Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 490

Spis treści

Podziękowania

Nota autorska do wydania z roku 2016


Powoli
Aktualny stan badań

Podstawy

Zaskakujące wyniki badań nad rolą wysokiej wrażliwości


w związkach
Cztery składniki wysokiej wrażliwości – plus piąty

Badania dotyczące przeciążenia stymulacją

Badania dotyczące wyczulenia na subtelności


Genetyka i ewolucja

Ostatni eksperyment: WWO a nuda w związkach


Nowe stare myśli o miłości, WWO i duchowości

Wstęp
Co nas różni

Na scenę wkracza osoba wysoko wrażliwa

Czy wszystko zależy od genów?

Jak korzystać z tej książki


Jeśli czytasz tę książkę z partnerem (WWO lub nie-WWO)

Jeśli obecnie nie jesteś zakochany

Jeśli nie jesteś osobą wysoko wrażliwą


Naukowe – i nie tylko – podstawy książki

Dane zewsząd

Dane z głębi

ROZDZIAŁ 1. Czy jesteś osobą wysoko wrażliwą?


Jaki masz temperament? Czas się tego dowiedzieć

Pomocy! „Mój partner i ja jesteśmy przeciwieństwami” albo


„Jesteśmy jak bliźnięta”

Deena, Daniel, Blake, i inni

Tajemnica nierozwiązywalnych konfliktów

Diagnoza dla Deeny i pozostałych


Wysoka wrażliwość

Znaczenie optymalnego poziomu pobudzenia

Czy wrażliwość to introwersja? I tak, i nie


Czy wrażliwość to nieśmiałość? Nie

Dlaczego wrażliwość jest tak ważna?

Rola WWO w relacjach międzyludzkich

Każda kultura faworyzuje jeden z typów

Nasza rola w kulturach agresywnych jest jeszcze ważniejsza


Poszukiwanie doznań

Poszukiwacze doznań pragną zmiany

Dwa układy w mózgu

Poszukiwanie doznań a miłość

Cztery typy ludzi


Po co nam tyle pojęć
Czego potrzebują osoby wysoko wrażliwe

Specjalnie dla WWO/PD

Ostatnia myśl

ROZDZIAŁ 2. Nieśmiałość płciowa a wrażliwość


Dlaczego WWO czują się niezręcznie w obecności płci przeciwnej

Przyczyny kulturowe

Biologiczna „obcość”

Nie czujĘ się „wzorem” męskości czy kobiecości

Na koniec: jak bardzo się różnimy?

Szkodliwy wpływ uprzedzeń związanych z płcią na relacje wysoko


wrażliwych kobiet
Jak seksizm niszczy kobiety i ich miłość
Ofiary seksualności

Mieszane uczucia wobec mężczyzn

Szkodliwy wpływ uprzedzeń związanych z płcią na relacje wysoko


wrażliwych mężczyzn
Czuję się jakiś niewydarzony

Nieśmiałość miłosna

Dodatkowe nieprzyjemności wspólne dla WWK i WWM


ZAMKNIĘTE możliwości

Niska samoocena
Słabo zarysowane granice

Wysoko wrażliwi nadludzie – przestroga


Dobrzy rodzice, którzy się nie doceniają

A skłonność do poszukiwania doznań?


Praca nad problemami związanymi z płcią
Końcowe przemyślenia

ROZDZIAŁ 3. WWO a lęk przed bliskością

BLISKO-DALEKI
Co czujesz, myśląc o bliskości?
Nieświadomość i lęki

Osiem powodów obawy WWO przed bliskością


1. Lęk przed odsłonięciem się i odrzuceniem

2. Lęk przed wybuchem gniewu


3. Lęk przed opuszczeniem

4. Lęk przed utratą kontroli


5. Lęk przed własnymi porywami „ataku i niszczenia”
6. Lęk przed pochłonięciem
7. Lęk przed zaangażowaniem
Poszukiwanie doznań a lęk przed bliskością

Korzenie najgłębszego lęku przed bliskością


Elise i jej wygłodniałe ja
Jak zaczynają się zmiany

Test twojego „stylu przywiązania”


Cztery style przywiązania

Wrażliwość a styl przywiązania


Jak stać się „bezpiecznym”
Wielki krok naprzód

Gdy druga osoba obawia się bliskości


Ostatnie spojrzenie na obawy przed bliskością

ROZDZIAŁ 4. Skok na głęboką wodę


Czym jest miłość?

Intensywność miłości WWO znana z pierwszej ręki


Z kameleona w smoka

Cztery poglądy na istotę miłości przez pryzmat WWO


Zakochanie w bratniej duszy

Wybór partnera
Wpływ temperamentu na atrakcyjność
Pobudzenie plus wysoka wrażliwość równa się miłość

Czego uczą nas osoby zakochujące się w swoich terapeutach


Nastrojowa sytuacja plus wyobraźnia WWO równa się miłość

Zakochanie pod wpływem sił nieświadomych

Powrót do raju ducha pierwotnego


Miłość na odległość, miłość bez wzajemności, miłość niemożliwa

Przemyślałeś to i chcesz się zakochać


Właściwy wybór, albo w kim się nie zakochiwać

Poznawanie wysoko wrażliwych


Poznawanie nie-WWO

Pogłębianie relacji
Jak zapobiec zakochaniu się
Po zakochaniu się

ROZDZIAŁ 5. Związki WWO z nie-WWO


Dobre wieści
Korzyści dla osoby wysoko wrażliwej
Korzyści dla nie-WWO

Wyzwania
Kilka rozwiązań

Do wysoko wrażliwych kobiet w parze z rzekomo nie-WWO


Zmień to, czego nie możesz zaakceptować; zaakceptuj to, czego
nie możesz zmienić

ROZDZIAŁ 6. Jak dwie krole wody

Dobre wieści

Spotkanie podobnych umysłów i serc

Osobiste korzyści z podobieństwa do partnera


Wyzwania
Kilka rozwiązań

Problemy spowodowane podobnym wyczuleniem na niuanse


Kilka rozwiązań
Końcowe przesłanie dla was obojga

ROZDZIAŁ 7. Tworzenie satysfakcjonującego wrażliwego


partnerstwa

Znaczenie robienia fajnych rzeczy razem


Przełomowe badania nad potrzebą przełomu

Ostrożnie aplikuj ekscytację wysoko wrażliwym


Dialog w celu zrozumienia punktu widzenia drugiej osoby
Empatycznie słuchaj, empatycznie mów

Dialog – sprawa honoru i zaufania

Dan i María
Opanowywanie stanów nadpobudzenia w czasie konfliktów
Oznaki nadpobudzenia

Zapobieganie nadpobudzeniu
Możesz się kłócić po swojemu, ale się nie wycofuj

Jack i Raven
Oznaki ZAPRZESTANIA WALKI

Wznowienie zaangażowania
Odkrywanie nierozpoznanych życiowych nadziei i lęków

Zdobądź ekspercką wiedzę na temat kompleksów


O rozszczepieniu i projekcji raz jeszcze

Cień wie

Gdy rozszczepienie jest poważniejsze

Czasami potrzebujemy pomocy


Kiedy pora kończyć

Prosta porada na zakończenie

ROZDZIAŁ 8. Nasza seksualność

Miej w pamięci problem ze średnimi

Czym wysoko wrażliwi nie różnią się od innych


Czym wysoko wrażliwi różnią się od innych

Wysoko wrażliwe kobiety a seksualność


Wysoko wrażliwi mężczyźni a seksualność

Wysoka wrażliwość, poszukiwanie doznań i seksualność


Wyniki u kobiet

Komentarze uczestników badań

Rozwój seksualności osoby wysoko wrażliwej


Seksualność a empatyczna więź

Przeszkody dla seksualności

Kilka porad seksualnych dla WWO

O pożądaniu
Specjalnie dla wysoko wrażliwych – głęboki wgląd w seksualność

Myśli końcowe

ROZDZIAŁ 9. Ścieżka duchowa WWO

Duchowość jako widzenie niewidzialnego


Kolejny kapitał, który wnosimy do związków: uzdolnienia duchowe

Fakty stwierdzone przez genetykę

Duchowość jest relacją


Oś ego–Jaźń a wczesne relacje

Styl przywiązania ego do Jaźni

Blokada osi ego–Jaźń a miłość

Uzdrawianie osi ego–Jaźń


Akceptacja przez Jaźń

Wewnętrzny kochanek jako przewodnik do stabilnej bliskości


z Jaźnią
Intymne życie z Jaźnią

Drugie spojrzenie na Marka i Lindę


Josh i kobieta dająca mu pić

Połączenie życia symbolicznego dwojga ludzi

Czym więc jest miłość?


Dla wysoko wrażliwych w długoletnich związkach

Czas się pożegnać

Przypisy bibliograficzne
Tytuł oryginału: The Highly Sensitive Person in Love

Przekład: Aleksandra Haduła


Redakcja: Dariusz Rossowski
Korekta: Katarzyna Nawrocka

Projekt okładki i stron tytułowych: Joanna Wasilewska/Katakanasta


Ilustracja na okładce: © Anna Guz/Shutterstock

Copyright © 2000, 2016 by Elaine N. Aron, Ph.D. All rights reserved


Copyright for the Polish edition and translation © Wydawnictwo JK, 2019

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani
rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących,
nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw.

ISBN 978-83-7229-864-5
Wydanie I, Łódź 2019

Wydawnictwo JK
Wydawnictwo JK, ul. Krokusowa 3,
92-101 Łódź
tel. 42 676 49 69
www.wydawnictwofeeria.pl

Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.


Mojemu mężowi Artowi
Mojemu synowi Elijahowi
Osobom, które podobną miłością darzą moich czytelników
Podziękowania

Miałam wielkie szczęście współpracować z redaktor Tracy Behar i moją


agentką Betsy Amster – obie z wyczuciem i inteligentnie mobilizowały
mnie do wytężonej pracy przy spisywaniu i objaśnianiu myśli na temat
miłości i temperamentu, jakie powstawały w moim nadaktywnym, wysoko
wrażliwym mózgu. Za wnikliwą lekturę rękopisu i cenne uwagi dziękuję
redaktor Sarah Whitmire oraz mojemu mężowi Artowi. Doceniam także
wkład mojego syna Elijaha w pracę nad tekstem książki.
Ogromne podziękowania należą się osobom wysoko wrażliwym, które
zgodziły się na udzielanie mi wielogodzinnych wywiadów na temat swoich
związków, a także wielu innym, które wzięły udział w ankietach. Wyrażam
również wdzięczność osobom, które zgłosiły się do mnie na psychoterapię.
Opowiadając fragmenty ich historii na kartach książki, zmieniałam fakty,
dbałam jednak o zachowanie oryginalnych wniosków. Te opisy
prawdziwych wydarzeń nadały książce głębię. Czuję się niezmiernie
wyróżniona, że mogłam towarzyszyć ich autorom, gdy ujawniali swoje
przeżycia.
Nota autorska do wydania z roku 2016

Masz przed sobą poprawione wydanie książki The Highly Sensitive Person
in Love. Pierwotnie ukazała się ona drukiem w 2000 roku, ponieważ jednak
niewiele jej fragmentów w moim odczuciu wymagało zmiany, to wszystkie
swoje uwagi zawarłam w niniejszej nocie. Przede wszystkim chcę
przytoczyć wyniki najnowszych badań nad wrażliwością. Pragnę również
podzielić się dwiema refleksjami z obserwacji odbioru książki przez
czytelników w ciągu kilkunastu lat.
Powoli

Po pierwsze, ostrzeżenie dla moich wysoko wrażliwych czytelników. Nie


oczekujcie, że bliskie wam osoby wpadną w zachwyt, dowiedziawszy się
o waszej wrażliwości lub roli, jaką odgrywa ona w związku. Mogą odebrać
takie informacje jako zagrożenie. Być może poczują nadciągającą zmianę
i zaczną się obawiać, że będzie dla nich przykra. Może pomyślą, że
oddalicie się od siebie, ponieważ jesteście mniej podobni. Zresztą każde
z was ma prawo do takich odczuć. A może odkryjesz, że masz nowe
potrzeby i zaczniesz je głośno wyrażać. Może dotąd nie sądziłeś, że
potrzebujesz więcej spokojnego czasu tylko dla siebie, albo dopiero teraz
uświadamiasz sobie, że chodzenie do hałaśliwych lokali, które odwiedzałeś
wraz z partnerem, nie sprawiało ci wielkiej frajdy. Taki wzrost
samoświadomości mógłby oznaczać drastyczne zmiany układu sił
w związku, jeśli do tej pory osoba wysoko wrażliwa (WWO) była
postrzegana jako w pewien sposób słabsza czy wręcz zaburzona
psychicznie. Teraz okazuje się bowiem, że WWO jest normalna, a nawet
ma pewne szczególne umiejętności oraz równe prawa.
Dlatego radzę ci, abyś działał powoli. Wykorzystaj swoją niezwykłą
empatię (zob. s. 18) do zrozumienia, co twoje nowe spostrzeżenia o sobie
oznaczają dla drugiej osoby. Ona także ma własne potrzeby i należy je
uszanować, nawet jeśli doprowadzą do konfliktów, które będziecie musieli
wspólnie rozwiązywać. Nigdy nie używaj swojej wrażliwości jako broni –
nie mów na przykład: „Jestem wysoko wrażliwa, więc nie zamierzam tego
słuchać”. Z góry umów się z partnerem, że jeśli którekolwiek z was dozna
nadpobudzenia w trakcie konfliktu, zrobicie sobie przynajmniej
dwadzieścia minut „przerwy technicznej”, a następnie na pewno wrócicie
do rozmowy. Nie koncentrujcie się jednak przesadnie na nowo odkrytej
różnicy między wami. Po kilku miesiącach ta nowa wiedza nadal będzie
istotna, lecz naturalnie zintegruje się z całym tobą i twoim dotychczasowym
stylem relacji z bliskimi ci ludźmi.
Po drugie, pragnę ostrzec sceptyków. Nie powinniście się spieszyć
z akceptowaniem lub odrzucaniem prezentowanej tu koncepcji wysokiej
wrażliwości. Trudno ci uwierzyć w realność tej cechy? Nawet ja przez
pewien czas w nią wątpiłam. Czy widzę w wynikach badań coś, czego
w nich naprawdę nie ma? Myślę, że rezultaty różnych eksperymentów
przeprowadzonych przez niezależnych naukowców, o których przeczytasz
za chwilę, odpowiedzą na to pytanie. Rozważmy jednak dobre powody do
tego, by z początku podchodzić do wspomnianej koncepcji ze
sceptycyzmem, a mimo to dać jej drugą szansę.
Być może zastanawiasz się, dlaczego cecha nazywana wysoką
wrażliwością nie została „odkryta” wcześniej. Przecież trzymasz w rękach
po prostu kolejny poradnik psychologiczny. Spieszę wyjaśnić, że nigdy nie
zamierzałam pisać poradników. Zostałam do tego przymuszona przez osoby
wysoko wrażliwe, które dowiedziały się o moich badaniach naukowych
i praktycznie zażądały ode mnie książki. Omawiana tu cecha temperamentu
oczywiście istniała zawsze, choć nazywano ją innymi terminami. Jej
najważniejsze elementy nie były jednak znane, dlatego opisywano ją
wyłącznie w kategoriach zewnętrznych zachowań, takimi słowami jak
„nieśmiałość” lub „introwertyczność”. Osoby wysoko wrażliwe wcale nie
muszą takie być. Poza tym, w przeciwieństwie do koloru włosów, wzrostu
czy płci, wysoka wrażliwość jest w dużej mierze niewidoczna, co sprawia,
że łatwo umniejszać jej znaczenie. Tymczasem wywiera ona na nas równie
duży wpływ co płeć w tym sensie, że oddziałuje na wszystkie aspekty życia
– sposób myślenia, odczuwania, preferencje, wybór zawodu, a także,
oczywiście, relacje.
Na tę niewidoczność nakłada się jeszcze to, że typowe osoby wysoko
wrażliwe tak dobrze przystosowują się do życia i innych ludzi, iż ich
odmienność jest niemal niezauważalna, jeśli ich dobrze nie znamy.
(Niemniej ze względu na pewne swoje problemy czy zdolności niektóre
WWO rzucają się w oczy i to one mogą kształtować nasz obraz wysoko
wrażliwych). W pewnym sensie istotą wysokiej wrażliwości jest
adaptowanie się.
Kolejnym powodem, dla którego można nie traktować wysokiej
wrażliwości poważnie, jest to, że zaledwie 20 procent ludzi rodzi się z tą
cechą. Oznacza to, że 80 procent populacji kształtuje opinię większości na
temat ludzkiej natury. Dla każdego z nas naturalne jest przekonanie, że inni
są do nas pod wieloma względami podobni. Pomaga nam to w rozumieniu
siebie nawzajem i odczuwaniu empatii. Mimo to istnieją osoby, które
odpowiadają „tak” na każde stwierdzenie z kwestionariusza Czy jesteś
wysoko wrażliwy? w tej książce, i takie, które na każde odpowiadają „nie”.
Wszyscy żyjemy w tych samych wspólnotach, a niektórzy nawet pod tym
samym dachem, mamy jednak bardzo różne potrzeby. Ponieważ nie
potrafimy rozpoznać, kto z nas jest wrażliwy, a większość taka nie jest,
osoby niewysoko wrażliwe (nie-WWO) są naturalnie sceptyczne. Czasami
nawet WWO uważają, że są lub powinny być takie jak nie-WWO. (Parę
słów na temat terminu „nie-WWO”: pojęcie WW stosowane jest w ścisłym,
naukowym znaczeniu, które nie sugeruje, że osobom będącym nie-WWO
brakuje wrażliwości w sensie troski i chęci niesienia pomocy innym.
Zresztą WWO mogą w pewnych sytuacjach wcale nie wykazywać tak
rozumianej wrażliwości, na przykład w razie nadpobudzenia lub „uwikłania
w kompleks”, co objaśniam w dalszej części książki).
Ludzie różnią się między sobą bardzo wieloma wrodzonymi cechami,
dlatego założenie, że wszyscy rodzimy się tacy sami, a nasz charakter jest
kształtowany wyłącznie w drodze nauki i przez osobiste decyzje, może
stanowić realne źródło konfliktów w relacjach. Mamy skłonność, aby
uważać, że człowiek działający w sposób, który nam nie odpowiada,
powinien być zdolny do zmiany tego zachowania, jeżeli naprawdę nas
kocha. Tymczasem może być do tego zdolny albo może nie być. Na
przykład nie-WWO często uważają, że każdemu powinny się podobać
gwarne restauracje czy „rozmowy o niczym”, więc jeśli komuś się nie
podobają, po prostu wydziwia, jest trudny, roszczeniowy. Nic bardziej
mylnego. Różnica między nami sprawia, że głośne lokale i banalne
pogawędki są dla wielu ludzi w porządku, a dla wysoko wrażliwych
pozostają nie do zniesienia. Raz jeszcze mówię: ta cecha jest realna.
Aktualny stan badań

Około roku 1991 zaczęłam się posługiwać pojęciem „wrażliwości”


w odniesieniu do dorosłych, a w 1997 opublikowałam wyniki swoich
badań; w tym samym czasie, a nawet wcześniej inni naukowcy badali
wrażliwość dzieci, wszyscy jednak pracowaliśmy bez większego rozgłosu.
Jeśli chodzi o mnie, przeprowadzałam wywiady z dorosłymi, które
posłużyły mi do stworzenia statystycznie rzetelnego kwestionariusza, oraz
podjęłam pewne badania mózgu – stosowałam więc podejścia niemożliwe
do wykorzystania w pracy z dziećmi. Inni prowadzili badania z zakresu
fizjologii i genetyki, które później połączono ze zjawiskiem wysokiej
wrażliwości. Obecnie wrażliwością interesuje się wielu naukowców
z różnych ośrodków badawczych, choć nie wszyscy używają tych samych
terminów. Ja nazywam cechę, o której tu mowa, wrażliwością
przetwarzania zmysłowego (sensory processing sensitivity), inni badacze
posługują się takimi pojęciami, jak wrażliwość środowiskowa,
reaktywność, biologiczna wrażliwość na kontekst, podatność dyferencyjna
(differential susceplibility) czy wrażliwość dająca przewagę (vantage
sensitivity), niektórzy identyfikują ją za pomocą nazw pewnych wariantów
genetycznych albo mówią o plastyczności bądź elastyczności
behawioralnej, podobnie jak w opisie zachowania zwierząt.
Podstawy

Choć na pewno będą się pojawiać nowe przesłanki naukowe, obecnie


znaczna większość naukowców wydaje się zgadzać, że wysoka wrażliwość
to cecha
wrodzona, uwarunkowana genetycznie czy „konstytucjonalna” (choć
niektórzy badacze uważają, że na jej wykształcenie się mogą wpływać także
inne czynniki);
wykrywana zawsze u mniejszości, czyli około 20 procent populacji;
pociągająca za sobą skłonność do zauważania subtelnych aspektów otoczenia
oraz zatrzymywania się w nowych sytuacjach w celu obserwacji
i porównania z wiedzą z przeszłości (choć czasami wiedza z przeszłości
prowadzi do stosunkowo szybszego i pewniejszego działania);
wykształcona ewolucyjnie u ponad stu gatunków, ponieważ niesie pewne
korzyści pod względem przetrwania;
niebędąca zaburzeniem ani obciążeniem, bo chociaż osoby żyjące
w niesprzyjających warunkach, szczególnie w dzieciństwie, są bardziej
narażone na doświadczanie trudności, to te przebywające w przyjaznym
środowisku i otrzymujące wsparcie zazwyczaj funkcjonują lepiej od innych
pod różnymi względami. Zjawisko to nazywa się podatnością dyferencyjną.
Zaskakujące wyniki badań nad rolą wysokiej
wrażliwości w związkach

Badania o prawdopodobnie największym znaczeniu z punktu widzenia tej


książki zostały przeprowadzone przez Biancę Acevedo
i współpracowników (w tym mojego męża i mnie), a ich rezultaty
opublikowano w roku 2014 w „Brain and Behavior”. (Przytaczając
doniesienia naukowe, podaję informacje umożliwiające łatwe wyszukanie
ich w internecie. Odnośniki do większości z nich znajdują się też na mojej
stronie www.hsperson.com). Wykorzystano w nich skanowanie mózgu, aby
dowiedzieć się, które jego obszary były aktywne podczas oglądania przez
WWO i nie-WWO fotografii obcych osób i swoich najbliższych
z radosnym, smutnym lub neutralnym wyrazem twarzy. Eksperyment
wykazał istotne różnice między badanymi grupami. Przede wszystkim
układ neuronów lustrzanych osób o wysokiej wrażliwości okazał się
bardziej aktywny. Neurony lustrzane, współpracujące z komórkami
w innych częściach mózgu, które również były aktywniejsze
u wrażliwszych uczestników badania, są silnie powiązane z empatią.
Możemy odczuwać empatię rozumowo lub nawet przyjmując, że inni są
tacy jak my, ale dzięki empatii lustrzanej do pewnego stopnia faktycznie
współodczuwamy z drugim człowiekiem.
Ponadto WWO biorące udział w tym eksperymencie ogólnie silniej niż
pozostałe reagowały na emocje, silniej reagowały na emocje partnerów niż
obcych oraz na pozytywne uczucia swoich partnerów; na widok smutku na
twarzach najbliższych ich mózg w większym stopniu przełączał się w „tryb
działania” niż w przypadku oglądania obcych. Większa aktywność innych
obszarów mózgu u WWO wskazywała, iż osoby te miały większą
świadomość w trakcie zadania. Wszystkie te informacje świadczą
o realnych pożytkach, jakie ludzie wysoko wrażliwi wnoszą do swoich
związków.
Cztery składniki wysokiej wrażliwości – plus piąty

Od roku 2012 myślę o wysokiej wrażliwości jako cesze obejmującej cztery


elementy, które określam skrótem DOES. Pierwszym z nich jest głębokość
przetwarzania informacji (depth of processing – D). Kolejnym skłonność do
przestymulowania (overstimulation – O). Jeśli docierające do nas bodźce
przetwarzamy bardzo głęboko, nadmiar informacji może szybko
spowodować przestymulowanie. Trzeci składnik to reaktywność
emocjonalna i empatia (emotional responsiveness and empathy – E), będące
przedmiotem wielu owocnych badań. Ostatni element wysokiej wrażliwości
stanowi wyczulenie na subtelne bodźce (sensitivity to subtle stimuli – S).
Nietrudno zrozumieć, że taki zestaw charakterystyk ma wpływ na
związki oraz wszelkie inne dziedziny życia. Być może zechcesz przerwać
na chwilę lekturę i zastanowić się nad osobą wysoko wrażliwą w twoich
relacjach – partnerem, przyjacielem lub członkiem rodziny. Które
z wymienionych czterech charakterystyk przejawiają się u niej? Osoba
niewykazująca w pewnym stopniu wszystkich czterech elementów DOES
prawdopodobnie nie jest wysoko wrażliwa, przynajmniej według mojej
definicji tego pojęcia.
Niedawno musiałam dodać do powyższego opisu podatność
dyferencyjną. Począwszy od czasu, kiedy zaczynałam zastanawiać się nad
wrażliwością, Jay Belsky i Michael Pluess opracowywali teorię, w myśl
której prawdopodobieństwo przetrwania DNA rodziców, czyli spełnienia
indywidualnego celu ewolucyjnego, jest większe, jeżeli niektóre z ich
dzieci wykazują wysoką wrażliwość na bodźce z otoczenia. Takie
potomstwo od urodzenia jest bardziej wyczulone na niebezpieczeństwa
i czerpie więcej korzyści ze wszystkiego, co może być dla niego przydatne.
Rezultat będzie jeszcze lepszy, jeśli niektóre dzieci tych samych rodziców
nie będą wysoko wrażliwe, na wypadek gdyby okoliczności ich dorastania
nie wymagały tak dużej wrażliwości i związanych z nią nakładów energii.
Przed opublikowaniem prac Belsky’ego i Pluessa wrażliwość była
postrzegana wyłącznie jako cecha świadcząca o słabości i mniejszej
odporności na negatywne doświadczenia, powodująca na przykład
skłonność do depresji i stanów lękowych. Obecnie jednak wiemy, że
lepszym określeniem jest podatność zarówno na dobre, jak i złe wpływy
środowiska. Michael Pluess następnie zajął się badaniem samego
pozytywnego aspektu zjawiska, który wcześniej był pomijany, i nazwał go
„wrażliwością dającą przewagę” (vantage sensitivity).
Jeśli więc porównamy na przykład WWO z nie-WWO, które miały
podobnie trudne dzieciństwo, te pierwsze w dorosłym życiu częściej
doświadczają depresji, lęku i nieśmiałości oraz zmagają się z niskim
poczuciem bezpieczeństwa w relacjach, jak opisano w tej książce. Jeżeli
jednak ich dzieciństwo przebiegało w wystarczająco dobrych warunkach,
nie przeżywają one podobnych problemów, a nawet mogą funkcjonować
lepiej niż pozostali ludzie. Choć lęk i depresja należą do głównych
czynników pozwalających przewidywać rozpad związku, z drugiej strony
WWO potrafią lepiej niż inni korzystać ze wsparcia partnera, jeśli jest
stosowne, a także – w razie konieczności – z pomocy specjalistów, którzy
rozumieją wysoką wrażliwość.

BADANIA DOTYCZĄCE GŁĘBOKOŚCI


PRZETWARZANIA INFORMACJI
Głębokość przetwarzania informacji to główny, a zarazem najtrudniejszy do
obserwacji i badania składnik wrażliwości. Ujawnia się on między innymi
w tym, że osoby wysoko wrażliwe mają po prostu przemyślane wszystkie
aspekty danej sprawy, szczególnie jeśli chodzi o podjęcie jakiejś decyzji – 
od wyboru smaku lodów po dociekania na temat sensu życia. Chociaż
w efekcie decydowanie może zabierać im więcej czasu, wrodzona rozwaga
powoduje, że ich wybory często są lepsze. Dlatego wielu z nich zostaje
liderami.
Co na ten temat mówi nauka? Badania opublikowane w roku 2011
w „Social Cognitive and Affective Neuroscience” przez Jadzię Jagiellowicz
i współpracowników polegały na porównaniu aktywności mózgu WWO
i nie-WWO podczas wyszukiwania różnic między dwoma niewiele
różniącymi się lub wyraźnie różniącymi się obrazkami. Gdy osoby wysoko
wrażliwe przyglądały się ilustracjom różniącym się tylko drobnymi
szczegółami, ich mózg wykazywał większą aktywność w obszarach
wyspecjalizowanych w tego typu działaniach – postrzeganiu niuansów
i detali, a nie powierzchownych aspektów rzeczywistości. Oznacza to, że
uczestnicy wysoko wrażliwi bardziej angażowali części mózgu, które
odpowiadają za „głębsze”, dokładniejsze przetwarzanie informacji.
Inny eksperyment, przeprowadzony przez nas i naszych kolegów,
opublikowany w tym samym piśmie w roku 2010, porównywał, jak WWO
i nie-WWO w Azji i w Stanach Zjednoczonych radzą sobie z zadaniami
percepcyjnymi o różnej trudności (to znaczy o różnym wymaganym
poziomie aktywności bądź wysiłku mózgu) zależnie od rodzaju kultury,
z której wywodzą się badani – bardziej kolektywna w Azji,
a indywidualistyczna Ameryce Północnej. Aktywność mózgowa nie-WWO
wykazywała zwyczajowy dodatkowy wysiłek podczas pracy nad zadaniem
uznawanym za trudniejsze dla ludzi z ich kultury, natomiast mózgi ludzi
wysoko wrażliwych, niezależnie od tego, czy urodzili się w Azji, czy
w Stanach Zjednoczonych, nie wykazywały różnic w wysiłku przy
wykonywaniu obu zadań. Uczestnicy z tej grupy mieli większą łatwość
wykraczania poza własne tendencje kulturowe do głębszego poziomu
„istoty rzeczy”.
Badania Bianki Acevedo i współpracowników poświęcone empatii, które
opisałam powyżej, również wykazały, że mózg osób wysoko wrażliwych
był bardziej aktywny w obszarach związanych z drobiazgowym
przetwarzaniem percepcyjnym. Wyniki naszych badań są więc zgodne, a to
dobry znak.
Badania dotyczące przeciążenia stymulacją

Osoba, która jest bardziej świadoma wszystkiego, co dzieje się wewnątrz


i wokół niej, a jednocześnie dokładniej przetwarza docierające do niej
informacje, prawdopodobnie będzie szybciej niż inni wyczerpywać się
psychicznie i fizycznie, a zatem ulegać stresowi. Zjawisko to niemal nie
wymaga naukowego wykazywania, stanowi bowiem powszechne
doświadczenie osób wysoko wrażliwych i jest bardzo łatwo zauważane
przez ich bliskich.
Eksperymentalnych przesłanek do tego, że osoby wysoko wrażliwe
łatwiej ulegają przestymulowaniu, dostarczyło badanie Friederiki
Gerstenberg, opisane w 2012 roku w „Personality and Individual
Diferrences”, w którym porównywano WWO z nie-WWO w trakcie
pomysłowego zadania percepcyjnego. Polegało ono na jak najszybszym
ocenianiu, czy na ekranie monitora znajduje się litera „T” w dowolnym
położeniu, schowana między wieloma literami „L”, ułożonymi w różnych
kierunkach. WWO odpowiadały szybciej i poprawniej od pozostałych
uczestników, ale jednocześnie zgłaszały wyższy poziom stresu
odczuwanego podczas wykonywania zadania.
Doświadczanie stresu na skutek silnej stymulacji, na przykład hałasu,
przebywania w zatłoczonym pomieszczeniu lub nieustannych zmian, nie
jest jednak głównym wyznacznikiem wysokiej wrażliwości. Dyskomfort
sensoryczny występujący bez innych aspektów tej cechy może być oznaką
zaburzeń związanych z przetwarzaniem informacji zmysłowych, czyli
niezdolności do ich poprawnego segregowania i klasyfikowania – takie
problemy są czymś zupełnie innym niż wysoka wrażliwość z jej
nadzwyczaj drobiazgowym lub głębokim przetwarzaniem zmysłowym. Na
przykład osoby z zaburzeniami ze spektrum autyzmu czasami skarżą się na
przeciążenie sensoryczne, ale w innych sytuacjach, szczególnie tych
wymagających przetwarzania sygnałów społecznych, mogą niedostatecznie
reagować na stymulację, tak jakby nie potrafiły adekwatnie ocenić
znaczenia danego bodźca. (Oczywiście osoba wysoko wrażliwa może być
też autystyczna lub mieć zaburzenia sensoryczne, ale nie są one tożsame
z omawianą cechą temperamentu).

BADANIA DOTYCZĄCE REAKTYWNOŚCI


EMOCJONALNEJ I EMPATII

Z badań kwestionariuszowych i eksperymentalnych wiemy, że osoby


wysoko wrażliwe intensywniej reagują zarówno na pozytywne, jak
i negatywne doświadczenia. Naukowcy przekonująco wykazali, że
praktycznie nikt nie przetwarza informacji na głębokim poziomie, jeśli nie
ma odpowiedniej motywacji emocjonalnej. Oznacza to, że do głębokiego
analizowania naszych przeżyć konieczne są emocje, a dogłębne
przetwarzanie wymaga większej reaktywności emocjonalnej. Po każdym
doświadczeniu osoby wysoko wrażliwe są zawsze bardziej zadowolone,
poruszone lub zaciekawione jego rezultatami i więcej o nim rozmyślają niż
inni. Niewątpliwie mechanizm ten działa również w drugą stronę – 
przetwarzanie informacji na głębszym poziomie wywołuje silniejsze
emocje.
Intensywne reakcje osób wysoko wrażliwych, szczególnie na negatywne
informacje zwrotne dotyczące ich samych lub ich działań, powodują, że
bliscy, i nie tylko, często zarzucają im nadmierne przejmowanie się krytyką.
Jednym z elementów strategii przetrwania WWO jest dążenie do poprawy
zachowania po popełnieniu błędu wynikające z ponadprzeciętnej dbałości
o to, by postępować właściwie. Każdemu z nas choć trochę zależy. To
dlatego egzaminy motywują do nauki – uczniowie są zadowoleni z dobrych
ocen, a niezadowoleni ze złych. Mamy nadzieję, że operujący nas chirurg
przejął się swoimi poprzednimi błędami i wyciągnął z nich wnioski! Osoby
wysoko wrażliwe są po prostu skuteczniejsze w tej pracy.
Czy są jakieś badania na temat reaktywności emocjonalnej WWO?
Podczas eksperymentu przeprowadzonego razem z Kristin Davies, którego
wyniki opublikowaliśmy w roku 2005 w „Personality and Social
Psychology Bulletin”, zasugerowaliśmy studentom, że rozwiązując test
sprawdzający „zdolność praktycznego rozumowania”, poradzili sobie
doskonale albo słabo. Co drugi student w sali otrzymywał wersję testu
zawierającą bardzo skomplikowane zadania, a pozostali wersję z zadaniami
możliwymi do rozwiązania w ciągu minuty. Każdy uczestnik badania
siedział więc pomiędzy osobami, dla których test okazywał się albo
wyjątkowo łatwy, albo wyjątkowo trudny. Studenci wysoko wrażliwi
znacznie intensywniej przeżywali wzbudzone w nich przekonanie, że
poradzili sobie bardzo dobrze lub że wypadli kiepsko. (Bezpośrednio po
zakończeniu badania wszystkim uczestnikom wyjaśniono, na czym
polegała manipulacja).
Seria eksperymentów oraz badania aktywacji mózgu przeprowadzone
przez Jadzię Jagiellowicz i opublikowane w „Social Behavior and
Personality” w roku 2016, wykazały, że osoby wysoko wrażliwe reagują
silniej niż inne zarówno na widok miłych fotografii (przedstawiających np.
szczeniaki, kocięta, tort urodzinowy), jak i tych niemiłych (np. węży
i pająków), ale w szczególności na te przyjemne, zwłaszcza jeśli dana osoba
miała szczęśliwe dzieciństwo, co być może tłumaczy pozytywną stronę
podatności dyferencyjnej. Oczywiście wiąże się to także z omówioną już
emocją społeczną empatii.
Badania dotyczące wyczulenia na subtelności

Do takich badań należą oczywiście wspomniane badania aktywacji mózgu,


zwłaszcza pierwsze, w którym uczestnicy poszukiwali drobnych albo
wyraźnych różnic między obrazkami i które wykazało dużo większą
aktywność mózgu WWO podczas wyszukiwania subtelnych szczegółów
w porównaniu z nie-WWO. Innym przykładem jest badanie kulturowe,
w którym łatwość postrzegania drobnych różnic nie podlegała wpływowi
kultury pochodzenia WWO, a podlegała w przypadku nie-WWO. Ciekawe
rezultaty przyniósł także eksperyment Gerstenberg, w którym WWO i nie-
WWO miały wskazywać litery „T” pojawiające się w różnych położeniach
w gąszczu swobodnie obróconych liter „L”. Osoby wysoko wrażliwe
wykonywały to zadanie szybciej i poprawniej.
Genetyka i ewolucja

W artykule z roku 1997 podjęliśmy rozważania nad ewolucyjnymi


przyczynami pojawiania się cechy wysokiej wrażliwości u tego samego
odsetka osobników (20 procent) w ponad stu różnych gatunkach.
Ewidentnie istnieją dwie strategie przetrwania, zależnie od sytuacji.
Strategia wrażliwości polega na uważnej obserwacji otoczenia przed
rozpoczęciem działania, chyba że wcześniejsze obserwacje nauczyły nas, iż
szybka reakcja będzie teraz bardziej pożądana. Druga strategia polega na
natychmiastowym, „śmiałym” działaniu bez dokładnego analizowania
okoliczności.
W artykule opublikowanym w „Proceedings of the National Academy of
Sciences” w roku 2008 Max Wolf i współpracownicy opisali potencjalne
ewolucyjne wyjaśnienie powstania wrażliwości, oparte na symulacji
komputerowej oraz zebranych danych i przemyśleniach. Na przykład
zwierzęta potrafiące dostrzegać drobne różnice między trawami, którymi
się żywią, mają większą szansę na przeżycie niż pozostałe osobniki
w stadzie, jeżeli różnice w wartości odżywczej dostępnych gatunków traw
są istotne. Jeśli zaś trawy na danym terenie są mało zróżnicowane,
zauważanie detali odróżniających jedne od drugich jest tylko stratą czasu
i energii.
Dlaczego większość lub przynajmniej połowa populacji nie
charakteryzuje się wysoką wrażliwością? Symulacje komputerowe oraz
obserwacje z natury wskazują, że gdyby osobniki szczególnie wrażliwe nie
stanowiły mniejszości, wrażliwość jako cecha nie byłaby nikomu przydatna
– na przykład w sytuacji opisanej powyżej lepsza trawa zostałaby tak
szybko wyjedzona, że żadne zwierzę w stadzie nie odniosłoby szczególnej
korzyści. Przemawia do mnie argument, że gdyby choć połowa kierowców
unieruchomionych w korku znała i wybrała alternatywną trasę, stałaby się
ona tak samo nieprzejezdna (lubię ten przykład dlatego, że zawsze znajduję
własne, mniej uczęszczane trasy, by omijać tłok).
Jakie geny mogłyby tłumaczyć wysoką wrażliwość? Po pierwsze, będą to
warianty dziedziczonych przez wszystkich nas genów, decydujące
o ujawnieniu się danej cechy, na przykład koloru oczu czy wzrostu. Gen
determinujący obieg serotoniny w mózgu, nazywany genem transportera
serotoniny, ma trzy warianty – krótki-krótki, krótki-długi i długi-długi.
W roku 2012 Cecilie Lich i jej współpracownicy z Centrum
Zintegrowanego Obrazowania Molekularnego Mózgu w Kopenhadze
odkryli, że sporo, a może nawet większość osób wysoko wrażliwych
posiada jeden z „krótkich” wariantów tego genu.
Przez wiele lat było wiadomo, że „krótkie” warianty genu transportera
serotoniny mają związek z depresją i różnymi innymi problemami
emocjonalnymi – ale nie zawsze. Osoby cierpiące na depresję zwykle miały
te warianty genu, jednak nie wszyscy ludzie o takim genotypie koniecznie
mieli depresję. W rzeczywistości niektórzy byli bardzo szczęśliwi i świetnie
radzili sobie emocjonalnie. Obecnie wiemy, że „krótki” wariant genu
transportera serotoniny powoduje podatność dyferencyjną. Jest on związany
na przykład z lepszą zdolnością do podejmowania decyzji oraz czerpaniem
większych korzyści ze wsparcia społecznego – cechami bardzo pożądanymi
u partnera.
Rezusy to małpy będące prawdopodobnie jedynym gatunkiem poza
człowiekiem, u którego występuje ten wariant genu. Posiadające go
osobniki początkowo charakteryzowano jako „spięte”, ponieważ łatwo
ulegały stresowi (pomyślmy o przestymulowaniu i reaktywności
emocjonalnej), jednak gdy były umiejętnie wychowywane przez matki,
często dochodziły do szczytów hierarchii stada (pomyślmy o głębokim
przetwarzaniu oraz świadomości szczegółów). Co ciekawe, zarówno ludzie,
jak i rezusy są istotami bardzo społecznymi i zdolnymi przystosowywać się
do większej liczby różnorodnych środowisk niż inne naczelne. Można by
podejrzewać, że umiejętność adaptacji do nowych warunków zawdzięczają
temu, iż wysoko wrażliwi członkowie grupy mają zdolność dostrzegania
niuansów – na przykład tego, które nowe pokarmy można bezpiecznie
zjadać albo jakich niebezpieczeństw należy unikać – co ułatwia przetrwanie
populacji w nowym miejscu.
W roku 2011 Schoebi i współpracownicy donieśli w „Emotion”, że
ludzie posiadający krótki allel omawianego genu bardziej ulegają wpływom
emocji partnera. Dwa lata później Haase i współpracownicy opublikowali
tam artykuł mówiący o tym, że jeśli partner wyraża więcej pozytywnych
emocji podczas konfliktu (obserwowanego w warunkach laboratoryjnych),
nawet po wielu latach wiąże się to statystycznie z odczuwaniem większej
satysfakcji z małżeństwa, ale tylko u osób posiadających krótki wariant
genu.
Inną genetyczną ścieżkę do wysokiej wrażliwości przedstawili w roku
2011 naukowcy z Chin pod kierunkiem Chunhui Chena. W „PLoS ONE”
stwierdzili oni, że warianty siedmiu genów związanych z transportem
dopaminy mają związek z wysokimi wynikami w skali wrażliwości.
W roku 2015, porównując aktywność mózgu WWO i nie-WWO w stanie
spoczynku w skanerze do rezonansu, odkryli oni, że geny te silnie
wpływają na pewne części mózgu, sprawiając, iż stają się one mniej
aktywne u osób o wysokiej wrażliwości niż u innych.
Ostatni eksperyment: WWO a nuda w związkach

W 2010 roku przeprowadziliśmy z mężem serię badań, których wyniki


referowaliśmy dwukrotnie na konferencjach, ale nie opublikowaliśmy
jeszcze w formie artykułu. Zawsze interesowało nas to, jak bardzo zwykła
nuda w relacji wpływa na poziom satysfakcji partnerów z ich związku.
Zastanawialiśmy się szczególnie nad sytuacją osób wysoko wrażliwych. Jak
bardzo nudzą się w związkach w porównaniu z nie-WWO? Na dwóch
odrębnych grupach uczestników przeprowadziliśmy eksperyment, który
wykazał, że wysoko wrażliwi czują się zdecydowanie bardziej znudzeni,
nawet jeśli pod innymi względami związek jest dla nich tak samo
satysfakcjonujący jak dla nie-WWO.
Powtórzyliśmy badanie z udziałem trzeciej grupy, ale dodatkowo
zapytaliśmy uczestników, czy kiedy czują nudę w związku, mają ochotę
wyjść z domu, by zrobić coś nowego i ekscytującego, czy raczej
przeprowadzić głęboką rozmowę z partnerem na jakiś istotny osobiście
temat. Zwłaszcza jeśli osoby wysoko wrażliwe mówiły, że lubią
zastanawiać się nad sensem swoich doświadczeń (tak jak większość
WWO), niemal wszystkie stwierdzały, że potrzebują właśnie głębokiej
rozmowy, aby pozbyć się nudy.
Zła wiadomość jest taka, że bez takich rozmów osoby wysoko wrażliwe
szczególnie szybko zaczynają odczuwać znudzenie związkiem, co
prawdopodobnie zdarza się częściej, jeśli ich partner nie jest wysoko
wrażliwy. Z drugiej strony jednak WWO nie pozwalają, by sprawa ta
umniejszała ich ogólne zadowolenie z relacji. Być może są
przyzwyczajone. Z naszych badań płynie jednak wniosek, że obie strony
powinny zastanowić się nad tym, jak pogłębić swoje rozmowy, tak by
uczynić relację ciekawszą dla obu stron.
Nowe stare myśli o miłości, WWO i duchowości

Niniejsza książka dotyczy również duchowej strony związków, ponieważ


zauważyłam, że osoby wysoko wrażliwe często są bardziej uduchowione
niż inni, co na różne sposoby odciska się na ich relacjach, na przykład przez
zaciekawianie partnerów duchowością. Jak staram się jasno przedstawić
w tej książce, każdy bliski związek z drugim człowiekiem może się stać
ścieżką duchową. Są jeszcze dwa niewspomniane tu dotąd źródła, które
mogą się okazać przydatne dla niektórych z was, choć nie należą do
łatwych lektur. Pierwszym z nich jest książka Adolfa Guggenbühla-Craiga
Marriage: Dead or Alive (Małżeństwo – żywe czy martwe). Autor uważa,
że ludzie, którzy pobierając się (a ja powiedziałabym: angażując się
w dowolną bliską relację), oczekują od tej pory nieprzerwanego szczęścia,
z pewnością się rozczarują. Tylko jeśli postrzegamy małżeństwo jako drogę
do rozwoju, kształtowania charakteru i wzbogacania własnej duszy, często
przez walkę z trudnościami, możemy mówić, iż jest ono żywe. Myślę, że
osoby wysoko wrażliwe mają szczególną zdolność doceniania tej funkcji
relacji, na przykład kiedy pomimo rozczarowania brakiem głębi
w rozmowach z partnerem akceptują istniejący stan rzeczy i potrafią
odczuwać satysfakcję z bycia w związku.
Drugim autorem, na którego warto zwrócić uwagę, jest Martin Buber.
Niektórzy uważają jego klasyczne dzieło Ja i Ty za trudne w odbiorze
i wolą łatwiejsze fragmenty The Knowledge of Man (Poznanie człowieka)
lub Between Man and Man (Między człowiekiem a człowiekiem). Czytając
opisy Ja i Ty (w odróżnieniu od Ja i To) zawarte w którejkolwiek
z wymienionych prac, wyczujesz, czym jest głębia relacji międzyludzkich,
której poszukują osoby wysoko wrażliwe. Buber jest przekonany, że tak
głęboki kontakt można nawiązać na kilka chwil w niemal każdym związku
z drugą osobą, nawet jeśli znamy ją bardzo krótko. Jego zdaniem momenty
takie mogą występować w relacjach nie tylko z ludźmi, lecz także
z elementami przyrody, na przykład z drzewami lub zwierzętami, jak
również z Bogiem. Buber twierdzi, że jeśli człowiek doświadczy
wystarczająco wielu chwil Ja–Ty z innymi ludźmi, to nawet będąc ateistą,
natrafi na Ja–Ty z Bogiem.
Ostatnio myślałam o tym, że osoby wysoko wrażliwe mają szczególną
potrzebę ścieżki duchowej oraz praktyk duchowych, które je po niej
poprowadzą. Być może jednak w rzeczywistości są to trzy ścieżki. Szamani
dzielą świat na trzy porządki: świat wyższy, nasz świat „rzeczywisty”
i świat niższy. Poznanie każdego z nich jest konieczne do tego, by
wykonywali swą pracę uzdrawiania i niesienia pomocy. Dla mnie ścieżka
w świecie niższym oznacza dążenie do zrozumienia roli snów oraz
archetypowego, nieświadomego, cienistego królestwa psychiki, szczególnie
mojej własnej. Ścieżka świata „rzeczywistego” polega na pogłębianiu
bliskich relacji z innymi (a być może także twórczym wyrażaniu tego, co
znaleźliśmy w pozostałych światach). W książce tej najobszerniej opisuję
właśnie te dwa „światy”.
W moim życiu świat wyższy jest reprezentowany przez medytację, ale
podobną funkcję mogą spełniać modlitwa, czas spędzany na łonie natury
lub cokolwiek innego. Praktykuję medytację (transcendentalną) od
czterdziestu pięciu lat i jestem pewna, że pomaga mi to we wszystkich
aspektach życia, włącznie ze związkami, sprawiając, że pnę się ku górze.
Chociaż współcześni przewodnicy po każdej z trzech ścieżek często
pomijają, a nawet ośmieszają pozostałe dwie, w rozumieniu szamanów te
trzy ścieżki nie są z sobą sprzeczne, ale się uzupełniają, należąc do jednej
większej rzeczywistości.
Wspomniane trzy ścieżki są już wplecione w moją książkę, jednak tutaj
chcę podkreślić, że przynajmniej niektóre praktyki duchowe mogą się stać
wspaniałą, niezwykłą i wartościową częścią naszego doświadczenia, jeśli
towarzyszą nam przez wiele lat. Często słyszymy, że nikt nie jest zbyt
młody, by zacząć odkładać na emeryturę, ale także, że nigdy nie jest na to
za późno. Nade wszystko zaś nie należy rezygnować z inwestycji
finansowych, nawet gdy przychodzą ciężkie czasy. Jakie jednak będzie to
życie na emeryturze, przynajmniej dla wysoko wrażliwych, jeżeli
równocześnie nie będziemy inwestowali w coś głębszego? Niezależnie od
tego, w jakim jesteśmy teraz wieku, wszystkim nam przybywa lat. Jeżeli
będzie nam też przybywać tego, co subtelne i duchowe, końcowym
rezultatem nie będzie tylko stare, umierające ciało. Życzę ci, abyś znalazł
najlepszy dla siebie sposób przemierzania drogi w stronę ostatecznej,
najpełniejszej głębi miłości.
Wstęp

Wpływ dziedziczonej cechy temperamentu, jaką jest wysoka wrażliwość,


na miłość interesuje mnie nie tylko ze względów czysto naukowych.
Doświadczam go od lat i od lat się go uczę, czy tego chcę, czy nie. Mimo że
mój przypadek ilustruje zaledwie jeden z wielu sposobów, w jakie wysoka
wrażliwość może kształtować związek dwojga ludzi, z pewnością
uzmysławia głęboki zasięg oddziaływania tej cechy na miłość.
Co nas różni

Mój mąż Art, psycholog społeczny, jest niespokojnym duchem. Jeśli


wychodzi na samotny spacer, zabiera z sobą odtwarzacz muzyki. Woli
jednak spacerować ze mną.
Ja lubię raczej przechadzki w pojedynkę, a jadąc sama, mogę przez pięć
godzin prowadzić samochód bez włączania radia. Po prostu rozmyślam.
Art świetnie sobie radzi pod presją. Nikogo innego nie chciałabym mieć
przy sobie podczas kryzysu; pojawia się na scenie i wszystko załatwia.
Jednocześnie nie zauważa jednak, że wyłączenie fluorescencyjnego światła
i wyrównanie dywanu mogłoby uprzyjemnić atmosferę w pokoju, choćby
wchodził do niego sto razy. Wyczuwanie subtelnych sposobów
udoskonalenia czegoś naturalniej przychodzi mnie.
Gdy jesteśmy razem na konferencji, Art spędza czas z innymi
uczestnikami od śniadania do późnej nocy, przechodząc od jednej grupki
znajomych do drugiej. Ja biorę udział w zajęciach i czasami towarzyszę
mężowi na obiedzie lub podczas bankietu, ale większość czasu spędzam
w hotelowym pokoju, spaceruję po okolicy lub prowadzę długą rozmowę
z innym samotnikiem.
Według Arta wszelkie działanie ma charakter duchowy. Świętością jest
codzienne życie. Ja zawsze mam ochotę się wycofywać, ponieważ czuję się
rozdarta między rzeczywistością oczekiwań społecznych a moim
wewnętrznym, atrakcyjnym duchowo światem, który odnajduję wyłącznie
w samotności.
Czasami dokuczam mężowi, przypominając, jak pewnego dnia zapytał
mnie, skąd wzięłam tę piękną „nową” reprodukcję, którą powiesiłam
w kuchni półtora roku wcześniej. Natomiast on niczego mi żartem nie
wypomina – wie, że zbyt mocno bym się przejęła.
Oboje, jeśli trzeba, potrafimy pracować po szesnaście godzin bez
przerwy. Ja tego nie znoszę, Art nie ma z tym problemu. Kiedy po takiej
sesji leżę w łóżku, jestem zbyt pobudzona, by zasnąć. A on kładzie się obok
i po minucie chrapie jak niedźwiedź, który zapadł w sen zimowy.
Przez wiele lat oboje uważaliśmy, że ja jestem nadmiernie emocjonalna,
a on „trochę oderwany”. Oczywiście ja więcej o tym rozmyślałam.
Wahałam się między dwiema interpretacjami naszego związku. Albo
postrzegałam siebie jako chorą, a Arta jako okaz zdrowia psychicznego,
albo czułam się geniuszem stłamszonym przez powierzchownego i mało
świadomego partnera. Właściwie wolałam uważać, że to ja stanowię
problem. Tak bardzo chciałam kochać swojego męża. Czasami jednak
marzyłam o kimś innym, kto miałby głębszą osobowość i mógłby mnie
prowadzić przed oblicze samego Boga. Tymczasem Art być może nie
miałby nic przeciwko bardziej spontanicznej i towarzyskiej partnerce – 
takiej, która mówiłaby więcej niż ja i bardziej używała życia. Nie
przejmował się jednak dzielącymi nas różnicami. Tylko ja miałam z nimi
kłopot.
Nie byłam z siebie zadowolona. Naprawdę uważałam, że coś jest ze mną
nie w porządku, chociaż trzeba oddać Artowi, że jemu nigdy nie przyszło to
do głowy. Podobały mu się moje zaangażowanie, kreatywność, intuicja,
skłonność do rozmyślań i poważnych rozmów, świadomość subtelnych
detali, intensywne emocje. Ja natomiast uważałam, że są to akceptowalne,
powierzchowne przejawy jakiejś okropnej ukrytej wady, której istnienie
w sobie podejrzewałam przez całe życie. To, że Art pokochał mnie pomimo
niej, w moim przekonaniu było cudem.
Pod innymi względami nie jesteśmy oczywiście swoimi
przeciwieństwami. Ani książka ta nie dotyczy tylko związków osób wysoko
wrażliwych (WWO) z niewysoko wrażliwymi (nie-WWO). W dużej części
jest poświęcona miłości wysoko wrażliwych do siebie samych i do siebie
nawzajem. Poza tym Art nie jest „wysoko niewrażliwy”. Nie lubi tłumów,
nie znosi przemocy w filmach, kocha sztukę. Jest bardzo sumienny i zawsze
dąży do harmonii z innymi oraz z własnym wnętrzem. W teście wysokiej
wrażliwości zamieszczonym na s. 51–52 uzyskuje wynik średni – 9
punktów (średnie wyniki nie są zbyt częste – zazwyczaj ludzie są albo
zdecydowanie wysoko wrażliwi, albo nie). Art uwielbia miłość, bliskość,
intymność. Zresztą nasze badania naukowe właściwie zawsze dotyczyły
i wciąż dotyczą przede wszystkim miłości oraz bliskich relacji.
Osobiście jeszcze kilka lat temu nie byłam do końca pewna, czy chcę
i czy potrafię być blisko z kimkolwiek. Starałam się powściągać swoją
skłonność do negatywnego myślenia, kolejną część rzekomej wady, aż
kryzys wieku średniego sprawił, że czara goryczy się przelała. Dla Arta był
to bardzo trudny czas, ponieważ zaczęłam bardzo obcesowo wyrażać swoje
niezadowolenie z życia. To wówczas otworzyła się jednak droga do
pokonania naszych trudności – i do napisania tej książki.
Na scenę wkracza osoba wysoko wrażliwa

Przełom nastąpił, kiedy psychoterapeuta, do którego zwróciłam się


o pomoc, kilkukrotnie wspomniał, że jestem „wysoko wrażliwa”. To
otworzyło mi oczy. Czy to właśnie jest moją rzekomą wadą? Może wcale
nie wadą? W ten sposób zaczęły się moje naukowe badania nad osobami
wysoko wrażliwymi.
Czytelnikom, dla których jest to nowy termin, chciałabym wyjaśnić, że
osoby wysoko wrażliwe stanowią 15–20 procent całej populacji. Ludzie ci
urodzili się z układem nerwowym genetycznie zaprogramowanym tak, że
są bardziej uważni na niuanse, bardziej skłonni do głębokiej refleksji nad
własnymi przeżyciami wewnętrznymi, a co za tym idzie, bardziej podatni
na przeciążenie zdarzeniami zewnętrznymi. Cechę tę opisuję szczegółowo
w rozdziale 1. Wysoka wrażliwość nie jest moim wymysłem, ale
zjawiskiem, które badali i badają również inni naukowcy. Pragnę przez to
powiedzieć, że nie chodzi tu o jakąś błahostkę, ale o istotną, normalną,
dziedziczoną różnicę w funkcjonowaniu całego układu nerwowego, mającą
wpływ na każdy aspekt życia. Wysoka wrażliwość charakteryzuje około
jednej piątej ludzi na świecie, a pewien stopień wrażliwości występuje
u dużo większego odsetka populacji; jeśli połączylibyśmy ludzi w losowe
pary, prawdopodobieństwo podlegania ich związku wpływom tej cechy
wyniosłoby 36 procent.
Z pewnością zastanawiasz się teraz, czy wysoka wrażliwość cechuje
ciebie i/lub twojego partnera. Wypełnijcie oboje testy na stronach 51–54,
a także dodatkowe na stronach 58–62, dotyczące innej dziedziczonej cechy,
o której jest mowa w rozdziale 1, skłonności do poszukiwania doznań.
Warto dodać, że wśród osób wysoko wrażliwych jest tyle samo kobiet co
mężczyzn, mimo iż potocznie uważa się, że panie zwracają większą uwagę
na szczegóły, a panowie są gruboskórni i niewiele dostrzegają. Więcej
o stereotypach związanych z mężczyznami, kobietami i wrażliwością piszę
w rozdziale 2.
Po przeprowadzeniu licznych wywiadów, ankiet i konsultacji oraz
zebraniu odpowiedzi na pytania od tysięcy uczestników badań
kwestionariuszowych odkryłam, że moje życie i małżeństwo są teraz dla
mnie dużo bardziej zrozumiałe. Coraz lepiej potrafię kochać i szanować
zarówno siebie, jak i męża niezależnie od dzielących nas różnic.
Rozumiem, że różnice te, głęboko zakorzenione w naszych
temperamentach, wiele nas nauczyły, pomogły nam rozwinąć własny
charakter, a także jak nic innego wzmogły pasję i przyjemność w naszym
życiu.
Pisząc tę książkę, korzystałam z osobistego doświadczenia, zgodnie
z którym my, osoby wysoko wrażliwe, oraz nasi partnerzy o takiej czy innej
wrażliwości potrzebujemy pomocy w przemyśleniu znaczenia naszych
temperamentów oraz dzielących nas różnic. Bez takiej pomocy miłość
i bliskie związki mogą się okazać dla wysoko wrażliwych gorzko
rozczarowujące, a w konsekwencji sami możemy nieświadomie
przysparzać cierpienia partnerom. Natomiast dzięki takiej pomocy osoby
wysoko wrażliwe są predysponowane do niezwykle hojnego obdarzania
swych rodzin i świata miłością.
Czy wszystko zależy od genów?

Nigdy nie odważyłabym się powiedzieć, że bycie (lub nie) osobą wysoko
wrażliwą decyduje o szczęściu i osiąganiu sukcesów w miłości. Art i ja
niewątpliwie musimy sobie radzić z wieloma innymi problemami poza
różnicą wrażliwości. Mogę jednak z przekonaniem stwierdzić, że stopień
nasilenia tej cechy u partnerów jest najbardziej niedocenianym aspektem
w rozumieniu powodzenia ich związku.
Sytuacja ta niebawem całkiem się zmieni. Z badań przeprowadzonych
w roku 1992 przez psychologów Matta McGue i Davida Lykkena
z Uniwersytetu Minnesoty wynika na przykład, że ryzyko rozwodu jest
mniej więcej w 50 procentach uwarukowane genetycznie1! Chociaż za
chwilę zamierzam podważyć znaczenie, jakie moglibyśmy przypisać tej
liczbie, trzeba przyznać, że jest to zdumiewający rezultat. Ponieważ
w naszej kulturze zainteresowanie genetyką wciąż się zwiększa, podobne
problemy wkrótce staną się przedmiotem nowych badań.
Czy geny naprawdę decydują o powodzeniu twoich związków
miłosnych? Zapewne się z tym nie zgodzisz. Ludzie przyswajają różne
postawy i wartości w trakcie dorastania; mogą je także zmieniać – na
przykład postępując zgodnie z zaleceniami poradników takich jak ten.
Wspomniane wyżej badania dotyczące wpływu genów na ryzyko rozwodu
wpisują się jednak w ogólny kierunek myślenia, zgodnie z którym znaczna
część obecnego stanu psychicznego człowieka – w tym poziom
zadowolenia z pracy i sytuacji rodzinnej – wynika z genów, nie zaś
z doświadczeń czy wychowania.
Myślę, że słuszne jest przyjęcie sceptycznej postawy wobec nadawania
genom tak istotnej roli. Po pierwsze, małżeństwo i rozwód mają oczywiście
charakter społeczny (z pewnością to nie geny powodują, że więcej par
rozwodzi się w Kalifornii niż w Minnesocie). Po drugie, moda na
twierdzenie, że zachowanie jest kontrolowane przez geny, może
doprowadzić nas do głębszej i bardziej szkodliwej myśli: pomaganie
ludziom w dążeniu do zmiany własnego życia albo wymaganie od nich
odpowiedzialności za własne zachowania nie ma sensu, bo przecież ci
nieszczęśnicy „tacy się urodzili”. Zaczynamy więc tworzyć etykiety
określające „takich” ludzi: neurotyczny, strachliwy, pesymistyczny, niezbyt
inteligentny, porywczy, nadpobudliwy itd. Owszem, istnieją doniesienia
naukowe, że geny przyczyniają się do powstania tych cech. Nie wiemy
jednak, jak tego dokonują ani jakie wnioski można z tego wyciągnąć.
Dlaczego tak często jedno z bliźniąt jednojajowych, czyli mających taki
sam genotyp, nie doświadcza „odziedziczonych” problemów drugiego?
Chociaż interesują mnie te same obszary ludzkiej psychiki, które badają
znawcy temperamentu uznający, że o większości naszych zachowań
decydują geny, wyciągam z ich obserwacji odmienne wnioski. Po pierwsze,
uważam, że problemy w relacjach mają charakter społeczny, nie
biologiczny. „Dziedziczność” rozwodów oznacza tylko tyle, że jakiś aspekt
genetyczny wpływa na decyzję o rozwodzie – myślę, że przyczyną
problemu nie jest dziedziczony temperament, ale to, że nie potrafimy sobie
z nim odpowiednio radzić. Po drugie, im więcej dowiaduję się o ludzkim
temperamencie, tym bardziej jestem przekonana, że właśnie wiedza o nim
jest kluczem do zmiany człowieka – zmniejszenia odczuwanego stresu oraz
rozwoju tolerancji wobec siebie i innych. Temperament nie stanowi powodu
do tego, by pozostawiać ludzi takimi, jacy są, i postrzegać ich jako
niezmiennych.
Niemniej wyniki badań mówią, że 50 procent ryzyka rozwodu wiąże się
z genami. Oznacza to, że dziedziczony temperament jest bardzo ważnym
i niedocenianym czynnikiem wpływającym na harmonię w związkach.
Jak korzystać z tej książki

PAMIĘTAJ, ŻE CZŁOWIEK TO ISTOTA ZŁOŻONA

Jak każdy autor piszący o ludzkiej psychice muszę dokonywać pewnych


uogólnień. Osoby wysoko wrażliwe wykazują się szczególną
podejrzliwością wobec generalizacji, etykiet i stereotypów, ponieważ
zawsze zastanawiamy się nad ich konsekwencjami i poszukujemy innych
możliwości. Być może zdążyłeś już sobie pomyśleć: „Wydawało mi się, że
jestem wysoko wrażliwy, ale jestem bardziej podobny do Arta – nie mam
problemów ze snem, jestem ekstrawertykiem, lubię, gdy dużo się dzieje,
i optymistycznie podchodzę do życia”.
Osoby wysoko wrażliwe mogą mieć wymienione cechy. Według badań
30 procent z nich to towarzyscy ekstrawertycy. Każdy z nas jest
niepowtarzalną jednostką, ukształtowaną przez osobiste doświadczenia,
skomplikowaną kombinację genów, a także koleje własnego losu. Nasze
związki z innymi także są unikatowe. Dlatego czytaj tę książkę krytycznie,
czerpiąc z niej informacje, które sam uznasz za przydatne.
A może myślisz: „Tylko tego nam brakowało – kolejnego powodu do
uprzedzeń”. Gratuluję. Zauważyłeś „cień”, nieuniknioną wadę uogólnień –
stają się one stereotypami, które prowadzą do uprzedzeń. To naturalne, że
wartościujemy; zaczynamy na przykład myśleć, że osoby wysoko wrażliwe
są takie jak należy, a te nie-WWO są inne, nie takie jak trzeba.
My, WWO, wiemy coś o uprzedzeniach. Ludzie nieraz nas ignorują albo
przynajmniej traktują z politowaniem bądź krytykują za nieśmiałość,
lękliwość lub neurotyczność (cechy, z którymi według mnie nikt się nie
rodzi). Oczywiście potrzebujemy kompensacyjnej dawki dumy, poczucia,
że pod pewnymi względami jesteśmy lepsi od innych. W tej książce, która
ma uczyć poszanowania dla różnic między ludźmi, ty i ja musimy jednak
szczególnie uważać, aby doceniać siebie bez dewaluowania nie-WWO.
Wierzę, że będziesz z niej korzystać rozsądnie – staraj się, aby chwile,
w których będziesz sprowadzać siebie lub innych do wyniku pojedynczego
testu i czuć się z tego powodu lepszy lub gorszy od nich, trwały jak
najkrócej (każdy ma prawo się mylić).

ODNOŚ TĘ KSIĄŻKĘ NIE TYLKO DO MIŁOŚCI,


LECZ TAKŻE DO PRZYJAŹNI

Głównym tematem tej książki są związki romantyczne, ale przecież oprócz


swoich partnerów kochamy też przyjaciół i rodziny. Większość zawartych
tu myśli odnosi się w równym stopniu do spotkań z przyjaciółmi,
utrzymywania bliskich kontaktów z rodziną, pogłębiania relacji grupowych,
a także skutecznej komunikacji z wszystkimi bliskimi ci ludźmi o takiej czy
innej wrażliwości. Uważam, że związek miłosny nie jest w stanie utrzymać
się długo, jeśli w życiu nie ma innych rodzajów relacji przyczyniających się
do jego wzmocnienia. Żaden partner nie zastąpi całego świata ani nie
będzie się nam w nim podobało absolutnie wszystko. Dodatkowo osoby
wysoko wrażliwe mogą mieć szczególnie bogatą i skomplikowaną
osobowość oraz zainteresowania, o których chcą rozmawiać i na docenieniu
których im zależy. Zwłaszcza jeśli twój partner nie jest WWO, będziesz
potrzebował wysoko wrażliwych przyjaciół, on zaś będzie potrzebował
przyjaciół nie-WWO. Jeżeli oboje jesteście wysoko wrażliwi, każde z was
na pewno doceni kontakt z kilkoma tylko swoimi znajomymi nie-WWO.
DOSTOSUJ ODBIÓR KSIĄŻKI DO ETAPU SWOJEGO
ZWIĄZKU

Miłość to jeden z najobszerniejszych tematów, jakie mogłabym wybrać.


Twoje potrzeby mogą więc być zupełnie inne w zależności od tego, czy
dopiero się zakochujesz, czy jesteś szczęśliwy w swoim związku, czy masz
problem z długoletnim partnerem, czy też żyjesz samotnie i chcesz się
z kimś związać albo wcale nie masz takich planów. Dlatego teraz
chciałabym się zwrócić do niektórych grup czytelników z osobna.
Jeśli czytasz tę książkę z partnerem (WWO lub nie-
WWO)

Bardzo się cieszę – to najlepsze rozwiązanie. Możecie nawet czytać sobie
nawzajem fragmenty lub cały tekst książki. Sądzę, że zaskoczy was to,
w jak dużym stopniu wspólne przemyślenie waszych temperamentów może
ułatwić porozumienie w relacji.

JEŚLI MASZ PARTNERA, KTÓRY


PRAWDOPODOBNIE NIE PRZECZYTA TEJ KSIĄŻKI

To też jest w porządku. Możesz dzielić się z ukochaną osobą tym, czego się
nauczyłeś, na przykład czytać jej na głos ważne dla ciebie fragmenty, nie
zmuszaj jej jednak do czytania całej książki. Jeżeli nie jest ani trochę nią
zainteresowana, nie przejmuj się tym zbytnio. Zwykle ludzie sprzeciwiają
się temu, co sprawia, że czują się zagrożeni. Zastanów się więc, dlaczego
twój partner może się obawiać czytania tej książki. Następnie spróbuj
stopniowo zdobywać jego zaufanie. Nie uda ci się tego dokonać, jeśli
będziesz się złościć i obrażać.
Oczywiście wyrozumiałość wobec partnera może cię sporo kosztować
i nie zawsze jest mądrą strategią. Jeśli czujesz się głęboko urażony brakiem
zainteresowania ukochanej osoby, nie powinieneś ukrywać i zapewne nie
zdołasz ukryć swoich emocji. Pamiętaj jednak, że zaciekawienie pojawia
się i znika, podobnie jak obawy. Ludzie otwierają się na nowe idee, kiedy
czują się odprężeni i mają pewność, że są akceptowani. Patrz
perspektywicznie – zachowuj w myślach obraz tego, co kochasz w swoim
partnerze – i przekonaj się, co się stanie.
Jeśli obecnie nie jesteś zakochany

Powinieneś wiedzieć, że pisząc tę książkę, często o tobie myślałam,


ponieważ spotykam bardzo wiele wysoko wrażliwych osób niebędących
w żadnym związku – z własnej woli bądź nie. Niezależnie od stanu naszych
relacji, będąc wysoko wrażliwi, jesteśmy zwykle bardziej kształtowani
przez nasze miłości niż inni. Mamy tendencję do zakochiwania się mocniej
niż pozostali. Dlatego zawsze możemy skorzystać z przemyślenia
minionych miłości. Podoba mi się pewna sentencja, której autorem jest
prawdopodobnie Goethe: „Kocham cię i nie ma to nic wspólnego z tobą”.
Mówię, że jest to książka o miłości, a nie o relacjach, tylko z jednego
powodu – ponieważ miłość wydaje mi się dużo bardziej osobistym
i subiektywnym „tematem w typie WWO” niż relacja. Nie uważam, by
istniało wiele książek dotyczących związków, których autorami są osoby
skierowane ku własnemu wnętrzu i mające dużą potrzebę samotności, takie
jak ja i wielu z was, ludzi, którzy potrafią kochać w pojedynkę. Uznałam,
że potrzebna jest książka specjalnie dla nas i że wy, grupa czytelników
wysoko wrażliwych, szczególnie ją docenicie.
Warto również pamiętać, że wszyscy potrzebujemy bliskich przyjaciół,
a miłość jest tą siłą w ludzkiej psychice, która nigdy nie znika. Przez cały
dzień myślimy o ludziach, nawet jeśli spędzamy go samotnie. Skoro o nich
myślimy, możemy ich także kochać. Ludzie zdecydowanie potrzebują
doznawać miłości, ty także. Mam nadzieję, że ta książka pomoże ci obudzić
więcej obecnej w tobie miłości do siebie oraz do innych.
Jeśli nie jesteś osobą wysoko wrażliwą

To wspaniale, że chcesz się dowiedzieć więcej o swoim wysoko wrażliwym


partnerze i znajomych. Wybacz, że zwracam się przede wszystkim do osób
wysoko wrażliwych – nie mam na celu wykluczania ciebie i innych nie-
WWO. Myślę, że to zrozumiesz.
Naukowe – i nie tylko – podstawy książki

Osoby wysoko wrażliwe na pewno docenią to, że większość informacji


zamieszczonych w tej książce opiera się na badaniach naukowych – 
zarówno moich, jak i czołowych specjalistów zajmujących się
temperamentem i bliskimi relacjami osób dorosłych. Dziedziny te ogromnie
rozrosły się w ciągu ostatniej dekady. Rezultaty większości badań z tego
zakresu nie docierają jednak do szerokiego grona odbiorców, którzy zamiast
tego otrzymują strumień niepodbudowanych naukowo twierdzeń na temat
osobowości, płci oraz „gwarancji trwałej miłości”. Dzięki tej książce
poznasz wiele faktów zebranych w toku rzetelnych badań, które omawiam
w kontekście relacji tworzonych przez osoby wysoko wrażliwe.
Dane zewsząd

Pracę nad tą książką rozpoczęłam od przeprowadzenia pogłębionych


wywiadów z osobami wysoko wrażliwymi na temat ich relacji. Następnie
opracowałam plany badań i kwestionariusze do analizy konkretnych
zagadnień. Jeden z kwestionariuszy wypełniło tysiąc osób (WWO i nie-
WWO). Inny, przesłany do wszystkich subskrybentów newslettera
„Comfort Zone” dla osób wysoko wrażliwych, zawierał pytania skierowane
nie tylko do adresatów, lecz także do ich znajomych nie-WWO, tak by
stworzyć grupę porównawczą. Miałam również okazję prowadzić pomiary
wrażliwości w ramach organizowanych przez innych naukowców
długoterminowych badań z udziałem par oraz analizować ich wyniki.
Moim celem było znalezienie autentycznych odpowiedzi, a nie tylko
moich własnych opinii, w następujących sprawach: Czy osoby wysoko
wrażliwe tworzą związki z innymi osobami o wysokiej wrażliwości? Jeśli
tak, to czy są w tych relacjach szczęśliwsze? Jakie są typowe problemy par
składających się z dwojga WWO w porównaniu z parami WWO/nie-
WWO? Jakie są mocne i słabe strony osób wysoko wrażliwych
w kontekście bliskich relacji? Jak wysoka wrażliwość wpływa na życie
seksualne lub prawdopodobieństwo zakończenia związku?
Miłość nie lubi jednak wyjawiać swoich sekretów samej analizie
liczbowej. Dlatego – jak wspomniałam powyżej – pisząc tę książkę,
opierałam się również na swoim osobistym doświadczeniu oraz
przykładach z mojej praktyki psychoterapeutycznej. Wszystkie te
informacje uzupełniłam o wiedzę z zakresu psychologii głębi.
Dane z głębi

Psychologia głębi to dziedzina psychologii poświęcona badaniu tych


aspektów życia, które były niezauważane, tłumione, a nawet lekceważone.
Podobnie jak żeglarze wypatrują znaków na powierzchni morza w celu
prognozowania pogody, psychologowie akademiccy zwykle stosują metody
badawcze polegające na szukaniu ogólnych uwarunkowań świadomego
myślenia lub zachowania. Psychologowie głębi są bardziej podobni do
nurków czy Jacques’ów Cousteau, starając się wniknąć pod powierzchnię,
do nieświadomej „reszty opowieści”. Oba te podejścia są cenne, lecz
znajomość samej powierzchni daje nam bardzo jednostronny obraz oceanu,
nawet jeśli na pierwszy rzut oka lub do określonych celów wydaje się on
wystarczający.
Należę do nielicznych naukowców, którzy korzystają zarówno
z tradycyjnej metodologii akademickiej, jak i z podejścia właściwego
psychologii głębi. Badanie wrażliwości wymaga łączenia obu tych
perspektyw, ponieważ osoby wysoko wrażliwe są szczególnie podatne na
wpływ nieświadomości, a czasami czują się nim przytłoczone. Przykładem
takiego oddziaływania są wyjątkowo bogate sny.
Psychologia głębi jest potrzebna również do sondowania dna oceanu
miłości – ciemnych zakamarków, w których mieszka to, co przerażające,
obce, zabronione, zapomniane, a niekiedy siłą stłumione. Według
psychologów głębi nagły wybuch miłości niemal zawsze jest przejawem
ukrytych nieświadomych popędów. Wrócimy do tego w rozdziale 4.
W książce tej przyglądam się więc miłości i wrażliwości z wierzchu, przez
liczby i dane, a także z głębi, od strony nieświadomości i tego, o czym
rzadko się mówi. Uważam, że jest to podejście najbardziej dostosowane do
potrzeb osób wysoko wrażliwych. Jesteśmy bowiem jednostkami, które nie
akceptują łatwych odpowiedzi, szczególnie na temat miłości. Im dłużej
rozmyślamy, tym zagadnienie to staje się dla nas bardziej złożone,
bogatsze, subtelniejsze.
Osoby wysoko wrażliwe dobrze wiedzą na przykład, że w miłości, nawet
tej romantycznej, seks nie jest najważniejszy, niezależnie od opinii
niektórych biologów. To oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że zakochanie
się nie jest w żadnym wieku – od przedszkola do emerytury – ani bardziej,
ani mniej prawdopodobne.
Po głębszym zastanowieniu większość osób wysoko wrażliwych nie
zgodzi się też z prostym stwierdzeniem, że wszelka miłość obraca się lub
powinna się obracać wokół długoletniego związku lub małżeństwa. Często
bowiem najżarliwsze miłości są trzymane w tajemnicy, nie zostają
odwzajemnione albo przychodzą i znikają w mgnieniu oka.
Zgadzamy się z tymi, którzy mówią, że miłość przemienia ludzi, choć
wiemy, że nie zawsze tak jest. Jeżeli zaś uczucie to powoduje przemianę,
chętnie chcielibyśmy dodać, że jest to zmiana na lepsze – natychmiast
jednak przypominamy sobie, że bywa też inaczej, na przykład gdy jeden
z partnerów zdradza lub krzywdzi drugiego.
Chcielibyśmy przyznać rację optymistom, przekonanym, że jeśli
wystarczająco długo pozostajemy w związku z ukochaną osobą, coraz
lepiej poznajemy siebie samych. Niestety i to stwierdzenie często okazuje
się ponurym żartem – wiele osób będących w związkach stopniowo coraz
bardziej ślepnie na swój udział w doświadczanych problemach, gdyż winą
można łatwo obarczyć partnera.
Przemyślawszy to wszystko, jak przystało na osobę wysoko wrażliwą,
uznałam, że o miłości z całą pewnością możemy powiedzieć, iż zawsze
stanowi ona szansę na przyjrzenie się swojemu wnętrzu, rozwój własnej
integralności oraz głębszy wgląd. Nie zawsze udaje nam się tę szansę
właściwie wykorzystać, ale otrzymujemy ją za każdym razem, gdy pojawia
się uczucie. Nawet jeśli twój związek dawno się zakończył, możliwość
rozwoju wciąż pozostaje otwarta, o ile tylko zechcesz zastanowić się nad
nim wraz ze mną. Zaczynajmy.
Czy jesteś wysoko wrażliwy?

Test 1

Odpowiadaj zgodnie ze swoimi odczuciami. Zakreśl „tak”, jeśli stwierdzenie


choćby w części się do ciebie odnosi. Zakreśl „nie”, jeśli nie odnosi się do
ciebie wcale lub odnosi się w ograniczonym stopniu.

Wydaje mi się, że docierają do mnie różne subtelne szczegóły otoczenia.


TN

Podlegam wpływowi nastrojów innych ludzi. T N

Mam skłonność do dużej wrażliwości na ból. T N

W dni, kiedy dużo się dzieje, miewam potrzebę znalezienia chwili dla
siebie, chowając się do łóżka, zaciemnionego pomieszczenia czy
gdziekolwiek indziej, gdzie mogę zaznać trochę spokoju i uciec od
bodźców. T N

Jestem bardzo czuły na działanie kofeiny. T N

Łatwo przytłaczają mnie takie bodźce, jak ostre światło, silne zapachy,
szorstkie tkaniny czy syreny przejeżdżających karetek. T N

Mam bogate, skomplikowane życie wewnętrzne. T N

Głośne dźwięki sprawiają mi dyskomfort. T N


Do głębi porusza mnie sztuka i muzyka. T N

Jestem sumienny. T N
Łatwo mnie przestraszyć. T N

Czuję się roztrzęsiony, gdy mam dużo do zrobienia w krótkim czasie. T N


Gdy ludzie nie czują się komfortowo w miejscu, w którym przebywają,
zwykle wiem, jak temu zaradzić (przez zmianę oświetlenia, przestawienie
foteli itp.). T N
Irytuje mnie, gdy ludzie wymagają ode mnie zrobienia zbyt wielu rzeczy
jednocześnie. T N

Bardzo dbam o to, by unikać pomyłek czy zapominania o czymś. T N


Celowo unikam filmów i programów telewizyjnych pokazujących sceny
przemocy. T N
Odczuwam nieprzyjemne pobudzenie, kiedy wokół mnie dużo się dzieje. T
N

Głód wywołuje u mnie silną reakcję, tak że tracę koncentrację czy


pogarsza się mój nastrój. T N

Zmiany w moim życiu wytrącają mnie z równowagi. T N


Zauważam i cenię sobie delikatne czy wysublimowane zapachy, smaki,
dźwięki, dzieła sztuki. T N
Jednym z moich priorytetów jest takie ułożenie sobie życia, by unikać
sytuacji denerwujących i rozstrajających. T N
Kiedy podczas wykonywania zadania muszę z kimś rywalizować lub
jestem obserwowany, bardzo się denerwuję i radzę sobie o wiele gorzej
niż normalnie. T N

Mam wrażenie, że w dzieciństwie rodzice lub nauczyciele postrzegali


mnie jako wrażliwego czy nieśmiałego. T N

Aby poznać swój wynik, przejdź do ramki pod testem dla partnera.

1. Elaine N. Aron, Wysoko wrażliwi. Jak funkcjonować w świecie, który nas przytłacza,
Wydawnictwo Feeria, Łódź 2017. ↩
Czy twój partner jest wysoko wrażliwy?

Ten sam test dla twojego partnera

Jeśli nie jesteś w związku lub jeśli twój partner nie chce wykonać testu,
możesz zaznaczyć odpowiedzi samodzielnie, wyobrażając sobie, jak
zrobiłaby to osoba, którą kochasz lub która była ci bliska w przeszłości
i o której myślisz, czytając tę książkę.

Odpowiadaj zgodnie ze swoimi odczuciami. Zakreśl „tak”, jeśli stwierdzenie


choćby w części się do ciebie odnosi. Zakreśl „nie”, jeśli nie odnosi się do
ciebie wcale lub odnosi się w ograniczonym stopniu.

Wydaje mi się, że docierają do mnie różne subtelne szczegóły otoczenia.


TN

Podlegam wpływowi nastrojów innych ludzi. T N

Mam skłonność do dużej wrażliwości na ból. T N

W dni, kiedy dużo się dzieje, miewam potrzebę znalezienia chwili dla
siebie, chowając się do łóżka, zaciemnionego pomieszczenia czy
gdziekolwiek indziej, gdzie mogę zaznać trochę spokoju i uciec od
bodźców. T N

Jestem bardzo czuły na działanie kofeiny. T N

Łatwo przytłaczają mnie takie bodźce, jak ostre światło, silne zapachy,
szorstkie tkaniny czy syreny przejeżdżających karetek. T N
Mam bogate, skomplikowane życie wewnętrzne. T N
Głośne dźwięki sprawiają mi dyskomfort. T N

Do głębi porusza mnie sztuka i muzyka. T N


Jestem sumienny. T N

Łatwo mnie przestraszyć. T N


Czuję się roztrzęsiony, gdy mam dużo do zrobienia w krótkim czasie. T N
Gdy ludzie nie czują się komfortowo w miejscu, w którym przebywają,
zwykle wiem, jak temu zaradzić (przez zmianę oświetlenia, przestawienie
foteli itp.). T N

Irytuje mnie, gdy ludzie wymagają ode mnie zrobienia zbyt wielu rzeczy
jednocześnie. T N
Bardzo dbam o to, by unikać pomyłek czy zapominania o czymś. T N

Celowo unikam filmów i programów telewizyjnych pokazujących sceny


przemocy. T N

Odczuwam nieprzyjemne pobudzenie, kiedy wokół mnie dużo się dzieje. T


N

Głód wywołuje u mnie silną reakcję, tak że tracę koncentrację czy


pogarsza się mój nastrój. T N

Zmiany w moim życiu wytrącają mnie z równowagi. T N


Zauważam i cenię sobie delikatne czy wysublimowane zapachy, smaki,
dźwięki, dzieła sztuki. T N
Jednym z moich priorytetów jest takie ułożenie sobie życia, by unikać
sytuacji denerwujących i rozstrajających. T N
Kiedy podczas wykonywania zadania muszę z kimś rywalizować lub
jestem obserwowany, bardzo się denerwuję i radzę sobie o wiele gorzej
niż normalnie. T N

Mam wrażenie, że w dzieciństwie rodzice lub nauczyciele postrzegali


mnie jako wrażliwego czy nieśmiałego. T N
Wynik testu

Jeśli odpowiedziałeś twierdząco 12 lub więcej razy, prawdopodobnie


jesteś osobą wysoko wrażliwą.
Ale szczerze mówiąc, żaden test psychologiczny nie jest dość
wiarygodny, by na jego wynikach opierać swoje życie. Nawet jeśli
tylko jedno czy dwa z powyższych twierdzeń są w twoim przypadku
prawdziwe, ale za to w bardzo dużym stopniu, także masz prawo
określać siebie jako wysoko wrażliwego.
Rozdział 1
Czy jesteś osobą wysoko wrażliwą?
Temperament, miłość i wrażliwość

„Zakochuję się na amen”.


„Czasami czuję się jak kosmita. Wszyscy inni są w związkach. Ale to, co
oni nazywają miłością, w ogóle mnie nie pociąga”.
„Nie mówię o tym głośno, ale inwestycje, samochody, sport, sukcesy
w pracy – to wszystko jest dla mnie całkowicie nieistotne w porównaniu
z miłością do mojej żony”.
Kiedy wysoko wrażliwe osoby (WWO) zwierzają się z miłości, jest
w tym wyraźna głębia i intensywność. Tacy ludzie zakochują się na zabój
i bardzo dużo inwestują w bliskie relacje. Oczywiście czasami osoby mniej
wrażliwe przeżywają w sytuacji zakochania podobny rodzaj fascynacji lub
zagubienia. Zwykle jednak wybuch miłości jest bardziej poruszającym
doświadczeniem dla wysoko wrażliwych.
Nie ma w tym nic zaskakującego. Jak wspomniałam we wstępie, osoby
wysoko wrażliwe, stanowiące 15–20 procent populacji, urodziły się
z układem nerwowym nastawionym na wyłapywanie subtelności i głębokie
rozmyślanie, przez co łatwiej ulegają przeciążeniu. W stanie zakochania
dostrzegają więc wszystkie niuanse charakteru drugiej osoby, nieustannie
rozmyślają o jej uroku i czują się całkowicie pochłonięte tym
doświadczeniem.
Chociaż takie reakcje osób wysoko wrażliwych nie dziwią, dotąd bardzo
niewiele o tym mówiono. Obecnie ludzie czytają dużo więcej o psychologii
niż kiedykolwiek wcześniej – myślę, że zaczynamy uświadamiać sobie, iż
nasze szczęście oraz przetrwanie świata zależy od głębszego poznania
psychiki, a szczególnie miłości. Fundamentalna cecha ludzkiego
charakteru, jaką jest wrażliwość, oraz tak często pomijany temat
dziedziczenia temperamentu to niezbędne elementy tej pogłębionej wiedzy.
Niestety, zagadnienia te są wciąż ignorowane, tak jakby mówienie o tym, że
różnimy się między sobą, było niezgodne z wymogami demokratycznego
świata.
W tym rozdziale szczegółowo opisuję wrażliwość oraz inną dziedziczną
cechę temperamentu – skłonność do poszukiwania doznań. Na koniec
wracam do kwestii ciebie jako osoby wysoko wrażliwej i twoich osobistych
potrzeb. Później zajmiemy się głównym problemem poruszanym
w pozostałej części książki: twoimi relacjami z innymi ludźmi.
Jaki masz temperament? Czas się tego dowiedzieć

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, wykonaj test zamieszczony na stronach 51–
52 i podlicz uzyskane punkty. Następnie rozwiąż poniższy test dotyczący
skłonności do poszukiwania doznań – w dalszej części rozdziału
wyjaśniam, o czym świadczą jego wyniki. (Jeśli wykonasz test, zanim
przeczytasz dalsze fragmenty książki, nie będą one ważyć na twoich
odpowiedziach). Na razie dodam tylko, że osoby wysoko wrażliwe mogą
uzyskać wysokie wyniki w obu testach.
Jeżeli jesteś w związku i twój partner też zgodzi się rozwiązać testy,
poproś go, by zrobił to już teraz, wykorzystując przeznaczone dla niego
kopie kwestionariuszy.
Jeśli z jakiegoś powodu partner nie zechce wypełnić testów, możesz
zrobić to samodzielnie, zaznaczając takie odpowiedzi, jakich według ciebie
by udzielił.
Jeżeli obecnie nie masz partnera, możesz rozwiązać testy w imieniu
osoby, która była ci bliska w przeszłości i o której zamierzasz myśleć
podczas czytania tej książki.
Czy jesteś poszukiwaczem doznań?

Test

Odpowiadaj zgodnie ze swoimi odczuciami. Zakreśl „tak”, jeśli stwierdzenie


choćby w części się do ciebie odnosi. Zakreśl „nie”, jeśli nie odnosi się do
ciebie wcale lub odnosi się w ograniczonym stopniu.

Gdyby to było bezpieczne, chciałbym zażyć narkotyk, który wywołałby


u mnie dziwne nowe doznania. T N

Niektóre rozmowy sprawiają, że czuję się znudzony niemal do bólu. T N

Wolałbym pojechać w nowe miejsce, mimo że mogłoby mi się nie


spodobać, niż ponownie odwiedzić miejsce, o którym wiem, że mi się
podoba. T N

Chciałbym spróbować sportu, który wywołuje dreszczyk emocji, np.


narciarstwa, wspinaczki skałkowej lub surfingu. T N

Jeśli długo przebywam w domu, staję się niespokojny. T N

Nie lubię bezczynnie czekać. T N

Rzadko oglądam film więcej niż jeden raz. T N

Lubię nieznane rzeczy. T N

Jeśli dostrzegam coś niezwykłego, dużo zrobię, aby się temu przyjrzeć. T
N
Nudzi mnie spędzanie czasu codziennie z tymi samymi osobami. T N

Moi znajomi mówią, że trudno przewidzieć, co będę chciał robić. T N


Lubię penetrować nowe miejsca. T N

Unikam popadania w codzienną rutynę. T N


Pociąga mnie sztuka dostarczająca intensywnych wrażeń. T N
Lubię substancje, po których czuję się „na haju”. T N
Wolę mieć nieprzewidywalnych znajomych. T N

Z chęcią znalazłbym się w miejscu, które będzie dla mnie nowe i obce. T
N

Jeśli mam wydać pieniądze na podróż, im bardziej egzotyczny jest cel


wyprawy, tym lepiej. T N

Chciałbym być odkrywcą. T N


Lubię, kiedy ktoś niespodziewanie rzuca nieprzyzwoity dowcip lub
komentarz, który wywołuje u wszystkich nerwowy śmiech. T N

Aby poznać wynik testu, przejdź do ramki pod testem dla partnera.
Czy twój partner jest poszukiwaczem doznań?

Test do wypełnienia przez twojego partnera

Jeśli nie jesteś w związku lub jeśli twój partner nie chce wykonać testu,
możesz zaznaczyć odpowiedzi samodzielnie, wyobrażając sobie, jak
zrobiłaby to osoba, którą kochasz, lub która była ci bliska w przeszłości
i o której myślisz, czytając tę książkę.

Odpowiadaj zgodnie ze swoimi odczuciami. Zakreśl „tak”, jeśli stwierdzenie


choćby w części się do ciebie odnosi. Zakreśl „nie”, jeśli nie odnosi się do
ciebie wcale lub odnosi się w ograniczonym stopniu.

Gdyby to było bezpieczne, chciałbym zażyć narkotyk, który wywołałby


u mnie dziwne nowe doznania. T N

Niektóre rozmowy sprawiają, że czuję się znudzony niemal do bólu. T N

Wolałbym pojechać w nowe miejsce, mimo że mogłoby mi się nie


spodobać, niż ponownie odwiedzić miejsce, o którym wiem, że mi się
podoba. T N

Chciałbym spróbować sportu, który wywołuje dreszczyk emocji, np.


narciarstwa, wspinaczki skałkowej lub surfingu. T N

Jeśli długo przebywam w domu, staję się niespokojny. T N

Nie lubię bezczynnie czekać. T N


Rzadko oglądam film więcej niż jeden raz. T N

Lubię nieznane rzeczy. T N


Jeśli dostrzegam coś niezwykłego, dużo zrobię, aby się temu przyjrzeć. T
N
Nudzi mnie spędzanie czasu codziennie z tymi samymi osobami. T N

Moi znajomi mówią, że trudno przewidzieć, co będę chciał robić. T N


Lubię penetrować nowe miejsca. T N
Unikam popadania w codzienną rutynę. T N

Pociąga mnie sztuka dostarczająca intensywnych wrażeń. T N


Lubię substancje, po których czuję się „na haju”. T N

Wolę mieć nieprzewidywalnych znajomych. T N


Z chęcią znalazłbym się w miejscu, które będzie dla mnie nowe i obce. T
N
Jeśli mam wydać pieniądze na podróż, im bardziej egzotyczny jest cel
wyprawy, tym lepiej. T N
Chciałbym być odkrywcą. T N

Lubię, kiedy ktoś niespodziewanie rzuca nieprzyzwoity dowcip lub


komentarz, który wywołuje u wszystkich nerwowy śmiech. T N
Wynik testu

Dla kobiet: Jeśli odpowiedziałaś twierdząco na 11 lub więcej pytań,


prawdopodobnie masz skłonność do poszukiwania doznań. Jeżeli
oceniłaś jako prawdziwe 7 lub mniej stwierdzeń, nie należysz do
miłośników nowych wrażeń. Jeśli odpowiedziałaś twierdząco na 8, 9
lub 10 pytań, twoja naturalna skłonność do poszukiwania doznań nie
jest ani szczególnie mała, ani duża.
Dla mężczyzn: Jeżeli odpowiedziałeś twierdząco na 13 lub więcej
pytań, prawdopodobnie chętnie poszukujesz doznań. Jeśli uznałeś
za prawdziwe 9 lub mniej stwierdzeń, raczej nie jesteś
poszukiwaczem nowych wrażeń. Jeżeli odpowiedziałeś twierdząco
na 10, 11 lub 12 pytań, twoja skłonność do poszukiwania doznań nie
jest ani szczególnie mała, ani duża.
Tak, możesz być osobą wysoko wrażliwą i jednocześnie mieć silną
potrzebę poszukiwania doznań.
Pomocy! „Mój partner i ja jesteśmy
przeciwieństwami” albo „Jesteśmy jak bliźnięta”

Co jeśli ty i twój partner uzyskaliście diametralnie różne wyniki w testach?


