Lew Starowicz Z. O Rozkoszy

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 98

Kontynuacja

bestsellerowej .serii
O kobiecie.
O mężczyźnie,
O miłości

Rozmawia Krystyna Romanowska

wydawnictwo
czerwone
i czarn,e
Spis treści

Rozdział I. Kobieta nieprzewidywalna


Rozdział Il. Rewolucje i ewolucje
Rozdział III. Kobieca seksualność

Rozdział IV. Mężczyzna na trzy z plusem


Rozdział V. Prawdziwa sztuka kochania
Rozdział VI. Pozycje i propozycje
Rozdział VII. Chemia pożądania
Rozdział VIII. Kryzys w łóżku
Rozdział IX. Mity i mody
Rozdział X. Dzieci i seks
Rozdział I.
Kobieta nieprzewidywalna

()
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

Panie profesorze, podobno niedawne badania zrewolucjonizowały waszą dotychczasową wiedzę


na temat kobiecej seksualności.
Tak. Kobieta jest inna, niż się nam zdawało .

Jaka?
Dziksza, nieprzewidywalna, niedająca się wbić w oczywiste ramy. Okazało się, że kobieca
seksualność jest bardziej skomplikowana, niż przypuszczali naukowcy. Powstało Międzynarodowe
Towarzystwo Badań nad Zdrowiem Seksualnym Kobiet i pojawiły się pierwsze empiryczne wyniki
badań, jak funkcjonuje seksualność kobiet, co się dzieje w ich mózgu, jak przebiega orgazm i jakie są
reakcje seksualne. I to jest przełom w myśleniu o kobiecej zmysłowości. Wiemy, że w seksualności
kobiet decydujące są doznania i przeżycia subiektywne, które mogą być niezależne oraz odmienne od
danych obiektywnych uzyskiwanych w warunkach laboratoryjnych.

Co to z nacz y?
Sporo dotychczasowych teorii okazało się me do końca prawdziwych, ale na trzy
najwazmeJsze nowe wyniki badań chciałbym zwrocie uwagę. Pierwsza to właśnie
nieprzewidywalność kobiecych reakcji seksualnych. Do tej pory myśleliśmy, że przebiegają linearnie
- jedna reakcja prowadzi do drugiej, druga do trzeciej. Czyli: pożądanie, podniecenie, które narasta,
później jest orgazm i koniec. Okazuje się, że ten model dotyczy tylko mężczyzn. U kobiet sprawa jest
bardziej skomplikowana. Ich seksualność jest wyznaczana przez koło. Wszystko jest możliwe ciągle
i w każdym czasie. Nie ma regularności jak u mężczyzn. W przypadku kobiet każdy element tego koła
może zainicjować dalszy ciąg reakcji seksualnej. Reasumując - reakcje seksualne kobiety są
nieprzewidywalne.
Wśród seksuologów nie ma jednak zgodności co do interpretacji tych badań. Są naukowcy,
którzy twierdzą, że pożądanie i podniecenie kobiet to jedno, a drudzy to rozdzielają. Dalej są tacy,
którzy twierdzą, że pożądanie u kobiet ma charakter spontaniczny i wywołany tym, że kobieta sama
w sobie czuje potrzebę seksu, a drudzy twierdzą, że zawsze musi być to sprowokowane. Czyli muszą
zadziałać wyobraźnia, osoba partnera i wtedy dopiero rozwija się pożądanie. Ja jestem w tej grupie,
która uważa, że pożądanie u części kobiet jest spontaniczne. Polega na tym, że ona po prostu chce
seksu. Z kim będzie realizowany, to już sprawa drugorzędna. Czy z partnerem, czy z kolegą z pracy-
w to nie wnikam W każdym razie seksualność kobiet jest bardzo zagadkowa i zespoły ekspertów są
dopiero na etapie uzgadniania stanowisk. Nastąpi to w ciągu najbliższych dwóch lat.

Kolejny ważny przełom jest taki...


...że dla kobiet najważniejsza jest satysfakcja, a nie orgazm Czuje zadowolenie z tego, że
miała udane spotkanie intymne, że było jej dobrze z partnerem. Jest zadowolona, przy czym orgazm
nie jest niezbędny: może być,
ale nie musi. I to jest przełom, bo do tej pory obserwowaliśmy czasami
histeryczną pogoń za orgazmem

Nawet dla mężczyzny to było kryterium udanego seksu. Troskliwie pytał: „Było ci dobrze,
kochanie, miałaś orgazm?". Jeżeli kobieta miała, to - jego zdaniem- było jej dobrze ...
Właśnie niekoniecznie. Mogła mieć orgazm, ale wcale nie było jej dobrze, bo nie osiągnęła
satysfakcji. Orgazm może być wywołany mechanicznie przez umiejętne pieszczoty, ale wcale nie jest
to równoznaczne z tym, że zbliżenie ją w pełni zadowoliło. Panowie, już nie musicie pytać swojej
partnerki o orgazm On nie jest gwarancją satysfakcji. Tym bardziej że kobiety irytuje to wieczne
męskie pytanie.

Jak zdefiniowałby pan kobiecą satysfakcję?


Składa się z kilku elementów. Tego, że partnerowi było dobrze - ten typ satysfakcji ma
większe znaczenie np. w Azji, gdzie kobiety są bardziej ukierunkowane na mężczyznę. Ale
uniwersalne dla wszystkich kobiet na pewno jest poczucie satysfakcji z tego, że ona tak działa na
niego, że on chce tylko jej, reaguje właśnie na nią. Następny element to zadowolenie z bycia razem,
bo seks to przede wszystkim miłe spotkanie. Ostatnim elementem jest właśnie orgazm, ale on ma
w stosunku do tamtych niższą rangę.

A jeśli satysfakcji nie ma?


Jest poczucie niedosytu. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której kobieta przezywa
wymuszony orgazm Jest tym faktem sama zaskoczona, ale czegoś jej brakuje. Satysfakcji właśnie.
Nie do końca będzie zatem zadowolona z takiego spotkania intymnego.

A słynny punkt G?
Istnieje. W tym roku to potwierdzono.

Co to oz nacz a dla męż cz yz n? Mają go szukać?


Tak, ale od razu uprzedzam, że punkt G nie istnieje u wszystkich kobiet. Zakładam jednak, że
w normalnym związku, gdzie partnerzy poznają się wzajemnie w sensie psychicznym, tak samo
powinni poznać swoje ciało. Jest to niezbędne do sztuki miłosnej. I oboje powinni szukać punktu G.
Ona powinna mu w tym pomóc, powiedzieć, czy coś czuje, czy nie, dotykana w tym albo innym
miejscu. Bo jeżeli punkt G istnieje, ma to ogromne znaczenie praktyczne w ars amandi. Wtedy należy
tak prowadzić sztukę miłosną, żeby ten obszar był pobudzany. Po to kobieta go ma, żeby sprzyjał
reakcjom seksualnym Uważam w ogóle, że mężczyzna powinien znać każdy centymetr pochwy
swojej partnerki, jeśli chodzi o wrażliwość. To ułatwia dobór pozycji czy technik seksualnych.

Jeżeli kobieta nie ma punktu G, ma prawo czuć się gorsz a?


Nie ma powodu do nieszczęścia. Reaktywność kobiety w seksie jest bardzo zróżnicowana, ma
ona bardzo wiele stref erogennych. Większość kobiet osiąga orgazmy poprzez pobudzanie łechtaczki,
ale też sporo przez pieszczoty piersi, całowanie ust, karku, strumienia wody, wyłącznie fantazji itd.
W porównaniu z mężczyznami jest to zakres bardzo szeroki i w zasadzie bez granic.
Nie obawia się pan, że mężczyźni mogą uważać, iż kobiety bez punktu G są mniej
wartościowe?
Nie wykluczam, że może się zrobić taka moda: masz punkt G - dostajesz pięć gwiazdek w roli
kochanki. Nie masz punktu G - dostajesz trzy gwiazdki. Tylko po co? Czy kobiety, które osiągają
orgazm poprzez pieszczenie piersi, są lepsze od innych? Taka jest już ich natura. Najważniejsze, żeby
miały satysfakcję. A na jakiej drodze ją osiągną, to sprawa drugorzędna. Ale powtarzam- na pewno
warto znać swoje ciało, żeby seks nie był przaśny i bez wyobraźni.

A co ze słynną różową tabletką na to, żeby kobiecie „chciało się chcieć"?


Nie mam dobrych wiadomości. A raczej mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobrą - są leki
działające pobudzająco seksualnie, eliminujące zaburzenia hormonalne. Złą - nie ma jak dotąd
tabletki wywołującej podniecenie czy orgazm. Okazuje się, że sprawa jest bardziej skomplikowana
i na razie różowej tabletki nie należy oczekiwać. Niebieska tabletka dla panów, czyli viagra, działa
skutecznie, bo seksualnością mężczyzn w dużym stopniu rządzą struktury podkorowe, przez biologię
są zaprogramowani do prawie automatycznego funkcjonowania seksualnego. Dlatego mężczyźni nie
mają problemu z orgazmem jako takim, nie muszą się go uczyć, jest wrodzony, mają imperatyw
seksualnego działania na widok bodźca. Ich podnieca atrakcyjna kobieta, fantazja, pornografia. Już są
gotowi. A u kobiet to bardziej skomplikowane, bo takie samo znaczenie, jak czynniki
i uwarunkowania biologiczne, mają czynniki i uwarunkowania psychiczne oraz kulturowe. Czyli ich
osobowość, nastawienie do seksu, lęk, relacje z partnerem, jak były wychowane, jaki system
wartości im wpojono. To wszystko wpływa na seks. Na przykład aparatura pomiarowa oraz poziom
różnych hormonów i neuroprzekaźników ujawniają jednoznacznie stan podniecenia seksualnego danej
kobiety, ale ona sama subiektywnie może wcale nie odczuwać podniecenia. Obrazowanie mózgu
sugeruje, że kobieta przeżywa orgazm, a ona subiektywnie tego nie odczuwa. To skomplikowane
i dlatego tabletka tego nie rozwiąże. Tabletka może tylko ułatwić podniecenie. Jak jest za słabe, to
może je zwiększyć. Najpierw więc trzeba odkryć przyczynę osłabienia libido, a następnie wybrać
optymalną metodę leczenia.
U większości kobiet z takim problemem konieczne jest stosowanie zróżnicowanych metod
leczenia (leki, metody treningowe, psychoterapia). Ponieważ nieprzewidywalność kobiety jest tak
duża, nie wiadomo kiedy, w jakich okolicznościach taką tabletkę należałoby podać. Czynniki
subiektywne są u kobiet decydujące. Banalny przykład: kobieta jest podniecona, a mówi mężczyźnie,
że nie chce seksu. Bo subiektywnie nie jest podniecona, chociaż ciało jest podniecone. Jak już
mówiliśmy, u kobiet mamy do czynienia z nieprzewidywalnością, dużą zmiennością: dziś jest tak,
jutro inaczej, a koło reakcji seksualnych może się uruchomić w każdym miejscu i o każdej porze. Ale
faktycznie problem ze spadkiem czy zanikiem pożądania ma w Polsce ok. 42-46 proc. kobiet.

Co przeciętny człowiek ma z tego, że wy, naukowcy, dowiecłiiełiście się o złożonej naturze


seksualności kobiecej?
Wiedzę przekazujemy natychmiast dalej. Przekuwamy na relacje terapeutyczne, na przykład
uświadamiamy mężczyznę, żeby nie zamęczał partnerki pytaniami, czy miała orgazm. Niepokoi go na
przykład, że ona rzadko osiąga rozkosz. Dla niego to oznacza, że jest źle w związku, że nastąpił
kryzys. A tu się okazuje, że żaden kryzys nie musi mieć miejsca. Orgazmu nie było, ale satysfakcja
tak. I to, jak już wiadomo, jest najważniejsze dla kobiety.
()
N one
Rozdział II.
Rewolucje i ewolucje

()
Panie profesorze, czytał pan „Pięćdziesiąt twarzy Greya"?
Czytałem, ale nie skończyłem. Znudziła mnie ta książka.

A kobietom się podoba. Jest pan zdegustowany ich czytelniczymi wyborami?


Nie, ale zastanawiam się, skąd ten entuzjazm? Nie jest to lepsze od wielu innych książek już
napisanych o seksie. Można to wytłumaczyć cichą seksualną rewolucją u - nazwijmy to -
„porządnej" kobiety. Takiej, która zachowuje normy, zasady, jest wierna swojemu partnerowi,
szanuje jego i siebie. W tej uporządkowanej istocie tkwi jednak potrzeba obcowania intymnego
z kimś innym, olbrzymia ciekawość tego, „jak to jest"? Oczywiście, nigdy się na taki krok nie
zdobędzie, skutecznie zahamują ją skrupuły wynikające z obyczajowości, religijnego wychowania.
Wówczas taka lektura pełni funkcję zastępczego romansu. I stąd ta fascynacja.

To znaczy, że tysiące polskich mężczyznjest zdradzanych w procesie czytania? Przynajmniej


mentalnie?
Nie częściej i nie rzadziej niż w przypadku czytelniczek harlequinów. Dużo jest takich kobiet,
które są głodne miłości w ładnej oprawie, mężczyzny rycerza, cudownych plenerów. Sporo kobiet
o tym marzy, a tego nie doświadczyło. To jest zastępcze zaspokajanie potrzeb.

A nie jest tak, ie kobiety tęsknią z a ostrym seksem, perwersją i sado-maso we własnych
łóżkach, tylko boją się o tym powiedzieć?
Myślę, że bardziej od sad o- maso pociąga je bohater książki. Bo gdyby bohaterem był
kierowca TIR-a o sadomasochistycznych skłonnościach, mniej byłoby chętnych do czytania. A że jest
nim czarujący milioner, sprawa wydaje się bardziej interesująca. Sadomasochizm tuj est tylko w tle,
nie sądzę, żeby to akurat było clou seksualności Polek. Kluczem jest dbanie o kobietę.

Czyli męski świat realny jest oceniany przez kobiety jako mało dbający o damskie potrzeby?
Ja bym tego w ogóle nie przenosił na świat męski. To są rozmaite fantazje kobiet. Czasem
wynikają tylko z ciekawości, czasem z chęci doświadczenia przygody, marzenia o niezrealizowanym
romansie. To nie ma nic wspólnego z realnymi mężczyznami. Wyobraźmy sobie sytuację, że partnerzy
naszych czytelniczek rozentuzjazmowanych książką zaopatrzyli się w sex shopach w różne akcesoria:
kajdanki, pejcze, lateksy. Czy myśli pani, że czytelniczkom Greya faktycznie odpowiadałoby takie
urozmaicenie życia intymnego? Przypuszczam, że większość byłaby przerażona, niektóre co najwyżej
rozbawione, zaledwie część kobiet by się cieszyła, wszak pod jednym warunkiem: że książka stała
się pretekstem do ujawnienia autentycznych potrzeb. Podam inny przykład: z męskiego punktu
widzenia. Kobieta natychmiast wyczuje różnicę naturalnego erotyzmu, który tkwi w jej partnerze,
i takiego, który pod wpływem książki został przyswojony i wyuczony.
Tego typu książki nie mogłyby zdobywać tak masowego zainteresowania, gdyby nie rewolucja
seksualna w latach 60. i 70. Mam wrażenie, że traktujemy ją jako taką „woodstockową
cepelię", taplanie się w błocie i ogólnodostępny seks, nie pamiętając o tym, że zaszło wtedy coś
o wiele bardziej doniosłego.
Zgadzam się, rewolucja seksualna to niedoceniany fenomen. Koniec lat 60. postrzega się
w takiej skrzywionej perspektywie: eksperymentowanie z narkotykami, mieszkanie w komunach,
dzieci kwiaty biorące LSD, wędrówki do Indii w poszukiwaniu wartości duchowych. A nie
dostrzega się najważniejszej rzeczy, którą ze sobą przyniosła: przewartościowania seksu. Seks do
czasów rewolucji seksualnej był traktowany jako coś złego, niebezpiecznego, grzesznego, czego się
trzeba bać. Uprawiano go tylko w celach prokreacyjnych. W innej sytuacji wywoływał poczucie
winy jako coś niewłaściwego, nieczystego. W seksie panował patriarchalizm, ponieważ podczas aktu
mężczyzna zajmował się głównie sobą. Po rewolucji seksualnej nastąpił olbrzymi przełom, ludzie
stanęli przed zupełnie nową rzeczywistością. Zaczęto dbać o kobiety, seks traktowano jako dobro,
wartość, coś, o co warto zabiegać. Upowszechniał się model partnerski w relacjach. Zaczęto
traktować seks jako „działanie prozdrowotne" służące długowieczności (kiedyś twierdzono, że
skraca życie i radzono starszym ludziom, żeby unikali seksu, bo to dla nich miał być za duży
„wydatek energetyczny") i absolutnie pozaprokreacyjne, jako przyjemność.

Rewolucja tabletki antykoncepcyjnej ...


Owszem, pokolenie młodych czytelników nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak przed epoką
antykoncepcji wyglądało życie kobiety. Każdy kontakt seksualny oznaczał dla niej perspektywę
zajścia w ciążę. Kobieta żyła od miesiączki do miesiączki, w strachu: „Udało się czy nie udało".
I większość ludzi przychodziła na świat w sposób nieplanowany. Przełom polegał też na tym, że
zaczęto na temat seksu mówić, pojawiła się nowoczesna edukacja seksualna. Zakończono trwającą
od ponad dwóch setek lat wojnę z masturbacją; wcześniej dochodziło do niewyobrażalnych
absurdów - żeby ją ograniczyć lub wyeliminować, uciekano się do zabiegów operacyjnych. Niegdyś
lekarz szedł pod rękę z duchownym, głosząc te same purytańskie poglądy, że masturbacja jest
patologią. To w mniejszym stopniu był problem kobiet, które w okresie dojrzewania w swojej
populacyjnej większości aż tak specjalnie nie są rozbudzone. Ale proszę sobie wyobrazić miliony
mężczyzn w okresie dojrzewania, którzy odczuwają presję hormonalną, są rozbudzeni seksualnie,
a masturbacja to grzech. Wywoływało to przeróżne obsesje, mężczyźni prowadzili wojnę z własnym
ciałem, żeby nie ulec wrogowi. Trzeba widzieć los tych ludzi przez lata, to musiało pozostawić
konsekwencje. U kobiet z kolei gigantycznym problemem była pozamałżeńska ciąża. Los takiej
kobiety, społeczna pozycja, były nie do pozazdroszczenia. A jaka była jej pozycja społeczna? Był
czas, że kobieta, i to w kraj ach europejskich, mogła być skazana na więzienie za cudzołóstwo.
A homoseksualiści, czy to geje, czy lesbijki? Byli uważani za chorych, dewiantów, zboczeńców,
ludzi, których trzeba leczyć . Policja ich namierzała, goniła, byli na specjalnych listach, skazywano
ich. Przed rewolucją kobieta i mężczyzna, para, która czerpała satysfakcję z bycia razem w łóżku,
funkcjonowała w klimacie poczucia winy. Myśleli sobie: „To nie powinno mieć miejsca, żeby tak
ulegać namiętności". Trudno było także pogodzić religijność z czerpaniem przyjemności
z nieczystych praktyk seksualnych. Dlatego osoby religijne nie mogły mieć satysfakcji z seksu, bo to
była grzeszna przyjemność. Jeśli porównamy tamtą przeszłość z czasami po rewolucji seksualnej, to
widzimy, jak wielki przełom nastąpił. Teraz szukamy radości z seksu, robią to także osoby wierzące.
Wystarczy przykład Ksawerego Knotza, księdza kapucyna z Krakowa, który wydaje książki określane
mianem katolickiej Kamasutry. Gdyby napisał taką książkę przed rewolucją seksualną, natychmiast
zostałby wyrzucony ze stanu duchowieństwa i pozbawiony czci. A teraz pisze, jak małżonkowie mogą
się pieścić, cieszyć z intymnych zbliżeń. Gorliwi katolicy nie muszą już kajać się za udany seks.

Pan był świadkiem rewolucji seksualnej. Jak ona wyglądała w życiu przeciętnego człowieka?
To nie było ani proste, ani powszechnie od razu akceptowane. Wyobraźmy sobie ludzi
z pierwszej połowy XX wieku. Masturbacja - grzech, seks przedmałżeński - grzech, pozycje w łóżku
- jedna, „po bożemu", seks oralny - dewiacja, seks analny - jeszcze gorzej. To są rodzice
dwudziestolatków, którzy wkraczają właśnie w czas rewolucji seksualnej. Dla jednych była ona
kompletnie nie do zaakceptowania, nie mogli pogodzić jej z tym, co wynieśli z domu. Mówili wraz
z rodzicami: „To dopust boży", „Świat schodzi na psy". Dla innych to, co się wydarzyło, było ulgą:
że seks może być piękny, radosny, wspaniały. To trochę jak z naszym wejściem do Unii Europejskiej.
Niektórzy się przestraszyli zgnilizny europejskiej, drudzy zareagowali entuzjazmem, że jesteśmy
w końcu obywatelami Europy. Na rewolucję seksualną tak samo jedni reagowali strachem, drudzy
radością. A dla innych ta zmiana przyszła niestety za późno.

Czy w tamtym okresie panczuł,że się dzieje coś ważnego?


Tak. Czas rewolucji seksualnej przypadł na okres, kiedy już kończyłem studia, w 1966 roku.
Mój dom był co prawda wyjątkowy, nie był purytański, ale byłem kiedyś ministrantem, chodziłem na
lekcje religii. Pamiętam, jak to się wszystko zmieniało, jak się na moich oczach zmieniał Kościół,
obyczajowość seksualna, pojawiła się antykoncepcja. W tym czasie byłem na pierwszej linii frontu,
bo pracowałem w Towarzystwie Rozwoju Rodziny. Miałem cały czas do czynienia ze wszystkimi
oporami, problemami, jakie się wiązały z upowszechnieniem antykoncepcji.

Kobiety stawały się bardziej wyzwolone?


Część dziewcząt szybko uwalniała się z poczucia winy. Pojawiły się kobiety bardziej
dostępne, chętne, bezpruderyjne. Ale dla innych dziewcząt to były czasy apokalipsy, reagowały
wręcz kontrrewolucją. Niektóre kobiety sobie ceniły, że są inne, niedostępne, ale spora część była
w ogóle zagubiona, nie mogła się odnaleźć w zmieniającej się rzeczywistości. Zupełnie jak
w czasach prawdziwej rewolucji! A rodzice? Ci kompletnie się we wszystkim gubili. Był ogromny
głód wiedzy. I nic dziwnego, pod koniec lat 60. i na początku 70. prawie nie było publikacji
poświęconych edukacji seksualnej. Niewiele osób wie, że w 1963 roku książka Mikołaja
Kozakiewicza „O miłości prawie wszystko" została uznana za pornograficzną i wycofano ją ze
sprzedaży! Tematyka seksualna była publikowana w niewielu pismach i nie zaspokajała nawet
podstawowych potrzeb poznawczych. Kiedy miałem wykład, studenci tłoczyli się na schodach.

O co pytali?
W czasie trwania rewolucji seksualnej najczęstsze były pytania wiążące się z ocenianiem
pornografii jako czegoś patologicznego, pytano także o przyczyny zaburzeń i trudności w życiu
seksualnym, o seks przedmałżeński, kontakty oralne i analne w kontekście zboczenia. W tej chwili
tego typu pytania odeszły do lamusa, należą do rzadko zadawanych. Teraz większość pytań dotyczy
związku masturbacji z uzależnieniem od seksu, przemocy seksualnej, związków pozapartnerskich,
celibatu, feminizmu i jego wpływu na seks, cyberseksu, homofobii i zmian w rolach płciowych.

Co się działopo rewolucji seksualnej?


Drugim przełomem było wprowadzenie viagry. Mówi się nawet o erze viagry. Dlaczego to
jest takie ważne? Starzejący się mężczyzna jest zainteresowany seksem Ma do czynienia z partnerką,
która często się bardzo dobrze czuje i też chętnie uprawia seks. Wyobraźmy sobie teraz sytuację,
kiedy taka kobieta ma partnera, który jest niesprawny. Ale to jeszcze nie wszystko - sama
świadomość: „Jestem niesprawny" u wielu mężczyzn wywoływała bardzo poważne skutki
psychiczne. Stawał się agresywny, zgorzkniały, ponosił wiele innych negatywnych konsekwencji.
Dzięki viagrze mężczyzna przestał się lękać starzenia, tego, że „kiedyś nie będzie mógł". Teraz jest
optymistycznie nastawiony, że niezależnie od wieku, będzie mógł mieć kontakt intymny. To jest
olbrzymi przełom, nie do przecenienia. Sukces viagry uświadomił, że zaburzenia seksualne
u mężczyzn można leczyć skutecznie. To wielka sprawa.

Nie ma pan wrażenia, że żyjemy w epoce przeseksualizowania? Seks wszechobecny, seks sells,
seks w książkach, filmach, tabloidach, seks z każdej możliwej okazji, a czasami nawet bez.
Owszem, jeśli ma się seks na wyciągnięcie ręki, jeżeli już dzieciaki w szkole podstawowej
oglądają pornografię, to może zaistnieć takie zjawisko jak przesyt seksem, a w związku z tym -
mniejsze zainteresowanie. Posłużę się takim przykładem Jeśli mały chłopiec ma stale do czynienia
z nagością, rodzice chodzą nago, jeżdżą razem na plaże nudystów, to w dorosłym wieku nie będzie
szalał na widok kolana czy uda kobiety. Wszechobecność nagości, pornografii od najmłodszych lat
może w późniejszym wieku skutkować mniejszym pożądaniem Jesteśmy już tego świadkami. Słyszę
teraz coś takiego, czego nie słyszałem od kobiet w przeszłości: „Seks jest przereklamowany!".

O to właśnie chciałam pana zapytać: dlaczego kobiety uważają seks za przereklamowany?


Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu. Możliwe, że kobiety mają poczucie
przereklamowania seksu, bo spodziewają się po nim za dużo. Przykładowo jeżeli jakaś młoda
kobieta jeszcze go nie doświadczyła, to czytając poradniki, a jest ich mnóstwo, każde pismo kobiece
poświęca w każdym numerze kilka tekstów na temat seksu, wyobraża sobie Bóg wie co, ma
wyolbrzymione oczekiwania i rzeczywistość ją rozczarowuje. Możliwe jest także takie
wytłumaczenie: seks stał się taką codziennością, że stracił barwę, smak, koloryt, przestał być
atrakcyjny, spowszedniał. Kobieta mówi: „Seks jest przereklamowany" także w sytuacji
rozczarowania w relacji z partnerem. Spodziewała się, że mężczyzna, który tak o sobie dużo mówi,
odgrywa rolę znającego potrzeby kobiet, spowoduje, że w łóżku będzie nie do opisania szałowo.
A tymczasem nie jest, co więcej - jest słabo, nudno i nieciekawie. W takich sytuacjach znajdują się
kobiety mające doświadczenia z dwoma, trzema partnerami - spodziewały się, że tym razem będzie
coś ekstra, a nie jest.

A czy z ust mężczyzn też pan słyszy, że seks jest przereklamowany?


Nie. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek słyszał taką opinię od mężczyzny. Może to wynikać
z tego, że panowie mają trochę mniejsze wymagania i oczekiwania co do seksu. Dla nich kontakt
z ciałem kobiety, penetracja, seks oralny i wytrysk to już jest ogromnie dużo. A kobiety mają większe
wymagania: uczucia, pieszczoty, urozmaicenie - nie każdy mężczyzna temu podoła.

Przereklamowaniu seksu winne jest takie to, ie żyjemy w epoce internet-love.


To prawda. Wyobraźmy sobie początek rewolucji seksualnej. Partnerzy poznawali się na
uczelniach, przyjęciach towarzyskich, fajfach, podczas przerw w teatrze. A teraz wystarczy kliknięcie
i już. Na początku rewolucji seksualnej po książkę na tematy intymne ustawiały się kolejki,
sprzedanie 200 tys. egzemplarzy było pestką. Dzisiaj dostęp do informacji na temat seksu w każdym
zakresie - od obyczajowości po biologię, jest najprostszy z możliwych.

Czy ta rewolucja technologiczno-seksualna się przekłada na to, ie lepiej nam w łóżku?


Zdecydowanie tak. Wiedza się przekłada na jakość życia seksualnego. Kiedyś niewiedza była
głęboka, a jej następstwa - dramatyczne. Wierzono np., że w pozycji na jeźdźca kobieta nie zachodzi
w ciążę, bo siła grawitacji powoduje, że plemniki nie docierają do celu. Takich bzdur było mnóstwo.
Ludzie mieli ogromne problemy z powodu niewiedzy. Dotyczyło to zarówno dysfunkcji seksualnych,
jak i relacji między partnerami. Królował mit, że wielkość członka jest ważna dla kobiety i decyduje
o tym, czy kobieta będzie miała satysfakcję. Kompleks małego członka był powszechny i wiązał się
z określonymi następstwami. Teraz obserwuję o wiele mniej tego typu pacjentów, chociaż wciąż się
zdarzają, bo wielkość - jest w cenie. W czasach przed rewolucją seksualną większość kobiet nie
miała orgazmu. A teraz tylko osiem procent kobiet przyznaje, że nie ma! Są na to konkretne badania
i można powiedzieć, że to jest wskaźnik tego, jak wiedza o seksie wpłynęła na jakość życia
seksualnego.

Ale każ darewolucja ma swoje marginesy...


Tak. Rewolucja, która zmienia jakość życia seksualnego ludzi, ma dwa bieguny. Na jednym
z nich są ci, którzy z różnych przyczyn stoją w opozycji, nie identyfikują się, np. ruch dziewic
konsystorskich, osoby składające ślubowanie czystości aż do ślubu itd. Z drugiej strony mamy
wynaturzenia: cyberseks, uzależnienie od pornografii, lolitki - kreowanie dziewczynek na wampy,
wybory miss nastolatek, erotyzacja dziewczynek przez lalki Barbie. Erotyczne zabawy nastolatków
w gimnazjach, ekshibicjonizm, czyli filmowanie własnego seksu i wpuszczanie takiego filmiku do
sieci. Także w literaturze, w której pisarz czy pisarka opisują z detalami życie seksualne ze swoim
partnerem, partnerką. To idzie za daleko, napawa mnie niesmakiem Podobnie jak to, że celebrytami
stają się prostytutki. Premier Włoch robił „bunga bunga" z nieletnią dziewczyną i ona nagle staje się
celebrytką: udziela wywiadów, pokazują ją dzienniki telewizyjne. Czy to jest wzorzec osobowy dla
młodych dziewcząt? Nie mam nic przeciwko zawodowi prostytutki, ale kreowanie go na postawę
życiową do naśladowania jest godne pożałowania.

Czeka nas kolejna rewolucja seksualna?


Czeka nas jeszcze seks wirtualny, wizualizacja, nasze fantazje przyjmą formę trójwymiarową.
Kolejne ułatwienia kontaktów seksualnych za pośrednictwem przekaźników, czujników.

Czuły robot w każdym domu?


To też. Byłem w Japonii, tam sex shopy to są pięciopiętrowe budynki pełne elektroniki.

Co pana najbardziej ujęło?


Cała narządownia, gdzie można programować np. drgania urządzeń. Roboty - sztuczne
kobiety, są coraz bardziej udoskonalane. Przybierają wygląd żywych, atrakcyjnych pań. Ajakjeszcze
te sztuczne kobiety zostaną zaprogramowane na pieszczoty, trudno nawet przecenić, jaki to będzie
miało wpływ ...

No właśnie,
jaki?
Na pewno wzrośnie konsumpcja seksu. Popatrzmy na normalny związek, gdzie występuje
różnica potrzeb. Jedno chce codziennie, a drugie raz w tygodniu. Ta osoba, która ma większe
potrzeby, kupi sobie robota i już.

Wyobraża pan sobie trójkąt z robotem?


Też. Na pewno takie rzeczy powstaną. Albo na przykład single - będą mieli lepiej. Dzisiaj
znajdują partnerów na noc czy na tydzień, pomieszkują ze sobą, ale zawsze się z tym wiąże ryzyko.
A to chorób, a to, że się jedno z nich zakocha, chociaż to drugie nie chce, przeróżne komplikacje. No
to singiel czy singielka kupuje sobie robota i może poświęcić się karierze zawodowej.

Przeraża pana taka wizja?


Niespecjalnie. Są plusy i minusy tego zjawiska. Może zniknąć populacja niezaspokojonych
ludzi, którzy mają głód seksu, a nie mają partnera. Nie każdemu odpowiada chodzenie do agencji.
Masturbacja to jednak nie jest to samo, nie jest to forma tak atrakcyj na. A partner zastępczy może
zaspokoić ich oczekiwania. Dewianci seksualni także mogą stać się mniej niebezpieczni. Sadysta
kupi sobie robota, będzie go okaleczał i nie będzie miał konfliktu z prawem. Albo pedofile. Pedofilia
przecież nie zniknie, mimo całej nagonki, tak jak nie znikną zaburzenia dewiacyjne. Pedofil też nie
będzie miał konfliktu z prawem, bo kupi sobie robota imitującego dziecko. Zmniejszy to
przestępczość. Ale oczywiście też powstaną nowe formy patologii, jak uzależnienie od robotów.

Czy człowiek będący


w związku z robotem może wrócić do normalnego człowieka?
Może być trudno, bo jeśli robot będzie zaprogramowany na zaspokajanie wszystkich
zachcianek, to będzie specyficzna relacja. Powstaną zapewne centra odwykowe dla osób żyjących
z robotami, w których będziemy uczyć ludzi z powrotem człowieczo-człowieczych relacji. Zanosi się
więc na to, że seksuolodzy zawsze będą mieli co robić.

Czy zalegalizowanie poligamii to jest jakiś przełom na miarę rewolucji lub chociażby krok
w ewolucji seksualnej?
W Brazylii niedawno sąd zalegalizował związek mężczyzny i dwóch kobiet. To jest spory
przełom, który zresztą przewidywałem. Sądzę, że do wyboru będą różne typy związków. Osoba
dorosła będzie mogła wybierać, w jakim związku chce żyć.

Obejmie to cały świat?


Tak. To jest tylko kwestia czasu. Model poligamiczny będzie jednym z wielu do wyboru. Co
komu do tego, jeśli kobiety się zgadzają na bycie w takim związku. Państwo się nie powinno do tego
wtrącać.

Słyszał pan niepokojące wieści z Danii, gdzie domagają się zalegalizowania związków
kazirodczych?
To jest trochę inna sprawa. W przypadku związków kazirodczych rozumiem argument
genetyczny, czyli że prawdopodobieństwo wad genetycznych dziecka zrodzonego z takiego związku
jest większe niż w innych. Religia także tego zakazuje, podobnie jak obyczajowość. No, ale
obyczajowość staje się coraz bardziej tolerancyj na, opiniotwórcza ranga Kościołów staje się
mniejsza w tym zakresie, a genetycy twierdzą, że dziedziczenie wad wcale nie jest takie częste, jak
się przypuszczało, to możliwe, że tabu kazirodztwa także zostanie obalone.

Co pan o tym myśli?


Myślę zawsze kategoriami „klinicznymi" i analizuję, czy uszczęśliwi to konkretne osoby. Nie
wychodzę od analizy praw człowieka, w sensie: każdy ma prawo wyboru. Jeśli wiedziałbym, że para
nie ponosi ryzyka genetycznego i związek powstał z dojrzałej miłości, a nie z mechanizmu obronnego
- uciekania od świata i przedłużania sobie dzieciństwa - to jest ich sprawa. Nie wszystko da się
załatwić regulacjami.

Jakie jeszcze tabu mogą paść z biegiem czasu?


Już niewiele ich zostało. Nie ma tabu wieku, rasy. Jeśli zniknie kazirodztwo, to co zostanie?
Tylko pedofilia, ale wobec niej trudno o tolerancję, więc ona na pewno nie zniknie jako tabu.

()
N one
Rozdział III.
Kobieca seksualność

()
Podzielił pan kobiety - kochanki na kilka typów.
Tak, na przykład Pieszczocha to damski odpowiednik mężczyzny Pieszczocha. Jej marzenia:
przytulać się, całować i być całowaną, obejmować, słyszeć coś miłego i w takim rajskim nastroju
zasnąć. Dużo kobiet to Pieszczochy i dobrze byłoby, gdyby wiązały się z Pieszczochami, wtedy mają
zagwarantowaną feerię szczęścia.
Jest też typ kochanki perfekcjonistki, którą nazwałem Czyściochą. Ona musi zawsze
i wszędzie wyglądać świetnie, być wykąpana, wyperfumowana, w pełnym makijażu, odprasowana.
Często jest perfekcjonistką w pracy i w domu. Z reguły mężczyzna nie może się do niej poprzytulać
po skończonym akcie seksualnym, ponieważ ona natychmiast biegnie do łazienki, aby wziąć prysznic.
Nie traktuje w sposób naturalny wydzielin ani swojego ciała, ani ciała partnera, zwykle odczuwa do
nich mniejszą lub większą niechęć.
Są też kochanki Wiecznie Zajęte, traktujące seks jako dłuższy bądź krótszy przerywnik
w zajęciach domowych, pracy, oglądaniu TY, sprzątaniu, gotowaniu, czytaniu książek. Dla nich seks
jest jedną z wielu czynności zaprzątających je w życiu, ani ważniejszą, ani mniej ważną. Wiecznie
Zajęta często uważa, że poświęca się dla partnera, uprawiając z nim seks. Niejeden mężczyzna
doznaje szoku w takiej sytuacji i przeważnie ocenia to jako wyraz braku uczuć do niego. Ma
poczucie, że jest dla niej „żywym wibratorem''. To jest możliwe, ale częściej wynika ze
specyficznego typu reaktywności seksualnej takich kobiet: fala podniecenia narasta u nich bardzo
szybko i pojawia się potrzeba doznań, po orgazmie podniecenie szybko opada i kobieta zajmuje się
czymś innym, np. rozmawia przez komórkę, włącza komputer.
Jej przeciwieństwem jest Rozbudzana, ten typ kochanki traktuje kontakt seksualny jako
preludium do następnej porcji miłosnych uniesień. Nie żałuje czasu na miłość. Dopiero po
pierwszym akcie czuje się naprawdę pobudzona, chętna do dalszych igraszek, często jest zdolna do
przeżycia wielokrotnych orgazmów. Ocenia się, że dotyczy to około 11-17 proc. kobiet. Ten typ
kobiet często przeżywa rozczarowanie, bowiem partner nie ma zdolności do bisowania. U niektórych
kobiet rozbudzenie seksualne pojawia się w momencie odczucia wytrysku w pochwie (dlatego nie
znoszą prezerwatywy). Działa to na nie jako bardzo silny bodziec seksualny i dopiero wtedy
chciałyby kontynuacji kontaktu. Dla ich partnerów może to być trudne do realizacji.

