Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 5

Wandalowie to nie Germanie, ani też Polacy.

Turbogermański mit o germańskości Wandalów trudno obronić. Nasi naukowcy jednak jak
mantrę powtarzają ten dogmat, opierając się na mało przekonujących przesłankach,
jednocześnie wyśmiewając dość solidne argumenty przemawiające za ich słowiańskością.
Lekceważą oni zapiski kronikarskie o powiązaniach Słowian i Lechitów z Wandalami,
nazywanie w niemieckiej historiografii Mieszka królem Wandalów, skojarzenia nazewnicze
ze słowiańskimi Wendami (niem. Wenden).
W zamian podają argument, że w kulturze przeworskiej kojarzonej z Wandalami dominują
przedmioty żelazne, a u Słowian, jak niby wiadomo, miały być tylko przedmioty drewniane.
Czyli mamy tu typowy zabieg manipulacyjny tworzenie jednego dogmatu opierając się na
innym dogmacie, w tym przypadku, że Wandalowie to Germanie, bo Słowianie przecież nie
znali wytopu żelaza, co jest wierutną bzdurą. I na tej bazie myślowej przypisuje się jakieś
znalezisko z żelaznymi wytworami, i co gorsza całą kulturę przeworską, ludności
germańskiej, która według tego propagandowego założenia miała stać na wyższym poziomie
cywilizacyjnym niż ludy słowiańskie.
Gdybyśmy jednak przyjęli, że Słowianie znali wówczas wytop żelaza, to można by równie
dobrze na tej podstawie przypisać kulturę jej przedstawicielom. Tak się właśnie manipuluje
historią tworząc dogmaty, czyli bezdyskusyjne założenia wyjściowe, by na ich podstawie
wyciągać wnioski ze znalezisk, tworząc kolejne dogmaty, które mają niewiele wspólnego z
rzeczywistością. Dlatego kultura przeworska ma być wandalska, czyli germańska, bo
Germanie znali wytop żelaza, a Słowianie nie.
Uczeni nie chcą uwierzyć też, że 700 tysięcy stanowisk dymarkowych z początku naszej ery
z naszych ziem mogli obsługiwać Słowianie. No bo przecież ktoś powiedział, że Słowianie
nie znali się na tym. Efekt kłamliwego domina zatacza coraz większe koła i prowadzi do
wyciągania bzdurnych wniosków z odkryć.
Co by mogło być dowodem, że Słowianie znali się na wyrobie żelaza w okresie kultury
przeworskiej? Na przykład znalezienie takich wyrobów na którymś ze stanowisk. Ale
archeolodzy nie mogą takich znaleźć, bo wszystkie żelazne przedmioty... uważają za
germańskie zgodnie z przyjętym dogmatem. Błędne koło? Nie, to planowane działanie.
Archeologia i historia są dyscyplinami najbardziej narażonymi na tego typu manipulacje i
fałszerstwa. Na szczęście nauki przyrodnicze, jak antropologia i archeogenetyka, są na to
bardziej odporne, bo pole manipulacji jest tam mniejsze. Dlatego historycy lekceważą
odkrycia z tych dziedzin, bo obalają one ich naciągane lub przekłamane tezy, jak ta z
germańską kulturą przeworską.
To samo dotyczy posługiwania się kołem garncarskim. Na jakiej podstawie archeolodzy
twierdzą, że Słowianie nie mieli takiej prostej technologii? Ano, bo ktoś tak kiedyś stwierdził
i od tej pory tam gdzie znajdywane są wyroby pochodzące z koła garncarskiego przyjmuje
się, że nie mogą być one słowiańskie. A przecież "garczki nie gadają". No tak, tylko czemu
ma to założenie dotyczyć wyłącznie śladów po kulturze słowiańskiej? Skoro wytwory kultury
nie mogą świadczyć o etnosie, to czemu kulturę przeworską uznaje się za germańską i wiąże
się ją z Wandalami?
Jeśli przyjmiemy, że kultura przeworska była wandalska, ale wyjdziemy z założenia, że
Słowianie też mogli wówczas znać się na wytopie żelaza, na co jest wiele innych dowodów, a
także używali koła garncarskiego, to nagle okazuje się, że Wandalowie mogą być
Słowianami. No to już dla zaprogramowanych umysłów naszych uczonych brzmi jak
profanacja nauki. Czemu? Bo odrzucamy niczym nie poparte dogmaty naukowe, na bazie
których archeolodzy, a za nimi historycy, wyciągają błędne wnioski? Niestety wielu z nich
robi to chyba nawet nieświadomie. I to jest właśnie problem.
