Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 16

Karol „Eliash” Woźniczak

Plan zbawienia
Rozdział XIV

Robert odszedł. Zmarł z uśmiechem na ustach. Ludzie stojący nad jego ciałem
nie potrafili się cieszyć. Zapanowała niezręczna cisza, przerywana szlochaniem.
Wszyscy uświadomili sobie jak wielką stratą była śmierć chłopaka.
Niespodziewanie ciemność dnia wypełniła się pięknym, srebrzystym światłem.
Nad głowami opłakujących ukazała się jaśniejąca postać, wznosząca się na szerokich
skrzydłach. Kolejne dwie pary skrzydeł osłaniały jej oblicze, od którego bił
oślepiający blask. Wszystkim zaparło dech w piersiach. Jedynie Kamil zachował dość
zimnej krwi, by przemówić.
- Jesteś aniołem! - krzyknął. - Potraficie leczyć! Ratuj go!
- Otrzymał tyle pomocy, ile mógł – odpowiedziała Oramel. - Nic więcej nie
dało się uczynić dla tego śmiertelnika.
Dopiero teraz serce Kamila wypełnił prawdziwy żal. Uświadomił sobie, że to
naprawdę koniec. Stracił najbliższego przyjaciela. Oczy zalały mu się łzami.
- Bzdura. Przecież potraficie wszystko - Jjknął. - Nawet wskrzeszać. Zrób to,
błagam.
- Wszystko? Nic nie potrafimy bez tego, który daje nam moc. Nie mogę go
wskrzesić, każdy ma tylko jedną szansę.
- Przecież to bzdura! Nawet w Biblii jest napisane o wskrzeszeniach.
- Aby Pan mógł objawić swoją moc i chwałę. Teraz nie ma takiej potrzeby.
Wszyscy ją widzą.
Kamil zaniemówił. Elizeusz postanowił go wyręczyć.
- To nazywasz okazywaniem chwały? To nawet nie jest demonstracja siły,
tylko totalna rzeź. Po co tutaj przychodzisz skoro nie zamierzasz pomagać? Nas też
pozabijasz, posłańcu boskiej woli?
- Przybywam by pomóc żywym, nie tym którzy zasnęli. Dla was nie jest
jeszcze za późno.
- Więc jak możesz nam pomóc? Znając waszą logikę, pewnie nas
wymordujecie.
Oramel pokręciła głową.
- Przykro mi, że tak łatwo ci osądzać innych, Elizeuszu – westchnął seraf. -
Jednak tym razem zamknę uszy na twe obelgi. Zależy mi by ludzie, których starasz się
bronić, przeżyli i mogli świadczyć o łasce Stwórcy.
- O czym ty mówisz?
- Śmiertelnicy, którzy kalają się jedzeniem swych braci, niedługo zaatakują
ponownie. Będzie ich więcej i będą zajadli jak wygłodzone wilki. Śpieszcie się, bez
was wszystkich spotka zagłada.
- Ile mamy czasu? - Izraelczyk pobladł.
- Nie powinniście zwlekać, proroku.
Ten w odpowiedzi skinął głową.
- Zbierajmy się. Aniołowie nie żartują w takich sprawach.
- Elizeuszu – Emanuel wskazał na ciało jednego z zabitych Rosjan. - Może
zabierzemy ich rzeczy? Wyglądają jak stworzone do kopania brudnych dup dzikusów
ze Stada.
Wszyscy zaczęli zgodnie pomrukiwać, a Prorok bez wahania się zgodził.
Zaczęli rozbierać żołnierzy i zakładać ich pancerze. Zyskali też kilka karabinów i broń
krótką, co było cennym skarbem, przy coraz większych problemach z amunicją.
W czasie gdy prorocy szykowali się, Kamil i Cień, wciąż siedzieli przybici przy
zwłokach Roberta, jakby w nadziei, że te mogą jeszcze wstać.
Emanuel podszedł do dziewczyny, podając jej pistolet.
- Potrafisz strzelać? - zapytał.
Cień pewnie chwyciła za broń.
- Ta dwójka zostanie tutaj ze mną – przemówiła ponownie Oramel. - Nie
potrafią dobrze walczyć, nie pomogą wam. Będę ich chronić. Wrócą gdy będzie
bezpiecznie.
Elizeusz uśmiechnął się mimowolnie.
- Czyli my jesteśmy zdani na siebie?
- Grupa wojowników światła stoi na straży waszego obozu. Zrobią co mogą,
by chronić pałac.
Ω

Zalana stacja metra była prawdziwym błogosławieństwem dla mieszkańców


pałacu. Woda była niezdatna do picia i niezbędnym było jej destylowanie, ale w tych
czasach nie można było liczyć na nic lepszego. Aparatura do oczyszczania wody
znajdowała się zaraz przy improwizowanym źródle. Było to miejsce którego
nieustannie pilnowało dziesięciu uzbrojonych ludzi. Mieli śrutówki, sztucery, kilka
pistoletów, nawet jedną kuszę sportową. Była to znaczna siła ognia. Wystarczająca by
odstraszyć większość kryjących się w ruinach zagrożeń. Jednak nikt nie był
przygotowany na to, że pewnego dnia znajdą się pod regularnym ostrzałem, jak na
froncie.

