgnęła po dłoń Hannah i  ścisnęła ją w  swoich spracowanych
rękach.
–  Nie, kochanie. Obie córki kocham tak samo. Tylko wiek Molly i  jej
słabe zdrowie zdecydowały o moim wyborze. Rozstanie z tobą omal mnie
nie zabiło. Nie uwierzysz, że to możliwe, dopóki sama nie zostaniesz
matką. Może wtedy pojmiesz, do czego jest gotów posunąć się rodzic dla
dobra dziecka.
Hannah położyła rękę na brzuchu. Czy byłaby gotowa na takie
poświęcenia, na jakie zdobyła się jej matka? Zwiesiła głowę.
– Przepraszam, że tak źle o tobie myślałam.
–  To nie twoja wina. Powinnam była wytłumaczyć jaśniej swoje
postępowanie. Niestety, rzadko mogłam się wyrwać z  gospodarstwa. –
Przerwała i odetchnęła głęboko. – Nie, to nie do końca prawda. Byłoby mi
po prostu trudno spotkać się z tobą i znowu rozstać. Życie z dala od ciebie
pomagało mi uniknąć bólu. Czy wybaczysz mi, że nie byłam matką, na jaką
zasługujesz?
Hannah poczuła, jak serce rośnie jej w piersi, jak gdyby przerwała się
jakaś tama i  wylała się przez nią fala uczuć. Jej matka jednak ją kochała,
chciała ją tylko ocalić przed cierpieniem. Nie zdawała sobie sprawy, że
nieświadomie sprawiła córce tyle bólu. Nie wiedziała, że przez nią Hannah
czuła się niekochana i porzucona.
–  Oczywiście, że ci wybaczam, mamo. – Rozpostarła ramiona, by
przytulić matkę, a na policzkach błyszczały jej łzy.
– Kocham cię, Hannah – szepnęła Ann.
– Ja też ciebie kocham – odparła jej córka.
W  bezpiecznych ramionach matki zranione serce Hannah zaczęło się
powoli goić, a w głowie zakiełkowała jej myśl, że może jednak jest warta
miłości.
ROZDZIAŁ
30

N olan poprawił fular i wysiadł z powozu, który zatrzymał


się właśnie na podjeździe Hartford Hall. Czuł skurcze
żołądka, a  dłonie mimo panującego chłodu miał wilgotne.
Nie wiedział, jak go przyjmie Hannah. Z miłością czy pogardą? Złością czy
przebaczeniem?
Przyjechałby o  dzień wcześniej, gdyby nie zobowiązania mężczyzny,
którego dziś przywiózł.
–  Proszę zaczekać, dopóki kogoś nie przyślę – powiedział do
towarzysza podróży. – Mam nadzieję, że to nie potrwa długo.
–  Nie ma pośpiechu. Bardzo tu wygodnie. – Mężczyzna oparł się
o poduszki i przymknął oczy.
Wkrótce miał się tu zjawić kolejny powóz, z Victorią i ciotką Ophelią.
Nolan żywił nadzieję, że Evelyn i Orville’owi również uda się przyjechać.
Najwyższy czas, by rodzina zebrała się w komplecie. Jednak fakt, że jego
siostra z  mężem zmienili plany, byle tylko się z  nim nie spotkać, nie
zapowiadał nic dobrego.
Młody mężczyzna zmarszczył czoło. Jego niepokój spotęgowała jeszcze
jedna wiadomość. Z posterunku policji w Derbyshire nadeszła informacja,
że wobec zapytań Nolana o  Bellowsa i  zagrożenia, jakie były lokaj mógł
stanowić dla jego rodziny, muszą poinformować o ucieczce więźnia. Choć
władze nie sądziły, by Bellowsowi starczyło odwagi na wizytę w Stainsby,
zalecały ostrożność wszystkim mieszkańcom majątku. Nolan zacisnął
szczęki i obiecał sobie, że będzie przestrzegał tych zaleceń. Na razie jednak
cieszył się, że Hannah i Molly znajdują się z dala od Stainsby.
Porzucił te myśli i  ruszył schodkami do wejścia. Jakże inny był
charakter jego pierwszej wizyty. Wchodził tu rozgniewany i dumny, żądając
rozmowy z  żoną. Teraz przybył pełen pokory, aby błagać Hannah
o wybaczenie, gotów złożyć dumę u jej stóp.
Jednak i  tym razem, tak jak wówczas, na powitanie wyszedł mu
Carstairs.
Nolan skłonił się na jego widok.
–  Dzień dobry. Czy mogę zamienić kilka słów na osobności z  księżną
Hartford?
–  Proszę wejść. – Uprzejme słowa nie pasowały do jego ściągniętej
twarzy.
– Dziękuję.
Nolan wszedł za lokajem do środka.
– Proszę zaczekać, sprawdzę, czy Jej Wysokość znajdzie dla pana czas.
– Starszy pan zniknął w jednym z korytarzy.
Młody mężczyzna chodził tam i  z  powrotem, modląc się do Boga
o  pomoc. Musiał być pewien, że działa, okazując pełen szacunek
i delikatność wobec uczuć Hannah.
Kilka chwil później księżna wyszła mu na powitanie.
–  Nolanie, dzięki Bogu, wreszcie jesteś! – Pocałowała go w  policzek,
a jej szare oczy zwilgotniały.
–  Dobrze znów panią widzieć, Wasza Wysokość. Czy wszystko
w porządku?
–  Proszę, nazywaj mnie Iris. – Uśmiechnęła się. – Wejdź.
Porozmawiamy w  starym gabinecie mojego męża, będziemy tam mieli
więcej swobody. – Powiodła go korytarzem na tyły domu. Tam otworzyła
ostatnie drzwi i weszli do ciemnego pokoju, pachnącego stęchlizną.
Iris rozsunęła zasłony, aby wpuścić do środka trochę słońca, i wskazała
mu fotel przy biurku.
– Przepraszam za ten zapach. Nie byłam tu od śmierci Edgara. – Zajęła
miejsce obok niego. – Chciałam porozmawiać z tobą o twojej żonie, zanim
się wyda, że tu jesteś.
– Dlaczego? Coś się stało? – Poczuł, jak sztywnieją mu plecy.
Położyła mu uspokajająco rękę na ramieniu.
– Teraz wszystko jest w porządku, chociaż któregoś dnia najedliśmy się
strachu.
– Strachu? O co? – Serce biło mu z szybkością Kinga galopującego po
polach.
–  Hannah miała wczesne bóle porodowe, ale dostała lek tonizujący
i udało się je powstrzymać. Dopiero od wczoraj wolno jej wstawać.
Nolan zerwał się na równe nogi, gotów wybiec z pokoju i szukać żony.
Iris chwyciła go za ramię z zaskakującą siłą.
– Usiądź. Musisz wiedzieć coś jeszcze.
Wciągnął głęboko powietrze i znów zajął miejsce za biurkiem, modląc
się jednocześnie, by cierpliwie znieść wszystko, co miał usłyszeć.
– Słucham.
Księżna nie zdjęła ręki z jego ramienia, jakby nie w pełni mu ufała.
– Hannah zrobiła się ostatnio bardzo nerwowa. Najwyraźniej zmaga się
z  czymś, o  czym nie chce mówić. Jedną z  przyczyn, które wywołały ten
stan, było przybycie jej matki. W  zasadzie to podczas burzliwej wymiany
zdań bóle się nasiliły.
Młody mężczyzna chwycił za drewniane podłokietniki fotela, jak gdyby
chciał go przełamać na pół. Zamierzał czym prędzej porozmawiać
z  teściową o  tym, jak źle traktowała swoją córkę. Iris najwyraźniej
dostrzegła złość na jego twarzy, gdyż postanowiła go szybko uspokoić.
–  Teraz, dzięki Bogu, się pogodziły. Niemniej jednak doktor nakazał
Hannah spokój. Jeśli chcesz się z  nią widzieć, nie wolno ci zdenerwować
żony. Mogłoby to kosztować życie dziecka, a nawet jej własne.
Lodowata kula strachu utknęła mu w gardle. Możliwość straty Hannah
była czymś, czego w ogóle nie brał pod uwagę. Podniósł wzrok na Iris.
– Co mam robić?
–  Musimy być bardzo ostrożni – powiedziała księżna. – Przede
wszystkim przygotuję Hannah na to spotkanie. Gdyby cię zobaczyła bez
uprzedzenia, z pewnością zaczęłaby rodzić.
Nolan pochylił głowę nad zaciśniętymi dłońmi. O  niespodziance dla
żony mógł w  tej sytuacji zapomnieć, ale tak było o  wiele lepiej.
Przypomniał sobie i o mężczyźnie w powozie, i o towarzystwie, jakie lada
chwila miało się zjawić w Hartford.
–  Może wyjawię ci swój plan, Iris, gdyż będę potrzebował twojej
pomocy, by wprowadzić go w czyn.

Hannah przystanęła u  stóp schodów, dumna, że udało się jej zejść bez
pomocy lorda. Obudziła się rano z  nowymi siłami i  wiarą w  siebie.
Poprawa relacji z  matką i  nieoczekiwane wsparcie teścia sprawiły, że
patrzyła teraz na swoją sytuację z innej perspektywy. Niechętnie się do tego
przyznawała, nawet w duchu, ale do tej pory użalała się tylko nad sobą, co
natychmiast musiała zmienić. Dlatego rano zmówiła modlitwę dziękczynną
i postanowiła, że będzie bardziej ufać Bogu. Musiała wierzyć, że wszystko
się uda, tak jak przewidział lord, a Nolan do niej wróci.
W tym celu Hannah wreszcie wzięła sprawy w swoje ręce i napisała do
męża szczery list, w którym przepraszała za przykrości, jakie mu sprawiła,
i strach, przez który się od niego oddaliła. Wyznała także dozgonną miłość
i  obiecała, że niezależnie od tego, czy znalazł dla niej miejsce w  swych
planach na przyszłość, nie przypisze mu na pewno złej woli. Obiecała
również Nolanowi stałe miejsce w  życiu ich dziecka, a  także życzyła mu
szczęścia.
Hannah poklepała trzymany w  kieszeni list, który zamierzała oddać
ciotce do wysłania jeszcze tego samego dnia. Przelanie uczuć na papier
zdjęło ogromny ciężar z jej duszy i wypełniło ją spokojem.
Poszła dalej korytarzem, zauważając nagle, że dom spowijała dziwna
cisza. Sądziła, że w saloniku usłyszy głos ciotki Iris lub radosną paplaninę
Molly, lecz do jej uszu nie docierał żaden dźwięk. Nawet Carstairs zapadł
się pod ziemię.
Wstała o wiele później niż reszta domowników, zatem pewnie było już
po śniadaniu. Postanowiła, że poprosi o grzanki i herbatę.
Nieoczekiwanie przy stole w  jadalni zastała ciotkę. Powitała ją
uśmiechem.
– Dzień dobry, ciociu, jak się czujesz?
– Świetnie, moja droga. Dobrze spałaś?
Hannah zdjęła pokrywkę ze srebrnego naczynia na kredensie,
odkrywając z zadowoleniem, że zostało jeszcze trochę jajecznicy.
– Tak, chociaż chyba trochę za długo leżałam w łóżku po przebudzeniu.
– Nałożyła sobie kiełbaskę i grzankę.
–  Nonsens. Musisz odpoczywać, ile tylko się da, przed urodzeniem
dziecka. – Filiżanka w palcach Iris zadrżała na spodeczku.
Hannah postawiła talerz na stole, lekko marszcząc brwi.
– Czy wszystko w porządku, ciociu? – zaniepokoiła się. – Dlaczego nie
jesteś z Edwardem?
– Spaceruje z Molly i Daisy. Usiądź przy mnie. Musimy coś omówić. –
Zwykle iskrzące radością oczy ciotki tym razem wydawały się poważne.
Serce młodej kobiety ścisnęło się ze strachu, gdy zajmowała miejsce
obok niej.
–  Obiecaj, że spokojnie przyjmiesz to, co chcę ci powiedzieć. To nie
będzie zła wiadomość. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Hannah przełknęła ślinę.
– Postaram się.
Ciotka zacisnęła usta, a potem nabrała powietrza.
– Miałam wieści od Nolana.
Wbrew temu, co obiecała, Hannah poczuła, że ma przyspieszony puls.
Zaschły jej usta, więc zwilżyła je językiem.
– Co było w liście?
Zegar na kredensie zakłócał ciszę głośnym tykaniem.
–  Nie dostałam listu. – Ciotka nakryła dłonie siostrzenicy chłodnymi
palcami. – Nolan jest tutaj, kochanie.
Powietrze uciekło jej z płuc, kwiaty na tapecie zawirowały. Serce omal
nie wyskoczyło z piersi.
Nolan był tutaj... w tym domu... dokładnie w tym momencie.
– Nie musisz się z nim widzieć, jeśli to cię zdenerwuje. Wyjaśniłam mu,
w jakim jesteś stanie, i on wszystko rozumie.
Hannah odetchnęła głęboko na myśl o  liście, który napisała do niego
wcześniej. Nolan wreszcie przyjechał się z nią zobaczyć. Musiała odważnie
stawić czoła swojej przyszłości – była to winna jemu i swojemu dziecku.
Iris podała jej szklankę wody.
– Proszę, wypij to.
Posłusznie sączyła chłodny płyn, który sprawiał ulgę jej wysuszonemu
gardłu.
Spojrzała ciotce w oczy.
– Czy mogłabyś zaaranżować nasze spotkanie w salonie za jakieś pięć
minut?
– Jesteś pewna, że nie narazisz dziecka?
Hannah wyprostowała się na krześle.
– Gorzej będzie dla dziecka, jeśli się nie dowiem, na czym stoję. Muszę
jakoś rozwiązać tę sytuację, tak czy inaczej.
– W takim razie zgoda. Za pięć minut.

