Augustyn O Trójcy Świętej

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 602

Sw.

Augustyn

O Trójcy Świętej
Św. Augustyn
O Trójcy Świętej

T łu m a c z e n ie
M aria S to k o w sk a
W p ro w a d z e n ie
Ks. J ó z e f T is c h n e r
P o sło w ie i p rz y p isy
J a n M aria S zym u siak SJ
W y d a w n ic tw o Z nak, K ra k ó w 1996
T ytuł oryginału: Aurelii Augustini
De Trinitate Libri Quindecim
P odstaw a w ydania: Pism a Ojców K ościoła, tom X X V ,
W yd. K sięgarnia Św. W ojciecha, P ozn ań -W arszaw a—Lublin 1963

O pracow anie graficzne:


M A R E K PA W Ł O W SK I

W ydanie publikacji dofinansow ane przez


K o m ite t B adań N aukow ych

© Copyright for the Polish edition


by W ydaw nictw o Z n ak , K ra k ó w 1996
ISBN 83-7006-498-1
SPIS TREŚCI

J ó z e f Tischner, O B ogu, k ló ry jest b l i s k o ............................................. 9

K sięga pierw sza. O T R Ó JC Y Ś W IĘ T E J W E D Ł U G


P IS M A Ś W IĘ T E G O
I. Kw estie w s tę p n e ......................................................................................... 21
1. R ozum i w i a r a ......................................................................................21
2. M eto d a niniejszego d z ie ła ..................................................................... 26
3. N astaw ienie c z y t e l n i k a ............................................................. 27
4. W iara A u gustyna w Trójcę Ś w ię tą ......................................................30
II. Tajem nica T rójcy Ś w ię te j.........................................................................31
1. Jeden B óg w T rzech O s o b a c h ...................................................31
2. N iższość Syna wobec O j c a ............................................................... 39
III. R óżne kw estie dotyczące C hrystusa, Słow a W cielonego . . . 42
1. P rzekazanie O jcu K r ó le s tw a ............................................................... 42
2. Syn i D u ch Święty w n a s .....................................................................47
3. W idzenie B o g a ......................................................................................50
4. Niższości C h r y s t u s a ...........................................................................54
5. N iedoskonałości wiedzy C h r y s tu s o w e j............................................ 56
6. Sądy C h r y s t u s a ......................................................................................64

K sięga d ru g a. O R Ó W N O Ś C I OSÓB T R Ó JC Y ŚW IĘTEJ


W s t ę p ........................................................................................................................72
I. O T rójcy Świętej w N ow ym T e s ta m e n c ie ..................................... 74
1. O gólne zasady i ich z a s to s o w a n ie ....................................................74
2. M isje Syna i D u ch a Ś w ię te g o ............................................................... 78
3. Złączenie się B oga ze s tw o rz e n ie m ....................................................84
II. O bjaw ienia Boże w Starym T e s ta m e n c ie .............................................87
1. Uwagi n a te m a t t e o f a n i i .....................................................................87
2. N iew idzialność całej T r ó j c y ............................................................... 89
3. W idzenie A d a m a .......................................................................................92
4. W idzenie A b ra h a m a iL o t a ................................................................. 96
5. Pow ołanie M o jż e s z a ..............................................................................100
6. W idzenie n a górze S y n a j .......................................................................103
7. W idzenie D an iela ............................................................................ 112
6 Spis treści

K sięga trzecia. O D Z IA Ł A N IU B O Ż Y M I R O L I A N IO Ł Ó W
W O B JA W IE N IA C H B O Ż Y C H S T A R E G O T E S T A M E N T U
W s t ę p ................................................................................................................. 116
I . 0 zasadach działania PierwszejP rz y c z y n y ......................................... 119
1. Czy B óg działa przez p o śre d n ik ó w ? ................................................... 119
2. D ziałanie Boże w ś w ie c ie ....................................................................122
3. D ziałanie B o g a we w s z y s tk im ............................................................. 124
4. C u d a ............................................................................................................127
II. Poszczególne w ypadki. R ó żn e kw estie d o tyczące teofanii . . 128
1. M ag ia i zw iązane z n ią s p r a w y ................................................... 128
2. W yższość d ziałania B o ż e g o ......................................................... 133
3. O becność B oga w z n a k a c h ...............................................................135
4. B óg nie ukazuje się b e z p o ś r e d n io ..............................................140

K sięga czw arta. M IS JA SY N A B O Ż E G O I W C IE L E N IE


W s t ę p ..................................................................................................................148
I. C hrystus B ó g - C z ł o w i e k ................................................................... 151
1. D uchow e znaczenie W c i e l e n i a ....................................................151
2. N asza p o d w ó jn a śm ierć i nasze życie w C hrystusie . . . 154
3. Sym bolika W c i e l e n i a ..........................................................................159
4. Zm artw ychw stanie Jezusa C h r y s t u s a ............................................. 163
II. C hrystus P o ś r e d n ik ................................................................................165
1. O roli P o ś r e d n ik a ..................................................................................... 165
2. C hrystus i d i a b e ł ..................................................................................... 167
3. C hrystus Z w y c ię z c a ................................................................................170
4. O fiara C h r y s tu s o w a .......................................................................... 174
III. C hrystus U ś w i ę c i c i e ! .......................................................................... 175
1. L ud zk a n i e m o c ..................................................................................... 175
2. C hrystus n aszą dźw ignią ku w ie c z n o ś c i........................................179
3. Posłanie S y n a ........................................................................................... 182
4. Posłanie D u c h a Ś w ię te g o .................................................................... 187
5. Uw agi n a te m a t teologii tr y n ita m e j................................................... 190

K sięga piąta. P R Z E C IW A R IA N O M N A U K A O R E L A C JI
I. Z a s a d y .....................................................................................................194
1. N iezm ienność B o ż a ................................................................................194
2. Przypadłość i r e l a c j a ................................................................................198
3. O „N iezrodzonym ” ............................................................................... 200
II. A bsolutne i relatyw ne orzekanie o B o g u ....................................... 204
1. N ie m a liczby m nogiej w T rójcy Ś w ię te j........................................204
2. Określenia dotyczące życia t r y n i t a r n e g o ........................................208
3. O znaczenia dotyczące s t w o r z e n i a ................................................... 213

K sięga szósta. W Y P O W IE D Z I P IS M A Ś W IĘ T E G O
I R Ó W N O Ś Ć OSÓB B O S K IC H
I. Egzegeza teologiczna niektórych t e k s t ó w ........................................ 217
Spis treści 7
1. O znaczenia w spólne Ojcu i S y n o w i..............................................217
2. D o sk o n ała rów ność O jca i S y n a ................................................... 221
3. R ów ność D u c h a Świętego ...............................................................224
II. Z różnicow anie w prostocie B o ż e j ................................................... 226
1. O prostocie isto ty B o g a .................................................................... 226
2. O n iek tó ry ch w y ra ż e n ia c h ............................ 228

K sięga siódm a. JE D N O Ś Ć A T R Y B U T Ó W A B S O L U T N Y C H
1 T E R M IN O L O G IA T R Y N 1 T A R N A
I. A try b u ty ab solutne w spólne trzem O s o b o m ....................................... 234
1. T ożsam ość O sób i atry b u tó w i s t o t n y c h ....................................... 234
2. Słowo ja k o „M ą d ro ść B o ża” ..............................................................242
II. Ł acińsk a i grecka term inologia t r y n i t a m a ....................................... 246
1. Czy m ożna m ów ić o „ O so b ach ” ........................................................ 246
2. Jak rozum ieć term inologię t r y n i t a m ą .............................................253
3. Człow iek ja k o „ O b raz B oży” ..............................................................257

K sięga ósm a. R O Z U M IE N IE W IA R Y
W s t ę p .......................................................................................................................261
1. B óg najw yższą P raw d ą i najw yższym D o b r e m ............................263
2. W iara w T rójcę Ś w ię tą ......................................................................... 268
3. K to b ra ta m iłuje, ten B oga p o z n a je .................................................. 278
Z a k o ń c z e n ie ........................................................................................................... 284

K sięga dziew iąta. M Y Ś L , P O Z N A N IE , M IŁ O Ś Ć


W s t ę p ...................................................................................................................... 286
1. M yśl, poznanie, m i ł o ś ć .........................................................................288
2. Słowo d u s z y ..........................................................................................296

K sięga dziesiąta. P A M IĘ Ć , R O Z U M , W O L A
W s t ę p .......................................................................................................................307
1. D w o jak ie poznanie duszy: intuicyjne i refleksyjne . . . . 313
2. Oczyszczenie i poznanie siebie s a m e g o .............................................320
Z a k o ń c z e n ie ........................................................................................................... 325

K sięga jed en asta. T R Ó JC A C Z Ł O W IE K A Z E W N Ę T R Z N E G O


W s t ę p .......................................................................................................................329
1. D w o jak a tria d a w człowieku z e w n ę trz n y m ................................. 331
2. Specyficzne relacje trzech e le m e n tó w ............................................ 341

K sięga d w u n asta. W IE D Z A I M Ą D R O Ś Ć
W s t ę p ...................................................................................................................... 355
1. M ałżeń stw o sym bolem dw ojakiej funkcji d u s z y ........................... 358
2. Zniekształcenie o b razu B o ż e g o ........................................................366
3. W iedza i m ą d r o ś ć .................................................................................... 374
8 Spis treści

K sięga trzy n asta. W IA R A D R O G Ą K U M Ą D R O Ś C I


W s t ę p .......................................................................................................................380
1. W ia ra je s t w iedzą o sz c z ę śc iu ....................................... 382
2. C hrystus d ro g ą d o szczęśliw ości.......................................................... 399
Zakończenie: P rzez wiedzę zdążam y d o m ą d r o ś c i................................... 415

K sięga czternasta. D U S Z A O B R A Z E M B O G A
W s t ę p ...................................................................................................................... 421
1. O braz B o g a w d u s z y ...............................................................................424
2. O b raz zniekształcony i o d n o w io n y .................................................. 442

K sięga piętn asta. D U S Z A JA K O Z W IE R C IA D Ł O I Z A G A D K A


W s t ę p .................................. 458
1. Od obrazu tró jcy d o samej T rójcy Ś w ię te j.............................465
2. O d słow a m yślow ego d o Słow a B o ż e g o ...................................479
3. D u ch Święty ja k o m i ł o ś ć ................................................................... 497
4. O p o ch odzeniach w B o g u ....................................................................509
5. O p o chodzeniu D u c h a Ś w ię te g o .........................................................517

Jan M aria S zym u sia k S J, P o s ło w ie .............................................................. 529


B ib lio g r a f i a ............................................................................................................623
W ykaz sk ró tó w b ib lio g ra fic z n y c h ............................................................. 627
Indeks osób i dzieł pisarzy s ta r o ż y tn y c h ...................................................631
Indeks r z e c z o w y ...............................................................................................639
W ykaz cytatów b ib lijn y c h ..............................................................................653
J Ó Z E F T IS C H N E R

O B O G U , K T Ó R Y J E S T BLISKO^
W p ro w ad zen ie do lektury O Trójcy Św iętej
św. A u g u sty n a

D zieło św. A u g u sty n a O Trójcy Św iętej je st w takiej samej


m ierze tra k ta te m o B ogu, co tra k ta te m o człow ieku. S koro
bow iem człow iek został stw orzony n a o b raz i p o d o b ie ń st­
w o B oga, to znaczy, że rozum ienie B oga zależy od ro z u ­
m ien ia człow ieka i rozum ienie człow ieka zależy od ro z u ­
m ien ia B oga. W języku w spółczesnej filozofii nazyw a się to
„ sp ira lą ” lub „kołem herm eneutycznym ” („w y jaśn iają­
cym ” ). A b y p o zn ać człow ieka, trz e b a go z kim ś lub czymś
p o ró w n ać, i po d o b n ie, aby p o z n ać B oga, trzeb a d o k o n a ć
jak ieg o ś p o ró w n a n ia . A lb o więc zaczynam y od człow ieka
i p o ró w n u jem y go z B ogiem , albo zaczynam y od B oga
i p o ró w n u jem y G o z człow iekiem . W ędrując w ten sposób
m y ślą p o spirali, w ypatrujem y różnic i podobieństw :
w czym B óg ró ż n i się o d człow ieka, a człow iek od Boga?
W czym je st p o d obny? T a k i ru c h nie jest błędnym kołem .
Z a k ażd y m razem w ychodzim y od jakiegoś now ego d o ­
św iadczenia, d la k tó reg o uzyskujem y n o w ą perspektyw ę.
W naszej w ędrów ce zbliżam y się do tego, co w B ogu
n ajb ard ziej ludzkie, i tego, co w człow ieku najbardziej
boskie.
N ie je st to łatw e. C złow iek je st m ieszkańcem św iata
m ro k ó w i p ó łm ro k ó w . A Bóg jest św iatłem , k tó re nie tylko
ośw ieca, ale rów nież oślepia. C zytam y: „Z ro zu m więc
- j e ś l i zdołasz - duszo o b ciążo n a ciałem p o d d a n y m skaże­
niu , duszo p rz y tłu m io n a ziem skim i m yślam i, rozlicznym i
i różnym i; zrozum więc - jeśli zdołasz - że B óg jest P raw d ą
(M d r 9, 15). N a p isa n o bow iem : «Że B óg jest św iatłością»
(1 J 1,5). N ie tą św iatłością, ja k ą w idzą oczy, lecz tą , k tó rą
d o strzeg a serce, gdy słyszysz: to je st P raw da. N ie b ad aj, nie
10 Józef Tischner

p ró b u j wiedzieć, co to jest Praw da. N atychm iast bowiem


w yjdą na twoje spotkanie m gły i cienie zmysłowycli o b ­
razów oraz chm ury m ajaków w yobraźni i zam ącą jasność
tw ojego pierwszego spojrzenia, gdym tobie pow iedział:
Praw da. T ak, w tym pierwszym w ejrzeniu jesteś olśniony
ja k błyskawicą, kiedy się mówi: P raw da. Trw aj w nim, jeśli
m ożesz. Lecz nie m ożesz. Z now u opadasz n a ziemię, w to,
do czegoś przywykł. Jakiż to ciężar —pytam - ciągnie cię
w dół, jeśli nie grzechy, tak że ugrzązłeś w nam iętnościach
i błędach ziem skiego pielgrzym ow ania?” (Ks. V III, 11,3)

ESSE S E G U IT U R A M A R E

D zieło św. A ugustyna pow staw ało około dw udziestu lat.


Pow stało z potrzeby system atyzacji doktry n y o tajem nicy
T rójcy Świętej w zw iązku ze sporam i z arianizm em . P rzy ­
pom nijm y naukę A riusza za znanym i cenionym p odręcz­
nikiem dogm atyki katolickiej. A riusz mówił: „...«W yznaje­
m y jednego Boga, niezrodzonego, wiecznego, k tó ry jest bez
p oczątku i jest jedynym praw dziw ym Bogiem». W p rz y to ­
czonym w yznaniu w iary, pozornie ortodoksyjnym , zaw arty
jest logicznie cały arianizm . Jeśli bow iem z założenia Bóg
jest niezrodzony (agennetos), to nie m oże być m ow y o ja ­
kim ś przedwiecznym rodzeniu, w którym by Bóg bez
podziału i zm iany w Sobie udzielał w łasną swoją istotę.
T ym samym Syn zrodzony z O jca nie m oże być Bogiem
praw dziw ym . A zatem jest stw orzony” 1. S obór nicejski
(363 r.) określi obow iązujące o d tąd w K ościele w yznanie
w iary, które będzie brzmieć: „W ierzę w Syna Bożego,
jedynego, zrodzonego z Ojca, to znaczy z substancji Ojca,
Bóg z Boga, św iatłość ze światłości, Bóg praw dziw y z B oga
praw dziw ego, zrodzony a nie stw orzony, we w spólnej
istocie z O jcem ” — homoousis a nie homoiousios (z istoty
pod o b ny do Ojca). W ten sposób ogłoszeniem d o g m atu
w iary zam knięty został pierwszy, najbardziej burzliw y
okres sporów o tajem nicę B oga w chrześcijaństw ie. Spór

1 J.M. Szymusiak, Wstęp, w: O Trójcy Świętej, Poznań 1963, str. 8.


O Bogu, który jest blisko 11

m iał bow iem rów nież drugą, polityczną stronę. Jeśli Syn
Boży nie jest Bogiem, to rów nież dzieło, k tó re stw orzył
—K ościół, nie m a bezpośrednio boskiego p o ch o d zen ia2.
Przyjm uje się, że praca n ad tra k ta te m zajęła św. A ugus­
tynow i czas od 399 do 419 r. A u to r jest św iadom pię­
trzących się trudności. „To wielkie dzieło nie jest skierow a­
ne przeciw heretykom , nie m a w ydźwięku apologetycz-
nego. O parte n a Piśm ie św. i n a Tradycji, w ydaje się, że jest
skierow ane przede wszystkim do wierzących. Ż adne o k o ­
liczności zew nętrzne nie w ym agały tego tra k ta tu . A ugustyn
zaczął pisać dla siebie samego. K ilk a razy tru d n o ść zag ad ­
nienia zniechęciła go do dalszego pisania, a kiedy część
dzieła została o d d an a w ręce czytelników , a u to r w ogóle
nie chciał dalej pisać. D opiero na w yraźny rozkaz swego
zw ierzchnika, b iskupa K artaginy, A ugustyn zgodził się
dokończyć m o zo ln ą p racę” 3.
Spójrzm y w raz z autorem w głąb tajem nicy Boga.
Sw. A ugustyn stara się w yrazić tę tajem nicę za p o m o cą
słów. „ P a trz ą c ” w Boga, zapom inam y o sobie. N a razie nie
zdajem y sobie spraw y z tego, że m im o woli rozum iem y
B oga wedle tego, ja k rozum iem y siebie. W szelkie rozum ie­
nie z ak ład a przedrozum ienie, a treścią przedrozum ienia
jesteśm y —my. Byłoby to niedopuszczalne, gdyby nie to, że
jesteśm y „podobieństw em B oga” .
W opisie najpierw pojaw ia się słowo „ d u ch ” . Czym jest
„ d u c h ” ? Jeśli m ożem y cokolw iek wiedzieć o duchu, to
także tylko ze siebie. A ugustyn w spom aga się je d n ak
rów nież trad y cją platońską. Nie w chodząc w szczegóły,
pow iedzm y o tym , co istotne; nie m ożna zrozum ieć, czym
jest duch, i nie m ożna oddać natury ducha, nie biorąc
p o d uw agę „czegoś idealnego” - idei. D uch jest bowiem
„p rzestrzen ią” , w której właśnie „przebyw ają idee” , szcze­
gólnie idea D o b ra . M o żn a pow iedzieć tak: duch jest sam o­
św iadom ością D o b ra . A lbo: dzięki duchow i D o b ro wie, że
je st i pow inno być. U św iadam ianie sobie idei („m yślenie”)
jest w prow adzaniem idei w istnienie. D uch, k tó ry uśw iada­
2 Por.: M. Simon, Cywilizacja wczesnego chrześcijaństwa, Warszawa 1979,
str. 289 nn.
3 J. M. Szymusiak, Wstęp, dz. cyt., str. 22.
12 Jó ze f Tischner

m ia sobie swoje w łasne D o b ro , staje się d o b ry . D lateg o


duch jest w człow ieku tym , co „nieskończenie przew yższa
człow ieka” . G dy człow iek „ tra ci d u c h a ” , opuszczają go
idee i m arnieje w „prozie życia” .
O to ja k św. A ugustyn „syci” swego ducha w idzeniem
dobra: „Bo d o b ra jest i ziemia ze swymi wyniosłym i góram i,
i łagodne zarysy pagórków , i rów niny polne, przyjem ne
i żyzne upraw y; d obry jest dom o harm on ijn y ch p ro p o r­
cjach, obszerny i jasny; d o b re są ciała zw ierząt u d a ro w an e
życiem; dobre jest łagodne i zdrow e pow ietrze, d o b re jest
pożywienie sm aczne i zdrowe; d o b re jest zdrow ie bez cier­
pień i zmęczenia; d o b ra jest p ięk n a tw arz człow ieka, m ile
uśm iechnięta i zdrow o zarum ieniona; dobre jest serce p rzy ­
jaciela, słodycz przeżyw ania tych sam ych uczuć i w ierności
przyjaźni; dob ry je st człowiek sprawiedliw y; d o b re b o g a ct­
wa, bo ułatw iają życie, uw alniając od troski; d o b re jest
niebo w raz ze słońcem , księżycem i gwiazdam i; d o b re jest
słowo pouczające z wdziękiem i przynoszące d o b rą rad ę
słuchaczom ; d o b ra jest poezja o pięknym rytm ie i pełna
głębokich myśli. I co jeszcze wymienić? D o b re je st i to ,
i dobre jest tam to . O drzuć «to» albo «owo», i zobacz —jeżeli
m ożesz —sam o dobro. W tedy zobaczysz B oga, k tó ry nie jest
do b ry d o b ro cią w ziętą od jakiegoś innego d o b ra , ale jest
dobrocią wszelkiego d o b ra ” . (Ks. V III, III)
J.W e rb ic k pisze, że dla św. A u g u sty n a Bóg był ipsum
esse subsistens — „nieograniczonym , nie d o tk n ięty m przez
żadne zm iany (pow iększenie lub pom niejszenie) p o s ia d a ­
niem bytu ( jS einsbesitz). P oniew aż B óg je st ju ż zaw sze tym ,
czym być m oże, d la B oga nie m a i być nie m oże żad n y ch
przypadłości, żadnych «dołączających się» d o sk o n ało ści.
Jeśli więc nie je st m ożliw e zróżnicow anie rów nych isto to w o
osób przez przypadłości, ja k m o ż n a rozróżn ić O jca, Syna
i D u ch a Świętego? T ylko w ten sp o só b , że się p o m y śli trzy
osoby ja k o naw zajem do siebie odniesione przez ró żn e
relacje. W tym punkcie A u g u sty n korygu je tab licę k a te ­
gorii A rystotelesa; boskim relacjom niczego nie b rak u je, nie
m oże im niczego brakow ać. Ojciec, Syn i D u c h s ą sw oim i
odniesieniam i, a nie tylko m a ją odniesienia; O jciec nie je st
«niczym innym » niż b o sk ą p ra p o d s ta w ą w y łan iającą Syna
O Bogu, który jest blisko 13

i D u c h a Św iętego, Syn nie je st «niczym innym » niż Synem


O jca, k tó ry w raz z nim p o zw ala w yłonić się D u ch o w i
Św iętem u a P n e u m a nie jest «niczym innym » niż w y łan iają­
cym się, łączącym ich D u c h e m ” 4.
P rzy znam y, że p rzytoczone określenia b rz m ią nie tyl­
ko ab strakcyjnie, ale ro b ią rów nież w rażenie sw oistego
„u p rz ed m io to w ien ia ” B oga. Z arysow any o b ra z B oga
zm ieni się je d n a k zupełnie, gdy zastosow an e form uły wy­
pełni refleksja n a d n a tu rą D u c h a , któ reg o nie m o ż n a
pom yśleć bez sam ośw iadom ości i bez idei D o b ra . R az
jeszcze zapytajm y: czym je st D uch? Św. A u g u sty n k o n ­
k retyzuje odpow iedzi filozofii p la to ń sk ie j:'D u c h -B ó g jest
m iłością. Ś w iadom ość D o b ra o ra z sam ośw iadom ość D o b ­
ra je st m iłością D o b ra . N ie m o ż n a m yśleć D o b ra , nie
k o ch ając D o b ra . Jeśli się m yśli D o b ro , nie k o ch ając D o b ­
ra, nie m yśli się D o b ra , lecz p rzed m io t, k tó rem u się n a d ało
niew łaściw ą nazw ę. A u g u sty n pisze: „ O to «Bóg je st m iło ś­
cią», czem u więc n a w ysokości niebios i w głębokościach
ziemi szukam y T ego, k tó ry w n a s jest, jeśli chcem y z N im
być?” (Ks. V III, V II) Jeśli „B óg jest m iłością” , to należało ­
by G o raczej nazw ać „W y d arzen iem ” niż „B y tem ” . Bóg
— „ a b so lu tn y m W ydarzeniem M iłości” . Z rozum ieć B oga,
to zrozum ieć to, ja k się „w y d arza m iło ść” - tak że ta, k tó rą
nosim y w sobie. O n a też jest „św iad o m o ścią” naszego
d o b ra i skierow aniem tego d o b ra k u innem u d o b ru . W niej
też m ieści się to , co idealne.
R o z k ła d a ją c m iłość na coś w ro d zaju „czynników pierw ­
szych” , św. A u g u sty n pisze: „L ecz cóż to jest m iłość, k tó rą
P ism o św. ta k b a rd z o chw ali i w ysław ia? Czym o n a jest,
jeśli nie m iło ścią d o b ra? M iłość zaś pochodzi od kogoś
k o ch ająceg o i m iłością otaczam y jakiś przedm iot. M am y
więc trzy rzeczy w miłości: kochającego, rzecz k o c h a n ą
i sam ą m iłość. Czym jest więc m iłość, jeśli nie pew nym
życiem łączącym dw ie isto ty albo dążącym do ich złącze­
nia: k o chającego i tego, co on k o ch a?’^ (K s . V III, X ) W p a ­
tru ją c się we w nętrze m iłości, m ożem y odróżnić i stw ier­

4 J. Werbick, Trinität.sichre, w.: Handbuch der Dogmatik, Palmos Verlag, Düssel­


dorf 1955, str. 499-500.
14 Jó zef Tischner

dzić: „...jest ich T roje: jeden m iłujący T ego, k tó ry z N iego


pochodzi, je d en m iłujący T ego, z którego p o ch o d zi, i sam a
Ich m iłość. Jeśli ta m iłość nie je st Bogiem , to w ja k i spo só b
«Bóg jest m iłością»? A jeśli nie jest substancją, to w ja k i
sposób Bóg jest substancją?” (K s. V I, V)
Skoro Bóg jest D obrem , to znaczy, że je st M iłością. Być
D o b rem , znaczy bowiem: m iłow ać. D o b ro m iłuje kogoś,
ale m iłując kogoś, m iłuje tym sam ym siebie. N ie m o ż n a
je d n a k m iłow ać siebie, nie p o zn ając siebie i nie w yrażając
tego poznania. W yrazem sam o p o zn an ia D o b ra jest „ D o b ­
re Słow o” — Syn Boży. P oprzez Słow o, D o b ro staje się
Ojcem D o b ra . D o b ro rodzące i D o b ro zrodzone łączą się
m o c ą m iłości. M o cą łączącą O jca i Syna jest D u c h —M i­
łość w zajem na. I ta k św. A u g u sty n ożyw ia pojęcie B ytu
absolutnego, um iejscaw iając w nim to, co znajduje w czło­
wieku: św iadom ość m iłości. W szystko w yłania się z M iło ­
ści. T o o n a jest „su b stan cją” — tym , co zn ajd u je się
u podstaw , co jest u podstaw . Jest je d n ą su b stan cją O jca,
Syna i D ucha. Bóg istnieje n a m ia rę swej M iłości. T o nie
jest tak , że m iłość istnieje n a m iarę bytu. T o byt jest n a
m iarę m iłości. Esse seąuitur amare.
A u g u sty ń sk a interp retacja tajem nicy T rójcy Świętej jest
czymś więcej niż „o p isem ” Boga. Jest p ró b ą Jego „w yjaś­
nienia” . Staw iam y niezwykłe pytanie: ja k jest m ożliw y
Bóg? K to uczył dzieci religii, te n zetknął się z pytaniem :
skąd się w ziął Bóg? D ziecko p y ta tro ch ę n a zasadzie
autom atyzm u: jeśli w szystko pochodzi od B oga, to o d
czego pochodzi Bóg? P ytanie to je st tylko p o zo rn ie bez
sensu. W istocie rzeczy nie chodzi o to, co było przy czy n ą
Boga, ale o to , co w Bogu jest „ z a s a d ą ” boskości? Sam o
stw ierdzenie, że Bóg jest „B ytem ab so lu tn y m ” , nie w y sta r­
czy. C óż z tego, że jest coś, od czego w szystko zależy? Czy
to „co ś” m usi być Bogiem? A u g u sty n sądzi, że ab y B yt
ab solutny był n ap raw d ę Bogiem , m usi być D o b re m . I m u si
też być tak, że Jego sposobem istnienia będzie m iłość.
T ylko M iłość a b so lu tn a „uspraw iedliw ia” ab so lu tn e Bycie.
A skoro Bóg jest m iłością, m usi też być T ró jcą. Bo, ja k o się
rzekło, w m iłości istnieje „ten , k to k o ch a, ten, ko g o k o c h a
i sam a m iłość” .
O Bogu, który jest blisko 15

T o, co dzieje się w T rójcy Świętej, jest w pew nym sensie


konieczne. M iędzy O sobam i B oskim i nie m a w olności. N ie
m oże być ta k , żeby była m iłość, a nie było kochającego
i kochanego. T ró jc a Święta je st a b so lu tn ą jednością. W o l­
ność m oże pojaw ić się d o p iero w sto su n k u do człow ieka.
Bóg stw orzył człow ieka. N ie m usiał tw orzyć. W zupełności
w ystarczył sobie. P o co stw orzył? Stw orzył, aby m ieć się
k o m u „o b jaw ić” . A le objaw ić się m o ż n a jedynie tem u, k to
nosi w sobie podobieństw o do objaw iającego.

C Z Ł O W IE K I B O SK A M U Z Y K A

P o zn anie B oga przez człow ieka rządzi się szczególnym i


regułam i. Od sam ego p o c zą tk u uśw iadam ia ono człow ie­
kow i, że „chodzi w ciem ności” — jest „grzesznikiem ” .
D lateg o człow iek, k tó ry „p o zn aje” B oga, nie jest „ o b ie k ­
tyw nym o b serw a to re m ” B ytu, k tó ry „wszyscy nazyw ają
B ogiem ” , lecz kim ś o wiele więcej - isto tą z a tro sk a n ą
0 D o b ro . T ym różni się poznanie Boga od ideału pozn an ia,
ja k i dziś obow iązuje w tzw. „ n au k a c h pozytyw nych” . D ziś
ideałem stała się bezstronność, chłodne rozw ażanie racji za
1 przeciw , czasem obliczanie s tra t lub zysków. N ie znaczy
to je d n ak , że poznaniem B oga m a kierow ać jakiś z góry
założony „ in teres” . C hodzi tylko o to, że nie m o ż n a
w patryw ać się w boskie D o b ro , nie uśw iadam iając sobie
w łasnego zła. P o d o b n ie zresztą nie m o ż n a p atrzeć w P raw ­
dę, nie uśw iadam iając sobie niepraw dy, k tó ra w nas tkwi.
R ozum ienie B oga je st od p o c zą tk u szukaniem p o ro zu m ie­
n ia z Bogiem .
T rzeb a je d n a k m o cn o podkreślić: herm eneutyka św. A u ­
gusty n a m a niewiele w spólnego ze w spółczesną „h erm e­
n e u ty k ą p o d e jrz eń ” M ark sa , F reu d a , N ietzschego. H e r­
m e n eu ty k a po d ejrzeń zakłada, że człow iek jest isto tą d o ­
głębnie zak łam an ą: u d aje lepszego, niż jest. Przedstaw ia
się ja k o „poczciw y b u rżu j” , „ d o b ry chrześcijanin” , „w ier­
ny m ą ż ” itp. N ap raw d ę je d n a k drzem ie w nim „w yzys­
k iw acz” , „m ściciel” , „ ro z p u stn ik ” - słowem: jakiś „grzesz­
n ik ” . Z achodzi je d n a k głęboka różnica m iędzy pojęciem
„ g rz ec h u ” u św. A ugustyna a pojęciem „grzechu” w h er­
16 Józef Tischner

m eneutyce podejrzeń. G rzech u A u g u sty n a jest n a stę p ­


stwem i korelatem sp o tk an ia z D o b rem ; w idzę ab so lu tn e
D o b ro i czuję, ile m i do niego brak u je. G rzech w h e r­
m eneutyce podejrzeń nie w ynika ze sp o tk an ia z D o b rem ,
lecz raczej z zapom nienia o D o b ru ; pojm uje się go wy­
łącznie ja k o odstępstw o od jakiejś m niej lub bardziej ze­
w nętrznej norm y. A ugustyński człow iek, k tó ry sp o ty k a n a
swej drodze D o b ro , m a w praw dzie głęboką św iadom ość
grzechu, ale zarazem m a św iadom ość swej szczególnej
w ielkości - zdolności do stania się lepszym . N aw et n a j­
w iększy grzesznik pozostaje „o b razem i p o d o b ień stw em ”
Boga. G dy herm en eu ty k a podejrzeń jest z reguły h erm e­
n eu ty k ą poniżeń, to herm en eu ty k a św. A u g u sty n a jest
h erm eneutyką wywyższeń.
W poznaniu D o b ra zawsze i niezm iennie chodzi o je d n o
—o „przysw ojenie” D o b ra . „B o d o b ro nie m o że zm niejszać
się ani w zrastać inaczej, ja k tylko przez otrzym yw anie
swojej d o b ro ci od innego d o b ra ” . (K s. V III, III, 5) C o
znaczy „przysw oić” ? „Przysw ajanie” to gra ze słów kiem
„m ieć” . Przysw ajam , gdy m ów ię, że m am . P rzysw ajając
d o b ro , m ogę pow iedzieć, że „m am d o b ro ” . Z arazem m u ­
szę stwierdzić: „ d o b ro m a m n ie” . G d y ja m am d o b ro ,
a d o b ro m a m nie, w tedy j e s t e m dobry . M o je „m ieć”
p o przedza m oje „b y ć” . Innym i słowy: jestem tym , co
„ m a m ” i co „ m a ” m nie.
P oznanie jest przysw ajaniem , a przysw ajanie „oczysz­
czeniem ” . D u sz a szuka Boga, a szukając Boga, szu k a tak że
sam ej siebie. Bo d u sza siebie „ zg u b iła ” . J a k m o ż n a zgubić
duszę? C zytajm y: „C óż bowiem je st bardziej w duszy niż
sam a dusza? A le poniew aż jest o n a w rzeczach, o k tó ry c h
m yśli z m iłością - w rzeczach zm ysłow ych, to je st cieles­
nych, bo z nim i zżyła się przez m iłość —przeto nie m oże ju ż
być sam a w sobie bez w yobrażeń zm ysłow ych. P o czątk iem
jej poniżającego błędu jest jej niezdolność do o d erw an ia
się od zm ysłow ych obrazów w p atrzen iu n a sam ą siebie.
D ziw nie one do niej przylgnęły w sk u tek zw iązania się
z nimi m iłością. N a tym też p o le g a nieczystość duszy, że
kiedy stara się n ad sobą zastanaw iać, w ydaje się jej, że
sam a jest tym , bez czego nie m oże o sobie m yśleć” . S tąd
O Bogu, który jest blisko 17

w niosek: aby p o zn ać siebie, trz e b a um ieć siebie „oczyścić” ,


czyli nauczyć się praw dziw ie k o ch ać siebie.
I dalej: „N iech więc dusza poznaje sam ą siebie! N iech
nie szuka siebie, ja k gdyby była obca sobie i nieobecna!
Lecz niech siłą woli skieruje na siebie uw agę, k tó ra b łąk ała
się p o innych rzeczach, i niech m yśli o sobie. Z o b aczy
w tedy, że nigdy nie przestała siebie k o ch ać i że n igdy nie
było tak , by nie w iedziała o sobie. A le że k o ch ając inne
rzeczy o b o k siebie, ja k gdyby sto p iła się i zrosła z nim i.
I tak , obejm ując tę całą ró żn o ro d n o ść, m n iem ała, że
w szystko to stanow i jed n o , podczas gdy były to ró żn e
rzeczy” . (K s. V II, V III)
C harles T a y lo r w swej cennej p racy o „P o w stan iu n o w o ­
żytnej identyczności” um ieszcza św. A u g u sty n a n a p o c z ą t­
k u dziejów dośw iadczenia „w ew nętrzności” : człowiek eu ­
ropejski zaczyna przeżyw ać przygodę sp o tk an ia z sam ym
sobą. C hodzi nie tylko o W yznania — dzieło, k tó re stało
się europejskim w zorem literackim , ale rów ież o Trójcę
Św iętą. Jej a u to r szuka w duszy o b razu T rójcy. Zachęca:
aby znaleźć B oga, trz e b a wejść w siebie. T rzeb a w ędrow ać
od tego, co zew nętrzne, do tego, co w ew nętrzne, i od tego,
co w ew nętrzne, do tego, co wyższe. B ędąc we w nętrzu
siebie, odkryw am y ja k ąś „ tro isto ść ” .
T a y lo r pisze: „Pierw szą tró jcą jest duch, w iedza i m i­
łość (mens, notitia et amor). D u c h dąży do p o z n an ia
siebie, a przez to do m iłości siebie. N a tak im sam ym
pom yśle zasadza się d ru g a trójca: pam ięć, rozum ienie i w o ­
la (im em oria, intelligentia et voluntas). T u taj jeszcze w yraź­
niej w yłania się zasadniczy ru ch trójcy w duszy. «P a­
m ięć» jest niew ypow iedzianym sam opoznaniem duszy. Je ­
śli coś wiem , chociaż o tym w łaśnie nie m yślę albo nie
k o n cen tru ję się n a tym , m am to w swej pam ięci. A by
je d n a k w ydobyć stą d w yraźne i pełne poznanie, m uszę
je nazw ać. W szczególnym p rz y p a d k u duszy, m o ja p raw ­
dziw a i sk ry ta sam ow iedza jest osaczona przez ro zm aite
o brazy. A by rozproszyć w szystkie te w chłonięte zjaw iska
i d o trz e ć d o p raw d y , m uszę w ydobyć n a jaw , m ieszkającą
w m o im w nętrzu, niew ypow iedzianą wiedzę (k tó ra z ara ­
zem z góry pochodzi). D o k o n u je się to przez słowo (ver-
18 Jó zef Tischner

bum), k tó re form ułuję w ew nętrznie, k ład ąc tym sam ym


kam ień węgielny d la inte liigentia. P o ją ć praw dziw ą sobość
(<das wahre Selbst), znaczy więc, że się j ą um iłow ało, ja k o że
m iłości do siebie tow arzyszy w gląd w w olę i p o zn an ie
siebie” 5.
M o żn a śledzić w szczegółach ślady „ tro isto ści” w duszy
człow ieka. P o d o b n ie zresztą m o ż n a się rozkoszow ać ślad a ­
m i „tro isto ści” w świecie zew nętrznym . N ie to je d n a k
w ydaje się najw ażniejsze. Isto tn e jest, że św. A u g u sty n
znalazł zasadę p o rz ą d k u jąc ą pozorny chao s naszego życia
w ew nętrznego. Z asad a ta została w zięta nie z tego, co
znajduje się poniżej człow ieka, ale z tego, co jest pow yżej.
C złow iek — jego bycie sobą, jego „ so b o ść ” — rodzi się
z napięć m iędzy p oznaniem siebie i chceniem , czyli m iłością
siebie. Hegel uczyni z tego dialektykę św iadom ości. C zło ­
wiek, aby m ógł zrozum ieć siebie, m usi uchw ycić siebie ja k o
jed n o ść napięć, k tó re przenikają jego m iłość d o siebie.
S praw a w ykracza je d n a k daleko p o z a H egla. M o żn a p o ­
wiedzieć: ile razy w naszym p o rz ą d k o w a n iu życia w ew nę­
trznego poddam y się regule „tro isto ści” , tyle razy d a znać
o sobie A u g u sty ń sk a T ró jca Święta, n a o b raz k tó rej zo
staliśm y stw orzeni.
Jeszcze bardziej isto tn e jest je d n a k odkrycie uczestnictw a
w B ogu. C zytam y: „Szukający B oga za p ośrednictw em
m o cy rządzących św iatem lub jego częściam i byw ają przez
to odciągnięci od B oga i daleko o d N iego odrzuceni, nie
w jakieś m iejsca odległe, lecz o d d a lają się od N iego ró ż n o ­
ścią uczuć. U siłują bowiem wyjść n a zew nątrz, a o p u sz­
czają swe w nętrze, w którym jest B óg” . (K s.V III, V II) B óg
je st w nas, a m y w N im . R elacja ta nazyw a się „u czestn i­
ctw em ” . C o znaczy „uczestniczyć” ? Z obaczm y to n a p rz y ­
kładzie tańca. Czym je st taniec? Jest aktem u czestnictw a
w m uzyce. Słyszymy m uzykę. N aw et nie zw racam y n a n ią
uw agi, być m oże naw et prow adzim y ja k ą ś rozm ow ę. M im o
to m uzyka w chodzi w nas coraz głębiej, o g arn ia n as, w y­
trą c a z zastoju, zaczynam y się p o ru szać w edle n arzu co n eg o

5 Ch. Taylor, Quellen des Seihst. Die Entstehung der neuzeitlichen Identität,
Suhrkamp, Frankfurt am Main 1994, str. 252-253.
O Bogu, który jest blisko 19

przez nią rytm u. P o d o b n ie z Bogiem . O n jaw i się ja k o


ja k a ś m u zy k a naszego w nętrza.
Św. A ugustyn w oli je d n a k in n ą m e ta fo rę — m e ta fo rę
św iatła. B óg jest T ym , k to udziela św iatła naszym oczom .
Jak ie św iatło, tak i św iat. I takie też są nasze ruchy w świę­
cie. Ale człow iek m o że przyciem nić św iatło Boże. M o że
zasłonić siebie. B óg „ośw ieca każdego n a ten świat p rz y ­
ch o d zącego” , ale są tacy, któ rzy bardziej „um iłow ali ciem ­
n o ść ” .

P R Z E Z W Y C IĘ Ż E N IE M A N IC H E IZ M U

W dziele O Trójcy Św iętej znajdujem y jeszcze jeden


isto tn y m otyw : daleko idące przezw yciężenie m anichejskiej
wizji człow ieka. J a k w iadom o, św. A u gusty n m iał przez
całe życie k ło p o ty z przezw yciężeniem herezji m an ich ej­
skiej, w k tó rą kiedyś popadł. H erezja ta rodziła się z jak ie­
goś niezw ykłego dośw iadczenia zła. Z ło jest. Zło istnieje
realnie i substancjalnie. O no zawsze zwycięża. Czym jest
d o b ro ? Jest tylko cieniem zła, chw ilow ą przerw ą w jego
działaniu. Zło, ja k pasożyt, godzi się n a istnienie d o b ra , by
rr c g ło się czymś karm ić. Zło jest pasożytem , k tó ry żyje n a
organizm ie d o b ra i p odtrzym uje je w istnieniu n a tyle, by
sam em u nie zginąć. Św. A u gustyn odrzucił m anicheizm .
W ierzył, że zło je st tylko „b rak iem d o b ra ” . N iem niej m iał
w pam ięci d aw n ą przygodę z m anicheizm em . U jaw niło się
to w tedy, gdy stan ą ł w obec p ro b lem u łaski.
D zieło O Trójcy Św iętej zaw iera je d n a k stosunkow o
n ajm niej tam ty ch w spom nień. Jest św iadectw em d o b ro ci
B oga i człow ieka. O p o w iad a o Bogu, k tó ry w ycisnął n a
duszy ludzkiej niezniszczalny Swój o braz. Sam św. A u g u s­
tyn ta k je charakteryzuje: „W szystko to, co teraz m ów iłem ,
było p ow iedziane z m yślą, by m ogli to zrozum ieć i ludzie
o m niej bystrym um yśle, k tó ry ch oczy spoczną n a tych
pism ach albo treść tego tra k ta tu d otrze d o ich uszu.
C hciałem im przez to przypom nieć, ja k b ardzo dusza
k o c h a sam ą siebie, naw et w niem ocy i zab łąk an iu się,
gdy k o c h a nie ta k ja k należy i szuka niższych o d siebie
20 Jó ze f Tischner

d ó b r. N ie m o g łab y o n a kochać siebie, zupełnie siebie


nie znając, to je st nie p am iętając siebie i nie ro zu m ie­
jąc. A obecny w niej obaz Boży ta k ą m a m o c, że daje
jej zdolność przyw iązania się do T ego, czyim je st o b ra ­
zem . T ak ie jest jej m iejsce w p o rz ą d k u n a tu ry , a nie
m iejsce w przestrzeni, że przed n ią istnieje ju ż ty lk o B ó g ” .
(K s.X IV , X IV ,18)
K S IĘ G A P IE R W S Z A 1

O TRÓJCY ŚWIĘTEJ WEDŁUG PISMA ŚWIĘTEGO

3. K W E S T IE W S T Ę P N E

1. R ozum i w iara

T rzy rodzaje błędów odnoszących się do Boga


819 I. 1. N iech przystępujący do czytania tego tra k ta tu
0 T rójcy Świętej z góry ju ż wie o tym , że pióro nasze staje na
straży przeciw ko kłam stw om i złośliwym krytykom ludzi,
k tórych - kiedy w zgardzili zasadam i w iary - nierozw ażna
1 nie u p o rząd k o w an a m iłość rozum u prow adzi do błędu.
N ie k tó rz y 2 z nich uzyskali pew ną wiedzę n a d rodze
dośw iadczenia zm ysłow ego, dzięki n atu raln y m uzdolnie­

1 Zob. Analizę ks. I w Posłowiu, n. 22, str. 571.


2 Aluga do nauki stoików o Bogu, przynajmniej w tej formie, jaką ona
przybrała już w czasach Cesarstwa Rzymskiego. W starym bowiem stoicyzmie
występuje bardzo wysokie pojęcie o Bogu, jak to można wyczytać w hymnie do
Zeusa napisanym przez KLEANTESA (331-232 przed Chr.):
„Najsławniejszy z nieśmiertelnych, wieloimienny, wszechmocny zawsze
Zeusie, bądź pozdrowiony; początku przyrody, sterujący wszystkim za po­
mocą prawa, bądź pozdrowiony. —Ciebie bowiem godzi się wzywać wszyst­
kim śmiertelnikom, jako że z ciebie swój ród wywodzimy, będąc obrazem
i podobieństwem całości, my jedni spośród wszystkiego, co na ziemi żyje
i pełza. Dlatego ciebie będę opiewał i twą moc zawsze będę wielbił...
Nie ma czynu na tej ziemi bez twojej pomocy, o Boże, ani na boskim
niebie, ani na morzu poza tym, co wykonują źli ludzie w swoim szaleństwie.
O Zeusie wszechobdarzający, Panie obłoków i piorunów, wybaw śmiertel­
ników z ponurego nieuctwa, oczyść z niego ich dusze, o Ojcze, daj im pojąć
świętą myśl, którą w sprawiedliwości wszystkim kierujesz. Niech to będzie ich
chlubą, aby mogli ci odwzajemnić się czcią, wystawiając twoje czyny, jak
przystoi śmiertelnikom. Dla nikogo bowiem, śmiertelnego czy boga, nie ma
nic zaszczytniejszego, jak godnie wysławiać wspólne w sercach zapisane
prawo”. Zob. „Meander” 1 (1946), str. 520-527.
22 Księga I

n io m u m y słu o ra z dzięki w nikliw ej m yśli i n au ce. I o to , co


zdołali p o ją ć w odniesieniu do rzeczyw istości cielesnych, to
p rz e n o sz ą n a rzeczyw istości n iem aterialn e i d u c h o w e. N a
p o d staw ie tych pierw szych sąd z ą o dru g ich , p rz y jm u ją c
rzeczyw istości cielesne za m ie rn ik dla spraw d u c h a.
Są rów nież i ta c y 3, k tó rz y w y tw arzają sobie pojęcie
0 B ogu — jeśli w ogóle m a ją o N im ja k ie ś pojęcie — n a
p o d o b ie ń stw o n a tu ry u m y słu ludzkiego i je g o stan ó w .
W y ch o dząc z b łęd n y ch założeń w d y sk u sjach o B ogu,
w y rażają się o N im w sp o só b fałszyw y i w y p aczo n y .
Jest jeszcze in n y ro d zaj lu d z i4. U siłują oni w znieść się
m yślą p o n a d św iat stw orzeń, a w ięc zm ienny św iat, i d o się­
gnąć n iezm ien n ą Isto tę, B oga. Lecz — obciążen i b rzem ie­
niem śm iertelnej n a tu ry , chcąc u c h o d zić za zn ający ch rze­
czy, o k tó ry c h nie w iedzą, a nie m o g ą c p o z n a ć te g o , co
chcą znać, i zuchw ale p o d trz y m u ją c sw oje o p in ie — sam i
z am y k ają d ro g i w łasnej inteligencji, gdyż w o lą raczej p o ­
zo staw ać w błędzie, niż zm ienić to , czego b ro n ili.
N a czym więc polega b łąd trzech p rzedstaw io n y ch przeze
m n ie k a teg o rii ludzi?
— W y tw arza ją oni sobie pojęcie o B ogu n a w z ó r alb o
820 rzeczyw istości cielesnych alb o stw orzeń d u ch o w y ch ,
np. duszy. A jeśli m yśląc o B o g u nie o p ie ra ją się p rz y tym
ani n a cielesnych, an i d u c h o w y ch rzeczyw i sto ści ach , to
1 ta k w y tw arzają sobie fałszyw e o N im pojęcie, ty m dalsze
od p raw d y , że p ojęcia tego nie o d n ajd zie się an i w ciałach ,
ani w d u ch o w y m stw orzeniu, ani w Stw órcy. K to bow iem
w y o b ra ża sobie B oga białego czy czerw onego, te n oczyw iś­
cie m yli się, ch o ć sp o ty k am y c iała czerw one i b iałe. T a k

Dla późniejszych stoików nauka o Bogu jest częścią fizyki, a natura Boża nie
różni się od natury człowieka i jest częścią wszechświata. Już Cycero określa ich
pojęcia w następujący sposób: „Uważają, że świat jest kierowany przez bóstwo, że
wygląda on jak wspólne państwo i społeczeństwo ludzi i bogów, a każdy z nas jest
cząstką tego świata” {De finibus , III. 64).
3 Perypatetycy późnego okresu (np. Teofrast i Straton z Lampsaku), którzy
neguj ą wszelką transcendencję. To są myśliciele wielkiej miary, ale dla nich świat jest
bezcelowy, dusza jest tylko silą utrzymującą części ciała w jednej całości, Bóg
utożsamia się z naturą i nie posiada żadnej cechy osobowości. (Zob. J. CHEVA­
LIER, Histoire de la pensée , I, Paris 1955, str. 411-412).
4 Tu jest mowa o neopîatonikach. Zob. A. KROKIEWICZ, Wstęp do Ennead
Plotyna, Warszawa 1959, str. XLIII n.
I, 1-2 23

sam o m yli się ten, k to u trz y m u je , że B óg p a m ię ta czy


z a p o m in a itp. N iem niej je d n a k rzeczyw istości te o d n a j­
dujem y w duszy. N a to m ia st jeżeli kto ś w y o b ra ż a sobie, iż
B óg je st ta k p o tężn y , iż ro d z i sam ego siebie, to b łąd zi tym
bardziej, że nie tylk o B óg nie je st niczym ta k im , ale że
w ogóle nie sp o ty k am y tego ani w d u chow y m ani m a te ria l­
nym stw o rzen iu , b o nie m a takiej rzeczy, k tó ra by sa m ą
siebie ro d ziła.

M ó w ią c o B ogu, P ism o św. posługuje się w yrażeniam i


za p o ży c zo n y m i ze św iata stw orzeń
2. Ż eb y oczyścić um ysł z tego ro d z a ju fałszu i błędów ,
P ism o św., d o sto so w u ją c się do sp o so b u m y ślen ia m a lu c z ­
kich, nie p o m ija żad n y ch k ateg o rii określeń i rzeczy.
K a rm ią c nim i n asz um ysł, rzec m o ż n a, ja k b y sto p n ia m i
p ro w a d zi go, by w znosił się d o m iary rzeczy B oskich
i n a jb ard zie j po d n io sły ch . Isto tn ie , m ó w iąc o B ogu, P ism o
św. p o sługuje się w y rażen iam i i pojęciam i zaczerpniętym i
ze św iata rzeczy m a te ria ln y ch , np. kiedy m ów i: „W cieniu
sw ych sk rzy d eł ukryj m n ie ” (Ps 16, 8). Stosuje ono do
B o g a ró w n ież w iele p rzen o śn i i p o ró w n a ń ze św iata stw o ­
rzeń d u ch o w y ch , dla w yrażenia w ten sp osó b rzeczyw isto­
ści, oczyw iście in n y ch , k tó re je d n a k trzeb a było w tak i
sp o só b określić. P o w ied zian o więc np.: „ Ja jestem ... Bóg
m o c n y , z aw istn y ” (W j 20, 5), albo: „ Ż a l m i, żem uczynił
czło w iek a” (R d z 6, 7). Z a to P ism o św. w cale nie z a ­
p o ży cza n azw od rzeczy nie istniejących, co b y było ty lk o
821 p rz e n o śn y m i o z d o b am i stylu lu b g m a tw an in ą n ie ja s­
nych pojęć. D la te g o to najb ard ziej niebezpieczne są m a ja ­
czen ia trzeciej k ateg o rii b łą d z ą c y c h 5, gdyż p rzy p isu ją oni
B ogu to , czego nie m o ż n a o d n aleźć ani w N im sam ym , ani
w stw o rzen iach .
P ism o św. zw ykło d a w ać ja k b y zachętę i u łatw ien ie dla

5 Mimo że PLotyn zwalczał gno styków, można nieraz podciągnąć jego spekulacje
pod któryś z systemów gnostyckich zwalczanych przez św. Ireneusza. W tym właśnie
Augustyn widzi niebezpieczeństwo: obawia się bowiem wszelkich mitologicznych
i kosmologicznych wyobrażeń, których żaden trzeźwy umysł nie może obiektywnie
sprawdzić.
24 Księga I

m alu czk ich w p ostaci rzeczy w ziętych ze św iata stw o rzeń 6*8.
W te n sposób zachęca ich, by każd y w edle sw ych m o żliw o ­
ści i d o stęp n y m d la siebie k ro k iem zdążał d o rzeczy w yż­
szych i o dchodził od tego, co niższe. N a to m ia st b a rd z o
rz a d k o księgi św ięte w ym ieniają to , co się właściw ie o B ogu
o rzek a i czego nie m o ż n a sp o tk ać w stw orzeniu, ja k np.
kiedy było pow iedziane do M ojżesza: „Jam jest, k tó ry m
jest... T a k pow iesz synom Izraelow ym : K tó ry jest, p o słał
m ię d o w as” (W j 3, 14). M o ż n a m ów ić „jest” w pew nym
sensie tak że i w odniesieniu d o ciała czy duszy. G d y b y
je d n a k Pism o nie chciało tu zaznaczyć, że o d n o si się to
w jak iś szczególny sposób do B oga, to nie użyłoby tego
w yrażenia. T o ż sam o dotyczy rów nież słów A p o sto ła: „ O n
sam p o siad a nieśm iertelność” (1 T m 6, 16). T o p ra w d a,
że i d u sza także nazyw a się i je st w pew ien spo só b n ieśm ier­
telna. Jednakże A p o sto ł nie pow iedziałby: „sam p o s ia d a ” ,
gdyby nie chodziło tu o tę p raw d ziw ą nieśm iertelność,
k tó ra jest niezm ienna i której nie m oże p o siad a ć ż ad n e
stw orzenie, bo je st o n a w yłącznym przyw ilejem Stw órcy.
T o ż sam o m ów i Ja k u b : „K ażd y d a r d o b ry i k a żd a w zn io s­
ła łask a z w ysoka zstępuje od O jca św iatłości, u k tó re g o nie
m asz odm iany ani cienia zm ienności” (Jk 1, 17), a ta k że
i D aw id: „T y zm ienisz je... i p rzeinaczą się, a tyś jest ten
sam ” (Ps 101, 27-28).

Konieczność oczyszczenia um ysłu


3. T ru d n a to rzecz oglądać i p o z n ać w p ełn i su b stan cję
Bożą, k tó ra , sam a nie podlegając zm ianie, daje b y t rze­
czom zm iennym , i, sam a trw ając p o n a d czasem , stw arza
św iat doczesny.
> D la teg o koniecznie p o trz e b a oczyszczenia um ysłu, aby
to co jest, m ogło być nie w yrażone w praw dzie, a je d n a k
w idziane. Lecz nie osiągnęliśm y tego jeszcze, p rz e to k a r ­
m im y się w iarą i jesteśm y p ro w ad zen i bardziej d o stęp n y m i

6 Podkreślić trzeba żywy realizm tego intelektualisty. Idzie on tutaj po linii


św. Pawia: „Utajona wielkość Jego... są z samego stworzenia widoczne dla wszyst­
kich, ktÓTzy zastanawiają się nad jego dziełami” (Rz 1, 20).
I, 2-3 25

d ro g am i, byśm y się stali zdolni i m ogli p o ją ć substancję


B ożą.
T a k w łaśnie p o stęp u je A postoł. M ów i o n w praw dzie, że
w C hrystusie są w szystkie skarby m ą d ro ści i um iejętności
(K ol 2, 3). A je d n a k zw racając się do tych, k tó rzy , ch o ć
od ro d zeni przez łaskę, są jeszcze b a rd z o zm ysłowi i d a ­
lecy o d tego co duchow e, przem aw ia d o nich ja k d o m a ­
leńkich dzieci w C hrystusie. Z tej racji m ów iąc o C hrystusie
nie p rzed staw ia im Jego Boskiej m ocy, w k tó rej je st rów ny
O jcu, ale G o u k azu je w ludzkiej słabości, w k tó rej został
ukrzyżow any. Pisze więc: „B om nie m niem ał, żebym m iał
co um ieć m iędzy w am i prócz Jezusa C h ry stu sa i to u k rz y ­
żo w an eg o ” (1 K o r 2, 2-3). A nieco dalej: „ i ja bracia,
nie m ogłem do w as przem aw iać ja k o do duchow ych, ale
ja k o d o cielesnych. Ja k o m aleńkim dzieciom w C h ry s­
tusie dałem w am m lek o n a n ap ó j, a nie p o k a rm , boście
jeszcze znieść nie m ogli ani też teraz m ożecie” (1 K o r 3,
1- 2 ) .

Postaw a przeciw ników


N iektórzy u n o szą się gniew em , kiedy się o tym m ów i
i p o czy tu ją to sobie za oso b istą zniew agę. Zazw yczaj w olą
oni wierzyć, że przem aw iający w ten sposób nie w iedzą, co
m ów ią, niżby m ieli uznać, że sam i są niezdolni do z ro ­
zu m ienia tego, co się do nich m ów i.
N iekiedy — to p ra w d a — i m y im d o starczam y p o w o ­
dów n iezadow olenia, gdy nie słyszą od nas n au k i, jakiej
oczekiw ali p y ta ją c o B oga. D zieje się ta k , poniew aż nie
m o g ą jej zrozum ieć. A m oże także i dlatego, że m y nie
p o trafim y jej ująć i p o d ać. W każdym razie nasze racje
w ykazują, ja k dalece są oni niezdolni d o zrozum ienia
tego, czego się od n a s dom agają. A le nie słysząc tego, co
chcą, m niem ają, że albo w ten sposób chytrze m askujem y
w łasn ą niew iedzę, 822 albo złośliwie im zazdrościm y ich
n au k i. T o też z d a rz a się, że o d ch o d zą ob u rzen i i pełni
n iep o k o ju .
26 Księga I

2. M e to d a niniejszego d zieła

C el
II. 4. Z w y m ien io n y ch w zględów p o d e jm u je m y p rz y Bożej
p o m o c y dzieło, k tó re g o od n as ż ą d a ją .
W m ia rę sił i m ożliw ości w y k a że m y w nim : że T ró jc a
Św ięta je st je d n y m B ogiem , je d y n y m i p raw d ziw y m ; że
O jciec, Syn i D u c h Św ięty sta n o w ią je d n ą su b sta n c ję, czyli
isto tę , ja k słusznie się m ó w i, w ierzy i r o z u m ie 7.
N ie ch przeciw n icy p rz e k o n a ją się, że nie o szu k u je m y ich
n aszy m i w y m ó w k am i. A le n iech sam i d o św iad c z ą, że is t­
n ieje D o b ro najw yższe, k tó re g o k o n te m p la c ja je st d o s tę p ­
n a je d y n ie d la d o s k o n a le o czyszczonych u m y słó w . N ie c h
z o b ac z ą, że d la te g o nie m o g ą go a n i w idzieć, an i ro z u m ie ć,
iż d u c h lud zk i nie je s t zdolny 8 d o teg o , b y w p a try w a ć się
w tę n ajw yższą św iatłość, c h y b a że z y sk a siły p o te m u ,
k a rm ią c się w iarą.

O dw ołanie się najpierw do p o w a g i P ism a św .,


a następnie do rozum u
W w y k ład zie naszym n a jp ie rw zw ró cim y się d o p o w a g i
P ism a św. d la w y k a z a n ia , iż rzeczyw iście w ia ra ta k n a u c z a .
N a stę p n ie —jeśli B óg pozw oli i z Jeg o p o m o c ą —m o ż e u d a
się n am z a d o w o lić tych w y g a d a n y c h m ę d r k ó w 9, b a rd z iej
z a ro z u m ia ły c h n iż ro z u m n y c h , raczej w y so k o o so b ie m n ie ­
m a ją c y c h niż z d o ln y ch rzecz p o ją ć i w sk u te k te g o d o ­
tk n ię ty c h ty m niebezpieczniejszą c h o ro b ą . M o ż e z n a jd ą
w ty m coś, co ich p rz e k o n a , a czego n ie m o g li zn aleźć,
k ie ru ją c się raczej w łasn y m ro z u m ie n ie m n iż p ra w d ą lu b
n aszy m i w y jaśn ien iam i. Jeśli p rz e trw a ła w n ich c h o ć o d r o ­

1 Zob. trudności, jakie wypływają z takiego ujęcia zagadnienia Trójcy Świętej:


Posłowie, n. 9, str. 546-549.
9 Augustyn nie kwestionuje zasadniczej zdolności umysłu ludzkiego do poznania
Boga (zob. wyżej przyp. 6), byłoby to niezgodne ze stałą nauką Kościoła (por.
I Sobór Watykański, Ses. III, Rozdz. 2, Dz. 1786 n.), ale umysł nie może, bez łaski
Bożej i objawienia, wpatrywać się w tajemnicę Trójcy Świętej.
B Aluzja prawdopodobnie do ostatnich arian typu logików szkoły Eunomiusza
(zob. Posłowie, n. 6, str. 541: Druga fa za walki z arianami).
II, 4 - III, 5 27

b in a m iłości i b o ja ź n i B ożej, to m o ż e w te n s p o só b w ró c ą
d o z asa d p raw d ziw ej w iary . M o ż e z ro z u m ie ją nareszcie ja k
z b aw ie n n e u s ta n o w io n o w K o ściele le k arstw o , p o b o ż n o ś ­
c ią u z d ra w ia ją c n a sz głupi um ysł, ta k by z u ch w a ła le k k o ­
m y śln o ść nie p c h n ę ła go w błędy i grzech y fałszyw ych
z a p a try w a ń .
J a zaś ch ętn ie b ę d ę zap y ty w a ć in n y c h , n ie m a ją c p e w ­
n o ści. I n ie w sty d m i p rz y ją ć p o u c z e n ia , gdybym się p o ­
m ylił.

3. N a sta w ie n ie czy teln ik a

III. 5. N ie ch czy teln ik p o d z ielają c y m ą p ew n o ść p o d ą ż a


n a p rz ó d w ra z ze m n ą . Jeśli p o d o b n ie ja k ja nie m a p e w n o ­
ści, n iech s z u k a i b a d a ze m n ą . P o z n a ją c swój b łą d , n iech
d o m n ie p o w ró c i. A jeśli spostrzeże, że to ja p o b łą d ziłem ,
n iech m i to p o w ie . W te n sp o só b razem będ ziem y iść
n a p rz ó d d ro g ą m iło ści z d ąż a jąc k u T e m u , o k tó ry m p o ­
w ied zian o : „ S z u k a jc ie zaw sze je g o o b lic z a ” (Ps 104, 4).
C h ciałb y m w ty m p o b o ż n y m i m o c n y m p ra g n ie n iu s p o tk a ć
się i w sp ó ln ie s ta n ą ć p rz e d P a n e m w esp ó ł z czy teln ik iem
w szy stk ich m y c h p ism , a zw łaszcza teg o o to dzieła, w k tó ­
ry m m o w a o je d n o śc i T ró jcy : O jca, S y n a i D u c h a Św ięte­
go. N ie m a b ow iem b łęd ó w b ard ziej nieb ezp ieczn y ch n iż
w tej m a te rii, nic tru d n iejsz eg o w d o c ie k a n iu i nie m a
o w o cn iejszy ch n a d te zdobyczy.

N ik t nie b yw a w e w szy stk im i p r z e z w szy stk ic h rozum iany


Jeśli czy ta ją cy p ow ie: T o nie je st d o b rz e w yłożone, b o n ic
z te g o nie ro z u m ie m — w te d y jeg o z a rz u t z w raca się
p rz e ciw k o m o je m u sp o so b o w i p rz e d sta w ie n ia rzeczy, a nie
p rz e ciw k o w ierze. N iew ątp liw ie m o ż n a by jaśn iej to p o d a ć ,
n ie m a je d n a k c zło w iek a, k tó ry by p rz e z w szy stk ich i w e
w szy stk im był ro z u m ia n y . N ie ro z u m ie ją c m n ie, niech
zajrzy d o in n y c h a u to ró w , zn aw có w p rz e d m io tu i o b e ­
z n a n y c h z je g o z a g a d n ie n iam i. A jeśli rzeczyw iście o k aże
się, że ich ro z u m ie , a m n ie nie, to niech o d ło ży m ą k siążk ę,
28 Księga I

lu b n aw et, o ile zechce i u z n a za słuszne, n iech j ą precz


o d rz u c i, 823 a cały tru d i czas n iech pośw ięci ty m , k tó ry c h
ro zu m ie.

U żyteczność tego dzieła dla n iektó rych czyteln ikó w


N iech je d n a k nie sądzi n a tej zasadzie, że raczej p o w in ie ­
nem był zach o w ać m ilczenie, jeśli nie p o tra fiłe m w yłożyć
rzeczy ta k d o sk o n a le i ja sn o ja k ci, k tó ry c h o n ro zu m ie.
N ie w szystkie bow iem p ism a i nie w szy stk ich a u to ró w
d o s ta ją się d o w szystkich rą k 10. M o ż e zdarzy ć się i ta k , że
n ie k tó rz y czytelnicy, zdo ln i z ro z u m ieć n aw et m o je p ra c e ,
b ę d ą m ieli d o stę p w łaśnie do m o ic h p ism , a ta m te , łatw iej­
sze, nigdy im nie w p a d n ą do ręki.
Jest więc p o żyteczne, by liczni p isarze pisali w iele p ra c
— ró żn y ch stylem , ale nie tre śc ią w ia ry — n a w e t n a te n
sam te m at. D zięki tem u ta sa m a rzecz tra fia d o w iększej
liczby czytających, do je d n y c h w ta k i, a d o in n y c h w in n y
sposób.

N ic nie rozum iejący w inni w strzym a ć się od k r y ty k


Ci, co się u sk a rż a ją , że nigdy i nic nie m o g li z ro z u m ieć
z tych rzeczy w ż ad n y m z dzieł g łęb o k o i d o k ła d n ie o n ich
tra k tu ją c y c h , w inni je d n a k sta ra ć się, żeby w y c iąg n ą ć
z n ich pew n ą k orzyść. N iech raczej ta k p o s tą p ią , z a m ia st
zasypyw ać m n ie z arzu ta m i i w ym ysłam i, ra d z ąc , b ym w re ­
szcie zam ilkł.

10 Nieraz Augustyn wspomina o licznych swoich poprzednikach, którzy pisali


o Trójcy Świętej. Wytłumaczy dalej (ks. III, Wstęp), dlaczego sam pisze na ten
temat. Możemy być pewni, że zebrał: wszelkie dostępne mu materiały. Dwa razy
wspomina De Trinitate św. Hilarego (VI. X, 11; XV. III, 5); znal traktaty Wiktoryna,
które św. HIERONIM cytuje w De viris illustribus. Zaznaczyliśmy (Posłowie, n. 13
przy końcu) rozbieżność między ich pojęciami. Wiemy, że zbierał w swojej bibliotece
wszystkie możliwe dzieła teologiczne. Poza tym zobaczymy, że powołuje się często
na słownictwo Ojców greckich. W De Civitate Dei, XI, XXIII, 1 P. L. 41, 336
wspomina syntezę teologiczną ORYGENESA De principiis (Peri Archon, O za­
sadach chrześcijaństwa), którą na pewno znał z łacińskiego przekładu opublikowane­
go przez RUFINA w 398 r.; a w Quaestiones in Ileptateuchum, II. 25 wspomina
traktat DYDYMA o Duchu Świętym, który został przetłumaczony przez św.
Hieronima w 389 r.
III, 5 -6 29

N ie c h k ry ty k u ją c y uzasadnią sw e stanow isko


A w reszcie m o ż e k to ś z czytających stw ierdzi: R o zu m iem ,
co p o w ie d zia n o , ale to nie je st praw d ziw e.
— P ro szę, n iech, jeśli ła sk a , u z a sa d n i sw ój p o g lą d i, o ile
z d o ła, niech zbija m o je stan o w isk o . Jeśli uczyni to z m iło ś ­
cią i szczerą tro s k ą o p ra w d ę , i jeśli p o s ta ra się m n ie o tym
p o w ia d o m ić (o ile w tedy jeszcze żyć będę), to zbiorę o b fity
p lo n z p o n ie sio n y ch tru d ó w . Jeśli zaś nie będzie m ó g ł
d o n ieść m i o tym , to z c a łk o w itą m o ją zg o d ą i c h ętn y m
p rzy zw o len iem s k o rz y sta ją z tego ci, d la k tó ry c h o k a ż e się
d o stęp n e .

O so b isty w kła d A u g u sty n a


C o d o m n ie zaś, to ro zm y ślam n a d z ak o n em P a ń sk im , jeśli
n ie dniem i n o c ą (P s 1, 2), to p rz y n a jm n ie j w każdej chw ili,
gdy m o g ę to czynić.
I żeb y te m o je ro z w a ż a n ia nie poszły w niepam ięć,
u trw a la m je pism em . P o k ła d a m nadzieję w m iło sierd ziu
B ożym , że p o zw o li m i u trz y m a ć się w ty ch p ra w d a c h ,
k tó ry c h je stem pew ien. A jeśli o czym inaczej m yślę, to m i
sam B óg o b jaw i (F lp 3, 15), czy to p rzez w ew n ętrzn e
n a tc h n ie n ie i o strzeżen ia, czy przez w y raźn e św iadectw o
sw ych słów , czy w reszcie p rzez ro z m o w y z braćm i. O to się
m o d lę . J e m u p rz e d sta w ia m m o je p ra g n ie n ia i w ysiłki. J e ­
m u , k tó ry m a m o c ro zto czy ć pieczę n a d ty m , co dał, i dać,
co o biecał.

P o sta w a A u g u sty n a wobec niesłusznie przyp isyw a n ych


poglądów
6. N iew ątp liw ie z n a jd ą się i m a ło p o jętn i czytelnicy, k tó rzy
u ro ją sobie, żem w m o im dziele m yślał o ty m , czego nie
m ia łe m n a m yśli, a lb o że nie m yślałem o rzeczach, o k tó ­
rych rzeczyw iście m yślałem .
N ie w o ln o p rz y p isy w ać m i ich b łęd n y ch m niem ań! C h y ­
b a n ik t o ty m nie w ątp i. N ie m o ja to w in a, jeśli, n ib y to
id ą c za m n ą , ale bez ro z u m ie n ia m n ie, zejdą z d ro g i
30 Księga I

i u p lączą się w fałszyw e n a u k i, podczas gdy ja p rzed zieram


się przez gąszcze i ciem ności. Przecież n ik t ro zsąd n ie m y ś­
lący nie przypisuje P ism u św. błędów heretyckich, choć
w szystkie usiłują podszyć się po d nie i p o p rzeć jego p o ­
w agą swe fałsze o raz przew rotne p o g lą d y 11.
C o do m nie, to najw yraźniej zaleca m i, ow szem , ż ąd a
tego ode m nie najsłodszym sw oim nakazem p ra w o C h ry s­
tusow e, to jest m iłość. Jeśli się zd arzy , że ludzie p rzy p iszą
m i n a p o d staw ie m ych pism coś błędnego, czego ja nie
m yślałem , coś, co jednym się sp o d o b a , a innym i nie, to
w inienem p rzek ład ać raczej n ag an ę błędu ze stro n y k ry ty ­
k u jących niż jeg o m iłe przyjęcie przez wielbicieli. Przez
k ry ty kujących bow iem , ja w praw dzie niesłusznie, bo ta k
nie m yślałem , ale błąd będzie spraw iedliw ie p o tęp io n y .
Pochlebcy n a to m ia st ani m nie nie chw alą słusznie, p rz y p i­
sując m i to , czego nie m yślałem i co sprzeciw ia się p ra w ­
dzie, ani też sam i nie m a ją racji p rz y ta k u jąc tem u , co
p o tę p ia p raw d a.
A więc w im ię P ańskie p rz y stąp m y do zam ierzo n eg o
dzieła.

4. W iara A u g u sty n a w T ró jcę Św iętą

Jedność trzech Osób


824 IV. 7. W szyscy, k tó rzy p rzed e m n ą pisali o T ró jcy
Świętej i k tó ry ch m ogłem czytać, n au czają n a p o d staw ie
P ism a św. S tarego i N ow ego T e stam en tu , iż O jciec, Syn
i D u c h Święty stan o w ią B oską je d n o ść przez n iero zd zieln ą
rów ność jednej i tej samej substancji. A więc nie m a trzech
bogów , ale jest je d en Bóg, chociaż Ojciec S yna zro d ził
i dlatego Syn nie je st tą sam ą O so b ą, co Ojciec; i O jciec nie
jest Synem przez Siebie zro d zo n y m , a D u c h Św ięty nie je st
ani Ojcem, ani Synem , lecz je st D u ch em O jca i Syna,
w spółrów nym Im i należącym d o jed n o ści T ró jcy .

11 Doskonale to ilustruje Augustyna Rozprawa z Maksyminem (Posłowie, n. 39,


str. 611).
III, 6 - V, 8 31

Odrębność Osób w Ich objawianiu się


A je d n a k nie T ró jc a Św ięta n a ro d z iła się z D ziew icy M ary i,
z o sta ła u k rzy żo w an a p o d P onckim Piłatem , p o g rzeb io n a,
trzeciego d n ia zm artw ychw stała i w stąp iła n a n ieb io sa
- lecz tylko Syn.
I nie T ró jc a zstąp iła „jak o gołębica” n a Jezusa, „gdy był
o chrzczony” (M t 3, 16); 1 nie O n a pięćdziesiątego d n ia p o
Z m artw y ch w stan iu P ań sk im , gdy „ sta ł się z n agła z n ieb a
szum ja k b y n adcho dzącego w ichru gw ałto w n eg o ” , ja k o
„rozdzielone języki n a k ształt o g nia” spoczęła n a każdym
z o so b n a (D z 2, 2 -4 ), lecz tylko D u c h Święty.
I nie cała T ró jc a przem ów iła z nieba: „T yś jest Syn m ó j”
(M k 1, 11) czy to podczas ch rztu Jan o w eg o , czy też n a
górze, gdy byli z N im trzej uczniow ie (M t 17, 5), czy
w reszcie kiedy „ sta ł się głos z nieba: «1 uw ielbiłem i jeszcze
uw ielbię»” (J 12, 28) —lecz był to głos tylko O jca m ó w ią ­
cego do Syna, chociaż Ojciec, Syn i D u ch Święty i są
nierozdzielni, i nierozdzielnie działają.
T a w ia ra je st m o ja , poniew aż jest w ia rą k a to lic k ą 12.

II. T A JE M N IC A T R Ó JC Y ŚW IĘ T E J

1. Jed e n Bóg w T rzech O sobach

O soby B oskie, działając nierozdzielnie, objawiają się


je d n a k ka żd a z osobna
V. 8- N ie k tó ry m sp raw ia to tru d n o ść i n iep o k o ją się
słysząc, że Ojciec jest B ogiem , Syn je st Bogiem i D u c h
Św ięty je st B ogiem , a je d n a k ta T ró jc a O sób to nie są trzej
bogow ie, ale je d en Bóg.

12 Dziwne może być to, że Augustyn nie powołuje się na Symbol Nicejski, ale na
razie wyjaśnia pojęcia wzięte z Pisma św. Sobór Nicejski sprecyzował tylko pojęcie
.jednej substancji” , którą Augustyn wspomina wyżej (IV, 7). Maksyminowi, który
operuje pseudosoborem w Rimini (Posłowie, str. 611), Augustyn odpowie wyrazem
homoousios ustalonym przez Sobór Nicejski. Wyraz łaciński consubstantialis wy­
stępuje niżej: VI, 13; VIII, 15 itd...
32 Księga I

N ie w iedzą, ja k to ro zu m ieć, zw łaszcza k ied y się m ó w i,


że we w sz y stk im , co B óg czyni, d z ia ła n ie ro z d zie ln ie c ała
T ró jc a Ś w ię ta 13. A przecież sły szan o głos O jca nie b ę d ą c y
g łosem S yna; przecież je d y n ie S yn n a ro d z ił się w ciele, b y ł
u m ęczo n y , z m a rtw y c h w sta ł, w stą p ił n a n ie b io sa; i ty lk o
D u c h Św ięty z stą p ił w p o s ta c i gołębicy. C h cielib y w iedzieć,
ja k to się dzieje, że te n głos, b ę d ąc głosem w y łączn ie O jca,
b y ł je d n a k dziełem całej T ró jc y ; i to ciało , w k tó ry m ty lk o
Syn n a ro d z ił się z D ziew icy, z o sta ło stw o rz o n e p rz e z T r ó j­
cę Ś w iętą; i o w a p o s ta ć gołębicy, w k tó re j je d y n ie D u c h
Św ięty się u k a z a ł, je s t dziełem tejże T ró jc y . W ta k im ra z ie
- p o w ia d a ją —T r ó jc a nie d z ia ła ra z em i n ie ro z łąc z n ie , ale
co in n e g o czyni O jciec, co in n e g o S yn, a D u c h Św ięty coś
in n e g o jeszcze. A lb o , jeżeli p e w n y ch rzeczy d o k o n u ją on i
razem , a in n y c h k a ż d y z o s o b n a , to T ró jc a nie je st n ie ro z -
d zieln a.

O soba D ucha Ś w iętego


A o to in n e p jta n ie : J a k się to dzieje, że je s t w B o sk iej
T ró jc y D u c h Św ięty, nie z ro d z o n y a n i p rz e z O jca, an i p rzez
S y n a, an i p rz e z N ic h razem , a je d n a k b ę d ąc y D u c h e m
i O jca i Syna?
T a k ie p y ta n ia staw ia ją sobie lu d zie i nas nim i n ie p o k o ją .
Z a iste - o ile ty lk o n ę d z a n a s z a z d a r u B ożego m a o ty m
ja k ie ś pojęcie — p o s ta ra m się w m ia rę sił ja k n a jja śn ie j
w yłożyć rzecz, 825 i, B oże b ro ń , nie p ó jd ę ślad em c zło w ie­
k a , „ k tó ry w ysycha z z a z d ro śc i” ( M d r 6, 25). K ła m c ą
bym b ył tw ie rd z ąc , żem nie zw ykł ro z m y śla ć n a d ty m i
sp ra w a m i. Jeśli w ięc p rz y z n aję , że są o ne u sta w ic z n ie

Ła Por. św. HILARY, De Trinilate, II, 1 P. L. 10, 50; „Jeden jest stwórca
wszechmocny, ponieważ jeden jest Bóg-Ojciec, od którego wszystko [pochodzi]” . To
jest wyraz prądu teologii greckiej (por. św. IRENEUSZ, Adv. Haer ., IV. XX, 1, 40,
P. G. 7, 1032; św. ATANAZY, List I d o Serapiona, I. 28, P. G. 26, 595), gdzie Ojciec
jest uważany zarówno za źródło stworzenia, jak i samego wewnętrznego życia Trójcy
Świętej. TeoLogia łacińska natomiast - pod wpływem Augustyna - wadzi jedność
działania jako wynik jedności Bożej substancji (zob. niżej XII, 25; także Contra
sermonem arian., 15, P. L. 42, 594; In Jo. tract. 20, 3, P. L. 35, 1557, E p ü t. 11, 2, P.
L. 33, 75, itd...). Pojęcie to zostanie utrwalone w decyzjach Kościelnego Magis­
terium: na Soborze Toledańskim (Dz. 281, 284), na IV Soborze Laterańskim (Dz.
428), na Soborze Florenckim (Dz. 703).
V, 8 - VI, 9 33

o b e c n ie w m y c h m y śla c h , p o n ie w a ż p o ry w a m n ie d o c ie ­
k a n ie p ra w d y , to sta w ia m n ie to w o b e c o b o w ią z k u m iło ś ­
ci, a że b y z ad o ść u c z y n ić n a le g a n io m lu d z i i p o d z ielić się
z n im i o w o c am i d o ty c h c z a so w y c h ro z m y śla ń . „ I to n ie
d la te g o , ja k o b y m to ju ż o siąg n ą ł, a lb o ju ż s ta ł się d o s k o ­
n a ły m ” . (Jeśli A p o s to ł w y zn aje, że jeszcze teg o nie o sią g ­
n ął, to cóż d o p ie ro ja , k tó ry m ta k d a le k o p o n iż ej s tó p
jeg o ?) A le jeżeli w edle d o stę p n e j m i m ia ry , „ z a p o m in a ją c
0 w sz y stk im , co je s t p o z a m n ą , b ieg n ę d o celu, d o n a g ro d y
o b ie ca n e j z n ie b a , k tó r ą je s t B oże w e zw a n ie ” (F lp 3,
12—14), i jeśli d o m a g a ją się o d e m n ie , a że b y m p o w ied ział,
ile z tej d ro g i p rz e b y łe m , d o k ą d d o szed łem , i c o p o z o sta je
jeszcze, ażeb y d o trz e ć d o celu — to sz c z o d ro b liw a m iło ść
k a ż e m i o d p o w ie d z ie ć n a ta k ie p y ta n ia i zad o w o lić te
p ra g n ie n ia .
W iele tu jeszcze b ra k . D a B óg, że in n y m słu żąc tym , co
by p rz e c z y ta ć m o g li, sam sk o rz y sta m i p o s tą p ię n a p rz ó d ;
1 że s ta ra ją c się o d p o w ie d zie ć p y ta ją c y m , z n a jd ę to , czego
sam szu k ałem . P o sta n o w iłe m w ięc —z ro z k a z u i z p o m o c ą
P a n a B o g a n a sz e g o — nie ty le ro z p ra w ia ć a u to ry ta ty w n ie
o ty c h s p ra w a c h 14 ja k o o czym ś z n a n y m , co raczej p o b o ż ­
nie je b a d a ć i z a p o z n a ć się z nim i.

T o żsa m o ść su b sta n cji O jca i S y n a


VI. 9. N ie k tó rz y u trz y m u ją , że P a n n a sz Je z u s C h ry stu s nie
je st B o giem a lb o że n ie je s t p ra w d ziw y m B o g iem , alb o że
nie je s t n a p ra w d ę n ie śm ierteln y , p o d le g a ją c z m ia n o m .
B łęd n o ści ty ch tw ie rd z eń d o w o d z i n a jd o s k o n a ls z a o czy ­
w isto ść i z g o d n o ść św iad ectw z a w a rty c h w P iśm ie św. O to
n p .: „ N a p o c z ą tk u było Słow o, a S łow o było u B o g a
i B o g iem b y ło S ło w o ” . R zecz ja s n a , że ja k o Słow o B oże
ro z u m ie m y je d y n e g o S y n a B ożego, o k tó ry m n a stę p n ie
p o w ie d zia n o : ,,A S ło w o sta ło się ciałem i m ie sz k a ło m ięd zy
n a m i” , p o n ie w a ż n a ro d z iło się w czasie, p rz y jm u ją c ciało
z D ziew icy. M ó w ią c ta k , E w a n g e lista stw ierd za n ie ty lk o

14 Jak to czyni w naukach skierowanych do katechumenów, zob. Po stówie,


u. 38, str. 607.
34 Księga I

to , że je s t O n o B ogiem , ale że je s t tej sam ej co O jciec


su b sta n c ji. P o w ie d z iaw sz y b o w iem : „ B o g iem b y ło S ło w o ” ,
d o d a je : „ O n o b y ło n a p o c z ą tk u u B o g a. W sz y s tk o się p rz e z
n ie stało , a bez niego n ic się n ie s ta ło ” (J 1, 1—3. 14).
M ó w ią c „ w s z y s tk o ” , o z n a c z a p rz e z to w sz y stk ie rzeczy
stw o rz o n e , a w ięc całe stw o rz en ie . J a s n o s tą d w y n ik a , że
T e n , p rzez k tó re g o w sz y stk o je s t u c z y n io n e , sam n ie m o ż e
b y ć „ u c z y n io n y ” . N ie b ę d ą c z aś u c z y n io n y m , n ie je st
stw o rz en ie m . A je śli nie je s t stw o rz e n ie m , to je s t tej sam ej
co O jciec s u b sta n c ji. K to b o w ie m nie je s t B o g ie m , te n
m o ż e b y ć ty lk o stw o rz en ie m . A k to nie je s t stw o rz e n ie m ,
te n je s t B ogiem . G d y b y S yn n ie b y ł tej sam ej s u b s ta n c ji co
O jciec, w ted y b y ła b y to s tw o rz o n a su b sta n c ja . A jeśli je st
u c zy n io n y , to nie m o g ło być w sz y stk o p rz e z N ie g o u c z y ­
n io n e . T y m cz ase m : „ w sz y stk o się p rz e z nie s ta ło ” . A w ięc
je st je d n e j z O jcem s u b s ta n c ji15.

S y n , B ó g p ra w d ziw y
A w ięc nie ty lk o B ogiem je s t, ale je s t B o g iem p ra w d z i­
w y m 16, co ten że J a n b a rd z o w y ra źn ie stw ie rd z a w sw y m
liście: „ I w iem y, że Syn p rz y sz e d ł i u z d o ln ił n a s, ab y śm y
p o z n a li p ra w d ziw e g o B oga i złączyli się z p ra w d z iw y m
S ynem Jeg o . O n je s t B ogiem p ra w d z iw y m i ż y w o te m
w ieczn y m ” (1 J 5, 2 0 —21).

N ieśm ierteln o ść S y n a i całej T ró jcy


826 10. N a tej p o d sta w ie m o ż n a w n o sić ró w n ież i to , że n ie
ty lk o o O jcu m ó w ił A p o s to ł: „ K tó r y je d y n y m a n ie śm ie r­
te ln o ś ć ” , ale m ó w ił to o je d n y m je d y n y m B o g u , T ró jc y
Św iętej. Ż y cie w ieczne n ie je s t śm ie rte ln e, b o n ie m a w n im

10 Niezbite świadectwo używania wyrazu homoousios: ejusdem substantiae, za­


wartego w Sym bolu Nicejskim (Dz. 54). Nie zaraz bowiem po soborze ten wyraz
został przyjęty na Zachodzie. Św. Hilary spotka się z nim dopiero w czasie swojego
wygnania w Azji. Nie zna go w pierwszych trzech księgach swojego D e Trinitate .
15 Odpowiedź na twierdzenia ariańskie, że Syn jest Bogiem drugorzędnym,
adoptowanym przez Ojca (zob. W yznanie wiary bpa WulfiLy, Posłowie, n. 40, oraz
Sermo arianorum, n. 39).
V I, 9 - 1 1 35

z m ie n n o śc i. T a k je s t i z S y n em , bo O n „ je st ży ciem
w ie cz n y m ” . W ięc ta k ż e d o N ie g o o d n o s z ą się słow a: „ K t ó ­
ry je d y n y m a n ie śm ie rte ln o ś ć ” , ale m ó w ił to o je d ­
n y m je d y n y m B o g u , T ró jc y Ś w iętej. Ż ycie w ieczne n ie
je s t śm ie rte ln e, bo nie m a w n im z m ien n o ści. T a k je s t
i z S y n em , b o O n „ jest życiem w ie c z n y m ” . W ięc ta k ż e d o
N ieg o o d n o s z ą się słow a: „ K tó r y je d y n y m a n ie śm ie rte l­
ność” .
S ta ją c się u c z e s tn ik a m i Je g o w iecznego życia, i m y ró w ­
nież sta je m y się w p e w n y m sensie n ieśm ierteln i. C zy m ś
in n y m je d n a k je s t sa m o w ieczne życie, k tó re g o u c z e s tn i­
k a m i się stajem y , a czym in n y m je s t to , że, u c z e stn ic z ą c
w n im , b ę d z ie m y żyć n a wieki.Sż
S ło w a A p o s to ła : „ O k a ż e G o w sw oim czasie b ło g o ­
sław io n y i je d y n y m o c a rz , K ró l k ró ló w i P a n p a n u ją c y c h ,
k tó ry je d y n ie m a n ie śm ie rte ln o ść ” , b y n a jm n ie j n ie o d n o s z ą
się ty lk o d o O jc a z w y łączen iem S yna. R ó w n ie ż i w te d y ,
gdy S y n p rz e m a w ia ją c ja k o M ą d r o ś ć — je s t O n b o w iem
„ M ą d ro ś c ią B o ż ą ” (1 K o r 1, 24) —m ó w i: „ S a m a o b eszłam
o k rą g n ie b io s ” (S yr 24, 8), b y n a jm n ie j n ie o d łą c z a się O n
o d O jca. T y m b a rd z ie j nie n a leż y o d n o sić ty c h słów d o
sam eg o O jc a, z p o m in ię c iem Syna: „ A b y ś z a c h o w a ł to
o r—'k a z a n ie bez s k a z y i n ie n a g a n n ie aż d o p rz y jścia P a n a
n aszeg o J e z u s a C h ry s tu sa . O k a ż e go w sw o im czasie b ło g o ­
sław io n y i je d y n y m o c a rz , K r ó l k ró ló w i P a n p a n u ją c y c h ,
k tó ry je d y n ie m a n ie śm ie rte ln o ść i m ie sz k a w św iatło ści
n ie p rz y stę p n e j. Ż a d e n z lu d z i G o n ie w idział, a n i też
w idzieć m o ż e . J e m u n iech będzie c h w a ła i p a n o w a n ie
w ieczne. A m e n ” (1 T m 6, 14—16). W sło w ac h ty c h n ie
w y m ien ia się w łaściw ie ani O jc a, a n i S yna, a n i D u c h a
Św iętego, ale się m ó w i: „ B ło g o sła w io n y i je d y n y m o c a rz ,
K ró l k ró ló w i P a n p a n u ją c y c h ” , to je st je d e n , je d y n y
i p ra w d ziw y B ó g , T r ó jc a Ś w ięta.

N iew id zialność S y n a i całej T rójcy


11. C zy a b y n a s tę p u ją c e zaraz p o te m sło w a n ie p o d w a ż a ją
tej egzegezy? B o A p o s to ł m ó w i w d a lsz y m ciągu: „ Ż a d e n
/. lu d zi go nie w id z iał, a n i też w id zieć m o ż e ” .
36 Księga I

N ie, sło w a te w cale nie p rz e k re śla ją u p rz e d n ieg o tłu m a ­


czenia, p o n iew aż o d n o szą się one d o C h ry stu sa ja k o B oga.
Żydzi nie w idzieli jego B óstw a. W idzieli jed y n ie ciało i to
u k rzy żo w ali. W ż ad e n sp o só b nie m o ż n a w idzieć B ó stw a
ludzkim i oczym a. A le o g lą d a się je tym w zro k iem , k tó ry m
p a trz ą ci, co ju ż nie ludźm i, ale p o n a d ludźm i są. Słusznie
więc d o B oga, T ró jc y Św iętej, o d n o si się słow a: „ B ło g o ­
sław iony i jed y n y m o c a rz ” o k azu jący przyjście P a n a n asze­
go Jezu sa C h ry stu sa w sw oim czasie. W ty m sam y m
bow iem znaczeniu A p o sto ł m ów i: „ k tó ry je d y n ie m a nie­
śm ierteln o ść” ja k p o w ied zian e jest: „ k tó ry je d e n czyni
c u d a ” (Ps 72, 18).

Cała Trójca je s t sprawcą cudów


C h ciałb ym w iedzieć, d o k o g o m o i przeciw nicy o d n o s z ą te
słow a? Jeżeli do O jca, to jak żeż m o g ą być p ra w d ziw e słow a
sam ego Syna: „ C o k o lw iek O n [Ojciec] czyni, to ta k ż e i Syn
czyni” (J 5, 19).
C óż je st bardziej przedziw nego w śró d cu d ó w , ja k p rz y ­
w racać życie u m arłym ? O tó ż te n że Syn m ów i: „ J a k o b o ­
w iem O jciec w skrzesza u m a rły c h i ożyw ia, ta k i Syn, k o m u
zechce, życie d a je ” (ibid. 21). Jak ż e ż w ięc sam O jciec
m iałb y czynić cu d a, gdy nie m o ż n a p rz y to c z o n y c h słów
odnieść w yłącznie do O jca czy Syna, ale z w szelką p e w n o ś­
cią d o jed n eg o B oga, praw d ziw eg o , jed y n eg o : O jca, S y n a
i D u c h a Św iętego?

S yn , Stw órca w szechrzeczy


827 12. T a k sam o, gdy tenże A p o sto ł p o w iad a: „ D la n a s
w szakże istnieje ty lko je d en B óg O jciec, od k tó re g o p o ­
chodzi w szystko i d la k tó re g o w szyscy jesteśm y . I je d e n
P a n Jezus C h ry stu s, przez k tó re g o stało się w szy stk o i m y
przez n ie g o ” (1 K o r 8, 6); k tó ż w ą tp i, że „ w sz y stk o ”
oznacza tu ta j rzeczy stw o rzo n e, ja k c zy tam y u J a n a :
„W szy stko się p rzez nie sta ło ” (J 1, 3)? P y ta m w ięc: o k im
m ó w i A p o sto ł w n a stęp u jący m tekście: „ A lb o w iem z N ie­
go, p rzez N iego i w N im je st w szystko: Jem u c h w ała n a
VI, 11-12 37

w ieki. A m e n ” (R z 11, 36)? Jeśli m ó w i o O jcu, S ynu


i D u c h u Św iętym , w ym ieniając k a ż d ą z O sób poszczególnie
—gdy ,,z N ie g o ” o zn acza O jca, ,,p rz e z N ie g o ” —Syna, i ,,w
N im ” —D u c h a Ś w iętego” —to ja sn e , że O jciec, Syn i D u c h
Św ięty są je d n y m B ogiem , gdyż k o ń czy m ów iąc: „ Je m u
ch w ała n a w ie ld ” . D la te g o to nie m ó w i n a p o c z ą tk u teg o
zd an ia: „ O głębokości b o gactw , m ą d ro śc i i u m iejętn o ści”
O jca albo Syna, albo D u c h a Św iętego, ale m ów i: „ m ą d r o ­
ści i u m iejętności Bożej! Ja k ż e n iep o jęte są sądy Jeg o
i niedościgłe d ro g i Jego. K tó ż bow iem p o z n a ł m yśl P a n a ,
alb o k to był d o ra d c ą Jego. A lb o k to d a ł M u pierw szy,
aby M u o d d a ć m iał? A lbow iem z N iego, p rzez N ieg o
i w N im je s t w szystko. Je m u chw ała n a w ieki. A m e n ”
(R z 11, 33-36).

S y n , sam nie będąc stw o rzo n y , u czynił w szystko


G d y b y śm y chcieli odnieść te słow a w yłącznie d o O jca, to
jak żeż d a się p o g o d zić, że w szy stk o je st przez O jca u czy n io ­
ne, z tym , że w ed łu g L istu do K o ry n tia n w szystko jest
u czynione p rzez Syna? C zytam y bow iem : „ Je d e n P a n Jezus
C h ry stu s, p rzez k tó re g o stało się w szy stk o ” ; a w E w angelii
Ja n a : „ W sz y stk o p rz e z nie się sta ło ” .
Przecież, jeżeli je d n e rzeczy zo stały uczy n io n e przez
O jca, a in n e p rz e z Syna, to nie w szystko stało się przez
O jca i nie w szystko przez Syna. A jeśli w szystko stało się
przez O jca i w szystko przez Syna, w ta k im razie to sam o
stało się p rz e z O jca i Syna. W ięc Syn je st ró w n y O jcu,
a d z ia ła n ia O jca i Syna nie m o ż n a o d siebie oddzielić.
G d y b y O jciec stw o rzy ł Syna, k tó ry przecież nie stw orzył
sam siebie, to nie w szystko by było p rzez Syna uczynione.
O tó ż p rz e z Syna „w szystko... się s ta ło ” .
Z a te m Syn nie je st stw o rzo n y , lecz w espół z O jcem
u czynił w szy stk o , co się stało. Z resz tą A p o sto ł nie p rzem il­
czał teg o i stw ierd za b a rd z o w yraźnie: „ K tó ry m ając n a tu ­
rę B o żą, nie p o czy ty w a ł swej rów ności z B ogiem za p rz y ­
w łaszczenie” (F lp 2, 6), p rzy czym im ieniem „B ó g ” o z n a ­
cza tu O jca, p o d o b n ie ja k w in n y m m iejscu, gdy m ó w i
„ G ło w ą d la C h ry stu sa je s t B óg” (1 K o r 11, 3).
38 Księga I

R ó w n o ść D u ch a Św iętego z O jcem i S y n e m
13. Z e b ra n o ró w n ie ż w iele św iad ectw o d n o sz ą c y c h się d o
D u c h a Św iętego, k tó ry m i w w ielkiej m ierze p o słu g iw a li się
o m a w ia ją c y p rz e d n a m i 17 te kw estie.
Ś w iad ectw a te b a rd z o w y ra źn ie w y k a z u ją , że D u c h Św ię­
ty je st B ogiem , a nie stw o rz en ie m . N ie b ę d ą c z aś s tw o rz e ­
n iem , je s t nie ty lk o B ogiem — bo i ludzi też n a z y w a się
b o g a m i (Ps 81, 6; J 10, 34) — ale je s t p ra w d ziw y m B o g iem .
J e s t w ięc ró w n y O jcu i S ynow i, i w je d n o śc i T ró jc y je st
z N im i w sp ó łisto tn y i w spółw ieczny.
T o , że D u c h Św ięty n ie je s t stw o rz en ie m , o k a z u je się
szczególnie ja s n o w tym m iejscu P ism a św ., gdzie je st
p o w ie d zia n e , by śm y służyli n ie stw o rz e n iu , ale S tw ó rcy
(R z 1, 25). N ie o ta k ą służbę tu ch o d zi, ja k k ie d y w z a je m ­
nie służym y sobie z m iłości (G a 5, 13), co się p o g re c k u
w y k ła d a douleuein, ale o ten je j ro d z a j, w ja k i służy się
ty lk o B ogu, c o n a zy w a m y p o g re c k u la treu ein . O d teg o
g reck iego w y ra z u w yw odzi się n a z w a idololatrae, b a łw o ­
chw alcy, m ia n o n a d a w a n e ty m , k tó rz y b a łw a n o m o d d a ją
k u lt n a leż n y B o g u . O ty m ro d z a ju czci je s t p o w ie d zia n e :
„ P a n u B o g u tw e m u k ła n ia ć się b ędziesz i je m u sa m e m u
służyć b ęd ziesz” (P w t 6, 13; M t 4, 10). G re c k i te k s t P ism a
św. d o b itn ie j to w y ra ż a , gdyż m a m y w nim : latreuseis.
S tą d , że nie w o ln o n a m ta k służyć stw o rz e n iu , że 828
p rz y k a z a n o n a m : „ P a n u B o g u tw e m u k ła n ia ć się b ęd ziesz
i je m u sa m e m u służyć b ę d ziesz” , w y w o d zi się o d ra z a
A p o s to ła d o tych, k tó rz y czcili stw o rz e n ia i służyli im
b ard ziej n iż S tw ó rcy . W k a ż d y m w ięc ra z ie D u c h Św ięty
nie je s t stw o rzen iem i święci w szyscy słu żą M u ja k o B o g u ,
zg o d n ie ze słow am i A p o sto ła : ,,B o p ra w d ziw ie o b rz e z a n i
je steśm y m y , służący D u c h o w i B o ż e m u ” (F lp 3, 3), p o
g reck u latreuontes.
L iczne k o d e k sy , m iędzy n im i ta k ż e i łaciń sk ie, p o d a ją to
w n a stę p u ją c y m b rz m ie n iu : „ K tó rz y D u c h o w i B o ż e m u

17 Zob. Bibliografia: TERTULIAN, Adv. Praxeam, ATANAZY ALEKSAN­


DRYJSKI,^ Listy do Serapiona, HILARY, De Trinitate, DYDYM ŚLEPIEC,
O Duchu Świętym, BAZYLI, O Duchu Świętym, GRZEGORZ Z NAZJANZU,
M owy teologiczne, AMBROŻY, O Duchu Św iętym .
VI, 13 - V I I , 14 39

słu ży m y ” , co m a m y w e w sz y stk ic h lu b p ra w ie w sz y stk ic h


te k sta c h greckich. N ie k tó re e g ze m p la rz e ła ciń sk ie z a m ia s t
„ D u c h o w i B o że m u słu ży m y ” , p o d a ją : „ W d u c h u słu ży m y
B o g u ” 18. C zyż je d n a k ci, k tó rz y w ty m się m y lą i nie c h cą
u stą p ić w ię k sz e m u a u to ry te to w i, z n a jd u ją ró w n ież o d m ia ­
nę d la n a stę p u ją c e g o tek stu : „ C z y ż n ie w iecie, że c ia ła
w asze są w w as św ią ty n ią D u c h a Ś w ięteg o , k tó re g o m a c ie
o d B o g a?” (1 K o r 6, 19*) A cóż b a rd z iej n ied o rz ec z n eg o
i b lu ź n ie rcz e g o j a k tw ierdzić, że c zło n k i C h ry stu so w e są
św iąty n ią stw o rz e n ia , k tó re z d a n ie m p ew n y ch lu d zi je st
niższe o d C h ry s tu sa ? P o w ie d z ia n o przecież n a in n y m m ie j­
scu: „ C ia ła w asze są c zło n k a m i C h ry s tu s a ” (ibid. 15). Jeśli
zaś czło n k i C h ry stu so w e są św ią ty n ią D u c h a Ś w iętego, to
D u c h Św ięty nie je st stw o rzen iem . K o m u bow iem ciało
n asze o d d a je m y ja k o św iątynię, te m u o d d a jem y cześć n a le ­
ż n ą ty lk o B o g u , k tó r a p o g re c k u n a z y w a się laireia. D la te ­
go A p o s to ł m ó w i n astę p n ie : „ C h w a lc ie te d y ... B o g a w ciele
w aszy m ” (ibid. 20).

2. N iższo ść S y n a w o b ec O jc a

V II. 14. T a k ie i p o d o b n e św iad e c tw a P ism a św. - ja k


p o w ied ziałem , w w ielkiej m ierze w y k o rz y sta n e p rz e z n a ­
szych p o p rz e d n ik ó w d la o d p a rc ia oszczerstw i b łęd ó w
h e re ty ck ic h 19 - u k a z u ją naszej w ierze je d n o ść i ró w n o ść
B oskiej T ró jc y .

18 Tekst grecki (Merk 1957 - Nestlé 1960) podaje: hoi pneumati theou latreuontes
„uprawiając kult w duchu Bożym'1• ale wydania podają w aparacie krytycznym
kilkanaście manuskryptów, które mają (razem z Wulgatą i z tekstem syryjskim):
pneumati theo „(służąc) Duchowi — Bogu ” , Augustyn rozumie pneumati theou
„Duchowi B ożem u", co nie jest absolutnie sprzeczne z gramatyką greki klasycznej.
Najnowsze gramatyki (Blas-Debrunner 1958, Funk, Chicago 1961) o tym przypadku
się nic wypowiedziały.
lu Por. Sermo arianorum, Posłowie, n. 39, Rozprawa z M aksyminem (str.
610-613), który powołuje się na pseudosobór w Sirmium (357). Oto tekst za­
cytowany przez św. ATANAZEGO, De Synodis, 28, P. G. 26, 741: „cześć i honor,
chwała i majestat, samo imię nawet, wszystko jest większe u Ojca niż u Syna” (to
samo u św. H ILAREGO, D e Synodis, 11, P. L. 10, 489).
40 Księga I

N iższo ść S y n a w naturze lu d zkiej

Je st je d n a k w Piśm ie św. —z racji W cielenia S łow a B ożego,


k tó re d o k o n a ło się d la naszego zbaw ienia, ab y człow iek
Jezus C h ry stu s stał się p o śre d n ik iem B o g a i lu d zi (1 T m 2,
5) — w iele ta k ic h pow iedzeń, k tó re p o d su w a ją m y śl, lub
n a w et w y raźn ie n a to w sk azu ją, że Syn je st niższy od O jca.
L udzie nie d o ść pilnie b a d ają c y i zestaw iający liczne w y p o ­
w iedzi P ism a św. p o b łąd zili w ty m , o d n o szą c d o w iecznej
su b stan cji Słow a, k tó ra istn ia ła ju ż p rzed W cieleniem , to
co ta m p o w ied zian o o Jezusie ja k o człow ieku. L u d z ie owi
tw ierd zą, że Syn je st niższy od O jca, p o n ie w aż P a n sam
pow iedział: „O jciec w iększy je s t niźli j a ” (J 14, 28). P ra w ­
d a je d n a k okazuje, że w ta k im ra z ie Syn m u sia łb y być
m niejszy od sam ego siebie. Jak ż e ż bow iem nie sta łb y się
m niejszy o d sam ego siebie te n , k tó ry „w yniszczył sam ego
siebie przyjąw szy n a tu rę sługi” (F lp 2, 7)? L ecz nie p rz y ją ł
O n n a tu ry sługi w ta k i sp o só b , b y m ia ł u tra c ić p rzez to
B o sk ą n a tu rę , w k tó rej był ró w n y O jcu. Jeśli w ięc w ta k i
sp o só b p rzyjął n a tu rę sługi, że nie u tra c ił p rzez to n a tu ry
Bożej, p o n ie w aż i ja k o sługa, i ja k o B óg je s t O n je d n o -
ro d z o n y m Synem B oga O jca, to ja k o B óg je s t ró w n y O jcu,
a ja k o sługa je st 829 P o śred n ik iem B o g a i ludzi, człow ie­
kiem , Jezusem C h rystusem . K tó ż te g o nie w idzi, że ja k o
B óg je st O n w tedy w yższy od sam ego siebie, a ja k o sługa
— niższy? Pierw sze bow iem ro zu m ie się ze w zg lęd u n a
n a tu rę B ożą, a d rugie — n a tu rę sługi, i to bez żad n eg o
p o m ieszania.

Z a sa d a wyjaśniająca tę kw estię

W sk a z a n a przez n a s z asa d a ro zw iązy w an ia p rz e d sta w io n e j


tru d n o śc i n a p rzestrzen i całego P ism a z o sta ła p o d a n a w je ­
d n y m z listów św. P aw ła, gdzie szczególnie d o b itn ie z a ­
zn acza się to rozróżnienie. A p o s to ł m ów i: „ K tó ry m a ją c
n a tu rę B ożą i ró w n o ść z B ogiem nie p rzy w łaszczo n ą, nie
strzegł jej zazdrośnie, ale w yniszczył sam eg o siebie, p rz y ją ­
wszy n a tu rę sługi, staw szy się p o d o b n y m d o lu d z i i d la
VII, 14 41

swego sp o so b u życia u z n an y był za człow iek a” (F lp 2,


6 -7 ) 20.
Je st w ięc Syn B oży n a tu rą ró w n y B ogu O jcu, a sp o so ­
bem b y to w a n ia je st o d N iego niższy, gdyż przez przyjęcie
n a tu ry sługi stał się niższy od O jca. N a to m ia s t w B oskiej
n a tu rz e , k tó r a b yła Jeg o n a tu rą zanim przyjął n a tu rę sługi,
je st ró w n y O jc u 21. J a k o B óg je s t Słow em , przez k tó re
w szystko się stało (J 1, 3); ja k o sługa zaś z o sta ł u czy n io n y
z n iew iasty i p o d le g ał Z ak o n o w i, a b y tych, k tó rz y byli p o d
Z a k o n e m , o d k u p ił (G a 4, 4—5). J a k o B óg stw orzył czło ­
w ieka, ja k o sługa sam był człow iekiem . G d y b y bow iem
O jciec sam , bez S yna, uczynił człow ieka, to by nie było
n ap isan e: „ U cz y ń m y człow ieka n a o b ra z i p o d o b ie ń stw o
n a sz e ” (R d z ł, 26). A p o n ie w aż B o sk a n a tu ra p rzy jęła
n a tu rę sługi, p rz e to B óg je st zarazem i B ogiem i człow ie­
kiem , a człow iek je st jed n o cześn ie człow iekiem i B o g ie m 22.
C złow iek jest jed n o cześn ie B ogiem dzięki tem u , że p rz y ­
jm u je człow ieczeństw o, a Bóg je st człow iekiem przez przyję­

20 Tak samo odpowiada św. HILARY, De Trinitate, IX. 53-56, P. L. 10,


323-327 oraz św. AMBROŻY, De fide ad Gratianum, V. 18, 225, P. L. 16, 695;
O. S. E. L. 78 (1962), str. 3Q2.
21 Tutaj jednak kierunek grecki przedstawia subtelniejsze rozumowanie. Można
l>owiem w pewien sposób mówić o ,,nierówności” Osób według odnośni po­
chodzenia: Syn jako zrodzony jest w zupełności „zależny” od Ojca. Zob. ATANA­
ZY, M owa Iprzeciw arianom, n. 58, P. G. 26, 133; oraz List ALEKSANDRA, bpa
aleksandryjskiego, o potępieniu Ariusza, cytowany przez TEODORETA, Uist.
là:cl., 1. 3, P. G. 82, 905, G. C. S. I, 4, 48, str. 21. Tak samo TERTULIAN, Adv.
l'raxeam 9, P. L. 2, 187 i św. HILARY, De Trinitate, IX. 54, P. L. 10, 324. Ale jak
sam św. Augustyn powie to niżej (ks. U. I, 5): „przez te słowa trzeba rozumieć nie
nierówność, a zrodzenie Jego” .
22 Jest to tzw. Communicatio idioniatum (współorzekanie przymiotów), tzn. że
(o, co jest właściwością danej natury, przypisuje się podmiotowi tej natury. Gdy
mówi się o Chrystusie, że „Bóg umarł na krzyżu”, to nie znaczy, że przyznajemy
naturze Bożej właściwości ludzkie, ale twierdzimy, że Chrystus, który jest Bogiem,
umarł jako człowiek. Tak samo rzecz się ma, gdy się mówi, że Chrystus jest
wszechmocny. Wszechmoc jest przymiotem Bożym, a Chrystus-Człowiek posiadają
|nko Bóg. Tak zwykle wyraża się Pismo św. i Ojcowie Apostolscy. ORYGENES
pierwszy omówił zagadnienie z punktu widzenia spekulacji teologicznej (De prin-
ftpiis, II, 6, 3, P. G. 11, 211). Ujmować tę „komunikację” ontologjcznie, to wpadać
w błąd monofizytów; -widzieć w tym tylko przenośnię, to wyznawać nestorianizm.
Najjaśniej to zagadnienie przedstawiają: GRZEGORZ Z NAZJANZU, Mowa 38,
I 1, P. G. 36, 325 i GRZEGORZ Z NISSY, Contra Eunomium, V, P. G. 44, 705.
.9w. CYRYL Z ALEKSANDRII wyraził to przeciw Nestoriuszowi w walce o tytuł
Maiki Bożej, Theotokos, dlaNajśw. Maryi Panny (Dz. 116, 124). Całość zagadnienia
u św. TOMASZA Z AKWINU, Summa TheoL III. q. 16.
42 Księga I

cie człow ieczeństw a23. Jed n a k ż e to przyjęcie jed n ej n a tu ry


p rzez d ru g ą nie p rzem ieniło ich w siebie w zajem nie: B ó ­
stw o bow iem nie p rz e o b raz iło się przez to w stw o rzen ie,
ta k by m iało ju ż nie być B ogiem . T a k ż e i stw o rzen ie nie
przem ieniło się w B oga i nie p rz e sta ło być stw o rzen iem .

III. R Ó Ż N E K W E S T IE D O T Y C Z Ą C E C H R Y S T U S A ,
S Ł O W A W C IE L O N E G O

1. P rzek azan ie O jcu K ró le stw a

1 K or 15, 28: S y n , ja k o człow iek, p o d d a n y O jcu


V III. 15. A p o sto ł m ów i: „ I gdy ju ż w szystko p o d d a n e m u
będzie, w tedy i Syn p o d leg ać będzie tem u , k tó ry p o d d a ł
m u w szystko” (1 K o r 15, 28). P ow iedział ta k d la te g o , by
n ik t nie sądził, że człow ieczeństw o C h ry stu sa , p rzy jęte od
ludzkiego stw orzenia, zo stało n a stę p n ie p rz e m ien io n e
w B oskość, a raczej B óstw o, będące ju ż nie stw o rzen iem ,
ale je d n o śc ią T ró jcy Świętej, k tó ra z n a tu ry swej, w spółis-
to tn ej i w spółw iecznej, je st n ie m a te ria ln a i n iezm ien n a.
A lb o — jeżeli k to ś stanow czo tw ierdzi, ja k niejedni to
ro zu m ieją —w słow ach: „I Syn p o d le g ać będzie te m u , k tó ry
p o d d a ł m u w szy stk o ” , „ p o d d a n ie się” m o że o zn aczać
przyszłe przem ienienie się stw o rzen ia w sa m ą isto tę , czyli
su b stan cję Stw órcy, ta k to, co stan o w iło su b stan cję
stw o rzenia, stan ie się su b sta n c ją Stw órcy. Lecz w ta k im

23 Tekst Augustyna nie mówi: „człowieczeństwo” a: „człowieka” . Takie wyraże­


nie —często spotykane u Ojców tak łacińskich, jak i greckich w IV w. —byłoby nie do
przyjęcia od chwili sporów nestoriańskich. Św. Atanazy np. używa zwykłe wyrazu
enanthropesis (uczłowieczenie), rzadko enaómatosis (wcielenie). Cyryi Aleksandryj­
ski sam. się poprawił, gdy tylko sobie uświadomił, że Nestoriusz głosi naukę
o przejęciu przez Syna Bożego jakiejś o s o b y Ludzkiej: „stał się człowiekiem, a nie
przyjął (w siebie) człowieka, jak myśli Nestoriusz” (Epist. 45, P. G. 77, 236). Zresztą
Augustyn jasno przedstawia jedność osoby Chrystusa: „Syn Boży, który jest Słowem
Bożym, posiada człowieka, jak dusza posiada ciało. Tak samo jak dusza posiadająca
ciało nie tworzy dwóch osób, a jednego człowieka, tak i Słowo Boże posiadające
człowieka nie tworzy dwóch osób, a jednego Chrystusa” (In Jo. traci. 19, 19, P. L.
35, 1553).
VII, 14 - VIII, 15 43

razie nie ulega w ątpliw ości, że nie n a stą p iło to jeszcze


w tedy, gdy P a n pow iedział: „O jciec je s t w iększy niż li j a ”
(J 16, 28). P ow iedział to bow iem nie ty lk o przed w stąp ie­
niem d o nieba, ale n a w et przed m ę k ą sw ą i z m artw y ch ­
w staniem . 830 O tó ż ci, k tó rz y p rz y jm u ją p rz e o b raż e n ie
i p rzem ian ę n a tu ry ludzkiej w B óstw o, w ta k i sp o só b
ro zu m ieją słow a: „W ted y i Syn p o d le g ać będzie tem u ,
k tó ry p o d d a ł m u w szy stk o ” , ja k gdyby było pow iedziane:
„W ted y i sam Syn Człow ieczy i p rz y ję ta przez Słow o B oże
n a tu ra lu d z k a przem ieni się w n a tu rę T eg o , k tó ry p o d d a ł
M u w sz y stk o ” . J a k o przyszłe „ w te d y ” przy jm u ją oni czas
po d n iu S ądu, gdy Syn „ o d d a K ró le stw o B ogu i O jc u ”
(1 K o r 15, 24). A w ięc n aw et i w tej opinii Ojciec tak że
i te ra z je st wyższy niż p rzy jęta z D ziew icy n a tu ra sługi.
Jeżeli n aw et — ja k n iek tó rzy u trz y m u ją — człow iek Jezus
C h ry stu s zo stał przem ieniony w sub stan cję B oga, to i ta k
nie d a się zaprzeczyć tem u, że Jego lu d z k a n a tu ra istn iała
leszcze w ów czas, kiedy przed m ę k ą pow iedział: „O jciec
większy je st niźli j a ” . A więc bezsprzecznie słow a te o z n a ­
czają, że O jciec je st wyższy niż n a tu ra sługi w Synu, a Syn
jako Bóg je s t rów ny Ojcu.

Syn sam poddaje sobie w szystko


A postoł m ó w i tak że: „L ecz gdy pow ie «W szystko je st ju ż
p o d d an e», znaczy to oczywiście: z w yjątkiem T ego, k tó ry
mu w szystko p o d d a ł” (1 K o r 15, 27).
Słów ty ch nie należy rozum ieć w ta k i sposób, ja k o b y
w szystkie rzeczy zo stały p o d d a n e Synow i przez O jca, a Syn
sam nie p o d d a ł ich sobie. A p o sto ł w ykazuje to ja sn o ,
m ów iąc d o F ilip ian : „A le co do n as, to m y p rzebyw am y
w niebiesiech, sk ą d też Z baw iciela oczekujem y, P a n a n a ­
szego Jez u sa C h ry stu sa , k tó ry przem ieni ciało naszego
uniżenia i u p o d o b n i je do ciała ja sn o śc i swojej tą m o cą,
k tó rą też m o że p o d d a ć sobie w sz y stk o ” (F lp 3, 2 0 —21).
D zieje się ta k d lateg o , że d ziałanie O jca i działanie Syna
są nierozdzielne. Z re sz tą nie O jciec p o d d a je sobie w szyst­
ko, ale Syn M u p o d d a je, p rzek azu jąc K ró lestw o . O Synu
przecież p o w ied zian o : „ G d y przekaże swe K ró lestw o B ogu
44 Księga I

Ojcu, zniszczywszy przedtem wszelkie inne panow anie,


w ładzę i m o c ” (1 K o r 15, 24). W ięc to O n p o d d aje
i niszczy.

1 Kor 15, 28: S yn przekaże Królestwo Bogu Ojcu,


sam jed n a k nie wyzbędzie się p rzez to Królestwa
16. N ie sądźm y rów nież, by C hrystus, oddając Bogu i O jcu
K rólestw o, m iał przez to sam w yzbyć się k ró lo w an ia. Bo
i tak niektórzy m niem ają niem ądrze.
K iedy bow iem pow iedziano: „Przekaże swe K ró lestw o
Bogu O jcu” , nie oznacza to odsunięcia Syna n a bok,
poniew aż jest O n jednym Bogiem w raz z Ojcem. Lecz ludzi
niedbale czytających Pism o św. i zam iłow anych w sp o rach
myli zam ieszczone tam słowo „ d o p ó k i” . Rzeczywiście,
pow iedziano w następnym zdaniu: „B o p o trz e b a, by on
panow ał, d o póki nie rzuci w szystkich Przyjaciół swoich
pod stopy sw oje” (1 K o r 15, 25; por. Ps 109, 1), co
rozum ieją, ja k gdyby dokonaw szy tego, m iał ju ż nie k ró lo ­
wać. Opieszalcy, nie pojm ują, że pow iedziano tu taj zupeł­
nie to sam o, co w tych oto słow ach: „Silne serce jego nie
zadrży aż p o k o n a nieprzyjaciół sw oich” (Ps 111, 8). P rze­
cież serce zwycięzcy nie upadnie, nie „zad rży ” n a sam
w idok nieprzyjaciół.
A co znaczą słowa: „G dy przekaże swe K ró lestw o Bogu
O jcu”? Czyżby K rólestw o nie należało teraz do B oga Ojca?
— N ie. T u taj chodzi o w szystkich spraw iedliw ych.
Teraz, gdy żyją w iarą, króluje n a d nim i P o śred n ik B oga
i ludzi, człowiek Jezus C hrystus, m ający ich d o p ro w ad zić
do w idzenia, o k tórym m ów i tenże A p osto ł, że będzie
„tw arzą w tw arz” (1 K o r 13, 12). A więc, kiedy m am y:
„Przekaże swe K rólestw o Bogu O jcu” , to ta k ja k b y było
pow iedziane: „G d y doprow adzi w szystkich w ierzących do
kontem placji B oga O jca” . T o w łaśnie P an m ów i: „W szyst­
ko dane m i je st od Ojca m ego. I n ik t nie 831 zn a Syna,
jeno Ojciec, ani O jca n ik t nie zna, jeno Syn i k o m u by
Syn zechciał objaw ić” (M t 11, 27). Syn objaw i O jca,
„zniszczywszy przedtem wszelkie inne pano w an ie, w ładzę
i m oc” .
VIII, 16-17 45

T o znaczy objaw i G o wtedy, gdy ju ż nie będzie p o trzeb a


podobieństw i sym bolów udzielanych nam przez anielskie
P an o w ania, W ładztw a i M oce. D o nich to m o żn a słusznie
odnieść słow a Pieśni nad pieśniam i zw rócone do O blubie­
nicy: „Ł ańcuszki złote uczynim y tobie srebrem nak rap ian e,
podczas gdy król był w po k o ju sw oim ” (Pnp 1, 10—11). T o
znaczy: do p ó k i C hrystus pozostaje w ukryciu i tajem nicy,
„życie w asze ukryte jest w espół z C hrystusem w Bogu. G dy
ukaże się C hrystus, życie wasze, w tedy i wy ukażecie się
razem z nim w chw ale” (K ol 3, 3—4). A zanim to n astąpi,
„w idzim y niejasno przez zw ierciadło” , to je st w p o d o b ie ń ­
stw ach, „lecz później tw arzą w tw a rz ” (1 K o r 13, 12).

Kontemplacja Boga celem naszego życia


17. K o n te m p la cja B oga została nam obiecana ja k o kres
i uw ieńczenie w szystkich naszych uczynków , ja k o w ieczna
doskonałość szczęścia.
T ak: „T eraz jesteśm y dziećmi Bożym i. A czym kiedyś
będziemy, to się nie ujaw niło jeszcze. W iemy tylko, że gdy
się to ujaw ni, p o d o b n i będziem y d o niego, bo ujrzym y go,
jakim je st” (1 J 3, 2). T o o czym m ów ił słudze sw em u
M ojżeszowi: „ Ja m jest, którym jest... T a k powiesz synom
Izrael owym: K tó ry jest, posłał m ię do w as” (Wj 3, 14);
to oglądać będziem y, m ając życie wieczne. „A to jest życie
wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego Boga Praw dziw ego,
i tego, któregoś posłał, Jezusa C h ry stu sa” (J 17, 3). N a ­
stąpi to, kiedy „przyjdzie P an , k tó ry ujaw ni to, co się
kryje w ciem ności” (1 K o r 4, 5), gdy przem iną ju ż ciem no­
ści tego śm iertelnego i niszczejącego świata. W tedy n a sta ­
nie dla nas p o ra n e k , o którym pow iedziano w Psalmie:
„ R a n o będę stał przed to b ą i p a trz a ł” (Ps 5, 5).
Sądzę, że o tej kontem placji jest m o w a w słowach: „G d y
przekaże swe królestw o Bogu O jcu” , to znaczy: kiedy
Pośrednik B oga i ludzi, człow iek Jezus C hrystus, królujący
nad tym i, k tó rzy teraz w iarą żyją, doprow adzi ich do
widzenia B oga i O jca. Jeśli się w tym mylę, niech m nie
popraw i ktoś, k to lepiej wie. N ie w ydaje m i się jed n ak , by
m ogło być inaczej.
46 Księga I

W k ażdym razie z pew nością niczego więcej nie b ędzie­


m y szukać osiągnąw szy w idzenie, k tó re te ra z nie stało się
jeszcze naszym udziałem , ja k długo ra d o ść n a sz a jest jesz­
cze p rzed m io tem nadziei. — „ A nadzieja, k tó rą się widzi,
nie jest nadzieją: tego bow iem , co się ju ż widzi, ja k że
jeszcze spodziew ać się m ożna? A jeśli spodziew am y się
tego, czego nie w idzim y, to w cierpliw ości oczek u jem y ”
(R z 8, 24-25), „ p o k ą d k ró l je st w p o k o ju sw o im ” (F n p 1,
11). Lecz kiedy to n a stą p i, stanie się ta k , ja k je st nap isan e:
„N ap ełnisz m ię weselem przy obliczu tw o im ” (Ps 15, 11).
M a ją c tę radość, niczego ju ż szukać nie będziem y. O , w te­
dy ju ż niczego nie będzie się szu k ać i nie będzie m o ż n a
szukać, bo okaże się n am Ojciec i to n am w y starczy (por.
J 14, 8).

J 14, 8: Podobnie ja k Ojciec, objawi się nam również i S yn


D o b rz e ro zu m iał to F ilip m ó w iąc do P a n a : „ P o k a ż nam
O jca, a w ystarczy n a m ” .
A le nie ro zu m iał on jeszcze w tedy, że ta k sam o b y m ó g ł
pow iedzieć: „P anie, p o k a ż n am siebie sam ego, a w ystarczy
n a m ” . T o też , ażeby m ó g ł to zrozum ieć, P a n m u o d p o w ie­
dział: „ T a k długo jestem z w am i, a nie poznałeś m nie,
Filipie? K to ujrzał m nie, zobaczył O jca” . C h cąc je d n a k , by
uczeń żył w iarą, zanim w idzenie będzie d la niego m ożliw e,
P a n rzekł następnie: „ N ie w ierzysz, że ja je stem w O jcu,
a O jciec we m nie?” (J 14, 8—10), b o „ ja k d łu g o jesteśm y
w ciele, pielgrzym am i jesteśm y, d a lek o o d P an a; 832 bo
pielgrzym ujem y jeszcze w w ierze, a jeszcze nie w w id zen iu ”
(2 K o r 5, 6—7). W idzenie je st n a g ro d ą . D la tej n ag ro d y
serca oczyszczają się przez w iarę, ja k n a p isa n o : „O czyściw ­
szy przez w iarę ich serca” (D z 15, 9). A le o to n a jw aż ­
niejszy dow ód, że dla tej k o n tem p lacji serca w inny się
oczyścić: „B łogosław ieni czystego serca, alb o w iem oni B o ­
ga oglądać b ę d ą ” (M t 5, 8). A poniew aż n a ty m p olega
żyw ot w ieczny, przeto m ów i B óg w psalm ie: „D łu g o śc ią
dni napełnię go i okażę m u zbaw ienie m o je ” (Ps 90, 16).
W ięc zarów no słowa: „ O k a ż n am S y n a” , ja k i „ P o k a ż
n am O jca” , o znaczają najzupełniej to sam o , bo nie m o ż n a
VIII, 17-18 47

p o k a za ć je d n eg o , nie objaw iając zarazem i d ru g ieg o , o w ­


szem, o b aj są jed n o ścią, ja k P a n sam to pow iedział: ,,Ja
i Ojciec je d n o je steśm y ” (J 10, 30). A w reszcie, ze w zględu
n a sam ą Ich nierozłączność, w ystarcza czasem w ym ienić p o
p ro s ta O jca, b ą d ź też ty lko Syna, m ów iąc, że w id o k
oblicza Jeg o p rzepełnia nas w eselem .

2. Syn i D u c h Św ięty w nas

Duch Ś w ięty źródłem naszego szczęścia


18. N ie w yłącza się z tego i w spólnego Ich D u ch a, to je st
D ucha O jca i Syna, który właściwie nazyw a się Świętym D u ­
chem , D u ch em „ p raw d y , k tó re g o św iat nie m o że p rzy jąć” .
N a ty m zaś polega nasze pełne szczęście —i nie m a sz n ad
nie nic w yższego — żeby ra d o w a ć się B ogiem w T ró jcy
Świętej, n a k tó re g o o b raz zostaliśm y uczynieni.
D la teg o niekiedy m ów im y o D u ch u Św iętym w ta k i
sposób, ja k gdyby O n jed en w ystarczał n am do szczęścia.
Rzeczywiście w y starcza n a m , a to z tej racji, że nie m o ż n a
G o oddzielić o d O jca i Syna; p o d o b n ie ja k Ojciec n am
w ystarcza, bo nie oddziela się G o o d Syna i D u c h a
Świętego; a Syn dlatego w y starcza sam , jponiew aż nie
m o ż n a G o oddzielić od O jca i D u c h a Świętego. C ó ż
bow iem innego m o g ą oznaczać słowa: „Jeśli m nie m iłu je­
cie, zachow ujcie p rz y k a za n ia m oje. A ja prosić będę O jca
i innego P ocieszyciela d a w am , aby p o zo stał z w am i n a
zawsze. D u c h a praw dy, k tó reg o św iat nie m o że p rzy jąć”
(.1 14, 15—17). T o znaczy, że nie przyjm ują G o m iłośnicy
św iata, b o „człow iek zm ysłow y nie o garnia tego, co z D u ­
cha B ożego p o c h o d zi” (1 K o r 2, 14).

Pozorna niższość S yn a w porów naniu z D uchem Ś w iętym


w naszej szczęśliw ości ( J 14, 15—16)
M o g ło b y się je d n a k w ydaw ać, iż słowa: „ A ja p ro sić będę
O jca i innego Pocieszyciela d a w a m ” , zostały pow iedziane
d lateg o , że sam Syn nie w y starcza d la naszego szczęścia.
48 Księga i

T e k s t te n n a leż y ro z u m ie ć z u p e łn ie ta k sa m o ja k n a ­
stęp u jący : „L e cz gdy p rzy jd zie ów D u c h p ra w d y , n a u c z y
w as w szelkiej p ra w d y ” (J 14, 3). C zyż w sło w ac h ty ch
w y łącza się S y n a, ja k gdyby nie u czy ł O n w szelkiej p ra w d y ,
a lb o ja k gdyby D u c h Św ięty u z u p e łn ia ł to , czego S yn nie
m ó g ł n au czy ć? P ro sz ę , n iech p rzeciw n icy n a si m ó w ią , jeśli
im się ta k p o d o b a , że D u c h Ś w ięty je s t w iększy o d S y n a,
ch o ć zw ykle u w a ż a ją G o z a n iższego 24. Je d y n ie d la te g o , że
nie je s t p o w ied zian e: „ T y lk o O n w as n a u c z y ” a lb o : „ N ik t
p o z a N im nie n a u c z y w as w szelkiej p ra w d y " , w o s ta te c z n o ­
ści i z tru d e m z g a d z a ją się n a to , iż ta k ż e S yn n a u c z a ra z em
z D u c h e m Św iętym . C zyżby w ięc i A p o s to ł w y k lu c z a ł S y n a
o d z n ajo m o ści rzeczy B ożych, p o n ie w a ż m ó w i: „ N ik t nie
z n a teg o , co w B o g u je st, je n o D u c h B o ż y ” (1 K_or 2, 11)?
I p o m y le ń c y ci m o g ą n a tej p o d s ta w ie w n o sić, że w y łączn ie
D u c h Św ięty, ja k w yższy niższego, p o u c z a S y n a o rz e cz ac h
B o ży ch , i że S yn ta k dalece to u z n a je , iż m ó w i: „ A le żem to
w a m p o w ie d zia ł, sm u te k n a p e łn ił se rc a w asze. L ecz j a
p ra w d ę w am m ó w ię: lepiej d la w as, żeby m o d sze d ł, bo
jeżeli nie o d ejd ę, Pocieszyciel nie p rz y jd z ie d o w as, a je śli
o d ejd ę, p o ślę go d o w a s ” (J 16, 6 —7).

K onieczność W niebow stąpienia dla o k a za n ia B o sk o śc i S y n a


833 IX . L ecz P a n n a s z p o w ie d zia ł ta k n ie z ra c ji n ie ró w n o ­
ści p o m ię d z y Słow em B ożym i D u c h e m Ś w iętym . P o w ie ­
d z iał d la te g o , że o b ecn o ść S y n a C złow ieczeg o p o n ie k ą d
b y ła p rz e sz k o d ą w przy jściu T e g o , k tó r y b y n a jm n ie j n ie b y ł
od N ieg o niższy p rz e z to , iż nie „w y n iszczy ł sam e g o
sieb ie” , ta k ja k S yn „p rzy jąw szy n a tu r ę słu g i” (F lp 2, 7).
T rz e b a w ięc było o d ją ć sp rz e d ich o c zu „ n a tu r ę słu g i” ,
p o n ie w a ż p a trz ą c y n a n ią m n ie m a li, że C h ry s tu s je s t je d y ­
nie ty m , co o ni w id zą. D la te g o p o w ie d z ia ł d o n ich : „ G d y ­
byście m n ie m iło w ali, zaiste ra d o w a lib y śc ie się, że id ę do
O jca. Bo O jciec w iększy je s t niźli j a ” (J 14, 28). T o znaczy:
„ D la te g o p o trz e b a , a b y m o d szed ł d o O jca, p o n ie w a ż n a

24 Zob. Wyznanie wiary bpa Wulfily, Posłowie, n. 40, str. 615; oraz Sermo
arianorum, tamże, n. 39, str. 610.
VIII, 18 - I X , 18 49

p o d s ta w ie teg o , co w idzicie, m n ie m a cie , żem m n iejszy od


O jca, i ta k , z a jm u ją c się stw o rz en ie m i p rz y ję tą p rz e z m n ie
p o s ta c ią , nie p o jm u je c ie m o jej ró w n o śc i z O jcem ” .
Z tej sam ej ra c ji p o w ie d z ia ł ta k ż e i te słow a: „N o li m e
iangere —N ie d o ty k a j m n ie , jeszcze b o w iem nie w stąp iłem
d o O jc a m e g o ” (J 20, 17). D o tk n ię c ie bo w iem je st p o ­
n ie k ą d uw ień czen iem p o z n a n ia , a Jez u s nie ch ciał, by
z w ró c o n e k u N ie m u serca za o sta te c z n y cel u w ażały :;to
ty lk o , co je s t w id o czn e. J e g o odejście d o O jca m ia ło
p o k a z a ć , że O n je s t ró w n y O jcu. T o d o p ie ro m o ż e
być u w a ż a n e z a o siąg n ięcie p o z n a n ia , k tó re „ n a m w y ­
s ta rc z y ” .

B ę d ziem y w idzieć S y n a w raz z O jcem


N iek ied y ta k ż e i o S ynu się m ó w i, że O n sam w y sta rc z a ,
i w Je g o w id z en iu o b iecu je się d o s k o n a łą n a g ro d ę naszej
m iłości i n aszeg o p ra g n ie n ia . N a p rz y k ła d P a n pow iedział:
„ K to m a p rz y k a z a n ia m o je i z a c h o w u je je, te n je st, k tó ry
m nie m iłu je . A k to m n ie m iłuje, u m iłu je go O jciec m ó j i j a
go m iło w a ć b ęd ę, i siebie sam eg o m u o b ja w ię ” (J 14, 21).
C zy żb y n a p ra w d ę to , że nie d o d a je tu ta j: „ O b ja w ię
ró w n ież i O jc a ” , m ia ło o z n ac z ać , że siebie o d d ziela o d
O jca? — O to w czym je s t p ra w d a : „ J a i O jciec je d n o
jesteśm y ” (J 10, 30). K ie d y O jciec się o b ja w ia , o k a zu je się
ró w n ież i Syn, b o je s t w O jcu. A gdy Syn się o b jaw ia,
w tedy o b ja w ia się ta k ż e i O jciec, k tó ry w N im je st. W ięc
p o d o b n ie ja k w ted y , gdy m ów i: „ O b ja w ię m u sam eg o
sieb ie” , z n ac z y to , że o b ja w ia ró w n ie ż i O jca; ta k sam o ,
gdy je s t p o w ie d zia n e : „ P rz e k a ż e swe K ró le s tw o B ogu O j­
c u ” , ro z u m ie m y to w ta k i sp o só b , że Syn n ie w y zb y w a się
przez to K ró le stw a . D o p ro w a d z a ją c w ierzący ch do k o n te m ­
placji B o g a O jc a, z p e w n o śc ią d o p ro w a d z a ich ty m sam y m
i d o o g lą d a n ia Siebie. O n, k tó ry rzekł: „ O b jaw ię m u
sam eg o sieb ie” . T o te ż n a p y ta n ie J u d y A p o sto ła : „ D la c z e ­
go to m a sz się o b ja w ić n a m , a nie św iatu ? O d p o w ia d a ją c
łezus rz e k ł m u : Jeśli m n ie k to m iłu je , będzie p rz e strze g ał
n a u k i m o je j i O jciec m ó j u m iłu je go, i p rzy jd ziem y d o
niego, i p rz e b y w a ć u niego b ę d z ie m y ” (J 14, 22—23).
50 Księga I

A w ięc nie ty lk o sam eg o siebie o b ja w ia te m u , k to G o


m iłu je , gdyż ra z em z O jcem d o n iego p rz y c h o d z i, m ie s z k a
i p rz e b y w a u n ieg o .

D u ch Ś w ię ty m ie szk a w nas ra zem z O jcem i S y n e m


19. A m o ż e k to sądzi, iż te n p rz y b y te k , ja k i O jciec i Syn
uczynili so b ie w m iłu ją c y m Ic h , p o z o sta je z a m k n ię ty d la
D u c h a Św iętego?
C o w ta k im razie zn aczą słow a p o w ied zian e p rz e d tem
o D u c h u Św iętym : „ K tó re g o św iat nie m o że p rzy jąć, bo go
nie w idzi a n i go nie zna. L ecz wy go p o zn acie, b o u w as
p o zo staje i w w as będzie p rz e b y w a ł” (J 14, 17)? O , nie
w yłącza się od z am ieszk iw an ia w d u szy T eg o , o k tó ry m p o ­
w iedziano: „ U w as p o z o sta n ie i w w as będzie p rz e b y w a ł” .
C h y b a że zn alazłb y się k to ś ta k tępy, k to b y m n ie m a ł, iż gdy
O jciec i Syn p rz y c h o d z ą zam ieszk ać u p rzy jaciela sw ego,
w ted y D u c h Św ięty o d ch o d zi s ta m tą d , u stę p u ją c m ie jsc a 834
w iększym o d Siebie. A le przecież P ism o św. z a p o b ie g a ta k ie ­
m u n ie d u ch o w e m u sp o so b o w i p o jm o w a n ia rzeczy, g dy nie­
co wyżej p o w ia d a : ,,A ja p ro sić b ęd ę O jca i in n eg o P o c ie ­
szyciela d a w a m , aby p o z o sta ł z w am i n a zaw sze (J 14, 16).
N ie o d c h o d z i w ięc, k ie d y O jciec i S yn p rz y b y w a ją , ale
w ty m sam y m p rz y b y tk u w ra z z N im i b ę d zie m ie sz k a ć n a
w ieki; b o ani O n sam b ez N ic h n ie p rz y c h o d z i, a n i O ni bez
N ieg o . Je d y n ie d la w sk a z a n ia T ró jc y , o d rę b n ie w y m ie n ia
się p o szczeg ó ln e O so b y , p rz e z co je d n a k ż e b y n a jm n ie j n ie
ro z u m ie się o d d z ie la n ia ich o d p o z o sta ły c h O só b , a to
z racji je d n o śc i tejże T ró jc y o ra z je d n o śc i s u b s ta n c ji i B ó ­
stw a O jca, S y n a i D u c h a Ś w ię te g o 25.

3. W id zen ie B o g a

X . 20. W ięc P a n n asz, Jez u s C h ry s tu s , p rz e k a ż e K r ó le ­


stw o B ogu O jcu. L ecz n ie o d b ie rz e m u p rz e z to a n i siebie
sam eg o, a n i D u c h a Ś w iętego, k ie d y ju ż d o p ro w a d z i w ie-
25 To jest zasadnicze założenie św. Augustyna: Trójca Święta jest jednym
Bogiem. Do tego twierdzenia autor ustawicznie powraca przy każdej sposobności.
IX, 19 - X, 20 51

rż ący ch d o k o n te m p la c ji B o g a. D o k o n te m p la c ji b ęd ącej
celem w sz y stk ic h n a sz y c h d o b ry c h u c z y n k ó w i w iecznym
o d p o c z n ie n ie m i szczęściem , k tó re ju ż n ig d y n ie b ę d zie n a m
o d jęte. T o n a m P a n z a p o w ia d a m ó w ią c : „ Z n o w u w as
z o b a c z ę i b ę d zie się ra d o w a ło serce w asze, a ra d o śc i w aszej
n ik t w a m n ie o d b ie rz e ” (J 16, 22).

M a r ia i M a r ta
S y m b o lem z a p o w ia d a ją c y m tę p rz y sz łą ra d o ś ć b y ła M a r ia
sied z ą ca u s tó p P a n a i słu c h a ją c a J e g o s łó w 26. W o ln a od
tro sk i o d z ia ła n ie , c a la z w ró c o n a , c a ła s k u p io n a w p ra w ­
dzie — w tej m ierze, w ja k ie j je s t d o teg o z d o ln e o b e c n e
życie, n a ty le je d n a k , że m o g ła sta ć się z ap o w ie d z ią te g o , co
będzie w w ieczności.
P o d c z a s gd y s io s tra jej M a r ta k rz ą ta ła się o k o ło ró ż n y c h
p o słu g z ab ie g a ją c o rzeczy, oczyw iście d o b re i p o ży teczn e,
ale m a ją c e p rz e m in ą ć , kiedy n a d e jd z ie o d p o c zn ie n ie , M a r ia
już o d p o c z y w a ła w słow ie P a n a . D la te g o M a rc ie sk arżą ce j
się, że s io stra jej nie p o m a g a , P a n o d p o w ied ział: „ M a ria
n ajlep szą c ą ą stk ę o b ra ła , k tó r a jej nie będzie o d ję ta ”
(L k 10, 42). N ie p o w ie d zia ł, że M a r ta złą c zą stk ę o b ra ła .
Ale p o w ie d z ia ł, że n a jle p sz a je s t ta c zą stk a, „ k tó r a n ie
będzie o d ję ta ” . N a to m ia s t zabiegi m a ją c e n a celu z a o p a -
h y w a n ie p o trz e b p rz e m in ą w ra z z p o trz e b a m i i b ra k a m i.
/ . a p ła tą ty c h d o b ry c h u c z y n k ó w , k tó re u s ta n ą , b ę d zie
o d p o c z y n e k m a ją c y trw a ć n a w ieki. W k o n te m p la c ji tej
Hóg b ęd zie w szy stk im i w e w szy stk ich . W te d y ju ż o n ic nie
b ędziem y p ro sić , b o n a m w y sta rc z y p rz y jm o w a ć b lask Jeg o
św iatło ści i N im się w eselić. P rz e to te n , w k tó ry m D u c h

'in W tradycji chrześcijańskiej Orygenes pierwszy widzi symbol życia kontempla-


i v|ncgo w postaci Marii w przeciwstawieniu do życia czynnego Marty (Kom ent. do
r uk. fragm. 39, G. C. S. 9, 241-242; Koment. do Jana, fragm. 80, G. C. S. 10, 547).
Ale Augustyn wzbogaca ten temat wymiarem eschatologicznym, który mu tutaj
imdiije. W innych jeszcze komentarzach podkreśla, że dwie siostry są symbolem
dwóch etapów' życia Kościoła; na tej ziemi - praca apostolska i stosowanie
"i AYtików miłosierdzia, w życiu przyszłym odpocznienie w kontemplacji Trójcy
‘¡więlcj (np. Sermo 104: początek w P. L. 38, 616—619, druga część w P. L. Suppi. II,
6-’.’ 625). Zob. jeszcze Kazania 103, 179, 255 (P. L- 38, 616-618; 966-972;
I I 86 1190).
52 Księga 1

b ła g a w zd y ch an iem n iew y m o w n y m , ta k m ó w i: „ O je d n o
p ro siłem P a n a , teg o szu k ać będę: ab y m m ie sz k a ł w d o m u
P a ń sk im p o w szystkie d n i życia m e g o ; ab y m p a trz a ł n a
ro z k o sz P a ń s k ą ” (Ps 26, 4).

C h rystus P o śred n ik p rzesta n ie się w staw iać za n a m i u Ojca


T a k , b ędziem y o g lą d ać O jca, S y n a i D u c h a Ś w ięteg o , k ied y
P o ś re d n ik B o g a i ludzi, człow iek Jezu s C h ry s tu s „ p rz e k a ż e
swe K ró le s tw o B o g u O jc u ” .
W ó w czas ju ż nie będzie się za n a m i w sta w ia ć P o ś re d n ik
i K a p ł a n 27 n asz, Syn B oga i Syn C złow ieczy. A le —ja k o
K a p ła n , w przyjętej ze w zg lęd u n a n a s n a tu rz e sługi - sam
p o d d a się te m u , k tó ry p o d d a ł M u w szystk o , i k tó re m u O n
w szystko p o d d a ł. Jest O n B ogiem , w ięc ja k o B o g u — m y
Jem u jesteśm y p o d d a n i — ta k sam o ja k O jcu. L ecz ja k o
K a p ła n O n p o d d a się O jcu w ra z z n a m i (1 K o r 15, 24—28).
Syn je s t i B ogiem i człow iekiem , p rz e to z a c h o d z ą c a
w N im ró ż n o ść pom ięd zy s u b sta n c ją B o g a a su b sta n c ją
czło w ieka je st w ię k sz a niż ró ż n o ść p o m ię d z y O jcem i Sy­
n em . P o d o b n ie 835 rzecz się m a z m o im ciałem i d u szą.
S u b sta n cja ciała b ard ziej ró ż n i się o d d uszy , n a w e t w ty m
sam ym czło w iek u , niż ró ż n i się m o ja d u sz a o d du szy
in nego człow ieka.

K iedy B oga oglądać będziem y, S y n ju ż nie b ędzie się


za nas m odlić
21. G d y w ięc „ p rz e k a ż e swe K ró le s tw o B o g u O jc u ” , to
znaczy, k ied y w ierzący ch i ży jący ch w ia rą , z a k tó ry m i te ra z
się w staw ia ja k o P o śre d n ik , d o p ro w a d z i ju ż d o w id z en ia
b ęd ącego p rz e d m io te m n aszy ch w e stc h n ie ń i ję k u , i k ied y

27 Omówienie kapłaństwa Chrystusowego znajduje się w ks. IV, XIV, 19,


str. 174-175 i w De Civitate Dei, X. 20 (P. L. 41, 298): „Pośrednik ów prawdziwy,
przyjmując postać sługi, stał się pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, on człowiek
Jezus Chrystus. W postaci Boga przyjmuje ofiarę wraz z Ojcem, z którym jest
jednym Bogiem; ale w postaci sługi wolał raczej być ofiarą niż przyjmować ją, nie
chciał bowiem dać przyczyny, aby myślano, że ofiary trzeba składać jakiemuś
stworzeniu. Tym sposobem jest Kapłanem ofiarującym i składaną ofiarą” . W Kaza­
niu 374, 3 (P. L. 39, 1668): „On jest i kapłanem i ofiarą” .
X, 20-21 53

n ie będzie ju ż tru d u ni m ęk i, w te d y P a n p rz e sta n ie się za


n a m i w staw ia ć , p rzek azaw szy „sw e k ró le stw o B o g u O jc u ” .
T a k ie je st zn aczenie Jeg o słów : „ T o w am m ó w iłe m
w p rz y p o w ieściach . N a d c h o d z i g o d z in a , gdy ju ż nie
w p rz y p o w ie śc ia c h m ó w ić w am b ęd ę, ale ja w n ie o O jcu
o zn ajm ię w a m ” (J 16, 25). O to ich sens: „ N ie b ęd zie ju ż
p o d o b ie ń stw , k ie d y n a sta n ie w id zen ie tw a rz ą w tw a rz ” . T o
w łaśnie m ia ł n a m yśli P a n m ó w ią c: „ Ja w n ie o O jcu o z n a j­
m ię w a m ” , ja k gdyby rzekł: „ Ja w n ie p o k a ż ę w a m O jc a ” .
P o w ied ział je d n a k : „ O z n a jm ię ” , p o n ie w aż je st Jeg o S ło ­
w em .
A w d a lsz y m ciągu ta k m ó w i: „ W o n dzień w im ię m o je
p ro sić będziecie i nie m ó w ię w a m , że ja b ęd ę p ro sił O jca za
w am i, sam bow iem O jciec m iłu je w as, boście w y m n ie
u m iło w ali i uw ierzyliście, że od B oga w yszedłem . W y sz e ­
dłem o d O jc a i p rzyszedłem n a św iat, zno w u o p u szczam
św iat i idę d o O jc a ” (J 16, 2 6 —2 8 ) ./C ó ż znaczy: „W y sze­
dłem o d O jc a ” , jeśli nie to: „ N ie w tej n a tu rz e się p o k a z u ję ,
w k tó re j je ste m ró w n y O jcu, ale inaczej, ja k o niższy
w stw o rz e n iu , k tó re p rz y ją łe m ” ? A co m am y ro z u m ie ć
przez „ P rzy szed łem n a św ia t” , jeśli nie to: „ N a tu r ę sługi,
k tó rą p rz y ją łem , p o k a z a łe m n a w e t oczom grzeszn ik ó w
m iłu ją c y ch te n ś w ia t” ? A co to jest: „ Z n o w u o p u szczam
ten św ia t” ? —T o znaczy: „ Z a b ieram sprzed oczu m iło śn ik ó w
św iata to , co w idzieli” . A te słow a: „ Id ę d o O jc a ” ? C ó ż
przez n ie należy ro zu m ieć, jeśli nie to: „ N a u c z a m w tak i
sp o só b w ie rn y c h m i, by z ro z u m ieli p rz e z to , że je stem
rów ny O jc u ” ? W ierzący w to z o s ta n ą u z n a n i za g o d n y ch ,
by ich p o p ro w a d z ić o d w ia ry d o w idzenia tw a rz ą w tw arz,
to je st d o te g o w id zen ia, o k tó ry m p o w ied zian o , że p ro w a ­
dzący d o niego p rz e k a z a ł „sw e k ró le stw o B ogu O jc u ” .
Jeg o k ró le stw o bow iem to są w ierni, k tó ry c h o d k u p ił
k rw ią sw o ją i za k tó ry m i te ra z się w staw ia. L ecz kiedy
zespoli ich z S o b ą ta m , gdzie je s t ró w n y O jcu, n ie będzie
ju ż p ro s ić O jca z a nim i, gdyż ja k p o w ia d a, „ sa m ... O jciec
m iłu je w a s ” . B ęd ąc niższym o d O jca, p ro si G o , ale ja k o
ró w n y O jc u —w ysłuchuje w ra z z O jcem . T o te ż , g d y m ów i:
„ S a m ... O jciec m iłu je w a s” , nie o d d ziela przez to siebie o d
O jca, ale d a je d o z ro z u m ie n ia —o czym u p rz e d n io w sp o m i­
54 Księga I

n ałem , c h y b a d o ść ja s n o to w sk a z u ją c —że n ajczęściej p rz y


w y m ie n ia n iu je d n e j z O só b B oskiej T ró jc y , je d n o c z e śn ie
m a się n a m yśli ró w n ie ż i p o z o sta łe O so b y . T a k w ięc
p o w ie d zia n o : ,,S a m ... O jciec m iłu je w a s ” , a z g o d n ie z tą
z a s a d ą m yśli się ró w n ie ż o O jcu i o Synu. N ie z n a c z y to
w cale, b y O jciec nie k o c h a ł n a s o b ecn ie. P rzecież: „ N a w e t
w łasn eg o S yna nie oszczędził, ale G o w y d a ł z a n a s w szy st­
k ic h ” (R z 8, 32). A le ta k im i m iłu je n a s B óg, ja k im i
b ęd ziem y, a nie ja k im i te ra z je steśm y . J a k ic h b o w iem
m iłu je , ta k ic h też i z a c h o w a n a w iek i, co n a s tą p i w te d y
„ g d y p rz e k aż e sw e K ró le s tw o B o g u O jc u ” . T e ra z w sta w ia
się za n a m i, żeby p ó źn iej ju ż nie p ro sić : „ S a m b o w iem
O jciec m iłu je w a s ” .
Jak ż e ż się to stanie, jeśli nie dzięki w ierze, k tó r a sp raw ia,
że uw ierzyliśm y, nie w idząc jeszcze tego, co n a m o b iecan o ?
T a k , przez w iarę do jd ziem y d o w id zen ia. A w ted y O jciec
b ędzie 836 n a s m iło w a ć ta k im i ju ż , ja k im i sta n ie m y się
dzięki Jego m iłości; a nie ta k im i ja k te ra z jesteśm y , kiedy n as
p o b u d z a i zachęca, byśm y zechcieli nie być ta k im i zaw sze.

4. N iższo ści C h ry s tu s a

N a le ży ściśle rozró żn ia ć to, co w P iśm ie św . odnosi się do


C hrystusa ja k o czło w ieka , a co do C h ry stu sa ja k o B o g a
X I. 22. Z n a m y ju ż z a s a d ę 23 ro z u m ie n ia w y p o w ie d zi P ism a
św. o S ynu B ożym , a m ia n o w ic ie, że trz e b a w N im o d r ó ż ­
n ia ć to , co je st B oskie, w czym je s t ró w n y O jcu , o d te g o , co
n ależy do p rzyjętej p rz e ze ń n a tu ry sługi, w k tó re j je st
niższy o d O jca. D la te g o nie p o w in n iś m y n ie p o k o ić się
p o z o rn ą sp rzeczn o ścią i w z aje m n y m w y k lu c z a n ie m się n ie ­
k tó ry c h te k stó w Ś w iętych K siąg .

2a Augustyn wraca kiLka razy do Lej zasady, którą nazywa nawet Reguła fid e i
albo Reguła canonica (zob. niżej ks. II, I, 2, str. 74). Jasno ją wyraża w 83 różnych
zagadnieniach 69, 1 (P. L. 40, 74): „Według zasady wiary katolickiej, gdy tylko
Pismo Sw. mówi o Synu, że jest niższy od Ojca, trzeba mieć na myśli przyjęcie
człowieczeństwa; kiedy natom iast jest mowa o Jego równości, trzeba brać pod
uwagę to, że jest Bogiem” .
X, 21 - XI, 23 55

P r z y k ła d y
Syn — ja k o B óg — je st ró w n y O jcu. T a k sam o i D u c h
Św ięty, gdyż —ja k e ś m y to u p rz e d n io w y k a za li —a n i je d e n ,
an i d ru g i nie je st stw o rz en ie m .
N a to m ia s t ja k o sługa, Syn je st niższy o d O jca, i d la te g o
sam p o w ied ział: ,,O jciec w iększy je s t niźli j a ” (J 14, 28).
N iższy je s t ta k ż e w s to s u n k u d o sam e g o siebie, ja k o N im
je s t p o w ie d zia n e : ,,W yniszczył sam eg o sieb ie ” (F lp 2, 7).
A w reszcie niższy je st o d D u c h a Ś w iętego, co sam stw ier­
d za: ,,I k to b y k o lw ie k w yrzekł sło w o przeciw Synow i C z ło ­
w ieczem u, b ęd zie m u o d p u szc z o n e, k to by zaś w y rzek ł je
p rzeciw D u c h o w i Ś w iętem u, nie b ęd zie m u o d p u s z c z o n e ”
(M t 12, 32). T a k ż e c u d a czynił m o c ą D u c h a Ś w iętego,
o czym sam m ó w i: „L e cz jeśli ja D u c h e m B ożym w y ­
rz u c a m z w a s c za rty , tedy p rzy szło d o w as K ró le s tw o
B o że” (Ł k 11, 2 0 * ). U Iz a ja sz a je st n a p isa n e : „ D u c h
P a ń s k i n a d e m n ą , d la te g o m n ie n a m aśc ił, a b y m głosił
ew an g elię u b o g im . P o s ła ł m ię, a b y m u zd ro w ił sk ru sz o n y c h
w sercu, a b y m głosił w ięźniom u w o ln ie n ie ” (Iz 61; Ł k 4,
18—19), co sam P a n o d c zy ta ł w sy n ag o d z e i bez w a h a n ia
w y k azał, że te sło w a w N im się spełniły, — przy czym
w sk azu je, że d la p e łn ie n ia ty ch dzieł z o sta ł p o s ła n y i d la te ­
go D u c h P a ń sk i je s t n a d nim .
J a k o B óg, u c zy n ił w szy stk o : „ W sz y stk o przez n ie się
s ta ło ” (J 1, 3); ja k o słu g a n a ro d z ił się z n iew iasty i był
p odległy Z a k o n o w i (G a 4, 4). J a k o B óg, O n i O jciec
s ta n o w ią je d n o (J 10, 30); ja k o sługa, p rzy szed ł czy n ić
w olę n ie sw o ją, ale T e g o , k tó ry G o p o słał (J 6, 38).
W B oskiej n a tu rz e : „ J a k o ... O jciec m a ż y w o t sam w sobie,
ta k d a ł i S y n o w i, a b y m ia ł ży w o t w sam y m so b ie ” (J 5, 26);
w ed łu g n a tu ry sługi: „ S m u tn ą je s t d u s z a ” je g o „ a ż d o
śm ie rc i” , i „ O j cze m ó j, jeśli to b y ć m o ż e, n iech aj o d ejd zie
o d e m n ie te n k ie lic h ” (M t 26, 38—39). W ed łu g B oskiej
n a tu ry „ jest B o g iem p ra w d ziw y m i ży w o tem w ieczn y m ”
(1 J 5, 20); w n a tu rz e sługi „ u n iż y ł sam e g o siebie, staw szy
się p o słu sz n y aż d o śm ierci, a b y ła to śm ierć k rz y ż o w a ”
(F lp 2, 8).
23. W e d łu g B oskiej n a tu ry , w sz y stk o co m a O jciec, Jeg o
56 Księga I

jest (J 16, 15). ,,I w szystko m o je ” — p o w ia d a — „ T w o im


jest, a tw o je m o im ” (J 17, 10). A le to nie Jeg o —ja k o sługi
—je st n a u k a , lecz T eg o , k tó ry G o p o sła ł (J 7, 16).

5. N ie d o sk o n a ło śc i w iedzy C h ry stu so w e j

N iezn a jom ość dnia Sądu


837 X II. O to inne jeszcze sło w a C h ry stu sa : „ A o d n iu
ow ym a lb o o godzinie n ik t nie wie: ani a n io ło w ie w niebie,
ani Syn, ty lk o O jciec” (M k 13, 32). T e g o O n n ie wie, co d o
czego sp raw ia, że in n i tego nie w iedzą; to znaczy: czego nie
w iedział d la oznajm ienia uczn io m w ow ym czasie. W tym
znaczeniu B óg rzekł d o A b ra h a m a : „T erazem p o z n ał, że się
boisz B o g a ” (R d z 22, 12), to jest: „ teraz sp raw iam , że
wiesz” , b o w ty m dośw iadczeniu A b ra h a m p o z n a ł siebie
sam ego. R ów nież o d n iu i godzinie S ąd u d o p ie ro w s p o so b ­
nym czasie m ia ł oznajm ić uczniom , o czym , ch o ć to d o p ie ro
m iało n astąp ić, m ów i ja k o rzeczy d o k o n an ej: „ J u ż w as nie
nazw ę sługam i, b o sługa nie wie, co czyni p a n jego. Lecz
nazw ałem was przyjaciółm i, bo w szystko, co k o lw iek od
O jca usłyszałem , ozhajm iłem w a m ” (J 15, 15) W ted y nie
uczynił tego jeszcze, ale n a pew no m iał uczynić i d lateg o
m ów i ja k o o czym ś spełnionym . N a razie je d n ak : „W iele
jeszcze m a m w am pow iedzieć, ale te ra z znieść nie m o ż ec ie ”
(J 16, 12). M iędzy innym i chodzi tu o dzień ów i o godzinę.
A p o sto ł zaś m ów i: „B o m nie m n ie m a ł, żebym m ia ł co
um ieć m ięd zy w a m i p ró c z Je z u sa C h ry s tu sa i to u k rz y ż o ­
w an eg o ” (i K o r £ - 2), z w racał się bow iem d o słu ch aczy
n iezd o ln y ch d o |>djęcik W zniosłości B ó stw a C h ry stu sa .
D la teg o w k ró tc e p o te m d o d aje: „ N ie m o g łe m p rz e m aw ia ć
do w as ja k d o ludzi, k tó rz y d u c h em żyją, lecz ja k d o lu d zi
żyjących w edle c ia ła ” (1 K o r 3, 1). T a k w ięc A p o s to ł „ n ie
u m ia ł” m iędzy nim i tych rzeczy, k tó ry c h nie byli z d o ln i
dow iedzieć się o d hlćgo. T o te ż m ó w i, że w ie ty lk o to , czego
oni m a ją się o d niego nauczyć. N a to m ia s t w śró d d o s k o n a ­
łych znał rzeczy, k tó ry c h „nie w iedział” w śró d m alu czk ich .
Przecież p o w iad a: „ M y także głosim y m ą d ro ść , lecz ty lk o
XII, 23-24 57

d la d o jrz a ły ch ” (1 K o r 2, 6). W ta k i sposób k to ś m ó w i, że


„nie w ie” , o rzeczach, k tó re u k ry w a , p o d o b n ie ja k np.
„ślepym d o łe m ” n a zy w a się zak ry ty dół. Pism o św. w y raża
się w sp osób d o stęp n y d la ludzi nie d o d a jąc nic, co by nie
było im zn an e i bliskie, boć przecież do ludzi p rzem aw ia.

S yn B o ży w ieczny i stw orzony


24. O C h ry stu sie ja k o B ogu m ó w i się w ty ch słow ach:
„Jeszcze góry p o tę ż n ą m a s ą nie stanęły, p rzed p a g ó rk a m i
ja m się ro d z ił” (P rz 8, 25), to znaczy, że je st O n p rzed
najw yższym i n a jd o sk o n a lsz y m stw orzeniem , oraz: „ z ro ­
dziłem cię p rz e d ju tr z e n k ą ” (Ps 109, 3), to jest: p rzed
czasem i p rzed w szystkim i rzeczam i doczesnym i. W o d ­
niesieniu zaś d o n a tu ry sługi p o w ied zian o : „ P a n m ię stw o ­
rzył n a p o c z ą tk u d ró g sw oich, pierw ej niźli co u czynił o d
p o c z ą tk u ” (P rz 8, 2 2 ) 29.
J a k o B óg m ów i: „ Ja m je st... P ra w d a ” , ja k o sługa zaś:
„Jam je st d r o g a ” (J 14, 6). O n bow iem je st „ p ie rw o ro d ­
nym sp o śrp d u m a rły c h ” (A p 1, 5), to ru je sw em u K o ś ­
ciołow i d ro g ę d o K ró le stw a B ożego, d o ży w o ta w iecznego,
i jest jeg o G ło w ą d a ją c ą nieśm ierteln o ść ciału. D la te g o
stw o rzo ny je s t u p o c z ą tk u d ró g B ożych d la dzieł Jego.
lak o B óg p o c zą tk ie m je s t i ta k m ó w i d o n as (J 8, 25).
W tym „ p o c z ą tk u stw orzył B ó g n ie b o i ziem ię” (R d z 1, 1).
lak o słu g a zaś „ ja k o b lu b ien iec w ych o d zi z łożnicy sw ojej”
(Ps 18, 6). J a k o B óg „jest p ie rw o ro d n y m p rzed w szystkim
stw o rzeniem ... O n stoi n a czele w szystkiego i w szy stk o
m a w n im sw ój b y t” (K o l 1, 15. 17). W n a tu rz e sługi
„O n je st gło w ą ciała, to je s t K o śc io ła ” (ibid. 18). J a k o
Bóg je st „ P a n e m ch w ały ” (1 K o r 2, 8). T o te ż i d aje O n
chw ałę w yw yższając św iętych sw oich: „ A k tó ry c h p rze-

IU N a tych wyrażeniach (Prz 8, 22-24) opiera się cała argumentacja pierwszego


pokolenia arian zwalczanych przez św. Atanazego. Ten ostatni zaznacza przede
w szystkim , że słowo ex ticfe (stworzył) odnosi się do Wcielenia, a nie do zrodzenia
Słow a Bożego (Mowa I I przeciw ar. 47, P. G . 26, 241). Jak można mówić
o ,,przed wiecznym stworzeniu”? — Tylko w tym znaczeniu, że Wcielenie było
pi /edwiecznie zarządzone, tak jak Pan Jezus mógł powiedzieć o zbawionych:
,.l*i /.yjdźcie błogosławieni Ojca mego, posiadajcie królestwo dla was przygotowane
pi /»-<! wieki” (Mt 25, 34; M owa II przeciw ar. 76, 77, P. G. 26, 308 n.).
58 Księga I

znaczył, ty c h i w ezw ał, a k tó ry c h w ezw ał, ty c h też u s p ra ­


w iedliw ił, a k tó ry c h u spraw iedliw ił, ty ch też u w ie lb ił”
(R z 8, 30). O N im to z w szelką p e w n o śc ią je st p o w ied zian e,
że u sp raw ied liw ia grzeszn ik a (R z 4, 5), że je st „ sp ra w ie d ­
liw y i u sp ra w ied liw ia ją cy ” (R z 3, 26). Jeśli w ięc „ k tó ry c h
u sp raw iedliw ił, 838 tych też u w ie lb ił” , to O n je st — ja k
rzekłem — „ P a n e m ch w ały ” . Je d n a k ż e ja k o sługa, u c zn io m
zab iegającym o w ła sn ą chw ałę m ów i: „ A b y zasiąść po
p raw icy m ojej albo po lewicy, nie je st m o ją rzeczą d ać
w am , lecz ty lk o ty m , k tó ry m je st to z g o to w an e o d O jca
m e g o ” (M t 20, 23).

S y n w ybranym sw oim sam p rzyg o to w u je chwałę


25. T o , co zg o to w ał O jciec, je st zg o to w an e ró w n ie ż i p rzez
S yna, k tó ry w raz z O jcem stan o w i je d n o (J 10, 30).
W y k azaliśm y ju ż n a m o cy licznych p rz y k ła d ó w z a c z e rp ­
n ięty ch z P ism a św., że o poszczeg ó ln y ch O so b a c h B o sk ich
m ó w i się to , co się o d n o si d o w szy stk ich T rz e c h O só b ze
w zg lędu n a n iero zd zieln o ść d z ia ła n ia ich je d n ej i tej sam ej
is to ty 30. O to n p . P a n m ó w i o D u c h u Św iętym : „Jeśli
odejdę, poślę G o do w as” (J 16, 7). N ie p o w ied ział:
„ P o ślem y ” , ale w ta k i sp o só b , ja k gdyby Syn, a nie O jciec
m ia ł G o p o słać, p o d c z a s gdy w in n y m m iejscu m ów i: „ T o
w am po w ied ziałem , w śró d w as p rzeb y w ając. Lecz P o c ie ­
szyciel, D u c h Św ięty, k tó re g o O jciec p o śle w im ię m o je , o n
w as w szystkiego n au czy i p rz y p o m n i w a m w szy stk o , c o k o l­
w iek w am p o w ie d zia łe m ” (J 14, 25—26). T u z n o w u je st
p o w ied zian e ta k , ja k gdyby D u c h Św ięty był p o s ła n y w y­

30 Do tego zagadnienia Augustyn wróci w szerszym omówieniu ks. VI. I, 2 i k


VII. I, 1-2. Jest to tzw. problem „apropriacji” : przymioty istoty, czyli substancji
Bożej są przypisywane poszczególnym Osobom. Przypisuje się np. Synowi, który
jako Słowo pochodzi od Ojca drogą intelektu (per viam intelligentiae), przymioty,
odnoszące się do umysłu; ale te przymioty istoty nie są przymiotami jednej tylko
Osoby: Ojciec nie jest mądry dzięki Mądrości, którą zrodził, tak jakby tylko Syn byt
mądrością, a Ojciec bez Syna tej mądrości nie posiadałby. Jeśli Syn jest nazwany
Mądrością Ojca, to z tej przyczyny, iż jest Mądrością wypływającą z mądro­
ści Ojca; każda z tych Osób posiada mądrość w sobie, a razem tworzą jedną
Mądrość. Ojciec więc nie posiada mądrości dzięki tej mądrości, którą zrodził,
a dzięki tej mądrości, która należy do Jego istoty (Zob. św. TOMASZ, Sum m a
Theol. I q. 39 a. 7).
XII, 24-26 59

łączn ie p rzez O jca, bez u d z iału S yna. T a k sam o m ów i:


„ K tó ry m je st z g o to w a n e o d O jca m e g o ” . D a je p rz e z to d o
zro z u m ien ia, że w sp ó ln ie z O jcem p rz y g o to w u je tro n y
ch w ały d la tych, k tó ry m chce je dać.
M ó g łb y je d n a k k to ś pow iedzieć, że P a n , m ó w ią c o p o ­
słan iu p rz e z siebie D u c h a Św iętego, m ó w i o ty m w ta k i
sp o só b , że nie zap rze cz a , iż p o sy ła G o ró w n ież i O jciec;
w in n y c h zaś m ie jsca c h ta k m ó w i o p o s ła n iu G o p rz e z
O jca, iż nie zap rze cz a p rzez to, że i O n p o sy ła tak że. T u
je d n a k w y raźn ie m ów i: „ N ie je st m o ją rzeczą d a ć w a m ” ,
i n a stę p n ie d o d a je , że czyni to O jciec. A le to w łaśnie
w yjaśniliśm y u p rz e d n io , w y k azu jąc, że te n sp o só b m ó w ie ­
n ia je st sp o w o d o w a n y stan em sługi, w ięc ta k w in n iśm y
przy jąć słow a: „ N ie m o ją je st rzeczą d a ć ” , ja k gdyby było
pow iedziane: „ N ie je s t w m o cy czło w iek a d a ć to ” . I trz e b a
przez to ro zu m ieć, że P a n d aje te rzeczy ja k o ró w n y O jcu.
K ied y więc m ów i: „ N ie m o ją je st rzeczą d a ć ” , to znaczy:
„ N ie lu d z k ą m o c ą daję to , co «jest... z g o to w a n e od O jca
m ego». T y zaś ro zu m iej p rzez to , że jeżeli «w szystko, co m a
O jciec, d o m n ie należy » (J 16, 15), to ró w n ie ż m o je je st i to ,
co zg o to w ałem w ra z z O jcem ” .

S y n nie będzie sądzić i będzie sądzić


26. T a k . S ta w ia m sobie i ta k ie jeszcze p y tan ie: Co zn aczą
słow a P ań sk ie: „ A jeżeli k to słow a m o je słyszy, ale ich nie
zachow uje, to j a go n ie są d z ę ” ? P ra w d o p o d o b n ie p o w ie­
dział tu ta j: „ J a go nie są d z ę ” w ty m sam y m zn aczen iu ja k
w tedy, gdy rzekł: „ N ie m o ją jest rzeczą d a ć w a m ” . A co p o
lym n a stę p u je ? — „ B o m ja nie p rzy szed ł — m ów i — ab y
sądzić św iat, lecz aby św iat zb aw ić ” . I jeszcze dodaje: „ K to
innie o d rz u c a i słów m o ic h nie p rzy jm u je, ten m a ju ż swego
sęd zieg o” . O d n ieślib y śm y to d o O jca, gdyby nie p o w ied ział
leszcze: „ T o sło w o , k tó re głosiłem , sam o sądzić go będzie
w d n iu o s ta te c z n y m ” . A w ięc co? Syn sądzić nie będzie, bo
pow iedział: „ Ja ... n ie są d z ę ” . I O jciec nie będzie sądzić, ale
słow o g ło szo n e p rz e z S yna. Lecz słu ch aj tego, co jeszcze
n astęp u je: „ B o j a m ó w iłem nie w e w łasn y m im ieniu, lecz
O jciec, k tó ry m n ie p o słał, n a k a z a ł m i, co m a m m ó w ić
60 Księga I

i głosić. A j a w iem , że p rz y k a z a n ie je g o je s t ż y w o tem


w ieczn y m . C o m ó w ię , to m ó w ię ta k , ja k m i O jciec p o ­
w ie d z ia ł” (J 12, 47—50). Jeśli w ięc sąd zi n ie Syn, ale sło w o
g ło szo n e p rz e z S yna, to sąd zi o n o d la te g o , że S y n g ło sił je
nie w e w ła sn y m im ie n iu , lecz O jciec, k tó ry G o p o sła ł,
p o le cił M u , co m ia ł m ó w ić i głosić. 839 A w ięc z p e w n o śc ią
sąd z i O jciec, k tó re g o sło w o głosił Syn, a z a ra z e m sąd zi
ta k ż e i Słow o O jca, to je s t w łaśn ie Syn, b o ro z k a z O jca to
n ic in n eg o ja k S łow o O jca, P a n zaś ta k je d n o , ja k d ru g ie
n a z y w a ra z sło w em , ra z p rz y k a z a n ie m .

S y n „z siebie sa m e g o nie m ó w ił”, p o n ie w a ż zro d z o n y je s t


z O jca
O b a cz m y , m o ż e m ó w ią c: „ B o m j a z siebie sam e g o nie
m ó w ił” , P a n c h cia ł, by śm y to ro z u m ie li w ta k i s p o só b ,
ja k b y było p o w ie d z ia n e : „ J a m nie z sieb ie się n a ro d z ił” 31?
Jeśli bow iem m ó w i S łow o O jca, to siebie sam e g o w y ra ż a
b ę d ą c Słow em O jca.
C zęsto P a n p o w ia d a : „O jciec d a ł m i” , c h cą c , a b y śm y
p rz e z to ro z u m ie li, że O jciec z ro d z ił G o ; a n ie w ta k i
sp o só b , ja k g d y b y Syn, istn ie ją c ju ż i n ie m a ją c czegoś,
o trz y m a ł to o d O jca. N ie. D la O jca: d a ć , b y m ia ł, to
znaczy: zro d z ić G o w bycie. N ie m a s z b o w ie m n ic ze
stw o rz e n ia w S y n u B o ży m z a n im p rz y ją ł c iało i złączy ł się
ze stw o rzen iem . A d la J e d n o ro d z o n e g o , p rz e z k tó re g o
„w szy stk o się s ta ło ” , m ieć i być to n ie są rzeczy ró ż n e , lecz
sam je s t T y m , czym je s t, i co m a.

,,O jciec... d a ł i S y n o w i, że b y m ia ł ż y w o t
w s a m y m so b ie ” ( J 5, 26)
W n a stę p u ją c y c h sło w ach , o ile się je d o b rz e p o jm ie ,
p ra w d a ta w y stę p u je jeszcze w y ra źn iej: „ J a k o b o w ie m

31 Mamy tutaj aluzje do spekulacji gnostyckich, które Augustyn poznał w mani­


cheizmie. Była tam mowa o Bogu, który rodzi się samorzutnie, a potem wydaje
Logosa i inne „moce niebieskie” (Zob. św. IRENEUSZ, Adv. Haereses I. 30,
P. G. 7, 694 nn.; nowoczesne opracowanie: J. DORESSE, Les livres secrets des
Gnostiques d ’Egypte, Paris 1958).
XII, 26-27 61

O jciec m a ż y w o t sam w so b ie, ta k d a ł i S y n o w i, ab y m ia ł


ż y w o t w so b ie sam y m (J 5, 26).
N ie ro z u m ie jm y teg o w ta k i sp o só b , ja k o b y S ynow i,
k tó ry ju ż istn ia ł, ale nie m ia ł jeszcze życia w so b ie, O jciec
d a ł życie, a b y Syn m ia ł je w sam y m so b ie. N ie , p o n ie w a ż
Syn je s t życiem (p o r. J 14, 6) p rzez to sam o , że je st. A w ięc
sło w a: „ D a ł i S ynow i, ż eb y m ia ł ż y w o t w sam y m so b ie ” ,
z n a c z ą , że z ro d z ił O n S y n a ja k o n ie z m ie n n y ży w o t, k tó ry
je st ży ciem w ieczn y m . Jeśli w ięc S łow o B o że je s t S y n em
B o ży m , a Syn B oży je s t „ B o g iem p ra w d z iw y m i ży w o tem
w ie c z n y m ” ja k m ó w i J a n w sw o im liście (1 J 5, 20), to
czem u d o s z u k u je m y się in n e g o z n a c z e n ia d la słów : „ T o
sło w o , k tó re gło siłem , sam o sąd zić go b ęd zie w d n iu
o s ta te c z n y m ” . S a m o sło w o , S łow o O jca, n a z y w a siebie
ró w n ie ż ro z k a z e m O jc a, i o ty m ro z k a z a n iu p o w ia d a , że
je s t ż y w o tem w ieczn y m : „ A j a w iem , że p rz y k a z a n ie je g o
je s t ż y w o tem w ie c z n y m ” (J 12, 48. 50).

N ie j a k o czło w iek, ale ja k o B ó g , S y n są d zić będzie


27. Z a s ta n a w ia m się w ięc i p y ta m , ja k ro z u m ie ć słow a: „ J a
go n ie są d z ę ... lecz... to sło w o , k tó re gło siłem , sam o sąd zić
go b ę d z ie ” ? —J a k z k o n te k s tu m o ż n a w y w n io sk o w a ć — to
zn aczy tyle, co g d y b y po w ied ział: „ J a sąd z ić nie będę, lecz
Słow o O jca o s ą d z i” . A przecież S łow em O jc a je s t O n sam ,
Syn B oży. J a k w ięc ro zu m ieć: „ n ie b ę d ę są d z ić ” , i: „ są d z ić
b ę d ę ” ? — C h y b a w ta k im ty lk o z n a c z e n iu m o ż e to b y ć
p raw d ziw e: ’N ie b ę d ę sąd z ić m o c ą lu d z k ą , ja k o Syn C z ło ­
w ieczy, lecz są d z ić b ę d ę m o c ą S łow a, p o n ie w a ż je ste m
S ynem B o ż y m ’.

,,M o ja n a u ka nie j e s t m o ją ” ( J 7, 16)


A je śli te d w a stw ierd ze n ia : „ ja sąd zić n ie b ę d ę ” i „ są d z ić
b ę d ę ” , w y d a ją się k o m u ś sp rzeczn e i w y k lu c za ją ce się
w zajem n ie, to c ó ż p o w ie d zie ć o ty m , że „ m o ja n a u k a nie
jest m o ją ” ? Ja k ż e ż : „ m o ja ” i „ n ie m o ja ” ? Bo nie p o ­
w iedział: „ T a n a u k a nie je st m o ją n a u k ą ” , ale: „ M o ja
n a u k a n ie je s t m o ją ” . T o s a m o , co p rz e d sta w ia ja k o sw oje,
62 Księga 1

n a z y w a ta k ż e n ie sw oim . Ja k ż e ż to m o ż e być p ra w d z iw e ,
jeśli n ie d la te g o , że p o d in n y m k ą te m p a trz y , m ó w ią c
„ m o ja ” , a p o d in n y m , że nie Jeg o ? „ S w o ją ” n a z y w a tę
n a u k ę ja k o B óg, n ie s w o j ą —ja k o sługa. M ó w iąc : „ N ie je s t
m o ją , ale te g o , k tó ry m n ie p o s ła ł” , k a ż e n a m o d n ie ść się d o
sam eg o S łow a, gdyż n a u k ą O jc a je st Słow o O jca, k tó r e je st
Je g o Synem je d y n y m .

„K to we m nie w ie rzy , nie we m n ie w ie r z y ” ( J 12, 4 4 )


A co z n a c z ą słow a: „ K to w e m n ie w ierzy, n ie w e m n ie
w ie rz y ” ? J a k m o ż n a w ierzy ć w N ie g o i nie w N ie g o ? 840
C ó ż ró w n ie sprzecznego i p rz e c iw sta w n e g o so b ie ja k słow a:
„ K to w ierzy w e m n ie , nie we m n ie w ierzy, ale w te g o , k tó ry
m n ie p o s ła ł” ?
C h y b a , że b ęd ziem y to ro z u m ie ć w n a stę p u ją c y sp o só b :
„ K to w ierzy w e m n ie, w ierzy n ie w to , co w id zi, — b o
n a d zie ja n a s z a n ie je s t w stw o rz e n iu — ale w ie rz y w T e g o ,
k tó ry p rz y b ra ł n a tu rę s tw o rz e n ia i w tej p o s ta c i o k a z u je się
lu d z io m , oczyszczając ich serca p rz e z w iarę, b y d o szły d o
k o n te m p la c ji Jeg o ró w n o śc i z O jc em ” . D la te g o k u O jcu
z w rac a m y śl w ierzący ch , k ie d y m ó w i: „ N ie w e m n ie w ierzy,
ale w te g o , k tó ry m ię p o s ła ł” . A to w cale n ie z n ac z y , by
ch ciał siebie od O jca od d zielać. B yn ajm n iej. P a n ch ce, by
w ierzyć w N ie g o ja k o ró w n e g o O jc u 32. N a in n y m m ie jscu
32 Pięknie to św. Augustyn wyraził w swoim Koment. do Ewangelii św. Jana, In
Jo traci. 38, 8 n. 8-10 (P. L. 35, 1678-1679):
„Zważcie dobrze stówa, jakie tu wypowiada Pan nasz, Jezus Chrystus:
«Jeśli bowiem nie uwierzycie, żem ja jest, pomrzecie w grzechu waszym» (J 8,
24). Co to znaczy, jeśli nie uwierzycie, żem ja jest? Jam jest —czym? Niczego
nie dodał. A ponieważ niczego nie dodał, stówa jego wprowadzają nas
w zakłopotanie. Oczekiwano, że powie, być może: jeśli nie uwierzycie, że
jestem Chrystusem; jeśli nie uwierzycie, że jestem Synem Bożym; jeśli nie
uwierzycie, że jestem Słowem Ojca; jeśli nie uwierzycie, że jestem Stwórcą
świata; jeśli nie uwierzycie, że jestem Twórcą i Odnowicielem człowieka, jego
Stworzycielem i Odkupicielem, tym, który go uczyni! i naprawił; jeśli nie
uwierzycie, żem ja je st tym, pom rzecie w grzechu waszym. Owo «jestem»
wyrażające to, że jest, wprawia w zakłopotanie. Wszak Bóg powiedział
również Mojżeszowi: «Jam jest, którym jest». Któż wypowie należycie, czym
jest owo «jestem»?! Bóg przez swego anioła wysłał sługę swego, Mojżesza,
żeby wywiódł Jego lud z Egiptu (czytaliście już to, co wam tu mówię, i wiecie
o tym, ale wam to przypominam). Bóg go wysyłał, a on drżał, wymawiał się,
choć gotów byl usłuchać. Aby wymówić się tedy od tego zadania, rzeki
XII, 27 63

m ó w i to w y ra źn ie: „W ierzy cie w B o g a i w e m n ie w ierzcie”


(J 14, 1), co znaczy: „ J a k w B o g a w ierzycie, ta k i w e m n ie
w ierzcie, b o O jciec i ja je d n y m B ogiem je ste śm y ” . W ięc ta k
sa m o i tu ta j: ja k b y z a b ra n ia ł w ia ry w siebie, a p rz e n o sił ją
n a O jca: „ N ie we m n ie w ierzy , ale w te g o , k tó ry m ię
p o sła ł” i o d k tó re g o w cale siebie nie oddziela. T o zu p ełn ie
ta k sam o , ja k w ów czas, kiedy pow iedział: „ N ie je st m o ją
rzeczą d a ć ..., lecz k tó ry m je st zg o to w an e od O jca m e g o ”
(M t 20, 23). Sądzę, że w te n sp o só b w y jaśn ia się i je d n o ,
i d ru g ie pow iedzenie. T a k sa m o je s t i z tym : ,,Ja nie sąd zę” ,
p o d c za s gdy przecież O n „b ęd zie sądził żyw ych i u m a rły c h ”
(2 T m 4, 1). O czyw iście. A le nie lu d z k ą w ła d z ą będzie to
czynić. T o te ż kieruje d o B oga, w górę p o d n o si serca ludzi,
O n , k tó ry d la ich p o d n ie sien ia sam zstąpił n a ziem ię.
Mojżesz do Boga, o którym wiedział, że przemawia przez anioła: «Jeśli mi
rzekną: Jakie jest imię Jego? cóż im powiem? Rzekł Bóg do Mojżesza: Jam
jest, którym jest». Po czym powtórzył: «KTÓRY JEST, posłał mnie do was».
Tu również nie powiedział: Jestem Bogiem, ani: Jestem tym, który uczynił
świat, ani: Jestem Stwórcą wszechrzeczy, ani nawet: Jestem rozmnożycielem
tego ludu, który uwolnić trzeba; ale powiedział tylko tyle: «Jam jest, którym
jest», a potem: «powiesz synom Izraelowym: KTÓRY JEST». Nie dodał:
Który je st Bogiem waszym, Który je st Bogiem waszych Ojców, ale powiedział
po prostu; «KTÓRY JEST, posłał mnie do was». Być może, iż samemu
Mojżeszowi trudno było —tak jak i nam jest trudno, trudniej nawet niż jemu
—zrozumieć te słowa: «Jam jest, którym jest» oraz «KTÓRY JEST, posłał
mnie do was». Jeśli nawet zresztą Mojżesz je zrozumiał, jakże je mogli
zrozumieć ci, do których go Bóg posyłał. Bóg odroczył więc to, czego
człowiek nie mógł zrozumieć, i dodał to, co mógł zrozumieć. Rzeczywiście
bowiem dodał to, mówiąc: «Jam jest Bóg Abrahama i Bóg Izaaka, i Bóg
Jakuba» (por. Wj 3, 13—15). To możecie zrozumieć, ale jakiż umysł zro­
zumie: «Jam jest?»... Będę tedy mówił do Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Będę do Niego mówił, a On mnie usłyszy. Wierzę bowiem, że jest obecny. Nie
m am co do tego najmniejszej wątpliwości, skoro On sam powiedział: «Oto
jestem z wami, aż do skończenia świata» (Mt 28, 20). Panie, Boże nasz, cóżeś
to powiedział: «Jeśli nie uwierzycie, że jestem». Cóż bowiem z tego, co
uczyniłeś, nie jest? Czyż niebo nie jest? Czyż ziemia niejesl? Czyż rzeczy, co są
na niebie i na ziemi, nie są? A czyż sam człowiek, do którego przemawiasz, nie
jest? Jeśli wszystkie te rzeczy, które uczyniłeś, są, czymże tedy jest sam byt
- ipsum es.se —żeś go zastrzegł dla siebie jako coś, co Ci jest właściwe, a czego
nie dałeś innym, żeby być jedynym, który istnieje? Czyż tedy należy rozumieć:
,,Jam jest, który jest” , jakoby wszystko inne nie było? A jak rozumieć słowa:
«Jeśli nie uwierzycie, że jestem»? A więc ci, którzy je słyszeli, nie byli? Ależ
jeśli byli grzesznikami, byli też ludźmi. Cóż tedy? Niechże sam byt - ipsum
esse — powie, czym jest, niech to powie sercu; niech to powie wnętrzu, niech
przemówi we wnętrzu, żeby usłyszał go człowiek wewnętrzny, żeby myśl
zrozumiała, iż być naprawdę, znaczy być zawsze w ten sam sposób” (Zob.
E. GILSON, Tom izm , tłum. Jan Rybałt, Warszawa 1960, str. 129-130).
64 Księga I

6. S ąd y C h ry s tu s a

P an chw ały u krzy żo w a n y


X III. 28. G d y b y ten sam P a n nie był z araz em i Synem
C złow ieczym z racji p rzyjętej p rzez siebie n a tu ry sługi,
i Synem B ożym ze w zg lęd u n a sw oją n a tu rę B o sk ą , to
A p o s to ł P aw eł n ie p o w ie d zia łb y o w ła d c a c h teg o św iata:
,,Bo g dy b y byli p o z n ali, n igdy by P a n a chw ały n ie u k rz y ż o :
w a li” (1 K o r 2, 8).
W p o sta c i sługi z o sta ł u k rz y ż o w a n y , a p rzecież to P a n a
chw ały u k rz y ż o w a n o . N a ty m w łaśn ie p o leg ało to „ p rz y ję ­
cie” , k tó re B o g a uczyniło człow iekiem , a czło w ie k a B o ­
giem. C o je d n a k należy tu b ra ć w sensie a b so lu tn y m , a co
w zględnie, to ro z tro p n y , u w ażn y i p o b o ż n y czy teln ik z p o ­
m o c ą B o żą sam zro zu m ie. O to p o w ied zieliśm y , że B óg
uw ielb ia ty ch , „ k tó rz y są J e g o ” , p o n ie w a ż je s t P a n e m
chw ały. A je d n a k P a n ch w ały z o sta ł u k rz y ż o w a n y 33.
Słusznie w ięc n azy w a się G o B ogiem u k rz y ż o w a n y m , nie
z racji m o cy B ożej, ale z p o w o d u słabości ciała.
T a k sam o m ó w im y , że sądzi ja k o B óg, to zn aczy m o c ą
B ożą, nie lu d z k ą , a przecież to człow iek sąd z ić b ędzie,
p o d o b n ie ja k B óg był u k rz y ż o w a n y . Z o s ta ło to w y raźn ie
p o w iedziane: „ G d y przyjdzie Syn C złow ieczy w swej c h w a ­
le, a w e sp ó ł z nim w szyscy a n io ło w ie... w szy stk ie n a ro d y
z g ro m a d z ą się p rzed n im ” (M t 25, 31—32) i to , co się
w ty m m iejscu m ó w i o p rzy szły m Sądzie aż d o o s ta te c z ­
nego w y ro k u .

,,Ip a tr z e ć będą na m n ie , k tó reg o p r ze b o d li” ( Z a 12, 10)


Żydzi — w k a żd y m razie ci z n ich , k tó rz y są z a tw a rd z ia li
w złem — b ę d ą u k a ra n i w ty m sądzie i o b a c z ą , „ k tó re g o
p rz e b o d li” .
W te d y d o b rz y i źli u jrz ą Sędziego żyw ych i u m a rły c h .
A le z p e w n o śc ią źli nie b ę d ą m o g li w idzieć G o in aczej niż
ja k o S yna C złow ieczego; to p ra w d a , że w m a je sta c ie Sę­
33
Zob. wyżej przyp. 22, str. 41, O współorzekaniu przymiotów.
X III, 28-29 65

d zieg o , 841 a nie w ty m u n iż en iu , w ja k im G o ongiś


są d z o n o . W k a ż d y m razie grzesznicy nie b ę d ą G o o g lą d a ć
w Jeg o B oskiej n a tu rz e , w k tó re j je st ró w n y B ogu. N ie są
bow iem czystego serca, a w iem y, że „b ło g o sław ie n i czys­
tego serca, albow iem oni B o g a o g lą d ać b ę d ą ” (M t 5, 8),
i że b ęd zie to w idzenie „ tw a rz ą w tw a rz ” (1 K o r 13, 12)
o b iecan e sp raw ied liw y m ja k o n ajw y ższa n a g ro d a , „ g d y
Syn p rz e k a ż e K ró le stw o B o g u O jc u ” .
O tó ż P a n chce, byśm y — kiedy ju ż w szelkie stw o rz en ie
będzie p o d d a n e B ogu w Jeg o K ró le stw ie — d o stą p ili k o n ­
tem p la cji ta k ż e i tej n a tu ry , w k tó re j Syn B oży stał się
Synem C złow ieczym . P rzez n ią bow iem „i Syn p o d le g a ć
b ędzie te m u , k tó ry p o tę g ę sw ą ro z to c z y ł n a d w szy stk im ,
aby B óg był w szystkim w e w sz y stk ic h ” . W p rzeciw n y m
razie, g d y b y Syn B oży ja k o S ędzia m ia ł się u k a z a ć ta k ż e
o sąd z o n y m g rzeszn ik o m w tej n a tu rz e , w k tó rej je st ró w n y
B ogu, to n a czym by p o le g a ła o b ie tn ic a d a n a n a jb a rd z ie j
m iłu jący m : „ A ja go um iłuję i o b jaw ię się je m u ” (J 14, 21)?
D la teg o to Syn C złow ieczy sądzić będzie, ale w ła d zą S yna
B ożego, a nie lu d z k ą w ładzą. Z d rugiej je d n a k stro n y to
Syn B oży sądzić będzie, lecz u k a ż e się w tej n a tu rz e ,
w k tó re j je st Synem C złow ieczym , a nie w tej, w k tó re j je st
rów ny B ogu.

S y n C złow ieczy będzie są d zić i są d zić nie będzie


29. W ięc i je d n o i d ru g ie m o ż n a pow iedzieć: i to , że
Syn C złow ieczy będzie sądzić, i to , że Syn C złow ieczy
sąd zić n ie będzie. Syn C złow ieczy sądzić będzie, zg o d n ie
z ty m , co je st pow ied zian e: „ G d y przyjdzie Syn C zło w ie­
czy... w tedy... z g ro m a d z ą się p rz e d nim w szystkie n a ro d y ”
(M t 25, 31—32). I Syn C złow ieczy nie będzie sąd zić, jeśli
to p ra w d a , że „ Ja ... nie s ą d z ę ” (J 12, 47) oraz: ,,J a n ie
szu k am w łasnej chw ały, ale je s t k to ś, k tó ry szu k a i są d z i”
(J 8, 50).
B io rą c je d n a k rzecz z tego p u n k tu w id zen ia, że Syn
p o d czas S ą d u o b jaw i się w n a tu rz e ludzkiej, a nie B oskiej,
m ożem y p o w ied zieć n a w e t ta k , że rów nież i O jciec sądzić
nie będzie. T o w ła śn ie o z n ac z ają słow a: „B o O jciec n ik o g o
66 Księga I

nie sąd zi, lecz w sz y ste k s ą d z d a ł n a S y n a ” (J 5, 22).


A w ja k im zn aczen iu ? W ty m sam y m , co u p rz e d n io sło w a
P a n a : „ T a k d a ł i S ynow i, a b y m ia ł ż y w o t w so b ie s a m y m ”
(ibid. 26), m ó w ią c e o ty m , w ja k i s p o só b O jciec z ro d z ił
S y n a, a lb o sło w a A p o s to ła : „ Z a to w yw y ższy ł go B ó g
p o n a d w sz y stk o i n a d a ł m u im ię, k tó re je s t p o n a d w szelk ie
im ię ” (F lp 2, 9).
T o o s ta tn ie o d n o si się d o S y n a C zło w ieczeg o , g d y ż
w lu d zk iej n a tu rz e z m a rtw y c h w s ta ł S yn B o ży . Is to tn ie , S y n
B oży ja k o B óg je st ró w n y O jc u , ale w y rz ek ł się tej ró w n o ­
ści, w y n iszczy ł się z niej p rz y jm u ją c p o s ta ć sługi i ta k
d z ia ła ł, c ie rp ia ł i p o d ją ł to w sz y stk o , co w y m ie n ia A p o s to ł:
„ U n iż y ł sam eg o siebie, staw szy się p o s łu s z n y m aż d o
śm ierci, a b y ła to śm ierć k rz y ż o w a . D la te g o też B ó g
w yw yższył go i n a d a ł m u im ię p rz e w y ż sz a ją c e w szelkie
im ię, a b y n a im ię J e z u s a z g in ało się w szelk ie k o la n o
m ie sz k a ń c ó w nieb io s, ziem i i p o d z ie m ia , i ż eb y w k a ż d y m
ję z y k u w y z n a w a n o , że Je z u s C h ry s tu s je s t P a n e m w c h w ale
B o g a O jc a ” (F lp 2, 8—11).
W k tó ry m w ięc z n a c z e n iu , p ie rw szy m czy d ru g im , p o ­
w ie d zia n e je st: „ W sz y ste k sąd z d a ł n a S y n a ” ? C h y b a to
ja sn e . G d y b y to p o w ie d z ia ł w ta k im sa m y m z n a c z e n iu ja k
słow a: „ T a k d a ł i S ynow i, a b y m ia ł ż y w o t w s a m y m s o b ie ” ,
to b y p rzecież 842 nie p o w ie d z ia ł: „O jcie c n ie są d z i n ik o ­
g o ” . Z te g o b o w iem p u n k tu w id z e n ia rz e cz b io rą c , że
O jciec z ro d z ił S y n a ja k o ró w n e g o so b ie, n a le ż a ło b y p o ­
w iedzieć, iż Syn sądzi w ra z z N im . P o w ie d z ia n o je d n a k , że
n a S ąd zie o k a ż e się S yn n ie w n a tu rz e B o żej, ale ja k o Syn
C złow ieczy. N ie d la te g o , by n ie m ia ł są d z ić T e n , k tó ry
w szelk i są d z d a ł n a S yna, o N im b o w ie m m ó w i Syn: „ J e s t
k to ś , k tó ry s z u k a i są d z i” . A le je s t n a p isa n e : „ O jcie c nie
sąd zi, lecz w szelki są d z d a ł n a S y n a ” , a to z n a c z y ty le , co
g dyby b y ło p o w ie d zia n e : N ik t z żyw ych a n i u m a rły c h n ie
u jrzy O jc a n a S ądzie, lecz w szyscy b ę d ą w id z ieli S y n a.
A p o n ie w a ż je s t O n ta k ż e i S ynem C zło w ieczy m , p rz e to
ta k ż e i grzesznicy b ę d ą m o g li G o w idzieć, a ż e b y p o z n a li,
k o g o p rz e b o d li.
X III, 29-30 67

P o tw ie rd ze n ie tego, co p o p rze d za : C h ry stu s w id zia ln y


i n iew id zia ln y dla złyc h
30. N ie c h n ik t n ie sąd z i, że w sz y stk o , c o śm y p o w ied zieli n a
o m ó w io n e te m a ty , to ty lk o p rz y p u szc ze n ie , a n ie c ałk iem
ja s n y w y k ła d . D la p o tw ie rd z e n ia p rz y ta c z a m y ja s n e i w y ra ­
ź n e sło w a P a n a w sk a z u ją c e , d laczeg o p o w ie d zia ł: „O jciec
n ik o g o nie sąd z i, ale w szelk i s ą d z d a ł n a S y n a ” (J 5, 22).
A m ia n o w ic ie : S ędzia u k a ż e się ja k o Syn C zło w ieczy — co
o d p o w ia d a n a tu rz e nie O jc a, ale S yna i to S y n a ja k o
n iższeg o od O jc a, a nie ró w n e g o O jcu — ażeb y był w czasie
S ą d u w id z ia ln y z a ró w n o d la d o b ry c h , ja k i złych.
M ó w i w ięc nieco d alej: „ Z a p ra w d ę , z a p ra w d ę p o w ia d a m
w am : k to s ło w a m e g o słu c h a i w ierzy te m u , k tó ry m n ie
p o sła ł, m a ż y w o t w ieczny i nie idzie p o d są d , ale ze śm ierci
p rz e jd z ie z a ra z d o ż y c ia ” (ibid. 24 *). Ż y ciem z aś w iecznym
je s t to w id zen ie, k tó re g o źli nie d o s tą p ią . D la te g o m a m y
w d a lsz y m ciąg u : „ Z a p ra w d ę , z a p ra w d ę p o w ia d a m w a m ,
że z b liż a się g o d z in a i ju ż n a d e sz ła , k ie d y u m a rli u sły szą
głos S y n a B o żeg o , a k tó rz y usły szą, żyć b ę d ą ” (ibid. 25).
J e st to w łaściw e d la p o b o ż n y c h i sp ra w ied liw y c h , że, sły­
sząc o W c ie le n iu C h ry s tu s a , w ie rz ą w S y n a B o żeg o ; to
znpezy: p rz y jm u ją c , że d la n a s stał się n iższy o d O jca
w n a tu rz e sługi, w ie rz ą, że ja k o B óg je st ró w n y O jcu . S tą d
z a ra z p o te m n a s tę p u ją c e s ło w a szczególnie p o d k re ś la ją tę
p ra w d ę: „ J a k b o w iem O jciec m a ży w o t sam w sobie, ta k
d a ł i S y now i, a b y m ia ł ż y w o t w sam y m s o b ie ” . N a stę p n ie
m ó w ią c o w id z e n iu ch w ały J e g o , w k tó re j p rz y jd z ie n a S ąd,
w id zen iu d o s tę p n y m d la zły ch i d la sp ra w ied liw y c h , p o ­
w iad a: ,,I d a ł m u w ład zę czynić sąd , b o je s t S ynem czło­
w ie cz y m ” (ibid. 27). Z d a je się, że tru d n o o coś b ard ziej
o czy w isteg o .

T y lk o sp raw iedliw i będą oglądać S y n a w Jego B o s k ie j


n a tu rze
Syn B oży, b ę d ą c ró w n y O jcu , nie o trz y m u je w ła d zy sąd ze­
n ia , ale ją n ie w id zialn ie p o s ia d a w esp ó ł z O jcem . N a to ­
m ia st ja k o S yn C złow ieczy o trz y m u je ją , żeb y ta k źli, ja k
68 Księga I

i d o b rz y m o g li G o w idzieć, k ied y przyjdzie sądzić. W rze­


czy sam ej w idzenie Syna C złow ieczego będzie d a n e ró w n ież
i złym , p o d c z a s gdy w idzenie n a tu ry Bożej będzie d o stę p n e
w yłącznie d la tych, k tó rz y są ,,czystego serca, albow iem
oni B o g a o g lą d a ć b ę d ą ” (M t 5, 8). T o znaczy, że będzie
o n o d o stę p n e jed y n ie d la d o b ry c h i sp raw ied liw y ch , k tó ­
rym P a n sam obiecał, że się im objaw i. Z o b a c z w ięc, co
n astęp u je: „ N ie dziw cie się” (ibid. 28), p o w ia d a . C ze m u nie
p o zw ala się dziw ić, jeśli nie tem u, że O jciec J e m u ja k o
Synow i C złow ieczem u daje w ład zę sąd zen ia, p o d c za s gdy
w łaściw e zd aw a ło b y się raczej to , by w y stąp ił ja k o Syn
B oży. N ie c h w ięc nie dziw ią się te m u , bo źli nie m o g lib y
w idzieć S yna B ożego w B oskiej n a tu rz e ja k o ró w n eg o
O jcu. A trz e b a było, by Sędziego żyw ych i u m a rły c h
w idzieli i spraw iedliw i 843 i źli, p rz e to rzecze: „ N ie dziw cie
się tem u , b o n a d c h o d z i g o d zin a, w k tó re j w szyscy, co są
w g ro b a c h , u słyszą jego głos. I ci, k tó rz y d o b rz e czynili,
d o s tą p ią z m artw y ch w sta n ia ży w o ta, a k tó rz y n ik czem n ie
p o stę p o w a li, z m a rtw y c h w sta n ą n a s ą d ” (ibid. 28—2 9 * ).

Z e w zględu na grzeszn ikó w S y n o trzy m a ł o d O jca w ładzę


sądzenia w idzialnie
P o to w ięc trz e b a było, by P a n o trz y m a ł tę w ła d zę ja k o Syn
C złow ieczy i żeby w szyscy ujrzeli G o z n o w u w ta k iej
p o staci, w ja k iej m o że być p rzez w szy stk ich w id zian y . L ecz
je d n i u jrz ą G o n a p o tęp ien ie, a in n i n a żyw ot w ieczny.
A czym je st życie w ieczne, jeśli nie tym w id zen iem , k tó re
nie będzie d a n e grzesznikom ? P a n m ów i, iż p o le g a o n o n a
tym , „żeby p o z n ali ciebie, je d y n eg o B o g a p ra w d ziw e g o ,
i tego, k tó re g o ś p osłał, Jez u sa C h ry s tu s a ” (J 17, 3). A ja k
w tedy Je z u sa C h ry stu sa p o z n a ją , jeśli nie p rzez to , że
objaw i im siebie sam ego ja k o B oga, a nie w ta k i sp o só b ,
ja k u k a ż e się n a w e t p o tę p io n y m , w y stęp u jąc ja k o Syn
C złow ieczy.
31. W w id zen iu tym , k ied y o g lą d a ć G o b ę d ą ci, co są
czystego serca, o k aże się pełen d o b ro c i, b o „ J a k d o b ry je st
B óg d la Iz ra e la i d la tych, co są p ra w eg o serca!” (Ps 72, 1)
Lecz, gdy źli u jrz ą Sędziego, to nie będzie im się z d a w a ć , że
XIII, 30-31 69

je s t d o b ry i nie ro z ra d u je się k u N ie m u ich serce. W ted y


b ia d a ć b ę d ą w szystkie p o k o le n ia ziem i (A p 1, 7), to znaczy
w szyscy, d o b rz y i źli.

„Jeden je s t d obry, B ó g ” ( M t 19, 17)


D la teg o człow iekow i zap y tu jącem u o żyw ot w ieczny, k tó ry
nazw ał G o „N auczycielem d o b ry m ” , Jezus d a ł ta k ą o d p o ­
w iedź: „ C o m n ie p y tasz o d obrym ? Jeden je st d o b ry , B óg” .
W in n y m m iejscu C h ry stu s sam n azy w a czło w iek a „ d o b ­
ry m ” , ta k o nim m ów iąc: „ D o b ry człow iek z d o b re g o
s k a rb u w ynosi rzeczy d o b re , a zły człow iek ze złego s k a rb u
w y n o si złe” (M t 12, 35). T u je d n a k zap y ty w an o G o o życie
w ieczne, a to p o le g a n a k o n te m p la cji, w k tó re j o g lą d a się
B o g a nie n a p o tęp ien ie, ale d la w iecznej rad o ści.
P y ta ją c y nie w iedział, z kim m ó w i, b io rą c P a n a ty lk o za
S yna C złow ieczego. P rze to Jezu s rzekł: ,,C o m n ie p y ta sz
0 d o b ry m ? ” , co znaczy: C zem u tę w id zian ą p rz e z ciebie
p o s ta ć z ap y tu jesz o d o b ro ? i czem u po leg ając n a ty m , co
w idzisz, n azy w asz m n ie „N au czy cielem d o b ry m ” ? T o p o ­
stać S yna C złow ieczego, p rz y ję ta p o stać , k tó rą n a Sądzie
u jrz ą nie ty lk o spraw iedliw i, ale ró w n ież i grzeszni. O g lą d a ­
nie tej p o sta c i nie będzie szczęściem d la źle czyniących. Jest
je d n a k i o g lą d an ie m ojej n a tu ry , w k tó re j b y tu ją c nie
uw ażałem rów ności z B ogiem za przyw łaszczo n ą, lecz
w yniszczyłem siebie przyjąw szy tę p o sta ć (F lp 2, 6 —7).

W idzenie S y n a B ożego k u radości spraw iedliw ych


T o O n zatem , je d e n B óg, O jciec, Syn i D u c h Św ięty objaw i
się k u ra d o śc i i szczęściu spraw iedliw ych, k tó re im ju ż
o d jęte nie b ęd ą.
D o tej przyszłej szczęśliw ości w zdycha m ó w iący te sło­
wa: „ O je d n o p ro sz ę P a n a , je d n e g o pragnę: bym m ieszk ał
w d o m u P a n a przez w szystkie d n i żyw o ta m eg o ; bym
p a trz a ł n a ro z k o sz P a n a ” (Ps 26, 4). W ięc „ jed e n B ó g ” to
O n „ je d e n je st d o b ry ” , bo n ik t nie ogląda G o d la p łaczu
1 b ia d a n ia , lecz ty lk o d la z b aw ie n ia i praw dziw ej rad o ści.
Jeśli ta k m n ie ro zu m iesz i w tej n a tu rz e m nie p oznajesz,
70 Księga I

to isto tn ie d o b ry je stem . L ecz jeśli ty lk o w tej o to p o sta c i,


k tó r ą w idzisz, to czem u m n ie p y ta sz o d o b ro , jeśliś je st
z liczby ty ch , co „ p a trz e ć b ę d ą n a m n ie , k tó re g o p rz e b o d li”
(Z a 12, 10)? 844 D la nich sa m o w id zen ie sta n ie się n ie­
szczęściem , bo będzie d la ich p o tę p ie n ia . W ty m z n ac z en iu
p o w ie d zia ł P a n : ,,C o m n ie p y ta s z o d o b ry m ? J e d e n je st
d o b ry , B ó g ” , czego d o w o d z ą p rz y to c z o n e te k sty .
A le w id zen ie, w k tó ry m m a m y o g lą d ać n ie z m ie n n ą i n ie­
w id z ialn ą d la lu d z k ic h oczu s u b sta n c ję B o g a, o b ie c a n e
ty lk o św iętym —w id zen ie, o k tó ry m a p o s to ł P a w e ł m ó w i,
że b ędzie „ tw a rz ą w tw a rz ” (1 K o r 13, 12); a a p o s to ł J a n
p o w ia d a : „ P o d o b n i będziem y d o n ie g o , bo u jrz y m y go,
ja k im je s t” (1 J 3, 2); o k tó ry m m y m ó w im y : „ O je d n o
p ro sz ę P a n a , je d n e g o p ra g n ę ..., b y m w id z ia ł w sp a n ia ło ś ć
P a n a ” ; a P a n sam rzecze: ,,J a go u m iłu ję i o b ja w ię się
je m u ” (J 14, 21): d la k tó re g o serca oczy szczam y w ia rą ,
abyśm y i m y byli „czystego serca, a lb o w iem o n i B o g a
o g lą d a ją ” (M t 5, 8); w id zen ie, o k tó ry m w iele jeszcze słów
ro z sia n y c h n a k a rta c h P ism a o d c z y ta w z ro k k ie ro w a n y
m iło śc ią —to w idzenie będzie n a sz y m najw y ższy m d o b re m .
T o te ż d la je g o o siąg n ięcia m a m y n a k a z a n e czynić w sz y st­
k o , c o k o lw ie k d o b re g o czynim y.

W idzenie S y n a C złow ieczego na w ieczne p o tę p ie n ie


g rzeszn ych
N a to m ia s t z a p o w ie d z ian e w id zen ie S y n a C zło w ieczeg o ,
gdy z g ro m a d z ą się p rz e d N im w szy stk ie n a ro d y i gdy
z a p y ta ją G o : „ P a n ie , k ied y ż to w idzieliśm y cię g ło d n e g o ...
lu b sp ra g n io n eg o ? ... (M t 25, 37), nie b ę d zie a n i d o b re m
d la g rzeszn ik ó w , k tó rz y m a ją b yć w rz u ce n i w o g ień w iecz­
ny, a n i n ajw yższym d o b re m d la sp ra w ied liw y c h , k tó ry c h
P a n w zy w a d o k ró le stw a p rz y g o to w a n e g o d la n ic h o d
p o c z ą tk u św iata.
D o p ierw szy ch pow ie: „ P re c z o d e m n ie ... w og ień w iecz­
ny!” D o d ru g ic h zaś rzecze: „ P rz y jd ź c ie b ło g o sła w ie n i O jc a
m ego! W eźcie w p o s ia d a n ie k ró le stw o z g o to w a n e w a m !”
(ibid. 41. 34). I ja k p ierw si p ó jd ą w og ień w ieczn y , ta k
sp raw ied liw i w n ijd ą d o ż y w o ta w iecznego .
X III, 31 71

L ecz cóż to je s t życie w ieczne? C zyż nie p o le g a o n o


n a ty m , „ a b y p o z n a li ciebie sam e g o B o g a p ra w d ziw e g o
i k tó re g o p o słałeś J e z u s a C h ry s tu s a ” (J 17, 3), ale, żeby
p o z n a li w ch w ale, „ k tó r ą ” - ja k m ó w i d o O jca — „ m ia łem
u ciebie pierw ej, niźli św iat b y ł” (ibid. 5)? W te d y p rz e k a ż e
sw e K ró le s tw o B o g u O jcu (1 K o r 15, 24), by słu g a d o b ry
w szed ł d o w esela P a n a sw ego (M t 25, 21. 23); by ty ch ,
k tó rz y są Je g o , u k ry ć p o d o s ło n ą o b licza sw ego, z d a la od
u d rę k i i n ie p o k o ju d o tk n ię ty c h w y ro k ie m . S p raw ied liw y
b o w iem nie b ęd zie się b a ł złych w ieści (Ps 111, 7), b y le się
c h o w a ł p o d sk rz y d łem n a m io tu , to je s t p raw ej w ia ry k a to ­
lick ieg o K o śc io ła .

A u g u sty n p r zy jm u je inne p raw ow ierne interpretacje


Z p e w n o śc ią m o ż e być i in n e tłu m a c ze n ie słów P a n a : „ C o
m n ie p y ta sz o d o b ry m ? J e d e n je s t d o b ry , B ó g ” .
O ile z ta k ie g o w y ja śn ie n ia nie w y n ik a w yższość n a tu ry
O jca n a d n a tu r ą S y n a, w k tó re j O n , ja k o S ło w o , u czy n ił
w szy stk o , i jeśli n ie o d c h y la się o n o w niczym o d zd ro w ej
n a u k i — to bez w a h a n ia będziem y się n im p o słu g iw ać .
A n a w e t p rz y jm ie m y nie ty lk o je d n o tłu m a c ze n ie , ale ile ich
ty lk o b ęd zie. B o im w ięcej d ró g sto i o tw o re m d la u n ik ­
n ięcia z a sa d z e k h e re ty k ó w , ty m m o cn iej się w y k a zu je fał-
szyw ość ich p o g lą d ó w .
L ecz to , co n a m jeszcze p o z o s ta je d o ro z w a ż a n ia , o d ­
k ła d a m y d o n a stę p n e j księgi.
K S IĘ G A D R U G A 1

O RÓ W NO ŚCI OSÓ B TRÓ JCY ŚW IĘTEJ

W stę p

W yro zu m ia ło ść w zględem m y lą c y c h się p r z y ba d a n iu


T a je m n ic y T ró jcy Ś w ię te j
845 1. K ie d y s z u k a ją c B o g a w y tę ża się um ysł, ażeb y w m ia rę
ludzkiej słabości p o ją ć T ró jc ę Ś w iętą, d o św ia d c z a się w ó w ­
czas w ielu tru d n o ś c i. Jak ż e ż n ie ła tw o zw ró cić w z ro k d u c h a
k u n iep rzy stęp n ej św iatłości! I ja k w ie lo ra k i je s t s p o só b
w y ra ż a n ia się K sią g Św iętych (a c o d o teg o , zd aje m i się,
niech d u szę p rz y c isk a to b rzem ię, b yleby w łasce C h ry s ­
tusow ej z n a la z ła ch w ałę i o słodę). G d y je d n a k , p rz e trz ą s ­
nąw szy w szy stk ie niejasn o ści, d o jd z ie się w reszcie d o czegoś
pew nego, to nie p o w in n o b y ć w te d y tru d n o o w y ro z u m ia ­
łość d la b łą d z ą c y c h w d o c ie k a n iu ta k w ielkiej ta je m n icy .

D w ie rze c zy nie do zniesienia w błędzie


Są je d n a k dw ie rzeczy, k tó ry c h n ie m o ż n a ście rp ie ć w b łę ­
d a c h lu d zi. T o z u c h w a ła p e w n o ść siebie w p rz y jm o w a n iu
z g ó ry czegoś za p ra w d ę , z a n im się p r a w d a o k a ż e , a k ie d y
ta się o k a ż e — u p ó r w trz y m a n iu się d a w n ie j p rz y ję te g o
fałszy w ego s ta n o w is k a .
M o d lę się o to — i u fa m — że B óg m n ie o b r o n i o d ty c h
d w ó c h w y stę p k ó w ta k n ie z g o d n y c h z s z u k a n ie m p ra w d y
i z g łęb ian ie m K s ią g Ś w iętych; że m n ie o s ło n i „ ta r c z ą
d o b re j w o li” (P s 5, 13) i ła s k ą m iło s ie rd z ia sw eg o .

1 Zob. wprowadzenie do ks. U w Posłowiu, n. 23, str. 573.


1 73

N ie b ę d ę g n u śn ie szczędził tr u d u w d o c ie k a n iu isto ty
B o g a czy to w P iśm ie J e g o , czy też w stw o rz e n iu . T a k
je d n o b o w ie m , j a k i d ru g ie z o sta ły n a m p rz e d ło ż o n e d o
ro z w a ż a n ia , a b y śm y sz u k a li i m iło w a li B o g a 2, k tó r y p ie rw ­
sze n a t c h n ą ł 3, a d ru g ie stw o rzy ł.

A u g u s ty n w oli k r y ty k i o d p o c h leb stw


N ie b ę d ę się w a h a ł w w y p o w ia d a n iu m y c h m y śli, gdyż
w ięcej d o z n a ję ra d o ś c i z te g o , że ro z w a ż a ć je b ę d ą lu d zie
p ra w i, n iż s tra c h u z p o w o d u z ja d liw y c h zaczep ek ze s tro n y
zły ch i p rz e w ro tn y c h .
J a k ż e ż m ile c u d o w n a i n ie w in n a m iło ść p rz y jm u je z w ra ­
c a ją c e się k u niej s p o jrz e n ie g o łęb icy . L ecz p rz e z o rn a
p o k o r a o s tro ż n ie w y strz e g a się k ą sa ją c y c h p sic h z ęb ó w ,
a p ra w d a ro z b ija je c a łą sw ą m o c ą . T o te ż w olę k ry ty k ę ze
s tro n y k a ż d e g o , k to się n a d a rz y , o d p o c h w a ł w y p o w ia d a ­
n y c h p rz e z b łą d z ą c y c h a lb o p o c h le b c ó w . Ż a d n a k ry ty k a
nie je s t s tra s z n a d la m iło ś n ik a p ra w d y . K ry ty k u je b o w iem
a lb o w ró g , a lb o p rz y ja cie l. Jeśli w ró g n a n a s n a p a d a ,
trz e b a to znieść. P rz y ja c ie la zaś, k ied y się m y li, n ależy
p o u c z y ć , a je śli p o u c z a , to go słu ch a jm y . N a to m ia s t p o ­
c h w a ły ze s tro n y b łą d z ą c y c h b a rd z ie j jeszcze u tw ie rd z a ją
w b łęd zie, a p o c h le b s tw a p ro w a d z ą d o b łę d u . — ,,B ędzie
m ię k a rc ił sp ra w ie d liw y w d o b ro c i i b ęd zie m ię ła jał;
lecz o le je k z ło ś n ik a n ie ch a j n ie n a m a s z c z a głow y m o je j”
(P s 140, 5).