Zaatakowano późnym wieczorem, od wschodu. Nikt nie widział napastników,


ukrytych w budynkach, którzy zasypali wszystko gradem ołowiu. Pierwszy atak trwał
około minuty i był prawdziwym pokazem siły. Pociski rozerwały namiot na strzępy,
pozostawiając tylko szkielet konstrukcji, obwieszony resztkami materiałów. Kule
niszczyły stoły, tłukły naczynia, ktoś został ranny. To wystarczyło by złamać morale
obrońców. Chcieli odpowiedzieć, ale nie widzieli agresorów. Zapanowała cisza.
W końcu ktoś postanowił się wychylić. Kula przebiła czaszkę śmiałka, a zaraz
za tym poszła kolejna salwa oraz granaty. Budynki w których kryli się atakujący były
zbyt daleko aby dorzucić granat, ale odgłosy eksplozji oraz rozsypujące się wszędzie
odłamki kamieni, przybiły obrońców do ziemi. Byli w potrzasku.
Tomek, jeden z pilnujących oczyszczalni myśliwych, poczekał do końca
kanonady, po czym włączył radio.
- Kurwa, widzicie co się tutaj dzieje? - krzyknął.
- Taaa – odpowiedział stojący na wieży obserwator. W drugiej ręce trzymał
lornetkę, nie odrywając jej od oczu.
- Oni nas tutaj pozabijają! Wyślijcie nam wsparcie!
- Już idę! Przekażę Feliksowi!
- Jeszcze tego nie zrobiłeś, do chuja?
- Próbowałem zobaczy – nie dano mu skończyć.
- Gówno mnie obchodzi co chciałeś zobaczyć. Jeśli chcecie mieć nadal dostęp
do wody, musicie wysłać ludzi. Trzeba ich okrążyć i zaatakować. Cokolwiek. Szybko!

1
Tomek krzyczał coś jeszcze, ale ukrywający się w ruinach strzelcy znowu
otworzyli ogień.

Kryształowe koszary Zastępu wypełniły się głosem trąb gdy niebo zalały
wojska piekieł. Aoen przygotowywała żołnierzy do nadchodzącej walki. Nikt nie
spodziewał się, że wróg tak szybko stanie u bram. Pieśni pozostały na swym
podwyższeniu, nie przerywając uwielbienia, a Głosy wzmocniły intensywność
modlitw, ze strachem i nadzieją prosząc o boską interwencję. Aoen, Mundiusz i reszta
dowódców Zastępu, wyprowadzili oddziały na spotkanie z wrogiem.
- Mundiuszu, chciałabym abyś dowodził Tarczami, ja poprowadzę Miecze –
szepnęła Aoen.
- Za obronę miał odpowiadać Archael. Co z nim zrobisz?
- Archael i ja staniemy na przodzie. Ty z Ruelem będziecie odpowiadali za
ochronę naszego zaplecza. Baal nie jest głupi, na pewno będzie chciał jak najszybciej
odciąć nas od chwały Stwórcy. Nie możesz na to pozwolić.
Sędzia skinął głową. Utrata Pieśni i Głosów oznaczała zupełną porażkę.
Demoniczne hordy miały tę przewagę, że czerpały siłę ze strachu, zwątpienia
i nienawiści, których pełno było w sercach ludzkich.

Baal wznosił się na ogromnych skrzydłach, które zdawały się skrywać, całą
jego armię. Ślepia bożka płonęły nienawiścią, a wielka łapa mocno zaciskała się na
rękojeści gigantycznego miecza. Samo imię demona budziło strach pośród Zastępów,
ale widok olbrzyma sprawił, że wielu zadrżało na myśl o Otchłani. Aoen nie
okazywała lęku. Wraz z Archaelem i Talhe wzbiła się ponad zgromadzone wojska.
Przemówiła donośnym głosem.
- Głupcy, nie odrzucajcie łaski Pana. Stwórca w swym nieskończonym
miłosierdziu odłożył w czasie wasz sąd. Zaplanowano wam panowanie nad ziemią
i świętowanie przez jeszcze długi czas, nim upomnimy się o sprawiedliwość. Czemu
odrzucacie ten dar? Tak bardzo pragniecie szybkiej zagłady?
Baal roześmiał się głośno, wymierzając w Aoen zakrzywionym mieczem.
- To wy dzisiaj zginiecie. Wasza krew spadnie na ziemię niczym deszcz.
Demony odpowiedziały obelgami i krzykami, ale Mikha'el zlekceważyła ich