Spokojnie. Nie ma powodu, by myśleć, że nie możecie tworzyć
wspaniałej pary. Różnice mogą nawet sprawić, że wasz związek będzie
mocniejszy i szczęśliwszy niż wiele innych. Ta książka nie przekonuje, że
partnerzy muszą mieć zgodne temperamenty.
A co jeśli jesteście niemal identyczni? To także nic złego, chociaż taka
informacja może was zaskoczyć i spowodować potrzebę weryfikacji
pewnych ugruntowanych przekonań o sobie nawzajem.
Będę szczera: badania wykazują, że ludzie nieco częściej wybierają
partnerów o podobnej osobowości1 – przez „osobowość” rozumiem to, co
wynika u danego człowieka z odziedziczonego temperamentu oraz
indywidualnych doświadczeń życiowych. U takich par występuje niewielka
tendencja statystyczna do tworzenia szczęśliwszego związku2. Niemniej
pisząc o niewielkiej tendencji statystycznej, mam na myśli istnienie
znacznego nakładania się danych, podobnie jak wtedy gdy mówimy, że
mężczyźni są statystycznie wyżsi od kobiet, chociaż wiemy, że wiele kobiet
przewyższa wzrostem wielu mężczyzn. Dlatego też wszyscy znamy liczne
przykłady par, które zaprzeczają tej tendencji – partnerzy mogą mieć
całkowicie odmienne temperamenty i jednocześnie być razem bardzo
szczęśliwi. Miło jest być wyjątkiem od czyjejś reguły. W każdym razie
różnice osobowościowe nie są wiarygodnym prognostykiem niepowodzenia
relacji.
Na sukces związku – długość jego trwania lub poziom przynoszonego
przezeń szczęścia – zdecydowanie wpływają osobowości partnerów
niezależnie od stopnia ich podobieństwa3. Szczególnie jeśli jedna z osób
jest miła, rozsądna, pełna nadziei itd. (a nie są to cechy mierzone przez
powyższe testy), szanse na udany związek pomimo różnic między
partnerami są duże. Najważniejsze jest, aby rozumieć, jak wasze
temperamenty wzajemnie na siebie oddziałują – temat ten podejmuję
w rozdziałach 5 i 6.
Większość z was zapewne różni się od partnera umiarkowanie – czyli
w zakresie jednej z dwóch omawianych cech. Prawdopodobnie znajdujecie
się wtedy w najlepszej z możliwych sytuacji.
Pragnę raz jeszcze podkreślić, że nie próbuję w tej książce przekonywać,
iż niektórzy ludzie powinni być razem, a inni unikać siebie nawzajem.
Moim celem jest pokazanie, że wiele trudności, z jakimi zmagają się pary – 
zarówno te bardziej, jak i te mniej „dopasowane” – wynika z braku wiedzy
o tym, jak mają żyć z temperamentem partnera. Przyjrzyjmy się kilku
przykładom tego typu problemów i ich rozwiązań.
Deena, Daniel, Blake, i inni

Deena z całego serca pragnie kochać swojego męża, Daniela. Jest to


mężczyzna wesoły, miły, spełniony zawodowo i odpowiedzialny, który
w dodatku świetnie dogaduje się z dziećmi. Jest też jednak nudny.
I bezmyślny. Zdaniem żony, przerywa jej w nieodpowiednich momentach
i mówi niewłaściwe rzeczy. Kiedy próbuje rozmawiać z nim o tych
„wadach”, on się dziwi i czuje urażony. Gdy Deena delikatnie podpytała
znajomych, okazało się, że nie uważają Daniela za nudnego i bezmyślnego.
Ona jednak często czuje się rozczarowana także nimi, dlatego uznała, że
sama jest źródłem problemu. Może nie potrafi kochać. Tak naprawdę nie
chodzi jednak o wygaśnięcie miłości do Daniela. Deena uważa, że nadal go
kocha. A jednak go nie szanuje. Jego zainteresowania wydają się jej płytkie,
zbyt przyziemne. To z kolei wywołuje w niej poczucie wstydu, bo Deena
ma świadomość, że pragmatyzm męża przynosi jej wiele korzyści oraz że
Daniel zarówno ją kocha, jak i szanuje.
Jakby tego było mało, niedawno Deena poznała na zajęciach jogi
„mężczyznę, którego powinna była poślubić” – wyciszonego, bardzo
uduchowionego, który odzywa się rzadko, ale zawsze z głębokim sensem.
Deena wie, że nigdy nie opuściłaby Daniela, ale jednocześnie czuje się
skazana na życie z niewłaściwym człowiekiem i niezdolna do rozmowy na
ten temat ani z nim, ani z nowo poznanym znajomym, ani z nikim innym.
Blake, ojciec samotnie wychowujący dziecko, nie pozostaje obecnie
w żadnym związku i nie wierzy, że wkrótce – jeśli w ogóle kiedykolwiek –
nawiąże z kimś romantyczną relację. Czuje się skrępowany na randkach.
Nawet spotkania przez internet są raczej nie dla niego – nie odpowiada mu
ani obnażanie swojego prywatnego życia na giełdzie samotnych serc
i czekanie, aż ktoś się łaskawie zainteresuje, ani przeglądanie
powierzchownych, banalnych opisów potencjalnych partnerek. Problem
w tym, że Blake naprawdę chciałby z kimś być. Ostatni związek jednak
bardzo go zraził. Wie, że powinien o tym zapomnieć, ale nie potrafi.
Dlatego czuje, że coś jest z nim nie tak – kto by go chciał? W snach Blake
chodzi na nieudane randki i potworne wesela. Czasami śnią mu się
koszmary o tsunami, powodziach lub bandytach.
A Terry i Jess? Dobrali się jak w korcu maku. Powinni być
przeszczęśliwi. Oboje lubią spędzać wieczory w domowym zaciszu; oboje
postrzegają świat zewnętrzny jako stresujący, wręcz niebezpieczny.
Wspólnie snują refleksje o śmierci i sensie istnienia. Po latach bycia razem
Terry zapragnęła jednak, by w ich życiu pojawiło się nieco nowych wrażeń
i emocji, więc otworzyła się bardziej na innych ludzi i zaczęła spędzać czas
poza domem. Zwykle jednak wychodzi sama, ponieważ Jess twierdzi, że
jest zbyt zmęczony. Niedawno poznała fascynującego mężczyznę – 
towarzyskiego, energicznego, głodnego przygód. Nagle uświadamia sobie,
że dotąd czuła się jak bierny obserwator życia. Zastanawia się, czy opuścić
Jessa, ale obawia się, że mógłby nie znieść rozstania.
Poznajmy też Davida, który kocha Jill chyba nawet na serio,
a przynajmniej tak mu się wydaje. Kobieta jest niezwykle mądra, wnikliwa
i interesująca. Problem w tym, że David nie czuje się dla niej
równorzędnym partnerem. Jill ma niesamowitą zdolność orientacji we
wszystkim – czy chodzi o pogodę, przesłanie filmu czy bieżące problemy
przyjaciół. Co gorsza, zawsze wie, co się dzieje z Davidem, zanim on sam
zdaje sobie z tego sprawę. Mężczyzna czuje się przy niej głupi, pozbawiony
wrażliwości. Ostatnio obawia się, że partnerka myśli o nim równie
nieprzychylnie, a jej sporadyczne krytyczne uwagi utwierdzają go w tym
przekonaniu. Nie jest pewien, czy jego poczucie własnej wartości przetrwa
w tym skądinąd wspaniałym związku.
Ostatnia para to Jordan i Chris. W ciągu minionych sześciu lat Jordan
pracował w trzech firmach w różnych stanach USA. Chris za każdym
razem przeprowadzała się wraz z nim, ale z wielkimi oporami.
Przeprowadzki są dla niej traumatyczne. Zaczęła nawet przypuszczać, że
Jordan ma problem z prawdziwym oddaniem się czemukolwiek,
zapuszczeniem korzeni, odczuwaniem zaspokojenia. Zastanawia się, czy
partner nie ma ADHD, skoro tak impulsywnie podejmuje decyzje o zmianie
pracy i miejsca zamieszkania. W tym tygodniu zaczął mówić o możliwym
przeniesieniu do londyńskiego oddziału firmy, w której jest zatrudniony.
Chris zagroziła, że nie przeprowadzi się z nim do Anglii. Uważa, że
powinni udać się do terapeuty małżeńskiego – ma nadzieję, że ktoś
wreszcie zdiagnozuje ukrytą dysfunkcję u jej partnera.
To tylko kilka przykładów trudnych relacji. Z podobnymi problemami
zmagają się miliony par na świecie.
Tajemnica nierozwiązywalnych konfliktów

Badania przeprowadzone przez psychologa Johna Gottmana wykazały, że


69 procent konfliktów w związkach okazuje się trwałych
i nierozwiązywalnych, a w parach szczęśliwych i nieszczęśliwych odsetek
nierozwiązywalnych konfliktów jest identyczny4. Tyle na temat teorii, że
szczęśliwe pary mają mniej długotrwałych problemów, ponieważ lepiej
sobie radzą z ich rozwiązywaniem – wszystkie pary doświadczają równie
wielu kłopotów i równie mocno w nich grzęzną.
Rezultaty opisanych badań tylko częściowo można wyjaśnić na
podstawie zebranych dotąd danych: osoby w szczęśliwszych związkach
inaczej rozumieją trwałe problemy; rozmawiają o nich, zamiast się kłócić.
Jakiego rodzaju konflikty okazują się tak trwałe i nierozwiązywalne, nawet
u szczęśliwych par? Prawdopodobnie najczęściej są to spory wynikające
z wrodzonych różnic temperamentu, na przykład jedno z partnerów lubi
aktywne życie towarzyskie i spędzanie czasu w mieście, a drugie woli
wieczory „tylko we dwoje” bądź ceni uroki życia na wsi. Być może
szczęśliwsze pary znalazły sposoby na to, by rozmawiać o trwałych
konfliktach spowodowanych niezgodnością temperamentów i je
akceptować.
Deena, Daniel, Terry, Jess i pozostali bohaterowie przytoczonych historii
nie odnaleźli jeszcze przyczyny swoich nierozwiązywalnych konfliktów.
Wciąż obwiniają się wzajemnie o niezdolność do zmiany albo po cichu
tracą szacunek do siebie nawzajem lub siebie samych. Niezależnie od tego,
jaką miarą mierzylibyśmy nieszczęście w związku, mają poważne
problemy. Te ostatnie nie koncentrują się jednak wokół trudności
komunikacyjnych czy neuroz partnerów. Poznałam wszystkie te osoby
wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że żadna z nich nie doświadczyła
poważnych traum w dzieciństwie ani takich problemów w życiu dorosłym,
jak niezdolność do pracy, do nawiązywania przyjaźni bądź do dobrej
samooceny poza kontekstem ich związku z partnerem.
Na czym więc polegają problemy tych ludzi? Doświadczają oni
konfliktów wynikających z różnic temperamentów. Pragną sami być inni
lub chcą, aby zmienił się partner. Zmiany, których sobie życzą,
przypominają jednak żądanie zmiany koloru oczu z niebieskiego na
brązowy albo leworęczności na praworęczność. Gdyby to rozumieli,
zarówno oni, jak i pomagający im terapeuci małżeńscy mogliby zupełnie
inaczej podejść do ich sytuacji. Wrodzony temperament należy jednak do
najbardziej pomijanych zagadnień w psychologii. Jego rola jest obecnie
doceniana przez osoby pracujące z dziećmi, ale rzadko przez specjalistów
pomagających dorosłym, a psychologowie zajmujący się problemami
relacyjnymi dopiero zaczynają zwracać uwagę na jego znaczenie.
Z powodu tej powszechnej ignorancji Deena i pozostali mogliby łatwo
trafić na terapię indywidualną lub małżeńską skoncentrowaną na zupełnie
niewłaściwych sprawach. Tymczasem wszyscy oni powinni się skupić na
temperamencie, a szczególnie na wysokiej wrażliwości.
Diagnoza dla Deeny i pozostałych

Deena, kobieta rozdarta między miłością do „nudnego” męża, Daniela,


a uczuciem do wyciszonego mężczyzny poznanego na zajęciach jogi, jest
osobą wysoko wrażliwą, która wykazuje normalną reakcję na swojego
zupełnie normalnego, czarującego małżonka nie-WWO. Deena kocha
Daniela za wszystko to, co WWO uznałaby za zalety u nie-WWO. Nie
odpowiadają jej jednak te cechy nie-WWO, które bywają nieprzyjemne dla
kogoś tak wrażliwego jak ona. W charakterystyczny sposób dla wysoko
wrażliwych analizuje swoją sytuację; zdaje sobie sprawę, że nie opuści ani
nie zdradzi Daniela, a jednocześnie ma duże trudności z uszanowaniem
jego odmienności. W rozdziale 5 przyjrzymy się bliżej podobnym
problemom.
Słowo na temat nudy: w moich badaniach i praktyce znajduję wskazania,
że znudzenie drugą osobą lub relacją to jedna z najczęściej występujących
trudności, z jakimi zmagają się pary, i zwykle ma ona związek
z temperamentami partnerów. Wiele par zwraca się po specjalistyczną
pomoc, kiedy znużenie wspólnym życiem doprowadza do kłótni, utraty
wzajemnego szacunku bądź do romansu, i dlatego praktycznie nigdy nie
stanowi zasadniczego przedmiotu działania. Skonfrontujemy się z nią na
kartach tej książki.
Wróćmy do Blake’a, WWO bez partnerki. Oczekuje on od siebie
zachowania właściwego dla nie-WWO – tego samego bez wątpienia
oczekiwały jego dotychczasowe partnerki. Blake musi się nauczyć bardziej
doceniać siebie, co jest szczególnie trudne dla wrażliwych mężczyzn; może
w tym pomóc rozdział 2. Praca nad podniesieniem samooceny wymaga też
poprawy relacji z własną psychiką. Dopiero kiedy to nastąpi, możliwe
będzie tworzenie udanych związków z innymi ludźmi. Koniecznym
warunkiem dobrej relacji Blake’a z samym sobą jest jednak zaakceptowanie
własnej wrażliwości i pielęgnowanie jej bez względu na ewentualne
poczucie osamotnienia oraz jakość zewnętrznej relacji. Zagadnienie to
omawiam dokładniej w rozdziale 9.
Terry i Jess, niezmiernie szczęśliwi do czasu, gdy kobieta zaczęła
poszukiwać nowych doznań, to dwoje wysoko wrażliwych, którzy popełnili
klasyczny błąd – pozwolili, by ich związek zanadto przerodził się
w bezpieczną przystań, nie zapewniając sobie dostatecznie wielu
ekscytujących doświadczeń dla przeciwwagi. Znów pojawił się więc
problem nudy. Dodatkowo w relacji obowiązywała niepisana zasada, że
partnerzy mają się wzajemnie nie niepokoić, więc Terry nie może nawet
mówić o swoim niezadowoleniu. Tylko pełne przeanalizowanie
wzajemnych pretensji, przed którym tak się bronią, może uratować tę parę.
Obawa, że Jess „nie zniesie” rozstania, jest przejawem braku szacunku
wobec cechującej oboje partnerów wysokiej wrażliwości. Takim parom
dedykuję rozdział 6.
David, mąż podziwiający żonę, to nie-WWO, który stara się żyć
z WWO. Jest pod takim wrażeniem wyjątkowości Jill, że zapomina
o własnej. Używając pojęć z zakresu psychologii głębi, możemy
powiedzieć, że David projektuje swojego wewnętrznego kochanka, własną
cząstkę duchową, na żonę. To podwójny błąd. Ze względu na tę projekcję
David obdarza Jill niemal boską czcią, przeceniając jej tajemnicze
zdolności – intuicję, ekspresyjność emocjonalną i artystyczną, dobry
kontakt z dziećmi i ze zwierzętami oraz umiejętność czerpania
przyjemności z samego istnienia. Żałuje, że sam ich nie ma, choć zalążki
wszystkich wymienionych przez niego zalet są także w nim. Problem
w tym, że w naszej kulturze mężczyznom może być znacznie wygodniej
podziwiać takie zdolności z daleka, niż pielęgnować i rozwijać je w sobie.
Chris, przekonana, że Jordan jest chory, ponieważ znowu chciałby się
przeprowadzić, jest kolejną wysoko wrażliwą osobą, która nie rozumie
swojego mniej wrażliwego partnera. Doszukuje się więc patologii w jego
odmienności, prawdopodobnie z powodu autentycznego strachu przed
zmianą miejsca zamieszkania, będącej dla niej doświadczeniem bardzo
trudnym, a zupełnie zwyczajnym dla Jordana. Wrócimy do tej pary
w dalszej części rozdziału.
Wysoka wrażliwość

Wysoka wrażliwość jest odziedziczoną skłonnością do przetwarzania


informacji docierających dzięki zmysłom w sposób bardzo pogłębiony
i subtelny. Nie oznacza to, że jeśli jesteśmy wysoko wrażliwi, nasze oczy
i uszy są bardziej wyczulone, ale że dokładniej analizujemy odbierane
sygnały. Lubimy badać różne zjawiska, snuć refleksje, rozmyślać. To
przetwarzanie jest niekoniecznie świadome. Możemy zdawać sobie sprawę
z myślenia (czy „zadumy” albo „zamartwiania się”, w zależności od
nastroju i problemu, którym się zajmujemy), częściej jednak proces ten
przebiega bez udziału świadomości. Dlatego w wielu sytuacjach
wykazujemy się intuicją, to znaczy z reguły wiemy, jak doszło do
zaistniałych wydarzeń, i trafnie przewidujemy ich dalszy bieg, ale nie
wiemy, skąd to wiemy.
Jesteśmy także świetni w odczytywaniu subtelnych sygnałów na temat
sytuacji istot nieposługujących się słowami – zwierząt, roślin, niemowląt,
nieświadomych aspektów człowieka, chorych (ciało nie korzysta ze słów),
obcokrajowców próbujących się z nami porozumieć, dawno zmarłych
postaci historycznych (dzięki czytaniu ich biografii).
Osoby wysoko wrażliwe mają również bardzo silny kontakt z własną
nieświadomością, o którym świadczą bogate marzenia senne. Dzięki
uważnej obserwacji swoich snów i stanów organizmu, nabywamy nie tylko
szacunku do własnej nieświadomości, lecz także pokory w kwestii
motywacji, wiemy bowiem, jak wiele ludzkich działań wynika
z nieświadomych impulsów.
Ze względu na skłonność do refleksji jesteśmy również bardziej sumienni
– gotowi myśleć: „Co będzie, jeśli tego nie zrobię?” albo „Co, gdyby
wszyscy tak zrobili?”. Moje badania pokazały, że w porównaniu z ludźmi
mniej wrażliwymi bardziej przejmujemy się kwestią sprawiedliwości
społecznej oraz zagrożeniami dla środowiska naturalnego (choć
prawdopodobnie czujemy się mniej pewnie na froncie politycznym –
domagając się zmian). Czerpiemy też więcej przyjemności z obcowania ze
sztuką i z własnego życia wewnętrznego. Ponieważ mamy tendencję do
traktowania siebie jako istot duchowych, z reguły jesteśmy bardziej skłonni
na przykład do towarzyszenia umierającemu obcemu człowiekowi,
przynosząc mu pociechę (dotyczyło tego jedno z pytań mojego
kwestionariusza).
Zła wiadomość jest taka, że skoro odbieramy wszystkie subtelne sygnały
ze swego otoczenia, możemy szybko ulegać przeciążeniu nadmiarem
nieustannej, złożonej stymulacji. Dostajemy to w pakiecie z wrażliwością.
Współczesny świat działa na nas bardzo stresująco.
Jesteśmy również bardziej wrażliwi na krytykę; dogłębnie analizujemy
wszystkie otrzymywane informacje, w tym te dotyczące naszych
niedociągnięć. Szybciej popadamy w przygnębienie lub doświadczamy lęku
w wyniku traum, bo je także intensywniej przetwarzamy. W rezultacie
możemy odczuwać mniej nadziei lub mieć mniejsze poczucie
bezpieczeństwa niż osoby, które nie rozmyślają tyle o swoich
doświadczeniach.
Ponadto wysoka wrażliwość nie ogranicza się do głębszego
przetwarzania informacji w mózgu. Ludzie mający tę cechę zazwyczaj są
też bardziej podatni na oddziaływanie na przykład alkoholu, kofeiny,
gorąca, zimna, szorstkich tkanin i innych czynników podrażniających,
zmian długości dnia, leków, a także alergenów atakujących skórę i zatoki.
Znaczenie optymalnego poziomu pobudzenia

Nikt z nas nie pracuje ani nie czuje się dobrze, gdy jest nadto lub
niedostatecznie pobudzony. Zasada ta dotyczy wszystkich gatunków
zwierząt, i to od urodzenia. Niemowlęta płaczą, kiedy są przeciążone na
skutek bólu, głodu, hałasu albo po prostu długiego dnia. Płaczą także wtedy,
gdy się nudzą i brakuje im bodźców pobudzających. Dorośli również nie
lubią nadmiaru stymulacji – spowodowanej przez zgiełk, chaos, ból,
terminy do dotrzymania, presję społeczną, strach, złość, żałobę czy nawet
nadmiar przyjemności, na przykład kiedy podczas urlopu czują, że nie
zniosą już kolejnego zapierającego dech widoku, sklepu lub muzeum.
Nadmierne pobudzenie powoduje dyskomfort fizyczny i psychiczny,
a ponadto poczucie zagubienia – wrażenie, że oblejemy test, popełnimy
błąd, ulegniemy wypadkowi. Wszyscy boimy się zbyt intensywnej
stymulacji. I podobnie boimy się niedostatecznej stymulacji – nudy,
zniecierpliwienia, konieczności bezczynnego czekania.
Wszystkie organizmy lubią optymalny poziom pobudzenia, dlatego
ludzie nieustannie podejmują działania zmierzające do jego utrzymania –
włączamy radio, aby podnieść stymulację; ucinamy sobie drzemkę, aby ją
zmniejszyć; telefonujemy do przyjaciela, by się pobudzić; wyłączamy
telewizor, by się wyciszyć, i tak dalej. Podobnie działamy w dłuższej
perspektywie – zmieniamy pracę, aby zwiększyć poziom pobudzenia,
unikamy rozwodu, aby go zmniejszyć; podróżujemy za granicę, by go
zwiększyć, przenosimy się za miasto, by go zmniejszyć.
Specyfika osób o wysokiej wrażliwości polega na tym, że ulegają
przeciążeniu nadmierną stymulacją nieco szybciej niż pozostali. Oznacza
to, że sytuacja, która innych optymalnie pobudza, dla nas może być już
wyczerpująca. Z kolei to, co my uznalibyśmy za optymalny poziom
pobudzenia, oni mogą oceniać jako nudę. Dlatego chcemy wyłączyć radio,
kiedy nasz partner nie-WWO woli, by grało. Po dniu pełnym wrażeń
chcemy zostać w hotelowym pokoju, chociaż przyjaciel nie-WWO
namawia nas na wieczorną imprezę. Tak rodzą się potencjalne konflikty.
Czy wrażliwość to introwersja? I tak, i nie

Psychiatra Carl Jung definiował introwersję jako skłonność do zwracania


się do własnego wnętrza i odwracania od zewnętrznego świata oraz
preferowania sfer subiektywnych i głębokiej refleksji5. Według Junga
introwertyk traktuje swój świat wewnętrzny jako rzeczywisty, może nawet
rzeczywistszy niż świat zewnętrzny. Jest to jeden z podstawowych
aspektów tego, co rozumiem przez wrażliwość – refleksyjne podejście do
własnych doświadczeń, które pozwala na wydobycie z nich tak bogatych
znaczeń, że stają się one nawet cenniejsze od pierwotnego przedmiotu
doświadczenia.
Tymczasem większość ludzi, mówiąc o introwersji, ma na myśli
introwersję społeczną – niechęć do poznawania ludzi i spędzania czasu
w dużej grupie. Takie przesunięcie znaczenia pojawia się nawet w testach
badających temperament według typologii Junga. Jeśli przyjmuje się taką
definicję (introwersja równa się introwersji społecznej), testy te wykazują,
iż 30 procent osób wysoko wrażliwych nie jest introwertykami, lecz
ekstrawertykami. Dlatego zostanę przy założeniu, że cechą fundamentalną
nie jest introwersja, a wrażliwość. Dzięki temu liczni ekstrawertyczni
społecznie wysoko wrażliwi nie zostaną pominięci w wyniku nieścisłości
terminologicznych.
Dlaczego introwersja społeczna prawie, ale nie całkowicie oddaje
znaczenie wrażliwości? Myślę, że 70 procent osób wysoko wrażliwych jest
introwertycznych społecznie, ponieważ taka postawa okazuje się dobrą
strategią zmniejszania poziomu stymulacji oraz zyskiwania czasu na to, co
nam najlepiej wychodzi – snucie pogłębionych refleksji w samotności lub
z bliskim przyjacielem, a jest to zajęcie, któremu raczej nie można się
oddawać wśród obcych lub w licznym gronie. Jeśli jednak osoba wysoko
wrażliwa dorasta w otoczeniu, w którym często spędza się czas w grupie
lub z nieznajomymi, sytuacje tego typu stają się dla niej naturalne, a nawet
mogą działać uspokajająco. Tacy wysoko wrażliwi są ekstrawertykami.
Podobnie jeżeli osoba o wysokiej wrażliwości była w dzieciństwie karana
za przejawy introwersji lub nagradzana za zachowania ekstrawertyczne,
ekstrawersja może zyskać status stylu preferowanego, naturalnego
i budzącego najmniej lęku. Podsumowując, wiele osób wysoko wrażliwych
jest ekstrawertykami. Introwersja i ekstrawersja społeczna nie są cechami
dziedziczonymi.
Czy wrażliwość to nieśmiałość? Nie

Nie ma żadnych dowodów, które świadczyłyby o tym, że jakikolwiek


człowiek czy zwierzę rodzi się nieśmiałe – to znaczy ze strachem przed
oceną i odrzuceniem przez grupę. Podobnie jak introwersja nieśmiałość
powstaje jako jedno z możliwych przystosowań do pewnych sytuacji
życiowych i nie określa dziedziczonej cechy wrażliwości. Rzeczywiście
osoby wysoko wrażliwe łatwiej stają się nieśmiałe i strachliwe niż ludzie
o mniejszej wrażliwości, ale tylko w określonych okolicznościach.
Podstawową cechą temperamentu jest wrażliwość. To ona sprawia, że
WWO zachowują większą ostrożność w nowych sytuacjach, dostrzegają ich
najdrobniejsze niuanse i rozważają wszelkie możliwe konsekwencje. Inni
ludzie postrzegają ten moment zastanowienia jako strach, a swoją drogą
zastanowienie to może się przerodzić w strach, jeśli sytuacja to uzasadnia.
Bardzo łatwo jest zauważyć różnicę między zwierzęciem czy dzieckiem,
które urodziło się wrażliwe, a takim, które stało się płochliwe, nieśmiałe
bądź zalęknione na skutek złych doświadczeń. Istota wrażliwa chce się
tylko uważnie przyjrzeć nowym realiom i je przemyśleć, zanim się
zaangażuje. Jeśli jesteś dla niej obcy, będzie cię obserwować, zwracając na
ciebie wszystkie zmysły. Następnie, jeżeli uzna, że jesteś „w porządku”
i nie przypominasz nikogo, kto kiedykolwiek sprawił mu krzywdę,
podejdzie do ciebie z ufnością. Zostaniecie przyjaciółmi na dobre.
Tymczasem dziecko lub zwierzę doświadczające przewlekłego lęku
może się czuć przeciążone twoją obecnością; nie będzie zaciekawione, lecz
pełne niepokoju i napięcia, tak naprawdę nie dostrzegając szczegółów
twojej osoby. Jeśli w ogóle zdecyduje się podejść, będzie powtarzać ten
schemat zachowania przy każdym kolejnym spotkaniu. Niemal z nikim nie
zaprzyjaźni się na dobre.
Oczywiście osoba o wysokiej wrażliwości, która odczuwa nieustanny lęk
spowodowany wcześniejszymi doświadczeniami, jest bardzo nieśmiała.
Rezultaty moich badań pokazują, że trudne relacje z rodzicami
w dzieciństwie powodują większą nieśmiałość u osób wysoko wrażliwych
niż u mniej wrażliwych. Pamiętajmy jednak, że nieśmiałość powstaje
w reakcji na doświadczenie, a nie jest podstawową cechą dziedziczną. Inne
przeprowadzone przeze mnie badania wykazały nawet, że osoby wysoko
wrażliwe mające za sobą szczęśliwe dzieciństwo były mniej nieśmiałe niż
nie-WWO.
Dlaczego wrażliwość jest tak ważna?

Głównym zagadnieniem omówionym w tej książce jest temperament, ale


postrzegany przez pryzmat osób wysoko wrażliwych. Takie ujęcie ma trzy
przyczyny: wrażliwość jest prawdopodobnie najbardziej podstawową cechą
dziedziczną, jej obecność szczególnie oddziałuje na relacje, a docenienie jej
ma fundamentalne znaczenie dla przetrwania gatunku ludzkiego.
Przyjrzyjmy się dokładniej tym trzem odważnym tezom.

WRAŻLIWOŚĆ JEST NAJBARDZIEJ PODSTAWOWĄ


CECHĄ TEMPERAMENTU

Wysoka wrażliwość to nowa nazwa najczęściej badanej przez psychologów


dziedzicznej cechy temperamentu (w przeszłości znanej jako
introwersja/ekstrawersja, śmiałość/nieśmiałość itd.) występującej u ludzi
i wszystkich zwierząt wyższych. Zagadnienie to od wielu lat cieszy się
zainteresowaniem badaczy, ponieważ uwypukla ono różnice
w podstawowej dyspozycji strukturalnej układu nerwowego. Nawet jego
nazwa nie jest zupełnie nowa. Psychiatra Carl Jung zajmował się
wrażliwością na początku swojej drogi zawodowej6. W latach
siedemdziesiątych psycholog Albert Mehrabian przedstawił koncepcję
cechy przypominającej wrażliwość, którą nazwał niskim poziomem
odsiewania bodźców (low screening)7. W roku 1988 psychiatra Burton
Appleford wydał pracę pt. Sensitivity – Agony or Ecstasy? (Wrażliwość – 
męka czy ekstaza?). (Nie próbuj jej szukać – wydawca zbankrutował,
a książka nigdy nie trafiła do dystrybucji). Appleford w pełni doceniał
zalety wrażliwości, uznając, że jej poziom jest tak samo istotny i zmienny
jak iloraz inteligencji. W latach pięćdziesiątych psychiatrzy dziecięcy
Alexander Thomas i Stella Chess opisali wrażliwość dzieci jako jedną
z dziewięciu podstawowych cech temperamentu8. Z kolei w tym samym
miesiącu roku 1996, w którym do rąk czytelników trafiło pierwsze
amerykańskie wydanie mojej książki Wysoko wrażliwi, ukazała się książka
Janet Poland Wrażliwe dziecko9.
Wrażliwość jest cechą uznaną znacznie powszechniej niż tylko przez
tych badaczy. Często kryje się ona jednak pod takimi błędnymi nazwami,
jak nieśmiałość, lękliwość, wycofanie lub introwersja (np. w zdaniach „Ten
szczeniak jest nieśmiały” albo „On jest lękliwy od urodzenia”). Niezależnie
od pojęcia, jakim się posługujemy do jej nazwania, wrażliwość jest, po płci
i wieku, najważniejszym uniwersalnym czynnikiem, którego poziom
odróżnia od siebie poszczególnych ludzi lub zwierzęta we wszystkich
kulturach.
Rola WWO w relacjach międzyludzkich

Drugim powodem, dla którego warto zwrócić uwagę na wysoką


wrażliwość, jest to, że relacje z WWO zazwyczaj okazują się albo
szczególnie satysfakcjonujące, albo zdecydowanie nieudane. Chociaż
stanowimy tylko około 20 procent populacji, prawdopodobieństwo wejścia
w relację z jednym z nas (przy założeniu losowego łączenia ludzi w pary)
wynosi około 36 procent. Jeżeli dodatkowo weźmiemy pod uwagę osoby
umiarkowanie wrażliwe, odsetek ten będzie jeszcze większy. Z kolei jeśli
wśród relacji oprócz związków romantycznych uwzględnimy przyjaźnie,
okaże się, że niemal każda osoba niebędąca WWO próbuje kochać jakąś
WWO, a z pewnością każda WWO darzy uczuciem przynajmniej jedną nie-
WWO. Można też powiedzieć, że wiedza o różnicach w poziomie
wrażliwości jest ważna dla każdej pary, ponieważ zawsze jedno z partnerów
będzie bardziej wrażliwe niż drugie.
Powody, dla których osoby wysoko wrażliwe to wartościowi partnerzy
w relacjach, są dość oczywiste – jesteśmy sumienni, mamy dobrą intuicję,
potrafimy odczytywać nastroje innych, jesteśmy gotowi dogłębnie
przemyśleć to, co się dzieje.
Wysoko wrażliwi z wielu względów mogą też być fatalnymi
towarzyszami życia. Nie są to jednak względy niezmienne i wszystkie
zostały omówione w tej książce. Na przykład ponieważ będąc wysoko
wrażliwi, szybciej ulegamy przeciążeniu stymulacją, możemy albo starać
się to ignorować, co jest dla nas zabójcze i nieuchronnie prowadzi do
narastania w nas goryczy, albo musimy udaremniać spełnienie pewnych
pragnień przez partnera, co spowoduje narastanie goryczy u niego. Poza
tym z powodów, które opisuję w rozdziale 3, osoby o wysokiej wrażliwości
mogą się szczególnie obawiać zarówno bliskości, jak i konfliktu. Na
podstawie kilku szczegółowo zaplanowanych badań stwierdziłam, że osoby
wysoko wrażliwe dorastające w stresującym środowisku i nieszczęśliwych
rodzinach częściej niż nie-WWO wykazują cechy, które według innych
ustaleń naukowych okazały się najbardziej groźne dla relacji: pesymizm,
niską samoocenę, skłonność do popadania w stany depresyjne i lękowe,
niepewny styl przywiązania. Osoby o wysokiej wrażliwości, które
w dzieciństwie nie spotykały się z tymi stresorami, nie są bardziej narażone
na rozwinięcie tych cech. Dzięki oddzieleniu efektów osobistej biografii od
temperamentu możemy lepiej zająć się każdym z tych zagadnień
i zapanować nad ich wpływem na nasze życie.

WRAŻLIWOŚĆ JAKO WARUNEK PRZETRWANIA


GATUNKU LUDZKIEGO

Potrzeba powstania dwóch typów

Biolodzy zakładali kiedyś, że w procesie ewolucji każdy gatunek dążył


do wykształcenia jednej, wzorcowej formy osobniczej, doskonale
przystosowanej do środowiska życia. Jeśli środowisko się zmieniało,
zmieniał się również ów wzorcowy model lub wymierali wszyscy
przedstawiciele danego gatunku. Okazuje się jednak, że większość
gatunków zrealizowała lepszy plan przetrwania, tworząc dwie lub więcej
wzorcowych form osobniczych. Jeśli jeden z „typów” danego gatunku nie
radził sobie w środowisku, drugiemu mogło się to udać.
Uważa się, że dwa rodzaje temperamentu, które nazywam wrażliwością
i niewrażliwością, powstały właśnie w celu spełnienia takiego planu
przetrwania. Jednostki wrażliwe przetwarzają więcej informacji przed
podjęciem działania, dokładnie analizują okoliczności i rzadziej ryzykują
pod wpływem impulsu. Jednostki niewykazujące tej cechy ryzykują
częściej. Osoba wysoko wrażliwa żyje według zasad: „zastanów się dwa
razy, zanim coś zrobisz” i „lepiej dmuchać na zimne”. Nie-WWO kieruje
się zasadami: „kto nie ryzykuje, ten nie je” i „kuj żelazo póki gorące”. Oba
podejścia sprawdzają się w życiu, choć w pewnych sytuacjach lepsze
okazuje się pierwsze, a w innych drugie.
Podobna różnica w strategiach działania występuje u wielu gatunków –
między innymi u naczelnych, u psów, kóz, szczurów i łosi.
Prawdopodobnie można ją zaobserwować u wszystkich wyższych
kręgowców. Na przykład niektóre ryby z gatunku bass słoneczny wpływają
do sieci zarzuconych w stawach, a inne nie. Dwa typy osobników bassa
różnią się również zachowaniami związanymi z tarłem, poszukiwaniem
pożywienia oraz unikaniem drapieżników. Co więcej, atakują je odmienne
pasożyty. Kiedyś dowiedziałam się, że gdy eksperci organizacji California
Fish and Game sprawdzają liczebność jeleni za pomocą kamer połączonych
z rozciągniętymi nisko nad ziemią drutami, które zwierzęta przekraczają
w ciemności, około 20 procent jeleni (przypuszczam, że są to osobniki
wrażliwe) omija te urządzenia, więc taką ich liczbę należy dodać do wyniku
pomiarów.
Każda kultura faworyzuje jeden z typów

Dla zwierząt społecznych, w tym dla ludzi, korzystna jest obecność


w populacji pewnej grupy osobników ostrożnych i wyczulonych na
subtelne sygnały. To one jako pierwsze wyczuwają, że w zaroślach czają się
lwy. Następnie te mniej wrażliwe ochoczo rzucają się do odciągnięcia
lwów. Większość kultur wykazuje jednak skłonność do uznawania
wyższości jednej z tych postaw. Kultury imigranckie lub inne grupy
przekonane, że agresywne podejście do przetrwania jest właściwsze lub
konieczne, często faworyzują osoby podejmujące ryzyko. Społeczności
przywiązane do ziemi najbardziej cenią swoich wrażliwych zielarzy,
tropicieli i szamanów, a w wielu starych, wysoko rozwiniętych,
cywilizowanych i stabilnych kulturach najwyżej ceni się wrażliwych
sędziów, kapłanów, historyków, uzdrowicieli, wizjonerów, artystów,
naukowców, humanistów i doradców.
W kulturze agresywnej faworyzowane są nie-WWO, co jest uniwersalną
regułą. Nawet we wspomnianych doniesieniach na temat bassa słonecznego
amerykańscy biolodzy opisują zachowanie „odważnych” osobników, które
wpływały do sieci, jako „normalne”. Pozostałe ryby były według nich
„nieśmiałe”10. Czy jednak niezłowione bassy rzeczywiście czuły się
onieśmielone? Dlaczego nie miałyby być dumne z siebie? Przecież równie
dobrze można było nazwać je mądrymi, a pozostałe głupimi. Nikt nie wie,
co czuły obserwowane ryby, a jednak badacze byli pewni, ponieważ zostali
tego nauczeni przez swoją kulturę. Ci, którzy się wahają, są lękliwi; ci,
którzy nie mają wątpliwości, są normalni. (Nauka jest zawsze
przefiltrowana przez kulturę – prawdziwy obraz nie ginie całkowicie, ale na
pewno bywa niezupełnie obiektywny).
Warto zapamiętać wyniki następującego badania, w którym porównano
uczniów szkół podstawowych w Szanghaju z dziećmi w Kanadzie11.
Okazało się, że wrażliwe i ciche dzieci w Chinach należą do najbardziej
szanowanych przez swoich rówieśników; w Kanadzie jest odwrotnie.
Osoby wysoko wrażliwe dorastające w kulturach, w których się ich nie
szanuje, muszą odczuwać skutki takiego braku szacunku.
Nasza rola w kulturach agresywnych jest jeszcze
ważniejsza

Chociaż przedkładanie w niewielkim stopniu jednej z dwóch cech nad


drugą jest naturalne w każdej kulturze, zjawisko to może się okazać
niebezpieczne, jeśli posuwa się za daleko. Z taką sytuacją mamy do
czynienia w przypadku kultury Zachodu, która płaci wysoką cenę za
nadmierne docenianie impulsywnej agresywności. Ważną historyczną
przyczyną tej tendencji jest nasze pochodzenie. Wszystkie narody
zachodnie (a także niektóre wschodnie) wywodzą się z niewielkiej grupy
plemion koczowniczych, zamieszkujących niegdyś obszary stepowe na
pograniczu Europy i Azji. Ludzie ci żyli z podbojów, w wyniku których
przejmowali stada zwierząt, a ostatecznie zajęli większą część świata. Ich
potomkami byli między innymi starożytni Grecy, Rzymianie, Galowie,
Germanie, a także wyższe kasty społeczeństwa Indii – dlatego
spadkobierców ich kultury nazywamy dziś Indoeuropejczykami.
Antropolodzy zaobserwowali, że w kulturze indoeuropejskiej, podobnie
jak we wszystkich młodszych kulturach wywodzących się z nomadów
i w większości kultur agresywnych w ogóle (np. kultura Azteków) istnieją
dwie klasy rządzące: wojowniczy władcy i doradcy-kapłani. Ci pierwsi to
impulsywni wodzowie oraz twórcy imperiów. Współczesnym
odpowiednikiem tej grupy są posiadający dużą władzę liderzy gospodarczy,
polityczni i wojskowi. Następcami drugiej klasy – tworzonej moim
zdaniem głównie przez wysoko wrażliwych – są dziś między innymi
nauczyciele, lekarze, sędziowie, historycy, artyści itd., czyli jednostki
doradzające „wojowniczym władcom”. Osoba wysoko wrażliwa może być
nawet prezydentem państwa – na przykład Abraham Lincoln był
człowiekiem wysoko wrażliwym, który podczas wojny secesyjnej
znakomicie równoważył wodzowskie temperamenty swych generałów.
Zadaniem doradcy-kapłana jest dopilnowanie, aby wojowniczy władca
zastanowił się trochę nad konsekwencjami swoich działań – na przykład by
nie wszczynał wojny, której nie zdoła zakończyć zwycięstwem lub która
przyniesie więcej szkody niż pożytku. Jeśli między tymi dwiema
dominującymi grupami panuje względna równowaga (jak w równowadze
władzy ustawodawczej i wykonawczej), wszystko jest w porządku. Aby
jednak zaistniała taka równowaga, doradcy-kapłani – przeważnie my,
wysoko wrażliwi – muszą zaznaczać swoją obecność. Wymaga to
doceniania samych siebie oraz naszego typu siły i wywierania wpływu.

PRZYWRACANIE RÓWNOWAGI, CZYLI DO CZEGO


MOGĄ SIĘ PRZYDAĆ RELACJE

Przez ostatnie pięćdziesiąt lat, zamiast zaznaczać swoją obecność, my,


ludzie wysoko wrażliwi, traciliśmy wpływy w społeczeństwie. Nie jest to
wynikiem żadnego spisku, lecz zmiany, jakiej pozornie uległy tradycyjne
obszary naszego działania, w których obecnie wymaga się dużej odporności
na stres i intensywną stymulację. W rzeczywistości jednak osoby wysoko
wrażliwe są potrzebne w tych dziedzinach bardziej niż kiedykolwiek.
Każdy z nas dostrzega negatywne skutki przemian, w wyniku których
mamy dziś mniej wrażliwych lekarzy, pielęgniarek, prawników, nauczycieli
i artystów.
Podobnie kiedy liderami gospodarczymi i politycznymi zostają osoby
o układzie nerwowym nieskłonnym do refleksji, podejmujące ryzykowne
decyzje w imieniu całego społeczeństwa, wszyscy na tym cierpimy.
Dotyczy to szczególnie spraw, od których zależy nasze przetrwanie na
świecie. Jestem przekonana na przykład, że osoby wysoko wrażliwe
znacznie bardziej przejmują się globalnym ociepleniem klimatu niż ludzie
o mniejszej wrażliwości. Tymczasem gatunek, który nie wykorzystuje zalet
obu swoich „typów”, naraża się na poważne szkody.
Dzięki przemyśleniu swoich związków miłosnych podczas czytania tej
książki nie tylko pomożesz sobie i swoim najbliższym, lecz także – dzięki
udanym związkom – spełnisz własną kluczową funkcję w świecie. Po
pierwsze, masz bezpośredni wpływ na osoby, które kochasz, a one przekażą
twoje spojrzenie na rzeczywistość innym. Co jednak ważniejsze, bliscy
mogą dać ci poczucie pewności siebie, wsparcie i trening, potrzebne, byś
oddziaływał na szersze kręgi ludzkie. Wreszcie – choć aspekt ten nie musi
dotyczyć osobiście ciebie – im więcej osób wysoko wrażliwych będzie
wchodzić bliskie związki, tym więcej takich osób będzie mieć dzieci lub
wychowywać bądź inspirować dzieci innych.
Poszukiwanie doznań

Jeśli doradcy-kapłani zwykle są osobami wysoko wrażliwymi, wojowniczy


władcy prawdopodobnie mają niski poziom wrażliwości i jednocześnie
wysoki poziom innej cechy. (Ludzie uzyskujący wysokie wyniki na obu
skalach są potencjalnie najlepszymi mediatorami między tymi grupami).
Wróć na chwilę do testu mierzącego skłonność do poszukiwania doznań
(strony 58– 61), aby przypomnieć sobie wynik twojego partnera. Poniżej
przedstawiam omówienie tej cechy.
Pamiętasz Chris, przygnębioną planem Jordana, by po raz kolejny
zmienić pracę? Być może myślisz, że kobieta ma rację, twierdząc, że jej
partner boi się zaangażowania albo ma ADHD. Znam jednak tych dwoje
bardzo dobrze i moim zdaniem ich problem wynika ze zwykłego
zróżnicowania temperamentów. Układ nerwowy Jordana od urodzenia
funkcjonuje w sposób, który sprawia, że mężczyzna szybko się nudzi.
Dlatego w dążeniu do rozwoju lub nowych doświadczeń jest skłonny
znacznie częściej podejmować ryzyko niż Chris.
Poszukiwacze doznań pragną zmiany

Marvin Zuckerman, który zajmuje się badaniem tej drugiej cechy, nazwał ją
skłonnością do poszukiwania doznań (sensation seeking). Według niego
osoby w wysokim stopniu wykazujące tę cechę dążą do „zróżnicowanych,
nowych, złożonych, intensywnych przeżyć i doświadczeń”; są także gotowe
„podejmować ryzyko fizyczne, społeczne, prawne i finansowe, aby
osiągnąć ten cel”12. Badania wykazały, że skłonność do poszukiwania
doznań jest równie mocno uwarunkowana genetycznie co wzrost, czyli
bardzo mocno. Te wyróżniki fizyczne obserwuje się już od pierwszych dni
życia w postaci dużej aktywności niemowląt, które wyrosną na
poszukiwaczy doznań. Czy właściwość ta występuje częściej u chłopców
i mężczyzn? To możliwe, ale bardzo trudno jest stworzyć test mierzący
skłonność do poszukiwania doznań, który byłby wolny od kulturowych
stereotypów związanych z płcią. Panowie jako grupa uzyskują w takich
testach wyższe wyniki od pań, ponieważ mają tendencję do udzielania
odpowiedzi godnych „prawdziwego mężczyzny”.
Może się wydawać, że poszukiwacz doznań (PD), który łatwo się nudzi
i dlatego chętnie podejmuje ryzyko w celu poznawania nowości, jest
dokładnym przeciwieństwem osoby wysoko wrażliwej. To jednak
nieprawda. Skłonność do poszukiwania doznań i wrażliwość są cechami
całkowicie niezależnymi od siebie. Możesz uzyskać wysoki lub niski wynik
w obu kategoriach albo w jednej wysoki, a w drugiej niski. U niektórych
osób jedna z tych cech może mieć poziom umiarkowany, choć dotyczy to
częściej skłonności do poszukiwania doznań niż wrażliwości. Najbardziej
zaskakujące jest jednak to, że można być jednocześnie osobą wysoko
wrażliwą i poszukującą doznań.
Następstwa współwystępowania obu tych cech omówię już za chwilę.
Najpierw postarajmy się lepiej zrozumieć poszukiwaczy doznań.
Dwa układy w mózgu

Chociaż nikt nie wie na pewno, jakie właściwości naszego mózgu decydują
o tym, że jesteśmy wysoko wrażliwi albo że lubimy nowe doznania,
najlepsza hipoteza mówi o istnieniu w mózgu dwóch niezależnych
układów, które różnią się siłą i wydajnością działania. Pierwszy z nich,
określający poziom wrażliwości, jest przez niektórych naukowców
nazywany systemem hamowania behawioralnego, choć lepiej byłoby go
nazywać systemem pauzy kontrolnej czy zatrzymania kontrolnego. Układ
ten pomaga nam przetwarzać wiadomości o bieżącej sytuacji i sprawdzić,
czy w przeszłości mieliśmy podobne doświadczenia, które mogłyby nam
pomóc w podjęciu decyzji o właściwej reakcji. Osoby mające silny system
pauzy kontrolnej – za jakie uważa się wysoko wrażliwych – dokonują
bardzo drobiazgowych rozróżnień między sytuacjami, co wynika z długiego
i głębokiego przetwarzania informacji na ich temat.
Drugi z układów, zwany systemem aktywacji behawioralnej, sprawia, że
jesteśmy zaciekawieni, odczuwamy chęć odkrywania i podniecenie
związane z potencjalnymi nagrodami. Obszary mózgu oraz główny
neuroprzekaźnik (dopamina) będące elementami tego układu są dość
wyraźnie odgraniczone od obszarów odpowiedzialnych za pauzy na
zastanowienie, związanych z innym neuroprzekaźnikiem (serotoniną) 1.
Kiedy system aktywacji u danej osoby funkcjonuje bardzo wydajnie, ma
ona dużą skłonność do poszukiwania doznań.
Chociaż Zuckerman przypisuje skłonność do podejmowania ryzyka
osobom intensywnie poszukującym doznań, osobiście uważam, że jest ona
raczej cechą osób, które nie są wysoko wrażliwe – czyli mają mniej
aktywny system pauzy kontrolnej. Poszukiwacze doznań lubią nowe
doświadczenia. Może się wydawać, że ryzykują częściej niż ludzie wysoko
wrażliwi, ponieważ jeśli naprawdę czegoś pragniemy – w tym wypadku
nowych doświadczeń – jesteśmy bardziej skłonni podjąć ryzyko, by
osiągnąć cel. Jeżeli jesteś poszukującą doznań WWO, też zapewne
podejmujesz więcej ryzykownych działań, mimo że zazwyczaj tacy ludzie
wybierają bezpieczne sposoby odkrywania nowych możliwości. Gdybyś
był poszukiwaczem doznań nie-WWO, ryzykowałbyś jednak zacznie
częściej, ponieważ miałbyś mniejszą skłonność do robienia pauz
kontrolnych.
Poszukiwanie doznań a miłość

Zuckerman odkrył, że związki miłosne osób z dużą skłonnością do


poszukiwania doznań zwykle „są przygodne i mają charakter
hedonistyczny, bez silnego zaangażowania” oraz że takie osoby przeważnie
miewają wielu partnerów13. Ku jego zaskoczeniu okazało się jednak, że
poszukiwacze doznań wchodzą również w związki małżeńskie (zazwyczaj
z osobami o podobnym temperamencie), co wydaje się sprzeczne z ich
naturą. Można to jednak łatwo wyjaśnić, jeśli wiemy, że osoby takie mogą
być jednocześnie wysoko wrażliwe. Być może zaślubieni poszukiwacze
doznań przeanalizowali swoją sytuację i zdecydowali się na kompromis – 
przeżyli już wiele romantycznych przygód dla zaspokojenia obecnego
w nich poszukiwacza doznań, po czym ustatkowali się w trwałej relacji,
która w odczuciu ich wewnętrznej WWO doprowadzi do prawdziwie
głębokiej miłości. W książce tej będziemy wielokrotnie powracać do
poszukiwania doznań jako jednego ze sposobów uszanowania
temperamentu w celu poprawy relacji.
Cztery typy ludzi

Biorąc pod uwagę zdefiniowane wyżej cechy temperamentu, możemy


podzielić ludzi na cztery typy:
1. WWO/nie-PD. Są to zazwyczaj osoby o naturze refleksyjnej, które cenią
sobie w życiu spokój; nie są impulsywne, nie dostrzegają wielu powodów do
podejmowania ryzyka.
2. PD/nie-WWO. Zwykle są to osoby ciekawe świata, chętne do działania,
impulsywne, spontanicznie podejmujące ryzyko i łatwo popadające
w znudzenie; niezbyt świadome niuansów sytuacji i raczej nimi
niezainteresowane.
3. Nie-PD/nie-WWO. Osoby te wykazują małe zaciekawienie światem
i niewielką skłonność do snucia głębokich refleksji; prowadzą proste,
zwyczajne życie.
4. WWO/PD. Są zdecydowanie wszechstronni – mają wyobraźnię wizjonerów
i zapał odkrywców, ich optymalny poziom pobudzenia mieści się jednak
w bardzo wąskim zakresie, ponieważ łatwo ulegają przeciążeniu oraz równie
łatwo się nudzą. Często doświadczają wewnętrznych konfliktów, gdyż pragną
nowych doświadczeń, a jednocześnie chcieliby uniknąć nadpobudzenia lub
podejmowania dużego ryzyka. Jedna z takich osób powiedziała: „Czuję się,
jakbym zawsze trzymała jedną nogę na pedale gazu, a drugą na hamulcu”.

Mamy więc cztery typy ludzi, co daje nam szesnaście możliwych


kombinacji w związkach, na przykład parę dwojga WWO/nie-PD czy parę
dwojga WWO/PD albo parę składającą się z WWO/nie-PD i nie-WWO/PD
i tak dalej. Gdybyśmy dodali do tego zestawu jeszcze kilka ważnych cech,
takich jak iloraz inteligencji lub analityczny styl myślenia w odróżnieniu od
artystycznego, książka ta rywalizowałby z Encyklopedią Britannicą pod
względem objętości.
Zapewne zauważyłeś, że uwzględnienie skłonności do poszukiwania
doznań jest istotne w kontekście wysokiej wrażliwości. Oczywiście para
złożona z WWO/nie-PD i nie-WWO/PD będzie musiała przepracować
znacznie więcej różnic niż para składająca się z WWO/PD i nie-WWO/PD.
Poruszam temat skłonności do poszukiwania doznań także dlatego, że
mające tę cechę osoby wysoko wrażliwe wymagają dodatkowej uwagi,
zarówno indywidualnie, jak i w związkach (którą zacznę im poświęcać od
końcowego fragmentu tego rozdziału, pisząc o trosce o siebie).
Terry i Jess są bez wątpienia osobami wysoko wrażliwymi, kobieta
należy jednak do grupy poszukiwaczy doznań. Osoba WWO/PD związana
z WWO/nie-PD może z łatwością pozwolić, by partner przejął jej własny
aspekt wysoko wrażliwy. Taki układ zmniejsza jej wewnętrzny konflikt
WWO/PD. Jess, człowiek „czysto” wysoko wrażliwy, funkcjonuje
w związku jako „hamulec”. Z tego powodu Terry może obwiniać partnera
i przeciwstawiać się mu, zamiast odczuwać wewnętrzny konflikt, chociaż
gdyby nie była w związku z Jessem, być może wcale nie wychodziłaby
z domu częściej niż obecnie. Jeżeli sobie to uświadomi, przestanie obarczać
partnera odpowiedzialnością za ich wyciszone życie.
Po co nam tyle pojęć

Czas na przedstawienie całościowej koncepcji. W książce tej posługuję się


takimi ogólnymi pojęciami, jak temperament, osobowość, płeć oraz
konkretnymi cechami: wrażliwość, skłonność do poszukiwania doznań,
introwersja, ekstrawersja i nieśmiałość, a także – już wkrótce – terminami:
lęk przed bliskością, styl przywiązania, depresja, stany lękowe, preferencje
zachowań seksualnych itd. Co je łączy?
Lubię myśleć o naszej osobowości jako o trzykondygnacyjnym budynku.
Na parterze znajduje się temperament odziedziczony w genach, struktura
fundamentalna. Składają się na niego między innymi wrażliwość
i skłonność do poszukiwania doznań, a także poziom energii, inteligencja
ogólna i może pewne szczególne uzdolnienia. Te podstawowe cechy są
zakodowane w układzie nerwowym, wpływając na wszystkie nasze reakcje,
począwszy od tego, jak łatwo wzdrygamy się z lęku, po to, jak bardzo
poruszają nas przejawy niesprawiedliwości społecznej.
Na drugiej kondygnacji znajdują się cechy osobowości. Osobowość to
względnie stała część naszej psychiki, która nadaje koloryt większości
naszych zachowań. Wynika ona z interakcji temperamentu z wpływami
społecznymi i indywidualną historią życiową – określa, w jaki sposób
dziedziczony temperament ujawnia się w twoim życiu na skutek
niepowtarzalnych doświadczeń osobistych i społecznych. Do cech
osobowości należą introwersja, ekstrawersja, optymizm, pesymizm, styl
przywiązania, pragnienie bliskości lub lęk przed nią, nieśmiałość itd. Jak
widzieliśmy, ludzie wysoko wrażliwi mają skłonność do introwertyzmu
społecznego, ponieważ z własnego doświadczenia wiedzą, że chroni ich on
przed nadmierną stymulacją. Jeśli doświadczali stresujących sytuacji
społecznych, stają się nieśmiali. Kultura przyczynia się do kształtowania
naszej osobowości, sprawiając, że wykazywanie pewnych cech jest
wygodniejsze lub bardziej pożądane. Na przykład ekstrawersja jest
uznawana za zaletę w Stanach Zjednoczonych, Australii i Izraelu, ale
w Japonii, Szwecji czy Tybecie nie przypisuje się jej takiego znaczenia.
Amerykanie bardzo cenią kreatywność, która według mieszkańców Indii
nie jest aż tak ważna.
Trzecią kondygnację budynku stanowią zauważalne zachowania, nawyki
i upodobania, utrzymujące się co najmniej przez pewien czas, ale nie tak
długo jak cechy osobowości. Mogą to być na przykład regularne ćwiczenia
fizyczne, chodzenie na imprezy w każdy weekend, prokrastynacja,
posiadanie wielu partnerów seksualnych, picie kawy codziennie rano lub
wspieranie organizacji dobroczynnych hojnymi datkami. Takie zachowania
łatwiej i częściej podlegają zmianom, chociaż każde z nich pozostaje pod
wpływem niższych kondygnacji.
Dziedziczone cechy temperamentu są i bardziej, i mniej znaczące niż
cechy znajdujące się na wyższych kondygnacjach; bardziej – ponieważ
mają charakter pierwotny, mniej – ponieważ są zaledwie tłem dla
doświadczeń społecznych i osobistych. Mamy skłonność do lekceważenia
wpływu kontekstu społecznego, a w szczególności kulturowego, na naszą
osobowość, ponieważ każda z osób żyjących w danej kulturze postrzega je
podobnie; społeczeństwo jest dla nas jak powietrze, nie zauważamy go,
dopóki nie nawiążemy bliższej znajomości z Zulusem lub Inuitą.
Mam nadzieję, że tak przedstawiony schemat koncepcyjny okaże się
pomocny.
Czego potrzebują osoby wysoko wrażliwe

Rozumiesz już, czym są wrażliwość oraz druga cecha, która być może
charakteryzuje ciebie lub twojego partnera – skłonność do poszukiwania
doznań. Skoncentrujmy się przez chwilę tylko na tobie, WWO. Czego
potrzebujesz? Chociaż twoje potrzeby są centralnym tematem innych moich
książek (Wysoko wrażliwi i The Highly Sensitive Person’s Workbook), warto
sobie o nich przypominać. Szczęśliwe osoby wysoko wrażliwe stają się
szczęśliwymi partnerami.
1. Potrzebujesz informacji o swojej wysokiej wrażliwości – stałego ich
dopływu. Powinny to być informacje neutralne lub pozytywne, równoważące
negatywne opinie tych, którzy nie rozumieją tej cechy. W przeciwnym razie
– ponieważ nie jest ona wzorcem kulturowym – szybko powrócisz do starań,
by zachowywać się tak jak inni, oraz do krytykowania siebie, jeśli to nie
będzie się udawało. Twoja wysoka wrażliwość istnieje naprawdę – wykazują
ją inni ludzie oraz większość gatunków, a jej istnienie zostało potwierdzone
naukowo.
2. Potrzebujesz zredefiniować przeszłe doświadczenia w kontekście
swojej wrażliwości – dotyczy to szczególnie tych wydarzeń, które wpłynęły
na zmniejszenie twojej pewności siebie. Oznacza to, że musisz przypomnieć
sobie te zdarzenia i poważnie się zastanowić, czy ich przyczyną mogła być
twoja wrażliwość. Być może byłeś w danej sytuacji nadpobudzony lub
próbowałeś uniknąć nadpobudzenia – co nie jest twoją winą, tylko częścią
„transakcji wiązanej”, w której otrzymuje się wrażliwość.
3. Potrzebujesz uleczyć efekty trudnego dzieciństwa lub dorastania w
dysfunkcyjnej rodzinie (a także urazów doświadczonych w późniejszym
wieku). Nie dość, że w dzieciństwie byliśmy bardziej podatni na wpływy
negatywnych wydarzeń, to jeśli na dodatek nasze rodziny zmagały się ze
stresem, mogły nie radzić sobie z delikatnym zadaniem pomagania
wrażliwemu dziecku w doświadczaniu bezpieczeństwa w świecie. Ponadto,
nawet jeżeli dorastaliśmy w całkowicie szczęśliwej rodzinie, musimy uleczyć
skutki subtelnych uprzedzeń wobec nas jako niespełniających kulturowego
ideału. Proces ten wymaga czasu, ale dostępne są różne rodzaje skutecznej
pomocy. Poza tym jeśli ze wspomnianych powodów doświadczasz lęku lub
stanów depresyjnych, powinieneś poszukać też wsparcia w zwalczaniu tych
objawów, tak samo jak zrobiłaby nie-WWO – czytać rzetelne książki,
skorzystać z psychoterapii krótko- lub długoterminowej, farmaceutyków lub
innych form leczenia. Pomocne może się okazać połączenie kilku metod. Nie
gódź się jednak na leczenie wrażliwości jako takiej. To nie ona stanowi
problem.
4. Potrzebujesz pomocy w nauce radzenia sobie z nadpobudzeniem.
Oznacza to naukę, jak go unikać, kiedy jest to możliwe, jak je przetrwać,
kiedy do niego dojdzie, oraz jak wrócić do siebie, kiedy minie.
Nadpobudzenie stanowi największy problem osób wysoko wrażliwych
i chociaż dużo napisano o postępowaniu ze stresem, niewiele z tego odnosi
się konkretnie do nas. Potrzebujemy czegoś więcej niż kilku nowych technik.
Potrzebujemy całościowego stylu życia dostosowanego do naszej
wrażliwości, a także silnego poczucia, że mamy prawo robić to, co nam
służy.
5. Potrzebujesz pomocy w uczestniczeniu w życiu świata przy zachowaniu
optymalnego dla siebie poziomu pobudzenia. Osoby wysoko wrażliwe
powinny być widoczne, zaangażowane i odnosić sukcesy – i możemy tacy
być, ale musi się to odbywać w zrównoważony sposób: ani z pobłażliwością,
ani z brutalnością dla siebie samych. Praca zawodowa musi zaspokajać nasze
zapotrzebowanie na spokój i chwile oddechu, przynosić zasłużony szacunek
oraz jak najlepiej wykorzystywać naszą wrażliwość. WWO zwykle próbują
różnych zajęć, a nawet robią karierę w kilku dziedzinach, zanim znajdą
właściwą niszę, którą często okazuje się samozatrudnienie lub powrót do
nauki. Wszystkie te kwestie należy postrzegać jako konsekwencje
temperamentu.
6. Potrzebujesz pozwalać sobie na częściowe wyłączanie wyczulenia na
potrzeby innych. To wcale nie jest egoizm – może na przykład uczynić
twojego partnera dużo szczęśliwszym. Kiedy starasz się zachowywać jak nie-
WWO i pomagasz wszystkim, u których zauważasz potrzebę uzyskania
wsparcia, nie uda ci się uniknąć nadpobudzenia. To z kolei prowadzi do
bezsenności i lęku, spowodowanych wysokim poziomem hormonu stresu
(kortyzolu), a w rezultacie do obniżenia poziomu neuroprzekaźnika zwanego
serotoniną. A wtedy jesteś w rozsypce – odczuwasz niepokój, jesteś
przygnębiony, drażliwy i niezdatny do służenia nikomu. W ten sposób
marnujesz potencjał swojej serdecznej dobroci. Zdecyduj, kogo chcesz nią
obdarzyć, i zachowaj ją dla niego. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, zastanów się
dlaczego.
7. Osoby wysoko wrażliwe z dużą skłonnością do poszukiwania doznań
(WWO/PD) potrzebują szczególnej pomocy w określeniu optymalnego
dla siebie poziomu pobudzenia. Jeśli jesteś taką osobą, szybko się nudzisz
oraz łatwo ulegasz przeciążeniu. Często nie możesz się zdecydować, czy
wolisz wyjść, czy zostać w domu, robić więcej, czy robić mniej – i nie chodzi
tylko o to, że chciałbyś być taki jak nie-WWO wokół ciebie. Doświadczasz
głęboko zakorzenionego wewnętrznego konfliktu, który bywa bardzo
intensywny. Załóżmy, że masz świetny pomysł na biznes. Jesteś pewien, że
warto w niego zainwestować, a jednocześnie wiesz, jak silny stres wiąże się
z zakładaniem nowej firmy, więc już czujesz się emocjonalnie przeciążony.
Co zrobić?
Specjalnie dla WWO/PD

Po pierwsze, przestań się obwiniać za „neurotyzm” lub skłonności


„autodestrukcyjne”, jeśli angażujesz się w kilka spraw jednocześnie,
chociaż wiesz, że to doprowadzi do nadmiernej stymulacji. Oczywiście
może tak być, że zachowujesz się autodestrukcyjnie, jeżeli jednak w swojej
przeszłości nie znajdujesz przyczyn takich skłonności, myślenie o własnym
postępowaniu w kategoriach WWO/PD pozwoli ci odkryć wiele nowych
rozwiązań. Swoją potrzebę ciekawych wrażeń możesz zaspokoić na
przykład przez podróże, a nie rozpoczynanie nowych projektów
zawodowych. Możesz też zatrudnić asystenta, który przejmie obowiązki
powodujące przeciążenie wrażliwej części ciebie, dzięki czemu część
osobowości poszukująca doznań będzie mogła się zaangażować w bardziej
różnorodne przedsięwzięcia. Przede wszystkim naucz się realizować ważne
sprawy, zamiast godzić się na niezadowalające kompromisy w pół drogi
między twoją wrażliwością a poszukiwaniem doznań – nie zakładaj firmy,
tylko zaproś do siebie czarującą osobę mieszkającą po sąsiedzku, którą PD
w tobie chciał poznać, a WWO wciąż tylko to rozważała i z tym zwlekała.
Ostatnia myśl

W tej chwili wiesz już więcej o swojej wrażliwości. Trzeba jednak czasu,
by osadzić tę wiedzę w głębi psychiki. Jeśli chodzi o mnie, nawet po
napisaniu Wysoko wrażliwych musiałam nadal pracować nad własną
niechęcią do swojej wrażliwości. A gdy już poradziłam sobie z tym
problemem, musiałam się zmierzyć z tym, że nie zawsze podobało mi się,
iż mój partner jest nie-WWO! Zmiana tego typu postaw wymaga czasu na
refleksję w samotności, a następnie rozmowy, czasami burzliwej dyskusji,
o nowym punkcie widzenia z ludźmi, których kochasz. Ale bądź też
cierpliwy. Nie przerywaj tego procesu.
Zmiana uprzedzeń związanych z temperamentem (temperamentalizmu?
sensofobii?) również wymaga czasu. Musisz się bowiem nauczyć czujności
wobec zewnętrznych sił, które podważają twój szacunek do siebie i innych.
W kulturze agresywnej cechy niespełniające założeń idealnego wzorca
często są patologizowane. Słyszymy więc, że ktoś cierpi na fobię społeczną,
ma zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, jest współuzależniony lub ma
osobowość depresyjną. Tymczasem wszystko zależy od nasilenia pewnych
cech. W rzeczywistości mniej pożądane cechy często stwarzają poważny
problem tylko dlatego, że wykazujące je osoby doświadczają większego
społecznego odrzucenia. Jeśli jednak myślimy o tych „patologicznych
objawach” jako o właściwościach danej osoby wynikających z jej
temperamentu, mogą się one okazać rezultatem normalnego zróżnicowania,
powodującego, że niektórzy z nas częściej się wycofują w celu
zmniejszenia stymulacji, są wyjątkowo staranni, przejmują się
konsekwencjami, wykazują wrażliwość na potrzeby innych lub silnie
odczuwają dramat ludzkiej egzystencji.
Jeśli nie rozumiemy podstawowych różnic temperamentalnych i dlatego
ich nie szanujemy, oczekujemy od siebie lub partnerów dostosowania się,
zmiany, „normalności” (w zasadzie zbliżenia się do kulturowego wzorca).
W naszej kulturze „normalni” (wzorcowi) ludzie są żywiołowi, towarzyscy,
zrelaksowani, samodzielni i skoncentrowani na dążeniu do sukcesu.
Zakładamy że mamy prawo tacy być albo mieć takiego przyjaciela lub
partnera. Tymczasem odchyleń od tego wzorca jest o wiele więcej niż tych
wzorców i są one na swój sposób urocze.
Niektóre cechy uważa się też za niewzorcowe u przedstawicieli
konkretnej płci, co stanowi temat kolejnego rozdziału. Mężczyźni powinni
być zdecydowani, stoiccy, logiczni i niezbyt wrażliwi. Kobiety zaś muszą
lubić towarzystwo, dobrze zajmować się dziećmi, umieć wyrażać uczucia
i wykazywać się wrażliwością. Niepisana zasada głosi, że jeżeli twój
partner (partnerka) nie jest „prawdziwym mężczyzną” („kobiecą kobietą”),
masz prawo czuć się oszukany. Czas nad tym popracować – zbyt długo
bowiem wrażliwość mylnie przypisywano płci.

1. Zagadnienie to, związane z pracą szlaków mezolimbicznego i mezokortykalnego


w mózgu, obszernie przedstawiają Daniel Z. Lieberman i Michael E. Long w książce Mózg
chce więcej. Dopamina – naturalny dopalacz (przyp. red.). ↩
Rozdział 2
Nieśmiałość płciowa a wrażliwość
Odnajdowanie siebie, rozstanie ze
stereotypami

Rozdział ten ma na celu uwolnienie twojej miłości – to znaczy osoby, którą
kochasz, oraz uczuć miłości w ogóle – od szkodliwego wpływu, jaki mogą
na nią wywierać stereotypy związane z płcią. Sztywne przekonania
i uprzedzenia dotyczące płci przysparzają kłopotów każdemu, ale
szczególnie osobom wysoko wrażliwym. Słabiej wpisujemy się w schematy
i bardziej cierpimy z powodu panujących uprzedzeń. W konsekwencji
możemy mieć wyjątkowo duże trudności w kontaktach z płcią przeciwną – 
bywamy nieufni, doświadczamy lęku przed odrzuceniem i nieporozumień.
Zanim przejdziemy do kolejnych zagadnień, musimy się zmierzyć z tym
problemem.
Z oczywistych powodów w rozdziale tym muszę się skoncentrować na
bliskich relacjach damsko-męskich. To w ich kontekście różnice związane
z płcią ukazują swoje najsubtelniejsze i najohydniejsze oblicze. Niemniej
rozmaite związki osób tej samej płci, które dla części z was stanowią
najbliższą relację, są równie mocno osadzone w świecie, w którym płeć
stanowi „podstawowy wyróżnik”. Dlatego wszystkie wiadomości zawarte
w niniejszym rozdziale mogą być – z drobnymi modyfikacjami – przydatne
także dla czytelników pozostających w związkach jednopłciowych.
Dlaczego WWO czują się niezręcznie w obecności
płci przeciwnej

Świat zwierząt jest podzielony na samców i samice, a ludzie dzielą się na


mężczyzn i kobiety, co znacznie komplikuje nasze życie. Nadaje mu także
smaku. Każde pożąda drugiego, marzy o drugim – zarówno ze względów
biologicznych, jak i dla przyjemności, bezpieczeństwa oraz podniecenia
długotrwałym związkiem. Często jednak w tworzeniu udanej relacji
przeszkadza seksizm.
Przyczyny kulturowe

Ten irytujący problem można streścić za pomocą stwierdzenia, że w naszej


kulturze kobieta odczuwa presję bycia fizycznie pociągającą dla mężczyzn.
Oczywiście mówi się jej także, że powinna szanować siebie i osiągać
własne cele. Przyciągnięcie mężczyzny pozostaje jednak subtelnym
priorytetem. Jeśli wszystko układa się dobrze, kobiecie udaje się to
zrealizować, oboje wraz z mężczyzną cieszą się jej atrakcyjnością
i sukcesami, a przy tym akceptują zmiany w jej wyglądzie, w miarę jak
przybywa jej lat. Często jednak uroda młodej kobiety wydaje się jej
niedostateczna, wzbudza niewłaściwe zainteresowanie, staje się jej jedyną
przepustką do sukcesu lub „blaknie”. Tymczasem o wartości mężczyzn
decydują przede wszystkim ich osiągnięcia i mogą oni znajdować sobie
kobiety na każdym etapie życia. W konsekwencji kobiety czują się
niesprawiedliwie traktowane, gwałtownie sprzeciwiają się byciu ofiarami
albo popadają w zobojętnienie lub „maskulinizują się”. W związku z tym
narasta w nich świadoma lub nieświadoma nieufność wobec mężczyzn.
Chłopiec w okresie dorastania ćwiczy przyjmowanie roli przywódczej,
stawanie się „prawdziwym mężczyzną”. Z drugiej strony czule i cierpliwie
oczekuje na chwilę, gdy będzie zdolny zrozumieć subtelne, pośrednie,
niepojęte sygnały, jakimi kobiety wyrażają swoje potrzeby. Cóż za
sprzeczność w stawianych przed nim wymogach. Czuje się niesłusznie
obwiniany za skutki patriarchatu, którego nie ustanowił, oraz za jawny
seksizm i przemoc nielicznych mężczyzn.
Wszystkie trudności wynikające z kulturowego obciążenia każdej z płci
są zaś odczuwane przez nas, wysoko wrażliwych, intensywniej, częściowo
dlatego, że jesteśmy bardziej świadomi ich subtelnych znaczeń
i kontekstów.
Biologiczna „obcość”

Analityczka jungowska Polly Young-Eisendrath uważa, że korzenie


nieufności każdej z płci wobec drugiej sięgają pierwotnej różnicy między
nimi – mężczyźni nie są kobietami, kobiety nie są mężczyznami. Osoby
innej płci zawsze pozostają więc obcymi, przedstawicielami płci
„przeciwnej”. W dzieciństwie uczymy się, że płeć dzieli nas na dwa
wykluczające się kluby, i w naszym „obozie” zaczynają krążyć plotki na
temat tego drugiego – pozostając oczywiście pod ogromnym wpływem
kulturowego seksizmu. W miarę dorastania tworzymy własne, szczegółowe
obrazy Innych, którzy wzbudzają w nas lęk i pożądanie. Jak pisze Young-
Eisendrath:

Mogą być aniołami lub demonami, uwodzić lub trwać w czystości, ale mają
ogromną moc ze względu na ich wyobrażoną inność. W dorosłym życiu (…)
rzutujemy jedno lub kilka takich wyobrażeń na osoby płci przeciwnej z wielu
różnych powodów – aby się bronić, zakochiwać, obwiniać drugiego. (…)
Obrazy te czają się w naszych snach, a czasami zaskakują nas na jawie.
Przywołujemy je automatycznie w obecności osób drugiej płci, choć nie
zawierają rzetelnej wiedzy na ich temat1.

Rzecz w tym, że różnice nie są tak duże, jak każda płeć to sobie
wyobraża, ale powiedzmy sobie szczerze: „obcość” będzie intensywniejsza
dla osób wysoko wrażliwych ze względu na naszą skłonność do głębokiego
przetwarzania informacji, tworzenia rozbudowanych wyobrażeń
i wyczuwania emocji innych – w tym wypadku także gniewu i cierpienia
drugiej płci. Z powodu napięcia, nieufności i pobudzenia często nie mamy
pewności, czego się spodziewać, pozostając sam na sam z płcią przeciwną.
Nie czujĘ się „wzorem” męskości czy kobiecości

Niepokój w obecności osób drugiej płci może się znacznie nasilić w wyniku
przekonania, że nie jesteś „wzorem mężczyzny” czy „wzorem kobiety”.
Mimo że rodzi się tyle samo wysoko wrażliwych chłopców co dziewcząt,
od mężczyzny nie oczekuje się wrażliwości. Co prawda „wrażliwi
mężczyźni” wzbudzają obecnie pewne zainteresowanie, zwykle jednak jako
przedmiot żartów.
Kobiecie wolno być wrażliwą, szczególnie na potrzeby i pragnienia
innych. Właściwie wszyscy zakładają, że od urodzenia interesuje ją głównie
przebywanie z ludźmi i podkreślanie własnej atrakcyjności, nawet jeżeli
w rzeczywistości jest skrajnie introwertyczna albo bardziej podoba się jej
praca niż życie towarzyskie i opiekowanie się dziećmi. Co więcej, nie
powinna być tak wrażliwa, by pozwalać sobie na słabość. „Jestem kobietą;
jestem silna”. Krótko mówiąc, w naszej kulturze oczekuje się od kobiet, że
będą towarzyskie, elastyczne i silne według standardów nie-WWO. Toteż
podobnie jak w przypadku mężczyzn wrażliwość kłóci się z zachodnim
ideałem kobiety.
Poczucie, że nie jesteśmy wzorami mężczyzn czy kobiet, pojawia się już
w dzieciństwie. Badania wykazały, że matki często opisują córkę, która jest
„nieśmiała” (czyli w rzeczywistości wysoko wrażliwa), jako swoje
najbardziej ukochane dziecko. To faworyzowanie ma jednak swoją cenę:
dziewczynki takie są często nadmiernie chronione, co powoduje, że
zaczynają się czuć inne i mniej kompetentne od pozostałych dziewcząt.
Tymczasem o „nieśmiałych” chłopcach same matki mówią jako o najmniej
kochanych. To przykre, prawda? Matki nie chcą być uprzedzone wobec
własnych synów, a jednak kultura, w jakiej żyją, subtelnie kształtuje ich
wyobrażenia, sprawiając, że postrzegają wrażliwego chłopca jako
niedoskonałego.
Jeśli matka nadmiernie chroni wrażliwą dziewczynkę, dorasta ona
w poczuciu, że zawsze będzie potrzebowała takiej opieki (z czasem ze
strony mężczyzny), i chętnie rezygnuje w zamian z własnej sprawczości.
Wrażliwy syn, mniej kochany przez matkę, dorasta w przekonaniu, że przez
wszystkich będzie mniej kochany, o ile nie zdoła ukryć swojej wrażliwości.
Krótko mówiąc, osoby wysoko wrażliwe obojga płci mogą dorosnąć
z niedostatkiem pewności siebie i wątpliwościami co do swojej męskości
czy kobiecości, na wszystkim tym zaś cierpi ich zdolność do zachowywania
autentyczności w towarzystwie płci przeciwnej.
Na koniec: jak bardzo się różnimy?

Wyniki wielu badań kwestionariuszowych, które przeprowadziłam, nie


wskazują na występowanie spójnych różnic między wysoko wrażliwymi
kobietami (WWK) a nie-WWK oraz wysoko wrażliwymi mężczyznami
(WWM) a nie-WWM pod względem powodzenia związku lub satysfakcji
z niego. Poniżej omawiam potencjalne problemy, jakich mogą doświadczać
osoby wysoko wrażliwe w relacjach. Nie chcę przez to sugerować, że
ogólnie mamy więcej takich problemów niż nie-WWO naszej płci, uważam
jednak, iż nasze trudności są bardzo specyficzne.
Jednym z nielicznych przykładów pozytywnego wpływu naszej kultury
na wysoko wrażliwych jest nieustanne zachęcanie zarówno mężczyzn, jak
i kobiet do jak najlepszego wykonywania swoich zadań – ważne jest to, kto
wykona pracę, a nie to, czy zachowano tradycyjny podział ról ze względu
na płeć. Dzięki temu osoby wysoko wrażliwe mają większą swobodę
wyrażania swoich niepowtarzalnych osobowości. Ponieważ jednak ludzie
uwielbiają generalizować – powtarzać, że w pewnych sprawach lepiej radzą
sobie mężczyźni, a w pewnych kobiety – czasami proponuję rozwiązanie
półserio polegające na wyróżnieniu czterech płci: WWK, WWM, nie-
WWK i nie-WWM (a jeśli dodamy do tego zestawu skłonność do
poszukiwania doznań lub jej brak, uzyskamy osiem płci). Taki układ
sprawia, że jesteśmy postrzegani zupełnie inaczej. Wyróżnienie czterech
płci daje nam podwójną liczbę wyznaczonych społecznie sposobów
funkcjonowania, a więc dwa razy więcej wolności i elastyczności.
Mówiąc poważnie, zamierzam rozpocząć ten rozdział od oddzielnego
omówienia trudności wysoko wrażliwych kobiet i wysoko wrażliwych
mężczyzn, zachęcam was jednak do przeczytania tekstów dotyczących obu
płci. Okazuje się bowiem, że wysoko wrażliwi mężczyźni i kobiety są do
siebie bardzo podobni. Pod koniec rozdziału wyjaśniam, jak uleczyć skutki
uprzedzeń związanych z WWK i WWM.
Szkodliwy wpływ uprzedzeń związanych z płcią na
relacje wysoko wrażliwych kobiet

WINDĄ DO NIEBA – HISTORIA DIANE

Kiedy zbierałam wywiad od Diane w ramach swoich badań, miała ona


czterdzieści sześć lat i była głęboko świadoma tego, jak wrażliwość
zdeterminowała jej życiowe wybory, szczególnie ze względu na jej
wychowanie. Dzieciństwo Diane było smutne – matka cierpiała na depresję
i nie okazywała dzieciom miłości, a ojciec, oficer marynarki, często
wypływał w dalekie rejsy. Kiedy był w domu, a między Diane i matką
dochodziło do konfliktu, zawsze brał stronę żony, nie próbując się nawet
dowiedzieć, o co poszło. Nic więc dziwnego, że w szkole Diane wciąż
szukała sobie bezpiecznej przestrzeni, zawsze się w kimś podkochiwała, ale
na odległość. W liceum nie chodziła na randki, częściowo dlatego, że czuła,
iż nie może przyprowadzić żadnego chłopca – jej depresyjna matka nikogo
nie wpuszczała przez próg – a częściowo dlatego, że nie potrafiła nikomu
pozwolić, by się do niej zbliżył. Podczas szkolnych dyskotek sprzedawała
więc batoniki, a później wracała sama do domu.
Poznała Rona w pierwszym tygodniu na uczelni. W czasie studiów
rozmawiała z innymi mężczyznami, ale obecność Rona sprawiała, że nie
musiała chodzić na randki. Od początku wątpiła, czy to odpowiedni partner
dla niej, ale po skończeniu nauki zgodziła się za niego wyjść. „Nie miałam
dokąd pójść. Nie mogłam wrócić do domu”.
Po ślubie para zamieszkała w rodzinnym mieście Rona. „Po tygodniu
miałam wrażenie, że jesteśmy małżeństwem ćwierć wieku – powiedziała
Diane. – On pracował po czternaście godzin dziennie, a weekendy spędzał
z kumplami ze szkoły. Nigdy nie byliśmy z sobą blisko. Można nawet
powiedzieć, że zwracał się do mnie obraźliwie. Myślę, że mnie nie znosił.
A ja wciąż starałam się go udobruchać”.
Wrażliwość Diane sprawiła, że wszelkie inne możliwości wydawały jej
się całkowicie niedostępne, szczególnie po urodzeniu dwójki dzieci.
„Wiedziałam, że nie poradzę sobie jako samotna matka”. Przyznała także:
„Trwałam w małżeństwie, ponieważ dzięki niemu zyskałam wolność – 
mogłam sama decydować o swoim dniu”.
Nigdy jednak nie czuła się szczęśliwa i w końcu, po dwudziestu czterech
latach wspólnego życia, opuściła Rona. Nie była w żadnym związku przez
cztery czy pięć lat, aż na warsztatach rozwoju osobistego poznała swojego
obecnego wysoko wrażliwego partnera, Stana. Rok później trafili na ten
sam kurs medytacji. Od tamtej pory regularnie się spotykają, ale mieszkają
osobno.
Jak seksizm niszczy kobiety i ich miłość

Historia Diane ilustruje częstą sytuację wysoko wrażliwej kobiety, która nie
może korzystać ani z przykładu matki, ani z porad ojca, by nauczyć się
funkcjonować w świecie. Zaakceptowała więc tradycyjne w swej kulturze
rozwiązanie życiowe dla kobiet: wyjść za mąż, choćby i nieszczęśliwie, by
mieć mężczyznę, który zapewni opiekę i utrzymanie. Transakcja ta
sprawiła, że przez dwadzieścia cztery lata kobieta nie doświadczyła wiele
radości, a przy tym niewątpliwie krzywdziła też Rona.
Bez względu na to, czy kobiety są wysoko wrażliwe czy nie, żyje się im
trudniej niż mężczyznom – badania wykazują, że są bardziej podatne na
negatywne skutki nieszczęśliwego dzieciństwa, mają niższe poczucie
własnej wartości, częściej doświadczają trudności z wypowiadaniem się na
forum grupy i wywieraniem swego wpływu2, nie doceniają swoich
zdolności3, zarabiają mniej za wykonywanie tej samej pracy4, są dużo
bardziej narażone na życie w ubóstwie pod koniec życia itd. Przyczyny są
oczywiste. Owszem, świat się zmienia, a rany powoli, z pokolenia na
pokolenie się zabliźniają. Jednak matka Diane, która niewątpliwie cierpiała
częściowo z powodu seksizmu, nie potrafiła uchronić córki przed
podobnym losem.
Subkultura feministyczna walczy o poprawę sytuacji kobiet i zachęca je
do innego postępowania niż Diane. Mniej wrażliwa osoba z bardziej
feministycznym spojrzeniem na rzeczywistość mogłaby zacząć własne
życie po ukończeniu studiów lub po kilku latach nieudanego małżeństwa
i metodą prób i błędów opanowałaby sztukę samodzielności. Jednak dla
kobiet wysoko wrażliwych nagła niezależność połączona z brakiem
wsparcia finansowego może być przytłaczająca. Poza tym cała ta wolność,
aktywizm społeczny, wyrażanie sprzeciwu i wszelkie działania grupowe
propagowane przez feminizm mogą wydawać się prywatnie ryzykowne,
a będąc WWO, mamy skłonność do analizowania zagrożeń przed
podjęciem ryzyka, szczególnie jeśli brakuje nam wsparcia ze strony
rodziny.
Szkodliwe skutki seksizmu prawdopodobnie bardziej dotknęły cię także
dlatego, że z powodu wysokiej wrażliwości wyłapujesz i dogłębnie
przetwarzasz wszystkie negatywne sygnały na temat kobiet, które docierają
do ciebie w formie seksistowskich komentarzy, wykorzystywania naszego
ciała do reklam i sprzedaży produktów, nierównego traktowania płci
w szkole i w pracy, przekonania się o koniecznej ostrożności, by nie paść
ofiarą gwałtu lub nie wyglądać tak, jakbyś sama się prosiła. Jeśli nauczyłaś
się mieć złe zdanie o sobie także ze względu na drugą sprawę, która cię
wyróżnia, wrażliwości, masz dwa powody, by czuć się
niepełnowartościowa i pokochać, lub znienawidzić, pierwszego, niczego
niepodejrzewającego mężczyznę, który się tobą zainteresuje. Pozwalając
sobie na truizm, powiem, że seksizm podkopuje naszą zdolność do miłości.

GDZIE JEST TATUŚ? NIEOBECNI LUB OBOJĘTNI


OJCOWIE

Wysoko wrażliwe kobiety i mężczyźni w szczególny sposób przeżywają


stopień zaangażowania ojców w swe wychowanie. Jest to zrozumiałe,
ponieważ – słusznie czy nie – ojców tradycyjnie utożsamia się
z wchodzeniem w świat i samodzielnością. Dlatego oczekujemy od nich, że
nauczą nas, jak sobie radzić w życiu. I chwała tym, którzy wywiązują się
z tego zadania.
Jednak z reguły ojcowie rzadziej przekazują te umiejętności córkom.
Ewidentnym przykładem takiej postawy jest nieobecny i obojętny ojciec
Diane. Nie tylko nie nauczył jej, jak funkcjonować w świecie, lecz swoją
oschłością sprawił także, że wypracowała model uległości i zadowalania
innych – a są to postawy, które osoby wysoko wrażliwe i tak chętnie
przyjmują. Tymczasem jej matka swoim zachowaniem pokazywała, że
kobiety nie mają innego wyjścia jak tylko uzależnić się od dominujących
mężczyzn, takich jak ojciec Diane lub Ron.
Nawet ojcowie mający najlepsze intencje często popełniają błąd
polegający na pozwalaniu, by ich wrażliwe córki unikały wyzwań.
Prawdopodobnie przyjmują oni konwencjonalny (patriarchalny) pogląd, że
dziewczynki należy chronić; że powinny przede wszystkim nastawiać się na
urodzenie i wychowywanie dzieci; że powinny być bardziej delikatne,
wrażliwe i zależne od innych; że trzeba je zniechęcać do wychodzenia
w świat, w którym mogą zostać „wykorzystane” seksualnie. Wrażliwa
córka może się więc wydawać ojcu szczególnie predysponowana do
zależności od mężczyzn przez całe życie (bądź wręcz skazana na taką
zależność). W dzieciństwie mój ojciec często mówił mi, żebym nie
decydowała się w szkole na fakultatywne zajęcia z matematyki, w których
uczestniczył mój brat, bo będę tak mądra, że żaden facet mnie nie zechce.
Nie powtarzał tego tak często mojej mniej wrażliwej siostrze. Będąc
wysoko wrażliwa, dogłębnie przetwarzałam zarówno radę ojca, jak i jej
podtekst dotyczący wrażliwych kobiet.
Oprócz twojej postawy wobec samodzielności w życiu twój ojciec
w znacznej mierze ukształtował również twoje ogólne odczucia na temat
mężczyzn oraz przekonania dotyczące tego, jak cię oceniają. Jeśli był
nieobecny, oschły lub niezainteresowany przekazywaniem ci przydatnych
umiejętności, być może nieświadomie zakładasz, że byłaś dla niego
nieatrakcyjna lub nudna. Jeżeli już wówczas czułaś się gorsza z powodu
swojej wrażliwości, zachowanie ojca mogło mieć na ciebie jeszcze większy
wpływ. Zaczęłaś się więc spodziewać, że jesteś nieciekawa i niepociągająca
dla wszystkich mężczyzn. Oczekując odrzucenia, możesz się czuć
niezręcznie czy być nadmiernie pobudzona w ich obecności. Być może
nawet będąc już w związku, wciąż wątpisz w swoją atrakcyjność albo też
w wartość swojego partnera (skoro go pociągasz, a sama się nie cenisz).
Kolejny potencjalny problem wiążący się z ojcem polega na tym, że
wykazywanie przez niego niewłaściwego zainteresowania seksualnego
może przekonać każdą, a szczególnie wysoko wrażliwą kobietę, że ma ona
do zaoferowania światu jedynie swoje ciało i że może nie od niej będzie
zależeć, jak zostanie ono wykorzystane.
Ofiary seksualności

Gwałt, kazirodztwo, molestowanie seksualne – wszystkie jesteśmy już


znużone czytaniem o tych zjawiskach, ale to nie oznacza, że informacje na
ich temat nie mają wpływu na naszą psychikę czy sposób postrzegania
mężczyzn. Wysoko wrażliwe kobiety są z natury ostrożniejsze w obliczu
potencjalnych zagrożeń (szczególnie jeśli w przeszłości bezpośrednio
doświadczyły niebezpieczeństwa), więc mogą się czuć mniej pewne siebie
wśród ludzi. Dlatego właśnie zdarza się, że naszym życiem rządzi cień
napastliwego męskiego intruza i potencjalnie agresywnego samca obecny
w każdym spotykanym mężczyźnie – tej jego części, która słyszała (nawet
jeśli w to wątpi), że ma prawo do ciała kobiety lub że „kobiety naprawdę
tego chcą, a kiedy mówią nie, to znaczy tak”. Wystarczy dodać do tego
skutki jakiegokolwiek nadużycia seksualnego (a te zawsze są
traumatyczne), aby wysoko wrażliwa kobieta uznała radosne, oparte na
zaufaniu relacje seksualne z mężczyznami za niemożliwe. Zmiana takiego
nastawienia wymaga długiej pracy terapeutycznej.
Mieszane uczucia wobec mężczyzn

Będąc wysoko wrażliwą kobietą, dorosłaś ze świadomością, że również


mężczyźni internalizowali ten seksistowski obraz świata i że czerpią
korzyści ze swojej uprzywilejowanej pozycji. Być może nauczyłaś się
zdobywać ich przychylność i nakłaniać pochlebstwem, by dzielili się z tobą
władzą lub majątkiem, pozwalali ci być swoją służącą albo przyboczną.
Jednocześnie, uświadomiwszy sobie, że sprzedajesz się za niewielką część
samostanowienia, do którego masz po prostu prawo, prawdopodobnie także
się buntowałaś. Nie chciałaś zaufać żadnemu mężczyźnie. Może
przekonywałaś nawet o wyższości kobiet. Wciąż jednak solidaryzujesz się
z mężczyznami jako naszymi bliźnimi; przecież nie są temu wszystkiemu
winni. Za i przeciw – co o nich sądzić? Każda decyzja wydaje się
niewłaściwa i zawsze jakieś kobiety będą postępować przeciwnie niż ty, co
może sprawić, że poczujesz do nich taką samą niechęć jak do mężczyzn.
Niepewna, jak należy się zachować ani jak rzeczywiście się zachowasz
w krytycznej chwili, a tym bardziej jak on na to zareaguje, stajesz się
w towarzystwie mężczyzny bardziej pobudzona i nie myślisz wystarczająco
jasno. Ponieważ jesteś wysoko wrażliwa, całe to napięcie i pobudzenie
może sprawić, że zapragniesz unikać wszelkich kontaktów z mężczyznami.
Jednak przez to jeszcze bardziej stają się oni „płcią obcą”, potencjalnie
zagrażającą twojemu dobrostanowi. Ty zaś czujesz się przy nich jeszcze
bardziej niezręcznie i niekomfortowo.
Tymczasem po drugiej stronie przepaści…
Szkodliwy wpływ uprzedzeń związanych z płcią na
relacje wysoko wrażliwych mężczyzn

Badanie wysoko wrażliwych mężczyzn jest trudniejszą sztuką niż badanie


wysoko wrażliwych kobiet. Choć z wysokim poziomem wrażliwości rodzi
się tyle samo mężczyzn co kobiet, panie uzyskują wyższe wyniki w moim
teście wrażliwości, mimo że bardzo się staram unikać pytań obciążonych
kulturowo. Zważywszy na naszą kulturę, jest niemożliwe stworzenie
kwestionariusza badającego wrażliwość, który panowie wypełnialiby
w oderwaniu od świadomego czy nieświadomego lęku, że zostaną uznani
za „niemęskich”. Dlatego wiem, że piszę w tej chwili głównie do mężczyzn
wystarczająco nieporanionych, by mogli zaakceptować swoją wrażliwość
bez postaw defensywnych, lub tak bardzo wrażliwych, że nie są w stanie
tego zignorować. W konsekwencji większość z was zapewne nie uważa się
za „typowych facetów”. Okazuje się, że może to bardzo dobrze wróżyć
waszym związkom. Niestety bywa też źródłem wielu problemów, zarówno
w relacjach z płcią przeciwną, jak i własną.
Czuję się jakiś niewydarzony

„To prawdziwy mężczyzna” – z jakiegoś powodu musisz udowodnić, że to


stwierdzenie opisuje ciebie, albo będziesz mieć kłopoty. W naszej kulturze
mężczyźni muszą dźwigać brzemię tego wyzwania, a w znacznej mierze lęk
ten i konieczność wykazania się dotyczą okresu młodzieńczego, kiedy
seksizm narzuca wąskie ramy doskonale męskiego zachowania. Wówczas
„prawdziwy facet” musi być twardy i luzacki – czyli nie mieć głębokich
przemyśleń, które idą wbrew postawom ogółu. Powinien być spontaniczny,
wręcz lekkomyślnie impulsywny, a nie zatopiony w myślach. Musi umieć
zaciekle i z powodzeniem rywalizować, szczególnie w grach zespołowych.
Ma łatwo nawiązywać kontakty, ale nie potrzebować ludzi i nie okazywać
słabości – zatem nie może tworzyć naprawdę bliskich więzi. Ktoś taki
nigdy nie płacze i rzadko ujawnia jakiekolwiek emocje, a na pewno nie
strach, wstyd lub wyrzuty sumienia. Krótko mówiąc, prawdziwy facet nie
jest wysoko wrażliwy. Zgodnie z tym rozumowaniem mężczyzna wysoko
wrażliwy nie jest „prawdziwym facetem”.
William Pollack, psycholog z Uniwersytetu Harvarda i autor książki Real
Boys, przez dwadzieścia lat prowadził badania nad chłopcami w naszej
kulturze. Zauważył on, że po przyjściu na świat noworodki płci męskiej
wyrażają więcej emocji niż dziewczynki. Na etapie szkoły podstawowej ta
właściwość zanika w wyniku nakładania na chłopców kaftana kulturowych
wymagań „kodeksu chłopaka”, jak to nazywa. Zgodnie z tym kodeksem
chłopcom i mężczyznom nade wszystko nie wolno wyrażać uczuć. Reguła
ta stanowi ograniczenie nie tylko dla chłopców, „lecz dla nas wszystkich,
karląc nas jako ludzi i czyniąc w końcu obcymi sobie samemu i sobie
nawzajem”5.
Spencer Koffman, psychoterapeuta z San Francisco i mężczyzna wysoko
wrażliwy, autor newslettera dla WWO „Comfort Zone”, tak opisuje swoje
własne doświadczenie z kodeksem chłopaka:

Chłopcy bardzo wcześnie są powoływani do „obozów rekruckich”, gdzie uczy


się ich bycia dobrym wojownikiem/królem. Jedno z moich pierwszych
wspomnień związanych z tą indoktrynacją pochodzi z pierwszej klasy.
Spadłem z drabinki na placu zabaw. Nic mi się nie stało, ale upadek był tak
niespodziewany, że się rozpłakałem. Jednomyślną reakcją wszystkich
chłopców i nauczyciela nie było współczucie, lecz zwracanie uwagi, że
„chłopaki nie płaczą”. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy płakałem w szkole.
Przechodziłem szkolenie na „małego żołnierza”.6

Nie zamierzam twierdzić, że tylko wysoko wrażliwi cierpią z powodu


kodeksu chłopaka, ale jest im dużo trudniej sprostać jego wymaganiom. Ma
to szczególny wpływ na twoje relacje z kobietami, które boleśnie
uświadamiają ci kulturowe uprzedzenia, gdy na przykład zwierzają ci się
jak przyjacielowi, ale nie postrzegają cię jako interesującego seksualnie.
W rezultacie stajesz się tak samo nieśmiały wobec płci przeciwnej jak ona
wobec ciebie, ale konsekwencje twojej „nieśmiałości miłosnej” są
poważniejsze.
Nieśmiałość miłosna

Nieśmiałość miłosna (love-shyness) to pojęcie wprowadzone przez


socjologa Briana Gilmartina7. Badał on niewielką, lecz straumatyzowaną
grupę heteroseksualnych mężczyzn, którzy są zbyt nieśmiali, by nawiązać
romantyczną relację seksualną czy się ożenić, mimo iż rozpaczliwie tego
pragną. Człowiek nieśmiały w miłości przewiduje, że zostanie odrzucony
przez osobę, która mu się podoba, głównie z powodu swojej wrażliwości.
Chociaż większość wysoko wrażliwych mężczyzn nie doświadcza tak
pojmowanej nieśmiałości, większość nieśmiałych w miłości to mężczyźni
wysoko wrażliwi. Osobiście uważam, że nieśmiałość miłosna stanowi
skrajny obraz tego, czego większość WWM obawia się lub doświadcza
w mniejszym natężeniu.
Oczywiście pojęcie wrażliwości miłosnej może opisywać także sytuację
wielu wysoko wrażliwych kobiet, które pragną i boją się męskiej uwagi
równie desperacko, jak nieśmiali mężczyźni łakną kobiecej miłości.
Niezależnie od płci nieśmiałość miłosna jest bezpośrednią konsekwencją
seksizmu, szczególnie toksyczną dla osób wysoko wrażliwych, ponieważ
mają one dodatkowe powody do obaw o swój wizerunek niezgodny
z kulturowym wzorcem „prawdziwego mężczyzny” czy „prawdziwej
kobiety”. Nieśmiałość miłosna jest jednak bardziej wyniszczającym
problemem w wypadku wysoko wrażliwych panów, gdyż w powszechnym
przekonaniu to mężczyzna powinien wykonać pierwszy krok. Obecnie
coraz częściej kobieta jako pierwsza okazuje zainteresowanie
przedstawicielowi płci przeciwnej, co jest społecznie akceptowane, wciąż
jednak oczekuje się od mężczyzny, że zdecydowanie zareaguje na tego typu
sygnały i przejmie inicjatywę. Kobieta może grać na zwłokę lub udawać
niedostępną, ty nie masz takiej swobody. Tymczasem jako wysoko
wrażliwy mężczyzna masz silną wewnętrzną potrzebę zatrzymania się
i zastanowienia, zanim zaczniesz działać – w tym wypadku w celu oceny,
czy podoba ci się osoba, do której podchodzisz, i czy ty spodobasz się jej.
Aby sprostać społecznym oczekiwaniom i zachować się po męsku, musisz
jednak reagować natychmiast, a to oznacza konieczność zlekceważenia
własnego temperamentu. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, ryzykujesz, że
zostaniesz sam.
Gilmartin przeprowadził wywiady z 300 nieśmiałymi w miłości
mężczyznami w wieku od dziewiętnastu do pięćdziesięciu lat. Porównał
także młodszych badanych ze starszymi – tymi powyżej trzydziestego
piątego roku życia, którzy dotąd nie mieli stosunku płciowego. Dodatkowo
w badaniach wzięło udział 200 studentów niemających trudności
w kontaktach z kobietami. Okazało się, że nieśmiali mężczyźni mieli
nieszczęśliwe dzieciństwo częściej niż ci z grupy kontrolnej, a starsi
częściej niż młodsi. Większość nieśmiałych panów informowała też
o nadwrażliwości na różne czynniki fizyczne, która byłaby typowa dla osób
wysoko wrażliwych – alergie, wzmożony odruch rzepkowy, wyczulenie na
wełnę, ukąszenia owadów, upały, mróz, krótkie zimowe dni, ostre światło
słoneczne, ból oraz nagłe bądź nieprzyjemne dźwięki, na przykład odgłos
zgrzytania kredą po tablicy. Przyczyną ich nieśmiałości miłosnej była
kombinacja nieszczęśliwego dzieciństwa z wrażliwością.

