Professional Documents
Culture Documents
Sommer T. Wolniewicz Zdanie Wå Asne
Sommer T. Wolniewicz Zdanie Wå Asne
WOLNIEWICZ
Z danie własne
*
Z e wspomnieniem
T a d e u sz a Tom aszew skiego z 1920 r.
Warszawa 2010
SPIS T R E ŚC I
Przedmowa............................................................ 7
CZŁOW IEK 11
I. P rzed filozofią........................................................... 13
Π. W ŚWIECIE FILOZOFII I UNIWERSYTETÓW............................. 36
IDEE 71
I. ŻYCIE Z WlTTGENSTEINEM............................................... 74
IX. M istrz E lzenberg................................................. 92
Π3. F ilosemityzm, antysemityzm ................................... 102
IV. W ŚWIECIE IDEOLOGE I NIESTABILNOŚCI............................. 118
V. W ZMIENIAJĄCYM SIĘ ŚWIECIE................................................... 135
VI. T rzeba iść w bój, czyli sprawa meczetu
w W arszawie................................................................. 146
VU. P olska w rękach P O ............................................... 153
VIII. P rowokacja wybuchu............................................ 160
ANEKS 165
1. Po pielgrzym ce B e n ed y k ta XVI d o Ziemi Św....... 166
2. P rawo a macierzyństwo............................................. 176
SP IS T R E Ś C I
PRZED M O W A
C z y l i j a k d o w ie d z i a ł e m s ię o i s t n i e n i u
PROF. WOLNIEWICZA I DLACZEGO POWSTAŁA
TA KSIĄŻKA
to
CZŁOWIEK
Rozdział i
Pr z e d f il o z o f ią
—Pan się urodził 22 września w 1927 roku w Toruniu
i do dwunastego roku życia chodził Pan do przedwojennej
polskiej szkoły?
—Chodziłem do szkoły podstawowej, wtedy zwała się „po
wszechną”. Do wybuchu wojny ukończyłem pięć jej Idas.
35
W O L N IE W IC Z
R O Z D Z IA Ł I I
—Ale mogły też się pojawić takie tendencje, żeby ten sys
tem odrzucić ja ko całość. W październiku 1956 wydaje się,
że istniała taka możliwość. Ludzie autentycznie popierali
Władysława Gomułkę, tyle że on był przede wszystkim ko
munistą...
— Tendencje, by odrzucić system komunistyczny w ca
łości, faktycznie wystąpiły, ale możliwości na to żadnej nie
było. Związek Radziecki odrzucił wprawdzie stalinizm (ów
„kult jednostki”, jak to wtedy zwano), lecz ani myślał de
montować w Europie cały porządek pojałtański. W 1956
roku pokazały to dowodnie czerwcowe wydarzenia u nas w
Poznaniu, a potem jeszcze dobitniej listopadowe w Buda
peszcie. W październiku Gomułka uzyskał od Chruszczowa
dokładnie tyle swobody politycznego manewru, ile się dało;
nic więcej nie było wówczas możliwe. Ci, co zarzucali mu
i do dziś zarzucają jakąś „zdradę Października”, nie wiedzą,
co mówią. (A byli wtedy tacy, co domagali się, by nas po
prowadził z odsieczą na Węgry! Ładnie byśmy wyglądali.)
70
IDEE
W O L Ń IE W IC Z
ROZDZIAŁ I
Ż Y CIE Z W IT T G E N S T E IN E M
~ Jest Pan czołowym polskim specjalistą od Ludwiga.-
Wittgensteina. To nie tylko wybitny filozof, ale także nieby
wale ciekawa postać. Człowiek, który się urodził ja ko dzie
dzic plutokratycznego rodu w Wiedniu, który potem się tego\
astronomicznego majątku pozbył i żył w ubóstwie. Cała je g o (
biografia pełna je s t sprzeczności. Napisał swoją najwybit
niejszą książkę, znaną p o d tytułem „ Tractatus logico-philo-
sophicus” nie będąc nawet magistrem. Potem dostał za niąi
doktorat. A jeszcze później sam stwierdził, że je s t ona małoj
warta. Jak Pan tę osobowość rozumie? Co się z tym człowie
kiem właściwie działo?
—Nie jestem żadnym „specjalistą od Wittgensteina”,
specjaliści są w medycynie. Filozofia jest uniwersalna, od;
wszystkiego. Na wszystko patrzy po swojemu, z dystansu.