Nolan przemierzał dywan w zatęchłym gabinecie, aż zaczął się bać, że


zadepcze perski wzór. Co zajęło Iris tyle czasu? Czyżby Hannah nie
wyraziła zgody na spotkanie? Z  każdą mijającą minutą czuł, że coraz
bardziej go skręca w środku.
W  końcu otworzyły się drzwi i  do środka weszła księżna. Wygładziła
dół niebieskiej sukni i postąpiła kilka kroków w jego stronę.
Nolan wyszedł jej naprzeciw.
– I co? Jak Hannah przyjęła tę wiadomość?
– Była oczywiście zaskoczona, ale chce się z tobą zobaczyć. Poprosiła
o kilka minut na przygotowanie. – Iris ścisnęła go mocno za rękę. – Będę
się modliła za was oboje. Poproszę Boga, by dał wam rozum i  siłę
i uzdrowił wasze małżeństwo.
– Dziękuję. Sam też się o to modlę.
Pięć minut później Nolan stał przed salonikiem. Gdy pukał do drzwi,
poczuł, że dłonie ma mokre od potu.
Do jego uszu dotarł słodki głos Hannah.
– Wejdź.
Tego głosu nie słyszał od pół roku.
Przeczesał palcami włosy i obciągnął marynarkę.
Boże, jeśli kiedykolwiek potrzebowałem Twojej pomocy, to właśnie
teraz. Obdarz mnie łaską i spraw, bym odzyskał uczucie mojej żony i niczym
nie zaszkodził jej nerwom.
Wszedł do środka. Słońce wpadające do pokoju przez duże prostokątne
okno natychmiast go oślepiło. Zamrugał, by odzyskać ostrość widzenia,
i odwrócił się do sofy, na której siedziała Hannah jak królowa na tronie.
Zaniemówił. Napawał się jej urodą jak spragniony na pustyni.
Z jasnymi lokami spadającymi na jedno ramię była jeszcze piękniejsza niż
kiedykolwiek. Zamiast uniformu służącej miała na sobie suknię
w  delikatnym żółtym odcieniu rywalizującym z  promieniami słońca
tańczącymi na dywanie.
– Hannah – wyszeptał.
– Witaj, Nolanie. Dobrze cię widzieć. – Trzymała się sztywno na sofie.
Jej spokojne, zielone oczy nie zdradzały żadnych uczuć.
Nolan spoczął wzrokiem na jej talii i  aż otworzył usta ze zdziwienia.
Znikła szczuplutka dziewczyna, w  której się zakochał. Zamiast niej
rozkwitała przed nim kobieta dojrzała nowym życiem, które się w  niej
rozwijało. Hannah zasłoniła ręką brzuch, jakby chciała uchronić przed nim
dziecko. Ten gest wywołał w nim ból, ostry niczym nóż.
–  Pięknie wyglądasz. – Zamierzał podejść bliżej, ale nogi wrosły mu
w podłogę.
–  Dziękuję, chociaż czuję się raczej jak tuczny wół. – Uniosła kąciki
warg w  uśmiechu. – Ty też świetnie się prezentujesz. Jak prawdziwy
dżentelmen.
Zmusił się do przejścia kilku kroków i  zajęcia miejsca na jednym
z foteli tak, by popatrzeć jej w oczy.
Hannah ściskała w palcach chusteczkę.
–  Zanim cokolwiek powiesz – zaczęła – chcę cię prosić, żebyś mi
wybaczył mój wyjazd. Wiem, że to nie było w porządku wobec ciebie.
–  Nie musisz przepraszać. Chroniłaś nasze dziecko. Ja to przecież
rozumiem.
Spuściła głowę.
– I uciekałam. Wybacz, bardzo mi przykro.
Jego pierś rozsadzał żal. Chciałby wejść na dach i  wykrzyczeć swoje
uczucia, a nie ważyć tak jak teraz każde słowo. Jednak ze względu na żonę
musiał się pohamować.
– To ja potrzebuję przebaczenia, nie ty, Hannah.
Popatrzyła na niego zdumiona i  otworzyła usta, by się odezwać, ale
powstrzymał ją gestem dłoni.
– Proszę... – rzekł – muszę dokończyć bez przerywania. Potem będziesz
mogła powiedzieć, co chcesz.
– Dobrze.
Położył zaciśnięte dłonie na udach, rozluźnił je i  rozprostował na
kolanach.
–  Przez ostatnie parę miesięcy codziennie starałem się zapamiętać, co
arystokracja powinna jeść, co nosić i  jak myśleć. Choć bardzo męczyły
mnie te lekcje, znosiłem wszystko dla ciebie... lub przynajmniej tak
sądziłem... i byłem bardzo zadowolony, że postąpiłem szlachetnie i dałem ci
przestrzeń oraz spokój, o  które prosiłaś. Czekałem cierpliwie, aż mojej
żonie wróci rozsądek, aż stwierdzi, że jestem jej potrzebny i chce, abym do
niej przyjechał, lecz otrzymywałem tylko uprzejme liściki. – Nie mógł
usiedzieć na miejscu, wstał i  zaczął się przechadzać po pokoju. –
Wmawiałem sobie, że postępuję słusznie, honorując twoją prośbę,
i gratulowałem sobie takiej decyzji. Dopiero mój ojciec mi uświadomił, że
rozpiera mnie pycha.
Zmarszczyła lekko czoło, ale dalej milczała.
– Byłem zbyt dumny – ciągnął – za bardzo rozgniewany i zraniony, by
podążyć za głosem serca i  przyjechać po ciebie. Nurzałem się w  grzechu,
pozwoliłem, aby się we mnie zagnieździł jak w  zakażonej ranie, zamiast
popatrzeć na całą sytuację z  twojego punktu widzenia. – Ukląkł przed
Hannah i  ujął jej dłoń. – Czy możesz mi wybaczyć, że byłem do tego
stopnia głupi?
–  Och, Nolanie... czułam się tak bardzo samotna. – Na końcach rzęs
Hannah zalśniły łzy. – Bałam się, że zasmakowałeś arystokratycznego życia
i  już mnie nie chcesz. – Przyłożyła chusteczkę do nosa. – Myślałam, że
zależy ci tylko na dziecku, nie na mnie.
Nolan zwiesił smutno głowę.
– Dlatego, że zostawiłem cię samą?
–  Częściowo tak. Jednak również z  powodu braku pewności siebie. –
Przerwała na chwilę. – Odkąd moja matka zostawiła mnie w  Stainsby,
czułam się niegodna miłości. Skoro nie wierzyłam nawet w  jej miłość,
dlaczego miałabym wierzyć w  miłość kogokolwiek innego? – Po
policzkach Hannah spływał teraz potok łez.
Wszelkie hamulce puściły. Nolan podszedł do sofy i  porwał Hannah
w ramiona.
–  Cicho... Nie wolno ci się denerwować. – Upajał się jej znajomym
uściskiem i cudownym zapachem włosów. Gdy przestała łkać, odsunął ją na
odległość ramienia, by na nią popatrzeć.
Uśmiechnęła się drżąco.
–  Wszystko już dobrze. Pogodziłam się z  matką i  teraz myślę inaczej
o pewnych sprawach.
– To świetnie. Choć jest jeszcze coś, co ciąży mi na sercu. – Zawahał
się i  poczuł, że drży ze strachu. – Boję się, że namówiłem cię zbyt
pospiesznie na to małżeństwo i nie miałaś czasu przemyśleć swojej decyzji.
Nie dałem ci szansy na odmowę. Nie wysłuchałem twojego zdania.
–  Czyli już nie jesteśmy małżeństwem? Twojemu ojcu udało się
anulować nasz związek?
–  Nie w  tym rzecz. – Z  trudem hamował żal. – Czy nadal chciałabyś
mnie poślubić, gdybyś wciąż była wolna?
Zesztywniała w jego ramionach i uniosła podbródek.
–  Tylko jeśli naprawdę mnie kochasz. Nie z  powodu dziecka, które
noszę, ale dla tego, kim jestem.
Aż się ugiął pod ciężarem tych słów.
Jak mógł ją o  tym przekonać? Wyminąć jej emocjonalne blizny
i sprawić, by dostrzegła prawdę?
Mów prosto z serca – doradzał wewnętrzny głos.
Przełknął resztki dumy i usłuchał.
– Zawsze cię kochałem dla tego, kim jesteś. To nieważne, czy masz na
sobie fartuszek służącej, czy suknię z  jedwabiu, czy jesteś szczupła jak
trzcina, czy jak teraz ciężarna. Kocham twoją duszę. Twoja odwaga i wiara
dają mi oparcie. – Wziął ją za rękę. – Myślałem, że moje życie dopełni się,
kiedy poznam swojego ojca, ale tak nie jest. Pełni życia zaznaję tylko przy
tobie. Zrozumiałem dopiero po długim czasie, że sam jestem warty miłości,
gdyż jestem człowiekiem, na jakiego wychowała mnie matka. Takim, jakim
ukształtował mnie Bóg Ojciec. – Otarł łzy z policzka. – I ten człowiek, ze
swoimi wszystkimi wadami, pragnie, byś dzieliła z nim życie, jakiekolwiek
by ono nie było. – Czekał na odpowiedź Hannah, bojąc się odetchnąć.
W jej oczach pojawił się wyraz cierpienia.
– A jeśli nie będę pasowała do twojego nowego świata?
–  Wtedy pojedziemy gdzie indziej. Wybierzemy proste, zwyczajne
życie, o  jakim myśleliśmy wcześniej, i  wychowamy nasze dziecko na
dobrą, troskliwą, głęboko wierzącą osobę.
– Zrezygnowałbyś dla mnie z tytułu?
– Zrobię wszystko, byle cię uszczęśliwić. Żałuję tylko, że do tej pory mi
się to nie udało. – Uniósł jej dłoń do ust.
Uśmiechnęła się drżąco przez łzy.
– W takim razie, panie Price, zostać ponownie pańską żoną będzie dla
mnie zaszczytem. Na dobre i na złe.
– Więc nie zniszczyłem twojej miłości do mnie?
Delikatnie dotknęła jego policzka.
– Nigdy nie przestałam cię kochać. Moje serce tego nie potrafi.
Łzy zamgliły mu oczy, przytulił ją mocno i  ucałował. Ich oddechy
zmieszały się i  otuliły dusze w  tak długo oczekiwanej jedności. Nolan
położył dłoń na brzuchu Hannah, cudownym owocu ich miłości.
Podskoczył, czując, że coś ruszyło mu się pod palcami.
– Co to? Za mocno cię pocałowałem?
W pokoju rozbrzmiał serdeczny śmiech Hannah.
–  Nie, to twój syn albo córka domaga się uwagi. Czuję, że nasze
dziecko będzie bardzo wymagające, sądząc po problemach, jakie sprawiała
mi ta ciąża do tej pory.
Nolan poczuł nagły przypływ ulgi na myśl o  pozostałej części planu,
z którym przyjechał.
– Mam jeszcze jedną niespodziankę, jeśli sądzisz, że ją wytrzymasz. –
Poszukał na jej twarzy śladów zmęczenia lub przykrości, lecz dostrzegł
tylko niezmąconą radość.
– Jaką?
–  Nasz ślub był bardzo pospieszny, właściwie sekretny. To nie była
ceremonia, o jakiej marzyłaś.
– Nolanie, nie...
Położył palec na jej ustach.
– Skoro zebraliśmy większość rodziny w jednym miejscu, czy zechcesz
odnowić naszą przysięgę?
– Teraz? – Zielone oczy Hannah otworzyły się szerzej.
Uśmiechnął się. W jego żyłach popłynęła fala szczęścia.
– Jak tylko będziesz gotowa. Obawiam się, że wielebny i tak już czeka
zbyt długo.
ROZDZIAŁ
31

H annah zerknęła na swoje odbicie w  lustrze w  salonie


i poprawiła welon. Był to ślubny welon Iris, który leżał do
tej pory starannie spakowany na strychu i nie stracił nic ze
swej kremowej barwy. Wyglądał dokładnie tak samo świeżo jak za
pierwszym razem i  ciotka gorąco zachęcała Hannah, by go włożyła.
Dziewczyna z  trudem mogła uwierzyć, że to wszystko stało się w  tak
krótkim czasie. Nolan wyznał jej miłość i  chciał, by odnowili przysięgę
przed wszystkimi, których kochali, a także nowymi krewnymi.
Miał rację. Nie zdawała sobie sprawy, co straciła przy pospiesznym
ślubie. Łzy wdzięczności stanęły w jej oczach na myśl o całym trudzie, jaki
Nolan sobie zadał. Choćby o wielebnym Blacku, na którego musiał czekać,
zanim przywiózł go do Hartford, gdyż pastor chował właśnie jednego
z parafian.
Hannah uśmiechnęła się do Molly. Siostra włożyła najlepszą sukienkę,
zachwycona, że będzie druhną. Pomogła jej przebrać się w  przepiękną
kreację barwy kości słoniowej, jedną z  nowych, uszytą na miarę, już
z myślą o jej ciąży, tyle że wciąż jeszcze nie miała okazji jej założyć. Iris
znalazła mnóstwo różowych wstążek do przybrania sukien i  ułożyła
maleńki bukiecik z suszonych róż.
–  Wyglądasz promiennie! – wykrzyknęła ciotka, gdy upięła już welon
na głowie siostrzenicy. – Tak się cieszę, że mogę jednak usłyszeć twoją
przysięgę.
–  Nie bardziej niż ja. – Matka Hannah nie mogła powstrzymać łez,
które płynęły jej po policzkach.
W  różowej sukni pożyczonej od Iris Ann zmieniła się z  chłopki
w dostojną damę. Nawet jej twarz odmłodniała.
Uścisnęła ciepło Hannah.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
– Bardziej niż cokolwiek na świecie.
–  To takie romantyczne – westchnęła Molly. – Mam nadzieję, że
pewnego dnia poślubię mężczyznę tak przystojnego jak Nolan. I włożę tak
piękną suknię.
Iris poklepała ją po policzku.
–  Wszystko w  swoim czasie, kochana Molly. Teraz nie pozwólmy
panom czekać.
Z  radością wypisaną na twarzy otworzyła drzwi i  wszystkie kobiety
wyszły na korytarz, ruszając do salonu. Matka i ciotka dziewcząt wśliznęły
się do pokoju, w  którym na wprost kominka stały dodatkowe krzesła.
Gospodynię Iris, która potrafiła nieźle grać na fortepianie, poproszono, by
wykonała jakiś melodyjny utwór, gdy Hannah będzie wchodziła do środka.
Kiedy wszystko było gotowe, Molly poszła przodem, a  za nią jej
siostra. Wielebny Black, ubrany w uroczyste szaty, stanął przed kominkiem,
Nolan i lord – z boku.
Gdy spojrzenia młodych się spotkały, Hannah poczuła, że skurcze
żołądka ustępują. Oto stał przed nią człowiek, którego uwielbiała od
dziecka. Jego oczy lśniły taką czystą miłością, że nie mogła odwrócić
wzroku. Wydawało się jej, że dojście do niego zajmuje całe wieki, nogi
drżały jej przy każdym kroku.
Nolan wyszedł ukochanej naprzeciw z  otwartymi ramionami.
Uśmiechając się do niego przez welon, podała mu ręce. Razem stanęli na
wprost duchownego, który patrzył na nich serdecznie.
–  Jak większość z  was zapewne wie, kilka miesięcy temu
błogosławiłem już związek tych dwojga. Teraz jest mi bardzo miło, że
mogę dziś być świadkiem odnowienia przysięgi w  obecności przyjaciół
i rodziny. Zatem bez zbędnej zwłoki zaczynajmy ceremonię.
Hannah podała Molly swój bukiet i państwo młodzi złączyli dłonie.
Ksiądz otworzył modlitewnik.
– Chciałbym rozpocząć od cytatu z Księgi Rodzaju. „Po czym Pan Bóg
z  żebra, które wyjął z  mężczyzny, zbudował niewiastę. A  gdy ją
przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: »Ta dopiero jest
kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą,
bo ta z  mężczyzny została wzięta«. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca
swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym
ciałem” [2].
Po znamiennej pauzie wielebny Black podniósł wzrok.
– Czy ty, Nolanie, w obliczu Boga i tych świadków bierzesz Hannah za
swoją małżonkę i  ślubujesz jej miłość, szacunek i  opiekę, dopóki śmierć
was nie rozłączy?
Nolan zajrzał jej głęboko w oczy.
– Ślubuję.
– A czy ty, Hannah, w obliczu Boga i tych świadków bierzesz Nolana
za męża i  ślubujesz mu miłość, szacunek i  posłuszeństwo, dopóki śmierć
was nie rozłączy?
Popatrzyła w  przystojną twarz ukochanego, w  jego ciepłe oczy barwy
letniego nieba.
– Ślubuję.
–  Mam zatem zaszczyt ogłosić was ponownie mężem i  żoną. Co Bóg
złączył, człowiek niech nie rozdziela.
Nolan z uśmiechem sięgnął do kieszeni i wyjął prostą ślubną obrączkę,
którą Bert zrobił dla nich przed kilkoma miesiącami.
– Chyba czas ją znowu włożyć, tym razem na dobre. – Wsunął obrączkę
na palec Hannah.
Uśmiechnęła się do niego nerwowo. Wreszcie nastał kres jej
wątpliwości. Należała do Nolana i  nic nie mogło tego zmienić. A  ich
dziecko, które miało się dopiero narodzić, było dzięki temu bezpieczne.
Nolan odsunął welon z jej twarzy i mrugnął do duchownego.
– Jeśli wielebny nie ma nic przeciwko temu, pocałuję pannę młodą.
Serce Hannah wypełniło się taką miłością, że odnosiła wrażenie, jakby
zaraz miała się unieść nad ziemię. Już nawet zaczęła się obawiać, że wyleci
przez dach.
Gdy Nolan wypuścił ją z  objęć, rozległ się aplauz i  wszyscy goście
ruszyli do młodych małżonków, by im pogratulować. Nawet lord był
wzruszony, uścisnął synowi rękę i  pocałował synową w  policzek. Nolan
przedstawił żonę ciotce Ophelii, dystyngowanej damie.
Victoria, przytulając Hannah w mocnym uścisku, promieniała radością.
– Jestem taka szczęśliwa, że mam jeszcze jedną siostrę. Żywię nadzieję,
że zostaniemy przyjaciółkami.
– Bardzo bym tego chciała.
Victoria zwróciła się do Nolana.
–  Bardzo mi przykro, ale nie udało mi się namówić Evelyn, żeby
zmieniła zdanie i uczestniczyła w ceremonii. Ale nie martw się, w swoim
czasie i ona się zjawi.
Nolan tylko się uśmiechnął.
–  Oby tak było. Ale nie zamierzam jej pozwolić na zniszczenie tych
szczęśliwych chwil.
Promieniejąca ciotka Iris zwróciła się do kamerdynera stojącego
w drzwiach.
–  Carstairs, przynieś nam, proszę, butelkę szampana i  kieliszki dla
wszystkich. Naprawdę mamy okazję do świętowania!
Nolan poszukał dłoni Hannah i splótł jej palce ze swoimi.
– Boję się, że zacznę się pani naprzykrzać, pani Price. Nie zamierzam
ani na chwilę tracić cię z  oczu w  przewidywanej przyszłości. – Położył
wolną rękę na jej brzuchu. – I  będę cię rozpieszczał, jak tylko się da, do
urodzin tego maleństwa. – Pochylił się i pocałował ją mocno.
–  Och, Nolanie, jestem taka szczęśliwa. Muszę się uszczypnąć, żeby
uwierzyć, że nie śnię. Dziękuję ci za ten piękny dzień. Tego dokładnie było
mi trzeba.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnął się do niej czule. –
Dziękuję Bogu, że na czas zwrócił mi rozum. Kocham cię nade wszystko
w świecie i chcę poświęcić resztę moich dni, by sprawić, abyś nigdy w to
nie zwątpiła.