GDZIE JEST TATUŚ? NIEOBECNI LUB OBOJĘTNI


OJCOWIE SYNÓW
Wrażliwi chłopcy niewątpliwie cierpią z powodu nieobecności lub
obojętności swoich ojców bardziej niż nie-WWO. Ojcowie nie tylko uczą
chłopców sposobu bycia wśród ludzi, lecz także – co bardzo ważne –
radzenia sobie z uczuciami po męsku, zgodnie z wzorcami kultury.
Chłopiec wychowywany tylko przez matkę może nie otrzymać takiej
pomocy.
Powstało bardzo wiele opracowań na temat negatywnych skutków
nieobecności lub niezaangażowania ojców w wychowanie synów, jak
również jeszcze powszechniejszego braku mężczyzny jako mentora, który
nie rywalizowałby z chłopcem i nie starał się go stłamsić8. Starsi mężczyźni
bywają postrzegani jak zdrajcy, skoro na przykład wysyłają młodych na
wojny, których bezpośrednio nie toczą, a następnie nie potrafią zadbać o to,
by powracający z frontu żołnierze byli otoczeni szacunkiem i troską. Będąc
wysoko wrażliwy, być może uważasz nawet, że nie zasługujesz na opiekę
ze strony starszych mężczyzn, skoro nie potrafiłeś spełnić wymogów
kodeksu chłopaka. Możesz uważać, że nie należysz do ekskluzywnego
klubu prawdziwych mężczyzn, których wszyscy podziwiają.

KOMPLIKACJE SPOWODOWANE WSPÓŁCZUCIEM


WRAŻLIWEGO CHŁOPCA WOBEC MATKI

Widząc krzywdy wyrządzane kobietom przez mężczyzn, w tym być może


przez własnego ojca, mogłeś odczuwać głęboki konflikt lojalności,
a szczególnie ogromne współczucie wobec matki. Możliwe, że uogólniłeś
swoje uczucia na wszystkie kobiety i postrzegałeś je jako – podobne do
ciebie – ofiary brutalnych mężczyzn. Współodczuwanie z kobietami mogło
jednak oddalić cię od własnej płci. W pewnym sensie możesz wyczuwać
w sobie zdrajcę swojego obozu w wojnie płci, który ostatecznie nie zostanie
doceniony przez żadną ze stron. Uczucie to jest zapewne silniejsze, jeśli
doświadczałeś subtelnych sygnałów, że twoja matka widzi w tobie swojego
powiernika lub towarzysza, ale nie „prawdziwego mężczyznę”
(przypominam badania, według których „nieśmiali” chłopcy są najmniej
lubianymi dziećmi swoich matek).
Wreszcie, jeżeli miałeś tego typu silny związek z matką, prawdopodobnie
postrzegałeś siebie jako „maminsynka”, chłopca zniewieściałego, co
w naszej kulturze oznacza słabość i niższość. Łatwo jest wtedy
znienawidzić, choćby nawet nieświadomie, zarówno „słabą”, „gorszą” płeć,
do której zostałeś zdegradowany, jak i własną płeć – za agresję jej
przedstawicieli wobec ciebie i kobiet. Znajdujesz się na ziemi niczyjej.
Komu zaufasz i komu powierzysz swoje najgłębsze uczucia? Mężczyznom?
Kobietom? Nikomu?

WIĘCEJ NA TEMAT LĘKU PRZED SŁABOŚCIĄ


I KOBIECOŚCIĄ

Kiedy pewnego dnia wybrałam się na obiad ze znajomym wysoko


wrażliwym mężczyzną, kelner, podając nam karty dań, zapytał: „Czy mogę
paniom podać coś do picia?”. Poczułam się zażenowana w imieniu
przyjaciela, który jest drobnej budowy, ale poza tym wygląda i zachowuje
się – według mnie – jak typowy mężczyzna. Byłam też wściekła. Kiedy
opowiedziałam o tej sytuacji innemu wysoko wrażliwemu znajomemu,
trafnie wyraził moją złość:

Kodeks chłopaka staje się kodeksem mężczyzny – niepisanym, ale zawsze


gotowym, aby cię pogrążyć, gdy tylko na chwilę stracisz czujność. Dlaczego
został uznany za kobietę? Ponieważ wysoko wrażliwi mężczyźni są ludźmi – 
nie mechanicznymi robotami – a prawdziwym określeniem człowieczeństwa
w tej kulturze jest „kobiecość”. Co jest złego w byciu kobiecym/ludzkim? Nic.
Ale bycie podobnym do kobiety jest w naszej kulturze postrzegane jak obelga.
Dlatego każdy facet, wysoko wrażliwy czy nie, jeżeli nie chce zostać
zmarginalizowany, musi grać i przyzwyczaić się do swojej roli robota (lub
znaleźć sobie w społeczeństwie niszę, w której to nie jest tak ważne). Mam
jednak nadzieję, że my, mężczyźni wysoko wrażliwi, nosimy głęboko w sobie
przekonanie, że jesteśmy liderami nowego niepatriarchalnego świata.

Wysoko wrażliwy mężczyzna może być postrzegany jako kobieta nie


tylko, gdy jest drobnej budowy jak mój przyjaciel (choć nie jest to wcale
cecha WWO). Przypuszczam, że wrażliwi mogą być tak też oceniani, gdy
wykazują, podobnie jak wiele kobiet, w pełni zrozumiałą, ledwie
zauważalną czujność wobec potencjalnego zagrożenia fizycznym atakiem
– nasiloną z powodu właściwej wszystkim WWO zwiększonej podatności
na ból. Jak stwierdza Gilmartin, wrażliwość na ból „może mieć szczególnie
negatywny wpływ na zdolność do utrzymywania dobrych stosunków
z grupą rówieśników tej samej płci. Lęki takie sprawiają, że chłopiec staje
się bardzo narażony na systematyczne dręczenie”9 – to znaczy znęcanie się
nad nim jest równie łatwe jak dręczenie dziewczynki, zwłaszcza wrażliwej.
A może wysoko wrażliwi mężczyźni sprawiają kobiece wrażenie,
ponieważ nie kontrolują innych, nie dążą do subtelnej dominacji, albo
dlatego, że okazują uczucia – a przecież nie robią tego ci, którzy zawsze
mają wszystko pod kontrolą. A może wydają się smutni lub bardziej lękliwi
niż pozostali mężczyźni. Jak już wspomniałam, moje badania wykazały, że
osoby wysoko wrażliwe z doświadczeniem trudnego dzieciństwa częściej
cierpią na depresję i stany lękowe. O takim wniosku zadecydowały głównie
odpowiedzi nie-WWM, którzy okazali się niezwykle odporni na
konsekwencje problemów z dzieciństwa. Kobiety i wysoko wrażliwi
mężczyźni odczuwają natomiast negatywne emocje wynikające z trudnych
dziecięcych przeżyć.
Możliwe, że nie-WWM lepiej sobie radzą z doświadczeniem
nieszczęśliwego dzieciństwa, ponieważ życie jest dla nich po prostu
łatwiejsze. Wielu z nich jednak wcale nie radzi sobie z cierpieniem, lecz
zwyczajnie je tłumi. Kiedy postawa „wszystko jest w porządku, nikogo nie
potrzebuję” jest eksponowana w celu ukrycia głębokiego poczucia
nieadekwatności, mówimy o narcystycznym mechanizmie obronnym, który
jest dużo częściej stosowany przez mężczyzn niż kobiety, a także przez nie-
WWM niż WWM. Natomiast wysoko wrażliwi mężczyźni i wszystkie
kobiety (WWO i nie) z trudnymi doświadczeniami z przeszłości zazwyczaj
reagują na swoje problemy. Są wzburzeni, ale interpretuje się to jako cechę
kobiecą.
Kłopot z narcystycznym mechanizmem obronnym zarówno u mężczyzn,
jak i u kobiet polega na tym, że kiedy uczucia strachu lub braku zostają
odcięte, człowiek musi zadbać o to, by nie wydobywały się z pamięci,
a dokonuje tego przez odcięcie się od świadomości lęków i potrzeb innych
osób. W konsekwencji narcyz może wykorzystywać ludzi, nie dostrzegając
wpływu swoich działań na tych, których krzywdzi – nie jest to typ osoby,
z którą chciałoby się wejść w bliską relację. Mężczyźni z doświadczeniem
trudnego dzieciństwa otrzymują od życia dziwną alternatywę: albo zostać
usztywnionym narcyzem, albo nie być postrzeganym jako „prawdziwy
facet”. Osobiście wolę mniej narcyzmu, jak większość wysoko wrażliwych
mężczyzn. Zdecydowanie wolałabym żyć w świecie, w którym ludzie nie
wypierają swoich podstawowych ludzkich uczuć, nawet jeśli są to lęk lub
smutek.
Dodatkowe nieprzyjemności wspólne dla WWK
i WWM

W pewnych wypadkach problemy związane z płcią powodują bardzo


podobne trudności zarówno u wysoko wrażliwych kobiet, jak i mężczyzn,
dlatego omówię je wspólnie.
ZAMKNIĘTE możliwości

Wszystkie osoby wysoko wrażliwe pozbawione w dzieciństwie wsparcia


rodziców, a w życiu dorosłym pewności siebie są nadmiernie ostrożne
i mają skłonność do odrzucania propozycji z powodu nasilonego lęku.
Często chwytają sie pierwszej pracy, jaka się nadarzyła, życia religijnego,
na które nie są gotowe, albo – najczęściej – pospiesznie zawartych
małżeństw, tak jak Diane. Po dobiciu do bezpiecznego portu zarzucają
kotwicę na dłużej, nawet jeżeli sytuacja nie jest zadowalająca. Wysoko
wrażliwe kobiety zwykle wcześniej wychodzą za mąż, mimo że w szkole
lub na studiach wykazują się niezwykłą niezależnością i kreatywnością.
Z kolei wysoko wrażliwi mężczyźni później żenią się i osiągają swoje cele
zawodowe, co częściowo wynika z nieotrzymania wskazówek na temat
udanego funkcjonowania w dorosłym życiu z własną wrażliwością.
Niska samoocena

Gdyby Diane była bardziej pewna siebie, być może nie czułaby potrzeby
wychodzenia za mąż za Rona, a nawet gdyby go poślubiła, z pewnością nie
robiłaby wszystkiego, by go zadowolić. Stając w obronie samej siebie oraz
swojego związku, mogłaby sprowokować męża do większej troskliwości – 
badania wykazują, że kobiety często muszą uczyć swoich partnerów
umiejętności małżeńskich, a mężowie, którzy poddają się ich wpływowi, są
szczęśliwsi w związku. Wywieranie wpływu wymaga jednak pewności
siebie oraz świadomości praw i zalet własnej płci, a tego Diane nie miała.
Wydaje się, że u wysoko wrażliwych mężczyzn ten sam brak pewności
siebie wywodzi się z niezdolności do postępowania zgodnie z kodeksem
chłopaka. Być może łamałeś jego zasady, pokazując swoją kreatywność lub
„inność”. Może łatwo reagowałeś płaczem, rumieniłeś się albo
przeszkadzały ci drobiazgi niezauważalne dla „twardzieli” – upał, chłód,
woda w oczach, gryzące ubrania.
Zarówno wysoko wrażliwe kobiety, jak i wysoko wrażliwi mężczyźni
mają trudności ze spełnianiem wymogów dziwnego kulturowego ideału
„fajności”. Łatwo ulegamy nadpobudzeniu w wyniku stymulacji, więc
zamiast wyglądać na wyluzowanych, często sprawiamy wrażenie
nerwowych. Słabo radzimy sobie w sytuacjach wymagających rywalizacji
lub działania pod dużą presją, także podczas pierwszej rozmowy
z potencjalnym partnerem. W wyniku napięcia i niskiej samooceny mogą
się pojawić dolegliwości związane z lękiem – zaburzenia żołądkowe,
wysypki, fobie, jąkanie, nieśmiałość. To z kolei jeszcze bardziej podkopuje
pewność siebie i poczucie własnej atrakcyjności.
Słabo zarysowane granice

Wszystkie osoby wysoko wrażliwe, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, są


bardziej świadome uczuć, chęci i potrzeb innych ludzi. Dzięki
spontanicznemu głębokiemu przetwarzaniu sygnałów potrafimy także
wyczuwać, co się stanie, jeśli potrzeby drugiej osoby nie zostaną
zaspokojone – przewidujemy jej cierpienie, niepowodzenie przedsięwzięć,
złość skierowaną na nas lub poczucie rozczarowania naszą postawą.
A skoro jesteśmy wrażliwsi, to bardziej niż innym będzie nam też
przeszkadzać ich zły stan emocjonalny. Dlatego mamy skłonność do
dawania każdemu tego, czego chce – dla jego i naszego dobra.
Ponadto wysoko wrażliwe kobiety są przygotowywane przez naszą
kulturę do opiekowania się innymi w roli matki, siostry, żony, przyjaciółki
– choć zasady nagle się zmieniły. Troskliwe panie bywają nazywane
„współuzależnionymi”. Będąc kobietą wysoko wrażliwą, możesz mieć więc
kolejny powód do tego, by wstydzić się swoich naturalnych skłonności.
Problem wysoko wrażliwych panów polega na tym, że „prawdziwi
mężczyźni” powinni mieć sztywno zarysowane granice – nie przejmować
się zbytnio potrzebami innych, zwłaszcza emocjonalnymi. Jednocześnie
jednak oczekuje się od mężczyzn, aby zaspokajali potrzeby kobiet – 
szczególnie dotyczącą bezpieczeństwa. Znowu mamy więc do czynienia ze
sprzecznością. Niezależnie od tego, jak bardzo mężczyzna sam jest
przytłoczony rzeczywistością, musi sobie radzić. Czy to wykonalne? Po raz
kolejny okazuje się, że starając się być sobą jako wysoko wrażliwy
mężczyzna, możesz zostać oskarżony nie tylko o to, że jesteś
współuzależniony, lecz także o to, że nie zachowujesz się po męsku,
ponieważ zauważasz emocjonalne potrzeby drugiej osoby. Jeśli jest nią
kobieta, być może spotkasz się z zarzutem, że pozwalasz, by cię
kontrolowała. Albo możesz zostać skrytykowany za to, że nie spełniasz
wszystkich jej potrzeb w każdej sytuacji. Z kolei jeśli z powodu
nadpobudzenia i wewnętrznego konfliktu całkowicie się zamkniesz,
usłyszysz, że brak ci wrażliwości!
Wysoka wrażliwość na potrzeby emocjonalne innych, w tym twojej
partnerki, nie oznacza współuzależnienia. Współuzależnienie występuje,
kiedy niewłaściwie reagujesz na te potrzeby. Zwłaszcza w pierwotnym
znaczeniu tego słowa nigdy nie byłbyś nazwany „współuzależnionym”,
gdybyś zauważył, że twój znajomy jest alkoholikiem i potrzebuje pomocy,
tylko gdybyś zaniechał jasnego postawienia tej sprawy w kontaktach z nim.
Mimo to w określeniu niektórych osób wysoko wrażliwych jako
współuzależnionych może być ziarno prawdy, ponieważ ten typ
temperamentu zdecydowanie wymaga wypracowania i ustanowienia
solidnych granic siebie samego – takich, które dopuszczają to, co korzystne,
i chronią przed tym, co szkodliwe. Do tej ostatniej kategorii należy
domaganie się od nas takich reakcji, jakich oczekuje ktoś inny, a nie takich,
które będą dobre dla obu stron.
Jeżeli jednak nikt nie zachęcał cię do ustanawiania granic siebie i nie
nauczył, jak się to robi, prawdopodobnie wcale ich nie masz. Jesteś
przepracowany, ludzie wyzyskują twoją sumienność, nie potrafisz
odmawiać, a później tego żałujesz. Albo popadasz w drugą skrajność,
stawiając – niekiedy lub prawie zawsze – granice, które separują cię od
wszystkich i wszystkiego. Ponadto pozwalasz, by ludzie wmawiali ci, że
jesteś słaby, nieasertywny i współuzależniony – albo nieczuły, oschły
i arogancki – zamiast samodzielnie zdecydować, jaki jesteś lub gdzie
chcesz wyznaczyć wokół siebie granice. Krótko mówiąc, w dążeniu do
bycia „prawdziwym mężczyzną” czy „prawdziwą kobietą” wielu z was
wykorzystuje swoją wrażliwość do przesadnego przypodobywania się albo
całkiem przeciwnie, akceptuje myśl o swojej słabości – chyba że całkowicie
wyłączacie swoją wrażliwość.
Wysoko wrażliwi nadludzie – przestroga

Wielokrotnie obserwowałam osoby wysoko wrażliwe, które kompensują


niedorastanie do „ideału” mężczyzny czy kobiety przez zostanie
superfacetem lub superkobietą. Instytucje, dla których takie osoby pracują,
są oczywiście zachwycone.
Zajmijmy się najpierw wysoko wrażliwymi superkobietami. Wszyscy
wiemy, że współczesna „idealna” kobieta ma łeb na karku. To bardzo
wygodne dla innych. Wiele kobiet pracuje po godzinach, wyjeżdża
w delegacje, lubi rywalizację, znosi stres jak prawdziwy wojownik, a do
tego wpasowuje się w życie rodzinne. U nie-WWO ze skłonnością do
poszukiwania doznań takie życie może się świetnie sprawdzać. Nareszcie
mogą swobodnie dawać wyraz swojemu temperamentowi. Koniec
z długimi spódnicami i szydełkowaniem.
Jednak liczne wysoko wrażliwe kobiety również starają się sprostać
podobnym wymaganiom. Możesz mieć odpowiednie po temu wychowanie,
wykształcenie, pewność siebie i talenty. Może masz również wyraźną
skłonność do poszukiwania doznań – łatwo się nudzisz i sypiesz pomysłami
jak z rękawa. Toteż, będąc również WWO, często błyszczysz w firmie jako
wizjonerka i pniesz się na szczyt po szczeblach kariery. Jesteś gwiazdą.
Wydaje się, że masz zarówno wrażliwość, jak i odporność psychiczną,
której się od ciebie wymaga. Problem w tym, że próbując się dopasować do
nowego stereotypu superkobiety, działasz wbrew swojej naturze
i ryzykujesz utratę zdrowia.
Wysoko wrażliwi mężczyźni są być może jeszcze bardziej narażeni na
zgubne skutki dążenia do bycia superfacetami, ponieważ bywają jeszcze
mniej szanowani niż kobiety, jeśli podążając szybką ścieżką kariery, wyrażą
potrzebę wytchnienia lub spędzenia kilku spokojnych dni z partnerką czy
rodziną. Możesz także odczuwać przymus udowadniania własnej męskości
oraz pokonywania swojego „ukrytego defektu” przez pokazywanie, że
potrafisz pracować lepiej i więcej od innych. Wrodzona intuicja
i kreatywność na pewno pomagają ci w wymyślaniu nowych przedsięwzięć.
Czy rozpoznajesz siebie w powyższych opisach? Jeśli tak,
prawdopodobnie wiem coś jeszcze o tobie i twoich relacjach. Nie masz
energii na nic poza pracą, dlatego po cichu często narzekasz, że życie jest
piekłem i nie ma większego sensu. Twój partner także cierpi, o ile znalazłeś
czas, by się z kimś związać. Chyba że i on żyje w kieracie i w takim
wypadku trudno mówić o głębokim związku. Mimo to boisz się przyznać
do wyczerpania, aby nie zostało to uznane za przejaw słabości
i niedostatecznej motywacji. Takie wyznanie mogłoby się dla ciebie
skończyć utratą pracy, a być może także szacunku ze strony partnera,
rodziny lub przyjaciół. Z moich obserwacji wynika, że około czterdziestki
nasz pęd na szczyt zwykle zatrzymuje stan zdrowia. Spełnianie sztywnych
ideałów mężczyzny i kobiety może się okazać śmiertelne.
Dobrzy rodzice, którzy się nie doceniają

Kiedy po raz pierwszy szukałam w literaturze psychologicznej


jakichkolwiek informacji o wrażliwości, znalazłam tylko trzy wzmianki na
jej temat, a dwie z nich odnosiły się do opisu ludzi, którzy najlepiej
opiekują się niemowlętami. Umiejętność ta ma niewiele wspólnego z tym,
czy dana osoba jest rodzicem, w pełni zależy zaś od zdolności do
odczytywania subtelnych sygnałów wysyłanych przez dziecko oraz
rozumienia jego perspektywy i bezradności. Nic dziwnego, że gdy wysoko
wrażliwi mężczyźni i kobiety dochodzą do siebie po pojawieniu się dzieci
(wiem, że dla osób obojga płci jest to silne przeżycie), zwykle stają się
bardzo czułymi rodzicami. Niektórzy nie dostrzegają u siebie szczególnych
umiejętności, ale większość, subtelnie wyczulona także na innych rodziców,
zapewne je zauważa.
Jednocześnie osoby wysoko wrażliwe mogą mieć poczucie, że zupełnie
nie radzą sobie z rodzicielstwem. Jeśli należysz do wysoko wrażliwych
rodziców, z pewnością wiesz, co mam na myśli. Często jesteś drażliwy,
przygnębiony, brakuje ci energii, masz ochotę uciec i rozwijać swoje inne
talenty lub w tajemnicy zastanawiasz się nad tym, o ile lepsze byłoby twoje
życie bez dzieci. Rodzicielstwo to ogromna odpowiedzialność i źródło
stymulacji. Wrażliwość w okresie ciąży i narodzin dziecka – zwłaszcza
pierwszego – jest nieopisanie intensywnym doświadczeniem dla obojga
rodziców, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie. Nasze ciało
i życie wewnętrzne wydaje się całkowicie zmienione. Wszystko to zaś
zwielokrotnia się jeszcze po narodzinach dziecka, gdy jesteśmy mu
nieustannie potrzebni i niewiele śpimy. Zastanawiamy się, czy w ogóle
można to przetrwać. Miewamy też wątpliwości, czy decyzja o posiadaniu
dziecka była właściwa. Z pewnością obawiamy się również, czy zawsze
jesteśmy – lub przynajmniej często bywamy – dobrymi rodzicami.
Wrażliwi ojcowie w początkowym okresie życia dziecka często czują się
odsunięci na bok, co ich zawstydza i niepokoi, mimo że równocześnie są
głęboko poruszeni tym, co się wydarza. Ojcostwo wiąże się też
z dodatkowym obciążeniem – nie tylko będziesz się starał dobrze
wychowywać dzieci i być genialnym psychologiem dziecięcym, lecz także
prawdopodobnie bardzo poważnie przyjmiesz na siebie odpowiedzialność
za ich utrzymanie i zabezpieczenie finansowe, niezależnie od tego, jak
bardzo będzie pomagać ci w tym partnerka. Co w tym kontekście dzieje się
z twoją potrzebą spędzania czasu w samotności oraz sam na sam z matką
twoich dzieci?
Tradycyjne stereotypy związane z płcią, wciąż żywe w każdym z nas,
mają wpływ również na ten aspekt życia osób wysoko wrażliwych. Tym
razem mamy do czynienia ze stereotypami idealnej matki i idealnego ojca
– są to ideały, którym nikt nie dorówna, szczególnie człowiek wysoko
wrażliwy. U nie-WWO poczucie własnej nieadekwatności w nowej roli
pojawia się zwykle tylko w snach, charakterystycznych dla świeżo
upieczonych rodziców, natomiast u wysoko wrażliwych podobne uczucia
znajdują się bliżej świadomości i są bardziej stresujące. Z przykrością
myślę o całych pokoleniach wysoko wrażliwych ludzi, którzy mieli i wciąż
mają poczucie winy spowodowane świadomością, że w ich wnętrzu Dobry
Rodzic i Zły Rodzic stoją tak blisko siebie.
A skłonność do poszukiwania doznań?

Zanim przejdziemy do rozwiązań nakreślonych wyżej problemów,


zastanówmy się przez chwilę nad wpływem uprzedzeń związanych z płcią
na osoby wysoko wrażliwe z dużą skłonnością do poszukiwania doznań
(WWO/PD). Dążenie do nowych doświadczeń stanowi oczywiście element
wzorcowej osobowości w naszej kulturze. Jeśli jesteś poszukiwaczem
doznań, bliżej ci do kulturowego ideału kobiety lub mężczyzny, co daje ci
nieco większą pewność siebie. Dotyczy to zwłaszcza panów, od których
oczekuje się otwartości na przygodę. Skłonność do poszukiwania doznań
pomaga wysoko wrażliwym mężczyznom także w walce z nieśmiałością
miłosną, sprawiając, że decydują się wykonać pierwszy krok i mają
różnorodne doświadczenia seksualne, które „powinni” zdobyć przed
ustatkowaniem się.
Oczywistym problemem osób WWO/PD jest to, że częściej starają się
być superfacetami lub superkobietami, ponieważ motywują ich do tego
zarówno siły zewnętrzne, jak i cechy skonfliktowanych wewnętrznych
temperamentów. Wrażliwa część osobowości takich osób nie otrzymuje
wystarczającego wsparcia, póki ciało nie upomni się o siebie chorobą.
Ważne ostrzeżenie: będąc WWO/PD, jesteś tak samo narażony na
doświadczanie nadpobudzenia i przeciążenia emocjami jak inni wysoko
wrażliwi. Nie daj się uwieść pokusie spełniania wymogów kulturowego
ideału płci, który nie jest skrojony na twoją miarę, nawet jeśli skłonność do
poszukiwania doznań pomaga ci się do niego trochę zbliżyć.
Praca nad problemami związanymi z płcią

Przeprowadziłam cię przez pewne mroczne rejony. Zastanówmy się teraz,


jak je rozświetlić. Tak jak liczne skutki seksizmu są niezwykle podobne
w przypadku wysoko wrażliwych kobiet i mężczyzn, podobnie jest ze
sposobami ich leczenia, wbrew wciąż uwielbianym w naszej kulturze
generalizacjom typu: „Kiedy kobietom jest źle, chcą o tym rozmawiać,
a kiedy mężczyznom jest źle, zamykają się w swoich jaskiniach i pracują”
albo „Kiedy kobiety mają problemy, chcą tylko, aby ktoś ich wysłuchał,
tymczasem mężczyźni chcą dawać i dostawać gotowe rozwiązania”. Być
może starsze pokolenie zachowywało się w taki sposób, chociaż nie jest to
jasne; prawdą jest natomiast, że przeciętnie różnice między płciami
zmniejszają się z każdą kolejną generacją.
Wszyscy odczuwamy potrzebę wyrażania uczuć oraz znajdowania
rozwiązań swoich problemów, także tych związanych z płcią. Wciąż jednak
dokonujemy uogólnień, które przyczyniają się do ich dalszego trwania.
Dobrze jest znać fakty, aby w razie potrzeby móc korygować błędne
stwierdzenia. Liczne badania wykazują na przykład, że osoby będące
w związkach są szczęśliwsze, jeśli zarówno kobieta, jak i mężczyzna
zachowują się w sposób postrzegany w przeszłości jako tradycyjnie
„kobiecy” – są czuli, opiekuńczy, wyrażają emocje i chętnie rozmawiają
o wzajemnej relacji10. Tak jak powiedział mój anonimowy znajomy,
zachowanie nazywane „kobiecym” jest po prostu „normalnie ludzkie”. Na
szczęście – wbrew stereotypom – większość mężczyzn tak właśnie
postępuje. Niedawne badania wideo11 z udziałem nowożeńców wykazały,
że ich uczestnicy i uczestniczki nie różnili się między sobą stopniem
wsparcia, którego potrzebowali i sobie udzielali. Nie różnił się nawet
sposób udzielania pomocy przez kobiety i mężczyzn – to znaczy
okazywanie współczucia i zachęt w przeciwieństwie do dawania rad. Tyle
na temat tego stereotypu.
Osobom wysoko wrażliwym, które jeszcze słabiej wpisują się w takie
kulturowe stereotypy, łatwiej jest je zlekceważyć, co z kolei ułatwia
wprowadzenie zmian otaczającym ich ludziom, którzy wciąż postępują
zgodnie ze starymi regułami. Jesteśmy więc w awangardzie bardzo
potrzebnych przemian społecznych. Badania wskazują, że pary, które
trzymają się tradycyjnie rozumianych ról damskich i męskich, zazwyczaj są
najmniej szczęśliwe12, a terapia małżeńska jest w ich przypadku mniej
skuteczna13. Ta przykra tradycja w dużej mierze wynika z zasady, że
„mężczyzna jest głową domu”. Tymczasem zebrane dane wykazują, że
małżeństwa takie są mniej satysfakcjonujące dla obojga partnerów
i częściej kończą się rozwodem14.
Innym przejawem „męskiej dominacji” w związku jest ignorowanie
przez partnera próśb partnerki o to, by się zmienił. Jak taki schemat
„żądanie–wycofanie” wpływa na związek? Wycofanie następuje wówczas,
kiedy jedno z partnerów próbuje porozmawiać szczerze lub na intymne
tematy, na przykład wyrażając żądanie zmiany, a drugie wzbrania się przed
rozmową, oddala się fizycznie lub wyłącza emocjonalnie. Mimo iż takie
postępowanie zdarza się osobom obojga płci, do problemów, polaryzacji,
a w konsekwencji także rozstań dochodzi głównie wtedy, gdy kobiety
żądają, a mężczyźni się wycofują15.
Aby zbadać schemat interakcji żądanie–wycofanie, Christopher Heavey,
Christopher Layne i Andrew Christensen z Uniwersytetu Kalifornijskiego
w Los Angeles filmowali małżeństwa podczas dwóch rozmów, z których
jedna dotyczyła prośby żony, by mąż zmienił coś w swoim postępowaniu,
a druga podobnego żądania męża skierowanego do żony16. Typowe
pragnienia uczestniczek i uczestników badania brzmiały: „Wychodźmy
gdzieś częściej” lub „Dawaj mi więcej czasu dla siebie”. Naukowcy
stwierdzili, że kiedy dyskusja dotyczyła zmiany, którą mąż sugerował
żonie, schemat żądanie–wycofanie nie występował. Mężczyźni wycofywali
się jednak podczas rozmów o zmianach, jakich życzyłyby sobie ich żony,
i odmawiali współpracy (ale przypuszczam, że nie dotyczy to wielu wysoko
wrażliwych panów).
Powyższe przykłady pokazują, że tradycyjne relacje oparte na dominacji
mężczyzny zdecydowanie nie są typowe dla udanych związków. Dlatego
wysoko wrażliwi mężczyźni, którzy nie czują się dobrze z ignorowaniem
uczuć innych, są potencjalnie świetnymi partnerami. W dłuższej
perspektywie jedynym modelem tworzenia relacji, do jakiego ludzie
powinni się przystosować, jest ten, który sprawia, że związek daje im
poczucie zadowolenia i bliskości.
Co możesz zrobić, aby uwolnić się od szkodliwego wpływu seksizmu
i stereotypów dotyczących płci? Całkiem sporo. W jednym rozdziale nie
mogę szczegółowo opisać możliwych rozwiązań, ale mam kilka sugestii:
1. Popracuj nad swoją niską samooceną. Przeformułuj swoje poczucie
niższości wynikające z tego, że jesteś kobietą, w dodatku wysoko wrażliwą,
albo z tego, że będąc WWM, nie jesteś „prawdziwym mężczyzną”. Ogólne
wskazówki na ten temat znajdziesz w rozdziale 1 oraz w książkach Wysoko
wrażliwi i The Highly Sensitive Person’s Workbook.
2. Lepiej wytycz granice wokół siebie. Dobre granice są elastyczne, nie
dopuszczają do tego, abyś spełniał każde docierające z zewnątrz żądanie, ani
nie zamykają cię na innych, bo nie potrafisz im zaufać albo dlatego że
troskliwość nie jest w modzie. Naucz się rozpoznawać, z kim masz do
czynienia – każdy człowiek, który się do ciebie zwraca, jest niepowtarzalny;
nie jest to po prostu „mężczyzna” lub „kobieta” czy nawet WWO albo nie-
WWO, lecz niepowtarzalna jednostka pojawiająca się w twoim życiu
w konkretnej chwili, w której możesz lub nie możesz odpowiedzieć na jej
obecność.
3. Zastąp stereotypy znajomością prawdziwych mężczyzn i kobiet.
Jedynym sposobem na zmniejszenie obcości drugiej płci jest słuchanie
członków tego ekskluzywnego klubu i dowiadywanie się, jacy są naprawdę.
Jeśli poznasz ich trudności, zaczniesz okazywać im empatię, zmienisz swoje
nieufne nastawienie i staniesz się wyrozumiały. Być może będziesz mógł
nawet komuś pomóc. Wysoko wrażliwy mężczyzna może się na przykład
postarać wzmocnić przeświadczenie wysoko wrażliwej kobiety, że jest ona
w stanie odnosić życiowe sukcesy. Z kolei wysoko wrażliwa kobieta może
uważać na własne z góry przyjęte tezy o „wzorze mężczyzny” i opierać się
tradycyjnym poglądom, mówiącym na przykład, że mężczyzna, który
czasami płacze lub potrzebuje więcej czasu na podjęcie decyzji, jest
nieatrakcyjny.
4. Pracuj nad swoją nieśmiałością miłosną, na przykład przyrzekając
sobie, by poznawać jedną nową osobę w każdym tygodniu. Mowa tu
o pracy nad relacjami, nie o pracy wewnętrznej, trzeba więc wyjść do ludzi
i coś zrobić. Nie trać jednak cierpliwości do siebie. Jak wiesz, zarówno
wysoko wrażliwi mężczyźni, jak i wysoko wrażliwe kobiety mają powody,
by spodziewać się odrzucenia. Po pierwsze, zastanów się, czy do tej pory
nieświadomie chroniłeś się przed odrzuceniem, ubierając się lub zachowując
w dyskwalifikujący cię sposób, który sprawiał, że pomijano cię jako
kandydata na randkę. W końcu: kto nie ryzykuje, ten w kozie nie siedzi.
Znam wielu wysoko wrażliwych, którzy postępują w ten sposób. Po drugie,
dobrze jest być przygotowanym, zaplanuj więc, co powiesz, gdy będziesz
kogoś poznawać, oraz co więcej możesz powiedzieć, kiedy osoba ta ci się
spodoba, kiedy cię zniechęci lub kiedy okaże się trudna do rozgryzienia. My,
wysoko wrażliwi, często wydajemy się bardziej spontaniczni, jeśli wcześniej
przećwiczymy daną sytuację – pomaga nam to uspokoić głos i unikać drżenia
rąk. Musisz się także przygotować na potencjalne odrzucenie oraz na przykre
uczucia, jakie mogą się pojawić po zakończeniu relacji, która okazała się
pomyłką.
5. Zmierz się ze swoimi przekonaniami na temat wysokiej wrażliwości i
na temat homoseksualizmu. „Kobiece” zachowanie jest nagminnie
mylone w naszej kulturze z byciem gejem. Homoseksualiści stanowią 5–10
procent wszystkich mężczyzn i chociaż nie mam danych na ten temat, jestem
niemal pewna, że orientacja seksualna nie ma związku z wysoką
wrażliwością. W rozdziale książki Real Boys poświęconym poczuciu
„inności” Pollack zauważa, że wielu „twardzieli” okazuje się
homoseksualistami, a wrażliwi chłopcy, którzy wolą spokojne zajęcia od
przepychanek z rówieśnikami czy sportów kontaktowych, często są
heteroseksualni. W rozmowach ze mną homoseksualiści potwierdzali
słuszność tej obserwacji – w społeczności gejowskiej mężczyźni typu macho
są tak samo liczni jak ci delikatni, a zakładanie, że wysoka wrażliwość równa
się orientacji homoseksualnej, jest zdecydowanie błędem. Kiedy więc ludzie
myślą o tobie w ten sposób i sugerują coś negatywnego, wyraź swój
sprzeciw, mówiąc na przykład: „Czy jestem gejem? Czasem nawet żałuję, że
nie, bo bardzo lubię facetów” albo „Co za absurdalny pomysł – ciekawe,
czemu tobie chodzi po głowie?”.
6. Aby uniknąć bycia superfacetem, superkobietą lub superrodzicem,
odkryj, co powoduje, że starasz się być aż tak doskonały. Czy
próbujesz zrekompensować swoją „ułomność” (wrażliwość)? Chcesz
przypodobać się wszystkim? Obawiasz się przyznać, że masz jakieś
ograniczenia? Jesteś zbyt podekscytowany możliwościami, by
z którejkolwiek zrezygnować? Kiedy zidentyfikujesz powód swoich starań,
będzie ci łatwiej odrzucić zbyt stresujące dla siebie życie. Twoje nowe
nastawienie może wymagać znalezienia innych zadań życiowych lub
alternatywnych sposobów organizowania życia, tak byś był zdolny do
najwyższej jakościowo pracy czy rodzicielstwa przy mniejszych nakładach
czasowych. To nowe podejście doprowadzi też do równowagi między troską
o innych a troską o siebie. (Stając się wzorem do naśladowania, możesz się
bardziej przysłużyć społeczeństwu, niż samodzielnie wykonując różne
prace). Skutecznym sposobem osiągnięcia równowagi jest medytacja.
Nauczyłam się medytować (w moim przypadku uprawiać medytację
transcendentalną), kiedy mój syn miał około roku. Zaledwie dwadzieścia
minut spędzane w głębi siebie, szczególnie wieczorami, całkowicie
odmieniło moje życie. Pora kolacji – która wcześniej była nerwowym
doświadczeniem wrażliwej matki i równie wrażliwego dziecka,
prześcigających się w swoim pobudzeniu – stała się czasem pełnym
pogodnego wyciszenia. Medytacja ogromnie pomaga mi także w pracy.
Wszyscy wiemy, że rozwiązania często pojawiają się dopiero po okresie
oderwania od problemu. Zdziwisz się, o ile bardziej będziesz gotowy do
skutecznego działania lub okazywania miłości po pewnym czasie bycia
nicością.
7. Znajdź wrażliwego mentora, będącego twojej płci. William Pollack i inni
pedagodzy podkreślają rolę mentora w życiu chłopców. Mogą oni wiele
zyskać, przebywając z innymi mężczyznami oprócz swego ojca – takimi,
którzy mają podobne zainteresowania i mogą ich wprowadzić w świat.
Dlatego wrażliwy chłopiec, przedkładający na przykład książki nad piłkę,
może skorzystać z nauk pisarza lub nauczyciela angielskiego, który pokaże
mu zalety bycia intelektualistą, a także podzieli się własnymi przejściami
z powodu mniejszej fascynacji sportem. Jednak doradztwo może pomóc
każdemu, szczególnie wysoko wrażliwym. Znajdź kogoś wysoko wrażliwego
w twojej branży lub kto poradził sobie z sytuacją, w jakiej obecnie się
znajdujesz, i poproś o spotkanie w celu wymiany doświadczeń i odpowiedzi
na twoje pytania. (Aby przekonać do tego osobę wysoko wrażliwą, będziesz
musiał pokazać, że nie masz zbyt dużych wymagań – na początek poproś
o jedno spotkanie. Jeśli jeden potencjalny mentor odmówi, poszukaj innego).
8. Chroń się przed osobami, które cię nie szanują. Doszłam do wniosku, że
w świecie istnieją pewne obszary bardzo obciążone uprzedzeniami
związanymi z płcią i temperamentem. Wyobrażam sobie, że można na nie
natrafić na przykład w wojsku. Są jednak także strefy niemal całkowicie
wolne od podobnych negatywnych przekonań, na przykład towarzystwo
mojego męża, który lubi kobiety, a szczególnie takie, jaką jestem ja, czyli
wysoko wrażliwe. Uznałam, że niezbędne jest dla mnie jak najlepsze
chronienie się przed wpływem uprzedzonych środowisk. Ponieważ obecnie
otwarte wyrażanie uprzedzeń nie jest powszechnie akceptowane, może być
trudno je wykryć. Poznaj dostatecznie wielu ludzi – mężczyzn i kobiet – aby
nauczyć się rozpoznawać ich nastawienie; wiele osób dokonuje niemal
heroicznego wysiłku, by unikać stereotypowego myślenia, nawet jeżeli
czasem zdarzają się im błędy. Jeśli jednak chcą pokonać własne uprzedzenia,
czego więcej można wymagać? Nikt z nas nie wybierał seksistowskiego
świata, w którym przyszło nam się urodzić.
9. Zapamiętaj podział na cztery płci, a później go zapomnij. Powyżej
zasugerowałam, że jeśli wprowadzilibyśmy podział na cztery płci zamiast
dwóch, wysoko wrażliwi mężczyźni i kobiety mieliby więcej przestrzeni na
to, by być sobą. Jak napisałam w rozdziale 1, wydaje się, że we wszystkich
gatunkach występują dwa podtypy – jednostki wrażliwe i nie. Twój typ
powinien być przynajmniej tak samo ważny jak płeć. Zastanów się przez
chwilę nad przykładami sławnych WWK, WWM, a także nie-WWK i nie-
WWM (choć oczywiście nie możemy stwierdzić na odległość, iż dana osoba
na pewno jest lub nie jest wysoko wrażliwa). Według mnie za
„prawdziwych” wysoko wrażliwych mężczyzn można uznać m.in.
prezydentów Stanów Zjednoczonych George’a Washingtona, Abrahama
Lincolna i Jimmy’ego Cartera, senatora Johna F. Kennedy’ego, reżysera
Ingmara Bergmana, poetów Rainera Marię Rilkego, Robinsona Jeffersa
i Stephena Spendera, a także psychologa Carla Junga. Wysoko wrażliwe
kobiety to na przykład mistyczka święta Teresa z Ávili, pierwsza dama
Stanów Zjednoczonych Eleanor Roosevelt, poetka Emily Dickinson,
rzeźbiarka Camille Claudel, pisarki Jane Austen i siostry Brontë oraz
archeolożka Marija Gimbutas (która prowadziła przełomowe badania na
temat kultur matriarchalnych). Wszyscy możemy skompletować listy równie
znakomitych „prawdziwych” nie-WWK i nie-WWM. Twoi ulubieni
przedsiębiorcy, sportowcy, odkrywcy, przywódcy państw lub ruchów
społeczno-politycznych prawdopodobnie nie należeli do mężczyzn wysoko
wrażliwych, a wojujące sufrażystki i feministki, podobnie jak pierwsze
lekarki, pielęgniarki i uczone zapewne nie były wysoko wrażliwymi
kobietami. Na koniec, aby ostatecznie rozprawić się z problemem
stereotypów związanych z płcią, zapamiętaj następującą regułę: „prawdziwy
mężczyzna” czy „prawdziwa kobieta” to dowolna osoba tej płci, która żyje
autentycznie, a więc w zgodzie ze swoim prawdziwym „ja” i wrodzonym
temperamentem. Nie ma trafniejszej definicji twojej płci niż ty sam(a).
10. Wykorzystaj sny do leczenia ran doznanych w wyniku uprzedzeń
związanych z płcią. Zawsze polecam osobom wysoko wrażliwym, aby
poznawały swoje sny. Mają one bardzo żywe marzenia senne i są zdolne do
głębokiej osobistej refleksji, którą takie sny mogą zapoczątkować. Więcej
porad na temat pracy ze snami zamieściłam w książce The Highly Sensitive
Person’s Workbook, ale tutaj także chciałabym cię do tej pracy zachęcić.
Poniżej podaję trzy sposoby wykorzystania snów do leczenia traum
związanych z własną płcią. Po pierwsze, zwracaj uwagę na płeć każdej
postaci w śnie. W ten sposób poznasz swój obecny stosunek do tej płci lub do
wartości, jakie według ciebie reprezentuje. Jeśli śnisz o osobie swojej płci, jej
atrybuty zazwyczaj są bardziej podobne do twoich, łatwe do zrozumienia lub
rozpoznawalne. Jeżeli na przykład śni mi się znajoma ekstrawertyczka,
wiem, że śnię o własnym ekstrawertycznym „ja”, które nie jest dla mnie
szczególnie trudno dostępne. Z kolei jeśli w twoich snach pojawia się osoba
płci przeciwnej, zazwyczaj ma atrybuty, jakich być może nigdy nie będziesz
posiadać albo jakie uważasz za całkowicie nieosiągalne dla siebie. Kiedy
więc śnię o bardzo asertywnym, wytrwałym i przebojowym koledze, wiem,
że chodzi mi o taki rodzaj wewnętrznej siły, jaki chciałabym mieć lub jakiego
potrzebuję w obecnym okresie życia, ale nie wierzę, że kobieta może go
posiąść. Po drugie, płeć śnionych postaci może ci pomóc określić, z czego
wynika brak równowagi w twoim życiu. Wyobraźmy sobie na przykład, że ty
i twój przyjaciel rozmawialiście o sprawie, która was poróżniła, a później
śniła ci się tonąca blada i szczupła kobieta. Niezależnie od tego, czy jesteś
mężczyzną, czy kobietą, warto, byś przypomniał sobie tę rozmowę
i pomyślał, czy jakaś kobieca cząstka twojej osobowości (rozumiana
tradycyjnie lub zdefiniowana przez ciebie) nie została w tej rozmowie
przytłoczona, zmyta z pokładu, zalana lub utopiona w nieświadomości.
Dodam, że lepsze traktowanie aspektów samego siebie skojarzonych z daną
płcią spowoduje lepsze traktowanie rzeczywistych przedstawicieli tej płci. Po
trzecie, wyobrażaj sobie nowe zakończenia swoich snów, które zmienią twoją
relację z płcią przeciwną. Metoda ta jest nazywana wizualizacją aktywną;
więcej przeczytasz o niej w The Highly Sensitive Person’s Workbook oraz
w książce Roberta Johnsona Inner Work17. W technice tej nie chodzi
o narzucenie sobie jakiegoś konkretnego zakończenia snu albo o swobodne
bujanie w obłokach, lecz o powrót do tego snu z zamiarem pozwolenia, by po
prostu więcej wydarzyło się w twojej wyobraźni – tej samej, która przecież
stworzyła pierwotną wersję snu. Dalszym zamiarem jest podjęcie jakiegoś
działania w wyobraźni. Praca tą metodą może prowadzić do wartościowych
przełomów w kwestiach związanych z płcią. W śnie o tonącej kobiecie
można by na przykład wskoczyć za nią do wody i ją uratować. Jeśli odzyska
przytomność, zapytaj ją, jak doszło do tego podtopienia. Jeżeli okaże się, że
się do niego przyczyniłeś, możesz ją przeprosić i z nią porozmawiać. Jeśli to
ktoś inny sprawił, że niemal utonęła, powinieneś się zastanowić, czy ta druga
osoba może symbolizować jakąś część ciebie. Jeżeli zaś kobieta chciała się
zabić, wymaga szczególnej troski z twojej strony: dlaczego chciała odebrać
sobie życie? Jeśli została porwana w toń na skutek działania sił przyrody,
pomyśl, jak mógłbyś ją ochronić w przyszłości oraz jakie elementy twojego
życia na jawie mogą być reprezentowane przez te siły. Podczas wizualizacji
aktywnej najważniejsze jest, abyś nie wymuszał żadnych tematów ani nie
potępiał niczego, co przychodzi ci do głowy. Podobnie jak sny również
obrazy powstające w wyobraźni należy szanować jako przydatne sygnały
z psychiki. Nawet jeśli na początku obraz wydaje się wstrząsający, zawsze
powstaje z intencją, abyś dowiedział się więcej o sobie. Ta intencja jest
w ostatecznym rozrachunku dobra.
Końcowe przemyślenia

Wydaje się, że w każdym okresie historii tylko pojedynczy mężczyźni


i kobiety funkcjonowali jako równorzędni partnerzy. Mężczyźni i kobiety
starający się obecnie o równouprawnienie wytyczają nową ścieżkę i byłoby
dobrze, by rozumieli skalę tego przedsięwzięcia. Niedawne badania
wykazują, że nasze nieświadome pierwsze reakcje na nowo poznaną osobę
opierają się na nabytych przez nas w dzieciństwie uprzedzeniach, i to
niezależnie od tego, jak bardzo krzywdzące lub niepożądane wydają nam
się one teraz18. Prawdopodobnie wynika to z bardzo pierwotnego ludzkiego
mechanizmu, służącego ochronie grupy własnej przez odmawianie
wysokiej wartości grupom obcym. Obecnie jednak taki sposób myślenia
powoduje liczne problemy na całym świecie. Z opisywanych badań wynika
także, że jedyna realna różnica między rasistami czy seksistami a ludźmi
niemającymi takich postaw polega na tym, że ci ostatni podejmują
świadomy wysiłek w celu zwalczania własnych wyuczonych w dzieciństwie
nieświadomych uprzedzeń.
Brak uprzedzeń nie oznacza postulowania identyczności pod każdym
względem. Prowadzi raczej do równego podziału sił, zgodnie
z zainteresowaniami i zdolnościami każdego człowieka. Osoby wysoko
wrażliwe mogą być liderami w propagowaniu tego typu równości płci,
ponieważ potrafią dobrze odczytywać nieświadome procesy myślowe,
w tym te prowadzące do uprzedzeń, a także dostrzegają, że płeć, podobnie
jak temperament, wymaga od każdego z nas postawy typu „różni, ale
równi”. Będąc wysoko wrażliwi, świetnie zdajemy sobie też sprawę
z konsekwencji wszelkich potencjalnych strategii i rozumiemy, że nierówny
podział sił między kobietami i mężczyznami nigdy nie umożliwi nam
osiągnięcia takiej bliskości, jakiej pragniemy doświadczać w związkach.
W kolejnym rozdziale zajmuję się naturalną skłonnością osób wysoko
wrażliwych do ostrożnego podchodzenia do bliskości. Z bieżącego
rozdziału wnosimy do tego zrozumienie, że nasze wahania są często
powiązane z płcią – „Boję się mężczyzn” albo „Nigdy więcej nie zaufam
kobiecie”. Każda osoba, która uczestniczyła w naszych najważniejszych
doświadczeniach bliskości, miała określoną płeć – nie byli to zbiorowo
rodzice czy rodzeństwo, ale matka, ojciec, siostry, bracia. Jako osoby
wysoko wrażliwe reagowaliśmy na swoich bliskich tak, jak na to pozwalały
nasze i ich temperamenty, nasza i ich płeć, a także stopień naszego
dopasowania do ich wizji doskonałego temperamentu oraz ideału męskości
czy kobiecości. Powstaje pytanie, czy rany, które nam zadano z powodu
zbyt restrykcyjnych standardów kulturowych można przyjąć do wiadomości
i zagoić.
Przez całe eony wypędzaliśmy – my, wszyscy ludzie – „tych innych” do
najdalszych zakamarków otchłani ignorancji, a później przypisywaliśmy im
i rzutowaliśmy na nich wszystko, co nie odpowiadało nam w sobie, aby po
naszej stronie znalazło się dobro, a wszelkie zło po ich stronie. Mężczyźni
i kobiety opanowali ten mechanizm do perfekcji. Kobiety mówią:
„Mężczyźni to agresywne, niewrażliwe bestie”, tak jakby żadna kobieta
taka nie była. Mężczyźni mówią: „Kobiety są irracjonalne, roszczeniowe
i chcą w pełni kontrolować mężczyzn”, tak jakby żaden mężczyzna nie
zachowywał się w ten sposób. Ale tylko do czasu można się wzajemnie
bać, przeklinać i skazywać na wygnanie. Nadeszła pora, aby uświadomić
sobie, że tak naprawdę boimy się, nie znosimy i pragniemy się pozbyć
drugiej połowy samych siebie. Osoby wysoko wrażliwe powinny być
w stanie dostrzec tę prawdę jako pierwsze.
Rozdział 3
WWO a lęk przed bliskością
Przyczyny obaw i drogi do poczucia
bezpieczeństwa

Będąc wysoko wrażliwi, ty i ja jesteśmy z natury przystosowani do


uważnego analizowania ryzyka przed przystąpieniem do działania. Bliskość
z drugim człowiekiem z pewnością pociąga za sobą ryzyko – możemy się
narazić na przykład na stratę, zdradę, porzucenie, wykorzystanie lub
kontrolowanie przez drugą osobę. Dlatego mimo że obecnie ceni się
bliskość i w teorii wygląda ona wspaniale, w praktyce wszystkie osoby
wysoko wrażliwe mają swoje powody, by na moment zatrzymać się przed
skoczeniem na głęboką wodę – niektóre z tych powodów są w pełni
uświadomione, inne mniej.
Celem tego rozdziału jest wprowadzenie części tych nieświadomych
powodów do świadomości, gdzie można je przeanalizować. Jeśli „w świetle
dnia” niektóre lęki wydadzą ci się przesadne, będziesz mógł się z nimi
lepiej zmierzyć i być może zaczniesz wdrażać strategię zmniejszania ich.
Na początek jednak wypełnij kwestionariusz dotyczący twoich reakcji na
możliwości zbliżenia się z drugą osobą.
Samoocena otwartości na bliskie relacje

Oceń prawdziwość poniższych stwierdzeń w odniesieniu do twoich


typowych zachowań we wszystkich bliskich relacjach, zarówno
romantycznych, jak i przyjacielskich.

1. Czuję się niekomfortowo, mówiąc o zdarzeniach z przeszłości, których


się wstydzę. T N
2. Są takie dotyczące mnie sprawy, które wzbudziłyby obrzydzenie
w drugiej osobie, gdybym o nich powiedział. T N
3. Obawiam się, że to, co powiem, może rozgniewać drugą osobę. T N
4. Wolałbym chyba nikogo nie kochać, aby nie musieć się obawiać, że
go stracę. T N
5. Zwykle spodziewam się, że druga osoba w końcu w jakiś sposób mnie
zdradzi. T N
6. Boję się zachowywać spontanicznie w towarzystwie drugiej osoby. T
N
7. Czasami gdy jestem z kimś blisko, moje emocje są tak silne, że mimo
iż są pozytywne, chciałbym, aby opadły. T N
8. Obawiam się, że mógłbym zrobić coś, co zrani czyjeś uczucia. T N
9. Dotąd unikałem bliskości, ponieważ uważałem, że druga osoba
będzie mnie kontrolować. T N
10. Pewna cząstka mnie bałaby się zaangażować w długotrwały związek.
TN
11. Czuję się niezręcznie, gdy druga osoba zaczyna liczyć na moje
wsparcie emocjonalne. T N
12. Wątpię, że mógłbym być z kimś naprawdę blisko – zbytnio irytują mnie
różne drobiazgi. T N
13. Powiedzenie komuś, że mi na nim zależy, to dla mnie spora trudność.
TN
14. Unikałem możliwości zbliżenia się do osoby, do której chciałem się
zbliżyć. T N
15. W dotychczasowych bliskich relacjach powstrzymywałem się od
wyrażania uczuć. T N
Wynik

Każda odpowiedź twierdząca wskazuje na określoną przyczynę lęku


przed bliskością – im więcej ich udzieliłeś, tym większe są twoje
obawy. Nawet jeśli zaznaczyłeś tylko jedno „tak”, warto się nad tym
zastanowić. Pomoże ci w tym lektura tego rozdziału.
Jeśli zgodziłeś się ze stwierdzeniami 1 i 2, zwróć szczególną uwagę
na pierwszy opisany przeze mnie rodzaj lęku – lęk przed
odsłonięciem się i odrzuceniem.
Jeżeli zaznaczyłeś „tak” przy stwierdzeniu 3, zastanów się nad
drugim typem lęku – przed wybuchem gniewu.
Stwierdzenia 4 i 5 opisują lęk przed opuszczeniem.
Stwierdzenia 6 i 7 – lęk przed utratą kontroli.
Stwierdzenie 8 – lęk przed własnymi destrukcyjnymi impulsami.
Stwierdzenie 9 – lęk przed pochłonięciem.
Stwierdzenia 10 i 11 – lęk przed zaangażowaniem się.
Stwierdzenie 12 – lęk przed własną skłonnością do irytacji.
Jeśli zgodziłeś się co najmniej z jednym ze stwierdzeń 13, 14 i 15,
szczególnie uważnie przeczytaj cały rozdział.
Jaki wynik uzyskałeś? Zauważ, że nie podaję liczby punktów, która
oznaczałaby granicę miedzy „jest dobrze” a „jest źle”, ponieważ zgodzenie
się z dowolnym z tych stwierdzeń wskazuje na pewien problem z bliskością.
Jednocześnie, żadne „tak” nie oznacza, że coś z tobą jest nie w porządku.
Każde twoje „tak” to po prostu kolejny temat do przemyślenia. Jeżeli zaś
zgodziłeś się z więcej niż trzema stwierdzeniami, zapewne nie muszę ci
tłumaczyć, że podchodzisz do bliskości z ludźmi bardzo ostrożnie.
Nie ty jeden. Poznaj Maksa.
BLISKO-DALEKI

Od sześciu lat Max przychodzi do mnie na cotygodniowe sesje


psychoterapii. Jest to wysoko wrażliwy mężczyzna dobrze po trzydziestce,
który – w miarę możliwości – reżyseruje filmy i w nich gra. Przez resztę
czasu projektuje strony internetowe w ramach własnej działalności
gospodarczej. Wielu jego znajomych uważa, że jest świetnym reżyserem,
ale on oczywiście „nie toleruje kompromisów w sztuce”, a wiadomo, co to
oznacza dla artysty, który musi się z czegoś utrzymać.
Max miał umiarkowanie szczęśliwe dzieciństwo. Był trzecim dzieckiem
z pięciorga rodzeństwa i chętnie otrzymywałby więcej uwagi od swej
zabieganej matki, był jednak także najwrażliwszym z jej dzieci i jej cichym
ulubieńcem (miły wyjątek wśród typowych matek „nieśmiałych synów”,
wspomnianych w rozdziale 2). Sprawiał jej więc najmniej kłopotów,
a relacja z nią była dla niego bardzo satysfakcjonująca. Z ojcem Max
również dobrze się dogadywał, choć ten wrażliwy mężczyzna też często
bywał niedostępny. Większym problemem dla dorastającego chłopca były
docinki ze strony kolegów i osamotnienie w szkole, sytuacja zmieniła się
jednak, gdy w gimnazjum zaczął uczestniczyć w zajęciach teatralnych.
Wówczas jego trudności społeczne się skończyły. Na studiach nawiązał
kilka trwałych przyjaźni, a później kolejne. Był w dwóch związkach
romantycznych – w pierwszym przez cztery lata, a w drugim przez trzy. Za
każdym razem pragnął, by relacja przetrwała, ale pojawiały się problemy.
Zresztą wszystkie osoby, z którymi Max umawia się na randki, okazują się
problemowe.
Wkrótce po rozpoczęciu psychoterapii nasze spotkania zaczęły się
odbywać według pewnego schematu. Max przynosił starannie zredagowane
opisy swoich niezwykłych snów, odczytywał mi je na głos przez piętnaście
do trzydziestu minut, a przez pozostały czas sesji omawialiśmy je. Uważał
ten rytuał za tak wartościowy, że nie chciał słyszeć o żadnych zmianach, ale
po pięciu latach (trochę nam to zajęło…), kiedy rozpadł się jego trzyletni
związek, oboje zaczęliśmy się bardziej przyglądać temu, co działo się poza
obrębem tej jednej godziny tygodniowo, w jego „prawdziwym życiu”,
a także w ciągu tej godziny między nami. Kilka zdarzeń pomogło mu
zrozumieć, że niektóre problemy kobiet, z którymi się umawiał, mogły
dotyczyć raczej jego, na przykład lęku przed przekroczeniem pewnego
poziomu bliskości. Max szczególnie obawiał się dostrojenia do potrzeb
drugiej osoby, a w rezultacie poczucia uwikłania w ich zaspokajanie, tak jak
czuł się wobec oczekiwań swoich rodziców oraz dwóch wspomnianych
partnerek. Analizując naszą relację, doszliśmy do wniosku, że opisywanie
snów było sposobem dzielenia się ze mną własnymi głębokimi
przeżyciami, ale jednocześnie umożliwiało unikanie bardziej
spontanicznego, bezpośredniego kontaktu, który mógłby sprawić, że Maks
przestałby być „moim ulubionym klientem” (jak po cichu sobie wyobrażał),
albo że moja spontaniczna reakcja ujawniłaby jakąś moją potrzebę,
a wówczas on czułby się zobligowany do jej spełnienia – to lęki jego
dzieciństwa. Zaczęliśmy więc o nich rozmawiać, w miarę jak ujawniały się
w relacji ze mną i innymi. Poniższy materiał opiera się częściowo na
naszych odkryciach.
Co czujesz, myśląc o bliskości?

Być może przydałaby się definicja. Dla mnie bliskość oznacza bycie
autentycznym, ujawnianie drugiej osobie najbardziej prywatnego siebie,
prawdziwego tu i teraz: swoich myśli, odczuć, cielesności. W zamian druga
osoba ujawnia prawdziwą siebie. Wymaga to wzajemnego zaufania.
Bliskość równa się więc autentyczności, której warunkiem jest zaufanie.
Autentyczność i zaufanie nie należą do łatwych spraw.
Czy warto dążyć do tak rozumianej bliskości? Max zaczął zadawać sobie
to pytanie, które uważam za bardzo rozsądne, choć rzadko stawiane
w naszej ekstrawertycznej kulturze z obsesją na punkcie bliskości. Wyniki
badań wskazują, że osoby będące w bliskich, pełnych miłości, intymnych
związkach romantycznych zwykle są zdrowe i szczęśliwe, znajdują sens
w życiu, mają wysokie poczucie własnej wartości, rzadko odczuwają lęk;
tymczasem ludzie, którzy nie doświadczają tego typu relacji, są
nieszczęśliwi, podatni na choroby, samotni itd1. Czy to oznacza, że bycie
w bliskim związku przynosi szczęście, a samotne życie powoduje
niepowodzenia?
Ani trochę, chociaż większość ludzi zakłada, że tak właśnie jest. Równie
prawdopodobna jest odwrotna zależność – bycie nieszczęśliwym,
chorowitym itd. przyczynia się do braku bliskich relacji, a bycie radosnym
powoduje, że potrafimy tworzyć udane związki. Szczęśliwy człowiek może
jednak znaleźć szczęście także w samotności. Kto powiedział, że radość
życia nie może zaistnieć bez wielkiej bliskości? Poznałam wiele osób
wysoko wrażliwych, między innymi Maksa, które twierdzą, że są
szczęśliwe, mając kilkoro bliskich przyjaciół, lecz nie stałego, oddanego
partnera na wyłączność. Bądźmy więc otwarci na taką możliwość,
przynajmniej w odniesieniu do osób wysoko wrażliwych, i nie zakładajmy,
że bliskość w związku romantycznym to jedyny sposób na osiągnięcie
szczęścia.
Niemniej większość z nas pragnie związku, z wspólnym
zamieszkiwaniem lub nie, w którym każde z partnerów będzie postrzegało
to drugie jako ukochaną i drogą osobę, godną zaufania, obecną na dobre
i na złe, gotową kochać niezależnie od pojawiających się między nami
najmroczniejszych uczuć. (Zwróć uwagę, że nie napisałam „niezależnie od
tego, co robimy”, ponieważ niektóre zachowania, w przeciwieństwie do
uczuć, są nieakceptowalne w relacjach między dorosłymi ludźmi).
Mamy uzasadniony powód, by pragnąć takiego związku: rodzimy się
w czyichś ramionach i przez wiele lat pozostajemy w tej bliskiej relacji
opartej na całkowitej zależności. Dlatego w dorosłym życiu czujemy się
bezpieczniej i spokojniej, kiedy obok jest chociaż jeden człowiek, któremu
bardzo na nas zależy – chyba że bliskość z drugą osobą była dla nas
w przeszłości źródłem ogromnego cierpienia. Prawdopodobnie jednak,
mimo wszelkich negatywnych doświadczeń, każdy z nas instynktownie
odczuwa głębokie pragnienie bliskości, nawet jeżeli czasami strach bywa
od niego silniejszy.
Załóżmy więc, że uważasz, iż byłbyś szczęśliwszy w bliskiej relacji,
i dopuszczasz możliwość, iż – tak jak w przypadku Maksa – przeszkodą są
twoje własne problemy. Będę kierować się dalej dwoma założeniami
u podłoża odkrycia, że szczęśliwi ludzie są częściej z kimś związani –
uznam, że będziesz szczęśliwszy, kiedy będziesz mógł się do kogoś zbliżyć,
a twoja gotowość do zbliżenia wzrośnie, gdy poczujesz się szczęśliwszy.
Powinieneś więc równocześnie pracować nad sobą „na zewnątrz” (starać
się poznawać nowych ludzi, rozwijać swoje umiejętności społeczne) oraz
„wewnątrz”. Przez pracę wewnętrzną rozumiem refleksję nad sobą
z wykorzystaniem snów, medytacji, przydatnych książek, pogłębionych
rozmów, ewentualnie psychoterapii. Na dobry początek przeczytaj ten
rozdział.
Oczywiście praca wewnętrzna nie jest typową receptą na większe
„szczęście”, uważam jednak, że to zwykle najlepsze rozwiązanie dla osób
wysoko wrażliwych. O ile poszukiwanie odpowiedniego partnera może się
kiedyś zakończyć sukcesem, o tyle praca nad sobą jest zadaniem na całe
życie, wierz mi. Jest równie niezbędna do nawiązywania, podtrzymywania
jak i ożywiania intymnych relacji – a także do poczucia zadowolenia bez
takiej relacji.
Nieświadomość i lęki

Jak być może wiesz, praca wewnętrzna oznacza penetrowanie własnej


nieświadomości, w której kryje się wiele twoich lęków. Paradoksalnie, im
bardziej akceptujemy realność nieświadomości oraz rozumiemy ogromną
moc nieświadomych lęków i założeń, tym łatwiej jest je zmieniać czy
obchodzić. To jeden z powodów, dla których tak często wspominam
o nieświadomości na kartach tej książki.
Nieświadomość zawiera między innymi nasze myśli i wspomnienia,
które zapomnieliśmy, choć jeśli się postaramy, moglibyśmy je sobie
przypomnieć. Mieszczą się w niej również doświadczenia tak wczesne, że
nie potrafiliśmy ich ubrać w słowa, a które powracają do nas w postaci
symboli w snach oraz cielesnych „wspomnień” lub reakcji – w języku
nieświadomości. Nieświadomość służy także do utrzymania poza
świadomością wszystkiego, co wydaje się nam zbyt traumatyczne lub
wstydliwe. Zdaniem jungistów zawiera ona też całą pierwotną
instynktowną i symboliczną wiedzę „archetypową”, często przysypaną pod
nowoczesnym, nakierowanym na zewnątrz życiem, jednak składającą się na
część naszego człowieczeństwa. Podobnie jak ptaki instynktownie wiją
gniazda, a kojoty wyją, również my mamy instynkty ułatwiające nam
reakcje na takie odwiecznie ważne ludzkie doświadczenia jak węże, Matka,
śmierć, piękno i Wielki Duch. Współcześni obywatele zurbanizowanego
świata tracą jednak kontakt z tą częścią nieświadomości. Tymczasem jeśli
jesteśmy wyczuleni na tę wiedzę, nasze życie staje się pełniejsze i bardziej
satysfakcjonujące.
Z mojego doświadczenia wynika, że osoby wysoko wrażliwe od
dzieciństwa mają większy kontakt z nieświadomością, zarówno własną, jak
i cudzą. Drzwi do nieświadomych światów otwierają się przed nami łatwiej
niż przed innymi. Zwykle jesteśmy zafascynowani światem wewnętrznym
i zdajemy sobie sprawę, że wywiera on większy wpływ na nasz świadomy,
racjonalny umysł, niż się powszechnie uważa. Mamy naturalny szacunek do
nieświadomości, wywołuje w nas ona podziw i trwogę, chcemy ją
odkrywać i badać.
Przejdźmy na paluszkach po twojej liście możliwych powodów lęku
przed bliskością, z których część może pozostawać w nieświadomości,
dopóki nie zaczniesz o nich myśleć, i przekonajmy się, jakie śpiące mary
się rozbudzą, gdy będziesz przechodzić obok.
Osiem powodów obawy WWO przed bliskością

Pierwszych sześć powodów zdefiniowała psycholog społeczna Elaine


Hatfield, znana z pionierskich badań nad miłością2. Wyróżnione przez nią
lęki odczuwa każdy z nas, podkreśliłam jednak ich szczególne znaczenie
w życiu ludzi wysoko wrażliwych. Ponadto jako osoba o wysokiej
wrażliwości świadoma własnych konkretnych problemów dodałam do listy
dwie inne przyczyny lęku, a także rozważania na temat sposobów
zmniejszania niepokoju, kiedy staje się nadmierny.
Jedna zasada dotyczy każdego z ośmiu lęków: im więcej powodów do
nich doświadczyłeś w przeszłości, tym bardziej – w porównaniu z nie-
WWO – możesz odczuwać te lęki obecnie. Wynika to z naszej naturalnej
skłonności do pauzy kontrolnej.
1. Lęk przed odsłonięciem się i odrzuceniem

Ilekroć otwierasz się przed innymi i jesteś autentyczny, ryzykujesz, że


pokażesz coś, co ktoś uzna za nieciekawe, niemądre, czy nawet
odpychające. Ludzie mogą się słusznie obawiać ujawnienia wielu uczuć
i zachowań – na przykład chciwości, zazdrości, ignorancji, momentów
nieszczerości, zażenowania, impulsów destrukcyjnych, intensywnego lęku
powodującego napad paniki, form seksualności, które mogą się okazać
nieakceptowalne, przynajmniej dla niektórych lub w określonych
miejscach. Osoby wysoko wrażliwe mają cechę, której szczególnie mogą
nie chcieć ujawniać – swoją wrażliwość, rdzeń ich jestestwa. Znam
prominentne osoby o wysokiej wrażliwości, które odmawiały zgody na
cytowanie ich jako WWO, ponieważ bały się, że opinia publiczna uzna je
za ułomne, a niektórzy prenumeratorzy wydawanego przeze mnie
newslettera żądali, by opakowywać przesyłki w brązowy papier! Czasami
poczucie głębokiej ułomności uwidocznia się symbolicznie w postaci
jakiegoś rysu twarzy lub krągłości ciała, które nieustannie staramy się ukryć
lub usunąć. Albo nie dopuszczamy do tego, by ktokolwiek przyglądał się
naszej twarzy, patrzył nam w oczy lub zobaczył nas bez pełnego stroju –
unikamy ważnych form bliskości, ponieważ nie potrafimy się odsłonić.
Trudno jest się uwolnić od poczucia noszenia tak wielkich skaz, że nie
możemy nikomu pokazać prawdziwego siebie – to praca przypominająca
wykopywanie z ziemi pniaka drzewa, którego korzenie rozrosły się
szeroko. Jak wspomniałam w rozdziale 2, omawiając poczucie własnej
wartości, książki Wysoko wrażliwi i The Highly Sensitive Person’s
Workbook miały w tym znacząco pomóc, a niniejsza doda swoją cegiełkę,
wpływając na poprawę twoich relacji.
Relacje mają decydujące znaczenie w pokonywaniu lęku przed
odsłonięciem się, ponieważ mogą zmniejszyć obawy do realistycznych
rozmiarów. Nawet jeżeli nie masz jeszcze odwagi, by ujawnić swoje
niedoskonałości, to kiedy zastanowisz się nad dobrze znanymi ci osobami,
prawdopodobnie zgodzisz się, że twoje ułomności nie są dużo większe od
ich i mogą być uznane za normalne, jeśli nie po ludzku urocze zachowania.
Skoro zaś tolerujesz niedoskonałości innych, potrafisz sobie wyobrazić, że
ci, którzy cię kochają, prawdopodobnie zaakceptują twoje słabości, jeśli
tylko zaryzykujesz przyznanie się do nich. Być może poczują nawet ulgę
i ujawnią więcej swojego „cienia”. Jak potrafisz sobie wyobrazić (jeżeli
tylko postarasz się odrzucić założenie, że zostaniesz uznany za potwora),
taki rodzaj zwierzeń zbliża ludzi do siebie, a nie ich od siebie oddala. Jeśli
zaś twój lęk przed odsłonięciem się jest szczególnie silny, rozważ udział
w terapii grupowej lub dołączenie do grupy wsparcia pracującej
z procesem, gdzie sprawdzisz, jak ludzie reagują na to, co boisz się
wyjawić, oraz dowiesz się, jak wiele trupów inni trzymają w szafach.
W długotrwałych relacjach stawka bywa wyższa. Niewykluczone, że to,
co ujawnisz, wpłynie na zaufanie partnera do ciebie lub jego pojęcie
o tobie, co może na zawsze zmienić wasz związek, a nawet go zakończyć.
Jedynym pocieszeniem jest zadanie sobie pytania, czy chcesz żyć
w związku, w którym nie możesz być autentyczny, w którym twoje
prawdziwe „ja” nie jest akceptowane. Patrząc z takiej perspektywy, masz
niewiele do stracenia. Jeżeli jesteś właściwie pewien, że twój partner
zareaguje negatywnie na to, co chciałbyś mu powiedzieć, zastanów się, czy
nie zrobić tego w obecności zaufanej osoby trzeciej, na przykład terapeuty
małżeńskiego – najlepiej takiego, z którym wcześniej się spotykaliście.
Dobrze jest mieć taką osobę, podobnie jak lekarza rodzinnego. (Pomoc
w wyborze psychoterapeuty zob. s. 355).
2. Lęk przed wybuchem gniewu

Gniew to bardzo stymulująca emocja. Silnie oddziałuje na osoby wysoko


wrażliwe, nawet jeśli tylko są świadkami takiego wybuchu. Kiedy zaś sami
wyrażamy złość lub jest ona do nas kierowana, oczywiście ulegamy
pobudzeniu przekraczającemu optymalny poziom – serce wali nam jak
młot, myśli tracą ostrość. Gniew skierowany na nas może również
powodować, że bardzo poważnie odbierzemy słowa drugiej osoby. Głęboko
przetwarzamy zarzuty i oskarżenia.
Lęk przed atakiem gniewu bywa szczególnie nasilony u osób wysoko
wrażliwych, u których wybuchy złości zdarzały się często w rodzinie i nie
prowadziły do konstruktywnych rozwiązań. Członkowie rodziny potrafią
głęboko ranić się wzajemnie, wykorzystując informacje zebrane
w intymnych chwilach.
Od złości, której celem jest dokonanie ataku, odniesienie zwycięstwa,
unieszkodliwienie drugiej osoby, warto odróżniać „gniew moralny”. Dla tej
pierwszej złości nie ma miejsca w bliskich relacjach; rujnuje zaufanie,
szczególnie u osób wysoko wrażliwych. Natomiast gniew moralny, jak go
nazwałam, jest bardziej refleksyjny i ze względów etycznych może być
niemal konieczny w bliskich relacjach, przynajmniej od czasu do czasu.
Jego istotą jest jasne informowanie drugiej osoby o pewnych granicach,
których nie może ona przekraczać, nie naruszając ważnych spraw dla
partnera wyrażającego złość. Twój partner czy ty możecie na przykład
powiedzieć „Musisz do mnie dzwonić, jeśli spóźniasz się więcej niż
godzinę, bo cię kocham i bardzo się o ciebie martwię”. Jeżeli przy okazji
następnego spóźnienia odbiorca tej wiadomości nie zadzwoni, gniew jego
partnera jest uzasadniony, a nawet potrzebny do wyraźnego zaznaczenia
granicy akceptowanych zachowań.
Nie wydaje mi się, żeby w bliskim związku można było całkowicie
uniknąć gniewu moralnego, dlatego jeśli twój lęk przed gniewem jest tak
silny, że nie wyrażasz swoich prawdziwych uczuć ze strachu przed reakcją
drugiej osoby, musisz się nad tym głębiej zastanowić. Niewykluczone, że
w większości przypadków możesz uniknąć gniewu. Zazwyczaj osoby
wysoko wrażliwej (ciebie lub twojego wysoko wrażliwego partnera) nie
trzeba informować o nieprzekraczalnych granicach gniewnym tonem.
Wystarczy zwykła prośba. Dla nie-WWO może to być jednak za mało,
dlatego czasami, szczególnie podczas rozmów z nie-WWO, konieczne
może być okazanie pewnej złości – lub użycie mocniejszych słów, które dla
ciebie brzmią gniewnie – aby wyraźnie zaznaczyć granice swojej
autonomii. Skoro zaś nie-WWO zwykle nadają swoim wypowiedziom taką
intensywność emocjonalną, jakiej same by potrzebowały, aby przyjąć
podobną wiadomość, musisz również podkreślić, że w odniesieniu do ciebie
gniew jest zbędny – w przeciwnym razie nie-WWO będą uważały, że
muszą go wyrazić, aby cokolwiek do ciebie dotarło. Być może, gdyby
partnerzy mówili o tym, co ich irytuje, jeszcze zanim dojdzie do wybuchu
gniewu, udałoby się wyeliminować złość z bliskich relacji (o ile właśnie na
tym ci zależy ze względu na twój lęk). Jest to kwestia, która zapewne
zainteresuje każdego, kto uświadomi sobie pragnienie ograniczania gniewu
– tak jak poszukując dobrej restauracji, interesują nas miejsca, w których
nie jest zbyt głośno, bo wiemy, że właśnie takie przestrzenie nam
odpowiadają.
Chcę przez to powiedzieć, że twój lęk przed wybuchami gniewu po
części wynika z założenia, iż w ogóle musisz wyrażać gniew (w tym gniew
moralny) lub być jego odbiorcą albo też że musisz to robić z większą
intensywnością, niż byś sobie życzył, czyli na poziomie działającym na nie-
WWO. Ale może to wcale nie jest konieczne? Dlaczego nie mógłbyś
poprosić o to, by ludzie przedstawiali swoje potrzeby i skargi bez złości?
Jeśli mimo to podniosą poziom emocji, dlaczego nie mógłbyś poprosić, aby
go jednak zniżyli, ponieważ „to się u ciebie nie sprawdza”? Jeżeli nie
potrafią tego zrobić, dlaczego nie miałbyś zaproponować przerwy
w rozmowie, aż się uspokoją? I dlaczego nie miałbyś zarządzić trwałej
przerwy od związku, w którym wciąż dochodzi do napadów złości
mających na celu wyrządzanie przykrości, a nie udzielanie pomocy?
Niektóre osoby notorycznie się złoszczą i niemal nie potrafią lub nie chcą
nad tym zapanować. Kiedy orientuję się, że sympatyczna pod innymi
względami osoba, z którą mogłabym się zaprzyjaźnić, ma skłonność do
regularnego złoszczenia się na mnie bez większego powodu, kończę taką
znajomość. Groźba wybuchu gniewu wisząca nad relacją za bardzo mnie
rozstraja.
Zanim jednak zdecydujesz się zerwać relację, postaraj się odróżnić gniew
krzywdzący – którego nie powinieneś tolerować – od gniewu moralnego,
a także defensywnego lub motywowanego chęcią uchronienia ciebie lub
drugiej osoby przed dostrzeżeniem czegoś nie do zniesienia. Innym
sposobem zabezpieczenia się przed gniewem jest zatem zrozumienie
i rozwiązanie sygnalizowanego przez niego problemu. Czy przekroczyłeś
granicę, do której nie powinieneś się zbliżać? Wywołałeś zawstydzenie
u zazwyczaj rozsądnego znajomego? Czego on się teraz boi? Zastanów się,
czy możesz użyć swojej wrażliwej inteligencji, aby rozbroić jego potrzebę
wyrażenia złości.
3. Lęk przed opuszczeniem

To oczywiste, że boimy się opuszczenia. Jeżeli tak nie jest – nie obchodzi
nas, czy partner odejdzie lub umrze – trwamy w całkowitym wyparciu.
Tymczasem osoby wysoko wrażliwe z reguły nie stosują wyparcia jako
mechanizmu obronnego. Myśl o śmierci ukochanego budzi grozę – lęk
przed nią może mieć na nas większy wpływ, niż się nam świadomie
wydaje. Bardzo podobnie jest, jeśli chodzi o zerwanie relacji – zrośnięte ze
sobą losy mają się rozdzielić i to nas przeraża. Osoby wysoko wrażliwe
często bronią się przed zakończeniem związku tylko z tego powodu.
Wszelkie pożegnania są bolesne.
Należy także wspomnieć o ukrytym lęku przed zdradą, uświadomieniem
sobie, że partner, w którego miłość uwierzyliśmy, ma romans z kimś innym.
Wszyscy znamy osoby, które po takim doświadczeniu nie potrafią
ponownie zaufać komukolwiek przez wiele lat, czasami do końca życia.
Pojawiają się też żenujące, niekontrolowane napady zazdrości, które mogą
ujawniać się latami.
Lęk przed opuszczeniem może również przyjmować postać obawy przed
„zbytnim uzależnieniem się” od drugiej osoby. Oczywiście chcemy być
zdolni do samodzielnego życia, jeśli zajdzie taka konieczność, uważam
jednak, że w innych okolicznościach lęk przed uzależnieniem to tak
naprawdę obawa przed utratą tej drugiej osoby.
Jeśli doświadczyliśmy straty, opuszczenia lub zdrady we wczesnym
dzieciństwie, zanim nasze „ja” stało się wystarczająco silne, by sobie z tym
poradzić, powstały wówczas brak poczucia bezpieczeństwa może przenikać
całą naszą osobowość; omawiam tę sytuację w dalszej części rozdziału.
U osób wysoko wrażliwych takie pierwotne lęki są intensywniejsze i trzeba
się z nimi bezpośrednio zmierzyć. Można unikać bliskości, aby
zabezpieczyć się przed stratą, jednak dużo lepszą strategią jest
podejmowanie ryzyka bliskości, i to każdego dnia, ponieważ nigdy nie
wiesz, kiedy stracisz tę szansę.
Jeśli doświadczyłeś zdrady, szczególnie trudno będzie ci porzucić myśl,
że nowy partner może okazać się niegodny zaufania. Jako osoba wysoko
wrażliwa będziesz nad wyraz ostrożny, podając w wątpliwość zarówno
cudzą, jak i własną ocenę sytuacji. Być może to, co napiszę, wyda ci się nie
do zaakceptowania, uważam jednak, że to jedyne pocieszenie: nie zdołasz
przewidzieć ani zatrzymać wybuchów w nieświadomości partnera, które
mogą spowodować, że nawet pozornie najlepszy człowiek nagle cię
zdradzi, ale bądźmy sprawiedliwi: nie jesteś też w stanie w pełni panować
nad swoimi wybuchami. Między innymi na tym polega
nieprzewidywalność życia i ludzkiej psychiki.
Najgorszą stroną lęku przed zdradą jest poczucie, że na nią zasłużyłeś,
jesteś bezwartościowy, niegodny miłości, bezsilny lub pozbawiony
wewnętrznego bogactwa. Te najczarniejsze myśli są zasilane przez
niedostatek miłości do siebie. Aby wyobrazić sobie, że możesz
zaryzykować zakochanie się, ponieważ wiesz, że jakoś przetrwasz nawet
zdradę, musisz powrócić do tego, za kogo się miałeś przed poznaniem
partnera. Jeżeli wówczas nie byłeś bezwartościowy, nie będziesz taki
również w przyszłości, choćby partner dokonał jakiegoś
nieprzewidywalnego życiowego wyboru.
4. Lęk przed utratą kontroli

Czy w dzieciństwie ktoś cię łaskotał? A może podrzucał w powietrze?


Czasami było to przyjemne, ale w pewnym momencie stawało się
nadmiernie stymulujące. U dzieci wysoko wrażliwych to przesilenie
następuje szybciej. Dla każdej żywej istoty niezwykle ważna jest regulacja
poziomu stymulacji, tak by nie była ani za niska, ani za wysoka. Utrata
kontroli nad tym w wieku niemowlęcym jest dużo bardziej stresująca,
ponieważ tak małe dziecko nie ma ani możliwości powtrzymania tego, co
się dzieje, ani wyraźnej świadomości siebie – silnego poczucia „to jestem
ja, to nie jestem ja”. Zbyt częste doświadczanie tego uczucia w okresie
niemowlęcym może potencjalnie prowadzić do silnego, prymitywnego lęku
u osoby dorosłej – nieświadomego strachu przed nadmierną stymulacją
cielesną w obecności innej osoby, fizyczną bliskością powodującą tak
intensywne pobudzenie, że traci się kontrolę nad sobą.
Kiedy podrastamy, nasze poczucie „to jestem ja, to nie jestem ja” rozwija
się i zaczyna stanowić granicę, wraz z którą pojawiają się sposoby
odcinania się od bodźców z zewnątrz – przez zamykanie oczu, mówienie
„nie”, odwracanie się. Osobom wysoko wrażliwym tego typu granice są
szczególnie potrzebne.
Zakochanie się polega na „podrzuceniu nas w górę” przez coś znacznie
większego od nas, co trzyma nas w uścisku; polega na częściowym
naruszeniu tej granicy. Badania przeprowadzone przez mojego męża i mnie
wykazały, że ludziom będącym w bliskich związkach myli się wręcz, które
cechy są ich własne, a które partnera. Granica między „ja” i „nie-ja” zaciera
się. Gdyby zniknęła zupełnie, byłby to „przełom psychotyczny”, brak
rozeznania, czy sceny rozgrywają się wewnętrznie czy zewnętrznie, czy
słyszane głosy to nasze własne myśli czy też słowa innych ludzi.
Prawdziwe przełomy psychotyczne występują jednak rzadko, ponieważ
wszyscy mamy pewien niewielki, zdrowy lęk przed nimi, który sprawia, że
unikamy całkowitego zatarcia granicy siebie.
Mimo to od czasu do czasu ludzie chętnie robią sobie dionizyjskie
przerwy od doświadczania granic siebie, przekraczają swoje odseparowanie
na przykład za pomocą narkotyków, seksualnej namiętności, ekstazy
religijnej, świąt umożliwiających częściowe zniesienie społecznego tabu
albo przez kreatywny stan „przepływu”. Jednym z subtelniejszych
sposobów przełamania bariery między „ja” i „nie-ja” jest intymność,
scalenie na krótką chwilę z drugim człowiekiem. Osobom wysoko
wrażliwym przychodzi to dość łatwo – nie boimy się tego, ponieważ
jesteśmy przyzwyczajeni do płynności granicy między świadomością
a nieświadomością, a bliskość z inną osobą wymaga od nas tylko przyjęcia
dodatkowo jej świadomości i nieświadomości. Często jednak takie
doświadczenie wywołuje w nas również lęk, ponieważ wnika w nas wtedy
dużo cudzych, nieświadomych treści, bardzo dużo nie-ja.
Aby móc swobodnie „rozmiękczać” swoje granice, trzeba mieć dobrze
rozwinięte stosunki ze swoją nieświadomością – co omawiam w całej tej
książce – oraz z partnerem. W obu przypadkach rozwiązaniem jest
ustanowienie dobrych „granic ego”, zgodnie z powiedzeniem „tam dobrzy
sąsiedzi, gdzie dobre płoty”. Przede wszystkim potrzebujemy takiej „siły
ego”, która będzie harmonijnie współgrać z naszym potężnym sąsiadem,
nieświadomością, a nie służyć do obrony przed nim. To z kolei wymaga
silnego „ego obserwującego”, czyli tej jego części, która nie angażuje się
w bieżące konflikty i rozumie obie strony, niczym ONZ-owskie siły
pokojowe.
Posłużę się jeszcze jedną metaforą. Osoba wysoko wrażliwa żyje ze
swoją nieświadomością jak rolnik nad brzegiem rzeki. Albo u stóp
wulkanu. Albo nad samym morzem. Rzeki czasami występują z brzegów
i zalewają okoliczne tereny, wulkany wybuchają, a huragany przetaczają się
nad wybrzeżami. Jeśli mieszkasz w takim miejscu, musisz być
przygotowany do ucieczki. Ale się tego spodziewasz, a nawet wiesz, że muł
czy wulkaniczne pyły użyźnią twoje pola – a takich korzyści nie mają
rolnicy zamieszkujący bezpieczniejsze rejony. A co do morza, tej wielkiej
metafory nieświadomości – kto wyprawia się na połów w morzu, naraża się
na wiele przeciwności, ale głód do nich nie należy.
Postaraj się więc nie dopuścić, by lęk uniemożliwiał ci życie na twojej
rodzimej ziemi. Nawet po najgorszej powodzi, po erupcji lub sztormie
ludzie wracają do siebie, by zacząć wszystko od nowa. Nawet jeśli zatopiła
cię nieświadomość, twoje malutkie świadome ego wkrótce znów wypłynie
na powierzchnię.
Co do utraty przez ciebie kontroli za sprawą potencjalnie bliskiej osoby
dobrą i złą wiadomością jest to, że nikt nie ma takiej mocy, aby to sprawić.
W dzieciństwie mogło ci się wydawać inaczej – co było dobre lub złe
w zależności od intencji boskich dorosłych – ale stopniowo poznałeś
prawdę: pomijając kosmitów i inne postacie z teorii spiskowych, nikt nie
sprawuje pełnej kontroli nad Ziemią ani nad tobą osobiście. Nawet
w najgorszych chwilach przeciążenia emocjonalnego i utraty panowania
nad sobą zachowujesz resztki kontroli. Momenty bliskości zazwyczaj nie
powodują tak ekstremalnych zdarzeń – choć osoby wysoko wrażliwe
czasami zachowują się, jakby tak było.
Popracuj razem z partnerem nad swoją potrzebą odczuwania większej
kontroli. Spróbujcie na przykład robić sobie „przerwy techniczne”, nawet
jeśli nadpobudzenie jest powodowane przyjemnymi doznaniami. Wyjaśnij
drugiej osobie, jakie formy wzajemnej bliskości są dla ciebie zbyt
intensywne, obecnie lub w ogóle. Mogą to być na przykład zaskakujące
objęcia od tyłu, patrzenie sobie w oczy lub na swoje nagie ciała, długie
pocałunki, długo trwający seks, długie intymne rozmowy. Bądź delikatny,
ale szczery – stanowczo zapewnij partnera, że twoje reakcje na pewne gesty
nie oznaczają, że mniej go kochasz. Przeciwnie, świadczą o przemożnej sile
twojej miłości. Poza tym wszyscy ludzie mają pewne preferencje; każdy
potrzebuje utrzymywać się w stanie określonego, optymalnego poziomu
pobudzenia. W tym samym duchu odkryj upodobania i potrzeby swojego
partnera związane z właściwym stopniem pobudzenia, a następnie znajdźcie
rozwiązania najlepsze dla was dwojga.
5. Lęk przed własnymi porywami „ataku i niszczenia”

Uważam, że kiedy się zakochujemy, szczególnie po raz pierwszy, jakaś


cząstka w nas ma nadzieję, że miłość nas scali. Uczucie miłości ma
charakter całościowy, zasila i łączy wszystkie fragmenty naszej osoby.
Całkowitość może jednak także oznaczać zintegrowanie w sobie
wypartego, odszczepionego gniewu i destrukcyjnych porywów. Dlatego
gdy pierwszy raz – podczas kłótni, w chwili namiętności lub w fantazji – 
odczuwamy wobec ukochanej osoby odruch agresji, destrukcji lub sadyzmu
(będące naturalnymi elementami pełnej miłości), możemy spanikować.
Nieświadomie wycofujemy się z bliskości, aby przypadkiem nie zranić
drugiej osoby nieokiełznaną energią swoich tłumionych impulsów. Czasami
śnią się wówczas zanieczyszczone wody, odpady radioaktywne lub bomby
atomowe, mogące symbolizować nasze – nieco przesadzone – obawy przed
wybuchem i kataklizmem dla wszystkich dokoła, gdybyśmy tylko wyrazili
te aspekty siebie.
W długotrwałych związkach lęk przed tego typu impulsami może być
nieco bardziej uzasadniony. Co by było, gdybyś podejmując w rozmowie
ważny, ale z pewnością bolesny dla partnera temat, zaczął odczuwać
przelotną przyjemność z zadawania mu cierpienia? Osoby wysoko
wrażliwe mogą silniej niż inni zdawać sobie sprawę z tego typu głębokich,
półświadomych instynktownych popędów – pragnienia ataku i zadawania
bólu – a w konsekwencji tłumić dyskusje i unikać tematu, który wywołał
w nich destrukcyjne uczucia.
Jeśli chciałbyś zabić z powodu czystej frustracji lub rozdrażnienia,
pamiętaj, że możesz wyrazić gniew, zanim całkiem cię zaleje – lub
zastanowić się, dlaczego nie potrafisz go wyrazić. Jeżeli twoja złość ma
charakter obronny – masz głębokie poczucie, że jesteś atakowany lub
zawstydzany przez drugą osobę, którą w związku z tym chciałbyś
zniszczyć, zanim ona zniszczy sam rdzeń ciebie – możliwe, że czujesz
słabość tego jądra siebie i potrzebujesz wzmocnić je przez pracę
wewnętrzną i/lub psychoterapię. A może to ta osoba bezbłędnie znajduje
najboleśniejsze miejsca w tobie – i czynnie cię rani (nie tylko odczuwa
impuls do tego); takie zachowania są niedopuszczalne i nie powinieneś ich
tolerować w bliskim związku.
Jeśli obawiasz się, że destrukcyjny, agresywny instynkt jest nieodłączną
częścią ciebie, pamiętaj, że jego obecność nie oznacza, iż musisz podążać
za nim w pierwszej postaci, jaką przybiera w wyobraźni. Skoro jesteś łatwo
socjalizującą się WWO, jest wyjątkowo mało prawdopodobne, że wyrazisz
go bez zastanowienia. Przyznanie się zaś do własnej ciemnej strony może
doprowadzić do jej integracji, co jeszcze bardziej zmniejszy ryzyko
nieświadomego działania pod wpływem instynktu, a umożliwi ci
wykorzystanie go w pożyteczny sposób. Zwierzanie się ze swoich
agresywnych myśli i pogodzenie się z istnieniem niszczących instynktów –
własnych i partnera – może paradoksalnie wzmocnić waszą miłość,
zwiększyć wzajemny szacunek, energię i poziom bliskości ze względu na
prawość, jaką niesie taka integracja.
Przyznanie się do agresywnych uczuć często oznacza uświadomienie
sobie stłumionej złości z dzieciństwa, gdy twój gniew zapewne mógł
zalewać wszystko. Wrażliwe dzieci mogą całkiem stracić panowanie
w chwili nadpobudzenia i miewają regularnie napady złości do czasu, aż
nauczą się same chronić i uspokajać. Jeśli zaś wyczuwałeś, że otaczające
cię osoby nie będą potrafiły lub chciały tolerować twojego gniewu, tłumiłeś
w sobie te chwile totalnej frustracji, a dziś najmniejszy agresywny impuls
wciąż wydaje ci się wielkim niebezpieczeństwem dla ciebie i dla innych.
Dla ludzi, którzy są z natury bardzo mili, w dzieciństwie i w życiu
dorosłym, spędzanie czasu z bliską osobą oznacza szczególne wyczulenie
na jej potrzeby, ciągłą dobroduszność i wyrozumiałość. To oczywiście
wyczerpuje. Jeśli należysz do tej grupy, być może w ramach kompensacji
masz sny pełne krwiożerczych potworów i sadystycznych morderców. Nie
pojawia się w nich nikt, kogo znasz – ale z jakiegoś powodu całe to zło
dopada właśnie ciebie i tylko ciebie. Choć sny takie mogą mieć wiele
celów, to w wypadku osób „zawsze miłych” prawdopodobnie mówią, że do
świadomości chce się przebić ich stłumiona agresywna część, co oznacza
śmierć bezradnego, niewinnego dziecka, którym jesteśmy, gdy ukrywamy
swoje wszelkie skłonności agresywne.
Nadszedł czas na zweryfikowanie twoich oczekiwań dotyczących tego,
co się stanie, kiedy ujawni się twoja skrywana agresja. Twój partner nie
musi zareagować tak jak ludzie, którzy otaczali cię w dzieciństwie – może
jest bardziej odporny; rozumie, że takie uczucia są normalne; bardziej cię
kocha albo nawet zechce poznać twoją dynamiczną, mniej uładzoną stronę.
Niewykluczone też, że wyolbrzymiasz swoją destrukcyjną siłę. W końcu
tak długo trzymałeś ją odciętą od świadomości, że wiesz o niej tylko tyle, iż
wydaje się gotowa do wybuchu. Kiedy jednak się jej przyjrzysz, odkryjesz,
że nie jest bezgraniczna. Ani nie jest całkiem pozbawiona celu i wartości.
6. Lęk przed pochłonięciem

Będąc wysoko wrażliwi, jesteśmy tak wyczuleni na potrzeby innych


i dostrojeni do ich nieświadomości, że jeśli nie wytworzyliśmy
wystarczająco mocnych granic siebie, łatwo możemy zacząć się obawiać
utraty całej swojej tożsamości, pochłonięcia przez czyjeś pragnienia lub
cierpienie albo interesownego wykorzystania naszego współczucia. Wielu
z nas doświadczyło takich sytuacji, szczególnie w dzieciństwie, jeśli ludzie
wyczuwali naszą gotowość do przypodobania się i zachęcali nas do
wyłącznego służenia ich potrzebom.
Na szczęście twoja psychika nie będzie długo tolerować tłumienia
indywidualności. Podobnie jak lęk przed utratą kontroli również lęk przed
pochłonięciem może być silniejszy, jeśli masz niskie poczucie swojej
indywidualności, bezpieczeństwa oraz wartości – czujesz, że łatwo
poświęciłbyś je pod presją przypodobania się innym i być może
zaskarbienia sobie chwili miłości. Poszukujesz jednak prawdziwej miłości
(bojąc się jednocześnie, że jej nie ma), takiej, która nie życzyłaby sobie
tego rodzaju ofiar od ciebie.
Wysoko wrażliwi także dlatego boją się pochłonięcia – lub dostrzegają je
w czymś, co ktoś inny nazwałby bliskością – że potrzebują więcej czasu na
spokojne wytchnienie niż nie-WWO. Partner niebędący wysoko wrażliwym
może ci się wydać zbyt zaborczy, nawet gdy będzie przejawiać normalną
dla nie-WWO gotowość do intymnego spędzania we dwójkę całego dnia
i połowy nocy.
Łagodniejszą formą lęku przed pochłonięciem jest obawa przed
uleganiem nadmiernemu wpływowi drugiej osoby. Będąc wysoko wrażliwi,
świadomie lub nieświadomie wyczuwamy, że łatwo poddajemy się
wpływom, szczególnie ze strony osób, które kochamy i które dobrze nas
znają. Kiedy nas krytykują albo otwarcie się z nami nie zgadzają, czasami
czujemy, że zupełnie tracimy własny punkt widzenia. Ale również
pochwały silnie na nas oddziałują. Powiedzmy, że twój partner z dumą
odnosi się do twoich osiągnięć zawodowych, ale ty chciałbyś mieć więcej
wolnego czasu. Możesz mieć trudności z wyhamowaniem kariery z powodu
jego słów uznania.
Łatwo jest powiedzieć, że nie powinniśmy pozwalać, by ludzie tak na nas
oddziaływali, ale wpływy społeczne są subtelne, silne i często nie są
świadomie przetwarzane, więc trudno je wychwycić. Większość ludzi nie
docenia ich mocy, ale my, wysoko wrażliwi, nie mamy wątpliwości.
Wiemy, że miłość oznacza wejście w pole siłowe drugiej osoby. Wiemy, że
to nas zmieni. Dlatego jest oczywiste, że się wahamy przed zrobieniem
pierwszego kroku.
Każdy terapeuta, badacz czy humanista piszący o miłości udzieli ci tej
samej rady: trzeba być oddzielonym, aby móc się do kogoś zbliżyć. Jeśli
nie masz własnego odrębnego „ja”, nie ma w tobie nikogo, kto mógłby być
autentyczny. Jak jednak mamy mówić o bliskości i miłości do drugiego
człowieka, jeżeli utrzymujemy swoją pełną odrębność od niego – nie
dzielimy jego potrzeb i nie chcemy ulżyć mu w cierpieniu? Oto jest pytanie.
Przypuśćmy, że chcesz połączyć swoje akwarium z czyimś. Wydaje się to
świetny pomysł, ponieważ wspólne akwarium będzie dużo obszerniejsze
i każde z was będzie mieć więcej rybek. Co się jednak stanie, jeśli twój
partner ma kilkadziesiąt bajecznie kolorowych ryb, a w twoim akwarium
pływa tylko kilka szarych gupików? Twoje rybki szybko staną się
niezauważalne lub zostaną zjedzone.
Jeśli odczuwasz lęk przed pochłonięciem, prawdopodobnie zakładasz, że
masz małe akwarium i gdybyś pozwolił komukolwiek zburzyć mur, który
was oddziela, przestałbyś istnieć. Dlatego potrzebujesz więcej rybek –
wrócimy do tego dalej, chociaż być może już teraz masz pewne pomysły na
temat tego, co „dodatkowe rybki” oznaczają w twoim przypadku. Na razie
sprawdź, ile i jak wielkich ryb ma twój partner. Czy „wrzuciłeś” swoje
wyparte lub nierozwinięte rybki do cudzego akwarium, chociaż
w rzeczywistości należą do ciebie?
Kolejnym założeniem do weryfikacji jest to, jak bardzo twój partner
naprawdę chce pochłonąć i pożreć twoje małe rybki. Uważnie poszukaj
w swoim dzieciństwie władczych opiekunów, którzy wymagali od ciebie
całkowitego poddania się, i zapytaj siebie, czy nie rzutujesz tej postawy na
swojego partnera. Nikt, kto naprawdę cię kocha, nie żądałby tego od ciebie.
Ale czy twój partner naprawdę tego żąda? Czy tylko chce być blisko
i patrzeć, jak wasze rybki pływają razem w akwarium?
Jeśli problem polega na tym, że partner chce spędzać z tobą więcej czasu
niż ty z nim (lub z kimkolwiek innym), spróbujcie ponegocjować. Kiedy
uświadomisz sobie, że masz prawo wyrażać swoje potrzeby, a twój partner
jest w stanie je zaakceptować, może się okazać, że twój lęk przed
pochłonięciem zniknął.
Co do nadmiernego ulegania wpływom, wykorzystaj to na swoją
korzyść. Poproś partnera, aby wzmacniał w tobie to, co ty chcesz
wzmocnić. Nie zamykaj się jednak zupełnie na jego wpływ – kto wie lepiej
niż on, co być może powinieneś zmienić?
7. Lęk przed zaangażowaniem

Często słyszy się o tym lęku, zapominając, że może on mieć różne źródła.
Zaangażowania mogą się obawiać osoby, które w przeszłości zostały
skrzywdzone, a także te wychowywane przez zaborczych rodziców.
Narcyzi boją się zaangażować, ponieważ oznaczałoby to przyznanie, że
kogoś potrzebują. Osoby z dużą skłonnością do poszukiwania doznań
obawiają się go, gdyż ogranicza ich swobodę; boją się nudy. Ludzie wysoko
wrażliwi mogą mieć wszelkie powody, by się nie angażować, a dodatkowo
z reguły obawiają się dokonania niewłaściwego wyboru.
Jest to lęk całkowicie rozsądny. Wiesz, że głęboko zaangażujesz się
w relację z osobą, którą kochasz, otwierając się na intensywne doznanie
przyjemności, ale także cierpienia. Będziesz chciał być wierny tej osobie,
zapewne do końca życia. Ponadto wysoko wrażliwi mają genetycznie
zaprogramowaną strategię, charakterystyczną dla mniejszości niemal
w każdym gatunku, która polega na zastanawianiu się przed działaniem.
Dlatego zanim zaangażujesz się w związek, będziesz nad tym długo
rozmyślać.
Ludzie wysoko wrażliwi obawiają się zaangażowania także z powodu
lęku przed odpowiedzialnością za kogoś. Czy nie zawiodę partnera? Nie
zranię go lub nie zdradzę? Co będzie, jeśli zbytnio się ode mnie uzależni?
Czy jeśli nie spełnię tych powinności, zostanę uznany za przegranego? Czy
będę się czuł jak przegrany?
Jedynym znanym mi sposobem poradzenia sobie z tym lękiem jest
akceptacja tego, że właściwie nigdy nie możemy być całkowicie pewni
swojego wyboru. Niemniej w każdej ważnej sprawie trzeba w pewnym
momencie wykonać ruch, ponieważ brak działania również niesie swoje
konsekwencje. Warto też pamiętać, gdzie są drzwi wyjściowe – co zrobić,
jeśli zorientujemy się, że popełniliśmy straszny błąd. Chociaż zakończenie
związku jest rozwiązaniem niepożądanym i bolesnym, masz do niego
prawo, jeśli okaże się konieczne.
Twój uzasadniony lęk przed odpowiedzialnością za innych ma ponownie
związek z kwestią granic siebie. Staraj się zachować równowagę między
oddzielnością a stopieniem się w związku, dąż do zdrowej wzajemnej
zależności. Cieszcie się nawzajem z partnerem ze swoich mocnych stron,
nie zakładając jednak, że zasoby te są do dowolnej dyspozycji drugiej
strony. Pomagajcie sobie, jeśli możecie, a nie dlatego, że musicie.
Wspaniale, jeżeli potraficie wzbudzać w sobie wzajemnie pozytywne
emocje. Pamiętajcie jednak, że szybkie poprawianie partnerowi nastroju
w każdej sytuacji nie jest niczyim obowiązkiem, a natychmiastowe
odzyskiwanie dobrego samopoczucia dzięki działaniu drugiej osoby –
niczyim prawem. Zadaj sobie pytanie: Czy jeśli nie masz siły lub ochoty
pomagać, potrafisz odseparować się od partnera w takim stopniu, by nie
interweniować, lecz pozwolić mu samodzielnie poradzić sobie
z problemem? Być może odkryjesz z zaskoczeniem, że partnerowi nie tylko
nie będzie szkodzić, że natychmiast nie reagujesz, ale odczuje wręcz ulgę,
ponieważ nie będziesz wisieć mu nad głową, pomagając mu, choć wcale
tego nie chciałeś, albo pomagając tylko po to, by zmniejszyć własny
dyskomfort.