Czy Wittgenstein to „postać niebywale ciekawa”? Nic
sądzę. Jako człowiek był osobowością niezbyt wysokiej
próby, niezrównoważoną i autocentryczną. Ale w tym nie
zrównoważonym autocentryku zapalił się raz błysk geniu
szu i tak powstał jego słynny „Traktat” —jedyne naprawdę;;
74
Ż Y C IE Z W IT T G E N S T E I N E M
—Bo Elzenberg nie pisał logiki, która siłą rzeczy jesi zro
zumiała we wszystkich językach.
-A leż Tarski jak najbardziej „pisał logikę”, a nie wystar
czyło.
Są języki światowe i języki lokalne. Polski jest loka lny i
to nas przy całej naszej prężności kulturalnej silnie ograni
cza. Taki nasz los.
Logika przełamuje bariery językowe, to prawda; zwłaszcza
ta matematyczna, co wybuchła na przełomie XIX i XX wie
ku. Bo matematyka jest globalna i zawsze taka była. Na tej
fali logicznej zrodziła się na progu XX wieku wspaniała p ńska
szkoła filozoficzna. Koryfeusz tej szkoły Tadeusz Kotarbiński
powiedział: „Włosi mają bel canto , a Polacy mają logikę”. Ta
nowa logika była wiatrem, który dął wtedy w żagle filozofii.
Teraz nie ma wiatru, tylko flauta i „narracje”. Trzeba mieć źle
w głowie, żeby to czytać, ale są zboczeńcy, co to robią.
przeznaczenie
91
W O L N IE W IC Z
Rozdział II
M i s t r z El z e n b e r g
—Uważa Pan Henrylza Elzenberga za „swojego mistrza
Jednak Pańska filozofia wydaje się być bardzo racjonalna i
zbliżona do logild, tymczasem Elzenberg podobno p o d ko
niec życia uznawał swoją filozofię raczej za form ę sztuki niż
naukę, która, ja k przekonuje Wittgenstein, pewnych tema
tów nie powinna podnosić, bo nie je s t w stanie sensownie
tego uczynić. Wydoje się, że tych dwóch postaw względem
filozofii nie da się pogodzić.
—Uważam Elzenberga za swojego mistrza, bo wyzna
czył mi standard intelektualny, do jakiego trzeba w filozofii
aspirować. Nieraz gdy coś piszę, nachodzi mnie myśl: co
by na to powiedział Elzenberg? I gdy zdaje mi się, że jako
robota filozoficzna to by mu się podobało —jak chociażby
mój rozbiór hedonizmu teoretycznego i motywacji etycznej
- wtedy czuję, że zrobiłem swoje. Niech inni zrobią lepiej.
A racjonalizm ma dwie odmiany. Określam je odpowiednio
jako racjonalizm „scjentystyczny” i „tychiczny”, o którym już
mówiliśmy. Pierwsza —z jej bałwochwalczym kultem nauki i
pozytywistyczną wiarą, że zastąpi ona religię i filozofię —jest
92
M IS T R Z E T Z E N B E R G
Kim stałbym się gdybym Cię nie spotkał —mój Mistrzu Henryku
Do którego po raz pierwszy zwracam się po imieniu
Z pietyzmem czcią jaka należy się - Wysokim Cieniom1
wydawane eseje, dużo się o nim mówi i pisze. Jak Pan sądzi,
z czego to wynika?
- To nie jest żadna „moda na Elzenberga”, tylko pewna
prawidłowość: w kulturze rzeczy trwałe odsiewają się od
śmiecia dość skutecznie, ale bardzo wolno. Na Elzenbergu
właśnie to obserwujemy.
R o z d z ia ł III
F i l o s e m i t y z m , a n t y s e m it y z m
—N a początku 2009 roku m iała m iejsce m edialna awan
tura z Pana udziałem . Po jed n ej z audycji w Radiu M ary
ja w „G azecie W yborczej” ukazał się następujący tekst:
„Stowarzyszenie Przeciwko K senofobii i Antysem ityzm ow i
»O twarta R zeczpospolita« postanow iło działać p o w czoraj
szej publikacji »Gazety«, w której zam ieszczono fragm enty
w ypowiedzi p ro f Bogusława W olniewicza z sobotniej audy
cji radia Ojca Rydzyka. —Trwające u nas lekko licząc od 10
lat nachalne forsow anie kultury żydow skiej i żydowskiego
punktu w idzenia staje się ju ż nie do zniesienia —krzyczał na
antenie publicysta R adia M aryja. ” Czyli postanow ili dzia
łać. Czy rzeczyw iście działają?