2
zachowanie.
- Jeszcze nie jest dla was za późno. Każdy, kto teraz odejdzie, przeżyje.
Później nie będzie już miłosierdzia.
Wśród wrogiej armii nastąpiło pewne poruszenie, ale Baal nie miał zamiaru
dawać legionom zbyt wiele czasu na myślenie. Ryknął jak dzikie zwierzę i rzucił się
przed siebie, prosto na oddziały Mieczy. Aniołowie błyskawicznie go otoczyli, ale ich
ostrza nie były w stanie przebić się przez skórę bożka. Jeden cios klingi Baala
przerąbał na pół trzech wojowników światła. Ich szczątki spadły do czerwonego
oceanu.
- To wszystko? Tak chroni was Stwórca? Jesteście dla niego warci mniej niż
kloc obleśnego, śmierdzącego gówna!
Zwabione zapachem krwi demony rzuciły się do walki. Aniołowie nie
pozostali dłużni.
Mikha'el zebrała wcześniej przygotowany oddział Głosów i wskazała
kryjących się na tyłach przeciwnika czarnoksiężników, upadłych którzy wypaczyli
swą anielską moc, stając się przerażającymi, nieprzewidywalnymi przeciwnikami.
Zasypywali wojska Zastępu klątwami i kulami ognia. Niebo otworzyło się zrzucając
na nich błyskawice. Sama Aoen tarczą odpierała ataki potępionych, którzy napierali
licznymi grupami, nie mogąc przebić się przez ścianę Mieczy. Włócznia dowódcy
zastępów co chwila znajdywała kolejne cele, bez litości przebijając serca ofiar.

W tym czasie Baal klinem wbił się w armię świętych. Rąbał i siekł, nie
napotykając żadnego oporu. W końcu czyjś miecz zablokował jego cios.
- Mówili, że potrafisz zrąbać drzewo uderzeniem miecza - uśmiechnął się
Archael. - Dzisiaj chyba nie jesteś w formie, co?
- Bezczelna pizdo!- ryczał demon uderzając raz za razem. Anioł bez trudu
unikał ataków, stale utrzymując dystans. - Myślisz, że mnie pokonasz uciekając?
- Wcale nie miałem zamiaru cię pokonać, przerośnięta małpo.
Wtedy w plecy demona wbiły się dwie strzały. Trafiły dokładnie w miejsca,
w których znajdywały się łączenia pokrywających jego ciało pieczęci. Groty utkwiły
głęboko, a demon jęknął z bólu. Mało kto potrafił go zranić. Nie mógł się odwrócić,
gdyż Archael wykorzystałby okazję. Mimo to wiedział z kim ma do czynienia.
- Co tutaj robisz, suko? - krzyknął w powietrze. - Nesael miał się ciebie
pozbyć. Załatwiłaś go? - zaśmiał się złośliwie.

3
Talhe pojawiła się za plecami Archaela.
- Widzę, że chcecie ułatwić mi zadanie!
Upadłe bóstwo zionęło ogromnym strumieniem ognia, prosto na dwójkę
aniołów. Ostrze Archaela zalśniło mocą, przecinając falę płomieni i rozszczepiając ją
na dwa języki. W tym czasie Talhe błyskawicznie nałożyła kolejną strzałę na cięciwę,
wymierzając w już wcześniej zaplanowane miejsce. Pocisk wbił się w pierś Baala.
- Nieźle, mała. Jeszcze tak ze dwadzieścia strzał i będzie przypominał jeża.
Anielica nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc jak trzy
pociski zalśniły złotem, tworząc linie światła, które połączyły się ze sobą. Demon
wrzasnął z bólu i runął w dół, znikając w odmętach czerwonego oceanu. Część
żołnierzy piekła poleciała za nim, by chronić swego pana. Oddział Mieczy
wykorzystał powstałą lukę, wycinając kolejne sługi piekieł.
Archael przerzucał miecz z ręki do ręki, wywijając nim kółka.
- Nieźle nam idzie praca zespołowa.
- To go tylko sparaliżuje na jakiś czas – odpowiedziała z powagą łuczniczka. -
Wróci naprawdę wściekły.
- To nie marnujmy czasu. Polećmy i wykończmy go.
- Nie słyszałeś tego co powiedział o Nesaelu? Wysłali go aby mnie zabił.
- Słyszałem. Ale jak widać, nie wyszło mu.
- Nie wyszło mu, bo demony myślały, że jestem w Warszawie. Tam właśnie go
wysłano. Wiesz co się stanie jeśli znajdzie tam Oramel?
Archael zamyślił się przez chwilę. Ten upadły był dobrze znany pośród
anielskich kręgów. Słynął jako skuteczny i bezwzględny morderca. W czasach gdy
Ziemia była jeszcze we władaniu ludzi, każdy naród otrzymał anioła stróża, który dbał
o ducha i czystość swych podopiecznych. Nesael usuwał jednego po drugim,
pogrążając świat w chaosie. Potrafił planować ataki dekadami, ale zawsze uderzał
szybko i skutecznie.
- Obawiam się, że może być już za późno.
- Nie może być za późno – oburzyła się Talhe. - Oramel jest niezbędna. Nie
namaściła jeszcze kobiety. Musi to zrobić. Nie wolno jej zginąć. Wszyscy możemy
umrzeć, ale nie ona. Musimy lecieć na ziemię.
- Musisz zapytać Aoen. Nie wiem czy się zgodzi.
- Nie będzie miała wyjścia.