8. LĘK PRZED NIECHĘCIĄ DO KOGOŚ


SPOWODOWANĄ IRYTUJĄCYMI DROBIAZGAMI
Osobom wysoko wrażliwym mogą przeszkadzać różne drobiazgi, które są
irytujące tylko dla nich. Jesteśmy tego świadomi i obawiamy się wpływu
naszych reakcji na partnera i na naszą miłość do niego. Jeśli nie jesteśmy
zakochani – lub kochamy tylko na odległość – nie musimy sobie radzić
z zapachami unoszącymi się z ciała ukochanej osoby, z jej nadwagą czy
takimi nawykami jak nerwowe chrząkanie lub bawienie się kluczami ani
z tym, że przerywa nam nieodpowiednim komentarzem w niewłaściwej
chwili. Jedna z wysoko wrażliwych koleżanek wyznała mi, że nie znosi
dźwięków, które jej rodzina wydaje przy stole. Inny znajomy opowiedział,
jak bardzo się irytuje, jeśli opowiada partnerce swoje sny, a ona zaczyna
wtedy się czesać lub parzyć kawę, psując podniosły nastrój; jednocześnie
przyznał, że czuje się zawstydzony tym, jak poważnie traktuje swoje sny.
My, wysoko wrażliwi, często błędnie postrzegamy swoje „trywialne”
reakcje jako rzeczywistą niezdolność do „prawdziwej miłości”,
a w rezultacie przestajemy walczyć o siebie i o osoby, które kochamy,
ponieważ bliskość w relacjach z nimi stawia nas w trudnej sytuacji. Jeżeli
nie pokazujemy, co nas irytuje, wówczas jesteśmy rozproszeni i nie w pełni
obecni oraz czujemy się nieszczerzy. Podejrzewamy jednak, często
słusznie, że jeśli powiemy, co nas drażni, możemy się spotkać z różnymi
reakcjami – od niedowierzania, iż można aż tak się czepiać, do gniewu, że
oceniamy drugą osobę zbyt krytycznie lub że przez długi czas ukrywaliśmy
przed nią swoje emocje. Poza tym czujemy się okropnie z powodu własnej
małostkowości i nietolerancji, szczególnie jeśli kochające nas nie-WWO
zdają się nie zauważać naszych zapachów, nerwowych nawyków,
przerywania im itd. Dlatego w imię miłości decydujemy się być
tolerancyjni – i wyłączeni. Relacja nie jest jednak wówczas prawdziwie
bliska, więc stwierdzamy, że coś jest z nami nie tak. Być może nie
potrafimy nikogo kochać.
Co robić? Zaakceptuj to, że masz dobrą wymówkę, by mogły
denerwować cię różne drobiazgi – jesteś wysoko wrażliwy. Mój mąż – 
którego od lat upominam między innymi za to, że wierci się podczas
wspólnego medytowania, zbyt głośno mówi i zadaje zbyt dużo pytań – 
zauważył, że właściwie chętnie się podporządkowuje, jeśli prośba jest
wyrażona w duchu miłości. Jest bardzo ważne dla osoby wysoko wrażliwej,
by to usłyszała. Jeżeli partner rozumie i akceptuje twoją wrażliwość,
naprawdę będziesz mógł go kochać i jednocześnie szczerze mówić
o „drobiazgach”, które tobie wydają się ogromne i które cię irytują.
Muszę cię jednak ostrzec. Często zdarzają się chwile, w których mojemu
mężowi wydaje się, że niezależnie od tego, jak bardzo się zmieni, i tak nie
będę zadowolona. Zorientowaliśmy się, że dzieje się to w momentach, gdy
nie lubię samej siebie, a więc także jego, ponieważ stanowi bardzo ważną
część mnie. Kiedy potrafię zaakceptować swoją wrażliwość, akceptuję też
jego temperament. Dlatego sprawdź, czy twoja irytacja nie jest składnikiem
podskórnej niechęci do siebie, która podpowiada ci, że ani ty, ani będący
częścią ciebie partner nie zasługujecie na miłość. Niechęć taka, bardzo
trudna do wykorzenienia, zatruwa życie wam obojgu.
W efekcie transakcji wiązanej wraz z otrzymaniem wrażliwości
dostrzegasz subtelne potrzeby partnera i wiesz, jak je zaspokajać, a także
wciąż musisz go prosić, by nie dzwonił kluczykami samochodowymi. Być
może będziesz musiał negocjować, przypominać i wygładzać nastroszone
piórka. Ale nie ma się czego bać. Jest to normalne pragnienie życia
wolnego od drobnych uciążliwości, które przeszkadzałyby każdej osobie
wysoko wrażliwej.
Poszukiwanie doznań a lęk przed bliskością

Osoby z dużą skłonnością do poszukiwania doznań statystycznie rzadziej


zawierają małżeństwa lub angażują się w długotrwałe związki –
przypuszczalnie dlatego, że pragną mieć różnorodnych partnerów. A jak jest
z wysoko wrażliwymi poszukiwaczami doznań? Chęć posiadania wielu
partnerów prawdopodobnie stapia się u ciebie z charakterystycznym dla
wysoko wrażliwych pragnieniem głębokich doświadczeń. Możesz więc
w pewnym okresie życia mieć więcej partnerów, a w innym jednego. Kiedy
jesteś w monogamicznym związku, być może łatwiej się angażujesz
i zbliżasz do partnera, ponieważ jako poszukiwacz doznań dążysz do
realizacji swoich pragnień z ogromną energią, która góruje nad częścią
twoich obaw wynikających z wysokiej wrażliwości.
Z drugiej strony, jak przeczytasz w rozdziale 8, wysoko wrażliwi
poszukiwacze doznań miewają trudności ze znalezieniem partnera, który
zdoła zaspokoić zarówno ich potrzebę ekscytacji, jak i samotności.
Korzenie najgłębszego lęku przed bliskością

Pora na zmianę biegu, ponieważ niektórym czytelnikom moje porady


dotyczące zmniejszenia lęku przed bliskością mogły się wydać oderwane
od rzeczywistości. Twoje obawy nie znikają, podobnie jak głębokie
cierpienie i niewytłumaczalna tęsknota. Wrażliwość podsyca lęk, ale jego
korzenie, jak się zapewne domyślasz, tkwią we wczesnym dzieciństwie.
Być może jesteś jak Elise, która była zbyt przerażona bliskością, by choćby
przyznać się do swojego lęku.
Elise i jej wygłodniałe ja

Elise była inteligentną, święcącą sukcesy wysoko wrażliwą kobietą, od


dwunastu lat żoną Cheta, równie inteligentnego i zaradnego wysoko
wrażliwego mężczyzny. Jej „jedynym” problemem było poczucie pustki
w życiu. Przyszła do mnie na psychoterapię, ponieważ wiedziała, że
specjalizuję się w pracy z ludźmi wysoko wrażliwymi, i uznała, że mogę
zwrócić uwagę na jakiś szczegół pominięty przez innych terapeutów.
Małżeństwo Elise i Cheta wydawało się wspaniałe, a ich relacja pełna
zrozumienia i uważności. Elise jednak miała wątpliwości, czy kocha męża,
i przypuszczała, że może to mieć związek z jej wewnętrzną pustką.
Wydawało jej się, że otaczający ją ludzie, w tym Chet, żywią wobec
wszystkich uczucia, których ona nie doświadcza.
Dla mnie najbardziej zastanawiający był jej pełen napięcia dystans
podczas każdej sesji. Elise twierdziła, że czuje się przy mnie swobodniej
niż przy poprzednich terapeutach, mimo że uznawali ją za całkowicie
zdrową. To, że nie odesłałam jej z podobnym zapewnieniem, sprawiło jej
jednocześnie przyjemność i przelękło. Według mnie jednak poczucie pustki
i wyobcowania stanowi poważny objaw niezależnie od tego, jak dobrze
dana osoba przystosowała się do życia. Poza tym Elise miała nawracające
koszmary. Opowiedziała mi też o swoim dzieciństwie.
Ojciec Elise, który nie mógł wytrzymać przy „dwójce niemowląt”,
opuścił jej matkę, gdy Elise miała rok. Jej matka była wyjątkowo
utalentowana muzycznie i już jako mała dziewczynka dawała koncerty na
skrzypcach. Rok przed urodzeniem córki otrzymała od krytyków kilka
zjadliwych recenzji i z powodu „nerwów” nie była w stanie występować,
ani nawet ćwiczyć, a później także zajmować się dzieckiem. Problemy te
były, według Elise, „taktownie” rozwiązywane przez dalszą rodzinę jej
ojca, która stanęła po stronie matki. W okresach, kiedy ta nie radziła sobie
z rzeczywistością, różni krewni brali pod opiekę Elise, zadowoleni, że
dostają „taką grzeczną dziewczynkę”. Życie toczyło się względnie
normalnie, nawet kiedy matka „chorowała”.
Oczywiście matka Elise nigdy nie była szczęśliwą, zdrową kobietą.
W dorosłym życiu właściwie nie miała kontaktu z rzeczywistością,
próbując wciąż odzyskać krótkotrwałe i powierzchowne poczucie
komfortu, jakie dała jej dziecięca sława. Elise od urodzenia żyła w lęku, by
swym zachowaniem nie sprowokować u matki „epizodu nerwowego”.
Wrażliwe niemowlęta uczą się tego szczególnie szybko. Mimo wysiłku
wkładanego w przystosowanie się do sytuacji malutka Elise uważała, że to
ona była przyczyną zarówno niezdolności matki do koncertowania, jak
i odejścia ojca.
Kiedy dziewczynka miała dwanaście lat, w jej życiu pojawił się brat
matki, który przygotowywał ją do „samowystarczalności”, zachęcał do
nauki, dopomógł dostać się na studia i zdobyć zawód. Była mu za to bardzo
wdzięczna, wciąż jednak czuła, że nawet jeśli staje się samodzielna i osiąga
sukces, robi to nie dla siebie, a dla kogoś innego, tym razem dla kochanego
wujka, który – jak po cichu uważała – na pewno by ją opuścił, gdyby nie
postępowała tak, jak sobie tego życzył.

„MODEL ROBOCZY” ŚWIATA WEDŁUG ELISE:


NIKOMU NIE UFAJ
W pierwszych dniach życia niemowlęta tworzą sobie prosty, ale użyteczny
„roboczy model”3 funkcjonowania siebie i innych. U Elise opierał się on na
dwóch założeniach: (1) jestem zła i stanowię przyczynę wszystkich
problemów; (2) nie można liczyć na innych.
Zapewne zaskakuje nas to, że niemowlęta mogą mieć tak jasny system
założeń na temat siebie i otoczenia. Jest on jednak dobrze
udokumentowany, a potrzeba posiadania tego typu zdolności poznawczych
przez nowo narodzone dzieci w celu przystosowania się do osób, od
których zależy ich przetrwanie, jest uzasadniona i zrozumiała.
W miarę rozwoju świadomości Elise, około drugiego roku życia,
uwypuklanie tego fragmentu modelu, który przyjmował, że nie można
liczyć na rodziców, prawdopodobnie stało się zbyt przerażające.
Bezpieczniej było skoncentrować się na założeniu, że to ona stanowi
problem – dawało jej to przynajmniej pewien rodzaj poczucia kontroli.
Inni pacjenci opowiadają mi o podobnych, niemal świadomych
decyzjach dotyczących swoich roboczych modeli świata. Jeden z nich,
który padł ofiarą nadużyć seksualnych, szybko przestał ufać dorosłym
opiekunom, wciąż jednak pokładał nadzieję w Bogu. Uznał, że
sprawiedliwy, wszechmocny Bóg zesłał na niego cierpienie, ponieważ jest
złym człowiekiem, co jednak mógł się starać zmienić – wniosek dużo
korzystniejszy niż przyjęcie, że to Bóg jest zły albo że w ogóle nie ma Boga
sprawującego nad nim opiekę. W dzieciństwie Elise nie zniechęciła się
całkowicie do otaczających ją dorosłych; zachowała nadzieję, że może
zaskarbić sobie ich przychylność, jeśli będzie bardzo grzeczna – czyli zrobi
wszystko, czego od niej zażądają.
Na podstawie tych smutnych, lecz powierzchownie przydatnych założeń
Elise zbudowała strukturę nazywaną czasami „fałszywym ja”4, pozornie
bardzo dojrzałą osobowość, doskonale przystosowaną do zewnętrznego
świata, ale bez związku z jej prawdziwymi pragnieniami, temperamentem
czy zainteresowaniami. W dorosłym życiu funkcjonowała podobnie jak
w dzieciństwie: przy Checie była idealną żoną, przy mnie idealną
pacjentką.
Pewna część Elise ostrzegała ją jednak, że zadowalanie mnie nie było
tym, co naprawdę by mnie zadowalało, ani właściwym sposobem
„odbywania terapii”. Wyczuwała też, że jej pustka wysuwa się na pierwszy
plan i że nie będzie mogła jej dłużej ignorować oraz że dorosły człowiek
nie powinien się tak czuć. Wciąż jednak najbardziej przerażało ją to, co
kryło się pod pustką – desperacka, przedsłowna, niemal prymitywna
potrzeba przytulenia i więzi, lęk przed nieuchronnym porzuceniem i gniew
spowodowany porzuceniem jej przez rodziców.
Jak zaczynają się zmiany

Opisane uczucia wraz z koszmarami Elise były dla mnie sygnałem, że jej
psychika jest gotowa na zdrowienie i zmianę niszczącego roboczego
modelu świata. Zaczęłyśmy od jej utożsamiania się z ludźmi wysoko
wrażliwymi. Wiedziała, że był to pierwszy prawdziwy aspekt jej osoby,
a nie utworzony w celu przypodobania się innym. Stał się dla niej
fundamentem dalszej pracy. Na przykład w relacji seksualnej z Chetem
robiła to, czego oczekiwał, ale bez przyjemności. Kiedy przemyślała, co
osobie wysoko wrażliwej mogłoby podobać się w seksie, a co nie, zaczęła
określać bardziej precyzyjnie przynajmniej to, co jej się nie podobało –
najpierw w rozmowach ze mną, a później z mężem. Ponieważ drugą stroną
tego, czego nie lubimy, jest to, co lubimy, Elise odkryła swoje autentyczne
seksualne „ja” przez swoje „ja” wrażliwe.
Pewnego dnia wyznała mi, że z utęsknieniem wyczekuje śmierci i że
gdyby nie Chet i dzieci, odebrałaby sobie życie. Powiedziałam, że pewnie
wyobrażała sobie, jak bardzo jej bliscy by cierpieli, gdyby umarła.
Spojrzała na mnie w osłupieniu. Wcale w ten sposób nie myślała. Następnie
dodała, że wstydzi się o tym mówić, ale nie jest pewna, czy przejęłaby się
ich śmiercią. Nie wiedziała tego; nie potrafiła tego stwierdzić. Po raz
pierwszy zaczęła płakać, wyznając mi, że – ku jej zaskoczeniu – mogłaby ją
poruszyć moja śmierć. Myśl o utracie mnie wręcz ją przerażała. Elise nie
chciała jednak nikim się przejmować, nigdy.
Nasza praca zaczęła przynosić efekty, kiedy Elise nawiązała swoją
pierwszą prawdziwą więź z kimkolwiek. Stawała się coraz bardziej otwarta
i zbliżała się do mnie pomimo własnych lęków, bez konieczności
poświęcania swoich podstawowych, instynktownych potrzeb. Nasza relacja
pomogła Elise odkryć jej własne uczucia. Z czasem odnalazła w sobie
autentyczne emocje w stosunku do Cheta i swoich dzieci. Jej model
roboczy świata zaczął się zmieniać – była osobą, którą inni mogą pokochać
i która potrafi kochać innych.
Test twojego „stylu przywiązania”

Jeśli masz ochotę, przeczytaj poniższe cztery opisy5, a następnie zakreśl


kółko przy tym z nich, który najlepiej charakteryzuje twoją ogólną postawę
wobec pozostawania w relacji miłosnej (czyli twój stosunek nie tylko do
obecnego lub ostatniego zakończonego związku, lecz do związków
w ogóle). Może się zdarzyć, że w zależności od kontekstu wskazałbyś
więcej opisów, ale wybierz tylko jeden, według ciebie najtrafniejszy.
Pozostałe miej w pamięci, czytając dalszy ciąg rozdziału.
Łatwo nawiązuję emocjonalne więzi z ludźmi. Nie mam problemu z tym, by
polegać na innych czy wiedzieć, że oni polegają na mnie. Rzadko obawiam
się samotności lub odrzucenia.
Pragnę być emocjonalnie jak najbliżej innych, często jednak odkrywam, że
mają oni opory przed zbliżeniem się do mnie tak bardzo, jak tego oczekuję.
Nie czuję się dobrze, nie będąc w jakimś związku, ale czasami obawiam się,
że partner nie kocha mnie tak bardzo, jak ja jego.
Jest mi lepiej, kiedy nie pozostaję w bardzo bliskiej relacji. Ważniejsze jest
dla mnie poczucie niezależności i samowystarczalności. Wolę nie zależeć od
innych i nie lubię, gdy inni ludzie są zależni ode mnie.
Bardzo trudno jest mi nawiązać emocjonalną bliskość. Chciałbym to zrobić,
ale nie potrafię ufać ludziom ani od nich zależeć. Boję się, że zostanę
skrzywdzony – że druga osoba mnie opuści, zdradzi lub będzie okrutna.

TEORIA PRZYWIĄZANIA ODKRYWA


OCZYWISTOŚCI, ALE POPIERA JE RZETELNYMI
DANYMI
Przełom w rozumieniu relacji międzyludzkich nastąpił dzięki Freudowi
i kontynuatorom jego myśli, którzy przyznawali na wiele sposobów, że
nasze obecne związki międzyludzkie są świadomymi lub nieświadomymi
powtórkami przeszłości. Rzetelne badania naukowe nad tym zagadnieniem
przeprowadzono jednak dopiero niedawno w ramach tak zwanej teorii
przywiązania.
Punktem wyjścia tej teorii jest oczywista konstatacja: nowo narodzone
dziecko jest bezradne i dlatego ma naturalną gotowość do przywiązywania
się do dowolnej osoby, która będzie się nim opiekować. Ta więź oznacza
życie. Niemowlę nie tylko potrzebuje pokarmu i ciepła; do życia niezbędne
są mu także poczucie bezpieczeństwa, trzymanie na rękach, bliskość
i miłość. Brak miłości nie tylko zakłóca zdolność do kochania w dorosłym
życiu, lecz także zaburza normalny rozwój psychiczny (neurologiczny)
człowieka. To wykazany fakt. Życie ludzkie jest życiem społecznym.
Jeśli wszystko idzie dobrze, niemowlę, oprócz tego, by być trzymane na
rękach, chce poznawać świat. Opiekun z reguły reaguje na te potrzeby
zachęcająco oraz pozostaje dostępny, stanowiąc bezpieczną bazę, do której
dziecko może powrócić, gdy coś na zewnątrz je przestraszy. Krótko
mówiąc, dobry opiekun (a) stwarza poczucie bezpieczeństwa, (b) nie
przeszkadza dziecku w penetrowaniu świata, jeżeli jest to bezpieczne, oraz
(c) nie znika lub nie staje się niedostępny, gdy dziecko wypuszcza się
w świat.
W dorosłym życiu nosimy w sobie doświadczenie rodzinnego domu jako
niezagrożonej bazy, o ile taki mieliśmy. Jest to wspomnienie
bezpieczeństwa przy Matce, Ojcu lub innej osobie. Pozwala nam dalej
liczyć na to, że inni ludzie będą dla nas taką bezpieczną bazą. Kiedy zaś nie
są dostępni, pozostaje nam wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, do
którego możemy się odwołać. Możemy sobie przypomnieć, że ludzie
chętnie byli przy nas w przeszłości, zwykle są też obecnie, a jeśli chwilowo
pozostają niedostępni, na pewno wkrótce znów się pojawią.
Niemowlęta, którym opiekunowie nie zapewniają podstawowego
bezpieczeństwa, tworzą alternatywne modele robocze świata, które są
niemal fizjologicznie „wmontowane” w tych ludzi, o czym świadczy łatwa
rozpoznawalność i spójność tych modeli na całym świecie.
Cztery style przywiązania

Spójrz raz jeszcze na przytoczone powyżej opisy dotyczące życia


w relacjach. Krótko charakteryzują one style przywiązania, wśród których
być może odnalazłeś już swój (u dzieci styl przywiązania określa się
zwykle na podstawie obserwacji ich kontaktów z rodzicami; u dorosłych na
podstawie szczegółowego wywiadu). Możliwe, że dwa lub więcej opisów
wydało ci się niemal równie trafnych w odniesieniu do ciebie w różnych
okresach życia. Niemniej przeczytanie więcej o stylu, który wybrałeś jako
pierwszy spośród tych czterech, powinno pobudzić twoją nieświadomość
i pomóc ci w wyczuciu, czy zbliżamy się do poznania głębszych przyczyn
twojego lęku przed bliskością.
1. Styl bezpieczny (secure style; pierwszy z wyżej opisanych stylów,
dotyczący około 50 procent ludzi6): Czujesz się pewny, że bliskie ci osoby
będą cię kochać i cię nie porzucą. Lubisz siebie i innych ludzi.
2. Styl wątpiący (preoccupied style; drugi opis, dotyczący 10 procent ludzi):
Bardzo chcesz być w bliskim związku, ale obawiasz się, że partner nie
odwzajemni twoich uczuć. Jest tak zwykle dlatego, że twój opiekun był
niekonsekwentny – czasami zupełnie niedostępny, a czasami nadmiernie
zaangażowany. Być może chciał, abyś pozostał potrzebującym go dzieckiem
(z wyjątkiem sytuacji, w których było to dla niego niewygodne) nawet
wówczas, gdy byłeś gotów się uniezależnić. Innymi słowy, zaspokajał swoje
własne potrzeby, a nie twoje, więc nigdy nie był rzeczywiście dostępny. Ze
względu na tę niekonsekwencję i brak wrażliwości na ciebie, brak
prawdziwej miłości, niepokoiłeś się, jak masz się zachowywać, aby zaskarbić
sobie trwałą uwagę opiekuna, od której zależy twoje przetrwanie. W życiu
dorosłym możesz wciąż wypróbowywać nowe sposoby wzbudzania
i podtrzymywania czyjejś miłości, stale podejrzewając, że druga osoba
wkrótce przestanie się tobą interesować. Podsumowując, masz dobre zdanie
o innych – wydają ci się wspaniali, lepsi od ciebie – ale nie jesteś pewien
własnej wartości.
3. Styl ignorująco-unikowy (dismissive avoidant style; opis trzeci, dotyczący
około 25 procent ludzi): Zdecydowałeś, że lepiej jest unikać bliskich relacji.
Aby poradzić sobie ze strachem i pustką, które mogą pojawić się
w konsekwencji, wykształciłeś solidny mechanizm obronny pod hasłem:
„Jestem zajęty, zwiedzam świat, świetnie sobie radzę – właściwie nie
potrzebuję bliskiego związku”. Być może nie doświadczasz zbyt wielu uczuć
i masz „analityczny” umysł. Prawdopodobnie jednak ty sam albo otaczające
cię osoby wychwytują twoje wyraźne podskórne przejęcie kwestią opieki.
Możliwe, że na przykład nie lubisz ludzi, którzy są „roszczeniowi” albo
„użalają się nad sobą”, stanowczo oświadczasz, że ty nie potrzebujesz, by
ktokolwiek się o ciebie troszczył, choć równocześnie masz skłonność do
postrzegania ludzi przez pryzmat tego, jak mogą ci pomóc w osiągnięciu
twoich celów. (Ten styl przywiązania częściej występuje u mężczyzn,
ulegających nakazowi kodeksu chłopaka, by nikogo nie potrzebować i nie
okazywać uczuć). Rodzice zapewne nie odpowiadali na twoje emocjonalne
potrzeby bycia dostrzeganym i kochanym, a być może zaniedbywali również
twoje potrzeby fizyczne7. Ponieważ nie rozmawialiście o ważnych sprawach,
a większość uczuć była blokowana, masz niewiele wspomnień z dzieciństwa
i jeszcze mniej emocji związanych z ludźmi, wówczas i teraz. Zgodnie
z oczekiwaniami badania laboratoryjne pokazały, że dzieci o ignorująco-
unikowym stylu przywiązania wykazują oznaki dysocjacji – gdy zostają
postawione w stresującej sytuacji, ujawnia się u nich silna reakcja
fizjologiczna, lecz one same twierdzą, iż wcale nie są spięte. Do czasu
osiągnięcia dorosłości te reakcje fizyczne słabną, tak jakby część mózgu się
poddawała i przestawała rejestrować niektóre emocje. Styl ignorująco-
unikowy w dużej mierze przypomina narcyzm, o którym piszę w ostatnim
rozdziale książki. Negatywnie nacechowana etykieta „narcyza” to kiepska
pomoc, prawda? Narcyz nie zachowuje się po swojemu umyślnie – to jego
mechanizm obronny przed pewnymi bardzo nieprzyjemnymi uczuciami.
Ludzie z ignorująco-unikowym stylem przywiązania pozornie mają dobre
zdanie o sobie i nieco gorsze o innych, w rzeczywistości jednak wcale tak
bardzo się nie lubią – podobnie jak osoby o stylu lękowo-unikowym.
4. Styl lękowo-unikowy (fearful avoidant style; opis czwarty, dotyczący 15
procent ludzi; nieuwzględniony w książce Wysoko wrażliwi, obecnie lepiej
poznany): Jesteś przewlekle nieśmiały, lękliwy, przygnębiony i osamotniony
(niektóre osoby wykazujące ten styl przywiązania, szczególnie nie-WWO,
przejawiają również bierną lub otwartą wrogość). Chciałbyś być wśród ludzi,
ale obawiasz się odrzucenia, więc doświadczasz silnych konfliktów
wewnętrznych, jesteś bardzo pobudzony, a twoje reakcje na możliwość
zbliżenia się do innych są z reguły „zdezorganizowane” (to inna nazwa tego
stylu przywiązania). Prawdopodobnie twoi opiekunowie w wielkim stopniu
zaniedbywali swoje obowiązki, a być może stwarzali nawet emocjonalne lub
fizyczne zagrożenie. Byli przerażający lub sami byli przerażeni (cierpieli na
depresję lub stany lękowe). Żyłeś w nieustannym konflikcie; chciałeś być
blisko, ale się tego bałeś, co dezorganizowało twoje zachowanie, często
powodując dysocjację lub niemal transowe „zamyślenia”, ponieważ cała
sprawa więzi była niewyczerpanym źródłem stresu. W przeciwieństwie do
osób ignorująco-unikowych, które w dzieciństwie starały się udawać, że
wszystko jest z nimi w porządku, a przyczyną problemów są inni, ty czułeś
się bezpieczniej, zakładając tak jak Elise, że to z tobą jest coś nie tak.
W dorosłym życiu możesz być w związku, jednak wciąż zachowujesz się
w sposób zdezorganizowany, nie jesteś w pełni obecny i autentyczny, nie
doświadczasz prawdziwej bliskości. Niestety masz złe zdanie zarówno
o sobie, jak i o innych.
Wrażliwość a styl przywiązania

To, czy mamy bezpieczny czy inny styl przywiązania, nie ma nic
wspólnego z poziomem wrażliwości; styl bezpieczny wykazuje mniej
więcej taki sam odsetek WWO i nie-WWO. Roboczy model wsparcia, na
jakie możemy liczyć w razie napotkania niebezpieczeństwa podczas
penetrowania świata, nie zależy od temperamentu, lecz od doświadczeń
z pierwszymi opiekunami. Ponieważ jednak jesteśmy wysoko wrażliwi,
nasz styl przywiązania oddziałuje na nas silniej niż na nie-WWO.
Naszą szczególną wrażliwość na opiekunów dobrze pokazały badania
z udziałem osiemnastomiesięcznych dzieci, które uczestniczyły
w pobudzających, nieznanych zdarzeniach w towarzystwie swoich matek8.
Jak podejrzewano, wszystkie wrażliwe dzieci początkowo reagowały na
sytuacje zastygnięciem we wzmożonej czujności z bijącym sercem (oraz
wzrostem poziomu adrenaliny we krwi) – czyli typową dla wysoko
wrażliwych pauzą kontrolną (dzieci o mniejszej wrażliwości bez chwili
zastanowienia rzucały się w tych samych okolicznościach do działania).
Dzieci wrażliwe o bezpiecznym stylu przywiązania do matki zatrzymywały
się jednak tylko po to, aby ocenić sytuację. Uznawszy, że jest ona
bezpieczna, szybko przystępowały do eksploracji, podobnie jak dzieci
niewrażliwe.
Tymczasem początkowe wahanie wrażliwych dzieci będących
w niepewnej relacji z matką urastało do prawdziwej reakcji lękowej, na co
wskazywało podwyższone stężenie kortyzolu. Kortyzol to hormon
wydzielany przez organizm, kiedy czujemy się zagrożeni. Przygotowuje nas
on do reakcji „walki lub ucieczki”, a jego poziom można łatwo oznaczyć na
podstawie badania śliny, moczu lub krwi. Ponieważ dzieci nieustannie
spotykają się z nowymi sytuacjami podobnymi do tych zaaranżowanych
w ramach eksperymentu, wynika z niego, że wrażliwe dzieci o niepewnym
stylu przywiązania są chronicznie przestraszone i chronicznie zalane
kortyzolem. Stale wysoki poziom tego hormonu powoduje przewlekły,
codzienny lęk, bezsenność oraz spadek odporności, a także zwiększa
skłonność do pauzy kontrolnej w nowych sytuacjach. Dlatego, szczególnie
u osób wysoko wrażliwych, niepewny styl przywiązania wywiera wpływ na
wszystkie aspekty życia.
Prawdopodobnie nie przypominasz sobie dużo z okresu, gdy miałeś
osiemnaście miesięcy, ale twoje doświadczenia w relacjach z opiekunami,
podobnie jak w przypadku dzieci uczestniczących w opisanym
eksperymencie, już wtedy kształtowały twoją osobowość i fizjologię.

ISTOTNY WPŁYW STYLU PRZYWIĄZANIA NA


RELACJE W DOROSŁOŚCI

W ostatnich latach bardzo zwiększyło się zainteresowanie naukowców


stylami tworzenia więzi, a to głównie dlatego, że znaleziono obiektywne
sposoby ich badania. Style przywiązania niemowląt oraz starszych dzieci
do rodziców uważnie obserwuje się w warunkach laboratoryjnych
i domowych. Dzięki temu wiemy, że style te wyraźnie się od siebie różnią,
wykształcają się już we wczesnej fazie niemowlęctwa i mają silny wpływ
na sposób zachowania dzieci, gdy są z dala od rodziców – określają stopień
pewności siebie podczas zabawy, sposób traktowania rówieśników,
zdolność do dzielenia się i bliskości.
Co najważniejsze, badania podłużne 1 prowadzone przez dwadzieścia lub
więcej lat z udziałem dzieci wchodzących z biegiem czasu w dorosłość
wykazują, że ich styl przywiązania zwykle się nie zmienia i pozwala
przewidzieć rozmaite zachowania w dorosłym życiu. Porównując osoby
wykazujące bezpieczny styl przywiązania z trzema typami o stylach
niepewnych, wyodrębniono następujące różnice:
„Bezpieczni” mają większe poczucie ogólnego dobrostanu. Są bardziej pewni
siebie9 i zrównoważeni, a ich oczekiwania wobec samych siebie są
realistyczne10.
„Bezpieczni” lepiej radzą sobie z wykonywaniem zadań pod wpływem
stresu, nie dając się ponieść emocjom ani nie wypierając problemu11.
„Bezpieczni” rzadziej sięgają po alkohol w obliczu trudnych przeżyć
i rzadziej cierpią na zaburzenia odżywiania12.
Jak można się spodziewać, większość ludzi woli mieć „bezpiecznych”
partnerów.13 Są oni szczęśliwsi w związkach14, mniej zdystansowani, rzadziej
stosują mechanizmy obronne, nie gnębi ich poczucie własnej słabości15.
„Bezpieczni” rzadziej rozczarowują się partnerem, mają mniej ambiwalentny
stosunek do relacji, są mniej zazdrośni i zaborczy oraz mniej obawiają się
porzucenia16.
„Bezpieczni” rzadziej się złoszczą, ale postrzegają złość jako konstruktywną,
lepiej radzą sobie emocjonalnie podczas kłótni, rzadziej dostrzegają wrogość
w intencjach partnera i spodziewają się bardziej pozytywnych następstw17.
„Bezpieczni” częściej postrzegają partnera jako godnego zaufania przyjaciela
i akceptują jego wady18.
Odczuwając lęk, „bezpieczni” chętniej zwracają się po wsparcie do partnera,
a gdy partner odczuwa lęk, są bardziej skłonni do udzielania mu pomocy19.
„Bezpieczni” odczuwają więcej pozytywnych emocji i rzadziej starają się
kontrolować wszystkie swoje uczucia, szczególnie te przyjemne; taki
stosunek do emocji jest silnie skorelowany z poziomem satysfakcji ze
związku20.
„Bezpieczni” rzadziej wykazują pobudzenie fizjologiczne podczas rozłąki
z partnerem21.
Jest mniej prawdopodobne, by „bezpieczni” uprawiali seks, nie odczuwając
miłości do partnera zbliżenia22.

Jak rozpoznać osobę o bezpiecznym stylu przywiązania23? Zapytaj, jak


wspomina dorastanie w swojej rodzinie i naukę w szkole. „Bezpieczni”
odpowiadają na takie pytania bezpośrednio, przyznając się do pewnych
problemów, ale są one takie, jakich nikt rozsądny nie uznałby za poważne.
Mają wiele radosnych wspomnień i nie odczuwają kompulsywnego
przymusu opowiadania o pewnych wspomnieniach. Tymczasem osoby
ignorująco-unikowe twierdzą, że nie mają wspomnień z dzieciństwa lub
mówią coś w stylu: „Mama kilka razy próbowała się zabić, ale zbytnio się
tym nie przejąłem” albo „Dzieciństwo? Było fajnie” – i na tym koniec.
Uczucia są zminimalizowane. Z kolei osoby o stylu wątpiącym mogą
godzinami opowiadać o swoim dzieciństwie, chociaż zadałeś im jedno
krótkie pytanie. Ludzie o stylu lękowo-unikowym postępują podobnie, jeśli
mają przekonanie, że ich wysłuchasz, dlatego aby uzyskać od nich równie
wyczerpującą wypowiedź, trzeba zadać kilka empatycznych pytań.
Warto jednak pamiętać, że osoby o bezpiecznym stylu przywiązania wolą
innych „bezpiecznych”, a ludzie reprezentujący style niepewne często
wybierają partnerów podobnych do siebie, mimo że takie pary potrafią się
wzajemnie unieszczęśliwiać (wyobraź sobie wzrost poczucia zagrożenia,
jaki osoba ignorująco-unikowa mogłaby wzbudzić w kimś, kto wykazuje
styl wątpiący lub lękowo-unikowy). Dlatego oczywiście warto samemu
mieć bezpieczny styl przywiązania lub do niego dojść.
Jak stać się „bezpiecznym”

Chociaż większość dzieci o niepewnych stylach przywiązania wyrasta na


niepewnych dorosłych, wyjątków od reguły jest tak dużo, że naukowcy
zaczęli mówić o „wypracowanym stylu bezpiecznym”24. Istnieją dobre
podstawy, by sądzić, że osoby wysoko wrażliwe mają szczególną zdolność
do zmiany własnego stylu niepewnego na bezpieczny. Taka przemiana
wymaga jednak czasu, znacznego nakładu pracy i refleksji, a niestety
bardzo trudno jest znaleźć konkretne wskazówki mówiące, jak tego
dokonać, z wyjątkiem porady, że „niepewni potrzebują psychoterapii”.
Osobiście uważam, że jest więcej możliwych sposobów pracy nad sobą,
tutaj mogę jednak przedstawić tylko listę podejść, pokazując niejako
drogowskazy na rozjeździe i mówiąc, że ostatecznie będziesz musiał pójść
za każdym z nich, prawdopodobnie w ramach terapii, ale także poza nią.
Oto drogowskazy pokazujące szlaki, którymi musisz podążać:
1. Szlachetna cierpliwość. Trzeba było lat, abyś stał się niepewny, więc
odwrócenie tego procesu również trochę potrwa. Styl przywiązania opiera się
zmianom, ponieważ największą szansę na przetrwanie daje założenie, że
przyszłość powtarza przeszłość – a osoby wysoko wrażliwe mają tę zasadę
we krwi. Dlatego ignoruj wszystkie porady o „nieoglądaniu się za siebie”.
Bardzo ważne jest także, abyś był cierpliwy i wyrozumiały wobec siebie.
Spróbuj więcej się nie obwiniać, nie karać i nie zaniedbywać. Jest to bardzo
trudne, ale takie traktowanie siebie jest powtórzeniem twoich wczesnych
doświadczeń, więc utrwala niepewny styl przywiązania – nie tylko ty sam
wciąż źle się traktujesz, lecz oczekujesz tego także od innych, ponieważ
w jakiś sposób zasłużyłeś na to, co się zdarzyło. To nieprawda, nie zasłużyłeś
na to.
2. Zdobądź lepsze doświadczenia. Niemal na pewno nawiązałeś już jakieś
bezpieczne relacje – poznałeś kilkoro ludzi, którzy odpowiadali nie tylko na
swoje, lecz także na twoje potrzeby, co sprawiło, że czułeś się godny ich
uwagi i nie wątpiłeś, że ci pomogą, jeśli o to poprosisz. Potrzebujesz więcej
takich relacji. Idealnie byłoby, gdybyś miał partnera romantycznego,
przyjaciela swojej płci, a także jednego lub dwóch krewnych, którzy sami
mają bezpieczny styl przywiązania. Powinieneś mieć kontakt z kilkorgiem
„bezpiecznych” bliskich, ponieważ osobę o niepewnym stylu przywiązania
czasami trudno przekonać do poczucia bezpieczeństwa – będziesz ich pewnie
często sprawdzał. Z tego powodu psychoterapia jest zwykle najlepszym
sposobem na stworzenie pierwszej długotrwałej bezpiecznej relacji. Jeśli
zdecydujesz się na terapię, musi ona być zaplanowana odpowiednio do tego
celu, umiejętnie prowadzona i długoterminowa (co oznacza duże koszty – 
pomyśl o nich jako o inwestycji w swoje wykształcenie). W książce The
Highly Sensitive Person’s Workbook radzę, jak znaleźć terapeutę
w przystępnej cenie.
3. Przeżyj żałobę. Musisz opłakać swoje złe doświadczenia z dzieciństwa;
uświadomić sobie, że nigdy nie wrócisz do przeszłości i nie otrzymasz tego,
czego ci wówczas zabrakło; zaakceptować straty, które poniosłeś we
wczesnych latach, i pogodzić się z tym, że doznane krzywdy przeszkodziły ci
w czerpaniu pełni radości z życia. Opłakiwanie dzieciństwa nie ma
doprowadzić do tego, abyś w końcu „wziął się w garść i dorósł”, ale
przeciwnie – polega na tym, by żyć z tą żałobą przez całe dalsze życie. To
część twojej historii, chociaż nauczysz się nie wspominać o niej przy
ludziach, którzy jej nie zrozumieją. Co ciekawe, u osób z wypracowanym
bezpiecznym stylem przywiązania pozostaje szczątkowy smutek – jak blizna
po operacji – nieobecny u ludzi, u których taki styl wykształcił się
pierwotnie.
4. Przejdź proces indywiduacji. Indywiduacja oznacza odkrywanie siebie,
szczególnie przez otwarcie się na własną nieświadomość. Poznanie tego
głębokiego jądra siebie wytwarza niepowtarzalne, dojrzałe poczucie
bezpieczeństwa. Indywiduację ułatwia przede wszystkim zrozumienie
własnych snów, które często wymaga pomocy terapeuty jungowskiego,
lektury książek lub udziału w seminariach na te tematy. Przekonasz się, że
proces zdrowienia przebiega w precyzyjny, choć organiczny sposób,
a wszystko, co do niego potrzebne, pojawia się w odpowiednim momencie,
jakby kierowała nim jakaś przychylna wyższa inteligencja, co znacznie
przyczynia się do zwiększenia poczucia wewnętrznego bezpieczeństwa.
Dlatego nawet jeśli pierwsze obrazy, jakie wydobywają się z głębin ciebie,
wywołują mroczne uczucia gniewu lub beznadziejności, możesz mieć ufność,
że musisz je odczuć, aby wyzdrowieć. Myśl o indywiduacji może sprawić, że
osoba wysoko wrażliwa poczuje się karygodnie skupiona na swoim ja, jednak
proces ten wcale nie polega na skupieniu na „małym ja”, ponieważ
jednocześnie ukazuje cel twojego życia w perspektywie twoich przodków
i całego świata – przeznaczenie, które może się okazać bardzo wymagające
i ostatecznie przekierować całą twoją uwagę z przeszłości i drobnych
zmartwień na przyszłość świata. Ale wszystko w swoim czasie. Chcę jedynie
podkreślić, że w nieświadomości znajduje się dużo więcej niż tylko
motywowane lękiem przekonania, które nadają się do zmiany. Zawiera się
w niej mądrość, która ukaże się w miarę przebiegu indywiduacji.
5. Weryfikuj przyjęte przez siebie założenia. Co pewien czas zastanawiaj się
nad swoimi obawami przed bliskością – możliwie jak najbardziej
realistycznie – ponieważ z czasem będzie ci coraz łatwiej je sobie
wyperswadować. Niekiedy lęk zakorzeniony „w trzewiach” w okresie
niemowlęctwa nigdy nie odchodzi, ale można go przelicytować25, myśląc:
„Wiem, że ten lęk ma za zadanie mnie chronić, ale to fałszywy alarm – nie
muszę się nim kierować. Doceniam to ostrzeżenie, ale świadomie je
zignoruję”.
6. Dostosuj swoje podejście do stylu przywiązania. Jeśli wchodzisz
w relacje w stylu lękowo-unikowym, staraj się poznawać ludzi i nie zakładać
od razu, że zostaniesz odrzucony; to niemałe zadanie. Jeżeli wykazujesz
wątpiący styl przywiązania, twoim zadaniem jest pozwalanie bliskim na
więcej swobody i zaufanie, że wrócą do ciebie, gdy poprosisz ich o to, a nie
tylko wtedy, kiedy sami będą mieli ochotę. Zacznij jednak zauważać, że
niekoniecznie potrzebujesz w każdej sekundzie zainteresowania ze strony
innych, nawet jeśli tak się wydaje. Jeśli masz styl ignorująco-unikowy,
przyznaj, że przestało ci zależeć na ludziach, tak jakby twoje serce zamieniło
się w kamień. Aby mieć szansę na miłość, musisz pozwolić mu się roztopić.
Kiedy przełamiesz swoją obronną obojętność, poczujesz się bardziej jak
osoba z lękowo-unikowym lub wątpiącym stylem przywiązania. Będzie
bardziej bolało, ale w twoim przypadku to postęp; ból oznacza, że narkoza
przestaje działać.
7. Doświadczaj czystej świadomości. Podobnie jak indywiduacja również
medytacja daje mocne poczucie jądra siebie, własnego głębokiego jestestwa.
Medytowanie powinno odbywać się w sposób niewymagający wysiłku
i prowadzić, przynajmniej czasami, do stanu czystej świadomości – do chwil
czystej uważności, głębokiego wytchnienia, bez myśli, percepcji czy emocji
(z wyjątkiem błogiego spokoju). Jest to głęboko satysfakcjonujący stan,
uczucie, że „Mama i Tata są w domu”. Tym razem są to jednak Wielka Matka
i Wielki Ojciec. Skąd można by czerpać większe bezpieczeństwo?
Wielki krok naprzód

Aby nauczyć się żeglować, nie wystarczy o tym czytać – w końcu trzeba
znaleźć jakiś akwen i zwodować łódkę. Jeśli chcesz pokonać lęk przed
bliskością, musisz wejść w bliską relację i zaryzykować szczerość,
autentyczność i bezbronność. Wiele osób bojących się bliskości mówi mi:
„Ciągle opowiadam innym o sobie” albo „Zawsze mówię mojej żonie, co
czuję”. Jednak ich „co czuję” okazuje się tym, co myślą, a cała prawda
o uczuciach pozostaje rzadko wypowiedziana – ze strachu przed odkryciem
się, wzbudzeniem gniewu, porzuceniem i tak dalej. W szczególności
osobom wysoko wrażliwym wydaje się, że utrata szansy na bliskość jest
mniej niebezpieczna niż odrzucenie, nadpobudzenie, pochłonięcie itd.
Tymczasem twoje szanse na bliskość nie są bezgraniczne. Skorzystaj z nich.
Wróćmy do Maksa, wysoko wrażliwego mężczyzny, którego opisałam na
początku rozdziału. Ostatnio opowiedział mi o następującym zdarzeniu.
Spędził dzień w galeriach sztuki ze znajomą, która – jak miał nadzieję –
z czasem mogłaby stać się mu bardzo bliska. Po zwiedzaniu miała ochotę
potańczyć. Max czuł się przytłoczony nadmiarem wrażeń, ale obawiał się,
że zostanie uznany za nieciekawego i zbyt wrażliwego, więc wymówił się
innymi planami.
Kiedy spotkali się ponownie po tygodniu, Maksowi wymsknęło się, że
tamten wieczór spędził w domu. Zrobiło mu się głupio i liczył, że kobieta
nie zwróci na to uwagi, ponieważ nie mógł sobie wyobrazić, jak przyznaje
się do kłamstwa. Przez cały wieczór był podenerwowany i rozkojarzony,
gdyż odczuwał na przemian wstręt do siebie i złość na nią, że „postawiła
go” w takiej sytuacji.
Tymczasem ona stała się oziębła – prawdopodobnie zauważyła
kłamstwo, a także zmianę nastroju Maksa. Być może doszła do wniosku, że
przestała go interesować. Max jednak założył, że kobieta wycofała się
z powodu jego beznadziejnej osobowości, która nie pozwala mu ani mówić
prawdy, ani korzystać z nocnego życia.
Wszyscy wiemy, co Max powinien był zrobić, nawet jeśli postąpilibyśmy
tak samo jak on. Już pierwszego wieczoru powinien przyznać się do
wyczerpania – i do swojej wrażliwości. Jeśli by nie zdołał, co nietrudno
zrozumieć, mógł podczas kolejnego spotkania wyjaśnić, dlaczego wcześniej
nie był z nią szczery. Powiedziałam mu, że wciąż może do niej zadzwonić
i porozmawiać o tym, co się między nimi wydarzyło. Oczywiście byłoby to
trudne. Uważałam jednak, że jeśli ta kobieta była warta dalszych starań
Maksa, byłaby wdzięczna za jego szczerość. Nawiasem mówiąc, Max
zatelefonował do niej i do wszystkiego się przyznał, a ona rozzłościła się,
że ją okłamał i mu nie wybaczyła. Prawdopodobnie nigdy dotąd nie
spotkała swojego „cienia”, więc nie potrafiła wczuć się w sytuację Maksa.
A może w przeszłości zaznała zbyt wielu doświadczeń związanych
z kłamstwem i zdradą. Szczerość nie zawsze popłaca na początku
znajomości w tym sensie, by zapewniła jej trwanie, popłaca natomiast, jeśli
chcemy się przekonać, czy warto, by trwała.
Do jednych emocji będzie ci się łatwiej przyznać, a do innych trudniej.
Przekonaj się, co czujesz, przyznając się na przykład do strachu, smutku,
czułości, złości, optymizmu, ciekawości, nieuczciwości, pożądania
seksualnego, poczucia winy, dumy. Zastanów się, jak z tymi uczuciami
obchodzono się w twojej rodzinie. Czy pewne emocje były „surowo
zabronione”? Co by się stało, gdyby ktoś z twojej rodziny zachował się
wbrew tej zasadzie? Ważne jest, aby w miarę rozwoju bliskości w związku
rozmawiać o tym, które emocje są „drażliwe” dla każdego z was, tak byście
oboje byli wyczuleni na te, które zapewne chcielibyście ukryć.
Gdy druga osoba obawia się bliskości

Chociaż w niniejszym rozdziale zasugerowałam, że osoby wysoko


wrażliwe szczególnie obawiają się bliskości, uważam, że statystycznie
pragniemy jej częściej niż inni ludzie i że to my nakłaniamy do niej
partnerów, zwłaszcza jeśli wykazujemy bezpieczny styl przywiązania, czy
to wypracowany samodzielnie, czy ukształtowany przez dobrych rodziców.
Co zrobić, kiedy wydaje ci się, że przyjaciel lub partner odczuwa większy
lęk przed bliskością niż ty – na przykład gdy wszystko wskazuje na to, że
relacja z tobą jest dla niego ważna, a jednak nie jesteście sobie naprawdę
bliscy?
Oczywiście prawienie kazań na temat zaufania nic nie pomoże. Lepszą
strategią jest konsekwentne zbliżanie się i szczere przyznawanie do własnej
bezbronności – bez względu na skutki. Nie jest to łatwe. Osoby, które
obawiają się bliskości, często są bardzo najeżone i kąśliwe – jak
potwierdziłby jeż, jest to najlepsza obrona. Ale mimo to bądź otwarty,
w miarę możliwości. Większe usamodzielnienie się i indywiduacja pomogą
ci czuć bezpieczeństwo wewnętrzne niezależnie od reakcji drugiej osoby.
W ten sposób w pewnym sensie masz mniej do stracenia.
Peter Kramer w książce Should You Leave? (Czy powinieneś odejść?)
udziela podobnej rady na temat skłaniania partnera do zmiany26: Zapomnij
o zmianie drugiej osoby – zmieniaj siebie, radykalnie i konsekwentnie.
Buduj most, zaczynając od swojej strony. W tym wypadku oznacza to bycie
tak szczerym i tak bliskim, jak tylko potrafisz, możliwie jak najczęściej.
Jeśli takie postępowanie nie pomoże temu związkowi, przygotuje cię na
następny.
Ostatnie spojrzenie na obawy przed bliskością

Mam nadzieję, że udało mi się zaakcentować mój pogląd, iż osoby wysoko


wrażliwe mają dobre powody zarówno do ostrożności, jak i poczucia
kompetencji w sprawach związanych z bliskością. Szanuję twoje obawy
przed zbliżaniem się do innych ludzi i mam nadzieję, że nie będziesz dla
siebie zbyt surowy ze względu na swoje chwile słabości, w których
odczuwasz strach, wycofujesz się, pomijasz intymne szczegóły, albo nawet
stosujesz jakieś wymówki.
Jednocześnie jesteś tak bardzo świadomy uczuć własnych i innych, że
jeśli zaczniesz eksperymentować z ujawnianiem swoich spostrzeżeń,
możesz odkryć, że nie ma się czego bać. Osoby, które to doceniają, często
okazują się dokładnie tymi, na jakich najbardziej nam zależy. Jeżeli
opowiesz im o swojej wrażliwości, z przyjemnością uszanują twoje
potrzeby. A reszta niech idzie do diabła.
Mając to już z głowy, pójdźmy dalej – porozmawiajmy o zakochiwaniu
się.

1. Czyli takie, w których planuje się monitorowanie uczestników w dłuższym czasie,


w odróżnieniu od badań poprzecznych, w których dokonuje się obserwacji w jednym
momencie (np. reakcji społecznej na jakieś wydarzenie) – przyp. red. ↩
Rozdział 4
Skok na głęboką wodę
Wrażliwość a zakochiwanie się

Jak wykazują moje badania, osoby wysoko wrażliwe zakochują się mocniej
niż nie-WWO. Może się to wydawać paradoksem w świetle omawianej
w poprzednim rozdziale większej skłonności wysoko wrażliwych do lęku
przed bliskością. Większość z nas jednak szybko zrozumie przyczynę tej
sprzeczności: mocniej się zakochujemy i bardziej się tego boimy, ponieważ
pociąga nas głębia i złożoność emocji, którym dajemy wówczas upust, ale
jednocześnie wiemy, że konsekwencje tak intensywnej miłości są
nieprzewidywalne, co nigdy nam nie odpowiada.
W niniejszym rozdziale przyjrzymy się bliżej tym skomplikowanym
głębinom, abyśmy mogli poczuć się nieco pewniej dzięki zrozumieniu, co
się z nami dzieje, kiedy błądzimy w tajemniczym miłosnym świecie
nieziemskiego piękna. Następnie, pozostając bezpiecznie na lądzie,
omówimy, jak wydostać się z tych podwodnych głębin. Tak, choć zdaje się
to odzierać miłość z tajemnicy, porozmawiamy o tym, jak się zakochać. Nic
nie pozwala wysoko wrażliwym lepiej poczuć gruntu pod nogami niż
praktyczne wskazówki. Na początek jednak zapoznajmy się
z pragmatyczną, niebujającą w obłokach definicją miłości – i całkiem
przeciwną jej historią, która doprowadziła do jej sformułowania.
Czym jest miłość?

„Miłość jest zestawem postaw, uczuć i zachowań związanych


z pragnieniem wejścia w intymną relację z określoną osobą oraz
pozostawania w tej relacji”1. Tak wraz z mężem definiuję miłość w celach
akademickich. Prywatnie jednak pozostaje ona najbardziej tajemniczym
doświadczeniem naszego życia.
Było to w Berkeley w szalonych latach sześćdziesiątych. Zakochaliśmy
się w sobie w roku 1967, kiedy oboje mieliśmy po dwadzieścia cztery lata.
Poznaliśmy się na pierwszym spotkaniu grupy studentów biorącej udział
w „treningu interpersonalnym”. Art był doktorantem, asystentem na uczelni
i moderatorem grupy; ja byłam studentką, zwykłą uczestniczką zajęć. On
jednak prowadził podobne spotkania po raz pierwszy w życiu, podczas gdy
ja wielokrotnie występowałam w takiej roli wcześniej w innych
okolicznościach. Przez cały semestr krytykowałam jego styl pracy, a on
wcale się do tego nie odniósł. Po ostatnim spotkaniu grupy powiedział mi,
że „coś do mnie czuje”, pocałowaliśmy się i wystrzeliły fajerwerki.
Doświadczenie to dokonało w nas obojgu tak niezwykłej przemiany, że
nie tylko doprowadziło do powstania związku, który przetrwał już ponad
trzydzieści lat, lecz także zapoczątkowało naszą wspólną ścieżkę naukową,
na której badamy, co się wydarza, gdy dwoje ludzi się zakochuje, oraz jak
miłość oddziałuje na wszystkie inne sfery życia – duchową, społeczną,
fizyczną i prywatną.
W pierwszym roku znajomości czytaliśmy wszystko, co zostało napisane
na temat miłości, i rozmawialiśmy o tym bez końca. Następnie Art
zdecydował, że jego praca doktorska2 będzie dotyczyć miłości,
i przeprowadził sporo twórczych eksperymentów w celu sprawdzenia, jak
duży wpływ na zakochanie mogą mieć podekscytowanie, tajemnica oraz
energia, z natury obecne w sytuacji społecznej, w której rodzi się uczucie.
Dla psychologa społecznego takie podejście było bardziej interesujące niż
na przykład badanie popularnego przekonania o działaniu „chemii” między
dwojgiem ludzi albo rozważanie, dlaczego określone osobowości
przyciągają się nawzajem. Zresztą w tamtych czasach psychologowie
akademiccy nie zajmowali się tematem zakochania z żadnej perspektywy
badawczej, a próby dobierania się do tej zagadki były postrzegane jako
swoista zuchwałość, czy nawet arogancję. Mimo to jedno z badań Arta,
„eksperyment z mostem”, który wkrótce opiszę, należało do najczęściej
cytowanych eksperymentów w historii psychologii społecznej.
Od tamtej pory napisaliśmy wspólnie książkę naukową o zakochiwaniu
się3, a także wiele artykułów do pism akademickich4. We współpracy
z naszymi doktorantami i innymi naukowcami przeprowadziliśmy
dziesiątki eksperymentów związanych z tym zagadnieniem, a obecnie Art
pracuje nad zlokalizowaniem części mózgu, które są zaangażowane
w namiętną miłość. Dołączyli do nas inni badacze, a współcześnie
psychologia dysponuje dużą wiedzą na temat miłości i zakochiwania się,
której w roku 1967 nie było. Mogę jednak szczerze wyznać, że nagły
wybuch miłości wciąż pozostaje – przynajmniej dla mnie – niezgłębioną
tajemnicą. Wydaje mi się, że nasze dusze właśnie tego potrzebują – sposobu
na wykroczenie poza świat doczesny i dotarcie do czegoś rzadkiego,
cudownego i niewysławialnego. Mimo to poniżej przedstawiam wyniki
najlepszych badań naukowych nad miłością, z uwzględnieniem aspektów
szczególnie ważnych z perspektywy osób wysoko wrażliwych.
Intensywność miłości WWO znana z pierwszej ręki

Czy mogę podać przykład osoby wysoko wrażliwej, która doświadczyła


zakochania? Bez problemu. W teście wrażliwości uzyskuję 23 punkty, mój
mąż Art – 9. Kiedy połączyła nas miłość, oboje byliśmy pełni radości, ale ja
stałam się jednocześnie płaczliwa, zagubiona, nieobecna i nie mogłam spać.
Ku zaskoczeniu Arta w jego głowie pojawiło się nagłe przekonanie – 
zupełnie nie w jego stylu – że jestem kobietą, z którą chce mieć dzieci; ja
natomiast w jednej chwili poczułam, że nic o sobie nie wiem, co jednak
wcale mnie nie zaskoczyło, ponieważ nie pierwszy raz przytłoczyły mnie
moje własne emocje. Moje doświadczenie tej sytuacji było więc zupełnie
inne.
To dlatego, kiedy później prowadziłam badania z osobami wysoko
wrażliwymi, jednym z pierwszych pytań, jakie im zadawałam, było
naturalnie, czy uważają, że zakochują się szczególnie intensywnie – na co
oczywiście odpowiadały twierdząco. Siła miłości jest wyjątkowo duża
w przypadku tych osób, które miały trudne dzieciństwo i wykazują
niepewny styl przywiązania, ale dotyczy także wysoko wrażliwych
z pogodnym dzieciństwem. W pierwszej połowie rozdziału chcę wyjaśnić,
na czym polega ta intensywność, wcześniej jednak odwołam się do jeszcze
jednego przykładu. Poznajmy historię Gary’ego.
Z kameleona w smoka

Kiedy rozmawiałam z Garym, miał pięćdziesiąt cztery lata, a za sobą pracę


w pięciu lub sześciu branżach i tyleż związków z kobietami. Podobnie jak
Elise, którą poznałeś w rozdziale 3, Gary jest osobą wysoko wrażliwą, która
miała tak zwane trudne dzieciństwo – w jego przypadku spowodowane
długotrwałymi problemami zdrowotnymi i niedostępnością rodziców.
Sprawiło to, że zaczął wykorzystywać swoją wrażliwość do uważnej
obserwacji, jak przystosowywać się do okoliczności i zadowalać innych
z myślą o zabezpieczeniu siebie. Czując dodatkowo presję udowodnienia
własnej męskości po latach chorób, wyróżniał się w sporcie i już
w pierwszej klasie liceum pełnił funkcję przewodniczącego samorządu
szkolnego, chociaż nie czerpał z tego żadnej przyjemności. Po ukończeniu
szkoły wstąpił do wojsk lotniczych, podróżował, a następnie został
handlowcem, aby „zmusić się do lepszej komunikacji z ludźmi”. Bez
względu na to, czym aktualnie się zajmował, był lubiany i odnosił sukcesy,
ale czuł się jak kameleon, w każdej sytuacji zachowując się tak, jak
oczekiwało tego otoczenie. Powiedział mi, że umyślnie podejmował trudne
wyzwania, aby udowodnić sobie, że jest żywy, a nie odrętwiały i martwy.
„A jednak nigdy nie doświadczałem swojego życia jako ja”.
Wreszcie w jego świecie zjawiła się Mika. Gdy Gary pracował jako
trener w klubie tenisowym (profesjonalny tenis należał do portfolio jego
karier), pewna kobieta przyszła prosić o lekcje. Była „cielesna,
bezpośrednia, prostolinijna i ambitna – typ śródziemnomorski”. Sprawiła,
że jego życie zachwiało się w posadach. Natychmiast się zakochał. Po uszy.
Jak to określił, gdy zobaczył Mikę, „ożył”. Poczuł, że po raz pierwszy
reaguje autentycznie, nie w sposób zaplanowany w celu zadowolenia
kogoś. Z Miką zawsze czuł, że żyje, czuł się sobą. Ją też do niego
„ciągnęło”. Była jednak mężatką, więc Gary starał się tłumić uczucia, aby
swoim zwyczajem przystosować się do okoliczności. Przez długi czas nie
mieli z sobą kontaktu. Nie potrafili jednak być osobno. W końcu Mika
rozwiodła się, aby zacząć nowe życie z Garym.
Kiedy zostali parą, pojawił się kryzys. Według niego „zmieniła się jej
osobowość – Mika stała się roszczeniowa”. Rozstali się. Mika ponownie
wyszła za mąż i urodziła dziecko.
Z dużą pewnością można stwierdzić, że niepewny styl przywiązania
Gary’ego i jego lęk przed bliskością przyczyniły się do rozpadu związku.
Ważne jest jednak to, że według mężczyzny namiętność nie przeminęła.
Mika wciąż chce mieć z nim dziecko, a on nadal potrafi „zatracić się w jej
oczach”. Być może nie umie z nią żyć, ale zawsze będzie ją kochał.
Niczego nie był i nie jest bardziej pewien; miłość wciąż w nim płonie,
sprawiając, że kameleon staje się smokiem.
Cztery poglądy na istotę miłości przez pryzmat WWO

Jeśli przyjrzymy się bliżej okolicznościom, w jakich ludzie się zakochują,


przekonamy się, że dla osób wysoko wrażliwych sytuacje te są źródłem
szczególnie silnych doświadczeń.
Zakochanie w bratniej duszy

Większość z nas żywi przekonanie, że miłość pojawia się wtedy, gdy


spotykamy właściwą osobę. Gdy w ramach naszych badań mój mąż i ja
prosimy uczestników o opowiedzenie, co się działo, gdy się zakochali,
zawsze na pierwszy plan wysuwa się oczywiście początkowy zachwyt
drugą osobą5. Mówią: „Ona była taka piękna”, „On był niesamowicie
przystojny”, „Miał niezwykłą osobowość” albo wymieniają drobne
ekscentryzmy lub charakterystyczne cechy, które szczególnie ich ujęły.
Ludzie często stwierdzają również, że poczuli miłość w chwili, gdy
uświadomili sobie, że są kochani lub podziwiani przez drugą osobę. To
kolejny ważny powód do szczerego wyrażania uczuć w bliskim związku.
Wybór partnera

Istnieją różne teorie mówiące o tym, dlaczego kochamy tych, których


kochamy. Jedna ich grupa opiera się na nieświadomości – zakochujemy się
w ludziach, którzy przypominają nam inne, dawno zapomniane osoby, lub
którzy, jak mamy nadzieję, pomogą nam przepracować bolesne,
nierozwiązane problemy. Albo zakochujemy się w kimś, kto – jak
przeczuwamy – pomoże nam rozwinąć się pod jakimś względem, czy to
ucząc nas, czy zmuszając do rozwoju przez reagowanie na jego
zachowania. Wyobraźmy sobie kobietę zafascynowaną lasem; chciałaby
poczuć się wśród drzew jak u siebie, odnaleźć swoje miejsce zgodnie
z naturalnym instynktem, ale boi się owadów, ciemności, niedźwiedzi
i błyskawic. Nagle w jej życiu zjawia się mężczyzna, który uwielbia
biwakować i który podczas burzy wychodzi z domu, aby popatrzeć na
błyskawice. Kobieta oczywiście zakochuje się w swoim przewodniku po
naturze. Innym przykładem może być mężczyzna, który pije trochę zbyt
dużo, zakochuje się w alkoholiczce i zaczyna walczyć z tym problemem
u siebie w reakcji na nałóg partnerki.
Badacze zainteresowani biologią zakochiwania się uważają, że w mózgu
istnieje specjalny układ zarządzający naszymi wyborami. Jak mówi Helen
Fisher, „umożliwia on osobnikom koncentrowanie zachowań godowych na
preferowanych partnerach”6, którzy prawdopodobnie mogą zaoferować
pewne korzyści genetyczne. U zwierząt układ ten powoduje inwestowanie
większej energii w zdobycie określonego partnera; u ludzi, u których
wzajemne przyciąganie może utrzymywać się przez całe życie
i występować nawet pod nieobecność kontaktu fizycznego, dochodzi do
tego radosne podniecenie, pragnienie zjednania i nieustanne rozmyślanie
o ukochanym. Odpowiadając na pytanie, jak wybieramy kandydatów na
partnerów, niektórzy biolodzy podkreślają rolę feromonów7, bezwonnych
cząsteczek wykorzystywanych przez wiele gatunków do sygnalizowania
stanu agresji lub otwartości na kontakt seksualny. Teoria ta nie wyjaśnia
jednak, co sprawia, że pewne osoby zakochują się mailowo lub listownie,
ani dlaczego – jeśli chemia jest tak zgodna – potrafią równie szybko się
odkochać.
Prowadząc własne badania, zaobserwowaliśmy, że ludzie mają
w większości dość jasno zarysowane ogólne wyobrażenie o tym, jaki
powinien być dobry partner. Są gotowi zakochać się, jeśli spotykają osobę
odpowiadającą tym wyobrażeniom w odpowiednim momencie
i w sprzyjających okolicznościach oraz gdy uważają, że sami też się jej
podobają. Ze względu na swoją refleksyjność osoby wysoko wrażliwe
zwykle mają większe pojęcie o tym, czego szukają, a dysponując
zdolnością dostrzegania wszelkich subtelności, prawdopodobnie zauważają
więcej zewnętrznych i wewnętrznych cech ludzi. Kiedy więc spotykają
właściwą osobę, świetnie zdają sobie z tego sprawę – i zakochują się bez
pamięci.
Wpływ temperamentu na atrakcyjność

Każdego przyciągają pewne osobowości i temperamenty bardziej niż inne,


nie mam jednak wątpliwości, że dla osób wysoko wrażliwych temperament
jest dodatkowym, silnym składnikiem atrakcyjności za sprawą
przynajmniej dwóch procesów. Pierwszym jest potencjalnie silne
przyciąganie do innej WWO. Poznając taką osobę, możesz doznać
ogromnej ulgi, tak jakbyś spotkał swojego bliźniaka. Natychmiastowe
przyciąganie. Wiele badań wskazuje, że ludzi pociągają osoby podobne do
nich samych – jedno wykazało nawet, że osoby zbliżone do siebie na
najbardziej podstawowym poziomie, czyli podobieństwa DNA, mają
największe szanse na wzajemną miłość.
Natomiast druga przyczyna fascynacji stanowi przeciwieństwo
powyższej – to spotkanie z nie-WWO. Człowiek taki może się wydawać
„cudownie normalny” (taki jak większość, niepodobny do ciebie)
i obdarzony niezwykłymi zdolnościami. Zdolności te – niebędące w twoim
zasięgu – jak na przykład zachowywanie energii w bardzo stymulującym
otoczeniu, mogą sprawiać wrażenie wręcz magicznych. Być może sam
chciałbyś być taki albo przynajmniej mieć kogoś takiego przy sobie.
Poczułbyś wówczas, że jesteś cały. Poza tym to, że ktoś taki cię pokochał,
może ci bardzo schlebiać. Z kolei twój partner nie-WWO może uważać cię
za równie magicznego, co zintensyfikuje wzajemne przyciąganie. Każde
z was będzie zachwycone tym, że tak niezwykła osoba pokochała właśnie
jego.
Oczywiście czasami najbardziej zakochujemy się wtedy, gdy nasz
poprzedni związek właśnie się zakończył lub jego koniec jest bliski.
Niezależnie od temperamentu twojego ostatniego partnera spodziewam się,
że następna osoba, która cię zainteresuje, będzie zupełnie inna, szczególnie
jeżeli wcześniejsza relacja nie była udana. Przyczyn można by szukać
w tym, że ludzie zawsze dążą do godzenia kontrastów i osiągania
równowagi lub – mówiąc potocznie – myślą, że trawa jest zieleńsza po
drugiej stronie płotu. Jest to jeszcze wyraźniejsze u osób wysoko
wrażliwych, bo jeśli twój poprzedni partner również przejawiał wysoką
wrażliwość, zapewne nie tylko poszukujesz teraz poczucia pełni, jakie
może ci dać związek z kimś zupełnie innym od ciebie, czyli z nie-WWO,
dysponującym wszystkimi zaletami swego temperamentu, ale dążysz także
do nawiązania dla odmiany relacji z kimś, kogo społeczeństwo postrzega
jako normalnego, ideał – a pragnienia tego typu są z pewnością obce nie-
WWO pragnącej związać się z WWO. Jeśli natomiast twój ostatni partner
był nie-WWO, prawdopodobnie nie tylko tęsknisz za głębią wysoko
wrażliwych, która do osób takich przyciąga również nie-WWO, lecz także
pragniesz dla odmiany związku z kimś takim jak ty.
Toteż ze wszystkich tych powodów poszczególne cechy decydujące
o tym, czy ktoś jest „tym właściwym”, będą dla ciebie – osoby wysoko
wrażliwej – bardziej widoczne.

ZAKOCHANIE SIĘ WSKUTEK ROZMYŚLANIA


O ZALETACH DRUGIEJ OSOBY

Mówiąc o zaletach, mam na myśli oczywiście piękno ciała, umysłu, duszy


i ducha. Badania wykazują, że im dłużej kontemplujemy dany obiekt,
angażując się emocjonalnie, tym intensywniejsze stają się nasze emocje
z nim związane8. Zakładając, że nie zamierzasz długo rozmyślać o kimś,
kto wywołuje w tobie nieprzyjemne emocje, z badań tych płynie prosty
wniosek: im dłużej myślisz o osobie, w której mógłbyś się zakochać, tym
silniejsza jest twoja miłość do niej. Oczywiście kiedy poznasz wszystkie
wady i słabości ukochanego, ta miłość może osłabnąć, a nawet zupełnie
zniknąć. Jednak na razie mówimy o zakochiwaniu się – rozmyślaniu
o kimś, kogo właśnie poznałeś, kogo dopiero zaczynasz lubić, podziwiać,
uwielbiać.
Zapewne domyślasz się już, co w związku z tym powiem o wysoko
wrażliwych: jesteśmy specjalistami w dostrzeganiu niuansów dzięki
głębszemu przetwarzaniu informacji i rozmyślaniu o nich dłużej niż inni.
Jest więc oczywiste, że gdy analizujemy wspaniałości osoby, która właśnie
się nam spodobała, zaczynamy odczuwać do niej większą sympatię, niż
robiłaby to nie-WWO.
Zapewne wypada dodać, że jeśli nie mamy poczucia bezpieczeństwa – 
a niekiedy nawet wtedy, gdy je mamy – mogą nam przychodzić również
takie myśli jak „Co jeśli on (ona) nie kocha mnie tak bardzo jak ja?” albo
„Co będzie, jeśli przyjdzie nam się rozstać?”. Chociaż lęk wywołuje
szczególnie silne emocje związane z drugą osobą, radość wcale mu nie
ustępuje, toteż osoby wysoko wrażliwe mówią o intensywniejszym
przeżywaniu wszystkich uczuć – zarówno radości, jak i lęków. Silniejsze
emocje i dokładniejsze ich przetwarzanie oznaczają z kolei większą
intensywność zakochania.

ZAKOCHANIE SIĘ W SYTUACJACH


WYWOŁUJĄCYCH EMOCJE
Duże znaczenie okoliczności, w jakich poznają się dwie osoby, wydaje się
raczej zaskakujące, ponieważ większość z nas zakłada, że zakochujemy się
po spotkaniu właściwej osoby. Jak jednak wspomniałam, wydaje się, że
ludzie są gotowi na miłość, jeśli okoliczności sprzyjają, a osoba
przynajmniej po części przypomina właściwą. Gdyby było inaczej,
dlaczego mielibyśmy celebrować księżycowe noce, owiewane bryzą plaże
czy inne romantyczne scenerie?
Jako jeden z pierwszych zaobserwował to mój mąż podczas słynnego
eksperymentu z mostem9. Mężczyźni uczestniczący w tym badaniu
spotykali się sam na sam z tą samą atrakcyjną kobietą albo na moście
linowym kołyszącym się wysoko nad kanionem, albo na stabilnej kładce
kilkadziesiąt centymetrów nad strumykiem. Uczestnicy uznawali kobietę za
dużo bardziej pociągającą, jeśli spotkanie odbywało się na moście
wiszącym. Wiele późniejszych badań prowadzonych w innych
okolicznościach przyniosło podobne rezultaty. Kiedy znajdujemy się
w ekscytującej sytuacji, każda obecna przy nas osoba wydaje nam się
atrakcyjniejsza – tak jakby i ona działała na nas ekscytująco.
Pobudzenie plus wysoka wrażliwość równa się
miłość

Z pewnych badań przeprowadzonych po eksperymencie z mostem wynika,


że niemal każdy rodzaj pobudzenia – spowodowany na przykład
oglądaniem filmu, a nawet jazdą na rowerze stacjonarnym – może sprawić,
że dana osoba wyda nam się atrakcyjna10. Jeżeli podniecenie jest kluczem
do zakochania, a ty jako osoba wysoko wrażliwa masz większą skłonność
do ekscytacji i podniecania się w nowych okolicznościach, powinieneś
doświadczać miesięcznie więcej sytuacji mogących prowadzić do
zakochania się w odpowiedniej osobie, jeśli tylko pojawi się ona z tobą
w tych okolicznościach. Nie musisz utknąć w windzie czy zagubić się na
bezludnej wyspie. Może wystarczyć poznanie się na pierwszych zajęciach
ceramiki.
Czego uczą nas osoby zakochujące się w swoich
terapeutach

Kolejnym przykładem pokazującym wpływ sytuacji na skłonność do


zakochiwania się w przypadkowej osobie jest psychoterapia. Freud jako
pierwszy zauważył, że pacjenci często zakochują się w swoich
psychoterapeutach (zjawisko to jest zwane przeniesieniem idealizującym),
mimo iż wybierając specjalistę, z reguły nie kierują się takim zamiarem,
a równie intensywną miłością mogą darzyć kolejnego terapeutę. Pracując
z osobami wysoko wrażliwymi, zauważam, że w ich przypadku uczucia
przeniesieniowe bywają bardzo intensywne i stanowią coś więcej niż tylko
– jak w pierwotnej definicji terminu „przeniesienie” – rozbudzenie
dawnych miłości lub potrzeb i przesunięcie ich na psychoterapeutę.
Psychoterapia oferuje wyjątkową głębię zainteresowania, akceptację,
intymność i możliwość odkrywania najskrytszych zakamarków psychiki. To
zrozumiałe, że każda osoba stwarzająca nam taką sytuację może się wydać
atrakcyjna. Jak pisze psychoterapeutka Ethel Person w książce Dreams of
Love and Fateful Encounters (Sny o miłości i znamiennych spotkaniach),
w takich okolicznościach „miłość zdaje się niegasnącą możliwością, która
tylko czeka na urzeczywistnienie się”11.
Person zauważa jednak, że silne początkowe uczucia mogą się
utrzymywać dłużej w terapii czy w innej sytuacji, w której kochamy
z daleka, ale i nie jesteśmy odrzucani. To znaczy – jak pisałam wyżej – 
miłość rozkwita, kiedy możemy rozmyślać o przymiotach danej osoby bez
rozpraszania się jakimikolwiek dodatkowymi, przyziemnymi „faktami”.
Eksperyment z mostem ilustruje zjawisko początkowej fascynacji; przykład
psychoterapii pokazuje, jak długo może się ono utrzymywać, jeśli
okoliczności spotkania dają nam – słowami Person – „zarówno pewną
gwarancję zabezpieczenia przed odrzuceniem, jak i nadzieję (lub złudzenie)
wzajemności, jednocześnie zapewniając wystarczająco dużo planowych
okresów rozłąki, w których może dokonać się wyobrażeniowa praca
zakochiwania się”.
Nastrojowa sytuacja plus wyobraźnia WWO równa
się miłość

Ponieważ osoby wysoko wrażliwe mają bujną wyobraźnię, jej rola


w zakochiwaniu się jest w naszym przypadku większa. Im bardziej
nastrojowa jest dana sytuacja, tym bardziej pobudza naszą wyobraźnię.
Czego nie zobaczyliśmy wyraźnie w świetle księżyca lub nie dosłyszeliśmy
pośród szumu morza, możemy swobodniej sobie dopowiedzieć. Więcej
można sobie wyobrazić na przykład na temat kobiety na moście wiszącym
nad przepaścią (skąd się tam wzięła i co się stanie, jeśli lina się zerwie?).
W ramach innego eksperymentu prowadzonego przez Arta mężczyźni
odgrywali pojedynczo sceny, w których kobieta albo ich torturowała,
skrapiając im czoło kwasem (w rzeczywistości wodą), albo wykonywała
jakąś nudną czynność; w innej wersji mężczyzna wygrywał rywalizację
fizyczną z kobietą, która stawiała albo niewielki, albo też znaczny opór12.
Wprowadzanie do eksperymentów mostu linowego, tortur czy motywu
pokonania w walce silnej kobiety stanowiło nasze dość prymitywne próby
aranżowania emocjonujących sytuacji „archetypowych”. Niezależnie od
tego, czy aranżacje były szczególnie udane, wszystkie nasze zabiegi
powodowały, że mężczyźni biorący udział w scenach ekscytujących
wykazywali większe zainteresowanie kobietą niż uczestnicy z grupy
porównawczej, którzy spotykali ją w bardziej przyziemnych
okolicznościach.
Kiedy ty, osoba wysoko wrażliwa, przebywasz poza domem – idziesz
ulicą, obserwujesz bawiące się psy, kupujesz książkę – częściej używasz
wyobraźni i masz świadomość głębszego, archetypowego poziomu pod
powierzchnią zdarzeń. Można by powiedzieć, że podczas przetwarzania
sytuacji twój umysł częściej dochodzi do tego najgłębszego poziomu. Albo
można trzymać się wyjaśnienia, że samo przebywanie poza domem jest
nieco bardziej pobudzające niż pozostawanie w domu. Pewne jest, że
wyjątkowość sytuacji sprzyjająca zakochaniu oddziałuje na wszystkich
ludzi, a na WWO silniej. Bez względu na to, czy chodzi o pobudzenie
fizyczne, romantyczną atmosferę, poczucie pełnej akceptacji, nastrojowość
lub archetypowość, wyraźniej to odczuwasz i łatwiej się zakochujesz.
Zakochanie pod wpływem sił nieświadomych

Wspomniałam już o możliwym znaczeniu nieświadomych przyczyn


w wyborze konkretnego partnera, ale nieświadomość może nas także
popychać ku miłości ze swoich własnych powodów. Uważam też, że osoby
wysoko wrażliwe są nią łatwiej miotane. Jak napisałam w rozdziale 3,
WWO są bardziej otwarte na nieświadomość – bardziej dostrojone do
krainy wspomnień, symboli i idei, zarówno osobistych, jak i zbiorowych,
dotyczących zarówno traum wypartych z powodu strachu, jak i mądrości
zagubionej we współczesnym życiu, które pozbawia nas naturalnych
instynktów. Stopień podatności na zakochiwanie się i intensywność
odczuwania nieświadomych treści wydają się często powiązane,
prawdopodobnie dlatego, że miłość rodzi się w dużej mierze wskutek
działania niekontrolowanych sił płynących z nieświadomości. Niektórzy
z nas są bardziej otwarci na te moce niż inni. W jednej chwili Gary był
normalnym facetem, przestrzegającym reguł społecznych, w następnej był
gotów zrobić wszystko, byle być ze swą ukochaną, do diabła z regułami!
Teza o związku miłości z nieświadomością nie jest nowa – freudyści
twierdzili, że ludzie zakochują się z powodu pragnienia regresji do
niemowlęctwa i zaspokojenia infantylnych dążeń do nieograniczonej
gratyfikacji seksualnej. Przedstawiciele psychologii więzi, jeszcze bardziej
zainteresowani najwcześniejszym dzieciństwem, lecz przyjmujący
łagodniejszą wizję ludzkiej natury, uważają, że chcemy odzyskać tę
bezpieczną więź z drugim człowiekiem, jakiej doświadczaliśmy lub
powinniśmy byli doświadczać jako niemowlęta. Jungiści zgodziliby się
z wszystkimi powyższymi stwierdzeniami, ale dodaliby, że w miłości
człowiek wyczuwa także szansę na połączenie z Bogiem, Stwórcą,
Oblubieńcem.
Powrót do raju ducha pierwotnego

Wszystkie opisane wyżej poglądy są zgodne ze stwierdzeniem, że


zakochując się, wyobrażamy sobie raj. Oczywiście osoby wysoko wrażliwe
mają wielką łatwość w korzystaniu z wyobraźni. Racjonalnie wiemy, że raj
nie istnieje, ale wyobrażanie go sobie i poszukiwanie nadaje głębszy sens
naszemu życiu. Zakochiwanie się jest tak cudowne częściowo dlatego, że
nas otwiera, nie pozwala ulegać dominującemu racjonalnemu spojrzeniu
i pozostaje poza ludzką kontrolą – podobnie jak nieświadomość. Jest dzikie
jak las za rogatkami miasta, gdzie grasują wilki.
Miłość rozbudza w nas na nowo to, co John Desteian, autor książki
Coming Together – Coming Apart (Zbliżanie się – rozchodzenie), nazywa
duchem pierwotnym – bogaty, instynktowny poziom życia, za którym
zawsze tęsknimy, a który stopniowo tracimy, coraz bardziej
podporządkowując się temu, co nazywa duchem dominującym13.
Dominujący duch obejmuje wskazania kulturowe odnoszące się do tego,
co sprawdza się u większości. Jeśli chodzi o miłość, mówi, że zauroczenie
i namiętność nie są najlepszymi przewodnikami w poszukiwaniu
życiowego partnera; małżeństwo wymaga kompromisu i akceptowania
rozczarowań, a zakochiwanie się w kimś innym niż małżonek prowadzi do
impulsywnych działań, które szkodzą trwałemu związkowi. Dominujący
duch staje się naszą osobistą wizją świata przez większą część życia,
szczególnie u większości wysoko wrażliwych, i zapewnia słuszną oraz
konieczną perspektywę. Jednak podobnie jest z duchem pierwotnym,
głębszym, soczystszym poziomem instynktowo-cielesnym, który dokarmia
bardziej pragmatycznego ducha dominującego. Osoby wysoko wrażliwe
intuicyjnie odczuwają potrzebę kontaktu także z duchem pierwotnym.
Wyczuwamy, że jedną ze szczelin, przez które duch pierwotny wydostaje
się na powierzchnię życia, by odnowić nas i społeczeństwo, jest zakochanie
się.
Skoro osoby wysoko wrażliwe pozostają wierne obu formom ducha, nic
dziwnego, że gdy wreszcie się zakochują, ich uczucie jest tak intensywne.
Im mocniejsza jest tama – opór, jaki stawiamy miłości, chcąc zachowywać
się racjonalnie i odpowiedzialnie – tym większa fala ją przełamuje
i ostatecznie wysoko wrażliwi kochają bez względu na cenę. Można
powiedzieć, że zarówno ludzie wysoko wrażliwi, jak i miłość stanowią
kanały, którymi pierwotny duch przedostaje się na świat. Jesteśmy dla
siebie stworzeni.

CZY MOŻNA POGODZIĆ DUCHA PIERWOTNEGO


Z DUCHEM DOMINUJĄCYM?

Z punktu widzenia ducha pierwotnego miłość polega na zaślubinach,


których osoby wysoko wrażliwe zwykle bardzo pragną. Chodzi
o małżeństwo ukrytych instynktów, czyli ducha pierwotnego,
z codziennymi odczuciami, pragnieniami i wartościami, które są zwykle
poskramiane przez ducha dominującego. Zaślubienie tej pary, drzemiących
głęboko popędów z emocjami na powierzchni, oznacza stworzenie stanu
pełni, który ludzie utracili, gdy stali się bardziej racjonalni i cywilizowani.
Można powiedzieć, że w kochankach, szczególnie jeśli są wysoko wrażliwi,
dochodzi do małżeństwa ducha pierwotnego z duchem dominującym,
z którego może się zrodzić nowe życie. Jeśli tak się dzieje, jest to widoczne
dla wszystkich wokół. Zakochanych przestaje interesować to, co wcześniej
uważali za ważne, odnajdują w życiu nowy sens, którego przedtem nie
było.
Często sensem życia, który zostaje poczęty i rodzi się w wyniku
zakochania, w szczególności u osób wysoko wrażliwych, staje się
instynkt/pragnienie, by ujrzeć koniec własnego wyizolowanego ego z jego
postawą przystosowawczą zgodną z duchem dominującym. Takie ego chce
się poświęcić dla większej idei – nie tylko dla własnego ukochanego, ale
dla związku (dla „dziecka”, które stworzyło) z samą miłością,
Oblubieńcem, Uniwersalnym Bytem.

CO POWSTAJE ZE ZWIĄZKU DUCHA


PIERWOTNEGO Z DUCHEM DOMINUJĄCYM?