— Jaka „awantura z moim udziałem”? Prowokacyjnie
powtarza Pan oszczerstwa „Gazety Wyborczej” i stowa
rzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita”, tych sztukatorów
od sądowego gipsowania ust przeciwnikom politycznym.
Rzeczpospolita ma być „otwarta”, —ale dla nich. Nastają
na mnie nie dlatego, że mówiłem nieprawdę, lecz dlate
go, że mówiłem krytycznie o tym, o czym krytycznie mó-
102
:ekome zniesławienie
W O L N IE W IC Z
117
W O L N IE W IC Z
ROZDZIAŁ IV
ju ż nigdy nie będzie tym, czym było. Lęld, że powróci coś, co się
nazywa teraz enigmatycznie — i po prostu głupio —stalinizmem,
są dla mnie śmieszne, bo wiadomo, że takie rzeczy nigdy nie
powracają w tym samym kształcie. (...) Finał może być zaskaku
jący, to się tak łatwo nie skończy. Bo to je s t potężne i tajemnicze.
My ciągłe mało wiemy, a przyszło nam żyć z czymś absolutnie
, nowym i potąd nieznanym ludzkości. Więc żadne doświadczenia
134
Rozdział V
145
W O L N IE W IC Z
R O Z D Z IA Ł Y !
przelcroczyć. \
—Mur nie jest rozwiązaniem, tak jak nie była nimjlinia
Maginota. Trzeba iść w bój.
149
W O L N I E W IC Z
152
ROZDZIAŁ VII
Polska w r ę k a c h PO
—Z tym ostatnim rozdziałem czekaliśmy do wyborów
prezydenckich. Zwyciężył Bronisław Komorowski. Jak Pan
sądzi, może nie będzie aż tak źle, bo Komorowski przyznaje
się jednak do wartości konserwatywnych, choć dość specy
ficznie j e pojmuje?
O jakich „wartościach konserwatywnych” Pan mówi?
Nie ma wartości, które byłyby jakoś specjalnie „konser
watywne”, więc nie wiem, do jakich miałby się tu Komo
rowski „przyznawać”. Kim zaś jest, to pokazał, podpisując
18 czerwca 2010 roku tę lewacką ustawę „przeciwko prze
mocy w rodzinie”. Rodzina stanowi fundament wszełdego
człowieczeństwa, a ta ustawa prosto w nią godzi. Tego pod
pisu nie zapomnimy Komorowskiemu do śmierci.
Do naszego nowego prezydenta nie mam za grosz zaufa
nia ani jako do funkcjonariusza państwowego, ani jako do
człowieka. Nie będzie on realizował żadnej „swojej” polityki,
tylko tę Tuska i S-ki. Ta zaś polega na całkowitej uległości
wobec władz Unii Europejskiej i panującego tam libertyń-
skiego lewactwa. Polacy sami takie kierownictwo państwowe
153
W O L N IE W IC Z
wybrali: jak sobie posłali, tak się wyśpią. Mój fiyzjer mawia:
„Chcą być w Europie za parobków i służące, to będą”. Na to
się im zdadzą te ich „studia” i doktoraty wszelkich nauk.
156
P O L SK A W R E K A C H P O
wynika.
A czy te czarne skrzynki dają pełny obraz sytuacji?
Lotnisko informuje pilota, że widoczność jest zła, i
p redła g a jet lądować w Mińsku lub Witebsku, ewentual
nie w Moskwie. (Czasownik p redłagajet znaczy tutaj „za-
157
WOŁNIEWICZ
lecą”, a nie jak błędnie u nas tłumaczono „proponuje”.)
Czemu więc pilot nie stosuje się do tego rozsądnego za
lecenia? Bo w jego kabinie siedzi mu na karku dowódca
lotnictwa, który nie wiadomo czego, tam w tym momencie
szuka. Sama jego obecność, choćby nawet bezsłowna, jest
już potężną presją na pilota —i go rozprasza w chwili, która
wymaga od niego maksimum koncentracji. Błędem pilota
było jedynie, że nie zdobył się na to, by temu dowódcy i
wszystkim, co za nim stali, powiedzieć w tym momencie:
„Odwalcie się; póki jesteśmy w powietrzu, tylko ja tutaj
dowodzę!”. Przypłacił to życiem, ale to nie powód, by cu
dze winy zwalać teraz na niego.
159
W O L N IE W IC Z
ROZDZIAŁ VIII
PROWOKACJA WYBUCHU
—Jak Pan ocenia wydarzenia związane z krzyżem z Kra
kowskiego Przedmieścia?