4
Ω

Pancerze, zdarte z ciał zabitych Rosjan, stanowiły doskonała ochronę, ale


pomimo niezwykłej wygody, były dość ciężkie. Elizeusz i jego ludzie byli coraz bliżej
przejścia przez kanion, ale wszystkim doskwierało zmęczenie. Początkowo próbowali
motywować się wzajemnie, ale teraz maszerowali w milczeniu. Słychać było coraz
częstsze sapanie.
- Ten anioł - Emanuel postanowił przerwać nieznośną ciszę. - On nazwał ciebie
prorokiem.
- Wszyscy mnie tak nazywacie – odparł sucho Elizeusz.
- W jego ustach brzmiało to zupełnie inaczej. Poza tym, nigdy nie widziałem
anioła. Żaden z nas nie widział. Byliśmy przerażeni. Ty wyglądałeś raczej na
wściekłego.
- Widzisz w tym coś złego?
- Nie, ale jeśli mam dzisiaj zginąć u twego boku, byłbym szczęśliwy gdybyś
powiedział mi czy wcześniej widziałeś anioły. Nigdy o tym nie opowiadałeś.
Prorok, nie zwalniając, obejrzał się po wszystkich.
- W porządku. Zasługujecie na to. Część tej historii zapewne znacie od Dawida
albo Samuela.
Samuel uśmiechnął się smutno, wzdychając.
- Kiedy zaczęły się plagi, rząd Izraela był przygotowany na tego typu kryzys.
Mieliśmy zapasy żywności, niezależne źródła wody, wojsko gotowe do długotrwałej
obrony. Najważniejsze ośrodki, jak Jerozolima czy Hajfa, zamieniły się
w samowystarczalne twierdze. Zaczęto ściągać do domów ludność z innych krajów,
głównie z ambasad. W tym celu wysyłano żołnierzy. Służyliśmy w oddziale, który
odpowiadał właśnie za ściąganie naszych. Mieliśmy dopłynąć do Szwecji, nic
wielkiego. W naszej grupie byli sami dobrzy, obowiązkowi ludzie. Oczywiście czas
wolny też musieli sobie jakoś wypełnić. Grali w karty, pili. Były u nas też dwie
kobiety i czasem zdarzało się, że ktoś z kimś spędził noc. Każdy przymykał oko.
Pewnego wieczoru naszemu dowódcy coś się stało. Obudził nas rano i powiedział, że
został wybrany na proroka żywego Boga, a jego imię od dzisiaj brzmi Eliasz. Ludzie
zareagowali lekką kpiną. Do momentu aż w jego ręku nie pojawił się płomień.
- Płomień? W sensie jakaś pochodnia?
- Żadna pochodnia – wtrącił się Samuel. - Dłoń nagle pokryła się płomieniami,

5
jakby był jakimś superbohaterem.
- Dokładnie tak – Elizeusz wyciągnął rękę, jakby chciał pokazać jak to
wyglądało. - To było naprawdę niezwykłe. Przestraszyliśmy się. W sumie było czego.
Postanowił wykorzystać ten ogień by oczyścić nas z grzechów. Wypalił dziewczynom
twarze, bo były nieczyste. Jeden z naszych rzucił się do obrony, więc go wykastrował.
Ale to był dopiero początek. Zabronił wszelkich rozrywek, zmuszał do modlitw. Gdy
uznał, że ktoś nie ma ochotnego serca, sięgał po coraz cięższe kary. Po kilku dniach
zaczął zabijać. Koszmar.
- I co zrobiliście?
- Gdy weszliśmy na statek, zakradłem się do jego kajuty i poderżnąłem mu
gardło. Baliśmy się, że w stanie. Pamiętałem historię, że prorocy mogą
zmartwychwstać, więc dla pewności spaliliśmy jego ciało, a kości rozrzucaliśmy
w wodzie, jak najdalej od siebie. Czaszkę rozłupaliśmy i prochy rozsypaliśmy na
brzegu. Mam nadzieję, że to wystarczyło aby ten wariat nie wrócił.
- To straszne - jęknął Emanuel.
- Jak wszystko co się dzieje teraz na Ziemi. Mnie, dla żartu, zaczęli nazywać
Elizeuszem. Mówili, że zabiłem swego mistrza. Najgorsze nadeszło w nocy, gdy we
śnie spotkałem anioła. Kazał mi wziąć na siebie brzemię proroka – uśmiechnął się. -
Poprosiłem go by spierdalał. Wtedy też postanowiłem, że ocalę tylu ludzi ilu zdołam.
Nie chcę ściągać na niewinnych więcej plag i tortur.
Łysy próbował coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Nie
umknęło to uwadze Izraelity.
- Chciałeś powiedzieć, że niewiele się różnię od tamtego wariata? Pewnie
masz rację, zabiłem niewinną kobietę, chciałem zamordować chłopaka. Ale musisz
zrozumieć, że ta gra toczy się na dwóch frontach. Masz swoje ziemskie życie, ale tam
po drugiej stronie jest jeszcze gorzej. Najmniejszy błąd oznacza wieczność w piekle.
Uratowałem Sarę przed potępieniem. Kamil też miałby teraz lżej. Poza tym bałem się
o naszych podopiecznych. Nie chciałem, aby zachęcił ich do walki w imię Pańskie.
- Nie o to chciałem zapytać – W końcu odpowiedział Łysy. - Mówiłeś, że
płynęliście do Szwecji, jak wylądowałeś w Polsce?
- Dotarliśmy tam. Martwe pustkowie. Nikt nie dożył nawet trzęsień ziemi,
epidemia wszystkich pochłonęła. Ulice pełne były worków z trupami. Ludzie musieli
wynosić ich z domów. Widzieliśmy pod miastami wielkie stosy zarobaczonych,
śmierdzących zwłok. Pewnie później nie dawali już rady ich wywozić. Wszystko