Analityk jungowski John Haule w swojej książce Divine Madness14 (Boskie


szaleństwo) wyjaśnia, że według muzułmańskich mistyków sufich
z głębokiej miłości może narodzić się „nowe pokolenie” uczuć, nowy
rodzaj miłości, nazywany faną. Fana oznacza ekstatyczną kontemplację
tego, co boskie. Mistycy chrześcijańscy i żydowscy opisują ten sam stan
błogości, osiągany dzięki miłości do Boga, ale romantyczni trubadurzy
i arabscy sufi podkreślają możliwość równie silnego doświadczenia fany
przez rozpłynięcie się w boskości w drugim człowieku.
Być może zraziłam tymi uwagami niektórych czytelników, ale wiem
także, że wielu z was się z nimi zgadza. Jestem pewna, że osoby wysoko
wrażliwe są bardzo podatne na takie doświadczenia związane z miłością
i tłumaczą pozostałym ludziom, iż nie są to irracjonalne bajania, lecz
potencjalny raj, który – jak się okazuje – jednak istnieje w każdej chwili
w naszym wnętrzu i dokoła nas.
Oczywiście fana może sprowadzić osoby wysoko wrażliwe na manowce,
w ślepe uliczki zauroczenia lub oddawania czci złudzeniom, i to zapewne
łatwiej niż ludzi niewysoko wrażliwych. Jeśli jednak mamy do czynienia
z prawdziwą faną, to według sufich przeistoczy się ona w stan baqa,
kolejne „pokolenie” miłości, jeszcze bardziej rzeczywiste w odczuciu wielu
wysoko wrażliwych. W stanie tym człowiek jest otoczony większą
osobowością w sobie samym czy wyższą mocą przenikającą świat. Nie ma
tam „innego” – jest tylko Jednia. Zgodnie z tą perspektywą prawdziwą
miłość poznaje się po jej duchowych owocach: prowadzi do poznania
naszego najgłębszego, transcendentalnego ja (więcej na ten temat
w rozdziale 9).
Miłość na odległość, miłość bez wzajemności, miłość
niemożliwa

Z tych samych powodów, z których osoby wysoko wrażliwe zakochują się


bardzo intensywnie, mają one też większą skłonność od przeżywania
„niemożliwych” miłości. Przede wszystkim nieświadomość nie zawsze
respektuje takie praktyczne problemy jak, kto jest akurat dostępny albo
zainteresowany tobą. Jeśli zaś należysz do osób czułych na subtelne
sygnały, możesz oczekiwać zainteresowania od człowieka posyłającego ci
nieświadome sygnały, podczas gdy on może w rzeczywistości nie zdawać
sobie sprawy ze swojego zainteresowania. Ponadto, jak wiesz z rozdziału 3,
możesz świadomie pragnąć się zakochać, ale nieświadomie obawiać się
bliskości, a wtedy niemożliwa miłość jest idealnym rozwiązaniem,
szczególnie jeżeli prezentujesz lękowo-unikowy lub ignorująco-unikowy
styl przywiązania15.
Co masz robić, jeśli zakochasz się w osobie, która nie może lub nie chce
odwzajemnić twojego uczucia? Musisz nauczyć się dosiadać tygrysa
miłości niemożliwej, sprawić, by cię ona przemieniała, a nie upokarzała,
powodowała trwałe urazy lub służyła za metodę unikania bliskich
związków. W szczególności potrzebujesz siły, aby opanować swoją
determinację nawiązania zewnętrznej relacji z niedostępną osobą.
Najważniejsze, co trzeba tu sobie uświadomić, to że zawsze możesz
odnosić się do tej osoby na poziomie wewnętrznym (co szerzej omawiam
w rozdziale 9).
Trzeba również, abyś uwierzył, że zasługujesz na prawdziwe
zainteresowanie, zaangażowanie i opiekę ze strony zewnętrznego partnera.
Od tego wewnętrznego możesz oczekiwać i więcej, i mniej. Tym „mniej”
jest brak fizycznej obecności i więzi. Z drugiej strony, jeśli ukochany jest
postacią wewnętrzną, łatwiej może być osiągnąć poziomy fana i baqa.
Niemniej większość z nas zyskuje więcej mądrości oraz większe poczucie
bezpieczeństwa i przyjemności w związku z partnerem z krwi i kości
oprócz partnera wewnętrznego.
Bodaj najlepsze skrócone wskazania dotyczące przemiany miłości
niemożliwej w taką, jakiej potrzebujemy, pochodzą od Carla Junga. Chętnie
powtarzał on, że nieświadomość stwarza pewne okropne sytuacje, „aby
zmusić jednostkę do pokazania, na co ją stać (…) wyrzec się swojej woli
i swojej przemyślności, a bezczynnie czekać, zawierzając bezosobowej
mocy wzrostu i rozwoju”16. Jung zawsze doradzał, że kiedy stoimy przed
murem i chcemy zobaczyć, co jest po drugiej stronie, nie powinniśmy
wysilać się i wspinać, lecz zapuścić korzenie, jak drzewo, i zaczekać, aż
zrozumienie nadejdzie z głębszych źródeł17. Kiedy stajesz w obliczu
miłości niemożliwej, wejdź w głąb siebie i czekaj, aż psychika ujawni cel
tej namiętności.
Przemyślałeś to i chcesz się zakochać

Jak obiecałam na początku rozdziału, porzucimy teraz kontemplację


transcendencji i zajmiemy się objaśnianiem spraw praktycznych – co
można zrobić, aby ułatwić sobie moment zakochiwania się, zakładając, że
tego sobie życzysz, oraz jak pogłębić nową znajomość, by zmierzała
w kierunku miłości. Czy taką tajemnicę można sprowadzić do listy
wskazówek? Przekonajmy się.
Poniższe rady są wyrażone bardzo zwięźle, bez szczególnego
podkreślania tego, jak trudne i skomplikowane mogą być to sprawy – 
sprawiedliwość tę czyni im tylko niniejszy komentarz (więcej na temat
nieśmiałości miłosnej znajdziesz w rozdziale 2, a o nieśmiałości ogólnie – 
w książce Wysoko wrażliwi). Nawet niewielkie działania mogą sprawić, że
w twoim życiu pojawi się więcej miłości – nie musisz od razu czynić
cudów, zresztą może wcale nie potrzeba cudów. Wystarczy, że okażesz
drugiej osobie odrobinę czułości, a rzadko trafia się ktoś, kto tego by nie
pragnął.
Zacznę od mojej listy sposobów na rozpoznanie „celnego trafienia”, abyś
nie korzystał z przedstawianych tu wskazówek do romansowania
z niewłaściwą osobą. Następnie opiszę, jak zapoznawać się z drugą WWO,
a jak z nie-WWO – naprawdę masz wybór. Zalety i wady związków
z poszczególnymi typami staną się jaśniejsze po przeczytaniu rozdziałów 5
i 6. Na koniec dowiesz się, jak pogłębić nową relację.
Właściwy wybór, albo w kim się nie zakochiwać

Żaden z poniższych czynników nie jest wystarczającym powodem, by


dążyć do związku z kimś lub go unikać, jednak z mojego doświadczenia
wynika, że pozwalają one zadziwiająco trafnie ocenić sytuację. Uważam, że
korzystanie z przedstawionych niżej wskazówek może być szczególnie
korzystne dla osób wysoko wrażliwych, gdyż jesteśmy pełni współczucia
dla wszystkich, odczuwamy ogromną wdzięczność za każdy miły gest,
a czasami wykazujemy nadmierną gotowość do „zadowalania się tym, co
możemy dostać”, niepewni, czy kiedykolwiek znajdziemy kogoś, kto
pokocha naszą „nadmiernie” wrażliwą duszę. Tymczasem osoba, która
potrafi nas w pełni docenić, czeka tuż za rogiem.
Pierwsza zasada Elaine Aron: sprawdź, jak ten ktoś traktuje swoją matkę.
A choćby twoim zdaniem matka nie zasługiwała na dobre traktowanie, to
i tak bez znaczenia. Wynika z tego jedynie, że prawdopodobnie pierwsza
bliska relacja, jakiej doświadczył interesujący cię człowiek, nie była zbyt
ciepła.
Dodatek: spróbuj znaleźć kogoś z bezpiecznym stylem przywiązania bez
względu na to, jaki jest twój własny. (O tym, jak rozpoznać „bezpiecznych”,
piszę w rozdziale 3).
Bliska przyjaźń z osobą wywodzącą się z innej kultury może być wspaniała,
ale zanim zdecydujesz się na stały związek oparty na wyłączności, przemyśl
to dobrze i wszechstronnie. Pojawią się różnice zdań i napięcia, których nie
potrafisz sobie wyobrazić.
Wysłuchaj opowieści o życiu zawodowym tej osoby. Ludzie wysoko
wrażliwi zwykle zmieniają zajęcie częściej niż inni, ale wielokrotne
zwolnienia lub rzucanie pracy z powodu rzekomego tłamszenia nie świadczą
o dobrych relacjach z zespołem. Tymczasem romantyczne związki również
wymagają współpracy.
Wystrzegaj się ludzi, którzy mówią wyłącznie o sobie i nie okazują ci
empatii.
Uważaj też na osoby obsesyjnie zainteresowane swoim ciałem i wyglądem.
Unikaj wszelkich uzależnionych. Daj im kilka lat na wyzdrowienie – dopiero
wtedy się zakochuj.
Nie przebywaj w towarzystwie kogoś, kto ulega agresywnym wybuchom
gniewu, nawet jeśli zdarza się to rzadko. Takie sytuacje z pewnością staną się
częstsze.
Poznawanie wysoko wrażliwych

1. Bywaj tam, gdzie oni bywają, rób to, co oni robią. Aby działać zgodnie
z tą zasadą, musisz myśleć tak jak ludzie wysoko wrażliwi – nic trudnego,
skoro jesteś jednym z nich. Zakładając, że gdy wychodzisz do miasta,
poszukujesz głębokich, interesujących doświadczeń, które jednocześnie nie
są zbyt stymulujące, dokąd byś się wybrał? Spróbuj brać udział
w seminariach (wystarczająco długich, aby miały przerwy pozwalające na
poznawanie ludzi), wyjazdowych rekolekcjach, wydarzeniach artystycznych
i naukowych; unikaj jednak tłumów (wybieraj wczesną lub późną porę albo
imprezy niszowe). Spędzaj czas na łonie natury, uprawiając sporty
odpowiednie dla samotników, na przykład turystykę pieszą, jogging,
pływanie, jazdę na rowerze lub kajakarstwo, i nawiązuj rozmowy na
parkingu, w punktach odpoczynkowych lub specjalistycznych sklepach
sportowych. Pamiętaj, że aby porozmawiać z innymi wysoko wrażliwymi,
musisz być sam. Lista miejsc, które możesz odwiedzić, okaże się długa, o ile
tylko przestaniesz sobie powtarzać, że nigdzie nie da się spotkać WWO, bo
nie przesiadują w pubach i nie bywają w klubach dla singli.
2. Naucz się ich rozpoznawać. Nie będziesz mieć z tym trudności, gdy tylko
zaczniesz się na tym skupiać. Wysoko wrażliwi często mają w sobie coś
szczególnego. Trudno to opisać słowami, ale osobowość (wraz
z temperamentem) ujawnia się w naszym ciele i twarzy – mięśnie
przyzwyczajają się do określonych gestów i pozycji. Osoby wysoko wrażliwe
zwykle wydają się bardziej refleksyjne, subtelne, może nawet delikatne,
powściągliwe lub melancholijne. Trzymają się na uboczu, najlepiej emanując
głębokim spokojem podczas obserwowania i analizowania tego, co się dzieje
wokół, ale mogą też wyglądać na zaniepokojone lub oszołomione nadmiarem
bodźców. Jeśli znajdują się w grupie, zazwyczaj mówią niewiele, a ich
spostrzeżenia bywają albo zadziwiająco trafne, albo niewiarygodnie banalne,
co wynika z przestymulowania lub chęci odciągnięcia od siebie uwagi.
3. Poproś znajomych, by przedstawili cię znanym sobie WWO. Jeśli twoi
znajomi nie czują „typu WWO”, możesz ich zapytać, czy znają więcej takich
wrażliwców jak ty lub nawet podobnych do ciebie „introwertyków” czy
„milczków”, o ile właśnie te opisy pasują do ciebie. Poproś o pomoc
zwłaszcza najbardziej towarzyskie i otwarte osoby. Tacy ludzie często
utrzymują kontakty z kilkoma wysoko wrażliwymi, których mają za
interesujących dziwaków, ale sami mogą nie wpaść na pomysł, by poznać ich
z tobą.
4. Podchodź do wysoko wrażliwych ostrożnie i bądź wytrwały.
Wyobraźmy sobie, że jesteś na imprezie i dostrzegasz drugą osobę wysoko
wrażliwą albo przedstawiono was sobie lub słyszysz, jak z kimś rozmawia.
Spójrzmy prawdzie w oczy – ta osoba najprawdopodobniej zastanawia się już
nad wyjściem i nie ma ochoty na rozmowę z kolejnym obcym człowiekiem,
bez względu na to jak wysoko wrażliwym. Wiesz, co masz robić – chyba że
na myśl o odezwaniu się do nieznajomego odczuwasz tak silny lęk, że
przestajesz zważać na jego potrzeby; a potrafimy być tak nieśmiali. Jeśli
jednak możesz, podejdź do tej osoby i zachowuj się tak, jak chciałbyś, by
ludzie zachowywali się wobec ciebie – wyrozumiale, z łagodną otwartością
– i pozostaw jej dużo przestrzeni na obserwowanie cię i myślenie o tobie.
Możesz zacząć rozmowę od komentarza na temat czegoś, na co oboje
patrzycie – to rodzaj wypowiedzi charakterystyczny dla osób wysoko
wrażliwych, na przykład zwrócenie uwagi na subtelne piękno scenerii lub
drugie dno w zachowaniu zebranych. Potraktuj siebie jako kogoś, kto daje
chwilę wytchnienia, bezpieczną ucieczkę, pogłębioną rozmowę. Temat zależy
od rodzaju imprezy, a rodzaj ten z kolei podpowiada ci, z jakim typem osoby
wysoko wrażliwej masz do czynienia. Wyobrażam sobie, że na wernisażu
w galerii zachęciłoby mnie do rozmowy na przykład pytanie „Jak myślisz,
czy naprawdę istnieje związek między kreatywnością a szaleństwem?”, a na
imprezie towarzyskiej komentarz typu „Zastanawiam się, co właściwie
sprawia, że obcy ludzie spotykają się tutaj i zaczynają rozmawiać, chociaż
gdyby mijali się na ulicy kilka przecznic dalej, nawet by na siebie nie
spojrzeli”.
Załóżmy, że dałeś z siebie wszystko, ale z twarzy rozmówcy wciąż
czytasz pragnienie, by jak najszybciej umknąć z miejsca, w którym się
znajduje. Możesz wtedy wspomnieć, że jest dla ciebie zbyt głośno, więc
zamierzasz wyjść, i wydaje ci się, że on (ona) również ma na to ochotę, ale
może znaleźlibyście jakiś spokojniejszy kąt. Może wyjść na zewnątrz?
A jeśli jesteś bardzo odważny, powiedz, że rzadko ci się to zdarza, ale teraz
intuicja podpowiada ci, że byłoby miło spotkać się kiedyś i porozmawiać
w przyjemniejszym miejscu – może wymienicie się numerami telefonu?
W poznawaniu się z osobą wysoko wrażliwą ważna jest wytrwałość,
oczywiście bez naprzykrzania się. Jeżeli twoje propozycje spotykają się
z reakcjami neutralnymi lub roztargnieniem, a nie kategoryczną odmową,
próbuj dalej. Wiem, że jest to niezgodne z twoją naturalną skłonnością do
niepodejmowania ryzyka, kiedy sytuacja jest mniej niż obiecująca, jeśli
jednak naprawdę chcesz poznać kogoś równie wrażliwego, będziesz musiał
pokonać tę wewnętrzną barierę. Osoby wysoko wrażliwe zawsze potrzebują
chwili przerwy na zastanowienie się nad tobą i podjęcie decyzji, czy chcą
się angażować. W trakcie coraz lepszego poznawania cię mogą kilkukrotnie
zmieniać zdanie o tobie, lecz jeśli zostawisz wszystko w ich rękach, mogą
cię wcale nie poznać.
Poznawanie nie-WWO

1. Bywaj tam, gdzie oni bywają, rób to, co oni robią. Aby poznać nie-
WWO, możesz się udać w dowolne miejsca, także w te, które wskazałam
jako odpowiednie dla osób wysoko wrażliwych. Właściwie szukanie nie-
WWO w miejscach lubianych przez WWO – na przykład w filharmonii lub
na wyprawie wspinaczkowej, jeśli lubisz właśnie takie rzeczy – może być
dobrym pomysłem. Wówczas z nowo poznaną osobą połączą cię wspólne
zainteresowania. Pamiętaj, aby w miarę możliwości rozmawiać z nie-WWO
w sytuacjach niepobudzających dla ciebie. Jeśli nie czujesz się swobodnie
w grupie lub wśród wielu nieznajomych, nie staraj się poznać kogoś właśnie
w takich okolicznościach. Nie zaprezentujesz się najlepiej. Spróbuj się
w jakiś sposób oddzielić od grupy, na przykład podczas wędrówki górskiej
postaraj się o to, byście zostali trochę w tyle albo wysunęli się na czoło. Jeśli
poznaliście się na kursie, na imprezie albo w innej sytuacji zbiorowej, poproś
tę osobę, by wyszła z tobą sama na spacer czy na posiłek.
2. Kiedy czujesz się pobudzony lub stremowany, zadawaj pytania i
słuchaj. W pierwszych chwilach spotkania lub w innych okolicznościach,
gdy wzrasta twoje pobudzenie, zamiast na sobie, skoncentruj uwagę na nie-
WWO. Zadawaj pytania (możesz z góry je obmyślić), na które nie da się
odpowiedzieć „tak” lub „nie”, na przykład „Gdzie spędziłeś dzieciństwo?”
albo „Dokąd lubisz podróżować?”. Nie-WWO będzie mniej spięty niż ty
i zacznie swobodnie mówić. Kiedy zaangażujesz się w tę opowieść,
zapomnisz o swoich obawach, poza tym prawdopodobnie potrafisz dobrze
słuchać, więc zostaniesz doceniony za okazanie zainteresowania.
3. Daj się poznać, szczególnie pokaż głębsze aspekty siebie. Nie zajmij
się słuchaniem do tego stopnia, żebyś wcale się nie odzywał. Znów z góry
przemyśl, jakie aspekty twojej osoby są najbardziej interesujące i jak można
napomknąć o nich, tak by wzbudziły zaciekawienie. Z moich doświadczeń
wynika, że osoby wysoko wrażliwe robią lepsze drugie wrażenie niż
pierwsze. Być może nie należymy do mistrzów ciętej riposty, mamy jednak
głębokie przemyślenia tego rodzaju, jaki nie wypływa w pierwszych
minutach znajomości. Niemniej nie wszyscy nie-WWO docenią twoje
wnikliwe refleksje, dlatego dobrze jest się zorientować, czy twój rozmówca
jest nimi zainteresowany, tak żebyś wiedział, czy warto podejmować wysiłek
podtrzymywania rozmowy. Jeśli zaś będziesz tylko słuchać, nie-WWO może
uznać to za tak miłe, że niebawem przystąpi do wyznania ci uczucia
(wyznania, które odwzajemnisz z wdzięczności za docenienie), a ty z czasem
możesz odkryć, że trwasz w jednostronnej relacji, w której zawsze jesteś
widzem dogłębnie analizującym występy partnera – sytuacja dla ciebie
zdecydowanie nie najlepsza.
4. Przygotuj się na występowanie różnic między wami. Wcześniej czy
później wyjdą na jaw dzielące was różnice. Od początku powinieneś być
gotów do pracy opisanej w kolejnym rozdziale: bronić tego, kim jesteś, dbać,
abyście oboje mieli szacunek do twojej wrażliwości, płci, korzeni – 
wszystkiego, co stanowi o tobie. Jednocześnie sam masz honorować prawo
partnera do jego temperamentu, płci, korzeni i całej reszty. Nie wszystkie
konsekwencje tych różnic muszą ci się podobać. Jeśli niektóre okażą się
irytujące, uszanuj w sobie to uczucie, otwarcie się do niego przyznając. Nie
oznacza to jednak, że druga osoba będzie zobligowana do zmiany. Nie
zapominaj, że nie-WWO może się czuć onieśmielona twoją intuicją
i wnikliwością. Chwal jej zdolności, w miarę jak będą się ujawniać,
wskazując na różnice między wami i ich wzajemne uzupełnianie się.
Pogłębianie relacji

Niezależnie od tego, czy poznana przez ciebie osoba jest wysoko czy
niewysoko wrażliwa, jeżeli chcesz się zakochać, musisz pogłębić waszą
relację. Czy planowanie bliskości nie jest formą manipulacji? Nie, jeśli
wykonujesz te gesty dlatego, że jesteś szczerze zainteresowany drugą
osobą. Czy planowanie nie zabija romantyzmu, czy miłość nie powinna po
prostu stać się? Wszystko zależy od tego, jak bardzo jesteś niecierpliwy, ale
jako psycholog społeczny jestem szczerze przekonana, że sytuacja
i działania, jakie podejmujemy – czyli czynniki, nad którymi mamy
kontrolę – znacząco wpływają na zakochiwanie się. O spotkaniu
odpowiedniej osoby czasami decyduje przypadek, ale to, czy relacja
zostanie pogłębiona i czy przetrwa, w dużej mierze zależy od ciebie,
a właściwie od was dwojga.
1. Jeśli kogoś lubisz, to, na litość boską, mu o tym powiedz! Powiedzenie
drugiej osobie o swoich uczuciach to największe ryzyko, jakie podejmuje się,
aby zdobyć jej miłość. Nie chcesz się zagalopować i stanowczo nie chcesz
wyolbrzymić swego uczucia. Kiedy jednak emocje rosną, jedno z was
w końcu to powie; aby mieć pewność, że tak się stanie, zrób to ty. Nie musisz
przysięgać miłości aż po grób. Po prostu szczerze powiedz, co czujesz teraz.
Możesz też dodać, co chciałbyś czuć w przyszłości.
2. Spędzajcie razem czas w twórczych lub znaczących emocjonalnie
sytuacjach. Myślisz pewnie: „zaraz mi każe zaaranżować, żebym utknął
z kimś w windzie albo spotkał się na rozbujanym moście linowym”.
Rzeczywiście wybieranie odpowiedniego miejsca do zakochania się sprawia
wrażenie manipulacji. Jednak ilekroć z kimś się gdzieś wybieramy, robimy
plany. Romantyczne plany. Dlaczego więc nie miałbyś postąpić kreatywnie?
Piknik, nawet w czterech ścianach, jest dużo ciekawszą opcją niż lunch
w lokalnej, pseudoromantycznej restauracji sieciowej. A co byś powiedział
na lunchbox w zoo, na przykład z widokiem na lwy? Twórcze myślenie
i wyobraźnia to talenty, które wysoko wrażliwi wnoszą do związków,
a przynajmniej mogą wnieść, jeśli pomyślą. Relacje pogłębiają się
najbardziej, kiedy razem przeżywa się intensywne wydarzenia. Studenci
znają to ze wspólnej nauki do egzaminów, zawodnicy z meczów barażowych,
przyszli rodzice z przyjaźni z innymi rodzicami oczekującymi dziecka. Tak
powstają więzi. W odróżnieniu od tego oglądanie w kinie czy w domu filmu
o ludziach zbliżających się do siebie w trudnych chwilach nie przynosi tego
rodzaju efektów. Dlatego gdy następnym razem znajdziesz się w kryzysowej
sytuacji i uznasz, że poznana osoba mogłaby cię wesprzeć, poproś ją, by
towarzyszyła ci w poczekalni u dentysty przed leczeniem kanałowym lub
poczekała z tobą na rezultat operacji twojej matki. A może przydałaby ci się
rozmowa z kimś o śmierci twojego psa? Albo jeśli ta osoba będzie miała
trudności – i na przykład odmówi spotkania z powodu nadmiaru zajęć – 
zapytaj, co możesz zrobić, by jej pomóc. Nie musisz się zgodzić na więcej,
niż zechcesz, ale nawet pomoc w zrobieniu prania lub sprzątnięcie kuwety to
zaskakująco intymne, istotne życiowo zajęcia, które znacznie bardziej
zbliżają ludzi niż wspólne wybieranie restauracji.
3. Stosuj wnioski ze zjawiska przeniesienia w psychoterapii. Bądź
bezgranicznie akceptujący, co nie powinno być trudne, jeśli się zakochałeś.
Dodaj do tego troskliwość – pozwól na zależność, beztroskę, dziecinne
zachowania. Nie zapominaj, jak ważny jest przytulny, intymny świat was
dwojga. Dotknijcie też sfery archetypowej, na przykład czytając sobie
nawzajem poezję albo mity. Przede wszystkim zaś pielęgnujcie bliskość
między wami, wyznania, zaufanie, autentyczność (ta ostatnia zasługuje
zresztą na osobny punkt – patrz poniżej).
4. Bądź szczery. Może jesteś już zmęczony tą radą, ponieważ wielokrotnie ją
powtarzam, ale im bardziej autentycznie wyrażamy swoje uczucia, tym
bliższy staje się nasz związek z drugą osobą. Oczywiście istnieją pewne
ograniczenia, wynikające głównie z etapu relacji. Odkrywanie siebie
w intymnych chwilach odbywa się stopniowo, a większość z nas potrafi
dobrze wyczuć, jakiego typu zwierzenia są odpowiednie w danym momencie.
Jednak przejęcie inicjatywy podczas przechodzenia do kolejnego etapu, gdy
nadchodzi na to czas, jest podobne do przejęcia inicjatywy w pierwszym
wyznaniu miłości. Może wywołać głęboką reakcję. Czego jeszcze, oprócz
miłości, może dotyczyć twoja szczerość? Możesz mówić o swoim lęku przed
reakcjami partnera na ciebie lub o obawach związanych z waszą wspólną
przyszłością. Możesz się przyznawać do rozczarowania lub zniecierpliwienia
zachowaniem partnera – wyjaśnienie nieporozumień często prowadzi do
znacznego pogłębienia więzi. Możesz się dzielić swoimi spostrzeżeniami na
temat was dwojga jako pary, waszej „historii” (nawet jeśli ma tylko kilka
godzin) albo powstałych nawyków – rzeczy, które oboje zawsze zaczynacie
mówić albo przemilczać. Jeśli druga osoba czuje się na to gotowa, opowie
o własnych uczuciach i obserwacjach tego typu.
5. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Dobrze znane jest w psychologii
zjawisko, że jeśli na przykład sami skłamaliśmy lub zrobił to ktoś nam bliski,
zakładamy, iż wymagała tego sytuacja lub było to wyjątkowe zdarzenie,
jeżeli natomiast kłamstwa dopuścił się słabo nam znany człowiek,
przypisujemy to jego osobowości18. Uznajemy, że ten człowiek jest
nieuczciwy. Jaki to ma związek z poznawaniem kogoś? Przypuśćmy, że
zostawiłeś dla kogoś wiadomość, a on nie oddzwonił. Jeżeli to twój znajomy,
stwierdzisz, że był pewnie zbyt zajęty albo zepsuła mu się poczta głosowa.
Jeśli jednak chciałeś się umówić na randkę z dopiero co poznaną osobą, a ona
nie oddzwania, pomyślisz, że jest zbyt szałowa, by interesować się takimi jak
ty, albo jest niekulturalna, albo obojętna – uzasadnieniem jest jej osobowość.
Teraz pomyśl: prawdopodobieństwo tego, że ktoś nie zadzwonił do ciebie
z powodu natłoku zajęć albo dlatego że poczta głosowa nie zarejestrowała
twojej wiadomości, jest takie samo niezależnie od tego, czy to twój dobry
znajomy, czy nie. Zadzwoń ponownie. Osoby mające niskie poczucie własnej
wartości, do jakich zalicza się wielu wysoko wrażliwych, mogą odwracać
opisany mechanizm wyciągania wniosków na temat siebie i innych. Kiedy
coś nam nie wychodzi, uznajemy, że winna jest nasza osobowość; kiedy nie
wychodzi komuś innemu, mówimy, że to wypadek, wina okoliczności. Jeśli
nie oddzwonimy do nowo poznanej osoby, możemy stwierdzić, że odpowiada
za to nasza tchórzliwość i nieśmiałość. Jeżeli inni ludzie nie odpowiadają na
nasze wiadomości, uznajemy, że nie spodobaliśmy się im dostatecznie albo
że mają zbyt dużo na głowie, by się nami przejmować. Tłumaczymy ich
zachowanie okolicznościami, tym, że to my dzwoniliśmy. Zastanów się
jednak nad sytuacją ze swojej strony – być może nie miałbyś tylu
wątpliwości, gdyby osoba, do której próbowałeś dzwonić, wydała ci się
bardziej przyjazna podczas pierwszego spotkania. Zarówno miłość do siebie,
jak i do innych rośnie, kiedy nie składamy zbyt wiele na karb własnej czy
czyjejś osobowości, lecz uświadamiamy sobie, że zachowań nie można
w pełni wyjaśnić za pomocą takich etykiet, jak „nieśmiały”, „niemiły” czy
nawet „wysoko wrażliwy”, życiowe sytuacje zaś są złożone, bogate, często
nieprzewidywalne i nieskończenie ciekawe.
6. Daj sobie czas. Wbrew obiegowej opinii tylko 11 procent ludzi mówi, że
zakochało się od pierwszego wejrzenia19. Częściej zdarza się, że znajoma
twarz stopniowo staje się ukochaną. Osoby wysoko wrażliwe potrzebują
szczególnie dużo czasu, aby zdecydować o swoim stosunku do innych – 
potrzebujesz go ty, a także twój partner, jeżeli jest wysoko wrażliwy.
Potrzebujecie czasu spędzanego wspólnie oraz przerw na refleksje
w pojedynkę. Uczucia zawsze się zmieniają – zastanów się, jak zmieniają się
twoje. Jeśli będziesz wytrwały, miłość może się rozwinąć, ale może też
wygasnąć. Czas działa jednak na twoją korzyść – w tym sensie, że im lepiej
poznacie się nawzajem, tym bardziej to, co się ostatecznie stanie, wyjdzie
wam na dobre.
Jak zapobiec zakochaniu się

Czasami zdarzają się w życiu okresy, w których zdecydowanie nie chcemy


się zakochiwać. Jeśli na przykład zależy nam na trwałości związku
z obecnym partnerem i pozostaniu w nim na dobre i na złe, musimy
ignorować wszelkie inne opcje. Aby się nie zakochać:
1. Nie wyrażaj żadnych odczuwanych romantycznych uczuć. Mogą zostać
odwzajemnione.
2. Unikaj ekscytujących, intymnych lub podniecających sytuacji w
towarzystwie atrakcyjnych osób. Jeśli ktoś ci się spodoba w takich
okolicznościach lub później, oceń to racjonalnie: twoje emocje wynikają
z sytuacji.
3. Przyznaj przed sobą, że fascynują cię określone typy temperamentu.
W szczególności, jeśli twój partner jest wysoko wrażliwy, jestem niemal
pewna, że twoje kapryśne impulsy romantyczne będą się kierowały w stronę
nie-WWO; jeżeli natomiast jesteś w związku z nie-WWO, zatęsknisz za
bliskością z WWO, jak ty. Ponieważ jednak nie można mieć wszystkiego,
doceniaj to, co masz, i oprzyj się pokusie. A jeszcze lepiej zawrzyj bliską,
lecz nieromantyczną przyjaźń z osobą o temperamencie, jakiego nie ma twój
partner.
4. Nie wchodź w bliskie relacje z nikim, kto wyraźnie pokazuje, że jest
gotów na romantyczny związek. Zachowaj intymne wyznania dla partnera
lub przyjaciół, z którymi na pewno nie połączy cię inne uczucie. Bliskość
obejmuje dzielenie się bardzo osobistymi przemyśleniami; budowanie
zaufania przez wysoki poziom szczerości, akceptację i życzliwość wobec
drugiej osoby; częste spędzanie czasu tylko we dwoje. Przede wszystkim „nie
zgrywaj terapeuty”! Możesz wywołać u kogoś idealizujące przeniesienie.
5. Nie wylewaj dziecka z kąpielą. Impulsy do zakochiwania się są zawsze
ważnymi sygnałami od psychiki. Wyrażają one twoje fantazje i tęsknoty.
Ignoruje się je na swoje własne ryzyko, ponieważ następnym razem wracają
ze zdwojoną siłą. Postaraj się raczej powstrzymać od działania pod wpływem
silnych uczuć i zrozumieć, dlaczego odczuwasz taką miłość w danej sytuacji,
na obecnym etapie swojego życia, do takiej, a nie innej osoby. Co próbujesz
sobie w ten sposób rekompensować? Nie ma się czego obawiać: im lepiej
rozumiesz swoje uczucia, tym mniejsze jest ryzyko, że będziesz działać pod
ich dyktando.
Po zakochaniu się

Dla wielu czytelników etap zakochiwania się jest już zapewne dawno
miniony. Chcą zrozumieć to, co działo się później. Być może dowiedzieć
się, dlaczego miłość osłabła i jak można ją ożywić. Czy tamte intensywne
miesiące radości były tylko jakimś złośliwym biologicznym żartem natury,
która lubi kojarzyć wszystko w pary?
W kolejnych trzech rozdziałach omawiam etap „po zakochaniu się”,
najpierw w kontekście związku z nie-WWO, a następnie z WWO.
W rozdziale 7 przyjrzymy się kilku zasadom, o których osoby wysoko
wrażliwe powinny pamiętać niezależnie od temperamentu partnera.
Rozdział 5
Związki WWO z nie-WWO
Jak zachować miłość mimo zderzenia
temperamentów

Niezgodność temperamentów i wynikające z niej nieporozumienia to


zdecydowanie największy problem spowodowany wrodzonymi cechami,
z jakim muszą się zmagać osoby będące w bliskich relacjach. Z moich
badań wynika, że około połowy osób wysoko wrażliwych ma za partnerów
nie-WWO. Co ciekawe, jeszcze więcej niż połowa z nas uważa, że związała
się z nie-WWO, chociaż w rzeczywistości jest inaczej. Tak jak nie ma
dwóch ludzi dokładnie tego samego wzrostu, tak w każdej parze jedno jest
bardziej, a drugie przynajmniej trochę mniej wrażliwe, albo wysoka
wrażliwość każdego z nich przejawia się w inny sposób. Dlatego
wszystkich zachęcam do przeczytania zarówno tego, jak i następnego
rozdziału – na temat związków między dwiema WWO, gdyż wielu
z naszych mniej wrażliwych (w porównaniu z nami) partnerów jest mimo
wszystko co najmniej umiarkowanie wrażliwych. Na początek poznajmy
jednak Particka i Connie.

PATRICK I CONNIE
Wysoko wrażliwy Patrick i Connie, niebędąca osobą wysoko wrażliwą, są
małżeństwem od trzydziestu lat i bardzo się kochają. Wspaniale się
komunikują, są cierpliwi i okazują sobie wzajemnie szacunek. Chętnie
spędzają czas we dwoje. Wspierają się podczas każdego kryzysu i razem
stawiają czoło przeciwnościom losu. Mimo to w ich związku pojawia się
wiele napięć (choć mało kłótni), szczególnie od czasu, gdy ich dwie córki
weszły w okres nastoletni.
Nową komplikacją jest to, że obecnie Connie i Patrick uczą w tej samej
szkole średniej, mogą się więc wzajemnie porównywać. Według Particka
uczenie młodzieży daje satysfakcję, ale wymaga znacznego wysiłku.
Należy on do skrupulatnych pedagogów, którzy wzbudzają szacunek
dyrekcji, rodziców oraz uczniów; jest regularnie proszony o fachowe
porady; i co wieczór jest wypompowany. Tymczasem Connie często trafia
na dywanik, ponieważ nie wywiązuje się ze swoich oficjalnych
obowiązków, niemniej uczniowie co roku przyznają jej tytuł ulubionego
nauczyciela. Młodzi ludzie uwielbiają jej energię, a ona kocha uczyć.
Wprowadza różne innowacje edukacyjne na lekcjach – czasami realizując
pomysły podpowiadane przez Particka, których on sam nie wcielił w życie
z powodu przeciążenia pracą.
W weekendy Patrick nadrabia zaległości zawodowe, jednocześnie
przyjmując na siebie połowę, a nawet więcej obowiązków domowych. Gdy
tylko się z nimi upora, zamyka się w pracowni malarskiej, gdzie oddaje się
swojej prawdziwej pasji, lub zajmuje się pieleniem ogrodu i rozmyślaniem.
Connie zawsze wykorzystywała weekendy na wspólne robótki ręczne
z córkami. Przed kilkoma laty zaczęły szyć maskotki, które później dawały
w prezencie krewnym lub przekazywały na świąteczne aukcje
charytatywne. Pewnego razu jedną z uszytych przez nią żyraf wypatrzył
dyrektor firmy zajmującej się sprzedażą unikatowych upominków. Kupił od
niej wówczas wszystkie pluszaki, jakie miała, i wciąż zamawia kolejne.
Obecnie szyciem zajmują się głównie zatrudnione przez Connie sąsiadki – 
domowy budżet nauczycieli zasila więc dochód z prowadzonego przez nią
i dobrze prosperującego małego przedsiębiorstwa.
Connie i Patrick podjęli decyzję o wykorzystaniu części dodatkowych
pieniędzy na wspólne weekendowe wycieczki we dwoje. Partick rozważa
także przejście na wcześniejszą emeryturę. Zalety i wady różnic miedzy
małżonkami nigdy jednak nie były tak wyraźne, jak teraz. To częsta
sytuacja, z jaką muszą się mierzyć dojrzałe pary – każde z partnerów chce
żyć w większej zgodzie ze swoją prawdziwą naturą, a rozwiązywanie
konfliktów między osobami o różnym poziomie wrażliwości wymaga coraz
bardziej twórczego myślenia, a także taktu i wzajemnego szacunku.
Mając w pamięci Particka i Connie, omówimy dobrodziejstwa oraz
wyzwania, jakich doświadczają pary WWO/nie-WWO.
Dobre wieści

JAKIE KORZYŚCI CZERPIECIE Z RÓŻNIC MIĘDZY SOBĄ

1. Jako para jesteście elastyczni i łącznie wiele potraficie – możecie mieć


więcej osiągnięć, więcej zadań, więcej radości niż inne pary. Taka
kombinacja cech daje wam niemal nieograniczone możliwości. Jeśli
będziecie funkcjonować jak zgrana drużyna, ty możesz dostrzegać różne
niuanse, a twój partner działać na podstawie tych informacji. Możesz
dochodzić do granic swoich możliwości, wiedząc, że partner przejmie
pałeczkę i ochroni cię w chwili nadmiernego pobudzenia i spadku sił. Patrick
wie na przykład, że ich córki potrzebują pewnej dyscypliny, ale to Connie
wprowadza w życie wspólne ustalenia małżonków.
2. Wasza relacja jest ciekawa i ekscytująca – dla was obojga. „Mariaż
przeciwieństw” nigdy nie jest nudny. Zapewniacie sobie wzajemnie liczne
przygody i poznajecie zupełnie odmienną perspektywę od własnej, co nie
zdarza się partnerom podobnym do siebie. Connie doświadcza dzięki
Patrickowi subtelnego spojrzenia artysty; Patrick dzięki Connie zaznaje
entuzjazmu przedsiębiorcy.
3. Akceptowanie różnic kształtuje charakter. To dobra praktyka.
Zróżnicowanie jest największym problemem na naszej planecie. Ucząc się
żyć z sobą nawzajem, wnosicie wkład w zbiorową wiedzę na temat
akceptowania inności bez niestosownego osądzania, pretensji i rozczarowań.
4. Będziecie się wzajemnie zmieniać. Będziecie się wzajemnie uczyć. Każde
z was włączy drugie w siebie. Badania wykazują, że jeśli partnerzy się
różnią, z biegiem lat zmieniają swoją osobowość i stają się bardziej podobni.
W ten sposób każde z nich zyskuje nowy wymiar siebie, podczas gdy
osobowości partnerów podobnych do siebie zazwyczaj się nie zmieniają1.
5. Lepiej poznajecie swoje „cienie”. W teorii Junga cień oznacza wypieraną,
niechcianą część siebie (więcej na ten temat w rozdziale 7). Dwie bardzo
podobne osoby mogą ignorować swoje – podobne – cienie. Na przykład
dwoje partnerów nie-WWO, którzy odbywają dalekie loty służbowe kilka
razy w tygodniu, prawdopodobnie nigdy nie będzie narzekać na brak
równowagi w życiu partnera. Podobnie żadne z dwojga wysoko wrażliwych
partnerów, którzy dają się manipulować nieuczciwym krewnym,
akwizytorom lub fałszywym organizacjom charytatywnym, nie zarzuci
drugiemu łatwowierności. Tymczasem twój partner, różniący się od ciebie,
ma zupełnie inny rodzaj cienia niż ty, więc może dużo lepiej uświadamiać
sobie twój. Partick często komentuje skłonność Connie do podejmowania się
zbyt wielu zadań i w konsekwencji niewywiązywania się z nich – to cień jego
żony, którego inny mąż, szczególnie nie-WWO, mógłby nie zauważyć,
zwłaszcza jeśli sam postępowałby podobnie. Connie z kolei zwraca uwagę na
to, jak Partick trzyma się pewnej naiwnej „polityki” w szkole zamiast
zawalczyć o siebie, czego mogłaby nie dostrzec inna osoba wysoko
wrażliwa.
Korzyści dla osoby wysoko wrażliwej

1. Masz ochronę przed tym, co cię rozstraja, i pomoc w tym, czego nie
lubisz robić. Korzyści te mogą być dla osoby wysoko wrażliwej tak znaczne,
że wpędzają ją w poczucie winy, jednak zwykle to, co jest trudne dla ciebie,
okazuje się stosunkowo łatwe dla twojego partnera, a ponadto szczerze cieszy
się on, że jest potrzebny – daje mu to sygnał, że nie rozpłyniesz się zupełnie
w swoich rozmyślaniach. Poza tym robienie czegoś umożliwia mu
utrzymanie odpowiedniego poziomu pobudzenia. Kiedy wyjeżdżamy gdzieś
z Artem, on woli pędzić na dworcu do rozkładów jazdy i kas biletowych, a ja
cichutko zaczekać, aż się z tym upora. Nie ma powodu do poczucia winy
u żadnego z nas.
2. Jeśli twój partner nie-WWO cię kocha, doświadczasz uzdrawiającego
działania szacunku. Osoby wysoko wrażliwe często czują się nieszanowane
przez nie-WWO lub od nich gorsze. Wspaniale, że pokochał cię ktoś tak
różny od ciebie – prawdopodobnie w dużej mierze właśnie z powodu twojej
wrażliwości.
3. Będziesz mieć więcej przygód. Ponieważ twój partner nie waha się tak
bardzo przed przystąpieniem do czynów, przeżyjesz z nim więcej przygód niż
WWO związane z innymi WWO. Moim ulubionym przykładem jest historia
o tym, że zawsze bardzo chciałam mieć własnego konia, ale z jakichś
przyczyn wyobrażałam sobie, iż to niemożliwe. Kiedy po poznaniu Arta
przez pewien czas mieszkaliśmy za miastem, zapytał: „Czemu nie kupisz
sobie konia?”. Powiedziałam, że nigdy nie miałam konia; nie wiedziałabym,
jak się nim zajmować; konie są wielkie i skomplikowane; nie mamy
ogrodzonego wybiegu; jesteśmy zbyt zajęci, by dokładać sobie tyle nowych
obowiązków itd. Art odpowiedział: „Wypożycz jakieś książki o koniach, kup
wszystko, co będzie potrzebne, i poproś kogoś, kto się zna, aby pomógł ci
wybrać odpowiednią sztukę. A kiedy przywieziesz go do domu, będę musiał
znaleźć czas, by postawić dookoła niego ogrodzenie”. Tak właśnie stałam się
właścicielką konia. Mąż częściej wyciąga mnie też do teatru, na balet czy
koncert, niż chodziłabym, będąc sama. Twierdzi, że gdy mu towarzyszę,
czerpie z tych wydarzeń więcej przyjemności, więc robię to „dla niego”.
Jednocześnie bardzo się cieszę, że wyciąga mnie z domu. Kiedy jestem sama,
bardzo rzadko wychodzę do miasta (z kolei gdy on jest sam, wychodzi dużo
częściej).
4. Staniesz się bardziej elastyczny, ponieważ mimo zachowania swego
temperamentu upodobnisz się nieco do swojego partnera. Po latach
wspólnego wychodzenia z Artem zdarza mi się zaplanować wyjście na
spektakl w pojedynkę. Kiedy mąż wyjeżdża i zostaję sama na dłuższy czas,
tęsknię za teatrem bardziej, niż bym się tego spodziewała. Nie-WWO służy
przede wszystkim wzorem spontaniczności, nie pozwalając ci popadać
w niewolę twojej drogocennej rutyny, a to sprawia, że uczysz się też
samodzielnie wyrywać na wolność.
Korzyści dla nie-WWO

1. Osoby wysoko wrażliwe dostrzegają różne szczegóły, cieszą się tym,


co dobre, i zmieniają to, co dokucza, dzięki czemu życie staje się
lepsze, a otoczenie przyjemniejsze. Niedawno przeprowadziłam się
z Artem do nowego mieszkania. Od pierwszego dnia przeszkadzało mi, że
okna są brudne. Art w ogóle tego nie widział, ale kiedy mu o tym
wspomniałam, znalazł sposób na ich skuteczne wyczyszczenie. Gdy okna
zostały umyte, zachwycił się tym, jak wypiękniał nasz nowy dom.
Urządzanie mieszkania przebiegało podobnie – musiałam oponować wobec
wielu pomysłów Arta, które według mnie sprawiłyby, że wystrój okazałby się
zbyt stymulujący, teraz jednak mąż rozkoszuje się spokojem i harmonią
panującymi w domu. Podczas wspólnych spacerów również pokazuję mu
różne rzeczy, które go zachwycają, chociaż sam jest zbyt pochłonięty
mówieniem, aby je dostrzec.
2. Osoby wysoko wrażliwe zapewniają partnerom przygody w swoim
stylu. Art i ja lubimy piesze wycieczki po Francji. Korzystamy wówczas
z bardzo szczegółowych map. W czasie naszej ostatniej podróży kilkukrotnie
zauważyłam na mapie maleńkie krzyżyki oznaczające kaplice lub pustelnie.
Na moją prośbę wędrowaliśmy kilometrami do tych oddalonych od szlaku
miejsc i Art był zachwycony. Z kolei Patrick jest bardzo przejęty przejawami
niesprawiedliwości politycznej i często o nich opowiada. Connie, nie-WWO,
zainteresowała się dzięki niemu tymi sprawami i obecnie jest bardziej
zaangażowaną aktywistką niż mąż, ale tylko dlatego, że on zwrócił jej uwagę
na te zagadnienia. Ja natomiast wprowadziłam u nas obojga zwyczaj
medytacji i Art praktykuje ją z upodobaniem od niemal trzydziestu lat.
3. WWO zapobiegają problemom, ostrzegając nie-WWO, zanim ci by się
w ogóle zorientowali. Zarówno Connie, jak i Art potwierdzają, że ich
partnerzy wybiegają myślą naprzód, wypatrując problemów. My, wysoko
wrażliwi, jako pierwsi zauważamy, że ktoś zaczyna się irytować.
Dostrzegamy drobiazgi wymagające poprawy, zanim coś zupełnie się
zepsuje. To Patrick i ja nalegaliśmy w swoich małżeństwach na wybór
odpowiednich funduszy emerytalnych. Zdarza się, że Art i Connie – bardziej
optymistyczni, beztroscy i impulsywni – czują się zmęczeni naszym
„czarnowidztwem”. Czasami Partick i ja mamy rację, a czasami nie. Art
i Connie są nam jednak bardzo wdzięczni za ostrzeżenia, które okazały się
trafione i uchroniły nas od kosztownych kłopotów.
4. WWO sprawiają, że ich partnerzy nie-WWO prowadzą zdrowszy tryb
życia. Nie-WWO mogą ignorować oznaki konieczności snu, jedzenia, ruchu
lub przerwy na odpoczynek; wysoko wrażliwi tego nie potrafią. Ponieważ
parom łatwiej jest zaspokajać te potrzeby razem, nie-WWO automatycznie
zaczyna żyć bardziej racjonalnie. Ja na przykład muszę mieć choć jeden
dzień wolnego w tygodniu. Kiedy Art zostaje sam, nigdy nie ma takiego dnia,
ale gdy jest ze mną, przyznaje, że wolne dni są dla nas bardzo korzystne.
Wyzwania

Zebrane przeze mnie dane dotyczące satysfakcji osób wysoko wrażliwych


ze związków wykazują niewielką tendencję do naszego mniejszego
zadowolenia w relacjach z nie-WWO. Różnice w poziomie zadowolenia są
jednak bardzo niewielkie i istnieją liczne pary WWO/nie-WWO, które są
równie lub nawet bardziej szczęśliwe niż związki dwojga ludzi wysoko
wrażliwych. Oznacza to, że twoje szanse na nawiązanie wspaniałej relacji
z nie-WWO są bardzo duże, a tym większe, że czytasz tę książkę.
Chcę jednak, żebyś realistycznie postrzegał to wyzwanie i zrozumiał,
dlaczego miałeś określone trudności. Psychiatra Burton Appleford
w książce Sensitivity – Agony or Ecstasy? stwierdza, że problemy
w małżeństwach osób znacznie różniących się wrażliwością przypominają
pod wieloma względami trudności małżonków o bardzo różnych ilorazach
inteligencji. Podobnie jak osoby z wysoką inteligencją mają na przykład
pewne doświadczenia, których ich mniej inteligentni partnerzy nie potrafią
pojąć czy uchwycić, tak też nie-WWO nie pojmują do końca WWO.
Różnica polega na tym, że twój partner nie jest od ciebie mniej inteligentny,
tylko posiada inny rodzaj „inteligencji” i przymiotów. Warto o tym
pamiętać, gdy będziemy analizować wyzwania, z jakimi mierzą się pary
WWO/nie-WWO.

PROBLEMY SPOWODOWANE RÓŻNICĄ


OPTYMALNEGO POZIOMU POBUDZENIA
Wszyscy ludzie i inne zwierzęta kierują się silnym popędem do
utrzymywania optymalnego poziomu pobudzenia. Jeśli występuje znaczna
różnica tego optimum w związkach osób o podobnym temperamencie,
zwykle ma ona charakter tymczasowy, na przykład jedno z partnerów przez
pewien czas pracuje w nadgodzinach, a drugie spędza całe dnie w domu.
Jeżeli sytuacja jest przejściowa, łatwo jest o kompromis, czy nawet
o całkowite dostosowanie się jednej z osób do potrzeb drugiej, jak wtedy
gdy pozostający w domu pozwala pracującemu maksymalnie odpoczywać
po powrocie i wychodzi wieczorami sam, jeśli trzeba. Jeżeli jednak różnica
optymalnego poziomu pobudzenia jest fizjologiczna i trwała, ponieważ
wynika z temperamentu, sprawa staje się trudniejsza. Kompromisy są
wówczas jeszcze ważniejsze – ciągłe dostosowywanie się tej samej osoby
do drugiej nie sprawdzi się. Jednocześnie należy pamiętać, że jeżeli
kompromis i tak prowadzi do nadmiernej stymulacji u WWO, a do nudy
u nie-WWO, oboje są niezadowoleni. Rozwiązania (omówione w dalszej
części rozdziału) wymagają prawdziwej kreatywności.
Patrick opowiada świetne anegdoty o tym, jak próbował nauczyć się
nurkować, aby zrobić przyjemność Connie, między innymi historię
o bardzo drogiej wycieczce z atrakcjami obejmującymi cały dzień
nurkowania głębinowego. Niestety akurat tego dnia Connie źle się poczuła.
Sumienny Patrick pojechał więc sam, nie chcąc zmarnować wydanych
pieniędzy ani uchylać się przed wyzwaniem, co skończyło się wielkim
strachem i gorzką refleksją, jakim cudem sam się w to wpakował. Po tym
doświadczeniu Patrick zrezygnował z prób polubienia na siłę tego, co nie
daje mu przyjemności. Mimo to odbywa z żoną i córkami egzotyczne
podróże umożliwiające nurkowanie. Connie planuje wówczas zajęcia w taki
sposób, aby mąż mógł zrelaksować się na plaży, gdy ona razem
z dziewczynkami spędza czas pod wodą.
Problem jest w tym, że kiedy para WWO/nie-WWO postanawia
prowadzić bardziej rozdzielne życia, zgodne z poziomem stymulacji,
jakiego każde potrzebuje, może to prowadzić do wyobcowania, jeśli
posunie się za daleko. Sukces domowej firmy Connie sprawił, że Patrick
poczuł się dumny z żony, a zyski ze sprzedaży maskotek z pewnością
ułatwiły życie rodzinie. Niestety z tego samego powodu małżonkowie coraz
więcej czasu spędzają osobno, co wywołuje u nich poczucie, że nie tylko
żyją oddzielnie, lecz także częściej pracują w opozycji do siebie nawzajem.
Różnica optymalnego poziomu pobudzenia dla WWO i nie-WWO może
przyczynić się również do innych problemów, z których część wymieniam
poniżej.
1. Wydaje się, że nie-WWO chcą więcej bliskości, a WWO więcej czasu
w pojedynkę. Nawet jeśli poziom lęku przed bliskością jest niski i style
przywiązania pary są podobne, osoba wysoko wrażliwa może potrzebować
mniej bliskości niż nie-WWO. Bliskość powoduje duże pobudzenie
i szczególnie po ciężkim dniu człowiek wysoko wrażliwy często woli pobyć
sam. Trzeba zapomnieć o „romantycznym” (z perspektywy nie-WWO)
wieczorze z kolacją w gwarnej restauracji i szaleństwami w jeszcze
głośniejszym nocnym klubie. W takich sytuacjach nie-WWO może się czuć
nie tylko odrzucony, ale też po prostu rozczarowany – oto człowiek pragnie
przywrzeć do drugiego całym sercem i duszą, a znajduje się w parze z kimś,
kto po powrocie do domu tylko siada i gapi się w ścianę.
2. Oboje musicie sobie radzić z twoimi (WWO) momentami
nadpobudzenia. Jeśli partnerzy nie rozumieją naturalnych ograniczeń osoby
wysoko wrażliwej, oboje nieustannie powodują u niej nadpobudzenie.
Następnie każde z nich musi znosić takie konsekwencje przeciążenia
emocjonalnego WWO, jak drażliwość, wybuchy złości, ataki smutku, częste
infekcje i urazy fizyczne, błędy wynikające z roztargnienia, bezsenność lub
obsesyjne zamartwianie się. Ponadto osoba wysoko wrażliwa może używać
jedzenia albo alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych w celu
przytłumienia nadmiernie pobudzonego układu nerwowego. Jeśli regularnie
doświadczasz nadpobudzenia, wymienione konsekwencje mogą przybrać
charakter przewlekły. Często zdarza się, że partnerzy intelektualnie zdają
sobie sprawę z ograniczeń WWO, ale wypierają stopień, w jakim mimo to je
naruszają. Być może czujesz się jak chory psychicznie lub hipochondryk,
a twój partner jak lekarz lub psychoterapeuta, od którego zawsze oczekuje się
panowania nad własnymi uczuciami, ogarnięcia sytuacji i wybawiania cię
z opresji.
3. Oboje musicie sobie radzić ze skutkami pośredniego przeżywania
zupełnie odmiennych doświadczeń partnera. Kiedy jesteś bardzo
zestresowany zbliżającym się deadline’em, krytyką w pracy lub nadmiernie
stymulującym dniem, twój partner również nie może uniknąć odczuwania
pewnego niepokoju. Nie chciałbyś zresztą, aby było inaczej. Jednak nie-
WWO zaczyna mieć dość tego, co z jego perspektywy jest robieniem z igły
widły. Gdy to nie-WWO bierze na siebie dużo zobowiązań i zbliża się do
stanu nadpobudzenia, tak jak Connie, gdy stara się pogodzić prowadzenie
domu, pracę w szkole i doglądanie nowej firmy, wysoko wrażliwy partner,
taki jak Patrick, nie może uniknąć silnego wpływu jej emocji. Patrick chce
dać żonie swobodę działania, więc stara się nie narzekać, mimo że trudno jest
mu patrzeć na jej gorączkową szamotaninę. Jednak kiedy nawet Connie
skarży się, że ma zbyt dużo na głowie – ma czelność się skarżyć – mąż ledwo
nie wybucha tyradą: „Sama tego chciałaś! Jak możesz oczekiwać ode mnie
pomocy? Rzuć to, skoro to cię tak męczy!”.
4. Osoba wysoko wrażliwa będzie miała więcej trudności w pracy, co
z pewnością przełoży się na życie partnerskie. Spójrzmy prawdzie w oczy:
większość WWO nie radzi sobie z czterdziestogodzinnym tygodniem pracy,
szczególnie jeśli dodamy do tego dojazdy lub czekające w domu dzieci.
Będąc wysoko wrażliwy, możesz mieć wiele problemów związanych z pracą,
których nie-WWO często nawet nie potrafią zrozumieć. Twoje zajęcie musi
mieć sens. Masz też trudności ze znalezieniem sprzyjającego społecznie
i fizycznie otoczenia, ponieważ miejsca pracy są lepiej dostosowane do
potrzeb pozostałych 80 procent populacji. Dlatego niewykluczone, że często
zmieniasz pracę, a nawet zawód, bolejąc nad każdą taką zmianą – a twój
partner boleje z tobą. Przede wszystkim prawdopodobnie nie będziesz
zarabiać tyle ile nie-WWO, co może się okazać szczególnie trudne dla
mężczyzn. Nie jest to wcale niezwykła sytuacja – znam przynajmniej pięć
par, w których wysoko wrażliwy mężczyzna przynosi do domu mniej
pieniędzy niż jego partnerka będąca nie-WWO lub wcale nie zarabia. Żadna
z tych par nie narzeka na brak pieniędzy, ale w każdej oboje partnerzy
zmagają się z wynikającymi ze stereotypów odczuciami na ten temat – raz
lepiej, raz gorzej. Problem ten nie dotyczy jednak wyłącznie wysoko
wrażliwych mężczyzn. Obecnie od kobiet również oczekuje się pracy
zawodowej i większość par żyje z dwóch pensji. Niepracujące kobiety cieszą
się powszechną akceptacją właściwie tylko wtedy, gdy mają małe dzieci.
Wysoko wrażliwe panie, które nie pracują zawodowo, najczęściej czują się
tak samo „beznadziejne” jak mężczyźni bez pracy i gorsze od swoich
pracujących partnerów lub uważają, że nie mają prawa wydawać pieniędzy
na własne potrzeby. Ich mężowie mogą z kolei zazdrościć innym parom,
którym lepiej się powodzi, a mężczyzna nie odczuwa tak dużej presji,
ponieważ jego partnerka również zarabia.

KILKA ROZWIĄZAŃ

1. Przypominaj swojemu partnerowi nie-WWO, że bliskość przyjmuje


różne formy. Będę powtarzać wielokrotnie, że każde z was musi wierzyć
doświadczeniom partnera. Dla ciebie, osoby wysoko wrażliwej, spokój
i odpoczynek po pracowitym dniu są konieczne. Wynika to z fizjologii i nie
ma związku z żarliwością uczucia. Nie zawsze zresztą chcesz spędzać ten
czas w pojedynkę. Często relaksujemy się skuteczniej w obecności partnera
– jeśli tylko możemy wspólnie pomilczeć. Po okresie intensywnej stymulacji
wyciszenie się jest jednak niezbędne, abyś mógł potem czerpać przyjemność
z bliskości. Natury nie da się oszukać. Mów partnerowi, kiedy czujesz
atmosferę intymności. Jemu może się wydawać, że oboje „tylko czytacie”.
Jeśli powiesz, jak miło jest ci, gdy razem czytacie po cichu, on także może
odczuć intymność tej sytuacji. Ilekroć to możliwe, przystosowuj się też do
tego, co bliskość znaczy dla twojego partnera. Jeśli według niego daje ją
wspólny udział w koncercie rockowym lub oglądanie rajdu samochodowego,
po cichu zabierz z sobą stopery do uszu. Towarzyszenie partnerowi podczas
jego ulubionych zajęć jest dobrym sposobem okazywania miłości, jeżeli nie
robimy przy tym z siebie męczenników. Nie powinniśmy też zbytnio się
złościć, jeśli druga osoba nie zauważy, że godzimy się na pewne ustępstwa
z miłości; wystarczy z uśmiechem zwrócić jej na to uwagę. Ważne jest, by
każde z was doceniało, jak dużo uczucia można wyrazić przez takie
dostosowanie się do potrzeb i upodobań partnera. Zapewne koncert rockowy
nie dostarczy ci takiej radości, jaką odczuje twój partner, on natomiast nie
będzie czerpał takiej przyjemności z wspólnego cichego czytania jak twoja.
2. Zaakceptujcie różnicę optymalnego pobudzenia i uwzględniajcie ją
w swoich planach. Akceptacja oznacza, że oboje przestaniecie negować
istnienie twoich ograniczeń. Dlaczego by je negować? Cóż, aby dostosować
tryb życia do ciebie, osoby wysoko wrażliwej, trzeba z czegoś zrezygnować.
Pobudzenie pochodzi z różnych źródeł i jeśli dodajemy kolejne, musimy się
pozbyć innych. Chcesz mieć dziecko? Musisz skrócić dzień pracy lub
całkiem się zwolnić, jeśli zamierzasz je wychowywać, co zmniejszy wasze
dochody. Podejmujesz nową pracę? Przez kilka pierwszych miesięcy
będziesz potrzebować zwolnienia z większości obowiązków domowych
i wspólnych rozrywek. Później być może da się nadrobić te braki, ale twoja
niedostępność i tak będzie trudna dla partnera. Kiedy naprawdę zaakceptuje
się te ograniczenia, planowanie działań jest stosunkowo łatwe. Poniżej
znajdziesz kilka porad, na których zastosowanie w praktyce oboje
powinniście się zgodzić.
Ustal swoje priorytety i odpuść sobie spełnianie niektórych marzeń. W twoim
przypadku robienie kariery może na przykład wymagać, by mieć nie więcej
niż jedno dziecko lub całkowicie zrezygnować z rodzicielstwa.
Potrzebujesz osobnego pokoju, a przynajmniej własnego kąta, urządzonego
tak, by działał uspokajająco, gdzie będziesz mógł się schronić, gdy partner
będzie się miotał z radości czy stresu.
Jeżeli to możliwe, zamieszkaj w cichej okolicy lub zmniejsz natężenie hałasu
przez wyciszenie przynajmniej jednego pokoju.
Regularnie spędzaj czas na łonie natury.
Unikaj niekoniecznego podejmowania decyzji. Trzymaj się raz dokonanych
wyborów. Zaakceptuj to, że niektóre decyzje okazują się z czasem błędne – 
pewnych okoliczności nie da się przewidzieć i nie zawsze można mieć rację.
Partner powinien ci pozwolić na zachowanie twoich zwyczajów i rytuałów,
zwłaszcza jeśli mu nie przeszkadzają.
Trzymaj się budżetu, planu finansowego. Osoby wysoko wrażliwe często
bardzo cierpią, jeśli mają jakieś długi. Zachowuj pewien margines finansowy
– spodziewaj się lepszych i gorszych okresów, tak by zminimalizować ich
wpływ na twoje życie.
Zachowuj też marginesy czasowe – planuj więcej czasu na dotarcie na
dworzec lub na ślub znajomych. Dla większości wysoko wrażliwych to
prawdziwy dramat, jeśli muszą się spieszyć lub się spóźniają.
Urlop niech będzie prosty i znaczący. Nie pozwól, by przerodził się w pasmo
nadmiernie stymulujących ekscesów, którymi nie zdołasz się cieszyć.
Dbaj o to, by równoważyć resztę swojego życia wystarczającą ilością snu,
ruchu, wytchnienia, a także okazji do przeżyć duchowych – dla wysoko
wrażliwych te ostatnie są fundamentem wszystkiego innego, dlatego powinny
być priorytetem, a nie dodatkiem.

3. Oboje musicie też dbać o utrzymywanie nie-WWO w zakresie jego


optymalnego poziomu pobudzenia. Chociaż nie jest to bardzo pilna
potrzeba, ponieważ świat naturalnie dostarcza wielu zajęć dla nie-WWO, nie
należy lekceważyć występującego u nich czasami niedostatku pobudzenia.
Twój partner również może potrzebować osobnego pokoju – aby słuchać tam
radia, trzymać stosy papierów, których widoku nie znosisz, pracować późną
nocą lub wcześnie rano i ogólnie robić, co mu się żywnie spodoba. Być może
co pewien czas będzie chciał wyjść do kawiarni, aby tam sobie poczytać
przed snem, zamiast spędzać kolejny taki sam wieczór w domu. Warto dodać,
że niedostatecznie pobudzona osoba nie-WWO/nie-PD niekoniecznie dąży
do zupełnie nowych doświadczeń. Wystarczy po prostu trochę większa
stymulacja. Natomiast nie-WWO/PD potrzebują zaznawać znacznie więcej
nowych przeżyć.
4. Kreatywnie planujcie spędzany wspólnie czas. To sprawa zasadnicza,
ponieważ trzeba szczęśliwie razem spędzać czas, aby wasza miłość była
wciąż żywa i atrakcyjna. Jak być kreatywnym? Ja na przykład nigdy nie
lubiłam zwiedzać wielkich miast, ale Art to uwielbia. Na szczęście
przyjemność sprawiają mi wizyty w muzeach sztuki i dobrych restauracjach
przez dzień lub dwa. Uwielbiam natomiast spacery w lesie, wzdłuż wybrzeża
albo wędrowanie przez malownicze krajobrazy, co mój mąż również lubi,
jeżeli tylko pozostajemy w ruchu. W trakcie podróży zwykle spędzamy więc
kilka dni w jakimś europejskim mieście (to nie nazbyt egzotyczne dla mnie
i nie nazbyt znane dla Arta), zajmując się tym, co oboje uznajemy za
ciekawe. Art zawsze układa dla nas prosty plan pobytu i wszystko rezerwuje.
Następnie kierujemy się w stronę otwartych przestrzeni, aby pieszo
przemierzać obszary zamiejskie.
5. Zdawaj sobie sprawę, że różnice między wami wpływają na wszystko,
co razem robicie – często w niespodziewany sposób. To, jak się
kłócicie, o co się kłócicie, jak uprawiacie miłość – na wszystko to wpływają
różnice w waszych układach nerwowych. Kiedy pojawia się problem,
spróbujcie się zastanowić, czy jego powstania nie tłumaczy odmienność
temperamentów. Takie wyjaśnienie pomaga zatrzymać wzajemne obwinianie
się i defensywność, czyli najtrudniejsze problemy w konfliktach par.
6. Uważaj na „bojowe” wykorzystywanie różnic temperamentu. Po
uświadomieniu sobie różnic między tobą a partnerem możesz odczuwać
pokusę wykorzystania ich w walce o przewagę w związku – a takie starcia
zdarzają się każdej parze. Nie używajcie tego podstawowego aspektu siebie
jako broni albo łatwego celu. To nie fair, by twój partner nie-WWO
zastosował strategię robienia tak stymulującego wrzasku, że wycofasz się
z konfliktu, zanim w ogóle przedstawisz swoje stanowisko. Podobnie nie fair
jest, byś ty straszył partnera całkowitym załamaniem lub wybuchem
z powodu nadpobudzenia, gdy wyrazi jakąś potrzebę, irytację albo skargę,
wobec których nie chcesz pójść na kompromis. Tego typu strategie często
przenikają do naszego zachowania całkiem mimowolnie, dlatego co jakiś
czas sprawdzaj, czy twoje postępowanie w czasie konfliktu nie wydaje się
„podejrzane”.

PROBLEMY ZWIĄZANE Z LEPSZYM


DOSTRZEGANIEM NIUANSÓW PRZEZ CIEBIE

Kolejną grupę problemów, wynikających tym razem z wrażliwości na


niuanse, zilustruje historia Lindy i Marka. Linda miała w dzieciństwie
dobrą relację z matką. Gdy skończyła sześć lat, jej rodzice rozwiedli się,
ponieważ ojciec postanowił poślubić kuzynkę jej matki. Po tym wydarzeniu
rodzina Lindy często się przeprowadzała, a w nowych szkołach
dziewczynka była milcząca, wolno szło jej nawiązywanie relacji
koleżeńskich i czuła, że nigdzie nie pasuje. W wieku około ośmiu lat
uznała, że jest „spięta” i inna, i do pewnego stopnia pogodziła się z tym. Na
studiach poznała Marka, który był jej pierwszą i jedyną miłością.
Natychmiast pokochała jego uczuciową naturę, czułość i pogodne
usposobienie. „Miał dworskie maniery, a jednocześnie był pełen zabawnych
pomysłów”.
Zabawa była ważna dla Lindy, ponieważ łatwo się nudzi – zdecydowanie
należy do WWO/PD. Jako młoda kobieta dobierała „rządnych przygód”
przyjaciół, póki nie zdała sobie sprawy, że przebywanie wśród nich ją
„wykańcza”. Mark to jej przeciwieństwo, jeden z ciekawych przypadków
ludzi, którzy ani nie są wysoko wrażliwi, ani nie poszukują intensywnie
doznań. Jak mówi Linda, „on nigdy nie jest nudny; zawsze coś się dzieje – 
ale w porównaniu ze mną potrafi tolerować większą nudę oraz przyjmować
więcej stymulacji”. Mark, wyposażony w solidny, wręcz stoicki układ
nerwowy, a także inteligencję i dobre wykształcenie, zapewnia wrażliwej
partnerce świetne oparcie.
Linda zawsze czuła, że Mark szanuje jej wrażliwość „niemal za bardzo”,
ponieważ w końcu odkryła, że sama nie ma szacunku dla jego
niewrażliwości. Na początku unikała wszelkiej konfrontacji z mężem,
przyjmując jego wartości i sposób myślenia i nigdy nie przyznając się do
odmiennego zdania. Ale w roku 1973 zaczęła medytować, co Marka
w ogóle nie interesowało. Jego obojętność wobec spraw duchowych
skłoniła Lindę do poważnej refleksji nad sobą. Medytacja stawała się dla
niej bardzo ważna, a brak zainteresowania ze strony męża szczerze ją
przygnębiał. Przestała lubić Marka – kryzys wisiał w powietrzu.
Linda zaczęła się skrycie zakochiwać w bardziej uduchowionych
mężczyznach; z czasem miała romans. Trzykrotnie była w separacji
z Markiem. „Ewidentnie bardzo krytycznie oceniałam jego brak potrzeb
duchowych”. Czuła, że nie jest w stanie zapobiec stopniowej utracie
miłości do męża.
Następnie poznała swojego obecnego nauczyciela duchowego, mądrego
i łagodnego swamiego. Wezbrała w niej miłość, ale nie do Marka. Mark
miał za złe to wtargnięcie w jego małżeństwo. Chciał, aby wszystko było po
staremu, czyli aby on i Linda robili wszystko razem (to znaczy by ona we
wszystkim się z nim zgadzała). Nie potrafił jednak dołączyć się do jej
poszukiwań duchowych.
Nauczyciel Lindy powiedział jej, by po prostu medytowała i postrzegała
Marka jako część swojej ścieżki rozwoju. „Skoro coś zostaje nam dane,
widocznie powinniśmy to dostać”. Pewnego dnia Mark odwiedził
swamiego i w konsekwencji znacznie złagodził swój stosunek do
duchowych zainteresowań Lindy. Ona z kolei zaczęła rozumieć, że jej silne
przywiązanie do nauczyciela wynikało częściowo z porzucenia jej przez
ojca, gdy miała sześć lat. Więź ze swamim nie osłabła, a nawet się
wzmocniła, kiedy jednak jej źródła przestały tkwić w nieświadomości,
Linda nie czuła się już pochłonięta przez swoje uczucia.
Mimo wszystko Lindzie potrzebna była zmiana – w niej samej.
Zachęcona przez nauczyciela do szanowania siebie, Linda wymogła, by
Mark poszedł z nią na terapię małżeńską, i zaczęła „mu się stawiać”. Nadal
się na niego nie złości, lecz „czuje się urażona, wycofuje się, a w końcu
stanowczo mówi: «To ty tego chcesz, nie ja»”. Pretensje i rozczarowanie
małżeństwem się zmniejszyły. Lindzie wciąż jest przykro, że mąż nigdy nie
będzie z nią dzielić tak ważnej części jej życia. Znajduje jednak pocieszenie
w przebywaniu wśród ludzi, którzy gromadzą się wokół jej duchowego
przewodnika. Uważa, że większość z nich to WWO i że „atmosfera spotkań
jej pomaga”.
Co najważniejsze, Linda rozumie teraz, jak bardzo wzajemnie
uzupełniają się z Markiem. „Bardzo się rozwinęłam – wiele mnie nauczył”.
Jest teraz również świadoma podobieństw między sobą i mężem. „Moje
słabości są jego słabościami i nie znoszę go za nie. Nasze mocne strony też
są podobne. Być może go nie wybrałam, ale to właściwy mężczyzna dla
mnie”.

RÓŻNICE – JAK POWODY DO KOCHANIA STAJĄ SIĘ


PRZYCZYNAMI POGARDY

Linda i Mark to klasyczny związek osoby wysoko wrażliwej i niewysoko


wrażliwej, które spodobały się sobie ze względu na różnicę
w przetwarzaniu informacji o szczegółach. To ona sprawia, że Linda ma
potrzebę subtelnych doświadczeń duchowych, a jej mąż – jasną, praktyczną
wizję przyziemnej rzeczywistości. Odmienność ta, która z początku
wywołała miłość i podziw, z czasem stała się największym źródłem
rozczarowania i irytacji. Myślę, że w najgorszym okresie tego związku
Linda i Mark wręcz gardzili sobą wzajemnie z powodu tej różnicy.
Zarówno badacze kwestii małżeńskich, jak i praktykujący terapeuci par
twierdzą, że różnice między partnerami często działają w taki sposób,
szczególnie jeśli wiążą się z aspektami osobowości, które są niemal
niedostępne drugiej stronie, takimi jak cechy temperamentu. Na początku
osobie A podoba się w B to, że tyle udaje się jej osiągnąć (A nie ma
specjalnych ambicji), a B podoba się w A, że pragnie stworzyć przytulny
dom (B nie ma do tego talentu). Później A czuje się zmęczona tym, że B
ciągle pracuje, a B ma poczucie, że A jest nudna. Kiedy jedno z partnerów
dostrzega niuanse, a drugie koncentruje się na sprawach praktycznych,
potencjał do wzajemnej pogardy jest ogromny, ponieważ uzdolnienia
partnerów dzieli przepaść – to ziemia i niebo.
Przyjrzyjmy się innym problemom, jakie mogą się pojawić, jeśli ty jesteś
wyczulony na subtelności, a twój partner nie.
1. W miarę jak pojawia się większy realizm, twoja wrażliwość skłania cię
do krytycyzmu, a twój partner nie-WWO może przyjmować postawę
obronną. Być może jesteś rozczarowany tym, że druga osoba jest tak
„płytka”, „ograniczona” lub „niczego nieświadoma”. Kiedy w twojej głowie
pojawi się taka obserwacja, będziesz ją analizować do upadłego. Rozważysz
wszystkie możliwe długofalowe konsekwencje tej i każdej innej „wady”
partnera (wady z twojego punktu widzenia). Partner może uznać, że skoro
masz tak świetną intuicję, twoje wnioski na temat tych wad muszą być
słuszne, i poczuje się zawstydzony. Jednocześnie wszystko to wyda mu się
błędne i szalenie niesprawiedliwe – i będzie mieć rację. Zgadzam się ze
stwierdzeniem Petera Kramera z książki Should You Leave?, że zbliżając się
do kogoś, osoby wysoko wrażliwe zostają zalane tysiącami sygnałów na
temat tej osoby. Każdy ma swoje małe dziwactwa, a WWO nagle
doświadczają specyficznych cech partnera dużo bardziej szczegółowo niż
czyichkolwiek osobliwości we wcześniejszych, mniej intymnych relacjach.
Zaczynają mieć trudności z odróżnieniem godnego zaufania człowieka
z kilkoma problemami (ponieważ dostrzegają wszelkie niedociągnięcia) od
faktycznie problemowej osoby. Na domiar złego, będąc wysoko wrażliwy,
dostrzegasz o wiele więcej wad u partnera niż on u ciebie. Dodatkowo, jeśli
podobnie jak Linda, doświadczyłeś w dzieciństwie rozczarowania z winy
rodzica, będziesz mieć większą skłonność do wyszukiwania w drugiej osobie
niedoskonałości i do odczuwania zawodu. Ze względu na swoje dawne
przeżycia Linda była w pewnym stopniu nieświadomie nastawiona na
szukanie potencjalnie rozczarowujących cech u Marka. Nietrudno wyobrazić
sobie, jaki wpływ na twojego partnera może mieć bardziej lub mniej
milczące katalogowanie jego „wad”. Głębokiego wstrząsu dozna jego
poczucie własnej wartości – w końcu jesteś wyjątkowo wrażliwy i zbyt
dobrze go znasz, by się mylić. Uważaj więc, bo nikt nie wytrzyma
długotrwałego natarcia tego typu bez podjęcia stanowczej próby obrony lub
wręcz kontrataku.
2. Można też popaść w drugą skrajność i unikać wszelkich komentarzy
na temat zauważanych wad partnera. Dlaczego? Będąc skłonny do
głębokiego przetwarzania wszystkiego, wiesz, jak bolesne jest analizowanie
krytyki na swój temat. Aby tego uniknąć, ludzie wysoko wrażliwi często
decydują się w ogóle nie krytykować swojego partnera i samemu być poza
wszelką krytyką. Z twojego punktu widzenia taka sytuacja może się
wydawać niepisaną umową o zakazie wzajemnego krytykowania się.
Problem w tym, że w każdym długotrwałym związku następują chwile
niezadowolenia, o których partnerzy muszą rozmawiać; w przeciwnym razie
narastają w nich pretensje i rozżalenie. Tłumiona złość zawsze szkodzi
prawdziwej bliskości. Przy odrobinie szczęścia gniew w końcu eksploduje,
a bliskość powraca – jednak ze znacznym opóźnieniem, które przysparza
dużo niepotrzebnego cierpienia. Nieco inaczej rozwija się sytuacja w parach,
które unikają wzajemnego krytykowania się tak skutecznie, że stwarzają dla
jednej z (lub dla obojga) osób infantylizującą atmosferę przesadnej
akceptacji. Może ona doprowadzić do przemiany rozsądnych dorosłych
w osoby dziecinnie zaborcze, rzadko zwracające uwagę na potrzeby innych.
Wówczas wybuchy złości się opóźniają, ale ostatecznie i tak do nich
dochodzi. Wszyscy teoretycznie mamy świadomość opisanych
mechanizmów, a mimo to osoby wysoko wrażliwe doświadczają problemów
w relacjach. Nawet ci z nas, którzy mieli najszczęśliwsze dzieciństwo, są
wrażliwi na krytykę, dlatego łatwo przychodzi im decyzja o jej zapobieganiu.
Kiedy układ o zakazie wzajemnego krytykowania się obowiązuje przez lata,
a następnie tama pęka, najczęściej dochodzi albo do zakończenia związku,
albo do jego prawdziwego odrodzenia. Możesz prawie zaplanować jedną
z tych opcji.
3. Niemalże czytasz w myślach partnera nie-WWO, a on nie potrafi
czytać w twoich, co powoduje różnorodne trudności komunikacyjne.
Jedną z konsekwencji tej sytuacji może być przyjmowanie przez twojego
partnera, że zawsze go doskonale rozumiesz, chociaż w rzeczywistości
wielkie luki w twoim pojmowaniu jego punktu widzenia są nieuniknione.
Z kolei ty być może popełniasz błąd, myśląc, że partner wie o tobie coś,
o czym on nie ma pojęcia, a myślisz tak, bo będąc na jego miejscu, na pewno
byś to zauważył. Kiedy się zorientujesz, że nie zostałeś intuicyjnie
zrozumiany, poczujesz się zawiedziony. Możesz też być zwyczajnie
zmęczony mówieniem partnerowi o sprawach, które dla ciebie byłyby
oczywiste, gdyby to on dawał ci określone sygnały.
4. Szczególnie podczas rozmów z kilkoma osobami mówisz zwykle
mniej, starając się przemyśleć temat, a twój partner zapełnia chwile
milczenia „czczą” gadaniną. Albo w ogóle zmienia się temat rozmowy, na
przykład ktoś mówił o tym, że bolą go plecy, więc zastanawiasz się, co wiesz
o bólach kręgosłupa. Tymczasem pozostali zaczęli już rozmawiać o diecie,
więc przestawiasz się na myślenie o zdrowym żywieniu. Szybko pojawiają
się kolejne tematy: restauracje, podróże, stosunki międzynarodowe, polityka.
Nie powiedziałeś prawie nic – i usłyszałeś niewiele wypowiedzi, na które
według ciebie warto byłoby zareagować, ponieważ nie-WWO mówią bez
głębszego namysłu. Twoje milczenie może zostać zinterpretowane jako
nieśmiałość lub obojętność – niezależnie jednak od tego inni rozmówcy
wypełniają przestrzeń, jaką pozostawiasz, zakładając, że ci to nie
przeszkadza. Ty tymczasem miałeś wiele do powiedzenia i czujesz się
wykluczony lub wściekły.
5. Kiedy jesteś zdenerwowany, masz skłonność do powściągania uczuć i
zastanawiania się nad nimi; twój partner daje upust odczuwanemu
napięciu, wyrażając każde najmniejsze zmartwienie lub niepokój.
Możliwe, że kiedy na przykład pakujesz się przed podróżą, wolisz być cicho
i się skoncentrować. Twój partner natomiast prowadzi bieżącą narrację
swoich działań, zadając niezliczone pytania retoryczne: „Ciekawe, jaka
będzie pogoda?” albo „Gdzie są bilety?”. Wasze zachowania podczas kryzysu
odzwierciedlają te same przeciwstawne tendencje. Ty starasz się zachować
spokój; twój partner zastanawia się na głos, czy podejmujecie właściwe
decyzje i czy cała sprawa zakończy się bardzo źle. Będąc sumienny, masz
poczucie, że musisz zareagować na każde jego pytanie czy wątpliwość,
tymczasem on wcale nie oczekuje od ciebie odpowiedzi – potrzebuje tylko
komfortu, który czerpie z mówienia do ciebie, gdy wspólnie zmagacie się
z wyzwaniem. Ta nieustająca mowa podwyższa jednak poziom stymulacji
i niweczy twoją koncentrację, powodując rozdrażnienie, konflikt.
6. Jeśli twoje rozczarowania prowadzą do krytycyzmu, a przez twoją
krytykę partner staje się defensywny, oboje będziecie częściej
stosować rozszczepienie. Rozszczepienie to mechanizm obronny
najwcześniej i najczęściej stosowany w dzieciństwie. Umożliwia nam
postrzeganie siebie lub innych w danej chwili jako absolutnie genialnych czy
absolutnie beznadziejnych bez konieczności przejmowania się tymi, dobrymi
lub złymi, aspektami, które trudno nam zaakceptować. Dzięki temu
początkowo życie staje się dużo łatwiejsze. Kiedy się zakochujemy, również
często uruchamiamy mechanizm rozszczepienia – widzimy tylko dobre, a nie
dostrzegamy żadnych złych cech partnera. Z kolei gdy pozbywamy się
złudzeń lub czujemy się atakowani i staje się to bardzo trudne do zniesienia,
czasami odszczepiamy pozytywne aspekty drugiej osoby, a zauważamy
wyłącznie te negatywne.

Podobny rodzaj rozszczepienia może nastąpić także wewnątrz nas, kiedy


musimy czuć się idealni lub okropni, wypierając wszelką świadomość
doświadczeń mogących tego nie potwierdzać. Aby podtrzymać to
zaślepienie, często „pozbywamy się” wypieranej połowy siebie, rzutując ją
na kogoś innego – a któż lepiej się do tego nadaje niż tak różny od nas
partner?
Teoretycznie osoby wysoko wrażliwe nie używają zbyt często
mechanizmów rozszczepienia i projekcji, gdyż nie radzimy sobie dobrze
z żadnymi strategiami wyparcia i racjonalizacji. Nieświadomość przenika
do nas w bardziej zauważalny sposób, na przykład przez dysocjację,
uogólniony lęk i objawy somatyczne. Niemniej możemy się bardzo przejąć
znalezieniem wady w sobie lub w idealizowanych ludziach. Wada ta
wydaje się nieść wiele implikacji – zbyt wiele. Dlatego początkowo
możemy „odciąć” taką cechę, zyskując czas na przystosowanie się do
nowej rzeczywistości.
Wyobraźmy sobie na przykład wysoko wrażliwego mężczyznę, któremu
żona mówi, że czuje się zaniedbywana, ponieważ jest dla niej niedostępny.
Taki człowiek może dostrzec w zarzutach cień prawdy, ale już po chwili
zostanie zalany własnymi myślami o konsekwencjach przyznania racji
małżonce – i tak spędza z nią cały czas, na jaki może sobie pozwolić, czuje
się przytłoczony nadmiarem zajęć w pracy, a teraz jeszcze okazuje się, że
jest kiepskim mężem. Ten obraz siebie wydaje mu się nie do zniesienia,
więc się broni. Uznaje, że to jego żona ponosi winę – jest zaborcza,
apodyktyczna lub roszczeniowa. Jak on mógł się ożenić z tak okropną
kobietą? Teraz ona uosabia całe zło, a on jest idealny. Co za ulga. Po
przemyśleniu sytuacji prawdopodobnie uzna, że oboje są w porządku. Żona
ma prawo się skarżyć. Mąż zauważa, że nie jest na niego tak wściekła, jak
mu się zdawało. Musi tylko poświęcać jej więcej czasu, utrzymać
równowagę w swoim życiu. (Więcej na temat rozszczepienia powiemy
w rozdziale 7).
W bliskich relacjach niemal zawsze występuje pewna ciekawa forma
rozszczepienia – rodzaj skrajnego wyspecjalizowania. Czasami jest to
nieszkodliwe, na przykład kiedy para postanawia, że jedno z partnerów
genialnie czyta mapy i orientuje się w kierunkach świata, a drugie zupełnie
sobie z tym nie radzi. W niektórych wypadkach rozszczepienie jest bardziej
niepokojące – jeśli jedna osoba jest uważana za mistrza w zarządzaniu
pieniędzmi, a druga uchodzi za kompletną porażkę w tych sprawach, ta
druga może nigdy nie wypracować sobie poczucia niezależności
finansowej. Ponieważ pary WWO/nie-WWO doświadczają konsekwencji
wielu dzielących je różnic, łatwiej dochodzi u nich do rozszczepienia tego
typu. Często mniej wrażliwy partner bywa postrzegany przez obie strony
jako niemal zupełnie pozbawiony wrażliwości. Uważaj na to w swoim
związku.
Kilka rozwiązań

1. Zapanuj nad swoją świadomością każdej ryski. Jak ujął to psychiatra


Peter Kramer, u osoby wysoko wrażliwej wejście w związek „wymaga
świadomego wysiłku w celu ignorowania tego, co tak precyzyjnie
postrzega”2 – czyli wad partnera, które wydają ci się ogromne i liczne.
Ponieważ jednak wiesz, że twoja wrażliwość może powodować
rozdmuchiwanie liczby i istotności niedociągnięć partnera, masz szansę temu
zaradzić. Skoncentruj się na jego mocnych stronach, równie głęboko je
analizując. Pamiętaj, że każda relacja to transakcja wiązana. Co do wad,
zastanów się nad tym: kiedy wybierasz partnera, wybierasz zestaw
problemów3. Rozejrzyj się dookoła. Czy naprawdę jest jakaś dobrze ci znana
osoba, z którą żyłoby ci się łatwiej niż z twoim partnerem? Jeśli wydaje ci
się, że mógłby to być ktoś wysoko wrażliwy, przeczytaj w następnym
rozdziale o problemach par wysoko wrażliwych. Łatwo jest idealizować
ludzi, których ledwie znamy. Jak powiedziała Ethel Person, zauroczenie
wymaga wystarczającego okresu separacji, aby „wyobraźnia mogła
popracować nad zakochaniem”4. Dlatego posłuż się tą samą bronią: użyj
swojej wysoko wrażliwej wyobraźni, aby zastanowić się, jak naprawdę
wyglądałoby twoje życie z inną wysoko wrażliwą osobą. Wyobraź sobie, za
którymi cechami swego słodkiego nie-WWO tęskniłbyś najbardziej.
2. Odseparuj się trochę od partnera – jego dziwactwa to nie twoja
sprawa. W bliskich związkach czasami „przyswajamy sobie” partnera tak
bardzo, że przestajemy odróżniać go od siebie. Bywa to dobre, jeśli
decydujemy, czy ratować drugą osobę z płonącego budynku albo oddać jej
swoją nerkę. Kiedy jednak przejmujesz się nie tylko tym, czym sam irytujesz
ludzi, lecz także czy twój partner nie jest irytujący, jedynie sobie szkodzisz.
Dodajmy do tego nieco niskiego poczucia własnej wartości, które rozlało się
na was oboje, a nabierzesz pewności, że jesteś z największym gruboskórnym
nudziarzem lub awanturnikiem, jakiego świat nosił. Spróbuj pomyśleć
w nowy sposób, kiedy na przykład poczujesz, że twój partner jest w danej
chwili „zupełnie odklejony”, plotąc trzy po trzy i całkiem nie widząc, że inni
wydają się (tobie) znudzeni lub poirytowani. Może ty się tak nie
zachowujesz, ale dlaczego on nie może? Czy to naprawdę komuś
przeszkadza? A może innym ludziom podoba się opowiadanie twojego
partnera? Czy potrafisz zaufać im, że w razie potrzeby przywołają go do
porządku? Czy ty oceniasz swoich znajomych na podstawie zachowania ich
partnerów? Czy w ogóle potępiasz ich partnerów, gdy za dużo mówią?
Prawdopodobnie nie.
3. Aby zmniejszyć rozszczepienie, odzyskaj swoje wyparte ja. Psychika
stosuje mechanizm rozszczepienia, aby chronić ego przed jakąś nieznośną
prawdą, wygląda jednak na to, że nie jest to jej ulubione rozwiązanie – 
wcześniej czy później zaczyna się domagać powrotu do świadomości tego, co
zostało odszczepione. Miejmy nadzieję, że kiedy to nastąpi, wciąż będziesz
w swoim związku, tak jak Linda. Gdy wszystko wydaje się „czarno-białe”,
dobrze jest zaczekać z podejmowaniem decyzji. Jest to krytyczny czas na
zastanowienie się, czy najbardziej denerwujące cię wady partnera lub jego
wyidealizowane zalety nie są także twoim udziałem.
4. Aby zmniejszyć rozszczepienie, postaraj się myśleć równocześnie o
negatywnych i pozytywnych cechach. Zamiast skupiać się na jakimś
atrybucie partnera, tak że stają ci przed oczami wszystkie jego wady, spróbuj
przeanalizować tę cechę pod kątem jej różnych pozytywnych, negatywnych
lub neutralnych konsekwencji zależnie od kontekstu (więcej na ten temat
piszę w rozdziale 7).
5. Poproś partnera, aby wciągał cię do wspólnych rozmów w szerszym
gronie, zamiast samodzielnie wypełniać pustkę, którą zostawiasz. Może na
przykład zapytać cię o zdanie lub skierować rozmowę na tematy, na których
się znasz lub które cię pasjonują. Poproś go też, by podczas spotkań w gronie
czworga dążył do podziału obecnych na dwie dwuosobowe podgrupy,
ponieważ wysoko wrażliwym zwykle bardziej odpowiadają rozmowy jeden
na jeden.
6. Proś o ciszę, kiedy jest ci naprawdę potrzebna; toleruj „bieżącą
narrację”, kiedy tylko możesz. Przede wszystkim omów z partnerem
dzielące was różnice w potrzebie milczenia i mówienia jako równie
uprawnione sposoby zachowania, niosące jednak konsekwencje dla was
obojga. Jeśli partner mówi, gdy ty bardzo potrzebujesz ciszy, będzie musiał
w końcu ponieść konsekwencje w postaci twojego zmęczenia i drażliwości
lub własnego poczucia, że zachował się głupio, paplając, mimo iż nie
chciałeś słuchać. Z drugiej strony, jeżeli musi zawsze milczeć przy tobie,
założę się, że zatęsknisz za jego gadaniną – jest swojska, uspokajająca. Poza
tym kiedy ktoś milczy, ludzie wysoko wrażliwi zaczynają się martwić, co
naprawdę myśli – jest to mniej powszechny niepokój u nie-WWO.
7. Naucz się mówić na tyle głośno, by nie-WWO cię słyszał. Musisz sobie
uświadomić, że chociaż chciałbyś, aby zwracano się do ciebie delikatnie,
cicho i oględnie, to mówiąc w ten sposób do nie-WWO, możesz nie zostać
usłyszany. Mój mąż często żartuje, że w skali od jednego do dziesięciu, kiedy
proszę go o zrobienie czegoś, zaczynam od poziomu jeden–dwa, a jeśli mnie
nie usłyszy, podkręcam głos do dziesięciu i wtedy wydaje mu się, że się
złoszczę i go strofuję. Tymczasem gdybym już za pierwszym razem ustawiła
głos na pięć, byłoby idealnie, mimo iż dla mnie to i tak bardzo głośno.
Mówiąc o natężeniu, mam na myśli dosłownie to, jak głośno mówisz, ale
także czy wypowiadasz się asertywnie i wprost. Nie: „Hm, chłodno się
zrobiło”, tylko: „Czy mógłbyś podkręcić kaloryfer?”. Wysoko wrażliwi
świetnie rozumieją sugestie i podteksty, ale pozostałym często one umykają.
(Dodam, że ta porada ma też zasadnicze znaczenie w odniesieniu do nie-
WWO w pracy).

PROBLEMY ZWIĄZANE Z NISKIM POCZUCIEM


WŁASNEJ WARTOŚCI U WWO
Z wielu powodów omówionych w rozdziale 1 osoby wysoko wrażliwe nie
są w naszej kulturze postrzegane jako idealne. Skoro więc nawet ludzie,
którzy najbardziej cię kochali, dawali ci delikatnie do zrozumienia, że dla
własnego dobra powinieneś się starać być mniej wrażliwy, dorastałeś
z poczuciem, że coś jest z tobą nie tak – coś, czego nie możesz zmienić,
ponieważ wynika z twojego, najwyraźniej nienormalnego układu
nerwowego. Dlatego prawdopodobnie masz głęboko zakorzenione niskie
poczucie własnej wartości, niezależnie od tego, jak dobrze kompensujesz je
sobie różnymi osiągnięciami.
Na początku może być trudno zrozumieć, jak wielką przeszkodą
w prawdziwej miłości jest niska samoocena. Poczucie fundamentalnej
wadliwości siebie samego jest niebezpieczne dla ego, zwiększając
zagrożenie depresją i zachowaniami autodestrukcyjnymi. Dlatego ochrona
twojego delikatnego ego staje się najważniejszą sprawą dla twojej psychiki.
To, kogo kochasz, jaki poziom bliskości osiągasz, jak reagujesz na flirt lub
odrzucenie – wszystko to jest podporządkowane temu, czy poczucie
wartości twojego ego zostanie przez to wzmocnione czy dodatkowo
obniżone. Nie ma znaczenia, jakie wrażenie wywrą na partnerze twoje
reakcje na niego czy na innych ludzi; wszystko to jest drugorzędne.
Poza tym nie ważysz się łączyć swojego akwarium z czyimś, jeśli
czujesz, że twoje nieliczne rybki są małe i nieciekawe (co omawialiśmy
w rozdziale 3). Możesz jednak wybierać osoby, które mają akwaria pełne
pięknych kolorowych ryb, ponieważ nikt inny tak dobrze nie sprawi, że
poczujesz się wreszcie wartościowy, nie zrekompensuje tego, co uważasz
za swoje braki. Jeżeli rybki drugiej osoby również okażą się trochę
wyblakłe, być może skrycie się z tego ucieszysz, ale możesz też zostać
zmuszony przez swoją niską samoocenę do szukania nowego akwarium.
Możesz też wybrać osobę, której akwarium jest niemal puste, co poprawi
twoje samopoczucie, a przynajmniej da ci bezpieczeństwo, że kogoś masz,
choć jednocześnie sprawi, że wciąż będziesz niezaspokojony.
Krótko mówiąc, niskie poczucie własnej wartości może spowodować, że
wybierzesz niewłaściwego partnera, będziesz nieuczciwy lub zdradzisz
osobę, którą zapewnisz o miłości – a to raczej nie poprawi twojej opinii na
swój temat. Jednak u osób wysoko wrażliwych pozostających w związku
z nie-WWO niska samoocena często powoduje szczególne problemy.
1. Związek z nie-WWO może przybierać dla ciebie dodatkowe,
niebezpieczne znaczenia. Jak już pisałam, prawdopodobnie przynajmniej
na poziomie nieświadomym masz skłonność do postrzegania nie-WWO jako
ludzi normalnych, dobrych, szczęśliwych i godnych szacunku w odróżnieniu
od ciebie. W wyniku takiego biało-czarnego myślenia początkowo możesz
odszczepiać wszystkie swoje dobre cechy i rzutować je na partnera, przez co
trudniej ci dostrzegać własne zalety i jego wady i cedujesz na niego zbyt
dużo władzy nad sobą. Tymczasem władza deprawuje i twoja nadmierna
uległość może sprawić, że nawet najmilszy człowiek zacznie uważać, iż ma
święte prawo nieustannie tobą kierować lub cię krytykować. Nawet jeśli na
początku twój partner się zawaha, odgrywanie roli nieomylnego jest bardzo
kuszące, skoro zapraszasz go do tego tańca z biednym, głupim tobą. Jeśli nie
zna kroków, sam poprowadzisz, aż się ich nauczy. Pod warstwą idealizacji
nie-WWO wysoko wrażliwi o niskim poczuciu własnej wartości często
skrywają też ogromną zazdrość. Uczucie to zazwyczaj działa
w nieświadomości, ale jest przez to jeszcze bardziej destrukcyjne. Jak siostry
i macocha Kopciuszka zazdrośnicy chcą posiąść Dobro, które wydaje się
znajdować wyłącznie w otaczających ich ludziach. Pragną zagarnąć Dobro,
a jeśli się nie uda, dążą do zniszczenia go wraz z tymi, którzy je posiadają.
Mogą to robić dosłownie lub symbolicznie albo wielokrotnie powtarzając
w wyobraźni. Jeśli uświadamiasz sobie taką zazdrość w sobie, wiedz, że nie
jesteś sam.
2. Uwagi przyjaciół, znajomych i rodziny stają się nadmiernie ważne.
Kiedy brak nam pewności siebie, często zwracamy się do innych po rady lub
spostrzeżenia na temat swojego związku. Tymczasem inni ludzie nie tylko
nie znają ciebie i twojego partnera wystarczająco dobrze, by wyrażać tego
typu opinie, lecz także mogą wzmacniać te same stereotypy i uprzedzenia,
przez które już masz złe zdanie o sobie lub partnerze. Art zawsze był bardzo
energiczny. Kiedy był niemowlęciem, jego łóżeczko musiało być
zabezpieczone dodatkowym rządkiem szczebelków, żeby z niego nie
wychodził. Gdy skończył pół roku, jego matka była tak wyczerpana, że
lekarz zalecił jej „urlop” od syna. Wśród krewnych Arta krąży legenda, że
pod jej nieobecność musiało się nim zajmować pięcioro członków rodziny.
Nie oznacza to, że był niegrzecznym dzieckiem, tylko po prostu tryskał
energią. Dla większości ludzi męczące jest już samo patrzenie przez godzinę,
jak Art uskutecznia swój tryb życia. Interpretują jego ciągłą ruchliwość oraz
gorączkową realizację każdego celu jako odruchy neurotyczne. Ponieważ
sama mam inny temperament, też mogłabym zacząć postrzegać mojego męża
w ten sposób – uznać, że te opinie są słuszne, a wszystkie przedsięwzięcia
Arta są tylko mechanizmami obronnymi przed lękiem egzystencjalnym.
Gdyby ktoś zapytał mnie, jak wytrzymuję z tak nerwowym człowiekiem,
w dniu, kiedy akurat nie jestem zbyt pewna siebie i Arta, mogłabym
odpowiedzieć, że nie wiem, jak mi się to udaje, a nawet zacząć sobie szczerze
współczuć. Niemniej to tylko jego temperament. On akceptuje mój, a ja
akceptuję jego. Oboje czerpiemy korzyści z tego, że się różnimy. Art dużo
dla mnie robi dzięki swoim wielkim pokładom energii. Mimo to łatwo jest
zapomnieć o wszystkim, co dobre, gdy ludzie wyrażają swoje uprzedzenia
i niezrozumienie dla jego temperamentu. Z kolei Art musiał wielokrotnie
odpowiadać na pytania, jak wytrzymuje z osobą tak bardzo pochłoniętą
własnym życiem wewnętrznym, czepialską i delikatną, która niechętnie
przebywa w towarzystwie i nie lubi się bawić. Są to typowe uprzedzenia
wobec wysoko wrażliwych, ignorujące nasze zalety. Mój mąż przyznaje
jednak, że musi uważać, by nie dać się na nie złapać, szczególnie gdy ma
właśnie świetne zdanie o sobie i ogarnia go zwątpienie w słuszność decyzji
o dzieleniu życia ze mną.
3. WWO ulegają też większemu wpływowi szerszych kulturowych
uprzedzeń związanych z temperamentem, szczególnie dotyczących
względnej wartości czterech płci. Ponieważ temat ten został omówiony
w rozdziale 2, chcę tylko przypomnieć, że wszyscy jesteśmy przesiąknięci
stereotypem, iż mężczyzna nie-WWO jest wcieleniem siły i doskonałości,
kobieta nie-WWO jest być może prawie tak idealna, a wysoko wrażliwi
mężczyźni i kobiety im nie dorównują. Jeśli dasz temu wiarę, będziesz mieć
kłopoty. Uznając swojego partnera nie-WWO za ideał, zaczniesz postrzegać
siebie jako kogoś podrzędnego, a to zaszkodzi wam obojgu. Twój partner
będzie zmuszony do poczucia, że dokonał złego wyboru, związując się
z osobą wysoko wrażliwą, a także będzie musiał dorastać do obrazu siebie,
który będzie zakłócał jego autentyzm w zachowaniu wobec ciebie.