2 Zastosowanie upomnienia Pana Jezusa: „Badajcie Pisma... a one właśnie


świadczą o mnie” (J 5, 39) oraz św. Pawła: „U tajona wielkość [Boga]... jest od
stworzenia świata widoczna dla wszystkich, którzy zastanawiają się nad jego
dziełami” (Rz 1, 20).
3 „Pisma Święte potrafią dać Ci mądrość, która prowadzi do zbawienia przez
wiarę w Chrystusa Jezusa. Całe Pismo jest przez Boga natchnione i służy ku
nauczaniu” (2 Tm 3, 15-16); „Żadne proroctwo nie powstało z ludzkiej woli;
przeciwnie, święci mężowie Boży mówili tylko pod natchnieniem Ducha Świętego”
(2 P 1, 21).
74 Księga II

I. O T R Ó J C Y Ś W IĘ T E J W N O W Y M T E S T A M E N C IE

1. O g ó ln e z asa d y i ich z a sto so w a n ie

T ru d n o ści w w yjaśnianiu n iektó rych tekstó w


d o tyczą cych C hrystusa
I. 2. B ezw zględnie p rz e strze g am y z a sa d y u staw ic z n ie s p o ty ­
k an ej w P iśm ie św. i u w ażanej p rz e z u c zo n y c h eg zeg etó w
k a to lic k ic h za k a n o n ic z n ą reg u łę w ia r y 4.
Z a s a d a ta w sk azu je, że Syn B oży ja k o B óg je s t ró w n y
O jcu, a s ta ł się niższy od O jc a z racji p rzy jętej p rzez
siebie n a tu ry sługi (F lp 2, 6—7), w k tó re j to n a tu rz e je st
niższy nie ty lk o w_ s to s u n k u d o O jca, ale ró w n ie ż i w s to ­
su n k u d o D u c h a Św iętego, 846 a n a w e t sam eg o siebie. N ie
p rzez to , czym był, ale to , czym się sta ł, gdyż, p rz y jm u ją c
n a tu rę sługi, n ie w yzbył się ty m sam y m n a tu ry B ożej, ja k
nas o ty m u c zą p rz y to c z o n e w p o p rz e d n ie j k sięd z e św iad e c ­
tw a P ism a św.
N ie m n ie j n ie k tó re ze słów B o ży ch są w ta k i s p o só b
p o w ie d zia n e , że nie w ia d o m o d o k ła d n ie , ja k ie m u z a ło ż e n iu
o d p o w ia d a ją . C zy te m u , że Syn p rz e z przyjęcie stw o rz o n e j
n a tu ry s ta ł się niższy o d O jca; czy też te m u , że — c h o c ia ż
Syn nie je s t niższy od O jca, ale je st J e m u ró w n y —je d n a k
m a to o d O jca, że je s t ,,B ogiem z B o g a ” i ,,św ia tło śc ią
z św iatło śc i” . O S ynu bow iem m ó w im y ,,B ó g z B o g a ” ,
a o O jcu p o p r o s tu „ B ó g ” , a nie „ B ó g z B o g a ” .
Ja s n e w ięc, że Syn od In n e g o p o c h o d z i i je s t Je g o Sy­
nem , p o d c z a s gdy O jciec nie m a S yna, od k tó re g o by
p o c h o d ził, ty lk o je s t d la N ieg o O jcem . K a ż d y b o w ie m syn
od o jc a o trz y m u je to , że je s t i je s t synem o jca; ż a d e n zaś
ojciec nie p rz y jm u je istn ie n ia od sy n a, ale d la sy n a je s t
ojcem 5.

4 Zob. wyżej ks. I, przyp. 28, str. 54.


s Można jednak dodać, że Ojciec nie byłby Ojcem bez Syna, i w takim ujęciu
stan ojca zależny jest od istnienia syna. Trudność przedstawiona tutaj zakrawa więc
na sofizmat. Augustyn zresztą sam to dalej podkreślił: ks. V. V, 6; ks. VI. II, 3;
ks. V il. I, 1. Zob. niżej, sir. 199, 219, 234.
I, 2 -3 75

P r z y k ła d y
3. N ie k tó re w ięc w y p o w ied zi P ism a św. o d n o szą c e się d o
O jca i S yna w sk a z u ją n a je d n o ść i ró w n o ść Ic h isto ty . N p .:
„ J a i O jciec je d n o je steśm y ” (J 10, 30), albo: „ K tó ry m a ją c
n a tu rę B o żą nie p o c zy ty w a ł swej ró w n o ści z B o g iem za
p rzy w łaszczen ie” (F lp 2, 6) itp . In n e je d n a k te k sty w sk a ­
z u ją n a to , że Syn je st niższy od O jca ze w zględu n a
p rz y ję tą p rzez siebie p o s ta ć sługi, to znaczy ze w zględu n a
p rzyjęcie zm iennej n a tu ry stw o rz o n ej, czyli isto ty lu d zk iej,
n p . k ied y je s t pow iedziane: „ B o O jciec w iększy je st niźli j a ”
(J 14, 28), a lb o : „O jciec nie sąd z i n ik o g o , lecz z d a ł w szelki
sąd n a S y n a ” (J 5, 22), p o czym d o d a n o : „I d a ł m u w ład zę
są d z e n ia , b o je st Synem C zło w ieczy m ” {ibid. 28).
A w jeszcze in n y c h te k sta c h w ogóle nie m a m o w y
o niższości czy ró w n o ści, ale je d y n ie o ty m , że Syn je st
z O jca. O to n p .: „B o ja k O jciec m a życie w sobie, ta k też
S ynow i udzielił, by m ia ł życie w so b ie ” (J 5, 26) o ra z : „ S y n
nie m o ż e nic uczynić sam z siebie, ty lk o to , co w id zi, że
O jciec c zy n i” {ibid. 19).

S y n c zy n i ty lk o to, co w id zi u O jca ( J 5, 19)


G d y b y śm y m ieli tłu m aczy ć te słow a z p u n k tu w id zen ia
niższości S y n a z racji n a tu ry , k tó r ą p rzy jął o d stw o rzen ia,
to trz e b a b y p rz y ją ć ró w n ież i to , że O jciec pierw szy
c h o d z ił p o m o rz u (M t 14, 26), alb o że ja k ie m u ś in n e m u
ślepcow i p o m a z a ł oczy ślin ą i b ło te m (J 9, 6 - 7 ) o ra z w iele
in n y ch rzeczy, k tó re u czynił Syn, o k a zu ją c się w ciele
w śró d ludzi. T a k p o w in n a rzecz się m ieć u T eg o , k tó ry
p o w ied ział, że Syn „n ie m o ż e nic czynić sam z siebie, ty lk o
to , co w idzi, że O jciec czy n i” . — A le k to by m ó g ł ta k
n ied o rzeczn ie m yśleć?
W ta k im razie p o z o sta je d o p rzy jęcia ty lk o to , iż sło w a
ow e z o sta ły p o w ie d zia n e d la o k a z a n ia , że życie S y n a je st
ró w n ie n iezm ien n e ja k życie O jca, ale je st z O jca; że
d z ia ła n ie S y n a i d z iałan ie O jca są nierozdzielne; że ta k i
sp o só b d z iałan ia S yna p o c h o d z i od T eg o , od k tó re g o sam
Syn p o c h o d z i, to je st od O jca; a w reszcie, że Syn w idzi O jca
76 Księga II

w ta k i sp o só b , iż d la N iego w idzieć O jca, to zn aczy być


Synem . D la N iego bow iem być z O jca, być z ro d z o n y m
z O jca, to nic innego ja k w idzieć O jca. I nie m a d la N ieg o
różnicy p o m ięd zy tym , że w idzi, iż O jciec d ziała, a w ła s­
ny m działaniem . 847 Lecz Syn nie d ziała sam z siebie,
p o n iew aż nie je st sam z siebie. A w ięc „co w idzi, że O jciec
czyni... czyni ta k sam o i S y n ” , bo z O jca jest. I nie są to
inne rzeczy, uczy n io n e p o d o b n ie , ta k ja k m a la rz in n e
o b razy m a lu je k o p iu ją c o b ra z y m a lo w a n e p rzez k o g o ś
d ru g iego. N ie znaczy to ró w n ież, że czyni O n te sam e
rzeczy, ale w in n y sp o só b , ja k to m a m iejsce n p . k ied y p rz y
p o m o cy ciała kreślim y p o m y ślan e w d u c h u litery. A le P a n
p o w iad a: „ C o ... O jciec... czyni ta k sam o i S y n ” . R zekł: ,,co
O jciec czyni” , a więc te sam e rzeczy, i p o w ied ział: „ ta k
sa m o ” , co znaczy, że działanie O jca i S yna je st niero zd ziel-
ne i rów ne, ale Syn je m a od O jca. D lateg o „S y n n ie m oże
nic uczynić sam z siebie, tylko to, co w idzi, że czyni O jciec” .
P ism o św ., w y rażając się w te n sp o só b , zu p ełn ie nie
zajm uje się tym , k to w yższy, a k to niższy, ale je d y n ie chce
w skazać, k to o d k ogo p o ch o d zi. O tó ż n ie k tó rz y n a p o d ­
staw ie tych słów w n o szą, że w edług P ism a św. Syn je st
niższy od O jc a 6. A n ie k tó rz y z n a s, głupi, n ie o k rz esa n i
i zupełnie nie znający się n a rzeczy, o b u rz a ją się, że n ik t ze
zd ro w o m yślących nie idzie za n im i, kied y tłu m a c z ą ten
te k st ja k o o d n o szący się do n a tu ry sługi.
D la u n ik n ię c ia tak ich p rz y p a d k ó w trz y m a jm y się z a ­
sady, k tó ra n a m tłum aczy, że Syn nie je st niższy od O jca,
ale od O jca p o c h o d zi.
Z a te m p rz y to c zo n e słow a P ism a św. w y k a zu ją nie n ie ­
ró w n o ść, ale n a ro d z en ie .

O S yn u
II. 4. A więc —ja k w sp o m n iałem n a p o c z ą tk u — są ta k ie
w y rażenia w św iętych księgach, co d o k tó ry c h nie w ia d o ­
m o , ja k je tłu m a c zy ć i d o czego je odnieść: czy d o n iższości

6 Zob. w Rozprawie z Maksyminem odpowiedź tego ostatniego na „trudności”


Augustyna (Posłowie, n. 39, str. 613).
I, 3 - III, 5 77

S y n a z ra c ji p rzy jęcia p rz e z N iego stw o rzo n ej n a tu ry ; czy


też d o tego, że Syn, choć ró w n y O jcu, je d n a k od N iego
p o c h o d z i.
M o im zd an iem , w obec tak ie g o te k stu , k tó re g o tłu m a c z e ­
nie ró w n ie d o b rz e sk ła n ia się n a dw ie stro n y , m o ż n a
bezpiecznie sto so w ać obie zasady.
N p . k ied y je st pow iedziane: „ M o ja n a u k a nie je st m o ją ,
ale teg o , k tó ry m n ie p o s ła ł” (J 7, 16). R ó w n ie d o b rz e
m o ż n a ro z u m ie ć te słow a w o d n iesien iu do n a tu ry sługi,
co śm y w yk azali w p o p rz e d n iej księdze (I. X II, 27), ja k
i w o d n iesien iu do n a tu ry B ożej, w k tó rej Syn je st ró w n y
O jcu, a je d n a k od N iego p o c h o d zi. W n a tu rz e Bożej Syn
i le g o życie to nie są dw ie o d rę b n e rzeczy, ale Syn je st
sam y m życiem . T a k sam o Syn i Jeg o n a u k a nie są czym ś
ró ż n y m , ale Syn je st sam ą n a u k ą . A w ięc słow a: „S y n o w i
udzielił, b y m ia ł życie” , nie o z n a c z a ją nic in n eg o , ja k ty lk o :
„ Z ro d z ił S yna, k tó ry je st życiem ” . T a k sam o, kiedy się
m ó w i, że d a ł Synow i n a u k ę , o z n ac z a to , że zro d ził Syna,
k tó ry je s t n a u k ą .
A więc słow a: „ N a u k a m o ja nie je st m o ją , ale tego, k tó ry
m n ie p o s ła ł” m o ż n a ro zu m ieć ta k , ja k gdyby było p o ­
w iedziane: „ N ie je stem sam z siebie, ale z tego, k tó ry m n ie
p o s ła ł” .

O D uchu Ś w ię ty m
III. 5. O D u c h u Św iętym nie je st pow iedziane: „ W yniszczył
sam eg o siebie przyjąw szy n a tu rę sługi” (F lp 2, 7), ale P a n
o N im m ów i: „L ecz gdy przyjdzie ów D u c h p raw d y ,
n au czy w as w szelkiej p raw d y . B o nie od siebie m ó w ić
będzie, ale co k o lw iek usłyszy, pow ie, i co m a nadejść,
o zn ajm i w am . O n m n ie uw ielbi, bo z m ego w eźm ie, a w am
o z n a jm i” {J 16, 13-14).
G d y b y C h ry stu s P a n nie d o d a ł z araz po ty c h słow ach,
jak gd y by w dalszym ich ciągu: „W szy stk o , co m a Ojciec,
d o m n ie należy. D la te g o pow iedziałem , że - z m o jeg o
b io rą c w a m o z n a jm i” (ibid. 15), m o ż n a by sądzić, że D u c h
Św ięty n a ro d z ił się z C h ry stu sa , ta k ja k C h ry stu s z O jca.
848 O sobie przecież p ow iedział: „ M o ja n a u k a nie je st
78 Księga II

m o ją, ale T eg o , k tó ry m ię p o s ła ł” (J 7, 16), a o D u c h u


Św iętym m ów i: „ N ie od siebie m ó w ić będzie, ale co k o lw iek
usłyszy, p o w ie ” , oraz: „ Z m ojego b io rąc, oznajm i w a m ” .
W y jaśn ia je d n a k te słow a: ,,Z m o jeg o b io rą c ” , gdy
m ów i: „W szy stk o , co m a O jciec, do m n ie należy. D la te g o
po w ied ziałem , że: z m o jeg o b io rą c ...”
A więc m a m y to ro zu m ieć w te n sp o só b , że D u c h Święty
o trzy m uje od O jca ta k sam o j a k i Syn. Jak żeż to m o ż e być?
— C h y b a tylk o w u p rzed n io w sk azan y m znaczeniu: „A le
gdy przyjdzie Pocieszyciel, k tó re g o j a w am p o ślę od O jca,
D u c h p raw dy, k tó ry od O jca p o c h o d z i, o n o m n ie św iad e­
ctw o d a w ać b ęd zie” (J 15, 26). P o c h o d z i od O jca. O to
dlaczego je st po w ied zian e, że „n ie o d siebie m ó w ić b ę d zie ” .
Przecież i o Synu je st po w ied zian e, że „n ie m o ż e nic
uczynić sam z siebie, tylko to, co w idzi, że O jciec c zy n i”
(J 5, 19), a nie je st z tego p o w o d u niższy od O jca.
(P ow iedział ta k nie ze w zględu n a n a tu rę sługi, ale m ó w ił
to ja k o Bóg, cośm y ju ż w ykazali, w ięc słow a te nie w sk a z u ­
j ą n a Jego niższość w sto su n k u d o O jca, ty lk o n a p o ­
chodzenie). T a k sam o i tu ta j tak że nie w y n ik a b y n ajm n iej
niższość D u c h a Św iętego ze słów: „ N ie od siebie m ó w ić
będzie, ale cokolw iek usłyszy, p o w ie ” , p o n ie w aż o z n ac z ają
one, że D u c h Św ięty pochodzi od O jca. S k o ro je d n a k i Syn
jest z O jca, i D u c h Św ięty o d O jca p o c h o d zi, to czem u o b aj
nie n azyw ają się „ S y n a m i” czy „ z ro d z o n y m i” , ale je d n e g o
tylko zwie się „S ynem je d n o ro d z o n y m ” , dru g ieg o zaś ani
„ S y n em ” , an i „ z ro d z o n y m ” (bo być „ z ro d z o n y ” , to zn aczy
być „ sy n em ” ), ale D u ch em Św iętym ? Jeśli B óg d a i w tak iej
m ierze ja k M u się sp o d o b a , w yjaśnię to jeszcze n a in n y m
m iejscu (XV. X X V I, 4 5 -4 6 ).

2. M isje Syna i D u c h a Św iętego

Uwielbienie S y n a p rze z Ojca nie p o ciąga za sobą n iższo ści


Syna
IV . 6. A le niech strzegą się tu ta j ja k m o g ą ci, k tó rz y
d o p a tru ją się p o tw ie rd z en ia sw oich o pinii, i w sło w ach
III, 5 - V , 7 79

Syna: „U w ielbij m nie, O jcze” (J 17, 5) w idzą d o w ó d


w yższości O jca w sto su n k u d o Syna.
Przecież i D u c h Św ięty rów nież uw ielbia Syna, a czyż
p rzez to je st od N iego wyższy? U w ielbia O n, o trz y m u ją c
w szy stk o od Syna, p o n iew aż w szystko, cokolw iek p o sia d a
O jciec, m a rów nież i Syn. J a sn e więc, że k ied y D u c h Św ięty
u w ie lb ia Syna, to O jciec uw ielbia Syna. Stąd m o ż n a p o ­
znać, że w szy stk o , co k olw iek p o s ia d a O jciec, n ależy nie
ty lk o d o Syna, ale i d o D u c h a Św iętego, p o n iew aż D u c h
Św ięty je st m o c en uw ielbić S yna, k tó re g o w sław ia Ojciec.
N a w e t jeśli ten, k to w sław ia, je st wyższy od u w ielbionego,
to w k a żd y m razie ci, k tó rz y w zajem nie się w sław iają, są
ró w n i. N a p isa n o przecież ta k że , że Syn w sław ia O jca: ,,Ja
uw ielbiłem C ię” —m ów i Jezus (J 17, 4).
N ależy w y strzegać się, ażeby nie uw ażać D u c h a Św ięte­
go za w iększego od O b u , d lateg o , że w sław ia O n Syna,
k tó re g o w sław ia O jciec, i że nie n a p isa n o , by w sław iał G o
O jciec czy Syn.

Trudność: P osyłający w y ższy je s t od posłanego


V . 7. L ecz p rz e k o n a n i w tym p u n k cie, n iek tó rzy zw racają
się w in n ą stro n ę i m ó w ią: T e n , k tó ry posy ła, wyższy jest
o d p o słan eg o . A więc O jciec je st p o n a d Syna, bo Syn
u staw iczn ie p rz y p o m in a , że zo stał p o słan y przez O jca.
I je s t O n w yższy o d D u c h a Św iętego, gdyż o N im 849
p o w ied ział Jezus: „ K tó re g o O jciec pośle w im ię m o je ”
(J 14, 26). A D u c h a Św iętego u w a ża ją z a niższego od N ich
o b u , p o n ie w aż —ja k w spom nieliśm y o tym — i O jciec G o
p o sy ła i Syn, s k o ro pow iedział: „Jeśli odejdę, przyślę go
w a m ” (J 16, 8).

O dpow iedź : S y n i D uch Ś w ię ty zo sta li posła n i tam ,


g d zie ju ż byli
W kw estii tej z ap y tu ję najpierw : S k ąd i d o k ąd był p o słan y
Syn? J a — p o w ia d a O n sam — „w yszedłem od O jca i p rz y ­
szedłem n a św ia t” (J 16, 28). A więc w yjść od O jca i przyjść
n a te n św iat, to znaczy być posłanym . C zem u w tak im
80 Księga II

razie ten sam E w an g elista o N im m ów i: „ N a św iecie był,


a św iat b ył p rz e z niego stw o rz o n y i św iat go nie p o z n a ł” .
I z a ra z p o te m d o d a je: „ p rz y sz e d ł d o sw ojej w ła sn o śc i”
(J 1, 1 0 -1 1 )?
Jasn e , że z o sta ł p o sła n y ta m , gdzie p rzy szed ł. A jeśli
z o sta ł p o s ła n y n a te n św iat, to w yszedł od O jca i p rz y sze d ł
n a św iat. I jeżeli był w świecie, to przy szed ł ta m , g d zie ju ż
był. Jeżeli bow iem słow a B o g a z ap isa n e u P ro ro k a : „C zy ż
n ie b a i ziem i ja nie n a p e łn ia m ? ” (Jr 23, 24) o d n o s z ą się
ró w n ież i d o S y n a — a niejedni tw ie rd z ą, że w łaśn ie O n
p rz e m aw ia ł d o P ro ro k ó w i p rz e z P ro ro k ó w 7 —to d o k ą d ż e
z o sta ł p o słan y , jeśli nie ta m , gdzie ju ż był? W szędzie
bow iem był T e n , k tó ry m ów i: „ C z y ż n ie b a i ziem i ja nie
n a p ełn iam ? ” Jeśli to było n a p isa n e o O jcu, to g d zieżby
O jciec m ó g ł być bez Słow a sw ojego i sw ojej M ą d ro ś c i,
k tó ra „ d o się g a o d k o ń c a aż d o k o ń c a m o c n o i u rz ą d z a
w szystko ła g o d n ie ” (M d r 8, 1)?
A le tak że nie m ó g ł być nigdzie bez D u c h a sw ego. Jeśli
więc B óg je st w szędzie, to ró w n ież w szędzie je s t D u c h Jeg o .
Z atem i D u c h Św ięty z o sta ł p o s ła n y ta m , gdzie ju ż był.
C zyż nie d la te g o ten, k tó ry nie m o ż e sk ry ć się p rzed
obliczem B o g a m ów i: „Jeśli w stąp ię d o n ie b a, tyś ta m je st;
jeśli zstąpię d o piekieł, tyś też ta m ” . I ch cąc d a ć n am
p o jęcie o becności B oga w szędzie, n a jp ie rw w y m ien ia D u ­
c h a Jego: „ D o k ą d ujdę p rzed D u c h e m tw o im , d o k ą d
u ciek n ę przez tw ym obliczem ?” (Ps 138, 7—8)

8. A w ięc Syn i D u c h Św ięty z o stali p o s ła n i ta m , gdzie


ju ż byli. 1 ta k stajem y w o b ec p y ta n ia , co n ależy ro z u ­
m ieć p rzez m isję b ą d ź Syna, b ą d ź D u c h a Ś w iętego, n i­
gdzie bow iem nie czytam y w K się g a c h Ś w iętych o p o s ła n iu
O jca.

7 Jako Słowo Boże, czyli wyraz myśli Ojca, albo jeszcze jako Mądrość Ojca.
Większość bowiem dawnych Ojców widzi drugą Osobę Trójcy Świętej w uosobionej
Mądrości, która występuje w Księgach Przypowieści i Mądrości. Inni znów utoż­
samiają Mądrość z Duchem Świętym. Św. IRENEUSZ czyni to ustawicznie: Adv.
Haer. II 30, P. G. 7, 815: „Ojciec, Bóg... wszystko uczynił przez swoje Siowo i swoją
Mądrość” ; III. 24, 2; IV. 7, 4 (P. G. 7, 961, 993): „Syn i Duch Święty, Słowo
i Mądrość” ; IV. 20, 1 (1032) etc. Zasadniczo natchnienie Pisma św. jest uważane za
dzieło Ducha Świętego.
V, 7 -9 81

M is ja S y n a p o leg a na Jego W cieleniu 8


A p o s to ł ta k pisze o S ynu: „L ecz gdy n a s ta ła p e łn o ść czasu,
zesłał B óg S y n a sw ego p o w stałe g o z n iew iasty i p o d leg łeg o
Z a k o n o w i, ab y ty ch , k tó rz y byli p o d Z a k o n e m , o d k u p ił”
(G a 4, 4 -5 ). „ Z e sła ł” - p o w ia d a —„ S y n a sw ego p o w sta łe g o
z n ie w iasty ” .
P rze z m ia n o „ n ie w ia s ta ” —k tó ry ż k a to lik nie w ied ziałb y
te g o — A p o s to ł w sk azu je nie n a p o zb aw ien ie d ziew ictw a,
ale z g o d n ie z h e b ra jsk im sp o so b e m m ó w ie n ia , n a ró ż n ic ę
płci. K ie d y w ięc m ó w i: „ Z e sła ł B óg S yna sw ego p o w stałe g o
z n ie w ia sty ” , to w y ra źn ie c h y b a w sk azu je n a to , że ze­
słan iem , m isją Syna, je st Jeg o n a ro d z e n ie się z niew iasty.
J a k o z ro d z o n y z B o g a był w świecie. P rzez to zaś, że
n a ro d z ił się z M a ry i, przyszedł p o s ła n y n a ten św iat.
S y n nie m ó g ł być p o sła n y przez O jca bez D u c h a Św ięte­
go. I to nie ty lk o d la te g o , że p o sy ła ją c G o , to je s t „ u -
czy n iw szy” G o z n iew iasty , O jciec nie u czy n ił G o bez
w sp ó łd z ia ła n ia D u c h a Św iętego; ale ró w n ież i z tej racji, że
z o sta ło to w E w an g elii b a rd z o w y ra źn ie p o w ied zian e p rzez
a n io ła D ziew icy M a ry i, gdy zap y ta ła : „ « Ja k ż e się to s ta ­
nie?» —I o d p o w ia d a ją c a n io ł rz e k ł jej: « D u c h Św ięty z stą p i
n a ciebie i m o c N ajw y ższeg o cię zacien i» ” (Ł k 1, 34—35).
M a te u s z zaś m ów i: „ P o c z ę ła z D u c h a Ś w iętego” (M t 1,
18). O w szem , i u Iz a ja sz a p r o r o k a 850 sam C h ry stu s m ó w i
0 sw oim przyszłym przyjściu: „ I te ra z P a n B óg p o słał m ię
1 D u c h je g o ” (Iz 48, 16).

S y n p o sła n y p r z e z sam ego siebie


9. A m o ż e k to ś zm usi m n ie d o teg o , ażebym p o w ie d zia ł, że
Syn z o sta ł p o s ła n y przez sam ego siebie, p o n iew aż to p o ­
częcie i n a ro d z e n ie z M a ry i je st dziełem T ró jcy Św iętej,
k tó r a stw o rz y ła w szy stk o , co k o lw iek zo stało stw o rzo n e?
Ja k ż e ż to być m o ż e — p o w ia d a ta k i człow iek — by O jciec
p o słał S yna, sk o ro Syn p o sła ł sam e g o siebie?
* Po raz pierwszy mamy tutaj wyczerpujące omówienie teologiczne zagadnienia
„Bożych misji” . Św. Tomasz z Akwinu (Summa TheoL I. q. 43 a. 1—2) nic istotnego
nie doda. Najważniejsze teksty w tej sprawie poza obecnym (II. V, 7—10) znajdujemy
w De Trinitate, IV. XIX i XX (P. L. 42. 905 i 909), str. 182, 188.
82 Księga II

N a to o d p o w iem m o je m u p rzeciw n ik o w i, p ro s z ą c go
n a jp ie rw , n iech m i w yjaśni, jeżeli p o tra fi, w ja k i sp o só b
O jciec uśw ięcił Syna, gdy Syn uśw ięcił sam siebie? P rzecież
i je d n o , i d ru g ie p o w ie d zia ł P a n , m ó w iąc: , , 0 ty m , k tó re g o
O jciec uśw ięcił i p o słał n a św iat, w y p o w ia d a c ie , że bluźni,
bo p o w ied ziałem , że jestem S ynem B o ży m ” (J 10, 36). A n a
in n y m m iejscu rzekł: ,,Z a n ic h j a p o św ięcam siebie sam e ­
g o ” (J 17, 19).
I zap y tu ję: Ja k ż e ż to być m o ż e, by O jciec G o w y d ał,
jeżeli O n w y d a ł sam ego siebie? Bo A p o s to ł P a w e ł m ó w i
ta k o je d n y m , ja k i o d ru g im : „ K tó ry n a w e t w ła sn e g o S yna
nie oszczędził, ale go w y d ał z a n as w sz y stk ic h ” (R z 8, 32).
K ied y indziej zaś p o w ia d a o Z baw icielu: „ K tó ry m ię u m i­
ło w ał i w y d a ł sam ego siebie za m n ie ” (G a 2, 20).
U fa m , że odpow ie, jeśli w łaściw ie to ro z u m ie , że w o la
O jca i S y n a je s t je d n a i że d z ia ła n ie ich je st n iero zd zieln e.
N iech że w ięc w ta k i sp o só b ro z u m ie o w o w cielenie się
i n a ro d z e n ie z D ziew icy, k tó re stan o w i m isję S y n a. D o k o ­
n ało się o n o przez w spólne d z ia ła n ie O jca i S y n a , k tó re je st
n iero zd zieln e, a tak że nie bez u d z ia łu D u c h a Ś w iętego,
gdyż je s t w yraźnie p o w ied zian e: „ P o c zę ła z D u c h a Św ię­
te g o ’’.
Id ź m y dalej tą d ro g ą , a m o ż e ja śn iej się n a m p rz e d sta w i,
w czym rzecz.
W ja k i sp o só b B óg p o s ła ł S y n a sw ego? C zy ro z k a z a ł
M u , a b y przyszedł, a Syn p rz y sze d ł z p o s łu sz e ń stw a d la
tego ro z k a zu ? Czy też p o p ro s ił a lb o w y ra ził życzenie?
W k a żd y m razie z w szelką p e w n o śc ią było ta m p o w ie d z ia ­
ne słow o, a Słow o B oże to je st sam Syn B oży. A p o n ie w a ż
O jciec słow em sw oim p o s ła ł Syna, p rz e to O jciec i Słow o
Jeg o byli sp ra w c a m i m isji Syna. Z a te m p rz e z O jc a i S yna
z o sta ł p o s ła n y ten że Syn, p o n ie w a ż S łow em O jca je s t sam
Syn. Bo k tó ż by się ośm ielił ś w ię to k ra d c z o m n ie m a ć , że
O jciec w y p o w ied ział czasow e ty lk o sło w a d la p o s ła n ia
w iecznego S yna, ażeby o k a z a ł się w d o c ze sn y m ciele?
Z aiste, w sam y m Słow ie B ożym , k tó re b y ło n a p o c z ą tk u
u B o g a i było B ogiem , to je s t w sam ej M ą d ro ś c i B ożej, Syn
był p o z a czasem , ch o ć trz e b a b y ło , b y M ą d r o ś ć cieleśnie
o k a z a ła się w czasie. I ta k , n ie m a ją c p o c z ą tk u w czasie,
v, 9 83

„ n a p o c z ą tk u było Słow o, a Słow o było u B o g a i B ogiem


b y ło S ło w o ” (J 1, 1).
P o z a czasem w ięc Syn był w Słow ie, w czasie zaś „S ło w o
ciałem się sta ło i z am ieszk a ło m iędzy n a m i” (ibid. 14).
I k ied y „ n a s ta ła p ełn o ść czasu , zesłał B óg S yna sw ego
p o w stałe g o z n ie w iasty ” (G a 4, 4), to je s t p o w sta łe g o
w czasie, ażeby Słow o, p rzy jąw szy ciało, o k a z a ło się lu ­
d zio m , i żeby w czasie spełniło się to , co było p o z a czasem .
D zieje b o w iem , ro z ło ż o n e w czasie, u k ła d a ją się w w iecznej
M ą d ro śc i B o g a p o z a czasem .

O jciec i S y n w spólnie są p r zy c zy n ą w idzialnej m isji S y n a


S k o ro w ięc za p rz y c zy n ą O jca i S yna, Syn w idzialnie
p o ja w ił się w ciele, to słusznie się m ó w i o T y m , k tó ry
o k a z a ł się w ciele, że z o sta ł p o sła n y , a o T y m , k tó ry się ta k
nie o k a z a ł — że po słał. Przecież i rzeczy w id zialn e d la
n a sz y c h cielesnych oczu, d o k o n u ją c e się zew n ętrzn ie p o z a
n a m i, w y w o d zą się z w ew n ętrzn ej rzeczyw istości d u chow ej
i d la te g o sto so w n ie n azy w a się je „ p o sła n y m i” .
O tó ż fo rm ą d la tego przyjętego człow ieczeństw a 851 je st
O so b a Słow a, a nie O jca. Z tej też racji m ów i się, że
niew idzialny O jciec w spólnie z niew idzialnym Synem , k tó ry
je st z N im razem , posłali Syna, uczyniw szy G o w idzialnym .
G d y b y Syn, sta ją c się w idzialny, p rz e sta ł być n iew id zial­
nym w ra z z O jcem , to je st, g d y b y się p rz e o b ra z iła niew i­
d z ia ln a s u b sta n c ja Słow a, z m ien iając się i stając się w id zial­
nym stw o rz en ie m , i gdyby ta k n ależało ro zu m ieć p o słan ie
S y n a p rz e z O jca, to w ty m z n ac z en iu Syn b y łb y ty lk o
„ p o s ła n y m ” , a n ie „ p o sy ła ją c y m ” w ra z z O jcem . J e d n a k
n a tu ra sługi z o sta ła p rz y ję ta w ta k i sp o só b , że n iezm ien ­
n o ść n a tu ry Bożej nie z o sta ła p rz e z to n a ru s z o n a . Ja sn e
więc, iż w id z ialn e jej o k a z a n ie się w Synu d o k o n a ło się za
sp ra w ą i O jca i S yna, k tó rz y sam i p o z o sta li niew idzialni.
In n y m i słow y, S yn z o sta ł w id zialn ie p o sła n y p rzez niew i­
d zialn eg o O jca i n iew id zialn eg o Syna.
C zem u w ięc m ów i: „ I nie sam o d siebie p rz y c h o d z ę ”
(.1 8, 42)? S łow a te o d n o s z ą się d o s ta n u sługi, ta k sam o ,
ja k i n a stę p u ją c e zdanie: „ J a nie sądzę n ik o g o ” (ibid. 15).
84 Księga II

W idzialne zesłanie D ucha Św iętego


10. Jeśli w ięc m ó w i się o p o sła n iu S yna ja k o o zew n ętrz­
nym o k a z a n iu się w cielesnym stw o rz en iu T eg o , k tó ry
w du chow ej swej n a tu rz e p o z o sta je zaw sze n iew id zialn y d la
oczu śm iertelnych, to od ra z u m o ż n a zrozum ieć, dlaczego
i o D u c h u Św iętym m ów i się, że z o sta ł p o słan y .
W rzeczy sam ej z o sta ła u k s z ta łto w a n a p ew n a d o c ze sn a
p o sta ć stw o rzen ia, w której D u c h Św ięty m ó g ł się o k azać,
b ą d ź w tedy, gdy w cielesnej p o sta c i ja k o go łęb ica z stą p ił n a
P a n a (M t 3, 16), b ą d ź też, gdy w dziesięć d n i p o Jeg o
W n ieb o w stąp ien iu w d n iu Z ielonych Św iąt „ sta ł się z n a g ła
z n ieb a szum , ja k b y zerw ał się gw ałtow ny w ich er... i u k a z a ­
ły się im rozd zielo n e języki n a k sz ta łt ogn ia, k tó ry sp o czął
n a k ażd y m z nich z o so b n a ” (D z 2, 2—3).
T o d ziałan ie o k azu jące się w idzialnie oczom śm iertel­
nych n azy w a się zesłaniem D u c h a Św iętego. N ie zn aczy to ,
że u k azu je się sam a Jego su b sta n c ja , w k tó re j je st niew i­
dzialny i n iezm ienny ta k ja k O jciec i Syn. T u ch o d zi o to ,
by serca ludzi, w zruszone tym zew nętrzny m w id o k iem , o d
doczesnego o k a z a n ia się P rzy ch o d ząceg o , zw racały się k u
zakrytej p rzed nim i w ieczności zaw sze O becnego.

3. Z łączenie się B o g a ze stw orzen iem

H ip o sta tyczn y charakter zjednoczenia S yn a z lu d zko ścią


V I. 11. N igdzie nie jest n apisane, że B óg Ojciec w yższy je st
od D u c h a Św iętego, albo że D u c h Święty je st niższy o d
Ojca. A to z tej racji, że stw orzenie, w k tó ry m u k azy w ał się
D u ch Św ięty nie zostało przez N iego p rzy b ran e w ta k i sp o ­
sób, ja k przez Syna Człowieczego, w k tó reg o p o staci u k a z a ­
ła się O so b a sam ego Słow a B ożego. N ie należy sądzić, by
Syn Człowieczy m iał w sobie Słow o B oże w spo só b p o d o b ­
ny, ja k je p o siad a ją inni święci i m ędrcy, ale d o sk o n alej
„p rzed tow arzyszam i sw ym i” 9 (H b r 1, 9). A lb o , że p o sia d a ł
* Tzn. w porównaniu do innych proroków, ponieważ Pan Jezus wpisuje się też
w serię proroków, jak to uznaje np. Koran i współczesny odłam Żydów.
V, 10 - VI, 11 85

je w w yższym sto p n iu , poniew aż n a d innym i św iętym i


g ó ro w ał m ąd ro ścią. N ie, O n był sam ym Słowem Bożym .
C zym ś in n y m bow iem je st Słow o w ciele, a czymś in n y m
to , że Słow o ciałem się stało ; to znaczy czym innym je st
Słow o w człow ieku, a znow u czym innym Słow o-czło-
w ie k 101. C iało bow iem ozn acza człow ieka, kiedy m ó w i się:
„ A S łow o stało się ciałem ” (J 1, 14), albo: „U jrzy w szelkie
ciało zbaw ienie B oże” (Ł k 3, 6).

P rzypadłościow y charakter zw ią zku D ucha Św iętego


z objaw iającym i Go stw orzeniam i
N ie m ów i się w przytoczonych tek stach o ciele p o zb aw io ­
n ym duszy i u m y s łu 1Ł. A le „w szelkie ciało” należy tu ro z u ­
m ieć ta k , ja k gdyby było pow iedziane: „K ażd y człow iek” .
Z a te m stw orzenie, w k tó ry m u k azy w ał się D u c h Św ięty,
nie zo stało p rz y b ra n e w ta k i sp o só b , ja k ciało i lu d z k a
n a tu ra były w zięte p rzez S yna z D ziew icy M a ry i. A ni
gołębica, an i gw ałtow ny w iatr, ani ogniste języki nie z o ­
stały p rzez ob ecn o ść D u c h a Św iętego uśw ięcone ani p o ­
łą cz o n e n a zaw sze z Jego O sobą.
852 W przeciw nym razie trz e b a by pow iedzieć, że n a tu ­
ra D u c h a Św iętego nie jest n iezm ien n a i m o że u legać
p rz e o b ra ż e n io m . A w tedy nie ow e isto ty nazyw alibyśm y
stw o rzeniem , ale sam ego D u c h a Św iętego p rzem ien iające­
go się ra z w je d n o , ra z w drugie, ta k ja k w o d a przem ien ia
się w ló d . R zeczy owe ukazyw ały się w m iarę p o trzeb y ,
gdyż stw orzenie służy Stw órcy i n a skinienie T ego, k tó ry
sam w sobie je st niezm ienny —d la w y ra że n ia G o i o k a z a n ia
w sp o só b d o sto so w a n y d o ro z u m ie n ia śm iertelnych —zm ie­
n ia się i p rz e o b ra ż a .

10 Podkreślają to akta „Soboru Wyznawców” (362), które św. ATANAZY


opublikował w formie listu do Kościoła antiocheńskiego (Tomus ad Antiochenos, 7,
P. G. 26, 804—805).
11 Chociaż Augustyn nie zna bezpośrednio pism Apolinariusza, jest tutaj aluzja
do błędu apolinarystów. Uważali oni, że w człowieku Jezusie Słowo Boże zajęło
miejsce najwyższej władzy duszy, mianowicie umysłu (gr. nous). Najlepiej omawia
całą sprawę Grzegorz z Nazjanzu w swoich Listach 101 i 102 (P. G. 37, 176-201;
iłum. polskie w P. O. K. 15, Poznań 1933, str. 130-152). Atanazy też podkreśla błąd
lej nauki, ale nie chce potępiać starego towarzysza swoich walk z arianizmem.
86 Księga II

C zysto sy m b o lic zn y ch a ra kter g o łębicy i ję z y k ó w o g n istych


P ism o św. n a z y w a D u c h a Św iętego g o łęb icą i m ó w i o ję z y ­
k a c h og n isty ch : „ I u k a z a ły im się ro z d z ie lo n e ję z y k i o g n ia ,
k tó ry sp o cz ą ł n a k a ż d y m z n ic h ... I poczęli m ó w ić ró ż n y m i
ję z y k a m i, ja k o im D u c h Św ięty m ó w ić d a w a ł” (D z 2,
3 -4 * ).
S łow a te m a ją p o k a z a ć n a m , że te n ogień czy g o łę b ic a są
sy m b o la m i D u c h a Św iętego^ N ie m o ż e m y je d n a k n a tej
p o d s ta w ie m ó w ić , że D u c h Ś w ięty je st B ogiem i g o łęb icą,
alb o że je s t B ogiem i o g n iem , ta k ja k m ó w im y , że Syn je st
B o g iem i człow iekiem . N ie m o ż e m y tego p o w ie d zie ć n a w et
w ta k im z n ac z e n iu , w ja k im S y n a n a z y w a m y „ B a ra n k ie m
B o ż y m ” , ja k to J a n C hrzciciel pow ied ział: „ O to B a ra n e k
B o ży ” , a lb o k ie d y J a n E w a n g e lista w id z ia ł w A p o k a lip sie
z ab iteg o B a r a n k a (A p 5, 6).

M a te ria ln y ch a ra kter sym b o ló w D u ch a Ś w iętego


Bo to p ro ro c k ie w id zen ie nie p rz e d sta w ia ło się o czo m c iała
w k s z ta łta c h cielesnych, ale o c zo m d u c h a w d u c h o w y c h
o b ra z a c h ciał. N a to m ia s t gołębicę i p ło m ie n ie w szyscy,
k tó rz y je o g lą d ali, w idzieli w ła sn y m i o czy m a. M o ż n a by
w p ra w d zie ze w zg lęd u n a u k ła d słów sp ie ra ć się, czy b y ł to
ogień w id zialn y oczam i d u szy czy też ciała. N ie je s t b o ­
w iem p o w ie d zia n e : „W id zieli ro z d z ie lo n e języ k i n a k s z ta łt
o g n ia ” , ale n a p isa n o : „ U k a z a ły się im ” . Z azw y czaj b o ­
w iem w n ie zu p e łn ie ty m sam y m z n a c z e n iu m ó w im y „ u k a ­
zało m i się” co: „ w id z ia łe m ” . W p ra w d z ie o d u c h o w y c h
w id zen iach fo rm cielesnych zw ykliśm y m ó w ić n a ró w n i:
b ą d ź „ u k a z a ło m i się” , b ą d ź też „ w id z ia łe m ” . N ig d y je d ­
n a k nie m ó w i się „ u k a z a ło m i się” w o d n ie sie n iu d o
rzeczyw istych ciał, k tó re o g lą d a m y n a sz y m i o czy m a. M ó ­
w im y w te d y p o p ro s tu : „ w id z ia łe m ” .
M o ż n a w ięc zap y ty w a ć , w ja k i sp o só b te n o g ie ń , o k tó ­
ry m m o w a , b y ł w id zian y : czy w e w n ę trz n ie o c z y m a d u szy ,
czy też zew n ętrzn ie, o c zy m a ciała. A co d o g o łęb icy ,
o k tó re j je st p o w ie d zia n e , że w cielesnej p o s ta c i z s tą p iła n a
C h ry stu sa , n ik t i n ig d y n ie m ia ł w ą tp liw o śc i, że b y ła
w id z ia n a o c zy m a ciała.
V I, 11 - V I I , 12 87

Z n a k i doraźnie się u ka zu ją ce
N ie m o ż em y ró w n ie ż n a z y w a ć D u c h a Św iętego g o łę b ic ą
czy o g n ie m w s p o só b ta k i, ja k n p . C h ry s tu s a n a z y w a m y
„ O p o k ą ” , ja k n a p isa n e jest: „ A o p o k ą b y ł C h ry s tu s ”
(1 K o r 10, 4).
T a sk a ła b o w iem istn ia ła w rzeczyw isto ści, a w s k u te k
teg o , czym b y ła i d o czego służyła (W j 17, 6), d o szło d o
n a z w a n ia ta k C h ry s tu sa , k tó re g o sy m b o liczn ie w y ra ż a ła .
P o d o b n ie rzecz się m a i z k a m ie n ie m , n a k tó ry m J a k u b we
śnie w sp a rł głow ę i k tó ry n a m asz cz e n iem uśw ięcił n a z n a k
P a n a (R d z 28, 18). T a k sam o Iz a a k z a p o w ia d a ł C h ry s tu ­
sa, k ied y n ió sł d re w n a d la z ło że n ia o fia ry z sam eg o siebie
(R d z 22, 6).
W w y m ie n io n y c h w y p a d k a c h z n aczen ie sy m b o liczn e d o ­
łą c z a się d o rzeczy ju ż istn iejący ch , n a to m ia s t te, o k tó ry c h
m o w a , istn ia ły ty lk o p rz e lo tn ie i w y łączn ie d la te g o , co
o zn ac z ały . P rz y p o m in a ją m i o ne raczej ó w ogień, k tó ry
u k a z a ł się M o jże szo w i w k rz a k u g o rejący m (W j 3, 2), a lb o
słu p o b ło k u , za k tó ry m szedł lud n a puszczy (W j 13, 2 1 -2 2 ),
a lb o g rz m o ty i b ły sk aw ice to w a rz y sz ą c e n a d a n iu 853 P r a ­
w a n a g órze (W j 19, 16). T e w idzialne zjaw isk a p o ja w iały
się je d y n ie d la o k a z a n ia czegoś i z a ra z znikały.

II. O B JA W IE N IA B O Ż E W S T A R Y M T E S T A M E N C IE 12

1. U w ag i n a te m a t te o fa n ii

D la czego O jciec nie je s t „ p o sła n y ”


V II. 12. Z e w z g lęd u n a te w id z ialn e z jaw isk a u k a z u ją c e się
n a chw ilę, a żeb y s ta ć się Jeg o z n a k ie m d o sto so w a n y m d o
p o trz e b zm y słó w c zło w ie k a — m o ż n a m ó w ić o p o s ła n iu
D u c h a Św iętego.
12 Teologia znajduje tutaj pierwszy wykład systematyczny tego zagadnienia.
Przed ustaleniem dogmatu na Soborze Nicejskim, Ojcowie Kościoła, poza
św. Ireneuszem, skłonni byli Staro testamentowe teofanie przypisywać Synowi, jako
posłannikowi Ojca w sprawach ludzkich. Jeszcze greccy Ojcowie okresu ponicej-
skiego nie zawsze wyrażali się z całą pewnością w tej sprawie, mianowicie, czy
88 Księga II

N ie m ów i się je d n a k o Jego niższości w sto su n k u d o Ojca,


ja k to m iało m iejsce w odniesieniu d o Syna ze w zględu n a
przyjętą przezeń p o stać sługi. T a p o stać bow iem należy do
jedności O soby Syna. N ato m ia st ow e zjaw iska postrzegalne
d la zm ysłów zjaw iały się n a k ró tk i czas d la o k azan ia tego,
co trzeba było okazać, i następnie znikały.
C zem u więc nie m ów i się o posłaniu O jca w zw iązku z wi­
dzialnym i zjaw iskam i, krzakiem gorejącym , k o lu m n ą o b ło ­
k u , słupem ognistym , błyskaw icam i i m oże innym i jeszcze
p o d o b n ym i, k tó re zgodnie ze św iadectw em Pism a pojaw iały
się, kiedy przem aw iał do p a tria rc h ó w , jeżeli O n sam o b ­
jaw iał się poprzez te form y stw orzone i w idzialne zjaw iska?
A jeśli te nadzw yczajne zjaw iska o k a z u ją Syna, to czem u
0 Jego m isji m ów i się dop iero w ów czas, kiedy n a ro d z ił się
z niew iasty —ja k p o w ia d a A p o sto ł: „ G d y n a sta ła pełność
czasu, zesłał B óg Syna swego zrodzonego p rzez n iew iastę”
(G a 4, 4) — sk o ro ju ż przedtem był posy łan y , u k a z u ją c się
p a tria rc h o m w ta k ic h p rzelo tn y ch zjaw iskach n atu ry ? I je ­
śli nie m o ż n a m ów ić o p o słan iach S yna p o z a tym , że Słow o
ciałem się stało, to czem u m ów im y o p o słan iu D u c h a
Św iętego, chociaż nigdy nie m iało m iejsca Jego W cielenie
się w tak i sposób?
Jeśli zaś te cudow ne zjaw iska w ysław iane przez Z a k o n
1 P ro ro k ó w , nie objaw iały ani O jca, an i Syna, ty lk o D u c h a
Św iętego, to dlaczego dop iero te ra z m ó w i się o Jeg o m isji,
gdy ju ż daw niej był p o sy łan y w taki sposób?

Potrójny problem 13
13. W tej ta k zawiłej kw estii należy z p o m o c ą B o żą z b a d a ć
p rzede w szystkim , k to ukazyw ał się p a tria rc h o m w tych
zjaw iskach n atu ry : Ojciec, Syn czy D u c h Święty? A m o że

rzeczywiście cała Trójca Święta, czy tylko jedna Osoba objawiały się. N a taką
postawę silnie reagują Ojcowie Zachodni: Ambroży i Hieronim, a za nimi Augustyn
(tutaj oraz w Liście 148, P. L. 33, 622-630); nawet jeśli można te objawienia
przypisać jednej Osobie —i to nie zawsze Osobie Syna —to trzeba twierdzić, że cala
Trójca Święta działa w tych objawieniach nierozdzieinie.
13 Do końca tej ks. II autor będzie rozpatrywał tylko pierwszy problem,
pozostawiając dalsze dwa do wyjaśnienia w ks. UL Sprawa nie jest tak błaha, jakby
to mogło się wydawać. Augustyn chce dowieść, że Pismo św. głosi nie tylko jedność
V II, 12 - V III, 14 89

ra z u k azy w ał się Ojciec, a innym i razy alb o Syn, albo D u c h


Święty? A m o że B óg, T ró jc a Św ięta, ukazy w ał się w nich
bez zró żn ico w an ia O sób w swej jedności?
N astęp n ie, niezależnie o d uzyskanego ro zw iązan ia czy
p o g lą d u w tej kw estii, zapytajm y, czy w dany m w y p ad k u ta
rzecz stw o rz o n a z o sta ła u k sz ta łto w a n a p rzez B oga w yłącz­
nie d la Jego o k a z a n ia się oczom ludzi w sposób, k tó ry
u w ażał za w skazany? Czy aniołow ie, istniejący ju ż, nie byli
w ysyłani w ta k i sposób, by m ów ić w im ieniu B oga, że
p rzy jm o w ali w idzialną p o stać o d m aterialn eg o stw o rzen ia
p o trz e b n ą do spełnienia sw ojego z a d a n ia , ja k to było
w d an ej chw ili d o tego celu potrzebne? A lb o m o że n aw et
dzięki otrzym anej od Stw orzyciela w ładzy dostosow yw ali
ciało —k tó re m u nie p o d leg ają, lecz nim k ieru ją —i zm ieniali
je w p o staci stosow ne i d o p a so w a n e d o swego działania.
W reszcie zobaczm y to , cośm y zam ierzali zbadać: czy Syn
i D u c h Święty ju ż przedtem byli posyłani? A jeśli ta k , to
ja k a zachodzi ró żn ica pom iędzy tym i posłan iam i a m isją,
o k tó re j czytam y w Ew angelii? Czy też m oże nie było
in n y c h m isji d la S yna p o z a naro d zen iem się z D ziew icy
M a ry i, a d la D u c h a Świętego p o z a tym , że się u k azy w ał
w w idzialnej p o staci gołębicy czy ognistych języków ?

2. N iew idzialność całej T ró jcy

K tó ra O soba się ukazyw ała?


854 V III. 14. P o m iń m y więc ludzi n a zb y t cieleśnie —ja k o
rzecz zm ienną, a naw et w idzialną — pojm ujących n a tu rę
S tów a B ożego i M ąd ro śc i, k tó ra „chociaż sam a trw a,
w szystko o d n a w ia ” (M d r 7, 27), k tó rą zow iem y jedynym
Synem B ożym . L udzie ci bow iem d o d o ciek an ia rzeczy

natury Bożej, ale także troistość Osób, w tym znaczeniu jednak, że Bóg nie jest
podzieLony na trzy istoty. Innymi stówy życie Trójcy Świętej jako Trójcy jest przede
wszystkim wewnętrzne. Na zewnątrz działa jedność. Ale na tym polega wielkość
powołania człowieka, że jest on wciągnięty w życie wewnętrzne Trójcy Świętej
i każda teofania jakby jednej z Osób jest wprowadzeniem ludzkiego stworzenia do
najgłębszej rzeczywistości Bożej.
90 Księga 31

Bożych p o d ch o d zą z sercem zbyt surow ym i nieo k rzesa­


nym i raczej zarozum iale niż z religijną czcią.
D usza, będąc substancją duchow ą i stw orzoną, nie m o g ła
być u k ształto w an a przez niego innego p o za T ym , przez
którego w szystko się stało i bez którego nic się nie stało
(J 1, 3). Podlega o n a zm ianom , jest je d n ak niew idzialna.
O tóż tego oni odm aw iają sam em u Słowu, sam ejże Boskiej
M ądrości, przez k tó rą dusza została ukształto w an a. T a zaś
nie tylko jest niew idzialna, p o d obnie ja k dusza, ale p o n a d ­
to jeszcze jest niezm ienna, czym dusza nie jest. T ę nie­
zm ienność Jej przy p o m in a Pism o św., gdy m ów i, że „ ch o ­
ciaż w sobie trw a, w szystko o d n a w ia ” .
Starając się podeprzeć św iadectw am i Pism a św. swe
w p ro ch rozsypujące się błędy, ludzie ci p rzy taczają słowa
A p o sto ła Paw ła. I to, co jest pow iedziane o jedynym Bogu,
w k tó ry m w yznajem y T rójcę Świętą, odnoszą w yłącznie do
Ojca, a nie do Syna i D u ch a Świętego: „K ró lo w i w ieków ,
nieśm iertelnem u, niew idzialnem u, jedynem u B ogu niech
będzie cześć i chw ała n a wieki w ieków ” (1 T m 1, 17), oraz
te inne jeszcze słowa: „B łogosław iony i jed y n y w ładca,
K ró l królów i P a n panujących. On sam p o siad a nieśm ier­
telność i m ieszka w światłości niedostępnej. Ż ad en czło­
wiek go nie w idział i widzieć nie m o ż e ” (1 T m 6, 15-16).
Sądzę jed n ak , żem. już dość obszernie objaśnił, ja k należy
rozum ieć te teksty.

N ie tylko Ojciec je s t niewidzialny


IX. 15. N ie chcący uznać, że przytoczone słow a do ty czą
rów nież Syna i D u c h a Świętego, i odnoszący je w yłącznie
do O jca, utrzym ują, że Syn jest w idzialny nie tylko przez
przyjęcie ciała z Dziewicy M aryi, ale był nim ju ż przedtem
sam z siebie. O n to bow iem — p o w iad ają — ukazyw ał się
oczom patriarchów .
G dy im powiesz: Jeżeli Syn jest z n atu ry w idzialny, to
także n aturalnie jest śm iertelny. W tak im razie w aszym
zdaniem w yłącznie do O jca odnoszą się słow a: „O n sam
p osiada nieśm iertelność” . —Z aiste, jeżeli Syn stał się śm ier­
telny jedynie z racji swego W cielenia, to uznajcie rów nież,
V3II, 14 - I X , 15 91

że tylko stąd w yw odzi się Jego w idzialność. W tedy d o d ają


oni jeszcze, że, ich zdaniem , nie przyjęcie ciała uczyniło
Syna śm iertelnym , ale był nim —ta k ja k był w idzialny —ju ż
przedtem , przed W cieleniem .
Oczywiście, jeżeli się uzna, że Syn stał się śm iertelny
jedynie w skutek W cielenia, to tym sam ym trzeba przyjąć,
że nie tylko Ojciec p o siad a nieśm iertelność, ale rów nież
nieśm iertelne jest i Słowo Jego, „przez k tó re w szystko się
stało ” . Z resztą W cielenie bynajm niej nie odebrało M u
nieśm iertelności, bo naw et duszy ludzkiej nie m oże się to
zdarzyć i nie um iera ona w raz z ciałem , zgodnie ze słow am i
P ana: „A nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, duszy
zaś zabić nie m o g ą ” (M t 10, 28).
D la u trzy m an ia tej opinii trzeb a by, żeby i D uch Święty
przyjął ciało. A to spraw i wiele k ło p o tu jej zw olennikom ;
bo jeśli tylko Ojciec jest nieśm iertelny, a Syn śm iertelny jest
dlateg o , że przyjął ciało, to ja k w ytłum aczyć, że nieśm ier­
telny jest tylko Ojciec z wykluczeniem Syna i D u ch a
Świętego, skoro D uch Święty nie przyjął ciała? W ięc albo
D u ch Święty nie je st nieśm iertelny, a Syn jest śm iertelny
z innej racji niż W cielenie, 855 albo też nie tylko d o O jca
od n o szą się słow a A postoła: „O n sam posiad a nieśm iertel­
n o ść” .

D alsze naleganie ze strony przeciwników


Ludzie ci sądzą, że p o tra fią dowieść, iż Syn rów nież przed
W cieleniem , z n a tu ry był nieśm iertelny.
O to ich argum ent: Z m iana, uleganie zm ianom m oże być
u w ażane za synonim śm iertelności. W tym znaczeniu m ów i
się i o duszy, że um iera. N ie o to chodzi, czy zm ienia się
w inne ciało lub in n ą substancję, ale w tej samej substancji
teraz jest coś w inny sposób niż było, a więc przestaje być
w tak i sposób ja k było i dlatego w ydaje się, że um iera,
poniew aż przestaje być tym , czym było.
A więc —m ów ią oni - jeżeli Syn Boży przed narodzeniem
się z M ary i P anny sam ukazyw ał się patriarch o m i to nie
zawsze w tej sam ej postaci, ale różnie, raz tak , a raz
inaczej, to był O n z n a tu ry w idzialny, gdyż przed W ciele­
92 Księga II

niem o kazyw ał się w swej su b stan cji oczom śm ierteln y ch .


A zatem , p o d le g ając zm ian o m , b ył też i śm iertelny.
T o ż sam o d o tyczy i D u c h a Św iętego, k tó ry u k a z y w a ł się
ju ż to ja k o gołębica, ju ż to ja k o p łom ień. D la teg o —u trz y ­
m u ją oni — nie d o T rójcy Św iętej, ale w łaściw ie i wy­
łącznie d o O jca o d n o szą się słow a: „N ieśm ierteln em u ,
n iew idzialnem u, je d y n em u B o g u ” oraz: „ O n sam p o s ia d a
nieśm iertelność i m ieszka w św iatłości nied o stęp n ej. Ż a d e n
człow iek go nie w idział i w idzieć nie m o ż e ” (1 T m 1, 17;
6, 16).

A u g u styn odm aw ia dyskusji


16. P o m iń m y je d n a k ludzi niezd o ln y ch , by p o ją ć niew i­
d zialn ą su b stan cję duszy, a zatem ja k ż e ż d a lek ich o d p o ­
z n an ia, że jed y n y Bóg, Ojciec, Syn i D u c h Św ięty, p o z o s ­
taje w istocie swej nie tylk o n iew idzialny, ale i n iezm ien n y
i z tej racji trw a w praw dziw ej i szczerej nieśm ierteln o ści.
M y n a to m ia st nie u trzym yw aliśm y nigdy, by B óg, O j­
ciec, Syn i D u c h Św ięty, u k azy w ał się oczom ludzi w sp o ­
sób in ny niż za p o średnictw em p o d d a n e g o swej w ład zy
m aterialn eg o stw orzenia.
Z b a d a jm y tę spraw ę w p o k o ju k a to lic k im z p o g o d n ą
gorliw ością, gotow i p o p raw iać, p rz y jm u ją c w szelką słu szn ą
b ra te rsk ą krytykę, a n aw et a ta k i p rzeciw n ik ó w , jeśli m a ją
rację. P rzy p a trz m y się więc, w ja k i sp o só b B óg u k a z y w a ł
się p a tria rc h o m p rzed przyjściem C h ry stu sa w ciele; i czy
u k azy w ał się B óg niepodzielnie, czy też k tó ra ś z O só b , albo
k olejno poszczególne O soby.

3. W idzenie A d a m a

Z A d a m em B óg rozm aw iał w lu d zkiej p o sta ci


X . 17. Z acznijm y od o p o w ia d a n ia z K sięgi R o d z a ju o tym ,
ja k B óg ro z m a w iał z człow iekiem , k tó re g o u k s z ta łto w a ł
z m u łu ziemi. Jeżeli, p o m in ąw szy p rz e n o śn e znaczenie,
będziem y się z w ia rą trzy m ać d o sło w n ie sam ego fa k tu , to
IX , 16 - X , 17 93

zdaje się, że w tedy B óg ro z m a w iał z człow iekiem , w y ­


stęp u jąc w ludzkiej p o staci. N ie je st to w yraźn ie p o w ie d zia ­
n e w tej księdze, ale k o n te k st sam ego o p isu p o z w ala
d o m y ślać się tego. Z w łaszcza z d a ją się n ą to w skazyw ać
sło w a m ów iące, że A d a m usłyszał „głos P a n a B oga p rz e ­
ch o d ząceg o się p o ra ju w czas w ietrzy k a po p o łu d n iu
i skrył się A d a m i ż o n a jego od oblicza P a n a B oga m iędzy
d rzew a rajskie. I zaw ołał P a n B óg A d a m a , i rzek ł m u :
«G dzieżeś?» O n odpow iedział: «U słyszałem tw ój głos w r a ­
ju i zląkłem się, p rzeto żem je st nagi, i skryłem się»’"
(R d z 3, 8-10).
N ie w iem , ja k by m o ż n a rozum ieć ta k ie „p rz ec h ad z a n ie
się” B o g a i ro zm o w ę, gdyby B óg nie zjaw ił się w ludzkiej
p o staci? N ie m o ż n a przecież pow iedzieć, że d ał się słyszeć
je d y n ie głos B oga ta m , gdzie —ja k pow ied zian o - B óg 856
się p rzech ad zał; albo że ten, k to się p rzech ad zał w ja k im ś
m iejscu, nie był w idzialny, tym bardziej że i A d am p o ­
w ia d a, iż skrył się p rzed obliczem B oga.

K to p rzech a d za ł się w raju?


K to z ate m był T y m , k tó ry się przechadzał? Ojciec, Syn czy
D u c h Święty? A m o ż e po p ro s tu B óg, T ró jc a Św ięta, bez
z ró ż n ico w a n ia poszczególnych O sób, w ludzkiej p o staci
ro z m a w iał z człow iekiem ? C iągły to k P ism a św. nig d y nie
p rzech o d zi o d jed n ej o soby do drugiej. Z d aje się, że T en
sam p rz e m aw ia do pierw szego człow ieka, k tó ry p o w ie­
dział: „ N ie c h się stan ie św iatłość... N iech się stanie sklepie­
n ie” niebios (R d z 1, 3. 6) i w szystko inne w p o z o sta ły c h
d n ia c h stw o rzen ia. O tóż zw ykliśm y przyjm ow ać, że to B óg
O jciec rozk azy w ał: „ N iech się sta n ie ” tem u, co chciał
uczynić. W szystko bow iem uczy n ił przez Słowo swoje,
k tó ry m to Słow em , ja k w iem y z praw o w iern y ch zasad
w iary , je st Syn Jego jedyny.
Jeśli w ięc B óg O jciec przem aw iał do pierw szego człow ie­
k a i p rz e c h a d z a ł się w ieczorem p o raju i przed Jego
obliczem grzesznik skrył się w śró d drzew raju , to czem u nie
p rzy jąć, że O n u k azy w ał się A b ra h am o w i, M ojżeszow i
i ty m w szystkim , k tó ry m chciał się u k a za ć za p o śre d n i­
94 Księga II

ctw em p o d d a n e g o sobie zm ien n eg o i w idzialn eg o stw o rz e ­


nia, sam w sobie p o zo stając w swej niezm iennej i n iew idzial­
nej istności? Lecz m o g ło się zd arzy ć w P iśm ie św. nie
w y rażo n e przejście o d je d n eg o p o d m io tu do d ru g ieg o .
M ożliw e, iż w łożyw szy w u s ta O jca „ N ie c h się stan ie
św iatło ść” i w szy stk o inne, o czym je st p o w ie d zia n e , że
uczynił p rz e z Słow o sw oje, n a stę p n ie ja k o ro zm ó w cę p ie r­
w szego człow ieka p rz e d sta w ia Syna, ch o ciaż n ie w y jaśn ia
tego w yraźnie i d a ją c ty lk o dom yślić się tego słu ch aczo m ,
k tó rz y są zdo ln i zrozum ieć.

A u g u sty n cofa się p r z e d rozstrzygnięciem tej kw e stii


18. K o m u w ięc starczy sił i p rzen ik liw o ści u m y słu , żeby
p rz e n ik n ą ć tę zag a d k ę i ja sn o się p rz e k o n a ć , czy ta k ż e
i O jciec, czy też w yłącznie Syn i D u c h Św ięty m o g ą się
u k azy w ać oczom ludzi za p o śre d n ictw e m w id zialn y ch
stw o rzeń, te n niech się zag łęb ia w te d o c ie k a n ia , i jeśli
zd o ła, niechaj w yłoży je w specjalnie p o św ięco n y m im
tra k ta c ie .
C o d o m nie, to w ydaje m i się, że te n te k s t Ś w iętych
K sią g opisujący, ja k B óg ro z m a w ia ł z człow iekiem , p o z o ­
staje d la n a s z ak ry ty . T ym b a rd z iej że nie w ia d o m o n a w et,
czy A d am zazw yczaj o g lą d ał B o g a oczam i c iała. I to
ró w n ież je st w ielkie p y tan ie, w ja k i sp o só b o tw o rz y ły się
oczy A d a m a i Ew y, gdy sk o szto w ali z a k a z a n e g o o w ocu
(R d z 3, 7), bo p rzed tem , zanim go tknęli, oczy ich były
zam knięte.

B ó g p rzech a d za ł się p o raju w lu d zkiej p o sta c i


N ie byłoby to je d n a k zuchw ałe i n ie ro z w aż n e — p o n ie w aż
P ism o p rz e d sta w ia raj ja k o m iejsce n a ziem i — g d y b y m
po w ied ział, że B óg nie m ó g ł się w nim p rz e c h a d z a ć inaczej,
ja k w jak iejś w idzialnej p o staci.
M o ż n a by w p raw d zie pow iedzieć, że człow iek słyszał
sam głos, nie o g ląd ając ż ad n e g o w idzialneg o k s z ta łtu , bo
k ied y P ism o m ów i: „ S k ry ł się A d a m ... o d o b licza P a n a
B o g a ” , to nie w y n ik a z tego k o n ieczn ie, że stale o g lą d a ł
X, 18 95

B o że oblicze. M o ż e n aw et, nie m o g ą c sam w idzieć oblicza


B o g a, lę k a ł się i nie chciał b yć w idzianym p rzez T eg o ,
k tó re g o głos słyszał i o d g a d y w ał o becność w ra ju .
C zyż i K a in ta k ż e nie pow ied ział B ogu: ,,Skryję się p rz e d
obliczem tw o im ” (R d z 4, 14)? A przecież w cale n as to n ie
zm u sza do u z n a n ia , że zw ykł o g ląd ać B oskie oblicze o c z a ­
m i ciała w ja k iejś w idzialnej fo rm ie, choć słyszał głos
z a p y tu jąc y go o p o p e łn io n ą z b ro d n ię i m ó w iący d o niego.

J a k B ó g przem aw iał?
T ru d n o w iedzieć, w ja k i sp o só b B óg p rzem aw iał, chcąc,
ab y G o ludzie słyszeli zew nętrznym sw ym słuchem , zw łasz­
cza kiedy ro z m a w ia ł z pierw szym człow iekiem .
857 N ie będziem y się tym obecnie zajm ow ać. P rzecież
n a w e t gdyby sam e ty lk o dźw ięki i głos, d ając pierw szym
lu d z io m o d czu ć obecność B oga, to nie w iem , czem u nie
m ia łb y m w tym u z n a ć obecności B o g a O jca? Z w łaszcza że
Jeg o to O so b a o b ja w iała się w głosie słyszanym w czasie
P rze m ie n ie n ia P a ń sk ieg o n a górze w obecności trzech
u c zn ió w (M t 17, 5), i kiedy p o chrzcie Jego z stąp iła n a ń
g o łęb ica (M t 3, 16), i w tym głosie, k tó ry na p ro śb ę Je z u sa
o chw ałę odp o w ied ział: „ I uw ielbiłem i jeszcze uw ielbię”
(J 12, 28). N ie znaczy to w cale, że głos m ó g ł zab rzm ieć bez
w sp ó łd z ia ła n ia S yna i D u c h a Św iętego, T ró jc a bow iem je st
n ie ro z d zie ln a w sw oim d z iałan iu ; ale znaczy to , że głos ów
o b jaw ił w yłącznie O sobę O jca, p o d o b n ie ja k lu d z k a p o sta ć
S y n a p rz y ję ta z D ziew icy M a ry i je s t dziełem T ró jcy , c h o ­
ciaż n ależy ty lk o d o O soby Syna, b o w idzialna O so b a
sam ego ty lk o S yna je st dziełem niew idzialnej T ró jcy . T o te ż
n ic n a m nie b ro n i w głosie słyszanym przez A d a m a w idzieć
dzieło T ró jc y a lb o jednej z Jej O sób.
N a to m ia s t w yłącznie O jcu m u sim y go p rzy p isać, k ied y
z o sta ło po w ied zian e: „T en je st Syn m ó j m iły ” (M t 3, 17),
gdyż Jez u s n ie m o ż e być uw ażany z a Syna D u c h a Św ięte­
go, a ty m m n iej w łasnego. I k ied y zab rzm iał głos: „ I uw iel­
biłem , i jeszcze uw ielbię” , rów nież uznajem y w nim głos
O jca, zw łaszcza że je st to o d p o w ie d ź n a słow a P a n a :
„O jcze..., uw ielbij S yna tw e g o ” , co m ó g ł pow iedzieć je d y ­
96 Księga II

nie do B o g a O jca, a nie d o D u c h a Św iętego, k tó re g o


Synem nie był.
A le k ie d y je st n a p isan e: „ I z aw o łał P a n B óg A d a m a ,
i rzek ł m u ...” , to nie m o ż n a nic pow iedzieć p rzeciw k o
tem u , dlaczegp nie m ia ła b y to być sam a T ró jca .

4. W idzenie A b ra h a m a i L o t a

W idzenie A bra h a m a i L o t a
19. R ó w n ież k ie d y je st nap isan e: ,,I rzekł P a n d o A b ra m a :
«W ynijdź z ziem i tw ojej i od ro d z in y tw ojej, i z d o m u ojca
tw e g o » ” (R d z 12, 1), nie w ia d o m o , czy ty lk o głos d o sze d ł
d o uszu A b ra m a , czy też i oczom je g o coś się o k a z a ło .
L ecz w k ró tc e p o te m nieco jaśn iej p o w ied zian o : ,,I u k a z a ł
się P a n A b ra m o w i, i rzekł ip u : « P o to m stw u tw em u d am
ziem ię tę » ” (R d z 12, 7). Lecz i ta m ta k że n ie je st w y raźn ie
p o d a n e , w ja k i sp o só b u k a z a ł się m u P a n , czy u k a z a ł m u
się Ojciec, Syn, a m o ż e D u c h Święty.
N ie k tó rz y m o g ą sądzić, że to Syn się u k a z a ł, p o n ie w aż
nie je st n a p isa n e : „ U k a z a ł m u się B óg” , ale n a p isa n o :
„ U k a z a ł się P a n A b ra m o w i” . Z w ykliśm y b o w iem S yna
n azy w ać „ P a n e m ” , ja k w łasn y m im ie n ie m 14, zg o d n ie
z tym , co m ó w i A p o sto ł: „ C h o c ia ż bow iem są ta k zw an i
Ł4 Mamy tutaj jeden z istotnych dowodów, jak Objawienie chrześcijańskie
zakorzenione jest w Historii i żyje rodzimą tradycją, która wzbogaca się z każdym
pokoleniem. Pierwsze pokolenia chrześcijańskie, za św. Pawłem, używają tytułu
Kyrios, Dominus Łzn. Pan, prawie wyłącznie dla Chrystusa jako Jego imienia
własnego. A Kyrios w Biblii greckiej (tzw. Septuaginta) jest przykładem imienia
Bożego Adonai, pod którym ukrywa się niewyrażalne Imię Jahweh . To Imię zaś,
które znaczy „Jam jest” w rzeczywistości występuje zawsze, kiedy Bóg wyraża swoją
obecność wśród narodu wybranego: ,jam jest dla was”, „jam jest z wami” .
W Nowym Testamencie „z nami” i „dla nas” jest Chrystus. Nic dziwnego więc, że to
określenie Boga stało się jakby imieniem własnym Chrystusa Zmartwychwstałego
(Dz 2, 36; FIp 2, 11: „Bóg uczynił Go Panem”, „Jezus Chrystus jest Panem”).
Porównać trzeba te teksty z uroczystym oznajmieniem Chrystusa: „Jeśli nie wierzy­
cie, żem ja jest, pomrzecie w grzechu waszym” (J 8, 24). Zob. wyżej ks. I przyp. 32.
Stąd też to zastanawianie się Augustyna nad zagadnieniem: czy innej Osobie
w Trójcy Świętej przysługuje tytuł Pan. Ani przez chwilę w to nie wątpi, ale
ponieważ podświadomie żyje kilkutysiącletnią tradycją hebrajską, dla niego „imię
jest streszczeniem wszystkich właściwości danej osoby” (ORYGENES, O modlitwie
Pańskiej, 24, P. G. 11, 494 B).
X, 19 97

b o g o w ie czy to w niebie, czy n a ziem i (a b o g ó w ty ch je st


w ielu i p a n ó w je st w ielu), d la n a s w szakże istnieje ty lk o
je d e n B óg O jciec, od k tó re g o p o c h o d z i w szy stk o i d la
k tó re g o w szyscy jesteśm y. I je d e n P a n , Jezu s C h ry stu s,
p rz e z k tó re g o stało się w szy stk o i m y przez n ie g o ” (1 K o r
8, 5-6 ).
J e d n a k ż e w w ielu in n y c h m iejscach P ism a P a n e m n a z y ­
w a się ró w n ie ż i B o g a O jca. O to np .: ,,P a n rzek ł d o m nie:
«Tyś je st synem m o im , ja m ciebie dziś zro d ził» ” (Ps 2, 7);
alb o „ R z e k ł P a n P a n u m em u: «S iądź p o p raw icy m o je j» ”
(Ps 109, 1). A n a w et i to się sp o ty k a , że im ieniem P a n
o z n ac z a się D u c h a Św iętego, n p . k iedy A p o sto ł m ów i:
„ A P a n je st D u c h e m ” . I żeby k to nie sądził, że m o w a tu ta j
o S y n u z racji je g o n iem aterialn ej n a tu ry , z a ra z d o d aje:
„ G d z ie D u c h P a ń sk i, 858 ta m w o ln o ść ” (2 K o r 3, 17),
a n ik t przecież nie w ą tp i, że D u c h e m P a ń sk im je st D u c h
Św ięty.

N ie w iadom o kogo A b raham w idział


I tu ta j ró w n ież nie w ia d o m o z w szelką oczyw istością, czy
je d n a z O só b T ró jc y u k a z a ła się A b ra h a m o w i, czy też sam
B óg, T ró jc a Św ięta, o k tó ry m to jed y n y m B ogu je s t p o ­
w ied ziane: „ P a n a , B oga tw ego bać się będziesz i je m u
sam em u służyć” (P w t 6, 13).
T rzech m ężów w idział A b ra h am p o d dębem w M a m b rę 15,
k tó ry c h też p rz y ją ł w gościnę i służył im. Lecz P ism o ,
o p isu ją c to zd arzen ie, nie m ów i: „ U k a z a li m u się trzej
m ę żo w ie ” , ale m ów i: „ U k a z a ł m u się P a n ” . D o p ie ro n a ­
stęp n ie, w to k u o p o w ia d a n ia p rz e d sta w ia jąc , w ja k i sp o só b
P a n się u k a z a ł, w łącza w zm ian k ę o trzech m ężach , d o
k tó ry c h A b ra h a m z w raca się w liczbie m n o g iej, p ro sz ą c ich
o przyjęcie u niego gościny. N a stę p n ie je d n a k A b ra h a m
zn ó w u ży w a liczby pojedynczej, p rz em aw iając ja k d o je d ­
nego. T a k sam o je d e n obiecuje Sarze syna, a P ism o m ów i
o N im „ P a n ” , ja k n a p o c z ą tk u o p o w ia d an ia : „ U k a z a ł się
— m ó w i — P a n A b ra h a m o w i” . A b ra h a m z a p ra sz a ich d o

15 Zob. Posłowie, przyp. 131, str. 574.


98 Księga II

siebie i u m y w a im nogi, i o d p ro w a d z a o d ch o d zący ch , ja k


gdyby to byli ludzie. P rzem aw ia je d n a k ja k d o P a n a
i B oga, z aró w n o w ów czas, gdy sy n a m u obiecuje, ja k
i p o tem , gdy z a p o w ia d a m ające n a stą p ić zniszczenie S o d o ­
m y (R d z 18).

To nie m usiał być S y n


X I. 20. T o m iejsce P ism a św. w ym aga dłuższego i p o w a ż ­
nego ro z p a trz e n ia .
G d y b y A b ra h a m w idział je d n eg o ty lk o m ęża, to czyż
zw olennicy n a u k i o substancjalnej w idzialności S yna p rzed
Jeg o n aro d zen iem się z D ziew icy, nie o k rzyk n ęlib y od ra z u ,
że to nie m ógł być n ik t inny niż O n? Bo o O jcu —u trz y m u ją
oni — jest pow iedziane: „N iew id zialn em u , je d y n e m u B o­
g u ...” (1 T m 1, 17).
A le m ógłbym tu zapytać, w ja k iż to sposób p rzed przyję­
ciem ciała Syn „d la swego sp o so b u życia u z n an y był za
człow ieka” (F lp 2, 7), ta k że M u nogi u m y w an o i zasiad ał
p rzy stołach ludzi? Jakżeż by to m o g ło m ieć m iejsce, gdyby
w tedy bytow ał w postaci Bożej „ m ając n a tu rę B ożą i ró w ­
ność z Bogiem nie przyw łaszczoną” (ibid. 6), sk o ro w tedy
jeszcze nie „w yniszczył” sam ego siebie, przyjąw szy n a tu rę
sługi, staw szy się p o d o b n y m d o ludzi i „d la swego sp o so b u
życia u zn an y był za człow ieka” , a wiem y przecież, że d o k o ­
n ał tego przez n arodzenie się z D ziew icy.
Jak żeż więc, jeszcze zanim to uczynił, m ó g ł u k a za ć się
A b ra h a m o w i w p o staci je d n eg o m ęża? A m o ż e ta lu d z k a
p o s ta ć nie by ła praw dziw a? M ó g łb y m staw ia ć ta k ie p y ta ­
nia, gdyby je d en ty lk o m ą ż u k a z a ł się A b ra h a m o w i, gdyby
m o ż n a było u w ażać go za Syna B ożego. — A le tu trzej
m ężow ie byli w idziani i nie je s t po w ied zian e, by k tó ry ś
z nich przew yższał p o z o sta ły c h p o staw ą , w iek iem lu b m o ­
cą. C zem u w ięc nie m ielibyśm y przy p u szczać, że w w id zial­
ny sp o só b i za p o śre d n ictw e m w idzialnego stw o rz en ia
o b jaw ia się tu ta j ró w n o ść T ró jcy o ra z je d n a i ta sam a
is to ta w trzech O so b ach ?
21. Lecz żeby k to ś nie sądził, że K sięgi Św ięte w sk a z u ją
n a w yższość jed n eg o z trzech m ężów i d a ją do zro z u m ien ia,
X I, 20 - X I I , 22 99

że je st nim P a n , Syn B oży, a p o zo stali dw aj to aniołow ie


Jeg o — b o p o d czas gdy trzej byli w idziani, d o je d n e g o
ty lk o p rz e m aw ia A b ra h a m — p rz e to P ism o św. u p rz e d z a
m ożliw ość ta k ic h m yśli i przy p u szczeń w przyszłości, gdy
z araz p o te m o p o w ia d a, ja k d w ó ch aniołów naw iedziło
L o ta . T e n spraw iedliw y m ą ż, k tó ry o k a za ł się g o d zien
w y b aw ien ia z p o ż a ru S odom y, ty lk o jed n eg o z nich n a z y ­
w a P an em .
P ism o św. m ów i to w dalszym ciągu p o słow ach: „ I o d ­
szedł P a n , gdy p rz e sta ł m ó w ić d o A b ra h a m a , 859 a on się
też w rócił n a m iejsce sw oje” (R d z 18, 33).

W idzenie L o ta
X II. „ I przyszli dw aj aniołow ie do S o d o m y w w ieczó r”
(R d z 19, 1). T u ta j należy b a rd z o pilnie rozw ażyć rzecz,
k tó rą zam ierzam w yłożyć.
A b ra h a m w y raźn ie z trz e m a m ężam i ro zm aw iał, a je d ­
n a k m ó w i „ P a n ” w liczbie pojedynczej. M oże —pow ie k to ś
— w je d n y m z trzech ro z p o z n a ł P a n a , a w d w ó ch p o z o ­
stałych, an io łó w Jego. A le co w ta k im razie m a znaczyć, że
z araz p o te m m ó w i Pism o: ,,I odszedł P a n , gdy p rz e sta ł
m ó w ić d o A b ra h a m a , a o n też w ró cił n a m iejsce sw oje.
I p rzy szli dw aj aniołow ie do S odom y w w ieczór” . C zyżby
odszedł te n je d e n , k tó ry w śró d trzech był u znany P an em ,
a d w ó ch an io łó w z N im będ ący ch p o słał dla zniszczenia
Sodom y?
C zy tajm y w ięc dalej: „ I przyszli dw aj aniołow ie d o
S o d o m y w w ieczór, gdy L o t siedział w b ram ie m iejskiej.
T e n u jrzaw szy ich, w stał i szedł naprzeciw nich, i p o k ło n ił
się tw a rz ą d o ziem i, i rzekł: «P roszę, panow ie, w stąp cie d o
d o m u sługi w aszego i zostańcie z n im » ” (R dz 19, 1-2).
T u oczyw iste je s t i to , że było d w ó ch aniołów i że w liczbie
m nogiej zw racał się d o nich L o t, z ap rasza ją c w gościnę i ze
czcią n a zy w a ł ich „ p a n a m i” , choć p ra w d o p o d o b n ie b ra ł
ich za ludzi.
22. L ecz o to n o w a tru d n o ść : G d y b y L o t nie ro z p o z ­
n aw ał w n ich an io łó w B ożych, to z pew n o ścią nie p o k ło ­
niłby się im tw a rz ą d o ziem i. C zem u w ięc o fiarow uje im
100 Księga II

gościnę i p o siłek, ja k gdyby p o trz e b o w a li ta k ie j ludzkiej


usługi? Lecz niezależnie od teg o , co się w ty m k ry je ,
m ó w im y dalej cośm y zam ierzyli.
D w ó c h się zjaw iło, o b aj są n a zw a n i an io ła m i i z a p ra s z a
się ich w liczbie m nogiej. L o t ro z m a w ia z nim i ja k o
z d w ie m a o so b am i, zw racając się d o nich w liczbie m n o g ie j
aż d o sw ego w yjścia z S odom y. I dalej ciągnie P ism o ,
m ó w iąc: „I w yw iedli go, i p o staw ili za m ia stem ; i ta m
m ów ili d o niego, m ów iąc: « R a tu j życie swoje! N ie o g lą d aj
się za siebie i nie p rzy staw aj nigdzie w całej o kolicy.
P o d ą ż a j w góry. T a m je st ra tu n e k d la ciebie. Inaczej
zginiesz». I rzekł L o t d o nich: «P roszę, P a n ie m ó j! ab y
zn alazł sługa tw ój łask ę p rz e d to b ą » ” (R d z 19, 17—19*).
C ó ż znaczy, że d o n ich pow iedział: „P ro szę, P a n ie m ó j!” ,
a nie: P roszę, P anow ie? A jeśli zw racał się ty lk o d o je d n e g o
z nich, to czem u P ism o p o w ia d a: „ I rzek ł L o t d o nich:
«P roszę, P a n ie m ój! aby znalazł sługa tw ój ła sk ę p rzed
to b ą » ” ?
C zy i tu m a m y w u ży ciu liczby m n o g iej w idzieć w sk a ź ­
n ik , że były dw ie o so b y , i p o n ie w aż z w raca się d o nich
d w ó ch , ja k gdyby był ty lk o je d e n , czy nie p o w in n iśm y
ro zu m ieć w tym je d n o śc i su b sta n c ji je d n e g o P a n a , B oga?
A le o k tó re O so b y tu chodzi: o O jca i Syna, O jc a i D u c h a
Św iętego czy też S yna i D u c h a Św iętego? T o o s ta tn ie
w ydaje m i się n a jb ard zie j p ra w d o p o d o b n e . P o d a ją się oni
z a p o słan y c h , co m y o d n o sim y d o Syna i D u c h a Św iętego.
N ig d zie bow iem w P iśm ie św. nie sp o ty k a m y , by b y ła
m o w a o p o sła n iu O jca.

5. P o w o ła n ie M o jżesza

K rza k gorejący
X III. 23. K ied y M o jżesz zo sta ł p o sła n y d la w y p ro w a d z e n ia
lu d u izraelskiego z E g ip tu , w ta k i sp o só b —w ed le św iad e ­
c tw a P ism a —u k a z a ł m u się P a n Bóg:
„ A M ojżesz pasł ow ce Jetry , teścia sw ego, k a p ła n a m a d ia -
nickiego. A gdy zagnał trz o d ę w głąb p u sty n i, p rzyszedł d o
XII, 22 - XIII, 23 101

g ó ry B ożej H o re b . I u k a z a ł m u się a n io ł P a ń s k i 16 w p ło ­
m ie n iu ogn isty m z p o ś ro d k a k rz a k a , i w idział, iż k rz a k
g o rzał, 860 a nie zg o rzał. I rzekł M ojżesz: «P ó jd ę i z o b ac z ę
zjaw isko to w ielkie, czem u nie zgorzeje ten k rzak » . A w i­
d z ą c P a n , iż szedł p atrzeć, z aw o ła ł go sp o śró d k rz a k a
m ów iąc: «Jam je st B óg o jca tw ego, B ó g A b ra h a m a , B óg
Iz a a k a i B óg J a k u b a » ” (W j 3, 1—6*).

K to b y ł aniołem w w idzeniu M o jżesza?


W p rz y to c z o n y c h sło w ach P ism a pow ied zian e je s t n a j­
pierw , że b y ł to a n io ł P a ń sk i, a n a stę p n ie , że Bóg.
C zy an io łem tym je st B óg A b ra h a m a , B óg Iz a a k a , B óg
J a k u b a ? M o ż n a z całą słu szn o ścią w idzieć w N im sam eg o
Z b aw cę, o k tó ry m A p o sto ł m ów i: „ Ic h są p rz o d k a m i ci,
z k tó ry c h je st C h ry stu s w edług ciała, k tó ry je st n a d w szy st­
k im B óg b ło g o sław io n y n a w ieki” (R z 9, 5). M o ż n a w ięc
nie bez racji p rzy jąć, że T e n , „ K tó ry je st n ad w szystkim ,
B óg b ło g o sła w io n y n a w ieki” je st tu ta j uw ażany za B oga
A b ra h a m a , B oga Iz a a k a i B oga J a k u b a .
A le dlaczego n ajpierw z o stał n azw an y „aniołem P a ń ­
sk im ” , kiedy u k a z a ł się w płom ieniu ognistym z p o śro d k a
k rzak a? C zy b y ł to je d en z m n ó stw a aniołów , ale z ro z k a z u
B ożego w ystępujący w im ieniu sw ojego P an a? A m o że jak ieś
stw orzenie zo stało tu w zięte, żeby stosow nie do doraźnej
p o trz e b y pojaw iło się w idzialnie i użyczyło głosu słyszalnego
d la u szu człow ieka, przez co by okazyw ało obecność P a n a
w sp o só b d o sto so w a n y d o zm ysłów człow ieka?

Jeśli to b y ł anioł, to k tó rą O sobę przedstaw iał?


Jeśli to b y ł je d e n z aniołów , to k tó ż z d o ła z całą p ew n o ścią
stw ierdzić, k o g o O n m ia ł p rzed staw iać, m ów iąc: „ J a m
je st... B óg A b ra h a m a , B óg Iz a a k a , B óg J a k u b a ” , k tó r ą
O sobę: S yna, D u c h a Św iętego czy B o g a O jca, czy też p o
p ro s tu T ró jc ę , k tó ra je st je d y n y m B ogiem ?

16 C y tat w edług łacińskiego p rze k ła d u S eptuaginty; W u lg ata m ów i tylko:


„Pan” .
102 Księga II

N ie m o żem y bow iem utrzym yw ać, że B óg A b ra h a m a ,


B óg Iz a a k a i B óg J a k u b a je s t Synem B ożym , a nie je st
O jcem . A k tó ż ośm ieli się p rzeczyć tem u , że D u c h Św ięty
czy c a ła T ró jc a , k tó rą w yznajem y je d n y m B ogiem , nie je st
B ogiem A b ra h a m a , B ogiem Iz a a k a , B ogiem J a k u b a ? T e n
bow iem nie b y łby B ogiem p a tria rc h ó w , k to by B ogiem
nie był.
A przecież nie tylko O jciec je st B ogiem , ja k o to u z n a ją
w szyscy heretycy; ale je st N im rów nież i Syn, co c h cą c nie
chcąc m u sz ą u z n ać , p o n iew aż A p o s to ł p o w ied ział: „ K tó ry
je st n a d w szystkim B óg b ło g o sław io n y n a w ie k i” . I D u c h
Św ięty ta k że je st B ogiem , ja k św iadczy o ty m ten że A p o s ­
to ł, m ów iąc: „U w ielbiajcie B o g a w ciele w a sz y m ” , gdy
b ezp o śred n io p rz e d tem p ow iedział: „C zy ż nie w iecie, że
ciało w asze je st św iąty n ią D u c h a Św iętego, k tó re g o o trz y ­
m aliście o d B oga?” (1 K o r 6, 20. 19*). A ci trz e j są je d n y m
B ogiem , ja k to głosi z d ro w a k a to lic k a w iara.
T ru d n o w ięc w yjaśnić, k tó r ą z O sób T ró jcy , czy w ogóle
je d n ą z O só b czy też sa m ą T ró jc ę p rz e d sta w ia ł ów anioł,
jeśli to był je d en z an iołów .

N ie była to O soba O jca


Jeśli to było stw orzenie służące w d a n e j chw ili do te g o ,
żeby oczy lu d zk ie m o g ły w idzieć i uszy słyszeć, a z o ­
stało n azw an e „ an io łem P a ń s k im ” , „ P a n e m ” i „ B o g ie m ” ,
to nie m o ż e to być B óg O jciec, ale ty lko S yn a lb o D u c h
Święty.
N ie p rz y p o m in a m sobie, b y D u c h Św ięty z o sta ł n a z w a n y
kiedy b ą d ź aniołem , je d n a k ż e z racji d z ia ła n ia m o ż n a G o
ta k nazw ać; o N im to bow iem p o w ie d zia n o : „ C o m a
nadejść, O n w am o z n a jm i” (J 16, 13), a greckie i łaciń sk ie
m ia n o an io ła, angelus, o z n ac z a „ p o s e ł” , „ z w ia s tu n ” . N a to ­
m ia st o P a n u , Jezu sie C h ry stu sie, ja k n a jw y ra źn ie j c zy tam y
u p ro ro k a , że nazy w a G o „w ielkiej ra d y a n io łe m ” (Iz 9,
6 * ) 17, ch o ć i D u c h 861 Św ięty, i Syn B oży je s t B ogiem
i P an em aniołów .

17 W edług Septuaginty, W u lg ata (Iz 9, 6) p o d a je tylko: „ ra d n y ” .


x m , 23 - XV, 25 103

N iepew ność co do ko lu m n y obłoku i słupa ognistego


X IV . 24. P o d o b n ie o w yjściu synów izraelsk ich z E g ip tu
n a p isa n e jest: „ A P a n szedł p rz e d nim i d la w sk a z a n ia
d ro g i, w e d n ie w słupie o b ło k u , a w nocy w słupie o g n is­
ty m ... N ig d y nie o d c h o d ził słu p o b ło k u we d n ie, a słu p
ogn isty w n o c y sp rzed lu d u ” (W j 13, 21—22).
K tó ż by m ó g ł w ątpić, że w p o d d a n y m so b ie m a te ria ln y m
stw o rz en iu , a n ie w e w łasnej sw ojej istocie, B óg u k a zy w a ł
się w tedy oczom śm iertelnych? A le czy był to O jciec, Syn
czy D u c h Św ięty, czy też sa m a T ró jc a , Bóg je d y n y , tego nie
w iem y.
M o im z d an ie m nie o k azu je się to jaśniej ró w n ież i ta m ,
gdzie n a p isa n o : „ A oto ch w ała P a ń s k a u k a z a ła się w o b ło ­
k u . I rzek ł P a n do M o jżesza, m ów iąc: «Słyszałem szem ra­
n ia sy n ów Iz ra elo w y c h » ” (W j 16, 1 0 -1 2 ).

6. W idzenie n a górze Synaj

X V . 25. P rzejd źm y teraz do o m ó w ien ia o b ło k ó w , głosów


trą b y i d y m ó w n a górze Synaj, kiedy jest n a p isa n e : „ A
w szy stk a g ó ra Synaj d y m iła się, p rz e to iż był P a n zstąp ił n a
n ią w o g n iu , i w y stęp o w ał z niej dym ja k z pieca; a w szys­
tek lu d był o g ro m n ie p rz e straszo n y . A głos trą b y z lek k a
się w z m ag a ł i n a b ie ra ł rozgłosu; M ojżesz m ów ił, a B óg m u
ja k im ś głosem o d p o w ia d a ł” (W j 19, 18-19*).
W k ró tc e p o te m , po opisie n a d a n ia dziesięciu p rz y k a za ń ,
P ism o m ó w i dalej: „ A w szystek lud był św iadkiem głosów
i b ły skaw ic, i b rzm ien ia trą b y , i dym iącej się g ó ry ...”
P o te m zaś: „ A w szystek lud sta ł z dalek a... a M ojżesz
p rz y s tą p ił d o m g ły , w k tó rej był B ó g ” (W j 20, 18. 21 *).

N iem o żliw ość w iązania tych zjaw isk


z p o szc ze g ó ln y m i O sobam i
C o t u pow iedzieć? C h y b a p o p ro s tu to , że n ik t nie je st n a
tyle n a iw n y , b y sądzić, że ow e dym y, ogień, ch m u ry , o b ło k i
i in n e p o d o b n e zjaw iska n a p ra w d ę były Słow em i M ą d r o ś ­
cią B o żą , to je s t C h ry stu sem albo też D u ch em Św iętym .
104 Księga II

N a w e t a ria n ie nie ośm ielili się n ig d y p o w ied zieć teg o


0 B o g u O jcu. Z a te m te w szystkie d ziw y n ie m o g ły być
niczym in n y m , ja k ty lk o stw o rzen iem p o d d a n y m S tw ó rcy ,
służącym M u do p rz e d sta w ia n ia G o w sp o só b d o s to s o w a ­
n y d o zm ysłów ludzi. W p rzeciw n y m razie słow a: „ A M o j­
żesz p rz y s tą p ił do m gły, w k tó re j był B ó g ” , m o g ły b y
n a su w a ć z b y t m a te ria ln e ro z u m ie n ie rzeczy, ta k ja k gdyby
lu d w id ział m głę, a M o jżesz w jej ś ro d k u o g lą d a ł o c zam i
ciała S yna B ożego, k tó re g o h erety cy u w a ż a ją z a rzeczy w iś­
cie w id zialn eg o w sw ojej su b sta n c ji.
N iew ątp liw ie M ojżesz by G o o g lą d ał, gd y b y w o g ó le
m o ż n a było w idzieć oczam i c iała ju ż n ie ty lk o M ą d ro ś ć
B ożą, C h ry stu sa , ale m ą d ro ś ć czyją b ą d ź , p ierw szeg o le p ­
szego m ę d rc a n a ziem i.
K sięgi Św ięte o p o w ia d a ją jeszcze o starsz y c h Iz ra e la , że
„u jrzeli m iejsce, gdzie z a trz y m a ł się B óg Iz ra e lo w y ” , że
„ p o d n o g a m i je g o ja k b y r o b o ta k a m ie n ia szafiro w eg o
1 ja k b y n ieb o , gdy p o g o d n e je s t” (W j 24, 10*).
C zy należy w nosić n a tej p o d sta w ie , że S łow o rzeczy w iś­
cie z a trz y m a ło się n a ja k im ś s k ra w k u ziem i, O n o , k tó re
„ d o się g a ... od k o ń c a d o k o ń c a m o c n o i u rz ą d z a w szy stk o
ła g o d n ie ” (M d r 8, 1)? I czy p o d le g a z m ia n o m S łow o B oże,
p rzez k tó re „w szy stk o się s ta ło ” (J 1, 3), ta k iż ra z m ia ło b y
m ieć szerszy zasięg, to z n o w u k u rc z y ć się?
N ie ch B óg strzeże w iern y ch o d ta k ic h m yśli! 8 62 N ie. T o
—ja k często ju ż w sp o m in aliśm y —p o d d a n e B o g u s tw o rz e ­
nie d o starcz y ło ty c h w szy stk ich w id zialn y ch i p o s trz e g a ł -
nych d la zm ysłów zjaw isk, ażeby stały się z n a k ie m n iew i­
d zialnego i d u ch o w eg o B oga, nie ty lk o O jca, ale ró w n ie ż
S yna i D u c h a Św iętego, bo „ z N iego, przez N ieg o i w N im
je s t w sz y stk o ” (R z 9, 36), a „ n iew id zialn e J e g o rzeczy,
n aw et w ie k u ista m o c Je g o , od stw o rz e n ia ś w ia ta p rzez
d zieła Jeg o d la u m y słu w id zialn y m i się s ta ły ” (R z 1, 20).

M o żliw e, że D uch Ś w ię ty o k a zy w a ł się w tych zja w isk a c h


26. W k a żd y m razie, gdy ch o d zi o p rz e d m io t n a sz y c h
o b ecn y ch ro z w aż a ń , to n ie w iem , w ja k i sp o só b p o z n a ć
w śró d ty c h w szy stk ich straszliw y ch zjaw isk w strz ą sa ją c y c h
XV, 25 - XVI, 27 105

zm ysłow e w ła d z e człow ieka, k to w n ich p rz e m aw ia ł, czy


T ró jc a Ś w ięta, czy te ż O jciec, Syn alb o D u c h Św ięty?
Jeżeli je d n a k w o ln o coś, bez z u ch w a lstw a w tw ie rd z en iu ,
p o k o rn ie i o stro ż n ie p rzy p u ścić, i jeżeli m o ż n a d o m y śla ć
się, że b y ła to je d n a z O só b T ró jc y Św iętej, to czem u nie
m ielib y śm y w id zieć w niej raczej D u c h a Św iętego, k ied y się
m ó w i, że d a n e ta m P ra w o z o sta ło „p alcem B o ż y m ” z a ­
p is a n e n a k a m ie n n y c h ta b lic a c h (W j 31, 18), a w iem y,
że E w a n g e lia ta k im im ieniem n a zy w a D u c h a Św iętego
(Ł k 11, 20). P o n a d to z a z n a cz a się tu ta j, że p ięćd ziesiąt d n i
u p ły n ęło o d z a b ic ia b a ra n k a i św ięcenia P asch y d o d n ia ,
w k tó ry m zaczęło się to d ziać n a górze Synaj; ta k sam o , ja k
o d m ę k i P a n a i Jeg o z m a rtw y c h w sta n ia pięćd ziesiąt d n i się
liczy d o p rz y jścia D u c h a Ś w iętego, o b iecan eg o p rzez Syna.
W sam y m Jeg o przyjściu, o k tó ry m czytam y w D zieja c h
A p o sto lsk ic h , u k a z a ły się „języ k i ja k b y z o g n ia, k tó re
ro zd zieliły się i n a k a żd y m z n ic h z o s o b n a o siad ł je d e n ”
(2, 1 -4 ), co n ajzu p ełn iej o d p o w ia d a opisow i K sięgi W y ­
jścia: ,,A w sz y stk a g ó ra Synaj d y m iła się, p rz e to iż b y ł P a n
z stą p ił n a n ią w o g n iu ...” i dalej nieco: „W y g ląd chw ały
P ań sk iej był ja k b y o g n ia p a łając eg o u szczytu g ó ry p rz e d
o czy m a sy n ó w Iz ra e lo w y c h ” (W j 24, 17).
A m o ż e c u d a te działy się d la te g o , że O jciec i Syn nie
m o g li się u k a z a ć bez D u c h a Ś w iętego, przez k tó re g o m ia ło
być n a p is a n e P raw o ?
W k a ż d y m razie w iem y p ew nie, że B óg u k a z a ł się tu ta j
nie w isto cie sw ojej, k tó ra p o z o sta je n iew id zialn a i n ie ­
z m ie n n a, lecz za p o śre d n ictw e m ty c h rzeczy stw o rz o n y ch .
A le czy b y ło to objaw ien ie się k tó re jś z O só b B oskiej
T ró jcy ? Ż a d e n z w łaściw ych im z n ak ó w — o ile m o g ę się
w ty m o rie n to w a ć —nie daje n a m tego p o zn ać.

M o jż e sz nie m ó g ł w idzieć sam ego Boga


X V I. 27. S ą jeszcze sło w a P ism a , k tó re zw ykły sp ra w iać
w iele tru d n o ś c i. O to one: ,,A P a n m ó w ił d o M o jże sza
tw a rz ą w tw a rz , ja k zw ykł m ó w ić człow iek do p rzy jaciela
sw eg o ” (W j 33, 11), a nieco dalej m ó w i M o jżesz d o P a n a :
„Je ślim te d y z n a la z ł łask ę p rz e d obliczem tw oim , u k a ż m i
106 Księga II

ja sn o Siebie s a m e g o 18, żebym cię w idział i zn alazł łaskę


przed oczym a tw ym i, żebym w iedział, że lu d em tw o im jest
ten n a ró d ” (ibid. 13*). I jeszcze: „ U k a ż m i chw ałę tw o ją ”
(ibid. 18).
C óż to znaczy? W p o p rz e d n io w y m ien io n y ch zjaw isk ach
B óg zd aw ał się u k azy w ać rzeczyw iście w swojej su b stan cji,
ta k iż nieszczęśnicy ow i m ogli n a tej p o d staw ie w nosić, że
Syn Boży sam w sobie je st w idzialny, a nie ty lk o w stw o rz e ­
niu. K ied y M ojżesz w stęp o w ał w o b ło k , z d aw a ło się, że
w stępuje w eń p o to, ażeby lu d w idział ty lk o c h m u rę
ciem ną, a o n sam w tym o b ło k u słuchał słów B ożych, ja k
gdyby o g ląd ając tw a rz B oga. C o to znaczy? J a k ro zu m ieć
te słow a: „ A P a n m ó w ił do M o jże sza tw a rz ą w tw a rz , ja k
863 zw ykł m ów ić człow iek do p rzy jaciela sw eg o ” , p o d czas
gdy on sam prosi: „Jeślim tedy znalazł łask ę p rz e d o b ­
liczem tw oim , u k a ż m i ja sn o Siebie sam eg o ” .
Z p ew nością M ojżesz w iedział, co o g lą d a oczam i ciała,
a p ro sił B oga o praw dziw e, d u ch o w e Jego w idzenie. N a j­
w idoczniej sło w a rozm o w y były ta k ie , ja k ic h zw ykł u żyw ać
przyjaciel zw racając się d o przyjaciela. A le czy w idzi k to ś
B oga O jca oczym a ciała? C zy k to oczam i c iała o g lą d a
Słow o, k tó re było n a p o c z ą tk u , k tó re było u B o g a i b y ło
B ogiem (J 1, 1. 3)? I k to sw oim i oczam i w id zi D u c h a
M ąd ro ści?
C o zatem znaczą te słow a: „ U k a ż m i ja s n o siebie sam e­
go, żebym cię w idział” ? C h y b a ty lk o to: „ U k a ż m i rzeczy­
w iście siebie sam ego w istocie sw ojej” .
G dyby M ojżesz tego nie pow iedział, to trz e b a by znosić
głupców , k tó rzy u trzym ują, że w p rzy to czo n y ch słow ach
i zdarzeniach o g ląd ał on oczym a swym i isto tę B oga. T u je d ­
n a k m am y najoczyw istszy dow ód, że, m im o p ra g n ie n ia, nie
było m u to dane. K tó ż ośmieli się m ów ić, że p rzez ta k ie zja­
w iska okazujące się w idzialnie rów nież i M ojżeszow i, u k a z y ­
w ało się coś więcej niż p o d d a n e B ogu stw orzenie, że m ia ło b y
to być objaw ienie się istoty B oga oczom śm iertelnych!
28. A oto co w dalszym ciągu tego sam ego te k s tu B óg
m ów i do M ojżesza: „« N ie będziesz m ó g ł w idzieć o b licza
1« C y tat w edług LXX .
XVI, 27 - XVII, 28 107

m eg o i żyć. N ie m o ż e bow iem człow iek ujrzeć m ię i żyw


p o z o sta ć » . I jeszcze «O to je st m iejsce przy m n ie, i staniesz
n a skale, gdy będzie p rz e ch o d z iła ch w ała m o ja, a p o staw ię
cię n a sz c z y c ie 19 skały i zakryję p ra w ic ą m o ją , aż m inę.
I odejm ę ręk ę m o ją i ujrzysz tył m ój; lecz oblicze m o je nie
u k a że ci się»” (W j 33, 2 0 —23*).

,,P osteriora D e i” — ,,P lecy B o że " .


Ich różne m ożliw e znaczenia
X V II. W sło w ach tych nie bez racji zw ykliśm y d o p a try w a ć
się p re fig u rac ji osoby P a n a naszeg o Jezu sa C h ry stu sa ,
a p rzez to , że w idzim y zaledw ie „plecy B oże” , słusznie
ro z u m ie m y ciało, w k tó ry m n a ro d z ił się z D ziew icy, u m a rł
i zm artw y ch w stał.
W y rażen ie posteriora z o stało użyte b ąd ź d la o k a za n ia
n iż sz o śc i20 śm iertelnej n a tu ry , b ą d ź dlateg o , że P a n przyjął
ją p óźniej, d o p ie ro w tedy, gdy zbliżał się ju ż koniec św iata.
N a to m ia s t „ o b lic ze m ” Jego, tw a rz ą , jest ta n a tu ra B oża,
w k tó re j nie u w ażał za przyw łaszczenie swej ró w n o ści
z B ogiem (F lp 2, 6), k tó rej n ik t nie m o że zo b aczy ć i ży­
w ym p o z o sta ć . M o że ono oznaczać rów nież i to , że d o p ie ro
p o ty m życiu, w k tó ry m „pielgrzym am i jesteśm y, d alek o
od P a n a ” (2 K o r 5, 6) i w k tó ry m „ciało podległe s k a ­
żen iu o b c iąż a d u szę ” (M d r 9, 15), dop iero p o te m b ę ­
dziem y w idzieć „ tw a rz ą w tw a rz ” , ja k m ó w i A p o sto ł
(1 K o r 13, 12). O tym życiu m ów i się w psalm ach: „ Z a ­
p raw d ę, w szystko m a rn o ść, w szelki człow iek żyjący!”
(Ps 38, 6), a także: „G d y ż n ik t z żyjących nie okaże się sp ra ­
w iedliw ym p rz e d tw ym o bliczem ” (Ps 142, 2). W tym to
ró w n ież życiu w edle zapew nień J a n a , „jeszcze się nie o k a ­
zało, czym będziem y. W iem y, że gdy się okaże, będziem y

111 R ozbieżność tekstu nie tylko z W ulgatą, ale naw et z popraw nym tekstem
LX X . Św. A ugustyn postugiw at się przekładem łacińskim sporządzonym n a podstaw ie
LX X , ale jeszcze przed uporządkow aniem tekstu LX X przez Orygenesa. Tę swoją
wersję A ugustyn nazyw a „B iblia Ita la ” {De doctrina Christiana 2, 22, P. L. 34, 46).
2U A u to r kom entuje w edług wszelkich m ożliw ych znaczeń w yraz „posteriora".
W języku łacińskim oznacza on ostatn ie m iejsce w przestrzeni i w czasie; m oże mieć
także w ydźw ięk m oralny (podłość, niższość).
108 Księga II

p o d o b n i do N iego, bo ujrzym y G o , ja k o J e s t” (1 J 3, 2),


co z p ew n o ścią chciał uk azać ja k o n a stę p u ją ce d o p ie ro p o
tym życiu, 864 gdy spłacim y dług śm ierci i o trz y m a m y
p rzy rzeczo n ą nieśm iertelność.
M o że m y jeszcze rozum ieć przez te n o b ra z ta k że i to , że
im lepiej rozum iem y M ą d ro ść B ożą, przez k tó r ą w szy stk o
się stało , tym dosk o n alej u m ieram y d la n am iętn o ści ciała,
ta k iż te n św iat w ydaje się u m arły d la nas, a m y d la św iata
i m ó w im y w raz z A p o sto łem : „ D la m n ie św iat je st u k rz y ­
żow any, a ja św iatu ” (G a 6, 14). O tej ró w n ież śm ierci
A p o sto ł m ów i: „Jeśli tedy um arliście z C h ry stu se m , cze­
m u ż jeszcze, ja k gdybyście żyli w świecie, p o d leg acie jeg o
n a k a z o m ? ” (K ol 2, 20)

W życiu obecnym m o żem y widzieć tylko ,,p lecy B o że ",


to je s t człow ieczeństw o C hrystusa
N ie bez racji w ięc p o w ied zian o , że n ik t nie m o ż e o g ląd ać
o blicza B ożego, to je st objaw ienia się Jego M ą d ro śc i, i żyć.
D o o g lą d an ia tego oblicza w zd y ch a k ażd y , k to p rag n ie
B oga m iłow ać ze w szystkiego serca, ze w szystkiej duszy
i w szystkiej m yśli swojej. I d o tej k o n te m p la cji „ b u d u je się”
w edle m ożności tak że bliźniego, jeśli się go m iłu je ja k siebie
sam ego. „ N a ty ch dw óch p rz y k a za n ia ch całe P raw o zaw is­
ło i P ro ro c y ” (M t 22, 40). M ojżesz w y ra ża tę sa m ą m yśl.
K ied y bow iem m iło ść B o ża p ło n ą c a w jeg o sercu k aże m u
w ołać: „Jeślim ... znalazł łaskę p rz e d obliczem tw o im , u k a ż
m i ja s n o siebie sam ego, żebym cię w idział i zn alazł łaskę
p rzed oczym a tw ym i” to z araz d o d a je p o d w pływ em m iło ­
ści bliźniego: „Ż ebym w iedział, że ludem tw o im je s t ten
n a ró d ” (Wj 33, 13*).
O to w ięc p ięk n o ść, k tó re j p ra g n ie n ie p o ry w a k a ż d ą
duszę ro z u m n ą , p rag n ien ie tym gorętsze im b ard ziej je st
czyste, a tym czystsze, im wyżej się w znosi d o duchow ej
rzeczyw istości, a w tej m ierze się d o nich w zn o szące, im
d o sk o n alej u m ie ra d la sp raw ciała.
Lecz p ó k i pielgrzym ujem y z d a la od P a n a , i p ó k i w w ie­
rze chodzim y, a nie w w idzeniu (2 K o r 5, 6 -7 ), „ p lec y ”
C h ry stu sa, czyli ciało Jego przez w iarę o g lą d a ć m u sim y . T o
XVII, 28-29 109

znaczy sto ją c n a m o cn y m fu n d am en cie w iary , k tó re g o


sy m bolem je st s k a la 21, m a m y n a ń patrzeć z tej bezpiecz­
nej stra żn ic y k ato lick ieg o K o ścio ła, o k tó ry m p o w ied zia­
n o : „ N a tej opoce zb u d u ję K o śc ió ł m ó j” (M t 16, 18).
T y m pew niej bow iem m iłujem y oblicze C hry stu so w e,
k tó re ujrzeć p rag n iem y , im lepiej w człow ieczeństw ie
Jeg o p o zn ajem y , ja k m o c n o C h ry stu s pierw szy u m iło w ał
n as.

W iara w zm artw ychw stanie C hrystusa


29. W ia ra w zm artw y ch w stan ie Jego w ty m ciele zb aw ia
i uspraw iedliw ia: „A lbow iem jeśli u stam i sw ym i w yznajesz
P a n a Jez u sa, a w sercu sw oim w ierzysz, że B óg go z m a r t­
w ych w skrzesił, z b aw io n będziesz” (R z 10, 9) i jeszcze:
„ K tó ry w y d an y zo sta ł za grzechy nasze i zm artw y ch w stał
d la u sp raw ied liw ien ia n a sz e g o ” (R z 4, 25). A więc p o d ­
sta w ą naszej w iary je st z m artw y ch w stan ie ciała P an a. W to
b o w iem , iż u m arło to ciało um ęczone n a k rzy żu w ierzą
n a w e t Jego nieprzyjaciele, lecz w zm artw y ch w stan ie nie
w ierzą. M y zaś ja k n ajm ocniej w to w ierzym y, p a trz ą c ja k
gdyby z niew zruszonej skały i z pew ną n a d zie ją „o czek u jąc
p rz y b ra n ia z a synów B ożych i o d k u p ie n ia ciał n aszy ch ”
(R z 8, 23). Spodziew am y się w członkach C h ry stu so w y ch ,
k tó ry m i sam i jesteśm y, ujrzeć to, o czym z praw ow iernej
w ia ry do w iad u jem y się, iż d o k o n a ło się w N im ja k o G łow ie
naszej.
T o te ż P a n nie chce, żeby w idzieć Jego „plecy” zanim
p rzejd zie, bo chce, żeby w ierzyć w Jego z m artw y ch w sta ­
nie. P a s c h a 22 zaś w ję zy k u hebrajskim znaczy tyle co
„P rzejście” . S tąd też 865 p o c h o d z ą te słow a u J a n a E w a n ­
gelisty: „ A przed św iętym d n iem Paschy Jezu s w iedząc, że
n a d e sz ła g o d zin a jeg o , aby odszedł z tego św iata d o O jca”
(J 13, 1).

21 M am y tutaj dalszy ko m en tarz tekstu Wj 33, 22: „Postaw ię cię na szczycie


skały” ja k o na punkcie obserw acyjnym , według wersji „ Ita li” cytow anej wyżej.
22 Czyli d la nas chrześcijan w spom nienie i mistyczne odnow ienie Z m artw ych­
w stania Pańskiego.
110 Księga II

30. W ierzący w to, lecz poza obrębem K ościoła k a to li­


ckiego, w schizmie jakiejś czy herezji, nie stają blisko 23 tuż
przy P anu, by widzieć Jego ciało.
C óż znaczą te słowa Pana: ,,O to jest... miejsce przy m nie
i staniesz n a skale” (Wj 33, 21)? C óż to jest miejsce n a
ziemi przy Panu? Czyż to nie znaczy, że być przy P anu,
to jest duchow o G o dosięgnąć? Jakież bowiem miejsce
nie jest przy P an u , k tó ry „dosięga... od ko ń ca aż do
ko ń ca m ocno i u rządza w szystko łagodnie” (M dr 8, 1)?
Przy P anu, o którym pow iedziano, że stolicą Jego są
niebiosa, a ziemia podnóżkiem nóg Jego, i który pow ie­
dział: „C o to za dom , który m i zbudujecie? i co za miejsce
odpoczynku mego? Czy to nie ręk a m o ja uczyniła w szyst­
k o ” (Iz 66, 1).
Z aiste owo miejsce przy P anu n a skale to K ościół
katolicki. Stąd ten, który wierzy w Jego Z m artw ychw stanie
zbaw iennie ogląda Paschę P ańską, to jest przejście P a n a
i Jego plecy, czyli ciało. „I staniesz n a skale...” — p o ­
w iada - „gdy będzie przechodziła chw ała m o ja ” (Wj 33,
21 - 22 ).
T ak, bo natychm iast, gdy tylko przeszła chw ała P ań sk a,
w której Jezus zm artw ychw stały w stąpił do O jca, od razu
m o cno stanęliśm y na skale. I sam P iotr, opok a, stał się ta k
m ocny, iż śmiało głosił Tego, którego przedtem , zanim
został um ocniony, trzykrotnie się zaparł ze strachu (M t 26,
70—74). N iew ątpliwie P iotr ju ż w tedy był przeznaczony, by
stanąć na szczycie skały, lecz P an zasłaniał go jeszcze swą
ręką, nie dając m u widzieć. P io tr zobaczy później „p lecy ”
P an a odchodzącego, lecz w tedy P an jeszcze nie przeszedł
od śmierci do życia i jeszcze nie był uw ielbiony Z m a r­
tw ychw staniem .

Wiara Ż ydów po Zm artw ychw staniu Chrystusa


31. W dalszym ciągu Księgi W yjścia Pism o św. pow iada:
,,I zakryję cię praw icą m oją, aż m inę. I odejm ę rękę m oją,
i ujrzysz tył m ój” .

33 Dalszy ciąg kom entarza tekstu Wj 33, 21: „O to miejsce przy m n ie” .
XVII, 30-31 111

W ielu Izraelitów , których prefiguracją był w tedy M o j­


żesz, uw ierzyło w P a n a po Jego Zm artw ychw staniu, ja k
gdyby w idząc G o od tyłu, gdy odjął rękę zasłaniającą
im oczy. D latego to Ew angelista cytuje słowa p ro ro ctw a
Izajaszow ego: „Przytłocz serce ludu tego, zatykaj ich
uszy, a oczy ich zaw ieraj” (Iz 6, 10*; M t 13, 15*;
p o r. J 12, 40).
A wreszcie nie bez racji m o żn a odnieść do Żydów słow a
psalm u: „ R ę k a tw a dniem i nocą ciężko spoczyw ała na
m n ie” (Ps 31, 4). „D n iem ” - m oże w tedy, gdy C hrystus
czynił jaw ne cuda, przez Żydów je d n a k zapoznaw ane.
„ N o c ą ” —n o cą gdy um arł um ęczony, gdy tak byli pewni
Jego śmierci i odejścia, ja k każdego innego człowieka.
Skoro je d n ak „przeszedł” i już od tyłu tylko G o p o ­
strzegali, słysząc ja k P iotr nauczał, że trzeba było, aby
C hrystus cierpiał i zm artw ychw stał, „słysząc to przejęli się
w sercu żalem ” p o k u ty (Dz 2, 37—41) i spełniło się
w ochrzczonych to, co napisano n a po czątk u tegoż psalm u:
„Błogosław iony, k o m u odpuszczono niepraw ości i zap o m ­
n ian o w iny!” (Ps 31, 1) D latego było pow iedziane w tym że
psalm ie: „ R ę k a tw a ciężko spoczyw ała n a m nie” , ja k
gdyby P an przechodził, ażeby odjąć rękę i żeby widziane
były Jego „plecy” , bo w tedy nastąpi krzyk żalu i w yznania,
w ołanie duszy, k tó ra przez w iarę w Zm artw ychw stanie 866
P a n a uzyskuje przebaczenie grzechów: „W iłem się w s tra ­
pieniu m oim , cierń tkw ił głęboko. W reszcie wyjawiłem ci
m ój grzech, nie kryłem dłużej mej winy. Rzekłem: «W y­
znam swą niepraw ość P anu». I odpuściłeś przestępstw o
m o je” (Ps 31, 4-5).
N ie, nie dajm y się ta k zasłonić m głą ciała, byśmy mieli
sądzić, że P a n jest niewidzialny od strony twarzy, a wi­
dzialny jedynie „o d ty łu ” . K iedy przyjął naturę sługi, ta k
je d n o , ja k drugie widzialnie się okazyw ało.
Lecz o Bożej n atu rze niech n ik t nie żywi takich myśli.
N ie w yobrażajam y sobie, że Słowo Boże i M ąd ro ść B oża
z jednej stro n y m a oblicze, a z drugiej plecy ja k ciało
człowieka; albo, że zm ienia wygląd i że się przenosi w prze­
strzeni lub czasie.
112 Księga II

N ie m ożna twierdzić, że Bóg Ojciec nie m ógł nigdy


ukazać się w S ta rym P rzym ierzu
32. O to dlaczego, chociaż w „ g lo sa c h ’’ K sięgi W yjścia
i w szystkich innych zjaw iskach d o stęp n y ch d la zm ysłów
ukazyw ał się P a n nasz Jezus C hrystus, albo —ja k w ykazała
analiza tek stó w — bądź C hrystus, b ą d ź D u c h Święty, to
bynajm niej nie znaczy, by Bóg Ojciec nigdy w ten sp o só b
nie ukazyw ał się p a tria rc h o m . W iele ta k ic h w idzeń z d arzy ­
ło się w ow ych czasach, w k tó ry ch się nie w ym ienia O jca,
Syna czy D u c h a Świętego, a je d n a k tow arzyszyły im pew ne
zn ak i nie p ozw alające tw ierdzić, że B óg Ojciec nigdy nie
ukazyw ał się p a tria rc h o m czy p ro ro k o m w jak iejś po-
strzegalnej d la zm ysłów postaci.
T ak ie m niem anie p o w stało stąd, że nie w szyscy byli
zdolni odnieść do jedności B oskiej T ró jcy słow a A p o sto ła:
„K ró lo w i w ieków , nieśm iertelnem u, niew idzialnem u B o ­
gu” (1 T m 1, 17), oraz: „ Ż a d e n człow iek go nie w idział
i widzieć nie m o że” (1 T m 6, 16). A słow a te o d n o szą
się d o sam ej najw yższej substancji, najw znioślej Boskiej
i niezm iennej, w której i Ojciec, i Syn, i D u c h Św ięty
są jednym jedynym Bogiem . Z d ro w a w ia ra G o ta m o d ­
czytuje.
W idzenia owe odbyw ały się za pośrednictw em p o d le g ­
łego zm ianom stw orzenia p o d d a n eg o niezm iennem u B ogu
i okazującego B oga nie w Jego istocie, ale w z n ak a c h
i sym bolach, w sposób dosto so w an y do p o trz e b i o k o licz­
ności.

7. W idzenie D a n iela

,,S ta ro w ieczny'>w idziany p rze z D aniela to Bóg O jciec


X V III. 33. M niejsza o to , że nie w iem , ja k n asi m ęd rk o w ie
tłum aczą sobie w idzenie D aniela.
W w idzeniu tym u k azał m u się „S taro w ieczn y ” . W iem y,
że to od N iego Syn Człowieczy, k tó ry d la n as stał się
człow iekiem , o trzym ał K ró lestw o . O n to do S y n a p rz e m a ­
XVII, 32 - XVIII, 34 113

w ia w psalm ie: „T yś je st synem m oim , jam ciebie dziś


zrodził. Ż ą d a j ode m nie, a d am ci n a ro d y w tw e d ziedzi­
ctw o ” (Ps 2, 7—8), i p o d d a ł w szystko p o d sto p y Jego
(Ps 8, 8).
A więc D a n iel o g ląd ał w w idzialnej p o staci i O jca,
dającego kró lestw o i Syna, k tó ry je otrzym yw ał.
Jak żeż więc ci ludzie m o g ą utrzym yw ać, że p ro ro cy
nigdy nie oglądali O jca; że O n je d en tylko jest niew idzial­
ny: że „ ż a d e n człow iek go nie w idział i widzieć nie m o ż e ”
(1 T m 6, 16)?

O powiadanie D aniela
T a k o p o w ia d a D aniel: „P rzy p atry w ałem się, aż p o s ta ­
w io n o stolicę, a Starow ieczny usiadł; szata jego b iała
ja k śnieg, a w łosy głowy jego ja k w ełna czysta, stolica
jeg o — płom ienie ogniste, k o ła jej — ogień ro zp alo n y .
R zek a o g n ista a b y stra w ychodziła przed nim ; tysiąc ty się­
cy 867 służyło m u , a po dziesięćkroć dziesięć tysięcy stało
przy nim . R o zp o czął sąd i księgi o tw orzo n o ... P atrzyłem
tedy w w idzeniu nocnym , a oto z obłokam i niebieskim i
ja k b y syn człow ieczy przychodził i aż do Starow iecznego
przyszedł, i staw ili go przed oblicze jego. I d a n o m u
w ładzę i cześć, i królestw o, i w szystkie n aro d y , p o k o le ­
n ia i języki służyć m u będą; w ładza jego, w ład za wieczna,
k tó ra nie m inie, a królestw o jego nie zaginie” (D n 7,
9 -1 4 * ).
O to O jciec daje, a Syn przyjm uje K rólestw o w iekuiste.
P ro ro k o g lą d a obu w w idzialnej postaci. A więc m o ż n a
słusznie przypuścić, że rów nież i O jciec ukazyw ał się śm ier­
telnym w p o strzeg aln y d la nich sposób.

Trudność: B óg Ojciec objawił się D anielowi we śnie


34. I m o że k to ś pow ie, że O jciec nie jest w idzialny, p o n ie ­
w aż u k a z a ł się D anielow i we śnie, n a to m ia st Syn i D u ch
Święty są w idzialni, gdyż M ojżesz w idział w szystko n a
jaw ie. J a k gdyby M ojżesz oczam i ciała w idział Słowo
i M ą d ro ść Bożą! A lb o ja k gdyby m ożn a było widzieć
114 Księga II

d u ch a, bądź ducha ludzkiego, k tó ry ożyw ia ciało, b ądź też


m aterialne tchnienie zwane przez nas w iatrem ! O ileż
trudniej widzieć tego D u ch a Bożego, k tó ry niew ypow ie­
d zian ą w zniosłością Boskiej swej substancji przew yższa
um ysły w szystkich ludzi i aniołów!
A m oże ktoś posunie się aż do takiego błędu, że ośmieli
się tw ierdzić, iż Syn i D uch Święty są w idzialni n aw et dla
ludzi czuw ających n a jaw ie, podczas gdy Ojciec —jedynie
we śnie? J a k w tak im razie do Ojca sam ego odnosić te
słowna: „Ż ad en człow iek go nie w idział i w idzieć nie m o ż e ”
(1 T m 6, 16)? Czyż ludzie śpiący nie są ludźm i? A m oże
T en, który m oże ukształtow ać podobieństw o ciała dla
o k azan ia siebie w m ajaczeniach sennych, nie je st zdolny d o
ukształtow ania m aterialnego stw orzenia, k tó re by G o
przedstaw iało n a jaw ie oczom czuw ających? Lecz samej
istoty Jego, tego, czym O n sam w sobie jest, nie zdołają
przedstaw ić ani senne obrazy śpiącem u, ani m aterialn e
form y czuw ającym n a jawie! I to nie tylko istotę O jca, ale
rów nież Syna i D u c h a Świętego.
868 A le ci ludzie, k tó ry ch ta k nam iętnie p o ru sza sp raw a
widzeń na jaw ie, że posuw ają się do tw ierdzeń, iż to nie
Ojciec, ale Syn albo D u ch Święty ukazyw ali się oczom
ludzkim — pom inę już w ielką liczbę tekstów P ism a i ich
różne tłum aczenia w ykazujące niedorzeczność tego tw ier­
dzenia — ale pytam : co ci ludzie poczną w w y p ad k u O jca
naszego A b rah am a?

Co przeciwnicy pow iedzą o Abraham ie, który Boga widział


na jawie?
I cóż pow iedzą oni o A braham ie, k tó ry z w szelką p ew noś­
cią czuwał i był zajęty, gdy - ja k pow iada Pism o —„ u k a z a ł
m u się P a n ” . N ie je d e n albo dwaj m u się ukazali, ale trzej
m ężowie. I nie jest pow iedziane, by któryś z nich był
wyższy od pozostałych, by w yróżniał się w śród nich g o d ­
nością albo im rozkazyw ał.
XVIII, 34-35 115

W nioski
35. O m aw iając trzy kwestie, któreśm y postanow ili z b a­
d a ć 24, najpierw szukaliśm y odpow iedzi n a pytanie, kto
ukazyw ał się p atriarch o m pod postacią w idzialnego stw o ­
rzenia? Czy był to Ojciec, Syn i D u ch Święty, czy też
czasem Ojciec, a innym razem Syn albo D uch Święty?
A m oże bez żadnego zróżnicow ania O sób był to, ja k
m ów im y, Bóg jedyny, to jest sam a T ró jca Święta?
Po zb ad an iu licznych tekstów Pism a św. —w tej m ierze,
ja k zdołaliśm y to uczynić i ja k uznaliśm y za w skazane
—w ydaje m i się, iż z pokornego i roztropneg o rozw ażania
B oskich T ajem nic w ynika tylko jedno: Jeżeli sam tek st nie
d o starcza w yraźnych w skaźników , nie należy zuchw ale
rozstrzygać, k tó ra z O sób T rójcy Świętej zjaw iała się
w danym w y p ad k u p atriarch o m i p ro ro k o m w widzialnej
postaci cielesnej albo w podobieństw ie ciał. Sam a bow iem
n a tu ra , substancja czy isto ta Boga, to, czym Bóg jest, nie
m oże być w idziana oczam i ciała. M o ż n a nato m iast przyjąć,
że nie tylko Syn i D u ch Święty, ale rów nież Ojciec, m o g ą
coś o sobie objaw ić zm ysłow em u p o znaniu śm iertelnych za
pośrednictw em w idzialnego stw orzenia lub jego obrazów .
G d y więc ta k się rzeczy m ają, żeby nie przedłużać
nadm iernie tej drugiej księgi, pozostaw iam y resztę do ro z ­
p atrzen ia w dalszym ciągu dzieła.

24 Zob. wyżej, V II, 13, str. 88-89. Z zapowiedzianych trzech problemów A ugus­
tyn rozpatrzyt dopiero pierwszy.
K S IĘ G A T R Z E C IA

O DZIAŁANIU BOŻYM I ROLI ANIOŁÓW


W OBJAWIENIACH BOŻYCH
STAREGO TESTAMENTU

W stęp

C el p ra cy A ugustyna
1. N iech w ierzą m i albo nie w ierzą, co d o m n ie je d n a k , to
w olę czytać niż pisać książki.
K to zaś nie zechce tem u uw ierzyć, a m o że i chce się
p rzek o n ać, niechaj d o starczy m i książek o d p o w ia d ają c y ch
n a to , czego j a szukam i o co p y ta ją inni. Bo n a p y ta n ia ich
jestem w ystaw iony z racji m ego u rz ę d u w służbie C h ry stu sa
i ze w zględu n a gorące p rag n ien ie zabezp ieczen ia naszej
w iary przed błędam i łudzi zm ysłow ych i p o zb aw io n y c h
d u c h a. Jeśli d o starczy m i książek, w tedy zobaczy, ja k łatw o
się u sp o k o ję, rzu cając tę p racę, i z ja k ą ra d o śc ią zostaw ię
p ió ro w spo k o ju .
Jed n ak że albo to, cośm y n a ten te m a t czytali, nie jest
w zad o w alający sp o só b p o d a n e w języ k u łaciń sk im 1, alb o
p o p ro s tu nie m a tych rzeczy, a w k ażdym razie tru d n o je
znaleźć. C o do greckiego języ k a to b ra k n a m d o stateczn ej
biegłości, by w nim czytać i rozum ieć dzieła tra k tu ją c e o tej
m a terii, chociaż —sąd ząc n a p o d staw ie tych niew ielu dzieł,
869 k tó re zostały p rz e tłu m aczo n e — w p ism a c h ow ych
niew ątpliw ie znajduje się w szystko, czego m o żem y p o ż y ­
tecznie szukać 2.

1 Zob. wyżej ks. I, przyp. 10, str. 28.


2 Ojcowie kapadoccy oraz ich m istrz, św. A tanazy, ju ż rozw iązali zasadnicze
zagadnienia i ustalili słownictw o. Ich dzieła jed n ak w większości nie są jeszcze
dostępne czytelnikom łacińskim (zob. wyżej ks. I, przyp. 10, str. 28). A ugu sty n czytał
ich teksty w istniejących wówczas tłum aczeniach, ja k to u d o w ad n ia B. A L T A N E R ,
1-2 117

B raciom m o im nie m ogę się oprzeć. A że stałem się ich


sługą, więc m a ją praw o n iep o k o ić m n ie p y ta n ia m i, żąd ając,
bym m o w ą i pió rem (k tóry to p o d w ó jn y zaprzęg m iłość
p rz y n a g la w e m nie do biegu) ja k najusilniej im służył.
Jeśli p o n a d to p rzy zn am jeszcze, że pisząc sam nauczyłem
się w ielu rzeczy, k tó ry c h p rzed tem nie znałem , to p ra c a ta
nie p o w in n a w ydaw ać się zb ęd n a ani dla oczu pierw szego
lepszego p ró ż n ia k a , ani wielce uczonego m ę d rc a, gdyż
w ielu nieleniw ym i w ielu uczonym (a w ich liczbie tak że
i m n ie) je st b a rd z o p o trz e b n a.
O to dlaczego —w sparłszy się m o c n o n a w szystkim , com
n a te n te m a t przeczytał —sądzę, że m o g ę p o b o żn ie zgłębiać
i w y k ła d ać o T ró jc y Świętej, jed y n y m najw yższym i n a jle p ­
szym B ogu. P rzeto z Jego n a tc h n ie n ia i z Jego p o m o c ą
zacząłem pisać.
Jeżeli w ięc nie m a pism teg o ro d z a ju , to niechaj chcący
i m o g ący czytać m a ją tę księgę. A jeśli istnieją ju ż ta k ie
dzieła, to s ta n ą się one tym bardziej d o stępn e, im więcej ich
będzie.

Usposobienie czytelnika
2. Jeśli we w szystkich m ych p ism a ch oczekuję o d czytelni­
k a nie ty lk o życzliw ości, ale rów nież sw obodnej i niezależ­
nej k ry ty k i, to o ileż bardziej ich p ra g n ę w tym dziele, k tó re
o by —ze w zględu n a sam ą w ielkość p rzed m io tu —znalazło
ty lu szczęśliw ych szperaczy, ilu się sp o ty k a przeciw ników .
P o d o b n ie ja k nie żąd am od czytelnika stro n n iczy ch
w zględów d la m n ie, ta k rów nież nie chcę, by k ry ty k m ia ł je
d la w łasnej opinii. N iech pierw szy nie m iłuje m n ie bardziej
niż w iarę k a to lic k ą , a d ru g i niech nie k o ch a siebie b ardziej
od k ato lick iej praw dy. P ierw szem u z nich m ów ię: N ie
m u sisz p o d p o rz ą d k o w a ć się m o im pism om , ja k p ism o m
k a n o n icz n y m . O dkryw szy bow iem w tych o statn ich coś,
w co nie w ierzyłeś, w inieneś niezw łocznie w to uw ierzyć.

Augustinus und die griechische Patristik, „R evue B énédictine” 1952, str. 202-215.
Posługuje się ich słownictwem. G reckiego języ k a uczył się w szkole ( Wyznania , I,
X III, 20, P. L . 32, 670), ale udoskonali sw ą znajom ość dopiero p o w ydaniu De
Trinitate (por. Contra Julianum, I. V I, 22-26, P. L . 44, 656-658).
118 Księga III

W m o ic h zaś p ism a ch , jeżeli coś nie w y d a je ci się ja sn e , to


nie p rzy jm uj tego z c a łą p ew n o ścią, d o p ó k i nie zro zu m iesz
d o b rze. T a k sam o i k ry ty k o w i m ów ię: P o p ra w ia j i k ry ty k u j
m o je p ra c e nie w edług w łasnego m n ie m a n ia i u p o ru , ale
w o p a rc iu o P ism o św. i m o c n e a rg u m e n ty . Jeśli coś
p raw d ziw eg o w n ich znajdziesz, nie uw ażaj tego za m o ją
w y łączn ą w łasność, ale niech p rz e z z ro z u m ien ie i m iło ść
stan ie się to i tw oim , i m o im . N a to m ia s t jeśli coś fa ł­
szyw ego ta m sp o tk asz , to b łąd będzie m ó j, lecz n iechaj
o stro ż n a czujność to spraw i, by nie był on ani m o im , ani
tw o im błędem .

P rzypom nienie poprzednio zbadanych rzeczy


3. T rzecia księga zacznie się od tego, n a czym sk o ń cz y ła
d r u g a 3. T a m zaś staraliśm y się w y k a za ć, iż Syn nie jest
niższy od O jca z tej racji, że O jciec G o p o sy ła; że je d e n
p o sy ła, a d ru g i je st po słan y m . T a k sam o i D u c h Święty.
N ie jest O n niższy od N ich O b u , d la te g o że - j a k czy tam y
w E w angelii —jest p rzez N ich p o sian y .
Z aczęliśm y o d n a stę p u ją ce j kw estii: Jeżeli S y n b y ł p o ­
słany tam , gdzie ju ż był, gdyż „ n a św iecie b y ł” (J 1, 10),
i D u c h Św ięty ró w n ież p rz e d tem ju ż był ta m , gdzie z o sta ł
p o słan y - „ G d y ż D u c h P a ń sk i n ap ełn ił o k rą g ziem i, a to ,
co w szystko o bejm u je, m a p o z n an ie g ło su ” (M d r 1, 7) —to
czy p o słanie P a n a nie p o leg ało n a tym , że bez ro z g ło su
n a ro d z ił się w ciele i, ja k b y w y c h o d z ą c z ło n a O jc a u k a z a ł
się oczom ludzi w p o stac i sługi? Czy p o słan ie D u c h a
Św iętego nie p o leg a ta k sam o n a ty m , że się u k a za ł
w w idzialnej p o staci ja k gdyby gołębicy (M t 3, 16) i ro z ­
d zielonych języ k ó w n a k sz ta łt o g n ia (D z 2, 3)? C zy w ta ­
k im ra z ie p o słan ie S y n a i D u c h a Św iętego nie p o le g a ło b y
n a w yjściu z duchow ej tajem n ej głębi d la u k a z a n ia się
oczom śm iertelnych w ja k ie jś w idzialnej p o sta c i, czego nie
u czy n ił O jciec, o k tó ry m p o w ied zian e je s t je d y n ie , że p o ­
słał, a nie że był posłany?

° A u to r zostaw ił tam nie rozw iązane dw a z trzech p ro b lem ó w zapow iedzianych


w ks. U . V II, 13, str. 8 8 -8 9 .
3 —I, 4 119

870 N a stę p n ie b adaliśm y, dlaczego nigd y nie m ó w i się


0 p o s ła n iu O jca, choć u k a zy w a ł się przecież za p o ś re d n i­
ctw em w id zialn y ch zjaw isk o g lą d an y c h przez p rz o d k ó w .
1 jeśli Syn u k azy w ał się w ów czas, to czem u o Jeg o p o ­
słan iu m ó w i się o tyle p óźniej d o p ie ro , k iedy ,,n a s ta ła
p e łn o ść c z a su ” , ażeby n a ro d z ił się z niew iasty (G a 4, 4).
Bo c h y b a i p rzed tem b yw ał p o sła n y , u k azu jąc się w id zial­
nie w ow ych p o stac ia ch . A jeśli nie m o ż n a w łaściw ie
m ó w ić o p o słan iu S yna zanim „S łow o stało się ciałem ”
(J 1, 14), to dlaczego się c zy ta o p o sła n iu D u c h a Św iętego,
k tó ry n igdy nie p rzy jął ciała w tak i sposób? Jeśli zaś
w o w y ch d a w n y ch w id zen iach nie ukazy w ał się w te n
sp o só b a n i O jciec, an i Syn, ale D u c h Św ięty, to czem u nie
m ó w i się o Jego p o słan iu , s k o ro ju ż w tak i sp o só b się
u kazyw ał?
A w reszcie d la tym d o k ład n iejszeg o ro z p a trz e n ia , p o ­
dzieliliśm y to zag ad n ien ie n a trz y kw estie, z k tó ry c h p ie rw ­
sza z o sta ła o m ó w io n a w drugiej księdze, a dw ie p o z o sta ją
jeszcze d o ro z w aż e n ia i te ra z d o nich przy stąp ię. Z b a d a liś ­
m y ju ż u p rz e d n io i w ykazaliśm y, że w ow ych s ta ro d a w n y c h
w id z en ia c h i zjaw iskach nie u k azy w ał się w yłącznie sam
O jciec, sam Syn czy też sam D u c h Święty, lecz alb o
bez ż a d n e g o zró ż n ico w a n ia P a n B óg, T ró jc a Św ięta, alb o
je d n a z O só b B oskiej T ró jcy , n a k tó rą te k st o p o w ia d a n ia
w sk azu je p rzez ja k ie ś szczególnie ją oznaczające o k o licz­
ności.

I. O Z A S A D A C H D Z IA Ł A N IA P IE R W S Z E J P R Z Y C Z Y N Y

1. C zy B óg d z iała p rz e z pośred n ik ó w ?

C zy B ó g u ka zu ją c się k szta łto w a ł nowe stw orzenia,


czy ra czej p o sy ła ł aniołów?
I. 4. P rze jd ź m y w ięc d o dalszego ciągu. W drugiej części
zam ierz o n e g o p la n u p o stan o w iłem zbadać: Czy było sp e­
cjalnie k s z ta łto w a n e now e stw orzenie, przez k tó re B óg
120 Księga III

ukazyw ał się oczom ludzi w sposób, ja k i u zn ał za stosow ny


w d an y ch okolicznościach? Czy raczej istniejący ju ż p rz e d ­
tem aniołow ie, posy łan i, by m ów ić w im ieniu B oga, p rz y ­
jm ow ali od stw orzeń cielesną p o stać d la spełnienia swego
zad an ia? A m oże sw obodnie przeo b rażali swoje p o z o rn e
ciało n a d a ją c m u p o stać d o sto so w a n ą do d ziałan ia, gdyż
- dzięki udzielonej sobie przez Stw órcę m ocy - nie są
tak iem u ciału p o d p o rz ą d k o w a n i, ale rząd zą nim , ja k p o d ­
d a n ą sobie rzeczą.

C zy S yn i D uch Św ięty byli posyła n i za Starego Prawa?


P o zb ad an iu tej części zagadnienia, n a ile B óg d a ł to
uczynić, trzeb a w k o ń cu przejść do kw estii, k tó rą śm y n a
p o c zą tk u postan o w ili rozpatrzyć, a m ianow icie: Czy Syn
i D u c h Święty tak że i przedtem byw ali posłani? Jeśli ta k , to
n a czym po leg a różnica pom iędzy ow ym i p o słan iam i,
a tym , o któ ry m się czyta w Ew angelii? Czy m oże żad en
z N ich nie był p osłany, d o p ó k i Syn nie n a ro d z ił się z P a n n y
M ary i, a D u c h Święty nie u k azał się w p o staci gołębicy
i ognistych języków ?

J a k aniołowie działają w świecie?


5. W yznaję, że p rzek racza to zdolność m ojego um ysłu, i nie
p o trafię rozstrzygnąć:
Czy aniołow ie, zachow ując duchow y c h a ra k te r sw ych
ciał w dziełach bardziej tajem nych, nie p rz y jm u ją je d n a k
od niższych isto t pew nych elem entów , k tó re d o siebie
do sto so w ują, i k tó re — ja k szatę — zm ieniają i o b ra c a ją
w ró żn e w idzialne postaci, o tyle praw dziw e, o ile p ra w ­
dziw a w oda została przez P a n a p rzem ien io n a w p raw d ziw e
w ino (J 2, 9)? Czy też w łasne c ia ła 4 p rzem ien iają w to , co
chcą, stosow nie do po trzeb działania?

4 K ilkakrotnie spotykam y w dziełach św. A ugustyna twierdzenie, że aniołow ie


posiadają jakieś ciało, chociaż innej natu ry niż nasze (corpus, non caro, w Kazaniu
362, 17, P. L. 39, 1622), uduchow ione, świetlane, jak będą nasze d a ła po zm artw ych­
wstaniu (.Enarr. in psalm. 85, 17, P. L. 37, 1094; De Civ. Dei, XXU, X X IX . P. L. 41,
796-799, tłum. W. Kubicki P. O. K. 13 (1937), str. 642-644). N ie inaczej m yślą inni
I, 4 -6 121

Lecz niezależnie od tego, ja k ta sp raw a się p rzed staw ia,


nie w chodzi o n a w zakres om aw ianej teraz kw estii. B ędąc
człow iekiem , 871 nie m ogę przez żadne dośw iadczenie
zrozum ieć tego, co czynią aniołow ie, bo oni lepiej zn ają
swoje spraw y niż ja m oje. W ja k i sposób m o je ciało
zm ienia się p o d w pływ em m ojej w łasnej w oli, czego d o ­
św iadczyłem ta k n a sobie, ja k n a innych? N ie m iejsce tu
je d n ak , by m ów ić, co o tym sądzę w o p arciu o pow agę
P ism a św. N ie usiłuję więc tego udow odnić, gdyż by ło b y to
zb y t długie rozw odzenie się n a d rzeczam i niep o trzeb n y m i
d la om aw ianej kw estii.

R ola aniołów w teofaniach Starego Testam entu


6. Z o b aczym y teraz, czy aniołow ie byli spraw cam i wi­
dzialnych form u k azujących się oczom ludzi i głosów
d o ch o d zący ch d o ich uszu, gdy m aterialn e stw orzenie,
p o słu szne skinieniu Stw órcy, przyjm ow ało p o stać sto so w ­
n ą d o p o trzeb chwili, ja k n a p isa n o w K siędze M ądrości:
„S tw o rzenie bow iem tobie, Stw orzycielow i, usłu g u jąc z a ­
p a la się k u m ęce przeciw niespraw iedliw ym , a ucisza się
d la d o b ra tych, którzy w to b ie ufają. P rzeto i w ów czas
we w szystko się odm ieniając usługiw ało łasce twej, k tó ra
w szystko żywi, w edług woli tych, którzy cię p ro sili”
(16, 2 4-25).
T a k , m o c w oli Bożej za pośrednictw em duchow ego
stw o rzen ia osiąga w idzialne i postrzegalne d la zm ysłów
sk u tk i w m aterialn y m stw orzeniu. A gdzież M ąd ro ść B oga
W szechm ogącego nie czyni tego, co chce o n a, k tó ra „ d o ­
sięga... o d k o ń c a aż do k o ń c a m o c n o i u rząd za w szystko
ła g o d n ie ” (M d r 8, 1)?

Ojcowie: A M B R O Ż Y , O Abrahamie, U. V III, 58, P. L. 14, 482; T E R T U L IA N ,


O D uszy, 7, 22, P. L. 2, 697, O Ciele Chrystusowym, 11 (819); Adv. Praxeam , 7 (184).
W szyscy oni pozostają wówczas p o d wpływem fizyki stoickiej, d la której wszelka
su bstancja jest ciałem (zob. C Y C ERO , N ova Acad., I, X I; P L U T A R C H , Opinie
filo zo fó w 3. 11; SE X T U S E M P IR IC U S , A dv. M athem ., IX. 211; PL O TY N , En-
neady, II. 4, 1).
122 Księga III

2. D ziałanie Boże w świecie

Wola Boga je s t ostateczną przyczyną zm ian w świecie


fizy c zn y m
II. 7. W przyrodzie jed n ak zm iany i przeobrażenia ciał
d o k o n u ją się inaczej.
W porządku tym — choć oczywiście jest on p o d dany
każdem u skinieniu Bożemu - w skutek stałości, a stąd
i zwyczajności zjawisk, zatraca się podziw. T a k jest np.
w w ypadku zm ian, które w pow ietrzu, n a ziemi czy n a
m o rzu zdarzają się bardzo często, a w każdym razie
w niewielkich odstępach czasu: rzeczy te p o w stają i giną,
ukazując się raz tak, raz inaczej.
Lecz dzieje się całkiem odm iennie, gdy zjaw iska takie są
rzadkie i przez to dla nas niezwykłe. W tedy w zbudzają
wielkie zdum ienie u pospólstw a, choć są zrozum iałe dla
ludzi zastanaw iających się n ad światem . W m iarę ich
p o w tarzania się w licznych pokoleniach i im więcej ludzi je
zna, tym mniej w yw ołują zdziwienia. Są to n p ( zaćm ienia
Słońca lub K siężyca, rzadkie rodzaje gwiazd, trzęsienia
ziemi, rodzenie się potw orów w śród zw ierząt i wiele p o ­
dobnych zjawisk. N ic z tych rzeczy nie dzieje się bez woli
Bożej, lecz wielu ludzi tego nie widzi,j
U chodziło więc próżności filozofów przypisyw anie tych
zjawisk innym przyczynom ; czasem praw dziw ym , lecz ty l­
ko bezpośrednim , gdyż byli niezdolni do ro zp o zn an ia n a j­
wyższej ze w szystkich przyczyn, to jest woli Bożej; a cza­
sem przyczyn fałszywych, o k tórych w noszą n a podstaw ie
własnego widzimisię i błędu, a nie b a d an ia ciał i zjaw isk
przyrody.

P rzykłady działania Bożego w dziedzinie p rzyczyn wtórnych


8. Jeśli zdołam , przytoczę przykład, k tó ry m oże spraw i, że
moje m yśli stan ą się bardziej zrozum iałe. N ie ulega w ątp li­
wości, że ciało ludzkie przedstaw ia pew ną m asę ciała,
pewne piękne kształty, dobrze rozm ieszczone i zró żn ico w a­
ne członki oraz pew ną rów now agę zdrow ia. C iałem tym
II, 7 - III, 8 123

rządzi dusza, k tó ra została w nie tchniona. Jest to ro zu m n a


dusza.: C hoć sam a podlega zm ianom , m oże ona je d n ak
mieć uczestnictw o w 872 niezm iennej M ądrości, by była
„w sobie zespolona” , jak napisane jest w psalm ie o w szyst­
kich świętych, z których, ja k z żywych kam ieni buduje się
ow a Jeruzalem , wieczna m a tk a nasza w niebie. T a k właśnie
się śpiewa: „Jeruzalem , k tó re się buduje ja k m iasto m ające
udział w N im !” (Ps 121, 3*) ,,W N im ” - przez słowa te
rozum ie się najwyższe i niezm ienne d o b ro , jakim jest Bóg,
oraz m ądrość i w ola Jego; „T y odmienisz je jak odzienie
i przeinaczą się. A tyś jest ten sam ” (Ps 101, 27-28).

Działanie Boga w duszy świętego je s t ostatecznie pierwszą


przyczyną w szystkiego
111. W yobraźm y sobie takiego m ędrca, którego ro zum na
dusza uczestniczy ju ż w niezm iennej i wiecznej Praw dzie.
Człowiek ten radzi się jej we wszystkich swych poczyna­
niach i nie czyni nic, co do czego nie pozna w niej, wiecznej
Praw dzie, że ta k postąpić należy, aby — będąc jej p o d ­
danym i słuchając jej —działać właściwie.
I przypuśćm y, że m ędrzec ów, z nakazu najwyższego
p raw a Boskiej sprawiedliwości, którego słucha w tajem nicy
serca, ta k trudził i wyczerpywał swe ciało w jakim ś dziele
m iłosierdzia, że popadł w chorobę. G dy, zapytaw szy leka­
rzy, od jednego usłyszy, że pow odem niemocy jest zbytnie
wysuszenie ciała, a drugi m u powie, że jest nim n ad m iar
w ilgotnych hum orów , to jeden p o d a m u praw dziw ą przy­
czynę, a drugi będzie w błędzie; obaj jedn ak wym ienią
przyczyny bliższe, to jest bezpośrednio związane z ciałem.
Lecz jeśli się będzie szukać przyczyny owego wysuszenia,
to okaże się nią n ad m iar dow olnie podjętego trudu. W ten
sposób odnajdzie się wyższą przyczynę. O na to, w ychodząc
od duszy, dosięga ciała, którym dusza rządzi. Ale i to nie
jest jeszcze pierw sza przyczyna. T a bowiem n a pewno była
w samejże niezm iennej M ądrości, poniew aż dusza owego
świętego m ęd rca, posłuszna jej tajem nym nakazom , p o d ­
jęła ten tru d z miłości. N ie m o żn a więc znaleźć innej
pierwszej przyczyny tej choroby poza w olą Bożą.
124 Księga III

Przypuśćm y jeszcze, że m ędrzec ten d o b ra ł sobie p o m o c ­


ników w spólnie z nim pracujących w tym dziele podjętym
przez niego z obow iązku i pobożności. A le słudzy ci nie
z takim ja k on sercem służyli w dobrym dziele. Czynili to
jedynie dla zapłaty, chcąc zaspokoić chciwość albo dla
uniknięcia trosk m aterialnych.
Przypuśćm y p o n a d to , że użył rów nież i zw ierząt p o ­
ciągowych, jeśli to było potrzebne dla dostarczenia rzeczy
koniecznych do w ykonania owego dzieła. Z w ierzęta te,
pozbaw ione rozum u, popędzane kijem, pracow ały bez m y­
śli o dobrym dziele, ale albo z natu raln ej chęci, albo d la
uniknięcia razów.
A wreszcie przypuśćm y, że człowiek ów użył także i rze­
czy m artw ych, pozbaw ionych wszelkiego czucia, p o trz e b ­
nych do jego dzieła, a więc zboża, w ina, oliwy, szat,
pieniędzy, ksiąg i innych p o d o b n y ch przedm iotów .
Z pew nością w śród tych różnych ciał użytych do tego
dzieła będą zachodzić zm iany, ruch i zużycie, o d n o w a
i zniszczenie i inne procesy zachodzące zawsze w zw iązku
z przestrzenią i czasem. Czy będzie je d n ak ja k aś in n a
przyczyna tych wszystkich widzialnych i zm ieniających się
faktów niż niew idzialna i niezm ienna w ola B oga d ziałają­
ca za pośrednictw em duszy sprawiedliw ego, w której k ró ­
luje M ądrość, używ ając wszystkiego: i dobrych, i złych
ludzi i bezrozum nych zwierząt, 873 i ciał ożyw ionych czy
nie ożywionych? - A przecież najpierw w o la B oga p o ­
służyła się jedynie tą d o b rą i świętą duszą, k tó rą p o d d a ła
sobie w pobożnym i religijnym poświęceniu.

3. D ziałanie Boga we w szystkim


v
Wola Boga rządzi w szystkim w świecie \
IV. 9. T en przykład jednego człow ieka —m ęd rca i świętego,
choć żył jeszcze w śm iertelnym ciele, chociaż nie cieszył się
pełnym widzeniem — m o żn a by rozszerzyć n a cały dom
zam ieszkany przez ludzi p o d o bnych do niego, albo n a
m iasto, a naw et cały okrąg ziemi, gdyby w ładza i rządy
III, 8 - IV, 9 125

spraw am i ludzkim i pozostaw ały w ręku m ędrców , świętych


i ludzi doskonale p oddanych Bogu.
A ta k jeszcze nie jest. N ajpierw m am y ja k o śm iertelni
pielgrzym ow ać w śród p ró b i dośw iadczeń. Z brojni słody­
czą i cierpliw ością, m am y czerpać naukę ze sm agających
nas przeciwności.
I gdy ta k jeszcze nie jest, w inniśm y myśleć o samej
Ojczyźnie, wyższej i niebiańskiej, skąd pochodzim y. T am
w ola B oga —k tó ry z aniołów czyni wichry, a ze sług swoich
ogień palący (Ps 103, 4) — panuje w śród duchów zespolo­
nych najwyższym pokojem i przyjaźnią, w jedno serce i je d ­
n ą wolę stopionych duchowym ogniem miłości. T am wola
B oga rządzi nimi, ja k w dom u swoim lub swojej świątyni
przew odnicząc z wyniosłego, ukrytego i świętego tronu.
Stąd w harm onijnych i pięknie zgranych procesach natury,
najpierw duchow ych, a następnie zewnętrznych, rozprze­
strzenia się n a wszystko, wszystkim się posługuje i wszystko
urządza w edług swoich niezmiennych zamysłów. W szystko
ta k ogarnia: duchy i ciała, byty rozum ne i pozbaw ione
rozum u, dobrych z Jego łaski i złych z własnej woli.
Lecz po d o b n ie ja k ciała cięższe i niższe są rządzone
w pewnej hierarchii przez bardziej subtelne i m ocniejsze,
ta k sam o wszystkie ciała są rządzone przez ducha ożywia­
jącego. D u ch życia pozbaw ionego rozum u podlega d u ­
chow i życia rozum nego. A duch życia rozum nego, który
w yłam uje się i grzeszy, jest rządzony przez ducha życia
rozum nego: pobożnego i sprawiedliw ego. T en zaś —przez
sam ego Boga. W ten sposób całe stw orzenie jest rządzone
przez Stw órcę, z którego, przez którego i w którym zostało
uczynione i ustanow ione (K ol 1, 16).
W następstw ie tego w oła B oża jest pierw szą i najwyższą
przyczyną w szelkich form i procesów we wszystkich cia­
łach. N ic w idzialnego ani zew nętrznego nie m oże się dziać,
co by nie stało się w skutek rozkazu lub zezwolenia przy­
chodzącego z zew nętrznego i niew idzialnego przybytku,
zgodnie z tajem nym w ym iarem n ag ró d i kar, łask i zapłat
w tej przeogrom nej rzeczypospolitej całego stw o rzen ia5.

W pływ stoickiego pojęcia o zorganizowaniu wszechświata w jedną ogrom ną


126 Księga III

D ziałanie Boga w sakram encie Ciała C hrystusow ego


10. A p o sto ł Paw eł — chociaż uginał się jeszcze p o d b rze­
m ieniem ciała, k tó re podlega skażeniu i o b ciąża duszę
(M d r 9, 15), choć ,,po części ty lk o ” i ja k „w zag ad ce”
w idział (1 K o r 13, 12), pragnąc „ro z sta ć się z tym życiem
i być z C h ry stu sem ” (F lp 1, 23), choć w zdychał „całym
jestestw em swoim , oczekując p rz y b ra n ia za synów B ożych
i o d k u p ien ia swojego ciała” (R z 8, 23 *) — przecież zn aj­
dow ał m oc, ażeby głosić P a n a naszego Jezu sa C h ry stu sa,
w yrażając G o n a każdy sposób: w słowie, w pism ach,
w sakram encie C iała i K rw i Jego.
874 Pew nie że nie jego język, nie pergam iny, a tra m e n t,
dźw ięki w yrazów czy znaki liter zapisany ch n a k a rta c h
nazw aliśm y tu C iałem i K rw ią C hrystusa. Jest nim jedynie
to, co — w zięte z ow oców ziemi i pośw ięcone m isty czn ą
m o d litw ą —przyjm ujem y w obrzędzie d la duchow ego z b a ­
w ienia, na p am iątk ę M ęki Pańskiej za nas. B ędąc rę k o m a
ludzi d o p ro w ad zo n e d o tej w idzialnej p ostaci, zostaje o n o
pośw ięcone w yłącznie za spraw ą niew idzialnego d ziałan ia
D u c h a Bożego, ażeby stać się ta k w ielkim S a k ra m e n te m *6.
O statecznie więc S praw cą tego w szystkiego, co się czyni n a
d ro d ze przem ian m aterialn y ch , jest Bóg, k tó ry n ajpierw
niew idzialnie w pływ a n a swe sługi, p o ru szając dusze ludzi,
lub p o d d a n e sobie służebności niew idzialnych duchów .
C óż więc dziw nego, że — w śród stw orzen ia n a niebie
i ziemi, w m o rz u i w pow ietrzu —Bóg, w edług u p o d o b a n ia
swego, stw arza pew ne rzeczy w idzialne i u chw ytne d la
zm ysłów, że przez nie daje znać o Sobie i d aje Siebie
rzeczpospolitą: np. E PIK T E T , Diatryby, I. 9 (tłum. L. Joachim ow icz, W arszaw a
1961, str. 33. Bibl. Klas. Filoz.); C Y C E R O , Nowa Acad., I; M A R E K A U R E L IU S Z .
Rozmyślania, V, 30; V II, 9; IX, 9 i X II, 30 etc..., tłum . M. Reiter, Bibl. Klas. Filoz.,
W arszaw a 1958.
6 Sacramentuni u św. A ugustyna tyle znaczy, co Tajemnica (w języku teologicz­
nym K ościoła wschodniego Sakram enty są jeszcze dzisiaj nazyw ane „tajem nicam i” :
Mysterion po grecku, Tainstwo po staroslow iańsku). Św. A ugustyn daje tutaj
syntetyczną naukę o Eucharystii: D ziałanie D ucha Świętego w skutek m odlitw y
mistycznej (tj. związane z mysterium ) tworzy z d arów ludzkich, sporządzonych
ludzką ręką, sakram ent, czyli znak zewnętrzny ukrytej rzeczywistości, któ ra udziela
łaski, tj, skutecznie łączy człowieka z Bogiem. Z ob. G . L E C O R D IE R , La Doctrine
de TEucharistie chez S. Augustin, P aris 1930, gdzie są zebrane w szystkie teksty
A ugustyna na ten tem at.
IV, 10 - V, 11 127

p o zn ać, ja k sam u zn a za p o trzeb n e, jed n ak że nie u k a zu ją c


przy tym swojej istoty. T a bow iem jest całkow icie n ie­
zm ienna. I w swojej w ew nętrznej i tajem nej w zniosłości jest
o n a n ied o sięg aln a i wyższa p o n a d w szystkie stw o rzo n e
przez N iego duchy.

4. C u d a

B ó g sprawcą cudów
V. 11. M o c B oża, rząd ząc całym stw orzeniem duchow ym
i m a te ria ln y m , przyw ołuje corocznie w pew ne dni w ody
m ó rz , by zalew ały pow ierzchnię ziemi. W ów czas je d n a k ,
gdy stało się to n a p ro śb ę św iętego m ęża Eliasza, zjaw isko
było p o p rzed zo n e ta k ciągłą i d łu g o trw ałą suszą, że ludzie
u m ierali z głodu, a w owej godzinie, gdy m odlił się sługa
Boży, żaden ślad wilgoci nie zap o w iad ał bliskiej ulewy.
T o też, gdy n aty ch m iast p o tem spłynęły ta k gw ałtow ne
i obfite p o to k i deszczu, cieszący się tym cudem widzieli
w nim o kazanie się m ocy Bożej (1 K ri 18, 45).
T a k sam o B óg spraw ia zw ykłe błyskaw ice i pioruny.
Lecz gdy te n a górze Synaj pojaw iały się w niezw ykły
sp o só b , gdy grzm oty nie były bezładnie pom ieszanym
h ałasem , ale w yraźnie okazyw ały się znakiem , - to był cud
(W j 19, 16). K tó ż , jeśli nie Bóg, d o p ro w a d za soki od
k o rz e n ia aż d o w innej ja g o d y i daje w ino? K to pow oduje
w zro st, gdy człow iek sadzi i p o d lew a (1 K o r 3, 7)7 A le gdy
rów nież n a ro zk az P a n a w oda z niezw ykłą szybkością
przem ieniła się w w ino, to naw et głupcy przyznali, że
o b jaw iła się w tym m oc B oża (J 2, 9). K to jeśli nie Bóg
co ro czn ie liśćmi i kwieciem p rz y o z d ab ia drzewa? A je d n a k
w kw itnącej lasce k a p ła n a A a ro n a Bóg w jak iś sposób
p rzem aw iał d o pow ątpiew ającej ludzkości (L b 17, 8).
Pew nie, że w szystkie drzew a i ciała zw ierząt ro d zą się
z tej sam ej ziem skiej m aterii. A k tó ż to spraw ia, jeśli nie
T en , k tó ry ro z k a za ł ziemi, żeby rodziła (R dz 1, 24), k tó ry
tym sam ym stw órczym słow em rządzi i działa w tym , co
uczynił? Lecz gdy tę sam ą m aterię naty ch m iast i bezpośred­
128 Księga III

nio obrócił z laski M ojżesza w ciało w ęża, to był cud. N ie


ulega w ątpliw ości, że m a te ria je st zm ienna, ale ta k a jej
zm ienność była czymś niezw ykłym . A k to życie d aje
w szystkim żyjącym przy ich n aro d zen iu , jeśli nie T e n sam ,
k tó ry owego w ęża ożywił n a tę godzinę, kiedy to było
potrzebne?
V I. I k to u m arłym przyw raca d u c h a przy ich z m a r­
tw ychw staniu, jeśli nie T en, k tó ry w łonie m a te k ciała
pow ołuje do życia, 875 aby p ow stali przyszli um arli?
Lecz gdy to się dzieje ja k gdyby w ciągłym nurcie
płynącej rzeki, rzeczy, k tó re giną lub są, i z ukrytej głębi n a
wierzch się w yłaniają, a z w idoku znów w ciem ność p rz e ­
chodzą zw ykłą d ro g ą tego, co m ija — uw ażam y to za
n atu raln e. N iech je d n a k te sam e rzeczy d la o strzeżen ia
ludzi p rzy d arzą się w jak im ś niezw ykłym tem pie — w tedy
się one w ydają przedziw ne.

II. P O S Z C Z E G Ó L N E W Y P A D K I
R Ó Ż N E K W E S T IE D O T Y C Z Ą C E T E O F A N I 1

1. M a g ia i zw iązane z n ią spraw y

D ziałanie B oże w sztukach m agicznych


V IL 12. W idzę już, co m oże spraw ić tru d n o ść słabszym
um ysłom . Z ap y tu ją: J a k to się dzieje, że m a g ia m oże
p o w o d ow ać takie sam e cuda? C zarodzieje fa ra o n a ró w n ież
p ro d u k o w ali węże i inne p o d o b n e rzeczy (W j 7 i 8). A le o to
co jest bardziej zadziw iające: J a k to się stało , że m o c
m agów , dość p o tężn a na to , by tw orzyć węże, zupełnie
zaw iodła, gdy doszło do m aleńkich m uszek? B o k o m a ry
— trzecia sp o śró d plag, po d k tó ry c h ciosam i ugiął się
pyszny n a ró d egipski —to w łaśnie m aleń k ie m uszki. B ezra­
dni w obec nich czarow nicy rzekli: „P alec to B oży jest!”
(Wj 8, 19)
F a k t ten k aże n am się dom yślać, że naw et u p a d li a n io ło ­
wie i m oce pow ietrzne zrzucone z góry, z niebiańskiej
VI, II -V I II , 13 129

św iatłości w ciem ną o tch łań , ja k gdyby d o w ięzienia, że


n aw et on i, dzięki k tó ry m sztuki m agiczne d ziałają to , co
m o g ą działać, naw et oni nic by nie d o k o n a li, gdyby nie
była d a n a im m o c z w ysokości. M o c ta byw a d a w a n a albo
dla zm ylenia oszustów , ja k to m ia ło m iejsce w sto su n k u do
E g ip cjan, a n aw et w sto su n k u do sam ych m agów , gdy
uw iedzeni przez ow e duchy, zdaw ali się w zbudzać podziw7
sw oim i sztu k am i, a okazali się godni p otęp ien ia ze stro n y
p raw d y B ożej, albo dla ostrzeżenia w iernych, by tego nie
p rag n ęli ja k o rzeczy ważnej (w łaśnie dlatego p o w ag a P ism a
św. p rzy tacza te fakty), albo dla ćw iczenia, w y p ró b o w an ia
i o k a za n ia w pełnym blasku cierpliw ości w iernych. (Zaiste,
n iem ała to była p o tęg a cudów , przez k tó re H io b utracił
cały d o b y te k , dzieci, a naw et zdrow ie ciała).

W ładza dem onów pochodzi od Boga


V III. 13. N ie należy je d n a k sądzić na tej po d staw ie, by
grzeszni aniołow ie m ogli czynić, co zechcą w dziedzinie
rzeczy w id z ia ln y c h 7. Nie. T o Bóg wedle swego u zn an ia
udziela im tej m ocy z w ysokości swej duchow ej i niezm ien­
nej stolicy. Przecież naw et skazańcy w k o p aln iach k o rz y s­
ta ją z w ody, ognia i ziem i, ja k im się p o d o b a , ale w tej
m ierze, w jakiej im się n a to pozw ala. N ie m o ż n a więc tych
złych aniołów nazyw ać stw órcam i z tej racji, że dzięki nim
czarodzieje opierający się słudze B ożem u tw orzyli żaby
i węże. N ie oni bow iem je stw orzyli.

P rzyk ła d y
W szystkie rzeczy rodzące się w sp osób w idzialny i cieleśnie
m a ją n a pew no swe ukryte n a sio n a w m aterialn y ch elem en­
ta c h tego św iata.
N ie k tó re z nich są ju ż w idzialne d la naszych oczu, ja k to
m a m iejsce n p . w w ypadku ow oców czy zw ierząt. In n e zaś

7 Przez dziewięć lat swojej m łodości, a ż d o spotkania się z filozofią neoplaloń-


ską, A ugustyn w yznaw ał m anicheizm . N a u k a ta wyrosła na pniu m azdeizmu,
w którym uznaje się dwie rów norzędne moce: Światła i Ciemności, Boga i złych
duchów . W łaśnie tutaj A ugustyn p o tęp ia bezapelacyjnie te poglądy.
130 Księga III

są niew idzialnym i nasionam i nasion. W taki sposób n a


rozkaz Stwórcy wody wywiodły p ta k i i płazy, a ziemia
wydała istoty żyjące według ich rodzajów i pierwsze 876
zwierzęta według rodzajów ich (R dz 1, 2 0 —25). M oc ro d ze­
nia bynajm niej nie w yczerpała się przez to, że je w ydała.
Najczęściej je d n ak b rak odpow iednich w arunków klim aty­
cznych dla rozw inięcia się nasion i w ydania przez nie
swoich gatunków .
W eźmy np. m ałą sadzonkę, czyli kiełek. W łożony do
ziemi we właściwych w arunkach, w yrasta jako drzewo. Lecz
ten kiełek posiada jeszcze mniejsze nasionko tego samego
rodzaju, i tak idzie dalej dopóki sięga nasz wzrok. A kiedy
okiem dostrzec go nie m ożna, to jeszcze m ożna rozum nie
przypuścić istnienie takiego nasionka, ponieważ gdyby nie
było w elementach sił tego rodzaju, to nie w yrastałyby
z ziemi wcale nie posiane tam rośliny i nie rodziłoby się tyle
zwierząt na ziemi i w wodzie bez uprzedniego zejścia się
samca z samicą. A przecież rośnie ich tyle i schodząc się,
rodzą inne, podczas gdy same zrodziły się bez rodziców.
W każdym razie na pewno tak jest z pszczołami, k tóre nie
rodzą potom stw a przez zapłodnienie, ale nasiona swe, jakby
rozsiane na ziemi, zbierają pyszczkam i8.
Stw órcą tych niewidzialnych nasion jest sam Stw órca
wszechrzeczy. W szystkie bowiem byty, któ re ro d ząc się
ukazują się naszym oczom, m ają swój zaczątek w tych
niedostrzegalnych nasionkach. Z nich to wyw odzi się ich
rozwój dochodzący do określonych w ym iarów i zróżnico­
w ania kształtów , ja k gdyby z jakichś pierwszych w zorców
dla praw ich pochodzenia.
Ani rodziców nie nazywamy stwórcam i ludzi, ani rolnika
stw órcą plonów , chociaż m oc stwórcza Boga działa przy ich
zewnętrznym współudziale. T a k sam o ani dobrych, ani
złych aniołów nie godzi się uważać za stwórców, naw et jeżeli
wielka subtelność ich zmysłów i ciała pozw ala im dostrzec
najbardziej ukryte dla nas nasiona tych rzeczy, a następnie
niewidzialnie dla nas rozsiewać je w odpow iednich układach

8 Teorie starożytne zapożyczone od Pliniusza i Wergiliusza, np. Georgiki, IV,


w . 199-202.
VIII, 13-15 131

elementów i tak zapewnić sprzyjające w arunki zrodzenia się


tych rzeczy i szybkiego rozwoju. Lecz ani dobrzy aniołowie
tego nie czynią bez rozkazu Boga, ani źli tego uczynić nie
m ogą bez Jego przyzwolenia. Niewątpliwie zła wola nie­
sprawiedliwych wywodzi się z ich złości, władzę jednak
otrzym ują czy to dla u k aran ia bądź samych siebie, bądź
innych, czy też dla ukarania złych, a chwały dobrych.

Zastosowanie tych uwag do życia duchowego


14. D latego to A postoł Paweł — dla podkreślenia różnicy
pom iędzy działaniem Boga, k tóry stw arza i kształtuje we­
w nętrznie, a zew nętrznym działaniem stw orzeń — zapoży­
cza podobieństw a z rolnictw a i mówi: ,,Jam zasadził,
A pollos podlew ał, ale Bóg dał w zrost” (1 K o r 3, 6).
T a k sam o i w naszym życiu tylko Bóg m oże kształtow ać
d u ch a czyniąc go sprawiedliwym . N atom iast zewnętrzne
głoszenie Ewangelii jest dostępne także i dla ludzi, i to nie
tylko dla dobrych, którzy czynią to ,,w imię praw dy” , ale
naw et dla złych podejm ujących to dzieło w skutek zbiegu
okoliczności (F lp 1, 18*).
P odobnie i w stw orzeniu rzeczy widzialnych Bóg działa
w ewnętrznie. A co do działania zewnętrznego, ta k d o ­
brych, ja k złych: aniołów , ludzi czy naw et zwierząt, to
m oże m ieć ono miejsce jedynie z rozkazu Bożego i w tej
m ierze, w jakiej im Bóg użyczy władzy i chęci po temu. Bóg
posługuje się nimi 877 w całkowicie przez siebie stw orzo­
nym świecie natury, podobnie ja k rolnictw em posługuje się
w stosunku do ziemi. D latego nie m ogę powiedzieć, że źli
aniołow ie wezwani przez sztuki magiczne byli stwórcam i
żab i wężów, ta k sam o ja k nie m ogę złych ludzi nazw ać
stw órcam i żniw a, choć widzę, że w zrasta ono dzięki ich
pracy i zabiegom .

Inny przykład: trzoda Jakuba


15. T a k sam o i Jakub nie stw orzył um aszczenia swych
trzó d , m im o że „kładł... pręty w koryta wód przed oczy
b aran ó w i owiec, aby patrząc n a nie poczynały” (R dz 30,
132 Księga III

41). Przecież i sam e owce nie stw arzały ró ż n o ro d n o ś c i


zab a rw ie n ia sw ego p o to m stw a , gdy zachow y w ał się w ich
w y o b raźni k o lo r ró ż n o b a rw n y c h p rętó w , n a k tó re p a ­
trzały. T a k i o b ra z nie m o że w pływ ać n a ciało p o b u d z o n e
zag rzan iem złączenia, jeżeli nie p o ru szy ł d u c h a o ży w iające­
go to ciało, do tego sto p n ia , że zab arw ił p la m a m i p o ­
czynający się p łó d .
T en w zajem ny w pływ d u c h a n a ciało i ciała n a d u c h a
w yjaśnia się słusznym i racjam i niezm iennie żyjącym i w n a j­
wyższej M ąd ro ści B oga, k tó rej ż ad n a przestrzeń nie o g arn ia,
k tó ra —sam a niezm ienna —nie p o m ija żadnego b y tu n aw et
n a k ró tk ą chw ilę się pojaw iającego, gdyż żaden z nich nie
zo stał stw orzony inaczej, ja k przez N ią sam ą. T o , że owe
owce urodziły nie pręty, ale ja g n ię ta, spraw iło n iezm ienne
i niew idzialne p ra w o Boskiej M ąd ro ści, k tó ra w szystko
stw orzyła. N a to m ia st to , że w ygląd prętó w w płynął n a
um aszczenie poczętych ja g n ią t, w ynikało z w pływ u, ja k i n a
poczynające owce w yw ierały zew nętrzne i w ew nętrzne w ra ­
żenia, idąc n a swój sposób za praw em n a d an y m w ew n ętrz­
nie przez Stw órcę. A le nie należy to do te m a tu i zb y t długo
trzeb a by w yjaśniać, ja k w ielka jest m o c w pływ u p rzem ian
i poruszeń duszy, k tó ry one w yw ierają n a m a te rię ciała.
W k ażd y m razie z pew nością nie m o ż n a tw ierd zić, że
d u sza stw arza ciało, p o n iew aż p rzy czy n a zm iennej i w i­
dzialnej su b stan cji, jej ro d z a j, sp o só b d z iałan ia , w ielkość
i ciężar sk ład ające się n a to , że o n a je st, o ra z n a tu ra , z racji
której je st ta k a , a nie in n a , w szy stk o to zależy od ro z u m ­
nego i niezm iennego życia, k tó re , będ ąc w yższe p o n a d
w szystko, d osięga aż do rzeczy najniższych i ziem skich.
C o m n ie skłoniło d o p rz y p o m n ie n ia teg o , co J a k u b
uczynił z trz o d ą ? C hciałem , by z ro z u m ia n o , że człow iek
w k ład ający p ręty d o k o ry ta w pew ien o k reślo n y sp o só b nie
m o że być uw ażany za stw órcę, bo nie o n stw o rzy ł u b a rw ie ­
nie ja g n ią t i k o ziołków . T a k sam o nie m o ż n a te g o p o ­
w iedzieć o d u szach m a te k , k tó re zgodnie z p ra w a m i swojej
n a tu ry , p rzeniosły w ielobarw ny o b ra z p o częty w z ro k o w o
n a p łó d p o częty ciałem . T ym bardziej nie m o ż n a m ó w ić, że
źli an iołow ie byli stw órcam i żab i w ężów , k tó re d zięk i nim
uczynili czarodzieje fa ra o n a .
VIII, 15 - I X , 17 133

2. W yższość d z iałan ia B ożego

R ó żn ica p o m ięd zy działaniem p rzy c zy n y p ierw szej


i p r z y c z y n w tórnych
IX . 16. D z ia ła n ie stw órcze i rz ą d y n a d stw orzeniem od
s tro n y jego najw yższej i w ew nętrznej przyczyny, to coś
z asad n iczo różnego od w ym ienionych w y p ad k ó w . T a k
d z iała ty lk o jed y n y S tw ó rca, Bóg.
Z u p e łn ie inny c h a ra k te r p o s ia d a oddziały w an ie od ze­
w n ą trz , żeby się ta k czy inaczej o k azało to , co ju ż jest
stw o rzo n e. W szy stk o to bow iem je st ju ż stw o rzo n e w ź ró d ­
le sw ym i założeniow o w u k ła d zie swych elem entów , 878
a w sprzyjających o k o liczn o ściach p o w sta ją byty. T a k
sam o bow iem ja k m a tk i są p ło d em brzem ienne, ta k i św iat
je st b rzem ien n y p rzyczynam i p o w sta w a n ia b y tó w 9. T e zaś
są stw arza n e w yłącznie przez najw yższą Isto tę , w k tó re j nie
m asz n a ro d z in ani śm ierci, p o c z ą tk u ni k o ń ca.
N a to m ia s t, ja k to w ykazałem n a p rzy k ład zie u p raw y
ro ln ej, nie ty lk o źli aniołow ie, ale naw^et źli ludzie m o g ą
p o słu ży ć się p rzyczynam i zew nętrznym i, k tó re choćby nie
były n a tu ra ln e , d ziałają je d n a k zgodnie z p raw am i n a tu ry .
W ten sp o só b ja k gdyby w ydobyw ają z ło n a n a tu ry z a ­
m k n ię te w nim byty, ta k że te p o w stają niejak o i z o sta ją
ja k b y zew n ętrzn ie stw o rzo n e, ja k b y rozw ijając sw ą liczbę,
m ia rę i ciężar, w u k ry ciu o trz y m a n e od T ego, k tó ry u rz ą ­
dził w szy stk o „ p o d m ia rą i liczbą, i w ag ą” (M d r 11, 21).

17. N ie dziw m y się w ięc, że d u c h życia łączy się u zw ie­


rz ą t z p o ż ąd a n ie m tego, co o d p o w ia d a ich n a tu rze, i u n ik a ­
niem teg o , co jej przeciw ne.
Z a u w a ż a m y też, że w ielu ludzi z n a rośliny, m ięsa, soki
i ciecze, z k tó ry c h —p o o d p o w ied n im ich p rzy g o to w an iu ,

8 Teoria szeroko rozpowszechniona w kotach filozoficznych IV w. Pochodzi ona


od stoików, np.: SEXTUS EMPIRICUS, Adv. Mathem., IX, 101; CYCERO, De
natura deorum, II 8; DIOG. LAERT., 7, 148. Augustyn mógł je poznać w neo-
platonizmie, np.: JAMBLICH, Thealogumena arithm., 49; PLOTYN, Enn., II, III,
13—17. Powtarza tę teorię kilka razy, np.: De Genesi ad litt ., V. 21, P. L. 34, 338,
C. S. E. L., 28, str. 155.
134 Księga III

poćw iartow aniu, starciu i pom ieszaniu —ro d zą się zwierzę­


ta. A k tó ż by był na tyle nierozsądny, by przypisyw ać im
stw orzenie tych zwierząt? Pierwszy lepszy, najgorszy naw et
człowiek m oże wiedzieć, skąd się rodzą m uchy i robaki.
Cóż więc dziwnego, że źli aniołowie, udarow ani w ielką
subtelnością czucia, znając najbardziej ukryte n asio n a ele­
m entów , wiedzą, z czego ro d zą się węże i żaby, a przez
stw orzenie odpow iednich w arunków rzeczywiście d o p ro ­
w adzają do zrodzenia się wężów i żab. W ięc nie stw arzają
ich, ale przez wytworzenie odpow iednich okoliczności,
znanych i pew nych, stw arzają tylko w arun k i sprzyjające
ich rodzeniu się. A przecież to , co ludzie zwykli czynić,
ludzi nie zadziwia.
M oże kogoś dziwi szybkość zrodzenia się i w zrostu
owych w ężów i żab? Niech pom yśli, w jaki sposób ludzie
uzyskują te rezultaty, zważywszy na ludzkie m ożliw ości.
Skąd się to bierze, że te sam e tru p y szybciej pok ry w ają się
robactw em w lecie niż w zimie? Szybciej w ciepłych niż
w zim nych pom ieszczeniach? Lecz ludzie z tru d em tylko
w ytw arzają takie w arunki, bo b ra k im subtelności zmysłów
oraz zręczności w członkach pow stałych z m u łu ziemi
i ociężałych. Stąd im doskonalej aniołow ie sk u p iają bliższe
przyczyny poza elem entam i, tym bardziej nas zadziw ia ich
zręczność w tego rodzaju działaniach.

Bóg ja k o pierwsza przyczyna kieruje działaniem p rzyczyn


wtórnych
18. Lecz stw órcą jest w yłącznie Ten, k tó ry spełnia głów ną
rolę w kształtow aniu bytów . D o tego zaś n ik t nie jest
zdolny poza tym Jednym , k tó ry w ręku swym dzierży
m iary, liczby i cięż a ry 10. O n jest jedynym Stw órcą, B o­
gi eną. «Z Jego niewypowiedzianej m ocy dzieje się, że za Jego
zgodą aniołow ie czynią to, czego by nie m ogli d o k o n ać,
gdyby O n na to nie zezwolił. Jedynym więc w ytłum acze­
niem tego, że nie m ogli oni doprow adzić do zrodzenia się

10 Autor dyskretnie zapowiada porównanie, którym się: posłuży przy końcu


ks. XI (XI, 18, str. 353) dla zgłębienia natury Trójcy Świętej.
IX, 17-19 135

m aleńkich m uszek, chociaż udało im się to w stosunku do


żab i wężów, jest zakaz Boży przez D u ch a Świętego, co
przyznają sam i czarodzieje m ów iąc: „Palec Boży to je st”
(Wj 7, 12; 8, 7. 18-19).
B ardzo tru d n o człowiekowi poznać, czy coś jest dla tych
duchów możliwie z n atury, a niedostępne w skutek zakazu,
czy też nie m o g ą tej rzeczy uczynić z racji swej natury. 879
A naw et poznanie tego rodzaju jest dla człow ieka wręcz
niem ożliwe, jeśli nie zostanie m u udzielony szczególny dar,
o k tórym w spom ina A postoł m ów iąc: „Innym rozeznanie
d u ch ó w ” (1 K o r 12, 10). T ak, dobrze wiemy o tym, że
człow iek m oże chodzić, ale nie chodzi, gdy m u się w tym
przeszkadza; nato m iast nie m oże latać, naw et gdyby m u
n ik t tego nie zabraniał. T ak sam o i ci aniołowie: pewne
rzeczy m ogą czynić, jeśli z rozkazu Bożego pozw olą im n a
to potężniejsi od nich aniołow ie. Lecz pewne rzeczy są dla
nich w ogóle niedostępne, naw et jeśli wyżsi aniołowie nie
b ro n ią im tego, poniew aż nie zezwala na nie Ten, od
k tórego otrzym ali ta k ą w łaśnie naturę. A często przez
aniołów swoich Bóg zab ran ia im naw et tego, co uczynił dla
nich m ożliw ym .

3. O becność Boga w znakach

19. Pom ińm y zjaw iska m aterialne, pojaw iające się w cza­
sie zgodnie z norm alnym porządkiem rzeczy, a więc w scho­
dy i zachody ciał niebieskich, rodzenie się i śmierć isto t
żyjących, niezm ierną różnorodność nasion i ziaren, m gły
i obłoki, śniegi i deszcze, błyskawice i grzm oty, pioruny
i grady, w ichry i ogień, zim na i gorąco, i wszystkie inne
p o d o b n e zjawiska.
Pom ińm y rów nież zjaw iska, które, choć rzadkie, należą
je d n a k do tego sam ego p o rząd k u rzeczy, np. zaćm ienia ciał
świetlistych, niezwykłe rodzaje gwiazd, potw ory, trzęsienia
ziemi itp. Pom ińm y te wszystkie zjawiska, których przy­
czyną jest w yłącznie w ola Boga i dlatego niektóre z nich
w ym ienia się w Psalmie: „O gniu, gradzie, lodzie i wietrze
gw ałtow ny!” (Ps 148, 8) A następnie, żeby ktoś nie m yślał,
136 Księga III

że pow stały one z przypadku, albo z zew nętrznych, m a te ­


rialnych tylko przyczyn, albo naw et duchow ych, ale nieza­
leżnych od woli Boga, tenże Psalm dodaje: „Czyniące
słowo jego” .

N ie w szystkie znaki i cuda wyrażają Boga osobiście


X. Pom ińm y więc to w szystko, co zacząłem wyliczać.
Zupełnie różne są zjawiska, które - chociaż pow stają z tej
samej cielesnej m aterii - jednakże m ają za zadanie p rzek a­
zywać naszym zmysłom jakieś boskie posłannictw o. Są to
właściwe cuda i znaki.
Lecz nie wszystko, co jest nam od P ana Boga przekazy­
wane, przedstaw ia osobę Boga. C zasam i Bóg objaw ia się
za pośrednictw em anioła; czasami zaś w postaci, k tó ra nie
jest aniołem, ale anioł się nią posłużył. K iedy to nie jest
anioł, wówczas m oże to być albo jakieś istniejące ju ż ciało
przem ienione przez anioła dla jego przedstaw ienia, albo
takie ciało bywa utw orzone wyłącznie dla oznaczenia tego,
co m a wyrazić, i zaraz potem znów znika.
Czasam i ludzie prorokują, pow tarzając słow a Boże w t a ­
ki sposób, ja k gdyby w ystępow ali w im ieniu sam ego Boga.
Zaczynają wtedy od słów: „P an pow iedział” , „ T o m ów i
P a n ” (Jr 31, 1-2) i innych podobnych.
Innym znów razem nie zaczynają od takich słów, lecz
w ystępują w im ieniu Boga, np: „D am tobie rozum i nauczę
cię tej drogi, k tó rą m asz pójść” (Ps 31, 8). W ten sposób
p ro ro k nie tylko słowy, ale i czynem przedstaw ia osobę
Boga i w Jego im ieniu występuje, pełniąc swą p ro ro ck ą
służbę. Oto np. p ro ro k , w ystępując w im ieniu Boga, ro z­
d arł płaszcz na dw anaście części i dziesięć z nich d ał słudze
Salom onow em u, przyszłem u królow i Izraela (3 K ri 11,
30-31). Czasam i także i inna rzecz, nie sam p ro ro k , ale coś
ju ż przedtem istniało n a ziemi, przyjm uje tego ro d zaju
znaczenie, 880 np. Jakub, obudziwszy się, postaw ił n a
pam iątkę w idzenia kam ień, k tó ry podłożył p o d głowę
w czasie snu (R dz 28, 18). N iekiedy taki sym bol m a trw ać
przez pewien czas, ja k to m iało miejsce z m iedzianym
wężem podniesionym n a pustyni (Lb 21, 9) i ja k m oże być
X, 19-20 137

rów nież z pism em . Czasem zaś znak m a zniknąć zaraz po


spełnieniu swego zadania, ja k to się dzieje z chlebem n a to
uczynionym , k tó ry spożyw am y w Sakram encie.

N ie zawsze znaki religijne są cudami


20. W szystkie te rzeczy są znane ludziom , gdyż ludzie się
do nich przyczyniają. M ogą one być traktow ane ze czcią
i uszanow aniem , bo są religijnymi znakam i, lecz nie w zbu­
d zają podziw u, jak o coś cudow nego. Te zaś spośród rzeczy
dokonyw anych przez aniołów, w ydają się nam najbardziej
cudow ne, k tóre są trudniejsze i rzadsze. D la aniołów je d ­
n ak są one dobrze znanym i czynnościam i i nie są dla nich
niczym trudnym .
A nioł więc przem aw ia do człow ieka w imieniu Boga,
m ów iąc do niego: „Jam jest... Bóg A braham a, Bóg Izaaka
i Bóg J a k u b a ” , gdyż przedtem było w Piśmie powiedziane:
„ U k az ał m u się anioł P ański” (Wj 3, 6. 2*). A człowiek
w ystępuje w im ieniu Boga, m ów iąc: „Słuchaj, ludu mój,
a napom nę cię, Izraelu... Bo ja jestem Pan, Bóg tw ój”
(Ps 80, 9. 11). L aska M ojżesza została w ybrana n a znak
i m o c anielska obróciła ją w węża (Wj 7, 10). Człowiek nie
p o siad a takiej w ładzy, a jed n ak kam ień przez człowieka
został w ybrany n a znak (R dz 28, 18).
W ielka zachodzi różnica pom iędzy tym , co czyni anioł,
a co działa człowiek. Pierwsze w zbudza podziw i zastano­
wienie, drugie — tylko zastanow ienie. M oże to sam o dają
one do zrozum ienia, ale fakty pobudzające myśl są różne,
ja k gdyby imię Boże było napisane złotem i atram entem .
Jed n o jest bardziej cenne, drugie mniej, ale oznaczają one
to sam o.

Znaczenie węża M ojżeszowego


C hociaż w ąż uczyniony z laski M ojżeszowej oznaczał to
sam o, co kam ień Jakuba, jednakże kam ień ten przed­
staw iał coś lepszego niż węże m agów .
Bo ja k nam aszczenie kam ienia oznacza C hrystusa w cie­
le, w k tórym nam aszczony został „olejkiem wesela nad
138 Księga III

rów ieśników ” sw oich (Ps 44, 8), ta k lask a M o jżesza z a ­


m ien io n a w w ęża, przed staw ia tegoż C h rystu sa, k tó ry stal
się posłuszny aż do śm ierci krzyżow ej (F lp 2, 8). Stąd 11 te
słowa: „A ja k o M ojżesz podw yższył w ęża n a p u sty n i, ta k
m usi być podw yższony Syn Człow ieczy, aby każd y , k tó ry
wierzy weń, nie zginął, ale m iał żyw ot w ieczny” (J 3, 14—15),
p o d o b nie ja k nie ginęli od ukąszeń w ężów ludzie sp o ­
glądający n a w ęża podw yższonego n a pusty n i (L b 21, 9).
„S tary nasz człow iek został w espół z nim przybity d o
krzyża, aby zniszczone zostało ciało przez grzech u ja rz ­
m ione i abyśm y nie byli więcej niew olnikam i g rzech u ”
(R z 6, 6). O tóż w ąż p rz y p o m in a śm ierć sp o w o d o w an ą
przez w ęża w raju (R dz 3), przy czym zo stała u ży ta fig u ra
retoryczna w skazująca n a skutek przez w ym ienienie p rz y ­
czyny. Z atem lask a przem ieniona w w ęża to C h ry stu s
p o ddający się śmierci. A w ąż znów o b ró co n y w łaskę, to
C hrystus zm artw ychw stały, cały C h ry stu s w raz z ciałem
swoim , to jest K ościołem (K ol 1, 24), co n a stą p i przy
k o ń cu czasów , ja k to sym bolizuje ogon w ęża, k tó ry u jął
M ojżesz, ażeby znow u stał się lask ą (Wj 4, 4). N a to m ia st
węże m agów to ja k b y um arli św iata, k tó rz y nie b ę d ą m o g li
razem z C hrystusem zm artw ychw stać, jeśli p rzez w iarę
w N iego nie b ęd ą ja k b y w chłonięci w Jego ciało (Wj 7, 12).
Z atem kam ień J a k u b a —ja k pow iedziałem —o zn acza coś
lepszego niż węże m agów , chociaż sztuki ich były bardziej
nadzw yczajne. A le nie zm ienia to sam ej rzeczy oznaczonej,
p o d o b nie ja k nie zm ieniłoby jej 881 n ap isan ie im ienia
człow ieka złotem , a im ienia B ożego a tram en tem .

21. K to z ludzi wie, w jak i sp osób aniołow ie k sz ta łtu ją


albo w ykorzystują obłoki i płom ienie dla p rzed staw ien ia
tego, co przekazyw ali, naw et jeśli ukazyw ał się P a n albo
D u ch Święty?
Dzieje się tu podobnie, ja k z ledwie ochrzczonym i dzieć­
m i, k tó re nie w iedzą, co położono n a ołtarzu i co się spoży­

11 Dowolna interpretacja autora, który łączy dwa wydarzenia nie mające z sobą
nic wspólnego, mianowicie walkę Mojżesza z egipskimi czarownikami (epizod laski
zamienionej w węża, Wj 7, 8-12) oraz ocalenie Izraelitów od śmierci przez spogląda­
nie na węża z miedzi stopionego przez Mojżesza (Lb 21,9).
X, 20-21 139

w a p od koniec świętych obrzędów . N ie w iedzą one, skąd się


to wzięło, ja k zostało przygotow ane i dlaczego pobożnie się
przyjm uje. I jeśli nigdy nie nauczą się z dośw iadczenia
swojego bądź innych, jeśli nigdy tych postaci nie zobaczą
inaczej, ja k podczas spraw ow ania Tajem nic, gdy ofiarow uje
się je i rozdaje, jeśli się im nie pow ie z w ielką m o cą i pow agą,
czyje to jest ciało i krew , to z pew nością będą sądzić, że w tej
postaci P a n zjawił się oczom śm iertelnych i że taki napój
w ypłynął z Jego przebitego b o k u (J 19, 34).

N iew ystarczalność rozum u ludzkiego wobec cudownych


znaków
B ardzo to dla m nie pożyteczne, bym pam iętał, ja k słabe są
m o je siły, i żebym braci m oich up o m in ał, aby i oni o tym
p am iętali, by zasię słabość ludzka nie przestąp iła dalej, niż
to je st dla niej bezpieczne.
W ja k i sposób d o k o n u ją tego aniołow ie? A raczej: W j a ­
ki sp o sób B óg d o k o n u je tego przez sw oich aniołów , a jeśli
zechce, to i przez złych aniołów , zezw alając, n ak azu jąc lub
zniew alając z w ysokości tajem nego tro n u najw yższych
swych rządów ? A ni w zrok m ój nie je st n a to dość w nikliwy,
ani pew ność um ysłu ta k rozw inięta, bym zdołał to z ro ­
zum ieć i odpow iedzieć n a w szystkie zw iązane z tym p y ta ­
nia ta k pew nie, ja k gdybym sam był aniołem , p ro ro k iem
lub ap ostołem . „M yśli bow iem ludzkie są bojaźliw e, i nie­
pew ne przew idyw ania nasze; bo ciało, podległe skażeniu,
o b ciąża duszę, a ziem skie m ieszkanie tłum i umysł n a d ­
m iarem tro sk . I z tru d n o śc ią się dom yślam y rzeczy, k tó re
są n a ziemi, i co m am y przed oczym a, z tru d em zn aj­
dujem y; a co jest w niebie, k to zbada? A m yśl tw o ją k to
p o z n a , jeśli ty nie dasz m ąd ro ści i nie spuścisz D u c h a
tw ego św iętego z w ysokości?” (M d r 9, 14-17*)

S a m a istota Boga nie ukazuje się nigdy w cudownych znakach


N ie b a d ajm y w ięc tego, co w niebie jest, ani do jakiego
ro d zaju rzeczy należą ciała anielskie z racji swej godności
i d ziałan ia.
140 Księga III

Jed n a k ż e zgodnie z D u c h em Św iętym , k tó ry z o sta ł n a m


zesłany z w ysokości, i z łask ą Jego u d z ielo n ą um ysłom
naszym , ośm ielam się z całą p ew n o ścią tw ierdzić, że ta k
O jciec, ja k Jeg o Słow o i D u c h Jego, k tó rz y są je d n y m
B ogiem , w istocie swej są a b so lu tn ie niezm ienni, a tym
bardziej są niew idzialni. Istn ie ją bow iem rzeczy zm ienne,
ale niew idzialne, ja k np. n asze m yśli, p am ięć, w o la o ra z
w szelkie stw o rzen ia n iem aterialn e. N a to m ia s t nie m a rze­
czy w idzialnych, k tó re by nie były zm ienne.
X I. Z tej racji su b stan cja, a jeśli k to w oli, is to ta B oga,
w edług tego, ja k chociaż troszeczkę, w m ia rę n aszy ch
m ożliw ości m a m y częściow e pojęcie o O jcu, S ynu i D u c h u
Św iętym , 882 b ę d ą c najzupełniej n iezm ien n a, a b so lu tn ie
nie m o ż e być w id zialn a sam a w sobie.

4. B óg nie u k azu je się b e zp o śre d n io

R ola aniołów w teofaniach


22. A w ięc w szystkie w idzenia p a tria rc h ó w , gdy B óg o b ­
ja w iał się im stosow nie do sw ojego p la n u d la ty ch czasów ,
z w szelką pew nością były o b jaw ien iam i za p o śre d n ictw e m
stw orzenia.
I chociaż jest d la n as zakryte, w ja k i sp o só b d o k o n y w a ł
tego posługując się aniołam i, je d n a k ż e w tw ierd zen iu tym
nie o pieram y się jedynie n a w łasnym p rz e k o n a n iu . N ie
chcem y, by się zdaw ało, że ro zu m iem y „ n a d to , co ro z u ­
m ieć trz e b a ” , ale rozum iem y „z u m ia rk o w a n ie m w edług
d a ru w iary, ja k ą k a ż d e m u B óg o d m ierzy ł” (R z 12, 3).
„W ierzym y i m y, i d la te g o m ó w im y ” (2 K o r 4, 13). C zyż
nie m a pow agi P ism a św., od k tó re j um ysł n a sz nie
pow inien się odchylać? N iech w ięc nie o p u szcza m o c n e g o
o p a rc ia w słow ie B ożym i nie rz u c a się w p rz e p a ść w ła s ­
nych m niem ań , gdzie zm ysł nie k ieruje ciałem i n ie ja śn ieje
rozum ienie praw dy.
Przecież ja k najw yraźniej je st n a p isa n e w Liście d o
Ż ydów , że e k o n o m ia N ow ego T e s ta m e n tu ró ż n i się o d
Starego sto so w n ie do w ieków i czasów ta k ż e ty m , że
XI, 22-23 141

an io ło w ie nie ty lk o się u k azyw ali, ale i przem aw iali. O to


jeg o słow a: „ D o k tó re g o z aniołów kiedykolw iek p o w ie­
dział: «Siądź p o p raw icy m ojej, aż położę n iep rzy jacio ły
tw o je ja k o p o d n ó ż e k p o d stopy tw oje»? Czyż nie są ty lk o
służebnym i d u c h am i, w ysłanym i k u pom ocy tym , k tó rz y
dzied zicam i zb aw ien ia stać się m a ją ? ” (F ibr 1, 13—14)
A p o s to ł w yk azu je tu ta j, że to w szystko nie ty lk o było
czynione przez an io łó w , ale d la n as, ze w zględu n a n as było
czynione, to je st ze w zględu n a lud Boży, k tó re m u było
p rzy rzeczo n e dziedzictw o ży w o ta w iecznego. P o d o b n ie je st
n a p isa n e ró w n ież w Liście d o K o ry n tia n : ,,A to w szystko
d ziało się im ja k o fig u ra rzeczy przyszłych i n a p isa n e je st
k u p rz e stro d z e dla nas, k tó rz y żyjem y w tych czasach
o sta te c z n y c h ” (1 K o r 10, 11).
A w reszcie, pon iew aż w tedy B óg p rzem aw iał przez a n io ­
łów , a te ra z przez Syna, Paw eł w y raźn ie ośw iadcza: „ D la ­
tego w inn iśm y tym pilniej zachow yw ać w szystko, co usły ­
szeliśm y p rzy n a u c z a n iu , abyśm y uniesieni p rą d e m , w k o ń ­
cu nie m inęli się z celem . Bo jeśli ju ż słow o przez an io łó w
o g ło szo n e p o sia d a ło sw ą w ielką w agę, ta k że p rzek ro czen ie
i n iep o słu szeń stw o sp o tk ało się ze słuszną o d p ła tą , ja k ż e
ujdziem y p rz e d k a rą , jeżeli zlekcew ażym y sobie ta k w sp a­
n ia łą n a u k ę o zbaw ien iu ?” I ja k b y chcąc odpow iedzieć n a
m o żliw e pytanie: O ja k im to zbaw ieniu m ow a? w skazuje,
że m o w a je st o N o w y m T estam encie, to je st o tym słowie,
k tó re przez P a n a było pow ied zian e, a nie p rzez aniołów :
„ N a jp ie rw głosił j ą P an , p o te m p rzek azali ją n am w ierni
św iad k ow ie, k tó rz y osobiście ją usłyszeli, a B óg potw ierdził
ją z n ak am i, cu d am i, ró ż n o ro d n y m d ziałan iem swej m o cy
i d a ra m i D u c h a Św iętego w edle w oli sw ojej” (H b r 2, 1 -4 ).

P ism o św. nazyw a Boga „ A n io łem ’’


23. L ecz m o ż e z a p y ta kto : dlaczego n a p isa n e jest: „R zek ł
P a n d o M o jż e sz a ” a nie: „ R z e k ł an io ł do M o jżesza” ?
M y zaś zap y tam y : D laczego h e ro ld , ogłaszając w yrok
sędziego, nie pisze: „ H e ro ld o rz e k ł” , ale: „S ędzia o rzek ł” ?
T a k sam o, k ied y p rzem aw ia p ro ro k , n aw et gdybyśm y
pow iedzieli: „ M ó w i p r o r o k ” , rozum ielibyśm y, że są to
142 Księga III

słow a P ańskie. A gdybyśm y pow iedzieli: „M ó w i P a n ” , nie


w yłączylibyśm y przez to p ro ro k a , ale w skazalibyśm y w ten
sposób, kto przez niego przem aw ia.
Pism o św. n ie jed n o k ro tn ie przed n am i o dsłania, że ten
an io ł jest P anem naszym i dla p o tw ierd zen ia tej to żsam o ści
m ów i: 883 „ P a n pow iedział” , ja k to ju ż przedstaw iliśm y
u p rzednio. Lecz że w zględu n a tych ludzi, k tó rzy w te k s­
ta c h K siąg Św iętych w ym ieniając a n io ła chcą w idzieć sa ­
m ego Syna Bożego, poniew aż Syn ta k zo stał n azw any
przez p ro ro k a , gdy te n oznajm ił w olę O jca i Jego. D la teg o
to chciałem d ać oczywisty d o w ó d przez przytoczenie słów,
w k tó ry ch pow iedziane jest nie: „przez a n io ła ” , ale: „p rzez
aniołów ” .

M ow a św. Szczepana
24. R ów nież i Szczepan w D ziejach A p o sto lsk ich p rz e m a ­
w ia w ten sam sposób, ja k jest n ap isa n e w księgach S tarego
P raw a: „M ężow ie i b racia i ojcow ie, słuchajcie: B óg chw ały
u k azał się ojcu naszem u, A b ra h am o w i, gdy był w M e z o p o ­
ta m ii” (D z 7, 2).
I żeby ktoś nie m yślał, że B óg chw ały w sam ej istocie
swojej ukazyw ał się oczom śm iertelnych, d o d aje n astęp n ie,
że to anioł u k azał się M ojżeszow i. P o w ia d a więc: „ Z p o ­
w o d u tych słów uciekł M ojżesz i stał się gościem w ziem i
M ad ia n , gdzie zrodził dw óch synów . A gdy u płynęło lat
czterdzieści, ukazał m u się n a p u sty n i góry Synaj A n io ł
P ański w płom ieniu k rz a k a gorejącego. U jrzaw szy to M o j­
żesz zdum iew ał się tym w idokiem . A gdy p rzy stąp ił, aby się
tem u p rzypatrzyć, rozległ się głos P a ń sk i m ów iący: « Jam
Bogiem ojców tw oich, Bogiem A b ra h a m a , B ogiem Iz a a k a
i Bogiem Jak u b a» . A przeraziw szy się M ojżesz nie śm iał
spojrzeć. I rzekł m u Pan: «Zdejm ij sandały z nóg tw o ic h » ”
(D z 7, 2 9 -3 3 * ).
N ie ulega najm niejszej w ątpliw ości, że Szczepan m ó w i tu
„ a n io ł” i „ P a n ” , nazyw ając ta k sam ego „B o g a A b ra h a m a
i B oga Iz a a k a , i Boga J a k u b a ” , ja k o N im pisze K sięg a
R o d zaju.
XI, 24-25 143

O A braham ie
25. A m oże k to ś pow ie, że w praw dzie M ojżeszow i Bóg
u k a za ł się za pośred n ictw em anioła, ale A b ra h am o w i u k a ­
zał się sam bezpośrednio?
N ie szukajm y odpow iedzi u Szczepana, lecz zap y tajm y
0 to K sięgi, n a pod staw ie której m ów ił Szczepan. Czyż nie
je st tam napisane: „I rzekł P an do A b ra h a m a ” (R dz 12, 1),
a nieco dalej: „ U k a z a ł m u się P a n ” (R dz 17, 1)? Czy m oże
je st ta k n a p isa n e dlatego, że nie stało się to za p o śre d ­
nictw em anioła? W innym m iejscu czytam y: „I u k azał m u
się P a n p o d dębem w M am b rę, siedzącem u we drzw iach
n a m io tu w sam u p a ł d n ia ” (R dz 18, 1), po czym zaraz
Pism o św. dod aje: „ G d y więc podniósł oczy swe, ukazali
m u się trzej m ężow ie, stojący blisko n ieg o ” (ibid. 2).
Jak żeż zd o łają ci, któ rzy nie chcieli w znieść się o d słów d o
ro z u m ie n ia ich treści, albo zb y t łatw o od pojęć d o słów się
p rzerzu cają, ja k że ż będą m ogli ci ludzie w ytłum aczyć, że
w trzech m ężach ukazał się Bóg, jeśli nie u znają - ja k
zresztą dalszy ciąg w skazuje — że byli to aniołow ie? Czy
m o że dlateg o , że nie jest pow iedziane: A nioł pow iedział,
albo: A nioł się u k azał, dlatego ośm ielają się m ów ić: M o j­
żesz w praw dzie m iał to w idzenie i usłyszał ten głos za
p o śred n ictw em an ioła, poniew aż ta k jest napisane. A b ra ­
h am o w i zaś — poniew aż nie w sp o m in a się o aniele - Bóg
u k a za ł się w istocie swojej i ta k do niego przem aw iał. T ak ,
ale co to będzie znaczyć, jeśli w w ypadku A b ra h a m a też
będzie m ow a o aniele?
O to co czytam y o otrzym anym przez A b ra h a m a ro z ­
k azie o fia ro w a n ia syna: „ P o tych w y p ad k ach kusił Bóg
A b ra h a m a i rzekł do niego: «A braham ie, A braham ie!» 884
A on odpow iedział: «O to jestem !» R zekł m u: «W eźmij
syna tw ego je d n o ro d z o n eg o , k tó reg o m iłujesz, Izaak a,
a idź do k ra in y górzystej i tam go ofiarujesz n a całopalenie
n a jednej górze, k tó rą tobie u każę»” . N ie ulega w ątp liw o ­
ści, że w sp o m in a się tu ta j o Bogu, a nie o aniele. Lecz
w k ró tc e p o te m ta k m am y napisane: „I w yciągnął rękę,
1 p o rw a ł m iecz, aby ofiaro w ać syna swego. A oto A nioł
P ań sk i z n ie b a zaw ołał: «A braham ie, A braham ie!» A on
144 Księga III

odpow iedział: «O to jestem !» I rzekł m u: «N ie ściągaj ręki


twej n a dziecię ani m u nic nie czyń!»”
Cóż n a to odpow iedzieć? A m oże owi ludzie pow iedzą,
że Bóg ro zk azał zabić Izaak a, a anioł tem u przeszkodził.
Z atem ojciec, w brew rozkazow i B ożem u, by zabił Iz a ak a ,
posłuchał anioła, k tó ry m u każe oszczędzić syna. T a k ie
tłum aczenie jest w arte śm iechu. Poniechajm y go. Z resztą
sam o Pism o nie pozw ala n a tak ie głupie i p ro stack ie
rozum ienie tego m iejsca, gdyż zaraz dodaje: „T erazem
poznał, że się boisz Boga i nie oszczędziłeś u k o ch an eg o
syna tw ego dla m n ie” . Cóż znaczy: „d la m n ie” , jeśli nie d la
tego, k tó ry k azał zabić? A więc Bóg A b ra h a m a i an io ł to
jed n o , a lepiej jeszcze: Bóg za pośrednictw em anioła? Lecz
czytaj dalej. T u anioł jest najw yraźniej w ym ieniony. Zw aż
jed n ak n a kontekst: „ P o d n ió sł A b ra h am oczy swoje
i ujrzał za sobą b a ra n a , k tó ry uw iązł za rogi w cierniu;
wziął go tedy i ofiarow ał za całopalenie zam iast syna.
I nazw ał im ię m iejsca owego: « P an widział». S tąd aż p o
dziś dzień m ów ią: «N a górze P a n się u k a za ł» ” . O tóż nieco
wyżej B óg podobnie rzekł przez anioła: „T erazem p o zn ał,
że się boisz B oga” .
N ie znaczy to bynajm niej, że Bóg w tedy p rz e k o n ał się
o tym , ale uczynił tak, by sam A b ra h am p rzek o n ał się, czy
m a dość m ocy d u cha, by słuchać B oga aż d o złożenia
ofiary z syna jedynego. Jest to figura retory czn a w ym ienia­
ją ca skutek zam iast przyczyny, p o d o b n ie ja k m ó w i się:
gnuśne zim no, zam iast pow iedzieć, że zim a sprzyja len i­
stwu. T a k sam o Pism o św. m ów i, że Bóg p o z n ał u czu cia
A b rah am a, podczas gdy B óg A b ra h am o w i d ał p o zn ać m o c
własnej w iary, o której by nie w iedział, gdyby nie p rz e k o ­
n ał się o tym w owym dośw iadczeniu. D latego A b ra h a m
nazw ał to miejsce: „ P a n w idział” , to znaczy d ał się w idzieć.
T ak też w dalszym ciągu jest pow iedziane: „ S tą d też aż po
dziś dzień m ów ią: «N a górze P a n się u k azał» ” (R d z 22*).
W ięc o tej samej osobie m ów i się i anioł, i P an . C zem u,
jeśli nie dlatego, że P an w ystępuje za pośrednictw em a n io ­
ła? Istotnie, w dalszym ciągu tek stu anioł p rzem aw ia zupeł­
nie w taki sposób, ja k gdyby m ów ił p ro ro k , i stąd całkiem
pewnie w idać, że Bóg przem aw ia przez anioła: „I zaw ołał
X3, 25-26 145

A n io ł P ański A b ra h a m a po w tóre z nieba, m ów iąc: «Przez


siebie sam ego przysiągłem , m ów i Pan: poniew ażeś uczynił
tę rzecz, a nie oszczędziłeś um iłow anego syna tw ego d la
m n ie» ” .
T en sposób w y rażan ia się, gdy m ów iący stw ierdza, że
p rzem aw ia w im ieniu Boga: „M ów i P a n ” , jest częsty u p ro ­
ro k ó w . Czyż i Syn B oży nie m ów i o Ojcu: „R zecze P a n ” ,
a czy je st O n aniołem O jca? I cóż? Czyż przeciw nicy nasi
nie w idzą tego —że ta k na nas nalegają, ta k się u p rzy k rzają
tym i trzem a m ężam i w idzianym i u A b ra h am a. Czyż nie
w idzą, że bezpośrednio przedtem jest napisane: „U k azał
m u się P a n ” . Czyż m oże dlatego, że nazyw a się ich m ężam i,
to m a ją oni nie być aniołam i? N iech przeczytają u D aniela,
ja k m ów i: „ O to m ąż G a b rie l” (D n 9, 21).

D alszy ciąg m ow y Szczepana


885 26. Lecz po cóż zwlekamy z zam knięciem ust owym
ludziom innym tekstem , bardzo w yraźnym i n ad er ważnym?
Jest w nim m ow a nie o aniele w liczbie pojedynczej, nie
0 m ężach w liczbie m nogiej, ale w ogóle o aniołach, przez
k tórych są przekazane nie jakieś słowa, ale bardzo wyraźnie
sie ukazują, że przez nich zostało dane Praw o. Przecież nikt
z w iernych nie w ątpi, że Praw o zostało dane M ojżeszowi
przez B oga dla poskrom ienia ludu izraelskiego, a jed n ak
pow iedziane jest o n ad an iu go przez aniołów. O to, co m ówi
Szczepan: „T w ardego k ark u i nieobrzezanych serc i uszu,
wyście się zawsze sprzeciwiali D uchow i Świętemu, ja k ojco­
wie wasi, ta k i wy. K tóregoż to z P roroków nie prze­
śladow ali ojcowie wasi? Zabili tych, którzy przepow iadali
przyjście Spraw iedliw ego, a którego wy teraz staliście się
zdrajcam i i zabójcam i, wy, coście otrzym ali praw o za p o ­
średnictw em A niołów , a nie zachow ujecie go” (D z 7, 51—53).
C zyż m o że być coś bardziej oczywistego? T ru d n o o p o ­
parcie czegoś rów nie w ielką pow agą. W edyktach anielskich
d an e jest P raw o ludow i tem u. Lecz przez nie przygotow y­
w ało się i zapow iadało przyjście P ana, Jezusa C hrystusa.
1 O n to , ja k o Słowo Boże, w' cudow ny i niew ypow iedziany
sposób był w aniołach ogłaszających to Praw o. D latego
146 Księga III

m ów i P an w Ew angelii: „G dybyście bow iem w ierzyli M o j­


żeszowi, uw ierzylibyście zapew ne i m nie, bo on o m nie
p isał” (J 5, 46).
W ięc przez aniołów m ów ił w tedy P an , przez aniołów Syn
Boży, p o śred n ik B oga i ludzi m ający n aro d zić się ze
szczepu A b raham ow ego przygotow yw ał swe przyjście, aże­
by znaleźć tych, którzy G o przyjm ą w yznając się w innym i,
poniew aż Praw o nie w ypełnione było przestąpieniem P ra ­
wa. Stąd słow a A p o sto ła do G alató w : ,,Po cóż więc Z a ­
kon? N a d a n y był ze względu n a przestępstw a, ażeby przy ­
szło p oto m stw o , k tó rem u d a n a była obietnica: ogłosili go
aniołow ie za spraw ą P o śre d n ik a ” (G a 3, 19). T o znaczy:
n ad an e jest przez aniołów będących w Jego ręku. Bo
n aro d ził się nie z konieczności n a tu ry ludzkiej, ale z m ocy
Bożej. T o zaś, że nie któregoś z aniołów Pism o nazyw a
pośrednikiem , ale sam ego Jezusa C h ry stu sa ja k o człow ie­
ka, k tórym raczył się stać, to m asz w yraźnie n a p isa n e n a
innym m iejscu: „Bo jest tylko jed en Bóg i je d en ty lk o jest
po średnik m iędzy Bogiem i ludźm i, Jezus C hry stu s, k tó ry
sam jest człow iekiem ” (1 T m 2, 5). S tąd znaczenie Paschy
i o fiarow ania b a ra n k a w ielkanocnego (Wj 12); stąd zn acze­
nie 886 w szystkich zapow iedzi p ra w a odnoszących się do
C hrystusa, któ ry m iał przyjść w ciele, cierpieć i zm artw y ch ­
wstać; zapow iedzi zaw artych w P raw ie ogłoszonym przez
aniołów . A aniołow ie przecież przedstaw iali O jca, Syna
i D u ch a Świętego, albo czasem O jca, czasem Syna, a czasa­
m i D u c h a Świętego, albo p o p ro stu B oga, bez zró żn ico w a­
nia O sób. Jeżeli naw et B óg ukazyw ał się w w idzialnych
i uchw ytnych dla zmysłów k ształtach , to u k azy w ał się za
pośrednictw em stw orzenia, a nie w istocie swojej, do k tó rej
o g lądania serca m uszą się oczyścić od tego w szystkiego, co
w idzą oczy i słyszą uszy.

Zakończenie: B óg nigdy nie u kazyw ał się bezpośrednio


w istocie swojej
27. Lecz dość ju ż dla naszej pojętności —ja k m i się zdaje
— w ykładu i dow odów o tym , cośm y zam ierzali w tej
księdze przedstaw ić.
XT, 26-27 147

O to. co zostało tu u stalo n e — w oparciu o racje i a r­


gum enty rozum ow e, n a tyle p raw d o p o d o b n e, n a ile to było
dla człow ieka, a raczej dla m nie, dostępne, o ra z m o cą
pow agi P ism a św., w tej m ierze, w jakiej w nim objaw iają
się nam słow a Boże. A m ianow icie: kiedy m ów i się, że Bóg
ukazyw ał się daw nym ojcom naszym przed W cieleniem
Zbaw iciela, w ów czas głosy i kształty w idzialne pochodziły
od aniołów , bądź to, gdy oni sam i m ów ili coś lub czynili
w im ieniu B oga, ja k to zazw yczaj —zgodnie z tym , cośm y
w ykazali — zdarzało się u p ro ro k ó w , bądź też, gdy p rz y ­
jm ow ali od stw orzenia to , czym sam i nie byli, u kazując
ludziom B oga w sym bolach i pod postaciam i; k tó reg o to
sp o so b u w yrażania się p ro ro cy także nie pom ijali, ja k nam
Pism o d o starcz a licznych tego przykładów .
A o to , co nam jeszcze zostaje do z o b a c z e n ia 12: G d y P an
n a ro d z ił się z D ziew icy, kiedy D u c h Święty zstąpił w w i­
dzialnej p o staci ja k o gołębica (M t 3, 16), kiedy ukazały się
się ogniste języki i dał się słyszeć szum z nieba w d n iu
Pięćdziesiątnicy po W niebow stąpieniu Pańskim (D z 2, 1-4),
w tedy sam o Słowo Boże nie objaw iało się w istocie swojej,
w k tó rej jest rów ne i w spółw ieczne Ojcu. T akże D u ch O jca
i Syna nie ukazyw ał się w istocie swojej, w której jest Im
rów ny i w spółwieczny. Cielesnym i śm iertelnym zm ysłom
uk azy w ało się jedynie stw orzenie zdolne przyjąć te kształty
i istnieć w nich. Jakiż w ięc zachodzi zw iązek pom iędzy
ow ym i objaw ieniam i, a tym , co jest właściwe Synowi
B ożem u i D uchow i Św iętem u, co przez w idzialne stw orze­
nie było przedstaw ione? K w estię tę łatwiej będzie p odjąć
w nowej księdze.