6
cuchnęło śmiercią. Musieliśmy zawrócić.
- Tutaj wcale nie jest lepiej – uśmiechnął się Emanuel. - Mamy nawet kanibali.
- Niedługo nie będzie po nich śladu – odparł sucho Prorok.

Lahab przez lornetkę obserwował realizację swojego planu. Wysłał w ruiny


niedużą grupkę, obwieszoną bronią i amunicją, aby prowadziła regularny ostrzał osób
kryjących się w namiocie. Zgodnie z jego przewidywaniami, pałac wysłał dziesięciu
ludzi do wsparcia atakowanych. Reszta Stada czekała niecierpliwie na sygnał do
ataku.
Plac wciąż był pełen, ale niewielu miało broń. Ta garstka, która mogła
próbować stawiać opór, jedynie zachęcała kanibali do walki.
- Pamiętaj żeby celować w jak największe grupy.
Lahab, z częścią swych ludzi, siedział na drugim piętrze rozsypującego się
hotelu, skąd mieli dobry widok na cały plac.
- Mmm, z przyjemnością – odparł kanibal, oblizując wargi. Uniósł granatnik,
starając się ocenić gdzie powinien upaść pocisk. Nacisnął na spust.
Nie był specjalistą, ale był pewien, że granat powinien wylądować gdzieś na
placu. Gdziekolwiek. Tymczasem ten eksplodował w powietrzu, o wiele wyżej niż
powinien. Lahab trzasnął strzelca w tył głowy.
- Co ty wyrabiasz, idioto? - ryknął.
- Ja? To był chyba jakiś ptak.
- O czym ty bredzisz, durniu? - uniósł latarkę w powietrze. To co ujrzał
sprawiło, że zamarło mu serce.
W ciemności, nad wieżą unosiły się jakieś postaci. W mroku wyglądały jak
ogromne orły. Wtedy niebo przecięła błyskawica, rozświetlając mrok, a Lahab ujrzał
potężnych, uzbrojonych w miecze wojowników, wznoszących się na białych
skrzydłach. Widział też powykrzywiane, straszne istoty które rzuciły się na anioły,
atakując z dachów okolicznych budynków. Nad pałacem rozpoczęła się krwawa
walka.
- Atakujcie! - wrzasnął do radia Lahab. - Natychmiast!
Jego ludzie wybiegli na wcześniej upatrzone pozycje, osłaniając sobie drogę
granatami dymnymi. Strzelali na oślep, posyłając długie serie w stronę placu.

7
Atakowani wpadli w panikę. Wrzeszczeli, biegając bez sensu, nie wiedząc jak się
zachować. Część próbowała dostać się do pałacu, w nadziei skrycia się za murami.
Lahab wyrwał karabin snajperski z rąk jednego ze kanibali. Wymierzył
w niebo, czekając na kolejną błyskawicę. Gdy nadeszła, w jej świetle szybko odnalazł
cel. Strzelił, z satysfakcją patrząc jak anielski wojownik wije się raniony, a chwilę
później zostaje rozszarpany przez demoniczne hordy.
Strzał Lahaba nie umknął uwadze jednego z walczących aniołów.
- Odsuńcie się od okien! - krzyknął wódz, odskakując.
Nie wszyscy barbarzyńcy zareagowali w porę. Uskrzydlona postać wpadła do
pomieszczenia przez ścianę, odcinając głowę nieszczęśnikowi, który próbował
załadować kolejny granat do broni. Ktoś próbował unieść do strzału karabin, ale
kolejny ruch anielskiego ostrza pozbawił go obu dłoni. Niewielkie pomieszczenie
wypełniło się wrzaskami mordowanych i strzałami.
Lahab z przerażeniem patrzył, jak tajemnicza postać bez wysiłku zabija jego
towarzyszy. Chwycił stojącą pod ścianą tarczę i zaszarżował. Czuł jak wpada na
przeciwnika i przypiera go do ściany.
- Tak chcesz mnie powstrzymać? - prychnął anioł, odrzucając tarczę, jakby nic
nie ważyła.
Lahab zdążył cofnąć się i sięgnąć po maczetę, którą wbił prosto w pierś anioła.
Białe szaty zalały się czerwienią. Wojownik upuścił miecz, padając na kolana.
- Masz znak - jęknął ranny. - Jesteś przekl...
Lahab nie dał mu dokończyć zdania. Z brutalną siłą wepchnął granat w otwarte
usta anioła. Kątem oka spojrzał na pięć zmasakrowanych ciał kanibali, po czym
wybiegł. Słyszał eksplozję rozrywającą ciało mistycznej istoty. Nie obchodziło go to
już. Usiadł na schodach, mocując tarczę na ramieniu.
- Dzisiaj nikt mnie nie zatrzyma. Zniszczę każdego kto stanie mi na drodze –
powtarzał pod nosem, bez przerwy, jak mantrę.