—Najprościej będzie powtórzyć, co napisałem w liście do
dziennika „Rzeczpospolita”, tam nie opublikowanym. Krzyż
na Krakowskim jest ważniejszy, niż się zdaje. Stanowi cząst
kę rosnącego sprzeciwu wobec zamachów na ten znak ze
strony europejskiego bezbożnictwa. Maskuje się je chytrze
jako „obronę neutralności światopoglądowej państwa”. Nie
myśmy w Europie walkę wokół krzyża wszczęli.
Odnoszę w ogóle wrażenie, że rząd i prezydent chcą
sprowokować na tym tle wybuch społeczny, żeby pokazać
Europie, że to oni jedni bronią w Polsce „europejskich war
tości” przed tubylczą tłuszczą; podobnie jak 64 lata temu w
Kielcach „bronili” ówcześni ich poprzednicy.
Redaktor Paweł Lisicki nie uznał tych uwag za warte pu
blikacji. Albo mu nie dano.
—D ziękuję za rozmowę.
163
ANEKS
W O L N IE W X C Z
Jan Turnau, sam deklarujący się jako katolik, tak wyraził swoje
niezadowolenie zachowaniem papieża: |
PRAWO A MACIERZYŃSTWO
180
PR A W O A M A C IE R Z Y Ń ST W O
Postscriptum.
Janusz Korwin-Milcke („Najwyższy CZAS!”, 51/2005)
wysunął przeciw nam obiekcję, że zabijając płód przy 25 proc.
ryzyku jego ułomności, poświęca się tym samym średnią trzy
płody zdrowe. A to zdaje mu się ceną za wysoką. Bierze on tu
jednak pod uwagę tyłlco zdrowie zewnętrzne, tzn. zdrowie w
fenotypie, a ignoruje genotyp. |
Nazwijmy gen odpowiedzialny za dysplazję ’’genem d”,
a przez D oznaczmy jego odpowiednik (allel) prawidłpwy.
Prawdopodobieństwo warunkowe, że gdy przy danych rodzi
cach jedno dziecko ma dysplazję, to drugie też ją! będzie miało,
wynosi 25 proc.. Znaczy to, że gen d jest recesywny. (Z czterech
jednakowo możliwych par alleli DD, Dd, dD, dd tylko ostatnia
ujawni swą ułomność w fenotypie; obie heterozygoty będą z
pozom zdrowe.) Prawdopodobieństwo urodzenia w pełni zdro
wego dziecka, tzn. dziecka o genotypie DD, wynosi zatem u
tychże rodziców również 25 proc.. Pozostałe 50 proc. stanowi
prawdopodobieństwo urodzenia mieszańca, który choć na oko
zdrowy, jest jednak nosicielem genu d i straszliwym zagroże
niem dla swego z kolei potencjalnego potomstwa.
Podstawą do regulacji prawnej nie jest tu jednak probabi
listyka. Jakakolwiek by bowiem była, decyzja winna należeć
do matki. Bo to ona bierze na siebie jej ryzyko, ona je więc też
w ostatniej instancji ocenia. W rozważanym przypadku widzi
zaś, że stoi wobec 75 proc. ryzyka, iż urodzi dziecko z ciężkim
defektem genetycznym: 25 proc. —że z jawnym, 50 proc —że
z ukrytym, ale przekazywanym dalej. I na tej podstawie decy
duje - tylko ona, matka. Wszyscy inni - z mężem włącznie -
mogą tu pełnić wobecniej jedynie funkcję doradczą.
P rz e m ó w ie n ie n a Ja s n e j g ó r z e
1 2 LIPCA 2 0 0 9 R.
Czcigodni Pasterze Kościoła
Wielebni Ojcowie i Kapłani
Szanowni Państwo, współpielgrzymi moi i rodacy!
185
W O L N IE W IC Z
ZAPISKI (2002-2004)
2 2 . 10 . 2002
Do wydarzeń z lat 1968-1970 mała notatka prasowa
w dzisiejszym dzienniku „Rzeczpospolita”:
4. 12. 2002
Na marginesie artykułu prof. Jana Winieclciego w dzi
siejszej „Rzeczpospolitej” o potrzebie w Polsce centrowej
partii zdrowego rozsądku:
Autor mówi słusznie, że taka partia musiałaby być „po
zbawiona tradycyjnie polskiego, w tym zwłaszcza solidar
nościowego rozrabiactwa”; i że wbrew pewnym nadzi ejom
nie stała się nią Platforma Obywatelska.