Gdy Hannah otworzyła oczy i  zobaczyła męża opartego na jednym


łokciu, wpatrzonego w  jej twarz, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Od
dnia odnowionej przysięgi ich życie w  Hartford przebiegało według
określonego schematu. Goście weselni już dawno wyjechali, wszyscy
oprócz Edwarda, który wolał zostać. Matka Hannah również miała ochotę
towarzyszyć córce aż do porodu, ale nie chciała denerwować męża,
któremu obiecała rychły powrót. Córka zapewniła ją, że gdy tylko to będzie
możliwe, pojedzie do niej z wizytą.
Hannah i  Nolan żyli w  radości, wykorzystując czas, by poznać się na
nowo, i  rozmawiali o  wszystkim, co się zdarzyło przez ostatnie parę
miesięcy. Nolan okazywał żonie wiele troski i  czułości, jakby chciał
nadrobić stracone chwile, i  rozpieszczał ją jak dziecko. Hannah z  ulgą
przyjęła wiadomość, że mąż nie zamierza bez niej wracać do Stainsby, co
znaczyło, że musiał zostać aż do narodzin.
– Już zapomniałam, jakie to miłe budzić się z kimś w tym samym łóżku.
Nawet nie wspomnę o  tym, że dobrze jest mieć kogoś, kto cię ogrzewa
własnym ciałem w chłodną noc.
–  A  mnie nie przeszkadzają zimne stopy na nogach – odparł Nolan,
uśmiechając się jak psotny chłopak, którym był, kiedy się poznali.
Ciepło na nowo rozpalonego ognia powoli wypełniało pokój,
wypierając poranny chłód.
Hannah mięła w  palcach rąbek narzuty zeszytej z  kolorowych
kwadratów.
– Przykro mi, że nie możemy powtórzyć naszego miesiąca miodowego,
ale nie chcę narażać dziecka.
Nolan pokręcił lekko głową, ujął w dłoń kosmyk jej włosów i przesunął
go między palcami.
–  Ja też nie chcę, zwłaszcza gdy pomyślę o  twoich przejściach. Nie
przeżyłbym twojej straty.
– Mnie nie stracisz. Chodzi o dziecko. To o nie się martwię.
W jego niebieskich oczach pojawił się wyraz troski.
– I od tamtego czasu czujesz się dobrze? Nie masz żadnych bólów?
– Nawet jednego skurczu. – Poklepała ciepłą rękę Nolana leżącą na jej
brzuchu. – To już niedługo. Jeszcze jakieś dwa tygodnie, jak twierdzi
doktor. Tak bardzo bym chciała wziąć nasze dziecko w ramiona.
– Skoro już o tym mowa – podchwycił Nolan, delikatnie głaszcząc jej
brzuch – czy nie powinniśmy wybrać imienia dla dziecka?
– Chyba tak. Co proponujesz?
Nakrył dłonią jej dłoń.
–  Jeśli to będzie dziewczynka, chciałbym, aby przynajmniej jedno
z imion miała po mojej matce. – Głos załamał mu się lekko, wciąż jeszcze
odczuwał smutek.
– Też tak myślałam. Może Elizabeth Ann po obu naszych matkach?
Popatrzył na nią miękko.
– Bardzo mi się podoba. Moglibyśmy nazywać ją Lizzie.
– A chłopiec? Czy lord będzie miał coś do powiedzenia w tej sprawie?
– Hannah sądziła, że Edward na pewno zechce wpłynąć na imię swego
wnuka i przyszłego dziedzica.
–  Już się wypowiedział na ten temat. Co powiesz na Edward Nolan
Price-Fairchild?
–  Bardzo szlachetnie... – Przerwała na chwilę. – Chciałabym jednak
dodać imię George po moim ojcu.
–  Edward George Nolan Price-Fairchild. Brzmi całkiem poważnie jak
na takiego malca. – Zaśmiał się gromko. – Idealnie.
– Może wymyślimy dla niego jakieś przezwisko? Na przykład Teddy?
–  Teddy? Brzmi ładnie. – Uśmiechnął się pod nosem. – Ale mogę się
założyć, że mój ojciec nie będzie zachwycony.
Roześmiała się promiennie, a  Nolan pocałował ją w  usta i  zeskoczył
z łóżka.
– Skoro już mowa o moim ojcu, to on już dzisiaj wyjeżdża do Stainsby.
Pójdę go odprowadzić. – Wciągnął spodnie i popatrzył smętnie na Hannah.
– Edward uważa, że powinienem z  nim pojechać chociaż na tydzień
i wrócić, gdy będzie się zbliżało rozwiązanie.
– Dlaczego?
–  Nie jestem pewien. Chyba chodzi o  jakieś interesy. Ale ja mam tu
ważniejsze sprawy. – Pocałował ją delikatnie w  nos i  chwycił surdut
z krzesła.
Hannah poruszyła się na łóżku.
– Zaczekaj, pójdę z tobą. – Dobre wychowanie nakazywało pójść na dół
i pożegnać Edwarda. Poza tym nie chciała narażać kruchego rozejmu, jaki
niedawno między nimi zapanował.
Gdy sięgała po suknię, poczuła mocny skurcz w  podbrzuszu, a  zaraz
potem wyciekł z  niej strumień płynu. Krzyknęła głośno i  chwyciła się za
brzuch.
Nolan natychmiast znalazł się przy niej.
– Co się stało, Hannah?
Przygryzła wargi i chwyciła go za ramię.
– Dziecko zjawi się chyba wcześniej, niż planowaliśmy.
ROZDZIAŁ
32

E dward stał w  holu Hartford Hall, czekając na księżną


i  syna. Torby podróżne zaniesiono już do powozu. Teraz
pozostało się tylko pożegnać. Ale dlaczego wyjeżdżał tak
niechętnie? I tak bawił w Hartford znacznie dłużej, niż zamierzał. Nie mógł
się jednak uwolnić od odurzającej obecności Iris. Przy niej nie odczuwał
żadnej pustki w  swoim życiu. Stawał się znów młodym, energicznym
mężczyzną godnym szacunku i podziwu.
Stukanie pazurów na posadzce ostrzegło go o  nadejściu psa. W  polu
widzenia zjawiła się Iris z  Daisy na smyczy, najwyraźniej gotowa na
poranną przechadzkę. Poczuł przypływ żalu na myśl, że nie będzie im już
towarzyszył w tym przyjemnym rytuale.
–  Och, tutaj jesteś, Edwardzie. – Na ślicznej twarzy księżnej pojawiły
się zmarszczki świadczące o  niepokoju. – Widziałeś, jaka jest pogoda?
Moja gospodyni rozmawiała z  Carstairsem i  podobno ma być burza
śnieżna. Może powinieneś odłożyć wyjazd.
Słysząc troskę w jej głosie, poczuł, jak zalewa go fala ciepła. A może
Iris szukała tylko pretekstu, by go namówić do przedłużenia pobytu?
–  Na razie spadło tylko kilka płatków... – powiedział. – Nic mi nie
będzie. Ufam całkowicie mojemu stangretowi.
Niemal machinalnie pogładziła Daisy po głowie.
–  Zawsze możesz się zatrzymać w  Derby, jeśli drogi będą
nieprzejezdne. Przenocuj w gospodzie, zaczekaj, aż minie najgorsze.
– Moja droga Iris, podróżuję od lat po tych okolicach i jestem pewien,
że nic mi nie grozi.
Jej niespokojny wzrok mówił wyraźnie, że nie jest przekonana.
–  Pewnie myślisz, że przesadzam. Ale ja nigdy nie martwię się bez
potrzeby. Po prostu zeszłej nocy miałam dziwny sen i dlatego jestem trochę
wytrącona z równowagi.
Z  jakiegoś trudno uchwytnego powodu omal nie schylił głowy i  nie
pocałował Iris, by ją oderwać od niepokojących myśli. Zdawał sobie jednak
sprawę, że gdzieś nieopodal krąży Carstairs, i musiał się kontrolować.
– Wrócę na narodziny wnuka. Już się cieszę na spotkanie z tobą.
Zarumieniła się ślicznie.
– Ja również.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Jak miał się z  nią pożegnać? Podać
dłoń? Zbyt oficjalne. Uścisk? Nie w jego stylu. Musiał się zdecydować na
pocałunek w policzek.
Gdy musnął wargami jej jedwabistą cerę, otoczył go zapach lawendy.
Nie odrywał ust być może zbyt długo, gdyż usłyszał, jak Iris wciąga
gwałtownie powietrze.
Cofnęła się o krok.
– Edwardzie... – szepnęła.
Czuł, jak łomocze mu serce, a oddech staje się płytki. Gdyby teraz nie
skorzystał z okazji, czy nadarzyłaby się kolejna? Przesunął usta w kierunku
jej warg, zwlekając jeszcze chwilę.
Tupot nóg na schodach przywrócił go do rzeczywistości. Podniósł
szybko głowę i natychmiast się cofnął.
Nolan biegł w ich stronę, a na jego twarzy malował się strach.
– Poślijcie po akuszerkę. Hannah zaczęła rodzić.
Ból niczym ostry nóż przeszył podbrzusze Hannah. Próbowała
oddychać, ale powietrze utknęło jej w  płucach. Jak długo to już trwało?
Miała wrażenie, że minęły dni, a nie godziny.
Wreszcie udało się jej zaczerpnąć tchu, lecz nie złagodziło to
w najmniejszym stopniu cierpienia. Coś chyba było nie w porządku. Poród
nie mógł być przecież takim koszmarem.
Ktoś otarł jej twarz wilgotną chusteczką. Wiła się, usiłując rozluźnić
narastający ucisk w podbrzuszu, ale wysiłki okazały się daremne. Zalała ją
kolejna fala bólu i narastała aż do chwili, gdy już nie mogła jej znieść. Pot
występował na całym ciele, koszula przykleiła się do wilgotnej skóry. Ból
ustał tylko na tyle, by mogła dwa razy normalnie odetchnąć, i znów zaczął
ją palić jak żywym ogniem.
Boże, dopomóż. Błagam.
Trawiona tak strasznym cierpieniem, nie mogła nawet zmówić
porządnej modlitwy. Gdzieś na pograniczu świadomości słyszała dźwięki –
to opadające, to rosnące. Gdzie się podział Nolan? Czy mąż nie powinien
jej towarzyszyć przez ten cały trudny czas?
Dotarły do niej odgłosy jakiejś kłótni, a  potem trzaśnięcie drzwi.
Hannah nie miała czasu roztrząsać, co się stało. Przeszył ją kolejny skurcz
i parzący ból. Otworzyła usta do krzyku, by wołać o pomoc, ale ogarnęła ją
ciemność i straciła przytomność.

Słysząc szczęk drzwi, Edward odwrócił się czujnie i oderwał od ściany,


przy której czuwał wraz z Nolanem i Iris. Zniecierpliwiona Molly poszła do
swojego pokoju, żeby się uczyć. Pomijając wszystko inne, nie chciała
wysłuchiwać krzyków siostry.
Z  sypialni wyszła akuszerka z  poważną miną, wycierając dłonie
o ręcznik.
– Dziecko powinno być już na świecie, lepiej poślijcie po doktora.
Edward poczuł ucisk w  żołądku. Chyba Bóg nie chciał go ukarać,
uśmiercając Hannah i jego wnuka?
Nolan posłał Iris pełne zmartwienia spojrzenie.
– Czy twój lekarz wyjedzie z domu w taką pogodę?
– Nie wiem. Drogi mogą być nieprzejezdne.
Edward zesztywniał, już od paru chwil narastało w  nim pewne
postanowienie. Zamierzał zrobić wszystko, by sprowadzić tu lekarza, nawet
gdyby musiał go ciągnąć przez zaspy.
–  Musimy spróbować. Nie zamierzam tu siedzieć i  czekać na śmierć
dziecka. – Podszedł do schodów. – Mój powóz wciąż stoi na podjeździe.
Pojadę po doktora. Wskażcie tylko stangretowi drogę.
Iris ruszyła za nim.
– Pojadę z tobą. Doktor Greenley będzie bardziej skłonny pomóc, jeśli
cię wesprę.
Edward popatrzył na jej zmartwioną twarz i zamyślił się na moment.
– Jeśli napiszesz list, z pewnością...
–  Będę się tylko martwić, jeśli tutaj zostanę. Chcę być do czegoś
potrzebna.
Nie miał ochoty narażać Iris na niebezpieczeństwo, ale kłótnia z  tą
upartą kobietą była bez sensu, podobnie jak dalsza strata czasu.
–  Dobrze, zatem ruszajmy. – Odwrócił się i  napotkał pełne udręki
spojrzenie syna. – Musisz być teraz silny dla Hannah, Nolanie. Idź
i powiedz jej natychmiast, że wszystko będzie dobrze. Wrócimy z doktorem
najszybciej, jak się da.
W  ciągu zaledwie paru minut założyli swoje okrycia i  wyszli na
zewnątrz, do powozu. Zimny wiatr przenikał przez płaszcz Edwarda.
Mężczyzna zadrżał i  odzianymi w  rękawiczki dłońmi postawił wysoko
kołnierz. Był rad, że jadąc w  zamkniętej karecie będzie mógł ogrzewać
stopy o gorące cegły przynajmniej przez część podróży.
Popatrzył w  niebo, marszcząc czoło na widok ciemnych chmur, które
majaczyły w  oddali, i  zaczął się modlić, żeby pogoda się nie pogorszyła
i mogli dojechać na miejsce bez niepotrzebnych kłopotów.
Pomógł Iris usadowić się w powozie. Etykieta nakazywała, by usiadł na
wprost niej, lecz gdy zamierzał to zrobić, księżna poklepała siedzenie obok
siebie.
– Edwardzie, musisz usiąść tutaj, podzielimy się kocem.
Znowu poczuł skurcze żołądka. Sytuacja stała się stanowczo zbyt
intymna jak na jego gust. Ponieważ kilka godzin wcześniej omal nie uległ
pokusie i nie pocałował Iris, teraz nie mógł już sobie ufać.
– Będzie mi dobrze tutaj.
Wzruszyła ramionami pod pelisą.
– Jak wolisz.
Pierwsza część podróży ciągnęła się nieznośnie. Zbyt zmarznięty, by się
odprężyć, Edward rozcierał ręce o  uda, aby krew lepiej krążyła mu
w  żyłach. Ciepło cegieł u  jego stóp niewiele pomogło. Szyby w  oknach
powozu zamarzły i  nic nie było przez nie widać. Sięgnął ręką do jednej
z  nich, by wydrapać paznokciem dziurkę – otaczała ich kurzawa bieli.
Odniósł wrażenie, że zmierzają prosto w serce burzy śnieżnej.
Choć nie zwykł się modlić, tym razem skierował prośbę do Boga
o szczęśliwą podróż.
Iris wychyliła się do przodu.
–  Edwardzie, masz sine usta. Musisz usiąść obok mnie i  nakryć się
kocem.
Choć skostniał z zimna, potrząsnął energicznie głową.
– Albo ty przyjdziesz tutaj, albo ja do ciebie. Wybieraj. – Iris odchyliła
okrycie.
Oddychał głośno, tworząc obłoczki pary w kabinie powozu.
–  Jesteś najbardziej upartą kobietą, jaką znam. – Bardzo niechętnie
podniósł się ze swego miejsca i  zrobił krok w  kierunku siedzenia
zajmowanego przez Iris. Gdy owinęła go kocem, jej lawendowy zapach
zmieszał się z ciepłem nakrycia i otoczył go jak kokon.
Pod kocem wzięła go za ręce i zaczęła rozmasowywać mu palce, żeby
pobudzić krążenie, a piękne szare oczy błyszczały jej jak gwiazdy.
–  Czy siedzenie obok mnie jest tak nieprzyjemne, że wolisz cierpieć
z zimna?
–  Nie jest nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Zbytnio mnie rozprasza –
mruknął.
Iris kontynuowała masaż, na jej usta wypłynął uśmiech. Uniosła brwi.
– Rozpraszam cię?
– Tak właśnie powiedziałem. – Edward łypnął na nią spod oka. Czy ta
kobieta nie mogła po prostu przyjąć komplementu i nic nie mówić?
Wciąż się uśmiechając, dotknęła nadgarstka lorda. Przyjemne ciepło
popłynęło w górę jego ręki i rozlało się po torsie. Skończyła zabieg, ale nie
cofnęła dłoni, a on nawet nie próbował uwolnić palców.
– Skoro już o tym mowa, Edwardzie – powiedziała cicho – ty też mnie
rozpraszasz.
Gdy podniosła na niego wzrok, prawie przestał oddychać i  spuścił
głowę, by...
Powóz zatrzymał się nagle i  przechylił pod niebezpiecznym kątem,
posyłając Iris w jego kierunku. Przytrzymał ją i odsłonił koc.
– Zaczekaj – powiedział. – Pójdę zobaczyć, co się stało.
Otworzył drzwi i  wylądował w  zaspie do połowy łydek. Stangret
zeskoczył z  kozła i  próbował skierować konie ponownie na drogę, o  ile
w  ogóle można było określić, gdzie ona jest. Edward ruszył z  pomocą
w jego kierunku i razem wyprowadzili powóz z powrotem na trakt.
Stangret chuchnął na ręce.
– To już chyba niedaleko. Niech pan wraca i się ogrzeje. – Na brwiach
mężczyzny lśniły malutkie sopelki lodu.
Edward zmarszczył brwi, zdjął z siebie płaszcz i podał go stangretowi.
– Proszę, weź.
– Nie, panie, nie mogę.
Lord zarzucił płaszcz na ramiona stangreta.
–  Mam koc, wystarczy. – Otworzył drzwi i  wsiadł do środka,
stwierdzając z ulgą, że ten incydent nie zaszkodził Iris.
–  Gdzie twój płaszcz? – zapytała, przysunęła się bliżej i  otuliła go
kocem.
Edward zadrżał.
– Stangret potrzebuje go bardziej niż ja.
–  To bardzo ładnie z  twojej strony. – Uniosła delikatnie kąciki ust
w uśmiechu. – Jak tak dalej pójdzie, stracisz reputację potwora, Edwardzie.
Gdy powóz znów ruszył z  miejsca, Iris uniosła koc i  zaczęła ścierać
rozpuszczony śnieg z  twarzy Edwarda. Zaczęła od czoła, przeszła do
policzków, aż wreszcie sięgnęła do włosów, które opadły mu na czoło.
Jej bliskość sprawiła, że oddychał coraz płyciej. Wyciągnął rękę
i  zatrzymał jej dłoń, a  wszystkie sensowne myśli uleciały mu z  głowy.
Pochylił się i  dotknął wargami jej ust, a ich ciepło przenikło go na wylot.
Serce biło mu jak galopującemu ogierowi. Iris uniosła rękę do jego
policzka, a on przyciągnął ją mocno, wzmacniając pocałunek.
Tego właśnie mu brakowało, za tym tęsknił, odkąd przed wieloma laty
stracił Mary. Zdążył zapomnieć, jak to jest współgrać z  drugim
człowiekiem. Zapomniał, jak to jest kochać i  być kochanym
z wzajemnością.
Gdy Iris odsunęła się od niego parę sekund później, jej oczy tańczyły
radośnie.
– Co za wspaniały sposób, żeby się ogrzać.
–  To prawda. Chyba muszę jeszcze trochę odtajać. – Z  tymi słowami
wziął ją w objęcia i znów zaczął całować.
ROZDZIAŁ
33