Kamil i Cień pochowali Roberta zaraz przy improwizowanym grobie Dawida.


Nie mogli zakopać ciał, ale złożyli je pod kopcami z cegieł i kawałków ścian. Chcieli
też zejść do leja, aby wydobyć z niego przynajmniej część żywności, ale Oramel nie
pozwoliła na rozdzielanie się. Anielica większość czasu milczała, obserwując ludzi

8
z dystansu. W końcu zbliżyła się, prosząc aby uklęknęli, po czym kciukami
narysowała im coś na czołach. Nie protestowali, ale gdy skończyła i odwróciła się do
nich plecami z zamiarem odejścia, Kamil nie wytrzymał.
- Co to? Co właśnie zrobiłaś?
- Naznaczyłam was – odpowiedziała, odchodząc jakby było to wystarczające
wyjaśnienie.
- Ale co to oznacza? To jakaś magia?
- Nie, jestem teraz waszym stróżem i nie wolno żadnemu demonowi ani
aniołowi podnieść na was ręki, tak długo jak żyję ja. Chociaż możecie się tego zrzec.
- Dlaczego mielibyśmy to zrobić? - zdziwił się.
- Nie mam pojęcia, ale śmiertelnicy wyjątkowo często korzystają z tej
możliwości – Oramel uniosła głowę. - Słyszeliście?
Kamil i Cień rozejrzeli się, nie wiedząc co anielica ma na myśli. Zauważyli,
wynurzające się z ruin, przerażające postaci, niczym wyrwane z horroru, lecz o wiele
bardziej namacalne i cuchnące siarką. Warczały, obnażając kły.
- Stańcie za mną. - szepnęła Oramel, okrywając ich skrzydłami.
Demony rzuciły się do ataku. W mgnieniu oka pokonały kilkanaście metrów,
które dzieliły je od anielicy, jednak nigdy nie dosięgnęły celu. Otaczająca Oramel aura
światła nagle przybrała na intensywności, na chwilę wypełniając przestrzeń
oślepiającym blaskiem. Ciała sług legionu nie wytrzymały kontaktu z taką ilością
świętej mocy. Wszystkie zamieniły się w pył.

- Umiesz liczyć, licz na spluwę - szepną Nesael, składając się do strzału. Przez
lunetę widział jak, przydzieleni mu przez Ashel wojownicy, giną w żałosny sposób.
Upadły nie zamierzał marnować ich poświęcenia. W momencie gdy światło zaczęło
zanikać, pociągnął za spust.
Seraf ugiął się od siły pocisku, który trafił w brzuch. Otaczająca ją aura
osłabiła atak, ale Nesael liczył się z tym, że jedna kula nie zabije anielicy. Zwierzyna
była osłabiona i tyle mu wystarczało. Sięgnął po Ysabel.
- Chodź, skarbie. Przedstawię cię mojej starej znajomej – przez chwilę
z zainteresowaniem spoglądał na pistolet maszynowy. - Dlaczego nie wykończę jej
drugim strzałem z karabinu? Niewiele wiesz o serafach, co? Z takiej odległości nie
jestem w stanie wpakować w nią dość ołowiu. Muszę rozszarpać ją na kawałki. Takie
drobne rany nie zrobią na heroldzie dużego wrażenia. Poza tym chciałem usłyszeć jak

9
jęczy z bólu. Wiem, wiem, jestem strasznym zwyrodnialcem.

Oramel przyklęknęła na jedno kolano, trzymając się za bok. Rana szybko się
goiła, ale to nie utrata krwi była najgorsza. Jej umysł wypełnił się czymś strasznym,
jakby oplatały go gęste macki mroku.
- Nesael - westchnęła wstając. - Pokażesz się, morderco? - dodała głośniej.
- Jeszcze nie, skarbie – odpowiedziały ruiny.- Ale obiecuję, że konając
będziesz mogła mnie zobaczyć z bardzo bliska.
- Nie bądź naiwny. Nie skrzywdzisz tej dwójki, są pod moją opieką.
- Tej dwójki? O czym ty bredzisz? Ludzie mnie nie interesują, możesz kazać
im stąd wypieprzać. To ciebie chcę zniszczyć.
Oramel odwróciła się do Kamila i Cień.
- Znajdźcie kryjówkę i nie patrzcie na to co się wydarzy.
- A jeśli on kłamie?
- Nawet jeśli kłamie, najpierw będzie musiał pokonać mnie. Uciekajcie.