Tak jak lekarzowi ktoś kiedyś na uczelni czy konferencji powiedział, że lek A jest świetny, to
wierząc w to przepisuje go swoim pacjentom w dobrej wierze. Ale ten lek może się okazać
szkodliwy, albo są na rynku lepsze i tańsze. Tyle, że przedstawiciele farmaceutyczni, którzy
je dystrybuują jeszcze do naszego lekarza nie dotarli bezpośrednio. Z naszymi profesorami
jest podobnie. Polecają tezy-leki swoim studentom, a oni niosą je w świat. Gdy ślęczą więc
nad kawałkiem żelaza na kolejnym stanowisku kultury przeworskiej uznanej przez
akademickie gremium za germańskie, nawet im przez myśl nie przejdzie, że może być
inaczej. I piszą raporty o wyrobach germańskich, nie bo ktoś im tak kazał czy że należą do
spisku, ale dlatego iż mają tak zaprogramowane umysły jeszcze ze szkoły i utrwalone
dobitnie na uniwersytecie.
W radach programowych na uczelniach wyższych nierzadko zasiadają przedstawiciele
koncernów farmaceutycznych. A kto zasiada w radach uczelni historycznych? Kto kształci
nowe kadry? Dlatego pan D.A. Sikorski będzie cieniem J. Strzelczyka, swojego promotora. A
ci naukowcy, co się wychylą, jak M. Kowalski, P. Makuch czy nawet P. Urbańczyk, czeka
ostracyzm środowiska.
Wróćmy jednak do Wandalów. Mieli oni budować chaty w formie półziemianek o szer. 3x5,
a Słowianie 4x4, więc nawet trochę większe, a co ważne z piecem w kącie. Czyli na dodatek
okazuje się, że domy Słowian miały wyższy standard niż wandalskie. Jeśli to prawda, to jak
to się ma do tezy o ich niższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego wobec Germanów
tamtych czasów?
Znajdowane groby szkieletowe też nie mogą być dowodem germańskości, bo i Słowianie
przez dłuższy czas, nawet po przyjęciu obrządku ciałopalnego, grzebali swoich zasłużonych,
niespalonych zmarłych (szaman, naczelnik plemienia). Wynikało to z wiary, że ich zacne
dusze nie muszą być uwalnianie z ciała po jego oczyszczeniu w świętym ogniu, ale i bez tego
zabiegu bez problemu ulatują w zaświaty. Na jakiej podstawie przyznaje się prawo
stosowania wówczas mieszanego obrządku pogrzebowego tylko Germanom, tego już wielu
dyskutantów nie potrafi wytłumaczyć.
Wytaczają oni natomiast argumenty językowe podając rzekomo germańsko brzmiące imiona
Wandalów, takie jak: Wislaus (Wisław), Witislaus (Witosław), Wisimar (Wyszomir),
Miceslaus (Mieczysław), Radagais (Radogoszcz). Przekręcanie słowiańskich imion i ich
niewłaściwe tłumaczenia, by je ugermanić to norma. Tak z Godzisława zrobiono najpierw
Godigisclosa (-sclos, -slaus to typowe słowiańskie końcówki imion oznaczające -sław), ale z
racji, że ciężko było takie miano wytłumaczyć z niemieckiego, to przemieniono go na
Godigisela, by wyprowadzić je od niem. gizel - strzała.
Część słowiańskich imion Wandalów i innych ludów uznawanych za germańskie, choć
takimi nie były, przynajmniej w rozumieniu etnicznym, było zwyczajnym zniekształceniem
wynikającym z niedopasowania klasycznej łaciny do słowiańskiego języka. A część była
celowym zabiegiem i manipulacją mającą uwiarygodnić ich germańskość.
Polecam obejrzeć film "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" i scenę jak Franek Dolas
zgrywa się z Niemca próbującego zapisać jego wymyślone imię Grzegorz
Brzęczyszczykiewicz, z powiatu Chrząrzczyce, gminy Łękołody. Możemy sobie wyobrazić
jak takie nazwy zapisano by klasyczną łaciną w wersji bez polskich znaków.
Niestety uproszczeniem jest też teza P. Szydłowskiego, że Wandalowie to Polacy. Moim
zdaniem Wandalowie to raczej sojusz różnych ludów, a nie etnos, o czym świadczy nawet ich
sama nazwa: Wand +Al (Wendowie + Alanowie, ew. Alemanowie). Przy czym Alanowie
mogli współtworzyć grupę Alemanów wraz z jakimś lokalnym plemieniem staroeuropejskim
lub germańskim. Może dlatego w kronikach spotykamy informacje, że po pokonaniu wodza
Alemanów jego lud przeszedł pod panowanie Wandy, a wszystkich poddanych (obie grupy:
Alemanów i Wendów) zaczęto nazywać Wandalami. Takie wieloplemienne i różnoetniczne
sojusze wojskowe w tamtych czasach były czymś normalnym.