Istotnie, Solidarność i wyszłe z niej grupy oparte były
organizacyjnie na staropolskim warcholstwie, ideowo zaś
na anarcho-syndykalizmie i jego „akcji bezpośredniej”.
Ich sukcesy mogły być tylko chwilowe, dzięki wyjątko
wo sprzyjającej konstelacji historycznej (jak 1980 i Î989).
Nic politycznie trwałego na takiej bazie powstać nie jnoże.
187
W O L N IE W IC Z
6 . 12 . 2002
O kształceniu. Nauka nie każdemu przydaje rozumu.
Mądry staje się od niej mądrzejszy, głupi zaś jeszcze głup
szy. Tej prawidłowości pedagogika nie bierze pod uwagę.
2. 2. 2003
O terroryzmie. Ludziom wciąż trudno zrozumieć, czym
jest terroryzm i wojna z nim: że nie ma terrorystów lepszych i
188
Z A P IS K I
11.2.2003 I
Filozofia analityczna —czyli oparta na logice —przyzwy
czaja, byśmy swoje myśli formułowali ściśle; i to wchodzi
w nawyk. Filozofii hermeneutycznej nie tylko braki tego
nawyku, lecz nie ma w niej nawet wyobrażenia, na ^zym
on polega. (Polega zaś na tym, by maksimum dokładności
osiągać przy minimum słów.) Dlatego jest ona młóceniem
słomy.
189
W O L N IE W IC Z
15. 2. 2003
Gadanie o współpracy z Rosją jako alternatywnie do Unii
Europejskiej jest od rzeczy. Rosja to ni Europa, ni Azja, tyl
ko coś trzeciego. Żyć trzeba z nią tak dobrze, jak tylko się
da, ale wiązać nie. Alternatywę ma natomiast Ukraina. Dzie-
jowo zawisła ona rzeczywiście między Wschodem i Zacho
dem dzięki okcydentalizacji, jakiej po Unii Lubelskiej ule
gła pod wpływem Polski. I stoi teraz przed wyborem.
23. 2. 2003
Są osoby, których śmierć sprawia, że nasz świat nie
odwołalnie się kurczy —jak u Johna Donne’a, ale on odno
sił to do wszystkich, a to jest za wiele. I są tacy, co wpadają
dla nas w śmierć jak kamień w wodę: kręgi się rozeszły
bez śladu.
1.3.2003
O politycznym -przepraszaniu”. W lutym ukazał się list
intelektualistów ukraińskich związany z 60. rocznicą pa
miętnych nam wydarzeń na Wołyniu. Piszą tam:
23.3.2003
W odczycie Schradego na zlocie Harcerstwa Rzeczypo
spolitej w 60. rocznicę akcji pod Arsenałem dobra definicja
z Dmowskiego: „Naród jest to plemię ze zmysłem państwo
wym”. A ja dodałbym jeszcze swoją: ojczyzna są to trzy
wielkie rzeczy wspólne: wspólna mowa, wspólna zien
wspólna pamięć.
17.5.2003
Z ogromną większością Żydów trudno o stosunkach
między naszymi narodami dyskutować, bo najwyraźniej są
przekonani, że Wielka Zagłada wyłączyła ich raz na zawsze
spod wszelkiej krytyki. ;
6. 7. 2003
O demokracji. Określenia „demokracja liberalna” używa
się tak, jakby przydawka „liberalna” była w nim nieodłącz
na, a powiedzenie „demokracja nieliberalna” —wewnętrz
nie sprzeczne. Tymczasem są dwie bardzo różne postaci
demokracji, z których jedną nazywa się właśnie „liberal
ną”, a drugą można by nazwać „obywatelską”. Demokracja
obywatelska to taka, w której zachodzi równowaga mi ędzy
interesem zbiorowym i interesem własnym: między upraw
nieniami jednostki w danej wspólnocie demokratycznej a
jej tam zobowiązaniami. Demokracją liberalną zaś jest taka.
191
W O L N IE W IC Z
9. 12. 2003
O Gierlcostwie. Czytam w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”:
6. 1.2004
O samorealizacji. Mało żetonów dzisiejszego psychożar-
gonu jest mi równe wstrętne jak „samorealizacja”.