KILKA ROZWIĄZAŃ

1. Pracuj nad swoim niskim poczuciem własnej wartości w sposób opisany


w książkach Wysoko wrażliwi i The Highly Sensitive Person’s Workbook,
reinterpretując swoje „porażki” i doceniając swoją wrażliwość.
2. Miej świadomość swoich wewnętrznych uprzedzeń wobec własnego
temperamentu. Zastanów się, kto w przeszłości wzmacniał u ciebie
poczucie, że twoja wrażliwość jest wadą; spróbuj wsłuchać się
w zinternalizowany przez siebie głos tych osób i z nim dyskutować. Rozważ
wpływ, jaki wywarli na ciebie rodzice, doświadczenia szkolne, media oraz
inne poradniki psychologiczne, z jakich korzystałeś. Może ci w tym pomóc
książka The Highly Sensitive Person’s Workbook. Wszystko, co robisz w celu
zaakceptowania własnej wrażliwości, jest jednocześnie wyrazem miłości do
twojego partnera nie-WWO.
3. Zastąp zazdrość realizmem. Staraj się nie tracić z oczu swoich zalet – 
naprawdę masz w sobie wiele Dobra – i zauważać trudności, jakich
doświadczają inni, także twój partner. Ich życie wcale nie jest tak piękne
i wspaniałe, jak się wydaje – co tu do zazdroszczenia?
4. Uważaj na wpływ innych ludzi. Myśl krytycznie o wszystkim, co czytasz
na temat temperamentu, nieśmiałości, introwersji itd. Głośno sprzeciwiaj się
uprzedzeniom związanym z temperamentem, bo w wypadku bierności mogą
one wnikać do twojego systemu przekonań.
5. Miej świadomość własnych uprzedzeń wobec temperamentu partnera.
W miarę jak będziesz coraz bardziej zadowolony ze swojej wrażliwości,
możesz odkrywać więcej wad u swego partnera nie-WWO. Jednak to
rozszczepienie nie jest konieczne do nabycia szacunku do siebie. Z czasem
powrócisz zresztą do krytykowania się – tym razem za wybór partnera.
Pamiętaj jednak, że ty i on jesteście osobnymi ludźmi i prawdopodobnie
oboje jesteście w porządku, każde na swój sposób. Pamiętaj, że aby cię
pokochać mimo kulturowych uprzedzeń wobec wysokiej wrażliwości, twój
partner musiał się nauczyć ignorować stereotypy i zaakceptować transakcję
wiązaną, cenną niezależnie od wad, na które być może zwracali mu w tobie
uwagę wszyscy inni. Dlatego niewykluczone, że stanowi on dla ciebie
świetny wzór do naśladowania podczas nauki, jak teraz zaakceptować jego
wraz z jego wadami.
Do wysoko wrażliwych kobiet w parze z rzekomo nie-
WWO

Jak wspomniałam w pierwszym akapicie tego rozdziału, osoby o wysokiej


wrażliwości częściej uważają, że ich partnerzy są nie-WWO, niż jest tak
w rzeczywistości. Stosuje się to szczególnie do kobiet. Klasyczny problem
w kulturowej walce płci wynika z przekonania, że kobieta jest zbyt
wrażliwa na uczucia mężczyzny i ma dość tego, że on nie potrafi
odwzajemniać jej czułości. Załóżmy jednak, że twój rzekomo niewysoko
wrażliwy partner jest w rzeczywistości WWM, który skrzętnie ukrywał
swoją delikatność z powodu wczesnej, silnej indoktrynacji zasadami
kodeksu chłopaka (zob. rozdział 2). A może dodatkowo miał trudne
dzieciństwo? Będąc mężczyzną, jest bardziej narażony na przyjęcie
ignorująco-unikowego stylu przywiązania i wykazywanie pozornego braku
zainteresowania przeżywaniem lub okazywaniem emocji, szczególnie
potrzeby innych lub troski o nich.
Taki mężczyzna może czuć się zagrożony twoim wysoko wrażliwym
zainteresowaniem głębokimi uczuciami. Obawia się zwabienia w ten
niebezpieczny obszar, w którym jego kruchość i delikatność zostaną
obnażone, a on przestanie być „prawdziwym mężczyzną”. Czy opuściłabyś
go, gdyby płakał lub rozpaczliwie cię potrzebował? Albo gdyby wydawało
się, że nigdy do tego nie dojdzie? Czy raczej potrafiłabyś zamiast tego
skorzystać z własnej wrażliwości, aby dostroić się do jego mechanizmów
obronnych i wydobyć jego wrażliwość i bezbronność na światło dzienne?
A gdyby nie zechciał otworzyć się tak przed tobą, czy umiałabyś mu pomóc
w zaakceptowaniu potrzeby psychoterapii? Jeśli zastanowimy się chwilę
nad problemami naszego świata, okaże się, że istnieje wielu mężczyzn,
którzy potrzebują pomocy wysoko wrażliwej kobiety. Nie masz obowiązku
pomagania im wszystkim, ani nawet temu jednemu, jeśli nie czujesz, że to
dobre dla ciebie. Gdyby jednak docenił twoją próbę pomocy, posłuchał
o twoich zmaganiach bez nadmiernego ich osądzania, a może nawet sam się
trochę otworzył, z pewnością byłoby to dla ciebie dobre.
Zmień to, czego nie możesz zaakceptować;
zaakceptuj to, czego nie możesz zmienić

Przede wszystkim, zdobądź mądrość, która umożliwi ci odróżnienie tego,


co możesz zmienić, od tego, czego nie zdołasz. Owszem, pragniesz się
rozwijać i zmieniać; miejmy nadzieję, że twój partner również. Oboje
chcecie sobie pomagać w dążeniu do tego celu przez wzajemne
mobilizowanie się do zmiany. Jednym z największych osiągnięć w rozwoju
jest jednak zaakceptowanie drugiej osoby – pogodzenie się z nieuchronnym
rozczarowaniem, jakie przynoszą jej wrodzone ograniczenia, a także
przyjęcie do wiadomości, że każdy związek jest „transakcją wiązaną”,
a „wybierając partnera, wybieramy zestaw problemów”.
To niemalże istota mądrości, by akceptować ograniczenia życia
i śmiertelności, radować się tym, co mamy, przez możliwie jak najwięcej
chwil w ciągu dnia, które potrafimy przeżyć świadomie i z miłością.
Skoro zaś pary WWO/nie-WWO przemyślały już swoje radości
i problemy, nadszedł czas na przyjrzenie się związkom między dwojgiem
ludzi wysoko wrażliwych.
ROZDZIAŁ 6
Jak dwie krole wody
Zachowywanie pokoju między dwojgiem
wysoko wrażliwych

Poświęcanie rozdziału trudnościom osób o podobnych temperamentach


może wydawać się zbędne. Wielokrotnie podkreślałam przecież negatywny
wpływ różnic, a nie podobieństw temperamentu partnerów na powodzenie
bliskich związków. Być może odniosłeś wrażenie, że pary składające się
z dwóch osób wysoko wrażliwych mogą cierpieć najwyżej z powodu klęski
urodzaju. Tymczasem doświadczają one specyficznych problemów, które
wynikają właśnie z podwójnej dawki wrażliwości.
Poza tym, jak już pisałam, moje badania wykazały, że często osoby
wysoko wrażliwe pozostają w związkach z partnerami, których uważają za
nie-WWO, mimo iż poziom ich wrażliwości jest znaczny, a wręcz bywają
WWO, choć w mniejszym stopniu niż druga połówka uważająca się za
bardzo wrażliwą. Takie złudzenie różnicy zazwyczaj wynika
z rozszczepienia, o którym pisałam w poprzednim rozdziale: jeśli obie
osoby są wrażliwe, ale jedna z nich bardziej, para może uznać, że jedno
z partnerów jest wrażliwe, a drugie nie. Jest to jednak niefortunne,
ponieważ w niektórych sytuacjach „mniej wrażliwy” partner będzie pod
większym wpływem tej cechy, a wówczas partner „zawsze postrzegany
jako wrażliwszy” mógłby wkroczyć do akcji i udzielić skutecznej pomocy,
dobrze wiedząc, co wtedy robić. Takie współdziałanie wymaga jednak od
„wrażliwszej” osoby uświadomienia sobie, jaki poziom wrażliwości
naprawdę wykazuje jej partner.
Dlatego nawet jeśli wydaje ci się, że nie jesteś w związku typu
WWO/WWO, może się okazać, że jest on taki znacznie bardziej, niż
sądzisz, a przynajmniej warto rozważyć taką możliwość. Poza tym
niewykluczone, że w przyszłości znajdziesz się w takiej relacji,
a z pewnością już teraz masz wysoko wrażliwych przyjaciół lub krewnych.
Zapraszam więc do lektury.
Dobre wieści

Pierwszą dobrą wiadomość już znasz: istnieje nieco ponad


pięćdziesięcioprocentowe prawdopodobieństwo, że jeśli związałeś się
z drugą osobą wysoko wrażliwą, jesteś bardziej zadowolony z relacji, niż
gdybyś miał partnera nie-WWO. Zasada ta dotyczy przede wszystkim
wysoko wrażliwych mężczyzn. Osoby żyjące w parach WWO/WWO
zwykle mają też większe poczucie wzajemnej bliskości.
Za dobrą wiadomość można też uznać to, że tak wiele osób wysoko
wrażliwych znajduje siebie nawzajem, mimo iż często są introwertyczne
i nieśmiałe albo po prostu z przyjemnością spędzają sobotnie wieczory
same w domu. Aby to zilustrować, przedstawię trzy wysoko wrażliwe pary,
opisując, jak partnerzy poznali się i zakochali. Historie te uwiarygodniają
istnienie specjalnego amora lub anioła stróża, zajmującego się łączeniem
ludzi wysoko wrażliwych w pary.
Spotkanie podobnych umysłów i serc

Dwudziestokilkulatkowie Kate i Alex znaleźli się za pośrednictwem maili,


ale faktyczne poznanie się zajęło im sporo czasu. Najpierw czytali o sobie
nawzajem, wymieniali się zdjęciami i zaczęli do siebie pisywać, a spotkali
się dużo później. Kiedy wreszcie do tego doszło, Kate wyznała Aleksowi,
że nie odpowiada jej jego wysoki głos. Na dodatek od początku niemal za
bardzo się mu spodobała jak na jej gust. Nie była przyzwyczajona do
podobania się mężczyznom. Miała już pięciu czy sześciu partnerów nie-
WWO i kiedy kolejne związki okazywały się nieudane, ona lub oni
stwierdzali, że to wina Kate. Jej podświadomość mówiła: „Nie podobam się
prawdziwym facetom” (znała wówczas tylko nie-WWO). Alex uważał, że
Kate jest dla niego idealna. Dlatego wydał jej się trochę dziwny.
Z perspektywy Kate, relacja z Aleksem była zupełnie nowym
doświadczeniem. Na początku jej uczucia wobec chłopaka nie były nawet
w połowie tak intensywne jak to, co czuła do poprzednich partnerów, ale
w ciągu kilku lat znajomości przyjemność ze wspólnego spędzania czasu
stopniowo rosła. Rodzinie Kate zwykle podobali się jej chłopcy, tym razem
jednak zarówno ona, jak i Alex musieli ignorować opinie swoich krewnych,
którzy nie mogli zrozumieć, co ci dwoje widzą w sobie nawzajem. Obecnie
Kate, która już w liceum odkryła, że jest wysoko wrażliwa, ponieważ nie
lubiła głośnej muzyki i nocnych klubów, jest bardziej niż pewna swojego
wyboru. Nie potrafi sobie wyobrazić życia z innym partnerem niż wysoko
wrażliwy.
Teresa i Juan, oboje po trzydziestce, poznali się na studiach. Ona była
wcześniej w kilku związkach romantycznych, ale wszystkie źle się
skończyły. Po każdym takim doświadczeniu stawała się bardziej
niedostępna. Postrzegała siebie jako zakochaną w idei miłości, niemal
uzależnioną od euforii i kryzysów. Zanim jednak na jednych z zajęć poznała
Juana, tak dużo wycierpiała z powodu relacji z mężczyznami, że nie chciała
już wchodzić w żaden związek. Jednocześnie marzyła o partnerze na całe
życie i dzieciach.
Teresa chodziła wtedy na zajęcia z psychologii i postanowiła jeszcze raz
spróbować znaleźć kogoś, kto – z naukowego, racjonalnego punktu
widzenia – odpowiadałby jej potrzebom. Po kilku randkach z Juanem
uznała, że do niej pasuje, chociaż z trudnością znajdował odpowiednie
słowa, nie grzeszył urodą i nie był szczególnie romantyczny. Był jednak
wnikliwy i refleksyjny. Wytwarzała się między nimi atmosfera spokoju.
Teraz Teresa już wie, że Juan zdecydowanie jest wysoko wrażliwy,
podobnie jak ona.
Po siedmiu latach Teresa czasami ma obawy, że zdradziła samą siebie,
rezygnując z euforii, której zawsze oczekiwała w miłości. Później jednak
stwierdza: „Juan zawsze jest przy mnie, gdy go potrzebuję. Jeśli proszę go,
by się zmienił, stara się to robić. Jest dobrym ojcem. Jest zdrowy
emocjonalnie. Nasz związek z każdym rokiem staje się lepszy”.
Diane i Stana poznałeś w rozdziale 2. Opisałam tam nieudane
małżeństwo Diane z Ronem, nie-WWO, motywowane wyłącznie potrzebą
znalezienia bezpiecznego schronienia po studiach dla zagubionej młodej
kobiety, zupełnie nieprzygotowanej do samodzielnego życia. Po rozwodzie
Diane w końcu poznała na jakimś seminarium Stana. Półtora roku później
spotkali się ponownie na zajęciach jogi. Podobnie jak większość wysoko
wrażliwych par zbliżali się do siebie powoli. Ponieważ oboje cenią sobie
chwile samotności, nie zamieszkali razem; spędzają wspólnie niedziele oraz
poniedziałkowe i wtorkowe wieczory, a przez resztę tygodnia żyją osobno.
Potrzeba samotności była problemem, który niemal przeszkodził im
w zostaniu parą. Kiedy zaczęli się spotykać, Diane odkryła, że Stan
okłamuje ją na temat swoich wolnych dni w pracy. Wolał mówić jej, że
pracuje, niż przyznać się, że nie chce spędzać z nią każdej możliwej chwili.
Diane była oczywiście wściekła, że Stan ją okłamał. On jednak zakończył
niedawno długoletni związek z nie-WWO, która miała do niego pretensje,
że co jakiś czas woli pobyć sam. Przyzwyczaił się więc do kłamania,
ponieważ dzięki temu unikał awantur. Gdy zrozumiał, że Diane jest inna,
natychmiast porzucił ten nawyk. Ponadto mówi, że Diane wie, kiedy on
potrzebuje czasu dla siebie, jeszcze zanim sam sobie to uświadamia,
i chętnie daje mu go – a przy okazji sobie.
W każdej z tych historii słyszymy, że pary musiały przywyknąć do
swobody życia z kimś podobnym – tyle mniej trzeba udawać, wyjaśniać,
wymuszać. Mimo to ich miłość rozwijała się powoli. To pewnego rodzaju
paradoks, skoro zazwyczaj osoby wysoko wrażliwe zakochują się bardzo
mocno – najwyraźniej jednak niezbyt szybko, przynajmniej nie w innych
wysoko wrażliwych. Chociaż umysł (a także prawdopodobnie układ
nerwowy) od razu zdaje sobie sprawę ze znalezienia dobrego partnera,
docenienie go sercem zabiera więcej czasu, szczególnie ze względu na
kulturowe uprzedzenia wobec osób o wysokiej wrażliwości, jak w wypadku
Kate i Aleksa. W naszej kulturze funkcjonuje ideał miłości nie-WWO – 
natychmiastowej, porywczej, intensywnej. Z różnych przyczyn dwie osoby
wysoko wrażliwe mogą nie doświadczyć takiej love story.
Rozumienie tego potencjalnie innego scenariusza rozwoju miłości jest
bardzo ważne, gdy poznajemy osobę wysoko wrażliwą – być może będzie
potrzebny czas i być może macie do siebie większą sympatię, niż wam się
wydaje. Zastanówmy się, z jakich powodów ten poziom sympatii wzrasta.
KORZYŚCI, JAKIE OBOJE CZERPIECIE
Z PODOBIEŃSTWA MIĘDZY SOBĄ

1. Wzajemne zrozumienie. Wybaczenie drugiej osobie kłamstwa jest chyba


największą próbą wyrozumiałości. Diane oczywiście była oburzona, gdy
odkryła, że Stan ukrywał przed nią swoje wolne dni, rozumiała jednak jego
motywację. Wciąż potrafiła mu ufać. Czy pamiętasz z rozdziału 3 mój opis
pośpiesznego wnioskowania, że popełnienie błędu przez kogoś wynika z jego
skrzywionej osobowości, a nie z trudnej sytuacji? Ponieważ Stan jest tak
podobny do Diane, mogła się ona w pełni utożsamić z jego potrzebą
spędzania czasu w pojedynkę, toteż nie zinterpretowała tych kłamstw jako
fundamentalnej nieuczciwości Stana, lecz jako rezultat sytuacji – odruchową
reakcję na dawną presję ze strony nie-WWO (takiej jak jej własny eks, Ron),
aby Stan był nieustannie dostępny. Niewykluczone, że sama postąpiłaby
podobnie. Nie-WWO najprawdopodobniej nie okazałaby (nie była w stanie
okazać) takiego zrozumienia.
2. Czujecie się swobodnie w swoim towarzystwie. Czujecie się komfortowo
fizycznie przy podobnym stopniu pobudzenia stymulacją zewnętrzną. Nie
jest tak, że jedno wciąż podkręca głośnik, a drugie przycisza (choć
oczywiście nie ma dwóch osób o identycznym poziomie wrażliwości).
Zgadzacie się co do wielu wartości i spostrzeżeń. Gdy jedno z was pyta:
„Widziałaś to?”, drugie odpowiada: „No pewnie!”, a nie „Co takiego?
Zwariowałeś?”. Nie ma żadnych „Jesteś przewrażliwiony”. Cóż za ulga.
Prawdopodobnie oboje zgadzacie się co do znaczenia sprawiedliwości
społecznej, ochrony środowiska, pracy nad swoim życiem wewnętrznym,
rozważań o sensie życia. Nie kłócicie się o te sprawy i nie czujecie się
osamotnieni w swoich zainteresowaniach.
3. Wkładacie dużo wysiłku w skuteczną komunikację. Stan i Diane przez
pewien czas odbywali cotygodniowe „rozmowy kontrolne”, podczas których
omawiali zapalające się „czerwone lampki”, zauważone przez siebie
potencjalne problemy w ich związku. Powzięcie takiego planu i na dodatek
przyjęcie nazwy („czerwone lampki”) dla zjawisk, na które mieli być
wyczuleni, dobrze oddaje sumienną uważność, z jaką dwoje osób wysoko
wrażliwych podchodzi do swojej relacji. Nie muszą się oni nawzajem
przekonywać, że zbudowanie dobrej więzi z drugim człowiekiem wymaga
wysiłku, a skuteczne porozumiewanie się jest złożonym zadaniem.
Osobiste korzyści z podobieństwa do partnera

1. Partner zwiększy twoje poczucie własnej wartości. Chociaż nie dzieje


się to automatycznie, kochając drugą osobę, większość wysoko wrażliwych
uczy się bardziej kochać siebie. W naszej kulturze może to być bitwa toczona
przez całe życie – pomyślmy o Aleksie i Kate, kochającym się na przekór
swoim rodzinom, które nie zrozumiały ich decyzji o wyborze partnera. Alex
musiał się poczuć, jakby nosił w sobie jakiś straszliwy defekt, kiedy Kate
powiedziała mu, że nie spodobał się jej rodzicom, i vice versa. Wiedział
jednak, że sama Kate woli jego niż wszystkich nie-WWM, z jakimi wiązała
się w przeszłości – mimo iż podobali się jej rodzinie. Pomogło to zrozumieć
Aleksowi, że jest wartościowym człowiekiem, a obojgu partnerom dostrzec
związane z temperamentem uprzedzenia, tak by starać się ustrzec przed ich
zinternalizowaniem.
2. Będziesz mógł mówić o swoich głębokich uczuciach, szczególnie tych
wymagających uleczenia, i zostaniesz w pełni zrozumiany. Niezależnie
od tego, czy twój partner ma zbliżone problemy, czy nie, prawdopodobnie
potrafi uważnie słuchać w uzdrawiający sposób.

Skoro związki dwojga osób wrażliwych mają tyle zalet, to jakich


problemów możecie się spodziewać?
Wyzwania

Jak wspomniałam, osoby wysoko wrażliwe są odrobinę szczęśliwsze


w związkach z partnerami podobnymi sobie niż z nie-WWO. Niezależnie
jednak od temperamentu partnera wysoko wrażliwi wykazują ogólną
tendencję do odczuwania większego niezadowolenia ze swoich relacji niż
nie-WWO. Dlatego przeciętnie dwoje ludzi wysoko wrażliwych, nawet jeśli
są szczęśliwsi razem niż każde z nich byłoby w związku z nie-WWO, może
być mniej szczęśliwych niż dwoje nie-WWO.
Trochę niższy średni poziom zadowolenia wśród osób wysoko
wrażliwych może wynikać ze skłonności do głębokiego rozważania pytań
w kwestionariuszach badających satysfakcję ze związku. Prawdopodobnie
wysoko wrażliwi udzielają bardziej przemyślanych, wieloaspektowych,
poważnych i sumiennych odpowiedzi, chociaż zewnętrzny obserwator
powiedziałby, że ich relacje są tak samo, a nawet bardziej udane niż związki
nie-WWO.
Niemniej tendencja do mniejszego zadowolenia może być również
odzwierciedleniem tego, że mniej więcej połowa osób wysoko wrażliwych
doświadczyła trudnego dzieciństwa i w dorosłości wykazuje niepewne style
przywiązania, a WWO mają większą podatność na wpływ tych czynników.
Badania dotyczące satysfakcji małżeńskiej jasno wskazują, że im więcej
niepewności, negatywnych emocji lub „neurotyzmu” (objawów lęku
i depresji) u jednego z partnerów, tym mniej szczęśliwy związek1. Czynniki
te oddziałują na poziom zadowolenia zarówno u osoby, która ich
bezpośrednio doświadcza, jak i u jej partnera, który może, lecz nie musi być
nimi obarczony.
Nasuwa się więc oczywisty wniosek, że kiedy związują się dwie osoby
wysoko wrażliwe, wzrasta prawdopodobieństwo wystąpienia negatywnych
emocji zakłócających ich relację, co może wyjaśniać nieco niższe średnie
oceny poziomu szczęścia w związku.

PROBLEMY WYNIKAJĄCE Z PODOBNIE NISKIEGO


OPTYMALNEGO POZIOMU POBUDZENIA

1. Żadne z was nie pali się, by korygować drobne niedogodności, które


wymagają konfrontacji z innymi. Dwoje wysoko wrażliwych często
z zachwytem odkrywa, jak są zgodni co do tego, że taksówkarz wiezie ich
jakąś dziwną trasą albo że w restauracji jest za głośno. Które z nich
zaryzykuje jednak udział w pobudzającej, nieprzyjemnej scenie, zatrzymując
taksówkę i domagając się, by zostali wysadzeni bez uiszczania zapłaty?
Które poprosi kelnera o znalezienie stolika w cichszym miejscu, a jeśli
takiego nie ma, bez poczucia winy wyprowadzi partnera z lokalu? Nie
twierdzę, że wysoko wrażliwi nie wykazują się śmiałością, kiedy to
konieczne, niemniej opisane wyzwania są trudne, pobudzające, a w sumie
dość błahe, więc dwie osoby wysoko wrażliwe mogłyby przymknąć na nie
oko, choć nie-WWO z radością wziąłby je na siebie w imieniu wysoko
wrażliwego partnera. Gdy tego typu drobne sprawy pozostają nierozwiązane,
oboje możecie na tym cierpieć i pragnąć, by druga osoba wykazywała się
większym heroizmem. Wysoko wrażliwe kobiety związane z wysoko
wrażliwymi mężczyznami są szczególnie narażone na doświadczanie takich
uczuć.
2. Żadne z was nie lubi „załatwiania spraw”. Na przykład żadne z was
prawdopodobnie nie lubi „telefonować bez uprzedzenia” do nieznajomych
w żadnej sprawie, nawet w celu uzyskania informacji. Zdecydowanie nie
lubicie też konfrontacji. Nie lubicie szaleńczych, zabieganych dni ani
wielkich życiowych zmian. Być może nie przepadacie też za zakupami
i wizytami w urzędach. A teraz niespodzianka: nie-WWO często to wszystko
robią od ręki albo przynajmniej nie jest to dla nich specjalne trudne – to
wręcz rodzaj rozrywki lub wyzwania, które chętnie podejmują. Będąc
w parze z osobą wysoko wrażliwą, niestety częściej musisz sam się tym
zajmować. Łatwo sobie wyobrazić, że czasami wolałbyś mieć za partnera
kogoś mniej wrażliwego.
3. Żadne z was nie potrafi pracować w nadgodzinach i żadne nie będzie
szczęśliwe w domu pełnym wrzaskliwych dzieci. Wasz styl życia będzie
– musi być – inny niż w parach, w których jedna strona lub obie są nie-
WWO, nieuniknione są więc porównania i rozczarowania wynikające
z waszych ograniczeń.
4. Macie skłonność do tego, by unikać zajmowania się swoimi
konfliktami. Naprawdę istnieją na świecie ludzie, którzy lubią się „zdrowo
pokłócić”, ale wy raczej do nich nie należycie. Być może na poziomie
intelektualnym wiecie nawet, że konflikty są nieuniknione, krytyka powinna
być głośno wyrażana, a kłótnia może oczyścić atmosferę. Mimo to macie
skłonność do odwlekania tych spraw w nieskończoność, a nawet wmawiania
sobie, że wszystko jest w porządku.
5. Macie skłonność do traktowania czasu spędzanego razem jako
bezpiecznej przystani pozwalającej się odprężyć, a ekscytację
czerpiecie skądinąd. Świat obfituje w najróżniejsze podniety, dlatego
uznajecie, że w domu chcecie odpoczywać. Odpoczywacie więc razem i jest
wam z tym dobrze.

Kiedy się poznaliście, byliście sobą podekscytowani. Postrzegaliście się


nawzajem jako źródło nowych perspektyw, możliwości, przyjemności.
Wasze życie stało się bogatsze, a wy rozrośliście się. Chociaż podniecenie
związane z poznawaniem się z czasem słabnie, wciąż chcielibyście myśleć
o swoim związku jako o relacji sprzyjającej rozwojowi każdego z was.
Możecie to osiągnąć przez wspólną pracę wewnętrzną – rozmowy o swoich
oczekiwaniach, lękach, przemyśleniach i snach. Każde z was musi jednak
czasami powracać do głównego nurtu, aby zachować równowagę.
Uzyskanie poczucia komfortu w świecie zewnętrznym często jest dla osób
wysoko wrażliwych największym źródłem osobistego rozwoju. Twój
związek powinien ci umożliwiać docieranie także tam, nie tylko do domu
lub do własnego wnętrza.
Kilka rozwiązań

1. Jeśli oboje nie lubicie wykonywać pewnych zadań, skorzystajcie z


intuicji i kreatywności, aby je obejść. Przede wszystkim uprośćcie sobie
życie. Powstało na ten temat wiele książek, napisanych prawdopodobnie
przez wysoko wrażliwych. Możecie też poszukać twórczych sposobów na
niewielkie zwiększenie swojego dochodu bez nadmiernego wysiłku,
a następnie zlecać innym wykonywanie tego, co przysparza wam trudności.
Bystry licealista lub student może za niewielką kwotę wykonywać za was
telefony, załatwiać sprawy urzędowe, płacić rachunki, a nawet uporać się
z wieloma konfliktami i konfrontacjami. Poproście dyrektora szkoły lub
konsultanta w studenckim biurze karier o polecenie kogoś odpowiedniego – 
szukacie wyróżniającego się ucznia lub studenta, chętnych do pracy
(większość młodych ludzi potrzebuje dodatkowych pieniędzy). Takie osoby
co prawda szybko zmieniają zajęcie i co jakiś czas trzeba przeszkolić nową,
nie oczekują jednak zbyt wysokich zarobków i chętnie przyjmują swoje
pierwsze entuzjastyczne referencje od zleceniodawcy. (Nie angażujcie się
jednak w prywatne życie takiego asystenta).
2. Nie planujcie posiadania wielu dzieci. Jeżeli już je macie, zaplanujcie
odejście jednego z was z pracy. Zorganizujcie też pomoc dla osoby zostającej
w domu, aby codziennie miała czas na oddech. W parach WWO/WWO
najlepiej sprawdza się podział obowiązków związanych z opieką nad dziećmi
w taki sposób, by każde z partnerów mogło skorzystać z kilku godzin
dziennie tylko dla siebie.
3. Maksymalnie wyzyskajcie różnice między wami. Podzielcie się
zadaniami według waszych preferencji. Zawsze jednemu z was będzie trochę
łatwiej zająć się daną sprawą niż drugiemu. Wydaje się to oczywiste, ale
osoby wysoko wrażliwe mają tendencję do zajmowania się tym, co dla nich
najtrudniejsze, a nie najłatwiejsze – mają bowiem wyrzuty sumienia, kiedy
przekazują komuś innemu zadanie napawające je grozą, zapominając, że
druga osoba wcale nie musi się go obawiać. Pamiętajcie też, że czasami
zadania stają się łatwe, gdy jesteśmy w odpowiednim nastroju. Mając to na
uwadze, możecie ustalić, jak długo jesteście skłonni czekać, aż któreś z was
znajdzie się w tym nastroju.
4. Uświadomcie sobie, że właśnie dlatego, iż „zewnętrzne”, bardzo
pobudzające zadania są dla was trudne, ich podjęcie bywa dokładnie
tym, czego wam potrzeba. Niezależnie od tego, że niektóre rozmowy
telefoniczne czy sprawy urzędowe trzeba koniecznie załatwić, aby życie było
mniej stresujące w dłuższej perspektywie, mogą one stanowić równie ważną
część waszej wewnętrznej pracy nad sobą jak zajęcia, z którymi radzicie
sobie świetnie z natury, takie jak ekspresja artystyczna, pogłębianie studiów
w wybranej dziedzinie, refleksje psychologiczne lub praktyki duchowe.
Dlatego stań na wysokości zadania i daj czadu, a potem zachęć partnera, by
on postąpił tak następnym razem. Być może będzie narzekał lub zwlekał
z załatwieniem sprawy, ale nie spiesz się z doznawaniem poczucia winy czy
braniem się samemu do dzieła. Oboje potrzebujecie to poćwiczyć.
5. Przedyskutujcie, jak radzić sobie z konfliktem, zanim się pojawi, a
potem omówcie, jak wam poszło. Dla Teresy i Juana kłótnie są bardzo
krępujące. Kiedyś dogłębnie wstrząśnięta Teresa wyznała mi, że pewnego
wieczoru kłóciła się z mężem przez półtorej godziny! (Tylko dwoje wysoko
wrażliwych może aż tak długo kłócić się tylko jeden raz w ciągu siedmiu lat
małżeństwa). Teresa usilnie starała się nie ulec nadpobudzeniu, relacjonując
sobie w myślach całe doświadczenie, powstrzymując się od przesadnych
reakcji emocjonalnych, „grając terapeutę” i pozwalając mówić Juanowi, nie
przyjmując całej winy na siebie. Na koniec małżonkowie zamknęli się
w osobnych pokojach. Teresa wykonywała ćwiczenia oddechowe, modliła się
i rozmyślała o wszystkim, co zaszło. „Minęło kilka miesięcy, zanim się po
tym pozbieraliśmy”. Nigdy więcej nie wrócili do tematu, który ich wtedy
poróżnił. Teresa jest podobna do wielu WWO – zapobieganie konfliktom
byłoby lepsze od koniecznego, a jednocześnie zabójczego „oczyszczania
atmosfery przez kłótnie”. Dlatego ona i Juan potrzebują więcej, nie mniej,
rozmów o tym, co ich gryzie. Powinni też więcej rozmawiać o tym, jak
i kiedy najlepiej im się rozmawia. Diane i Stan nauczyli się strategii
zapobiegania konfliktom w swoich wcześniejszych związkach z nie-WWO,
które wcale nie chciały rozmawiać. Chętnie spotykają się na cotygodniowych
„rozmowach kontrolnych”, podczas których omawiają „czerwone lampki”.
Bez podobnego schematu postępowania osoby wysoko wrażliwe mogą być
tak zestresowane samą możliwością wybuchu emocji, że unikają kłótni jak
ognia. To trudna, ale ważna lekcja: oboje będziecie się kłócić rzadziej, a nie
częściej, jeśli zaczniecie rozmawiać o konfliktach szczerze i świadomie,
zamiast zamiatać je pod dywan, uśmiechać się, a później borykać się
z wzajemnymi pretensjami i rozczarowaniami. Przedyskutujcie, jak poradzić
sobie z problemem, jakim jest dla was obojga strach przed kłóceniem się.
Możecie na przykład robić „przerwy techniczne” (strategię tę opisuję bliżej
w kolejnym rozdziale). Zastanówcie się, które z taktyk stosowanych podczas
kłótni najbardziej wam przeszkadzają, i nie używajcie ich. Stanowczo
rozważcie też skorzystanie z pomocy zaufanego terapeuty małżeńskiego
w nauce „opanowywania się” w trakcie zażartych kłótni. Można też poruszać
w rozmowach sporne kwestie bez nalegania na rozwiązanie ich w ciągu
jednej, wyczerpującej dyskusji. Dzięki temu wykorzystacie wspólną
skłonność do głębokiego przetwarzania informacji. Oznacza to konieczność
życia przez pewien czas w napięciu wynikającym z konfliktu i rozmyślania
o nim, ale jeśli nauczycie się działać w tym trybie, możecie na tym dużo
zyskać. W następnym rozdziale wyjaśniam szczegółowo, jak można
zaadaptować standardowe strategie poprawy komunikacji i rozwiązywania
konfliktów w bliskich związkach na potrzeby osób wysoko wrażliwych.
6. Zachowujcie trochę swojej najlepszej energii na robienie czegoś
ekstra razem z partnerem. Możecie czytać sobie wzajemnie książki albo
porozmawiać o właśnie obejrzanym filmie. Chodzi o to, abyście nie
zanudzali się co wieczór opowieściami o tym, jak wam minął dzień (czy
przestymulowywali się złymi wiadomościami), a potem szli do łóżka
i zajmowali się cichym czytaniem. Planowanie jakiegoś wspólnego wypadu,
drobnej zmiany w rytmie życia (a później postaranie się o realizację tych
planów) często jest świetnym pomysłem na spędzenie wieczoru (więcej na
ten temat w rozdziale 7).
Problemy spowodowane podobnym wyczuleniem na
niuanse

Podejmowanie decyzji ciągnie się wiekami, jeśli jesteśmy świadomi


wszystkich najmniejszych szczegółów i możliwych konsekwencji sytuacji,
a tak właśnie jest w wypadku osób wysoko wrażliwych. Jednocześnie takie
wyczulenie na niuanse może powodować przeciążenie stymulacją, przez co
gubi się niekiedy to, co najważniejsze w danej sprawie. Stajemy się jak ci
roztargnieni profesorowie, wiecznie zapominając kluczy lub parasola
z powodu pogrążenia w swoich myślach. Kiedy oboje partnerów dokładnie
rozważa wszystkie za i przeciw, przybywa zarówno wynikających z tego
korzyści, jak i problemów.
1. Macie trudności z podejmowaniem decyzji. Być może wydaje wam się,
że wszystkie pary mają takie problemy. To nieprawda. Większość par
pozwala, by decyzje podejmowało jedno z partnerów. Osoba wysoko
wrażliwa często jednak nie potrafi znieść związanej z tym własnej
odpowiedzialności bądź ryzyka, jakie niesie przerzucenie jej na partnera.
Poza tym większość par czasami wybiera pewne rozwiązania impulsywnie.
W związkach dwojga osób wysoko wrażliwych takie sytuacje się nie
zdarzają. Pary WWO/WWO mogą zacząć obawiać się podejmowania
decyzji, co oznacza lęk przed ważną częścią wspólnego życia. Tymczasem
poczucie wartości pary może się znacznie obniżyć, jeśli zaczniecie myśleć, że
jesteście dwójką niedorajd, którzy nie potrafią nawet wybrać restauracji,
tylko tracą cały wieczór na zastanawianie się, czy nie lepiej zjeść coś
włoskiego zamiast chińszczyzny. Wysoko wrażliwa kobieta może pragnąć, by
jej wysoko wrażliwy partner był śmielszym liderem. On z kolei często
wolałby, aby jego delikatna partnerka była księżniczką/gwiazdą filmową
z bardziej sprecyzowanym własnym zdaniem. W rzeczywistości jednak
żadne z nich nie chciałoby oddać nikomu prawa do decydowania o ważnych
sprawach, zanim samo wszystkiego nie przemyśli.
2. Wrażliwość na najdrobniejsze potrzeby partnera oraz próby ich
zaspokajania mogą być dla was obojga wyczerpujące, wzbudzać w
was poczucie winy za najmniejszy dyskomfort, a także zmniejszać
poczucie odpowiedzialności za siebie. Teresa uświadomiła mi to,
mówiąc, że chciałaby się nauczyć ustanawiać odpowiednie proporcje tego, ile
daje, tego, ile przyjmuje, i tego, w jakim stopniu ona i Juan (oboje WWO)
powinni zaspokajać swoje potrzeby niezależnie. Wszystkie pary muszą
znaleźć równowagę między tymi czynnikami zgodnie z własnymi
upodobaniami w zakresie rozdzielności-współzależności. Dwie osoby
wysoko wrażliwe mogą się jednak stać ściśle zależne od siebie i szybko
stracić jakąkolwiek możliwość decydowania o preferowanych proporcjach.
Jak pisałam w rozdziale 2, ponieważ wysoko wrażliwi dostrajają się do
najdrobniejszych potrzeb drugiej osoby, wykazują też naturalną skłonność do
ich spełniania, chyba że świadomie z tego zrezygnują. Teresa uważała na
przykład, że zawsze powinna gotować Juanowi obiady. Jej matka gotowała
dla ojca, a ona zauważyła, że kiedy jej mąż wraca do domu, jest głodny, lubi
jeść codziennie o tej samej porze i jest wybredny. Tymczasem Juan miał
świadomość, że Teresa nie lubi przygotowywać jedzenia, i dlatego nie
czerpał przyjemności z posiłków. Mimo to przez kilka lat małżonkowie o tym
nie rozmawiali. Kiedy wreszcie podjęli ten temat, szybko się zgodzili, że
Teresa powinna gotować, kiedy ma na to ochotę, a w pozostałe dni Juan
z przyjemnością przygotuje obiad dla nich obojga lub zje coś sam, gdy
zgłodnieje. Teresa lubi od czasu do czasu spotykać się ze znajomymi; Juan za
tym nie przepada. Kiedy są gdzieś razem, ona przez cały czas jest świadoma
jego dyskomfortu, próbuje więc wciągać go do rozmów i wychodzi
wcześniej, niż by chciała. Juan bywa na imprezach wbrew sobie i zostaje tam
dłużej, niż ma ochotę, ponieważ wie, że to ważne dla Teresy. Problem ten
wciąż nie został przez nich omówiony i rozwiązany. Cienka granica oddziela
odruchy serdeczności od samopoświęcenia. Każdy musi sam zdecydować,
gdzie ona przebiega, i wziąć odpowiedzialność za tę decyzję, a w razie
potrzeby negocjować. Nieustanne narzekanie na pewno z czasem wzbudzi
pretensje drugiej osoby. Owszem, to wspaniałe, że dbasz o potrzeby partnera,
a dla niego bardzo wygodne, nie jest to jednak twój obowiązek. Związałeś się
z dorosłym człowiekiem, nie z bezradnym niemowlęciem. Niech tak
zostanie.
3. Oboje możecie mieć trudności z praktycznym, rzeczowym,
realistycznym patrzeniem na świat. Chociaż osoby wysoko wrażliwe mają
dobrą intuicję i dlatego wolą się nią kierować, intuicja nie jest nieomylna. To
zaledwie jeden ze sposobów poznawania świata, polegający na uważnym,
świadomym lub nieświadomym, przetwarzaniu posiadanych informacji, które
prowadzi do poczucia zrozumienia istoty rzeczy lub dalszego biegu zdarzeń.
Istnieje także inna droga – zdobywanie dodatkowych informacji. Będąc
wysoko wrażliwy, prawdopodobnie wolisz jednak ufać intuicji. Zadawanie
pytań lub wybieranie się, aby coś obejrzeć, nie leży w twojej naturze; jest
bardziej pobudzające i wymaga większego wysiłku – być może wydaje się
też mniej eleganckie i mądre. Mimo to intuicja, która nie wynika choć po
części z doświadczenia, jest tylko zgadywaniem. Jak nadużywanie intuicji
wpływa na związek dwojga osób wysoko wrażliwych? Na pewno powoduje
stres, kiedy intuicja nie może zastąpić wiedzy i doświadczenia, na przykład
gdy twoja firma upada albo nie możesz dostać pracy w zawodzie, którego
uczyłeś się przez kilka lat. Albo gdy jedziesz do miasta, zakładając, że sklep
będzie czynny, zamiast sprawdzić, czy w niedzielę nie zamykają go
wcześniej. Intuicja bywa też źródłem nieporozumień komunikacyjnych,
zarówno między wami, jak i w relacjach z innymi. Jest to kolejna przyczyna
niskiego poczucia wartości waszej pary, ponieważ jeśli kolejny raz
poniesiecie porażkę na skutek błędnej oceny własnych możliwości
fizycznych, finansowych, zawodowych lub społecznych, zapewne uznacie się
oboje za niewydarzonych.
4. Być może oboje jesteście przewrażliwieni, łatwo was urazić lub zranić
krytycznym komentarzem, zbyt szybko śpieszycie z przeprosinami.
„Przepraszam, to wszystko przeze mnie”. „To moja wina – zrobimy tak, jak
chcesz”. „Ależ nie, ja naprawdę chcę robić to, co ty chcesz”. Ponieważ
bardzo dokładnie analizujecie wszelkie subtelności, możecie zbyt poważnie
traktować różne błahostki. Przewidujecie więcej potencjalnych konsekwencji
swoich i cudzych działań, niż naprawdę mogą one spowodować. Im dłużej
rozmyślacie o sprawach zabarwionych emocjonalnie, na przykład o krytyce
lub czyimś dyskomforcie, tym więcej emocji odczuwacie. Kate powiedziała
mi kiedyś, jak bardzo przeszkadzało jej to, że Alex za bardzo (w jej opinii)
przepraszał ją za każdą swoją pomyłkę, na którą zwróciła uwagę. Z tego
powodu zaczęła mieć trudności z wyrażaniem nawet najmniejszych skarg
i szczerym mówieniem, co ją irytuje.

KILKA ROZWIĄZAŃ

1. Podejmując decyzję, upewnij się, że informacje, które posiadasz, są


oparte na faktach, a nie wynikają z samej intuicji. Proście o pomoc przy
podejmowaniu decyzji. Jeśli musicie dokonać ważnego życiowego wyboru,
skorzystajcie z usług doradcy. W sprawie interesów, zatrudnijcie konsultanta.
Macie wątpliwości dotyczące podróży? Zapytajcie kogoś, kto już odwiedził
dane miejsce. Potrzebujecie porady w kwestii zakupów? Poczytajcie opinie
klientów. Dzięki takim działaniom poczujecie się dużo pewniej. Zadbajcie
tylko, aby osoba, którą prosicie o pomoc, nie miała powodu do czerpania
korzyści z wyboru, jakiego dokonacie. Zawsze uwzględniajcie też swój
temperament – nie pytajcie „morsa” o to, czy woda w morzu jest zimna.
2. Jeśli to możliwe, nie spieszcie się z podejmowaniem decyzji. Osoby
wysoko wrażliwe często podejmują decyzje nieświadomie lub spontanicznie.
Na pewno zdarza wam się, że oboje nie wiecie, co zrobić, aż pewnego dnia
budzicie się rano i wszystko jest dla was jasne. Zanim to następuje,
prawdopodobnie podświadomie próbujecie żyć przez dzień lub dwa z jakąś
decyzją, a następnie z inną, przez cały czas mając poczucie
„niezdecydowania” i niepokoju. Ostatecznie jednak dochodzicie do tego, co
należy zrobić. Długotrwałe napięcie niepewności jest konieczne, aby
osiągnąć intuicyjne przekonanie. Jeśli nie możecie uniknąć szybkiego
zdecydowania, spróbujcie znaleźć sposób na ewentualne cofnięcie decyzji
lub ograniczenie jej konsekwencji, gdyby coś poszło nie tak. Zastanówcie się
wspólnie, co byście zrobili, gdyby wasze najgorsze obawy się sprawdziły.
Może się okazać, że wcale nie będzie tak źle. W przeciwnym razie presja
związana z dokonywaniem wyboru może być trudna do zniesienia dla pary
osób wysoko wrażliwych.
3. Jeśli nawet po długim czasie nie zyskaliście wewnętrznej pewności co
do wyboru, być może pora podjąć decyzję na podstawie dostępnych
informacji. Czasami poczucie pewności nigdy nie nadchodzi z powodu lęku,
szczególnie przed zmianą lub czymś nowym. Jeśli podejrzewasz, że to lęk
oddziałuje na intuicję, „przełącz tryb” (zob. poniżej). Możliwe, że będziecie
musieli pomóc sobie nawzajem w przezwyciężeniu tych obaw, jeżeli
wszelkie dane, logika i uczucia mówią wam, że trzeba daną rzecz zrobić.
Kiedy wasza dwójka – lub w przypadku osobistej decyzji jedno z was –
wreszcie dokona wyboru, postarajcie się więcej o tym nie rozmyślać.
Pomóżcie sobie wzajemnie, nie wspominając ciągle o danej sprawie. Klamka
zapadła. Oczywiście może się okazać, że decyzja nie była właściwa, ale
podejmując trudne wybory, nigdy nie mamy pełnej wiedzy i nie jesteśmy
zdolni przewidzieć, jak sytuacja z czasem się rozwinie. Jeśli później dowiecie
się, że źle wybraliście – trudno, zdarza się. Wyobrażanie sobie wszystkich
czarnych scenariuszy, gdy macie zbyt mało informacji, aby zyskać całkowitą
pewność, jest niepotrzebnym zadręczaniem się. Dodam, że osoby wysoko
wrażliwe zwykle podejmują świetne decyzje. Nie umniejszajcie znaczenia
dobrych wyborów dokonanych w przeszłości, indywidualnie i razem
z partnerem – pamiętajcie o swoich sukcesach. Jeżeli decyzja, którą musicie
teraz podjąć, wydaje wam się szczególnie ważna, pozwólcie sobie traktować
ją jako trudną pracę do wykonania, pamiętajcie jednak, że jesteście w tej
pracy specjalistami. Często powtarzam, że w naszej kulturze bardziej cenione
są decyzje szybkie i błędne, niż właściwe, lecz podjęte po dłuższym czasie.
Osoby wysoko wrażliwe wolą tę drugą opcję i zwykle dokonują wyborów
wolniej. Być może jednak, będąc ekspertami, nie musicie się zastanawiać tak
długo jak do tej pory?
4. Powstrzymujcie skłonność partnera do drobiazgowej analizy, gdy staje
się nadmierna. Dziwnie jest myśleć o tym, by mniej zajmować się
niuansami, czasami jednak właśnie to powinieneś zrobić. Musisz na przykład
nauczyć się postrzegać krytyczne uwagi jako to, czym rzeczywiście są, czyli
skargi dotyczące jednej, konkretnej kwestii. Nie rozmyślaj o nich tak długo,
aż uznasz, że jesteś po prostu beznadziejny. Możliwe nawet, że nie ty
zawiniłeś; jeżeli zaś popełniłeś błąd, pozwól sobie na to – każdemu może się
zdarzyć. Wiem, że trudno jest zmienić swój sposób myślenia, jest to jednak
niezwykle ważne. Codziennie popełniasz i będziesz popełniał pomyłki. Jeśli
postarasz się unikać defensywności albo obrzydzenia do siebie, będzie to
także z pożytkiem dla twojego partnera i waszej relacji. Jeżeli zaś wpadniesz
w jeden z tych stanów emocjonalnych, po wyjściu z niego przeproś partnera
i przyrzeknij, że następnym razem postarasz się zachować trzeźwiejszy
ogląd. Dobrze jest również dać sobie czas na przetrawienie krytyki
i własnych „porażek”. Skorzystaj w tym z pomocy partnera. Często nasze
pomyłki są nieznaczne, całkowicie uzasadnione, odwracalne, a czasami
okazuje się nawet, że wcale nie popełniliśmy błędu. Mnie samej bardzo
trudno było się tego nauczyć. Trzy tygodnie po moich pisemnych egzaminach
doktoranckich wróciłam wieczorem do domu i otworzyłam oficjalny list,
z którego wynikało, że nie zdałam – ja, uznawana przez wszystkich za jedną
z najlepszych doktorantek w swojej grupie. Przeżyłam wtedy straszną noc.
Do rana przemyślałam jednak całą sprawę i zrozumiałam, że to musi być
pomyłka. I rzeczywiście tak było. Okazało się, że zdałam egzaminy.
5. Aby zwiększyć elastyczność subtelnego przetwarzania, myślcie w
kategoriach czterech funkcji psychicznych. Według Junga istnieją cztery
funkcje psychiczne świadomego umysłu, cztery podejścia do rozumienia
świata2. Każda z nich oznacza pewien rodzaj inteligencji, a u każdego
człowieka występuje pewna specjalizacja, funkcja dominująca. Większość
osób wysoko wrażliwych, choć nie wszystkie, to typy intuicyjne. Ludzie tacy
słuchają i obserwują, przetwarzają wszystkie niuanse na poziomie
nieświadomym, a następnie zaczynają wykonywać intuicyjne skoki poza
obręb zebranych danych. Przeciwieństwem intuicji jest postrzeganie
zmysłowe (percepcja) – przetwarzanie „powierzchni” informacji przez
uważne obserwowanie i słuchanie. W porównaniu z typami intuicyjnymi
osoby, u których dominuje postrzeganie zmysłowe, poświęcają mniej czasu
na refleksję o tym, co widzą lub słyszą, a więcej na rzeczywiste zauważanie
tego, co mają przed oczami. Nie przeczuwają dodatkowych możliwości.
Widzą to, co jest. To na nich liczą iluzjoniści – tacy ludzie nie zastanawiają
się, na czym polega trik. Lubią czytać instrukcje, gotować według przepisów,
poznawać „same fakty”, a czasami mogą mieć nawet satysfakcję ze
starannego wypełnienia formularza. Dwie pozostałe funkcje – myślenie
i czucie (również stanowiące przeciwieństwa) – są bardziej związane
z przyczynami naszych decyzji niż ze sposobem przetwarzania informacji.
Obserwuję, że u osób wysoko wrażliwych ich poziomy są dość wyrównane.
Funkcja myślenia polega na opieraniu decyzji na abstrakcyjnych
przesłankach lub teoriach. Funkcja czucia nie polega zaś na decydowaniu pod
wpływem uczuć, lecz na ocenie ludzkiego, subiektywnego wpływu na
decyzję, w którym zawiera się również aspekt emocjonalny. Ludzie
„myślący” i „czujący” potrafią być równie empatyczni (lub samolubni),
różnią się jednak strategiami udzielania pomocy. Osoba, u której dominuje
funkcja czucia, najpierw weźmie ranne dziecko na ręce i je przytuli; człowiek
zdominowany funkcją myślenia przypomni sobie zasady pierwszej pomocy
i zdecyduje, czy wezwać karetkę. Oba typy reakcji są potrzebne w świecie.

Istnieją testy umożliwiające ustalenie dominującej funkcji psychicznej.


Można także łatwo zidentyfikować swoją najsłabszą funkcję – poznaje się
ją po tym, że w razie konieczności jej zastosowania czujesz się bezradny,
sfrustrowany, drażliwy, zawstydzony. Funkcją dominującą jest jej
przeciwieństwo. Jeśli w twojej umysłowości dominuje intuicja, twoim
zadaniem na całe życie będzie rozwijanie postrzegania. Aby wesprzeć
funkcję intuicyjną, możesz korzystać z myślenia i czucia, które
prawdopodobnie są u ciebie bardziej zrównoważone. Na przykład
przemyślenie lub wyczucie konsekwencji danej decyzji często pomaga
stwierdzić, kiedy należy poszukać dodatkowych informacji – co zapewne
zrobiłaby osoba postrzegająca – zamiast posługiwać się intuicją.
W bliskim związku dobrze jest wiedzieć, jak cztery funkcje psychiczne
rozkładają się u każdego z was, ponieważ można wzajemnie kompensować
swoje słabości i wykorzystywać mocne strony. Może to być szczególnie
przydatne parom WWO/WWO, ponieważ prawdopodobnie intuicja jest
funkcją dominującą u was obojga. Kiedy zaś u partnerów dominuje ta sama
funkcja psychiczna, wzmacniają ją wzajemnie, ograniczają użycie
pozostałych funkcji i pospołu ignorują niższą, tak że w końcu się o nią
potykają.
Potraktuj swoją funkcję podrzędną jako wyzwanie rozwojowe, zadanie
psychologiczne dla siebie lub nawet jako ścieżkę duchową czy sens życia.
Zwykle osoby wysoko wrażliwe mobilizują się dzięki ustawieniu spraw
w takiej perspektywie, a według mnie jest to słuszna perspektywa. Jung
postrzegał funkcję podrzędną jako drzwi do nieświadomości. Jeśli twoją
dominującą funkcją psychiczną jest na przykład intuicja, to w chwilach
zatopienia się w doznaniach zmysłowych – muzyce, seksie, jedzeniu –
jesteś najbardziej otwarty na nieświadomość. (Ludziom o dominującej
funkcji postrzegania będzie trudniej docierać do tego, co nieświadome, pod
wpływem spostrzeżeń zmysłowych, ponieważ do nich „nawykli”). Jung
uważał, że rozwój funkcji podrzędnej stanowi ważną drogę do osiągnięcia
całkowitości. Mieć zdolność, by patrzeć i nic poza tym, pozostawać
obecnym i uważnym, słuchać bez dociekania znaczeń – takie postrzegające
istnienie jest niemalże definicją oświecenia dla typów intuicyjnych.
Możecie udzielić sobie wzajemnie największej pomocy przez
zaniechanie prób poratowania drugiej osoby, gdy zmaga się ze swoją
funkcją podrzędną. Pozwól intuicyjnemu partnerowi na samodzielne
czytanie mapy; kiedy rozważa nieprawdopodobne możliwości i przyjmuje
bezpodstawne założenia, poradź mu, by po prostu wrócił do rzeczywistości.
Jeżeli twój partner jest typem czuciowym, powinien przemyśleć logikę
sytuacji bez twojej pomocy. Jeśli jego dominującą funkcją jest myślenie,
niech stara się poczuć, na co miałby ochotę, niezależnie od względów
praktycznych. Typ percepcyjny musi przebijać się przez powierzchnię
i sięgać wzrokiem ku nieskończonym innym możliwościom.

PROBLEMY ZWIĄZANE Z NISKIM POCZUCIEM


WARTOŚCI U WWO

Dwoje wysoko wrażliwych może wzajemnie wzmacniać swoje poczucie


własnej wartości, jeśli przynajmniej jedno z partnerów jest świadome
własnych zinternalizowanych uprzedzeń wobec wrażliwości i z nimi
walczy. W przeciwnym wypadku każda osoba może dodatkowo zaniżać
samoocenę drugiej. W tej sytuacji pojawiają się następujące problemy.
1. Nie szanujecie siebie nawzajem. Pisałam już o tym, jak ważna jest miłość
do siebie, jeśli chcemy kochać kogoś innego, szczególnie że wszyscy mamy
skłonność do postrzegania partnera niemal jako części siebie samego, a nawet
do mylenia jego cech z naszymi. Dochodzi do tego tym bardziej, jeżeli
partner jest do nas bardzo podobny. Im częściej myślisz o sobie, że jesteś
„zbyt” wrażliwy (podrzędny, niewydarzony itd.), tym częściej tak samo
postrzegasz swojego wysoko wrażliwego partnera. W ten sposób dewaluujesz
własny wybór tej osoby – zarówno dlatego, że to twój wybór, jak i dlatego, że
to ktoś podobny do ciebie. Niskie poczucie własnej wartości może również
prowadzić do rzutowania nieodpowiadających ci w sobie cech, z którymi nie
umiesz się skonfrontować, na partnera, jak pisałam w rozdziale 5. Jeśli
nieświadomie czujesz, że przez swoją wrażliwość jesteś słaby i neurotyczny
albo niezdolny do bycia „prawdziwym mężczyzną” czy „kompetentną
kobietą”, możesz próbować pozbyć się tego uczucia, postrzegając swojego
partnera jako słabego, neurotycznego czy niespełniającego standardów
swojej płci. Jeżeli narzekasz, że partner wiecznie użala się nad sobą,
prawdopodobnie nosisz bagaż ignorowania własnego cierpienia i łykania łez.
Nie masz cierpliwości do kogoś, kto folguje sobie w czymś, na co sam sobie
nie pozwalasz. Nawet jeśli istnieje wyraźny „haczyk”, obiektywny punkt
zaczepienia dla twojej projekcji, postaraj się o współczucie dla was obojga.
Jeżeli ty lub partner jesteście „słabi” czy „neurotyczni”, wynika to zapewne
z trudnego dzieciństwa albo nadmiaru stresu w życiu oraz wrażliwości
układu nerwowego, któremu potrzebne były inne doświadczenia. Kiedy
zaakceptujesz siebie, prawdopodobnie zwiększy się także twoja tolerancja
wobec partnera.
2. Jedno z was lub oboje jesteście podatni na lęk lub depresję, co
wpływa także na partnera. Niskie poczucie własnej wartości zwykle
prowadzi do wielu innych negatywnych uczuć – lęku lub bezradności
w obliczu oczekiwanego traktowania cię przez świat i twojej oczekiwanej
niezdolności do radzenia sobie z tym. Znam niepewne siebie wysoko
wrażliwe osoby, cierpiące z powodu depresji i lęku, które w pracy i wśród
przyjaciół funkcjonują prawie normalnie, żadna jednak nie potrafi ukryć
swoich uczuć przed partnerem, zwłaszcza wysoko wrażliwym. Nawet
cichutkie wycofywanie się nie umknie uwadze. Partner może radzić sobie
całkiem dobrze, kiedy doświadczasz problemów, albo może mieć poczucie,
że stracił swoje zakotwiczenie, a w tym wypadku oboje możecie pójść na
dno.
Kilka rozwiązań

Napisałam już wystarczająco dużo o tym, jak ważne jest poszanowanie


własnej wrażliwości. Dodam jeszcze tylko poniższe wskazówki, przydatne
szczególnie parom złożonym z dwojga osób wysoko wrażliwych.
1. Pamiętaj, by doceniać wrażliwość swojego partnera, a także swoją.
Czasami może ci się wydawać, że jesteś niezadowolony tylko z własnej
wrażliwości lub tylko z wrażliwości partnera. Na mniej świadomym
poziomie na pewno jednak osądzasz was oboje. Twoja akceptacja dla własnej
cechy będzie się zwiększać lub zmniejszać na skutek różnych wydarzeń, na
przykład obejrzanego w telewizji programu, wzbudzonych wspomnień,
usłyszanej od znajomego opinii. Kate nie lubi nocnych klubów i głośnej
muzyki, ale bardzo tego żałuje. Alex nie czuje potrzeby odwiedzania takich
miejsc. Wyobrażam sobie, że Kate usłyszała o ekscytujących wieczorach
spędzanych przez znajomych w mieście i teraz zaczyna mieć pretensje do
Aleksa o to, że rzadko się gdzieś wybierają. Łatwo jest przypisać własną
wrażliwość drugiej osobie WW, a następnie się na nią uskarżać. Nie musimy
mieć wówczas złych odczuć dotyczących siebie. Prawdziwym rozwiązaniem
tego problemu jest jednak pamiętanie, że wrażliwość to transakcja wiązana – 
doceniaj jej zalety, które są nierozerwalnie połączone z wadami, takimi jak
brak entuzjazmu dla rozrywek, które cieszą inne pary, i nadal miej dobre
zdanie o sobie i swoim partnerze.
2. Maksymalnie ulecz swoje rany. Psychoterapia i różne rodzaje wewnętrznej
pracy nad sobą stanowią wyraz miłości i twój moralny obowiązek, jeśli
dręczą cię problemy, a masz bardzo wrażliwego partnera. Taka osoba jest
niezwykle podatna na wpływ twoich nastrojów. Dlatego twoim życiowym
celem powinno być zwiększenie własnego poczucia bezpieczeństwa oraz
nadziei. Jeżeli twój partner cierpi z powodu depresji lub lęku, pomocne może
się okazać niewielkie odseparowanie się, aby dać mu przestrzeń na własną
pracę wewnętrzną. Nie odbieraj jego stanów emocjonalnych osobiście i nie
dopuszczaj, by chwile lęku i poczucie beznadziei dotykały także ciebie. Aby
utrzymać tę stabilną oddzielność, spokój w obliczu depresji, będziesz musiał
zająć się własnym uzdrowieniem oraz wytrwałą pracą nad sobą. Nie jest to
tylko kwestia siły woli. Jeśli będziesz wsparciem dla partnera, a on udzieli
wsparcia tobie, zaczniecie wspólnie poszukiwać powodów do radości oraz
sensu życia.
3. Rozważ farmakoterapię. Jeśli jedno z was cierpi na depresję lub lęki
i zalecono mu przyjmowanie leków, macie szansę podjąć decyzję, która ocali
wasz związek. Nie chcę sugerować, że wrażliwość jest chorobą lub
zaburzeniem – jeżeli lekarz próbuje wam to wmówić, zakończcie współpracę.
Większość osób wysoko wrażliwych uważa jednak, że doświadcza życia
pełniej, zażywając leki przeciwdepresyjne (które są leczeniem z wyboru dla
osób wysoko wrażliwych z depresją lub zaburzeniami lękowymi). Być może
przekonasz się, że dzięki farmakoterapii, prawdopodobnie w połączeniu
z psychoterapią lub poradnictwem psychologicznym, poczujesz się lepiej
i zaczniesz myśleć pozytywnie nie tylko o sobie i partnerze, lecz także
o własnej wrażliwości. Oczywiście istnieją inne metody leczenia depresji
i zaburzeń lękowych, powinieneś się więc zapoznać z różnymi
możliwościami. Wybierz jedną z nich i zacznij działać. Każdy epizod
uporczywej depresji lub lęku trwający przez dwa–trzy tygodnie zwiększa
ryzyko wystąpienia podobnych epizodów w przyszłości, dlatego koniecznie
podejmij działanie. Kate, partnerka Aleksa, stanowi dobry wzór do
naśladowania. Na studiach pogrążyła się w głębokiej depresji. W końcu
posłuchała swojego ciała, które nie mogło spać ani jeść, i zaczęła
przyjmować antydepresanty. Za każdym razem, gdy je odstawia, depresja
powraca, dlatego Kate stale zażywa leki i nie robi z tego problemu. Może
odziedziczyła podatność na tę chorobę po matce – „bardzo nerwowej,
przepełnionej lękiem” – a może pewne ekstremalnie stresujące sytuacje
w dzieciństwie, wynikające ze stanów depresyjnych matki, wpłynęły na jej
elastyczność neuro-fizjologiczną. Możliwe jest też, że gdy przyjdzie
właściwy czas, Kate odczuje potrzebę zbadania własnych uczuć związanych
z niedostępnością matki w tamtych latach. Niezależnie jednak od przyczyny
depresji uważam, że prosty i bezpośredni sposób radzenia sobie
z problemem, jaki przyjęła Kate, to właściwe rozwiązanie. W Should You
Leave? Peter Kramer (który jest również autorem książki Wsłuchując się
w Prozac i ma duże doświadczenie w tym zakresie) ostrzega jednak przed
pewną pułapką. Czasami pary opierają całą swoją relację na wzajemnym
pomaganiu sobie w zmaganiach z depresją i stanami lękowymi. Jeśli
u jednego z partnerów zachodzi poprawa, drugie może podążyć za nim,
a wówczas nastąpi szczęśliwe zakończenie. Czasami zdarza się jednak, że
druga osoba z różnych powodów nie chce lub nie potrafi dotrzymać kroku
partnerowi. Stawia to tego zdrowiejącego przed trudnym wyborem. Będzie
on odczuwać niepohamowane pragnienie wyzwolenia się z życia pod dyktat
depresji. Nieznośna będzie też dla niego myśl o oddaleniu się od partnera.
Jeżeli więc oboje cierpicie na zaburzenia lękowe lub depresję, zdecydujcie
się na terapię w tym samym czasie.
Końcowe przesłanie dla was obojga

Cieszcie się, że udało wam się znaleźć kogoś tak bardzo podobnego do was.
Jeśli oznacza to jednocześnie więcej pracy nad sobą zarówno dla ciebie, jak
i dla twojego partnera z powodu przeszłych doświadczeń i właściwego
naszej kulturze podejścia do wrażliwości, potraktujcie to jako element
„transakcji wiązanej” – podobnie jak WWO w parze z nie-WWO, macie
określony zestaw nierozłącznych korzyści i problemów. Na szczęście dzięki
specyfice waszego temperamentu będziecie sobie wzajemnie pomagać,
stając się prawdziwymi ekspertami w zakresie subtelnej psychologii
partnera, a także psychologii związków. Celem kolejnego rozdziału jest
poszerzenie u was tej specjalistycznej wiedzy.
Rozdział 7
Tworzenie satysfakcjonującego
wrażliwego partnerstwa
Porady dostosowane do WWO

Zacznę od opowieści o pewnym wysoko wrażliwym człowieku, który


planował swój ślub. Jak wielu wysoko wrażliwych chciał się dobrze
przygotować do nowego etapu w życiu, przeczytał więc „siedem czy osiem
najlepszych książek” na temat związków, poleconych mu na kursie
przedmałżeńskim i przez przyjaciół oraz wyszukanych w internecie. Ustalał
podział prac związanych z przygotowaniami do wesela i oczywiście wciąż
pogłębiał relację z narzeczoną. Zadzwonił do mnie, ponieważ w przeszłości
chodził do mnie na psychoterapię w związku ze swoją wrażliwością, a teraz
chciał uzyskać opinię o sobie jako kandydacie na męża. Zaczynał się
obawiać, że nie poradzi sobie w nowej roli. Zauważał u siebie wszystkie
sygnały opisane w książkach – najróżniejsze kłopoty, z którymi zmagała się
jego rodzina, gdy był dzieckiem; oznaki nieuświadomionych problemów;
zwiększającą się drażliwość; lęk, depresję i nagłe zmiany nastroju –
wyraźne oznaki neurotyzmu, które wykluczają szczęśliwe małżeństwo.
Przyglądając się temu z boku, dostrzegłam dużo poważniejszy, lecz
prosty i bieżący problem: młody mężczyzna był przestymulowany,
nadpobudzony i przytłoczony nadchodzącą wielką życiową zmianą.
Nadmiar stymulacji go dręczył i sprawiał, że on sam pewnie zadręczał
swoje otoczenie. Udręczeni ludzie nie są szczęśliwymi narzeczonymi czy
małżonkami, niezależnie od tego, ile dobrych rad otrzymają z zewnątrz.
Zapytałam go więc, czy ma wątpliwości związane z wyborem partnerki.
Odpowiedział, że raczej nie – martwi się tylko, czy ona dobrze robi,
wychodząc za niego. Powiedziałam mu, że nikt nie może z całą pewnością
przewidzieć, jak potoczy się jego małżeństwo, i że ta niepewność powoduje
jego zdenerwowanie, co jest normalną reakcją na życiowe zmiany.
Zasugerowałam też, by odłożył na razie czytanie książek – będzie miał na
to wiele lat – a teraz zadbał o to, co najważniejsze: utrzymanie optymalnego
poziomu pobudzenia w tym niewątpliwie stymulującym okresie. Może
pracować nad tym wspólnie z narzeczoną – z opowieści wywnioskowałam,
że kobieta również jest przytłoczona sytuacją, a dodatkowo zapewne
przejmuje się jego nowymi wątpliwościami. Dlatego powiedziałam, że ze
wszystkich rzeczy, których oboje mogliby się nauczyć dla siebie nawzajem,
najistotniejsza wydała mi się umiejętność regulowania własnego poziomu
pobudzenia.
Przytoczyłam powyższą historię, ponieważ nie chcę, abyś poczuł się tak
przytłoczony jak jej bohater. W związku z tym opisuję w tym rozdziale
tylko sześć z wielu krążących dobrych porad na temat utrzymywania
szczęśliwego związku – sześć, które uważam za najcenniejsze dla wysoko
wrażliwych. Sugestie te są przydatne niezależnie od tego, czy ty i twój
partner macie podobne temperamenty, czy nie – są to po prostu ważne
uwagi dla WWO.
Po omówieniu ich doradzę, jak znaleźć dobrego terapeutę par –
specjalistę, który zapewne jest tak samo potrzebny każdej parze jak dobry
lekarz rodzinny. Dotyczy to szczególnie osób wysoko wrażliwych chcących
pogłębić swoje przemyślenia na temat miłości. Będę też pisać o tym, kiedy
lepiej zaprzestać prób naprawiania związku i odejść, co dla osób wysoko
wrażliwych jest szczególnie trudne do zrobienia.
Zacznę zaś od porady, jakiej prawdopodobnie nikt wcześniej ci nie
udzielił, gdyż wynika ona z badań przeprowadzonych przez mojego męża
i mnie.
Znaczenie robienia fajnych rzeczy razem

W poprzednim rozdziale wspomniałam, że pary dwojga osób wysoko


wrażliwych muszą uważać, by ich związek nie stał się przystanią tak
spokojną, że aż nudną. Okazuje się, że problem ten powszechnie występuje
we wszystkich relacjach ludzi o wysokiej wrażliwości. Osoby z takim
temperamentem pozwalają, by ich związki stały się monotonne, przez
spędzanie zbyt dużo czasu w domu. Będąc w relacji z nie-WWO, być może
zbyt często wysyłasz partnera samego do ludzi, pragnąc, aby utrzymał
odpowiedni poziom pobudzenia, wskutek czego wasz związek przestaje
tryskać energią i sprzyjać waszemu rozwojowi.
Wasze uczucia w okresie zakochania można wyjaśnić między innymi
tym, że oboje byliście podekscytowani, napełnieni energią pierwotnego
ducha (jak pisałam w rozdziale 4), czuliście się więksi dzięki nowej osobie,
którą włączaliście do swojego życia. Prawdopodobnie całe noce
spędzaliście na rozmowach, zauroczeni historiami z życia drugiej osoby
i świeżym wglądem we własne życie. (Aby uchwycić w badaniach wpływ
miłości na samorozwój, Art i ja co tydzień zbieraliśmy autocharakterystyki
młodych samotnych osób sporządzane przez kilka miesięcy, w ciągu
których część z nich się zakochało1. Osoby zakochane zaczynały pisać
dłuższe teksty i przedstawiać się w różnorodnych aspektach. Rozwijały
własną wizję siebie).
Po dobrym poznaniu się nawzajem poczucie ekscytacji i osobistej
ekspansji oczywiście osłabło. Większość par, nie tylko tych tworzonych
przez osoby wysoko wrażliwe, przyznaje, że satysfakcja ze związku
z czasem stopniowo maleje2. Niemal instynktownie zaczynają temu
zaradzać, zajmując się razem czymś ekscytującym – podróżują, odwiedzają
nowe miejsca, poznają znajomych partnera. Wielu wrażeń może dostarczać
samo wspólne układanie sobie życia – urządzanie domu, planowanie dzieci,
praca nad wspólnymi przedsięwzięciami. Pary, które unikają większości
takich lub innych podniecających działań, są szczególnie narażone na
niezadowolenie ze swojej relacji. Mogą nie traktować nudy jako problemu
istotnego dla ich związku, ale tak właśnie jest – nawet jeśli poza relacją
z partnerem, w życiu zawodowym czy w przyjaźniach, mają wiele
ciekawych przeżyć.
Przełomowe badania nad potrzebą przełomu

Powyższe omówienie problemu nudy nie jest tylko spekulacją. Około


dziesięciu lat przed pierwszym wydaniem tej książki Art i ja
przeprowadziliśmy wstępne badania kwestionariuszowe, które wykazały, że
nuda w relacji jest silnym wskaźnikiem bardziej ogólnego niezadowolenia
ze związku3. Jedna z doktorantek Arta, Charlotte Reissman, wykonała
eksperyment w celu dokładniejszego zbadania tego zagadnienia4. Poprosiła
pary małżeńskie o przeczytanie listy możliwych zajęć i zaznaczenie tych,
które wydają im się „przyjemnymi” lub „ekscytującymi” propozycjami
wspólnego spędzania czasu. Następnie jedna trzecia badanych została
losowo przydzielona do grupy uczestniczącej przez dziesięć tygodni
w wybranych przez siebie ekscytujących zajęciach przez półtorej godziny
tygodniowo. Podobna grupa par w tym samym czasie brała udział
w zajęciach, które określiła jako przyjemne. Pary z trzeciej grupy nie robiły
nic szczególnego. Po upływie dziesięciu tygodni pary uczestniczące
w ekscytujących zajęciach odnotowały istotny wzrost satysfakcji ze
związku. Małżeństwa, które wspólnie zajmowały się przyjemnymi formami
aktywności lub nie uwzględniły żadnych dodatkowych zajęć, nie były
bardziej zadowolone ze swoich relacji niż na początku eksperymentu.
Okazało się więc, że wspólne spędzanie dodatkowego czasu, który nie
wiązał się z ekscytującymi przeżyciami, nie było lepsze od niespędzania
tego czasu w ogóle razem.
W innym eksperymencie pary przybywające do naszego laboratorium
były losowo przypisywane albo do wykonania zadania ekscytującego
i trudnego, albo monotonnego, albo pozostawiane same sobie5. Następnie
każdą parę filmowano podczas planowania wspólnej wycieczki, a ich
dyskusje zostały ocenione przez przeszkolonych obserwatorów, którzy nie
wiedzieli, że pary wykonywały wcześniej jakiekolwiek specjalne zadania.
Rozmowy osób biorących udział w ekscytujących zajęciach były wyraźnie
pozytywniejsze, a partnerzy okazywali sobie mniej wrogości. Oprócz tego
pary uczestniczące w eksperymencie wypełniały zarówno przed badaniem,
jak i po jego zakończeniu test dotyczący satysfakcji małżeńskiej i miłości
odczuwanej do siebie nawzajem; wyniki osób wykonujących ekscytujące
zadania wzrosły znacznie bardziej niż rezultaty pozostałych.
Opisane badania wywołały niemałe poruszenie wśród naukowców
zajmujących się bliskimi relacjami, ponieważ jakość związku była dotąd
postrzegana jako wypadkowa osobowości i doświadczeń życiowych
każdego z partnerów oraz ich umiejętności komunikacyjnych. Tymczasem
jest bardzo prawdopodobne, że wiele trudności, z jakimi zmagają się pary,
wynika ze znudzenia. Podobnie jak psy, które przez długi czas nie były na
porządnym spacerze, znudzeni ludzie mogą stwarzać sobie przeróżne
problemy osobiste i międzyosobowe, aby urozmaicić życie w związku.
Ostrożnie aplikuj ekscytację wysoko wrażliwym

Spieszę uspokoić wysoko wrażliwego czytelnika, że ekscytujące zajęcia


z partnerem nie oznaczają wykonywania zadań nadmiernie ekscytujących
i pobudzających. Chodzi o to, aby każde z was mogło osiągnąć swój
optymalny poziom pobudzenia w towarzystwie drugiej osoby, zamiast za
każdym razem spędzać wspólny czas na odpoczynku w ciszy, by zebrać siły
przed kolejnym wyjściem do świata w pojedynkę. Dzięki temu będziecie
kojarzyć swój związek zarówno z relaksem, jak i z ekscytującymi
doświadczeniami.
Wybierajcie zajęcia, które oboje uważacie za ciekawe i pobudzające.
Jeśli twój partner również jest wysoko wrażliwy, będzie to dla was łatwe,
ponieważ cechuje was bardzo podobny optymalny poziom pobudzenia.
Jeżeli jesteś w związku z osobą niewysoko wrażliwą, zdecydujcie się raczej
na rozrywkę, która tobie jest na tyle znana, by ekscytując cię, nie
powodowała nadpobudzenia, a jednocześnie na tyle nowa dla partnera, aby
mógł ją uznać za całkiem intrygującą. Ja na przykład dobrze czuję się
w siodle, ale dla Arta jazda konna to prawdziwa frajda! Wysoko wrażliwa
María i jej niewysoko wrażliwy partner Dan (wkrótce poznasz ich bliżej)
często podróżują w jej rodzinne strony, do Peru, oraz do innych państw
Ameryki Łacińskiej. Ona czuje się tam jak w domu, choć odwiedzanie
znanych miejsc, a także poznawanie nowych wciąż ją fascynuje. Z kolei dla
Dana, który nie mówi po hiszpańsku, wycieczki do dowolnych zakątków
Ameryki Łacińskiej są bardzo ekscytujące.
Wspólne emocjonujące zajęcia są szczególnie pomocne w poprawie
relacji, jeśli przynajmniej jedno z was nie jest skłonne dużo mówić – albo
jeżeli nie robicie razem nic oprócz rozmawiania! Takie spędzanie czasu
może również wzmocnić ogólne pozytywne uczucia, co umożliwi wam
zmierzenie się z konfliktami w związku.
A jak rozwiązujecie konflikty? To nasz kolejny temat.
Dialog w celu zrozumienia punktu widzenia drugiej
osoby

Wspomniałam już, że dialog jest ważnym narzędziem postępowania


z różnicami wynikającymi z płci i temperamentu, chcę jednak raz jeszcze to
podkreślić. Pewne indywidualne różnice między ludźmi są tak podstawowe,
że wywołują powstawanie bardzo odmiennych uczuć i reakcji wobec
świata. Dwie osoby, które różnią się pod dowolnym z tych względów – 
takich jak płeć, temperament, przynależność etniczna, religia lub
doświadczenie ubóstwa bądź rasizmu – mogą mieć trudności
z uwierzeniem, że ich ukochany partner, lub jakakolwiek inna osoba, ma
tak szalone poglądy. Nawet powszednie konflikty, dotyczące na przykład
wydawania pieniędzy albo wychowywania dzieci, czasami powodują, że
czujemy się, jakbyśmy pochodzili z różnych kosmosów. Rozwiązanie jest
zawsze takie samo – zacznij od mocnego postanowienia, by poznać punkt
widzenia drugiej osoby jako uprawniony z tego prostego powodu, że
stanowi perspektywę szanowanego przez ciebie człowieka. A potem wejdź
w dialog.
Empatycznie słuchaj, empatycznie mów

Dawniej terapeuci pracujący z parami, w tym ja, podkreślali znaczenie


refleksyjnego, empatycznego słuchania. Podejście to okazało się jednak
niewystarczające, ponieważ czasami jedno z partnerów ma dobrą
umiejętność słuchania, ale nie wyraża własnego punktu widzenia
z dostatecznym przekonaniem, by był honorowany, lub zbyt łatwo ustępuje.
Mechanizm ten po raz pierwszy zaobserwowano u kobiet6, z mojego
doświadczenia wynika jednak, że osoby wysoko wrażliwe, niezależnie od
płci, są jeszcze bardziej skłonne siedzieć jak trusie, pozwalając, by partner
mówił, mówił i mówił, a później boją się, że próba przedstawienia
wystarczających argumentów, by skutecznie skontrować jego wypowiedź,
doprowadzi ich do przestymulowania. Dlatego godzą się na cudze plany. To
jednak nie jest rozwiązanie. Liczne badania pokazują, że w dłuższej
perspektywie żadne z partnerów nie jest szczęśliwe, jeśli cała władza
decyzyjna w związku skupia się w rękach jednej osoby. Lepiej więc naucz
się bronić swego zdania w dialogu.
Połowę tego, co wymagane w dialogu, stanowi empatyczne słuchanie7 –
należy rejestrować zarówno uczucia, jak i treść, nie przerywać mówiącemu,
nie interpretować, nie doradzać, a nawet nie dzielić się własnym
doświadczeniem ani nie zadawać pytań (opisuję to w książkach Wysoko
wrażliwi i The Highly Sensitive Person’s Workbook). Ale jest i druga
połowa dialogu: kiedy to twój partner zajmuje się słuchaniem, ty
przedstawiasz swój punkt widzenia bez wzdragania się przed swoją
autentyczną prawdą. Wyrażasz się jasno, szczerze, bez obwiniania
i używając stwierdzeń pierwszoosobowych: „Potrzebuję tego” albo „Ja to
widzę tak…”. Następie słuchasz odpowiedzi lub obrony partnera,
przestrzegając poprzednich reguł – nie przerywasz, nie doradzasz i nie
interpretujesz tego, co „naprawdę ma on na myśli”.
Dialog – sprawa honoru i zaufania

Aby prowadzić dialog, każde z was musi mieć pewność, że druga osoba
będzie nie tylko słuchać bez wygłaszania pochopnych ocen i przerywania,
lecz także mówić całą prawdę na dany temat. Ogląd sytuacji przez każdą
osobę jest tak samo uprawniony i zasługuje na uszanowanie. Nie powinien
być przeredagowywany, krytykowany czy w żaden sposób lekceważony – 
ani przez twojego partnera, ani przez twój wewnętrzny krytyczny głos bądź
lęk przed nadpobudzeniem.
Jeżeli masz partnera, który woli nie podejmować dialogu, tylko po prostu
stawiać na swoim, musisz mu wyjaśnić, dlaczego takie podejście w dłuższej
perspektywie okaże się poważnym błędem. Krótko mówiąc, jeśli tak jak
tobie zależy mu na bliskości między wami, oboje musicie zaufać sobie
nawzajem, a zaufanie wymaga, by żadne z partnerów nie czuło się
zdominowane, co wymaga zaś, abyście słuchali się z szacunkiem i mieli
równy udział w dochodzeniu do rezultatu rozmowy.
Oczywiście istnieją sprawy, na temat których zawsze będziecie mieć
odmienne zdanie – w takich wypadkach tym większe znaczenie ma
podstawowa zasada dialogu: jeśli spór dotyczy wartości i uczuć (a nie na
przykład tego, w którą stronę jest północ), oba punkty widzenia mogą być
równie uprawnionymi poglądami. Jeśli wysłuchamy uważnie drugiej osoby,
lepiej zrozumiemy jej motywacje oraz konkretne powody, dla których nie
może się z nami zgodzić. Po odbyciu dobrego dialogu być może poczujesz,
że na miejscu swojego partnera miałbyś takie samo spojrzenie na daną
sprawę. Jesteś jednak sobą, dlatego prawdopodobnie nie podzielasz,
a nawet nie możesz podzielać jego zdania. To także jest ważne.
Dan i María

Miałam przywilej obserwować udane wykorzystanie dialogu przez Dana


i Maríę, których niedawno wspominałam. Dan, nie-WWO, z pochodzenia
Żyd, jest prawnikiem specjalizującym się w przepisach ochrony
środowiska. María, WWO, to Peruwianka, wychowana w tradycji
katolickiej i utalentowana tancerka. Kiedy się poznali, żadne z nich nie
praktykowało swojej religii. Gdy postanowili się pobrać, omówili – w ciągu
około dwóch minut – jak będą wychowywać dzieci. Daniel miał silne
przekonanie, że nawet w połowie żydowskie dzieci należy wychowywać
w tradycji judaizmu. María przechodziła wówczas głęboki kryzys wiary
i chciała uniknąć konfrontacji, którą zapewne by przegrała, toteż zgodziła
się na propozycję partnera.
Do czasu zajścia w ciążę María odzyskała jednak wiarę i powróciła do
swoich peruwiańskich korzeni. Niemniej według Dana umowa to umowa – 
nie tylko nie chciał wychowywać dziecka w duchu katolickim, lecz także
nie chciał, by María uważała, że wolno jej ot tak zmienić zdanie na tak
ważny temat. Dla Maríi nie była to nowa sytuacja – zazwyczaj zgadzała się
z partnerem, aby go zadowolić oraz uniknąć kłótni, bo najczęściej i tak ją
przegrywała, jednak z czasem okazywało się, że nie potrafi się
podporządkować. Raz nawet skłamała, aby ukryć, że postąpiła tak, jak
chciała, mimo iż powiedziała mężowi, że tego nie zrobi – czego bardzo się
potem wstydziła, a Dan oczywiście w końcu odkrył prawdę. Po tym
wydarzeniu mąż uznał, że María dość lekko traktuje dawanie słowa, i był
jeszcze bardziej zdeterminowany, by nie pozwolić jej złamać umowy
dotyczącej religijnego wychowania dzieci. Tak przedstawiała się sytuacja
małżonków, kiedy zgłosili się do mnie na konsultację – naświetlona mi
głównie przez Dana.
Było dla mnie jasne, że nadszedł czas, by Dan wysłuchał – bez
przerywania Maríi krytycznymi uwagami lub bronieniem siebie – jak żona
opowiada o swej nowo odkrytej żarliwości do chrześcijaństwa jako drogi
życia, którą chce wskazać dzieciom. Powinien też usłyszeć, że Maria
zgadzała się z nim nie tylko w sprawie religijnego wychowania dzieci, ale
w wielu innych, jedynie po to, aby uniknąć sporu z wykwalifikowanym
adwokatem, który nie ustawał w staraniach, póki nie wygrał sprawy,
niezależnie od tego jak bardzo żona była już wyczerpana czy rozstrojona.
Co do kłamstwa, które zdarzyło się jej jeden raz, María czuła, że
wystarczająco przeprosiła już Dana, a podobna sytuacja nigdy się nie
powtórzyła. Czy on nigdy, przenigdy w żaden sposób jej nie okłamał?
Szczególnie bolało ją to, że w jej odczuciu kilkukrotnie słyszała, jak mąż
napomykał, iż nie nadaje się do przekazywania dzieciom wartości
religijnych, skoro zdarza jej się kłamać. Przede wszystkim zaś pamiętała
kłótnię sprzed ślubu dotyczącą tego, gdzie mają zamieszkać. Była wówczas
tak wściekła i sfrustrowana żelazną logiką Dana, że nie wytrzymała
napięcia i wykrzyczała, że go nienawidzi. On spokojnie nazwał ją
emocjonalną Latynoską, jakby to było ostatecznym dowodem, że on ma
rację, a ona nie, po czym wyszedł. Później María go przeprosiła, obiecała
więcej się tak nie zachowywać i zamieszkali w miejscu, które było
najlepsze według Dana. María nigdy już nie straciła kontroli nad emocjami.
Zauważyłam jednak, że jej mąż wreszcie zaczyna sobie uświadamiać, iż
powinien był zbadać, co doprowadziło Maríę do tamtego wybuchu złości,
a może nawet od początku słuchać tego, co miała do powiedzenia, zamiast
sprawiać, by żyła w lęku przed nim i ukrywała swoje rozżalenie.
Następnie przyszła kolej na Dana i María musiała wysłuchać opowieści
męża o jego uczuciach związanych z żydowskimi korzeniami, utracie
większości członków wielopokoleniowej rodziny w Holocauście, gniewie
w stosunku do chrześcijan, a szczególnie papieża, że tak niewiele zrobili,
by pomóc Żydom, oraz pragnieniu, by jego dzieci uważały się za Żydów – 
z tym wszystkim, co to dla niego znaczyło. Opowiedział też o swoim
odbiorze ich dawnej kłótni o miejsce zamieszkania, podczas której złość
Maríi przywołała jego chłopięce wspomnienia napadów szału pijanego
ojca. Pojawiło się też jego dojmujące przerażenie tym, że María mogłaby
go okłamać, a może nawet zdradzić w inny sposób – rozstrajający lęk,
z którego Dan nie zdawał sobie do końca sprawy do chwili odbywania tego
dialogu.
María była głęboko poruszona gorącymi uczuciami męża, kryjącymi się
za jego chłodnym, racjonalnym stanowiskiem. Zrozumiała także, że gdyby
odważnie mu się przeciwstawiła, oszczędziłaby mu tego, co uważał za
poważną zdradę – jedynego kłamstwa, którego się dopuściła.
Myślę, że wyraźnie widać konieczność dialogu w tym przykładzie.
Chociaż kolejne rozmowy Dana i Maríi nie doprowadziły i zapewne nie
doprowadzą do takiego rozwiązania problemu religijnego wychowania
dzieci, jakie byłoby optymalne dla nich obojga, zdecydowanie mogą dać im
poczucie, że bez względu na to, co postanowią, proces dochodzenia do tej
i innych decyzji w przyszłości będzie w równym stopniu uwzględniał obie
ich perspektywy. W tym właśnie tkwi moc dialogu.
Opanowywanie stanów nadpobudzenia w czasie
konfliktów

Moja trzecia porada dotyczy sprawy coraz częściej uznawanej przez


naukowców badających małżeństwa8 za niezwykle istotną, niezależnie od
temperamentu partnerów, niemniej dla osób wysoko wrażliwych jest to
prawdopodobnie najważniejsze zagadnienie. Nadmierne pobudzenie Maríi
podczas kłótni z Danem stanowiło dla niej doświadczenie tak
zniechęcające, że aby go uniknąć, wolała zadowalać męża, ignorując
własne zdanie i potrzeby, a nawet kłamać – czyli zachowywać się w sposób,
który zdecydowanie nie należał do jej zwykłej czy autentycznej natury. Jak
zapewne wiesz, osoby wysoko wrażliwe mogą aż tak bardzo obawiać się
nadpobudzenia. Taki strach może uniemożliwiać ci robienie tego, co, jak
wiesz, powinieneś – na przykład wyrażanie własnych opinii w dialogu – 
niezależnie od tego, jak bardzo wyczuwasz, co należy zrobić.
Nie-WWO także boją się nadpobudzenia. Chociaż Dan miał mniejszą
świadomość, że mu to nie odpowiadało, z pewnością doświadczył
nadpobudzenia, kiedy Maríi puściły nerwy i na niego krzyknęła. Być może
było to dla niego tak nieznośne, że od tamtej pory zawsze powstrzymywał
emocjonalne wybuchy żony siłą racjonalnych argumentów. W jego
przypadku emocjonalne spory szybko powodowały nadpobudzenie
z powodu półświadomego lęku, że on albo María stracą nad sobą
panowanie, tak jak zdarzało się jego ojcu. Wniosek jest taki, że niezależnie
od przyczyny czy procesu, stan nadpobudzenia jest równie nieprzyjemny
dla nie-WWO i może tak samo prowadzić do błędów w ocenie związku.
Ludzie wysoko wrażliwi są jednak bardziej narażeni na nadpobudzenie oraz
na dojście do jego progu jako pierwsi.
Oznaki nadpobudzenia

Psycholog John Gottman z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle – 


autor książki Siedem zasad udanego małżeństwa i wielu artykułów
naukowych – analizuje różnice między udanymi i nieudanymi
małżeństwami (to mądre podejście, gdyż większość książek tego typu piszą
terapeuci par, którzy na co dzień obserwują tylko związki przechodzące
kryzys). Obserwuje pary podczas interakcji w laboratorium, a ponieważ jest
świadomy negatywnego wpływu nadpobudzenia na dialogi małżonków,
podłącza uczestników badań do aparatury, która umożliwia wykrycie tego
stanu i nauczenie ich zmniejszania go.
Chociaż Gottman nie omawia różnic temperamentalnych, ja to zrobię.
Osoby wysoko wrażliwe częściej doświadczają nadpobudzenia, dlatego
umiejętność radzenia sobie z tym stanem w relacjach z innymi jest ci
niezmiernie potrzebna. Uczucie nadpobudzenia jest ci dobrze znane,
przypomnijmy sobie jednak jego zewnętrzne oznaki, wyróżnione przez
Gottmana i innych, abyście oboje mogli je dostrzegać u siebie nawzajem.
Jeśli zmierzymy puls osobom nadpobudzonym, prawdopodobnie
wypadnie on w graniach 95–100 uderzeń na minutę (co dokładnie oznacza
„szybki puls” u danej osoby, zależy od wartości jej pulsu spoczynkowego).
Ludzie nadpobudzeni mają przez dłuższy czas przymknięte oczy (próbując
zmniejszyć stymulację) lub częściej mrugają powiekami. Mogą krzyżować
ręce na piersi albo odsuwać biodra od partnera. Czasami bawią się
kosmykiem włosów, ołówkiem lub chusteczką bądź chowają twarz
w dłoniach. Mięśnie mimiczne wydają się nadmiernie kontrolowane – 
podbródek jest napięty, a usta zaciśnięte, tak że nie widać czerwieni górnej
wargi. Czoło jest zmarszczone: brwi układają się w linię prostą lub są
uniesione, a między nimi powstaje bruzda. Głos staje się wyższy, a oddech
płytki, wychodzący z gardła, nie z głębi piersi. Pojawiają się westchnienia
lub zakłócenia mowy, na przykład niedokończone zdania, powtórzenia,
przejęzyczenia, pominięcia, jąkanie się, chrząknięcia.
W ogólniejszym sensie osoby nadpobudzone wykazują małe poczucie
humoru, zainteresowanie czy radosną zmianę wyrazu twarzy w reakcji na
cokolwiek. Są nastawione na wypatrywanie zagrożeń, a gdy wpadają
w ciąg negatywnych myśli, utrzymuje się on dłużej. Nowe informacje
i spostrzeżenia nie są przetwarzane, dlatego większość tego, co mówimy
osobie w takim stanie, zwyczajnie do niej nie dociera. Jeśli liczysz na to, że
zastosuje ona jakieś nowe zachowanie, zapomnij o tym – osoba
nadpobudzona nie potrafi stosować nowo nabytych umiejętności, póki nie
staną się one niemal automatyczne w wyniku wielokrotnych powtórzeń.
Zwykle ludzie w stanie nadpobudzenia chcą się wycofać z dyskusji, tak
jak María, lub w pełni ją kontrolować, jak Dan. Jeżeli zmusimy ich do
kontynuowania jej, zwiększa się ich tendencja do narzekania i stosowania
taktyk nazwanych przez Gottmana „czterema jeźdźcami”: krytyki,
zachowań defensywnych, pogardy oraz odgradzania się ścianą czy
emocjonalnego wycofania (to ostatnie jest najbardziej typowe dla wysoko
wrażliwych).
Zapobieganie nadpobudzeniu

Oczywiście oboje chcecie zapobiegać epizodom nadpobudzenia. Oto kilka


sposobów9:
Nie zaczynajcie potencjalne pobudzających dyskusji, gdy którekolwiek z was
jest zmęczone, przestymulowane lub zestresowane czymś innym.
Udajcie się na rozmowę w bezpieczne, uspokajające otoczenie, na przykład
do lasu lub nad brzeg morza.
Poruszajcie drażliwy temat delikatnie i taktownie, doceniając wszelkie
ewentualne dotychczasowe działania drugiej osoby zmierzające do
zminimalizowania problemu.
Jeśli coś pójdzie nie tak lub poczujesz, że się zagalopowałeś, postaraj się to
skorygować; przyjmuj z otwartością podobne wysiłki drugiej osoby.
Szukajcie wszelkich możliwości kompromisu lub ustąpienia partnerowi bez
poczucia, że zadajecie gwałt własnym potrzebom.
W razie groźby nadpobudzenia zmierzcie sobie puls. Poważnie. To bardzo
obiektywny sposób na stwierdzenie, czy któreś z was potrzebuje „przerwy
technicznej”.
Przerwa taka powinna trwać przynajmniej dwadzieścia minut – tyle potrzeba
na powrót do normy.
Ustalcie, kiedy wrócicie do dyskusji, i nie odkładajcie tego zbyt daleko
w czasie.
Każde z partnerów powinno dokładać wszelkich starań w celu utrzymywania
optymalnego poziomu pobudzenia, wyleczenia się po dawnych epizodach
chronicznego nadpobudzenia, a także zagojenia emocjonalnych ran
z przeszłości.
I dodatkowy środek zapobiegawczy: dbajcie o to, by pozytywne zdarzenia
i uczucia skojarzone z waszym związkiem były znacznie liczniejsze od
negatywnych.

Jak poprawiać swoje błędy w prowadzeniu sporu? Dobrym przykładem


takiego błędu jest znieważanie lub nadawanie etykietek partnerowi („Co za
dupek!” albo „Jesteś znerwicowana”) zamiast trzymania się tematu dyskusji
– to zdecydowanie sprzeczne z zasadami dobrej kłótni. Powiedzenie od
razu: „Przepraszam, nie powinienem był tego mówić” jest dokładnym
przeciwieństwem defensywności. Według Gottmana 83 procent małżeństw
unika rozpadu, jeśli partnerzy wykazują tę umiejętność, toteż opanuj ją,
a gdy partner przyzna się do błędu, pochwal go, abyście oboje przyswoili
sobie takie postępowanie.
Powrót do równowagi po nadpobudzeniu dzięki wyjazdom
medytacyjnym, masażom, specjalnej diecie lub psychoterapii może pomóc
w utrzymywaniu szerszej, spokojniejszej perspektywy podczas konfliktów
(przeciwieństwo stanu napięcia i zagrożenia występującego
w nadpobudzeniu). Ten rodzaj zatroszczenia się o siebie nie jest więc
przejawem egocentryzmu. Jest potrzebny, szczególnie osobie wysoko
wrażliwej; to inwestycja.
Kiedy osoba wysoko wrażliwa dba o pozytywny odbiór rzeczywistości –
kiedy jej układ nerwowy pracuje jak należy – robi wielkie przelewy na
„małżeńskie konto bankowe”, jak ujmuje to Gottman. Za każdym razem,
gdy któreś z was doświadcza czegoś pozytywnego, na przykład dobrego
seksu, serdecznej rozmowy przy posiłku lub udanych wakacji, na konto
trafiają kolejne środki. Kiedy wydarza się coś złego – czy drobne
nieporozumienie, czy śmierć dziecka – podejmujecie z tego konta środki.
Jeśli rachunek jest pusty, nawet jeden epizod nadpobudzenia może
doprowadzić do zakończenia związku, gdyż nie ma już powodów do jego
kontynuacji. Ponieważ osoby wysoko wrażliwe potencjalnie częściej
ulegają nadpobudzeniu z błahszych powodów, miewają epizody szalonej
radości lub głębokiego smutku, można powiedzieć, że są wielkimi
spekulantami w świecie relacji – mają łatwość w przelewaniu dobrych
uczuć na konto i równie łatwo bankrutują. (Jednocześnie stosunkowo
rzadko opuszczają partnera i kończą relację). Przewlekłe nadpobudzenie lub
lęk przed nim, powodujące unikanie dialogu, zazwyczaj prowadzą do
ekonomicznego kryzysu pary.
Możesz się kłócić po swojemu, ale się nie wycofuj

Konflikty i złość nie zapowiadają rozwodu. W związkach udanych


i nieudanych jest tyle samo podobnego typu spraw powodujących spory
partnerskie. Na przewidywanie rozwodu pozwala to, jak ludzie zachowują
się podczas konfliktów. Osoby wysoko wrażliwe często unikają kłótni lub
wycofują się w ich trakcie, co jest jedną z najgorszych strategii. Większość
związków rozpada się właśnie z powodu takich odwrotów – aż 80 procent
rozwodzących się małżonków twierdzi, że zwyczajnie „oddalili się od
siebie”, a tylko 40 procent jako przyczynę rozstania wskazuje kłótnie lub
niezgodność zdań10. Kłótnia może doprowadzić do rozwiązania; brak
rozmów na temat konfliktu powoduje stopniowe oddalanie się, jak
w małżeństwie Maríi. Albo u Jacka.
Jack i Raven

W związku tym stroną wysoko wrażliwą był Jack, młody ojciec,


wychowujący trojaczki z pomocą zatrudnionej na pełen etat niani, a Raven,
matka dzieci, pracowała jako lekarz rodzinny. Ponadto Jack prowadził
w domu dochodową firmę zajmującą się poradnictwem biznesowym dla
lekarzy. Dzięki wrażliwości i inteligencji było mu łatwo działać w tej
branży po zrezygnowaniu ze studiów medycznych, na których poznał
Raven. Firma dawała mu jednak tylko powierzchowne poczucie sukcesu.
Jack wciąż nie wiedział, co naprawdę chce robić w życiu.
Pojawienie się trojaczków było dla niego szokiem. Młody ojciec nie miał
pewności, czy jego dwuletni związek z Raven jest gotowy na jedno
dziecko, a co dopiero na troje. On sam na pewno nie był gotowy. Przez całe
swoje dorosłe życie odczuwał presję ciążącą nad nim najpierw podczas
przygotowań do egzaminów na medycynę, później podczas studiowania,
a w końcu – podejmowania trudnej decyzji o rezygnacji z nauki.
Tymczasem zegar biologiczny starszej o siedem lat Raven zaczął już tykać,
więc gdy okazało się, że partnerka ma problem z zajściem w ciążę, Jack
zgodził się, by zażywała leki zwiększające płodność.
Kiedy Jack dowiedział się, że zostanie ojcem trojaczków, dał po sobie
poznać, iż nie jest z tego powodu najszczęśliwszy. Raven się wściekła;
czuła, że partner ją obwinia i ewidentnie nie kocha ani jej, ani mających się
urodzić dzieci. Jack wciąż pamięta, jak krzyczała: „Chcesz, żebym je
usunęła? O to ci chodzi?”. Poczuł się wówczas zawstydzony i wstrząśnięty;
nigdy więcej nie rozmawiał więc z żoną o swoich głębszych uczuciach.
Wydawało się, że ona tego nie zauważa albo jej na tym nie zależy.
Zdegustowany tym, jak potraktowało go życie, Jack postanowił przelać całą
swoją miłość na trojaczki, poświęcić dla nich wszystko. Miał wrażenie, że
jego życie się skończyło. Starał się w ogóle nie myśleć o swoim
małżeństwie.
Oznaki ZAPRZESTANIA WALKI

Jack i prawdopodobnie także Raven doświadczają klasycznych oznak


zaprzestawania walki o swój związek11:
Uważasz, że problemy w twoim związku są zbyt poważne, aby można je było
zażegnać, uznajesz więc, że lepiej będzie samemu znaleźć jakieś rozwiązanie,
zamiast narażać się na kolejne epizody intensywnego nadpobudzenia.
Starasz się dostosować do realiów, zmniejszając swoje oczekiwania. Nie
czujesz jednak prawdziwej akceptacji i miłości – gdybyś trafił do
laboratorium Gottmana, badania wykazałyby przewlekłe pobudzenie
fizjologiczne, nawet jeśli wydawałbyś się spokojny i zrezygnowany. Średnio
puls małżonków, którzy ostatecznie decydują się na rozwód, jest o 17
uderzeń na minutę wyższy.
Ty i twój partner zaczynacie prowadzić równoległe życia.
Czujesz się osamotniony. Na tym etapie, jeśli nie ma innych powodów, dla
których nie chcesz skończyć związku (takich jak przekonania religijne,
sytuacja finansowa lub nowo narodzone trojaczki), krok ten wydaje się
nieunikniony.