Wojska światła i mroku ścierały się bezlitośnie. Walka była zajadła,


towarzyszył jej szczęk oręża oraz krzyki umierających. Ponad armiami krążyli
strzelcy oraz zabójcy, polując na wcześniej wybrane cele. Głosy przebudziły niebo,
sprowadzając na wrogów łańcuchy błyskawic, które dziesiątkowały kolejne oddziały
nieprzyjaciela, a czarnoksiężnicy legionu sięgnęli do mocy oceanu. Z wodnej otchłani
wysunęły się uformowane z krwi macki, chwytając i miażdżąc wojowników światła.
Aoen prowadziła swe oddziały ku zwycięstwu i już prawie złamała opór
potępionych, gdy dołączyły do nich kolejne demoniczne wojska. W tej samej chwili
wody zawrzały, wyrzucając ku niebu słup ognia, który pochłonął wielu pośród
aniołów. Z płomieni wynurzył się Baal, wściekły i gotów do walki.
Talhe oraz Archael ruszyli ratować Oramel, więc to Aoen musiała wziąć na
siebie obowiązek walki z upadłym bogiem.
- Prowadź mą włócznię, Stwórco nieba i ziemi! – krzyknęła, wzbijając się by
nabrać szybkości, po czym zaszarżowała na tytana.

Baal zbyt późno zorientował się w sytuacji, gdyż Mikha'el zdecydowała się

10
zaatakować od tyłu. Już prawie dosięgnęła celu, gdy anielicę oślepił błysk
czerwonego światła. Poczuła jak jej ciało zapada się w mroku. Niesamowity opór
powietrza pozbawił ją możliwości kontrolowania lotu. Zniknął Baal, zniknęły
walczące wojska. W jednej chwili znalazła się zupełnie gdzie indziej. Wpadła
w głęboki śnieg.
Była na lodowym pustkowiu, otoczona przez setki demonów. Kilkanaście
metrów przed nią stała Ashel, bawiąc się kościaną szablą.
- Witaj generale Zastępów. Obawiałam się, że moi słudzy nie zdołają cię do
mnie przyprowadzić.
- Tak bardzo pragniesz śmierci, że specjalnie mnie tutaj ściągnęłaś? -
westchnęła Aoen wstając.
- Spokojnie, jeszcze sobie ustalimy kto zginie. Musiałam to zrobić, żeby
pozwolić Baalowi wybić was w pień. Bez ciebie i Talhe jest bezkarny. Poza tym,
zabiłeś moją siostrę.
- Nie pozostawiła mi wyboru. Teraz ty również prosisz się o zagładę. Właśnie
to otrzymasz!
Grot włóczni błysnął gdy Aoen pchnęła bronią z całej siły. Oderwały się od
niego dwie świetliste lance, mknąc prosto w stronę upadłej anielicy. Ta próbowała
odskoczyć, ale oręż archanioła nigdy nie chybiał. Oba ostrza skręciły za Ashel, która
zdała sobie sprawę, że nie zdoła umknąć. Szpadą odbiła jeden z ataków, ale drugi
dosięgnął serca. Słup światła przebił na wylot diabelskie ciało, nie czyniąc
najmniejszej szkody. Stojący obok Ashel demon złapał się za dziurę w piersi i osunął
martwy na ziemię.
Mikha'el prychnęła z pogardą.
- Rzuciłaś klątwę na własne sługi? Mają umierać za ciebie? Nie znasz honoru?
Diablica uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Honoru? Oh, mój drogi. Oni po prostu bronią swojej królowej. Poza tym
zawsze pragnęłam poczuć jak to jest być bogiem. Bawić się życiami innych, samemu
domagając się chwały. Powiem ci, że coraz lepiej go rozumiem. To doskonała zabawa.
- Bluźnisz, Ashel.
- Prawda oznacza bluźnierstwo? Przejrzyj na oczy, Michale. Wszyscy jesteśmy
tutaj pionkami. Może i jesteś królową, masz siłę której nie można się równać, ale to
on przesuwa tobą po planszy, tak jak ma na to ochotę. Gdy zechce, pozwoli cię
zniszczyć, a na twe miejsce powoła inny pionek. My walczymy, a on bawi się, siedząc

11
bezpiecznie nad tą szachownicą.
- Milcz! - wrzasnęła, skacząc ku Ashel.
Przebiła włócznią żałosnego demona, który stanął jej na drodze. Kolejni
zaatakowali całą grupą. Byli zażarci i zdeterminowani, ale zbyt słabi by zatrzymać
wodza Zastępu światła. Po kilku chwilach, u stóp anioła leżało tuzin ciał. Każdy miał
przebite serce lub czaszkę.
- Widzisz? - krzyczała Ashel, stojąc w bezpiecznym miejscu. - Tylko pionek.
Dalej, walcz. Daj mu satysfakcję. Pozwól się zabawić, gdy będzie patrzył jak dzielnie
wojujesz. Ciekawe czy pokonasz wszystkich. Zostało ci jeszcze trzystu.
Aoen w pierwszej chwili chciała odpowiedzieć, że to żadne wyzwanie, ale
wtedy dotarło do niej, iż tego właśnie chce jej przeciwnik. Wciągnąć w dyskusję,
zatruć umysł kłamstwami, bluźnierstwami i podstępną mową. Nie mogła na to
pozwolić.