Polki w łóżku są jednak z reguły bardziej leniwe od Niemek, Angielek, Rosjanek. Z czego to
wynika?
Większość Polek oczekuje inicjatywy ze strony mężczyzny. Nawet te z bardzo wysokim
poziomem dominacji, z odwróconymi rolami w związku. Jedynie 17 proc. kobiet wychodzi z własną
inicjatywą i zachęca partnera. Dotyczy to kobiet z dużym temperamentem lub mających leniwych
w tym zakresie partnerów. Lenistwo w łóżku wynika z kultu matki Polki. To fenomen obyczajowy, bo
poza łóżkiem Polki są - jak wiadomo - bardzo pracowite i ambitne. Natomiast jak się jest na ołtarzu
miłości, nie trzeba nic robić ani o nic się starać. Mężczyzna powinien, kobieta nie musi, to jest jego
zadanie. Ona jest zbyt ważna, by być aktywna. Ale oczekuje od niego, żeby się w łóżku wiele działo.
Niestety, tak naprawdę niewielu mężczyzn jest lubianym przez panie typem Pieszczocha, który lubi
być pieszczony, ale i sam obsypuje partnerkę karesami. Ale to się zmienia.

Młode pokolenie kobiet jest bardziej aktywne?


Tak. Kobiety aktywne dzielą się na trzy kategorie. Pierwsza to jednak niewielki procent, to
kobiety, które po prostu lubią bycie aktywną w łóżku. Rzadko się takie panie spotyka, ale dla
mężczyzny - zaręczam - to cudowne odkrycie, po prostu skarb, jeżeli kobieta mówi do niego: „Nic
nie rób". Ponadto seks oralny nie jest traktowany przez nią jako kontrstosunek, tylko jako pieszczota,
wobec tego chętnie w ten sposób pobudza partnera.
Drugi typ nieleniwej w łóżku to kobieta, która stara się ze względu na partnera. Robi to dla
niego, bo wie, że on ceni aktywne partnerki. I trzeci typ - aktywna w sytuacji zagrożenia, kiedy
okazuje się, że mąż zwraca uwagę na inną. Wówczas odzywają się w niej geny walki o partnera.
I stara się, żeby w łóżku było dynamicznie i atrakcyjnie.
Na Zachodzie, gdzie nie ma kultu matki Polki, model partnerski jest o wiele bardziej
rozwinięty i przekłada się to również na sprawy łóżkowe. Partnerzy wyznają filozofię, że oboje są
odpowiedzialni za swoją sztukę miłosną. Z kolei w Rosji, gdzie jest dużo więcej kobiet niż
mężczyzn, panie muszą rywalizować między sobą. Aktywność jest tam formą zdobycia mężczyzny
i utrzymania go przy sobie. A oni są leniwi i nieciekawi w sztuce miłosnej, bo nie muszą się starać.
Zresztą również za czasów ZSRR tak było, o czym opowiadali mi radzieccy koledzy seksuologowie.

Jaki temperament mają Polki?


Jest trochę ciekawych badań na ten temat. Tylko 5 proc. kobiet nie lubi pieszczot wstępnych
i woli od razu szybko „przejść do rzeczy". 6 proc. kobiet ma chęć na codzienny seks, a prawie co
piąta na jeden kontakt co kilka tygodni lub miesięcy. Reszta znajduje się między tymi biegunami.
Ponadto potrzeba częstości kontaktów bywa zmienna, np. w zależności od fazy cyklu
miesiączkowego, pory roku, nastroju. W większości związków istnieje stały rytm aktywności
seksualnej, ale to nie znaczy, że jest zgodny z oczekiwaniami kobiet. Część z nich z różnych przyczyn
po prostu ulega potrzebom partnera.

Czy w clugotrwałym związku miłosnym libido kobiety spada?


Może spaść, jeśli do związku zakradła się nuda, monotonia. Tak samo, jeśli partner przestał
być tajemniczy, jest całkowicie przejrzysty. Jeżeli on otwiera usta, a ona już wie, co powie i na jaki
temat. Jeśli to jest stały partner, może wtedy spadać zainteresowanie seksem z nim, bo nie ma
barwnej osobowości.

Nie wszyscy mężczyźni mają barwne osobowości...


Dlatego trzeba sobie pomagać, wprowadzić coś nowego do ars amandi. Można robić różne
fiki-miki, oglądać wspólnie filmy erotyczne, które działają jak afrodyzjak. Ale według mnie
największym afrodyzjakiem jest barwny partner, zawsze wywołujący u niej podziw, zaskakujący
czymś i wcale nie musi to być urlop w Tybecie. Myślę też, że kluczem do utrzymywania libido na
wysokim poziomie jest poznanie przez partnera oczekiwań seksualnych kobiety. Są one dalece
zróżnicowane, bogate i zmienne. Mężczyzna powinien być gotowy nie tylko na rozmowy z partnerką
o seksie, lecz także powinien nastawić się na zmienność oczekiwań w czasie trwania związku.
Kontakty seksualne trzeba ciągle rozwijać. Kiedy badałem 119 par w wieku od 28 do 40 lat,
dowiedziałem się, że z tej grupy 59 kobiet lubi seks oralny ze strony partnera, a 37 stosuje taki
wobec partnera, 12 interesują kontakty analne, 7 używanie gadżetów i różnych narzędzi, a 3 nie mają
nic przeciwko seksowi w trójkę. 98 kobiet najbardziej lubi stosunki w pozycji klasycznej, 77 lubi
również inne pozycje: na jeźdźca, od tyłu, odwrotne, boczne. Najmniej atrakcyjne są stojące. Czyli te
liczne sceny filmowe z seksem na stojąco na rogu ulicy niewiele wspólnego mają z rzeczywistością.

Czy pan się zgadza z Esther Pereł, terapeutką, autorką książki „Inteligencja erotyczna",
że z byt bliska zażyłość między ludźmi sprawia, że seksualne napięcie spada?
To nie jest jej odkrycie. Już od dawna wiadomo, że platoński mit połówek pomarańczy stracił
na wiarygodności, a nawet daje odwrotne efekty. Jeśli partnerzy zlewają się w jedno - emocjonalnie,
psychicznie, fizycznie - przestają stanowić dla siebie wyzwanie, ich atrakcyjność spada. Dochodzi
do tego, że seks z drugą połówką jest jak współżycie z ... klonem, ze swoim drugim „ja". Pociąg
erotyczny zanika. Dlatego ostrzegam panie, które mają inklinacje, żeby wychować mężczyznę na
swojego klona. Odmienność pociąga, może nieraz drażnić, ale jest fascynująca. Ludzie, którzy mówią
o sobie: „Jesteśmy jak brat i siostra", mają marne szanse na udane życie intymne.

Czy tabletki antykoncepcyjne faktycznie obniżają libido?


Wyniki badań są bardzo zróżnicowane. To, co można stwierdzić na pewno, to fakt, że tabletki
antykoncepcyjne przyczyniły się do zwiększenia częstotliwości współżycia, ponieważ znikł lęk przed
ciążą. Z kolei wpływ na libido jest nie do końca zbadany. U części kobiet faktycznie libido może się
zmniejszać pod wpływem tabletek. Ale zwiększać się też może, tylko my nie wiemy, u jakiego
odsetka kobiet tak się dzieje, bo badania są rozbieżne. Zatem stwierdzenie: „Po tabletkach spadło mi
libido" może być prawdą, ale równie dobrze może być to zwalanie winy na pigułkę. Jeżeli
w związku jest konflikt, to takie wytłumaczenie jest wygodne. W gabinecie też to się zdarza -
pacjentka mówi: „Wszystko zaczęło się od tabletki, dokładnie od 5 lipca". Robię badania
hormonalne, robię także badania psychoseksuologiczne. Okazuje się, że relacje między partnerami
pogorszyły się jeszcze przed zażyciem tabletki. Więc nie ona jest źródłem wszelkiego zła.

Czyli można zweryfikować, co jest przyczyną spadku libido?


Można. To wychodzi w badaniach. Kobieta przyjmuje do wiadomości, że tabletka nie ma tu
nic do rzeczy. Nieraz żałuje, że tak się dzieje, bo byłoby prościej odstawić tabletkę i po problemie.
A tu się okazuje, że problem tkwi w czym innym.

Jak twierdzi David Buss, jest ponad 240 poz aseksualnych powodów, dla których kobiety
uprawiają seks. Mięchy innymi z litości i ze współczucia ...
Owszem, tych damskich motywów jest bardzo wiele. Wynikają one z większej złożoności
seksualnej kobiet, dla których bardzo istotny jest świat wrażeń psychicznych jako bodziec seksualny.
Poza tym kobieta fizjologicznie jest bardziej zdolna do seksu niż mężczyzna. I trzecia rzecz, myślę, że
kluczowa dla zrozumienia tego fenomenu: dla mężczyzn seks jest niezwykle istotną sprawą w życiu,
a dla kobiet - jedną z wielu spraw ważnych. W związku z tym dla pań relacja seksualna z powodów
nieerotycznych nie jest problemem.

Mężczyzna nie jest w stanie uprawiać seksu z litości?


Musi mieć erekcję, a litość nie wywołuje erekcji. Erekcja wynika z pożądania. Mężczyźni za
to mają większą możliwość manipulowania rozkochaną w sobie kobietą, wykorzystując jej emocje -
przykładem jest agent Tomek Kobiety z kolei potrafią doskonale manipulować, wykorzystując seks.
I to jest różnica. Znam wiele związków, w których kobieta poprzez atrakcyj ny seks oplotła mężczyznę
jak pajęczyną i on je jej z ręki. Rozpalony mężczyzna, który widzi, że otrzyma to, co będzie chciał,
jest gotów na wszystko. I niektóre kobiety potrafią to wykorzystywać. Kobiety dobrze o tym wiedzą.
Te zaborcze potrafią w ten sposób na przykład odciągnąć mężczyznę od rodziny i mieć go tylko dla
siebie. Nasze prababcie też miały zdolność manipulacji mężczyznami. Skąd powiedzenie, że kobieta
jest szyją? Właśnie stąd; znaczy przecież, że kieruje się dyplomacją i umiejętnością sterowania
mężczyzną. Czyli kręciła głową, jak chciała, nawet w tradycyjnej rodzinie, w której ona nie
pracowała, tylko zajmowała się domem Skąd taki wpływ? Najczęściej poprzez seks albo umiejętne
granie na emocjach.

Uważa pan, ie to jest fair?


Lubię, jeśli nie ma masek Jestem zwolennikiem spontaniczności i naturalności. Nie podoba
mi się seks odgrywany po to, żeby coś uzyskać. Ale wielu mężczyzn nawet sobie nie zdaje sprawy, że
jest obiektem manipulacji. Często słyszę w gabinecie od kobiet mających łatwość nawiązywania
kontaktów seksualnych: „Nienawidzę, kiedy facet po seksie rozklej a się i zaczyna mi opowiadać
swoje życie. Ja tylko chciałam spędzić z nim noc i nic więcej. Nie chcę słuchać o jego życiowych
perypetiach". On się rozkleja, zwierza, uważa, że nagle stali się sobie bliscy. Wciąż pokutuje męskie
myślenie, że jak kobieta wchodzi w intymną relację, to musi być zakochana. Nie, nie musi. Są
kobiety, które nie mają żadnego uczuciowego motywu, żeby pójść do łóżka. Dla wielu mężczyzn jest
to dysonans poznawczy, ale taka zamiana ról już nastąpiła.
Systematycznie powiększa się liczba kobiet, które miały co najmniej kilku partnerów
seksualnych. Z badań wynika, że obecnie od 1 proc. do 3 proc. kobiet miało 11-20 partnerów, około
1 proc. pań miało od 20 do 50 partnerów, a około 0,2 proc. - ponad 50 (nie wliczamy w to
prostytutek). Niestety, nie ma pewności, czy te dane są w pełni wiarygodne, bo nadal wiele kobiet ma
skłonność do zaniżania liczby partnerów - nawet w badaniach anonimowych.

Czyli jednak chcą zachować maksymalną, chociażby pozorną, cnotliwość.


Co ważne, aż 93 proc. kobiet spośród tych, które uprawiały seks z ponad 20 partnerami, chce
założyć trwały i satysfakcjonujący związek. Można wśród tych doświadczonych pań wyodrębnić
kilka grup. Jedną z nich nazywam „szalonymi za młodu". Są to najczęściej kobiety, które wcześnie
rozpoczęły współżycie seksualne, często zmieniają partnerów, traktując ich instrumentalnie, a seks
przyjmują jako zabawę, przyjemność. Są zmysłowe, pobudliwe, pragnące się wyszumieć. Podobnie
jak mężczyźni - mają silną potrzebę erotycznych zdobyczy. Dopiero w wieku dorosłym zmienia się
ich postawa: zaczynają dostrzegać zalety życia w stałym związku. Co ciekawe, wydają się wstydzić
swojej bujnej przeszłości, rozmawiają o niej niechętnie, oceniają ją jako szczeniactwo albo głupotę.
Normą jest, że swoim dorastającym córkom wpajają tradycyjne konserwatywne normy. Często
w gabinecie bagatelizują swoje miłosne podboje za młodu. „Panie doktorze, gdybym mogła zacząć
życie od nowa, na pewno byłabym porządniejsza, lepiej bym się prowadziła ..." - słyszę . Jest też
wariant jeszcze bardziej ekstremalny: kobiety mające ogromny problem z poczuciem winy. Stają się
jeszcze bardziej rygorystycznie nastawione wobec seksu, wręcz purytańskie, wiele z nich ujawnia
dewocję. Mają skłonność do wiązania się z monogamicznym partnerem To wśród nich spotyka się
kobiety leczące się w przeszłości z powodu uzależnienia od seksu.

Dlaczego zaprzeczają swojej przeszłości?


Z kilku względów: jeżeli mają dorastające córki, chcą je uchronić przed doświadczeniami,
które stały się ich udziałem. Kobiety, które przeszły ewolucję od rozwiązłości do dewocyjności,
wstydzą się, mają poczucie winy, że były łatwe, lekkie, straciły szacunek same do siebie. I nie chcą,
żeby córki poszły ich śladem. Poza tym wraz z upływem lat ludzie stają się konserwatywni, zaczynają
dostrzegać dodatnie strony tradycyjnych wartości, przede wszystkim w wychowaniu. Pojawiają się
u mnie również „fanki seksu" - panie, dla których bujna przeszłość jest wyrazem atrakcyjności
kobiecej. Nie mają poczucia winy, ale w pewnym wieku dochodzą do przekonania, że pora zmienić
styl życia i trzeba stworzyć stały związek, założyć rodzinę. Seks jest dla nich nadal bardzo ważny,
więc partnera sytuują w roli kochanka. I, niestety, najczęściej tylko kochanka, bo w przypadku
pojawiających się problemów w życiu intymnym z winy partnera są skłonne do jego zmiany na ...
lepszy model.

Czyli w ich przypadku chęć bycia w stałym związku jest bardziej deklaracją niż rzeczywiście
realizowanym modelem życia.
Często tak się dzieje. Jest też grupa kobiet ceniących ponad miarę wolność. Chcą założyć
rodzinę, ale być nadal w związku otwartym. One chcą mieć stałego partnera, pod warunkiem że
będzie miał podobny pogląd w sprawach seksualnych, czyli dopuszcza skoki w bok, wymianę
partnerów itp. Partner w takim układzie powinien być pozbawiony zazdrości, nikomu nie przeszkadza
bujna przeszłość, odpowiada im układ trójkowy, wymiana partnerów, seks grupowy. Jeżeli partnerzy
wyznają podobne zasady, takie związki mogą być długotrwałe.

Znam wiele kobiet, które bujnym życiem erotycznym leczyły swoje kompleksy.
Tak, one wiążą się w związki z powodu swoich zahamowań seksualnych. Mogło do nich
dojść z wielu przyczyn: od wykorzystania seksualnego poprzez kompleksy związane z nieatrakcyjnym
wyglądem, brakiem orgazmu czy wychowywaniem w rygorystycznej rodzinie, a także różne problemy
z własnym „ja". Wiele takich kobiet tworzy wreszcie stały związek z partnerem przyjmującym rolę
terapeuty, dzięki któremu poczuły się kochane, dowartościowane. Najczęściej partner poznał ich
przeszłość i starał się okazać zrozumienie, empatię. Nie nęka ich swoją zazdrością, drobiazgowymi
pytaniami o przeszłość.

W pozostałych przypadkach jest wieczna zazdrość z męskiej strony.


Tak. Wiele kobiet z bujną przeszłością doświadcza męczącej zazdrości ze strony partnerów
i może się ona ujawniać nawet po wielu latach wspólnego życia. Dlatego jeszcze raz powtarzam
paniom, które gorliwie chcą zwierzyć się partnerom ze swojej seksualnej przeszłości: nie róbcie
tego, nawet w imię wolności ekspresji swojego „ja". Niejeden związek zakończył się z powodu
daleko idących zwierzeń kobiety na temat erotycznych doświadczeń. Inne problemy wynikają
z powodu zazdrości okazywanej partnerowi, przeczulenia wobec okazywanego mu zainteresowania
ze strony innych kobiet, niechęci czy wrogości ze strony rodziny partnera lub otoczenia znających jej
przeszłość, prowokacji seksualnych z powodu postrzegania jej jako „łatwej". Znam udane związki,
które nagle się rozpadły, gdy „życzliwe osoby" doniosły mężczyźnie o seksualnej przeszłości jego
partnerki.

Czy bywa tak, ie kobiety przychodzą do pana i opisują swoje życie erotyczne jako bardziej
udane, niż jest w rzeczywistości?
Bywa różnie. Są kobiety z myśleniem absolutnie racjonalnym, typy bizneswomen: operatywne,
dynamiczne, bezpośrednie. Taka kobieta mówi wprost: „Panie doktorze, moje życie seksualne jest
nieudane". Wierzę jej od razu, bo mówi językiem wojskowym, krótko i na temat. Druga grupa to
kobiety ze skłonnościami do koloryzowania, takie, które zawsze podkreślą: „Moje dziecko jest
najpiękniejsze na świecie", „Moje małżeństwo jest wprost idealne", „Realizuję się w pracy".
Wszystko jest na szóstkę. Ona sama, jej seks, małżeństwo. O sobie powie zawsze, że jest wrażliwą,
uczuciową kobietą.

No dobrze, przychodzą zachwycone sobą i nagle się okazuje, ie tak pięknie nie jest.
A ja nie chcę ich wcale wyprowadzać z błędu! Jeśli ktoś ma złudzenie życia w raju, to niech
sobie żyje w takim poczuciu. Ale do mnie nie przychodzą ludzie szczęśliwi, tylko ludzie
z problemem Muszę się więc przebić przez zasłonę dymną, zagłębiać się w problem Słyszę
wreszcie, że: „Nie mam chęci na seks". Dlaczego, skoro pani twierdzi, że wszystko dokoła jest
idealne: mąż, dzieci, praca. Ona sama - zdrowa. Po diagnozie okazuje się, że tak różowo nie jest:
małżeństwo wcale nie jest idealne, a ona boi się do tego przyznać nawet przed samą sobą, lękając się
końca związku. I często wychodzi na jaw, że przez wiele lat wspólnego życia partnerzy - zarówno
kobiety, jak i mężczyźni, tak naprawdę nie znają seksualności drugiej osoby, mają nierzeczywistą
ocenę sytuacji, błędnie oceniają jej zmysłowość, potrzeby i upodobania seksualne.

Dlaczego tak się dzieje?


Jest kilka możliwych wariantów tej sytuacji. Może być tak (i ciągle się jeszcze to zdarza), że
związek tych dwojga ludzi nie jest oparty na fascynacji i pociągu seksualnym do partnera. Kobieta
może zdecydować się na małżeństwo z motywów zdroworozsądkowych, akceptacji jego walorów
w roli męża i ojca. Ale nie jest dla niej atrakcyjny w roli kochanka. Jakie ma wyjście? Jeżeli zależy
jej na utrzymaniu związku i harmonii w życiu codziennym, to ma motywację do zaspokajania
oczekiwań i potrzeb seksualnych męża. Zachowuje się tak, aby sprawić mu przyjemność.

Smutne ...
Ale może być jeszcze gorzej, jeżeli kobiecie trafi się fatalny kochanek. I takich par jest dosyć
sporo, kiedy ona - mająca za sobą udane doświadczenia seksualne, znająca swój potencjał erotyczny,
wiąże się z partnerem, który okazuje się fatalnym, jednak wiecznie zadowolonym z siebie
kochankiem Jeżeli z różnych przyczyn zależy jej na utrzymaniu związku, tkwi w nim, nigdy nie
eksponując pełni swojej seksualności. On jest przekonany, że jest świetnym kochankiem i każdej
kobiecie byłoby z nim dobrze. Jest na tyle narcystyczny, że nie odczuwa potrzeby poznania oczekiwań
swojej partnerki, dokształcenia się w tej dziedzinie, a przewodnikiem w sztuce miłosnej jest dla
niego pornografia. Z inną sytuacją zafałszowania swojej seksualności możemy mieć do czynienia
wtedy, kiedy kobieta za wszelką cenę potrzebuje uzyskania akceptacji partnera. Miałem w terapii
parę, w której ona odgrywała przez dobrych kilka lat zmysłową i pełną temperamentu kobietę,
ponieważ wiedziała, że dla jej męża seks jest absolutnie najważniejszy w związku. A u kobiet ceni
właśnie seksapil i gotowość do amorów. A tak naprawdę ona nie była ani zmysłowa, ani nie lubiła
się kochać częściej niż raz na tydzień. Ale w trakcie tzw. tańca godowego pojawiła się u niej
podświadoma mobilizacja do zaspokojenia jego oczekiwań, uzyskania akceptacji. Faza tańca
godowego w końcu mija, związek się stabilizuje. Oczekiwania partnera i jego potrzeby są oczywiste,
a ich niezaspokojenie grozi rozpadem związku. Nic zatem dziwnego, że w celu utrzymania
małżeństwa ona wciąż odgrywa rolę pełnej temperamentu kochanki.
To bardzo niebezpieczne. Podobnie jak odwrotna sytuacja, czyli hamowanie własnej
zmysłowości. Zdarza się, że bez wątpienia obdarzona dużym temperamentem kobieta, żyjąc ze swoim
partnerem (o mniejszym temperamencie), dochodzi do wniosku, że te cechy stają się wadą, a nie
zaletą. Jedna z moich pacjentek wyznała: „On wychował się w pruderyjnym domu, gdzie nawet
potrzeby fizjologiczne były przez jego matkę ukrywane. Kiedy się pobraliśmy, zawsze ja byłam
stroną inicjującą seks. On łaskawie się godził, ale widziałam, że z dezaprobatą patrzy na maje
zachęty do pieszczot. Denerwowało go to, irytował się, kiedy chciałam się z nim kochać częściej niż
raz w tygodniu. Zrozumiałam więc : nie ujawniaj się ze swoimi potrzebami, bo pogarszasz sytuację".
Wprawdzie pod jego wpływem nie przestała się seksownie ubierać (bo takie przypadki też się
w takiej konfiguracji zdarzają), ale zdecydowanie hamowała swoją namiętność. Rezultat: para się
rozstała - on zostawił ją dla kobiety o podobnym do jego, mniejszym temperamencie i nikłym
seksapilu. Czasami kobiety ukrywają swoją prawdziwą ekspresję seksualną, bo dochodzą do
przekonania, że przynosi im ona same kłopoty: zazdrość kobiet, mężczyzn ciągnących je od razu do
łóżka „na numerek". Zmieniają się więc w szare myszki, nieprzykuwające uwagi samców macho.
W końcu udaje im się stworzyć trwały związek z jakimś w miarę porządnym mężczyzną . I nagle
w sytuacji łóżkowej skromna dziewczyna zmienia się w niezaspokojonego wampa.

Jego to powinno uradować ...


Są tacy, którzy się ucieszą, ale u większości z nich spowoduje to ogromny dysonans
poznawczy. Związał się z kobietą, od której otrzymywał inne sygnały niż obecnie. Kim wobec tego
ona jest naprawdę? Najczęściej mężczyźni w tego typu sytuacji zaczynają czuć się wrobieni
w związek. Podejrzewają, że partnerka świadomie zataiła swoją bujną przeszłość. Czują się
oszukani. I może pojawić się kryzys.
Jednak najczęściej spotykanym typem kobiet, które trafiają do mnie, są takie, którym
naprawdę nic nie brakuje. Są to panie emanujące dużą zmysłowością i namiętnością, bardzo
inteligentne i atrakcyjne. Te cechy wysoko podnoszą poprzeczkę wymagań wobec partnera. Nic
zatem dziwnego, że wielu jest chętnych do romansu, a mało do małżeństwa. Znam kobiety obdarzone
wyżej wymienionymi cechami, które po serii niepowodzeń w relacjach z mężczyznami zaczęły
zmieniać swój image, odgrywać rolę mniej inteligentnej, seksownej. Inne - odwrotnie - pozostają
sobą i nadal czekają na poznanie mężczyzny doceniającego te walory i zdolnego do stworzenia z nimi
udanego związku. Niekiedy długo muszą czekać. W gabinecie słyszę pełne żalu zwierzenia: „Co mi
dała moja atrakcyjność, inteligencja i seksapil? Tylko same kłopoty". Świadome swoich zalet
zazdroszczą tym mniej obdarowanym przez naturę kobietom, które nie miały problemów ze
stworzeniem życia rodzinnego. One rzeczywiście są niepospolite: emanuje z nich inteligencja,
atrakcyjność jest widoczna, podobnie jak otwartość na seks i zainteresowanie nim

Czy tylko w szczęśliwym związku kobieta ma ochotę na seks?


To jest na pewno czynnik bardzo sprzyjający i istotny. Mniej jest kobiet, które w nieudanym
związku mogą mieć ochotę na seks. Zdarza się, że seks jest tylko jedyną wartością w tym związku.
Ale na ogół udany związek, pozytywna ocena partnera sprzyjają seksowi.

Dotarłam do badań, w których 60 proc. kobiet zadeklarowało, że jest w stanie osiągnąć orgazm
tylko masturbacją.
Te badania dotyczą kobiet, które osiągają orgazm poprzez pobudzanie łechtaczki, ale partner
nie jest tego w stanie zrobić. Na przykład kobieta siebie sama może dotykać prawie na granicy bólu,
bo tak jej odpowiada, a on robi to delikatnie jak piórkiem I ona nigdy w ten sposób nie osiągnie
orgazmu. Powinno się robić tak, że rękę partnera kładzie się na swojej i zaczyna się pokaz
pobudzania. Partner poznaje, jaki typ stymulacji doprowadza ją do orgazmu i to się później
naśladuje. Jeśli jednak kobieta regularnie się masturbuje strumieniem wody, mężczyzna będzie
bezradny.

Czy teraz kobiety odmawiają seksu z tych samych powodów, co trzycłiieści łat temu?
Nie, to się trochę zmieniło. Dawniej odmawiały z powodu bólu głowy. Teraz mówią wprost,
że nie mają ochoty. Kiedyś odmawiały częściej, dlatego że to było dla nich grzeszne. A teraz na taki
motyw się nie powołują. Są na to dokładne badania i mogę je przytoczyć: 37 proc. deklaruje:
„Delikatnie odmawiam, ale kiedy partner nalega, przyzwalam''. Dlaczego? Z różnych przyczyn, np.
dla świętego spokoju, aby sprawić mu przyjemność. 26 proc. - „Zazwyczaj odmawiam z powodu
zmęczenia, niewyspania, choroby". Taką postawę częściej ujawniają partnerki czujące się
bezpiecznie w związku, pewne uczuć partnera, przekonane co do racjonalności swojej decyzji. 12
proc. odmawia stanowczo - tak robią kobiety dominujące w związku, niezależne, narzucające własny
poziom potrzeb seksualnych i traktujące go jako normalny i obowiązujący, nieczujące zagrożenia
w przypadku niezaspokojenia seksualnego partnera. Niewielki procent (ok. 5) zgadza się na
wszystko, bo „taka jest rola kobiety". Ale takich kobiet jest coraz mniej, zanika populacja pań z tego
typu postawą, rozpowszechnioną w pokoleniu naszych babć. I w końcu - co pocieszające - jedna
piąta kobiet nie odmawia seksu, bo ma podobny do partnera poziom potrzeb seksualnych. Wobec
mężczyzn oczekiwania są oczywiste: powinien być empatyczny i zgadywać bez pudła, dlaczego
partnerka odmawia seksu. Często mężczyźni kompletnie się nie domyślają, nie wiedzą, o co chodzi.
Na przykład jeżeli partnerka przychodzi rozeźlona z pracy, opowiada o jakimś konflikcie, stopniowo
się uspokaja. Później już sobie siedzą spokojnie, rozmawiają, oglądają program telewizyjny. Jest
wieczór, kąpiel, dzieci śpią, on namawia ją na miłosne rendez-vous, a ona mówi: „Nie". Wciąż jest
jeszcze nakręcona konfliktem w pracy. Uważa, że jej partner powinien o tym wiedzieć, przecież
sześć godzin temu mu opowiadała, co się działo w firmie. Tylko że on już o tym zapomniał. Brak
ochoty na seks wcale nie musi być związany z osobą partnera. Tak samo można zrozumieć, że kobieta
zwyczajnie nie ma nastroju. Tylko powinna mu o tym powiedzieć wprost. Bo on natychmiast to bierze
do siebie.

Zawsze?
Zawsze. To jest sprawa ambicjonalna. Odmowa seksu równa się odrzuceniu. Mężczyzna
koniecznie chciałby wiedzieć, dlaczego - to dla niego istotne i ważne. Bo jak partnerka źle się czuje
albo po prostu nie ma nastroju, to można zrozumieć. Najgorzej, jeśli tylko powie, że nie chce. Panie,
nie bójcie się powiedzieć swoim partnerom, że nie macie ochoty, bo jesteście zmęczone,
rozdrażnione albo chcecie, żeby on was tylko przytulił. Zakładam, że jeśli jest związek w miarę
inteligentnych ludzi, znają się kilka lat, to takie cechy drugiej osoby już powinniśmy znać . I wiedzieć,
że któreś z nas się kieruje nastrojem i to może mieć ważny wpływ. To, co się działo w pracy, może
rzutować na wieczór. Takie rzeczy powinniśmy wiedzieć o drugiej osobie. O sobie też.

Panie profesorze, lepszy słaby seks niż żaden?


Moja teza jest taka, że jeśli w parze istnieje jeszcze więź seksualna, zawsze to jest dobrze.
Oczywiście mówimy o takiej sytuacji, w której występuje satysfakcja choćby na niskim poziomie, ale
jednak. Nie mówimy o tym, kiedy ktoś współżyje ze wstrętem albo z przymusu. Ale jeśli nawet seks
nie jest ciekawy, mało atrakcyjny, to zawsze jest to więź, bliskość i źródło pewnych reakcji
biochemicznych, mózgowych. Zawsze jest to lepsze, niż kiedy wcale nie ma życia intymnego. Jeśli
czterdziestolatkowie nie współżyją ze sobą od trzech lat, to jest to poważny sygnał alarmowy. Brak
seksu grozi zanikiem pożądania. I klops.

A to, co mówiły nasze babcie: „Pogodzicie się w łóżku", to jest prawda czy mit?
Prawda. To wynikało z określonego kontekstu. Bo jeśli rozwaliło się łóżko, to zagrażało już
trwałości rodziny, bo wtedy mężczyzna znajdował sobie inną. Tak samo kobieta. Babcie miały rację,
że trzeba dbać o to łóżko, bo to fundament, nie tylko trwania związku, lecz także jakości tego
związku. Babcie ostrzegały: „Nie należy ryzykować rozstania łóżkowego, bo dojdzie do tego, że on
stresy i smutki rozładuje w ramionach innej kobiety". Nasze babcie mogły być jeszcze spokojne
o tyle, o ile źle widziano mężczyznę, który porzucał rodzinę i wiązał się z inną kobietą, rozwodników
źle traktowano. Ale teraz zmieniły się obyczaje i ten element nacisku społecznego już nie istnieje.

Czy są kobiety w ogóle niezainteresowane seksem?


Z badań przeprowadzonych w Polsce wynika, że dotyczy to prawie jednej trzeciej populacji
kobiet.

To przecieżogromna liczba!
Tak, tylko że trudno ocenić, u ilu z nich istnieje ukryty potencjał erotyczny. Bo to, że ona
subiektywnie ocenia siebie jako „zimną", wcale nie musi oznaczać, że obiektywnie tak właśnie jest.
Nierzadko powodem takiej samooceny bywa to, że ich partnerzy nie kryją rozczarowania nimi w roli
kochanki i wiele kobiet „godzi się z losem''. Mówi: „Taka już jestem'' i jeszcze bardziej dystansuje
się wobec seksu. W wieku menopauzalnym całkowicie rezygnuje z aktywności seksualnej. Godzi się
również z tym, że partner nie przejawia zainteresowania współżyciem z nią. Inne kobiety w miarę
upływu czasu zaczynają przeżywać żal, że nie doświadczyły tego, co usłyszały od przyjaciółek,
przeczytały w pismach. Czują się, jakby były wybrakowane. Rekompensują to sobie dążeniem do
sukcesów w roli matki, żony, w życiu zawodowym.

Do momentu, kiedy nie spotkają mężczyzny, który obudzi śpiący w nich wulkan namiętności.
Tak może być . Ponieważ temperament nie jest dany raz na zawsze. Niewielu mężczyzn zna
świat oczekiwań seksualnych kobiet, a przede wszystkim swoich partnerek. Od początku pracy w roli
seksuologa i psychoterapeuty często czuję się zmuszony do przekazywania informacji uzyskanych od
kobiet (za ich zgodą) partnerowi. Wiele kobiet prosi mnie najzwyczajniej w świecie : „Niech pan mu
powie, panie doktorze, jak powinien mnie pieścić, bo on nie chce o tym rozmawiać", „Niech pan mu
powie, bo ja daję mu delikatne sygnały, ale on w ogóle nie ma pojęcia, o co chodzi". Przeszkodą
może być to, że mężczyźni nie chcą być pouczani. Często postrzegają siebie jako znawców seksu
(„Wiem dużo, wiele widziałem, rozmawiam z kolegami, oglądam pornografię"), ale nie potrafią
rozmawiać na takie tematy z kobietami. Ogromnym błędem kobiet jest pogląd: „mężczyzna powinien
się domyślić", czego one oczekują od nich.

Tymczasem, jak mówi powiedzenie, które zrobiło ostatnio furorę w internecie: „Jeżeli nie
powiesz mężczyźnie, o co chodzi, to on nie będzie wiedział, o co chodzi".
Kij ma dwa końce, bo wiele kobiet po prostu nie potrafi określić, jakie mają oczekiwania
erotyczne. Nie są jeszcze seksualnie rozbudzone, nie znają „mapy erotycznej" swojego ciała,
tkwiącego w nich potencjału namiętności, są zahamowane, nadmiernie wstydliwe, związały się
z partnerem z motywów zdroworozsądkowych, nie odczuwają fascynacji ani pożądania do
towarzysza życia będącego ich pierwszym kochankiem I stąd w wielu badaniach na pytania
dotyczące oczekiwań i potrzeb seksualnych odpowiadają: „Nie wiem''. I naprawdę nie wiedzą.
Niejedna z nich odkrywa siebie jak nieznaną dotąd planetę w ramionach nowego mężczyzny. Są
kobiety, które intuicyjnie wyczuwają, że jednak coś seksualnego w nich się kryje, ale nie potrafią
tego odkryć i uzewnętrznić. Miałem pacjentkę, która przez kilka lat mówiła: „Wydaj e mi się, że
jestem inna, niż mi się wydaje", „Czuję, że mam coś w sobie". To właśnie jest ukryta seksualność.
Inne kobiety, które nieoczekiwanie i z dużym zaskoczeniem doświadczyły wybuchu namiętności ,
pożądania, nie poznają siebie samej, są dla siebie zagadką i pragną poznać prawdę o sobie.

Co jest powodem braku rozbudzenia seksualnego?


Pierwsza najczęściej spotykana przyczyna to rygoryzm wychowawczy w domu rodzinnym,
religijny, kompleksy, lęk przed mężczyznami, wieloletnie tłumienie i wypieranie potrzeb seksualnych.
Ostatnio jedną z najczęściej spotykanych przyczyn stała się potrzeba nadmiernej samokontroli, lęk
przed zapomnieniem się, wyłączeniem świadomości.

Czyli: chcemy być zimne i zawsze mieć wszystko pod kontrolą?


Często tak bywa, że nie ma zgody na spontaniczność. Nie można również pominąć tak
oczywistej przyczyny, jak brak odpowiedniego partnera, niewyrafinowana sztuka miłosna, związek
z mężczyzną postrzeganym jako atrakcyjnym tylko w roli męża i ojca, ale niefascynującego
uczuciowo i zmysłowo. Może być tak, że u niektórych kobiet seksualność ujawnia się wyłącznie
w formie snów o treści erotycznej, przeżywania orgazmu w trakcie nich. Takie sny to oczywisty
dowód na istnienie ukrytego potencjału erotycznego. Znam kobiety deklarujące szczery brak
zainteresowania seksem, wycofanie w tej dziedzinie, które mają nieuświadomioną bardzo erotyczną
mowę ciała, są wrażliwe na bodźce zmysłowe, rytm i melodię w tańcu, ubierają się kobieco.
Emanują zmysłowością przy pełnej nieświadomości tego.

Bywa na odwrót.
Tak, są także aseksualne kobiety ukrywające to pod maską często przejaskrawionego
seksapilu. Dlatego może być tak, że symbole seksu, które znamy z ekranów telewizorów i z internetu,
w rzeczywistości mogą mieć ubogie życie erotyczne lub nie mieć go w ogóle.

Co się dzieje w momencie, kiedy w kobiecie ujawni się jej potencjał erotyczny i stanie ona oko
w oko z siłą, o której nie wiedziała, ie istnieje.
Ujawnienie się ukrytego potencjału erotycznego ma wpływ na poprawę samooceny w roli
kobiecej, seksualnej, dowartościowanie się. Jedne kobiety nie wiedzą, co zrobić z tym darem Inne
korzystają z niego z zapałem neofitki i pragną nadrobić stracone lata. Zmienia się u nich filozofia
życia. Teraz zaczynają cieszyć się seksem i urokami życia. Miałem pacjentkę, która po rozwodzie
(rozstanie pomogło jej odkryć swój faktyczny potencjał erotyczny) rzuciła się w wir miłosnych
przygód, ponieważ chciała nadrobić to, co ją ominęło. Zmieniała partnerów jak rękawiczki,
zakochiwała się w nich mniej lub bardziej szczęśliwie. Rozstawała i zakochiwała ponownie.
Płakała, śmiała się , wreszcie odczuwała jakieś emocje, wcześniej zamrożone w nieudanym
małżeństwie. W końcu trafiła na mężczyznę, z którym jest w szczęśliwym związku.