12 Jest to ostatni z trzech problemów zapowiedzianych w ks. n . VII, 13,


str. 88-89.
K S IĘ G A C Z W A R T A 1

MISJA SYNA BOŻEGO I WCIELENIE

W stęp

Poznanie siebie
1. Z n ajom ość rzeczy ziem skich i niebieskich je st zw ykle
w wielkiej cenie u ludzi. Lecz z pew nością najlepsi z nich
n ad w iedzę tę p rz e k ład a ją p o zn an ie sam ych siebie.
U m ysł znający w łasną słabość je st bardziej godzien p o ­
chw ały od tego, k tó ry , niep o m n y n a sw oją nędzę, b a d a
szlaki gw iazd, usiłując je poznać, albo, znając je, nie wie,
jak im i d ro g a m i sam m a zdążać do w łasnego zbaw ienia
i m ocy.
K to zaś, p o b u d zo n y ogniem D u c h a Św iętego, czujnie
otw iera oczy, zw racając je k u B ogu i z m iłości k u N iem u
siebie m a za nic, k to , p ra g n ą c przyjść do B oga, a sił n a to
nie m ając, p rz y p a tru je się sobie sam em u i o d k ry w a siebie
i w idzi, ja k dalece w łasna jego c h o ro b a n iezg o d n a je st
z B oską czystością —ten m a czego rzew nie p ła k a ć i p ro sić
Boga, żeby się jeszcze i jeszcze zm iłow ał, aż się w yzw oli
z całej swej nędzy. I m odli się ufnie, przyjąw szy ju ż w łasce
rękojm ię zbaw ienia 887 od jedynego D aw cy św iatłości
i Zbaw iciela człow ieka. T eg o , k to ta k p o stęp u je i ta k
boleje, w iedza nie n ad y m a, poniew aż go m iło ść b u d u je
(1 K o r 8, 1).
C złow iek ów postaw ił tę w iedzę p o n a d inn e w iadom ości,
p rzek ład a znajom ość w łasnej nędzy p o n a d p o z n a n ie k r a ń ­
ców ziemi i w ysokości niebios. A przyczyniając tej w iedzy,

1 Analiza ks. IV wPosłowiu, n. 25, str. 575.


1 - 1,2 149

przyczynia i boleści (K o h 1, 18), boleści w ygnania, k tó ra


się ro d zi z p ra g n ie n ia ojczyzny i błogosław ionego jej Z a ­
łożyciela, B oga swojego.

M odlitw a A ugustyna
Jeślim je st z tego ro d zaju ludzi, w rodzinie C h ry stu sa
tw ojego, Panie, Boże m ój, jeżeli w śród tw oich ubogich
jęczę i w zdycham , daj m i, bym chlebem tw oim zadow olił
ludzi, k tó rzy nie ła k n ą i nie p ra g n ą spraw iedliw ości
(M t 5, 6), lecz czują się syci i w obfitości. N ie nasyciła ich
bow iem p ra w d a tw oja.
D o b rz e ja wiem, ile się złudzeń rodzi w ludzkim sercu.
A czym że je st serce m oje, jeśli nie sercem człow ieka? Lecz
0 to błagam B oga serca m ojego: niech żadnego z tych
zm yśleń nie p o d a m w tych księgach za m o cn o u tw ierdzoną
p raw d ę. Lecz w szystko, cokolw iek w nich p o d am od siebie,
niech sta m tą d przychodzi, skąd —chociażem z d ala od oczu
tw oich (Ps 30, 23 *) i z d a lek a usiłuję w rócić — d o c h o ­
dzi d o m n ie tchnienie tw ojej praw dy, przych o d ząc dro g ą,
k tó rą B óstw o uto ro w ało przez człow ieczeństw o Jed n o ro ­
d zo n eg o .
C zerpię tę praw dę, choć sam jestem zm ianom podległy,
a w niej nie w idzę nic zm iennego: ani zm ian w czasie
1 w przestrzeni, jak im p o dlegają ciała; ani zm ian czysto
czasow ych, a je d n a k niby to przestrzennych, ja k w m yślach
serc naszych; ani tylko czasow ych zm ian bez żadnych
p rzestrzen n y ch obrazów , ja k w rozum ow an iu naszych
um ysłów . Bo tylko isto ta B oga, k tó rą Bóg jest, nie po d leg a
w ogóle żadnym zm ianom , ani w w ieczności, ani w p ra w ­
dzie, ani w woli; gdyż p ra w d a jest tam w ieczna i w ieczna
m iłość; gdyż praw dziw a tam jest w ieczność i praw dziw a
m iłość, a w ieczność i p ra w d a są m iłow aniem .

Poznanie własnej nędzy je s t dla nas źródłem postępu


I. 2. Lecz choć tułam y się z d ala od niezm iennej radości,
nie jesteśm y je d n a k ta k od niej odcięci i odrzuceni, byśm y
—b ęd ąc w zm ienności i czasie —przestali szukać wieczności,
150 Księga IV

praw dy i szczęścia (przecież nie chcem y p o d d ać się śmierci,


ani błędom , ani troskom ).
Bóg zsyła nam w idzenia dostosow ane do w ygnania.
M ają nam one przypom inać, że to, czego szukam y, nie jest
tu taj n a ziemi; że m am y pow racać do źródła, bo gdybyśm y
się do niego nie wznosili i nie zależeli od niego, to nic
byśmy nie szukali n a ziemi.
O tóż pierw szą rzeczą, o jakiej nas trzeba było przek o n ać,
jest w ielka m iłość Boga do nas. Inaczej rozpacz o d eb rałab y
nam odwagę rzucenia się w poryw ie k u N iem u. I należało
nam pokazać, w jakim stanie Bóg nas ukochał. Bo inaczej,
pyszniąc się naszym i niby-zasługam i, jeszcze dalej byśm y
od N iego odeszli i - w poczuciu m ocy — stalibyśm y się
jeszcze słabsi.
D latego tak z nam i postąpił, byśm y raczej Jego m o cą szli
naprzód, i żeby m oc miłości doskonaliła się w uniżeniu
i słabości pokory. T o właśnie oznaczają słowa Psalm u: 888
„Zesłałeś, Boże, obfity deszcz dobrodziejstw dziedzictw u
tw em u, gdy om dlało, dałeś m u now ą siłę” (Ps 67, 10*).
Deszcz obfity dobrodziejstw oznacza tu łaskę, d a n ą nie
dla zasług, lecz darm o, i dlatego właśnie noszącą m ian o
łaski. D ał ją nie dlatego, byśmy jej byli godni, ale dlatego,
że chciał dać. Poznaw szy to, nie będziem y dufni w sobie,
a to właśnie znaczą słowa P salm u m ów iące, żeśmy o m ­
dlewali. O n sam nas doskonali i daje now ą siłę i pełnię.
Pow iedział przecież do A postoła Paw ła: „D osyć m asz łaski
m ojej, bo m o c w słabości się d o sk o n ali” (2 K o r 12, 9).
T rzeba więc było przekonać człow ieka, ja k bardzo Bóg nas
um iłow ał i jak ich nas umiłował: „ jak b ard zo ” — żebyśm y
w rozpacz nie popadli, „jakich” — żebyśmy pychą się nie
unieśli.
A postoł tak w yjaśnia tę bardzo w ażną sprawę: „A le Bóg
m iłość swoją ku nam okazuje przez to , że C hrystus za nas
um arł, w czasie gdyśmy jeszcze grzesznikam i byli. T e ra z
więc, gdyśmy uspraw iedliw ieni przez krew jego, tym b a r­
dziej przezeń zachow ani będziemy od gniewu. Jeśli bow iem
będąc nieprzyjaciółm i zostaliśm y pojednani z Bogiem przez
śmierć Syna Jego, to tym bardziej będąc p o jed n an i, d o ­
stąpim y zbaw ienia przez życie je g o ” (R z 5, 8-10). A n a
I, 2-3 151

innym m iejscu mówi: „C óż więc n a to powiemy? Jeżeli Bóg


z nam i, któ ż przeciw nam ? O n, któ ry naw et własnego Syna
nie oszczędził, ale go wydał za nas w szystkich, jak że by
nam w szystkiego razem z nim nie darow ał?” (Rz 8, 31-32)
To zaś, co nam się oznajm ia ja k o fakt dokonany, to było
ukazyw ane daw nym sprawiedliw ym jak o rzecz przyszła.
T a k więc ta sam a w iara uniża ludzi, aby się stali pokorni,
a p o k o rn y ch doskonali.

J. C H R Y ST U S B Ó G -C Z Ł O W IE K

1. D uchow e znaczenie W cielenia

Pokrzepienie nasze: Słow o, przez które w szystko się stało


3. Jest tylko jedno Słowo Boże, przez które „w szystko się
stało ” , a jest N im P raw d a niezm ienna.
W N im to - ja k o w początku swoim i niezm iennie - są
w szystkie rzeczy naraz: nie tylko te, k tó re w obecnej chwili
zaw iera w sobie świat stw orzeń, ale rów nież te, k tó re były
albo będą. T a m one nie są ani przeszłymi, ani przyszłymi
rzeczam i, ale po p ro stu są. I w szystkie są życiem i w szyst­
kie stanow ią jedność, a raczej jest tylko jedność i życie
jed n o .
T a k więc w szystko przez Słowo się stało. A stało się tak,
że w szystko, co w nich jest stw orzonego, było życiem
w N im 2 i to życiem nie stw orzonym . G dyż „n a p o czątk u ”
Słowo było nie uczynione, lecz „Słowo było u Boga i B o­
giem było Słow o” i „w szystko przez nie się stało” . Nic by
się przez N ie nie stało, gdyby O no nie było przed wszyst­
kim i gdyby O no nie było nie stw orzone. A wśród rzeczy,

2 Cenna wskazówka, jak Augustyn czyta Prolog św. Jana (J 1, 3-4); „Wszystko
przez Niego się stało, a bez Niego nic. A to, co istnieje było życiem w Nim”. Tak
czytał Orygenes, tak czytał skryba najstarszego egzemplarza Ewangelii św. Jana, jaki
posiadamy (Papyrus Bodmer XV, wydany przez V. Martin’a, Genewa 1961), który
datuje się z końca II w. Tak samo czytał i LEON WIELKI, Mowa 27 (tłum.
K. Tomczak), str. 108.
152 Księga IV

k tó re przez Słow o się stały, n aw et ciało, k tó re nie jest


życiem, nie byłoby przez N ie uczynione, gdyby Słow o nie
m iało życia w sobie zanim to w szystko uczyniło.
T ak : ,,co się sta ło ” , ju ż „w nim było życiem ” . I to nie
jak im k olw iek życiem. Bo i d u sza także je st życiem ciała,
ale jest życiem stw orzonym , gdyż pod leg a zm ian o m .
A przez k ogo zostało ono stw orzone, ja k nie przez n ie­
zm ienne Słow o? Bo „w szystko przez nie się stało , a bez
niego nic się nie stało ” . W ięc „co się sta ło ” ju ż „w nim było
życiem ” . I to nie ja k im b ąd ź życiem, ale to „życie było
św iatłością ludzi” , oczywiście św iatłością dusz ro zu m n y ch ,
k tó re w y ró żn iają ludzi od zw ierząt i czynią ich ludźm i.
W ięc nie św iatło m aterialn e, k tó re ośw ieca ciała, bądź
z nieba, bądź z roznieconych n a ziemi ogni jaśniejąc.
Św iatło, k tó re oświeca nie tylko ludzkie ciała, ale rów nież
ciała zw ierząt, a naw et najm niejszych ro b aczk ó w , bo
w szystkie byty w idzą takie św iatło. 889 Lecz ta m to „życie
było św iatłością ludzi” i „nie jest dalek o o d każdego
z nas, albow iem w N im żyjem y i ruszam y się, i je steśm y ”
(D z 17, 27-28).

D zięki W cieleniu Słow a m o żem y poznać prawdę


II. 4. „A św iatłość w ciem nościach świeci, lecz ciem n o ść jej
nie o g a rn ę ła ” .
D la uleczenia ciem ności naszych um ysłów Słow o, przez
k tó re stało się w szystko, sam o „Słow o ciałem się stało
i m ieszkało m iędzy n a m i” (J 1, 1-14). Z atem ośw ieceniem
naszym jest uczestnictw o w Słowie, to znaczy w tym życiu,
k tó re jest św iatłością ludzi. Lecz byliśm y zgoła niezdolni
do takiego uczestniczenia, i to tym bardziej jeszcze z p o ­
w o d u nieczystości grzechu.
P otrzebow aliśm y w ięc oczyszczenia. O tóż d la n ie sp ra ­
w iedliw ych i pysznych oczyszczeniem jest je d y n ie krew
Spraw iedliw ego i p o k o ra B oga. A by oczyścić n a s d o k o n ­
tem placji B oga, do tego, czym z n a tu ry nie jesteśm y. Słowo
stanie się tym , czym m y jesteśm y z n a tu ry i czym ju ż nie
jesteśm y w skutek grzechu. B o z n a tu ry jesteśm y ludźm i,
a przez grzech nie jesteśm y ju ż spraw iedliw i. P rze to Bóg,
I, 3 - II, 4 153

staw szy się człow iekiem spraw iedliw ym , w staw iał się u B o ­
ga za grzesznym człow iekiem . I choć nie było p ro p o rcji
pom iędzy grzesznikiem a spraw iedliw ym , była je d n a k od-
pow iedniość pom iędzy człow iekiem i człow iekiem . W iążąc
się z n a m i podobieństw em swego człow ieczeństw a, zniósł
niep o d o b ień stw o naszej niepraw ości; staw szy się uczest­
nikiem naszej śm iertelności, dał nam u dział w swoim
B ó stw ie 3. O w szem , śm ierć grzesznika w yn ik ająca z k o n ie­
czności p o tęp ien ia została unicestw iona przez śm ierć S p ra ­
w iedliw ego, p o d ję tą dobrow olnie z m iłosierdzia, gdyż m ię­
dzy Bogiem a nam i zachodzi sto su n ek ja k czegoś p o je d y n ­
czego do podw ójnego. T a k , ta p ro p o rcja , ta zgodność, ten
a k o rd , czy ja k to k to ś lepiej nazw ie, k tó re się w yrażają
w sto su n k u jednego do dw óch w każdej całości złożonej
z części —albo, jeśli kto w oli, w zw iązaniu —d o p raw d y m a
wielkie znaczenie. T ak ie do p aso w an ie w zajem ne to jest to
—ja k m i się w tej chwili p rz y p o m in a —co G recy nazyw ają
harmonia. O tym chciałem m ów ić. N ie m iejsce tu i nie czas,
by w ykazyw ać, ja k w ażny jest ten stosunek jed n eg o do
d w ó ch , k tó ry ustaw icznie w nas spotykam y i k tó ry został
n am n a tu ra ln ie ta k głęboko w pojony (a k tó ż ustanow ił
w nas tę h a rm o n ię, jeśli nie T en, k tó ry nas stw orzył?), że
n aw et ludzie zupełnie nie kształceni odczuw ają to od razu ,
b ąd ź sam i śpiew ając, bądź słuchając innych. N a tym sto ­
su n k u , w rzeczy sam ej, opiera się a k o rd godzący tony
w ysokie i niskie (oktaw a), a k ażde odstąpienie od niego
b ardzo m o c n o razi, ju ż nie tylko zasady m uzyki, k tó re
m ało k to zna, ale naw et sam zm ysł słuchu. Lecz dla
w y k azania tego trz e b a by dłuższych om ów ień. M o żn a
n a to m ia st sam ym uchem p rz e k o n ać się o tym przy użyciu
je d n o stru n n e g o in stru m e n tu , m o n o c h o rd u 4, jeśli ktoś
um ie się nim posługiw ać.

0 Wyrażenia wspólne wszystkim Ojcom najdawniejszych czasów, zob. Posłowie,


przyp. 133, str. 575.
4 BOECJUSZ, De Instit. musicae, I. 57 (P. L. 63) wymienia „monochord” wśród
instrumentów muzycznych. Jest to jeden z najstarszych w epoce historycznej, składa
się z jednej struny naciągniętej na deseczce albo między widełkami. Struna ta
podzielona według proporcji matematycznych służyła do określenia stałego stosun­
ku dźwięków muzycznych. Do tego właśnie odnosi się Lutaj aluzja autora.
154 Księga IV

2. N asza podw ójna śmierć i nasze życie w Chrystusie

Nasze dwie śmierci


III. 5. Ja k na tę chwilę m usim y - jeśli Bóg da - zająć się
wyłożeniem, w jaki sposób „jedno” Pana i Zbaw cy naszego
odpow iada naszym „dw om ” 890 i ja k to się odnosi do
zbawienia.
M y —to jasne, żaden chrześcijanin o tym nie w ątpi —i na
duszy i na ciele jesteśmy um arli: na duszy przez grzech, na
ciele zaś w skutek kary za grzech, a więc także i śmierć ciała
jest spow odow ana przez grzech. Zatem obojgu w nas:
i duszy, i ciału potrzeba było uleczenia i zm artw ychw sta­
nia, żeby się odnowiło^ na lepsze to, co się przedtem
zmieniło n a gorsze. Śmiercią duszy jest bezbożność,
a śmiercią ciała jest rozkład, spowodow any przez oddziele­
nie się duszy od ciała. Bo ta k ja k dusza pozbaw iona
Boga um iera, tak samo ginie i ciało, kiedy je dusza
opuści. W pierwszym w ypadku dusza traci m ądrość n ad ­
przyrodzoną, a w drugim - ciało traci życie i staje się
martwe. D usza zmartwychwstaje przez pokutę, i - będąc
jeszcze w śmiertelnym ciele —rozpoczyna nowe życie przez
wiarę, bo „wierzy w tego, który może usprawiedliw ić
grzesznika” (Rz 4, 5). Życie to rozwija się przez dobre
obyczaje cnót i z każdym dniem zyskuje na m ocy, gdy
„wewnętrzny człowiek odnaw ia się z dnia na dzień”
J ż K o r 4, 16).
z a d a ł o zaś — podobnie ja k człowiek zew nętrzny - im
bardziej to życie się przedłuża, tym bardziej z dniem
każdym „niszczeje” w skutek wieku, choroby, różnych
trosk i utrapień, aż wreszcie dojdzie do ostatecznego ucis­
ku, którem u wszyscy nadają m iano śmierci. Z m artw ych­
wstanie ciała nastąpi dopiero na samym końcu, kiedy
dokona się już w tajem ny sposób nasze uspraw iedliw ie­
n ie 5, wówczas bowiem „podobni będziemy d o niego, bo
ujrzymy go takim , jakim je s t” (1 J 3, 2). T eraz jednak,

6 Podobne wyrażenia u GRZEGORZA Z NAZJANZU, Mowa 1, 21 (P. G. 35,


784 A).
III, 5 155

dopóki ciało zniszczalne „obciąża duszę” (M dr 9, 15)


i kuszeniem jest żywot człowieczy n a ziemi (Job 7, 1 *), „nie
usprawiedliwi się przed nim żaden żyjący” (Ps 142, 2),
w porów naniu ze sprawiedliwością, przez k tó rą staniemy
się rów ni aniołom , i „z przyszłą chwałą, k tó rą m a się w nas
objawić” (Rz 8, 18).

Teksty Pisma św.


Po co przytaczać liczne teksty i świadectwa dla w ykazania
różnicy pom iędzy śmiercią duszy a śmiercią ciała, gdy Pan
jednym słowem Ewangelii dał zasadę łatwego ich rozróż­
nienia: „U m arłym zostawcie grzebanie um arłych swoich”
(M t 8, 22).
Jasna rzecz, iż ciała um arłych należało grzebać. Lecz Pan
chciał dać do zrozum ienia, że grzebiący je umarli duchow o
przez niewierność, podobnie jak ci, których budzi tymi
słowy: „Z budź się, który śpisz, i pow stań z m artw ych,
a oświeci cię C hrystus” (E f 5, 14). A postoł zaś brzydzi się
pewnym rodzajem śmierci, który wymienia m ów iąc o wdo­
wach: „A ta, k tó ra żyje w zbytku i rozkoszach w śmierci
pogrążona jest, choć żyje” (1 T m 5, 6). M ożna więc
powiedzieć o duszy, k tó ra teraz już jest pobożna, ale
przedtem była grzeszna, że przez świętość łaski pow stała
z m artw ych i żyje.
A co do ciała, to musi ono umrzeć, nie tylko przez
m ające nastąpić odłączenie się od niego duszy, ale również
w skutek wielkiej słabości ciała i krwi. Pismo św. nazywa je
wręcz um arłym , gdy m ów i przez usta A postoła: „Ciało
wprawdzie m artw e jest w skutek grzechu, ale duch żyje
w skutek uspraw iedliw ienia” (Rz 8, 10). Życie to m a źródło
w wierze, bo „sprawiedliwy z wiary żyje” (Rz 1, 17). Ale
cóż zaraz po tych słowach następuje? - „A jeśli D uch Tego,
który wzbudził z m artw ych 891 Jezusa, przebywa w nas,
Ten, który z m artw ych w zbudził Jezusa, ożywi i wasze
śmiertelne ciała D uchem swym w nas przebywającym”
(R z 8 , 11).
156 Księga IV

Śm ierć i zm artw ychw stanie Chrystusa za nas


6. S kładając okup za tę naszą p o d w ó jn ą śm ierć, Zbaw iciel
nasz u m a rł za nas raz jeden. A dla naszego podw ójnego
zm artw ychw stania —ja k o s a k ra m e n t6 i ja k o p rzy k ład —dał
nam swoje jed n o zm artw ychw stanie. Nie był O n ani grzesz­
nikiem , ani splam ionym . P rzeto nie m usiał sam —ja k gdyby
był duchow o um arły — odnaw iać w sobie w ew nętrznego
człow ieka i przez w ew nętrzną popraw ę w rócić n a d ro g ę
spraw iedliw ości. A le —przyoblókłszy śm iertelne ciało, z ra ­
cji ciała um ierając i zm artw ychw stając —przez ciało tylko
h arm onizow ał z nam i, stając się dla w ew nętrznego człow ie­
k a sakram entem , a dla zew nętrznego —przykładem .

Jezus C hrystus zn iszczył naszą śm ierć duchową p r ze z śm ierć


swego ciała
D o sakram entu wewnętrznego człowieka odnosi się okrzyk:
„Boże m ój, Boże m ój, czem uś m ię opuścił?” (Ps 21, 1;
M t 27, 46), nie tylko w Psalm ie, ale i n a krzyżu odnoszący
się do śmierci naszej duszy.
O krzykow i tem u od p o w iad ają słow a A p o sto ła, gdy m ó ­
wi: „W iem y przecież, że «stary nasz człowdek» zo stał w e­
spół z nim przybity do krzyża, aby zniszczone zo stało ciało
przez grzech ujarzm ione i abyśm y nie byli więcej niew ol­
nikam i grzechu” (R z 6, 6). U krzyżow anie w ew nętrznego
człow ieka z w szelką pew nością oznacza boleść p o k u ty
i żalu za grzechy oraz zbaw ienne um artw ienie p o w ściąg ­
liwości, unicestw iające w nas śm ierć grzechu, w k tó rej
opuścił nas Bóg. W takim więc ukrzyżo w an iu niszczeje
ciało grzechu, „abyśm y ju ż nie w ydaw ali czło n k ó w ciała
naszego n a oręż niepraw ości (ibid. 13). A jeśli w ew nętrz­
ny człowiek odnaw ia się z dniem każdym (2 K o r 4, 16), to
m usiał on być przedtem starym człow iekiem , zan im się
odnow ił.

6 Tutaj św. Augustyn używa tego wyrazu w nowoczesnym naszym znaczeniu:


znak podany przez Chrystusa jako źródło łaski. Na temat Zmartwychwstania jako
naszego „Sakramentu” zob. Kazania 232, 1, P. L. 38, 1107; 260, 1. Por. F. VAN
DER MEER, S. Augustin pasteur d'âmes, Paris 1955, str. 157-160.
III, 6 157

O w ew nętrznym więc człow ieku m ow a, kiedy A p o sto ł


pow iada: „W inniście... ściągnąć z siebie starego człow ie­
ka... i obleczcie się w now ego człow ieka” , co zaraz p o tem
w yjaśnia: „ D lateg o w yrzeknijcie się kłam stw a i niech każdy
z was praw dę m ó w i” (E f 4, 22. 25). A skąd o d rzu ca się
kłam stw o, jeśli nie z w nętrza naszego, aby m ieszkał n a
górze świętej P ańskiej ten, „ k to m ów i praw dę w sercu
sw oim ” (Ps 14, 1-3).

/ p rzez zm artw ychw stanie swojego ciała


Zw iązek zm artw ychw stania ciała P a n a z tajem n icą n a ­
szego w ew nętrznego zm artw ychw stania okazuje się ja sn o
ze słów, k tó re Zbaw iciel po zm artw ychw staniu pow iedział
do niew iasty: „N ie dotykaj m nie, jeszcze bow iem nie w stą­
piłem do O jca m eg o ” 7 (J 20, 17). O dpow iednik tej ta ­
jem nicy m am y u A po sto ła, gdy m ów i: „S k o ro zatem p o ­
w staliście razem z C hrystusem , zdążajcie do tego, co jest
w górze, gdzie i C hrystus zasiadł n a praw icy Bożej. M yśl­
cie o tym , co n a szczytach” (K ol 3, 1—2). N ie d o ty k ać
C h ry stu sa zanim w stąpił do O jca, to znaczy nie przyw iązy­
w ać się d o N iego jedynie w oparciu o to, co po zn ają
zmysły.

Śm ierć i zm artw ychw stanie Jezusa Chrystusa jako p rzy k ła d


i sakram ent
Śm ierć P a n a w ciele jest przykładem dla śmierci zew nętrz­
nego człow ieka. T a k a bow iem m ęk a najbardziej stała się
zach ętą dla Jego sług, by nie lękali się tych, którzy zabijają

7 Nie można przekreślić wielkiej ilości komentarzy łacińskich o tym powiedzeniu


Pana Jezusa. Tekst grecki jednak jest jaśniejszy i nie pozwala bezpośrednio na
żadne interpretacje mistyczne: „Puść mnie, ponieważ nie odszedłem jeszcze do
Ojca mego” (a więc będziesz jeszcze miała okazję objąć nogi moje). Dziwna
„wierność” tradycji spowodowała mylne i niezrozumiałe „przetłumaczenie” w ostat­
nim polskim przekładzie „z tekstu greckiego”. Najlepszym dowodem, że takie
„tłumaczenie” tekstu św. Jana nie odpowiada jego myśli, jest niżej podany cytat
z św. Łukasza 24, 39: „Dotykajcie się i patrzcie...”, oraz spotkanie Pana Jezusa
z św. Tomaszem, wtaśnie przez św. Jana opisane: „Włóż tu palec twój, włóż tu rękę
twoją” (20, 27).
158 Księga IV

ciało, ale duszy zabić nie m ogą (M t 10, 28). D latego


A p o stoł m ów i: „D opełniam na ciele m oim , czego niedo-
staw a m ęce C hrystusow ej” (K ol 1, 24). O tym zaś, że
zm artw ychw stanie P an a w ciele jest przykładem zm ar­
tw ychw stania zew nętrznego człowieka, m am y św iadectw o
w tych słow ach Jego zw róconych do uczniów: „D o ty k ajcie
się i patrzcie; albow iem duch nie m a ciała ani kości, 892
ja k o widzicie, że ja m a m ” (Ł k 24, 39). A jeden z uczniów
dotknąw szy ran Jego w ykrzyknął: „P an m ój i Bóg m ó j”
(J 20, 28). N atom iast gdy okazuje się nienaruszoność Jego
ciała, staje się ona jasnym dow odem praw dziw ości tego, co
obiecywał uczniom dodając im otuchy: „N aw et włos z gło­
wy waszej nie zginie” (Łk 21, 18).
Czem u więc Pan najpierw m ów i: „N ie dotykaj m nie,
jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca m ego” (J 20, 17),
a następnie, jeszcze przed w niebow stąpieniem pozw ala
uczniom , by G o dotykali? - Czy nie dlatego, że tam
wskazyw ał n a sakram ent w ew nętrznego człow ieka, a tutaj
zew nętrznem u człowiekowi daw ał przykład? M oże znajdzie
się ktoś ta k niedorzeczny albo ta k wrogi praw dzie, iż
śm iałby m ów ić, że mężczyźni m ogli doty k ać Jego ciała
przed w niebow stąpieniem , a niewiasty dopiero potem ? Ze
względu n a ten przykład m ającego nastąpić zm artw ych­
w stania w ciele, w którym P a n w yprzedził nas, A p o sto ł
mówi: „Przede wszystkim C hrystus, potem ci, k tó rzy są
C hrystusow i” (1 K o r 15, 23 ). W tym m iejscu bow iem była
m ow a o zm artw ychw staniu ciał, o którym Paw eł p ow iada
także: „Przem ieni ciało naszego uniżenia i u p o d o b n i je do
ciała jasności swojej” (Flp 3, 21).
T a k więc jed y n a śm ierć naszego Zbaw iciela w ybaw iła
nas od dw ojakiej śmierci. I jedno Jego zm artw ychw stanie
darzy nas dw ojakim zm artw ychw staniem , gdy ciało Jego
tak w jednym , ja k w drugim , to jest w Śmierci i w Z m a r­
tw ychw staniu zostało dane w ew nętrznem u człow iekow i ja ­
ko sakram ent, a zew nętrznem u za przykład.
III, 6 - IV, 7 159

3. Sym bolika W cielenia

Liczba troista we Wcieleniu 8

IV. 7. T en stosunek jednego do dw óch wywodzi się z liczb


troistych: bo jeden i dw a stanow ią trzy. A sum a tych
w szystkich liczb, to jest jeden i dw a i trzy, w ynosi sześć.
Liczbę tę uw aża się za doskonałą, poniew aż części jej
składają się na zam kniętą całość. P osiada on a trzy części:
szóstą, trzecią o raz połow ę, ta k że nie zaw iera się w niej
żad n a in n a część o określonej w artości. Jedn a szósta sześ­

“ Sw. Augustyn jest szczególnie uczulony na wszystko, co się kryje w Piśmie św.
pod jakimś symbolem. Każda trudność (np. pozorny brak logiki, sprzeczność) jest
znakiem, że mamy do czynienia z jakimś sacramentum, czyli z tajemnicą, którą
trzeba rozszyfrować. Ale szczególnie każda liczba jest tajemnicza i wymaga natęże­
nia umysłu, aby odczytać myśl Bożą, która się pod nią kryje. Zob. C. COUTU­
RIER, ,,Sacram entum ” et ,,m ysterium " dans l'oeuvre de S. Augustin, w zbiorze pt.
Etudes Augustiniennes, coli. Théologie 28, Paris 1953, str. 243 nn. Augustyn lubuje
się w egzegezie cyfr. Jest to skutek jego sympatii dla neoplatonizmu zabarwionego
neopitagoreizmem. Posługuje się szczególnie traktatem NIKOMACHA Z GERA-
ZY, Theologumena arithmetica, który nam jest znany z Myriohiblionu FOCJUSZA
n. 187 (P. G. 103, 591-604), oraz tego samego tytułu traktatem JAMBL1CHA.
Zachodzi tu jednak różnica: pitagorejczycy zastanawiają się tylko nad pierwszymi
10 cyframi. Egzegeza biblijna, od Filona i Orygenesa do Augustyna rozszerzyła
symbolikę na wszystkie liczby spotykane w tekstach Pisma św. Jednak żaden
z egzegetów nie analizuje tych cyfr z takim zamiłowaniem jak Augustyn. Jego
meLodę dobrze streścił H. 1. MARROU, S. Augustin et la fin de la culture antique,
Paris 1958, str. 452. Technika tej egzegezy jest bardzo prosta i opiera się na
powiązaniach myślowych: najczęściej dana liczba przedstawia jakąś rzeczywistość,
która się z nią bezpośrednio wiąże; np. jedynka oznacza Boga, który jest jeden;
trójka Trójcę Świętą; dwunastka Apostołów; dziesiątka Zakon St. Testamentu
oparty na dziesięciu przykazaniach; czwórka wszechświat (4 strony świata, 4 pory
roku, 4 elementy). Drugi typ opiera się na jakościowej ocenie cyfr, ustalonej przez
starych pitagorejczyków według pojęcia doskonałości, nadmiaru i braku; szóstka
jest cyfrą „doskonałą” (równa się sumie swoich części niepowtarzalnych: 1, 2, 3)
i symbolizuje pełność, dokończenie, ziszczenie czegoś; siódemka jest symbolem
wszechstronności jako połączenie pierwszej liczby nieparzystej z pierwszą parzystą,
którą można podzielić inaczej niż przez nią samą (3 + 4). Na tej zasadzie egzegeza
biblijna Ojców widzi grzech w jedenastce, ponieważ 11 „przekracza” 10, a 10 jest
symbolem Zakonu Mojżeszowego; chorobę w liczbie 38, ponieważ 38 równa się
40 minus 2, czyli to, że całość Zakonu (40 równa się 4 razy 10) nie została wykonana
przez brak 2, czyli miłości etc... Z wielkim wirtuozostwem Augustyn sprowadza
wysokie liczby do ich elementów, do których przywiązane są różne symbole. Np.
liczba 153 ryb w Ewangelii (J 21, 11): 153 = 1 +2 + 3 + ... + 17; a 17=10 + 7; albo
jeszcze 153 = 50 x 3 + 3, a 50 = 7* 7+ 1. Tutaj, aż do VI, 10, mamy zastosowanie tej
ulubionej metody naszego autora.
160 Księga IV

ciu to jeden, je d n a trzecia to dw a, p o łow a zaś to trzy. A te


trzy cyfry zsum ow ane razem d a ją sześć.
Pism o św. szczególnie p o d k re śla d o sk o n ało ść liczby
sześć. M ów i więc, że Bóg w sześciu d n iach d o k o n a ł swego
dzieła, a szóstego dn ia został uczyniony człow iek n a o b raz
Boży (R dz 1, 27). W szóstym w ieku ro d zaju ludzkiego
przyszedł Syn Boży i stał się synem człowieczym, aby
odnow ić nas w edług obrazu Bożego. T eraz jesteśm y w tej
epoce, jeśli k a żd ą epokę przyjm iem y ja k o tysiąc łat i p o ­
dział ich oprzem y n a praw dziw ie pam iętnych i w ielkich
zdarzeniach zanotow anych w Piśm ie św. A więc pierw sza
epoka liczy się od A d am a do N oego, d ru g a do A b ra h a m a ,
a n astępnie zgodnie z ch ro n o lo g ią p o d a n ą przez św. M a ­
teusza, od A b ra h a m a do D aw id a, od D a w id a d o niew oli
babilońskiej, a od tego czasu d o dnia, kiedy D ziew ica
u ro d ziła Syna (M t 1, 17). T rzy o statnie epoki d o d a n e do
dw óch pierw szych razem stanow ią pięć. Z atem szósty
wiek, czyli epoka, rozpoczął się od n aro d zen ia P a n a i trw a
obecnie aż do zakrytego przed n a m i k o ń ca czasów . T ę
liczbę sześć w raz z jej sym boliką historyczną o d n ajdujem y
rów nież i w troistym podziale czasów , 893 licząc pierw szy
z nich ja k o czas przed Praw em , d ru g i pod Praw em , a trzeci
p o d w ładaniem łaski. W tym o statnim czasie przyjęliśm y
sak ram en t odnow ienia, a u ko ń ca czasów , o d now ieni ju ż
p o d każdym względem dzięki zm artw ychw stan iu ciał, b ę­
dziem y uleczeni, wolni od wszelkiej słabości i nędzy nie
tylko duszy, ale i c ia ła 9.
D latego widzi się zapow iedź K o ścio ła w owej niewieście,
k tó rą P a n uleczył i w yprostow ała się z pochylenia, w k tó ­
rym trzym ała ją niem oc, gdy ją zw iązał szatan. Z p o w o d u
takich ukrytych nieprzyjaciół b ia d a P salm ista: „U gięli d u ­
szę m o ją ” (Ps 56, 7). N iew iasta cierpiała tę niem oc od
osiem nastu lat, to znaczy trzy razy po sześć lat. A ilość
m iesięcy zaw ierająca się w o siem nastu la ta ch o d p o w ia d a

9 To będzie siódmy „dzień”, czyli dzień wypoczynku, jak to przedstawia


zakończenie De Civ. Dei XXII. 30, 5, P. L. 41, 805, P. O. Ki. 13, Poznań 1937,
str. 656. O „epokach” świata zob. H. de LUBAC, Katolicyzm, Itum. M. Stokowska,
Kraków 1961, str. 135-139.
IV, 7-8 161

liczbie sześć w trzeciej potędze, tj. w k w ad racie i jeszcze


p o m n o żonej przez sześć (czyli 6 x 6 x 6 ) .
B ezpośrednio przed tą przypow ieścią E w angelia w sp o ­
m in a o drzew ie figow ym , którego nieszczęsną niepłodność
ju ż trzeci ro k się w ypom ina. A le że w staw iano się za nim ,
więc p o zo staw io n o je na ro k jeden, żeby się p rzek o n ać, czy
nie w ydałoby ow ocu, a jeśli nie, to się je w ytnie (Ł k 13,
6-7). O tó ż trzy la ta należą do tego troistego u k ład u ,
a liczba m iesięcy trzech lat ró w n a się k w ad rato w i liczby
sześć, to jest sześć razy sześć10.

Liczba troista w obliczeniach roku


8. W eźm y jed en rok. Jeśli przyjm iem y pełne dw anaście
m iesięcy składające się z trzydziestu dni każdy (tak bow iem
daw niej obliczano m iesiąc, co zgadza się z cyklem K sięży­
ca), to ok azu je się, że liczba sześć rów nież i w ro k u m a
wielkie znaczenie. W rzeczy sam ej szóstka w pierw szym
rzędzie cyfr, tzn. jedności, oznacza sześć, a w drugim , tj.
dziesiętnej k olum nie - daje sześćdziesiąt. A sześćdziesiąt
dni to jest je d n a szósta część ro k u . N astęp n ie jeżeli sześć
z pierw szego rzędu cyfr pom nożym y przez sześć z drugiego
r^ędu, to m a m y sześć razy sześćdziesiąt, co daje trzysta
sześćdziesiąt dni, czyli pełne dw anaście miesięcy.
P o d o b n ie ja k o b ro ty K siężyca u k azu ją człowiekowi bieg
m iesięcy, ta k sam o po obrocie Słońca obserw uje się rok.
P o zo staje jeszcze pięć dni i ćw ierć d n ia d o tego, by Słońce
w ypełniło swój roczny bieg. C ztery ćwierci d n ia stanow ią
jed en dzień, k tó ry — dla niezakłócania p o rząd k u k a len ­
d a rz a —należy co cztery la ta dołączać do p o rząd k u ro cz­
nego, a w tedy ro k nazyw am y przestępnym . Zw ażm y, że
w ty ch pięciu d niach i jednej czw artej liczba sześć rów nież
m a w ielkie znaczenie. N ajpierw dlatego, że, zgodnie ze
zw yczajem z ao k rąg la n ia liczb, je st to ju ż nie tyle pięć, co
raczej sześć dni, jeśli owe ćwierć d n ia przyjm iem y za dzień.
N astęp n ie dlatego, że tych pięć dni stanow i je d n ą szóstą
część m iesiąca, a ow a ćwierć d n ia to sześć godzin. Cały

10 A więc czas najdoskonalszy —według podanej uprzednio egzegezy cyfry 6.


162 Księga IV

dzień zaś razem z nocą składa się z dw udziestu czterech,


godzin, których czw arta część, czyli ćwierć dn ia, obejm uje
sześć godzin. W idzimy więc, że liczba sześć m a najw iększe
znaczenie w przebiegu roku.

V. 9. W kształtow aniu się ciała Pańskiego, k tó re Jezus


m a n a m yśli m ów iąc, że w trzy dni odbuduje św iątynię
zburzoną przez Żydów , liczba 894 sześć znów oznacza rok.
Żydzi powiedzieli: „C zterdzieści sześć lat b u d o w an o tę
św iątynię” (J 2, 20). O tóż czterdzieści sześć razy sześć daje
dwieście siedem dziesiąt sześć, a ta k a liczba odpow iada
dziewięciu m iesiącom i sześciu dniom , co brzem ienne nie­
wiasty zaliczają jak o dziesięć miesięcy. N ie znaczy to , by
wszystkie oczekiwały do szóstego d n ia po dziew ięciu m ie­
siącach, ale że tyle dni trw ało doskonałe kształtow anie się
ciała P an a, ja k nam to przekazuje daw na trad y cja przyjęta
przez pow agę K ościoła. Przyjm uje się bow iem , że tak
poczęcie, ja k i m ęka m iały miejsce ósmego d n ia kalend
k w ietniow ych11; podobnie ja k się przyjm uje, że „now y
grobowiec, w którym jeszcze nikt nie był złożony” (J 19, 41)
ani przedtem , ani potem , a w którym p o ch o w an o Jezusa,
jest odpow iednikiem dziewiczego łona, w k tó ry m został
poczęty i którego nie tk n ą ł n ik t ze śm iertelnych. T rad y cja
podaje ósmy dzień kalend styczniow ych ja k o d atę Jego
n a ro d z e n ia 12. Otóż m iędzy tym i dw iem a d atam i upłynęło
dwieście siedem dziesiąt sześć dni, czyli sześć razy po czter­
dzieści sześć dni. A właśnie tyle trw ała bu d o w a św iątyni
i tak ą liczbę sześciodniow ych okresów objęło d o sk o n ałe
ukształtow anie się ciała Pańskiego, które —zb u rzo n e przez
m ękę i śm ierć - po trzech dniach zm artw ychw stało. M ów ił

11 Tj. 25 marca, czyli w świecie starożytnym idealny początek wiosny. W starych


tradycjach żydowskich jest to dzień stworzenia świata; świat bowiem musiał się
zacząć wraz z wiosną. Przyjście Chrystusa jest zapoczątkowaniem nowego porząd­
ku; musi więc zacząć się wraz z wiosną. Tak samo Męka Pańska rozpoczyna nowy
świat dzieci Bożych; musiała więc mieć miejsce w tym samym pierwszym dniu
wiosny (Por. TERTULIAN, Adv. Judaeos, c. 8).
12 Tj. 25 grudnia. Stąd tradycyjna data święta Bożego Narodzenia, która także
mogła być zarządzona w związku z Solsticjum zimowym, obchodzonym w Rzymie
pod nazwą Święta Niezwyciężonego Słońca (Solis Invicti). Zob. H. DELEHAYE,
Les légendes hagiographiques, Bruxelles 1927a.
V, 9 - V I , 10 163

O n bow iem „o świątyni ciała sw ego” (J 2, 21), ja k tego


dow odzi bardzo w yraźne i bardzo m ocne świadectw o
Ewangelii: „A lbow iem jak o był Jonasz w żywocie wielkiej
ryby trzy dni i trzy noce, tak i Syn Człowieczy będzie
w sercu ziemi trzy dni i trzy noce” (M t 12, 40).

4. Z m artw ychw stanie Jezusa C hrystusa

Triduum Zm artw ychw stania


VI. 10. W edług św iadectw a Pism a św., te trzy dni nie były
pełne. Pierw szy bowiem zaczyna się liczyć u schyłku dnia,
lecz przyjm uje się go jak o cały dzień, trzeci zaś obejm uje
tylko pierw szą część dnia i rów nież liczy się ja k o cały dzień.
P ośredni m iędzy nimi, drugi dzień jest rzeczywiście cały
w raz ze swymi dw udziestu czterem a godzinam i, dw unastu
nocnym i i dw unastu dziennym i. P an ukrzyżow any został,
najpierw okrzykam i Żydów o godzinie trzeciej dnia szós­
tego przed szabatem , o godzinie szóstej zawisł na krzyżu,
a d u ch a o d dał o dziewiątej godzinie (M t 27, 23-50).
Z łożono G o do grobu „gdy już nadszedł w ieczór” (M k 15,
46). Od której bądź z tych godzin zaczniesz liczyć
— naw et gdyby m ożna było powiedzieć, że nie byłoby
przeciw ne Ew angelii Ja n a (J 19, 14), gdybyśmy przyjęli
ukrzyżow anie o godzinie trzeciej — to i tak nie będziesz
m iał całego dnia pierwszego. Z atem końcow ą część pierw ­
szego dnia zalicza się jak o cały dzień, podobnie ja k się to
czyni z pierw szą częścią trzeciego dnia. N oc bowiem aż do
św itu, gdy okazało się, że zm artw ychw stał, należy do
trzeciego dnia.
„B óg... rozkazał, aby w ciem ności rozbłysła światłość”
(2 K o r 4, 6), ażebyśm y przez łaskę N ow ego T estam entu
i uczestnictw o w Z m artw ychw staniu C hrystusa mogli usły­
szeć te słowa: „N iegdyś... byliście ciem nością, ale teraz
staliście się św iatłością w P a n u ” (E f 5, 8). To daje nam
p o n iek ąd d o zrozum ienia, że dzień zaczął się od nocy.
P o d o b nie ja k pierwsze dni stw orzenia, ze względu n a
m ający nastąp ić upad ek człow ieka, liczą się od pow stania
164 Księga IV

św iatła do nocy (R dz 1, 4 -5 ); ta k te dni, ze w zględu n a


odnow ienie człow ieka, liczą się od ciem ności d o św iatła.
Z atem od chwili śmierci aż do p o ra n k a Z m artw y ch w sta­
nia 895 upłynęło godzin czterdzieści, gdy wliczymy w nie
i dziew iątą godzinę. Liczbie tej odpow iada rów nież czter­
dzieści dni ziem skiego życia Z baw iciela po Z m artw y ch ­
w staniu. Liczba czterdzieści jest bardzo częsta w Piśm ie św.
dla w skazania n a tajem nicę doskonałości w czterech częś­
ciach św iata. Liczba dziesięć także zaw iera w sobie pew ną
doskonałość, a p o m n o żo n a przez cztery, daje czterdzieści.
O d w ieczora, gdy P ana złożono do grobu, aż do p o ra n k a
Z m artw ychw stania upłynęło trzydzieści sześć godzin, k tó ra
to liczba jest kw adratem sześciu. A to o dnosi się do
sto su nku pom iędzy pojedynczym a podw ójnym , w k tó ry m
to zw iązku jest najw iększa h arm o n ia. D w anaście bow iem
ta k się m a do dw udziestu czterech, ja k jeden do dw óch,
a zsum ow ane razem d a ją trzydzieści sześć, to jest noc
jedną, jeden dzień i je d n ą noc.
Z pew nością nie bez racji przyrów nujem y d u c h a do dnia,
a ciało do nocy. Bo ciało P ańskie w śm ierci i Z m artw y c h ­
w staniu przedstaw iało i sym bol naszego du ch a, i przykład
d la ciała. T a k więc odnajduje się ten stosunek jednego do
dw óch w trzydziestu sześciu godzinach, gdy dw anaście
d o d a się do dw udziestu czterech.

Dlaczego Pismo św. wymienia te liczby?


D laczego K sięgi Święte p o d a ją te liczby? — M ó g łb y ktoś
w skazać inne od w ym ienionych przeze m nie racji, albo
rów nie praw d o p o d o b n e, albo lepsze.
Ale n ik t chyba nie będzie na tyle niedorzeczny, by
utrzym yw ać, że obecność tych liczb w Piśm ie św. jest bez
znaczenia i że ich w ym ienianie je st pozbaw ione racji m is­
tycznych. P odane przez m nie racje op ierają się albo n a
pow adze K ościoła przyjm ującej daw niejsze trad y cje, albo
na św iadectw ach Pism a św., albo wreszcie n a p ra w ac h liczb
i proporcji. C hyba n ik t o zdrow ych zm ysłach nie będzie
przeciw rozum ow i, żaden chrześcijanin nie w y stąp i przeciw
Pism u św. i n ik t z pokój m iłujących przeciw ko K ościołow i?
vr, io - vil, u 165

II. C H R Y ST U S P O Ś R E D N IK

1. O roli P ośrednika

O d wielości do jedności p rzez jedynego Pośrednika


VIL I I . Z anim zstąpił n a ziemię ten sakram ent, ta ofiara,
ten K ap łan , ten Bóg, posłany przez Ojca, zrodzony z niew ia­
sty, wszystko, co święcie i mistycznie ukazywało się naszym
ojcom przez anielskie objaw ienia albo co było przez nich
sam ych czynione, to wszystko było znakiem owego przy­
jścia. Całe stworzenie przez wszystko, co się w nim działo,
m ów iło o tym Jedynym m ającym przyjść, w którym będzie
zbawienie w szystkich i wybawienie od śmierci.

Grzeszny człow iek zagubiony w ,.wielości”


O ddaleni od jedynego praw dziw ego i najwyższego Boga
przez niepraw ość grzechu, odw róceni od N iego i w nie­
zgodzie, ześlizgiwaliśmy się, spadając coraz niżej, ro z p ra ­
szaliśm y się i zatracali w wielości, rozdrobnieni n a wielu
i do w ielu rzeczy się przyw iązujący.
T rzeba więc było woli i rozkazu miłosiernego Boga, ażeby
ta m nogość razem wołała o Jedynego; żeby — przez wielu
wzywany —przyszedł Jeden; żeby takie m nóstw o, tak a wie­
lość, niezbicie świadczyły o przyjściu Jednego. T rzeba było,
żebyśmy, wyzwoliwszy się od wielu rzeczy, przyszli do Jed ­
nego; żebyśm y — um arli duchow o i m ający w ciele umrzeć
z pow odu m nóstw a grzechów — umiłowali tego Jednego,
któ ry grzechu nie znał i um arł za nas w ciele; żebyśmy —wie­
rząc w Jego Zm artw ychw stanie — byli usprawiedliwieni
w Jedynym Sprawiedliwym; żebyśmy sami zostali d oprow a­
dzeni do jedności i nie zwątpili o własnym zm artw ychw sta­
niu w ciele; żebyśmy, p atrząc n a wiele członków, widzieli
przed sobą G łow ę jedną, w której [to Głowie] — teraz
oczyszczeni przez wiarę, a kiedyś w widzeniu 896 przywróceni
do pełni i przez jedynego Pośrednika z Bogiem pojednani -
złączyli się z Jednym , cieszyli się Jednym i trw ali w jedności.
166 Księga IV

,,Aby byli jed n o ”


VIII. 12. T ak więc sam Syn Boży - Słowo Boże, a zarazem
Pośrednik Boga i ludzi (1 Tm 2, 5), równy Ojcu jednością
Bóstwa i podobny nam przez przyjęcie ludzkiej natury
- j a k o człowiek wstawia się za nam i u Ojca (Rz 8, 34), nie
tając jednak, że jako Bóg stanow i jedno z Ojcem.
T o właśnie mówi wśród innych rzeczy: „A nie tylko
za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dla słowa ich uwierzą
we mnie, aby wszyscy byli jedno, jak o Ty, Ojcze, we mnie,
a ja w Tobie, aby i oni byli jedno w nas, aby świat uwie­
rzył, żeś Ty m nie posłał. A chwałę, którą mi dałeś, prze­
kazałem im, aby byli jedno, jak o i my jedno jesteśm y”
(J 17, 20-22).

Jedno w Chrystusie
IX. Nie powiedział: „abyśm y, ja i oni, byli je d n o ” , choć
jak o G łow a K ościoła i ze względu n a to, że K ościół jest
Jego ciałem (E f 1, 22-23) m ógł powiedzieć: „abyśm y, ja
i oni, stanowili nie jedno, ale Jednego” , poniew aż głow a
i ciało to jeden Chrystus.
Ale, okazując swoje Bóstwo w spółistotne z Ojcem - dla­
tego na innym miejscu mówi: „Ja i Ojciec jed n o jesteśm y”
(J 10, 30) - w swoim porządku, to jest w rów ności tej samej
w spółistotnej natury, chce, aby ci, którzy są Jego, stanow ili
jedno, lecz w Nim, poniew aż byliśmy do tego niezdolni
sami w sobie, będąc rozdzieleni przez różne pożądliwości
i chciwości i przez nieczystość grzechu.
Toteż zostali oczyszczeni przez Pośrednika, ażeby w Nim
być jednością. Pewnie, że stanow ią oni jedność z racji tej
samej natury, w której wszyscy ludzie śmiertelni stają się
równi aniołom. Ale, co więcej, są jednością przez tę sam ą
bardzo zgodną wolę, jednom yślną w pragnieniu tej samej
szczęśliwości, ja k gdyby w jednego ducha sto p io n ą w ogniu
miłości. T akie jest znaczenie słów: „A by byli jedno, ja k o
i my jedno jesteśm y” . Jak Ojciec i Syn jednym są nie tylko
równością natury, ale również i woli, tak i ci, któ ry ch jest
Pośrednikiem w obliczu Boga, m ają być jednością nie tylko
VIII, 1 2 - X , 13 167

dlatego, że są tej samej natury, ale również i przez w spól­


notę miłości.
N astępnie, w skazując, że to On sam jest Pośrednikiem ,
przez którego zostaliśmy pojednani z Bogiem, rzecze: „Ja
w nich, a ty we m nie tak, by byli w jedności doskonałym i”
(J 17, 23).

2. C hrystus i diabeł

Człowiek oszukany przez sztuki diabelskie


X. 13. O to prawdziwy pokój i m ocna więź ze Stwórcą
naszym, gdyśmy zostali oczyszczeni i pojednani przez P o ­
średnika życia, podobnie jak przedtem byliśmy splamieni
i oddaleni przez pośrednika śmierci.
Ja k bowiem pyszny diabeł pyszniącego się człowieka
doprow adził do śmierci, tak C hrystus pokorny posłusz­
nego człowieka przywrócił do życia. Bo jak pierwszy spadł
z wysokości uniósłszy się pychą i pociągnął za sobą swych
zw olenników, tak drugi podniósł się z uniżenia i podniósł
wierzących.
A poniew aż diabeł sam nie dochodzi tam , dokąd prow a­
dzi człowieka 897 (bo chociaż w niegodziwości swej z pew­
nością był duchow o um arły, jednakże nie podlegał śmierci
ciała, gdyż go nie przyoblókł), przeto wydawał się człowie­
kowi wielkim wodzem legii diabelskich, przez które w łada
królestwem kłamstwa.
W ten sposób —unosząc pychą człowieka bardziej żąd­
nego władzy niż sprawiedliwości, albo przez fałszywą
m ądrość m ocniej go nadym ając, albo przez świętokradcze
obrzędy uw odząc dusze zbyt ciekawe i śmiałe, a zawie­
dzione w przepaść strącając — diabeł trzym a człowieka
pod sw oją w ładzą. Obiecuje on również oczyszczenie
duszy przez to, co nazywają inicjacją 13, przyjmując postać

13 Inicjacja, wtajemniczenie, wprowadzała kandydatów do duchowego oczysz­


czenia w tajne związki zawarte pod znakiem tzw. misteriów - ku czci przeróżnych
bożków pogańskich, których Augustyn, zgodnie z całą tradycją chrześcijańską
uważa za uosobienie szatana.
168 Księga IV

anioła światłości (2 K o r 11, 14) oraz posługując się całą


scenerią znaków , dziwów i cudów kłamliwych.

W ystrzegać się cudów diabelskich


X I. 14. T oż to bardzo łatwe dla duchów niepraw ości, by
przy pom ocy ciał pow ietrznych wyczyniać wiele rzeczy
zadziwiających dla dusz, choćby najlepszych, lecz przy­
tłoczonych brzemieniem ziemskiej m aterii.
Przecież naw et ziemskie ciała po odpowiedniej zapraw ie
przez sztukę i ćwiczenie, m ogą pokazyw ać ludziom w te a ­
trze takie dziwy, że nie widzący tego, uszom nie wierzą, gdy
się o tym opow iada. Jeśli to jest możliwe, to cóż wielkiego
dla diabła i jego aniołów, że dzięki ciałom pow ietrznym
w ydobyw ają z elem entów m aterii rzeczy dziwne dla czło­
wieka, albo że dla oszukania ludzkich zmysłów tw orzą
obrazy i fantasm agorie, którym i je zwodzą we śnie czy n a
jawie lub pobudzają wręcz do szaleństwa?
Czyż nie zdarza się, że człowiek dobrego życia i oby­
czajów widzi, ja k najpodlejsze typy bądź chodzą po linie,
bądź w ykręcając się w różny sposób wyczyniają najw y­
myślniejsze sztuki, ale sam za nic w świecie nie robiłby
czegoś takiego i absolutnie nie widzi w tym przykładu dla
siebie? T ak samo wierząca i pobożna dusza m oże widzieć
cuda diabelskie, m oże naw et nastraszyć się nim i, bo ciało
jest mdłe, i wcale nie m usi żałować, że sam a ich nie czyni,
ani też uw ażać je za coś lepszego. I to tym bardziej, że
należy do społeczności świętych, ludzi i dobrych aniołów ,
którzy i mniej fałszywe, i lepsze rzeczy czynią.

Diabeł pośrednikiem śmierci


X II. 15. W cale nie przez św iętokradcze obrazy, bezbożne
ciekawości i magiczne obrzędy dusze się oczyszczają i d o ­
chodzą do pojednania z Bogiem.
Fałszywy pośrednik nie tylko nie pociąga dusz n a szczy­
ty, ale przeciwnie, odcina od nich drogę, rozbudzając
nam iętności, które są tym bardziej złośliwe i niebezpieczne,
im bardziej są pyszne. N am iętności są niezdolne do p o d ­
XI, 14 - XII, 15 169

trzym ania w locie skrzydeł cnót. Raczej pow odują p o ­


grążenie się w topieli w skutek obarczenia nadm iernym
brzemieniem wad i występków. D usza zaś tym bardziej się
pogrąża, im wyżej uniosła się pychą.
N aśladujm y więc przykład m agów , których gw iazda
prow adziła, ażeby oddali hołd pokorze Pana. Jak oni
- pouczeni od Boga (M t 2, 12) - tak i m y, nie tą drogą,
którąśm y przyszli, ale inną m am y wracać do ojczyzny: tą
drogą, k tó rą nam w skazał król pokorny, i której pyszny
władca, nieprzyjaciel króla pokornego, nie może nam prze­
ciąć. I nam także, —ażeby doprow adzić nas do uwielbienia
pokornego C hrystusa — „niebiosa opow iadają 898 chwałę
B oga” , gdyż „na wszystką ziemię wyszedł głos ich i na
krańce okręgu ziemi słowa ich” (Ps 18, 2. 5).
W A dam ie grzech otw orzył nam drogę śmierci. „Przez
jednego człowieka wszedł grzech na ten świat, a przez
grzech śmierć, tak i n a wszystkich ludzi śmierć przeszła, bo
wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5, 12). Pośrednikiem tej drogi był
diabeł, on nas nam ów ił do grzechu i strącił w śmierć. Bo
i on także do naszej podwójnej śmierci dodał swoją jedną.
Przez grzech bowiem jest duchow o um arły, choć oczywiś­
cie ciałem nie um arł. Nas zaś i do grzechu namówił i przez
to sprawił, żeśmy na śmierć ciała zasłużyli. Pierwszego więc
zapragnęliśm y sami za jego niecnym podszeptem , a drugie
przyszło jako następstw o słusznego wyroku. D latego jest
napisane: „B óg śmierci nie uczynił” (M dr 1, 13), ponieważ
nie On był przyczyną naszej śmierci. Jednakże, w skutek
bardzo słusznego wym iaru Jego sprawiedliwości, w yrok
śmierci został w ydany na grzesznika. Gdy sędzia skazuje
na śmierć w innego, to przyczyną tej kary jest nie spraw ied­
liwość sędziego, ale zbrodniczy czyn, który na nią zasłużył.
Pośrednik śmierci nie idzie tam , dokąd nas zaciągnął, to
jest nie dochodzi sam do śmierci ciała. A Pan właśnie przez
nią dał nam lek konieczny, którego diabeł nie wysłużył.
O jakżeż ukryte i tajem ne zamysły Boskiej i najwyższej
sprawiedliwości! W ięc „jak przez jednego człowieka
śmierć, tak też przez jednego człowieka i zm artw ychw sta­
nie” (1 K o r 15, 21-22).
N iestety, ludzie bardziej uciekali przed tym, czego unik­
170 Księga IV

nąć nie m ogli, to jest bardziej lękali się śm ierci ciała niż
duchow ej śmierci, więcej kary się bali niż tego, co ją
sprow adza, gdyż wcale lub m ało się troszczą o to, żeby nie
grzeszyć. N ato m iast rozpaczliw ie b ro n ią się przed śm iercią,
chociaż nie m o ż n a nie umrzeć. P ośrednik życia po k azu je,
że nie trzeb a bać się śmierci, której w n atu rze ludzkiej
w ym knąć się nie m ożna, że raczej należy lękać się zm azy
grzechowej, której m o żn a się ustrzec przez w iarę. W y­
chodzi więc naprzeciw nas u kresu, do któregośm y zdążali,
lecz nie tą d ro g ą, k tó rą m yśm y szli. M y bow iem do śmierci
doszliśm y przez grzech, a O n przez spraw iedliw ość. Stąd
też nasza śmierć je st k a rą grzechu, a Jego śm ierć była
ofiarą za grzech.

3. C hrystus Zw ycięzca

Wolność Chrystusa w śmierci


X III. 16. D latego jeśli duch znaczy więcej niż ciało, jeśli
śm iercią dla duszy jest opuszczenie jej przez B oga, p o d o b ­
nie ja k śmierć ciała następuje w ów czas, kiedy je d u sza
opuści, jeżeli k a ra za grzech polega n a śm ierci ciała, ta k że
dusza dobrow olnie opuszczająca B oga m usi opuścić ciało
wbrew woli i, ja k od Boga odeszła dlatego, że sam a tego
chciała, ta k ciało opuszcza chociażby tego nie chciała i nie
wtedy gdy zechce, chyba że przez sam obójstw o z a d a sobie
gwałt, przez k tó ry ginie ciało —to duch P o śred n ik a o kazał
jasn o, że Jego śm ierć nie była k a rą za grzech, gdyż Jego
dusza nie opuściła ciała w brew Jego w oli, ale d lateg o , że
sam chciał, kiedy chciał i w ja k i sposób chciał.
Owszem, p o łą c z o n y 14 w jed n o ze Słowem B ożym , m ó g ł
O n powiedzieć: „Jest w m ojej m ocy oddać życie m o je, i jest
w m ojej m ocy odzyskać je. N ik t nie m o że m i go zab rać.

14 Tak samo niżej, XX, 30, str. 189, Augustyn używa wyrazu commixtus
(zmieszany). Po walkach chrystologicznych uchwały IV Soboru Powszechnego
w Chalcedonie (451) zabroniły używać tak niedokładnego określenia: obie natury
w Chrystusie pozostają „bez pomieszania” (Dz. 148).
XIII, 16-17 171

O ddaję 899 je dobrow olnie i sam je z pow rotem odzyskuję”


(J 1 0 ,1 8 * ).
J a k m ów i E w angelia, najbardziej zadziw ił obecnych tym ,
że po słow ach, w k tó ry ch dał nam poznać nasz grzech,
n aty ch m iast o d d ał ducha. Bo ko n an ie ukrzyżow anych by­
w ało zwykle pow olne. D latego ło trom , ażeby ju ż skonali
i m ogli być przed szabatem zdjęci z krzyża, p o łam an o nogi.
C zytam y, że naw et P iłat b a rd z o się tem u dziwił, gdy
zażąd an o od niego zezw olenia n a pogrzebanie ciała P a n a
(M k 15, 37. 39. 43-44; J 19, 30-34).

Zw ycięstw o Pośrednika życia nad pośrednikiem śmierci


17. T a k tedy kłam ca - k tó ry był dla człow ieka p o śred ­
nikiem śm ierci i w ystępuje przeciw ko życiu pod fałszywym
pozorem oczyszczeń w św iętokradczych obrzędach i ofia­
rach (a pyszni d ają się tem u uwieść), który nie m ó g ł m ieć
uczestnictw a w naszej śmierci, ani zm artw ychw stać z w łas­
nej śm ierci — m ógł w praw dzie d o d ać swą pojedynczą
śmierć do naszej podw ójnej, ale nie m ógł do d ać jednego
zm artw ychw stania, w którym by się zaw ierał sak ram en t
naszego odnow ienia i przykład przyszłego obudzenia się
przy końcu św iata. N ie, tego nie m ógł. A więc T en, k tó ry
duchem żyjąc, ożywił swoje m artw e ciało, praw dziw y P o ­
średnik życia, jego - um arłego duchem i pośred n ik a śm ier­
ci — od dusz swoich w iernych odtrącił precz n a zew nątrz,
aby nie p an o w ał w ich w nętrzu, lecz tylko z zew nątrz n a
nie n a p ad a ł, nie m o g ąc ich je d n a k ow ładnąć.

N iezależność Jezusa w śm ierci od grzechu i diabla


Jezus pozw olił d iab łu naw et kusić siebie, ażeby być naszym
p ośrednikiem także i w przezw yciężeniu p o k u s diabelskich,
nie tylko przez udzielanie nam pom ocy w walce z nim i, ale
i przez swój przykład. D iabeł p ró b o w ał w szystkich m o ż­
liwych dróg, żeby wcisnąć się do Jego w nętrza, lecz doznał
zupełnej p o rażk i w tym kuszeniu m ającym m iejsce na
puszczy bezpośrednio po chrzcie Jezusow ym (M t 4, 1—11).
U żył w szystkich pokus i zw odniczych ponęt, lecz, m artw y
172 Księga IV

na duchu., nie opanow ał żywego- duchem . U żył różnych


w ykrętów i zabiegał ja k m ógł, by doprow adzić do śmierci
człowieka. A Pośrednik życia pozw olił m u atak o w ać w so­
bie to wszystko, co w nas jest śm iertelne, i w tym w szyst­
kim go pok o n ał pod każdym względem. Przez to, w czym
otrzym ał zew nętrzną władzę zabicia ciała P an a, przez to
jego w ewnętrzne panow anie nad nam i zostało unicestw io­
ne. Więzy wielu grzechów u m nóstw a um arłych zostały
zerwane przez jed n ą śmierć jednego, śmierć, której nie
poprzedził żaden grzech. P an zapłacił za nas dług śmierci,
choć sam nie był jej dłużny, ażeby nie szkodziła nam ,
którym się ona należy. Ż ad n a w ładza nie m ia ła p raw a
wyzuć G o z ciała, ale On sam się z niego w yzuł. G dy
bowiem m oże ktoś nie um rzeć, jeśli nie zechce, wówczas
z w szelką pewnością, jeżeli um iera, to dlatego, że chce. D ał
przykład księstwom i w ładzom śm iało trium fując nad nimi
w samym sobie (K ol 2, 15). Przez śmierć swoją, jedyną,
najpraw dziw szą ofiarę za nas złożoną, zm azał wszelką
winę w nas. W szystko, co księstw a i w ładze m iały słuszne
praw o karać w nas, to oczyścił, zniósł i wygasił. A przez
Zm artw ychw stanie swe —których do now ego życia „p rze­
znaczył, tych i wezwał, a których wezwał, tych też u sp ra ­
wiedliwił, a których uspraw iedliw ił, tych też um iłow ał”
(Rz 8, 30).

Człowiek uwolniony z ja rzm a diabelskiego przez śmierć


Chrystusową
Przez podstępnie w yłudzoną od niego zgodę, jak b y m ając
pełne do tego prawo, diabeł trzym ał człowieka p o d swoim
jarzm em . 900 Sam całkowicie w olny od zniszczalności ciała,
pyszniąc się tym, uciskał człowieka bardzo biednego i słabe­
go z pow odu nędzy cielesnej. Niczym bogacz i m ożny d u m ­
nie panow ał nad nim ja k n ad nędzarzem i obszarpańcem .
A jed n ak utracił go w łaśnie przez śm ierć ciała. Tam
bowiem, dokąd on strącił grzesznika, jednak że sam za nim
nie idąc, tam — w skutek jego prześladow ania — zeszedł
Odkupiciel. T a k więc, w spólnie z nam i uczestnicząc
w śmierci, Syn Boży raczył stać się naszym przyjacielem ,
XIII, 17-18 173

podczas gdy nieprzyjaciel, nie zstępując tam , uw ażał się za


lepszego i wyższego od nas. T oteż pow iedział nasz O d­
kupiciel: „ N ik t nie m a m iłości większej nad tę, aby kto
życie swe o d d ał za przyjaciół sw oich” (J 15, 13). A diabeł
uw ażał siebie za wyższego naw et ponad sam ego Pana,
poniew aż P a n m u ustąpił w m ęce i dlatego do P an a
odnosim y słow a Psalmu: „U czyniłeś go m ało co m niejszym
od aniołów ” (Ps 8, 6). N iew innie zabity przez P rzew rot­
nego, k tó ry niby to m iał słuszne praw o przeciw nam
w ystępow ać, w łaśnie przez to go pokonał swoim najsłusz­
niejszym praw em . I tak niew olę podbił w poddaństw o
(E f 4, 8), a nas w ywiódł z niewoli, k tó ra z pow odu
grzechów była zasłużona. Swoją sprawiedliw ą krw ią, nie­
sprawiedliw ie w ylaną, przekreślił cyrograf śmierci (K ol 2,
14) i o d k u p ił grzeszników, aby ich usprawiedliwić.

Kłamca diabeł zm ylony p rzez Chrystusa


18. D latego to diabeł wciąż jeszcze szydzi i w pole wy­
pro w ad za tych, w obec których w ystępuje ja k o fałszywy
pośrednik, niby to oczyszczając ich przez swoje obrzędy,
a właściwie uplątując ich i tym bardziej pogrążając.
Ludzi pysznych bardzo łatw o nakłania do tego, by
wyśmiewali śm ierć C hrystusow ą, i żeby nią gardzili. A im
bardziej sam jest od niej daleki, tym bardziej w oczach tych
ludzi uchodzi za boskiego i świętego. A jed n ak niewielu
z nich w iernie przy nim trw a, odkąd poganie poznali
i z p o b o ż n ą p o k o rą piją zapłatę swego O dkupienia. U fając
jej, porzucili swego w roga i uciekają się do O dkupienia.
Z pew nością diabeł nie zdaje sobie sprawy z tego, że
najw yższa M ądrość Boża w ykorzystuje jego napaści i zasa­
dzki dla zbaw ienia swych wiernych: ta M ądrość, k tó ra od
najw yższego końca, to jest od szczytów duchowego stw o­
rzenia, aż do najniższego krańca, czyli śmierci ciała, „d o ­
sięga... m ocno i urządza wszystko łagodnie” (M dr 8, 1). Bo
„dosięga w szędzie dla swojej czystości... i nic skalanego do
niej nie w chodzi” (M d r 7, 24—25).
C hoć diabeł jest poza zasięgiem śmierci ciała i szczegól­
nie się tym pyszni, niemniej śmierć innego rodzaju jest dla
174 Księga IV

niego przy g o to w an a od w ieków: w ogniu piekielnym , gdzie


duchy nie tylko w ziem skich, ale i w pow ietrznych ciałach
są p o d atn e n a cierpienie.
Ci pyszni ludzie, uczestnicy św iętokradczych obrzędów
—dla któ ry ch C hrystus stracił znaczenie dlatego, że um arł,
choć w łaśnie przez śm ierć swoją w ykupił nas za ta k w ielką
cenę (1 K o r 6, 20) —rów nież i oni p łacą haracz śmierci w raz
ze w szystkim i ludźm i, z którym i łączy ich w sp ó ln o ta n a tu ­
ry obarczonej przez grzech pierw orodny.
I ci pyszni ludzie diabła przekładają nad C h ry stu sa, choć
w trącił ich w śmierć, której sam nie ponosi z p ow odu
różności n atury. A T am ten z wielkiego m iłosierdzia dla
nich zstąpił w śmierć. Ci ludzie nie w ątpią, że są lepsi od
dem onów . T oteż nie ustają w św iadczeniu im obelg
i w okazyw aniu im nienaw iści choć w iedzą d o sk o n ale, że są
oni obcy tej śmierci, z pow odu której sam i w zgardzili
C hrystusem . N ie chcą zastanow ić się n ad tym , ja k się to
stało, że Słowo Boże, pozostając w sobie i sam o w sobie
niezm ienne, 901 ale przyjąw szy niższą n atu rę, m ogło cier­
pieć coś niższego, czego nieczysty duch, nie m ając ciała, nie
m ógł cierpieć; że chociaż są lepsi od dem onów , je d n a k ze
względu n a ciało m o g ą um ierać, co d la dem onów ja k o
pozbaw ionych ciała jest niem ożliw e. D latego obiecują so ­
bie wiele korzyści ze swoich m artw ych ofiar, nie zdając
sobie spraw y z tego, że składają je oszukańczym i pysznym
duchom . A jeśli zdają sobie z tego spraw ę, to w y o b rażają
sobie, że życzliwość tych oszustów i zazdrośników p rzynie­
sie im jak iś pożytek, podczas gdy ich je d y n ą tro sk ą jest
przeszkodzić nam w pow rocie do B oga.

4. O fiara C hrystusow a

Chrystus je s t doskonałą ofiarą oczyszczającą nas z grzechu


XIV. 19. U czestnicy św iętokradczych obrzędów nie ro z u ­
m ieją tego, że owe pyszne duchy nie m ogłyby m ieć z a ­
dow olenia z czci oddaw anej im przez sk ład an ie ofiary,
gdyby praw dziw a o fiara nie należała się w yłącznie je d y n e ­
XIII, 18 -X V , 20 175

m u i praw dziw em u B ogu, w m iejsce którego one by chciały


cześć b o sk ą odbierać.
I tego też nie rozum ieją, że n a to, by ofiara była godnie
złożona, m usi ją składać święty i sprawiedliwy kapłan; że
rzecz ofiarow ana pow inna być w zięta od tych, za których się
ją składa, i to m usi być rzecz czysta, bez skazy, k tó rą by
m ożna ofiarow ać za oczyszczenie grzesznych, czego niew ąt­
pliwie p ra g n ą wszyscy chcący złożyć Bogu ofiarę za siebie.
K tó ż jest rów nie sprawiedliwym i świętym K apłanem ja k
Syn B o ż y 15, który nie potrzebow ał przez ofiarę oczyszczać
się z grzechu, ani pierw orodnego, ani dodanego w później­
szym życiu (H b r 7 ) ? 1 cóż m o żn a było równie odpow iednie­
go wziąć od ludzi dla ofiarow ania za nich, jeśli nie ludzkie
ciało? A czy było coś ta k dostosow ane do złożenia w ofierze,
ja k śm iertelne ciało? A co rów nie czyste dla oczyszczenia
zm az śm iertelnych ludzi, ja k nie ciało poczęte i zrodzone
z dziewiczego ło n a poza zasięgiem cielesnej żądzy? I cóż
m ogło być ta k mile ofiarow ane i przyjęte, jak ciało naszej
Ofiary, któ re zarazem jest ciałem naszego K apłana?
W każdej ofierze należy brać pod uwagę cztery rzeczy:
k om u się ją składa? kto ją składa? co i za kogo się ofiaruje?
- O tóż ten sam jedyny i praw dziw y Pośrednik, godząc nas
z Bogiem przez ofiarę pokoju, stanow ił jedno z Tym , k tó re ­
m u ją ofiarow ał; stał się jednym z tym i, za których ją złożył;
O n sam był składającym ofiarę i tym , co złożył w ofierze.

III. C H R Y S T U S U ŚW IĘCI C IEL

1. L u d zk a niem oc

B łą d p yszn ych
X V . 20. Są tacy, którym się w ydaje, że o w łasnych siłach
zdołają się oczyścić tak , by m óc B oga oglądać i z Bogiem
się zjednoczyć; a tym czasem w łasna pycha najbardziej ich
16
Zob. wyżej ks. 3, przyp. 27, str. 52.
176 Księga IV

plam i. (N ie m a bow iem grzechu rów nie przeciw nego p ra w u


B ożem u i w tym sto p n iu , co pycha, dającego p ra w o p a n o ­
w an ia te m u b a rd z o pysznem u duchow i, k tó ry po śred n iczy
n a d ro d ze prow adzącej w d ó ł i p rzeszk ad za w d ążen iu ku
szczytom .) T rz e b a go w ym inąć in n ą d ro g ą , jeśli coś kn u je
w skrytości, albo jeżeli otw arcie żeruje n a chw iejności
ludzkiej przedstaw ionej przez A m alek itó w zag rad zający ch
wejście do ziemi obiecanej. T rz e b a go p o k o n a ć przez K rzy ż
P ań sk i, k tó reg o zapow iedzią były p o d n iesio n e ra m io n a
M ojżesza (Wj 17, 8—16).
T ak ie roszczenia pew nych ludzi obiecu jący ch sobie
0 w łasnych siłach zyskać oczyszczenie w yw o d zą się stąd , że
902 n iektórzy z nich zdołali w nikliw ością sw ojego um ysłu
w znieść się p o n a d wszelkie stw orzenie i w ja k iś sposób
dosięgnąć św iatłości niezm iennej P r a w d y 16. A p o n iew aż
wielu chrześcijan, żyjąc obecnie sam ą w iarą, n ie m o że
jeszcze dojść do tego, p rz e to ich w y śm iew a ją 17. L ecz cóż to
d a pysznem u, że z d a la d o strzeg a z am o rsk ą ojczyznę, jeżeli
w stydzi się w stąpić n a drew no krzyża i ta k d o niej płynąć?
1 co straci p o k o rn y , jeżeli nie w idząc jej w p raw d zie z ta k
wielkiej odległości, je d n a k płynie ku niej n a d rew nie, n a
k tó re pyszny nie chciał w stąpić?

D aw ni filo zo fo w ie nie m ogli wiedzieć o Z m a rtw ych w sta n iu


X V I. 21. L udzie owi k ry ty k u ją n aszą w iarę w Z m a rtw y c h ­
w stanie, utrzy m u jąc, że n aw et w ta k ic h sprawcach n ależy n a
nich polegać.
16 Tak np. Plotyn, jak lo opowiada PORFIRIUSZ w Żywocie Platyna, 23,
„miał czystą duszę i wciąż dążył do tego, co boskie, miłując je z duszy całej... Tak zaś
właśnie... kiedy się wzbijał do pierwszego i zaświatowego Boga na skrzydłach swoich
myśli tudzież na szlakach, wskazanych przez Platona w Biesiadzie (210 a. nn.),
«rozblysł» mu ów Bóg, który... króluje ponad umysłem i całym światem umysło­
wym” (tłum. A. Krokiewicz, Enneady, t. I, Warszawa 1959, str. 33—34). Teologowie
dyskutują nad tym, czy Augustyna „ekstaza w Ostii” ( Wyznania , IX. X. 23-26, P. L.
32. 112—lid ) była. tego samego rodzaju, czy też należy do mistycznego świata
chrześcijan siwa.
17 W De Civitate Dei, XIX. 23 (P. L. 41, 650), Augustyn podaje fragmenty roz­
prawy Porfiriusza O mądrości wyroczni, gdzie rzeczywiście ów neoplatonik drwi z wia­
ry chrześcijan, mimo że wyraża uznanie dla samego Chrystusa „najświąlobliw&zego
i uczynionego nieśmiertelnym”. Por. EUZEBIUSZ, Demonstratio Evangélica III.
7, G. C. S., str. 140. Dzieła Porfiriusza pt. Przeciw chrześcijanom Augustyn nie zna.
XV, 20 - XVII, 22 177

Z a c h o w u ją się oni ta k , ja k gdyby z tej racji, że zdołali


zrozum ieć najw yższą i niezm ienną rzeczyw istość B oga
„przez dzieła J e g o ” (R z 1, 20), należało ich p y ta ć o p rz e ­
o b ra ż en ia rzeczy zm iennych, o bieg w ieków i jeg o p ra w a.
C zyżby n a p ra w d ę d lateg o , że słusznie ro zu m ieją i że przy
użyciu w łaściw ej arg u m en tacji w ykazują, iż w szystkie rze­
czy doczesne p o w stają w uzależnieniu od swych w ieczys­
ty ch racji, czyżby dlatego m ieli p rzen ik ać sam e racje
i w n io sk o w ać n a tej p o d staw ie, ile je st ro d zajó w zw ierząt,
z ja k ic h p o w stały n asion, ja k się rozw ijały, ja k ie liczby
rz ą d z ą ich poczęciem , n a ro d z in a m i, w iekiem i zgonem ,
ja k ie in sty n k ty kieru ją je k u tem u, co o d p o w ia d a ich
n a tu rz e, i k a ż ą w ystrzegać się tego, co jej przeciw ne? Skąd
oni m a ją o tym w szystkim wiedzieć? Przecież do ciek ali tych
rzeczy nie przez niezm ien n ą M ą d ro ść , ale jed y n ie przez
p o zn an ie h isto rii m iejsc i czasów , n a p o dstaw ie d o św iad ­
czeń i zap isk ó w innych!
T y m m niej m o ż n a dziw ić się tem u, że zupełnie nie m o g ą
d ociec ani n a stę p stw a czasów w całej ich rozciągłości, ani
jak iejś m e ty w toczącym się ich biegu, k tó ry ja k n u rt rzeki
u n o si ro d zaj ludzki, ani też tego ich zw rotu, k tó ry każdego
k ieru je do należnego m u kresu. T ego n a pew no historycy
nie m ogli zapisać: zbyt to odległe w przyszłości i n ik t ani
dośw iadczył tego, ani też opisał.
N a w e t i ci filozofow ie, lepsi od innych, nie m ogli m ieć
in te le k tu aln eg o o g lą d u ty ch rzeczy w ich najw yższych
i w iecznych racjach. G d y b y to było dla nich d o stęp n e, nie
szu k alib y w przeszłości rzeczy tego ro d zaju , co przecież
histo ry cy m ogli uczynić, ale raczej odkryw aliby przyszłość.
T y ch zaś, k tó rz y byli d o tego zdolni, oni nazw ali w iesz­
czam i, a m y p ro ro k a m i.

Z n a jo m ość rzeczy przyszłych


X V II. 22. C h o ciaż i nazw a „ p r o r o k ” nie je st zupełnie obca
w lite ra tu rz e p o g an . T rz e b a je d n a k uw zględnić w tym
b a rd z o w ażne rozróżnienie.
M o ż n a bow iem n a p o d staw ie rzeczy przeszłych w nosić
o przyszłości. N p . lekarze m o g ą przew idzieć wiele rzeczy,
178 Księga IV

a n aw et w pism ach p rzek azu ją w yniki swych d o św iad czeń


i obserw acji. T a k sam o rolnicy i żeglarze p rz e p o w iad a ją
ró żn e zjaw iska (co je d n a k uchodzi za w różby, jeśli dotyczy
rzeczy zd arzających się b a rd z o rzad k o ). M ożliw e je d n a k ,
że chodzi tu o zjaw iska, k tó re ju ż zaczynają się dziać, k tó re
m oże uchw ycić b ard zo bystry w zrok, kiedy n a d c h o d z ą
(co byw a uw ażane za w różby w w y p ad k u , gdy czy n ią to
m o ce pow ietrzne). Jest to p o n ie k ą d p o d o b n e do tego, ja k
gdyby k to ś ze szczytu góry w idział, żc ja k a ś o so b a n a d ­
chodzi i zaw czasu zap o w iad ał jej przyjście 903 m ie sz k a ń ­
com doliny.
M oże się rów nież zdarzyć, że święci aniołow ie, k tó ry m
B óg przez Słowro i M ą d ro ść sw oją objaw ia przyszłość
i przeszłość, albo p o w ia d o m ią o tym n iek tó ry ch ludzi, alb o
przez innych p rz e k aż ą im tę wieść. A w reszcie, dusze
n iek tó rych ludzi są do tego sto p n ia p o d n iesio n e przez
D u c h a Św iętego, że ju ż nie przez aniołów , ale sam e p o ­
znają niezm ienne przyczyny rzeczy przyszłych, o g lą d ając je
w sam ym ich szczycie. Słyszą to i m o ce p o w ietrzn e, gdy
rzeczy te są oznajm iane aniołom czy ludziom , ale słyszą
tylko w tej m ierze, w jakiej zo stało u z n an e z a p o ży teczn e
przez T eg o , k tó re m u p o d d a n e jest w szystko.
W iele przepow iedni w yw odzi się ja k b y z pew nego in ­
sty n k tu i nieśw iadom ego p o ru sz en ia d u ch a. N p . K a jfa sz
nie w iedział, co m ów i, „ale b ędąc najw yższym k a p ła n e m ...
p ro ro k o w a ł” (J 11, 51).

N ie należy zapytyw ać filo zo fó w o rzeczy p rzyszłe


23. N ie w a rto więc o bieg czasów i o Z m artw y c h w stan ie
p y tać filozofów i ludzi ro zum iejących p o n ie k ąd , w m ia rę
swych m ożliw ości, w ieczność S tw órcy, w k tó ry m żyjem y,
p o ru szam y się i jesteśm y (D z 17, 28). N ie p y ta jm y ich o to,
bo, poznaw szy B oga przez dzieła Jego, „nie złożyli M u
jak o B ogu czci ani dziękczynienia, ale... p o d a ją c się za
m ąd ry ch , głupim i się stali” (R z 1, 20—22). N ie byli oni
zdolni do tego, by w zrok ich d u c h a p o z o sta w a ł u staw iczn ie
utk w iony w w iecznym i niezm iennym Bycie ta k , by w sa ­
mej M ąd ro śc i Stw orzyciela i R ządcy w szechśw iata w idzieć
XVII, 22 - XVIII, 24 179

rozw ijanie się czasów , k tó re tam były i b ęd ą zaw sze,


p o d czas gdy tu m a ją być i ju ż ich nie m a; by widzieć w niej
rozw ój i p o stęp y , nie ty lk o duchow e, lecz n aw et te, k tó re
z ac h o d z ą w ciele ludzkim aż do osiągnięcia właściwej m u
d o sk o n ało ści. Są w ięc zupełnie niezdolni do o g lą d an ia tych
rzeczy w Boskiej M ąd ro ści.
A n aw et nie zostali oni u zn an i za godnych , by aniołow ie
im zw iastow ali czy to zew nętrznie d ro g ą w rażeń zm ys­
łow ych, czy też w ew nętrznie, przez ośw iecenia duchow e,
ja k to było p o k azy w an e ojcom naszym , praw dziw ie p o b o ż ­
nym ludziom . O jcow ie przep o w iad ali w ten sp o só b rzeczy
i zyskiw ali w iarę albo przez p otw ierdzenie słów cu dow nym i
zn ak a m i, albo w sk u tek szybkiego spełniania się tego, co
zap o w iad ali. P rzez to zyskiw ali ta k ą pow agę, że w ierzono
im n aw et, kiedy zapow iadali rzeczy b ard zo dalekie, aż do
k o ń c a św iata.
A co d o pysznych i zw odniczych m ocy pow ietrznych, to
naw et jeżeli przez sw oich w ieszczków opow iadały jakieś
rzeczy, zasłyszane o d św iętych p ro ro k ó w albo od aniołów
o społeczności i m ieście św iętych, o praw dziw ym P o ­
śred n ik u , czyniły one ta k w tym celu, by za p o m o cą
tych obcych sobie praw d p o ciąg n ąć w iernych Bożych do
sw oich błędów . B óg je d n a k posłużył się nim i bez ich
w iedzy i spraw ił, że dzięki nim p ra w d a ro zb rzm iew ała
w szędzie, stając się dla w iernych p o m o cą, a d la innych
św iadectw em .

2. C h ry stu s n aszą dźw ignią k u w ieczności

D o w ieczności p o p rzez doczesność


X V III. 24. N iezd o ln i do o garnięcia rzeczy w iecznych, p rzy ­
tłoczeni brzem ieniem zm az grzechow ych, k tó re ściągnęła
n a n as m iło ść doczesności, w k o rzen io n a w nas razem
z p rz e k az an iem śm iertelnej n a tu ry , - p o trzeb o w aliśm y
oczyszczenia.
A le oczyszczenie w sp o só b tak i, byśm y m ogli przez nie
u zy sk ać jak ieś d o sto so w a n ie i p ro p o rcjo n a ln o ść w obec
180 Księga IV

wieczności, 904 m ogło się do k o n ać jedynie za p o śred n i­


ctwem rzeczy doczesnych, do których byliśmy przystoso­
wani. N ie ulega w ątpliw ości, że zdrow ie i ch o ro b a są sobie
bardzo dalekie. A le pośrednie pom iędzy nim i leki o tyle
tylko przyczynią się do zdrow ia, o ile dostosuje się je do
choroby. N iepożyteczne rzeczy doczesne szkodzą chorym ,
nato m iast stosow ne i korzystne do p o m ag ają w odzyskaniu
zdrow ia i, uleczonych, przeprow adzają do wieczności. T a k
ja k ro zu m n a dusza ludzka m a oddać się kontem placji
rzeczy wiecznych, ta k oczyszczać się pow inna w ierząc d o ­
czesnym.
Pow iedział ktoś uw ażany przez G reków za m ędrca:
„Czym jest wieczność dla tego, co się zaczyna, tym p raw d a
jest dla w iary” l s . Zaiste praw dziw a to m yśl. Co m y
nazyw am y doczesnością, to on nazw ał „tym , co się za­
czyna” . M y rów nież należymy do tego p o rz ą d k u rzeczy,
nie tylko ze względu n a ciało, ale także dlatego, że duch
nasz jest podległy zm ianom , bo niewłaściwie w iecznością
nazywam y coś, co m oże się zmieniać. W tej więc m ierze,
0 ile podlegam y zm ianom , o tyle też i od wieczności
jesteśmy oddaleni.
O biecano nam jednak, że do żyw ota w iecznego d o ­
jdziem y przez praw dę. Ale znów i w iara jest jeszcze ta k
o ddalona od oglądania praw dy, ja k śm iertelność jest dale­
k a od wieczności. T eraz więc z w iarą odnosim y się do
rzeczy, które dla nas dokonały się w doczesności, i przez to
się oczyszczamy. I dlatego w iara nasza stanie się praw dą,
gdy ju ż osiągniem y to, co nam jak o w ierzącym było
przyrzeczone, a obiecane było życie wieczne. T ak , P raw da
to pow iedziała (nie ta praw da, w k tó rą przem ieni się nasza
w iara, ale T a, k tó ra zawsze jest P raw dą, bo w Niej jest
wieczność). P raw da więc rzekła: ,,A życie wieczne polega
na tym, żeby poznali Ciebie, jedynego B oga praw dziw ego,
1 tego, któregoś posłał, Jezusa C h ry stu sa” (J 17, 3). G dy
w iara nasza w widzeniu stanie się praw dą, w ów czas i nasza
przem ieniona śm iertelność ustąpi wieczności.

la PLATON, Timaios, 29 c.
XVIII, 24 181

Słowo stało się czasowe, żebyśm y osiągnęli wieczność


Z anim się to stanie i żeby się stało, z w iarą odnosim y
się do rzeczy m ających początek w czasie, ta k ja k w wiecz­
ności spodziew am y się kontem placji praw dy.
Żeby je d n ak ta w iara śm iertelnego życia nie była nie­
zg o d n a z p raw d ą życia wiecznego, sam a P raw da współ-
w ieczna O jcu narodziła się n a ziemi (Ps 84, 12), gdy Syn
Boży zstąpił n a ziemię w taki sposób, iż stał się Synem
Człowieczym , iż przyjm ując n aszą śm iertelność nie wyzbył
się przez to swojej wieczności. W tedy sam osobiście stał się
przedm iotem naszej wiary, tej wiary, k tó ra doprow adzi nas
do Jego Praw dy. T ak bowiem rzeczy pow stające w czasie
m ają się do wieczności, ja k się m a w iara do praw dy. W ięc
trzeb a było oczyścić nas, żeby m ógł narodzić się dla nas
ten, k tó ry zarazem po zo stał wiecznym, i żeby nie przed­
staw iał się O n dla nas inaczej w wierze i inaczej w praw ­
dzie. Jak o m ający początek w czasie, m y nie m ożem y
przejść do wieczności, jeżeli W ieczny, rodząc się ja k m y, nie
stow arzyszy się z nam i i jeżeli nie zostaniem y przez to
przeniesieni do Jego wieczności.
T eraz w iara nasza ja k gdyby poszła za N im , jak b y
przeniosła się tam , dokąd poszedł Ten, w którego uw ierzy­
liśmy: k tóry narodził się, um arł, zm artw ychw stał i w stąpił
n a niebiosa. Z tych czterech rzeczy dwie poznaliśm y sami,
bo wiemy, że ludzie ro d zą się i um ierają. D w óch p o zo ­
stałych, to jest zm artw ychw stania i w stąpienia do nieba,
słusznie się spodziew am y w przyszłości, poniew aż wierzy­
m y, że spełniły się w N im . Jeśli w N im to, co m iało
po czątek, przeszło do wieczności, to przejdzie tam rów nież
i to, co w nas m iało początek; przejdzie w tedy, gdy w iara
stanie się rzeczywistością.
905 D o w ierzących już Jezus pow iedział, aby zachow ać
ich w słowie w iary, a zatem i praw dy, i żeby przez to
p o p ro w adzić ich od śmierci do wieczności: „Jeśli wy trw ać
będziecie w nauce m ojej, praw dziw ie uczniam i m oim i b ę­
dziecie” . I ja k gdyby oni zapytywali: „Po co?” dodaje:
„I poznacie p raw dę” . 1 ja k b y znów pytali: „A n a cóż
śm iertelnym praw da?” odpow iada: „A p raw d a was w y­
182 Księga IV

sw obodzi” (J 8, 31—32). Od czego w ysw obodzi, jeśli nie od


śmierci, zepsucia i zm ienności? P raw d a bow iem trw a nie­
śm iertelnie, niezniszczalnie i niezm iennie. A praw dziw a
nieśm iertelność, praw dziw a niezniszczalność i p raw d ziw a
niezm ienność —to wieczność.

3. Posłanie Syna

Św iadectw a m isji Syna


X IX . 25. O to po co został posłany Syn Boży, a raczej: O to
n a czym polega posłanie Syna. W szystko, co stało się
docześnie w rzeczach m ających p oczątek, w yw odzących się
z wieczności i do wieczności się odnoszących, a co stało się
dla naszej w iary, żeby oczyściła nas w sposób konieczny do
k o ntem placji praw dy, to było albo św iadectw em tej m isji,
albo sam ą m isją Syna Bożego.
Jedne św iadectw a zapow iadały Jego przyszłe przyjście,
inne stw ierdzały, że przyszedł. T en, który stał się stw o ­
rzeniem , choć przez N iego zostało uczynione w szystko
stw orzenie (J 1, 4), m usiał m ieć całe stw orzenie za św iad­
ka. G dyby bow iem wielu posłanych nie zap o w iad ało je d y ­
nego Posłanego, to pewnie nie trzy m an o by się T ego
jednego, odrzucając innych. I gdyby nie było tak ich św ia­
dectw , k tó re m aluczkim w ydaw ały się w ielkie, to m oże
by nie uw ierzono, że jest on ta k wielki, że m oże czynić
wielkie rzeczy, O n, k tó ry ja k o m aluczki zo stał p o słan y d o
m aluczkich. N iebo i ziem ia, i w szystko, co się w nich
zaw iera, są nieporów nanie w iększym i dziełam i Syna Boże­
go —bo przez N iego w szystko się stało —niż zn ak i i cuda
będące Jego św iadectw em . A je d n a k te m ałe rzeczy, u w a ż a ­
ne za wielkie, przejm ow ały ludzi drżeniem b ojaźni p o to ,
żeby ich, m aluczkich, doprow adzić do w iary w wielkie
rzeczy 19.

la Streszczenie tej nauki znajdujemy u Pascala {Myśli, zakończenie „Tajemnicy


Jezusa”, 553); „Czynić maleńkie rzeczy jako wielkie ze względu na majestat Jezusa
Chrystusa, który je w nas czyni i który żyje naszym życiem; a wielkie (uczynimy)
jako maleńkie i łatwe dzięki Jego wszechmocy”.
XIX, 25-26 183

C hrystus p o zn a n y ja k o niższy od Ojca, ale nie p o zn a n y


w swej równości z Ojcem

26. „ G d y ” więc „ n astała pełność czasu, posłał Bóg Syna


swego uczynionego z niew iasty i podległego Z a k o n o w i”
(G a 4, 4). T a k m aluczkiego, że „uczynionego ” , i posłanego
w łaśnie ja k o „uczynionego” .
Jeśli w iększy posyła m niejszego, niższego, to przyznaje­
m y i m y, że „uczyniony” rzeczywiście jest niższy, i to w tej
m ierze jest niższy, w jakiej jest „uczyniony” , a o tyle jest
„u czy n io n y ” , o ile został „p o sła n y ” . T ak. „P o słał Syna
swego uczynionego z niew iasty” . A poniew aż w szystko
przez N iego zostało uczynione, nie tylko zanim został
p o słan y ja k o „uczyniony” , ja k o stw orzenie, ale „zanim
cokolw iek się sta ło ” , przeto przyznajem y, że ten , k tó reg o
— ja k o posłanego — nazw aliśm y niższym, je st rów ny p o ­
syłającem u.
Jak żeż więc przed tą pełnością czasu, w k tó rej posłać
G o należało, m ó g ł być w idziany przez p atriarch ó w w w i­
dzeniach anielskich zanim był posłany, skoro naw et ja k o
„ p o sła n y ” nie był w idziany w swej rów ności z Ojcem?
D laczego pow iedział Filipow i, k tó ry przecież p o d o b n ie
ja k inni, a naw et opraw cy, w idział G o w ciele: „ T a k
długo jestem z w am i, a nie poznaliście m nie? Filipie,
k to widzi m nie, widzi i O jca” (J 14, 9). C zem u ta k
pow iedział, jeśli nie dlatego, że i widzieli go i nie widzieli?
W idzieli G o ja k o posłanego, ja k o „uczynionego” , ale nie
widzieli G o ja k o Tego, przez którego w szystko zostało
uczynione.
A o to inne Jego słowa: 906 „K to m a p rzy k azan ia m oje
i zachow uje je, ten m nie m iłuje. A kto m nie m iłuje, znajdzie
m iłość u O jca m ego i ja go um iłuję i objaw ię się je m u ”
{ibid. 21). C zem u to pow iedział, będąc w idziany przez
w szystkich, jeśli nie dlatego, że ciało, któ ry m Słowo się
stało, gdy nadeszła pełność czasu, p o d aw ał ja k o przedm iot
dla w iary; lecz sam o Słowo, przez k tó re w szystko się stało,
zachow yw ał dla kontem placji w wieczności przez oczysz­
czony um ysł?
184 Księga IV

Słowo W cielone, posiane ja k o S yn , m oże być równe Ojcu


X X . 27. Jeżeli dlatego nazyw am y Syna „p o słan y m przez
O jca” , że jed en jest O jcem , a dru g i Synem , to nic nie
sprzeciw ia się tem u, byśm y wierzyli, że Syn je st rów ny
O jcu, że jest w spółistotny i w spółw ieczny z O jcem , i że
je d n ak jest przez O jca posłany.
N ie oznacza to wcale, że jeden je st wyższy, a dru g i n iż­
szy. N ie, to znaczy, że pierw szy jest O jcem , a drugi Synem ,
że pierw szy zrodził, a dru g i jest zrodzony; że pierw szy jest
tym , k tó ry posyła; Syn bow iem od O jca po ch o d zi, a nie
Ojciec od Syna.
T a k rzecz naśw ietlając, m o ż n a ju ż te ra z zrozum ieć, iż nie
tylko dlatego m ów i się o p osłaniu Syna, że „Słow o ciałem
się stało ” , ale i dlatego, że Syn był p o słany , żeby „Słow o
ciałem się sta ło ” i żeby przez Jego obecność w świecie
w ypełniło się w szystko, co o N im nap isan o . T o znaczy, że
został posłany nie ja k o człow iek, k tó ry m stało się słow o,
ale, że także Słowo zostało posłane, żeby się stać człow ie­
kiem , bo nie zostało posłane z racji nierów ności w ładzy
czy substancji, czy czegoś, co by w N im nie było ró w n e
Ojcu. A le zostało posłan e w tym znaczeniu, że Syn je st od
O jca, a nie Ojciec od Syna. Słow o bow iem jest Synem Ojca.
I nazyw a się Je rów nież M ąd ro śc ią O jc a 20.

„ C zysty w ypływ jasności Boga w szechm ogącego”


C ó ż więc dziw nego, że Syn jest posłany nie d lateg o , by był
nierów ny O jcu, ale dlatego, że jest „czystym w ypływ em
jasności B oga w szechm ogącego” (M d r 7, 25)? T a m zaś
to , co prom ieniuje, co w ypływ a, i to z czego w ypływ a jest
tą sam ą substancją. T o nie jest tak , ja k gdyby w o d a
w ypływ ała z ro zp ad lin y ziem nej albo ze skały, ale tak ,
ja k blask św iatła prom ieniujący z św iatłości. P o w ied zia­
no przecież: „Ja sn o śc ią jest bow iem wiecznej św iatło ści”
(ibid. 26). A to znaczy tyle, co gdyby było pow iedziane, że

20 O utożsamieniu Syna z mądrością zob. wyżej ks. II. V, 7, str. 79. Rozumowa­
nie o równości Syna z Ojcem powtórzone jest w ks. I. VII, sir. 39—40.
XX, 27 185

jest blaskiem św iatłości wiecznej. A czym jest b la sk św iatła,


jeśli nie św iatłem ? I dlatego jest w spół wieczny ze św iatłem ,
k tó reg o jest jasn o ścią. Pism o św. w olało użyć tych słów:
„Jasn o ść... św iatłości” , niż pow iedzieć św iatło św iatła, by
nie m y ślan o , źe m niej św ietliste je st św iatło w ypływ ające od
tego, z k tó reg o w ypływ a, n a to m ia st słysząc „jasność...
św iatłości” łatw iej się rozum ie, że jed n o bierze sw ą jasn o ść
od drugiego, lecz nie jest przez to m niej od niego jasn e.
N ie było obaw y, by ktoś przypuścił, że światłość ro d ząca
św iatło je st m niej od niego ja sn a (tego żaden heretyk nie
ośmielił się pow iedzieć i chyba nikt się nie ośmieli). Z a to
Pism o św. chce uprzedzić przypuszczenie, ja k o b y ta św iat­
łość w ypływ ająca m iała być m niej ja sn a od tej, z której
w ypływa. O dsuw a więc m ożliw ość takiego przypuszczenia
m ów iąc: „Jasność... światłości w iecznej” , i przez to w skazuje
n a ich rów ność. G dyby była m niej jasn a, to byłby to raczej
cień jej, a n iejasn o ść; a jeśli by była jaśniejsza, to nie m ożna
by ju ż powiedzieć, że „w ypływ a”, nie m oże bowiem przewyż­
szać źródła, z którego się rodzi. Z atem „w ypływ ając” z niej,
nie je st od niej większa, będąc zaś jej „jasnością” , a nie
cieniem, nie jest m niejsza. 907 A więc jest ró w n a 21.

,,...W szystko m o że ...” (M d r 7, 27)


I to nie pow inno nas dziw ić, że jest nazw ana „czystym
w ypływ em jasn o ści B oga w szechm ogącego” (M d r 7, 27),
ja k gdyby sam a nie była w szechm ocna, ale była „w ypły­
w em... W szechm ocnego” , gdyż zaraz potem jest o niej
pow iedziane: „ A chociaż je st jed y n a, w szystko m o że”
{ibid. 27). A k tó ż jest w szechm ocny, jeśli nie ten, kto
w szystko m oże?
Przez T ego więc je st p o słan a, z którego w ypływa. W każ­
dym razie ta k to rozum ie ten, k tó ry m iłuje ją i jej pragnie.
M ów i on: „Z eślijże ją z św iętych niebios tw oich i ze stolicy
w ielkości tw ojej, aby ze m n ą była i ze m n ą p ra c o w a ła ”

21 Symbol Nicejski mówi: Lumen de lumine, światłość z światłości. Zob. Posło­


we, n. 4 i przyp. 17-19, str. 536, z odnośnikami do Ojców greckich, którzy podobnie
rozumują.
186 Księga IV

(M d r 9, 10). T o znaczy: niech m nie nauczy p raco w ać,


żebym się nie trudził. Bo p race jej to cnoty.
Lecz inaczej O na jest posyłana, ażeby być z ludźm i, a in a ­
czej, by sam a stać się człow iekiem . G dyż o n a ,,w dusze
święte się przenosi, p rzyjaciół B ożych i p ro ro k ó w czyni”
(M d r 7, 27), p o d o b n ie ja k n ap ełn ia św iętych aniołów
i p rzez nich czyni w szystko, co należy d o ich u rzęd u .
K iedy je d n a k n a sta ła pełność czasu — z o sta ła o n a p o ­
słan a (G a 4, 4) nie po to , by sobą nap ełn ić an io łó w lub
sam a stać się aniołem , zw iastując zam ysły O jca, k tó re były
tak że i jej zam ysłam i; i nie p o to, żeby być z lu d źm i alb o
w ludziach, to bow iem zd arzało się ju ż u P a tria rc h ó w
i P ro ro k ó w , lecz po to, ażeby sam o Słow o stało się ciałem ,
to je st człow iekiem .
W objaw ieniu tej tajem nicy było zbaw ienie ow ych m ę d r­
ców i św iętych, k tó rz y —zanim Słow o n aro d ziło się z D z ie ­
wicy —rodzili się z niew iast. A w d o k o n a n iu się jej i w jej
głoszeniu jest zbaw ienie w szystkich w ierzących, m a ją cy c h
nadzieję i w szystkich m iłujących. ,,Bo bez w ą tp ien ia w ielka
to jest tajem n ica pobożności:
T en, k tó ry zjawił się w ciele,
uspraw iedliw iony był w d u ch u ,
u k azał się aniołom ,
głoszony był p o g an o m ,
znalazł w iarę w świecie
i w niebow zięty był w chw ale” (1 T m 3, 16).

M isja Słow a polega na Jego przyjściu na św iat i obecności


duszach
28. Przez T eg o więc jest p o słan e Słowo Boże, czyim je st
Słowem, p rzez T ego jest p osiane, k tó ry Je zrodził; p o sy ła
T en, k tó ry zrodził, posłan e to, co je st zrod zo n e.
T eraz m isja Jego spełnia się w kim ś, p rzez k o g o jest
p o zn an y i zrozum iany w tej m ierze, w jakiej to je st d o s tę p ­
ne dla duszy dążącej k u B ogu, albo ju ż d o sk o n ałej. N ie
przez to sam o, że z O jca się n aro d ził, m ów i się o p o sła n iu
Syna, ale przez to , że Słow o staw szy się ciałem o b jaw iło się
św iatu. D la teg o m ów i: ,,W yszedłem od O jca i przyszedłem
XX, 27-29 187

n a św iat, zn o w u opuszczam św iat i idę d o O jc a ” (J 16, 28);


alb o p rzez to, że w czasie je st p o zn an y przez czyjś um ysł,
ja k p o w ied zian o : ,,Ześlijże... ją , aby ze m n ą b y ła i ze m n ą
p ra c o w a ła ” . Lecz to , co zrodziło się z W iecznego, jest
wieczne: ,,Jasn o śc ią je st bow iem wiecznej św iatło ści” , a to,
co je st p o słan e w czasie, przez k ażd eg o je st p o zn aw an e. Ale
w ów czas, kiedy w ciele u k a z a ł się Syn Boży, w tedy zo stał
p o słan y n a te n św iat, n a ro d z o n y z niew iasty, gdy n a sta ła
p ełn o ść czasu. ,,Skoro w m ą d ro ści Bożej św iat nie p o zn ał
B o g a przez m ą d ro ś ć ” , b o „św iatłość w ciem nościach świeci
i ciem ności jej nie o g a rn ę ły ” , „ p o d o b a ło się B ogu p rzez
g łupstw o p rz e p o w ia d a n ia zbaw ić tych, k tó rzy u w ierzą” ,
gdy „Słow o ciałem się stało i m ieszkało m iędzy n a m i”
(1 K o r 1, 21; J 1, 1. 5. 14).
G d y zaś w czasie k to ś d o sk o n a ły duchem G o poznaje,
w tedy w praw dzie m ów i się o Jego p o słan iu , ale nie o p o ­
słan iu n a św iat, poniew aż w ów czas nie okazu je się w idzial­
nie i nie jest postrzeg aln y d la zm ysłów ciała. 908 Przecież
n a w e t i m y , kiedy w m ia rę naszych m ożliw ości d u ch o w o
p o jm u jem y coś z rzeczy w iecznych, w ów czas nie jesteśm y
w ty m świecie. R ów nież dusze w szystkich spraw iedliw ych
żyjących jeszcze w tym ciele, gdy coś z rzeczy B oskich
d o z n ają , w ów czas nie są n a tym świecie.
Lecz jeśli Ojciec jest przez k o goś w czasie p o zn aw an y ,
w ted y nie m ów i się o Jego p o słan iu , bo nie je st O n z kogoś
i od n ik o g o nie p o ch o d zi. T ym czasem M ą d ro ść m ów i:
,,Jam w yszła z ust N ajw yższego” (Syr 24, 3), a o D u ch u
Św iętym je st pow iedziane: „ O d O jca p o c h o d zi” (J 15, 26).
O jciec zaś o d nik o g o .

4. P osłanie D u c h a Świętego

Posłanie D ucha Św iętego polega na poznaniu p rzez nas Jego


pochodzenia
29. Z a te m ja k Ojciec zrodził, a Syn jest zrodzony, ta k
O jciec p o słał, a Syn je st p osłany. Lecz p o d o b n ie ja k ten,
k tó ry zrodził i Z ro d zo n y , ta k sam o T en , k tó ry posyła
188 Księga IV

i P o słany jed n y m są (J 10, 30). R ów nież i D u c h Święty


stanow i je d n o z N im i.
A poniew aż to , że Syn jest zrodzony, polega n a tym , że
jest O n z Ojca, ta k sam o „być posłanym ” polega dla Syna
n a tym , że zna swój początek w Ojcu. T a k sam o i d la D u c h a
Świętego, być darem Bożym oznacza, że od O jca pochodzi,
a być posłanym - to znaczy wiedzieć, że od N iego pochodzi.
N ie m ożem y zaprzeczyć rów nież i po ch o d zen iu D u c h a
Świętego od S y n a 22, nie bez racji bow iem nazyw a się
D uchem O jca i Syna. N ie zdaje m i się, by słowa: „W eźm ij-
cie D u c h a Św iętego” (J 20, 22), m iały oznaczać coś innego.
Przecież m aterialn e tchnienie w ychodzące z ciała i^ p o ­
łączone z w rażeniem dotykow ym , nie było D u ch em Świę­
tym w Jego istocie, ale Jego przedstaw ieniem przy użyciu
dosto sow anych do tego znaków , że D u c h Święty pochodzi
nie tylko od O jca, ale rów nież i od Syna. K tó ż bow iem
m ógłby być rów nie pozbaw iony ro zu m u , by u trzy m ać, że
innego D u c h a dał w tym tchnieniu, a innego posłał po
swoim W niebow stąpieniu (D z 2, 1—4)? Jed en je st bow iem
D u ch Boży, D u ch Ojca i Syna, D u c h Święty, k tó ry sp raw ia
w szystko we w szystkich (1 K o r 12, 6). Lecz że zo stał d an y
dw a razy, to ju ż je st spraw ą u k ład u znaków , o czym , jeśli
Bóg da, będziem y m ów ić później.

Posłanie D ucha Św iętego, gdy ju ż Jezus b ył uwielbiony


Z atem , gdy P an pow iedział: „ K tó re g o w am poślę od O jca”
(J 15, 26), p o k a za ł przez to , że je st O n D u ch em i Ojca,
i Syna. A kiedy m ów i: „ K tó re g o O jciec p o śle” , dodaje:
„w imię m o je ” (J 14, 26), ale nie pow iedział: „ K tó re g o
Ojciec pośle ode m n ie” , ja k przedtem rzekł: „ K tó re g o w am
poślę od O jca” , pokazując, że z a sa d ą całego B óstw a,
a lepiej pow iedzm y, B oskości, je st Ojciec. Z a te m T en ,

22 Nauka tradycyjna od II Soboru Powszechnego (Konstantynopol 381), ale


w samym Symbolu wzmiankę o pochodzeniu Ducha Świętego od Syna zapisał
dopiero papież Benedykt VIII (f 1024), przyjmując w Rzymie zwyczaj śpiewania
Credo podczas Mszy św. Już przedtem jednak na przełomie IV i V w. wprowadzono
tę wzmiankę w Hiszpanii ze względu napryscylianistów, a Galia i Germania przyjęły
ją ze względu na adopcjanistów.
XX, 29-30 189

k tó ry poch o d zi od O jca i Syna, należy do T ego, k tó ry


zrodził Syna.
A ja k rozum ieć te słow a Ew angelisty: „ D u c h nie był
jeszcze zesłany, bo Jezus jeszcze nie był uw ielbiony”
(J 7, 39)? J a k je rozum ieć, jeśli nie w ten sposób, że dar,
czyli p o słan ie D u c h a Św iętego m ające nastąp ić po uwiel­
bieniu C h ry stu sa będzie ta k oczyw iste, ja k nigdy przedtem ?
Byw ały p o słan ia i przedtem , ale nigdy nie były takie ja k to.
G d y b y bow iem D u c h Święty nie był daw any p rzed tem , to
czym żeż byli napełnieni p ro ro c y , kiedy m ów ili? Przecież
Pism o w yraźnie to m ów i i w wielu m iejscach n a to w skazu­
je, że m ów ili oni z D u c h a Św iętego. 909 N p. o Janie
C hrzcicielu jest pow iedziane: „D uchem Świętym n ap ełn io ­
ny będzie jeszcze w żyw ocie m a tk i sw ojej” . „A ojciec jego,
Z ach ariasz, n ap ełn io n y D u ch em Świętym p ro ro k o w a ł m ó ­
w iąc” o nim . I M ary ja w ysław iając P an a, któ reg o w łonie
nosiła, była przep ełniona D u ch em Świętym (Łk 1, 15.
41—79). T a k sam o D u c h Święty był w Sym eonie i A nnie,
kiedy p o z n ali w ielkość m aleńkiego Jezusa (Ł k 2, 25-38).
Jak żeż więc: „ D u c h nie był jeszcze zesłany, bo Jezus
jeszcze nie był uw ielbiony” ? Jak żeż to m ogło być, jeśli nie
w ty m znaczeniu, że to danie, ten d ar, to posłanie D u c h a
Św iętego m ia ło po przyjściu C h ry stu sa zyskać jak iś now y
c h a ra k te r, któ reg o przedtem nie m iało? Isto tn ie nie czyta­
m y nigdzie przedtem , by z chw ilą przyjścia D u c h a Święte­
go ludzie m ów ili językam i, k tó ry ch przedtem nie znali, ja k
to w ów czas m iało m iejsce, gdy trzeb a było znakam i okazać
Jeg o przyjście, aby okazało się, że cały św iat i n a ro d y
różnojęzyczne z d a ru D u c h a Świętego m iały uw ierzyć
w C h ry stu sa , ażeby się w ypełniło, co n apisan e jest w P sal­
m ie: „N ie są to m ow y ani opow ieści, k tó ry ch dźw ięku
m o ż n a nie słyszeć. Po całej ziemi rozbrzm iew a ich głos, do
k ra ń c ó w św iata d ociera ich słow o” (Ps 18, 4 -5 ).

30. A więc człow iek został złączony i ja k b y zm ieszany ze


Słow em B o ż y m 23, kiedy z n astan iem pełności czasu Syn

20 Zob. wyżej, str. 170, przyp. 14. Ale konleksl lulaj jasno podaje myśl orto­
doksyjną.
190 Księga IV

B oży z o sta ł p o słan y n a ten św iat i n a ro d z ił się z n iew iasty ,


żeby stać się Synem C złow ieczym ze w zględu n a synów
lu d zk ich. N a tu r a an ielsk a m o g ła p rz e d sta w ia ć p rz e d te m tę
O sobę, ażeby stać się Jej zapow iedzią. A le nie m o g ła
p rzyw łaszczyć sobie tej O soby ta k , by stać się n ią sam a.

5. U w agi n a te m a t teolo g ii try n ita rn e j

O soby Trójcy Ś w ię te j nierozdzielne w działaniu,


objawiają się je d n a k osobno
X X I. 30. A co do ob jaw ień D u c h a Św iętego w w idzialnej
p o staci b ą d ź gołębicy (M t 3, 16), b ą d ź o g n isty ch języ k ó w
(D z 2, 3) — gdy Jego w spółw ieczną z O jcem i Synem
i ró w n ie ja k O ni niezm ien n ą su b stan cję p rz e d sta w ia ły ru ­
chy i fo rm y p o d d a n e g o M u stw o rz en ia , k tó ry m się p o ­
sługiw ał, nie łącząc się z nim je d n a k w je d n o ść o so b o w ą
ta k , ja k to m ia ło m iejsce z ciałem p rzyjęty m p rz e z Słow o,
—nie śm iem tw ierdzić, że ju ż p rz e d tem nie zd arzy ło się nic
tak ieg o .
N a to m ia s t śm iało m o g ę to w p ro s t pow iedzieć, że O jciec,
Syn i D u c h Święty, b ę d ą c je d n ą i tą sam ą is to tą , B ogiem
Stw orzycielem , T ró jc ą w szechm ocną, są n ie ro z d zielni
w d ziałan iu . N ie m o g ą je d n a k w ten sp o só b n iero zd zieln ie
się u k a zy w a ć za p o śred n ictw em ta k n ie p ro p o rc jo n a ln ie
niższego stw o rzen ia, zw łaszcza cielesnego. T a k sa m o i n a ­
sze słow a, zw iązane przecież z d źw iękam i m a te ria ln y m i, nie
m o g ą w ym ienić O jca, Syna i D u c h a Św iętego inaczej, ja k
w p ew nych w yraźnie p o d z ielo n y ch o d c in k a c h czasu , k tó re
są w y pełnione sy lab am i w yrazów . N iew ątp liw ie w isto cie
swej, ci T rzej sta n o w ią je d n o . O jciec i Syn, i D u c h Św ięty
niezm iennie trw a ją p o n a d całym stw orzen iem , p o z a w szel­
k ą zm ia n ą czaso w ą czy p o d ziałem p rz e strze n n y m , są ra z em
jed n y m i ty m sam ym z w ieczności w w ieczn o ść ja k o sa m a
w ieczność, k tó ra trw a w p ra w d zie i m iłości. L ecz w m o ic h
słow ach O jciec, Syn i D u c h Św ięty są ro zd zielen i i nie
m o ż n a razem w ym ów ić Ic h im io n , a litery ty c h im io n
zajm u ją o d dzielne m iejsca.
XXI, 30-31 191

P o d o b n ie je s t z w ym ienianiem m ojej pam ięci, 910 ro z u ­


m u i w oli: poszczególne n azw y o d n o szą się d o ró żn y ch
rzeczyw istości, ale k a ż d a ich czynność p o słu g u je się w szyst­
k im i trz e m a razem , gdyż n ic w tej tró jcy nie o d b y w a się bez
w sp ó łd z ia ła n ia pam ięci, ro z u m u i w o li24. T a k sam o cała
T ró jc a razem je s t źró d łem głosu O jca, ciała S y n a i gołębicy
D u c h a Św iętego, ch ociaż k a ż d a z tych rzeczy o d n o si się d o
p o szczeg ó ln y ch O sób. P rzez to p o d o b ie ń stw o p o zn ajem y
w ja k iś sp o só b , że n ie ro z d zie ln a T ró jc a o so b n o się u k azu je
w p o s ta c i w idzialnego stw o rz en ia , a d ziałan ie Jej, choć
n iero zd zieln e, o d n o sim y je d n a k w poszczeg ó ln y ch rzeczach
d o o b ja w ia n ia się w n ich b ą d ź O jca, b ą d ź Syna, b ą d ź
D u c h a Św iętego.

R ó żn ic a p o m ię d zy W cieleniem a innym i m isjam i


31. G d y b y m n ie w ięc z a p y ta n o : sk ąd przed W cieleniem
S ło w a B ożego b ra ły się głosy, w idzialne k szta łty i p o sta c i
z a p o w ia d a ją c e Jego przyjście, o d p o w ied ziałb y m , że B óg
d o k o n a ł tego p rz e z an iołów , co —ja k sądzę —d o stateczn ie
c h y b a w y k azałem n a te k sta c h P ism a św .25
A n a p y ta n ie : w ja k i sp o só b d o k o n a ło się sam o W ciele­
nie, p o w ie m , że Słow o B oże stało się ciałem , to je st
czło w iekiem , p rzez co je d n a k sam o nie zm ieniło się i nie
o b ró c iło w coś innego. B yło tu nie ty lk o Słow o B oże
i ciało, ale i ro z u m n a d u sza lu d z k a 26. A całość ta nazyw a
się B ogiem ze w zględu n a B oga, człow iekiem zaś ze w zglę­
d u n a człow ieka. Jeśli tru d n o to p o ją ć, niech d u ch oczysz­
cza się p rzez w iarę, c o ra z b ard ziej zupełne o d w ró cen ie się
od g rzech u , p rz e z d o b re uczynki i m o d litw ę z jęk iem
i w o ła n iem św iętych p ra g n ie ń , ażeby z B ożą p o m o c ą id ąc
n a p rz ó d i p o jm o w a ł, i m iło w ał.

24 Jak w ks. UJ (zob. str. 134, przyp. 10) Augustyn podaje tutaj dyskretnie temat
zasadniczych rozważań, z którymi występuje w ostatniej części swego dzielą.
25 W ciągu całej ks. 1H.
26 Jasne odparcie apolinaryzmu (zob. wyżej, str. 85, przyp. 11). A następne
zdanie przypomina naukę o „współorzekaniu przymiotów” u Chrystusa (Ks. 1,
przyp. 22, str. 41). Zob. W. GRANAT, Chrystus Bóg-człowiek, Lublin 1959,
str. 264-266.
192 Księga IV

A jeśli k toś pyta: w ja k i sposób p o W cieleniu Słow a


daw ał się słyszeć głos O jca i była w idziana cielesna p o stać,
w której ukazyw ał się D u ch Święty, nie w ątp ię, że działo
się to za pośrednictw em stw orzenia. A le czy było to tylko
cielesne i w idzialne stw orzenie? Czy m oże złączone z d u ­
chem rozum nym albo in telektualnym (tak bow iem n ie­
k tó ry m sp o d o b ało się nazyw ać to, co G recy o k reślają ja k o
vo£póv), choć nie w jedności osobow ej z N im , lecz ty lk o
służące za zn ak i to w tej m ierze, w jakiej Bóg u zn ał za
potrzebne. K tó ż by bow iem u to żsam iał z O jcem to jak ieś
tam stw orzenie, za któ reg o pośrednictw em d a ł się słyszeć
głos Ojca, albo z D uchem Świętym utożsam iałby to stw o ­
rzenie, którym posłużył się D u c h Święty, u k azu jąc się
w postaci gołębicy czy ognistych języków ? 1 k tó ż by to
pow iedział, że stało się ono D uchem Świętym , ta k ja k
Syn Boży stał się n ap raw d ę człow iekiem n a ro d z o n y m
z Dziewicy?
T ru d n o w iedzieć, czy nie należałoby tłu m aczy ć tego
inaczej. W każdym razie nie w olno tutaj p o ch o p n ie cze­
goś tw ierdzić. N ie zdaje m i się je d n a k , by te zjaw iska
m ogły m ieć m iejsce bez udziału rozum nego czy d u chow ego
stw orzenia. A le nie tu jeszcze m iejsce n a w yjaśnianie
tych rzeczy. Jeśli Bóg d a siły, najpierw trz e b a ro z p a ­
trzyć i odeprzeć argum enty heretyków , k tó re w yw odzą
nie z P ism a św., ale z w łasnych ro zum ow ań , co - ja k im
się zdaje —zm usza nas do rozum ienia w ich d u c h u w y p o ­
wiedzi P ism a o O jcu, Synu i D u c h u Świętym ta k , ja k oni
chcą.

Zakończenie: Posiania nie oznaczają niższości


32. N ie m a więc niższości Syna z p o w o d u Jego p o słan ia
911 przez O jca, ani niższości D u c h a Świętego z p o w o d u
Jego posłania przez O jca i Syna, co ch y b a d o stateczn ie
zostało w ykazane. B ądź ze w zględu n a w idzialne stw o rze­
nie, bądź m oże bardziej jeszcze ze w zględu n a znaczenie
pierwszej zasady, a nie z racji nierów ności, ró żn o ści czy
niep o d obieństw a n atu ry , zostało to ta k p o d an e w Piśm ie
św. i tak należy to rozum ieć. P rzypuśćm y, że B óg O jciec
XXI, 31-32 193

chciał w idzialnie się ukazyw ać za pośrednictw em p o d d a n e ­


go sobie stw orzenia, 912 czyż nie byłoby je d n a k n ie d o ­
rzeczne m ów ić o Jego p o słan iu przez Syna, k tó reg o zrodził,
albo przez D u c h a Św iętego, k tó ry od N iego pochodzi?
Tyle w ystarczy w tej księdze. W następn y ch z p o m o c ą
P a n a ro zp atrzy m y argum enty heretyków i zobaczym y, ja k
je odeprzeć.
K S IĘ G A P IĄ T A

PRZECIW ARIANOM NAUKA O RELACJI

I. Z A SA D Y

1. N iezm ienność B oża

Prośba do Boga
I. 1. Przystępuję obecnie do m ów ienia o rzeczach, co do
k tó ry ch żaden z ludzi, a w każdym razie ja , nie je st zdolny
w pełni w ypow iedzieć tego, co o nich m yśli; choć tak że
i um ysł nasz, kiedy o B ogu T rójcy Świętej rozm yślam y,
czuje, ja k bardzo nie d o ra s ta do tego p rzed m io tu , i nie
pojm uje go, ja k im j e s t 1. Lecz n ap isan o , że naw et ta k
wielcy ja k A p o sto ł Paw eł widzieli tu ta j ,,n iejasn o , ja k
w zw ierciadle” (1 K o r 13, 12). N ajpierw więc P a n a , B oga
naszego — o k tó ry m w inniśm y w ciąż rozm yślać, ch o ć nie
um iem y godnie o N im m yśleć, k tórego w inniśm y chw alić,
błogosław iąc G o w każdym czasie (Ps 33, 1), a n a to, by
m ów ić o N im nie m am y odpow iednich słów — Jego to
proszę o pom oc w rozum ieniu i w w yjaśnianiu tego, co tu
zam ierzyłem . I proszę G o, aby w ybaczył, jeśli w czym
uchybię, gdyż pom ny jestem nie tylko n a to , com z a ­
m ierzył, ale rów nież i n a słabość m oją.

W zajemna wyrozum iałość autora i czytelnika


C zytających tę rzecz proszę o w yrozum iałość, jeśli z a ­
uw ażą, żem nie p o tra fił d o b rze w yrazić tego, co chciałem

Ł Streszczenie zasadniczych wywodów ks. V w Postowiu, n. 26, str. 576—577.


I, 1 -2 195

pow iedzieć, a co oni lepiej rozum ieją, albo jeśli nie ro z u ­


m ieją czegoś z p o w o d u niejasności m ojego w ykładu. Ja
rów nież będę d la nich pobłażliw y, gdy z b ra k u pojętności
nie b ęd ą m ogli czegoś zrozum ieć.
2. Ł atw iej nam przyjdzie w zajem nie siebie rozum ieć, jeśli
p o zn am y, albo też m o cn o i niew zruszenie będziem y wie­
rzyć, że do tego, co dotyczy niezm iennej i niew idzialnej
n a tu ry N ajw yższego Żyjącego, k tó ry sam sobie w ystarcza,
nie w olno stosow ać m iary i ocen w ytw orzonych w o p arciu
0 znajom ość rzeczy w idzialnych i zm iennych, śm iertelnych
1 m arn y ch . Z resztą i ta k tru d n o nam o nau k o w e pojęcie
i często zaw odzim y naw et w odniesieniu do rzeczy p o d ­
p a d ają c y ch p o d zmysły ciała albo dotyczących naszego
w ew nętrznego życia. A je d n a k nie jest to zuchw alstw em , że
p o b o ż n a w ia ra pała gorącym pragnieniem przerastających
ją rzeczy B oskich i niew ysłow ionych, jeśli prag n ien ie to
roznieca nie pycha u fn a we w łasne siły, ale łask a sam ego
Stw órcy i Zbaw iciela. Jakim bow iem rzutem um ysłu czło­
w iek B oga obejm ie, jeśli sam nie obejm uje w łasnego um ys­
łu, k tó ry m chce B oga uchwycić?

To co >v nas najlepsze winno być p u n ktem wyjścia dla m yśli


0 Bugu
A jeśli ju ż człow iek pojm uje swój w łasny rozum , to niechaj
p iln ie zw róci n a to uwagę, że stanow i on to, co jest
najlepsze w jego naturze.
I niech zobaczy, czy w nim odkryw a jakieś zarysy form ,
blask k o lorów , w ielkość w ym iarów , rozm ieszczenie części,
rozciągłość m asy, przenoszenie się z m iejsca n a miejsce
1 in n e p o d o b n e rzeczy. N a pew no nic z tego nie znajdziem y
w tym , co jest w naszej n a tu rz e najlepsze, to jest w naszym
um yśle, któ ry m pojm ujem y m ądrość, o ile nas n a to stać.
C zego w ięc nie znajdujem y w tym , co w nas je st najlepsze,
tego nie pow inniśm y szukać w T ym , k tó ry jest o wiele
lepszy o d tego, co w nas je st najlepsze. S tarajm y się więc
p o jąć B oga —jeśli m ożem y i n a ile m ożem y - ja k o dobrego
bez jak o ści, w ielkiego bez w ym iarów , ja k o Stw órcę bez
konieczności i braków , ja k o zajm ującego pierw sze miejsce,
196 Księga V

a bez m iejsca, ja k o w szystko obejm ującego, a bez zew nę­


trznej postaci, bez m iejsca, a w szędzie obecnego, bez czasu,
a w iecznego, niezm iennego, a spraw cę d o k o n u jący ch się
zm ian, niczem u nie podległego. Jeśli k to ś w ta k i sposób
m yśli o Bogu, to —naw et nie m o g ąc d o sk o n ale p o zn ać, kim
jest Bóg —niechaj z p o b o żn ą czcią w ystrzega się, żeby nie
m yśleć o N im tego, czym Bóg nie jest.

Bóg je s t istnością
II. 3. W każdym razie nie ulega w ątpliw ości, że B óg jest
substancją, istnością, co by m o ż n a lepiej jeszcze nazw ać
istotą, ousia, ja k m ów ią Grecy.
P o d obnie bow iem ja k sapientia, m ąd ro ść w yw odzi się od
sapere, a od wiedzieć - wiedza, ta k sam o od tego, co
jest, co istnieje, w yw odzi się istność, istota. A k tó ż b a r ­
dziej jest, ja k nie T en, który rzekł słudze sw em u M o j­
żeszowi: „ Jam jest, którym je s t” oraz: „ T a k pow iesz
synom Izraelow ym : K tó ry jest, po słał m ię do w a s” (Wj 3,
14)? In n e istności, czyli istoty albo substancje p rzyjm ują
przypadłości, które w nich p o w o d u ją w iększe czy m niejsze,
ale w każdym razie jakieś zm iany. W B ogu je d n a k nie
m oże się przydarzyć nic takiego. P rzeto je st tylko je d n a
niezm ienna substancja, czyli isto ta , a je st nią B óg. Jem u
zaiste sam byt, istnienie — od czego w yw odzi się n azw a
istoty — o d p o w iad a w najw yższym sto p n iu i n ajp raw d zi-
wiej. T o zaś, co się zm ienia, nie zachow uje tego sam ego
bytu. A to, co m oże ulegać zm ianom , naw et jeśli się nie
zm ienia, m oże je d n a k nie być tym , czym było. D lateg o
bytem w najpraw dziw szym znaczeniu i bez żad n y ch z a ­
strzeżeń je st jedynie to, co nie tylko nie zm ienia się, ale
w ogóle nie m oże ulec zm ianie.

A rgum ent arian


III. 4. Z acznijm y więc od odpow iedzi przeciw nikom 913
naszej w iary na te spraw y, co do k tó ry c h żaden w y raz nie
dorów nuje pojęciu o nich, ani też ż ad n a m yśl, żad n e
pojęcie nie dościga tego, co jest.
II, 3 - III, 4 197

W śró d licznych argum entów , jak ie arianie zwykli p rze­


ciw staw iać w ierze katolickiej, za najbardziej oczyw isty zd a­
ją się uw ażać następujący. - M ó w ią oni: „W szystko, c o k o l­
w iek się m ów i lub m yśli o B ogu, je st b ran e substancjalnie,
a nie p rzypadłościow o 2. W ięc zarów no to, że Ojciec jest
niezrodzony, ingenitus, ja k i to , że Syn je st zrodzony,
należy b rać substancjalnie. A przecież to co innego nie być
zro d zo nym i być zrodzonym . Z atem substancja O jca i Syna
jest ró ż n a ” .

O dpowiedź na podstaw ie Pism a św.


O d p o w iad am y im: Jeżeli n ap raw d ę w szystko, cokolw iek
m ów i się o Bogu, rozum ie się w sensie substancjalnym ,
w takim razie i słowa: ,,Ja i Ojciec jedno jesteśm y” (J 10, 30)
rów nież należy b rać substancjalnie. A Więc je d n a jest
su b stan cja i O jca, i Syna. Jeśli zaś nie jest to pow iedziane
w znaczeniu substancjalnym , to m o żn a odnieść do Boga
coś, co nie jest substancją. Z atem nie m usim y su b stan cjal­
nie rozum ieć zarów no tego, że nie jest zrodzony, ja k i tego,
że jest zrodzony.
R ów nież pow iedziane jest o Synu: „Swej rów ności z Bo­
giem nie uw ażał za przyw łaszczoną” (F lp 2, 6)... Z asta­
nów m y się: w czym je st rów ność? Jeśli bow iem nazyw a
się G o rów nym nie ze w zględu na substancjalność, to
arian ie dopuszczają, by m ów iło się o B ogu coś, co nie
je st ro zu m ian e substancjalnie. N iech więc przyjm ą, że
n iesu b stancjalnie rozum ie się określenie „n iezro d zo n y ”
i „ z ro d zo n y ” . Jeśli zaś nie zgadzają się n a to —poniew aż,
ja k u trz y m u ją , w szystko, co m ów i się o Bogu, jest b ran e
su b stan cjalnie - to w ta k im razie Syn jest substancjalnie
ró w n y O jcu.

2 W obecnym języku teologicznym tomistycznym przypadłością (accidenś) jest


to, co Augustyn omawia na początku ks. VII, str. 238. Tutaj, gdy używa wyrazu
accidens, m a na myśli przypadkowość.
198 Księga V

2. P rzypadłość i relacja

Przypadłość
IV . 5. Zazw yczaj przypadłością nazyw a się to, co m oże być
u tra c o n e w skutek jakiejś zm iany zachodzącej w rzeczy, d o
której ona się odnosi. W praw dzie niek tó rzy m ó w ią o p rz y ­
pad ło ściach nieodłącznych, będących w łaściw ością nie d o
oddzielenia, co G recy nazyw ają a chorista3, ja k n p . czarny
k o lo r p ió r k ru k a . Oczywiście p ió ra tra c ą tę barw ę, nie
następuje to je d n a k , kiedy one istnieją. U tra ta ta k a zd arza
się dlatego, że p ió ra nie zaw sze istnieją. A dzieje się to
dlatego, że sam a m a te ria jest zm ienna. Przez to , że d a n e
zwierzę czy p ió ro , że całe ciało zm ienia się i o b ra c a
w ziemię, oczywiście zatraca się tak że i ów k o lo r. Pew nie,
że i p rzypadłość zw ana o dłączną jest u tra c a ln a nie przez
oddzielenie, ale przez zm ianę, np. czerń w łosów ludzkich,
d o p ó k i m o g ą one siwieć, uw aża się za cechę d a jąc ą się
oddzielić. Lecz d la uw ażnie p atrzący ch je st całkiem jasn e,
że owo oddzielanie się, ja k b y ustępow anie cechy p rz y p a d ­
łościowej, nie d o k o n u je się bynajm niej w tak i sp o só b , ja k
gdyby coś m usiało odchodzić o d głowy, gdy ta siwieje,
a więc ja k gdyby czarność u stęp o w a ła n adch o d zącej b ia ło ­
ści i sam a następnie m iała trw ać gdzie indziej. N ie. T o
jak o ść barw y śm ienia się i p rz e o b raż a . N ie m a w ięc nic
akcydentainego w Bogu, poniew aż nic w N im nie m o że się
zm ienić i nie jest u tracalne.
A m oże ko m u ś n a tym zależy, by p rzy p ad ło ścią nazyw ać
także i to, co je st nieutracalne, co je d n a k zm niejsza się alb o
potęguje, np. życie duszy? D u sz a bow iem istn iejąc zaw sze,
rów nież zaw sze żyje. P oniew aż je d n a k żyje d o sk o n alej
i pełniej, jeżeli jest m ą d ra , a słabsze jest jej życie, gdy jest
p o zb aw io n a m ąd ro ści, więc rów nież i tu ta j zach o d zi pew n a
zm iana, choć nie w tym znaczeniu, by w n iem ąd ry m m ia ło
nie być życia, ta k ja k nie m a m ą d ro ści. Jest go je d n a k
m niej. Lecz nic p o d o bnego nie zachodzi w B ogu, p o n iew aż
Bóg zawsze pozostaje całkow icie niezm ienny.

3 Nieodtączalne.
IV, 5 - V, 6 199

Relacja
V. 6. D la teg o o niczym w B ogu nie m ów i się ja k o o p rz y ­
padłości, 914 poniew aż nic w nim nie je st przy p ad k o w e.
N iem niej je d n a k nie o w szystkim w B ogu m ó w i się ja k o
o substancji.
C o w rzeczach stw orzonych i zm iennych nie je st su b sta n ­
cją, to m usi być p rzypadłością. A k cy d en taln e bow iem jest
w nich w szystko, cokolw iek m o g ą utracić, albo co m oże
w nich zmaleć: ta k w ielkości, ja k jak o ści, i to co się uw aża
za będące w sto su n k u do czegoś, a więc przyjaźń, p o ­
krew ieństw a, służebności, p o d obieństw a, ró w n o ść i inne
rzeczy p o d o b n e , położenie i w ygląd, m iejsca i czasy, d ziała­
nie i doznaw anie...
W B ogu zaś nie m ów i się o niczym ja k o o przypadłości,
p o n iew aż nie istnieje w N im nic zm iennego. A je d n a k nie
w szystko, co się o B ogu orzeka, m ów i się ja k o o substancji.
M ó w i się bow iem „ k u czem uś” 4*, ta k ja k Ojciec d o Syna,
Syn do O jca, a to nie jest akcydentalne, gdyż pierw szy jest
zaw sze O jcem , a drugi — zaw sze Synem. O w o „zaw sze”
należy rozum ieć nie w tak im tylko znaczeniu, że o dkąd Syn
zo stał zro d zo n y , to ju ż nie przestanie być Synem , a Ojciec
O jcem . N ie. T o znaczy, że Syn zaw sze był zro dzony i nigdy
nie zaczął być Synem. G d y b y kiedyś zaczął być Synem czy
kiedyś m iał przestać N im być, to trzeba by to uw ażać za
p rzy p ad ło ść.
G d y b y zaś O jca nazyw ało się Ojcem ze w zględu n a
N iego sam ego, a nie ze w zględu n a Syna, i gdyby Syn był
Synem absolutnie, a nie w sto su n k u do O jca, — w tedy
w znaczeniu substancjalnym nazyw alibyśm y jednego O j­
cem , a d rugiego Synem . A le poniew aż Ojciec jedynie d late­
go zwie się O jcem , że m a Syna, a Syn nazyw a się ta k
d lateg o , że m a O jca, p rzeto określenia takie nie należą d o
rzęd u substancji, bo każdy z N ich je st tym , co się o N im
4 Augustyn posługuje się tutaj pojęciami logiki Arystotelesa, które sobie przy­
swoił z tłumaczeń Wiktoryna ( Wyznania , IV. 16, 28, P. L. 32, 704). Te pojęcia były
ogólnie już przyjęte przez Ojców greckich (np. GRZEGORZ Z NAZJANZU, Mowa
29, 15, Teologiczna 3, P. G. 36, 96 B-C), ale Augustyn tutaj wprowadza je do
teologii łacińskiej. Powtórzy tę naukę w ks. VIII, str. 261-262, kiedy będzie
streszczał wszystkie swoje poprzednie wywody.
200 Księga Y

m ów i, nie sam w sobie, ale w odniesieniu do dru g ieg o ,


i nazyw a się ta k ze w zględu n a sto su n ek do tego drugiego.
N ie m a tu je d n a k przypadłości, gdyż to , co się nazyw a
O jcem , i to , co się nazyw a Synem , jest w N ich w ieczne
i niezm ienne. D lateg o — choć to coś innego, być Ojcem
i być Synem — substancja je d n a k nie jest ró ż n a . Bo nie
m ów i się tego o substancji, lecz o ich w zajem nym sto su n k u ,
k tó ry nie jest przypadłością, gdyż nie po d leg a zm ianie.

3. O „ N iez ro d z o n y m ”

A rgum entacja arian


V I. 7. A rian ie sądzą, że w następ u jący sposób z d o łają zbić
n aszą argum entację:
„O jciec” rzeczywiście jest określeniem od n o śn y m w s to ­
sunku do Syna, a Syna nazyw a się ta k z racji sto su n k u do
Ojca. N a to m ia st określenia: „ Z ro d z o n y ” i „ N ie z ro d z o n y ”
orzekają o nich sam ych ab solutnie, a nie w odniesieniu do
kogoś d ru g ie g o 5. Jeżeli bow iem m ów im y „o jciec” , to nie
jest ta k sam o jak b y śm y m ów ili „n iezro d zo n y ” , poniew aż
jeżeli k to ś nie zrodził syna, to w cale nie znaczy, by sam nie
był zro dzonym , gdyż ludzie, sam i zrodzeni, ro d z ą się je d n i
z drugich i ro d z ą innych ludzi. M ó w ią więc: „O jciec” jest
oznaczeniem odnośnym do „ S y n a ” , a „S y n ” —do „ O jc a ” .
N a to m ia st „ n iezro d zo n y ” i „ z ro d z o n y ” o rzek ają jedynie
o nim sam ym sobie. A poniew aż w szystko, co je st ozn acze­
niem abso lu tn y m , orzeka się ja k o o substan cji, i p o n iew aż
jest to coś zupełnie różnego nie być zro d zo n y m i być
zrodzonym , przeto zachodzi tu ta j różność substancji.
T w ierdząc ta k , arianie nie z d ają sobie spraw y z tego, że
m ów ią o N iezrodzonym coś, co w ym aga głębszego ro z p a ­
trzenia. N ie z tej bow iem racji je st się ojcem , że się jest
niezrodzonym , i nie dlatego je st się n iezro d zo n y m , że się 6
6 Zob. Posłowie, n. 6. Nauka Eunomiusza jest dobrze znana szczególnie z jego
własnej Apologii (u św. Bazylego, P. G. 30, 835 nn.) i z obszernych traktatów
św. Bazylego (P. G. 30) i św. Grzegorza z Nissy (P. G. 45). Dla niego „zrodzony”
znaczy „stworzony” .
VI, 7 201

jest ojcem , w następstw ie czego m ielibyśm y uw ażać o k re ś­


lenie „ n iez ro d z o n y ” za ab so lu tn e, a nie relatyw ne. W sk u ­
tek n iezrozum ienia nie d o strzeg ają oni, że nie m o ż n a
pow iedzieć „ z ro d z o n y ” inaczej, ja k w odniesieniu do cze­
goś. Przecież synem jest się dlatego, że się jest zrodzonym ,
915 a ja k się je st synem , to się je st zrodzonym . Z atem , ja k
m a się Syn do O jca, ta k zrodzony pozostaje w relacji do
rodziciela, a ja k Ojciec o dnosi się do Syna, ta k rodziciel do
zrodzonego. A więc m ów iąc o „ro d zicielu ” i o „n iezro d zo -
n y m ” , m am y do czynienia z d w o m a różnym i pojęciam i. Bo
chociaż i je d n o i drugie m ów i się o B ogu O jcu, je d n a k
pierw sze z tych oznaczeń o d n o si się do Z ro d zo n eg o , to jest
do Syna, czem u naw et arianie nie przeczą; a co do d ru g ie ­
go, to zap ew n iają oni, że „ N iez ro d z o n y ” m ów i się w sensie
ab so lu tnym .
P o w ia d a ją oni więc: Jeżeli jakieś oznaczenie ab so lu tn e
stosuje się do O jca, a nie m o ż n a go w sensie absolutnym
zasto so w ać do Syna, jeśli wszelkie oznaczenia ab so lu tn e
p o sia d a ją w artość substancji, i jeśli „ N iez ro d z o n y ” jest
oznaczeniem absolutnym , nie dającym się odnieść d o Syna,
— to „ n ie z ro d z o n y ” oznacza substancję i nie m o ż n a tego
sto so w ać d o Syna, więc m am y do czynienia z różnym i
su b stan cjam i.

O dpow iedź A ugustyna


N a te sofizm aty o d p o w ia d a się tak, by sam i arianie m usieli
pow iedzieć, n a czym p o le g a rów ność Syna w sto su n k u do
O jca: czy n a tym , co się o N im orzeka w sensie a b so lu t­
nym , czy też n a tym , co się o N im m ów i w odniesieniu do
Ojca?
— O tó ż nie w tym , co się do O jca odnosi, poniew aż
„ S y n ” m ó w i się ze w zględu n a O jca, T en zaś jest nie synem ,
lecz Ojcem . W zajem ne odnoszenie się do siebie pom iędzy
ojcem a synem je st in n e niż w sto su n k u zachodzącym
p o m iędzy przyjaciółm i czy sąsiadam i. M ów i się bow iem
„p rzy jaciel” w odniesieniu d o przyjaciela, a jeśli się w ró w ­
nym sto p n iu k o ch ają, to ta k a sam a przyjaźń je st w o b y ­
dw u. T a k sam o relatyw nie m ów i się „ sąsiad ” w sto su n k u
202 Księga V

do sąsiada, gdyż jed n ak o w o z so b ą sąsiadują (bo pierw szy


jest ta k sam o sąsiadem drugiego, ja k drugi jest sąsiadem
pierw szego) i sąsiedzkość jest je d n ak o w o w obydw u. N a to ­
m iast „ sy n ” m ów i się w relacji nie do syna, ale d o ojca.
I nie w tym , że się do ojca odnosi, syn je st rów ny ojcu.
Pozostaje więc jedynie to, że Syn jest rów ny z Ojcem
w tym , co się o N im orzeka absolutnie. A b so lu tn ie o rzeka
się w edług substancji. Z atem są rów ni w edług substancji.
W ięc substancja ich jest ta sam a. K iedy zaś o O jcu się
m ów i „ N iezro d zo n y ” , w ów czas w ym ienia się nie to, czym
Ojciec jest, ale to, czym nie jest. A negacja tego, co jest
relatyw ne, nie jest wcale negacją substancji.

P rzykłady
V II. 8. W yjaśnią to przykłady. N ajpierw trzeb a stw ierdzić,
że „ Z ro d z o n y ” oznacza to sam o, co „S y n ” . D la teg o jest
Synem, że jest zrodzony. A jeśli jest Synem, to je st z ro d z o ­
ny. K iedy więc m ów i się „ N iez ro d z o n y ” , to dla o k azan ia,
że nie jest synem. „ Z ro d z o n y ” i „ N iez ro d z o n y ” , genitus
i ingenitus dobrze brzm i w języku łacińskim . „ S y n ” rów nież
m ów i się p o łacinie. N a to m ia st nie m a zw yczaju m ó w ien ia
„nie-syn” , infilius, choć najzupełniej to .samo się rozum ie,
kiedy się m ów i „nie-syn” albo „n ie-zro d zo n y ” . T a k sam o
odnośnym i oznaczeniam i są sąsiad i przyjaciel. N ie m o ż n a
jed n ak pow iedzieć niesąsiad ta k ja k się m ów i nieprzyjaciel.
T o też niew ażne jest to , czy zwyczaj pozw ala m ów ić o rze­
czach ta k albo inaczej, ale w ażne jest to, co w yjaśnia ich
znaczenie. Pow iedzm y nie „ n iezro d zo n y ” , ingenitus, choć
m o żn a ta k po łacinie pow iedzieć, ale pow iedzm y non
genitus, nie u ro dzony, co znaczy zupełnie to sam o. Czy
w tedy m ów im y coś innego niż nie-syn? T a n eg aty w n a
p a rty k u ła nie nadaje substancjalnego znaczenia w yrazow i,
k tó ry bez niej p o siad a znaczenie relatyw ne. Przeczy o n a
jedynie tem u, co bez niej było orzekane, 916 p o d o b n ie ja k
to m a m iejsce w innych k ategoriach.
N a przykład w zdaniu: „T o jest człow iek” , oznaczam y
substancję. K to zaś powie: „T o nie jest człow iek” , ten nie
w skazuje przez to n a in n ą k ategorię, ale jedynie zaprzeczy
VII, 8 203

tem u w łaśnie jej rodzajow i. P o dobnie ja k m oje tw ierdzenie:


„T o jest człow iek” , dotyczy substancji, ta k sam o i przecze­
nie, gdy m ów ię: „T o nie je st człow iek” , rów nież odnosi się
d o substancji.
G dy je d n a k z ap y tają m nie o iiość czy w ielkość, a ja
odpow iem : „ czw o ro n o żn y ” , to jest: m a cztery nogi, w tedy
m ów ię o ilości, ta k sam o ja k o jakości m ów ię przez
określenie: „ b iały ” , a jakości zaprzeczam , kiedy stw ier­
dzam : „nie je st biały” . M ów iąc: „krew ny” , oznaczam sto ­
sunek, m ów iąc: „nie-krew ny” , przeczę stosunkow i. O zn a­
czam położenie, gdy m ów ię: „leży” , a przeczę tem u p o ­
łożeniu, m ów iąc: „nie leży” . Stw ierdzam w ygląd i zach o ­
w anie się przez pow iedzenie „ u zb ro jo n y ” , a przeczyłbym
czem uś w tym sam ym p o rz ą d k u m ów iąc: „nie u z b ro jo n y ”
albo „ ro z b ro jo n y ” . W edług czasu rzecz określam , gdy
m ów ię: „w czorajszy” , a przeczę czasowi, stw ierdzając:
„nie-w czorajszy” . W stw ierdzeniu: „w R zym ie” m ów ię
0 m iejscu, p o d o b n ie ja k o nim też m ów ię, ośw iadczając:
„nie w R zym ie” . O działanie chodzi, gdy m ów ię: „b ije” ,
1 d ziałan iu zaprzeczam , stw ierdzając, że „nie bije” , to zn a­
czy nie czyni tego. A kiedy pow iem : „jest b ity ” , to będzie
określenie w edług k ategorii w skazującej na to, że się znosi
coś, czem u bym przeczył, m ów iąc: „nie jest bity” . Jednym
słow em je st wiele kategorii, w edług których m o ż n a orze­
k ać, a przez d o danie p a rty k u ły „n ie” , przeczym y jedynie
tem u ich rodzajow i, o k tó ry m m ow a w danym w ypadku.

„ N iezrodzony” je s t oznaczeniem relatyw nym


Jeśli ta k jest, to m ów iąc: „ sy n ” ,w skazuję n a substancję,
a przeczę jej rów nież w p o rz ą d k u substancjalnym , przez
pow iedzenie: „ N ie-sy n ” . N a to m ia st m ów iąc: „jest synem ” ,
określam relację, bo w skazuję n a jego odnoszenie się do
ojca. M o je zaprzeczenie tem u, gdybym pow iedział: „nie
je st synem ” , byłoby rów nież relatyw ne, bo zaprzeczenie to
o d n o siłoby się d o rodzica d la w ykazania, że nie jest on
rodzicem .
Jeśli term in „ zro d z o n y ” znaczy tyle, co „sy n ” , jakeśm y
to przedtem stw ierdzili, to „niezro d zo n y ” oznacza to sa­
204 Księga V

m o, co „nie-syn” . A poniew aż relatyw nie przeczym y m ó ­


wiąc: „nie-syn” , to rów nież relatyw nie zaprzeczam y, kiedy
m ów im y: „n ie-urodzony” (cóż bowiem innego oznacza
term in: „niezrodzo ny” ?). Nie w ychodzi się więc z p o rz ą d k u
kategorii relacji, kiedy się m ów i: „niezrodzo n y ” . T a k ja k
określenie „zro d zo n y ” odnosi się nie do siebie sam ego, ale
w skazuje n a pochodzenie od rodzica, tak sam o określenie
„niezrodzony” nie je st oznaczeniem absolutnym , o d n o szą­
cym się do sam ego po d m io tu , ale w skazuje na to, że tu nie
było rodzica. O ba oznaczenia p o zo stają w p o rząd k u tej
samej kategorii logicznej, k tó rą nazyw am y relacją, czyli
stosunkiem .
O tóż to, co się relatyw nie orzeka, nie oznacza substancji.
W ięc m im o różnicy pom iędzy zrodzonym i niezrodzonym ,
nie m am y tu taj do czynienia z ró ż n ą substancją, poniew aż
tak jak „syn” odnosi się do „ o jc a ” , a „nie-syn” do „nie-
-ojca” , ta k sam o „zro d zo n y ” odnosi się do „ ro d z ica ” ,
a „niezrodzony” z konieczności m usi odnosić się do „nie-
-rodzica” .

11. A B S O L U T N E I R E L A T Y W N E O R Z E K A N IE O B O G U

1. N ie m a liczby m nogiej w Trójcy Świętej

N iektóre oznaczenia substancjalne


V III. 9. Przede w szystkim w inniśm y p am iętać o tym , że
w szystko, cokolw iek orzeka się w sensie ab solutnym o tej
najwyższej 917 i Boskiej w zniosłości, jest oznaczeniem
substancjalnym ; natom iast jej oznaczenia relatyw ne należą
do p o rząd k u relacji, a nie substancji.
Pam iętajm y też, że m oc tożsam ości istoty w O jcu, Synu
i D u ch u Świętym jest ta k w ielka, iż cokolw iek o rzeka się
absolutnie o którejś z O sób, to m ów i się o całej T rójcy
w liczbie pojedynczej, a nie m nogiej. A więc: Ojciec jest
Bogiem, Syn je st Bogiem i D u c h Święty jest B ogiem . N ik t
nie w ątpi, że orzeka się tu taj w sensie substancjalnym .
VII, 8 - VIII, 9 205

M ów im y je d n a k o tej najwyższej T rójcy nie trzej bogow ie,


ale je d en Bóg. T a k sam o Ojciec jest wielki, Syn jest wielki
i w ielki jest D uch Święty: a je d n a k nie trzech wielkich,
tylko jeden wielki. Bo nie tylko o Ojcu (jak m ylnie sądzą
arianie), ale o O jcu i Synu, i D u c h u Świętym jest napisane:
„T y sam jesteś Bogiem w ielkim ” (Ps 85, 10*). D o b ry jest
Ojciec, dobry Syn i do b ry D u ch Święty. Ale nie trzech
d o b ry ch, tylko jeden dobry, o którym napisano: „ N ik t nie
jest dobry, jeno B óg” . T ak bowiem P an Jezus pow iedział,
ja k gdyby k arcąc tego, k tó ry G o nazw ał „N auczycielem
d o b ry m ” (M t 18, 19. 18) i w idział w nim tylko człowieka.
N ie pow iedział więc: „ N ik t nie jest dobry, jeno O jciec” , ale
rzekł: „ N ik t nie je st dobry, jeno Bóg” . Przez imię O jca
bow iem rozum iałoby się tylko osobę Ojca, a przez imię
B oga, rozum ie się i Ojca, i Syna, i D u ch a Świętego, bo
T ró jca je st jednym jedynym Bogiem.

Inne kategorie
0 położeniu, zachow aniu się, miejscu i czasie m o żn a m ó ­
wić w odniesieniu do B oga tylko przenośnie, a nie w łaś­
ciwie. M ów i się: „ K tó ry siedzisz na cherubach” (Ps 79, 2),
co dotyczy położenia; m ów i się, że głębina jest M u odzie­
niem ja k szata (Ps 103, 6), a to należy do zachow ania się
1 w yglądu; „ L a ta tw oje nie u s ta n ą ” (Ps 101, 28) - słow a
te w ym ieniają czas; „Jeśli w stąpię do nieba, tyś tam je st”
(Ps 138, 8) —tu znów m am y miejsce.
M ożliw e, że to, co się tyczy działania, praw dziw ie się
m ó w i o B ogu, bo tylko Bóg działa, a nie jest uczyniony
i w istocie swej jak o Bóg nie podlega biernie cudzem u
działaniu. P rzeto w szechm ocny jest Ojciec, w szechm ocny
Syn i w szechm ocny D uch Święty, je d n a k nie trzech wszech­
m ocnych, tylko jeden W szechm ogący, „albow iem z niego,
p rzez niego i w nim jest w szystko: jem u chw ała” (Rz 11,
36).
A więc w szystko, co się w sensie absolutnym orzeka
o B ogu, czy o jposzczególnych O sobach, to jest o Ojcu,
Synu i D u c h u Świętym, czy łącznie o Trójcy, to m ów i się
w liczbie pojedynczej, a nie m nogiej. Bo dla B oga być i być
206 Księga V

wielkim , to nie są dwie różne rzeczy, ale dla N iego być to


jest być wielkim . W ięc ja k nie m ów im y o trzech isto tach ,
ta k nie m ów im y o trzech w ielkościach, tylko o jednej
istocie i jednej wielkości. M ów ię „ isto ta ” , po grecku ousia,
m y je d n a k częściej posługujem y się term inem „ su b sta n c ja ” .

Formuła trynitarna u Greków i łacinników


10. G recy m ó w ią również: „ h ip o sta z a ” . N ie w iem je d n a k
d o kładnie, n a czym polega różnica pom iędzy ousia a hypo-
stasis, gdyż w iększość z nas, ro zp raw iając o tych kw estiach
po grecku, zw ykła m ów ić: m ia ousia treis h yp o sta seiss, co
by było po łacinie: je d n a isto ta, trzy substancje.
IX . Z akorzeniony u nas sposób m ów ienia d o p ro w ad ził
do tego, że m ów iąc „ isto ta ” , 918 rozum iem y to sam o, co
oznacza „ su b sta n cja ” . D latego nie ośm ielam y się pow ie­
dzieć: je d n a isto ta, trzy substancje, ale: je d n a is to ta albo
substancja, trzy O so b y 5*7. T a k m ó w ią liczni łacinnicy, p o ­
ważni i w iarygodni, nie znajdując bardziej odpow iedniego
sposobu w yrażania słow am i tego, co pojęli bez słów.
W rzeczy sam ej, Ojciec nie jest Synem , ani Syn O jcem ,
a D u ch Święty, którego nazyw a się rów nież D a rem , nie jest
ani O jcem , ani Synem , a więc rozum ie się, że są T rzej.
D latego pow iedziane jest w liczbie m nogiej: „ J a i Ojciec
jedno jesteśm y” (J 10, 30). P an nie powiedział: „Jed n o je st” ,
ja k tw ierdzą sabelianie8, ale „jedno jesteśm y” . G dy jed n ak
pytamy: Co za Trzej? — wówczas język ludzki zm aga się
z wielkimi trudnościam i. O dpow iada się w praw dzie: „Trzy
O soby” , ale m ów i się ta k nie tyle po to, żeby je w yrazić, ile
raczej dlatego, żeby nie pozostać nic nie pow iedziaw szy.

5 „Sobór Wyznawców" w Aleksandrii (362) pod przewodnictwem św. Atanaze­


go nie rozróżnia jeszcze ousia i hypostasis, ale już św. BAZYLI mówi o jedynej ousia
i trzech hypostaseis, -w De Spiritu Sancto 18,47. P. G. 32, 153; Epist. 296, 6, P. G. 32,
884; Por. GRZEGORZ Z NAZJANZU, Epist. 101, P. G. 37, 177; M ow a 20, 6, P. G.
35. 1072: M ow a 39, 11, P. G. 36, 345.
7 Grecy także używają wyrazu prosopon (persona, osoba), np. św. BAZYLI,
Homilia 24, 3, P. G. 31, 605. Św. GRZEGORZ Z NAZJANZU (M owa 39, 11, P. G .
36, 345) podkreśla, że używa się wymiennie hypostasis albo prosopon.
e Od Sabeliusza, albo monarchianie, którzy uznają w Bogu tylko jedną osobę
o trzech obliczach (modalizm). Zob. Posłowie, przyp. 21, str. 536—537.
IX , 10 - X , 11 207

P rzy k ła d z wielkości
X . 11. P o d o b n ie ja k nie m ów im y trzy istoty, ta k sam o nie
m ów im y trzy w ielkości albo trzej wielcy.
W rzeczach, k tó re dlatego są w ielkie, że p arty cy p u ją
w w ielkości, w k tó ry c h być i być w ielkim i, to nie jest to
sam o, ja k np. wielki dom , w ielka góra albo wielki duch;
w tych rzeczach czym innym jest w ielkość, a czym innym
to, co ta w ielkość czyni wielkim . T ak , w ielkość to nie jest
to sam o, co w ielki dom . Lecz praw dziw ą w ielkością jest ta,
k tó ra spraw ia nie tylko to, że w ielki dom czy ja k aś w ielka
g ó ra są wielkie; ale przez nią w ielkim jest w szystko, co k o l­
w iek jest w ielkiego, ta k że w ielkość to coś innego niż to, co
się określa ja k o wielkie. T a w ielkość źródłow o, z sam ego
założenia, je st w ielka i o ileż przew yższa w szystko, co jest
wielkie przez uczestnictw o w niej.
Bóg nie jest wielki ta k ą w ielkością, nie będącą tym
sam ym , czym O n jest, bo w takim razie Bóg byłby wielki
przez p artycypację w wielkości, i ow a w ielkość byłaby
czymś w iększym niż Bóg. A przecież nie m a nic większego
niż Bóg. W ięc je st wielki tą wielkością, k tó ra jest tym
sam ym , co O n, przez k tó rą jest O n sam ą wielkością.
D lateg o , p o d o b n ie ja k nie m ów im y trzy istoty, ta k rów nież
nie m ów im y trzy w ielkości. W Bogu bow iem to sam o
znaczy być i być wielkim . Z tej samej racji nie m ó w i­
m y o trzech w ielkich, ale o jednym wielkim, gdyż Bóg
jest w ielki nie przez partycypację w w ielkości, ale jest
w ielki sam przez się, bo O n sam jest sw oją w łasn ą w iel­
kością.
T o sam o m o ż n a pow iedzieć o dobroci, o wieczności,
o m o cy Bożej i o w szystkich kategoriach, jak ie się d ają do
B oga zastosow ać, o w szystkim , co się o N im sam ym
orzek a, nie w przenośni i podobieństw ach, ale właściwie,
o ile w ogóle u stam i ludzi m o ż n a o Bogu pow iedzieć coś we
w łaściw ym znaczeniu.
208 Księga V

2. O kreślenia d o tyczące życia try n ita rn e g o

R ela tyw n y charakter określeń


X I. 12. O kreślenia, k tó ry c h się używ a we w łaściw ym z n a ­
czeniu d la poszczególnych O só b w tejże T ró jcy , n ig d y nie
o d n o szą się d o sam ych O só b , ale w sk azu ją albo n a ich
w zajem ne odnoszenie się je d n y ch w zględem d ru g ic h , alb o
n a ich sto su n e k do stw orzenia.
Jasn e więc, że są to o zn aczen ia relatyw ne, a nie s u b s ta n ­
cjalne. T a k bow iem ja k T ró jcę nazyw a się je d y n y m B o ­
giem, w ielkim , d o b ry m , w iecznym i w szechm ocnym , ta k
sam o m o ż n a m ów ić, że B óg je st sam sw oją B o sk o ścią, sam
sw oją w ielkością, d o b ro c ią , w iecznością i sw oją w szech­
m o cą.
N ie m o ż n a je d n a k n azw ać T ró jcy 919 „O jce m ” , c h y b a
że p rzen o śn ie w odniesieniu do stw orzenia, ze w zględu n a
p rz y b ra n ie synow skie. W k a żd y m razie słów Pism a: „ S łu ­
chaj, Izraelu! P a n , Bóg tw ój, P a n jed en je s t” (P w t 6, 4 * ),
nie należy rozum ieć z w yłączeniem Syna albo D u c h a Św ię­
tego, gdyż jedynego P a n a , B oga naszego, słusznie n a z y w a ­
m y rów nież O jcem naszym , bo n as o d ro d ził p rzez sw oją
łaskę. A le w żad en sp osób nie m o ż n a T ró jcy n azw ać
Synem.

Im ię D ucha Św iętego
N a to m ia st w yrażenie „ D u c h Ś w ięty” , zg o d n ie z tym , co
n ap isano: „D u ch em jest B ó g ” (J 4, 24), m o że o d n o sić się
do całej T ró jcy Świętej, bo i O jciec jest d u c h em , i Syn,
i D u c h Święty. A poniew aż i O jciec, i Syn, i D u c h Św ięty są
jed n y m B ogiem , i to B ogiem św iętym , B ogiem , k tó ry je st
duchem , p rzeto T ró jcę Św iętą m o ż n a n azw ać D u c h em
Św iętym .
Jed n a k ż e D u c h Św ięty —nie ja k o T ró jc a , ale T e n , k tó ry
je st w T ró jcy , którego ja k o w łasnym im ieniem n azy w a się
„D u ch em Św iętym ” —o zn acza relację, poniew aż i d o O jca,
i d o Syna się odnosi, gdyż D u c h Święty jest D u c h e m i O jca,
i Syna. L ecz sam a relacja nie o k azu je się w tym im ieniu.
XI, 12 - X I I , 13 209

N a to m ia s t o k azu je się o n a , kiedy się G o n azy w a D a re m


B ożym (D z 8, 20). Jest bow iem D a re m w zajem nym i O jca,
i Syna, bo i „ o d O jca p o c h o d z i” (J 15, 26), ja k P an
p o w ia d a, i to , co m ó w i A p o sto ł: „ K to D u c h a C h ry s­
tu so w ego nie m a , ten d o niego nie n ależy ” (R z 8, 9),
z p ew n ością do D u c h a Św iętego się odnosi.
K ied y m ó w im y d a r daw cy alb o d a w ca d a ru , to ta k
je d n o , ja k d ru g ie, w y raża w zajem ne odno szen ie się. Z atem
D u c h Św ięty je st ja k ą ś niew ysłow ioną w s p ó ln o tą 9 O jca
i Syna. I m o ż e w łaśnie d lateg o p o sia d a to im ię, że m o ż n a je
sto so w a ć i d o O jca, i Syna, p o niew aż ja k o im ię w łasne
w y ra ża to , co je st d la N ich w spólne, bo i O jciec, i Syn jest
D u c h em , i O jciec, i Syn je st święty. W ięc D u c h Święty
n azy w a się D a re m Ich O b u , żeby przez to im ię, k tó re O bu
o d p o w ia d a , w y ra ża ła się Ic h w zajem na w sp ó ln o ta.
O to T ró jc a , je d en Bóg, je d y n y d o b ry , w ielki, wieczny,
w szechm ocny, k tó ry sam je st sw oją jed n o ścią, B oskością,
w ielkością, d o b ro c ią , w iecznością i w szechm ocą.

Im ię „Duch Ś w ię ty ” nie m a odpow iednika


X II. 13. N ie przejm ujm y się tym , że m ó w iąc o relatyw nym
c h a ra k te rz e im ienia D u c h a Św iętego (nie ja k o T ró jcy , ale
T e g o , k tó ry je s t w T ró jcy ), nie m o żem y w ym ienić Jego
o d p o w ie d n ik a w relacji.
N ie m o żem y bow iem w sk a z ać tu takiej odpow iedniości
w o d n o sze n iu się, ja k kiedy m ów im y: sługa p a n a, p a n
sługi, syn ojca, ojciec syna. M ów im y w praw dzie D u c h
Św ięty O jca, ale nie m ó w im y odw rotnie: O jciec D u c h a
Św iętego, bo m o g ło b y się w ydaw ać, że D u c h Św ięty jest
Jeg o synem . T a k sam o m ów im y o D u c h u Św iętym Syna,
lecz nie m ó w im y Syn D u c h a Św iętego, żeby nie ro z u m ia n o
teg o ta k , ja k b y D u c h Św ięty był Jego Ojcem . R zeczyw iście
w w ielu rela cja c h z d arza się, że nie m a te rm in ó w w zajem nie
so b ie o d p o w iad ający ch , k tó re by się d o siebie odnosiły. N a
p rz y k ła d tru d n o o rów nie oczyw iste odn o szen ie się ja k

"J Augustyn użył tutaj wyrazu cammunio, który oznacza czynne złączenie się.
Zob. str. 225 (7).
210 Księga V

w „ z a d a tk u ” . Z a d a te k oczyw iście od n o si się d o rzeczy,


k tó rej je st z ad a tk ie m , i z a d a te k zaw sze je st z ad a tk ie m
czegoś. C zy je d n a k w ym ieniając z ad a te k O jca i S yna
(2 K o r 5, 5; E f 1, 14), m ożem y o d w ro tn ie m ó w ić o O jcu
z ad a tk u albo o Synu zad a tk u ? T u je d n a k m ó w ią c o D a rz e
O jca i S yna —choć nie m ożem y pow iedzieć 920 O jciec d a ru
albo Syn d a ru - przecież d la o k a z a n ia w zajem nej o d -
p o w iedniości m ó w im y d a r daw cy i d aw ca d a ru . T u bow iem
m o ż n a było znaleźć sposób w y ra ż a n ia się będący w użyciu,
a tam było to niem ożliw e.

,.P o c z ą te k ” — oznaczenie wspólne dla Trzech O sób


X III. 14. „O jciec” jest im ieniem relaty w n y m . T a k sam o
relatyw nie należy to rozum ieć, jeżeli M u n a d ajem y m ia n o
„ P o c z ą tk u ” , albo m o że jeszcze jak ieś inne. Lecz Ojcem
n azyw a się ta k w sto su n k u d o Syna, a P o c z ątk iem je st
w s to su n k u do w szystkiego, co k o lw iek od N ieg o p o ch o d zi.
T a k sam o relatyw nie m ów i się Syn, a ta k że S łow o, O b ra z,
gdyż w szystkie te nazw y o z n ac z ają o d n o szen ie się d o O jca
i żadnej z nich nie n a d aje się O jcu. A P o czątk iem n a zy w a
się rów nież i Syna, bo gdy z a p y ta n o G o: „ K tó ż e ś ty je st? ”
odpow iedział: „ Ja m jest p o c z ą te k i ta k m ó w ię do w a s”
(J 8, 25). A le czy je st p o c zą tk ie m O jca? Z p e w n o śc ią chciał
w tedy p o k a za ć , że jest S tw ó r c ą 10, b ęd ąc p o d o b n ie ja k
Ojciec p o c zą tk ie m stw orzenia, gdyż od N ieg o w szystko
p o ch o d zi. B o i określenie „ S tw ó rc a ” je s t relaty w n e, o z n a ­
czając sto su n e k do stw orzenia, p o d o b n ie ja k p a n w zględem
sługi. K ie d y w ięc i O jca, i S yna n azy w am y p o c z ą tk ie m , nie
m ów im y o dw ó ch p o c zą tk a ch stw orzenia. N ie, p o n ie w aż
Ojciec i Syn w spólnie są jed n y m p o c zą tk ie m , ta k ja k są
jed n y m S tw ó rcą i je d n y m B ogiem .
Jeśli coś, p o z o sta ją c w sobie, ro d z i coś albo coś czyni, to
jest o n o p o c zątk iem zrodzonej czy też z ro b io n ej rzeczy.
D lateg o nie m o żem y zaprzeczyć, że rów nież i D u c h a Św ię­

10 Autor uważa to twierdzenie za przedłużenie tego, co wcześniej Pan Jezus


powiedział: „Jam jest” (J 8, 24) - zob. ks. I, przyp. 32, str. 62, chociaż tekst grecki
znany Augustynowi (Kotnent. do Ewangelii św. Jana, tract. 38, 11, P. L. 35, 1681)
brzmi: „Od początku wam to mówię” . Ale Augustyn komentuje tekst łaciński.
XIII, 14 -X IV , 15 211

tego słusznie m o ż n a n a zw a ć p o czątk iem , p o n ie w aż nie


o d m aw iam y M u m ia n a Stw órcy. N a p isa n e je st o N im , że
d ziała, i to z p ew n o ścią działa p o z o sta ją c w sobie sam ym ,
gdyż nie zm ien ia się i nie o b ra c a w to , co czyni. A co czyni?
Z obacz: ,,A k a ż d e m u d o staje się objaw D u c h a d la o g ó l­
nego p o ż y tk u . I ta k je d n e m u d o sta je się p rzez D u c h a
m o w a m ą d ro śc i, a in n em u m o w a um iejętn o ści w edług
tegoż D u c h a . Jed n e m u w iara w tym że D u c h u , a in n e m u
ła sk a u z d ra w ia n ia w tym że D u c h u . Jed n e m u d a r czynienia
cu d ó w , in n e m u p ro ro c tw o , in n e m u ro zp o z n an ie d u ch ó w ,
in n em u ro z m a ito ść języków . A w szystko to sp raw ia je d en
i tenże D u c h , udzielając k a ż d e m u z o so b n a, ja k o c h ce ” .
A chce ja k o Bóg. K tó ż bow iem m o że zd ziałać ta k w ielkie
rzeczy, jeśli nie Bóg? „T en że Bóg, k tó ry sp raw ia w szystko
w e w szy stk ich ” (1 K o r 12, 6 —11)? Bo jeśli n as z a p y ta ją
szczególnie o D u c h u Św iętym , kim O n jest? O d pow iem y
m u z c a łą p ew nością, że je st B ogiem , że w espół z O jcem
i Synem je st jed n y m B ogiem . Z atem B óg je s t jed n y m
p o c zą tk ie m stw o rzen ia, a nie d w o m a czy trz e m a p o c z ą t­
k am i.

O jciec i S y n są jed n ą Z asa d ą pochodzenia


dla D ucha Św iętego
X IV . 15. N a to m ia s t we w zajem nym o d n o szen iu się w T r ó j­
cy Świętej, jeżeli ro d z ic je st p o czątk iem dla tego, k tó reg o
ro d zi, to O jciec je st d la S yna początk iem , p o n iew aż G o
rodzi.
A le czy O jciec je st p o czątk iem także i d la D u c h a Św ięte­
go, p o n ie w aż p o w ied zian o „ O d O jca p o c h o d z i” ? T o nie­
m a ła kw estia. G d y ż, jeśli ta k jest, to O jciec jest p o czątkiem
nie ty lk o tego, co rodzi, ale rów nież i tego, co d a j e 11.
R z u c a to nieco św iatła — jeśli to je st w ogóle m ożliw e
— n a sp raw ę, k tó ra zw ykła ta k sam o niep o k o ić um ysły
w ielu ludzi, a m ianow icie: D laczego Syn nie jest tak że
D u c h em Św iętym , jeżeli i O n rów nież od O jca po ch o d zi,
ja k o ty m czy tam y w E w angelii (J 15, 26)? 921 O czywiście
11
Kwestia już poruszana wyżej, ks. IV. XX, 29, str. 187.
212 Księga V

D u c h Święty pochodzi od O jca, ale ja k o dan y , a nie ja k o


zro d zo ny. D lateg o też nie nazyw a się Synem , p o n ie w aż nie
jest zro d zo n y ja k Syn jedyny, ani uczyniony w ta k i sp o só b ,
by m ia ł się przez łaskę n aro d zić d o p rzy b ran eg o sy n o stw a
ta k ja k m y. C o bow iem z O jca je st zro d zo n e, to ty lk o do
O jca się odnosi, nazyw ając się Synem , i dlatego n azy w a się
Synem O jca, a nie naszym . T o zaś, co je st d an e, o d n o si się
i do tego, k to d ał, i do tych, k tó ry m jest dane. P rze to D u c h
Święty nie tylko nazyw a się D u ch em O jca i Syna, k tó rz y
G o dali, ale rów nież je st D u ch em naszym , k tó rzy śm y G o
otrzym ali. P o d o b n ie pow iedziano: „P ań sk ie jest w ybaw ie­
n ie” (Ps 3, 9), gdyż zbaw ienie należy d o T eg o , k to daje,
i zarazem je st zbaw ieniem tych, k tó rzy je o trzy m u ją.
T en D u c h nie je st naszym w ta k im znaczeniu ja k d u ch ,
przez k tó re g o jesteśm y, k tó ry jest w łasnym d u ch em czło­
w ieka i w nim przebyw a. T e n D u c h nazyw a się n aszym
D u ch em w inny sposób, w ta k im sam ym znaczeniu, ja k
kiedy m ów im y: „C h leb a naszego... daj n a m ” (M t 6, 11).
T o p raw d a, że i tego d u ch a, k tó ry nazyw a się d u ch em
człow ieka, rów nież otrzym ujem y. „I cóż m asz, czego byś
nie o trzy m ał?” (1 K o r 4, 7) Jest je d n a k ró żn ica pom iędzy
tym , co otrzym ujem y, żeby istnieć, a tym , co o trzy m u jem y
po to, by być świętym i. D lateg o n a p isa n o o Jan ie , że
przychodzi w d u c h u i w m ocy Eliaszow ej (Ł k 1, 17). „ D u c h
E liaszow y” oznacza tu D u c h a Św iętego, k tó re g o o trz y m a ł
Eliasz. T o ż sam o należy rozum ieć rów nież i w o dniesieniu
do M ojżesza, gdy rzekł do niego Pan: „O dejm ę z d u c h a
tw ojego i d am im ” (Lb 11, 17), to znaczy: D a m im z D u c h a
Świętego, z k tó reg o tobie dałem . Jeśli więc to , c o jest d an e,
m a zasadę w tym , któ ry je daje, bo nie sk ą d in ą d się w zięło,
tylko od N iego po ch o d zi, to w inniśm y w yznaw ać, że O jciec
i Syn są z a sa d ą D u c h a Św iętego, jed n y m źródłem , a nie
d w o m a źró d łam i. Lecz ta k ja k O jciec i Syn są je d n y m
Bogiem , i ja k w sto su n k u do stw orzenia są je d n y m S tw ó r­
cą, ta k w odniesieniu do D u c h a Św iętego są je d n y m
początkiem . D la stw orzenia je d n a k Ojciec, Syn i D u c h
Święty są jednym p o czątk iem , ta k ja k są je d n y m S tw ó rcą
i jed n y m P an em .
XIV, 15 -X V I, 17 213

O D uchu Ś w iętym ja k o o „ darze” i ja k o o „ d a n ym ”


X V . 16. N astę p n ie stajem y w obec innego jeszcze p y ta n ia :
Syn przez to, że jest zro d zo n y , nie tylko jest Synem , ale
w ogóle m a to, że jest. Czy i D u ch Święty rów nież tem u , że
je st d arem , zaw dzięcza nie tylko to, że je st d an y , ale że
w ogóle jest?
A więc, czy istn ia ł już, zanim był dany, to jest nie b ęd ąc
jeszcze darem ; czy m oże ze w zględu n a to, że m iał być
d an y , był ju ż darem , choć jeszcze nie był dany? Lecz jeśli
p o ch o d zi nie inaczej, ja k przez to , że je st d an y , to ch y b a nie
p o ch o d ziłb y , gdyby nie było k o m u G o dać. Jak żeż m ó g ł
ju ż istnieć su b stan cjaln ie, sk o ro istnieje jedynie przez to, że
jest daw any; p o d o b n ie ja k Syn z ro d zen iu sw em u zaw dzię­
cza nie tylko to, że jest Synem , co należy d o p o rz ą d k u
relacji, ale w ogóle to, że je st substancjalnie? Czy D u c h
Święty zaw sze poch o d zi - nie ty lk o od wszech czasów - ale
w iecznie? A jeśli ta k poch o d ził m a ją c być d an y m , czy był
ju ż d arem i to jeszcze zanim zaistniał ktoś, k o m u m iał być
dany? Bo przecież co innego znaczy, kiedy się m ów i „ d a r ” ,
a co innego, gdy się m ów i „ d a n y ” . Bo d a r m oże istnieć
przed d an iem , ale 922 a b so lu tn ie nie m o żn a m ów ić o „ d a ­
n y m ” , jeśli d a ro w an ie nie m ia ło m iejsca.

3. O znaczenia dotyczące stw orzenia

O znaczenia zapożyczone z czasu


X V I. 17. N iech to nie sp raw ia tru d n o ści, że d o D u c h a
Św iętego, k tó ry jest w spółw ieczny O jcu i Synow i, sto su je­
m y je d n a k pew ne ozn aczen ia zapożyczone z czasu, ja k np.
cho ciażby sam o to , iż jest „ d a n y ” . Bo w iecznie D u c h
Św ięty je st „ d a re m ” , ale w czasie - został „ d a n y ” . P o d o b ­
nie ja k m o ż n a nazyw ać się p a n em dopiero od tego czasu,
gdy się m a sługę, ta k sam o to relatyw ne oznaczenie jest
d a w a n e D u c h o w i Św iętem u w pow iązan iu z czasem , bo
stw orzenie, k tó reg o je st P anem , nie je st w ieczne. W jak i
więc sp o só b w ykażem y, że te odnośnie nie są p rz y p a d ło ś­
214 Księga V

ci owe, bo przecież —ja k to w ykazaliśm y n a p o c zą tk u tej


rozpraw y — nie m a nic czasowego w Bogu, k tó ry je st
niezm ienny.
O tóż to: B óg nie jest wiecznie Panem ? G dyby ta k m iało
być, to m usielibyśm y przyjąć rów nież i w ieczność stw o rze­
nia, gdyż nie panow ałby O n wiecznie, gdyby stw orzenie nie
było wiecznie w Jego służbie. T a k ja k nie m o ż n a być sługą
nie m ając p an a, ta k sam o nie m o ż n a być panem bez sług.
I gdyby ktoś rzekł: T ak , Bóg jest wieczny, czas zaś nie jest
wieczny z racji swej różności i zm ienności, a je d n a k czasy
nie w czasie się rozpoczęły (gdyż nie było czasu, zanim czas
się nie zaczął. W takim razie nie m ogło p rzy d arzy ć się
Bogu w czasie, że był Panem , bo je st Panem czasów , k tó re
nie w czasie się zaczęły). A le co w tak im razie pow iedzieć
0 człowieku? Przecież został stw orzony w czasie, a Bóg nie
m ógł być Panem człow ieka zanim ten zaistniał.
N a pew no w czasie przydarzyło się to, że B óg stał się
Panem człow ieka. N a pew no w czasie — to nie ulega
dyskusji —przydarzyło się to , że Bóg jest P anem i tw oim ,
1 m oim , którzyśm y ledwie zaczęli istnieć. A jeśli w ydaje się
to niepew ne z pow odu niejasności p ro b lem u d u s z y 1'2 , to
jakżeż było z ludem izraelskim , którego P anem był Bóg?
Przypuśćm y naw et, że n a tu ra duszy istniała ju ż — nie
zajm ujem y się n a razie tym , ja k ą duszę m iał ten lud.
W każdym razie ludu tego nie było przedtem i w iad o m o
dobrze od jakiego czasu zaczyna się jego istnienie. A w resz­
cie, jest to zdarzenie czasowe, że Bóg jest P anem d anego
drzewca i danego żniwa, k tó re ledwie zaczęły istnieć. P ew ­
nie, że m a te ria ju ż istniała. A le to coś zupełnie innego być
Panem m aterii od tego, że się jest P anem ju ż u k sz ta ł­
tow anej n atu ry . T a k sam o i człow iek w innym czasie je st
właścicielem drzew a, a w innym właścicielem skrzyni z ro ­
bionej z tego drzew a, której nie było jeszcze w ów czas, gdy
był właścicielem drzewa.

12 Dusza u Platona jest wieczna. Orygenes przyjmuje także preegzyslencję dusz,


czyli stworzenie dusz w wieczności (C. Ce Iston I. 32, 39; Peri Archon 2, 8 nn. G. C. S.
22, 152).
XV I, 17 215

Z m ienia się tylko stworzenie

J a k zatem p rz e k o n ać się, że nie m a p rzypad k o w o ści w B o­


gu? C h y b a tylko przez stw ierdzenie, że Jego n a tu ra nie
p o d leg a żadnym zm ianom , podczas gdy przypadłości rela­
tyw ne p olegają n a tym , że się coś zm ienia w ich podm iocie.
N a przykład ,,przyjaciel” je st oznaczeniem odnośnym .
O tóż nie zaczyna się być przyjacielem , zanim się nie zacznie
kochać. M usi więc zajść ja k aś przem iana w w oli człow ieka,
byśm y m ogli pow iedzieć o nim „przyjaciel” . Pieniądz
— z chw ilą, gdy nazw iem y go ceną za coś - staje się
oznaczeniem stosu n k u ; lecz sam nie zm ienia się przez to, że
oznacza cenę, zad atek itp.
Jeżeli p ieniądz m oże — nie zm ieniając się sam - p rzy ­
jm o w ać lub tracić tyle znaczeń relatyw nych, przy czym nie
zachodzi ż a d n a zm iana ani w jego n aturze, ani w form ie,
dzięki której jest pieniądzem , to o ileż łatwiej to pow iedzieć
o niezm iennej substancji Boga. T a k , m o żn a o niej 923
m ów ić różne rzeczy oznaczające stosunek do stw orzenia,
lecz p rzy p ad k o w y c h arak ter tej relacji poczynającej się
d o p iero od jak ieg o ś czasu odnosi się nie d o istoty B oga, ale
do stw orzenia.
„ P a n ie ” — m ów i Pism o — „stałeś się nam ucieczką”
(Ps 89, 1). „U cieczka n asza” , takie imię n ad aw an e Bogu
p o siad a relatyw ne znaczenie i do nas się odnosi, bo Bóg
staje się n aszą ucieczką dopiero wtedy, gdy m y się do
N iego uciekam y. A le czy w ów czas zm ienia się coś w Jego
n atu rze, czy zachodzi w niej coś, czego nie było przedtem ,
zanim uciekaliśm y się do N iego? Z achodzi pew na zm iana,
ale w nas: byliśm y gorsi nie uciekając się do N iego, a przez
to, że się uciekam y, stajem y się lepsi. W N im je d n a k nie m a
żadnej zm iany. T a k sam o i Ojcem naszym zaczyna być
w ów czas, gdy o d rad zam y się przez łaskę, bo n am dał m oc,
abyśm y się stali synam i Bożym i (J 1, 12). N asza isto ta
zm ienia się n a lepsze, gdy stajem y się Jego dziećmi. W tedy
O n zaczyna być naszym O jcem , ale bez żadnej zm iany
w Jego n aturze.
Jeśli więc w zw iązku z czasem 924 zaczyna się w p ro w a­
dzać now e określenia o B ogu, nie znane przedtem , to
216 Księga V

oczyw iście m a ją one znaczenie relatyw ne, ale nie w y n ik a ją


z jak iejś p rzy p ad k o w o ści w B ogu. N a to m ia st przyjaciel
Boży zm ienia się przez to , że zaczy n a być spraw iedliw y.
D a le k a je st od nas m yśl, by B óg k o c h ał ko g o ś docześnie,
ja k b y n o w ą m iłością, k tó re j w N im p rzed tem nie było,
gdyż w N im to , co było, nie przem ija, a to, co m a być, ju ż
jest. P rz e to w szystkich św iętych sw oich u m iło w ał zanim
św iat p o w stał, kiedy ich przeznaczył. Lecz oni m ó w ią , że
zaczął ich k o c h a ć d o p iero w tedy, gdy się n aw ró cili i kiedy
G o znaleźli. T a k bow iem łatw iej to p o jąć uczu cio m czło ­
w ieka. T a k sam o m ów i się, że je st zagniew any n a złych,
a p ełen słodyczy w zględem d o b ry c h . T o oni się zm ien iają,
nie O n. P o d o b n ie św iatło razi c h o re oczy, a p rzy jem n e jest
d la zdrow ych. A le to oczy się zm ieniają, nie św iatło.
K S IĘ G A S Z Ó S T A 1

W Y P O W IE D Z I P IS M A Ś W IĘ T E G O I R Ó W N O Ś Ć
O S Ó B B O S K IC H

1. E G Z E G E Z A T E O L O G IC Z N A N IE K T Ó R Y C H T E K S T Ó W

1. O zn aczen ia w sp ó ln e O jcu i Synow i

A rg u m en t arian w yprow adzony z i K or 1} 24: „ C hrystusa


m oc B o żą i m ądrość B o ż ą ”
I. 1. R ó w n o ść O jca, Syna i D u c h a Św iętego w ydaje się
n ie k tó ry m nie d o przyjęcia z p o w o d u słów A p o sto ła m ó ­
w iących o C h ry stu sie, że je st „ m o c ą B ożą i m ą d ro śc ią
B o żą” 2. W y d aje im się, że nie m oże być ró w n o ści, bo
O jciec nie je st sam m o c ą i m ą d ro śc ią , ale je st ty lk o rodzi-
cielem m o cy i m ąd ro ści.
R zeczyw iście p ro b lem ten, dlaczego B oga n azy w a się
O jcem m o c y i m ą d ro ści, w y m ag a głębokiego zastan o w ie­
nia. M ó w i bow iem Paw eł: „ C h ry stu sa —m o c B ożą i m ą d ­
ro ść B o żą ” . Stąd n iek tó rzy z nas w yw odzą tak ie ro z u m o ­
w anie przeciw ko a ria n o m , w każdym razie tym , k tó rzy
pierw si z aa ta k o w a li w iarę k a to lic k ą . P rzyp isu je się A riu -
szow i ta k ie tw ierdzenie: „Jeżeli je st synem , to się n aro d ził,
a jeśli się n a ro d z ił, to był czas, kiedy nie było S yna” 3.

1 Streszczenie: Posłowie, n. 27, str. 578—579.


2 Autor wróci do tej trudności na początku ks. VII. I, 1-2. (Zob. ks. I, przyp. 30,
str. 58).
a H. G. OPITZ, Athanasius Werke, III, Berlin 1934, podaje wszystkie teksty
Ariusza, które można zebrać u Atanazego, Epifaniusza, Hilarego, Teodorela.
Zdanie wymienione tutaj przez Augustyna znajduje się u EPIFANIUSZA, Panarion,
herezja 69, 6, P. G. 62, 209. Augustyn zna to dzieło i nawet przetłumaczy je kiedyś
na język łaciński.
218 Księga VI

M ó w iąc ta k A riu sz nie ro z u m ia ł, że n a ro d z ić się z B oga,


to znaczy ta k że być w iecznym , i że Syn je st w spółw iecz-
ny z O jcem , p o d o b n ie ja k b la sk p ro m ien iu ją c y z og n ia
jest z nim rów noczesny, a gdyby ogień był w ieczny, to
i o n ta k ż e 4. Z tej racji n ie k tó rz y późniejsi a ria n ie p o ­
niechali tej n a u k i i uznali, że Syn B oży nie m a p o c z ą tk u
w czasie 5.
Lecz w dysk u sjach , ja k ie n a si w iedli z ty m i, k tó rz y
u trzy m y w ali, iż był czas, kiedy Syn nie istn iał, n ie k tó rz y
d o łączali jeszcze następujące ro zu m o w an ie: Jeżeli Syn B oży
jest m o c ą i m ą d ro śc ią B ożą, i jeżeli nigdy nie był bez m o cy
i m ą d ro śc i, to Syn Boży je st w spółw ieczny O jcu. O tó ż
A p o sto ł m ów i: „ C h ry stu sa —m o c B ożą i m ą d ro ś ć B o ż ą ” ;
a u trzy m y w ać, że Bóg kiedyś był p o z b aw io n y m o c y i m ą d ­
rości, to p ro s ta niedorzeczność. Z a te m nie m o g ło być
tak ieg o czasu, kiedy Syn nie istniał.

2. R o zum ow anie tak ie prow adzi z konieczności d o tw ier­


dzenia, że Bóg nie byłby m ą d ry , gdyby nie m ia ł m ą d ro śc i,
k tó rą zrodził, bo sam z siebie nie je st sw oją m ą d ro śc ią .
A jeśli ta k je st, jeżeli O jciec je st nie m ą d ro śc ią , ale ty lk o
rodzicielem m ą d ro ści, to py tan ie, czy m o ż n a n azw ać Syna
„ m ąd ro śc ią z m ą d ro ś c i” , ta k ja k się m ów i o N im , że jest
„B ogiem z B oga, Św iatłością z Ś w iatłości” 6. A jeśli to
przyjm iem y, czem u w ta k im razie O jciec nie m ia łb y być
rodzicielem rów nież swej w łasnej w ielkości, d o b ro c i, w iecz­
ności i w szechm ocy, ta k że nie sam by był sw o ją w ie lk o ­
ścią, d o b ro c ią , w iecznością i w szechm ocą, ale w ielki tą
w ielkością, k tó rą zrodził, tą d o b ro c ią d o b ry , tą w iecznością
i w szechm ocą, k tó re z N iego się zrodziły, w ieczny i w szech­
m o cn y , ta k ja k jest m ą d ry z ro d z o n ą przez siebie m ą d ro ś ­
cią?

4 Pierwszy Orygenes posługuje się lym porównaniem, które Ojcowie kapadoccy


rozpowszechnią, zob. Posłowie, przyp. 138 i 139, str. 578.
6 To są zwolennicy Eunomiusza (zob. Posłowie, n. 6, str. 541, druga faza walki),
dla których zagadnienie Trójcy Świętej jest czysto metafizyczne i znajduje rozwiąza­
nie na podstawie logiki arystotelesowskiej.
6 Tak się wyraża Symbol Nicejski (Dz. 54, zob. Posłowie, n. 4, str. 536).
A Ojcowie Soboru sięgnęli po te wyrażenia do Mdr 7, 25-26.
3, 1 - I I , 3 219

T ru d n o by się dziw ić, gdyby nas to d o p ro w a d z iło d o


p rzy jęcia istn ie n ia w iększej liczby synów B ożych — nie
z p rz y b ra n ia stw o rzeń za dzieci B oże - ale w spółw iecznych
z O jcem , gdyby te n był rodzicem swej w ielkości, d o b ro ci,
w ieczności i wszechm ocy! Ł a tw o odpow iedzieć n a tak i
sofizm at: W ym ienienie tych rzeczy nie p ro w a d z i b y n a j­
m niej d o przy jęcia ta k w ielkiej liczby synów B ożych, ta k
ja k nie m a d w ó ch Synów przez to , że P ism o nazy w a
C h ry stu sa „ m o c ą B ożą i m ą d ro ś c ią B o żą” . M o c bow iem
je st m ą d ro śc ią , a m ą d ro ść m o c ą , stan o w iąc to sam o. T a k
ró w n ież je st i z p o zostałym i d o sk o n ało ściam i, gdyż w iel­
k o ść je st tym sam ym , co m o c i w szystko, cośm y w ym ienili
albo jeszcze m o żem y w ym ienić.

P rzy m io ty absolutne, wspólne Ojcu i Synow i


II. 3. W p raw d zie nie o N im sam ym w sobie, ale w o d ­
niesieniu d o Syna, o rzek am y , m ów iąc: Ojciec, R odziciel,
P o czątek ; a rodziciel m u si być początk iem d la tego, co
z siebie ro d zi; 925 niem niej je d n a k w szystko inne, co się
o N im m ó w i, m ó w i się o N im w raz z Synem , a raczej
w Synu, zatem : w ielki w ielkością przez siebie zro d zo n ą,
spraw iedliw y, d o b ry , m o c n y , m ą d ry tą spraw iedliw ością,
d o b ro c ią , m o c ą i m ą d ro śc ią , k tó re zrodził. S am a w ielkość
nie n a zy w a się O jcem , ale O jciec nazyw a się rodzicielem
w ielkości.
K ie d y zaś m ów i się „ S y n ” , to m ów i się o N im sam ym ,
nie w spólnie z O jcem , ale w odniesieniu d o O jca. N a to ­
m ia st gdy n azy w a się G o „ w ielk im ” , to m ó w i się w ten
sp o só b i o S ynu, i o O jcu, k tó re g o jest w ielkością. T a k
sam o „ m ą d ry ” m ów i się w sp ó ln ie o N im i o O jcu, k tó reg o
je st m ą d ro ś c ią , ta k ja k O jciec m ą d ry je st w spólnie z Synem ,
b ęd ąc m ą d ry tą m ą d ro śc ią , k tó rą zrodził.
Z a te m nie stosuje się oznaczeń abso lu tn y ch d o jed n eg o
ta k , by ty m sam ym nie dotyczyły i drugiego. T o znaczy:
w szy stk ie o zn aczen ia ok azu jące ich n atu rę, o zn aczają Ich
O b u razem . A jeśli ta k je st, to ani Ojciec nie jest Bogiem
bez Syna, an i Syn nie je s t B ogiem bez O jca, ale O b aj są
B ogiem .
220 Księga VI

„N a p o c zą tk u było S ło w o " ( J 1, 1)
Co do w yrażenia: „ N a p o c z ą tk u było S ło w o ” , należy to
rozum ieć: „w O jcu było S łow o” . A lbo n aw et gdyby to
przyjąć ta k , ja k b y było pow iedziane: „P rzed w szy stk im ” ,
to z araz p o te m m am y: „ A Słow o było u B o g a ” . Słow o
o zn acza sam ego Syna, nie O jca i Syna razem , ja k gdyby
O baj byli w spólnie jed n y m Słow em (ta k bow iem rzecz się
m a ze Słow em ja k z O brazem . Ojciec i Syn nie są w spólnie
obrazem ; ale wyłącznie sam Syn jest obrazem O jca, ta k ja k
jest Jego Synem , a nie O baj razem są Synem ).
N astęp u je z araz potem : ,,A Słow o było u B o g a ” . W ażne
jest, by zro zu m ian o , że „ S ło w o ” —k tó ry m jest je d y n ie Syn
— „było u B o g a” . Bogiem zaś je s t nie ty lk o O jciec, ale
Ojciec i Syn razem są Bogiem . I cóż w tym d ziw nego, jeśli
m o ż n a ta k m ów ić o dw óch rzeczach, b a rd z o się z so b ą
różniących? C óż bow iem ta k różnego ja k d u sz a i ciało?
M o ż n a by je d n a k pow iedzieć: D u sz a była apud kom inem ,
to znaczy: w czkrwieku, bo chociaż du sza nie je st ciałem ,
człow iek je d n a k je st d u szą i ciałem razem .
T o zaś, co następuje: „I Bogiem było S ło w o ” , należy ta k
rozum ieć, że Słow o, k tó ry m O jciec nie jest, było B ogiem
razem z Ojcem.

„B óg z Boga, Św iatłość z Ś w ia tło ści"


Czyż nie w tym znaczeniu m ó w im y , że O jciec je s t rodzicie-
lem whelkości, to jest rodzicielem swojej m o cy i m ą d ro ści,
Syn jest w ielkością, m o c ą i m ą d ro ścią , a O baj są B ogiem
wielkim , w szechm ocnym i m ąd ry m ?
Co zatem znaczy: „B óg z B oga, Św iatłość z Ś w iatło ści” ?
— Czy Ojciec i Syn nie są razem „B ogiem z B o g a ” ; ty lk o
Syn jest „z B o g a” , to znaczy: z O jca. I nie O baj razem są
Św iatłem z Św iatłości, ale ty lko Syn je st z Św iatłości O jca.
A m oże d la w sk azan ia i łatw ego w p o jen ia w p am ięć
w spółw ieczności Syna z O jcem p o w ied zian e je st w te n
sposób: „B óg z B oga, Św iatłość z Św iatłości” i w szystko,
co się p o d o b n ie m ów i. T o ta k ja k gdyby było pow iedziane:
T o , że nie m a Syna bez O jca, stąd jest, że nie m o ż n a być
ii, 3 - iii, 4 221

O jcem bez Syna, znaczy: ta św iatłość, któ rej nie m o że być


bez O jca, je st z tej św iatłości O jca, k tó ra nie m o że być bez
Syna. A gdy się m ów i: „ B ó g ” to znaczy, że Syn nie je st bez
O jca; „z B o g a ” , — że O jciec nie jest bez Syna; w tedy
d o sk o n ale się rozum ie, że rodziciel nie w yprzedza T ego,
k tó re g o zrodził.
A jeśli ta k jest, to tylko tym , czym O bydw aj nie są
ró w nocześnie, nie są O ni w tak i sposób, że m o ż n a p o ­
w iedzieć, 926 iż je st je d en z drugiego. N a p rzy k ład nie
m o ż n a pow iedzieć: Słow o ze Słow a, po n iew aż O bydw aj
razem nie są Słow em , ani: O b raz z O b razu , gdyż nie są
O baj O b razem ; ani: Syn z Syna, bo nie są O ni dw aj razem
Synem , ta k ja k je st pow iedziane: „ Ja i O jciec jesteśm y
je d n o ” (J 10, 30). „ Je d n o jesteśm y ” , pow iedziano. Czym
O n jest, tym i ja jestem . T a k , ale ja k o su b stan cja, a nie
w o d n o szen iu się d o drugiego.

2. D o sk o n a ła rów ność O jca i Syna

W ja k i sposób Ojciec i S y n stanow ią .je d n o ”


III. 4. N ie w iem , czy sp o ty k a się gdzieś w Piśm ie św.
w yrażenie: „ Unum sunt — są je d n o ” w odniesieniu do isto t
o o d m iennej n atu rze.
Jeśli je st w iększa liczba isto t o jednej n atu rze, a je d n a k
ró żn ie m yślących, to — w sk u tek tej różnicy m yśli i uczuć
—nie są one jed n o ścią. Bo gdyby uczniow ie Jego ju ż przez
to sam o, że są ludźm i, stanow ili jedność, to z pew nością
C h ry stu s by nie po w iedział p o lecając ich Ojcu: „A b y byli
je d n o ja k o i m y ” (J 17, 11). A poniew aż Paw eł i A pollos,
b ęd ąc ob aj ludźm i, byli także jednom yślni, p rzeto pow ie­
d zian o : „T en , k to sadzi i podlew a, jed n y m s ą ” (1 K o r 3, 8).
K ied y w ięc m ó w i się „ je d n o ” bez bliższego określenia,
0 ja k ą je d n o ść idzie, to rozum iem y przez to je d n o ść n a tu ry
1 isto ty , w k tó re j nie zach o d zi ró żn o ść m yśli i uczuć. A le
kiedy w skazuje się, co je st „jed n y m ” , to m oże być w ten
sp o só b o k re ślo n a je d n o ść z ło żo n a z ró żn o ro d n y ch elem en­
tów . Pew nie, że dusza i ciało nie są jednym —cóż bow iem
222 Księga VI

ró w n ie różnego? - jeżeli nie d o d a się o k reślen ia, ja k ą o n e


je d n o ść stan o w ią , to znaczy je d n e g o człow iek a a lb o je d n o
zwierzę. S tąd słow a A p o sto ła : „ T e n , k to łączy się z n ie­
rz ą d n icą , staje się z n ią jed n y m c iałem ” (1 K o r 6, 16). N ie
pow iedział: „ S ta n o w ią je d n o ” , lecz d o d ał: „ jed n y m c ia ­
łem ” , tj. ja k b y jed n y m ciałem zło żo n y m ze złączen ia ciała
m ęsk iego i niew ieściego. T a k ż e kiedy m ów i: „ A k to łączy
się z P an em , je st z N im je d n y m d u c h e m ” (1 K o r 6, 17), nie
pow iedział: „ Je d n y m s ą ” , alb o : „ S ta n o w ią je d n o ” , lecz
określił: „ jed n y m d u c h e m ” . Z a c h o d zi tu ró ż n o ść n a tu ry .
D u c h człow ieka i d u ch B oży są ró ż n e , to p ra w d a , lecz
łącząc się, sta n o w ią je d n eg o d u c h a z dw óch ró ż n y c h d u ­
chów , w ta k i sp o só b , że d u ch B oży bez d u c h a człow ieczego
je st szczęśliw y i d o sk o n ały , ale d u c h lu d zk i nie m o ż e nim
być bez B oga. N ie bez celu — ja k sąd zę — P a n , m ó w ią c
w E w angelii J a n a po ty lek ro ć i z ta k im n acisk iem o je d n o ­
ści, b ą d ź swojej z O jcem , b ą d ź naszej w zajem nej p o m ię d z y
so b ą, nie m ó w i je d n a k nigdy: „B yśm y m y i o n i byli je d n o ” ,
ale: „ A b y byli je d n o ja k o i m y ” (J 17, 11). A w ięc O jciec
i Syn są jed n o śc ią , i to je d n o śc ią su b sta n c ja ln ą , są je d n y m
B ogiem , jed n y m w ielkim i je d n y m m ą d ry m , ja k to w y k a z a ­
liśm y u p rz e d n io .

C ałkow ita równość Ojca z S y n em


5. W czym w ięc O jciec „jest w iększy” ? Jeśli je st w iększy, to
oczyw iście w w ielkości. A le p o n ie w aż Syn jest Je g o w ie lk o ­
ścią, p o n iew aż n a pew no Syn nie je s t w iększy o d T e g o ,
k tó ry G o zro d ził, a R odzicie! nie je s t w iększy od w ielkości,
k tó ra czyni G o w ielkim , — p rz e to są ró w n i. Bo sk ąd ta
rów ność, jeśli nie p rzez to, p rzez co je st T e n , u k tó re g o nie
m a ró żnicy pom iędzy być i być w ielkim ?
A jeśli w iecznością sw oją O jciec jest w iększy o d Syna,
w ta k im razie Syn nie jest we w szystkim z N im ró w n y . T o
w czym są rów ni? M o ż e pow iesz: w w ielkości. A leż w iel­
kość nie je st ró w n a tam , gdzie je s t m n iej w ieczn a. T a k
sam o i w e w szystkim innym . M o ż e je st ró w n y m o c ą ,
a n ierów ny m ą d ro ścią ? A le ja k że ż to m o żliw e, 927 by
p o tęg a, k tó r a nie je st ta k sam o p e łn a m ą d ro ś c i, b y ła
III, 4 - I V , 6 223

ró w n a? A lb o żeby m ą d ro ść była je d n a k a , b ęd ąc m niej


p o tę ż n a ? Jeżeli w ięc w czym ś nie je st ró w n y , to w cale nie
je st ró w n y . O tó ż P ism o głosi: „ N ie p o czy ty w ał sobie za
przy w łaszczenie, że je s t ró w n y B o g u ” (F lp 2, 6). N a w e t
w ró g p ra w d y , jeżeli u z n aje p o w ag ę A p o sto ła , m u si p rz y ­
znać, że Syn je s t ró w n y O jcu ta k w poszczególnych rze­
czach, ja k i w e w szystkim w ogóle. N iech w ybierze, co
zechce, a b io rą c te n p rz y m io t za p u n k t w yjścia, w y k ażem y
m u ró w n o ść we w szystkim , co d o ty czy Jeg o su b stan cji.

P r z y k ła d cnoty lu d zkiej
IV . 6. T a k sam o rzecz się m a z c n o ta m i w du szy człow ieka.
W p raw d zie k a ż d ą z nich inaczej się p ojm u je, niem niej nie
o d d z iela się ich od siebie. Z tej racji ludzie ró w n i np.
m ęstw em , b ę d ą sobie ró w n i ta k że spraw iedliw ością,
w strzem ięźliw ością i ro z tro p n o śc ią . Jeżeli więc pow iesz, że
ci o to lu dzie są sobie ró w n i m ęstw em , lecz je d en z nich
p rzew y ższa p o z o sta ły c h ro z tro p n o ś c ią , to tak że i m ęstw em
n ie są ró w n i, gdyż u pierw szego z nich m ęstw o je st b ardziej
ro z tro p n e . T o sam o stw ierdzisz i w in n y ch c n o tac h , p rz y ­
p a tru ją c im się w ta k i sp o só b . O czyw iście m o w a tu o m ocy
i z a le ta c h d uszy, a nie ciała.
O ileż to b ard ziej praw d ziw e w tej niezm iennej i w iecznej
su b sta n c ji bez p o ró w n a n ia p rostszej niż d u c h ludzki! D la
d u szy ludzkiej nie je st ty m sam ym być i być m ężn ą,
r o z tro p n ą , w strzem ięźliw ą czy spraw iedliw ą, gdyż d u sza
czło w iek a m o ż e istnieć bez ty ch cn ó t. Lecz d la B o g a tym
sam y m je s t być i być m o c n y m , spraw iedliw ym , m ą d ry m
i m ieć w szy stk o , co k o lw iek d la w yrażenia Jeg o isto ty
m o ż n a pow iedzieć o tej p ro ste j m n o g o ści czy w ielorakiej
p ro sto c ie.

,,B ó g z B o g a ”, B ó g jeden
Z a te m w y rażen ie „B ó g z B o g a ” m o ż n a ro zu m ieć alb o
w ta k i sp o só b , że od n o si się o n o d o poszczególnych O sób,
— p rz y jm u ją c oczyw iście, że te dw ie O soby to nie d w ó ch
b o g ó w n a ra z , ale je d e n Bóg. T e dw ie O soby są ze so b ą
224 Księga VI

złączone w taki sposób, ja k — zgodnie ze św iadectw em


A p o sto ła —są ze so b ą zespolone dwie różne i o d d a lo n e od
siebie substancje. W zięty z o so b n a i P a n duchem jest i d u ch
ludzki sam z pew nością jest duchem , a je d n a k łącząc się
z P an em jest jednym duchem (1 K o r 6, 17). O ileż bardziej
ta k jest tu ta j, gdzie zw iązek jest całkow icie n ierozerw alny
i wieczny! G d y b y ta k nie było, to m o ż n a by niedorzecznie
m yśleć, że Syn Boży to Syn dw óch O sób, gdyby nie
obejm ow ało się ich obu razem im ieniem „ B ó g ” .
A lb o m o ż n a to w yrażenie rozum ieć i tak, że co kolw iek
m ów im y o B ogu w yrażając Jego istotę, to zaw sze m ów i się
ju ż nie o dw óch O sobach, ale o T rójcy.
Czy jed n o , czy drugie przyjm iem y, w ym aga to głębokiej
rozw agi. N a razie w ystarczy wiedzieć, że gdyby Syn n a
jak im ś punkcie nie był całkow icie rów ny O jcu w tym , co
w yraża Jego istotę, to w ogóle nie byłoby rów ności. A le to
w łaśnie w ykazaliśm y. W e w szystkim więc Syn je st rów ny
Ojcu i je st jednej i tej samej, co Ojciec, n atu ry .

3. R ów ność D u c h a Świętego

Duch Św ięty —m iłość Ojca i Syna


V. 7. O to dlaczego także i D u c h Święty m a sw oje m iejsce
w tej jedności i rów ności substancji.
928 Bo czy to ja k o jed n o ść O bu p ozostały ch O sób, ja k o
Ich świętość, jak o Ich m iłość, czy też ja k o Ich jed n o ść
w m iłości, lub ja k o Ich m iłość w świętości — z w szelką
pew nością nie jest O n k tó rąś z dw óch pierw szych O sób, ale
jest tym , co Je łączy, przez co Syn jest u m iło w an y przez
R odziciela i w zajem nie G o m iłuje. Przez N iego zach o w u ją
O ni „jedność d u c h a złączeni węzłem p o k o ju ” (E f 4, 3), nie
z uczestnictw a, lecz substancjalnie, nie z d a ru kogoś w yż­
szego, lecz z Ich własnej w spólnej w oli. T a k ż e i n am
p rzy k azano n aśladow ać to w p o rz ą d k u łaski ta k w s to su n ­
ku do P a n a , ja k i w zajem nie pom iędzy nam i. „ N a tych
dw óch p rzy k azan iach całe P raw o zaw isło i P ro ro c y ” (M t
22, 40).
IV, 6 - V, 7 225

T ych T ro je jest jed n y m B ogiem , w ielkim , m ą d ry m ,


szczęśliwym. M y zaś z N iego, przez N iego i w N im (R z 11,
36) jesteśm y szczęśliwi. Z Jego to łaski stanow im y jed n o ść
m iędzy so b ą i jesteśm y jed n y m duchem z N im , gdy d u sza
n asza przylgnie do N iego. Szczęściem naszym je st trw ać
przy B ogu, „B o w ytracisz w szystkich, co odstąpili od
C iebie” (Ps 72, 28. 27).
W ięc D u c h Święty jest czymś we w szystkim w spólnym
O jcu i Synow i. T a więź w spólnoty je s t z N im i w sp ó łisto tn a
i w spółw ieczna. W praw dzie m ia n o przyjaźni jest d la niej
stosow ne, lepiej je d n a k pow iedzieć o niej: m iłość. Jest o n a
su b sta n c jaln a, b o B óg jest substancją: „B óg jest m iło ścią” ,
ja k m ów i P ism o św. (1 J 4, 16). T a k ja k je st su b stan cją
w raz z O jcem i Synem , ta k sam o M iłość jest w raz z N im i
w ielka, d o b ra , św ięta i dzieli z N im i w szystko, co d o N ich
sam ych się odnosi. Bo w B ogu nie m a różnicy pom iędzy
bytem a tym , że je st wielki, d o b ry itp. G dyby tu ta j m iłość
była m niej w ielka niż m ądrość, to nie d o ró w n ałab y w łas­
nem u bytow i. Z atem jest ró w n a. I m ą d ro ść też m usi
d o ró w n a ć m iłości. A że m ą d ro ść je st rów na O jcu, ja k to
p rzed tem w yjaśniliśm y, zatem i D u c h Święty jest rów ny.
A jeśli jest ró w n y , to we w szystkim rów ny z racji najw yż­
szej p ro sto ty tej substancji.
D lateg o je st Ich tylko T roje: jeden m iłujący T ego, k tó ry
z N iego po ch o d zi, je d en m iłujący Tego, z któ reg o p o ­
chodzi, i sam a Ich m iło ś ć 7. Jeśli ta m iłość nie jest Bogiem ,
to w ja k i sp osób „B óg jest m iłością” ? A jeśli nie jest
su b stan cją, to w jak i sposób B óg je st substancją?

7 Por. M. WIKLTORYN, Hymn I, w. 6 (P. L. 8, 1139 D); „Ty, Duchu Święty,


łączysz Syna z Ojcem” —w. 74-76 (1142 BC): „razem są jednym w Duchu... wszyscy
trzej jędrni posiadają substancję, która z Ojca tryska w Śyna i wraca do Ojca
w Duchu Świętym” . Por. Adv. Arium , I. 51 i I. 57 (P. L. 8, 1079, 1085). Analogiczne
wyrażenie spotykamy w De Trinitate, 31, NOWACJANA (P. L. 3, 852 AB); „Syn
jest naprawdę Bogiem; chociaż bowiem Boskość Mu jest udzielona, niemniej jednak
Bóg jest jednym, ponieważ ta Boskość wzajemnym ruchem wraca do Ojca, który ją
udzielił poprzez Syna, a On ją przekazał” . Hymn III, w 138 (P. L. 8, 1144 CD): „Ci
Dwaj połączeni są w Duchu Świętym”; w. 242-244 (1146 B): „Ty, Duchu Święty,
jesteś węzłem (connectio)... Aby wszystko połączyć najpierw łączysz tych Dwóch”.
Św. Augustyn wróci do tej myśli niżej, w ks. XI, VII, 12, sir. 345. Poza tym
Augustyn zna Epifaniusza, który używa tych samych formuł: np. „Duch Święty jest
węzłem Trójcy Świętej”; „Duch Święty jest między Ojcem i Synem” . Ale te
226 Księga VI

II. Z R Ó Ż N IC O W A N IE W P R O S T O C IE B O Ż E J

1. O p ro sto cie isto ty B oga

Analogie ze św iata m aterialnego i duszy


V I. 8. Jeśli się teraz zap y tam y , w ja k i spo só b su b sta n c ja ta
m oże być i p ro sta , i zró żn ico w an a, to n ajp ierw należy
zastan ow ić się n ad tym , dlaczego stw orzenie je st z ró ż ­
nicow ane w cale nie będąc n a p ra w d ę prostym .
P o pierw sze św iat sk ład a się z części. T o ja sn e . Jed n e
z tych części są w iększe, inne m niejsze, lecz całość jest
w iększa od każdej z nich, chociażby najw iększej. N ieb o
i ziem ia to tak że części w szechśw iata. Sam o zaś niebo
i sam a ziem ia tak że sk ład ają się z niezliczonego m n ó stw a
części, k tó ry c h trzecia część jest m niejsza od d w ó ch p o z o ­
stałych, a p o ło w a m niejsza od całości. C ałość św iata —k tó ­
rą o znaczam y najczęściej w ym ieniając dw ie części: n iebo
i ziem ię —jest z w szelką pew nością w iększa niż sam o n iebo
i sam a ziem ia. P o n a d to w każdym ciele czym ś in n y m jest
w ielkość, czym innym b arw a, a jeszcze czym in n y m k ształt.
M o że zm niejszyć się ilość, a k o lo r i k szta łt m o g ą p o z o sta ć
te sam e. Przy zm ianie barw y m o g ą się zm ienić ró w n ież
k ształt i w ielkość. A n aw et kiedy tego k sz ta łtu ju ż nie m a ,
m o że p o z o sta ć to sam o zabarw ienie. T a k ż e i in n e 929
cechy przypisyw ane ciałom m o g ą zm ieniać się alb o w szyst­
kie n a ra z , albo tylko n ie k tó re niezależne od p o z o sta ły c h .
M am y w tym d o w ó d , że n a tu ra jest zło żo n a i że w cale nie
są one proste.
D u c h o w e stw orzenie, n p . d u sza, je st p ro stsze od ciał.
Lecz sam a dusza, niezależnie od tego p o ró w n a n ia , też je st

wyrażenia nie są w duchu teologii greckiej, gdzie węzłem Trójcy Świętej jest Ojciec
(GRZEGORZ Z NAZJANZU, Mowa 42, 15, P. G. 36, 476; św. BAZYLI, O Duchu
Świętym, 45, P. G. 32, 152; por. św. ATANAZY, Contra Arianos, ILI. 24. P. G. 26,
373). Niemniej jednak tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie teologowie mają tę
samą wiarę o „współprzenikalności” Bożych Osób {circumincessio, perichoresis).
Augustyn wyrazu tego nie używa, ale naukę podaje trochę dalej (VI, 8— VII, 9):
„W jaki sposób substancja ta może być prosta i zróżnicowana” , oraz „Bóg nie jest
«potrójny», a jest Trójcą” .
VI, 8 - VII, 9 227

z ło żo n a i b ra k jej p ro sto ty . D u sz a jest p ro stsza od ciał,


p o n iew aż nie p o s ia d a m asy i nie zajm uje m iejsca, ale
w k a żd y m ciele jest cala w całości i cała w każdej części.
N iech się w najm niejszej cząsteczce ciała p rzy d arzy coś, co
d u sza m o że odczuć, to chociaż nie dzieje się to w całym
ciele, je d n a k ż e c ała d u sza to odczuw a, gdyż c ała to p o ­
strzega.
Lecz n aw et d la duszy czym innym jest być sp ra w n ą ,
a czym in n y m być n ie zd a rn ą , i czym innym są d la niej
w nikliw ość um ysłu, pam ięć, chciw ość, lęk, ra d o ść czy sm u ­
tek. C o w ięcej, ra z jed n e, ra z dru g ie z tych stan ó w w y­
stęp u ją w duszy, je d n e m ocniej, inne w słabszym sto p n iu ,
w różnej ilości i bez liku.
S tąd ja sn o się okazuje, że n a tu ra duszy jest nie p ro sta ,
ale zło żona. Bo nic zm iennego nie jest proste, a w szelkie
stw orzenie je st zm ienne.