Wycofanie nie zawsze jest tak skrajne. Może na przykład dotyczyć tylko
jednego obszaru życia – przestajecie spędzać razem czas wolny, nie
rozmawiacie o tym, co słychać w pracy, albo nie uprawiacie seksu. Wydaje
się to całkiem znośne. Ale nawet jeżeli tylko jedna dziedzina życia
powoduje zbyt duże napięcie, by o niej rozmawiać, wasz związek stoi na
niepewnym gruncie.
Wznowienie zaangażowania

Najlepszą receptą na rezygnację jest zapobieganie jej przez zauważanie


oznak, zanim problem stanie się poważny12. Będąc wysoko wrażliwy,
potrafisz dostrzegać je, gdy są jeszcze stosunkowo subtelne: uczucia
rozdrażnienia, złości, zniechęcenia, oddalenia czy niepokoju o związek;
świadomość, że partner nie wie, co myślisz, a ty nie znasz jego zdania;
nadpobudzenie na myśl o tym, co by się stało, gdybyście rozmawiali na
określony temat; brak pragnienia dotyku lub okazywania czułości.
Aby poradzić sobie z rezygnacją, oboje musicie uznać problem za
poważny i pracować nad jego rozwiązaniem. Po pierwsze, partner, który się
wycofał – często osoba wysoko wrażliwa – musi powiedzieć, co
spowodowało, że zaczął się zamykać. Zazwyczaj przyczyną takiej reakcji
jest jakaś rozmowa, podczas której był nadpobudzony lub usłyszał
komentarz, który przetworzył w taki sposób, że sprawa wydaje mu się
obecnie zbyt niebezpieczna, bolesna, przesądzona lub zaprzepaszczona.
Bez względu na to, co zdarzyło się podczas tamtej dyskusji, musicie do niej
wrócić i nie popełnić tych samych błędów. Tym razem musi pojawić się
dialog, nie wzajemne oskarżenia czy postawy defensywne, a kiedy zanadto
wzrośnie nadpobudzenie, zarządzajcie „przerwy techniczne”.
Po drugie, zdystansowana osoba musi tym razem otwarcie się
wypowiadać i stanowczo bronić swojego zdania. Jeśli to ty nią jesteś, twoje
zachowanie w pewnym sensie powinno być przeciwieństwem słuchania
odzwierciedlającego, czyli dostrajania się do drugiej osoby. Wsłuchaj się
całkowicie w siebie, wyrażaj własne potrzeby, uczucia i punkty widzenia,
zamiast zachowywać je dla siebie, zakładając, że rozmowa o nich i tak nie
ma sensu.
Jack powinien zacząć od przedstawienia – mimo iż jest już po czasie –
wszystkich przyczyn, dla których wolałby nie mieć dzieci na tak wczesnym
etapie relacji z Raven, a także wyrazić swój brak perspektyw na przyszłość.
Raven musiałaby go wysłuchać – tak jak Dan Maríi – bez potępiania ani
defensywności. Później małżonkowie zamieniliby się rolami.
W przypadku niektórych tematów zachowanie spokojnej postawy
słuchacza może być jednak bardzo trudne nawet dla najbardziej oddanego
małżonka bez odbycia pewnej pracy wewnętrznej w celu poznania przez
niego przyczyn własnej drażliwości. Raven musiałaby się zmierzyć na
przykład z możliwością, że raniąca riposta o aborcji odzwierciedlała jej
własne sekretne myśli, które były dla niej całkowicie nieakceptowalne, ale
błyskawicznie pojawiły się w umyśle, kiedy tylko Jack napomknął o jakichś
wątpliwościach.
W ten zaś sposób dochodzimy do kolejnego tematu.
Odkrywanie nierozpoznanych życiowych nadziei
i lęków

Pod konfliktami, które są szczególnie intensywne i nawracające, często


kryje się jakaś niespełniona życiowa nadzieja13 lub niewyjaśniony lęk. Dla
Raven jest to obawa, że tryb życia, którego wymagają trojaczki i jej
praktyka lekarska, uniemożliwi jej stworzenie głębokiej, bliskiej, osobistej
relacji z partnerem – jak znaleźć na to czas? Dla Jacka kończy się z kolei
nadzieja na zupełnie nowe, wolne od presji życie po rzuceniu medycyny.
Osoby wysoko wrażliwe mają szczególną potrzebę znajdowania sensu
w swojej pracy14, a często także związane z tym życiowe nadzieje.
Ponieważ tak bardzo zależy nam na znaczeniu i celowości tego, co robimy,
bardzo cierpimy, gdy coś staje nam na drodze, nawet jeśli jednocześnie
chcemy zadowolić swojego partnera. Możemy też odczuwać lęki, których
korzenie tkwią w nas głęboko wskutek drobiazgowego analizowania
przerażających zdarzeń z naszej przeszłości lub sytuacji znanych nam
dobrze z czyichś opowieści – mogą to być obawy przed kataklizmem
(z powodu których np. odmówimy przeprowadzki do regionu zagrożonego
trzęsieniami ziemi lub tornadami), lęk o najbliższych (który spowoduje, że
będziemy się kłócić z małżonkiem o to, czy pozwolić nastolatkowi na
naukę jazdy), obawy o losy świata (które podnoszą nam ciśnienie, ilekroć
partner zapomni o segregacji śmieci).
Czasami skala takich nadziei i lęków nas zawstydza – czujemy się
zażenowani własnymi „fobiami”, idealizmem lub „egoizmem” snucia
osobistych planów.
JAK UKRYTE NADZIEJE I LĘKI ROBIĄ Z IGŁY
WIDŁY

Powiedzmy, że zapomniałeś zachować pewne rachunki, których wartość


można odliczyć w zeznaniu podatkowym. Nagle twój partner zaczyna na
ciebie krzyczeć, zarzucając ci, że marnujesz wasze ciężko zarobione
pieniądze. Co za tym stoi? Być może jego wyniesiony z dzieciństwa lęk
przed niedostatkiem. A może partner stara się oszczędzać z powodu pewnej
sekretnej, nawet półświadomej nadziei na jakiś zakup, wycieczkę,
wcześniejszą emeryturę, zmianę ścieżki zawodowej. Może uważa, że nie
cenisz tego celu tak jak on. I może to prawda, może nie cenisz i dlatego
bronisz się przed oszczędzaniem każdego grosza na podatkach. Może
chciałeś po prostu nie zaprzątać sobie głowy pieniędzmi, a zamiast tego
cieszyć się każdym dniem, zanim śmierć lub choroba zakpi z trudu
oszczędzania na przyszłość. I teraz kłócicie się o głupi rachunek.
Pamiętasz Chris i Jordana z rozdziału 1? Jordan, żądny wrażeń PD,
chciał przyjąć propozycję przeniesienia się do londyńskiego oddziału firmy
– nie całkiem igła, ale i nie bezmyślny kaprys. Chris zareagowała na to
żądaniem wspólnej wizyty u psychologa, aby Jordan uświadomił sobie, że
ma zespół nadpobudliwości psychoruchowej, i pozostał na miejscu. Gdyby
ta strategia nie podziałała, Chris zamierzała odmówić przeprowadzki. Skąd
wzięła się jej determinacja? Kobieta zawsze skrycie marzyła
o przeniesieniu się do małej miejscowości, zapuszczeniu korzeni,
zasmakowaniu uroków przynależności do lokalnej wspólnoty. Tymczasem
Jordan zawsze miał plan, by pomieszkiwać w wielu miejscach, szczególnie
w tętniących życiem światowych metropoliach. Każde z partnerów stoi
więc na drodze spełnienia życiowej wizji drugiego – muszą zacząć o tym
rozmawiać.
W tle konfliktu Dana z Maríą stała sprzeczność między wizją rodziny
zanurzonej w dziedzictwie żydowskim a nadzieją na stworzenie żarliwej
rodziny katolickiej. Jak można w takiej sytuacji uniknąć zażartych kłótni?
Kiedy masz jakieś życiowe nadzieje, a plany partnera stają na drodze do
ich realizacji, może się okazać, że będziesz walczyć o swoje z zapałem,
który was oboje zaskoczy – nawet jeżeli te nadzieje i te przeszkody nie
zostały jasno określone, a wręcz w pełni uświadomione. Podobnie jeśli
odczuwasz jakiś trwały lęk, a twój partner go ignoruje lub oczekuje, że go
pokonasz, możesz z niespotykanym uporem odmawiać wykonywania
pewnych działań. Kiedy więc jedno z was lub oboje uparcie walczycie,
bronicie się lub milczycie jak zaklęci, próbujcie pytać, czy za tą niezwykłą
zaciętością nie kryje się jakaś nienazwana nadzieja lub lęk. Niemal zawsze
coś takiego jest, trzeba to tylko nazwać.
Z drugiej strony, będąc osobą wysoko wrażliwą, być może walczysz zbyt
niemrawo – jak Jack – a zamiast tego dajesz za wygraną.

UWAŻAJ NA MOMENTY ROZCHODZENIA SIĘ


Z PIERWOTNYM DUCHEM

W rozdziale 4 opisałam pogląd Johna Desteiana na miłość jako ujawnienie


się ducha pierwotnego, czyli bogatego, instynktownego poziomu życia, na
który nakłada się duch dominujący – poziom kolektywny, cywilizowany.
Napisałam też, że jedną z przyczyn ogromnego poszerzenia osobowości,
jakiego doświadczamy w momencie zakochania się, może być poczucie
przeniknięcia duchem pierwotnym, czymś częściowo utraconym
w dzieciństwie albo nawet wcześniej – gdy ludzie stali się bardziej
zahamowani i tracili kontakt z naturą. Duch pierwotny często zasila
najgłębsze nadzieje i sny, szczególnie u wysoko wrażliwych. Dusząc go,
prowokujemy albo niecharakterystyczny dla WWO nadmierny opór, albo
beznamiętne danie za wygraną.
Problem polega na tym, że w szczególności osoby wysoko wrażliwe
przesiąkają także duchem dominującym, ponieważ są sumienne i łatwo
podlegają socjalizacji. W głębi duszy wyczuwamy obecność ducha
pierwotnego, tak jak różdżka radiestety, która drżeniem wskazuje źródło
wody głęboko w ziemi. Kiedy podejmujemy ryzyko miłości, dotykamy
ducha pierwotnego i czujemy czystą rozkosz. Jesteśmy więc gotowi zrobić
wszystko, by zatrzymać to uczucie. I właśnie z powodu tej ogromnej
determinacji możemy je stracić. Zdarza się to w pewnych krytycznych
momentach, gdy w poszukiwaniu odpowiedzi na wszystkie wątpliwości
zwracamy się w stronę ducha dominującego.
Załóżmy, że uwielbiasz muzykę klasyczną i chcesz wysłuchać koncertu
znanej ci orkiestry kameralnej – dziś wieczorem muzycy wykonają dwa
utwory, które zawsze wzruszają cię do łez, a teraz, gdy jesteś zakochany,
z pewnością zrobią na tobie jeszcze większe wrażenie. Okazuje się jednak,
że osoba, którą pokochałeś, nie jest zainteresowana muzyką klasyczną,
wolałaby zostać w domu i nadgonić zaległości w pracy, ale ty „możesz iść,
jeśli chcesz”.
Nie wiedziałeś nawet, ile radości dawało ci wyobrażenie, że razem
słuchacie tych utworów, uniesieni, bez potrzeby słów. Ale słowa też miały
przyjść z czasem – głęboka dyskusja w antrakcie, potem smakowanie
wrażeń w kawiarni. Planowałeś też zmysłowe zakończenie wieczoru –
zaklinanie muzyki w ciała kochanków.
Będąc wysoko wrażliwy, zastanawiasz się teraz nad swoim
rozczarowaniem i starasz się postąpić słusznie, czyli zgodnie z życzeniem
partnera. Tak zrobisz. W desperacji próbujesz sobie przypomnieć, co
doradziliby ci rodzice albo autor jakiejś książki, na przykład ja. Nie bądź
egocentryczny, dziecinny, roszczeniowy, nie poddawaj się kompleksom.
Różnice między ludźmi są naturalne. W bliskich związkach trzeba się
godzić na kompromisy.
W ten sposób zwracasz się do ducha dominującego po pomoc
w zachowaniu swojej miłości – to najgorszy z możliwych doradców, ty
jednak tego nie wiesz.
Co więc zrobisz ze swoją innością – pasją do muzyki kameralnej, która
nie wzrusza twojego partnera? Nie chodzi o to, czy lub jak przystosujesz się
do sytuacji, ale o to, dlaczego to zrobisz. Możesz ochronić ducha
pierwotnego, wykorzystując do tego dialog, albo podporządkować się
duchowi dominującemu, uciszając swoje najbardziej autentyczne ja.
Decyzja zależy od tego, czy czujesz się odważny, zestrojony z własnym
duchem pierwotnym, czy też czujesz się jak dziecko, poddające się
rodzicielskiemu duchowi dominującemu ze starego strachu przed
porzuceniem. Dziecko nie ma innego wyboru niż stłumić własne pragnienia
i przystosować się do otoczenia, uciszając ducha pierwotnego.
Jak pisze Desteian, „człowiek świadomy własnej siły i pozycji, a także
swojego prawa do bycia częścią rodziny lub grupy, może się zdecydować
na poświęcenie”15 i zrobić to, czego chce druga osoba, nie wyrządzając
krzywdy pierwotnemu duchowi. Ten sam kompromis – „dobrze, odpuśćmy
sobie ten koncert” – może być rezultatem pracy nad dzielącymi was
różnicami, w wyniku której każde z was czuje własną siłę, pozycję i prawo
do dobrowolnego poświęcenia się, albo może stanowić rezultat silnego
oporu przed uznaniem osobistych granic, własnej inności oraz strachu przed
indywidualnością, które implikują oddzielność i lęk przed stratą. Potrzebne
poczucie osobistej siły, pozycji, praw i odwagi przychodzi dzięki pracy
wewnętrznej, traktowanej w całej jego książce jako podstawowe powołanie
osób wysoko wrażliwych. Wiążą się z tym jednak również pewne
umiejętności.

POKAŻ NADZIEJĘ LUB LĘK, WEJDŹ W DIALOG


I BĄDŹ KREATYWNY

Choć poczucie obowiązku spełniania nadziei drugiej osoby lub


przejmowania jej lęku – złożenia własnego ducha pierwotnego w ofierze
drugiej osobie – z pewnością się nie sprawdza, nikt nie powinien
całkowicie wyzbywać się nadziei ani zaprzeczać istnieniu swoich lęków.
Nadal tłumi to jednak ducha pierwotnego w relacji. Dlatego mądre pary
uczą się odkrywać nadzieje i lęki u podłoża długotrwałego konfliktu, aby
następnie w miarę możliwości je bronić i honorować. Rozmawiają o nich,
aby stawały się jak najbardziej wspólne, lub decydują się na kompromis, ale
zawsze z uwzględnieniem ducha pierwotnego. Zadanie osób wysoko
wrażliwych w takich sytuacjach polega na tworzeniu absurdalnie twórczych
rozwiązań.
W roku 1994 przeniosłam się z Artem do Long Island, aby on mógł
podjąć wprost stworzoną dla niego pracę na tamtejszym uniwersytecie.
Okazało się jednak, że ja wcale nie czułam się tam dobrze. Po kilku
miesiącach uświadomiłam sobie, że nie chcę w tym wieku zapuszczać
korzeni w nowym miejscu – oznaczałoby to świadomość, że zostanę tam do
końca życia. W szczególności nie chciałam zaczynać tam praktyki
psychoterapeutycznej, ponieważ później trudno jest ją porzucić. Jestem
rodowitą Kalifornijką i chciałam, by tak zostało. (To doświadczenie
przekonało mnie, że prawdopodobnie miejsce zamieszkania ma większy
wpływ na osoby wysoko wrażliwe niż na nie-WWO – kontakt z naszym
naturalnym środowiskiem stanowi dla nas w dużym stopniu łączność
z naszym duchem pierwotnym).
Pewnego dnia wpadłam na błyskotliwy, choć napawający strachem
pomysł. Art mógł mieszkać w Kalifornii przez sześć tygodni przerwy
zimowej i przez cztery miesiące letnich wakacji, ja z kolei mogłabym
przyjeżdżać do Long Island na dwa dwumiesięczne pobyty wiosną
i jesienią. W ten sposób bylibyśmy osobno tylko przez dwa
sześciotygodniowe okresy przed przerwą zimową i po niej. Plan ten
wydawał się ryzykowny – nie wiedziałam, czy się od siebie nie oddalimy
ani czy Art nie będzie miał żalu w związku z moją potrzebą tak
nietypowego stylu życia. Kiedy przedstawialiśmy go naszym przyjaciołom
i rodzinom, reakcje były różne – od surowych przestróg po zazdrość – ale
nigdy nie były letnie.
Okazało się, że kreatywny kompromis nie tylko się sprawdził, lecz także
dostarczył nam obojgu więcej satysfakcji, niż gdyby któreś z nas postawiło
na swoim. Właśnie tak wyobrażam sobie twórcze rozwiązania.
Każda para musi znaleźć własny sposób radzenia sobie z tego typu
problemami, a pozwala to kształtować charakter i rozwijać kreatywność,
w miarę jak rozrastamy się, by objąć szerszą perspektywę. Jak twoje
nadzieje i lęki wpisują się w większy obraz twojego życia i ludzkiego życia,
w ciebie i w twojego partnera w tym roku i za dwadzieścia lat? Jak nowy
samochód ma się do kolejnego dziecka, kupna domu, zrobienia doktoratu
albo wysłania partnera do kraju ojczystego, aby odwiedził starzejących się
rodziców? Podejmowanie trudnych decyzji wspólnie i w atmosferze
wzajemnego szacunku wzmacnia więź między wami.
Zdobądź ekspercką wiedzę na temat kompleksów

Wchodzenie w dialog, ograniczanie nadpobudzenia podczas konfliktu oraz


walka z rezygnacją przyniosły znaczną pomoc wielu parom, jednak
propagatorzy tych dość racjonalnych technik przyznają, że czasami okazują
się one nieskuteczne. John Gottman stwierdza na przykład, że 85 procent
małżeństw doświadcza problemów, ponieważ przynajmniej jedno
z partnerów ma złe zdanie o sobie lub o małżonku, do którego chce się
zbliżyć16 (czyli ma niskie poczucie własnej wartości, albo – używając pojęć
z rozdziału 3 – wykazuje niepewny styl przywiązania). Ludzie z niską
samooceną mają trudności m.in. z prowadzeniem dialogu. Ich lęk przed
nieadekwatnością przeszkadza w słuchaniu. Natychmiast czują się
krytykowani i odpowiadają krytyką. Dlatego w uzupełnieniu treningu
omówionych wcześniej umiejętności wielu terapeutów par stara się odkryć
nieświadome przyczyny, dla których niektóre osoby nie lubią siebie
i swoich partnerów lub mają trudności z utrzymaniem dobrych stosunków
w bliskiej relacji. Jednym z wyrazów takich nieświadomych powodów jest
niepewny styl przywiązania, ale szerszą i bardziej pogłębioną perspektywę
tego zagadnienia zapewnia jungowska teoria kompleksów (mająca mocne
wsparcie w doświadczeniu klinicznym, m.in. moim własnym).

DWIE STRONY KAŻDEGO KOMPLEKSU

Kompleksy to rejony osobowości, które pożerają naszą energię i zakłócają


percepcję, zupełnie jak czarne dziury w kosmosie. Typowym przykładem
jest znany wszystkim kompleks matki – choć być może odpowiedniejszą
dla niego nazwą jest kompleks dziecka albo kompleks matka–dziecko.
W dzieciństwie wszyscy rozwinęliśmy w sobie uczucia wobec swojej
matki, ale u niektórych z nas wytworzyły one prawdziwy kompleks, „czuły
punkt” w osobowości. Wystarczy wspomnieć o Matce, a człowiek od razu
ma łzy w oczach albo staje się marudny, milczący, drażliwy, rozgadany,
nerwowy, przygnębiony, wściekły, nieobecny lub demonstracyjnie
lekceważy temat.
Wydaje się, że kompleksy zawsze mają dwa bieguny – można na
przykład mówić o matce pozytywnej i negatywnej – mimo że w danej
chwili zazwyczaj tylko jeden z nich jest świadomy, aktywny czy
dominujący. Drugi domaga się natomiast wyjścia z nieświadomości,
ponieważ psychika dąży do całkowitości i położenia kresu jednostronności.
Miałam wielu klientów, którzy na początku terapii nieustannie opowiadali
o swoich wspaniałych matkach, a niedługo później rozmawialiśmy o nich
jako źródle problemów (zdarzają się także odwrotne sytuacje).
Możesz poznać, że masz kompleks związany z danym zagadnieniem,
jeśli temat ten zwykle rozpala cię lub całkowicie pochłania (wokół
kompleksów często ogniskują się nasze priorytety i ambicje zawodowe).
Wszyscy do pewnego stopnia znajdujemy się nieustannie pod wpływem
jakiegoś kompleksu. Ale wiesz, że się z nim utożsamiłeś, działasz pod jego
dyktando, zostałeś wessany w czarną dziurę, kiedy temat ten pobudza cię
do długich tyrad, tendencyjności oraz kategorycznych sądów i stwierdzeń.
Rozmyślanie o tej sprawie może też powodować przygnębienie, lęk,
nadmierną ekscytację lub gotowość do podejmowania nietypowego ryzyka.
Zaczynasz działać jak „nawiedzony” albo „postrzelony”.
Oczywiście partner osoby z kompleksem zazwyczaj jako pierwszy
zauważa jego aktywację i prawdopodobnie dość dobrze zna jego skutki.
Mimo to mówienie ludziom, że działają pod wpływem kompleksu, w chwili
gdy to robią, to igranie z ogniem. Bardzo pomocne może się jednak okazać
ostrożne podjęcie tematu po pewnym czasie. „Wczoraj wieczorem byłeś
w bardzo złym nastroju. Zastanawiałeś się dlaczego? Zauważyłam, że
często tak się dzieje, kiedy dzwoni twoja matka”.
Oto kilka typowych kompleksów osób wysoko wrażliwych: kompleks
„gwiazdy” polega na tym, że aktywna część osobowości, bardzo
kompetentna, podziwiana i osiągająca sukcesy, maskuje lub kompensuje
część wrażliwą, zagrażającą doprowadzeniem do istnego szaleństwa
wskutek odczuwanej presji. Jest kompleks cudownego dziecka ze
stłumionym biegunem sierotki, której nikt nie zauważy czy nie pokocha,
jeśli nie okaże się nadzwyczaj utalentowana. Dalej jest kompleks
bohatera/kozła ofiarnego – grupa wychwala wizje i wnikliwość bohatera,
a także potajemnie mu ich zazdrości, a potem może łatwo zrobić z niego
kozła ofiarnego, który zostaje symbolicznie ukamienowany, gdy wizja traci
jej uznanie. Podobny los spotyka osobę wysoko wrażliwą, która realizuje
w życiu kompleks ekscentryka-geniusza/głupka-wariata – grupa może
jednego dnia podziwiać takiego człowieka, a następnego go odrzucić lub
nawet uwięzić. Istnieje też kompleks, który czyni z ciebie ciężko
pracującego, szczerego, przykładnego obywatela – do czasu gdy
zauważysz, że jesteś oszustem lub zdrajcą; albo sumiennego pracownika – 
aż okaże się, że odgrywasz rolę buntownika lub organizatora strajku.
Wiele wysoko wrażliwych osób ma kompleks ofiary-pana. Utożsamiają
się one z pierwszym biegunem kompleksu (ofiarą), czując się słabe
i bezsilne po latach znoszenia etykietki „wrażliwców”. Mogą nie szczędzić
energii, aby uwolnić się od panów, nabrać siły i wywalczyć sprawiedliwość.
Stłumili jednak i ignorują swoją siłę, a także zdolność do dominowania nad
innymi, z czego ci inni świetnie mogą zdawać sobie sprawę. (Być może
zauważyłeś, że wszystkie wspomniane kompleksy wiążą się ze sobą lub
nakładają na siebie. To, które są w tobie, podpowiedzą ci twoje odczucia,
nie jakieś regułki czy zewnętrzne opisy).
O rozszczepieniu i projekcji raz jeszcze

Stłumiona połowa kompleksu jest zazwyczaj odszczepiana (jak


wspomniałam w rozdziale 6). Daje jej to swobodę sprawiania ci
problemów, szczególnie jeśli jest rzutowana na partnera.
W trakcie rzutowania jesteś podekscytowany – właśnie zauważyłeś jakąś
wspaniałą lub okropną cechę u drugiej osoby. Masz przebłysk całkowitej
pewności. To intensywne uwielbienie lub odraza jest często znakiem
ostrzegawczym, że stosujemy mechanizm obronny o żywotnym znaczeniu
dla naszego psychicznego status quo, obronę przed informacjami o sobie
samych.
Jeśli rzutujesz na kogoś pozytywną cechę, wszystko mogłoby potoczyć
się jak najlepiej – mógłbyś żyć swoją szczęśliwą iluzją – gdyby nie to, że
tak przewidywalnie ujawnia się w końcu drugi biegun. Wystarczy do tego
kilka drobnych rozczarowań. Oto kolejny sposób rozumienia zjawiska, że
podziwiana niegdyś różnica między partnerami zaczyna wzbudzać niechęć,
jak było w przykładzie w rozdziale 5 o wyczuleniu Lindy na subtelności
duchowe, a skupieniu Marka na tym, co praktyczne i namacalne. Kompleks
działał w każdym z partnerów.
Problem ten jest tym bardziej palący, że często wybieramy partnerów
z kompleksami pasującymi do naszych – świadomy biegun ich kompleksu
jest nieświadomym naszym. Człowiek, który pragnie ratunku i troski,
będzie zainteresowany kimś – i interesujący dla kogoś – kto jest chętny
ratować. Kiedy jednak ratownik ujawni jakąkolwiek słabość, narazi się nie
tylko na kłopoty ze strony osoby oczekującej od niego opieki, lecz także ze
strony swojego uwewnętrznionego krytyka, przekonanego, że druga strona
jego kompleksu – pragnienie ratunku – jest niewybaczalnym grzechem.
Obie osoby stają wówczas oko w oko ze swoim przerażeniem oraz okazją
do kompletnej przebudowy własnej nawykowej tożsamości w bardziej
całościową i realistyczną.
Jack, partner Raven, miał kompleks matki. Jego mama, pochłonięta
udaną karierą, niemal od urodzenia zostawiała go z różnymi opiekunkami.
Chociaż Jack nie był tego w pełni świadomy, miał nadzieję, że silna kobieta
Raven zaopiekuje się nim w sposób, jakiego brakowało mu u matki – 
myślał, że przy niej wreszcie będzie uwielbianym dzieckiem. Kiedy więc
sam musiał przejąć rolę matki, i to trojaczków, podczas gdy Raven całymi
dniami pracowała poza domem podobnie jak w przeszłości jego mama,
ujawnił się negatywny biegun kompleksu matki – Jack poczuł się jak
porzucone dziecko. Typowe jest w takiej sytuacji poczucie zrezygnowania
i braku nadziei.
Z drugiej strony kompleks matki obecny był również u Raven. Jej dość
nieszczęśliwa matka nie miała żadnego zawodu i nalegała, by jej
jedynaczka prowadziła życie, jakie jej nie było dane. Raven była dla swojej
matki silnym, zaradnym rodzicem, dlatego umiałaby być też taka dla Jacka.
Jednocześnie w skrytości pragnęła, by to nią ktoś się zaopiekował – właśnie
Jack. Czuła jednak, że jeśli ujawni jakąkolwiek potrzebę opieki, zacznie
upodabniać się do swojej nieszczęśliwej matki. Gdyby zdołała pokazać to
pragnienie mężowi w dniu, gdy dowiedziała się, że urodzi trojaczki,
mogłaby się sama rozpaść, zamiast naskoczyć na Jacka za jego zrozumiałą
pierwszą reakcję (w istocie bardzo podobną do jej własnej). Mogliby wtedy
być dla siebie nawzajem podporą w obliczu życiowego wyzwania, jakie los
zesłał im na początku wspólnej drogi i zapracowanego życia.
Cień wie

Wszystkie takie odszczepione połówki czy przeciwne bieguny kompleksów


– to, co wypchnąłeś do nieświadomości i co w sobie zanegowałeś – trafiają
do obszaru, nazwanego przez Junga cieniem. Cień to bardzo trafne
określenie mrocznej, niesympatycznej strony naszej osobowości (choć
osoby z niskim poczuciem własnej wartości, w tym wielu wysoko
wrażliwych, często wypierają swoje dobre cechy i mają „białe cienie”).
Poznawanie swojego cienia – integrowanie go ze świadomą częścią
umysłu, aby przestał być spychany do nieświadomości – jest ważne z kilku
powodów. Przede wszystkim uwalnia energię, zarówno energię potrzebną
do kontrolowania „cienistych” cech, jak i energię ich samych. Części ciebie
uosabiające na przykład chciwość, słabość i zdecydowanie, dysponują
wiedzą i sposobami zachowania w świecie, które mogą być przydatne, o ile
nie zaczną tobą rządzić. Poza tym gdy dowiadujesz się czegoś o swoim
cieniu, zmniejsza się ryzyko, że będziesz nieświadomie kierował się tym
biegunem kompleksu lub rzutował go na innych. Uświadomiwszy sobie
własną chciwość, podejmiesz wysiłek dzielenia się z innymi i przestaniesz
zawzięcie krytykować osoby, u których zauważasz przejawy tej cechy.
Kiedy zaakceptujesz swoją słabość, rzadziej będziesz krytykować ją
u partnera i poddawać się jej samemu w chwili kryzysu. Wiedząc, że masz
tendencję do postępowania jak pochłaniająca, kontrolująca matka,
zachowasz tolerancyjne milczenie, gdy ktoś trochę nadto będzie się rządził,
a tym bardziej gdy będzie czuł potrzebę szukania własnych rozwiązań.
Cień zawierający odszczepione negatywne połówki kompleksów może
oczywiście siać spustoszenie w związku. Jednak mimo że bliskie relacje
czasami cierpią na skutek ujawniania się cienia, stanowią one jedyną
przestrzeń, w której można się o nim naprawdę dowiedzieć.
Powierzchowne znajomości nie dotykają tak osobistych kwestii – to zresztą
dobry powód do pogłębiania przyjaźni. Ale twój partner lub inna osoba,
z którą przez pewien czas mieszkasz albo podróżujesz, będzie skłonna
tolerować twoje odszczepione cechy tylko do czasu, a ty będziesz
zmuszony postąpić tak samo w stosunku do niej.
Jak pisze Jung, „ogólnikowy, akademicki «wgląd we własne błędy» jest
nieefektywny”. Nie odczuwamy ich wpływu na innych.

Błędy natomiast w drastyczny sposób szybko dają o sobie znać wtedy, gdy
zostanie zadzierzgnięta więź z drugim człowiekiem – wtedy będą je mogli
wyraźnie dostrzec obaj partnerzy tworzący ten związek. Dopiero wówczas
będzie je można postrzec i poznać w ich prawdziwej naturze. Przyznanie się
wobec samego siebie do własnych win najczęściej odnosi marne skutki lub
zgoła nie odnosi żadnych skutków – to samo dokonane w obliczu drugiego
człowieka może przynieść znacznie lepsze rezultaty17.

Znajomość własnych wad wyłącznie w sensie „akademickim”, poza


relacją z drugą osobą, przypomina zrzucanie bomb z wysokości trzech
kilometrów nad ziemią i powracanie do bezpiecznej bazy lotniczej.
Obserwowanie cierpienia partnera spowodowanego naszym zachowaniem
jest jak zwiedzanie miejsca zdewastowanego wskutek bombardowania,
którego sami dokonaliśmy. A powiedzenie drugiej osobie, że sprawiła nam
przykrość, to zabranie jej na wizję lokalną zniszczeń, jakich w tobie
dokonała.
Gdy rozszczepienie jest poważniejsze

Wszyscy mamy kompleksy i czasami dajemy się ponieść sile ich


odszczepionej części, szczególnie wtedy, gdy – będąc wysoko wrażliwi –
ulegamy przeciążeniu lękiem, niezaspokojoną potrzebą, poczuciem winy,
wstydu lub niesprawiedliwego oskarżenia. Pytanie jednak brzmi, czy
„ponosi” nas na kilka minut, godzin, dni czy lat. Czy potrafimy ten stan
utemperować po zastanowieniu nad sytuacją albo gdy partner zwróci nam
uwagę? Czy jesteśmy zdolni zapobiegać popadaniu z jednej skrajności
w drugą?
Typowe dla kompleksu skrajności oznaczają, że straciłeś z oczu
ewidentny fakt, iż ludzie, także twój partner, są w sumie zwykle dobrzy,
a nie idealni czy do szpiku kości zepsuci. Takie rozsądne postrzeganie
kondycji ludzkiej nie zawsze łatwo nam przychodzi. Kiedy dzieci dorastają,
rodzice powinni pomóc im stopniowo akceptować ich wady oraz
niedoskonałość osób, które kochają. Jeżeli dziecko zbyt mocno lub zbyt
wcześnie zostanie zawiedzione przez rodziców albo uzna, że samo bardzo
ich zawiodło, zacznie stosować mechanizm rozszczepienia w obronie przed
prawdą, której nie potrafi unieść – to kolejny sposób rozumienia
niepewnych stylów przywiązania.
Jak pisałam w rozdziale 3, dziecko stwierdza wówczas, że jest zupełnie
niedobre, i dorasta z wiarą i nadzieją, że istnieje ktoś wszechdobry,
wszechakceptujący, wszechopiekuńczy i zbawczy, kto zrekompensuje
wszystko, czego zabrakło mu w dzieciństwie. W innych przypadkach sami
rodzice postrzegają dziecko jako jednoznacznie złe lub dobre albo
podsycają uwielbienie dziecka do nich. Dzieci takich rodziców stosują
rozszczepienie jako wczesny, silny, prymitywny mechanizm obronny,
którego zmniejszenie będzie wymagać cierpliwości, a często także
psychoterapii. Niemniej przedstawiam poniżej zarys stojącego przed tobą
zadania.

JAK DOCHODZI DO ROZSZCZEPIENIA – WIEDZA


MOŻE POMÓC

Mam nadzieję, że ten tekst pomoże ci sobie uświadomić, co odszczepiasz


i rzutujesz (w rozdziale 7 The Highly Sensitive Person’s Workbook znajduje
się zadanie, które również może się do tego przydać). Umiejętność
rozpoznawania tych mechanizmów obronnych umożliwi ci unikanie
pewnych bardziej oczywistych projekcji na partnera, nawet jeżeli wciąż
dokonujesz rozszczepienia wewnątrz siebie, a powody tego są nadal
w trakcie uleczania. Twój partner może ci w tym wydatnie pomóc, zarówno
odrzucając to, co (dobrego czy złego) na niego rzutujesz, jak i przyznając
się do „haczyka” u siebie – kompleksu odpowiadającego twojemu.
Zdejmuje to z ciebie część wstydu i poczucia winy, których z pewnością
masz w nadmiarze. Co ważniejsze, sprawia to, że partner musi przyznać się
do tego, w jaki sposób jego kompleksy funkcjonują w waszym związku,
a na pewno funkcjonują. Pomocne może być też zrozumienie, jak dochodzi
do rozszczepienia w twoim umyśle.
Badania wykazują, że niektórzy przechowują wszystkie negatywne
określenia dotyczące siebie – „słaby z języków obcych”, „zbyt poważny”,
„mieszka sam, chociaż nie chce” – w jednym „pliku pamięci” w mózgu18.
W innym pliku znajdują się wszystkie pozytywne informacje o sobie – 
„dobry z matematyki”, „sumienny”, „w przeszłości miał dobre związki” itd.
Osoby, które nie stosują regularnie rozszczepienia jako mechanizmu
obronnego, sortują tego typu określenia według kategorii treściowych – na
przykład „słaby z języków obcych” i „dobry z matematyki” znalazłyby się
w kategorii „zdolności”, a „mieszka sam” i „miał dobre związki” – 
w kategorii „obecna sytuacja partnerska”.
Ludzie, którzy przechowują negatywne autocharakterystyki razem, są
bardziej poruszeni, gdy stykają się z negatywnymi informacjami na swój
temat, gdyż z pamięci zostają wtedy wywołane także inne ich
niedoskonałości. Kiedy osoba taka usłyszy, że słabo poradziła sobie
z jakimś zadaniem, od razu skojarzy to z określeniami „słaby z języków
obcych”, „zbyt poważny” i „mieszka w pojedynkę, chociaż nie chce”, a one
prawdopodobnie pociągną za sobą dalsze, takie jak „głupi”, „zły”,
„nieudolny”, „nielubiany”, „odrzucony” i „nieszczęśliwy”. Byłoby
oczywiście dobrze, gdybyś zmienił swój sposób porządkowania informacji
o sobie, co dzięki świadomemu wysiłkowi można zrobić.
Późniejsze badania wykazały, że zjawisko to dotyczy również sposobu,
w jaki myślimy o partnerze19. Dlatego spróbuj na nowo posortować także
określenia dotyczące jego. Nie wrzucaj wszystkich negatywnych cech do
tej samej szuflady, aby spostrzeżenie, że twój partner „za dużo dzisiaj
mówił”. nie doprowadziło do ciągu skojarzeń: „bezmyślny”, „głupi”,
„nieprzytomny”, „nieodpowiedni partner”, „głupi jestem, że wybrałem
kogoś takiego”, „sam muszę być do niczego, skoro na niego zasłużyłem”
itd. Obserwacja „za dużo dzisiaj mówił” może prowadzić do węższej
kategorii, obejmującej zarówno cechy pozytywne, jak i negatywne:
„towarzyski”, „dowcipny”, „lubi ludzi”, „przynudza”. Pracuj nad
dostrzeganiem i zapamiętywaniem „wielopaków” zawierających informacje
dobre i złe. Stanowią one doskonałe przeciwieństwo rozszczepienia, ich
tworzenie wymaga jednak trochę czasu.
Przede wszystkim chciałabym podkreślić, że jeśli ty i/lub twój partner
macie utrwalone wynikające z osobistych doświadczeń powody do
stosowania rozszczepienia i projekcji, oboje będziecie musieli zdobyć
odpowiednie kompetencje psychologiczne, aby zbudować trwały, bliski,
udany związek – to znaczy udany dla wysoko wrażliwych. W tym wypadku
trzeba dużo dostrzegać i dużo się nauczyć. Powodzenie tego
przedsięwzięcia wymaga umiejętności zauważania oznak braku poczucia
bezpieczeństwa, kompleksów i nierozwiązanych problemów z dzieciństwa
w tle wszystkich niejasnych aktualnych konfliktów i emocji. Ale wierz mi,
że będąc wysoko wrażliwy, poradzisz sobie z tym szczególnie dobrze.
Musisz jednak zastąpić swoje projekcje dogłębnym wzajemnym
zrozumieniem się z partnerem. Twoim zadaniem jest okiełznanie własnych,
powstałych w dzieciństwie kompleksów, które domagają się, by partner dał
ci to, czego potrzebujesz, lub podpowiadają, że jest złym rodzicem, który
będzie cię karać lub odtrącać, jeśli wyrazisz swoje potrzeby. Jeżeli wydaje
się, że oboje jesteście zagrożeni takim zachowaniem, powinniście wymagać
od siebie nawzajem lepszego traktowania, zamiast wchodzić w rolę
przestraszonego lub zagniewanego dziecka.
Porozmawiajcie szczerze o tym, co ze swojej przeszłości możecie na
siebie wzajemnie rzutować. Następnie obiecajcie sobie, że postaracie się
tego nie robić. Delikatnie przypominajcie sobie o tym nawzajem. Raven
mogłaby powiedzieć Jackowi: „Nie jestem twoją matką – możesz mnie
poprosić, abym częściej zostawała w domu, i zrobię to dla ciebie”. Jack
mógłby powiedzieć Raven: „Nie jestem twoją matką – nie musisz przez
cały czas być silna i udowadniać mi, że świetnie sobie radzisz”.
Czasami potrzebujemy pomocy

Pary często potrzebują pomocy, aby dobrze funkcjonować w związku.


Badania wykazują jednak, że tylko 1 procent rozwodzących się par
kiedykolwiek korzystało z psychoterapii małżeńskiej20. Nie pchajcie się do
pozostałych 99 procent.
Nie stawajcie się też naiwnymi klientami. Z badań kwestionariuszowych
wśród osób uczestniczących w różnych formach psychoterapii wynika, że
terapia małżeńska jest znacznie mniej skuteczna od indywidualnej21. Dzieje
się tak między innymi dlatego, że często pary zgłaszają się, gdy jest już
zbyt późno, lub źródłem nieporozumień są problemy indywidualne, takie
jak niskie poczucie własnej wartości lub depresja. Przede wszystkim jednak
wielu terapeutów nie dysponuje odpowiednimi kwalifikacjami do pracy
z parami – niektórzy szkolili się w psychoterapii indywidualnej i wydaje im
się, że mogą sami nauczyć się wszystkiego, co potrzebne do pracy z parami,
albo terapię prowadzą duchowni lub pedagodzy nieposiadający żadnego
formalnego wykształcenia ani w zakresie psychoterapii indywidualnej, ani
małżeńskiej. Tymczasem praca z parami wymaga specjalistycznych
kwalifikacji. Wybierzcie więc kogoś z odpowiednim przygotowaniem, kto
jest z wykształcenia psychologiem i ma certyfikat terapeuty par lub inne
stosowne uprawnienia.
Oczywiście certyfikaty i szkolenia nie dają pełnej gwarancji. Zwróćcie
więc uwagę na opinie innych par. Być może dobrze będzie porozmawiać
z kilkoma terapeutami, aby wybrać odpowiedniego dla siebie. To ważna
decyzja – ta osoba może mieć ogromny, pozytywny lub negatywny, wpływ
na wasze życie. Oboje powinniście ją akceptować i czuć, że potraficie
zaufać tej trójstronnej relacji terapeutycznej. Jeżeli traficie na specjalistę,
który spodoba się tobie, ale nie twojemu partnerowi, być może wygrasz tę
bitwę, ale przegrasz wojnę. Z góry ustalcie również, że jeśli w dowolnym
momencie terapii jedno z was poczuje, że specjalista opowiada się
przeciwko niemu, omówicie to z nim w trakcie sesji. Jeżeli problem nie
zniknie, poszukajcie kogoś mniej stronniczego. (Dobrzy terapeuci zwykle
potrafią zręcznie unikać sprawiania wrażenia, że popierają któregoś
z partnerów, nawet jeśli prywatnie uważają, iż jedna z osób ma więcej
„racji”. Oczywiście jeżeli jedno z was będzie postrzegane jako źródło
problemu przez kilku specjalistów, zacznijcie zadawać sobie i im pytanie
dlaczego).
Odradzam wam także współpracę z psychoterapeutą, który pracuje
z jednym z was indywidualnie – „klientem” waszego terapeuty
małżeńskiego jesteście oboje jako para i nie powinniście stwarzać sytuacji,
w której czułby się on rozdarty między interesem związku
a indywidualnym interesem jednego z was.
Kiedy pora kończyć

Czasami jesteśmy tak pochłonięci szczegółami, że umyka nam szersza


perspektywa. Tak bardzo staramy się rozwiązać problemy w związku, że
nie zdajemy sobie sprawy, iż mamy do czynienia z głęboko zaburzoną,
niedającą się zmienić osobą, z którą naprawdę nie chcemy dłużej żyć. Świat
jest pełen bardzo zaburzonych ludzi doskonale stosujących mechanizmy
obronne i różne sposoby ukrywania swoich problemów na początku
znajomości. Jest ich przynajmniej tylu, by każdy z nas mógł się zakochać
w kimś takim chociaż raz (albo wielokrotnie, jeśli jest uwikłany
w kompleks ofiary).
Czy osoby wysoko wrażliwe lepiej radzą sobie z rozpoznawaniem
i unikaniem ludzi głęboko zaburzonych? Cóż, nabieramy w tym wprawy
dzięki doświadczeniu. Natomiast jego brak może spowodować, że
wybierzemy partnera ze względu na jego silne potrzeby oraz naszą własną
chęć niesienia pomocy, niezdolni przewidzieć wszystkich konsekwencji
bliskiego związku z taką osobą.
W takich przypadkach nie pomoże opanowanie nowych umiejętności,
wycofywanie projekcji ani zwiększanie świadomości. Dostrzeżenie wad
drugiej osoby nie jest spowodowane rzutowaniem twojego cienia na niego.
Ten związek jest po prostu pomyłką. Musisz się stać wystarczająco
przenikliwy psychologicznie, aby odróżniać problemy, nad którymi można
pracować samodzielnie lub we dwoje, od tych, których nie uda się
rozwiązać bez specjalistycznej pomocy dla jednego z was lub obojga, a te
z kolei od trudności, które obecnie, z konkretną osobą, są całkiem
nierozwiązywalne.
Aby zacząć uczyć się tego rozróżniania, powinieneś przede wszystkim
wiedzieć, że z reguły problem, którego nie da się rozwiązać samodzielnie
w ramach związku lub z pomocą terapeuty małżeńskiego, przenika do
wszystkich sfer życia i innych relacji tej osoby. Człowiek z poważnymi
zaburzeniami nie potrafi dłużej utrzymać się w pracy czy zachować
przyjaciół. Zapewne usłyszysz też od niego dość przewidywalną historię
(lub aluzje do historii) poważnego zaniedbania, nadużyć lub wielokrotnych
traum w dzieciństwie.
Ponieważ jesteś wrażliwy, szybko przekonasz się o istnieniu tych ran.
Ważne jest, abyś nie uznał, że zdołasz je sam uleczyć. Takie osoby
potrzebują indywidualnej psychoterapii. Nie sprawdzają się też jako
partnerzy, szczególnie jeśli same nie zrobiły nic, aby zapoczątkować swoje
zdrowienie. Jeśli zaś taka poraniona osoba bierze udział w terapii, może
minąć dużo czasu, zanim jej stan się poprawi, i do tej pory człowiek ten
może wyrosnąć z potrzebowania ciebie. Jeżeli natomiast odmawia szukania
pomocy, nie zgadzając się nawet na terapię par, na pewno nie powinieneś
z nim zostawać.
Jest to jasne postawienie sprawy, ale nie powinno cię zaskakiwać.
W rozdziale 3 pisałam o niepewnym stylu przywiązania, a w rozdziale 4
o cechach dobrych partnerów. Przypomnij sobie najgorsze, skrajne
przypadki – z nimi nie poradzisz sobie samodzielnie. Na jednym krańcu
znajdują się osoby, które „maksymalizują” więź – tak bardzo obawiają się
porzucenia, że wpadają w rozpacz, jeśli potrzebujesz odrobiny samotności
lub chcesz cokolwiek zmienić. Jeżeli spróbujesz to zrobić, taki człowiek
zareaguje albo patologiczną zazdrością, albo całkowitym
podporządkowaniem się twojej woli, co oznacza, że w ogóle nie ma ci do
zaoferowania ducha pierwotnego.
Na drugim krańcu znajdują się ludzie „minimalizujący” przywiązanie,
skrajni reprezentanci stylu ignorująco-unikowego i postawy narcystycznej,
którzy zdecydowali, że nikogo nie potrzebują. Będąc wrażliwy, wyczuwasz,
że taki partner „potrzebuje tylko miłości”, i starasz się go wciągnąć
w relację. On jednak jest zbyt przerażony bliskością, aby dłużej sobie na to
pozwolić. Takie osoby często nie wykazują czegoś, co ty i ja nazwalibyśmy
normalnymi „ludzkimi” reakcjami emocjonalnymi na wydarzenia z życia
swojego lub innych.
Reprezentanci dowolnej z opisanych skrajności mogą też należeć do
trzeciego typu: osób, które pod wpływem stresu w związku (np. rozstań,
kłótni, choroby) wpadają we wściekłość, mają myśli samobójcze lub
dopuszczają się przemocy. Mają one skłonność do postrzegania wszystkiego
w czarno-białych, absolutnych kategoriach. Bez przerwy żyją
w rozszczepieniu: „ty zawsze” robisz to, a „ja zawsze czuję” tamto. Czerń
może jednak w mgnieniu oka stać się bielą, a biel czernią. Byłeś aniołem,
w jednej chwili możesz zostać uosobieniem zła. Ludzie tacy mają bardzo
ograniczony kontakt z własnymi uczuciami bezbronności, chociaż wydaje
się, że mają dostęp do niektórych emocji, na przykład gniewu, w celu
obrony siebie. Jakąkolwiek próbę wprowadzenia zmian lub sugestię
potrzeby leczenia odbierają jednak jako atak na najgłębszą istotę ich
samych i czują, że nie mają innego wyjścia niż przejście do kontrataku.
Rozróżnienie problemu, z jakim mamy do czynienia, nie jest łatwe.
Niektóre osoby potrafią stawiać duży opór i bardzo bronić się przed
zmianą, tłumacząc to mało istotnymi powodami – czasami tym, że
psychologia nie jest w ich stylu albo boją się, że partner będzie ich
„analizował”. Taki lęk może być uzasadniony, szczególnie jeżeli
„analitykiem” jesteś ty, osoba wysoko wrażliwa, a nie twój partner.
Z doświadczenia zna on twoją niesamowitą zdolność przenikania w głąb
tego, co wydaje się prywatne i ukryte. Partner powinien jednak mieć
wystarczająco silne ego, aby cię wysłuchać, kiedy głośno i wyraźnie
powiesz, że wasz związek w takiej postaci się dla ciebie nie sprawdza
i musicie razem coś zrobić, aby go zmienić.
Jeżeli partner jest wobec ciebie lub kogokolwiek innego autentycznie
agresywny słownie lub fizycznie, wniosek jest taki, że zdecydowanie
musisz odejść, przynajmniej do czasu, aż oboje otrzymacie odpowiednią
pomoc. Jednak również wtedy gdy partner ma problem z bliskością, nie
potrafi być szczery, nie chce przyznać, że macie problem, w którym oboje
odgrywacie pewną rolę, i powinniście poszukać pomocy (przynajmniej
w specjalistycznych książkach) – również wtedy według mnie masz istotne
powody, by odejść, co najmniej do czasu, gdy pójdzie po rozum do głowy.
Masz jednak obowiązek powiedzieć mu, dlaczego jesteś nieszczęśliwy,
i dać mu szansę na zmianę lub skorzystanie z pomocy wraz z tobą. Jeżeli
zaś ta szansa zostanie odrzucona, a potrzeba zmian zanegowana, ja
rozważyłabym inne opcje.
Prosta porada na zakończenie

Podobnie jak inne poradniki, książka ta też daje ci wiele dobrych powodów
do obwiniania innych ludzi lub okoliczności (na przykład swojego
temperamentu) zamiast przyjrzenia się własnym kompleksom i potencjalnej
potrzebie uzyskania pomocy. W książkach nie ma stosunkowo
obiektywnego obserwatora, jakim jest terapeuta, który pomógłby ci
dostrzec, w jakich sytuacjach działasz pod wpływem kompleksów. Mimo to
serdecznie cię proszę: postaraj się nie wykorzystywać swojego
temperamentu jako wymówki do uprzykrzania życia partnerowi.
Rozdział 8
Nasza seksualność
Wysoko wrażliwi w łóżku

Rozdział ten zawiera prawdopodobnie pierwsze w historii omówienie


wpływu odziedziczonego temperamentu na seksualność. Wykracza ono
poza domysły, opierając się na wywiadach i danych od 443 respondentów,
zarówno WWO, jak i nie-WWO (dla porównania). Przedstawiam tu
również wpływ drugiej podstawowej cechy temperamentu, skłonności do
poszukiwania doznań, na tę sferę życia.
Jak mogłaby przewidzieć każda osoba wysoko wrażliwa, nasze
doświadczenia i preferencje seksualne różnią się od analogicznych u nie-
WWO pod ważnymi względami, ale są zbyt podobne do siebie, aby uważać
je w jakimkolwiek sensie za anormalne. Jesteśmy normalni jak na wysoko
wrażliwych.
Ewentualność, by temperament poszerzał zakres seksualności
postrzegany jako normalny, jest pomijana w edukacji, terapii par oraz
poradnikach. To dość poważne przeoczenie, skoro pomimo świadomego
wyrażania przez większość ludzi zgody na liberalną definicję tego, co
„normalne” między dwojgiem godzących się na to dorosłych, na mniej
świadomym poziomie mogą się oni zmagać z ciasnymi więzami
krępującymi pomysły seksualne. Oczywiście, nie mając wiedzy na swój
temat, my, osoby wysoko wrażliwe, będziemy porównywać swoje wizje
i odczucia z normami, zastanawiać się nad nimi i martwić, że jesteśmy
trochę dziwni. Rozdział ten powinien pozwolić nam trochę odetchnąć.
Zaczniemy jednak od kwestionariusza, z którego korzystałam podczas
swoich badań. Jeśli chcesz, możesz wypełnić go teraz, aby następnie,
czytając rozdział, porównywać swoje odpowiedzi z uzyskanymi przeze
mnie wynikami.
Kwestionariusz Temperament i seksualność
Ważne jest, abyś jak najszczerzej odpowiadał na wszystkie pytania – nie
zastanawiaj się, jakich odpowiedzi „powinieneś” udzielić.

Jak rozumieć słowo „seks” pojawiające się w pytaniach: w celu


zachowania prostoty sformułowań i spójności z terminologią stosowaną
przez innych badaczy, założyłam, że wyrażenie „uprawianie seksu”
oznacza „każdą dobrowolną aktywność dwojga osób, podczas której
dochodzi do kontaktu narządów płciowych i podniecenia seksualnego – 
a więc wszelkie sytuacje wywołujące znaczne pobudzenie, nawet jeśli nie
dochodzi do stosunku ani do orgazmu”. Definicja ta nie obejmuje więc
całowania się, przytulania się w tańcu, jeżeli nie dochodzi do kontaktu
narządów płciowych ani wymuszonych czynności seksualnych.
Oczywiście aktywność seksualna nie wymaga obecności partnera
i pojawią się pytania również o takie sytuacje. Jeśli jednak nie zostało
zaznaczone inaczej, pojęcie seksu w poniższych pytaniach odnosi się do
dobrowolnego kontaktu narządów płciowych, w stanie podniecenia
i z drugą osobą.

1. Jak często uprawiałeś seks w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy?

☐ Wcale
☐ Raz lub dwa
☐ Mniej więcej raz w miesiącu
☐ Dwa lub trzy razy w miesiącu
☐ Mniej więcej raz w tygodniu
☐ Dwa lub trzy razy w tygodniu
☐ Cztery razy w tygodniu lub częściej

2. Czas trwania ostatniego zdarzenia seksualnego:


☐ 15 minut lub krócej
☐ Dłużej niż 15, ale krócej niż 30 minut
☐ Dłużej niż 30 minut, ale krócej niż 1 godzina
☐ Dłużej niż 1 godzina, ale krócej niż 2 godziny
☐ 2 godziny lub dłużej
O ile nie zaznaczono inaczej, pojęcia „partner” lub „główny partner
seksualny” odnoszą się do twojego najważniejszego lub najczęstszego
partnera albo – jeżeli obecnie w twoim życiu nie ma takiej osoby – do
partnera, z którym w przeszłości byłeś w najdłuższym związku o charakterze
seksualnym.

3. Czy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy związku z partnerem


uprawianie seksu sprawiało, że czułeś się (zaznacz wszystkie
odpowiedzi, które określają twoje typowe uczucia):
☐ Zadowolony
☐ Smutny
☐ Kochany
☐ Zaniepokojony lub zmartwiony
☐ Przerażony lub wylękniony
☐ Rozemocjonowany lub podekscytowany
☐ Winny

Na poniższe pytania odpowiedz według skali:

1 - Nigdy lub prawie nigdy


2 - Rzadko
3 - Czasami
4 - Często
5 - Zawsze lub prawie zawsze

4. __ Czy uważasz aktywność seksualną za jedną z potencjalnie najbardziej


satysfakcjonujących sfer życia?

5. __ Czy kiedy zastanawiasz się nad relacją seksualną, myślisz o jej


możliwym wpływie na drugą osobę?
6. __ Czy kiedy jesteś w związku, potrzebujesz czuć miłość do partnera, aby
czerpać przyjemność z seksu?

7. __ Czy (jeśli nie jesteś w związku) pociągałoby cię posiadanie różnych


partnerów seksualnych?

8. __ Czy mógłbyś czerpać przyjemność z seksu z osobą, której nie


kochasz?

9. __ Czy rozważając nawiązanie nowego związku, zastanawiałbyś się nad


chorobami wenerycznymi lub ciążą?

10. __ Czy podniecają cię subtelne sygnały lub aluzje seksualne?

11. __ Czy podniecają cię śmiałe, bezpośrednie sygnały seksualne?

12. __ Czy masz trudności z wzbudzeniem w sobie nastroju na seks?

13. __ Czy podczas seksu lubisz być osobą bardziej aktywną, „dowodzącą”,
decydującą o tym, co się wydarzy?

14. __ Czy podczas seksu musisz się na chwilę zatrzymać, ponieważ


czujesz się przytłoczony lub przestymulowany?

15. __ Czy są pewne obszary twoich narządów płciowych, których dotykanie


bywa doznaniem bolesnym lub zbyt intensywnym, nawet kiedy jesteś
podniecony?

16. __ Czy jeśli coś cię na chwilę rozproszy lub zdekoncentruje, przestajesz
mieć ochotę na seks?

17. __ Czy wolisz uprawiać seks przy muzyce?

18. __ Czy lubisz rozmawiać podczas seksu?

19. __ Czy lubisz, jeśli za każdym razem seks wygląda tak samo?
20. __ Czy podczas uprawiania seksu lub decydowania się na niego łatwo
rozpraszają cię ciche dźwięki, delikatne zapachy, dostrzeganie różnych
rzeczy (w otoczeniu lub u partnera)?

21. __ Czy podczas seksu ze swoim głównym partnerem masz orgazm


(szczytujesz)?

22. __ Czy trudno jest ci powrócić do zwykłych czynności dnia po seksie?

23. __ Czy według ciebie seks ma w sobie jakąś tajemnicę lub moc?

24. __ Czy potrafisz lekko podchodzić do seksu?

25. __ Czy lubisz uprawiać seks?

26. __ Czy lubisz różnorodność w czynnościach seksualnych?

27. __ Czy alkohol wpływa negatywnie na twoją sprawność seksualną?

28. __ Czy zauważyłeś, że pewne leki wpływają negatywnie na twoją


sprawność seksualną?

29. __ Czy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy stan zdrowia fizycznego


zakłócał twoją aktywność seksualną?

30. __ Czy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy problemy emocjonalne


zakłócały twoją aktywność seksualną?

31. __ Czy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy stres lub presja, których
doświadczałeś w życiu, zakłócały twoją aktywność seksualną?

32. __ Czy snujesz fantazje erotyczne podczas uprawiania seksu


z partnerem?

33. __ Czy snujesz fantazje erotyczne podczas masturbacji?


34. __ Jeśli miewasz fantazje erotyczne, czy odnoszą się one do bardzo
romantycznych sytuacji?

35. __ Jeśli miewasz fantazje erotyczne, czy masz w nich władzę nad drugą
osobą?

36. __ Jeśli miewasz fantazje erotyczne, czy druga osoba ma w nich władzę
nad tobą?

Inne pytania:

37. Czy obecnie jesteś w stałym związku?


☐ Tak
☐ Nie

38. Liczba dotychczasowym partnerów seksualnych w całym życiu: ___

39. Liczba partnerów seksualnych, z którymi mieszkałeś dłużej niż przez


miesiąc: ___

40. Wiek inicjacji seksualnej: ___

41. Wiek pierwszego wspólnego zamieszkania z partnerem seksualnym:


___

42. Liczba partnerów seksualnych w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy


(wliczając kontakty jednorazowe): ___

43. Czy w dzieciństwie przed osiągnięciem dojrzałości płciowej (czyli zanim


zaczęłaś miesiączkować albo zanim przeszedłeś mutację i pojawiło się
u ciebie owłosienie łonowe), ktokolwiek dotykał cię seksualnie?

☐ Tak
☐ Nie
Jeśli tak, czy uważasz, że te doświadczenia miały jakikolwiek wpływ na
twoje późniejsze życie?
☐ Tak
☐ Nie

44. Czasami ludzie przechodzą okresy, w których nie są zainteresowani


seksem lub mają trudności z osiągnięciem satysfakcji seksualnej.
Poniższe pytania dotyczą tego, czy miałeś podobne doświadczenia
w ciągu minionych dwunastu miesięcy (zaznacz wszystkie prawdziwe
odpowiedzi). Czy przez przynajmniej kilkumiesięczny okres w ciągu
ostatniego roku:

☐ Nie odczuwałeś zainteresowania seksem


☐ Odczuwałeś lęk tuż przed uprawianiem seksu lub obawiałeś się
niesprawności seksualnej
☐ Miałeś orgazm zbyt szybko
☐ Doświadczyłeś fizycznego bólu podczas zbliżenia
☐ Seks był dla ciebie nieprzyjemny (nawet jeśli nie doświadczałeś bólu)
☐ Nie mogłeś osiągnąć orgazmu
☐ Kobiety: doświadczałaś problemów z nawilżeniem pochwy

45. Jak często się masturbowałeś w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy?


☐ Częściej niż raz dziennie
☐ Codziennie
☐ Kilka razy w tygodniu
☐ Raz w tygodniu
☐ Dwa lub trzy razy w miesiącu
☐ Raz w miesiącu
☐ Raz na dwa miesiące
☐ Trzy do pięciu razy w roku
☐ Raz lub dwa razy w roku
☐ Wcale
Miej w pamięci problem ze średnimi

W trakcie zapoznawania się z danymi pamiętaj, że zwykle piszę


o niewielkich różnicach średnich między dwiema grupami. Zawsze jednak
wyniki uzyskane w obu grupach w dużym stopniu się pokrywają – czyli
istnieją liczne odstępstwa od każdego poczynionego przeze mnie
stwierdzenia. Być może jesteś właśnie jednym z wyjątków, ale nie stawia
cię to poza marginesem. Nawet jeśli twoje doświadczenia są nietypowe,
wciąż pomagają scharakteryzować wysoko wrażliwych. W toku swoich
badań poznałam historie wielu WWO i byli to ludzie z przeróżnymi
doświadczeniami, w tym nienawiązania ani razu w życiu związku
o charakterze seksualnym. Bez względu na to, jaka jest twoja obecna
sytuacja i jakie są jej przyczyny, możesz być pewien, że wiele osób z wielu
powodów jest w takim samym położeniu.
Dla porządku podaję, że otrzymałam wypełnione kwestionariusze od 308
kobiet i 135 mężczyzn. Średni wiek badanych mężczyzn wyniósł 48 lat,
a kobiet 46 lat. Oprócz wypełniania ankiety każdy z respondentów
wykonywał też krótki test poziomu wrażliwości, ponieważ
przypuszczaliśmy (i słusznie), że niektóre niesubskrybujące biuletynu
osoby, które automatycznie zaliczylibyśmy do nie-WWO, okażą się jednak
wysoko wrażliwe. Liczba osób wysoko wrażliwych zależała od tego, jak
dzieliłam respondentów na grupy – próbowałam zarówno dzielić pośrodku
skali wrażliwość–niewrażliwość, jak i porównywać grupę uczestników
szczególnie wrażliwych z pozostałymi. Rezultaty obu analiz były bardzo
podobne.
Czym wysoko wrażliwi nie różnią się od innych

WWO i nie-WWO uzyskiwały bardzo podobne wyniki w następujących


kwestiach z ankiety o życiu seksualnym:
liczba partnerów seksualnych, z którymi mieszkałeś (pytanie 39);
czas trwania ostatniego zdarzenia seksualnego (2);
Seks jako jedna z potencjalnie najbardziej satysfakcjonujących sfer życia (4);
podniecanie się subtelnymi sygnałami lub aluzjami (10);
trudność ze wzbudzaniem w sobie nastroju na seks (12);
upodobanie do bycia aktywną stroną podczas seksu i decydowania
o czynnościach wykonywanych przez oboje partnerów (13);
upodobanie do rozmów podczas seksu (18);
częstotliwość przeżywania orgazmu (21);
częstotliwość masturbacji (21);
problemy fizyczne lub emocjonalne bądź leki zakłócające seks (28, 29, 30);
fantazjowanie o posiadaniu władzy nad drugą osobą (35);
zostanie ofiarą nadużycia seksualnego i (jeśli tak) jego wpływ na dalsze życie
(43);
dysfunkcje seksualne (brak zainteresowania seksem, brak przyjemności
z seksu, impotencja, przedwczesny wytrysk) (44);
doświadczanie satysfakcji, niepokoju, ekscytacji lub poczucia winy podczas
seksu (3).

Było to dla mnie dość pocieszające. Okazuje się, że w takim samym


stopniu potrafimy czerpać satysfakcję z seksu, przejmować inicjatywę
i działać aktywnie, podniecać się, być wolni od niepokojów i poczucia winy
oraz problemów natury seksualnej niezwiązanych z wrażliwością. Krótko
mówiąc, nie jesteśmy bardziej zahamowani seksualnie ani w inny sposób
zaburzeni w tej sferze.
Czym wysoko wrażliwi różnią się od innych

Na pytania wymienione poniżej wysoko wrażliwi obu płci chętniej udzielali


odpowiedzi „często” lub „prawie zawsze” niż nie-WWO. Wszystkie
uzyskane wyniki są statystycznie istotne, co oznacza duże
prawdopodobieństwo, że rzeczywiście występują różnice między WWO
a nie-WWO pod względem następujących kwestii:
wyczuwanie w seksie elementu tajemnicy lub mocy (pytanie 23);
trudności z szybkim powrotem do codziennych czynności po seksie (22);
brak podniecenia na skutek śmiałych i bezpośrednich sygnałów seksualnych
(11);
obecność pewnych obszarów narządów płciowych, których dotykanie bywa
bolesne lub zbyt intensywne nawet w stanie podniecenia (15) (ten aspekt był
szczególnie nasilony u wysoko wrażliwych kobiet w porównaniu
z pozostałymi kobietami, ale istniała również istotna różnica między wysoko
a niewysoko wrażliwymi mężczyznami);
potrzeba przerwania seksu z powodu uczucia przytłoczenia lub
przestymulowania (14);
utrata ochoty na seks pod wpływem chwilowego rozproszenia uwagi lub
dekoncentracji (16);
utrata ochoty do podjęcia lub kontynuowania aktu seksualnego spowodowana
cichymi dźwiękami, delikatnymi zapachami, dostrzeżeniem czegoś
(w otoczeniu lub u partnera) (20);
upodobanie do stałego sposobu uprawiania seksu (19) i niechęć do
różnorodności w odniesieniu do czynności seksualnych (26) (pod tym
względem wysoko wrażliwe kobiety różniły się od nie-WWK, jednak jeszcze
wyraźniejsza była różnica między wysoko a niewysoko wrażliwymi
mężczyznami).
Rezultaty te były w pełni zgodne z moimi oczekiwaniami. Pierwsze dwa
punkty są odzwierciedleniem głębokiego przetwarzania doświadczeń przez
WWO. Uważamy seksualność za sferę tajemniczą, potężną i oderwaną od
tego, co przyziemne. Nic dziwnego, że powrót do codziennych
obowiązków po seksie sprawia nam trudności.
Pozostałe pytania odzwierciedlają naszą wrażliwość fizyczną oraz
świadomość subtelnych bodźców, które mogą nam utrudniać intymne
relacje. Zadałam te pytania, ponieważ uznałam, że jeśli doświadczenia
większości osób wysoko wrażliwych okażą się podobne, będziemy mogli
odetchnąć z ulgą i pozwolić sobie na większą autentyczność, nawet jeżeli
czasami oznacza ona poczucie przeciążenia lub przestymulowania,
skłonność do rozpraszania się i łatwego wyłączania albo upodobanie do
powtarzalności (komu potrzebna zmiana, skoro dobrze znany seks i tak jest
tajemniczy i porywający?). Wszystko to wchodzi do transakcji wiązanej – 
jeśli partner będący nie-WWO lubi twoją intensywność, będzie musiał
tolerować twoje potrzeby i preferencje, które nierozłącznie się z nią wiążą,
podobnie jak ty musisz się pogodzić z jego mniejszą wrażliwością na
bodźce seksualne oraz większym upodobaniem na przykład do
niewyszukanych aluzji czy obrazów o treści seksualnej. Każdy z nas,
niezależnie od typu temperamentu, ma preferencje związane z seksem.
Wysoko wrażliwe kobiety a seksualność

Czasami prawidłowości dotyczące różnic między WWO i nie-WWO


układały się zależnie od płci badanych. Wysoko wrażliwe kobiety odnosiły
się inaczej niż pozostałe do następujących zagadnień (różnic takich nie
stwierdzono między mężczyznami wysoko i niewysoko wrażliwymi):
kobiety wysoko wrażliwe rzadziej niż pozostałe doświadczały problemów
z przeżywaniem orgazmu i nawilżeniem pochwy (pytanie 44);
rzadziej odczuwały smutek, strach lub lęk, a częściej czuły się kochane (3);
miały mniej partnerów seksualnych w całym życiu (38) i w ostatnim roku
(42);
rzadziej uprawiały seks w minionym roku (1);
brały pod uwagę wpływ relacji seksualnej na drugą osobę (5);
rozważając rozpoczęcie nowego związku, zastanawiały się nad chorobami
wenerycznymi lub ciążą (9);
potrzebowały odczuwać miłość do partnera, aby czerpać przyjemność
z seksu, i (6) czerpały mniejszą przyjemność z seksu z osobą, której nie
kochają (8);
rzadziej miały chęć posiadania wielu partnerów seksualnych, nawet jeśli nie
były aktualnie w związku (7);
miały mniejszą zdolność do lekkiego traktowania seksu (24);
rzadziej podobało im się uprawianie seksu (25);
rzadziej miały fantazje erotyczne podczas uprawiania seksu z partnerem,
fantazje erotyczne na temat romantycznych sytuacji lub fantazje, w których
druga osoba miała nad nimi władzę (32, 34, 35);
później doświadczały inicjacji seksualnej (40).
To bardzo interesująca wizja wrażliwych kobiet. Oprócz tego, co
charakteryzuje wszystkie osoby wysoko wrażliwe (intensywność, łatwe
rozpraszanie się, poczucie przytłoczenia stymulacją i wyczulenie na
drażniące „drobiazgi”), wydaje się, że kobiety o wysokiej wrażliwości
doświadczają orgazmów częściej niż pozostałe i czerpią z nich taką samą
przyjemność jak one. Co ciekawe, rzadziej uprawiają seks i rzadziej
przyznają, że się im on podoba. Jedną z przyczyn może być to, że
seksualność, jako źródło stymulacji, potencjalnie przyczynia się do
nadpobudzenia osób wysoko wrażliwych, jeśli ich życie jest już i tak zbyt
stymulujące. Możliwe jest także, że przytoczone rezultaty mają związek
z odpowiedziami na inne pytanie – wysoko wrażliwi czasami odczuwają
dotykanie narządów płciowych jako bolesne lub zbyt intensywne nawet
podczas podniecenia seksualnego. Wysoko wrażliwym kobietom może być
szczególnie trudno skarżyć się na ból bez poczucia zażenowania,
dziwaczenia, oziębłości, nieprzystępności lub winy z powodu zakłócania
przyjemnych doznań partnera. Ból jednak pozostaje bólem, a u osób
wysoko wrażliwych jego próg jest niższy.
Przede wszystkim jednak z ankiety tej wynika wniosek, że wysoko
wrażliwe kobiety jako grupa są rozważne, uważne i wybredne
w odniesieniu do tego, z kim mają się znaleźć w łóżku – chcą wyrażać
własną seksualność w ramach relacji opartej na prawdziwym uczuciu.
Dbałość o to może wyjaśniać ich większą łatwość w doznawaniu orgazmu,
częste doświadczanie miłości partnera, a także rzadsze odczuwanie lęku lub
smutku w związku z seksem. Mądre kobiety.
Wysoko wrażliwi mężczyźni a seksualność

Wysoko wrażliwi mężczyźni z reguły osiągali wyższy wskaźnik niż


pozostali mężczyźni w odniesieniu do następujących zagadnień (wysoko
wrażliwe kobiety nie różniły się pod tymi względami od pozostałych
kobiet):
pozostawanie obecnie w stałym związku (pytanie 37);
preferencja, by uprawiać seks bez muzyki (17);
negatywny wpływ alkoholu na sprawność seksualną (27);
snucie fantazji seksualnych podczas seksu z partnerką (32) lub podczas
masturbacji (33) (cóż za bujna i aktywna wyobraźnia!).

Jeśli nie liczyć ogólnych rozbieżności między osobami wysoko


wrażliwymi a pozostałymi, wysoko wrażliwi mężczyźni nie różnią się tu
zbytnio od reszty panów. Zmniejszenie sprawności po spożyciu alkoholu
można uznać za przewidywalne, skoro wszystkie osoby wysoko wrażliwe
silniej reagują na alkohol, ten zaś generalnie silniej odbija się na sprawności
seksualnej mężczyzn niż możliwościach kobiet. W konsekwencji powinien
on wywierać spotęgowany skutek na sprawność wysoko wrażliwych
mężczyzn.
Wysoka wrażliwość, poszukiwanie doznań
i seksualność

Kwestionariusz wykorzystany w naszych badaniach obejmował również


skróconą wersję testu skłonności do poszukiwania doznań, który
wypełniałeś w rozdziale 1. Jak wspomniałam, jest to cecha niezależna od
wrażliwości – u danej osoby może występować wysoki poziom jednej
z nich, obu lub żadnej.
Czasami duża skłonność do poszukiwania doznań wpływa na aspekt
seksualności, z którym wrażliwość nie ma nic wspólnego. W takim
przypadku poszukiwanie doznań ma podobny przebieg zarówno u osób
wysoko, jak i niewysoko wrażliwych. Zdarza się też, że potrzeba
doznawania oddziałuje na aspekt seksualności, który pozostaje również pod
wpływem wrażliwości. Wówczas skłonność do poszukiwania doznań
podbija lub osłabia efekt wysokiej wrażliwości wywierany na seksualność.
Taką sytuację obrazuje kolejny rezultat naszych badań uzyskany zarówno
u poszukujących doznań mężczyzn, jak i kobiet, u których doszło do
zmniejszenia efektu wrażliwości.
Przypomnij sobie jedną z ogólnych prawidłowości dostrzeżonych u osób
wysoko wrażliwych – większość z nas woli wykonywać czynności
seksualne zawsze w ten sam sposób (pytanie 19). Tymczasem osoby
poszukujące doznań, niezależnie od płci, rzadziej preferują niezmienność
zachowań podczas seksu (niespecjalnie zaskakujące). Dlatego WWO/nie-
PD najczęściej chciałyby, aby seks za każdym razem wyglądał tak samo,
a nie-WWO/PD najrzadziej mają takie upodobania. WWO/PD i nie-
WWO/nie-PD znajdują się gdzieś pośrodku tej skali. Jest to przykład
osłabienia wpływu wysokiej wrażliwości na seksualność spowodowanego
dużą skłonnością do poszukiwania doznań, a w konsekwencji
zneutralizowania oddziaływań obu tych cech.
Inne rezultaty związane z poszukiwaniem doznań różniły się
w zależności od płci badanych.
Wyniki u kobiet

Kobiety poszukujące doznań (PDK) w porównaniu z nie-PDK częściej chcą


mieć wielu partnerów seksualnych (pytanie 7) i średnio miały ich w życiu
więcej niż pozostałe panie (38). WWK i nie-WWK nie różnią się istotnie
w tej kwestii; wpływ skłonności do poszukiwania doznań jest taki sam
u wszystkich. Jeśli jesteś wrażliwą poszukiwaczką doznań (WWO/PD, choć
w tym przypadku poziom wrażliwości nie ma większego znaczenia),
prawdopodobnie chcesz mieć wielu partnerów seksualnych i miałaś już ich
więcej niż kobiety nieposzukujące doznań.
PDK uważają seks za mniej podniecający i ekscytujący (co jest interesującym
wynikiem) (3). Znów WWK i nie-WWK niewiele różnią się pod tym
względem. Jeżeli więc jesteś WWK/PD, tendencja ta może zmniejszać twoje
podniecenie seksem w porównaniu z odczuciami nie-PDK, niezależnie od
poziomu ich wrażliwości. (Podobnie jak w sytuacji omawianej powyżej, taka
sama różnica dotyczy nie-WWO/PD w porównaniu z nie-WWO/nie-PD.
Ponieważ jednak książka ta dotyczy przede wszystkim osób wysoko
wrażliwych, dla uproszczenia nie będę dalej przytaczać wyników dla nie-
WWO).
Więcej kobiet poszukujących doznań uważa, że mogłyby czerpać
przyjemność z seksu z partnerem, którego nie kochają (8). Ponieważ kobiety
wysoko wrażliwe odpowiedziały na to pytanie przeciwnie, jest to przykład
neutralizacji wpływu obu omawianych cech na postawy kobiet. Jeśli więc
jesteś WWK/PD, prawdopodobnie znajdujesz się w środku skali
(a WWO/nie-PD ulokowałyby się szczególnie nisko).
Kobiety z dużą skłonnością do poszukiwania doznań częściej odnajdują
w seksie przejawy tajemnicy lub mocy (23), podobnie jak kobiety wysoko
wrażliwe. Jeśli więc jesteś WWK/PD, wpływ tych cech się sumuje, co
oznacza, że spośród wszystkich grup kobiet uznajesz seks za najbardziej
tajemnicze i intensywne doświadczenie.
Poszukiwaczki doznań lubią seks bardziej niż kobiety nieposzukujące doznań
(25). Napisałam wcześniej, że WWK zwykle lubią seks nieco mniej niż nie-
WWK. Dlatego jeżeli jesteś kobietą wysoko wrażliwą i poszukującą doznań,
prawdopodobnie znajdziesz się na środku skali – twoja skłonność do
poszukiwania doznań zneutralizuje wpływ wrażliwości.
Z rezultatów badań wynika, że WWO/PD masturbowały się nieco rzadziej
w ciągu minionych dwunastu miesięcy (45).
PDK częściej snują fantazje seksualne podczas masturbacji niż nie-PDK (33).
WWK i nie-WWK nie różnią się istotnie pod tym względem, dlatego
u WWK/PD jest wyższe prawdopodobieństwo występowania takich fantazji
niż u WWK/nie-PD.

Krótko mówiąc, jeżeli jesteś kobietą wysoko wrażliwą i poszukującą


doznań, twoja potrzeba nowych wrażeń przekłada się na zainteresowanie
różnorodnością sposobów uprawiania seksu; na wyższe
prawdopodobieństwo, że podoba ci się seks; na zdolność do czerpania
przyjemności z seksu z osobą, której nie kochasz; na silniejsze poczucie, że
seks jest przyjemny, a nawet bardziej intensywny i tajemniczy niż w opinii
pozostałych wysoko wrażliwych kobiet. Ogólnie uznajesz jednak seks za
mniej podniecający, w porównaniu z kobietami nieposzukującymi doznań,
i rzadziej się masturbujesz. Jeżeli nie masz dużej skłonności do
poszukiwania doznań, niczego jednak nie tracisz. Dlaczego? Niezależnie od
tego, co twierdzą media, pragnienie wymienionych wyżej doznań nie leży
w twojej naturze. Konie nie żywią się mięsem, wilki nie jedzą owsa.
Jak skomentować rezultat mówiący, że wysoko wrażliwym
poszukiwaczkom doznań uprawianie seksu bardziej się podoba? Możliwe,
że wynika to z ogólnej aury entuzjazmu, jaką przypisują wszelkim
stosunkowo nowym doznaniom i doświadczeniom, w tym seksowi.
A zanim WWK/nie-PD zzielenieją z zazdrości, weźcie pod uwagę, że
poszukiwaczki doznań prawdopodobnie nie czerpią tak dużej przyjemności
jak wy z mniej stymulujących zajęć, na przykład z rozmyślania w ciszy.
Trawa po drugiej stronie płotu zawsze może się wydawać zieleńsza, często
jednak instynktownie wybieramy fragment trawnika odpowiedniejszy dla
naszego układu nerwowego.

WYNIKI U MĘŻCZYZN

Poszukiwacze doznań, niezależnie od poziomu wrażliwości, częściej niż


mężczyźni nieposzukujący nowych wrażeń twierdzą, że problemy
emocjonalne (pytanie 30) oraz stres lub presja (31) przeszkadzają im
w czerpaniu przyjemności z seksu. Prawdopodobnie wynika to z tego, że
w życiu osób poszukujących doznań więcej się dzieje. Mężczyźni wysoko
wrażliwi nie różnią się znacząco pod tym względem od mężczyzn niewysoko
wrażliwych (co jest samo w sobie interesujące), więc duża skłonność do
poszukiwania doznań zwiększa u nich ryzyko wystąpienia problemów – jeśli
jesteś wysoko wrażliwym poszukiwaczem doznań, negatywny wpływ może
być większy niż w wypadku WWM/nie-PD.
Poszukiwacze doznań, niezależnie od poziomu wrażliwości, rzadziej
doświadczają problemu seksualnego polegającego na nieodczuwaniu
przyjemności podczas seksu (44). WWM nie różnią się w tej kwestii od nie-
WWM, dlatego wysoko wrażliwi poszukiwacze doznań są mniej narażeni na
występowanie tego typu trudności niż WWM/nie-PD.
WWM/nie-PD łatwiej tracą ochotę na seks pod wpływem rozpraszających
czynników niż wszystkie pozostałe grupy panów (16).
Wysoko wrażliwi poszukiwacze doznań mieli średnio mniej niż jedną
partnerkę w minionym roku, a pozostali mężczyźni średnio jedną (42). Może
to oznaczać, że jeśli jesteś wysoko wrażliwy i masz dużą skłonność do
poszukiwania doznań, znalezienie lub utrzymanie zadowalającej
długoterminowej relacji sprawia ci więcej trudności. Ze względu na wąski
zakres optymalnego poziomu pobudzenia prawdopodobnie pragniesz się
związać z osobą energiczną, interesującą, a także zdolną do głębokich
przemyśleń i do zrozumienia mężczyzny o sprzecznych potrzebach, który
czasami potrzebuje ekscytacji i bliskości, a innym razem samotności.
Komentarze uczestników badań

Po zapoznaniu się z uśrednionymi różnicami między grupami badanych


wysłuchajmy kilku głosów indywidualnych uczestników.
Rozwój seksualności osoby wysoko wrażliwej

Kilkoro wysoko wrażliwych uczestników, szczególnie młodszych, opisało


proces, który doprowadził ich do zrozumienia własnych delikatnych uczuć
związanych z seksualnością po dłuższym okresie prób i błędów. Pewna
trzydziestodwuletnia kobieta nazwała tę zmianę „zwrotem o 180 stopni”:

To dziwne, ale okazuje się, że miałam znacznie więcej partnerów seksualnych


niż moje mniej wrażliwe koleżanki. Większość z nich poznałam, mając 23–27
lat, kiedy coraz bardziej (półświadomie) poznawałam swoją wysoką
wrażliwość, ale aktywnie ją w sobie zwalczałam i starałam się zachowywać
„normalnie”. Nieustannie słyszałam, że jestem przewrażliwiona i że
powinnam być twardsza, bo inaczej nie zajdę daleko w życiu (…) W końcu
jednak zakochałam się naprawdę.

Kobieta opisuje dalej, jak emocje i doznania zmysłowe niepokojąco


przytłaczały ją w tamtym czasie. Związek ten zakończył się po niemal
trzech latach, głównie dlatego, że ona i partner nie rozumieli dzielących ich
różnic temperamentu. Po rozstaniu była zdruzgotana, nigdy jednak nie
zapomniała „poruszających duchowo” intymnych chwil we dwoje. Później
przez trzy lata „żyła w celibacie”; jej rozumienie potrzeb i standardów osób
wysoko wrażliwych „zmieniło się na zawsze”. Okazuje się, że teraz, gdy
stała się w pełni świadomą WWO, onieśmiela ją samo myślenie o poznaniu
partnera: „Potrzebuję czasu, aby to przemyśleć”.
Inna uczestniczka badań, obecnie czterdziestosiedmioletnia,
opowiedziała podobną historię o związkach z wieloma partnerami, gdy
miała dwadzieścia kilka lat, i braku jakichkolwiek partnerów seksualnych
od dziesięciu lat.
Jako młoda osoba, w odniesieniu do doświadczeń seksualnych, podobnie jak
we wszystkich innych obszarach mojego życia, nie byłam wierna sobie
i swojej naturze osoby wysoko wrażliwej. Wzrost samoświadomości,
szacunku do swojego „ja”, głęboko zmienia sposób postrzegania seksu przez
osobę wysoko wrażliwą.

Z drugiej strony niektórzy wysoko wrażliwi od początku wyczuwali


swoją inność, bez potrzeby eksperymentowania. Pewna
dwudziestosześciolatka napisała, że jeszcze nie uprawiała seksu, ponieważ
nigdy nie czuła się naprawdę zakochana. „Odczuwam wszystko bardzo
intensywnie i chcę, aby mój partner szanował moją wrażliwość. Chcę
czerpać przyjemność z seksu i oczekuję, że tak będzie. Nie uważam, że
wrażliwość mi to utrudni – myślę, że nawet to wzmocni”. Ale na razie
czeka.
Wysoko wrażliwe kobiety nie są osamotnione w tym poczuciu.
Trzydziestotrzylatek o wysokiej wrażliwości, z którym przeprowadzałam
wywiad, powiedział mi z przekonaniem: „Tylko jednej rzeczy jestem
naprawdę pewien – muszę być zakochany, muszę wcześniej dobrze poznać
tę kobietę. Prawie żałuję, że nie jestem inny (…) Częściowo lęk dotyczy
odrzucenia, dlatego czekam, aż będę pewien, że naprawdę lubię tę osobę,
a ona lubi mnie. Dzięki zadbaniu o to nieczęsto dotąd byłem odrzucany”.
Konieczność nauczenia się doboru odpowiednich partnerów nie dotyczy
tylko osób heteroseksualnych. Czterdziestoletni homoseksualista napisał, że
w przeszłości miał wiele związków, ale ze względu na swoją wrażliwość
nie jest już zainteresowany relacjami, w których nie dochodzi do rezonansu
„trzech komponentów” – emocjonalnego, fizycznego i duchowego.
Stwierdza, że tylko około 20 procent homoseksualnych mężczyzn jest
wysoko wrażliwych jak on, dlatego wie, że musi cierpliwie szukać
wrażliwego partnera.
NASZE (NIEZASKAKUJĄCE) WIĘKSZE
UWRAŻLIWIENIE NA PRZYJEMNOŚĆ

Wiele osób wysoko wrażliwych stwierdzało, że czerpana przez nie


przyjemność z seksu jest intensywna – być może niezwyczajnie
intensywna. Pewna kobieta napisała:

Zawsze byłam fizycznie uwrażliwiona na przyjemność seksualną i nawet


najdelikatniejszy dotyk lub subtelna pieszczota mogły być dla mnie źródłem
głębokiej satysfakcji. Podczas pocałunków mój poziom podniecenia jest
wysoki, czuję mrowienie w zębach, dostaję gęsiej skórki i cicho pojękuję
z rozkoszy.

Często zastanawiam się, czy moja wrażliwa natura nie dała mi jakiegoś
„bonusu” w odczuwaniu przyjemności; przypuszczam, że tak.

Inna kobieta opisała, że podczas seksu doświadcza „nadpobudzenia”


i musi powstrzymać partnera, któremu następnie pomaga osiągnąć orgazm,
co daje jej równoczesny orgazm przez samą wrażliwość na jego doznania.
Opisuje to następująco:

Moje ciało zaczyna się kołysać i czuję rodzaj wyzwolenia, choć nie jest to
prawdziwy orgazm. Często kołysanie zaczyna się na chwilę przed tym, zanim
mój partner szczytuje. Wtedy oboje się poruszamy, choć nie w ramach
stosunku, i razem szczytujemy. To prawie tak, jakbym wyczuwała, co dzieje
się u niego, i moje ciało na to reagowało. Jest pobudzane tymi intuicjami.

Inne osoby wspominały zarówno o przyjemnościach, jak i o trudnościach


związanych z taką wrażliwością. Czterdziestoośmioletnia kobieta napisała,
że może mieć „orgazmy łechtaczkowe, orgazmy otwarcia pochwy, orgazmy
pochwowe, orgazmy szyjki, orgazmy maciczne i orgazmy jajników”.
Uważa, że „świadomość osób wysoko wrażliwych umożliwia podział
doznań na tego typu użyteczne kategorie”.
Ta sama osoba wspomina, że już w okresie dojrzewania zdawała sobie
sprawę z tego, że jest inna niż wszyscy – potrafiła to dostrzec na podstawie
filmów, książek i sposobu, w jaki ludzie rozmawiają. Dla niej seks był
zawsze doświadczeniem „tajemniczym i pełnym mocy”, a inni potrafią
o nim mówić w płytki sposób, który „kłóci się z [jej] wrażliwością”.

Czynności seksualne mogą czasami powodować ból, jeśli nie wszystko jest
w stylu WWO. Sytuacja może się zmienić w mgnieniu oka pod wpływem
nadzwyczaj subtelnych bodźców, których mój partner (nie-WWO) jest
zupełnie nieświadomy. Doświadczam też problemów z powodu
nadwrażliwych zmysłów. Jestem na przykład bardzo wyczulona na
nieprzyjemne zapachy okolic intymnych.

Kiedy kobieta prosiła pierwszego partnera, aby się umył, ten myślał, że
według niej sam seks jest „brudny”. Obecnie zdaje ona sobie sprawę, że
mężczyzna nie miał tak wyczulonego węchu jak ona, jednak wspomnienia
nieporozumień w tamtym związku wciąż są dla niej bolesne.
Seksualność a empatyczna więź

Wiele osób wysoko wrażliwych pisało o swoich silnych więziach


z partnerami seksualnymi. Wspomniałam już o kobiecie, która potrafiła
doświadczać orgazmu przez samo wczuwanie się w przyjemność partnera,
bez żadnej dodatkowej stymulacji. Pięćdziesięciopięcioletnia wysoko
wrażliwa kobieta napisała zaś:

W ciągu trzydziestu trzech lat małżeństwa, a szczególnie w jego końcowym


okresie, nauczyłam się, że związek seksualny oznacza głębokie wewnętrzne
zjednanie. Często przyjmowałam w siebie uczucia męża. (…) Zyskałam w ten
sposób niezwykły wgląd w znaczenie seksualnego zjednoczenia.

Znaczenie empatycznej więzi widać również w tym, że bez niej niektóre


osoby wysoko wrażliwe uznają czerpanie przyjemności z seksu za prawie
niemożliwe. Jak wyjaśnia czterdziestoośmioletnia kobieta:

Moje doświadczenia seksualne z partnerami były nieliczne i oddalone od


siebie w czasie. Moje małżeństwo trwało dwa lata. Pozostałe związki
z mężczyznami trwały nie dłużej niż pół roku. Jako osoba superwrażliwa
(uzyskałam 100 procent punktów w teście) potrzebuję dużo czasu w relacji,
zanim zdecyduję się na ryzyko zbliżenia (…), a rzadko spotykam mężczyzn,
którzy są skłonni dać mi go aż tyle (…). Nigdy nie przeżyłam orgazmu
z partnerem (…). Ponieważ osiągam orgazm, często bardzo intensywny, kiedy
się masturbuję (z czasem udoskonaliłam tę umiejętność), czuję, że istnieje
potencjał do równie orgazmicznych doznań z partnerem. Nigdy jednak nie
miałam okazji tego sprawdzić.
Przeszkody dla seksualności

Chociaż na ogół seksualność osób wysoko wrażliwych nie jest bardziej niż
u nie-WWO ograniczona dysfunkcjami, chorobami, stresem, działaniem
leków, niezadowoleniem z relacji czy doświadczeniami molestowania,
kilkoro uczestników badań napisało, że menopauza, brak zainteresowania
partnera lub wcześniejsze nadużycia seksualne miały wpływ na różne
aspekty ich życia erotycznego.
Jedna z najbardziej przejmujących historii dotyczy tego, jak uraz
fizyczny w dzieciństwie spowodował problemy seksualne w dorosłości. Jest
to opowieść Bruce’a, bardzo wrażliwego mężczyzny, który w wielu siedmiu
lat zapadł na chorobę Heinego-Medina (porażenie dziecięce) i dwukrotnie
myślał, że umiera. Kiedy w dorosłym życiu zakochał się i próbował
uprawiać seks ze swoją młodą żoną, nie miał wytrysku. Psychoterapia
pomogła mu odkryć przyczynę: w szpitalu Bruce’em zajmowały się
głównie pielęgniarki, które musiały „naruszać” jego cielesność (podczas
płukania żołądka i drenażu płuc), co spowodowało, że bał się zaufać
jakiejkolwiek kobiecie, która mogłaby chcieć wydobyć coś z jego ciała,
w tym nasienie.
Żona Bruce’a trwa przy nim od wielu lat. Małżonkowie zaznali
przełomów i okresowej poprawy, ale sytuacja jest wciąż daleka od
doskonałości. Okazuje się jednak, że łączy ich pełna miłości, silna więź.
Czują wręcz, że problemy ich do siebie zbliżyły; konieczność
zaakceptowania tej ekstremalnej „transakcji wiązanej” wzmocniła ich
charaktery. Przesłaniem historii Bruce’a jest prawdopodobnie to, że
satysfakcjonujące życie intymne może być ważne w relacji i jest warte
wielkiego wysiłku, jednak seks to nie wszystko.
Kilka porad seksualnych dla WWO

Większość ogólnych porad dotyczących tworzenia dobrych bliskich relacji


ma zastosowanie również do udanych związków seksualnych. Warto jednak
podkreślić kilka wątków.
O pożądaniu

Do seksu konieczne jest pożądanie. Młodzi mężczyźni – czy to WWO, czy


nie – nie mają z nim większych problemów. Z moich obserwacji wynika
jednak, że pożądanie staje się problemem u wielu wysoko wrażliwych
kobiet, a być może również mężczyzn, w miarę jak dojrzewają i są mniej
nakręceni przez hormony. Kłopoty związane z pożądaniem zazwyczaj mają
charakter psychiczny, nie somatyczny. Aby pożądanie nie słabło, ludzie,
także wysoko wrażliwi, muszą niemal za każdym razem odczuwać
prawdziwą przyjemność podczas seksu. Z kolei aby czuć przyjemność,
muszą być rozluźnieni i (niemal) nie doświadczać bólu. Przede wszystkim
zaś nikt nie może być podniecony, jeśli jest nadpobudzony w sensie
nieseksualnym – na przykład po ciężkim dniu. Ponieważ osoby wysoko
wrażliwe są bardzo czułe na potrzeby innych, zdarza im się uprawiać seks
nawet wtedy, gdy nie czują odprężenia ani prawdziwego pożądania – po to,
by zadowolić partnera. Czasami sztuka się udaje i ostatecznie również
doświadczamy przyjemności. Częściej jednak, kiedy uprawiamy seks, nie
mając na niego naprawdę ochoty, nie jest on szczególnie przyjemny.
Dlatego potem jest zupełnie naturalne i nieuniknione, że nie pragniemy go
już tak bardzo.
Istnieje także wiele powodów, by zrobić sobie „pauzę kontrolną”, zanim
ulegniesz pożądaniu – na przykład przed niesprawdzeniem się, wychowanie
w atmosferze tłumienia seksualności, doświadczenie nadużycia
seksualnego, lęk przed chorobami wenerycznymi czy wątpliwości
dotyczące wiarygodności drugiej osoby. Ponieważ osoby wysoko wrażliwe
częściej zatrzymują się, by przemyśleć potencjalne zagrożenia, mocne
powody do podejrzewania niebezpieczeństwa mogą niemal sparaliżować
u nas pożądanie.
Jak możemy sobie z tym radzić?
1. Bądź cierpliwy, a jeśli masz partnera seksualnego, on także musi uzbroić się
w cierpliwość. Jednocześnie jednak aktywnie pracuj nad sobą. Pożądanie
zazwyczaj się nie zwiększa, jeżeli nie poświęcamy mu uwagi.
2. Nawiązuj wiele dialogów z partnerem na temat twoich i jego upodobań
seksualnych, zamiast je zgadywać lub rzutować. (Jeśli nie masz partnera,
zbadaj to zagadnienie samodzielnie – może porozmawiaj w wyobraźni ze
swoim seksualnym ja). Rozmowy o seksie wymagają wzajemnego zaufania,
podobnie jak sam seks. Skoro zapewne często czuliście się zagrożeni
podleganiem ocenie lub odrzuceniem w tej sferze, budujcie zaufanie
stopniowo, dialog za dialogiem – nie dzieje się to samoistnie.
3. Staraj się robić tylko to, co naprawdę sprawia ci przyjemność, mimo że
może się to okazać dużo mniej zróżnicowane i egzotyczne niż twoje
wyobrażenia o tym, co daje przyjemność innym. Oczywiście bierz także pod
uwagę preferencje partnera. W dłuższej perspektywie oboje jednak
ucierpicie, jeżeli któreś z was będzie brało udział w aktywności, która nie jest
dla niego przyjemna. Pożądanie wyparuje. Bywa również tak, że czynność
seksualna lubiana przez twojego partnera będzie dla ciebie znośna lub nawet
przyjemna przy jednej okazji, a innym razem już nie. Musisz czuć swobodę
wyrażania sprzeciwu wobec każdej czynności, nawet „powszechnie uznanej”,
która ci się nie spodoba.
4. Jeśli masz mniejszą chęć na seks niż twój partner, powinniście
zadecydować, że to ty będziesz go inicjować, przynajmniej przez pewien
dłuższy czas. Zmusi cię to do zauważania, kiedy jesteś zainteresowany,
a w końcu zaczniesz odczuwać zainteresowanie, gdy nie będziesz czuł presji.
Naprawdę masz własne, przygotowane do seksu ciało. Strategia ta pomaga
uniknąć „rozszczepiania w parze”, omawianego w rozdziale 5 – nie chcesz,
aby twój partner uchodził za tego, kto zawsze czuje pożądanie, a ty za kogoś,
kto nigdy go nie czuje. Dlatego nigdy (przynajmniej przez pewien czas) nie
uprawiaj seksu, aby zadowolić partnera albo mu ulżyć. Jeśli nie masz ochoty,
nie rób tego. Twojemu partnerowi zawsze zostaje masturbacja. (Jeżeli jednak
wasze preferencje dotyczące częstotliwości uprawiania seksu są bardzo
rozbieżne, warto się dokładniej temu przyjrzeć, na przykład z pomocą
doradcy par specjalizującego się w problemach seksualnych).
5. Zastanów się nad swoim pożądaniem seksualnym, zanim dojdzie do
zbliżenia z partnerem. Kiedy jesteś z drugą osobą, wielość bodźców
zmysłowych może cię rozproszyć i odwrócić twoją uwagę od cielesnych
oznak pożądania. W samotności możesz wykorzystać swoją świetną
wyobraźnię do przewidzenia swoich odczuć w intymnej sytuacji z partnerem,
co rozkręci twoje reakcje seksualne.
6. Rozkoszuj się swoimi snami erotycznymi i wierz im, gdy mówią, że masz
ochotę na seks także na jawie.
7. Nie przejmuj się, jeśli podczas seksu twoje myśli uciekają do innych
spraw. Pozwól swojemu ciału na grę z drugim ciałem i uwierz, że będą się
świetnie bawić. Ty będziesz przy tym obecny, kiedy będziesz mógł.
8. Jeśli pomagają ci fantazje seksualne, śmiało z nich korzystaj. Osoby
wysoko wrażliwe miewają obawy, że podczas seksu „nie należy” mieć
w głowie nic innego poza partnerem. Czasami jednak, bardziej niż inni,
potrzebujemy pomocy w przeskoczeniu nad murem, który oddziela zwykłe
życie od zmienionego stanu, nazywanego seksem. Większość osób snuje
fantazje erotyczne nawet w trakcie seksu z partnerem, a badania na ten temat1
wykazały, że ludzie, którzy fantazjują, mają bardziej udane związki, niż ci,
którzy tego nie robią – o ile fantazje nie dotyczą kogoś, z kim planują mieć
romans!