Wszystkie są szczęśliwe?
Nie zawsze. Na niespodziewany wybuch „wulkanu seksu" nie wszystkie kobiety reagują
z entuzjazmem i radością. Niektóre są pełne lęku przed sarną sobą, nie poznają siebie i obawiają się
uzależnienia od seksu. W niektórych związkach nagła metamorfoza kobiety prowokuje podejrzliwość
u partnera, szukanie jej przyczyn. Z reguły nie dają wiary, że to przyszło nagle, tak sobie, z niczego.
Nowa jakość seksualna może też rodzić rozterki, pytania, skłaniać do konieczności podejmowania
decyzji zmieniających dotychczasowe życie. Przykładem jest kobieta, która odkryła nowe seksualne
„ja", a jest związana z partnerem mało zainteresowanym seksem lub mającym zaburzenia erekcji czy
wytrysku. Jakie jest dla niej wyjście z sytuacji? Często wiąże się to z dramatycznymi wyborami
życiowymi, rozterkami. Jedno jest pewne: warto jednak znać swój seksualny potencjał.

Niektóre kobiety są samotne, bo przeżyły liczne rozczarowania w związkach z mężczyznami.


Część z nich świadomie wybiera życie bez partnera.
Miałem pacjentki, które przeżywały piekło w swoim dornu rodzinnym stworzone przez ich
oj ca - one nie wierzą w udane związki, często nie udaje im się takich związków stworzyć (chociaż
nie zawsze) i decydują się na samotne rodzicielstwo z potrzeby posiadania dziecka. Z jego ojcem nie
chcą mieć nic wspólnego. Niektóre podejmują starania o sztuczne zapłodnienie. Życie w samotności
wybierają również kobiety, które utraciły ukochanego partnera w dramatycznych okolicznościach,
owdowiałe, znające smak miłości. Dlaczego? Część z nich czuje, że nie jest w stanie zakochać się
w innym mężczyźnie, kultywuje pamięć szczęśliwego związku. Część kobiet, ok. 1,5 proc. ogólnej
populacji, to kobiety aseksualne. Wiele z nich nie odczuwa potrzeby związku z mężczyzną. Mogą
i potrafią żyć bez seksu. Nie odczuwają pożądania, podniecenia, zmysłowości. Odpowiadałby im
aseksualny partner. Obecnie dzięki internetowi powstała taka możliwość i powstają związki
aseksualnych partnerów. Ale nie jest ich wiele.
Około 17 proc. to kobiety z małym libido. Potrzebę seksu odczuwają sporadycznie, raz na
kilka tygodni czy miesięcy. Ponieważ nie jest ona specjalnie silna, mogą żyć bez seksu. Część z nich
miała związki z mężczyznami, ale różnice potrzeb erotycznych, namolność partnera, niechęć do
zmuszania się do kontaktów intymnych zniechęciły je skutecznie do stworzenia stałego związku.
Chyba że są z podobnym do siebie partnerem. Jednak w ogólnej populacji mężczyzn takich jest
niewielu, zaledwie 1-2 proc. Szanse na zbudowanie takiego związku są zatem znikome. Spotykam
także kobiety w stanie seksualnego snu. Miałem pacjentkę, która była w stanie podniecić się tylko
w towarzystwie atrakcyjnego dla niej mężczyzny. Jego obecność działała na nią jak iskra zapalająca
płomień. Nie było jego - zanikały jej potrzeby erotyczne. Mogła latami żyć bez seksu. Miała
wcześniej udany związek, ale z powodu utraty partnera jej seksualność przeszła w stan hibernacji.

Kiedy moi e się obuclz ić?


Tego właściwie nie wiadomo. Wybuch namiętności jest trudny do przewidzenia. Niektórym
się to przytrafia po wielu latach życia w samotności. Mam pacjentki, które po 50. roku życia
ponownie odczuły wielką siłę namiętności.

Czy kobieta może być spełniona seksualnie, jeżeli poprzestaje tylko na masturbacji?
Tak. Coraz więcej kobiet się do tego przyznaje, chociaż to stosunkowo nowe zjawisko. Do
niedawna kobiety, nawet w anonimowych badaniach ankietowych, ze wstydu rzadko przyznawały się
do masturbacji. W tej chwili kobiety stają się bardziej otwarte i przyznają się do pieszczenia samej
siebie. Niektóre w ten sposób w pełni zaspokajają swoje potrzeby i nie odczuwają konieczności
związku z mężczyzną. Część samotnych z wyboru kobiet nawiązuje romanse i w nich zaspokajają
swoje potrzeby seksualne. Odpowiada im ten typ relacji z mężczyzną. Z różnych przyczyn wolą życie
samotne i poświęcenie się wychowywaniu dziecka. Znam tego typu przyjacielskie związki trwające
kilkadziesiąt lat. Bywa, że przyjaciel matki przyjmuje rolę ojca dla jej dziecka, ale nigdy ten związek
nie staje się związkiem sensu stricto.

Są także kobiety cDa dobra dzieci rezygnujące z życia intymnego.


I jest ich sporo, ale - niestety - są nie do końca dokładnie poznaną populacją. Ich sposób na
życie to świadoma rezygnacja ze związku z mężczyzną. Motywacja? Poświęcenie się dla dzieci.
Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy potomstwo straciło ojca w dramatycznych okolicznościach,
kochały go, były silnie z nim związane i nie akceptują żadnego mężczyzny u boku matki. Seksualność
takich kobiet ulega durnieniu, wypieraniu (ze wszystkimi tego następstwami: spadku poczucia
szczęścia, agresją itp.). Zwykle jest tak, że wiele z nich po usamodzielnieniu się dzieci żałuje tego
dobrowolnego celibatu. Ba, miałem pacjentkę, której dzieci namawiały ją na związek z mężczyzną,
ale ona wielokrotnie odmawiała, argumentując, że nie będzie miała dla nich wystarczająco dużo
czasu.

Wspomniał pan o agresji takich kobiet. Zawsze tak się kończy?


Najłagodniej mężczyźni mówią o takiej kobiecie, że jest niedopieszczona. A najbardziej
wulgarnie - to nie nadaje się do druku. To zależy od tego, dlaczego kobieta nie uprawia seksu. Znam
zrównoważone, przemiłe, aktywne i pełne energii kobiety od lat żyjące w celibacie. Bo jeśli nie
odczuwa potrzeby seksu, może żyć bez tej sfery i nic się nie dzieje. Jeśli jednak kobieta ma
temperament, ale nie może go zaspokoić, często zamienia się w sekutnicę, bywa kąśliwa, ironiczna
wobec mężczyzn. Najgorszy przypadek, jaki się może zdarzyć, to niezaspokojona przez partnera
kobieta, która publicznie rzuca w towarzystwie w obecności swojego mężczyzny: „Faceci dużo
o seksie mówią, ale niewiele robią". To więcej niż ekspresja jej agresji, to także obnażenie
intymności tej pary. Mężczyźni w takich przypadkach często bronią się, wygłaszając
antyfeministyczne tyrady.

Dlaczego kobiety zwierzają się koleżankom ze szczegółów swojego życia intymnego


i w rezultacie przyjaciółki wiedzą o jej upodobaniach seksualnych więcej niż jej mąż?
Składam to na karb słynnego gadulstwa kobiet z okazywaniem sobie empatii. Bardzo często
przez opowiadanie z detalami kobieta chce uzyskać akceptację, pragnie, by jej koleżanka
powiedziała: „Masz rację, ja robię tak samo i czuję to samo". Poza tym najzwyczajniej w świecie
chce sobie porozmawiać, bo część mózgu odpowiedzialna u kobiet za rozmowę jest znacznie
bardziej rozwinięta niż u mężczyzn - 20 tysięcy słów dziennie musi być powiedziane. I jeszcze
niebagatelna kwestia - kobiety rozmawiają ze sobą bardziej otwarcie o sprawach intymnych, bo są
bardziej przyzwyczajone do fizjologii i potrafią mówić o tym bez fałszywego wstydu. Mężczyzn taki
typ rozmowy odrzuca. Uważam, że to źle, że już w szkole powinno się ich uczyć otwartości na
fizjologię i kobiecą, i męską. Dlatego kobiecie łatwiej jest porozmawiać o intymności z przyjaciółką,
przyznać się jej do udawanych orgazmów, do marzeń o seksie w trójkącie.

Co z tymi udawanymi orgazmami? Czy to powszechne zjawisko?


Z przeprowadzonych badań w 2005 r. wynika, że 10 proc. kobiet przyznało się do udawania
orgazmu. Część z nich robi to dlatego, że nigdy nie przeżyły rozkoszy, ale ukrywają to przed
partnerami. Inne mają orgazmy w trakcie masturbowania się, a nie mają ich nigdy w kontaktach
z mężczyzną. Zdarza się też, że wprawdzie miewają orgazmy w trakcie współżycia, ale nie za każdym
razem Udają więc, aby partnerowi nie sprawić przykrości. Mam pacjentki, które przez wiele lat to
robiły, w końcu jednak zaczęło im to ciążyć i poszukują pomocy.

I zapewne oskarżają partnera o niepowodzenia seksualne ...


Wiele kobiet mających problemy seksualne obwinia wszystkich, tylko nie siebie. Większość
z nich ma własne hipotezy na ten temat i już w trakcie pierwszej wizyty u mnie ujawniają je: według
nich są to zaburzenia hormonalne (chociaż nie zrobiły jeszcze żadnych badań, które by to
potwierdziły). Wymieniają także antykoncepcję hormonalną albo zmęczenie obowiązkami. Inne
szukają przyczyn w swojej biografii, np. miały złe relacje z ojcem, wychowywały się w rodzinie
z problemem alkoholowym, uczestniczyły w konfliktach między rodzicami, przeżyły rozwód
rodziców. A ponieważ wiele się mówi teraz o przemocy seksualnej, zdarza się, że niektóre kobiety
dochodzą do wniosku: „Pewnie byłam molestowana w dzieciństwie, chociaż tego nie pamiętam".
Zakładają zatem, że tak było, mimo braku wspomnień. Ale faktycznie najwięcej kobiet ma skłonność
do obwiniania partnera. Zaburzenia i konflikty w relacjach partnerskich rzeczywiście bywają
przyczyną zaburzeń seksualnych, ale w niektórych przypadkach jest to szukanie kozła ofiarnego.
Bywa jednak również tak, że kobieta obwinia tylko siebie. Mówi: „Jestem wybrakowaną kobietą",
„Nie nadaję się do seksu", „Nic ze mnie nie da się zrobić".

Brzmi dramaty cz nie.


Bo też często są to wielkie osobiste dramaty kobiet z małym poczuciem własnej wartości,
zakompleksionych, oceniających siebie jako nieatrakcyjne. Bardzo często spotykanymi pacjentkami
są kobiety przekonane, że ich zaburzenia seksualne mają do psychiczne, ale same nie potrafią go
odkryć. Niektóre kobiety nie mają nawet żadnej hipotezy, szczególnie w przypadku kiedy nie mają nic
do zarzucenia swojemu środowisku rodzinnemu, partnerowi, własnej atrakcyjności. Nie było
molestowania, innych urazów, chorób, zaburzeń hormonalnych, przykrości w relacjach
z mężczyznami, a problem ciągle istnieje. Tego typu pacjentki są nastawione na dokładne badania
diagnostyczne zwłaszcza w zakresie psychiki oraz na psychoterapię.

Panie profesorze, czy kobiety w XXI wieku wciąż mają freudowski kompleks członka?
W czasach Freuda pozycja mężczyzny w życiu społecznym była nieporównywalnie lepsza.
Kobiety były podporządkowane mężczyźnie, nie mogły się realizować zawodowo, bo nawet nie
miały kwalifikacji. Ich świat był ograniczony do dzieci, usługiwania mężowi, dewocji itd. W miarę
emancypacji zaczęły się pojawiać kobiety, które były dumne z tego, że mają pochwę. O czym
świadczą „Monologi waginy" i tego typu publikacje. Kompleks członka zniknął, ale ja widzę teraz
inną powszechną postawę - obojętność i co do swoich narządów genitalnych, i co do narządów
męskich. Obszar genitalny nie jest faworyzowany. Inne części ciała uznawane są za szlachetne - oczy,
wargi, piersi, biodra. W języku polskim jest słowo „srom''. Nie wymieniono go na coś innego.
Sromać się to znaczy wstydzić się. Tak jest w naszej kulturze. Srom to znaczy część wstydliwa. To
jest sprawa katolickiego wychowania. A przykładowo w chińskiej kulturze taoistycznej podchodzą
do tego zupełnie inaczej - mają kilkanaście określeń pochwy. Podzielono je ze względu na głębokość
i szerokość, nazwy są zaczerpnięte ze świata przyrody, np. głęboki wąwóz, szeroki wąwóz. U nas
mówi się: kobieta głęboka, kobieta płytka, kobieta szeroka i kobieta wąska. I to wszystko.

Jak jest z biustem?


Jest uznawany za bardziej znaczący sygnał kobiecości. Piersi są dużym atrybutem erotycznym.
I nie ma najmniejszego znaczenia, czy są małe, czy duże. Mężczyzn można nazwać fetyszystami
kobiecego ciała. Mówię o małym fetyszyzmie, który jest czymś naturalnym. Są więc fani malutkich
piersi, są fani dużego biustu. Każda część kobiecego ciała ma swoich fanów. Jedni lubią mocne uda
partnerki. A drudzy wolą nogi antylopy. Włosy długie, włosy krótkie, biodra szerokie, wąskie. Każda
kobieta znajdzie amatora, jeśli chodzi o atrakcyjność jej ciała. I bardzo dobrze. Ciekawe badania
zrobili pod koniec lat 60. i w połowie 80. badacze amerykańscy. Oczywiście, należy je przyjmować
z przymrużeniem oka i pewnym dystansem, bo niektóre preferowane cechy mogą wyrażać nie tylko
cechy osobowości, lecz także zakodowane cechy atrakcyjności z dzieciństwa, np. matek i sióstr.
Naukowcy ci doszli jednak do następujących wniosków: mężczyźni preferujący duże piersi są
niezależni, męscy, agresywni. Fani niewielkiego biustu to z kolei panowie bierni, skłonni do
depresji, zależni. Preferujący szerokie biodra u kobiet ujawniają potrzebę czystości, mają małe
poczucie wartości. Ci, którzy wolą szczupłe pośladki - charakteryzują się niepokojem i uporem Fani
grubych nóg u kobiet to według badaczy panowie spokojni, ulegli, uczuciowi, skrępowani, a ci
lubiący łydki jak u sarny - są mało odporni na stres, zależni od kobiety, oczekujący opieki nad sobą.
Panowie wybierający szczupłe kobiety są rozdarci między swoimi przyzwyczajeniami, rolą
zawodową i rodziną. Miłośnicy bardziej korpulentnych sylwetek - mają wąskie zainteresowania,
małą potrzebę osiągnięć. Ale - jak mówię - ta klasyfikacja jest raczej humorystyczna niż
diagnostyczna.

()
N one
Rozdział IV.
Mężczyzna na trzy z plusem

()
Idealny kochanek. Czy on w ogóle istnieje?
Nie jest ich za wielu, niestety. Na 130 kobiet pytanych o swój związek tylko 17 powiedziało,
że ich partner jest kochankiem idealnym.

To mało?
Moim zdaniem mało. Ten wynik należy rozpatrywać w zderzeniu z innymi odpowiedziami. Co
prawda większość kobiet pozytywnie ocenia swoje małżeństwo i współżycie seksualne: 113 na 130
badanych kobiet jest zadowolonych ze swojego życia partnerskiego. Ale jeżeli podpytać je głębiej,
twierdzą, że ich mężom wiele jednak brakuje do ideału kochanka. Bo w skali od 1 do 5 większość
kobiet ocenia swoje życie seksualne na 3, tylko 28 dało ocenę dobrą, a zaledwie 2 - bardzo dobrą.
Jedynie 17 kobiet oceniło partnera na szóstkę.

Jakie sągrzechy główne polskiego kochanka?


Zapominanie o pieszczotach to grzech pierwszy. Według 119 kobiet, wciąż mówimy o tej
samej grupie 130 pań, mężowie zbyt mało uwagi poświęcają wstępnym pieszczotom i zbyt szybko
dążą do odbycia stosunku, koncentrując się za bardzo na technice i kontrolowaniu ich orgazmu.
Zwykle jest tak, że w początkowej fazie związku panowie się starają, a później przestają. 117 kobiet
przyznało, że potrzebują pieszczot i czułości niezależnie od zbliżeń. Panowie, namawiam: często
i długo pieśćcie swoje kobiety. Jeszcze i jeszcze.
Grzech drugi to brak zachęty do seksu. Nie ma w mężczyznach ochoty czy umiejętności do
wytworzenia miłosnego nastroju. Samo położenie ręki partnerki na swoim członku w erekcji
i wypowiedzenie zdania: „Zobacz, maleńka, jak na mnie działasz" - nie jest dla kobiety
wystarczającą pokusą. Kobiety uważają, że mężczyzna powinien inicjować kontakt seksualny,
ujawniać chęć na igraszki, wyczuwać ich nastrój i domyślić się, kiedy mają potrzebę kochania się.
Prawie wszystkie badane kobiety uznają, że od mężczyzny zależy stwarzanie miłego nastroju, i to na
wiele godzin przed zbliżeniem, a nie tuż przed. Inicjowanie seksu powinno polegać na mówieniu
miłych słów, objęciach, pocałunkach, a dopiero później na bardziej intymnych sytuacjach. Dlatego
jeżeli mężczyzna zaplanował sobie wieczorny seks z partnerką, powinien się o niego starać od
samego rana. Jeżeli myśli, że nastrojowa muzyka i kilka ciepłych słów wypowiedzianych na kilka
minut przed zaciągnięciem kobiety do sypialni są w stanie wprawić partnerkę w miłosny nastrój -
jest w sporym błędzie. Kochanek idealny powinien bowiem zaskakiwać.

Ale nie tylko przez jeden wieczór.


Nie, zaskakiwanie powinno być długotrwałe i rozłożone w czasie. I wcale nie muszą to być na
przykład drogie prezenty. On może się nauczyć dla niej dobrze tańczyć albo zabrać ją w oryginalne
miejsce. Sprawdzają się klasyczne sposoby: dobry film, kolacja przy świecach, zwłaszcza jeżeli on
coś ugotuje.
Kobiety nie lubią rutyny („Znowu ta sama pozycja, mógłby wpaść na lepszy pomysł"), powagi
(„Nie ma nic gorszego niż śmiertelnie poważny facet skupiony w łóżku na tym, co robi"), egoizmu
(„I znowu myśli tylko o sobie"). Pojawia się tutaj jednak istotny problem: skąd mężczyzna ma to
wiedzieć, skoro pokutuje mit, że to mężczyźni potrzebują odmiany i nowości, a kobiety są tradycyjne
i unikają nowinek. Tymczasem w gabinecie słyszę: „Chciałabym, aby mnie czymś zaskoczył",
„Byłoby dobrze, gdyby po przyjściu do domu wziął mnie w jakimś nieoczywistym miejscu, a nie
czekał na wygodę w łóżku wieczorem". A ona chciałaby na dywanie, w łazience.

I rzecz jasna, on powinien się sam tego wszystkiego domyślić.


Niestety, kłania się nam tutaj nieszczęsny brak dialogu w związkach, o czym już mówiliśmy,
ale warto to powtarzać w nieskończoność. Mężczyzna to nie jest jasnowidz! Wracając do kochanka
idealnego. Bardzo ważne - powinien wiedzieć, jak się pobudza łechtaczkę, i to nie tylko w seksie
oralnym. Jedynie co trzeci mężczyzna w badaniach, o których mówimy, otrzymał wysoką ocenę
umiejętności pobudzania ręką. Uczulam panów na to, że dobrze jest nauczyć się takiej sztuki, bo aż
107 na 130 badanych kobiet przyznało, że dochodzi do orgazmu poprzez pobudzanie łechtaczki.
Grzechem kochanków jest to, że podniecają się zbyt szybko - twierdzi tak ponad połowa
kobiet, co trzecia narzeka, że zbyt szybko mają wytrysk. Kobietom podoba się za to ekspresyjnie
przeżywany orgazm przez partnera.

Z jakich powodów mężczyźni mówią „nie" swoim partnerkom? Bo zdaje się, że coraz częściej
to właśnie ich boli głowa ...
Panowie uciekają się do strategii, które pomogą im zachować twarz. Najczęściej mówią:
„Kochanie, mam nawał pracy, pełno zajęć". Typowe przykłady: przedłużanie godzin pracy, mnożenie
wyjazdów służbowych, praca po godzinach w domu przy komputerze. Podkreślają, że dzięki temu
dbają o standard rodziny, poświęcają się, chcą awansować, uzyskać odpowiedni status społeczny,
z którego ona oczywiście skorzysta.
Niechęć do seksu może też wynikać z tego, że to kobieta jest inicjatorem Dla części mężczyzn
takie zachowanie partnerki to antybodziec. Najczęściej jednak jest zwyczajnie zmęczony: chciałby
wypić piwo i pogapić się w telewizor. Zdarzają się tacy mężczyźni, i jest ich niemało, którzy
demonstracyjnie pokazują brak zainteresowania seksem, a co więcej, nie podejmują dialogu na ten
temat. Partnerka ma się domyślić, o co chodzi. A zwykle wyjaśnienie zagadki jest banalnie proste:
dzieje się tak, jeżeli jej potrzeby seksualne znacznie przewyższają męskie potrzeby. Panowie w takiej
sytuacji się wycofują. Partnerki podejrzewają romans, homoseksualizm albo jakieś choroby.
Mężczyzna w takich wypadkach milczy. Kobiety wobec tego zaczynają gubić się w domysłach,
konsultują z przyjaciółkami, mogą także udać się do specjalisty. Przedłużanie takiej gry w „nie chcę,
bo nie chcę" może doprowadzić nawet do rozkładu związku. Uciekają także w chorobę, zwłaszcza im
są starsi wiekiem. Kobiety lękają się u partnera chorób układu krążenia, depresji, zespołu
wyczerpania, cukrzycy, nadciśnienia. Demonstrowanie dolegliwości wychodzi więc im na dobre, bo
partnerka rezygnuje z wymagań seksualnych, zaczyna się nim opiekować, lepiej karmi i mniej
oczekuje pomocy w gospodarstwie domowym. I tak stosując chwyt „na chorobę", mężczyzna może
przez dłuższy czas wymigać się od seksu.
A pornografia? Czy to nie ona jest winna?
To prawda, że coraz więcej mężczyzn prowadzi podwójne życie seksualne: solo (z udziałem
pornografii) oraz seks z partnerką. Bywa, że to pierwsze jest dla niego bardziej atrakcyjne od
drugiego. I wtedy pojawia się problem - on woli oglądać pornografię, chociaż w łóżku czeka na
niego ponętna partnerka. Postaram się wytłumaczyć mechanizm, który odpowiada za to zjawisko.
Otóż seks pornograficzny jest głównie ukierunkowany na narządy płciowe partnerów, fizjologię
stosunku, w maksymalnym zbliżeniu kamerą. Genitalność, czyli napawanie się obrazami narządów
płciowych w relacji z partnerką, jest, oczywiście, bardziej ograniczona, przeważnie taki sposób
patrzenia na kobietę budzi u niej opór. Niejedna pani wyczuwa, że w trakcie kontaktu seksualnego
partner odtwarza świat seksu pornograficznego, i wyraźnie jej to przeszkadza. Natomiast u mężczyzny
przyzwyczajonego do wielości bodźców w pornografii po kilku miesiącach seks z tą samą partnerką
wydaje się mało atrakcyjny, niekiedy po 2-3 latach więź erotyczna całkiem wygasa. Wielu mężczyzn
pomaga sobie, uruchamiając wyobraźnię w trakcie kochania się z partnerką, ale to też ma granice.
Internet dostarcza obecnie wielu atrakcyjnych bodźców seksualnych, o jakich nie śnili nasi
przodkowie. Seks przy udziale internetu przejmuje rolę erotycznego misterium. Mężczyzna jest jego
scenarzystą, reżyserem, głównym aktorem. Jedni ograniczają się do tego misterium, a inni nawiązują
przelotne romanse z kobietami za pośrednictwem sieci. To też jest dla nich niezwykle atrakcyjne -
nie tracą czasu na taniec godowy, ceregiele. Tu cel jest od razu określony, druga osoba w pełnej
gotowości, żadnych zobowiązań. Taka forma seksu dla wielu mężczyzn jest o wiele bardziej
atrakcyjna w porównaniu z typowymi relacjami. Często słyszę w gabinecie zwierzenia typu: „Tak
wolę, bo potrafię dać sobie przyjemność, jakiej potrzebuję, nie muszę męczyć się przy kobiecie, aby
ją podniecić, doprowadzić do orgazmu, starać się".

Czy to zjawisko dotyczy mężczyzn w każdej grupie wiekowej?


Najczęściej doświadczają tego młodzi, dla których pornografia była źródłem wiedzy
o seksualności kobiet i sztuce miłosnej. A takich, niestety, jest i będzie coraz więcej, ponieważ spora
ich liczba przed inicjacją seksualną masturbuje się, korzystając z pornografii. Pornografia daje
dostęp do setek, tysięcy różnych kobiet, wielu technik i pozycji, dodatkowych atrakcji. W stałym
związku nie jest tak ekscytująco: wciąż ta sama twarz, ciało - możliwe, że niewyglądające tak
ponętnie jak u gwiazd porno. Partnerka nie jest także skłonna bić rekordów w seksie oralnym czy
analnym, jak to bywa na filmach. Wiele kobiet bardziej ceni sobie tradycyjne formy współżycia,
pieszczoty niż zaawansowane techniki seksualne. Tak więc dzięki pornografii zaspokajana jest
własna potrzeba przyjemności, koncentracja na sobie w nieograniczonym praktycznie czasie.
Natomiast w relacji z partnerką pojawia się przymus koncentracji na jej potrzebach i oczekiwaniach,
doprowadzeniu do rozkoszy. Wielu mężczyzn mówi wprost: „Z nią seks jest ciężką pracą, a mnie się
nie chce". Jest kilka wariantów życia seksualnego tego typu mężczyzn. Jedni ograniczają się do seksu
solo, inni od czasu do czasu nawiązują kontakty z poznanymi w sieci kobietami. Są jeszcze dwie
interesujące grupy mężczyzn. Pierwsza prowadzi podwójne życie: seks z partnerką w stałym związku
i seks solo. Z reguły ten drugi dominuje, a partnerka nic o nim nie wie. Od czasu do czasu decyduje
się na seks z partnerką, np. aby jej nie stracić, nie zniechęcić do siebie. W sztuce miłosnej jest
nastawiony na zaspokojenie jej potrzeb i upodobań, ale traktuje taki seks jako harówkę i skwapliwie
wraca do sieci.
Jak cDugo może trwać taki związek: kobieta - pornografia - mężczyzna?
O, dosyć długo, nawet latami. Do czasu, kiedy partnerka przez przypadek pozna jego ukryte
życie lub przestaną jej odpowiadać zbyt rzadkie zbliżenia. Z wywiadu z takimi parami wynika, że
wielu mężczyzn uprawia seks solo codziennie lub kilka razy w tygodniu, a seks z partnerką raz na
dwa, trzy tygodnie lub jeszcze rzadziej. Dla niej poznanie prawdy staje się szokiem Zakochane
w partnerze zachęcają go do szukania pomocy u specjalisty, a on chętnie akceptuje etykietkę
„uzależnienia od seksu", bo to chroni męskie ego. Taki styl życia równie dobrze może nigdy się nie
wydać. Dzieje się to w przypadku, gdy mężczyzna przenosi styl seksu solo na zbliżenia z partnerkami.
W trakcie współżycia fantazjuje, jakby był nadal w sieci, lub traktuje partnerkę, jakby była jedną
z kobiet z sieci.

Jak kobieta na to reaguje?


Jeżeli jest niedoświadczona, może ten narzucony przez partnera styl sztuki miłosnej traktować
z całym dobrodziejstwem inwentarza, jako oczywisty i niebudzący niepokoju. Inaczej jest wówczas,
gdy kobieta ma więcej rozeznania. Pojawia się u niej odczucie: coś tu jest nie tak. Czuje się
traktowana przedmiotowo, a partner jest „nieobecny duchem''. Trudno jej się dziwić, że rośnie w niej
niechęć do takiego seksu. Sztuka miłosna odtwarzająca przebieg filmu pornograficznego nie jest dla
niej atrakcyjna. Czuje się, jakby była jedną z wielu kobiet, a nie tą jedyną, ważną. Wielu mężczyzn
uwarunkowanych na seks solo nie potrafi przejść do seksu relacyjnego i ich sztuka miłosna utrzymuje
się na poziomie pornografii.

Czy uważa pan, ie seks solo zastąpi sztukę miłosną w związkach?


U części mężczyzn zapewne tak, a nawet będzie to narastało w miarę nowych możliwości
technicznych cyberseksu. Już obecnie ok. 14 proc. mężczyzn mających stałe partnerki ujawnia wysoką
aktywność seksu solo. Z kolei coraz więcej kobiet zaczyna marzyć o seksie „z prawdziwym
mężczyzną", dla którego są obiektem pożądania, źródłem namiętności, inspiracją do kreowania
bogatej sztuki miłosnej, w której - jak mi mówią - czują się „boginią dla niego". Sprawy się mogą
wobec tego mocno skomplikować.

Panie profesorze, czytałam, ie spada u mężczyzn poziom testosteronu, nawet o 15-20 proc. Że
z tego powodu panowie przestali być męscy i ubierają się na przykład w spodnie rurki jak
kobiety. A może to powszechna obecność estrogenów przekłada się na niemęskie zachowania,
na przykład na eksperymentowanie w łóżku z innymi mężczyznami z powodu niepewności co do
swojej seksualności?
Podam pani przykład: była kiedyś moda na soję, makaron sojowy, oleje sojowe. A soja ma
dużo estrogenu i jedzący ją mężczyźni faktycznie stawali się mniej męscy, zmieniał im się
temperament i zachowanie. Nabierali więcej cech kobiecych. Jeśli się zmienia proporcja między
estrogenami a testosteronem, to nieuchronne jest, że mężczyzna łagodnieje, zwiększa się jego
wrażliwość, uczuciowość. Nawet skóra męska stała się bardziej delikatna. Czyli nie należy się
dziwić, jeżeli widzimy na ulicy coraz więcej mężczyzn w apaszkach. To niekoniecznie są geje, tylko
„estrogenowcy". To, niestety, wpływa też na zmniejszenie się męskiej płodności. Podobnie jak
alkohol i nikotyna, które mają zgubny wpływ na poziom męskości.
A marihuana?
W ciągu jednego roku na leczenie z powodu zaniku erekcji zgłosiło się do mnie 9 mężczyzn
w wieku do 28 lat. Doszło u nich do zaniku czynności hormonalnej jąder, spermatogenezy i zaburzeń
erekcji. Byli to amatorzy trawki. W gabinetach seksuologów pojawia się coraz więcej młodych
mężczyzn z zaburzeniami seksualnymi po stosowaniu tego typu środków. Często słyszę: „Ale, panie
profesorze, przecież trawka nie szkodzi". Otóż, szkodzi. Rzeczywistość jest dla fanów marihuany
dosyć brutalna: jej długotrwałe stosowanie prowadzi do seksualnej ruiny. Wielu moich pacjentów
przyznaje się do stosowania marihuany, co więcej, podkreśla jej pozytywny wpływ na stan
psychiczny i życie seksualne. Nie widzi związku między marihuaną a zaburzeniami seksualnymi,
a nawet wyklucza tego typu związek.

Przecież wychwalał pan rewolucję seksualną, a to chyba tam należy dopatrywać się
przekonania o ekstatycznych właściwościach jointów w łóżklL ..
Bo epizodyczne zażywanie marihuany daje odczucie odprężenia, dobrostanu. Ale ona nie
może być stosowana jako bezpieczna używka, coś między napojem energetyzującym a płynem na
porost włosów. Długotrwałe zażywanie marihuany ma jednoznacznie negatywne następstwa:
zaburzenia erekcji, spadek poziomu testosteronu. Są również poważne doniesienia, że
u zażywających marihuanę regularnie dochodzi do zmiany DNA w plemnikach, co wiąże się
z wadami ich budowy, zmniejszeniem ruchliwości i niepłodnością. Nie warto upalać się marihuaną
chociażby z tego powodu, że jej zażywanie prowadzi do osłabienia wrażliwości stref erogennych na
bodźce czuciowe i dla osiągnięcia podniecenia potrzebne są coraz silniej działające bodźce .

Panie profesorze, niedawno Unia Europejska ustaliła normy cDugości penisa i trwania stosunku
seksualnego. Po co i dlaczego?
Potrzebne to było do uznania, co jest chorobą, a co nią nie jest. W seksie, jak w żadnej innej
dziedzinie, mamy wiele innych norm poza medycznymi. Są normy kulturowe, prawne, religijne,
obyczajowe, feministyczne. Środowiska gejów, lesbijek też mają swoje podejście do norm. Jest
jeszcze jedna norma, bardzo niedoceniona: norma partnerska. W skrócie można powiedzieć, że to, co
jest normą w jednym związku, jest patologią w drugim związku, niedopuszczalne w trzecim. Dlatego
część „rzeczy w seksie" trzeba zmierzyć. Chcemy wiedzieć, w jakich przypadkach należy zastosować
leki, a w jakich wszystko mieści się w normie. Pomocne to jest w przypadku przedwczesnego
wytrysku: kiedy możemy o nim mówić? Przyjęto, że standardowy stosunek trwa około pięciu minut.
Europejskie Towarzystwo Medycyny Seksualnej ustaliło, że jeżeli stosunek trwa do jednej minuty,
mężczyzna ma prawo leczyć się z powodu przedwczesnego wytrysku.

A jeżeli trwa trzy minuty, ale para nie jest nim usatysfakcjonowana? Może iść na leczenie?
Tylko prywatnie, NFZ nie zwróci kosztów.

Co jeszcze wymierzono w intymnej sferze?


Długość męskiego członka i normy z tym związane. A to ogromny problem męskiego świata.
Prawie połowa mężczyzn nie jest zadowolona z budowy swoich genitaliów. Uważają, że dla kobiet
długość jest sprawą decydującą. Dla nich to, jak są zbudowani, jest sprawą prestiżową, chcą budzić
podziw, a tymczasem zamiast tego - wstydzą się. Takie są typowe zachowania mężczyzn. I rzeka tych
mężczyzn od dawna, od momentu kiedy zacząłem pracować, do tej pory chodzi do specjalistów
i domaga się powiększenia. Przedtem jeżeli lekarz oglądający pacjenta stwierdził, że członek jest za
mały, włączał się do akcji chirurg plastyczny i powiększał. Teraz wszystko ulega biurokratyzacji,
dlatego zrobiono na świecie badania pod egidą Światowego Towarzystwa Medycyny Seksualnej,
żeby ustalić normy wielkości penisa. Przebadano populacje mężczyzn w różnych regionach świata
i ustalono, że członki w stanie spoczynku różnią się wielkością, ale nie wprost proporcjonalną. Nie
jest tak, że w stanie erekcji regularnie się powiększa o 50 czy 100 proc. Bywa tak, że może się
powiększyć o 100 proc. albo tylko o 30 proc. Zasada jest taka: im większy członek, tym
powiększenie w stanie erekcji będzie mniejsze. Wiadomo, że najmniejsze członki mają Azjaci, ale
i kobiety mają tam inną budowę. Na drugim biegunie są Afroamerykanie - oni są zdecydowanie
najhojniej wyposażeni. Natomiast w krajach unijnych przeciętna długość w stanie erekcji wynosi od
14 do 18 centymetrów. A ponieważ było to badanie populacyjne, wyniknęło z niego, że ponad 80
proc. kobiet twierdzi: długość członka partnera jest dla mnie wystarczająca. Dla badaczy to
dodatkowa informacja: skoro połowa mężczyzn ma kompleksy na tym punkcie, a większość kobiet
nie zgłasza pretensji, to mamy tutaj do czynienia z rozbieżnością ocen. Oznacza to, że przy
podejmowaniu decyzji o powiększaniu penisa trzeba uwzględniać inne rzeczy niż samoocenę
mężczyzny. Jest jednak grupa mężczyzn, którym to wszystko nie wystarcza i twardo domagają się
zabiegów operacyjnych.

Jeśli będą dzięki temu szczęśliwi, to czemu im nie pomóc?


To nie jest takie proste. Najczęściej bowiem problem tkwi w głowie. Jeżeli to już dla
mężczyzny jest obsesja, po zabiegu chirurgicznym uważa, że wydłużono mu za mało. Pamiętajmy
także, że zabieg jest zabiegiem. Zawsze będą skutki uboczne, na przykład obszary pogorszonego
czucia. Mam pacjentów, którzy byli operowani, a teraz są totalnie niezadowoleni. Bo tak naprawdę
potrzebujących rzeczywistej operacji jest bardzo niewielu, zaledwie kilka procent tych, którzy
szukają pomocy. A reszta powinna mieć pomoc psychologiczną, bo ich kłopot jest wyimaginowany,
tkwi w głowie. Zdarza się, że to konsekwencje traumy z dzieciństwa. Wyobraźmy sobie, iż ktoś
podczas kąpieli mu powiedział, że ma małego ptaszka. Wystarczy. To mógł być żart niezwiązany
z rzeczywistością, ale to jedno zdanie może utkwić w pamięci na całe życie. Najczęściej jednak są
oni ofiarami fałszywej ideologii pod hasłem: „Jak bardzo dla kobiety jest ważna długość członka".
Nadinterpretowują zachowania partnerki. Zakompleksiony mężczyzna reaguje na każdą reakcję
kobiety, również mimiczną. Uśmiech, w istocie życzliwy, traktuje jako kpinę z jego męskości, wobec
tego odrzuca ją, panikuje, odchodzi.
Poza tym doszło absolutnie nowe zjawisko: sztuczne zawyżanie standardów. W przeszłości
mężczyźni porównywali wielkość na podstawie obserwacji: pod prysznicem, na basenie, w naturze.
A teraz używają do tego najczęściej filmów pornograficznych, nie mając pojęcia, w jaki sposób
dobierani są aktorzy porno. Albo porównują ze zdjęciami w internecie, które nie mają nic wspólnego
z rzeczywistością. Poza tym bardzo często te gwiazdy są faszerowane środkami, żeby mieć erekcję.
Nie zapominajmy o technice zdjęć. Mężczyzna najczęściej patrzy na swojego członka z góry, a gdyby
zobaczył zdjęcie robione kamerą od dołu, w innym świetle, toby widział zupełnie coś innego. W ten
sposób mężczyźni nabierają przekonania, że ich budowa jest nieprawidłowa i zaczyna się ich
wieczny spacer po lekarzach. Przeważnie tych wizyt jest dużo, chodzą od lekarza do lekarza
i twierdzą, że każdy ich zbywa. Sam niejednokrotnie widziałem, jak reagują, gdy mówię: Badam
wielu mężczyzn i pan ma naprawdę prawidłową budowę. Niektórzy się dadzą przekonać, ale po
twarzy innych widzę, że nic z tego.
Największe marzenie tych mężczyzn, to żeby wynaleziono metodę szybkiego powiększania.
W przyszłości będzie to możliwe dzięki zastosowaniu komórek macierzystych. Ale czarno to widzę,
bo wszyscy będą chcieli mieć ogromne ...