V II. R ó ż n e są określenia B oga: m ów im y o N im , że jest


w ielki, d o b ry , m ą d ry , szczęśliwy, praw dziw y, i wiele jeszcze
innych rzeczy o N im m ów im y, k tó re nie w ydają się nie­
słuszne. Lecz Jego w ielkość je st ty m sam ym , co m ąd ro ść,
bo je st to o g ro m nie m asy, ale m ocy. Jego d o b ro ć jest
tym sam ym , co m ąd ro ść czy wielkość. P raw d a je st tu taj tym
sam ym , co w szystko pozo stałe. I nie co innego w B ogu
znaczy być szczęśliw ym , ja k być w ielkim , m ąd ry m , p ra w ­
dziw ym , d o b ry m albo p o p ro s tu być.

B óg nie je s t ,,p o tr ó jn y 3’
9. B óg jest T ró jcą , z czego bynajm niej nie w ynika, byśm y
m ieli sądzić, że jest O n p o tró jn y . W takim w ypadku sam
Ojciec albo sam Syn byliby czymś m niejszym niż Ojciec, Syn
i D u c h Święty razem . W łaściw ie to nie w iadom o dokładnie,
ja k m o ż n a m ów ić o O jcu sam ym albo o sam ym Synu, bo są
oni zaw sze nierozdzielnie razem , Ojciec z Synem i Syn
z Ojcem . N ie znaczy to , by obydw aj razem mieli być Ojcem
albo O bydw aj Synem , ale że nigdy żaden z N ich nie jest
sam. T o nazyw am y Świętą T ró jcą, „Bogiem sam ym ” (choć
zawsze jest z ducham i i duszam i świętymi). A le m ów im y
228 Księga VI

0 N im „sam B óg” w tym znaczeniu, że tylko O n je st


Bogiem, a nie owe duchy w raz z N im . P o d o b n ie m ów im y
„sam Ojciec” dla w skazania nie tego, że jest O n sam ,
oddzielnie od Syna, ale że nie są oni O baj razem Ojcem.

V III. A poniew aż sam Ojciec, sam Syn czy sam D u c h


Święty jest rów nie wielki ja k w ielkim i są w spólnie i Ojciec,
1 Syn, i D u c h Święty, przeto w żaden sposób nie m o ż n a
nazw ać B oga „ p o tró jn y m ” .
Tylko ciała ro sn ą przez ich dodaw anie (w praw dzie ten,
kto łączy się z żoną, staje się w raz z nią jednym ciałem , ale
ciało to jest większe od ciała sam ego m ęża czy samej
niewiasty). N ato m iast w rzeczywistościach duchow ych, gdy
mniejszy jednoczy się z większym, np. stw orzenie ze S tw ó r­
cą, w tedy rośnie pierwsze, lecz nie ten drugi. G dzie bowiem
w ielkość nie polega n a ilości m asy m aterii, tam w zrost
polega n a większej doskonałości. O tóż du ch jakiegoś stw o­
rzenia, łącząc się ze Stw órcą, jest lepszy niż był w tedy, gdy
się z N im nie łączył. A będąc lepszym, ten, „ k to łączy się
z P an em ” , ,je s t z nim jednym duchem ” (1 K o r 6, 17), staje
się przez to większy. Lecz P an nie staje się przez to większy,
choć w iększym się staje jednoczące się z N im stw orzenie.
Z atem 930 w sam ym Bogu - gdy z rów nym Ojcem
jednoczy się rów ny z N im Syn albo D uch Św ięty rów ny
Ojcu i Synow i, nie m a w zrostu. Bóg nie staje się przez to
większy niż każdy z N ich, bo nie m a nic, przez co Jego
d o sk o n ało ść m ogłaby w zrastać. J a k d o sk o n ały jest Ojciec,
Syn czy D u c h Święty, ta k sam o d o sk o n ały jest Bóg: Ojciec,
Syn i D u c h Święty. D latego w łaśnie je st O n Bogiem
T ró jcą, a nie p o tró jn y m Bogiem .

2. O n iektórych w yrażeniach

,,Jedyny B óg p ra w d ziw y”
IX . 10. W skazaliśm y już, w jak im znaczeniu m o ż n a m ów ić:
„sam O jciec” , a m ianow icie, że w B ogu tylko O jciec jest
Ojcem.
VIII, 9 - IX, 10 229

T rz e b a rozw ażyć, co znaczy zdanie, w k tó ry m się stw ier­


dza, że sam Bóg praw dziw y to nie jest tylko Ojciec, ale
Ojciec, Syn i D u c h Święty. G d y b y bow iem zap y tał k to ś,
czy sam O jciec jest Bogiem ? Jak żeż by m o ż n a o d p o w ie­
dzieć, że nie jest? C h y b a że pow iedzielibyśm y: ,,T ak , Ojciec
jest B ogiem , lecz nie jest B ogiem sam , poniew aż Bogiem
sam ym jest Ojciec, Syn i D u c h Św ięty” .
A le co p ocząć w takim razie ze św iadectw em słów P ana?
D o O jca bow iem się zw racał i O jca w ym ieniał m ó w iąc te
słow a: ,,A to jest życie wieczne: P oznać Ciebie, jed y n eg o
B oga p raw dziw ego” (J 17, 3). A rian ie zwykli rozum ieć to
w ta k i sposób, ja k gdyby Syn nie był praw dziw ym B o­
g ie m 8. M niejsza o nich. P rzekonajm y się, czy rzeczywiście
nie m u sim y rozum ieć tych słów: „P o zn ać ciebie, jed y n eg o
B oga praw dziw ego” , w tak i sposób, ja k gdyby P an chciał
w skazać, że tylko Ojciec jest B ogiem praw dziw ym i żebyś­
m y nie uw ażali za B oga tych T ro je razem : O jca, Syna
i D u c h a Ś w iętego?9 — Czyż nie w oparciu o św iadectw o
słów P a ń sk ich nazyw am y O jca „jedynym Bogiem p ra w ­
dziw ym ” , Syna „jedynym B ogiem praw dziw ym ” , D u c h a
Św iętego „jedynym Bogiem praw dziw ym ” , a tak że razem
O jca, Syna i D u c h a Świętego, to jest razem całą T rójcę

8 Wielu Ojców i pisarzy starożytnych w Kościele zwalczało tzw. żydowskie


pojęcie jedności Bożej. Np. TERTULIAN, Adv. Praxeam, 31 (P. L. 2, 230):
„Wierzyć w Jedynego Boga i nie łączyć z Nim Syna oraz Ducha Świętego, to
trzymać się wiary żydowskiej. Jakaż bowiem jest różnica między Żydami a nami,
jeśli właśnie nie ta‘? Jakie znaczenie ma dla nas dzieło Ewangelii? Co jest istotą
Nowego Testamentu, jeśli zatrzymując się na Janie [Chrzcicielu], którego postać
zamyka Zakon i Proroków, nie uwierzycie, że objawienie owych trzech: Ojca, Syna
i Ducha Świętego, jest objawieniem jedynego Boga”. Np. również św. GRZEGORZ
Z NAZJANZU, który piętnuje „ich małostkowość” {Mowa 20, 6, P. G. 35, 1072);
oraz św. CYRYL ALEKS., In Joarmem XI. 7 (P. G. 74, 500).
0 Jeszcze jeden dowód, że Objawienie nie podaje jakiejś „teorii” czy hipotezy
0 Bogu. Zakorzenione jest ono w żywej historii i posługuje się pojęciami, które są
stosowane w danej epoce. ChrysLus mówił do ludzi konkretnych — do Żydów
1 wieku. Chciał przede wszystkim wpoić im tę myśl, że Bóg, jakiego poznali
z objawienia Mojżeszowego, jest Ojcem. Znamienne jest to, że w Starym Testamen­
cie dopiero w późnej III części Izajasza spotykamy się po raz pierwszy z modlitwą
skierowaną do „Ojca” (Iz 63, 16; 64, 8). Przedtem używano tego tytułu tylko
w przenośni. Apostołowie przyjęli sposób mówienia Pana Jezusa, i Kościół pierwot­
ny zachował zwyczaj nazywania „Bogiem” pierwszej Osoby Trójcy Świętej, chociaż
nie brak tekstów i w Nowym Testamencie nadających Chrystusowi ten tytuł ( J 1, 1;
Rz 9, 5 etc..).
230 Księga VI

n azy w am y nie trz e m a praw dziw ym i B ogam i, ale „jed n y m


B ogiem p ra w d ziw y m ” ? A poniew aż P a n d o d aje: „X teg o ,
k tó re g o posłałeś, Jezu sa C h ry s tu sa ” , czy nie n ależy d o ­
m yślnie ro zu m ieć tu taj: „jedynego B oga p ra w d ziw e g o ” ,
i ta k uszeregow ać słow a: „C iebie i teg o , k tó re g o p o ­
słałeś, Je z u sa C h ry stu sa , p o z n ać jed y n eg o B o g a p ra w d z i­
w ego” ?
C zem u je d n a k przem ilcza D u c h a Św iętego? C zy nie
d latego, iż w szędzie, gdzie w ym ienia się jed n eg o złączonego
z d ru g im ta k w ielkim po k o jem , że razem o b o je sta n o w ią
je d n o , to ju ż nie m a p o trzeb y w ym ieniać tego p o k o ju , bo
on się sam p rz e z się rozum ie, n a w et jeśli się o N im nie
m ów i.
Przecież i w tym m iejscu A p o sto ł zdaje się p o m ijać D u c h a
Świętego, chociaż n a pew no o N im m yślał: ,, W szystko jest
wasze, wy zaś C hrystusa, a C hrystus B oga” (1 K o r 3, 23).
A także: „ G ło w ą d la niew iasty je st m ężczyzna; g ło w ą
d la m ężczyzny C hry stu s; głow ą d la C h ry stu sa je s t B ó g ”
(1 K o r 11, 3 *).

„ Głową dla C hrystusa je s t B ó g ”


Lecz z drugiej znów stro n y , jeżeli B ogiem je st ty lk o ty ch
T ro je razem , to jak żeż być m o że, że „g ło w ą d la C h ry stu sa
je st B óg” , to znaczy T ró jca , p o d c za s gdy C h ry stu s je st
w T rójcy? T o , co jest O jcem , b ę d ą c razem z Synem , m a być
głow ą d la Syna, kiedy je st sam ? T o B óg je st O jcem , b ę d ąc
razem z Synem , a sam Syn o so b n o je st C h ry stu se m ,
zw łaszcza w tedy, gdy p rz e m aw ia Słow o, k tó re ciałem się
stało. Z racji tego p o k o rn e g o u n iż en ia się O jciec jest
w iększy od N iego, ja k sam P a n to p ow ied ział: „O jciec
w iększy je st niźli j a ” (J 14, 28). T o znaczy, że sam o b ę d ą c
B ogiem , Słow o je st w espół z O jcem , a zarazem je s t g ło w ą
d la czło w iek a-P o śred n ik a, k tó ry m je st O n o sam o (1 T m
2, 5). Jeśli słusznie nazy w am y duszę tym , 931 co je st
najw ażniejsze w człow ieku, ja k b y głow ą ludzkiej s u b s ta n ­
cji, jeżeli m o ż n a m ów ić, że człow iek dzięki swej d u szy
jest człow iekiem , to czem u nie m ia ło b y być o w iele le­
piej i bardziej stosow ne, by Słow o — b ę d ą c B ogiem w raz
IX , 10 - X , 11 231

z O jcem —ja k o B óg w raz z N im było głow ą d la C h ry stu sa ,


m im o że C h ry stu sa ja k o człow ieka m o ż n a łączyć ty lk o ze
Słow em , k tó re ciałem się stało. A le d o kw estii tej w rócim y
jeszcze w dalszym ciągu, żeby ją głębiej ro z w a ż y ć 10. D o ­
tychczas w ykazaliśm y ró w n o ść T ró jcy o raz je d n o ść i to ż ­
sam o ść isto ty , czyniąc to najzw ięźlej ja k się d ało . N iezależ­
nie od s to p n ia w yjaśnienia p ro b le m u , k tó reg o d o k ła d n e
ro z p a trz e n ie o d k ła d a m y n a pó źn iej, nic nie stoi n a p rz e ­
szkodzie, by w yznaw ać najw yższą ró w n o ść O jca, Syna
i D u c h a Św iętego.

W yjaśnienie term inologii H ilarego


X . 11. K to ś, k to chciał zwięźle w skazać w łaściw ości każdej
z O só b T ró jcy , ta k pow iedział: „W ieczność w O jcu, p ięk n o
w O b razie, ra d o ś ć w D a rz e ” . A był to m ą ż niem ałej pow agi
w tłu m a c ze n iu P ism a i w ykładzie w iary. Są to słow a
H ila re g o zap isan e w jego k s ię g a c h 11.

,, W ieczn o ść” — O jciec


U siło w ałem w edle sił m o ic h dociec ukrytego znaczenia
ty ch słów: O jciec — O b ra z — D a r, w ieczność — p ięk n o
—ra d o ść. Z d a je m i się, żem nie o d d a lił się od m yśli a u to ra
n a te m a t słow a „w ieczność” , ro zu m iejąc je w ta k i sposób:
O jciec nie m a ojca, z k tó re g o by pochodził, Syn n a to m ia st
od O jca m a to , że je st i że je st z N im w spółw ieczny. Jeżeli
o b ra z d o s k o n a le o d d a je p o d o b ie ń stw o w zoru, to o b ra z się
z nim ró w n a , a nie w zór ze sw oim obrazem .

10 W pierwszej części następnej Księgi.


Ł1 De Trinitate , II. 1, P. L. 10, 51-52. Dokładny tekst brzmi następująco: „Jeden
jest Bóg Ojciec, od którego wszystko [pochodzi]; jeden Syn — Pan nasz Jezus,
Chrystus, przez którego wszystko [istnieje]; jeden Duch [Święty], [który jest] darem
we wszystkim (por. 1 Kor 8, 6; Ef 4, 6). Wszystko więc się układa według
właściwości i działania [każdej Osoby]: jedna Moc, z której wszystko, jeden Syn,
przez którego wszystko, jeden Dar, w którym doskonała nadzieja. Nic nie brakuje
w tak wielkiej doskonałości, tj. w Ojcu, Synu i Duchu Świętym: nieskończoność
w Wiecznym (Augustyn mówi: wieczność w Ojcu), piękno w Obrazie, radość
w Darze” . Zaznaczyć trzeba, że Hilarego usus odpowiada greckiemu chrestotes,
dlatego tłumaczymy go przez „radość” .
232 Księga VI

,, P ię k n o ” —S yn

W O brazie tym w skazuje odbicie k ształtu ze w zględu —ja k


sądzę —n a jego piękno. Jest w nim d o sk o n a ła odpow ied-
niość, najw iększa rów ność i najw yższe p o d o b ień stw o , w n i­
czym się nie odchylając, bez najm niejszej nierów ności, bez
jakiegoś n iepodobieństw a w czym bądź, ale we w szystkim
jest zu p ełn a tożsam ość z T ym , czyim je st obrazem .
T u je st pierw sze i najw yższe życie, w k tó ry m istnieć i żyć
jest tym sam ym . Jest pierw sza i najw yższa inteligencja,
w której żyć i rozum ieć nie je st czymś różnym , ale m yśleć
to je st żyć i to je st być, a w szystko to stan o w i je d n o . T o
ja k b y Słow o d oskonałe, k tó re w niczym nie zaw odzi, i ja k iś
artyzm w szechm ocnego i m ądrego B oga zaw ierający w so ­
bie w szystkie niezm ienne zasady isto t żyjących, k tó re
w tym obrazie stan o w ią je d n o , ta k ja k on je st Jed n o śc ią
z Jedności i stanow i z nią jedność. W nim B óg z n a
w szystko, co przez niego uczynił. D la teg o — gdy m ijają
i kolejno po sobie n a stę p u ją czasy - w w iedzy Bożej nic nie
p rzem ija i nic nie następuje. Stw orzenie nie 932 d lateg o jest
B ogu znane, że zostało uczynione. Jeśli stw orzenia są
uczynione i to uczynione ja k o zm ienne, to dlateg o , że B óg
je zn a w sposób niezm ienny.

,,R a d o ść” — Duch Św ięty


T a niew ypow iedziana więź, ten uścisk w zajem ny O jca
i O b razu nie m oże być bez m iłości, k o szto w a n ia i wesela.
T o m iłow anie, ta rozkosz szczęśliwości - jeśli słow o ludzkie
zdoła je w yrazić - zostały przez naszego a u to ra zwięźle
nazw ane rad o ścią, a jest n ią w T ró jcy D u c h Święty. O n, nie
zrodzony, jest najsłodszą ro zk o szą R odziciela i Z ro d z o n e ­
go. H o jn o ścią sw oją i obfitym bogactw em o b sy p u je w szel­
kie stw orzenia w edług tego, ja k one są p o jem n e i zdolne
przyjąć, ta k by zachow ały ład we w szechśw iecie i spoczy­
w ały n a w yznaczonym sobie m iejscu.
X, 11-12 233

W znieść um ysł ku Trójcy p rze z kontem plację Jej dzieł


12. W szystkie dzieła B oskiego A rty sty o k azu ją w sobie
i p ew n ą jed n o ść, i piękno, i ład.
C o b ąd ź z nich w eźm iem y, to stanow i zw artą jedność,
ja k np. organizm y ciał i w ładze dusz. A zarazem jest to
u k szta łto w a n e w edług pew nego k an o n u p ięk n a, ja k np.
k ształty i cechy w ciałach albo n a u k i i techniki w um ysłach.
I albo dąży do pew nego ła d u albo go zachow uje, co
w idzim y w ciężarach i ru c h a ch ciał, w m iłości i rad o ściach
d uchow ych. G d y więc Stw órca objaw ia się nam p o p rzez
dzieła zrozum iałe dla um ysłu (R z 1, 20), trzeba, byśm y
um ysłem w znieśli się ku T rójcy, której ślady do strzeg am y
w stw o rzeniu 12.
T ak , w T rójcy jest ostateczne źródło w szystkich rzeczy.
W niej n ajd o sk o n alsze piękno i najszczęśliw sza radość. To
T ro je z d ają się siebie w zajem nie określać 13 i zarazem sami
w sobie są nieskończeni. Lecz tu taj, w śród m aterialn y ch
rzeczyw istości ziem skich, rzecz je d n a nie znaczy tyle co trzy
razem , a dw ie rzeczy stan o w ią więcej niż je d n a. T y m ­
czasem w tej najwyższej T ró jcy je d n o znaczy tyle, co T roje
razem , a dw oje to nie jest nic więcej niż jedn o . W sobie zaś
są nieskończone. K a ż d a z nich je st w każdej, i w szystkie
w k ażd ej, i k ażd a we w szystkich razem i w szystkie we
w szystkich, a w szystkie razem stan o w ią jedn o .
K to w idzi to chociażby ty lko częściow o, choćby w zw ier­
ciadle i w zagadce (1 K o r 13, 12), niech się weseli, p o z n a ­
ją c B oga, niech M u cześć ja k o B ogu oddaje i niech M u
dziękuje. K to zaś nie w idzi, niech przez po b o żn o ść zdąża
k u w id zeniu... B óg jest jed en , ale je st T rójcą. N ie m ieszaj­
m y więc bezładnie tego, co pow iedziano: „ Z N iego, przez
N iego i w N im jest w szystko” , i nie jakim ś wielu bogom ,
ale „ Je m u chw ała na wńeki. A m e n ” (R z 11, 36).

12 Nowa zapowiedź daLszych wywodów, jak wyżej HI. IV, 10, str. 126-127.
13
To są te samoistne odnośnie, które wzajemnie powołują się do bytu.
K S IĘ G A S IÓ D M A

JEDNOŚĆ ATRYBUTÓW ABSOLUTNYCH


I TERMINOLOGIA TRYNITARNA

I. A T R Y B U T Y A B S O L U T N E W S P Ó L N E T R Z E M O SO B O M

1. T o żsam o ść O sób i a try b u tó w isto tn y c h

T em a t księgi V I I 1
I. 1. Z ajm iem y się obecnie, jeśli B óg d a, d o k ła d n y m ro z p a ­
trzeniem kw estii, k tó rą przedtem p o zo staw iliśm y w z a ­
w ieszen iu 2, a m ianow icie: Czy o każdej z O só b B oskiej
T ró jcy - sam ej i niezależnie od dw óch p o z o sta ły c h —m o ż ­
n a pow iedzieć, że jest B ogiem w ielkim , m ą d ry m , p ra w ­
dziw ym , w szechm ocnym , spraw iedliw ym i czy m o ż n a do
niej o dnosić inne p rzym ioty, nie relatyw ne, ale a b so lu tn e,
orzekające o B ogu sam ym w sobie? Czy też p rzy m io ty te
w ym ienia się w yłącznie z m yślą o T rójcy?

C hrystus —m oc B oża i m ądrość B oża (1 K or 1, 2 4 )


933 T a k a oto tru d n o ść n a su n ę ła się z p o w o d u tek stu :
„C h ry stu s —m o cą B ożą i m ą d ro śc ią B o żą” : Czy Bóg jest
O jcem m ą d ro ści i m o cy w tak i sp o só b , że sam je st m ą d ry
tą m ą d ro ścią , k tó rą zrodził, i m o c n y z ro d z o n ą przez siebie
m ocą? A pon iew aż zaw sze je st m ą d ry i m o c n y , czy zaw sze
rodził m ą d ro ść i m oc? Z apytyw aliśm y n a stę p n ie —w p rz y ­
puszczeniu, że ta k je st —dlaczego nie m ia łb y być ró w n ież

1 Zob. streszczenie księgi w Posłowi u, n. 28.


2 Na początku ks. VI. (I, l-II, 3), str. 217-218.
I, l 235

O jcem w ielkości, k tó ra czyni G o w ielkim , d o b ro c i, k tó rą


jest d o b ry , spraw iedliw ości i in n y ch przym iotów ? A m oże
w szystkie te przym ioty o k reślan e różnym i nazw am i za­
w ierają się w tej m ąd ro ści i m ocy, ta k że w ielkość jest tym
sam ym , co m oc, d o b ro ć tym sam ym , co m ą d ro ść i o d w ro t­
nie: m ą d ro ś ć byłaby m o cą, ja k ju ż n ad tym z astan aw ialiś­
m y się p rz e d te m 3? P a m iętajm y , że kiedy w ym ieniam y
je d en z tych p rzy m io tó w , to ta k jak b y śm y w ym ieniali
ró w n ież i w szystkie pozostałe.

P rzy m io ty istotow e i osobowe


Z atem staw iam y sobie p y tan ie, czy Ojciec, n aw et o d d ziel­
nie, sam je st m ą d ry sw oją w ła sn ą m ąd ro ścią, czy też m ąd ry
jest ja k o „ w y p o w iad a ją cy ” Słowo: a więc Słow u, k tó re
zrodził, zaw dzięcza to , że „się w y raża” . N ie chodzi tu o to
słow o, k tó re się w ym aw ia, a o n o brzm i i p rzem ija. Ale
0 Słow o, k tó re „by ło u B oga i Bogiem było Słow o... i...
w szystko się przez nie s ta ło ” (J 1, 1. 3). Słow o, k tó re je st
ró w n e O jcu, przez k tó re O jciec zaw sze i niezm iennie w y ra ­
ża siebie] Bo O jciec nie jest Słow em , ta k sam o ja k nie jest
ani Synem , ani O brazem . O n je st „M ó w iący m ” . T a k , nie
ch o d zi tu o przem ijające, doczesne słow a B oga w yrażające
się w stw orzeniu. T ak ie słow a d a ją się słyszeć i przem ijają.
A le „ M ó w ią c y ” w spółw ieczne Słow o o sob n o w zięty pod
uw agę: O n je st w espół z sam ym Słowem, bez k tó reg o
przecież nie byłby „M ó w ią c y m ” .
Czy ta k że i z tym , że je st „ m ą d ry ” , rzecz m a się p o d o b ­
nie ja k z „ M ó w ią c y m ” , a z m ą d ro śc ią ja k ze Słow em ? Czy
być Słow em i być „ m ą d ro śc ią ” to jest to sam o? Czy to jest
to sam o, co być „ m o c ą ” ? T a k że „ m o c ” , „ m ą d ro ść ”
1 „ S ło w o ” oznaczają tę sam ą rzeczyw istość i w y rażają
sto su n ek , ta k ja k „ S y n ” alb o „ O b ra z ” . Z atem O jciec nie
je st m o c n y sam , czy sam ty lk o m ą d ry , ale je st nim w espół
z sa m ą m o c ą i sam ą m ą d ro ścią , k tó rą zrodził; ta k ja k
i „ M ó w ią c y m ” nie je st sam , ale przez to Słow o i w espół
z ty m Słow em , k tó re zrodził. C zyż nie jest O n w p o d o b n y

Por. ks. UL II, 7; VIII, 15, str. 122, 131-132.


236 K się g a V II

sposób w ielki przez tę w ielkość i razem z tą w ielkością,


k tó rą zrodził? A jeśli nie je st przez coś innego w ielkim ,
a przez co innego Bogiem , ale będąc B ogiem jest w ielki (bo
dla N iego być w ielkim i być B ogiem nie je st ró ż n ą rzeczą);
to i Bogiem nie jest sam , ale je st N im przez i w espół ze
z ro d zo n ą przez siebie B oskością. W ięc Syn je st B o sk o ścią
O jca ta k sam o ja k jest Jeg o m ą d ro śc ią i m o c ą , ja k je st
O jcow skim Słow em i O brazem . A pon iew aż nie m a d la
N iego różnicy pom iędzy być i być B ogiem , przeto Syn je st
is to tą O jca, ta k ja k jest Jego Słow em i O b razem . Z tej
w łaśnie racji —nie kw estionując tu taj tego, że O jciec istnieje
- nie m a ojca bez syna. G dyby więc nie Syn, nie ty lk o nie
m o ż n a by B oga nazw ać Ojcem , co oczywiście je s t o zn acze­
niem relatyw nym ze w zględu n a Syna —b o O jcem je st ty lk o
d latego, że m a Syna —ale w ogóle nie byłby tym , czym je st
w istocie swojej. Czy w obec tego m o ż n a tw ierdzić, że
istnieje z tej racji, że zrodził w łasną istotę? P o d o b n ie ja k
jest w ielki nie inaczej, ja k przez w ielkość z ro d z o n ą przez
siebie, ta k sam o istnieje O n nie inaczej, ja k przez tę istotę,
k tó rą zrodził, bo nie m a dla N iego różnicy po m ięd zy być
i być w ielkim . Czyż nie jest w ta k im razie O jcem swej
w łasnej istoty, ta k ja k jest Ojcem swojej w ielkości, m ocy
i m ądrości? Przecież Jego w ielkość jest tym sam ym , co
i m o c, a isto ta to jest to sam o, co w ielkość.

D yskusja ta zrodziła się w sku tek w ypow iedzi P ism a św.


2. O m aw ian a tru d n o ść p o w stała stąd , że n a p isa n o , iż
C hrystus je st „ m o cą i m ą d ro ścią B o żą” . T o 934 zam k n ęło
naszą dyskusję w ciasnej alternatyw ie, bo k ied y chcem y
w yrazić to, co jest niew yrażalne: albo — tw ierd ząc, że
C hrystus nie jest m o c ą i m ą d ro ścią B oga —zuchw ale i bez
czci przeciw staw iam y się A p o stołow i; albo też w yznajem y
w praw dzie, że C hrystus je st m o c ą i m ą d ro ś c ią B ożą, nie
przyjm ując je d n a k , że Jego O jciec je st O jcem w łasnej
m ąd ro ści i m ocy, co byłoby nie m niej niezbożne. W y n ik a ­
łoby bow iem z tego albo że nie je st O jcem C h ry stu sa , bo
C hrystus jest m o c ą i m ą d ro śc ią B ożą, albo że O jciec nie
je st p o tężn y sw oją w łasną m o c ą i m ą d ry w ła sn ą m ą d ro śc ią ,
I, 1 -2 237

—a k tó ż by się ośm ielił ta k utrzym yw ać? A lb o też n a leż a ło ­


by sądzić, że być i być m ą d ry m , to są w O jcu dw ie ró żn e
rzeczy, ta k że nie przez to sam o byłby m ą d ry , że istnieje.
(W ten sp o só b zw ykliśm y m yśleć np. o duszy, k tó ra byw a
albo m ą d ra , albo głupia, co w ynika ze zm ienności jej
n a tu ry niecałkow icie i n ied o sk o n ale prostej). A lb o m u sieli­
byśm y przyznać, że O jciec nie je st bytem a b so lu tn y m , ta k
że nie ty lko Jego O jcostw o, ale w ręcz istność Jeg o jest tylko
o d n o szeniem się w sto su n k u do Syna. Jakżeż w ta k im razie
Syn m ó g łb y być tej sam ej istoty, co Ojciec, jeśli O jciec nie
je st niczym a b so lu tn y m , ani ja k o isto ta , ani w ogóle, gdyż
n aw et Jego istnienie jest relatyw ne w zględem Syna? A p rze­
cież, jeśli Syn je st jednej i tej sam ej istoty co Ojciec, to
raczej d lateg o , że Ojciec i Syn są je d n ą i tą sam ą isto tą,
poniew aż b y t O jca nie je s t ab so lu tn y , ale je st relatyw ny
w zględem S yna, tej isto ty , k tó rą zrodził i dzięki której jest
tym , czym jest?
Z a te m ani je d e n , ani drugi nie byłby abso lu tn y , ale obaj
byliby ty lk o w zajem nym odnoszeniem się? A w ta k im razie
Ojciec nie ty lk o ja k o Ojciec, ale we w szystkim , co się
o N im o rz e k a byłby jedynie w relacji d o Syna? A czy
o Synu o rzek a się absolutnie? Jak ie są w ta k im razie
a try b u ty ab solutne? Isto ta ? A le przecież isto tą O jca jest
Syn, ta k sam o ja k jest Jego m ą d ro ścią i m ocą, ja k je st Jego
Słow em i O brazem . A jeśli Syna nazyw am y is to tą w sensie
ab so lu tn y m , to Ojciec nie je st isto tą , lecz tylko rodzicielem
istoty; nie je st sam w sobie w sposób abso lu tn y , lecz jest
z racji tej zrodzonej przez siebie isto ty , ta k ja k je st w ielki tą
sam ą w ielkością, k tó rą zrodził. W takim razie S yna w sen­
sie a b so lu tn y m nazyw am y w ielkością, m o c ą, m ąd ro ścią,
Słow em i O brazem ? Lecz cóż bardziej niedorzecznego, ja k
m ó w ić o ab so lu tn y m O brazie? W ięc jeśli „ O b ra z ” i „ S ło ­
w o ” nie są tym sam ym , co „ m o c ” i „ m ą d ro ść ” — bo
pierw sze są oznaczeniam i relatyw nym i, a drugie a b so lu t­
nym i, bez o d n o szen ia się do czegoś drugiego — w takim
razie O jciec je st m ą d ry , nie przez zro d zo n ą przez siebie
m ą d ro ść , gdyż nie m oże O n być k orelatem w zględem tej
m ą d ro ści, gdy o n a nie je st k o relatem w zględem N iego.
W szystkie bow iem k o relaty są w zajem nie ko relatyw ne.
238 Księga VII

P o zo staje w ięc tylko je d n o , a m ianow icie, że Syn ja k o


isto ta jest tak że relatyw nym oznaczeniem w s to su n k u d o
Ojca. W ten sp osób d o chodzim y do zupełnie n ieo czek iw a­
nego znaczenia: że is to ta nie je st isto tą; albo że m ó w iąc
o istocie, w skazuje się nie n a istotę, a na relację. Jest to ta k
sam o, ja k kiedy m ów iąc: „ p a n ” , w ym ieniam y nie isto tę, ale
sto su n ek do sług. N a to m ia st m ó w iąc „czło w iek ” lub coś
innego o znaczeniu ab so lu tn y m , a nie o d n o śn y m , w sk azu ­
jem y n a istotę. K iedy więc człow ieka nazyw am y „ p a n e m ” ,
to „człow iek” oznacza istotę, a „ p a n ” relację, gdyż „ cz ło ­
w iek” o dnosi się do sam ego siebie, a „ p a n ” - d o sługi.

Isto ta nie m oże być rela tyw n a 4.


Jeżeli istotę ja k o ta k ą tra k tu je się ja k o relację, w ów czas
traci o n a c h a ra k te r istoty. 935 T rz e b a więc d o d a ć, że
w szelka isto ta o zn aczan a relatyw nie je st je d n a k czymś
jeszcze p o z a odnoszeniem się. N a p rzy k ład w w yraże­
niach: „czło w iek -p an ” , „człow iek-sługa” , „ k o ń p o c ią g o ­
w y” , „p ieniądz-zapłata” , m ów i się: człow iek, k o ń i pieniądz
w znaczeniu ab so lu tn y m , w skazującym , czym one są sam e
w sobie, ja k o istoty, czyli substancje; p o d czas gdy p an ,
sługa, zw ierzę pociągow e i z a p ła ta ozn aczają o d n o szen ie
się do czegoś, a więc m a ją znaczenie relatyw ne. Lecz gdyby
nie było człow ieka, to je st jak iejś istoty , w ów czas nie
byłoby tego, k to by się relatyw nie nazyw ał p an em . I gdyby
k o ń nie był pew ną su b stan cją, to nie m og lib y śm y relaty w ­
nie n azyw ać go jucznym zwierzęciem . T a k sam o gdyby
m o n e ta nie była pew ną su b stan cją, to nie m o ż n a by o niej
pow iedzieć, że jest zap łatą. D la te g o gdyby i Ojciec tak że
nie był kim ś sam ym w sobie, to w ogóle nie było b y o kim
orzekać w sensie relatyw nym .
Jest to je d n a k całkiem inne niż np. w o d n o szen iu się
barw y do czegoś barw nego. N ie istnieje bow iem k o lo r sam
w sobie, ale są ty lk o rzeczy z ab a rw io n e ty m czy innym
kolorem . Z atem k o lo r jest zaw sze k o lo rem czegoś k o lo ro ­

4 Tutaj Augustyn zastanawia się właściwie nad tym, co w obecnym języku


filozoficznym nazywamy przypadłościami {accidentia).
I, 2 239

w ego. A co d o p rz e d m io tu kolo ro w eg o , to z racji swej


barw y o d n o si się on do k o lo ru , lecz ja k o ciało je st czym ś
sam ym w sobie.
A b so lu tn ie nie m o ż n a p rz ed staw iać sobie O jca w tak i
spo só b , ja k o nie będącego kim ś sam ym w sobie i nie
m ająceg o w sobie nic, żad n y ch a try b u tó w p o za tym i, k tó re
są w relacji d o Syna; podczas gdy Syn m iałb y być i rzeczy­
w istością sa m ą w sobie, i p o z o sta w a ć w relacji d o Ojca; np.
kiedy m ó w im y o Synu „w ielk a w ielkość” albo „ p o tę ż n a
m o c ” , — oczyw iście w sensie ab so lu tn y m — a zarazem
nazyw am y G o „w ielkością i m o c ą O jca, gdyż przez nie O n
sam je st w ielki i p o tę żn y ” .
N ie, to nie ta k je st, bo i Ojciec, i Syn są su b stan cją,
i O b y d w aj są je d n ą su b stan cją.

T ym sa m y m je s t dla O jca „ b yć” i „być m ądrym ”


P o d o b n ie ja k nie m a sensu utrzym yw ać, że b iało ść nie jest
b iała, ta k sam o niedorzecznie byłoby m ów ić, że m ą d ro ść
nie je st m ą d ra .
T a k ja k b iałość zasługuje n a tę nazw ę z racji swej n a tu ry ,
ta k sam o i m ą d ro ść. Lecz białość ciał nie jest isto tą . Is to tą
bow iem je st sam o ciało, a białość je st tylko ja k o ścią. Z atem
ciało zaw dzięcza białości to, że jest białe, p oniew aż d la
niego być i być białym , to nie jest to sam o, p o d o b n ie ja k
b a rw a i k s z ta łt rów nież są d la niego czymś ró żn y m . A ni
b arw a, ani k sz ta łt nie są sam e w sobie, lecz w pew nej m asie
ciała, k tó ra nie je st ani kształtem , ani kolorem , ale jest
u k szta łto w a n a i zabarw iona. N ato m iast m ąd ro ść jest m ą d ra
w łasn ą m ąd ro ścią. D usza zaś jest m ą d ra przez uczestnictw o
w m ąd ro ści. P rzeto naw et gdyby d u sza utraciła m ąd ro ść, to
je d n a k m ą d ro ść nadal pozo stan ie sobą i nie przeobrazi się
w raz z d u szą w głupotę, choć d u sza się zm ieni. Inaczej
rzecz p rz e d sta w ia się z tym , k tó reg o o n a czyni m ą d ry m ,
a inaczej z tym , co je st białe dzięki białości obecnej w ciele.
S k o ro bow iem ciało zm ieni barw ę, to białość w nim ju ż nie
p o zo staje, ale w ogóle znika.
G d y b y Ojciec, k tó ry zro d ził m ąd ro ść, przez n ią staw ał
się m ą d ry , gdyby d la N iego być i być m ąd ry m nie było tym
240 K sięga V II

sam ym , to w ów czas Syn byłby dla N iego ja k o śc ią , a nie


Synem , i ju ż by tu nie było najw yższej p ro sto ty . Lecz ta k
nie jest, bo n a p ra w d ę jest tam is to ta najzupełniej p ro sta ,
a więc być znaczy tu tyle, co być m ąd ry m . Lecz to, że być
i być m ą d ry m nie jest tu taj czym ś różnym , to nie jest ta k
dlatego, że Ojciec jest m ą d ry tą m ą d ro ścią , k tó rą zrodził,
bo w tak im razie nie O n by ją zrodził, ale o n a Jego.
A cóż innego w yrażam y m ów iąc: „ D la N iego być i być
m ąd ry m to jest to sa m o ’*, jeśli nie to , że przez to sam o jest
i jest m ądry? A że ta sam a jest w N im p rzy czy n a 936
m ąd ro ści i bytu, to w ynikałoby stąd , że ta m ą d ro ść , k tó rą
O n zrodził, byłaby przyczyną ta k tego, że je st m ą d ry , ja k
i tego, że istnieje. A to jest m ożliw e jedynie przez zro d zen ie
albo p rzez stw orzenie. N ik t je d n a k nie n azw ał nig d y m ą d ­
rości ro dzicielką O jca i n ik t nie pow ie, że o n a G o stw o rzy ­
ła. Bo i cóż byłoby rów nie bez sensu?
Z atem O jciec sam jest m ąd ro ścią. A Syna w ta k im z n a ­
czeniu nazyw am y m ąd ro ścią O jca, w jak im m ów im y o N im ,
że jest św iatłością O jca, to znaczy to sam o co to , że
św iatłość je st z św iatłości, a ta k je d n a , ja k d ru g a są jed n y m
św iatłem . T a k sam o rozum iem y: m ą d ro ś ć z m ą d ro śc i, ch o ć
obie są je d n ą m ąd ro ścią, a w ięc są i je d n ą isto tą , bo być
i być m ąd ry m je st tu ta j tym sam ym . T ym sam ym , czym je st
d la m ąd ro ści być m ą d rą , d la m ocy m ó c, d la w ieczności być
wieczną, d la spraw iedliw ości być spraw iedliw ą, d la w ie lk o ­
ści —w ielką, tym d la isto ty je st istnieć.
A poniew aż w p ro sto cie tej nie je st czym ś innym być
m ą d ry m niż być, p rzeto m ą d ro ść je st ty m sam ym , co
istota.

Tożsam ość Ojca i S yn a w przym iotach istotow ych, ale nie


osobowych
II. 3. W ięc Oj ciec i Syn są razem je d n ą is to tą , je d n ą
w ielkością, je d n ą p ra w d ą i je d n ą m ą d ro śc ią . Lecz O jciec
i Syn nie są razem jed n y m Słow em , p o n ie w aż nie są
obydw aj razem jed n y m Synem . T a k ja k m ó w im y Syn
w odniesieniu do O jca, a nie absolutnie; ta k sam o i Słow o,
kiedy się o N im m ów i, odnosi się do T eg o , czyim je st
I, 2 - II, 3 241

Słow em . Synem zaś je s t przez to, że je st Słow em , a Słow em


przez to, że je st S y n e m 5. Jeśli w ięc Ojciec i Syn nie są
ob y d w aj razem jed n y m Synem , to ta k sam o nie są obydw aj
razem w spólnym Słowem O bu.
O to dlaczego Słow o nie je st Słow em ju ż przez to sam o,
że jest m ą d ro śc ią . Bo Słow o nie je st oznaczeniem a b so lu t­
nym , ale jed y n ie odnośnym d o T ego, czyim jest Słow em ,
p o d o b n ie ja k m ów im y „ S y n ” w odniesieniu d o O jca.
N a to m ia st m ą d ro śc ią jest przez to , że je st isto tą . Jeśli w ięc
je d n a isto ta , to i je d n a m ąd ro ść.
Słow o b ęd ąc m ą d ro ścią , nie je st m ą d ro śc ią przez to
sam o , przez co je s t Słow em . Słow o bow iem je st pojęciem
o d n o śn y m , p o d czas gdy o m ą d ro śc i orzekam y ab so lu tn ie.
T o sam o w ięc znaczy, gdy m ó w im y Słow o, ja k gdybyśm y
m ów ili „ z ro d z o n a m ą d ro ś ć ” , gdyż je st i Synem , i o b razem .
K ied y w ym aw ia się te d w a w yrazy: „ zro d z o n a m ą d ro ś ć ” ,
to je d en z nich: „ z ro d z o n a ” , przyw odzi n am n a m yśl
i Słow o, i Syna, i o b ra z , z k tó ry c h ż ad n e nie w skazuje n a
isto tę, gdyż w y p o w iad a się je w sensie relatyw nym . N a to ­
m ia st d ru g i w yraz: „ m ą d ro ść ” , b ęd ąc oznaczeniem a b ­
so lu tn y m — p o n iew aż je st m ą d ra sam a przez się — okazuje
isto tę, a istnienie jej je st ty m sam ym , co być m ą d ry m . Stąd
O jciec i Syn razem są je d n ą m ą d ro śc ią , poniew aż są je d n ą
isto tą , a k ażd y poszczególnie je s t „ m ąd ro śc ią z m ą d ro ś c i” ,
ta k ja k je st „ is to tą z isto ty ” .
Z atem to , że Ojciec nie je st Synem , a Syn O jcem — że
je d en je st n iezro d zo n y m , a d rugi zrodzon y m — nie p o ­
w o d u je ró żn o ści isto ty , pon iew aż oznaczenia te w sk azu ją
jed y n ie n a ich w zajem ne sto su n k i. T a m więc, gdzie być
i być m ą d ry m je st tym sam ym , ta m obydw aj razem są
je d n ą m ą d ro ś c ią i je d n ą isto tą , lecz nie są obydw aj razem
Słow em alb o Synem , poniew aż tu nie je st tym sam ym być
i być Synem , z racji d ostatecznie przez nas w yjaśnionego
zn ac z en ia relatyw nego. 6

6 To wyrażenie cytuje dosłownie bulla Auctorem /idei PIUSA VI, datowana


z uroczystości św. Augustyna (28 sierpnia 1794 r.), przeciw decyzjom synodu
w Pistoi (Dz. 1597).
242 Księga VII

2. Słow o ja k o „ M ą d ro ś ć B o ż a ”

W P iśm ie św. ,,M ą d ro ść ” oznacza Słow o


937 III. 4. C zem u więc Pism o św. p raw ie n igdy n ie m ó w i
0 m ą d ro śc i inaczej niż ja k o o zro d zo n ej alb o stw o rzo n ej
p rzez B o g a 6? Z ro d z o n a m ą d ro ś ć to ta , p rzez k tó rą w szyst­
k o się stało . S tw o rzo n a zaś, czyli u c zy n io n a m ą d ro ś ć to
ta k a , ja k ą sp o ty k am y albo u ludzi, gdy zw rac a ją się o n i k u
tej M ą d ro śc i, k tó ra nie je st an i stw o rz o n a, an i u c zy n io n a ,
lecz z ro d z o n a , i są przez n ią ośw ieceni. W ted y p o w staje
w nich coś, co się n azy w a ich m ą d ro śc ią . A lb o to n a zy w a ­
m y m ą d ro śc ią stw o rz o n ą, o czym m ów i P ism o św ., że
„Słow o ciałem się stało i m ieszkało m iędzy n a m i” (J 1, 14).
W tak i bow iem spo só b C h ry stu s stał się s tw o rz o n ą M ą d ­
rością, stając się człow iekiem .
A le dlaczego w K sięg ach Św iętych m ó w i się o m ą d ro śc i
niem al w yłącznie ja k o zro d zo n ej a lb o u czy n io n ej p rzez
Boga? Przecież i O jciec też je st m ą d ro ścią ? C zy nie d la te g o
ta k je st, ażeby w sk azać ją n a m ja k o p rz y k ła d d o n a ­
ślad o w an ia, bo n a ta k i jej w z ó r zo staliśm y u k sz ta łto w a n i?
O jciec ją w y p o w ia d a i je st o n a Jeg o Słow em . A le nie
w tak i sp o só b j ą w y p o w iad a, ja k b rzm iące słow o w y ch o d zi
z ust, albo ja k się je m yśli p rzed w ypow ied zen iem . T o
bow iem d o k o n u je się w czasie, ta m to zaś je s t w ieczne,
1 ośw iecając nas m ów i n a m o sobie i o O jcu to , co n ależy
lud zio m pow iedzieć. D la teg o P a n pow iedział: „ N ik t nie
zna Syna, je n o Ojciec, ani O jca n ik t nie zn a, je n o Syn
i k o m u by Syn zechciał ob jaw ić” (M t I I , 27), b o p rzez
Syna, to je st Słow o sw oje, o b ja w ia O jciec. Jeżeli b ow iem to
Słow o, k tó re m y w y p o w ia d am y — czasow e i p rzem ijające
— i sam o siebie o b ja w ia i to , o czym m ó w im y , to o ileż
bardziej Słow o B oże, przez k tó re w szystko się stało ? O b ­
ja w ia O n o O jca ta k im , ja k im O jciec jest. B o i O n o sam o
je st tym , czym je st O jciec, b ę d ą c m ą d ro ś c ią i is to tą . Lecz 6

6 Jeden ze stałych argumentów ariańskiej „dialektyki” . Por. św. ATANAZY


o Prz 8, 22: „przed wiekami zostałam stworzona*’ (Cała I I Mowa przeciw arianom,
P. G. 26, 145 n.).
III, 4 243

ja k o Słow o nie je st tym sam ym , co O jciec, bo Słow o nie


je st O jcem , i o zn acza relację ta k ą ja k Syn, więc z p ew n o ścią
nie je st tym sam ym , co O jciec.

C h rystu s je s t M ądrością B o ż ą ” ja k o ,,M ądrość O jc a ”


D la te g o C h ry stu s je st m o c ą i m ą d ro ś c ią B ożą, że je st O n
m o c ą z m o c y i m ą d ro śc ią z m ą d ro śc i, ja k ą jest Ojciec. T a k
sam o ja k je st św iatłem z św iatłości O jca i jest źródłem życia
w B ogu O jcu, k tó ry całkiem p ew nie je st źró d łem życia.
„A lb o w iem u ciebie je st zd ró j ży w o ta, a w św iatłości tw ojej
będziem y o g ląd ać św iatłość” (P s 35, 10); gdyż „ ja k o ...
O jciec m a żyw ot sam w sobie, ta k d a ł i Synow i, aby m ia ł
ży w o t w sobie sam y m ” (J 5, 26), „B yła św iatłość p ra w ­
dziw a, k tó r a ośw ieca k ażd eg o człow ieka n a ten św iat
p rz y c h o d z ą c e g o ” (J 1 , 9). A św iatłość ta, „S ło w o było
u B o g a ” , ale zarazem „B ogiem było S łow o” (ibid. 1).
B óg zaś „ jest św iatłością i nie m a sz w N im ż ad n y ch
ciem n o ści” (1 J 1, 5). Jest św iatło ścią d u ch o w ą, a nie
cielesną. Jest d u c h o w ą św iatłością nie z ośw iecenia, ja k
u A p o sto łó w , o k tó ry c h p o w iedziano: „W y jesteście św iat­
łością św ia ta ” (M t 5, 14). A le to je st św iatłość, „ k tó ra
ośw ieca k a żd e g o czło w iek a” , M ą d ro ść — B óg m ą d ro ś ć
najw yższa, ź ró d ło naszego ro z u m u . Syn zaś, p o c h o d z ą c o d
O jca, je st m ą d ro ś c ią z m ą d ro śc i, ta k ja k jest „św iatło ścią
z św iatłości, B ogiem z B o g a ” . I ta k ja k O jciec sam je st
św iatło ścią, ta k i Syn sam je st św iatłością, i ja k sam je st
O jcem , ta k ów sam jest Synem ; więc ja k sam O jciec je st
m ą d ro ś c ią , ta k i sam Syn z o s o b n a też je st m ąd ro ścią. I ja k
o b y d w aj razem są je d n ą św iatłością, jed n y m Bogiem , ta k
sam o są i je d n ą m ą d ro ścią . Lecz Syn 938 „ sta ł się
n a m m ą d ro ś c ią od B oga, spraw iedliw ością, uśw ięceniem ”
(1 K o r 1, 30), p o n iew aż w czasie zw racam y się do N iego,
to znaczy, począw szy o d ja k ie g o ś m o m e n tu , żeby trw a ć
z N im n a w ieki. Z resztą i O n sam , Słow o, tak że w pew nym
m o m en cie czasu „ sta ło się ciałem i zam ieszkało m iędzy
n a m i” (J 1, 14).
244 Księga VII

,.M ądrość B o ż a ”, Słow o —nasz w zór


5. Z tej racji, kiedy Pism o w ym ienia m ą d ro ść lu b o p o w ia d a
coś o m ą d ro ści, czy kiedy o n a sam a przem aw ia, alb o jeśli
o niej je st m o w a , - to specjalnie n a su w a się n a m n a m yśl
O so b a Syna.
T rzy m ając się Jego w zoru i o b ra z u i m y ta k ż e nie
o d d alajm y się od B oga, gdyż i m y też jesteśm y o b razem
Bożym . Jesteśm y obrazem B oga, chociaż o b razem n ie ró w ­
nym , bo uczynionym przez S yna n a w zór O jca, a nie
zro d zo nym ja k tam ten . M y św iatło otrzym ujem y, O n zaś
jest św iatłem ośw iecającym . T o te ż sam nie m a ją c przed
so b ą w zoru, jest dla nas w zorem . Isto tn ie , nie n a śla d u je O n
n ik o g o , k to by stał przed N im , ja k o o b ra z O jca, od
k tó reg o O n nigdy się nie oddziela, bo jest tym sam ym , co
T en , z k tó re g o jest. M y n a to m ia st z tru d e m n aślad u jem y
trw ały w zór i zdążam y za N ie z m ie n n y m 7. W N im p o ­
stępując zd ążam y d o N iego, poniew aż przez sw oją p o k o rę
stał się O n d la nas d ro g ą w czasie, a przez B ó stw o swe je st
d la nas ja k b y w iecznym m ieszkaniem .
D u ch o m czystym , k tó re nie u p ad ły w sk u tek pychy,
p rzed staw ia się O n ja k o w zór w sw ym B óstw ie i swojej
rów ności z B ogiem . D a ją c się je d n a k ja k o w zó r czło w iek o ­
w i u padłem u, żeby wrócił; z p o w o d u grzechów i k ary
śm iertelności niezdolnem u d o o g lą d an ia B oga — „w y n isz­
czył sam ego siebie” , nie przez zm iany w sw oim B óstw ie,
lecz p rzez przyjęcie naszej zm ienności, „p rzy jąw szy n a ­
tu rę sługi” (F lp 2, 7), do nas „przyszedł n a ten św iat”
(1 T m 1, 15), O n, k tó ry „ n a świecie był” , p o n iew aż „św iat
był przez niego stw o rz o n y ” (J 1, 10). P rzyszedł więc, by dać
przykład oglądającym B oga n a w ysokości. A d la tych,
k tó rzy n a ziem i w idzą G o ja k o człow ieka —stał się w zorem
dla zdrow ych w w y trw an iu , d la źle się m a ją cy c h w p o ­
w rocie d o zdrow ia; d la m ający ch um rzeć, by się nie lękali;
dla u m arłych, że z m artw y ch w stan ą — „S am w e w szystkim
zachow ał pierw szeństw o” (K ol 1, 18).
D ążenie d o szczęścia n arzu cało człow iekow i o b o w iązek
dążen ia d o B oga, ale nie daw ało m u m o ż n o śc i p o z n a n ia
7 Wyraźne echo platońskiej teorii o niezmiennych ideach.
III, 5 -6 245

B oga. Id ą c za B ogiem , k tó ry stał się człow iekiem , człow iek


p o stęp u je jednocześnie za T ym , któ reg o m oże znać, i za
tym , za k tó ry m pow inien iść. K o c h ajm y G o w ięc i łączm y
się z N im m iłością, k tó ra „ ro z la n a je st w sercach naszy ch
przez D u c h a Św iętego, k tó ry n a m jest d a n y ” (R z 5, 5). C óż
więc dziw nego, jeśli Pism o u k azu jąc, że chociaż O jciec jest
m ą d ro ścią , ta k ja k je st św iatłością i B ogiem , w skazuje
je d n a k n a o b ra z rów ny O jcu ja k o n a w zór, w edług k tó reg o
w inniśm y odnow ić w sobie O b ra z Boży; a m ó w iąc o m ą d ­
rości, m ów i o Synu, za k tó ry m idziem y m ąd rze żyjąc.

M ądrością je s t także i D uch Ś w ięty


6. Czyż D u c h Św ięty - czyli najw yższa M iłość łącząca O jca
i Syna, i nas z N im i łącząca, o której nie bez racji n ap isan o :
„B ó g je s t m iło ścią” (1 J 4, 8) — czyż D u c h Święty nie jest
m ą d ro ścią , jeśli jest św iatłością, bo „B óg jest św iatło ścią” ?
Ja k im in n y m im ieniem należy w łaściw ie i z o so b n a
ozn aczać D u c h a Św iętego? Przecież będąc B ogiem , jest też
oczyw iście św iatłością, a zatem i m ądrością. O tym , że
D u c h Św ięty je st B ogiem , P ism o św. wszem oznajm ia,
głosząc w raz z A postołem : „ N ie wiecie, żeście 939 św iąty ­
n ią B ożą?” a zaraz p o te m dodaje: „ I że D u c h Boży
p rzeb y w a w nas?” (1 K o r 3, 16) B óg bow iem p rzebyw a
w sw ojej św iątyni, a D u c h Św ięty nie ja k o sługa m ieszka
w św iątyni B ożej, co jeszcze w yraźniej w ystępuje w tych
słow ach^ „C zyż nie wiecie, że członki wasze są św iątynią
D u c h a Św iętego, k tó ry w was przebyw a, któ reg o m acie od
B oga, a nie należycie tylko do siebie? A lbow iem nabyci
byliście za w ysoką cenę. C hw alcie tedy B oga w ciele
w a sz y m ” (1 K o r 6, 19-20).
A cóż to jest m ą d ro ść, jeśli nie św iatłość d u ch o w a
i niezm ienna? Pew nie, że i słońce rów nież jest św iatłością,
ale to je st św iatło m aterialn e. I stw orzenie duchow e też jest
św iatłością, lecz nie jest niezm ien n ą św iatłością. Św iatłością
je st O jciec, św iatłością Syn, św iatłością D u c h Święty, ra ­
zem je d n a k nie stan o w ią trzech św iatłości, lecz je d n ą św iat­
łość. D la teg o też M ąd ro śc ią je st Ojciec, M ą d ro śc ią jest
Syn, M ą d ro śc ią D u c h Święty, a razem nie są trzem a
246 Księga VII

m ą d ro ściam i, lecz je d n ą M ąd ro śc ią . A po n iew aż ty m sa ­


m ym je st w niej być, co być m ą d ro ścią , p rzeto O jciec i Syn,
i D u c h Św ięty są je d n ą isto tą. A że nie je st tam czym ś
innym być i być B ogiem , więc je st je d e n Bóg: O jciec, Syn
i D u c h Święty.

II. Ł A C IŃ S K A I G R E C K A T E R M IN O L O G IA T R Y N 1T A R N A

1. Czy m o ż n a m ów ić o „ O so b a c h ”

W poszukiw aniu wspólnego oznaczenia dla trzech Osób


IV . 7. A by m ów ić o rzeczach niew yrażaln y ch , ch cą c coś
pow iedzieć w m ia rę naszych m ożliw ości n a te m a t tego,
czego nie m ożem y w yrazić, nasi G recy używ ali w yrażenia:
„jed n a isto ta , trzy sub stan cje” . Ł acinnicy n a to m ia st: „ je d ­
n a isto ta albo sub stan cja, trzy O so b y ” , p o n iew aż, ja k to
ju ż pow iedzieliśm y wyżej (V. IX , 10, str. 206), w naszym
języku, tj. p o łacinie „ is to ta ” i „ su b s ta n c ja ” m a ją zw ykle to
sam o znaczenie.
K iedy więc w ystarczało zrozum ieć w przybliżeniu to , co
się m ów i, przyjęto ten sposób w yrażania się, aby coś o d ­
pow iedzieć n a pytania: co to są za „ T ro je ” ? C o za „ T ro je ”
wyznaje nasza w iara, kiedy tw ierdzi, że Ojciec różni się od
Syna, a D u ch Święty —D a r Boży —ró żn i się o d O jca i od
Syna. K iedy w ięc staw ia się pytanie: co to są ci „ T ro je ” ,
albo: czym są ci „T rzej” , staram y się w ymyślić jakieś specy­
ficzne m ia n o ogólne, k tó re by objęło tę p o tró jn ą rzeczyw is­
tość; i nic nam n a m yśl nie przychodzi, poniew aż w ielkość
B óstw a przew yższa m ożliw ości p o to czn eg o słow nictw a.
Bliższe bow iem p ra w d y jest pojęcie o B ogu niż m ó w ien ie,
a sam a p ra w d a przew yższa jeszcze pojęcie.
G d y m ów im y n p „ że J a k u b nie je st ty m sam ym , co
A b ra h am , a Iz a a k nie jest an i A b ra h am em , an i Ja k u b e m ,
w ów czas w ym ieniam y trzy osoby: A b ra h a m a , Iz a a k a i J a ­
k u b a. A n a pytanie: C o to za trzej? —o d p o w iad am y : T rzej
ludzie. N a d ajem y im przy tym g atu n k o w e o k reślen ie w y ­
IV, 7 247

m ie n ia jąc ich w liczbie m nogiej; a gdybyśm y chcieli określić


ich ogólniej, ro d z a jo w o , to pow iedzielibyśm y: trzy żyjące
isto ty , człow iek bow iem — w edług definicji staro ży tn y c h 8
—je st is to tą żyjącą, czyli zw ierzęciem ro zu m n y m i śm iertel­
nym . A lb o —ja k Pism o zw ykło się w y rażać — pow iedzieli­
byśm y: trzy dusze, gdyż całości chętnie n a d aje się nazw ę jej
najlepszej części, d u szą w ięc nazy w a się i duszę, i ciało, to
je st całego człow ieka. T a k więc np. o p o w iad a P ism o św., że
w szystkich d u sz z d o m u Jak u b o w e g o , k tó re w eszły do
E g ip tu , było siedem dziesiąt pięć, zam iast pow iedzieć, że
ty lu było ludzi (R d z 46, 27; P w t 10, 22).
T a k sam o, kiedy m ów im y: tw ój k o ń nie je st tym sam ym
k o n iem , co m ó j k o ń , a jeszcze trzeci k o ń należący d o ko g o ś
in n eg o nie je st ani m o im , an i tw oim koniem , m ów im y
w ów czas o trzech p rzed m io tach ; a zapytan i: 940 co za
trzy?, o d p o w ia d am y n azw ą g a tu n k o w ą: trzy konie, a r o ­
d zajo w ą: trzy zw ierzęta. R ó w n ież kiedy m ów im y, że wól
nie je st k o n iem , a pies nie je st ani w ołem , ani k o n iem , też
m ó w im y o ja k ic h ś trzech. A n a pytanie: czego trzy? ju ż nie
p o d a m y g atu n k o w eg o oznaczenia: trzy w oły, trzy k o n ie
alb o trz y psy, poniew aż nie obejm uje ich jeden g atunek; ale
o d p o w iem y oznaczeniem rodzajow ym : trzy zw ierzęta, albo
w edług w yższego jeszcze ro d z a ju określim y je ja k o trzy
su b stan cje, trz y stw orzenia alb o trzy istoty. C okolw iek
bow iem o k re śla się w liczbie m nogiej jed n y m oznaczeniem
g a tu n k o w y m , to m o ż n a i ro d zajo w o oznaczać ró w n ież
je d n ą n azw ą. Lecz nie w szystko, co oznaczam y je d n ą
n a z w ą ro d z a jo w ą, m ożem y określić rów nież je d n ą n azw ą
g a tu n k o w ą. A więc: trzy konie, co jest oznaczeniem g a tu n ­
k o w y m , nazyw am y rów nież trzem a zw ierzętam i. Lecz
o k o n iu , w ole i psie m ó w im y ty lk o , że są to trzy zw ierzęta,
alb o trzy sub stan cje, co je st oznaczeniem ogólnym ro d z a jo ­
w ym . T a k sam o m o ż n a by oznaczyć je innym określeniem
ro d zajo w y m . N a to m ia st: trzy k o n ie , trzy w oły albo trzy
psy, to byłyby ozn aczen ia gatu n k o w e, k tó ry ch tu nie
m o żem y zasto so w ać. Z atem jed n y m oznaczeniem , ch o ć

8 Definicja klasyczna, pochodzi od starych stoików (np. CHRYZYP, cyt. przez


PLUTARCHA, Moralia, 450 D).
248 Księga VII

w liczbie m n ogiej, obejm ujem y to , co to nazw a w spólnie


oznacza. T a k w ięc A b ra h a m , Iz a a k i J a k u b m a ją to w sp ó l­
nego, co stan o w i istotę człow ieka; zatem m ó w im y o nich:
trzej ludzie. D la w ołu, k o n ia i p sa w spólne je st to , że k ażd e
z nich je st zw ierzęciem , m ów im y przeto: trzy zw ierzęta.
O trzech o le a n d ra c h pow iem y: trzy drzew k a. O laurze,
m ircie i oliwce m ów im y tylko: trzy drzew a, trzy su b stan cje
albo trzy n a tu ry ; ta k sam o o trz e ch k am ien iach , trzech
ciałach; lecz o kam ieniu, drzew ie i żelazie pow iem y jedynie:
trzy ciała albo określim y je ja k im ś odpow ied n im d la nich
oznaczeniem rodzajow ym .

Term in „O soba”
A więc O jciec, Syn i D u c h Święty są trzej. Szukajm y
je d n ak : co za trzej? co m a ją w spólnego?
Oczywiście nie je st im w spólne to, czym je st O jciec, gdyż
nie są d la siebie naw zajem ojcam i. O p rzy jacio łach —co je st
oznaczeniem w zajem nego sto su n k u — m o ż n a by p o w ie­
dzieć: trzej przyjaciele, bo w zajem nie d la siebie są p rz y ja ­
ciółm i. Lecz tu ta j nie m o ż n a tego zasto so w ać, p o n iew aż
ojcem je st tu jedynie Ojciec, i je st Ojcem nie d w ó ch , ale
ty lk o jed n eg o Syna. I nie trzej są synam i, gdyż O jciec nie
je st Synem , ani D u ch Święty też nim nie jest. I nie trzej
D uchow ie Święci, bo we w łaściw ym znaczeniu nazy w a się
D u c h a Św iętego rów nież D a rem B ożym , czego nie m o ż n a
pow iedzieć ani o O jcu, ani o Synu.
W ięc co za trzej? Jeśli trzy osoby, to w sp ó ln y m d la N ich
byłoby to, czym je st o soba. M ieliby więc, zgodnie ze
zw yczajem m ow y, jak ieś oznaczenie g a tu n k o w e czy ro d z a ­
jow e. Lecz tam , gdzie nie m a różnicy n a tu ry , ta m wiele
rzeczy ozn acza się rów nie d o b rz e n azw ą ro d z a jo w ą , ja k
i g atu n k o w ą. B o w łaśnie różność n a tu ry sp raw ia, że nie
m o ż n a je d n ą g a tu n k o w ą nazw ą o b jąć w aw rzy n u , m irtu
i oliwki, albo k o n ia, w ołu i psa, ale trz e b a ta k je d n e, ja k
drugie określać ro d zajo w o , m ó w iąc o jedny ch : trzy d rzew a,
a o drugich: trzy zw ierzęta. T a m zaś gdzie nie m a żadnej
różnicy istoty, należałoby je d n ą n azw ą g a tu n k o w ą o b e j­
m o w ać trzy rzeczy. A je d n a k nie sp o ty k am y teg o . ,,O so b a ”
IV, 7 -8 249

zaś je s t oznaczeniem rod zajo w y m , k tó re m o ż n a sto so w ać


rów nież i do człow ieka, m im o że człow iek ta k b a rd z o różni
się od B oga.

P ism o ¿w. nie używ a term inu „O soba”


8. A w reszcie w tym ogólnym oznaczeniu ro d zajo w y m , jeśli
ju ż m ów im y „trzy o so b y ” , pon iew aż w szystkim T ro jg u jest
w spólne to , co jest o so b ą - a inaczej w ogóle nie m o ż n a by
ich nazw ać, 941 ta k ja k nie m o ż n a nazw ać ich „ sy n a m i” ,
gdyż nie je st im w spólne to , przez co się je st synem —czem u
nie n azy w am y ich trz e m a bogam i?
N iew ątpliw ie, jeśli Ojciec je st o sobą, Syn jest o so b ą
i D u c h Św ięty je st o so b ą, to są trzy osoby. A le w tak im
razie czem u nie m ów im y trzej bogow ie, chociaż O jciec jest
B ogiem , a są N im rów nież Syn i D u c h Święty? A jeśli Ich
łączy n iew ypow iedziana jed n o ść , ta k że ci T rzej są jed n y m
B ogiem , to dlaczego nie je st to je d n a O so b a, ta k by nie
m o g ło być m ożliw e m ów ić o trzech o so b ach , choć każdego
z N ich nazyw am y O sobą, ta k ja k nie m ożem y m ów ić
o trzech bogach, chociaż każdego z N ich z o so b n a —Ojca,
Syna i D u c h a Św iętego —nazyw am y Bogiem?
C zy m o że dlatego, że Pism o św. nie m ów i: „trzej b o g o ­
w ie” ? A le nie sp otykam y w nim rów nież nigdzie i o k reś­
lenia: „ trz y O so b y ” . Czy też d lateg o , że Pism o nie nazyw a
tych T rzech ani trz e m a O sobam i, ani je d n ą O so b ą (czyta­
m y bow iem : „ O so b a P a n a ” , ale nie: „ O so b a P a n ó w ” ),
a ty lk o konieczności m ow y i dyskusji zm usiły d o m ó w ie­
nia: „ T rz y O so b y ” , czego Pism o św. nie używ a, ale rów nież
nie sprzeciw ia się tem u, po d czas gdy pow iedzenie „trzej
b o g o w ie” sprzeciw iałoby się P ism u św., gdzie jest p o w ie­
dziane: „S łu ch aj, Izraelu! P an , B óg nasz, P a n jed en je st!”
(P w t 6, 4) C zem u więc nie godzi się m ów ić „ trz y is to ty ” ,
k tó ry c h P ism o św. nie w ym ienia, a zatem także im się
nie sprzeciw ia? Jeżeli „ is to ta ” je st gatunko w y m oznacze­
niem w sp ó ln y m tym T rzem , to czem u nie m ów i się: trzy
isto ty , ta k ja k A b ra h a m a , Iz a a k a i J a k u b a nazyw am y
trz e m a ludźm i, poniew aż g atu n k o w e oznaczenie „czło ­
w iek ” jest w spólne w szystkim ludziom ? Jeśli zaś isto ta jest
250 Księga VII

oznaczeniem nie gatunkow ym , lecz ro d zajo w y m , gdyż


człow iek, zw ierzęta, drzew a, gw iazda, anioł są isto tam i, to
czem u nie nazyw ać tych T ro jg a „ trz em a isto ta m i” , p o d o b ­
nie ja k m ów im y o trzech k o niach: trzy zw ierzęta, o trzech
w aw rzynach — trzy drzew a, o trzech kam ien iach — trzy
ciała? A jeśli ze w zględu n a jed n o ść T rójcy nie n azy w a się
ich trzem a istotam i, ale je d n ą isto tą , to dlaczego ta sam a
jed n o ść nie sprzeciw ia się tem u, by m ów ić: trzy su b stan cje,
albo trzy osoby, zam iast: je d n a su b stan cja alb o je d n a
osoba? O znaczenie „ isto ta ” je st im w spólne, ta k że k ażd y
z nich z o so b n a nazyw a się isto tą i jest o n o ta k sam o
w spólne ja k term in „ o so b a ” lub „ su b sta n c ja ” . W szystko
bow iem , co pow iedzieliśm y o O sobach, zgodnie z naszym
sposobem m ów ienia, to u G rek ó w należy odnieść do su b ­
stancji. M ó w ią oni: trzy substancje, je d n a isto ta , w tym
sam ym znaczeniu ja k m y m ów im y: trzy osoby, je d n a is to ta
albo substancja.

Ubóstwo naszego wysłowienia zm usza do posługiw ania się


term inem ,.O soba”
9. C óż n am ostatecznie pozostaje, ja k nie to , żeby uznać, iż
w yrażenia takie pow stają w skutek brak ó w naszej m ow y
w narzucającej się nam konieczności obszernych dyskusji
nad błędam i heretyków ? G dy bow iem ludzkie u b ó stw o
usiłow ało słow am i przekazać um ysłom ludzi to, co w ta je m ­
nej głębi duszy o P a n u Bogu, Stw orzycielu sw oim pojm uje
czy to przez p o b o ż n ą wiarę, czy inne form y rozum ienia,
wówczas lękało się ono m ów ić o trzech isto tach , by nie
m yślano n a tej podstaw ie o jakichś różnicach w tej najw yż­
szej równości. Z drugiej strony nie m o żn a było przeoczyć
pewnej troistości. Przecząc jej, Sabeliusz 9 p o p a d ł w herezję.
Pism o św. p o u c za nas z w szelką pew nością o tym , w co
należy p o bożnie 942 w ierzyć i co p rz e d sta w ia się duszy
z niew ątpliw ą pew nością: U czy więc, że jest O jciec i Syn,
i D u ch Święty; oraz że Syn nie je st tym sam ym , co Ojciec,
a D u ch Święty nie jest tym , co Ojciec czy Syn. S zu k an o , ja k

B Zob. Posłowie, przyp. 21, str. 536-537.


IV, 8 - V, 10 251

n azw ać tych T ro je. M ów iono więc o substan cjach albo


O sobach. O znaczeniem tak im chciano dać d o zro zu m ien ia,
że nie m a tu różnic, ale też nie m a i pojedynczości. T a k
więc w skazyw ano tu n a je d n o ść przez określenie „ jed n a
is to ta ” , i n a tro isto ść, poniew aż w ym ienia się trzy su b sta n ­
cje albo osoby. Jeśli więc dla B oga tym sam ym je st być, co
być sam oistnie, to nie należy m ów ić „ trzy su b stan cje” , ta k
ja k m ów i się „ trz y isto ty ” . N ie m ów im y rów nież o trzech
m ą d ro ścia c h w B ogu, ta k sam o ja k nie m ów im y o trzech
isto ta ch , pon iew aż tym sam ym je st w B ogu być i być
m ąd ry m .
T a k więc pon iew aż w B ogu ty m sam ym jest być B ogiem ,
co istnieć, p rzeto ta k sam o nie godzi się m ów ić o trzech
isto tach , ja k nie m ów i się o trzech bogach. N a to m ia st jeśli
to jest coś innego w B ogu istnieć i istnieć ja k o su b stan cja,
ta k ja k nie je st w N im tym sam ym być i być Ojcem alb o
P an em — bo istnienie jest oznaczeniem abso lu tn y m , p o d ­
czas gdy być Ojcem albo P an em je st relatyw ne w sto su n k u
do Syna lu b do posłusznego stw orzenia - to w ynikałoby, że
relatyw nie je st sub stan cją ta k sam o ja k relatyw nie rodzi
Syna i p an u je. W tedy je d n a k su b stan cja nie byłaby ju ż
su b stan cją, bo byłaby czymś w zględnym . A przecież p o ­
d o b n ie ja k „ is to ta ” w yw odzi się od „istnieć” , ta k „ s u b ­
sta n c ja ” — o d subsistere, to znaczy istnieć sam oistnie.
Byłoby w ięc niedorzecznością n ad aw ać substancji znacze­
nie relatyw ne. K a ż d a bow iem rzecz sam oistnie je st su b ­
stancją. A o ileż bardziej B ó g 10.

K ry ty k a term inu ,,substancja” w odniesieniu do Boga


V. 10. C zy je d n a k godzi się odnosić do B oga określenie
subsisterez Przecież w łaściwie w yraz ten oznacza p o d m io t

10 Trzeba przyznać, że wyjaśnienia Augustyna nie są w pełni zadowalające. Ale


do dziś teologowie dyskutują nad pojęciem „osoby” i kwestia pozostaje otwarta. Do
ustalenia pojęcia „osoby” przyczynią się w V wieku spory chrystologiczne, a na
przełomie X—XI w. wystąpienia początkującego nominalizmu (Roscelin) w sprawie
„powszechników” (universa!ia). Pewne rozwiązanie, obecnie dosyć ogólnie przyjęte
daje św. TOMASZ w Sumie teologicznej, I q. 29 a. 4; 30 a. 4, komentując zresztą
tutaj występujący tekst św. Augustyna. Streszczenie całego zagadnienia jasno ujęte
przez W. GRANATA, Bóg jeden w Trójcy Osób, Lublin 1962, str. 395—399.
252 Księga VII

b ęd ący p o d ło żem d la określeń zw iązan y ch z ja k im ś p o d ­


m io tem , ja k np. k o lo r czy k sz ta łt są w ja k im ś ciele. C iało
istnieje sam o istn ie, zatem je st su b sta n c ją. T a m te zaś rze­
czyw istości tk w ią w tym ciele ja k o w sw ym su b sta n c jaln y m
pod ło żu. N ie są one su b stan cjam i, lecz tk w ią w su b stan cji.
S tąd, jeśli d a n a b a rw a czy d a n y k sz ta łt p rz e sta je istnieć,
to je d n a k ciało nie p rzestaje być ciałem , p o n ie w aż nie je st
tym sam ym d la ciała istnieć i zach o w ać ta k i albo inny
k szta łt czy k o lo r. Z atem rzeczyw istości zm ien n y ch i nie­
p ro sty c h nie nazyw am y su b sta n c jam i we w łaściw ym z n a ­
czeniu.
G d y b y zaś B óg istn iał sam o istn ie w ta k i sp o só b , że
m o ż n a by G o właściw ie n azw ać su b sta n c ją, to by z n a ­
czyło, że je st O n p o d m io te m d la czegoś w N im , co nie
jest d la N iego po p ro s tu bytem ; ale b y ło b y p rz y p isa ­
niem M u czegoś, co N im nie je st, ta k ja k być w ielkim ,
d o b ry m , w szechm ocnym i w szystko, co m o ż n a słusznie
o N im pow iedzieć. N ie godzi się je d n a k m ó w ić, ja k o b y
B óg był p o d m io te m d la swojej d o b ro c i i żeby Jeg o d o ­
b ro ć nie b y ła su b sta n c ją — alb o isto tą , jeśli k to w oli
— i ja k o b y B óg nie był sam sw oją d o b ro c ią , a ty lk o jej
p o d m iotem .

L epiej m ów ić „ isto ta ” niż „substancja” 11


T o też ja s n a rzecz, nazyw anie B oga su b sta n c ją nie je st
od p o w iednie i lepiej je st p o słu g iw ać się częściej używ anym
słow em „ is to ta ” , co je st praw dziw ym i w łaściw ym te r­
m in em , i to ta k dalece, że — k to w ie - m o że w y łącznie d o
B oga n ależało b y stosow ać te rm in „ is to ta ” . T a k . T y lk o O n
je d en n a p ra w d ę istnieje, bo jest niezm ienny. I ta k ie w łaśn ie
im ię objaw ił słudze sw em u M ojżeszow i, k ied y p o w ied ział
d o niego: „Ja m jest, k tó ry m je s t” , oraz: „ T a k pow iesz im :
K tó ry jest, p o słał m ię do w a s” (W j 3, 14). N iezależn ie

11 Problem postawiony ze względu na wyraz grecki hypostasis, co thimaczy się


po ładnie substantia. Już Orygenes mówi o „trzech hipostazach” (/« Jo., II. 6, P. G.
14, 128). A więc po ładnie wyraz substantia jest dwuznaczny, i niejeden autor IV w.
proponuje raczej subsistentia (np. Rufin), co bardziej jest zbliżone do pojęcia
„osoby” .
V, 10 - V I , 11 253

je d n a k o d teg o czy m ów i się „ is to ta ” , co je st w łaściw e, czy


też niew łaściw ie „ su b s ta n c ja ” , 943 ta k je d n o , ja k d ru g ie
o rz e k a się w sensie a b so lu tn y m , a nie w o d n iesien iu d o
czegoś d ru g ieg o . B o d la B o g a tym sam ym je st subsistere,
trw a ć , co istnieć. S tą d jeśli T ró jc a je st je d n ą is to tą , to je st
i su b sta n c ją. M o ż e więc lepiej m ó w ić „trzy o so b y ” niż
„ trz y su b sta n c je ” .

2. J a k ro zu m ieć te rm in o lo g ię try n ita rn ą

Jeśli ,,O so b a ” je s t oznaczeniem absolutnym , to czem u nie


m ów im y: , je d n a O soba"?
V I. 11. L ecz żebym nie w y d aw ał się stronn iczy w s to su n k u
d o naszych, z b ad ajm y jeszcze, co następuje.
T o p ra w d a , że G recy, gdyby chcieli, m og lib y m ó w ić trzy
prosopa o trzech O so b a c h , lecz nazy w ają je trzem a h ip o -
stazam i, czyli trz e m a su b sta n c jam i. W oleli je d n a k to o k re ś­
lenie, k tó re m oże je st bardziej w d u c h u ich ję z y k a 12.
Z resz tą w łaściw ie w ychodzi n a je d n o , czy m ów im y su b ­
stan c ja , czy o so b a , gdyż w B ogu nie je st ró ż n ą rzeczą być
i być O so b ą , ale to najzupełniej to sam o. Bo jeśli „ b y ć ” ,
„ istn ieć ” o rz e k am y ab so lu tn ie, a „ o s o b a ” relatyw nie, to
p o w iem y o O jcu, Synu i D u c h u Św iętym — „ trz y O so b y ”
w ta k i sam sp o só b ja k m ów im y: „trzej przyjaciele” , „trzej
k re w n i” alb o „trzej sąsiedzi” , o zn aczając ich ta k z racji ich
w zajem nego sto su n k u , a nie a b so lu tn ie. T o też k ażd y z n ich
je st p rzyjacielem d w ó ch p o z o sta ły c h , albo ich k rew nym czy
sąsiad em , p o n iew aż o k reślen ia te o zn aczają ich w zajem ny
sto su n e k .

12 Prosopon znaczy oblicze. Toteż greccy autorzy obawiali się, że wyrażenie


„trzy oblicza” wznowi herezję modalizmu. Łacińskie persona natomiast w języku
potocznym oznacza „maskę teatralną”, ale w języku prawniczym już za czasów
Cycerona jest stosowana do określenia „osoby” . U Greków hypostasis równata. się
raz z ousia raz z prosopon. Dopiero Ojcowie kapadoccy, szczególnie Grzegorz
z Nazjanzu, który był autorytetem w dziedzinie językowej, ustalili słownictwo
trynitarne. H ypostasis zostało ustalone jako równoznaczne z prosopon (GRZE­
GORZ Z NAZJANZU, M ow a 42, 16, P. G. 36, 476-A77, por. Pochwala Atanazego,
21, 35, P. G. 35, 1124—1125, cytowana w Posłowiu, przyp. 2, str. 531).
254 Księga VII

Ja k ż e więc? C zyżbyśm y chcieli utrzym yw ać, że O jciec


jest O so b ^ Syna i D u c h a Św iętego, albo Syn O so b ą O jca
i D u c h a Św iętego, alb o D u c h Św ięty O so b ą O jca i Syna?
- A leż nie, bo po pierw sze w yraz ,,o s o b a ” n ig d y nie był
sto so w an y w tak im znaczeniu, a p o drugie, kiedy w T ró jcy
Świętej w ym ieniam y O sobę O jca, to nie m ó w im y w tedy
0 niczym innym , ja k o sub stan cji O jca. A w ięc ta k ja k
su b stan cją O jca jest po p ro s tu sam Ojciec, to , że jest, a nie
coś, co G o czyni O jcem , ta k sam o i O so b a O jca to nic
innego niż sam Ojciec. „ O so b a ” więc je st oznaczeniem
abso lu tn y m , a nie relatyw nym w zględem Syna i D u c h a
Świętego; ta k sam o ja k a b so lu tn y m i są ozn aczen ia: Bóg,
w ielki, d o b ry , spraw iedliw y i inne p o d o b n e . O tó ż ta k ja k
w B ogu tym sam ym je st „być B ogiem ” , co „ b y ć w ielkim ”
1 „b y ć d o b ry m ” , ta k sam o nie m a w N im różnicy pom iędzy
„ b y ć ” a „być O so b ą ” .
C zem u więc nie nazyw am y tych T rzech razem je d n ą
O so b ą, ta k ja k m ów im y: je d n a isto ta , je d en Bóg? A le
nazyw am y ich trzem a O sobam i, podczas gdy nie m ów im y
trzej bogow ie albo trzy istoty? Czy nie d lateg o , że chcem y
m ieć takie je d n o słow o, k tó ry m byśm y ja k o ś oznaczali
T ró jcę tak, by przecież coś pow iedzieć, kiedy n as p y tają: co
to za T roje? ja k ic h T rzech w y zn ajem y ?13

D laczego nie „trzy is to ty ” ta k ja k „trzy O so b y ”?


Przyjm ijm y —ja k chcą n ie k tó rz y 14 — że is to ta to ro d zaj,
a su b stan cja czy o so b a to gatunek. P o m ijam w szystko,
com p rzed tem pow iedział w tej spraw ie. D o czegóż d o ­
jdziem y? T rz e b a będzie m ów ić o trzech isto ta c h , ja k się
m ów iło o trz e ch su b stan cjach albo osobach ; ta k sam o ja k
trzy k o n ie nazyw am y trzem a zw ierzętam i, gdyż k o ń je st
nazw ą g atu n k o w ą, a zw ierzę — ro d z a jo w ą. W ta k im b o ­
w iem w y p a d k u nie p o d aje się g a tu n k u w liczbie m nogiej,

13 A więc nie daje Augustyn ostatecznego rozwiązania trudności. Można by


dodać tutaj, że do Boga stosujemy nazwę „osoba” analogicznie do osoby ludzkiej;
analogicznie, tzn. częściowo w podobnym znaczeniu (np. samoistność), częściowo
w różnym (np. odnośnia). Zob. W. GRANAT, op. cit., str. 396-397.
14 Szkoła arystotelesowska.
VI, 11 255

a ro d z a ju —w pojedynczej, bo byśm y mieli: „ trz y k o n ie to


je d n o zw ierzę” , ale m ów im y: „ trz y k o n ie ” — oznaczenie
g a tu n k o w e —to „ trzy zw ierzęta” , są oznaczeniem ro d z a jo ­
w ym .
P rzyjm ijm y, że te rm in su b stan cja albo o so b a oznacza
coś p ojedynczego i je d n o stk o w e g o - ta k iż w y raz „ o so b a ”
czy „ su b s ta n c ja ” nie p o s ia d a ogólnego zn aczen ia ja k np.
człow iek, d ającego się zasto so w ać d o ogółu ludzi, 944 ale
jeg o znaczenie stosuje się w yłącznie do d an eg o człow ieka:
A b ra h a m a , Iz a a k a czy J a k u b a lub innej je d n o stk i, k tó rą
by m o ż n a palcem p o k a za ć o b e c n ą przed n am i. T a k ą a r­
g u m en tację sto su ją nasi rozm ów cy. A le w łaściw ie m am y tu
tę sa m ą arg u m en tację, gdyż A b ra h a m , Iz a a k i J a k u b to są
trzy je d n o stk i, przy tym są to trzej ludzie alb o trzy dusze.
I dlaczego w ta k im razie nie m ielibyśm y d o O jca, Syna
i D u c h a Św iętego stosow ać kategorii rodzaju, g a tu n k u i je d ­
n o stk i, uw ażając Ich z a trzy istoty albo trzy substancje czy
osoby?
Lecz —ja k rzekłem - p o m ija m to, i m ów ię tak: P rzy p u ść­
m y, że is to ta je st ro d zajem , is to ta tylko je d n a i nie m ająca
g atu n k ó w , np. zw ierzę jest rodzajem , jeśli istnieje tylko
je d n o zw ierzę, to zw ierzę nie m a gatunków . A le Ojciec, Syn
i D u c h Św ięty nie są trz e m a g a tu n k am i jed n eg o ro d zaju .
P rzy p u śćm y o d w rotnie: że is to ta jest gatu n k iem , ta k ja k
człow iek je st g a tu n k ie m , w ów czas ci trzej, k tó ry c h n a ­
zw aliśm y su b stancjam i albo o so b am i, m a ją jed en w spólny
g atu n ek ; p o d o b n ie ja k A b ra h a m a , Iz a a k a i J a k u b a o b e­
jm u je ten sam g atunek: „człow iek” . G a tu n e k „człow iek”
dzieli się n a A b ra h a m a , Iz a a k a , Ja k u b a ..., ale „jeden
człow iek” nie m oże dzielić się w ten sp osó b n a je d n o stk i
ludzkie. Jest to najzupełniej niem ożliw e, gdyż „jed en czło­
w ie k ” je st ju ż je d n o stk ą ludzką. C zem u więc je d y n a isto ta
B o ża dzieli się n a trzy sub stan cje czy osoby? Jeżeli isto ta
je st g atu n k ie m ta k ja k człow iek, to dzieje się ta k sam o
z „ je d n ą is to tą ” , ja k z „jednym człow iekiem ” . M ają c p rzed
so b ą trz e ch ludzi jednej pici, tego sam ego te m p e ram en tu
i c h a ra k te ru , m ów im y, że są jednej n atu ry , gdyż je st trzech
ludzi, ale je st je d n a n a tu ra . C zy w takim znaczeniu m ó w i­
m y tu ta j o „trzech su b sta n c jac h i jednej isto cie” albo
256 Księga VII

0 „trzech o sobach, a jednej substancji czy isto cie”? O sta ­


tecznie w ychodzi na jed n o , gdyż staro ży tn i m ó w iący po
łacinie, nie znając jeszcze term inów „ is to ta ” i „ su b s ta n ­
c ja” 15, k tó ry m i od n ied aw n a d o p iero się posługujem y,
używ ali w ich m iejsce oznaczenia „ n a tu ra ” .

„ Is to ta ” i ,,osoba” nie oznaczają tu ,,rodzaju” i ,.g a tu n k u ”


Z atem są to oznaczenia nie ro d z a ju i g a tu n k u , ale ja k
gdyby w spólnej i tej sam ej m aterii. N a p rzy k ład trzy
figurki zrobione z tej samej bryły złota, to b ęd ą trzy figurki
1 je d n a bryła złota. N ie pow iem y, że zło to jest ro d zajem ,
a figurki gatu n k am i, ani że złoto je st gatu n k iem , a figurki
je d n o stk am i. N ie istnieje jakiś g atu n ek szerszy o d tych
je d n o stek i obejm ujący coś więcej jeszcze. Jeśli definiuję,
czym jest człow iek (oznaczenie gatunko w e), to wszyscy
ludzie będący jed n o stk am i z o sta n ą objęci tą definicją i nie
wejdzie w n ią nic, co by nie było ludzkie. N a to m ia st jeżeli
definiuję złoto, to definicja obejm uje nie ty lk o figurki,
jeżeli te są ze złota, ale rów nież pierścienie i in n e złote
przedm ioty. N aw et jeżeli nic się nie zrobi z tego z ło ta, to
będzie ono złotem , p o d o b n ie ja k figurki, n aw et nie złote,
byłyby je d n ak figurkam i.
Ż aden g atu n ek nie p rzek racza definicji sw ojego ro d zaju .
Jeśli daję definicję zwierzęcia, to każdy k o ń —ja k o g a tu n ek
należący d o tego rodzaju - będzie objęty tą definicją. A le
nie k a żd a fig u rk a jest ze złota. T o te ż choć słusznie m ów im y
w w y p ad k u trzech figurek ze złota: trzy fig u rk i, je d n o
złoto, nie m ów im y tego je d n a k w ta k im sensie, ja k gdyby
złoto m iało oznaczać rodzaj, a figurki - g atu n ek . N ie
w tym więc znaczeniu m ów im y o T ró jcy Świętej: trzy
osoby albo substancje, je d n a isto ta i je d en Bóg, ja k gdyby
w szystkie trzy były z tej sam ej m aterii, n aw et gdyby ta
m ateria, niezależnie od tego, czym o n a jest, 945 dzieliła się
m iędzy tych T roje. Is to ta ta bow iem nie obejm uje nic p o za

15 Św. Hilary po przymusowym pobycie na Wschodzie wprowadził je do swego


traktatu o Trójcy Świętej od ks. IV. Pierwsze trzy księgi były już napisane, kiedy
został skazany na wygnanie. Ambroży używa częściej substantia.
VI, 11-12 257

T ró jcą. N iem niej m ów im y: trzy osoby są je d n ą isto tą ; a nie


m ów im y: trzy osoby z tej sam ej istoty - ja k gdyby czymś
innym b y ła isto ta, a czym innym o sob a — co je d n a k
m ów im y o figurkach z ro b io n y ch z tego sam ego zło ta, gdyż
tam zło to jest czymś innym , a czym innym figurki. K iedy
się m ów i: trzech ludzi tej sam ej n atu ry , to m o ż n a rów nie
d o b rz e pow iedzieć: trzej ludzie z tej samej n a tu ry , p o n ie ­
w aż m o g ą istnieć inni trzej ludzie z tej sam ej n a tu ry . Lecz
w tej istocie T rójcy Świętej abso lu tn ie żadna in n a o so b a nie
m o że być tej sam ej istoty. D la nas jeden człow iek to nie jest
tyle sam o, co trzech ludzi razem ; a dw óch ludzi p rz e d ­
staw ia coś więcej niż jed en człow iek. T a k sam o więcej złota
je st w trzech jed n ak o w y ch fig u rk ach niż w jednej, a w je d ­
nej m niej niż w dw óch. Lecz w B ogu je st inaczej: Ojciec,
Syn i D u c h Święty nie tw o rz ą razem istoty większej od
sam ego O jca czy sam ego Syna. A le te trzy substancje
—czyli O soby, jeśli ju ż ta k trz e b a się w yrazić —ró w n a ją się
z k a ż d ą z n ic h 16. Zm ysłow y człow iek nie ro zu m ie tego.
N ie m o że bow iem w yobrazić sobie rzeczy inaczej niż ja k o
m asy i rozciągłości, ja k o rzeczy m ałych lub dużych. T a k
ty lk o w y o b ra ża sobie ciała i tak ie pojęcia zap ełn iają jego
um ysł.

3. C złow iek ja k o „ O b raz B oży”

W co należy wierzyć, nie m ogąc tego zrozum ieć


12. Z a n im człow iek zm ysłow y uw olni się z tego obciążenia,
niech w ierzy w Ojca, S yna i D u c h a Świętego, jednego
B oga, jed y n eg o , w ielkiego, w szechm ocnego, do b reg o , sp ra ­
w iedliw ego, m iłosiernego, Stw órcę w szystkich w idzialnych
i niew idzialnych rzeczy, i niechaj z w ia rą odnosi się d o
w szystkiego, co człow iek o N im m oże pow iedzieć godnego
i praw dziw ego.
N iechaj słysząc, że Ojciec je st jedynym Bogiem , nie
oddziela od N iego Syna i D u c h a Świętego. Ojciec bow iem
16
Koniecznie więc trzeba wprowadzić pojęcie analogii.
258 Księga VII

jest B ogiem jed y n y m w jed n o ści z T y m , k tó ry je st jed n y m


Bogiem . T a k sam o, gdy słyszy, że Syn jest je d y n y m B o­
giem, niechaj G o nie oddziela od jedności z O jcem i D u ­
chem Św iętym .
T a k sam o m ó w iąc o jednej istocie, niech nie sądzi, że
jed en jest w iększy lub lepszy od drugiego , albo w ja k iś
sposób różny; co je d n a k nie znaczy, by O jciec był Synem
czy D u ch em Św iętym , i żeby k a ż d a O so b a nie p o sia d a ła
od n o szących się do Niej przym iotów . N a p rzy k ład Słow o
oznacza tylko Syna, a D a r jedynie D u c h a Świętego. D lateg o
dopuszcza się liczbę m nogą, gdy m o w a o O sobach, ja k to
m am y w Ew angelii: ,,Ja i Ojciec je d n o jesteśm y ” (J 10, 30).
P ow iedział i „ je d n o ” , i „jesteśm y ” : „ je d n o ” z racji istoty,
bo są tym sam ym Bogiem ; „jesteśm y” — ze w zględu n a
odnoszenie się, gdyż jed en jest O jcem , a d ru g i Synem .
N iekiedy przem ilcza się je d n o ść istoty, a w sk azu je się
jedynie n a w zajem ny sto su n ek przez użycie liczby m nogiej:
„Przyjdziem y do niego ja i Ojciec i m ieszk ać u niego
będziem y” (J 14, 23*). 946 „P rzy jd ziem y ” i „m ieszkać
będziem y” — to liczba m n o g a , o k tó rej b y ła m o w a . „.Ta
i O jciec” , to znaczy Syn i O jciec, przez co w skazuje się n a
ich w zajem ną relację.

C złow iek je s t „na obraz” B oga


C zasam i odnoszenie się je st w skazane je d y n ie dom yślnie,
ja k np. w K siędze R o d zaju : „U czy ń m y czło w iek a n a o b ra z
i n a p o d o b ień stw o n asze” (1, 26).
I „ u cz y ń m y ” , i „n asz e ” - po w ied zian o w liczbie m n o g iej,
co należy rozum ieć jedynie ja k o w sk azan ie relacji. Bo nie
bogow ie stw orzyli człow ieka i nie n a p o d o b ie ń stw o bogów
zo stał uczyniony. F o rm a ta w skazuje, że O jciec, Syn
i D u c h Święty stw orzyli człow ieka n a p o d o b ie ń stw o O jca,
Syna i D u c h a Św iętego, ażeby człow iek był o b ra z em B oga.
A B óg to T ró jc a Święta. Lecz ten o b ra z B oży nie d o ró w ­
nuje całkow icie sw ojem u w zorow i, b o nie był z N ieg o
zro d zony, a ty lk o przez N iego stw orzony . D la w sk a z an ia
tego je st o n o b razem „ n a o b ra z ” , to znaczy, że nie d o ró w ­
nuje, ale je d n a k przybliża się dzięki p ew n em u p o d o b ie ń -
VI, 12 259

stw u. N ie z odległości p rzestrzennych, lecz przez p o d o b ie ń ­


stw o zbliżam y się do B oga, a przez n ie p o d o b ie ń stw o o d ­
d alam y się od N iego 17.

C złow iek ja k o obraz B o ży


N ie k tó rz y p rz e p ro w a d z a ją ta k ie rozróżnienie: U w ażają
oni, że Syn je st o b razem B oga. C złow iek zaś nie je st
o b ra z em , lecz jest „ n a o b ra z ” 18. A p o sto ł zbija to tw ierd ze­
nie, m ó w iąc: „M ężczy zn a nie pow inien n a k ry w ać głowy,
gdyż je st o b razem i chw ałą B o g a ” (1 K o r 11, 7). N ie
pow iedział: n a o braz, ale pow ied ział „jest o b ra z e m ” . O b­
ra z te n je d n a k nie o d n o si się d o Syna, k tó ry je st d o sk o ­
n ały m o b razem O jca, gdyż n a innym m iejscu je st p o ­
w iedziane: „ n a obraz... n a sz ” . J a k więc m ó g łb y być „ n a
o b ra z ... n a sz ” , gdy Syn je st jedynie O jcow skim o brazem ?
— Z e w zględu n a nie d o ró w n u jące, ja k pow iedzieliśm y,
p o d o b ie ń stw o , m ów i się o człow ieku, że je st „ n a o b ra z ” .
A w ięc „ n a s z ” oznacza, że człow iek je st o b razem T rójcy.
N ie je st o b razem rów nym T ró jcy , ta k ja k Syn jest rów ny
O jcu, ale - ja k pow iedziano — p rzybliża się do N iej przez
pew ne p o d o b ie ń stw o , ja k w rzeczach o d d alo n y ch zaznacza
się p e w n a bliskość, nie m iejsca, lecz n aślad o w n ictw a. D la ­
tego p o w ied zian o : „P rzem ieńcie się przez odnow ę w aszego

17 Platońska teoria o „połączeniu się podobnego z podobnym”, często stosowa­


na przez Ojców od Orygenesa {De principiis, 1. 6, 4; II. 8; Iło m . in Is., VIi. 1). Por.
PLATON, Prawa, IV. 716 c (tłum. M. Maykowska, Warszawa 1960, str. 159):
,,A jakie postępowanie miłe jest Bogu i podąża za nim? Jedno jedyne
i dające się określić przez to jedno tylko stare powiedzenie, że «podobne mile
jest podobnemu», jeżeli trzyma się właściwej miary, bo rzeczy, które wy­
kraczają poza nią, ani sobie wzajemnie nie są mile, ani tym, które się jej
trzymają. Otóż Bóg ma być dla nas miarą wszystkich rzeczy, o viele bardziej
z pewnością niż, jak mówią, człowiek. Kto więc takiej istocie jak Bóg chce
się stać mity, takim jak on stać się musi możliwie najbardziej. Zgodnie z tym,
ten z nas, kto ma zdrowe poczucie umiaru, miły jesl Bogu, bo do niego
podobny, a ten, kto go nie ma, niepodobny jest do niego i z nim poróżniony,
i tak samo niesprawiedliwy i w innych rzeczach według tej samej będzie
zasady” .
Por. H. MERKT, ’O MOI OSIE <9EilT von der platonischen Angleichung an Gott
zur G öttlichkeit bei Greg. v. Nyssa, Frei bürg 1952.
10 Całe to zagadnienie zostanie opracowane w ks. XII, VT, 8, str. 361—362.
Odnośniki do Ojców greckich w Postowiu, n. 28 i przyp. 145-146, str. 580.
260 Księga V II

d u c h a ” (R z 12, 2), d o tych, k tó ry m ten że A p o s to ł m ów ił:


„B ądźcie tedy n a śla d o w c am i B ożym i ja k o synow ie n a j­
m ilsi” (E f 5, 1). D o now ego bow iem czło w iek a to m ó w i,
„ k tó ry w ciąż się o d n a w ia k u d o sk o n a łe m u p o z n a n iu n a
o b ra z T ego, k tó ry go stw orzył” (K o l 9, 10*).
Jeśli w ięc k to ś chce d la p o trz e b dyskusji p rz y ją ć ja k ie ś
oznaczenie w liczbie m nogiej (z p o m inięciem o zn aczeń
relatyw nych), ta k by m ó c je d n y m określen iem o d p o w ie ­
dzieć n a pytan ie: k to są ci T roje? i chce odpow iedzieć: trz y
su b stan cje alb o trzy osoby, to niechaj o d su n ie o d teg o
w szelkie p ojęcia m asy i rozciągłości, o d d a le n ia ja k ie g o ś
n ie p o d o b ie ń stw a , co by m o g ło n a su w a ć m y śl, że coś tu je st
m n iejsze lub w iększe od d ru g ieg o . N ie c h w te n sp o só b
u n ik a ta k p o m ie sza n ia O sób, ja k i ro z ró ż n ie ń w p ro w a d z a ­
ją cy c h ja k ą ś nierów ność. Jeśli nie m o żem y zro zu m ieć, to
przez w iarę przyjm ujm y, aż zajaśnieje w n aszy ch sercach
T e n , k tó ry pow iedział przez p ro ro k a : „Jeśli w ierzyć nie
będziecie, nie zrozum iecie” (Iz 7, 9 ) 19.

IV Wedhig tłumaczenia z tekstu LXX.


K S IĘ G A Ó S M A

R O Z U M I E N IE W IA R Y 1

W stę p

W prow adzenie
947 1. P ow iedzieliśm y ju ż gdzie indziej 2, że w ted y d o k ła d ­
nie o rz e k a m y o tym , co się o d n o si d o w łaściw ości każdej
z O só b T ró jc y Św iętej, gdy w y ra ża m y ich w zajem n e relacje.
M ó w i się w ięc ta k o O jcu, S ynu i D a rz e Ich O b y d w ó ch ,
D u c h u Św iętym , gdyż O jciec nie je st T ró jcą , nie je st N ią
Syn, ani D a r nie je st T ró jc ą .
K ie d y je d n a k m ó w i się o k ażd ej z O sób ab so lu tn ie,
w ów czas nie obejm uje się Ic h liczbą m n o g ą , m ó w ią c ja k o
o T rze c h , ale się m ó w i ja k o o je d n ej rzeczyw istości: T ró jca.
T a k w ięc m ó w iąc: B óg O jciec, B óg Syn, B óg D u c h Święty,
d o b ry O jciec, d o b ry Syn, d o b ry D u c h Święty, albo w szech­
m o c n y O jciec, w szechm ocny Syn, w szechm ocny D u c h
Św ięty, nie m ów im y: trzej bogow ie, trzej d o b rz y , trzej
w szech m o cn i, ale je d e n B óg, d o b ry , w szechm ogący, T ró jc a
Św ięta. I ta k m ó w im y o w szystkim , co nie je st o d n o sze ­
niem się, ale co się a b so lu tn ie o rz e k a o k ażd ej z O sób.
O d n o si się to bow iem do is to ty B ożej —bo w B ogu nie m a
ró żn icy p o m ię d z y tym , że istnieje, a tym , że je st w ielki,
d o b ry i m ą d ry , i że je st tym , co m ożem y pow iedzieć
o k ażd ej z O só b w o d n iesien iu d o N iej sam ej — to sam o
m o ż e m y p o w ied zieć i o sam ej T ró jcy .
K ie d y w ięc m ó w i się o trz e ch O so b a c h alb o o trzech
su b sta n c ja c h , to czyni się ta k nie d lateg o , ażeby w sk azać

1 Zob. Posłowie, n. 18 i 29.


2 W ks. V.
262 Księga VIII

n a ró ż n o ść isto ty , ale czyni się ta k , p ró b u ją c ja k o ś o d ­


pow iedzieć je d n y m słow em n a pytan ie: K to są ci T rzej?
albo: co to z a T ro je? R ó w n o ść w łonie T ró jcy je s t ta k
d o s k o n a ła , że nie ty lk o O jciec nie je st w B óstw ie w iększy
o d Syna, ale ró w n ież Ojciec i Syn razem nie są czym ś więcej
od D u c h a Św iętego, i poszczególne O sob y nie są czym ś
m niej niż c ała T ró jc a .
W szystko to było ju ż p ow iedziane. A jeśli często d o tych
rzeczy p o w ra ca m y , w ciąż je o b ra c a ją c w ró żn y sp o só b , to
d lateg o , że przez p o w ta rz an ie sta ją się one bliższe i lepiej
się je poznaje. T rz e b a je d n a k czynić to z pew nym u m ia re m
i b łag ać B oga z gorliw ą p o b o ż n o śc ią , ażeby um ysł o tw o ­
rzył i u s u n ą ł w szelki u p ó r w n aszy ch d o c ie k a n ia c h ta k ,
by d u sza m o g ła d o strzec isto tę p ra w d y , bez d o m ieszek
m a te rii i nie p odległą żadnej zm ienności. T e ra z w ięc,
w m ia rę ja k d o p o m o ż e n a m przedziw nie m iło siern y S tw ó r­
ca, o d d a m y się d o c iek a n io m w sp o só b b ard ziej w e w n ę trz ­
ny niż p o p rz e d n io 3, choć m ó w ić będziem y o ty c h sam y ch
p raw d ach . Z a c h o w am y przy tym zasadę, że jeśli coś jeszcze
nie w yjaśniło się ro zu m o w i, to niem niej trz y m a m y się
m o c n o w iary.

R ów ność O sób
I. 2. S tw ierdzam y więc, że w tej T ró jc y dw ie alb o trzy
O soby nie są czym ś więcej niż je d n a z N ich . Z m y sło w e
ro zu m ien ie nie p o jm u je tego, gdyż w m ia rę m o ż n o śc i
d o strz eg a ono p raw d ziw o ść rzeczy stw o rz o n y ch , ale nie
w idzi P raw d y , k tó r a je stw orzyła. G d y b y ta b y ła d la ń
d o stę p n a , to b lask słońca nie w yd aw ałb y m u się ta k ja sn y
ja k to, cośm y pow iedzieli. W su b sta n c ji P ra w d y —b o ty lk o
o n a praw dziw ie istnieje — nic nie m o ż e być w iększe, nie
będąc zarazem bardziej praw dziw e. W ty m , co je s t d u ­
chow e i niezm ienne, je d n e rzeczy nie są b ard ziej p ra w d z iw e

3 Nie przerzucamy się więc po dociekaniach teologicznych na teren filozofii, ale


pogłębiamy Objawienie sięgając do analizy naszej własnej natury, którą znamy także
z Objawienia, a nie z wniosków filozoficznych. Raz po raz autor wkroczy na teren
mistyki, która bez wątpienia głębiej sięga niż informacja i technika teologiczna - nie
mówiąc o niedociągnięciach filozoficznych.
1 - II, 3 263

od d ru g ic h , gdyż są je d n a k o w o i niezm iennie w ieczne. T o ,


co ta m n azy w am y w ielkim , je st w ielkie przez to sam o , że
je s t p raw dziw e. D la te g o ta m , gdzie w ielkość je st p ra w d ą ,
tam 948 w iększe m u si być to , co je s t b ard ziej p raw d ziw e; to
zatem , co nie z aw iera w sobie więcej p ra w d y , to nie je s t
w iększe. A w reszcie to, co z aw iera w sobie więcej p ra w d y ,
to m u si być b a rd ziej praw dziw e, ta k sam o ja k w iększe je st
to , co m a w sobie więcej w ielkości: a więc w iększe ta m je st
to , co b ardziej p raw dziw e.
O tó ż O jciec i Syn razem w zięci nie są bardziej p raw d ziw i
n iż sam O jciec albo sam Syn. Z a te m O bydw aj razem nie są
czym ś w ięcej niż k a ż d y z o so b n a. A p o n iew aż ró w n ie
p raw d ziw ie istnieje i D u c h Św ięty, p rz e to O jciec i Syn
razem nie są czym ś więcej od N iego, gdyż nie są bardziej
od N iego praw dziw i. T a k sam o O jciec i D u c h Św ięty
ra z em nie przew yższają Syna p ra w d ą , bo nie są b ard ziej
p raw d ziw i od N iego, a w ięc i w ielkością G o nie przew yż­
szają. T a k w ięc Syn i D u c h Św ięty są razem czym ś ró w n ie
w ielkim ja k sam O jciec, gdyż je st w nich te n sam sto p ień
rzeczyw istości co w O jcu. T a k sam o i cała T ró jc a jest
ró w n ie w ielk a ja k k a ż d a z Jej O sób. Bo tam , gdzie w ielk o ­
ścią je s t sa m a p ra w d a , ta m nic nie je st w iększe, co nie je st
b ard ziej p raw dziw e. G d y ż w istocie p raw d y być, to znaczy
być p raw d ziw y m ; a być w ielkim , je s t tym sam ym , co być
p raw d ziw y m . T a m więc, gdzie je st rów ność p raw d y , ta m
m u si być ta k ż e i ró w n o ść w ielkości.

1. B og najw y ższą P ra w d ą i najw yższym D o b re m

B óg p o zn a w a n y ja k o praw da
II. 3. M o ż e się z d arzy ć w świecie ciał, że zło to w tej b ry le
je s t ró w n ie p raw d ziw e ja k w ta m te j, a je d n a k ta b ry ła z ło ta
je s t czym ś w iększym od tam te j. M o że się ta k zd arzy ć
w św iecie m a te ria ln y m , gdyż p ra w d a nie jest tu ta j ty m
sam y m , co w ielkość, i co in n eg o być złotem , a co in n eg o
być w ielkim . T o ż sam o w idzim y i w n a tu rz e duszy. P o ­
w iedzieć, że d u sz a je st p ra w d z iw a i że je st w ielka, to nie
264 Księga VIII

w ychodzi n a je d n o , gdyż p raw d ziw ą duszę p o sia d a rów nież


i ten, k to w cale nie je s t w ielki duchem . A to d lateg o , że
is to tą ciała albo duszy nie jest sam a p ra w d a, ta k ja k
p ra w d ą jest T ró jc a Św ięta, B óg jed en , jed y n y , w ielki,
praw dziw y, p raw d o m ó w n y , p ra w d a . K iedy usiłujem y m y ś­
lą objąć B oga —jeżeli nam n a to zezw ala i udziela łaski
—nie w olno n am w y o b rażać G o sobie w zetknięciu z m ie j­
scem albo obejm ującego p rzestrzeń, ja k trzy ciała. N ie je st
O n jak im ś zespoleniem trzech ciał, ja k baśnie m ó w ią o G e-
ry o n ie 4 *. O drzucajm y bez w a h a n ia w szystko, co by się
m o g ło w ten sp o só b p rzedstaw iać n aszem u um ysłow i, ja k
gdyby w iększe było to, co je st w trzech, aniżeli w je d n y m ,
a m niejsze w je d n y m niż w dw óch. T o znaczy o d rzu cajm y
w szelką cielesność. Pow iedzm y to sobie, że nic z tego, co
w świecie duchow ym p o d leg a jakiejś zm ienności, nie m oże
być u w ażane za B o g a 6.
N iem ała to ju ż część p o z n a n ia , jeśli w zd y ch ając k u
szczytom z d n a tej otchłani, zanim jeszcze będziem y m ogli
w iedzieć, kim je st Bóg, poznajem y ju ż , czym O n nie jest.
B o z pew nością nie jest O n ani ziem ią, ani n iebem , ani
niczym p o d o b n y m d o nieba i ziem i, ani niczym ta k im , co
byśm y m ogli ujrzeć w niebie, ani n aw et ta k im , czego nie
w idzim y, a co m o że je st w niebie. I choćbyś w y o lb rzy m iał
w w yobraźni b la sk słońca, ja k ty lk o zdołasz —czy ogrom ,
czy blask jego —po tysiąckroć, bez m ia ry — nie b ędzie to
Bogiem. I gdybyśm y w yobrażali sobie aniołów , te czyste
duchy, k tó re ożyw iają ciała niebieskie, p o ru sz a ją je i k ie ru ­
ją nim i zgodnie z tym , by służyły B ogu; naw et aniołow ie,
949 k tó ry ch są „tysiące tysięcy” (A p 5, 11), w szyscy razem
złączeni, nie m o g ą się ró w n ać z B ogiem . N a w e t gdybyś
zd o łał w ystaw ić sobie m yślow o te duchy bez ciał, co jest
niezw ykle tru d n e d la naszego zm ysłow ego m yślenia!
Z ro zum w ięc - jeśli zdołasz — duszo o b c ią ż o n a ciałem
p o d d a n y m skażeniu, duszo p rz y tłu m io n a ziem skim i m y ś­

4 Dziesiątą pracą Herkulesa byto schwytanie wołów dozorowanych przez tego


potwora, syna Okeanidy Kalliroe (J. PARANDOWSKI, Mitologia, Warszawa 1955,
str. 170-171).
6 Nowe potępienie fizycznych teorii stoickich o Bogu cielesnym (Zob. ks. 1,
przyp. 2, str. 21).
II, 3 - III, 4 265

lam i, rozlicznym i i różnym i; zrozum więc —jeśli zd o łasz


—że B óg je st P raw d ą (M d r 9, 15). N a p isa n o bow iem : „ Ż e
B óg je st św iatłością” (1 J 1, 5). N ie tą św iatłością, ja k ą
w idzą oczy, lecz tą , k tó rą d o strzeg a serce, gdy słyszysz: to
je st P raw d a. N ie b adaj, nie p ró b u j wiedzieć, co to jest
P raw d a . N a ty c h m ia st bow iem w yjdą na tw oje sp o tk an ie
m gły i cienie zm ysłow ych o b razó w o raz ch m u ry m a ja k ó w
w y o b raźn i i zm ącą ja sn o ść tw ojego pierw szego spojrzenia,
gdym to b ie pow iedział: P raw d a. T a k , w tym pierw szym
w ejrzeniu jesteś olśniony ja k błyskaw icą, kiedy się m ów i:
P raw d a . T rw aj w nim , jeśli m ożesz. Lecz nie m ożesz.
Z n o w u o p a d a sz n a ziem ię, w to, do czegoś przyw ykł. Jak iż
to ciężar - p y ta m —ciągnie cię w dół, jeśli nie grzechy, ta k
że ugrzązłeś w nam iętn o ściach i błędach ziem skiego piel­
g rzy m o w an ia 6?

B ó g ja k o Dobro najw yższe


III. 4. I to jeszcze zrozum iej, jeśli zdołasz: N iew ątpliw ie
k o ch asz ty lk o to , co dobre.
B o d o b ra je st i ziem ia ze sw ym i w yniosłym i góram i,
i ła g o d n e zarysy p ag ó rk ó w , i rów niny polne, przyjem ne
i żyzne upraw y; d o b ry jest do m o h arm o n ijn y ch p r o p o r ­
cjach, obszerny i jasny; d o b re są ciała zw ierząt u d a ro w a n e
życiem ; d o b re je st łagodne i zd ro w e pow ietrze, d o b re jest

0 Mamy tu echo całej filozofii III i IV w., która zajmuje się przede wszystkim
opisem wądrówki dusz po „krainach” {regiones) duchowych. Cały problem „mądro­
ści” polega na przejściu z „krainy” , gdzie poznanie i szczęście są niemożliwe
(dziedzina zmysłów) do „krainy” metafizycznej (Zob. PLOTYN, Enn. I, VI, 8, tłum.
A. Krokiewicza, t. I, sir. 213, gdzie jest opisane to pielgrzymowanie jako „ucieczka
do lubej ojczyzny”, jak głosi Iliada, II, 140). O Absolucie Plotyn twierdzi, że nie
można myśleć ani mówić; trzeba przeżyć spotkanie z nim w przelotnych chwilach
ekstazy. „Kto ujrzał, ten wie, o czym mówię, a mianowicie, że dusza miewa wtedy
inne życie, kiedy podchodzi i już dojdzie i udział w Nim weźmie” {Enn. VI, IX, 9;
por. Enn. V, V, 8). „Bytujemy mocniej, kiedy przytulimy się do Niego... tutaj
wypoczywa dusza poza utrapieniami, nie hołduje żadnym namiętnościom, tutaj i oto
tutaj jest życie prawdziwe” {ibid.). „Trudność na tym głównie polega, że nie można
Go sobie uświadomić, ani za sprawą wiedzy, ani za sprawą myślenia, więc tak jak
inne przedmioty umysłowe, lecz tylko za sprawą «obecności», która jest wyższa od
■wiedzy... Nie można Go przedstawić ani w słowie, ani w piśmie" (por. PLATON,
Farm. 142 a; List VII, 341 c; etc...). Dalsze rozumowanie Augustyna jest równoległe
do opisów Dobra zawartych w Enneadach Plotyna.
266 Księga VIII

pożyw ienie sm aczne i zdrow e; d o b re je st zd ro w ie bez


cierpień i zm ęczenia; d o b ra je st p ię k n a tw a rz człow ieka,
m ile u śm iech n ięta i zd ro w o z a ru m ie n io n a ; d o b re je s t serce
przyjaciela, słodycz p rzeży w an ia ty c h sam y ch u czu ć i w ie r­
ności p rzyjaźni; d o b ry je s t człow iek spraw iedliw y; d o b re
b o g actw a, bo u ła tw ia ją życie, u w a ln iając od tro sk i; d o b re
je st n ieb o w raz ze Słońcem , K siężycem i gw iazdam i; d o b re
je st słow o p o u c za ją ce z w dziękiem i p rz y n o szą ce d o b rą
ra d ę słuchaczom ; d o b ra je s t p o ezja o p ięk n y m ry tm ie
i p ełn a głębokich m yśli. I co jeszcze w ym ienić? D o b re je st
i to , i d o b re je st ta m to . O d rzu ć „ to ” alb o „ o w o ” , i z o b ac z
— jeżeli m o żesz — sam o d o b ro . W ted y (zobaczysz B oga,
k tó ry nie je st d o b ry d o b ro c ią w ziętą od ja k ie g o ś in n eg o
d o b ra , ale je st d o b ro c ią w szelkiego d o b r a . |
T a k , w śród ty c h w szystkich d ó b r, k tó re w ym ieniłem ,
alb o k tó re m o ż n a zobaczyć czy też w y o b ra zić sobie, nie
m o g lib y śm y u w a ż a ć je d n eg o za lepsze od in n y c h i słusznie
je oceniać, gdybyśm y nie m ieli w yciśniętego w n as p o ję c ia
sam ego d o b ra , w ed łu g k tó re g o u z n aje m y pew n e rzeczy za
d o b re i je d n e rzeczy p rz e k ła d a m y p o n a d d ru g ie . T a k
w łaśnie m a m y B o g a m iłow ać: nie ja k tę lub ta m tą rzecz
d o b rą , ale ja k o sa m o D o b ro . D u sz a m a szu k ać nie ta k ic h
d ó b r, p o n a d k tó ry m i przech o d zi się o cen iając ich w a rto ść;
ale d o b ra , do k tó re g o p rzyw iązujem y się, m iłu ją c je. A cóż
n im jest, jeśli nie B óg? T o nie je st ani d o b ra d u sz a , ani
d o b ry anioł, nie d o b re niebo: ale to d o b re D o b ro .
M o że w ten sp o só b lepiej w yjaśnię to , co chcę p o ­
w iedzieć. O to np. słyszę, ja k m ó w ią o ja k iejś duszy, że je st
d o b ra . Słyszę dw a słow a i n a ich p o d sta w ie d w ie rzeczy
ro zu m iem : je d n o z n ich to: „ d u s z a ” , a drugie: „ d o b r a ” .
N ie uczyniła o n a sa m a nic, ażeby być d u szą . I nie było jej
jeszcze w tedy, gdy m ia ła b y d ać sobie istn ien ie. N a to m ia s t
p o to , ażeby być d o b rą d u szą, 950 w idzę, że w o la jej
m u sia ła działać. N ie d lateg o , by to sam o , że je st d u sz ą , nie
było ju ż czym ś d o b ry m ; ja k że ż bow iem m o g lib y śm y p o ­
w iedzieć, —i to słusznie —że d u sza je st lepsza o d ciała? N ie
m ów i się je d n a k o niej „ d o b ra d u s z a ” , d o p ó k i p o z o s ta je jej
jeszcze do spełnienia d ziałaln o ść w oli, dzięki k tó re j sta n ie
się lepsza. Jeżeli zaś nie troszczy się o to , w ów czas s p ra w ie ­
III, 4 - 5 267

dliw ie się ją o b w in ia i słusznie się o niej m ó w i, że to nie je st


d o b ra du sza. Isto tn ie , ró ż n i się o n a o d duszy, k tó r a to
czyni. A p o n ie w aż ta m te j należy się za to p o ch w ała, w ięc ta
je st g o d n a n a g an y . Jeśli zaś d u sza p rz y k ła d a się d o teg o
gorliw ie i staje się d o b rą d u szą , w ów czas nie m o że o n a tego
czynić, jeżeli nie zw róci się k u czem uś, co n ią nie je st. A k u
czem u m a się zw rócić, ażeby być d o b rą , ja k nie k u d o b ru ,
k tó re m iłu je , k tó re g o p ra g n ie i k tó re osiąga? A jeśli od
n ieg o się o d w ró ci i cofnie się, p rz e sta ją c być d o b ra , przez
to sam o o d w ra c a się od d o b ra (o ile nie p o z o sta je w niej
sam ej to d o b ro , od k tó re g o się o d w raca), a jeśli chce się
p o p ra w ić , to m usi się do niego n a w ró c ić 7.

D obro absolutne i dobro uczestnictw a


5. N ie b y ło b y w ięc ż ad n y ch d ó b r zm iennych, gdyby nie
było n iezm iennego d o b ra .
Słyszysz, m ó w ią , że ta albo in n a rzecz je st d o b ra , a z in ­
n eg o p u n k tu w id zen ia m o g ła b y o n a nie w ydaw ać się d o b ­
ra? Jeśli zd o łasz — a b stra h u ją c od tych d ó b r, k tó re są
d o b ra m i ty lk o przez u czestnictw o w d o b ru - d o strz ec sam o
d o b ro , w k tó ry m u czestniczą ta m te i przez to są d o b re
(ro z p o z n a je się bow iem to d o b ro od razu , kiedy m o w a
o ty m , że coś je st d o b re), jeśli więc zdołasz o d erw ać się od
ty c h d ó b r, a d o strz ec d o b ro sam o w sobie, to d o strzeżesz
B o g a. A jeśli przylgniesz do N ieg o m iłością, to zn ajdziesz
szczęście s .
O , cóż to z a w styd! K o c h a m y ró ż n e inne rzeczy d lateg o ,
że są d o b re i przyw iązujem y się d o nich. A nie k o c h am y
d o b ra , z k tó re g o one czerp ią sw ą dobroć! N a w e t d u sza,
p rzez to sa m o , że je st d u szą, zanim jeszcze zdobędzie
d o b ro ć przez n a w ró c e n ie się do d o b ra niezm iennego, d u s z a
—p o w ia d a m —ju ż w ted y je st d la n as p rz e d m io te m tak ieg o

7 To odwrócenie się duszy od Boga i „nawrócenie się” będą wyjaśnione w ks. X.


V, 7— VII, 9 oraz XII. VIII, 13-XT, 16, str. 316 n., 366 n.). Ale powrót do Boga, o ile
jest spontaniczny w aspekcie ontologicznym (duszajest „naturalnie” spokrewniona
z Bogiem, jak mówią teologowie greccy), o tyle w dziedzinie moralnej wymaga
szczególnej pomocy Bożej (ks. XIV. XVI, 22 - XVII, 23, str. 450-453).
s Por. Enn. VI. IX, 9 (wyżej: przyp. 6, str. 265).
268 K sięga V III

u p o d o b a n ia , że p rz e k ład a m y ją n a w et p o n a d w szelką sp o is­


to ść m a te ria ln ą , jeśli to d o b rz e ro z u m ie m y . A je d n a k nie
sa m a p rz e z się je st o n a d la n as ta k m iła , lecz p rz e z tę ideę,
w edług k tó re j z o sta ła u czy n io n a. I d la te g o , s tw o rz o n a ju ż ,
b u d zi w nas ta k i zachw yt, p o n ie w aż o d n o sim y się d o
w zo ru , w edług k tó re g o z o sta ła u czy n io n a . A je s t n im
p ra w d a , i p ro ste , z niczym nie p o m ie sz a n e d o b ro . N ie je s t
niczym in n y m ja k ty lk o sam ym d o b re m , a p rz e z to je s t też
najw yższym d o b re m . Bo d o b ro nie m o ż e zm niejszać się an i
w z ra sta ć inaczej, ja k tylko p rzez o trz y m y w a n ie sw ojej
d o b ro c i od in n eg o d o b ra .
W ięc żeby być d o b rą , d u sz a z w rac a się d o teg o d o b ra ,
k tó re m u zaw dzięcza ró w n ież i to , że je st d u szą . W ó w czas
w ola ja k gdyby p o tw ie rd z a n a tu rę d la d o p e łn ie n ia d o s k o ­
nałej d o b ro c i d uszy, gdy dzięki n a w ró c e n iu w oli je st u m iło ­
w an e d o b ro , od k tó re g o p o c h o d z i to d o b ro , k tó re g o d u s z a
nie m o ż e u tra c ić n a w et przez o d w ró c e n ie się w oli. G d y ż
p rz e z o d w ró cen ie się od najw yższego d o b ra d u s z a p rz e sta je
być d o b rą , ale nie p rz e sta je być d u sz ą (a je st to d o b ro
lepsze od ciała), ta k że d u sz a tra c i ty lk o to , co z d o b y ła.
D u sz a istn ia ła ju ż w tedy, gdy w o la jej m ia ła zw ró cić się k u
T e m u , o d k tó re g o o trz y m a ła byt; ale nie m o g ła p ra g n ą ć
istn ien ia, p o n iew aż w tedy nie było jej jeszcze. N a ty m
p o le g a n asze d o b ro : że w idzim y, iż z a w ie ra w sz y stk o , co
ro zu m iem y, że być p o w in n o ; o ra z to , że ro z u m ie m y , iż
zaw iera w szystko, co nie m o g ło b y n ie istnieć, ch o cia ż
um ysł n a sz nie m o ż e tego o g a rn ą ć. A le to d o b ro n ie je s t
d alek ie od k ażd eg o z n as, w N im b ow iem żyjem y, 951
p o ru sz a m y się i je steśm y (D z 17, 27—28).

2. W ia ra w T ró jc ę Św iętą

O czyszczenie serca p r ze z wiarę


IV . 6. Lecz żeby cieszyć się w pełn i o b e cn o śc ią te g o d o b ra ,
k tó re n a s d a rz y istn ien iem , bez k tó re g o istn ieć n ie m o ż e ­
m y , w in niśm y stać b a rd z o blisko niego i zesp o lić się z n im
m iłością. D o p ó k i jeszcze „ c h o d z im y w w ierze, a n ie w w i­
III, 5 - I V , 7 269

d z e n iu ” (2 K o r 5, 7), nie o g lą d a m y jeszcze B o g a „ tw a rz ą


w tw a rz ” , j a k m ó w i A p o s to i (1 K o r 13, 12). A je d n a k jeśli
te ra z ju ż nie będziem y G o m iło w ać, to n ig d y G o nie
u jrzy m y .
L ecz k to k o c h a to , czego nie zna? M o ż n a zn ać coś i nie
m iło w a ć teg o . L ecz —p y ta m —czy m o ż n a k o c h a ć to , czego
się nie zna? B o jeśli to niem ożliw e, w ta k im razie n ik t nie
m iłu je B oga zan im G o nie p o z n a . A co to jest: zn ać B oga?
C o to je st, jeśli nie: w idzieć B o g a i m o c n o się w N ieg o
w p a try w a ć oczam i d u ch a? B óg nie je st ciałem , w ięc nie
o czam i c iała szu k a się B oga. L ecz z an im będziem y zd o ln i
o g lą d a ć B oga, w idzieć G o ta k , ja k m o ż e być w id zian y —co
je s t p rzyw ilejem serc czystych, gdyż „b ło g o sław ie n i czys­
te g o serca, albow iem oni B oga o g lą d a ć b ę d ą ” (M t 5, 8)
—jeżeli nie będ ziem y G o m iło w ać p rzez w iarę, to serce nie
z d o ła oczyścić się ta k , by stać się zd o ln y m i g o d n y m
w id z e n ia B oga.
G d z ie ż w ięc są te trz y c n o ty , d la k tó ry c h b u d o w a n ia
w n a sz y c h d u s z a c h u sta w ia się ja k o ru sz to w a n ie K sięg i
Św ięte: w ia ra , n a d z ie ja i m iło ść (1 K o r 13, 13)? G d zież one
są, jeśli nie w d u szy teg o , k tó ry w ierzy w to , czego jeszcze
n ie w idzi, k tó ry n a d zie ję p o k ła d a i m iłu je to , w co w ierzy?
Z a te m k o c h a się ta k ż e i te g o , k o g o się nie zn a, ale się
w n ieg o w ierzy. T rz e b a się je d n a k strzec, by w ierząc w to ,
czego się nie w idzi, d u sz a nie w y o b ra ż a ła sobie czegoś,
czego nie zna; żeby nie o czek iw ała i nie m iło w a ła czegoś, co
nie je st p ra w d ziw e . B o w ta k im razie nie będzie to „m iło ść
z czy stego serca i z d o b re g o su m ien ia, a z w iary nie-
o b łu d n e j” , b ę d ą c a celem n a u c z a n ia , ja k p o w ia d a A p o sto ł
(1 T m 1, 5).

7. C zy tają c coś lub zasłyszaw szy w ro zm o w ie, m u sim y za


k a ż d y m ra z em w ierzyć rzeczyw istości om zm ysłow ym , k tó ­
ry c h nie w idzim y. D u c h n a sz z kon ieczn o ści coś sobie
w y o b ra ż a p rz y p o m o c y tych p rz y p a d k o w o z e b ran y c h fo rm
cielesnych, b a rw i k szta łtó w . N iezależn ie od tego, czy
o b ra z y te o d p o w ia d a ją rzeczyw istości — co się rz a d k o
z d a rz a — czy nie, w a żn e d la n a s je st nie to , żeby im w ie­
rzy ć, ale żeby p o p rz e z nie, p o p rz e z to , co one p o d su w a ją
270 Księga VIII

naszej m yśli, d o jść do p o z n a n ia czegoś, co je s t d la n as


p o ży teczne.
K to z czy tający ch albo słu c h a ją c y c h teg o , co n a p isa ł
a p o sto ł P aw eł lub co o nim n a p is a n o , nie w y o b ra ż a so b ie
w d u c h u oblicza i sam ego A p o s to ła i w szy stk ich , o k tó ry c h
ta m m o w a? Ilu ż ludzi czy ta te Listy! A k a ż d y inaczej
p rz e d sta w ia so b ie tw a rz e i w ygląd zew n ętrzn y w y m ie n io ­
n y c h ta m o só b . K to z n ich n a jb a rd z ie j z b liża się d o
p raw d y ? N ie w ia d o m o . L ecz nie ty m zajm u je się n a sz a
w ia ra , ja k w y g ląd ały tw arze i p o sta c i ty c h lu d zi. W a ż n e je st
d la niej to jed y n ie, że z łaski B ożej w iedli on i ta k ie życie
i d o k o n a li ta k ic h czynów , o k tó ry c h nas z a p e w n ia P ism o
św. O to , w co w ierzyć je s t p o ży teczn e, o czym n ie należy
w ą tp ić i czego trz e b a p ra g n ą ć . B o n a w e t oblicze sam eg o
P a n a w y stęp u je w m y ślach ludzi w n ie sk o ń c z o n ej r ó ż n o ­
ro d n o śc i fo rm i o b ra z ó w , zależnie od teg o , ja k k ażd y je
sobie p rz e d sta w ia . A przecież, n iezależn ie o d teg o , ja k ie
o n o było, było ty lk o je d n o . L ecz w naszej w ierze w P a n a
Jez u sa z b aw ie n n e je st nie to , żeby G o so b ie w y o b ra ż a ć
(w sp o só b m o ż e b a rd z o d alek i od p ra w d y ), ale to , co
o N im m yślim y ja k o o czło w iek u i co w N im o d p o w ia d a
952 n a sz e m u p ojęciu o n a tu rz e ludzkiej. G d y ż m a m y w nas
ja k b y ja k ą ś zasad ę, w p o jo n e p o jęcie n a tu ry lu d z k ie j, d zięk i
k tó re m u , w id ząc coś, o d ra z u p o z n aje m y , że to je s t czło ­
w iek.

P oznanie zaw arte w w ierze


V. M yśl n a sz a kształtu je się n a p o d staw ie tego pojęcia, kiedy
w ierzym y, że B óg stał się d la n a s człow iekiem , ażeb y d a ć
n am p rz y k ła d p o k o ry i o k a z a ć m iło ść B o żą w zg lęd em n as.
W ażn e d la n as je st to , ażeby w ierzyć i m o c n o , n ie ­
w zru szo n y m sercem u trz y m y w a ć, iż ta p o k o r a - k tó r a
sp raw iła, że B óg n a ro d z ił się z niew iasty, że w śró d ty lu
zniew ag ze s tro n y śm ierteln y ch p o p ro w a d z o n o G o n a
śm ierć —je s t n a jd o sk o n a lsz y m lekiem u z d ra w ia ją c y m n a d ę -
to ść naszej pychy, i je s t w z n io słą ta je m n ic ą ro z p lą tu ją c ą
w ięzy grzechu. T a k sam o m a m y p a trz e ć n a p o tę g ę z d z ia ła ­
n y ch przez N iego c u d ó w i n a Z m a rtw y c h w sta n ie , bo w ie­
IV, 7 - V, 8 271

m y, co to je s t w szechm oc, i w ierzym y, że są to d zieła


W szech m o g ąceg o . W o p a rc iu o p o s ia d a n ą p rzez n a s —w ro ­
d z o n ą lu b n a b y tą —w iedzę o ro d z a ja c h i g a tu n k a c h rzeczy,
sąd zim y o ta k ic h fa k ta c h , ażeby w ia ra n a sz a nie była
z m y ślo n a i o b łu d n a .
N ie z n a m y ró w n ież tw a rz y D ziew icy M a ry i, k tó r a — bez
u d z ia łu m ę ż a i sam a n ie tk n ię ta —cu d o w n ie w y d a ła n a św iat
C h ry stu sa . N ie w iem y, ja k w y g lą d ał Ł a z arz, nie w idzieliś­
m y a n i B etan ii, a n i g ro b u , a n i k a m ie n ia , k tó ry P a n k a z a ł
o d w alić. N ie w idzieliśm y n o w eg o g ro b o w c a w y k u teg o
w skale, z k tó re g o Jezu s zm artw y ch w sta ł; ani G ó ry O liw ­
nej, z k tó re j w stąp ił do n ieb a. N ik t z n a s nie w idział tych
rzeczy. Z u p e łn ie nie w iem y, czy o d p o w ia d a ją o n e n aszy m
w y o b ra ż e n io m , raczej p rz y p u szc za m y , że nie są d o nich
p o d o b n e . A jeśli zd arzy się, że w ygląd ja k ie g o ś m iejsca,
czło w iek a czy ciała, p rz e d sta w ia ją c się naszym o c zo m , o d ­
p o w ia d a te m u , co śm y o n im m yśleli, nie w idząc go jeszcze,
to b a rd z o n a s to dziw i, gdyż z d a rz a się ta k b a rd z o rz a d k o ,
a raczej p ra w ie nigdy. A je d n a k rzeczy te są p rz e d m io te m
naszej m o c n e j w ia ry , p o n ie w aż m yślim y o n ich w o p a rc iu
o b a rd z o p e w n ą d la n a s w iedzę o nich, ta k szczegółow ą,
ja k i o g ó ln ą . W ierzy m y b o w iem , że P a n Jezu s C h ry stu s
n a ro d z ił się z D ziew icy im ieniem M a ry ja . Co to je st dziew i­
ca, co zn aczy n a ro d z ić się, czym je st im ię w łasn e - w te
rzeczy n ie p o trz e b u je m y w ierzyć, p o n ie w aż je zn am y . Czy
tw a rz D ziew icy M a ry i b y ła ta k a , ja k ją sobie w y o b rażam y ,
m ó w ią c lu b m y ślą c o ty ch rzeczach , — teg o zu p ełn ie nie
w iem y i nie je st to p rz e d m io te m naszej w iary. Z u p e łn ie nie
d o ty k a n aszej w iary, jeśli pow iem y: M o że ta k ą m ia ła
tw a rz , a m o ż e in n ą . N ik t je d n a k bez n a ru sz e n ia w iary
ch rześcijań sk iej nie pow ie: M o ż e z D ziew icy n a ro d z ił się
C h ry stu s.

J a k m o żn a m iłow ać Trójcę Św iętą, któ re j nie znam y?


8. T o te ż p ra g n ą c p o z n a ć - n a ile to d la n as d o stę p n e
- w ieczność, ró w n o ść i je d n o ś ć B oskiej T ró jc y , w inniśm y
n a jp ie rw w N ią w ierzyć, zan im J ą jeszcze p o z n a m y , i c z u ­
w ać n a d ty m , b y n a sz a w ia ra b yła p ra w d ziw a . R a d u ją c się
272 Księga VIII

p osiadaniem tej T rójcy, będziem y żyć szczęśliwie. Jeżeli


je d n a k niepraw dziw ie będziem y w N ią wierzyć, to p ró ż n a
będzie nasza nadzieja, a m iłość nie będzie czysta.
A le w ja k iż sposób w iara pozw oli nam m iłow ać tę
T rójcę, której nie poznaliśm y jeszcze? Czy m o że dzięki tym
pojęciom rodzajow ym i gatunkow ym , dzięki k tó ry m k o ­
cham y ap o sto ła Paw ła? A p o sto ł m ógł wcale nie m ieć takiej
tw arzy, ja k ą sobie w yobrażam y, m yśląc o nim , 953 m o ż e ­
m y nie m ieć o tym najm niejszego pojęcia, ale w k ażdym
razie w iem y, co to jest człowiek. N ie szukając d alek o , m y
sam i jesteśm y ludźm i. I on nim był. W czasie śm iertelnego
życia jego dusza była złączona z ciałem . T o jasn e. W ierzy ­
m y, że było w nim to, co m y sam i w idzim y w sobie. Bo
i my, i on należym y do tego sam ego g a tu n k u obejm ującego
rów nież całą n a tu rę ludzką.
C óż je d n ak — szczegółow o czy ogólnie — w iem y o tej
najwyższej T rójcy? J a k gdyby istniały jak ieś p o d o b n e tr ó j­
ce, jakbyśm y n iektóre z nich poznaw ali z d o św iad czen ia
—w oparciu o zasadę p o d o b ień stw a w yciśniętą w n as, albo
w oparciu o znajom ość ro d zajó w czy g a tu n k ó w - m ogli
wierzyć, że ta T ró jca je st d o nich p o d o b n a . M o glibyśm y
w ten sposób, n a podstaw ie po d o b ień stw a, m iło w ać tę
rzeczyw istość w ierząc w nią, chociaż jej jeszcze nie znam y.
A przecież ta k nie jest. M oże je st tak , ja k z n aszą m iłością
d la Z m artw ychw stania P a n a naszego Jezu sa C h ry stu sa,
choć nigdy nie w idzieliśm y, by k to ś zm artw ychw stał? A czy
w ten sposób przez w iarę m ożem y m iłow ać T ró jcę Św iętą,
której nie w idzim y i nigdy nie w idzieliśm y nic d o niej
po d o bnego? W iem y je d n a k dobrze, co to je st żyć i co
znaczy um rzeć, bo i sam i żyjem y i m ieliśm y sp o so b n o ść
widzieć um ierających. W ięc dośw iadczalnie w iem y, co to
jest um arły czy um ierający. A cóż to jest zm artw y ch w sta ­
nie, jeśli nie życie n a now o, to je st p o w ró t od śm ierci do
życia?
K iedy więc m ów im y i w ierzym y, że je st T ró jca , w iem y,
co to jest, bo wiemy, co znaczy: trzy. Ale nie to k o ch am y .
N ietru d n o nam przecież o d n ajd o w ać troistości, jeśli tego
chcemy. Pom ijam resztę, ale w eźm y chociażby zabaw ę
w ,,m o rrę” trzem a palcam i. M y je d n a k k o ch am y nie p ierw ­
V, 8 - VI, 9 273

szą lepszą trójcę, ale tę, k tó ra jest Bogiem . T o więc w T ró j­


cy Świętej m iłujem y, że jest B ogiem . O tóż nie w idzieliśm y
i nie znam y innego B oga, p o n iew aż jest tylko je d en Bóg,
ty lk o te n jed en , k tó reg o nie w idzieliśm y jeszcze i k tó reg o
m iłujem y przez w ia rę 9. A le n a ja k im podobieństw ie, n a
ja k im p o ró w n a n iu ze znanym i rzeczam i o p ieram y w iarę
w B oga, k tó reg o m iłujem y, nie znając G o jeszcze? O to
p ytanie.

Poznanie duszy sprawiedliwej


V I. 9. W ró ć się więc ze m n ą, a rozw ażym y w spólnie,
dlaczego k o ch am y A postoła?
Czy dlatego, że dzięki dobrze zn an em u n am pojęciu
n a tu ry ludzkiej w ierzym y, że był człow iekiem ? Z pew nością
nie. W ta k im bow iem razie nie m oglibyśm y k o ch ać go
teraz, kiedy ju ż nie jest człow iekiem , bo jego d u sza o d ­
dzieliła się od ciała? O tóż to, co w nim k o ch am y , żyje i dziś
jeszcze. T a k w ierzym y. K o c h am y w nim d u c h a sp raw ied ­
liwego. I do ja k ieg o ż to rodzajow ego czy gatunkow ego
pojęcia w tym się odnosim y, jeśli nie do znajom ości tego,
czym je st dusza, i co znaczy „spraw iedliw y” ?
N i^ bez racji tw ierdzim y, że wiemy, co to je st dusza,
p o n iew aż i m y tak że m am y duszę. N igdy oczym a naszym i
nie o g lądaliśm y duszy i tylko n a podstaw ie p o d o b ień stw a
z w ielu zn an y m i n am rzeczam i w ytw orzyliśm y sobie o niej
pojęcie ro d zajo w e i gatunkow e, a bardziej jeszcze — ja k
rzekłem —n a tej podstaw ie, że sam i posiadam y duszę. Czy
istnieje coś, co by n a m było rów nie blisko znane, co by
lepiej zdaw ało sobie spraw ę z w łasnego istnienia, niż to,
przez co p o zn ajem y w szystko inne, to je st sam a dusza?

“ Tu jest klucz całego rozumowania. Człowiek nie szuka wiadomości o Bogu, ale
samego Boga, aby w spotkaniu z Nim doznać wymiany miłości. Nie wystarczy
filozofia Plotyna, mimo że wyrażenia Augustyna są bardzo podobne do tego, co
spotykamy w Enneadach. Sama ekstaza bowiem hamuje działanie (jak zresztą
Augustyn to zaznacza w Wyznaniach, IX. X, 23—25 i X. XL, 65, P. L. 32, 773— 774:
80&-807), a wierzący chce osiągnąć mądrość czynną, czyli działać w oświetleniu
kontemplacji. Augustyn podkreśli to trochę dalej, kiedy połączy miłość do Boga
z miłością bliźniego. Z toku rozumowania da się wywnioskować, jak nędzna może
być teologia, która nie wiąże się z kontemplacją.
274 Księga VIII

G d y ż n aw et ru c h y ciał, dzięki k tó ry m p o strzeg am y , że żyją


rów nież inne isto ty o p ró c z nas, ro z p o z n aje m y przez a n a lo ­
gię z n am i. T a k ż e i nasze ciało p o d o b n ie ja k inne p o ru sz a
się dzięki tem u, że żyje. T o p ra w d a , że kiedy p o ru sz a się
żyjące ciało, w ów czas nie o tw iera się d la naszy ch o czu
ż a d n a in n a d ro g a , p o z w ala ją ca n am d o strz ec duszę, rzeczy­
w istość niew idzialną d la w zroku. P o strz e g am y je d n a k , że
w tej m asie ciała tk w i coś, co jest ró w n ie ż i w n as 954 i co
p o d o b n ie p o ru sz a nasze ciało: a to je st życie i d usza. N ie
je st to ja k b y w yłączna w łaściw ość ro z tro p n o śc i i ro z u m u
ludzkiego. R ó w n ież i zw ierzęta p o strz e g a ją , nie ty lk o w ła s­
ne życie, ale i to , że o b o k nich żyją in n e zw ierzęta p o z o ­
stające w ja k im ś zw iązku z nim i, a naw et i to , że m y
żyjem y. N ie w idzą one naszych d u sz, ale po ru c h a c h ciała
— od ra z u i bez tru d u — w iedzione ja k im ś in sty n k te m
p o z n ają , że żyjem y. Z a te m duszę innego człow ieka ro z p o z ­
n ajem y n a p o d staw ie znajom ości w łasnej d u szy i n a tej
p o d staw ie w ierzym y w jej istnienie, choć jej nie zn am y . N ie
t y l k o p o s t r z e g a m y i s t n ie n ie duszy, ale m o żem y ró w n ież
—z astan aw iając się nad w łasną d u s z ą —w iedzieć, czym je st
dusza. A to d lateg o , że m a m y duszę.
A skąd w iem y, co to jest „ sp raw ied liw y ” , jeżeli sam i nie
jesteśm y spraw iedliw i? G d y b y n ik t, nie b ę d ąc sam sp ra w ie ­
dliw ym , nie w iedział, co to je st „ sp raw ied liw y ” , to n ik t by
nie k o c h ał spraw iedliw ego p o z a sam ym i ty lk o sp ra w ie d ­
liw ym i. N ie m o ż n a bow iem k o c h ać k o g o ś, w ierząc w je g o
św iętość i spraw iedliw ość, jeśli się nie wie, co to je st
spraw iedliw y. Z g o d n ie z tym , cośm y u p rz e d n io w y k azali,
k o c h a się to , w co się w ierzy, choć się tego nie w idzi, ty lk o
n a p o d staw ie p o z n a n ia ogólnego czy szczegółow ego ja k ie jś
zasady. Bo gdyby spraw iedliw ego m iło w a ł ty lk o s p ra w ie d ­
liwy, to ja k że ż by człow iek m ó g ł p ra g n ą ć b y ć św iętym ,
sk o ro nim nie jest? N ik t bow iem nie chce być ty m , czego
nie m iłuje. A le żeby stać się spraw iedliw ym , nie b ę d ą c nim
jeszcze, trz e b a tego chcieć. A żeby chcieć b y ć s p ra w ie d ­
liw ym , trz e b a m iło w ać spraw iedliw ego. O tó ż nie m o ż e
k o ch ać spraw iedliw ego ten , k to nie w ie, co to jest. A w ięc
wie, co to je st spraw iedliw y, n a w e t te n , k to nim jeszcze nie
jest.
VJ, 9 275

S k ą d zatem wie? C zy w idział go w łasnym i oczam i? C zy


m o ż e istnieje ja k ie ś spraw iedliw e ciało, ta k ja k są ciała
białe, czarne, k u liste i k w ad rato w e? K tó ż by śm iał tw ie r­
dzić? N ie, oczy m a p o strz eg a się jed y n ie ciała. O tó ż s p ra ­
w iedliw a w człow ieku je st ty lk o dusza. K ied y w ięc m o w a
o sp raw iedliw ym człow ieku, to m ów i się w yłącznie o jeg o
duszy, a nie o ciele. S praw iedliw ość jest ja k b y p ięk n o ścią
duszy, k tó ra sp raw ia, że ludzie są piękn i, często n aw et
w tedy, gdy ich ciało je st b rz y d k ie i zniekształcone. N ie
w idząc duszy oczam i, nie w idzim y rów nież i jej p iękności.
S k ą d w ięc ten, k to jeszcze nie je st spraw iedliw y, wie, co to
je st i k o c h a spraw iedliw ego, chcąc nim zostać? Czy m o że
w ru c h a c h ciała o k a z u ją się pew ne znaki, p o k tó ry c h się
p o z n aje , że te n a lb o inny człow iek je st spraw iedliw y? A le
s k ą d p o z n aje , że te gesty są o bjaw em spraw iedliw ości,
s k o ro zupełnie nie wie, n a czym o n a polega? A więc wie.
A le sk ąd w iem y, co to je st spraw iedliw y, sk o ro sam i nim
jeszcze nie jesteśm y? Jeśli od z ew n ątrz go znam y, to w j a ­
kim ś ciele. A le to nie je st rzecz m a te ria ln a . A w ięc w nas
sam ych, w naszy m w n ętrzu p o zn ajem y , co to je st sp raw ied ­
liwy. N ie gdzie indziej o d k ry w am to pojęcie, kiedy go
szu k a m , żeby o nim m ów ić, ja k we m n ie sam ym . A jeśli
z a p y ta m innego człow ieka, co to je st spraw iedliw y? W ó w ­
czas i on ta k że w sobie sam ym d o c iek a ć będzie, co o d ­
pow iedzieć. I jeśli k to ś praw dziw ie n a to o dpow ie, to
d la te g o , że w sobie sam ym o d k ry ł odpow iedź.
W p raw d zie chcąc m ów ić o K a rta g in ie, też szukam w sa­
m y m sobie i tam o d k ry w am o b ra z K a rta g in y . Lecz w y o b ­
rażen ie to uzyskałem za po śred n ictw em ciała, to jest m o ich
zm ysłów cielesnych, gdyż byłem w niej obecny cieleśnie,
955 w idziałem ją , p o strzeg ałem zm ysłam i i zachow ałem
w p a m ięci jej w sp o m n ien ie, ta k że zn ajd u ję w sobie jej
„ s ło w o ” , gdy chcę o niej m ów ić. „S ło w e m ” tym je st jej
o b ra z zach o w an y w m ojej pam ięci, a nie tró jsy lab o w y
d źw ięk C arthago, gdy j ą w ym ieniam lub naw et gdy m ilcząc
w m yśli w y p o w iad am jej nazw ę w ja k im ś m om encie. T a k ,
to je st to , co w idzę w m ej duszy, w ym aw iając te n tró j­
sy lab o w y dźw ięk, albo n aw et zanim go w ym ów ię. T a k
sam o , kiedy chcę m ó w ić o A lek san d rii, k tó re j nigdy nie
276 Księga VIII

w idziałem , —je st we m nie obecne jej w yobrażen ie. Słysząc


o niej wiele, n a p o d staw ie o p o w ia d a ń uw ierzyłem , że je st to
o g ro m n e m ia s to , i ja k um iałem , w ytw orzyłem sobie w d u ­
szy jeg o o b raz. I to je st w e m n ie jej „ sło w o ” , gdy chcę
o niej m ów ić, zanim w ypow iem p ięć sylab jej im ienia, k tó re
je s t niem al w szystkim znane. G d y b y m m ó g ł w y d o b y ć z m ej
duszy te n o b ra z i p o k a z a ć go ludziom znający m A le k sa n d ­
rię, z p ew n o ścią pow iedzieliby wszyscy: to nie to sam o .
A gdyby pow iedzieli: T o o n a , w ów czas d ziw iłbym się
b ard zo . P rzy g lą d a jąc się tem u o b razo w i ja k b y n a m a lo w a ­
n em u w m ej duszy, a jej sam ej nie znając, w ierzyłbym
je d n a k p rzed e w szystkim św iadectw u tych, k tó rz y ją w i­
dzieli i zachow ali jej w spom nienie.
N ie ta k je d n a k b a d am , co to je st spraw iedliw y, n ie w te n
sposób go o d k ry w am i p a trz ę n a niego, k ied y o nim
m ów ię. I nie n a tej p o d staw ie in n i u z n a ją słu szn o ść m y ch
słów czy też ja ją u zn aję u innych. N ie w idziałem teg o
w łasnym i oczam i, nie za p o śred n ictw em zm ysłów ciała
0 tym się dow iedziałem i nie usłyszałem o tym od ludzi
zn ający ch rzecz w ta k i sposób. M ó w iąc o ty m , je stem
św iadom tego, co m ó w ię i zn am rzecz, w iem , że „ sp ra w ie d ­
liw a d u s z a ” to ta , k tó ra w życiu sw oim i w sw oich
o b y czajach u k ła d a w szystko w o p a rc iu o w iedzę i ro z u m ,
1 k a ż d e m u o d d a je to , co m u się n a le ż y 10.
N ie m yślę w tedy o rzeczy nieobecnej ja k K a rta g in a , i n ie
w y o b rażam jej sobie, n a ile m n ie stać, ta k ja k to m ia ło
m iejsce z A le k sa n d rią , k tó re j o b ra z o d p o w ia d a lu b nie
o d p o w ia d a rzeczyw istości. P a trz ę n a coś o b ecn eg o , w idzę
to w sobie, chociaż sam nie jestem tym , co w idzę. W ielu
ludzi słysząc, co o ty m m ó w ię, zgadza się ze m n ą . K a ż d y
10 Jest to definicja sprawiedliwości, jaką daje św. AMBROŻY, pod pewnym
względem mistrz Augustyna, w każdym razie prawnik {De officiis, I. 24, 115, P. L.
16, 57)- Sam jej nie wynalazł, bo spotykamy ją u Cycerona i wyraża poglądy stoickie.
Jesteśmy jednak tutaj w kontekście religijnym i Augustyn ma na myśli wewnętrzny
porządek duszy; i w tym znajduje się echo definicji sprawiedliwości, jaką daje
PLOTYN {Enn . I. II, 6, tłum. Krokiewicza, I, str. 65); przechodzimy już w świat
religijny. Porządek zaś religijny wymaga harmonijnego żyda duszy z Bogiem,
stąd utożsamienie sprawiedliwośd ze świętośdą, jakie znajdujemy w Piśmie św.
Sprawiedliwość zatem złączona jest z miłośdą {De natura et gratia 70, 84, P. L. 44,
290) i razem z miłością pozostanie w życiu wiecznym (Zob. niżej: XIV. IX, 12,
str. 438-440).
VI, 9 277

zaś, k to zg ad za się ze m n ą ze zn ajo m o śc ią rzeczy, ró w n ież


w sam ym sobie w idzi tę rzeczyw istość, c h o ciaż sam nie je st
tą w id z ian ą przez siebie rzeczą. A le kied y spraw iedliw y
w idzi to i m ów i o spraw iedliw ości, w ów czas o n sam je st
tym , co w idzi i o czym m ów i. A gdzież o n to w idzi, jeśli nie
w sam ym sobie? N ie m a w ty m nic dziw nego, b o gdzieżby
m ia ł to w idzieć, jeśli nie w sam ym sobie? A le co je st
n a p ra w d ę przed ziw n e, to fa k t, że d u sza w idzi w sobie to ,
czego nie w idzi nigdzie p o z a tym , że m a o ty m ja sn e
i p raw dziw e pojęcie, że d o b rz e wie, co to je st d u sz a
sp raw ied liw a, niezależnie o d tego, czym sa m a je st i czy
w sam ej sobie o g lą d a spraw iedliw ą duszę. C zyżby m o że
była ja k a ś in n a , spraw iedliw a d u sza w du szy tego, k tó ry
jeszcze nie je st spraw iedliw y? A jeśli jej ta m nie m a , to co ta
d u sz a w idzi, m ó w ią c je d n a k słusznie, n a czym p o leg a
sp raw iedliw ość duszy? Czy tym , co w idzi, nie jest w ew nę­
trz n a p ra w d a o b ecn a w d u szy zdolnej, żeby j ą zobaczyć?
L ecz nie w szystkie dusze są d o tego zdolne. N ie w szystkie
też z ty ch , k tó re są do tego zdolne, sam e są tym , co w idzą;
to znaczy, że nie stają się one spraw iedliw ym i d u szam i
p rzez to sam o , że w idzą i m ó w ią , co to je st d u sza sp raw ied ­
liw a. I ja k że ż m o g ły b y się nim i stać, jeśli nie p rzez to, że
p rz y w ią zu ją się d o o g ląd an eg o p rzez siebie id e a łu 11, że
k s z ta łtu ją się w edług niego, ażeby stać się spraw iedliw ym i
d u szam i. W ted y ju ż one nie p o p rz e sta n ą n a tym , żeby
w idzieć i m ów ić, że d u sza spraw iedliw a rządzi się w iedzą
i sp raw iedliw ością; ale sam e b ę d ą się starały żyć sp ra w ied ­
liw ie i trw a ć w spraw iedliw ości, o d d a ją c k ażd em u , co m u
się n ależy, ta k żeby n ik o m u nie były nic w inne p ró c z
w zajem nej m iło ści (R z 13, 8). A w ja k i sposó b p rzy w iązu ją
się d o tego ideału, jeśli nie p rzez m iłość? 956 D laczego więc
k o c h a m y d ru g ieg o człow ieka, u w ażając go za sp ra w ied ­
liw ego, a nie m iłujem y tego ideału, w k tó ry m p o zn ajem y ,
co to je st d u sza spraw iedliw a, ażebyśm y i m y ró w n ież
m o g li stać się spraw iedliw ym i? A m o ż e jeślibyśm y go nie
k o ch ali, to a b so lu tn ie nie m oglibyśm y k o ch ać tego, k o g o
11 Znowu echo Lego samego rozdziału w Emeadach, co poprzednio (I. II, 1,
tłum. Krokiewicza, I, 56): „upodobniamy się do Boga... jeżeli będziemy sprawiedliwi
i zbożni w przymierzu z mądrością”.
278 K sięga V III

m iłu je m y w łaśn ie ze w zględu n a n iego; ale d o p ó k i sam i


jeszcze n ie je ste śm y spraw ied liw i, p o ty m iło ść te g o id e ału
je st z b y t sła b a , by d a ć n a m m o c , ab y śm y się stali s p ra w ie d ­
liw ym i?
Z a te m czło w iek u w a ż a n y za sp raw ied liw eg o je s t k o c h a ­
n y ze w zg lęd u n a tę id e a ln ą p ra w d ę , k tó rą w so b ie w idzi
i p o z n a je , k ied y m iłuje. A le tę id e a ln ą p ra w d ę m iłu je się ze
w zględu n a n ią sa m ą , a nie z in n y c h racji. G d y ż p o z a n ią
nie o d k ry w a m y nic, co b y było d o niej p o d o b n e , nic, co by
n a m p o z w a la ło —zan im ją p o z n a m y —m iło w a ć ją , o p ie ra ­
ją c jej p o z n a n ie n a w ierze i p o ró w n a n iu z ty m , co ju ż
zn am y p o d o b n e g o . N ie, p o n ie w a ż w szystk o ta k ie , co b y ś­
m y m o g li d o strz e c , to ju ż je s t o n a w łaśnie. A raczej nie m a
nic ta k ie g o , bo ty lk o o n a je s t ta k a .
Z a te m k to k o c h a ludzi, te n ich k o c h a d la te g o , że są
spraw iedliw i, alb o p o w in ien ich k o c h a ć p o to , by się s p ra ­
w iedliw ym i stali. T a k sam o p o w in ien k o c h ać i siebie sa m e ­
go: alb o d lateg o , że je st spraw iedliw y, alb o po to , żeby n im
był. W ten spo só b bezpiecznie k o c h a się bliźniego ja k siebie
sam ego. K to k o c h a siebie inaczej, te n nie m iłu je siebie
w ed łu g spraw iedliw ości, b o k o c h a nie p o to , żeby stać się
spraw iedliw ym , a więc żeby być niespraw ied liw y m , to je st
złym. I d lateg o w cale siebie n ie k o c h a , bo „ k to m iłu je
n iep raw ość, te n m a w nienaw iści duszę sw oją” (P s 10, 6).

3. K to b ra ta m iłu je , te n B o g a p o z n a je

P raw dziw a m iłość


V II. 10. W sz y stk o , co p o w ie d z ia n o , w sk azu je, że w tej
kw estii pośw ięconej T ró jc y Św iętej i p o z n a n iu B o g a n a j­
w ażniejsze je st p y tan ie: co to je s t p ra w d z iw a m iło ść ? A r a ­
czej: co to je s t m iło ść, b o ty lk o p ra w d z iw a m iło ś ć je st
g o d n a tego im ienia, a w sz y stk o p o z a n ią je s t je d y n ie
p o ż ą d liw o ś c ią 12. N ie m niej b o w iem n a d u ż y w a m y te g o

12 Definicja „pożądliwości” brzmi następująco u św. Augustyna (De div. qua.est.


83, qu. 33, P. L. 40, 23): „Pożądliwością jest upodobanie w rzeczywistości ach
vi, 9 - vir, io 279

sło w a m ó w ią c , że p o ż ąd liw i k o c h a ją , niż w te d y , gdy m iłu ­


ją c y c h n a z y w a m y chciw cam i. P ra w d z iw a m iło ść p o le g a n a
ty m , b y śm y p rz y w ią z a li się d o p ra w d y i sp raw ied liw ie żyli.
M ie jm y w ięc za n ic w szystkie śm ie rte ln e rzeczy, bo k o c h a ­
ją c lu d zi chcem y, żeby sp raw ied liw ie żyli. W te n sp o só b
b ęd ziem y g o to w i n a w e t n a śm ierć d la d o b r a b raci, ja k
C h ry s tu s n a u c z y ł n a s teg o sw oim p rz y k ła d e m 13.
W p ra w d z ie „ są d w a p rz y k a z a n ia , n a k tó ry c h całe P ra w o
zaw isło i P r o ro c y ” : m iło ść B o g a i m iło ść b liźn ieg o (M t 22,
37—40); nie bez ra c ji je d n a k P ism o św. o g ra n ic z a się często
d o w y m ie n ia n ia ty lk o je d n e g o z n ich . N iek ied y w ięc m ó w i
ty lk o o m iło ści B o g a, np.: „ W iem y zaś, że m iłu ją c y m B o g a
w sz y stk o p o m a g a k u d o b re m u ” (R z 8, 28), alb o : „Jeśli k to
m iłu je B o g a, te n d a je się p o z n a ć B o g u ” (1 K o r 8, 3), oraz:
„ M iło ść B o ż a ro z la n a je s t w serca ch n a sz y c h p rzez D u c h a
Św iętego, k tó ry n a m je s t d a n y ” (R z 5, 5), i wiele in n y ch .
Jeśli b o w ie m , k to ś m iłu je B o g a, to czyni w szy stk o , co Bóg
n a k a z u je , i w tej m ie rz e k o c h a , w ja k ie j to czyni. A więc
i b liźn ieg o k o c h a , p o n ie w a ż B óg ta k każe.
N iek ied y zaś P ism o św. w sp o m in a w y łączn ie o m iło ści
b liźn iego, ja k n p .: „ Je d e n d ru g ie g o b rz e m io n a dźw igajcie,
a ta k w y p ełn icie z a k o n C h ry s tu s o w y ” (G a 6, 2), albo:
„ B o cały Z a k o n w y p e łn ia się w ty m je d n y m p o w ied zen iu :
B ędziesz m iło w a ł bliźniego tw ego ja k o siebie sa m e g o ”
(G a 5, 14), o ra z : „ W sz y stk o te d y , c o k o lw iek chcecie, aby
w a m lu d z ie czynili, i w y im czyńcie: to je s t b o w iem Z a k o n
i P r o ro c y ” 957 (M t 7, 12). Z n a jd u je m y w Piśm ie św. jeszcze
wiele in n y c h te k stó w , w k tó ry c h je d y n ie m iło ść bliźniego
p rz e d sta w ia się ja k o d ro g ę w io d ą c ą do d o sk o n a ło śc i, a m il­
czen iem p o m ija się m iło ść k u B o g u , ch o ć n a „ d w ó c h
p rz y k a z a n ia c h całe P ra w o zaw isło i P ro ro c y ” . A le i tym

przemijających”. Miłością natomiast (caritas et dilectió) będzie zwrócenie się do


rzeczywistości wiecznych. Faktycznie jednak nie przedmiotem określa się miłość,
a wewnętrzną postawą, jak to podaje De doctr. christ., III. 10, 16, P. L. 34, 72;
pożądliwością jest wszelka forma egoizmu. Nawet normalna miłość ludzka - w mał­
żeństwie i w rodzinie - winna być oświetlona miłością nadprzyrodzoną i w nią się
przekształcić.
1S N a tym polega nowość przykazania Chrystusowego (J 13, 34), że miłować
mamy braci - co już było zapisane w Starym Przymierzu (np. Syr 27, 17) - ale la k
j a k C h ry s tu s nas umiłował.
280 Księga VIII

razem ta k ie przem ilczenia w ypływ ają stąd , że jeśli k to ś


bliźniego m iłu je, to z konieczności n ajb ard ziej m iłu je sam ą
m iłość. Bo „B ó g jest m iłością, a k to trw a w m iłości,
w B ogu trw a ” (1 J 4, 16). W y n ik a więc z teg o koniecznie,
że przede w szystkim B oga m iłuje.
11. S zukający B oga za p o śre d n ictw e m m o cy rz ą d zą cy c h
św iatem lub jego częściam i, byw ają przez to o dciągnięci od
B oga i d a lek o o d N iego o d rz u c en i, nie w jak ieś m iejsca
odległe, lecz o d d a la ją się o d N iego ró ż n o ścią uczuć. U siłu ją
bow iem wyjść n a zew nątrz, a o puszczają swe w nętrze,
w k tó ry m jest B ó g 14. Słysząc o jak iejś m o cy , ch o ćb y
niebieskiej, albo ja k o ś ją sobie w y o b ra ża ją c, b ard ziej jej
zazd ro szczą potęgi zadziw iającej lu d z k ą słab o ść, niż n a ­
ślad u ją p o b o ż n ą m iłość, dzięki k tó re j d o stęp u je się B ożego
p o k o ju . W oleliby w swojej pysze m ó c to , co m o że a n io ł, niż
p o b o żn ie być tym , czym o n jest. Ż a d e n św ięty nie m iew a
u p o d o b a n ia w p o siad a n e j przez siebie w ładzy, ale w m o cy
T ego, o d k tó re g o o trzy m u je zd o ln o ść d o k o n y w a n ia
w szystkiego, cokolw iek m ą d rz e czyni. Święty w ie, iż więcej
je st p o tęg i w p o b o żn y m złączeniu swej w oli z W sz e ch m o c ­
n y m niż w u zy sk an iu —w ła sn ą m o c ą i w łasn ą w o lą —w ła ­
dzy ta k w ielkiej, że d rż ą p rzed n ią ci, k tó rz y jej nie
p o siad a ją . D la te g o sam P a n , Jezus C h ry stu s, d o k o n u ją c
ta k w ielkich rzeczy, —p o d ziw iający ch je uczył czegoś więcej
jeszcze; a um ysły p o z o sta ją ce w zaw ieszeniu i sk u p io n e n a
doczesnych cu d ach , zw racał k u rzeczyw istościom w iecz­
nym i w ew nętrznym . „P rzy jd źcie” —p o w ia d a — „ d o m n ie
w szyscy, k tó rz y pracujecie i ug in acie się p o d ciężarem , a ja
w as po krzepię. W eźm ijcie ja rz m o m o je n a sieb ie” . N ie
m ów i: „U czcie się ode m n ie, że w skrzeszam u m a rły c h p o
czterech d n ia c h ” . A le m ów i: „U czcie się ode m n ie, żem je st
14 Nowa aluzja do neoplatoćskiej regio dissimilitudinis - krainy różności. Por.
str. 259 (przyp. 17) i 265 (przyp. 6):
„Trzeba bowiem, skoro zobaczy cielesne piękności, by nie ścigał ich więcej,
lecz by wiedział, że są śladami tylko i cieniami, i by ucieka! do tamtej, której
one tylko są podobiznami... Ojczyzna nasza tam, skąd przybyliśmy, i tam
nasz Ojciec... Do odbycia tej drogi nie potrzeba nóg. Nie musisz także
przygotować wozu z końmi ani lodzi, lecz musisz... zmienić swój wzrok
i wzbudzić ten inny wzrok, który wprawdzie każdy posiada, ale którego mało
kto używa” (PLOTYN, Enn. I. VI, 8, ttum. Krokiewicza, I, 113—114).
V lí, 10 - VIII, 12 281

cichy i p o k o rn e g o serca” . P o tężniejsza bow iem i bezpiecz­


n iejsza je st n iew zru szo n a p o k o ra niż w ielkość a ż p o d
n ie b io sa w iatrem n a d ę ta . T o te ż w dalszym ciągu d o p o ­
w ia d a Pan: „ A znajdziecie o d p o czn ien ie d la d u sz w aszy ch ”
(M t 11, 28—29). M iło ść bow iem „n ie n a d y m a się” (1 K o r
13, 4) i „B óg jest m iło ścią” (1 J 4, 8), „ a w ierni w m iłości
p o z o sta n ą przy n im ” (M d r 3, 9), odw ołani z zam ętu zew nę­
trznego do m ilczącej radości. O to „B óg jest m iło ścią” ,
czem u więc n a w ysokości niebios i w głębokościach ziemi
szukam y T eg o , k tó ry w nas jest, jeśli chcem y z N im być?

K to braci sw ych kocha, ten B oga poznaje


V III. 12. N iech n ik t nie m ów i: N ie wiem , k o g o m iłow ać.
N iech k o c h a b ra ta sw ego, a p o k o c h a sam ą M iłość. Lepiej
bow iem zn a m iłość, przez k tó r ą k o c h a, niż b ra ta , k tó re g o
k o c h a . O to dlaczego d u sza m o ż e znać B oga bardziej niż
b ra ta . R zeczyw iście bardziej G o m o że znać, bo jest jej
bliższy i bardziej obecny; bardziej G o m o ż e znać, bo
w e w n ą trz niej je s t obecny. B ardziej G o m oże znać, bo je st
pew niejszy. O bejm ij B oga, k tó ry je st m iłością, a m iło ścią
obejm iesz G o . T o je s t ta sam a M iłość, k tó ra w szystkich
d o b ry c h anio łó w i w szystkich sług B ożych społecznie łączy
w ęzłem św iętości. I nas tak że i ich łączy z so b ą w zajem nie,
i sam ej sobie p o d d a je. Im bardziej więc jesteśm y w olni od
n a d ęto ści pychy, 958 tym bardziej jesteśm y n apełnieni
m iłością. A czym —jeśli nie B ogiem —p rzep ełn io n y je st ten,
k to je s t pełen m iłości?
M o ż n a by je d n a k pow iedzieć: W idzę m iłość. W p atru ję
się w n ią w zro k iem duszy, n a ile m n ie stać. W ierzę słow om
P ism a, że „B ó g je st m iłością, a k to trw a w m iłości, w B ogu
trw a ” (1 J 4 , 16). A je d n a k — w idząc m iłość - nie d o ­
strzeg am w niej T ró jcy Świętej. —O w szem , w idzisz T ró jcę,
w id ząc M iłość. S p ró b u ję —ja k ty lko p o tra fię —p o k a za ć ci,
że w idzisz. O by tylko O n a to spraw iła, że m iłość nas
p o ru sz y , że zw róci nas k u ja k ie m u ś d o b ru .
K ie d y m iłujem y m iłość, to k o c h am y ją ja k o coś k o c h a ją ­
c ą i d la te g o , że coś k o c h a. Co zatem k o c h a m iłość ta k , by
być k o c h a n a ja k o sam a m iłość? Bo m iłość bez p rz e d m io tu
282 Księga VIII

nie je st m iło ścią. Jeżeli siebie m iłu je, to m u si k o c h a ć coś


jeszcze, ta k żeby k o c h a ć siebie ja k o m iłość. P o d o b n ie ja k
słow o: o z n ac z ają c coś, sam o ró w n ie ż m a zn aczen ie; lecz
jeśli niczego nie o zn acza, to i sa m o słow o nic nie znaczy.
T a k sam o i m iłość: pew nie, że siebie m iłuje; lecz jeśli nie
m iłu je siebie ja k o m iłu ją c a coś, to nie m o że siebie k o c h a ć
ja k o m iłość. C ó ż zatem k o c h a m iło ść, jeśli nie to , co
m iłu jem y n a d p rz y ro d z o n ą m iło ścią? Z a c zn ijm y o d teg o , co
m a m y n ajbliżej: od b ra ta . Z w ażm y , ja k usilnie z ale c a n a m
A p o sto ł m iło ść b ra te rsk ą : ,,K to m iłu je b r a ta sw ego, p rz e ­
b yw a w św iatłości i nie m a sz w nim z g o rsze n ia ” (1 J 2, 10).
J a sn e w ięc, że A p o sto ł w idzi d o s k o n a ło ś ć sp raw ied liw o ści
w m iło ści bliźniego; bo w k im „ n ie m a sz z g o rsz e n ia ” , te n
z p ew n o ścią je st d o sk o n a ły . Z d a je się o n p o m ija ć m il­
czeniem m iło ść B o g a, czego n a p e w n o by nie u czy n ił,
gdyby p rzez tę m iło ść b ra te rs k ą nie chciał d o m y śln ie w sk a ­
zać n a B oga. Is to tn ie , nieco dalej w tym sam y m liście,
m ów i to sam o zn aczn ie w yraźniej: „N ajm ilsi! M iłu jm y
jed n i d ru g ic h , bo m iło ść je st z B oga. I k ażd y , k to m iłu je,
z B o g a je st n a ro d z o n y i z n a B o g a. K to nie m iłu je , nie z n a
B oga, b o B óg je st m iło śc ią ” (1 J 4, 7 -8 ). Z e staw ie n ie to
ja sn e c h y b a. W sk azu je o n o , że ta m iło ść b ra te rs k a — b o to
b ra te rs k a m iłość, jeśli m iłu je m y je d n i d ru g ic h — nie ty lk o
„jest z B o g a ” , ale co w ięcej, je st B ogiem . T a k n a m z a rę c z a
A p o sto ł sw ą w ielką p o w ag ą.
K ie d y więc m iłujem y b ra ta , m iłu je m y go ,,z B o g a ” .
I niem ożliw e, byśm y nie m iło w ali p rzed e w sz y stk im tej
m iłości, k tó rą go m iłu jem y . S tąd w niosek: że te d w a p rz y ­
k a z a n ia m iło ści nie m o g ą istn ieć je d n o bez d ru g ie g o . „ B ó g
jest m iło śc ią ” , p rz e to z p e w n o śc ią B o g a m iłu je te n , k to
k o c h a m iłość. A n a p ew n o k o c h a m iło ść ten, k to b r a ta m i­
łuje. T o te ż praw ie z a ra z p o te m A p o s to ł d o d a je : „ K to nie
m iłu je b ra ta sw ego, k tó re g o w idzi, nie m o ż e te ż m iło w a ć
B oga, k tó re g o nie w idzi” (ibid. 20). D la te g o n ie w idzi
B oga, że nie m iłu je b ra ta . K to bow iem n ie m iłu je b ra ta ,
te n nie je st w m iłości, nie je s t w B o g u , „ b o B ó g je s t
m iło śc ią ” . P o n a d to , k to n ie je st w B o g u , te n n ie je st
w św iatłości, gdyż „B ó g je s t św iatło ścią i n ie m a w n im
ciem n o ści” (1 J 1, 5). C ó ż w ięc dziw nego , że te n , k to nie
V III, 1 2 - I X , 13 283

je st w św iatło ści, nie w idzi św iatła, to je st nie w idzi B o g a,


b o je st w ciem n o ściach . B ra ta zaś w idzi lu d zk im w zro k iem ,
k tó ry m nie m o ż n a w idzieć B oga. L ecz jeśli tego, k o g o 959
d o s trz e g a lu d z k im w zro k iem , u m iłu je d u c h o w ą m iło śc ią, to
u jrzy B o g a, k tó ry je st sa m ą m iło śc ią, ujrzy G o w ew n ętrz­
n y m w z ro k ie m , k tó ry m m o ż n a B o g a o g ląd ać. T a k więc,
k to nie m iłu je b ra ta , k tó re g o w idzi, te n n ie m o że m iło w a ć
B o g a, k tó re g o z tej racji nie w idzi, „ b o B óg je st m iło śc ią ” ,
k tó re j nie m a ten , k to b r a ta nie m iłu je. I nie p y ta jm y ju ż ,
ileśm y w inni m iłości o k a z a ć bliźn iem u , a ile B ogu: n ie p o ró ­
w n a n ie w ięcej B o g u niż n a m , a b liźniem u tyle, co n a m
sam y m . Siebie zaś tym więcej k o c h a m y , im b ard ziej B o g a
m iłu je m y 15. Z a te m tą sa m ą m iło śc ią k o c h a m y i B oga,
i bliźniego. L ecz B o g a ze w zględu n a N ieg o sam eg o ,
a b liźn iego ze w zględu n a B oga.

N ie m o żn a m iłow ać św iętej duszy spraw iedliw ego,


nie m iłując B oga
IX . 13. C zem u to — p y ta m —ro z p ło m ie n ia m y się, słu ch ając
alb o czy ta ją c te słow a: „ O to te ra z czas p o ż ą d a n y , o to te ra z
d zień z b aw ien ia. N ie dajem y w niczym n ik o m u zg o rszen ia,
ab y nie g a n io n o p o słu g i naszej: A le we w szystkim o k a z u je ­
m y się ja k o sługi B oże w w ielkiej cierpliw ości, w u tra p ie ­
n ia ch , w p o trz e b a c h , w u cisk ach , w c h ło sta c h , w w ięzie­
n ia ch , w ro z ru c h a c h , w p ra c a c h , w c zu w a n iu i w p o stac h .
W czystości, u m iejętn o ści, p o b łażliw o ści, w ła g o d n o śc i,
w D u c h u Ś w iętym , w m iłości n ie o b łu d n e j, w m ó w ien iu
p ra w d y , w m o c y B ożej, p rzez o rę ż spraw ied liw o ści n a
p ra w o i n a lew o, w chw ale i w h a ń b ie , w zniesław ieniu
i d o b re j sław ie. N ib y zw odziciele, a p ra w d o m ó w n i, n ib y
ta jem n iczy , a d o b rz e zn an i, n ib y u m ierający , a o to żyjem y,

16 Nie m a mowy tutaj o jakimś sublimowanym egoizmie. Miłujemy siebie tylko


poprzez Boga, który nas miłuje, tzn. że oddajemy się Jego działaniu, aby nas
stopniowo upodobnił do siebie. Źródłem więc naszej miłości jest miłość Boża. Dusza
nie zamyka się w sobie, a tylko Bogiem oddycha: miłość jej nie jest egoistyczną
zdobyczą, bo to miłość opanowuje duszę. „Stosunkowo łatwo jest znienawidzić
siebie — pisze Bernanos. —Wielką łaską byłoby zapomnieć o sobie; lecz gdyby
wszelka pycha zamarła w nas, łaską nad łaskami byłoby - w pokorze - miłować
siebie samego jak pierwszego lepszego cierpiącego członka Ciała Chrystusowego” .
284 Księga V III

n ib y k a ra n i, a nie uśm ierceni, nib y sm u tn i, a zaw sze w eseli,


n ib y u bo d zy , a w zbogacający w ielu, n ib y nic nie m a ją cy ,
a p o siad ający w szy stk o ” (2 K o r 6, 2—10).
C zem u w ięc ro z p a lam y się m iło śc ią d o a p o sto ła P aw ła,
czy tając p rz y to c zo n e słow a, jeśli nie dlateg o , że w ierzym y,
iż ta k w łaśnie żył? Lecz o tym , że trz e b a, by słudzy żyli
w ten sp o só b , w iem y nie ze św iadectw a innych, ale w idzim y
to w ew nętrznie w nas sam ych, a lb o raczej n a d n a m i
w sam ej praw dzie to w idzim y. T ego więc, k tó ry — ja k
w ierzym y —żył w ta k i sp o só b , k o c h a m y m o c ą w id zian eg o
przez nas ideału. I gdybyśm y nie m iłow ali n a d w szy stk o
tego ideału spraw iedliw ości zaw sze stałego i n iezm ien n eg o ,
960 to nie k ochalibyśm y A p o sto ła w łaśnie d lateg o , że ja k
uczy nas w iara, żyjąc w ciele, przy w iązał się i d o s to so w a ł
do tego w łaśnie ideału. N ie w iem je d n a k , ja k to się dzieje:
w iara w to , iż k to ś ta k żył, p o b u d z a n a s d o tym gorętszej
m iłości tego ideału, i do nadziei, że i m y ró w n ież — c h o ć
tylko ludźm i jesteśm y - ta k żyć m ożem y, kiedy in n i w iedli
ta k ie życie. W id ząc to nie tra c im y nadziei, jeszcze goręcej
tego pragniem y i ufniej o to się m o d lim y . W te n sp o só b
m iłość tego ideału, w edług k tó re g o —ja k w ierzym y — żyli
inni, spraw ia, że k o c h am y ich życie. A z drugiej stro n y to
ich życie, k tó re — w ierzym y w to — w iedli w ta k i w łaśn ie
sp o só b , ro z p a la w nas tym gorętsze u m iło w an ie id eału .
Stąd: im goręcej B oga m iłujem y, ty m pew niej i jaśn iej to
w idzim y. W B ogu bow iem o g ląd am y n iezm ien n y ideał
spraw iedliw ości, w edług k tó re g o —ja k sądzim y —lu d zie żyć
pow inni. A w ięc w ia ra m a w sobie m o c , ab y n a s d o ­
p ro w a d zić do p o z n a n ia i m iłości B oga — ja k o n ie c ał­
kow icie niezn an eg o i n ied o stęp n eg o d la naszej m iło ści
—lecz abyśm y G o jaśniej p o zn ali i m ocniej u m iło w ali.

Z ak o ń czen ie

Troistość w m iłości to ślad B o sk iej Trójcy


X . 14. Lecz cóż to jest m iłość, k tó r ą P ism o św. ta k b a rd z o
chw ali i w ysław ia? C zym o n a je st, jeśli nie m iło śc ią d o b rą ?
IX, 13 - X , 14 285

M iło ść zaś p o c h o d z i od k o g o ś k o ch ająceg o , i m iło ścią


o ta c z a m y ja k iś p rz e d m io t. M a m y w ięc trzy rzeczy w m iło ­
ści: k o c h ają c eg o , rzecz k o c h a n ą i sam ą m iło ś ć 16. C zym
w ięc je st m iłość, jeśli nie pew nym życiem łączącym dw ie
isto ty , alb o d ą żą c y m d o ich złączenia: k o ch ająceg o i tego,
co o n k o c h a? T a k sam o je st ró w n ież w m iło ściach zew nę­
trz n y c h i cielesnych. Lecz żeby czerp ać z czystszych i b a r­
dziej p rzejrzy sty ch źródeł, w zgardziw szy ciałem , w znieśm y
się w yżej, d o d u c h a. C o duch m iłuje w przyjacielu, jeśli nie
d u ch a? I tu ta j ró w n ież m asz troje: k o ch ająceg o , to co
k o c h a i m iłość. L ecz i o d tego m a m y w znieść się wyżej
jeszcze i szu k ać ta k w ysoko, ja k ty lk o człow iekow i d a n o
sięgnąć.
P o zw ó lm y tu je d n a k nieco o d p o c zą ć naszem u w ysiłkow i.
N ie zn aczy to , byśm y ju ż znaleźli to , czego szukam y. A le
n iech to będzie ta k ą chw ilą o d p o c zy n k u , ja k ą się zw ykle
d a je znalazłszy m iejsce, gdzie szu k a ć należy. Jeszcze nie
znaleźliśm y, ale ju ż o dkryliśm y m iejsce, gdzie m a m y szu­
k ać. N iech n a m to n a razie w ystarczy i będzie pierw szym
w ątk iem , k tó ry będziem y snuć dalej.

16 Zawarta jest w tym zapowiedź rozumowań całej trzeciej części traktatu.


Podkreślić trzeba, że pozostajemy w dziedzinie mądrości nadprzyrodzonej. ELementy
psychologiczne zachowują wymiar metafizyczny, a ponieważ poruszamy się w świet­
le wiary, mamy do czynienia z metodą teologiczną.
K S IĘ G A D Z IE W IĄ T A

M Y Ś L , P O Z N A N IE , M IŁ O Ś Ć

W stęp

W iara p o b u d za m y ś l do szukania
I. 1. O czyw iście szu k am y T ró jc y i to n ie ja k ie jk o lw ie k
T ró jcy , ale tej, k tó ra jest p raw d ziw y m , najw yższym i je d y ­
nym B ogiem 1.
M iej więc cierpliw ość, ty, k tó ry to słyszysz, k im k o lw ie k
jesteś. Bo d o p ie ro szu k am y i n ik t nie gani słusznie szu k a ją ­
cego, jeśli tow arzyszy m u n ie w zru sz o n a w ia ra w p o s z u k i­
w an iu ty ch rzeczy, gdzie ta k tru d n o je st p o z n a ć i ta k
tru d n o to w yrazić. N a to m ia s t k a żd y , k to w ięcej w ie czy
lepiej n a u c z a , słusznie i o d ra z u zg an i w y p o w ia d a ją c y c h
tw ierd zenia. P o w iedziane jest: „S zu k ajcie B o g a, a d u sz a
w asza ożyje” (Ps 68, 33). I żeby k to ś nie sąd ził le k k o m y śl­
nie, że ju ż cel osiągnął, P sa lm ista p o w ia d a : „ S z u k a jc ie
zaw sze jeg o o b lic z a ” (Ps 104, 4). A A p o s to ł m ó w i: „Jeśli
k o m u ś się w ydaje, że coś «w ie», to nie d o szed ł jeszcze d o
zro zu m ien ia, ja k w iedzieć w y p a d a . Lecz k to B o g a m iłu je,
te n je st m u z n a n y ” (1 K o r 8, 2 -3 ). N ie m ó w i: „ T e n z n a
B o g a” , co by było nieb ezp ieczn ą śm iałością, lecz p o w ia d a :
„T en je st m u z n a n y ” . T a k sam o w in n y m m ie jscu p o ­
w iedziaw szy: „ T e ra z znacie B o g a ” , o d ra z u p o p ra w ia się
d o d ając: „ a raczej zostaliście p o z n a n i przez B o g a ” (G a 4,
9). A le n ajw yraźniej to m ów i w n a stę p u ją c y m m iejscu:
„B racia, nie sądzę, abym to ju ż uchw ycił. A le o je d n y m
jestem p rz e k o n a n y , że z a p o m in a ją c o w szy stk im , c o je s t za

1 Zob. Posłowie, n. 30.


I, 1 287

m n ą , zd ążam k u te m u , co je st p rz e d e m n ą , biegnę d o celu,


d o n a g ro d y w n iebie p rz y g o to w a n ej w edług p o w o ła n ia
B ożego w C h ry stu sie Jezusie. W szyscy p rz e to , k tó rz y o sią ­
gnęliśm y d o jrz a ło ść , ta k to ro z u m ie jm y ” (F lp 3, 13—15*).
A w ięc za d o sk o n a ło ś ć w tym życiu A p o sto ł u w aża nie
co in n eg o ja k z a p o m n ien ie o w szystkim , co je st „ za n a m i” ,
961 a z d ą ż a n ie cały m w ysiłkiem k u tem u, co przed n am i.
T a k , to n a sta w ie n ie p o sz u k iw a n ia je st najbezpieczniejsze,
d o p ó k i nie ujm iem y tego, k u czem u zd ążam y i co nas
w yw yższa p o n a d n a s s a m y c h 2. L ecz słuszne je st jed y n ie to
d ążen ie, k tó re w y n ik a z w iary. G d y ż pew n o ść w iary ja k o ś
z ap o czątk o w u je poznanie. Pew ność zaś p o z n a n ia będzie
d o s k o n a ła d o p ie ro później, po tym życiu, kiedy będziem y
widzieć tw a rz ą w tw arz (1 K o r 13, 12). B ądźm y więc
prześw iadczeni, że uczucie skłaniające nas do szu k an ia p r a ­
w dy jest bezpieczniejsze od tw ierdzenia, że zn am y to , czego
nie zn am y. S zukajm y więc ja k o m ający znaleźć, a zn ajdujm y
ja k o ci, k tó rz y jeszcze pow inni szukać. „G d y człow iek
skończy, d o p ie ro zacznie” (S yr 18, 6). N igdy nie w ah ajm y
się niew iernie co do tych p raw d , k tó re n a m są p o d aw an e do
w ierzenia. A co do praw d podlegających rozum ow i, nigdy
zbyt śm iało nie w ysuw ajm y tw ierdzeń. W pierw szych m am y
p rzy jąć a u to ry te t, w d ru g ich —d o ciek ać praw dy.
W ty m , co o d n o si się d o niniejszej kw estii, w ierzym y, że
O jciec i Syn, i D u c h Św ięty są je d n y m B ogiem , S tw ó rcą
i R z ą d c ą w szystkiego stw o rzen ia. A n i O jciec nie je st Sy­
nem , an i D u c h Św ięty O jcem czy Synem , lecz są T ró jc ą
O só b w zajem nie się do siebie o d n o szący ch i są je d n o śc ią
ró w n ej isto ty . S ta ra jm y się to zrozum ieć, b ła g ając o p o m o c
T eg o , k tó re g o p ra g n ie m y p o jąć. O ile d a n a m zrozum ieć,
sta ra jm y się w y tłu m aczy ć to z ta k w ielką tro s k ą i staran n ie,
żeby —n a w e t jeśli coś w ty m p o m ie sza m y —nie pow iedzieć
n ic n ie w ła śc iw e g o 3. Ż eb y n p . nie przypisy w ać sam em u

2 Rozumiemy ten tekst w świetle komentarza do Listu św. Jana IV. 6 (P. L. 35.
2009), gdzie ten sam cytat występuje: „Bóg, dając nam czekać, powiększa nasze
pragnienie; a gdy mocniej pragniemy, rozszerzamy duszę, która — rozszerzona
—z kolei powiększa swoją pojemność” .
3 Jest to postawa umysłu wierzącego, który całkiem poddaje się przedmiotowi.
Pokora autentycznego filozofa, przyjmując przedmiotowość rzeczywistości, nawet
288 Księga IX

O jcu tego, co nie o d p o w ia d a w łaściw ie O jcu, ale o d n o si się


do Syna, D u c h a Św iętego albo całej T rójcy ; a S ynow i nie
p rzy p isyw ać tego, co nie jest w łaściw ością Syna, ale O jca,
D u c h a Św iętego albo T rójcy; ta k sam o, żebyśm y n ie p rz y ­
pisyw ali D u ch o w i Św iętem u tego, co Jego w łaściw ościom
nie o d p o w ia d a, lecz m oże nie być obce O jcu, Synow i lub
T ró jcy . O to np. p rag n iem y w iedzieć, czy D u c h Św ięty jest
w łaściw ie najw yższą i n ie z ró w n a n ą m iło ś c ią 4. Bo jeśli nie
jest, to je st n ią albo Syn, albo O jciec, a lb o c ała T ró jc a . N ie
m ożem y bow iem o pierać się b a rd z o pew nej p ra w d zie w iary
ani p o w ad ze P ism a św., k tó re m ó w ią, że ,,B óg je st m iło ś­
c ią ” (1 J 4, 14); a zarazem pow in n iśm y strzec się św ięto-
k ra d z k ieg o b łęd u p rzypisującego B oskiej T ró jc y coś, co
o d p o w ia d a nie Stw órcy, ale raczej stw orzen iu , a lb o jest
czczym zm yśleniem w y o b raźn i.

1. M yśl, p o z n an ie , m iłość

D usza i je j m iłość
II. 2. U staliw szy tę zasadę, zw róćm y teraz uw agę n a te trzy
rzeczy, k tó re, ja k nam się zdaje, odkryw am y w n as. N ie
m ów im y jeszcze o tym , co najw yższe — o B ogu O jcu, Synu
i D u c h u Św iętym —ale m ów im y o nierów nym obrazie, a je d ­
n a k obrazie, o człow ieku. M oże ta k i obraz okaże się bliższy
i łatwiej dostęp n y d la słabego w z ro k u naszego um ysłu.
O to ja , k tó ry tego szu k a m . K ied y coś k o c h a m , to
w ystępują te trzy rzeczyw istości: ja , to , co k o c h a m , i sa m a

jeśli tej rzeczywistości nie może objąć pojęciem, nie buduje swojej prawdy, ale
docieka prawdy obiektywnej.
4 Autor już kilka razy tę kwestię porusza! w poprzednich księgach (Zob. ks. I,
przyp. 30, str. 58) i wróci do niej formalnie w ks. IV. XVII, 29, str. 187. Odpowiedź
znajduje się w teorii apropriacji, która polega na „rozdzieleniu” czynności między
OsobyTrójcy Świętej w'edług zasad analogii; Ojciec jest Stworzycielem, Syn wykona­
wcą poleceń Ojca, Duch Święty uświęcicielem. Apropriacja może być mylna i fał­
szywa, ale atrybucja, czyli przypisywanie jakiegoś przymiotu Osobie Bożej —nie
może być fałszywa, ponieważ zawsze odnosi się do samej istoty Trójcy Świętej;
przymiot bowiem, który by nie pasował do jednej z Osób, nie pasuje do żadnej
(Zob. W. GRANAT, Bóg jeden w Trójcy Osób, Lublin 1962, str. 403-412 o atry-
bucji, oraz str. 163-164 o przymiotach).
I, 1 - II, 2 289

m iłość. B o nie k o c h a m m iłości, jeżeli nie k o c h a m k o c h a ją ­


cego; i nie m a m iłości ta m , gdzie nic się nie k o c h a. A w ięc
je st troje: k o chający, to, co k o c h a, i m iłość. A le cóż to? Jeśli
siebie ty lk o k o c h a m , b ęd ą ty lk o dw ie rzeczy: p rz e d m io t
mej m iłości i m iłość. M iłu jący bow iem i p rz e d m io t m iłości
są w tedy tym sam ym ; p o d o b n ie ja k w ów czas, kiedy k to ś
siebie sam ego k o c h a , n a je d n o w ychodzi: 962 k o c h a ć i być
k o ch an y m . Z a te m d w a razy p o w ta rz a się w tedy tę sam ą
rzecz, jeśli się m ów i: k o c h a siebie, i je st k o c h a n y p rzez
siebie sam ego. W ted y bow iem nie je st ró ż n ą rzeczą: k o c h a ć
i być k o c h a n y m , p o d o b n ie ja k nie są kim ś innym : k o c h a ją ­
cy i k o c h a n y . A przecież n a w et w tedy m iło ść i p rz e d m io t
m iłości to są dw ie rzeczy. Bo jeśli k to ś siebie k o c h a, o tyle
ty lk o je st tu ta j m iłość, o ile sam a m iło ść je st k o c h a n a . O tó ż
k o c h a ć siebie i k o c h a ć swą m iłość, to są dw ie rzeczy różne.
G d y ż m iło ść nie je st k o c h a n a , jeżeli nie k o c h a ju ż kogoś.
Bo ta m , gdzie nic się nie k o c h a , ta m nie m a m iłości. A w ięc
są dw ie rzeczy, kiedy k to ś siebie sam ego m iłuje: m iłość i to,
co k o c h a. W ted y bow iem k o c h ają c y i to, co k o c h a, s ta n o ­
w ią je d n o . A w ięc nie zaw sze ta m , gdzie je st m iłość, m u szą
w y stęp o w ać trz y rzeczy.
P o m iń m y w tych ro z w aż a n iac h w szystkie inne, ta k liczne
elem enty, z k tó ry c h sk ład a się człow iek, i d la ja k n a jle p ­
szego n a św ie tle n ia p rz e d m io tu naszych b a d a ń zajm ijm y
się, jeżeli zd o łam y , w yłącznie sam ą głębią duszy. K ied y
w ięc d u sz a m iłuje sam ą siebie, w y stęp u ją dw ie rzeczy:
d u sza i m iło ś ć 5. A cóż znaczy k o c h a ć siebie, jeśli nie to ,
żeby p ra g n ą ć być obecnym d la sam ego siebie, aby się so b ą
ro zk o szo w ać? A jeśli w takiej m ierze chce siebie m ieć, 6

6 Czy można mówić o miłości, że jest substancją? —Całe dalsze rozumowanie


Augustyna wyda się sztuczne, jeśli pozostaniemy w dziedzinie psychologii. Miłość
tutaj jest ujęta ontologicznie, jak w ks. V in „miłość sprawiedliwości” . Jest to żywe,
dynamiczne dążenie do najwyższego dobra. Można je pojąć tylko w świetle Ob­
jawienia, które nas uczy, że dusza jest obrazem Boga (por. De Trinicate, XIV. IV, 6).
Ta miłość jest substancją przez to, że jest istotą stałą, dzięki stałości najwyższej
natury, w której m a udział. Różni się jednak od Boga przez to, że jest w ruchu
i może rozwijać się, postępować w doskonałości. Rzecz się ma podobnie z po­
znaniem; jest to żywa więź duszy z niezmiennymi prawdami wiecznymi. Musimy
więc przyjąć te założenia ontologiczne Augustyna, aby coś zrozumieć w jego teorii
odnośni duszy do swoich właściwości kochania i poznania. Zob. str. 292-293.
290 Księga IX

w jak iej jest, w ów czas istnieje ró w n o ść p o m ięd zy d u szą


a w olą i m iłość ró w n a się k o ch ają c em u . I jeśli m iło ść jest
ja k ą ś su b sta n c ją, to z p ew nością je st su b sta n c ją d u ch o w ą,
a nie cielesną; ta k sam o i d u sz a ro z u m n a je st d u ch em , a nie
ciałem . Lecz d u sza i m iłość, to nie są dw a duchy, ale je d e n
duch; i nie dw ie istoty, ale je d n a ; a je d n a k są dw ie rzeczy
w jednej: m iłujący i m iłość; albo m ożesz pow iedzieć: to , co
je st k o ch an e, i m iłość. T e dw ie rzeczy są we w zajem nej
relacji w zględem siebie, gdyż m iłujący o d n o si się d o m iło ­
ści, a m iłość d o k o chającego. K o c h ają c y k o c h a m iło ścią,
a m iłość z a k ła d a istnienie jak ie g o ś m iłu jąceg o p o d m io tu .
N a to m ia st d u sza i d uch są o zn aczen iam i relaty w n y m i, ale
w sk azu ją n a istotę. D u sz a i d u ch nie przez to są d u ch em
i du szą, że należą do jakiegoś człow ieka. O d b ierzcie czło ­
w iekow i to , dzięki czem u o n jest, je g o połączen ie z ciałem ;
a po o d rz u c en iu ciała, zostaje d u sz a i duch . N a to m ia s t p o
usu n ięciu m iłującego p o d m io tu , nie m a ju ż m iłości; a po
usunięciu m iłości, nie m a ju ż m iłującego . Z a te m kiedy
w zajem nie się do siebie o d n o szą, to je st ich dw oje; ale kiedy
o rz e k a się ab so lu tn ie o nich sam ych, to k a żd e z n ich je st
du ch em , a o b a razem są je d n y m d u ch em , i k a ż d e je st
d u szą, a o b a razem też są je d n ą d u szą. W ięc gdzie je st
trójca?! N atężm y um ysł n a ile nas stać i p ro śm y św iatło ść
w iekuistą, by ośw ieciła nasze ciem ności, ażebyśm y d o strz e ­
gli w sobie - n a ile nam w o ln o - o b ra z Boży.

D usza i je j poznanie
III. 3. D u sz a nie m o że siebie m iłow ać, jeśli siebie nie zna.
Bo ja k m o ż n a kochać, nie w iedząc, co się k o ch a?
M ó w ić, że n a pod staw ie zn ajo m o ści tego sam eg o ro d z a ­
ju czy g a tu n k u dusza u w a ż a siebie za coś p o d o b n e g o d o
tych zn an y ch ju ż rzeczyw istości, i n a tej p o d s ta w ie siebie
m iłuje, — nie m a sensu. Z resztą skąd by d u sz a z n a ła in n e
dusze, nie znając siebie? O ko ciała w idzi oczy in n y ch , ale
nie w idzi siebie. N ie m o ż n a je d n a k pow iedzieć, by ta k było
z d u szą, by p o z n a w a ła dusze innych, a siebie nie zn ała . Bo
cielesnym i oczym a o g ląd am y ciała: w ysyłane p rzez oczy
p ro m ien ie d o ty k a ją o g ląd an y ch przez nas p rz e d m io tó w ;
II, 2 - I V , 4 291

nie m o żem y je d n a k z ała m a ć tych p ro m ien i i zw rócić ich k u


nim sam ym , ch y b a że p a trz y m y w zw ierciadło. 963 O tych
rzeczach ro z p ra w ia się w n a d e r subtelny i zaw ik łan y s p o ­
sób, zanim do jd zie się w reszcie d o w yjaśnienia, czy ta k jest,
czy nie. N iezależnie je d n a k od tego, ja k a to siła sp raw ia, że
w idzim y, p ro m ien io w a n ie , czy coś innego jeszcze, —w7 k a ż ­
d y m razie siły tej, czy m o że p ro m ien i, nie m ożem y z o b a ­
czyć oczam i. Lecz m y z asta n aw ia m y się n ad d u szą i jeśli
ta k być m oże, rów nież za p o śred n ictw em duszy to ro z u ­
m iem y. A w ięc ta k ja k d u sz a za pośrednictw em zm ysłów
ciała zb iera w iad o m o ści o rzeczach cielesnych, ta k sam o
0 rzeczach niecielesnych —przez sam ą siebie. Z a te m i sam ą
siebie d u s z a p o z n a je p rz e z sa m ą siebie, gdyż je st n ie m a te ­
ria ln a . Bo gdyby siebie nie zn ała, to by siebie nie k o c h ała .

Trójca duszy, m iłości i poznania


IV . 4. T a k ja k są dw ie rzeczy: d u sz a i jej m iłość, kiedy
d u sza siebie k o c h a , ta k sam o są dwie: d u sza i jej p o zn an ie,
gdy siebie po zn aje. A więc: sa m a d u sza, jej m iło ść i p o z n a ­
nie to są trzy rzeczy, a w szystkie trzy stan o w ią je d n o ,
1 kiedy są d o sk o n a łe , to są rów ne. Jeżeli dusza m iłuje siebie
m niej niż to o d p o w ia d a jej n a tu rz e , np. kiedy m iłuje siebie
ta k , ja k p o w in n a m iło w ać swe ciało, w tedy grzeszy i m iłość
jej nie je st d o sk o n a ła . R ó w n ież jeśli d u sza więcej m iłuje
siebie niż p o w in n a , m ian o w icie ta k ą m iłością, ja k ą w in n a
k o c h ać B oga, w tedy ta k sam o m iło ść jej jest n iep o rz ąd n a ,
czyli g rzeszna. A n ajb ard ziej niegodziw ie i bezbożnie grze­
szy, m iłu ją c sw e ciało ta k , ja k p o w in n a B oga m iłow ać.
T a k sam o jeśli p o zn an ie nie d o ra s ta d o tego, co poznaje,
i co m o ż e w pełni p o z n ać , w ów czas jest n ied o sk o n ały m
p o z n an ie m . Jeśli zaś p rz e ra s ta je, to znaczy, że n a tu ra
p o z n a ją c a je st w yższa od p o z n a n e j, np. pojęcie, ja k ie d u sza
w y tw a rza sobie o ciałach, je st wyższe od sam ego ciała,
k tó re je st p rz e d m io te m p o z n a n ia . Bo p o zn an ie je st pew ­
nym ro d z a jem życia w um yśle p o zn ająceg o , ciało zaś nie
je st życiem . A k ażd e życie zaw sze jest w yższe od ciała,
ja k ie k o lw ie k by ono było, przew yższa je nie m a są , lecz
w a rto śc ią . Z a to , gdy d u sza siebie po zn aje, p o zn an ie jej nie
292 K sięga IX

przew yższa jej b y tu: o n a to bow iem po zn aje i o n a jest


p o z n aw a n a. W tedy więc pojęcie duszy o sobie będzie
ró w n e duszy poznającej, kiedy ty lk o o n a będzie c ałk o w i­
tym i je d y n y m p rzedm iotem swego p o z n an ia ; kiedy nie
będzie do p o z n a n ia swojej istoty d o łączać p o z n a n ia in n y ch
p rz e d m io tó w 6, - w ów czas jej pojęcie nie je st ani wyższe,
ani niższe od niej sam ej.
Słusznie zatem pow iedzieliśm y, że jeśli te trzy rzeczy są
d o sk o n ałe, w ów czas są rów ne.

B y t substancjalny i relatyw ny
5. N a p ro w a d z a to n aszą uw agę n a fa k t — o ile m o ż n a go
ja k o ś zrozum ieć —że te rzeczy jednocześnie w duszy istn ieją
ja k b y nierozw inięte i we w zajem nym zaw ieran iu się, i że
rozw ijają się tak, iż m o ż n a je p ostrzec i określić ja k o
su b stancje czy istoty, gdyż nie w ta k i sp o só b ja k k o lo r,
k ształt, albo ja k a ś in n a ja k o ść czy ilość tk w ią o n e w ciele.
C okolw iek bow iem jest tego ro d z a ju , nie sięga p o z a o b rę b
p o d m io tu , w k tó ry m tkw i. K o lo r bow iem albo k sz ta łt tego
ciała nie m o g ą być kształtem czy k o lo re m ta k że in n eg o
ciała. T ym czasem dusza tą m iłością, ja k ą żywi d la sam ej
siebie, m oże k o c h ać i inne rzeczy o p ró c z siebie. T a k sam o
nie tylko sam ą siebie dusza p o zn aje, ale i wiele in n y ch
rzeczy. Z tej racji m iłość i p o zn an ie nie tk w ią w d u szy , ta k
ja k w podm iocie, lecz istnieją su b stan cjaln ie, ta k ja k sam a
dusza, 964 bo chociaż o rzek a się o nich relaty w n ie ja k o
o w zajem nie się do siebie odnoszących, je d n a k w zięte
każde z o so b n a są substancją. I nie w ta k i sp o só b d o siebie
się o d n o szą ja k b a rw a do rzeczy k o lo ro w ej, to znaczy ja k
k o lo r tkw iący w kolorow ym p o d m io cie, nie m a ją c w sobie
w łasnej substancji, bo su b stan cją je st ciało k o lo ro w e, a k o ­
lo r jest w tej substancji. T u m a m y sto su n ek ta k i, ja k
pom iędzy d w o m a przyjaciółm i. J a k o ludzie są oni d w iem a
su b stancjam i, a ja k o przyjaciele w y ra ża ją w zajem n y s to su ­
n ek przyjaźni.
6 Augustyn nie rozróżnia jeszcze zasadniczego poznania od przypadkowego,
okazyjnego, jak to uczyni w ks. X, gdzie rozróżni poznanie (nosse) i myślenie
(cogitare). Podaje tutaj dopiero pierwszy etap swojego rozumowania.
IV, 5-7 293

6. W ięc chociaż d u sza, k tó ra k o c h a i zna, je st su b stan cją,


cho ć m iłość i p o z n an ie są su b stan cjam i, je d n a k m iłujący
i m iłość, p o zn ający i jego w iedza o zn aczają sto su n ek p o ­
d o b n ie ja k przyjaciele. Lecz d u sza alb o d u ch nie są o z n a ­
czeniam i w zajem nego o d n o szen ia się, p o d o b n ie ja k o k re ś­
lenie „człow iek” nie w y raża relacji do innego człow ieka.
Przyjaciele m o g ą się od siebie oddalić. N ie m oże to je d n a k
zajść pom iędzy duchem m iłującym i jego m iłością, p o ­
znającym i jeg o w iedzą. T o p ra w d a , że przyjaciele m o g ą
w y d aw ać się fizycznie od siebie o d daleni, a je d n a k - ja k o
przyjaciele — d u ch em być sobie bliscy. Lecz m oże się
zdarzyć, że je d n a ze stro n zap rzy jaźn io n y ch będzie żyw iła
do p rzy jaciela n ienaw iść i tym sam ym przestan ie być p rz y ­
jacielem , p o d czas gdy d ru g a stro n a , nie w iedząc o tym ,
n a d a l d o ch o w u je przyjaźni. N ie m oże to zajść w duszy. Bo
sk o ro w niej w ygasa m iłość koch ająceg o się d u ch a, to
rów n o cześnie d u c h przestaje być m iłującym się. T a k sam o,
jeśli d u ch p rzestaje się p o zn aw ać, w tedy zan ik a rów nież
i je g o p o zn an ie. Jasn e, że nie m a głow y bez ciała, k tó re by
ją nosiło. G ło w a i ciało p o z o sta ją we w zajem nym d o siebie
sto su n k u , ch o ć ta k je d n o , ja k d ru g ie jest sub stan cją, b ęd ąc
ciałem . Jeśli więc nie m a głowy, to nie m a i noszącego ją
ciała. Lecz m o ż n a odciąć głow ę i ta k oddzielić ją od ciała,
co w dziedzinie duszy jest niem ożliw e. 7

7. T o p ra w d a , że istnieją ciała, k tó ry c h zupełnie nie


m o ż n a ciąć i dzielić n a części; niem niej je d n a k sk ład ają się
o n e z części, gdyż w przeciw nym razie nie byłyby ciałam i.
C zęść p o z o sta je w relacji w zględem całości, poniew aż k a ż ­
d a „część” jest częścią jakiejś całości, a całość jest całością
dzięki w szystkim swym częściom razem . Lecz i część,
i całość b ędąc ciałam i nie tylko o zn aczają w zajem ny sto su ­
nek , ale tak że są substancjam i. M o że w ięc d u sza jest
całością, a m iłość, k tó rą się m iłuje i p o zn an ie, przez k tó re
się zna, są ja k gdyby jej częściam i, k tó re, obie razem ,
stan o w ią całość. A m oże są to trzy części rów ne, składające
się n a je d n ą całość? T a k , ale przecież żad n a część nie
o bejm uje nigdy całości! T ym czasem , kiedy dusza p o zn aje
siebie całą, to znaczy d o sk o n ale, p o zn an ie jej o g arn ia
294 Księga IX

całość. A kiedy k o c h a siebie d o sk o n ale , to całą siebie


k o c h a i m iłość obejm uje ją całą.
Czy m o ż e rzecz m a się tu ta j p o d o b n ie ja k z n a p o jem
u czy n io n y m z w ina, w ody i m io d u ? N a p ó j je st je d en , k a żd y
z trzech p ły n ó w je st ro zp u szczo n y w całości, a je d n a k je st
ich trzy. (N ie m a takiej części n a p o ju , w k tó rej nie z a ­
w ierałyby się w szystkie trzy płyny n a ra z . N ie są o n e d o
siebie d o łączo n e ta k , ja k b y to m ia ło m iejsce z w o d ą i oliw ą,
ale są z so b ą zm ieszane. W szystkie trz y sk ład n ik i są su b ­
stan cjam i, a sum a ich je st je d n y m n a p o jem , je d n ą s u b s ta n ­
cją zło żo n ą z trzech substancji razem .) Czy w ta k i sp o só b
należy rozum ieć w spółistnienie d u szy z jej m iło ścią i p o ­
znaniem ? N ie, p o n iew aż ow e trz y płyny, zm ieszan e ze
so b ą, tw o rz ą je d n ą ciecz, je d n ą substancję, lecz nie są
z jed n ej i tej sam ej substancji. Lecz nie w idzę, d laczeg o te
trzy elem enty duszy m iałyby nie być tej sam ej su b stan cji,
sk o ro d u c h siebie sam ego m iłu je i siebie zn a, i to takiej
n a tu ry są te trzy rzeczy, że d u c h w żad n y m in n y m w y p a d ­
k u nie m oże być m iłow any 965 ani zn an y . Z a te m te trzy
rzeczy m u szą być jednej i tej sam ej n a tu ry . G d y b y były
m ieszan in ą, to nie byłyby trzy i nie m o g ły b y p o z o sta w a ć
w relacji w zględem siebie.
W y k onaj z jed n eg o i tego sam ego z ło ta trzy złączo n e
z so b ą je d n a k o w e pierścienie. Ja k k o lw ie k złączo n e z so b ą,
p o z o sta ją o ne we w zajem nym do siebie sto su n k u z racji
swego p o d o b ie ń stw a , gdyż k a ż d a rzecz p o d o b n a je st d o
czegoś d ru giego. M asz w ięc trzy pierścienie i je d n o złoto.
Lecz jeśli stopim y razem te trzy złote pierścienie, s ta n ą się
one w sk u tek tożsam ości sub stan cji je d n ą m a są i zag in ie ich
tro isto ść. Będziesz to m ó g ł w ów czas nazw ać je d n y m złotem
ja k p rzed tem , ale nie będzie ju ż trzech z ło ty ch p rz e d ­
m io tó w .

W nioski
V. 8. Lecz kiedy d u sza siebie z n a i m iłuje, w ów czas te trzy
rzeczyw istości —dusza, m iłość i p o z n a n ie - p o z o sta ją tró jc ą
bez żadnego pom ieszania. K a ż d a z nich je st sam a w sobie,
a je d n a k są one w sobie naw zajem , k a ż d a cała w p o z o s ta ­
IV, 7 - V, 8 295

łych d w ó ch całych, i dw ie całe w każdej poszczególnie.


A w ięc w szystkie w e w szystkich. Bo d u sz a sa m a w sobie
je st bytem a b so lu tn y m . N a to m ia st d u sz a p o z n a ją c a alb o
p o z n a n a czy też zd o ln a, by być p o z n a n ą , w y raża sto su n e k
d o swego p o z n a n ia . T a k sam o p o z n an ie , ch o ciaż je st
p o z n an ie m w s to su n k u do d u c h a po zn ająceg o się alb o
p o z n an e g o , to je d n a k i sam o w sobie je st czym ś p o z n a n y m
alb o p o z n ają c y m , gdyż p o zn an ie, przez k tó re d u ch siebie
zn a, nie je s t sobie nie znane. P o d o b n ie i m iłość, chociaż je st
m iło ścią w s to su n k u do d u c h a m iłu jąceg o się, bo je st jeg o
m iło ścią, to je d n a k i sam a w sobie je st m iło ścią, gdyż
i m iło ść m iłu je się, a nie przez co in n eg o m o że się m iłow ać,
je n o w łasn ą m iło ścią, to je st p rzez sam ą siebie. T a k p rz e d ­
staw ia się k a ż d a z tych rzeczyw istości z o so b n a.
Są one ta k o b ecn e je d n e w dru g ich : d u sza m iłu jąca je st
w swojej m iłości, a m iłość je st w p o z n a n iu kochającej duszy
i w iedza w duszy, k tó ra p o zn aje. K a ż d a z nich je st
w d w ó ch p o z o sta ły c h , gdyż d u sza p o z n a ją c a siebie i k o c h a ­
ją c a jest o b e c n a w sw oim p o z n a n iu i m iłości. M iłość duszy,
k tó ra siebie k o c h a i zna, je st w duszy i jej p o z n a n iu .
A p o z n an ie d uszy znającej się i koch ającej, jest w jej
m iłości, p o n ie w aż z n a siebie ja k o m iłu ją c ą i k o c h a ja k o
w iedzącą. A w ięc dw ie p o z o sta łe rzeczyw istości są obecne
w k ażd ej z o so b n a . D u sz a zn ająca się i k o c h a ją c a razem ze
sw ym p o z n an ie m je st o b e cn a w swojej m iłości, a razem
z m iło ścią — w p o z n a n iu . M iło ść zaś i p o zn an ie są razem
w duszy, k tó r a k o c h a się i z n a 7.
W y k azaliśm y u p rz e d n io , w ja k i to sp o só b k ażd a z nich
cała je st o b e c n a w d w ó ch p o zo sta ły c h rów nież całych, bo
całą siebie d u sza m iłuje i całą siebie zna, całą sw ą m iłość
z n a i całą w iedzę m iłuje, kiedy te trzy rzeczyw istości są
d o s k o n a łe w e w zajem nym do siebie sto su n k u . T e trzy
rzeczy są też w ja k iś dziw ny sp o só b nieoddzielne od siebie.
A m im o to k a ż d a z nich je st su b sta n c ją i w szystkie razem
są je d n ą su b sta n c ją i isto tą , p o n iew aż są we w zajem nym
sto su n k u .
7 Cala ta analiza wykazała nie tylko, że relacja istnieje, ponieważ istnieją trzy
człony odnoszące się do siebie wzajemnie; ale - co jest ważniejsze dla dalszego
rozumowania - że dzięki tej relacji może istnieć prawdziwa jedność.
296 Księs& IX

2. Słow o duszy

D w o ja kie poznanie duszy


V I. 9. K ie d y d u sza lu d z k a z n a i k o c h a s a m ą siebie,
w ów czas p rz e d m io te m jej p o z n a n ia i m iłości n ie je s t ja k iś
b y t niezm ienny. Inaczej k a żd y człow iek m ó w i o swojej
w łasnej duszy, u w a żn ie b a d a ją c to , co się w n im sam ym
dzieje; a inaczej definiuje duszę lu d z k ą n a p o d sta w ie p o ­
siad an ej p rz e z siebie rodzajow ej i g a tu n k o w ej w iedzy o d u ­
szy. 966 T o te ż k iedy m i człow iek m ów i o sw ojej w łasnej
duszy, o tym czy rozum ie w niej albo nie ro z u m ie tę czy
in n ą rzecz, czy k o c h a i chce alb o nie k o c h a teg o czy
ta m te g o —w ów czas m u w ierzę. K ie d y zaś m ó w i się o g ó ln ie
czy szczegółow o o duszy, w tedy ro z u m ie m to i u zn aję.
Ja s n e w ięc, że to coś zupełnie ró żn eg o w idzieć w so b ie to ,
w co in ny m o że uw ierzyć n a słow o, nie w id ząc teg o , n iż
w idzieć sam ą p ra w d ę , k tó rą in n y ta k sam o m o że o g ląd ać.
P rz e d m io t pierw szego z w y m ien io n y ch ro d z a jó w p o z n a n ia
p o d le g a z m ian o m w czasie, p o d c za s gdy d ru g i je st w ieczny
i niezm ienny. N ie przez to bow iem uzysk u jem y w iedzę
o duszy, że o czam i ciała o g lą d am y wiele d u sz lu d z k ic h ,
a n a stę p n ie n a zasadzie p o ró w n a n ia w y tw a rza m y sobie
ro d zajo w e i g a tu n k o w e p ojęcie duszy ludzkiej. N ie, m y tę
w iedzę uzyskujem y w ta k i sp o só b , że m a m y in tu ic ję n ie­
zm iennej p ra w d y , w edług k tó re j d o sk o n a le — n ajlep iej ja k
to d la n a s m ożliw e —o k reślam y nie to , ja k a je st d u s z a teg o
czy in n ego człow ieka, ale j a k a o n a m a być w ed łu g „w iecz­
nych p rz y c zy n ” .

Poznanie ,,p r z y czyn w ieczn ych ”


10. T a k sam o n aw et o b ra z y cielesne, z a c z erp n ięte p rzez
zm ysły c ia ła i ja k b y „ w la n e ” w p am ięć, n a w e t w y o b ra ź ­
niow e p rz e d sta w ie n ia ty ch rzeczy w m yśli — n ie p o d o b n e ,
a ty lk o p rz y p a d k iem d o nich p o d o b n e — p o d le g a ją o cenie
w edług zupełnie in nych, niezm iennie n a d n a m i trw a ją c y c h
zasad. N a ich p o d staw ie w y p o w ia d am y sąd y o ty c h o b e c ­
n y ch w nas w y o b ra że n ia ch , uznajem y je lu b o d rz u c a m y ,
VI, 9-11 297

gdy słusznie coś u zn ajem y lu b o d rz u c am y . K ied y p rz y p o ­


m in a m sobie m u ry K a rta g in y , k tó re w idziałem , alb o w y o b ­
ra ż am sobie A le k sa n d rię , k tó re j nie w idziałem , k ied y p rz e ­
k ła d a m je d n e z tych w y o b ra że ń p o n a d d ru g ie, w ów czas
m ó j w y b ó r d o k o n u je się ro zu m n ie. T e n o są d p ra w d y
z a z n a cz a się i jaśn ieje p o n a d tym i o b ra z a m i zm ysłow ym i
i m o c n y je st p raw em niezniszczalnych zasad . N a w e t p o z o s ­
ta ją c p o d g ru b ą p o w ło k ą o b ra z ó w zm ysłow ych, nie m iesza
się z nim i.