Samorealizacja —np. jako „odkrywanie siebie”, jak to
dziś usłyszałem przez radio w wynurzeniach pewnego dy
rygenta, albo jako tzw. „sprawdzanie się” —nie może być
efektem dążenia bezpośrednio do niej jako dó celu. Jest za
wsze jedynie produktem ubocznym dążenia do czegoś inne
go, co leży poza nami i z naszą osobą ma niewiele wspólne
go: jak wychowanie własnych dzieci na ludzi, albo j a t do
bre przygotowanie najskromniejszego wykładu. Nie po to
się przygotowujemy, żeby się „sprawdzać”, lecz po to, żeby
słuchacze odnieśli jakąś korzyść. Jeżeli faktycznie odrJiosą,
co może się okazać dopiero po latach, tośmy pewną swoją
potencję —w tym wypadku nauczycielską —zrealizowali; i
o tyle można to nazywać „samorealizacją”. Gdyby jednak
„realizowanie swoich potencji” było tu naszym zamiarem,
byłoby jedynie żałosnym kabotyństwem, zgrywaniem się
na „mistrza”. Przykro to nawet pomyśleć. Wyobraźmy sobie
chociażby Lincolna i jego mowę getysburską jako aktj „sa
morealizacji” —straszne; choć bez wątpienia zrealizojwała
się w tej mowie najszlachetniejsza strona jego osobowości.
Człowiek realizuje się tylko mimowolnie, wcale o so-
195
W O Ł N IE W IC Z
28. 1.2004
O religii. Sens mojej tezy głównej, że korzeniem religii
jest śmierć, da się najkrócej ująć tak:
—Gdyby ludzie nie wiedzieli, że umrą, to by religii nie
było.
—Religia powstała zatem nie wcześniej niż owa świado
mość. Przedtem była tylko magia.
—Przejście od magii do religii polegało na tym, że pozna
no własną śmiertelność, na którą żadna magia nie pomoże.
—Śmierć stoi ponad wszystkim, ponad medycyną też.
31. 1.2004
O Marksie. Czytam („Rzeczpospolita” z 20. 1. 04), że
dyrektor naczelny Chryslera pan Dieter Zetsche oświadczył:
„Musimy zmniejszyć koszty stałe, dlatego redukujemy za
trudnienie. Trzy lata temu Chrysler zatrudniał 126.000 lu
dzi, teraz 90.000”. Ta prosta informacja prasowa pobudziła
mnie do refleksji, po Marksie właściwie banalnej, a jednak
w dzisiejszym pomieszaniu pojęć wartej zanotowania.
Bezwzględność kapitału, jaką reprezentuje chociażby ten
tak sympatyczny na zdjęciu pan Zetsche, to nie efekt dzia
łania złych ludzi,,kapitalistów5’. Odzwierciedla ona jedynie
bezwzględność rynku oraz stanowiącej jego istotę konkuren
cji, więc ostatecznie pewne cechy natury ludzkiej i praw, ja
kie nią rządzą. Marks jasno pojął bezosobową naturę kapitału,
który w swoim dążeniu do zysku jest ślepy na wszystko inne.
Całkiem natomiast źle pojął naturę ludzką jako w istocie swej
bezgrzeszną, a deformowaną jedynie przez własność prywat
ną, czyli „kapitał”. Marks wskazywał jak najsłuszniej, że w
196
walce klas przeciwnikiem robotnika nie jest kapitalista, lecz
kapitał jako bezosobowa siła społeczna. Kapitalista robi je
dynie to, co mu każe rynek, i każdy na jego miejscu musiałby
albo robić to samo, albo ekonomicznie zginąć. My też.
To nie natura człowieka jest - jak chciał Marks —„ca
łokształtem stosunków społecznych”, lecz jego społeczna
rola (np. jako kapitalisty). Rola ta nie może być jediiak z
ową naturą sprzeczna. Występujemy tylko w takich rolach
społecznych, jakie nasza natura dopuszcza. (Por. „Tracta-
tus” 2.012.) To Marksa należałoby „postawić z powrotem
na nogi”, zachowując jego pogląd na naturę kapitału, ja od
rzucając jego pogląd na naturę ludzką. Tymczasem robi się
odwrotnie. Lewacki „humanizm” odrzuca ekonomikę łUark-
sa, a zachowuje jego antropologię, wracając tak do jednej z
form socjalizmu przedmarksowskiego opisanej już w „Ma
nifeście Komunistycznym”. Mieć pretensje o bezrobocie do
pana Zetsche i jego kolegów to polityczna dziecinada.!
1. 2. 2004
O formule „starsi bracia”. Norwid tak otwiera swój słyn-
ny wiersz „Żydowie polscy” z 1861 roku:
1. 2. 2004
O policji. Stosunek społeczeństwa do policji wymagałby
zastanowienia, a mało mu się go udziela. Rzadkim wyjąt
kiem są opowieści kryminalne Raymonda Chandlera, gdzie
w jednej (,, The Little Sister ”) znajduję taki oto dialog pro
kuratora okręgowego z detektywem Filipem Marlowe’m:
6. 2. 2004 !