Biedne kobiety ...


No właśnie, bo jeżeli tak się stanie, dla kobiet kontakty seksualne mogą być bardzo bolesne.
I wtedy dopiero będzie tragedia. Tym bardziej że powtórzmy: dla kobiet ta wielkość nie jest
najważniejsza ani decydująca, ważna jest sztuka miłosna. A jeśli już, to nie długość, a grubość jest
istotniejsza, bowiem najwięcej receptorów czuciowych jest w jednej trzeciej pochwy. To jest obszar
najbardziej bogato unerwiony i decyduje o tym, że kobieta ma satysfakcjonujące doznania. Tylko
kilkanaście procent kobiet odczuwa satysfakcję przy głębokim wprowadzeniu członka do pochwy.
Kamasutra dawno rozstrzygnęła ten problem, dając genialną w swojej prostocie radę: dobierajcie
sobie pozycje. Dzięki odpowiedniej pozycji można zniwelować różnice kilku centymetrów
w stosunku do pozycji klasycznej.
W związkach bardziej otwartych mężczyźni sprawdzają się w sex shopach. Kupują duży
wibrator i testują na swojej partnerce. I dopiero jak się przekonają, że największy wibrator nie
wpływa na nią piorunująco, uspokajają się.

Skoro ai 50 proc. mężczyzn ma z tym kłopot, to dlaczego ich partnerki o tym nie wiedzą?
Bo on się boi zadać pytanie. Nie daj Boże, żeby usłyszał, że poprzedni partner faktycznie był
lepiej wyposażony przez naturę!

Z czym jeszcze panowie mają kłopoty?


Innym bardzo poważnym problemem są kłopoty z erekcją. To taka bomba zegarowa
z opóźnionym zapłonem grożąca zburzeniem harmonii związku, która może nawet doprowadzić do
jego rozpadu. Zbyt krótki czas trwania kontaktu seksualnego w wielu związkach prowadzi do
konfliktów, rozczarowań, napięcia, romansów i zaburzeń seksualnych partnerki.

To częsta przypadłość?
W 2005 r. opublikowano wyniki badań międzynarodowych z 29 krajów - Global Study of
Sexual Attitudes and Behaviors. Duże badania, brało w nich udział 13 618 mężczyzn. Wynika z nich,
że występuje ona u 21-31 proc. mężczyzn. W Polsce prawdopodobnie przedwczesny wytrysk ma 37
proc. mężczyzn. Są także inne badania, z których wynika, że u 62 proc. mężczyzn zaburzenia erekcji
są trwałe i występują od początku życia seksualnego, u 16 proc. mają charakter nabyty, a u 14 proc.
występują czasami.

Skąd się to bierze?


Przyczyny są różne - choroby, niedobór serotoniny czy magnezu. U wielu mężczyzn przyczyną
zaburzenia są lęki. I powstaje błędne koło, bo zaburzenia erekcji dostarczają mężczyźnie ogromnego
stresu, budzą
niepokój. Niesłychanie spada samoocena. Przedwczesny wytrysk to dla mężczyzny
blamaż i kompromitacja. Skracają więc pieszczoty wstępne , inni próbują rozwiązać problem poprzez
robienie dłuższych przerw między kontaktami. Jeszcze inni w trakcie zbliżenia starają się odwracać
swoją uwagę, np. liczeniem baranów.

Skutecznie?
Te metody pomagają na chwilę, a istnieją o wiele skuteczniejsze. Najbardziej optymalna to
stosowanie leków przeciwdepresyjnych, których ubocznym działaniem jest opóźnianie wytrysku,
połączone z terapią seksualną pary. Stosuje się dwie strategie stosowania leków
przeciwdepresyjnych: są przyjmowane przez 60 dni lub doraźnie - przed kontaktem seksualnym (gdy
są one rzadkie). Gdy lek jest zażywany przez 60 dni, poprawa jest widoczna już po 7-14 dniach.
U części mężczyzn po zakończeniu przyjmowania leku zaburzenie może się znów pojawiać i w takim
przypadku są trzy rozwiązania: ponowne stosowanie tego samego leku (w wielokrotnych cyklach)
albo zamiana na inny środek silniej działający bądź przejście na leki działające doraźnie.

Czy podczas stosowania takich leków mogą pojawić się efekty uboczne jak przy większości
leków antydepresyjnych?
Wielu mężczyzn niepokoi się tą perspektywą. Ale takie sytuacje zdarzają się rzadko,
ponieważ w tym przypadku leki przyjmowane są w mniejszych dawkach niż w leczeniu depresji.
Ponadto tego typu preparatów jest dużo i można dobrać lek lepiej tolerowany.

Panie profesorze, czym kierują się mężczyźni, oceniając zmysłowość kobiet?


Najczęściej robią to na podstawie obserwacji twarzy, sylwetki, ubioru, mowy ciała, głosu
i zachowań seksualnych. Okazuje się, że często kierują się stereotypami, np. o wysokim poziomie
seksapilu ma świadczyć puszek nad górną wargą, namiętne spojrzenie, duże usta, aerodynamiczna
sylwetka, przewaga koloru czerwonego w ubiorze, kocie ruchy, niski głos, szybkie podniecanie się
w trakcie pieszczot, bardzo ekspresyjne przeżywanie orgazmu (krzyki, wyginanie ciała w łuk, jęki
z rozkoszy).

Można zatem, znając poglądy mężczyzn, robić tylko wrażenie bycia zmysłową i zdolną do
przeżywania orgazmu?
Oczywiście, wprawdzie sylwetki nie można zmienić, ale usta można powiększyć, wybierać
ubiór w kolorze czerwonym, bieliznę kupować w sex shopach, udawać podniecenie seksualne
i orgazm, wiele mówić o „lubieniu tych rzeczy" itp. Dobrymi aktorkami bywają kobiety o cechach
histerycznych, pełne zahamowań w sferze seksualnej. Potrafią kreować siebie na zmysłowe wampy
i namiętne kochanki. I to skutecznie. Męskie stereotypy dotyczące zmysłowości kobiet są bardzo
silne. Niedawno przeprowadziłem eksperyment, który to udowodnił: pokazałem 43 dorosłym
i seksualnie doświadczonym mężczyznom portrety różnych pań pochodzące ze zbiorów sztuki świata.
Ich biografie są znane również pod względem seksualności. Wiadomo, które z nich cierpiały
z powodu oziębłości, ujawniały brak potrzeby seksu i niechęć do niego, a które słynęły z wybujałej
zmysłowości i temperamentu seksualnego. Okazało się, że większość badanych mężczyzn błędnie
oceniła seksualność tych kobiet. Jedynie 7 badanych mężczyzn prawidłowo oceniło potencjał
erotyczny tych pań. Czy można zatem obiektywnie ocenić zmysłowość nieznanej kobiety? Wynika
z tego, że raczej nie, bowiem dominują stereotypy. Tylko doświadczeni seksualnie mężczyźni dobrze
wiedzą, że kobieta pozornie zmysłowa może okazać się pełną zahamowań i odwrotnie - szara myszka
potrafi ujawnić wielką ekspresję seksualną, jest prawdziwym wulkanem w łóżku. Można wiele lat
spędzić z partnerką i nie znać jej prawdziwej zmysłowości. Najlepszym tego dowodem są
publikowane na łamach prasy zwierzenia kobiet ukazujące historie takich związków.

()
N one
RozdziałV.
Prawdziwa sztuka kochania

()
Seks tantryczny, seks tao, laya yoga, Kamasutra. Coraz więcej mówi się o tych formach ars
amandi. Podobno dają gwarancję wyjątkowej satysfakcji.
Tak, i naprawdę warto sięgnąć po ten rodzaj sztuki miłosnej. To zupełnie wyjątkowe
doznania, para uprawiająca ten rodzaj seksu może wejść w kompletnie inny seksualny świat, na
pograniczu ekstazy mistycznej. Myślę, że gra jest warta świeczki, tym bardziej że w ten sposób
możemy sobie znacznie poprawić jakość życia. Jeśli doznajemy stanów ekstatycznych, osiągamy tak
wysoki poziom satysfakcji, że przekłada to się również na biochemię mózgu, działanie endorfin,
jednym słowem na wszystko, co się łączy z radością życia. To również ma wpływ na atrakcyjność
związku. Jeżeli para ma seksualną sferę życia niebywale przyjemną i wyjątkową, to automatycznie
oboje nabierają większego dystansu do sytuacji stresowych. Taka forma koncentracji, relaksacji
zmienia postawy życiowe.

Jakimi drogami ludzie dochodzą do orientalnego świata miłości?


Są trzy nurty. Pierwszy z nich wiąże się po prostu z przejęciem filozofii Wschodu. Rzadko się
to zdarza, ale bywa. Mam znajomych, którzy z przekonaniem podjęli decyzję o zostaniu joginami,
łącznie z przejęciem całej otoczki religijnej. Uprawiają seks tao czy seks tantryczny, stając się po
prostu taoistami. Wtedy seks ten wiąże się z całym systemem przekonań, które się wprowadza do
swojego życia, staje się jednym z jego elementów.
Druga grupa, najbardziej rozpowszechniona, to ludzie, którzy szukają urozmaicenia w seksie.
I tę inspirację znajdują w sztuce miłosnej Wschodu. Na temat Kamasutry powstały filmy
instruktażowe, poradniki sztuki miłosnej. Tak samo są podręczniki tao. Adepci tego typu sztuki
miłosnej zdają sobie sprawę z tego, że osiągnięcie w niej sprawności wymaga ćwiczeń. Jeżeli para
się na to decyduje, musi przez kilka tygodni czy miesięcy wejść w skomplikowaną ars amandi.
Podkreślam - to zupełnie inny rodzaj seksu, niemający nic wspólnego z tym, który znamy z naszych
sypialni. Jako że jest to sztuka miłosna, podkreślam tu słowo „sztuka", zupełnie inaczej liczy się czas.
To nie jest nasze przysłowiowe 15 minut ze wszystkim: od powiedzenia „dzień dobry" przez grę
wstępną, penetrację do zaśnięcia. I po wszystkim. Sztuka miłosna Wschodu może iść w godziny. Ale
wiąże się, jak wspomniałem, ze sprawnością fizyczną, bo można się z pewnych pozycji nie
rozplątać ... Można odczuwać bóle stawów, bóle pewnych partii mięśni. Trzeba być naprawdę
sprawnym fizycznie, mieć partnera, którego to interesuje, i dużo czasu. Żeby zainteresować się tym
rodzajem seksu, trzeba go po prostu lubić i chcieć poświęcić mu czas. Takich ludzi nie jest wielu, ale
można ich spotkać.

Jedni wolą oglądać seriale, a inni wolą miłość tantryczną.


I gwarantuję, że są z niej bardziej zadowoleni niż z obejrzenia kolejnych tasiemcowych
odcinków. Tego typu sztuka miłosna może być bardzo silnym czynnikiem spajającym związek. Jeśli
osiągamy wysoki poziom sztuki miłosnej, wiążący się z niebywałą satysfakcją, to nawet jeśli w parze
wystąpią jakieś
sytuacje konfliktowe, są one neutralizowane w imię miłości. Przeważnie na tę drogę
wchodzą młodzi ludzie.

A trzecia grupa?
To są sensaci. Przeczytają książkę, artykuł i ogarnięci zachwytem chcą na przykład olśnić
kobietę. Mężczyzna pokazuje jakieś wymyślne sztuki, do tego zapali kadzidełka, doda trawkę i druga
osoba jest przekonana, że weszła głęboko w świat Wschodu. Przyznaję: to może być intrygujące, ale
odczytuję to w konwencji seksu ludycznego. Rozumiem, że chcemy się odróżniać od stada i można
nawet na takim poziomie szukać tego wyróżnienia . Ale często słyszę z ust sensatów oczywiste bzdury
na temat seksu Wschodu. Dlatego sensaci raczej nie osiągną tego, o co w tantrycznym seksie chodzi.

A o co cho dz i?
Tantryzm jest bardzo starą nauką ezoteryczną przekazywaną jedynie ludziom wartym
wtajemniczenia. Jest on właściwie nie tyle religią i systemem filozoficznym, ile metodą prowadzącą
do utożsamiania się z najwyższym bytem poprzez doskonalenie samego siebie. Rytuały i ćwiczenia
prowadzą do tego, że ciało i duch są udoskonalane po to, by zrozumieć ostateczną prawdę . W myśl
tej filozofii wszelki byt powstaje z pierwiastka męskiego - nasienia, i pierwiastka żeńskiego. Tworzy
się kropla, z której powstają wszystkie inne rzeczy. Akt seksualny w myśl tej filozofii ma znaczenie
sakralne, służy wyzwoleniu energii, jest powtórzeniem kosmicznego aktu pierwotnej pary boskiej.
Nasienie jest składane jako ofiara na ołtarzu kobiecego łona. Ciekawe jest, że tantryzm przez kilka
tysięcy lat był jedyną tradycją kulturową całkowicie akceptującą seks. Wynika to z idei, że człowiek
żyje w zgodzie ze swoim ciałem, które jest czyste, świeże, święte i służy do wyzwalania energii
duchowej. „Z ciałem nie należy walczyć, ponieważ oznacza to walkę z samym sobą. Należy je dobrze
poznać i wykorzystać w przenoszeniu się w inne wymiary" - mówi tantryzm Wobec tego ciało i seks
należy zaakceptować i traktować jako drogę, a nie jako cel. Są one najgłębszą formą dialogu między
„ja" a naturą. Wszechświat jest pojmowany w tantryzmie jako ciągły proces stwarzania - rodzenia
i właśnie dlatego jednym z najważniejszych symboli jest seks. W ekstazie seksualnej pochwa jest
nieustannie zapładniania przez męskie nasienie. Pozycja kobiety jest bardzo ważna - jako nosicielki
energii. Istnieje w tantryzmie sławny rytuał chakra puj a - dokonywany w nocy przez kilka par,
niekoniecznie zamężnych, poświęcony pięciu przyjemnościom: spożywaniu mięsa, ryb, alkoholu,
pieczonych jajeczek jedwabników i uprawianiu seksu zbiorowego. Tantryzm jest też bardzo cennym
wzbogaceniem także ze względu na słownictwo dotyczące anatomii ludzkiego ciała. Ono oddaje jego
piękno, zmysłowość, wyjątkowość, podczas gdy nasze jest medyczne i rubaszne. W tantryzmie rzadko
można spotkać ludzi z zaburzeniami seksualnymi, podczas gdy nasza tradycja - nastawiona na walkę
z ciałem i seksem- przyczynia się do tego, że zahamowań i zaburzeń jest całkiem sporo.

Co się dzieje w sypialni ludzi uprawiających orientalny seks - mówią sobie: dzień dobry i... ?
Kochają się bardzo długo, stosują różne pozycje, bo one wiążą się z przekazywaniem energii.
Kobieta chce sprawić satysfakcję mężczyźnie, a mężczyzna kobiecie. Nie jest tak, że ktoś jest biorcą,
ktoś dawcą.
Dużą rolę odgrywa sztuka oddechu poprzedzona treningiem różnych grup mięśniowych, przez
co wzmaga się rozmaite doznania. Pieszczoty są długie, wymagają koncentracji. Może dochodzić do
stanów ekstatycznych, nawet mistycznych, bo wszystkie bodźce mają znacznie większą intensywność.
Posłużę się metaforą: proszę sobie wyobrazić wycieczkę po jakimś bardzo ładnym mieście. Przez
piętnaście minut turyści pędzą z kamerami, robią zdjęcia, tu mury, tu kościół, tu ratusz. Fotografują
i idą dalej - już ich nie ma. Inny rodzaj zwiedzania to długie oglądanie, podziwianie,
kontemplowanie. Dostrzega się każdy balkon, sklepienie, zwieńczenie, zaprawę itd. Te dwa rodzaje
zwiedzania są nieporównywalne, podobnie z tymi dwoma rodzajami seksu. Ważne jest, że dzięki
stosowaniu pewnych technik czas poprzedzający orgazmjest bardzo wydłużony.

To ważne?
Najważniejsze. Najbardziej intensywne, przyjemne doznania następują tuż przed orgazmem,
kiedy wiadomo, że fala rozkoszy się zbliża. Ale to - niestety - w konwencjonalnym seksie jest
chwila, nie za długa. Inaczej jest we wschodniej ars amandi. To ciągłe odkładanie rozkoszy w czasie.
Osiąga się ten intensywny stan i zamiast kończyć go prawie natychmiast orgazmem, przeciąga się go
o wiele dłużej. To jest niesłychane, że można w takim stanie prawie już ekstatycznym trwać przez
długi czas, zanim nastąpi orgazm Ale zanim osiągniemy tę umiejętność, trzeba trenować wytrwale.

Jak długo?
Wiele tygodni. Oddech, grupy nnęsmowe, pewne pozycje, które na przykład wymagają
równowagi. Wyobraźmy sobie stanie na jednej nodze przez pół godziny. Nie jest to wygodne. Tak
samo jak niektóre pozycje taoistyczne, gdybyśmy je zastosowali bez treningu. Dopiero dzięki
ćwiczeniom nabierają sensu i przynoszą efekty. Banalny przykład z poziomu doznań fizjologicznych:
podczas klasycznego stosunku zawsze są ruchy członka w pochwie. Natomiast proszę sobie
wyobrazić, że członek jest w stanie bezruchu w pochwie, i to długo. I to partnerka dzięki obkurczaniu
mięśni potrafi utrzymać członek w stanie erekcji. Zjednoczenie trwa bardzo długo. Potrzeba tu
wielkiej koncentracji. W typowym standardowym życiu seksualnym, kiedy partner przestaje
wykonywać ruchy, erekcja zaczyna zanikać, a partnerka nie ma dopływu bodźców. Tymczasem
w tantrze są długie stany bezruchu i partnerzy koncentrują się właśnie na zjednoczeniu. Na tym m.in.
polega zupełnie inna jakość sztuki miłosnej. Ale podkreślam jeszcze raz - trzeba przedtem ćwiczyć,
bo dla niewytrenowanej kobiety bardzo wydłużony kontakt seksualny może być nawet bolesny.

Czy kaida Hinduska jest adeptką Kamasutry, a kaidy Chińczyk uprawia seks tao?
To mit. Jeżeli po lekturze Kamasutry pojedziemy do Indii i będziemy sobie wyobrażać, że po
ulicach Delhi chodzą sami praktycy Kamasutry, możemy się srodze zawieść. Albo że wśród
Chińczyków znających taoizm co drugi Chińczyk czy Chinka są adeptami tej sztuki miłosnej. Tak nie
jest. Tam też mamy do czynienia z zapracowanymi nacjami. Ale są bardziej otwarci niż Europejczycy
na tego typu model seksu.

Czy głęboko praktykującykatolik może uprawiać seks tantryczny albo taoistyczny?


Może. Mówię oczywiście o katolicyzmie otwartym, bo są katolicy, którzy uważają, że tylko
pozycja klasyczna, „po bożemu" jest dozwolona. Tao traktują jak podszept szatana. Co ciekawe, nie
ma czegoś takiego jak seks po katolicku, nie wykształcił się model takiej sztuki miłosnej. Na
szczęście jednak pruderia katolicka zaczyna zanikać. Jeśli ktoś jest katolikiem i traktuje seks jako
ważną wartość związku, może się kochać i w sposób taoistyczny. Ale musi temu towarzyszyć
szczęśliwy zbieg okoliczności, a raczej kilka. Trzeba się wychować w domu otwartym na sprawy
seksu, trzeba umiejętnie godzić wiarę z cielesnością, trzeba znaleźć odpowiedniego
partnera/partnerkę i do tego jeszcze mądrego spowiednika.

?
Spowiednik może pytać o życie intymne. Mądry ksiądz nieproszony nie pyta. Jeśli
spowiadający się nie wspomina o niczym, wychodzi ze słusznego założenia, że para nie odczuwa
poczucia winy, nie ma więc potrzeby wywoływania tego typu zwierzeń. U niektórych wierzących
katolików może pojawić się poczucie: ta forma seksu to jest sztuka dla sztuki. Przestaje chodzić
w niej o prokreację, tylko o rozkosze cielesne. Mogą się wtedy pojawić wątpliwości natury etycznej.
Jeżeli trafi na spowiednika, który powie: „Kochacie się? Jeśli tak, sposób, w jaki uprawiacie seks,
jest waszą sprawą" - i wszystko będzie dobrze. Ale inny ksiądz może huknąć: „Rozpustnicy,
oddajecie się przyjemnościom, w którym zanika człowiek, a zaczyna decydować tylko technika" -
i wówczas namiesza im w głowach.

Sztuka miłosna Wschodu i miłość Wschodu w sztuce - jedno i drugie pokazuje niezrównany
kunszt.
O tak, zachęcam do studiowania japońskich erotycznych dzieł sztuki. Japońskie kulty związane
z płcią należą do najstarszych, chociaż są stosunkowo najmniej znane ze względu na wielowiekowe
zamknięcie Japonii przed obcymi. Dopiero od niedawna zaczęto dumaczyć stare japońskie dzieła na
języki zachodnie i okazało się, z jak bogatą spuścizną mamy do czynienia. Na japońską sztukę
miłosną wpłynęły mitologia, szintoizm i buddyzm. A ponieważ w szintoizmie największym daremj est
życie, które powstaje dzięki przyciąganiu się płci, nic dziwnego, że najstarsze i największe figury
falliczne dochodziły do 2,5 metra wysokości. Erotyczna symbolika jest niebywale bogata. Penisa
symbolizują pałki, kije, korzenie białej rzodkwi, włócznie, strzały, a także lis z wielkim fallusem,
jego figurki umieszczane są nad wejściami do restauracji i sklepów, żeby zapewnić prosperitę.
Kobiece symbole to talerze, brzoskwinie, małże, łopatki do ryżu, wieńce podkowy. Na zakrętach
wiejskich dróg w Japonii można spotkać kapliczki z fallicznymi rzeźbami, a w cukierni kupić ciastka
w postaci penisa gotowego do wytrysku. Na wsiach japońskich jeszcze do tej pory można spotkać
rzeźby wyciosane w kamieniu przedstawiające współżyjącą parę. Kultura japońska bardzo wcześnie
włączyła seks do codzienności. Jest on obecny bez większych zahamowań zarówno na dworze
cesarskim, jak i wśród ludu, gdzie krąży wiele podręczników miłosnych używanych jako lektura do
poduszki. Sztuka kochania, spisana już w IX wieku, mówi o intymnym złączeniu języków obojga
partnerów w czasie współżycia albo o lesbijskich grach miłosnych.

W Polsce w tym samym cz asie ...


Nikt nie spisuje żadnej sztuki kochania ... A w Japonii seks grupowy był praktykowany już
dziesięć wieków temu. W X wieku w świątyniach zbierali się mężczyźni i kobiety, aby oddać się
wspólnie zabawie w Wielkiego Penisa. Dwie grupy stojące naprzeciwko siebie podniecały się
wzajemnie, aby wyzwolić stan erekcji członka. Mężczyzna, który mimo nieustannej prowokacji
przeciwnego obozu najpóźniej osiągnął erekcję - wygrywał. Japończycy już przed wiekami przyjęli,
że kobieta nie jest niezbędna do zaspokajania męskiej rozkoszy, dlatego homoseksualizm nie był
traktowany jak dewiacja, a drogę efebów, czyli miłość z młodymi chłopcami, wybierało wielu
męzczyzn.

Około1000 roku lub wcześniej pojawiła się instytucja gejszy, czyli kwintesencja japońskiego
erotyzmu. Powołaniem gejszy jest przede wszystkim przysparzanie rozrywki umysłowej mężczyznom,
a nie zaspokajanie ich potrzeb seksualnych. Jeden z badaczy sztuki japońskiej pisał o nich:
„Wzruszający blask, który emanuje z wdzięcznej sylwetki gejszy, z jej głosu i drobnych nawet
gestów, wywiera na mężczyźnie wrażenie, które sięga do najgłębszego źródła jej zmysłowości
i seksu". Adeptki tej sztuki rozpoczynały naukę przed 10. rokiem życia. Musiały się nauczyć makijażu
- mlecznobiałej cery, szkarłatnych ust i ciemnej oprawy oczu, ubierania się w wykwintne kimona
przepasane szerokim pasem i charakterystycznego sposobu poruszania się. Musiały umieć grać na
shamisen (rodzaj gitary), tańczyć, znać się na literaturze i sztuce. Powinny doskonale prowadzić dom
i zaspokajać życzenia gości odpowiednio do ich pozycji społecznej. Po zdobyciu tych kwalifikacji
dziewczyna znajdowała pracodawcę, z którą łączyły ją jedynie zawodowe stosunki, czasami
pośredniczyła w transakcjach handlowych czy pertraktacjach politycznych. Za pracę otrzymywała
wynagrodzenie.

Instytucja gejszy okazała się niezwykle trwała.


Tak, przetrwała wszystkie historyczne burze, które dotknęły Japonię. W tej chwili nadal
istnieją szkoły dla gejszy, z tym że naukę rozpoczyna się w nich od 16. roku życia. Nadal biorą one
udział w rozwoju ekonomicznym kraju.

A słynne japońskie
„z ielone domy"?
To były domy, w których mieszkała elita japońskich kurtyzan i ich uczennice. Kochano się tam
w dzień i w nocy, ale prowadzono również dyskusje literackie czy artystyczne. Świat japońskich
kurtyzan był ściśle zhierarchizowany i uporządkowany. Dziewczynki uczyły się od 7. roku życia
podawania herbaty, z biegiem czasu pozwalano im podglądać przez uchylone drzwi miłosne zabawy
bywalców. Sprzyjało to szybkiemu oswajaniu się z zachowaniem mężczyzn i rozbudzeniu
seksualnemu.

Brzmi strasz nie.


Ale w Japonii do momentu pojawienia się zachodnich wzorców prostytucja nie była uważana
za haniebny zawód, tylko traktowana jak każdy inny. Niekiedy, zależnie od swoich talentów,
kurtyzana mogła zajmować zaszczytne miejsce w społeczeństwie. Większość prostytutek to były
dziewczyny z biednych domów, ale czasami dziewczyna z szacownego, choć zubożałego rodu,
prostytuowała się, by opłacić studia swojego brata. I nie było w tym nic wstydliwego, podziwiano
wręcz ofiarność tej dziewczyny. Do tej pory w Japonii obchodzone są święta związane z prostytucją,
np. we wrześniu święto Inari, patronki prostytutek. A w lipcu święto Latarni na cześć słynnej
kurtyzany Tanagiku. Kaprysy najbardziej znamienitych kurtyzan miały siłę prawa, ale i one musiały
przestrzegać pewnych reguł, np. prowadzić korespondencję ze swoim kochankiem w tonie literackim.
Te, którym się nie powiodło, włóczyły się po kraju. Zarówno jednak w stolicy, jak i na prowincji
jedno pozostało wspólne i niezmienne: kult erotyzmu właściwy Japonii - przyjemność seksualna
w każdej
formie, nawet jako cel sam w sobie, pozostawała prawem, którego żadna moralność nie
mogła naruszyć. Duże znaczenie miały formy grzecznościowe - zamiast formułowania bezpośrednich
życzeń operuje się symbolami, przenośniami.

Chciałabym, ie by twoja włócznia przeszyła moją brzoskwinię ...


Tak, a mężczyzna chcący kontaktu seksualnego mówi, że chciałby ... pojąć naukę o kwiatach.
Ten słowny ceremoniał zastępuje pieszczoty wstępne - polecam do zastosowania w naszych polskich
sypialniach. Wiele uwagi w japońskiej sztuce miłosnej poświęca się pozycjom seksualnym, jest
wiele seksu oralnego. W celu utrzymania wigoru stosują odpowiednią dietę, narzędzia rozkoszy,
afrodyzjaki.

Czy afrodyzjaki rzeczywiście pomagają?


W medycynach Wschodu, gdzie tradycja stosowania afrodyzjaków jest długa i bogata,
w aptekach można dostać zwykłe śmieci. Proszę nie wierzyć w róg jelenia ani nosorożca. Natomiast
są naturalne substancje, które działają na libido. Ale tylko niektóre są przebadane, wiemy, że mają
skład chemiczny stymulujący seksualnie. Większość dostępnych afrodyzjaków jest niezbadana. Są
substancje sprzedawane jako afrodyzjaki, które nimi nie są. Na osobę, która go zażywa, działa efekt
sugestii.
Ale afrodyzjaki występowały we wszystkich kulturach w przeszłości i występują obecnie.
Oczekiwano od nich wywołania pożądania u adorowanej osoby, zapewnienia sprawności seksualnej,
wyleczenia z zaburzeń seksualnych, pomocy w sztuce miłosnej. Pierwsze wzmianki o afrodyzjakach
pochodzą ze starożytnego Egiptu i starożytnych Chin - tam stosowano np. opium. W medycynie
ludowej jako afrodyzjak traktowano np. dodanie do pokarmu wydzielin z narządów rodnych. Jako
afrodyzjaki było traktowane też np. mięso żółwi, węży. Ludwik XIV cenił sobie raki i trufle.
W afrobrazylijskiej magii miłosnej posługiwano się żabami, nietoperzami, połykano dym z mahonii
(rodzaj rośliny z rodziny berberysowatych), a szczególnie popularna była kawa z dodatkiem
mandingo, cukru, skrzepów krwi miesięcznej Mulatki. Jako afrodyzjaki stosowano także w różnych
kulturach środki halucynogenne: peyotl, khat, kokainę. Po I wojnie światowej moda na kokainę
dotarła do Europy i używały jej prostytutki.

A co jest prawcłiiwym afrodyzjakiem?


Dzięki rozwojowi farmakologii, seksuologii i metod badawczych stała się możliwa
obiektywna ocena środków uchodzących za afrodyzjaki. Obecnie jako afrodyzjaki traktuje się środki
działające wybiórczo na podniecenie seksualne przez działanie miejscowe na zakończenia nerwowe,
ośrodki seksualne znajdujące się w rdzeniu kręgowym oraz podrażniające układ moczowo-płciowy.
Badania naukowe dowiodły, że afrodyzjaki różnie działają na różne osoby, może się zdarzyć np., że
lek antydepresyjny czy specyfik przeciwko bulimii zwiększy libido kobiety. Amerykańska Agencja
ds. Żywności i Leków wydała dokument stwierdzający, że żaden z afrodyzjaków nie może być
traktowany jako bezpieczny i efektywny. Dlatego zalecanie afrodyzjaków wymaga ostrożności,
umiaru i dalszych badań. Kiedyś ogromną popularnością cieszyła się j ohirnbina, potem została
wyparta przez inne preparaty. A teraz w wielu krajach jest renesans tego środka dzięki temu, że
został na nowo przebadany. Wiemy, jakie ma działanie na ośrodki sterujące seksem w mózgu
i rdzeniu kręgowym. Tak jak strychnina, która działa na ośrodki seksualne w rdzeniu kręgowym,
pobudza nerwy czuciowe. Natomiast słynna muszka hiszpańska, która była przez wieki
wykorzystywana na wielu dworach królewskich, pobudza zakończenia nerwowe, błony śluzowe
układu moczowego. Wywoływała podniecenie w narządach płciowych przez podrażnienie
i przekrwienie. Ale było tyle objawów ubocznych, łącznie z krwotokami, że się z muszki wycofano.
Afrodyzjaki są już teraz mniej cenione, bo współczesna farmakologia tak dalece się
rozwinęła, że po diabła sięgać po udziwnione rzeczy, skoro są sprawdzone preparaty. Po co dawać
muszkę hiszpańską mężczyźnie z zaburzeniem erekcji, skoro ma nowoczesne leki.

Jest sporo pokarmów, o których mówi się, że są afrodyzjakami.


Owszem, również dietetyka Wschodu je uwzględnia. Tylko pamiętajmy o tym, że zaczną
działać tylko wtedy, kiedy przejdziemy na afrodyzjakową dietę. Jeśli ktoś myśli, że raz zje szparagi
na kolację i będzie wyczyniał cuda w łóżku, może się gorzko rozczarować. Ale jeśli szparagi na co
dzień wprowadzi do diety, to po jakimś czasie będą efekty. Co jeść? Mak, owoce morza, lubczyk,
seler, wanilię, pokrzywę, żen-szeń, agawę , ananas, awokado, chili, pić wytrawne wino czerwone, ale
nie więcej niż pół butelki na dobę . Jeżeli chodzi o dietetykę seksualną kultur erotycznych Wschodu,
to ma ona ogromne znaczenie nie tylko jako wiedza o afrodyzjakach. Zdaniem autorytetów z tej
dziedziny prawidłowa zawartość żołądka człowieka gotowego do erotycznych podbojów powinna
zawierać w 50 proc. pokarm, w 25 proc. różne płyny, a w 25 proc. żołądek powinien być pusty.

Żadnego seksu po obfitym obiedzie?


Odradzam Wspomniane proporcje w żołądku, zdaniem filozofii Wschodu, umożliwią
prawidłowe funkcje oddechowe tak ważne w ars amandi. Odpowiednie odżywianie ma znaczenie dla
życia seksualnego, ponieważ dostarcza energii kreatywnej zwiększającej zdolności rozrodcze (pijmy
więc mleko, jedzmy masło, owoce, orzechy). Musimy dostarczać sobie także energii pobudzającej,
która zwiększy pobudliwość seksualną . Do tego typu składników zdaniem specjalistów od orientalnej
dietetyki miłosnej należą ryby, sałata, czerwone mięsa, gorąca krew jelenia, mięso gadów (np.
żółwia). Pobudliwość seksualną zapewnią też pikantne potrawy, ostre sosy, czosnek, cebula, pieprz,
papryka, cynamon, goździki. Energii wzmacniającej dostarcza natomiast jedzenie drobiu, jaj, miodu,
grzybów.

Czego powinniśmy unikać?


Wszystkiego, co zmniejsza dopływ tej energii, czyli p1c1a zimnych napoJOW, jedzenia
mrożonych owoców, lodów w czasie poprzedzającym współżycie seksualne lub w jego trakcie. Dla
ugaszenia pragnienia najlepsze są woda z wapniem, ciepła herbata, grzane wino. W różnych dziełach
na temat sztuki erotycznej znajdujemy ogromny wybór pokarmów i napojów, które są dostosowane do
poszczególnych faz ars amandi, pór roku, wieku partnerów, a także ułożone w odpowiednich
kompozycjach barwnych uwzględniających skomplikowaną symbolikę erotyczną. Na przykład zieleń
wiąże się z miłością, biel - z pozytywnym nastrojem, czerwień - z namiętnością, fiolet - ze
spokojem, złota czerwień - ze wzniosłością. Kolory sprzętów, pomieszczeń, a także pokarmów -
poza oddziaływaniem na zmysł wzroku, działają także na odpowiednie narządy.
Rozmarzyłam się. To trochę inaczej niż pizza i do łóżka.
Dlatego namawiam do celebracji miłości i przejmowania orientalnych motywów, uczenia się
. , .
lilllOSCl.

Skoro sztuka miłosna Wschodu jest tak doskonała, dlaczego wy, seksuolodzy, nie zalecacie jej
każdemu, kto przychodzi do was z problemami?
Bo pewne rzeczy się sprawdziły, a pewne nie. Zachodnia seksuologia medyczna zaczerpnęła
wiele ze sztuki miłosnej Orientu, ale ona też ma swoje zdobycze. Na przykład wschodnie metody
treningowe, które służą do opóźniania wytrysku, utrzymania erekcji - sprawdziły się. I zostały
wprowadzone jako metoda leczenia. Tak samo jak techniki relaksacyjne Wschodu, wszystkie
elementy jogi. Tylko że większość pacjentów woli dostać lek niż tygodniami ćwiczyć umiejętność
opóźniania wytrysku. Z kolei pewne rzeczy się nie sprawdziły. Wyobraźmy sobie mężczyznę, który
jest podniecony, odczuwa pożądanie i pozwala sobie na wytrysk tylko co pewien czas, bo przeczytał
w książce, że sperma jest eliksirem życia i należy je chronić. Zaszkodzi swojemu zdrowiu. Jeżeli raz
na kilkadziesiąt stosunków dopuszcza do wytrysku, może nabawić się poważnych kłopotów. Wytrysk
jest bodźcem dla jąder do produkcji testosteronu i plemników. Normalne wytryski sprzyjają
płodności. Z kolei jeśli jest duża przerwa między nimi, plemniki mogą być zdegenerowane. Już nie
mówiąc o tym, że będzie problem z prostatą i hormonami. Nie można więc być bezkrytycznym
entuzjastą tego typu sztuki miłosnej.

()
None
Rozdział VI.
Pozycje i propozycje

()
Panie profesorze, napisał pan w „Seksie partnerskim", ie pozycje są ważne, ale jeśli ich
wypróbowywanie jest głównym łóżkowym celem, to nie jest dobrze. Jak powinniśmy wobec
tego odnosić się do seksualnych pozycji? Wiedzieć, ie jest 160, a używać dwunastu? A może
sześciu?
Najpierw sprostowanie: pozycji seksualnych jest tyle, ile dni w roku. Mam nawet kalendarz
oparty na pozycjach z przeróżnych kultur, również tao czy z islamskiej „Księgi miłości". Co nam
mówi różnorodność seksualnych pozycji? Że służą optymalnemu dopasowaniu fizjologicznemu, bo
wiadomo, że różnimy się budową. Standardowa pozycja misjonarska może nie dać satysfakcji ani
jednej, ani drugiej stronie. Ale para ma do wyboru wiele innych konfiguracji, które umożliwiają
lepsze fizjologiczne dopasowanie. Na przykład kobiety, które mają słynny punkt G - dla nich pozycja
klasyczna nie jest najlepsza, więc należy szukać innych, które stymulują punkt G.
Kiedyś panował pogląd, że partnerzy powinni się dopasować budową, wielkością narządów
itd., ale teraz wiemy, że niedopasowanie fizjologiczne nie stanowi problemu, bo para może sobie
świetnie poradzić, dobierając odpowiednie pozycje i techniki sztuki miłosnej. Zróżnicowanie pozycji
seksualnych ma także znaczenie, jeżeli mamy upodobania do określonych bodźców, które zaspokajają
naszą estetyczną wrażliwość. Jeżeli kobieta ma piękne ciało, biodra, piersi, pępek, wybierze
odpowiednią pozycję na plecach po to, żeby on podziwiał, admirował, bo ją to podnieca. Będzie
preferowała pozycję na jeźdźca - niech mężczyzna patrzy, a ona ma z tego patrzenia przyjemność.
Określone pozycje seksualne wiążą się także z konkretną osobą. Na przykład z partnerem numer jeden
będziemy preferowali takie, a z partnerem numer dwa inne.
Poza tym kolejną sprawą jest np. ciąża kobiety - wówczas również para powinna szukać
odpowiednich pozycji. A różne przypadki niepełnosprawności, przewlekłe zapalenie stawów,
otyłość, złamanie nogi itd.?! To wszystko wymaga pomysłowości w szukaniu odpowiednich
konfiguracji. Poza tym dobrze jest od czasu do czasu urozmaicić sobie życie seksualne, nieraz po
obejrzeniu filmu erotycznego para zaczyna eksperymentować z nowymi pozycjami. Jednym słowem:
dobór pozycji do optymalnej sztuki miłosnej ma duże znaczenie. Niestety, ludzie są leniwi,
przyzwyczajamy się do pewnego schematu współżycia.