Podobnie mogło być z Gotami, Swebami, Lugiami, Awarami, czy Hunami. Dlatego wiele
imion Herulów, czy Gotów, jak słynny Genseric ma również słowiański rodowód, bo to nie
kto inny jak nasz Gęsiorek. Oczywiście Niemcy ze zbyt słowiańsko brzmiącego Genserica
zrobili z czasem Gaiserica/Gaisericusa, by wyprowadzić go od pragermańskiego *gaiza
'włócznia' i *rîkaz 'król'.
Jak odnotowano w kronikach, na pogrzebie Atylli jedzono "strawę", a Swebów nawet Grimm
uważał za Słewów (Słowian). Prawdopodobnie Słowianie odgrywali w tych mieszanych
grupach wojskowych znaczącą rolę.
Wandalowie, Alanowie i Swebowie (Sławowie) ruszyli na zachód i po drodze zostawili po
sobie wiele nazw o słowiańsko-sarmackim brzmieniu. Imię Alan do dziś jest bardzo
popularne we Francji. Region Andaluzja, to Wandaluzja. O słowianopochodnych nazwach
miejscowych w Europie więcej pisałem w swojej książce "Rodowód Słowian" (2017).
Kolejnym "dowodem" na germańskość Wandalów ma być wyprowadzanie ich nazwy od
słowa "wand" - wędrować, które jakoś po słowiańsku, brzmi podobnie - wend[rować].
Oczywiście lingwiści, zgodnie z niepisaną zasadą ignorowania źródłosłowów słowiańskich,
nawet nie biorą pod uwagę, by to Germanie mogli zapożyczyć to słowo od kogokolwiek, a
już na pewno nie od Słowian. W opisach starożytnych ludów Tacyt akurat o Wendach
(Słowianach) pisał, że lubią piesze wycieczki - wędrówki, co by pasowało do etymologii ich
nazwy. Scytowie natomiast mieli żyć na koniu, a Germanie prowadzić osiadły tryb życia. Ale
przecież lingwiści i historycy nie widzą podobieństw w nazwach Wendowie i Wandalowie.
Zbywają milczeniem to, że sami Niemcy w wielu dokumentach historycznych i
opracowaniach pod nazwą Vinidi, Vinden, Vandalen, Vinduli rozumieli Słowian, a nie
Germanów. Dopiero od niedawna robi się z Wenedów - Celtów, a z Wandalów - Germanów.
Na stronce Imperium Lechickie to bzdura dowiadujemy się także, że błogosławiony Mistrz
Kadłubek był propagandystą i wymyślił Wandę. A w ogóle w średniowieczu ważna była
propaganda i dlatego Polacy dorobili sobie rodowód od Wandalów. Oczywiście nie ma na
owym blogu mowy, że w tymże średniowieczu propaganda była także u Germanów, w
Cesarstwie i Bizancjum, gdzie wymyślano niestworzone rzeczy, pomijano niewygodne fakty
i przegrane bitwy oraz demonizowano wrogów.
Później papiestwo zrobiło z tego prawdziwą sztukę, a niemieccy kronikarze pisali gesta pełne
nienawiści do niechrześcijan robiąc z nich ludożerców, okrutników i porównywali do
zwierząt. Dzisiaj to mają być cenne źródła uznawane za wiarygodne, a polskie kroniki – nie
wiedzieć czemu – mają być przepojone propagandą, opisując dzieje bajeczne. Nasi biskupi
zmyślali, a niemieccy nie. Kto w coś takiego jeszcze dziś wierzy?
Co bardziej rozgarnięci uczeni i komentatorzy przyznają co prawda, że kultura Suków-
Dziedzice była kulturą mieszaną, wandalsko - słowiańską, a pod wpływem Słowian, pozostali
na naszych ziemiach Wandalowie ulegli slawizacji, o czym pisze choćby Prokopiusz. Czyli
wyżej rozwinięty cywilizacyjnie lud germański miał się cofnąć w rozwoju pod wpływem
prymitywnych Słowian. I my mamy w to wierzyć, choć takie tezy urągają logice, zdrowemu
rozsądkowi i wiedzy, jaką posiadamy w tym temacie. Po prostu nowy napływ Słowian z
terenów wschodnich pod naciskiem ludów koczowniczych spowodował współistnienie
pokrewnych ludów na rodzimych, słowiańskich ziemiach Odrowiśla i Połabia. Oczywiście
Słowianie zajmowali dużo większe terytorium, ale tutaj jest mowa o terenach kultury
sukowskiej. Możliwe, że na podbój zachodniej Europy ruszyła grupa Wandalów z co bardziej
awanturniczymi Słowianami, jak synowie bez praw dziedziczenia ojcowizny, a zostali
pierworodni mający prawa do ziemi.