N olan przechadzał się po korytarzu przed pokojem,


w  którym leżała Hannah. Każdy kolejny krzyk żony
wypełniał go obezwładniającym strachem, uniemożliwiając
oddychanie.
Boże, proszę, pomóż Hannah. Nie pozwól jej umrzeć. Nie mogę jej
stracić teraz, kiedy właśnie ją odzyskałem.
Gdy Edward i Iris wyszli, poszedł do ukochanej i trzymał ją za rękę, aż
do chwili, gdy nasiliły się bóle i  akuszerka wyprosiła go z  pokoju,
stwierdzając, że utrudnia jej pracę. A  teraz on aż kipiał z  powodu swojej
bezsilności – nie mógł zrobić nic, by pomóc żonie i dziecku.
Zszedł ze schodów i  wyjrzał przez drzwi w  nadziei, że ujrzy powóz
ojca, ale zamieć śnieżna znacznie pogorszyła widoczność. Co im zabierało
tyle czasu? Wyjechali przed długimi godzinami. Przez ten czas Hannah wiła
się z  bólu i  Nolan nie wiedział, ile jeszcze jego żona będzie w  stanie to
znosić. On zresztą już też nie wytrzymywał.
Wreszcie rozpoznał tętent kopyt i  koła powozu potoczyły się po
utwardzonym podjeździe. Otworzył drzwi, kiedy jego ojciec zeskakiwał na
ziemię. Lord pomógł Iris, a  za nią z  powozu wysiadł jakiś mężczyzna.
Edward wszedł do domu, strzepnął z siebie śnieg i zdjął kapelusz.
– Jak się czuje Hannah?
– Bardzo cierpi. Czy to lekarz?
Doktor skinął głową.
–  Tak, jestem doktor Greenley. Rozumiem, że pańska żona ma
problemy z porodem.
– Tak. Jest na pierwszym piętrze.
Mężczyzna zrzucił grube okrycie, chwycił torbę i ruszyli na górę. Nolan
wszedł za nim do sypialni, zdecydowany, że niezależnie od tego, co powie
doktor albo akuszerka, tym razem on nie odejdzie od Hannah. Był
potrzebny żonie i nie mógł jej zawieść.

Edward zdjął buty i poszedł za Iris do salonu, gdzie zajęli miejsca przy
kominku.
Na widok niepokoju na twarzy księżnej sięgnął po jej dłoń.
–  Teraz wszystko będzie dobrze. Doktor na pewno zapewni Hannah
bezpieczny poród.
–  Doktor Greenley to świetny lekarz. Wiem, że zrobi wszystko, co
można. – Zmarszczka zatroskania nie znikła jednak z jej czoła.
Serce Edwarda zabiło szybciej. Tak bardzo pragnął wziąć ją w ramiona
i  scałować ten lęk. Od kiedy jedynym celem jego życia stało się
uszczęśliwianie tej kobiety?
Iris ścisnęła go za rękę.
– Czy możesz coś dla mnie zrobić?
Edward popatrzył w jej zniewalające oczy. Byłby gotowy zrobić dla niej
wszystko, co by leżało w jego mocy, gdyby tylko powiedziała słowo.
–  Czy mógłbyś się ze mną pomodlić? To jedyna rzecz, jaką możemy
teraz uczynić dla Hannah...
Skłonił głowę nad ich złączonymi dłońmi.
– Oczywiście. Może zaczniesz.
Nolan dał doktorowi Greenleyowi czas na zbadanie Hannah, po czym
wszedł do pokoju, wpatrzony w łóżko, na którym obudzili się obok siebie
tego ranka. Akuszerka stała u wezgłowia, wyżymając wilgotną chustkę.
Na widok żony zrobiło mu się słabo. Hannah leżała nieruchomo na
poduszkach, jej zwykle lśniące włosy walały się w  strąkach po pościeli.
Cienka, mokra od potu koszula przywarła do piersi. Nagle jej ciało zadrżało
konwulsyjnie i Hannah wydała cichy jęk.
Próbując powstrzymać atak paniki, Nolan podszedł bliżej i wziął ją za
rękę. Tak bezradny czuł się do tej pory tylko przy łożu śmierci matki.
Wtedy błagał Boga, by ją oszczędził, lecz Pan nie wysłuchał jego próśb.
Czy zamierzał wysłuchać ich teraz?
Gdy minął skurcz, otworzyła oczy i uśmiechnęła się słabo.
– Nolanie, jesteś tutaj.
–  Tak. I  już nigdzie nie pójdę – obiecał. Odwrócił się do lekarza
stojącego u  stóp łóżka i  ściszył głos. – Czy z  dzieckiem wszystko
w porządku?
Doktor Greenley uniósł głowę.
–  Na tyle, na ile mogę sprawdzić, wszystko wygląda normalnie. –
Wzruszył ramionami. – Nie wiem, co panu powiedzieć. Niektórym
kobietom poród przychodzi ciężej, niektórym łatwiej.
Nolan chwycił kolumienkę łóżka.
– Czy mogę jakoś pomóc?
–  Już zaraz przyjdzie pora na parcie. Może pan wspierać żonę
i dodawać jej sił, gdy już zacznie.
Nolan skinął głową, nie zwracając uwagi na karcące łypanie akuszerki,
i usiadł obok Hannah.
– Dobrze, kochanie, sprowadzimy nasze dziecko na świat. Razem.
Gdyby tylko rzeczywiście był tak pewny siebie, jak udawał...
Potrzebuję Cię, Panie. Spraw, bym stał się teraz siłą Hannah. Posłuż się
mną, by jej pomóc urodzić nasze dziecko.
–  Przy kolejnym skurczu musi pani przeć! – Gromki głos doktora
ożywił Hannah.
Otworzyła oczy i skinęła głową.
– Postaram się.
Gdy zaczął się kolejny skurcz, Nolan podtrzymał tułów żony.
– Dobrze, kochanie. Uda ci się.
Przez chwilę dyszała ciężko i opadła na poduszki.
– Nie dam rady.
– Dasz. Słuchaj mojego głosu.
Opierała się o  niego przez parę chwil, a  potem jej ciało zastygło
w bezruchu i zaczął się kolejny skurcz.
– Jeszcze, pani Price – zaordynował doktor.
–  Przyj, Hannah. – Nolan miał nadzieję, że żona posłucha bez
zastrzeżeń, a instynkt weźmie górę.
Opadła na pościel, dysząc z  wyczerpania, a  kiedy ból minął, znów
oparła się o  męża. Walczyła dzielnie przy każdym kolejnym skurczu,
a Nolan myślał, że żona za chwilę zemdleje z wysiłku.
Ileż to razy widział, jak źrebi się klacz, patrzył na rodzące kotki, krowy
i owce. W większości przypadków zwierzęta wydawały jeden jęk i było po
wszystkim. Dlaczego ludziom było tak trudno? Gdyby Nolan tylko mógł,
wziąłby na siebie cały ból, który musiała znosić jego żona.
W końcu doktor skinął na akuszerkę.
– Proszę mi przynieść czyste prześcieradło.
Kobieta pospieszyła wykonać bezzwłocznie jego prośbę.
– Tak jest, pani Price, jeszcze jedno parcie powinno wystarczyć.
Jęki Hannah świadczyły wyraźnie o  tym, jak ciężka to dla niej walka.
Nagle zesztywniała i oparła się bezwładnie o Nolana.
Serce zamarło mu w piersi.
– Hannah, nie opuszczaj mnie...
Dokładnie w tym momencie powietrze przeszył głośny krzyk.
– Gratuluję, panie Price – powiedział doktor Greenley. – Ma pan syna.

Edward nienawidził bezradności. Nie znosił tego poczucia, że nie


panuje nad sytuacją i  nie jest w  stanie jej zmienić. Życie jego wnuka
zawisło na włosku, a  on w  żaden sposób nie mógł pomóc. Stał przed
sypialnią, czekając na księżną, która parę chwil wcześniej weszła do
pokoju, by na jego prośbę sprawdzić, jak przebiega poród. Bał się, że
postrada zmysły, kiedy nie zrozumie, co się dzieje.
Na dźwięk płaczu dziecka Edward odskoczył od ściany. Serce waliło
mu jak młotem. Płacz to był chyba dobry znak, czyż nie? Oznaczał, że
dziecko żyje.
Przez moment lord wpatrywał się w  drzwi, za którymi kryła się
tajemnica życia i  śmierci. Krzyki ucichły, a  Edward poczuł, że dłonie ma
mokre od potu. Gdy myślał, że nie wytrzyma ani chwili dłużej, drzwi się
otworzyły i Iris z zawiniątkiem na rękach wyszła na korytarz.
Po jej policzkach spływały łzy, lecz Edward nie wiedział, czy księżna
płacze z radości, czy z rozpaczy. Z trudem powstrzymał chęć, by porwać ją
w  ramiona. Zaczerpnął głęboko powietrza, aby przygotować się jak
najlepiej na to, co miało się zdarzyć.
–  Edwardzie – szepnęła – poznaj swojego wnuka. – Z  drżącym
uśmiechem odsłoniła maleńką, pomarszczoną istotkę z  gęstwiną czarnych
włosów.
Mężczyzna patrzył na przymknięte oczka okolone nieprawdopodobnie
długimi rzęsami i  miniaturowe usteczka wygięte w  podkówkę. Z  trudem
przełknął gulę wielkości kurzego jajka.
– Czy... wszystko z nim w porządku?
–  Nie wiem zbyt wiele o  dzieciach, nigdy nie miałam własnych, ale
chyba tak. Doktor powiedział, że dzidziuś ma dobry kolor skóry i oddycha
prawidłowo. – Iris popatrzyła na Edwarda oczyma, w  których krył się
niemal nabożny podziw. – Nigdy w życiu nie trzymałam na rękach niczego
równie cennego.
Dotknął palcem policzka swego wnuka, delikatnego jak płatek kwiatu.
–  Ledwo pamiętam moje córki, kiedy były takie maleńkie. –
Zmarszczył nagle brwi. – Dlaczego on nie jest przy matce?
– Hannah straciła przytomność po jego urodzeniu. Nolan nie odchodzi
od niej ani na chwilę. – Podbródek Iris trząsł się niebezpiecznie.
Edwarda znów ogarnął strach. Czy jego wnuk miał szanse na przeżycie,
gdyby umarła jego matka?
– A doktor? Nie może jej pomóc?
– Próbuje powstrzymać krwawienie.
Przeczesał palcami włosy.
– Musimy coś zrobić!
– Możemy się tylko modlić. Zabierzmy dziecko na dół i usiądźmy przy
kominku. Nie może zmarznąć.
Edward ruszył bezwolnie schodami za Iris i  oboje weszli do salonu.
Tam księżna zajęła miejsce najbliżej kominka i  wskazała lordowi, by
spoczął przy niej.
– Chciałbyś go wziąć na ręce? – spytała.
Żołądek ścisnął mu się ze strachu. Nigdy wcześniej nie miał na rękach
nowo narodzonego dziecka, nawet swoich własnych córek, i  nie wiedział,
jak ułożyć tak kruche ciałko. Już miał odmówić, gdy Iris położyła becik na
jego kolanach.
– Główkę ułóż na zgięciu łokcia – poinstruowała.
Ręce zesztywniały mu jak dwie drewniane kłody, gdy popatrzył w twarz
swojego wnuka. Ciepło drobnego ciałka stopniowo rozlewało się po
mięśniach Edwarda, aż się rozluźnił.
Spojrzał na maleńkie stworzonko. Nigdy wcześniej nie doświadczył
takiej radości, takiego cudu. Na tym dziecku spoczywała odpowiedzialność
za tytuł i majątek Fairchildów.
Do salonu weszła Molly.
– Ciociu Iris, czy słyszałam dziecko?
–  Tak, kochanie – odparła z  uśmiechem księżna. – Poznaj swojego
siostrzeńca.
Molly podbiegła do fotela, na którym siedział Edward, i przyklękła, by
popatrzeć na noworodka.
– Jaki piękny!
–  Tak, to prawdziwy cud! – Iris wyciągnęła rękę do Molly. – A  teraz
pomódlmy się za Hannah i  tego ślicznego chłopca. – Z  tymi słowami
skłoniła głowę.
Edward przeniósł wzrok z  trzymanego w  ramionach wnuka na głowę
Molly, schyloną w  modlitwie. A  potem utkwił spojrzenie w  Iris –
z  przymkniętymi oczami, wypowiadając uspokajające słowa, nigdy nie
wyglądała piękniej.
Serce lorda rosło z każdą chwilą. Tego właśnie brakowało mu w życiu.
Tej więzi, poczucia jedności. I choć sytuacja była kryzysowa, Edward nigdy
nie czuł się bardziej niż teraz częścią tej rodziny.
Pochylił głowę i dołączył do modlących się żarliwie kobiet.
Hannah powoli budziła się ze snu i  wracała do rzeczywistości.
Jednocześnie odczuwała gorąco i  zimno. Chciała otworzyć oczy, ale
powieki odmówiły posłuszeństwa. Gdzieś w  oddali rozbrzmiewał
rozdzierający krzyk, narastał i  stawał się coraz bardziej uporczywy.
W pewnym momencie poczuła nieznane szarpnięcie w piersiach.
Gdy walczyła z  potrzebą snu, odezwał się w  niej instynkt. Z  trudem
otworzyła oczy, wsłuchana w żałosne łkanie. Jej dziecko!
– Nolanie... – Chciała coś powiedzieć, ale wydała z siebie tylko szept.
Odchrząknęła i spróbowała znowu przemówić.
Tym razem odezwały się kroki na posadzce. Przed sobą zobaczyła
zmartwioną twarz męża.
– Hannah, jak się czujesz?
– Zmęczona... Jak dziecko?
Nolan z uśmiechem pochylił się nad łóżkiem.
– Mamy wspaniałego syna. Ale on chce jeść. Jak myślisz, dasz radę go
nakarmić?
Hannah dotknęła ręką piersi, poczuła wilgoć pod palcami i zrozumiała,
co zaszło. Jej ciało zareagowało na potrzeby dziecka. Radość wypełniła jej
duszę.
– Przynieś go do mnie.
Nolan zjawił się w parę chwil później z zawiniątkiem na rękach.
– Akuszerka ci pomoże, jeśli zechcesz.
Bardzo ostrożnie opuścił synka na wysokość leżącej żony i  odsunął
kocyk, by odsłonić noworodka o mocno zaczerwienionej buzi.
Hannah poczuła ucisk w gardle. To był ich syn.
Odwiązała troczki koszuli i  przystawiła maleństwo do piersi. Po kilku
próbach dziecko w końcu do niej przywarło i zaczęło ssać. Nie mogła się
nadziwić, że zarówno jej synek, jak i  jej ciało tak znakomicie wiedzą, co
robić.
Po jej policzkach popłynęły łzy.
– On jest taki piękny, Nolanie.
Popatrzyła na męża, który trzymał się tak dzielnie podczas porodu. On
też miał wilgotne oczy.
– To prawda, piękny. I ty też.
Ucałował ją we włosy. Ramiona mu zadrżały.
– Czy wszystko w porządku, Nolanie?
Uśmiechnął się do niej przez łzy.
– Tak, już tak.
ROZDZIAŁ
34