Do tych nieszczęsnych dwunastu pozycji. ..


Byłoby dobrze, gdyby para kochała się w tych dwunastu, to by było doskonale! Dwanaście
pozycji to te, które w ogóle są u nas stosowane. Ale tak naprawdę wykorzystuje się jedną, dwie, góra
trzy. Misjonarska, od tyłu, na jeźdźca. Proszę zwrócić uwagę, że wśród nich jest tylko jedna pozycja,
podczas której kobieta jest aktywna.
Jeżeli para jest szczęśliwa, nie musi wyprawiać żadnych fiku-miku w łóżku. Nie mają
większych wymagań, to nie mam nic przeciwko temu. Problemy zaczynają się wtedy, gdy partner lub
partnerka wpada w ramiona kogoś innego tylko dlatego, że powodowała nim lub nią ciekawość, jak
to jest kochać się w innej, wymarzonej pozycji. A przecież można było to zrobić z partnerem
(partnerką). I ciekawość zostałaby zaspokojona.
Pochylmy się nad parami, które są cDugo ze sobą i czują potrzebę nowości. Co im pan radzi?
Dobrze jest, jeżeli od początku, od momentu kiedy się poznali, są kreatywni w seksie. Lubią
zmiany, eksperymenty. Wtedy już im to raczej pozostanie. I nie powinni się w seksie nudzić.
Najgorzej, kiedy po 15 latach seksu w jednej ze stron związku budzi się nagle Wielki
Eksperymentator. Idzie do sex shopu i kupuje różne gadżety.

Nie poleca pan?


Ja tylko przestrzegam przed sytuacją, która może ocierac się o śmieszność. Proszę sobie
wyobrazić, że mężczyzna kupuje w sex shopie erotyczną bieliznę kompletnie nie w stylu partnerki.
Jaka może być reakcja kobiety? Raczej zażenowanie niż nagły wybuch seksapilu. Nie tędy droga.
Lepiej zaprosić ją do hotelu, seks w hotelu zawsze jest inny. Nie wstydźmy się erotycznej rozmowy.
Niech kobieta mówi pieszczotliwie o penisie swojego partnera, a on o jej łechtaczce. Owszem, nie
potrafimy tego robić bez skrępowania, dlatego radzę - sięgnijcie do dobrej literatury erotycznej.

Czyli żadnej rewolucji?


Nie radzę. Dlatego łatwiej jest tym, którzy zaczynają od kreatywnego modelu seksu i go
realizują przez wiele lat. Wiem, że mówię o modelu idealnym, a w wielu związkach pojawia się
proza życia, która podcina kreatywność erotyczną. Dzieci, zakupy, szkoła, praca, dorabianie ... Seks
staje się czymś codziennym, tak jak śniadanie, obiad. A seks to sztuka. I żeby była atrakcyjna,
ciekawa, wymaga czasu.

To jaka jest rada clla tych zabieganych, zapracowanych ludzi?


Zmienić sposób myślenia o seksie, potraktować go jako jedną z części naszej osobowości,
którą należy rozwijać. Seks to jest pewna umiejętność i sztuka życia, a człowiek powinien się
wszechstronnie rozwijać. I ta zasada dotyczy również związku. Przeprogramujmy trochę nasze życie,
zaprojektujmy nasz rozwój bez ulegania pracoholizmowi. Zacznijmy od tego, że raz w tygodniu
serwujemy sobie godzinną ucztę muzyczną. Muzyka ma wielkie znaczenie dla naszego mózgu. I nie
chodzi o słuchanie muzyki przy okazji robienia porządków albo pieczenia ciasta. Nie, należy się
skupić po prostu na słuchaniu muzyki. W naszej seksualności emocje są bardzo ważne, a muzyka ma
bardzo silny wpływ na odczucia. Jeśli poświęcamy czas na słuchanie muzyki, to może się to
w sposób interesujący odbić na naszym życiu erotycznym Wrażliwość muzyczna przenosi się
bowiem na wrażliwość zmysłów.
Są ludzie, którzy medytują. Inni chodzą na siłownię, bo świadomie dbają o sylwetkę. To
dlaczego nie poświęcić dwóch godzin w tygodniu na fajny seks, który może być ucztą? Najpierw
kolacja przy świecach, nastrojowa muzyka. I potem kochamy się bez pośpiechu. Powtarzam - sztuka
miłosna, jak każda sztuka, rozwija nas. A jeśli nie rozwijamy się wszechstronnie, to ubożejemy.
Stajemy się robotami. Nawet jest takie pojęcie - aleksytymia, określające zaburzenie, które polega na
niezdolności do rozróżnienia i przeżywania uczuć.

Ale ludzie różnią się bardzo pod względem okazywania sobie uczuć.
To prawda. I płeć nie ma tu żadnego znaczenia. Podam przykład: partner A ma naturę
pieszczocha, czyli łatwo uzewnętrznia gamę uczuć, są one czytelne w mowie ciała, mimice
i w słowach. Całuje na powitanie i pożegnanie. Potrafi cieszyć się jak dziecko. Kiedy dostanie
prezent, otwiera opakowanie i skacze do góry z radości. Kiedy ogląda film, bardzo go przeżywa. Ma
bogatą gamę ujawnianych uczuć, od płaczu do pełnego radości śmiechu. I ta ekspresyjna osoba żyje
z partnerem B - powściągliwym w okazywaniu emocji, na tyle zamkniętym w sobie, że nie wiadomo,
co przeżywa. Wyznania miłości nie przechodzą mu przez usta i są bardzo rzadkie. Unika pieszczot
poza sytuacjami intymnymi. Dopiero po dłuższym czasie trwania związku partner A potrafi odczytać
jego uczucia.
Tego typu rozbieżności często (choć nie zawsze) dotyczą również przebiegu sztuki miłosnej.
Partner A uzewnętrznia wyraźnie pożądanie, podniecenie, doznania w trakcie orgazmu, lubi się
przytulać, pieścić i być pieszczonym, mówić, co przeżywa, i słyszeć, co przeżywa druga osoba.
Z kolei partner B w przebiegu kontaktu seksualnego jest skupiony, zamknięty w sobie, jego orgazm
jest pozbawiony ekspresji. Pieszczotom poświęca niewiele uwagi. W sztuce miłosnej przeważa
u niego technika i koncentracja na sprawności. I mamy gotowe nieporozumienia. Partner A ujawnia
rozczarowanie z powodu niedosytu pieszczot, okazywania uczuć przez drugą osobę. Podejrzewa, że
może nie jest dość kochany, atrakcyjny, podniecający. Próbuje prowokować do wyznań, pieszczot.
Jeżeli tego typu sytuacja nie ulega zmianie, to potrzeby wypieszczenia się przenosi na kontakt ze
zwierzętami domowymi, dziećmi, innymi osobami. Partner B uczuciowość partnera A ocenia jako
histerię, przesadę, egzaltację. Istnieje zresztą stereotyp oceniający uzewnętrzniane ekspresyjnie
uczucia jako płytkie, a ukrywane jako głębokie.

I co dalej się dzieje?


W takim układzie często partner A zaczyna odczuwać rosnącą niechęć do współżycia
seksualnego, okazywania uczuć drugiej osobie i dystans wobec niej. Pojawiają się trudności
w osiąganiu orgazmu i w przeżywaniu satysfakcji. Rozbieżność w okazywaniu uczuć jest jedną
z przyczyn zaburzeń podniecenia, orgazmu i braku satysfakcji seksualnej, narastającego dystansu
między partnerami.

Jakie jest wyjście z tej sytuacji, przecież trudno jest zmienić człowieka ekstrawertycznego
w introwertyka?
Ale można nauczyć się lepszego komunikowania, bardziej czytelnego dla drugiej osoby,
mówienia wprost o swoich uczuciach.

Tylko jak się tego nauczyć?


Dobrym rozpoczęciem nauki będzie proste ćwiczenie: podczas terapii proszę partnerów, aby
na kartce zapisali zalety drugiej osoby i uczucia, jakie do niej żywią, a następnie je odczytali na głos.
Okazuje się, że nawet w wieloletnich związkach jedno z partnerów potrafi zamienić się w słup soli,
słysząc litanię zalet, których nigdy dotąd nie usłyszało z jego ust. Padają wtedy pełne zaskoczenia
pytania: „Ale dlaczego dotąd nigdy mi tego nie powiedziałeś(aś)?!". Partner typu B z reguły
odpowiada: „Myślałem( am), że wiesz", „Przecież to oczywiste i po co o tym mówić?". A jak się
zdążyłem przekonać przez lata terapii, słowo ma wielką moc i potrafi przeobrazić relacje między
partnerami. Introwertyk wprawdzie nie stanie się Pieszczochem, ale jego słowa mogą być świetnym
substytutem zmiany charakteru. Przyjemnie jest wiedzieć, co myśli i czuje do nas partner, który nie
jest obdarzony darem ekspresji uczuć. Jeżeli w trakcie orgazmu jego mimika nic nie mówi, ale
dowiedzieliśmy się, co wtedy przeżywał, to w kolejnych zbliżeniach nie koncentrujemy się już na
analizowani u jego mimiki i nawiązujemy z nim kontakt w innym wymiarze.
Zdarza się jednak, że partnerzy zatrzymają się na poziomie ograniczonej komunikacji
i wyciąganiu pochopnych wniosków. Niejeden związek rozpadł się tylko dlatego, że on i ona nie
potrafili nawiązać dobrego dialogu, poznać wzajemnie siebie. Rosnące rozczarowanie i dystans
doprowadziły do zaniku więzi uczuciowej i seksualnej.

Czy ma pan jakiś sprawdzony sposób na ocenę dystansu uczuciowego w związku?


Tak. Proponuję wątpiącym w uczucia drugiej osoby dość proste ćwiczenie: stańcie
w odległości kilku metrów od siebie, na wprost. Najpierw jedna osoba niech zamknie oczy i stoi
w miejscu, a druga - po uprzedniej zapowiedzi, niech wolnym krokiem zbliża się do osoby A, która
w każdej chwili może powiedzieć „stop", jeżeli odczuje taką potrzebę. Następnie robimy zamianę
w tej samej konwencji. Jeżeli druga osoba nie zostanie zatrzymana i wchodzi na nas, to więź
uczuciową do niej można ocenić jako dobrą. W przypadku zatrzymania na „stop" ocenia się
odległość, w jakiej to nastąpiło - im dalej od nas, tym większy dystans, opór czy niechęć. Takie
ćwiczenie może powiedzieć więcej niż słowa.

Panie profesorze, był taki amerykański eksperyment, w którym mężczyźni i kobiety opisywali
swoje odczucia podczas orgazmu. Czytając te opisy, badający nie znali pici ich twórców. I nie
byli w stanie określić, czy autorem był mężczyzna, czy była to kobieta. Czy to znaczy, ie
oclcz uda są podobne?
Ja bym powiedział inaczej. Bardzo dużo osób nie potrafi wyrazić tego, co się dzieje podczas
orgazmu. Język jest zbyt ubogi w stosunku do tego, co nam się przydarza. Najczęściej padają takie
zdanie: „Czułam rozkosz", „Było bardzo przyjemnie", „To był odlot". I koniec. Czuje pani, że to za
mało? Że nie oddaje kompletnie rozkoszy? Ta gama wrażeń jest po prostu zbyt bogata. Człowiek,
jeżeli nie jest pisarzem, literatem, artystą, nie potrafi tego odczucia oddać. Już wspominaliśmy, że
jeśli chodzi o złożoność przeżyć orgazmicznych, to u kobiet są one bardziej bogate. Ale i tak
większość nie potrafi tego oddać. To tak, jakby poprosić mistyka o opisanie jego wrażeń. Jeśli
chodzi o orgazm, mamy bardzo dobrze opisane obiektywne kryteria, o ile się podnosi ciśnienie, tętno,
poziom hormonów, co się w mózgu dzieje, które ośrodki ulegają uaktywnieniu, jak przebiegają
impulsy, jaki jest czas kurczliwości. To wszystko mamy perfekcyjnie opracowane. Natomiast do tej
pory nie ma skali oceny subiektywnych przeżyć.
Ciekawe jest na przykład, że kobiety w opisie skracają czas orgazmu o połowę. Nie do końca
wiadomo, jaki jest mechanizm tego zjawiska. Dla kobiet ta radość orgazmu jest subiektywnie krótsza
niż w rzeczywistości. Jeśli orgazm trwa 15-30 sekund, w jej subiektywnym odczuciu może to być
nawet 7 sekund.

Czy potrafi pan powiechieć, co najbardziej nas fascynuje w seksie?


Mnóstwo elementów, na dodatek to może się zmieniać w czasie trwania związku. Jedną
z fascynacji jest spotkanie genitaliów. Partner jest przede wszystkim ciałem Jego osobowość
w spotkaniu intymnym nie ma znaczenia, podobnie więź uczuciowa z nim W pewnym sensie
przypomina to seks w agencji lub film pornograficzny. Tyle że bez kamery. Ceni się sprawnosc
seksualną i dyspozycyjność drugiej osoby, możliwość eksperymentowania z różnymi technikami
i pozycjami. Uczucia do partnerów są zróżnicowane i nie mają większego wpływu na przebieg sztuki
miłosnej. Jest też fascynacja pożądaniem drugiej osoby i zmysłowością całego aktu. Kochankowie
admirują swoje ciała, dostarczają sobie nawzajem zróżnicowanych bodźców erotycznych:
wzrokowych, smakowych, zapachowych, dotykowych, słuchowych. To spotkanie napalonych na
siebie kochanków. Jest między nimi więź większa niż w pierwszym przypadku. Może być różna: od
miłości do sympatii, przyjaźni, ale też poczucia psychicznej obcości. Część badanych stwierdza
wprost: „Łączy nas wspaniały seks, a wszystko inne różni" albo „Tylko w łóżku układa nam się
najlepiej". Partnerów może łączyć także fascynacja erotyczna, gdzie afrodyzjakiem jest osoba
partnera, partnerki, ich specyficzna psychiczna i cielesna inność. Seks daje poczucie przyjemności
dzięki przebywaniu z sobą. Kochankowie w łóżku rozmawiają, przekomarzają się, dowcipkują.
Czują się zjednoczeni. Nie nudzą się sobą. Techniki i pozycje w tym przypadku mają znaczenie
drugorzędne. Wszystko jest przyjemne. Partnerzy poświęcają uwagę pieszczotom przed stosunkiem
i po nim. Oceniają swój związek jako udany w wielu relacjach: więzi psychicznej, uczuciowej,
spędzania wolnego czasu. Mimo upływu czasu oceniają pozytywnie atrakcyjność psychiczną
i fizyczną drugiej osoby. Tęsknią za intymnymi spotkaniami.
Ludzi może łączyć także relacja romantyczna. Partnerzy są w sobie zakochani, często myślą
o drugiej osobie. W spotkaniu intymnym dominują: czułość, pieszczoty, oddanie, gotowość
zaspokojenia potrzeb drugiej osoby. Zdarza się, że płaczą ze szczęścia. Nie wyobrażają sobie życia
bez siebie. Są skrajnie monogamiczni. Jeżeli dojdzie do dłuższego rozstania czy utraty partnera, to
silne poczucie przywiązania i trwałość uczuć stanowią barierę do nawiązywania relacji z innymi.
Seks w tym przypadku obiektywnie może być mało urozmaicony, ale to nie ma znaczenia.
Najważniejsze w nim są czułość i bliskość.
Tylko dla wybranków jest relacja ekstatyczna - stosunkowo najrzadziej spotykana. Kontakt
seksualny jest przeżywany na poziomie mistycznym. Dominują bardzo silne przeżycia, poczucie
„kosmicznej jedności", nirwany, zatracenia „ja". Tego typu osoby mają naturę skłonną do
kontemplacji, medytacji.

A co pan myśli o tzw. szybkich nmnerkach? Łączą, dzielą?


Szybkie numerki zdarzają się najczęściej pod wpływem działania alkoholu. Osoby, które są
niezaspokojone seksualnie, wysyłają wtedy sygnały i dochodzi do szybkich numerków w toalecie, na
sedesie czy na brzegu wanny.

W stałym związku nie zdarza się taki dziki seks?


Zdarza się, ale czasami ma to dwuznaczne źródła. Na przykład para jest na imprezie i on
podniecił się kobietą, którą tam spotkał. Wracają do domu, on napalony od razu rzuca się na
partnerkę . Albo obejrzeli pornografię u znajomych i to zainspirowało ich do ostrego seksu, jeszcze
przy drzwiach. Albo szybki numerek po podróży służbowej: sprawa załatwiana jest błyskawicznie
już na stole w kuchni. Ale ostry seks może wynikać również z zazdrości. Jeżeli na przykład ona długo
tańczyła z jakimś mężczyzną i partner zobaczył, że wzbudził u niej duże zainteresowanie, po
powrocie do domu dochodzi do ostrego seksu. W pewnym sensie może to być kara i podkreślenie
faktu: „Ty należysz do mnie".
()
N one
Rozdział VII.
Chemia pożądania

()
Jesteśmy perwersyjni?
Tylko trzy procent populacji może to o sobie powiedzieć. Pozostałe 97 proc. - nie. Jako
naród nie ma w nas za dużo zepsucia. Jesteśmy bardziej grzeczni niż grzeszni.

Jak to? A film „Kac Wawa"?


Nie jest reprezentatywny dla polskiego społeczeństwa. W systematycznie robionych
badaniach wychodzi, że takie zachowania jak seks grupowy czy wymiana partnerów nie przekraczają
tych kilku procent i są właściwie niezmienne. Ta tendencja się utrzymuje bez względu na czasy,
zawirowania polityczne, sytuację ekonomiczną. Wśród różnych zachowań perwersyjnych najczęściej
dochodzi do podglądania swojej partnerki uprawiającej seks z innym mężczyzną czy zabawy sado-
maso. Ale jak wspomniałem, dotyczy to niewielu osób. Bardzo często ktoś tylko próbuje tych
perwersji, zaspokaja ciekawość i tyle - już do nich nie wraca. Natomiast bardziej upowszechnia się
używanie wibratorów. Kupują je kobiety samotne albo partnerzy, którzy pobudzają parterki
sztucznym członkiem i to ich podnieca.

Na coś innego jeszcze się skusi w sex shopie?


Różowe kajdanki z futerkiem, biczyki z plastiku, skórzaną odzież, bieliznę, perfumy.

Standard
Bardzo często te zakupy służą do robienia kawałów. My nie jesteśmy specjalnie rozpasani
przez nasze wychowanie w duchu katolickim i w tradycyjnej leniwej obyczajowości. Na
eksperymenty trzeba mieć czas, a Polak w 10-15 minut jest po wszystkim.

Ale nawet podczas tego krótkiego seksu mamy także swoje fantazje, nie jesteśmy pozbawieni
snów erotycznych. Co one odzwierciedlają?
Sny i fantazje seksualne to są dwa różne światy. Nie zawsze korelują ze sobą. Jeśli chodzi
o sny, to bardzo często odtwarzają jakieś wspomnienia, na przykład ostatniego związku. Natomiast
fantazje to jest projekcja tego, czego chcemy albo oczekujemy. Jeśli na przykład kobieta fantazjuje, że
jest prostytutką, to najczęściej jest to kobieta porządna, uczciwa, którą to już może trochę męczyć.
I wtedy tę nobliwość, która jej jest przypisana, chciałaby po prostu sponiewierać. Często fantazje
dotyczą kogoś, kto nam się podoba, kto wywarł na nas wrażenie. W ten sposób zaspokajamy potrzebę
bycia z nim. Lub fantazjujemy o ukrytych preferencjach. Mój jeden pacjent sadysta uprawiał bardzo
nobliwy seks z żoną. Nawet jej nie śmiał ujawnić, że ma sadystyczne zapędy, ale gdyby nie fantazje,
że on to robi z żoną, nie mógłby się podniecić. Tak więc w trakcie grzecznego seksu fantazje miał
sadystyczne. Często mężczyźni w trakcie seksu z partnerką przenoszą to, co się dzieje w łóżku, na
scenerię pornograficzną. Wówczas widzą inaczej to, co się dzieje w łóżku naprawdę - bardziej
sensualnie. To są fantazje działające jak przyspieszacz, afrodyzjak.
Czy fantazje mogą nam dać drogowskaz do lepszego poznania samych siebie?
W kulturach Wschodu tak właśnie je traktowano: jako dobro, naturalny wyraz seksualności
i właśnie drogę do lepszego poznania siebie. Zgodnie z tym im więcej w fantazjach seksualnych jest
aspektów symbolicznych, tym człowiek jest bardziej rozwinięty. Oczywiście, inaczej działo się
w kulturze Zachodu, która traktowała fantazje erotyczne jako tabu i lepiej było ich nie mieć lub się do
nich nie przyznawać. Były bowiem dowodem na siły demoniczne odciągające człowieka od
czystości.

Przypomina mi się znakomita scena z komedii „Igraszki z diabłem", kiedy to bogobojny


Pustelnik - Wojciech Pokora jest kuszony przez diabelską hożą dziewoję z wielkim dekoltem...
I woła do niej: „Apages satanas!". Dopiero bowiem Freud zajął się na poważnie naszymi
seksualnymi fantazjami. Wytłumaczył je - te we śnie i na jawie - jako wyraz naszego
represjonowanego instynktu seksualnego, czyli tego, co chcemy ukryć przed otoczeniem i sobą.
A ponieważ osobowość broni się przed ujawnieniem kompromitujących wiadomości, dlatego ubiera
wszystko w warstwę symboliczną.
Znaczenie fantazji seksualnych jest stosunkowo młodą i nie do końca zbadaną dziedziną.
Jeżeli chodzi o kobiety, z moich badań wynika, że fantazjuje prawie 70 proc. kobiet. Najczęściej
podczas masturbacji i w momencie kiedy zaczynają życie seksualne.

O czym najczęściej fantazjują kobiety?


Spektrum jest szerokie: od seksu z anonimowym mężczyzną przez gwałt, masochizm,
współżycie z młodym chłopcem po seks orgiastyczny, posiadanie penisa, kontakty lesbijskie. Badane
przeze mnie pacjentki mówiły, że fantazjują podczas masturbacji, jedna trzecia - podczas stosunku
seksualnego. Analiza treści fantazji erotycznych kobiet wykazała pewne prawidłowości: kobieta
fantazjuje o swoim partnerze, jeżeli jest dla niej wyjątkowo atrakcyjny i ma z nim dużą więź.
W przypadku takich marzeń można było mówić, że są jakby przedłużeniem realnego związku.

A jeżeli kobieta fantazjuje o swoim eks, to znaczy, ie był lepszy od obecnego partnera?
Może być tak, że z poprzednim partnerem miała większą więź erotyczną i uczuciową. Takie
fantazje występują u kobiet, których obecny związek jest bardziej zdroworozsądkowy niż
emocj analny. Ale takie wspomnienia z przeszłości zdarzają się także bez względu na jakość
obecnego związku. Kobiety, w których fantazjach pojawiają się obcy mężczyźni, są zwykle
zaskoczone i zdezorientowane tym, dlaczego tak się dzieje. Czasami może to wskazywać na
niezadowolenie z obecnego związku, chociaż nie jest to regułą. Zwykle jednak kiedy w fantazjach
pojawia się motyw pieszczot, oznacza to ich brak w codziennym życiu seksualnym.

A fantazje homoseksualne u heteroseksualnych osób?


Jeśli to jest fantazja, a nie sen u heteroseksualnego mężczyzny, to znaczy, że on nie jest do
końca heteroseksualny. To samo dotyczy fantazji lesbijskich. Jeśli osoba heteroseksualna fantazjuje
o seksie homo i jest to połączone z podnieceniem, na pewno nie jest to osoba w stu procentach
heteroseksualna. Musi w niej tkwić jakiś pierwiastek biseksualny. Często zwłaszcza panie są
zdezorientowane swoimi homoseksualnymi fantazjami, nie można jednak wyrokować, co tak
naprawdę znaczą, bez poznania całokształtu seksualności danej kobiety.

Aż się boję pytać o męskie fantazje ...


I słusznie, są o wiele bardziej zróżnicowane niż kobiece i jest w nich wszystko, co się pani
nasunie do głowy: seks oralny, analny, ze zwierzętami, fetyszyzm, współżycie z dziewicami,
podglądanie współżycia lesbijek. Co ciekawe, pod koniec lat 70. zrobiono badania, z których
wynika, że fantazje erotyczne katolików są uboższe w porównaniu z fantazjami mężczyzn innych
wyznań. A mężczyźni autorytarni nie potrafili fantazjować tak barwnie jak liberałowie.
Uwaga! Fantazje o gwałcie mogą prowokować do gwałtu. W interesującym eksperymencie
przeprowadzonym w latach 80. pokazano mężczyznom slajdy ukazujące najpierw scenę gwałtu na
atrakcyjnej kobiecie, a potem dobrowolny kontakt seksualny. Badacze doszli do wniosku, że część
populacji męskiej oglądającej w środkach masowego przekazu gwałty może prowokować nie tylko
fantazje seksualne na temat gwałtów, lecz także zachowania agresywne wobec kobiet. I ten
eksperyment to potwierdził.
Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni w udanych związkach fantazjują na temat swoich
partnerek. O obcych myślą ci, którzy potrzebują seksualnego dopingu. Mogą być także po prostu
obdarzeni wysokim libido i bujną wyobraźnią.

Czyli nie lekceważmy naszych snów i marzeń erotycznych.


Powinny nas inspirować do zgłębiania naszej seksualności. Czy czegoś nam przypadkiem nie
brakuje. Wróćmy do tej kobiety nobliwej, która fantazjuje, że jest prostytutką. Jeśli ona
sprowokowałaby szybki seks z partnerem, to być może problem by się skończył. Z kolei jeżeli od
początku do końca jest porządną partnerką, którą on całuje w rączki, to jest ryzyko, że będzie miała
szybki numerek z innym mężczyzną po to, by te fantazje zaspokoić. I jeszcze weźmie za to pieniądze,
chociaż ich wcale nie potrzebuje. Ale zaspokoiła własną fantazję. Dlatego zaspokajajmy fantazje
z własnym partnerem, o ile się da. Kiedyś były bale maskowe i przez jakiś czas człowiek mógł być
kimś innym. Podobnie jest w seksie: można od czasu do czasu pouprawiać seksualną pantomimę,
zagrać inną rolę, właśnie tę - ze swojej fantazji erotycznej.

Czy fantazje mogą ujawnić nieuświadomioną fascynację inną osobą?


Jak najbardziej. Nieraz wiemy, kto i dlaczego nas pociąga, bo to sprawa oczywista. Słyszę
w gabinecie: „Zaczęła u nas pracować piękna dziewczyna" albo: „Poznałam fantastycznego
mężczyznę". Nieraz to można zwerbalizować i mamy świadomość, dlaczego ta osoba budzi w nas
pożądanie. Ale bywa, że sami sobie zadajemy pytanie: co mnie w niej pociąga? Co ona ma takiego,
że budzi we mnie pożądanie, ale nie potrafię odpowiedzieć, czemu?

No właśnie, cz emu?
Może byćmnóstwo przyczyn. Począwszy od feromonów, czyli czynnika typowo
biologicznego. Kobiety czują odpowiedniego dla siebie mężczyznę po prostu nosem. Co prawda
biologia popycha nas w kierunku partnerów, z którymi spłodzimy zdrowe dzieci. Ale chemia także
nie pozostaje w tyle, bo tym, co odpowiada za to, że się zakochujemy, jest PEA (2-fenyloetyloamina)
oraz związki zwane katecholaminami: DOPA, serotonina, noradrenalina, czyli substancje w typie
amfetaminy o działaniu uzależniającym, powodującym euforię. PEA to prawdziwy narkotyk miłości -
kiedy odczuwamy zakochanie albo pożądanie, jego poziom gwałtownie rośnie. Jak każdy narkotyk tak
PEA i DOPA, aby działały, muszą być podawane we wzrastających dawkach, stąd pary szukają coraz
to nowych podniet i doznań, aby podtrzymywać uczucie.
Znaczenie decydujące w tym szukaniu nowych doznań może mieć także specyficzna inność, np.
kobietę może fascynować erotycznie rozpustnik, uwodziciel, który od razu ciągnie ją do łóżka, ale ta
sama kobieta za chwilę wiąże się z rycerzem, bo ceni w nim jego rycerskość. Jednak ten rozpustnik
na nią działa, budzi w niej pożądanie, uruchamia zwierzęcą stronę duszy. I o to chodzi. Mężczyźni,
którzy mają zasady, skrupuły, są nieśmiali, specjalnego pożądania w kobietach nie budzą, natomiast
w przypadku rozpustnika od razu wiadomo, do czego on dąży: do seksu. Oni nie dzielą włosa na
czworo, po prostu są dyspozycyjni. Wielu kobietom akurat to odpowiada. Ale z kolei nie za bardzo
chciałaby mieć takiego rozpustnika jako towarzysza życia.

Wróćmy do feromonów, o których pan wspomniał. Czy naprawdę odgrywają aż tak wielką rolę
w naszym i yciu erotycznym?
Tak. Seks bez tła zapachowego wydaje się tak bezbarwny jak potrawa bez żadnych przypraw.
Wyizolowano i zidentyfikowano ponad 100 różnych substancji zapachowych wydzielanych przez
ciało człowieka. Feromony są wydzielane przede wszystkim przez pochwę kobiety i nasienie
mężczyzny. U kobiet ilość wydzielanych feromonów wzrasta w okresie owulacji, u mężczyzn
w fazach co trzy tygodnie. Także poziom wrażliwości na feromony jest u ludzi zróżnicowany: jedni,
ale jest ich niewielu, mają wysoki i stały, u większości jest uzależniony od cyklu biologicznego.
Tworzą one indywidualną i niepowtarzalną aurę wokół danej osoby. Jest ona wypadkową naszych
uwarunkowań genetycznych, odżywiania, układu odpornościowego, stanu psychicznego, a nawet stylu
życia. Feromony to związki chemiczne rozpuszczalne w wodzie, bezzapachowe i bezbarwne, które
reagując z receptorami układu lemieszowa-nosowego, przekazują informację przygotowującą
odbiorcę sygnału do wzaj ernnego i korzystnego współdziałania. Czyli czujemy nosem, z kim nam po
drodze (seksualnej, ale też każdej innej), a z kim nie.
Najwięcej o feromonach dowiedzieliśmy się, badając ... motyle, ponieważ okazało się, że
niektóre samice wabią samców z odległości kilku kilometrów, a u innych wydzielanie zapachu
ekscytuje nawet bilion samców w odległości do trzech kilometrów. Substancje zapachowe
o wabiącym charakterze potrafią być tak silne i trwałe, że nawet po latach oddziałują na otoczenie.
Przykład: kiedy na początku naszego stulecia remontowano sypialnię cesarzowej Józefiny
w Malmaison, okazało się, że zapach piżma utrzymywał się przez ponad sto lat.
Każdemu naszemu stanowi emocj analnemu odpowiada inny zapach, który jest odbierany przez
otoczenie. Odbywa się to często na drodze nieuświadomionej, podprogowej. Ma to określone
następstwa, np. agresja jednej osoby budzi agresję drugiej. Oddziaływania feromonalne mogą istnieć
u człowieka na kilku płaszczyznach: mężczyzna - kobieta, kobieta - mężczyzna, kobieta - kobieta,
mężczyzna - mężczyzna, rodzice - dziecko. Jeżeli chodzi o komunikację za pomocą feromonów na
styku mężczyzna - kobieta, najważniejszą rolę odgrywa tu androsteron i keton. Androsteron to
główny feromon seksualny mężczyzny. Występuje przede wszystkim w pocie (szczególnie pod
pachami) oraz w moczu. Jego poziom zmienia się w zależności od pory roku (u nas najwyższy jest
w grudniu), a stężenie różni się nawet 100 razy u różnych osobników!
Czasami mówi się, ie są takie osoby - zarówno kobiety, jak i mężczyźni, które przyciągają do
siebie. To ci, którzy mają 100 razy więcej feromonów niż inni?
Tak, jeżeli ktoś produkuje duże ilości feromonów, z reguły ma także spory temperament
seksualny i cechuje go atrakcyjność fizyczna. Możliwe, że są to bodźce zapachowe wiążące się
z określonymi stanami emocjonalnymi - osoby pogodne, dobre, życzliwe przyciągają nie tylko swoją
postawą, lecz także bodźcami zapachowymi. Te bodźce wpływają również na rytm biologiczny
człowieka oraz reakcje fizjologiczne. Cykle miesięczne mieszkających ze sobą razem dziewcząt czy
kobiet synchronizują się - mówią o tym badania prowadzone w USA od lat 70. Są również dowody
na to, że feromony wydzielane przez mężczyzn wpływają na cykl miesięczny kobiet, a samo sypianie
w łóżku z mężczyzną normalizuje jej cykl płodności. Naukowcy ukuli nawet nazwę dla tego zjawiska,
jest to tzw. efekt Lee-Boot, który stanowi dowód na wpływ feromonów na podwzgórze: kobiety
regularnie współżyjące z mężczyznami mają regularniejsze i krótsze cykle. Ba, znalezienie się sam na
sam z przystojnym atrakcyjnym mężczyzną może przyspieszyć owulację. Udowodniono również, że
obecność dorosłego mężczyzny przyspiesza dojrzewanie dziewcząt, nazwano to zjawisko efektem
Vandenberga.

Widać z tego, ie męskie feromony mają większy wpływ na życie kobiety niż na odwrót.
Z tego powodu, że żeńskie feromony są słabsze, mają ograniczony zasięg działania
i w porównaniu z męskimi są mniej wyczuwalne. Również są przenoszone głównie z potem. Sposób
działania feromonów między matką a dzieckiem widać doskonale w następującym obrazku: dziecko
zwykle śpi albo odpoczywa na leżąco, trzymając swoją głowę w okolicy pachy. A jaki jest
najbardziej typowy męski gest opiekuńczy?

Objęcie kobiety z a ramiona?


No właśnie, mężczyzna kładzie rękę na ramieniu kobiety, wystawiając ją w ten sposób na
działanie swoich feromonów. Wykazano, iż zastosowanie ekstraktu gruczołów pachowych mężczyzn
powoduje u kobiet zmniejszenie napięcia emocjonalnego i wydłużenie stanu relaksacji. Pot
mężczyzny wydzielany przez gruczoły pod pachami zawiera około pięciokrotnie więcej androsteronu
niż pot kobiety, co wynika ze zróżnicowania stężenia androgenów we krwi w zależności od płci.
Kobiety znacznie lepiej niż mężczyźni czują męskie hormony, zwłaszcza podczas owulacji i około 40.
roku życia. Nic, tylko wąchać swoich partnerów.

I wąchają. Do eksperymentu poclkoszulkowego, podczas którego kobiety miały wąchać


podkoszulki mężczyzn i wybierać najbardziej atrakcyjne clla nich, wybrano panie, które nie
stosowały antykoncepcji doustnej. Rozmniem, ie takie osoby mają osłabione czucie
feromonów?
Tak może się dziać. U niektórych osób produkcja hormonów jest niewielka, wydzielanie
feromonów hamują także doustne środki antykoncepcyjne. A jeżeli chodzi o eksperyment
podkoszulkowy, to chciałbym podkreślić ważną sprawę: wielu mężczyzn nawet nie przypuszcza, jak
dalece wydzielane przez nich feromony stanowią o ich atrakcyjności dla kobiet, jak mocno potrafią
uwarunkować kobiety na tego jednego, jedynego mężczyznę. Dotyczy to zarówno zapachów
wydzielanych naturalnie, w stanie spoczynku, jak i powstających podczas reakcji fizjologicznych:
podniecenia seksualnego, zapachu nasienia oraz używanych przez mężczyzn perfum i dezodorantów.
Ale działa to też w drugą stronę - widok atrakcyjnej kobiety wzmaga u mężczyzny wydzielanie
feromonów. Znane jest także zjawisko o nazwie „zapach prowokuje zapach" - bardzo powszechne
w przyrodzie, czyli wydzielanie feromonów przez kobiety powoduje pobudzenie odpowiednich
ośrodków w mózgu u mężczyzny, a tym samym także wydzielanie feromonów.

A jak feromony się właściwie roz prz estrz eniają?


Poprzez mikroskopijne fragmenty złuszczonego naskórka przenoszone drogą powietrzną lub
kontakt „skin to skin", np. w trakcie pocałunku. To najbliższy możliwy kontakt z drugim człowiekiem
bez zdejmowania ubrań.

„Rzuć wszystko i chodź się całować" - jest taki fanpage na FacebooklL ..


I bardzo słusznie. Nie bez kozery pocałunki to uniwersalne zachowanie we wszystkich
kulturach. Jest to jedna z ważniejszych dróg przenoszenia feromonów identyfikujących, np. w trakcie
kontaktów matka - dziecko, mężczyzna - kobieta. Często całujące się pary są silniej związane ze
sobą i mają bardziej satysfakcjonujące życie seksualne niż te, które tego nie robią.

I tak sobie nieświadomie wycłiielamy ... Podobno Aleksander Wielki wycłiielał przyjemny
zapach, stąd m.in. jego powodzenie wśród kobiet.
Gdyby mężczyźni wiedzieli o tym, jak ważny jest zapach, myślę, że bardziej dbaliby o higienę
ciała i własny czysty zapach. Osoby w stanie kontemplacji czy medytacji wydzielają przyjemny
zapach, inne zgoła zapachy cechują agresję, wrogość i nienawiść . Chociaż nie znamy jeszcze do
końca mechanizmów zapachowych oddziałujących na partnerów w związku, wiadomo, że związki,
w których partnerzy znajdują się w stanie długotrwałego konfliktu i walki, zaczynają emanować
zapachami, które pogłębiają ich wzajemną niechęć i zmniejszają lub likwidują ich wzajemny pociąg.
Wszystko, oczywiście, dzieje się na drodze podprogowej.

Zdenerwował mnie i w dodatku cuchnie.


Tym bardziej że mężczyźni w porównaniu z kobietami mają większe gruczoły potowe i ich pot
ma silniejszy zapach. Kobiety są najbardziej wrażliwe na zapach androsteronu. Ale mężczyźni także
reagują na feromony innych mężczyzn: one podświadomie zniechęcają i odstraszają inne osobniki
płci męskiej podczas np. walki o kobiety. Ciekawą obserwacją na temat wzajemnego działania
mężczyzn na siebie jest szybsze dojrzewanie chłopców w męskich internatach. Można to nazwać
wzajemnym pompowaniem hormonów.