INNE PRZEMYŚLENIA – DLA OSÓB W ZWIĄZKACH

Nawet jeśli zwykle nie masz problemów z odczuwaniem pożądania, ze


względu na swój temperament możesz uznać poniższe porady za przydatne.
1. Pamiętaj, że wasze temperamenty mają znaczenie podczas seksu,
i znajdź sposób na zaakceptowanie wpływu, jaki na was wywierają. Może to
przynieść pewne zawody – dla twojego partnera będącego nie-WWO seks
prawdopodobnie nigdy nie będzie tak tajemniczy i intensywny jak dla ciebie,
z kolei on może żałować, że nigdy nie podnieca cię wizja szybkiego numerku
w samolotowej toalecie. Jeśli oboje jesteście wysoko wrażliwi, być może
rozczarowaniem jest dla was to, że tak łatwo tracicie ochotę na seks. W miarę
akceptowania naturalnego sposobu bycia drugiej osoby powinno zanikać
subtelne domaganie się niemożliwych zmian od partnera i oboje poczujecie
się swobodniej, mniej niesatysfakcjonujący czy nastawieni defensywnie. To
ogromny dar.
2. Ucz się. Poznaj swoje ciało i ciało partnera. Naucz się, co sprawia
przyjemność każdemu z was, i korzystaj z tej wiedzy w pełni, tak jak potrafią
tylko wysoko wrażliwi.
3. Bądź elastyczny. Nie oznacza to, że musisz się zgadzać na coś, co działa na
ciebie (wysoko wrażliwego) zniechęcająco. Przeciwnie – jeśli będziesz
elastyczny, prawdopodobnie znajdziesz coś, co zadowoli was oboje.

INNE PRZEMYŚLENIA – DLA OSÓB NIEBĘDĄCYCH


W ZWIĄZKACH

Mimo że nie jesteś w związku, twoje seksualne ja jest wciąż realne


i zasługuje na uwagę.
1. Ciesz się seksem w pojedynkę. Zgodnie z zebranymi przeze mnie danymi
WWO masturbują się równie często jak nie-WWO, mam więc nadzieję, że
dobrze czujesz się ze swoim solowym seksem. Każdy musi wyrobić sobie
własne zdanie na ten temat, wiele badań wykazuje jednak, że masturbacja
wpływa korzystnie na stan zdrowia i poczucie szczęścia. Kochanie swojego
ciała i zapraszanie go do doświadczania własnej energii seksualnej to nic
złego. Osoby nieposiadające partnerów seksualnych nie powinny pomijać
tego samodzielnie inicjowanego strumienia życiowej energii.
2. Podsycaj w sobie namiętność. Jeśli masz nadzieję na znalezienie partnera
seksualnego, szczególnie istotne jest utrzymywanie pożądania w rozkwicie,
zamiast wygaszania go, aż pojawi się odpowiednia osoba. Pożądanie wznieca
pożądanie, oziębłość je gasi. Jeżeli tłumisz całą swoją seksualność, możesz
nie zdawać sobie sprawy z komunikowania braku zainteresowania, lecz
mimo to go komunikować.
3. Pamiętaj, że pożądanie nie oznacza bezkrytyczności, choć czasami tak
się je przedstawia. Gdy wysoko wrażliwa kobieta odczuwa pragnienie
seksualne, wcale nie jest otwarta na byle kogo. Głód, jakiego doświadcza
ciało wysoko wrażliwego mężczyzny, nie sprawi, że będzie on uprawiać seks
z kim popadnie. Wciąż możesz się poczuć zniechęcony do danego człowieka
lub sytuacji, ale nie zagłusza to twojego pożądania. Behawioralne układy
hamowania i aktywacji działają niezależnie od siebie. Chcesz wskoczyć na
główkę, ale i zatrzymujesz się, gdy trzeba.
4. Zastanów się na nowo nad swoim brakiem aktywności seksualnej – 
czy to twój wybór, czy wynik okoliczności? Wiele wysoko wrażliwych
kobiet i mężczyzn rezygnuje z seksu. Warto pamiętać, że w niektórych
kulturach, na przykład w Indiach, powstrzymywanie się od aktywności
seksualnej jest postrzegane jako niemal konieczny warunek rozwoju
wyższych mocy umysłowych i duchowych. Chociaż taki styl życia jest
częściej przyjmowany przez mężczyzn, kobiety rezygnujące z seksu są
szczególnie podziwiane, a nawet wzbudzają lęk z powodu wewnętrznej siły,
którą –jak się uważa – w ten sposób nabywają. W szczególności duchowi
doradcy we wszystkich czasach często powstrzymywali się od aktywności
seksualnej. W naszej kulturze taka postawa wzbudza zdziwienie i bywa
postrzegana raczej jako przeżytek, ale oczywiście nie stanowi to o całkowitej
błędności idei – z traktowania abstynencji seksualnej jako ascezy służącej
wyższym celommogą płynąć wielka mądrość i różnorakie korzyści.
Specjalnie dla wysoko wrażliwych – głęboki wgląd
w seksualność

Wiele informacji, które pozyskuję, czytając o seksualności, wydaje mi się


przydatnych, ale powierzchownych. Bardzo mi zależało, aby nie zostawić
cię z takim samym poczuciem po lekturze tego rozdziału. Poniżej
przedstawiam więc kilka cytatów dotyczących seksualności pochodzących
od osób, które postrzegam jako wysoko wrażliwe. Muszę przyznać, że ich
słowa zadziałały na mnie podniecająco. Być może teksty, które za chwilę
przeczytasz, są „pornografią dla wysoko wrażliwych”.

D.H. LAWRENCE:

Małżeństwo, które nie jest harmonią krwi, nie jest małżeństwem. Krew
bowiem jest substancją duszy i najgłębszej świadomości. (…) Krew
mężczyzny i krew kobiety to dwa wiecznie różne prądy, które nigdy nie mogą
być złączone. Ale właśnie dlatego są one tymi dwoma prądami, które
opływają całe życie, a w małżeństwie bieg okrężny jest zamknięty,
w seksualizmie zaś dwa te strumienie stykają się wzajemnie i odnawiają, nie
mieszając się jednak nigdy ani stapiając. Wiemy o tym. Phallus jest kolumną
krwi, która wypełnia dolinę krwi kobiety. Wielki strumień krwi męskiej
dotyka zupełnie głęboko strumienia krwi kobiecej – ale żaden nie przełamuje
swoich granic. Jest to najgłębsze ze wszystkich zjednoczeń, jak o tym
w praktyce wiedzą wszystkie religie2.

„Porada małżeńska” Lawrence’a?


Jako żywa część wszechświata ludzkość jest w stanie obumierania. Jest ona
niby wielkie, wyrwane drzewo, którego korzenie wiszą w powietrzu. Musimy
się sami z powrotem zasadzić we wszechświecie. (…) Musimy się teraz
przygotować na śmierć naszego obecnego „małego” życia i wynurzenie się
w większym życiu w kontakcie z krążącym kosmosem3.

RAINER MARIA RILKE:

I płci są chyba bardziej ze sobą spokrewnione, niż się sądzi, a wielka odnowa
świata będzie zapewne polegała na tym, że mężczyzna i dziewczyna,
uwolnieni od wszelkich błędnych uczuć i niechęci, będą do siebie wzajem
dążyli nie jak przeciwieństwa, lecz jak rodzeństwo i sąsiedzi, i że połączą się
jako ludzie, by po prostu nieść wspólnie, poważnie i cierpliwie, ciężar płci,
którym zostali obarczeni4.

A ci, co spotkali się nocą i stopili w kołyszącej rozkoszy, wykonują poważną


pracę, gromadząc słodycz, głębię oraz siłę dla pieśni jakiegoś przyszłego
poety, który powstanie, by wysłowić niewymowne upojenie5.

O, gdyby tak człowiek z większą pokorą przyjmował i poważniej traktował tę


tajemnicę, która przepełnia Ziemię aż po najmniejsze rzeczy, gdyby niósł jej
ciężar i odczuwał, jak okrutnie jest ona ciężka, zamiast ją lekceważyć6.

Nie przejmuj się jednak, jeśli nie jesteś świadomy tego wszystkiego,
ponieważ „przyszłość nadejdzie także wtedy, gdy [kochankowie] błądzą
i gdy ślepe są ich uściski (…). Ci, co fałszywie i źle przeżywają tę
tajemnicę (…), choć sami się jej pozbawiają, to przekazują ją dalej niczym
zaklejony list, sami o tym nie wiedząc”7.

BERND JAGER:
Fenomenolog Jager opisuje seksualną namiętność jako rodzaj buntu ciała.
W codziennym życiu „powierzchnia dominuje nad głębią”, tak jak głowa
dominuje nad ciałem.

W świecie namiętności głębia przestaje być tylko dodatkiem do olśniewającej


fasady; wzbiera jak rwący potok i niszczy urzekającą grę światła na tafli,
lśniącą zewnętrzną powierzchnię rzeczy i istot8.

Wszystko odsłania ciemną substancjalność, z którą jesteśmy tajemnie


związani. My sami nie obcujemy już z tymi rzeczami wyłącznie za pomocą
wzroku, przez oględziny i dedukcję, lecz odkrywamy swoje głębokie
pokrewieństwo za sprawą cielistości (…).

Czujemy burzę wszelkiego ciała w swoim ciele (…). W świecie namiętności


współdzielimy żyły, gdzie wzbiera wrzenie, przez które namiętność
wybrzmiewa i z wolna nabiera określoności. Całe życie tu wytryska kolejnymi
falami z głębi, ze swego jądra. Powierzchnie są tutaj naciągniętą skórą
bębnów lub pustą naprężoną stalą dróg żelaznych, do których przyciskamy
ucho, by usłyszeć dudnienie nadciągającej kulminacji9.

Zbliżający się orgazm jest jak cel podróży, na której końcu „dobry
sternik, uczyniwszy wszystko, co było możliwe, przywiązuje się do steru
i zawierza swój los niosącym go falom (…). U szczytu namiętności to woda
prowadzi statek”10.
Ten przeskok, przerwa w aktywności dotyczy również samych narządów
płciowych. Jager postrzega dłonie jako stworzone do eksploracji
zewnętrznego świata oraz do poddawania się naszej woli. Tymczasem
„narządy płciowe zwrócone są ku wewnętrzu, zadumane, nieczynne
i nieprzydatne do powszednich zajęć. Wzwód i opad penisa nie są
wyczynem siły, ani nawet zręczności (…)”11. Przestajemy być
pracownikami, którzy chwytają narzędzie, a poddajemy się sile narzędzia,
które wcale nie jest narzędziem, chyba że jako sługa wolnego od pracy
świata nocy.
Myśli końcowe

Seksualność – zaklejony list Rilkego o poważnej pracy gromadzenia


słodyczy, głębi i siły dla przyszłego poety, który będzie wysławiał
niewymowne upojenie – to błogosławieństwo i odpowiedzialność wysoko
wrażliwego ciała. Może być innym błogosławieństwem, inną
odpowiedzialnością niż u nie-WWO. Dbaj o tę inność jak o swój skarb.
Rozdział 9
Ścieżka duchowa WWO
Bezpieczeństwo w miłości prowadzi
w drodze, droga prowadzi do bezpieczeństwa
w miłości

We wszystkich prowadzonych przeze mnie wywiadach osoby wysoko


wrażliwe chętnie opowiadały o duchowym aspekcie swoich związków.
Chcąc uszanować ich zainteresowanie duchowością, postanowiłam, że
celem tego rozdziału nie będzie zdanie sprawozdania z tych wypowiedzi,
lecz ich rozszerzenie. Większość tekstów na temat związków ma z punktu
widzenia wysoko wrażliwych raczej powierzchowny charakter – jak zdobyć
szczęście i utrzymać szczęście. Duch i jego przemiany pozostają poza
marginesem relacji między ludźmi. Uważam, że w książce dla osób wysoko
wrażliwych nie może zabraknąć tego tematu.
Zacznę od wyjaśnienia, czym dla niektórych z nas jest Pierwszy
Związek, w każdym sensie, czyli nie ten z matką czy ojcem, lecz z Bogiem,
Duchem, Jaźnią. W życiu przynajmniej części z nas wszystkie relacje
z ludźmi mają wpływ na tę fundamentalną relację i pozostają pod jej
wpływem. Inni wysoko wrażliwi mają problem z duchowością lub nawet jej
unikają, jeśli jednak zechcesz ją poznać trochę lepiej, możesz odkryć, że
pomaga w tym powrót do lęku przed bliskością (temat rozdziału 3). Tym
razem będziemy się zajmować lękiem przed bliską relacją z Bogiem,
Duchem czy Jaźnią. Zastanowimy się także, jak wewnętrzny kochanek
prowadzi nas ku bliskości ze sobą, i dowiemy się więcej o tej formie
intymności. Wreszcie powrócimy do ludzkiej miłości, a szczególnie pracy
duchowej, jaką osoba wysoko wrażliwa może wykonywać latami razem
z chętnym do tego partnerem.
To naszym zadaniem – osób wysoko wrażliwych jako doradców-
kapłanów w kulturze (opisanych w rozdziale 1) – jest dążenie do
pełniejszego zrozumienia głębokich, czasami ciemnych, a czasami
duchowych aspektów relacji. Aspekty te prowadzą do cierpienia całego
świata, kiedy ból i tęsknota powstałe na skutek wypaczenia miłości
wyrażają się w postaci wojen i okrucieństw. Najwybitniejsze umysły
stawały bezsilnie wobec pytania, jak radzić sobie z miłością/nienawiścią
w ludzkiej naturze, szczególnie gdy przenika je namiętne pragnienie
służenia Wielkiemu Innemu, którym może być ukochany człowiek,
przywódca, naród czy Bóg. Są to zagadnienia dla osób wysoko wrażliwych.
To my zastanawiamy się nad rzeczywistym sensem swoich związków, tak
jak inwestorzy zastanawiają się nad rzeczywistą wartością swoich akcji (co
nie oznacza, że my nigdy nie myślimy o wartości akcji). Na świecie nie
brakuje ludzi, którzy rozmyślają o swoich akcjach; gdybyśmy przelali
posiadane przez nich informacje na papier, a następnie umieścili w halach
magazynowych, pokryłyby pewnie powierzchnię całego stanu Vermont.
Tymczasem informacje o aspektach głębi (nieświadomych, duchowych
aspektach) w bliskich relacjach nie zapełniłyby nawet porządnej szafy.
A który z tych tematów może zapewnić przetrwanie gatunku ludzkiego
przez kolejne tysiąc lat? Niezależnie od tego, w jakich związkach jesteś
obecnie – małżeńskim, partnerskim, przyjaźni, relacjach rodzinnych czy
relacji terapeutycznej – ten rozdział ma służyć stymulowaniu twojej
rozwijającej się wiedzy w zakresie miłości. Zabierzmy się do pracy.
Duchowość jako widzenie niewidzialnego

Każdy z nas ma własne wyobrażenie o duchowości i bardzo chcę


uszanować twoje. Może więc powinniśmy zacząć od przedstawienia
mojego, pamiętając przy tym, że jest to tylko moja koncepcja, z którą nie
musisz się zgadzać. Dzięki temu moje poglądy nie będą ukryte między
wierszami, a być może ich bezpośrednie ujawnienie pomoże ci
sprecyzować własne i przygotować się do rozmów na ten temat. (Między
innymi dlatego w książkach Wysoko wrażliwi i The Highly Sensitive
Person’s Workbook proszę czytelnika o zapisanie zasad wyznawanej
religii).
Osobiście czuję, że duch czy Bóg jest wszędzie, choć paradoksalnie
łatwiej dostrzec Go w tym, czego nie widać. By dostrzegać niewidzialne,
zacznij od wartości leżących u podłoża sztuki i reguł kulturowych – od
osobowości skrytej za twarzą. Jeśli zajrzymy wystarczająco głęboko,
zobaczymy to, co John Desteian nazywa duchem dominującym, często
mądrą i dobrze przystosowaną duszę indywidualną i zbiorową (choć będzie
w niej również cień). Jeżeli przyjrzymy się dokładniej niewidzialnemu –
wnikającemu i uchodzącemu oddechowi, sokom odżywiającym roślinę,
obcemu dzikiemu pięknu przyrody – dotrzemy do ducha pierwotnego,
tajemniczej, instynktownej substancji, która wszystko karmi i sprawia, że
potrafimy kochać tak, jak kochamy.
Na tych, którzy odważą się sięgnąć jeszcze głębiej, czeka najbardziej
podstawowy poziom niewidzialnego, źródło ducha pierwotnego – Duch,
Bóg, Brahman, Jednia, Allah, Absolut, czysta świadomość. Kto zna to
źródło? W pewnym sensie nikt. Ale osoby wyczulone na jego istnienie,
poszukujące go, mogą się do niego zbliżać. Ponieważ wysoko wrażliwi są
specjalistami w widzeniu tego, czego inni nie dostrzegają, w intuicyjnym
wyczuwaniu drugiego dna, można powiedzieć, że jesteśmy uzdolnieni
duchowo – potrafimy wywęszyć ducha na wszystkich tych poziomach.
Takie są moje przemyślenia na temat duchowości.
Kolejny kapitał, który wnosimy do związków:
uzdolnienia duchowe

FAKTY STWIERDZONE PRZEZE MNIE

Przebywając z tysiącami osób wysoko wrażliwych, w grupach


i indywidualnie, poczyniłam następujące obserwacje:
1. Jakość milczenia. Kiedy w grupie, na przykład na widowni lub w sali
wykładowej, są tylko osoby wysoko wrażliwe, wtedy bez względu na to, czy
słuchają, czekają, aż zacznę mówić, lub medytują, często wytwarzają
atmosferę głębokiego milczenia, jakie zwykle występuje tylko w miejscach
świętych lub wśród ludzi zebranych z myślą o rytuale czy praktyce
duchowej. Wysoko wrażliwi wydają się osadzeni w niewidzialnym.
2. Skłonności etyczne. Osoby wysoko wrażliwe mają skłonność do liczenia
się z innymi ludźmi w sposób, który – przynajmniej powierzchownie – jest
składnikiem postawy religijnej, tak jak rozumie ją większość religii. Daleko
nam do świętości i zawsze towarzyszy temu cień, na przykład możemy się
zachowywać uprzejmie częściowo z lęku przed reakcjami innych, a skrycie
marzyć o naprzykrzeniu się wszystkim. Mimo to każdy, kto przemawia do
grupy osób wysoko wrażliwych, czuje się bardziej słuchany, wspierany
i uszanowany drobnymi gestami (mniej szeptów, wychodzenia, narzekania)
niż podczas wystąpień przed widownią o zróżnicowanych temperamentach.
Wysoko wrażliwi sprawnie dbają o niewidoczne środowisko uczuciowe.
3. Pragnienie doświadczeń duchowych. Poszukujemy doznań duchowych
i dlatego prawdopodobnie częściej ich doświadczamy. Zauważyłam na
przykład, że zwykle osoby wysoko wrażliwe bez problemu zagłębiają się
w medytacji, refleksji lub modlitwie, gdy daję taką możliwość, natomiast nie-
WWO, słysząc taką propozycję, z reguły czują się nieswojo i z niepokojem
lub irytacją dopytują, czego się od nich oczekuje. Wysoko wrażliwi często od
wczesnego dzieciństwa miewają doświadczenia duchowe, nawet bez
pobierania nauk religijnych, i bardziej zgadzają się ze stwierdzeniem: „Moje
życie wewnętrzne jest bogate i złożone”. Mają kontakt ze swoim wnętrzem,
z niewidzialnym.
4. Duchowość przenika życie. Wysoko wrażliwi mają skłonność do
wyrażania duchowości we wszystkich aspektach życia. Zapytani o nią,
a czasami i bez pytania mówią o niej więcej niż nie-WWO. Często
uczestniczymy w ceremoniach religijnych albo dyskusjach o duchowości
i filozofii. Nierzadko wręcz je prowokujemy. Zdarza się, że postrzegamy
swoje powołanie życiowe, zdrowie i niemal wszystkie obszary życia jako
aspekty duchowości. Nic więc dziwnego, że myślimy tak również o swoich
miłościach i związkach – są one dla nas duchową ścieżką do wyższej
mądrości, pokory lub zjednoczenia z pełnią życia albo probierzem naszego
przybliżania się do duchowego celu. Niewidzialne jest widziane we
wszystkim.
Fakty stwierdzone przez genetykę

Co decyduje o tym, że WWO lub ktokolwiek inny jest uduchowiony?


W niektórych kręgach do mody intelektualnej należy postrzeganie
zainteresowania religią lub duchowością jako wynikającego ze słabości lub
niewiedzy – ludzie są uduchowieni, gdy nie potrafią stawić czoła życiowym
trudnościom lub przyjąć do wiadomości „faktów naukowych”. Takie
lekceważące podejście jest najbardziej rozpowszechnione wśród
wojowniczych władców typu nie-WWO, którym według mnie często brak
duchowych zdolności doradców-kapłanów typu WWO.
Wojowniczy władcy mają oczywiście swój własny talent do
„konfrontowania się z trudnymi faktami” i przechodzenia do dzieła bez
nieustannego rozważania niezliczonych konsekwencji, jak bywa u WWO.
Wszystko to bardzo pięknie. Skoro jednak talenty wojowniczych władców
są preferowane w naszej kulturze, zdolności duchowe mogą w ogóle nie
być postrzegane jako jakiekolwiek talenty, i to już nie jest pięknie.
Badania przeprowadzone przez genetyków zachowania Kennetha
Kendlera, Charlesa Gardenera i Carol Prescott wykazały, że to, co nazywam
zdolnościami duchowymi, jest częściowo dziedziczone, podobnie jak talent
muzyczny 1. Naukowcy zaprojektowali badania tak, aby wykryć relacje
między przynależnością religijną, podatnością na alkoholizm, zaburzeniami
psychicznymi oraz dziedzicznością dowolnych z tych cech. Uczestniczyło
w nich 2000 kobiet, w tym 500 bliźniąt jednojajowych i 350 bliźniąt
dwujajowych, które odpowiadały na pytania o trzy aspekty religijności:
pobożność (znaczenie duchowości w życiu codziennym, osobista modlitwa,
poszukiwanie ukojenia w duchowości), osobisty konserwatyzm religijny
(na przykład stosunek do stwierdzenia, że zdarzenia opisane w Piśmie
Świętym są prawdziwe w sensie dosłownym) i konserwatyzm
instytucjonalny (przynależność do konserwatywnego Kościoła).
Jeśli dana cecha jest w znacznym stopniu determinowana przez geny,
stopień podobieństwa w zakresie tej cechy powinien być wyższy u bliźniąt
jednojajowych (ponieważ mają one identyczne geny) niż u dwujajowych.
Jeżeli zaś zasadniczy wpływ na nasilenie cechy ma środowisko, para
bliźniąt dwujajowych ma taką samą szansę na wzajemne podobieństwo jak
para bliźniąt z identycznymi genami. Wówczas stopień podobieństwa pod
względem tej cechy powinien być mniej więcej taki sam u bliźniąt jedno-
i dwujajowych, skoro geny tych drugich nie są bardziej podobne do siebie
niż geny dowolnej pary rodzeństwa. (Dodam, że dzięki rezultatom
podobnych badań z udziałem osób wysoko wrażliwych uważamy obecnie
wrażliwość za cechę dziedziczną).
Badania wykazały, że bliźnięta jednojajowe są bardziej podobne pod
względem pobożności niż bliźnięta dwujajowe. Oznacza to, że skłonność
do poszukiwania i doświadczania przeżyć duchowych była odziedziczona.
Nie stwierdzono jednak różnicy w stopniu podobieństwa bliźniąt jedno-
i dwujajowych w odniesieniu do osobistego i instytucjonalnego
konserwatyzmu religijnego, co sugeruje, że większy wpływ na
wykształcenie się tych cech miała rodzina lub społeczność, a nie geny.
Warto także wspomnieć, że osobista pobożność była mniej (a nie
bardziej) powszechna wśród alkoholików lub cierpiących na depresję
z powodu stresu, a także że nie zanotowano jej związku z zaburzeniami
psychicznymi. Tyle na temat teorii, że uczucia religijne biorą się ze
słabości. Ponadto poziom pobożności okazał się tym wyższy, im większa
była liczba lat kształcenia. Nie potwierdzono więc także teorii o tym, że
uczucia religijne wynikają z ignorancji.
Oczywiście badania te nie dotyczyły osób wysoko wrażliwych.
Odkrycie, że geny mają wpływ na dane zjawisko, nie mówi, który gen
odpowiada za jego powstanie. Mogłabym jednak chętnie się założyć, że
w tym wypadku nie chodzi o „gen religijny”, ale o coś bardziej
podstawowego dla układu nerwowego – o jego skłonność do
zatrzymywania się i zastanawiania, uświadamiania sobie subtelnych
doświadczeń – czyli o dziedziczoną wrażliwość.
Duchowość jest relacją

Książka ta dotyczy miłości między ludźmi i związków między ludźmi. Nie


ulega jednak wątpliwości, że duchowość wpływa na naszą zdolność do
kochania się nawzajem. Zamierzam także zasugerować odwrotną zależność,
że umiejętność nawiązania bliskiej relacji z Bogiem wynika z naszych
związków z ludźmi. Ostatecznie każda religia i praktyka duchowa, od
szamanizmu do buddyzmu zen, od shintoizmu do chrześcijaństwa,
podkreśla znaczenie relacji między jednostką ludzką a duchem. Jakże nasze
osobiste doświadczenia w związkach z ludźmi mogłyby nie mieć wpływu
na poczucie związku z Bogiem, Wszechświatem, Jaźnią?
Przerwa techniczna: oczywiście będę musiała zdecydować się na jedno
określenie niewidzialnego absolutu, zamiast wciąż powtarzać „Bóg, Duch,
Boskość itd.”. Mój wybór padł na Jaźń, głównie dlatego, że chcę omówić
Jungowską koncepcję osi ego–Jaźń, opisaną przez Edwarda Edingera
w książce Ego and Archetype 2. Najpierw jednak wyjaśnię pojęcie Jaźni.
Nie jest to jakieś narcystyczne zanegowanie Boga. To tradycyjny przekład
dalekowschodniej koncepcji, że nasza indywidualna świadomość jest
częścią większej świadomości, Jaźni, zawierającej wszystko, ponieważ
wszystko jest przejawem świadomości Boga. Odzwierciedla ono intuicję,
że Bóg jest niepoznawalny, lecz jednostkowe doświadczenie własnej Jaźni
– już tak. Można powiedzieć, że ostatecznie Jaźń jest wszystkim, czego
doświadcza jednostkowe „ja”.
To, czy człowiek jest „jednym z Bogiem” czy też oddzielny od Niego, ale
mu oddany, stanowi wielką różnicę w niektórych teologiach. Osobiście
uważam, że te dwa doświadczenia nie są z sobą sprzeczne. Przypominają
raczej falową i cząsteczkową naturę światła – jeśli chcesz poznać Jaźń, nie
przyda ci się negowanie któregokolwiek ze sposobów, w jakie może się
ujawniać. Oba te doświadczenia są podobne do naszych przeżyć
w relacjach międzyludzkich – występują w nich chwile stopienia, a także
chwile dostatecznej oddzielności, by odczuwać uwielbienie do drugiej
osoby.
Druga połowa osi ego–Jaźń, ego, to po prostu twój świadomy umysł.
Musimy więc jeszcze tylko zdefiniować pojęcie osi. Edinger używa go
w znaczeniu liniowego połączenia między dwoma obiektami, wzdłuż
którego możliwe są różne położenia tych obiektów względem siebie.
Niezależnie od odległości między nimi, połączenie istnieje, niewidoczne,
lecz silne.
Oczywiście w tym wypadku próbujemy opisać jako oś coś zbyt
bogatego, aby możliwe było uchwycenie tego jedną metaforą. Równie
dobrze moglibyśmy powiedzieć, że oś ego–Jaźń to pępowina, która łączy
nas z Wielką Matką, utrzymującą przy życiu nasze jeszcze nie w pełni
narodzone ego. Albo że Jaźń jest kąpielą, w której zanurza się nasze ego,
i morzem, z którego wyewoluowało, tak jak życie wyewoluowało
z oceanów. Metafory te wyrażają pogląd, że Jaźń jest także, w ostatecznym
rozrachunku, całością psychiki, osobistej i zbiorowej, połączeniem
Destaiańskich duchów pierwotnego i dominującego, zawierającym wszelkie
archetypy oraz nasze indywidualne ego. Twoje ego wyłoniło się z tej
całkowitości, jednak wciąż stanowi jej część, tak jak dziecko staje się
osobnym człowiekiem, ale przynależy do rodziny.
Oś ego–Jaźń a wczesne relacje

Dla wielu osób takie koncepcje jak oś ego–Jaźń i duchowość należą do


jakiegoś transcendentalnego świata, oddalonego o lata świetlne od bliskich
związków międzyludzkich, o ile ten świat w ogóle istnieje. Będę jednak
powtarzać, że według mnie nasze relacje osobiste są misternie splecione
z relacją z transcendencją. Kiedy o tym zapominamy, tracimy świadomość
pępowiny łączącej nas z Duchem. Odświeżmy więc trochę tę świadomość.
Według Edingera, a także innego jungisty Erica Neumanna, który
prawdopodobnie wprowadził pojęcie osi ego–Jaźń, wchodzimy w życie
wprost z Jaźni i we wczesnym dzieciństwie pozostajemy wciąż z nią
w nieświadomej jedności. Całkowite utożsamienie z Jaźnią sprawia, że
niemowlęta i kilkulatki są pełne ujmującego samozachwytu i zachłanności,
uroczo naturalne i silne w instynktowny, nieświadomy sposób. (Takie samo
zachowanie u dorosłych jest dużo mniej urocze). Kiedy stajemy się bardziej
świadomi siebie, około drugiego roku życia, tracimy część tej niewinności,
ale zyskujemy świadomość własnej indywidualności. Zaczynamy się
oddzielać od Jaźni, Raj jest utracony i pojawia się oś – jest teraz relacja.
Największe znaczenie w tym wieku ma dla nas jednak relacja
z opiekunami, dlatego rzutujemy na nich swoje blaknące wspomnienie
Jaźni, rozgrywając relację ego–Jaźń w kontaktach z rodzicami.
Jednocześnie stopniowo uświadamiamy sobie, że są oni nie całkiem
doskonali – nie są utraconą Jaźnią. (Jeśli proces ten nie zachodzi stopniowo,
możemy odszczepiać złe aspekty opiekunów – na przykład zaprzeczając ich
istnieniu bądź przypisując je sobie – albo odszczepić rodzica od Jaźni,
w wyniku czego opiekunowie stają się wyłącznie źli, a inna osoba,
rzeczywista lub wyobrażona, wyłącznie dobra, jak opisywałam w rozdziale
7).
Po wycofaniu projekcji Jaźni na rodziców poszukujemy Jaźni gdzie
indziej, czasami w nauczycielu albo w pierwszej miłości. Kiedy okazuje
się, że kolejni ważni dla nas ludzie nie dysponują taką wszelaką pełnią
i cudownością jak Jaźń, możemy przerwać poszukiwania i zdecydować, że
nikt nie zasługuje na idealizację, nieświadomie rezygnując z kontaktu
z Jaźnią. Albo możemy wyznawać religię, która jest w stanie wchłaniać te
projekcje – jest to w końcu jedna z przyczyn istnienia religii. Wiele osób
przekonuje się jednak, że ich religia nie spełnia tego zadania, co tylko
pogłębia zwątpienie w istnienie Jaźni.
Osoby wysoko wrażliwe zwykle nie poddają się tak szybko. Czasami,
szczególnie w okresie wczesnej dorosłości, decydują, że będą
samowystarczalne, poszukują celów w świecie rzeczywistym i zapominają
o swoim gasnącym marzeniu. Takie rozwiązanie rzadko jednak się
sprawdza przez dłuższy czas. Dla osób wysoko wrażliwych cele, które nie
są wysycone znaczeniem – ostatecznym, duchowym sensem – z reguły nie
przynoszą satysfakcji. Nie wiedząc, co robić, dokąd się zwrócić, w końcu
osiągamy stan alienacji ego od Jaźni – jesteśmy wówczas tak daleko od
niej, jak to tylko możliwe na osi ego–Jaźń. W tym stanie szczególnie osoby
wysoko wrażliwe czują się samotne we wszechświecie, który wydaje się
pusty, pozbawiony Boga i odarty z czaru.

POWTARZAJĄCY SIĘ CYKL U OSÓB WYSOKO


WRAŻLIWYCH
Jeśli taki stan alienacji dotyka nie-WWO, zwykle ujawnia się w połowie
życia. U osób wysoko wrażliwych zaś jest to często powtarzający się cykl
poszukiwania, w ramach którego znajdujemy czy zdaje się, że znajdujemy,
to, czego szukaliśmy, a następnie spotyka nas kolejne rozczarowanie. Albo
możemy całkiem zablokować się lub zatrzymać w tym cyklu. Według
Edingera i zgodnie z moim doświadczeniem wszystko to pozostaje pod
istotnym wpływem przeżyć z dzieciństwa.
Ktoś może zatrzymać się na przykład w części cyklu, w której całkowicie
utożsamia się z Jaźnią, jak niemowlę. Takie osoby mogą uprawiać pełną
samozachwytu duchowość, przekonane o doznanym oświeceniu lub
specjalnym wskazaniu ich przez Boga do zapoczątkowania jakiegoś ruchu
czy wypełnienia drastycznej misji. Należy z ostrożnością wydawać osądy
o takich przekonaniach, niewykluczone jednak, że ludzie tacy byli
w dzieciństwie natarczywie rozpieszczani – tak jak ci, którzy wykazują
wątpiący styl przywiązania, opisany w rozdziale 3 – albo doświadczyli
emocjonalnych lub psychicznych nadużyć bądź zaniedbań, dlatego
przywarli do nieświadomego połączenia z Jaźnią w odruchu obrony przed
strachem, że zostaną sami w nieprzyjaznym świecie (strachem osoby
narcystycznej lub ignorująco-unikowej).
Można również utknąć na krańcu cyklu przeciwległym do całkowitego
utożsamienia się – w stanie alienacji. Jest to charakterystyczne dla osób,
które zbyt nagle lub ekstremalnie przeżyły zawód lub zdradę ze strony
rodzica/Jaźni. Osoby wysoko wrażliwe częściej niż pozostali ludzie mogą
też trzymać się z daleka od Jaźni z powodu lęku. Być może czułeś się
w dzieciństwie przytłoczony lub nadmiernie stymulowany przez
otaczających cię dorosłych, na których rzutowałeś Jaźń. A może rodzic
wykorzystywał cię do zaspokajania pewnych swoich pragnień, na przykład
posiadania cudownie uzdolnionego dziecka bądź towarzysza dla siebie,
a w skrajnych wypadkach – do zaspokajania potrzeb seksualnych.
W dorosłym życiu możesz desperacko pożądać bliskości Jaźni, ale
nieświadomie obawiać się przytłoczenia lub wykorzystania. A jeżeli
w dzieciństwie nie pozwolono ci ustalić granic ego, lęk ten może być
częściowo uzasadniony, ego może bowiem zostać pochłonięte przez Jaźń,
jeśli nie trzyma się pewnie.
Styl przywiązania ego do Jaźni

Ani ja, ani Edinger nigdy nie sprowadzilibyśmy pełni natury twojej relacji
z Duchem do twoich trudności z dzieciństwa. Nie zaskakują nas jednak
wyniki badań, które konsekwentnie potwierdzają tezę, że tworzone przez
ludzi obrazy Boga są podobne do ich obrazu siebie 3, tak że na przykład
osoby z wysokim poczuciem własnej wartości mają skłonność do
postrzegania Boga jako kochającego opiekuna. Jeśli chodzi o style
przywiązania (opisane w rozdziale 3), psychologowie społeczni Lee
Kirkpatrick i Phil Shaver ustalili 4, że osoby wykazujące bezpieczny styl
przywiązania postrzegały Boga jako znacznie bardziej kochającego, a mniej
zdystansowanego i kontrolującego, niż osoby o niepewnych stylach
przywiązania. („Bezpieczni” nie wykazywali większej skłonności do
angażowania się w religię lub duchowość – ten aspekt może być związany
raczej z wysoką wrażliwością. Jeśli jednak są uduchowieni, ich duchowość
jest zabarwiona pozytywnie). Spośród typów wykazujących niepewne style
przywiązania osoby unikające (badacze rozpatrywali typy ignorujący
i lękowy łącznie) zazwyczaj były agnostykami, jak można by się
spodziewać, skoro ogólnie unikają sfery relacji i nikogo ani niczego nie
oczekują. Jednocześnie to one zdecydowanie najczęściej doświadczały
nagłego nawrócenia religijnego (44 procent w tej grupie, 10 procent
w pozostałych).
Osoby o stylu wątpiącym częściej popadały w skrajności – w zaciekły
ateizm lub intensywne doznania duchowe, na przykład „mówienie
językami”. Właśnie takich rezultatów można było się spodziewać po
osobach lękliwie, ambiwalentnie przejętych relacjami, wyjątkowo silnie
obawiających się tworzenia więzi, w tym także więzi z Jaźnią.
Jak wspomniałam w rozdziale 3, ludzie wysoko wrażliwi nie wykazują
niepewnych stylów przywiązania częściej niż pozostali – dla wszystkich
prawdopodobieństwo wynosi około 50 procent. Jeśli zaś chodzi o więź
z Jaźnią lub Bogiem, twój styl wchodzenia w relację może być nawet
bardziej bezpieczny, zważywszy na twoje uzdolnienia duchowe. Jeżeli
jednak miałeś bardzo niepewną więź ze swoim najwcześniejszym
opiekunem, musisz pamiętać o konsekwencjach ustalenia Gunnara, że
wrażliwe dzieci z niepewnym stylem przywiązania mają większą niż
pozostałe skłonność do postrzegania nowych doświadczeń jako zagrożenia.
Z takim bagażem doświadczeń trudno poczuć się bezpiecznie we
wszechświecie. Biorąc pod uwagę twoje naturalne predyspozycje, możesz
więc zwracać się ku Bogu jako jedynemu gwarantowi bezpieczeństwa,
trudno jest jednak ufać w realność tego bezpieczeństwa, skoro twoje
doświadczenie i fizjologia są osadzone w niepewności.
Rozumienie podstaw niepewnego stylu przywiązania w kontekście osi
ego–Jaźń jest szczególnie wartościowe w odniesieniu do osób wysoko
wrażliwych. Taka perspektywa pomaga na przykład wyjaśnić, dlaczego
niepewność w dzieciństwie częściej prowadzi do depresji i lęku u dorosłych
WWO niż nie-WWO. Z braku opiekuńczego rodzica/więzi z Jaźnią
wyciągamy logiczny ostateczny wniosek – wszechświat jest pusty. Są
wszelkie powody do rozpaczy, wszelkie powody do poczucia własnej
bezwartościowości. Według Edingera kiedy rodzic odrzuca dziecko, oboje
oni nieświadomie postrzegają go jak Boga. Rodzic „urasta do
gigantycznych rozmiarów przez utożsamienie z bóstwem”, co sprawia, że
dziecko postrzega odrzucenie przez rodzica/Jaźń „jako coś
nieczłowieczego, całkowitego i nieodwołalnego” 5. To z pewnością opis
dotyczący raczej doświadczeń wrażliwego dziecka.
Traktując urazy z dzieciństwa jako zakłócenia na osi ego–Jaźń, potrafimy
też docenić pomocną rolę religii, która podkreśla ogrom Boskiej miłości
i akceptacji dla nas. Jednak szczególnie w osobach z niepewnym stylem
przywiązania może tkwić coś, czemu trudno się do niej przekonać.
Blokada osi ego–Jaźń a miłość

Przyjrzyjmy się wpływom osi ego–Jaźń na miłość w dorosłym życiu.


Można powiedzieć, że kiedy doświadczamy swoich partnerów jako
odrzucających, nawet jeśli tacy nie są (lub nie w takim stopniu, jak to na
nich rzutujemy), tak naprawdę rzutujemy na nich swoje doświadczenie
Jaźni jako odrzucającej. W tym sensie „roboczy model” wchodzenia
w relacje czy nasz styl przywiązania nie jest niczym innym jak naszym
położeniem na osi ego–Jaźń.
Niezwykłe jest to, że wiele osób, zwłaszcza wysoko wrażliwych, nawet
po przejściu nadużyć w dzieciństwie lub licznych traum w dorosłości
potrafi głęboko wierzyć w Boga (przypomnę nagłe nawrócenia osób
unikających) i mocno się zakochiwać. Można by to uznać za dowód, że
wszyscy nosimy w sobie pewne bardziej lub mniej uświadomione marzenie
czy archetyp mocnej, stabilnej więzi z Jaźnią. Jest to pamięć o Jaźni,
z której wyszliśmy, oś, która istnieje zawsze, niezależnie od tego, jak
bardzo czujemy się wyobcowani. Jeśli wytrwale staramy się wierzyć w Jaźń
lub się zakochać (chwilowo stawiam znak równości między nimi), możemy
zyskać bezpieczną pewność, że nawiążemy dostatecznie dobre relacje
z dostatecznie dobrymi innymi w dostatecznie dobrym świecie.
Problem sprowadza się do osiągnięcia poczucia bezpieczeństwa (zob.
rozdział 3). Jest ono tu jednak ściśle związane z bezpieczeństwem
duchowym. To znaczy, że może być trudno doświadczać bliskości z drugim
człowiekiem i prawdziwego bezpieczeństwa, jeśli brakuje nam bliskości
i bezpieczeństwa z Jaźnią. Z kolei z badań nad stylami przywiązania można
wnioskować, że trudno jest zbliżyć się do Jaźni, jeżeli niemożliwa jest
bliskość i bezpieczeństwo w relacjach z ludźmi. Wszyscy mamy
marzenie/pamięć o miłości; mamy marzenie/pamięć o Jaźni. Niektórzy
z nas nie potrafią jednak zaufać, że marzenie to może się spełnić czy że
pamięć jest prawdziwa.
Uzdrawianie osi ego–Jaźń

„Drogowskazy” szlaków do bezpiecznego stylu przywiązania (które


przedstawiłam w rozdziale 3) możemy teraz rozumieć w nowy sposób,
w kontekście osi ego–Jaźń. Tak na przykład uzdrawiający aspekt dwóch
z nich – wykazywania cierpliwości do siebie oraz gromadzenia nowych,
bardziej bezpiecznych doświadczeń – oznacza w rzeczywistości akceptację
ze strony Jaźni.
Akceptacja przez Jaźń

Mądrzy psychoterapeuci uważają za priorytet wprowadzenie zasady, że


podczas sesji akceptowalne są wszystkie myśli i uczucia (chociaż
niekoniecznie działanie pod ich dyktando) – wszystkie one są bowiem
elementem całości Jaźni, a nie powodem, dla którego człowiek miałby się
jej bać lub czuć się od niej oddzielony. Ta akceptacja wszystkich impulsów
i aspektów, nawet pozornie bardzo podejrzanych, jest warunkiem zbliżenia
się do Jaźni. Każdy święty, zanim mógł poczuć bezpieczeństwo miłości
między człowiekiem i Bogiem, musiał zmierzyć się z grzesznikiem w sobie
i poczuć, że był on znany, zesłany przez Boga i dostąpił wybaczenia.
Nic dziwnego, że – jak pisze Edinger – „osoba terapeuty staje się
centrum życia i myśli pacjenta. Sesje terapeutyczne zyskują status
centralnych wydarzeń w tygodniu. W miejscu, którym wcześniej rządziły
chaos i rozpacz, pojawia się ośrodek sensu i porządku” 6. Pępowina, która
zaistniała w wyniku akceptacji ze strony terapeuty, przewodzi tę akceptację
do ego, karmiąc je i przyciągając do Jaźni.
Czy to w psychoterapii, religii czy gdzie indziej, kiedy relacja dostarcza
akceptacji najmroczniejszych części osobowości – od dzieciństwa
ukrywanych przez osoby niepewne ze względu na wymogi przetrwania – 
pomoże ci ona zyskać poczucie bezpieczeństwa i odwagę, by zaufać Jaźni
oraz ludziom. Taka akceptacja musi jednak utrzymywać się przez długi
czas.
Również pozostałe wskazania z rozdziału 3 można rozumieć
w kategoriach osi ego–Ja. Żałoba otwiera nas na wszystkie uczucia,
wszystkie doświadczenia cielesne i emocje, które stanowią przesłania od
Jaźni, podobnie jak obrazy i symbole w naszych snach. Proces indywiduacji
i medytowanie można postrzegać jako sposoby przybliżania się do Jaźni
wzdłuż tej osi.

O SNACH I ZDROWIENIU

Praca ze snami to jeden z najlepszych sposobów na zbliżenie się do Jaźni,


na poznanie, że ona istnieje i łączy się z tobą. Ilekroć zapamiętasz sen
i będziesz go pielęgnować w ciągu dnia, dokonasz spostrzeżeń, jakich
nigdy byś się nie spodziewał. Skąd się one biorą? Każda religia uczy, że sny
są wiadomościami od Jaźni dla ego. Przykładem takiej nauki jest poniższy
fragment Księgi Hioba (33: 15–18 BT)

We śnie i w nocnym widzeniu,


gdy spada sen na człowieka;
i w czasie drzemki na łóżku
otwiera On [Bóg] ludziom oczy,
przerażenie budzi w ich sercu.
Chce odwieść człowieka od grzechu
i męża uwolnić od pychy,
uchronić duszę od grobu,
a życie – od ciosu dzidy.

Obraz Jaźni w tym fragmencie przywodzi na myśl zrzędliwego, ale


ostatecznie troskliwego rodzica, który chwyta nas za rękę podczas
przechodzenia przez jezdnię – to Jaźń, która chce nas w porę zatrzymać,
gdy podchodzimy do skraju przepaści, chce nas trochę przestraszyć,
abyśmy nie przekraczali rzeki śmierci, trafiając do miejsca alienacji od
Jaźni i pustej rozpaczy.
Jeśli nie masz wielu snów, być może odzywa się w tobie unikowiec („Nie
mam nic wspólnego z żadną Jaźnią”). Podejmij wyzwanie i spróbuj jeszcze
raz. Jeśli będziesz zwracać uwagę choćby na najmniejsze strzępy snów
(i będziesz sypiać wystarczająco dużo), twoje sny zaczną przemawiać.
Wówczas możesz potrzebować pomocy w zrozumieniu ich przesłania
(wypowiadają się one w twoim niepowtarzalnym języku, istnieją jednak
pewne elementy „gramatyki” wspólne wszystkim snom, a ich znajomość
przydaje się do dekodowania znaczeń). Znajdziesz ją w książkach, na
seminariach i w terapii jungowskiej. Tak czy inaczej twoje sny przemówią.
Wewnętrzny kochanek jako przewodnik do stabilnej
bliskości z Jaźnią

Wewnętrzny kochanek – bardzo szczególna, tajemnicza postać – został


wspomniany w rozdziale 2, jednak perspektywa duchowa umożliwia nowe
zrozumienie na przykład tego, dlaczego osoba innej, „obcej” płci bywa tak
często ważna dla naszego życia wewnętrznego. Tylko ta nader obca istota
o odmiennej płci może przyjąć na siebie najbardziej obce, najsilniej
odszczepione cząstki ciebie, które pragną się z tobą sparować, stopić się czy
coś stwarzać. Im bardziej pokochasz wewnętrznego kochanka, tym bliższy
będziesz całkowitości – akceptacji Jaźni przez ego i akceptacji ego przez
Jaźń.
Nie chciałabym jednak sugerować, że twoje senne lub aktywnie
zwizualizowane interakcje z wewnętrznym kochankiem są „zaledwie”
symbolami twojego postępu na drodze do integracji przeciwnych biegunów
twoich kompleksów. Wewnętrzny kochanek w zrozumiały dla nas, ludzi,
sposób pokazuje, jak Jaźń odnosi się do ciebie oraz czego wymaga od
ciebie pielęgnowanie tej relacji, tak jakbyś pielęgnował relację
z kochankiem w świecie zewnętrznym. Kochanek wewnętrzny najpierw
zaczyna pojawiać się w twoich snach – jako wymarzony kochanek
zewnętrzny, partner z przeszłości, zupełnie obcy człowiek lub jako nowa
postać w każdym kolejnym śnie – a w końcu zostaje scalony i nabiera
wielkiej realności, w miarę jak go rozpoznajesz i na niego reagujesz. Może
stanowić źródło wielkiego spokoju i pocieszenia, a także prowadzić cię do
Jaźni lub być wręcz jej substytutem w bardziej przystępnej formie.
Kiedy zbliżamy się do Jaźni, ten radosny stan wyraża się niekiedy
w snach o wspaniałych zaślubinach z wewnętrznym kochankiem. Inne sny
o ślubach, w których na przykład mamy problem z dotarciem na miejsce,
odmawiamy pobrania się lub uczestniczymy w ceremonii w charakterze
drużby czy druhny, mogą wskazywać na okoliczności stające na drodze
waszej wzajemnej miłości lub przeszkadzające w integracji pewnych
przeciwieństw w tobie. Wbrew temu, co sądzą freudyści, sny o seksie
i problemach seksualnych również mogą nieść przesłanie dotyczące relacji
z Jaźnią lub odmienną płciowo częścią Jaźni, a nie fizycznego seksu.
Jeżeli oś ego–Jaźń wymaga zdrowienia, wewnętrzny kochanek ujawni
również to, pojawiając się jako burzliwa postać w snach, symbolicznie
wyrażająca wszystkie przeszkody w osiągnięciu bliskości między ego
i Jaźnią. Jeśli na przykład wciąż oddziałuje na ciebie odrzucenie przez
osobę, na którą wyprojektowałeś Jaźń, z początku twój wewnętrzny
kochanek będzie krytyczny, niewspierający lub odrzucający – nawet
szyderczy.
„Uzdrawianie” negatywnie usposobionego wewnętrznego kochanka
przez pracę wewnętrzną odbywa się równolegle do tej, którą musisz
codziennie wykonywać w relacjach zewnętrznych. Kiedy pracujesz nad
jedną stroną, druga się zmienia. Na obu arenach czasami wystarczy, byś
bardziej poddał się temu intymnemu zjednoczeniu. Albo będziesz musiał
zawalczyć o siebie, albo okazać więcej akceptacji, albo uważniej słuchać
partnera lub przekonać go do zmiany. Jaźń powie ci w snach, jak dobrze
sobie z tym radzisz.
Elise (wysoko wrażliwa kobieta z rozdziału 3, która pracowała nad
swoim lękiem przed porzuceniem) nie potrafiła zaryzykować zakochania
się, ponieważ według niej najwydatniejszą cechą miłości było to, że
w końcu doprowadza nas ona do zaznania straty. Po pewnym czasie od
rozpoczęcia pracy wewnętrznej kobiecie przyśniła się śmierć jej
ukochanego psa (tak jakby jej psychika nie potrafiła zaryzykować snu
o utracie człowieka). W śnie tym Elise wiedziała, że jest poruszona stratą,
nie potrafiła jednak tego poczuć. Jej wewnętrzny kochanek pojawił się jako
zakonnik (postać symboliczna, daleka od kogoś, kogo mogłaby poślubić),
który prowadził nabożeństwo żałobne w intencji psa. Podczas ceremonii
wybuchł niekontrolowanym płaczem, współczując jej z powodu jej straty.
Słysząc jego płacz, Elise poczuła, jak wbrew jej woli narasta w niej żałość,
a w końcu zaniosła się głośnym szlochem przy wszystkich obecnych. Ale
nie stało się nic złego – nikt nie miał nic przeciwko temu. Później poczuła
we śnie intensywny, nieopisany smutek. Był on jednak nieco lżejszy do
zniesienia dzięki przykładowi zakonnika, który pomimo swego płaczu nie
przerwał nabożeństwa, najwyraźniej z miłości do niej.
Jak pracuje się nad tą wewnętrzną relacją? Zważając na treść swoich
snów, będziesz mógł rozpocząć romans z wewnętrznym kochankiem
i wzmocnić go za pomocą wizualizacji aktywnej (opisanej na s. 142).
W miarę rozwoju waszej wzajemnej miłości przejdziesz inicjację do – jak
to nazywam – intymnego życia z Jaźnią.
Intymne życie z Jaźnią

Wraz z postępem procesu indywiduacji zanika cykliczny charakter zbliżeń


i oddaleń czy całkowitego braku łączności z Jaźnią. Twoje sny
i wizualizacja aktywna dostarczają coraz silniejszego poczucia, że
odbierane przez ciebie obrazy i symbole są przesłaniami od silnie
zaangażowanej w twoje życie Jaźni. Zaczynasz także doświadczać bardzo
licznych zewnętrznych zdarzeń jako sygnałów od Jaźni. Jest tak, jakby
zaistniał nie tylko mniejszy rozłam między akceptowalnymi
i nieakceptowalnymi cząstkami ciebie, lecz także między świadomością
i nieświadomością, a nawet między życiem wewnętrznym i zewnętrznym.
Moim zdaniem jest to sposób życia przeznaczony szczególnie dla wysoko
wrażliwych.
Jednym ze sposobów na zrozumienie tej sytuacji (którą Jung i jego
kontynuatorzy nazywali „życiem symbolicznym”) jest zestawienie jej
z życiem sprzed zagojenia się tego rozłamu. W przypadku odseparowania
od Jaźni życie zewnętrzne może się wydawać tak banalne i bezsensowne,
szczególnie osobie wysoko wrażliwej, że autentycznie wydaje się czeluścią
„grobu” z Księgi Hioba. Aby rozproszyć poczucie pustki, człowiek całkiem
nieświadomie rzutuje Jaźń na coś namacalnego, na przykład na wielkie
przedsięwzięcia w pracy, wychowanie idealnego dziecka, a czasami choćby
na alkohol (spirytus zamiast Spiritus). Często wybiera głupawego guru lub
duchownego, który pozwala mu żyć w ten sposób, albo jakąś niemożliwą
miłość. Są to zachowania wynikłe ze ślepej, instynktownej tęsknoty
duchowej, wzmocnionej głęboko zakorzenionymi osobistymi kompleksami,
takimi jak niezaspokojona we wczesnym dzieciństwie potrzeba miłości. To
„nieroztropność” z Księgi Hioba. Wszystko to należy do życia bez
intymności z Jaźnią.
Drugie spojrzenie na Marka i Lindę

Mark i Linda (opisani w rozdziale 5) to para, która zmagała się z kilkoma


zauroczeniami Lindy, a w końcu z jej romansem. Linda desperacko, po
omacku, poszukiwała Jaźni – czegoś, kim Mark (ani ktokolwiek inny) nie
mógł się dla niej stać. Wreszcie odnalazła to, czego potrzebowała,
w praktyce duchowej, chociaż na początku zdawało jej się, że znalazła to
u swego przewodnika duchowego, na którego rzutowała Jaźń. Mądry
nauczyciel odrzucił jednak tę projekcję i polecił Lindzie, aby zaczęła
postrzegać swoje małżeństwo z Markiem jako część swej ścieżki duchowej.
Miała traktować męża jako dar otrzymany od Jaźni, która oczekuje od niej,
by sobie z nim poradziła – nie bez pomocy, ale też nie przez romanse. Takie
przygody nie wymagałyby od niej przybliżania się do Jaźni ani
integrowania odszczepionych części siebie, takich jak ta zdolna do tak
wielkiej pogardy do Marka, by Linda mogła dopuścić się zdrady.
Potraktowanie zauroczeń jako wyrazu jej potrzeby zbliżenia się do Jaźni
ostatecznie oszczędziło Markowi i Lindzie bólu rozwodu.

DLACZEGO INTYMNOŚĆ Z JAŹNIĄ NAZYWA SIĘ


TAKŻE „ŻYCIEM SYMBOLICZNYM”?

Symbole odgrywają główną rolę w intymnym zbliżeniu z Jaźnią. Według


Junga symbol jest wskazówką ku czemuś tajemniczemu, czego nie można
poznać bezpośrednio lub łatwo wyrazić słowami (natomiast znak, np. „znak
stopu”, wskazuje na coś, co można jest łatwo wyrażalne za pomocą słów).
Symbole są jednak czymś jeszcze większym: niosą przesłanie i energię
Jaźni. Są żywe – tak jak kochanek. Nie mając świadomości, czym są te
żywe energie, można ślepo podążać za nimi lub odczytywać je dosłownie,
a nie jako symbole, i rzutować na ludzi lub sytuacje.
Gillian, wysoko wrażliwa kobieta, była szczęśliwą mężatką i młodą
mamą, która po jednym dniu nauki jazdy konnej zadurzyła się w swoim
instruktorze. Był zwycięzcą wielu międzynarodowych pokazów
jeździeckich i cieszył się reputacją inicjatora przelotnych, burzliwych
romansów, po których zainteresowane kobiety nie żywiły do niego
specjalnych pretensji. Silne zauroczenie tym mężczyzną było ostatnim,
czego chciałaby doznawać Gillian, wrażliwa, sumienna żona i matka.
Powiedziałam jej (choć nie dokładnie tymi słowami), że fascynacja
instruktorem może być sygnałem od Jaźni, iż obecnie Gillian zaniedbuje
ważną część siebie samej – kogoś żądnego przyjemności, dzikiego
i nieskrępowanego, kto żyje za pan brat z instynktami zarówno przez swoją
seksualność, jak i przez kontakt z końmi, których zwierzęcy umysł musiał
dobrze poznać, aby po mistrzowsku ich dosiadać. Na to właśnie wskazywał
instruktor jazdy konnej, rozpatrywany jako symbol. Gillian mogła
zdecydować, by potraktować ten przekaz dosłownie, i wdać się w romans,
albo – być może słuszniej – zdecydować, by żyć tak, jak jej
jeździec/wewnętrzny kochanek. Oczywiście przerażała ją już sama myśl
o wyborze dowolnej z tych opcji, rujnującym życie wielu ludzi. Gdyby
jednak odczytała swoje uczucia bardziej symbolicznie, okazałoby się, że
wcale nie są przerażające, lecz stanowią bardzo potrzebne ostrzeżenie od
Jaźni: Gillian prowadzi jednostronne życie, zbytnio naznaczone
samopoświęceniem i bez kontaktu ze swoimi instynktami.
Nie oznacza to, że wszystko należy rozumieć tak bardzo symbolicznie,
że nigdy niczego się nie robi. Ważne jest kierowanie się wskazówkami
Jaźni, kiedy możemy przy tym postępować godziwie. Gillian w przyszłości
może na przykład występować w pokazach jeździeckich lub robić coś, co
będzie dla niej miało analogiczny sens. (A jeśli ma mądrą rodzinę, jej
członkowie powinni zachęcać Gillian do realizowania pasji, wiedząc, że –
jak piszę w rozdziale 7 – wyrzeczenie się takiej nadziei nie przyniesie
w dłuższej perspektywie niczego dobrego ani jej, ani im).
Osoby wysoko wrażliwe zwykle przykładają wielką wagę do
dokonywania świadomych etycznych wyborów. W tym celu wybory te
muszą naprawdę być wyborami, a nie wynikiem działania nierozumianych
energii. Wysoko wrażliwi nie są bardziej niż inni ludzie odporni na
nieświadome przymusy – nasza odporność może być nawet mniejsza.
Dlatego musisz się nauczyć bardzo dobrze rozważać symboliczne
przesłania Jaźni ukryte w popędach.
Być może dojdziesz nawet do rozumienia większości wydarzeń swego
życia jako komunikatów od Jaźni, tak że wszystkie okoliczności zdadzą się
przeniknięte niezachwianą sprawiedliwością i łaską. Dobrze oddaje to
metafora Edingera: zdarzenia życiowe, zarówno dobre, jak i złe, stają się
koralikami nawleczonymi na sznurek w różańcu życia, który symbolizuje
jedno, długie, znamienne spotkanie ego z Jaźnią 7.
Josh i kobieta dająca mu pić

Ostatnim przykładem będzie historia Josha, mężczyzny wysoko


wrażliwego, wycofanego społecznie i lękliwego. Josh starał się pracować
nad tym, uczestnicząc w zajęciach terapeutycznych z zakresu umiejętności
społecznych, zażywając Prozac, a nawet rozważając, w jaki sposób
niedostępna matka i nieobecny ojciec mogli wpłynąć na zaniżenie jego
poczucia własnej wartości, przez co ma lęk przed odrzuceniem. W jego
wypadku jednak żadne z tych często skutecznych podejść nie pomagało.
Pewnej nocy Josh śnił, że został schwytany przez potwora. Mężczyzna
wyrywał się i próbował uwolnić, ale bezskutecznie. W ten sposób Jaźń dała
mu znać, że ani trening umiejętności społecznych, ani Prozac, ani wgląd nie
pokonają tego potwora.
Josh ma teraz więcej snów o potworze, który przybiera różne postacie –
bywa czarownicą, która zamienia go w kamień, pustynią, na której Josh
umiera z pragnienia, albo pająkiem chwytającym go w swoją sieć.
Z niewielką pomocą osoby zajmującej się pracą ze snami mężczyzna
zaczyna się zastanawiać, co oznaczają poszczególne obrazy. Jak można
poradzić sobie z czarownicą? Wiele baśni dostarcza archetypowych
odpowiedzi w kwestii archetypowej złej antymatki. Kto jednak jest
czarownicą w życiu Josha? A pająk? We śnie jest zielony. Dlaczego? Czy
oznacza zazdrość? Co Josh myśli o pająkach? Czy zawsze są złe?
Pewnej nocy mężczyzna śni o tajemniczej kobiecie, która przynosi mu na
pustynię wodę. To bardzo go zaciekawia. Bez względu na to, czy wie to
świadomie, wyczuwa, że Jaźń zaproponowała jakieś rozwiązanie. Dlaczego
jednak to kobieta przynosi wodę? Czy Josh chce zaczerpnąć ze źródła
kobiecości? Zawsze miał skłonność do postrzegania siebie jako zbyt
kobiecego. Może jednak wcale taki nie jest. Rozpoczyna się dialog między
ego i Jaźnią. Mężczyzna nie tkwi już w uścisku niezróżnicowanego,
kompulsywnego instynktu unikania ludzi. Instynkt ten ma teraz cechy,
a Josh ma kilka pomysłów, jak sobie z nim poradzić. Pomysły te nie
pochodzą z książki ani od terapeuty (chociaż na początku pomoc w nauce
dekodowania snów może się okazać potrzebna). Przesłanie snu i zawarta
w nim mądrość docierają do Josha z jego wnętrza.
Samo to, że niektóre odpowiedzi przychodzą z wnętrza, zaczęło wpływać
na dręczącą Josha potrzebę, by lękliwie wycofywał się w każdej sytuacji
społecznej. Zaczął powątpiewać nawet, czy naprawdę jest płytkim,
nieciekawym człowiekiem, za jakiego się uważał. Zastanawiał się też, czy
rzeczywiście jest taki samotny. Czy nawet jeśli nigdy się nie ożeni, jego
życie będzie nieodwołalnie beznadziejne i bez sensu?
Co do intymnego życia z Jaźnią, na początku Josh nie miał pojęcia
o niczym podobnym. Pozostawał w szponach instynktownego lęku przed
zranieniem. Jednak Jaźń, przez sny, pokazała mu, że zachowywał się, jakby
był złapany w szpony przez potwora, jakby był owadem zaplątanym
w pajęczynę. Tak bardzo pozostawał w tym uścisku, tak bardzo
identyfikował się z tymi sytuacjami, że odgrywał je w rzeczywistości.
Naprawdę był człowiekiem w szponach potwora, owadem w pajęczynie,
a wkrótce mógł się też zakochać w pierwszej kobiecie, która ugasi jego
pragnienie. Gdy jednak zyskał większą świadomość swoich wewnętrznych
postaci jako symboli, wykorzystał zawarte w nich sygnały, aby wznieść się
ponad swoją nieświadomą, instynktowną reakcję i zacząć sobie z nią radzić.
Przestał być zdany na łaskę potwora czy pająka albo przepełniony
wdzięcznością dla pojącej go kobiety. Straszne i porywające obrazy zostały
wyniesione na kolejny poziom, otrzymały znaczenie. Pierwotny instynkt
Josha został w pewnym sensie ucywilizowany.
Cywilizacja leży w gestii świadomego, podejmującego decyzje ego,
które rozważa wszystkie konsekwencje sugerowane przez ciąg symboli.
Taki cywilizujący, symbolizujący wpływ jest specjalnością wysoko
wrażliwych. To dlatego wojowniczy władcy zawsze zwracali się do swoich
wysoko wrażliwych doradców-kapłanów o wyjaśnienia sensu ich snów.
Gdy wszystkie stany umysłu, nawet takie jak lęk lub nieśmiałość, mogą
być postrzegane jako znamienne zetknięcia ego z Jaźnią, cel naszego życia
duchowego jest w dużej mierze osiągnięty. Będziemy wówczas
rozpoznawać te znamienne spotkania nawet w obliczu największych lęków
i strat, w obliczu samej śmierci. Ale zacząć można od nieśmiałości, jak
u Josha.
Połączenie życia symbolicznego dwojga ludzi

Niemal każda religia i tradycja duchowa zachęca do odbywania świętych


rytuałów i praktyk w towarzystwie innych ludzi. Doświadczenia duchowe
mają dzięki temu większą moc. Ponadto udział w rytuałach i praktykach
religijnych wspólnie z naszymi ukochanymi wzbogaca i uzdrawia nasze
relacje tak jak nic innego. Jeśli jesteś w związku, ale nie uczestniczysz
w rytuałach, nie medytujesz, nie modlisz się lub nie chodzisz do kościoła
razem z partnerem, zainicjowanie takich działań może być ważnym
wydarzeniem w waszej relacji.
Oczywiście nie można oczekiwać, że duchowość rozwiąże wszystkie
problemy w związku. Rozświetla ona najwyższe piętra relacji, a do
oświetlenia niższych potrzebny jest wysiłek komunikowania się
i rozumienia ludzkiej psychiki – naszych kompleksów, cieni, instynktów
i ekspresji symbolicznej. Stojąc ramię w ramię, nie pochylając się ku sobie,
ani nie odchylając od siebie, dwie osoby wykonujące wspólnie swoją pracę
mogą się stać dwiema wieżami światła.
Widziani zaś z daleka mogą się wydawać częścią wielkiego Miasta
Świateł. Jednym z wielu symboli Jaźni powtarzających się w snach jest
Święte Miasto i chociaż sama w sercu czuję się wiejską dziewczyną,
wyobrażam sobie teraz, że miłość polega na powracaniu do domu w tym
Mieście, stapianiu się z jego rytmami i życiem – stawaniu się wieżą, lub
dwiema wieżami, w jego świetlistej sylwetce.
Czym więc jest miłość?

Zbliżając się do końca książki, mamy podstawy do rozumienia miłości


w radykalnie nowy sposób. W rozdziale 4 zdefiniowałam miłość dość
sucho jako „pragnienie wejścia w intymną relację z określoną osobą oraz
pozostawania w tej relacji” – teraz jednak możemy rozumieć tę szczególną
drugą osobę jako każdego, kto ma cechy umożliwiające nam rzutowanie na
niego Jaźni. W pewnym sensie więc wszelka miłość jest skierowana do
Jaźni, zmierza do Miasta i bycia w nim razem z ukochanym w postaci
dwóch wież rysujących się na tle nieba. Nawet wtedy gdy kochamy
samochód lub psa, a z pewnością gdy kochamy matkę, przyjaciela czy
partnera, w rzeczywistości staramy się wniknąć do Jaźni i ją pokochać.
Według mnie nie oznacza to, że miłość do drugiej osoby przesłania nam
widok prawdziwego celu, Jaźni, choć pewne tradycje duchowe
przedstawiają taki pogląd. Rola miłości jest bardziej złożona. Przede
wszystkim kiedy kolejni oblubieńcy nas rozczarowują, ponieważ nie są
Jaźnią, szukamy coraz głębiej w sobie, aż znajdziemy. Ponadto niektóre
ludzkie miłości wydają się ścieżkami do Jaźni, jak w tradycji sufickiej – od
fany do baqi, od dostrzegania boskości w ukochanym do postrzegania
ukochanego jako części tego, co boskie (pamiętasz to z rozdziału 4?). Aby
taka przemiana nastąpiła i osiągnęła stabilność pozwalającą przetrwać
każdą burzę, potrzeba czasu dla ciebie i twojej miłości.
Dla wysoko wrażliwych w długoletnich związkach

Osoby wysoko wrażliwe często pragną trwałych, długoletnich związków –


przemyśleliśmy tę sprawę i podejrzewamy, że właśnie w tym kryje się
największy potencjał głębi (mimo że statystycznie relacje z czasem stają się
coraz mniej satysfakcjonujące, a połowa małżeństw kończy się rozwodem).
Albo mamy mniej wzniosłe powody, by marzyć o stabilności małżeńskiej – 
nie lubimy zmian, nie chcemy kogoś odrzucić ani doświadczać odrzucenia,
mamy świadomość, że rozstania wiążą się z nieuchronnym cierpieniem,
a nowe opcje prawdopodobnie wcale nie są lepsze.
Niezależnie jednak od powodów, dla których pozostajemy w związku,
długotrwałe relacje są nam potrzebne do pogłębiania intymności z Jaźnią,
podobnie jak intymność z Jaźnią jest konieczna do pogłębiania
długotrwałych związków. Jung, mimo iż był introwertykiem, uważał, że
obie formy rozwoju osobistego zdecydowanie wymagają bycia w relacji.

Człowiek, który nie jest w związkach z innymi ludźmi, nie posiada


całkowitości, może ją bowiem zdobyć tylko przez duszę, ta zaś nie może się
obejść bez swojej drugiej połowy, którą stale odnajduje w ty. Całkowitość to
złożenie ja i ty objawiających się jako części transcendentnej jedności, której
istotę można pojąć jedynie symbolicznie (…) 8.

Jung mówi między innymi, że w relacjach z ludźmi, których kochamy,


możemy się skonfrontować z własnymi cieniami i kompleksami, wycofać
swoje projekcje i zaakceptować ograniczenia wynikające z natury
osobowości i temperamentu, a otrzymujemy też szansę przekroczenia tych
ograniczeń, aby zbliżyć się do całkowitości, dzięki drugiej osobie
posiadającej część tego, czego nam brakuje. Myślę jednak, że w powyższej
wypowiedzi zawarta jest także sugestia, iż związek jest częścią Jaźni,
świeżym symbolem wychodzącym z Jaźni i odsyłającym do niej.
Być może nie każdy związek daje tak silne wrażenie, że pochodzi z Jaźni
i z powrotem nas do niej odsyła. Jeżeli jednak tak jest, wydaje się, że
partnerzy są sobie przeznaczeni. Moim ulubionym przykładem takiego
związku, ze względu na moje miejsce zamieszkania, jest romans poety
Robinsona Jeffersa i Uny Call Kuster 9. Jeffers jest znany z wierszy,
pisanych głównie w latach dwudziestych ubiegłego wieku, a dotyczących
odnalezienia sensu życia w swoich rodzinnych stronach, dzikich ostępach
na południe od Monterey w Kalifornii. Poeta, z pewnością człowiek
wysoko wrażliwy, zakochał się w Unie na zaawansowanym kursie języka
niemieckiego podczas studiów w Los Angeles. Była dynamiczną, pełną
pasji, świetnie wykształconą kobietą, zdolną docenić jego głębię jak mało
kto. Niestety była też już wówczas żoną czarującego, lecz płytkiego
emocjonalnie biznesmena, z którym niewiele ją łączyło prócz kręgów
zamożnej socjety Los Angeles, gdzie się poznali.
Robinson i Una wielokrotnie próbowali zakończyć swój związek, ale gdy
po roku dobrowolnej separacji poeta wrócił z Seattle do Los Angeles,
natknął się na Unę na ulicy w ciągu pół godziny od przyjazdu. Przypadek
ten był – używając terminologii Jungowskiej – symbolem, którego żadne
z nich nie mogło zignorować. Po dalszej szamotaninie oraz, oczywiście,
publicznym skandalu Robinson i Una pobrali się i żyli razem przez
czterdzieści cztery lata, aż do jej śmierci. Jeffers samodzielnie zbudował dla
niej kamienny domek i wieżyczkę na skalistym cyplu nad brzegiem oceanu.
Wznosząc wieżę Tor, tworzył swoją najwspanialszą poezję. Budowla
i wiersze powstawały w służbie miłości.
Miłość zdająca się uświęconym przeznaczeniem losu, jak ta Robinsona
i Uny, jest niejako obdarzona swoim własnym życiem. Między ludźmi rodzi
się coś nowego, trzeci byt – wielka miłość sama w sobie, będąca Jaźnią
obecną przy zakochanych. I ten trzeci stawia dwojgu swoje wymagania –
takie jak doprowadzenie do publicznego skandalu albo budowanie wieży
i pisanie wierszy.
Związki romantyczne to nie jedyne relacje, które mogą się wydać
zrządzeniem przeznaczenia, uchodzić za święte, sterowane ręką Jaźni.
Bywają też takie przyjaźnie. Każdy może być w kilku takich relacjach
równocześnie. W historii Artura, Ginewry i Lancelota – jednego
z najbardziej naznaczonych przez los, świętych, nieszczęśliwych trójkątów
miłosnych w historii – ta szczególna jakość ujawnia się w związkach każdej
pary, a także we wspólnej relacji całej trójki.
Niezależnie od formy przeznaczonego nam związku staje się on – 
niczym ważny sen – wiadomością od Jaźni, nauką od duchowego mistrza.
Wymaga od nas poświęcenia, posłuszeństwa i pokornej służby w zamian za
wygrzewanie się czasem w jej błogich promieniach. Jeśli zaś nakazuje wam
dwojgu walczyć, musicie walczyć – niczym „godni siebie przeciwnicy”, jak
pisze Haule w Divine Madness. Jeżeli wymaga przebaczenia, musicie
przebaczyć. Jeśli prosi o wyznanie grzechów, wyznajecie je. Może zażądać
od was nawet wyzbycia się swojej wzajemnej fizycznej obecności, ale i to
dokona się w służbie miłości, która pozostanie święta i jeszcze silniejsza ze
względu na poświęcenie dwóch indywidulanych pragnień na rzecz Jaźni.
Jak poznaje się wolę Jaźni? Przez obserwację i analizę snów,
doznawanych dolegliwości, „zbiegów okoliczności” czy znaków
w codziennym życiu, a także innych wskazówek odwołujących się do
tajemniczego, znamiennego świata ukrytego pod powłoką tego pozornie
zwyczajnego. Będąc wysoko wrażliwi, ty i ja jesteśmy szczególnie
predysponowani do odszyfrowywania woli Jaźni, pilnego zważania na nią
oraz jak najlepszego realizowania jej żądań, aby dzięki temu umożliwić
całemu sobie – swojemu ego i Jaźni, kochankowi i Miłości – możliwie
najpełniejsze życie i rozwój. To jest nasz Święty Graal.
Można się zastanawiać, dlaczego miłość Ginewry i Lancelota nie została
surowiej ukarana przez Boga (lub narratora), skoro ich romans nie tylko
stanowił zdradę wobec Artura, lecz także doprowadził do upadku
Camelotu. Jak zauważa Haule w Divine Madness, łatwo zapominamy, że
prawdziwym celem tego wszystkiego – panowania Artura, działań Merlina,
Okrągłego Stołu, Lancelota, Ginewry i królestwa Camelot – było
poszukiwanie Świętego Graala, potężnego symbolu Jaźni. Każda tradycja
duchowa mówi, że szukanie Jaźni wiąże się z wymaganiami
i doświadczeniem mrocznego czasu dla wszystkich zaangażowanych w ten
proces – aby narodziło się coś nowego, coś starego musi umrzeć.
Zwłaszcza osoby wysoko wrażliwe zazwyczaj nie chcą, by cokolwiek się
zmieniało lub obumierało, dlatego to przesłanie jest szczególnie ważne:
w długotrwałych relacjach musisz być gotowy na znoszenie zdrad
przyjacielskiego aspektu więzi (na przykład w wyniku zaciekłej kłótni)
w celu odrodzenia namiętności Jaźni przez ducha pierwotnego. Przede
wszystkim jednak musisz się przygotować na swój udział w upadku
waszych Camelotów (na przykład jakichś wspólnych przedsięwzięć,
przytulnego domu, jaki stworzyliście, lub dzieci, które wychowaliście,
dosłownie czy w przenośni). Dotyczy to również gotowości na ostateczny
upadek waszego królestwa, czyli śmierci jednego z was.
Kiedy Lancelot i Ginewra udają się do klasztoru i przyrzekają dożyć
swych dni osobno w samotności, z reguły traktujemy to jako pokutę. Być
może jednak jest to kolejny etap ich romansu, baqa, o której mówiliśmy
w rozdziale 4. Jaźń doprowadziła ich do takiego poziomu jedności, że
każde z nich odeszło w spokoju do swojego osobnego, świętego życia
i śmierci, na zawsze zjednoczone z tym drugim. Jak matka odstawiająca
dziecko od piersi Duch Święty uwolnił ich od potrzeby fizycznej obecności
ukochanego, aby mogli czerpać doskonalsze poczucie spełnienia w jedności
z nim w Jaźni.
Czas się pożegnać

Jak Lancelot i Ginewra musimy się uwolnić się od łączących nas słów
i wejść w subtelniejszą, trwałą relację. Trudno jest pisać te końcowe zdania.
Mam poczucie straty. Zbliżyliśmy się wzajemnie do siebie. Zawsze czułam
twoją obecność, chociaż nie znam twojego imienia. Starałam się
przewidzieć twoje potrzeby, pytania, problemy. Wynika to z mojej natury
wrażliwca – ty zrobiłbyś dla mnie to samo.
Moja wrażliwość sprawia również, że nie lubię takich pożegnań jak to.
Mój wewnętrzny kochanek, mędrzec, stara się pomóc mi przechodzić przez
takie przełomowe chwile, przypominając, że każdy początek wymaga
końca. Pocieszam się więc myślą o początku, który stworzysz z kimś
innym, wewnętrznym lub zewnętrznym, mężczyzną lub kobietą, w nowym
micie lub nowym rozdziale swojego mitu. Dalej śnimy ten sen. Dobranoc.

1. K.S. Kendler, C.O. Gardener, C.A. Prescott, Religion, Psychopathology, and Substance
Use and Abuse: A Multimeasure Genetic-Epidemiologic Study, „American Journal of
Psychiatry” 1997, s. 322–329. ↩
2. E.F. Edinger, Ego and Archetype: Individuation and the Religious Function of the Psyche,
Penguin Books, New York 1972. ↩
3. P. Benson, B. Spilka, God Image as a Function of Self-Esteem and Locus of Control,
„Journal for the Scientific Study of Religion” 1973, nr 12, s. 297–310. ↩
4. L.A. Kirkpatrick, P.R. Shaver, An Attachment-Theoretical Approach to Romantic Love and
Religious Belief, „Personality and Social Psychology Bulletin” 1992, nr 18, s. 266–275. ↩
5. Edinger, Ego and Archetype, s. 39–40. ↩
6. Ibid., s. 40. ↩
7. Edinger, Ego and Archetype, s. 117. ↩
8. Jung, Praktyka psychoterapii, s. 271. ↩
9. J. Karman, Robinson Jeffers: Poet of California, Story Line Press, Brownsville, Ore. 1996.

Przypisy bibliograficzne

Zamieszczone w tej książce informacje na temat osób wysoko wrażliwych,


niezwiązane bezpośrednio z zagadnieniem związków, opierają się na rzetelnych
badaniach, które zostały w przytoczone w następujących tekstach:
E.N. Aron, The Highly Sensitive Person (New York: Broadway Books, 1997). Wyd.
pol. Wysoko wrażliwi. Jak funkcjonować w świecie, który nas przytłacza,
Wydawnictwo Feeria, Łódź 2017.
E.N. Aron , A. Aron, Sensory-Processing Sensitivity and Its Relation to Introversion
and Emotionality, „Journal of Personality and Social Psychology” 1993, nr 73, s. 345–
368.
E.N. Aron, High Sensitivity as One Source of Fearfulness and Shyness: Preliminary
Research and Clinical Implications, [w:] Extreme Fear, Shyness, and Social Phobia:
Origins, Biological Mechanisms, and Clinical Outcomes, (red.) L. A. Schmidt, J.
Schulkin, Oxforf University Press, New York 1999, s. 251–272.
E.N. Aron, Counseling the Highly Sensitive Person, Counseling and Human
Development 1996, nr 28, s. 1–7.
Poniższe przypisy dotyczą głównie badań nad związkami oraz ustaleń na temat
WWO, których nie opisano w wymienionych wyżej źródłach. Gdy odwołuję się
w książce do wyników własnych badań, zwykle mam na myśli te opublikowane
w powyższych pracach. Wyjątek stanowią najnowsze badania dotyczące związków
i seksualności osób wysoko wrażliwych – ich rezultaty po raz pierwszy prezentuję na
kartach tej książki.
1 M. McGue, D.T. Lykken, Personality and Divorce: A Genetic Analysis, „Journal of
Personality and Social Psychology” 1996, nr 71, s. 288–299.

. Czy jesteś osobą wysoko wrażliwą?


1 D.M. Buss, Human Mate Selection, „American Scientist” 1985, nr 47, s. 47–51.
2 R.J.H. Russell, P. Wells, Personality Similarity and Quality of Marriage, „Personality
and Individual Differences” 1991, nr 12, s. 407–412.
3 R.B. Kosek, The Quest for a Perfect Spouse: Spousal Ratings and Marital
Satisfaction, „Psychological Reports” 1996, nr 79, s. 731–735.
4 J.M. Gottman, N. Silver, The Seven Principles for Making Marriage Work, (Crown
Publishers, New York 1999). Wyd. pol. Siedem zasad udanego małżeństwa, tłum. D.
Olejnik, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2006.
5 C.G. Jung, Psychological Types, vol. 6, The Collected Works of C.G. Jung, ed. W.
McGuire, (Princeton University Press, Princeton, New York 1971.). Wyd. pol. Typy
psychologiczne, Wydawnictwo KR, Warszawa 2013.
6 C.G. Jung, Freud and Psychoanalysis, vol. 4, The Collected Works 1961.
7 A. Mehrabian, E. O’Reilly, Analysis of Personality Measures in Terms of Basic
Dimensions of Temperament, „Journal of Personality and Social Psychology” 1980, nr
38, s. 492–503.
8 A. Thomas, S. Chess, Temperament and Cognition: Relations between
Temperament and Mental Test Scores, w: Temperament in Childhood, (red.) G.A.
Kohnstamm, J.E. Bates, M.K. Rothbart, American Psychological Association,
Washington, D.C. 1994, s. 377–387.
9 J. Poland, The Sensitive Child, (St. Martin’s, New York 1996. Wyd. pol. Wrażliwe
dziecko, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2000.
10 D.S. Wilson, K. Coleman, A.B. Clark, L. Biederman, Shy-Bold Continuum in
Pumpkinseed Sunfish (Lepomis Gibbosus): An Ecological Study of a Psychological
Trait, „Journal of Comparative Psychology” 1993, nr 107, s. 250.
11 X. Chen, K. Rubin, Y. Sun, Social Reputation and Peer Relationships in Chinese
and Canadian Children: A Cross-Cultural Study, „Child Development” 1992, nr 63,
1336–1343.
12 M. Zuckerman, Behavioral Expressions and Biosocial Bases of Sensation Seeking,
Cambridge University Press, New York 1994, s. 27.
13 M. Zuckerman, Impulsive Unsocialized Sensation Seeking: The Biological
Foundations of a Basic Dimension of Personality, [w:] Temperament: Individual
Differences at the Interface of Biology and Behavior, (red.) J.E. Bates, T.D. Wachs
American Psychological Association, Washington, D.C. 1994, s. 224.
R. Nieśmiałość płciowa a wrażliwość
1 P. Young-Eisendrath, You’re Not What I Expected: Love After the Romance Has
Ended, Fromm International Publishing Corporation, New York 1997, s. 24.
2 L.L. Carli, Gender, Interpersonal Power, and Social Influence, „Journal of Social
Issues” 1999, nr 55, s. 81–99.
3 R.C. Barnett and G.K. Baruch, The Competent Woman: Perspectives on
Development, Irvington Publishers, New York 1978.
4 S. Faludi, Backlash: The Undeclared War Against American Women, Crown, New
York 1991.
5 W. Pollack, Real Boys: Rescuing Our Sons from the Myths of Boyhood, Henry Holt
and Company, New York 1998, s. 6.
6 S. Koffman, Sensitive Men–Their Special Task, „Comfort Zone: The HSP
Newsletter” 1996, t. 1, nr 1, s. 14.
7 B.G. Gilmartin, Shyness and Love: Causes, Consequences, and Treatment,
University Press of America, Lanham, Md. 1987.
8 Na przykład R. Bly, Iron John: A Book About Men, Addison-Wesley, Reading, Mass.
1990. Wyd. pol. Żelazny Jan. Rzecz o mężczyznach, Rebis,Poznań 1993.
9 Gilmartin, Shyness and Love, 400.
10 L.K. Lamke, D.L. Sollie, R.G. Durbin, J.A. Fitzpatrick, Masculinity, Femininity and
Relationship Satisfaction: The Mediating Role of Interpersonal Competence, „Journal
of Social and Personal Relationships” 1994, nr 11, s. 535–554.
11 L.A. Pasch, T.N. Bradbury, J. Davila, Gender, Negative Affectivity, and Observed
Social Support Behavior in Marital Interactions, „Personal Relationships” 1997, nr 4, s.
361–378.
12 W. Ickes, Traditional Gender Roles: Do They Make, and Then Break Our
Relationships? „Journal of Social Issues” 1993, nr 49, s. 71–85.
13 N.S. Jacobson, W.C. Follette, M. Pagel, Predicting Who Will Benefit from
Behavioral Marital Therapy, „Journal of Consulting and Clinical Psychology” 1986, nr
54, s. 518–522.
14 R.B. Stuart, Helping Couples Change: A Social Learning Approach to Marital
Therapy, The Guilford Press, New York 1980, s. 264.
15 L.J. Roberts, L.J. Krokoff, A Time-Series Analysis of Withdrawal, Hostility, and
Displeasure in Satisfied and Dissatisfied Marriages, Journal of Marriage and the
Family” 1990, nr 52, s. 95–105.
16 C.L. Heavey, C. Layne, A. Christensen, Gender and Conflict Structure in Marital
Interaction: A Replication and Extension, Journal of Consulting and Clinical
Psychology” 1993, nr 61, s. 16–27.
17 R. Johnson, Inner Work, Harper San Francisco, San Francisco 1989.
18 P.G. Devine, Stereotypes and Prejudice: Their Automatic and controlled
components, „Journal of Personality and Social Psychology” 1989, nr 56, s. 680–690.

. WWO a lęk przed bliskością


1 M.D. Sherman, M.H. Thelen, Fear of Intimacy Scale: Validation and Extension with
Adolescents, „Journal of Social and Personal Relationships” 1996, nr 13, s. 507–521.
2 E. Hatfield, The Dangers of Intimacy, [w:] Communications, Intimacy, and Close
Relationships, (red.) V.J. Derlega, Academic Press, New York 1984, s. 377–387.
3 J. Bowlby, A Secure Base: Clinical Applications of Attachment Theory, Routledge,
London 1988.
4 D.W. Winnicott, Maturational Processes and the Facili-tating Environment, Hogarth
Press and the Institute of Psychoanalysis, London 1965. Wyd. pol. Procesy
dojrzewania i sprzyjające środowisko, tłum. A. Czownicka, Imago, Gdańsk 2018.
5 Na podstawie: K. Bartholomew, L.M. Horowitz, Attachment styles among young
adults: A test of a four-category model, „Journal of Personality” 1991, nr 61, s. 226–
244.
6 Ten i wskaźniki przy kolejnych trzech stylach: M. Diehl, A.B. Elnick, L.S. Bourbeau,
G. Labouvie-Vief, Adult Attachment Styles: Their Relations to Family Context and
Personality, „Journal of Personality and Social Psychology” 1998, nr 74, 1656–1669.
7 D.J. Siegel, The Developing Mind: Toward a Neurobiology of Interpersonal
Experience, Guilford Press, New York 1999. Wyd. pol. Rozwój umysłu. Jak stajemy
się tym, kim jesteśmy, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009.
8 M. Gunnar, Psychoendocrine Studies of Temperament and Stress in Early
Childhood: Expanding Current Models, [w:] Temperament: Individual Differences,
(red.) Bates, Wachs, American Psychological Association, Washington, D.C. 1994,
175–198.
9 K.A. Brennan and P.R. Shaver, Dimensions of Adult Attachment, Affect Regulation,
and Romantic Functioning, „Personality and Social Psychology Bulletin” 1995, nr 21,
s. 267–283.
10 M. Mikulincer, Attachment Style and the Mental Representation of the Self,
„Journal of Personality and Social Psychology” 1995, nr 69, s. 1203–1215.
11 Y. Lussier, S. Sabourin, C. Turgeon, Coping Strategies as Moderators of the
Relationships Between Attachment and Marital Adjustment, „Journal of Social and
Personal Relationships” 1997, nr 14, s. 777–791.
12 Brennan, Shaver, Dimensions of Adult Attachment.
13 H. Latty-Mann and K.E. Davis, Attachment Theory and Partner Choice: Preference
and Actuality, „Journal of Social and Personal Relationships” 1996, nr 13, s. 5–23.
14 R.R. Kobak, C. Hazan, Attachment in Marriage: Effects of Security and Accuracy
of Working Models, „Journal of Personality and Social Psychology” 1991, nr 60, 861–
869.
15 E.C. Klohnen, S. Bera, Behavioral and Experiential Patterns of Avoidantly and
Securely Attached Women Across Adulthood: A 31-Year Longitudinal Perspective,
„Journal of Personality and Social Psychology” 1998, nr 74, s. 211–223.
16 Brennan, Shaver, Dimensions of Adult Attachment.
17 M. Mikulincer, Adult Attachment Style and Individual Differences in Functional
versus Dysfunctional Experiences of Anger, „Journal of Personality and Social
Psychology” 1998, nr 74, s. 513–524.
18 Brennan, Shaver, Dimensions of Adult Attachment.
19 J.A. Simpson, W.S. Rholes, J.S. Nelligan, Support Seeking and Support Giving
within Couples in an Anxiety-Provoking Situation: The Role of Attachment Styles,
„Journal of Personality and Social Psychology” 1992, nr 62, s. 434–446.
20 J.A. Feeney, Adult Attachment, Emotional Control, and Marital Satisfaction,
„Personal Relationships” 1999, nr 6, 169–185.
21 B.C. Feeney and L.A. Kirkpatrick, Effects of Adult Attachment and Presence of
Romantic Partners on Physiological Responses to Stress, „Journal of Personality and
Social Psychology” 1996, nr 70, s. 255–270.
22 Brennan, Shaver, Dimensions of Adult Attachment.
23 M. Main, Cross-Cultural Studies of Attachment Organization: Recent Studies,
Changing Methodologies, and the Concept of Conditional Strategies, „Human
Development” 1990, nr 33, s. 48–61.
24 Siegel, The Developing Mind, s. 91.
25 Siegel, The Developing Mind.
26 P.D. Kramer, Should You Leave? A Psychiatrist Explores Intimacy and Autonomy—
and the Nature of Advice, Scribner, New York 1997.

. Skok na głęboką wodę


1 A. Aron, E.N. Aron, Love and Sexuality, w: Sexuality in Close Relationships, (red.)
K. McKinney, S. Sprecher, Lawrence Erlbaum, Hillsdale, N.J. 1991, s. 25.
2 A. Aron, Relationship Variables in Human Heterosexual Attraction (praca doktorska,
University of Toronto 1970).
3 A. Aron, E.N. Aron, Love as the Expansion of Self: Understanding Attraction and
Satisfaction, New York, Hemisphere 1986.
4 Zob. A. Aron, E.N. Aron, The Self-Expansion Model of Motivation and Cognition in
Close Relationships, [w:] The Handbook of Personal Relationships, wyd. 2, (red.). S.
Duck, W. Ickes, Wiley, Chichester, U.K. 1997, s. 251–270.
5 A. Aron, D.G. Dutton, E.N. Aron, A. Iverson, Experiences of Falling in Love, „Journal
of Social and Personal Relationships” 1989, nr 6, s. 243–257.
6 H.E. Fisher, Lust, Attraction, and Attachment in Mammalian Reproduction, „Human
Nature” 1998, nr 9, s. 23.
7 M. Kodis, D. Moran, D. Houy, Love Scents: How Your Natural Pheromones
Influence Your Relationships, Your Moods, and Who You Love, Dutton, New York
1998. Wyd. pol. Zapachy miłości. Jak feromony wpływają na nasze nastroje i związki
z ludźmi oraz na to, kogo kochamy, Amber, Warszawa 1999.
8 A. Tesser, Self-Generated Attitude Change, Advances in Experimental Social
Psychology, t. 11, ed. L. Berkowitz, Academic Press, New York 1978, s. 289–338.
9 D.G. Dutton, A. Aron, Some Evidence for Heightened Sexual Attraction under
Conditions of High Anxiety, „Journal of Personality and Social Psychology” 1974, nr
30, s. 510–517.
10 C.A. Foster, B.S. Witcher, W.K. Campbell, J.D. Green, Arousal and Attraction:
Evidence for Automatic and Controlled Processes, „Journal of Personality and Social
Psychology” 1998, nr 74, s. 86–101.
11 E.S. Person, Dreams of Love and Fateful Encounters: The Power of Romantic
Passion, Penguin Books, New York 1989, s. 264.
12 A. Aron, Relationship Variables.
13 J.A. Desteian, Coming Together—Coming Apart: The Union of Opposites in Love
Relationships, SIGO Press, Boston 1989.
14 J.R. Haule, Divine Madness: Archetypes of Romantic Love, Shambhala, Boston
1990.
15 A. Aron, E.N. Aron, J. Allen, Motivations for Unreciprocated Love, „Personality and
Social Psychology Bulletin” 1998, nr 24, s. 787–796.
16 C.G. Jung, Visions Seminars, Spring Publications, Zurich 1976, s. 110.
17 V. Harms, The Inner Lover, Shambhala, Boston 1992.
18 L.D. Ross, T.M. Amabile, J.L. Steinmetz, Social Roles, Social Control and Biases
in Social-Perception Processes, „Journal of Personality and Social Psychology” 1977,
nr 35, s. 485–494.
19 A.M. Pines, Falling in Love: How We Choose the Lovers We Choose, Routledge,
New York 1999. Wyd. pol. Zakochać się. Jak wybieramy tych, których kochamy, Świat
Książki, Warszawa 2008.

. Związki WWO z nie-WWO


1 A. Caspi and E.S. Herbener, Continuity and Change: Assortative Marriage and the
Consistency of Personality in Adulthood, „Journal of Personality and Social
Psychology” 1990, nr 58, s. 250–258.
2 Kramer, Should You Leave?, s. 198.
3 Na podstawie: D. Wile, After the Honeymoon: How Conflict Can Improve Your
Relationship, Wiley, New York 1988.
4 Person, Dreams of Love and Fateful Encounters, s. 264.

. Jak dwie krople wody


1 B.R. Karney, T.N. Bradbury, Neuroticism, Marital Interaction, and the Trajectory of
Marital Satisfaction, „Journal of Personality and Social Psychology” 1997, nr 72, s.
1075–1092.
2 Jung, Psychological Types, vol. 6, The Collected Works.
. Tworzenie satysfakcjonującego wrażliwego partnerstwa
1 A. Aron, M. Paris, E.N. Aron, Prospective Studies of Falling in Love and Self-
Concept Change, „Journal of Personality and Social Psychology” 1995, nr 69, s.
1102–1112.
2 Karney, Bradbury, Neuroticism, Marital Interaction, and the Trajectory of Marital
Satisfaction.
3 A. Aron, C.C. Norman, and E.N. Aron, Couples Shared Participation in Novel and
Arousing Activities and Experienced Relationship Quality, „Journal of Personality and
Social Psychology” 2000.
4 C. Reissman, A. Aron, and M.R. Bergen, Shared Activities and Marital Satisfaction:
Causal Direction and Self-Expansion versus Boredom, „Journal of Social and
Personal Relationships” 1993, nr 10, s. 243–254.
5 Aron, Norman, Aron, Couples Shared Participation in Novel and Arousing Activities
and Experienced Relationship Quality.
6 J. Gottman, N. Silver, The Seven Principles for Making Marriage Work, Crown, New
York 1999.
7 Young-Eisendrath, You’re Not What I Expected.
8 Gottman, Silver, The Seven Principles for Making Marriage Work.
9 Sześć z nich pochodzi z Ibid., zaadaptowane dla osób wysoko wrażliwych.
10 Ibid.
11 Ibid.
12 Ibid.
13 Ibid.
14 B. Jaeger, The Highly Sensitive Self-Employed, „Comfort Zone: The HSP
Newsletter” 1999, t. 4, nr 2, s. 13.
15 Desteian, Coming Together–Coming Apart, s. 37.
16 Gottman, Silver, The Seven Principles for Making Marriage Work.
17 C.G. Jung, The Practice of Psychotherapy, vol. 16, The Collected Works 1985,
294–95. Przekład za wyd. pol. Praktyka psychoterapii, tłum. R. Reszke, Wydawnictwo
KR, Warszawa 2007, s. 229–230.
18 C.J. Showers, Compartmentalization of Positive and Negative Self-Knowledge:
Keeping the Bad Apples Out of the Bunch, „Journal of Personality and Social
Psychology” 1992, nr 62, s. 1036–1049.
19 C.J. Showers and S.B. Kevlyn, Organization of Knowledge about a Relationship
Partner: Implications for Liking and Loving, „Journal of Personality and Social
Psychology” 1999, nr 76, s. 958–971.
20 Gottman, Silver, The Seven Principles for Making Marriage Work.
21 Psychotherapy, Consumer Reports November 1995, s. 734–739.

.
1 J.J. Griffin, Sexual Fantasy, Extramarital Affairs, and Marriage Commitment (praca
doktorska, California Graduate School of Family Psychology 1990).
2 D.H. Lawrence, Marriage and the Living Cosmos, [w:] Challenge of the Heart: Love,
Sex, and Intimacy in Changing Times, (red.) J. Wellwood, Shambhala, Boston 1985,
s. 166. Przekład za wyd. pol. Obrona Lady Chatterley, tłum. M. Tarnowski, Księgarnia
M. Fruchtmana, Warszawa 1933, s. 115–116.
3 Ibid. 129–130.
4 R.M. Rilke, Advice for a Young Lover, [w:] The Art of Staying Together: Embracing
Love, Intimacy, and Spirit in Relationships, (red.) M.R. Waldman, Jeremy P.
Tarcher/Putnum, New York 1998, s. 171. Przekład za wyd. pol. Listy do młodego
poety, tłum. J. Nowotniak, Świat literacki, Izabelin 1996, s. 32.
5 Ibid.
6 Ibid., s. 30.
7 R.M. Rilke, Learning to Love, [w:] Challenge of the Heart, 264. Przekład za wyd. pol.
Listy do młodego poety…, s. 31.
8 B. Jager, Passion and Transformation, [w:] Challenge of the Heart, s. 218.
9 Ibid., s. 218–219.
10 Ibid., s. 220.
11 Ibid., s. 221.

You might also like