T rzy tygodnie później Hannah siedziała w  sypialni


w  Stainsby, kołysząc synka. Choć Edward nalegał na
wyposażenie nowo umeblowanego pokoju dziecinnego we
wszystko, czego Teddy mógłby potrzebować, wolała karmić dziecko tutaj,
gdzie czuła się najlepiej.
Po urodzeniu synka spędziła dwa tygodnie z  ciotką Iris, a  potem
poczuła silną potrzebę powrotu do domu. Teraz, będąc już w  Stainsby,
czuła, że jej świat znów jest piękny. Popatrzyła na najdroższą buzię
swojego maluszka pogrążonego we śnie. Otrzymała wielkie
błogosławieństwo w osobach cudownego męża i dziecka.
Pocałowała Teddy’ego w  główkę i  niechętnie oddała go niani, która
miała położyć go spać. Mogła teraz zejść na dół i  sprawdzić, czy Molly
skończyła lekcje. Gdy lord przyjął Hannah do rodziny, ustalili, że Molly nie
musi pracować, lecz powinna zająć się nauką. Edward okazał się bardzo
pomocny w wyszukiwaniu dla niej guwernantki.
Nolan wszedł do sypialni w chwili, gdy Hannah kończyła upinać włosy.
– Nasz synek jest chyba bardzo zadowolony. – Pocałował ją w policzek.
– Zajrzałem do niego po drodze.
– Lubi mieć pełny brzuszek – zaśmiała się Hannah.
Nolan objął ją w talii.
–  Tak jak tatuś. Chociaż chciałbym zaspokoić jeszcze inny apetyt. –
Dotknął ustami jej szyi za uchem.
Drgnęła.
– Wszystko w swoim czasie, kochany. Musisz jeszcze zaczekać.
Odwrócił ją do siebie i mrugnął.
– Przynajmniej wolno się całować.
– Jak najbardziej – szepnęła, a gdy dotknął ustami jej warg, serce omal
nie wyskoczyło jej z  piersi. Uwielbiała rolę matki, ale bardzo tęskniła za
miłością męża.
Aby nie igrać z ogniem, wyswobodziła się z objęć Nolana.
– Kiedy Edward wyjeżdża do Londynu?
–  Nie jestem pewien. Bardzo długo nie było go w  Stainsby, najpierw
musi pozałatwiać sprawy na miejscu. – Nolan zmarszczył brwi. – A skoro
już mowa o  Londynie, miałem nadzieję, że Evelyn i  Victoria przyjadą
obejrzeć bratanka.
–  Niektórzy nie lubią podróżować zimą, nawet pociągiem. – Hannah
położyła mężowi rękę na ramieniu, pragnąc ukoić jego wątpliwości
związane z  rodzeństwem. – Jestem pewna, że narodziny Teddy’ego scalą
rodzinę. Spójrz tylko, jak zmienił się twój ojciec.
–  Masz rację – zaśmiał się. – Nigdy nie widziałem mężczyzny tak
oczarowanego wnukiem.
–  Teddy zrobi podobne wrażenie na swoich ciotkach, kiedy tylko się
poznają. – Pocałowała Nolana w  policzek i  podeszła do toaletki po
chusteczkę. Teraz, po urodzeniu dziecka, wciąż potrzebowała świeżych. –
Jak Teddy troszkę podrośnie, pojedziemy do Londynu i odwiedzimy twoje
siostry. No i będą przecież chrzciny. Na pewno przyjadą, jeśli je zaprosisz.
–  Oczywiście. Będzie mnóstwo okazji, by zdobyć ich sympatię. –
Uśmiechnął się. – A  nawet jeśli mój urok nie pomoże, na pewno się nie
oprą tobie i naszemu synkowi.
Hannah roześmiała się, pewna, że Bóg wysłuchał jej ostatniej modlitwy
i  rodzina Fairchildów zostanie w  końcu uzdrowiona, złączona miłością
i wzajemnym szacunkiem.

Jakiś czas później Nolan ruszył w  kierunku stajni i  mimo śniegu


z  deszczem padających z  zachmurzonego nieba podniósł oczy w  górę
z wyrazami najwyższej wdzięczności. Nie wyobrażał sobie nigdy, że będzie
tak szczęśliwy i że znajdzie w końcu swoje miejsce na świecie. Znowu był
w  domu, z  żoną i  nowo narodzonym dzieckiem. Mimo że jego relacja
z  ojcem nie była idealna, Edward w  ciągu ostatnich tygodni poczynił
ogromne postępy i przyjął Hannah do rodziny. Narodziny wnuka w dużym
stopniu scementowały tę więź. Nadanie dziecku imienia po dziadku też
było świetnym pomysłem.
Nolan wszedł do boksu Kinga, dał mu jabłko, które przyniósł ze
spiżarni, i  ruszył w  stronę domu Berta. Od dwóch dni przebywał
w  Stainsby, ale musiał dopilnować spraw związanych z  majątkiem i  nie
miał ani chwili czasu, by zajrzeć do kuźni lub do stajni. Jednak teraz, gdy
Edward wyjechał do Derby w  jakichś osobistych sprawach, a  Hannah
spędzała czas z  Molly, mógł wreszcie odwiedzić starego przyjaciela
i sprawdzić, jak mu się wiedzie.
Zapukał i Franny McTeague natychmiast otworzyła mu drzwi.
–  Panicz Nolan, proszę, proszę wejść – zaprosiła z  promiennym
uśmiechem, co od razu złagodziło jego niepokój.
Jeśli Franny się uśmiechała, znaczyło to na pewno, że Bert czuje się
dobrze.
– Bert bardzo chętnie się z tobą spotka. Pewnie masz wspaniałe nowiny.
– Tak, mamy syna.
–  Och, gratuluję, mój chłopcze! – Tubalny głos Berta odbił się echem
od ścian domku, gdy mężczyzna wyłonił się z  pokoju. – Wiedziałem, że
odzyskasz rozum i poprosisz żonę o przebaczenie.
–  Nie tylko. Nawet odnowiliśmy przysięgę – odparł z  uśmiechem
Nolan.
Usiedli przy piecu, a Franny podeszła do kuchni.
– Widzę, że czujesz się lepiej. – Młody mężczyzna zerknął na bandaże,
które wciąż pokrywały częściowo ręce Berta.
– Tak, ale nie będę mógł pracować jeszcze parę tygodni.
–  Cieszę się jednak, że powoli wracasz do zdrowia. I  chcę ci
podziękować za radę. Zanim ją przyjąłem, minęło trochę czasu, ale myślę,
że w końcu znalazłem się na ścieżce, którą wyznaczył mi Bóg.
Bert skinął poważnie głową.
–  Czasem musimy usłyszeć od Boga tę samą wiadomość podaną na
różne sposoby, zanim do nas dotrze.
– Zwłaszcza jeśli ktoś jest tak uparty jak ja. – Nolan znów się zaśmiał
i  po raz kolejny poczuł niezwykłą lekkość serca, której nie mógł się
nadziwić.
– Ma pan ochotę na gulasz, paniczu? – spytała Franny. – Skończyliśmy
posiłek tuż przed pańskim przybyciem.
– Dziękuję, ale ja też już jadłem. Chętnie napiję się jednak herbaty, o ile
to możliwe.
– Tego w tym domu akurat nigdy nie brakowało. Już zaparzyłam.
Postawiła przed nim parujący kubek, po czym nalała mężowi świeżej
herbaty.
– Jak ci się układają stosunki z ojcem? – spytał Bert, mieszając napar. –
Pogodziłeś się ze swoją nową sytuacją życiową?
–  Chyba tak. Między mną i  Edwardem nie jest idealnie, ale on
przynajmniej rozumie, że Hannah będzie zawsze częścią mojego życia.
Oczywiście narodziny wnuka miały duży wpływ na jego nastawienie.
– Tak, pewnie pęka z radości?
– Masz rację. Nigdy nie widziałem, żeby mężczyzna tak kochał wnuka.
– Nolan upił spory łyk herbaty. – Chcę ci powiedzieć, że nie zapomniałem
o  naszej rozmowie w  kuźni. Jak wszystko się ułoży, zamierzam poprosić
Edwarda o  podwyższenie pensji pracowników i  utworzenie systemu
emerytalnego dla najstarszych. A potem pomyślę o dzierżawcach.
Bert popatrzył na niego z zadowoleniem.
–  Już sama świadomość, że jesteś po mojej stronie, wiele dla mnie
znaczy.
Przerwało im nagłe pukanie do drzwi.
– A kto to może być? – Franny zmarszczyła czoło i poszła otworzyć.
– Jest tutaj Nolan? Muszę z nim natychmiast porozmawiać.
Nolan podniósł się z krzesła.
– Molly? Skąd wiedziałaś, jak mnie znaleźć?
– Hannah mnie przysłała. – Na jej bladej twarzy malował się strach. –
Chodź szybko, dziecko zniknęło! Hannah odchodzi od zmysłów!
Przeszył go przeraźliwy strach, ale chciał za wszelką cenę zachować
spokój.
– Na pewno nic się nie stało. Przecież zabrała go niania.
Molly pokręciła głową, w oczach miała łzy.
– Niania mówi, że zostawiła Teddy’ego w pokoju na parę minut, a kiedy
wróciła, już go nie było. – Podała Nolanowi zmięty kawałek papieru. –
Znalazła to w łóżeczku.
Jeśli chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć syna, parobku, przyjedź wieczorem
do stróżówki majątku Wexford. Nie zawiadamiaj policji. I przyjedź sam, bo
dziecko zginie.
Słowa rozmazały mu się przed oczami, gdy zrozumiał ich złowieszcze
znaczenie. Ktoś porwał mu syna!
ROZDZIAŁ
35

K olana bolały ją od klęczenia na podłodze w  sypialni,


gdzie odmawiała rozpaczliwe modlitwy, oczy miała
zapuchnięte od płaczu, tak bardzo, że ledwo mogła je
otworzyć. Nie docierała do niej jeszcze w pełni potworność sytuacji.
Ktoś porwał jej maleństwo. Jak mogła zostawić je niani, która
najwyraźniej nie okazała się tak troskliwa i skrupulatna, jak byłaby rodzona
matka? I  jak Bóg mógł na to pozwolić po tym wszystkim, co Hannah
przeszła, aby urodzić to dziecko?
Ścisnęła ręce tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w skórę.
Ciężar piersi wskazywał wyraźnie na to, że synek jest już głodny...
Głodny, a ona nie mogła go nakarmić. Na pewno płakał i tęsknił za nią.
Boże, jak ja to zniosę?
Zdusiła szloch, nie bacząc na to, że ktoś otworzył drzwi. Jeśli wrócili
porywacze, mogli zabić i ją, a bez Teddy’ego nie chciała żyć.
– Hannah. – Nolan podniósł ją z podłogi i przytulił.
Chwyciła go za koszulę, drżąc na całym ciele.
– Zabrali go. Zabrali naszego synka.
Uścisnął ją mocniej.
– Nie na długo. Sprowadzę go z powrotem, obiecuję.
– Chcesz zrobić, co każą?
– Tak, ale musiałem się najpierw zobaczyć z tobą.
Wyprostowała plecy i z trudem zaczerpnęła powietrza, by powstrzymać
drżenie. Miała teraz przed sobą cel i odzyskała siły.
– Idę z tobą. – Sięgnęła po szal w nogach łóżka.
Nolan położył jej rękę na dłoni i odwrócił ją do siebie.
– Nie, kochanie. Pójdę sam. Nie narażę cię na takie niebezpieczeństwo.
– Nie mogę tu zostać i nic nie robić.
– Musisz... – Odsunął jej włosy z policzka. – Przysięgam na wszystko,
nie zawiodę cię. Znajdę Teddy’ego i sprowadzę go do domu.
Hannah spojrzała mu w  twarz, na której malowała się determinacja,
i skinęła głową.
–  Dobrze, Nolanie. Ufam, że mogę ci powierzyć swoje życie. I  życie
naszego synka.
Przycisnął usta do jej chłodnych warg, podszedł do komody, otworzył
szufladę i wyjął z niej pistolet.
Aż się wzdrygnęła. Od kiedy Nolan trzymał tu broń?
– Uważaj na siebie – szepnęła. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby coś
się stało również jej mężowi.
– Obiecuję. Zostań z Molly. Jeżeli przyjedzie mój ojciec, powiedz mu,
co się stało. Wrócę najszybciej, jak się da. – Popatrzył jej w oczy i wyszedł
z pokoju.