Kupować wobec tego androsteron knura, który można dostać w sex shopach?
Jestem zwolennikiem naturalnych feromonów. Lepsze są perfumy, które pasują do naszego
ciała, osobowości, stylu życia. Często dobrze dobrane dezodoranty i perfumy potrafią stworzyć na
ciele nieprawdopodobną wręcz mieszankę zapachową.

Jak kobieta ma się zachować w sytuacji, kiedy te feromony ciągną ją do fatalnego mężczyzny
niczym fatum?
Nie ma rad uniwersalnych. Jeżeli przyjdzie do mnie osoba, która ma taki dylemat, rozważam
to indywidualnie. Miałem pacjentkę, która prosiła mnie o taką radę. Żyła w dobrym małżeństwie,
trójka dzieci, atrakcyjny mąż. Ale czuła nieprzeparty pociąg do kolegi z pracy. „Spalam się na
popiół" - mówiła. A to był mężczyzna znany z tego, że miewa romanse i zmienia partnerki. I z żadną
nie jest długo. Wiedziała, że jeśli poszłaby w taki żywiołowy seks, który bardzo ją kręcił, to dzieci
odwróciłyby się od niej. Poniosłaby same straty, bo ten mężczyzna i tak by z nią nie stworzył stałego
związku. To byłby tylko krótki romans. Przekonywałem ją: „Proszę sobie wyobrazić, że jeśli dojdzie
do realizacji tych pragnień, wszystko się rozleci. Ryzyko jest ogromne, rozpadnie się małżeństwo,
rodzina, może nawet stracić pani pracę". Czasami nie warto dla tych dwudziestu czy nawet stu
dwudziestu atrakcyjnych spotkań spalać wszystkiego wokół.

()
N one
Rozdział VIII.
Kryzys w łóżku

()
Co jest największym wrogiem seksu?
Jest ich kilku: nuda, zmęczenie, brak czasu, lenistwo, utrata zainteresowania osobą partnera,
zanikanie chemii seksu. Nie mówiąc oczywiście o chorobach i lekach, które się bierze, a które też
mogą działać antyseksualnie.

A agresja? Codzienne konflikty?


Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Są pary, u których konflikty powodują totalny
zanik współżycia. Można to zrozumieć. Jeżeli odczuwa się złość, niechęć czy żal do drugiej osoby, to
nie ma się chęci na karesy. Unikanie zbliżeń bywa również jedną z form karania partnera, który musi
sobie zasłużyć na seks. Obrażeni partnerzy potrafią iść dalej w okazywaniu niechęci
(demonstrowanej lub autentycznej) - przenoszą się do innego łóżka i od tego czasu sypiają osobno.
Ale to nie jest reguła. Nie zawsze podniecenie i orgazm kobiety wiążą się z odpowiednim nastrojem
poprzedzającym współżycie . Znam wiele par, w których partnerzy będąc w ciągłym konflikcie, nie
kryją negatywnych uczuć do drugiej osoby w ciągu dnia, a w nocy sytuacja ulega zmianie. To tacy
łóżkowi Dr Jekyll i Mr Hyde - w wersji męskiej i żeńskiej. Tylko łóżko ich łączy i tylko ono daje im
satysfakcję. I tylko z tego powodu są nadal razem. To swoiste piekło i niebo w łóżku. Dotyczy ono
związków z silną i atrakcyjną więzią seksualną, która jest zarazem jedyną pozytywną nicią między
partnerami.

Uzależnienie seksualne?
Niekoniecznie. Znałem małżeństwo zupełnie ze sobą niekompatybilne. Ona - intelektualistka,
trochę cyniczna i raczej zimna. On - żywiołowy, bezpośredni, był mechanikiem samochodowym Nie
mieli ze sobą za dużo do pogadania, ale ... „Panie doktorze, nasz seks jest po prostu niesamowity.
Z nikim mi nigdy nie było tak dobrze w łóżku jak z nim" - mówiła ona. On powtarzał to samo.
Niestety, poza łóżkiem nie potrafili się porozumieć nawet w tak prozaicznej sprawie, jak kto ma
odebrać dzieci z przedszkola. O wszystko darli ze sobą koty. Trwało to długo, aż do rozwodu. On nie
wytrzymał, poznał bardziej energetyczną kobietę i odszedł od zimnej seksbomby. Jednak przyznał mi,
że seks, który teraz uprawia, nie może się równać z tym, do którego był przyzwyczajony. Ten
przykład to dowód na to, że z daną osobą seks może być najbardziej atrakcyjny, niepowtarzalny,
wyjątkowy. I może to trwać paradoksalnie bardzo długo. Dlatego nie ma się co dziwić, jeżeli
spotykamy pary, które wciąż się ze sobą kłócą i na pierwszy rzut oka są niedopasowane. Może ich
trzymać przy sobie właśnie fenomenalny związek erotyczny. Napięcia między nimi paradoksalnie
mogą działać jak afrodyzjak, zwiększając poziom adrenaliny. Wprawdzie partnerzy marzą o życiu
w harmonii i spokoju, szukają tego w romansach, ale często okazuje się, że uwarunkowali się na
małżeńskie napięcia, a ich kochankowie albo kochanki nie są tak atrakcyjne w łóżku.
Z reguły jednak w związkach, w których są konflikty, agresja, nie ma chęci do porozumienia,
brak jest dobrej komunikacji, rozpoczyna się kryzys, który natychmiast odbija się na erotyce.
Następuje dystans, który przechodzi w łóżkową separację. Zanika potrzeba seksu, orgazm,
podniecenie. Kontakty erotyczne zaczynają być obowiązkiem małżeńskim i nie sprawiają
przyjemności. Niektórzy partnerzy unikają współżycia w ogóle. Co więcej, każde z nich zaczyna żyć
własnymi sprawami, zainteresowaniami, zajęciami. Są razem, ale w zasadzie obok siebie.
Komunikacja między partnerami ogranicza się do załatwiania niezbędnych spraw. Nie mają sobie
wiele do powiedzenia, coraz rzadziej rozmawiają ze sobą. Ta sytuacja ewoluuje w narastanie
dystansu uczuciowego, miłość przeobraża się w obojętność. Sytuacja staje się trudna do zniesienia
i z tego powodu partnerzy przestają sypiać razem Zdarza się, że jedno z partnerów wyprowadza się
do innego mieszkania, wraca do rodziców. Im dłużej trwa separacja seksualna lub oddzielne
mieszkanie, tym gorzej dla przyszłości związku. Bywa, że partnerzy po miesiącach czy latach
separacji próbują wrócić do siebie, ale stwarza to im ogromne trudności. Z moich doświadczeń
wynika, że negatywne następstwa separacji pojawiają się po 3-4 tygodniachjej trwania.

I nie wystarczy już po prostu dobra wola, żeby powróciła namiętność?


Niestety, okazało się to bardziej skomplikowane, niż się nam do tej pory wydawało. Do
niedawna dominował bowiem pogląd, że przyczyną trudności w powrocie do seksualnej intymności
są opory, zahamowania i inne zaburzone relacje między partnerami. I że wystarczy rozmowa,
odreagowanie zalegających negatywnych uczuć. „Jeżeli się kochacie, wszystko się ułoży, musicie dać
sobie tylko trochę czasu" - brzmiała najczęstsza porada przyjaciół.
To jednak wcale nie jest takie proste. Wiemy o tym dzięki nowym badaniom
przeprowadzanym w laboratoriach z zastosowaniem metod obrazowania mózgu, pomiaru „chemii
miłości i seksu". Zaczęło się od badań zwierząt, które poddawano różnym eksperymentom
polegającym na stworzeniu izolacji seksualnej, a później na próbach zbliżenia ich do siebie. Wyniki
tych badań dostarczyły wielu interesujących informacji, potwierdzonych w badaniach par. Wiemy, że
długotrwały brak stymulacji seksualnej zaczyna uruchamiać procesy w ośrodkach mózgowych
sterujących szeroko rozumianą seksualnością, czyli pożądaniem, podnieceniem, atrakcyjnością
seksualną, intymną bliskością. Prowadzą one do unikania partnera, tworzą dystans. I co bardzo ważne
- zachowania, które naukowcy nazywają uwodzącymi, czyli takie, które mają na celu zwrócenie na
siebie uwagi, prowokowania pożądania - również zanikają. To z kolei prowadzi do obniżania się
poziomu podniecenia seksualnego. Gdyby to zjawisko opisać w kategoriach biochemicznych, to
można powiedzieć: seks między partnerami w stałym związku działa jak narkotyk (pobudza układ
dopaminergiczny). Mniej lub bardziej satysfakcjonujące zbliżenia aktywują wiele substancji
chemicznych i ośrodki sterujące seksem w mózgu. Dłuższa przerwa w stymulacji tych ośrodków
prowadzi do zaniku podniecenia, reakcji na bodźce, potrzeby seksu z daną osobą. Im dłużej trwa
przerwa w kontaktach seksualnych, tym większy spadek podniecenia aż do jego zaniku. U mężczyzny
długa przerwa w życiu seksualnym może prowadzić do „zaniku z nieczynności". Nie dochodzi do
tego, gdy uciekał się do zachowań zastępczych, np. masturbacji.

Nawet jeżeli partnerzy na poziomie racjonalnym mają dobrą wolę i chcą do siebie wrócić, może
się to nie udać?
Właśnie, to jest najbardziej przejmujące: wyrozumowany seks to za mało. Pogodzenie się
i decyzja o powrocie do kontaktów intymnych nie aktywuje ośrodków mózgowych z banalnego
powodu: braku podniecenia i pożądania. Partnerzy mogą mieć dobrą wolę, motywację do
współżycia, ale brakuje „chemii" między nimi. I pojawia się problem Leki na wywołanie erekcji nie
zadziałają w przypadku braku pożądania do danej osoby. A nie mamy leków, które wywołują
pożądanie wobec seksualnie obojętnej osoby. Może to i dobrze, bo nasza seksualność stałaby się
tylko czystą chemią, a to na dłuższy czas nie wystarcza.

Co pan może zaproponować takim parom? Czy poradzą sobie same?


Wątpię, czy będą w stanie bez pomocy specjalisty wrócić do poprzedniej namiętności. Co
w takim przypadku może zrobić seksuolog? Proponuje parom różne ćwiczenia stopniowego
oswajania się ze sobą, budzenia potrzeby bliskości, pobudzania wyobraźni erotycznej, wspólnego
oglądania filmów o treści erotycznej, okazywania sobie pieszczot bez intencji stosunku, masaże ciała
i tym podobne treningi. Zaleca się również afrodyzjaki z wiarą, że wywołane pożądanie może
ukierunkować się na drugą osobę. Wiele poradników doradza, co mają robić pary w celu
przywrócenia namiętności w ich związku. To pomaga, choć nie w każdym przypadku.

Przypominanie sobie, jak się spotkali, co im się podobało, jakie było najbardziej ekstremalne
miejsce, w jakim się kochali...
Ważne, żeby te sposoby były skuteczne. Ale najważniejsze jest, by nie przedłużać braku
intymnej bliskości. Jeżeli już, to najwyżej w skali kilku dni i nie więcej. Seks jest naturalnym
narkotykiem dla związku, ale wymaga stałego dawkowania i pożądania.

Kobiety to robią, panie profesorze: wybierają strategię „obowiązku małieffikiego".


To często spotykana strategia: poddanie się „dla dobra związku". Faktycznie najczęscieJ
dotyczy kobiet. Potrzeba utrzymania związku ze względu na dzieci czy standard życia lub inne
przyczyny powoduje, że kobiety decydują się na taką strategię. Klimat w związku ulega uspokojeniu,
konflikty się wyciszają. Zdarza się jednak, że takie „poddanie się" dotyczy tylko pewnych relacji
między partnerami, ale nie intymnej. Mechanizm jest prosty. Dana osoba poświęca coraz więcej
uczuć i uwagi dziecku, które wypełnia jej życie w domu. Wiąże się z tym rosnący dystans wobec
partnera, aż przestaje być on kimś bliskim. Bycie z dzieckiem w pełni wystarcza. W gabinecie często
słyszę, że „żona jest idealną matką". Może to wywoływać zazdrość i poczucie odsunięcia na dalszy
plan. I rzeczywiście tak często się zdarza.
Mężczyźni są za to mistrzami w innej strategii - ucieczki w pracoholizm Żyją poza domem,
wracają do niego późno. Mają dobre samopoczucie i samoocenę: przecież dużo pracują dla
standardu materialnego i dobra rodziny. Praca wypełnia życie i umożliwia uniknięcie konfrontacji
z partnerem. Niestety, co tydzień jest weekend, a co jakiś czas nadchodzą święta. Wtedy stosowana
jest strategia „niebycia sam na sam'' z partnerką. Następuje mnożenie wizyt towarzyskich, rozrywek
i innych rozwiązań w jednym tylko celu: uniknięcia bliskości z partnerem Życie seksualne w takich
związkach jest rzadkie i pozbawione przyjemności, bardziej służy rozładowaniu napięcia niż
bliskości z drugą osobą.
Jeszcze jedną formą radzenia sobie z dystansem uczuciowym jest ucieczka w samorozwój. To
mniej znana strategia, ale coraz częściej spotykana. Kiedy nie można porozumieć się z partnerem,
jedno z nich zdobywa nowe kwalifikacje, rozwija zainteresowania, zajmuje się rozwojem
duchowym Niestety, to jeszcze bardziej zwiększa dystans między partnerami. Bywa, że
samorealizujący się partner nagle czuje się mocno dowartościowany. Jedna ze znanych mi par
rozpadła się właśnie dlatego, że kiedy dopadł ich kryzys, ona rozpoczęła studia psychologiczne. Po
dwóch latach poczuła się tak mocno wtajemniczona w arkana wiedzy psychologicznej, że starała się
terapeutyzować swojego męża. On jednak nie wytrzymał prób psychoanalizy, jakie na nim
przeprowadzała. Związek się rozpadł. Nie zawsze jednak tak bywa: czasami samorozwój poprawia
samopoczucie, czasami pozwala przetrwać w trudnym związku lub otwiera na nowe rozwiązania, co
pomaga związkowi się utrzymać.

Czy pary przychodzące do pana potrafią sprecyzować, co zapoczątkowało ich seksualny


kryzys?
Nie wszystkie. Zgłaszają się z prośbą o pomoc pary, które od kilku lat nie sypiają ze sobą,
a na proste pytanie - z jakiego powodu? - odpowiadają zgodnie: z powodu konfliktu. Ale
konkretnie? Nie potrafią powiedzieć, jakie zdarzenie leżało u podstaw zerwania seksualnej więzi.
Dobrze, że w końcu dochodzą do przekonania, że taka sytuacja nie ma sensu. Niestety, tak jak
wspominałem: nie potrafią już wykrzesać w sobie iskry pożądania i namiętności wobec drugiej
osoby mimo odczuwanych potrzeb seksualnych. Na szczęście w większości tych związków kryzys
bywa zażegnany, partnerzy godzą się i wracają do intymnej bliskości. Bywają jednak uparciuchy
reagujące ambicjonalnie i dystans intymny ulega przedłużaniu. Ja uważam, że nie warto obrażać się
na partnera i unikać współżycia . Renesans więzi seksualnej jest trudniejszy od renesansu więzi
psychicznej. I o tym bezwzględnie należy pamiętać.

Wśród czynników utrudniających życie seksualne nie wymienił pan ciąży i porodtL Dlaczego?
Nie zawsze i nie u wszystkich par ten okres związku musi być kryzysowy. Ale zdarza się, że
tak jest. O tym, jaki będzie seks po porodzie, decyduje kilka czynników: przede wszystkim jakie były
motywy zajścia w ciążę (czy ciąża jest traktowana jako konieczność, a może jako postawa
altruistyczna: „Chcę dać ci dziecko"), które są stosunkowo najmniej poznane, oprócz tego stan
zdrowia i psychiki kobiety, relacje między partnerami, przebieg ciąży i połogu, a także obciążenie
obowiązkami rodzicielskimi. Po porodzie część kobiet nie chce uprawiać seksu, przede wszystkim
z powodu wyczerpania opieką nad dzieckiem, a także zaburzeń hormonalnych (jawnych lub ukrytych)
czy konfliktów z partnerem. U wielu kobiet seksualność wraca do stanu sprzed porodu. Ba, zdarza się
również, że życie seksualne po porodzie jest bardziej intensywne, a niekiedy kobieta zaczyna
przeżywać orgazm, którego nie miała przed ciążą.

A jak jest w przypadku mężczyzn?


Może być trojako: seksualne potrzeby mogą powrócić do stanu sprzed porodu, ale równie
dobrze zainteresowanie seksem może się zmniejszyć. Dlaczego? Zdaniem psychologii ewolucyjnej
i socjobiologii u mężczyzny już w okresie ciąży (i też po porodzie) spada poziom testosteronu, staje
się wobec tego mniej agresywny seksualnie, a bardziej opiekuńczy, kiedy dziecko jest małe i wymaga
opieki, co sprzyja umocnieniu więzi rodzinnych. Bardzo mądrze to natura wymyśliła. Dla dobra
gniazda ważne jest zwiększenie uczuć opiekuńczych ze strony mężczyzny, zainteresowania rodziną,
a zmmeJ szenie poziomu agresywności, popędu seksualnego. Czuły, zainteresowany partnerką
i potomstwem mężczyzna stwarza większe poczucie bezpieczeństwa i stabilności w rodzinie niż
pobudzony seksualnie samiec. Feminizacja psychiczna mężczyzny ma zatem sens. I to na jeszcze
jednym poziomie: ponieważ jego mniejsze potrzeby seksualne sprzyjają koncentracji na życiu
rodzinnym, nie stwarzają również zagrożenia zainteresowania seksualnego innymi kobietami
i rozdawnictwem genów. Również kobieta w roli matki bardziej potrzebuje jego zaangażowania
w życie rodzinne, opiekę nad nią. Seks staje się mniej ważny w tym czasie. Nie sprzyja mu niedosyt
snu, zmęczenie, obowiązki rodzicielskie. Jest też trzeci wariant: najmniej korzystny dla stron -
wyposzczony mężczyzna czeka niecierpliwie, kiedy będzie można rozpocząć życie seksualne, jest
seksualnie nadpobudliwy, domaga się zbliżeń.
Pojawił się ostatnio inny problem Modne stało się wspólne rodzenie. Ostrzegam jednak, że
u 5-10 proc. mężczyzn obecnych przy porodzie swojego dziecka pojawia się zanik pociągu
seksualnego do partnerki. Powodem jest dyskomfort estetyczny, zmiana obrazu ciała partnerki,
zwierzęcość porodu.

Jak zmienia się seksualność kobiety, która została matką?


W wariancie optymistycznym więź z partnerem utrwala się i pogłębia . Kobieta czuje się
spełniona w roli macierzyńskiej i partnerskiej. Interesuje się seksem, który zmienia trochę swoją
postać - jest w nim więcej czułości. Inny wariant bardzo często spotykany polega na prostej
zależności: im bardziej kobieta jest zadowolona z roli męża i ojca, tym większą ma ochotę na seks.

Obowiązkowo powinni wiedzieć o tym wszyscy młodzi ojcowie, uratowałoby ich to od


rozczarowania, ie „ona znowu nie chce" ...
Dokładnie. Rozczarowanie małym zaangażowaniem partnera w życiu rodzinnym, brakiem
pomocy i zrozumienia z jego strony absolutnie zniechęca kobietę do intymności. Najgorszą rzeczą,
jaką może w takiej sytuacji zrobić mężczyzna, jest domaganie się seksu. Może to prowokować
agresję ze strony partnerki.

Lepiej, by swoją energię ukierunkował na zrobienie porządku w domu, ugotowanie obiadu


i zajęcie się maluchem.
Tak, jak to się dzieje obecnie w coraz częściej spotykanym wariancie - partnerskim, kiedy
w związku istnieją dobre relacje partnerskie. Mężczyzna był zainteresowany przebiegiem ciąży,
opiekuńczy i pomocny. Najczęściej uczestniczył przy porodzie, rozwinęły się w nim silne uczucia
rodzicielskie. Opiekuje się dzieckiem, pomaga partnerce. To sprzyja dobrym relacjom erotycznym.
W części związków ludzie co prawda kochają się mniej niż przed ciążą, ale nie widzą w tej sytuacji
problemów, jest ona traktowana jako oczywista i nie rodzi animozji.
Bywa jednak wariant bardzo pesymistyczny, o którym się zdecydowanie za mało mówi
i pisze. Jest to tzw. zespół modliszki. Polega on na tym, że do czasu zajścia w ciążę relacje seksualne
były udane. Po porodzie sytuacja ulega ogromnej zmianie: kobieta przestaje odczuwać
zainteresowanie seksem, unika współżycia, traktuje partnera jak kogoś, kto zrobił swoje, a teraz
powinien opiekować się rodziną i dużo zarabiać. Kobieta znajduje swoje jedyne powołanie -
realizuje się w roli matki. To jej w pełni wystarcza. Zwiększa się rola rodziny partnerki, jej
przyjaciółek. Seksu nie ma lub jest bardzo rzadki. Jak się może w takim układzie czuć mężczyzna?
Ma wrażenie odtrącenia, zmarginalizowania. Przez pewien czas jakoś sobie z tym radzi. Myśli, że
kryzys minie, że po porodzie może tak być. Nic się jednak nie zmienia. Im bardziej domaga się seksu,
tym większą budzi niechęć. Jego argument, że brak seksu nie jest normalną sytuacją, spotyka się
z kontrargumentami, że to jest normalne, i jako dowód są przytaczane opinie przyjaciółek. Jeżeli
męzczyzna ma słabą pozycję w rodzinie, to nic nie może uzyskać i zostaje mu narzucone życie
w celibacie.

Dlaczego kobiety przeobrażają się w modliszki?


Często wynika to z powielania wzorców wyniesionych z domu rodzinnego. Może ich matka
dała im przykład, że życie polega na rezygnacji z oczekiwania na wielką miłość i że należy wiązać
się z partnerem mogącym zaspokoić potrzebę założenia rodziny i tyle. Kobiety modliszki mogą mieć
także niewielki temperament, co w konsekwencji prowadzi do zaniku potrzeby seksu po porodzie.
Podczas tańca godowego kobieta jest seksowna, uwodzicielska, ponieważ w tym momencie
dominująca jest potrzeba posiadania partnera i stworzenia rodziny. Partnerzy modliszki uważają, że
ich oszukała w początkowej fazie związku. Ale tak wcale nie było - jej kuszące zachowanie było
naturalne i niewyrachowane. Terapia takich par jest bardzo trudna i nie zawsze przynosi efekty.
Partnerzy w takich związkach zachowują się w typowy sposób: mężczyzna jest zagubiony, skarży się
na niezaspokojenie potrzeb seksualnych, oczekuje od terapeuty zrozumienia i poparcia. Kobieta
tymczasem sprawia wrażenie nadąsanej z powodu znalezienia się w gabinecie. Zwykle partner
przyprowadza ją prawie siłą. Kobiety modliszki mówią: „Nie mam ochoty na seks, to normalne
i wydaje mi się, że nie ma sensu na ten temat dyskutować. Czuję się zmęczona ciągłymi
nagabywaniami mojego męża. On jest niewyżyty seksualnie, powinien się chyba z tego leczyć". Są też
takie, które starają się zachować pozory: twierdzą, że mają potrzeby, ale partner powinien okazać
więcej zrozumienia, powściągać swoją namolność , zasłużyć sobie na seks i jeśli się zmieni, to
w przyszłości będzie lepiej. Nie potrafią jednak zadeklarować, za jaki czas ta przyszłość nastąpi.

Rozwniem, że mężczyźni najczęściej oclchoclzą od modliszek, nie wytrzymując napięcia.


Nie zawsze tak się zdarza. Są i tacy, którzy zaczynają prosić o seks i w tym celu realizują
różne oczekiwania partnerki. Czasami upokorzeni zaczynają przebąkiwać, że znajdą rozwiązanie,
w sensie „poszukam sobie innej kobiety". Niestety, ta strategia nie jest skuteczna, bo kobieta na ogół
dobrze zna swojego partnera i wie, jak daleko może się on posunąć. Bywa, że przestaje to ją
interesować. W najgorszej sytuacji są mężczyźni silnie związani z dzieckiem i motywowani do
utrzymania związku, zakochani w partnerce. Czują się bezradni. Zależy im na seksie z tą, a nie z inną
partnerką. Wielu z nich rozwiązuje problem poprzez masturbację.

Czy kobieta może przestać pociągać mężczyznę, bo w jego oczach zmieniła się z kochanki
w matkę dz ie eka?
Tak, zwłaszcza wtedy kiedy matkowała partnerowi jeszcze przed urodzeniem dziecka. Po
porodzie staje się po prostu matką bis swojego partnera i ich wspólnego dziecka. Nic dziwnego, że
pożądanie seksualne ze strony mężczyzny maleje prawie do zera. Archetyp matki jest prastarym
archetypem tkwiącym w podświadomości części mężczyzn. Kobieta matka jest uosobieniem
macierzyństwa, ciepła domowego, wysokiej pozycji w rodzinie, jest boginią płodności. Należy się
jej szacunek, podziw, uznanie. „Panie doktorze, moja żona mnie nie pociąga, bo przypomina mi moją
matkę" - mówią przychodzący do mnie mężczyźni. I w sumie nic dziwnego, że tak się dzieje, bo
wielu mężczyzn silnie związanych uczuciowo ze swoimi matkami wiąże się z kobietami podobnymi
fizycznie i psychicznie do matki. W związku zaczyna być odtwarzany scenariusz życia rodzinnego.
Partnerka stopniowo przejmuje rolę matki, kontynuuje ją.

I dzieje się to, czego bardzo nie lubię: mąż zwraca się cło swojej żony per „mama".
Albo jeszcze gorzej: „mamuśka". Partnerka w roli mamuśki jest darzona szacunkiem, atencją,
ale ... nie budzi pożądania.

Co na to mamuśka?
Jeżeli
nie jest typem modliszki, szybko przestaje jej odpowiadać matkowanie partnerowi
i postrzeganie jej głównie w aseksualnej roli żywicielki. Ona chce być adorowana, pożądana,
atrakcyjna fizycznie dla niego, zwłaszcza kiedy odpoczęła po porodzie i zaczyna czuć przypływ
erotycznej energii. Wtedy seksualna bierność mężczyzny zaczyna budzić jej lęk, niechęć, podejrzenia
typu: „ma inną", „przestałam go pociągać", „j uż mnie nie kocha". Partner niepałający pożądaniem do
partnerki zaczyna czuć się nieswojo. Ona naciska, wywiera presję, on - nie może, nie czuje. Sytuacja
patowa. Obie strony są rozczarowane i podenerwowane. Pojawiają się konflikty, iskrzenie z byle
powodu, pretensje. Afrodyzjaki czy leki pobudzające seksualnie nie rozwiążą tej sytuacji, bowiem
działają doraźnie lub wcale nie zadziałają.

Jak można pomóc związkom w takiej sytuacji?


Jeżeli okazuje się, że mężczyzna ma obniżony poziom testosteronu, można pomóc
farmakologicznie: pobudzić do zwiększenia produkcji tego hormonu, a w szczególnych przypadkach
zastosować substytucję hormonalną. Pomocna będzie także psychoterapia ukierunkowana na
mechanizmy głęboko tkwiące w podświadomości mężczyzny. Ważne jest również zachowanie
partnerki i jej rola w związku. Jeżeli z różnych przyczyn odpowiadało jej matkowanie partnerowi do
czasu narodzin dziecka, to nie powinna czuć się zaskoczona, że mąż nadal jest w roli dziecka.
W takiej sytuacji należy pomóc obojgu.

W obliczu kryzysu związku kto częściej decyduje się na szukanie pomocy: mężczyźni czy
kobiety?
To zależy od rodzaju relacji i tego, jakiego problemu dotyczy kryzys: jeżeli chodzi o kobiety
modliszki, na pewno częściej przychodzą do mnie pary z inicjatywy mężczyzny, bo kobieta przecież
nie widzi problemu. Ciekawe jednak, że bardzo często zdarza się, iż przychodzą do mnie osoby na
wstępie zaznaczające: „Partner/partnerka mnie do to zmusił(ła)". Siadają na brzegu fotela, jakby
miały za chwilę poderwać się i uciec. Jednak z większością z nich udaje się nawiązać kontakt.
Okazuje się, że spora liczba osób najzwyczajniej nie wierzy w skuteczność leczenia, mimo że
o skutecznym leczeniu wielu zaburzeń seksualnych - erekcji, wytrysku, libido - mówi się od dawna,
przekonują o tym media, internet i terapeuci. Jednak te sceptycznie nastawione osoby uważają, że są
tak wyjątkowe, że aż... niezdolne do wyleczenia, że ich zaburzenie jest zbyt rzadko spotykane, by
dało mu się zaradzić. Inną grupę pacjentów stanowią ci, którzy zostali przez swoją partnerkę (bo
najczęściej właśnie kobietę) upokorzeni. Tacy mężczyźni wizytę u terapeuty traktują jako wymuszoną.
Po tym, jakie piekło zrobiła im w domu żona. Nie wszyscy bowiem potrafią taktownie opowiadać
o swoich seksualnych kłopotach: czasami kobieta ujawnia wprost swoje niezadowolenie z ars
amandi, jej ocena partnera w roli kochanka jest po prostu druzgocząca, zwłaszcza gdy porównuje
partnera ze swoimi eks.
Bywa, że stawiają warunki, szantażują, „przystawiają pistolet do głowy". Tacy pacjenci nie
przychodzą sami, często towarzyszy im partnerka przyjmująca rolę strażnika, który pilnuje, czy wizyta
aby naprawdę doszła do skutku. Jest także grupa pacjentów z naprawdę poważnymi zaburzeniami
seksualnymi, którzy - wbrew oczywistym faktom i logice - postrzegają siebie jako osoby zdrowe
i sprawne seksualnie. Według nich to nie oni, tylko ich partnerzy mają prawdziwe problemy.
Uciekają w mechanizm przeniesienia, mówią: „Panie doktorze, ja nie mam wczesnego wytrysku, to
moja partnerka tak długo się rozbudza" albo „Nie mam problemów z erekcją, bo prostu nie mam
ochoty na seks". Kobiety, które straciły zainteresowanie seksem, których libido zmalało, zwykle
zasłaniają się twierdzeniem, o którym już wspominaliśmy, a które jest teraz traktowane jako zdanie
klucz: „Bo seks jest przereklamowany". Bywa też, że zrzucają odpowiedzialność na męża: „Bo nie
potrafi mnie zachęcić", „Ja nie mam takich potrzeb jak on". Te, które cierpią na pochwicę, bronią się
stwierdzeniami: „On nie potrafi być mężczyzną", „Gdyby mnie zrozumiał, to byłoby dobrze", „Boli
mnie? - bo on ma za duży członek, zbyt szybko dąży do stosunku", „Nadal jestem dziewicą w stałym
związku? - bo on nie potrafi działać skutecznie i nie umie rozwiązać tego problemu". Tymczasem
zaburzenia seksualne dotyczą prawie połowy kobiet. Na zanik lub brak potrzeb seksualnych,
zaburzenia podniecenia seksualnego, orgazmu i odczuwanie bolesności w kontaktach skarży się ok.
43 proc. kobiet.

Nie lubią się leczyć?


Nie lubią. Zdecydowana większość z nich nie traktuje tego jako problemu i nie jest
zainteresowana leczeniem Na te 43 proc. kobiet z zaburzeniami, jedynie 10-18 proc. potrafi
przyznać : „Mam problem z seksem''. To nawet nie połowa. Tylko co trzecia z nich deklaruje
przyjęcie pomocy specjalistycznej, gdyby była wobec nich oferowana!

Dlaczego tak się dzieje?


To proste: seks nie jest dla kobiet najważniejszy, jest średnio ważny. O wiele ważniejsza jest
rola kobiety, matki, praca zawodowa, zdrowie, życie codzienne. U większości kobiet przeżywanie
zaburzenia seksualnego staje się problemem w przypadku zagrożenia trwałości dotąd udanego
związku. Jedynie część kobiet przeżywa problemy z pożądaniem, podnieceniem, orgazmem czy
z bólem bez związku z osobą partnera, traktując seksualność jako ważną cechę ich kobiecości. Na
szczęście zmieniająca się obyczajowość erotyczna sprawia, że coraz mniej kobiet ukrywa zaburzenia
seksualne.

Jak na zaburzenia kobiety reagują ich partnerzy?


Najczęściej proszą. O zgodę na seks. To powszechnie spotykana reakcja w przypadku, kiedy
partnerka nie ma ochoty, nie odczuwa pożądania i podniecenia, rzadko przeżywa orgazm bądź nigdy
go nie ma. Mężczyzna świadomy, że partnerka ma tego typu problemy, jest przekonany, że mimo
wszystko „może się oddać", jeśli go kocha.
I oddaje się?
Mężczyźni mają nosa, okazuje się, że ten typ zachowania nie jest bez szans, bowiem - jak
wynika z „Raportu o seksualności Polaków" - w takiej sytuacji 37 proc. kobiet wprawdzie delikatnie
odmawia, ale w końcu się zgadza, a 5 proc. zgadza się zawsze, „bo taka jest rola kobiety", 26 proc.
zazwyczaj odmawia, aj edynie 12 proc. stanowczo odmawia.

Czyli prawie połowa kobiet dla świętego spokoju uprawia seks, chociaż nie chce.
Tak, ale zwracam uwagę, że jest to jednak prośba. Inaczej kobiety zachowują się w sytuacji
wymuszenia seksu. Jeżeli mężczyzna nalega siłą, jedynie 5 proc. ulega, 26 proc. - niekiedy się
zgadza, ale większość negatywnie reaguje na tego typu zachowania, traktując je jako wyraz egoizmu
partnera, wywieranie presji i nieliczenie się z drugą osobą. Im bardziej i częściej mężczyzna naciska,
tym większy budzi opór i bunt u partnerki. Jest to częsta przyczyna konfliktów w związku.

Bywa też tak, że w przypadku zaburzeń seksualnych u kobiet ich partnerzy po prostu gochą się
z losem i wybierają jakieś drogi alternatywne?
Bywa tak w przypadku pochwicy. Scenariusz jest w zasadzie podobny: po serii nieudanych
prób kontakty stają się coraz rzadsze. Większość mężczyzn akceptuje inne formy kontaktów
zaspokajających potrzebę seksu, np. miłość oralna, ręczne pobudzanie członka przez partnerkę.
Zdarza się, że te formy współżycia bywają tak dalece atrakcyjne, że nawet po wyleczeniu się
partnerki stosunki pochwowe bywają rzadkie lub zanikają, np. po zajściu kobiety w ciążę. Podobnie
godzi się z losem wielu mężczyzn, w przypadku kiedy przyczyną zaburzeń seksualnych partnerki są
przewlekłe choroby, zabiegi operacyjne, przyjmowanie leków, menopauza itd. Zdarza się, że
przychodzą do mnie z prośbą o przepisanie leków zmniejszających popęd, bowiem nie chcą seksu
z inną kobietą, a masturbacja ich nie satysfakcjonuje. Godzą się z losem również ci mężczyźni, którzy
obwiniają się za zaburzenie seksualne partnerki, a takich jest dużo. Poczucie winy może wynikać
z tego, że sarni cierpieli z powodu zaburzenia erekcji, wytrysku lub są mało doświadczonymi
kochankami. Bywa, że poczucie winy wzbudziła w nich partnerka. Znałem mężczyznę, który, aby
zrekompensować swojej żonie nieudany seks, nauczył się świetnie gotować i rozpieszczał ją
kulinarnie. Inny obsypywał żonę prezentami - drogimi samochodami. Mężczyźni z poczuciem winy
starają się być niezastąpionym i cennym partnerem życiowym.
Na drugim biegunie zaś stoją ci, którzy wyznają zasadę „nie to nie". Reagują ambicjonalnie,
obrażają się, przenoszą do osobnego łóżka. Strzelają klasycznego męskiego focha i tego typu sytuacja
potrafi przeciągać się na miesiące, a nawet lata. Miałem też do czynienia ze związkami, kiedy kobieta
wyleczyła się z zaburzenia, a mimo to jej partner trwał w uporze i nie chciał z nią uprawiać seksu.
Bywa również tak, że na „nie" ze strony kobiety, mężczyźni biorą sprawę w swoje ręce ...

... dosłownie.
Dosłownie i typowo. Większość mężczyzn masturbuje się w trakcie oglądania pornografii
i w ukryciu przed partnerką. Zdarza się jednak, że niektórzy pobudzają się w obecności partnerki,
jakby chcieli jej pokazać, że potrafią sobie poradzić lub w zawoalowanej formie kierują komunikat:
„Widzisz, do czego mnie zmuszasz".
Kobieta musi się wtedy czuć upokorzona i w dodatku mieć poczucie winy.
Jest to swoisty szantaż. Podobnie jak wtedy, kiedy mężczyzna komunikuje żonie, że sprawdzi
się z inną. Dotyczy to panów, którzy nie są do końca pewni, czy z ich powodu partnerka ma
zaburzenia seksualne. Stosują praktyczny test i od jego wyniku zależy wybór winnego zaburzenia
partnerki: on lub ona.

Czy często clochocłi i cło gwałtów małżeńskich?


Niestety tak Zachowania agresywne to dość często spotykany typ reakcji u mężczyzn
pobudliwych seksualnie i z dużymi potrzebami, impulsywnych, z natury agresywnych, narcystycznych,
prymitywnych lub instrumentalnie traktujących kobiety. W przeszłości mężczyźni byli uprawnieni do
tego typu zachowań w przypadku odmowy zgody na seks przez partnerkę, a obecnie może to
prowadzić do oskarżenia o gwałt małżeński. I kobiety zaczynają to robić. Oczywiście większość
mężczyzn nie przyznaje się, z reguły twierdzą: „To ona mnie sprowokowała".

Czy zdarzają się pacjenci, którym nie zależy na ujawnieniu przyczyny kryzysu w związku?
Tak, wówczas w grę wchodzi ukryty motyw. Są pacjenci niemający żadnego zaburzenia, ale
którzy nie mogą ujawnić drugiej stronie prawdziwego motywu zawiązania związku. Miałem
przypadki tego typu sytuacji, kiedy gej chciał mieć rodzinę i związał się z kobietą, a potem ich życie
seksualne przestało istnieć. Nie miał ochoty ujawnić prawdy o swoich preferencjach seksualnych.
Znałem także parę, w której kobieta była zdeterminowana, żeby nie zostać starą panną i kiedy już
wyszła za mąż, nie miała ochoty na seks małżeński. Czasami związek jest trampoliną do awansu,
dostępem do dóbr. Tak naprawdę ci wszyscy ludzie nie odczuwają pociągu do drugiej osoby, co
więcej, nie ma perspektyw na to, że może się to zmienić.

Czy zaburzenia seksualne mogą być przyczyną niepłodności w z wiąz ku?