O eutanazji. Propagandowo łączy się eutanazję w jedną parę
z aborcją, licząc przy tym, że duża skłonność do odrzucarjia tej
drugiej przeniesie się automatycznie również na pierwszą. Nie
bierze się pod uwagę zależności odwrotnej: że duża skłonność
do akceptowania tej pierwszej przeniesie się również na drugą.
Dwie kwestie tylko powierzchownie podobne —a jako trzecią
dorzuca się jeszcze karę główną —ustawia się sobie jak kręgle,
by je wszystkie obalić jednym uderzeniem. Tymczasem różni
ca między nimi jest oczywista i zasadnicza: w aborcji wybiera
się między śmiercią i życiem, w eutanazjijedynie między dwo
ma rodzajami śmierci, spokojną i okropną.
28. 5. 2004
W dzisiejszej gazecie („Rzeczpospolita”) znajduję :iowy
przykład kłamliwej propagandy, jaką prowadzi się przeciwko
zalegalizowaniu pomocy w eutanazji. Dr Agnieszka Tymińska
ze szpitala św. Zofii w Warszawie, mówiąc o obowiązku badań
prenatalnych w Holandii, oświadcza z miedzianym czołem:
11.2.2004
o Atnervce. Wielkość Ameryki —tej jaką poznałem --
stanowiły dwie rzeczy: sprawność organizacyjna i szacunek
dla pracy. (Czyli to, cźego nam tak brak.) Jej potęga i zasob
ność to następstwo tamtych dwóch.
24. 3. 2004
O psychologach. Czytam w dzisiejszej „Rzeczpospoli
tej”, że obecnie jest od nas w Iraku „47 pań - to pielęgniarki,
lekarze, a w szczególności psycholodzy, niezbędni w warun
kach ciągłego zagrożenia”. Takie wypowiedzi spotyka się
w gazetach w radio często —i coraz częściej. „Niezbędni”
- komu i do czego? Naukowo-medyczne hochsztaplerstwo
psychologów jest tu w rezonansie z czyimś interesem. Z
czyim i jakim? Słyszę też o nowej specjalności psycholo
gicznej, która zwie się „onkopsychologia”. Cóż to jest taki
„onkopsycholog”? To wynajęte współczucie, jak ongiś w
Egipcie pogrzebowe płaczki.
25. 3. 2004
O masonerii. W „Radiu Maryja” były premier pan Jan
Olszewski dobrze ujął istotę wątpliwości, jakie u wielu —
także u mnie —budzą stowarzyszenia tego typu. Wyróżni
kiem masonerii jako organizacji jest jej tajność: tajne są
jej działania, tajny jest jej skład osobowy. To zaś kłóci się z
demokracją, której zasadą jest przejrzystość życia publicz
nego dla ogółu obywateli. Masoneria jest nieprzejrzysta.
15. 4. 2004
O wolności. W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” znajduję
arcytrafną uwagę znanego aktora Janusza Gajosa: „Myślę,
że źle pojmujemy wolność. Dla wielu oznacza ona, że każ
dy może robić wszystko, co uważa za słuszne”.
Trafił w sedno. Hasłu samowoli „każdy może robić, co
200
chce” daje się postać niby bardziej umiarkowaną: nie „co
chce”, lecz jedynie „co uważa za słuszne”. Ale to jest to samo
w innym opakowaniu, dwa hasła równoważne. Nie wystar
czy bowiem, że coś się za słuszne „uważa”. Trzeba jeszcze
tę słuszność wykazać w sposób przekonujący dla innych. Po
czucie słuszności nie stanowi miary słuszności.
6. 5. 2004
Słyszę właśnie w audycji radiowej, że libertynizm praw
niczy wymyślił nowe monstrum: „sprawiedliwość napraw
czą”. Ma ona polegać na „dostrzeżeniu w sprawcy człowie
ka” i na pojednaniu go z ofiarą. W ten sposób krzywda zo
stanie zdaniem tych libertynów społecznie „naprawiona”.
Sprawiedliwość jest jedna, bezprzymiotnikowa. Wszel
kie jej kwalifikowanie oznacza ideologiczny szwindel: pod
suwanie rzeczy podrobionej za prawdziwą.