Tłumiąc złość, Edward wszedł do głównego holu i zdjął kapelusz oraz


rękawiczki. Palce i  policzki miał wciąż zmarznięte od wiatru i  mokrego
śniegu, jakie towarzyszyły mu nieustannie w drodze z Derby.
– Dobson! – warknął, uwalniając się z płaszcza.
Gdzie się podziewał ten człowiek, kiedy był najbardziej potrzebny?
Gdyby Edward chciał być do końca uczciwy, musiałby przyznać, że nie
tylko paskudna pogoda popsuła mu humor. Wpadł w ponury nastrój, gdyż
tęsknił za Iris. Czy naprawdę wyjechali z Hartford dopiero parę dni temu?
Odnosił wrażenie, że minęły lata. A  bez niej znów zmienił się w  mruka,
jakim był wcześniej.
Powrócił myślami do ich rozstania. Gdy ujął jej dłoń, zaskoczył go
przypływ gwałtownych uczuć – zwłaszcza żal, że musi opuścić kobietę
równie ważną w jego życiu jak oddychanie.
– Przykro mi, że musisz wyjechać – powiedziała. – Dobrze się bawiłam
w twoim towarzystwie.
– Ja w twoim też. Nawet sobie nie wyobrażasz jak. – Podniósł jej rękę
do ust. – Mam nadzieję, że wkrótce nas odwiedzisz.
Uśmiechnęła się, a na jej policzki wystąpiły rumieńce.
– Teraz, gdy masz już wnuka, na pewno szybko byś się zmęczył moimi
wizytami.
–  Mocno w  to wątpię. – Edward złożył na jej ustach długi pocałunek,
żałując, że nie może opóźnić wyjazdu ani namówić Iris na dłuższy pobyt
w Stainsby. – Tymczasem życzę ci zdrowia.
– Z Bogiem, Edwardzie. Będziesz w moich myślach i modlitwie. – Jej
oczy błyszczały, gdy to mówiła.
Teraz, kiedy się skupił, wciąż czuł ciepło jej pocałunku. Czy mógł mieć
nadzieję, że i ona żywi wobec niego tak silne uczucia?
– Jestem, panie. – Dobson szybkim krokiem wszedł do holu.
– Czas najwyższy! Chcę się zaraz napić kawy w gabinecie.
– Obawiam się, mój panie, że wynikła pewna sytuacja, o jakiej muszę
pana najpierw powiadomić...
– Czy to nie może chwilę zaczekać?
– Nie, mój panie.
Edward, który ruszył już do gabinetu, zatrzymał się w  pół kroku.
Popatrzył na Dobsona, dostrzegając jego ściągniętą twarz. Kamienny
spokój kamerdynera gdzieś się ulotnił, mężczyzna był wyraźnie
zdenerwowany.
– Stało się coś strasznego, mój panie... Nie wiem, jak...
Ze schodów dobiegł odgłos szybkich kroków. Do holu wpadł Nolan
i  bez słowa chwycił płaszcz z  wieszaka, patrząc przed siebie
nieprzytomnym wzrokiem.
– Co się dzieje? – spytał Edward.
Nie było go tylko parę godzin. Jak to możliwe, że tymczasem cały dom
pogrążył się w chaosie?
Nolan rzucił zrozpaczone spojrzenie na ojca, wkładając buty.
– Ktoś zabrał Teddy’ego. Mam się z nim spotkać w Wexford, zostawił
list.
Krew odpłynęła Edwardowi z twarzy. Otworzył szeroko usta, po czym
znowu je zamknął.
– Porwanie?
– Na to wygląda.
Lord poczuł w żołądku zimną kulę wściekłości.
– Ile żąda?
– Nie pisze o okupie. – Nolan rzucił mu zmiętą karteczkę.
Edward przebiegł wzrokiem tekst.
– Jadę z tobą, ale na wszelki wypadek powinniśmy zabrać gotówkę. –
Odwrócił się i ruszył do gabinetu.
Nolan pospieszył za nim.
–  Zamknij drzwi. – Gdy syn wykonał polecenie, Edward wskazał sejf
stojący w rogu za biurkiem. – Myślę, że to dobry moment, żeby ci pokazać,
gdzie trzymam całkiem sporo pieniędzy na nagłe potrzeby.
Wyjął klucz z szuflady w biurku i otworzył drzwiczki. Sięgnął w głąb,
chwycił kilka plików banknotów i  zatrzasnął sejf. Zaniósł pieniądze na
biurko, wyjął skórzaną teczkę i zaczął w niej upychać okup.
Nolan patrzył na niego w milczeniu rozszerzonymi oczami.
– Nie możesz jechać ze mną. Czytałeś wiadomość.
–  Chyba nie oczekujesz, że będę tu siedział i  nic nie robił, podczas
gdy...
–  Oczekuję, że będziesz chronił moją żonę i  Molly, w  razie gdyby
wrócili.
Edward zamknął teczkę na zamek i wyjął pistolet z szuflady.
– Nie bądź głupi, samotna wyprawa do Wexford to samobójstwo.
–  Kilku parobków schowa się w  lasku niedaleko stróżówki, w  razie
potrzeby będę miał pomoc.
– Myślisz, że przydadzą ci się bardziej niż ja?
Edwarda ogarnął żal. Dlaczego jego syn nie chciał od niego pomocy?
Nolan podszedł do niego bliżej.
–  Tylko tobie mogę powierzyć bezpieczeństwo Hannah. Zaopiekujesz
się nią?
Gardło Edwarda ścisnęły niewypowiedziane uczucia. Popatrzył w twarz
syna i oprócz niepokoju dostrzegł w niej całkowitą ufność.
– Dobrze.
– Dziękuję.
– Proszę, weź pistolet.
–  Mam ten, który mi dałeś, tego możesz potrzebować tutaj. – Nolan
spojrzał w okno. – Muszę ruszać, jeśli mam zdążyć przed zmierzchem. Nie
wiem, ile to czasu zajmie.
Edward zdusił strach, który mu ścisnął serce. To mogło być jego
ostatnie spotkanie z synem. Wręczył mu teczkę.
–  Uważaj, synu. Sprowadź swojego malca do domu. – Przyciągnął
Nolana do siebie i poklepał go po plecach.
Młody mężczyzna odchrząknął głośno.
– Wrócę z Teddym tak szybko, jak się da. – Przerwał na chwilę. – Daj
mi godzinę, a  potem zawiadom władze. O  tej porze to, czy na miejscu
pojawi się policja, już nie będzie miało znaczenia.
Kiedy Nolan wyszedł, Edward ruszył na górę poszukać Hannah i Molly.
Obie kobiety były zrozpaczone i miały zapuchnięte oczy. Przekonał je, by
zeszły na parter, gdyż tam mógł czuwać nad ich bezpieczeństwem. Teraz
siostry siedziały przytulone na sofie, wpatrzone w Edwarda, jakby on znał
odpowiedź na dręczące ich pytania.
Postanowił, że gdy wszystko się unormuje, natychmiast zwolni nianię,
która zostawiła Teddy’ego bez opieki. Wiedział, że zachowuje się
irracjonalnie, ale musiał kogoś obwinić za stratę wnuka.
Jakże pragnął teraz kojącej obecności Iris. Ona by wiedziała, co robić,
co powiedzieć, aby pocieszyć dziewczęta. On tylko mruczał jakieś
uspokajające słówka i  przechadzał się przed kominkiem, patrząc, jak
stojący na nim zegar wskazuje mijające minuty.
Kiedy pokojówka wróciła z  kawą, poczuł, że nie da rady jej wypić.
Zamiast tego przeprosił i  poszedł do gabinetu, aby napisać wiadomość do
konstabla. Zamierzał dać ją jednemu ze służących do pilnego dostarczenia
i modlić się, by policja zachowała niezbędną dyskrecję. Gdyby porywacze
odkryli jej obecność, nie wiadomo, co mogłoby się zdarzyć.
Podczas pisania zatrzęsła mu się ręką i  rozmazał atrament. Musiał
zacząć jeszcze raz.
W holu rozległy się szybkie kroki. Przez krótki moment Edward łudził
się, że wrócił Nolan, chociaż wiedział, że to niemożliwe. W chwilę później
przez otwarte drzwi do pokoju wpadł nieznany mu chłopiec. Na jego
czapce i kurtce lśniły płatki śniegu.
– Mój panie... – wysapał, oddychając z trudem.
Lord podskoczył i  wybiegł zza biurka w  chwili, gdy zjawił się
zagniewany Dobson.
– Przepraszam. Wymknął mi się.
Chłopiec wyciągnął rękę, w której trzymał kopertę.
– Pilna wiadomość, mój panie. Od lady Evelyn.
Edward wziął kopertę i popatrzył na chłopca.
– Ty jesteś Langley... pracujesz w naszej londyńskiej rezydencji.
–  Tak jest, mój panie... Wczoraj wieczorem przyjechała lady Evelyn,
bardzo podenerwowana. Dała mi ten liścik i kazała go dostarczyć panu do
rąk własnych, nikomu innemu. Od tamtej pory jechałem tutaj, dwa razy
zmieniałem konie.
–  Dobson, zabierz chłopca na dół, daj mu coś ciepłego do picia i  do
jedzenia. I dopilnuj, żeby zajęli się jego koniem.
– Tak jest, mój panie. – Dobson wyprowadził Langleya z pokoju.
Edward opadł na jeden z foteli. Drżącymi rękami złamał pieczęć i wyjął
liścik skreślony ręką jego córki. Objął wzrokiem jego treść, z  trudem
próbując zrozumieć, co właściwie czyta, aż rzuciła mu się w  oczy jedna
linijka:
Ojcze, nie masz czasu do stracenia. Życie Nolana jest
w niebezpieczeństwie.

Nolan wjechał na grzbiecie Kinga na szczyt wzgórza, skąd rozciągał się


widok na Wexford, i poklepał kieszeń płaszcza, w której schował pistolet.
Kiedy Edward nalegał, by trzymał broń w sypialni, twierdząc, że człowiek
o  jego statusie nie może przesadzić z  ostrożnością, Nolan wyśmiał te
absurdalne obawy. Potem jednak przypomniał sobie groźby Bellowsa
i uznał, że ojciec ma rację. Teraz fakt, że miał przy sobie broń, dodawał mu
odwagi. Teczka z  pieniędzmi również. Gdyby porywacze zażądali okupu,
chętnie dałby im wszystko, co dostał od Edwarda. Jednak coś mu mówiło,
że ta sprawa nie ma związku z pieniędzmi, tylko z pogróżkami, które ktoś
mu wysyłał wcześniej.
Jakby wyczuwając niepokój pana, King zarżał głośno i  potrząsnął
głową.
– Spokojnie, jeszcze kawałek drogi przed nami.
Cmoknął i pokierował konia w dół wzgórza, przekraczając tym samym
granicę posiadłości Wexford. Choć w  zasadzie byli sąsiadami, ich tereny
rozdzielały całe akry lasów. Jak głosiła plotka, książę nigdy nie bywał
w  swoim wiejskim majątku i  sądząc z  wyglądu domu w  dolinie, była to
chyba prawda. Zniszczony, zaniedbany dom wołał o  remont, jak zatem
wyglądała stróżówka? Wkrótce miał się dowiedzieć.
Ręce miał mokre od potu, gdy wjeżdżał na równinę. Jechał pod osłoną
drzew, by nie znaleźć się w  polu widzenia. Przyjechał sam, tak jak mu
kazano, ale to nie znaczyło, że nie zamierzał zachować ostrożności
i  pokonać tych bandytów, kimkolwiek byli. Sądził, że za porwaniem stoi
Bellows. A  jeśli tak było, musiał zrobić wszystko, by ten łotr do końca
życia nie wyszedł z więzienia.
Bert chciał z  nim jechać, jednak Nolan i  Franny przekonali go
wspólnymi siłami, że z  niesprawnymi rękami na niewiele się przyda.
Ustąpił, kiedy tylko się dowiedział, że Mickey i  Will zaczają się w  lesie.
Świadomość ich obecności sprawiała, że Nolan czuł się pewniej.
Gdy jego oczom ukazały się tyły stróżówki, ściągnął wodze. Wygląd
domu świadczył wyraźnie o tym, że od lat nikt w nim nie mieszka.
Ześliznął się z  siodła i  zawiązał luźno wodze na gałęzi, aby w  razie
potrzeby szybko wskoczyć na Kinga i  odjechać, a  jednocześnie na tyle
daleko, by rżenie nie zdradziło jego obecności.
Gdy przemykał się brzegiem lasu, a  jego kroki tłumił śnieg, wzniósł
cichą modlitwę: Boże, bądź ze mną w godzinie próby. Prowadź moje kroki
i  spraw, abym przywiózł naszego syna bezpiecznie do domu. Pomogłeś
Dawidowi walczyć z Goliatem i zwyciężyć. Proszę, pomóż mi stawić czoła
temu nieznanemu przeciwnikowi.
Zaszedł na tyły stróżówki i  zatrzymał się, aby usłyszeć, czy dochodzą
z niej jakieś dźwięki. Był tak spocony ze zdenerwowania, że koszula kleiła
mu się do pleców. Z domu dochodził płacz dziecka. Nolanowi ścisnęło się
serce i  z  trudem powstrzymał chęć, by wtargnąć do budynku, chwycić
synka i  uciec. Musiał być jednak na tyle mądry, żeby przechytrzyć
przestępców.
Podszedł do niewielkiego okienka i  zajrzał do kuchni. Żadnych oznak
życia. Zawrócił i obszedł budynek naokoło. Co teraz? Miał zapukać?
Zanim zdążył zdecydować, jaki będzie jego następny ruch, zimny dotyk
metalu na szyi sprawił, że wyprostował się jak struna, a serce zaczęło mu
bić jak młotem.
– Żadnych gwałtownych ruchów, bo nigdy nie ujrzysz dziecka.
Poczuł ucisk w  żołądku, krew uderzyła mu do głowy. Z  najwyższym
wysiłkiem powstrzymał chęć, by uderzyć napastnika. Zamiast tego uniósł
jednak ręce w geście poddania i czekał na kolejne instrukcje, skupiając się
na własnym oddechu. Musiał zachować spokój. Od tego zależało życie
Teddy’ego.
Mężczyzna poklepał kieszeń Nolana i  zabrał mu pistolet, mruknął coś
pod nosem i  rzucił broń w  krzaki. Mruknięciu towarzyszyło pchnięcie
w bok.
Nolan potknął się, odzyskał równowagę i podszedł do drzwi.
–  Otwórz! – Wymuszona chrypa w  głosie zbira uniemożliwiała jego
rozpoznanie.
Czy to mógł być Bellows? Nie widząc twarzy, Nolan nie mógł być tego
pewien. Sięgnął do zasuwki, pchnął drzwi i  wszedł ostrożnie do wąskiej
sieni. Płacz synka stawał się coraz głośniejszy. Nolan miał serce w gardle,
jego dziecko łkało rozpaczliwie z  tęsknoty za matką. Z  trudem przełknął
ślinę i  rozejrzał się, szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby służyć
za broń.
– Czego chcesz? – zapytał przez zęby.
– Zobaczysz.
Popychany przez porywacza, przeszedł sień i znalazł się w izbie.
Lata zaniedbania spowiły meble białym pyłem. Nolan szukał wzrokiem
innych ludzi, ale pokój był pusty. Na podłodze obok kominka leżało
zawiniątko, które płakało i kopało.
Teddy! Nolan zacisnął szczęki i odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz
ze swoim prześladowcą.
Patrzył na niego niechlujny mężczyzna w  ciemnym ubraniu, z  czarną
chustką zawiązaną na twarzy. Nie przypominał już lokaja, który kiedyś
pracował w Stainsby, ale pałających nienawiścią oczu nie dał rady ukryć.
– Bellows, jak widzę. – Nolan wyprostował plecy. – Zapomniałeś podać
wysokość okupu. Ile chcesz, żeby zniknąć raz na zawsze? – Choć zdobył
się na zuchwały ton, pot ściekał mu po plecach ze strachu.
– Nie o to tu chodzi – prychnął Bellows.
– To o co? Chcesz, żebym umarł? Dlaczego w takim razie sprowadziłeś
mnie tutaj i wciągnąłeś w to wszystko mojego syna?
– Nie ja pragnę twojej śmierci, chociaż też bym nie miał nic przeciwko.
– Wycelował pistolet w  Nolana. – Nawet nie jesteś ciekaw, kto mnie
wynajął?
Nolan poczuł, że ma węzeł zamiast żołądka. Wchodziło zatem w  grę
coś znacznie groźniejszego niż zemsta byłego lokaja.
– Kto?
Teddy zapłakał żałośnie.
– Jeden z twoich krewnych. Ten, co nie cieszy się zbytnio na myśl, że
jakiś sługa odbierze mu tytuł. – Bellows uśmiechnął się złowrogo. – Tak.
Mąż twojej siostry chce, żebym was zabił. Ciebie i twojego syna.
ROZDZIAŁ
36

E dward nigdy tak szybko nie jechał konno. Ani też nie
błagał tak gorąco Stwórcy o  pomoc. Nie chciał sobie
wyobrażać, co może się dziać w Wexford. Prosił tylko Boga,
by pozwolił mu ocalić Nolana i wnuka.
List Evelyn wyjaśniał, w  jaki sposób kobieta się dowiedziała
o zbrodniczym planie męża, który chciał zapewnić sobie tytuł. Podsłuchała
jego rozmowę z  jednym z  kompanów, któremu się zwierzył, że wynajął
zbira, by ten zamordował Nolana i  jego syna. Wszyscy mieli myśleć, że
podczas przekazywania okupu coś poszło nie tak, a Orville zostałby w tej
sytuacji jedynym dziedzicem Stainsby. Gdy tylko było to możliwe, Evelyn
uciekła do rezydencji Fairchild i napisała szybko list do ojca.
Edward nie mógł uwierzyć, że tak źle ocenił Orville’a. Wiedział, że to
leń, obibok uzależniony od alkoholu i hazardu. Ale morderstwo? Nigdy by
nie pomyślał, że syn Hugh byłby zdolny do takiej zdrady.
Napędzany nieopisaną wściekłością Edward rozkazał jednemu ze
służących, by pojechał do Derby i  sprowadził konstabla, a  sam ruszył do
stajni po konia. Chciał zrobić wszystko, co można, aby ocalić wnuka
i Nolana.
Teraz mięśnie bolały go od wysiłku, ale nie zwalniał. Wreszcie jego
oczom ukazała się posiadłość Wexford. Popędził konia i  pognał dalej, aż
w końcu zobaczył stróżówkę.
Zsiadł, by ostatni odcinek przejść na piechotę i  zaskoczyć wroga. Nie
zwracając uwagi na mokry śnieg na drodze, ruszył w  stronę budynku. Im
bliżej się znajdował, tym mocniej biło mu serce.
Proszę, miłosierny Boże, oszczędź mojego syna i  zachowaj przy życiu
wnuka.
Zatrzymał się przy krzakach nieopodal wejścia i  pomyślał o  Iris.
W  razie gdyby sytuacja przybrała niepomyślny obrót, już więcej jej nie
zobaczy. Poczuł przypływ żalu – żalu, że nigdy nie znalazł w sobie odwagi,
by wyznać jej swoje przywiązanie. Poza paroma skradzionymi pocałunkami
nigdy nie uzewnętrznił swoich uczuć.
Wybacz, Iris. Jeśli jeszcze się kiedyś spotkamy, naprawię ten błąd.