11. Z a c h o d z ą tu je d n a k dw ie m ożliw ości. M o g ę być p o d tą


ciem n ą p o w ło k ą c h m u r alb o w niej, i przez to je stem
o d d zielo n y od ja sn e g o n ieb a. M o g ę rów nież —ja k zw ykle
z d a rz a się n a szczytach g ó rsk ich — znaleźć się po m ięd zy
obojgiem , ra d u ją c się czystym p o w ie trz em i p o g o d n ą św ia­
tło śc ią ja śn ie ją c ą p o n a d zw ałam i ciem nych c h m u r 8.
S k ąd się to bierze, że p ło n ę b ra te rs k ą m iło ścią, gdy
słyszę, że m ą ż ja k iś dzięki p ięk n o ści i sile swej w iary
w y trzy m ał o k ru tn e m ęki? G d y b y m i palcem p o k a z a n o tego
m ęża, s ta ra łb y m się z nim sp o tk a ć , z ap o z n a ć i zw iązać
p rz y ja źn ią . K ie d y więc n a d a rz a się sp o so b n o ść, zbliżam
się, d o niego p rz em aw iam , n a w iąz u ję ro zm o w ę i sta ra m się
m o je u czu cia d la niego w yrazić ta k im i słow am i, n a ja k ie
m o g ę się zdobyć. C h ciałb y m , żeby i on naw zajem ta k sam o
ze m n ą p o s tą p ił i żeby d a ł tem u w yraz. S ta ra m się n a w ią ­
zać d u c h o w ą w ięź pom ięd zy n am i. C zynię ta k , w ierząc
tem u , co m i o n im pow ied zian o , p o n iew aż w ta k k ró tk im
czasie nie m o g ę dojrzeć, co kryje się w jego w n ętrzu .
K o c h a m w ięc tego b o h a te ra w ia ry czy stą m iło ścią b r a ­
te rsk ą .
L ecz g d y b y m i m ą ż ów w ro z m o w a c h n aszych w yznał
lub n ie o stro ż n ie zd rad ził się niechcący w jak iś sp o só b , że
m a o B o g u pojęcie niegodziw e alb o że sp o d ziew a się od

8 Nieraz Augustyn już dal: dowód, że nie jest jakimś zeschłym intelektualistą.
Tutaj także —na tle najgłębszych problemów metafizycznych —zarysowuje się postać
żywego człowieka, ongiś młodego, zamiłowanego w sporcie i w przyrodzie. Tak
sobie go wyobrażały pierwsze następujące po nim pokolenia, jak można stwierdzić na
reprodukcji najstarszego jego ,.portretu” w pałacu Laterańskim. Zob. P. STYGER,
W izerunki św . Augustyna, w: Studia augustyńskie, Warszawa 1931, str. 13—24.
298 Księga IX

B oga jedynie m aterialn y ch i zm ysłow ych d ó b r, i dlatego


tylko - w imię tego błędu albo chciw ości, alb o d la m arn ej
chw ały ludzkiej — zniósł owe cierpienia, gdyby się ta k
o kazało, to m o ja m iłość, ja k b y z ra n io n a, cofnęłaby się od
tego człow ieka, k tó ry , ja k się okazuje, nie je s t jej godzien,
a je d n a k pozostaje w tej sam ej postaci, w jak iej go k o c h a ­
łem w ierząc, że jest godzien m iło ś c i9. 967 A m oże n a d a l go
będę k ochać po to , by znów stał się tak im , ja k im niestety
nie jest. W człow ieku tym nic się nie zm ieniło. M o że on
je d n a k zm ienić się i stać się ta k im , za jak ieg o go uw ażałem .
Z a to w m oim um yśle zm ieniło się m oje pojęcie o nim:
teraz je st ono inne niż było przedtem . A le to je st ta sam a
m iłość, k tó ra od p ragnienia ro zk o szo w an ia się o d w raca się
d o życzliwości i do p ragnienia d o b ra dla tego człow ieka.
Z m ia n a ta d o k o n a ła się n a ro zk az niezm iennej sp raw ied ­
liwości, k tó ra jest p o n a d nam i. A ideał p ra w d y stałej
niew zruszonej - k tó ry spraw iał, żem sobie u p o d o b a ł w tym
człow ieku, gdym wierzył w jego d o b ro ć, i k tó ry teraz
spraw ia, że prag n ę, by był d o b ry —tą sam ą niezniszczalną
i czystą św iatłością d u ch o w ą ośw ieca m ą duszę i tę p o ­
w łokę zm ysłow ych obrazów , k tó rą z góry o g ląd am , m yśląc
o tym człow ieku w świetle niczym nie zam ąconej wiecz­
ności.
T a k sam o gdy przy p o m in am sobie piękny i h a rm o n ijn y
zarys łuku, k tó ry w idziałem np. w K artag in ie; p rz e d m io t
zasygnalizow any um ysłow i za pośrednictw em oczu i p rze­
kazany pamięci tw orzy w yobraźniow e przedstaw ienie. Czym
innym jest je d n a k to, co w idzę w m yśli, i w edług czego
p o p raw iłbym ten obraz, gdyby m i się nie p o d o b a ł. W ięc
naw et te rzeczy cielesne oceniam y w edług p ra w d w iecz­
nych intuicyjnie postrzeganych przez ro z u m n ą duszę. K ie ­
dy te rzeczy są obecne, d o ty k a m y ich za p o śred n ictw em

9 Dosyć jasna aluzja do gorzkiego zawodu, jakiego doznał: św. Grzegorz


z Nazjanzu na osobie pewnego filozofa, wyznawcy i „męczennika”. Wygłosił na jego
temat mowę pochwalną {Mowa 25, P. G. 35, 1197-1225), którą potem musiał
odwołać. Zrobił to jednak bardzo delikatnie z prawdziwie chrześcijańską miłością
w Mowie 26 {ibicł. 1228-1252), którą św. Augustyn na pewno znał z tłumaczenia
Rufina (C. S. E. L. 26, 168-188), pt. „O sobie samym po powrocie z wypoczynku na
wsi” . Filozof Maksym zdobył sobie serce Grzegorza po to, żeby go strącić z katedry
patriarchalnej i wygnać z Konstantynopola.
VI, 11 - V I I , 12 299

zm ysłów . G d y są nieobecne — przypom inam y sobie ich


obrazy przech o w an e w pam ięci alb o n a p o d staw ie ich
p o d o b ie ń stw a w yobrażam y sobie now e obrazy, jeśli m am y
w olę i śro d k i po tem u. J e d n a k w yobrażenia ciał albo
m a te ria ln a ich w izja są je d n ą rzeczą, a in n ą rzeczą jest
nasze u jm ow anie czystym intelektem p o n ad w zrokiem d u ­
ch a tak zasad , ja k i n ad w yraz pięknego w y k o n a n ia ich
p rzed staw ień.

,,D ictio verbi”


V II. 12. W tej w ięc wiecznej praw dzie, w edług której
w szystkie rzeczy doczesne zostały uczynione, w idzim y
oczym a duszy tę form ę będącą w zorem dla naszego bytu
i w szystkiego, cokolw iek czynim y w nas bądź w ciałach,
kiedy działam y zgodnie z praw dziw ym i słusznym ro z u ­
m em .
D zięki niej m am y w nas praw dziw e poznan ie rzeczy, ja k
gdyby słow o ich m am y w sobie, zrodzone w nas przez jeg o
w ew nętrzne w ypow iadanie, a słowo to nie o d d a la się od
nas przez sw oje n a ro d z e n ie 10. K iedy z innym i m ów im y
—słow o trw a w nas im m anentnie —posługujem y się głosem
albo z n ak am i zew nętrznym i, by w duszy słuchającego
w yw ołać za pośrednictw em obrazów zm ysłow ych tak ie
sam o słow o ja k to, k tó re nie ustępuje z duszy m ów iącego.
N ie czynim y więc nic za pośrednictw em członków ciała
albo naszych słów , w yrażając zgodę lub sprzeciw dla p o ­
stęp o w an ia ludzi, co by nie było uprzed n io w yrażone
w ja k im ś w ew nętrznym słowie. N ic bow iem nie czyni się
z udziałem w oli, czego by przed tem nie w yraziło się
w swym sercu. *2

10 Wprowadzenie tego nowego zagadnienia ma służyć do wyjaśnienia warunków,


które poznaniu i miłości pozwolą stać się doskonałymi. Trochę wyżej bowdetn (V, 8)
Augustyn powiedział, że między duszą, jej poznaniem i jej miłością istnieje ta sama
relacja równości i wzajemnego przenikania, co między Osobami Trójcy Świętej,
„wtedy, kiedy te trzy rzeczywistości osiągają szczyt doskonałości” . Dalsze rozumo­
wanie Augustyna wykaże: 1. że „słowo” opiera się na poznaniu prawd wiecznych;
2. że słowo wyraża poznanie oparte na miłości; 3. że słowo jest poczęte przez duszę,
która w nim się wyraża.
300 Księga IX

Pożądanie i m iłość
13. Słow o to z m iłości się p o czy n a, z m iłości albo stw o rze­
nia, alb o Stw órcy, to je st zm iennej n a tu ry albo niezm iennej
praw d y .
V III. P o c z y n a się w ięc albo z p ożądliw o ści, alb o z n a d ­
p rzy ro d zo n ej m iłości. 968 T o nie znaczy, że nie trzeb a
k o c h ać stw orzenia. A le jeśli ta jego m iłość o d n o si się do
Stw órcy, w ów czas je st o n a m iło śc ią n a d p rz y ro d z o n ą , a nie
p o ż ąd a n ie m . W tedy w ystępuje pożądliw ość, gdy k o c h a się
stw orzenie ze w zględu n a stw orzenie ja k o ta k ie . W ted y
p rzestaje o n o być p o m o c ą d la posłu g u jąceg o się n im , ale
staje się źródłem zepsucia d la tego, k to się nim ro z k o s z u ­
j e 11. K iedy stw orzenie je st rów ne n a m albo niższe, należy
posługiw ać się i używ ać tego drugiego, ale d la B oga;
rów n y m zaś stw orzeniem należy się cieszyć, lecz w B ogu.
T a k ja k so b ą m asz się ra d o w ać nie w sobie, ale w T y m ,
k tó ry cię stw orzył; ta k sam o i tym , k tó re g o m a sz m iło w ać
ja k siebie sam ego. A więc ta k so b ą , ja k i b raćm i ra d u jm y
się w P an u . D lateg o też nie ośm ielajm y się p o z o sta w ia ć nas
n a m sam ym , p ozw alając w ten sp o só b n a p o ciąg n ięcie
siebie w dół.
Słow o rodzi się w tedy, gdy m yśl u p o d o b a so b ie albo
w grzechu, albo w czynieniu d o b rz e . M iło ść w ięc je st
p o śre d n im łączącym elem entem pom iędzy n aszym słow em
a duszą, z k tó re j się ono rodzi, i sam a ja k o trzeci czy n n ik
zlew a się z nim i bez żadnego p o m ie sza n ia w je d n ą d u c h o w ą
całość.

P oczęcie i zrodzenie słowa


IX . 14. Słow o poczęte i z ro d z o n e je s t tym sam y m , gdy w ola
spoczyw a w p o z n an iu , co m a m iejsce w m iło ści rzeczy
d u ch o w ych. K to bow iem n p . d o sk o n a le m iłu je sp ra w ie d ­
liw ość, ju ż je st spraw iedliw y, n a w et jeśli nie n a d a rz y się

11 Zob. ks. VIII, przyp. 12. Augustyn wraca tutaj do tego rozróżnienia, ponie­
waż —w poszukiwaniu dóbr zmysłowych - ich ujęcie intelektualne i ich posiadanie
nie pokrywają się; natomiast w dobrach duchowych ich ujęcie pokrywa się ze
zrodzeniem „słowa".
VIII, 13 - X , 15 301

p o trz e b a w y rażen ia tego id eału w a k ta c h zew nętrznych.


N a to m ia s t w m iłości d o czesn y ch rzeczy cielesnych dzieje
się ja k w ro d z e n iu się zw ierząt; czym ś in n y m je st tu ta j
poczęcie, a czym innym zrodzenie. T a m bow iem p o czy n a
się w p ra g n ie n iu , a ro d zi się — p o siad a ją c. Isto tn ie , sk ą p ­
stw o n ie p o p rz e sta je n a znajom ości i m iłości z ło ta , ale chce
je p o sia d a ć . N ie w ystarczy sam o u p o d o b a n ie i zn ajo m o ść
ro z k o szy ło ża i stołu, jeśli się ich nie zazna. T a k sam o
zaszczyty i w ła d za : sam a ich m iłość i znajom o ść nie w y sta r­
cza, jeśli ich nie m a . A je d n a k , n aw et jeżeli się p o sia d a te
w szystkie d o b ra , to i ta k nie m o g ą o ne w ystarczyć. „ K a ż ­
dy, k to pije tę w odę, znow u p ra g n ą ć będzie” (J 4, 13).
W p salm ie zaś czytam y: „ P o c z ą ł boleść i u ro d z ił n ie ­
p ra w o ść ” (Ps 7, 15). P salm ista zaś p o w ia d a, że boleść i tru d
się p o c zy n a ją , k ied y p o czy n a się rzeczy, n a k tó ry c h p o ­
z n a n iu i m iłości d u sz a nie p o p rz e sta je , lecz plonie i cierpi
n ie d o sta te k , d o p ó k i ich nie osiągnie i ja k gdyby zrodzi.
D o b rz e w y ra ża się to w języ k u łacińskim , gdzie w yrazy:
p a rta (nabyte) o raz reparta i com perta (znalezione, o dkryte)
zd ają się w yw odzić od p a rtu s (urodzenie). T o p ra w d a, „gdy
pożądliw ość ow oc w ydaje, rodzi grzech” (Jk 1, 15). D la te ­
go P a n w oła: „Pójdźcie d o m n ie wszyscy, k tórzy cierpicie
i uginacie się p o d ciężarem ” (M t 11, 28), a w innym m iejscu:
„ B iad a brzem iennym i k arm iący m w one d n i” (M t 24, 19*).
A że w szelki czyn d o b ry i wszelki grzech łączy się z ro d ze­
niem słow a, p rz e to pow iedziane jest: „Z e słów tw oich b ę ­
dziesz uspraw iedliw iony i ze słów tw oich będziesz p o tę p io ­
n y ” (M t 12, 37). Przy czym P a n m ów i nie o w idzialnych czy
słyszalnych, ale o w ew nętrznych słow ach m yśli i serca.

X. 15. Słusznie w ięc py tam y , czy w szelkie p o z n an ie je st


słow em , czy też jest nim jed y n ie p o zn an ie w po łączen iu
z m iłością? Z n a m y bow iem ró w n ież i to, czego n ien aw id zi­
m y , tru d n o je d n a k m ów ić, że d u c h poczy n a i ro d zi to,
w czym nie m a m y u p o d o b a n ia . N ie w szystko bow iem ,
czego w ja k iś sp o só b d o ty k a m y , m u si być poczęciem . 969
Są ta k że i rzeczy, k tó re je d y n ie poznajem y, przez co nie
z asłu g u ją jeszcze n a m ia n o słow a. T a k je st np. z rzeczam i,
o k tó ry c h te ra z będzie m o w a.
302 Księga IX

In n e b o w iem zn aczen ie m a ją sło w a, k tó re p rz e z w y m a ­


w ia n ie ich sylab a lb o ich p o w ta rz a n ie w m yśli, z a jm u ją
p e w n ą p rz e strz e ń czasu; a in n e je s t z n aczen ie sło w a w y w o ­
łan eg o w d u sz y p rz e z p rz e d m io t p o z n a w a n y ; sło w o , k tó re
p a m ię ć m o ż e w y ra ż a ć i o k re ślać , n a w e t jeżeli s a m a rzecz
je s t m ó w ią c e m u niem iła. A w reszcie czym in n y m je st
słow o, gdy d u s z a m a u p o d o b a n ie w ty m , co p o c z y n a . T a k
w ła śn ie należy ro z u m ie ć p o w ie d ze n ie A p o s to ła : „ N ik t nie
m o ż e w ym ów ić « P a n Jezu s» , je n o w D u c h u Ś w ię ty m ”
(ł K o r 12, 3). D o d ru g ieg o zaś z n a c z e n ia „ s ło w a ” należy
o d n ieść to , co sam P a n p o w ie d zia ł: „ N ie k a ż d y , k tó ry m i
m ó w i: P an ie, P a n ie - w ejdzie d o K ró le s tw a N ie b ie s k ie g o ”
(M t 7, 21).
G d y n ie n aw id z im y czegoś, co b u d z i w n as słu sz n ą o d ­
ra z ę i co słusznie o d rz u c a m y , w ów czas u z n a je m y ow o
o d rz u c en ie i to n a m o d p o w ia d a ; a w ięc je st tu ta j słow o.
N ie p o z n a n ie b łęd ó w je s t n a m niem iłe, ale sam e błędy.
M am u p o d o b a n ie w ty m , że w iem i d efin iu ję, co to je s t
n iew strzem ięźliw ość: i to w łaśn ie je s t jej sło w em . Z n a jo ­
m o ść sztuki nie w y k lu c za z n a jo m o śc i w ad i błędów 7, i słu sz­
nie u w a ż a m y , że d o b rz e je s t z n a ć je , k ied y z n a w c a o d ró ż ­
n ia o b e c n o ść ja k ie jś zalety o d jej b ra k u , ta k ja k o d ró ż n ia
się tw ie rd z en ie od negacji, b y t o d n ie b y tu . A p rzecież
b ra k ja k ie jś zalety albo p o s ia d a n ie w a d y są sam e w so b ie
g o d n e p o tę p ie n ia . O tó ż d e fin ic ja n ie w strzem ięźliw o ści, w y ­
ra ż e n ie jej „ s ło w a ” , n ależy d o sz tu k i o b y c za jó w , n a t o ­
m ia s t „b y ć n iew strzem ięźliw y m ” , to z n ac z y zaw in ić p rz e ­
ciw ko tej sztuce. T a k sam o w iedzieć, co to je s t so lecy zm
i u m ieć go z d efin io w ać, n ależy d o sz tu k i w y m o w y ; n a t o ­
m ia s t p o p e łn ia n ie solecyzm ów je s t w a d ą p ię tn o w a n ą p rzez
tę sztukę.
A w ięc to słow o, k tó re te ra z ch cem y w y ró ż n ić i p o d ­
su n ąć, to je s t p o z n a n ie złąc z o n e z m iło śc ią. K ie d y b o w iem
d u sz a z n a siebie i m iłuje, w ó w czas słow o jej łączy się z n ią
p rz e z m iło ść. A p o n ie w aż m iłu je sw o je p o z n a n ie i z n a
m iło ść , to słow o je s t w m iło ści, a m iło ść w słow ie, a je d n o
i d ru g ie w d uszy, k tó ra się m iłu je i w y p o w ia d a .
X, 15 - X I , 16 303

S ło w o tw orem ducha
X I. 16. W szelk ie p o z n a n ie o p ie ra ją c e się n a p o ję ciu je s t
p o d o b n e d o rzeczy, k tó r ą p o z n a je . J e s t bow iem in n y je s z ­
cze ro d z a j p o z n a n ia , p o le g ając y n a w sk a z a n iu b ra k u w s to ­
s u n k u d o idei. W y ra ż a się o n o w fo rm ie n a p ię tn o w a n ia .
L ecz w sk a z a n ie te g o b ra k u je s t z arazem zaz n a cz e n iem
w a rto śc i idei, a w ięc je st jej u z n a n ie m . Jest w ięc w d u szy
p ew n e p o d o b ie ń s tw o do p o z n a w a n e j p rz e z siebie idei, czy
to d la te g o , że z tej ra c ji b u d z i o n a u p o d o b a n ie w d u szy , czy
też d la te g o , że je g o b ra k u w a ż a z a p o z b a w ia n ie czegoś.
T o te ż w m ia rę , ja k p o z n a je m y B o g a, stajem y się d o M e g o
p o d o b n i. L ecz p o d o b ie ń stw o to nie d o sięg a s to p n ia r ó w n o ­
ści, p o n ie w a ż n ie zn am y G o w y c ze rp u ją co ta k im , ja k i jest.
K ie d y p rz e z sło w o zm ysłow e w y ra ż a m y ciała, w ó w czas
w d u sz y n aszej w y tw a rz a się p ew n e p o d o b ie ń stw o , k tó re
je s t p e w n eg o r o d z a ju o b ra z e m w p a m ię ci (bo nie sam e ciała
są o b ecn e w n aszej d uszy, gdy o n ic h m y ślim y , ale ich
p o d o b ie ń s tw a ). K ie d y b ierzem y je d n e z n ich za d ru g ie ,
w te d y się m y lim y , gdyż b łąd p o le g a n a u z n a n iu je d n e g o za
d ru g ie . J e d n a k ż e o b ra z c iała o b ecn y w d u szy je s t czym ś
lep szy m n iż sa m a fo rm a ciała, p o n ie w a ż w ted y n ależy o n
d o w yższej n a tu ry , to jest żywej su b sta n c ji, ja k ą je st d u sza .
T a k sa m o , k ie d y B o g a p o z n aje m y . T o p ra w d a , że stajem y
się w ó w czas lepsi niż byliśm y p rz e d te m , nie z n a ją c G o ;
zw łaszcza gdy p o z n a n ie to , b u d z ą c słuszne u p o d o b a n ie
m iło śc i, je s t słow em i staje się p e w n y m p o d o b ie ń stw e m
B o g a. J e d n a k ż e p ojęcie to , ja k ie d u s z a w sobie o B o g u
w y tw a rz a , je s t niższe niż B óg, b o tw o rzy je w so b ie n a ­
tu r a n iższa. 970 T a k , d u sz a je s t stw o rzen iem , a B óg
— S tw ó rc ą .
S tą d w n io sek : G d y d u s z a p o z n a je sa m ą siebie i zg ad za
się n a to sw oje pojęcie o sam ej sobie, w ów czas to pojęcie,
b ę d ą c e jej słow em , je s t jej całk o w icie ró w n e i w y czerp u jące.
N ie je s t to b o w ie m p o z n a n ie ja k ie jś niższej o d niej n a tu ry ,
ja k c iało , a n i w yższej - ja k B óg. A p o n ie w aż p o z n a n ie
p o d o b n e je s t d o rzeczy p o z n a n e j, to je st tej rzeczy, k tó rej
je s t p o jęcie, p rz e to d u s z a d o s k o n a le i w y czerp u jąco p o ­
z n a je , k ie d y s a m a je st p rz e d m io te m w łasn eg o p o z n a n ia .
304 Księga IX

T a k ie p o z n a n ie je s t je d n o cześn ie o b razem i słow em duszy,


p o n iew aż, p o c h o d z ą c z niej, w y ra ż a ją , i p o z n a n ie m swym
d o ró w n u je jej, pon iew aż to , co z o sta ło z ro d z o n e , je st
ró w n e ro d z ą ce m u .

D laczego m iłość nie je s t zrodzona?


X II. 17. L ecz co to je s t m iłość? M o ż e to o b ra z ? Słow o?
C oś, co je st zro d zo n e? D laczeg o dusza, p o z n a ją c się, ro d zi
pojęcie, p o z n a n ie sam ej siebie; a k o c h a ją c się, nie ro d zi
swej m iłości? Bo jeśli d la te g o , że je st p rz y c zy n ą p o z n a n ia
sam ej siebie, że je st p o z n a w a ln a , to przecież je s t rów nież
p rzy czy n ą swojej m iłości, b ę d ąc g o d n a m iłości. —D laczeg o
ta k p o z n an ie , ja k m iło ść nie są z ro d zo n e? T o b a rd z o
tru d n o pow iedzieć.
T o p y ta n ie o d n o si się ró w n ież i do sam ej najw yższej
T ró jcy , w szechm ogącego S tw órcy, B oga, n a k tó re g o o b ra z
człow iek z o sta ł u czyniony. K w e stia ta zw y k ła sp ra w ia ć
wiele tru d n o ś c i lu d zio m , k tó ry c h p ra w d a B o ża lu d zk im i
słow y w zyw a d o w iary: D laczeg o się nie w ierzy i nie m yśli,
że i D u c h Św ięty ta k że je s t z ro d z o n y przez O jca, ta k by
i O n ró w n ież m ó g ł się n azy w a ć Synem ? T ej ta je m n icy
usiłujem y te ra z ja k o ś d o ciek ać w du szy ludzkiej. P rzy ­
jm u jem y za p u n k t w yjścia niższy o b ra z B oży, n a sz ą w łasn ą
n a tu rę . Z a p y tu ją c ją , m o że o trz y m a m y b ard ziej d o s tę p n ą
d la nas odpow iedź. M o że z a p ra w io n y w ten s p o só b w zro k
naszej duszy ze stw o rzen ia ośw ieconego sk ieru jem y k u
niezm iennej św iatłości. N iech sa m a p ra w d a n a s p rz e k o n a ,
że — ja k n ik t z chrześcijan nie w ą tp i, iż Słow o B o g a
je st Synem — ta k m iło ść je st D u c h e m Św iętym . W ró ćm y
w ięc do tego o b ra z u stw o rz o n eg o , d o d u sz y ro zu m n ej,
ażeby zap y tać ją , ażeby ty m pilniej ro zw aży ć tę rzecz.
W niej zn ajo m o ść n ie k tó ry c h n ie zn a n y c h d o tą d rzeczy
i m iło ść tego, co p rzed tem nie było k o c h a n e , w y stęp u je
w czasie i p o zw ala w yraźniej zo b aczy ć to , o czym m a m y
m ów ić. Bo n a w e t dla sam ej m o w y , w czasie się ro z w ija ją ­
cej, łatw iej je st w yrazić rzecz, k tó r a się zaw ie ra w p o rz ą d k u
czasow ym .
XII, 17-18 305

P róba w yjaśnienia
18. P rzed e w szystkim oczywiście m oże się zdarzyć, że coś, co
je st p o zn aw aln e, to jest, co m o ż n a znać, p o zo staje je d n a k
nieznane. N a to m ia st nie m o ż n a znać tego, co nie było
p o zn aw aln e. Ja s n e więc, że k a ż d a rzecz, ja k ą p oznajem y,
w sp ó łro dzi w n as swoje poznanie. Przez tych dw oje bow iem
je s t z ro d z o n e poznanie: przez poznającego i p o zn an eg o .
P rzeto d u sza, p o zn ając siebie, sam a jest ro d zicielk ą swego
p o z n an ia . S am a bow iem je st zaró w n o p o zn ająca, ja k p o ­
z n an a , gdyż zan im siebie zn ała, była z d o ln a siebie p o zn ać,
lecz n ie m ia ła w sobie sw ego p o z n a n ia . S k o ro zaś p o zn aje
siebie, ro d z i w sobie rów ne sobie poznanie, gdyż jej p o z n a ­
nie ró w n a się jej istocie. P o z n a n ie jej nie jest innej n a tu ry , nie
ty lk o d la te g o , że sa m a poznaje, lecz i dlateg o , że sam ą siebie
p o zn aje, 971 ja k ju ż o tym by ła m o w a 12.
W ięc co o m iłości należy pow iedzieć? D laczego nie w ydaje
się n am , by d u sza , m iłu jąc siebie, rodziła sw ą w łasn ą m iłość?
D u sz a bow iem by ła g o d n a sw ojej m iłości nim siebie k o c h a ­
ła, gdyż m o g ła siebie uko ch ać; p o d o b n ie ja k była d la siebie
p o z n a w a ln a zanim siebie p o z n ała , gdyż m o g ła siebie p o ­
znać. B o gdyby nie była d la siebie p o zn aw aln a, to nigdy by
nie m o g ła być przez siebie p o z n a n a . T a k sam o nie b ęd ąc
g o d n ą m iłości, nie m o g łab y być przez siebie k o c h an a . C ze­
m u w ięc nie m ów im y, że ro d zi swą m iłość, kiedy siebie
k o c h a, ta k ja k p o z n a ją c siebie rodzi swoje poznanie?
M o ż e d a ło b y się to n a stę p u ją c o w ytłum aczyć: Ja sn e , że
p o c z ą tk ie m m iłości je st to , z czego p o ch o d zi. O tó ż p o ­
ch o d zi o n a z d uszy, k tó ra b y ła g o d n a m iłości jeszcze zan im
siebie k o c h a ła . Z a te m d u sz a je s t p o c zą tk ie m m iłości, k tó rą
siebie k o c h a . N ie m o ż n a je d n a k słusznie pow iedzieć, że
z ro d z iła o n a sw oją m iłość, ta k ja k z ro d ziła pojęcie, k tó ry m
siebie z n a, p o n ie w aż p rzez p o z n a n ie zo sta ło o d k ry te to,
o czym m ó w im y , że je st z ro d z o n e i o d tw o rzo n e; a o d k ry cie
to b y w a często p o p rz e d z o n e d łu g im szukan iem , k tó re d o ­
p ie ro u tej m e ty się z a sp o k a ja . B o szuk an ie je st p ra g ­
n ien iem znalezienia, co m o ż n a by rów nież n azw ać o d ­

12
Wyżej, XI, 16.
306 Księga IX

tw orzeniem . T o zaś, co się od tw arza, ja k gdyby się rodzi.


P o d o b n ie rzecz się m a ja k z urodzeniem dziecka. A gdzie
ta k jest, jeśli nie w poznaniu? Rzeczy są ta m ja k b y w y rażo ­
ne. Bo chociaż były ju ż rzeczy, k tó re b ad ając od k ry w am y ,
nie było je d n a k sam ego p o z n an ia , k tó re przy ró w n u jem y do
rodzącego się. Z a to pragnienie p o budzające do szu k an ia
pochodzi od szukającego, niejako od niego zależy 972 i nie
spocznie, d o p ó k i nie będzie u kresu swego d ążen ia, zanim
nie zespoli ze so b ą szukającego i tego, co znalazł.
C hoć to pragnienie, to szukanie, nie w ydaje się m iłością
(bo m iłość spraw ia, że kocham y to, co nam je st znane, a tu
jest tylko dążenie do poznania), niem niej je d n a k jest to coś
w tym rodzaju. T oteż m o żn a to nazw ać w olą, bo k to szuka,
ten chce znaleźć. A jeśli szuka czegoś, co się odnosi do
poznania, to znaczy, że się chce znać. Jeśli w ola je st gorliw a
i nieustępliw a, m ów im y o niej studiosa, k tó re to określenie
stosujem y zwykle w odniesieniu do n au k . Z atem p o zo rn e
pragnienie poprzedza narodziny w duszy, gdy to , czego
szukam y i chcemy znać, rodzi się ja k o tw ó r d u ch a - p o ­
znaniem nie m niejszym od duszy jest słowo zrodzone, kiedy
ta k ą się dusza poznaje, ja k ą jest, a m iłość nie je st m niejsza,
kiedy ta k ą się miłuje, ja k ą się poznaje i ja k ą j e s t 13.

Zakończenie
O to p osiadam y obraz T ró jcy Świętej, m ianow icie w samej
duszy, w jej p o zn an iu siebie, k tó re je st jej p ło d em i słow em
przez nią w yrażonym , oraz w m iłości ja k o trzecim członie
analogii: tw orzą one je d n ą rzeczyw istość i je d n ą substancję.
A ni p łó d nie jest m niejszy, poniew aż d u sza się zn a n a m iarę
swojej istoty, ani m iłość nie je st m niejsza, p o n iew aż d u sza
k o ch a się n a m iarę sw ojego p o z n a n ia i swojej isto ty .

10 Elementy analogii są te same, co powyżej (V, 8), ale otrzymują one tutaj
nazwy związane z relacjami pochodzenia: poznanie jest „słowem”, pochodzącym od
duszy i otrzymującym od niej swój kształt, jednocześnie wyrażając ją adekwatnie;
miłość zaś pochodzi z połączenia się duszy ze swoim „słowem”, a zarazem je łączy.
Zatem wyrażenie „słowa” jest wynikiem miłości. Miłość z kolei nie jest zrodzona,
ponieważ dusza wyraziła się już całkowicie w słowie i może tylko spoczywać
w miłosnym rozkoszowaniu się swoim słowem.
KSIĘGA DZIESIĄTA

PAMIĘĆ, ROZUM, WOLA

W stęp

Poszukiw anie 1
I. 1. U w ag a n asza skupi się obecnie n a dokładniejszym
i bardziej ścisłym zgłębianiu tych sam ych rzeczy.
N ajp ierw więc - poniew aż n ik t nie m oże k o ch ać zupełnie
nie znanej sobie rzeczy - co to je st ta m iłość „ sz u k a jąc y c h ” ,
to znaczy tych, k tó rzy jeszcze nie w iedzą, ale ju ż p ra g n ą
p o z n ać ja k ą ś naukę? G dy chodzi o rzeczy tak ie ja k tu ta j,
k tó re w łaściw ie nie są p rzedm iotem b a d an ia , n asza m iłość
k u nim p o w staje zw ykle n a p odstaw ie tego, co o nich
słyozymy. N p . gdy ja k a ś rzecz słynie ze swojej piękności,
w ów czas d u ch zap a la się pragnieniem rozk o szo w an ia się
w idokiem tej rzeczy. P o sia d a on bow iem ogólne pojęcie
o p ięk n o ści ciał, poniew aż wiele ich w idział i o d n ajd u je
w sobie coś, n a p o d staw ie czego ocenia p iękno rzeczy
będących zew nątrz. T ru d n o w tak im w y pad k u pow iedzieć,
by to była m iłość rzeczy zupełnie nie znanej, jeśli du ch zna
ju ż rzeczy tego rodzaju.
P rzy puśćm y, że k ocham y d o b reg o człow ieka, k tó reg o
tw arzy nie w idzieliśm y nigdy. K o ch am y go wówczas d la te ­
go, że w iem y, co to jest d o b ro ć , a wiedzę tę czerpiem y
z sam ej p raw dy.
A m o ż e chodzi o p o z n an ie jakiejś nauki? N ajczęściej
p o w a g a m ów iących o niej i ich pochw ały b udzą w nas
p ra g n ie n ie jej p o zn an ia. G d y je d n a k w naszej duszy nie był

1 Ćwiczenie duszy w poszukiwaniu siebie.


308 K sięga X

n a sz k ic o w an y ja k iś zarys p o ję cia o k a żd e j z n a u k , to
z p e w n o śc ią nie p ałalib y śm y p ra g n ie n iem ich p o z n a n ia .
K to zad a w ałb y sobie tru d u czen ia się n p . re to ry k i, gdyby
p rzed tem nie w iedział, że je st to n a u k a w ym ow y? Z d a rz a
się czasem , że n a p o d sta w ie te g o , cośm y słyszeli, alb o
w sk u tek d o św iad c z en ia zw racam y szczególną u w ag ę n a to ,
co je st celem ja k ie jś n a u k i, i b u d z i się w n a s p rag n ie n ie, by
p rzez w ykształcenie się w niej d o jść d o tego celu. T o
zu p ełn ie ta k sam o , ja k gdyby nie zn ają c em u lite r m ó w io n o
o n a u ce , k tó r a p o z w ala p rz e k az y w ać k o m u ś b a rd z o o d ­
d a lo n e m u słow a w m ilczeniu n a k re ślo n e rę k ą , o trz y m u ją c y
zaś te słow a o d b ie ra je oczym a, a nie za p o m o c ą uszu .
P rzy p u śćm y , że ów a n a lfa b e ta je st św iad k iem ta k ie g o fa k ­
tu . C zyż człow iek ten nie z ap ra g n ie w iedzieć, czy i o n tak że
nie m ó g łb y ta k zrobić? C zy n ie po d ejm ie z w ielk ą g o rliw o ś­
cią w szelkich w ysiłków , żeby sam em u d o p ią ć te g o celu,
o k tó ry m ju ż wie? T a k ro z p a la ją się u m iło w a n ia n a u k . N ie
m o ż n a bow iem k o ch ać teg o , czego się zu p ełn ie nie zn a.

P r zy k ła d
2. P rzy p u śćm y jeszcze, że k to ś słyszy nie z n a n y so b ie zn ak ,
dźw ięk słow a, k tó re g o z n aczen ia nie zna. C h ce w iedzieć, co
znaczy to słow o, co m a n a m p rz y p o m in a ć ten d źw ięk , np.
gdyby usłyszał, że k to ś m ów i: te m e tu m '2 ; n ie w iedząc, co to
o zn acza, d o szu k iw a łb y się jego sensu. C zło w iek te n m u si
w iedzieć ju ż , że to słow o je st ja k im ś z n ak ie m , a więc, że nie
je s t o n o p u sty m dźw iękiem , ale coś oznacza.
Ju ż coś wie o tym słow ie tró j sylab ow ym , za p o ś re d n i­
ctw em zm ysłu słuchu ja k o ś w ycisnęło się o n o w je g o duszy
ja k o dźw ięk w ym aw iany. C zy będzie w n im czegoś więcej
szukać, z n ając ju ż w szystkie jeg o litery i b rzm ien ie sylab,
jeśli nie wie jed n o cześn ie, że to słow o je s t zn ak ie m ? A co za
ty m idzie, czy zechce w iedzieć, co o n o oznacza? Im b ard ziej
—c h o ć nie w pełni —to słow o je s t z n a n e , ty m b a rd z ie j d u c h
p rag n ie p o z n a ć to , co jeszcze z o staje d o p o z n a n ia . B o
gd y b y zn ał jed y n ie te n dźw ięk, 973 nie w ied ząc, że o n ja k ą ś

2 Słowo archaicznego języka ludowego oznaczające napój odurzający (wino).


I, 1-2 309

rzecz o z n ac z a, to niczego by n ie szukał, p o zn aw szy ju ż


w nim to , co m o ż n a było p o z n a ć za p o śre d n ictw e m słu ch u .
W ied ząc ju ż je d n a k , że je st to nie ty lk o dźw ięk, ale i z n a k
pew ien, chce go w p ełni p o z n ać . O tó ż żad en z n a k nie je st
w p ełn i p o z n a n y , jeśli się nie w ie, czego je st zn ak iem . A jeśli
k to ś gorliw ie o d d a je się b a d a n iu tego zn aczen ia, jeśli z a ­
p a la się d o teg o , to czy m o ż n a pow iedzieć, że nie m a
m iłości? C o z atem k o ch a? Z p ew n o ścią nie m o że k o c h a ć
teg o , o czym n ic nie wie. I nie ow e trzy sylaby k o c h a , k tó re
ju ż zn a. A m o ż e k o c h a je, p o n ie w aż wie, że coś o zn aczają?
A le nie o to te ra z chodzi. N ie to chce w iedzieć. P y ta m y
o to , co chce w iedzieć w tym , czego szu k a, a czego jeszcze
nie zn a. I d la te g o w łaśnie dziw im y się, w iedząc, że nie
m o ż n a k o c h a ć czegoś n iezn an eg o . C o zatem k o ch a? Czy
nie to k o c h a , że w p rz y c zy n a ch rzeczy p o zn aje i w idzi
p ię k n o ść p o z n a n ia , w k tó ry m zaw iera się z n ajo m o ść
w szy stk ich z n a k ó w , i u żyteczność sztuki p o zw alającej lu ­
d zio m p rz e k az y w ać swe m yśli, by życie społeczności nie
stało się go rsze niż sam o tn o ść , co było b y nie d o u n ik n ięcia,
gdy b y ludzie nie przek azy w ali sobie naw zajem sw ych m yśli
z a p o śre d n ic tw e m m ow y.
T ę w ięc p ię k n o ść i u ży teczn o ść idei w idzi d u sza. J ą
p o z n a je i k o c h a . U siłuje ją w sobie urzeczyw istnić, n a ile
z d o ła, te n , k to szu k a nie z n an eg o sobie sensu słów . Jest to
bo w iem coś z asad n iczo in n e g o d o strz eg a ć ideę w św ietle
p ra w d y , a co in n e g o p ra g n ą ć jej w m ia rę sił. W idzi bow iem
w św ietle p ra w d y , ja k ie to w ielkie d o b ro : ro zu m ieć języki
w szy stk ich lu d ó w i m ó w ić n im i, i nie zach o w y w ać się ja k
cu d zo ziem iec, kiedy się je słyszy albo się nim i m ów i. Ju ż
w te d y m y śl w idzi p ię k n o w iedzy i k o c h a j ą ja k o rzecz
z n a n ą . A je s t to ta k ie p o z n a n ie , ta k ro z p ło m ie n ia o n o
g o rliw ość o d d a ją c y c h się b a d a n iu , że w szy stk o w o k ó ł n ie­
go się o b ra c a , że jeg o się p rag n ie, że ludzie z a d a ją sobie tyle
tru d u , aby je o siągnąć, a b y ró w n ież i p rzez używ anie
o g a rn ą ć to , co ro z u m e m p o z n a ją . T o te ż im b ard ziej n a ­
d zieja p rz y b liż a się do tej um iejętn o ści, tym gorętsze b u d zi
się zam iło w an ie . T ym gorliw iej o d d a ją się nauce, jeśli nie
tra c ą n a d zie i, że tę w iedzę z d o b ęd ą . B o jeśli nie m a się
n a d zie i o siąg n ięc ia ja k ie g o ś id eału , to alb o słab o się go
310 Księga X

k o ch a, albo w cale się go nie kocha, naw et jeśli się widzi


jego piękność.
Jednakże w iększość ludzi nie m a nadziei zdobycia zn ajo ­
m ości w szystkich języków . W o lą więc raczej p rzy k ład ać się
do doskonałego p o zn an ia swego ojczystego języka. M o ż ­
liwe, że niejedni nie będą zdolni d o zupełnego o p a n o w an ia
naw et tego. A le n ik t chyba nie będzie ta k niedbały w tej
dziedzinie, by usłyszaw szy nieznane sobie słow o nie chciał
dow iedzieć się jego znaczenia i —jeśli to m ożliw e - nauczyć
się go. A kiedy się o to stara, kiedy chce dow iedzieć się tego
- to ju ż zdaje się okazyw ać m iłość d la rzeczy nieznanej. Ale
ta k nie jest. T o ideał p o ru sza jego ducha, ideał, k tó ry zna
i o k tórym m yśli. W świetle tego ideału o kazuje się całe
piękno p o ro zu m ien ia i zespolenia um ysłów za p o śre d n i­
ctwem rozum ienia w ypow iadanych i słyszanych słów. P o ­
b u d za to gorliw ość szukającego, k tó ry w praw dzie jeszcze
tego nie zna, ale ju ż dostrzega i k o c h a ideał, do którego
zm ierza jego wysiłek.
Przypuśćm y, n a now o po d ejm u jąc przedtem , p rzy to czo ­
ny p rzy k ład , że szukającem u w ten sposób znaczenia słow a
tem etum , 974 pow ie ktoś: C óż cię to obchodzi? C złow iek
ten odpow ie: N ie chcę się n arazić n a to , że słysząc tak ie
słowo nie zrozum iem go, albo że czytając je nie uchw ycę
m yśli piszącego. Czy znajdzie się ktoś, k to by m u n a to
pow iedział: Zrezygnuj z ro zum ienia tego, co ci się m ów i
i co czytasz? C h y b a w szystkie ro zu m n e istoty (albo z b a r­
dzo niewielu w yjątkam i) od razu chw ytają p iękno takiej
sztuki, k tó ra ludziom p ozw ala naw zajem p o zn aw ać m yśli
przekazyw ane dźw iękam i o pew nym znaczeniu. T o też zn a­
ją oni w artość takiej sztuki. T a znajom ość budzi m iłość,
ta k że d o szu k u ją się gorliwie znaczenia tego nie znanego
słowa. T oteż człow iek tak i, usłyszaw szy i dow iedziaw szy
się, że tem etum je st daw ną, p o n ie ch a n ą dziś nazw ą w ina,
uzna, że trzeb a znać znaczenie tego nie używ anego ju ż
słow a, żeby zrozum ieć treść daw niej pisanych k s ią ż e k 3.

a Np. PLAUTUS, Aulularia, 355; JUWENAL, Sat., 15, 25; ale można także
spotkać ten wyraz u CYCERONA, De república, IV. 6; u HORACEGO, Epistoła,
II. 2, 163.
, - II, 4
1 2 311

Jeśli zaś u z n a ta k ą lekturę za zbyteczną, to m oże nie zechce


obciążać pam ięci tym niepotrzebnym słowem, k tó re nie
o d p o w ia d a ideałow i nauki, ja k i w d u ch u ogląda i m iłuje.

N ie kocha się tego, czego się nie zna


3. T o też każdy um ysł oddający się nauce, pragnący p o zn ać
to, czego nie zna, m iłuje nie to, czego nie zna, ale to, co zna
i ze w zględu n a co chce poznać rzeczy nieznane. P rzy p u ść­
m y, że ulega ciekaw ości, że nic innego nie jest d la niego
bodźcem p o z n an ia poza chęcią dow iedzenia się tego, czego
nie wie. T a k a ciekaw ość nie je st m iłością rzeczy n iezn a­
nych. Jest to raczej o d ra z a k u niewiedzy; pragnienie, żeby
nie było rzeczy nieznanych, i żeby w szystko było znane.
M o żn a by postaw ić m i delikatny problem , m ianow icie że
rów nie tru d n o je st nienaw idzić, ja k i koch ać to, czego się
nie zna. Z godzę się n a to, zaznaczając jed n ak , że to coś
zasadniczo różnego m ów ić: „O n lubi wiedzieć to , czego nie
z n a ” oraz: „lubi to, czego nie z n a ” . M oże się zdarzyć, że
k to ś lubi wiedzieć to, czego nie zna; nie m o żn a je d n a k lubić
tego, o czym się nic nie wie. N ie p ró żn o tu w ystępuje słowo
„w iedzieć” , poniew aż ten, k to pragnie wiedzieć to, czego
nie zna, k o c h a nie nieznane ja k o takie, ale wiedzę kocha,
czyli chce wiedzieć. Bo gdyby nie wiedział, co znaczy
„w iedzieć” , to z pew nością nie m ógłby utrzym yw ać ani
tego, że coś wie, ani tego, że nie wie. N ie tylko ten, kto
m ó w i „w iem ” , i m ów i praw dę, wie, co to je st wiedza. Ale
rów nież i ten, k to m ów i z całym przekonaniem : „nie
w iem ” , m ó w iąc praw dę i w iedząc, że ją m ów i; także i ten
człow iek d o sk o n ale wie, co znaczy „w iedzieć” , poniew aż
tak że i on o d ró ż n ia w iedzącego od nie w iedzącego, gdy
znając siebie praw dziw ie m ów i: „nie wiem” . Skąd by w tedy
w iedział, że m ów i praw dę, jeśli nie dlatego, że wie, co
znaczy „w iedzieć” ?

P rzykła d y
II. 4. T a k um ysł rozm iłow any w wiedzy, ja k i zwyczajnie
ciekaw y człow iek, żaden z nich nie kocha tego, czego nie
312 Księga X

zna, n aw et jeśli b a rd z o gorliw ie tego d o c iek a i s ta ra się


dow iedzieć.
Pierw szy z nich m a ogólne pojęcie, zn a i k o c h a ten
ro d zaj rzeczy. S ta ra się o n w poszczególnych nie zn an y ch
sobie rzeczach od n aleźć to, co ogólnie wie o ich ro d z a ju .
Słysząc p o ch w ały n a ich te m a t tw o rz y sobie ich w y o b ra ź ­
niow e przed staw ien ia, ro z b u d z ają c e jego m iłość. Lecz ja k ­
żeż m o że je sobie w y o b rażać, jeśli nie w te n sp o só b , że za
p u n k t w yjścia przyjm uje rzeczy ju ż zn an e. Jeżeli je d n a k
rzeczyw isty p rz e d m io t, k tó ry ta k p rzed nim ch w alo n o , nie
o d p o w ia d a pojęciu, ja k ie sobie o nim w y tw o rzy ł, pojęciu,
k tó re je st m u bliskie —w ów czas nie będzie go k o c h ać . A le
p rzy p u śćm y , że go k o c h a. M iłość ta p o częła się stąd , że go
p o zn ał. 975 Bo przedtem k o c h a ł in n ą rzecz, k o c h a ł to
pojęcie, ja k ie jego um ysł w ytw orzył sobie o niej, i ja k ie było
obecne w jego m yśli. Jeśli zaś p rz e d m io t, o k tó ry m m u
m ó w ią, je st tak i bliski ow em u pojęciu, że m o że pow iedzieć:
„ Ju ż cię k o c h a łe m ” , to znaczy, że k o c h a ł nie rzecz n ie­
zn an ą, ale tę, k tó rą ju ż zn ał w przybliżeniu.
A lb o p rzypuśćm y, że o g ląd am y i k o c h a m y ja k ą ś rzecz
w jej idealnym w zorze, w jej w iecznej przyczynie. W zó r ten
w y raża się w ja k iejś rzeczyw istości doczesnej będącej jeg o
o b razem . Z n ający go z dośw iad czen ia, ch w alą p rzed n am i
ten o b ra z , a m y im w ierzym y i k o c h a m y tę rzecz. W ted y
— zgodnie z naszym i u p rz e d n im i w yjaśn ien iam i — nie k o ­
cham y czegoś nieznanego.
A lbo: m iłość jakiejś znanej n a m rzeczy sp raw ia, że szuka­
m y czegoś, czego nie znam y. W ów czas k o ch am y nie tę nie­
z n an ą rzecz, ale tę, k tó rą ju ż znam y. W iem y bow iem , że jej
p o zn an ie dop ro w ad zi nas d o znajom ości tego, co w iedzieć
chcem y, a czego jeszcze nie znam y, ta k ja k to m iało m iejsce
w d o p iero co om ów ionym w y p ad k u nieznanych słów.
A wreszcie, k o ch am y sam o p o z n a n ie . Jeśli k to ś p ra g n ie
coś w iedzieć, to n a pew no wie, co znaczy „w ied zieć” .
Z w ym ienionych racji m o ż e w y d aw ać się, że n ie zn a n e
rzeczy k o c h a ją ci, k tó rzy ch cą się dow iedzieć o ty m , czego
nie zn ają i z ta k w ielką gorliw ością p rz y k ła d a ją się d o ich
szu k an ia, że m o ż n a by to nazw ać m iłością. Sądzę je d n a k ,
żem ch yba do ść ja sn o w yłożył spraw ę lu d z io m m ający m
II, 4 - III, 5 313

tru d n o śc i w p rzyjęciu tej p ra w d y , że jest zu p ełn ie inaczej


i że n igdy nie k o c h a się rzeczy nieznanej. A le p o n iew aż
w p rz y to c zo n y c h p rz y k ła d a c h chodzi o p o z n an ie in n e niż
p o z n a n ie sam ego siebie, p rz e to m usim y stw ierdzić, czy
p rz y p a d k ie m nie je st to p o z n a n ie innego ro d z a ju niż w tedy,
gdy d u sza p rag n ie znać sam ą siebie.

1. D w o ja k ie p o z n an ie duszy: intuicyjne i refleksyjne

P oznanie d uszy p rze z nią sam ą


III. 5. C o k o c h a dusza, kiedy, nie znając sam ej siebie,
gorliw ie usiłuje siebie poznać?
O to dusza sam ą siebie p rag n ie p o zn ać i zap ala się d o tego
szukania. K o c h a więc. A le co kocha? Siebie? Lecz ja k , jeśli
jeszcze nie zna siebie, a n ik t nie k o c h a tego, czego nie zna?
C zy m o ż e n a p o d staw ie tego, co jej m ó w io n o , zyskała
p e w n ą w iedzę o sam ej sobie, ta k ja k ze słyszenia d o w ia d u ­
jem y się o rzeczach nieobecnych. M o że n aw et k o c h a nie
siebie, lecz to , co o sobie m yśli, i co je st b ard zo dalekie od
rzeczyw istości. A le p rzypuśćm y, że jej w yo b rażen ie je st
słuszne. W ta k im razie du sza, k o c h a ją c to pojęcie o samej
sobie, k o c h a siebie, jeszcze zanim siebie p o z n a. W idzi
p o d o b n y c h d o siebie. Z a te m zn a inne dusze i n a tej
p o d staw ie , z n ają c rodzaj, w y o b ra ż a sobie sam ą siebie.
C zem u je d n a k , zn ając inne dusze, nie zn a sam ej siebie,
ch o ć nic nie je st d la niej bard ziej obecne niż o n a sam a?
M o że k to ś pow ie, że oczy ciała lepiej zn ają oczy in nych niż
sam e siebie. A le w ta k im razie lepiej niech d u sza p rzestan ie
siebie szukać, jeśli nie m o ż e siebie znaleźć. T o p ra w d a , że
oczy nie o g lą d a ją siebie inaczej niż w odbiciu lu strzan y m .
N ie w y o b ra ż a jm y sobie je d n a k , by m ia ło się to stosow ać
d o k o n te m p la c ji rzeczyw istości niecielesnych i żeby d u sza
m ia ła p o z n a w a ć siebie ta k ja k w lustrze.
C zy m o ż e w ideach p ra w d y wiecznej dusza poznaje, ja k a
to p ię k n a rzecz z n ać sam ą s ie b ie 4? I k o c h ają c to, co widzi,

Augustyn w swoim rozumowaniu podąża za Plotynem (Enn. V. III, o pozna-


314 Księga X

usiłuje to w sobie urzeczyw istnić. W te n sp o só b , ch o ciaż


siebie nie zn a, wie je d n a k , ja k to d o b rz e z n ać siebie. A le
o to , co je st n a d e r dziw ne: nie w ied ząc o sobie, ju ż w ie, ja k
to p ięk n ie siebie znać.
A m o ż e w tajem n y m p rz y p o m n ie n iu 6 — k tó re nie o p u ś ­
ciło jej w d łu g o trw a ły m w y g n an iu —d u s z a o g lą d a d o s k o ­
n ało ść celu, tj. zbaw ienie i szczęście; i w ierzy, że celu tego
nie zd o ła o siąg n ąć inaczej, ja k p rzez p o z n a n ie siebie sam ej?
M iłu ją c w ięc je d n o , szu k a dru g ieg o ; 976 m iłu ją c to , co ju ż
p o z n a ła , sz u k a nieznanego. D laczeg o je d n a k p rz e trw a ło
w sp o m n ien ie szczęścia, p o d czas gdy nie m o g ła p rz e trw a ć
p a m ię ć sam ej siebie? Czy d u sza ch cąca dojść d o celu nie
je s t z n a n a ró w n ie d o b rz e ja k z n a n y je st cel?
D u sz a k o c h a to sw oje p o z n a n ie siebie sam ej. M o ż e w ięc
p rz e d m io te m jej m iłości je st nie o n a sam a, nie z n a ją c a się
jeszcze, ale sam o po zn an ie? M o że p rz y k ro jej i n ie znosi
teg o , że o n a sa m a je st w y łą cz o n a ze swego p o z n a n ia ,
k tó ry m chce w szystko o g arn ąć. W ie, co to je st z n ać siebie.
P rze to lu b iąc znać, chce p o z n a ć ta k ż e i sam ą siebie.
G d zie je d n a k p o z n a je p o z n a n ie sam ej siebie, jeśli siebie
nie zna? W ie, że z n a inne rzeczy, a siebie by n ie znała?
Przecież n ajw yraźn iej w sobie sam ej p o zn aje, co to je st
p o z n an ie . Jak ż e ż w ięc p o z n a ła b y siebie ja k o p o z n a ją c ą ,
a sam ej siebie by nie znała? Przecież nie ja k ą ś in n ą duszę
zn a ja k o p o z n a ją c ą , ale w łaśn ie siebie. Z a te m z n a siebie.
N a stę p n ie szu k a ją c siebie, żeby siebie p o z n a ć , ju ż się z n a
ja k o szu k ającą. A w ięc ju ż siebie zna. N ie m o ż e w ięc

jących hipostazach, czyli samobytach, jak thimaczy A. Krokiewicz, II, str. 231-262).
Plotyn przeciw własnemu mistrzowi, Platonowi utrzymuje możliwość poznania
podmiotu przez siebie samego, kiedy tradycyjna myśl platońska ujmuje wszelkie
poznanie jako poznanie przedmiotowe, w którym poznana rzecz różni się od
poznającego podmiotu tpor. SEXTUS EMPIRICUS, Adversus M athem., VIL 310).
Augustyn wykazuje tutaj, że dusza poznaje siebie nie drogą introspekcji, a refleksyj­
nie. Poznanie jakiegoś przedmiotu jest praktycznie poznaniem siebie samego jako
poznającego ten przedmiot (analiza refleksyjna). W takim ujęciu świadomość
swojego ja nie suponuje podziału między poznanym a poznającym. Jest to sposób
poznania jedyny w swoim rodzaju, ale jest warunkiem jakiegokolwiek innego
poznania. Prawdziwa trudność tkwi wówczas w tym, jak dusza może praktycz­
nie nie dojść do poznania samej siebie. Odpowiedź dana jest dalej i wyjaśniona
w ks. XIV. V, 7, str. 429-430.
5 Platońska „anamneza” (Fedon, 72 e n.).
III, 5 - IV, 6 315

zupełnie siebie nie znać, b o n a w et kiedy szu k a siebie nie


z n a ją c ą siebie, w ted y ju ż przez to sam o siebie p o zn aje.
G d y b y nie w ied ziała, że nie z n a siebie, to b y siebie nie
szu k ała. A w ięc to, że szu k a siebie, to d o w ó d , że bardziej
zna, n iż nie z n a siebie. Z a te m w ie o sobie, szu k a ją c siebie,
i w ó w czas, k iedy nie z n ają c się szu k a siebie, żeby się
p o z n ać .
_ i ■t : ii .

D u sza zn a siebie całą


'■ ' o*' -•
IY . 6. C o ż w ięc .pow iem y? C zy d u sza p o części siebie zna,
a p o części nie zna? P ^ ę c ie ż to nied o rzeczn o ść m ó w ić, że
d u sz a nie całą siebie zn a, kiedy się p o znaje. N ie m ów ię:
w szy stk o w ie, całkow icie siebie p o z n aje . A le ty m , co o n a
p o z n aje , je st c a ła dusg^. Jeśli bow iem wie o sobie coś
ja k ie g o , czego nie m o g ła b y p o zn ać, nie b ęd ąc cała p rz e d ­
m io te m p o z n a n ia , w ta k im razie c ałą siebie zna. Z n a siebie
ja k o coś p o z n a ją c ą , a przecież ty lk o c a ła d u sza m o że coś
p o z n a w a ć . A w ięc zn a siebie całą.
A z d ru g ie j stro n y , czego d u s z a je s t w ró w n y m sto p n iu
św iad o m a , ja k nie tego, że żyje? D u sz a nie m o ż e istnieć,
a n ie żyć, zw łaszcza gdy jeszcze p o n a d to p o s ia d a w ładzę
ro z u m ie n ia (bo i dusze zw ierząt rów nież żyją, lecz nie
ro zu m ieją). P o d o b n ie w ięc ja k cała d u sza je st d u szą, ta k
cała też żyje. I w ie, że żyje. W ięc c a łą siebie zna.
A w reszcie d u sza , szu k a ją c p o z n a n ia siebie, ju ż w ie, że
je s t d u szą . W p rzeciw nym razie nie w iedziałaby, że siebie
szu k a i m o g ło b y się zdarzyć, że zam iast siebie szu k a czegoś
in n eg o . M o g ło b y np. ta k być, że nie byłaby o n a d u szą;
w ta k im razie szu k a ją c p o z n a n ia duszy nie siebie by
szu k ała. A p o n ie w aż sz u k a tego, czym je st d u sza, zatem
m a św iad o m o ść, że je st d u szą. A le przy p u śćm y , że szu k ając
siebie, nie w ie, że je st d u szą; p rzy p u śćm y , iż tyle ty lk o wie,
że sz u k a siebie. M o g ła b y w ted y ta k ż e szu k ać jed n ej rzeczy
z a m ia st d ru g ie j, gdyby tego nie w iedziała. A w ięc z w szelką
p e w n o śc ią wie, czego szuka. A jeśli wie, czego sz u k a i siebie
sam ej szu k a , to d la te g o , że z n a siebie.
C zem u zatem szu k a jeszcze? C zy m oże d u sza zn a siebie
w części, a w części jeszcze szuka? W tak im razie nie samej
316 Księga X

siebie szuka, ale swojej części. G d y bow iem o niej sam ej się
m ów i, to m ów i się o całej duszy. Z drugiej stro n y , jeśli
d u sza w ie, że nie całą siebie zn alazła, to wie, czym je st o n a
w całej swej w ielkości. S zuka w ięc tego, czego b ra k jej
p o z n a n iu , p o d o b n ie ja k zw ykliśm y szukać, by p rz y g o to w a ć
w um yśle to , co zeń u b y ło , ale je d n a k nie całkow icie
zanikło. M o ż n a bow iem ro z p o z n a ć w tym p o w ra ca ją cy m
w sp o m n ien iu , że tego w łaśnie poszu k iw aliśm y . 977 W ja k i
je d n a k sp o só b d u sza p o w ra ca d o sam ej siebie, ja k gdyby
d u sza m o g ła nie być w duszy?
D o d ajm y, że jeśli znalazłszy siebie częściow o, d u sza nie
szuka całej siebie, to w każdym razie cała d u sza siebie szuka.
W ięc cała jest w sobie obecna i nie tego jeszcze szuka. Z a tem
brak u je czegoś w tym czego szuka, w przedm iocie p o szu k i­
w ań, a nie w szukającym podm iocie. A że całą siebie szuka,
więc nic z niej nie b rak . A lb o jeżeli nie całą siebie szuka, je ­
żeli ta jej część, k tó rą ju ż znalazła, szu k a części nie znalezio­
nej jeszcze, to znaczy, że d u sza nie siebie sam ej szuka,
poniew aż ż ad n a część duszy nie m o że być p rzed m io tem jej
w łasnych poszukiw ań. Istotnie, część znaleziona nie szuka
siebie. T ym bardziej nie szuka siebie część nie zn alezio n a
jeszcze, jeśli jej szuka ju ż od n alezio n a część. G d y b y więc cała
dusza nie szukała siebie i gdyby ż ad n a część siebie nie
szukała, to d u sza w ogóle by siebie nie szukała.

Pochodzenie błędnych m niem ań duszy o sobie sa m ej


V. 7. S kąd w ięc n a k a z d a w an y duszy, ażeby s a m a siebie
po zn ała? Sądzę, że chyba stąd , że d u sz a m a m yśleć o sobie
i żyć zgodnie ze sw oją n a tu rą , to je st zn ając sw ą n a tu rę ,
w in n a w edle niej żyć, czyli zająć w śród b y tó w to m iejsce,
ja k ie jej z n a tu ry p rz y p a d a , a w ięc chodzi o to , by była
p o d d a n a tem u , k tó re m u w in n a p o d leg ać, a w z n io sła się
p o n a d rzeczy, n a d k tó ry m i m a p a n o w ać .
T ym czasem w w ielu w y p a d k a c h d u sza z a śle p io n a p o ­
żąd an iem p o stęp u je tak , ja k gdyby nie p a m ię ta ła o sobie.
W idzi o d w ew n ątrz p ięk n o pew n y ch p rz e d m io tó w , a to
dzięki najw yższej n a tu rz e — B ogu. L ecz z am iast trw a ć
w B ogu ja k p o w in n a i N im się ro z k o szo w a ć, d u s z a sam ej
IV, 6 - VI, 8 317

sobie chce p rz y p isać p ię k n o . N ie chce tego, by być z B oga


i p o d o b n ą B ogu, ale ch ciałaby z siebie sam ej być ty m , czym
O n je st. O d w ra c a się od N iego, o d ch o d zi i s p a d a c o ra z to
niżej, p o d c za s gdy sądzi, że w znosi się co raz wyżej i wyżej;
gdyż ani sa m a sobie, ani nic innego nie m o że jej w y sta r­
czyć, s k o ro o d d a la się o d T eg o , k tó ry jed y n ie w y starcza.
W sk u te k sw ojego u b ó stw a i n ie d o sta tk ó w d u sza p o ­
św ięca z b y t wiele uw agi sw ym w łasnym czynnościom oraz
p ły n ący m stą d pełnym n ie p o k o ju przy jem n o ścio m . W ten
sp o só b w sk u te k żądzy p o z n a n ia rzeczy zew nętrznych
— k tó re m iłu je, p o sia d a ją c ich o g ó ln ą znajom ość, a k tó re,
ja k się jej w ydaje, tra c i, jeśli ich pieczołow icie nie za­
ch o w u je — d u sza z a tra c a poczucie bezpieczeństw a. T y m
m niej m yśli o n a o sam ej sobie, im bardziej je st p rz e św ia d ­
czo n a o ty m , że nie u traci zn ajo m o ści siebie.
C o in n eg o je st nie zn ać się, a co innego o sobie nie
m yśleć. N ie m o ż n a bow iem pow iedzieć, że u czony nie zna
g ra m a ty k i, sk o ro o niej nie m yśli, n p . kiedy jego m yśl je st
z a ję ta sz tu k ą m edycyny. S koro w ięc —ja k rzekłem —in n ą
rzeczą je st nie zn ać siebie, a in n ą nie m yśleć o sobie, to m o c
m iło ści je s t ta k p o tę ż n a , że to, o czym się długo z u p o d o b a ­
niem ro z w a ż a i n a czym się p o leg a, nie opuści n as n aw et
w ted y , gdy d u sz a znów p o w ra c a w n ik ając w siebie, żeby
n a d so b ą rozm yślać. A p o n iew aż to , co n a zew nątrz siebie
d a rz y ła zm ysłow ą m iłością, to są rzeczy cielesne, przeto
n a w ią z a ła z nim i d łu g o trw a łą zażyłość. N ie m o g ą c je d n a k
p rzen ieść ty c h ciał do sw ojego w n ętrza, będącego w pew ­
n y m sensie dziedziną n a tu ry bezcielesnej, n a ra s ta w y o b ra ­
żeniam i z z ew n ą trz i w ciąga w siebie, do sw ojego w n ętrza,
te w y tw o rz o n e przez siebie obrazy. K sz ta łtu ją c te obrazy,
d a rz y je czym ś ze swojej su b stancji. N iem niej zachow uje
ja k ą ś w ład zę sw o b o d n eg o sąd u o tych o b razach . T a w ładza
to je st w łaśn ie dusza, to je st ro z u m n a inteligencja, k tó ra
zach o w u je się ja k o czynnik osądzający. W iem y bow iem , że
te części d u szy , d la k tó ry c h p o b u d k ę d z iałan ia stan o w ią
w y o b ra ż e n ia ciał, są n am w sp ó ln e ze zw ierzętam i.

978 V I. 8. B łąd duszy do ty czący jej sam ej w y n ik a z jej


zw iąz a n ia się z tym i o b ra z a m i ta k w ielką m iłością, że także
318 Księga X

i siebie u w a ża z a coś w ty m sam ym co one ro d z a ju . U p o ­


d a b n ia się p o n ie k ą d d o ty ch o b ra z ó w n ie is to tą sw oją,
ale m yślą. N ie znaczy to, że siebie u w a ż a z a o b ra z , lecz
w y o b ra ża sobie, że sam a je st ty m , czego o b ra z w sobie
nosi. P o z o staje w niej bow iem z d o ln o ść o sąd u . D zięk i niej
d u sza o d ró ż n ia p o z o sta ją ce n a z e w n ą trz ciała od o b razó w ,
k tó re w sobie nosi; jeśli o b razy ow e nie u z ew n ętrzn iają się
d o tego sto p n ia , że m o g ą być b ra n e za ciała b ęd ące
zew n ątrz, a nie w ew nętrzne o b ra z y , co z d a rz a się we śnie,
szaleństw ie i n ie k tó ry c h ro d z a ja c h e k s ta z y 6.

M n iem ania niektórych filo z o fó w


V II. 9. U to ż sa m ia ją c się w ięc z ta k im i rzeczam i d u sza
m n iem a, że sam a je s t ciałem .
A że d u sz a je st w pełni św ia d o m a sw ojej w yższości
w sto su n k u do ciał, k tó ry m i rząd zi, p rz e to n ie k tó rz y w y­
szukiw ali to , co je st n ajb ard ziej w a rto ścio w e w ciałach
i uw ażali to za duszę ro z u m n ą albo w ogóle za duszę. T a k
w ięc je d n i m yśleli, że d u sz a to krew , m ó zg , s e r c e 7. A le
serce nie w ta k im zn aczen iu , o ja k im m ó w i P ism o św.:
„B ędę cię sław ił, P an ie, z całego se rc a ” , o raz: „B ędziesz
m iło w ał P a n a , B oga tw ego, ze w szystkieg o serca tw e g o ”
(Ps 9; 110; 137; P w t 6, 5; M t 22, 37). T a k ie b ow iem słow o
o d n o szące się d o ciała p rz e n o śn ie m ó w i o duszy. T u je d n a k
p rzez „serce” ro z u m ia n o o rg a n cielesny, k tó ry w idzim y
w o tw arty ch w n ę trz n o śc ia ch , i to u w a ż a n o z a duszę. In n i
sądzili, że d u sza sk ła d a się z d ro b n iu tk ic h , o d rę b n y c h
i niep o dzielnych, złączo n y ch z so b ą ciałek, k tó re zw ą
a to m a m i8. In n i u w ażali, że su b sta n c ję d u szy sta n o w i p o ­
w ietrze, in n i — że o g ie ń 9. A jeszcze in n i w o g ó le nie

6 Tutaj Augustyn tna na myśli chorobliwą utratę zmysłów powodowaną przez


nadwerężenie umysłu, który zbyt silnie tkwi w oglądaniu rzeczywistości intelektual­
nych. Ale ekstaza nieraz ma także u niego znaczenie wizji nadprzyrodzonej (np.
Enarr. in Psalmos, 30, 2; 67, 36; 115, 3; PL. 36, 230; 834; 37, 1492).
7 Stoicy, np. CHRYZYP, fragm. 15; PLUTARCH, Opinie filozofów IV. 21.
8 Starzy „atomiści” : Leucyp i Demokryt, ale także Epikur, Lukrecjusz. Zob.
A. Krokiewicz, Nauka Epikura, Kraków (P. A. U.) 1929, str. 285-293.
0 Starzy „fizycy” eleaci: Anaksymenes (powietrze), Heraklit (ogień). Ale stoicy
także, np. Zenon (CYCERO, Tusc. I, 9).
VII, 9-10 319
p rz y z n aw a li jej su b sta n c jaln o śc i, p o n ie w aż nie u zn aw ali
żad n ej su b sta n c ji p o z a ciałem , a duszy nie u w ażali za
c i a ł o 10. U w aż a li ją raczej za pew n eg o ro d z a ju ró w n o w a g ę
w ciele, z a sa d ę zw iąz a n ia się elem entów , k tó ry c h d u sza je st
z b io re m . T o te ż w szyscy oni u w ażali duszę za śm ierteln ą,
w id ząc w niej a lb o ciało, alb o z b ió r ciał, k tó re oczyw iście
nie m o g ły trw a ć zaw sze. N ie k tó rz y sądzili, że su b sta n c ją
d u szy je s t życie nie m a jące n ic cielesnego w sobie. O d k ry w ­
szy, że życie ożyw ia całe żywe ciało , starali się dow ieść n a
tej zasad zie — ja k k to m ó g ł — iż życie je st n ieśm ierteln e,
p o n ie w aż życiu nie m o że życia z a b ra k n ą ć . C o do tych,
k tó rz y w ym yślili nie w iem ju ż ja k ie p iąte ciało 11 o p ró c z
czterech e lem en tó w tego św iata i p o d a w ali je za duszę, to
nie zd aje m i się, by w a rto było dłużej się n a d nim i za­
trzy m y w ać. B o alb o nazy w ają oni ciałem to sam o co i m y ,
to je st p rz e d m io t rozciągły, k tó re g o część je st m n iejsza od
całości; a w ta k im razie trz e b a dołączyć ich d o liczby
tra k tu ją c y c h d u szę ja k o rzeczyw istość cielesną; a lb o jeżeli
w szelk ą su b sta n c ję, a w k a żd y m razie w szelką su b stan cję
p o d le g łą zm ianie n a zy w a ją ciałem , w iedząc je d n a k , że nie
w szystkie su b sta n c je są o g ra n ic zo n e w m iejscu d łu g o ścią,
sze ro k o ścią i w y so k o ścią, to nie będziem y się z nim i sp ierać
o słow a.

979 10. W śró d tak ieg o m n ó s tw a o p inii i z d a ń n iek tó rzy


d o strz e g a ją , że d u sz a z n a tu ry swej je s t su b sta n c ją i je st
b ezcielesną su b sta n c ją, to znaczy, że m niejsza jej c ząstk a
n ie z ajm u je w p rzestrzen i m niej m iejsca niż w iększa część.
K to to z ro z u m ie, ten m u si zro zu m ieć rów n ież i to , że błąd
u w a ża ją cy c h d u szę z a rzeczyw istość cielesną p o c h o d zi nie
z n ie m o ż n o śc i p o z n a n ia duszy, ale z d o łączen ia elem entów ,
b e z k tó ry c h nie m o g ą p o ją ć żad n ej n a tu ry (kiedy się od
n ic h ż ą d a , b y o czym b ą d ź pom yśleli, a b stra h u ją c od
o b ra z ó w zm ysłow ych, to im nie o d p o w ia d a).

10 Niektórzy późniejsi sceptycy szkoły arystotelesowskiej, komentując Arys­


totelesa De anima , II. 1, 412: „Dusza jest zasadą harmonii ciała”. Zob. wyżej ks. I,
przyp. 3, str. 22.
11 Teoria „kwintesencji” (Quinta essentia) u niektórych komentatorów Arys­
totelesa (CYCERO, Tuse. I, 26). Por. ARYSTOTELES, O niebie 1. 2, 269 a.
320 Księga X

A le dusza nie p o w in n a szukać siebie sam ej w tak i


sp o só b , ja k gdyby nie była dla siebie obecna. C ó ż bow iem
je st rów nie obecne d la p o z n a n ia , ja k nie to , co je st d la
duszy obecne? A cóż je st d la duszy ró w n ie obecne ja k sam a
dusza? Czy m o że słow o inventio —jeśli sięgniem y d o jego
etym ologii —oznacza coś innego niż „d o jść do tego, czego
się szuka: in-yenire” ? D lateg o o pojęciach, k tó re ja k b y
sam e p rz y c h o d zą do duszy, zazw yczaj nie m ów im y, że są
inventa, czyli znalezione, odkryte, ja k k o lw ie k m o ż n a p o ­
wiedzieć, że są znane. N ie do nich bow iem zdążaliśm y w n a ­
szym poszukiw aniu, ta k żeby do nich dojść i odkryć je. G dy
oko albo inne zmysły czegoś szukają, to i dusza tego szuka.
O n a bow iem kieruje uw agą zm ysłów cielesnych i znajduje,
skoro zmysły docierają do poszukiw anych przedm iotów .
T a k sam o spraw a się m a i z tym i innym i rzeczyw istościam i,
k tó re dusza poznaje sam a, bez p ośrednictw a zm ysłów , k tó re
odnajduje zstępując w siebie czy to będzie su b stan cja w y­
ższa, Bóg, czy też inne części duszy, np. kiedy ocenia obrazy
zm ysłowe (gdyż istotnie znajduje je w swym w n ętrzu , gdzie
zostały w prow adzone przez ciała).

2. O czyszczenie i p o zn an ie siebie sam ego

D la poznania siebie dusza m usi odejść od rzeczyw isto ści


zm ysłow ych
V I I I . 11. Przedziw ne to zatem zagadnienie: J a k d u sza
szuka siebie i ja k znajduje? d o czego d ąży szu k ając siebie?
d o k ą d idzie, ażeby znaleźć?
C óż bow iem je st bardziej w d u szy niż sam a d u sza? A le
p o n iew aż jest o n a w rzeczach, o k tó ry c h m yśli z m iło ścią
— w rzeczach zm ysłow ych, to je st cielesnych, bo z nim i
zżyła się przez m iłość — p rz e to nie m o że ju ż być sam a
w sobie bez w y o b rażeń zm ysłow ych. P o czątk iem jej p o ­
niżającego błędu jest jej n iezdolność do o d e rw an ia się od
zm ysłow ych o b razó w w p a trz en iu n a sam ą siebie. D ziw nie
one do niej przylgnęły w sk u tek zw iązan ia się z n im i m iło ś­
cią. N a tym też p o leg a nieczystość duszy, że k ied y s ta ra się
VII, 10 - I X , 12 321

n a d so b ą z astan aw iać, w ydaje się jej, że sa m a je st tym , bez


czego nie m o ż e o sobie m yśleć. K ied y w ięc zaleca się jej, by
p o z n a ła siebie, niech d u sza nie idzie n a p o szu k iw an ia ja k
gdyby była n ieo b ecn a w samej sobie, lecz niechaj w yrw ie
się z teg o , co d o siebie sam ej d o d a ła 12. Je st o n a bow iem
b ard ziej w ew n ętrzn a —ju ż nie tylko od tych zm ysłow ych
rzeczy, oczyw iście zew nętrznych, ale naw et o d ich o b ­
razó w , b ęd ący ch w tej części duszy, k tó rą p o siad a ją także
i zw ierzęta, choć p o z b aw io n e inteligencji stanow iącej w łaś­
ciw ość duszy ro zu m n ej. Lecz m im o że du sza jest w ew n ątrz
sam ej siebie, w pew nym sensie z siebie w ychodzi, kiedy
p rz e rzu c a swej uczu cia n a te o b ra z y będące ja k gdyby
ślad am i jej rozlicznych ak tó w uw agi. T e ślady ja k gdyby
w y cisk ają się w pam ięci, gdy d u sz a przez zm ysły p o zn aje
rzeczy będ ące zew nątrz, ta k że n aw et kiedy rzeczy są
n ieo b ecne, o b ra z y ich zjaw iają się, gdy d u sza zaczyna
m yśleć. N iech w ięc d u sza p o z n aje sam ą siebie! N iech nie
szu k a siebie, ja k gdyby była o b ca sobie i nieobecna! Lecz
niech siłą w oli skieruje n a siebie uw agę, k tó ra b łą k ała się
p o in n y ch rzeczach, 980 i niech m yśli o sobie. Z o b aczy
w tedy, że nigdy nie p rzestała siebie kochać i że nigdy nie
było ta k , by nie w iedziała o sobie. A le że kochając inne
rzeczy o b o k siebie, ja k gdyby stopiła się i zrosła z nimi.
I tak , obejm ując tę całą ró żn o ro d n o ść, m niem ała, że w szyst­
k o to stanow i je d n o , podczas gdy były to różne rzeczy.

,,P o zn a j siebie”
IX . 12. N iech w ięc d u sza nie szu k a siebie ja k o nieobecnej,
ale niech się s ta ra ro z p o z n a ć siebie ja k o obecną. N iech nie
dąży do p o z n a n ia siebie, ja k gdyby siebie nie znała, ale
niech w y o d rę b n ia p o z n an ie siebie od p o z n a n ia in n y c h 13.

12 Mianowicie z wyobrażeń zmysłowych. Błędy duszy wynikają nie z jej po­


znania, które należy do jej istoty, ale z działania myśli, które może być wypaczone
przez nieprawidłowe odnoszenie się do rzeczywistości zmysłowych.
13 Czyli niech siebie samą wyraża w swoim „słowie” , a nie jakieś zewnętrzne
rzeczy. Wiemy przecież, że „słowo” duszy kształtuje się na wiecznych zasadach
(ks. IX. VII, 12, str. 299), czyli dusza pozostaje wewnątrz siebie wtedy, kiedy nie
zamykając się w sobie dąży do Boga. Pozna siebie wtedy, kiedy „nawróci się” do
Boga (VIII. III, 4-5, str. 265-268).
322 Księga X

Słyszy n a k a z : „ P o z n a j sa m ą siebie” . A le ja k to w ypełni,


jeśli nie będzie w iedziała, co znaczy: „ p o z n a j” , i co znaczy:
„sieb ie s a m ą ” ? Jeśli ro z u m ie zn aczen ie ty ch d w ó c h słów , to
i sa m ą siebie zna. N ie m ó w i się bow iem duszy: „ P o z n a j
sa m ą siebie” , ta k ja k by się jej m ó w iło : „ P o z n a j c h e ru b i­
n ó w i se ra fin ó w ” . O n ieo b ecn y ch bow iem m ó w im y w ted y ,
w ierząc je d n a k w to , o czym n a s u czy w iara, że są to m o c e
niebieskie. N ie k a że się ró w n ie ż duszy p o z n a w a ć siebie
w tak i sp o só b , ja k gdybyśm y jej pow iedzieli: „ P o z n a j w olę
tego czło w iek a” , gdyż ta w o la nie je st d la niej o b e c n a , w ięc
jej nie o d czu w a, i nie ro zu m ie, a ty lk o p o z n a je ją za
p o śred n ictw em z n ak ó w zew n ętrzn y ch , k tó ry m bardziej
w ierzym y, niż je rozum iem y. I nie w ta k i sp o só b , ja k
byśm y pow iedzieli człow iekow i: „ Z o b a c z tw o ją w ła sn ą
tw a rz ” , co m o ż e uczynić je d y n ie p rz e g lą d a ją c się w zw ier­
ciadle. B o nasze w łasne oblicze nie je st o b ecn e d la n aszeg o
w z ro k u , gdyż nie je st o n o ta m , d o k ą d w z ro k m o ż e się
skierow ać.
L ecz k iedy m ó w i się duszy: „ P o z n a j sa m ą sieb ie” , d u sza
o d razu ro z u m ie te słow a. „ S a m ą sieb ie” —z n a siebie; nie
d la czego in n eg o siebie zna, ale p o p ro s tu z tej racji, że je s t
d la siebie o b e cn a . G d y b y nie ro z u m ia ła tego, co się d o niej
m ów i, to z p ew n o śc ią by tego nie u czyniła. A w ięc k aże jej
się czynić to , co czyni od ra z u , gdy ty lk o z ro z u m ie n a k a z .

K r y ty k a błędnych opinii
X . 13. N iech więc dusza, o trzy m u jąc n a k a z p o z n a n ia siebie,
nie d o łącza niczego d o tej znajom ości siebie sam ej. W ie o n a
n a pew no, że ten n a k a z d o niej sam ej się zw raca, d o tej,
k tó ra jest, żyje i rozum ie. W p raw d zie tru p ta k że jest, a zw ie­
rzę rów nież żyje, lecz ani tru p , ani zw ierzę nie ro zu m ieją.
Z a te m d u sza w ie, że je st i że żyje; w ie, że żyje w ta k i
sp o só b , ja k in te le k t je s t i żyje. K ie d y np. d u sz a w y o b ra ż a
sobie, że je s t pow ietrzem , w ó w czas w y o b ra ż a so b ie, że
p o w ietrze je st ro z u m n e ; ale sam a to wie; n a to m ia s t te g o , że
je st p o w ietrzem , nie wie, ale so b ie w y o b ra ża . N ie c h w ięc
o d rzu ci to, co sobie w y o b ra ża , i n ie ch p rz y p a tru je się tem u ,
co wie. N iech aj z ach o w a tę p ew n o ść, k tó re j n ig d y nie
IX, 12 - X , 14 323

z ak w e stio n o w ali n a w e t ludzie u w a ża ją cy d u szę z a ta k ie czy


in n e ciało. Bo nie k a ż d a d u s z a u w a ż a siebie z a p o w ietrze;
n ie k tó re m y ślą , że to ogień, in n e — że m ó z g alb o ta k ie czy
in n e ciało, a in n e jeszcze inaczej m n ie m a ją , ja k u p rz e d n io
w sp o m n iałem . N a to m ia s t w szystkie w ied ziały zaw sze, że
siebie ro z u m ie ją , są i żyją. L ecz p rz e n o sz ą o n e ro z u m ie n ie
n a p rz e d m io t p o z n a w a n y , a b y t i życie —n a sam e siebie.
O tó ż nie u lega w ątpliw ości, że n a to, by ro zu m ieć, trz e b a
żyć, a n a to , b y żyć, trz e b a istnieć. Z a te m ten, k to ro zu m ie,
z a ra z e m i je st, i ż y je 14. A le nie je st to istn ien ie ta k ie ja k
u tru p a , k tó ry nie żyje; ani życie ta k ie ja k w zw ierzęciu,
k tó re n ie ro zu m ie. N ie, d u sz a ro z u m n a je st i żyje we
w łaściw y sobie, d o sk o n alsz y sp o só b .
T a k sam o k a ż d a d u sz a w ie, że chce, i że nie m o ż n a
chcieć, jeśli się nie żyje i nie istnieje. O n a ró w n ież o d n o si
w o lę d o czegoś, 981 czego tą w o lą chce. D u sz a w ie ró w ­
nież, że p a m ię ta , w iedząc p rz y ty m , że n ik t nie p a m ię ta , k to
n ie je st i nie żyje 15. A le ró w n ie ż i p a m ię ć w iąże się w n as
z ty m , co dzięki niej p a m ię ta m y .
D w ie m a z ty c h trzech w ładz, p a m ię cią i ro z u m e m , o b e ­
jm u je się p o z n a n ie i w iedzę w ielu rzeczy. W o la zaś p o z w a la
n a m ro z k o sz o w a ć się n im i i uży w ać ich. C ieszym y się
rzeczam i p o z n a n y m i, gdy w o la w n ich spocznie u p o d o b a w ­
szy w n ic h so b ie ze w zględu n a nie sam e, u ży w am y zaś
rzeczy i p o słu g u je m y się n im i, o d n o sz ą c je d o teg o , czym
m a m y się cieszyć. I nie co in n e g o sp raw ia, że życie człow ie­
k a je st grzeszne i w y stęp n e, ja k to , że źle u ż y tk u je i źle się
cieszy. A le nie m iejsce te ra z n a m ó w ien ie o ty ch rzeczach.

,,C o g ito ” A u g u sty n a


14. S k o ro je s t m o w a o n a tu rz e u m y słu , to u su ń m y z n a sz e ­
g o ro z w a ż a n ia w szystkie p o ję cia zaczerp n ięte z zew n ątrz
p rz e z zm ysły, a z asta n ó w m y się pilnie n a d ty m , cośm y
p rzy jęli, a co u m y sły n a sz e w ied zą sam e z siebie i czego są

14 Słynne Kartezjusza „Cogito ergo sum " niewątpliwie opiera się na źródłach
neoplatońskich, podobnie zresztą, jak obecne rozumowanie Augustyna.
15 Inny wątek neoplatonizmu —pamięć jako spójnia osobowości - genialnie
wykorzystany w filozofii Bergsona.
324 Księga X

pew ne. Czyż pow ietrze m a w ładzę żyć, pam iętać, rozum ieć,
chcieć, m yśleć, wiedzieć, oceniać? Czy m a ją tę w ładzę
ogień, m ózg, krew , ato m y lub p iąty , nie w iem ja k i, ele­
m en t, d o d a n y do czterech zazw yczaj w ym ienianych ele­
m e n tó w św iata, lub zw iązek i ró w n o w a g a naszego ciała?
— L udzie w ą tp ią o tym , ta k że jed en u trzy m u je je d n o ,
a d ru gi co innego. A le k tó ż by w ą tp ił o tym , że żyje
i p am ięta, rozum ie i chce, poznaje i m yśli, i fo rm u łu je sądy?
Przecież jeżeli naw et w ątp i, to żyje; jeżeli w ątp i, to p a m ię ta,
że w ątpi; jeżeli w ątp i, to wie, że w ątp i, chce być pew ny;
jeżeli w ątpi, to m yśli; jeżeli w ątpi, to wie, że nie wie; jeżeli
w ątpi, to sądzi, że nie pow inien p o ch o p n ie się zgadzać.
M o ż n a o w szystkim innym w ątpić, ale o ty ch a k ta c h d u c h a
n ik t nie pow inien w ątpić. G d y b y tych a k tó w nie było, to
w ogóle nie m o ż n a by w ątpić.

15. Ci, któ rzy w y o b rażają sobie, że d u sza je st ciałem


alb o zw iązkiem i h a rm o n ią ciał, tra k tu ją te w szystkie ak ty
ja k o tkw iące w podm iocie-substancji, k tó ry m jest p o w ie­
trze, ogień czy inne ciało p rzed staw ian e ja k o dusza. Z atem
ro zu m byłby w tym ciele ja k o je d en z jego p rzy m io tó w , ta k
że ciało m iało b y być p o d m io tem , a ro z u m m iałb y tkw ić
w tym podm iocie. P o d m io tem by łab y dusza, ale u to ż ­
sam io na z ciałem , a zw iązane z p o d m io te m byłyby ro zu m
albo ja k a ś z tych rzeczy, co do k tó ry c h —ja k w sp o m n ieliś­
m y —m am y pew ność.
Z bliżone są opinie tych, k tó rz y przeczą, ja k o b y d u sza
m ia ła być ciałem , ale uw ażają ją za zw iązek i h a rm o n ię
ciała. R óżnica polega n a tym , że pierw si u w ażają duszę za
substancję, w k tó rej ja k o w po d m io cie tkw i inteligencja;
dru d zy zaś sam ą duszę u w ażają za tk w ią cą w po d m io cie, to
je st w ciele, k tó re g o jest p ow iązaniem i ró w n o w ag ą. Z a co
więc m o g ą oni uw ażać inteligencję, ja k nie za cechę tk w iącą
w tym podm iocie-ciele?

16. W szyscy ci myśliciele nie zw ażają n a to , że d u sz a zna


siebie n aw et w tedy, gdy siebie szuka, ja k to w ykazaliśm y
uprzednio. O tóż absolutnie nie m o ż n a m ów ić o p o z n a n iu
jakiejś rzeczy, kiedy się nie zn a jej substan cji. T o też zn ając
X, 15 - X I , 17 325

siebie, d u sza z n a sw oją substancję. A m ając pew ność co do


sam ej siebie, je st p ew n a swojej substancji. A że je st pew na
siebie, o tym nas p rzek o n u je w szystko, cośm y przed tem
pow iedzieli. N a to m ia st w cale nie je st pew na, czy je st p o ­
w ietrzem , ogniem albo ja k im ś ciałem . T o też nie je st żad ­
nym z nich. 982 W ięc n a k a z p o z n a n ia siebie sp ro w ad za się
d o teg o, by z pew nością w iedziała, że nie je st niczym z tego,
co d o czego nie p o sia d a pew ności; że tylko tego m o że być
pew n a, o czym wie, że tym jest. W tak i bow iem sposób
m yśli o ogniu, p o w ietrzu czy innych rzeczyw istościach
cielesnych. Lecz zupełnie nie m o że ta k m yśleć o tym , czym
sam a jest, ja k m yśli o tym , czym nie jest. W y o b raźn ia
d o sta rc z a jej przedstaw ień ta m ty ch w szystkich rzeczy —og­
nia, p ow ietrza czy innego elem entu m aterialn eg o albo
części ciała, albo p o w iązan ia i h arm o n ii ciała —oczywiście
nie w szystkich rzeczy n a ra z , ale tylko jednej z nich. O tóż
gdyby d u sza b y ła rzeczywiście je d n ą z w ym ienionych rze­
czy, w ów czas inaczej m yślałaby o tej jednej, a inaczej
o p o zo stały ch . T o znaczy nie m yślałaby o niej za p o śre d ­
nictw em w y o b rażeń , ta k ja k się m yśli o rzeczach nieobec­
nych, p o strzeg an y ch przez zmysły, albo o czymś innym
teg o ro d zaju . A le p o zn aw ałab y tę je d n ą rzecz dzięki pew ­
neg o ro d z a ju w ew nętrznej, nie ułudnej, lecz praw dziw ej
obecności (bo nie m a dla duszy nic bardziej obecnego niż
o n a sam a). W ta k i sam sp osób d u sza m yśli o tym , że żyje,
p a m ię ta , ro zu m ie i chce. P o zn aje to bow iem w sobie, a nie
w y o b ra ża sobie ja k rzeczy będące zew nątrz, postrzegane
p rzez zm ysły, ja k p rzedm ioty cielesne. Jeśli nie przedstaw ia
sobie nic z ta k ic h rzeczy i nie u w aża siebie za coś takiego,
to jed y n ie to , co p ozostaje, i w yłącznie to , jest n ią sam ą.

Z akończenie

P am ięć, intelekt, wola


X I. 17. P om inąw szy więc na razie w szystko inne, czego
d u sz a sam a przez się jest pew na, zajm iem y się przede
w szystkim tym i trzem a rzeczam i: pam ięcią, intelektem
326 Księga X

i w olą. R ó w n ież w tych trzech dziedzinach b a d a się u z d o l­


n ien ia dzieci d la w y ro b ien ia sobie p o ję cia o ich n a tu ra ln y m
u d a ro w a n iu .
Im bow iem trw alej i łatw iej dziecko z ap a m iętu je, im
w nikliw iej rozum ie i gorliwiej o d d a je się n au ce, ty m b a r ­
dziej m o ż n a chw alić jego u z d o ln ien ia. Z a to k ied y b a d a się
czyjąś w iedzę, w ów czas stw ierdza się nie to , czy w iernie
i łatw o zap am iętu je, o ra z czy jest b y stry w p o jm o w a n iu , ale
sp ra w d z a się, co z ap am iętał i co rozum ie. A p o n iew aż
o w artości duchow ej sądzi się nie ty lk o n a p o d staw ie
p o siad an ej n a u k i, ale rów nież stw ierdzenia, czy to je s t
d o b ra du sza, p rz e to bierze się p o d uw agę nie ty lk o to, co
o n a w ie i rozum ie, ale rów nież i to , czego chce. N ie chodzi
o zap ał w oli, ale przede w szystkim o p rz e d m io t jej p ra g ­
nień, a n a stę p n ie o jej siłę. W ted y bow iem zasługuje n a
p o ch w ały d u sza g o rąco m iłu jąca, gdy p rz e d m io t jej uczuć
je st godzien gorącej m iłości. K ied y w ięc m ó w i się o ty ch
trzech rzeczach: uzd o ln ien iach , n a u ce i u ż y tk u , ja k i się
z nich czyni, to w pierw szej z n ich b a d a się, d o czego je st
z d o ln a pam ięć, inteligencja i w ola; w d ru g im w y p a d k u
ro z p a tru je się w iadom ości zd o b y te przez p am ięć i ro z u m
oraz osiągnięcia w oli w z d o b y w an iu n a u k i. T rze c ia sp raw a:
zasto sow anie, ja k ie z nich czyni w ola, ok aże się, gdy p rzy
przeglądzie z d o b y ty ch przez p am ięć i ro z u m w iad o m o ści
stw ierdzim y, czy w o la k ieruje je d o inn eg o celu, czy też
spoczyw a w nich z u p o d o b a n iem ja k o w o siąg n ięty m celu.
Z resztą k a żd y , k to cieszy się ja k ą ś rzeczą, u ży w a jej:
ro z p o rz ą d z a n ią dow olnie d la ro z k o sz o w a n ia się nią. 983
A le nie k ażd y cieszy się, k to używ a, jeśli jej p ra g n ą ł nie d la
niej sam ej, ale w innym celu.

W zajem na im m anencja trzech w ładz


18. T e trzy rzeczy —pam ięć, in telek t, w o la —s ta n o w ią je d n o
życie, a nie trzy; nie tw orzą trzech dusz, ale są je d n ą d u szą;
a więc nie są trz e m a su b stan cjam i, lecz je d n ą su b sta n c ją .
P am ięć ro z u m ia n a ja k o życie, d u ch , su b sta n c ja , je st
bytem ab so lu tn y m , pam ięć zaś p o ję ta ja k o czy n n o ść duszy
p o zo staje w pew nym s to su n k u d o całości jej isto ty , czyli
XI, 17-18 327

w y ra ża pew ien sto su n ek . T o sam o m ó głb y m pow iedzieć


0 ro zu m ie i w oli, gdyż i ro z u m , i w o la w y rażają pew ien
sto su n e k . Lecz życie w yraża się zaw sze w odniesieniu do
niego sam ego. T a k sam o d u sza i isto ta . T o też ty ch tro je
tw o rz ą je d n o życie, je d n ą duszę i je d n ą istotę. I w szystko,
co k o lw iek p rzypisuje się je d n e m u z nich ab so lu tn ie, to
m ó w i się rów nież i o w szystkich razem , nie w liczbie
m n o g iej, lecz pojedynczej. A le o d w ro tn ie, są one trz e m a
rzeczyw istościam i, jeśli u trz y m u ją w zajem ny sto su n ek .
A gdyby nie były one rów ne, nie tylko poszczególnie
m ięd zy so b ą, ale tak że k a ż d a z o so b n a ró w n a w szystkim
razem , a w szystkie razem — każdej p o jed y n czo , to nie
m o g ły b y o ne w zajem nie siebie zaw ierać. Bo nie ty lk o są
one z aw a rte k a ż d a w każdej, ale rów nież w szystkie razem
w każdej się zaw ierają. P a m iętam bow iem , że m am pam ięć,
ro z u m i w olę; pojm uję, że ro zu m iem , że chcę i p am iętam ;
chcę chcieć, p a m ię tać i rozum ieć siebie; i jed n o cześn ie
zn am , p a m ię ta m całą m o ją pam ięć, inteligencję i wolę.
Czego nie zap a m ię tu ję m o ją pam ięcią, to nie je st w m ojej
pam ięci. N ic zaś nie je st ta k m o c n o w pam ięci ja k sam a
pam ięć. C ałą w ięc p a m ię tam . T a k sam o cokolw iek ro z u ­
m iem , to w iem , że ro zu m iem , i w iem , że chcę, kiedy czegoś
chcę; i p a m ię tam w szystko cokolw iek wiem. W ięc p am ię­
ta m , znam całą m o ją inteligencję i wolę. P o d o b n ie, gdy te
trzy rzeczy pojm uję, całość pojm uję. Nie m a bow iem ż a d ­
nych rzeczy zrozum iałych, k tó ry c h bym nie rozum iał, chyba
że o n ich nie w iem . O czym zaś nie wiem, tego nie p am iętam
1 nie chcę. T a k sam o czego sp ośród rzeczy po zn aw aln y ch nie
rozum iem , 984 tego też nie pam iętam i nie chcę. A co z nich
p a m ię tam i chcę, to w następstw ie tego rozum iem . M o ja
w o la rów nież obejm uje całą inteligencję i pam ięć, gdy uży­
w am w szystkiego, co rozum iem i pam iętam . D latego obej­
m u ją c się w zajem nie, łącząc i przenikając, k ażd a z tych
w ładz przez k a ż d ą z o so b n a i w szystkie razem , są m iędzy
so b ą ró w n e i są rów ne całości. T e trzy rzeczy stanow ią jeden
by t, je d n o życie, je d n ą duszę i je d n ą is to tę 16.

16 Cała ta księga jest analizą życia duszy, które się okazuje jako ciągła CZYN­
NOŚĆ TROISTOŚCI duszy. Ta troistość tworzy istotę duszy. Następna księga
328 Księga X

Z ap o w iedź następnej księgi


X II. 19. Czy te ra z ju ż p o w inniśm y w szystkim i, ja k ie k o l­
w iek by one były, siłam i w znieść się do tej najw yższej
Isto ty , w s to su n k u do k tó re j d u sz a lu d z k a je st n ie d o ­
sk o n ały m o b razem , ale je d n a k obrazem ? Czy też p o w in n iś­
m y jeszcze w yraźniej w yróżnić trzy w ład ze d u szy p rzez
u k a za n ie percepcji ciał zew nętrznych, dziedziny p o z n a n ia
w ypływ ającego z w yciśnięcia o b ra z ó w zm ysłow ych i ro z ­
w ijającego się w czasie?
O d kryliśm y duszę w pam ięci, w o li i ro z u m ie n iu sam ej
siebie. R ozum iejąc, że nie p rzestaje o n a zn ać i chcieć siebie,
zrozum ieliśm y p rz e z to sam o, że nie u staje jej p am ięć
o sobie, jej ro zu m ien ie się i m iło ść k u sam ej sobie, ch o ciaż
nie zaw sze jej się u d a je, gdy m yśli o sobie, oddzielić się od
obcych elem entów , k tó re n ią nie są. Z tej racji ta k tru d n o
w niej o d ró żn ić pam ięć o sobie od zro z u m ien ia siebie.
M o ż n a by sądzić, że nie m a d w ó c h rzeczy, ale je st ty lk o
je d n a o z n ac z an a p o d w ó jn y m m ia n e m . J e s t to w id o czn e
w tej rzeczyw istości, gdzie o ne są ta k m o c n o ze so b ą
zesp o lone, i gdzie nie w yprzedzają czasow o je d n a drugiej.
M iło ść nie je st p o strz e g a n a w ten sp o só b , gdyż nigdy nie
ro d z i się o n a w b ra k u , m iłu ją c to , co m a zaw sze o b ecn e
p rz e d so b ą. D la te g o naw et niezb y t lo tn y m u m y sło m m o ż ­
n a to w yjaśnić, o m aw iając p o jęcia u zy sk iw an e p rzez d u szę
w ja k im ś m o m en cie czasu i docześnie, gdy w n ik a d o jej
pam ięci to, czego p rz e d tem nie p a m ię ta ła , gdy zo b aczy ,
czego jeszcze nie w idziała i p o k o c h a , czego nie k o c h a ła .
A le ta k ie w y jaśn ien ia w y m ag ają n o w ego tr a k ta tu z racji
objętości tej księgi.

przeniesie uwagę na człowieka zewnętrznego, by na przykładach, w których wy.


stępują elementy czasu i przestrzeni, jaśniej uchwycić czynności władz duszy.
K S IĘ G A J E D E N A S T A

TRÓJCA CZŁOWIEKA ZEWNĘTRZNEGO

W stę p

Ś la d y Trójcy w człow ieku zew n ętrzn ym


I. I . N ik t nie m a w ątpliw ości co d o tego, że p o d o b n ie
ja k człow iek w ew nętrzny je s t u d a ro w a n y inteligencją, ta k
zew n ętrzn y — zm ysłam i ciała. S p ró b u jm y więc, jeśli to
m o żliw e, n a w e t w zew nętrznym człow ieku w y k ry ć pew ne
ślad y B oskiej T ró jcy . N ie znaczy to w cale, że je st on
o b ra z e m B ożym w ta k i sam sp o só b ja k człow iek w ew nętrz­
ny. N ie, p o n iew aż m yśl A p o sto ła w tej sp raw ie je st cał­
kiem ja s n a , gdy m ów i, że w ew nętrzny człow iek o d n aw ia
się w p o z n a n iu B o g a (K o l 3, 10) n a o b ra z T eg o , k tó ry
go stw orzył. A w innym m iejscu pow iad a: ,,I chociaż
niszczeje w n a s człow iek zew nętrzny, je d n a k ten, k tó ry
w e w n ą trz jest, o d n a w ia się z dniem k a ż d y m ” (2 K o r 4, 16).
W ięc w tym człow ieku, k tó ry niszczeje, szukajm y, jeśli to
m o żliw e, o b ra z u B oskiej T ró jcy , w praw d zie nie bardziej
w y ra źn e g o , ale łatw iejszego d o u c h w y c e n ia 1. N ie n a p ró ż ­
n o ta k ż e i ta część nas sam ych nazyw a się człow iekiem ,
gdyż je s t w niej pew ne p o d o b ie ń stw o do człow ieka w ew nę­
trz n e g o .
Z racji naszego sta n u ja k o isto t stw orzo n y ch , śm iertel­
n y ch i zm ysłow ych, rzeczyw istości w idzialne są d la n as

1 Dzięki elementom czasu i przestrzeni. Ale celem autora jest szczególnie


uwydatnić znaczenie woli, która „nie jest zrodzona i nie rodzi”, jak to powie na
zakończenie księgi (XI, 18). Będzie się dalej posługiwać analogią poznania, ale
najpierw w dziedzinie zewnętrznych przedmiotów, potem w formie, jaką przybiera
w pamięci.
330 Księga XI

bardziej d o stę p n e i w pew nym sensie bliższe niż rzeczyw is­


to ści d u chow e. Pierw sze są zew nętrzne, d ru g ie w ew n ętrzn e,
je d n e o d czuw am y zm ysłam i ciała, a d ru g ie m y ślą p o jm u je ­
m y . I ch o ciaż m y sam i jesteśm y d u sz a m i — nie m a te ria l­
nym i, czyli cielesnym i —ale d u ch o w y m i, b o ta k ie je st n asze
ż y c ie 2, je d n a k ż e — ja k ju ż p o w ied ziałem — n a sz a 985
zażyłość z ciałem je st ta k w ielka, n a sz a u w a g a — p rzez
ja k ie ś dziw aczne ześlizgnięcia się w k ie ru n k u św iata cieles­
nego — ta k b a rd z o z w ró co n a n a zew n ątrz, że n a w e t w y r­
w a n a z niepew ności św iata cielesnego, żeby u tw ierd zić się
w o wiele pew niejszym p o z n a n iu d u c h o w y m , u cieka je d n a k
zn ó w do rzeczy cielesnych i szu k a o d p o c zn ie n ia ta m , sk ą d
w yw odzi się jej słabość. M u sim y d o sto so w a ć się do tej
ułom ności. W sk u te k tego —s ta ra ją c się w bardziej d o s tę p n y
sp o só b o d ró ż n ić rzeczyw istości d u c h o w e i w ew n ętrzn e o ra z
łatw iej w nie w n ik n ą ć — m u sim y je d n a k cze rp a ć an alo g ię
z rzeczyw istości cielesnych i zew nętrznych.
Z a te m człow iek zew nętrzny, w y p o sa ż o n y w zm ysły ciała,
za ich p o śred n ictw em d osięga ciał. Z m y sł cielesny — ja k
to łatw o stw ierdzić — dzieli się n a pięć zm ysłów : w z ro k ,
słuch, w ęch, sm a k i d o ty k . B yłoby z b y t d łu g o i zb y teczn e
zap y ty w ać k ażd y z tych pięciu zm ysłów o p rz e d m io t n a ­
szych p o szu k iw ań . T o , co n a m w skaże je d e n z n ich , je st
w ażne rów nież d la p o zo stały ch . T o te ż będziem y p o słu g i­
w ać się p rz e d e w szystkim św iadectw em d o s ta rc z a n y m
przez w zro k . J e s t to bow iem n a jd o sk o n a lsz y ze zm ysłów
i — chociaż w in n y m p o rz ą d k u — je st n ajb liższy wizji
in telek tu aln ej 3.

2 Trudno Augustynowi uwolnić się od przesądów i myślowych nawyków neo-


platońskich. Dla niego nie było życia poza umysłem.
a Pozostajemy w zasięgu czynności poznania, lecz analiza będzie już nie czysto
ontologiczna, aLe bardziej psychologiczna. Oczywiście w człowieku zewnętrznym nie
znajdziemy prawdziwego obrazu Bożej Trójcy. Obraz znajduje się w duszy ukształ­
towanej przez Boga — tym doskonalszy, że nie zachodzi między nimi żadna
przeszkoda. Niemniej jednak w każdym stworzeniu są ślady najwyższego Dobra;
a skoro to najwyższe Dobro —nasz Bóg —jest jednym Bogiem w Trzech Osobach, to
muszą się znaleźć śłady tych Trzech Osób oraz ich jedności.
I, 1 - I I , 2 331

1. D w o ja k a tria d a w człow ieku zew n ętrzn y m

Troistość w postrzeganiu
II. 2. W id z ą c ja k ie ś ciało m o żem y uw zględnić i w y ró żn ić
—i to z ła tw o śc ią —trzy elem enty. N ajp ierw rzecz o g lą d a n ą ,
n p . k a m ień , ogień czy ja k iś in n y p rz e d m io t w idzialny.
O czyw iście rzecz ta m o g ła istnieć, zanim m yśm y ją dojrzeli
n aszy m i o czym a. N a stę p n ie w idzenie, k tó re g o nie było,
zan im o b e cn o ść p rz e d m io tu nie w yw ołała w rażen ia zm y s­
łow ego. P o trzecie w reszcie to , co zatrzy m u je zm ysł w z ro k u
n a w id zialnym przed m io cie ta k d łu g o , ja k d łu g o go o g lą d a ­
m y : je st to u w ag a.
T e trzy elem en ty nie ty lk o zew nętrznie się ró żn ią, ale
i z n a tu ry swej ta k że są ró żn e. P rzede w szystkim p rz e d m io t
m a te ria ln y je s t zupełnie innej n a tu ry niż zm ysł w zro k u ,
k tó re g o s p o tk a n ie z p rz e d m io te m daje w idzenie. Lecz sam a
w izja n ie je st niczym innym niż z m ia n ą z ac h o d z ąc ą w zm y­
śle p o d w pływ em o g ląd an eg o p rz e d m io tu . W p raw d zie
z ch w ilą zniknięcia p rz e d m io tu ustaje w izja i je st o n a
zu p ełn ie niem o żliw a w obecn o ści ciała w idzialnego; n ie ­
m n ie j je d n a k ciało o d d z iału jąc e n a zm ysł w z ro k u w m o ­
m en cie p ercep cji i o b ra z , ja k i to ciało w y cisk a w zm yśle,
in n y m i słow y w izja, a b so lu tn ie nie są tej sam ej su b stan cji.
P rz e d m io t p o strz e g a n y m o ż e istnieć oddzielnie, w e w łasnej
sw ojej n a tu rz e. Z m y sł istn ia ł ju ż w żyw ym organizm ie,
z a n im p rzez zetkn ięcie z p rz e d m io te m w idzialnym u jrzał
to , co było do zo b aczen ia. W izja po w staje w zm yśle p o d
w p ły w em w idzialnego ciała, gdy to —w ch o d ząc w k o n ta k t
ze zm ysłem — zo sta ło p o strz eż o n e . Z a te m ta k zm ysł, ja k
i w izja, to je s t zm ysł in fo rm o w a n y z zew n ątrz, należą d o
n a tu ry isto ty żyjącej. N a tu r a ta jest zupełnie in n a niż ciało
p o s trz e g a n e p rzez w z ro k , bo p o d w pływ em p rz e d m io tu
d z iałają c eg o n a w z ro k p o w sta je nie zm ysł, ale w izja. G d y ­
b y w z ro k nie istn ia ł w n as p rzed zo b aczen iem w idzialnego
p rz e d m io tu , to — będ ąc w ciem ności lu b zam knąw szy
oczy i n ic nie w id ząc — niczym byśm y nie różnili się od
ślepców . O tó ż ró żn im y się o d nich tym , że n aw et nie
w idząc, p o sia d a m y zd o ln o ść w idzenia. T o w łaśn ie n azyw a
332 Księga XI

się zm ysłem . Ślepcy tego 986 nie p o s ia d a ją i d la te g o


słusznie zwie się ich niew idom ym i.
T a k sam o i u w a g a, k tó ra zw raca zm ysł d o p o strz e g a n e ­
go p rz e d m io tu i łączy je z so b ą. Jest o n a zu p ełn ie innej
n a tu ry niż o g lą d a n y p rz e d m io t (p o n ie w a ż je st d u szą,
a p rz e d m io t je st ciałem ), ale p o n a d to ró ż n i się ta k ż e i o d
zm ysłu, i od wizji, gdyż należy o n a je d y n ie d o duszy. K ie d y
się m ó w i, że w z ro k je s t zm ysłem ciała, to m ó w i się ta k
d la te g o , że oczy są n a rz ą d e m cielesnym . C iało p o z b a w io n e
d u szy nie czuje, n a to m ia s t d u sza z łą c z o n a z ciałem czuje za
p o śred n ictw em n a rz ą d ó w cielesnych, k tó re się zw ą zm y s­
łam i. Z m ysł byw a n a m o d e b ra n y w sk u te k u sz k o d z e n ia
ciała, np. w w y p a d k u ślepoty. G in ie o n , m im o że d u sza
p o z o sta je ta sam a. P o u tra c ie w z ro k u u w a g a nie r o z ­
p o rz ą d z a ju ż zm ysłem cielesnym . N ie m o ż e o n a ju ż w i­
dzieć, k o ja rz ąc zm ysł z p rz e d m io te m zew n ętrzn y m , an i
zatrzy m a ć sp o jrzen ia n a w idzialnym p rzed m io cie. J e d n a k ­
że jej w ysiłki w sk azu ją, że u tr a ta zm ysłu nie m o g ła an i
zniszczyć jej, a n i zm niejszyć. P ew ne p ra g n ie n ie w id zen ia
— niezależnie od te g o , czy o n o je st o siąg a ln e — p o z o sta je
n ien aru szo n e.
Z a te m te trzy elem enty —ciało w id zian e, sam o w idzenie
i u w ag a łącząca je z s o b ą — są oczyw iście ró żn e, nie ty lk o
z racji w łaściw ości k ażd eg o z nich, ale ró w n ież ze w zg lęd u
n a ró żn o ść ich n a tu ry .

3. C h o ć zm ysł nie p o c h o d zi z ciała p o strz e g a n e g o , ale


z ciała p o d m io tu czującego i żyjącego, ciała, z k tó ry m
d u sz a we w łaściw y sobie sp osób p o z o sta je w p rzed ziw n ej
zgodzie - je d n a k ż e tym , co w tej czynności ro d z i wizję, je s t
ciało p o strzeg an e, innym i słowy: o n o in fo rm u je zm ysł.
Stąd ju ż nie ty lk o zm ysł — k tó ry w ciem n o ści p o z o sta je
n ietk n ięty , d o p ó k i oczy są w d o b ry m sta n ie — ale ta k ż e
i zm ysł je st p o ru sz o n y , czyli n a stę p u je w izja. A w ięc
p rz e d m io t w idzialny ro d zi w idzenie. A le nie ty lk o o n sam :
gdyż trzeb a jeszcze p o n a d to i w idzącego. Z a te m z w id zial­
nego p rz e d m io tu i w idzącego p o d m io tu ro d z i się w id zen ie,
przy czym nie ulega kw estii, że p o d m io t w id zący w n o si tu
i zm ysł w zro k u , i uw agę, k tó ra sp ra w ia , że się p a trz y
II, 2 -3 333

i w id zi. N iem niej d ziałan ie zm ysłu, czyli w izja, z o staje


sp o w o d o w a n e je d y n ie p rzez ciało p o strz eg a n e , to je s t p rzez
p rz e d m io t w idzialny . U s u ń ten p rz e d m io t, a zn ik n ie o b ra z
trw a ją c y ta k d łu g o , ja k d łu g o był obecn y p o strz eg a n y
p rz e d m io t, lecz p o z o sta n ie zm ysł, k tó ry istn iał ró w n ież
w te d y , gdy nie było żad n eg o d z iałan ia . T a k sam o i w o d a
z a c h o w u je ślad c iała d o p ó ty , d o p ó k i ciało je st obecne
i w y ciska w niej swój k sz ta łt. U su ń je d n a k ciało, a nie
z o sta n ie ż ad n e g o ślad u , ch o ć z o sta n ie ta sa m a w o d a , k tó ra
is tn ia ła p rz e d przyjęciem k sz ta łtu ciała. T o te ż nie m ożem y
w p ra w d zie p ow iedzieć, że p rz e d m io t w idzialny ro d z i zm ysł,
n iem n iej ro d z i o n tę form ę, k tó ra je st ja k b y jeg o p o ­
d o b ie ń stw e m p o w stają c y m w zm yśle, gdy p o strz eg a m y
w zro k iem ja k iś p rz e d m io t. Lecz w id zian a p rz e z n a s fo rm a
c ia ła i fo rm a w y tw o rz o n a p rzez n ią w zm yśle w idzącego
p o d m io tu nie są p o strz eg a n e ty m sam ym zm ysłem , choć
ich najściślejszy zw iązek un iem o żliw ia tu ro zró żn ien ie. O to
d laczeg o m o żem y tw ierdzić, że d o z n a n ie zm ysłow e byłoby
n ajzu p ełn iej niem ożliw e, gdyby nie p o w staw a ło w zm yśle
p ew n e p o d o b ie ń stw o p o strz eg a n e g o p rz e d m io tu .
P rzy p u ść m y , że sygnet w ciska się w w osk. C zy pow iem y,
że n ie p o w staje tu ż ad e n o b ra z , p o n ie w aż nie je st on
w id o czn y p rz e d odjęciem p ierścien ia od w osku? A le p o n ie ­
w aż w o sk o d d z ielo n y od p ierścien ia zacho w u je w id o czn e
je g o o d bicie, p rz e to ła tw o n a b ie ra m y prześw iad czen ia, że
o b ra z b ył ju ż w yciśnięty w w o sk u jeszcze p rzed odjęciem
p ieczętu jąceg o pierścienia. 987 A te ra z w y o b raźm y sobie,
że p rz y k ła d a się sy g n et d o jak ie g o ś płynu. K ie d y się
p ierścień od ejm u je, nie p o z o sta n ie żad en o b raz. A je d n a k
ro z u m nie m o ż e nie w iedzieć, że fo rm a pieczęci była
w y c iśn ię ta w płynie, zanim zeń nie w yjęto p ierścienia. T a
fo rm a je s t o d rę b n a o d z n ajd u jącej się w pierścieniu. Jest jej
w y tw o re m i p rz e sta n ie istnieć p o odjęciu pieczęci, choć
w sam ej pieczęci n a d a l z o sta n ie fo rm a , k tó ra ją odbiła.
P o d o b n ie rzecz się m a ze zm ysłem w z ro k u . N ie m o ż n a
p o w ied zieć, b y nie p rz y jm o w a ł on o b ra z u w idzialnego
c iała, d o p ó k i je w idzi. N ie, n ie m o ż n a tego pow iedzieć
ty lk o z tej racji, że p o zn iknięciu ciała tak że i o b ra z
p rz e sta je istnieć. P rzy p o m o c y tego p o ró w n a n ia m o ż n a
334 K sięga XI

z ła tw o śc ią w yjaśnić naw et m niej lotn y m u m y sło m , że


w czasie w idzenia p o w staje w zm yśle o b ra z o g ląd an eg o
p rz e d m io tu i że ta fo rm a je st w łaśnie w izją.

4. Lecz ci, k tó rz y sam i dośw iadczyli teg o , o czym w sp o m ­


nę, bez tru d u m n ie zrozum ieją. N ie je d n o k ro tn ie , gdy przez
dłuższy czas w p a tru je m y się w ja k ie ś św iatło, a p o te m
nagle z am k n iem y oczy, w ydaje się n a m , że p rzed n aszym i
oczam i p rz e su w a ją się ró żn e b a rd z o św ietliste k o lo ry i,
n a stę p u ją c je d n e p o d ru g ich , sta ją się o n e c o ra z b ard ziej
blad e, aż w reszcie z n ik ają. Są to p o z o sta ło ści fo rm y w yciś­
niętej w zm yśle w czasie, gdy w id ział ów św ietlisty p rz e d ­
m io t. S to p n io w o , w sp o só b niem al n ieu ch w y tn y z n ik a ją
o n e p rz e o b ra ż a ją c się. C zasam i, gdy spojrzy m y p rz y p a d ­
k o w o n a k ra ty o k ien n e w ja k im ś pom ieszczeniu, p rz e d ­
staw iają się n a m o ne w ta k ic h k o lo ra c h . Jasn e , że to
w rażen ie zo sta ło w yciśnięte w n aszy m zm yśle p rzez p rz e d ­
m io t, n a k tó ry spojrzeliśm y. Is tn ia ło ju ż o n o , k ied y śm y n a
te n p rz e d m io t p atrzeli. A n a w e t w tedy było jaśn iejsze
i żywsze, ale najściślej złączone z fo rm ą p rz e d m io tu , ta k że
tru d n o było je od ró żn ić. T o w rażenie to b y ła w izja. C o
więcej, kiedy p ło m ie ń lam p y staje się ja k gdyby p o d w ó jn y
w sk u tek pew nego p rzesunięcia p ro m ie n i ocznych, m a m y
w ów czas p o d w ó jn ą w izję, ch o ciaż w id z ia n a je st ty lk o je d n a
rzecz. D zieje się ta k , p oniew aż p ro m ie n ie w ysyłane p rzez
k ażd e o k o 4 o so b n o o trz y m u ją w rażen ie, d o p ó k i nie sk ie­
ruje się ich razem i w spólnie n a ja k ie ś św iatło ta k , by
z d w óch wizji było ty lk o je d n o spojrzenie. O to d laczeg o
zam knąw szy je d n o oko nie w idzim y d w ó ch św iateł, ale
ty lk o je d n o , ta k ja k je st w rzeczyw istości. D la cz e g o z a ­
m y k a ją c lewe o k o przestajem y w idzieć o b ra z z praw ej
stro n y i o d w ro tn ie: dlaczego n iknie o b ra z z lewej stro n y ,
gdy p rzy m y k am y p ra w e oko? —B y ło b y to zb y t dłu g ie i ja k
n a tę chw ilę n ie p o trz eb n e d o szu k iw a ć się p rzy czy n tego
zjaw iska i d y sk u to w a ć n a ten te m a t. N ie ch n a m w y starczy

* „Widzenie polega na tym —mówi Plotyn - że promień światła wypuszczony


z oka zespala się ze światłem, które go dzieli od przedmiotu widzialnego" (Enn. IV.
V, 2). Jest to jedna z teorii powszechnie przyjętych w starożytności, którą posługuje
się Augustyn.
II, 4 - 5 335

ta k a u w a g a w z w iąz k u z in teresu jący m n as obecnie z a g a d ­


nieniem : G d y b y nie p o w staw ał w zm yśle o b ra z p o d k a ż ­
d y m w zględem p o d o b n y d o o g ląd an ej rzeczy, to m a ją c
d w oje oczu w idzielibyśm y d w a p ło m ien ie lam p y (ch y b a że
przy jęlibyśm y sp o só b p a trz e n ia uniem ożliw iający s p o tk a ­
n ie się p ro m ien i). W rzeczy sam ej, niezależnie o d tego,
w ja k ik o lw ie k byśm y sp o só b o b ra c ali i k iero w ali je d n o
o k o , p o d c za s gdy d ru g ie je st zam knięte, o b ra z będzie
zaw sze ty lk o jed en .

5. N iezależn ie od tych te o rii p rz y p o m n ijm y , że te trzy


elem en ty, ch o ć różnej n a tu ry , sta n o w ią je d n a k pew nego
ro d z a ju je d n o ść , to znaczy: k sz ta łt o g ląd an eg o ciała, jeg o
o b ra z w yciśnięty w zm yśle (w izja alb o d ziałan ie zm ysłu)
o ra z w o la z w ra c a ją c a zm ysł d o w idzialnego p rz e d m io tu
i z a trz y m u ją c a n a n im sa m ą wizję. 988 Pierw szy z ty ch
trz e c h elem entów , p rz e d m io t w idzialny, nie należy d o n a tu ­
ry żyjącej isto ty , z w y jątkiem w y p a d k u , gdy p rzy g ląd am y
się w ła sn e m u ciału. D ru g i elem ent, ow szem , należy do
n ieg o w ty m zn aczen iu , że o b ra z p o w sta je w ciele, a przez
ciało w duszy. Is to tn ie , d o k o n u je się to w zm yśle, k tó ry nie
m o ż e istnieć bez c iała i bez duszy.
C o d o trzeciego — to należy o n w yłącznie d o duszy,
p o n ie w aż je st to w ola. O tóż, przy całej różności su b stan cji
ty c h trz e c h elem entów , łączą się one w ta k d o sk o n a łą
je d n o ść , że ty lk o o są d ro z u m u m o ż e p rz e p ro w ad z ić ro z ró ż ­
n ien ie d w ó c h pierw szych, tj. fo rm y o glądan eg o ciała i jego
o b ra z u w y tw o rz o n eg o w zm yśle, czyli wizji. C o d o w oli, to
je s t o n a u d a ro w a n a ta k w ielk ą m o c ą łączen ia tych dw óch
elem en tó w , że z je d n ej stro n y , d la p o ru sz e n ia zm ysłu
z w raca go o n a d o rzeczy w idzialnej, a z drugiej stro n y
— z atrzy m u je n a niej d ziałający ju ż zm ysł. Jeśli je st ta k
g w ałto w n a, że zasługuje n a m ia n o m iłości, żąd zy lub n a ­
m ię tn o śc i, w ów czas z d a rz a się, iż całe ciało tej d u ch em
o b d a rz o n e j is to ty m o c n o j ą od czu w a. I jeśli w o la nie
n a p o ty k a o p o ru ze stro n y z b y t bezw ładnej lub tw ardej
m a te rii, to n a d a je o n a ciału k sz ta łt i barw ę p o d o b n e do
sw ego p rz e d m io tu . M o ż n a to zobaczyć, gdy d ro b n e ciało
k a m e le o n a z w ielk ą łatw o ścią kolejno p rz y b ie ra b arw y
336 Księga XI

w idzianych przez siebie rzeczy. U innych zw ierząt m a sa


ciała nie p o d d a je się ta k łatw o zm ian o m . Z a to najczęściej
ich m ałe z d ra d z a ją p rag n ien ia m a te k o k azu jąc n a sobie,
w czym one m iały u p o d o b an ie i czem u się przy p atry w ały .
Im m łodsze i bardziej p o d a tn e n a k ształto w an ie są em ­
b rio n y w swoim p o czątku, tym lepiej się to udaje i tym
bardziej d o sto so w u ją się one d o w zruszeń uczucia m a te k
i do o b razu , k tó re g o w idok ro z b u d z a w n ich pragnienie.
M o ż n a by przytoczyć n a to m n ó stw o przy k ład ó w . Z a ­
cytuję jed en tylko, zaczerpnięty z P ism a św. i b a rd z o
w iarygodny. T o przykład J a k u b a , k tó ry chcąc d o p ro w a ­
dzić d o ro dzenia się pstry ch ja g n ią t i k o ź lą t k ła d ł u w o d o ­
p o ju k o lorow e p ręty , by n a nie p a trz a ły poczy n ające m a tk i
(R dz 33, 3 7 - 4 1 ) 5.

Troistość we wspom nieniu 6


III. 6. Lecz d u sza ro zu m n a nie żyje w edług swojej n a tu ry ,
żyjąc w edług tej troistości zew nętrznego człow ieka, to jest,
gdy zw raca się d o tych przed m io tó w , k tó re z zew n ątrz
in fo rm u ją zm ysł cielesny, nie z tą zd ro w ą w olą o d n o szą c ą
się do czegoś pożytecznego, ale z h a n ie b n ą pożądliw ością,
k tó ra się d o nich przyw iązuje.
W rzeczy sam ej naw et po zniknięciu fo rm y cielesnej,
k tó rą postrzegaliśm y zm ysłam i, p o z o sta je po niej w p a m ię ­
ci obraz, k u k tó re m u w ola m o że n a n o w o zw racać w zrok
duszy d la in fo rm o w an ia jej od w ew nątrz, ta k ja k p rz e d ­
m io t w idzialny in fo rm o w ał zm ysł z zew nątrz. W ten sp o ­
sób pow staje tró jca, n a k tó rą sk ład a się pam ięć, w izja
w ew nętrzna i w o la łącząca je z sobą. G dy te trzy elem enty
są razem złączone (coguntur) w je d n ą całość, to zesp ó ł ten
(coactus) n ad aje całości m ian o m yśli (cogitado). T y m r a ­
zem nie zachodzi ju ż pom iędzy trz e m a elem entam i ró żn o ść
substancji. Isto tn ie, nie m a ta m an i ciała p o strzeg aln eg o
zm ysłam i, obcego n a tu rz e istot d u ch em o b d arzo n y ch , an i
zm ysłu cielesnego poru szan eg o przez p rz e d m io t, b y p o ­
£ Przykład już wykorzystany w ks. DI. VIII, 15.
6 Dalszy krok naprzód, aby doprowadzić mniej wyćwiczone umysły do rzeczy­
wistości czysto duchowych.
III, 6 337

w stała w izja; rów nież i w ola nie zajm uje się ju ż p o b u d z a ­


niem zm ysłu, naw iązyw aniem k o n ta k tu pom iędzy zm ysłem
a p rzed m io tem w idzialnym ani utrzym yw an iem przy nim .
Z a m ia st k sz ta łtu ciał zew nętrznie postrzeg an eg o przez
zm ysły w ystępuje pam ięć, k tó ra przechow uje o b ra z w yciś­
nięty w duszy za p o średnictw em zm ysłów . W m iejsce wizji
p o w stającej z zew nątrz, gdy zm ysł był k ształto w an y przez
ciało w idzialne, m a m y wizję w ew nętrzną zupełnie p o d o b ­
n ą , gdy w spom nienie zach o w an e w pam ięci in fo rm u je
w z ro k duszy i kiedy m yśli się o nieobecnych p rzed m io tach .
989 P o d o b n ie ja k w o la d la ro z ru sz a n ia zm ysłu staw iała go
w styczności z zew nętrznym p rzedm iotem i u trzy m y w ała
go p rzy nim , ta k sam o te ra z w ola zw raca w zro k duszy ku
p am ięci, przyw ołuje w spom nienie i tw orzy w m yśli p o d o b ­
n ą wizję. R o zu m p o zw ala n am odróżnić form ę p rzed m io tu
p o ru sz a ją c ą zm ysł od p o d o b ie ń stw a zro d zo n eg o przez
d ziałan ie zm ysłu, ażeby p o w sta ła w izja (bo ich połączenie
było ta k ścisłe, że jed y n ie dzięki zastan o w ien iu nie bierze
się ich za tę sam ą rzecz).
P o d o b n ie rzecz się m a z w izją w yobrażenio w ą, gdy dusza
m yśli o fo rm ie w idzianego p rzed tem p rzed m io tu . E lem en­
ta m i sk ładającym i się n a tę wizję są, z jednej stro n y o b raz
ciała p rzech o w an y przez pam ięć, a z drugiej stro n y - to
o b ra z w y p ro w ad zo n y z poprzed n ieg o , u k ształto w an y we
w z ro k u duszy w yw ołuje w spom nienie. M im o to w ydaje się,
że jest to ty lk o je d n a i ta sa m a rzecz, i to ta k dalece, że d la
o d ró ż n ie n ia tych dw óch o d ręb n y ch zjaw isk trz e b a było
uciec się do refleksji. R ozum iem y w tedy, że czym ś innym
je s t to , co p rzechow uje się w pam ięci, naw et kiedy m yśl jest
z a p rz ą tn ię ta gdzie indziej, a czym innym jest w spom nienie,
k tó re przyw ołujem y w pam ięci, co p o zw ala n a m odnaleźć
tę form ę. G d y b y nie było ta m w spom nianej form y, to
zap o m n ien ie byłoby ju ż tego ro d z a ju , że w szelkie p rz y p o ­
m n ien ie b y ło b y zupełnie niem ożliw e. G dyb y więc w ew nę­
trz n e spojrzenie przyw ołujące to w spom nienie nie było
w p ro w a d z o n e w ru c h przez rzeczyw istość b ęd ącą w p am ię­
ci, to ab so lu tn ie nie m o g łab y p o w stać w izja m yślow a. Ale
p o łączen ie ich o b u jest ta k ścisłe — to znaczy o b raz za­
c h o w an y w pam ięci i jego w yrażenie się w w ew nętrznym
338 K sięga XI

w zro k u przyw ołującego w spom nienie — że zd ają się być


jed n y m . G d y je d n a k w zrok m yśli o d w raca się i przestaje
patrzeć n a o b ra z oglądany w pam ięci, w ów czas nic ju ż nie
pozostaje z w yciśniętej w nim form y. Z w racając się d o ń
pon o w nie dla w yw ołania innej m yśli, będzie o n znow u
przez pam ięć poru szo n y . Lecz p o rz u c o n e w spom nienie
dalej trw a w pam ięci. G dy chcem y je przyw ołać, w zrok
d u c h a zw raca się znów ku niem u. W tedy zo staje in fo r­
m o w any przez sam o zw rócenie się i ju ż stan o w i je d n o ze
swym źródłem inform acji.

R ola woli w w ytwarzaniu obrazu


IV . 7. Co d o woli, to przenosi o n a w zrok d u c h a to ta m , to
ów dzie d la p o ru szen ia go, a gdy to ju ż n a stą p i, zatrzy m u je
go przy przedm iocie. Jeśli się cała sk upi n a tym w ew nętrz­
nym obrazie i jeżeli oderw aw szy się od ok alający ch p rz e d ­
m io tó w cielesnych, odw róci od nich zupełnie w zro k d u ch a,
zatrzy m u jąc go cały na w ew nętrznie w idzialnym obrazie,
to o b ra z ciała w yciśnięty w pam ięci n a b ie ra takiej w y razis­
tości, że naw et refleksja ro z u m u nie m oże o d ró żn ić, czy
chodzi tu o ciało zew nętrzne, rzeczyw iście w idziane, czy też
o w ew nętrzne jeg o w yobrażenie. Z d a rz a się czasem , że
ludzie zachw yceni bądź p rzerażeni zbyt żywym p rz e d sta ­
w ieniem p rzedm io tów m a terialn y ch nagle zaczy n ają w y p o ­
w iadać słow a takie, ja k gdyby byli biernie czy czynnie
zam ieszani w przeżyw ane w te n sp o só b w y p ad k i rzeczyw is­
te. Słyszałem n aw et o kim ś, k to ta k żywo p rzed staw iał
sobie w w yobraźni ciało kobiece, że ja k b y przeżyw ał p o ­
łączenie z nim i dochodziło naw et d o w ytrysku nasienia.
T a k ą m oc p o sia d a dusza w o d d ziaływ an iu n a ciało,
w zm ienianiu jego sp o so b u bycia, z ach o w an ia się i n o sze­
n ia tej pow łoki cielesnej! T o zupełnie ja k z człow iekiem ,
k tó ry , przyw dziaw szy raz jakieś odzienie, nie m ó g łb y się
ju ż więcej z nim rozstać.
D o do zn ań tego rodzaju należą rów nież i o b razy senne.
W ażne jest je d n a k , żeby to o dróżnić: czy zm ysły są p rzy ­
ćm ione, ta k ja k to m a m iejsce we śnie lub w sk u tek za­
burzeń cho ro b o w y ch u w ariató w , czy też są one 990
IV, 7 339

w zaw ieszeniu, ja k to w idzim y u w ieszczków i p ro ro k ó w ,


gdy cala u w ag a duszy kieruje się z konieczności n a o k azy ­
w an e jej o b razy , p rzed staw ian e albo przez pam ięć, albo
p rzez ja k ąś in n ą tajem niczą siłę czy substancję d u ch o w ą
o d d z iału jąc ą p rzez zespół rów nież duchow y ch p rz e d sta ­
w ień. Inaczej rzecz w ygląda u ludzi w d o b ry m stanie
zd ro w ia i n a jaw ie. W o la ich, cała n a u słu g ach m yśli,
o d w raca się od zm ysłów , zapisując we w zro k u duszy różne
o b razy p rz e d m io tó w w idzianych i pow o d u je złudzenie p a ­
trz e n ia n a sam e przedm ioty. T e w rażenia w yobraźniow e
zd arza ją się nie tylko w tedy, gdy w ola, id ąc za p ra g n ie ­
niem , sk u p ia uw agę n a tych w ew nętrznych o brazach, ale
rów nież w ów czas, gdy, chcąc ich u n ik n ą ć i b ro n ią c się
p rzed nim i, w brew sam ej sobie, w idzi to , czego by nie
ch ciała w idzieć. Z a te m nie ty lk o pragnienie, ale rów nież
i stra ch p rz y k u w a zm ysł do w idzialnego p rzed m io tu , albo
w ew nętrzny w zro k duszy - d o o b razó w p rzed m io tó w w i­
dzialn y ch, by się nim i inform ow ać. O to dlaczego, im gw ał­
tow niejsze są p ra g n ie n ia a lb o strach, tym bardziej w y ra ­
zista je st czy to w izja ciała um ieszczonego w przestrzeni,
czy też m yśl o o b razie cielesnym obecnym w pam ięci.

Streszczenie rozw ażania


C zym ciało przestrzen n e jest d la zm ysłu, tym jest d la
w zro k u duszy o b ra z ciała obecny w pam ięci. A czym je st
w izja zm ysłow a dla form y cielesnej zapisanej w zmyśle,
ty m je st w izja m yślow a w sto su n k u do o b razu ciała z a ­
ch o w an ego w pam ięci i poru szająceg o w zrok duszy. A w re­
szcie czym je st uw aga w oli d la złączenia postrzeg an eg o
p rz e d m io tu i wizji d o tego stopnia, że pow staje ja k a ś
je d n o ść z ty ch trzech (choć te elem enty są różnej n atu ry ),
ty m jest ta sam a u w ag a woli d la jed n o ści o b razu cielesnego
obecnego w pam ięci oraz wizji m yślow ej (to je st form y,
ja k ą p rzyjm uje w zrok duszy zw racając się do pam ięci), tak
że i tu p o w staje ja k aś je d n o ść z tych trzech, ju ż nie
ro z ró ż n io n y c h ró żn o ścią n a tu ry , a połączo n y ch w jednej
su b stan cji, p o n iew aż ta całość jest w ew nątrz i stanow i
je d n ą duszę.
340 K sięga XI

Trójca zew nętrznego człow ieka nie je s t obrazem B o ży m

V. 8. T a k ja k p o zn ik n ięciu fo rm y i w id o k u c iała zew n ę trz ­


nego w o la nie m o ż e ju ż z w rac a ć d o niego w z ro k u , ta k
sam o , gdy ju ż z ap o m n ien ie zniszczy o b ra z o b ecn y w p a ­
m ięci, to w o la nie m a ju ż d o k ą d z w racać w ew n ętrzn eg o
sp o jrzen ia, b y k sz ta łto w a ło się p rz y p o m n ie n ie m . Je d n a k ż e
m o c duszy je st ta k w ielka, że d o c h o d z i d o p rz e d sta w ie n ia
so b ie rzeczy nie ty lk o z a p o m n ia n y c h , ale n a w et ta k ic h ,
k tó ry c h n ig d y nie o g lą d ała an i nie d o św iad c z y ła — i to
w zm ag ając, o słab iają c , zm ien iając lu b p rz e o b ra ż a ją c z a ta r ­
te w sp o m nienie. P rz e to z d arza się, że w y o b ra ż a o n a so b ie
ja k iś p rz e d m io t o o k reślo n y m w yglądzie, w ied ząc d o b rz e ,
że o n w cale ta k nie w y gląda, a lb o n ie m a ją c p ew n o ści, czy
rzeczyw iście ta k je st. W ta k im w y p a d k u należy w y strz eg a ć
się ta k k ła m stw a m y ląceg o in n y ch , ja k i złu d zen ia, k tó re
m n ie sam ego w p ro w a d z a w b łą d . Jeśli się teg o u n ik n ie , to
ta k ie p rz e d sta w ie n ia w y o b ra źn io w e nie m o g ą b y ć s z k o d ­
liwe d la duszy. P o d o b n ie ja k nie sz k o d z ą jej p o strz e ż e n ia
czy w sp o m n ien ia, jeśli nie p o sz u k u je się ich n a m ię tn ie , gdy
są p rzy jem ne, i nie p o rz u c a m a ło d u sz n ie , gdy są p rz y k re .
L ecz kiedy w o la, w zgardziw szy lepszym i d o b ra m i o b ra c a
się w k rę g u ty c h przyjem ności, w ów czas się p la m i. M yśl
0 n ich staje się w ted y szkodliw a, gdy są o b ecn e, a jeszcze
bard ziej szk o d liw a, gdy nieobecne.
Jest to z ate m złe życie 991 i n ie zg o d n e z n a tu rą , bo
w ed łu g tró jcy człow ieka zew n ętrzn eg o . N a w e t ta tró jc a ,
k tó r a zajm uje się w ew nętrznym i o b ra z a m i, p o w sta je je d ­
n a k z p rz e d m io tó w zew n ętrzn y ch i ro d z i się z p ra g n ie n ia
u ży w an ia d ó b r zm ysłow ych i cielesnych. A n ik t nie m o ż e
— uczciw ie n a w e t — używ ać ty ch d ó b r, jeśli p a m ię ć n ie
p rzech o w u je o b ra z ó w w id zian y ch p rz e d m io tó w . Jeśli n a j­
szlach etniejsza część w oli nie p rz e m iesz k u je w w yższych
1 bard ziej w ew n ętrzn y ch re g io n a ch , i jeśli d z ied z in a w oli
b ę d ąc a w k o n ta k c ie z p rz e d m io ta m i n a z ew n ą trz , a w e ­
w n ą trz z ich o b ra z a m i, nie o d n o si w szy stk ieg o , c o ta m
o d k ry w a, d o lepszego, bardziej p ra w d ziw e g o życia, i jeśli
nie spoczyw a w ty m celu, w k tó ry m w idzi, ja k m a p o ­
stęp o w ać — to czyż nie sprzeciw iam y się w ted y z a k a z o w i
V, 8 - 9 341

A p o s to ła , k tó ry m ów i: „ N ie u p o d o b n ia jc ie się d o tego
ś w ia ta ” (R z 12, 2)?
D la te g o tró jc a ta nie je st o b ra z e m B oga. Jest to bow iem
tro is to ś ć w y w o d zą c a się z najn iższeg o , cielesnego stw o rz e ­
n ia , o d k tó re g o d u s z a sto i w yżej. I tw o rz y się o n a w du szy
za p o śre d n ic tw e m zm ysłów cielesnych. N ie znaczy to je d ­
n a k , b y n ie b y ło w niej pew nego p o d o b ie ń stw a . Z re sz tą czy
istn ieje coś, co by sto so w n ie d o sw ojego sto p n ia i w ed łu g
sw ojej m ia ry nie n o siło n a sobie ja k ie g o ś p o d o b ie ń stw a
z B ogiem , z tej racji, że „w szystkie dzieła P a ń sk ie są b a rd z o
d o b r e ” (S yr 39, 21), b o O n je st D o b re m n ajw yższym . T a k
w ięc w tej m ierze, w jak iej w szy stk o jest d o b re , k a ż d a rzecz
p o s ia d a pew n e, ch o ć b a rd z o d a lek ie p o d o b ie ń stw o z n a j­
w yższym D o b re m . B ędąc n a tu ra ln y m , p o d o b ie ń stw o to
je s t d o b re i je s t w p o rz ą d k u ; lecz jeśli je st o n o w y p aczo n e,
w te d y staje się złe i w y stęp n e. Bo naw et w grzech ach
sw o ich dusze niczego in n eg o nie sz u k a ją niż jak ie g o ś u p o ­
d o b n ie n ia się d o B oga m im o pełnej p y chy i n iew o lą w y p a ­
czonej w o ln o ści. N a w e t pierw si ro d zice nie zgadzali się n a
grzech, d o p ó k i im nie p o w ied zian o : „B ędziecie ja k o b o g o ­
w ie ” (R d z 3, 5). T o p ra w d a , że w szelkie stw o rzen ie no si n a
sobie p ew n e p o d o b ie ń stw o z B ogiem . A le nie k a żd e je st
z tej ra c ji o b ra z em B oga. O b ra ze m B o g a m o że być ty lk o
te n by t, p o n a d k tó ry m je s t ty lk o B óg. O b ra z bow iem to
b e zp o śre d n ie odbicie się B oga, zatem ż ad n e stw orzenie nie
m o ż e s ta n ą ć p o m ię d z y B ogiem a Jeg o o b ra z em 7.

2. Specyficzne relacje trz e c h elem en tó w

W p ie rw sze j triadzie
9. Z a te m o w a w izja —to znaczy fo rm a ro d z ą c a się w zm yśle
w id zącego p rz e d m io tu — w p e w n y m sensie m a za ro d zica
fo rm ę ciała, z k tó re g o p o w staje. Lecz nie ta fo rm a je st
rzeczy w istym sp ra w c ą jej życia i w izja nie je st jej p ra w ­
7 Zaznaczone jest tutaj niebezpieczeństwo, które powstaje, jeśli nie pogłębia się
całego zagadnienia życia wewnętrznego. Nie wolno bowiem poprzestać na obrazach
zrodzonych na podstawie żyda zewnętrznego.
342 Księga XI

dziw ym p ło d e m . Is to tn ie nie je st całkow icie z ro d z o n a p rz e z


n ią, p o n iew aż trz e b a d o p rz e d m io tu d o d a ć jeszcze coś
d ru g ieg o, to znaczy zm ysł w idzącego p o d m io tu , żeb y w y ­
tw o rzy ła się w izja. D la teg o szaleństw em je st u p o d o b a ć
sobie w sam ym ty lk o p rzedm iocie. W o la łącząca p rz e d m io t
ze zm ysłem —ja k b y rodzącego ze zro d zo n y m —je st b ard ziej
d u c h o w a niż k a żd y z łączonych członów . Bo p rz e d m io t
p o strzeg an y w cale nie je st duchow ej n a tu ry . W izja p o ­
w stają c a w zm yśle m a w sobie coś d u ch o w eg o , p o n iew aż
nie m o g łab y o n a p o w sta ć bez d uszy. L ecz nie je s t c ał­
kow icie d u ch o w a, gdyż czynnikiem k sz ta łto w a n y m je st
zm ysł cielesny. B ardziej d u c h o w a je st —ja k p o w ied ziałem
— w o la łącząca te dw a elem enty. Z tej też racji je st o n a
w om aw ianej triad zie ja k gdyby p ierw szą zap o w ied zią
O soby D u c h a Św iętego. Jest o n a je d n a k bliższa in fo r­
m o w a n e m u zm ysłow i niż in fo rm u ją c e m u p rz e d m io to w i.
Z m ysł bow iem isto tn ie należy d o isto ty d u c h em o b d a rz o ­
nej, a w o la — d o duszy, a nie do k a m ie n ia czy innego
o g ląd an eg o p rz e d m io tu . Z a te m w o la nie p o c h o d z i od
p rz e d m io tu , k tó ry w pew nym sensie o d g ry w a ro lę ro d zicie-
la, i nie od teg o , co tu w pew nym sensie o d g ry w a ro lę
zro d zo n eg o , to je s t wizji zaw artej w zm yśle. B o w o la
istn ia ła ju ż p rzed p o w stan iem wizji, o n a , k tó ra d la ro z ­
ru sz an ia zm ysłu zw róciła go k u o g lą d a n e m u ciału. W ted y
je d n a k nie z n a jd o w a ła w tym jeszcze u p o d o b a n ia . J a k
bow iem u p o d o b a ć sobie w czym ś, czego się 992 jeszcze nie
w idziało? U p o d o b a n ie jest o d p o c zn ie n ie m woli. T o te ż nie
m ożem y m ów ić, że w o la z o sta ła ja k b y z ro d z o n a p rzez
wizję, p o n iew aż istn ia ła o n a p rz e d w izją. I n ie ro d z i o n a
wizji, gdyż w izja p o w staje dzięki p o strz e g a n e m u ciału i je st
jego w yrazem .

P raw dziw y cel w oli


V I. 10. M o że w oln o nam słusznie tw ierdzić, że p rz y n a j­
m niej w tym w y p a d k u w izja je s t d la w oli celem i sp o cz y n ­
kiem . T o nie znaczy, że w o la do niczego in n eg o ju ż nie
dąży, gdy w idzi, co chciała w idzieć. A le to nie je s t sam a
w o la człow ieka ja k o ta k a , gdyż celem jej je s t szczęśliw ość.
V, 9 - VI, 10 343

J e s t to w ty m o k reślo n y m w y p a d k u i w d an ej chwili w o la
zo b ac z en ia , a celem jej je st w izja, niezależnie od teg o , czy
o d n o si się o n a lub nie o d n o si d o czegoś innego. Jeśli w o la
n ie o d n o si wizji do czegoś in n eg o , ale tylko chce zobaczyć,
to nie m a p o co szu k ać d o w o d ó w n a to , że w izja jest celem
d la woli, gdyż to całkiem oczyw iste. L ecz jeżeli p o d p o rz ą d ­
k o w u je w izję czem uś in n em u , to znaczy, że chce czegoś
in n e g o jeszcze i nie je st to po p ro s tu w o la w idzenia,
a w k a żd y m razie nie ty lk o zo b aczen ia tej rzeczy. P rzy p u ść ­
m y , że k to ś chce zobaczyć bliznę d la u d o w o d n ie n ia , że tu
była ra n a ; lu b chce w yjrzeć p rzez o k n o , żeby przez nie
zo b aczyć p rze ch o d n ió w . W szystkie te a k ty w oli i im p o ­
d o b n e , m a ją sw oje w łasne cele od n o szące się d o celu
najw yższej w oli, dzięki k tó rej chcem y być szczęśliwi i o siąg ­
n ą ć życie, nie o d n o szące się ju ż d o niczego, ale całkow icie
w y starczające m iłu jącem u . Z a te m celem w oli w idzenia je st
w izja. A celem w oli zo b aczen ia tej rzeczy jest zo b aczen ie tej
rzeczy. T a k w ięc w ola zo b ac z en ia blizny d ąży d o sw ojego
celu, k tó ry m je s t zobaczenie blizny i nie o b ch o d zi jej nic
p o z a ty m . B o w ola u d o w o d n ie n ia istnien ia ra n y je st ju ż
in n ą w o lą, k tó r a —ja k k o lw ie k łączy się z pierw szą —m a n a
celu u d o w o d n ie n ie , że b y ła ra n a . W o la zw ró cen ia się d o
o k n a m a n a celu zobaczenie o k n a , a zo baczen ie p rz e c h o d ­
n ió w je s t ju ż in n y m celem, p o z o stający m w zw iązku z p o ­
p rzed zający m . T e w ole i inne, zw iązane z nim i w ole są
p raw e, jeśli w o la, do k tó re j w szystkie się o d n o szą, je st
d o b ra . Lecz gdyby o n a była zła, to w szystkie te wole
były b y złe. O to dlaczego łączące się z so b ą p raw e w ole to
ja k b y d ro g a pew nym k ro k ie m p ro w a d z ą c a w zw yż do
szczęśliw ości. N a to m ia s t w iążące się złe i w y p aczo n e w ole,
to łań cu ch y , k tó ry m i będzie zw iązany źle czyniący, ażeby
go w rz u co n o w ciem ności zew nętrzne (M t 22, 13). Szczęś­
liw i więc są ci, k tó rz y czynam i i życiem sw oim śpiew ają
„ P ie śń s to p n i” 8, a b ia d a ty m , k tó rz y w lo k ą za so b ą swe
grzechy ja k d łu g i p o w ró z (Iz 5, 18). T e n spoczynek w oli,

8 Kilka psalmów nosi tę nazwę (Ps 119-133). Były to pieśni śpiewane przez
pielgrzymów w drodze („wspinającej się”) do Jeruzalem. Tutaj prawdopodobnie
aluzja do psalmu 121: „uweselitem się z tego, co mi powiedziano: Pójdziemy do
domu Pańskiego!”
344 Księga XI

k tó ry zow iem y celem , p o d o b n y je s t — gdy cel te n n a sta w ia


się n a coś innego jeszcze — d o o d p o c z y n k u n o g i p o d c za s
m a rszu , k ied y się ją staw ia p o to , żeby ty m czasem drugiej
n o d ze d a ć o p a rc ie i m o ż n o ść p o s tą p ie n ia dalej. N a p o ty k a ­
ne w czym ś zadow olenie m o ż e sk ło n ić w olę d o z a trz y m a n ia
się z u p o d o b a n ie m w tej rzeczy. N ie jest to je d n a k cel, d o
k tó re g o się dąży. O d n o si się o n a d o inneg o jeszcze celu.
N ie jesteśm y bow iem w ojczyźnie, w k tó re j bylibyśm y
o b y w atelam i, zatem to ty lko p rz y sta n e k n a d ro d z e , ty lk o
o d etch n ien ie d la p o d ró ż n e g o .

W drugiej triadzie: a) pam ięć i w yobrażenie


993 V II. 11. D ru g a tria d a m a bardziej w ew n ętrzn y c h a r a k ­
ter o d pierw szej, m ającej sw oje siedlisko w zm y słach i rze­
czach w idzialnych. Jed n a k ż e ta p ierw sza tró jc a je s t d la niej
p u n k te m w yjścia. T u ju ż nie ciało zew n ętrzn e p o ru s z a
zm ysł cielesny, ale pam ięć k sz ta łtu je w z ro k d u szy z chw ilą,
gdy p rzech o w u je w sobie fo rm ę zew n ętrzn ie w id zian eg o
ciała. O tej fo rm ie im m a n e n tn ej d la pam ięci m ó w im y , że
w pew nym sensie ro d z i o n a fo rm ę p o w sta ją c ą w w y o b ra ź n i
m yślącego p o d m io tu . T a k , b y ła o n a o b e c n a w p am ięci,
zan im jeszcze zaczęliśm y o niej m yśleć; p o d o b n ie ja k ciało
zn ajd o w ało się ju ż w m iejscu zanim z o sta ło sp o strze ż o n e
i zanim doszło d o jeg o w idzenia. L ecz - sta ją c się p rz e d ­
m io tem m yśli — fo rm a p rz e ch o w y w a n a w p am ięci w y ra ż a
się we w z ro k u m yślącego i w te n sp o só b k s z ta łtu je się
o b ra z ja k gdyby zro d z o n y p rzez tę fo rm ę p rz e ch o w y w a n ą
w pam ięci. N ie je s t to je d n a k an i p raw d ziw e o jco stw o , ani
rzeczyw iste zrodzenie. Przecież to , że w zro k d u c h a je s t
in fo rm o w an y p rzez pam ięć, — gdy m yślow o p rzy w o łu jem y
z niej ja k ą ś fo rm ę — nie p o c h o d z i z tej fo rm y , o k tó re j
p a m ię tam y , żeśm y j ą w idzieli. P ew nie że nie m o g lib y śm y
zap am iętać ty c h rzeczy, gdybyśm y ich nie w idzieli. Czyż
je d n a k w z ro k w ew nętrzny, in fo rm o w a n y p rzez p rz y p o ­
m nienie, nie istn iał ju ż p rz e d te m , nim zo b aczy liśm y z a ­
p a m ię ta n e ciało, a tym bardziej p rz e d p rz e k a z a n ie m p a m ię ­
ci jego o b razu ? Z a te m c h o ć fo rm a , p o w sta ją c a w m y śli
p rz y p o m in a ją ce g o sobie, p o w sta je z tej fo rm y , k tó r a je st
V II, 11-12 345

w pam ięci, sam je d n a k w z ro k w ew nętrzn y , sam a m yśl


istnieje nie od chw ili p o w sta n ia o b ra z u , ale daw niej. A w ięc
jeśli nie m a tu p raw dziw ego ojco stw a, to nie m a też
i rzeczyw istej flliacji. A le n a w et to ąu asi-o jc o stw o i q u asi-
-sy n o stw o w sk a z u ją n a coś, co p ro w a d z i z w ięk szą p e w n o ś­
cią do o g lą d a n ia rzeczy b ard ziej w ew nętrzn y ch i bardziej
p ra w d ziw y c h 9.

b ) wola
12. W ięk szą tru d n o ś ć sp ra w ia stw ierdzenie czy w o la — b ę­
d ą c a łącznikiem w idzenia z p a m ię cią —nie p o z o sta je w zglę­
dem k tó re g o ś z n ich w sto su n k u ojco stw a czy filiacji.
T ru d n o ść ta k ie g o ro z ró ż n ie n ia w ypływ a z ró w n o ści je d ­
n ak o w ej n a tu ry i s u b s ta n c ji10. S p raw a p rz e d sta w ia się
tu ta j zu p ełn ie inaczej niż w p o z n a n iu zew nętrznego p rz e d ­
m io tu , gdzie z łatw o ścią ro z ró ż n ia się d ziałający zm ysł,
p o strz eg a ln e d la zm ysłów ciało o ra z w olę, p o n iew aż te trzy
elem en ty są o d rę b n e j n a tu ry , ja k to ju ż p rz e d tem zo stało
d o k ła d n ie w yjaśnione. L ecz tu ta j rzecz p rzed staw ia się
inaczej.
C h o ciaż bow iem tria d a , o k tó re j te ra z m o w a , z o sta ła
z z ew n ą trz w p ro w a d z o n a do duszy, je d n a k ż e d ziałaln o ść
jej ro zw ija się w ew nętrznie i ż ad e n z jej elem entów nie
je st innej n a tu ry niż sam a d u sza . J a k więc w y k azać, że w o la
nie p o z o sta je w s to su n k u ąu asi-o jc o stw a czy q u asi-filia-
cji ani w zględem o b ra z u p rz e d m io tu zach o w an eg o w p a ­
m ięci, ani w zględem o b ra z u p o w stałeg o w sk u tek p rz y ­
p o m n ie n ia , k ie d y łączy z so b ą te d w a o b razy ta k ściśle,
iż w y d a ją się o n e czym ś je d n y m i ty lk o n a d ro d ze refleksji
m o ż n a je od siebie od ró żn ić.

0 Analogie prowadzące do zrozumienia najwyższej analogii, mianowicie wewnę­


trznego żyda Trójcy Świętej.
10 Ta sama trudność podkreślona została dla pierwszych dwóch członów analo­
gii (II, 5 i II, 6). Innymi słowy, rozróżnienie relacji pochodzenia zaciemnia relację
równośti; a ta ostatnia właśdwie jest niezbędna dla analogii w odniesieniu do Trójcy
Świętej. Czym bardziej te analogie będą wewnętrzne, będą one tym bliższe prawdy,
ale tym samym trudniejsze do uchwycenia. Trudność wiąże się z samą metodą
Augustyna, który wewnątrz bytu zaktada istnienie wzajemnego oddziaływania jego
elementów.
346 Księga XI

Z w ażm y najpierw , że chęć p rz y p o m n ie n ia nie m o g ła b y


zaistnieć, gdybyśm y nie przechow yw ali w pam ięci b ąd ź
całości, b ą d ź części tego, co chcem y sobie p rzy p o m n ieć.
N ie m oże bow iem pow stać chęć p rz y p o m n ie n ia sobie tego,
cośm y zapom nieli całkow icie i p o d każdym w zględem . Jeśli
chcem y sobie coś przypom nieć, to znaczy, że ta rzecz jest
albo była w naszej pam ięci. N p . jeśli chcę sobie p rz y p o ­
m nieć, com w czoraj ja d ł n a o b iad , to albo p a m ię tam , że
jad łem o b iad , albo —jeśli n aw et tego sobie nie p rz y p o m i­
nam —994 to w każdym razie p a m ię tam w czo rajszy dzień
i tę p o rę dnia, w której zazw yczaj spożyw a się o b iad . Bo
gdybym niczego takiego nie pam iętał, to ja k ż e ż b y m m ó g ł
chcieć sobie przypom nieć, com w czoraj ja d ł n a o biad?
Z ro zu m iałe więc, że w ola p rz y p o m in a n ia sobie w yw odzi się
z rzeczyw istości przechow yw anych w pam ięci, do k tó ry c h
d o łączają się i te rzeczy, k tó re w sk u tek p rz y p o m n ie n ia
w y rażają się w zrokow o. A w ięc w ypływ a o n a z p o łączen ia
p rzy p o m n ian ej rzeczy i wizji m yślow ej pow stałej, kied y ją
sobie p rzy p o m in am y . Lecz sam a w ola łącząca te dw a
elem enty z a k ła d a istnienie now ego elem entu, bliskiego
i zbieżnego z przy p o m in ający m .
Istnieje więc tyle triad tego ro d zaju , ile jest a k tó w przy ­
pom nienia, gdyż nie m oże być p rzypom nien ia ta m , gdzie
nie m a tych trzech elem entów , m ianow icie: tego, co ju ż
kryje się w pam ięci zanim się o nim pom yśli; tego, co
pow staje w m yśli w m om encie wizji; o raz w oli, k tó r a się do
nich d o łącza ja k o trzeci elem ent tw orzący z n ich je d n ą
całość. T a k jest. A m oże raczej uw ażać to za je d n ą triad ę
generyczną sk ład ającą się z rodzajow ej jedn o ści w szystkich
o b razó w zm ysłow ych przechow yw anych w p am ięci, z ro ­
dzajow ej je d n o śc i wizji d u c h a p rzy p o m in ająceg o sobie
i przedstaw iającego takie rzeczy, o ra z z trzecieg o łączącego
je elem entu: w oli, k tó ra zespala je z so b ą ta k , że z tych
tro jg a p o w staje je d n a całość.

Pam ięć i w yobrażenia


V III. W zro k duszy nie m oże je d n y m rz u te m o g a rn ą ć
w szystkiego, co się zaw iera w pam ięci. P rze to tró jc e przed -
V II, 1 2 - V III, 13 347

staw ień m yślow ych zm ien iają się, w zajem nie u stę p u ją c so­
bie m iejsca i k o lejn o p o sobie n astęp u jąc. W te n sp o só b
p o w staje niezliczone m n ó stw o triad , a je d n a k nie n ie sk o ń ­
c zo n a ich ilość, poniew aż nie p rz e k rac z a o n a ilości rzeczy
p rzech o w y w an y ch w pam ięci. W rzeczy sam ej, rzeczy ze­
w n ętrzne p o strzeg an e przez kogoś za p ośred n ictw em zm ys­
łów cielesnych — n aw et gdyby dołączyć d o tego w szystko,
co ten człow iek z a p o m n iał —są zaw a rte w pew nej i o g ra n i­
czonej liczbie, chociaż m ów im y, że są niezliczone. „ N ie ­
zliczo n ym ” bow iem nazyw am y nie tylko to , co je st n ie­
sk o ń czo n e, ale nazw ę tę stosujem y rów nież i d o rzeczy
sk o ń czo n y ch , k tó ry c h w ielkość przew yższa n aszą zdolność
liczenia.

13. M o że dzięki tym uw agom łatw iej będzie zauw ażyć, iż


to , co się kryje w pam ięci, je st je d n a k czym ś innym niż to,
co się w y raża w m yśli p rzy p o m in ająceg o , chociaż te dwie
rzeczyw istości w ydają się je d n ą rzeczą, gdy d o k o n u je się
ich zespolenie. Isto tn ie , nie m ożem y zap am iętać form rze­
czy m a te ria ln y c h inaczej niż w zależności od tego, ile,
w ja k im sto p n iu i w ja k i sp osób p o strzeg am y je za p o śre d ­
nictw em zm ysłów . D u sz a bow iem przysw aja sobie te fo r­
m y, p o słu g u ją c się przy tym zm ysłam i ciała. N a to m ia st
wizje w y o b rażający ch je sobie p o w stają n a p o d staw ie tego,
co się zach o w ało w pam ięci. M n o ż ą się one je d n a k i ró ż ­
n ic u ją bez m ia ry , d o p ra w d y w nieskończoność.
N iew ątpliw ie je d n o słońce p a m ię ta m , p o n iew aż tylko
je d n o w idziałem . Jeśli je d n a k zechcę, to m o g ę sobie w y o b ­
razić d w a a lb o trzy słońca i ile tylko m i się sp o d o b a.
J e d n a k ta sam a pam ięć, dzięki k tó rej zapam iętałem jed n o
słońce, d o ty k a w zrok m yśli w yobrażającej sobie w iększą
ich liczbę. T a k ie słońce p a m ię ta m , ja k ie w idziałem . G d y ­
bym bow iem z ap a m ię ta ł je ja k o w iększe lub m niejsze od
w id zian ego, to ju ż bym nie p a m ię tał tego, co w idziałem ,
i nie b y ło b y to „ z a p a m ię ta n ie m ” . 995 A poniew aż za­
p a m ię tałe m je, w ięc je p a m ię tam w tych w y m iarach , jak ie
w idziałem . P a m ię ta m je ta k , ja k w idziałem . W y o b rażam
zaś sobie —jeśli chcę —jego obieg; dow olnie zatrzy m u jąc je
w w y o b ra źn i, i w edług chęci o glądam jego przyjście skąd
348 Księga XI

m i się p o d o b a albo odejście d o k ą d zechcę. M o g ę ró w n ież


w y o b razić sobie k w a d ra to w e słońce, m im o że w idziałem
jeg o o k rąg ły kształt; w d o w o ln ej barw ie, ch o ć n ig d y nie
w idziałem zielonego sło ń ca i nie z a p a m ię ta łem go ta k im .
T o , co m ów ię o słońcu, o d n o si się ta k że i do in n y c h rzeczy.
T e fo rm y rzeczy są m a te ria ln e i cielesne. P rz e to d u sza
m yli się, sądząc, iż n a z ew n ą trz są one ta k ie , ja k je sobie
w ew n ętrznie przed staw ia; alb o kiedy zach o w u je je w p a ­
m ięci, p o d c za s gdy przestały o n e istnieć zew n ętrzn ie; albo
gdy w iern o ść w sp o m n ien ia z astę p u je ró ż n y m i w y tw o ra m i
w y o b raźn i.

14. T o p ra w d a , że b a rd z o często w ierzym y w p ra w ­


dziw ość o p o w ia d a ń ludzi, k tó rz y byli n a o cz n y m i św iad ­
k a m i jak ich ś zdarzeń. A p o n iew aż p rz e d sta w ia m y so b ie
owe z d arze n ia w yłącznie n a p o d staw ie tego, cośm y usłysze­
li, p rz e to w ydaje się, iż w z ro k w ew nętrzny nie z w rac a się
d o pam ięci przy w y tw a rza n iu w izji m yślow ych. W y o b ­
ra ż am y sobie te rzeczy n a p o d staw ie cudzeg o o p o w ia d a n ia ,
a nie p rzez przypom nienie. T o te ż w ydaje się, że nie m a tu
w skazanej p o p rz e d n io tro isto śc i elem entów , w y stęp u jącej
w tedy, gdy trzeci elem ent: w o la , łączy ze s o b ą o b ra z
zach o w any w pam ięci i w izję w sp o m in ająceg o . K ie d y m i
o czym ś o p o w ia d ają , w ów czas p rz e d sta w ia m sobie n ie to,
co się k ry je w m ej pam ięci, ale to , co słyszę. N ie ch o d zi
o głos i sło w a o p o w iad ająceg o . N ie ch n ik t nie sąd zi, że
zm ieniam te m a t i p rzech o d zę d o zew nętrznej tria d y zm ys­
łów i p o strzeg aln eg o d la nich p rz e d m io tu . N ie, j a m a m n a
m yśli te o b ra z y , n a k tó re o p o w ia d a ją c y w sk azu je za p o ­
m o c ą słów i dźw ięków , i k tó re p rz y p o m in a m so b ie n a
p o d staw ie tego, co słyszę, a nie p rz y p o m n ie n ia .
Jeżeli je d n a k lepiej się n a d ty m z asta n o w ić, w ó w czas
o k azu je się, że nie w ychodzi się przy ty m p o z a zak res
d z iałan ia pam ięci. N ie m ó g łb y m bow iem z ro z u m ie ć o p o ­
w iad ającego, gdybym nie p rzech o w y w ał w p am ięci ro d z a ­
jow ego p o jęcia każdej z w y m ien io n y ch przez niego rzeczy,
n aw et jeżeli w y stęp u ją one p o ra z pierw szy w n ie z n a n y m
dla m nie k o ntekście. N p . jeżeli m i k to ś o p o w ia d a o g ó rze
bezleśnej, ale za to porośniętej oliw k am i, to m ó w i m i o n
v m , 1 4 -1 5 349

0 rzeczach, k tó ry c h form y p a m ię ta m , znam bow iem góry,


lasy i oliw ki. A g dybym całkow icie je zap o m n iał, to w o g ó ­
le nie w iedziałbym , o czym m ó w i ten człow iek i nie
m ó g łb y m sobie p rz e d sta w ić teg o , o czym o n o p o w ia d a.
A w ięc dzieje się ta k , że k ażd y , k to p rz e d sta w ia sobie
rzeczy m a te ria ln e , zm yślając je sam , słysząc o nich albo
czy tając o ty m , co było daw niej, sięga d o swojej pam ięci
1 ta m o d n a jd u je ro d zaje i z asa d y w szystkich fo rm w id zia­
n y ch p rzez siebie, kiedy o nich m yśli. N ik t bow iem a b s o lu t­
n ie nie m o ż e sobie p rz e d sta w ić ani nig d y nie w idzianej
b arw y , an i nie słyszanego dźw ięku, ani sm ak u czy zap ach u ,
k tó re g o n ig d y nie odczuł. Jeśli w ięc przed staw ien ie sobie
m a te ria ln e g o p rz e d m io tu z a k ła d a ju ż p ew n ą percepcję, to
d la te g o , że p a m ię ć je st m iern ik iem tego p rzed staw ien ia,
p o d o b n ie ja k p rz e d m io t m a te ria ln y je st nim d la percepcji.
Z m y sł bow iem je st p o ru sz o n y p rzez p o strz eg a n e ciało,
p a m ię ć p rz e z zm ysł, a m yśl p rzez pam ięć.

R o la w oli
15. T a k ja k w o la w iąże zm ysł z p rzed m io tem , ta k sam o
w iąże o n a p a m ię ć ze zm ysłem o ra z w zro k w ew nętrzny
w y o b ra ż e n ia z pam ięcią.
Lecz ta s a m a w ola, k tó ra łączy ze so b ą w ym ienione
p a ry , ró w n ież dzieli je i o d siebie odcina. 996 W w y p a d k u
p ercep cji w z ro k o w ej d o k o n u je o n a tego przez pew ne o d ­
d ziały w an ie n a ciało i ta k od d ziela zm ysł ciała o d w id zial­
n y ch p rz e d m io tó w cielesnych, ażeby przeszk o d zić w idzeniu
a lb o je p rzerw ać. Z a m y k a m y więc oczy albo o d w racam y
się, żeby nie w idzieć jak ieg o ś p rz e d m io tu . P o d o b n ie czyni­
m y z u szam i, gdy chodzi o dźw ięki, z nosem w w y p ad k u
z ap a c h ó w . Z a m y k a m y u s ta lub w ypluw am y p o k a rm , żeby
nie czuć sm ak u . T a k sam o z dotykiem : albo o d su w am y się,
żeb y u n ik n ą ć tego, czego nie chcem y d o tk n ą ć , albo — d o ­
tk n ą w sz y ju ż p rz e d m io tu — o d rzu cam y go p recz i o d ­
p y c h am y . W ięc z a p o śred n ictw em ru ch ó w ciała w o la p rz e ­
sz k a d z a s p o tk a n iu się zm ysłu z p rz e d m io ta m i. P rzeszk ad za
w tym w tak iej m ierze, w jak ie j to jest d la niej d o stęp n e,
gdyż w sk u te k naszego niskiego stan u i śm iertelności, wy-
350 Księga XI

siłki jej n a p o ty k a ją tru d n o śc i, z czego w y n ik a cierpienie nie


p o z o sta w ia jąc e w oli innego ra tu n k u p o za cierpliw ością.
C o do pam ięci, to w o la o d su w a ją od zm ysłu p rzez
zw rócenie uw agi n a coś in n eg o i przez to , że p o z w ala jej
zatrzy m a ć się n a obecnych p rz e d m io ta ch . Ł a tw o p rz e k o ­
n a ć się o tym d ośw iadczalnie. N p . podczas ro zm o w y zdaje
się n am , że nie słyszeliśm y tego, co m ów i n asz ro zm ó w ca,
p o n iew aż m yślą byliśm y gdzie indziej. T o n ie p ra w d a . D o s ­
k o n a le słyszeliśm y, ale n a sz a p a m ię ć nie w ch o d ziła tu
w grę. S łow a ty lk o prześlizgiw ały się p rzez uszy w sk u tek
ro z p ro sze n ia uw agi, k tó ra zazw yczaj pilnie zap isu je je
w p am ięci. Słuszniej byłoby pow iedzieć w ta k ic h w y p a d ­
kach: „ N ie zatrzym aliśm y w p a m ię ci” niż: „ N ie słyszeliś­
m y ” . T o sam o z d a rz a się w czasie czy tan ia. M n ie sam em u
z d arza się p rzeczytać całą stro n ic ę albo cały list, nie w ie­
dząc, co przeczytałem , ta k że m u szę czy tać p o w tó rn ie .
U w ag a w oli b y ła z w ró co n a gdzie indziej, p a m ię ć nie łączy­
ła się ze zm ysłem cielesnym ta k ja k treść z literam i.
P o d o b n ie rzecz się m a z ch odzącym i. W o la ich je st u w a ż n a
n a inne rzeczy, ta k że sam i nie w iedzą, k tó rę d y szli.
A przecież gdyby nie w idzieli, to b y nie szli, a lb o by szli po
o m ack u ze z d w o jo n ą u w ag ą, zw łaszcza id ą c p rz e z nie
zn an e sobie m iejsca. A le p o n iew aż szli bez tru d n o ś c i, to
znaczy, że w idzieli. Lecz p o d c za s gdy ich w z ro k b y ł w k o n ­
tak cie z m iejscam i, k tó re m ijali, pam ięć ich nie b y ła w k o n ­
tak cie ze w zrokiem . D la teg o to nie m o g ą sobie p rz y p o ­
m nieć, co p rzed chw ilą w idzieli. A w ięc w idzim y, że o d ­
w rócić w z ro k d u c h a od z aw a rto ści pam ięci, to znaczy p o
p ro stu nie m yśleć.

N aw arstw ienia czterech fo r m poznania zm ysłow ego


IX . 16. P rze p ro w a d za ją c tę analizę z ac z y n a ją c ą się od
fo rm y cielesnej i w zn o szącą się aż do fo rm y w y tw o rz o n ej
w w ew nętrznym w idzeniu w y o b ra źn i, o d k ry liśm y cztery
fo rm y ro d z ą ce się z siebie k o lejn o : d ru g a z pierw szej,
trzecia z drugiej, c zw arta z trzeciej. Z w idzian ej fo rm y ciała
ro d zi się fo rm a w y tw o rz o n a w zm yśle w id ząceg o p o d ­
m io tu , z tej — fo rm a w y tw o rz o n a w p am ięci, a z tej
V III, 15 - X , 17 351

o statn iej — fo rm a w y tw o rz o n a w w ew nętrznym w zro k u


teg o , k to w y o b ra ż a sobie ów p rz e d m io t. O to dlaczego w ola
trz y k ro tn ie w iąże ze so b ą człony, k tó re p o z o sta ją w zglę­
dem siebie ja k gdyby w sto su n k u o jco stw a i synostw a.
W iąże o n a fo rm ę w idzianego ciała z fo rm ą , k tó rą ta ro d zi
w zm yśle. N a stę p n ie łączy tę o s ta tn ią z w ypływ ającą z niej
fo rm ą w pam ięci. A w reszcie tę fo rm ę po raz trzeci w iąże
z p o c h o d z ą c ą z niej fo rm ą w w ew nętrznym w idzeniu tego,
k to w y o b ra ż a sobie te n p rzed m io t.
Ś ro d k o w e — d ru g ie — p o w iązan ie, choć bliższe p ierw ­
szego, nie je st do niego ta k p o d o b n e ja k trzecie. W rzeczy
sam ej m a m y dw ie wizje: tego, k to coś w idzi, i d ru g ą : tego,
k to sobie coś w y o b raża. O tóż, żeby ta o sta tn ia była m o ż ­
liw a, ro d z i się w p am ięci — w yw odzące się z wizji zm ysłu
— pew ne p o d o b ie ń stw o , k u k tó re m u zw raca się w ew nę­
trz n y w z ro k duszy przez w y o b rażen ie, p o d o b n ie ja k w p e r­
cepcji w zro k o w ej spojrzenie oczu zw racało się k u p rz e d ­
m io to w i.

997 O to dlaczego chciałem w ym ienić dw ie tria d y tego


ro d z a ju : pierw szą, gdy w izja w idzącego je st in fo rm o w an a
przez p rz e d m io t; d ru g ą — gdy w izja tego, k to sobie coś
w y o b ra ża , je st in fo rm o w a n a p rzez pam ięć. P o m in ąłem
m ilczeniem trz e c ią triad ę, p o n iew aż zazw yczaj nie m ów i
się o wizji, gdy fo rm a w y tw o rz o n a w zm yśle w zro k u
p rz e ch o d z i p rzez pam ięć. N a ty ch w szystkich e tap ach w ola
w y stęp u je je d y n ie ja k o elem ent łączący pom iędzy członem
ja k g dyby ro d zący m , a term in em ja k b y zro d zo n y m . W ięc
- o b o ję tn e z ja k ie g o o n a ź ró d ła p o ch o d zi - nie m o ż n a
o niej p ow iedzieć ani że ro d zi, a n i że je st zro d zo n a.

W yobraźnia tw órcza

X . 17. L ecz jeśli p a m ię tam y jedynie to , cośm y widzieli i nie


p rz e d sta w ia m y sobie niczego p o z a tym , co zapam iętaliśm y,
to d laczego często nasze p rzed staw ien ia są fałszyw e, p o d ­
czas gdy w sp o m n ien ie w idzianych p rzed m io tó w b y n aj­
m n iej nie je st sfałszow ane?
352 Księga XI

P rzy czy n a ta k ie g o zjaw isk a p o le g a n a ty m , że w o ia,


łącząc lub dzieląc rzeczyw istości te g o rodzaju. —co w y k a z a ­
łem w edle sił m o ic h —d la in fo rm o w a n ia w z ro k u w d o w o l­
n y sp o só b o p ro w a d z a go w śró d w sp o m n ie ń k ry ją c y c h się
w pam ięci; ta k że w k o ń c u d o p ro w a d z a go d o p rz e d ­
staw ien ia sobie rzeczy, k tó ry c h w cale nie m a w p am ięci,
a te, k tó re ta m są, stały się je d y n ie p u n k te m w yjścia
i b o d źcem d o przyjęcia w p rz e d sta w ie n iu ta k ie g o alb o
inn eg o szczegółu. W szystkie te szczegóły razem złączo n e
w je d n y m p rze d sta w ie n iu tw o rz ą całość, k tó rą o c en ia się
ja k o fałszyw ą, p o n iew aż ta k a „ c a ło ść ’’ nie istn ieje w ze­
w n ętrzn ej rzeczyw istości i nie je s t ró w n ież w y razem teg o ,
co się zaw ie ra w pam ięci, gdyż nie p rz y p o m in a m y sobie,
byśm y k ied y k o lw iek w idzieli coś p o d o b n e g o . K to w id ział
czarn eg o łab ęd zia? T o te ż n ik t nie p rz y p o m in a so b ie c z a r­
n ego łabędzia. A le czy nie m o ż n a go sobie w y o b razić?
R zeczyw iście, n ie tru d n o n a m d o k sz ta łtó w , k tó re ś m y p rz e ­
cież w idzieli, d ołączyć ró w n ież w idziany p rz e z n a s n a
in n y ch ciałach czarn y k o lo r. T a k je d n o , ja k d ru g ie z n am y
z d o św iad czen ia i zach o w aliśm y w pam ięci. N ie p a m ię ta m
c zw o ro n o ż n e g o p ta k a , b o go nig d y nie w id ziałem , ale
z ła tw o śc ią m o g ę sobie p rz e d sta w ić w w y o b ra ź n i, gdy
d o k s z ta łtu p ta k a tak ieg o , ja k go n ie je d n o k ro tn ie w id z ia ­
łem , d o d a m jeszcze dw ie no g i, k tó re też w id ziałem . T a k
więc, p rz e d sta w ia ją c sobie zespoły ró ż n y c h cech w id z ia ­
n ych oddzielnie, sądzim y, że w y o b ra ż a m y so b ie coś, co
nie jest p rz e d m io te m w sp o m n ie n ia . N iem n iej je d n a k , czy­
n iąc to , k ieru jem y się p am ięcią, o d k tó re j z ap o ży czam y
w szystkie elem enty scalane ra z em w d o w o ln y i ró ż n o ra k i
sp o só b .
T a k sam o , w y o b ra ż a ją c sobie c iała o n ig d y nie w id y w a ­
n ych w y m iarach , też nie czynim y teg o bez w sp ó łu d z ia łu
pam ięci. W te n sp o só b cała p rz e strze ń , ja k ą m o ż e w zro k
o g a rn ą ć, ro z w ija jąc a się aż d o o g ro m u w szech św iata, staje
się m ia rą n a d a w a n ą p rzez n a s ciało m , gdy w y o b ra ż a m y je
so b ie ta k w ielkie, ja k coś w o g ó le m o ż e b y ć w ielk im .
R o z u m idzie w tym dalej jeszcze, ale w y o b ra ź n ia nie
d o trz y m u je m u k ro k u . R o zu m 998 m ó w i o n ie sk o ń c z o n o ­
ści liczb, nieuchw ytnej i niep o jętej d la w z ro k u ty c h , k tó rz y
X, 17- X I , 18 353

w y o b ra ż a ją sobie p rz e d m io ty m a te ria ln e . R o z u m uczy n as


jeszcze, że n ajm n iejsze a to m y są n iesk o ń czen ie pod zieln e.
M y je d n a k , d o c h o d z ą c d o w y o b ra ż e n ia sobie n iezm iern ie
m a lu tk ic h i d ro b n y c h ciał, nie p rz y p o m in a m y so b ie d la ich
p rz e d sta w ie n ia jeszcze m niejszy ch cząsteczek, p o d c z a s gdy
ro z u m dzieli dalej jeszcze. T a k w ięc p rz e d m io ty m a te ria ln e ,
ja k ie sobie p rz e d sta w ia m y , są alb o p rz y p o m n ie n ie m , alb o
zespołem ró ż n y c h z a p a m ię ta n y c h cech.

L iczb a , m iara i ciężary


X I. 18. A le p o n ie w aż m o ż n a w ie lo k ro tn ie p rz e d sta w ia ć
so b ie w sp o m n ie n ia je d e n ra z w yciśnięte w p am ięci, p rz e to
w y d a je się, że m ia ra p o z o sta je w zw iązku z p am ięcią,
a liczb a z w izją. M im o m ożliw ości n ie o g ra n icz o n e g o p o ­
m n a ż a n ia w izji tego ro d z a ju , k a ż d a z nich je d n a k zn ajd u je
w p am ięci n ie p rz e k ra c z a ln ą granicę, k tó r a stan o w i jej m ia ­
rę. Z a te m m ia ra w ystęp u je w pam ięci, a liczba w wizji. T a k
sa m o i w c ia ła c h w id zialn y ch istnieje p e w n a m ia ra , do
k tó re j p o w ie lek ro ć stosuje się zm ysł w idzącego p o d m io tu
i je d e n p rz e d m io t in fo rm u je w zro k w szystkich, k tó rz y go
w id z ą (a n a w e t — ja k w sp o m in aliśm y — je d e n człow iek,
m a ją c d w o je oczu, w idzi często p o dw a o b razy je d n eg o
p r z e d m io tu 11). W o b ra z a c h ty ch , b ęd ący ch u p o c z ą tk u
w izji, istn ieje pew nego ro d z a ju m ia ra , n a to m ia st w sam ej
w izji je s t liczba. W o la zaś, łącząc je z so b ą i p o rz ą d k u ją c ,
czyni z nich w p ew n y m sensie je d n ą całość; a spoczyw ając
w n ich , p rz y c ią g a ją c i u trz y m u ją c uw agę n a p rzed m io cie
alb o je g o p rz e d sta w ie n iu , sp ełn ia ro lę ciężark a.
T e trzy p rz y m io ty —m ia ra , liczb a i ciężar — z n a jd u ją się
w e w szy stk ich rzeczach , co w a rto zau w aży ć m im o c h o d e m .
W y k a z a łe m d o ty c h cz a s, n a ile m n ie stać było i z a p o ­
m o c ą a rg u m e n tó w , ja k ie m o g łem zdobyć, że w o la łącząca
p rz e d m io t w id zialn y z w izją, p o n ie k ą d ja k ro d z ą ce g o i to,
co z ro d z o n e —ta k w percepcji, ja k i p rzed staw ien iu —sam a
n ie m o ż e być u w a ż a n a an i z a z ra d za ją cy , an i za z ro d z o n y
człon

11 W tej samej księdze, II, 4, str. 334.


354 Księga XI

A więc czas ju ż n a szukanie tej trójcy w człow ieku


w ew nętrznym . C zas, żeby — b io rą c za p u n k t w yjścia tego
człow ieka zm ysłow ego i cielesnego, o k tó ry m ta k dłu g o
m ów iłem —dążyć d o rzeczyw istości w ew nętrznych. W nich
—ufam —będziem y m ogli znaleźć o b ra z B oga, o d b la sk Jego
T rójcy; jeśli B óg w spom oże nasze w ysiłki, O n, k tó ry - ja k
to okazuje stw orzenie, a zaśw iadcza P ism o św. — urządził
w szystko pod m ia rą i liczbą, i w ag ą (M d r 11, 21).
KSIĘGA D W U N A STA 1

WIEDZA I MĄDROŚĆ

W stęp

C złow iek zew nętrzny i w ew nętrzny


I. 1. Z o b aczm y teraz, gdzie się znajduje ja k gdyby granica
p o m ięd zy zew nętrznym i w ew nętrznym człow iekiem .
W szystko, co w naszej duszy je st w spólne ze zw ierzęta­
m i, to słusznie u w aża się za p rzynależne do człow ieka
zew nętrznego. B o nie tylko ciało stanow i zew nętrznego
człow ieka, ale rów nież i pew ien w iążący się z nim rodzaj
życia. O n o bow iem ożyw ia i daje m o c organizm ow i
i w szystkim zm ysłom , w k tó re człow iek je st w yposażony
d la o d czu w an ia św iata zew nętrznego. O brazy zapisane
w pam ięci przez zm ysły i o d tw a rz an e przez przypom nienie,
należą jeszcze do dziedziny zew nętrznego człowieka.
W ty m w szystkim niew ielka je st m iędzy nam i i zw ierzętam i
ró żn ica p o z a p o s ta w ą ciała. Isto tn ie , m y nie przyginam y się
k u ziem i, ale stoim y w y p ro sto w an i ku górze. T o u p o m n ie­
nie d la nas ze stro n y T ego, k tó ry nas stworzył: M am y
n ajlep szą częścią n a s sam ych - duszą —nie u p o d o b n iać się
d o zw ierząt, o d k tó ry ch różnim y się sto jącą postaw ą. N ie
znaczy to je d n a k , byśm y m ieli zw racać d u c h a ku ciałom
zn ajd u jącym się p o n a d nam i, bo i to rów nież byłoby
o b n iżaniem lo tu ducha, gdybyśm y w tak ich rzeczach mieli
szukać sp o czn ien ia dla w oli. 999 P o d o b n ie ja k ciało, stojąc,
p o d n o si się k u najw yższym z ciał, to je st ciałom niebieskim ,
ta k sam o d u sza będ ąca d u c h o w ą substan cją w inna p o d ­

1 Streszczenie księgi w PosŁowiu, n. 33, str. 592.


356 Księga XI3

nosić się k u tem u, co jest najw yższe w śród rzeczyw istości


duchow ych, i to nie p rzez uniesienia pychy, a p ęd em
świętej m iłości.

Pojm ow anie p ra w d w iecznych


II. 2. T ak że i zw ierzęta m o g ą przy pom o cy zm ysłów
p o strzegać ciała znajdujące się n a zew nątrz, p rz y p o m in a ć
sobie to, co zapisało się w ich pam ięci o ra z p ra g n ą ć tego,
co d la nich korzystne, a u n ik a ć rzeczy p rzy k ry ch i szk o d ­
liwych.
N a to m ia st zw racać uw agę nie tylk o n a to , co się sam o
n arzu ca; skrzętnie i pilnym w ysiłkiem zachow yw ać w p a ­
m ięci pew ne rzeczy, a zap ad ające w zapom nien ie w p ajać n a
now o przez przy p o m in an ie i m yślow e ich p rzed staw ian ie
sobie (gdyż przedstaw ienie k ształtu je się n a p o d staw ie tego,
co się zaw iera w pam ięci, a u m a c n ia się i u trw a la przez
m yślenie); tw orzyć w y obrażenia przez d o b ieran ie ró żn y ch
elem entów z pam ięci, ich k o jarzen ie i d o p aso w y w an ie,
a n astępnie b ad an ie, o ile p ra w d o p o d o b ie ń stw o tak ieg o
o b ra z u różni się od praw d y —to w szystko i in n e p o d o b n e
czynności, naw et dotyczące rzeczy w idzialnych i p o słu g u ją ­
ce się zm ysłam i ciała, należą do ro z u m u . T o też p rz e sta ją
one być w spólne ludziom i zw ierzętom . Is to tn ie , należy to
d o funkcji w yższego ro zu m u , by o rzeczach m a te ria ln y ch
sądzić n a p o d staw ie zasad n iem aterialn y ch i wiecznych.;
G dyby te zasady nie były w yższe o d ro z u m u lu dzkiego, to
nie byłyby niezm ienne. A gdyby nie m iały zw iązku z tym ,
co im podlega, to nie m oglibyśm y n a ich p o d staw ie sądzić
o rzeczyw ist ościach cielesnych. O tó ż o rzeczyw istości ach
cielesnych sądzim y n a podstaw ie p o jęć w ielkości i k sz ta łtu ,
k tó ry c h niezm ienność p o zn aje n a sz um ysł.

Dwie fu n k c je rozum u
III. 3. T o , co w nas je st n astaw io n e n a działan ie w doczes­
nym świecie rzeczyw istości m a te ria ln y ch , ale w spo só b
w yróżniający nas od zw ierząt, to należy z p ew n o ścią do
rozum u. Jed n a k ż e funkcja ta k a w yn ik a z n a tu ry naszej
I, 1 - IV, 4 357

ro zu m n ej duszy, przez k tó rą jesteśm y i zw iązani du ch o w ą,


n iezm ienną p ra w d ą , i jej jesteśm y p o d d a n i. N a sta w ia się
o n a także n a to , by rządzić i zajm ow ać się rzeczam i
niższym i. P o d o b n ie ja k w śród m n ó stw a zw ierząt nie z n a la ­
zła się d la m ężczyzny p o d o b n a je m u p o m o c p o za tą je d n ą ,
k tó ra z o sta ła w zięta z niego sam ego i d a n a m u za m a łż o n ­
kę, ta k sam o i um ysł nasz, rozw ażający p raw d ę b ęd ącą
p o n a d nam i i w n as, nie znajduje w odniesieniu d o rzeczy
m a te ria ln y ch p o d o b n e j sobie p o m o cy w tej dziedzinie,
k tó ra je st n a m w sp ó ln a ze zw ierzętam i. D lateg o to p ew n a
część naszej ro zu m n ej duszy —nie do tego sto p n ia od niej
o d d zielo n a, by przez to m ia ła się zerw ać jedn o ść, lecz ja k b y
d o d a n a n a p o m o c całości - m a przydzielone sobie pew ne
specjalne z ad a n ia . T a k więc ja k m ąż i żona stan o w ią jed n o
ciało, ta k sam o um y sł nasz i działanie, nam ysł i w ykonanie,
ro zu m i ro z u m n a w o la oraz inne p o d o b n e im rzeczy, m o że
lepiej to w y rażające, są z so b ą złączone w jednej duchow ej
n atu rze. I ja k pow iedziano: „B ędą 1000 dw oje w jed n y m
ciele’’ (R d z 2, 24), ta k i o tych funkcjach m o ż n a by
pow iedzieć: Są dw oje w duszy jednej.

W czym je s t p raw dziw y obraz B oży?


IV . 4. K ied y w ięc ro zp raw iam y o n a tu rz e rozum nej duszy
ludzkiej, w ów czas m ów im y o niej ja k o o rzeczy jednej,
p o n iew aż w ym ienione przeze m n ie rozróżnienie dotyczy
ty lk o funkcji.
D la teg o to, d o szu k u ją c się tu ta j śladów T rójcy, szukam y
ich w całej duszy, bez od ró żn ien ia rozum nego d ziałan ia
o d n o sząceg o się do spraw doczesnych od k o ntem placji
rzeczy w iecznych i bez szu k an ia trzeciego elem entu, k tó ry
by d o p e łn ia ł tę tró jcę. T riad ę m am y o dkryć w n a tu rz e całej
duszy. P o m ijam y więc działalność ro zu m u m a ją cą za
p rz e d m io t sp raw y doczesne, k tó ra d o m ag a się funkcji
d o d a tk o w ej, w zw iązku z czym pew na część duszy je st
ja k b y p rzy d zielo n a do zajęcia się spraw am i niższymi. P o ­
m ijam y tę działalność, ażeby odkryć T rójcę w duszy jednej
i n ie p o dzielonej. Jedynie w tym , co należy do dziedziny
k o n te m p la cji rzeczyw istości w iecznych, od n ajd u jem y nie
358 Księga XII

ty lk o ślad y T ró jc y , ale n a w e t o b ra z B oży. T a k ż e i w tej


d z ie d z in ie d u szy , k tó r a je s t n a s ta w io n a n a z aw ia d y w an ie
sp ra w a m i d o czesn y m i, d o strz e g a m y p e w n e ślad y tro isto ś c i,
ale o b ra z u B o żeg o o d k ry ć tu nie m o ż e m y 2.

1. M a łż e ń stw o sy m b o lem d w o ja k iej fu n k c ji d u szy

C zy rodzina j e s t obrazem B o ży m ?
V. 5. O p in ia ty c h , k tó rz y d o p a tr u ją się tro iste g o o b ra z u
B ożego w trz e c h o s o b a c h w y stęp u ją c y ch w n a tu ra ln y m
p o rz ą d k u życia lu d z k ie g o , w y d a je m i się z u p ełn ie n ie p ra w ­
dopodobna.
S zu k a się b ow iem u rz e c z y w istn ie n ia o b ra z u B o żeg o
w o b ecn o ści m ę ż a i żony w m a łż e ń stw ie o ra z w d z ie c k u ,
k tó re d o p e łn ia tę tró jcę. M ą ż — w ed łu g ow ego m n ie m a n ia
— z a jm o w a łb y tu w p ew n y m sensie m iejsce B o g a O jca.
D z ie c k o p o c h o d z ą c e od niego p rz e z z ro d z e n ie p rz e d s ta w ia ­
ło b y S yna. T rz e c ia zaś o so b a , o d p o w ia d a ją c a D u c h o w i
Ś w iętem u, to by b y ła —ja k u trz y m u ją — n ie w ia sta , k tó r a
p o c h o d z i o d m ę ż a , nie b ę d ą c je d n a k a n i je g o sy n em , a n i
c ó rk ą (R d z 2, 22), c h o cia ż p o c z y n a i ro d z i p o to m s tw o .
C zyż P a n nie p o w ie d z ia ł o D u c h u Ś w iętym , że o d O jc a
p o c h o d z i (J 15, 26), a je d n a k n ie je s t Synem ? — W cały m
ty m b łęd n y m m n ie m a n iu ty lk o je d n a rzeczy m a ja k ą ś
w a rto ść: to stw ierd zen ie, że z g o d n ie ze św iad e c tw em P ism a
św. o p o c h o d z e n iu niew iasty , n ie w sz y stk o , co p o c h o d z i od
d ru g iej o so b y i sa m o je s t o so b ą , m u s i b y ć n a z w a n e sy n em .
O so b a n ie w iasty p o w s ta ła z o s o b y m ę ż a , a je d n a k nie
n a zy w a się je g o c ó rk ą . D a lsz y ciąg tej a n a lo g ii, to o p in ia
ta k d ziw ac z n a, że o b a len ie jej w c a le nie p rz e d s ta w ia t r u d ­
n o ś c i3 .

2 Wracamy więc do punktów osiągniętych w księgach IX i X, aby - w świetle


metody wyjaśnionej w ks. XI —wykorzystać podaną tam naukę.
0 Największa trudność tej analogii wynika z braku równości między elementami
tej triady, jak to Augustyn dalej wyjaśni. Pierwsi, którzy wystąpili z tą analogią, to
gnostycy (zob. św. IRENEUSZ, Adverxus Ilaereses, I. 30, 1 P. G. 7, 694). Opierają
się oni m.in. na apokryficznej Ewangelii do Hebrajczyków.
V, 5 - VI, 6 359

P o m ija m p y ta n ie , p rz e z co w ta k im ra z ie D u c h Św ięty
m ia łb y sta ć się m a tk ą S y n a, a o b lu b ie n ic ą O jca? M o ż e by
m i o d p o w ie d z ia n o , że ta k ie a lu zje są u w ła cz a jąc e je d y n ie
w o c za c h lu d z i, k tó rz y m a ją n a m y śli ty lk o cielesne p o ­
częcie i ro d z e n ie . T o p ra w d a , że d la czy sty ch w sz y stk o je st
czyste. T a k , ale d la n ieczy sty ch , d la ludzi, k tó ry c h d u sze
i s u m ie n ia są sp lam io n e, nic n ie je s t czyste (T t i , 15).
N ie k tó ry c h z nich 4 razi n a w e t to , że Syn B oży n a ro d z ił się
w ed łu g ciała, c h o ć było to n a ro d z e n ie z D ziew icy. A p rz e ­
cież jeśli się m ó w i o ty m , co n ajw y ższe w p o rz ą d k u d u ­
c h o w y m , gdzie nie m a m o ż liw o ści sp lam ien ia czy zep su cia,
an i n a ro d z in w czasie, an i p rz e jśc ia od nie u k s z ta łto w a n ia
d o u fo rm o w a n e g o ; jeśli się w tej dzied zin ie m ó w i o ta k ic h
ta je m n ic a c h , d la k tó ry c h zaled w ie o b ra z em , i to b a rd z o
o d le g ły m , je s t ro d z e n ie się stw o rz e ń , ta k że i n ajn iższy ch ,
— to n ie p o w in n o to 1001 n ie p o k o ić niczyjej zdrow ej
sk ro m n o ś c i. M o ż n a by b o w iem — p o z o rn ie d la u n ik n ię c ia
z g o rsz e n ia —p o p a ś ć w b a rd z o n ieb ezp ieczn e b łęd y . T rz e b a
p rz y z w y c z a ja ć się d o o d k ry w a n ia w d o czesn o ści ślad ó w
te g o , co d u c h o w e . A le trz e b a czynić to w ta k i sp o só b ,
w z n o sz ą c się p o d p rz e w o d e m ro z u m u , by nie w ciąg ać za
s o b ą d o w yższych rzeczy, d o n iezm ien n ej p ra w d y tego,
czym się w z g ard z iło w n iższych rzeczach . N ik t n ie w stydzi
się, o b ie ra ją c m ą d ro ś ć n a o b lu b ie n ic ę i nie ru m ie n i się,
c h o c ia ż m ia n o o b lu b ie n ic y p rz y w o d z i n a m y śl zw iązek ciał
ś m ie rte ln y c h m a ją c y n a celu ro d z e n ie p o to m s tw a . A więc
m o ż e k o m u p rz e sz k a d z a to , że sa m a m ą d ro ś ć je st płci
niew ieściej? G d y ż rzeczyw iście, o z n aczający j ą w y raz
i w grece, i w ła cin ie je s t ro d z a ju żeńskiego.

B łęd n o ść tego m niem a n ia


V I. 6. Jeśli w ięc o d rz u c a m y tę o p in ię , to nie d la te g o , byśm y
lęk ali się u w a ż a ć tę św iętą, c z y stą i n ie zm ien n ą m iło ść za

4 Szczególnie tzw. doketów (od gr. dokeo : wydaje mi się), którzy twierdzili, że
Chrystus przybrał tylko pozorną postać ludzką. Zwalczał ich m.in. św. IGNACY
ANTIOCH EŃ SK I (L isty do Efezjan, VII. 2, XVIII. 2, XIX. 1-2; D o Magnczjan, XI.
1; Do Tralian, IX. 1—2; Do Sm yrneńczyków, I-III etc . ... P. G. 5, 649, 660, 672, 681,
708...).
360 Księga XII

o b lu b ien icę B o g a O jca — ob lu b ien icę z N ieg o b io rą c ą


istnienie, choć nie je st Jego p o to m stw e m — ażeb y zro d ziło
się Słow o, p rz e z k tó re w szystko się stało . N ie czynim y ta k
d la te g o , że P ism o św. oczyw iście w y k a zu je jej fałsz.
Isto tn ie , pow ied ział Bóg: „ U cz y ń m y człow ieka n a o b ra z
i n a p o d o b ie ń stw o n a sz e ” . A nieco dalej je s t n a p isa n e : „I
stw o rzy ł B óg człow ieka n a o b ra z B o ży ” (R d z 1, 2 6 —2 7 * ).
„ N a s z e ” , oczyw iście, liczba je st m n o g a , bo nie b y ło b y
w łaściw ie pow iedziane, gdyby n a p isa n o , że człow iek z o sta ł
u czy n io n y n a o b ra z jednej O soby: O jca, S y n a czy D u c h a
Św iętego. A p o n ie w aż człow iek je s t stw o rz o n y n a o b ra z
T ró jcy , p rz e to je st pow iedziane: „ n a o b ra z i p o d o b ie ń stw o
n a sz e ” . N a stę p n ie je d n a k , żeby k to nie sądził, że m am y
w ierzyć w trzech bogów , b o T ró jc a je st je d n y m B ogiem ,
m ó w i P ism o św.: „ I stw orzył B óg człow iek a n a o b ra z ...
B o ży ” , co znaczy: „ n a o b ra z sw ó j” .

7. P ism o św. używ a często ta k ic h w yrażeń , n a k tó re


niejedni, n a w et w yznający w iarę k a to lic k ą , nie z w ra c a ją
szczególnej uw agi. O to np. słow a: „ S tw o rz y ł B óg czło w iek a
n a o b ra z ... B o ży ” . N ie k tó rz y ro z u m ie ją je w ta k i sp o só b ,
ja k gdyby było pow iedziane: O jpiec stw o rzy ł czło w iek a n a
o b ra z S y n a 5. C h cą oni p rzez to dow ieść, że P ism o św.
ta k ż e i Syna n azy w a B ogiem . C zyż nie m a ją n a to in n y c h
d o w o d ó w b a rd z o pew nych i oczyw istych, n azy w ający ch
Syna nie ty lk o B ogiem , ale ta k ż e p raw d ziw y m Bogiem ?!
T ym czasem , o p ie ra jąc się n a św iadectw ie p rz y to c z o n y m
d la w y jaśnienia in n y c h kw estii, u p lą tu ją się w tru d n o śc i,
z k tó ry m i nie m o g ą sobie p o ra d z ić. Jeśli bo w iem O jciec
uczynił nas n a o b ra z Syna, ta k że człow iek nie je st o b ra z e m
O jca, w ta k im razie Syn nie je s t p o d o b n y d o O jca. Jeśli zaś
p o b o ż n a w ia ra uczy, ta k ja k rzeczyw iście n a u c z a , że p o ­
d o b ień stw o Syna d o O jca d o c h o d z i aż d o ró w n o ści isto ty ,
to z k onieczności w szystko, co je st u c zy n io n e n a p o d o b ie ń ­
stw o Syna, m u si być ta k że i n a p o d o b ie ń stw o O jca. Jeśli
w ięc O jciec uczynił n a s n a p o d o b ie ń stw o nie sw oje, lecz

6 Sam Augustyn kiedyś utrzymywał: tę teorię. Tutaj rozwija to, co podał


w streszczeniu na zakończenie ks. VIT (VI, 12, str. 258).
VI, 7 -8 361

S yna, to czem u nie m ów i: „ U czy ń m y człow ieka n a o b ra z


i p o d o b ie ń stw o ” tw oje, ale m ó w i „n asze” ? — C h y b a tylko
dlatego, że o b ra z T rójcy został o d tw o rzo n y w człow ieku,
żeby człow iek stał się obrazem jed y n eg o praw dziw ego B oga,
gdyż w łaśnie T ró jc a jest jed y n y m praw dziw ym B ogiem . /
T a k ic h pow ied zeń je st w Piśm ie św. bez liku. W ystarczy
je d n a k przy to czy ć n astęp u jące. O to np. m a m y w P salm ach:
„ W P a n u 1002 zbaw ienie. N a d lu d em tw o im tw e b ło g o ­
sław ie ń stw o ” (Ps 3, 9), co je st p o w ied zian e w ta k i sp o só b ,
ja k gdyby słow a te zw racały się do k o g o ś dru g ieg o jeszcze,
a nie ty lk o d o P a n a , w k tó ry m je s t zbaw ienie. C zy tam y
rów nież: ,,W to b ie u ch o d zę n ap aści, w B ogu m o im p rz e sa ­
d zam m u ry ” (Ps 17, 30). I tu też ja k b y d o drugiego jeszcze
m ów ił. A ta k że i tu ta j: „ N a ro d y p o d ciebie u p a d n ą , w ser­
c a n ie p rz y jac ió ł k ró le w sk ich ” (Ps 44, 6). Z d a w a ło b y się, że
p o w in ien pow iedzieć: w serca n iep rzy jació ł tw o ich . P rze­
cież d o k ró la się zw raca, to je st d o P a n a naszego Je z u sa
C h ry stu sa w słow ach: „ N a ro d y p o d ciebie u p a d n ą ” , ale
m ó w i o k ró lu : „w serca n iep rzy jació ł k ró le w sk ich ” . R z a ­
dziej sp o ty k a m y ta k ie p o w ied zen ia w N o w y m T e sta m e n ­
cie. C zy tam y je d n a k w Liście d o R zy m ian ,,o sy n u jego
Jezusie C h ry stu sie ... T e n zaś b ęd ąc w edług ciała p o to m ­
kiem D a w id a p rz ezn aczo n y był, ab y w edług d u c h a p o ­
św ięcenia p rzez p o w sta n ie z m a rtw y c h o k a za ł się Synem
B ożym w m ocy, Jezusem C h ry stu sem , P an em n a sz y m ”
(R z 1, 3—4). M o g ło b y się w ydaw ać, że A p o sto ł m ów i
o d w ó ch ró ż n y c h oso b ach . A le k tó ż to je st Syn Boży
p rzezn aczo n y p rz e z zm artw y ch w stan ie Jezu sa C h ry stu sa,
jeśli nie sam Jezu s C h ry stu s przezn aczo n y , ażeby być
Synem B ożym ?
T a k sam o , k ie d y pow ied zian o : „ I stw orzył B óg człow ie­
k a n a o b ra z B oży” , choć m o że d ogodniej by było p o w ie­
dzieć: „ N a o b ra z sw ój” , nie jesteśm y obow iązani sądzić,
że c h o d zi tu o dw ie ró żn e O so b y T ró jcy Świętej, ale o sam ą
T ró jcę, k tó ra je s t je d n y m B ogiem , n a k tó re g o o b ra z zo stał
u czy n io ny człow iek.

8. A p o n ie w a ż ta k jest, to gdybyśm y m ieli o b ra z T ró jcy


o d k ry w a ć nie w jed n ej ludzkiej istocie, ale w trzech: ojcu,
362 Księga XII

m a tc e i synu, w ta k im razie człow iek by nie był n a o b ra z


B oży zanim by żony nie p o ją ł i z an im b y się im o b o jg u
d zieck o nie u ro d z iło . M o ż e k to ś pow ie: B y ła ju ż tró jc a .
N a w e t jeśli nie w y stęp o w a ła o n a ju ż we w łaściw ej fo rm ie,
to w k ażd y m razie była ju ż z a c z ą tk o w o w sam ej n a tu rz e .
I n ie w iasta b y ła ju ż w b o k u m ę ż a i d zieck o w jego
b io d ra c h . - D o b rz e , ale czem u w ta k im razie P ism o p o ­
dając: „ S tw o rz y ł B óg człow ieka n a o b ra z B o ż y ” d o d a je
zaraz: „S tw o rzy ł go B óg, m ężczy zn ą i n ie w iastą stw o rzy ł
ich, i b ło g o sław ił im ” (R d z 1, 27—28*)? A m o ż e ta k
n a leż a ło b y podzielić to zdanie: „ S tw o rz y ł B ó g c zło w ie k a ” ,
n astęp n ie: „ n a o b ra z B oży stw o rzy ł g o ” , a w k o ń c u n a
trzecim m iejscu: „m ężczy zn ą i n ie w iastą stw o rzy ł ic h ” ?
N ie k tó rz y lękali się d o d a n ia w z m ian k i o ty m , że ich
stw orzył m ężczy zn ą i n iew iastą, by nie p o d su w a ć m yśli
o p o tw o ra c h w ro d z a ju tych, k tó re zw iem y h e rm a fro d y ta ­
m i. A przecież bez n a g in a n ia te k s tu m a m y w y ra ź n ą aluzję
d o m ężczyzny i niew iasty, k a żd e g o z o s o b n a , k ied y p o ­
w ied ziano: „I b ę d ą dw oje w je d n y m ciele” (R d z 2, 24).
C zem u w ięc w n a tu rz e człow ieka u c zy n io n ej n a o b ra z B oży
P ism o w ym ienia ty lk o m ężczyznę i niew iastę? C zy nie
n ależało d la d o p e łn ie n ia tró jc y w ym ienić ta k ż e i d zieck o ,
ch o ciażby będące d o p ie ro w b io d ra c h ojco w sk ich , ta k ja k
ż o n a 1003 w b o k u m ęża? A m o ż e należy p rz e z to ro zu m ieć,
że n iew iasta b y ła ju ż w tedy stw o rz o n a (bo P ism o n ajp ierw
s k ró to w o w y m ien ia to , co n a stę p n ie d o k ła d n ie j p rz e d sta w i,
w ja k i sp o só b zo stało u czy n io n e), o synu zaś nie m o ż n a
było w spom nieć, bo się w ted y jeszcze nie u ro d z ił? —T a k ,
ale czy D u c h a Św iętego nie b yło stać n a ró w n ie s k ró to w ą
w zm iankę o ty m , co później m ia ł szerzej om ó w ić, p o d o b n ie
ja k później o p o w ied ział o ty m , że n ie w ia sta z o s ta ła w zięta
z b o k u m ę ż a (R d z 2, 22), o czym je d n a k tu ta j n ie o m ieszk ał
w spom nieć?

M ą ż i żona sym b o lem dw ojakiej fu n k c ji duszy


V II. 9. A więc nie ta k m a m y ro z u m ie ć stw o rz en ie czło w ie­
k a n a o b ra z najw yższej T ró jcy , ja k o b y o b ra z te n m ia ł się
urzeczyw istniać w o so b a c h tro jg a ludzi. B yłoby to ty m
VI, 8 - V I I , 10 363

b a rd z iej niesłuszne, że A p o s to ł n azy w a m ę ż a o b ra z em


B o g a i z tej racji k aże m u nie n a k ry w a ć głow y, czego
niew ieście nie p o z w ala czynić: „M ężczy zn a nie p o w in ien
swojej głow y n a k ry w ać , gdyż je st w y o b rażen iem i c h w ałą
B o g a, n ie w ia sta zaś je st c h w a łą m ężczy zn y ” . C ó ż n a to
p ow iem y? Jeżeli n iew iasta we w łasnej o so b ie u z u p ełn ia
w so b ie o b ra z B oskiej T ró jc y , to czem u p o te m , g dy ju ż
z o sta ła w y jęta z b o k u m ęża, P ism o p o w ia d a je d n a k , że to
o n je s t ty m o b razem ? A m o ż e jeśli w tej ludzkiej tró jcy
ty lk o je d n a z jej o sób m o ż e być u w a ż a n a za o b ra z B oży
— ta k ja k w najw yższej T ró jcy k a ż d a O so b a je st B ogiem
— to czem u nie je st nim ta k ż e niew iasta? — O tó ż nie je st
n im , s k o ro k aże się jej n a k ry w a ć głow ę, czego z ak a z u je się
m ężczyźnie ja k o b ę d ącem u o b ra z e m B oga (1 K o r 11, 7.5).

10. J a k je d n a k p o g o d zić p rz y to c z o n e stw ierd zen ie A p o s ­


to ła o ty m , że nie n iew iasta, a m ężczyzn a je st o b razem
B ożym , ze sło w am i K sięgi R o d za ju : ,,I stw o rzy ł B óg czło­
w ieka, n a o b ra z B oży stw orzył go, m ężczy zn ą i n iew iastą
stw o rzy ł ich i b łogosław ił im ” . P o w ied zian o tu , że n a o b ra z
B oży z o s ta ła stw o rz o n a n a tu r a lu d z k a d o p e łn ia ją c a się
w płci obojej i w cale nie w y k lu cza się n iew iasty z tego,
co ro zu m ie się przez o b ra z B oży. P o p o w ied zen iu bow iem ,
że czło w iek z o sta ł stw o rz o n y n a o b ra z B oga, P ism o d o ­
daje: ,,U c zy n ił go m ę żczy zn ą i n ie w ia stą ” , alb o p rzy
in n y m p o d z iale tek stu : „ M ę ż cz y zn ą i n ie w iastą stw orzył
ic h ” . Ja k ż e ż w ięc p o g o d z ić z tym zalecenie A p o sto ła , by
m ężczy zna, b ęd ąc o b ra z em B oga, nie n a k ry w a ł głow y,
n ie w iasta zaś, d la te g o że nim nie jest, m a n a k ry w ać głowę?
Sądzę, że ra c ją je st je d y n ie to , com ju ż p rzed staw ił, m ó w iąc
0 n a tu rz e ro z u m n e j d u szy ludzkiej. A m ian o w icie: n ie­
w iasta w ra z z m ężem je st o b ra z em B oga w ta k i sp o só b , że
c a ła n a tu r a lu d z k a stan o w i je d e n o b raz. N a to m ia s t jeśli
się n a n iew iastę p a trz y ja k o n a p o m o c d o d a n ą m ężczyź­
nie, k tó r a to fu n k c ja jej je d n ej p rz y p a d a , to w ty m znacze­
n iu o b ra z e m B o g a nie jest. N a to m ia s t w m ężczyźnie,
w ty m , co je m u w łaściw e, o b ra z Boży je st ta k d o sk o n ały
1 p ełn y , j a k w tedy, gdy n ie w iasta je st u w a ż a n a za jed en
o b ra z z n im .
364 Księga XII

Z g o d n ie z tyra, cośm y m ó w ili o n a tu rz e d u sz y lu dzkiej,


jeśli d u sza c ała o d d a je się k o n te m p la c ji p ra w d y , to c a ła je st
o b ra z em B oga. A gdy z ac h o d z i w niej pew ien p o d z iał
i ja k a ś część uw agi zo staje sk iero w an a k u d ziałaln o ści
w dziedzinie spraw d oczesnych, w ów czas o b ra z e m B ożym
je st jed y n ie w tej części, k tó r a ro z w a ż a p ra w d ę , a nie w tej,
k tó ra je s t z a p rz ą tn ię ta działan iem i sp ra w a m i niższym i.
1004 Im b ardziej d u sza z d ą ż a k u tem u , co w ieczne, tym
w ierniejszym staje się o b ra z em B oga. W ted y nie trz e b a jej
u k ró c a ć i zm uszać do pow ściągliw ości czy u m ia ru . D la teg o
m ą ż nie p o trz e b u je n a k ry w ać głow y. A p o n ie w aż w ro z u m ­
nym z ab ie g a n iu oko ło sp raw m a te ria ln y c h i d o czesn y ch
grozi duszy, że m oże ześlizgnąć się k u niższym rzeczyw is-
to ścio m , p rz e to m u si m ieć n a d sw ą głow ą u s ta n o w io n ą
w ładzę. N a to w łaśnie w sk azu je w elon o k ry w a ją c y jej
głow ę, z n a k koniecznej pow ściągliw ości. T e n p o b o ż n y
z n a k je st m iły św iętym an io ło m . B o co d o B oga, to nie
czasow o O n w idzi. T o też żad en now y e lem en t nie zm ienia
Jeg o w id zen ia i w iedzy, gdy coś docześnie i przejścio w o się
dzieje. T o są rzeczy o d czu w aln e d la zm ysłów , b ą d ź zm y s­
łów ciała, ja k u zw ierząt i lu d zi, b ą d ź też d u c h o w y ch , ja k
u aniołów .

11. P rzez to ta k w yraźne ro z ró ż n ie n ie płci m ęskiej i n ie­


wieściej A p o s to ł chciał w yrazić bardziej z a k ry tą tajem n icę.
D o w o d zi tego jeszcze inny te k st. M ó w i ta m o p raw d ziw ej
w dow ie, opuszczonej, bez dzieci i w nu k ó w : „ N ie c h m a
n ad zieję w B ogu i zanosi p ro ś b y i m o d litw y w e d n ie
i w n o c y ” (1 T m 5, 5). O tó ż w tym sam ym liście zazn acza,
że „n iew ia sta b yła zw ied zio n a i k tó r a d o p u śc iła się p rze­
stęp stw a... z b aw io n a będzie ro d z ą c dzieci... byle tylko
w y trw a ła w w ierze, w m iłości o ra z w św iąto b liw o ści p o ­
łączonej ze sk ro m n o śc ią ” (1 T m 2, 14-15). M o g ło b y w ięc
w ydaw ać się, że je st to ró w n ie n ie k o rz y stn e d la d o b re j
w dow y nie m ieć dzieci, alb o ta k ie m ieć, k tó re by nie chciały
w y trw ać w d o b ry c h u c zy n k a c h . A le to , co się n a zy w a
d o b ry m i u czy n k am i, to ja k b y dzieci naszeg o życia. P o nich
w ięc p o zn aje się, ja k ie k to p ro w a d z i życie, to je st, ja k się
p ro w a d zi w ty ch d z ia ła n ia c h do czesn y ch , k tó re G recy
VIII, 10-12 365

n a z y w a ją nie zoe, ale b io s 6. N ajczęściej te d o b re dzieła to


są u czy n k i m iło sierd zia. O tó ż uczynki m iło sie rd z ia nic
p o m ó c nie m o g ą ani p o g a n o m , a n i Ż ydom nie w ierzącym
w C h ry stu sa , ani h e re ty k o m czy sch izm aty k o m , u k tó ry c h
nie m a sz w iary ani m iłości, a n i św iątobliw ości p o łączo n ej
ze sk ro m n o śc ią . J a sn e więc, co A p o sto ł ch ciał d a ć do
z ro z u m ien ia. A w ięc w p rz e n o śn y m i m isty czn y m zn acze­
niu m ó w i o o b o w iązk u o sła n ia n ia głów p rzez niew iasty.
G d y b y te słow a nie o d n osiły się d o uk ry tej tajem n icy , to
by ły b y bez znaczenia.

12 . N ie ty lk o zdrow y ro z u m , ale i p o w a g a sam ego


A p o s to ła w sk azu je n a to , że z racji nie k szta łtó w ciała, ale
ro z u m n e j d u szy człow iek je st u czyniony n a o b ra z Boży.
C ó ż to z a b ezw stydny w ym ysł w y o b ra ża ć sobie, ja k o b y
B o g a opisyw ały i o g ra n ic za ły k ształty cielesne! A zresztą,
czyż ten że A p o sto ł nie m ów i: „ O d n ó w cie się ted y duchem
u m y słu w aszego i obleczcie się w now ego człow ieka, k tó ry
w ed łu g B o g a stw o rzo n y je s t” (E f 4, 2 3-2 4 ), a n a innym
m iejscu w yraźniej jeszcze p o w ia d a: „Z w lekliście z siebie
stareg o czło w iek a z jego u czy n k am i, a przyoblekliście się
w n o w eg o , k tó ry się o d n a w ia k u d o sk o n ałe m u p o zn an iu
B o g a n a w z ó r tego, k tó ry go stw o rzy ł” (K o l 3, 9 -1 0 ). Jeśli
w ięc o d n a w ia m y się „ d u ch em um ysłu n aszeg o ” , jeżeli
n o w y człow iek o d n aw ia się k u „p o zn a n iu B oga n a w zór
tego, k tó ry go stw orzył” , to nie ulega w ątpliw ości, że
człow iek je st obrazem B oga, k tó ry go stw orzył, nie w edług
ciała czy jakiejś części duszy, ale jedynie w edług rozum nej
duszy, m ogącej być 1005 siedliskiem p o z n an ia B oga. W taki
sp o só b o d n aw iam y się, stając się synam i B ożym i przez
chrzest C hrystusow y. P rzy o b lek ając now ego człow ieka, tym
sam y m p rzy o b lek am y C h ry stu sa przez w iarę. K tó ż by od
tak ieg o uczestnictw a w yłączał niew iasty, k tó re są przecież
w raz z n am i w spółdziedzicam i w iary? Czyż nie m ów i tego
A p o sto ł: „W szyscy bow iem jesteście synam i B ożym i przez
w iarę C h ry stu sa Jezusa. B o wszyscy, którzyście zostali 8
8 Z o e to je st życie w znaczeniu ogólnym , w spólne wszystkim istotom żyjącym;
bios n a to m ia st je st życiem specyficznie ludzkim i służy do oznaczenia trybu życia
i sposobu sp raw o w an ia się (życie m oralne).
366 K sięga X II

ochrzczeni w C hrystusie, przyoblekliście się w C h ry stu sa.