8.5.2004
Jeszcze o religii. Innowacje Vaticani II były szerokie,
lecz powierzchowne. Polegały głównie na rozcieńczeniu
doktryny chrześcijańskiej modnymi hasłami „otwarcia”
i „dialogu”, na ustępstwach wobec szerzącej się biolatrii
(„wiara służy życiu”), oraz na przybraniu liturgii zewnętrz
nymi atrybutami „nowoczesności” (usunięcie z niej łaciny,
obrócenie ołtarza „ku ludziom”, konfesjonały jak budki
odpraw na lotnisku zamiast dostojnego baroku). Sobdr nie
przygotował chrześcijaństwa do starcia z groźnymi siłami
współczesności, zaadaptował je jedynie do jej nowinek i
przesądów. Późniejsze wyhamowywanie tych inncjwacji
(jak utrzymanie celibatu, odrzucenie „kapłaństwa kobiet”,
rezerwa wobec synkretycznego „ekumenizmu”) też nibzego
istotnie nowego nie wniosło. I
Prawdziwą innowacją byłoby śmiałe pójście przeciwko
idolom współczesności, stanowcze ich odrzucenie. Głosze-
201
WOLNIEWICZ
7.11.2004
Szpetne pomówienie. W rzekomo propolskiej książce
dwojga autorów amerykańskich (Lynne Olson, Stanley Clo
ud „Sprawa honoru. Dywizjon 303”, 2004), tandetnie zresz
tą zbeletryzowanej z pomocą jawnych wymysłów, znajduję
takie oto pomówienie. Major Zdzisław Krasnodębski, wte
dy dowódca dywizjonu, po zestrzeleniu ratujący się na spa
dochronie —
204
T R Z Y W A R TO ŚC I
207
WOLNIEWXCZ
PRZECZUCIE KATYNIA
W SPO M N IEN IE T A D E U S Z A T O M A S Z E W SK IE G O Z 1 9 2 0 R
iskat ’ togo .
I poszli —jeden wprost na cmentarz, a dwaj —jeden w
prawo, drugi na lewo wzdłuż murku cmentarnego, widocz
nie myśląc, że ten pierwszy wypłoszy mnie z cmentarza, a
oni będą do mnie strzelali jak do zwierzyny. Ale wówczas
ja, dzięki Opatrzności, byłem już daleko.
Po ich odejściu pan Kazimierz poruszył się, nieco się pod-
218
P R Z E C Z U C IE KATYNIA
222
ί7 j '■ ·■ "Γ"Λ
I# ^
' ·'■ -
'S4'i'SIISIili
-
ï* ■>■
T "?*
l , l -.-·· ■-..■■.iii ■tfi» f !i ■
*' i1 ■ ν*/·ι
^ rw ï··. · ^ **“
.tflÿ $
1* .VV ' ·' &.1 '.: -f*
i 1-.·;:... r ; 1 -- Ik ■■ -
ν Η |· · Μ / v w ·
M M M M » .#; |·- j
W O L N IE W IC Z
P u b l ik a c je k s ią ż k o w e
PROE BOGUSŁAWA WOLNIEWICZA
• Rzeczy i fakty. Wstęp*do pierwszej filozofii Ludwika
Wittgensteina (z fragmentem Platońskiego „Teajteta” w nowym
przekładzie i z komentarzem Profesora Henryka Elzenberga),
Warszawa, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1968.
• Ontologia sytuacji: podstawy i zastosowania, Warszawa,
Państwowe Wydaw. Naukowe, 1985.
• Filozofia i wartości: rozprawy i wypowiedzi: z fragmentami
pism Tadeusza Kotarbińskiego, Warszawa, Wydział Filozofii
i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, 1993.
• Filozofia i wartości, 2, Warszawa, Wydział Filozofii i Socjologii
Uniwersytetu Warszawskiego, 1998.
• Logic and metaphysics: studies in Wittgenstein’s ontology
of facts, Warszawa, „Znak, Język, Rzeczywistość”, Polskie
Towarzystwo Semiotyczne, 1999.
• Filozofia i wartości, 3, Z fragmentem „Księgi tragizmu”
Henryka Elzenberga i jego uwagami o „Dociekaniach”
Wittgensteina, Warszawa, Wydział Filozofii i Socjologii
Uniwersytetu Warszawskiego, 2003.
• Propedeutyka filozofii (z J. Grudniem), 1961
• Ksenofobia i wspólnota (z Z. Musiałem), Arcana, 2003
• Trzy nurty: Racjonalizm, - antyracjonalizm, - scjentyzm
(z Z. Musiałem i J. Skarbkiem), 2006
224
\