„Bezbożni są odstępcami już od łona matki,


kłamcy błądzą już od samego urodzenia.”

- Modlisz się, Michale? - krzyknęła diablica. - Za późno, głupcze. Bóg już


rozdał karty.
Aoen już jej nie słyszała. Pieśnią zagłuszała zwodnicze słowa.

„Mają jad podobny do jadu węża,


do jadu głuchej żmii, co zatyka ucho swoje,”

- Zabić ją! Natychmiast! - wrzasnęła Ashel.


Tłum demonów zawył, rzucając się na odzianego w srebro rycerza. Czarne
ciała zalały ją swą masą. Jedynie co jakiś czas dało się zauważyć jasny blask włóczni
Aoen. Walczyła zajadle, uderzając i tratując kolejnych wrogów.

„Aby nie usłyszeć głosu zaklinaczy


Ani biegłego w swej sztuce czarownika.”

Próbowały ją przewrócić, rozbroić, wieszali się na niej, pragnąc znaleźć luki


w pancerzu. Wszystko na nic. Kolejne demony ginęły z wrzaskiem. Co chwilę nad

12
tłumem wzlatywały rozszarpane ciała. Pustkowie zamieniło się w miejsce rzezi.

„Boże, połam zęby w ich ustach;


roztrzaskaj kły lwiąt, Panie!”

Ashel wzniosła się na czarnych skrzydłach. Miotała w Mikha'ela kulami ognia.


Próbowała go oślepić. Kilkakrotnie zdołała przewrócić przeciwnika, magią usuwając
grunt spod opancerzonych stóp. Żadna sztuczka nie odnosiła skutku. Dowódca zawsze
wstawał. Diablica, obelgami i obietnicami wielkich nagród, zachęcała swych
wojowników do walki. Czasem wykorzystywała mroczną moc i wysadzała ich
w powietrze, gdy stali na tyle blisko Michała, że eksplozje mogły go zranić.

„Niech znikną jak woda, która spływa;


Niech strzały, które wypuszczą będą stępione!”

Archanioł nie zwalniał. Był jak żuk w mrowisku, niemożliwy do zatrzymania.


Co chwila miotał świetlistymi oszczepami. Niektóre Ashel blokowała, inne
kosztowały ją życie kolejnych sług. Teraz zaczynała rozumieć jak ten potwór zdołał
zabić jej siostrę i zburzyć pałac. Siła oraz waleczność anioła nie miały sobie równych.

„Niech przeminą jak ślimak, który się rozpływa,


Jak poroniony płód niewieści, niech nie ujrzą słońca!”

Diablica doskonale widziała jak niektórzy wojownicy przebijają gardę anioła.


Przynajmniej kilka ciosów zdołało ominąć zbroję. Sam pancerz dymił od
niesamowitego gorąca, jakie Ashel zdołała na niego sprowadzić. Wyobrażała sobie, że
pod stalowymi płytami kryje się poparzony, krwawiący nieszczęśnik. Mimo tego nie
zwalniał. Deptał ciała zabitych, brocząc w błocie śniegu oraz krwi.

„Nim chrust rozgrzeje garnki wasze,


rozrzuci go, suchy czy zielony, wiatr porywisty.”

Wtedy Ashel podpaliła ciała zabitych. W jednej chwili kilkadziesiąt trupów


stanęło w płomieniach, zamieniając pole bitwy w piekło na ziemi. Pochłonęły nie

13
tylko anioła, ale wszystkich, którzy stali w okolicy. Wrzeszczeli z bólu, gdy ogień
obracał ich w popiół.
Ci którzy uniknęli zagłady, rozbiegli się we wszystkie strony.
- Na co czekacie? Dobijcie go! - grzmiała.
Demony z przerażeniem spoglądały na pożar. Słyszały modlitwę, która z niego
dobiegała. Była głośna i przerażająca.

„Uraduje się sprawiedliwy, gdy ujrzy pomstę;


stopy swe obmyje w krwi bezbożnego.”

Z płomieni wynurzyła się Aoen. W drodze zrzucała części ciążącego pancerza.


Odsłoniła poparzoną twarz i spalone włosy. Cuchnęła zwęglonym mięsem oraz krwią
zamordowanych.
- Już blisko, głupcy! Wykończcie ją, a zwycięstwo będzie nasze!

14

You might also like