N ie m a sz Ż y d a ani G rek a, nie m a sz niew o ln ik a ani w olnego,
nie m asz m ężczyzny ani niew iasty. A lbow iem w szyscy w y
je d n o jesteście w C hrystusie Jezu sie” (G a 3, 26—28’). C zyżby
niew iasty p rzy jm u jąc w iarę, płci się w yzbyw ały? N ie, ale
odnow ienie się w edług o b ra z u B ożego d o k o n u je się w dzie­
dzinie, gdzie nie m a różnicy płci, to je st „w d u c h u u m y słu ” .
C zem u w ięc m ą ż nie p o trz e b u je n a k ry w a ć głow y, b o je st
w y o b rażen iem B oga i c h w ałą Jego; a czem u n iew iasta,
— b ę d ąc c h w ałą m ę ża — p o w in n a to czynić, ja k g d y b y nie
o d n a w ia ła się „ d u ch e m u m y s łu ” sw ego k u „ p o z n a n iu
B oga, k tó ry go stw o rzy ł” ? — C zem u? M o ż e d la te g o , że
n iew iasta, ró ż n ią c się od m ężczyzny p łc ią ciała, m o g ła
w ta k im o b rzęd o w y m osło n ięciu ciała być sy m b o lem tej
części ro z u m u , k tó ra się zniża do k ie ro w a n ia sp ra w a m i
z e w n ę trz n y m i7 8. W idzim y w ięc, że o b ra z B oży je st jed y n ie
w tej części duszy, k tó r a o d d a je się k o n te m p la c ji w ie k u is­
ty ch idei, aby nim i się k ie ro w a ć, co oczyw iście je st u d z ia ­
łem nie sam y ch m ężczyzn, ale ró w n ież i k o b ie t.

2. Z niek ształcen ie o b ra z u B ożego

O dwrócenie się od obrazu B ożego


V III. 13. A w ięc d u sza ro z u m n a m ężczyzn y i d u sz a ro z u m ­
n a niew iasty są co d o n a tu ry je d n a k ie 8. N a to m ia s t w c ia ­

7 Pewne aLuzje d o obrzędów stosow anych w kultach pogańskich nie w ym agały od


św. A ugustyna żadnych objaśnień. N am je d n a k trzeba sięgnąć d o opisów pogańskich
zwyczajów, aby wiedzieć, że posągi bożków m ogły być po k azy w an e tylko pokryte
kosztownym i zasłonam i. Jedynie wtajem niczeni najwyższych stopni mieli dostęp do
odsłoniętej figury bożka. W takim naśw ietleniu m istyczne rozum ow anie św. A u g u s­
tyna jest jasne: człowiek w olny od tro sk tego św iata, którego sym bolem je st mężczyz­
na, jest obrazem B oga bez zasłony; n a to m ia st człowiek p o d d an y troskom tego św iata,
którego sym bolem je s t niew iasta po ch o d ząca o d mężczyzny, pow inien publicznie
występow ać tylko za zasłoną albo przynajm niej z zasłoniętą głow ą.
8 T a opinia często jest w yrażona w n au k ach O jców K ościoła. W obec ówczesnego
p raw a publicznego niew iasta nie m a osobow ości: kobiety sam otne, n a w e t dziewice
pośw ięcone Bogu poza klasztoram i, m uszą m ieć k u ra to ra w spraw ach m aterialnych,
ale wobec B oga „różnica jest tylko w ciele, nie w d uszy” (G R Z E G O R Z Z N A Z JA N -
Z U , M ow a, 8, 14 P. G . 35, 805 B).
VII, 1 2 - I X , 14 367

ła ch ich z a z n a c z a się z ró ż n ico w a n ie funkcji je d n ej i tej


sam ej d u szy .
Z s tą p m y w ew nętrznie jeszcze głębiej, aż do ty c h części
duszy, gdzie zaczy n a w y stęp o w ać to coś, co ju ż nie je st
n a m w sp ó ln e ze zw ierzętam i i gdzie się zaczy n a d ziałan ie
ro z u m u , części, w k tó re j m o ż n a ju ż ro z p o z n a ć w e w n ę trz ­
nego człow ieka. O tó ż z d a rz a się, że i on sam p o d w pływ em
ro z u m u p rz y d z ielo n e g o d o d ziałaln o ści zew nętrznej p o ­
su w a się zb y t d a le k o i n a d m ie rn ie p o g rą ż a się w rzeczach
zew n ętrzn y ch . N iestety , czyni ta k z p rzyzw o len iem swej
„g ło w y ” , to je s t tej części, k tó ra rząd zi ja k b y m ęsk ą
d z iałaln o śc ią. W te d y człow iek w ew n ętrzn y starzeje się
w śró d n iep rz y jac ió ł sw oich (Ps 6, 8), z azd ro sn y ch d e m o ­
n ó w o ra z k sięc ia ich, d ia b ła . W idzenie d ó b r w iecznych
z o sta ło o d e b ra n e n a w e t „ g ło w ie ” , w odzow i, kiedy w raz
z m a łż o n k ą sk o sz to w a ł z ak a z a n e g o ow ocu, ta k że znikło
m u n a w e t św iatło jego o czu (Ps 37, 11). A k ied y o b o je
z o stali p o z b a w ie n i tego ośw iecenia p raw d y , gdy otw orzyły
im się oczy su m ien ia, ażeby m o g li zrozum ieć ja k dalece
z o sta li z h a ń b ie n i i zeszpeceni, w ów czas z ak ry w ają się liść­
m i d o b ry c h słów , ale bez ow ocu d o b ry c h u czy n k ó w . W ten
sp o só b , źle żyjąc, z a k ry w a ją je d n a k sw ą h a ń b ę p o z o ra m i
p ię k n y c h słów (R d z 3).

E ta p y upadku
IX . 14. D u s z a ro z m iło w a n a w p o siad a n e j p rz e z siebie
w ład zy o d tego, co p o w szech n e i w spólne, o p a d a k u tem u ,
co w ła sn e i p ry w a tn e . T a o d stę p c z a p y c h a z o sta ła n azw a n a
„ p o c z ą tk ie m g rz e c h u ” (Syr 10, 15).
G d y b y ow a d u sz a w ra z z c ałą p o w szech n o ścią stw o rzeń
szła z a B ogiem , d a jąc M u się p ro w a d zić, to m o g ła b y się
d o s k o n a le rz ą d z ić Jego p ra w em . A le że p ra g n ę ła d la siebie
czegoś w ięcej niż m a ją w szyscy 1006 i chciała sam a rządzić
się w łasn y m p ra w e m , nie b ęd ąc niczym więcej niż w szyscy,
p rz e to p o p a d a w tro sk i o sw oje m a łe spraw y. C h cąc więcej
p o siad a ć , sa m ą siebie p o m n ie jsza . Stąd chciw ość zw ie się
„ k o rz e n ie m w szelkiego z ła ” (1 T m 6, 10). N a d w szystkim
— w czym usiłuje p rz e p ro w a d z ić coś w łasnego w brew p r a ­
368 Księga XII

w om rząd zący m pow szechnością — sp raw u je rząd y ciała.


C iało zaś m oże co najw yżej częściow o p o siad ać. U w ied zio ­
n a w dziękiem fo rm i ru ch ó w ciał, nie m a ich ciągle przed
so b ą. W ięc snuje ich obrazy, w bija je w p am ięć i p lam i się
h an ieb nie tym cudzołóstw em w y o b raźn i. W szystkie jej p o ­
czy n an ia to je d n o m a ją n a celu: ciekaw e szu k an ie rzeczy
cielesnych i zew nętrznych przez zm ysły ciała albo pełne
zuchw ałej w zgardy u d aw an ie, że je st w yższa o d innych
dusz będących w niew oli zm ysłów , alb o w reszcie p o g rą ż e ­
nie się w m ętnej o tch łan i rozkoszy ciała.

X. 15. D u sz a d o b rej w oli u siłuje b ą d ź d la siebie, b ą d ź ze


w zględu n a innych pojąć w yższe i w ew nętrzne d o b ra .
A d o b ra te — kiedy się je p o sia d a , nie sam o lu b n ie, lecz
wszyscy w spólnie w czystym złączeniu — nie zacieśn iają
duszy i nie b u d z ą zazdrości. Z d a rz a się je d n a k , że ta k a
d u sza dobrej w oli, w sk u tek b ra k u w iedzy w p o słu g iw an iu
się rzeczyw istościam i tego św iata — b o p o p rz e z d o czesn o ść
z d ąż a się do w yższych d ó b r —z d a rz a się, że p o stęp u je o n a
nie ta k , ja k by p o w in n a. Jest to lu d z k a p o k u sa. N ie m ała to
rzecz ta k przejść przez życie, k tó re je st ja k b y p o w ra ca n ie m
dla o dnalezienia d ro g i — byśm y nie ulegali in n y m niż te
ludzkie p o k u so m (1 K o r 10, 13). T a k i bow iem grzech jest
„zew n ątrz c iała ” . P rzeto nie p o czytuje się go za ro z p u stę
i b a rd z o łatw o uzyskuje o n przebaczenie.
A le to coś całkiem innego, kiedy się u siłuje zd o b y ć
rzeczy p o strz eg a n e przez zm ysły p o to , ażeby ich d o św ia d ­
czyć, w ynieść się przez nie ja k najw yżej alb o z a g a rn ą ć je
dla siebie; a w reszcie kiedy im ja k o celow i p o d p o rz ą d ­
kow uje się w łasne d o b ro . W tedy w szystko, co k o lw iek się
czyni, o b ra c a się w h ań b ę, a człow iek ta k i o d d a je się
rozpuście, grzesząc przeciw ko sw ojem u ciału (1 K o r 6, 18).
W p ro w ad z a jąc d o sw ojego w n ę trz a te k łam liw e o b razy ,
i m arząc o nich, d u sz a d o ch o d zi do tego, że nie w idzi ju ż
nic boskiego p o z a tym i rzeczam i. B ędąc sam o lu b n ie sk ąp a,
rodzi ty lk o grzechy, i ja k o sam o lu b n ie ro z rz u tn a , trw o n i
siły. N ie od ra z u p o p a d a się w ta k h a n ie b n ą ro z p u stę , lecz
zgodnie z tym , co n a p isa n o : —„ K to gardzi m a ły m i rzecza­
m i, p o m a łu u p a d n ie ” (Syr 19, 1).
X, 15 - XI, 16 369

C złow iek na obraz zwierzęcia


X I. 16. W ąż nie idzie n a p rz ó d p ostrzegaln y m i d la o k a
k ro k a m i, ale pełza niew idocznym i i d ro b n y m i p o ru sz e n ia ­
m i sw ych łusek.
T a k sam o śliski i niebezpieczny proces u p a d k u s to p ­
niow o o g a rn ia zaniedbujących się i nie dość uw ażn y ch .
N ajp ierw m am y w ystępne p ra g n ie n ia, żeby stać się ja k o
B óg; a k o ń co w y m p u n k te m d o jścia je st p o d o b ień stw o do
zw ierzęcia. T o te ż — o d arci z pierw otnej swej szaty —ludzie
śm iertelni zasłużyli n a to , że m usieli przyod ziać się w zw ie­
rzęce sk ó ry (R d z 3, 21). P raw dziw a cześć i g o dność czło­
w iek a je st w p o d o b ień stw ie i obrazie Bożym , k tó re za­
chow ać w inniśm y przez zjednoczenie się z tym , k tó ry je
w ycisnął. I tym m ocniej łączym y się z B ogiem , im m niej
m iłu jem y to , co je s t nasze w łasne. N a to m ia st chęć w y­
p ró b o w a n ia swej w ładzy spraw ia, że człow iek ja k b y z w łas­
nej w oli s p a d a do sw ojego tylko p o z io m u 9. A dalej, chcąc
być ja k B óg, bez 1007 n ik o g o n a d sobą, za k a rę zostaje
strą c o n y ze swego pośredniego stan o w isk a n a sam d ó ł, to
je st d o p o z io m u tych rzeczy, k tó re zw ierzętom sp raw iają
ro zk o sz. I ta k , gdy god n o ść jego stanow iło p o d o b ień stw o
do B oga, to h a ń b ą jego stanie się te ra z p o d o b ień stw o do
zw ierzęcia: „ A człow iek, gdy we czci był, nie ro zu m iał,
z ró w n an y z o sta ł z bydlętam i bezrozum nym i i stał się im
p o d o b n y m ” (Ps 48, 13). K tó rę d y ż go w iedzie d ro g a n a ta k
wielkiej p rzestrzen i od szczytów aż n a sam o dn o , jeśli nie
p o p rzez jeg o w łasny stan pośredni? Z an ied b u jąc m iłość
m ą d ro ści, k tó ra trw a zaw sze ta sam a, p o ż ą d a on w iedzy
o zm iennych i przem ijających rzeczyw istościach 10; w iedzy,
k tó ra n a d y m a , a nie b uduje (1 K o r 8, 1). W ten sposób
d u c h ja k gdyby w łasnym ciężarem o p a d a i w yklucza się od
szczęśliw ości. Przez w y p ró b o w an ie sw ojego czysto ludzkie­
go sta n u otrzy m u je za k arę gorzkie dośw iadczenie, ja k
w ielka je st odległość pom iędzy opuszczonym przezeń d o b ­
rem a p o p e łn io n y m złem . N ie m oże ju ż w rócić, b o roz-

“ Czyli zam iast dążyć d o Boga zostaje tylko człowiekiem na „stanow isku
pośrednim ” m iędzy aniołem a zwierzętami.
T o je s t w iedza czysto ludzka nie sięgająca do m ądrości nadprzyrodzonej.
370 Księga XII

p ró szy ł i u tra c ił siły; ch y b a że p rz e z łask ę sw ego Stw órcy,


k tó ry go w zyw a do p o k u ty i d a ro w u je grzechy. K tó ż
bow iem nieszczęsną tę duszę „w yzw oli z c iała tej śm ierci” ,
jeśli nie „ ła s k a B oża przez Jez u sa C h ry stu sa P a n a n a sz e g o ”
(R z 7, 24—25)? O tej łasce, w takiej m ierze, w ja k ie j o n a
n a m d a, m ó w ić będziem y w sw oim czasie.

A legoryczne tłum aczenie upadku p ierw szych rodziców


X II. 17. Z p o m o c ą B ożą zajm iem y się te ra z tą fu n k c ją
um ysłu, k tó ra dotyczy wiedzy,- to je st z n ajo m o ści zm ien ­
ny ch rzeczyw istości tego św iata, koniecznej d la sp raw n eg o
d ziałan ia w życiu obecnym .
W znanej w szystkim h isto rii d w o jg a p ierw szy ch ludzi
w ąż nie sk o szto w ał z ak azan eg o ow ocu, ale n a m a w ia ł do
jeg o zjedzenia. N iew iasta zaś nie ty lk o s k o sz to w a ła go
sam a, lecz rów nież d a ła m ężow i i jedli ob o je, c h o ć ty lk o
o n a ro z m a w iała z w ężem i ty lk ą ją je d n ą w ąż u w ió d ł
(R d z 3, 1 -6 ).
T a k sam o dzieje się i w ty m in n y m , b ard ziej u k ry ty m
zw iązku dający m się ro z p o z n a ć w k a żd y m czło w iek u in ­
d y w id u aln ie w ziętym . M ian o w ic ie p o ru sz e n ia d u szy zm ys­
łowej — k tó ra , rzec by m o ż n a, zw raca u w ag ę je d y n ie n a
zm ysły ciała i je st n a m w sp ó ln a ze zw ierzętam i — o d c in ają
się od ro z u m u k o n te m p la cy jn e g o . Isto tn ie , zm ysły ciała są
n a sta w io n e n a p o strz eg a n ie ciał. N a to m ia s t w ieczne i n ie­
zm ienne rzeczyw istości są p o z n a w a n e p rzez te n wyższy
ro z u m będący siedliskiem m ą d ro śc i.
O tóż pew nego ro d z a ju o d p o w ied n ik iem d la w iedzy je s t
p o ż ą d a n ie zm ysłow e, gdyż rzeczy p o strz e g a n e p rz e z zm ysły
stają się p rzed m io tem ro zu m n ej d ziałaln o ści, k tó r a zw ie się
w iedzą p ra k ty c z n ą . T a k a d ziałaln o ść ro z u m u b ędzie d o b ra ,
jeśli to p o z n an ie będzie o d n o sić się do najw yższego d o b ra
ja k o celu. O każe się o n a złem , jeśli spoczn ie w ro z k o szy
d ó b r zm ysłow ych, kłam liw ie u p a tru ją c w nich sw oje szczęś­
cie. G d y ta k - ze w zględu n a sw oją d z ia ła ln o ść w sto su n k u
do rzeczy doczesnych i m a te ria ln y c h —u m y sł z w ra c a się k u
nim , z w łaściw ą sobie żyw ością, w ted y ła tw o m o ż e się
zdarzyć, że te rzeczyw istości p o c ią g n ą go, że z a trz y m a się
XII, 17-18 371

n a nich , ja k gdyby o n e były celem . Inaczej m ó w iąc, jeśli


sam o lu b n ie p o tra k tu je je ja k o sw oje w łasne i p ry w a tn e
d o b ro , a nie ja k o d o b ro o gólne i w spólne d la w szystkich,
ja k im je st n iezm ienne d o b ro — to je s t zupełnie ta k sam o,
ja k gd yby w ąż p rzem aw iał d o niew iasty. Z g o d a n a tę
p o k u sę, pójście za n ią w yraziłyby się w sk o sz to w a n iu
z ak a z an e g o ow ocu. Lecz jeśli je st to ty lk o u p o d o b a n ie
m yślow e, jeśli n a k a z w yższego um y słu nie p o z w ala w ydać
1008 czło n k ó w ciała grzechow i n a o ręż niep raw o ści (R z 6,
13), to sądzę, że je st ta k , ja k gdyby n iew iasta sa m a sk o sz­
to w a ła z ak a z an e g o ow ocu. N a to m ia s t gdy w yższy ro z u m ,
z g ad zając się n a złe użycie rzeczy p o strzeg an y ch zm ysłam i
ciała, d ecy d u je się n a pop ełn ien ie grzechu, ja k ik o lw ie k by
o n był, ta k ż e i ciałem , w tedy należy to rozum ieć w tak i sam
sp o só b , ja k gdy b y n iew iasta d a ła m ężow i z ak a z a n y p o ­
k arm . W rzeczy sam ej, człow iek decyduje się n a grzech nie
ty lk o u p o d o b a n ie m m yślow ym , ale i decyzją jego p o p e ł­
n ien ia w czynie, zależnie o d teg o , ja k p o sta n o w i ro z u m
sp ra w u jąc y n ajw yższą w ładzę n a d d ziałan iem członków ,
ro z u m , k tó ry im p o z w a la alb o zakazuje działać.

18. O czyw iście nie m o ż n a pow iedzieć, by nie było grze­


chu w w y p a d k u , kiedy d u sza m yśli z u p o d o b a n iem o rze­
czach z ak a z a n y c h i —ch o ciaż nie decyduje się n a zły czyn
— d e lek tu je się zachow yw aniem i przem yśliw aniem o b ra ­
zów , k tó re p o w in n a od rzu cić nie zw lekając. Je d n a k ż e ta k i
grzech je s t m niejszy, niż gdyby zdecydow ała się ró w n ież
i n a p o p ełn ien ie czynu. T rz e b a w ięc p rzep raszać za tak ie
m yśli, bić się w piersi i m ów ić: „ O d p u ść n am nasze w in y ” ,
i to , co dalej n astęp u je w tejże m odlitw ie: „ ja k o i m y
o d p u szczam y naszym w in o w a jc o m ” (M t 6, 12). T a k , to coś
całk iem in n eg o niż z dw ojgiem pierw szych ludzi. T am
k a ż d a o so b a o d p o w ia d a ła sa m a za siebie, ta k że gdyby
n iew iasta sa m a zjad ła z a k a z a n y ow oc, to ty lk o o n a byłaby
za k a rę p o d d a n a śm ierci. Inaczej rzecz się p rzed staw ia, gdy
ch o d zi o je d n e g o i tego sam eg o człow ieka. D o b ro w o ln e
p o zw o lenie w y o b ra źn i, by syciła się n iedozw o lo n y m i ro z ­
k o szam i, od k tó ry c h p o w in n a odw rócić się o d razu , za­
cho w y w anie sp ro śn y ch o b ra z ó w i delek tacja nim i, n aw et
372 Księga XII

z p o stan o w ien iem n ied o p ełn ien ia złych czynów —to nie je st
w y p a d ek p o d o b n y d o teg o , ja k gdyby n iew iasta p o tę p iła się
sam a, bez m ęża. N ie w olno ta k m yśleć. T u ta j b o w iem jest
ty lk o je d n a o so b a, jed en człow iek. A te n cały b ędzie p o tę ­
p io n y , jeśli te grzechy, k tó ry c h nie chce p op ełn ić, ale k tó ry ­
m i się d elek tu je w ew nętrznie, nie z o s ta n ą m u o d p u szczo n e.

19. S ta ra liśm y się w y k azać w tej analizie, że w duszy


k a żd e g o człow ieka z ac h o d z i ja k b y zw iązek m a łż e ń sk i p o ­
m ięd zy ro z u m e m k o n te m p la c y jn y m i ro z u m e m p ra k ty c z ­
n y m , p rz y czym je d n a k z ró ż n ic o w a n ie fu n k cji w c a le nie
u m n iejsza je d n o śc i duszy. N ie w p ły w a to b y n a jm n ie j n a
p ra w d ziw o ść o p o w ied zian ej n a m przez P ism o św. h isto rii
o pierw szej p a rz e , to je st o pierw szym czło w iek u i je g o
żonie, od k tó ry c h w yw odzi się ro d z a j lu d zk i. Je d y n y m
n aszy m celem było w y k azać, d laczeg o A p o sto ł, m ó w ią c
ty lk o o m ężczyźnie, a nie niew ieście, że je s t o b ra z e m B oga,
ch ciał p rzez to p o d o b ie ń stw o d a ć d o z ro z u m ie n ia , że
ró ż n o ść płci d w o jg a lu d zi p rz e d sta w ia ta je m n ic ę , k tó re j
w in n iśm y się d o sz u k iw a ć w k ażd ej isto cie lu d z k ie j w ziętej
in d y w id u a ln ie .

Inne w yjaśnienie sym boliczne


X III. 20. W iem d o b rz e , że ju ż p rz e d e m n ą sław n i o b ro ń c y
w iary k a to lic k ie j i k o m e n ta to rz y P ism a św. chcieli d o ­
szu k iw ać się p o d o b n e j d w o isto śc i w k a ż d y m czło w iek u
in d y w id u a ln ie w ziętym 11.

11 SzczególnieTERTULIAN, De anima , 18 (P. L. 2, 719); ŚW. AMBROŻY, D e


Noe et arca, 92 (P. L. 14, 424); MARIUSZ W IKTORYN, Adv. Arium , I. 62 (P. L.
8 1086). Mimo że do końca życia Augustyn potępia Tertuliana (De haeresibus ad
Quodvultdeum 86, P. L. 42, 46-47 —napisane w latach 428—429), można jednak
często usłyszeć u niego echo nauki wielkiego mistrza z Kartaginy. Kilka razy nawet
podaje jedną z najpiękniejszych myśli Tertuliana: Semen est sanguis christianorum
(Apol. 50, 13; P. L. 1, 603) w odnowionej formie, mianowicie: sparsum est semen
sanguinis, surrexit seges ecclesiae Sermo, 22, 4, 4; Sermo, 286, 4, 3; Sermo, 301, I, 1;
P. L. 38. 151; 1298; 1380; Sermo, ed. Morin Den. 15, 2 P. L. Suppl. II, Sermo , ed.
Morin 2, 3 (P. L. Suppl. II, 662). Por. CHRISTINE M OHRM ANN, S. Jérôm e et S.
Augustin sur TertuUien, „Vigiliae Christianae” 5 (1951), str. 112. Cytat ten znajduje
się w uproszczonej formie w tzw. Catenae, czyli Wiązankach cytatów patrystycznych
i jest przypisywany Tertulianowi: Sanguis martyrum semen est Christianorum.
XII, 19 - XIII, 21 373

U w a ż a ją c n ie w in n ą d u szę ja k o całość za coś w ro d z a ju


ra ju , m ó w ili o n i, że m ę ż c z y z n a to d u c h lu d zk i, a n ie w ia sta
to zm ysły ciała. Z g o d n ie z ta k im ro z ró ż n ie n iem , p rz e d ­
staw ia ją cy m d u c h a ja k o m ężczyznę, a zm ysły 1009 ja k o
n iew iastę, w sz y stk o zdaje się d o b rz e w y jaśn iać w ro z w a ż a ­
nej rzeczy z a w y jątk iem je d n e g o te k stu . P o w ie d z ia n o
w n im m ia n o w ic ie, że w śró d w szystkich zw ierzą t ziem i
i p ta k ó w p o w ie trz n y c h człow iek nie z n ajd o w ał p o m o c n ik a
p o d o b n e g o sobie i d la te g o n ie w iasta z o sta ła w zięta z je g o
b o k u (R d z 2, 20—22). Z tej ra c ji zd aw a ło m i się, że nie
m o ż n a p rz y ró w n y w a ć n iew iasty d o zm ysłów c iała, k tó re ,
ja k w ia d o m o , są n am w sp ó ln e ze zw ierzętam i. T o te ż w o la ­
łem p rz e d sta w ić j ą raczej ja k o o d p o w ie d n ik czegoś, czego
z w ierzę ta nie p o s ia d a ją . S ądziłem w ięc, że w zm y słach ciała
n ależy w id zieć raczej w ęża, k tó ry — zgo d n ie ze św iad e ­
ctw em P is m a —je st n ajch y trze jszy ze w szy stk ich zw ierząt
ziem i (R d z 3, 1). W s k u te k b y stro ści swej, zm ysły zajm u ją
całk iem szczególne m iejsce w śró d ty c h w szy stk ich d ó b r,
k tó re są n a m w sp ó ln e ze zw ierzętam i. O czyw iście nie o ten
ro d z a j zm y słó w tu c h o d zi, o k tó ry m p o w ia d a A p o sto ł
w L iście d o Ż y d ó w : „ S ta ły p o k a rm je st d la d o jrz a ły ch , d la
tych, k tó rz y w sk u te k ćw iczen ia m a ją w y o strz o n y zm ysł,
ab y m ó c ro z ró ż n ia ć m ięd zy d o b re m a złem ” (H b r 5, 14).
T a m b o w ie m m ó w i się o zm yśle należący m d o ro z u m n e j
n a tu ry . T e n zm ysł ciała, k tó ry m a m n a m yśli, je st p ięcio -
ra k i. P o z w a la o n nie ty lk o n a m , ale i zw ierzęto m p o ­
strzeg ać k s z ta łty i ru c h y ciał.

21. M n ie jsz a z re sz tą o ta k ą czy in n ą in te rp re ta c ję słów


A p o s to ła m ó w ią c y c h o ty m , że m ężczy zn a je s t o b razem
B o g a i Je g o ch w ałą, n ie w ia sta zaś - c h w ałą m ężczyzny
(1 K o r 11, 7). J e d n o je s t ja sn e , a m iano w icie, że kiedy
żyjem y w e d łu g B o g a, w ów czas d u s z a n asza, c a ła z w ró co n a
k u J e g o n iew id zialn y m d o s k o n a ło śc io m , w in n a sto p n io w o
p rz y jm o w a ć w siebie Jeg o fo rm ę , k sz ta łtu ją c się n a w zó r
Jeg o w ieczn o ści, p ra w d y i m iło ś c i12. C zęściow o je d n a k
12 Czyli Trójcy Świętej, której ludzkim odblaskiem jest pamięć, intelekt i wola.
Stałym swoim zwyczajem Augustyn podkreśla wewnętrzną harmonię i jedność swoich
rozumowań; tutaj stwierdzamy, że ks. XII jest przejściem między ks. X a ks. XIV.
374 Księga XII

u w a g a naszego ro z u m u , to je st duszy, m u si k iero w ać się k u


u ży w an iu rzeczy zm iennych i m a te ria ln y c h , bez k tó ry c h nie
m o ż n a żyć n a ziem i. N ie znaczy to b y n ajm n iej, by św iat
m ia ł być d la nas w zorem (R z 12, 2), byśm y m ieli ta k ie '
d o b ra uw ażać za cel i zw racać k u n im w łaściw e n am
p rag n ien ie szczęścia. O , nie. C h o d zi tu o to , byśm y —c o k o l­
w iek czynić będziem y — czynili to z ro z e zn a n ie m d ó b r
doczesnych, byśm y, zajm ując się n im i, nie o d ch o d zili p rz e z
to od k o n te m p la cji rzeczyw istości w iecznych, i p o p rz e z
pierw sze p rzech o d ząc, w iązali się z ty m i dru g im i.

3. W iedza i m ą d ro ść

W iedza i m ądrość
X IV . Bo i w iedza rów nież jest n a swój sp o só b d o b re m , jeśli
w niej to , co „ n a d y m a ” czy m o że n a d y m ać , je st p o d ­
p o rz ą d k o w a n e m iłości d ó b r w iecznych, k tó r a —ja k w ia d o ­
m o — „ b u d u je ” (1 K o r 8, 1). W rzeczy sam ej, bez w iedzy
nie m a c n ó t n a d a ją c y c h życiu p raw y k ie r u n e k 13, k tó re
n a m p o zw alają ta k p o stę p o w a ć w ty m n ę d zn y m życiu,
byśm y przez nie doszli d o życia w iecznego, je d y n eg o p ra w ­
dziw ie szczęśliw ego żyw ota.

22. Istnieje je d n a k ró żn ica p o m ięd zy k o n te m p la c ją d ó b r


w iecznych a d ziałaniem p o zw alający m n a m czynić w ła ś­
ciwy u ży tek z rzeczy tego św iata, ta k że p ie rw sza je st
m ą d ro ścią , a d ru g a w iedzą. T o p ra w d a , że n iek ied y m ą d ­
ro ść byw a n a z y w a n a w iedzą, ja k to w idzim y u A p o sto ła :
„T e ra z n ie d o sk o n a le w iem , lecz p o te m p o z n a m ta k , ja k
sam jestem p o z n a n y ” (1 K o r 13, 12). W ied za, o k tó re j tu
m o w a, niew ątpliw ie ozn acza k o n te m p la cję B o g a, k tó r a
stan ie się n ajw yższą n a g ro d ą d la św iętych. N a to m ia s t k ie ­
d y A p o sto ł m ów i: „ I ta k je d n e m u d o sta je się p rzez D u c h a

10 Augustyn wiernie trzyma się tutaj tradycji stoickiej. Stoicy pierwsi podeszli do
zagadnienia cnoty i cnotliwego życia jako do sprawy naukowej. (DIOG. LAERT.
VII. 125-131; SEXTUS EMPIRICUS, Iły po ty poséis pyrrh., CYCERO, Nova Acadé­
mica I.). Por. FILON ALEKS., De virtutibus.
XIV, 22-23 375

m o w a m ą d ro śc i, a in n em u m o w a um iejętności w edług
te g o ż D u c h a ” (1 K o r 12, 8), 1010 to niew ątpliw ie je
w ów czas ro z ró ż n ia , choć nie w y jaśn ia an i ich isto ty , ani
zach o d zącej pom iędzy nim i różnicy, ani cech ro z p o z n a w ­
czych. Z g łęb iając n ie p rz eb ran e b o g a ctw a K siąg Św iętych,
zn alazłem w księdze H io b a ta k ie słow a tego św iętego m ęża:
„ O to p o b o ż n o ść to jest m ą d ro ś ć , a o d stęp o w ać o d złego
—w ied za” (Jo b 28, 28*). R o zró żn ie n ie to u k azu je n a m , że
m ą d ro ś ć o d n o si się do k o n tem p lacji, a w iedza —d o d z ia ła ­
n ia. W cy to w an y c h słow ach H io b u to żsam ia p o b o ż n o ść
z k u ltem B oga, co po grecku w y k ład a się theosebeia.
Isto tn ie ta k ie słow o zaw ierają k o d e k sy greckie. I cóż p o n a d
B oga w śród w iecznych rzeczyw istości? T ylko Jeg o n a tu ra
je st n iezm ien n a. A czym je st k u lt B oga, jeśli nie m iło ścią k u
B ogu, m iłością, k tó r a spraw ia, że ju ż te ra z p rag n iem y G o
w idzieć, że w ierzym y i ufam y, iż o g ląd ać G o będziem y.
W m ia rę , ja k n a p rz ó d p o stęp u jem y „ te ra z w idzim y przez
zw ierciadło, w zagadce w idzim y, lecz k ied y ś” objaw i się
n a m w yraźnie. T o bow iem A p o s to ł P aw eł chce w yrazić,
kiedy m ó w i: „ tw a rz ą w tw a rz ” . A J a n rzecze: „najm ilsi,
te ra z jesteśm y dziećm i B ożym i. A czym kiedyś będziem y,
to się nie u jaw niło jeszcze. W iem y tylko, że gdy się to ujaw ­
ni, p o d o b n i będziem y d o N iego, bo ujrzym y G o tak im ,
ja k im je s t” (1 J 3, 2). W ydaje m i się, że w ty ch i tym
p o d o b n y c h te k sta c h je st m o w a o m ąd ro ści. N a to m ia st
„ o d stę p o w a ć od złego” , to niew ątpliw ie d o tyczy rzeczy
doczesnych. B o czasow i będąc, jesteśm y w śród złych rze­
czy, od k tó ry c h m am y „ o d stę p o w a ć ” . T o też w szystko,
c o k o lw iek czynim y ro z tro p n ie , m ężnie, z u m iarem i sp ra ­
w iedliw ie, to należy d o w iedzy, czyli um iejętności p o stę p o ­
w ania, uczącej n as działać tak , by u n ik a ć zła i p ra g n ą ć
d o b ra . O d n o si się d o niej ró w n ież i to w szystko, czego
uczym y się ty tu łe m p rz y k ła d u z historycznego p o z n a n ia
i co w o d p o w ie d n im d o sto so w a n iu naśw ietla nasze w łasne
życie.

23. Sądzę, że kiedy m ó w i się o ty ch rzeczach, to m am y


d o czy n ienia z w iedzą, co należy w yraźnie o d ró ż n ia ć od
m ą d ro śc i. M ą d ro ś ć odn o si się nie d o przeszłych, nie do
376 Księga XII

p rzy szły ch rzeczy, ale d o ty ch , k tó re są n iezależn e od


zm ie n n o śc i czasu. N ie m o ż n a b o w iem m ó w ić o n ich , że
b y ły i p rz e sta ły istnieć, a lb o że b ę d ą , lecz te ra z ich n ie m a .
N ie , p o n ie w aż te n sam b y t m ia ły zaw sze i zaw sze m ie ć
b ę d ą . T rw a ją c zaś, nie są z w iąz a n e z ja k ą ś p rz e strz e n ią
m iejsca, ale w swej niecielesnej n a tu rz e rzeczy w isto ści u m y ­
słow e są b e z p o śre d n io o b e cn e d la w z ro k u d u c h a , ta k ja k
rzeczy ro zciąg łe s ą w id z ialn e i d o ty k a ln e d la zm y słó w ciała.
W o d ró ż n ie n iu o d p rz e d m io tó w p o s trz e g a in y c h zm y słam i
i ro zciąg ły ch p rz e strz e n n ie , idee, b y ty u m y sło w e i n ie m a te ­
ria ln e istn ie ją niezależn ie od w szelkiej ro z c iąg ło śc i p rz e ­
strzen n ej, a n a w e t z m ia n czaso w y ch . T rw a ją o n e n ie za le ż ­
nie o d biegu czasu , n iezm ien n ie, ja k o b y ty p o z n a w a ln e
u m y sło w o , a nie zm y sło w o . N iew ielu z d o ła u ch w y cić je
w zro k iem d u c h a . A jeśli o sią g n ą to w tej m ierze, w ja k ie j to
je s t d o stę p n e , to i ta k nie m o g ą się n a ty m z a trz y m a ć . S ą
b o w iem ja k b y o d ep ch n ię c i p rz e z o lśn ie w a ją cy n a d m ia r
b la sk u . W te n s p o só b m yśl o rzeczach n ie p rz e m ija ją c y c h
staje się je d n a k p rz e m ija ją c a . L e c z o n a , p rz e c h o d z ą c p rz e z
d y scy p liny 1011 k szta łc ąc e u m ysł, z o sta je p o w ie rz o n a p a ­
m ięci, by b y ła ta m , s k ą d m o ż e p o w ró c ić , o n a , k tó r a
p rz e m ija ć m u si. G d y b y m y śl n ie p o w ra c a ła d o p a m ię ci,
o d n a jd u ją c ta m to , co jej p o w ie rz y ła, w te d y b y ła b y ja k
p ro s ta k n ie o k rz e sa n y i n ic nie w iedzący . M u s ia ła b y za
k a ż d y m ra z e m w ra c a ć d o sam e g o p o c z ą tk u i od n o w a
ro z p o c z y n a ć z teg o sam ego p u n k tu , z k tó re g o w y c h o d z iła
z a p ierw szym ra z e m , ażeby p o n o w n ie z n a jd o w a ć to , co ju ż
p rz e d te m z n a la z ła , to zn aczy tę n ie m a te ria ln ą p ra w d ę ,
k tó r ą m a w p o ić w p am ięć. W eź m y d la p rz y k ła d u id e aln y
k w a d ra t. P o z o s ta je o n n ie m a te ria ln ie i bez z m ia n . A le nie
je s t ta k im w m y śli, k tó r ą człow iek z a c h o w u je o n im w p a ­
m ięci, n a w e t je żeli ta m je s t ju ż p o z a p rz e d sta w ie n ia m i
p rz e strz e n n y m i. A lb o n p . gdy d ź w ięk i h a rm o n ijn e j m e lo d ii
p ły n ą w czasie, je d n a k ż e n iezależn ie o d c za su c h w y ta m y
i p o jm u je m y jej ry tm , ja k b y w ta je m n ic y i g łę b o k im m il­
czeniu. M o ż n a n a niej z a trz y m a ć m y śl, w k a ż d y m ra z ie ta k
d łu g o , ja k d łu g o słyszy się śpiew . P o te m je d n a k to , co
w z ro k d u szy uch w y cił, c h o c ia ż b y w lo cie, s k ła d a się d o
ło n a p a m ię ci i p rz y p o m in a ją c to so b ie m o ż n a ja k g d y b y
XIV, 23 - XV, 24 377

p rz e ż u w a ć n a n o w o , i m o ż n a n a u k o w o , m e to d y c z n ie so b ie
p rz y sw o ić to , co się z ach w y ciło w ta k i s p o só b . G d y b y
z a p o m n ie n ie c ałk o w icie z a ta rło w sz y stk o , n a u k a m o ż e o ż y ­
wić n a n o w o to , co ju ż b yło z u p e łn ie stra c o n e , i p o z w a la je
o d n a le ź ć ta k im , ja k im by ło .

K r y ty k a rem iniscencji p la to ń s k ie j
X V . 24. P la to n , te n sław n y filo zo f, usiłu je p rz e k o n a ć n a s,
że d u sze żyły ju ż tu ta j n a ziem i, z a n im jeszcze złączyły się
z ciałem . S tą d , je g o z d a n ie m , p o c h o d z i, że p o z n a n ie je s t
raczej p rz y p o m in a n ie m so b ie rzeczy ju ż z n a n y c h n iż p o ­
z n a w a n ie m n o w y c h rzeczy. O p o w ia d a n p ., że ja k iś c h ło ­
piec, k tó re m u s ta w ia n o p y ta n ia z z a k re su g e o m etrii, o d ­
p o w ia d a ł ja k w ielce d o św ia d c z o n y m istrz . P y ta n y u m ie ję t­
nie i s to p n io w o , w id ział, co n ależy , i m ó w ił to , co w i­
d z ia ł 14.
G d y b y to je d n a k było p rz y p o m in a n ie m so b ie p rz e d te m
n a b y ty c h w ia d o m o śc i, to n ie w szyscy m o g lib y o d p o w ia d a ć
n a te g o ro d z a ju p y ta n ia . N ie w szyscy bow iem byli g e o m e t­
ra m i w p o p rz e d n im życiu. G e o m e tró w ta k rz a d k o s p o ty k a ­
m y, że tr u d n o by ic h znaleźć. R aczej c h y b a n a le ż a ło b y
p rz y ją ć, że d u s z a z n a tu ry swej, zg o d n ie z z am y sła m i
S tw ó rcy , o g lą d a n a tu ra ln e b y ty u m y sło w e. W idzi je w p e w ­
nego ro d z a ju n ie m a te ria ln y m św ietle w łaściw ym jej n a tu ­
rze, p o d o b n ie ja k o k o c ia ła w m a te ria ln y m św ietle w id zi
o ta c z a ją c e je p rz e d m io ty , to je s t w św ietle, ja k ie m o ż n a
o trz y m y w a ć i d o ja k ie g o je s t d o s to s o w a n e p rz e z a k t s tw o ­
rzen ia. W rzeczy sam ej, je że li człow iek m o ż e bez p o m o c y
m is trz a o d ró ż n ić b ia łe o d c z a rn e g o , to nie z tej racji, że
z n a ł ju ż te b a rw y z an im je g o d u s z a złączy ła się z ciałem .
A w reszcie, c z e m u ż to je d y n ie n a te m a t b y tó w u m y sło w y ch
m o ż n a ta k słu szn ie o d p o w ia d a ć n a zręcznie sta w ia n e p y ta ­
n ia, c h o ć b y się n a w e t nie z n a ło d a n e j gałęzi w iedzy? C zem u
ta k n ie je s t ró w n ie ż i w o d n ie sie n iu d o rzeczy m a te ria ln y c h ?

14 M enon 81 d-84 cytowany według Cycerona, Tusc. I. 24, 56, por. Fedon 72 e;
Faidr. 249 c-250. Nie tylko Platona krytykuje tutaj Augustyn, ale także Orygenesa,
który głosił tę teorię, logicznie związaną z teorią preegzystencji dusz.
378 Księga XII

1012 C zem uż to nie m ożem y o nich m ów ić, jeśliśm y ich nie


w idzieli lub przynajm niej nie słyszeli o n ich lu b czytali ich
opisu p o d a n e g o przez tych, k tó rz y je znają?
N ie należy chyba w ierzyć te m u , że P ita g o ra s z S am o s
p a m ię ta ł pew ne rzeczy tego ro d z a ju , pozn aw szy je p rz e d ­
tem z d ośw iadczenia w czasie je d n eg o z p o b y tó w n a ziem i
w in n y m ciele; albo tem u, co inni o p o w ia d ają , że im się to
p rzy d arzy ło . Są to kłam liw e w sp o m n ien ia, p o d o b n e d o
teg o , czego najczęściej dośw iad czam y w m a rz e n ia c h sen­
nych, gdy w ydaje się n a m , że p rz y p o m in a m y sobie coś,
cośm y uczynili alb o pow iedzieli, ch o ciaż teg p an iśm y czy­
nili, ani m ów ili. Z d a rz a się, że ta k ie sny n aw ied z a ją ludzi
n aw et n a jaw ie, do czego p rzy czy n iają się złe i kłam liw e
duch y , k tó ry m zależy n a b u d z en iu ta k ic h fałszyw ych m n ie ­
m a ń o w ędrów ce dusz, ażeby ludzi w błąd w p ro w a d za ć .
D o w o d em po tw ierd zający m , że chodzi tu o p rz y p o m in a n ie
sobie rzeczy p o z n an y c h w p o p rz e d n im życiu, b y ło b y d o ­
św iadczenie w spólne w szystkim albo p ra w ie w szystkim .
A czy p rzy p u szcza się p rzech o d zen ie od śm ierci d o życia
i o d życia d o śm ierci, p o d o b n ie ja k ze sn u n a ja w ę i ze
stan u ro z b u d z e n ia do snu?

Z a ko ń czen ie księgi
25. Jeśli is to tn a ró ż n ic a p o m ięd zy m ą d ro ś c ią i w iedzą n a
ty m p o leg a, że in te le k tu aln e p o z n an ie rzeczyw istości w iecz­
n y ch należy d o m ą d ro ści, a ro z u m o w e p o z n a n ie rzeczyw is­
tości tego św iata —do w iedzy, to n ie tru d n o n am o sąd zić, co
należy staw iać n a pierw szym m iejscu, a co n a o sta tn im .
P rzy puśćm y, że trz e b a by jeszcze szu k a ć innej zasady
ro z ró ż n ia n ia ty c h dw óch p o rz ą d k ó w p o z n a n ia . A p o sto ł
niew ątpliw ie p o d k re śla tę różnicę, kiedy m ó w i: „ Je d n e m u
d o staje się przez D u c h a m o w a m ą d ro śc i, a in n e m u m o w a
u m iejętności w edług tegoż D u c h a ” (1 K o r 12, 8). N a w e t
i w tedy w sk a z a n a przez nas ró ż n ic a w y stęp u je b a rd z o
w yraźnie, a m ianow icie, że je d n o jest in te le k tu a ln y m p o ­
zn an iem rzeczyw istości w iecznych, a d ru g ie — ro z u m n y m
p o zn an iem rzeczyw istości d oczesnych, p rzy czym n ik t c h y ­
b a nie w ą tp i o w yższości pierw szego z nich.
XV, 24-25 379

P o z o sta w ia ją c w ięc n a b o k u w szy stk o , co się o d n o si do


zew n ętrznego człow ieka i p ra g n ą c w ew nętrznie w znieść się
p o n a d to w szystko, co je s t n a m w sp ó ln e ze zw ierzętam i,
zan im d ojdziem y^do p o z n a n ia um ysłow ych i najw yższych
rzeczyw istości, k tó re są w ieczne, n ajp ierw staje p rzed
n am i ro z u m n e p o z n a n ie rzeczyw istości doczesn y ch . T a k że
i w n im o d k ry w a m y p e w n ą tro isto ść , p o d o b n ie ja k e śm y ją
w idzieli w zm ysłach c iała i w ty m , co o ne w n o szą do naszej
duszy w fo rm ie o b ra z ó w p o w ierzo n y ch pam ięci. Z a m ia st
zew n ętrzn y ch p rz e d m io tó w , k tó ry c h d o sięg ają zm ysły,
m ieliśm y w ted y w ew nętrznie w b ite w pam ięć p o d o b ie ń stw a
ciał, n a k tó ry c h p o d staw ie k sz ta łtu ją się w y o b rażen ia,
kied y w o la ja k o trzeci czynnik łączy się z je d n y m i i d ru g i­
m i. T a k sam o n a p o d sta w ie zew nętrznego p rz e d m io tu
k sz ta łto w a ło się w idzenie oczu, k tó re w ola k ie ro w a ła ku
te m u p rz e d m io to w i p o strz eg a ln e m u d la zm ysłów , łącząc
je d n o z d ru g im : i d o c h o d z ą c d o tego ja k o trzeci te rm in 15.
Lecz nie będziem y ju ż w tej księdze w d a w a ć się w te
ro zw in ięcia, żeby, jeśli B óg pom oże, w n a stę p n e j dalej
p ro w a d zić nasze d o c ie k a n ia i przed staw ić to , co o d k ry je ­
m y.

15 Streszczenie ostatnich trzech ksiąg i zapowiedź opisu drogi do zdobycia


mądrości.
K S IĘ G A T R Z Y N A S T A

WIARA DROGĄ K U M ĄD R O ŚC I 1

W stę p

M ą d ro ść i w iedza według prologu iw . Jana


I. 1. W p o p rz e d n iej, to je st dw u n astej księdze, d o ść o b sze r­
nie przedstaw iliśm y różnicę pom ięd zy d w ie m a fu n k c ja m i
duszy: tą , k tó ra zw raca się k u rzeczyw istościom tego św ia­
ta , p rzy czym w grę w chodzi nie ty lk o p o z n a n ie , ale
rów nież i działanie, o ra z d ru g ą , znacznie w yższą funkcję,
k tó ra o d d a je się k o n te m p la cji rzeczyw istości w iecznych,
i kończy się n a sam ym p o z n a n iu 2. S ądzę je d n a k , że p o ­
żytecznie będzie, gdy d la tym łatw iejszego ich ro z ró ż n ie n ia,
dołączę jeszcze tek sty P ism a św.

2. E w an g elista J a n ta k ro z p o c z y n a sw ą E w angelię:

„ N a p o c z ą tk u było Słow o,
a Słow o było u B oga i B ogiem było Słow o.
O no było n a p o c z ą tk u u B oga.

W szy stk o przez N ie się stało , a bez N ie g o nic.


T o , co istnieje, w N im życiem b y ło 3,
a życie było św iatłością ludzi.
A św iatłość w ciem nościach świeci,
lecz ciem n o ść jej nie o g arn ęła.

1 Zob. Posłowie, n. 34, str. 597.


2 XII. XIV, 22 - XV, 25, str. 374-379.
3 Por. IV, przyp. 2, str. 151.
I, 1-2 381

Z jaw ił się człow iek w ysłany p rzez B oga, im ieniem Ja n .


P rzy szedł o n n a św iadectw o, b y św iadczyć o św iatło ści, aby
w szyscy uw ierzyli przez niego. N ie był o n św iatłością, m iał
jed y n ie św iadectw o złożyć o św iatłości. Istn ia ła bow iem ju ż
p ra w d z iw a św iatłość, k tó r a ośw ieca k ażd eg o człow ieka
p rz y c h o d zą ce g o n a św iat.

Słow o było n a świecie


i św iat sta ł się przez N ie;
a je d n a k św iat G o nie po zn ał.
P rzyszło d o swej p o siad ło ści,
ale sw oi G o nie przyjęli.
T y m zaś w szystkim , k tó rz y je przyjęli,
d a ło m o c , a b y się stali synam i B ożym i;
ty m , k tó rz y w ierzą w im ię Jego,
k tó rz y nie z krw i a n i z pożądliw ości ciała,
an i z w oli m ęża, lecz z B oga się naro d zili.

A Słow o stało się ciałem


i zam ieszk ało w śró d nas.
A m yśm y ujrzeli chw ałę Jego,
chw ałę, ja k ą o trzy m u je J e d n o ro d z o n y od O jca,
p e łen łaski i p ra w d y ” (J 1, 1—14).

W tekście tym —a p rzy to czy łem go w całości —w p o c z ą t­


kow ej części je st m o w a o rzeczy w ist ościach niezm iennych
i w iecznych, k tó ry c h k o n te m p la c ja czyni n as szczęśliw ym i.
D alszy je g o ciąg m ó w i o rzeczyw istości ach w iecznych i d o ­
czesnych, m ieszając je z so b ą. Z tej racji je d n e rzeczy
o d n o sz ą się tu ta j d o m ą d ro śc i, a inne d o w iedzy, zgodnie
z ro z ró ż n ie n iem p rz e p ro w a d z o n y m przez n a s w księdze
d w u n a ste j.
O to pierw sze z d a n ia cy to w an eg o tekstu: „ N a p o c z ą tk u
było Słow o, a Słow o było u B oga i Bogiem było Słowo.
O n o b y ło n a p o c z ą tk u u B oga. W szystko p rzez N ie się
sta ło , a bez N iego nic. T o , co istnieje, w N im życiem było,
a życie było św iatłością ludzi. A św iatłość w ciem nościach
świeci, lecz ciem ność jej nie o g a rn ę ła ” . Słow a te n iew ąt­
pliw ie o d n o s z ą się d o życia kon tem p lacy jn eg o , 1014 d o ­
382 Księga XIII

stęp n eg o je d y n ie d la in te le k tu a ln e g o ro z u m ie n ia . Im b a r ­
dziej k to ś p o s tą p i w ty ch rzeczach, tym je st m ęd rszy .
Lecz dalsze słow a: „ A św iatło ść w c iem n o śc ia ch świeci,
lecz ciem ność jej nie o g a rn ę ła ” , w sk a z u ją n a k o n ie cz n o ść
w iary , b y p rz y ją ć to , czego się nie w idzi. ,,C ie m n o śc i”
o z n ac z ają tu , że serca n ieśm ierteln y ch o d w ró c iły się od
św iatła i stały się m niej zd o ln e d o je g o o g lą d a n ia . D la te g o
E w a n g e lista d o d aje: ,,Z jaw ił się człow iek w y słan y przez
B o g a, im ieniem J a n . P rzy szed ł o n n a św iad ectw o , by św ia­
dczyć o św iatłości, ab y w szyscy w ierzyli p rzez n ie g o ” . T o ,
o czym tu m o w a , d ziało się ju ż w czasie i n ależy d o w iedzy
objętej n a u k ą h isto rii. C złow ieka J a n a w y o b ra ż a m y sobie
n a p o d staw ie zn ajo m o ści n a tu ry ludzkiej w p ro w a d z o n e j do
naszej p am ięci. W ta k i sam sp o só b m y ślą o ty m i ci, k tó rz y
w ierzą, i ci, k tó rz y nie w ierzą. I je d n i, i d ru d z y w ied zą, co
to je st człow iek, k tó re g o z ew n ę trz n ą część, to je st ciało,
o g lą d a ją oczam i ciała. C o d o w ew nętrznej części, to je st
duszy, tę oni zn ają, z n ają c siebie i dzięki o b c o w a n iu
z innym i ludźm i. M o g ą w ięc ro zu m ieć, co to znaczy: „B ył
człow iek im ieniem J a n ” , b o i im io n a też z n a ją , sam i je
w y p o w iad ając lub słysząc. N a to m ia s t słow a: „w y słan y
przez B o g a ” , p rzy jm u ją ty lk o ci, k tó rz y w ia rę p rz y jm u ją .
C i zaś, k tó rz y w iary nie m a ją , nie p rz y jm u ją ich, albo
w a h a ją się p o w ą tp iew a ją c, alb o nie w ierzą. Ci w szyscy
n ależą d o tego ro d z a ju ludzi, k tó rz y w sercu sw oim m ó w ią :
„N ie m asz B o g a ” (Ps 13, 1). T a c y ludzie, słysząc p rz y to ­
czone słow a, z a sta n a w ia ją się, m yśląc: co to je st B óg? i co
znaczy: być p o słan y m p rzez B oga? W y o b ra ż a ją so b ie p rzy
ty m te rzeczy nie ta k ja k o n e w rzeczyw istości się p rz e d ­
staw iają, ale ta k , ja k ich n a to stać.

1. W ia ra je st w ied zą o szczęściu

W iara je s t spraw ą człow ieka w ew nętrznego


3. L ecz sa m a w ia ra —k tó rą p o s trz e g a w sw ym sercu k a żd y ,
k to w ierzy i k tó re j nie w idzi ten, k to nie w ierzy —n ależy d o
innego p o rz ą d k u p o z n a n ia .
I, 2 -3 383

P o z n a jem y j ą zupełnie inaczej n iż ciała. T e bow iem


w idzim y o czy m a ciała, i n a w e t gdy są n ieo b ecn e, m ożem y
p rz e d sta w ia ć je sobie d zięk i o b ra z o m p rzech o w y w an y m
w p am ięci. In aczej też z n a m y te rzeczy, k tó ry c h n ig d y nie
w idzieliśm y, ale je d n a k w y tw a rza m y sobie o n ich jak ieś
pojęcie n a p o d sta w ie in n y c h rzeczy w idzianych ju ż i z a ­
c h o w a n y c h w pam ięci. Z w ra c a m y się d o nich, k ie d y chce­
m y , ta k że w idzim y je ta m , a raczej w idzim y jaśn iej ich
o b ra z y z ap isa n e p rzez n as w pam ięci, k tó re o g ląd am y
p rz y p o m in a ją c je sobie. In aczej ta k że znam y żyw ego czło­
w ieka: ch o ć p a trz ą c n a ń nie w idzim y jeg o d uszy, je d n a k
m a m y o niej ja k ie ś pojęcie n a p o d staw ie z n ajo m o ści w łas­
nej d u szy , i ta k tłu m aczy m y sobie zew nętrzne zach o w an ie
się teg o człow ieka. Z a te m ro z p o z n a ją c w zro k iem , zn am y
go ró w n ie ż za p o śre d n ictw e m m yśli.
N ie w ta k i je d n a k sp o só b ten, k to w ierzy, w idzi w iarę
o b e cn ą w sw ym sercu. Jest to w iedza najpew niejsza. S um ie­
nie g ło śno j ą obw ołuje. C h o ć m a m y n a k a z a n e , żeby w ie­
rzyć, p o n ie w aż tego, w co m a m y w ierzyć nie m o żem y 1015
w idzieć, je d n a k ż e sam ą w iarę — kiedy jest w n a s o b ecn a
- w id zim y w n as. Bo w ia ra je st o b ecn a n a w et w ted y , gdy
się o d n o si d o rzeczy n ieo b ecn y ch . Jest w ew n ętrzn a, n aw et
w tedy, gdy jej p rz e d m io te m są rzeczyw istości zew nętrzne.
W idzi się ją , c h o ć sa m a je st n a sta w io n a n a rzeczy niew i­
dzialne; je s t o n a bow iem czym ś docześnie istniejącym
w sercu człow ieka. A jeśli z w ierzących, ludzie sta ją się
niew ierzącym i, w ów czas w ia ra ginie i o p u szcza ich. N iek ie­
dy n a w e t w ia ra trz y m a się b łę d n y ch n au k . Is to tn ie , z d a rz a
się, że m ó w im y : W ierzył i ta w ia ra go om yliła. N ie m o ż n a
m ó w ić, że ta k a w ia ra , jeśli m o ż n a ją n azw ać w ia rą , ginie
przez grzeszne zan ie d b a n ie, kiedy ją u su w a o d k ry cie p ra w ­
dy. P rzeciw n ie, je s t to zgodne z najgłębszym i jej a sp ira c ­
ja m i, że w ia ra w rzeczy praw d ziw e p rz e o b ra ż a się w ich
rzeczyw istość. N ie m o ż n a przecież pow iedzieć, że w ia ra
ginie, k ied y się w idzi to , w co się w ierzyło. B o czy m o ż n a
n azy w ać to jeszcze w ia rą , k ie d y L ist do Ż y d ó w p o d a je jej
definicję m ó w iąc, że je s t to silne prześw iadczenie o p ra w ­
dzie rzeczy, k tó ry c h się nie w idzi (H b r 11, 1)?
384 K sięg a X III

4 . O to dalszy ciąg c y to w an e g o te k stu : „ P rz y sze d ł o n n a


św iad ectw o , b y św iadczyć o św iatłości, aby w szyscy u w ie­
rzyli p rzez n ie g o ” . D z ia ła n ie —ja k m ó w iliśm y — w ią że się
z czasem . Is to tn ie , w czasie sk ła d a się św iad ectw o , c h o c ia ż ­
by d o ty czy ło o n o rzeczyw istości w ie k u istej, ja k ą je s t św ia t­
ło d u ch o w e. J a n przyszedł p o to , by św iadczyć o św iatłości:
„ N ie b y ł o n św ia tło śc ią ” . E w a n g e lista d o d a je : „ Is tn ia ła
p ra w d z iw a św iatłość, k tó r a ośw ieca k a żd e g o czło w iek a
p rz y c h o d zą ce g o n a św iat. Słow o było n a św iecie, i św iat
stał się przez nie, a je d n a k św iat go n ie p o z n a ł. P rzy szło do
swej p o siad ło śc i, ale swoi go nie p rz y ję li” . W szyscy zn ający
łacinę ro z u m ie ją zn aczenie ty c h słów dzięki zn ajo m o śc i
rzeczy p o p rz e d n io p o z n a n y c h . N ie k tó re z ty ch rzeczy są
p o z n a w a n e p rz e z zm ysły, n p . człow iek, św iat, k tó re g o
o g ro m o b ja w ia się n a m z ta k ą o czy w isto ścią, a ta k ż e
i dźw ięk słów , p o n ie w aż słuch ró w n ie ż je s t zm ysłem cieles­
n ym . In n e rzeczy są n a m z n a n e p rz e z ro z u m , n p . k ied y
te k st p o w ia d a : „sw oi go nie p rz y ję li” , ro z u m ie m y , że słow a
te o zn aczają: nie uw ierzyli w niego. Z n a c ze n ie to p o ­
znajem y nie dzięki k tó re m u ś ze zm ysłów c iała, ale n a
d ro d z e ro z u m o w e j. C o d o sam y ch słów —n ie ich d źw ięk u ,
lecz z n aczen ia —to p o z n aje m y je p o części d zięk i zm y sło m ,
a p o części p rz e z ro z u m . N ie pierw szy ra z słyszym y te
słow a. Ju żeśm y je słyszeli. I to nie ty lk o sło w a, ale i ich
znaczenie. P o zn aw szy je, z ac h o w u je m y w p a m ię ci i ta m je
ro z p o z n aje m y . M ó w ię np .: „ św ia t —m u n d u s” . S łow o s k ła ­
d a się z d w ó c h sylab. Jest to dźw ięk , a w ięc rzeczy w isto ść
cielesna, z n a n a n a m dzięki ciału , w d a n y m w y p a d k u za
p o śre d n ic tw e m u c h a. A le ró w n ież i to , co sło w o o z n a c z a ,
je s t z n a n e z a p o śre d n ictw e m ciała, ty m ra z em o czu . Bo
św iat —w tej m ierze w ja k ie j je s t z n a n y —p o z n a ją ci, k tó rz y
go w idzą. In aczej rzecz się m a z c z te ro sy la b o w y m słow em
„crediderunt — u w ierzy li” . D ź w ię k b ę d ą c y czym ś m a te ria l­
n y m , p rz e n ik a d o u szu ciała. Z n a c z e n ie zaś nie je st ro z p o z ­
n a w an e p rzez ż ad e n ze z m y słó w c iała, ale p rz e z ro z u m .
Isto tn ie , gdybyśm y p rzez w ła d zę d u c h o w ą n ie w iedzieli, co
znaczy: „crediderunt — u w ierzy li” , n ig d y b y śm y n ie z r o ­
zum ieli, co o d rzu cili ci, o k tó ry c h p o w ie d z ia n o : „ A le sw oi
go nie p rz y ję li” .
1 , 4 - II, 5 385

Z a te m d źw ięk sło w a z z e w n ą trz d o c h o d z i d o u szu i ta k


d o c ie ra d o zm y słu zw an eg o słuchem . P o s ta ć czło w iek a
p o z n a je m y 1016 p o części w n as, p rz e z zm ysł w ew n ętrzn y ,
a częściow o o d z ew n ątrz, w o so b ie in n y c h lu d zi, p rzez
zm ysły ciała: p rzez oczy, gdy się ją w idzi, p rz e z słuch
— słysząc, p rz e z d o ty k — trz y m a ją c i d o ty k a ją c . R ó w n ież
i o b ra z tej p o stac i z ac h o w u je się w naszej p am ięci, oczyw iś­
cie n iecielesny o b ra z , a je d n a k d o c ia ła p o d o b n y . A w resz­
cie z a c h w y c a ją c a p ię k n o ść św ia ta p rz e d sta w ia się od ze­
w n ą trz : w z ro k o w i o ra z — jeśli coś d o ty k a m y — zm ysłow i
z w a n e m u d o ty k ie m . I św iat ró w n ie ż zach o w u je sw ój o b ra z
w e w n ą trz n a s, w p am ięci. D o teg o o b ra z u z w ra c a m y się,
m y ślą c o n im , gdy je steśm y ścia n a m i o d g ro d z e n i od św iata
a lb o gdy o nim ro z m y ślam y w ciem ności. A le rzeczy te
w y jaśn iliśm y ju ż d o ść o b sze rn ie w księdze je d e n a s te j4,
m ó w ią c o o b ra z a c h rzeczy m a te ria ln y c h , k tó re to o b ra z y są
n iew ątp liw ie niecielesne, m im o że są p o d o b n e d o ciał
i p rz y n a le ż ą d o życia c zło w iek a zew n ętrzn eg o . O tó ż te ra z
m ó w im y o czło w iek u w e w n ę trz n y m o ra z o p o siad a n e j
p rzezeń w iedzy, k tó r a d o ty c zy rzeczy d o czesn y ch i z m ien ­
n y ch . KLiedy człow iek w e w n ę trz n y z w raca n a coś uw agę
— c h o ć b y to b y ła rzecz n a le ż ą c a d o dziedziny człow ieka
zew n ę trz n eg o —w in ien to czynić w ta k i sp o só b , by p rz e z to
w zb o g acić w iedzę sw ojego ro z u m u . W ta k i sp o só b to, co
je st n a m w sp ó ln e z is to ta m i żyjącym i p o z b a w io n y m i ro z u ­
m u , o d n o s i się je d n a k d o dziedziny w ew n ętrzn eg o człow ie­
k a p rz e z te n ro z u m n y u ż y te k , ja k i z tego czynim y. D la te g o
też nie m o ż n a m ó w ić, że u ży w am y rzeczy ta k sam o , ja k
is to ty żyjące p o z b a w io n e ro z u m u .

W ja k im znaczeniu m ó w im y o ,je d n e j w ierze ” w szystkich


w ierzą cych 5
II. 5. N a d w ia rą w ięc w y p a d a n a m te ra z z asta n o w ić się
nieco d łużej. T a k w y p a d a z logicznego u k ła d u tej księgi. *6
4 II, 2-5, str. 331-336.
6 Teologia znajduje tutaj (oraz w zakończeniu ks. XIII, XIX, 24, str. 415-418)
pierwsze syntetyczne sformułowanie aktu wiary. Formuły Augustyna zostaną przy­
jęte jako -wyraz oficjalnej wiary Kościoła na Synodzie w Orange (Dz. 378—200),
386 Księga X III

W ierzą c y m i n a z y w a się ty ch , k tó rz y m a ją w ia rę ; n iew ie­


rzący m i zaś — ty c h , k tó rz y jej n ie m a ją , j a k ci, k tó rz y nie
przy jęli S y n a B o żeg o , gdy p rz y sz e d ł d o sw oich. C h o c ia ż
p o w sta je o n a w n a s „ze sły sz e n ia ” , nie je s t je d n a k z w ią z a n a
ze zm y słem , k tó ry zw iem y słu c h e m , p o n ie w a ż n ie je s t
d źw ięk iem . N ie d o ty c zy ró w n ie ż w z ro k u c iała, n ie b ę d ą c
an i b a rw ą , an i k s z ta łte m cielesnym . A n i ze zm y słem d o ty ­
k u się n ie łączy, b o nie m a sz w niej k o n sy ste n c ji cielesnej;
a n i z ż a d n y m ze zm ysłów . W ia r a b o w iem — to s p ra w a
s e r c a 6 6, a nie c iała. J e st o n a n ie z e w n ą trz n a s, ale w n a sz y m
w n ę trz u . Ż a d e n człow iek nie w idzi jej w in n y m , ale k a ż d y
w so b ie j ą w idzi. A w reszcie m o ż n a u d a w a ć j ą a lb o
d o m y śla ć się jej o b ecn o ści ta m , gdzie jej n ie m a . D z ieje się
ta k , p o n ie w a ż k a ż d y w idzi sw ą w ia rę w so b ie, a w in n y c h
jej nie w idzi, ty lk o p rz y p u sz c z a jej istn ie n ie. T y m b a rd ziej
zaś w ierzy w jej o b ecn o ść, im lepiej p o s trz e g a o w o ce, ja k ie
zazw yczaj w ia ra ro d z i p rz e z m iło ść (G a 5, 6). O to d la c z e g o
w ia ra je s t w sp ó ln a ty m w sz y stk im , o k tó ry c h m ó w i E w a n ­
gelista w d a lsz y m ciąg u c y to w a n e g o te k stu : „ T y m zaś
w szy stk im , k tó rz y je przyjęli, d a ło m o c , a b y się stali sy n a m i
B ożym i; ty m , k tó rz y w ierzą w im ię je g o , k tó rz y n ie z k rw i
an i z p o ż ąd liw o śc i c iała, a n i z w o li m ę ż a , lecz z B o g a się
n a ro d z ili” . T a k a w ia ra je s t czym ś w sp ó ln y m . N ie w ta k i
sp o só b je s t w sp ó ln a ja k ja k iś k s z ta łt cielesny je s t p o w sz e c h ­
n ie i w sp ó ln ie d o s tę p n y d la o c zu w sz y stk ic h ty c h , d la
k tó ry c h je s t o b e cn y , b o w ta k im w y p a d k u te n sam p rz e d ­
m io t w p e w n y m sensie p o w o d u je w id z en ie w sz y stk ic h w i­
d z ąc y c h go. A le w ta k im z n a c z e n iu j a k m ó w i się, że tw a rz
lu d z k a je st w sp ó ln a w szy stk im lu d z io m ; w ia d o m o b o w ie m ,
że k a ż d y m a w ła sn e oblicze. Z p e w n o śc ią słu szn ie m ó w im y ,
że w ia ra w y c iśn ię ta w sercu k a ż d e g o z w ie rz ą c y c h o d n o si
się d o tej sam ej n a u k i. C zym in n y m je d n a k je s t w ia r a 1017

a św. Tomasz z Akwinu bez przerwy powołuje się na naukę św. Augustyna ( C om m ent.
in Sent., II dist. 23— 25; D e Veritate, q. XIV; S u m m a Theol., 2 a—2 ae q. 1—12;
In Boetium D e T rinitate, II. 1 ad 4). Cała teoria św. Augustyna sprecyzuje się jeszcze,
kiedy się zetknie z peiagianizmem, i wyrazi się w całej pełni w Komentarzu do
św. Jana, In Jo. Tract. (szczególnie 96-98, P. L. 35, 1868—i 883).
6 Tzn. najgłębszej rzeczywistości w człowieku —stworzonym, aby znać i kochać:
„Stworzyłeś nas, Panie, dla siebie i serce nie zażywa spokoju tak długo, jak w Tobie
nie spocznie” ( W yzn . I. I. 1).
II, 5 - III, 6 387

ja k o to , w co się w ierzy , a czym in n y m w ia ra , p rz e z k tó r ą


się w ierzy. T o , w co się w ierzy , je s t obecn e w z d a rz e n ia c h
te ra ź n ie jsz y c h , p rzeszły ch i p rz y szły c h . L ecz sa m a w ia ra
je s t w d u szy w ie rz ąc eg o i p o s trz e g a ln a je s t w y łą cz n ie d la
te g o , k to ją p o s ia d a . Je st o n a i w d u sz a c h in n y c h . A le tu
w ia ra je s t n ie t a sa m a , ty lk o p o d o b n a . J e s t o n a nie n u m e ­
ry czn ie, ale g a tu n k o w o t a sa m a . J e d n a k ż e ze w zg lęd u n a
p o d o b ie ń s tw o i z u p e łn y b r a k ró ż n ic , m ó w im y raczej o w ie­
rze je d n e j, a n ie o w ielu. P rze c ież w id ząc d w ó c h lu d zi
n iezw y k le d o siebie p o d o b n y c h , m ó w im y o je d n e j tw a rz y ,
d z iw iąc się, że o d n a jd u je m y ją u d w ó c h ró ż n y c h lu d zi.
D la te g o to ła tw ie j było p o w ie d zie ć o m n ó stw ie d u sz , że
b y ła d u s z a je d n a , m im o że k a ż d y m ia ł w ła sn ą d u szę ,
ja k c z y ta m y w D z ie ja c h A p o s to ls k ic h (4, 32), a lb o k ie d y
A p o s to ł m ó w i: , J e d n a w ia r a ” ( E f 4, 5), to zd aje się, że
n a w e t tru d n ie j i z b y t z u ch w ale b y ło b y p o w ied zieć, że ty le
je s t w ia r, ilu w ierzący ch . A je d n a k g d y C h ry stu s m ó w i:
„ O n ie w iasto ! W ie lk a je s t w ia ra tw o ja !” (M t 15, 28), a do
P io tra : „ M a łe j w ia ry , czem uś z w ątp ił? ” (M t 14, 31), zn aczy
to , że k a ż d y m a w ia rę , k tó r a je s t je g o w ła sn ą w ia rą . M ó w i
się je d n a k , że w ie rz ąc y w te sa m e rzeczy m a ją je d n ą i tę
s a m ą w ia rę , p o d o b n ie ja k m ó w i się, że chcący teg o sam eg o
ty lk o je d n ą w olę. Is to tn ie , g d y w szyscy c h cą tej sam ej
rzeczy, to k a ż d y w id zi sw oje w ła sn e p ra g n ie n ie , u in n eg o
zaś je s t o n o d la ń n ie w id o cz n e , c h o c ia ż i ta m te n chce te g o
sam e g o . A jeśli t a w o la u in n e g o czło w iek a o b ja w ia się
w p e w n y c h z n a k a c h , w ó w cz a s raczej w ierzy się w jej
istn ie n ie , n iż się j ą w idzi. I o d w ro tn ie , u k a ż d e g o , k to je s t
ś w ia d o m siebie, n ie je s t to ju ż w ia rą w p o s ia d a n ie p rz e z
sieb ie tej w oli, lecz b a rd z o ja s n e jej w idzenie.

P ew n e p ra g n ien ia w spólne w s z y s tk im
III. 6. Istn ie je w śró d is to t ro z u m n y c h ja k a ś ta k w ielk a
w s p ó ln o ta d ą że ń , że chociaż je d e n n ie w idzi p ra g n ie ń d ru ­
giego, to je d n a k n ie k tó re p ra g n ie n ia są w sp ó ln e w szy stk im
i są z n a n e k a ż d e m u n a w et in d y w id u aln ie. C h o ć p o szczeg ó l­
n y czło w iek n ie w ie, czego chce d ru g i człow iek, je d n a k w ie,
czego w p ew n y ch d z ied zin ach p r a g n ą w szyscy ludzie.
388 Księga XIII

Stąd w yw o d zi się ż a rt p rz y p isy w an y p e w n em u a k to ro w i.


O p o w ia d a ją , że o b iecał o n p o w ied zieć n a n a stę p n y m
p rz e d sta w ie n iu w p ełn y m ludzi te a trz e , czego w szyscy p r a ­
gną i o czym m y ślą. W o z n ac z o n y m d n iu tłu m y zbiegły się
d o te a tr u liczniej niż zw ykle. W p o w sz e ch n y m m ilc z en iu ,
gdy w szyscy zaw iśli u jeg o u st —ja k p o w ia d a ją — zaw o ła ł
ów a k to r: „ K u p ić chcecie ta n io , ale d ro g o s p rz e d a ć ” 7.
W ty c h sło w ach b ła z n a w szyscy ro z p o z n a li is to tn ą treść
sw ych m yśli. O bjaw ił im p ra w d ę o czy w istą d la w szy stk ich ,
a je d n a k nieo czek iw an ą. T o te ż n ie sk ą p io n o m u o k la sk ó w .
S k ą d je d n a k w zięło się to p e łn e n a p ię c ia o czek iw an ie,
gdy z ap o w ied ział, że w yjaw i, czego w szyscy p ra g n ą ? —C zy
nie stąd , że w o la in n y c h ludzi je s t p rzed n a m i z a k ry ta ? A le
czy w szystkim je st o n a nie z n a n a ? C zyż nie istn ie ją u czu cia,
k tó ry c h k a ż d y bez cienia w ątp liw o ści m o ż e d o m y ś la ć się
ró w n ie ż u in n y c h , o p ie ra ją c się p rz y ty m n a w łasn y m
d o św iad c z en iu i w n io sk u ją c n a zasad zie p o w sz e ch n o śc i
p ew n y ch u czu ć o ra z w p ły w u , ja k i n a n ie w y w ie rają n a tu r a
i jej u ło m n o śc i? A je d n a k to coś z a sa d n ic z o ró ż n e g o :
w idzieć w łasn e p ra g n ie n ia czy w n io sk o w a ć o w o li in n y ch ,
ch o ćb y z n a jw ięk sz ą p ew n o ścią. O to p rz y k ła d z d zied zin y
sp raw ludzkich: Jeste m ró w n ie p ew ien istn ie n ia R z y m u ja k
K o n s ta n ty n o p o la . Lecz R zy m w id ziałem w ła sn y m i oczy­
m a , a o K o n s ta n ty n o p o lu nie w iem nic p o z a re la cja m i
in n y ch . A co d o naszego b ła z n a ? — U św ia d o m ie n ie sobie
w łasn y ch u c zu ć a lb o d o św iad c z en ie d a ją c e z n a jo m o ść in ­
nych, p o zw o liły m u w nosić, że w sp ó ln y m p ra g n ie n ie m
w szystkich je s t k u p ić ta n io i d ro g o sp rz ed a ć.
Jest to rzeczyw ista u ło m n o ść . P rz e to k a ż d y m o ż e się jej
p rzeciw staw ić czy to w im ię sp raw ied liw o ści, czy te ż w s k u ­
te k innej, p rzeciw nej jej złej sk ło n n o śc i. 1018 Z n a m czło ­
w iek a, k tó re m u z a p ro p o n o w a n o k u p n o k sią ż k i. W id z ą c , że
sp rz ed a w ca nie z n a jej w a rto śc i i ż ą d a w p ro s t śm iesznie
niskiej ceny, człow iek ów d a ł z a n ią s łu sz n ą cenę i nie
sp o d zie w a jąc e m u się teg o sp rz ed a w cy w y p łacił su m ę z n a c z ­

7 Plant, Epidicus 51. Augustyn lubi przytaczać przykłady wszystkim znane


jeszcze z ławek szkolnych. Tak jeszcze zacytuje Enniusza niżej i Terencjusza na
str. 395.
III, 6 - IV, 7 389

nie w yższą o d ż ąd a n e j. A co p o w iem y o czło w iek u , k tó ry


z a n isk ą cenę sp rzed aje s p a d e k p o ro d z ic ac h , a d ro g o p łaci
z a n a sy c e n ie sw ych n a m ię tn o śc i? M o im z d an iem ta k ie
w y u z d a n ie nie je s t nie d o w iary. J a k się p o s z u k a , to się je
zn ajd z ie . A n a w e t bez s z u k a n ia s p o ty k a się lu d zi, k tó rz y
p rzez złość sw oją z a d a ją k ła m o św iad czen iu ow ego k o m e ­
d ia n ta , p o n ie w aż b a rd z o w y so k ą cenę p ła c ą z a sw oje
sw aw o le, a ojco w izn ę s p rz e d a ją z a grosze. Z n a m y ró w n ież
lu d z i p o w o d o w a n y c h w sp a n ia ło m y śln o ścią , k tó rz y d ro żej
p ła cili z a zboże n iż je p ó źn iej o d p rz e d aw a li.
S ta ry p o e ta E n n iu sz pow ied ział: „W szy scy śm ierteln i
p ra g n ą p o c h w a ły ” . N ie w ątp liw ie m ó w ią c ta k z a k ła d a ł
u in n y c h istn ie n ie uczuć, ja k ic h sam d o św iad czał. Z d a w a ło
się, że w sło w ac h ty ch w y ra ż a ł p o w sz e c h n ą w o lę w szy st­
kich. G d y b y ów a k to r po w ied ział: „C hcecie być ch w alen i,
a n ik t z w as nie p ra g n ie n a g a n y ” , zapew ne i to ró w n ież
u z n a n o by z a w y raz w oli w szystkich. A przecież są ludzie
n ie n aw id z ą cy sw ych w ad. Z racji sw ych grzechów czu ją oni
o d ra z ę d o sam y ch siebie. T a c y ludzie nie z n o sz ą p o c h w ał
i o k a z u ją w dzięczność stro fu ją c y m , p o n ie w aż n a g a n a p r o ­
w ad zi ich d o p o p ra w y .
G d y b y w sp o m n ia n y a k to r p ow iedział: „W szyscy chcecie
być szczęśliw i, a n ik t nie chce być nieszczęśliw y” , w ów czas
z p e w n o śc ią n ie b y ło b y n ik o g o , k to by nie o d n a la z ł ta k ie g o
p ra g n ie n ia w swej w oli. W rzeczy sam ej, n iezależn ie od
tre ści p ra g n ie ń u k ry ty c h w ta je m n icy serca, n ik t nie o d ­
stęp u je od te g o p ra g n ie n ia d o b rz e zn an eg o w szy stk im
i o b e cn e g o w e w szystkich.

W szy sc y p ra g n ą szczęścia, lecz różnie je pojm u ją


IV . 7. D z iw n a to rzecz. W e w szystkich o d n a jd u je m y tę
s a m ą w o lę u ch w y ce n ia i z a c h o w a n ia szczęścia, a je d n a k te
ich p ra g n ie n ia są ta k ró ż n e i n a w e t rozbieżne; nie w tym
w p ra w d z ie , by szczęścia nie chcieli, ale w ty m , ja k je
p o jm u ją .
B o g dy b y w szyscy je z n ali, to je d n i nie d o p a try w a lib y się
go w c n o cie d u szy , in n i w ro z k o s z a c h ciała, a jeszcze inni
i w je d n y m , i w d ru g im , a lb o jeszcze w ty m , albo ow ym .
390 Księga XIII

Is to tn ie , k a ż d y w idzi szczęśliw ość ży cia w ty m , c o w jeg o


o czach p rz e d sta w ia się ja k o n a jb a rd z ie j p o w a b n e . Ja k ż e ż
w ięc ta k g o rą c o m iłu ją to, o czym n ie w szyscy w iedzą?
K tó ż m o ż e k o c h a ć to , czego n ie zn a? M ó w iłem ju ż o ty m
w p o p rz e d n ic h k s ię g a c h 8 . C ze m u w ięc w szyscy m iłu ją
szczęście, k ie d y nie w szyscy je zn ają? A m o ż e w szyscy
w ied zą, co to je s t szczęście, ale nie w szyscy w ied zą, n a czym
o n o p o le g a, i stą d .p o w s ta je ta k a ró ż n o ść o p in ii? T o z u p e ł­
nie ta k , ja k gdyby ch o d ziło o ja k ie ś m iejsce n a św iecie,
w k tó ry m p o w in ie n chcieć p rz e b y w a ć k a ż d y , k to chce
szczęśliw ie żyć, a nie w te n sam sp o só b go szu k ał. N ie
k a ż d y s z u k a szczęścia ta m , gdzie je s t szczęście; p o d o b n ie
ja k n ie p y ta , czym o n o je st. B o to ja sn e , je śli szczęście je s t
w ro z k o s z a c h ciała, w ów czas szczęśliw y je s t te n , k to się im
o d d a je. A jeśli je s t w cnocie, to szczęśliw y je s t te n , k to się
n ią cieszy. Jeśli zaś je s t w je d n y m i d ru g im , to szczęśliw y
te n , k to m a je d n o i d ru g ie. A p o n ie w a ż je d e n m ó w i: „ Ż y ć
szczęśliw ie — to używ ać p rz y je m n o śc i c ia ła ” , d ru g i zaś:
„ Ż y ć szczęśliw ie — to cieszyć się c n o tą d u c h a ” , to czyż nie
w y n ik a z te g o , że alb o o b a j 1019 nie w ied zą, co to je s t życie
szczęśliw e, a lb o nie o b y d w aj je z n ają . J a k ż e ż w ięc o b aj
m o g ą je u m iło w a ć , jeśli n ik t nie m o ż e k o c h a ć te g o , czego
nie zn a?
A m o ż e to m y pom y liliśm y się, p o d a ją c ja k o a b so lu tn ie
p ra w d ziw e i pew ne, źe w szyscy ludzie p r a g n ą żyć szczęś­
liwie? Jeśli n p . żyć szczęśliw ie — to żyć cn o tliw ie , w ta k im
razie ja k m o ż e chcieć szczęśliw ego życia te n , k to n ie chce
żyć cnotliw ie? C zyż nie lepiej pow iedzieć: T e n czło w iek nie
ch ce żyć szczęśliw ie, b o nie ch ce żyć z g o d n ie z w y m o g a m i
cn o ty , co je s t je d y n y m sp o so b e m szczęśliw ego życia? Z a ­
tem nie w szyscy c h c ą żyć szczęśliw ie, a n a w e t n iew ielu tego
p ra g n ie , je śli nie m o ż n a b y ć szczęśliw ym n ie ży jąc c n o t­
liwie, a w ielu te g o n ie chce. C zyżby fałszyw e b y ło stw ier­
d zen ie sam e g o C y ce ro n a , k tó ry a k a d e m ik ie m b ę d ą c (a
przecież a k a d e m ic y w ą tp ią o w szy stk im ), o ty m n ie w ą tp ił.
C h cą c p rzy jąć w sw ym d ia lo g u H o r te n s ju s z 9 ja k o p u n k t
* Np. V in . r v , 6 -7 , str. 2 6 8 -2 7 0 ; V, 8; X. I, 1 -3 , str. 307-311.
* Zaginiony dialog Cycerona, z którego najważniejsze zachowane fragmenty
znajdują się u Augustyna (wyd. M. Ruch, Paryż 1958, str. 178). Tem at dzieła:
IV, 7 - V, 8 391

w y jścia d la d y sk u sji ja k iś p e w n ik , co d o k tó re g o n ik t nie


m a w ą tp liw o śc i, p o w ia d a : „ Z p e w n o śc ią w szyscy ch cem y
b y ć szczęśliw i” . D a lec y je ste śm y od p rz y p u szc ze ń , że to
b łą d . A le co o ty m m yśleć? C zy należy tw ierd zić, że żyć
szczęśliw ie, to n ic in n eg o ja k cno tliw ie żyć, a przecież ten,
k to nie chce żyć cn o tliw ie, je d n a k chce szczęśliw ego życia?
W y d a je się to z b y t n ie d o rz ec z n e. T o ta k , ja k gd y b y śm y
p o w ied zieli: „ T e n , k to n ie chce żyć szczęśliw ie, ch ce szczęś­
liw ie żyć” . K tó ż by p rz y ją ł ta k ą sprzeczność? A je d n a k
z k o n ie c z n o śc i w n ią p o p a d a m y , bo to p ra w d a , że w szyscy
ch cem y żyć szczęśliw ie, a z a ra z e m nie w szyscy c h c ą żyć ta k ,
ja k je d y n ie żyje się szczęśliw ie.

D w a w a ru n ki szczęśliw ości
V. 8. M o ż e n a s tę p u ją c a u w a g a będzie w yjściem z tej
tru d n o ś c i nie d o ro zw ik ła n ia: J a k m ów iliśm y , k a ż d y w idzi
szczęście w ty m , co m u sp ra w ia najw ięcej ra d o ści, a w ięc
E p ik u r w p rz y je m n o śc i, Z e n o n w cnocie, te n w tym ,
a ta m te n w czym ś in n y m jeszcze. C zy w ta k im razie n ie
m o g lib y śm y po w ied zieć, że żyć szczęśliw ie, to zn aczy żyć
w ed łu g teg o , c o je st d la n a s ra d o ścią ? N ie p o m y lim y się
w ta k im w y p a d k u m ó w ią c , że w szyscy c h c ą być szczęśliw i,
p o n ie w a ż k a ż d y ch ce żyć w ed łu g tego, co m u sp ra w ia
p rz y je m n o ść . G d y b y ta k p o w ie d zia n o tłu m o w i w te atrze ,
w szyscy b y to o d n a leź li w sw oich p ra g n ie n iac h . A je d n a k
C y ce ro , k tó ry sam p rzez ro z m ó w c ę w w y m ien io n y m d ia lo ­
g u w y p o w ia d a ta k ie tw ierd zen ie, zbija je k u zaw sty d zen iu
m y ślą cy c h w te n sp o só b : „ O to ludzie, k tó rz y g orliw ie rw ą
się d o d y s p u t, c h o c ia ż nie są p rzecież praw d ziw y m i filo zo ­
fa m i, m ó w ią , że szczęśliw i są w szyscy, k tó rz y żyją ta k ja k
sam i c h c ą ” (m yśm y to o k reślili ta k im i słowy: „W e d łu g
te g o , co k o g o ra d u je ” ). I ciągnie dalej: „T w ierd zen ie to
je d n a k fałszyw e: jeśli się b o w iem chce teg o , czego się chcieć
n ie g o dzi, to sam o ta k ie p ra g n ie n ie je s t nieszczęściem .
M n ie jsz y m nieszczęściem je s t n ie m ó c o siąg n ą ć tego, czego
obrona filozofii, zachęta do poszukiwania najwyższej mądrości. Przeczytanie Hor-
tensjusza było wielkim wstrząsem dla Augustyna i poważnie przyczyniło się do jego
nawrócenia ( Wyznania, M . IV. 7).
392 Księga XIII

się chce, niż o siąg n ąć to , czego chcieć nie n a leż y ” 10.


Św ietnie i b a rd z o słusznie pow iedziane! K tó ż bow iem b y ł­
by ta k zaślepiony d u ch o w o , ta k o b c y p ięk n o ści d o b ra , ta k
p o g rą ż o n y w brzydocie zła, by n azw ać szczęśliw ym tego,
k to niegodziw ie i h a n ieb n ie żyje, d la te g o że żyje, ja k m u się
p o d o b a , że n ik t m u w ty m nie p rz e sz k a d z a i nie śm ie go
u p o m n ieć, a n a w e t w ielu p o c h w a la zg o d n ie z ty m , co m ó w i
P ism o św.: „ C h w a lą grzeszn ik a za jego z ac h c ian k i, a czy­
niącego zło b ło g o sła w ią ” (Ps 9, 24). S p ełn ia o n sw oje
n ajb ard zie j bezecne i niegodziw e p ra g n ie n ia . I d la te g o
n azy w a się szczęśliw ym , że żyje, ja k m u się p o d o b a . C zy
je d n a k , b ęd ąc nęd zn y m , nie byłby m niej n ęd zn y , g d y b y nie
m ó g ł m ieć nic z tego, czego ta k p rz e w ro tn ie p rag n ie? 1020
Z ła w o la, o n a to czyni czło w iek a nieszczęśliw ym . Lecz
człow iek staje się jeszcze nieszczęśliw szy, jeszcze b ardziej
n ęd zn y , m a ją c w ładzę spełnienia ż ą d a ń złej w oli. A p o n ie ­
w aż to p ra w d a , że wszyscy ludzie ch cą być szczęśliw i, i że
d o tego je d n e g o zd ąż a ją z n a jg o rę tsz ą m iło śc ią i ze w zględu
n a to p ra g n ą w szystkich in n y c h rzeczy, a z dru g iej stro n y ,
p o n iew aż n ik t nie m o że k o c h a ć te g o , o czym w ogóle nie
wie, ani czym je st, ani ja k ie je st — to w y n ik a stą d , że
wszyscy w iedzą, co to je st życie szczęśliwe. O tó ż w szyscy
szczęśliwi m a ją to , czego p ra g n ą ; choć nie w szyscy m a ją cy ,
co ch cą m ieć, są szczęśliwi. Z a te m nieszczęśliw i są ci,
k tó rz y albo nie m a ją tego, czego ch cą, a lb o m a ją to , czego
p ra g n ą w n ie p ra w y sp o só b . A w ięc szczęśliw y je st je d y n ie
ten, k tó ry m a w szystko, czego chce, a zło o d rz u c a .

1° D obrze ży ć
V I. 9. Jeśli w ięc n a tych d w ó c h w a ru n k a c h o p ie ra się
szczęśliw ość życia, jeśli je s t o n a w szy stk im z n a n a i w sz y st­
kim d ro g a , to dlaczego ludzie, nie m o g ą c m ieć ty ch d w ó c h
rzeczy n a ra z , w y b ierają raczej p o s ia d a n ie teg o , co ch cą
m ieć, niż to , żeby chcieć d o b ra p ra w ą w o lą , n a w e t jeżeli go
nie m ają?

ll> Fragm. 60, wyd. M. Ruch, zacytowany także w D e beata vita , II, 16, tłum.
A. Świderkówna (Św. Augustyn, Dialogi filozoficzne, t. I, Warszawa 1953, sir. 18).
V, 8 - V il, 10 393

C zyżby to było n a stę p stw o zepsucia ro d z a ju lu d zk ieg o ,


że w b ra k u o b u czy n n ik ó w k o n ieczn y ch d o szczęścia
— a m ia n o w ic ie p o s ia d a n ia teg o , co się chce m ieć, i o d ­
rz u c e n ia zła — w y b ie ra raczej to, co nas od szczęścia
o d d a la . B o jeśli k to ś o siąg a ta k ie rzeczy, k tó ry c h p ra g n ie ­
nie je s t grzechem , to dalej je st o d szczęścia niż ten , k to ich
nie m a .
T y m czasem n ależało b y w y b ra ć raczej w olę d o b r a i wyżej
ją staw iać n aw et w tedy, gdy o n a nie osiągnęła tego, czego
p ra g n ie . Z a iste , b a rd z o zb liża się do szczęścia te n , k to
d o b rą w o lą p ra g n ie tego, czego chce, ta k że po jego
o siąg n ięciu byłby szczęśliw y. R zecz ja s n a , że nie zło, lecz
d o b ro czyni czło w iek a szczęśliw ym w chw ili, kiedy staje się
szczęśliw y. Z a te m p o s ia d a on ju ż coś z tego d o b ra , coś, co
nie je s t bez zn aczen ia, jeśli je g o w o la je st d o b ra , jeżeli
p ra g n ie się cieszyć w szystkim i d o b ra m i, d o ja k ic h je st
z d o ln a n a tu r a lu d z k a, i nie szu k a radości w sp ełn ian iu czy
p o s ia d a n iu rzeczy złych. O tó ż d o b ra , ja k ie m o żem y m ieć
w ty m n aszy m n ęd zn y m życiu, są o siąg an e p rzez człow ieka,
k ied y z d ą ż a do n ich ro z tro p n ie , z u m iarem , m ężn ie i s p ra ­
w ie d liw ie 11, a w m ia rę ja k to uzyskuje, je st m u d a w an e
ró w n ież i ta m to . D zięk i tym c n o to m n a w e t w śró d zła
czło w iek je st d o b ry . A gdy u s ta n ą w szystkie rzeczy złe,
a w szystkie d o b re o siąg n ą sw ą p e łn ą m ia rę , w ów czas
będzie szczęśliw y.

2° M ie ć to , czego się pragnie

V II. 10. O to dlaczego w ty m śm iertelnym życiu, pełn y m


b łę d u i nędzy, w ia ra w B o g a je st b a rd z o p o trz e b n a .
Je d y n y m ź ró d łe m d o b ra - w szy stk ich d ó b r, ja k ie k o lw iek
by o n e były, a zw łaszcza tych, k tó re czło w iek a czynią
d o b ry m i k tó re u c zy n ią go szczęśliw ym — je st B óg. O d

11 Czyli przez zasadnicze cztery cnoty moralne, stawiane na pierwszym miejscu


już przez starych, stoików (np. Chryzopa; zob. H. von ARNIM, Stoicorum veterum
fragm enta, II. 60). Św. Hieronim sam podkreśla, że te zasadnicze cnoty przychodzą
z ich katalogów. (List 66, 3, P. L. 22, 640 do Pammachiusza, tłum. J. Czuj, t. II,
Warszawa 1953, str. 82-83). One występują także w Hortensjuszu Cycerona.
394 Księga XIII

N ieg o d o b ra spływ ają n a czło w iek a i w te n sp o só b sta ją się


d la ń d o stęp n e.
Lecz kiedy ten, k to w śró d tru d n o ś c i i n ęd z o b ecn eg o
życia p o z o sta ł d o b ry i spraw iedliw y, p rzejd zie d o życia
szczęśliw ego, w ów czas n a stą p i to , co te ra z je s t niem ożliw e,
a m ian o w icie, że człow iek będzie żyć ta k , ja k teg o chce.
G d y ż w szczęśliw ości owej nie będzie chciał żyć źle. N ie
będzie p ra g n ą ć tego, czego m u b ra k i nie z a b ra k n ie m u
teg o , czego by chciał. W sz y stk o , co k o c h a , b ędzie ta m
obecne. I nie będzie p ra g n ą ć niczego, czego b y ta m nie
było. 1021 W szy stk o , co ta m b ędzie, będzie d o b re m , a B óg
najw yższy — d o b re m najw yższym . I będzie B óg d o s tę p n y
d la m iłu ją c y ch G o , by się N im ra d o w ali. A co je s t szczytem
szczęścia, to pew ność, że ta k będzie zaw sze.
F ilo zofow ie, każd y w edług w łasnego m n ie m a n ia , b u d o ­
w ali so bie sw oje życie szczęśliw e. W y o b ra ż a li so b ie p rzy
ty m , że sam i i o so b isty m w ysiłkiem p o d o ła ją te m u , co d la
o g ó łu śm ierteln y ch je st niem ożliw e, to je st z d o ła ją żyć ja k
chcą. M yśleli oni, że n ik t nie m o ż e być szczęśliw y, nie
m a ją c tego, czego p ra g n ie , i z n o sz ą c to , czego n ie chce.
T a k , ale k to —niezależnie o d tego, ja k i ro d z a j ży cia u w a ż a
z a szczęśliw y — nie chciałby zac h o w ać go n a zaw sze?
A d la k o g o to będzie m ożliw e? K to by ch ciał stale
w alczyć z przeciw n o ściam i, żeby je m ężnie zn o sić, ch o cia ż
chce je m ężn ie znieść, gdy się n a rz u ca ją ? K to ch ce cierp ieć
i żyć w u d ręce, n a w e t jeżeli by z d o ła ł m o c ą cierpliw ości
zach o w ać sp raw ied liw o ść i żyć w sp o só b g o d n y p o ch w ały ?
Z n o szący przeciw ności —w p ra g n ie n iu z d o b y c ia lu b o b a ­
w ie u tra ty teg o , co godziw ie lu b nieg o d ziw ie m iło w ali
—u w ażali je z a przem ijające. W ielu bow iem p o p rz e z p rz e ­
m ijające p rzeciw ności zd ąż a ło m ężn ie d o trw a ły c h d ó b r. Ci
zatem są szczęśliw i n ad zieją, n a w e t w śró d p rz e m ija jąc e g o
zła, p o p rz e z k tó re d o c h o d z ą d o d ó b r n ie p rz em ijają c y ch .
L ecz ten, k to je st szczęśliw y n a d z ie ją , n ie je st jeszcze
szczęśliwy. O n d o p ie ro cierpliw ie o czek u je szczęśliw ości,
k tó re j jeszcze n ie p o siad a . L ecz te n , k to c ierp i bez żad n ej
takiej n ad ziei, bez żadnej n a g ro d y , te n — n a w e t najlepiej
w y trz y m u ją c przeciw ności — nie je s t n a p ra w d ę szczęśliw y.
B o nie m o ż n a pow iedzieć, żeby nie był nieszczęśliw y z tej
V II, 10 395

racji, że byłb y jeszcze nieszczęśliw szy nie m a ją c cierpliw ości


w zn o sz e n iu sw ego u tra p ie n ia . P rzy p u ść m y n a w e t, że b y ły ­
b y m u o szczęd zo n e cierp ien ia ciała, k tó re z m u s u w y­
trz y m u je , to i ta k n ie m o ż n a by go n azw ać szczęśliw ym ,
p o n ie w a ż n ie żyje, ja k teg o p ra g n ie . P o m ija m cierp ien ia bez
lik u , k tó re , nie ty k a ją c ciała, ra n ią ty lk o duszę, i k tó re
chcielibyśm y w ykluczyć z naszego życia. Z p ew n o ścią
ch cielib y śm y, jeśli to m ożliw e, być zd ro w i i n ietk n ięci,
ch cielib y śm y u n ik n ą ć dolegliw ości ciała i —g d ybyśm y m ieli
tę w ład zę — zap ew n ić niezniszczalność n a w et ciału. N ie
m a ją c je d n a k teg o p rzyw ileju i p o z o sta ją c w niepew ności,
czło w iek nie żyje ta k , ja k chce. C h o ć m ęstw o p rz y g o to w u je
go d o p rzy jęcia ró w n y m um ysłem w szelkich przeciw n o ści
—o b o ję tn e ja k ie k o lw ie k b y o n e były —w oli je d n a k , żeby go
o n e nie sp o ty k ały , i jeśli to ty lk o m ożliw e, u c h y la się p rzed
n im i. N a w e t g o tó w n a w szy stk o , jeżeli to o d niego zależy,
je d n y c h rzeczy p rag n ie, a in n y c h u n ik a . Jeśli zaś p o p a d n ie
w to , czego u n ik a , to chce znieść p o g o d n ie , że stało się nie
ta k , ja k ch ciał. W te n s p o só b w ytrzym uje i nie daje się
zgnębić, c h o ć w o la łb y nie d źw igać tego brzem ien ia. A więc,
czy żyje o n ta k , ja k chce? C zy m o ż n a ta k tw ierd zić n a tej
p o d sta w ie , że m ężn ie z n o si przeciw ności, z k tó ry m i by
ch ciał w ogóle nie m ie ć n ic w sp ó ln eg o ? Z a te m chce tego, co
m o ż e, b o nie m o że teg o , czego chce. O to c ałe — ja k że ż
śm ieszne a raczej godne lito ści — szczęście śm iertelnych
p y sza łk ó w , k tó rz y p rz e c h w a la ją się u trz y m u ją c , że żyją
ta k , ja k c h cą żyć, p o n ie w a ż c h cą cierpliw ie zn o sić to , czego
w o lelib y u n ik n ą ć .
P o w ia d a ją , że ta k ą w łaśn ie m ą d rą ra d ę d a je T erencjusz:
„ P o n ie w a ż nie m o ż e stać się to , czego chcesz, chciej tego,
co m o ż e sz ” 12. 1022 T ra fn ie p ow iedziane. K to te m u za­
przeczy ? N iem n iej je s t to ty lk o ra d a u d z ie lo n a nieszczęś­
liw em u , żeby n ie był jeszcze b ard ziej nieszczęśliw y. Z a to
w s to s u n k u d o szczęśliw ego to by nie było an i słuszne, ani
p ra w d z iw e pow iedzieć, że nie m o ż e się stać, czego p rag n ie.
B o jeśli je s t szczęśliw y, to m o ż e stać się w szy stk o , czego

12 Andria, akt II, w. 5-6. Pocieszenie dane nieszczęśliwemu Pamfilowi, który nie
może otrzymać ręki ukochanej Glycerii.
396 Księga XIII

chce, p o n ie w a ż n ie chce o n te g o , co nie m o ż e być. L ecz nie


m a ta k ie g o sta n u szczęścia w o b e cn y m śm ierteln y m życiu,
a n a s ta n ie d o p ie ro w raz z n ie śm ierteln o śc ią. G d y b y n ie ­
śm ie rte ln o ść b y ła w ogóle n ie d o s tę p n a d la czło w iek a, to
d a re m n e b y ło b y rów nież i szu k a n ie szczęścia, g d y ż nie
m o ż e być szczęścia bez n ieśm ierteln o ści.

S zczęście i nieśm iertelność


V III. XI. K ie d y w ięc w szyscy ludzie p ra g n ą być szczęśliw i,
to ty m sam y m —jeśli n a p ra w d ę tego c h c ą —p ra g n ą ró w n ie ż
być n ieśm ierteln i. Inaczej bo w iem nie m o g lib y być szczęś­
liwi.
T a k ż e i n a te m a t n ieśm ierteln o ści z a p y ta n i w sp o só b
p o d o b n y ja k o szczęście, o statec zn ie o d p o w ie d zie lib y
w szyscy, że jej p ra g n ą . L ecz w życiu ty m sz u k a się, a n a w e t
zm yśla się ja k ie b ą d ź szczęście, k tó re raczej n a z y w a się niż
je s t szczęściem , jeżeli nie m a n a d zie i trw a ło ści, bez k tó re j
nie m o że być p raw d ziw eg o szczęścia.
U staliliśm y to u p rz e d n io w s p o só b n iezb ity , że szczęś­
liwie żyje ten , k to żyje ta k , ja k chce, i nie ch ce niczego
złego. O tó ż p ra g n ie n ie n ie śm ierteln o śc i nie m o ż e być n i­
czym złym , jeśli ty lk o n a tu r a lu d z k a je s t z d o ln a p rz y ją ć ją
od B oga. Jeśli zaś nie je s t d o niej z d o ln a , n ie d o ln a je s t
ró w n ież i do szczęścia. B o żeby żyć szczęśliw ie, trz e b a żyć.
N a p rz y k ła d u m ierający , k tó ry tra c i życie; ja k ż e ż o n b ęd zie
m ó g ł żyć szczęśliw ie? Życie zaś tra c i alb o w b rew w oli, alb o
ch cąc tego, alb o o b o jętn ie.
Jeśli się je tra c i w brew swej w oli, to có ż to za szczęśliw e
życie, jeśli p ra g n ą c go, nie m o ż n a go zac h o w ać ? Jeśli n ik t
nie je st szczęśliw y p ra g n ą c czegoś, a n ie m a ją c te g o , to
o ileż m niej szczęśliw y je s t ten , k to tra c i w b rew sw ojej w o li
ju ż n ie zaszczyty, b o g a c tw a czy in n e rzeczy, ale sa m o
szczęśliw e życie, kiedy ju ż m a w cale nie żyć? P ew n ie, że nie
m a ju ż czucia, ni św iad o m o ści, żeb y o d c z u w a ć sw oje n ie ­
szczęście (d lateg o się bow iem tra c i życie szczęśliw e, że
w ogóle p rz e sta je się żyć). N iem n iej czło w ie k te n je s t
nieszczęśliw y, ja k d łu g o trw a je g o św ia d o m o ść . W id z i o n ,
że w brew jeg o w oli niszczeje to , z ra c ji czego k o c h a
VIII, 11 397

w sz y stk o in n e, i co m iłu je p o n a d w szy stk o . N ie m o ż n a w ięc


p o g o d z ić z s o b ą szczęśliw ości życia i tego , że się je tra c i,
gdy się teg o nie chce. Przecież n ik t nie je st szczęśliw y, jeśli
się coś sprzeciw ia je g o w oli. A w ięc je st bardziej n ieszczęś­
liw y tra c ą c życie w brew sw ojej w oli, niż z n o sz ą c obecne
życie, n a w e t jeśli teg o nie chce.
A jeśli człow iek o p u sz c z a życie ch cąc tego? C zy ta k ie
życie, k tó re chce się u tra c ić m a ją c je, m o ż e być szczęśliw e?
P o z o s ta je trzecia m ożliw ość: o b o ję tn o ść d u szy szczęś­
liw ego. T o znaczy, że tra c ą c życie szczęśliw e, kied y m u
śm ie rć o d b ie ra całe życie, człow iek ta k i a n i chce, an i
sp rzeciw ia się śm ierci, ró w n ie g o tó w sp o k o jn y m sercem
p rz y ją ć ta k życie, ja k śm ierć. A le i ta k ie życie nie je st
n a p ra w d ę szczęśliw e, jeśli nie zasługuje n a m iło ść tego,
k o g o uszczęśliw ia. J a k ż e ż m o ż e być szczęśliw e to życie,
k tó re g o n ie k o c h a człow iek szczęśliwy? I cóż to za m iło ść,
jeśli się ró w n ie o b o ję tn ie p rz y jm u je rozw ó j i zniszczenie
teg o , co się k o c h a? A m o ż e sam e cn o ty , k tó re k o c h a m y
je d y n ie d la szczęśliw ości, m o g ły b y n a s od tej szczęśliw ości
o d straszy ć? 1023 A le w ta k im razie p rz estajem y k o c h a ć
ró w n ie ż i te cn o ty , p o n ie w a ż m iło w aliśm y je je d y n ie ze
w zg lęd u n a szczęśliw ość. A w reszcie, ja k ż e ż by m o g ło być
p ra w d z iw e to stw ierdzenie ta k pew ne, ta k sp ra w d z o n e , ta k
p rz e m y śla n e i p rz e k o n tro lo w a n e , że w szyscy ludzie chcą
być szczęśliw i, jeżeli ci, k tó rz y ju ż są szczęśliwi, ani chcą,
a n i nie c h c ą tego? A lb o jeśli c h c ą być szczęśliw i, zg odnie
z ty m , co głosi p ra w d a , do czego sk łan ia n a s n a tu ra ,
w k tó r ą w p o ił to p ra g n ie n ie najlep szy i niezm iennie szczęś­
liw y S tw ó rca ; jeśli — p o w ia d a m — ci, k tó rz y są szczęśliwi,
c h c ą b y ć szczęśliw i, to znaczy, że nie chcą być nieszczęśliw i.
Jeśli zaś n ie c h cą być nieszczęśliw i, to z p e w n o śc ią nie chcą,
żeb y to , co ich czyni szczęśliw ym i uległo zn iszczeniu i z a ­
tracie. A że nie żyjąc, nie m o g ą być szczęśliw i, p rz e to nie
c h cą, by u leg ło zniszczeniu to , że żyją. A w ięc ch cą być
n ieśm ierteln i ci w szyscy, k tó rz y a lb o są, alb o p ra g n ą być
n a p ra w d ę szczęśliw i. L ecz nie m a szczęśliw ego życia, jeśli
się n ie m a teg o , co się chce m ieć. A w ięc a b so lu tn ie nie
m o ż e b y ć życia n a p ra w d ę szczęśliw ego, jeżeli nie je st o n o
n ieśm ierteln e.
398 Księga X III

N iepew ność filo z o fó w i pew ność w iary


IX . 12. W ielkie to py tan ie, czy n a tu r a lu d z k a je s t z d o ln a do
p rzy jęcia tej n ieśm iertelności, d o k tó re j p ra g n ie n ia je d n a k
się p rz y z n a je 13. L ecz d la w ia ry , obecnej p rzecież w tych,
k tó ry m Jezu s d a ł m o c, ab y się stali sy n am i B ożym i, p y ta n ie
to p rz e sta je istnieć.
N iejed n i u siłow ali znaleźć o d p o w ie d ź n a d ro d z e lu d z k ic h
a rg u m en tacji. L ecz zaledw ie niew ielu lu d zi u d a ro w a n y c h
w ielką p o tę g ą geniuszu, m a ją c y c h w iele w o ln eg o czasu
i z ap ra w io n y c h d o b a rd z o su b teln y ch d o c ie k a ń n a u k o ­
w ych, z d o ła ło dojść d o p rz e cz u cia n ieśm ierteln o ści d u szy ,
ale ty lk o du szy 14. N ie o d k ry li je d n a k teg o , że d u s z a trw a le
p o s ia d a życie szczęśliwe, to je st n a p ra w d ę je p o s ia d a .
U trzy m y w ali o n i n aw et, że zazn aw szy szczęścia, d u sz a
p o w ra c a d o nęd zy teg o życia. N ie k tó rz y z n ich , w sty d zą c
się ta k ic h m n ie m a ń , sądzili, że d u sza — o czy szczo n a ju ż
i o d d z ielo n a od ciała - m a zy sk ać m iejsce w w iecznej
szczęśliw ości. A le ci sam i ludzie w y p o w ia d ali sp rzeczn e
z tym tw ie rd z e n ia o w ieczności św iata, p rz e z co zb ijali
w łasne tw ie rd z en ia n a te m a t duszy. W y k az y w an ie teg o
tu ta j z ajęło b y zb y t wiele m iejsca; lecz, ja k sądzę, d o ść
obszernie p rzed staw iłem tę sp ra w ę w d w u n a ste j księdze
P aństw a B ożego 15.
W ia ra n a to m ia s t obiecuje, że cały człow iek, z ło żo n y
z duszy i ciała, będzie n ieśm iertelny, a p rz e z to n a p ra w d ę
szczęśliwy. M ó w ią c ta k , w ia ra o p ie ra się n ie n a lu d z k ic h
a rg u m e n tac h , ale n a a u to ry te cie B oga. O to d laczeg o , k ied y
zo stało p o w ied zian e w E w angelii, że Jezu s „w szy stk im ,
k tó rz y go przyjęli, d ał m o c, ab y się stali d ziećm i B o ży m i” ,

13 Na to zagadnienie filozofia nie może odpowiedzieć. Augustyn sięga do


Objawienia, czyli wymaga aktu wiary. Doskonale wyczul, że największą przeszkodą
dla człowieka na drodze do wiary jest zwątpienie o swojej wielkości. Dlatego pokaże
nam Boga zstępującego w naszą nędzę, aby nas do siebie podnieść.
14 Augustyn m a prawdopodobnie na myśli Sokratesa i platoników (por. dialog
Platona o nieśmiertelności duszy: Fedoń). Dalej wspomina pitagoręjczyków oraz ich
teorię migracji dusz.
14 D e Civitate Dei, X II. 21 (P. L. 41, 372): „Bezbożne jest mniemanie, jakoby
dusze, uczestniczki najwyższego i prawdziwego szczęścia, raz w raz powracać znów
miały do tych samych nędz doczesnych z powodu ciągłego nawracania czasów”
(tłum. W. Kubicki, t. II, Poznań 1934, str. 277-282).
IX, 12 - X , 13 399

d o łą c z a się k ró tk ie w yjaśnienie, że przyjęli G o ci, „ k tó rz y


w ierzą w im ię je g o ” , i w ja k i sp o só b stali się dziećm i
B ożym i: „ k tó rz y nie z k rw i, an i z po żąd liw o ści ciała, an i
też z w o li lu dzkiej, ale z B o g a się n a ro d z ili” . I żeby n ę d za
lu d z k a , k tó r ą w n a s w idzim y i k tó re j d o z n aje m y w sobie,
nie k a z a ła n a m z w ątp ić o ta k im w yniesieniu, z a ra z d o d a n o :
„ A Słow o ciałem się stało i zam ieszk ało m ięd zy n a m i” ,
ażeb y n a s o ty m p rz e k o n a ć , u k a z u ją c to , co zaszło w o d ­
w ro tn y m k ie ru n k u i co w y d a w a ło się nie d o w iary. T en ,
k tó ry z n a tu ry był Synem B ożym , w zru szo n y m iło sie r­
d ziem w zględem synów lu d zk ich , sta ł się Synem człow ie­
czym (to bow iem o z n ac z a tek st: „ A Słow o ciałem się stało
i z am ieszk ało m iędzy n a m i” , ludźm i). 1024 Jeśli to się
m o g ło stać, to b ard ziej p ra w d o p o d o b n e się w y d aje, by ci,
k tó rz y z n a tu ry są sy n am i człow ieczym i, p rzez łask ę B o g a
stali się sy n am i B ożym i i m ieszk ali w B ogu, w k tó ry m
i p rz e z k tó re g o jed y n ie m o g ą być szczęśliwi, zy sk u jąc
u czestn ictw o w Jeg o nieśm ierteln o ści. W łaśn ie d la p rz e k o ­
n a n ia n a s o ty m , S yn B oży p rz y ją ł uczestn ictw o w naszej
śm ierteln o ści.

2. C h ry stu s d ro g ą d o szczęśliw ości

W cielenie ja k o le k dostosow any do naszej nędzy


X . 13. N ie k tó rz y ta k p o w ia d a ją : C zyż nie m ia ł B óg innego
s p o so b u w y zw o len ia czło w iek a z nędz śm iertelności? Czy
rzeczyw iście trz e b a było, by Syn Jeg o je d n o ro d z o n y ze­
ch ciał stać się człow iekiem , b y p rz y o b ló k ł lu d zk ie ciało
i lu d z k ą d u szę i żeby ja k o śm iertelny p o n ió sł śm ierć?
N ie w y starczy o d p o w ied zieć n a ta k ie tru d n o śc i, że sp o ­
só b , ja k ie g o B óg raczy ł użyć, żeby w yzw olić n a s p rzez
P o ś re d n ik a B o g a i lu dzi, czło w iek a C h ry stu sa Jezu sa, był
d o b ry i o d p o w ia d a ł Jego g o d n o ści. M a ło je st ta k że stw ier­
dzić, że B o g u , k tó re m u je d n a k o w szystko p o d le g a, nie
b ra k ło i in n y c h sp o so b ó w . T rz e b a p o k a z a ć , że d la ulecze­
n ia naszej n ęd zy nie było i nie m o g ło być b ard ziej o d ­
p o w ie d n ieg o ś ro d k a .
400 Księga XIII

W rzeczy sam ej, cóż m o g ło być ró w n ie k o n ieczn e d la


p o d n ie sie n ia naszej nadziei, d la p o d n ie sie n ia d u c h a śm ier­
teln y ch z g u b io n eg o przez sam s ta n śm ierteln o ści i d la
w yzw olenia go, gdy ju ż nie w ierzył w n ieśm ierteln o ść? C óż
m o g ło być bardziej p o trz e b n e , jeśli nie to , żeby n a m
dow ieść, ja k b a rd z o B ogu n a n a s zależało i ja k b a rd z o nas
um iło w ał? C zyż m o ż n a tu było d a ć b ardziej ja sn y i oczyw i­
sty d o w ód niż to , że Syn B oży — niezm ien n ie d o b ry ,
p o z o sta ją c sam w sobie ty m , czym był —o d n as i d la nas
p rz y ją ł to , czym nie był; że zechciał — nic nie tra c ą c ze
swojej n a tu ry — p rzy jąć u czestn ictw o w naszej n a tu rz e ,
i — nie uczyniw szy sam nic złego — nędze n asze znosić?
A kied y uw ierzyliśm y ju ż, ja k b a rd z o B óg n as um iłow ał,
kiedy ju ż spodziew am y się teg o , o czym zro zp aczy liśm y
p rz e d tem , B óg w swojej nie zasłu żo n ej przez n as szczo d ­
robliw ości ob sy p u je n a s d a ra m i, bez żadnej naszej zasługi,
a n aw et p o m im o żeśm y przez nasze daw n iejsze złości n a
k a rę zasłużyli.

14 . B o n a w et i to , co nazy w am y naszym i zasłu g a m i, ta k że


je st Jego d a re m .
Isto tn ie , p o to , ażeby w ia ra n a sz a p rz e z m iło ść była
czy n n a (G a 5, 6), ,,m iłość B oża ro z la n a je s t w sercach
naszy ch p rz e z D u c h a Św iętego, k tó ry n a m je st d a n y ”
(R z 5, 5). A w ted y był d a n y , gdy Jezu s z o sta ł p rz e z
Z m artw y c h w stan ie u w ielbiony, b o w tedy o b iecał G o p o ­
słać i p o sła ł (J 14, 26; 15, 26; 20, 22). W te d y bow iem —ja k
n a p isa n o i z ap o w ie d z ian o o N im — „ W stąp iw szy n a w y so ­
kość w yw iódł w ięźniów p o jm a n y c h i ludzi d a ra m i o b d a ­
rzy ł” (E f 4, 8; Ps 67, 19). T e d a ry to nasze zasłu g i. D zięk i
nim osiągam y najw yższe d o b ro szczęśliw ości n ie śm iertel­
nej. „B óg — p o w ia d a A p o sto ł — m iło ść sw o ją k u n a m
o kazuje p rzez to, że C h ry stu s za n a s u m a rł w czasie,
gdyśm y jeszcze grzesznikam i byli. T e ra z w ięc, gdyśm y
u sp raw iedliw ieni przez k rew je g o , ty m b ard ziej p rz e z niego
zach o w an i będziem y od g n iew u” . N a stę p n ie d o d a je je sz ­
cze: „Jeśli bow iem b ędąc n iep rzy jació łm i zo sta liśm y p o je d ­
n a n i z B ogiem przez śm ierć Syna jeg o , to ty m b a rd z iej,
b ęd ąc p o je d n a n i, d o stą p im y z b aw ie n ia p rz e z życie je g o ” .
X, 13 - X I , 15 401

1025 N a jp ie rw n azw ał n a s „ g rz e sz n ik a m i” , a n a stę p n ie


„ n ie p rz y ja c ió łm i” B oga. M ó w i n a jp ie rw , żeśm y „ u sp ra w ie ­
dliw ieni przez k re w ” Je z u sa C h ry stu sa , a n a stę p n ie , że
„ z o sta liśm y p o je d n a n i z B ogiem przez śm ierć S yna je g o ” ;
n a jp ie rw , że „ p rz e z niego z a c h o w an i będziem y od g n iew u ” ,
a n a stę p n ie , że „ d o stą p im y zb aw ien ia przez życie je g o ” .
A w ięc przed ty m w d a n iem się łask i byliśm y g rzeszn ik am i
nie byle ja k im i, ale w ta k ic h g rzech ach byliśm y p o g rą ż e n i,
żeśm y byli n ie p rz y jac ió łm i B oga. N ieco wyżej ten że A p o s ­
to ł n a m , g rzesznikom i n ie p rz y jac io ło m B oga, d a je jeszcze
d w a in n e o z n ac z en ia , k iedy m ów i: „B o C h ry stu s, kiedyśm y
jeszcze byli słabi, w sw oim czasie u m a rł za n ie zb o ż n y c h ”
(R z 5, 5—10). T y c h sam ych n azy w a słabym i i bezb o żn y m i.
S łab o ść —to m a ła rzecz. C za sam i je d n a k b y w a ta k w ielka,
że o trz y m u je m ia n o n iezbożności. N ie b ę d ąc słab o ścią, nie
p o trz e b o w a ła b y lek arza , a to w łaśnie po h e b ra jsk u o zn acza
„ J e z u s ” , p o grecku S o ter, a w naszej m ow ie — S a h a to r ,
Z b a w c a . D aw n iej ję zy k łaciński nie p o s ia d a ł teg o w y razu ,
lecz m ó g ł go m ieć, p o d o b n ie ja k m ó g ł tw o rzy ć i in n e sło ­
w a, k ied y teg o c h c ia ł16. P rz y to c z o n e zd an ie A p o sto ła :
„ B o C h ry stu s, kiedyśm y jeszcze byli słabi, w sw oim czasie
u m a rł z a n ie zb o ż n y c h ” , je st w najzupełniejszej zg odności
z d w o m a n a stę p u ją c y m i, gdzie, w pierw szym n a zy w a n as
„ g rz e s z n ik a m i” , a w d ru g im „n iep rzy jació łm i B o g a ” ,
ja k g dyby chciał w sk azać o d p o w ie d n ik i poszczeg ó ln y ch
o k reśleń : grzesznicy — słabi, nieprzyjaciele B oga — niez-
b o żn i.

T rudności dotyczące O dkupienia


X I. 15. A le co o z n ac z ają słow a: „U sp raw ied liw ien i przez
k rew je g o ” ? J a k a ż je st —p y ta m - m o c tej krw i, że w niej je st
u sp raw ied liw ien ie w ierzących?

16 Augustyn żywi wielki szacunek dla języka ojczystego. Niemniej uważa za


stosowne wprowadzać nowe wyrazy, tworzyć neologizmy, kiedy nowe pojęcia tego
wymagają, a duch języka się temu nie sprzeciwia. Tak postępowali mądrzejsi
teologowie w nowoczesnych językach, nie zawsze niestety z powodzeniem. (Zob.
B. Waczyński, Zagadnienie polskiej terminologii teologicznej, w Sprawozdaniach Tow.
Nauk. K U L za rok 1948—1949).
402 Księga XIII

I co znaczy: „ P o je d n a n i p rz e z śm ierć S y n a je g o ” ? C zy
m o ż e należy ro z u m ie ć to w ta k i sp o só b , że ro z g n ie w an y
O jciec, w id ząc śm ierć S yna sw ojego za n as u s p o k o ił swój
gniew w sto su n k u do nas? C zyżby w ięc Syn, p rz e d te m ju ż
był ta k dalece łask aw d la naszej sp raw y , że ra c zy ł n a w e t
um rzeć za n a s, p o d czas gdy O jciec w ciąż jeszcze był z a ­
g n iew an y do tego s to p n ia , że nic p o z a śm iercią S y n a nie
m o g ło G o p rzebłagać?
A co znaczy to , co tenże N auczyciel p o g a n m ó w i w innym
m iejscu: „ C ó ż więc n a to pow iem y? Jeśli B óg z n a m i, k tó ż
przeciw nam ? O n, k tó ry n a w e t w łasnego S y n a n ie oszczę­
dził, ale G o w ydał za n a s w szystkich, ja k ż e by n a m w szyst­
kiego w raz z nim nie d a ro w a ł? ” (R z 8, 31—32). C zyżby
O jciec nie przejednany jeszcze m ó g ł S yna sw ego nie oszczę­
dzić, w ydając G o za nas? Sądzę, że byłoby to sprzeczne
z p o p rzed n im zdaniem . T a m p o w ied zian o , że Syn za nas
u m iera i że śm ierć Jego p o je d n a ła O jca z n am i; a tu ja k
gdyby O jciec pierw szy um iło w ał n a s i w łaściw ie O n nie
oszczędził Syna, w ydając G o za nas n a śm ierć. W idzę
je d n a k , że O jciec p rzedtem ju ż nas m iłow ał; nie ty lk o zan im
Syn p o n ió sł za n as śm ierć, ale zanim stw o rzy ł św iat, ja k
o tym św iadczy tenże A p o sto ł, m ów iąc: „ J a k o w y b rał nas
w nim przed założeniem św ia ta ” (E f 1, 4). Syn ró w n ież nie
zo stał ja k b y w brew w oli w y d an y przez O jca, k tó r y M u nie
przepuścił, b o w łaśnie o S ynu je st pow iedziane: „ K tó ry m ię
u m iło w ał i w ydał sam ego siebie za m n ie ” (G a 2, 20).
W szystko w ięc w spólnie czynią Ojciec i Syn, a ra z e m z N im i
tak że i D u c h ich O bydw u. L ecz u sp raw iedliw ien i byliśm y we
krw i C hrystusow ej i p o je d n an i jesteśm y z B ogiem p rzez
śm ierć S yna Jego. A ja k się to stało, w y tłu m aczę teraz, o ile
zd o łam i o ile w y d a m i się to p o trz e b n e w ty m m iejscu.

C zło w iek >v m o cy diabła


1026 X II. 16. M o c ą sp raw ied liw o ści B ożej ro d z a j lu d z k i
z o sta ł o d d a n y w m o c d ia b ła , a grzech p ie rw sze g o czło w ie­
k a p rz e k a z u je się w szystkim ro d z ą c y m się ze z łąc z en ia płci
obojej i o b c ią ż a w szy stk ich p o to m k ó w d łu g ie m z ac ią g ­
n ięty m przez pierw szych ro d z ic ó w .
XI, 15 - XII, 16 403

T o o d d a n ie w m o c d ia b ła z o sta ło n ajp ierw zazn a cz o n e


w K się d z e R o d z a ju , kiedy z o sta ło p ow ied zian e wężow i:
„ Z ie m ię je ść będziesz” , a człow iekow i: „ P ro c h e m jesteś
i w p ro c h się o b ró c isz ” (R d z 3, 14. 19*). Słow a: „ W p ro c h
się o b ró c is z ” są z a p o w ie d z ią śm ierci ciała, k tó re j by czło­
w iek n ie zazn ał, gdyby w y trw a ł w stan ie spraw iedliw ości,
ta k ja k był stw o rz o n y . A to , że było p o w ie d zia n e do
żyjącego: „ P ro c h e m je s te ś ” , w skazuje, że cały człow iek n a
g o rsze się zm ienił. Z n a c z ą o ne tyleż, co te in n e słow a: „N ie
p o z o sta n ie D u c h m ój w ty c h lu d ziach , gdyż są c iałem ”
(R d z 6, 3). P rzez to o k a zy w a ł B óg człow iekow i, że p o z o ­
sta w ia go w m o c y tego, k tó re m u rzekł: „Z iem ię jeść b ę ­
d ziesz” .
A p o s to ł w yraźniej p rz e d sta w ia tę rzecz. P o w ia d a on:
,,I w y b ę d ą c u m a rły m i p rz e z w ystępki i grzechy w asze,
ja k ic h niegdyś do p u szczaliście się w edług teg o św iata, w ed­
łu g k sięcia m o c y p o w ie trz n y ch , tj. d u c h a działająceg o w sy­
n a c h n ie d o w ia rstw a . P o ś ró d n ic h niegdyś i m y pędziliśm y
życie w p o ż ą d liw o śc ia c h c iała n aszego, czyniąc to , co się
p o d o b a ło ciału i złym m y ślo m . I byliśm y z n a tu ry synam i
g n iew u ja k o i in n i” (E f 2, 1—3 *). „S ynam i n ie d o w ia rstw a ”
są n iew iern i. A k tó ż nim nie je s t zanim nie stan ie się
w iern y ? O to dlaczego w szyscy ludzie od p o c z ą tk u są p o d
w ła d z ą „ K się c ia m o c y p o w ie trz n y c h d ziałająceg o w synach
n ie d o w ia rs tw a ” . P ow iedziałem : „ o d p o c z ą tk u ” . O tó ż jest
to zu p ełn ie to sam o , co o k re śla A p o sto ł m ó w iąc: „z n a tu ­
ry ” . C h o d z i tu bow iem o n a tu rę n a ru sz o n ą przez grzech,
a n ie tę, k tó r a b y ła n a p o c z ą tk u stw o rz o n a ja k o p ra w a
i n ie sk a z ite ln a .
A co d o sp o so b u , w ja k i człow iek został o d d a n y w m o c
d ia b e lsk ą , to b y n ajm n iej nie należy rozum ieć tego ta k , ja k
g d y b y B ó g u c zy n ił a lb o ro z k a z a ł, żeby ta k było. N ie, Bóg
ty lk o zezw olił n a to , lecz spraw iedliw ie zezw olił. Bo kiedy
B ó g o p u śc ił g rzesznika, od ra z u zaw ład n ął nim sp raw ca
g rzech u . B ó g je d n a k n ie d o tego sto p n ia o p u ścił swoje
stw o rz en ie , by m ia ło o n o ju ż nie czuć B ożego d ziałan ia
stw ó rc ze g o , o żyw iającego o ra z tego, że B óg o b sy p u je n a ­
w et złych m n ó stw e m d ó b r pom ieszan y ch ze złem zsyłanym
z a k a rę . „ B ó g bow iem nie o d e b ra ł w gniew ie swego m iło ­
404 Księga XIII

sie rd z ia ” (Ps 76, 10). I nie w ykluczył czło w iek a z p ra w a


swej p o tęgi, kiedy dopuścił, że p o p a d ł o n w m o c d ia b elsk ą .
Bo n a w e t i d iab eł nie je st p o z a zasięgiem w ła d zy W szech ­
m o c n eg o , ta k ja k nie je st p o z a zasięgiem Jeg o d o b ro c i.
Przecież n a w et i źli an iołow ie nie istnieliby — ch o ć ta k
n ęd zn e je st ich życie —gdyby T e n , k tó ry w szy stk o ożyw ia,
nie d a w a ł im istnieć. T a k w ięc, ch o ć grzech p rzez s p ra w ie d ­
liw y gniew B o g a p o d d a ł czło w iek a w ładzy d iab elsk iej, to
je d n a k p rzeb aczen ie p o je d n a ło go z B ogiem i w y rw ało
człow ieka sp o d w ładzy d ia b ła .

O dkupienie dziełem spraw iedliw ości


X III. 17. N ie p o tę g a , lecz sp raw ied liw o ść B o ża m ia ła
zw yciężyć d iab ła. B o gdzież p o tę g a w ięk sza niż W szech ­
m o cn eg o ? I ja k ie ż stw o rzen ie w ład zą sw ą m o ż e się ró w n a ć
z m o c ą S tw órcy 17 ? Lecz zły d u c h w sk u tek swej p rz e w ro t­
ności ro z m iło w a ł się w e w ład zy , o d c h o d zą c o d s p ra w ie d ­
liw ości i ucisk ając ją. L u d zie tym b ard ziej go n a śla d u ją , im
b ard ziej, p o niechaw szy lu b w ręcz n ie n aw id z ą c sp ra w ie d ­
liw ości, p o ż ą d a ją w ładzy, ciesząc się jej p o sia d a n ie m , alb o
p a ła ją c ż ąd z ą jej zag arn ięcia. 1027 T o te ż s p o d o b a ło się
B o g u , żeby d la w y rw ania człow ieka z m o c y d iab elsk iej, nie
m o c ą , lecz spraw iedliw ością d ia b eł z o sta ł zw yciężony. T a k
sam o i ludzie, n a śla d u ją c C h ry stu sa , w in n i zw yciężać złego
d u c h a spraw iedliw ością, a n ie m o c ą . N ie d la te g o , by o d
w ładzy ja k od zła n ależało uciekać; ale n ależy z ac h o w ać
p o rz ą d e k , w edług k tó re g o sp raw ied liw o ść je st p ierw sza.
J a k a ż bow iem m o że być p o tę g a śm ierteln y ch ? N ie ch w ięc
ja k o śm iertelni z ac h o w u ją sp raw ied liw o ść, a m o c z o sta n ie
im d a n a , gdy się s ta n ą nieśm ierteln i. W p o ró w n a n iu z n ią
w szelk a p o tę g a lu d z k a n a ziem i śm ieszn ą s ła b o śc ią się
zdaje, i p rz e z to w y k o p u je się grzesznikow i d ó ł, w czym
zd aw ał się najw ięcej m ó c. S praw iedliw y zaś śp iew a i m ów i:

17 Ważna uwaga ze względu na zawsze odradzający się manicheizm, który dzieli


Bóstwo między dwie siły antagonistyczne. Bóg dobry wprawdzie ma zwyciężyć złego
boga, ale gdzie tutaj Majestat Jedynego Boga? Augustyn ledwo zakończył walkę
z manicheizmem, któremu przed nawróceniem hołdował, kiedy rozpoczął pisanie
traktatu o Trójcy Świętej.
XIII, 17 405

„B ło g o sław io n y k o g o ćw iczysz, o P an ie, i uczysz swego


z a k o n u , abyś u c h o w a ł go od złych d n i, aż w y k o p ią d ó ł
g rzeszn ikow i. Bo nie o d rz u c i P a n sw ojego lu d u i nie opuści
sw ego d ziedzictw a, aż spraw ied liw o ść ob ró ci się w sąd , a ci,
k tó rz y ją p o s ia d a ją , są p ra w eg o serca” (Ps 93, 12—15*).
W ty m więc czasie d o p ó k i jeszcze o d w lek a się o k a z a n ie się
m o c y lu d u B ożego „nie o d rzu ci P a n sw ojego lu d u i nie
o p u ści sw ego dzied zictw a” . C h o ćb y najw iększe były u tr a ­
p ie n ia i niespraw iedliw ości, ja k ie m u si znosić te n lud w u n i­
żeniu i słabości, b ę d ą o n e trw a ć ty lk o d o czasu „aż
sp raw ied liw o ść” b ę d ą c a te ra z udziałem ludzi p o b o ż n y ch
„ o b ró c i się w s ą d ” , to znaczy o trz y m a w ład zę sądzenia.
Przyw ilej te n je st z a c h o w an y d la spraw ied liw y ch aż na
k o n ie c czasów , gdy m o c n a s tą p i p o w y p rzed zającej ją
sp raw iedliw ości, p o n ie w aż to m o c ja k o uw ieńczenie s p ra ­
w iedliw ości albo spraw ied liw o ść w po łączen iu z m o c ą , d ają
w ład zę sąd zen ia. O tó ż sp raw ied liw o ść je st sp ra w ą d obrej
w o li i d la te g o an io ło w ie w ysław iali ją p o n a ro d z e n iu C h ry ­
stu sa: „ C h w a ła n a w y so k o ściach B ogu, a n a ziem i pok ó j
lu d z io m d o b re j w o li” (Ł k 2, 14). M o c zaś p o w in n a iść za
sp raw ied liw o ścią, a nie w y p rzed zać ją . T o te ż m iejsce jej jest
w śró d res secundae, to znaczy d o ty czący ch p o m yślności,
a słow o secundae (pow odzenie) wyw'odzi się o d słow a secjui
(n a stąp ić ).
W ięc — ja k to p o p rz e d n io p rz e d sta w iliś m y 18 — dw ie
rzeczy czynią człow ieka szczęśliw ym : chcieć d o b ra i m ó c
to , czego się chce. Z a te m — zgo d n ie z ty m , cośm y tam
zazn aczy li — nie p o w in n o w ty m być tak ieg o o d w ró cen ia
p o rz ą d k u , by z dw ó ch rzeczy dających szczęście człow iek
w y b ie ra ł m o c p o s ia d a n ia teg o , co chce m ieć, a z an ie d ­
b y w ał, czego p o w in ie n chcieć, to znaczy, że w p ierw w inien
m ieć d o b rą w olę, a n a stę p n ie d o p ie ro potęgę. W o la, żeby
b y ć d o b rą , w in n a oczyścić się z w a d i grzechów , bo jeśli
o n e zw yciężą człow ieka, to je g o p o ra ż k a p o ciąg n ie go do
te g o , że będzie źle chciał, i ja k ż e ż w tedy jego w o la będzie
m o g ła być d o b rą ? N ależy w ięc p ra g n ą ć , by m o c ju ż teraz
b y ła m u d a n a , ale przeciw sw oim w adom . L u d zie zaś chcą

18 Wyżej, V, 8-YII, 10, str. 391-396.


406 Księga XIII

być p o tę ż n i n ie d la p rz e zw y c ięż e n ia sw ych w a d , ale d la


p o k o n y w a n ia ludzi. D o k ą d ich to p ro w a d z i, j a k nie d o
te g o , że p o z o rn ie zw yciężając, sam i n a p ra w d ę są zw ycięże­
ni, a zw ycięzcam i są nie rzeczyw iście, lecz ty lk o w m n ie m a ­
n iu . O b y ż człow iek c h ciał b y ć ro z tro p n y . O b y ż ch ciał być
m o c n y , p ełen u m ia rk o w a n ia i s p ra w ie d liw y 19, i oby n a ­
p ra w d ę m o g ą c tym być, p ra g n ą ł p o tę g i, żeby być m o c n y m
w s to s u n k u d o sam eg o siebie, p rz e d z iw n ie m o c n y m p rz e ­
ciw so b ie, a d la siebie.
C o d o p o z o sta ły c h d ó b r — k tó ry c h słuszn ie p ra g n ie , ale
nie m o ż e ic h o siąg n ąć, a w ięc n ie śm ierteln o śc i o ra z p r a w ­
dziw ej i c ałk o w itej szczęśliw ości —to niech nie p rz e sta je ich
p ra g n ą ć i n iech cierpliw ie n a n ie czeka.

Ś m ierć C h rystusa nie zasłużona


X IV . 18. J a k a ż to sp ra w ied liw o ść zw yciężyła d ia b ła ? 1028
C zy jaż to b y ła sp raw ied liw o ść, jeśli n ie J e z u s a C h ry s tu sa ?
A w ja k i sp o só b zły d u c h z o sta ł p o k o n a n y ? —D la te g o , że
nie z n a jd u ją c w C h ry stu sie n ic g o d n e g o śm ierci, z a b ił G o
je d n a k . S tąd sp raw ied liw ie b y ło , by z o sta ł o d p u sz c z o n y
d łu g ty m , k tó rz y p o z o sta w a li w je g o w ład zy , w ierzący m
w tego, k tó ry bez ż ad n e g o d łu g u z o s ta ł z a b ity . T o w łaśn ie
n a zy w a m y u sp ra w ied liw ie n ie m p rz e z k re w C h ry s tu so w ą
(R z 5, 9), bo w te n sp o só b n ie w in n a ta k re w z o sta ła
p rz e la n a d la z g ład zen ia n a sz y c h w in. D la te g o te ż C h ry s tu s
m ó w i o sobie w P salm ie, że je s t ,,m ięd zy u m a rły m i w o ln y ”
(Ps 87, 6). O n je d e n b ow iem w śród u m a rły c h je s t w o ln y od
d łu g u śm ierci. S tą d też w y w o d z ą się Je g o sło w a w in n y m
Psalm ie: „ Z a to , czegom n ie z a b ra ł, m u s ia łe m z a p ła c ić ”
(Ps 68, 5). S łow a te w sk a z u ją , że g rzech je s t k ra d z ie ż ą ,
p o n ie w aż je st p rzy w łaszczen iem so b ie p ra w a , k tó re n a m
nie p rzy słu g u je. T a k sam o i w ła sn y m i sw ym i u s ty — ja k
czy tam y w E w an g elii — p o w ia d a : „ N a d c h o d z i k siąż ę teg o
św iata, lecz nie m a o n nic w e m n ie ” , to z n ac z y ż a d n e g o

1B Znowu występują cztery zasadnicze cnoty moralne jak wyżej (VI, 9) w kon­
tekście czysto filozoficznym. Tutaj te same cnoty nabierają oddźwięku nadprzyro­
dzonego w związku z ogólnym tłem walki z szatanem.
X IV , 18 407

g rzech u . „ A le żeby w szyscy w iedzieli, iż w y k o n u ję w olę


O jca. W sta ń c ie , idźm y s tą d ” (J 14, 30—31). I id zie n a
m ę k ę , b y z a n a s, d łu ż n ik ó w sw oich, to czego sam nie był
d łu ż n y , z ap łacić.
C zy d ia b e ł b y łb y p o k o n a n y ty m n a jsłu szn iejszy m p r a ­
w em , g dy b y C h ry stu s w alczył z nim n a płaszczy źn ie p o tę g i,
a nie sp raw ied liw o ści? A le O n na* d alszy p la n o d ło ż y ł to,
czego b y ł w ła d n y , by najpierw 7 uczynić to , co uczynić
n a leż a ło . A d o teg o trz e b a było być i człow iekiem , i B o ­
giem . N ie b ę d ą c człow iekiem , nie m ó g łb y być zab ity .
G d y b y nie był B ogiem , to nie m o ż n a by u w ierzyć, że nie
c h cia ł teg o , c o m ó g ł, ale s ą d z o n o by, że nie m ó g ł teg o ,
czego chciał. S ądzilibyśm y raczej, że b ra k ło m u m o cy .
A ta k z n ió sł d la n a s lu d zk ie cierpienie, gdyż był człow ie­
k iem . L ecz g d y b y zechciał, m ó g ł tego nie cierp ieć, p o n ie ­
w aż b y ł ró w n ie ż i B ogiem . P rz e to m ilsz a stała się n a m
sp ra w ie d liw o ść w p o n iż en iu , p o n ie w aż gdyby chciał, stać
b y ło Je g o B ó stw o n a to , by nie cierpieć ty lu u p o k o rz e ń .
U m ie ra ją c —O n, ta k i m o c n y —n a m , słab y m śm ie rte ln ik o m ,
p o lecił sp ra w ied liw o ść i p rz y o b ie c a ł m o c . P ierw sze o k a z a ł
n a m p rz e z sw o ją śm ierć, a d ru g ie w Z m a rtw y c h w sta n iu .
Is to tn ie , czyż m o ż e być w iększa sp raw ied liw o ść, niż d la
sp ra w ied liw o śc i p ó jść aż n a śm ierć krzy żo w ą? A gdzie
w ięk sza m o c i p o tę g a , niż p o w s ta ć z u m arły ch , niż w stąp ić
n a n ie b io s a w ty m sam y m ciele, k tó re śm ierć p o n io sło ?
N a jp ie rw w ięc sp raw ied liw o ścią, a n a stę p n ie p o tę g ą zw y ­
ciężył d ia b ła . S p raw ied liw o ścią, p o n ie w a ż nie m ia ł żad n e g o
g rz e ch u , p rz e to z a b ija ją c G o , d ia b e ł p o p e łn ił n ajw y ższą
n ie sp raw ie d liw o ść. M o c ą zaś d la te g o , że b ę d ą c u m arły ,
w ró c ił d o ży cia i więcej ju ż n ie u m rze (R z 6, 9). A le
zw y ciężyłby O n d ia b ła sw o ją p o tę g ą , n aw et gdyby te n nie
z d o ła ł G o z ab ić , c h o c ia ż d o w o d e m w iększej m o c y je st
p o k o n a ć s a m ą śm ierć z m a rtw y c h w sta n ie m , niż u n ik n ą ć jej
żyjąc. D la in n ej je d n a k p rz y c zy n y je steśm y u sp raw ied liw ie­
n i w e k rw i C h ry stu so w e j, k ie d y zo stajem y w y rw a n i z w ła­
d z y d ia b e lsk ie j p rz e z o d p u szc z en ie win. U sp raw ied liw ien ie
z a w d z ię cz a m y te m u , że C h ry stu s p o k o n a ł d ia b ła sp ra w ie d ­
liw o ścią, a n ie p o tę g ą . W s k u te k słabości, k tó r ą p rz y ją ł
w ra z z n a sz y m śm ie rte ln y m ciałem —a nie z racji n ie śm ie r­
408 Księga XIII

telnej m o cy — C h ry stu s z o sta ł uk rzy żo w an y . L ecz o tej


słabości p o w ia d a A p o sto ł: „ C o słabe je st u B oga, m o c n ie j­
sze je st n a d lu d z i” (1 K o r 1, 25).

XV. 19. N ie tru d n o w ięc zobaczyć, że d ia b eł zo stał p o ­


k o n a n y , jeśli zm artw y ch w stał T en , k tó re g o o n zabił. W ięk ­
sza to je d n a k rzecz, i głębsza, tru d n ie jsz a do z ro z u m ien ia
tajem n ica, w idzieć, że d ia b eł z o sta ł p o k o n a n y w tedy, gdy
1029 sądził, że od n o si zw ycięstw o, to je st kied y C h ry stu s
zo stał zabity. B o w ów czas ta krew — b ęd ąc k rw ią tego,
k tó ry w ogóle nie m iał ż ad n eg o grzechu — z o sta ła w y lan a
d la o d p u szczen ia naszych grzechów . W ten s p o só b tych,
k tó ry c h d ia b eł nie bez racji trz y m a w niew oli s ta n u śm ier­
telności, p o n iew aż byli w in n i grzechu, te ra z n a zasadzie
spraw iedliw ości m u sia ł zw olnić p rz e z zasługę teg o , k tó ry
— ch o ć sam bez grzechu — niezasłużenie p o n ió sł k arę
śm ierci. T ą spraw iedliw ością m o c a rz zo stał zw yciężony,
tym i w ięzam i zw iązany, ażeby m ó g ł być o g ra b io n y ze
sp rzętu (M k 3, 27), k tó ry u niego i jego a n io łó w był
n aczyniam i gniew u, aby się stał naczy n iam i m iło sierd zia
(R z 9, 22—23). T e w łaśnie słow a sam ego P a n a naszeg o
Jezu sa C h ry stu sa , zw rócone d o ń z w ysokości w pierw szej
chw ili jego p o w o ła n ia p o w ta rz a A p o sto ł Paw eł. W śró d
in nych rzeczy, k tó re usłyszał w tedy, ja k m ó w i, było m u
p o w ied ziane rów nież i to: „ N a to ci się u k a za łe m , abym cię
u stan o w ił sługą i św iadkiem tego, co u m n ie w idzisz, i tego,
co ci objaw ię. W yrw ałem cię z tego lu d u i sp o śró d p o g an ,
d o k tó ry c h cię teraz po sy łam , d la o tw o rz e n ia o czu n iew i­
d o m y m , ab y n aw rócili się z ciem ności i z m o c y szatań sk iej
d o B oga, aby d o stą p ili o d p u szczen ia grzechów , w sp ó ł­
u d z iału ze św iętym i i w iary, k tó r a je st we m n ie ” (D z 26,
16—18). D la te g o A p o sto ł w zyw a w ierzący ch , by dzięki
czynili B ogu O jcu, k tó ry - ja k p o w ia d a - „ w y b aw ił n as
z m o cy ciem ności i p rz e n ió sł d o k ró le stw a sw ego u m iło w a ­
nego Syna. W nim m a m y o d k u p ie n ie i o d p u szczen ie grze­
ch ó w ” (K ol 1, 13—14). W o d k u p ie n iu ty m ja k o o k u p z a nas
z o sta ła d a n a k rew C h ry stu so w a. P rzez przyjęcie jej d ia b eł
nie w zb ogacił się, lecz zo sta ł zw iązany; a m y śm y zo stali
w yzw oleni z jego w ięzów , ta k że nic nie p o c iąg n ie ju ż
X V , 19 - X V I , 20 409

w d ru g ą , w ieczną śm ierć (A p 21, 8) n ik o g o z tych, k tó ry c h


C h ry stu s z w szelkiej p o w in n o ści w yk u p ił sw ą n iezasłużenie
w y la n ą k rw ią i w yzw olił z p ę t grzechu. Lecz — b ę d ąc
p o z n a n i, przeznaczeni i w y b ran i p rz e d stw orzeniem św iata
(1 P 1, 20) — w inni w łasce C hrystusow ej u m ierać ci, za
k tó ry c h C h ry stu s u m a rł śm iercią ty lk o ciała, a nie d u ch a.

Z ło obraca się na dobro w ybranych


X V I. 20. C h o ciaż śm ierć ciała bierze p o c zą te k o d grzechu
pierw szego człow ieka, je d n a k ż e d o b ry z niej u ży tek d ał
n a m n ajch w aleb n iejszy ch m ęczenników .
D la teg o to nie tylko śm ierć, ale w szelkie zło n a tym
świecie, boleść i tru d y ludzi (m im o że z grzechu, zw łaszcza
p ie rw o ro d n e g o , się w yw odzą, ta k że sam o Życie p o d d a ło
się w ięzom śm ierci) n aw et p o odpu szczen iu grzechów m u ­
siały p o z o sta ć , by człow iek w alczył z tym i p ró b a m i d la
p ra w d y i żeby przez to ćw iczyła się c n o ta w ie rz ą c y c h 20.
T a k więc now y człow iek przez Z a k o n N ow y w śród p rz e ­
ciw ności tego św iata m a p rzy g o to w y w ać się d o now ego
życia, m ą d rz e znosząc nędze zasłużone p rzez to życie
d o tk n ię te k a rą , i ro z tro p n ie spodziew ając się, że się o n o
przecież skończy, a w reszcie w iernie i cierpliw ie o czekując
szczęśliw ości, k tó rą się będzie ra d o w a ć w w olności p rz y ­
szłego życia bez k o ń ca.
D ia b e ł z o sta ł o d rzu co n y precz od p a n o w a n ia i od serc
w ierzących, n a d k tó ry m i, choć sam p o tę p io n y , m iał jeszcze
w ładzę, gdy byli oni p o tęp ien i i niew ierni. T e ra z w olno
te m u p rzeciw n ik o w i n ag ab y w ać ich w tej tylko m ierze,
w ja k ie j B óg uw aża, że będzie to d la nich pożyteczne. 1030
O ty m w łaśnie p o u c za nas P ism o św. przez u sta A p o sto ła:
,,W ierny je st B óg, k tó ry nie dop u ści kusić w as p o n a d
w asze siły, ale razem z p o k u s ą d a też i wyjście, abyście ją
p rz e trz y m a ć m o g li” (1 K o r 10, 13). Przeciw ności te, jeśli
cierpliw ie się je znosi, d o p o m a g a ją w iernym d o oczysz­
czen ia się z grzechu, albo d o ćw iczenia i do św iad czen ia ich

20 A więc umysł i wola stają się narzędziem zbawienia, ponieważ z początlcu


przyczyniły się do zguby.
410 Księga XIII

sp raw ied liw o ści, alb o d o w y k a z a n ia n ęd zy tego życia, by


p rz e z to w zb u d zić gorętsze p ra g n ie n ie i ty m gorliw sze
p o szu k iw a n ie szczęśliw ości p ra w d ziw e j i trw alej. W sz y stk o
to sp ro w a d z a się w ty ch , o k tó ry c h p o w ia d a A p o sto ł:
,,W iem y zaś, że m iłu jący m B o g a w szystk o p o m a g a k u
d o b re m u , ty m , k tó rz y z p rz e z n a c z e n ia w ezw an i są, b y stali
się św iętym i. B o ty ch , k tó ry c h p rzew id ział, ty c h i p rz e ­
znaczył, aby się stali n a p o d o b ie ń stw o S yna Je g o , a b y był
p ie rw o ro d n y m m iędzy w ielu b raćm i. A k tó ry c h p rz e z n a ­
czył, tych i w ezw ał, a k tó ry c h w ezw ał, ty ch też u s p ra w ie d ­
liwił, a k tó ry c h u sp raw ied liw ił, ty ch te ż u w ielb ił” . N ik t
z ty ch p rz e z n a c z o n y c h nie zginie w ra z ze złym d u c h e m ,
i n ik t nie p o z o sta n ie p o d je g o w ła d z ą aż d o śm ierci.
N a s tę p u ją p o te m cy to w an e ju ż p rzeze m n ie sło w a 21: „ C ó ż
w ięc n a to pow iem y? Jeśli B óg z n am i, k tó ż p rzeciw n am ?
O n, k tó ry n a w e t w łasnego S y n a nie oszczędził, ale G o
w y d a ł za n as w szystkich, ja k ż e by n a m w szy stk ieg o w raz
z n im nie d a ro w a ł? ” (R z 8, 31—32).

E ko n o m ia śm ierci C hrystusow ej
21. D laczeg o z ate m n a s tą p iła śm ierć C h ry stu sa ? C o w ięcej,
dlaczego w śród m n ó s tw a in n y c h s p o so b ó w , k tó ry m i
W szech m o cn y m ó g ł się p o słu ży ć d la w y zw o len ia n a s, w y ­
b ra ł w łaśnie śm ierć?
B óstw o Jeg o nie z o sta ło p rz e z to ani u m n ie jsz o n e , ani
nie uległo żadnej zm ianie, a człow ieczeństw o Jeg o u d a ro -
w ało ludzi ta k w ielkim i d o b ro d z ie jstw a m i! B o w ieczny Syn
B oży, a z arazem Syn C złow ieczy, p o n ió sł n ie z a słu ż o n ą
przez siebie śm ierć d o c ze sn ą, a że b y lu d z i w y b aw ić od
śm ierci w iecznej, n a k tó r ą o n i zasłużyli. D ia b e ł d zierży ł
w sw ym rę k u nasze grzechy i — p o g rą ż o n y c h w śm ierci
— p rzy g w ażd żał n as nim i. O d p u śc ił n a m te g rzech y T e n ,
k tó ry sam g rz e ch u nie m a ją c , zo sta ł n iew in n ie p o p ro w a ­
d zo n y n a śm ierć. T a k w ielk a b y ła c en a k rw i C h ry stu so w e j,
że ten , k tó ry czasow o z a d a ł C h ry stu so w i śm ie rć n ie m a ju ż
p ra w a z a trz y m a ć w śm ierci w iecznej —ch o ć n a to zasłu ży li

21 Wyżej, XI, 35, str. 402.


X V I, 2 0 -2 1 411

—n ik o g o z ty ch , k tó rz y C h ry s tu sa p rz y o b le k li. ,,B ó g m iło ść


sw o ją k u n a m o k a z u je p rz e z to , że C h ry stu s z a n as u m a rł,
w czasie, gdyśm y jeszcze g rz e sz n ik a m i byli. T e ra z więc,
gdyśm y u sp raw ied liw ien i p rz e z k re w jeg o , ty m b ard ziej
p rz e z e ń z a c h o w a n i będziem y o d g n iew u ” (R z 5, 8 -9 ).
„ U sp ra w ie d liw ie n i” —p o w ia d a —„ p rz e z k rew je g o ” , u s p ra ­
w iedliw ieni całkow icie p rzez to , że o d w szy stk ich g rzech ó w
u w o ln ien i. U w o ln ie n i zaś o d grzech ó w d la te g o , że Syn
B oży, k tó ry nie m ia ł ż a d n e g o g rzech u — śm ierć z a n a s
p o n ió sł. „ P rz e z e ń z a c h o w a n i będziem y od g n iew u ” . A m ia ­
n ow icie od g n iew u B ożego, k tó ry je s t słu szn ą k a rą . Bo
gniew B oży to nie je s t ta k ja k u czło w iek a p o ru sz e n ie
d u c h a , ale to je s t gniew T eg o , o k tó ry m n a p isa n o : „T y,
P a n ie m o c y , sądzisz ła g o d n ie ” (M d r 12, 18). Jeśli w ięc
s łu sz n a k a r a B o ża o trz y m a ła m ia n o gniew u, to czym je s t
p o je d n a n ie z B ogiem —jeśli się je w łaściw ie ro z u m ie —ja k
n ie k o ń c em ta k ie g o z ag n ie w a n ia B ożego?
N ie p rz y jac ió łm i B ożym i byliśm y je d y n ie p rzez to i w tej
m ierze, iż grzechy są n iep rz y jac ió łm i spraw iedliw ości. L ecz
1031 z c h w ilą o d p u szc z en ia grzechów u s ta ją ró w n ież i nie-
p rz y ja ź n i. N a s tę p u je p o je d n a n ie ze S praw ied liw y m tych,
k tó ry c h O n sam u sp raw ied liw ia.
O n ich m iło w a ł, n a w et k ied y n iep rzyjació łm i byli, jeśli
n a w e t w łasn eg o S y n a nie oszczędził, ale go w ydał z a n as
w szy stk ich (R z 8, 31—32), k ied y jeszcze n iep rzy jació łm i
Je g o byliśm y. S łusznie w ięc A p o s to ł m ó w i w dalszym
ciągu: „ Je śli bo w iem b ę d ą c n iep rzy jació łm i zo staliśm y p o ­
je d n a n i z B ogiem przez śm ierć S yna J e g o ” , p rzez k tó re g o
d o k o n a ło się o d p u szczen ie grzechów , „ to tym bardziej
b ę d ą c p o je d n a n i, d o stą p im y z b a w ie n ia przez życie je g o ” .
Z b a w ie n i p rz e z życie ci, k tó rz y byli p rz e z śm ierć p o je d n a n i.
K to by bow iem m ó g ł o tym w ą tp ić , że p rz y ja cio ło m udzieli
sw ojego życia, O n, k tó ry z a n ie p rz y jac ió ł śm ierć p o d jął?
„ A le n ie ty lk o ” , p o w ia d a , „ b o i ch lu b im y się w B ogu p rzez
P a n a n aszeg o J e z u s a C h ry s tu sa , p rzez k tó re g o te ra z d o ­
stą p iliśm y p o je d n a n ia ” , „ N ie ty lk o ” , p o w ia d a , zbaw ieni
b ęd ziem y, „ b o i c h lu b im y się” , nie z n a s, ale „w B o g u ” ,
i n ie p rz e z n a s, ale „ p rz ez P a n a n a sz e g o Jezu sa C h ry stu sa ,
p rz e z k tó re g o te ra z d o stą p iliśm y p o je d n a n ia ” zg o d n ie
412 Księga XIII

z tym , cośm y ju ż p rzed tem w yjaśnili. A p o s to ł dodaje:


„ D la te g o ja k o przez je d n e g o człow ieka w szedł grzech n a
ten św iat, a przez grzech śm ierć, i ta k n a w szy stk ich ludzi
śm ierć p rzeszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (R z 5, 8—12), a n a ­
stęp n ie szero k o m ów i o tych d w ó c h ludziach: J e d e n z nich,
pierw szy A d a m , przez k tó re g o grzech i śm ierć m y , p o to m ­
k o w ie jeg o , ja k b y dziedzicznie jesteśm y o b ciążen i złem .
Lecz ta m te n , dru g i A d a m , k tó ry nie ty lk o człow iekiem , ale
i B ogiem je st, O n za nas zapłacił d ług, k tó ry nie był jego
p o w in n o ścią , i przez to w yzw olił n as z p o w in n o śc i i oj­
cow izny, i w łasnych. G dy w ięc p rzez grzech je d n e g o d ia b eł
trz y m a ł w swej w ładzy w szystkich z ro d z o n y c h ze sk ażo n ej
p o żąd liw ości ciała, to słuszne było, ażeby p rzez św iętość
Jed n eg o uw o ln ił w szystkich o d ro d z o n y c h p rz e z n ie p o k a la ­
n ą i d u c h o w ą łaskę drugiego A d a m a .

Inne dobrodziejstw a W cielenia


X V II. 22. W iele innych rzeczy i n a u k z aw ie ra się we
W cieleniu C h ry stu sa - ta k niem iłym d la p y szn y ch —rzeczy,
k tó ry c h zrozum ien ie i ro z m y ślan ie je st zb aw ien n e.
Je d n a z n ich p o le g a n a ty m , że W cielenie u k a z u je czło ­
w iekow i jego m iejsce w śród stw o rzen ia. N a tu r a lu d z k a
m o g ła złączyć się z B ogiem ta k , że z d w ó ch su b sta n c ji sta ła
się je d n a O so b a , a w łaściw ie z trz e ch su b stan cji: B oga,
duszy i ciała. T a k w ięc te pyszne i złe d u c h y , k tó re p o d
p o z o re m słu żen ia p o m o c ą , a w łaściw ie d la o szu k iw a n ia
człow ieka w y stęp u ją ja k o p o ś re d n ic y 22, nie o śm ie lają się
ju ż staw iać siebie w yżej od czło w iek a z tej racji, że nie m a ją
ciała, zw łaszcza że Syn B oży ra c zy ł u m rz e ć w ty m ciele.
N ie m o g ą one też ż ą d a ć d la siebie czci ja k o d la b o g ó w z tej
racji, że z d ają się nieśm iertelne.
P o n a d to : ła sk a B oża z o sta ła n a m o k a z a n a bez ż ad n y c h

22 Wszystkie sity pośrednie między człowiekiem a Bogiem były uznawane


w pogaństwie za bogów. Szatan wykorzystał sytuację i przywłaszczył sobie kult,
który należał się Bogu. A jedyną jego wyższością nad człowiekiem było to, że należał
do świata czysto duchowego. Po Wcieleniu jednak ta wyższość została m u odebrana.
Por. S. TAVARES BETTENCOURT, Doctrina Origenis seu quid docuerit de ratione
animae humanae cum daemonihus, Romae 1945, łntrod., str. XII.
XVII, 22 - XVIII, 23 413

n a sz y c h z asłu g w człow ieku C h rystusie. Bo n a w e t O n sam


nie zasłużył u p rz e d n io n a to , żeby być złączo n y z p ra w ­
dziw ym B ogiem , ta k ściśle, że Syn B oży sta n o w ił z nim
je d n ą o so b ę. A le o d k ą d zaczął być człow iekiem , b y ł i B o ­
giem . D la te g o to p o w iedziano: „ A Słow o ciałem się s ta ło ”
(J 1, 14).
A w reszcie i to : p y c h a człow ieka n a jb ard zie j p rz e sz k ad z a
w je g o z jed n o c z en iu z B ogiem . O tó ż przez tak ie u n iżen ie
się B o g a p y c h a lu d z k a m u s ia ła być z aw sty d zo n a, a czło­
w iek m ó g ł być z niej uleczony. P o z n a je też człow iek 1032
ja k d a le k o o d stą p ił od B o g a i ja k wiele d la niego znaczy
w zn iesieniu te g o lek u , ja k im je s t cierpienie, że w raca p rzez
ta k ie g o P o śre d n ik a , k tó ry b ęd ąc B ogiem w sp o m a g a ludzi
sw o ją B o sk o ścią, a ja k o człow iek słabością sw oją zbliża się
d o ludzi. I gdzież dla n as, k tó rz y ginęliśm y w sk u tek n ie p o ­
słu szeń stw a, gdzież w iększy p rz y k ła d , ja k nie w ty m , że
B óg Syn był posłu szn y B ogu O jcu aż do śm ierci krzyżow ej
(F lp 2, 8)? I gdzież lepiej o k a zu je się n a g ro d a tego p o ­
słu szeń stw a, ja k nie w ciele ta k w ielkiego P o śre d n ik a , k tó re
z m a rtw y c h p o w sta ło n a życie wieczne?
O d p o w ia d a ło to w reszcie spraw iedliw ości i d o b ro c i
S tw ó rcy , by d ia b e ł zo stał zw yciężony przez to sam o ro z u m ­
n e stw o rzen ie, z k tó re g o p o k o n a n ia się cieszył; p rzez stw o ­
rzen ie p o c h o d z ą c e z tego sam ego ro d z a ju , k tó ry sp rzen ie­
w ierzył się n a p o c z ą tk u i przez w inę jed n eg o cały p o p a d ł
w e w ład zę d ia b ła .

D la czeg o C hrystus pochodził z rodu A d a m a ?


X V III. 23. Przecież B óg s k ą d in ą d m ó g ł w ziąć n a tu rę lu d z ­
k ą , w k tó re j by był P o śre d n ik ie m B oga i ludzi, a nie z ro d u
teg o A d a m a , k tó ry grzechem sw ym obciążył ró d ludzki.
M ó g ł przecież u czynić p o d o b n ie ja k z A d am em , k tó ry był
stw o rz o n y pierw szy, a nie p o ch o d ził z jak ieg o ś ro d u . M ó g ł
w ięc czy ta k , czy w inny sp o só b inaczej stw orzyć tego
je d n e g o człow ieka, k tó ry m ia ł p o k o n a ć zwycięzcę p ierw ­
szego człow ieka. Lecz B óg sądził, iż lepiej będzie, ażeby te n
czło w iek m a ją c y zw yciężyć n ieprzyjaciela ro d z a ju lu d z k ie ­
go p o c h o d z ił z ro d u tego człow ieka, k tó ry zo stał p rzezeń
414 K sięg a X III

p o k o n a n y , a je d n a k żeby n a ro d z ił się z D ziew icy, k tó re to


poczęcie było s p ra w ą d u c h a , a nie ciała, w ia ry , a nie
p o ż ą d a n ia zm ysłów (Ł k 1, 26—38). N ie m ia ła w ty m ż a d ­
nego u d z iału żąd z a cielesna o b e c n a p rzy p o częciu i w y d a ­
w a n iu n a św iat in n y ch ludzi, k tó rz y ciąg n ą za so b ą grzech
p ie rw o ro d n y 23. D a lek ie od n ajm niejszego p o ru s z e n ia zm y ­
słow ości, św ięte dziew ictw o przez w iarę było z a p ło d n io n e ,
a nie przez zw iązek cielesny. W ięc to , co się ta k zro d ziło
z p o to m s tw a pierw szego człow ieka, w zięło od n ieg o ró d
ty lk o , a nie dziedzictw o g rz e c h u 24 *. N a ro d z iło się bow iem
nie ze sk ażen ia n a tu ry , ale ja k o le k arstw o n a w szy stk ie jej
spaczenia. P o w ia d a m , n a ro d z ił się człow iek bez grzechu
i m a ją cy nie m ieć ż ad n eg o grzechu; przez niego n a ro d z ą
się, ażeby być w olni od g rzech u , ci, k tó rz y nie m ogli
u ro d zić się bez grzechu.
T o p ra w d a , że czystość m a łż e ń sk a czyni d o b ry uży tek
z p o żąd liw o ści zm ysłow ej tkw iącej w o rg a n a c h płciow ych.
P o żąd liw o ść ta je d n a k p o d le g a nie o p a n o w a n y m p rzez
w olę p o ru sz en io m , co w skazuje, że nie is tn ia ła o n a w raju
p rz e d grzechem , albo jeśli istn ia ła, to z p e w n o śc ią nie
m o g ła o n a przeciw staw iać się w oli. T e ra z n a to m ia s t takiej
je st o n a n a tu ry —d o b rz e o tym w iem y z d o św ia d c z e n ia —że
b u n tu je się przeciw p ra w o m d u c h a i n a w e t n iezależn ie od
celów p ro k re a c ji p o ż ą d a zw iązku ciał. S tą d , jeśli się jej
u stęp u je, to zasp o k o jen ie jej staje się grzechem ; a jeśli jej się
nie ustępuje, to o p a n o w a ć ją m o ż n a jed y n ie p rzez o p ieran ie

23 Kwestia przekazywania grzechu pierworodnego pozostaje wciąż otwarta.


Św. Augustyn nie wysuwa tutaj żadnej teorii, ale można by dopatrzyć się u niego
akcentów tzw. traducjanizmu (jak np. jeszcze w Contra Julianum opus irnperf., i, 6,
P. L. 45, 1053). Teoria ta utrzymuje, że rodzice przekazują grzech pierworodny
w samej czynności przekazywania życia, jakby przekazywali coś ze swojej grzesznej
natury. Św. Hieronim jednak, który zwalcza wszystkich trądu cj ani stów (w Liście
126, 1, tłum. J. Czuj, t. III, Warszawa 1954, str. 272) powołuje się na św. Augus­
tyna jako na jedyną prawą naukę. Można najwyżej powiedzieć, że Augustyn nie
twierdzi, by rodzice przekazywali potomstwu część własnej duszy.
24 Stąd wniosek, że Najświętsza Maryja Panna, poczęta jak każdy inny czło­
wiek, nie mogła być niepokalana w samym poczęciu. Augustyn jednak tego wniosku
sam nie wyciąga. Jego komentatorzy znajdują nawet teksty, z których wnioskują, że
Augustyn wierzył w Niepokalane Poczęcie N. M. P. (D e natura e t gratia, 42, P. L.
44, 271; Contra Julianum opus ir n p e r f, IV. 122; V. 57, P. L. 1417, 1490). Stwier­
dzamy tylko, że utrzymuje teorię szczególnego uświęcenia Maryi. Jednak nie
wypowiada się jasno o tym, kiedy ono nastąpiło.
XVIII, 23 - X I X , 24 415

się jej. Ż a d n e j z ty ch rzeczy nie było w ra ju p rzed grzechem .


K tó ż by o ty m w ątpił? Bo ani p o s ia d a n a w ów czas n ie­
sk az ite ln o ść nie d o p u sz c z a ła się w tedy niczego w sty d liw e­
g o , a n i szczęśliw ość nie g o dziła się z ja k im ś n iezd y scy p ­
lin o w a n y m zam ieszaniem . Z a te m o w a po żąd liw o ść ciała
nie m o g ła m ieć ż ad n eg o u d z ia łu w dziew iczym poczęciu
T e g o , w k tó ry m sp ra w c a śm ierci nie m ó g ł znaleźć nic
śm ierci g o d n eg o , o n , k tó ry je d n a k m ia ł G o n a śm ierć
zaw ieść, ażeby być zw yciężonym p rz e z Jeg o śm ierć. Z w y ­
cięzca 1033 pierw szego A d a m a trz y m a ją cy w niew oli ró d
lu d zk i, zw yciężony przez d ru g ie g o A d a m a o d d a ł ró d c h rz e ­
ścijań sk i, w y zw o lo n y z ludzkiego grzechu przez tego, k tó ry
nie był w g rzechu, c h o ciaż był z ro d u . T a k więc k ła m c a ten
zw yciężony z o sta ł przez to , co zd aw ał się zw yciężyć sw ą
z b ro d n ią . S ta ło się ta k , żeby człow iek się nie w ynosił, lecz
„ K to się ch lu b i, niech się c h lu b i w P a n u ” (2 K o r 10, 17).
Z w y ciężony był bow iem ty lk o człow iek. A zw yciężony
d la te g o , że — p yszny —chciał b y ć B ogiem . T e n zaś, k tó ry
zw yciężył, człow iekiem był i B ogiem . A zw yciężył d lateg o
z ro d z o n y z D ziew icy, że —o d m ien n ie niż w in n y ch św iętych
— B ó g nie ty lk o rząd ził tym człow iekiem , ale nim był. Te
w ielkie d a ry B oże i in n e jeszcze, jeśli są, k tó ry c h d o c iek an ie
i o m a w ian ie b y ło b y tu ta j zb y t długie, nie istniałyby, gdyby
Słow o nie stało się ciałem .

Z a k o ń c ze n ie
P rzez w iedzę z d ąż a m y d o m ą d ro ści

W iedza i m ądrość we W cieleniu


X IX . 24. T o w szy stk o , co Słow o, k tó re ciałem się stało ,
w czasie i w p rz e strze n i uczy n iło i cierpiało d la n as, to —
z g o d n ie z p rz e p ro w a d z o n y m przez n a s ro zró żn ien iem —o d ­
n o si się d o w iedzy, a nie d o m ą d r o ś c i25. A le p o n iew aż 26
26 Fakty historyczne należą do dziedziny nauki ludzkiej. Ich elementy i znacze­
nie natomiast winniśmy opierać na „mądrości” nadprzyrodzonej. Filozofia historii
jest tylko ćwiczeniem i rozrywką głębokich umysłów. Zrozumienie dziejów należy
m.in. do teologii historii.
416 Księga XIII

Słow o je s t p o z a czasem i m iejscem , je s t w sp ó łw ieczn e O jcu


i całe je st n a k a żd y m m iejscu , to jeśli k to ś z d o ła coś
p raw d ziw eg o o N im w y pow iedzieć, to b ęd zie to n a leż e ć d o
d zied zin y m ą d ro śc i. Z tej racji S łow o, k tó re ciałem się
stało , C h ry s tu s Jezu s, p o s ia d a s k a rb y i w iedzy, i m ą d ro śc i.
0 ty m w łaśn ie pisze A p o s to ł P a w e ł d o K o lo s a n : „ P ra g n ę
bow iem , abyście w iedzieli o ty m , ja k ą w a lk ę to c z ę o w as
1 o ty ch, k tó rz y są w L a o d y c e i, i o in n y c h , c o m n ie
o sobiście nie w idzieli. S ta ra m się o to , ab y ucieszyły się ich
serca, iżby złączeni w m iło ści i o b fito śc i z ro z u m ie n ia d o szli
d o p o z n a n ia taje m n icy B o g a O jca, ja k ą je s t C h ry s tu s Jezu s,
w k tó ry m u k ry te są w szy stk ie sk a rb y m ą d ro ś c i i w ied zy ”
(K o l 2, 1-3).
K tó ż m o ż e w iedzieć, w ja k ie j m ie rz e A p o s to ł p o z n a w a ł
te s k a rb y i d o ja k ie g o s to p n ia je zgłębił i p rz e n ik n ą ł? C o do
m n ie , to o p ie ra m się n a sło w a c h P ism a św.: „ A k a ż d e m u
u d ziela się o b jaw ien ie D u c h a d la je g o p o ż y tk u . 1 ta k
je d n e m u d o s ta je się przez D u c h a m o w a m ą d ro ś c i, a in n e ­
m u m o w a u m iejętności w edług tegoż D u c h a ” (1 K o r 12, 7).
Jeśli w ięc ró ż n ic a p o m ię d z y m ą d ro ś c ią i w ie d zą p o le g a n a
ty m , że m ą d ro ś ć o d n o si się d o rzeczy B o sk ic h , w ie d za d o
lu d zk ich , to ta k je d n ą , j a k d ru g ą w idzę w C h ry stu sie ,
a w ra z ze m n ą c h y b a i k a ż d y w ierzący. K ie d y w ięc czy tam :
,,A Słow o ciałem się stało i z am ie sz k a ło m ię d z y n a m i”
(J 1, 14), to p rzez S łow o ro z u m ie m p ra w d z iw e g o S y n a
B ożego, w „ciele” zaś ro z p o z n a ję p ra w d z iw e g o S y n a C zło ­
w ieczego, złąc z o n y ch o b u ra z e m w o so b ie B o g a-C z ło w ie -
k a , z łąc z o n y ch d a re m n iew y m o w n ej łaski. D la te g o w d a l­
szym c iąg u je s t p o w ied zian e: „I w idzieliśm y c h w ałę je g o ,
p ełnego łask i i p ra w d y , c h w ałę ja k o je d n o ro d z o n e g o o d
O jc a ” {ibid.). Jeżeli ła sk ę b ęd ziem y o d n o sić d o w ied zy ,
p ra w d ę zaś d o m ą d ro śc i, to sąd zę, że n ie o d s tą p im y
od w sk a z a n e g o u p rz e d n io ro z ró ż n ie n ia . Bo n a p ła sz c z y ź ­
nie rzeczy m a ją c y c h p o c z ą te k w czasie, n a jw y ż sz ą ła sk ą
je s t zjed n o czen ie czło w iek a z B o g iem w je d n o ś c i o so b y .
A n a p łaszczyźnie rzeczyw istości w ie k u isty c h słu szn ie n a j­
w yższą p ra w d ę p rz y p isu je się S łow u B o że m u . O tó ż te n
sam , 1034 k tó ry je s t je d n o ro d z o n y m S ynem O jc a p e łn y m
łask i i p ra w d y , dzięki W cie le n iu d z ia ła ł d la n a s ta k ż e
XIX, 24 417

i w rzeczyw istości do czesn ej, ażeb y śm y — oczyszczeni p rz e z


w ia rę w N ie g o —m o g li n a zaw sze o g lą d a ć G o w rzeczy w is­
to ści w iecznej.
N ie k tó rz y filo zo fo w ie p o g a ń sc y — b io rą c za p u n k t w y ­
jś c ia rzeczy w isto ści s tw o rz o n e — doszli d o k o n te m p la c ji
n ie w id zialn y c h d o sk o n a ło śc i B o g a. A le p o n ie w aż filo z o fo ­
w ali bez P o ś re d n ik a , to je st bez C z ło w ie k a -C h ry stu sa , i nie
u w ierzy li w N ie g o nie id ą c an i za z ap o w ie d z ią p ro ro k ó w ,
an i z a św iad ectw em A p o sto łó w , p rz e to p o sia d a li sw o ją
p ra w d ę w n ie p ra w o śc i, ja k m ó w i św. P aw eł (R z 1, 1 8 )2B.
S z u k a li b o w ie m ś ro d k ó w d o sięg n ięc ia ty lk o ty ch rzeczy w i­
sto ści, k tó ry c h w ielk o ść zro zu m ieli. C zy n iąc ta k p a d li
o fia rą o sz u k a ń c z y c h d e m o n ó w , k tó re sp raw iły , że „ z a ­
m ie n ili ch w ałę n iezn iszczaln eg o B o g a n a p o d o b ie ń stw o
i o b ra z śm ie rte ln eg o czło w iek a, p ta k ó w , zw ierząt c z w o ro ­
n o ż n y c h i p ła z ó w ” (R z 1, 18—23). W ta k ic h b o w iem fo r­
m a c h p rz e d sta w ia li sobie i czcili sw oich b a łw an ó w .
A w ięc w ie d zą n a sz ą i u m ie ję tn o śc ią je st C h ry stu s. I m ą ­
d ro ś c ią ró w n ie ż je st C h ry stu s. O n w p a ja n a m w iarę, k tó r a
o d n o s i się d o rzeczyw istości m a ją c y c h m iejsce w czasie.
I O n ró w n ie ż o b ja w ia n a m p ra w d ę o w iecznych rzeczyw is-
to śc ia c h . P rz e z N ie g o d o N ie g o d o c h o d z im y , przez w iedzę
z d ą ż a m y d o m ą d ro ś c i, a p rzy ty m nie o d d a la m y się o d
je d n e g o i te g o sam eg o C h ry s tu s a , „w k tó ry m u k ry te są
w szy stk ie s k a rb y m ą d ro ś c i i w ied zy ” (K o l 2, 3). T e ra z
je d n a k o w ie d zy m ó w im y , a p ó źn iej d o p ie ro o m ą d ro ś c i
m ó w ić b ę d zie m y w tej m ierze, w ja k ie j d a n a m to uczynić.
N ie p rz y jm u je m y je d n a k ty c h o k re śle ń w ta k ścisły i ry g o ­
ry sty c zn y s p o só b , by nie m o ż n a było m ó w ić o m ą d ro ś c i
ta k ż e i w o d n ie sie n iu d o rzeczy lu d z k ic h , a o w iedzy
— o d n o ś n ie d o te g o , co je st w B o g u . Jeśli bow iem o k re ś ­
le n ia te p o jm u je m y szerzej, to ta k je d n o , ja k d ru g ie m o ż n a
n a z w a ć b ą d ź m ą d ro ś c ią , b ą d ź w ied zą. A je d n a k z p e w n o ­
ścią A p o s to ł by nie p o w ied ział: „ Je d n e m u d o sta je się 26

26 Na Lym twierdzeniu św. Pawła oparta jest teoria pierwszych myślicieli


chrześcijańskich (Justyna, Klemensa Aleks., Orygenesa) o „kradzieżach filozofów”
w stosunku do objawienia Mojżeszowego przy pomocy szatana, który im udzielił
części prawdy, a za to wymagał dla siebie kultu.
418 Księga XIII

m o w a m ą d ro śc i, a in n e m u m o w a u m ie ję tn o śc i” , gdyby
sło w a te n ie p o siad a ły p ew n eg o o d rę b n e g o zn aczen ia, co
o b ecn ie p o s ta ra m y się w yjaśnić.

S treszczen ie księg i
X X . 25. Z o b a c zy m y te ra z, co n a m p rz y n io sły ta k długie
o m ó w ie n ia i d o czego w n ich doszliśm y.
C hcieć być szczęśliw ym - ta k , w szyscy te g o ch cą. A le nie
w szyscy m a ją w iarę, k tó r a d o tego d o p ro w a d z a . A je d n a k
dzieje się ta k , że przez w iarę, k tó re j nie w szyscy p ra g n ą ,
d o c h o d z i się d o szczęścia, k tó re g o n ik t nie m o ż e nie chcieć.
K a ż d y d o strz e g a to w sw oim sercu, że chce być szczęśliw y,
ta k a je st w tej spraw ie sk ło n n o ść w oli w n a tu rz e ludzkiej,
że człow iek nie m o ż e się om ylić w n io sk u ją c co d o tego
0 u czuciach in n y ch ludzi n a p o d sta w ie w ła sn y c h uczuć.
Jed n y m słow em , w ia d o m o , że w szyscy teg o p ra g n ą . N a to ­
m ia s t w ielu nie żywi n ad ziei co do tego, by m o g li być
n ieśm iertelni, a przecież bez tego n ik t nie m o ż e być szczęś­
liwy, czego k a ż d y p ra g n ie . C hcieliby je d n a k być n ie śm ier­
telni, gdyby to było m ożliw e, ale nie w ierząc w tę m o ż ­
liw ość, nie żyją w ta k i sp o só b , by to się stało m ożliw e.
Z a tem w ia ra je s t n a m p o trz e b n a do o siąg n ięcia szczęśliw o­
ści w pełni d ó b r n a tu ry ludzkiej, ta k duszy, ja k i ciała.
W ia ra ta streszcza się w C h ry stu sie , k tó ry w ciele z m a r­
tw ychw stał, 1035 żeby ju ż n ig d y nie u m rzeć. T y lk o O n
je d e n p rz e z odpuszczenie grzechów m o ż e w yzw olić n as
z m ocy d ia b ła . I o tym jeszcze n a u c z a n a s w ia ra , że
p o z o sta ją cy p o d w ład zą d ia b e lsk ą w io d ą nieszczęśliw y ży­
w o t, i to n a zaw sze, ta k , że je st to raczej śm ierć niż życie.
P rzed staw iłem tę w iarę w księdze niniejszej, ja k u m ia łe m
1 ja k czas m i n a to pozw olił, choć m ó w iłem ju ż o niej do ść
obszernie w IV k s ię d z e 27. W te d y je d n a k o m a w iałem ją
z in n eg o p u n k tu w idzenia, a te ra z inaczej. W ó w czas c h cia ­
łem w y k azać dlaczego i w ja k i sp o só b C h ry s tu s z o stał
p o słan y p rzez O jca, kied y n a s ta ła p e łn o ść czasu (G a 4, 4);
a p o d jąłem to w tedy ze w zględu n a ty ch , k tó rz y u trz y m u ją ,

27 IV. XIX, 25—XX, 28, str. 182-187.


XX, 25-26 419

że p o sy łając y i p o sła n y nie m o g ą b y ć ró w n i n a tu rą . T u ta j


zaś c h o d zi o w y k a za n ie ró ż n ic y p o m ięd zy w ied zą, k tó ra
n ależy d o dziedziny życia czynnego, a m ą d ro śc ią , k tó r a je s t
k o n te m p la c y jn a .

Trójca w cnocie w iary


26. J a k gdyby w stęp u ją c ze s to p n ia n a sto p ie ń u siło w aliś­
m y ta k w m ą d ro śc i, ja k w w iedzy od n aleźć tro isto ść
o d p o w ia d a ją c ą w ew n ę trz n e m u człow iekow i, p o d o b n ie ja k
p rz e d te m d o szu k iw aliśm y się takiej tró jcy w człow ieku
zew n ętrzn y m . S zukaliśm y jej w te n sp o só b , ażeby um ysłem
z a p ra w io n y m ju ż w rzeczach n iższych, dojść d o k o n te m p la ­
cji tej T ró jc y , k tó ra je st B ogiem , d o o g lą d an ia Jej c h o ciaż­
b y n a n a sz sp o só b , w tej m ierze, ja k to je st d la n as d o s tę p ­
ne, ch o ćb y w z ag a d c e i p rz e z zw ierciadło (1 K o r 13, 12).
K to słow a w y ra ża ją ce tre ść w ia ry p rzech o w u je w p a m ię ­
ci ja k o sam e ty lk o dźw ięki, ale nie ro zu m iejąc ich zn acze­
n ia, te n je s t p o d o b n y d o ludzi, k tó rz y , nie zn ając języ k ó w
o b cy ch , n a u czy li się n a pam ięć n ie k tó ry c h słów g reckich,
łaciń sk ich czy in n eg o nie z n an e g o im języ k a. C zy je d n a k
nie m a ju ż w ich um yśle pew nej trójcy: b o w p am ięci
p rz e c h o w u ją dźw ięki ow ych słów , n aw et kiedy o ty m nie
m y ślą; k ie d y zaś m y ślą o n ich , p o w staje p e w n a p rz y p o m i­
n a ją c a je w izja, i czy nie łączy ich w ola p rz y p o m in ająceg o
so b ie i m y śląceg o ? Z p e w n o śc ią je d n a k nie m o g lib y śm y
pow iedzieć, że przez to ci ludzie d z iałają w edług tro isto śc i
czło w ieka w ew n ętrzn eg o , lecz raczej zew nętrznego. T o b o ­
w iem , co p rz e c h o w u ją w pam ięci, kied y o tym nie m y ślą,
i co o g lą d a ją , kiedy ch cą i w tej m ierze ja k chcą, to
w szy stk o o d n o si się d o zm ysłu zw anego słuchem , a kiedy
m y ślą, to p rz y w o łu ją o b ra z y rzeczy cielesnych, to je s t ciał.
L ecz je śli zac h o w u ją w p am ięci i p rz y p o m in a ją 1036
sobie tre ść ow ych słów , to czynność ow a należy ju ż d o
d zied zin y czło w iek a w ew n ętrzn eg o . N iem niej nie m o ż n a
jeszcze an i m ó w ić, ani sądzić, by żyli oni w edług tró jcy
czło w ieka w ew n ętrzn eg o , jeśli n ie m iłu ją zaw arty ch w ty ch
sło w ach n a u k , p rz y k a z a ń i o b ietnic. M o g lib y przecież
z ac h o w ać w pam ięci tę n a u k ę i p rz y p o m in a ć ją sobie np.
420 Księga XIII

fałszyw ie ją o cen iając lub n a w e t p o to, ażeby ją zw alczać.


N iew ątpliw ie w ięc w o la b ę d ą c a w ięzią p o m ię d z y w ia d o m o ­
ściam i z ach o w an y m i w p am ięci a ich w izją m y ślo w ą, d o ­
p ełn ia pew nej tro isto śc i i je st w niej trzecim czło n em . N ie
żyje się je d n a k w edług tej tró jcy , jeśli — ja k o fałszyw e
- o d rz u c a się to , o czym się m yśli. N a to m ia s t k ied y się nie
w ierzy w praw d ziw o ść ty ch n a u k , kiedy k o c h a się to , co
należy m iło w ać, w ów czas żyje się w edług tró jc y czło w iek a
w ew n ętrzn eg o , gdyż k a żd y żyje w edług teg o , co k o c h a . A le
ja k m o ż n a k o c h a ć to , czego się nie zn a, a p rz y jm u je się
ty lk o p rzez w iarę? — S praw ę tę om ów iłem ju ż w p o p rz e ­
d n ic h księgach. W y k azałem ta m , że n ik t nie k o c h a tego,
czego zupełnie nie zna; a kiedy m ó w i się o m iłości rzeczy
n iezn an y ch , to je d n a k k o c h a się je dzięki te m u , co je st
znane.
K o ń c z ą c tę księgę p rz y p o m in a m y jeszcze, że sp ra w ie d ­
liwy z w iary żyje (R z 1, 17), a w ia ra d z ia ła p rz e z m iło ść
(G a 5, 6). T a k w ięc w szystkie cn o ty , d zięk i k tó ry m żyje
się ro z tro p n ie , m ężnie, w strzem ięźliw ie i spraw iedliw ie,
w szystkie o n e o d n o sz ą się d o w iary i bez niej n ie m o g ły b y
być p raw dziw ym i c n o ta m i. Je d n a k ż e w o b ecn y m życiu nie
są o ne jeszcze ta k d o sk o n a łe , by nie b y ło tu czasem
p o trz e b y o d p u szczen ia grzechów . A to d o k o n u je się je d y ­
nie m o c ą T eg o , k tó ry m o c ą sw oją p o k o n a ł k sięcia grze­
chów . W szystkie w iad o m o ści w duszy w ierząceg o w yw o­
d zące się z tej w ia ry i z życia z g o d n eg o z w ia rą , p rz e ch o w y ­
w a n e w p am ięci, o g lą d a n e w p rz y p o m n ie n iu i u m iło w a n e
p rzez w olę, sta n o w ią pew nego ro d z a ju tró jcę. N ie je s t to
jeszcze o b ra z B oga, o k tó ry m z Jeg o p o m o c ą p ó źn iej
będziem y m ów ić. W te d y o k a że się on lepiej, gdy w y k a że ­
m y , w czym o n je st, i tego czy teln ik m a o czek iw ać w n a ­
stępnej księdze.
K S IĘ G A C Z T E R N A S T A

D U SZA O BRA ZEM BOGA

W stę p

D efinicja m ądrości
I. 1. B ędziem y te ra z m ów ili o m ą d r o ś c i1. N ie o tej Bożej
M ą d ro ś c i, k tó r a n iew ątpliw ie je st B ogiem , p o n iew aż M ą d ­
ro śc ią B oga n azy w a się Syn Jeg o je d n o ro d z o n y (S yr 24, 5;
1 K o r 1, 24). A le będziem y m ó w ić o ludzkiej m ą d ro śc i,
p raw d ziw ej je d n a k , tej w edług B oga, k tó ra je st a u te n ty c z ­
n y m i szczególnym k u ltem B o g a, tym , co p o g reck u ok reśla
się ja k o th eo se b e ia 2. Ł acin n icy —ja k w spo m n iałem — n a z y ­
w a ją ją p o b o ż n o śc ią —p ie t as, ch cąc o d d a ć tę treść w je d ­
nym słow ie ta k ja k G recy. W p raw d zie u G re k ó w p ieta s
o z n a c z a to , co oni n a zy w ają eusebeia. Lecz p e łn a treść
sło w a theosebeia nie m o g ła być o d d a n a po łacinie je d n y m
słow em . D la te g o lepiej tłu m aczy ć ją p rzez określenie: k u lt
B oga, D e i c u ltu s 3.
Z e n a ty m polega m ą d ro ść lu d z k a — co p rzed staw iliśm y
w d w u n a ste j księdze niniejszego d z ie ła 4 - n a to w sk azu je
p o w a g a P ism a św. w księdze sługi B ożego H io b a , gdzie
czy tam y, że s a m a M ą d ro ś ć B oża p o w ied ziała d o człow ie­
ka: „ O to p o b o ż n o ść , to je s t m ą d ro ś ć , a o d stęp o w ać od

1 Streszczenia księgi w Posłowiu, n. 35.


3 Wyraz sebesthmi należy wyłącznie do języka religijnego już w poematach
homeryckich (np. Iliada, IV. 242). U tragików i u Platona występuje także tylko
w kontekście religijnym (AJSCHYLOS, Siedmiu , 594; Ofiar., 921; 725; SOFOKLES,
Antyg., 777; Ajaks, 719; EURYPIDES, llipp. 896 etc...). Oznacza to samo, co
hebrajska „Bojaźó wobec Boga”.
3 Ks. XII. XIV, 22, str. 374-375.
* Tamże.
422 Księga XIV

złego — w ie d z a ” (Job 28, 28 *). N ie k tó rz y tłu m a c z ą to


w ed łu g greckiego epistem e, ja k o discipiina, to je st n a u k a ,
co n iew ątpliw ie p o c h o d zi od discere, uczyć się, a w ięc m o że
o zn aczać to sam o , co w iedza, scientia. W k a ż d y m r a z ie s po
to je st n a u k a , p o to się uczym y, żeby w iedzieć. W in n y m
zn aczen iu słow o discipiina w y ra ż a k a rę p rz y jm o w a n ą za
grzech. 1037 D la te g o czy tam y w Liście do Ż y d ó w : „G d zie ż
je st syn, k tó re g o by ojciec nie k a r a ł” . I w y raźn iej jeszcze:
„ W p ra w d z ie w szelkie k a ra n ie n a razie nie ra d o ś ć p rz y n o si,
lecz sm u tek , później je d n a k d o św iad c z o n y m p rz e z siebie
w y d a błogi ow oc sp raw ied liw o ści” (H b r 12, 7. 11).
B óg z ate m je st n ajw yższą M ą d ro śc ią , a o d d a w a n ie czci
B ogu je st lu d z k ą m ą d ro śc ią , o k tó re j te ra z będziem y m ó ­
wić. „ M ą d ro ś ć bow iem św iata teg o g łupstw em je s t u B o ­
g a ” (1 K o r 3, 19). A le o tej m ą d ro śc i, k tó r a je s t k u lte m
B oga, p o w ia d a ją K sięgi Święte: „ M n ó s tw o m ą d ry c h ... je st
zbaw ieniem o k rę g u ziem i” (M d r 6, 26),

M ą d ro ść i filo z o fia
2 . Lecz jeśli d y sk u to w a ć o m ą d ro śc i je st p rzy w ilejem sa­
m y ch ty lk o m ęd rcó w , to co m y m a m y po cząć? C zy o śm ieli­
m y się m o że p o d a w a ć z a m ę d rc ó w , żeby n ie p o c z y ta n o
n a m z a bezczelność d y s k u to w a n ia o m ą d ro śc i? C zy też
p o w strz y m a n as p rz y k ła d P ita g o ra s a , k tó ry nie śm iał p o ­
d a w ać się z a m ę d rc a i d la te g o n a zy w a ł siebie filo zo fem , to
je st m iłośnikiem m ąd ro ści? Słow o to zy skało n a stę p n ie ta k
w ielkie p o w o d z en ie u tych, k tó rz y p o n im przyszli, że
żad en człow iek, n aw et n ajb ard zie j celujący we w szy stk im ,
co d o ty czy m ą d ro śc i — ta k w e w łasnym m n ie m a n iu , ja k
i w oczach in n y ch - nie b y ł ju ż n a zy w a n y inaczej, ja k
filozofem . Jeśli w ięc ż ad e n z ty c h lu d zi nie śm iał p o d a w a ć
siebie za m ę d rc a , to czy nie d la te g o , że u w a ża li, iż m ę d rz ec
to człow iek bez skazy? L ecz nasze K sięgi Św ięte teg o nie
m ó w ią. P o w ia d a ją one: „ K a rć m ą d re g o , a b ęd zie cię m iło ­
w a ł” (Prz 9, 8). Z a te m u w a ż a ją go za g rz e sz n ik a , jeśli 6
6 Augustyn doskonale sobie zdaje sprawę, że discipiina od discere, i scientia od
scire nie łączą się etymologicznie. Ale zrwycza.jem retorów zadowala się dla publicz­
ności pewną grą stów, która podkreśla jakieś pokrewieństwo wyrazów.
I, 1-3 423

sąd z ą , że należy go stro fo w ać. C o d o m n ie je d n a k , to


n a w e t z tym zastrzeżeniem nie ośm ielę się n azw ać m ę d r-
cem . W y sta rc z y m i — czego n a w et sta ro ż y tn i o d m ó w ić m i
nie m o g ą — to , że rów nież filozofow ie, a w ięc m iło śn icy
m ą d ro śc i, m a ją p ra w o o niej d y sk u to w ać . N ie są tego
p ra w a p o z b aw ie n i ró w n ież i ci, k tó rz y p o d a ją się raczej za
m iło śn ik ó w m ą d ro śc i niż za m ęd rcó w .

W iedza i m ądrość
3. R o z p ra w ia ją c y o m ą d ro śc i p o d a ją ta k ą jej definicję:
„ M ą d ro ś ć je s t z n ajo m o ścią rzeczy B oskich i lu d z k ic h ” 6.
D la te g o to sam tw ierdziłem w p o p rzed n iej k s ię d z e 67, iż
i m ą d ro ś c ią , i w iedzą m o ż n a n a zy w a ć z n ajo m o ść o b u
ro d z a jó w rzeczyw istości, to je s t i rzeczy B oskich, i rzeczy
lu d zk ich . Je d n a k ż e ro z ró ż n ie n ie p rz e p ro w a d z o n e p rz e z
A p o s to ła w słow ach: „ Je d n e m u d o sta je się... m o w a m ą d r o ­
ści, a in n e m u m o w a u m ie ję tn o śc i” (1 K o r 12, 8), zach ęca
n a s d o p o d z ia łu tej definicji n a dw ie, n azy w ając w łaściw ie
m ą d ro ś ć z n ajo m o śc ią rzeczy B oskich, a w łasne im ię w iedzy
z ac h o w u ją c d la spraw ludzkich.
M ó w iłem o w iedzy w księdze trzy n astej. P rzy p isy w ałem
jej w te d y oczyw iście nie w szy stk o , co m o że być p rz e d ­
m io te m w iedzy ludzkiej —d o czego d o łą cz a się tyle p ró ż n o ­
ści n ie p o trz e b n y c h i niebezpiecznej ciekaw ości —ale jed y n ie
to p o z n a n ie , k tó re ro d zi, k a rm i, b ro n i i zasila zb aw ie n n ą
w iarę, d o p raw dziw ego szczęścia p ro w a d zą c ą. W ielu w ier­
n y c h n ie p o s ia d a tej w iedzy, m im o że ich w ia ra je st b a rd z o
m o c n a . Is to tn ie , ró ż n a to rzecz p o p ro stu w iedzieć, w co
człow iek m a w ierzyć, by o siąg n ąć szczęśliwe życie, to je st
ży w o t w ieczny, a co innego w iedzieć, w ja k i sp o só b ta
w ia ra m a być w ielką p o m o c ą d la w iernych i ja k jej b ro n ić

6 Definicja późnych stoików (PLUTARCH, Epitome, I, Proemium 2) zacytowa­


na u H. DIELSA Doxographi Graeci, Berlin 1958, str. 273. ALe znajdujemy ją
i u ORYGENESA jako określenie „gnozy” chrześcijańskiej {Homilie in Jerem., VIII,
2, P. G. 13, 338); ten ostatni mógł ją zapożyczyć od KLEMENSA ALEKS.
{Pedagog., II. II, 25, P. G. 8, 409). Augustyn mógł ją wyczytać u CYCERONA, De
officiis, I. 153, De finihus, II. 37.
7 X m . I, 3; XIX, 24, str. 382-383, 415^118; por. XII. XIV, 23, str. 375-377.
424 Księga XIV

p rzeciw n ie w ie rn y m 8. Z d a je się, że A p o s to ł te rzeczy


n a z y w a w ied zą we w łaściw ym z n aczen iu .
M ó w iąc p rz e d tem o tej w iedzy, k ład łem g łó w n y nacisk
p rzed e w szystkim n a w ierze, p rzy czym p o k ró tc e p rz e d ­
staw iłem różnicę 1038 p o m ięd zy tym , co w ieczne, a co
doczesne. O m ów iłem w tedy szerzej doczesn o ść, p o z o sta w ia ­
ją c w y k ład o w ieczności n a tę o to księgę. W y k azy w ałem , że
w ia ra d o ty czy rzeczyw istości w iecznych, że ch o ć sam a je st
d o czesna, p o n iew aż docześnie przem ieszkuje w sercach w ie­
rzących, jest je d n a k k o n ie cz n a d la osiągnięcia w ie c z n o śc i9.
W yjaśniłem w ów czas i to , że w ia ra d o ty czy ró w n ież pew ­
n y ch rzeczy doczesnych, k tó re W iek u isty d la n as uczynił
i k tó ry c h sam d o z n a ł w n a tu rz e ludzkiej, stw o rzo n ej przez
N ieg o w czasie i przeznaczonej d o w ieczności. M ó w iłem też,
że n a w et cnoty, p o zw alające n a m w tym d o czesn y m i śm ier­
telnym życiu żyć m ężnie, ro z tro p n ie , z u m ia re m i sp ra w ie d ­
liwie, o tyle ty lk o są c n o tam i, o ile o d n o sz ą się d o w iary,
k tó ra , c h o ć d oczesna, p ro w a d zi d o w ie c z n o śc i10.

1. O b ra z B o g a w d u szy

T riada w iary nie je s t obrazem B o ż y m


II. 4. A p o n ie w a ż n a p is a n e jest: „ P ó k i p rz e b y w a m y w ciele,
tu ła m y się d a le k o o d P a n a , b o c h o d zim y w w ierze, a nie
w w id z e n iu ” (2 K o r 5, 6—7), p rz e to „ sp ra w ie d liw y z w iary
ży je” (R z 1, 17). C h o ć w ed łu g w e w n ę trz n e g o c zło w ie k a o n
żyje, choć p rz e z tę d o c z e sn ą w iarę d o p ra w d y się z w rac a
i d ąży do w ieczności, niem n iej je d n a k to d o c z e sn e p o s ia d a ­
n ie, k o n te m p la c ja i m iło ść w ia ry n ie są jeszcze tr ia d ą , k tó rą
b y ju ż m o ż n a n a zw a ć o b ra z e m B o g a.

B Tak samo przedstawia zagadnienie filozofii i wiary KLEMENS ALEKS. np.


w Strom atach, VI. 18, P. G. 9, 396. Opiera się tam na rozumowaniu zawartym
w P rotreptyku Arystolelesa. A wiemy, że Augustyn zna to dzieło Stagiryty poprzez
H ortensjusza Cycerona (W yzn a n ia III. IV, 7-8), który był łacińską adaptacją tegoż
dzieła. Por. M. Ruch, L ’H ortensius de Cicéron, histoire e t reconstitution, Paris 1958.
H XIII. VII, 10, str. 393-396.
lu XIII. XX, 26, str. 419-420, gdzie także cnoty „m oralne” są połączone z cno­
tami „teologicznymi” jak tutaj.
I, 3 - III, 5 425

N ie w y o b ra ż a jm y sobie, że w rzeczach d o c ze sn y ch m ieści


się o b ra z , k tó ry m a trw a ć n a w ieczność. D u s z a lu d z k a ,
w id ząc sw ą w ia rę — d zięk i k tó re j w ierzy w to , czego nie
w id zi — nie w id zi czegoś w ieczn eg o . A le nie zaw sze ta k
będzie. I z p e w n o śc ią będzie nie ta k , g d y u k re s u tej
p ielg rzy m k i, gdy tu ła m y się z d a la od B o g a i z k o n ie cz n o ści
w w ierze c h o d zim y — n a s tą p i w idzenie tw a rz ą w tw a rz
(1 K o r 13, 12). W te n sp o só b , c h o ć te ra z nie w idzim y,
je d n a k d zięk i w ierze z asłu ż y m y n a w idzen ie i w eselić się
b ę d ziem y z d o jśc ia przez w ia rę d o wizji. W te d y ju ż nie
b ęd zie w ia ry , k tó r a k a że n a m w ierzyć w to , czego się nie
w idzi, ale będzie w idzenie, w k tó ry m będzie się o g lą d a ć to ,
w co się w ierzyło. Jeżeli n a w e t b ędziem y w ted y p a m ię ta ć to
m in io n e ju ż życie i jeśli p a m ięć będzie n a m p rz y p o m in a ć
czas, k ie d y śm y w ierzyli n ie w idząc, to je d n a k w ia ra ta
b ęd zie się w ó w czas o d n o sić d o przeszłości, a n ie d o rzeczy
ju ż o b e c n y c h i trw a ją c y c h zaw sze. Z o b a c zy m y w ów czas, że
ta tr ia d a w iary , żyw ej i trw a łe j, k tó r a dziś p o le g a n a
p a m ię ci, k o n te m p la c ji i m iło ści, o k aże się w te d y rzeczą
m in io n ą i przeszłą, że nie trw a o n a zaw sze. G d y b y ta tria d a
w ia ry ju ż te ra z b y ła o b ra z e m B ożym , to w ta k im razie
n a le ż a ło b y w n o sić, że o b ra z je s t nie w tym , co w ieczne, lecz
w rz e cz y w isto śc ia ch p rze m ija jąc y c h .

II I. J e s t to nie d o p rz y ję cia , gdyż jeśli d u s z a z n a tu ry


swej je st n ie śm ie rte ln a , jeśli ra z s tw o rz o n a nie p rz e sta je ju ż
istn ieć, to niem ożliw e, by to , co je s t w niej n ajlep sze, nie
trw a ło ta k d łu g o ja k o n a , k tó r a je st n ie śm ierteln a . A cóż
je s t lep szego w jej n a tu rz e niż to , że z o sta ła stw o rz o n a n a
o b ra z S tw o rzy c ie la sw ego (R d z 1, 27)? W ięc nie w p o ­
s ia d a n iu , k o n te m p la c ji i m iło śc i w iary , k tó ra m in ie, m a m y
sz u k a ć te g o , co m o ż n a n a z w a ć o b ra z e m B o g a.

R o zw ią za n ie trudności
5. C zy je d n a k d la p rz e k o n a n ia się, że ta k je st, nie n a le ż a ło ­
by sięg n ą ć głębiej i d o k ła d n ie j z b a d a ć zag ad n ien ie? M o ż n a
by p rz e cie ż 1039 p ow iedzieć, że ta tria d a nie p rz e sta n ie
istn ie ć, n a w e t gdy w ia ra u sta n ie . T a k ja k te ra z zach o w u je-
426 Księga XIV

m y w ia rę w p a m ię ci, o g lą d a m y w m yśli i w o lą m iłu jem y ,


ta k sam o i w ted y —alb o ja k o rzecz n a le ż ą c ą d o p rzeszło ści
—b ęd ziem y j ą p rz e c h o w y w a ć w p a m ię ci, b ęd zie m y ją so b ie
p rz y p o m in a ć i b ęd ziem y te d w a a k ty łączy ć trz e c im jeszcze,
to je st w o lą . A w ięc tro is to ś ć n a d a l trw a ć b ęd zie. Jeżeli
b o w iem jej przejście nie p o z o sta w i w n a s nic, co by b y ło ja k
g d y b y jej ślad em , to pew ne, że nie b ęd zie w n aszej p am ięci
nic, d o czego m o g lib y śm y się z w ra c a ć , ch cąc so b ie p rz y p o ­
m n ieć tę p rz e sz łą w ia rę i łączyć u w a g ą o b a te rm in y , to je s t
w sp o m n ien ie k ry ją c e się w p a m ię ci, g d y o n im n ie m y ślim y
i je g o m y ślo w e p rz e d sta w ie n ie.
- T e n je d n a k , k to ta k m ó w i, nie ro z ró ż n ia d w ó c h
tro isto śc i: tej, k tó r a je s t te ra z , k ie d y p o s ia d a m y , k o n te m p ­
lu jem y i k o c h a m y o b e c n ą w n a s w iarę; o ra z tej, k tó r a
b ęd zie w przyszłości, kied y to ju ż nie b ę d zie w ia ra , ale ja k
g d y b y jej ślad , p o z o sta ły ja k o o b ra z u k ry ty w p a m ię ci,
k tó ry będziem y o g lą d a ć w ak cie p rz y p o m n ie n ia , łącząc
w o lą te d w a elem en ty , to je s t ślad z a c h o w a n y w pam ięci
i je g o p rz e d sta w ie n ie w y cisk ające się w e w z ro k u d u c h a
w m o m e n c ie p rz y p o m in a n ia .
D la lepszego w y ja śn ie n ia tej ró ż n ic y p o słu ż y m y się p rz y ­
k ła d e m z rzeczyw istości zm y sło w y ch , o k tó ry c h b y ła m o w a
w księd ze je d e n a ste j 11. W z n o s z ą c się o d n iższy ch rzeczy w i­
sto ści k u w yższym a lb o p rz e c h o d z ą c od rzeczy z e w n ę trz ­
n y c h d o c o ra z b ard ziej w e w n ę trz n y c h — o d k ry liśm y p ie rw ­
szą tria d ę : w id zian e ciało, w z ro k p o d m io tu w id ząceg o
p o ru s z o n y p rz e z ow o ciało w chw ili, gdy je w idzi, o ra z
u w ag ę w oli łą c z ą c ą je d n o z d ru g im . P o łą c z m y p o d o b n ą do
tej tria d ę w y w o d z ą c ą się z o b ecn ej w n a s w ia ry : P o d o b n ie
ja k o g lą d a n e ciało z n a jd o w a ło się w ja k im ś o k re ś lo n y m
m iejscu , ta k i w ia ra u m ie jsca w ia się w p a m ię c i. P o b u d z a
o n a m y śl p a m ię ta ją c e g o , p o d o b n ie ja k ciało w id z ia n e o d ­
d ziały w ało n a w z ro k p a trz ą c e g o . D o ty c h d w ó c h c z y n ­
n ik ó w , d la d o p e łn ie n ia tró jc y , d o c h o d z i trzeci: w o la z b liż a ­
ją c a d o siebie i w ią ż ą c a w ia rę o b e c n ą w p a m ię c i i to , co je s t
o b ra z e m z a p isa n y m w e w z ro k u w sp o m n ie n ia . P o d o b n ie
ja k w tria d z ie w izji cielesnej u w a g a w o li łą cz y z s o b ą fo rm ę

11
X I. II, 2 -5 , str. 331—336.
III, 5 - IV, 6 427

w id z ia n e g o ciała i jego o b ra z k s z ta łtu ją c y się we w z ro k u


w id ząceg o p o d m io tu .
P rz y p u ść m y te ra z , że ciało , n a k tó re p atrz eliśm y , z n ik a
i n ie p o z o sta je p o n im nigdzie ż a d e n ślad , nic, k u czem u
w z ro k m ó g łb y się zw rócić. P o ty m p rz e d m io cie m a te ria l­
n y m , k tó ry n ależy ju ż d o przeszło ści, p o z o sta ł o b ra z w p a ­
m ięci. O n to d z ia ła n a w e w n ę trz n y w z ro k teg o , k to go
so b ie p rz y p o m in a . A te d w a e lem en ty są z so b ą p o łą c z o n e
p rz e z w olę. C zy po w iem y , że je s t to tria d a , ta sa m a , co
p rz e d te m , k ie d y ciało z n a jd u ją c e się w o k re ślo n y m m iejscu
b y ło o b e cn e d la w z ro k u ? — Z p e w n o śc ią , nie. Jest to in n a
ju ż tró jc a . P ie rw sz a b y ła z e w n ę trz n a , d ru g a je st w e w n ę trz ­
n a ; p u n k te m w y jścia d la pierw szej był w id o k o b ecn eg o
p rz e d m io tu , d la d ru g iej — o b ra z p rz e d m io tu , k tó ry ju ż
zn ik ł,
P o d o b n ie rzecz się m a w in te re su jąc y m n a s o b ecn ie
w y p a d k u , z u w a g i n a k tó ry u z n aliśm y za w sk a z an e o d ­
w o ła ć się d o p rz y to c z o n e g o p rz y k ła d u . W ia ra a k tu a ln ie
o b e c n a w n aszej d uszy je s t ja k p rz e d m io t w m iejscu .
D o p ó k i je s t z a c h o w y w a n a , w id z ia n a i k o c h a n a , stan o w i
o n a p e w n ą tró jc ę . L ecz tro isto ś ć ta p rz e sta n ie istnieć, gdy
n ie b ęd zie ju ż w iary w d uszy; p o d o b n ie ja k n ik n ie tro isto ść ,
gdy ju ż n ie m a w m ie jsc u o g lą d a n e g o p rz e d m io tu . T ria d a ,
k tó r a je d n a k p o w sta n ie , k ie d y p rz y p o m n im y sobie, że
k ied y ś t a p ie rw sz a b y ła, ale ju ż jej nie m a , będzie in n a . T a
p ie rw sz a b o w ie m , k tó r a te ra z istnieje, w yw odzi się z rz e ­
czy w istości o b ecn ej i tk w iącej w d u szy w ierząceg o . T a
n a to m ia s t, k tó r a w ted y będzie, p rzy jm ie ja k o p o c z ą te k
1040 o b ra z rzeczy m in io n e j, p o z o sta n ie w p am ięci tego,
k tó ry p rz y w o łu je jej w sp o m n ien ie.

O b ra z B o g a w d u szy nieśm iertelnej


IV . 6. A w ię c a n i ta tria d a , k tó re j te ra z jeszcze nie m a , nie
b ę d zie o b ra z e m B o g a, a n i ta , k tó r a p rz e sta n ie istnieć.
N ie. O b ra z u B o żeg o trz e b a sz u k a ć w duszy człow ieka,
d u sz y ro z u m n e j, czyli d u ch o w ej. T a m o b ra z S tw ó rcy je s t
n ie śm ie rte ln ie w szczep io n y w jej nieśm ierteln o ści. O n ie ­
śm ie rte ln o śc i d u sz y m ó w i się w p ra w d z ie ty lk o w pew n y m
428 K sięga X IV

z n a c z e n iu —gdyż istnieje i śm ie rć d u szy , k ie d y s tra c i o n a to


szczęśliw e życie, k tó re je s t p ra w d z iw y m jej ży ciem . M ó w i­
m y je d n a k o jej n ie śm ierteln o śc i, gdyż ja k ie k o lw ie k by to
b y ło życie, c h o ćb y n a jn ęd z n ie jsze , n ig d y n ie p rz e sta je
o n a żyć. C h o ć ro z u m czy in te lig e n cja czasem są ja k b y
u śp io n e , a czasem o k a z u ją się a lb o m a łe a lb o w ielkie,
je d n a k d u s z a lu d z k a n ig d y nie p rz e sta je b y ć ro z u m n a
i in te le k tu a ln a . Z a te m jeżeli d u s z a lu d z k a d la te g o je st
s tw o rz o n a n a o b ra z B oży, że m o ż e u ż y w ać ro z u m u , by
p o z n a ć i o g lą d a ć B oga, to oczyw iście od p ierw szej chw ili
sw ego istn ie n ia ta d z iw n a i w ie lk a n a tu r a zaw sze je s t
o b ra z e m B o g a, i to z a ró w n o w ted y , gdy je s t o n w niej ta k
z a ta rty , że p ra w ie go nie m a , czy z ać m io n y i z n ie k s z ta ł­
c o n y , czy też ja sn y i p ięk n y 12.
N a d ty m z n iek ształcen iem g o d n o śc i c zło w ie k a żali się
P ism o , k ie d y p o w ia d a: ,,W p ra w d z ie w o b ra z ie czło w iek
p ro w a d z i życie, ale p ró ż n o się trw o ż y , z b ie ra s k a rb y , a nie
w ie, d la k o g o to z b ierze” (Ps 38, 7). P ism o św. nie m ó w iło ­
b y o m a rn o ś c i o b ra z u B o żeg o , g d y b y n ie to , że stał się
z n ie k sz ta łc o n y . Lecz sam o z n iek sz tałce n ie nie m a tak iej
m o c y , by zniszczyć w d u szy to , że je s t o b ra z e m B o g a.
M ó w i przecież, że „cz ło w ie k w o b ra z ie p ro w a d z i życie
sw o je” . M o ż n a w ró ż n y sp o só b o d w ró c ić to z d a n ie , nie
z m ie n ia ją c je g o p ra w d ziw o śc i. Z a m ia s t: „ C h o c ia ż w o b ­
ra z ie p ro w a d z i życie sw oje, ale i p ró ż n o się tr w o ż y ” , m o ż n a
by też pow iedzieć: „ C h o ć człow iek p ró ż n o się trw o ż y ,
je d n a k w o b ra z ie p ro w a d z i życie sw o je ” . Z a iste , p rz y całej
swej w ielkości n a tu r a je g o m o g ła b y ć z n ie k s z ta łc o n a , b o
nie je st n ajw y ższą n a tu rą . L ecz b ę d ą c n a s ta w io n a n a n a j-

12 A więc mamy do czynienia nie z jakąś aLegorią czy tylko porównaniem. Dusza
jest istotnie i ontologicznie obrazem Boga. W tym samym znaczeniu Ojcowie greccy
mówią o „naturalnym” (kata physin ) Bożym życiu zaszczepionym w duszy (np.
GRZEGORZ Z NAZJANZU, Poemat I. II, 31 N. 7: „Poznaj siebie samego, mój
drogi: Pamiętaj skąd pochodzisz, jaka twoja natura”; por. Poeni. II. 1, 51, w. 24;
I. II, 15, w. 151-152). Augustyn tak jak tutaj podkreśli jeszcze dalej (VIII, 11), że
dusza może dążyć do Boga, ponieważ „z natury” jest Jego obrazem. Ale jest to
obraz dynamiczny, nie statyczny. Winniśmy dążyć do urzeczywistnienia tego obrazu
w sobie (por. XII. VII, 10). Obraz zachowuje się tylko przez dążenie do Tego, który
wypisał go w duszy (XII, XI, 6). Inaczej obraz zaciera się. Istnieje tylko jeden Obraz:
zapoczątkowany jest w chwili stworzenia, wypaczony w grzechu, odnowiony w na­
wróceniu, udoskonalony w wizji ostatecznej.
IV, 6 - V, 7 429

w y ższą n a tu r ę i m a ją c z d o ln o ść u c ze stn icz e n ia w n iej, je s t


w ie lk ą n a tu r ą .
S z u k a jm y w ięc w ty m o b ra z ie B o g a pew nej w łaściw ej m u
tro is to ś c i. N ie c h n a m w ty m d o p o m o ż e T e n , k tó ry uczy n ił
n a s n a sw ój o b ra z . Bez N ie g o n ie m o g lib y śm y z b aw ie n n ie
sz u k a ć , an i te ż o d k ry ć teg o , co je st w ed łu g tej o d N ieg o
p o c h o d z ą c e j m ą d ro ś c i. L ecz je śli czy te ln ik z a c h o w a ł w p a ­
m ięci i p rz y p o m in a sobie, c o śm y m ó w ili o d u szy lu d zk iej,
a w ięc d u szy d u c h o w e j, w p o p rz e d n ic h k sięg ach , zw łaszcza
d z iesią te j, a lb o jeśli u w a żn ie p rz e jrz y stro n ic e, gdzie o ty m
m o w a , to nie będzie p o tr z e b a z b y t szero k ieg o w y k ła d u
w tej ta k w a żn e j sp ra w ie.

7. P o w ie d z ieliśm y w ięc m ię d z y in n y m i rzeczam i w k się­


d ze d ziesiątej 13, że d u s z a czło w ie k a z n a sam ą siebie. N ic
b o w ie m nie je s t d u szy ta k d o b rz e z n an e , ja k to , co je s t d la
niej o b e c n e . A co je st d la niej b a rd z iej o b ecn e n iż sa m a
so b ie? P rz y to c z y liśm y jeszcze in n e a rg u m e n ty , w tej m ie rz e,
w ja k ie j w y d a w a ło się to p o trz e b n e d la ja k n ajp ew n iejszeg o
u d o w o d n ie n ia tej p ra w d y .

C zy dusza m a łeg o d ziecka je s t św ia d o m a siebie?


V . C o m a m y p o w ie d zie ć o d u szy m a le ń k ie g o d zieck a,
je szcze ta k m a łe g o i ta k z u p ełn ie p o g rą ż o n e g o 1041 w n ie ­
ś w ia d o m o śc i, że d u s z a czło w iek a, k tó ry ju ż coś wie, p rz e ra ­
ża się c iem n o śc ią tej duszy?
C zy n a le ż y w ierzyć, że p o z n a je o n a sa m ą siebie? C zy że
je s t z b y t z a a b s o rb o w a n a p rz e d m io ta m i i w ra że n ia m i zm y s­
ło w y m i, k tó r e z ac z y n a o d c z u w a ć z ty m w iększą ra d o ś c ią , iż
są d la niej n o w o śc ią ; i d la te g o , c h o ć z n a siebie, n ie m o ż e
m y śleć o sobie? Z ja k im n a tę ż e n ie m u w ag i o d n o si się o n a
d o w id z ia ln y c h p rz e d m io tó w b ę d ąc y c h z zew n ątrz! P o ­
z n a je m y to c h o c ia ż b y p o ty m , że ta k żyw o p ra g n ie c h w y tać
św ia tło , k tó re k to ś p rz e z n ie u w ag ę alb o nie p rz e cz u w ają c
s k u tk ó w , z o sta w ia n a n o c w p o k o ju d zieck a w m iejscu ,
z k tó re g o m a le ń k i m o ż e z w ra c a ć n a nie oczy, n ie m o g ą c

13 X . V II, 10, str. 319-320.


430 Księga XIV

je d n a k o b ró cić szyi. Z n a m y ta k ic h , k tó rz y z tego p o w o d u


d o stali zeza. O czy ich zachow ały to skrzyw ienie n a b y te
w czasie, gdy były d e lik atn e i m ło d ziu tk ie. P o d o b n ie dzieje
się i z innym i zm ysłam i ciała. D u sz a dziecka, n a ile ty lk o
w iek m u p ozw ala, sk u p ia się cała w zm ysłach z ta k im
napięciem , że w szystko, co m ile o d d ziału je n a jeg o zm ysły,
alb o co je d rażni, w yw ołuje gw ałtow ny o d ru c h p ra g n ie n ia
alb o w strętu. D zieci nie m y ślą je d n a k o rzeczyw istościach
w ew nętrznych, o tym , co w nich je st. 1 nie m o ż n a ich
skłonić, by ta k czyniły, gdyż nie ro z ró ż n ia ją jeszcze z n a ­
ków , k tó re by im m ogły coś w skazać. W śró d tych z n ak ó w
sło w a zajm u ją pierw sze m iejsce. A le n ie m o w lę ta zupełnie
ich nie rozu m ieją, ta k sam o zresztą ja k i in n y c h zn ak ó w .
O tó ż w ykazaliśm y ju ż w księdze dziesiątej, że to dw ie
całkiem ró ż n e rzeczy: znać siebie i m yśleć o sobie 14.