Według niektórych germanofilów, nie ma ani jednego starożytnego toponimu słowiańskiego,
za to są germańskie takie jak: Odra (od Ra, czyli słońca), Bug (od bóg, germ. God), San
(sań+ce - słońce), Tanew (tan - toń, jak Tanais - jasna toń, Balaton - biała toń), Skrwa
(skrywa), Strwiąż (stary wiąż - wąż, nurt), Wiar (wiara), Bieszczady (bies+czad), Beskidy
(bies+kity), czy Grudziądz (gruda - lód, jak grudzień). Tłumaczenia tych toponimów podane
w nawiasach chyba są czytelne, jasne i nawiązują do ich charakteru, jak rzeka - toń, biesy
dające czadu, kity -ogony biesów, bo to koniec biesowych gór itp. Ale oczywiście nasi
lingwiści mają lepsze etymologie, odgermańskie i nawet się nie zająkną, by mogło być
inaczej.
Ci z językoznawców, którzy potrafili wyjaśnić toponimy ze słowiańskich języków uznawani
są za ruskich agentów. Zatem turnogermanie walczą o historię Polski i Lechii, by nie stała się
ona rosyjska. Każdy słowianofil ma być rusofilem, albo wysłannikiem KGB. Dlatego kato-
narodowy publicysta S. Michałkiewicz, obrońca Boga Honoru i Ojczyzny (czyli hasła
powstałego na potrzeby zdradzieckiej Targowicy), nazywa turbosłowiaństwo iście po
chrześcijańsku "ubeckimi rzygowinami". Z Bieszka robi się agenta UB, a w moich książkach
doszukuje się na siłę pochwał Wielkiej Rosji i panslawizmu rozumianego, jako przejaw
rusyfikacji. Bzdura goni bzdurę, ale znajdzie się niejeden głupi, co w to uwierzy. Rzecz w
tym, że na szczęście już coraz mnie jest takich naiwnych ignorantów.
Turbogermanie boją się tego zainteresowania ludzi historią i czytania przez nich
samodzielnie źródeł, do czego zachęca Bieszk, tak jak Kościół bał się tłumaczenia Biblii na
języki narodowe, o co walczyli protestanci. Gdy ludzie sami zaczną czytać to się okaże, że
ktoś im wciskał ciemnotę. Dlatego podejmowane są próby dyskredytowania polskich kronik,
tworzy się pseudohistoryczne fora, gdzie gada się o dupie Maryny, czy też kreuje się trendy
antyczytelnicze (film to jest to - Cozac prawdę ci pokaże).
Próby ośmieszania tzw. turbosłowian też nie dają rezultatów. Zatem wrzuca się ich
wszystkich do jednego wora i taki T. J. Kosiński, M. Kowalski czy P. Makuch kojarzeni są z
prostakami i oszołomami w rodzaju P. Szydłowskiego czy aktywnego internetowego
komentatora Kamila Wandala Baczewskiego.
Kolejnym wydumanym argumentem jest twierdzenie, że Wandalowie byli ludem
germańskim, bo używali języka zbliżonego do gockiego. A że mało kto wie jaki to język, to
nikt nie będzie tego analizował. Mamy więc tutaj zagrywkę zwaną "strzałem w powietrze".
Nikt nie pyta, gdyż boi się ośmieszyć, że nic nie wie na dany temat. I o to chodzi. Takich
zagrań nasi turbogermańscy komturowie mają setki. To dziedzictwo Rzymu z zasadą "dziel i
rządź", Cesarstwa i papiestwa z kłamliwymi kronikami i preparowanymi dokumentami oraz
systemem klątw z wymazywaniem obrzuconego nią osobnika z kart historii, Krzyżaków
podrabiającymi listy, pieczęcie i różne akty, Bismarcka z Kulturkampf, czy też Kosinny i
Goebelsa oraz innych teoretyków nazizmu.
Nazwanie Mieszka królem Wandalów nasi turbogermańscy blogerzy z Seczytam czy
Sigillum Authenticum czy „Imperium Lechickie to bzdura” uznają za pomyłkę. Tak samo jak
używanie nazwy Wenden wobec Słowian. No po prostu merytoryczna krytyka na typowym
turbogermańskim poziomie.
Można tak pisać jeszcze dalej, bo argumentów za i przeciw jest cała masa. W tym dyskursie
nasuwa się jednak wniosek, że wierzących trudno przekonać do zmiany wiary, jedynie
wiedza może tu coś zmienić. Dlatego zachęcam do lektury moich książek oraz innych
autorów (J. Bieszk. B. Dębek, M. Kowalski, P. Makuch, T. Sulimirski itd.), którzy otwarcie
piszą o swoich poglądach na temat pochodzenia Słowian i Polaków, czasem wymyślając
niedorzeczne teorie, jak P. Szydłowski, ale w głównej wymowie podobne do moich ustaleń.

Tomasz J. Kosiński
03.11.2019

You might also like