Nolan odsunął się od dziecka, które tymczasem ucichło. Modlił się, by


Teddy’emu nic nie dolegało, ale ta cisza miała swoje zalety. Musiał
wykorzystać jakiś moment nieuwagi porywacza i odebrać mu broń, zanim
ten łotr zrobi z niej użytek.
– Jak długo pracujesz dla Orville’a?
Bellows zdjął chustkę z twarzy.
–  Odkąd zostałeś dziedzicem. Szpiegowałem cię i  zostawiałem listy
z  pogróżkami, a  on mi za to płacił. To znaczy do czasu, kiedy nie
poszedłem do więzienia. Potem wynajął pewnie kogoś innego. – Otarł
rękawem usta. – Gdybyś poszedł po rozum do głowy i robił, co ci kazano,
można by było tego uniknąć. – W  paciorkowatych oczach mężczyzny
błysnął strach.
– Słuchaj, Bellows. Mam pieniądze. Dużo pieniędzy. Dam ci wszystko,
jeżeli natychmiast stąd odejdziesz. Znikaj i nie wracaj.
Zbir popatrzył na Nolana spod przymrużonych powiek.
– Ile tego jest?
– To pokaźna suma. – Zdjął torbę z ramienia.
Bellows chciał ją chwycić, ale cofnął rękę.
– Myślisz, że jestem głupi? – Porywacz odbezpieczył pistolet i wyrwał
torbę. – Potraktuję to jako miły dodatek.
Nolan zrozumiał, że się przeliczył, i  poczuł przyspieszone bicie serca.
Musiał cały czas rozmawiać z  Bellowsem, odwracać jego uwagę.
Zaapelować o współczucie dla Hannah i syna.
– Słuchaj, wiem, że nigdy mnie nie lubiłeś, ale chyba nie posuniesz się
do zabicia arystokraty i jego dziecka. Powieszą cię za to.
Na zmarszczone czoło mężczyzny wystąpiły krople potu.
Nolan przesunął się w kierunku Teddy’ego.
–  Pomyśl, co przeżywa Hannah. Omal nie postradała zmysłów
z  rozpaczy. Wiem, że nie chciałeś jej skrzywdzić. – Zrobił kolejny mały
krok. – Jeśli oddasz Teddy’ego matce całego i  zdrowego, zrobię, co
zechcesz.
Ale Bellows jedynie prychnął pogardliwie.
– Zamknij się już! Tylko ja wyjdę stąd żywy.
Wycelował pistolet w Teddy’ego i jego ręka lekko zadrżała.
Krew zastygła w  żyłach Nolana, przeszedł go lodowaty dreszcz.
W  przypływie rozpaczy skoczył na Bellowsa i  uderzył go w  rękę. Zbir
wytrzeszczył oczy ze zdumienia, ale nie wypuścił broni. Nolan odepchnął
go od synka i  obaj upadli z  głuchym łoskotem na podłogę, Bellows
wylądował na górze, na piersi Nolana.
Pistolet wypalił i chłopak poczuł palący ból w boku. Nie zwrócił jednak
na to uwagi i  chwycił dłoń mężczyzny, chcąc wyrwać mu broń. Teddy
krzyczał wniebogłosy, co jeszcze bardziej obezwładniało Nolana. Czuł, że
słabnie, i ogarnęła go rozpacz.
Boże, pomóż mi, błagam.
Resztkami sił zrzucił z  siebie Bellowsa. Potoczyli się po podłodze,
wzbijając kurz, w  zamieszaniu pistolet wypadł porywaczowi z  ręki, ale
udało mu się go podnieść i skierować na Nolana.
– Tym razem nie wygrasz, parobku.
W chatce rozbrzmiał huk wystrzału. W chmurze dymu Nolan dostrzegł
szeroko otwarte oczy Bellowsa. Porywacz zgiął się wpół i upadł twarzą na
ziemię.
Nolan spróbował się podnieść. Co się stało? Patrzył z przerażeniem na
nieruchomą postać. A  potem zobaczył mężczyznę, który stał nad nim
z dymiącym pistoletem w ręce.
–  Ojciec... Dzięki Bogu. – Czuł, że rozluźniają mu się mięśnie, chciał
zaczerpnąć powietrza, ale płuca odmawiały współpracy.
Rozległ się tupot i  do środka wpadł Mickey z  Willem dokładnie
w  chwili, gdy Edward trącał butem ciało Bellowsa. Krew przesiąkła już
przez płaszcz zabitego porywacza.
Teddy krzyczał coraz głośniej. Nolan podczołgał się do synka.
Drżącymi rękami odsunął kocyk i  popatrzył na maleńką twarzyczkę
zapuchniętą od płaczu.
–  Wszystko dobrze, synku. Tatuś jest tutaj. – Chciał wstać, ale ból
w boku przenikał go na wylot. Z czoła kapał pot.
– Nolanie, jesteś ranny! – Edward schował pistolet do kieszeni i rzucił
się w jego kierunku.
Nolan zamrugał. Pokój tańczył mu przed oczami jak obrazy
w kalejdoskopie. Podsunął dziecko ojcu.
–  Zanieś Teddy’ego do Hannah. Ona musi wiedzieć, że dotrzymałem
obietnicy.
Runął na podłogę. Przycisnął rękę do boku i  poczuł na dłoni gorącą,
lepką ciecz.
– Trzymaj się, synu, wszystko będzie dobrze.
Nolanowi pociemniało przed oczyma i pomyślał, że ojciec się myli.
– Powiedz Hannah, że ją kocham – szepnął. – Najbardziej na świecie.
ROZDZIAŁ
37

H annah pokręciła głową, widząc, że pani Bridges stawia


przed nią kubek z bulionem.
– Pij, kwiatuszku. Tylko parę łyczków. Musisz mieć siłę,
jak wróci twój synek.
Patrząc tępo przed siebie oczyma, które wypłakały wszystkie łzy,
Hannah uniosła naczynie do ust. Edna miała rację. Musiała myśleć
o Teddym. I wierzyć, że wróci do domu.
– Dobrze, jeszcze troszkę. – Pani Bridges odebrała kubek, który podała
jej młoda kobieta. – Musimy wierzyć. Pan Bóg zwycięży tego, kto zrobił
taką straszną rzecz.
– Czy na pewno? Skąd mamy to wiedzieć?
Hannah nie mogła znieść faktu, że w  tym kryzysowym momencie
zaczyna tracić ufność. Czy Bóg na pewno jej pomoże? Czy wyczuje
wątpliwości? Gdyby tylko mogła sięgnąć do najgłębszych zakamarków
wiary... Wybacz mi, Boże. Pomóż mi być silną. Obdarz mnie swoją tarczą,
abym pokonała słabości.
W  myślach pobrzmiewał jej wciąż werset z  Biblii, który jej ojciec
cytował często w swoich kazaniach.
Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali [3].
– Dzięki ci, tato – szepnęła.
Była pewna, że to on przypomniał jej te słowa, gdy potrzebowała siły.
Nie zamierzała się poddawać, niezależnie od rozwoju wypadków.
Siedząca obok Molly uścisnęła rękę siostry, pocieszając ją bez słów.
Hannah odwzajemniła gest tak mocno, że aż pobielały jej knykcie.
Ciszę przerwał tupot nóg na kamiennej podłodze. Do kuchni wbiegła
jedna z pokojówek.
– Szybko, pani Price! Lord wrócił!
Hannah zerwała się z  krzesła, niepewna, kogo dziewczyna miała na
myśli, Nolana czy Edwarda. To jednak nie miało znaczenia, jeśli tylko
mogła się dowiedzieć czegoś o Teddym.
Błagam Cię, Boże, błagam – to były jedyne słowa, jakie przychodziły
jej na myśl. Pobiegła na górę na drżących nogach.
– Nolan?
Wpadła do saloniku i  na widok Edwarda przy kominku stanęła jak
wryta. Gdy się odwrócił, jej wzrok spoczął na zawiniątku w  jego
ramionach. Wydała okrzyk radości i podbiegła do teścia.
– Teddy!
Edward skinął głową, ale w  jego oczach kryła się jakaś
niewypowiedziana wiadomość. Dlaczego nie wydawał się szczęśliwy?
Podał jej zawiniątko. Odsunęła przykrycie i zobaczyła twarz synka. Ze
zduszonym okrzykiem przytuliła dziecko i opadła na sofę. Po jej policzkach
płynęły łzy, gdy okrywała pocałunkami buzię malucha. Kołysała się
z Teddym w ramionach, chłonąc jego niemowlęcy zapach. Dzięki Ci, Boże.
Dzięki.
Po kilku chwilach zdała sobie sprawę, że Edward się nie rusza, patrzy
tylko na nią smutnymi oczami. Przeszył ją lodowaty dreszcz. Gdzie był jej
mąż?
Uniosła pytający wzrok na lorda.
Edward pokręcił głową.
– Tak mi przykro, Hannah.
Zaparło jej dech w piersiach.
– Gdzie on jest? – spytała natarczywie. – Powiedz.
–  Nolan został postrzelony. – Lord położył jej rękę na ramieniu. – Na
miejscu pojawił się konstabl i kazał go zabrać do szpitala.
Szumiało jej w uszach, serce waliło jak młotem.
– Żyje?
– Jeszcze tak.
Powstrzymała szloch.
– Musisz mnie do niego zabrać.
Popatrzył na nią udręczonym wzrokiem, cierpiąc najwyraźniej tak samo
jak ona.
– Każę posłać po powóz. Spotkamy się na podjeździe.
Teddy zapłakał tak głośno, że omal nie pękło jej serce.
– Daj mi chwilę, nakarmię go.
–  Szpital to nie miejsce dla takiego dzieciątka. – Pani Bridges stała
w  holu z  Teddym na rękach, a  pokojówka pomagała Hannah włożyć
płaszcz.
– Dopiero go odzyskałam. Nie mogę go stracić z oczu.
Hannah zacisnęła szczęki. Chciała zabrać Teddy’ego do ojca i  nic nie
mogło jej przed tym powstrzymać. Nolan musiał wiedzieć, że oni oboje są
bezpieczni i  przyszli, by on mógł wyzdrowieć. A  Nolan musiał
wyzdrowieć, jeśli ona miała w tej sprawie coś do powiedzenia. Nie mogła
pozwolić, by ją teraz opuścił.
Wzięła synka z ramion pani Bridges i pocałowała ją w policzek.
– Módl się, droga Edno. Wrócimy tak szybko, jak się da.
Hannah nie miała pojęcia, jak długo się jedzie do Derby. Modliła się
i kołysała Teddy’ego przez całą drogę. Na szczęście po karmieniu dziecko
od razu zasnęło.
Na miejscu Edward pomógł jej wysiąść. Gdy stanęli przy okienku
rejestracji, zamienił kilka słów z kobietą z personelu i natychmiast zjawiła
się pielęgniarka, która poprowadziła ich korytarzem do izolatki Nolana.
–  Mogą państwo wchodzić pojedynczo – rzekła kobieta. – Pacjent
potrzebuje spokoju.
Gdy znikła z pola widzenia, Edward popatrzył na Hannah.
– Idź pierwsza. To ciebie chce zobaczyć.
Szacunek w jego oczach dodał jej sił.
– Dziękuję, ojcze.
Przytulając mocniej dziecko, weszła do słabo oświetlonego pokoju
i zbliżyła się do łóżka. Nolan leżał nieruchomo pod kołdrą, z twarzą białą
jak płótno.
Hannah przygryzła wargi i dotknęła delikatnymi palcami jego czoła.
– To my, Teddy i ja. Jesteśmy przy tobie. Czujemy się dobrze. A teraz ty
musisz wyzdrowieć i wrócić do nas do domu.
Nie odpowiadał. Nawet nie mrugnął powieką.
Hannah zdusiła lęk i przysunęła sobie krzesło bliżej łóżka. Zamierzała
siedzieć przy mężu tak długo, jak będzie trzeba.

Aby otworzyć oczy, musiał się przedrzeć przez gęstą mgłę. Zamrugał
i  zmrużył powieki, próbując się skoncentrować. Gdzie on się znajdował?
Poruszył się lekko i  poczuł przeszywający ból w  boku. Jęknął głośno
i wróciły wspomnienia.
– Teddy.
Chwycił metalową poręcz czegoś, co, jak szybko zrozumiał, było
szpitalnym łóżkiem, i spróbował się podnieść.
– Nolanie, leż spokojnie. Nie wolno ci się ruszać.
Znowu zamrugał i przed jego oczami stanęła żona.
– Hannah... Czy Teddy...?
– Wszystko w porządku. Jest tutaj ze mną. – Uniosła becik i odsunęła
kołderkę z twarzy synka. Dziecko spokojnie spało.
– Jesteś pewna, że nic mu nie jest?
– Czuje się znakomicie. Dzięki tobie. – W kąciku jej oka zakręciła się
łza. – Uratowałeś naszego synka, tak jak obiecałeś. – Przycisnęła usta do
czoła Nolana.
Poczuł, jak ogarnia go ulga. Hannah i Teddy byli bezpieczni. A on żył.
Chwała Panu!
Ciepłe palce ścisnęły jego rękę.
–  Doktor powiedział, że kula przeszła na wylot przez twój bok, nie
uszkadzając żadnych organów wewnętrznych. Wyzdrowiejesz.
Nolan był naprawdę szczęśliwy, ale musiał się dowiedzieć, czy
zagrożenie minęło całkowicie.
– Czy Bellows nie żyje? – Przypominał sobie jak przez mgłę człowieka
leżącego nieruchomo na podłodze stróżówki.
– Tak. – Zacisnęła usta w linijkę.
– A Orville? Evelyn? – spytał ochryple.
–  Evelyn jest bezpieczna, przebywa wraz z  Victorią u  Ophelii. Nie
chciała mieć nic wspólnego ze zbrodnią męża i  kiedy tylko poznała jego
plan, od razu zaalarmowała Edwarda i policję. Dzięki temu ojciec wiedział,
w jakim wielkim niebezpieczeństwie się znalazłeś. – Głos Hannah drżał. –
Dziękuję Bogu, że wysłał go do ciebie na czas.
Nolan skinął głową. Nigdy nie ucieszył się tak bardzo na czyjś widok,
jak wtedy, gdy zobaczył ojca.
– Policja aresztowała Orville’a – ciągnęła Hannah. – Będzie przebywał
w  więzieniu aż do procesu. Dzięki zeznaniom Evelyn zostanie tam na
dłużej.
Gdy wreszcie do niego dotarło, że wszystko naprawdę jest w porządku,
poczuł ogromną wdzięczność. Już nigdy nie będzie uważał żadnej chwili
spędzonej z  rodziną za coś, co mu jest dane raz na zawsze. Uniósł dłoń
i dotknął policzka żony.
– Dziękuję Bogu za to, że obdarował mnie tobą. Jesteś sercem mojego
życia. Bez ciebie nic się nie liczy. – Przyciągnął ją do siebie i  pocałował,
czując słony smak jej łez. – Od teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, chcę
wieść nudne życie w  Stainsby, cieszyć się naszym małżeństwem
i wychowywać syna.
Promienny uśmiech Hannah rozjaśnił ciemne wnętrze sali szpitalnej.
– Bardzo mi się to podoba, naprawdę, bardzo.
Pochyliła się, by znów go ucałować, a jej delikatne usta niosły obietnicę
czegoś więcej. Całego życia.
Pełne radości głużenie synka wskazywało wyraźnie na to, że Teddy
zgadza się we wszystkim z rodzicami.
EPILOG