8. Lecz p o m ijam y te n w iek, w k tó ry m nie p o w staje


p y tan ie, co się w nim dzieje i k tó ry m y sam i z p ew n o ścią
całkow icie zapom nieliśm y. W y starczy n a m ta pew ność, że
kiedy człow iek będzie m ó g ł zasta n aw ia ć się n a d n a tu rą
swej duszy i o d k ry ć p raw d ę, to ją o d k ry je nie gdzie indziej,
ja k w sobie sam ym . O tó ż o d kryje w ted y nie coś nie
zn an eg o sobie, ale coś, o czym nie m yślał. C ó ż bow iem
w iem y, jeśli nie w iem y tego, co je st w naszej d u szy , z chw ilą
gdy w szystko, co znam y, zn am y je d y n ie p rz e z duszę?

Triada w poznaniu siebie


V I. T a k w ielka je st je d n a k m o c m yśli, że n a w e t sa m a d u sza
w pew nym sensie nie inaczej staje w zasięgu w łasn eg o
p a trz en ia , niż w tedy, gdy m yśli o sobie. T o te ż ty lk o to
p o d p a d a p o d w z ro k duszy, n a co o n a k ie ru je sw ą m yśl, i to
ta k dalece, że sa m a d u sza , b ę d ąc a w a ru n k ie m wszelkiej
m yśli, nie p o d p a d a p o d sw oje w łasn e sp o jrzen ie, jeżeli nie
m yśli o sobie.
J a k się to dzieje, że nie m yśląc sam a o sobie, d u sza nie
p o d p a d a p o d swoje spojrzenie, nie m o g ą c p rzecież n ig d y

14 X. V, 7, str. 316-317.
Y, 8 - VI, 8 431

o d d zielić się o d sam ej siebie? T o w ygląda ta k , ja k gdyby


sa m a d u s z a i jej w idzenie siebie były czym ś o d m ien n y m .
T eg o nie m o g ę zrozum ieć. M o ż n a to bez n iedorzeczności
p ow iedzieć o o k u ciała, bo zajm uje o n o stałe m iejsce
w ciele, a spojrzenie je g o zw raca się n a zew n ątrz, aż po
gw iazdy. A le oko nie je st w zasięgu w łasnego spojrzenia,
p o n ie w aż nie m o że w idzieć siebie inaczej niż w lu strze, ja k
0 ty m m ów iłem 15. Z d u sz ą je d n a k ta k nie je st, gdy przez
m y śl o sobie staje w p o lu w łasnego w idzenia. — Czy m oże
w ted y , m y ślą c o sobie, w idzi część sam ej siebie in n ą sw oją
częścią, p o d o b n ie ja k je d n y m i n a rz ą d a m i ciała m ożem y
o g lą d a ć inne jego części m o g ą ce p o d p a ść p o d n asze sp o j­
rzenia? — C óż rów nie n iedorzecznego m o ż n a by p o m y ś­
leć a lb o pow iedzieć? S k ąd w y łan ia się m yśl, jeśli nie
z sam ej siebie? 1042 I gdzie staje w p o lu w łasnego w i­
d zen ia, jeśli nie w obec sam ej siebie? Z a tem nie będzie
ju ż ta m , gdzie była, kiedy siebie nie w idziała. Jeśli tu ta j jest,
to zn aczy, że ta m jej nie m a . L ecz jeśli zm ieniła m iejsce po
to , by być w id zian ą, to gdzie p o zo stan ie, żeby siebie
w idzieć? C zy m o ż e ro zd w o i się, żeby i być w idzianą,
1 w idzieć siebie?
S a m a P ra w d a —z a p y ta n a o to - nie pow ie nic takiego.
P o n ie w a ż ta k ie m yśli są ty lk o kłam liw ym i o b ra z am i m a te ­
ria ln y m i. Z w szelką p ew n o ścią d u sza ta k a nie je st d la tych,
k tó rz y m o g ą coś o tym praw dziw ego pow iedzieć. W y n ik a
stą d , iż leży to w n a tu rz e duszy, że w idzi siebie, a m yśląc
o so b ie w ra ca d o siebie, nie w ta k i sposób ja k p rzed m io t
ro zciąg ły w p rzestrzeni, ale przez n iem aterialn y z w ro t ku
sam ej sobie. I o d w ro tn ie, kiedy o sobie nie m yśli, to n a
p ew n o nie w idzi siebie, nie k ształtu je sw ojego w łasnego
sp o jrz en ia , niem niej z n a siebie, b ęd ąc sam a sobie obecna
w p am ięci. Jest to zupełnie p o d o b n y w y p ad ek , ja k z czło­
w iek iem p o siad a ją cy m rozliczne w iadom ości. M a je w p a ­
m ięci. L ecz w tedy je d y n ie sta ją się one obecne d la jego
d u c h o w eg o w zro k u , gdy obecnie stają się p rzed m io tem
m yśli. In n e p o z o sta ją u k ry te w ja k im ś tajem n y m p o zn an iu ,
k tó re zw ie się pam ięcią.

18 X. III, 5, str. 313.


4 32 K sięga X IV

S tąd tria d a , k tó r ą p rz e d sta w ia liśm y w n a s tę p u ją c y sp o ­


sób: P a m ię ć ja k o to , co k s z ta łtu je w z ro k m y śli; fo rm a , ja k
g d y b y o b ra z o d cisk ający się w p a m ię ci; i w reszcie to , co je
o b ie łączy z so b ą , a w ięc m iło ść a lb o w o la. D u sz a , w id ząc
siebie m y ślo w o , ro z u m ie siebie i ro z p o z n a je , a w ięc ro d z i to
ro z u m ie n ie i p o z n a n ie siebie. W rzeczy sam ej w idzi się
rzeczy w istość n iecielesn ą p rz e z to , że się ją ro z u m ie , a p o ­
zn aje się j ą p rz e z z ro z u m ien ie. N ie w te n sp o só b je d n a k
d u sza ro d z i p o z n a n ie siebie, j a k g d y b y p rz e d te m b y ła sobie
nie z n a n a . N ie. O n a ju ż siebie z n ała , ta k ja k są z n an e
rzeczy z a w a rte w p am ięci, n a w e t w ó w czas, k ie d y się o n ich
nie m yśli. M ó w im y n p . że ja k iś człow iek z n a lite ra tu rę ,
n a w e t w ted y , gdy m yśli nie o lite ra tu rz e , a o in n y ch
rzeczach. T e d w a ro d z a je p o z n a n ia —z ra d z a ją c e i z ro d z o n e
— są z s o b ą zw iązane m iło śc ią, ja k o trzecim e lem en tem .
M iło ść zaś n ie je s t niczym in n y m ja k a k te m w oli ro z ­
k o szu jącej się z p o s ia d a n ia rzeczy p o ż ą d a n e j, a lb o p r a g ­
nącej, d ążącej d o jej p o s ia d a n ia . Z d a je się w ięc, że te trzy
w yrazy - p a m ię ć, in te lig e n cja i w o la — d a ją n a m p ew n e
pojęcie o tria d z ie duszy.

Z n a jo m o ść siebie i m y ś l o sobie
9. P o w ied zieliśm y p rz y k o ń c u d ziesiątej księgi, że d u sz a
zaw sze o sobie p a m ię ta , że zaw sze siebie ro z u m ie i k o c h a ;
c h o ciaż nie zaw sze, m y ślą c o sobie, o d ró ż n ia siebie od teg o ,
co n ią nie jest.
T rz e b a więc z b a d a ć , w ja k im to z n a c z e n iu in te lig e n cja
n ależy d o m yśli; a z d ru g iej s tro n y , w ja k im z n a c z e n iu
m ó w i się, że z n a jo m o ść , no titia , w szy stk ieg o , co je st w d u ­
szy, n a w e t gdy o n a n ie m y śli o so b ie sam ej, n ależy d o
p am ięci. B o jeśli ta k je st, to d u s z a nie m ia ła ty c h trz e ch
rzeczy: pam ięci, ro z u m ie n ia siebie i m iło ści k u so b ie; m ia ła
ty lk o p am ięć sam ej siebie, a d o p ie ro p ó ź n iej, z ac z y n a ją c
m y śleć o sobie, z ac z y n a ro z u m ie ć i k o c h a ć s ie b ie 16.

16 Czytając p owi erze ho wnie mamy wrażenie, że Augustyn powtarza to, co


powiedział o tej samej triadzie w X księdze. W rzeczywistości —jak to podkreśli dalej
(VII, 9, 10 i 13) —pierwsza triada jest statyczna, jej elementy są wzięte w ich wspólnej
immanencji i współczesności, jaką mają w pamięci, czyli w świadomości; druga
VI, 8 - V I I , 9 433

V II. R o z w a ż m y w ięc d o k ła d n ie p rz y k ła d p rz y to c z o n y d la
w y k a z a n ia ró ż n ic y p o m ię d z y z n a jo m o śc ią ja k ie jś rzeczy
i m y ślą o niej. M o ż e się z d arzy ć , że człow iek z n a ja k ą ś
rzecz, ale o niej nie m yśli, 1043 gdy z w rac a m yśl k u in n y m
rzeczo m . W eźm y czło w iek a biegłego w d w ó c h a lb o k ilk u
d z ie d z in a c h n a u k i. M y ślą c o je d n e j z n ich , z n a je d n a k
p o z o sta łe , n a w e t jeżeli o n ich n ie m y śli. C zy je d n a k słu szn ie
b ędzie p o w ied zieć: T e n m u z y k n iew ątp liw ie z n a m u z y k ę,
ale w tej chw ili jej nie ro z u m ie , p o n ie w a ż o niej n ie m yśli;
n a to m ia s t ro z u m ie g e o m etrię , b o w łaśn ie o niej m yśli.
J a k ż e ż n ie d o rz e c z n e w y d aje się to zdanie! A co o ty m
p o w iem y: T e n m u z y k z p e w n o śc ią z n a m u z y k ę, ale w tej
chw ili n ie lu b i jej, bo o niej nie m yśli; za to w tej chw ili lu b i
g e o m etrię , b o w łaśn ie te ra z o niej m yśli. C zyż nie je s t to
ró w n ie bez sensu? N a to m ia s t b y ło b y całk iem słu szn e, g d y ­
b y śm y pow iedzieli: T e n człow iek, k tó ry , ja k w idzisz, m ó w i
w tej chw ili o g eo m etrii, je s t ró w n ie ż św ietnym m u z y k ie m .
P a m ię ta o n tę sw o ją u m ie ję tn o ść , ro z u m ie ją i k o c h a . Lecz
c h o c ia ż ją z n a i m iłu je, nie m y śli je d n a k o niej w tej chw ili,
p o n ie w a ż m y śli o g e o m etrii, o k tó re j d y sk u tu je .
P rz y to c z o n y p rz y k ła d u czy n a s, że w głębi naszej d u szy
p rz e c h o w u ją się pew n e w ia d o m o śc i, k tó re w y stę p u ją w p e ł­
n y m św ietle p rz e d w zro k iem d u c h a d o p ie ro w tedy, gdy
o n ic h m y ślim y . W ó w czas d u s z a o d k ry w a , że p rz e c h o w y ­
w a ła w p a m ię ci, ro z u m ia ła i k o c h a ła to , o czym nie
m y śla ła , m y ś lą c o in n y c h rzeczach . Lecz co d o rzeczy,
o k tó ry c h n ie m yśleliśm y p rz e z d łuższy czas i o k tó ry c h
nie m o ż e m y m y śleć bez ja k ie g o ś b o d ź ca , to nie w iem
d o p ra w d y , ja k się to dzieje, że nie w iem y o ty m , że je
z n am y .

natomiast, na skutek interwencji myśli, jest dynamiczna i pokazuje, jak jej elementy
są podstawą żywych relacji: pierwszy bowiem rodzi, drugi jest zrodzony, trzeci
występuje jako spójnik. Dusza (mens) wzięta jest w innym znaczeniu niż w ks. IX,
ponieważ tutaj nie jest oddzielona od członów triady. Lepiej to zrozumie czytelnik
w dalszych objaśnieniach autora: poznanie siebie, jakie posiada dusza, to już nie
sama pamięć (memoria sui), która nie jest ożywiona w świadomości dziecka, to jest
zrozumienie swojego ja (intelligentia sui) niezależnie od wszelkiego myślenia (cngitn-
tió). Ale gdy powstaje myślenie, tj. kiedy rozum poprzednio zamknięty w głębi duszy
wynurza się na pole świadomości, triada duszy przechodzi ze stadium statycznego
istnienia w dynamiczne uświadomienie żywej manifestacji przez „słowo” .
434 Księga XIV

A w reszcie, kiedy człow iek n a m a w ia d ru g ie g o , by sobie


coś p rz y p o m n ia ł, to słusznie m o ż e m u p ow ied zieć: „W iesz
0 ty m , ale nie zdajesz sobie sp ra w y z te g o , że wiesz.
P rz y p o m n ę ci to , a zobaczysz, że w iedziałeś o ty m , czego
— ja k ci się w y d aw ało — nie z n a łe ś” . T o ż sa m o m o g ą
z d ziałać ró w n ież i k siążk i m ó w ią ce o rz eczach , k tó ry c h
p ra w d ziw o ść czytelnik o d k ry w a p o d w o d z ą ro z u m u . N ie
ja k ą ś je d n ą p ra w d ę , k tó rą by p rzy jął, w ie rz ąc św iad ectw u
p isząceg o , ja k się to z d a rz a w s to s u n k u d o h isto rii. A le
p raw d ę, k tó r ą i on ró w n ież o d k ry w a , b ą d ź w sobie sam y m ,
b ą d ź w tej p raw d zie, k tó r a je st św iatło śc ią d u szy . Jeżeli
k to ś, n aw et gdy zw róci się n a to jego uw agę, nie m o ż e
p o ją ć tych rzeczy, to znaczy, że w sk u te k w ielk ieg o z a ­
ślepienia serca je st p o g rą ż o n y w c iem n o ściach , n ie św ia d o ­
m o ści i że trz e b a b y niezw ykłej i cu d o w n ej p o m o c y B ożej,
ażeby m ó g ł d o jść d o p raw dziw ej m ą d ro śc i.

10. D la teg o w łaśnie chciałem p o d a ć k ilk a p rz y k ła d ó w


m y ślen ia, by m ó c w y k azać, w ja k i s p o só b w p o d m io c ie
p rz y p o m in a ją c y m sobie z idei z a w a rty c h w p a m ię ci tw o rzy
się m yśl, a ta k ż e i to , że k ie d y człow iek m y śli, ro d z i się
w nim coś p o d o b n e g o z tego, co w nim ju ż b y ło , a co p rzed
m y ślen iem było ty lk o w pam ięci. P rzez to m o ż n a łatw o
stw ierdzić, że o n o p ó źn iej w nim p o w sta je i że ro d z ą c y
czaso w o w y p rz ed z a to , co ro d zi,
Jeśli bow iem p rzy jrzy m y się w ew nętrznej p a m ię ci d u c h a,
m o c ą k tó rej p a m ię ta o n o sobie, i w ew n ętrzn ej inteligencji,
m o c ą k tó re j p o z n a je siebie, i w ew n ętrzn ej w oli, m o c ą
k tó re j on m iłu je się, to te trz y rzeczy zaw sze razem są
1 zaw sze razem były, o d k ą d ty lk o zaczęły istn ie ć, z a ró w n o
w tedy, gdy d u sza o tym m yśli, ja k i k ied y n ie m yśli; z d aje
się, że o b ra z owej tró jc y tw o rz y 1044 sa m a p a m ię ć, gdy
słow o nie m o że się zrodzić bez m y śle n ia (w szy stk o b o w iem ,
co w y m aw iam y, p o c h o d zi z m yśli, n a w e t to sło w o w ew n ę­
trzn e, k tó re nie należy d o ję z y k a ż ad n e g o n a ro d u ). D la te g o
ow ego o b ra z u należy raczej d o p a try w a ć się w ty c h trz e c h
rzeczach , m ia n o w ic ie w p a m ię ci, in telig en cji, w oli. P rzez
in teligencję ro z u m ie m w ty m w y p a d k u a k tu a ln e p o z n a n ie ,
to je st o d k ry cie z a w a rty c h w p am ięci idei, o k tó ry c h d u sz a
VI], 10 - V I I I , 11 435

nie m y śla ła, dzięki czem u m yśl n a sz a p rz y jm u je p ew n ą


fo rm ę; w o lą zaś, czyli m iło śc ią, je st to , co ow o z ro d z o n e
sło w o i d u szę ro d z ą c ą ra z e m łączy i je st im o b y d w o m
p o n ie k ą d w spólne.
D la te g o to , ze w zględu n a m n iej p o ję tn y c h słu ch aczy ,
w je d e n a s te j księd ze 17 u c iek a łe m się n a w et d o w y jaśn ien ia,
w ja k i s p o só b oczy ciała p o s trz e g a ją p rz e d m io ty z e w n ę trz ­
n e i w id zialn e. I n a stę p n ie d o p ie ro , w n ik ając w ra z z nim i
w czło w iek a w e w n ę trz n e g o , d o szed łem do tej w ład zy , k tó ra
p o z w a la n a m z a sta n a w ia ć się n a d rzeczam i d o czesn y m i,
p o z o sta w ia ją c n a p óźniej o m ó w ie n ie tej w ład zy , k tó r a m a
n ajw ięk sze znaczen ie i o d d a je się k o n te m p la cji rzeczy w isto ­
ści w iecznych. Pośw ięciłem te m u dw ie księgi: d w u n a stą ,
gdzie p rz e p ro w a d z iłe m ro z ró ż n ie n ie ty ch d w ó c h w ładz,
z k tó ry c h je d n a je st w yższa, a d ru g a niższa i p o w in n a być
p o d d a n a pierw szej; o ra z trz y n a stą , w k tó re j p rz e d sta w iłe m
ro lę tej niższej w ładzy, obejm u jącej z b aw ie n n ą z n a jo m o ść
rzeczy lu d z k ic h , ażeby n a m p o zw o lić w ty m d o czesn y m
życiu czynić w szy stk o , co je s t p o trz e b n e d la o siąg n ięcia
ż y w o ta w iecznego. M ó w iłem o ty m ja k m o g łem n a jp ra w -
dziw iej i n a jk ró c e j, o b e jm u ją c w jed n ej ty lk o księdze ta k
b o g a ty i o b szern y te m a t, n a k tó ry tyle i ta k w y b itn ie
d y s k u tu je w ie lk a liczba sław n y ch lu d z i18. U k a za łe m p e w ­
n ą tria d ę w tej niższej w ład zy , ale nie tę jeszcze, k tó r ą by
m o ż n a u w a ż a ć z a o b ra z B oży.

P ra w d ziw y obraz B o ży
V III. 11. O to doszliśm y te ra z do tego m o m e n tu n aszy ch
p o sz u k iw a ń , w k tó ry m będziem y ro z p a try w a ć n ajw y ższą
część d u szy lu d zk iej, ażeby w niej o d k ry ć o b ra z B oży —to ,
p rz e z co d u s z a p o z n a je B o g a a lb o m o że G o p o zn ać. D u sz a
lu d z k a nie je s t tej sam ej n a tu ry , co B óg. T o p ra w d a ,
a je d n a k o b ra z u tej najw yższej ze w szystkich n a tu r należy

17 XI. II, 4, str. 334-335.


18 Do wymienionych w przyp. 6, str. 423, można dodać imiona Aecjusza Stoika,
którego streszcza Plutarch, Sextusa Empiricusa (Machem., IX. 13, 125), Filona (De
congressu conditionis gratiae), Chryzypa, fragm . 35, Pozydoniusza, nie mówiąc już
o Sokratesie, Platonie i innych mędrcach.
436 K sięga XIV

szu k a ć i o d n a jd o w a ć w n a s, w ty m , co n a s z a n a tu r a m a
najlep szego.
L ecz n a jp ie rw trz e b a się p rz y jrz e ć sam ej d u szy , jeszcze
zanim zyskuje uczestnictw o w B ogu, i w niej sam ej trz e b a
zn aleźć o b ra z B oży. N a w e t w ted y , gdy — ja k m ó w iliśm y
—d u sz a je st sp la m io n a i z n ie k sz ta łc o n a p rzez u tra tę u c z e st­
n ic tw a w B ogu, n a w e t w tedy je s t n a d a l o b ra z e m B o ży m 19.
B o ty m , co sp ra w ia, że je st o b ra z e m , je s t jej z d o ln o ść
u czestn iczen ia w B ogu. T a k w ielkie d o b ro je st d la niej
d o stę p n e je d y n ie d la te g o , że je s t o b ra z e m B o g a.
O to dlaczego d u sz a p a m ię ta siebie, ro z u m ie i k o c h a .
G d y b y śm y to w idzieli, w idzielibyśm y tró jc ę , k tó r a n ie je st
jeszcze B ogiem , ale ju ż je st o b ra z e m B ożym . P a m ię ć nie
z z e w n ą trz o trz y m a ła to , co m a z ach o w ać. I n ie z z ew n ą trz ,
ja k o k o ciała, in te le k t zn ajd u je to , czem u m a się p rz y ­
glądać. A w o la nie zew n ętrzn ie łączy ty c h d w o je, ja k łączy
fo rm ę ciała zew n ętrzn eg o z fo rm ą , k tó ra j ą o d tw a rz a we
w zro k u w idzącego. I kiedy m yśl z w rac a się k u p a m ię ci, to
z n ajd u je w niej nie ja k iś o b ra z rzeczy w id zian ej z z ew n ą trz
i ja k b y p rzen iesio n y d o s k a rb c a p am ięci d la p o ru s z e n ia
w e w n ę trz n e g o w z ro k u tego, k to p rz y w o łu je je g o w sp o m ­
nienie, gdy w o la ja k o trzeci czy n n ik łączy o b ra z ze w z ro ­
kiem . T a k ie b a d a n ia p rz e p ro w ad z iliśm y z tria d a m i, o d ­
k ry w a n y m i w p rz e d m io ta c h m a te ria ln y c h a lb o o b ra z a c h
ty ch p rz e d m io tó w , k tó re zm ysły w p ew ien sp o só b ja k b y
z ac ią g ają d o naszego w n ę trz a. 1045 O w szy stk im ty m b y ła
m o w a w księdze jed en a stej 20.
I nie je st to rów nież ta k , ja k z ty m , co b y ło i co n a m się
u k a zy w a ło , gdyśm y m ów ili o w iedzy n ależącej ju ż d o
d ziałaln o ści człow ieka w e w n ętrzn eg o , k tó r ą je d n a k m u s ie ­
liśm y ograniczyć do m ą d r o ś c i21. T o , co w iem y, je st p o ­
n iek ąd d o d a n e d uszy, ja k n p . w ia d o m o śc i h isto ry c zn e
o ty m , co się d ziało i co m ó w io n o , co p rz e m ija w czasie lu b
p o z o sta je w y ry te w n a tu rz e n a w łaściw y m so b ie m iejscu ;
ro d zen ie się w człow ieku n o w y ch rzeczy w isto ści, k tó re
zaw d zięcza n a u c e o trzy m y w an ej o d in n y c h lu b o so b istej
19 XIV. IV, 6, str. 427-429.
20 XI. II, 2-4, str. 331-335.
21 XII. I, I—II, 2, str. 355-356.
VIII, 11 437

reflek sji, a w ięc w ia ry , o k tó re j sze ro k o ro z p ra w ia liśm y


w k sięd ze trz y n a ste j 22, o ra z c n ó t, k tó re , jeśli są p raw d ziw e,
to p o z w a la ją n a m d o b rz e żyć w ty m śm ierteln y m życiu,
a że b y żyć szczęśliw ie w o b ie ca n y m n am p rzez B o g a życiu
n ieśm ierteln y m . R zeczyw istości te i in n e p o d o b n e p o s ia d a ­
j ą w łaściw y sobie p o rz ą d e k w czasie, przez co łatw o n a m
p rz y szło d o s trz e c tria d ę p am ięci, w id zen ia i m iło ści, bo
n ie k tó re z n ich w y p rz ed z a ją n a b y w a n ą o nich w iedzę. Są
o n e p o z n a w a ln e jeszcze zan im się je p o z n a i z ra d z a ją
w iedzę o sobie w ty ch , k tó rz y się o nich uczą. Są to rzeczy
z n a jd u ją c e się w o k reślo n y m m iejscu albo tak ie, k tó re się
d ziały w czasie, ch o cia ż w ty m w y p a d k u nie sam y ch rzeczy
d o sięg a m y , ale ich z n a k i o g lą d a n e albo u sły szan e d a ją
n a m p o z n a ć , że te rzeczy były i m in ęły . Z n a k i te z n a jd u ją
się w o k re ślo n y c h m iejscach, ja k n p . gro b o w ce czy in n e
p o m n ik i; a lb o w p ism a ch g o d n y c h z au fan ia , ja k w szelkie-
p o w a ż n e op isy dziejów ; albo są w um yśle ty ch , k tó rz y je
ju ż z n a ją , a b ę d ąc przez n ich z n an e , są tym sam y m p o ­
z n a w a ln e też i d la in n y ch , k tó ry c h w iedzę te z n a k i p o p rz e ­
d z a ją i m o g ą im być p rz e k a z a n e p rz e z n au czan ie.
R zeczy te, kiedy się o n ic h d o w ia d u jem y , sta n o w ią p e w ­
n eg o ro d z a ju tria d ę p o w sta łą z ob iek ty w n eg o ich o b ra z u
istn iejąceg o nim go p o zn ajem y , d o tego d o c h o d z i ze stro n y
u c zą c eg o się p o z n a n ie , k tó re p o w sta je w to k u u czen ia się,
o ra z trzeci elem ent: w ola s ta n o w ią c a łącznik p o m ięd zy
d w o m a pierw szym i.
G d y p rz e d m io t je st ju ż p o z n a n y , z chw ilą gdy p rz y w o łu ­
je się je g o w sp o m n ien ie, tw o rz y się w duszy trzecia, b a r ­
dziej w e w n ę trz n a tria d a . S k ła d a ją się n a nią: o b ra z y z a ­
p isa n e w p am ięci w czasie u czen ia się; p o ru sz e n ia m yśli
p rz e z zw ró cen ie się w z ro k u p am ięci do p rz e d m io tu ; a w re­
szcie w o la ja k o trzeci czy n n ik łączący z so b ą d w a pierw sze.
T e zaś w ia d o m o śc i, k tó re p o w s ta ją w d uszy, nie b ęd ąc
w niej p rz e d te m , ja k np. w ia ra i inne rzeczy tego ro d z a ju ,
to m im o że są o n e z z ew n ą trz d o d a n e duszy, p o n iew aż są
w niej ja k b y zasian e p rz e z n a u k ę , niem niej je d n a k to nie są
rzeczy z n a jd u ją c e się albo d o k o n u ją c e się p o z a d u szą , ja k

22
XIII. I, 3—II, 5, sir. 382-387.
438 Księga XIV

to , w co w ierzym y; lecz z ra d z a ją się one w y łączn ie w e­


w n ą trz duszy. Bo isto tn ie , w ia ra to nie je s t p rz e d m io t
w iary , ale a k t w iary. W p rz e d m io t się w ierzy, ale a k t się
stw ierd za. A p o n ie w a ż w ia ra ro d z i się w d u szy , k tó r a ju ż
b y ła d u sz ą zan im b y ła w niej w ia ra , p rz e to w ia ra w y d aje się
czym ś d o niej d o d a n y m .
T o te ż w ia ra będzie zaliczo n a d o d ziedzin y rzeczy p rz e ­
szłych i m in io n y c h , k iedy u stą p i p rzed w id zen iem tw a rz ą
w tw arz. Z a to te ra z o b ecn o ść w iary w d u szy w y tw a rza
p ew n ą tro isto ść : jej p rz e ch o w a n ie, jej o g lą d an ie i m iło ść do
niej. P ó źniej, gdy ju ż u stan ie w ia ra , z o sta w i o n a je d n a k po
sobie ślad w p am ięci. U tw o rz y o n a n o w ą tria d ę , o k tó re j
ju ż p rzed tem m ó w iłe m 23.

IX . 12. C zy b ę d ą w ted y istn ieć c n o ty p o z w a la ją c e n a m


d o b rz e żyć w tym śm ierteln y m życiu; c n o ty , k tó re w p ew ­
nym m o m en cie zaczęły istnieć w d u szy (bo k ied y ich jeszcze
nie było, d u sz a ju ż istniała)? 1046 M o ż n a więc staw iać
sobie p y ta n ie , czy nie u s ta n ą one, d o p ro w a d z iw sz y n as d o
ży w o ta w iecznego? N ie k tó rz y sąd z ą , że w k a ż d y m razie
trzy sp o śró d nich: ro z tro p n o ś ć , m ęstw o i w strzem ięźliw o ść
- p rz e sta n ą ju ż w ted y istnieć. T o ich z d a n ie nie je st bez
p o d sta w . N a to m ia s t sp raw ied liw o ść je st n ieśm ierteln a: nie
ty lk o nie u stan ie w tedy, ale przeciw nie: o siąg n ie pełnię
d o sk o n a ło śc i
Lecz w ielki m istrz w ym ow y, C y cero , w y m ie n ia w szy stk ie
cztery c n o ty w sw ym d ia lo g u H o rten sju sz. „ Jeżeli — p o ­
w iad a o n — p o o p u szczen iu tego życia b ęd zie n a m d a n e
w ieść życie n ieśm ierteln e n a w y sp ach szczęśliw ych, ja k
m ó w ią o tym p o d a n ia , co w ów czas p o c z n ie m y z w y m o w ą,
k ied y nie będzie ju ż sąd ó w , a m o ż e n a w et i c n ó t? M ęstw o
nie będzie ju ż p o trz e b n e , b o p rz e sta n ie m y w alczy ć z p rz e ­
ciw nościam i i n ieb ezpieczeństw em ; ta k że i sp ra w ied liw o ść
— b o ju ż nie będzie się p o ż ą d a ć d ó b r b liźn ich ; an i w strz e ­
m ięźliw ość nie będzie k o n ie c z n a d la u ja rz m ie n ia n ie ist­
niejących ju ż n a m ię tn o śc i; ani n a w e t ro z tro p n o ś c i nie b ę ­
dzie p o trz e b a , bo nie będziem y ju ż m u sieli w y b ie ra ć p o ­

23 Na zakończenie księgi XIII (XX, 26, str. 419—420).


I X , 12 439

m ię d z y d o b ry m a złym . S a m o p o z n a n ie n a tu ry i w ied za
u czy n ią n a s szczęśliw ym i. O ne, k tó re życie b o g ó w czynią
g o d n y m z azd ro ści. W idzim y w ięc, że o ile ta m te rzeczy w y­
n ik a ją z k o n ieczn o ści, o tyle te o s ta tn ie zależą o d w o li” '24.
T a k m ó w i te n w ielki m ó w c a , w ysław iając filozofię. S tre ­
szczając ja sn o i z w dziękiem p rz e k a z a n ą p rzez filo zo fó w
n a u k ę , m ó w i, że te cztery c n o ty bez w y ją tk u są n a m
p o trz e b n e je d y n ie w tym życiu, pełnym u tra p ie ń i błędu.
Ż a d n a z n ic h nie przydia się n a m n a nic, gdy o p u ścim y ju ż
to życie, jeśli n a m będzie d a n e żyć ta m , gdzie się je s t
szczęśliw ym . D o życia szczęśliw ego w ystarczy d u sz o m c n o ­
tliw y m p o z n a n ie i w iedza, to je s t k o n te m p la c ja N a tu ry , d o
k tó re j n ie d a się p o ró w n a ć nic d o sk o n alsz eg o , nic ró w n ie
g o d n e g o m iło ś c i25. T o ta N a tu r a stw orzy ła i u rz ą d z iła
w szy stk ie inne. O tó ż jeśli je st to w łaściw e d la sp ra w ie d liw o ­
ści, że się p o d p o rz ą d k o w u je rz ą d o m tej N a tu ry , to znaczy,
że sp ra w ied liw o ść je s t b ezsp rzeczn ie n ieśm ierteln a. N ie
ty lk o nie u sta je o n a w szczęśliw ości, ale przeciw nie, o sią g ­
n ie o n a d o s k o n a ło ś ć i pełnię nie do prześcignięcia.
M o żliw e n a w e t, że i trzy p o z o sta łe c n o ty u trz y m a ją się
w ty m szczęśliw ym życiu: ro z tro p n o ś ć , k tó re j n ig d y nie
g rozi n ieb ezp ieczeń stw o b łęd u ; m ę stw o bez k o n ieczn o ści
z n o sz e n ia p ró b i cierpień, u m ia rk o w a n ie bez p o trz e b y
s ta w ia n ia o p o ru n a m ię tn o śc i. Z a te m ro z tro p n o ś ć będzie
p o le g a ć n a ty m , żeby ż ad n e g o in n e g o d o b ra nie p rz e k ła d a ć
an i nie sta w ia ć n a ró w n i z B ogiem ; m ęstw o — by być
b a rd z o m o c n o z N im złączonym ; u m ia rk o w a n ie — by nie
p ó jść z a ż ad n y m grzesznym u p o d o b a n ie m . Lecz ro la , ja k ą
te ra z sp e łn ia spraw iedliw ość, p rz y c h o d z ą c z p o m o c ą n ie ­
szczęśliw ym , ro z tro p n o ś ć —w y strzeg ając się z asad zek , m ę ­
stw o — trw a ją c n iezło m n ie w tru d n o ś c ia c h , u m ia rk o w a n ie
— p o w śc ią g a ją c grzeszne u p o d o b a n ia , ta ro la w tedy ju ż
z p e w n o śc ią n ie będzie m ia ła żad n ej racji istn ie n ia, p o n ie ­

24 Jeden z zasadniczych fragmentów Jlortensjusza zachowanych dzięki Augus­


tynowi (fragm. 92, wyd. M. Ruch).
2e Dla Augustyna najwyższą N aturą jest Bóg, z którym wierzący utrzymuje
stosunki osobiste. W tradycji biblijnej, którą żyje nasz autor, sprawiedliwość
utożsamia się z świętością, a świętość polega na całkowitym oddaniu się Bogu.
Dlatego trwa ona w wieczności.
440 K się g a X IV

w a ż nie b ęd zie ta m a b so lu tn ie ż a d n e g o zła. P rze z to sam o


d zieła c n ó t k o n ie cz n y c h w życiu o b e cn y m —p o d o b n ie ja k
w ia ra , d o k tó re j się one m u s z ą o d n o sić —z o s ta n ą o d su n ię te
p o m ię d z y rzeczy n a leżące d o przeszło ści.
S ta n o w ią o ne o b ecn ie tró jc ę , b ę d ą c w n a s o b ecn e, gdy
z ach o w u jem y je , o g lą d a m y i m iłu jem y . B ęd ą tw o rz y ć in n ą
ju ż tria d ę , gdy p o z o sta w io n e p rz e z nie ślad y w p am ięci
b ę d ą n a m p rz y p o m in a ć nie to , że o n e są, ale że były. Bo
i w ted y jeszcze będ zie tró jc a , gdy te n ślad , b a rd z o lekki,
będzie zac h o w an y ja k o w sp o m n ien ie, ro z p o z n a w a n y ja k o
p raw d ziw y i k ied y w o la będzie w y stęp o w ać ja k o ich łącznik.

O b ra z >v duszy nie je s t dodany z ze w n ą trz


X . 13 . Z d a rz a się niek ied y w p o z n a n iu ty c h w szy stk ich
rzeczy d o czesn y ch , o k tó ry c h b y ła m o w a , że p o z n a w a ln o ś ć
p o p rz e d z a p o z n a n ie i o d d z iela się od n ieg o p ew n y m o d ­
stęp em czasu. T a k je s t n p . z w id z ia ln o śc ią ja k ic h ś p rz e d ­
m io tó w , 1047 k tó r a is tn ia ła ju ż w rz eczach p rzed ich
p o z n a n ie m , z re sz tą p o d o b n ie ja k rzecz się m a z ty m w sz y st­
k im , o czym n as uczy h is to ria .
A le istn ieją i ta k ie w y p a d k i, k ie d y p rz e d m io t z ac z y n a
istn ieć je d n o c z e śn ie z je g o p o z n a n ie m , n p . k ie d y ja k iś
p rz e d m io t w id z ialn y , d o ty c h c z a s n ie istn iejący , p o w sta je
w naszy ch o czach . T o ja sn e , że je g o istn ie n ie nie w y p rz e d z a
p o z n a n ia go p rz e z n a s. A lb o n p . dźw ięk ro z b rz m ie w a ta m ,
gdzie je st k to ś z d o ln y d o je g o usły szen ia: w te d y je d n o c z e ś ­
nie p o w sta je dźw ięk i je g o słyszenie. J e d n o c z e śn ie też
u s ta ją . N iem n iej je d n a k , n ie zależn ie o d u p rz e d n ie g o is t­
n ie n ia lub je d n o c z e sn e g o p o w sta w a n ia , w ty c h w sz y stk ic h
w y p a d k a c h to , co je s t p o z n a w a ln e , z ra d z a p o z n a n ie , a nie
p rz e z p o z n a n ie je st z ro d z o n e . L ecz k ie d y ju ż p o z n a liśm y ,
gdy to co p o z n a liśm y je s t ju ż w p a m ię ci, a z o sta je n a n o w o
ro z p a try w a n e p rz e z w sp o m n ien ie, k tó ż n ie u z n a , że z a ­
c h o w a n ie w p a m ię ci w y p rz ed z a w czasie o b ra z w y w o ła n y
p a m ię c ią o ra z p o łą cz e n ie ty c h d w ó c h e lem en tó w , d zięk i
trzeciem u czy n n ik o w i, to je s t w oli.
L ecz z d u sz ą rzecz się m a całk iem inaczej. D u s z a n ie je s t
sam ej sobie d o d a n a , ja k b y s o b o w tó r n ie istn ie jąc y p rz e d ­
X, 13 -XI, 14 441

tem p rz y c h o d z ił d o niej ju ż istniejącej; alb o p rzy p u szczając,


że nie z z e w n ą trz p rz y c h o d zi, m y ślelib y śm y , że w d u szy
u p rz e d n io ju ż istniejącej p o w sta je n o w a d u sza, isto tn ie ta
sa m a , k tó re j nie było p rz e d te m ; p o d o b n ie ja k w istniejącej
p rz e d te m d u szy ro d z i się w ia ra , k tó re j p rzed tem jeszcze nie
b yło . N ie m o ż n a te ż p o w iedzieć, że kiedy p o z n a ła siebie,
w ted y z o sta ła ja k b y u m ie szc zo n a w e w łasnej pam ięci, ja k
g d y b y jej ta m nie b y ło , z an im p o z n a ła siebie. N ie je s t ta k ,
p o n ie w a ż od sam eg o p o c z ą tk u sw ojego istn ien ia d u sz a
n ig d y nie p rz e s ta ła o sobie p a m ię ta ć , ro z u m ie ć siebie
i k o c h a ć , ja k w y k azaliśm y to ju ż p rz e d tem . K ie d y w ięc
m y ślą c o sobie, d u sz a z w rac a się k u sam ej so b ie, p o ­
w sta je w ó w czas tria d a , w k tó re j ju ż m o ż n a zro zu m ieć, co
to je st słow o: że o trz y m u je o n o sw ą fo rm ę od a k tu m y ś ­
le n ia o ra z o d w oli łączącej to słow o z pam ięcią. A w ięc tu
p rz e d e w szy stk im trz e b a ro z p o z n a w a ć o b ra z , k tó re g o szu ­
kam y.

C zy m o że b yć p a m ię ć rzeczy obecnych?
X I. 14. M o ż n a by je d n a k pow iedzieć: T a w ład za, dzięki
k tó re j d u s z a u staw ic z n ie o sobie p a m ię ta , b ęd ąc sobie
w ciąż o b e c n a , to nie je s t pam ięć. Bo pam ięć d o ty czy
p rzeszło ści, a nie teraźn iejszo ści.
R zeczyw iście n ie k tó rz y , a m ię d z y nim i C y c e ro 26, m ó ­
w ią c o c n o ta c h w y ró ż n ia ją trz y a sp e k ty ro z tro p n o śc i: p a ­
m ięć, ro z u m i p rz e w id y w a n ie , łą cz ą c p am ięć z p rzeszło ścią,
ro z u m z ty m , co obecne, a p rz e w id y w a n ie z przyszłością.
T o o s ta tn ie p o d a ją za n ie o m y ln e jed y n ie u tych, k tó rz y
p o s ia d a ją u p rz e d n ią z n a jo m o ść rzeczy przyszłych, co n a
o g ó ł n ie je s t przyw ilejem lu dzi, c h y b a że o trz y m u ją to
z w y so k o śc i, ja k p ro ro c y . D la te g o m ó w i P ism o św. w K s ię ­
d ze M ą d ro ś c i o lu d ziach : ,,M y śli śm ierteln y ch są b ojaźliw e
i n ie p ew n e p rz e w id y w a n ia n a s z e ” (M d r 9, 14). P am ięć je s t
p e w n a te g o , co b yło, a in telig en cja —te g o co jest, w k a żd y m
ra z ie rzeczy w isto ści n ie m a te ria ln y c h , gdyż ciała m a te ria ln e
są o b e c n e je d y n ie w ted y , gd y oczy je w idzą.
26
De finibus, III. VII, 21.
442 Księga XIV

Lecz jeśli k to ś tw ierdzi, że nie m a pam ięci rzeczy o b ec­


n ych, to niech zw aży, ja k w y ra ż a ją się księgi świeckie,
bardziej n a sta w io n e n a d o k ła d n o ść słów niż p ra w d ę treści.
1048 K iedy W ergiliusz p o w iad a, że U lisses nie z ap o m n iał,
kim b y ł27, to cóż on chciał przez to pow iedzieć, jeśli nie to,
że Uli sses p a m ię ta ł siebie sam ego? A p o n iew aż był sobie
obecny, p rzeto zupełnie nie m ó g łb y siebie p a m ię tać , gdyby
pam ięć nie m o g ła dotyczyć rów nież i rzeczy o b ecnych.
D la teg o to , p o d o b n ie ja k w odniesieniu do przeszłych
w y p ad k ó w , p am ięcią nazyw am y w ładzę p rz y p o m in a n ia ich
sobie i p rzy w o ły w an ia ich przez p rzy p o m n ien ie. T a k sam o
gdy chodzi o tę obecność duszy d la sam ej siebie, to m o ż n a
bez nied orzeczności n azw ać p a m ię cią w ładzę, k tó r a p o ­
zw ala duszy być obecną d la sam ej siebie, ażeby m o g ła
siebie zrozum ieć w łasn ą m yślą, a m iło ścią z w ró c o n ą k u
sobie łączyć ze so b ą pam ięć i ro z u m ie n ie 28.

2. O b ra z zniekształcony i o d n o w io n y

O braz i m ądrość
X II. 15. T a tró jc a duszy nie d lateg o je st o b ra z em B o g a, że
d u sza siebie p a m ię ta, ro zu m ie i k o c h a , ale d la te g o , że m o ż e
ró w n ież p a m iętać, ro zum ieć i k o c h a ć T eg o , k tó ry ją stw o ­
rzył. S k o ro to czyni, du sza staje się m ą d ra .
N iech w ięc p am ięta o B ogu sw oim , n a k tó re g o o b ra z
z o sta ła stw o rzo n a, niech G o p o z n a je i m iłu je, je d n y m
słow em , niech czci B oga nie stw o rzo n eg o , o d k tó re g o
o trz y m a ła tę m o c, że m o że uczestniczyć w Jeg o życiu
i d lateg o to n ap isa n o : ,,O to k u ltem B o g a je s t m ą d ro ś ć ”
(Jo b 28, 2 8 * ) 29. A będzie m ą d ra nie w ła sn ą św iatło ścią,

27 Eneida, III, w. 628-629.


Ta triada pamięci, czyli świadomości, nie jest już tylko symboliczna- ona po
prostu należy do istoty duszy. Ta obecność duszy dla samej siebie stanowi jej byt
i życie duchowe. W tym właśnie dusza jest niezmienna, inaczej traci swój istotny
charakter.
2V To, co Augustyn nazywa tutaj „kultem Bożym” (cultus), tekst Wulgaty
określa jako „bojaźń Bożą” (timor D ei ) —jest to potwierdzeniem naszego przyp. 2,
str. 421.
XI, 14 - XII, 16 443

lecz p rzez uczestnictw o w najw yższej św iatłości, ta m gdzie


św iatło ść je st w iecznie, ta m o n a będzie szczęśliwie k ró lo ­
w ać. T a k a m ą d ro ść , chociaż zwie się lu d zk ą, je st je d n a k
B o żą m ą d ro śc ią . Pew nie, że nie w ten sposób je st B ożą,
w ja k i B óg je st m ą d ry , Bóg bow iem je st m ą d ry nie p rzez
u czestn ictw o w sobie, ta k ja k d u sza przez uczestniczenie
w B ogu. P o d o b n ie i spraw iedliw ością B ożą zw ie się nie
ty lk o ta , przez k tó rą Bóg zwie się spraw iedliw y, lecz i ta,
k tó rą O n d aje człow iekow i, kiedy uspraw iedliw ia b ezb o ż­
nego i k tó rą w skazuje A p o sto ł, m ó w iąc o pew nych lu ­
d ziach: „B o nie z n ają c spraw iedliw ości Bożej, a sta ra ją c się
u stan o w ić w łasną, nie są podlegli spraw iedliw ości B ożej”
(R z 10, 3). T a k sam o m o ż n a by pow iedzieć o n ie k tó ry c h
lu d ziach : „ N ie zn ając m ą d ro śc i B ożej, a sta ra ją c się u s ta ­
n o w ić w ła sn ą , nie są podlegli m iłości B ożej” .

16. Istn ieje więc N a tu ra nie stw o rz o n a, k tó ra stw o rzy ła


w szystkie w ielkie i m ałe n a tu ry i z pew nością je st w yższa
o d w szystkiego, co stw orzyła. A przez to sam o je st rów nież
w yższa od w szystkiego, o czym m ów iliśm y do ty ch czas: od
n a tu ry ro z u m n e j i duchow ej duszy ludzkiej uczynionej n a
o b ra z T eg o , k tó ry ją stw orzył. T a N a tu ra w yższa p o n ad
w szystkie to Bóg. O n „n ie je st d alek o od każdego z n a s ”
— zaręcza A p o sto ł - „A lbow iem w N im żyjem y i ru szam y
się, i je ste śm y ” (D z 17, 27—28). G d y b y te słow a odnosiły się
d o ciał, to m o ż n a rozum ieć je w odniesieniu d o św iata
m a te ria ln e g o , bo rów nież w tym świecie - ja k o ciała
—m a m y życie, ru c h i byt. Z a te m do duszy ludzkiej stw o rz o ­
nej n a o b ra z B oży należy słow a te stosow ać w w yższym
zn aczen iu , nie w idzialnym , ale d uchow ym . C óż bow iem nie
je s t w T y m , o k tó ry m z o stało o d B oga napisane: „ Z N iego,
p rzez N ieg o i w N im jest w szy stk o ” (R z 11, 36)? Jeśli więc
w szystko w N im jest, to w kim m iały b y żyć istoty du ch em
o b d a rz o n e , p o ru sz a ć się po ru szające, jeśli nie w T ym ,
w kim są.
N ie w szystkie je d n a k byty są w N im w tak i sp o só b , ja k
je st pow iedziane: 1049 „ A ja zaw sze z to b ą ” (Ps 72, 23).
I nie ze w szystkim i je st O n w ta k i sposób, ja k się m ów i:
„D o m in u s yobiscum — P a n z w am i!” W ielka to n ęd za
444 K sięga X IV

lu d zk a, kiedy człow iek nie jest z T ym , bez k tó re g o być nie


m oże. N ie je st przecież bez T e g o , w k tó ry m istnieje. A je d ­
n a k , jeżeli o N im nie p a m ię ta , nie p o z n aje G o i nie m iłuje
— z N im nie je st. Bo co się całkiem z a p o m n ia ło , tego nie
m o ż n a ju ż p am ięcią p rzyw ołać d o św iadom ości.

Zapom nienie i p am ięć o B ogu


X III. 17. D la w y k azan ia teg o w eźm y p rz y k ła d ze św iata
rzeczy w idzialnych.
K to ś, k o g o nie poznajesz, m ów i ci: „ Z n a sz m n ie ” . I żeby
ożyw ić tw oje w spom nienie o nim m ó w i ci, kiedy i w ja k ic h
o k o licznościach poznaliście się. K ied y w yczerpie ju ż zn ak i
zd o ln e d o p rz y p o m n ie n ia się tobie, a ty go nie po zn ajesz,
to znaczy, że je st to z ap o m n ien ie ta k zupełne, iż w ogóle
z a ta rła się w to b ie znajom ość tego człow ieka. W ted y nie
p o zo staje ci ju ż nic innego, ja k uw ierzyć te m u , k tó ry ci
zaręcza, żeście się kiedyś znali. A jeśli tw ój ro z m ó w c a nie
w z b u d za z au fan ia , to n aw et i to w yjście je s t niem ożliw e.
N a to m ia st jeżeli sobie p rzy p o m in asz, to znaczy, żeś w n ik ­
n ą ł w tw ą pam ięć i odnalazłeś w niej to, czego z ap o m n ien ie
nie z atarło całkow icie.
P o w róćm y je d n a k do tego, d la czego szu k aliśm y p rz y ­
k ła d ó w z życia ludzkiego. P salm IX m ó w i m ięd zy in n y m i
rzeczam i: „N iech się w ró cą grzesznicy d o o tc h ła n i, w szyst­
kie n a ro d y , k tó re z a p o m in a ją B oga!” (Ps 9, 18). A w P sa l­
m ie X X I czytam y: „ W sp o m n ą i n a w ró c ą się d o P a n a
w szystkie k ra ń c e ziem i” (Ps 21, 28). T e n a ro d y nie z a p o m ­
niały B oga do tego sto p n ia , by ju ż m o g ły G o sobie p rz y p o ­
m nieć, w każdym razie w tedy, gdy im się B o g a p rz y p o m i­
n a. Z a p o m in a ją c zaś o B ogu, ja k gdyby z ap o m in a ją c
o swoim życiu, zw róciły się one k u śm ierci, to je st k u
o tc h ła n i30. Lecz kiedy im się B oga p rz y p o m in a , n a w ra c a ją
się do P a n a , ja k b y d o życia p rz y w ró c o n e p rzez to p rz y p o ­
m nienie życia, o k tó ry m z ap o m n iały . C zy tam y w ięc w P sa l­

00 Augustyn żyje tradyq'ą biblijną. W Piśmie św. Starego Testamentu śmierć jest
kilkadziesiąt razy utożsamiona z tzw. Szeolem, wyraz tłumaczony często w LXX,
a zawsze w Nowym Testamencie na grecki Hades, czyli „olchtań” (Mt 11, 29;
Flp 2, 10; Ap 20, .19 etc.).
XIII, 17 - XIV, 18 445

m ie X C III (8-9): „Z ro zu m cież, n ajgłupsi z łudzi, i b ezro -


zu m n i n abierzcie ra z rozum u! C zyż ten, k tó ry u tw o rz y ł
u c h o , nie słyszy? albo k tó ry u fo rm o w ał o k o , nie u jrzy ?”
P rzy to c z o n e słow a zw racają się d o tych, k tó rzy , z a p o m ­
niaw szy o B ogu, m ów ili o N im fałszyw e rzeczy.

D u sza nie m oże kochać siebie nie m iłując B oga


X IV . 18. Z n a jd u je m y w Piśm ie św. wiele św iadectw m ó w ią ­
cych o m iłości człow ieka d la B oga. Z konieczności d o ty c z ą
o n e ró w n ież i d w ó ch p o z o sta ły c h w ładz duszy, gdyż n ik t
nie m o ż e k o c h ać teg o , o czym nie p a m ię ta i o czym w ogóle
nie w ie. S tąd n ajb ard ziej zn an e i najw ażniejsze je st p rz y k a ­
zanie: „B ędziesz m iło w ał P a n a , B oga tw e g o ” (Pw t 6, 5).
T a k ju ż je st stw o rz o n a d u sza lu d zk a, że nigdy nie p rz e ­
staje o sobie p am iętać, ro zu m ieć i k o c h ać siebie. M ó w i
się, że jeśli k to ś nienaw idzi d ru giego, to sta ra się je m u
szkodzić. Słusznie w ięc m o ż n a pow iedzieć, że d u sza czło­
w iek a n ienaw idzi siebie, jeśli sobie szkodzi. N ieśw iad o m ie
p ra g n ie d la siebie zła, d o p ó k i nie wie, że to , czego d ła
siebie chce, je s t d la niej szkodliw e; z chw ilą gdy chce
teg o , co jej szkodzi. D la teg o to n a p isa n e jest: 1050 „L ecz
k to m iłu je n iepraw ość, m a w nienaw iści duszę sw o ją”
(Ps 10, 6).
A więc k to um ie siebie k o ch ać, ten B oga m iłuje. I o d ­
w ro tn ie : K to B oga nie k o c h a , n aw et jeżeli siebie m iłuje
—co przecież je st w ro d z o n e —to je d n a k nie bez racji m o ż n a
by to n azw ać nienaw iścią k u sobie. S tąd straszliw y błąd:
C h o ć w szyscy p ra g n ą d la siebie d o b ra , jed n ak że w ielu
d z iała n a sw oją szkodę. P o e ta , opisując p o d o b n ą c h o ro b ę
u nie m ó w ią cy c h zw ierząt, p o w ia d a: „ N iech bogow ie zg o ­
tu ją lepszy los sw oim czcicielom , a taki o b łęd w rogow i!
R o z ry w a ją one w łasne czło n k i i ro z sza rp u ją je sw ym i
z ę b a m i” 31.
C h o ro b a ta d o ty czy ła ciała. C zem u w ięc p o e ta n azy w a ją
błędem , jeśli nie z tej racji, że — podczas gdy n a tu ra
k a ż d e m u zw ierzęciu k aże strzec siebie ja k ty lk o m o że
o i
Wergiliusz, Geórgica, III, 513—514.
446 Księga XIV

— c h o ro b a ta polega n a ro zry w an iu i niszczeniu tego, co


każd y m a c h ro n ić 32.
Lecz kiedy d u sza m iłuje B oga i gdy — ja k rzekłem
— w następstw ie tego o B ogu p a m ię ta i B oga ro zu m ie, to
słusznie się jej nakazuje, by bliźniego k o c h a ła ja k sam ą
siebie. Bo w tedy siebie k o c h a nie p rzew ro tn ą, ale p raw ą
m iłością, gdy m iłuje B oga. P rzez uczestnictw o w B ogu jest
nie tylko Jego obrazem , ale p o n a d to jest ob razem , k tó ry
o d n aw ia się ze swej starości, k tó ry utraciw szy pięk n o ść,
odzyskuje ją znow u, i staje się znów szczęśliwy po d n iach
nieszczęśliw ych. C hoć d u sza ta k siebie m iłuje, że stając
w obec w yboru, w oli raczej u tra c ić w szystko, co k o ch a
poniżej siebie, niż sam a zginąć; je d n a k ż e staje się słaba
i ciem na, opuszczając wyższe od siebie D o b ro , jed y n e, do
k tórego pow inna się zw racać, by zachow ać sw ą m o c i ra d o ­
wać się nim ja k o sw oją św iatłością — bo o N im śpiew a się
w Psalmie: „M o c m o ją przy tobie zach o w am ” (Ps 58, 10);
a w innym : „S pójrzcie n a ń , a rozjaśni w as ra d o ś ć ” (Ps
33, 6). W ten sposób o p a d a poniżej sam ej siebie, g oniąc za
m iłościam i, k tó ry c h nie m oże p o k o n ać. Ż ału jąc je d n a k
z B oskiego m iłosierdzia, w o ła w Psalm ie: „ O p u śc iła m n ie
siła m o ja, znikło m i naw et św iatło m o ic h o czu ” (Ps 37, 11).

N a w et iv zniekształceniu obraz istnieje


19. A je d n a k n aw et w śród całego zła sp o w o d o w an eg o
niem ocą i błędem dusza nie m o g ła utracić pam ięci o sobie,
ro zu m ienia siebie i m iłości.
N ie bez racji więc są p rzy to czo n e u p rz e d n io 33 słow a:
„ C h o ć w obrazie prow adzi życie sw oje człow iek, ale i p ró ż ­
n o się trw oży; skarbi, a nie wie dla kogo to zb ierze” (Ps
38, 7). C zem u zbiera, jeśli nie d latego, że o p u ściła go siła
jego, dzięki któ rej, B oga m ając, nie p o trz e b o w a ł niczego?
I czem u nie wie, dla kogo zbiera, jeśli nie d lateg o , że znikło
św iatło jego oczu? T o też nie ro zu m ie już, że P ra w d a m ó w i
d o niego: „Szaleńcze, tej nocy z aż ą d ają d u szy tw ej od
02 Por. CYCERO, De finibus, III. 5, 16; 19, 63-64, gdzie podane są opinie
stoików.
03
IV, 6, str. 428.
XIV, 18-20 447

ciebie, a to coś p rzy g o to w ał, czyjeż będzie?” (Ł k 12, 20).


N iem niej naw et tak i człow iek p ro w a d zi życie w obrazie,
jeg o d u sza zachow uje pam ięć, rozum ienie i m iłość samej
siebie. G d y b y m u ośw iadczono, że nie m o że p o siad a ć
d w ó ch ro d z a jó w d ó b r n a ra z i gdyby m u p o zo staw io n o d o
w y b o ru w szystko, co zebrał, albo w łasną duszę, to k tó ż by
był szalony, żeby m ia ł w ybrać raczej zachow anie b o g a ctw
niż swojej duszy? B ogactw a często m o g ą przyczynić się do
u p a d k u duszy. A dusza, k tó rej bogactw a nie d o p ro w ad ziły
d o u p a d k u , m o że żyć bez nich 1051 tym łatw iej i sw o b o d ­
niej. Czy zresztą b o g actw a p o sia d a się inaczej niż przez
duszę? M ale ń k ie dziecko, chociażby b ard zo b o g ate i p o tęż­
n e dzięki sw em u urodzeniu, będ ąc panem w szystkiego, co
m u się p ra w n ie należy, je d n ak ż e nic nie p o siad a, d o p ó k i
jeg o d u sza je st jeszcze u śp io n a. Jak żeż więc ktoś, w yzbyw ­
szy się duszy, m ó g łb y cośkolw iek jeszcze posiadać? Lecz po
co m ó w ię o b ogactw ach, p o co m ów ię, że każdy człow iek,
g dyby m u z a p ro p o n o w a n o w ybór, w oli je utracić niż być
p o z b a w io n y duszy? Przecież n ik t ich nie p rzek ład a, nik t
nie p o ró w n u je ich n aw et do oczu ciała. D zięki nim nie jak iś
z rz a d k a sp o ty k an y człow iek p o sia d a złoto, ale wszyscy
dzięki nim p o siad a ją niebo, gdyż przez św iatłość oczu
k ażd y p o s ia d a to, co chce widzieć. K tó ż więc, nie m o g ą c
zach o w ać jed n eg o i drugiego n a ra z, stając w obec k o n iecz­
ności w y b o ru , nie w olałby oczu od bogactw ? Ja k iż je d n a k
człow iek, gdyby go p o staw io n o w obec konieczności n o w e­
go w y b o ru : u tra ty w zro k u albo straty duszy, k tó ry ż czło­
w iek nie w idziałby tego w łaśnie dzięki swej duszy, że woli
raczej oczy niż duszę utracić? A to dlatego, że d u sza
d u c h o w a , n aw et bez oczu ciała jest duszą człow ieka.

20. W szy stk o , co te ra z m ów iłem , było po w ied zian e z m y ­


ślą, by m o g li to zrozum ieć rów nież i ludzie o m niej b y stry m
um yśle, k tó ry c h oczy spoczną n a tych pism ach, albo treść
tego tra k ta tu d o trze do ich uszu. C hciałem im przez to
p rzy p o m n ieć, ja k b ard zo d u sza k o c h a sam ą siebie, n aw et
w niem ocy i z ab łą k a n iu się, gdy k o c h a nie ta k ja k należy
i szu k a niższych od siebie d ó b r. N ie m ogłaby o n a k o ch ać
siebie, zupełnie siebie nie znając, to jest nie p am iętając
448 Księga XIV

siebie i nie rozum iejąc. A obecny w niej o b ra z Boży ta k ą


m a m o c, że d a je jej zdolność p rzy w iązan ia się d o T ego,
czyim je st obrazem . T a k ie je st jej m iejsce w p o rz ą d k u
n a tu ry , a nie m iejsce w p rzestrzen i, że przed n ią istnieje ju ż
ty lk o Bóg. Stąd też, jeśli d u sz a będzie z B ogiem ściśle
złączo n a, to jed n y m będzie z N im du ch em , ja k o ty m m ów i
A p o sto ł: „ K to łączy się z P a n e m , je st z N im jed n y m
d u c h em ” (1 K o r 6, 17), p rzez to , że w znosi się d o u czestn i­
ctw a n a tu ry , p ra w d y i Jego szczęścia. W owej n a tu rz e,
kiedy d o niej szczęśliwie przylgnie, żyć będzie n iezm iennie
i widzieć tylko to , co niezm ienne. W tedy, ja k jej p rzy rze­
k a P ism o św., będzie n ap ełn io n e d o b ra m i jej p ra g n ie n ie
(Ps 102, 5), d o b ra m i niezm iennym i, sa m ą T ró jc ą , B ogiem
jej, k tó reg o je st o brazem . I aby o d tą d nigd y nie u leg ła ze­
psuciu, będzie u k ry ta w tajem nicy Jego o blicza (Ps 30, 21).
T a k obficie N im się napełni, że nie będzie m ia ła sk ło n n o ści
d o grzechu. Lecz w idząc siebie w tym życiu, nie w idzi siebie
bynajm niej ja k o rzeczy nie podległej zm ian o m .

Ś la d y obrazu w grzeszniku
X V . 21. Z p ew nością nie w ątp i o n a o tym , że je st n ę d zn a
i że p rag n ie być szczęśliwa.
I d latego tylko spodziew a się osiąg n ąć to , że sam a
p o d leg a zm ian o m . G d y b y ta k nie było, g dyby n ie p o d ­
legała zm ian o m , to z aró w n o nie m o g ła b y stać się b ie d n ą,
kiedy ju ż była szczęśliwa, ja k i będąc n ę d zn a nie m o g ła b y
stać się szczęśliw ą. A cóż by ją m o g ło uczynić nieszczęśliw ą
p o d ta k d o b ry m i w szechm ocnym P a n e m , jeśli nie jej
grzech i spraw iedliw ość P an a? 1052 A cóż ją czyni szczęś­
liwą, jeśli nie w łasn a zasługa i n a g ro d a ze stro n y jej P an a?
Lecz i zasługa jej ró w n ież je s t z łaski T eg o , k tó re g o
n a g ro d a stanie się jej szczęściem 34. S am a bow iem n ie m o ż e
d ać sobie spraw iedliw ości. N ie m a jej, bo ją u traciła.
C złow iek o trzy m ał spraw iedliw ość w tedy, g dy z o sta ł stw o ­
rzony. A le zgrzeszył i przez to całkow icie ją u tra c ił. O trz y ­
34 W kilku zdaniach jest tutaj streszczona cala nauka Augustyna o Tajemnicy
łaski, którą opracowywał w tym samym okresie, co ostatnie księgi De Trinitate, np.
De natura et gratia, rozdz. 21-31 (P. L. 44, 222—234), pisane w 415 r.
X I V , 2 0 - X V , 21 449

m u je więc spraw iedliw ość, dzięki k tó rej m o że zasłużyć n a


szczęśliwość. Z atem praw dziw ie m ów i A p o sto ł tem u, k tó ry
chlubi się ta k im d o b rem , ja k gdyby było jego w łasne: „C ó ż
m asz, czego byś nie otrzym ał? A jeśliś otrzym ał, czem u się
chlubisz, ja k o b y ś nie otrzym ał?” (1 K o r 4, 7). G d y człow iek
w należyty sposób p a m ię ta o P a n u swoim , przyj ąwszy Jego
D u c h a, w ów czas d o sk o n ale zdaje sobie spraw ę, b ęd ąc w e­
w nętrznie pouczony, że tylko przez niczym nie zasłu żo n ą
d o b ro ć B oga m o że się podnieść, a upadł w sk u tek swej
grzesznej woli. Z upełnie ju ż zap o m n iał o swej szczęśliwości.
D lateg o nie m o ż n a m u jej przypom nieć. A le w n ią w ierzy,
po n iew aż autentyczne księgi P ism a Bożego, spisane przez
Jego p ro ro k ó w , o p o w iad ają m u historię szczęśliwości w raju
i p ierw o tn eg o szczęścia człow ieka i jego pierw szego grzechu.
O B ogu je d n a k , o P a n u sw oim , człow iek p am ięta. O n
zaw sze bow iem jest. N ie m o ż n a o N im pow iedzieć: „B ył
i ju ż G o nie m a ” , ani: „Jest, ale G o przed tem nie b y ło ” .
J a k nie m o ż n a o N im m ów ić: „B ęd zie” , ta k sam o nie m a
u N iego: „ B y ł” . W szędzie je st cały. D lateg o to w N im
d u s z a żyje, p o ru sz a się i przeb y w a (D z 17, 28). I d lateg o
m o ż e zw rócić p am ięć k u N ie m u 35. N ie d lateg o p a m ię ta
G o , że w A d a m ie G o zn ała, albo w ja k im ś m iejscu, albo
k ied y jeszcze nie była z łąc z o n a z ciałem , alb o zan im z o sta ła
s tw o rz o n a d la p o łączen ia się z ciałem . N ie p a m ię ta o n a
a b so lu tn ie ż ad n y c h rzeczy tego ro d zaju . A n a w et gdyby
coś ta k ie g o było, to całkow icie z a ta rło się w zap o m n ien iu .
N a to m ia s t o P a n u p a m ię ta i z w raca się d o N iego, ja k do
św iatłości d o ty k ającej j ą w ja k iś sp o só b , gdy się o d niej
o d w ra c a ła .
D la te g o to n aw et źli m y ślą o w ieczności o ra z sp raw ied ­
liw ie g a n ią czy chw alą p o stę p o w a n ie lu d z i36. D o ja k ic h
z a sa d o ni się p rz y tym o d n o szą , jeśli nie do tych, k tó re im

3a Por. wyżej XI, L4, str. 441: „Czy może być pamięć rzeczy obecnych?”
36 Por. Wyznania II. IV, 9, gdzie jest mowa o „Zasadzie w sercu zapisanej,
której nawet nieprawość nie może zniszczyć". Jest to w tradycji stoickiej (CYCERO,
De legibus II. IV, 8; De república III. 22). Te same myśli u AUGUSTYNA, De ordine
II. VIII, 25; D e libero arbitrio I. VI, Í4 —VII, 17; Contra Faustum XXII, 27; De
spiritu et littera XXVII, 47; De cliversis quaestionibus 83, 31, 1; De Civitate Dei,
XXII. 24). Przykazania dekalogu są tylko zewnętrznym wyrazem tej zasady za­
pisanej w sercu (In Psalm. 51, 1 P. L. 36, 673).
450 K się g a X IV

u k a z u ją , ja k żyć p o w in n i, jeśli n a w e t ta k nie żyją? G d z ie je


w id zą? Z p e w n o śc ią nie w e w łasnej sw ojej n a tu rz e , p o n ie ­
w aż n ie w ątp liw ie d u c h o w o w idzi się ta k ie rzeczy, a ich
d u sz a je st z m ie n n a , p o d c z a s gdy z a sa d y ow e w y d a ją się
n iezm ien n e d la ty ch , k tó rz y z d o ła li d o jrz e ć n o rm ę życia.
I n ie w sp o so b ie b y cia swej d u szy w id z ą te z a sa d y , b o są to
z asa d y sp raw ied liw o ści, a ich d u sz e są p rzecież n ie sp ra w ie ­
dliw e. G d zież są z a p isa n e te z asa d y ? G d z ie n ie sp raw ie d liw y
n a w e t p o z n a je , co je st sp raw ied liw e? G d zie w id zi, że trz e b a
m ieć to , czego sam nie m a? G d z ie ż w ięc są z a p isa n e , jeśli
nie w k siędze św iatło ści, k tó r a zw ie się P ra w d ą ? T u ta j je s t
z a p isa n e w szelkie sp raw ied liw e p ra w o . S tąd p rz e n ik a d o
serca czło w iek a sp raw ied liw ie p o s tę p u ją c e g o , lecz nie p rz e ­
n o si się stąd p rz y ty m , ale ja k b y n a d u szy o d c isk a . J a k n a
w o sk u w yciska się o b ra z sy g n etu , k tó ry i n a w o sk p rz e c h o ­
dzi i p ie rśc ie n ia nie o p u s z c z a 37. K to sam ta k n ie d z ia ła ,
a je d n a k wie, ja k p o s tę p o w a ć należy , te n o d w ra c a się od
św iatło ści, k tó r a go je d n a k d o ty k a . T e n zaś, k to n a w e t nie
w ie, ja k n ależ y żyć, z p e w n o śc ią je s t m n ie j w in ie n od
zn ają c eg o p ra w o , b o p rz e k ra c z a nie z n a n e so b ie p ra w o .
L ecz b la sk P ra w d y , obecnej w szędzie, d o ty k a n iek ied y
i je g o ta k ż e , gdy p o zn aw szy swe w in y , w y z n aje je.

O dnow ienie obrazu


1053 X V I. 22. C i, k tó rz y , u p o m n ie n i, n a w ra c a ją się d o
P a n a , ci — ze sz p e to ty i z n ie k sz ta łc e n ia p rzez p o ż ą d liw o śc i
św iato w e, u p o d o b n ia ją c e ich d o te g o ś w ia ta —z o s ta ją p rz e z
P a n a o d n o w ie n i. U słyszeli o n i sło w a A p o s to ła : ,,A n ie
u p o d a b n ia jc ie się d o teg o św iata , ale się p rz e m ie ń c ie p rz e z
o d n o w ę w aszego d u c h a ” (R z 12, 2).
I ta k o b ra z te n z ac z y n a się o d n a w ia ć i k s z ta łto w a ć n a
n o w o d zięki T e m u , k tó ry go u k s z ta łto w a ł. C h o ć sam się
zniek ształcił, o b ra z te n nie m o ż e je d n a k sam n a n o w o
p rzy w ró cić so b ie p ie rw o tn e g o k s z ta łtu i p ię k n o śc i. A p o s to ł
m ó w i jeszcze w in n y m m iejscu: „ O d n ó w c ie się te d y d u c h e m
u m y słu w aszeg o i obleczcie się w n o w e g o c zło w ie k a , k tó ry

Por. ks. XI. II, 3, sLr. 332-335.


X V , 21 - X V I , 2 2 451

w e d łu g B o g a s tw o rz o n y je s t w sp raw ied liw o ści i św iętości


p ra w d y ” (E f 4, 23—24). O ty m , że je s t „ w e d łu g B o g a
s tw o rz o n y ” P ism o św. ta k m ó w i w in n y m m iejscu : „ N a
o b ra z B o ż y ” (R d z 1, 27). A le p rz e z grzech czło w iek u tra c ił
sp ra w ie d liw o ść i św iętość p ra w d y . D la te g o te n o b ra z je s t
z n ie k s z ta łc o n y i bez b la sk u .
C zło w iek o d z y sk u je go w całej je g o p ię k n o śc i, gdy z o ­
sta je o d tw o rz o n y n a n o w o i o d n o w io n y . M ó w iąc : „ d u ­
c h e m u m y słu w a sz eg o ” A p o s to ł nie chciał b y n ajm n iej
p o d s u w a ć m y śli, że tu ta j c h o d zi o dw ie o d rę b n e rzeczy:
d u c h a i u m y sł, ale m ó w i ta k , p o n ie w a ż w szelki u m y sł,
w sz e lk a d u s z a , je st d u c h e m , p o d c z a s gdy nie k a ż d y d u c h
je s t d u sz ą . R ó w n ie ż i B óg je s t d u c h e m (J 4, 24), k tó ry
je d n a k n ie m o ż e o d n a w ia ć się, p o n ie w a ż i sta rz e ć się ta k ż e
n ie m o ż e . M ó w im y też: „ d u c h lu d z k i” nie ty lk o d la o z n a ­
c z e n ia d u szy d u c h o w e j, ale ró w n ie ż o k re śla m y ty m i słow y
i tę d z ied zin ę du szy lu d zk iej, w k tó re j p o w sta ją w y o b ra ź ­
n io w e p o d o b ie ń s tw a cielesn y ch p rz e d m io tó w . O ta k im
„ d u c h u ” m o w a , k iedy A p o s to ł p isze d o K o ry n tia n : „B o
jeśli m o d lę się ję z y k ie m , d u c h m ó j się m o d li, lecz ro z u m
m ó j p o z o sta je bez p o ż y tk u ” (1 K o r 14, 14). A p o s to ł m a
tu ta j n a m yśli ta k ie w y p a d k i, k ied y o d m a w ia się m o d litw y ,
xde ro z u m ie ją c tre ści w y p o w ia d a n y c h słów . N ie m o ż n a by
b o w ie m n ic p o w ied zieć, gd y b y d zięk i w y o b ra ż e n io m w d u ­
c h u , o b ra z y m a te ria ln e nie p o p rz e d z a ły w y p o w ia d a n y c h
d źw ięk ó w . D u c h e m n a zy w a m y też p ie rw ia ste k życia, d u szę
czło w iek a. W ty m z n ac z en iu p o w ie d z ia n o w E w an g elii:
„1 sk ło n iw sz y głow ę, o d d a ł d u c h a ” (J 19, 30). W te n
s p o só b p rz e z odejście duszy o z n a c z a się śm ierć ciała. M ó w i
się n a w e t o d u c h u , tc h n ie n iu zw ierząt, co m a m y b a rd z o
w y ra ź n ie p o w ie d z ia n e w S a lo m o n o w e j K sięd z e E k lezjas-
tesa: „ K tó ż w ie, czy d u c h sy n ó w A d a m o w y c h w stęp u je
w g ó rę i czy d u c h b y d lą t z stę p u je n a d ó ł? ” (3, 21). P o d o b ­
n ie w y ra ż a się i K się g a R o d z a ju , gdy o p o w ia d a , że w czasie
p o to p u p o m a rli w szyscy lu d zie i „ w sz y stk o , w czym je st
d e c h ż y w o ta ” (7, 22). T a k sa m o d u c h e m byw a n a z w a n y
w ia tr, rzecz najoczyw iście) cielesn a, ja k to m a m y w P s a l­
m ie: „ O g n iu i g rad zie, i śnieg u , lo d zie i tc h n ie n ie w ic h ru ”
(P s 148, 8). A g dy w ta k ró ż n y m z n ac z e n iu u ży w a się sło w a
452 K sięg a X IV

d u ch , p rz e to A p o sto ł „ d u ch e m u m y s łu ” n a zw a ł te g o d u ­
cha, o k tó ry m zw ykle m ów im y: d u sz a ro z u m n a . W p o d o b ­
ny sp o só b w y ra ża się tenże A p o sto ł, m ó w iąc: o zw leczeniu
„ cia ła zm y sło w eg o ” (K ol 2, 11). N ie w sk azy w ał tu n a
różn icę p o m ięd zy ciałem a ja k im ś in n y m ciałem zm y s­
łow ym . A le p o n ie w aż je st wiele rzeczy, k tó re n azy w am y
ciałem , np. ciała niebieskie i ziem skie, a nie są o n e ciałam i
zm ysłow ym i, p rz e to A p o sto ł ta k się w yraził, żeby w skazać,
0 ja k ie ciało chodzi. T a k sam o w ięc „ d u c h e m u m y s łu ”
n azy w a tego d u c h a , k tó ry jest d u sz ą ro z u m n ą .
W in n y m m iejscu jeszcze w yraźniej w y m ie n ia jąc o b ra z ,
to sam o zaleca: „Zw lekliście przecież z siebie d aw n eg o
człow ieka z jeg o u czy n k am i, a p rzy o b lek liście n o w eg o
człow ieka, k tó ry o d n aw ia się n ie u sta n n ie k u g łębszem u
p o z n a n iu w edle o b ra z u tego, k tó ry go stw o rz y ł” (K o l 3,
9—10). 1054 P o p rz e d n io czytaliśm y: „O bleczcie się w n o w e ­
go człow ieka, k tó ry w edług B oga stw o rz o n y je s t” , a tu ta j
m am y : „P rzy o b lek liście now ego człow ieka, k tó ry o d n a w ia
się n ie u stan n ie ... w edle o b ra z u teg o , k tó ry stw o rz y ł” . T a m
m ów ił: „w ed łu g B o g a ” , tu: „w edle o b ra z u tego, k tó ry go
stw o rzy ł” . W m iejsce tego, co ta m m ów ił: „w sp ra w ie d ­
liw ości i św iętości p ra w d y ” , tu ta j p o w ia d a: „ k u p o z n a n iu ...
B o g a ” . A w ięc to od n o w ien ie d u c h a d o k o n u je się „w ed łu g
B o g a ” , albo „w ed łu g o b ra z u ” B ożego. A le A p o s to ł m ó w i:
„w ed łu g B o g a ” , żeby k to nie m y ślał, że to m a się stać
w edług jak ie g o ś innego stw o rz en ia , a „w ed łu g o b ra z u ”
B oga, m ó w i, żeby w sk azać, że to o d n o w ie n ie m a m iejsce
tam , gdzie je st o b ra z B oży, to znaczy w d u szy . T a k sam o
m ów im y: „ u m ie ra w edług c ia ła ” , a nie „ w ed łu g d u c h a ” ,
gdy k to ś jest w ierny i spraw iedliw y w chw ili o p u szc z en ia
ciała. C óż bow iem chcem y o zn aczy ć m ó w ią c, że u m a rł
„w ed łu g c ia ła ” , ja k nie to , iż b y ła to śm ierć p rz e z ciało
1 w ciele, a nie przez duszę i w duszy? „ P ię k n y w ed łu g
c iała ” , „ m o c n y w ed łu g c ia ła ” —ta k ie o k re śle n ia o z n ac z ają :
„ T e n człow iek ciałem , a nie d u sz ą je st p ię k n y i m o c n y ” .
M o ż n a by przytoczyć ta k ic h o k reśleń bez lik u . N ie ro z u ­
m iejm y więc słów: „W ed le o b ra z u teg o , k tó ry go stw o ­
rz y ł” , ja k gdyby inny był o b ra z , w edług k tó re g o d o k o n u je
się o d now ienie, a inny, w k tó ry m o n o m a m iejsce.
X V I, 22 - X V II, 23 453

S to p n io w e upodobnieiiie się obrazu do Boga


X V II. 23. Z p ew n o ścią to o d n o w ie n ie nie d o k o n u je się o d
ra z u w chw ili n a w ró ce n ia , ta k ja k od ra z u p o d czas c h rz tu
m a m iejsce o d n o w a przez odp u szczen ie w szystkich grze­
ch ó w , gdyż w szystkie, n a w et najlżejsze, są o d p u szczan e.
A le ja k czym innym je st nie m ieć go rączk i, a czym in n y m
p o z b y ć się słabości, k tó ra j ą w yw ołała, albo ja k czym
in n y m je s t w yjąć z c iała strzałę, a czym in n y m je st zagoić
n a stę p n ie ra n ę , ta k sam o w c h o ro b ie duszy n a jp ie rw u su w a
się p rzy czynę, co d o k o n u je się przez odp u szczen ie w szyst­
k ic h grzechów , a n a stę p n ie leczy się sam ą słabość. D zieje
się to s to p n io w o w m ia rę o d n a w ia n ia się o b ra z u B ożego.
T ę p o d w ó jn ą c zy n n o ść m a m y w sk a z an ą w Psalm ie, gdzie
czy tam y : „ O n o d p u ścił ci w szystkie n ie p ra w o śc i” , co je s t
sk u tk ie m c h rz tu , ,,i uleczył w szystkie słabości tw o je ”
(Ps 102, 3), co jest sk u tk iem o d n o w ie n ia o b ra z u B ożego
przez co d zien n e p o stęp y . A p o sto ł b a rd z o w y raźn ie to m ó ­
w i, k iedy p o w ia d a : ,,I ch o cia ż niszczeje w n as człow iek
zew n ętrzn y , je d n a k te n , k tó ry w e w n ą trz jest, o d n a w ia się
z d n ie m k a ż d y m ” (2 K o r 4, 16). A „ o d n a w ia się... k u
p o z n a n iu B o g a ” , to jest „w spraw iedliw ości i św iętości
p ra w d z iw e j” , ja k m a m y w p rz y to c z o n y c h nieco wyżej św ia­
d e ctw a c h a p o sto lsk ic h . A w ięc ten, k to o d n a w ia się
z d n ie m k a żd y m p o stę p u ją c w p o z n a n iu B oga, w sp raw ied ­
liw ości i św iętości praw dziw ej, te n sw oją m iłość p rzen o si
z rzeczy d o czesn y ch n a w ieczne, z w idzialnych n a u m y s­
łow e, z cielesnych n a d u ch o w e. 1 p ilnie p rz y k ła d a się do
teg o , ażeby p o w śc ią g n ą ć i u m niejszyć w sobie p o żąd liw o ść
p ierw szych d ó b r, a św iętą m iło ścią przyw iązać się d o d ó b r
d u c h o w y ch . T y le je d n a k m o ż e uczynić, n a ile B óg m u
d o p o m a g a . T a k , B oże to słow a: „B eze m n ie nic u czy n ić nie
m o ż e c ie ” (J 15, 5).
K to ta k p o s tę p u ją c i idąc n a p rz ó d niew zruszenie w ierzy
P o śre d n ik o w i aż d o o sta tn ie g o d n ia sw ojego życia, te n
z o sta n ie p rzy jęty przez św iętych anio łó w . 1055 O ni z a ­
p ro w a d z ą go p rz e d B oga, k tó re g o czcił, ażeby u d a ro w a ł go
d o s k o n a ło ś c ią . U k re su czasów z o stan ie m u d a n e n iezn isz­
czaln e ciało , nie p o to , ażeby w nim cierpiał, ale żeby
454 K sięg a X IV

w szedł do chw ały. W ów czas w o b razie ty m będzie d o s k o ­


n ałe p o d o b ie ń stw o , gdy będzie d o s k o n a łe w id zen ie B oga.
0 tym w id zen iu B oga m ów i A p o sto ł Paw eł: „ T e ra z w idzi­
m y przez zw ierciadło, w zag ad ce w idzim y; lecz kiedyś
— tw a rz ą w tw a rz ” (1 K o r 13, 12); a także: „ C o do n as
w szystkich, to w o d k ry ty c h o bliczach n aszy ch o d b ija się
b lask chw ały P ańskiej i p rzem ien iam y się w ten że o b raz,
z ja sn o śc i w ja sn o ść , ja k b y p o d udziałem D u c h a P a ń ­
sk ieg o ” (2 K o r 3 ,1 8 *). O to, co d o k o n u je się w ty ch , k tó rzy
z dniem k a żd y m p o stęp u ją n a d o b re j d ro d ze.

Ciało zm artw ychw stałe podobne do C hrystusa


X V III. 24. A p o sto ł J a n ta k pisze: „ N ajm ilsi, te ra z jesteśm y
dziećm i B ożym i. A czym kiedyś będziem y , to się nie
ujaw n iło jeszcze. W iem y ty lk o , że gdy się u jaw n i, p o d o b n i
będziem y do N iego, bo ujrzym y G o ta k im , ja k im je s t”
(1 J 3, 2). Z e słów tych o k azu je się, że w tym o b razie
B ożym będzie pełne p o d o b ie ń stw o , kiedy n a sta n ie pełne
w idzenie B oga. T o p ra w d a , że te słow a J a n a A p o sto ła
m o g ą rów nież o d n o sić się d o n ieśm ierteln o ści ciała. Bo
1 w ty m tak że będziem y p o d o b n i d o B oga; ale je d y n ie do
Syna, b o ty lk o O n je d e n w T ró jc y p rzy jął ciało, w k tó ry m
u m a rł, zm artw y ch w stał i w stąp ił n a n iebio sa. Bo m ó w i się
rów nież, że te n o b ra z je s t o b ra z em S yna, p o n ie w a ż p o d o b ­
nie ja k O n będziem y m ieli ciało n ieśm ierteln e i p o d tym
w zględem będziem y o b razem jed y n ie Syna, a nie O jca lub
D u c h a Św iętego, gdyż w yłącznie o S yn u c zy ta m y i nie­
złom nie w ierzym y, że „S łow o ciałem się s ta ło ” (J 1, 14).
D la te g o też A p o sto ł m ów i: „B o tych, k tó ry c h p rzew id ział,
tych i przeznaczył, aby się stali n a p o d o b ie ń stw o Syna Jego,
aby był p ierw orodnym m iędzy w ielu b ra ć m i” (R z 8, 29).
„ P ie rw o ro d n y z u m a rły c h ” , w edług tegoż A p o s to ła (K o l
1, 18), a to d lateg o , że przez śm ierć ciało Jeg o ja k n asien ie
u k ry te w p o n iż en iu , z m artw y ch w sta ło w chw ale. W ed łu g
tego o b ra z u Syna, do k tó re g o p rz e z n ie śm ierteln o ść staje­
m y się p o d o b n i naw et w ciele, czyniąc, ja k m ó w i A p o sto ł:
„ Jak eśm y nosili o b ra z ziem skiego, ta k n o śm y i o b ra z
n ieb ieskiego” (1 K o r 15, 4 5 -4 9 ), to znaczy m a m y w ierzyć
X V II, 24 - X I X , 25 455

p raw d ziw ie i m o c n o ufać, że ja k w A d am ie byliśm y śm ier­


teln i, ta k przez C h ry stu sa będziem y n ieśm ierteln i. T o te ż
ju ż te ra z m ożem y nosić w sobie te n sam o b raz, jeszcze nie
w w idzeniu, ale w w ierze, nie w rzeczyw istości jeszcze, ale
w nadziei. G d y ż z pew nością o z m artw y ch w sta n iu ciał
m ó w ił A p o sto ł, pisząc te słow a.

D u sza podobna B ogu p rze z w idzenie


X IX . 25. Z a sta n ó w m y się jeszcze n a d tym o b razem , o k tó ­
rym je st p o w ied zian e w K sięd ze R o d zaju : „ U czy ń m y czło­
w ie k a n a o b ra z i n a p o d o b ie ń stw o n a sz e ” (R d z 1, 26).
N ie je st pow iedziane: „ n a p o d o b ie ń stw o m o je ” ani:
„ tw o je ” . W ierzym y w ięc, że człow iek został u czy n io n y n a
p o d o b ie ń stw o T ró jc y Świętej. I ta k zrozum ieliśm y w d o cie­
k a n ia c h , n a ja k ie nas stać było. A więc raczej w tym
zn aczen iu należy ro zu m ieć słow a A p o sto ła J a n a , kiedy
m ó w i: „ P o d o b n i będziem y d o niego, bo ujrzym y go ta k im ,
ja k im je s t” (1 J 3, 2), gdyż m ó w i o T ym , o k tó ry m
pow iedział: „D ziećm i B ożym i je steśm y ” (ibid.). 1056 N ie-
zn iszczalność ciał stan ie się d o s k o n a ła w m o m en cie z m a r­
tw y c h w sta n ia , o k tó ry m m ów i A p o sto ł Paw eł: „N ag le,
w o k a m g n ie n iu , n a odgłos trą b y ostatecznej, i u m arli
p o w s ta n ą nieskażeni, i m y przem ienieni będ ziem y ” (1 K o r
15, 52). Bo w tym sam ym o k a m g n ien iu p rzed sądem
z m artw y ch w sta n ie w m o cy , niezniszczalności i chw ale ciało
d u c h o w e, k tó re te ra z ja k o ciało m a te ria ln e zasiew a się
w słab o ści, sk ażen iu i u p o k o rz e n ia c h .
L ecz o b ra z , k tó ry nie zew nętrznie, ale w ew nętrznie o d ­
n a w ia się z d n ie m k ażd y m w d u c h u um ysłu przez p o zn an ie
B o g a, te n o b ra z osiągnie sw ą d o sk o n ało ść w w idzeniu
B o g a, w ty m w idzeniu, k tó re w tedy, p o Sądzie, będzie
w id zen iem tw a rz ą w tw arz, a te ra z p o stęp u je „p rzez zw ier­
ciad ło , w z a g a d c e ” (1 K o r 13, 12). N ależy ro zu m ieć, że
z racji je g o d o sk o n ało śc i je st pow iedziane: „ P o d o b n i b ę­
dziem y d o nieg o , bo ujrzym y go tak im , ja k im je s t” . D a r
te n zo sta n ie n a m d a n y , kiedy zo stan ie nam pow iedziane:
„P ó jd źcie, błogosław ieni O jca m ego i posiądźcie kró lestw o
z g o to w a n e w a m ” (M t 25, 34). W tedy zo stan ie o d trą c o n y
456 K się g a X IV

n iezb o żn y , b y nie „ o g lą d a ł chw ały P a ń sk ie j” (Iz 26, 10);


w tedy sto jący po lewej stro n ie p ó jd ą w ogień w ieczny, a ci
z p raw icy w n ijd ą d o ży w o ta w iecznego (M t 25, 46). „ A to
je st życie w ieczne” —m ó w i P ra w d a — „ a b y p o z n ali C iebie,
jed y n eg o B o g a p raw d ziw eg o i tego, k tó re g o ś p o słał, Jezu sa
C h ry s tu sa ” (J 17, 3).

P raw dziw a m ądrość


26. O to k o n te m p la c y jn a m ą d ro ś ć . M o im z d an ie m K sięgi
Św ięte n a z y w a ją ją w łaściw ie m ą d ro śc ią , w o d ró ż n ie n iu od
w iedzy. N iew ątp liw ie je st to lu d z k a m ą d ro ś ć , lecz człow iek
nie p o s ia d a jej inaczej ja k z d a ru teg o , k tó ry p rzez u czestn i­
ctw o w sobie czyni d u szę n a p ra w d ę m ą d rą .
J ą sław i C ycero w z ak o ń c z en iu d ia lo g u H o rte n sju sz:
„ M y , k tó rz y dzień i n o c z a sta n a w ia m y się n a d ty m i rz e cz a ­
m i, z a o strz a m y in telekt, tj. n ajw yższą część d u szy , sta ra ją c
się, by nie stęp iła się. In n y m i słow y, żyjąc w św iecie filozofii
żyw im y w ielk ą nadzieję. A lb o m yśli nasze i m ą d ro ś ć n a sz a
są śm iertelne i przem ijające, w ów czas sło d k a n a m będzie
śm ierć p o w y k o n a n iu naszych lu d z k ic h o b o w ią zk ó w ; n ie u ­
ciążliw e n a m będzie odejście, a raczej stan ie się o d p o c z y n ­
kiem po życiu. A lb o —ja k to p rz y jm u ją s ta rz y filo zo fo w ie,
a w śró d n ich najw ięksi i najsław n iejsi —m a m y n ie śm iertel­
n ą i b o s k ą duszę. W ów czas należy sądzić, że im więcej
będzie w sw ojej n a tu rz e p o stę p o w a ła , to zn aczy w ro zw o ju
w ład zy um ysłow ej i sw oim z am iło w an iu d o w iedzy, i im
m niej będzie się m ie sza ła i w trą c a ła d o lu d z k ic h w ad
i błędów , tym łatw iejszą będzie o n a m ia ła d ro g ę i p o w ró t
d o n ie b a ” . A p o te m n a z ak o ń czen ie ta k streszcza sw oje
w yw ody; „ D la te g o , aby zak o ń czy ć tę sp raw ę, jeżeli zejść
z teg o św iata, kiedy n a ty ch sp ra w a c h spęd zim y ży w o t, czy
też z tego życia przejść bez zw łoki d o k ra in y d a le k o lepszej,
całą n a sz ą tro sk ę i tru d należy w łożyć w te s ta r a n ia ” 38.
D ziw ię się b a rd z o , że człow iek ta k w ielkiego um ysłu,
p rz em aw iając do ludzi o d d a ją c y c h się filozofii, k tó r a czyni
ich szczęśliw ym i przez k o n te m p la c ję p ra w d y , o b iecu je im

38 Fragm. 93 (wyd. M. Ruch).


XIX, 26 457

sło d k ą śm ierć p o spełnieniu ich ludzkiego z a d a n ia , n a w et


jeżeli to , co stan o w i p rz e d m io t ich m yśli i u m iło w a ń , o k aże
się z n ik o m e i śm iertelne. M ó w i zupełnie ta k , ja k gdyby
w te d y z n ik ało coś, czego nie k o ch aliśm y , alb o n a w et n ie n a ­
w idziliśm y całym sercem , ta k że jeg o u tra ta je s t n am m iła.
Z aiste! T eg o nie n au czy ł się o d filozofów , k tó ry c h ta k
b a rd z o w ysław ia! T o raczej z a k ra w a n a p o g lą d y N ow ej
A k a d e m ii, gdzie o w szystkim się p o w ą tp iew a , n aw et o n a j­
b ard ziej oczyw istych 1057 rzeczach. N a to m ia s t tra d y c ja
filo zo fó w , n a k tó ry c h się p o w o łu je ja k o n a najw iększych
i n ajsław niejszych, głosi nieśm ierteln o ść duszy. N ie bez
racji p o b u d z a się n ieśm ierteln e d u ch y tym i zach ętam i, by
szu k a ły swej d ro g i, to je st żyły zgodnie z ro z u m e m i z a ­
m iło w a n ie m d o c iek a ń , by się trzy m ały z d a la od w y stęp k u
i z d ro ż n o śc i lu d zk ich , ta k by u k re su tego życia m ogły
z łatw o ścią p o w ró cić d o B oga. A le ta d ro g a p o le g ając a na
m iło ści i b a d a n iu p ra w d y nie w y starcza b ied n y m śm iertel­
n y m , to znaczy ty m w szystkim ludziom k ieru jący m się
w y łącznie ro z u m e m , bez w iary w P o śre d n ik a . T o w łaśnie
w m ia rę m o ż n o śc i usiłow ałem w ykazać w p o p rz e d n ich
k sięg ach , a zw łaszcza w czw artej i trzynastej.
K S IĘ G A P IĘ T N A S T A

DUSZA JAKO ZWIERCIADŁO I ZAGADKA

W stęp

O braz B oga je s t w duszy r o z u m n e j1


I. 1. C hcąc, by czytelnik z rzeczy stw o rz o n y c h p o z n a ł
Stw órcę, doszliśm y d o o b ra z u B oga, ja k im je st człow iek
i to w tej części ludzkiej n a tu ry , k tó rą przew y ższa in n e
zw ierzęta, a więc rozum ie, inteligencji i w szystkim , co się
d a pow iedzieć o duszy ro z u m n e j i d u ch o w ej, a co należy d o
tej rzeczy, k tó ra zwie się um ysłem , m ens, alb o d u c h em ,
spiritus.
N ie k tó rz y p isarze łacińscy w y m ie n io n ą n azw ą o z n ac z ają
to , co jest najw yższe i najszlachetniejsze w człow ieku, czego
zw ierzęta nie p o s ia d a ją 2. P rzez tę n azw ę zaz n a cz a ją ta k ż e
różnice z ach o d zące p o m ięd zy um ysłem , m ens, a d u sz ą ,
anim a, p o s ia d a n ą i p rz e z zw ierzęta także.
Jeśli szu k am y czegoś p o n a d tą n a tu rą i szu k a m y p ra w ­
dziw ie, to o k azu je się, że je st tam B óg, n a tu r a nie s tw o rz o ­
n a, ale stw órcza. T o zaś, że B óg je s t T ró jc ą , m u sim y te ra z
w ykazać, nie tylk o w ierzącym , w o p a rc iu o p o w a g ę P ism a
św., ale tak że — w tej m ierze, w ja k ie j to je s t d o s tę p n e
- m u sim y to w y k azać i n a d ro d z e czysto ro z u m o w e j.
C zem u m ów ię: „Jeśli to m o ż liw e ” ? —Sam p rz e d m io t b a d a ­
n ia najlepiej to w ykaże.

1 Streszczenie księgi w Posłowiu, n. 19 i 36, str. 567 i 600.


2 Np. LUKRECJUSZ, D e natura rerum, III. 94; CEZAR, De bello Galileo, III.
19, 6; VI. 5, 1; CYCERO, De Oratore, III. 67; De República, VI. 9; SALUSTIUSZ,
Jugurtha, XI. 8; Katullus, 65, 4; SENEKA, De Beat., XV. 5; KW INTYLIAN, De
institutione, I. 9, 13.
I, 1 - I I , 2 459

Tajem nica B oga nie pow inna nas zniechęcać w szukaniu


II. 2. U fam , że sam B óg, k tó re g o szukam y , d o p o m o ż e
n a m , by n a sz tru d nie był d a re m n y i żebyśm y pojęli, co
p o w ied zian o w Psalm ie: „N iec h się ra d u je serce szu k a ją ­
cych P a n a , szukajcie P a n a i m o cy jeg o , szukajcie zaw sze
je g o o b lic z a ” (Ps 104, 3 -4 ).
Z d a w a ło b y się, że jeśli się G o w ciąż szuka, to d lateg o , że
się G o nie znalazło. Jak ż e ż więc m a się ju ż ra d o w a ć serce
szu k ający ch , a nie sm ucić raczej, sk o ro nie m o g li znaleźć
T eg o , k tó re g o szukają? Bo nie je st pow iedziane: „ N iech się
ra d u je serce z n a jd u ją c y c h ” , ale „szu k ający ch P a n a ” . A je d ­
n a k m o ż n a znaleźć B oga, kiedy się G o szuka. Św iadczą
0 tym słow a Izajasza P ro ro k a : „S zukajcie P a n a , póki
zn alezio n y być m oże: w zyw ajcie go, p ó k i je st blisko! N iech
o p u ści grzesznik d ro g ę sw oją, a m ą ż niepraw y m yśli swe”
(Iz 55, 6—7). Jeżeli szu k ając G o , m o ż n a G o znaleźć, to
dlaczego p o w ied zian o : „S zukajcie zaw sze jeg o o b lic z a ” ?
A m oże znalazłszy G o , trz e b a G o jeszcze szukać? Isto tn ie ,
w ta k i bow iem sp o só b szu k a się rzeczy nieuchw ytnych.
1 nie należy sądzić, że się nic nie znalazło, jeśli się o d k ry ło ,
ja k dalece n ieu ch w y tn e je st to, czego się szu k ało . W ięc po
co G o szukać, jeśli się pojęło, że je st nieuchw ytny? P o to
w łaśnie, żeby p o sz u k iw a n ia nie p rz e rw a ć 3. 1058 Im dłużej
c o ra z b ard ziej zgłębia się nieuchw ytne, tym lepszy staje się
szu k ający ta k w ielkiego D o b ra . Bo czyż nie szu k a się, żeby
G o znaleźć, a znajduje się, aby G o jeszcze szukać. Szuka
się G o , aby G o znaleźć z tym w iększą ra d o ścią , a zn ajd u je
się, ab y G o jeszcze tym gorliw iej s z u k a ć 4. W ten sp o só b
3 W tym samym duchu pisze PASCAL: „Nie szukałbyś mnie, gdybyś muie już
nie posiadał:” {Myśli, 555).
4 Widzimy jak daleka jest droga Augustyna od czystego intelektualizmu. Mąd­
rość ma polegać na zastosowaniu wiary po to, aby z Bogiem się złączyć, a nie tylko
po to, aby go intelektualnie poznać. Nie wystarczy Augustynowi, by mądrość, która
jest dynamicznym powiązaniem pamięci o Bogu {mentoria Dei) ze zrozumieniem
{intelligentia D ei ) i z miłością do Boga {amor Dei), była tylko obrazem, na który
wierzący patrzy. Umysł nasz musi poprzez ten obraz sięgnąć wyżej —do samej istoty
Boga w Trzech Osobach. Dlatego też obraz ten musi być jak najdoskonalszy —
oczyszczony moralnie i duchowo, jak to tłumaczy ks. XIV. A udoskonalenie jest
dziełem Ducha Świętego, który prowadzi do żywej kontemplacji Świętej Trójcy
przebywającej przez łaskę w duszy oczyszczonej. Dzieło Augustyna nie należy do
świata kontemplacji. Jest naprawdę dziełem naukowym, ale napisanym w atmo­
460 Księga XV

m o ż n a ro zu m ieć słow a w y p o w ied zian e przez m ą d ro ś ć


w K sięd ze E klezjasty: „ K tó rz y m ię je d zą , jeszcze ła k n ą ć
b ę d ą, a k tó rz y m n ie piją, jeszcze p ra g n ą ć b ę d ą ” (24, 29).
S p o żyw ają i piją, bo znaleźli; a że ła k n ą i p ra g n ą , w ięc
jeszcze szu k ają.
W ia ra szuka, ro zu m o d k ry w a . D la te g o P r o ro k p o w iad a:
„Jeśli w ierzyć nie będziecie, nie zro zu m iecie” (Iz 7, 9*).
I zn ow u ro zu m szu k a dalej T e g o , co ju ż zn alazł, ja k
śpiew am y w Psalm ie: „ P a n z n ie b a sp o jrz ał n a synów
człow ieczych, aby zobaczyć, czy je s t k to ro z u m n y albo
szu k ający B o g a ” (Ps 13, 2). Po to w ięc człow iek m a ro zu m ,
żeby szu k ać B oga. ---------------- --------- "

3. D o ść obszernie m ów iliśm y ju ż o d ziełach B ożych,


przez k tó re m a być p o z n a w a n y ich S tw ó rca: „ B o n iew i­
d zialne Jeg o rzeczy... od stw o rz en ia św iata p rz e z dzieła
Jego d la u m y słu w idzialnym i się s ta ły ” (R z 1, 20). T o te ż
K sięg a M ą d ro śc i p iętn u je w szystkich, co „z ty ch d ó b r,
k tó re w idzą, nie m ogli p o z n a ć tego, k tó ry je st, ani z ro z ­
w a ż a n ia dzieł nie ro z p o z n ali T w ó rcy ; ale a lb o o g ień , alb o
w iatr, albo p rę d k ie po w ietrze, albo o k rą g gw iazd, alb o
g w ałto w n ą w odę, albo słońce i księżyc m ieli za b o g ó w
k ieru jących okręgiem ziem i. - Jeśli p ię k n o śc ią ich p o c ią g ­
nięci za b ogów je uw ażali, n iech w iedzą, o ile piękniejszy
je st ich w ładca; sp ra w c a b ow iem p ięk n o ści to w szy stk o
stw orzył. A lb o jeśli m o c i d z ia ła ln o ść ich p o d z iw ia li, n iech
zro zu m ieją z nich, iż m ocniejszy je st ten , k tó ry je uczynił;
z w ielkości bow iem piękności i stw o rzen ia stw o rzy ciel ty ch
rzeczy łatw o p o z n a n y być m o ż e ” (M d r 13, 1-5).
P rzytoczyłem te słow a z K sięg i M ą d ro śc i, ażeby k to ś
z w iernych nie sądził, że p ró ż n e i n ie p o trz e b n e były m o je

sferze czci i modlitwy skierowanych do Boga. Prowadzi nie tylko do poznania Boga,
ale do pokochania Go i do przyjęcia Go w swoje życie. Doskonale określi!
zasadniczą postawę Augustyna w całej jego działalności protestancki historyk
A. HARNACK {Dogmengeachichte, III. Ttibingen 1910"*, str. 103): ,,0 malarzu
z Fiesole [Fra Angelico] powiedziano, że malowane przezeń freski są jego modlitwą
utrwaloną na ścianie; można by tak samo twierdzić o Augustynie, że jego nagtębsze
myśli... zrodziły się z jego modlitwy” . Szczególnie mistycznym dziełem w literackiej
spuściźnie Augustyna są Wyznania . Traktat O Trójcy Świętej jest jakby dalszym
ciągiem Wyznań, ale z zabarwieniem spekulatywnym.
II, 3 - III, 5 461

p o c z y n a n ia , gdy - w y ch o d ząc od stw orzeń , k tó re w sw oim


p o rz ą d k u są pew nym zarysem T ró jcy , w z n o sz ąc się p o ­
p rz e z nie ja k b y sto p n ia m i i d o c h o d z ą c aż d o d u szy człow ie­
k a — szu k ałem w stw o rz en ia c h śladów tej najw yższej T ró j­
cy, k tó re j szu k a m y , B o g a szu k ając.

S treszcze n ie poprzednich ksią g


1059 III. 4. Lecz w zględy w y k ład u , k o n ie cz n o ść d o w o d z e ­
n ia i to k u ro z u m o w a n ia zm usiły n as d o p o w ied zen ia
w c z te rn a s tu księgach w ielu rzeczy, k tó ry c h nie m o żem y
razem o b ją ć je d n y m spojrzeniem , gdy szybkim rzu tem
m yśli zw rac a m y się k u te m u , co chcem y p o jąć.
T e ra z , p o z o sta w ia ją c w szelkie d yskusje n a b o k u , s p ró b u ­
ję, jeśli z d o łam , z B ożą p o m o c ą zeb rać w k ilk u słow ach,
d o czego d oszedłem w każdej z k siąg i co sta ra łe m się
w y tłu m aczy ć w o b szern y m w ykładzie. U k a ż ę ja k b y je d n y m
rz u te m o k a d u szy nie d o w o d y i racje, ale sam e p raw d y ,
k tó re p rz e d sta w iłe m za ich p o m o c ą. P o s ta ra m się, by
w n io sk i nie były zb y tn io o d d a lo n e od p rzesłan ek , ta k by
a n a liz a w n io sk ó w nie p ro w a d z iła do z ap o m n ie n ia p rz e ­
słan ek . A w k a żd y m razie, gdyby się ta k zd arzy ło , — by
m ó c k ró tk im o d czy tan iem p rzyw rócić, co u m k n ęło z p a ­
m ięci.

5. W pierw szej księdze —w o p a rc iu o P ism o św. —w y k a ­


z a n o je d n o ś ć i ró w n o ść tej najw yższej T ró jcy .
W d ru g iej, trzeciej i czw artej tra k to w a łe m o ty m sam ym ,
lecz d o k ła d n e i w y czerp u jące p rzed staw ien ie m isji Syna
i D u c h a Św iętego w ypełniło aż trzy księgi. W ykazałem
w n ic h , że fa k t, iż je d e n p o sy ła, a d ru g i je st p o słan y , nie
p o c ią g a za so b ą niższości tego drugiego w s to su n k u do
p ierw szeg o , p o n ie w aż B o sk a T ró jc a —we w szystkim ró w n a
—je st n ie ro z d z ie ln a w sw ym d ziałan iu , będąc z n a tu ry swej
n ie zm ien n a , n iew id zialn a i w szędzie obecna.
P ią tą księgę n a p isa łe m z m y ślą o ty ch , k tó ry m się
w ydaje, że O jciec i Syn nie są tej sam ej su b stan cji, p o n ie ­
w aż —ja k są d z ą - w szy stk o , co się o O jcu o rzek a, o rzek a
się w z n a c z e n iu su b sta n c ja ln y m , a że zro d zić i być z ro d z o ­
462 Księga XV

nym , być z ro d zo n y m i być nie zro d zo n y m to są rzeczy


różne, p rzeto stanow czo u trzym ują, że w sk u tek tego za­
chodzi tu ró ż n o ść substancji.
W ykazałem więc, że nie w szystko, co się o B ogu orzeka,
m usi o dnosić się do sub stan cji (ta k ja k do su b stan cji
o d n o szą się stw ierdzenia, że B óg je st d o b ry , w ielki i że
p o sia d a wszelkie inne a try b u ty a b so lu tn e), ale orzek a
się o N im niekiedy i w sensie relatyw nym , to je st, że nie
m ów i się o B ogu absolutnie, o tym , czym Bóg je st sam
w sobie, ale o jego odno szen iu się nie b ęd ący m Jego
su b stan cją. W ten sposób n azy w a się B oga O jcem , gdy się
n a ń p a trz y p o d kątem Jego o d n o sze n ia się do Syna. T a k
sam o m ów i się „ P a n ” ze w zględu n a Jego sto su n e k do
służącego M u stw orzenia. M ó w iąc o B ogu w sensie re la ty ­
w nym , m ów im y o N im n ie ja k o o N im sam y m , ale o Jego
sto su n k u do tego, co nie je st Jeg o isto tą , np. w o d niesieniu
d o czasu, ja k to m am y w Psalm ie: „ P a n ie, s t a ł e ś s i ę
n am u cieczk ą” (Ps 89, 1). B oga to w niczym nie d o ty k a
i nie zm ienia, bo trw a on niezm iennie w n a tu rz e swej, czyli
istocie.
W szóstej księdze zastan aw iałem się n a d zn aczen iem
słów A p o sto ła, k tó ry C h ry stu sa nazy w a m o c ą i m ą d ro ś c ią
B ożą (1 K o r 1, 24). O dłożyłem je d n a k n a później do
dokładniejszego om ów ienia tę kw estię: Czy ten , z k tó re g o
C hrystus jest zrodzony, sam nie jest m ą d ro ścią , ale je st
tylko O jcem swojej m ąd ro ści, czy m oże to jest m ą d ro ść ,
z której rodzi się m ądrość? Lecz niezależnie od ro z w ią za n ia
p rzedstaw ionej kw estii, we w sp o m n ian ej k siędze o k azu je
się rów ność T rójcy, i nie Bóg p o tró jn y , ale T ró jc a . I to się
też okazuje, że Ojciec i Syn nie są w ta k im s to su n k u do
D u c h a Św iętego, ja k dw n d o jed n eg o , a w szyscy T rzej
razem nie są czym ś więcej niż je d e n z nich. W yjaśniłem
rów nież w tejże księdze, ja k m o ż n a rozum ieć sło w a b isk u ­
p a H ilarego: „W ieczność w O jcu, p ięk n o w o b razie, a r a ­
dość w d a rz e ” .
S iódm a księga w yjaśnia tę o d ło ż o n ą n a później kw estię.
Bóg, k tó ry zrodził Syna, jest nie ty lk o O jcem sw ojej m ą d ­
rości i m ocy, ale sam jest m o c ą i m ą d ro śc ią . T a k sam o
i D u c h Święty. N ie są to je d n a k trzy m o ce a lb o trzy
III, 5 463

m ą d ro śc i, ale je d n a m o c i je d n a m ą d ro ść , ta k ja k jed en
Bóg, je d n a isto ta .
N astę p n ie b a d ałem , dlaczego m o ż n a m ó w ić 1060 je d n a
isto ta , trzy O soby, albo ja k się w y ra ża ją niek tó rzy sp o śró d
G rek ó w : je d n a isto ta, trzy sub stan cje. D oszedłem do p rze­
k o n a n ia , że zm u sza nas d o tego konieczność użycia je d n o -
w yrazow ego ok reślen ia o d p o w iad ająceg o n a pytanie: „ K to
są ci T ro je ? ” Bo przecież praw dziw ie w yznajem y i O jca,
i Syna, i D u c h a Św iętego.
W ósm ej księdze odw ołaliśm y się także i do refleksji,
żeby ja sn o w ykazać tym , k tó rz y p o słu g u ją się przede
w szystkim rozum em , że o ntologicznie nie tylko O jciec nie
je s t w iększy od Syna, ale obydw aj razem nie są czymś
więcej niż sam D u c h Święty; że dw ie O soby, o b o jętn e
k tó re , nie p rz e d sta w ia ją w tej T ró jcy czegoś więcej niż
je d n a ; i że cała T ró jc a O sób nie je st czymś więcej niż k a żd a
z n ich z o so b n a.
N a stę p n ie - o p e ru ją c lo g ik ą (w przeciw staw ieniu do
p o p rz e d n io zasto so w an ej o n to lo g ii) o raz pojęciem najw yż­
szego d o b ra ja k o ź ró d ła w szelkiego d o b ra , i spraw iedliw oś­
cią, ze w zględu n a k tó rą spraw iedliw y jest k o ch an y naw et
p rzez tych, co jeszcze spraw iedliw i nie są — starałem się
w m ia rę m o żn o ści u k a z a ć tę n a tu rę nie ty lk o bezcielesną,
ale i niezm ienną, ja k ą je st B óg. W reszcie, dzięki pojęciu
m iło ści, k tó ra w Piśm ie św. je st n azw an a Bogiem (1 J 4,
16), zaczęła się w m yśli zarysow yw ać tró jca —m iłującego,
m iło w an eg o i sam ej m iłości.
W dziew iątej księdze doszliśm y d o o b ra z u B ożego, k tó ­
rym je st człow iek ja k o d u sz a ro z u m n a . W duszy tej o d ­
kry łem ro d z a j trójcy: to d u sza, po zn an ie, k tó ry m siebie
zn a, o ra z m iłość, k tó rą m iłuje siebie i swoje p oznanie.
W y k azałem ró w n o ść tych trzech rzeczy i je d n o ść ich istoty.
D z ie sią tą księgę pośw ięciłem tem u sam em u zag ad n ien iu ,
ro z p a tru ją c je jeszcze d o k ła d n ie j i z w iększą w nikliw ością.
T o m ię d o p ro w a d z iło do o d k ry cia w duszy jeszcze w yraź­
niejszej tria d y , a m ianow icie pam ięci, inteligencji i woli.
C h o ć —ja k w iad o m o —d u sza nie m oże nie pam iętać siebie,
ro zu m ieć i k o ch ać, je d n ak ż e nie zaw sze o sobie m yśli;
a kiedy m yśli o sobie, to też nie zaw sze p o tra fi o d ró żn ić
464 Księga XV

siebie od p rz e d m io tó w zm ysłow ych. O dłożyłem w ięc n a


później ro zw ażan ie sam ej T ró jcy Świętej, k tó re j o b razem
je st dusza, ażeby szukać tria d y w ystępującej w w idzeniu
p rz e d m io tó w w idzialnych i żeby dać m o ż n o ść u w ad ze
czy teln ika ćwiczyć się n a p rz e d m io ta c h , k tó re lepiej p o ­
strzega.
W je d en a stej księdze zająłem się zm ysłem w z ro k u , k tó ry
w ybrałem w prześw iadczeniu, że w szystko, co tu o d k ry je ­
m y, je st rów nie w ażne i d la czterech p o z o sta ły c h zm ysłów
ciała, ta k że ju ż nie będzie trz e b a p o w ta rz a ć tego sam ego.
W ten sp o só b u jaw niła się tró jc a człow ieka zew n ętrzn eg o .
T ria d ę tę tw o rz ą najpierw : ciało p o strz eg a n e , fo rm a w yciś­
n ię ta we w zro k u p atrzącego o ra z uw aga w oli łącz ą ca je d n o
z drugim . Ja sn e je d n a k , że te trz y rzeczy nie są m ięd zy so b ą
rów ne, a is to ta ich je st ró ż n a . D alsze b a d a n ie pozw oliło
o d k ry ć w sam ej duszy d ru g ą tria d ę p o w sta łą stąd , że
zew nętrzne przed m io ty są ja k b y w p ro w a d zo n e d o n aszeg o
w n ętrza za p ośredn ictw em w rażeń zm ysłow ych. T a d ru g a
tria d a , k tó rej elem enty z d a ją się być je d n ej su b sta n c ji, to:
o b ra z ciała obecny w pam ięci, fo rm a o d tw a rz a ją c a ten
o b ra z z chw ilą, gdy zw raca się k u niem u w zro k w e w n ę trz ­
ny p a trz ąc e g o , a wreszcie d ążen ie woli d o p o łączen ia
z so b ą tych dw óch rzeczy. Lecz i ta tró jc a n ależy jeszcze do
człow ieka zew nętrznego, p o n iew aż bierze p o c z ą te k z ciał,
k tó re p o strz eg a m y zew n ątrz n as.
Z d aw ało m i się, że trz e b a w dw u n astej k sięd ze p rz e p ro ­
w adzić ro z ró ż n ie n ie p om iędzy w ied zą i m ą d ro ś c ią . N a j­
pierw w tym , co w łaściw ie je st n azy w an e w iedzą, szu k ałem
pew nej tro isto śc i tego ro d z a ju . C h o ć ta k a tria d a n ależy ju ż
d o człow ieka w ew nętrznego, nie należy je d n a k ani m ów ić,
ani m yśleć, że je st 1061 o n a o b ra z em B ożym .
O ty m tra k tu je trz y n a sta księga, u k a zu ją c zn aczen ie
w iary chrześcijańskiej.
W czternastej n a to m ia st k siędze je st m o w a o praw dziw ej
m ą d ro ści człow ieka, to je s t o darze, przez k tó ry Bóg
w p ro w a d za człow ieka w u czestn ictw o w swej w łasnej B o ­
skiej n atu rze. O tej m ą d ro śc i, różnej od w iedzy, je st o b ec­
nie m o w a. D o tego p u n k tu d oszło n asze ro zw ażan ie,
i o d k ry w a w niej tró jcę w ob razie B ożym , to je s t w człow ie-
III, 5 - V, 7 465

k u , jeg o duszy d u ch o w ej, k tó ry o d n a w ia się w p o z n a n iu


B oga w edług o b ra z u T ego, k tó ry stw orzył człow ieka n a
sw ój o b ra z (K o l 3, 10). T a k w ięc w idzim y, że m ą d ro ś ć je st
ta m , gdzie je st k o n te m p la c ja rzeczyw istości w iecznych.

1. O d o b ra z u tró jcy d o sam ej T ró jcy Świętej

C ala 7-iatura p row adzi nas do Boga


IV . 6. Z w ró ćm y się te ra z d o ty ch rzeczyw istości w iecznych,
bezcielesnych i niezm iennych, k tó ry c h d o s k o n a ła k o n te m ­
p lacja je st n a m o b ie ca n a ja k o życie szczęśliwe — a p ra w ­
dziw ego szczęścia nie m a bez w ieczności. W tych rzeczyw is-
to ściac h szukajm y te ra z Boskiej T rójcy.
N ie ty lk o p o w a g a K siąg Św iętych uczy, że B óg istnieje.
G łosi to cała o ta c z a ją c a n as n a tu ra , k tó re j częścią jesteśm y
ta k że i m y. G łosi o n a, że Bóg je st jej S tw ó rcą najw yższym ;
że d a ł n a m d u c h o w ą i ro z u m n ą n a tu rę , dzięki k tó rej
w idzim y, iż należy p rz e k ła d a ć isto ty żyjące p o n a d n ieo ży ­
w ione; u d a ro w a n e czuciem p o n a d te, k tó re nic nie czują;
ro z u m n e p o n a d nie m ające ro zu m u ; nieśm iertelne p o n a d
śm iertelne; p o tę żn e p o n a d p o z b aw io n e m ocy; spraw iedliw e
n a d niespraw iedliw e; p ięk n e n a d szpetne; d o b re n a d złe;
n iew id zialn e p o n a d w idzialne, bezcielesne p o n a d cielesne,
n iezm ienne p o n a d zm ienne, szczęśliwe p o n a d nędzne i n ie­
szczęśliwe.
P rzez to sam o , iż bez w a h a n ia staw iam y Stw órcę wyżej
o d stw o rzeń , w inniśm y w yznaw ać, że B óg p o s ia d a pełnię
życia, że w idzi i ro zu m ie w szystko; że nie m o że um rzeć,
niszczyć an i zm ieniać się; że je st nie ciałem , lecz d u ch em ,
n a jp o tężn iejszy m , n ajspraw iedliw szym , najpię kniej szym ,
n ajlep szy m , najszczęśliw szym ze w szystkich duchów .

D o sko n a ło ści B oga sprow adzają się do Jego istoty


V. 7. A le to w szystko, co pow iedziałem , o raz w szystko
inne, co k o lw iek ludzkim językiem m o ż n a pow iedzieć g o d ­
nego B oga, to w szystko od n o si się zarazem d o całej T ró jcy ,

30
466 K sięg a X V

k tó ra je st jed y n y m B ogiem , a w tej T ró jcy — d o każdej


z O sób.
K tó ż bow iem ośm ieliłby się pow iedzieć, że te n je d y n y
Bóg, b ęd ący T ró jc ą , O jcem , Synem i D u ch em Św iętym , nie
żyje, nie czuje lub nie rozum ie? C zy m o że po w iem y , że
w tej n a tu rz e , z racji k tó re j O so b y są ró w n e, je d n a z nich
je st śm ierteln a, zniszczalna, p o d le g ła zm ian o m i cielesna?
Czy o d m ów im y jej najw yższej spraw iedliw ości, najw yższej
d o b ro c i i n ajd o sk o n alszeg o szczęścia?
Jeśli więc w ym ienione d o sk o n a ło śc i i w szy stk o in n e tego
ro d z a ju m o ż n a p rzypisyw ać całej T ró jcy , a w niej, k a ż ­
dej z O sób, to gdzie i w ja k i sp o só b u k a ż e się T ró jc a
Św ięta?
N a jp ierw sp ro w ad źm y te rozliczne d o sk o n a ło śc i d o
m niejszej ich liczby. C o bow iem nazy w am y w B ogu ży­
ciem , to je s t Jeg o is to tą i n a tu rą . G d y ż B óg sam żyje
życiem , ja k im je st sam w sobie. N ie je st to życie ta k ie ja k
np. życie d rzew a, w k tó ry m nie m a ro z u m ie n ia an i czucia.
I nie ta k ie ja k u zw ierząt. Z w ierzęta bow iem p o s ia d a ją pięć
zm ysłów , ale zupełnie nie m a ją ro z u m u . A to życie, k tó re
je st B ogiem , odczuw a 1062 i ro zu m ie w szy stk o . O d czu w a
zm ysłem , a nie ciałem , gdyż ,,D u ch em je st B ó g ” (J 4, 24).
B óg nie od czu w a przez ciało , ta k ja k zw ierzęta m ające
ciało, b o nie je st złożony z d u szy i ciała. O w a p ro s ta
i n iezło żo n a n a tu ra jed n o cześn ie ro zu m ie i o d c zu w a , je d n o ­
cześnie o d czu w a i ro zu m ie, bo tym sam y m je s t d la niej
zm ysł i um ysł.
Z drugiej stro n y nie je s t to ta k a n a tu ra , k tó r a by m o g ła
kiedyś zacząć albo p rzestać istnieć, gdyż je s t p o z a z a ­
sięgiem śm ierci. N ie n a p ró ż n o p o w ie d zia n o o B ogu, że
„ O n je d e n p o s ia d a n ie śm ierteln o ść ” (1 T m 6, 16), bo
n a p ra w d ę n ieśm iertelnością je st n ieśm ierteln o ść T ego,
w k tó re g o n a tu rz e nie m a sz żad n y ch zm ian . T a k sam o
p raw d ziw ą w iecznością je st ta , k tó ra z ap e w n ia B o g u n ie ­
zm ienność, bez p o c z ą tk u i bez k o ń c a , a p rz e z to ta k że
i niezniszczalność.
J e d n ą w ięc i tę sam ą rzecz w y ra ż a się, k ied y się m ó w i, że
B óg je st w ieczny czy nieśm ierteln y , czy n ie sk a z ite ln y , czy
n iezm ienny. T a k sam o gdy się m ó w i żyjący i ro zu m iejący ,
V, 7 -8 467

o zn acza się p rzez to , że je st m ą d ry , a w szy stk o to w y ra ża


je d n o i to sam o. N ie o trz y m a ł bow iem m ą d ro śc i i nie stał
się p rzez n ią m ą d ry , lecz O n sam je st m ą d ro śc ią . A życie
Jeg o je st ty m sam ym , co m o c a lb o p o tęg a, tym sam y m , co
p ięk n o ść, p rz e z k tó re je s t m o c n y i piękny. C ó ż p o tę żn iej­
szego i piękniejszego niż m ą d ro ść? O n a to „ d o się g a od
k o ń c a aż do k o ń c a m o c n o i u rz ą d z a w szystko ła g o d n ie ”
(M d r 8, 1)? A d o b ro ć i spraw iedliw ość? Czy ró ż n ią się one
w n a tu rz e B oga, ta k ja k są o d siebie o d rę b n e w Jego
dziełach? Czy są to dw ie o d rę b n e d o sk o n ało śc i Boże:
z jed n ej s tro n y d o b ro ć , a z drugiej — spraw iedliw ość?
Z p ew n o ścią nie! Jeg o spraw iedliw ość jest d o b ro c ią , a d o b ­
ro ć je st szczęściem . Jeśli zaś m ó w i się o B ogu, że je st
bezcielesny czy n iem aterialn y , to d lateg o , żebyśm y w ierzyli
lu b ro zu m ieli, że je s t d u c h em , a nie c ia łe m 5.

8. K ie d y m ów im y o B ogu: w ieczny, n iezm ienny, n ie­


sk azitelny, nieśm iertelny, żywy, m ą d ry , m o c n y , p ięk n y ,
spraw iedliw y, d o b ry , szczęśliwy, d u ch , to sp o śró d tych
w szy stk ich określeń tylk o o sta tn ie zdaje się o zn aczać su b ­
stan cję, a w szystkie p o z o sta łe - p rz y m io ty su b stan cji.
A je d n a k ta k nie je st w tej niew ysłow ionej i p ro stej n atu rze.
B o w szystko, co się tu w ym ienia ja k o p rzy m io ty , w inno
być ro z u m ia n e su b stan cjaln ie, czyli isto to w o . D alecy je s­
teśm y o d m yśli, że kiedy m ów im y: Bóg je st d u ch em , to
w sk azu jem y n a su b stan cję, a kiedy m ów im y , że je st d o b ry ,
to zaz n a cz a m y w ów czas cechę, p rz y m io t. I je d n o , i drugie
o rz e k a się su b stan cjaln ie. O d n o si się to ró w n ież d o w szyst­
k ich in n y ch d o sk o n a ło śc i B ożych, szerok o om ó w io n y ch
przez n as w p o p rz e d n ic h księgach.
Z ty ch czterech d o skonałości, k tó re w ym ieniliśm y w p ier­
w szym rzędzie — w ieczność, nieśm iertelność, nieskazitelność
i n iezm ien n o ść —w ybierzm y je d n ą , bo w łaściw ie w szystkie
cztery, ja k w sp o m n iałem , o zn ac z ają tę sam ą rzecz. N ie
ro z p ra sz a jm y w ięc uw agi i w eźm y pierw szą z nich —w iecz­
ność.

5 W Wyznaniach, VII. IX, 13—X, 16 Augustyn opowiada, jak czytanie ksiąg


platońskich doprowadziło go do pojęcia duchowości Boga.
468 Księga XV

P o d o b n ie u czy ń m y z n a stę p n y m i czterem a: życiem , m ą d ­


rością, p ię k n o śc ią i m o c ą . A p o n iew aż i zw ierzęta ró w n ież
p o s ia d a ją życie, chociażby n a w e t niższe, ale nie m a ją
m ą d ro śc i, p o n iew aż p o ró w n u ją c m ą d ro ś ć z m o c ą u czło­
w ieka, P ism o św. m ów i, że lepszy jest „ m ą ż ro z tro p n y niźli
m o c n y ” (M d r 6, 1), a o p ięk n o ści zw ykliśm y m ó w ić w o d ­
n iesieniu d o ciał, p rzeto sp o śró d czterech w y m ien io n y ch
d o sk o n a ło śc i w ybierzm y m ą d ro ś ć , 1063 c h o cia ż w łaściw ie
są to cztery nazw y, a rzecz je d n a .
P rzejd źm y d o trzeciej i o statn iej grupy. T o p ra w d a , że
w B ogu ty m sam ym je st być spraw iedliw y m i być szczęś­
liw ym , a być d uchem znaczy zupełnie to sa m o , co być
d o b ry m , spraw iedliw ym i szczęśliw ym ; je d n a k ż e d u c h czło­
w iek a m o że nie być szczęśliw y, człow iek b ę d ąc d o b ry
i spraw iedliw y m oże jeszcze nie być szczęśliw y. N a to m ia s t
ten , k to je st szczęśliwy, n iech y b n ie je st d o b ry i je s t d u ch em .
W ybierzm y więc tę d o sk o n a ło ść , k tó ra u c zło w ie k a nie
m o że istnieć bez trzech p o z o sta ły c h . A w ięc w y bierzm y
szczęśliw ość.

J a k godzić Trójcę z p ro sto tą Bożą?


VI. 9. Czy zatem m o ż n a sądzić, że kiedy m ó w im y o B ogu:
w ieczny, m ą d ry i szczęśliwy, to te trzy d o sk o n a ło śc i s ta n o ­
w ią T ró jcę , k tó rą nazyw am y B ogiem ?
Sprow adziliśm y w ym ienione dw anaście p rzy m io tó w d o
trzech tylko. Lecz m oże p o d o b n ie p o tra fim y sp ro w ad zić
ostatecznie i te trzy do jed n eg o z nich. Bo jeśli w B o g u je d n ą
i tą sam ą rzeczą jest m ą d ro ść i m o c, albo życie i m ą d ro ść , to
czem u nie m iałyby być w n a tu rz e Bożej je d n ą i t ą sam ą
rzeczą w ieczność i m ą d ro ść, albo szczęśliw ość i m ąd ro ść?
Stąd, p o d o b n ie ja k n a je d n o w ychodzi, czy m ów iliśm y
0 d w u n astu , czy o trzech d o sko n ało ś ci ach, gdyśm y sp ro w a ­
dzili rozliczne przym ioty d o k ilk u , ta k sam o n a je d n o
wyjdzie, gdy te trzy p rzy m io ty spro w ad zim y d o jed n eg o .
Lecz ja k a logika, ja k a ż in tu ic ja czy siła inteligencji
1 żyw ość um ysłu, ja k a ż w nik liw o ść m yśli u k a ż ą n a m , że ta
je d n a d o sk o n a ło ść (nie m ó w ią c ju ż o in n y ch ), ta m ą d ro ś ć ,
k tó rą n azy w am y B ogiem , je s t T ró jcą ?
V, 8 - VI, 10 469

B óg bow iem nie o trz y m u je sw ojej m ą d ro śc i ta k ja k m y,


lecz sam je s t sw oją m ą d ro ś c ią , bo w N im m ą d ro ś ć i is to ta
nie są czym ś ró ż n y m , i ty m sam ym je st d la N iego być i być
m ą d ry m . P ism o św. m ów i w p raw dzie, że C h ry stu s je st
m o c ą B o żą i B ożą m ą d ro ś c ią (1 K o r 1, 24), ale w y jaśn iliś­
m y ju ż w księdze s ió d m e j6, ja k to należy ro zu m ieć, w y­
strzeg ając się m yśli, że O jciec czerpie sw ą m ą d ro ś ć o d
Syna. R o z u m o w a n ie to d o p ro w a d z iło nas d o p rzy jęcia, że
Syn je s t m ą d ro ś c ią z m ą d ro śc i, p o d o b n ie ja k je st św ia tło ­
ścią ze św iatłości. N ie do czego innego doszliśm y ro z m y ś­
lając o D u c h u Św iętym 7. I O n sam je st m ą d ro śc ią i w szyst­
kie trz y O soby razem są je d n ą m ą d ro śc ią , ta k ja k są
je d n y m B ogiem i je d n ą isto tą .
A le ja k to ro zu m ieć, że ta m ą d ro ś ć b ę d ą c a B ogiem , je st
T ró jcą ? N ie pow iedziałem : „ J a k w to w ierzyć?” , bo d la
w iern y ch nie p o w in n o być co do tego kw estii. A le jeżeli
m o żem y w pew ien sp o só b p o strz eg a ć um ysłem to , w co
w ierzym y, to n a czym to będzie polegać?

A nalogie trynitarne w czło w ieku ?


10. P rz y p o m in a ją c sobie w m yśli, kiedy w tych o to k się­
gach T ró jc a Św ięta zaczęła się ukazyw ać naszem u um ys­
łow i, m u sim y sięgnąć d o księgi ósm ej. Is to tn ie w tej księdze
w m ia rę m o żliw ości staraliśm y się w ytężyć w ysiłek m yśli aż
d o ro z p o z n a n ia tej najw yższej i niezm iennej N a tu ry , k tó ra
ró ż n i się o d n aszeg o d u c h a . G d y je d n a k ta k ją o g ląd aliśm y ,
u siło w aliśm y nie od d alić jej za b a rd z o od siebie, u trz y m u ­
ją c j ą ty lk o p o n a d n am i —nie w p rzestrzen i, ale 1064 w jej
w ieleb n ej i przedziw nej G o d n o śc i, ta k że w ydaw ało się, iż
je st n a m o b e c n a o b ecn o ścią swojej św iatłości. Lecz nie
ro z ró ż n ia liśm y jeszcze T ró jc y w tej św iatłości, bo w p o ­
sz u k iw a n iu jej nie utkw iliśm y jeszcze niew zruszenie w zro k u
d u szy w tym b la sk u św iatłości. T yle tylko, żeśm y zaczynali
d o strz e g a ć tajem n icę, w idząc iż nie m a m y do czynienia
z m a s ą m a te rii, gdyż w tedy m usielibyśm y u w ażać d w a albo
trzy za w iększe o d je d n eg o .
8 Vil. II, 3-1II, 5, str. 240-245.
7 VII. III, 6, str. 245.
470 Księga XV

Lecz kiedy doszliśm y d o m iłości, o k tó rej P ism o św.


m ów i, że to B óg (1 J 4, 16), w ów czas ta je m n ica ro z ja śn iła
się nieco, gdyśm y dostrzegli tria d ę k o ch ająceg o , p rz e d ­
m io tu je g o u m iło w an ia i sam ej m iłości. T a n iew y m o w n a
św iatłość olśniew ała nasz w zrok, a słabość naszego u m y słu
nie m o g ła tego dosięgnąć. P rzeto przerw aliśm y d o c ie k a n ia
i zw róciliśm y się k u naszej w łasnej duszy stw o rzo n ej n a
o b ra z Boży (R d z 1, 27), z n ajd u jąc w niej bliższy n a m
p rz e d m io t b a d a ń , pozw alający nieco o d p o cząć zb y t n a p ię ­
tej uw adze.
P rzy jm ując w ięc za p u n k t w yjścia stw orzenie, k tó ry m
jesteśm y m y sam i, pow oli p rzep ro w ad zaliśm y n asze b a d a ­
nia w księgach od dziew iątej do cztern astej, ażeby w stw o ­
rzeniu d o strzec rozum em niew idzialne rzeczy B oże (R z
1, 20). I o to te ra z w yćwiczyw szy ju ż ro z u m n a rzeczach
niższych w tej m ierze, w jakiej to było p o trz e b n e , a m o że
naw et więcej n iż było konieczne, chcem y w znieść się do
ko n tem p lacji tej najw yższej T ró jcy , k tó ra je st B ogiem .
C hcem y, a nie m ożem y.
Czy to jest ta k , ja k z tym i niew ątpliw ym i, w idzialnym i
przez nas tró jcam i? Z tym i, k tó re p o w sta ją p o c h o d zą c
z zew nętrznych p rzed m io tó w w idzialnych albo z o b razó w
rzeczy p o strzeg aln y ch zew nątrz; z ty m i tró jcam i, k tó re
ro d z ą się w duszy i nie są zależne o d zm ysłów ciała, a więc
z w iarą, z c n o tam i, k tó re k ie ru ją naszym życiem i k tó re
z p ew nością są p o strzeg an e p rz e z ro zu m i n a le ż ą do
w iedzy; z tria d a m i duszy duchow ej, gdy o n a z n a siebie lu b
m yśli o sobie (o sobie samej m yśli, a z a p o śred n ictw em jej
znam y w szystko inne), gdy o d d a je się k o n te m p la cji rzeczy­
w istości w iecznych i niezm iennych, k tó ry m i sam a nie jest?
Czy ta k , ja k w tych w szystkich w y p a d k a c h w idzim y b ez­
sprzeczne triad y — bo p o w sta ją o n e i są w n a s, k ied y
p rzy p o m in am y sobie, w idzim y i chcem y ta k ic h rzeczy —czy
w ten sam sposób w idzim y B oga T ró jc ę Św iętą? Bo i ta m
ta k że w idzim y um ysłem M ó w iąceg o i Słow o Jeg o , to je st
O jca i Syna o ra z p o c h o d zą c ą z N ic h o b u M iłość, k tó ra je st
im w spólna, to znaczy D u c h a Św iętego. T e tria d y d o ty c z ą ­
ce naszych zm ysłów albo duszy w idzim y raczej, niż w nie
w ierzym y, p o d czas gdy w to, że B óg je st T ró jcą , b ard ziej
V3, 1 0 - VII, 11 471

w ierzym y, niż to w idzim y. A jeśli ta k jest, to alb o d lateg o


nie w idzim y, że nie rozum iem y niew idzialnych tajem n ic
B ożych o k azy w an y ch n am za pośred n ictw em stw orzenia,
alb o też d o strz eg a ją c n iek tó re z nich, nie w idzim y w nich
T ró jcy . Z a te m je st tam coś, co d o strzeg am y , ale i coś, w co
w inniśm y w ierzyć, choć nie w idzim y.
T o , że w idzim y niezm ienne d o b ro , sam i jeszcze nie
u to ż sa m ia ją c się z nim , w yjaśniliśm y w księdze ósm ej
i p o k ró tc e przypom nieliśm y w czternastej, m ó w iąc o m ą d ­
rości, ja k ą człow iek otrzym uje od B o g a 8. C zem u w ięc nie
ro z p o z n aje m y w ty m T ró jcy Świętej? C zyżby d lateg o , że ta
m ą d ro ść , k tó ra zwie się B ogiem , nie p o zn aje siebie i nie
m iłuje? K tó ż by ta k pow iedział? Przecież k ażd y wie, że
gdzie nie m a p o z n a n ia , ta m nie m a m ow y o m ąd ro ści.
A m o że należało b y przypuścić, że m ą d ro ść b ęd ąca B ogiem
z n a inne rzeczy, siebie nie znając? 1065 W szystkie te
p rzy p uszczenia są głupie i niezbożne. O to bow iem je st
T ró jc a Św ięta, a w ięc m ą d ro ść i p o z n an ie siebie i m iłość ku
sobie. O dkryliśm y ta k ą trójcę tak że i w człow ieku, a tw o ­
rzą j ą d u c h , p o zn an ie, k tó ry m siebie p o zn aje, o raz m iłość,
k tó r ą siebie k o c h a 9.

R ó żn ice p o m ię d zy trójcą duszy a Trójcą B ożą


V II. 11. T e trzy rzeczy są w człow ieku, nie b ęd ąc je d n a k
człow iekiem . C złow iek — w edług definicji s ta ro ż y tn y c h 10
—je st zw ierzęciem ro zu m n y m , śm iertelnym . W sp o m n ian e
rzeczy są ty m , co najlepsze w człow ieku, lecz nie są sam ym
człow iekiem .
O so b a , to je st k ażd y człow iek wzięty oddzielnie, p o siad a
te trzy rzeczy w swej duszy. A jeśli d am y n astęp u jącą
definicję: człow iek je st su b stan cją ro z u m n ą zło żo n ą z duszy
i ciała, to nie ulega w ątpliw ości, że człow iek p o sia d a duszę
nie b ę d ą c ą ciałem , o raz ciało, k tó re nie je st duszą. A więc
te trz y rzeczy nie są człow iekiem , lecz należą d o człow ieka
czy też są w człow ieku. G dybyśm y p o m in ąw szy ciało,
s VIH. III, 4-5; XIV. XIX, 26, str. 265-268, 456-457,
s XIV. VIII, 11, str. 436.
10 Np. CYCERO, Académica, 2, 21. Por. PLUTARCH, Moralia, 450 D.
472 Księga XV

z asta n aw ia li się n a d sa m ą d u szą , to um ysł je st jej częścią.


Jest o n ja k gdyby głow ą duszy a lb o okiem , alb o tw a rz ą ,
lecz ty ch rzeczy nie należy b ra ć w sp o só b cielesny. W ięc
um ysł nie je st d u szą , ale je s t tym , co w d u szy je st n a j­
szlachetniejsze.
Czy m ożem y pow iedzieć o T ró jcy Świętej, że jest czymś
z B oga, ale nie Bogiem sam ym ? Z pew n o ścią nie. O to
dlaczego człow ieka nazyw am y o b razem B ożym , ro z p a tru ją c
go nie w całości jego n a tu ry , lecz je d n o stk o w o , ja k o osobę.
A o b ra z T ró jcy je st jedynie w jego d u ch u , czyli um yśle. Z a
to T ró jca , k tó rej obrazem je st um ysł, nie je st cała niczym
innym ja k B ogiem , i cała nie je st niczym in n y m ja k T ró jcą.
N ie m a nic, co by należało d o n a tu ry B oga, a nie n ależało
do T rójcy. W szystkie trzy O soby —to je d n a isto ta , a nie ta k
ja k k ażd y człow iek poszczególnie je st osobą.

12. I w ty m ró w n ież je st w ielka ró żn ica, że k ied y za ­


stan a w ia m y się n a d lu d z k ą tr ia d ą m yśli, p o z n a n ia i m iło ­
ś c i11 alb o n a d pam ięcią, in te lig e n cją i w o lą 12, to nie m a
nic z d u c h a , żadnej jego części, k tó rą p a m iętalib y śm y
inaczej niż pam ięcią, ro zum ieli inaczej n iż in telig en cją,
k o c h ali inaczej niż w olą.
Lecz k tó ż by się ośm ielił tw ierdzić, że w T ró jc y Świętej
O jciec ty lk o przez S yna ro z u m ie i siebie, i S yna, i D u c h a
Św iętego, że k o c h a jed y n ie p rzez D u c h a Św iętego, i że
ty lk o O n sam p am ięta, czy to siebie, czy Syna, czy D u c h a
Św iętego; że Syn p a m ię ta siebie, O jca i D u c h a Św iętego
ty lk o przez O jca, i nie inaczej k o c h a ja k p rz e z D u c h a
Św iętego, a sam z siebie je st je d y n ie ro z u m ie n ie m O jca,
siebie i D u c h a Św iętego; że p o d o b n ie D u c h Św ięty p a m ię ta
O jca, S yna i siebie je d y n ie przez O jca, a ro z u m ie przez
Syna, sam z siebie zaś je st ty lk o m iło ścią O jca, S yna
i sam ego siebie? T o by było zu p ełn ie ta k , ja k g d y b y O jciec
był p am ięcią sam ego siebie, S yna i D u c h a Ś w ięteg o , Syn
— inteligencją, ro zu m ien iem siebie sam ego , O jca i D u c h a
Św iętego, a D u c h Św ięty m iło śc ią sw oją, O jca i Syna! K tó ż

11 Jest to pierwsza „trójca” człowieka wewnętrznego analizowana w ks. IX.


12 Druga „trójca” człowieka wewnętrznego (ks. X).
VII, 11-12 473

b y śm iał m yśleć a lb o tw ierdzić coś ta k ie g o o T ró jc y Św ię­


tej! B o jeśli ty lk o Syn ro z u m ie siebie, O jca i D u c h a Św ięte­
go, to d o c h o d zim y do tak ieg o a b su rd u , 1066 że O jciec nie
m a m ą d ro śc i sam z siebie, lecz m a j ą od Syna, że m ą d ro ś ć
nie z ro d ziła m ą d ro śc i, ale o trz y m u je sw ą m ą d ro ś ć od
zro d z o n ej przez siebie m ą d ro ści. Bo tam , gdzie nie m a
inteligencji, ta m nie m o że być m ą d ro ści. Z a te m gdyby
O jciec sam z siebie nie ro z u m ia ł siebie, a Syn ro z u m ia ł za
O jca, to zn aczy ło b y , że Syn udziela M u swojej in te lig e n ­
cji 13. A że ty m sam ym je st d la B o g a być, co być m ą d ry m ,
jeśli Jeg o m ą d ro ś ć je st tym sam ym , co isto ta, to nie Syn od
O jca (jak je st n a p ra w d ę ), ale raczej O jciec od S yna o trz y ­
m y w ałb y sw oją isto tę, co b y łoby szczytem a b su rd u i fałszu.
0 ty m a b su rd zie m ów iliśm y w księdze siódm ej 14, w y k a zu ­
ją c jeg o b łę d n o ść i o d rz u c a ją c go z całą oczyw istością.
Z a te m B óg O jciec je st m ą d ry tą m ą d ro śc ią , k tó rą je st O n
sam ; Syn zaś je st m ą d ro ś c ią O jca, p o c h o d zą c z M ą d ro śc i-
-O jca, z k tó re g o je st z ro d z o n y . P rze to i p o z n aje O jciec tą
in telig en cją, k tó r ą je st O n sam ; nie byłby bow iem m ą d ry ,
g d y b y nie ro z u m ia ł. Syn zaś, b ęd ąc zro d zo n y m z in telig en ­
cji, k tó r ą je st O jciec, je st inteligencją O jca.
T o ż sam o m o ż n a pow iedzieć z całą słusznością tak że
1 o p am ięci. C zy ten , k to nic nie p a m ię ta , m o ż e p o sia d a ć
m ą d ro ść ? A w ięc, ja k O jciec je st m ą d ro śc ią , ta k rów nież
i Syn je st m ą d ro śc ią ; ja k O jciec siebie p a m ię ta, ta k też i Syn
p a m ię ta siebie. 1 ja k O jciec p a m ię ta siebie i Syna pam ięcią
w ła sn ą , a nie p am ię cią S yna, ta k sam o Syn p a m ię ta siebie
i O jca p am ięcią sw oją, a nie O jca.
A czy m o ż e być m ą d ro ś ć ta m , gdzie nie m a m iłości? Stąd
w n io sek , że O jciec ta k sam o je st m iło ścią k u Sobie, ja k je st
w ła sn ą in telig en cją i pam ięcią.

13 Innymi słowy analogie wzięte z życia i działania duszy —jak to Augustyn


podkreśli dalej (XXI, 4(1—41) —pomagają w zrozumieniu relacji pochodzenia. Ale ich
wartość jest wątpliwa w dziedzinie rzeczywistości ontologicznej. Trzeba więc zawsze
pamiętać o zasadzie równości Osób Bożych między sobą. Jeśli bowiem pójdziemy za
daleko po Linii analogii psychologicznych, to zatracimy pojęcie albo jedności istoty
Bożej, albo rzeczywistości Osób. Widać tutaj jak bliskie są sobie błędy modalizmu
(zaniknięcia Osób) z iriteizmem (rezygnowanie z jedności istoty). Bez przerwy trzeba
sie powoływać na zasadę wiary i operować w świetle Objawienia.
‘ 14 VII. I, 2—3; III, 4-6, str. 236-246.
474 Księga XV

Z a te m te trz y d o sk o n a ło śc i: pam ięć, p o z n a n ie i m iło ść,


czyli w ola, nie są w tej najw yższej i niezm ien n ej isto cie, to
je s t w B ogu, O jcem , Synem i D u c h e m Ś w iętym , ale to sam
O jciec. Syn je st m ą d ro ś c ią z ro d z o n ą z m ą d ro ś c i. P o d o b n ie
ja k ani O jciec, ani D u c h Św ięty nie p o z n a ją za N ie g o , ale
O n sam z a siebie; ta k nie O jciec za N ieg o p a m ię ta , g d y ż O n
sam je st w ła sn ą p a m ię cią , p o z n a n ie m i m iło ścią. O trz y m u je
to je d n a k od O jca, z k tó re g o je s t z ro d z o n y . T a k ż e i D u c h
Św ięty nie O jca m a za p am ięć, S y n a za p o z n a n ie , a siebie
za m iło ść z tej racji, że je st m ą d ro ś c ią p o c h o d z ą c ą z m ą d r o ­
ści. N ie byłby bow iem m ą d ro ś c ią , gdyby in n y za N ieg o
p a m ię ta ł i in n y za N iego ro z u m ia ł, a O n ty lk o m iło w a ł sam
Siebie. O n sam p o s ia d a te trz y d o sk o n a ło ś c i i p o s ia d a je
w ta k i s p o só b , że sam nim i je st. N iem niej je d n a k to , że ta k
je st, m a O n z tego ź ró d ła , z k tó re g o sam p o c h o d z i.

13. K to z lu d zi z d o ła p o ją ć tę m ą d ro ś ć , p rz e z k tó r ą B óg
z n a w szy stk o w ta k i sp o só b , że to , co n a zy w a m y p rz e sz ło ś­
cią, nie m ija w ty m p o z n a n iu ; a co zw ie się p rzy szły m , teg o
się n ie o czek u je ja k o n ieo b ecn eg o jeszcze, żeb y n a d esz ło ;
ale w szystko - p rzeszłe i p rzy szłe w ra z z o b e cn y m i rzeczam i
—je st d la niej teraźn iejszo ścią? Ż e w idzi o n a rzeczy n ie ja k o
k o le jn o p o so b ie n a stę p u ją c e , ale je d n y m w ejrzen iem o g a r­
n ia w szystko? K tó ż — p o w ia d a m — p o jm u je tę m ą d ro ś ć
b ę d ą c ą i p rzew idyw aniem , i w ie d z ą z araz em , k to p o jm u je ,
sk o ro n a sz a w ła sn a m ą d ro ś ć n ie je s t p rzez n a s ro z u m ia n a ?
O w szem , to co je st obecne czy to d la zm y słó w , 1067 czy d la
p o z n a n ia ro zu m em , m o ż em y w ja k iś sp o só b p o strz e g a ć ;
n a to m ia s t rzeczy n ieo b ecn e, k tó re je d n a k b y ły , z n am y
dzięki pam ięci, jeśliśm y ich nie zap o m n ieli. I n ie z p rz y ­
szłych rzeczy p o z n a je m y p rzeszłe, ale o p rz y szły c h w n ie ­
pew ny s p o só b w n io sk u jem y n a p o d s ta w ie teg o , co było.
K ied y b ow iem szczególnie w y ra źn ie i z w ięk szą p e w n o śc ią
p rz e d sta w ia m y sobie p ew n e rzeczy ja k o z b liż ają c e się
w przyszłości, czyniąc ta k , g d y to m ożliw e, o p ie ra m y się n a
p am ięci. T a k , dzięki p am ięci to czynim y, p a m ię c i, k tó ra
— z d a w a ło b y się — o d n o si się d o p rzeszło ści, a n ie d o
przyszłości. P rz e k o n u je m y się o ty m , n p . re c y tu ją c z p a m ię ­
ci całe m o w y czy p o e m a ty . O czyw iście, n ie p rz e w id u ją c
V il, 1 2 - VIII, 14 475

w m yśli te g o , co n a stę p u je w d a lsz y m ciąg u , nie m o g lib y ś ­


m y re c y to w ać . T o je d n a k , że z g ó ry w iem y, co m a m y
pow iedzieć, zaw d zięczam y p am ięci, a nie p rz e w id y w a n iu .
D o p ó k i nie sk o ń cz y m y m ó w ić czy śpiew ać, nie m a w ty m
an i słow a, k tó re by nie było p rz e d te m u ło ż o n e i p rz e w id z ia ­
ne. T o te ż m ó w i się w ta k ic h w y p a d k a c h o śpiew ie czy
recy tacji z p am ięci, a nie z p rzew id y w an ia; a jeśli k to ś
p o s ia d a z d o ln o ść ta k ie g o re c y to w a n ia d łu g ich u tw o ró w ,
w ów czas ch w ali się jego p am ięć, a nie przew id y w an ie.
W iem y i m a m y z u p e łn ą p ew n o ść, że d o k o n u je się to
w um y śle i p rzez nieg o . A le ja k to się dzieje? Im b ard ziej
w y tężam y się, żeby to zro zu m ieć, ty m b ard ziej z aw o d z ą
n a sz e sło w a i ro z lu ź n ia się w ysiłek. T a k że tru d n o n a m
d o jść d o ja k ie g o ś ja sn e g o p o ję cia, c h o ćb y w um yśle, nie
m ó w ią c ju ż o w y ra że n iu go w sło w ach .
Czy p rz y ta k ie j słabości n aszeg o u m y słu zd o łam y p o ją ć ,
że w B o g u p rzew id y w an ie je s t ty m sam ym , co p a m ię ć
i ro z u m ie n ie , że B óg nie m yśli k o le jn o o p o szczeg ó ln y ch
rzeczach, ale w szy stk o , co z n a, o g a rn ia je d n y m , w iecznym ,
n iezm ien n y m i n iew y m o w n y m sp o jrzen iem ? W ty m p o ­
ło żen iu bez w yjścia i w śró d ta k ic h tru d n o ś c i nie p o z o sta je
n a m n ic in n e g o , ja k w o łać d o B oga żyw ego: „ P rz e d z iw n ą
d la m n ie je s t w ied za tw o ja, p rz e m o ż n a je st i nie d o sięg n ę
jej i” (Ps 138, 6) „ D la m n ie ” , gdyż ja nie p o jm u ję, ja k
p rz e d z iw n a i n ie p o ję ta je st w ied za tw o ja , k tó re j zaw d zię­
czam , żeś m n ie stw orzył, bo nie m o g ę zro zu m ieć n aw et
siebie sam e g o , k tó re g o ś T y stw orzył. A je d n a k w ro z m y ś­
la n iu m o im ro z g o rz a ł ogień (Ps 38, 4), ażebym zaw sze
sz u k a ł T w o je g o o b lic z a (Ps 104, 4).

P o zn a n ie ,,p r z e z zw ierciadło — w z a g a d c e ”
V III. 14. W iem , że m ą d ro ś ć je s t bezcielesn ą su b sta n c ją, że
je s t św iatło śc ią , w k tó rej o g lą d am y to , czego nie w id zą
o czy ciała. A je d n a k m ą ż o w ielkim d o św iad czen iu d u ­
ch o w y m p o w ia d a : „ T e ra z w idzim y p rz e z zw ierciadło, w za ­
g a d ce w idzim y; lecz kiedyś tw a rz ą w tw a rz ” (1 K o r 13, 12).
Jeżeli z a p y ta m y , ja k ie to zw ierciadło i czym o n o je st, to o d
ra z u n a rz u c a n a m się m yśl, że to , co w idzim y w zw ierciad-
476 Księga XV

le, je s t ty lk o o b ra z e m . U siło w aliśm y w ięc w ty m o b razie,


ja k im sam i jesteśm y , ja k w zw ierciadle d o s trz e c T eg o ,
k tó ry n a s stw orzył.
T o w łaśn ie o z n a c z a ją in n e słow a tegoż A p o s to ła : „ A m y
w szyscy z o d k ry tą tw a rz ą p a trz y m y , n ib y w zw ierciad le, n a
ch w ałę P a ń s k ą i p rz e m ie n ia m y się w ten że o b ra z , z chw ały
w chw ałę, ja k b y od D u c h a P a ń s k ie g o ” (2 K o r 3, 18*).
„ P a trz y m y n ib y w zw iercia d le ” , sp écula n tes — p o w ia d a
— a nie de spécula, to je s t z w ieży o b serw a c y jn ej. T e k st
grecki, z k tó re g o tłu m a c z o n o listy A p o s to ła nie p o z o sta w ia
co d o tego cien ia w ątp liw o ści. 1068 W y ra z g reck i o z n a c z a ­
ją c y zw ierciad ło , w k tó ry m u k a z u ją się o b ra z y rzeczy,
całk o w icie ró ż n i się od p u n k tu o b serw a c y jn eg o , s k ą d m a ­
m y ro zległy w id o k .
A co d o słów : „ p rz e m ie n ia m y się w te n ż e o b r a z ” , to
n iew ątp liw ie d o ty c z ą one o b ra z u B ożego, o k tó ry m m ów i:
„ ten że o b r a z ” d la z az n a c z e n ia , że to te n sam , w k tó ry
p a trz y m y . B o o b ra z te n je st ró w n ie ż c h w a łą P a ń s k ą , ja k
p o w ie d z ia n o w in n y m m iejscu : „ M ę ż c z y z n a nie p o w in ie n
n a k ry w a ć głow y sw ojej, gdyż je st o b ra z e m i c h w a łą B o g a ”
(1 K o r 11, 7), o k tó ry c h to sło w ach b y ła m o w a w d w u ­
n a ste j k s ię d z e 15. „ P rz e m ie n ia m y się” , p o w ia d a ; z je d n ej
p o sta c i w d ru g ą p o s ta ć się p rz e m ie n ia m y — z p o stac i
ciem nej w p o s ta ć św ietlan ą. B o n a w et c ie m n a fo r m a je st
o b ra z e m B o g a, a w ięc i J e g o chw ały: ta fo rm a , w k tó re j
zo sta liśm y stw o rzen i ja k o ludzie, w yżsi o d z w ie rz ą t. Z a te m
d o ludzkiej n a tu ry o d n o s z ą się te słow a: „ M ę ż c z y z n a
nie p o w in ie n n a k ry w a ć g ło w y sw ojej, g d y ż je s t o b ra z e m
i c h w a łą B o g a ” . N a tu r a ta, n a jsz la c h e tn ie jsz a ze w sz y st­
k ich rzeczy stw o rz o n y c h , k ie d y p rz e z S tw ó rc ę sw ego z o ­
sta ła u sp ra w ie d liw io n a i o c zy sz cz o n a ze sk a ż e n ia , w ó w ­
czas z n ie k sz ta łc o n ą p o s ta ć p rz e o b ra ż a w p o s ta ć p ię k n ą .
N a w e t w sk aż e n iu , im b a rd z iej p o tę p ie n ia g o d n y je s t
grzech, ty m b ard ziej n a tu r a s a m a w a rta je st ch w ały . D la te ­
go to A p o s to ł d o d a je: „ z c h w ały w c h w a łę ” , z ch w ały
s tw o rz e n ia w ch w ałę u sp ra w ied liw ie n ia . M o ż n a by w p ra w ­
dzie i inaczej ro z u m ie ć te sło w a: „z c h w ały w c h w a łę ” ;

15 X n. VIT, 9, str. 362-363.


VIII, 14 - I X , 15 477

z ch w ały w ia ry w ch w ałę w id z en ia ; z ch w ały , k tó r a n a s


czyni d ziećm i B ożym i, w c h w ałę, przez k tó r ą b ęd ziem y do
N ieg o p o d o b n i, bo G o u jrz y m y ta k im , ja k im je s t (1 J 3, 2).
A w reszcie d o d a n e słow a: „ J a k b y o d D u c h a P a ń s k ie g o ” ,
w sk a z u ją , że to ła s k a B oża p rz y n o si n am d o b ro d z ie jstw o
u p ra g n io n e g o p rz e m ie n ie n ia .

,,Z a g a d k a ’
IX . 15. W szy stk ie te u w a g i są k o m e n ta rz e m słó w A p o s to ­
ła: „ T e ra z w id zim y przez z w ie rc ia d ło ” . N a stę p n ie d o d a je:
„w z a g a d c e ” . Słow o to nie je st z ro z u m iałe d la p ro s ta c z k ó w
nie z n a ją c y c h te o rii o fig u rac h re to ry c z n y c h zw an y ch p rzez
G re k ó w „ tr o p a m i” , m im o że tą g re c k ą n a z w ą p o słu g u je m y
się ró w n ie ż w łacin ie. P o d o b n ie ja k częściej m ó w im y „ sc h e ­
m a ty ” n iż „ fig u ry ” , ta k sam o częściej używ am y o k re ślen ia
„ tr o p y ” n iż „ fig u ry re to ry c z n e ” . T łu m ac z en ie n a łacin ę
g reck ich n a zw p o szczeg ó ln y ch tro p ó w je st rzeczą tr u d n ą
i n ie sto so w a n ą . S tąd n ie k tó rz y z n aszy ch tłu m a c zy , nie
ch cą c zam ieszczać greckiego w y ra zu w tekście A p o sto ła :
„ A to je st p o w ie d zia n e przez alegorię” (G a 4, 24), p rz e ło ży ­
li go w te n sp o só b : „ S ło w a te w y ra ż a ją je d n ą rzecz p rzez
d r u g ą ” . O tó ż te n ro d z a j tro p u , zw any a leg o rią, dzieli się n a
w iele p o m n ie jszy c h g a tu n k ó w , a m ięd zy nim i je st a enigm a,
czyli z a g a d k a . D e fin ic ja ro d z a ju o b ejm u je z k o n ieczn o ści
w szy stk ie g a tu n k i, n p . k a ż d y k o ń je st zw ierzęciem , ale nie
k a ż d e zw ierzę je st ko n iem ; p o d o b n ie k a ż d a z a g a d k a je s t
a le g o rią , lecz n ie k a ż d a a le g o ria je s t z a g a d k ą . A cóż to je st
a le g o ria , jeśli nie fig u ra, w k tó re j je d n ą rzecz o zn acza się
p rz e z in n ą rzecz. O to n p .: „ N ie śpijm y ja k d ru d z y , lecz
c zu w ajm y i b ą d ź m y trzeźw ym i. Bo ci, co śp ią, n o c ą śpią;
a ci, co się u p ija ją , u p ija ją się n o c ą . Lecz m y , k tó rz y do
d n ia p rz y n a le ż y m y , chcem y żyć trz e ź w o ” (1 T es 5, 6—7).
1069 J e s t to a le g o ria , a nie z a g a d k a , gdyż sens jej je st od
ra z u u c h w y tn y d la k a ż d e g o z w y jątk iem b a rd z o m a ło
lo tn y c h u m y słó w . Z a g a d k a zaś — żeby ująć to w dw ó ch
sło w ac h —je s t z a k ry tą i n ie ja sn ą a leg o rią, ja k np. „ P ija w k a
m a trz y c ó r k i” (P rz 30, 15*) i in n e p o d o b n e . L ecz ta m ,
gdzie A p o s to ł m ó w i o alegorii, ch o d zi o fa k ty , nie o sło ­
478 Księga XV

w a 16: w tekście tym p o k a zu je , że dw aj synow ie A b ra h a m a ,


je d e n syn niew olnicy, a d ru g i w olnej n iew iasty (to są fa k ty )
p rz e d sta w ia ją d w a sa k ra m e n ty . A ż d o chw ili teg o w yjaś­
n ien ia, te k st był niejasny. T o te ż ta k a a le g o ria — o zn aczen ie
ro d z a jo w e — m o g ła b y być n a z w a n a z a g a d k ą , g d y b y śm y
chcieli p o słu ży ć się oznaczeniem g a tu n k o w y m .

16. L ecz nie ty lk o p ro sta c z k o w ie nie zn ający fig u r re to ­


ry czn y ch z a p y tu ją , co A p o sto ł m ia ł n a m yśli m ó w ią c , że
te ra z w idzim y „w z ag a d c e ” . N a w e t ludzie w y k ształcen i
chcieliby w iedzieć, co to je st ta z a g a d k a , w k tó re j w idzim y
n a ziem i. T rz e b a w ięc znaleźć je d n o w y tłu m aczen ie d la o b u
stw ierdzeń, a m ian o w icie d la tego, że je s t p o w ied zian e:
,,T e ra z w idzim y przez zw iercia d ło ” , o ra z słów , k tó re A p o s ­
to ł z araz p o te m d o d aje: ,,w z a g a d c e ” . J e d n o bow iem m u si
być w y tłum aczenie, sk o ro je s t p o w ie d zia n e w je d n y m z d a ­
niu : „ T e ra z w idzim y przez zw ierciad ło , w z a g a d c e ” . Z a te m
- sądzę, iż — p o d o b n ie ja k m ó w ią c o zw ierciad le chciał
p rz e z to p o d s u n ą ć m yśl o o b ra z ie, ta k przez użycie sło w a
„ z a g a d k a ” w skazyw ał, że ch o ciaż z ach o d zi tu p o d o b ie ń ­
stw o , je d n a k je s t ono n iejasne i tru d n e do z o b ac z en ia .
M o ż n a w ięc p rzy p u szczać, że — w y m ie n ia jąc zw ierciad ło
i zag ad k ę — A p o sto ł m a n a m y śli ja k ie ś p o d o b ie ń stw a
m o g ą ce n am d ać pew ne p o z n a n ie B o g a w tej m ierze,
w jak iej to je st m ożliw e. N ic je d n a k nie d o ró w n u je w ty m
Innymi stówy Pawłowa alegoria nie polega na figuratywnej interpretacji
jakiegoś tekstu, który ma być zrozumiany w przenośni, ale polega na zestawieniu
dwóch faktów, z których jeden jest figurą drugiego. Lecz Paweł nie zamierza
interpretować Lego faktu poza historią i fakt ten jest wzięty w swoim kontekście
historycznym, a jego interpretacja czerpie swoje znaczenie z wydarzenia historycz­
nego. Ten wybrany fakt wyraża dwie rzeczywistości: najpierw' oznacza pewien splot
wydarzeń konkretnych, widzialnych i sprawdzalnych; ale jest także jakby odskocz­
nią dla myśli do drugiego faktu, który z pierwszym się wiąże „pewmym podobieńst­
wem” zawartym w historycznej rzeczywistości obu. Pierwszy fakt przyciąga naszą
uwagę pewnym elementem niejasności, niezrozumiałości, która podkreśla to, że
znaczenie jego i rzeczywistość są w intencji Bożej bogatsze niż to, co widzimy
bezpośrednio. Dlatego też „podobieństwo” tych dwóch faktów pozostaje „niejas­
ne”, aż nie zostanie odkryte w świetle Objawienia.
Takiej natury jest „zagadka” naszej duszy, która jest obrazem Boga mimo
niejasności i z powodu niejasności: Mimo niejasności w stosunku do rzeczywistości,
której jest obrazem (XV. XXIII, 44, str. 515); z powodu niejasności w stosunku do
siebie samej, w tajemnicy, która ją łączy z Bogiem. (Notatka J. M OINGT wr B. A.
16, str. 647).
IX, 16 - X , 17 479

w zględzie tem u, co nie bez p o d s ta w y zwie się Jeg o o b ­


razem .
N ie dziw m y się p rz e to , że n aw et te n u d zielo n y n a m
w o b ecn y m życiu sp o só b w id z en ia ,,p rzez zw ierciadło,
w z a g a d c e ” , łączy się z ty lu tru d n o śc ia m i i w ysiłkiem ,
ażeb y choć tro c h ę zobaczyć. G d y b y w idzenie było łatw e, to
nie m o ż n a by m ó w ić o „ z a g a d c e ” .
A jeszcze w iększą z a g a d k ą je s t to , że nie w idzim y tego,
czego nie m o ż n a nie w idzieć. K tó ż bow iem nie w id zi
w łasnej m yśli? I k to ją w idzi — oczyw iście nie m ó w ię
o w id zen iu ciała — ale k to j ą o g lą d a w zrok iem w ew n ętrz­
nym ? — Bo m yśl je s t pew nym w idzeniem duszy. Jest nim
w o d n iesien iu d o rzeczy o becnych, k tó re d o strz eg a m y
ró w n ie ż oczam i c iała lu b odczuw am y za p o m o c ą p o z o ­
sta ły c h zm ysłów ; b ą d ź też n ieo b ecn y ch rzeczy, k tó ry c h
o b ra z y p rz e d sta w ia m y sobie w m yśli. Jest nim ta k że w ted y ,
gdy nie chodzi ani o p o strz eg a n ie , ani o b razy , kiedy nie
m yśli się ani o c iałac h m a te ria ln y c h , ani ich w y o b ra ż e ­
n ia c h , ale o rzeczach ta k ic h , ja k c n o ta czy w y stęp ek albo
sa m a m yśl. A w ięc ta k w tedy, gdy m a m y d o czynienia
z w ie d zą n a b y tą p rz e z n a u k ę i sztuki w y z w o lo n e 17, bąd ź
też, gdy m yśli się o o stateczn y ch p rz y c zy n a ch rzeczy o ra z
o z a s a d a c h ich niezm iennej n a tu ry ; b ą d ź n aw et, kied y
m yślim y o rzeczych złych, m a rn y c h czy fałszyw ych, za
k tó ry m i uczu cie idzie bez p rzy zw o len ia, a lb o - zg ad zając
się n a nie — błądzi.

2. O d sło w a m yślow ego d o Słow a B ożego

S ło w o m yślow e zw ierciadłem i ,,za g a d k ą ” Słow a Bożego


X. 17. L ecz te ra z z asta n ó w m y się n a d rzeczam i, k tó re , raz
p o z n a n e , są p rz e d m io te m n aszy ch m yśli, a gdy o n ich nie
m yślim y, to n a w e t w te d y p o z o sta ją ja k o znane.

Ł7 Sztuki wyzwolone (ąrtes liberates) to są te wszystkie dyscypliny, które


przygotowują umysł do filozofii, mianowicie matematyka, gramatyka, retoryka,
geometria, arytmetyka, muzyka (por. SEXTUS EMPIRICUS, Hypotyposeis, czyli
Szkice pyrrońskie).
480 K sięga XV

M n iejsza o to , czy n a leż ą o ne d o dziedziny w iedzy k o n ­


tem placyjnej, k tó ra je st w łaściw ą m ą d ro śc ią , czy też do
w iedzy p rak ty czn ej, odn o szącej się d o d z ia ła n ia , k tó ra , ja k
w yjaśniłem , je st w iedzą we w łaściw ym zn aczen iu . I m ą d ro ść ,
i w iedza są w tej sam ej duszy i są je d n y m o b ra z e m B oga.
G d y ch odzi specjalnie i w yłącznie o tę niższą, to nie należy
n azy w ać jej o b ra z em B ożym , m im o że o d n a jd u je się w niej
n a w e t p ew n e p o d o b ie ń stw o T ró jc y Świętej, ja k o ty m m ó w i­
łem w księdze trzy n astej 18 . A le te ra z m ó w im y o całej w iedzy
człow ieka, przez k tó rą p o z n aje m y w szystko, co k o lw iek je st
n a m znane; i oczyw iście, co je st praw dziw e, bo w przeciw ­
ny m razie nie byłoby znane. N ik t bow iem nie z n a rzeczy
ja k o fałszyw ych; a jeśli wie o nich, że są fałszyw e, to p o z n aje
p ra w d ę , bo p ra w d ą jest, że są one fałszyw e.
A w ięc m ó w im y te ra z o rz eczach ju ż z n a n y c h , o k tó ry c h
m y ślim y i k tó re są n a m z n a n e , n a w e t gdy o n ic h nie
m y ślim y . Jest je d n a k p ew ne, że jeżeli ch cem y je w y p o w ie­
dzieć, to nie m o żem y te g o uczynić, nie m y ś lą c o n ich . Bo
k to m yśli, te n - n aw et bez d źw ięk u słów —m ó w i w głębi
sw ego serca. S tąd m a m y w K sięd z e M ą d ro śc i: „ M ó w ili
w so b ie ro z m y ślając n ie d o b rz e ” (M d r 2, l * ) 19. Słow o
„ ro z m y śla ją c ” w y jaśn ia, co zn aczy , że „ m ó w ili w s o b ie ” .
P o d o b n ie c zy tam y w E w a n g e lii, gdy P a n p o w ie d z ia ł d o
p a ra lity k a : „ « U faj S ynu, o d p u s z c z a ją się to b ie g rzech y
tw oje». A n ie k tó rz y z d o k to ró w m ó w ili sam i w sobie: « T en
b lu ź n i» ” . C ó ż to znaczy „ m ó w ili sam i w s o b ie ” , je śli nie to,
że „m ó w ili sobie w m y śli” ? N a stę p n ie c zy tam y : ,,A w id ząc
Jezu s m yśli ich, rzekł: « C zem u m yślicie złe w sercach
w aszy ch ?» ” (M t 9, 2 -4 ) T a k p isze M a te u s z , Ł u k a s z zaś ta k
o p o w ia d a o tym sam ym : ,,I poczęli m y śle ć d o k to ro w ie
i fa ry zeu sze m ów iąc: « K tó ż je s t te n , co m ó w i b lu ź n ie rstw a ?
K tó ż m o ż e o d p u ścić g rzechy, je d n o sam B óg?» A Je z u s
p o zn aw szy m yśli ich, o d p o w ia d a ją c rz e k ł d o n ich : « C ó ż
m yślicie w sercach w a sz y ch ? » ” (Ł k 5, 21—22) P o d o b n ie ja k
m a m y w K sięd ze M ą d ro śc i: „M ó w ili w s o b ie ” , ta k tu ta j:
„ M ó w ili sam i w so b ie ” , m ó w ili w m yśli. O b a te k sty w y k a -

la XIII. I, 4; XX, 26, str. 384-385 i 419.


lu C y ta t w edług dosłow nego tłu m aczen ia z greki.
X , 1 7 -1 9 481

ż u ją, że czło w iek m ó w i sam w sobie, w głębi sw ego serca,


to zn aczy m y ślą c m ó w i. ,,M ó w ili sam i w so b ie ” , a P a n im
rzekł: ,,C z e m u m yślicie?” P o d o b n ie c zy tam y o b o g a c z u ,
k tó re g o ro la w y d a ła o b fity p lo n : „ R o z m y ś la ł w so b ie
m ó w ią c ” (M t 12, 17).

18. N ie k tó re w ięc m y śli są m o w ą serca. I serce ró w n ie ż


m a sw oje u sta , n a co w sk a z u je P a n , k ied y m ó w i: „ N ie to
p la m i c zło w ie k a , co w ch o d zi d o u st, ale to p la m i czło w ie­
k a , co z u s t w y c h o d z i” . W je d n y m z d a n iu P a n m ó w i
o d w ó c h ro d z a ja c h u st człow ieka: o u sta c h c iała i u sta c h
serca. Ż y d zi z p e w n o śc ią sąd zili, że czło w iek a p la m i to , co
w ch o d zi p rzez u s ta ciała, p o d c z a s gdy w ed le słów P a n a ,
p la m i c zło w ie k a to , co w y ch o d zi z u st serca. S am z re sz tą
w y ja śn ia sw e słow a: „Jeszczeż i w y ta k ż e jesteście bez
ro z u m u ? N ie ro z u m ie cie, że w sz y stk o , co d o u s t w ch o d zi,
idzie d o ż o łą d k a i w y d a la się n a z e w n ą trz ” . T u n a jw y ra ź ­
niej je s t m o w a o u s ta c h ciała. L ecz w tym , co z a ra z p o te m
n a stę p u je , w s p o m in a i u s ta serca: „A le to , co z u s t w y ­
c h o d z i, p o c h o d z i z serca i to p la m i człow ieka: z serca
bo w iem p o c h o d z ą złe m y śli” (M t 15, 10-20). C ó ż ja ś n ie j­
szego n a d to w y tłu m a c ze n ie ? A je d n a k , k ied y m ó w im y , że
m yśli są sło w am i serca, nie przeczym y, że m o g ą o n e być
z a ra z e m w izjam i p o w stały m i z z a s o b u in tu icy jn eg o p o ­
z n a n ia , w k a ż d y m razie, gdy są p raw d ziw e. B o k ied y są
p rz e k a z y w a n e n a z e w n ą trz z a p o śre d n ic tw e m ciała, 1071 to
m o w a i w izja są czym ś ró ż n y m ; w e w n ę trz n ie je d n a k , w m y ­
śli, s ta n o w ią o n e je d n o . T a k sam o słuch i w z ro k ja k o
zm ysły c ia ła są d w o m a ró ż n y m i zm ysłam i, ale w d u szy
w idzieć i słyszeć to je d n o . O to dlaczeg o , ch o ciaż nie w idzi
się słów w y p o w ie d z ia n y c h n a z ew n ą trz , je d n a k ż e w ew n ę­
trzn e słow a, to znaczy m yśli —w edług św iadectw a E w angelii
—były w id zian e, a nie słyszane: „M ó w ili sam i w sobie: «T en
b lu ź n i» ” . I z a ra z p o te m m a m y : „ A w id ząc Jezus m yśli
ich ” . W id z ia ł w ięc, co m ó w ili. W m yśli swej w id z iał ich
m yśli, co d o k tó ry c h o n i sądzili, że sam i ty lk o je w idzą.
19. K a ż d y w ięc m o ż e z ro z u m ieć słow o, nie ty lk o zan im
z a b rz m i, ale n a w e t zan im p o w s ta n ą w m y śli o b ra z y tych
d źw ięk ó w (sło w o to bow iem nie n ależy d o żad n eg o języ k a,
482 K sięga X V

to je st d o ż ad n e g o z tych, k tó re n azy w am y ję z y k a m i
n a ro d ó w , linguae g e n tiu m , d o k tó ry c h należy i n a sz a łaci­
na). K a ż d y , p o w ia d a m , m o ż e zro zu m ieć, co to je st słow o,
m o ż e ju ż w idzieć przez zw ierciad ło i w tej z ag a d c e p ew n e
p o d o b ie ń stw o tego Słow a, o k tó ry m p o w ie d z ia n o : „ N a
p o c z ą tk u było Słow o, a Słow o było u B oga, a B ogiem było
S ło w o ” (J 1, 1). Jeśli m ó w im y coś p ra w d ziw e g o , to znaczy
coś, co z n am y , w ów czas m u si się ro d z ić słow o z tej z n a jo ­
m o ści, k tó r a je st w p am ięci i je st o n o zu p ełn ie je d n o ro d n e
z tą w iedzą, z k tó re j p o c h o d z i. M yśl u k s z ta łto w a n a n a
p o d sta w ie teg o , co ju ż w iem y, je s t ty m słow em w y p o w ie ­
d z ian y m w głębi serca. N ie je s t to słow o an i greckie, an i
łaciń sk ie, a n i z ż ad n e g o in n e g o ję z y k a . Lecz k ied y trz e b a je
p rz e k a z a ć d o p o z n a n ia tych, d o k tó ry c h m ó w im y , w ó w ­
czas p rzy jm u je się ja k iś o z n ac z ają c y je z n ak . N ajczęściej
je s t nim dźw ięk, czasam i gest. P ierw szy z n ic h z w ra c a
się do uszu, d ru g i do w z ro k u , żeby te z n a k i cielesne
ró w n ież cielesnym zm ysłom p rz e k az ały to , co m a m y w d u ­
szy. C zy d a w a n ie z n ak ó w za p o śre d n ic tw e m g estó w je s t
czym ś in n y m n iż p rz e m aw ia n ie m w ja k iś w id zialn y sp o só b ?
P ism o św. p o d a je p rz y k ła d teg o , co m ó w ię. C z y ta m y
b ow iem w E w an g elii św. J a n a : „ Z a p ra w d ę , z a p ra w d ę p o ­
w ia d am w am , że je d e n z w as z d ra d z i m nie. S p o g lą d a li ted y
uczniow ie je d e n n a d ru g ieg o niep ew n i, o kim m ó w ił. A je ­
den z u czn ió w jeg o , k tó re g o Jez u s u m iło w ał, sp o cz y w ał n a
piersi Jezu sa. N a niego ted y sk in ą ł S zy m o n P io tr i rz e k ł
m u : «O kim to o n m ó w i?» ” (J 13, 21—24) S k in ien iem
p o w ied ział to , czego nie śm ia ł p o w ie d zie ć sło w am i. A le te
zn ak i w idzialne z a k ła d a ją o b e cn o ść słu c h a ją c y c h i w id z ą ­
cych, ty ch, d o k tó ry c h m ó w im y . Z a to p ism o z o sta ło
w y n alezione p o to, ażeb y śm y m o g li ro z m a w ia ć n a w e t
z n ieo b ecn y m i. L itery są z n a k a m i d źw ięków , p o d o b n ie ja k
dźw ięki w m o w ie są z n a k a m i m yśli.

„ Z a g a d k a ” je s t n iew yra źn ym p o d o b ień stw em S ło w a B o żeg o


X I. 20. Z a te m słow o ro z b rz m ie w a ją c e n a z e w n ą trz je st
zn ak iem słow a ja śn ieją c eg o w e w n ą trz , k tó re n a jb a rd z ie j
zasługuje n a m ia n o słow a. T o , co u s ta m i w y p o w ia d a m y ,
X , 19 - X I, 20 483

je s t ty lk o d źw iękow ym w y razem słow a. A jeśli ta k i w y raz


n azy w am y słow em , to dlatego, że słow o przyjm uje go ja k o
z n a k d la w y rażen ia się n a zew nątrz. 1072 W te n spo só b
n asze słow o p o n ie k ą d staje się głosem cielesnym , p rz y jm u ją c
te n głos, by stać się p o strzeg aln e dla zm ysłów ludzkich; ta k
ja k Słow o Boże ciałem się stało, p rzy jm u jąc ciało, żeby w i­
d zialn ie ok azać się ludziom zm ysłow ym . J a k nasze słow o
zew n ętrzn e staje się dźw iękiem głosow ym , nie zam ien iając
się je d n a k w głos, ta k sam o Słow o B oże ciałem się stało , ale
n iech n ik t nie m yśli, że zam ieniło się w ciało. P rzy jm u jąc
ciało nie d a ło się przez nie p o ch ło n ąć. T a k w ięc nasze słow o
stało się głosem , a Słow o B oże ciałem się stało. D la teg o to ,
jeżeli k to ś p rag n ie o d k ry ć jakieś p o d o b ie ń stw o ze Słow em
B ożym — zresztą zm ieszane z w ielu różnicam i — ten nie
p o w in ien b ra ć p o d uw agę sam ego ty lk o słow a ludzkiego,
k tó re b rzm i w uszach, czy to głosem w ym aw iane, czy też
kiedy się je m yśli w m ilczeniu. Bo n a w et m ilcząc m o ż n a m y ­
śleć dźw ięki słów, m o ż n a po cichu recytow ać sobie p o em aty ,
ch o ć u s ta się nie p o ru szają. N ie ty lk o ry tm sylab, ale i m e lo ­
die pieśni, będące czymś cielesnym i odnoszącym się do zmys­
łu słu ch u są za p o śre d n ic tw e m n ie m a te ria ln y c h o b ra z ó w
o b ecn e w m yśli ty ch , k tó rz y p rz y w o łu ją ich w spom nienie.
T rz e b a je d n a k sięgnąć p o z a to w szystko, ażeby d o jść d o
sło w a lu d zk ieg o , b ęd ąceg o ja k im ś ro d z a je m p o d o b ie ń stw a ,
w k tó ry m ch o ć tro c h ę , ch o ciaż w „ z a g a d c e ” , w idzi się
je d n a k Słow o B o ż e 20. A nie o ta k im słow ie B ożym tu
m o w a , k tó re było d a w a n e p ro ro k o m i o k tó ry m n a p isa n o :
20 Tak można streścić cechy, które są wspólne Słown Bożemu i naszemu
Ludzkiemu słowu: „Słowo” duszy istnieje substancjalnie złączone z poznaniem nim
zostaje wyrażone w dźwięku głosowym; tak samo „na początku było SLowo, a Słowo
było u Boga...” —wewnętrzne „słowo” ludzkie przybiera postać materialną, aby się
okazać, także „Słowo stało się ciałem” . Ale nasze „słowo” w pełni odpowiada
poznaniu tylko wewnątrz duszy, a na zewnątrz wyraża się tylko w przybliżeniu; tak
samo Syn jest istotnie podobny do Ojca tylko w swoim przedwiecznym rodzeniu.
Nasze „słowo” jest u źródła naszych czynności: także „przez Niego wszystko się
stało”. Ale może zaistnieć „słowo” bez jakiejś wynikającej z niego czynności (ale
czynności nie ma bez „słowa”), także i Słowo Boże nie jest związane z koniecznością
działania na zewnątrz, ale stworzenie nie może zaistnieć bez interwencji Słowa.
Z tego wszystkiego wynika, że Słowo Boże ciałem S ię stało po to, by na skutek
objawienia się Prawdy - której jesteśmy i powinniśmy być obrazem - niejasne nasze
podobieństwo doszło do chwalebnego podobieństwa w światłości wiecznej. Taki jest
przebieg dalszych rozumowań Augustyna.
484 Księga XV

„ A sło w o P a ń s k ie w z ra s ta ło i m n o ż y ło się” (D z 6, 7); a n i


o ta k im , o k tó ry m te ż p o w ie d z ia n o : „ W ia r a ro d z i się
ze s łu c h a n ia , a słu c h a n ie p rz e z sło w o C h ry s tu s o w e ” (R z
10, 17), o ra z : „ S k o ro ś c ie p rz y ję li g ło szo n e p rz e z n a s sło w o
B oże, p rzyjęliście je nie ja k o sło w o lu d z k ie , ale j a k je s t
w isto cie, ja k o słow o B o ż e ” (1 T e s 2, 13). P ism o św.
z a w ie ra n ie zlicz o n e m n ó s tw o ta k ic h te k stó w , gd zie się
m ó w i o słow ie B ożym , k tó re w ró ż n y c h i to w ielu ję z y k a c h
ro z sie w a się w serca ch i n a u s ta c h ludzi. N a z y w a się je
sło w em B o ży m , gdyż p rz e k a z u je o n o n a u k ę B o żą , a nie
lu d z k ą . L ecz S łow o B oże, k tó re g o te ra z s z u k a m y , a żeb y je
w ja k iś s p o só b d o strz e c , p o p rz e z to p o d o b ie ń s tw o , je s t ty m
Słow em , o k tó ry m p o w ie d z ia n o : „ B o g iem b y ło S ło w o ” ,
0 k tó ry m p o w ie d z ia n o : „ w sz y stk o się p rz e z n ie s ta ło ” ,
1 jeszcze: „ S ło w o ciałem się s ta ło ” (J 1, 1. 3. 14); o ra z
„ Z d ro je m m ą d ro ś c i sło w o B oże n a w y s o k o ś c i” (S y r 1, 5).
T rz e b a n a m z a te m d o jść d o sło w a c zło w ie k a , s ło w a is to ty
o b d a rz o n e j d u s z ą ro z u m n ą , d o te g o s ło w a -o b ra z u B o żeg o
— nie z B o g a z ro d z o n e g o , lecz p rz e z B o g a stw o rz o n e g o
— k tó re nie je s t w y d a w a n e w d ź w ię k u , a n i m y ś la n e ja k o
d źw ięk (co je s t k o n ie cz n e w k a ż d y m ję z y k u ), ale w y p rz e d z a
w szy stk ie w y ra ż a ją c e je z n a k i i ro d z i się z w ied zy b ęd ąc e j
w d u szy , k ie d y ta w ie d za w y ra ż a się w sło w ie w e w n ę trz ­
n y m . A w ięc w izja m y śli je s t n a jd o k ła d n ie j o d p o w ie d ­
n ik ie m w izji w iedzy. K ie d y b o w ie m to , co w iem y , w y p o ­
w ia d a się z a p o śre d n ic tw e m d ź w ię k u czy in n e g o z n a k u
u c h w y tn e g o d la zm ysłów , w ó w c z a s tre ś ć p o z n a w c z a w y ra ­
ża się n ie w ta k i sp o só b ja k fa k ty c z n ie istn ieje, ale ta k ja k
m o ż e b yć d o s trz e ż o n a czy u s ły s z a n a z a p o ś re d n ic tw e m
zm y słó w ciała. L ecz k ied y to , co je s t w p o z n a n iu , z a w ie ra
się ta k ż e i w słow ie, w ó w cz a s m a m y p ra w d z iw y w y ra z,
czyli słow o, o c z e k iw a n ą p rz e z c z ło w ie k a p ra w d ę ; a to , co
je s t w je d n y m , je s t ró w n ie ż i w d ru g im , czeg o z aś n ie m a
w ty m , to nie m a go i w ta m ty m ; z g o d n ie z e w a n g e lic z n y m
„ J e s t —je st, n ie —n ie ” (M t 5, 37).
W ta k i sp o só b p o d o b ie ń s tw o stw o rz o n e g o o b r a z u z b liż a
się — n a ile to m o żliw e — d o p o d o b ie ń s tw a z ro d z o n e g o
o b ra z u , p o d o b ie ń s tw a , k tó re g o m o c ą B ó g S y n 1073 je s t we
w szy stk im is to tą sw oją p o d o b n y d o O jca.
X I, 20 -2 1 485

Z w ró ć m y u w a g ę n a jeszcze in n e p o d o b ie ń s tw o tej „ z a g a ­
d k i” d o S ło w a B ożego. J a k b o w ie m p o w ie d z ia n o : „ W s z y s t­
k o p rz e z nie się s ta ło ” , k ied y się stw ie rd z a , że B ó g p rz e z
S ło w o sw oje w sz y stk o stw o rzy ł; ta k s a m o i czło w iek nie
czy n i nic, co b y się p rz e d te m nie w y ra ziło w głębi serca.
D la te g o czy ta m y : „ P o c z ą tk ie m k a ż d e g o d zieła je s t s ło w o ”
(S y r 37, 2 0 * ). I tu ta j ta k ż e , k ie d y słow o je s t p ra w d ziw e ,
m a m y w nim z a c z ą te k d o b ry c h u c z y n k ó w . P ra w d z iw e zaś
je s t to sło w o , k tó r e się ro d z i z u m ie ję tn o śc i czy n ie n ia
d o b rz e , p rz y czym z a c h o w u je się: „ J e s t —je s t, n ie - n ie ” , b o
jeśli coś je s t w w ied zy m a ją c e j s ta ć się z a s a d ą życia, to je s t
ró w n ie ż i w słow ie k ie ru ją c y m d z ia ła n ie m ; a jeśli nie je s t tu ,
to i ta m go n ie m a . W p rz e ciw n y m ra z ie ta k ie sło w o b y ło b y
k ła m stw e m , a n ie p ra w d ą , w ięc g rz e ch e m , a n ie d o b ry m
u c zy n k ie m .
Jeszcze in n e p o d o b ie ń s tw o z a c h o d z i p o m ię d z y sło w em
n a sz y m a S ło w em B ożym . N a sz e słow o m o ż e istn ieć, n a w e t
je śli n ie n a s tę p u je p o nim czyn; lecz nie m o ż e być d z ia ła n ia ,
je śli n ie p o p rz e d z a go sło w o . T a k sa m o i Słow o B oże m o ż e
istn ieć bez stw o rz e ń ; lecz nie b y ło b y ż a d n e g o stw o rz e n ia ,
g d y b y n ie b y ło S łow a, „ p rz e z k tó r e w sz y stk o się s ta ło ” .
D la te g o n ie B ó g O jciec, n ie D u c h Św ięty i n ie c ała
T ró jc a , ale je d y n ie Syn b ę d ą c y Słow em B o ży m s ta ł się
czło w iek iem , c h o ć d o k o n a ło się to z a s p ra w ą całej T ró jc y .
A s ta ło się ta k , ż eb y śm y — id ą c z a N im i n a ś la d u ją c Jeg o
p rz y k ła d n a sz y m sło w em — żyli d o b rz e , to je st, żeb y nie
było k ła m s tw a ani w k o n te m p la c ji, a n i we w p ro w a d z a n iu
w czyn n a sz e g o słow a.
K ie d y ś o b ra z te n sta n ie się d o s k o n a ły . J a k z d ą ż a ć d o tej
p e łn i d o s k o n a ło ś c i? —teg o uczy n a s N au czy ciel d o b ry p rz e z
w ia rę c h rz e ś c ija ń s k ą i p rz e z z a p ra w ę w p o b o ż n o śc i, a b y ś ­
m y „z o d k ry tą tw a r z ą ” —w o ln i o d z a sło n P ra w a b ęd ąceg o
cien iem rzeczy p rz y szły c h — „ p a trz e li n ib y w zw ierciad le
i p rz e m ie n ia li się z ch w ały w ch w ałę, ja k b y o d D u c h a
P a ń s k ie g o ” (2 K o r 3, 18*). 21

21. K ie d y w reszcie o b ra z o d n o w i się d o s k o n a le p rz e z to


p rz e o b ra ż e n ie się, w ó w czas „ b ę d z ie m y do B o g a p o d o b n i,
b o u jrz y m y g o ” —ju ż nie w z w ierciad le - lecz „ ja k o je s t”
486 K sięg a X V

(1 J 3, 2), „ tw a rz ą w tw a rz ” , ja k m ó w i P aw eł A p o sto ł
(1 K o r 13,12). T e ra z zaś — w ty m o d b iciu i w tej zag ad ce,
w tym ja k im ś ty lk o p o d o b ie ń stw ie — k tó ż p o tra fi p rz e d ­
staw ić, ja k w ielkie je st tak że i n ie p o d o b ie ń stw o . A je d n a k
sp ró b u ję — n a ile m nie stać — u w id o czn ić n ie k tó re z tych
rzeczy.

F ilozofia A k a d e m ii
X II. N a jp ierw w ięc sa m a w iedza, n a k tó re j p raw d ziw ie
k ształtu je się nasze p o zn an ie, k ie d y m ó w im y to , co w iem y:
ja k ie o no je st i w ja k ie j m ierze je st d a n e człow iekow i n aw et
n ajb ard ziej w y k ształco n em u ? P o m iń m y to , co w d u szy je st
w k ład em zm ysłów , b o w tej dziedzinie złu d zen ie ta k często
z d ra d z a rzeczyw istość, że szaleniec m a ją c um ysł p rz e ła d o ­
w a n y złu d zen iam i, uw aża się za b a rd z o ro z są d n e g o . F ilo ­
zo fia A k a d em ii do szła d o tego, że w ątp i o w szy stk im , co
je st jeszcze bardziej nieszczęsnym o b łę d e m 21.
P o m iń m y więc w szystko, o czym d u sza d o w ia d u je się za
p o śre d n ictw e m zm ysłów . C o z p o z o sta ły c h rzeczy w iem y
z ró w nie w ielką pew nością, ja k to , że żyjem y? T u ta j n a
pew no nie m a obaw y p o m y łek w o p a rc iu o z łu d n e p o ­
d o b ie ń stw a . N ie ulega bow iem w ątp liw o ści, że żyje tak że
i ten, k to się m yli. 1074 Jest to coś całkow icie ró ż n e g o niż
z w idzeniem z ew n ętrzn y ch p rz e d m io tó w , co d o k tó ry c h
o k o m o że ulegać złu dzeniu. N a p rz y k ła d w iosło z a n u rz o n e
w w o dzie w y gląda ja k złam an e, w ieże z d a ją się ch w iać, gdy
im się p rz y g lą d a ją ja d ą c y o k rę te m , a p o n a d to jeszcze
m ó g łb y m w yliczyć wiele in n y ch złudzeń m a m ią c y c h w zro k
p a trz ąc e g o .
T u je d n a k nie oczym a c iała w idzim y. Ś w iad o m o ść tego,
że żyjem y je st w ew nętrznym p o z n a n ie m . T u ż ad e n z filo zo ­
fów A k a d em ii n a m nie pow ie: „ M o ż e śpisz n ie w iedząc

21 Augustyn zna tych „akademików” poprzez Cycerona (Académica, dzieło


którego zachowała się tylko II ks„ i A7ova Académica, którego posiadamy tylko
I ks.). Ulegają oni silnym wpływom sceptycyzmu Pirrona (365-275 przed Chr.);
stosują etykę stoicką; wobec wszelkiej nauki teoretycznej wyznają całkowitą obojęt­
ność. Ta „Średnia Akademia” trwała przez cały III i II wiek p.n.e. (najwybitniejszy
przedstawiciel Kameades z Cyreny, 214-129).
X II, 21 487

o ty m , a to, co w idzisz, je s t sennym w id ziad łem ?” Z a p e w n e


—k to tego nie wie? —że w idzenia senne są b a rd z o p o d o b n e
d o rzeczy o g lą d a n y c h n a jaw ie. L ecz p o siad ający p ew n o ść
tego , że żyje, nie m ów i: „W iem , że c z u w a m ” , ale: „Jestem
św iad o m tego, że żyję” . T o p ra w d a , żyje o n niezależnie od
teg o , czy śpi, czy czuw a. Sen nie m o ż e zm ylić tej pew ności,
p o n iew aż zaró w n o sen, ja k czu w an ie są czy n n o ściam i is­
to ty żyjącej. F ilo z o f A k a d em ii nie m o że tej pew ności
przeciw staw ić n aw et takiej obiekcji: „M o że jesteś o b łą k a ­
ny?” — Oczyw iście i to , co widzi człow iek niepoczytalny
um ysłow o, ta k że je st b a rd z o p o d o b n e d o rzeczy w idzianych
przez ludzi o zdrow ych zm ysłach. N iem niej ten, k to zw ario ­
wał, żyje. O tó ż nie p o w ia d a się a k ad em ik o m : „W iem , że nie
szaleję” , ale: „W iem , że żyję” . Isto tn ie, ten, k to tw ierdzi, że
żyje, n ie m o że nigdy ani m ylić się, ani okłam yw ać. P o k a z u j­
cie tysiączne p rzy k ła d y złudzeń p o w o d o w an y ch przez p o ­
znanie zm ysłow e. N ie zachw ieją one pew ności tw ierdzącego:
„W iem , że żyję” . Przecież także i m ylący się żyje.
T a k , św iad o m o ść lu d z k a p o s ia d a ta k ie p ew n o ści, lecz są
o n e b a rd z o nieliczne. M ów iący: „W iem , że żyję” , stw ierd za
św iad o m o ść jed n ej rzeczy. G d y b y pow iedział: „ Z d a ję sobie
sp ra w ę z teg o , iż w iem , że żyję” , to byłyby ju ż dw ie rzeczy.
Jeśli zaś d o d a , że w ie o ty ch d w ó c h rzeczach, to trzecią
rzeczą b y łab y ta św iadom ość. W te n sp o só b m o ż n a by
d o d a w a ć rzecz c zw a rtą , p ią tą i ta k bez liku, p o k ą d sił
stan ie. N ie m o g ą c w p raw d zie zro z u m ieć ani w y razić n ie o ­
g ra n iczo n ej ilości przez kolejne d o d a w a n ie je d n o ste k , ro z u ­
m ie on je d n a k i tw ierd zi z w szelką pew no ścią, że to je st
praw dziw e.
T o sam o d a je się zauw ażyć ró w n ie ż i w odniesieniu do
pew ności w łaściw ej w oli. C zyżby to nie były bezczelne
d rw in y , g d ybyśm y k o m u ś odpow iedzieli: „Pew nie się m y ­
lisz” , k ied y o n u trzy m u je: „ C h c ę być szczęśliw y” . A gdyby
te n o d p a rł: „ W iem , że tego chcę i jestem św iadom teg o , że
0 ty m w iem ” , to d o tych d w ó ch rzeczy m o ż n a by d o d a ć
1 trz e cią jeszcze, m ia n o w icie, że w ie o nich obu; a d o nich
c z w a rtą i ta k bez k o ń c a .
T a k sam o , jeśli k to ś m ów i: „ N ie chcę być w błędzie” , to
- niezależnie od tego czy łudzi się, czy nie - p ra w d ą je st, że
488 Księga XV

n ie ch ce się m y lić . K to by się p o w a ż y ł p o w ie d z ie ć te m u


człow iekow i: „ A m o ż e się w ty m m ylisz?” —b o n a w e t g d y b y
m y lił się w e w sz y stk im in n y m , to je d n a k n ie u le g a w ą tp li­
w ości, że n ie chce o n być w błęd zie. G d y b y zaś o św iad c z y ł,
iż je s t św ia d o m , że te g o nie chce, to m o ż e o n d o d a w a ć
—c h o ć b y w n ie sk o ń c z o n o ść —liczb ę ta k ic h p e w n y c h stw ie r­
d z eń . T e n bo w iem , k to m ó w i: „ N ie chcę się m y lić i w iem ,
że to w ie m ” , m o ż e w te n s p o só b —c h o ć n ie ła tw o to w y ra zić
—w sk a z ać , sk ąd w y w o d zi się ta n ie o g ra n ic z o n a lic z b a.
M o ż n a by zn aleźć w iele ró w n ie d ru z g o c ą c y c h a rg u m e n ­
tó w p rz e ciw k o a k a d e m ik o m , k tó rz y u s iłu ją w y k a z a ć , że
czło w iek n ie m o ż e nic w iedzieć. T r z e b a je d n a k z a c h o w a ć
w ty m m ia rę , zw łaszcza że n ie je s t to p rz e d m io te m n in ie j­
szego d zieła. N a p isa łe m n a te n te m a t trz y księgi w p ie rw ­
szym o k resie p o n a w r ó c e n iu 22. K to m o ż e i zech ce je
p rz e c z y ta ć , a p rz e cz y ta w sz y z ro z u m ie , te n nie zac h w ie je się
w o b ec m n ó s tw a d o w o d ó w w y m y śla n y c h p rz e z ty c h lu d z i
p rz e ciw k o m o żliw o ści p o z n a n ia p ra w d y .
Is to tn ie , s ą d w a ro d z a je p o z n a w a n y c h rzeczy: te , k tó re
d u s z a z n a d zięk i p o m o c y zm y słó w ciała, o ra z to , co s a m a
d u s z a p o z n a je b e z p o śre d n io . W iele ci filo z o fo w ie w y g a d y ­
w ali p rz e ciw k o zm y sło m . N a to m ia s t z u p ełn ie n ie m o g li
p o d w a ż y ć n iew zru sz o n ej p e w n o śc i te g o , co p o z n a je s a m a
d u sz a , a d o czego z aliczają się ta k ż e i o m ó w io n e p rz e ze
m n ie s tw ie rd z e n ia w ro d z a ju : „ W ie m , że ży ję” .
N ie ch n ik t nie sąd zi, że w ą tp ię o p ra w d z iw o ś c i te g o , co
p o z n a je m y p rz y p o m o c y z m y słó w . D z ię k i n im p rz e cie ż
i n ie b o , i ziem ię, i w sz y stk o , co się w n ic h z a w ie ra , z n a m y
w tej m ierze, w ja k ie j S tw ó rc a o w y c h rzeczy i n a s c h c ia ł,
żeb y śm y je p o z n a w a li.
R ó w n ie ż d alec y je ste śm y o d p o d a w a n ia w w ą tp liw o ś ć
te g o , o czym d o w ia d u je m y się ze św ia d e c tw a in n y c h lu d zi.
O d rz u c a ją c je , nie w ied zielib y śm y n ic o O cean ie, an i o k r a ­
ja c h i m ia s ta c h g ło śn y ch ze sw ej sław y , n ie w ie d zie lib y śm y

22 Contra académicos, napisane jesienią 386 r., P. L. 32; C. S. E. L. 63; B. A. 4;


tłum. K. Augustyniak w Dialogach filozoficznych, I, Warszawa 1953. Tamże zarys
dziejów tzw. Nowej „Średniej” Akademii, str. 43-^47. Zaznaczyć trzeba, że neo-
platonicy III w. n.e. (Plotyn, Porfiriusz) i IV w. (Jamblich, bp Synesios z Cyreny,
„boska” Hypatia z Aleksandrii) niewiele mają z nimi wspólnego.
X II, 21 - X III, 22 489

0 lu d z ia c h i ich c z y n a c h , k tó re p o z n a je m y , c zy ta ją c d z ieła
h is to ry k ó w ; n ie z n a lib y śm y rzeczy, o k tó ry c h co d n ia
1 zew sząd się d o w ia d u je m y , k tó re z n a jd u ją pew n e i z g o d n e
p o tw ie rd z e n ia ; a w reszcie n ie w ied zielib y śm y , g d zieśm y się
u ro d z ili i k to to są n a si ro d z ic e. O ty m w szy stk im w iem y
w ie rz ąc św iad e c tw u in n y c h .
A w ięc to szczyt n ie d o rz e c z n o śc i głosić ta k ie rzeczy.
P rze c iw n ie, w in n iśm y szczerze p rz y z n a w a ć , ja k w iele n a sz e
p o z n a n ie z a w d z ię cz a te m u , o czym d o w ia d u je m y się za
p o ś re d n ic tw e m zm y słó w n ie ty lk o n a sz y c h , ale i in n y c h
lu d z i.

22. W sz y stk ie w ia d o m o śc i, ja k ie d u s z a lu d z k a u z y sk a ła
s a m a p rz e z się, p rz e z zm ysły a lb o ze św ia d e c tw a in n y c h ,
w sz y stk o to je s t p rz e c h o w y w a n e w s k a rb c u p a m ię ci. D u s z a
w ięc ro d z i w so b ie p ra w d z iw e sło w o ju ż w te d y , k ied y to , co
w ie, w e w n ą trz siebie w y p o w ia d a i to p rz e d w szelkim g ło ­
sem , n a w e t p rz e d w sz e lk ą m y ś lą o głosie. W ó w czas słow o
je s t c ałk o w icie p o d o b n e d o rzeczy z n a n e j, z k tó re j się ro d z i
i k tó re j je s t o b ra z e m , p o n ie w a ż w iz ja teg o , co m y ślę,
p o w sta je z w izji te g o , co w iem . N ie je s t to słow o ja k ie g o ś
ję z y k a . T o słow o p ra w d z iw e o p ra w d z iw e j rzeczy, nie
b io rą c e n ic z siebie sam e g o , ale w sz y stk o z tej w iedzy,
z k tó re j się ro d z i. M n ie jsz a o to , k ie d y u z y sk a ł w ia d o m o śc i
te n , k tó ry w y p o w ia d a to , co w ie. C z a sa m i w y p o w ia d a je
n a ty c h m ia s t, s k o ro ty lk o się d o w ie d z ia ł. B yłe ty lk o słow o
b y ło p ra w d z iw e , to z n ac z y b io rą c e p o c z ą te k z rzeczy z n a ­
n y ch .

R ó żn ic e
X I I I . C zy żb y B ó g O jciec, p rz e z k tó re g o je s t z ro d z o n e
S ło w o , B ó g z B o g a, czyżby B ó g O jciec, w tej m ą d ro ś c i,
k tó r ą je s t sam d la siebie, n a b y ł p e w n e w ia d o m o śc i p rzez
zm y sły c iała, a in n e m ia ł z sam eg o siebie?
J e s t to n ie d o p rz y ję c ia d la te g o , k to m yśli o B o g u nie
ja k o o ro z u m n y m stw o rz e n iu , ale ja k o o b ę d ąc y m p o n a d
d u s z ą ro z u m n ą . W k a ż d y m ra z ie d la m y ślą ce g o o B o g u ,
j a k lu d z ie m o g ą o N im m y śle ć s ta w ia ją c G o p o n a d w szy st­
490 K sięga XV

k ie is to ty żyjące i p o n a d w sz e lk ą d u szę , c h o c ia ż G o w id zą
ty lk o „ p rz e z zw ierciad ło , w z a g a d c e ” , d o m y ś la ją c się ty lk o ,
a n ie o g lą d a ją c G o tw a rz ą w tw a rz ta k ie g o , ja k im je st.
C zy żb y w ta k im ra z ie B óg O jciec d o w ie d z ia ł się s k ą d in ą d
o d k o g o ś , ty c h p ra w d , k tó re z n a nie p rz e z ciało (b o go nie
m a ), ale sam p rz e z się? C zy żb y p o trz e b o w a ł z w ia s tu n ó w
i św ia d k ó w , ażeb y je p o z n a ć ? — Z p e w n o śc ią nie! Je g o
w ła s n a d o s k o n a ło ś ć w y sta rc z a , ażeb y w ied ział w sz y stk o , co
ty lk o m o ż n a w iedzieć. M a w p ra w d z ie z w ia s tu n ó w , to je s t
a n io łó w , ale n ie p o to , żeby M u o z n a jm ia li nie z n a n e M u
rzeczy. B o n ie m a ta k ic h rzeczy, k tó ry c h by n ie z n ał. N ie,
to a n io ło w ie d la sw ojego d o b ra w d z ia ła n iu sw ym z a s ię g a ją
ra d y Je g o p ra w d y . 1076 K ie d y się m ó w i, że z w ia s tu ją B o g u
p ew n e rzeczy, to nie znaczy, że B óg d o w ia d u je się o d n ich
ty c h rzeczy, ale że o n i sam i d o w ia d u ją się o n ich od B o g a
z a p o śre d n ic tw e m S łow a, bez d ź w ięk u w y ra zó w . O z n a j­
m ia ją oni to , co B óg chce; są p o sy ła n i do k o g o B óg zech ce,
o trz y m u ją c od B o g a w szy stk o p rz e z Je g o S ło w o , to zn aczy
o d n a jd u ją c w P ra w d z ie B ożej, co m a ją u c zy n ić i w sz y stk o ,
co k o m u i k ie d y m a ją o zn ajm ić. M y sam i m o d lim y się d o
N ie g o , ale to nie z n aczy , że p o w ia d a m ia m y G o o n a sz y c h
p o trz e b a c h . „ W ie O jciec w asz n ie b ie s k i” — p o w ie d z ia ło
S łow o Jeg o — „ cz e g o p o trz e b u je c ie , pierw ej, n iż G o wy
p ro s ic ie ” (M t 6, 8). B óg nie d o w ie d z ia ł się ty c h rzeczy
w ja k im ś m o m e n c ie czasu . B ó g w w ieczn o ści p rz e w id z ia ł
w szy stk ie p rz y szłe rzeczy m a ją c e z d a rz y ć się w czasie,
— a w śró d n ic h ta k ż e i rzeczy b ę d ą c e p rz e d m io te m n a sz y c h
m o d łó w — i w w ieczności p rz e w id z ia ł, k o g o w y słu c h a a lb o
nie w y słucha. N ie d la te g o B óg z n a całe sw oje s tw o rz e n ie
d u c h o w e i cielesne, że o n o istnieje; ale d la te g o o n o istn ie je,
że B ó g je z n a. N ie m ó g ł nie z n a ć te g o , co m ia ł stw o rz y ć .
A że z n ał, w ięc stw o rzy ł; a nie d la te g o z n a , że stw o rz y ł.
I nie inaczej je z n a p o s tw o rz e n iu , n iż z n a ł je p rz e d te m . T e
s tw o rz o n e p rz e z N ie g o by ty n ic n ie d o d a ją d o Je g o w iedzy.
P o p ro s tu do szły o n e d o is tn ie n ia , j a k n a le ż a ło i k ie d y
n a le ż a ło . A m ą d ro ś ć Je g o trw a b ez z m ia n . T o te ż c z y ta m y
u E k lez ja sty k a : „ A lb o w ie m P a n u B o g u , pierw ej niżeli były
stw o rz o n e , w szystkie rzeczy z n a jo m e były, ta k ż e i p o
d o k o ń c z e n iu n a w szy stk ie p a tr z y ” (S yr 23, 20). „ T a k ż e ” ,
X III, 22 - X IV , 23 491

p o w ia d a - ta k sa m o były M u z n a n e p rz e d stw o rz e n ie m , ja k
i „ p o d o k o ń c z e n iu ” . J a k ż e ż nie p o d o b n a d o tej w iedzy je s t
n a s z a w iedza! C o je s t w ie d zą w B o g u , je s t ró w n ie ż m ą d r o ś ­
cią, a m ą d ro ś ć je s t te ż is to tą i s u b sta n c ją . B o w p rz e d ziw n e j
p ro s to c ie n a tu ry B ożej być m ą d ry m i istn ieć to nie są d w ie
rzeczy ró ż n e , ale m ą d ro ś ć — ja k c zę sto w sp o m in aliśm y
w k się g a c h p o p r z e d n ic h 23 —je s t w N im ty m sam y m , co
b y t. N a s z a w ied za w w ielu d z ie d z in a c h m o ż e z a n ik a ć alb o
j ą m o ż n a z d o b y w a ć n a n o w o . B o d la n a s być i w iedzieć nie
je s t ty m sam y m ; gdyż m y m o ż em y istn ieć, n a w e t jeżeli nie
z n a m y i nie k o s z tu je m y teg o , o czym d o w ia d u je m y się
s k ą d in ą d . T o te ż p o d o b n ie ja k n a s z a w ie d za je st r ó ż n a od
w ied zy B ożej, ta k sa m o i n a sz e sło w o ró ż n i się od teg o
S ło w a B ożego, k tó r e się ro d z i z is to ty O jc a , a to w y ch o d zi
n a je d n o , ja k g d y b y m p o w ied ział: „ z w iedzy O jc a ” , ,,z
m ą d ro ś c i O jc a ” , a lb o ściślej m ó w ią c : „ z O jca, k tó ry je st
w ie d z ą ” , „ z O jca, k tó ry je st m ą d r o ś c ią ” .

S ło w o rów ne O jcu
X IV . 23. Z a te m S ło w o B o g a O jca je s t J e g o je d n o ro d z o n y m
S y n em , w e w sz y stk im O jcu p o d o b n y m i ró w n y m , je s t
B o g iem z B o g a, Ś w iatłem z Ś w ia tło śc i, M ą d ro ś c ią z M ą d ­
ro ści, I s to tą z I s t o t y 24. Je st z u p e łn ie ty m sam y m , co
O jciec, a je d n a k n ie je st O jcem , gdyż S ło w o je st S ynem ,
a O jciec O jcem . P rz e z to z n a w sz y stk o , co z n a O jciec; lecz
p o z n a n ie m a z O jca, ja k i isto tę , gdyż p o z n a n ie i b y t je s t
w B o g u je d n ą i tą s a m ą rzeczą. O jciec ja k b y siebie w y p o ­
w ia d a ją c z ro d z ił S łow o. N ie w y p o w ie d zia łb y siebie c a ł­
k o w ic ie i d o s k o n a le , g d y b y sta ł się w Słow ie k im ś m n ie j­
szym a lb o w ię k sz y m , n iż je st sam w so b ie. T u ta j w n a jw y ż ­
szym s to p n iu s p ra w d z a się, co p o w ie d z ia n o : „ Je s t — je st,
n ie — n ie ” (M t 5, 37). D la te g o S łow o to n a p ra w d ę je s t
P r a w d ą , gdyż w sz y stk o , co je s t w tej w ied zy , z k tó re j O n o

23 VIL I, 2 (P. L. 42, 935), str. 236-240; XIV. I, 1 (P. L. 42, 1036), str. 421, etc.
24 Augustyn wykorzystuje analizę ks. VI. II, 3 - III, 4 oraz VIL II], 4—IV, 7
(str. 219—222, 242-248). Ale niektóre wyrażenia przypominają pierwszą triadę ks. IX
(dusza, poznanie, miłość). Jak zwykle silnie podkreśla równość Osób Bożych,
zwłaszcza kiedy omawia Ich pochodzenie.
4 92 Księga XV

się z ro d z iło , to i w N im je s t ta k ż e ; 1077 a co w niej n ie je st,


to i w N im ró w n ie ż nie je st. 1 nie m o ż e być n ic n ie p ra w ­
d ziw eg o w ty m Słow ie, p o n ie w a ż n ie z m ie n n ie je s t ty m ,
czym je s t T e n , k tó ry Je z ro d z ił. B o „ S y n n ie m o ż e n ic
u c zy n ić o d siebie, je n o to , co w idzi, że i O jciec c z y n i”
(J 5, 19). T o , że „ n ie m o ż e ” w y n ik a z Je g o m o c y . J e s t
w ty m nie słab o ść , ale m o c , d zięk i k tó re j p ra w d a n ie m o ż e
b y ć n ie p ra w d z iw a . Z a te m B ó g O jciec p o z n a je w sz y stk o
w so b ie, p o z n a je w Synu: w so b ie p o z n a je ja k o siebie,
w S y n u zaś p o z n a je ja k o S łow o, k tó re je st S ło w em teg o
w szy stk ieg o , co w N im je st. T a k ż e i Syn p o z n a je w sz y stk o
w p o d o b n y sp o só b , to z n ac z y w so b ie sam y m p o z n a je ja k o
to , co je st z ro d z o n e z teg o , co O jciec w ie sam w sobie;
w O jc u zaś p o z n a je ja k o to , z czego są z ro d z o n e te rzeczy,
k tó re S yn z n a sam w sobie. W ięc O jciec i Syn z n a ją się
w zajem n ie: je d e n ro d z ą c , a d ru g i b ę d ą c z ro d z o n y m . K a ż d y
z n ich ró w n o c z e śn ie w idzi w sz y stk o , co o b e jm u je Ic h
w ie d za , Ich m ą d ro ś ć , Ic h is to ta . N ie o d d z ie ln ie i z o s o b n a
ja k w k o le jn y m p o z n a w a n iu p rz e c h o d z ą c y m o d je d n y c h
rzeczy d o d ru g ic h i jeszcze n a s tę p n y c h , b o nie m o ż e w id zieć
te g o , z a jm u ją c się ta m ty m . N ie, ja k p o w ie d z ia łe m , k a ż d y
z n ich w idzi w szy stk o n a ra z , b o nie m a nic ta k ie g o , czego
b y nie w id z iał zaw sze.