Zdawałoby się, że taka sytuacja nie może mieć miejsca, bo nasze wyobrażenie o niepłodności
jest takie, że wszystko dzieje się już po akcie seksualnym. Tymczasem jeszcze zanim dojdzie do
wprowadzenia plemników do pochwy, może się dużo dziać. Lub nie dziać . Taka sytuacja zdarza się
u ok 5 proc. par mających problemy z niepłodnością. Tylko tyle i aż tyle. Aż tyle, bo skoro seksualne
zaburzenia możemy skutecznie leczyć, tyle par zmagających się z problemem niepłodności może swój
problem rozwiązać. Warto więc się zająć tymi przyczynami. Jedną z nich, relatywnie często
spotykaną, jest pochwica. Polega na pojawianiu się u kobiety skurczu mięśniówki pochwy
uniemożliwiającego wprowadzenie członka. Skurcze są niezależne od woli kobiety, mimowolne
i silne.

Skąd się biorą?


Ich przyczyną kiedyś najczęściej był strach przed defloracją i zbyt wielkim członkiem W tej
chwili najczęściej problem ten dotyczy niedojrzałych psychicznie kobiet najchętniej postrzegających
siebie w roli dziecka, a nie dojrzałej osoby. W rozpoznaniu można także stwierdzić, że kobieta ma
osobowość neurotyczną, charakteryzuje ją opór przed oddaniem się partnerowi bądź postrzega go
jako mało męskiego. Może także podświadomie blokować decyzję o macierzyństwie, bo
najzwyczajniej w świecie nie chce dzieci. W wielu takich związkach partnerzy kochają się bez
klasycznej penetracji: pieszczą się, uprawiają seks oralny, a ich stosunki najczęscieJ są
międzyudowe. Często motywacją do poddania się leczeniu specjalistycznemu jest pojawienie się
potrzeby zajścia w ciążę.
Banalną przyczyną niepłodności z winą po stronie mężczyzny są naj częscieJ zaburzenia
erekcji. Może być także przedwczesny wytrysk, jeszcze przed próbą penetracji. Coraz częściej
przyczyną zaczyna być niezdolność mężczyzny do wytrysku w pochwie przy zachowanej zdolności do
jego osiągania w innych formach pobudzania: ręcznej, oralnej. Tak się dzieje najczęściej z dwóch
przyczyn: masturbacji i podświadomej niechęci mężczyzny do posiadania dziecka. Jeżeli mężczyzna
odczuwa satysfakcję podczas pobudzania członka ręką, a co ważniejsze - uwarunkuje się na to,
w trakcie stosunku pochwowego odczuwa nadmierny luz. I nie jest w stanie mieć wytrysku. Co do
drugiej przyczyny, to jest ona bardziej skomplikowana: mężczyzna na poziomie świadomym może
odczuwać i deklarować potrzebę bycia ojcem, ale w podświadomości kryje się inny motyw: strach
przez posiadaniem dziecka.

Skąd to wiadomo?
Mechanizm nie jest do końca poznany, ale często się zdarza, że niezdolność do wytrysku
w pochwie pojawia się po podjęciu przez partnerów decyzji o posiadaniu dziecka. Wcześniej takich
kłopotów nie miał. Trudności w zajściu w ciążę pojawiają się również w związkach, w których
stosunki są zbyt częste (np. codziennie lub kilka razy dziennie) lub zbyt rzadkie - przerwa między
zbliżeniami jest dłuższa niż 7 dni.

Czy przyczyną kryzysu seksualnego może być nierównowaga doświadczeń seksualnych na


korzyść kobiety? To znaczy ona bardziej doświadczona od niego, i w dodatku wymagająca?
Tak, to często spotykana sytuacja. Działa niezwykle destrukcyjnie zwłaszcza na młodych
mężczyzn, którzy, aby poradzić sobie z poczuciem zagrożenia wobec doświadczonej seksualnie
i wymagającej partnerki, stosują z powodzeniem strategię „sabotażu seksualnego". Polega on na tym,
że mężczyzna demonstruje swoją gotowość do seksu, np. korzysta z okazji pokazywania partnerce
członka w stanie erekcji, zainteresowania seksem poprzez oglądanie w jej obecności pornografii,
chwaleniem się swoimi podbojami miłosnymi, przejawia chęć kontaktów z innymi kobietami.
A jednocześnie nie próbuje inicjować seksu z partnerką, nie reaguje na zachęty z jej strony. Jeżeli
dochodzi do kontaktu intymnego, to wyłącznie w następstwie usilnych starań z jej strony. On czuje się
w takiej sytuacji bezpiecznie, bo to ona prosi, nalega, stara się. W łóżku jest bierny, jeśli przejmuje
aktywność, to tylko w celu udowodnienia partnerce, że jest sprawny i niczego mu nie brakuje.

Panie profesorze, czytałam, że wkrótce większość Europejczyków będzie miała problemy


z seksem ze względu na nadwagę. Czy grubasy nie mogą kochać się namiętnie?
Mogą, ale ludzie otyli przeważnie chorują. Cukrzyca, nadciśnienie, choroba niedokrwienna
serca - to wszystko dopada ludzi z nadwagą. A większość pacjentów z tego typu chorobami ujawnia
różne zaburzenia seksualne. Pierwsze i najczęściej spotykane to subiektywny spadek atrakcyjności,
zarówno w przypadku kobiet, jak i mężczyzn. Z „Raportu o seksualności Polaków" 2005-2008
wynika, że zdaniem 80 proc. kobiet to wygląd decyduje o ich atrakcyjności seksualnej. Jednocześnie
60 proc. kobiet uważa, że decyduje on też o atrakcyjności mężczyzn. Otyłość jest oceniana jako
nieatrakcyjna seksualnie. Z moich badań przeprowadzonych u 100 otyłych kobiet i 100 otyłych
mężczyzn wynika, że taki pogląd ujawniło 65 proc. kobiet i 13 proc. mężczyzn. Zatem mężczyźni są
bardziej bezkrytyczni w tym zakresie i mają lepsze samopoczucie.
Wprawdzie są regiony świata, gdzie otyłość jest uosobieniem atrakcyjności, to jednak w skali
globalnej wiąże się ona z mniejszym powabem seksualnym w relacjach między płciami. Otyłość jest
także sygnałem problemów w życiu uczuciowym i seksualnym: słodycze bywają substytutem czułości,
słaba tolerancja frustracji i depresje wiążące się z problemami uczuciowymi prowadzą do
przekarmiania się. Z nowych badań wynika, że do otyłości mogą również prowadzić inne przyczyny
psychiczne, np. lęk przed uzależnieniem uczuciowym wobec danej osoby, lęk przed utratą kogoś
bliskiego, miłości, poczucie bycia bezwartościowym Jedzenie może być metodą neutralizowania
napięć i konfliktów w związkach. Moje badania wskazują, że otyłość bywa poprzedzona niską
samooceną i poczuciem zaniżonej wartości (76 proc. kobiet i 9 proc. mężczyzn), frustracjami
uczuciowymi (63 proc. kobiet i 6 proc. mężczyzn) oraz seksualnymi (23 proc. kobiet i 7 proc.
mężczyzn).
Niestety, nadwaga nieuchronnie prowadzi do spadku popędu, zaburzeń erekcji i odczuwania
orgazmu. Dlaczego tak się dzieje? Najczęściej wynika to z zaburzeń hormonalnych, chorób wiążących
się z otyłością (układu krążenia, cukrzycy, depresji) i przyjmowanych z tego powodu leków. U 53
proc. kobiet i 21 proc. mężczyzn współistnieją również przyczyny psychiczne zaburzeń seksualnych,
np. kompleksy. A ponieważ w polskiej sztuce miłosnej najbardziej popularnymi pozycjami stosunku
są: klasyczna, odwrotna, od tyłu i na jeźdźca, nic zatem dziwnego, że w przypadku otyłości
współżycie w preferowanych pozycjach może sprawiać poważne trudności, a nawet bywa
niemożliwe i trzeba eksperymentować z innymi. Kolejna niedoceniana przyczyna to utrudnienia
w pieszczotach z powodu kłopotów z dostępem do stref erogennych, a także słabsza wrażliwość
czuciowa na bodźce dotykowe, niekiedy konieczność rezygnacji z patrzenia na ukochaną osobę.
Zauważane jest wyraźnie, że populacja o prawidłowej masie ciała zaczyna być mniejszością.
Pociągnie to za sobą zmiany kryteriów urody i atrakcyjności, obrazu własnego ciała, sztuki miłosnej.
Ale nie tylko to. Zwiększy się też liczba ludzi z zaburzeniami seksualnymi.

()
N one
Rozdział IX.
Mity i mody

()
Chociaż bardzo dużo już wiemy o seksie, wciąż żyjemy w świecie nieprawdziwych przekonań
i stereotypów, które mają wpływ na nasze relacje z kobietami/mężczyznami...
Często spotykam pacjentów o określonej filozofii seksualnej, która jest wypełniona
stereotypami na temat kobiet (np. „istnieje jedna skuteczna metoda na wszystkie i ja ją znam") czy
mężczyzn (np. „zdrowy mężczyzna ma erekcję na zawołanie"), która kreuje wymagania, oczekiwania,
normy i zasady tej osoby. Bywa również tak, że przychodzą do mnie osoby, w życiu których nastąpiło
zderzenie stereotypów z realną rzeczywistością i teraz nie wiedzą, co z nią zrobić: „Panie doktorze,
zawsze wydawało mi się , że kobiety potrzebują długiej gry wstępnej, a moja żona mówi: szybko,
szybko, szybko!". Są osoby zmuszające swoich partnerów do realizowania jakiegoś seksualnego
stereotypu i są niezadowolone, że ona/on nie pasuje w wyznaczone ramy: jeden z moich pacjentów,
mężczyzna uwikłany w romans ze swoją sekretarką, nie mógł wyjść z zadziwienia, że seks z nią
wcale nie jest lepszy jakościowo niż jego współżycie z żoną. „Jak to? - pytał. - Przecież wszyscy
mówią, że z kochanką to się dopiero czuje radość i spełnienie, a ja wcale tego u siebie nie
obserwuję".

Zadam więc stereotypowe pytanie: czy istnieje jedna skuteczna metoda zdobywania kobiet?
Kiedy Breżniew był I sekretarzem partii w ZSRR, pewien pan twierdził, że ma niezawodny
sposób na kobiety. Otóż w przedpokoju jego mieszkania wisiał ogromny portret radzieckiego
przywódcy. Każda wizyta kobiety zaczynała się od dokładnego oglądania tego dzieła sztuki
malarskiej. Pan do dziś twierdzi, że ten sposób działał na wszystkie kobiety ... To pewnie brzmi
nieprawdopodobnie, ale naprawdę do seksuologa przychodzą mężczyźni z prośbą o receptę pod
tytułem: „Jak uwieść kobietę?". Ja tej recepty, mimo wielu lat praktykowania, dać nie mogę, i co
więcej, jestem z tego niezmiernie zadowolony. Pacjenci opisują swoje miłosne przygody, chcą się
dowiedzieć, jakie popełnili błędy, bo wierzą, że istnieje klucz do każdej kobiety, że jeżeli będzie się
takim i takim (tu następuje zespół pożądanych cech), to każda pani będzie przychylna. Najbardziej
deprymująco działa na nich to, że „już byli w ogródku i witali się z gąską", to znaczy, że ich
wybranka była więcej niż przychylna, gdy nagle czar pryskał i nic nie wychodziło z miłosnego
spotkania. Była chętna, zainteresowana, a następnego dnia już nie zadzwoniła. Pytają: „Dlaczego?".
Nie biorą kompletnie pod uwagę bardzo wielu dosyć oczywistych czynników, które mogły odegrać
w takiej sytuacji rolę. Może kobieta chciała się dowartościować poprzez flirt, może interesowała ją
wyłącznie rozmowa i nic więcej? Może uległa nastrojowi chwili, a następnego dnia jej
samopoczucie i ochota na coś więcej były kompletnie inne? Podsumowując, można powiedzieć:
jeżeli mężczyzna budzi pożądanie, zainteresowanie, pociąg, fascynację, nie jest ważna metoda, jakiej
użyje, żeby uwieść kobietę.

Bo męż cz yz na zawsze myśli tylko o jednym...


Och, zapewniam panią, że panowie są ciut bardziej skomplikowani, niż się wydaje. I mają
głowy zajęte wieloma innymi sprawami niż seks. To prawda, że myślą o nim częściej niż kobiety, ale
zdarzają się także tacy, którzy rezygnują z seksu dla innych wartości.

Ale przyzna pan, że są z natury poligamiczni, a kobiety - odwrotnie.


Mit ten niesłychanie podoba się mężczyznom, bo w cudownie prosty sposób uwalnia ich od
odpowiedzialności za zdradę. Mam sporo pacjentów płci męskiej, którzy wzdychają nad sobą:
„Panie doktorze, no co ja mogę - już tacy jesteśmy, my, mężczyźni". I dalejże wikłać się w następny
romans. „Moja żona nie może wymagać ode mnie wierności, przecież to wbrew męskiej naturze" -
podkreślają. Prawda jest taka, że popęd seksualny jest poligamiczny z natury, i to u obu płci. Podoba
nam się przecież wiele różnych osób i wyobrażamy sobie, że moglibyśmy uprawiać z nimi udany
seks. Monogamia jest natomiast świadomym wyborem, decyzją w imię pewnych wartości
i mężczyźni także są do niej zdolni. Mężczyźni są skłonni także usprawiedliwiać swoje
romansowanie jeszcze innym seksualnym stereotypem: uzależnieniem od seksu. Nie kwestionuję, że
takie osoby istnieją i należy je leczyć, jednak opiera się to na konkretnych kryteriach
diagnostycznych. Niedopuszczalne jest jednak durna cze nie swojego romansowania tym, że jest się
uzależnionym od seksu. To obecnie coraz częściej spotykanie zjawisko, kiedy partner nie chce być
łajdakiem, więc wchodzi w rolę chorego i jeszcze wymaga od kobiety współczucia. Apeluję do pań,
żeby nie ulegały tej presji.

Nikt tak nie poprawia kobiecej samooceny jak mężczyzna ...


Nie jest to prawda. U niektórych kobiet dominuje subiektywne postrzeganie własnego „j a",
zdanie partnera nie ma w tym przypadku większego znaczenia. Kobiety nie wierzą w męski gust.
Wiele pań z kolei stara się naśladować idolki kultury masowej. Robią to dla siebie i dla rywalizacji
z innymi kobietami. Mężczyźni pozostają w tym wszystkim w tle. Oczekuje się od nich materialnego
wsparcia do zaspokojenia konkretnych potrzeb i okazywania podziwu dla uzyskanych wyników.

Dotarłam do badań, z których wynika, że jedynie 6 proc. kobiet ocenia siebie jako bardzo
atrakcyjne i seksowne. Ta statystyka burzy przekonanie, że Polki uważają się za piękne
kobiety.
Bo w mediach eksponuje się odmłodzone i piękne kobiety z olimpu społecznego. Wiek
metrykalny został zastąpiony wiekiem kosmetycznym. Kobiety SO-letnie wyglądają tak, jakby miały
lat 20. Określają siebie jako „dziewczynki", takim zdrobnieniem zwracają się do siebie. Od partnera
oczekują adoracji i ciągłego podziwiania młodego wyglądu. Często bywa to strategią mającą na celu
utrzymanie przy sobie partnera. Odmładzanie i upiększanie się dają poczucie zatrzymania czasu.

18 proc. pań uważa, że powinno poprawić swój wygląd...


Taka postawa może doprowadzić niektóre kobiety do dysmorfobii. Jest to zaburzenie
polegające na tym, że dana osoba nadmiernie koncentruje się na jakiejś części swojego ciała Uego
detalu) w przekonaniu, że jest brzydka, i tak ocenia ją również otoczenie. Towarzyszy temu
przekonanie, że wystarczy dokonać korekty chirurgicznej, aby wyeliminować problem.

Czy taki zabieg pomaga?


Różnie z tym bywa. Przypomina to historię mody na feromony sprowadzane dla mężczyzn.
Nieśmiali i zakompleksieni mężczyźni po skropieniu się takim kosmetykiem twierdzili, że dzięki temu
zaczęli odnosić sukcesy u kobiet. Tajemnica ich sukcesu była wręcz prosta: poczuli się pewniej. Tak
samo może być po zabiegu eliminującym brzydotę ciała. Zdarza się jednak, że problem nie został
rozwiązany, bowiem pojawia się kolejna brzydota i tak dalej. Jest to pewna wskazówka dla chirurgii
plastycznej - jaki jest sens korzystania z konsultacji specjalisty w przypadku tego typu zaburzenia.
Moda na kult ciała i młodości może być przyczyną konfliktów w związkach. Przyszła do mnie kiedyś
para w wyjątkowym konflikcie. Okazało się, że kobieta właśnie powiększyła sobie operacyjnie
piersi. Zrobiła to bez konsultacji z partnerem, bo uznała, że chce przypominać rozmiarem ulubioną
aktorkę. Można sobie wyobrazić jego wściekłość! Ona całą postawą wyrażała pogląd: „Jego zdanie
nie ma dla mnie znaczenia - mogę robić ze swoim ciałem, co mi się podoba". Konflikt udało się
w jakiś cudowny sposób wygasić, ale nie sądzę, by ten związek przetrwał. Często słyszę zarzuty
panów wobec partnerek, że mają bzika na punkcie markowych ciuchów, torebek, drogich
kosmetyków, kolejnych zabiegów. Dla tych pań to oczywiste, że życie z tak wyjątkowymi - jakimi
one przecież są - kobietami musi wiązać się z kosztami. Ale nie wszyscy mężczyźni podchodzą
z entuzjazmem do odmładzania się swoich żon. Ostrzegam: partnerka, która nie ma innych
zainteresowań poza kultem piękna i młodości, szybko może się znudzić , nawet jeżeli jest bardzo
atrakcyjna. Bowiem pożądanie opierające się tylko na samym wyglądzie przeważnie trwa 2-3 lata
i niestety bezpowrotnie zanika. Chyba że z ciągłego odmładzania się i upiększania oboje zrobili
filozofię życiową.

Co skłania mę i cz yz n do bycia wiernymi?


Są różne motywacje: jedni kierują się normami i zasadami, których nigdy nie złamią, inni - są
monogamiczni z natury, bo tacy się urodzili. Są tacy, którzy są wierni po prostu z miłości lub dlatego
że razem ze swoją partnerką stworzyli tak udaną ars amandi, że nikt inny nie jest w stanie jej
zastąpić. Ci, którzy mają system norm i zasad, to tacy współcześni rycerze. U nich zasada wierności
znajduje się na szczycie hierarchii wartości i jest realizowana mimo pokus i prowokacji ze strony
atrakcyjnych kobiet. Dotrzymuje słowa, przysięgi, można liczyć na niego, stara się być bez skazy.
Ślubowanie wierności traktuje serio. Może być monogamiczny z powodów religijnych lub zasad
wyniesionych z domu rodzinnego. Lub po prostu z szacunku dla samego siebie, z poczucia lojalności
wobec partnerki lub historii rodzinnych: rozpadu małżeństwa rodziców z powodu romansu. Niestety,
tego typu mężczyźni nie mają łatwego życia, bowiem są traktowani jak owoc zakazany. Są poddawani
licznym próbom, uwodzeni, ośmieszani, traktowani jako niemęscy albo nieżyciowi. Są też panowie
mający więcej hormonów przywiązania, silne geny wierności . Niektórzy reprezentują typ papużki
nierozłączki, kochają mocno jedną kobietę przez całe życie. Inni są wierni partnerce dopóty, dopóki
trwa związek, ale do jego rozpadu nigdy nie dochodzi z ich inicjatywy. Są także „wierni ze strachu",
dla których największym koszmarem może być perspektywa następstw ich wiarołomności, czyli
rozpad związku, odwet żony. Czasami mężczyźni cierpią na kompleks małego członka i boją się
ośmieszenia w oczach kobiety. Najważniejsza dla nich jest akceptacja przez stałe partnerki, co daje
im poczucie bezpieczeństwa i rodzi wdzięczność. Nie chcą ryzykować odrzucenia i ośmieszenia
w innych związku. Bywają panowie dotrzymujący wierności „z powodu konieczności". To
najczęściej mężczyźni ze skłonnościami do zaburzeń erekcji czy przedwczesnych wytrysków, którym
udało się jednak stworzyć udane współżycie w ich stałym związku. Inni z tej samej kategorii mogą
być związani z partnerką o bezkompromisowej postawie wobec zdrad, uzależnieni finansowo czy
w inny sposób od niej, niemający okazji do zdrad (np. mieszkający i pracujący wspólnie z partnerką,
z teściami). Lub po prostu dobrze pilnowani przez zazdrosną partnerkę, niemający powodzenia
u kobiet mimo szczerych chęci i wysiłków. Miałem pacjenta, dla którego los był na tyle okrutny, że za
każdym razem (a było ich trzy), kiedy zdradzał swoją żonę w ciągu prawie 30-letniego związku,
przytrafiła się mu choroba przenoszona drogą płciową. „Panie doktorze, muszę być wierny, nie mam
innego wyjścia" - powiedział mi. Mój inny pacjent był wierny, ponieważ wyszumiał się za młodu
i po prostu najzwyczajniej w świecie znudził się seksem - dla niego stały związek bez skoków w bok
był po prostu idealny. Zdarzają się, chociaż niezbyt często, mężczyźni, którzy wraz ze swoją
partnerką stworzyli seksualny duet wyspecjalizowany w sztuce miłosnej, która wymaga
długotrwałych ćwiczeń i przygotowań. Taki ktoś nie zadowoli się byle jakim seksem, ars amandi
innego typu nie jest dla niego atrakcyj na.

Czy zawsze seks pozamałżeński jest objawem kryzysu w związku?


Niekoniecznie. Romanse nawiązują także osoby, które nie mają nic do zarzucenia partnerowi,
oceniają związek jako udany, i to pod każdym względem. Dla nich romans to zwykła przygoda i nic
w1ęceJ.

A czy zdrada kobiety zagraża związkowi bardziej, niż gdy to zrobi mężczyzna?
W ten stereotyp wierzą ci, którzy przypisują kobietom większą uczuciowość i zaangażowanie
w związek. Nie ma jednak podstaw do kreowania takiego stereotypu. Podobnie jak to, że ten, kto raz
zdradzi, zrobi to po raz kolejny - z badań psychoseksuologicznych wynika, że większość zdrad jest
jednorazowa.

Sugeruje pan, że seksem nie rządzą żadne reguły.


Jedna z niepodważalnych reguł, a raczej konsekwencji uprawiania seksu, jest taka, że może
się pojawić dziecko. O ile para jest heteroseksualna. Co zaś do reguł rządzących światem seksu to
ciekawe jest prześledzenie kolejnych mód, zainteresowań seksualnych, jakich dane nam było
doświadczyć na przełomie ostatnich 100 lat. One dają świadectwo, jak żarliwie ludzkość poszukuje
prawidłowości w seksie. Co ciekawsze, każda kolejna moda seksualna rzutuje na obyczajowość
erotyczną (widać to np. doskonale w filmie „Powiększenie" Antonioniego), a nawet prawodawstwo
(przypomnę, że kiedyś niektóre formy seksu, np. oralny, podlegały karze). Skąd właściwie biorą się
mody seksualne? Mogą być konsekwencją ewolucji seksuologii jako nauki (po słynnym raporcie
Kinseya poluźniły się przecież rygory obyczajowe), ewolucji kulturowej danej społeczności, czego
przykładem jest rewolucja seksualna lat 60. i 70. Mody, które wówczas powstały, szybko
przeminęły. Chociażby komuny seksualne, czyli tworzenie niewielkich społeczeństw stworzonych
z mężczyzn i kobiet uprawiających ze sobą seks i wychowujących wspólne dzieci. Wszystko to działo
się w imię idei wyzwolenia seksualnego ze wszystkich ograniczeń. Nie trwało to jednak długo, sami
mieszkańcy komun doszli do wniosku, że to nie jest najwłaściwsza droga. Stosunkowo dłużej trwała
moda na poszerzanie zmysłowej wrażliwości poprzez narkotyki, zwłaszcza marihuanę i LSD.
Szukano na tej drodze wtajemniczenia, ekstazy seksualnej, rozbudowy wszelkich doznań erotycznych.
Moda ta minęła, kiedy jej zwolennicy powoli zaczynali mieć problemy nie tylko z potencją. W latach
70. mieliśmy do czynienia z poszerzaniem doświadczeń seksualnych. Pojawił się trend uprawiania
seksu w nietypowy sposób - myślę o eksperymentowaniu z seksem analnym, biseksualnym,
orgiastycznym, zbiorowym albo z użyciem różnych narzędzi. Zjawisko to uległo zahamowaniu
w okresie pojawienia się AIDS.
W tym samym mniej więcej czasie zapanowało przekonanie o samowystarczalności
seksualnej kobiet. Pojęcie to szło w sukurs ruchom feministycznym głoszącym niezależność kobiet
w każdej dziedzinie życia. Głosiły one: „Nikt nie zrobi ci dobrze tak, jak ty sama". Zaczęto
przekonywać, że tak naprawdę kobiety mają większą satysfakcję, kiedy się masturbują niż podczas
współżycia z mężczyzną. „Mężczyzna nie jest niezbędny do szczęścia seksualnego kobiety" - bo
orgazm uzyskany na drodze pobudzenia łechtaczki jest o wiele bardziej satysfakcjonujący niż ten
klasyczny. Ta moda nie do końca zniknęła, pojawia się od czasu do czasu w różnych odcieniach
i przy różnych okazjach. Obsesja na tle orgazmu to sprawa ostatnich 20-30 lat. Doprowadziła ona do
mnożenia dróg pobudzania kobiety, klasyfikacji orgazmów, uczynienia z niego podstawowej wartości
i sztuki współczesnego życia seksualnego. Wykpił to zjawisko Woody Allen w filmie „Manhattan''
w scenie, kiedy jedna z kobiet zwierza się drugiej, mówiąc: „Wyobraź sobie, myślałam, że
przeżywam orgazm, ale mój terapeuta wyprowadził mnie z błędu".

W podobnie prześmiewczym tonie utrzymany jest film „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć


o seksie, a baliście się zapytać". Jaki jest efekt kobiecej pogoni za orgazmem?
Kobiety odczuwające dotąd satysfakcję we współżyciu zaczęły się zastanawiać, czy jest ona
aby wystarczająca i czy nie są gorsze od innych, tych, które doświadczają megahipersuperorgazmów.
Pojawiła się potrzeba osiągania orgazmu na drodze stosunku ekstatycznego, wielokrotnego,
przedłużonego. Miewałem pacjentki zdecydowane na rozstanie się z mężczyzną, który nie był
w stanie bisować. Jakie były tego konsekwencje? Rosnące wymagania kobiet i lęki facetów, którzy
zaczynali się czuć w łóżku jak maszyny - orgazmotrony rodem z Allenowskiego filmu. Kolejne
publikacje seksuologów nawołujące do przeżywania jak największych orgazmów pozbawiły seks
jego charakteru spontanicznego, więziotwórczego i naznaczyły go zadaniowo. „Każde współżycie
z moją żoną to batalia o jej udany orgazm, najlepiej żeby był nie z tej ziemi i każdej nocy większy" -
skarżyli się w gabinecie mężczyźni, których partnerki stały się zagorzałymi wyznawczyniami
orgazmicznej religii.

Wydaje mi się jednak to naturalne po łatach, ba, wiekach, w ciągu których satysfakcja kobiety
w łóżku była sprawą czwartorzędną, a liczyło się jedynie zadowolenie pana i władcy.
Absolutnie nie neguję, że kobiecy orgazm jest ważną i istotną sprawą. Zresztą moda na orgazm
nauczyła sporo również nas - seksuologów. Badania nad orgazmem dostarczyły wielu bardzo
cennych informacji, które zostały wykorzystane w terapii seksualnej kobiet. Jest też jednak spora
grupa niezadowolonych kobiet, które nie mają wytrysku kobiecego podczas orgazmu i nie znalazły
u siebie punktu G - już wiemy, że nie u wszystkich taki istnieje. Podkreślam, to, że kobieta nie za
każdym razem ma orgazm i nie zawsze szczytuje w spektakularny sposób, nie świadczy ani
o kiepskim współżyciu, ani o jej defekcie. Wszystkie mody seksualne, o których rozmawiamy,
pojawiały się w Polsce średnio 10 lat po tym, jak występowały na Zachodzie. Czasami miały
podobny przebieg, czasami pojawiały się w mniejszym nasileniu.
Panuje przekonanie wśród pań, ie męski wzwód jest dla kobiety wystarczającym dowodem na
to, ie jest pociągająca i pożądana.
Owszem, z „Raportu o seksualności Polaków" sprzed 10 lat wynika, że tak uważa połowa
populacji, niezależnie od płci, wieku, wykształcenia. Ja byłbym ostrożny w wysuwaniu takich
jednoznacznych poglądów, wynikają one z nieznajomości męskiej psychiki. Przyjrzyjmy się temu
bliżej. Przykład pierwszy z brzegu: wielu młodych mężczyzn w wyniku wysokiego poziomu
testosteronu jest pobudzonych seksualnie. Erekcja pojawia się u nich już na samą myśl o seksie, na
widok kobiecego ciała czy przedmiotów kojarzących się z seksem, a także w sytuacjach absolutnie
pozaseksualnych: w trakcie jazdy samochodem czy pociągiem. Erekcja u młodych mężczyzn pojawia
się szybko i może utrzymywać się przez 40 do 60 minut.

Strasznie długo.
Z kolei u starszych mężczyzn rozwija się wolniej, a po 60. roku życia utrzymuje się około
siedmiu minut. Wniosek jest oczywisty: partnerki starszych mężczyzn powinny być bardziej aktywne
w czasie pieszczot wstępnych oraz podczas stosunku - bo to od nich zależy czas pojawienia się
i trwania erekcji. To prawda, że atrakcyjność partnerki ma wpływ na pojawienie się erekcji. Ale
zdarza się, nawet w przypadku bardzo zmysłowej kobiety, na której mężczyźnie bardzo zależy, że
erekcja się nie pojawi - mimo że pożąda jej mocno i jest podniecony. A zdarza się także zupełnie
nieoczekiwanie, np. podczas tańca z niekoniecznie seksbombą, która w ogóle nie robi na nim
wrażenia, jeżeli pobudzająco zadziałają rytm, muzyka, ruch, zapachy i kształty kobiety, widok jej
odsłoniętego uda ...
Z drugiej strony kobiety nie powinny utożsamiać braku erekcji jako świadectwa: „Nie kręcę
go zupełnie", „Jestem dla niego nieatrakcyjna". Mężczyzna może być chory, odczuwać lęk, być
w stanie stresu albo odczuwać bardzo silny pociąg do niej, ale paraliżować go może strach przed
sprawieniem jej zawodu. Miałem kiedyś w terapii parę trzydziestolatków, która prowadziła udane
życie seksualne - kochali się średnio kilka razy w tygodniu. Do momentu kiedy kupili mieszkanie na
nowym osiedlu. Wysiłek włożony w jego urządzanie i załatwianie przeróżnych spraw przemienił się
w prawdziwy horror, który pozbawił ich energii. Remont zakończył się, młodzi małżonkowie
wprowadzili się do nowej sypialni, poszli ze sobą do łóżka i ... klops. Nie ma erekcji. Ona
zdziwiona, bo mimo że również dużo pracowała, wcale nie straciła ochoty na współżycie. Nie
przyjmowała tłumaczenia męża, że to zmęczenie, stres, że nie daje rady. „Nie jesteś prawdziwym
mężczyzną , skoro ja - taka atrakcyjna, seksowna kobieta - nie działam na ciebie podniecająco. Na
wszystkich innych działam, a na ciebie nie" - powiedziała rozgoryczona podczas pierwszej nocy
zakończonej niepowodzeniem Nie muszę chyba mówić, jak poczuł się jej mąż. Kiedy sytuacja
przedłużyła się do czterech tygodni, zaczęła histeryzować, okazywać rozdrażnienie, płakać.
Namówiła go do wizyty u specjalisty. Mężczyzna dostał viagrę, ale to wcale jej nie uspokoiło, bo
kiedy dowiedziała się, dzięki czemu ponownie jest sprawny, powiedziała, że nie podoba jej się taka
forma leczenia, bo: „Twoje podniecenie nie jest naturalne, tylko sztuczne". W końcu trafili do mnie,
a jej pierwszymi słowami była prośba o zbadanie go, bo - jak podkreśliła - to nie jest normalne,
żeby mężczyzna w tym wieku musiał używać leków, poza tym co będzie z nim za kilka lat? Badania
ujawniły, że powodem braku erekcji jest przewlekły stres, do którego dołączyły zachowania żony
typowo kastracyjne. Zaburzenia miały więc tło natury psychicznej. Wszystko skończyło się happy
endem. Ona przestała go słownie kastrować, on wrócił do sprawności seksualnej.
Bo małżeństwo nie jest gwarancją zadowolenia z życia erotycznego?
Aktywne życie seksualne jest jednym z częściej wymienianych elementów udanego związku.
Ale aż 52 proc. mężów akceptuje życie seksualne pozbawione miłości (odsetek żon wynosi 37
proc.). O wiele ciekawiej przedstawia się sytuacja, jeżeli chodzi o związki bez ślubu. Tutaj
akceptacja dla seksu bez miłości jest prawie dwa razy większa, jeżeli chodzi o panie - 67 proc.,
w przypadku panów - ponad dwie trzecie akceptuje taki stan. Wniosek? Udane życie seksualne może
być gwarantem trwania związku bez miłości ...

Ludzie często mylą pożądanie seksualne z miłością. Jak tego nie robić?
„Kocham go, od tygodnia nie wychodzimy z łóżka" - taką informację słychać bardzo często na
początku związku. A po kilku latach i kilkorgu dzieciach: „Gdyby nie ten seks na początku, to w ogóle
do tego związku by nie doszło. Jesteśmy całkowicie innymi ludźmi. Właściwie wszystko nas różni".
Związki oparte na szybkiej namiętności, pożądaniu rozpadają się często. Może się zdarzyć tak, że
pożądanie łączy się później z przyjaźnią o doskonałym porozumieniu. Od pożądania do miłości może
być piękna droga. Zła wiadomość jest taka, że to atawistyczne uczucie, o którym myślimy, że to
miłość, jest wzrostem poziomu związków chemicznych, o których mówiliśmy wcześniej, i nie ma
gwarancji na to, że silne pożądanie będzie trwało wiecznie. Poza tym silne pożądanie nie jest
integralną częścią związku. Wiele innych warunków musi być spełnionych, żeby związek był
szczęśliwy. Seks jest bardzo ważny, lecz nie najważniejszy. Z kolei niewątpliwie jest tak, że udany
seks bardzo długo może przedłużać nawet najbardziej nieudany pod innymi względami związek. Ba,
bywa, że trwa on całe życie. Znałem pary, które przez wiele lat tkwiły połączone dobrym seksem, ale
niczym więcej. I na przykład znajdowały partnera/partnerkę, z którymi połączyło ich bardziej
porozumienie dusz niż ciał. Jeżeli zdarzało się to w jesieni życia, często takie pary były szczęśliwe
jeszcze przez kilka lat. Ale zdarza się tak, że piorunująca miłość umiera naturalną śmiercią, kiedy
wypala się fascynacja seksualna. Mamy na to wiele przykładów, obserwując życie celebrytów, osób
z pierwszych stron gazet. Ledwo zdążą się podzielić ze swoimi czytelnikami, jak bardzo są
szczęśliwi i że będą ze sobą do końca życia, a już ogłaszają separację, rozwód. I mógłbym
powiedzieć, że to dobrze, gorzej, kiedy zostają ze sobą wbrew wszystkiemu. Wówczas związek
podtrzymywany jedynie seksem w niektórych przypadkach zbliża się do relacji
sadomasochistycznych, tak przynajmniej charakteryzują ją psychoanalitycy.
Jak nie mylić pożądania z miłością? To trudne pytanie, często w pewnym momencie na chwilę
otrząsamy się z miłosnego zauroczenia i mamy iluminację : „Przecież ta osoba jest kompletnie nie dla
mnie, wiele rzeczy mnie drażni, a nawet przeraża". Nie powinniśmy bagatelizować tego uczucia.

Czyli co? Seks nie jest najważniejszy, liczy się charakter?


Prowokuje mnie pani kolejnym stereotypem? Odpowiem tak: zależy dla kogo. Najlepsze
związki mogą ulec rozpadowi z powodu nieudanego współżycia seksualnego, chociaż partnerzy
oceniali wzajemnie swoje charaktery jako idealne. To okazało się jednak niewystarczające. Jedyne
co można zrobić w takiej sytuacji, to jak najszybciej ustawić w związku hierarchię wartości,
oczekiwań i potrzeb.

Należy się seksualnie sprawdzać przed ślubem?


W tej kwestii znowu nie ma reguł, bo na ile wiarygodny jest taki test? Może być wszystko
idealnie, ale kiedy w małżeństwie pojawi się np. dziecko - wiele spraw może się zmienić. I na
odwrót. Znam wiele przypadków potencjalnie udanych związków, które nie doszły do skutku
z powodu nieudanego testu przedślubnego. Chciałbym podkreślić, że więź seksualna zależy od
naprawdę wielu czynników: wymaga czasu, współdziałania, sprzyjających warunków,
pielęgnowania i rozwijania sztuki miłosnej, i dlatego jednorazowy lub kilkukrotny sprawdzian
niewiele mówi. Jeżeli nawet ujawnią się zahamowania, zaburzenia seksualne, to przecież nie
wiadomo, na ile związane są z sytuacją, a na ile wyrazem głębszych przyczyn. Z kolei wiadomo, że
wiele związków się rozpada, chociaż ich życie seksualne zarówno przed ślubem, jak i po nim było
bardzo udane.
Przestrzegam także przed kolejnym często spotykanym mitem: „miłość pojawi się z czasem".
Bywa wciąż tak, że rodzice kojarzą ze sobą partnerów, wychwalając pod niebiosa ich wspaniałe
cechy. Przekonują, że przecież w tak sprzyjających okolicznościach miłość między dwojgiem ludzi na
pewno się z czasem pojawi. Jako antyprzykład w takich sytuacjach podaje się związki zawiązywane
z wielkiej miłości i gorącego uczucia, które się szybko rozpadły. „Startowali z wielkiej miłości i do
czego doszli?" - pytają rodzice. Byłbym bardzo ostrożny w serwowaniu młodym ludziom takiego
przekonania. To nader ryzykowna teza odbierająca miłości jej tajemniczą, spontaniczną uczuciową
naturę. W najlepszym wypadku w takim związku może zrodzić się przyjaźń, sympatia, szacunek,
przywiązanie. Jeżeli jednak miłości nie ma w tej chwili, nie można zawyrokować, że pojawi się
w przyszłości. Czasami kobiety wiążą się z mężczyznami, bo widzą w nich wspaniały materiał na
męża i oj ca, ale niebędącymi w ich typie i niebudzącymi pożądania. Myślą wtedy: to przyjdzie
z czasem Mogą się przeliczyć, okaże się, że dobry mąż to niekoniecznie upragniony kochanek.