N aprawdę myślisz, że możemy zostawić


Teddy’ego? – Hannah zmarszczyła brwi, przykrywając
z  nimi

ręcznie robioną kołderką śpiącego w kołysce chłopczyka, na


którego rozkosznej twarzyczce malował się spokój. Serce Hannah wezbrało
bezgraniczną miłością, jakiej nie znała nigdy wcześniej. Odwróciła się do
męża. – W końcu żadne z nich nic nie wie o dzieciach...
–  To tylko jedna noc. Dadzą sobie radę. – Nolan przeszedł na drugi
koniec salonu, gdzie czasowo umieścili kołyskę, podszedł do Hannah
i objął ją ramieniem.
Bliskość męża wywołała dreszczyk, przypominając o  nadchodzącym
wieczorze.
Od świąt Iris mieszkała w  Stainsby Hall i  pomagała Hannah przy
dziecku, podczas gdy Nolan dochodził do siebie. Wyszedł ze szpitala
w  Wigilię i  Edward maksymalnie ograniczył świętowanie, by nie
nadwyrężyć sił syna. Teraz jednak księżna nalegała, aby młodzi spędzili
choć trochę czasu tylko we dwoje.
Hannah marzyła o romantycznym wieczorze z mężem, ale od porwania
dziecka przed trzema tygodniami bała się je zostawić.
–  Molly, popilnuj Teddy’ego, dopóki nie przyjdzie Iris – zwrócił się
Nolan do szwagierki, która czytała przy kominku z wierną Daisy u stóp.
–  Chętnie. – Dziewczyna uśmiechnęła się znad książki. – Nic się nie
martw, Hannah. Damy sobie radę do jutra bez twojej pomocy.
Nolan wyprowadził żonę z salonu na korytarz.
– Jest tu mnóstwo kobiet, które są gotowe służyć im radą, jeśli zajdzie
taka potrzeba, z Edną na czele – powiedział.
Ujął Hannah za rękę. Szli, stukając butami o  podłogę, i  zatrzymali się
dopiero w głównym holu.
– W gospodzie Thornbridge czeka na nas wspaniała kolacja, że już nie
wspomnę o  moich planach na później – rzekł, a  na policzki Hannah
wystąpiły rumieńce.
Pochylił się, by musnąć swoimi ustami usta żony, budząc w  niej żar,
o którym już prawie zapomniała.
– Tak, za długo to trwało... – szepnęła.
– Ach, tu jesteście!
Na dźwięk głosu Iris odskoczyli od siebie, jakby wciąż byli służącymi
bez ślubu.
–  Edward chce zamienić z  wami parę słów, zanim wyjdziecie –
oznajmiła. – Jest w gabinecie.
Hannah poszła za ciotką do pokoju, zauważając po drodze parę
istotnych zmian, jakie zaszły w  tym domu. Kotary były zazwyczaj
odsłonięte i  wpuszczały do środka słońce, na zdobionych stolikach i  na
kominku stały wazony z  kwiatami, wypełniając pokoje subtelną obietnicą
wiosny, mimo iż wciąż było do niej daleko. Nawet Edward wydawał się
pogodniejszy, mniej zamyślony, a  jego nowe ubrania w  żywszych
odcieniach odzwierciedlały i podkreślały ten nastrój.
–  Gotowi do odjazdu? – Uśmiechnął się i  obszedł biurko, by ich
powitać. Pocałował synową w policzek i poklepał Nolana po ramieniu.
Hannah podziękowała po raz kolejny Bogu za to, że odmienił jego
serce. Od urodzin Teddy’ego okazywał jej wsparcie i  przyjaźń. Cud
w postaci ich syna sprawił, że pokonali wiele przeszkód i stali się rodziną.
–  Poza niepokojem mojej żony i  twoimi kazaniami już nic nas nie
powstrzymuje. – Nolan uśmiechnął się do ojca.
– Dobrze, w takim razie załatwmy to szybko i będziecie wolni – rzekł
lord. – Nie mogę się doczekać okazji do opieki nad wnukiem.
Iris odchrząknęła i uniosła cienką brew.
– Poprawka. Nie mogę się doczekać okazji, by pomóc księżnej w opiece
nad Teddym.
– Tak chyba lepiej. – Iris roześmiała się, a Edward wskazał im miejsca.
– Proszę, usiądźcie. Muszę się z wami podzielić pewnymi nowinami.
Hannah przycupnęła obok męża na sofie, a jej ciekawość sięgała zenitu.
Czy coś zaszło między Edwardem i  jej ciotką? Jednak pytający wyraz
twarzy Iris świadczył o tym, że i ona nie wie, co powie lord.
Edward opierał się łokciem o kominek i patrzył na zebranych.
–  Dostałem dziś list od Victorii. Pisze, że Evelyn czuje się lepiej
i  wystąpiła o  rozwód. Sądzi, że nie będzie miała problemu z  jego
otrzymaniem, gdyż Orville zostanie w więzieniu na dłużej.
Hannah skinęła głową.
– To bardzo dobrze. Evelyn zasługuje na spokojne, uczciwe życie.
– Miejmy nadzieję – odparł Edward. – Co do Victorii, to chyba trzeba
jej pogratulować. Jej adorator, Sebastian, wreszcie się oświadczył.
– Bardzo długo z tym czekał. Myślałem, że już dawno poprosił ją o rękę
– powiedział Nolan ze śmiechem.
–  Z  tego, co mi wiadomo, szybkość nie należy do głównych cech
Sebastiana. Jego motto mogłoby brzmieć: „Spiesz się powoli”. Jednak
Victoria jest szczęśliwa, gdyż ona, Evelyn i Ophelia mogą zacząć planować
ślub.
– Uwielbiam śluby – westchnęła Iris z radością.
Edward podszedł bliżej do siedzącej trójki.
–  Skoro tak, to muszę załatwić jeszcze jedną sprawę. – Zerknął na
Nolana i  odchrząknął. – Nie jest żadną tajemnicą, że moje życie w  ciągu
ostatniego roku uległo ogromnej zmianie. Zanim odkryłem, że jesteś moim
synem, byłem samotnym, zgorzkniałym mężczyzną, który żył jak mnich
i prawie nie wyjeżdżał ze Stainsby. Mam u ciebie wielki dług wdzięczności
za to, że wyprowadziłeś mnie z tej ciemności do świata żywych. – Edward
położył rękę na ramieniu Nolana. – Największym darem, jaki otrzymałem
w życiu, była wiadomość, że mam syna. Dzięki tobie, Nolanie, stałem się
lepszym człowiekiem.
Hannah popatrzyła na męża, a jej serce rosło z radości. Wreszcie miał
ojca, o którym marzył.
–  Dziękuję, ojcze – odparł Nolan trochę nie swoim głosem. – Muszę
przyznać, że wątpiłem, czy nam się uda stworzyć prawdziwą więź. Wierzę
jednak, że Bóg pomógł przezwyciężyć wszystkie trudności.
–  Całkowicie się z  tobą zgadzam. I  w  związku z  tym chcę przejść do
następnego punktu. – Edward patrzył teraz tylko na Iris, niemal świdrując ją
wzrokiem, tak jakby Nolana i Hannah nie było w pokoju. – Muszę wyznać,
księżno, że na początku naszej znajomości twój bezpośredni sposób bycia
bardzo mnie denerwował.
Hannah stłumiła okrzyk. Iris jednak nie wydawała się w najmniejszym
stopniu urażona. Przeciwnie, kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu.
–  Ale im bliżej cię poznawałem, tym głębiej zdawałem sobie sprawę,
z jak mądrą i godną podziwu kobietą mam do czynienia.
–  Och, Edwardzie... – Iris zaczerwieniła się mocno, a  płomienie na
kominku jeszcze dodały jej rumieńców.
Hannah szybko się domyśliła, w  jakim kierunku zmierza ta rozmowa,
i aż przyspieszyło jej serce.
Tak jak sądziła, Edward przykląkł na jedno kolano przed Iris i ujął jej
dłoń.
– Moja droga, jesteś piękna i na zewnątrz, i w środku. Gdy nie ma cię
przy mnie, nie żyję pełnią życia. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu, mimo
dojrzałego wieku, znów się zakochałem i chciałbym zapytać, czy uczynisz
mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Po twarzy ciotki potoczyły się łzy, a z jej oczu biła taka radość, że jej
odpowiedź stała się jasna.
–  Nic nie mogłoby mnie bardziej uszczęśliwić. – Iris wychyliła się do
niego w oczekiwaniu na pocałunek.
Edward przytulił ją mocno w żarliwym uścisku.
Nolan ucałował delikatnie Hannah w policzek.
– Popatrz, co narobiliśmy. – Zaśmiał się cicho.
Hannah popatrzyła mężowi w oczy.
– Nie masz nic przeciwko temu, żeby się podzielić ojcem?
–  Absolutnie nic. On ma prawo do szczęścia po tym wszystkim, co
przeszedł. A nie mogę sobie wyobrazić dla niego lepszej żony niż Iris.
– Masz rację. – Hannah zachichotała.
Wstała, pociągnęła za sobą Nolana i złożyli narzeczonym gratulacje.
Edward promieniał radością.
– Tak się cieszę, ciociu. – Hannah pocałowała Iris w policzek.
–  Dziękuję, kochanie. Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczna
Opatrzności za ten dzień, kiedy zapukałaś wraz z  Molly do moich drzwi.
Od tego czasu przebyłam drogę od samotnej wdowy do kobiety otoczonej
większą rodziną i większą miłością, niż mogłam sobie wymarzyć.
Hannah popatrzyła z uśmiechem na Nolana.
–  Pan Bóg wiedział, że wszyscy potrzebujemy uzdrowienia, i  dlatego
nas połączył.
– W swej nieskończonej mądrości – szepnęła Iris.
–  Amen. – Edward objął Iris pewnym gestem, po czym pocałował ją
w czubek głowy.
Nolan pociągnął Hannah za rękę.
– A teraz, moja droga, chodźmy szybko, zanim ta dwójka ucieknie, by
wziąć sekretny ślub.
–  Nie martw się, synu. Na całe pokolenie mamy dość małżeństw
zawieranych w  tajemnicy – powiedział lord i  mrugnął do nich
porozumiewawczo.
Gdy wychodzili, gonił ich jeszcze śmiech Edwarda i  Hannah po raz
setny pomyślała, że miłość ma doprawdy wielką moc, skoro czyni takie
cuda. Czy ktoś by wcześniej uwierzył, że groźny lord Stainsby zmieni się
tak szybko w oddanego ojca i zakochanego bez pamięci narzeczonego?
I  czy ktoś by wcześniej uwierzył, że chłopak stajenny – jej chłopak –
zostanie jego godnym spadkobiercą? A  to dowodzi, że dla Boga nie ma
rzeczy niemożliwych.
OD AUTORKI

D rogi Czytelniku,
istnieją książki zrodzone z  samej tylko wyobraźni,
niektóre jednak powstają na podstawie faktów ubarwionych
wyobraźnią. Spadkobierca należy właśnie do tej drugiej grupy.
Zawsze kochałam czytać wszelkie romanse, ale jednak zaczęłam
przelewać na papier swoje historie, ograniczałam się do gatunku powieści
współczesnej. Mawiałam: „Nigdy nie napiszę powieści historycznej. Już
sobie wyobrażam, ile pracy musiałabym włożyć w zebranie materiałów na
temat epoki”. No cóż, jak się wielokrotnie przekonałam, nie powinnam
mówić: „nigdy”.
W  czasie świąt Bożego Narodzenia w  2006 roku moja mama
powiedziała coś, co rozpoczęło podróż, jakiej wcześniej nie planowałam.
Stwierdziła mianowicie, że żałuje, iż nie poprosiła swojej matki, by
opowiedziała jej historię rodziny. Teraz nie wie nic na temat własnych
korzeni. Nie znała nawet nazwisk dziadków ze strony matki. Moja babcia,
Iris Irene Colver, dowiedziała się od ciotki, że jej matka umarła przy
porodzie, a wkrótce potem dołączył do niej ojciec, któremu po jej śmierci
pękło serce. Choć jestem romantyczką, czułam instynktownie, że George
Colver nie umarł z  żalu z  powodu śmierci żony. Dlatego postanowiłam
odkryć sekrety moich przodków. Jak się okazało, moje przeczucia były
słuszne – dziadek ożenił się powtórnie i założył kolejną rodzinę. Babcia nie
miała pojęcia, że ma ojca i  macochę, a  także przyrodnie rodzeństwo. Czy
taka wiedza wpłynęłaby w jakiś sposób na jej życie? Niestety nie wiemy.
Nie muszę chyba dodawać, że zafascynowało mnie wszystko, co
odkryłam podczas swoich poszukiwań. Za najbardziej intrygującą uznałam
jednak historię mojego prapradziadka, Charlesa Henry’ego Colvera, który
pracował jako chłopiec stajenny w majątku Stainsby Hall. Charles poślubił
Mary Hannah Burnan, pomoc kuchenną z tego samego majątku. Z  wielką
przyjemnością snułam fantazje na temat przebiegu tego romansu, który
miał niestety tragiczny finał – Henry zmarł bardzo wcześnie i zostawił żonę
z dwójką dzieci.
Historia Mary i  Charlesa pobudziła moją wyobraźnię i  stała się
zaczynem opowieści o  Hannah i  Nolanie. Oczywiście nie mogłam jej
zakończyć tragicznie i  dlatego zaczęłam wymyślać alternatywne
scenariusze. Co by było, gdyby się okazało, że jeden z pracowników stajni
jest dziedzicem tytułu? Jak potoczyłaby się wtedy historia jego miłości do
Hannah? Te rozważania zaprowadziły mnie w świat angielskiej arystokracji
i kiedy zaczęłam zbierać materiały do książki, poczułam, że sprawia mi to
przyjemność.
Dziękuję Ci, Czytelniku, za naszą wspólną podróż do Derbyshire z roku
1884. Mam nadzieję, że podobała ci się opowieść o Nolanie i Hannah oraz
że w  postaciach moich bohaterów zaprezentowałam Charlesa Henry’ego
i Mary Hannah tak dobrze, jak na to zasłużyli.
Najserdeczniejsze pozdrowienia!
Susan
PODZIĘKOWANIA

K siążka ta odbyła dość długą podróż od pomysłu do


publikacji, podobnie jak miłosna historia moich dziadków.
Po pierwsze chcę podziękować Bogu za inspirację, za to,
że szepty moich przodków zamienił w  narrację, która – mam nadzieję –
zabawi moich czytelników i doda im otuchy.
Po drugie muszę wyrazić swoje podziękowania dla mojej agentki,
Natashy Kern, która po odkryciu, że schowałam do szuflady ukończoną
książkę, powiedziała: „Samo siedzenie przy komputerze nie przyniesie ci
pieniędzy”, wydobywając w ten sposób historię Nolana i Hannah na światło
dzienne.
Pragnę też podziękować Sue Brower, która jako pierwsza kupiła książkę
dla Gilead Publishing. Dziękuję, że uwierzyłaś w moją opowieść, choć jest
to jednak dość niekonwencjonalny romans. Przykro mi, że kontrakt
z  Gilead nie doszedł do skutku, ale fakt, że podobała Ci się ta książka
i  uznałaś ją za wartościową, sprawił mi wielką przyjemność. Dziękuję też
Amy Drown, niezależnemu wydawcy, która namówiła mnie na napisanie od
nowa pierwszych sześciu rozdziałów, co dodało powieści dramatyzmu.
Dziękuję Sally Bayless i  Julie Jarnagin za partnerską, koleżeńską
krytykę, dociekliwe uwagi i  sugestie. Bez Was nie byłabym taką pisarką,
jaką się stałam. Dziękuję również C.J. Chase, ekspertce do spraw
angielskiej arystokracji, która jako pierwsza wytknęła mi poważne błędy
rzeczowe związane z  prawem spadkowym z  tamtej epoki i  poczyniła
sugestie, dzięki którym moja historia nabrała sensu.
Wielkie dzięki dla Davida Longa, wydawcy z  Bethany House, który
w końcu kupił tę książkę i ocalił ją przed wyrzuceniem do kosza. Dziękuję,
że zaryzykowałeś wydanie czegoś zupełnie innego niż typowe historie,
które piszę, i znalazłeś dla mojej powieści dom. Dziękuję też Jen Veilleux,
której redaktorskie oko nadało mojej powieści prawdziwego blasku.
Dziękuję bardzo mojej rodzinie, mężowi Budowi i  dzieciom, Leanne
i  Ericowi, za to, że wspierają mnie zarówno w  moich wzlotach, jak
i upadkach w tym szalonym pisarskim świecie.
I  na koniec dziękuję Wam, moi Cudowni Czytelnicy – dodajecie mi
odwagi swoim wsparciem i pochwałami. Piszę dla odbiorców, bez których
nie byłoby opowieści, postaci, podróży duchowych i  szczęśliwych
zakończeń. Dziękuję Wam za to, że spędzacie swój cenny czas z  moimi
bohaterami. Naprawdę bardzo to doceniam!
O AUTORCE

S usan Anne Mason opisuje swój styl literacki jako romanse


okraszone wiarą. W  swoich powieściach lubi szczególnie
poruszać tematy przebaczenia i odkupienia. Irlandzkie Łąki to
jej pierwsza powieść historyczna, dzięki której wygrała konkurs Fiction
from the Heartland sponsorowany przez organizację Mid-American
Romance Authors, będącą częścią krajowego stowarzyszenia pisarzy
powieści romantycznych (Romance Authors of America).
Susan mieszka pod Toronto, w stanie Ontario, razem z mężem, dwójką
dzieci i kotem. Więcej informacji o Susan i jej książkach można znaleźć na:
http://susanannemason.com.
[1] Prz 16,18, Biblia Paulistów, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2008.
[2] Rdz 2,22-24.
[3] 2 Kor 12,9.

You might also like