Panie profesorze, na czym wobec tego polega sekret udanego życia erotycznego?
Nie ulegaj my stereotypom, o których rozmawiamy. Na przykład takim, że seks należy
urozmaicać, bo seks nie znosi nudy i monotonii. Owszem, ja też do tego namawiam, tylko że dotyczy
to osób, które stale potrzebują zmiennych bodźców, stale się coś musi dziać. Znam jednak związki,
które mają bardzo udane życie seksualne realizowane w ten sam sposób. Dla nich nie pozycje,
techniki są najważniejsze, tylko zjednoczenie, bliskość, więź intymna. W jednej pozycji też można
osiągnąć szczęście przez wiele lat. Oni nie potrzebują bodźców zmienności, bo ich bliskość jest cały
czas dla nich atrakcyjna. Są osoby, które przyzwyczajają się na przykład do jednego kina, kawiarni,
sklepiku, można więc założyć, że mają też swoją ulubioną formę seksu. Gorzej, jeśli zejdą się dwie
osoby o różnych osobowościach. Jedna potrzebuje ciągłych bodźców, a druga jest bardziej stabilna.
Ale wtedy trzeba wzajemnie zaspokajać swoje potrzeby, bo jednym z fundamentów udanego związku
jest wzajemne zaspokajanie potrzeb i pragnień. I to dotyczy nie tylko seksu, ale wszystkiego.

()
None
Rozdział X.
Dzieci i seks

()
Czy przychodzą do pana rodzice z kłopotliwymi pytaniami: jak sobie poradzić z „tymi
rzeczami" u dzieci?
Nie zmienia się to od lat i należy do pytań podstawowych. Ludzie często zapominają o swojej
młodości czy dzieciństwie. Wydaje im się, że dziecko to jest istota aseksualna, że ma jeszcze
mnóstwo czasu, że „ten cały seks" zacznie się w okresie dojrzewania. Jeszcze zdzierżą ciekawość
seksualną dziecka, często cierpliwie odpowiadają na pytania maluchów, zresztą dosyć fachowo,
wyczerpująco. Z kolei zachowania seksualne typu masturbacja budzą w nich lęk i zaskoczenie.
U wielu rodziców rodzi się obawa: moje dziecko będzie zboczone, zaburzone. Tymczasem dziecko
rodzi się istotą seksualną, zdarza się, że maluchy masturbują się jeszcze w łonie matki. To dlaczego
nie mają tego robić po drugiej stronie?
Począwszy od urodzenia, tempo rozwoju psychoseksualnego dziecka jest bardzo duże
i ciekawość spraw dotyczących sfery cielesnej wpisuje się w ciekawość świata w ogóle.
Zaniepokojonym rodzicom wyjaśniam od lat cierpliwie to samo: aktywność masturbacyjna jest
normalnym zjawiskiem. Może wynikać z chęci odkrywania ciała, dziecko dotyka miejsca, które dają
przyjemne doznania. Drodzy zaniepokojeni rodzice: masturbacja to nie jest nic nadzwyczajnego.
Jeżeli dziecko odkryje na ciele strefę, której dotykanie sprawia przyjemność, to będzie powtarzać to,
co sprawia mu satysfakcję. Taka jest nasza ludzka natura. Zaniepokojenie może budzić tylko sytuacja,
kiedy ma to podłoże neurotyczne i dziecko się w ten sposób uspokaja - bo są dzieci neurotyczne już
w wieku przedszkolnym Wtedy trzeba iść z dzieckiem do specjalisty.
Rodzice są zaniepokojeni, że przed okresem dojrzewania dzieci ujawniają ciekawość erotyką,
że mają jakieś sympatie, że za wcześnie, że to nie jest dobry czas. Można to w jakiś sposób
zrozumieć: rodzice chcą mieć bezpieczny świat, w którym ich dziecko w wieku szkolnym po prostu
się uczy, a nie myśli o bzdurach. Marzenie jest takie: syn czy córka uczy się, pomaga trochę w domu,
jest grzeczne. A seks niech nastąpi jak najpóźniej, najlepiej na studiach. A prawda jest taka: zawsze
będzie za wcześnie i zwykle jest za wcześnie.

Zainteresowanie psychoseksuałnością dziecięcą zawdzięczamy Freudowi, mimo że jego poglądy


na ten temat zaczęły trącić myszką...
To prawda, ale to właśnie Freud był pionierem teorii, że od związku dziecka z rodzicami
zależy jego rozwój psychoseksualny, i to już od wczesnych lat życia.

Im cieplejsze relacje między rodzicami a dziećmi, tym rozwój będzie bardziej prawicDowy?
Dynamika rozwoju psychoseksualnego dziecka rzeczywiście zależy od płci, genów, sposobu
odżywiania, stanu zdrowia, ale też od więzi z rodzicami. Badania pokazały, że dzieci silnie związane
z matką w dzieciństwie chętniej i częściej bawią się swoimi narządami płciowymi niż dzieci
w rodzinach zaniedbywanych przez matki. Ciekawe badania zrobili w latach 80. naukowcy
w norweskich przedszkolach. Przez 20 miesięcy obserwowali zachowania 400 przedszkolaków.
Zauważyli, że chłopcy częściej niż dziewczynki używają słownictwa
o zabarwieniu erotycznym, obie
płcie w równym stopniu interesują się anatomią, ciążą, porodem Poza zadawaniem pytań mają
własne empiryczne sposoby na dowiedzenie się prawdy na temat innej płci: dotykanie penisa,
wprowadzanie palca do pochwy. Jak podkreślali badacze, prawie jedna czwarta wychowawców
w przedszkolu była świadkiem orgazmów przeżywanych przez masturbujące się dzieci. Co -
podkreślam- nie jest niczym dziwnym, skoro u chłopców pełna erekcja członka pojawia się w fazie
życia płodowego i często występuje po urodzeniu. U dziewczynek po urodzeniu pojawia się erekcja
łechtaczki. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki zdolni są do przeżywania orgazmu w wieku
szkolnym.

Fantazjują o zabawie w doktora?


I bawią się w doktora - rówieśnicy w przedszkolu oglądają sobie wzajemnie i dotykają
narządów płciowych, obserwują, w jaki sposób np. siusiają. Większość dzieci po zaspokojeniu
seksualnej ciekawości przestaje bawić się w doktora i u części z nich obrazy te zostaną okryte
dziecięcą niepamięcią. Kiedyś seksualność dziecięca była skrywana wstydliwie i uważana za
nieistniejącą. Dzisiaj do tego wstydu i wypierania dołączyło się przewrażliwienie na punkcie
molestowania seksualnego dzieci. Nic zatem dziwnego, że ujawniane przez dzieci ciekawość,
twórczość o tematyce erotycznej (rysunki nagiego ciała, narządów płciowych) czy masturbacja budzą
podejrzenie, że dziecko było molestowane i w następstwie tego uległo erotyzacji. Z tego powodu
niejeden rodzic doświadczył podejrzenia bycia sprawcą seksualnego wykorzystania dziecka. Warto
w tym miejscu wspomnieć, że pewne obyczaje istniejące od dawna na południu Europy byłyby
traktowane jednoznacznie jako molestowanie seksualne, np. masowanie przez matki, ciotki czy
babcie członka małego chłopca. Miało to na celu powiększenie goj ako istotnej cechy męskości.

Dziecko idzie do szkoły i wygląda na to, jakby w ogóle seksem nie było zainteresowane: mija
pierwsza faza ciekawości i następuje czas tzw. utajenia.
Ale pierwsze zakochanie się bywa spotykane już w wieku 8-9 lat. Odczuwanie pociągu
erotycznego u wielu dzieci pojawia się już w 10. roku życia, podobnie podniecenia seksualnego -
u dziewcząt kilka miesięcy później. Pierwsze fantazje erotyczne zaczynają pojawiać się średnio
w wieku 11 lat. Pierwsza sympatia może być w wieku 12-13 lat, a pierwsza randka w 14.-15. roku
życia. Również nocne erekcje u chłopców, badane dzięki zastosowaniu specjalnej aparatury
pomiarowej, zaobserwowano już na 2-3 lata przed okresem dojrzewania, a ich maksymalne
natężenie przypada na 13. rok życia. Przed 10. rokiem życia orgazm przeżyło 13,5 proc. badanych
chłopców i 10,8 proc. badanych dziewcząt. Takie wyniki opublikował w 2009 r. jeden z najbardziej
znanych naukowców prof. John Bancroft z Wielkiej Brytanii. Ta seksualność przed okresem
dojrzewania to stosunkowo najmniej poznany i najbardziej tajemniczy czas w życiu dziecka. Co
więcej, młodzież kryje się z nią.

Dlaczego?
Bo właśnie wtedy dzieją się sprawy najbardziej rewolucyjne. Największa zmiana postaw
wobec seksu następuje między 11. a 16. rokiem życia. Polega ona na dystansowaniu się
i odchodzeniu od norm i poglądów wpajanych przez rodziców i pojawianiu się bardziej liberalnych
poglądów pod wpływem mediów i rówieśników. Ujawnienie seksualności dziecka przed okresem
dojrzewania budzi u rodziców zaskoczenie, lęk i przekonanie, że ma ona charakter patologiczny. Nie
ma tygodnia, aby w moim gabinecie nie pojawiła się zatroskana matka z dzieckiem (częściej z synem)
w wieku przed pokwitaniem, bo masturbuje się, rysuje „dziwne rzeczy", nawiązuje znajomości
w internecie, prowadzi korespondencję o seksualnej treści. Najczęściej rodzice wyrażają strach, że
dziecko tak się zachowuje, bo zostało uwiedzione przez pedofila, a może ma jakieś kłopoty
z hormonami lub wręcz psychiczne? Można takie obawy zrozumieć i jeżeli niepokoi to rodziców -
nie bagatelizowałbym tego i proponuję zrobić badania diagnostyczne, które pozwolą wykluczyć
podejrzenia o molestowanie seksualne lub inne dolegliwości. Często jest tak, że niektórzy młodzi
ludzie rozbudzają się seksualnie wcześniej i mocniej, i zależy to najprawdopodobniej od genów.
Uwaga! Proponuję, aby rodzice zwracali uwagę na to, co dzieci oglądają i z kim się
komunikują w sieci. Seksualność wieku przedpokwitaniowego jest niesłychanie często
wykorzystywana przez pedofilów. W internecie udają rówieśników i nadużywają zaufania. Rodzice,
wychowawcy powinni być świadomi tego, że seksualność dzieci w tym wieku jest rozbudzona
i nieukształtowana, tym bardziej więc należy ją chronić. Ma to znaczenie w sytuacji, kiedy nie ma
jeszcze uformowanej integracji seksualności z uczuciami wyższymi , z dopiero rozwijającą się
osobowością.

Teraz mówi się o przeseksualizowaniu nastolatków: erotyczne zabawy w gimnazjum, seksowne


trzynastolatki, galerianki... Jak pan to wieli i?
Obecnym rodzicom trochę współczuję. Jeszcze 40 lat temu matki i ojcowie mieli olbrzymie
wsparcie w obyczajowości. Seks dla młodzieży w szkole był tematem tabu, dzieciaki się z tym nie
obnosiły, wszystko co seksualne było traktowane trochę, a czasami nawet bardzo negatywnie.
Uczennica w ciąży była wyrzucana ze szkoły, niezbyt dobrze były tolerowane pary. Młodzi ludzie
całowali się tak, żeby ich nikt nie widział. Nikt się nie chwalił, że rozpoczął życie seksualne, chyba
że najbliższym przyjaciołom albo żeby zaszpanować w grupie rówieśniczej. Stereotyp bardzo
porządnej dziewczyny funkcjonował niezwykle silnie. Dziewczyny trzy razy się zastanowiły, zanim
zdecydowały się na seks, żeby nie pójść na języki. Rodzice mieli sprzymierzeńca w nauczycielach,
którzy raczej też byli zwolennikami jak najpóźniejszej inicjacji seksualnej . Do tego mieliśmy silny
wpływ religii. Teraz to wszystko runęło. Nauczyciele mają słabą pozycję w szkole, rozdzielono
gimnazja od liceów, młodzież jest rozpasana, ma przyzwolenie na seks, a nawet nacisk na wczesną
inicjację. Dziewczynki poddane są presji, żeby być seksowne, wyglądać jak dorosłe, robić sobie
zmysłowe zdjęcia.
Rodzice pogubili się w tym wszystkim, bo takie doświadczenie nie było ich udziałem
w młodości. I bronią się przed tym wszelkimi sposobami. Nic dziwnego, że niedawno powstał
pomysł zbudowania katolickiego osiedla w Warszawie. Rodzice chcieli czuć się bezpiecznie,
wychowywać dzieci w katolickich bezpiecznych wartościach. A nie zmagać się z seksualną presją,
która zewsząd naciera. Ta presja jest rzeczywiście groźna, bo wpływ środowiska rówieśniczego jest
duży i dzieciaki chcą się upodobnić, chcą być akceptowane. Niejedna dziewczyna „pójdzie w seks"
tylko dlatego, żeby nie być odrzuconą, nieraz wbrew własnej woli. Trochę inaczej to wygląda
jeszcze w małych miasteczkach, gdzie obyczajowość jest bardziej tradycyjna. Ale nie mówiłbym
o nadseksualizacji młodzieży, to po prostu taka faza rozwoju. Czasami może przybierać patologiczne
obyczaj owe formy, narzucone przez danego lokalnego przywódcę tej młodzieży.
Jaki jest ratunek dla rodziców?
Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Nigdy nie przestawać. Mówić o seksie,
o miłości, od malucha, przez kilkulatka do nastolatka. Bez pruderii, ale taktownie. Odpowiadać na
pytania, kiedy padną, choćby nie wiem, jak wielki wstyd trzeba w sobie przełamać. Siłę
przeciwstawienia się trendom panującym w rówieśniczym środowisku dziecko wynosi z domu. Jeśli
dzieciak dobrze czuje się ze swoimi rodzicami, zostały mu wpojone pewne normy, to da sobie radę.
Może być presja środowiska, jakieś uśmieszki, szykany, że jest staroświecki, że pruderyjny, że
wieczna dziewica itd. Ale dziecko powinno być na to odporne psychicznie i to, co robi, musi robić
z przekonania. Czyli nie wchodzi w świat łatwego seksu, dlatego że ma takie poglądy i przekonania.
Gorzej, jeśli to są normy tylko narzucane przez rodziców, a nie idą za tym wzorce ani silna więź.

Pisał pan przed laty w „Seksie partnerskim", że wczesna inicjacja seksualna dotyczy głównie
osamotnionych nastolatków. Czy to nadal jest reguła?
Mówimy o bardzo wczesnej inicjacji, bo typowa inicjacja seksualna, która dotyczy
większości nastolatków, następuje między 17. a 19. rokiem życia. Taki związek ewoluuje w stronę
dojrzalszego uczucia. A my tu mówimy o przedwczesnej inicjacji, kiedy to bardzo często jest głód
uczuć, potrzeba akceptacji itd.

Czy konsekwencje przedwczesnej inicjacji są demonizowane, czy one potem faktycznie


wpływają w decydujący sposób na to, jak potoczy się życie intymne dojrzałej kobiety czy
mężczyzny?
Trochę są demonizowane. Wynika to z tego, że w przeszłości bardzo promowano (ja też
w tym brałem udział) prawo pierwszych połączeń i prawo generalizacji. Teraz uznaje się to za zbyt
radykalne. Prawo pierwszych połączeń, które upowszechnialiśmy w publikacjach, głosiło, że
pierwsze wrażenia seksualne są utrwalane. Nawet profesor Kazimierz Imieliński pisał o prawie
zakodowanych reakcji seksualnych. Czyli to, czego się doświadcza jako pierwsze, będzie się
doświadczało przez resztę życia. Na przykład jeśli pierwsze doświadczenie seksualne opiera się na
instrumentalnym traktowaniu partnera i rozdzielaniu seksu od uczuć, to koniec i kropka - zostało to
zakodowane i tak będzie do końca życia. Prawo generalizacji mówiło, że te pierwsze emocje
i postawy związane z pierwszym doświadczeniem generalizują się jako zasada. Czyli na przykład
dziewczyna przekonała się, że chłopak doprowadził ją do zbliżenia, bo chciał się wyżyć, a po seksie
już nie był nią zainteresowany. U niej zgodnie z zasadą generalizacji powstawało przekonanie, że
mężczyznom chodzi o jedno, że wszyscy są tacy sarni, że kobieta jest dla nich zabawką. I te dwa
prawa wpływają na życie, głównie kobiety. Ale dzisiaj jesteśmy już mądrzejsi od nas sprzed lat -
psychiatria, seksuologia i psychologia poszły wiele kroków naprzód, dezaktualizując te oba prawa.
Człowiek jest bardziej elastyczny: jeżeli nawet pierwsze doświadczenia seksualne wiążą się
z wykorzystaniem, manipulacją, niekoniecznie muszą się utrwalić. Nie u wszystkich kobiet
wykorzystanych seksualnie w dzieciństwie czy tych doświadczających związków kazirodczych jest
sama patologia i nieszczęścia. Więcej - badania pokazały, że nawet u większości z nich nie ma tych
patologii. Jako dojrzali ludzie, na szczęście, potrafimy zmieniać nasze postawy, modyfikujemy nasz
punkt widzenia na różne rzeczy. Kobieta potraktowana instrumentalnie przez mężczyznę może po
prostu sobie powiedzieć: „Wykorzystał mnie egoista, już się tak nie dam", a później trafia na
partnerów, którzy chcą uprawiać seks z osobą, którą kochają.
Ponadto nie zapominajmy o arcyważnej rzeczy: miłość ma wpływ leczniczy. Dlatego nie
demonizujmy już pierwszych kontaktów seksualnych. Co nie znaczy, że do pierwszego seksu należy
podchodzić na zasadzie: „To tylko seks". Raczej: „To aż seks". Przyjrzyjmy się statystykom:
z raportu opublikowanego przez „Journal of Sexual Medicine" w 2009 r. wynika, że w populacji
prawie 116 tys. dziewcząt poniżej 14. roku życia stosunki seksualne różnego typu miało już 14,5
proc., a w populacji 25 tys. dziewcząt w wieku 14-18 lat - nawet 56, 7 proc. Aby zapobiec
chorobom przenoszonym drogą płciową i innym negatywnym następstwom wczesnej inicjacji
seksualnej, próbuje się przekonać nastolatki do opóźnienia inicjacji seksualnej albo do utrzymania
związku ze stałym partnerem, a w niektórych programach edukacji seksualnej lansuje się nawet modę
na dziewictwo do nocy poślubnej.

Jak przekonać młodych luchi, że lepiej później niż wcześniej zacząć życie erotyczne?
Jedna czy nawet kilka rozmów z trzynasta-, czternastolatkiem nie załatwi sprawy, najlepszym
sposobem jest wychowywanie dzieci w poszanowaniu siebie i innych na każdym polu: psychicznym,
seksualnym. I tak w rezultacie zrobią to, co będą chcieli. Z badań wynika, że apelowanie
o opóźnianie inicjacji seksualnej nie znajduje akceptacji. To, co mądrzy rodzice mogą zrobić, to
zwracać uwagę na zapobieganie ciąży, a także chronienie przed chorobami wenerycznymi. To, na
szczęście, znajduje zrozumienie wśród młodych ludzi, choćby w upowszechnianiu stosowania
prezerwatyw.
Wczesna inicjacja seksualna sprzyja instrumentalnemu traktowaniu seksu, seksu dla seksu,
oddzieleniu go od relacji uczuciowych. Ma to również wpływ na relacje między płciami. Chętne
seksu nastolatki zawsze znajdą partnerów. Zabawowe traktowanie seksu może w ich wykonaniu stać
się stylem życia. Czym innym jest przygoda seksualna, a czym innym stały związek. Coraz więcej
mężczyzn zaczyna odczuwać poczucie zagrożenia, a nawet lęk wobec bardzo doświadczonych
seksualnie kobiet. Wiele doświadczonych seksualnie nastolatek po serii przyjemnych przygód
zaczyna sobie uświadamiać, że trudno im stworzyć stały związek. Chętnych na przygody jest wielu,
ale na stały związek mniej. Jeżeli nawet on powstanie, to czują się zmęczone nakłanianiem do
zwierzeń o przeszłości seksualnej. Pamiętaj my: seks jest relacją. Gdybyśmy o nim myśleli
z perspektywy własnego pępka, to moglibyśmy się nie przejmować, powiedzieć sobie: „Mam
potrzeby i chęci, to je zaspokajam". Ale z seksem tak się nie da. Wchodzimy w relacje z drugą osobą,
z którą może się coś dziać.
Polecam film „Sesja". Pokazuje, że seks, który z natury już miał być komercyjną usługą,
angażuje uczucia dwojga ludzi. Wobec tego może być różnie, ktoś się może zaangażować, zakochać.
Dla jednej osoby może być to szybki numerek, a dla drugiej wyraz miłości. I co wtedy? Dlatego im
większa dojrzałość, tym głębsza empatia i zdolność widzenia seksu trochę z innej perspektywy niż
tylko z takiej, że chcę się wyżyć i koniec. Dlatego późniejsza inicjacja jest lepsza, bo trafia na
dojrzalszą osobę. Ktoś nabuzowany hormonami nie będzie zwracał uwagi na emocje dziewczyny,
z którą tańczy. Jest podniecony - będzie chciał jej tu i teraz. Nie będzie wnikał w jej psychikę,
osobowość. Jest dziewczyna, jest podniecenie, on chce zaspokoić potrzebę.
Teraz zresztą dojrzewa się później w sensie emocjonalnym, psychicznym. Ludzie
w późniejszym wieku biorą odpowiedzialność za swoje życie, później zaczynają pracę, bo się dłużej
uczą. Mężczyzna tak naprawdę jest dojrzały około czterdziestki - szerzej rozmawialiśmy o tym
w książce „O mężczyźnie". Optymalna edukacja seksualna powinna zatem zwracać uwagę na tego
typu problemy i przeciwdziałać im. Nie może ograniczać się do zdrowia seksualnego, chorób, ale
również powinna dotyczyć złożoności relacji między płciami, inności psychoseksualnej kobiety
i mężczyzny, świata norm i wartości. Zbyt wczesna inicjacja wiąże się z wieloma możliwymi
problemami zdrowotnymi i relacyjnymi. Radość seksu może ulec przeobrażeniu w koszmar obsesji,
lęków, walki płci i bycia samotnym.

Co mają zrobić rodzice, jeżeli w gimnazjum ich dzieci zderzają się z brutalną rzeczywistością,
na przykład naśladowanie seksu analnego przez kolegów dziecka z klasy.
Jeszcze raz powtarzam: niech porozmawiają z dzieckiem na ten temat. O tym, jak różna jest
młodzież w tym wieku, jak różne są mody i sposoby zwracania na siebie uwagi, że to taki żałosny
szpan.

Czy oddzielenie gimnazjów od liceów ma wpływ na seksualność nastolatków?


Oczywiście. Gimnazjaliści poczuli się przedwcześnie dorośli. Poza tym w gimnazjach jest
zgrupowana młodzież w podobnym okresie dojrzewania, zrobiła się potworna mieszanka
wybuchowa. Uważam to za ogromny błąd.

Przychodzi do pana zrozpaczona matka. „Panie doktorze, moja córka zaczęła się ubierać tak
wyzywająco, ie boję się, co będzie dalej. Co mam zrobić?".
Z reguły są to rodzice zagubieni, czasami niemający dobrego kontaktu ze swoimi dziećmi. Bo
to, co się dzieje z tą dziewczyną, jej sposób ubierania się i zachowania są konsekwencją tego, co
zadziało się lub nie zadziało w przeszłości. Jeśli rodzice nie mieli z nią żadnego kontaktu, nie było
fajnych rozmów o seksie, miłości, emocjach, dojrzewaniu, to dla tej dziewczyny jest to naturalna
droga do pokazywania swoich wdzięków - bo niby dlaczego ma tego nie robić, skoro wszyscy
dokoła robią. W takiej sytuacji rozumiem, że rodzice mogą być zrozpaczeni, zwracając się do mnie
jak do pogotowia ratunkowego. Ale wiadomość zła jest taka, że już za późno, że teraz nic nie da się
zrobić, chyba że rozpoczną grę w zakazy, nakazy i szantaż emocjonalny. Zadajmy proste pytanie: o co
tej dziewczynie chodzi? Czy to jest potrzeba świadoma, podświadoma, żeby w końcu mieć partnera
i w ten sposób wysyła komunikaty? A może jest tak, że chce być dowartościowana i chce się
podobać, czy też naśladuje pewną modę, bo koleżanki również są podobnie ubrane.

Czy istnieje jeszcze coś takiego, co spędzało sen z powiek nastolatkom przed łaty: słynny
dowód miłości? Czyłijeieli mnie kochasz, to mi się oddasz.
W mniejszej skali niż w przeszłości. Z takiej przyczyny, że teraz dziewczęta nie są już tak
uzależnione od chłopaków. Kiedyś łapanie męża za wszelką cenę było zjawiskiem powszechnym.
Dzisiaj wiele dziewcząt jest adorowanych, podrywanych i nie muszą się przejmować dowodem
miłości, bo tym chłopakom zależy na nich. Ale, oczywiście, takie rzeczy się zdarzają, bo wiadomo,
że ze strony młodego, rozbudzonego seksualnie mężczyzny idzie nieustanna presja w kierunku seksu.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że ewolucja rozmija się z rozsądkiem i procesem dojrzewania.
Ewolucyjnie jesteśmy tak zaprogramowani, że młodzi mężczyźni są najbardziej rozbudzeni
seksualnie. W dawnych czasach musieli szybko doprowadzić do zapłodnienia, zostać ojcami, bo żyli
najwyżej do czterdziestki. Mechanizm pozostał, ale czasy są inne. I teraz się od nich wymaga, żeby
byli powściągliwi, opanowani, kierowali sobą, nie podniecali się, nie pobudzali. Mówi się im:
„Poczekaj z tym'', „Nie bądź taki napalony". To utopia. Na szczęście jest takie rozwiązanie jak
rnasturbacj a. Lepiej to niż zaspokajanie swoich potrzeb kosztem koleżanek, które służą wtedy jako
narzędzia. Ale trzeba ten mechanizm zrozumieć i wytłumaczyć młodym dziewczynom Niech usłyszą
to w domu rodzinnym, że chłopcy pod względem seksualnym dojrzewają wcześniej, są bardziej
rozbudzeni, napaleni, bardziej chcą zaspokoić swoje potrzeby, a im się wydaje, że kochają, bo czują
pociąg, i utożsamiają to z miłością. Tymczasem tak naprawdę chcą się z dziewczyną przespać,
a później , jak już zaspokoją tę potrzebę , niekoniecznie zaangażują się uczuciowo. I to nie jest ich
wina, po prostu tacy są. Jeśli córkę wyposaży się w takie informacje, to ona sobie da radę. Z kolei
synom też trzeba powiedzieć jasno: „Jesteś napalony, chcesz się przespać z dziewczyną, a przecież
nie ma stuprocentowych metod antykoncepcyjnych, może zajść w ciążę. Może też się zakochać. Czy
później będziesz kontynuował ten związek? Jeśli nie, ona zrozumie, że ją wykorzystałeś. Jak myślisz,
jak będzie się z tym czuła?".

Czy jak docierają do pana informacje ze szkół, ie wśród młodzieży dochodzi do zabaw
seksualnych typu seks oralny, to co pan o tym myśli?
Wiem, że obyczajowość się zmienia i tyle. Tak samo jest grupa młodzieży, która się bawi
w seks oralny, tak samo jest grupa dziewcząt, która publicznie ślubuje dziewictwo do ślubu. Różna
jest młodzież. Jak miałem zajęcia w szkołach, to inny był klimat w klasie A, a inny w klasie B.
W klasie A panowało rozpasanie, popisywanie się, pytano mnie głównie o techniki, pozycje,
a w grupie B dochodziło do inteligentnych dyskusji. A to była ta sarna szkoła. Ważne jest, kto jest
przywódcą w grupie. Jeżeli taka osoba narzuci seks oralny, inni to naśladują i powstanie minimoda.
W takich sytuacjach powinni wkraczać nauczyciele. Oni nie są tylko do nauczania przedmiotu, lecz
także do wychowywania młodzieży. Powinni interweniować, omawiać, dyskutować. Wbrew
pozorom młodzież jest chłonna na takie rozmowy, o ile tylko nie są moralizatorskie. Nauczyciele
mają z czego korzystać. Są programy na poszczególne fazy życia opracowane przez Polskie
Towarzystwo Seksuologiczne w oparciu o dane Światowej Organizacji Zdrowia. Są dobre
publikacje, jak dr Alicji Długołęckiej, dla różnych grup wiekowych. Ja też kiedyś napisałem
podręcznik „Nowoczesne wychowanie seksualne". I jeśli nauczyciele chcą korzystać z nowoczesnych
i rzetelnych publikacji i umożliwić młodzieży rzetelną edukację, proszę bardzo. Mogą zapraszać
edukatorów seksualnych z prawdziwego zdarzenia. Nie zideologizowanych, tylko rzetelnych i można
robić spotkania z młodzieżą, takjak robiłem to przez kilkadziesiąt lat. Nauczyciele mają możliwości.

Nie uważa pan, ie tkwimy w społecznej schizofrenii: z jednej strony walczymy


z nadseksualizacją dzieci, a z drugiej strony wybieramy małe miss czy miss nastolatek. Uczymy
od małego: bądź seksowna.
To bardzo groźne zjawisko, z którego większość rodziców kompletnie sobie nie zdaje
sprawy: w ten sposób pomagamy pedofilom racjonalizować to, co robią. I nie mówię tu
o prymitywnych pedofilach stanowiących margines, którzy nie zastanawiają się nad tym, co robią, bo
nie mają autorefleksji. Większość pedofili ma wysoki poziom inteligencji, są wykształceni, obyci,
mają wgląd w siebie. Jeżeli wobec tego uprawiają seks z dziećmi, muszą to sobie sami wytłumaczyć.
Podobnie jak ci, którzy często zdradzają swoje żony, mają wiele romansów - powołują się na
psychologię ewolucyjną głoszącą: „My jesteśmy z natury poligamiczni, mamy rozdawać geny".
Piękna teoria. Pedofile też mają swoje teorie i nawet głoszą je nieraz w mediach. Jedna z nich jest
taka: dzieci tego chcą, są istotami seksualnymi i tego oczekują. Wobec tego mała dziewczynka
przebrana za dorosłą kobietę po prostu go prowokuje. Te wszystkie wybory miss sześciolatek,
ośmiolatek to dla nich wyraźny komunikat, że dzieci są seksowne. Jeśli w mediach lansuje się
dziewięcioletnią dziewczynkę, z której się robi erotycznego wampa, to co sobie pedofil myśli? On
się wtedy rozgrzesza. Rajem dla pedofili jest również Pierwsza Komunia. Te ciuszki, sukieneczki.
Dziewczynki są zrobione na damy, na panny młode wręcz. Mówi się już nawet o tym, że następuje
proces kreowania lolitek z dziewczynek. Lolitka to doskonałe samousprawiedliwienie dla pedofila.

Co pan myśli o rodzicach, którzy przygotowują swoje dzieci do takich konkursów piękności?
Głupi, po prostu głupi. Realizujący swoje niezaspokojone ambicje. Może mamusia chciała
być w przeszłości miss piękności i przerzuca marzenia na swoje dziecko. Pamiętam taką scenę na
plaży, gdzie wybierano miss. Była komisja, która decydowała o pierwszym miejscu, widziałem
mamusie, które wciskały komisji pieniądze, żeby ich córeczka zwyciężyła. Coś koszmarnego.

Jakie mogą być konsekwencje udziału nastolatki czy małej dziewczynki w takich wyborach?
Niezdrowa kobieca rywalizacja ...
Kobieca rywalizacja to jedno, ale ona biorąc udział w takim konkursie, już jest
zaprogramowana: jej atrakcyjność jest przetargowa. Współczuję, bo dostała wyraźny sygnał -
o atrakcyjność ciała trzeba walczyć. W przyszłości każda zmarszczka, krostka, gram tłuszczu będzie
dla niej nieszczęściem Będzie siebie postrzegać w kategoriach ciała, tym będzie chciała wygrywać
w życiu i o to będzie całe życie walczyć. Tym dzieciom robi się wielką, wielką krzywdę . A jeszcze
gorzej , jeśli wygra - przez całe życie będzie miała świadomość: byłam miss. I to może być
najważniejsze wydarzenie w jej życiu. Ostrzegam rodziców przed takimi działaniami, proponuję
schować głęboko własne niezrealizowanie marzenia.

Dziewczynki są też od najmłodszych lat poddawane presji urody chociaż by przez telewizję.
Doświadczenie porównywania swojego wyglądu z modelem lansowanym w mediach jest
jednym z najboleśniejszych doznań w życiu młodych kobiet. Właściwie dzieje się tak od wczesnego
dzieciństwa. Przyszła kobieta doświadcza reakcji otoczenia wobec własnego wyglądu. W okresie
dojrzewania dziewczynkom formuje się obraz własnego ciała i jego porównywanie z obrazem
idealnym kreowanym przez media, najbliższe otoczenie, środowisko rówieśnicze. Z badań
przeprowadzonych przez Davida Bussa wynika, że młody wygląd i atrakcyjność fizyczna kobiety
znajdują się na pierwszym miejscu oczekiwań mężczyzn i są drogą do osiągnięcia sukcesu
w relacjach z nimi. Dlatego nic dziwnego, że brak seksowności i powodzenia u mężczyzn jest
interpretowany jako skutek niedoskonałości w wyglądzie . Tak sądzi wiele kobiet, nawet jeśli
z analizowania historii ich związków z mężczyznami wyłaniają się inne niż wygląd konkretne
przyczyny rozpadu, takie jak chęć dominacji, kłótliwość czy inne cechy charakteru utrudniające
nawiązanie stałego związku.

Panie profesorze, wracając do pedofilii i molestowania seksualnego dzieci, czy kiedyś tych
przypadków było mniej, czy ich po prostu nie wykrywano?
Mówiono o tym na pewno mniej, to był temat tabu, który nie trafiał do mediów. A ponieważ
teraz o tym się znacznie więcej mówi, to jest i więcej zgłoszeń. Ale i zjawiska także jest więcej. Na
razie można przewidywać , że może to wzrastać, i samo karanie, represyjność nie zahamują tego
procesu. Coraz więcej mężczyzn boi się kobiet. Bo jedną z przyczyn zachowań pedofilskich jest lęk
mężczyzn przed doświadczonymi, wymagającymi partnerkami.

I ci przestraszeni mężczyźni szukają sobie dziecięcych partnerek?


Niestety, jest taka zależność. Słaby mężczyzna przy dziewczynce czuje się jak guru. To także
jedna z przyczyn wzrostu przypadków pedofilii. Chciałbym zwrócić uwagę na bardzo ważną sprawę:
nie ma dobrego pedofila, choćby nie wiem jak przekonująco brzmiały zapewnienia mężczyzn, że ich
zachowania były akceptowane i z przyjemnością odbierane przez dziewczynki, a one same chętnie
w nich uczestniczyły. Nic podobnego. Dobre samopoczucie mężczyzn preferujących zachowania
pedofilskie, nawet w tym szczególnym przypadku, nie ma żadnego uzasadnienia. Bo, oczywiście,
zdarzają się relacje pedofilskie, w których między sprawcą a ofiarą (dziewczynką) jest więź
uczuciowa. Są to przyjemne dla obojga kontakty seksualne bez stosowania żadnej przemocy, gdzie
także nie dochodzi do postępowania karnego, skazania sprawcy i przesłuchiwania ofiary. Rozstania
nie są wymuszane siłą. Zdarzenie lub zdarzenia miały miejsce i zakończyły się z różnych przyczyn,
ale nie w dramatycznych okolicznościach, bez wrogości, oskarżeń. Mężczyźni mający tego typu
doświadczenia w przeszłości, dotąd niekarani, z reguły nie mają poczucia winy. Powołują się na
publikacje w różnych językach, z których ma wynikać, że nie wszystkie ofiary seksualnego
wykorzystania odczuwają negatywne tego następstwa, a badacze według nich przesadzają
w wyolbrzymianiu tego typu następstw. Na zadawane im standardowe pytanie: „Jak pana zdaniem
wygląda obecne życie tej dziewczynki?" - odpowiadają, że wprawdzie nie wiedzą, bowiem nie mają
z nią kontaktu, ale są przekonani, że jest ono udane. Czy ten optymizm jest uzasadniony? Bo, że jest
typowym mechanizmem obronnym, to oczywiste.

Jak może wyglądać życie tej dziewczynki?


Następstwa molestowania seksualnego są bardzo rozne: u niektórych kobiet takie
doświadczenia z przeszłości nie wywołały żadnych długotrwałych negatywnych następstw. Różnie
się to tłumaczy: miały ogromne wsparcie w rodzinie, pozytywne mechanizmy obronne, sprzyjające
okoliczności życiowe, udany związek, odporną osobowość, pozytywną filozofię życiową, zdolność
do przebaczania itp. U części z nich ujawniła się typowa tendencja do wiązania się ze starszymi
partnerami i te związki oceniały jako udane i szczęśliwe. Być może aktualny partner był w jakimś
sensie substytutem partnera z młodości. W innych przypadkach ofiary molestowania seksualnego
mogą mieć skłonność do ciągłego szukania seksualnych przyjemności w związkach z mężczyznami,
czyli seksu dla seksu. Ich biografia seksualna jest bujna. Osiągają w życiu erotycznym całkowitą
satysfakcję. Część z nich odtwarza model relacji z przeszłości, ale w drugą stronę - lubi seks
z o wiele młodszymi od siebie partnerami. Jednak najczęściej spotykanym wariantem dotyczącym 60
proc. kobiet z tego typu doświadczeniami w przeszłości są zahamowania seksualne i niewielkie
seksualne potrzeby.

Z czego one mogą wynikać?


W zasadzie są trzy mechanizmy, które prowadzą do takich zachowań. W pierwszym przypadku
może być tak, że po pewnym czasie po zdarzeniu, w miarę dojrzewania psychicznego kobieta zaczęła
odczuwać poczucie winy z powodu pamiętanego odczuwania zadowolenia podczas seksualnej relacji
ze sprawcą. W seksualności kobiet nadrzędne znaczenie mają społeczne uwarunkowania i wiążące
się z nimi czynniki hamujące (normy, zasady, „co ludzie powiedzą"). Z powodu poczucia winy
kobieta może nie odczuwać pociągu seksualnego. W drugim przypadku może unikać seksu od
momentu, kiedy pojawiło się w niej poczucie skrzywdzenia i bycia wykorzystaną, ofiarą dorosłego
mężczyzny. I trzeci wariant - najbardziej skomplikowany - polega na tym, że kobieta odbiera
podniecenie seksualne jako coś negatywnego. To uczucie jest utrwalone, w intymnym związku
z partnerem może mieć kłopoty z poczuciem bliskości. Podniecenie seksualne pojawia się dopiero
wówczas, kiedy odczuwa negatywne emocje do partnera lub do siebie.

()
None

You might also like