S ło w o d uszy
24. A le w ró ć m y d o n aszeg o sło w a, sło w a bez b rz m ie n ia
g ło su czy m yśli o głosie, d o sło w a, k tó re je s t w e w n ę trz n ie
w y p o w ia d a n ą m y ś lą o rzeczy w id z ia n e j, i nie n a le ż y d o
ż ad n e g o ję z y k a . S tą d je s t w n im —n ib y w z a g a d c e —ja k ie ś
p o d o b ie ń stw o d o S ło w a B o żeg o , k tó re je s t B o g ie m , bo
n a sz e słow o ro d z i się z n a sz e g o p o z n a n ia , ja k S ło w o B oże
ro d z i się z p o z n a n ia O jca. L ecz c h o c ia ż n a sz e sło w o p rz e d ­
sta w ia p ew n e p o d o b ie ń s tw o ze S łow em B o ży m , n ie z a ­
w a h a jm y się je d n a k ro z w aż y ć i p o w ied zieć, je śli z d o ła m y ,
ja k d alece je s t o n o ró w n ież i n ie p o d o b n e 25.26
26 Nierówność pochodzi przede wszystkim z tego, że ,,słowo” nasze podlega
zmianom szczególnie pod wpływem czasu, a czasowość wprowadza między człowie­
kiem a Bogiem różnicę ontologiczną. Zupełne upodobnienie nastąpi dopiero w wizji
X IV , 23 - XV, 24 493

N ie za w s z e p ra w d ziw e
X V . C zyż n a sz e sło w o nie ro d z i się z p o s ia d a n e j p rz e z n a s
w iedzy? C zy n ie w y p o w ia d a m y ró w n ie ż m n ó s tw a rzeczy,
k tó ry c h nie z n a m y ? W y p o w ia d a ją c je , n ie w ą tp im y o ich
p ra w d z iw o śc i. P rz y p u ść m y , że p rz y p a d k ie m są o n e p ra w ­
dziw e; w ó w czas b ę d ą p ra w d z iw e w rzeczy w isto ści, ale
n ie p ra w d z iw e w n a sz y m słow ie, b o sło w o n ie je st p r a w ­
d ziw e, je śli się n ie ro d z i z rzeczy z n a n e j. A w ięc fałszyw e
je s t w te d y n a sz e sło w o , co nie zn aczy , b y śm y k ła m a li, ale
d la te g o , że się m y lim y .
N a to m ia s t, k ie d y w ą tp im y , to jeszcze nie m a sło w a
o rzeczy, co d o k tó re j p o w ą tp ie w a m y , za to je st sło w o
d o ty c z ą c e sam e g o w ą tp ie n ia . W p ra w d z ie n ie w iem y czy to ,
o czy m w ą tp im y , je s t p ra w d ziw e , ale w iem y, że w ą tp im y 26.
K ie d y w y p o w ia d a m y to n a sz e w ą tp ie n ie , w ów czas je s t
p ra w d z iw e sło w o , p o n ie w a ż m ó w im y to , co w iem y.
A c o m y śle ć o ty m , że m o ż e m y k ła m a ć ? — C zy n iąc to ,
d o b ro w o ln ie i św ia d o m ie d a je m y fałszy w e sło w o . A le je s t
w ty m i p ra w d z iw e sło w o , p o n ie w a ż w iem y , że k ła m ie m y .
Jeśli w y z n a m y , żeśm y sk ła m a li, w ó w czas m ó w im y p ra w d ę:
m ó w im y b o w iem to , co w iem y, a w iem y, żeśm y sk łam ali.
O tó ż sło w o , k tó r e je s t B ogiem i je s t o d n a s m o cn iejsze,
nie m o ż e k ła m a ć . B o „ n ie m o ż e n ic u c zy n ić..., je n o to , co
w idzi, że i O jciec c z y n i” . I nie od siebie m ó w i, ale 1078 o d
O jc a p o c h o d z i w sz y stk o , co m ó w i, gdyż O jciec w y p o w ia d a
ty lk o to je d n o S ło w o . J e s t to w ie lk ą p o tę g ą tego S ło w a, że
nie m o ż e k ła m a ć , b o nie m o ż e w N im być i « T a k » i « N ie»
(2 K o r 1, 19), ale je d y n ie : „ J e s t —je s t, n ie —n ie ” .
W łaściw ie nie n a le ż a ło b y n a z y w a ć słow em teg o , co nie
je s t p ra w d z iw e . T a k . C h ę tn ie się n a to zg o d zę. A le cóż!
G d y n a sz e sło w o je s t p ra w d z iw e i z asłu g u je n a n azw ę
sło w a, m o ż n a by ró w n ie d o b rz e n a z w a ć je w id zen iem *26

uszczęśliwiającej poza czasem: człowiek będzie tam utrwalony w prawdzie, bez


niebezpieczeństwa błądzenia, a poznanie jego spoczywające w Bogu będzie m ąd­
rością.
26 „Cała różnica między ich [tj. akademików] a moim zdaniem polega na tym,
że według nich prawdopodobne jest, że nie można znaleźć prawdy, a moim zdaniem
prawdodpodobne jest, że można znaleźć” . (Contra académicos, U. IX, 23, tłum.
KL. Augustyniak).
494 K się g a X V

z w id z en ia a lb o p o z n a n ie m z p o z n a n ia . C zy m o ż n a by
n a z w a ć je is to tą z isto ty , ta k ja k w n a jp e łn ie jsz y m z n a c z e ­
n iu n a le ż a ło b y p o w ied zieć o S łow ie B ożym ? Z p e w n o śc ią
nie! A dlaczeg o ? B o d la n a s b y ć i p o z n a w a ć n ie je s t ty m
sam y m . W iele je s t w n a s ta k ic h w ia d o m o śc i, k tó re ja k
g d y b y żyją w naszej p a m ię ci i ja k b y u m ie ra ją w sk u te k
z a p o m n ie n ia . A jeśli ich w o g ó le n ie p o z n a je m y , to i ta k
je steśm y . N a w e t gdyby zu p ełn ie z a n ik ła n a s z a w ie d za , to
m y i ta k żyć będziem y.

N ie trw a le
25. A te rzeczy, k tó ry c h p o z n a n ie nie m o ż e ulec z a g ła ­
d zie, bo są zaw sze d la d u sz y o b e c n e i są n ie o d łą c z n e od
jej n a tu ry , n p . św ia d o m o ść , że żyjem y (isto tn ie je s t to
p o z n a n ie trw a ją c e ta k d łu g o , ja k d łu g o istn ieje d u sz a ),
a w ięc p o z n a n ie trw a ją c e zaw sze, b o d u s z a zaw sze trw a ć
będzie?
N a w e t te i im p o d o b n e z n a jo m o śc i, w k tó ry c h p rz e d e
w szy stk im n a le ż y d o p a try w a ć się o b ra z u B o że g o , b ę d ą c
zaw sze z n a n e , nie zaw sze je d n a k są p rz e d m io te m m y śli.
Ja k ż e ż w ięc m o ż n a by o n ich w y p o w ia d a ć w ie c z n o trw a łe
sło w o , jeśli słow o je s t w y p o w ia d a n e w łaśn ie p rz e z m y śl?
Z aw sze trw a ją c e bow iem je s t życie d u sz y , jej ś w ia d o m o ś ć
teg o , że żyje. L ecz n ie zaw sze trw a to , że m y śli o sw o im
życiu a lb o o sw ojej św iad o m o śc i życia. M y ślą c o in n y c h
rz eczach , p rz e sta je o ty m m y śleć, m im o że n a d a l o ty m wie.
S tą d —c h o cia ż m o ż e istn ieć w d u sz y p e w n a w ciąż trw a ją c a
w ied za —je d n a k nie m o ż e stale w niej trw a ć m y śl o ty m , co
w ie. A że n a sz e słow o w e w n ę trz n e nie m o ż e być w y p o w ia ­
d a n e inaczej n iż p rz e z m yśl, p rz e to n a leż y p rz y ją ć , iż
je d y n ie B óg p o s ia d a Słow o ciągle trw a ją c e i w sp ó ł w ieczne
S obie.
T a k je st, c h y b a że sa m ą m o ż n o ś ć w y p o w ia d a n ia b ę d z ie ­
m y uw ażać za słow o (n a tej z asa d z ie , iż rzeczy z n a n e ,
n a w e t k ied y się o n ich nie m y śli, je d n a k m o g ą b y ć w m y śli
w y ra ż o n e ), i u z n a m y w y raz z a ró w n ie zaw sze trw a ją c y ja k
sa m o p o z n a n ie . A le w ja k i s p o s ó b m o ż e sta ć się w y ra z e m
to , co nie u k s z ta łto w a ło się je sz c ze w w izji m y ślo w ej? J a k
X V , 2 5 - X V I, 25 495

m o ż e p o s ia d a ć p o d o b ie ń s tw o d o p o z n a n ia , z k tó re g o się
ro d z i, jeśli nie m a je g o fo rm y i ty lk o d la te g o n a z y w a się
w y ra ze m , że m o ż e j ą m ieć? T o z u p ełn ie ta k , ja k g d y b y
p o w ie d z ia n o , że n ależy n a z y w a ć je sło w em , p o n ie w a ż m o ż e
nim być.
A le czym je s t to , co m o ż e stać się słow em i d la te g o
z asłu g u je n a n a z w ę słow a? C zy m je s t - p o w ia d a m —to , co
jest n a s ta w io n e n a p rz y ję cie fo rm y , ale jeszcze jej nie m a?
C zy n ie je s t n im to coś n ie o k re ślo n e g o w n aszy m u m y śle,
co u staw ic z n ie je s t w ru c h u i co w ciąż p rzen o sim y z p rz e d ­
m io tu n a p rz e d m io t, gdy m yślim y ra z o ty m , ra z o ta m ty m ,
z ależn ie o d te g o , co o d k ry w a m y i c o się n a d a rz a ? W te d y
m ielib y śm y p ra w d z iw y w yraz, g d y b y to coś, co o k reśliłem
ja k o b ę d ąc e w u sta w ic z n y m ru c h u , z a trz y m a ło się n a
czy m ś p rz e z n a s p o z n a n y m , i s tą d w zięło fo rm ę, p rz y ­
jm u ją c je g o p o d o b ie ń s tw o p o d k a ż d y m w zględem , ta k iż
rzecz w y ra z iła b y się m y ślo w o w ta k i sp o só b , ja k je s t
p o z n a w a n a , 1079 to je s t bez gło su i b e z m yśli o d źw ięk u
słó w n a le ż ą c y c h d o ja k ie g o ś ję z y k a —ta k ja k jest w y p o w ia ­
d a n a w głębi serca . P rz y jm ijm y d la u n ik n ię c ia s p o ru o te r­
m in y , że sło w em m y ślo w y m n a zw ie m y to , co z n aszej
w ied zy m o ż e się w y ra zić, n a w et jeśli jeszcze nie jest, a je d ­
n a k — ja k rz e k łem — m o ż e być sfo rm u ło w a n e . K to w te d y
n ie d o strz e ż e , j a k w ielkie z a c h o d z i tu n ie p o d o b ie ń stw o ze
S ło w em B ożym ? S łow o to b o w iem nie było m ożliw e d o
w y ra ż e n ia z a n im n ie z o sta ło w y ra ż o n e , i n ig d y nie było
b e z k s z ta łtn e . O n o je s t fo rm ą p r o s tą i p o p ro s tu ró w n ą
te m u , z k tó re g o p o c h o d z i i z k tó ry m je st p raw d ziw ie
w sp ó łw ieczn e.

R ó ż n ic e te u tr zy m u ją się i w w idzeniu
X V I. D la te g o m ó w i się o Słow ie B ożym , a nie o m y śli
B o żej, ż eb y śm y n ie p rz y p u szc za li, że je st to ja k a ś w ła d z a
z m ie n n a , k tó r a ra z p rz y b ie ra fo rm ę , a b y stać się Słow em ,
a p ó ź n iej m o ż e tę fo rm ę o p u ścić i jeszcze dalej b ezład n ie się
z m ie n ia ć . D o b rz e z n a ł w a rto ś ć słów i d o b rz e ro z u m ia ł
ru c h liw o ś ć m y śli te n św ietn y p o e ta , k tó ry m ó w i w swej
p ie śn i: „ U s ta w ic z n ie się to c z ą w je g o um yśle ró ż n e z d arzę -
496 Księga XV

n ia w o jen n e” 27, innym i słow y: „ O n m y śli” . Z a te m nie


m ó w i się, że Syn Boży je st m y ślą O jca, ale że je st Słow em
O jca. T a k , m yśl n a sz a d o sięg ając tego, co zn am y i stąd
p rzy jm u jąc fo rm ę, staje się naszym p raw d ziw y m słow em .
L ecz Słow o B oże należy p o jm o w ać z w y k lu czen iem m y ś­
lenia, ja k o p ro s tą , czystą fo rm ę, nie m a ją c ą w so b ie nic, co
by m ogło d o c h o d zić d o fo rm y i być jeszcze b ezk ształtn e.
T o p ra w d a , że Pism o św. m ó w i o „ m y śla c h ” B ożych, lecz
je st to ty lk o sp o só b w y ra ża n ia się, p o d o b n y d o ta k ic h
pow iedzeń, jak : „B óg z a p o m n ia ł” , co przecież nie m o że
w łaściw ie sto so w ać się d o B oga.

26. Jak żeż wielkie je st te ra z, w tej „ z a g a d c e ” nasze


n ie p o d o b ie ń stw o do B oga i do Słow a Bożego! A je d n a k
o k a zu ją się w niej także i pew ne p o d o b ie ń stw a . T rze b a
ró w n ież przyznać, że kiedy w reszcie „ p o d o b n i d o niego
b ędziem y” , k iedy „u jrzy m y go ta k im , ja k im je s t” (1 J 2, 3)
— a słow a te z pew n o ścią w sk azu ją n a o b ecn y b ra k p o ­
d o b ie ń stw a — to n a w et w ów czas nie stan iem y się n a tu rą
ró w n i B ogu. Z aw sze bow iem n a tu r a stw o rz o n a je s t niższa
od tego, k to ją stw orzył. A le słow o nasze nie będzie w tedy
fałszyw e, pon iew aż nie będzie w nas an i k ła m stw a , ani
błędu. M ożliw e n aw et, że m yśli n asze nie b ę d ą ju ż w tedy
ta k ruchliw e, p rz e rzu c a ją c się i znów w ra ca ją c z p rz e d ­
m io tu n a p rzed m io t; ale że całe n asze p o z n a n ie będziem y
o g a rn ia ć je d n y m spojrzeniem . K ie d y ta k b ędzie — jeśli
będzie — w ów czas stw orzenie, ongiś pod leg łe k sz ta łto w a ­
niu, u zy sk a ju ż sw oją fo rm ę i nic ju ż nie b ędzie b ra k o w a ć
tej jeg o form ie, k tó rą m ia ło osiągnąć. Je d n a k ż e nie będzie
o no m o g ło d o ró w n a ć p ro sto c ie B ożej, w k tó re j nie m asz
nic ani d o fo rm o w an ia , an i d o o d tw a rz a n ia , ale je s t czysta
fo rm a: ani b ezk ształtn a, ani u k s z ta łto w a n a —sam a w ieczna
i n iezm ienna sub stan cja.

27
Wergiliusz, Eneida, X, 159-160.
XVI, 26 - XVII, 27 497

3. D u c h Św ięty ja k o m iłość

M iło ść wspólna trzem O sobom


X V II. 27. D o ść szeroko 1080 m ów iliśm y o O jcu i o Synu, n a
ile ty lk o m ogliśm y dostrzec ich „przez zw ierciadło, w zag ad ­
ce” . T e ra z będzie m o w a o D u c h u Św iętym , jeśli z łaski Bożej
zdołam y coś zobaczyć. D u c h Św ięty — w edług P ism a św.
— nie jest D u ch em sam ego O jca ani sam ego Syna, ale jest
D u ch em Ich obydw óch. D lateg o n a su w a się n am m yśl
0 w spólnej m iłości O jca i Syna, k tó rą O ni naw zajem się
m iłują. P ism o zachęca nas do ćw iczenia um ysłu, gdyż chodzi
tu nie o rzeczy bezpośrednio d la nas dostępne, ale o tajem ­
nice, k tó ry c h trz e b a dociekać w u k ry ciu i z ukrycia w y d o b y ­
w ać, co nas zm u sza d o coraz w iększego w ysiłku.
P ism o św. nie m ó w i o tym , że D u c h Święty jest m iłością.
G d y b y to b y ło tam po w ied zian e, to niem ała część kw estii
niniejszej b y łab y przez to w y jaśn io n a. Lecz m ó w i ono:
„B ó g je st m iło śc ią ” (1 J 4, 16). T a k w ięc nie jest to w y raźn e
1 m u sim y szukać, czy to O jciec, czy Syn, czy D u c h Św ięty
je st m iło śc ią, czy też cała T ró jca ? N ie pow iem y przecież, że
jeżeli B o g a n a zy w a się m iłością, to dlatego, że m iłość
b y łab y s u b sta n c ją g o d n ą im ien ia B oga, ale d lateg o , że je st
d a re m B o ży m , ja k p o w ied zian o d o Boga: „T y jesteś cier­
pliw o ścią m o ją ” (Ps 70, 5), co bynajm niej nie znaczy, że
su b sta n c ją B o g a jest n a sz a cierpliw ość, ale że o d N iego o n a
p o c h o d zi, ja k czytam y w in n y m m iejscu: „B o o d niego
cierpliw ość m o ja ” (Ps 61, 6). Ś p o só b w y rażan ia się K siąg
Św iętych ja s n o w skazuje, że nie chodzi tu o B ożą s u b sta n ­
cję. Is to tn ie , pow iedzenie: „ T y jesteś cierpliw ością m o ją ” ,
je st zu p ełnie tak ie, jak: „T y P an ie, jesteś n ad zieją m o ją ”
(Ps 90, 9) albo: „B oże m ó j, T yś m iłosierdziem m o im ” (Ps
58, 18*) o ra z wiele p o d o b n y c h . N a to m ia st nie je st p o ­
w iedziane: „ P an ie, m iłości m o ja ” albo: „ T y jesteś m o ją
m iło śc ią ” , „B ó g , m o ja m iło ść ” . A le je st pow iedziane: „B óg
je st m iło śc ią ” , p o d o b n ie ja k po w ied zian o : „D u ch em je st
B ó g ” (J 4, 24). K to tego nie ro z ró ż n ia , niech B o g a prosi
o ro z u m , a nie nas o w yjaśnienia, b o nie m o żem y p o ­
w iedzieć n ic b ard ziej w yraźnego.
498 K sięg a X V

28. A w ięc „ B ó g je st m iło śc ią ” . A le p y ta m y , czy O jciec


je st m iłością, czy Syn, czy D u c h Św ięty? L ecz p rz e d te m ju ż
w y jaśn iałem w tej k s ię d z e *28, że nie w te n sp o só b należy
p o jm o w a ć T ró jcę Św iętą n a p o d sta w ie tró jcy naszej m yśli,
ja k o b y O jciec b y ł p a m ię cią w szystkich trz e ch , Syn in te lig e n ­
cją w szystkich trzech, a D u c h Św ięty m iło śc ią w szystkich
trzech , ja k gdyby O jciec nie p o z n a w a ł siebie, a n i nie k o c h ał,
a ty lk o p a m ię ta ł o sobie i in n y ch , ja k gdyby Syn jed y n ie
siebie i in n y c h ro z u m ia ł, a D u c h Św ięty k o ch ał. Przeciw nie,
trz e b a raczej sądzić, że i w szystkie trzy O sob y i k a ż d a z o so b ­
n a , p o s ia d a ją te d o sk o n ało śc i k a ż d a w swej n a tu rz e . T e d o ­
sk o n ało śc i nie są w n ic h różne, ta k ja k w n a s p a m ię ć je st
czym innym niż inteligencja a lb o m iłość. W B o g u je d n a d o ­
sko n ałość znaczy tyle, co w szystkie, ja k to m a m iejsce z m ą d ­
rością. D o sk o n a ło śc i w ta k i sp o só b n a le ż ą d o n a tu ry k ażd ej
z O sób, że k a ż d a z nich - będąc p ro s tą i niezm ien n ą su b sta n ­
cją — 1081 je st ty m , co p o siad a . Jeśli z ro z u m ia n o te rzeczy
i o k azały się one p raw d ziw e — o ile m o ż n a w ta k w zniosłych
taje m n ica c h coś zo b aczy ć i co ś w n io sk o w a ć - to n ie w iem ,
dlaczego nie m o ż n a by n a zw a ć m iło ścią i O jca, i Syna,
i D u c h a Św iętego, gdyż ra z em są je d n ą m iło ścią, ta k ja k
m ó w im y, że m ą d ro ś c ią je st i O jciec, i Syn, i D u c h Św ięty,
stan o w ią c razem je d n ą m ą d ro ś ć , a nie p o tró jn ą m ą d ro ś ć .

M iło ść w łaściw ie p rzy p isyw a n a D u ch o w i Ś w ię te m u


29. A je d n a k w T ró jc y Św iętej n ie bez p o d s ta w y n a z y w a m y
Słow em B ożym ty lk o S y n a , D a re m ty lk o D u c h a Ś w ięteg o ,
a ty lk o O jca ty m , z k tó re g o ro d z i się S ło w o , a g łó w n ie
p o c h o d z i D u c h Św ięty. M ó w ię „ g łó w n ie ” , p o n ie w a ż w ia ­
d o m o , że i od S y n a ta k ż e D u c h Św ięty p o c h o d z i29. L ecz

28 VII, 12 (1065), str. 472.


28 Por. IV. XX, 29 (90S) i przyp. 22, str. 187-189; oraz V. XIV, 15, str. 211-212.
Tutaj jednak Augustyn nawiązuje do tradycji greckiej mówiąc , ,principaliter " ,
głównie. N auka łacińska stanie się coraz wyraźniejsza w teologii scholastycznęj. XII
Sobór powszechny (Laterański IV, 1215 r.) powie wyraźnie ,,pariîer ah utroque",
w równej mierze od Obu; XIV Sobór powszechny (Lyoński II, Í274 r.) jeszcze doda
,,tamąuani ex uno principio 1', jakby z Jednego (Dz. 460). Cała nauka św. Augustyna
o Duchu Świętym została przeanalizowana przez T. de REGNON, Études de
théologie positive .sur la Sainte Trinité, t. IV, Paris 1899, str. 305, 356—364, 492.
X V II, 2 8 -3 0 499

Syn ró w n ie ż o d O jca to o trz y m a ł, nie w te n s p o só b


w p ra w d z ie ja k b y m ó g ł istn ieć bez tej w łaściw ości, ale
c o k o lw ie k O jciec d a ł Je d n o ro d z o n e m u sw o jem u S ło w u , d a ł
M u to , gdy J e zro d ził. Z ro d z ił Je w ięc w ta k i s p o só b , aby
i od N ie g o D a r p o c h o d z ił, i a b y D u c h Ś w ięty b y ł Ic h
w sp ó ln y m D u c h e m .
N ie m o ż n a w ięc p rzy jąć ja k o p rz y p a d k o w ą u w ag ę teg o
ro z ró ż n ie n ia w n iero zd zieln ej Św iętej T ró jc y i m u s im y je
p iln ie p rz e stu d io w a ć . P o d o b n ie b o w iem Słow o B oże o trz y ­
m u je w łaściw e M u m ia n o M ą d ro ś c i B ożej, c h o cia ż m ą d ­
ro ś c ią są ta k ż e i O jciec, i D u c h Św ięty. Jeżeli w ięc je d n e j
z trz e c h O só b m a być n a d a n e im ię m iło ści, to d o k tó re j o n o
lepiej p a su je niż d o D u c h a Św iętego? C o nie z n ac z y , że
w tej n ajw yższej i n iezło żo n ej n a tu rz e m o ż n a ro z d z iela ć
m iło ść od isto ty ; sa m a bo w iem is to ta B o ża je st m iło śc ią ,
a m iło ść is to tą czy to w O jcu, czy w S ynu, czy w D u c h u
Ś w iętym . A je d n a k m o ż em y D u c h o w i Ś w iętem u p rz y p isy ­
w a ć w łaściw e im ię m iłości. 30

30. N a z w ą „ P r a w a ” a lb o „ Z a k o n u ” o z n a c z a się czasam i


w szystkie k sięgi S ta re g o T e s ta m e n tu . O to n p . św iad ectw o
Iz a ja s z a p rz y to c z o n e p rz e z A p o s to ła , gdzie czytam y: „B ęd ę
m ó w ił d o lu d u tego w obcej m o w ie i ob cy m i u s ty ” , ale
c y ta t te n p o p rz e d z a w stępem : „ W Z a k o n ie n a p isa n e je s t”
(Iz 28, 11; 1 K o r 14, 21). S am P a n m ó w i: „ N a p is a n e w ich
Z a k o n ie : Z n ie n a w id z ili m n ie bez p o w o d u ” (J 15, 25), co
czy ta m y w P sa lm ie (Ps 34, 19). C z a sa m i zaś ty m , co
o z n a c z a się n a z w ą P ra w a czy Z a k o n u ja k o im ien iem w łas­
n y m , je s t P ra w o d a n e M o jże szo w i. W tym z n ac z en iu je st
p o w ie d z ia n e : „W szy scy b o w iem P ro ro c y i Z a k o n aż d o
J a n a p r o r o k o w a li” (M t 11, 13), alb o : „ N a ty c h d w ó ch
p rz y k a z a n ia c h całe P ra w o zaw isło i P ro ro c y ” (M t 22, 40).
C h o d z i tu w łaściw ie o P ra w o d a n e n a g órze Synaj. M ia n e m
„ P r o r o c y ” o z n a c z a się tu ta j ta k ż e i P salm y . W in n y m
je d n a k m ie js c u Z b aw iciel m ó w i: „ M u sia ło się spełnić
w sz y stk o , co n a p is a n e je st w P ra w ie M o jżeszo w y m , w P r o ­
ro k a c h i w P s a lm a c h o m n ie ” (Ł k 24, 44). T u z n o w u ,
m ó w ią c „ P ro r o c y ” , w y łącza z n ic h P sa lm y . O g ó ln ie P ra w o
o b e jm u je ró w n ie ż P ro ro k ó w i P sa lm y , w e w łaściw ym z n a-
500 Księga XV

czeniu —P ra w o d a n e M ojżeszow i. T a k sam o n a z w a „ P r o ­


ro c y ” w szerszym zn aczen iu o b ejm u je ta k ż e i P sa lm y , lecz
w w ęższym zn aczen iu ro z u m ie się j ą z w y k lu czen iem P sa l­
m ó w . M o ż n a by p rzy to czy ć więcej ta k ic h p rz y k ła d ó w ,
więcej słów , k tó re ra z o z n a c z a ją cały zesp ó ł rzeczy, a in ­
nym znów razem d o ty c z ą ściśle o k re ślo n y c h rzeczy. L ecz
sp ra w a je s t ta k ja sn a , że nie p o trz e b u je d łu ższy ch w y w o ­
dó w . D a łem te w yjaśnienia, żeby k to ś 1082 n ie sądził, że
b e zp o d sta w n ie n a zy w a m D u c h a Św iętego m iło ścią, gdy
m o ż n a i B o g a O jca, i B oga S y n a ró w n ież n a zw a ć m iło ścią.

31. T a k w ięc je d y n e Słow o B oże w łaściw ie n azy w am y


i o z n aczam y im ieniem m ą d ro ś c i, c h o c ia ż w o g ó ln y m z n a ­
czeniu i O jciec, i D u c h Św ięty są m ą d ro śc ią . T a k sam o
D u c h a Św iętego w łaściw ie n a zy w a m y m iło śc ią, ch o cia ż
o g ó ln ie i O jciec, i Syn ró w n ież są m iło ścią. L ecz Słow o
B oże, to je s t je d n o ro d z o n y Syn B oży, w y raźn ie z o sta ło
p rzez u s ta A p o s to ła n a zw a n e m ą d ro ś c ią , gdy m ów i:
„ C h ry stu s a —m o c B ożą i m ą d ro ś ć B o ż ą ” (1 K o r 1, 24). Z a
to m u sim y pilnie b a d a ć E w an g elię św. J a n a , by znaleźć
w niej m iejsce, gdzie D u c h Św ięty z o sta ł n a zw a n y m iło ścią.
P o słow ach: „N ajm ilsi, m iłu jm y się w zajem n ie, bo m iło ść
je s t z B o g a ” , E w a n g e lista d o d a je: „ K to m a m iło ść , życie
swe z B oga m a i z n a B oga. K to nie m a m iło ści, B o g a nie
zna; b o B óg je s t m iło śc ią ” . J a s n e je st, że A p o s to ł o tej
sam ej m iłości m ó w i, że je st B ogiem i że je s t z B o g a. A le
p o n iew aż i Syn z B oga O jca się n a ro d z ił i D u c h Św ięty o d
B oga O jca p o c h o d zi, p rz e to nie bez ra c ji m o ż e m y z ap y ta ć ,
d o k tó re g o z N ich raczej z asto so w a ć sło w a m ó w ią c e , że
B óg je st m iło ścią. T y lk o O jciec je st B ogiem , ale n ie „z
B o g a ” . Z a te m m iłością, k tó r a je s t B ogiem i z B o g a p o ­
chodzi, m o ż e być ty lk o alb o Syn, a lb o D u c h Św ięty. O tó ż
w dalszym ciągu tego sam ego te k stu , m ó w ią c o m iło ści
Bożej, nie tej, k tó r ą m y B o g a k o c h a m y , lecz k tó r ą „B ó g
u m iło w a ł n a s i p o sła ł S y n a sw ego ja k o o fia rę p rz e b ła g a n ia
za grzechy n a sz e ” , A p o s to ł u p o m in a n a s, żeb y śm y się
w zajem nie m iło w ali, i c h cąc to d o k ła d n ie j w y jaśn ić, p o ­
w iada: „Ż e w nim m ieszk am y , a o n w n as, p o z n a je m y p o
tym , że udzielił n a m z D u c h a sw e g o ” . W ięc to D u c h
XVII, 31 - XVIII, 32 501

Św ięty, z k tó re g o udzielił n a m , sp ra w ia, że m ieszk am y


w B og u , a B ó g w n a s. T o w łaśnie s p ra w ia m iłość. A w re sz ­
cie, p o w tó rz y w sz y to jeszcze, że „B ó g je s t m iłością.” , z a ra z
d o d a je: „ A k to trw a w m iłości, w B o g u m ie szk a i B óg
w n im ” , ja k p rz e d te m pow iedział: „ Ż e w nim m ie szk a m y ,
a o n w n a s, p o z n a je m y po ty m , że udzielił n a m z D u c h a
sw eg o ” . A w ięc D u c h a Św iętego o z n ac z ają słow a: „B ó g
je st m iło śc ią ” . Z a te m D u c h Św ięty, B óg p o c h o d z ą c y z B o ­
ga, k ied y z o sta je d a n y człow iekow i, ro z p a la w nim m iło ść
k u B o g u i bliźnim , b ę d ąc sam m iło ścią. Isto tn ie , człow iek
nie m a czym B o g a m iłow ać, jeśli nie o trz y m a tego od B oga.
T o te ż A p o s to ł m ów i: „ M y m iłu jem y B oga, p o n iew aż o n
n as pierw szy u m iło w a ł” (1 J 4, 7—19). A A p o sto ł Paw eł
p o w iad a: „ M iło ść B o ża ro z la n a jest w sercach n aszy ch
przez D u c h a Św iętego, k tó ry n a m d a n y z o sta ł” (R z 5, 5).

D uch Ś w ię ty daje m iłość


X V III. 32. Ż a d e n z d a ró w B ożych nie jest b ardziej d o s k o ­
nały n iż te n d a r m iłości. O n je d e n p o z w ala ro z ró ż n ić synów
k ró le stw a i syn ó w w iecznego z a tra c e n ia . D u c h Św ięty daje
ró w n ież i in n e d a ry , lecz bez m iło ści nie słu żą one n a nic.
K o m u D u c h Św ięty nie udzieli tego, że stan ie się on
m iło śn ik ie m B o g a i bliźniego, te n nie z o stan ie p rzen iesio n y
z lew icy n a p raw icę. I nie z in n y c h racji D u c h Św ięty
w łaściw ie zw ie się 1083 D a re m , ja k z racji m iłości. A jeśliby
jej k to ś nie m ia ł, to n a w et gdyby m ó w ił języ k am i lu d zk im i
i an ielsk im , b y łb y je d y n ie spiżem dźw ięczącym lub cy m ­
b ałem b rz m ią cy m ; i choćby m ia ł w szystką w iarę, ta k iżby
g ó ry p rz e n o sił, niczym je st; i ch o ćb y ciało p ło m ien io m
w ydał, n a n ic m u się nie p rz y d a (1 K o r 13, 1-3). Jak żeż
w ielkie je st to d o b ro , bez k tó re g o ta k w ielkie d o b r a nie
m o g ą n ik o g o d o p ro w a d z ić d o ż y w o ta w iecznego? S am a zaś
m iło ść — n a w e t te g o , k to nie m ó w i języ k am i, nie m a d a ru
p ro ro c tw a , nie z n a w szystkich ta je m n ic i w szelkiej w iedzy,
nie ro z d a ł m a ję tn o śc i u b o g im (bo nie m a co d a ć alb o stoi
w obec innej p o trz e b y ) i nie w y d aje ciała p ło m ien io m - d o ­
p ro w a d z a d o k ró le stw a w ta k i sp o só b , że w ia ra staje się
p o ż y te c z n a je d y n ie p rzez m iło ść. B o oczyw iście w ia ra m o że
502 K sięg a X V

być bez m iłości, ale nie m o że bez niej b y ć p o ż y te c z n a .


D la te g o A p o s to ł P aw eł p o w ia d a : „ A lb o w ie m w C h ry stu sie
Jez u sie ani o b rz e z a n ie nic nie zn aczy , ani jeg o b ra k . lecz
w ia ra przez m iło ść c z y n n a ” (G a 5, 6). W te n sp o só b
o d ró ż n ia ją od tej w iary , k tó r ą „ sz a ta n i w ierzą i - d r ż ą ”
(Jk 2, 1 9 )ao.
Z a te m m iło ść, k tó r a je st z B o g a i je st B o g iem , w ścisłym
zn ac z en iu je st D u c h e m Św iętym . P rzez N ieg o ro z la n a je st
w sercach n a sz y c h m iło ść B o ża, przez k tó r ą je st n a m d a n a
c a ła T ró jc a Św ięta. T o te ż b a rd z o słu szn ie D u c h Św ięty,
b ę d ą c y B ogiem , je s t ta k ż e n a zy w a n y D a re m B o ży m (D z
8, 20). P rze z D a r należy ro z u m ie ć w łaśn ie m iło ść, k tó ra
d o p ro w a d z a d o B oga, lecz k tó re j ż ad e n in n y d a r d o B o g a
n ie d o p ro w a d z a .

D uch Ś w ię ty darem B o ży m
X IX . 33. C zyż trz e b a jeszcze d o w o d z ić, że D u c h Św ięty je s t
n a zw a n y D a re m B ożym w P iśm ie św.? A w ięc m a m y
z ap isa n e w E w an g elii św. J a n a sło w a J e z u s a C h ry s tu sa :
„Jeśli k to p ra g n ie , niech do m n ie p rzy jd zie, a pije. K to
w ierzy w e m n ie, ja k m ó w i P ism o , rzek i w o d y żyw ej p o ­
p ły n ą z je g o w n ę trz a ” . E w a n g e lista z a ra z d o d a je: „ A to
m ó w ił o D u c h u , k tó re g o o trz y m a ć m ieli w ierzący w e ń ”
(J 7, 37-39). S tą d też i sło w a A p o s to ła P aw ła: „W szy scy
je d n y m D u c h e m byliśm y n a p o je n i” (1 K o r 12, 13).
C zy d a re m m a m y n a zy w a ć tę w odę, k tó r ą je st n a z w a n y
D u c h Św ięty — o to p y ta n ie ? J e d n a k ż e ta k , ja k w ty m
m iejscu o D u c h u Św iętym m ó w i się ja k o o w odzie żyw ej,
ta k w in n y m m ie jscu tejże E w an g elii t a w o d a z o sta ła
n a z w a n a d a re m B ożym . W ro z m o w ie z n ie w iastą s a m a ry ­
ta ń s k ą przy stu d n i P a n jej p o w ied ział: „ D a j m i p ić ” . A gdy
ta o d rzek ła, że Ż y d zi nie p rz e sta ją z S a m a ry ta n a m i, o d ­
p o w ia d a ją c Jez u s rz e k ł jej: „ G d y b y ś z n a ła d a r B oży i kim
je s t ten , k to ci m ów i: D a j m i pić, z ap e w n e p ro s iła b y ś go,
a d ałb y ci w o d y żyw ej. R zecze m u n ie w iasta : P a n ie , nie 30

30 Św. Tomasz kilka razy posługuje się tą myślą: Summa, I, 64 a. 2 ad 5; a. 3 ad


2; Il-a Il-ae q. 5 a. 2; q. 18 a. 3 ad 9; IIIq. 76 a. 7 C.
XIX, 33-34 503

m a s z n a w et czym z ac z e rp n ą ć , a s tu d n ia je st g łę b o k a,
sk ą d ż e ted y m a sz w o d ę żyw ą?... 1084 A o d p o w ia d a ją c
Jezu s rzek ł jej: K a ż d y k to pije tę w odę, z n o w u p ra g n ą ć
b ędzie; k to je d n a k n a p ije się w ody, k tó r ą j a m u d a m , n ig d y
nie u czu je p ra g n ie n ia . A le w o d a , k tó r ą ja m u d a m , stan ie
się w n im ź ró d łe m w o d y w y try sk ającej k u ży w o to w i w iecz­
n e m u ” (J 4, 7—14). A p o n ie w a ż ta w o d a ży w a — ja k
w y ja śn ia E w a n g e lista — to D u c h Św ięty, p rz e to nie ulega
w ątp liw o ści, że D u c h Św ięty je st D a re m , o k tó ry m P a n
tu ta j m ó w i: „ G d y b y ś z n a ła d a r B oży i kim je st ten, k to ci
m ó w i: D a j m i pić, z ap e w n e p ro siła b y ś go, a d a łb y ci w ody
żyw ej” . J a k ta m pow ied ział: „ R z e k i w o d y żywej p o p ły n ą
z je g o ło n a ” , ta k tu ta j m ó w i: „ S ta n ie się w n im ź ró d łem
w o d y w y try sk a jąc e j k u żyw otow i w ie cz n e m u ” .

34. T a k ż e i A p o s to ł P aw eł m ów i: „ A k a żd e m u z n a s
d a n a je s t ła s k a w ed łu g m ia ry d a ru C h ry stu so w e g o ” i żeby
p o k a z a ć , że d a re m C h ry stu so w y m je s t D u c h Św ięty, d o d a ­
je: „ D la te g o p o w ia d a Pism o: W stą p iw szy n a w y so k o ść
w y w ió d ł w ię źn ió w p o jm a n y c h i ludzi d a ra m i o b d a rz y ł”
(E f 4, 7—8). O tó ż w ia d o m o w szy stk im , że P a n Jezu s, k ied y
po z m a rtw y c h w s ta n iu w stąp ił d o n ie b a, d a ł D u c h a Św ięte­
go, k tó ry m n a p e łn ie n i w iern i m ó w ili ję z y k a m i ró ż n y c h
n a ro d ó w . N ie ch n a s nie dziw i to , że m ó w i o d a ra c h , a nie
o d a rz e , gdyż P a w e ł cytuje tu sło w a P sa lm u , w k tó ry m
p o w ie d zia n o : „ W stą p iłe ś n a w y so k o ść , p o jm a łe ś p o jm a ­
n y ch , n a b ra łe ś d a ró w m ięd zy lu d ź m i” (Ps 67, 19). R zeczy ­
w iście ta k b rz m i te k st licznych k o d e k só w , zw łaszcza g rec­
kich, i ta k je s t w p rz e k ła d a c h z h e b ra jsk ie g o . D la te g o
z a ró w n o u A p o s to ła , ja k i P r o r o k a m a m y „ d a r y ” , z tą
je d n a k ró ż n ic ą , że p o d c za s gdy w P sa lm ie m am y : „ n a b ra łe ś
d a ró w m ię d z y lu d ź m i” , A p o s to ł w o la ł pow iedzieć: „ L u d z i
d a ra m i o b d a rz y ł” . T e d w a tek sty , p ro ro c k i i a p o sto lsk i,
o b a o p ie ra ją c e się n a p o w a d z e S łow a B ożego, o d d a ją sens
w całk o w itej je g o p ełn i. O b a z n a c z e n ia są praw d ziw e, gdyż
P a n d a ł lu d z io m d a ry i n a b ra ł d a ró w m ięd zy lu d źm i. D a ł
lu d zio m ta k j a k głow a sw oim c z ło n k o m , ale i p rzy jm o w ał
w o s o b a c h sw o ich czło n k ó w , za k tó ry m i u jm o w a ł się
w o ła jąc z n ie b a: „S zaw le, Szaw le, czem u m n ie p rz e śla d u ­
504 K się g a X V

je sz ? ” (D z 9, 4), o k tó ry c h to c z ło n k a c h sw o ich m ów ił:


„ C o k o lw ie k uczyniliście n a jm n ie jsz e m u z ty c h b ra c i m o ic h ,
m n ieście u czy n ili” (M t 25, 40). Z a te m sam C h ry s tu s i d aje
z n ie b a i b ierze z ziem i.
O tó ż jeżeli o b y d w a j, i A p o s to ł, i P r o ro k , m ó w ią o d a ­
ra c h w liczbie m n o g ie j, to zn aczy , że te n D a r, ja k im je s t
D u c h Św ięty i k tó ry je s t d a n y w sp ó ln ie w sz y stk im c z ło n ­
k o m C h ry stu so w y m , dzieli się n a m n ó s tw o d a ró w p rz e ­
z n ac z o n y c h d la k a żd e g o . N ie k a ż d y p o s ia d a w sz y stk ie
d ary : je d e n p o s ia d a to , d ru g i co in n e g o , c h o ć w szyscy
p o s ia d a ją te n D a r, z k tó re g o p ły n ą d a ry w łaściw e d la
k a ż d e g o , inaczej m ó w ią c, w szyscy p o s ia d a ją D u c h a Ś w ięte­
go. W in n y m m ie jscu P aw eł w yliczyw szy m n ó s tw o ró ż n y c h
d a ró w , kończy: „ A w sz y stk o to s p ra w ia je d e n i ten że
D u c h , ud zielając k a ż d e m u z o s o b n a , ja k o c h c e ” (1 K o r
12, 11). T o sam o w y rażen ie s p o ty k a m y w Liście d o Ż y d ó w :
„ B ó g też p rz y św iad c zy ł te m u z n a k a m i, c u d a m i, ro z lic z ­
n y m i m o c a m i i d a ra m i D u c h a Ś w iętego ro z d a w a n y m i
w ed łu g swej w o li” (H b r 2, 4). T e n ż e A p o s to ł p o sło w ac h :
„ W stą p iw sz y n a w y so k o ść w y w ió d ł w ię źn ió w p o jm a n y c h
i ludzi d a ra m i o b d a rz y ł” —d o d a je : 1085 „ A có ż z n ac z y to ,
że w stąp ił, ja k ty lk o , że pierw ej z stą p ił b y ł d o n isk o śc i
ziem skich? T e n , k tó ry zstą p ił, je s t ty m sam y m , co w stą p ił
p o n a d w szy stk ie n ie b a , a b y n a p e łn ił w szy stk o . I o n u s ta n o ­
w ił je d n y c h A p o sto ła m i, a d ru g ic h P r o ro k a m i, in n y c h
E w a n g e lista m i, a in n y c h jeszcze p a s te rz a m i i d o k to r a m i” .
O to dlaczego m ó w ił o d a ra c h w liczbie m n o g ie j, b o j a k
w in n y m m ie jscu p o w ia d a : „ C z y w szyscy są A p o s to ła m i?
C zy w szyscy są P ro ro k a m i? ” (1 K o r 12, 29), tu ta j d o d a je
jeszcze: „ K u d o s k o n a le n iu św ięty ch w dziele p o s łu g iw a n ia ,
k u b u d o w a n iu c iała C h ry s tu so w e g o ” (E f 4, 7 -1 2 ). O to je s t
d o m , k tó ry — ja k głosi P sa lm — b ę d zie z b u d o w a n y p o
d n ia c h niew oli (Ps 126, 1), gdyż d o m C h ry stu so w y , zw an y
K o śc io łe m , b u d u je się z tych, k tó rz y z o sta li w y rw a n i d ia b ­
łu trz y m a ją c e m u ich w n iew oli. O tó ż te n sam n iew o lę
zw yciężył, k tó ry p o k o n a ł d ia b ła . I żeb y d ia b e ł nie p o c ią g ­
n ą ł z s o b ą w w ieczne p o tę p ie n ie p rz y sz ły c h c z ło n k ó w
św iętej G łow y, z w ią z a ł go w ię za m i n a jp ie rw s p ra w ie d liw o ­
ści, a n a stę p n ie m o c y . D la te g o sa m d ia b e ł zo w ie się n ie ­
XIX, 34-35 505

w o lą, k tó r ą p o jm a ł te n , k tó ry w stą p ił n a w y so k o ści, i d a ł


d a ry lu d z io m , i n a b r a ł d a ró w m ię d z y ludźm i.

35. A p o s to ł P io tr —ja k c zy ta m y w k sięd z e k a n o n ic z n e j,


gdzie sp isa n o D zieje A p o s to ls k ie — m ó w ią c o C h ry stu sie
w zru szy ł serca Ż y d ó w , ta k iż p y ta li: „ C ó ż m a m y czynić,
m ę żo w ie b ra c ia? A P io tr d o n ich : C zyńcie (m ów i) p o k u tę
i n ie ch a j k a ż d y z w as o c h rz ci się w im ię Je z u sa C h ry s tu s a
n a o d p u sz c z e n ie g rz e ch ó w w aszych, a o trz y m a c ie d a r D u ­
c h a Ś w ię te g o ” (D z 2, 37—38). W tejże k sięd ze czy tam y , że
S zy m o n C z a rn o k s ię ż n ik chciał d a ć A p o s to ło m p ien iąd ze,
by w z a m ia n o trz y m a ć od n ic h w ła d zę d a w a n ia D u c h a
Ś w iętego p rz e z w ło żen ie rą k . N a co P io tr o d p o w ied ział:
„ P ie n ią d z e tw o je n ie ch id ą z to b ą n a z a tra c e n ie , iżeś sąd ził,
że d a r B oży za p ie n ią d z e m o ż e b y ć n a b y ty ” (D z 8, 20).
W in n y m m ie jscu tejże księgi je s t m o w a o ty m , ja k P io tr
p rz em aw iał, z w ia s tu ją c C h ry s tu sa K o rn e liu s z o w i i ty m ,
co z n im byli. P ism o św. ta k m ów i: „ A gdy P io tr jeszcze
m ó w ił te sło w a, z stą p ił D u c h Św ięty n a w sz y stk ic h słu c h a ­
ją c y c h m o w y . I z d u m ie li się n a w ró c e n i Ż y d zi, k tó rz y p rz y ­
byli z P io tre m , że i n a p o g a n ła s k a D u c h a Św iętego się
w ylała. Słyszeli ich b o w iem m ó w ią c y c h ję z y k a m i i w iel­
b iący ch B o g a ” (D z 10, 4 4 -4 6 ). N a stę p n ie w y jaśn iał, że
o ch rzcił nie o b rz e z a n y c h , p o n ie w aż D u c h Św ięty z stą p ił n a
n ich jeszcze z a n im z o sta li o ch rzczen i; a złożyw szy swe
s p ra w o z d a n ie p rz e d z g ro m a d z e n ie m b ra c i w Jeru z a le m ,
k tó ry c h w strz ą s n ę ła ta n o w in a , P io tr k o ń c zy w te n sp o só b :
„I gdy zacząłem m ó w ić , z stą p ił D u c h Św ięty n a n ich , ja k o
w p o c z ą tk a c h i n a n a s. W sp o m n ia łe m ted y n a słow o P a n a ,
gdy m ó w ił: J a n c h rz c ił w o d ą , ale w y będziecie o ch rzczen i
D u c h e m Ś w iętym . Jeśli p rz e to d a ł im B ó g tę sa m ą łask ę, co
i n a m , k tó rz y śm y uw ierzyli w P a n a Je z u sa C h ry stu sa , kim że
ja byłem , a b y m m ó g ł z a b ra n ia ć B o g u ?” (D z 11, 15-17).
W iele in n y c h je sz c ze św iadectw P is m a św. z g o d n ie stw ier­
d z a, że D u c h Św ięty je st D a re m B o ży m 1086 ja k o d a w an y
ty m , k tó rz y p rz e z N ie g o B o g a m iłu ją . L ecz z eb ran ie ty c h
św iad e c tw z aję ło b y z b y t w iele czasu , A ja k ie ż jeszcze te k sty
z d o ła ły b y z a d o w o lić ty c h , k tó ry m n ie w y sta rc z a ją p rz y to ­
c z o n e w y p o w ied zi?
506 K się g a X V

D u ch Ś w ię ty w spólnotą O jca i S y n a
36. J e d n a k ż e p o n ie w a ż w sp o m n ia n i lu d zie u z n a ją p rz y n a j­
m n iej to , że D u c h Św ięty je s t D a re m B ożym , p rz e to n ależy
zw ró cić ich u w a g ę, że słow a „ D a r D u c h a Ś w ię te g o ” n a le ż ą
d o teg o sam eg o ro d z a ju w y ra ż e ń , co „zw leczen ie c iała
z m y sło w e g o ” (K o l 2, 11). A p o n ie w a ż p o w ło k a c iała
zn aczy tyle co c iało , zatem D a r D u c h a Ś w iętego nie je s t
niczym in n y m ja k sam y m D u c h e m Św iętym .
O tyle je s t D a re m B ożym , o ile je s t d a n y ty m , k tó rz y
z N ieg o k o rz y s ta ją . S am w so b ie zaś je s t B o g iem , c h o c ia ż
n ik o m u nie je s t d a n y , p o n ie w a ż je st B ogiem w sp ó łw iecz-
n y m O jcu i S y n o w i, z an im k o m u k o lw ie k z o sta ł u d zielo n y .
T o zaś, że O jciec i Syn d a ją G o , a O n je s t d a n y , n ie czyni
G o m n ie jszy m od N ich . T a k b o w ie m je st d a n y — O n , D a r
B oży —ja k też sam d aje siebie sam e g o ja k o B óg. B o n ie
m o ż n a m ó w ić, że nie je s t sa m o w ła d n y , s k o ro P ism o św.
m ó w i: „ D u c h tc h n ie , kęd y c h c e ” (J 3, 8), a sło w a św. P a w ła
ju ż w sp o m in a łe m , że „w sz y stk o to s p ra w ia je d e n i te n ż e
D u c h , u d z ie la ją c k a ż d e m u z o s o b n a ja k o c h c e ” (1 K o r
12, 11). N ie m a tu zależności d la T e g o , k tó ry je s t d a n y , an i
w yższości D a ją c y c h : p a n u je m ię d z y N im i d o s k o n a ła h a r ­
m o n ia .

37. T a k w ięc P ism o św. głosi, że „ B ó g je s t m iło ś c ią ” ; jeśli


ta m iło ść je s t z B o g a, jeśli jej d z ia ła n ie s p ra w ia w n a s to , że
trw a m y w B ogu, a B óg w n a s i jeśli w reszcie ta im m a n e n ­
cja św iadczy o ty m , że B óg n a m udzielił ze sw o jeg o D u c h a ,
to znaczy, że D u c h Św ięty je st B o g iem M iło śc ią . C o więcej:
p o n ie w a ż w śró d d a ró w B ożych nie m a d a r u w ięk szeg o n iż
m iło ść , a z d ru g iej stro n y n ie m a w iększeg o d a r u B o żeg o
niż D u c h Ś w ięty, to czyż n ie należy z teg o w n o sić , że D u c h
Św ięty je s t m iło śc ią, k tó r a z a ra z e m i je s t B o g iem , i z B o g a
p o c h o d zi? I jeśli m iło ść , k tó rą O jciec m iłu je S y n a i Syn
m iłu je O jca, w n iew y m o w n y sp o só b w y ra ż a ic h w z a je m n e
u d z ielan ie się, to có ż je st sto so w n ie jsze g o n a d to , żeb y te n ,
k tó ry je s t w sp ó ln y m D u c h e m ic h o b y d w ó c h zw ał się w ści­
słym zn ac z en iu m iło ścią? O czyw iście w ierzy m y i ro z u m ie ­
m y , że n ie ty lk o D u c h Św ięty je s t m iło śc ią w T ró jc y
XIX, 36-37 507

Św iętej, ale n ie b e z p o d sta w n ie p rz y p isu je M u się, ja k o


J e m u w łaściw e m ia n o M iło śc i z pow y żej w y m ien io n y ch
p rz y c zy n . T a k ż e przecież nie O n sam je s t w T ró jcy Świętej
D u c h e m , i nie O n sam je st św ięty. O jciec b o w iem ta k ż e je s t
D u c h e m , i Syn je st D u c h e m ; i O jciec je s t św ięty, i Syn
ta k ż e . O ty m nie w ą tp i p o b o ż n o ść n a sz a . A le je d n a k nie
bez ra c ji trz e c ia O s o b a o trz y m u je ja k o S ob ie w łaściw e im ię
D u c h a Św iętego: p o n ie w a ż d o N ic h O b u należy, p rz y ­
słu g u je M u w ięc im ię z ło żo n e z e lem en tó w , k tó re są O b u
w sp ó ln e.

D u ch Ś w ię ty nie j e s t sa m m iłością w T ró jcy Ś w iętej


G d y b y je d n a k w T ró jc y Św iętej ty lk o D u c h Św ięty był
M iło śc ią , to log iczn ie Śyn m u s ia łb y p o c h o d z ić ja k o S yn nie
ty lk o od O jca, ale ta k ż e od D u c h a Św iętego.
W n iezliczo n y ch b o w iem te k s ta c h je s t p o w ie d zia n e i czy­
ta m y , że Syn je s t J e d n o ro d z o n y m S ynem B o g a O jca. Lecz
m u si to b y ć z g o d n e z ty m , co św ięty A p o s to ł m ó w i o B ogu
O jcu , „ k tó r y w y rw a ł n a s z m o c y ciem n o ści i p rzen ió sł do
k ró le s tw a S y n a sw ojej m iło śc i” (K o l 1, 13). N ie pow iedział:
„ D o k ró le s tw a sw ego S y n a ” . G d y b y ta k p o w ied ział, w y ra ­
ziłby św iętą p ra w d ę , ja k to z re sz tą często m ó w i, i b a rd z o
słu szn ie. A le p o w ie d zia ł: „ d o k ró le s tw a S y n a swojej m iło ­
ści” . T o z n a c z y ło b y , że Syn J e g o je st ta k ż e Synem D u c h a
Ś w ięteg o , jeśli p rz y jm ie m y , że ty lk o D u c h Św ięty je s t
m iło ś c ią w T ró jc y Św iętej.
L ecz p o n ie w a ż ta k ie tw ie rd z e n ie je s t b a rd z o nie n a
m ie jscu , trz e b a p rz y ją ć , że nie ty lk o D u c h Św ięty je s t
m iło ś c ią w T ró jc y Św iętej — z ra c ji ju ż d o sta te c z n ie w y jaś­
n io n y c h — 1087 że m iło ść je s t im ien iem w łasnym D u c h a
Ś w ięteg o. A co d o w y ra ż e n ia : „ S y n je g o m iło śc i” , to trzeb a
je ro z u m ie ć ja k o „ S y n je g o u k o c h a n y ” alb o ostatecznie:
„ S y n je g o s u b s ta n c ji” . Bo m iło ś ć O jc a - w Jeg o n a tu rz e
n ie w y m o w n ie p ro s te j — tyle z n aczy , co Jeg o n a tu ra i su b ­
s ta n c ja , j a k ju ż często to p o d k re ś la łe m i n iezm o rd o w an ie
p o w ta rz a ć b ę d ę . Z a te m „ S y n je g o m iło śc i” , ja k Syn z ro ­
d z o n y z je g o su b sta n c ji.
508 K się g a X V

P rzec iw ko opinii E u n o m iu sza 31


X X . 38. T o te ż ja k ż e ż śm ie sz n a je s t s o fisty c z n a d ia le k ty k a
E u n o m iu sz a , o d k tó re g o w y w o d zi się h e re z ja tej n azw y .
N ie m o g ą c z ro z u m ieć , nie c h c ia ł o n u w ierzy ć, że je d y n e
S łow o B oże, p rz e z k tó re w sz y stk o się s ta ło (J 1, 3) z n a tu ry
sw ej b y ło S ynem B ożym , to je s t z ro d z o n y m z s u b sta n c ji
O jca. U trz y m y w a ł, że je s t S ynem nie z n a tu ry , czyli s u b ­
sta n c ji, czyli is to ty sw ojej, ale z w o li, p rzy czym u w a ż a , że
w o la je s t czym ś p rz y p a d k o w y m w B o g u i o n a to b y ła
p o c z ą tk ie m d la S y na. N ie w ą tp liw ie ta k ie m n ie m a n ie w y­
w o d zi się z n asz e g o lu d z k ie g o d o św ia d c z e n ia . Z d a r z a się
n a m b o w iem , że ch cem y teg o , c zeg o śm y p rz e d te m n ie
chcieli. A le teg o z n a k u z m ie n n o śc i n aszej w oli n ie m o ż n a
B o g u p rz y p isy w ać . Jeśli P ism o św. m ó w i: „W ie le m y śli
w sercu m ę ż a , a w o la P a ń s k a trw a ć b ę d z ie ” (P rz 19, 21), to
d la te g o , b y śm y zro z u m ieli, że ja k B ó g je s t w ieczn y , ta k
zam y sły B oże są n ie zm ien n e , ta k ja k O n sam .
T o , co m ó w im y o m y śla c h , m o ż e m y ta k ż e p o w ie d zie ć
o z a m ia ra c h : „W ie le z a m ia ró w je s t w sercu m ę ż a , a w o la
P a ń s k a b ęd zie trw a ć n a w ie k i” .
N ie k tó rz y o b a w ia ją c się m ó w ić, że J e d n o ro d z o n e S łow o
B oże je st Synem zam ysłów B ożych i w oli B ożej, p o w ied zieli,
że Słow o u to ż sa m ia się z zam ysłem O jca, z Jeg o w o lą. L epiej
je d n a k —m y ślę — m ów ić: zam ysł z zam y słu i w o la z w oli,
p o d o b n ie ja k m ó w im y su b sta n c ja z substancji, m ą d ro ś ć z m ą ­
d ro śc i. U n ik a się w te n sp o só b n ie sto so w n e g o tw ie rd z e n ia ,
k tó re ju ż o d p a rliś m y , że S yn czyni O jca m ą d ry m i c h c ą ­
cy m , p o n ie w a ż z am y sł i w o la n ie n a le ż ą d o s u b s ta n c ji O jca.
P o m y sło w o k to ś o d p o w ie d z ia ł n a c h y tre p y ta n ie h e re ty ­
k a : „C zy B óg ro d z i S y n a z w łasn ej w oli, czy n ie c h c ą c y ? ”
G d y b y o d p o w ie d z ia ł: „ N ie c h c ą c y ” , w y n ik a ło b y z te g o n ę ­
d z n e p o jęcie o B o g u - n ie d o p rz y ję c ia . G d y b y n a to m ia s t
o d p o w ie d zia ł: „ Z w łasnej w o li” , w ó w czas w n io s e k b y łb y
n ie u n ik n io n y — p o m y śli h e re ty k a — że D r u g a O s o b a je s t
S ynem n ie z n a tu r y B ożej, a z w o li O jca. A le z a p y ta n y
b aczn ie z k o le i p o s ta w ił p y ta n ie : „ C z y B ó g O jciec je s t
B ogiem z w ła sn e j w o li, czy n ie c h c ą c y ? ” G d y b y ta m te n
31
Zob. Posłowie, n. 6 (druga faza walki) i 7, str. 541-543.
XX, 38-39 509

o d p o w ied ział: „ N ie c h c ą c y ” , to w y n ik a ło b y stąd ta k n ę d z n e


p o jęcie o B o g u , że z d ro w e m u u m y sło w i tr u d n o by je
p rz y ją ć . G d y b y n a to m ia s t o d p o w ie d z ia ł: ,,Z w ła sn e j w o li” ,
to m o ż n a by w y c ią g n ą ć w n io se k , że B óg je st B o g iem
z w łasn ej w o li, a n ie z n a tu ry . W ó w czas m ę d rk o w i p o z o ­
s ta ło ty lk o m ilc z en ie , gdyż w id z ia ł się z a p lą ta n y w n ie ro z -
w ią z a ln e p ę t l e 32 3.
W sz a k ż e je śli w olę B o żą trz e b a u to ż sa m ia ć z je d n ą
O so b ą T ró jc y Ś w iętej, to n a jle p iej to im ię o d p o w ia d a
O so b ie D u c h a Ś w iętego, p o d o b n ie ja k m iło ść. C zy m b o ­
w iem je s t m iło ść , jeśli nie a k te m w oli?

4. O p o c h o d z e n ia c h w B o g u

D u sza o b ra zem p ro ce sji w B ogu


39. M a m w ra ż e n ie , że d o s ta te c z n ie u z u p ełn iłem w tej
k sięd ze n a u k ę o D u c h u Ś w iętym n a p o d s ta w ie P is m a św.
d la w ie rn y c h , k tó rz y ju ż w iedzieli, że D u c h Św ięty je s t
B ogiem , je s t w s p ó łis to tn y O jcu i S ynow i, nie m n iejszy od
N ic h . T o w sz y stk o ju ż z o sta ło u d o w o d n io n e w p o p rz e ­
d n ic h k się g a c h , ta k ż e n a p o d s ta w ie P ism a św. 32
P o z a ty m , p o w o łu ją c się n a d z ie ła B oże, s ta ra łe m się
w m ia rę m o ic h m o ż liw o ści sk ie ro w a ć m yśl ty c h , k tó rz y
p ro s z ą o d o w o d y ro z u m o w e w sp ra w ie ty ch ta je m n ic , d o
o g lą d a n ia w m ia rę sił w z ro k ie m u m y słu rzeczy w isto ści
n ie w id z ia ln y c h , n a p o d s ta w ie te g o , co z o sta ło s tw o rz o n e
(p o r. R z 1, 20) 34.
02 Przykład ten powtórzony przez Augustyna w Contra sermonem arianorum, I.
2 (P. L. 42, 684), spotykamy u św. GRZEG O RZA Z NAZJANZU Mowa, 29, 6—7
(P. G. 36, 81). Ponieważ ta M owa nie została przetłumaczona przez Rufina, wolno
przypuszczać, że istniały inne przekłady Grzegorza w tym okresie.
33 Teksty zasadnicze o pochodzeniu Ducha Świętego: De Trinitate, H. III, 5; IV.
XX, 29; V. X I, 12; XIV, 15; XV, 16; XV. XVII, 27-XX, 38; XXVI—X XVII. Inne
teksty uzupełniające: D e Trinitate, I. IV, 7; V, 8; VIII, 18; XII, 25; II. IV, 6; III. X
21; IV. XXł, 32; VI. V, 7; VIII. Wstęp. W innych dziełach zob. Posłowie, n. 38,
str. 606-609.
3-1 Raz jeszcze Augustyn podkreśla, że trzeba rozumieć analogię istniejącą
między duszą ludzką a Trójcą Świętą niejako teorię psychologiczną, a jako wynik
analizy onlologicznej. Analiza ta ostatecznie uwydatnia istniejącą przepaść między
bytem nieskończonym a stworzeniem; ale ważny jest jej przebieg, który wskazuje
510 K sięg a X V

P o słu ży łem się szczególnie stw o rz en ie m ro z u m n y m , k tó ­


re z o sta ło u tw o rz o n e n a o b ra z B oży, ab y u jrzeli ja k b y
w zw ierciad le, jeśli m o g ą i w m ia rę ich m o ż liw o ści, B o g a-
-T ró jcę w tria d z ie naszej p a m ię ci, in telig en cji i w o li. G d y
ty lk o k to ś ja s n o i żyw o u p rz y to m n i sobie o b e c n o ść w d u ­
szy ty ch d a ró w n a tu ra ln ie u d z ie lo n y c h p rzez B o g a i d o c en i,
ja k w ielką rz e cz ą je st to , że n a w e t w ieczn ą i n ie z m ie n n ą
Is to tę m o ż e so b ie p rz y p o m n ie ć , o g lą d a ć i k o c h a ć (p a m ię ć
p rzy w o łu je, u m y sł w idzi, m iło ść o b e jm u je ), o d n a jd u je te n
o b ra z najw yższej T ró jc y w d u szy . A b y tę n a jw y ż sz ą T ró jc ę
so b ie p rz y p o m n ie ć , o g lą d a ć , m iło w a ć , trz e b a d o N iej o d ­
n o sić w szelką isto tę żyw ą, a T r ó jc a Ś w ięta stan ie się
p rz e d m io te m p am ięci, k o n te m p la c ji, m iło ści. L ecz tego
o b ra z u —stw o rz o n e g o w p ra w d z ie p rz e z sa m ą T ró jc ę Św ię­
tą , ale z n ie k sz ta łc o n e g o z w łasnej w in y —nie m o ż n a p o ró w ­
n y w ać ze Ś w iętą T ró jc ą i tw ie rd z ić , że je s t we w szy stk im
p o d o b n y . O strzeg ałem d o s ta te c z n ie , ja k m y ślę, a b y d o p a t­
ry w a n o się w k a żd y m p o d o b ie ń stw ie istn ie jąc y c h ta m
o g ro m n y c h różnic.

R ela cja rozu m u do p a m ię c i je s t obrazem relacji S y n a do


O jca
X X I. 40. N a m ia rę m y c h sił sta ra łe m się p rz e d s ta w ić B o g a
O jca i B o g a S yna, czyli B o g a ro d z ic iela, k tó ry w sz y stk o , co
p o s ia d a su b sta n c ja ln ie , w y ra ż a w p ew ien s p o só b w e w sp ó ł-
w iecznym so b ie Słow ie; o ra z Je g o Słow o, ró w n ie ż B o g a,
p o sia d a ją c e su b sta n c ja ln ie ani m n ie j, ani w ięcej n iż to , co
je st u R o d zicie la , k tó ry je n a jp ra w d z iw ie j z ro d z ił.
S ta ra łe m się p rz e d sta w ić to nie ja k o p rz e d m io t w izji
tw a rz ą w tw a rz , ale ja k o tę o d ro b in ę , k tó r ą m o ż e m y
d o strz e c w ro z u m ie n iu i p a m ię ci n aszej d u sz y , o d d a ją c
p am ięci w sz y stk o , co w iem y — n a w e t je żeli n ie ro d z i się
z tego a k tu a ln a m y śl — ro z u m o w i zaś p rz y p isu je m y ja k iś

właściwą drogę do prawdy (por. XV. II, 2 i XXVII, 50). Najwierniejsze podobień­
stwo Trójcy Świętej znajduje się nie w wiedzy duszy, ale w' jej istocie, jak to autor
wyrazi w swojej modlitwie końcowej (XXVIII, 51): „Obym o Tobie pamiętał, Ciebie
zrozumiał i pokochał... Liczne wprawdzie są moje myśli... lecz nie pozwól, bym się
na nich z rozkoszą zatrzymywał” .
XX, 39 - XXI, 41 511

w łaściw y m u s p o só b ro z b u d z e n ia m yśli. K ie d y b o w iem


m y ślim y , żeśm y znaleźli coś p ra w d z iw e g o , tw ie rd z im y , że
to d o s k o n a le ro z u m ie m y i p o z o s ta w ia m y to p am ięci. L ecz
istn ieje g łęb sza k ry jó w k a p a m ię ci, gdzie o d n a jd u je m y tę
p ie rw o tn ą m y śl jeszcze z a n im z ra d z a się w e w n ę trz n e słow o
nie n a leż ą ce d o ż a d n e g o ję z y k a . J e s t to ja k b y w izja z wizji,
w ied za z w iedzy i ro z u m ie n ie o k a z u ją c e się w m yśli z ro z u ­
m ie n ia p rz e c h o w y w a n e g o w p a m ię ci, c h o cia ż sa m a m y śl
ta k ż e m u s ia ła p o s ia d a ć ja k ą ś w ła s n ą p am ięć, in aczej b o ­
w iem n ie w ra c a ła b y d o tej m y śli, z a s ta n a w ia ją c się n a d
czym in n y m .

W ola o b ra zem D ucha Św ięteg o


41. N ic o d p o w ie d n ie jsz e g o nie znaleźliśm y w tej zag ad ce,
co by lepiej o d p o w ia d a ło D u c h o w i Ś w iętem u , ja k w o la
n a sz a a lb o m iło ś ć czy k o c h a n ie b ę d ą c e szczytem n a tę ż e n ia
w oli.
W o la n a le ż ą c a d o n aszej n a tu ry d o z n a je ró ż n y c h uczuć
w z a le ż n o śc i od p rz e d m io tó w , z k tó ry m i się sty k a , k tó re
n as p rz y c ią g a ją a lb o o d p y c h a ją . N a czym o n a w łaściw ie
p o leg a? C zy p o w ie m y , że w o la, k ied y je s t p ra w a , nie wie,
k u czem u d ą ż y ć , a czego u n ik a ć? B o jeśli w ie, to zn aczy , że
p o s ia d a ja k ą ś w iedzę, k tó r a n ie m o ż e istn ieć bez pam ięci
i ro z u m u . A m o ż e u w ierzym y ty m , k tó rz y tw ie rd z ą , że
m iło ść n ie w ie, co czyni, o n a , k tó r a w rzeczy w isto ści nigdy
nie d z ia ła n a oślep? T a k ja k stw ierd ziliśm y o ro z u m ie , ta k
i d la m iło śc i stw ie rd z a m y , że istnieje w tej źró d ło w ej
p am ięci, w k tó re j z n a jd u je m y —u k ry te i ja k b y p rz y g o to w a ­
ne — to , co m o ż e m y zn aleźć m y śląc. T a m b o w iem z n a jd u ­
jem y te dw ie rzeczy, k ie d y a k te m m y śli u św ia d a m ia m y
so b ie, że coś ro z u m ie m y i k o c h a m y , co ju ż ta m by ło ,
g d y śm y jeszcze o ty m nie m yśleli.
P o d o b n ie j a k p a m ię ć, m iło ść je st o b e c n a ro z u m o w i,
k tó ry m y ś lą c z a c z y n a d ziałać. A to słow o n ajp raw d ziw sze
w y ra ż a m y so b ie w e w n ę trz n ie , nie p o słu g u ją c się żad n y m
języ k iem , k ie d y so b ie w y ra ż a m y to , co w iem y. Bez p rz y p o ­
m n ie n ia b o w iem w z ro k n aszej d u szy nie z w rac a łb y się d o
ja k ie jś w ied zy , a b e z m iło ści n ie tro sz cz y łb y się o n ią . T a k
512 K sięg a XV

w ięc m iło ść łączy p e w n ą relację o jco stw a i ro d z e n ia , wizję


o b e cn ą w p am ięci z w izją p o w stającej w niej m yśli. Bo
gdyby m iło ść nie w iedziała, czego szu k a — co by ło b y
niem ożliw e bez pam ięci i ro z u m ie n ia — w ów czas b y nie
w iedziała, co jej w o lno k o c h ać .

P o zo stają je d n a k w ielkie różnice


X X II. 42. G d y je d n a k te trzy w ła d ze są z e b ra n e w je d n ej
osobie, ta k ja k to m a m iejsce u człow iek a, m o ż e k to ś
pow iedzieć: T e trzy rzeczy, m ia n o w ic ie p am ięć, ro z u m
i m iłość, nie są sam o istn e, a n a le ż ą do m nie; nie d la siebie,
a d la m n ie d ziałają, a raczej p rzez nie d z ia ła m ja . J a
bow iem posłu g u ję się p am ięcią, ro z u m e m i m iło ścią. K ie d y
zaś z w racam w zrok m yśli k u pam ięci i w te n sp o só b
w y p o w ia d am w głębi serca to , co w iem , a p o z n a n ie z ra d z a
p raw d ziw e słow o, w ów czas i je d n o , i d ru g ie — to je st
p o z n a n ie i słow o —jest m oje. T o j a w iem i ja w głębi serca
w y rażam to , co w iem . A kiedy a k tem m yśli stw ierd za m , że
ju ż w pam ięci coś ro zu m iałem i k o c h ałe m - k tó re to
ro zu m ien ie i m iło ść były ta m ju ż zan im m y ślałem —to m ó j
ro z u m i m o ją m iło ść o d n a jd u ję w pam ięci, to j a ro z u m ie m
i ja k o c h am . D alej, kiedy m o ja m y śl p o słu g u je się p a m ię c ią
i chce w rócić d o tego, co p o w ierzy ła p am ięci, o g lą d a ć
ro z u m e m i w yrazić to w ew n ętrzn ie, w ów czas czyni to
dzięki m ojej pam ięci i m ojej w oli, a nie sw ojej. T a k ż e
i m o ja m iło ść, kiedy p rz y p o m in a sobie i ro z u m ie to , do
czego p o w in n a dążyć, a czego u n ik a ć , w ów czas p rz y p o m i­
n a to sobie dzięki m ojej, a nie sw ojej p am ięci. A co
ro zu m n ie k o c h a , to ro zu m ie dzięki m ojej in telig en cji, a nie
swojej.
1090 K ró tk o m ów iąc: dzięki ty m trzem w ła d z o m ja
ro zu m iem , ja k o c h a m , j a p a m ię ta m , m im o że nie j a je stem
pam ięcią, ro z u m e m i m iło ścią, ale je p o s ia d a m . M o ż n a to
pow iedzieć o jed n ej osobie, k tó r a p o s ia d a trz y w ład ze, ale
nim i nie je st. N a to m ia s t w tej n a jb a rd z ie j p ro ste j n a tu rz e ,
ja k ą je st B óg, chociaż B óg je st je d e n , istn ieją je d n a k trzy
O soby: O jciec, Syn i D u c h Św ięty.
XXII, 42 - XXIII, 43 513

P ew ne w yrów nanie tej nierów ności


X X III. 43. C zym in n y m w ięc je s t T ró jc a sa m a w sobie,
a czym in n y m o b ra z T ró jc y w innej rzeczy. W łaśn ie ze
w zg lęd u n a o b ra z , to , w czym są te trzy elem en ty n a zy w a
się ta k że o b ra z e m . N a p rz y k ła d n a zy w a m y o b ra z e m ta k ż e
i d esk ę, i to , co n a niej w y m a lo w a n o ; ale desce p rzy słu g u je
m ia n o o b ra z u je d y n ie ze w zględu n a m alo w id ło .
L ecz w tej najw yższej T ró jc y , n ie zró w n an ie w yższej od
w szy stk ich rzeczy, je s t ta k a n ie ro zd zieln o ść, że p o d c z a s gdy
0 tro jg u lu d z ia c h nie m o ż n a pow iedzieć, iż je st je d e n
czło w iek, to w T ró jcy Św iętej m ó w i się o je d n y m B o g u
1 ta k je s t rzeczyw iście. A raczej T ró jc a ta nie w je d n y m
B o g u , ale je d n y m B ogiem je st.
In a c ze j rzecz się m a w T ró jc y Św iętej, a inaczej w Jej
o b ra z ie, człow ieku, k tó ry p o s ia d a ją c te trzy w ładze je s t
je d n ą o so b ą . T a m rzeczyw iście są trzy O soby: O jciec Syna,
Syn O jca o ra z D u c h O jca i Syna. T o p ra w d a , że p a m ięć
czło w iek a, szczególniej ta , k tó re j nie p o s ia d a ją zw ierzęta,
k tó r a w sobie z a w ie ra rzeczyw istości d u ch o w e niezależne
o d zm ysłów — p o d a je n a sw o ją m a le ń k ą m ia rę w ty m
o b ra z ie T ró jc y p o d o b ie ń stw o d o O jca b a rd z o n ieró w n e, ale
je d n a k rzeczyw iste. T a k sam o ro z u m człow ieka, k tó ry
p rz e z z w ró ce n ie m yśli zac z y n a d ziałać, w y ra ż a ją c to , co
w ie, i p o w staje w nim to słow o nie należące d o ż ad n e g o
ję z y k a , p o d a je je d n a k , m im o swej w ielkiej n ieró w n o ści
p o d o b ie ń stw o d o Syna. L ecz m y ślą c o ty m , nie w o ln o tu
w p ro w a d z a ć p o ję cia czasu zaw ierająceg o w so b ie p rz e d tem
i p o te m , p o n ie w a ż nie m a ta m nic tak ieg o .
A m iło ść czło w iek a, w y w o d zą c a się z p o z n a n ia , łą cz ą ca
p am ięć z ro z u m e m —ja k b y w sp ó ln a ro d z ą c e m u i z ro d z o n e ­
m u , z czego w id ać, że nie je s t an i ro d z ą c a , an i z ro d z o n a
— p o d a je w ty m o b ra z ie pew ne, choć b a rd z o n ieró w n e
p o d o b ie ń stw o D u c h a Ś w ię te g o 35.

3Ł Miłość ludzka daje bardzo niewierny obraz Ducha Świętego, ponieważ jest
sama ontologicznie uboga. Ale m ożna doskonale w niej odkryć cały system relacji
istniejących w Trójcy Świętej. „Wypływa bowiem z wiedzy i łączy pamięć z rozu­
mem, o ile jest wspólna rodzącemu i zrodzonemu; stąd nie można jej rozumieć ani
jako źródła, ani jako wyniku” . W tych słowach streszcza się cała teologia Ducha
514 Księga XV

J e d n a k p o d c z a s gdy w o b ra z ie T ró jcy Św iętej te trzy


w ład ze nie s ta n o w ią je d n e g o człow ieka, ale d o nieg o n a le ­
żą, to w tej najw yższej, Św iętej T ró jcy , k tó re j czło w iek je st
o b ra z e m , te trzy rzeczy nie n a leż ą d o je d n e g o B o g a, ale są
je d n y m B ogiem . O ne sta n o w ią trz y O soby , a nie je d n ą .
O to rzecz przedziw nie n ie w y ra ż a ln a a lb o n iew y rażaln ie
p rzed ziw na: C h o ć w o b ra z ie T ró jc y je st je d n a o so b a ,
a w T ró jcy Św iętej są trzy O so b y , je d n a k w tej T ró jc y
trzech O só b je st w iększa n ie ro z d zie ln o ść n iż w tria d z ie
je d n ej o so b y , bo w n a tu rz e tego B ó stw a czy raczej Isto ty
Bożej, co istnieje, to trw a . A B o sk o ść Ich je s t n iezm ien n ie
ró w n a . I nie m o ż n a m ów ić, że kiedyś jej nie b yło, alb o że
kiedyś było inaczej, albo by w p rzyszłości m ia ło jej nie być
lub być inaczej.
N a to m ia s t tria d a o b e c n a w ty m n ie ró w n y m o b razie,
ch o ciaż w przestrzeni je st n ie ro z d zie ln a 1091 (to nie są
ciała), je d n a k w obecnym życiu ro z d z ie lo n a je st w ielkością.
W p raw d zie nie m o ż n a tu m ó w ić o ro z m ia ra c h m a te ria l­
nych, niem niej u je d n e g o w idzim y p a m ię ć w ięk szą o d
ro z u m u , u innego o d w ro tn ie , a u in n e g o jeszcze m iło ść
p rzew yższa p o z o sta łe w ładze, a o n e sam e m o g ą być sobie
ró w n ie lub nie. I ta k z d a rz a się, że dw ie są m n ie jsze od
trzeciej, albo je d n a od d w ó c h p o z o sta ły c h , a lb o d w ie są
m iędzy so b ą w ta k im sto su n k u , że m o g ą być zaćm io n e
w iększym i. A kiedy s ta n ą się o ne sobie ró w n e, u leczo n e
z wszelkiej słabości, to n a w et w ów czas ta rzecz, k tó r a się
dzięki łasce sta ła n a tu rą n iezm ien n ą, nie d o ró w n a tej, k tó ra
z n a tu ry je st niezm ien n a, bo stw o rzen ie nie d o ró w n a
S tw órcy, a sam fa k t uleczenia ze słabości ju ż je s t z m ia n ą.

N a c zy m p olega poznanie w „zw ierciadle"?


44. T a T ró jc a nie ty lk o n ie m a te ria ln a jest, lecz w n a jw y ż ­
szym sto p n iu n iero zd zieln a i z n a tu ry n iezm ien n a.
Świętego: Duch Święty bowiem w takim naświetleniu nie okazuje się tylko jako
wynikający z połączenia Ojca z Synem, ale szczególnie jako Ich żywa więź, dzięki
której odnoszą się Jeden do Drugiego. A poza tym Duch Święty nie może być ani
Ojcem, ani Synem, dlatego właśnie, że wszystko otrzymuje równocześnie od Jednego
i Drugiego. Będąc sam tym, co jest Im wspólne, nie może być tym, co jest własne
każdemu z Nich z osobna.
X X III, 43 -X X I V , 44 515

K ie d y w ięc n a sta n ie o b iecan e w idzenie ,,tw a rz ą w tw a rz ”


będziem y ją o g lą d a ć o wiele ja śn ie j i pew niej, niż w idzim y
o b ecn ie te n o b ra z , k tó ry m sam i jesteśm y. W id zący w ty m
zw ierciadle i w zagadce, ja k n a m je st d a n e w ty m życiu, to
nie są ci, k tó rz y w duszy sw ojej o g lą d a ją to , cośm y a n a liz o ­
w ali i co p o d k reśliliśm y . T o są ci, k tó rz y m o g ą od n ieść to,
co w idzieli w ja k iś sp o só b do T eg o , k tó re g o o b ra z em je st
ich d u sza . C z y n ią to w ta k i sp o só b , że p a trz ą c w o b ra z ,
w y czu w ają T e g o , k tó re g o jeszcze nie m o g ą w idzieć „ tw a rz ą
w tw a rz ” . A p o sto ł bow iem nie pow iedział, że w idzim y
o b ecn ie zw ierciadło, ale że w idzim y w zw ierciadle.

X X IV . Są w ięc tacy , k tó rz y w id zą sw ą d u szę w takiej


m ierze, w ja k ie j to je st m ożliw e, i w idzą w niej tró jcę , k tó rą
sta ra łe m się ja k m o g łem n a w szelki sp osób p rzed staw ić, ale
nie ro z u m ie ją , że je s t o n a o b ra z em B oga. W id zą w p raw d zie
zw ierciad ło , ale n a ty m się z atrz y m u ją . N ie w id zą p o p rz e z
zw ierciad ło T e g o , k tó ry się w nim d a je ogląd ać. F a k ty c z n ie
nie w id zą, że to o g lą d a n e przez nich zw ierciadło jest ty lk o
zw ierciadłem , to znaczy o b ra z e m . G d y b y w idzieli, to z ro ­
zum ieliby, że p o p rz e z to zw ierciadło, ja k im je st d u sza,
trz e b a sz u k a ć T e g o , k tó ry się w nim o d b ija. A w idzieć
m o ż n a G o ty lk o w sp o só b n ie d o k ła d n y i p rzelo tn ie aż do
czasu , k ied y , oczyściw szy serca w ia rą , praw d ziw ie będzie
m o ż n a o g lą d a ć G o „ tw a rz ą w tw a rz ” .
Jeśli je d n a k g a rd z ą tą w ia rą oczyszczającą serca, to czy
zro z u m ien ie duszy ludzkiej o siąg an e ta k m iste rn y m i sp o ­
so b am i nie p rz y g o tu je im k a ry n a p o d staw ie tego ro ­
zu m ien ia? N ie tru d z ilib y się ta k im p o szu k iw an iem , k tó re
d a je zaledw ie m a le ń k ą p ew ność, gdyby nie o taczały ich
z asłu ż o n e ciem ności, i gdyby nie u g inali się p od brzem ie­
niem zn iszczalnego ciała, k tó re o b c ią ż a duszę (M d r 9, 15).
K tó ż, jeśli n ie grzech, p o n o si o d p o w ied zialn o ść za to
nieszczęście.
O strzeżen i w ięc o ta k straszliw ym niebezpieczeństw ie,
niech p o d ą ż a ją za B aran k ie m , k tó ry gładzi grzech (J 1, 29).
516 Księga XV

W idzenie uszczęśliw iające


X X V . N a le ż ą c y d o B a ra n k a , n a w e t jeśli są m n ie j b y stre g o
u m y słu , nie p o d le g a ją m o c o m zła. 1092 M o c e te B a r a n k a
z a b iły 36, m im o że w o b ec n ich nie był w in ien . O n je
zw yciężył nie sw oją p o tę g ą , ale św ięto ścią swej k rw i. W y ­
sw o b o d z o n y c h z m o c y sza ta ń sk ie j, św ięci a n io ło w ie p rz y ­
jm ą ich, w o ln y ch ju ż o d w szelkiej k a ry dzięk i P o ś re d n ik o w i
B o g a i lu d zi, C złow iekow i Je z u so w i C h ry stu so w i (1 T m
2, 5). C ałe bo w iem P ism o św. ta k S ta re g o , ja k i N o w e g o
T e s ta m e n tu , z a p o w ia d a ją c G o i p rz e d sta w ia ją c , z g o d n ie
głosi, że n ie m a in n eg o im ie n ia n a ziem i, w k tó ry m by
lu d zie m o g li być z b aw ien i (D z 4, 13). O czyszczeni z w szel­
kiej n ieczystości zep su cia są o n i u sta n o w ie n i p rz e z B o g a
w p ełn y ch p o k o ju sied zib ach , aż o d z y s k a ją sw e c ia ła ju ż nie
po d leg łe sk a ż e n iu , będ ące o z d o b ą , a n ie ciężarem . T a k
bow iem s p o d o b a ło się n a jle p sz e m u i n a jm ę d rsz e m u S tw ó r­
cy, a b y d u c h czło w iek a p o b o ż n ie p o d d a n y B o g u szczęś­
liwie p o s ia d a ł ciało sobie p o d d a n e i a b y szczęście trw a ło
bez k o ń c a.

45. T a m o g lą d a ć będziem y p ra w d ę bez ż a d n e g o tru d u .


T a m b ęd ziem y się n ią cieszyć w św ietlan ej p ew n o ści. N ic z e ­
go ju ż sz u k a ć nie będziem y lo g iczn y m ro z u m o w a n ie m , ale
b e zp o śre d n im w idzeniem o g lą d a ć b ęd ziem y , d laczeg o
D u c h Św ięty n ie je s t Synem , c h o c ia ż p o c h o d z i o d O jca.
W tym św ietle n ie będzie ju ż ż a d n e g o p ro b le m u . T u je d n a k
w ła sn a p ró b a w y d a ła m i się ta k tr u d n a i n a p e w n o ta k
sa m o tr u d n a o k a ż e się d la tych, k tó rz y p iln ie i in te lig e n ­
tn ie czytać m n ie b ęd ą. T o te ż m im o o b ie tn ic y w y ra ż o n e j
w d ru g iej księdze niniejszego d z ie ła 37, że d a m w y ja śn ie n ia
w tym p u n k c ie , k ie d y ch ciałem w sk a z a ć w naszej lu d z k ie j
rzeczyw istości ja k ie ś an alo g ie d o p a s o w a n e d o p rz e d m io tu ,
w ów czas n iezręczn o ść m eg o w y ra ż e n ia z d ra d z iła m o je n ę ­
d zn e ro zu m ien ie. O d c zu w a m je d n a k , że n a w e t w z ro z u m ie ­
niu m o im je s t to raczej u siło w an ie n iż osiągn ięcie. W p ra w ­
dzie zn alazłem w o so b ie lu d zk iej o b ra z T ró jc y Św iętej
uo Ks. IV. XIII, 16 (P. L. 898), str. 170 oraz przyp. 14 (ibidem).
37 Ks. II. III, 5 (P. L. 42, 847-848), sir. 77.
XXV, 44 - X X V I, 46 517

i u siło w ałem — szczególnie w d ziew iątej k s ię d z e 38 - p o ­


k a z a ć te trz y czło n y w zm ien n ej rzeczyw istości, ro z k ła d a ją c
to w czasie, żeby je łatw iej było z ro z u m ieć . J e d n a k w b re w
n a sz e m u lu d z k ie m u o c ze k iw a n iu ta tr ia d a n a le ż ą c a do
je d n e j o so b y , ja k o ś p a su je d o ty ch trz e ch O só b , ja k w y k a ­
zaliśm y w tej o to p ię tn a ste j księdze.

5. O p o c h o d z e n iu D u c h a Św iętego

P ochodzenie D u c h a Ś w iętego o d O jca i S y n a


X X V I. A w reszcie w tej najw yższej T ró jc y będącej B ogiem
n ie m a ró ż n ic c za su , ta k że nie ty lk o w y k azać, ale n a w e t
z a p y ty w a ć nie m o ż n a , czy p ierw n a ro d z ił się Syn, a p o te m
d o p ie ro D u c h Św ięty p o c h o d z i o d O jc a i S yna.
P ism o św. n a z y w a G o D u c h e m ich O b u . O N im m ó w i
A p o sto ł: „ A że jesteście sy n am i, zesłał B óg D u c h a S yna
sw ego w serca w a sz e ” (G a 4 , 6). A tenże Syn p o w ia d a
o N im : „ N ie w y b ow iem jesteście, k tó rz y m ó w icie, lecz
D u c h O jc a w aszeg o , k tó ry w w as m ó w i” (M t 10, 20).
W iele in n y c h jeszcze św iad ectw P ism a św. stw ierd za, że
Ten, k tó re g o w T ró jc y Św iętej zw ie się w łasn y m im ieniem
D u c h a Ś w iętego, je s t D u c h e m O jca i Syna. O to sło w a
sam eg o S y n a o N im : „ K tó re g o w am p o ślę o d O jc a ” (J 15,
26). N a in n y m zaś m ie jscu m ó w i: „ K tó re g o O jciec p o śle
w im ię m o je ” (J 14, 26). O p o c h o d z e n iu od N ic h O b u 1093
uczy P ism o św ., gdyż sam S yn p o w ied ział: „ O d O jca
p o c h o d z i” . A k ie d y z m a rtw y c h p o w s ta ł i u k a z a ł się
u czn io m sw oim , tc h n ą ł n a n ic h i rzek ł im : „W eźm ijcie
D u c h a Ś w ięteg o ” (J 20, 22), p o k a z u ją c przez to , że D u c h
Św ięty o d N ieg o p o c h o d z i. T o je s t t a m o c , k tó r a „ w y ­
c h o d z iła zeń ... i u z d ra w ia ła w sz y stk ic h ” (Ł k 6, 19).

46. C ze m u je d n a k p o Z m a rtw y c h w s ta n iu sw ym P a n
n a jp ie rw n a ziem i d a je D u c h a Św iętego (J 20, 22), a n a s tę p ­
nie p o s y ła G o z n ie b a (D z 2, 4)?
38
Szczególnie IX. VII, 12; IX, 14-X, 15, str. 299-302.
518 K sięg a X V

D zieje się to — ja k sąd z ę — d la te g o , że te n D a r je s t


w y la n ie m się m iło śc i w se rc a c h n a sz y c h (R z 5, 5), m iło śc i,
k tó r ą k o c h a m y B o g a i b liźn ieg o z g o d n ie z zale c en ie m ty ch
d w ó c h p rz y k a z a ń , n a k tó ry c h całe P ra w o zaw isło i P ro ro c y
(M t 22, 3 7 -4 0 ). D la p o d k re ś le n ia teg o P a n Je z u s d w u k r o t­
nie d a ł D u c h a Ś w iętego: ra z d a ją c n a m m iło ś ć b liźn ieg o ,
a d ru g i ra z z n ie b a G o p o s ła ł —ze w zg lęd u n a m iło ś ć B o żą.
M o żliw e , że je s t jeszcze ja k a ś in n a ra c ja te g o d w u k r o t­
n eg o d a n ia D u c h a Św iętego. W k a ż d y m ra z ie nie uleg a
w ą tp liw o śc i, że tego sam eg o D u c h a Ś w ięteg o d a ł Je z u s
tc h n ą c n a A p o s to łó w , o k tó ry m n a s tę p n ie m ó w i: „ Id ź c ie
w ięc i n a u c z a jc ie w szy stk ie n a r o d y c h rz c z ą c je w im ię O jca
i S yna, i D u c h a Ś w ię te g o ” (M t 28, 19), w czy m m a m y
b a rd z o ja s n e i w y ra ź n e o b ja w ie n ie T ró jc y Ś w ię te j39. T e n
sam D u c h Św ięty z o sta ł d a n y z w y so k o śc i n ie b a w d n iu
Z ie lo n y c h Ś w iąt, to je st w dziesięć d n i p o W n ie b o w s tą ­
p ien iu .
C zy to m o ż liw e , by T e n , k tó r y d a je D u c h a Ś w ięteg o ,
sam nie był B ogiem ? I ja k ż e ż w ielk im B ogiem je s t T e n , k to
d a je Boga!
B o nie ż a d e n z u czn ió w J e z u so w y c h d a w a ł D u c h a Ś w ię­
teg o . O w szem m o d lili się o n i p ro sz ą c , ażeb y z s tą p ił n a
ty ch , n a k tó ry c h w k ła d a li ręce; ale nie sam i G o d a w a li.
T a k ż e i dziś z a c h o w u je K o ś c ió ł te n zw yczaj p rz e z sw ych
m in istró w . P rzecież n a w e t S z y m o n C z a rn o k s ię ż n ik p r z y n o ­
sząc A p o s to ło m p ie n ią d z e i m ó w ią c : „ D a jc ie i m n ie tę
w ła d z ę ” , nie p o w ie d zia ł: „ A b y m d a w a ł D u c h a Ś w ię te g o ” ,
ale: „ A b y k a ż d y , n a k o g o n a ło ż ę ręce o trz y m a ł D u c h a
Ś w ięteg o ” . I p rz e d te m też P ism o św. n ie m ó w i: „ W id z ą c
S zy m o n , żc A p o sto ło w ie d a w a li D u c h a Ś w ię te g o ” , ale
czy tam y : „ G d y S z y m o n sp o strz e g ł, że D u c h Św ięty je s t
u d zielan y p rz e z n a ło ż e n ie rą k a p o s to ls k ic h ” (D z 8, 19. 18).
P o n ie w a ż P a n Je z u s D u c h a Ś w iętego nie ty lk o d a ł ja k o

an Nigdy dostatecznie nie podkreślimy tego, że św. Augustyn nie jest teorety­
kiem psychologii i metafizyki. Wszystkie jego wywody powstały z konieczności
wyjaśnienia pewnego faktu historycznego, mianowicie, że Chrystus przekazał nam
wiadomość o głębinach życia Boga, i dane przez siebie świadectwo przypieczętował
ofiarą własnej krwi. Dlatego żadna teoria —niech będzie ona najwznioślejsza —nie
jest warta chwili zastanowienia, jeśli nie ma oddźwięku w naszym życiu.
X X V I, 46 519

B óg, ale ró w n ie ż p rz y ją ł G o ja k o czło w iek , p rz e to m ó w i


się o N im , że je s t p e łe n łask i (J 1, 14) i D u c h a Ś w ięteg o
(Ł k 2, 52; 4, 1), a je sz c ze w y ra źn iej je s t n a p is a n e w D z ie ­
ja c h A p o sto lsk ic h : „ B o n a m a śc ił go B óg D u c h e m Św ię­
ty m ” (10, 38). N ie w id z ialn y m o lejk iem n a m a śc ił G o , ale
d a re m ła sk i. T e n d a r ła sk i je s t w y o b ra ż a n y p rz e z k rz y ż m o ,
k tó ry m K o ś c ió ł n a m a s z c z a o c h rz c z o n y c h .
N a p e w n o nie w te d y C h ry s tu s z o s ta ł n a m a s z c z o n y D u ­
c h em Ś w ięty m , gdy p o c h rz cie D u c h z stą p ił n a N ie g o
ja k o g o łę b ic a (M t 2, 16). W te d y b o w iem ra c zy ł p r z e d ­
sta w ia ć c iało sw oje, to je s t K o ś c ió ł sw ój, w k tó ry m D u c h a
Ś w ięteg o o trz y m u je się szczególnie p o d c z a s c h rz tu . T y m
m isty c z n y m i n ie w id zialn y m n a m a sz c z e n ie m z o sta ł O n
p o św ięc o n y , k ie d y S łow o c iałem się sta ło (J 1, 14), to
jest, gdy lu d z k a n a tu r a — bez ż a d n y c h u p rz e d n ic h za ­
słu g d o b ry c h u c z y n k ó w — z B o g iem S łow em z o s ta ła z łą ­
c z o n a w ło n ie D ziew icy i s ta ła się je d n ą o s o b ą z N im .
D la te g o w y z n a je m y , że C h ry s tu s n a ro d z ił się z D u c h a
Ś w ięteg o i z D z iew ic y M a ry i. B a rd z o by to b yło n ie d o ­
rzeczn e tw ie rd z ić , że D u c h a Ś w iętego o trz y m a ł d o p ie ro
m a ją c trz y d z ie śc i la t, w ty m b o w iem w ie k u Je z u s z o sta ł
p rzez J a n a o c h rz c z o n y . O nie, ta k ja k p rz y sz e d ł O n d o
c h rz tu b ez ż a d n e g o w ogóle g rz e c h u , ta k sam o n ie był O n
p o z b a w io n y D u c h a Ś w iętego. Jeżeli b ow iem je s t n a p is a n e
o słu d ze J e g o i p o p rz e d n ik u , J a n ie : ,,A D u c h e m Św iętym
n a p e łn io n y b ęd zie jeszcze w ży w o cie m a tk i sw o jej” (Ł k
1, 15), jeżeli — c h o ć z o jc a p o c z ę ty 40 — o trz y m a ł je d n a k
D u c h a Ś w ięteg o ju ż w ło n ie m a tk i, to có ż o czło w iek u -
-C h ry s tu s ie b ęd zie m y m y śleć a lb o w ierzyć? O C h ry stu sie ,
k tó re g o sa m o p o c z ę c ie w ciele nie cielesne było, ale d u ­
chow e?
R ó w n ie ż i w ty m , co o N im n a p is a n o , że o trz y m a ł od
O jc a o b ie tn ic ę D u c h a Ś w iętego i że w ylał G o (D z 2, 33),
o k a z u je się J e g o d w o ja k a n a tu ra : lu d z k a i B o sk a , o trz y m a ł
b o w ie m ja k o c zło w iek , a w y lał ja k o B óg.

40 A więc grzechem pierworodnym zakażony na skutek pożądliwości ciała,


która w teorii Augustyna jest znakiem i skutkiem tegoż grzechu (por. XIII. XVIII,
23, str. 413-415 - P. L. 32, 1032).
520 Księga XV

M y m o ż em y o trz y m y w a ć te n d a r sto so w n ie d o naszej


m ia ry . N a to m ia s t udzielać go in n y m zu p ełn ie nie m o żem y .
W zy w am y ty lk o B oga, a O n sam teg o d o k o n u je 41.

P ochodzenie p o z a czasem
47. Ja k ż e ż w ięc pytać: czy D u c h Św ięty p o c h o d z ił ju ż od
O jca, k iedy S yn z o sta ł z ro d z o n y ; czy też nie p o c h o d z ił
jeszcze w ów czas, a n a stą p iło to d o p ie ro p o z ro d z e n iu
Syna?
J a k m o ż n a staw iać ta k ie p y ta n ia ta m , gdzie w cale nie m a
czasu? M o g lib y śm y o to p y ta ć w w y p a d k a c h , gdzie czas
w ch o d zi w grę, w ta k i sp o só b , ja k n p . p y ta m y , czy p o ­
ch o d zen ie w oli w duszy ludzkiej w y p rz e d z a p o sz u k iw a n ie
tego, co — ra z zn alezio n e — n azy w a m y ja k g d y b y jej
p ło d em ? Bo w o la d z ia ła ją c a u z y sk u je swe d o k o ń c z e n ie
i d o sk o n a ło ść , gdy to , co było p ra g n ie n ie m szu k a ją ce g o ,
staje się ro z k o sz o w a n ie m się m iło ści p o c h o d z ą c y m z o b o j­
ga, to je s t z ro d z ą ce g o u m ysłu i z ro d z o n ej idei.
N ie m o ż n a w ięc p y ta ć o ta k ie rzeczy ta m , gdzie n ic nie
zaczy n a się w czasie i nic nie u zy sk u je d o s k o n a ło ś c i w c za ­
sie. T o te ż k to m oże, k to z d o ła zro z u m ieć p o z a c z a so w e
zro d zen ie Syna, n iech aj ta k sa m o ro z u m ie i p o c h o d z e n ie
D u c h a Św iętego ja k o będące p o z a czasem . A k o g o s ta ć n a
zro zu m ien ie słów Syna: „B o ja k O jciec m a życie w sobie,
ta k też i Synow i udzielił, by m ia ł życie w so b ie ” (J 5, 26),
jeśli wie, że o z n ac z ają one nie to , ja k o b y O jciec d a ł życie
Synow i ju ż istn iejącem u , k tó ry je d n a k ży cia jeszcze nie
m iał, jeśli wie, że słow a te o z n a c z a ją , iż O jciec z ro d z ił S yna
p o z a czasem , a życie, k tó re O jciec d a ł S yn o w i je s t w sp ó ł-
w ieczne życiu d ającego je O jca — n iech aj, ro z u m ie ją c te
rzeczy, z ro z u m ie rów nież, że ja k O jciec sam w so b ie
p o s ia d a to , iż D u c h Św iaty o d N ieg o p o c h o d z i, ta k też
i Synow i d a ł to , że D u c h Św ięty o d N ie g o p o c h o d z i, i że od
O b y d w u p o c h o d z i jp o z a czasem . A k ied y się m ó w i o p o ­
c h o d zen iu D u c h a Św iętego od O jca, to trz e b a ro z u m ie ć to

41 To jest zasadnicza różnica między Arcykapłanem — Chrystusem, a ludźmi


wybranymi i święconymi na kapłanów.
XXVI, 47 - XXVII, 48 521

w ta k i s p o só b , że p o c h o d z i O n rów nież i o d S y n a, co
je d n a k S yn o trz y m a ł od O jca. Jeżeli bo w iem w szy stk o , co
S yn m a , o trz y m u je o d O jca, w ta k im ra z ie od O jca m a
ró w n ie ż i to , że o d N iego D u c h Św ięty p o c h o d z i. Lecz
m y ślą c o ty m , nie w o ln o tu w p ro w a d za ć p o ję cia czasu ,
z a w ie ra ją ce g o w sob ie „ p rz e d te m ” i „ p o te m ” , p o n ie w a ż tu
nie m a n ic ta k ie g o .
C zy zatem nie b y ło b y szczytem nied o rzeczn o ści n azy w ać
D u c h a Św iętego Synem d w ó ch p o z o sta ły c h O só b B oskiej
T ró jcy ? Jeśli O jciec, z ra d z a ją c S y n a, u d ziela M u isto tę sw ą
bez p o c z ą tk u w czasie i o niezm iennej n a tu rz e , 1095 to ta k
sam o D u c h Św ięty, p o c h o d z ą c od O jca i S y n a, o trz y m u je
o d N ic h is to tę Ic h bez p o c z ą tk u w czasie i bez zm ien n o ści
n a tu ry .
D la te g o — nie n azy w a ją c D u c h a Św iętego z ro d z o n y m
— nie o śm ielam y się je d n a k n azy w ać G o n ie z ro d z o n y m ,
ażeb y n a p o d s ta w ie ta k ie g o n a z w a n ia nie p rzy p u szczał k to ,
że je s t d w ó c h O jców w T ró jc y Św iętej, alb o że nie dw ie
O so b y są z in n e j O soby. B o ty lk o O jciec nie bierze p o c z ą t­
k u z d ru g iej O so b y i d la te g o je d y n ie Je g o n a z y w a się
N ie z ro d z o n y m ; n a zy w a ją c G o ta k , jeśli nie w P iśm ie Św ię­
ty m , to w k a ż d y m razie w sp o so b ie w y ra ża n ia się m ó w ią ­
cych o tej ta k w ielkiej tajem n icy , k tó rz y m ó w ią o ty m ta k ,
ja k ich n a to sta ć . S yn z O jca je s t z ro d z o n y . D u c h Święty
principaliter, ź ró d ło w o , z O jca p o c h o d z i, a — z D a r u O jca
u d z ielo n eg o S ynow i — bez żad n ej różnicy w czasie, com -
m u n iter, w sp ó ln ie o d N ich O b y d w ó ch . T y lk o w te d y n a z y ­
w ałb y się O n synem O jca i S yna — co o d rz u c a ją o d ra z u
w szyscy z d ro w o m y ślący — g d y b y O ni O b aj G o zrodzili.
Z a te m D u c h n ie je st z ro d z o n y p rzez dw ie p o z o sta łe O soby
B oskiej T ró jc y , ale o d N ic h p o c h o d zi.

D laczego nie n a zy w a m y D ucha Św iętego zrodzonym ?


X X V II. 48. Z a iste , b a rd z o to tru d n a rzecz, w tej w sp ó ł-
w iecznej, ró w n e j, bezcielesnej, n ie m a terialn e j i nierozdziel-
nej T ró jc y o d ró ż n ić zro d z en ie o d poch o d zen ia!
N ie c h w ięc ci, k tó ry c h m y śl nie m o że ju ż b ard ziej się
n a tęż a ć, z a d o w o lą się tym , co m ów iliśm y k iedyś n a ten
522 K sięg a X V

te m a t w k a z a n iu do lu d u c h rz eścijań sk ie g o , i co — w y ­
głosiw szy —spisaliśm y. W ś ró d w ielu in n y c h rzeczy b o w iem
w y ja śn ia łe m w tedy św iad e c tw a P ism a św. o p o c h o d z e n iu
D u c h a Św iętego od O jc a i S y n a 42.
„Jeżeli więc —m ó w iłem w ów czas — i od O jca, i od S yna
p o c h o d z i D u c h Św ięty, to d la cz e g o Syn o N im p o w ied ział:
« O d O jc a p o c h o d z i» (J 15, 26)? C zem u —ja k m y ślisz —jeśli
nie d la te g o , że Syn zw ykł o d n o s ić to , co m a , d o T e g o ,
z k tó re g o sam jest? P rz e to i to ta k ż e p o w ia d a : « M o ja
n a u k a nie je st m o ją , ale T e g o , k tó ry m ię p o słał» (J 7, 16).
Jeśli w ięc ro z u m ie m y , że c h o d z i tu o Jeg o w ła s n ą n a u k ę ,
c h o cia ż n a z y w a ją nie w ła sn ą , ale O jca, to o ileż b ard ziej
jeszcze należy p rzy jąć, iż D u c h Św ięty p o c h o d z i ta k ż e i od
S y n a, k ie d y Syn m ó w i o N im : «O d O jca p o c h o d z i» , a nie
w te n sp o só b , ja k gdyby p o w ied ział: „ N ie o d e m n ie p o ­
c h o d z i” . O d k o g o bow iem Syn o trz y m a ł to , że je s t B ogiem
—gdyż je s t B ogiem z B o g a —od T e g o o trz y m a ł ró w n ie ż i to ,
że od N ieg o p o c h o d z i D u c h Św ięty. T a k sa m o to , że D u c h
Św ięty p o c h o d z i od S yna, ta k ja k od O jca, D u c h Św ięty
o trz y m u je to o d O jca.
N a p o d s ta w ie p rz y to c z o n y c h słów ro z u m ie się c h o ć
tro c h ę — o ile n a s s ta ć n a ro z u m ie n ie teg o , n a s, słab y c h ,
i ta k ic h , ja k im i je steśm y —d la cz e g o D u c h Ś w ięty p o c h o d z i,
a nie je s t z ro d z o n y . B o gdyby b y ł n a z w a n y m sy n e m , to by
zn aczy ło , że je s t synem Ic h o b u , co b y ło b y szczy tem
n ied o rz ec z n o śc i. N ie m o ż n a p rzecież być sy n em in n y c h
d w o jg a niż o jc a i m a tk i. N ie ch B óg z a c h o w a , żeb y śm y coś
ta k ie g o m o g li p rz y p u śc ić p o m ię d z y B o g iem O jcem i B o ­
giem Synem ! T a k ż e i u ludzi syn nie p o c h o d z i ró w n o c z e ś ­
nie z o jca i z m a tk i. L ecz z o jc a w m a tc e p o c h o d z i, i w ted y
nie z m a tk i p o c h o d z i. A k ie d y n a ten św ia t w y d a je go
m a tk a , w ów czas nie z ojca, lecz z m a tk i p o c h o d z i. O tó ż
D u c h Św ięty nie z O jca p rz e c h o d z i w S y n a , a n a s tę p n ie
z S y n a d la u św ięcen ia stw o rz e ń . A le ró w n o c z e śn ie z O b y ­
d w ó ch p o c h o d z i, choć O jciec S y n o w i 1096 to d a ł, że ta k

4,2 ln Joannis E vangelium , Traci. 99 n. 8— 9 (P. L. 35). Kazanie wygłoszone


najpóźniej w roku 418, ale nie przed rokiem 416. (S. ZARB, Chronologia tractaticum
S. A ugustini in Evangelium p rim am que E pistulam Joannis A postoli, „AngeLicum”
10 /1936/, str. 105-107.)
X X V II, 4 8 -4 9 523

ja k z N ie g o , ta k i z S y n a D u c h Św ięty p o c h o d z i. W rzeczy
sam ej nie m o ż e m y p o w ied zieć, by D u c h Św ięty n ie był
życiem , gdy O jciec je s t życiem i Syn ta k ż e je st życiem . J a k
O jciec m a ją c życie sam w so b ie d a ł S ynow i, ażeb y m ia ł
życie w so b ie, p rz e z to sa m o d a ł M u ta k ż e i to , że życie
z N ie g o p o c h o d z i” .
O to , c o p rz e p isu ję w tej księdze z ow ego k a z a n ia . A le d o
w ierzący ch , a nie n ie w ierzą c y ch p rz e m aw ia łe m w ted y .

N a le ży tr zy m a ć się za sa d y w iary
49. T o p ra w d a , że są ta c y lu d zie, n ie zd o ln i d o o g lą d a n ia
tego o b ra z u s tw o rz o n e g o , a n i żeby d o strz e c w sw ojej
d u szy , iż w y m ie n io n e trz y w ład ze nie są w niej trz e m a
o s o b a m i, ale w szystkie trz y n a le ż ą d o c zło w ie k a b ęd ąceg o
je d n ą o s o b ą .
C ze m u je d n a k nie w ierzą o n i raczej te m u , co c zy tają
w P iśm ie św. o tej najw yższej T ró jc y , k tó r a je st B ogiem ,
z a m ia s t w y silać się n a z u p ełn ie ja s n e z ro z u m ien ie ta je m n i­
cy, k tó re j m a ło p o ję tn a i s ła b a m y śl lu d z k a nie m o ż e p o jąć.
N iech w ięc n ie w zru sz en ie w ie rz ą P ism u św. ja k o n a jp ra w ­
d z iw sz e m u św iad e c tw u . N ie c h p rz e z m o d litw ę , ro z m y śla n ie
i św ięte życie s ta r a ją się d o jść d o ro z u m ie n ia , czyli d o tego,
żeby m y ś lą w id zieć (o ile m o ż n a w idzieć) to , co p rz y jm u ją
p rzez w iarę. K to im teg o b ro n i? C o w ięcej, k to ich d o teg o
nie z ach ęca? C zy ż d la te g o n a leż y przeczyć ty m rzeczo m , że
nie m o ż n a ich d o s trz e c u m ysłem ?
Ś w ia tło ść w ięc w c iem n o śc ia ch świeci. A jeśli ciem ności
jej nie o g a rn ia ją (J 1, 5), to n iech aj p o z w o lą się ośw iecić
D a ro w i B o że m u n a jp ie rw p o to , ażeby m ieć w ia rę i stać się
św ia tło śc ią w p o ró w n a n iu z niew iern y m i. Z ało ży w szy tę
p o d w a lin ę w ia ry , n ie c h się w z n o sz ą d o ro z u m ie n ia tego,
w co w ie rz ą, ażeb y kied y ś m o g li to o g ląd ać.
S ą w p ra w d z ie rzeczy, w k tó r e się w ierzy, ale n ig d y się ich
nie z o b ac z y . N ie u jrz y m y n p . p o ra z d ru g i C h ry s tu sa n a
k rz y ż u . O ile je d n a k n ie b ę d ziem y w ierzyć, iż się to stało
i b y ło w id z ia n e , c h o ć nie sp o d z ie w a m y się p o w tó rz e n ia
teg o i z o b a c z e n ia n a n o w o , n ie d o jd ziem y d o C h ry s tu sa
ta k ie g o , ja k ie g o m a m y o g lą d a ć bez k o ń c a .
524 Księga XV

N a to m ia s t gd y c h o d z i o tę n a jw y ższ ą, n ie w y ra ż a ln ą
i n ie z m ie n n ą n a tu rę , k tó r a m a być ja k o ś d o s trz e ż o n a p rz e z
in telig en cję, to c ó ż człow iek m o ż e lepszego d la jej p o z n a n ia
u czy n ić, n iż — oczyw iście p o d p rz e w o d e m w ia ry — z a ­
p ra w ia ć u m y sł p rz e z b a d a n ie w swej w łasn ej n a tu rz e teg o ,
co je s t w niej lepsze n ie ty lk o od z w ierzą t, ale n a w e t od
p o z o sta ły c h d z ied z in je g o w łasnej d u szy , m ia n o w ic ie p rz e z
b a d a n ie sw ojego u m ysłu. Je m u b o w ie m je s t d a n e p ew n e
p o s trz e g a n ie rzeczy w isto ści n ie w id zialn y c h . O n to —ja k b y
n a ja k im ś w y n io sły m i w e w n ę trz n y m p o c ze sn y m m ie jscu
— je s t p o w ia d a m ia n y o w szy stk im , n a w e t p rz e z zm ysły,
i w sz y stk o o c en ia . I nic nie je s t p o n a d n im , k tó re m u
w szy stk o je s t p o d d a n e , n ic — o p ró c z B o g a.

50. L ecz w ty m w szy stk im , o czym ta k w iele m ó w iłe m ,


n ie śm iem u z n a ć , żebym p o w ie d z ia ł co ś, co by by ło g o d n e
tej najw yższej i n ie w y ra ża ln e j T ró jc y . R aczej w y zn aję, że to
p rz e d ziw n e p o z n a n ie p rzew y ższa m e siły i że nie m o g ę
w zn ieść się d o n ieg o (Ps 138, 6).
O d u szo m o ja , ja k ci się w y d a je, gdzie je steś, gdzie leżysz
lu b sto isz, zan im T e n , k tó ry o k a z a ł m iło sie rd z ie d la w sz y st­
k ic h n ie p ra w o śc i tw o ic h , nie uleczy cię z w szelkiej n ie m o c y
(P s 102, 3)? Z a p e w n e ro z p o z n a je sz , żeś w tej g o sp o d zie , d o
k tó re j S a m a ry ta n in z a p ro w a d z ił 1097 z n a le z io n e g o p rz e z
siebie, p o ra n io n e g o i ledw ie żyw ego c zło w ie k a (Ł k 10,
3 0 -3 4 ).
W k a ż d y m ra z ie w iele rzeczy p ra w d z iw y c h w id ziałaś.
N ie tym i w p ra w d z ie o czam i w id z ia ła ś, k tó re p o s trz e g a ją
b a rw n e p rz e d m io ty , ale ty m i, d la k tó ry c h P s a lm is ta p ro sił:
„ A b y m e oczy p ra w d ę w id z iały ” (Ps 16, 2). T a k , w iele
rzeczy p ra w d z iw y c h w id ziałaś i ro z p o z n a w a ła ś je w b la sk u
o św iecającej ciebie ja sn o śc i.
W znieś oczy k u sam ej św iatło ści i w p a tru j się w n ią ,
jeżeli m ożesz, a zo b ac z y sz czym z ro d z e n ie S ło w a B o żeg o
ró ż n i się od p o c h o d z e n ia Jeg o D a r u . P o jm iesz , d la cz e g o
Syn J e d n o ro d z o n y m ó w i nie o z ro d z e n iu (b o w te d y b y łb y
Jeg o b ra te m ), ale o p o c h o d z e n iu D u c h a Ś w ięteg o ; d la cz e g o
- b ę d ąc w s p ó łis to tn ą ja k ą ś w s p ó ln o tą O jca i S y n a —D u c h
Ic h o b u nie m o ż e n a z y w a ć się Ic h synem .
XXVII, 4 9-50 525

L ecz nie m o ż esz jeszcze w p a try w a ć się w tę ta je m n ic ę d la


jej ja s n e g o i w y ra ź n e g o o g lą d a n ia . W iem , że nie m o żesz.
M ó w ię to , s a m e m u so b ie to m ó w ię: w iem , że nie m o g ę .
A je d n a k w z ro k ie m d u c h a d o s trz e g ła ś w so b ie tria d ę ,
w k tó re j ro z p o z n a je s z ju ż o b ra z tej najw yższej T ró jc y ,
k tó re j n ie m o ż esz jeszcze o g lą d a ć . Z o b a c z y ła ś, że je s t
w to b ie sło w o p ra w d z iw e , k tó re się ro d z i z tw o je g o p o ­
z n a n ia , k ie d y w y ra ż a m y to , co w iem y, c h o c ia ż nie w y m a ­
w ia m y w ó w czas a n i nie p rz e d sta w ia m y so b ie w m y śli słó w
n a le ż ą c y c h d o ja k ie g o ś ję z y k a , lecz z te g o , co z n a m y ,
k s z ta łtu je się n a s z a m y śl; k ie d y w w e w n ę trz n y m w z ro k u
m y ślą c e g o o b ra z n a jz u p e łn ie j je s t p o d o b n y d o te g o , co się
z a w ie ra w p a m ię c i i te d w a c zło n y są ja k b y ro d z ic ielem
i z ro d z o n y m , p o łą c z o n y m i trz e cim czło n em , to je s t w o lą.
W o la w yw odzi się z d u szy m y ślącej (gdyż n ik t nie chce
te g o , czego w o g ó le nie z n a i n ie w ie, czym to je st i ja k ie
je st). N ie je s t o n a je d n a k o b ra z e m m yśli. N a ty m w łaśn ie
p o le g a p e w n a ró ż n ic a p o m ię d z y ro d z e n ie m a p o c h o d z e ­
n ie m , g d y ż co in n e g o z n ac z y o g lą d a ć co ś m y ślą, a co
in n e g o w o lą p ra g n ą ć czegoś a lb o czym ś się ro z k o sz o w a ć ,
ja k to w idzi i ro z ró ż n ia te n , k o g o n a to stać.
M o g ła ś to i ty ta k ż e , d u sz o m o ja , c h o c ia ż nie m o g ła ś
i nie m o ż e sz d o s ta te c z n ie w y tłu m a c zy ć sło w am i te g o , co
ledw ie d o s trz e g a ła ś w śró d m g ie ł m a te ria ln y c h o b ra z ó w
p rz e su w a ją c y c h się u staw ic z n ie w m y śli czło w iek a. L ecz ta
św ia tło ść , k tó r ą ty n ie je steś, i to to b ie p o k a z u je , że czym
in n y m są b ezcielesne o b ra z y p rz e d m io tó w m a te ria ln y c h ,
a czy m in n y m p ra w d a u jm o w a n a p rz e z inteligencję.
T o i in n e ró w n ie p ew n e rzeczy p o k a z a ła o w a św iatło ść
tw o je m u w e w n ę trz n e m u w z ro k o w i. C ze m u w ięc nie m o żesz
w idzieć sam ej p ra w d y , u tk w iw szy w niej w z ro k d u c h a?
C z e m u , ja k n ie z p o w o d u słabości? A cóż za p rz y c z y n a
n ie m o c y , jeśli n ie w grzechu? K to z a te m u z d ro w i cię
z w szelkiej tw o jej n ie m o c y , jeśli n ie T e n , k to zm iło w a ł się
n a d tw o ją n ęd zą?
L e p iej w ięc, żeb y m tę księg ę z a k o ń c z y ł raczej m o d litw ą
niż ro z u m o w a n ie m .
526 Księga XV

M o d litw a końcow a
X X V III. 51. P a n ie , B oże n a sz , w ierzym y w C ieb ie, O jca,
S y n a i D u c h a Ś w iętego. B o nie m ó w iła b y P ra w d a : „ Id ą c
ted y , n a u cz a jcie w szystkie n a ro d y , c h rz c z ą c je w im ię O jca
i S y n a, i D u c h a Ś w ięteg o ” (M t 28, 19), gdybyś T ró jc ą nie
był. I n ie k a z a łb y ś n a s ch rzcić w im ię T e g o , k tó ry by nie
był P a n e m i B ogiem . G ło s B oży nie m ó w iłb y : 1098 „ S łu ­
ch aj Izraelu ! P a n , B óg n asz, P a n je d e n je s t” (P w t 6, 4),
g dy b y ś nie b y ł T ró jc ą , a je d n o c z e śn ie je d y n y m P a n e m
i B ogiem .
G d y b y ś T y , B oże O jcze, nie ró ż n ił się o d S y n a , to zn aczy
S łow a T w e g o i J e z u sa C h ry s tu s a , a n i o d W asz eg o D a m ,
D u c h a Św iętego, nie c zy talib y śm y w P iśm ie św. p ra w d y :
„ P o s ła ł B óg S y n a sw eg o ” ( G a 4, 4; J 3, 17), a n i T y ,
J e d n o ro d z o n y , n ie m ó w iłb y ś o D u c h u Św iętym : „ K tó re g o
O jciec pośle w im ię m o je ” (J 14, 26) i „ K tó re g o j a w am
poślę od O jc a ” (J 15, 26). T rz y m a ją c się tej z a s a d y w iary
k ie ro w a łem cały m sw oim w ysiłkiem ; nie szczęd ziłem w łas­
n y ch sił i liczyłem n a T w o ją p o m o c , a b y sz u k a ć C iebie.
P ra g n ą łe m w idzieć siłam i u m y słu to , w c o u w ierzyłem .
W iele d o c ie k a łe m , wiele p ra c o w a łe m . P a n ie , B o że m ó j,
je d y n a n a d z ie jo m o ja , w y słu ch aj m n ie, a b y m n ie uległ
zm ęczeniu i nie z a n ie c h a ł p o s z u k iw a n ia C iebie, ale bym
zaw sze g orliw ie szu k a ł O b lic za T w e g o . T y sam d aj m i siły
n a p o szu k iw a n ie . T yś bow iem p o z w o lił, a b y m C ię z n ala z ł,
T y ś m i d a ł n a d zie ję , że o d n a jd ę C ię c o ra z w ięcej. P rzed
T o b ą je s t m o c i n iem o c m o ja : m o c z ac h o w aj, n ie m o c ulecz.
P rze d T o b ą je s t w ied za m o ja i n iew ied za; w b ra m ie p rzez
C iebie u ch y lo n ej przyjm ij m n ie . U d rz w i z a m k n ię ty c h ,
kiedy p u k a m , o tw ó rz m i. N ie c h o T o b ie p a m ię ta m , n iech
C iebie z ro z u m ie m , n iech C ieb ie p o k o c h a m . W z m o c n ij we
m n ie te trz y dziedziny, aż m n ie d o c n a o d tw o rz y sz .
W iem , że je s t n a p isa n e : „ W w ie lo m ó w n o śc i nie o b e jd zie
się bez g rz e c h u ” (P rz 10, 19). O b y m m ó w ił ty lk o g ło sząc
słow o T w o je i ch w alą c C iebie! N ie ty lk o u n ik n ą łb y m
grzechu, ale z y sk ałb y m d o b r ą zasłu g ę, n a w e t d u ż o m ó w ią c
w te n sp o só b . Bo człow iek, k tó re g o szczęściem T y je steś,
nie m ó g łb y n a k a z y w a ć g rz e ch u p ra w d z iw e m u sy n o w i swej
X X V III, 51 527

w ia ry , d o k tó re g o pisze: „ G ło ś sło w o . N a leg a j w p o rę i nie


w p o r ę ” (2 T m 4, 2). C zyż m o ż n a p o w ied zieć, że nie m ó w ił
o n w iele, ten , k tó r y n ie ty lk o w p o rę , ale i n ie w p o rę nie
p rz e m ilc za ł sło w a T w eg o , P a n ie ? L ecz nie b y ło to z b y t
w iele słów , s k o ro były ty lk o k o n ie cz n e . W y b a w m n ie ,
P a n ie , o d w ie lo m ó w stw a , z p o w o d u k tó re g o cierp ię w głębi
d u sz y ta k n ę d zn e j w o b ec C iebie, ale u ciek ającej się d o
T w e g o m iło sie rd z ia . N ie m ilk n ę b o w ie m m y śla m i, n a w e t
jeśli głos m ilczy. G d y b y m nie m y śla ł n ic p o z a ty m , co
T o b ie je s t m iłe , n ie p ro siłb y m C iebie, ażebyś m n ie u w o ln ił
o d w ie lo m ó w stw a . Lecz w iele je s t m o ic h m y śli ta k ic h , ja k ie
z n asz, „ m y śli c zło w iek a, że są m a r n e ” (Ps 93, 11). D a j m i,
a że b y m się n a nie nie godził; a k ied y m n ie p o c ią g a ją , d a j m i
je o d rz u c a ć , i n ie c h się n a n ic h , ja k b y zasy p ia jąc , nie
z a tr z y m u ję 43. N ie c h nie m a ją n a d e m n ą tak iej w ładzy,
by m ia ły sta ć się ź ró d łe m ch o ćb y n ajm n iejszej części
m eg o d z ia ła n ia . W k a ż d y m ra z ie n ie ch m o je sąd y i m o je
su m ie n ie b ę d ą od nich c h ro n io n e T w o ją o p ie k ą. M ęd rzec

43 Stałą obawą mężów oddanych służbie Bożej było, żeby nie uchodzić za
mędrców świeckich. Hieronim wyrzekał się swego „cyceronianizmu” (Lisi 22, 30
opowiada słynny jego „sen” , tłum. J. Czuj, t. J, Warszawa 1952, str. 146). Taki sam
prąd nurtował na Wschodzie, ale pod wpływem Orygenesa, najwięksi z Ojców
greckich, wielcy Kapadocjanie, mimo że sami wyrzekli się przyjemności wypływają­
cych z uprawiania kultury świeckiej, bardzo żywo zachęcali młodzież do zdobywa­
nia tej kultury jako podstawy do wyższych osiągnięć w zrozumieniu Pisma św.
i prawd objawionych. Słynna jest Homilia św. Bazylego „Do młodzieży” o tym, jak
należy z pożytkiem czytać dzieła autorów pogańskich (P. G. 31, 563-590): tłum.
T. Sinko, Wyhór..., Kraków 1947, str. 213—230). Słynne także poematy św. Grzego­
rza z Nazjanzu do Nikobulosa, II. II, 4 i 5 (P. G. 37, 1505-1541) i Seleukosa II. ił, 8
(ibidem 1577-1599):
„Kiedy młodość moja to wszystko opanuje, tzn. kiedy dojdę poprzez logikę
i poprzez oglądanie zjawisk naturalnych przyrody do niewyrażalnego wyczucia Boga,
kiedy już przestudiuję i zrozumiem tak jak starożytni mędrcy Lo, co zwykłemu
śmiertelnikowi nie jest dostępne, -wtedy przyłożę swój umysł do ducha Bożego i pójdę
śladami tych ukrytych piękności, aby zbliżyć się do prawdziwej światłości. TJłożę sobie
zasady życiowe za pomocą i pod przewodnictwem Chrystusa, którego obieram sobie
za towarzysza [w tym poszukiwaniu]; już nie będę oglądał z daleka jakby w zwierciad­
le bladych obrazków prawdy, ale uchwycę samą prawdę oczyma bez zasłony, tę
prawdę, której pierwszym i zasadniczym pierwiastkiem jest Trójca Święta - czczona
jako Bóg jedyny, jako jedyne światło w' trzech równych promieniach”.
Do Seleukosa : „Ćwicz i wygładzaj sobie umysł, zapoznaj się głębiej z poetami,
/. komentarzami historyków, z przykładami gładkiej wymowy oratorów, z subtel­
nymi myślami filozofów. Unikaj cierni, zrywaj róże. To jest pierwsza z zasad
w studiach świeckich... A kiedy dostatecznie sobie wyćwiczysz umysł w literackich
dyscyplinach... zabierz się do ksiąg natchnionych” .
528 Księga XV

p e w ie n 44 m ó w ią c o T o b ie w swej księdze, p o w ia d a : „W iele


m ó w im y , lecz nie d o sięg a m y go d o s k o n a ło ś c ią w szelk ich
n a sz y c h m ó w : T o O n ” (Syr 43, 27).
S k o ro p rzy jd ziem y d o C iebie, u sta n ie ta w ielo ść słów
(p o r. 1 K o r 13, 8), k tó re w y p o w ia d a m y , n ie d o się g a ją c
C iebie, T y je d e n będziesz w sz y stk o we w sz y stk im (1 K o r
16, 28) i bez k o ń c a będziem y w y p o w ia d a li je d n o , ch w aląc
C ię w je d n o śc i i w T o b ie staw szy się je d n o ś c ią (J 17, 21),
P a n ie B oże je d y n y , B oże T ró jc o ; c o k o lw ie k p o w ie d zia łe m
w ty c h k sięg a c h z T w ego, n iech u z n a ją to i T w o i; jeśli coś
z m e g o , p rz e b a c z T y i T w o i n iech p rz e b a c z ą . A m e n 45.

44„Eklezjastyk” tzn. mąż Kościoła, czyli oddany społeczności i przez nią uznany
jako swój. Dla starszych Ojców był to tytuł najbardziej zaszczytny. Orygenes np. nie
chciał żadnego innego tytułu.
4a P. L. Suppl. II, 1543 podaje inną modlitwę św. Augustyna, która wygląda na
przeróbkę średniowieczną.
J A N M A R IA S Z Y M U S IA K S J

P O S Ł O W IE

Q uaerite fa c ie m eius sem per —


Szukajcie zawsze Jego oblicza.
(Ps 104, 4; D e Trinitate L III, 5)

1 N a całej przestrzen i w ieków człow iek zaw sze szu k ał


B oga. A gdy nie starcz a ło sił, aby G o odnaleźć, to sam sobie
stw arza ł b o g ó w n a sw oją m odłę. Z asad n iczo um ysł lu d zk i
m o że o d czytać ślady B oga w stw o rzen iu i św. P aw eł pisze d o
R z y m ia n (R z 1—3), że G o nie o d n alezio n o . A le jesteśm y ta k
zajęci sp ra w a m i ziem skim i, ta k zużyw am y sw oje siły n a
tru d y i p ra c e w ró ż n y c h k ie ru n k a c h , że b ra k n a m energii n a
zgłębienie praw dziw ej n a tu ry B ożej. D la teg o m iłosierdzie
B oże p o ch y liło się n a d św iatem i sto p n io w o — w m ia rę
p o stęp ó w ludzkiego u m y słu —o b ja w iał się B óg aż d o chw ili,
kiedy sam zstą p ił do nas, aby n a s o Sobie pouczyć: „ B o g a
n ik t n ig dy nie w idział, d o p ie ro Je d n o ro d z o n y — też B óg
- w p a trz o n y w głębię O jca n a m G o opow ied ział” (J 1, 18).
M istrz o w sk ie d zieło św. A u g u s ty n a —pisan e p rzez d w a ­
d zieścia la t — nie zro d ziło się sp o n tan iczn ie. P o w sta ło
w sk u te k o d c zu w a n ej w ów czas p o trz e b y jak ie g o ś sy n tety cz­
n eg o w y k ła d u n a u k i o c e n tra ln y m dogm acie n aszej w iary,
a b isk u p H ip p o n y był szczególnie p rz y g o to w a n y p rzez
sw oje w y k sz ta łc en ie i p rzez sw oje d a ry p ed ag o g iczn e d o
u ło ż e n ia tak iej syntezy.
Z a s a d n ic z o s p o ry a ria ń sk ie ju ż były sko ń czo n e, ale d la
z ro z u m ie n ia p e w n y ch aluzji i w yw odów n aszeg o a u to ra
d o b rz e b ęd zie p rz y p o m n ie ć e ta p y p re cy zo w an ia się d o g ­
m a tu o T ró jc y Św iętej n a tle b u jnego życia religijnego
i p o lity c z n e g o IV w ieku.
W r o k u 362, p o c zte rd z ie stu la ta c h w alk — nie zaw sze
czysto id e o lo g ic zn y c h —o d o g m a t ogłoszony n a p ierw szy m
s o b o rz e p o w sz e c h n y m w N icei, z aśw ita ła ju trz e n k a triu m fu
d la o rto d o k s y jn o ś c i k a to lic k ie j. A rian izm , k tó ry o d rz u c a ł
530 Jan M aria Szym usiak S J

n a u k ę o ró w n o śc i O só b w T ró jc y Św iętej, u z n a ją c p r a k ­
ty czn ie ty lk o O jc a ja k o B o g a z n a tu ry , z o sta n ie o sta te c z n ie
p o k o n a n y d o p ie ro n a d ru g im so b o rz e p o w sz e c h n y m (w
K o n s ta n ty n o p o lu — 381 r.). A le te n d ru g i u ro c z y sty zjazd
b isk u p ó w z całego Im p e riu m R z y m sk ie g o m ó g ł się o d b y ć
d zięk i te m u , że przez la t czterd zieści d z ia ła ł p o całym
Im p e riu m n a p rz e ró ż n y c h je g o te re n a c h , gdzie p rz e b y w a ł
n a w y g n a n iu , p a tria rc h a A le k s a n d rii A ta n a z y , zw an y
W ielk im . N a w io sn ę ro k u 362, w p rz e rw ie m ię d z y trz e c im
a c z w a rty m w y g n a n iem A ta n a z e g o , k o rz y s ta ją c ze z m ia n y
c esa rza — K o n s ta n c ju s z a (1 3 6 1 ), a ria n in a — n a J u lia n a
„ filo z o fa ” , k ilk u n a s tu b isk u p ó w s p o ty k a się w A le k sa n d rii,
a b y o m ó w ić s p o so b y p rz y w ró c e n ia p o k o ju w g m in a c h
c h rz e śc ija ń sk ic h , p o je g o z a k łó c e n iu w szczętym n a tle s p o ­
ró w a ria ń sk ic h i o so b isty c h zaw iści. H is to ry k R u fin z A k -
w ilei n a z w ie te o b ra d y „ S o b o re m W y z n a w c ó w ” 1, p o n ie ­
w aż zeb rali się ta m b isk u p i p rz e śla d o w a n i p rz e z K o n s ta n c ­
ju sz a . P o z a d e k re ta m i d y sc y p lin a rn y m i o d ecy z ja ch n a c e ­
c h o w a n y c h w ielkim m iło sie rd z iem —w szyscy o d stę p c y m a ­
j ą o trz y m a ć ro zg rzeszen ie, jeśli o d p ra w ią n a d a n ą im p o ­
k u tę —p ró b o w a n o ta m p o ra z p ierw szy u z g o d n ić s ło w n ic t­
w o te o lo g ic z n e w o m a w ia n iu d o g m a tu o T ró jc y Św iętej.

2 N ie łatw o je st d o k ła d n ie u stalić, ja k ie były p o jęcia


ró żn y ch stro n n ic tw , gdyż wiele p ism z ty c h o d leg ły ch czasó w
zaginęło. T o , co się z ac h o w ało , n ieraz je st n a c e c h o w a n e
niechęcią lu b sy m p a tią d o o só b w y stęp u jący ch w o b ro n ie
d an ej n a u k i. W A lek san d rii przed staw iciele W sc h o d u doszli
p o ra z pierw szy do p o ro z u m ie n ia z p rz e d sta w ic iela m i Z a ­
ch o d u . A ta n a z y bow iem , dzięki sw oim d łu g o trw a ły m p o ­
b y to m n a Z a c h o d z ie — w T rew irze, w R zy m ie, w G a lii
—d o sk o n a le o p a n o w a ł ję zy k łaciński. S łow nictw o łaciń sk ie,
k tó re w y rażało d o g m a t o ,je d n e j istocie B ożej w trzech
O so b a c h ” , nie p o k ry w a ło się z g reckim . U sta lo n o , że k a ż d y
będzie m ó g ł uży w ać swojej te rm in o lo g ii, b y leb y ro z u m ia ł to
sam o , m ian o w icie p ra w d ę u s ta lo n ą n a S o b o rze N icejsk im ,
że C h ry stu s Syn B oży je st B ogiem w tej sam ej m ierze, co

1 Historia Ecclesiastica, I. 28, P. L. 21,498 B.


Posłowie, 1—2 531

O jciec, i że D u c h Św ięty p o s ia d a ta k ż e n a tu rę B o sk ą n a
ró w n i z O jcem i S ynem , a razem są je d n y m B o g ie m 2.
A ta n az y nie n a u c z a ł3 nigdy czegoś innego. T o sam o u trz y ­
m y w a ł n a jg o rę tsz y je g o z w o le n n ik n a Z a c h o d z ie , św. H ila ­
ry , b is k u p P o itie rs (3 1 5 -3 6 7 ), p ie rw szy d o k to r K o ś c io ła
ła c iń sk ie g o , k tó ry d zięk i w y g n a n iu n a W sc h ó d z a p o z n a ł się
z te o lo g ią g re c k ą i s ta r a ł się u z g o d n ić te rm in o lo g ię o b u
ś w ia tó w 4. Jeg o d zieło o T ró jc y Ś w ię te j5 je s t p ie rw szą
s y n te z ą te o lo g ic z n ą , k tó rą nie p o g a rd z i sam A u g u s ty n 6.
2 Oto np. w jaki sposób omawia sprawę G RZEG O RZ Z NAZJANZU w swojej
mowie pochwalnej na cześć św. Atanazego {Mowa 21, 35, P. G. 35, 1124—1 125):
„Dodam jeszcze coś, co wielce się przyda w naszych czasach tak obfitych
w spory. Oby posłużyło za naukę postępowanie Atanazego. Tak np. jest z wodą: nie
tylko ubywa tego, co ręka zaczerpnie, aie także ginie to, co między palcami
wycieknie. Tak samo [w dyskusjach] odrzuca się nie tylko to, co jest niezgodne
z świętą prawdą, ale nawet elementy najświętsze. Gdyby tematem dyskusji były
opinie bardzo ważne i godne zastanowienia, to jeszcze można się zastanawiać, ale
dyskutuje się o słówkach, które wyrażają inaczej tę samą myśl.
A więc u nas [Greków] mówi się z pobożnością o jednej istocie i o trzech
hipostazach —pierwsze słowo wyraża jedną naturę Bożą, drugie -p o trójne właściwo­
ści. Tak samo myślano w Italii, ale z powodu ubóstwa ich języka i braku słów nie
mogli oni rozróżnić hipostazy [substancji] od istoty i -wprowadzili pojęcie trzech
Osób, aby nie przyjmować trzech istot. ! co się stało? —Coś, co by było bardzo
śmieszne, gdyby nie aż tak godne pożałowania. Okazała się bowiem różnica wiary
tam, gdzie był tylko spór o jakiś dźwięk. WymyśLano od sabelian zwolennikom,
trzech Osób, od arian zwolennikom trzech hipostaz: widma wywołane przez ducha
sprzeczki. 1 proszę, co dalej? — Dodało się trochę kwasów jak zwykle w sporach
i nastąpiło niebezpieczeństwo rozdarcia sylabami całego świata.
Widział to i słyszał św. Atanazy i jako prawdziwy mąż Boży, a wielki kierownik
dusz, myślał, że nie może pozwolić na tak nieprzystojne i tak niemądre rozdarcie
Mądrości. Postanowił zastosować w tej chorobie leczenie na własny sposób. A jak to
uczynił? —Zwołał obie strony z wielką dobrocią i życzliwością, zbadał dokładnie, co
wyrażały ich sformułowania, a stwierdziwszy, iż zgodne są ich przekonania, a nauka
wierna przekonaniom, zostawił każdego przy swoich wyrazach, a połączył ich
w rzeczywistości” .
Oficjalne streszczenie akt „Soboru Wyznawców” w postaci L istu do A ntiocheń-
c zy kó w ( T om us ad A ntiochenos, P. G. 26, 796), podpisanego przez wszystkich
obecnych, potwierdza to opowiadanie św. Grzegorza z Nazjanzu.
3 Chociaż pojawiły się w naszych czasach pewne zastrzeżenia co do jego nauki
o Ludzkiej naturze Chrystusa. Zob. np. A. GRILLM EIER, D ie theologische und
sprachliche V orbereitung der christolog'ischen Form el von C halkedon, w: D as K onzil
von C halkedon I, W ürzburg 1951, str. 68—102; I. ORTIZ DE URBINA, L 'anim a
um ana d i C risto secondo S. A tanasio, w „Orientalia Christiana Periodica” 20 (1954),
str. 26—43; P. GALTIER, S a in t A th a n a se et l'äm e du Christ, w „Gregorianum” 36
(1955), str. 553-589.
4 W D e Synodis, P. L. 10, 479-548.
5 D e T rin ita te , P. L. 10, 26—472.
8 Np. powołuje się na niego m. in. w De T rinitate, VI. X, 11—12. P. L. 42, 931;
XV. III, 5, P. L. 42, 1059.
532 Jan M aria Szym usiak S J

J e d n a k b e z p o śre d n im i s p a d k o b ie rc a m i m y ś li A ta n a z e ­
go b ę d ą trzej n a jw ięk si O jco w ie K o ś c io ła W sc h o d n ie g o ,
tzw . K a p a d o c ja n ie — m ia n o w ic ie G rz e g o rz z N a z ja n z u
(3 2 9 -3 8 5 ), zw an y T e o lo g ie m , p a tr ia r c h a K o n s ta n ty n o p o la ,
je g o p rzy jaciel B azyli W ielk i (329—379), b is k u p C ezarei
K a p a d o c k ie j, i b ra t tego o sta tn ie g o G rz eg o rz, b isk u p N issy
(335—395), k tó ry w y stą p i ja k o n a jw y b itn ie jsz y te o lo g n a
S o b o rz e K o n s ta n ty n o p o ls k im (381). N a s ta ły ju ż w ó w czas
sp o k o jn ie jsz e d la K o ś c io ła czasy z a c e s a rz a T e o d o z ju sz a .
N a Z a c h o d z ie św. A m b ro ż y (339—397), b is k u p M e d io la n u ,
k tó re g o A u g u s ty n u w a ż a ł z a sw ego ojca w w ierze, ro z p o ­
w sz e c h n ia n a u k ę O jców k a p a d o c k ic h . A b y je d n a k d o jść d o
teg o o sta te c z n e g o triu m fu , p o trz e b n a b y ła w y trw a ła w a lk a
A ta n a z e g o przeciw A riu sz o w i i je g o z w o le n n ik o m .
N a p rz e strz e n i je d n e g o stu le c ia — o d ro k u 318, k ie d y to
A riu s z p o ra z pierw szy z a c z y n a ro z siew a ć n ie p o k ó j w d u ­
sza c h p rz e z sw oją n a u k ę g ło sz o n ą w k o ściele B a u k a lis n a
p rz e d m ie śc ia c h A le k sa n d rii, aż d o 425 r o k u , k ie d y A u g u s ­
ty n - j u ż p o n a p is a n iu sw o jeg o tr a k ta tu o T ró jc y Św iętej
(3 9 9 -4 1 9 ) — staw ia czoło d u c h o w y m p rz y w ó d c o m p le m io n
b a rb a rz y ń s k ic h z a k a ż o n y c h a ria n iz m e m 7, h e re z ja a ria ń s k a
p rz y b ie ra ró ż n e fo rm y . P o k o le n ia ró ż n ie p o jm u ją m yśl
A riu s z a , a n a w e t zu p ełn ie o d n a w ia ją je g o m y śl w z a le ż n o ­
ści nie ty lk o od sw ojej fo rm a c ji m y ślo w ej, ale n a w e t o d
o k o lic z n o śc i p o lity c z n y ch czy p o trz e b sp o łec z n y ch .
P o n ie w a ż p o s ta c ie h e re z ja rc h ó w w y stę p u ją ra z p o ra z
w a lu z ja c h z a w a rty c h w p ierw szej części t r a k t a t u św. A u g u ­
sty n a , p rz e to p rz e d sta w im y w zary sie g łó w n e e ta p y a ria ń -
skiego b łą d ze n ia .

I. A R IU S Z 1 W A L K A O W IA R Ę N IC E J S K Ą

3 A riu s z (2 5 6 -3 3 6 ), k a p ła n a le k s a n d ry js k i, ale p o c h o ­
d z e n ia lib ijsk ieg o a w y k sz ta łc e n ia sy ry jsk ieg o , cieszy się
u w ie rn y c h sw ojego K o ś c io ła w ielk im i w p ły w a m i d zięk i
su ro w o śc i o b y czajó w i d a ro w i w y m o w y . J e d n a k o k o ło

7 Zob. P. L. 42, 709-742; oraz niżej n. 39.


P osłow ie, 3 533

ro k u 318 n a p ły w a ją d o b is k u p a A le k s a n d ra s k a rg i n a jeg o
n a u k ę o S y n u B o ży m . P o k ilk u u p o m n ie n ia c h , p o d o ­
c h o d z e n iu h is z p a ń s k ie g o b is k u p a H o z ju sz a z K o r d ob y ,
d o ra d c y c esa rsk ie g o d o sp ra w relig ijn y ch , A riu s z z o sta je
p o tę p io n y p rz e z m iejsco w y sy n o d w szy stk ich stu b isk u p ó w
e g ip sk ich . O p u sz c z a A le k sa n d rię i z n a jd u je sch ro n ie n ie
u sw o ich sy ry jsk ich p rz y ja c ió ł, b is k u p a E u z e b iu sz a z C e z a ­
rei, sły n n eg o h is to ry k a K o śc io ła , i E u z e b iu sz a z N ik o m e -
d ii, „ p r y m a s a ” w sc h o d n ie j części C e sa rstw a . M a ją c ta k ic h
p ro te k to ró w o rg a n iz u je s p ry tn ą p ro p a g a n d ę , k tó r a sięga
n a w e t d o w a rstw lu d o w y c h . R o z p isu je listy, w y z n a n ia
w ia ry i u k ła d a d zieło p t. Talia (p o g re c k u „ U c z ta ” ),
w k tó ry m p r o z a je st p rz e p la ta n a w ierszam i i p io se n k a m i.
W e w sz y stk ic h p o rta c h sy ry jsk ich m a ry n a rz e ro z p o w sz e c h ­
n ia ją te p io s e n k i8.

1. A riu s z
N a u k a A r iu s z a 9: „ W y z n a je m y je d y n e g o B o g a, je d y n e g o
nie z ro d z o n e g o , je d y n e g o w ieczn eg o , je d y n e g o , k tó ry je s t
bez p o c z ą tk u i je s t je d y n y m p ra w d ziw y m B o g iem ” . W ty m
w y z n a n iu w ia ry , p o z o rn ie o rto d o k s y jn y m , z a w a rty je st
lo g iczn ie cały a ria n iz m . Jeśli b o w iem z z a ło ż e n ia B óg je st
nie z ro d z o n y (ą g e n n eto s), to nie m o ż e być m o w y o ja k im ś
p rz e d w ie c z n y m ro d z e n iu , w k tó ry m by B ó g bez p o d z ia łu
i z m ia n y w S o b ie u d zielał w ła s n ą sw o ją isto tę . T y m sam y m
Syn z ro d z o n y z O jca nie m o ż e b y ć B ogiem p raw d ziw y m .
A z a te m je s t stw o rz o n y . O to p ra w d a log iczn a, k tó r ą A riu sz
w y p ro w a d z ił z p o s tu la tu ra c jo n a ln e g o , nie trz y m a ją c się
B o żeg o O b ja w ie n ia . D a lsz e tw ie rd z e n ia z a w a rte w T a lii:
— S y n nie je s t w ieczny: „ B ó g nie b y ł w iecznie O jcem ...
Syn n ie m o ż e b yć B ogiem , s k o ro b y ł czas, k ie d y nie ist­

* Fragmenty znajdujemy u iw. ATANAZEGO, Contra Arianos, I, 5, 6, 9, P. G.


26, 22 n. D e Synodis, 15, P. G. 26, 708. Wydanie krytyczne: G. BARDY, autor
znanego Ż y w o ta św . A u g u sty n a , w: R echerches sur Lucien d ’A ntioche, L. II, rozdz. 2;
tłumaczenie francuskie: A. D ’ALES, L e dogm e de Nicée, Paris 1926, rozdz. 2.
9 Zob. J. TIXERONT, H istoire du dogmes, t. 2, Paris 1909, votât:. 2, str. 19—30.
Wyznanie wiary Ariusza u ATANAZEGO, D e Synodis, 16, P. G. 26, 710; u EPI-
FANIUSZA, P anarion, 69, 7; u HILAREGO, D e Trinitate, IV, 12; VT, 5.
534 Jan M aria Szym usiak S J

n iał. N ie m ó g ł bow iem istn ie ć, k ie d y nie b y ł z ro d z o ­


n y ” 10.
— Syn z o sta ł s tw o rz o n y z niczeg o z w oli B o g a, a b y s ta ć
się n a rz ęd z ie m d zieła stw o rz e n ia . J e s t je d n ą z w ła d z B o ­
żych 11.
— Je s t n ie B ogiem p ra w d z iw y m , „ w s p ó łis to tn y m ” O jcu,
a ty lk o S y n em B ożym p rzez u d z ielen ie ła s k i12.
— J e s t n ie d o sk o n a ły . W p ra w d z ie w sw o im w y z n a n iu
w ia ry sk ie ro w a n y m d o A le k s a n d ra , p a tria rc h y a le k s a n d ­
ry jsk ieg o , A riu s z o z n a jm ia , że S yn je st „ z ro d z o n y p rz e d ­
w iecznie, ja k o d o s k o n a łe s tw o rz e n ie B o g a, n ie zm ien n e
i n ie sk a z ite ln e ” , ale nie m ó w i, że je s t w ieczny i b ez p o c z ą t­
k u . W y stęp u je tu ta j w g reck im ję z y k u g ra słów : g en n eto s
— z ro d z o n y , i genetos - stw o rz o n y . D la A riu s z a S y n B oży
je s t p o d le g ły n ie d o sk o n a ło ś c io m is to ty stw o rz o n e j, p o d le g a
bo w iem B ogu; nie z n a d o s k o n a łe an i O jca, an i Siebie
sam ego; c a łą w ielk o ść sw o ją bierze z w o li O jca; „ jest
z n a tu ry z m ien n y , ja k i m y w szyscy; d o b ry je s t ty lk o
z w łasnej w o ln ej w o li” 13.
O d p o w ie d z ią n a te n b u n t u m y s łu k ie ru ją c e g o się w y łącz­
n ie k ry te ria m i suchej logiki b y ł p ie rw sz y s o b ó r p o w sz e c h n y
z w o łan y p rz e z c esa rza K o n s ta n ty n a w ro k u 325 w N icei,
n a o b sza rz e A zji M n iejszej, b lisk o w y b rz e ż a p rzeciw leg łeg o
K o n s ta n ty n o p o lo w i. A riu s z bo w iem — z re h a b ilito w a n y
p rz e z je d e n m iejscow y sy n o d w N ik o m e d ii i d ru g i w C e z a ­
rei - w ró cił triu m fa ln ie d o A le k s a n d rii, gd zie z a c z ą ł p o d ­
b u rz a ć lu d w ierzący. C ały W s c h ó d , p o d z ie lo n y n a d w a
o b o zy , z a p a la się d o w alki. A le K o n s ta n ty n p ra g n ie p o k o ju

10 Zob. ATANAZY, M owa 1 przeciw arianom, 5, P. G. 26, 22. L ist Ariusza do


Euzebiusza z Nikomedii - u św. EPIFANIUSZA, Panarion, Herezja, 69 n. 6, P. G.
42, 209-212.
11 „Ponieważ wszystko powstało z niczego, samo Słowo Boże z niczego zostało
stworzone... A ponieważ Bóg chciał potem nas stworzyć, stworzył wpierw jednego,
którego nazwał Słowem, Mądrością i Synem, aby nas przez niego stworzyć”
(ATANAZY, M owa I, P. G. 26, 23).
12 „Poza tym odważył się twierdzić, że Słowo nie jest prawdziwie Bogiem,
aczkolwiek mówi się o Nim Bóg, nie jest jednak prawdziwym Bogiem, a tylko przez
łaskę otrzymał udział [w Bóstwie) nie różniąc się od innych stworzeń. Posiada tylko
miano Boga... ale Słowo jest gruntownie różne [od Boga] i różni się naturą od Ojca”
(ATANAZY, ibid.).
ia ATANAZY, op. cit., P. G. 26, 22-23; D e Synodis, 15, P. G. 26, 707-710.
P o słow ie, 4 535

i p rz y jm u je p o d s u n ię tą p rz e z H o z ju sz a m y śl z w o ła n ia so ­
b o r u p o w sz e c h n e g o . P o c z ta c e sa rsk a zw ozi b is k u p ó w z c a ­
łe g o Im p e riu m , w w ięk szo ści je d n a k ze W sc h o d u , w liczbie
o k o ło trz y s tu (tra d y c y jn a cy fra 318 p o c h o d z i z P ism a
Ś w ięteg o , R d z 14, 14). U ro c z y s tą m o w ą 20 m a ja cesarz
o tw ie ra so b ó r. M im o o p o zy cji m a le ń k iej g ru p y z w o le n ­
n ik ó w A riu s z a — s ie d e m n a stu b is k u p ó w p o d p rz e w o d n ic ­
tw em d w ó c h E u z e b iu sz ó w — O jcow ie s o b o ru o d rz u c a ją ze
z g o rsz e n ie m tw ie rd z e n ia h e re z ja rc h y . L ecz sam o sp isa n ie
w y z n a n ia w ia ry s ta w ia tru d n o ś c i n a tu r y p ro to k o la rn e j.
E u z e b iu sz o w i z C ez a re i n ie u d a je się o trz y m a ć z a tw ie r­
d z e n ia te k s tu , k tó r y p o d s u w a O jco m s o b o ru . W p ro w a d z o ­
n o z a s a d n ic z ą z m ia n ę w z a p ro je k to w a n y m p rz e z n iego
w y z n a n iu w ia ry , m ia n o w ic ie słó w k o „ H o m o o u sio s —w sp ó ł-
is to tn y ” . U s ta lo n y te k s t p o d p is u ją w szyscy o b ecn i z w y ją t­
k ie m d w ó c h , k tó ry c h s k a z a n o n a ty c h m ia s t n a w y g n a n ie 14.
S o b ó r z a m y k a sw oje p o sied z e n ie w ielkim i u ro c z y sto śc ia m i
d n ia 19 c z e rw c a 325 r o k u 15.

2. S y m b o l N icejski

4 S y m b o l N ic e js k i16 z a w ie ra w y z n an ie w ia ry u z u p eł­
n io n e fo r m u łą p o tę p ie n ia , ,,a n a te m a ty z m e m ” .
W y z n a n ie w ia ry w y ra ż a p rzeciw h erezji a ria ń sk ie j, w j a ­
k im z n a c z e n iu Je z u s C h ry s tu s je s t S ynem B ożym . P o d k r e ś ­
lić trz e b a w y ra zy n a stę p u ją c e :
— F iliu m D e i — Syn B oży. S o b ó r w o la ł to w y ra że n ie n iż
o k re śle n ie V erbum D e i (logos) — S łow o B oże, k tó re je s t
m n ie j e w an g e lic zn e i trą c i filo z o fią h e lle ń sk ą , a je s t z a w a rte
w S y m b o lu C ez a re jsk im .
— N a tu m e x P â tre unigenitum , hoc est de substantiel P a tris
- z ro d z o n y z O jca ja k o J e d n o ro d z o n y Syn, tzn. z je g o
14 Mianowicie dwóch Libijczyków: Secundusa bpa PtoLemaidy i Teonasa bpa
Marmaryki.
1<s O hipotezie ponownego posiedzenia Soboru w 327 r. (E. SCHWARTZ, Zur
Geschichte des Athanasius , Berlin 1959, str. 205) zob. ATHANASE D ’ALEXAN­
D R IE , D eu x Apologies, Paris 1958, Appendice 1, str. 169 (S. C. 56).
16 Autentyczny tekst grecki i tłumaczenie łacińskie w Dz. 54. Por. J. ORTIZ DE
URBINA, Textus symboli Nicaeni, „Orientalia Christiana Periodica” II (1936), str. 330.
536 Jan M aria Szym usiak S J

isto ty (po g reck u ousia). S łow a te w y ra ż a ją n iew ątp liw ie, że


Syn p o c h o d z i od O jca nie ja k o stw orzen ie an i ja k o Syn
p rz y b ra n y , ale ja k o je d y n y z ro d z o n y z sam ej su b sta n c ji
O jca: p ra w d ziw y Syn B oży z n a tu ry .
— D eu m de D eo, lum en de lum ine —B óg z B oga, św iatłość
z św iatłości. P o c h o d z en ie S yna, jeg o „ p ro c e s ja ” — w edług
o k reśleń teo lo g ó w (od słow a łacińskiego p ro -ced ere) —je st
u w y d a tn io n e przez an alo g ię ze św iatłem , ja k to p ięk n ie
o b ja śn ią O jcow ie greccy, B azyli i obaj G rz e g o rz e 17. T ę
a n alo g ię stan o w czo p o tę p ia ł A riu s z 18, m im o że je st za­
p o ż y cz o n a z P ism a ś w .19.
— D eum verum de D eo vero — p ra w d ziw y B óg z p ra w ­
dziw ego B oga. Syn je st rzeczyw iście B ogiem w n ajściślej­
szym tego słow a znaczeniu, a nie p rz e z an alo g ię. T o
tw ierd zenie w yklucza m yśl, że m ó g łb y być niższy od O jca
w B óstw ie.
— N a tu m non fa c tu m — z ro d z o n y nie stw o rz o n y . S p o só b
p o c h o d z e n ia S yna fo rm a ln ie ró ż n i się od s p o so b u , w ja k i
stw o rz en ia p o c h o d z ą od B oga.
— Unius substantiae cum P atre — o w spólnej istocie z O j­
cem. Istnieje tylko je d n a is to ta B oża, a Syn j ą p o s ia d a n a
ró w n i z O jcem . Jest hom oousios, nie hom oiousios ( z isto ty
p o d o b n e j d o isto ty O jca), ja k b ę d ą tw ierd zić sem i-arian ie.
T e n w y raz był ja sn y i godził b e zp o śre d n io w herezję. Jego
sto so w a n ie je d n a k nie było całkiem ro z tro p n e ze w zględu
n a o k oliczności, w k tó ry c h p o w sta ł. N ie ty lk o nie w y ­
stępuje o n w P iśm ie ś w .20, ale z o sta ł u żyty p o ra z pierw szy
przez h e re zja rc h ę P a w ła z S a m o saty , p o tę p io n e g o n a m iej­
scow ych s y n o d a c h w A n tio c h ii (264 i 268) z a tzw . m o d a -
liz m 21. S am w y raz p o c h o d zi o d O ry g en esa, k tó ry z kolei

17 Np. BAZYLI, Contra Eunomium, II, P. G. 29, 629, 637; GRZEGORZ


ZNISSY, Contra Eunom., I, P. G .45, 414; GRZEG O RZ Z NAZJANZU, M owa 31
(Teologiczna V), 32, P. G. 36, 169.
18 Św. ATANAZY, D e Synodis, 15, P. G. 26, 710.
18 Mdr 7, 26; J 1, 9; Hbr 1, 3. Zob. De Trinitate, IV. XX, 27.
20 Jednak niektórzy zwolennicy Soboru Nicejskiego chcieli udowodnić, że to
słowo znajduje się w Piśmie św. (Hbr 1, 3).
2L Zob. ATANAZY, Expositio/idei, P. G. 25, 204A (ed.. H . Nordberg, Helsinki
1962, str. 51); D e Synodis, P. G. 26, 772 C.
W „modalizmie” , czyli sabelianizmie istnieje tylko jedna osoba Boża (prosopon),
w której możemy rozróżnić mądrość (sophia) i słowo {logos). To ostatnie może być
P o s ło w ie , 4 537

zap o ży czy ł go o d n e o p la to n ik ó w 2223i uży w a go w k o n te k ś ­


cie n ie try n lta rn y m . W a lk a ro z p ę ta się w o k ó ł teg o w y razu ,
k tó ry dzięki d z iałaln o śc i św. A ta n a z e g o i sa m ą siłą rzeczy
sta n ie się streszczen iem d o g m a tu nicejskiego. Je d e n z p rz y ­
ja c ió ł A ta n a z e g o , M arce li z A n c y ry , w ym yśli sk o m p lik o ­
w a n ą te o rię , k tó r a u jeg o u c z n ia F o ty n a z S irm ium p rz e ­
o b ra z i się w ja s k ra w y a d o p c ja n iz m 2a. T o oczyw iście nie
u ła tw i z a d a n ia A ta n a z e m u .
— E t in S p iritu m S a n c tu m —i w D u c h a Św iętego. S o b ó r
w yznaje B ó stw o trzeciej O so b y B ożej, ale nic szczegól­
n eg o n a te n te m a t nie w sp o m in a, p o n iew aż nie było
o tw a rte g o s p o ru w tej spraw ie. A riu sz je d n a k u trzy m y w ał,
że „ isto ty O jca, S y n a i D u c h a Św iętego są n a tu ra ln ie
p o d z ie lo n e , obce sobie, bez k o n ta k tu ni łączn o ści m ięd zy
s o b ą ” 24.
A n a te m a ty z m p o tę p ia pięć zasad n iczy ch h aseł arian iz-
m u , ab y u z u p ełn ić w yznanie w iary. A le n iestety używ a
w ty m sam y m zn aczen iu w y ra zó w substantia-hypostasis
i essentia-ousia. T e n b ra k ścisłości w y rażeń będzie tak że
ź ró d łe m n ie p o ro z u m ie ń : n a Z a c h o d z ie bow iem w y razy
łaciń sk ie substa n tia i essentia są ró w n o z n ac z n e, n a to m ia st
w yraz grecki hyp o sta sis n a W sch o d zie p rzy jm ie sto p n io w o
zn aczen ie „ o s o b y ” .

nazwane Synem, jako że jest odwiecznie wypowiedziane i zrodzone. Jasne jest, że


takie ,,Słowo” nieosobowe będzie współistotne Ojcu (homoousios). Gdyby jednak
było istotą (ousia ) różną i jednakowa Bożą - więc współistotne Ojcu w tym
znaczeniu, że posiada istotę identyczną, tak jak dwoje Ludzi posiada jedną i tę samą
naturę - trzeba by na mocy zasad o partycypacji, głoszonych przez filozofię
płatońską przyjąć jakąś istotę (ousia) wyższą, od której pochodziliby i Ojciec, i Syn.
W myśli Pawła z Samosaty Syn nie posiada własnej osobowości, a Słowo wcielone
w Jezusie jest tylko nieokreśloną władzą Bożą przebywającą w człowieku Jezusie jak
w świątyni.
Modalizm jest ostatecznie tylko nowym wydaniem starych herezji z poprze­
dniego stulecia, mianowicie „adopcjanizmu” , potępionego przez papieża Wiktora,
oraz „monarchianizmu” Sabeliusza, Praxeasa i Noetusa, zwalczanych przez Ter­
tuliana.
22 U PLOTYNA, Enneada IV, 4, 28, wyd. Henry-Schwyżer, t. II, Paris-Bruxelles,
str. 114, w. 55 (tłum. Krokiewicza, t. II, Warszawa 1959, str. 103); Enn. IV, 7, 10
(wyd. H-S, str. 214, w. 19; tłum. Krokiewicza, str. 181).
23 Zob. J. TIXERONT, Hist. des dogmes, II, Paris 1909, str. 38-41 (por.
SOKRATES, Ilist. Ecct ., 1. 36, P. G. 67, 172-173; EPIFANIUSZ, Panarion, Herezja
72, P. G. 42, 281-303).
24 ATANAZY, M owa Iprzeciw arianom, P. G. 26, 23.
538 Jan M aria Szym usiak S J

3. W a lk a o S y m b o l N icejsk i
5 O p o z y cja w y stąp i ja w n ie, gdy ty lk o b isk u p i w ró c ą do
sw oich gm in. P o śm ierci K o n s ta n ty n a p o w sta je o tw a rta
w a lk a , k tó r a z ak o ń c z y się II so b o re m p o w sz e ch n y m
w K o n s ta n ty n o p o lu z a p a n o w a n ia T e o d o z ju sz a (381).
P rzyczyny o p ozycji i w alki są p o tró jn e : b ra k precyzji
w sfo rm u ło w a n ia c h S ym bolu, p o lity c z n a i d ia le k ty c z n a
zręczn o ść b isk u p ó w a ria ń sk ic h o ra z in terw en cje w ładzy
św ieckiej w sp ra w a c h w iary.
W s fo rm u ło w a n iu S y m b o lu nie m a w y ra źn e g o o k re ś­
len ia B ó stw a D u c h a Ś w iętego i jeg o p o c h o d z e n ia . O jciec,
S yn i D u c h Św ięty nie są n a z w a n i O so b a m i. Szczególnie
n iejasn o ść p o jęć z a w a rty c h w w y ra za c h h yp o sta sis i ousia
w y w o ła „w alk ę w c iem n o śc ia ch ” 25. B ędzie się w y d a w a ło ,
że p o tę p ia ją c tych, k tó rz y u trz y m u ją — n a W sch o d zie,
w ję zy k u greckim — że Syn je s t „ z innej h ip o s ta z y ” niż
O jciec, S y m b o l N icejski p rz y jm u je ty lk o je d n ą O so b ę B o ­
żą. Ł a tw o będzie p o tę p ić je g o o b ro ń c ó w ja k o zw o len n ik ó w
n a u k i S abeliusza. O d w ro tn ie , w św iecie ła ciń sk im nie p rz y ­
jm ie się fo rm u ła g re c k a O jców k a p a d o c k ic h o „jed n ej
istocie w trz e c h h ip o s ta z a c h ” , p o n iew aż h ip o s ta z a d la nich
u to ż sa m ia się z s u b sta n c ją czyli is to tą 26.
C o do p o sta w y b isk u p ó w , to z a w y jątk iem d w ó c h Libij-
czyków , w szyscy b isk u p i o b e cn i w N icei p o d p is a li S ym bol
w ia ry —n ie k tó rz y z o b aw y p rz e d k a rn y m i k o n sek w e n cjam i.
P o z am k n ięciu s o b o ru , gdy ty lk o K o n s ta n ty n w yjechał,
trzech b isk u p ó w o d w o łało sw oje p o d p isy , a m ię d z y nim i
E u zeb iu sz z N ik o m e d ii i sam b is k u p N icei, T e o g n is. In n i,
ja k E u zeb iu sz z C ezarei, u dzielili sw oim w iern y m o b ja ś­
n ien ia o z a b a rw ie n iu a ria ń s k im 27; jeszcze in n i p o m ija li
26 „Nych tom achia” mówi historyk SOKRATES, który jest echem św. Atanaze­
go {Hist. EccL, I. 23, P. G. 67, 141). Wyraz prosopon, maska teatralna, nie oznacza
jeszcze wówczas osoby. W języku łacińskim persona m a to samo znaczenie „maski”
w języku potocznym, ale w języku prawniczym, jak to widzimy u Tertuliana, już
oznacza osobę (por. CYCERO, De orat., 2, 134).
28 Nawet św. HIERONIM wyraża swoje zastrzeżenia co do tej terminologii
w listach 15 i 16 do papieża Damazego (366-384), 17 do kapłana M arka {Listy,
tłum. J. Czuj, t. I, Warszawa 1952, str. 46-53). Św. Augustyn natomiast rozstrzygnie
ten problem w ks, V swojego traktatu o Trójcy Świętej.
27 P. G. 20, 1536-1544.
P o s ło w ie , 5 —6 539

w y ra z hom oousios a lb o otw arcie gościli u siebie ja w n y c h


h e re ty k ó w . P rz y w ó d c y stro n n ic tw a aria ó sk ie g o n ależeli do
elity in te le k tu a ln e j, byli d o s k o n a le o b e zn a n i z ta jn ik a m i
lo g ik i i u trz y m y w a li k o n ta k ty z d w o re m cesarsk im . E u z e ­
b iu szo w i z N ik o m e d ii — dzięki p ro te k c ji sio stry i m a tk i
K o n s ta n ty n a , K o n s ta n c ji i H e len y — u d a się nie ty lk o
u n ik n ą ć dłuższego p o b y tu n a w y g n a n iu , ale n a w et zy sk ać
sto licę p a tria rc h a in ą w K o n s ta n ty n o p o lu . N a to m ia s t
w śró d o rto d o k s y jn y c h b isk u p ó w liczy się więcej w y z n a w ­
có w w iary niż „w y ćw iczo n y ch d ia le k ty k ó w ” 28. A le m a ją
o n i A ta n a z e g o , k tó re g o d z iałaln o ść k ró tk o o m ó w im y niżej.
W reszcie w zględy p olityczne o d e g ra ją też p e w n ą ro lę
w z am iesza n iu , k tó re p o w sta n ie w sk u te k chw iejności d o g ­
m a ty c z n y c h p rz e k o n a ń cesarza. T rz e b a ta k że p a m ię ta ć , że
a ria ń sk i b is k u p N ik o m e d ii p rz e b y w a b lisk o d w o ru i z p o ­
m o c ą sw oich są sia d ó w z N icei i C h a lc e d o n u łatw iej m o ż e
w p ły w ać n a u m y sł w ład cy niż d alecy p a tria rc h o w ie A n ­
tio c h ii i A le k sa n d rii lu b b isk u p rzym ski.

6 W z a o g n ia ją c y m się sp o rz e m o żem y ro z ró ż n ić trzy


fazy: d o ro k u 350 —sze ro k o ro z w in ię ta ofen sy w a p rzeciw ­
n ik ó w w y ra zu i p o ję c ia hom oousios; dziesięć la t ich triu m fu
(3 5 0 —361) z a p a n o w a n ia a ria ń sk ie g o cesarza K o n sta n c ju -
sza i d w a d zie ścia la t ro z k ła d u ich sił, o d „ S o b o ru W y z n a w ­
c ó w ” w A le k sa n d rii (362) d o II s o b o ru p o w szech n eg o
(381).

P ierw sza fa z a
W p ierw szej fazie a ria n ie z b ie ra ją sw oje siły i zw alczają
z w o len n ik ó w o rto d o k sy jn o śc i. D o śm ierci K o n s ta n ty n a
(337) nie tk n ą S y m b o lu N icejskiego, k tó ry cesarz u w a ż a z a
sw oje o so b iste dzieło. A le sięgną p o stolice b isk u p ie p rz e ­
c iw n ik ó w n a u k i aria ń sk ie j. P a tria rc h a A n tio c h ii z o sta je
s trą c o n y ze sw ego sta n o w isk a — o sk a rż o n y o sab elian izm
i z n iew a ż an ie c esa rsk ieg o m a je s ta tu 29. A ta n a z y , m ło d y
ZB SOKRATES, H ist. Eccl., I. 9, P. G. 67, 88.
ZB Nieostrożnie się wyraził o skromnym pochodzeniu matki cesarza (ATANA­
ZY, Hist. Arianorum, 4, P. G. 25, 700 A).
540 Jan M aria Szym usiak S J

p a tr ia r c h a A le k sa n d rii, z o sta je zesłany d o T re w iru z a rz e ­


k o m e g ro ź b y z ag ło d z e n ia K o n s ta n ty n o p o la 30. M arce li,
b is k u p A n c y ry , je st p o tę p io n y za sab e lia n iz m , k tó r y m o ż n a
b y ło w y c zy ta ć w jeg o p o p rz e d n ic h d z ie ła c h 31. A riu s z n a to ­
m ia s t z o sta je o d w o ła n y z w y g n a n ia d o K o n s ta n ty n o p o la ,
gdzie z re sz tą u m ie ra w p rz e d d z ie ń sw ego u ro c z y ste g o p rz y ­
ję c ia (3 3 6 )32. G d y ty lk o K o n s ta n ty n z a m k n ą ł o czy , p o ­
z w o lo n o w y g n a ń co m p o w ró c ić d o sw o ich m ia s t, ale w ię k ­
szość z n a jd u je ta m b isk u p ó w in tru z ó w . W szęd zie p o w sta ją
ro z ru c h y 33. D zięk i p ro te k c ji K o n s ta n c ju s z a n a W sc h o d z ie
a ria n ie w z m a c n ia ją sw oje p ozycje. P rz y w ó d c y są n ieliczn i,
ale z a jm u ją n ajw ażn iejsze sto lice. W m a w ia ją o n i in n y m , że
h o m o o u sios w y ra ż a s a b e lia n iz m . M n o ż ą się o fic ja ln e w y ­
z n a n ia w ia ry , k tó re c h c ą z atrze ć w p am ięci S y m b o l N ic ej­
s k i34. W ie lk ą siłą A ta n a z e g o b ęd zie je g o w ie rn o ść te m u
je d y n e m u w y z n a n iu w ia ry . N a Z a c h o d z ie p a p ie ż Ju liu sz I
(337—352) p o d trz y m u je u w sz y stk ic h tra d y c y jn ą w ia rę . A le
n a w e t n a Z a c h o d z ie sy tu a c ja u le g n ie g ru n to w n e j z m ia n ie
p o śm ierci J u liu sz a i p o o b jęciu całeg o Im p e riu m p rzez
K o n s ta n c ju s z a (350).

30 Egipt dostarczał zboża do stolicy Cesarstwa, a patriarcha miat na


tyle wpływu, że mógłby taką groźbę wykonać (zob. ATHANASE D ’ALEXAND­
RIE, Apologie à VEmpereur Constance, Paris 1958, Introduction, str. 16-22,
S. C. 56).
31 Ibid., str. 25.
32 Ibid., str. 22. Zob. ATANA2ÜY, Epistoła de m orte Arii, P. G. 25, 685.
33 Św. HILARY, Fragmenta historica, III, 8—9 (P. L. H), 664—665' ed. Feder
CSEL 65, str. 54-55).
34 W Antiochii (341) powstają trzy różne wyznania wiary formalnie niehere-
tyckie; pomijają tylko wyraz homoousios i potępiają skrajny arianizm. Ich teksty
znajdują się u św. ATANAZEGO, De Synodis, 22 (SOKRATES, H ist. Ecci., II. 10),
23 (SOKR., ibid.; św. HILARY, De Synodis , 31-33), 24 (P. G. 26, 720-724).
Czwarta formula była streszczeniem poprzednich: została przedstawiona cesarzowi
(ATANAZY, D e Synodis, 25). Nowa formuła powstaje w Antiochii w 345 r.
z odcieniem subordynacjonizmu, tzn. że Syn jest Bogiem, ale drugorzędnym
(ATANAZY, D e Synodis, 26). W Sirmium powstaną także trzy formuły wyznania
wiary: pierwsza w 351 r. (ATANAZY, De Synodis, 27; SOKRATES, H ist. Eccl.,
II. 30) tego samego styLu, co 4 antiocheńska; druga (357) formalnie heretycka
(HILARY nazwie ją „bluźnierstwem syrmijskim” , De Synodis, 11; ATANAZY, De
Synodis, 28); trzecia (359) stara się wszystkich pogodzić i zabrania używać wy­
razu ousia : „Syn jest we wszystkim podobny do Ojca” (ATANAZY, D e Synodis,
16,17).
P o s ło w ie , 6 - 7 541

D ru g a fa z a
N a s ta ją czasy jeszcze cięższe d la p ra w ej w iary . D w ó c h
b e z p o ś re d n ic h u c z n ió w A riu s z a z czasó w je g o p o b y tu n a
w y g n a n iu w Ilirii —U rz a c ju s z i W a le n s — o p a n o w u je u m y sł
c e sa rz a i p ro w a d z i k a m p a n ię h e re ty c k ą n a te re n a c h z a c h o d ­
n ic h 35. H ila ry z P o itiers, D io n iz y z M e d io la n u , sam p a p ie ż
L ib eriu sz, sędziw y H o zju sz, w reszcie A ta n a z y , o p u szczają
p o d p rz e m o c ą sw oje sto lice i z o s ta ją z a stą p ie n i p rz e z
h e re ty k ó w . N a W sc h o d z ie je d n a k p o k a z u ją się ry sy w m u -
ra c h tw ie rd z y a ria n iz m u . Z a c z y n a ją się m n o ż y ć szk o ły ,
o d ła m y i g ru p k i c o ra z to m ą d rz e jsz y c h m istrz ó w w sp ra w ie
S y n a B o żeg o i D u c h a Ś w iętego. T rz y w y ra zy o k re śla ją
z a sa d n ic z e k ie ru n k i: anom oios, hom o io u sio s, hom oios. P ie r­
w szy w y ra z je s t h a słe m tw a rd y c h , n ie u stęp liw y c h a ria n ,
w y c h o w a n y c h n a m ą d ro ś c i A ry s to te le s a i sto su ją c y c h
w s p ra w a c h w ia ry ry g o r d ia le k ty k i ra c jo n a listy c z n e j. P o d
p rz y w ó d z tw e m A e cju sz a, w y ch o w aw cy c esa rza J u lia n a ,
i E u n o m iu sz a , k tó re g o n a k a ż d y m k ro k u b ę d ą zw alczać
O jco w ie k a p a d o c c y , o ra z E u d o k s o s a , p a tria rc h y k o n s ta n ­
ty n o p o lita ń s k ie g o , ci logicy „ z g łę b ili” w szelkie ta jn ik i n a ­
tu ry B o sk iej. D la n ic h B óg —je d y n y i n ie p o d zieln y —je st
d o s k o n a le p o jm o w a n y p rz e z u m y sł ludzki: w y starcz y p rz e ­
a n a liz o w a ć p o jęcie agennetos. E u n o m iu sz tw ie rd z i n a w et,
że B o g a z n a ta k , ja k B óg z n a S am Siebie. A p o n ie w a ż B óg
je s t n ie z ro d z o n y (agennetos), w ięc Syn je d n o ro d n y m o ż e
b y ć ty lk o stw o rz e n ie m i je s t z in n ej su b sta n c ji n iż O jciec.
N ie m o ż e b y ć w sp ó łisto tn y O jcu i w e w szy stk im się ró ż n i
o d N ie g o , czyli je s t anom oios — n ie p o d o b n y do O jca. Jeśli
się ró ż n i o d in n y c h stw o rz e ń , to d la te g o że B óg stw o rz y ł
G o b e z p o ś re d n io , a b y stał się n a rz ę d z ie m w stw o rz e n iu
D u c h a Ś w iętego i w szech św iata.

7 Z w o le n n ic y tej n a u k i n o s z ą w te k s ta c h O jcó w K o ś ­
c io ła ró ż n e n azw y : an o m ei, a e c ja n ie , e u n o m ia n ie , e u d o k s-
ja n ie , h e te ro u z ja ś c i i in n e . Ic h p a r tia zw ycięża n a p s e u d o -

afi Zob. ATHANASE D ’ALEXANDRIE, D eux Apologies, Paris 1958, spis


imion str. V: Ursace, Valens.
542 Jan M aria Szyrnusiak S J

so b o rz e w S irm iu m (357), ta k że z a b ro n io n o w n a u k a c h
o fic ja ln y c h u ż y w ać w y ra z ó w hom oousios i hom oiousios.
W ięk sz o ść b isk u p ó w p o d p is u je h e re ty c k i fo rm u la rz sy rm ij-
s k i36, n a w e t se n io r e p is k o p a tu H o z ju sz . A le H o z ju s z liczył
w ó w czas b lisk o sto la t i nie m o ż n a tw ierd zić, a b y jeszcze
b y ł o d p o w ie d z ia ln y z a sw ój b r a k w n ik liw o ści w głębie
d ia le k ty k i. N ie u d a ło się je d n a k w y m u sić n a n im p o d p is u
p o d w y ro k n a A ta n a z e g o : to b y ł d la n ieg o żyw y s z ta n d a r
o rto d o k s y jn o ś c i, k tó re g o nie m ó g ł się w y p rzeć.
D ru g a g ru p a (sem i-arian ie) z e b ra ła s ię 37 w o k ó ł B azy le­
go z A n c y ry . Z ło ż o n a z lu d z i bezw zg lęd n ie w ie rz ąc y ch
w T ró jc ę Ś w iętą, c h cia ła w sz y stk ic h p o g o d z ić . D o n ich
p rz e z p e w ien czas n a le ż a ł św. C yryl z J e r o z o lim y 38. Ci
k a to lic y „ u g o d o w i” p o tę p ia li A ta n a z e g o d la o g ó ln e g o p o ­
k o ju i n ie p rz y jm o w a li w y ra z u hom oousios, a stw o rzy li
hom oiousios. C h c ą o n i o calić B ó stw o S y n a i ro z ró ż n ia ć
Je g o O so b ę o d O so b y O jca. D la te g o m ó w ią , że O jciec i Syn
m a ją p o d o b n ą (h o m o io s) s u b sta n c ję , czyli isto tę . N ie k tó rz y
z n ic h b ę d ą p ó źn iej z w alczać B ó stw o D u c h a Św iętego
i z o s ta n ą p o tę p ie n i n a II so b o rz e p o w s z e c h n y m 39. B azyle-
m u z A n c y ry u d a ło się n a w e t z d o b y ć u z n a n ie u cesarza.
Z w o łu je s o b ó r w sw oim m ieście i c e sa rz sk a z u je n a w y g n a ­
nie w sz y stk ic h „ e u n o m ia n ” . P a p ie ż L ib e riu sz z g a d z a się n a
n o w e s fo rm u ło w a n ie w ia ry i w ra c a d o R z y m u . Św. H ila ry ,
ja k i św. A ta n a z y , w sw o ich ro z p ra w a c h o ty c h ró ż n y c h
s o b o ra c h (D e S y n o d is) p rz y z n a ją , że m o ż n a ro z u m ie ć o r to ­
d o k sy jn ie w y ra z hom oiousios.
T rz e c ia g ru p a u tw o rz o n a z o p o rtu n is ty c z n y c h p o lity ­
k ó w p o d p rz y w ó d z tw e m A k a c ju s z a z C e z a re i, o d rz u c a
w szystkie sfo rm u ło w a n ia i ch ce, a b y m ó w io n o , że „ w e d łu g

36 Tzn. drugi (zob. wyżej, przyp. 34). Papież Liberiusz podpisał jeden z for­
mularzy syrmijskich, ale na pewno nie heretycki (zob. ATHANASE D ’ALEXAN­
DRIE, Paris 1958, S. C. 56), Introduction n. 32, gdzie autor podaje dyskusje na ten
temat i bibliografię. Zob. Dz. 93.
37 Zob. wyżej ATHANASE D’ALEX., Introduction n. 33; por. GRZEG O RZ
Z NAZJANZU, Mowa 21 na cześć Atanazego, n. 33, P. G. 35, 1107.
38 SOKRATES, Hist. EccL, V. 8, P. G. 67, 576. Św. CYRYL nie używa
w swoich Katechezach wyrazu homoousios; znajdujemy natomiast u niego formuły
Bazylego z Ancyry (IV, 7, P. G. 33, 461 B; XI, 4, ibid. 696 B).
39 Zob. Dz. 85.
P o s ło w ie , 7 - 8 543

n a u k i P ism a św . S yn je s t p o d o b n y d o O jc a ” . W ty m czasie
o d b y w a ją się w R im in i i w Seleucji d w a so b o ry , ale bez
s k u tk u , a n a w e t w trz y la ta p ó ź n iej (360) B azyli z A n c y ry
z o sta je p o tę p io n y w K o n s ta n ty n o p o lu ra z e m z C y ry le m
z J e ro z o lim y . W sz y stk ie m e tro p o lie są w rę k a c h a ria ń sk ic h .
W ty m czasie m a m iejsce p o lity c z n y b u n t c e s a rz a J u lia n a .
K o n s ta n c ju s z u m ie r a 3 lis to p a d a 361. Z a c z y n a się o s ta tn i
e ta p ż m u d n e j w a lk i o w ia rę w B ó stw o C h ry s tu sa . W ielk im
zw ycięzcą b ę d zie A ta n a z y .

8 T rzec ia fa z a
P o śm ierci K o n s ta n c ju s z a A ta n a z y w ra c a d o sw ojej
trz ó d k i 21 lu te g o 362. Je s t b is k u p e m o d trz y d z ie stu czte ­
rech la t. S p o k o jn e g o p a s te rz o w a n ia m ia ł ty lk o la t dziesięć
(346—356). C ałe d w a n a śc ie la t sp ęd ził p o z a sw o ją o jczy zn ą.
Sw ą n a u k ę o T ró jc y Św iętej p rz e d sta w ił szczeg ó ln ie
w trz e c h M o w a c h p rze c iw a ria n o m 4,0, n a p is a n y c h p o d c z a s
trzecieg o w y g n a n ia , k ie d y p rz e b y w a ł w śró d p rz y ja z n y c h
m u m n ic h ó w n a p u s ty n i (356—361). P isze ta k ż e w ó w czas
ro z p ra w y o B ó stw ie D u c h a Ś w ię te g o 4041. P o tzw . so b o rz e
w y z n a w c ó w 42 p ó jd z ie jeszcze d w a ra z y n a w y g n a n ie,
a o s ta te c z n ie w ró c i d o A le k s a n d rii d o p ie ro n a sied em la t
p rzed śm ie rc ią (366). W łaściw ie je g o o s o b ista d z ia ła ln o ść
n a p o lu te o lo g ic z n y m ju ż się z a k o ń c z y ła . D z ię k i je g o
w y trw a ło ści w o b ro n ie S y m b o lu N icejsk ieg o n o w y d u c h
w stą p ił w szeregi sił k a to lic k ic h . N o w e p o k o le n ie te o lo g ó w
- w śró d k tó ry c h O jcow ie k a p a d o c c y ja ś n ie ją ja k g w iazd y
pierw szej w ie lk o śc i —p o d n ie sie s z ta n d a r S y n a B ożego i d o ­
p ro w a d z i w a lk ę d o o s ta te c z n e g o zw ycięstw a. W szyscy m is­
trz o w ie te o lo g ii s ta ro ż y tn e j zaw sze b ę d ą w y stęp o w a li ja k o
je g o s p a d k o b ie rc y i u c z n io w ie 43. N a u k a św. A u g u s ty n a

40 P. G. 26, 12-468.
41 W formie czterech Listów do Serapiona, biskupa Ttrruis w Egipcie (P. G. 26,
525—676; przekład francuski i obszerny wstęp napisał J. LEBON w S. C. 15, Paris
L947).
42 Zob. wyżej n. 1.
43 BAZYLI pisze do niego list oznajmiający swoje mianowanie na biskupstwo
w Cezarei Kapadockiej (370) oraz inne listy, w których prosi o skontaktowanie go
r. papieżem Damazym (E pist. 66, 67, 69, 80, 82, P. G. 32, 424 n.). GRZEGORZ
544 Jan M aria Szym u sia k S J

p o k ry w a się z ic h n a u k ą 44. C ie k a w e b y ło b y p o ró w n a n ie
ty c h d w ó c h p r ą d ó w — z a c h o d n ie g o i w sc h o d n ie g o — p o
z b a d a n iu try n ita rn e j n a u k i, j a k ą K a p a d o c ja n ie p rz e jęli p o
A ta n a z y m .
S am A ta n a z y nie je st filo z o fe m i z a rz u c a a ria n o m , że
n a d u ż y w a ją „ d ia le k ty c z n e j te c h n o lo g ii” 45. N ie je s t n a w e t
w y b itn y m te o lo g ie m s p e k u la ty w n y m , ta k im , k tó r y by
ch ciał u ło ż y ć d a n e O b ja w ie n ia w z w a rty sy stem . J e s t p rz e ­
d e w szy stk im d o b ry m p a s te rz e m , k tó ry b ro n i swej o w c z a r­
n i p rz e d in n o w ie rc a m i i w ie rn y m p rz e k a z u je a u te n ty c z n ą
n a u k ę C h ry s tu s a . Je g o n a u k a o T ró jc y Św iętej b ę d z ie w ięc
w y razem tra d y c y jn e j w ia ry K o ś c io ła w O jca, S y n a i D u c h a
Ś w ięteg o, o p a rte j n a P iśm ie św. A fa k ty p rz e z niego
stw ie rd z o n e w e jd ą p o p rz e z O jc ó w k a p a d o c k ic h w sk ła d
sy n tezy u ło ż o n ej p rz e z A u g u s ty n a .
Syn je s t B o g iem z sam ej sw ojej n a tu ry . B ó stw o J e g o je s t
to sa m o , co B ó stw o O jca, c h o c ia ż trz e b a o d ró ż n ić O jca
i S y n a 46. A ta n a z y d a je n a to d w a d o w o d y : je d e n — z w y ­
z n a n ia w ia ry p rz y u d z ie la n iu c h rz tu : C h rz e s t o trz y m u je m y
w im ię T ró jc y je d n e j i n ie p o d z ie ln e j47; d ru g i - ze s k u tk ó w

Z NAZJANZU ułoży jedną z najpiękniejszych swoich mów na jego cześć (Mowa 21,
P. G. 35, 1081-1128; zob. piękny szkic jego postaci w M owie 25, P. G. 35, 1212-1213).
44 Z tym zastrzeżeniem, że Augustyn, kiedy pisał swój traktat, nie zetkną! się
osobiście z żywymi arianami z krwi i kości. Nastąpi to dopiero kilka lat później, jak
to omawiamy niżej (n. 39).
45 Np. Historia arian, P. G. 25, 692 B, a w Vita Antonii, P. G. 26, 952 C,
przeciwstawia sylogizmom ariańskim „M oc Krzyża Pańskiego” (Cała I I I M owa
przeciw arianom jest w tym duchu). Tak samo G R ZEG O RZ Z NTSSY o Aecjuszu
(iContra Eunomium, I, P. G. 45, 261 D): „Aecjusz zebra! całą masę sylogizmów
Arystotelesa i taką sztuką (Kakotechnia ) chce podbijać naszą wiarę” (ibid. XII). Nie
inaczej myśli BAZYLI (Epist., 90, P. G. 32, 473, i Contra Eunom., I, P. G. 29,
516-532). Zastosowanie argumentów filozoficznych w jego traktacie o Duchu
Świętym tak zdziwiło Erazma, który ten traktat tłumaczył na język łaciński, że ten
wybitny humanista byl przekonany o zniekształceniu pierwotnego tekstu. Zob. List
do Jana von Höfena, bpa chełmińskiego (P. S. ALLEN, Opus epistolarum Erasmi,
Oxford 1941, t. X, str. 14, List 2643 z 30. IV. 1530). Ale nie wahał się Atanazy użyć
pojęć i słownictwa logików, aby z nimi walczyć na ich własnym terenie. Tak samo po
nim Ojcowie kapadoccy, wspaniale przygotowani przez 20 lat studiów świeckich,
posługują się dialektyką w dyskusjach z eunomianami. Jednak dopiero Augustyn
osiągnie doskonałość w tej dziedzinie, jak to stwierdzimy w anałizie jego traktatu
o Trójcy Świętej.
46 M owa I I I przeciw arianom, 4, P. G. 26, 328—329.
47 M owa I przeciw ar., 18, P. G. 26, 48; Epist. I do Serapiona, 14, 17, 20, 24,
P .G . 26, 565-576.
P o sło w ie , 8 545

z b a w ie n ia C h ry s tu s o w e g o : S yn p rz e z W c ie le n ie i p rz e z
o fia ro w a n ie sw e g o c ia ła n a śm ie rć, d a je n a m u d z ia ł w B ó s t­
w ie. N ie m ó g łb y n a m d a ć ta k ie g o u c z e s tn ic tw a , g d y b y sa m
n ie b y ł B o g ie m 48. W n a s tę p s tw ie teg o m u s im y p rz y z n a ć , że
je s t O n w ie c z n y j a k i O jciec. T r ó jc a b o w ie m je s t w ie c z n a
i n ie z m ie n n a , je s t ź ró d łe m s tw o rz e n ia , a n ie s tw o rz o n a .
M ó w ić o L o g o s ie , że „ b y ł czas, k ie d y nie is tn ia ł” , to z n iż a ć
T r ó jc ę Ś w ię tą d o p o z io m u n ic o śc i. A riu s z je s t b lu ź n ie rc ą ,
„ p o n ie w a ż z n ie w a ż y ć S y n a , to ty le, co z n ie w a ż a ć O jc a ” 49.
S y n je s t z ro d z o n y z s u b s ta n c ji O jc a , a n ie s tw o rz o n y .
P o z o s ta je je d n a k ta je m n ic a , m ia n o w ic ie : Jeśli S y n je s t ty m
s a m y m w ie c z n y m B o g ie m co O jciec, to j a k Ic h ro z ró ż n ić
i u n ik n ą ć h e re zji sa b e lia n iz m u ?
N a to A ta n a z y o d p o w ia d a : Syn r ó ż n i się od O jc a ja k o
z ro d z o n y , n ie r ó ż n i się ja k o B óg. I d a je n a s tę p u ją c e p o r ó w ­
n a n ie : „ B la s k te ż je s t św ia tło śc ią : n ie z a c z y n a is tn ie ć p ó ź ­
n iej n iż sło ń c e i n ie je s t in n ą ś w ia tło śc ią a n i częścią św ia tła ,
a le w cało śc i p o c h o d z i o d ś w ia tła ” 50. N ie m o ż n a r o z u m o ­
w a ć o rz e c z y w isto śc i d u c h o w e j ta k j a k o cielesnej, „ B ó g
b o w ie m n ie s k ła d a się z c zę ści” 51. S tą d p o tró jn y w n io se k :
— S y n je s t d o s k o n a ły m o b ra z e m O jca, w ieczn y j a k O j­
ciec, S tw ó rc a j a k O n 52.
— „ N a le ż y d o w ła śc iw o śc i S y n a , że p o s ia d a to w sz y stk o ,
c o p o s ia d a O jciec, i że w id zi się w N im sa m e g o O jc a ” ; „ je st
p e łn ią B ó s tw a ” ; „ je s t B o g ie m w c a ło ś c i” 53.
— „ J e s t je d y n y , p o n ie w a ż O jciec je s t je d e n i b ę d ą c nie
z ło ż o n y z n a tu r y sw o jej, m o ż e m ie ć ty lk o je d n ą św iatło ść ,
je d n ą m ą d ro ś ć , je d n o S ło w o ” 54.
J e d n y m sło w e m , je s t H o m o o u sio s — w s p ó łisto tn y , a n ie
ty lk o h o m o io u sio s — p o d o b n e j is to ty , czy h o m o io s —p o d o b ­
n y . W p ra w d z ie A ta n a z y u ż y w a ra z p o ra z w sz y stk ic h ty c h *8124

48 M ow a Ip rze c iw ar ., 16. P. G. 26, 45; M ow a II, 69, P. G. 26, 293; De Synodis,


51, P. G. 26, 784.
48 M ow a Ip rze c iw ar., 17-18, P. G. 26, 48-49.
88 M ow a I I I przeciw ar., 4, P. G. 26, 329.
81 M ow a Ip rze c iw ar., 15-16, P. G. 26, 4 4 -4 5 , 69.
82 M ow a IIp rz e c iw ar., 35, P. G. 26, 222.
88 M ow a I I przeciw ar., 24; I I I przeciw ar., 6, P. G. 26, 197, 332.
84 D e decretis Nicenae Synodi, 2, P. G . 25, 441; I przeciw ar., 16; I I I przeciw ar.,
4, P. G. 26, 45, 329.
546 Jan M aria Szym usiak S J

w y ra że ń ; n ie chce, a b y ja k o h e re ty k ó w p o tę p ia n o sem i-
-a ria n , z w o le n n ik ó w B azylego z A n c y ry , k tó rz y sto su ją
w y ra że n ie h o m o iousios. A le w y d a je m u się, że je d y n ie słow o
H o m o o u sio s — con substantialis — w sp ó listo tn y , d o k ła d n ie
w y ra ż a to , że Syn m a tę s a m ą isto tę co O jciec i o d O jca
p o c h o d z i: bo n p . c y n a m o ż e b y ć p o d o b n a d o s re b ra , ale
z n ieg o nie p o c h o d z i.

9 C o d o p o c h o d z e n ia D u c h a Ś w iętego z ro d z iła się


tr u d n o ś ć 55 w śró d p e w n y ch se m i-a ria n , k tó rz y p rz y jm o w a li
B ó stw o S yna, ale n ielo g iczn ie D u c h a Ś w ięteg o u w a ża li za
ja k ie g o ś w yższego a n io ła . A ta n a z y d a je im m ia n o „ tr o p i­
k ó w ” 5657, p o n ie w aż w szy stk ie słow a P is m a św ., z k tó ry c h
m o ż n a by w n io sk o w a ć o B ó stw ie D u c h a Ś w ięteg o u w ażali
z a „ tr o p y ” , czyli o b ra z o w e sp o so b y m ó w ie n ia . Z w a lc z a ich
w L ista c h do S e ra p io n a 67, o d p o w ia d a ją c n a tru d n o ś c i,
w y w o d zą c e się z m y ln e j in te rp re ta c ji P ism a św. P o d a je d w a
z asa d n icz e d o w o d y B ó stw a D u c h a Ś w ięteg o , m ia n o w ic ie ,
że T ró jc a Ś w ięta je st je d n o lita : n ie p o d z ie ln a i je d n a w S o ­
bie, n ie p rz y jm u je nic o b ceg o , je s t je d n y m B o g ie m 58; p o
d ru g ie , D u c h Św ięty d a je n a m u d z ia ł w B ó stw ie, w ięc sam
n ie m o ż e być stw o rz e n ie m 59. W ty m ta k ż e p u n k c ie o s ta te ­
czn e zw ycięstw o o d n io s ą O jcow ie k a p a d o c c y 60. T a k ja k
św. A ta n a z y , w y ja śn ia ją o n i n a jp ie rw tru d n o ś c i p o w sta łe
z P ism a św ., h e re ty cy b o w iem o p ie ra ją się n a te k sta c h ,
k tó re nie o d n o s z ą się d o D u c h a Ś w ię te g o 61. A le P ism o
n a d a je D u c h o w i Ś w iętem u „ im io n a B o ż e ” 62. P o z a tym
s to su ją te sa m e a rg u m e n ty , co A ta n a z y :

55 De Synodis Arimini et Seleuciae, 41, P. G. 26, 765.


56 I Epist. ad Serap., 10, P. G. 26, 556.
57 P. G. 26, 529-676.
60 I Epist. ad Serap., 14, 17, 20, P. G. 26, 565, 569, 577 (zob. M owa Iprzeciw ar.,
41, P. G. 26, 236).
50 I Epist. ad Serap., 23-24, P. G. 26, 584-585.
6l> Ci Ojcowie nazywają ich pneumatomachami czyli duchoburcami, semiariana-
mi, maratonianami (od Mara toni u sza, biskupa Nikomedii, jednego z ich przywód­
ców), macedonianami (od Macedoniusza z Konstantynopola, chociaż on osobiście
Lego nie nauczał, ałe był z nimi związany). Zob. Dz. 62 i 85.
61 Np. Am 4, 13,- 1 Tm 5, 21; Za 4, 5, wyjaśnione już przez św. Atanazego,
I Epist. ad Serap., 3, 10, 11, P. G. 26, 536, 556-557.
62 Św. GRZEG O RZ Z NAZJANZU, M owa 31, 7-10, P. G. 36, 140, 161, 165.
Posłowie, 9 547

— D u c h Ś w ięty n a s u św ięc a , b o sa m je s t św ięty z n a ­


t u r y 63.
— T ró jc a Ś w ię ta je s t o d w ieczn ie n ie p o d z ie ln a i cała:
„Jeśli je d n o je s t n a p o c z ą tk u , to są i T ro je ... C ó ż b o w iem
b y ło b y w a rte B ó stw o n ie d o k o ń c z o n e ? A raczej czym
b y ło b y B ó stw o , g d y b y nie by ło p ełn e? A ja k m o g ło b y b yć
p ełn e, g d y b y czegoś b ra k o w a ło d o jeg o pełni? —A b r a k o ­
w ało b y czegoś, g d y b y nie m ia ło św ię to śc i...” 64
N ie in aczej ro z u m u je św. A u g u sty n : „ N ig d z ie P ism o św.
nie tw ie rd z i, że B óg O jciec je s t w iększy od D u c h a Św iętego
alb o D u c h Ś w ięty m n iejszy o d B o g a O jc a ” 65. T a k m ó w i
ty lk o o S y n u , b o Syn p rz y b ra ł n a tu r ę lu d z k ą . R o z u m o w a ­
nie A u g u s ty n a o p ie ra się n a g ru n c ie zasad n iczej je d n o śc i
T ró jc y Św iętej: n a sz B ó g n ie je s t „ p o tr ó jn y ” , a je s t T ró jc ą .
R ó ż n ic a m ię d z y A u g u sty n e m a O jc am i k a p a d o c k im i
p o le g a n a ty m , że d o zasad n iczej p ra w d y o b ja w io n ej o B o ­
żej T ró jc y p o d c h o d z ą o n i z d w ó c h p rzeciw leg ły ch so b ie
pozycji. M o ż n a b ow iem w szcząć ro z u m o w a n ie o d fa k tu
je d n o ś c i B ożej i n a p o d s ta w ie O b ja w ie n ia d o jść d o tro is to -
ści O só b ; a lb o p o c z y n a ją c od fa k tu , że B óg o b ja w ia się
w N o w y m T e s ta m e n c ie ja k o T r ó jc a ro z ró ż n io n y c h O só b ,
te o lo g d ą ż y d o u d o w o d n ie n ia J e g o je d n o śc i.
W ty m o s ta tn im u ję ciu —w łaściw ym O jcom k a p a d o c k im
— n a p ie rw szy p la n św ia d o m o śc i czło w iek a w ie rz ąc eg o
w y su w a się fa k t, że B ó g u trz y m u je żyw e i o so b iste s to su n k i
z lu d z k o ś c ią ja k o O jciec, d o k tó re g o p ro w a d z i S y n -Z b a w i-
ciel p o p rz e z d z ia ła n ie D u c h a U św ięciciela. J a s n o w ó w czas
u w y d a tn ia się tro is to ś ć O só b , ale p ro b le m e m je st u d o w o d ­
n ien ie is to tn e j je d n o ś c i B ożej i ty m p ro b le m e m o k re ś la się
ta je m n ic ę T ró jc y Św iętej. T a k i s p o s ó b p o d e jśc ia p o d k re ś la
c a łą n o w o ść C h ry stu so w e j n a u k i w p rz e c iw sta w ie n iu d o
u jęcia s ta ro te s ta m e n t ow ego. Z a tę n a u k ę C h ry s tu s z o sta ł
o s ą d z o n y n a śm ie rć p rz e z p rz y w ó d c ó w n a ro d u w y b ra n e g o .
N a niej b e z p o ś re d n io o p ie ra ją się O jcow ie greccy o ra z

63 Np. św. BAZYLI, Adv. Eunomium, III, 2, P. G. 29, 660.


64 Św. G R ZEG O R Z Z NAZJANZU, M owa 31, 4, P. G. 36, 137. Zob. Bazyli,
Dc Spiritu Sancto, 12, P. G. 32, 117,* św. G R ZEG O RZ Z N1SSY, Contra Eunomium ,
i, P. G. 45, 416; Sermo de Spiritu Sancto, 6, P. G. 45, 1308 etc.
6“ De Trinitäte, II. VI, 11.
548 Jan M aria S zym u sia k S J

w św iecie ła c iń sk im p o p rz e d n ic y św . A u g u s ty n a . W te n
s p o s ó b ta k ż e u jm u je p o ję c ie B o g a m o d litw a litu rg ic z n a ,
szczeg ó ln ie w sw o im w y ra z ie rz y m s k im . T r z e b a je d n a k
p rz y z n a ć , że ta k ie p o d e jśc ie d o rz e c z y w isto śc i B o żej p rz y ­
c zy n iło się d o p o w s ta n ia i ro z p o w s z e c h n ie n ia h e re z ji a ria ń -
skiej. T r u d n o b o w ie m u n ik n ą ć — w r o z u m o w a n iu czy sto
lo g ic z n y m — b łę d u s u b o rd y n a c ja n iz m u . N a ra z ili się n a te n
s z k o p u ł i T e rtu lia n , i N o w a c ja n , O ry g en es i je g o sz k o ła ,
c h o c ia ż ic h n a u k a n ie b y ła fo rm a ln ie h e re ty c k a : p o z o s ­
ta w a ła b o w ie m n a te re n ie w y ja ś n ie ń te o lo g ic z n y c h . A le
sam fa k t, że ci te o lo g o w ie z o s ta w ia li w c ie n iu z a g a d n ie n ia
je d n o ś c i B o że j, p o d k re ś la ją c ty lk o n ie ro z d z ie ln o ś ć n a tu ry
B o żej, je j w ie cz n o ść, je j w sz e c h m o c i jej d z ia ła ln o ś ć n ie p o ­
d z ie ln ą , p rz y c z y n ił się d o h e re zji.
Św. A u g u s ty n n a to m ia s t i je g o n a s tę p c y —p rz e z n o r m a l­
n y o d ru c h a p o lo g e ty c z n y — w y c h o d z ą z z a ło ż e n ia is to tn e j
je d n o ś c i n a tu r y B o żej. N a p o ty k a ją je d n a k p o te m tr u d n o ś ć
o b ie k ty w n e g o ro z ró ż n ie n ia O s ó b w Św iętej T r ó jc y i n a to
p rz e rz u c a ją p u n k t c ięż k o ści ta je m n ic y . W ó w c z a s n a p ie rw ­
szy p la n w y s u w a się p r a w d a filo z o fic z n a o je d n o ś c i B o g a,
k tó re j n ie m o ż n a k w e s tio n o w a ć , t a k j a k n ie k w e s tio n u je
się p o s tu la tu . W ś re d n io w ie c z u tzw . p s y c h o lo g ic z n a te o ria
św. A u g u s ty n a , k tó r a je s t ra c ze j in tu ic y jn y m o p is e m i p o ­
ró w n a n ie m , z n a jd z ie o m ó w ie n ie o c h a r a k te r z e m e ta fiz y c z ­
n y m u św . A n z e lm a , a p o te m u św . T o m a s z a . W y s u w a się
tu ta j n ie b e z p ie c z e ń stw o p o d c h o d z e n ia w s p o s ó b sz tu c z n y
d o ro z ró ż n ie n ia tro is to ś c i. C z ło w ie k s ta je p rz e d B o g ie m
w p o s ta w ie filo z o fa i ta je m n ic a T r ó jc y Ś w iętej n ie w ią ż e się
ży cio w o z c o d z ie n n ą rz e c z y w isto śc ią k o n t a k t u z B o g ie m .
M a ło k to w p ó ź n ie jsz y c h w ie k a c h o d w a ż y się p o r u s z a ć te n
te m a t w z w y k ły c h k a z a n ia c h . W y tw o rz y się ro z d w o je n ie
w p sy ch ic e w ie rz ą c y c h : w y s u w a się n a p ie rw s z y p la n — i to
z u p e łn ie słu sz n ie — o s o b a C h ry s tu s a , S y n a W c ie lo n e g o ,
p ie rw o ro d n e g o w lu d z k o ś c i o d n o w io n e j, a le z a c ie ra się
w ś w ia d o m o śc i w y czu cie O so b y O jc a , k tó r e m u S y n je s t
ró w n y ; a żyw y w ęzeł u o s o b io n e j m iło ś c i — D u c h Św ięty
sta je się B o g ie m n ie z n a n y m . P ra k ty c z n ie p o z o s ta je w p s y ­
ch ice re lig ijn ej ty lk o p rz e d w ie c z n y B ó g — B ó g filo z o fó w ,
B ó g S ta re g o T e s ta m e n tu — i p rz y n im C h ry s tu s - P o ś re d n ik .
Posłowie, 9—10 549

T e o lo g ia b ę d z ie o m a w ia ła je d n o ś ć B o g a {D e D e o unó)
w u ję c iu ja k ie jś filo zo ficz n ej te o d y c e i, ilu s tro w a n e j te k s ta ­
m i P is m a św . i T r a d y c ji, o ra z C h ry s to lo g ię . O m ó w ie n ie
ta je m n ic y T r ó jc y Św iętej p o z o s ta je w ó w cz a s b a rd z o te o r e ­
ty c z n e i n ie ż y c io w e . T r a k t a t św . A u g u s ty n a p o k a ż e , w ja k i
s p o s ó b trz e ź w y te o lo g o g łę b o k o re lig ijn y m n a s ta w ie n iu
u n ik n ą ł te g o n ie b e z p ie c z e ń s tw a 06.

IX. T R A K T A T ŚW . A U G U S T Y N A

10 A u g u s ty n , n im się z e tk n ie z ży w y m i a ria n a m i
w o s o b ie g e rm a ń s k ic h s p rz y m ie rz e ń c ó w 667 — d w a n a ś c ie la t
p o s o b o rz e p o w s z e c h n y m w K o n s ta n ty n o p o lu i je g o z a ­
tw ie rd z e n iu p rz e z R z y m 68 — u w a ż a , że p rz y s z e d ł czas
n a s y n te ty c z n e o m ó w ie n ie c e n tra ln e j ta je m n ic y n a sz e j w ia ­
r y 69. Z tej w ła ś n ie n a u k i, p o g łę b ia n e j p rz e z całe d w a -

66 Doskonale omawia wkład św. Tom asza w teologię trynitam ą A. MALET,


P ersonne e t am o u r dans la théologie trinitaire de S. T h o m a s d'A q u in , Paris 1956,
podkreślając, ja k św. Tomasz kładzie nacisk na aspekt „personalistyczny” w tradycji
augustyńskiej. To popraw ia nieco akcent metafizyczny wprowadzony przez Anzel­
ma, ale nie zmienia zasadniczego kierunku wysiłków teologii zachodniej w roz­
wiązaniu zagadnienia troislości Osób Bożych. Piękne naświetlenie na objawienie
biblijne w tej dziedzinie daje seria odczytów: O. J. ISSAC, L a révélation progressive
des p erso n n es divines, Paris 1960.
67 Zob. niżej, n. 39.
0S Dz. 83-«6, 162-163.
au Zob. jego uroczystą mowę na zebraniu biskupów afrykańskich z r. 393 pt. D e
fid e e t sym bolo, 9, 18—19, P. L. 40, 190-191, gdzie nawiązuje do dziel swoich
p oprzedni ków:
„O Ojcu i Synu liczne są księgi napisane przez uczonych i duchownych. O ile to
jest możliwe, ludziom przemawiającym do ludzi starali się dać do zrozumienia, że
Ojciec i Syn nie są jedną [Osobą], ale jedną rzeczywistością, wyjaśniając, czym jest
prawdziwie Ojciec, a czym Syn: pierwszy —rodzicieiem, drugi —zrodzonym; tamten
nie pochodzący od Syna, a ten pochodzący od Ojca... N atomiast Duchem Świętym
nie zajmowano się jeszcze w takiej mierze i z taką dokładnością wśród uczonych
i wśród wielkich kom entatorów Pisma św. W konsekwencji nie jest łatwo pojąć także
Jego właściwości, mianowicie, że nie można go nazwać ani Synem, ani Ojcem,
a tylko Duchem Świętym” .
Mówiąc o „uczonych” Augustyn mógł mieć na myśli Mariusza Wiktoryna.
Najlepiej zaś wyraził w D e Civ. D ei, XVI. 2, 1, jaki pożytek może mieć nauka
ortodoksyjna ze sporów z heretykami.
„Niejedną przecież prawdę wiary katolickiej... by ją przeciw napastnikom
obronić —pilniej roztrząśnięto i jaśniej zrozumiano i usilniej głoszono. I tak przez
przeciwnika poruszona wątpliwość stawała się powodem pogłębienia wiedzy”
(przekt. W . T. Kubickiego, Poznań 1937, P. O. K. 13, str. 73).
550 Jan M aria Szym usiak S J

d zieścia la t, w y łoni się je g o n ie z a w o d n a te o ria o życiu


łaski.
T r a k ta t o T ró jc y Św iętej z o s ta n ie n a w a rsz ta c ie od
ro k u 399 d o 419. G d y go ro z p o c z y n a , a u to r n ie u k ry w a
p rz e d s o b ą o lb rz y m ic h tru d n o ś c i, k tó re n a p o ty k a : is to ta
B o ż a je s t n ie u c h w y tn a d la n a sz e g o ro z u m u i n ie w y ra ż a ln a
n a sz y m i p o ję ciam i. C o d o p ie ro p o w ied zieć o n a jg łę b sz y m
życiu B o g a: k ie d y s p ra w a idzie o N ie g o , „ m y śl zaw ie­
ra więcej p ra w d y niż w y ra że n ie , a rz eczy w isto ść więcej
niż m y śl” (D e Trin. V II. IV . 7); „ ja k im b o w ie m rz u te m
u m y słu czło w iek o b ejm ie B o g a , k ied y sam n ie o b e jm u je
sw ego u m y słu , k tó ry m chce B o g a u c h w y cić ” (D e Trin.
V . I. 2)?

A b y m ó w ić o rzeczach n ie w y ra ż a ln y c h , c h cą c coś p o ­
w iedzieć w m ia rę n a sz y c h m o żliw o ści n a te m a t te g o , co nie
jesteśm y w s ta n ie om ó w ić, n a si G re c y użyli w y ra że n ia :
„ je d n a is to ta , trz y s u b s ta n c je ” , ła c in n ic y n a to m ia s t: „ je d n a
is to ta alb o su b sta n c ja , trz y o s o b y ” , p o n ie w a ż , ja k ju ż to
p o w ied zieliśm y w y ż e j70, w n a sz y m ję z y k u , tzn . p o łacin ie,
„ is to ta ” a „ s u b s ta n c ja ” m a ją zw ykle to s a m o zn aczen ie.
K ie d y w y starcz ało z ro z u m ieć w p rz y b liż e n iu to , co się
m ó w i, p rz y ję to te n s p o só b w y ra ż a n ia się, a b y coś o d ­
p o w ied zieć n a p y ta n ie : co to są ci „ T rz e j” ? C o z a „ T r o je ”
w yznaje n a sz a w ia ra , k ie d y tw ie rd z i, że O jciec ró ż n i się od
S y n a, a D u c h Św ięty — d a r B oży — ró ż n i się o d O jc a i o d
S yna.
K ie d y w ięc s ta w ia się p y ta n ie , co to s ą ci „ T r o je ” ,
s ta ra m y się w ym yślić ja k ie ś m ia n o sp ecy ficzn e, o g ó ln e ,
k tó re o b ję ło b y tę p o tr ó jn ą rzeczy w isto ść; i n ic n a m n a m yśl
nie p rz y c h o d zi, p o n ie w a ż w ie lk o ść B ó stw a p rz e w y ż sz a m o ­
żliw ości p o to c z n e g o sło w n ictw a. B liższe b o w iem p ra w d y
je s t p o jęcie o B o g u niż m ó w ie n ie , a s a m a p r a w d a p rz e w y ż ­
sza jeszcze p o ję c ie 71.

70 Zob. De Trinitate, V. II, 3 i VIII, 9 (P. L. 42, 912 i 917).


71
De Trinitate, VII. IV, 7 (P. L. 42, 941).
Posłow ie, 10 —11 551
1. D ro g i d o B o g a

11 P rze z c ałe sw oje życie \ u g u s t y n z a s ta n a w ia się n a d


is to tą B o g a , a b y coś zro zu m ieć, a b y B o g a u jrz e ć 72. T r a k ta t
0 T ró jc y Św iętej je s t p rz e d e w szy stk im zg łęb ien iem życia
B o żeg o , j a k to w y ra ż a w m o d litw ie , k tó r a z a m y k a o s ta tn ią
księgę d z ie ła 73.

„ P a n ie , B o że n asz, w ierzym y w C ieb ie, O jca, S y n a i D u ­


c h a Ś w ięteg o ... T rz y m a ją c się tej z a s a d y w iary k ie ro w a łe m
cały m sw o im w ysiłkiem ; nie szczędziłem w łasn y ch sił i li­
czyłem n a T w o ją p o m o c , a b y sz u k a ć C iebie. P ra g n ą łe m
w id z ieć siłam i u m y słu to , w co uw ierzyłem . W iele d o c ie k a ­
łem , w iele p ra c o w a łe m . P a n ie , B oże m ó j, je d y n a n a d zie jo
m o ja , w y słu c h a j m n ie, a b y m n ie uleg ł zm ęczeniu i nie
z a n ie c h a ł p o s z u k iw a n ia C iebie, ale bym zaw sze gorliw ie
s z u k a ł O b lic z a T w eg o . T y sam d a j m i siły n a p o szu k iw a n ie .
T y ś b o w iem p o zw olił, ab y m C ię zn ala z ł, T yś m i d a ł n a ­
dzieję, że o d n a jd ę Cię c o ra z w ięcej. P rz e d T o b ą je st m o c
1 n ie m o c m o ja : m o c zac h o w aj, n ie m o c ulecz. P rzed T o b ą
je s t w ie d za m o ja i niew iedza: w b ra m ie p rzez C ieb ie u c h y ­
lo n e j p rz y jm ij m n ie . U d rzw i z a m k n ię ty c h , k ied y p u k a m ,
o tw ó rz m i. N ie c h o T o b ie p a m ię ta m , niech C iebie z r o ­
z u m ie m , n iech C iebie p o k o c h a m . W zm o c n ij w e m n ie te
trz y d z ied z in y , a ż m n ie d o c n a o d tw o rz y s z ” .
T o w ielk ie d zieło nie je s t s k ie ro w a n e przeciw h e re ty k o m ,
n ie m a w y d ź w ię k u ap o lo g ety cz n eg o . O p a rte n a P iśm ie św.
i n a T ra d y c ji, w ydaje się, że je st sk ie ro w a n e p rz e d e w szy-
sk im d o w ierzący ch . Ż a d n e o k o lic z n o śc i zew n ętrzn e n ie
w y m a g a ły teg o tr a k ta tu . A u g u s ty n z a c z ął p isać d la siebie

72 Zob. F . CAYRE, L a contemplation augustinienne, Paris 1927; Le mysticisme


de la Sagesse dans les „Confessions” et le ,,De Trinitate” de S. Augustin , „Anuee
Theoiogique Augustinienne” 1953; E. H EN D R IK X , Augustins Verhältnis zur M ys­
tik, Würzburg 1936. W Wyznaniach Augustyn ujmuje Lirycznie tę najważniejszą
sprawę naszego życia: spotkanie się z Bogiem. W D e Trinitate znajdujemy jakby
zastosowanie spekulatywne przeżyć opisanych szczególnie w Wyznaniach, ks. XIII,
rozdz. 21-31.
73 D e Trinitate, XV. XXVIII, 51 (P. L. 42, 1098). Podajemy w tym rozdziale
ogólny zarys myśli Augustyna. Wszystkie elementy będą pogłębione w analizie
poszczególnych ksiąg oraz w przypisach do tekstu.
552 Jan M aria S zy m u sia k S J

sa m e g o . K ilk a ra z y tr u d n o ś ć z a g a d n ie n ia z n ie c h ę c iła g o d o
d a lsz e g o p is a n ia , a k ie d y część d z ie ła z o s ta ła p o d s tę p n ie
o d d a n a w rę c e c z y te ln ik ó w 74, a u t o r w o g ó le n ie c h c ia ł
d a le j p isa ć . D o p ie r o n a w y ra ź n y r o z k a z sw e g o z w ie rz c h n i­
k a , b is k u p a K a r ta g in y , A u g u s ty n z g o d z ił się d o k o ń c z y ć
m o z o ln ą p ra c ę . W ó w c z a s p rz y k o ń c u o s ta tn ie j k s ię g i75
z d ra d z ił s w o ją u k r y tą in te n c ję : „ P rz e p is u ję tu ta j sło w a
m o je g o k a z a n ia [o D u c h u Ś w ię ty m ], ale d o w ie rz ą c y c h ,
a n ie d o n ie w ie rz ą c y c h p rz e m a w ia łe m w te n c z a s ” . W id o c z ­
n i e 76 „ A u g u s ty n ży w ił n a d z ie ję , że c z y ta ć g o b ę d ą n ie ­
w ie rz ą c y a lb o h e re ty c y ; c h c ia ł im w y ja śn ić , że ta je m n ic a
T r ó jc y Św iętej n ie je s t s p rz e c z n a z ro z u m e m , p o n ie w a ż
sa m ro z u m d a je o N ie j w y o b ra ż e n ie ; m y ś la ł, że m o ż n a
n a tej p ła sz c z y ź n ie w s k a z a ć n ie w ie rz ą c y m d ro g ę d o w ia ry ,
a o św ie c o n y m k a to lik o m d a ć m o ż n o ś ć p o g łę b ie n ia n a u k i
o b ja w io n e j... W ła śn ie d la ty c h u m y s łó w w y ć w ic z o n y c h
w d y s c y p lin a c h in te le k tu a ln y c h , a z d a tn y c h d o k o n te m ­
p la c ji, p o ś w ię c ił w iele c z a su n a ż m u d n e p o s z u k iw a n ia ;
d la n ic h to n a p is a ł sw o je w n ik liw e a n a liz y filo z o fic z n e .
N a to m ia s t w ie rn i o m n ie js z y c h z d o ln o ś c ia c h z n a jd ą w y ­
s ta rc z a ją c e p o u c z e n ie w o b ja ś n ie n ia c h d o P is m a św .,
z a w a rty c h w ty m tr a k ta c ie . C z y ż n ie s ą w p o s ia d a n iu
ś w ia tła w ia ry i s o lid n e j n a u k i g ło sz o n e j w P iś m ie św .? C zy
p o trz e b n e im są n ie ja sn e p o b ą k iw a n ia r o z u m u i o b fito ś ć
słó w ? ” 77.
Z n a m ie n n e je s t to , że u św . A u g u s ty n a z n a jd u je m y
n a jw z n io śle jsz e w z lo ty m is ty c z n e p o łą c z o n e z ja s n o ś c ią
w y w o d ó w , n a c e c h o w a n y c h r o z b r a ja ją c ą p o k o r ą . W ie d z ia ł,
że to d z ieło n ie b ę d z ie ła tw e d o c z y ta n ia , p r z e to k i l k a k r o t ­
n ie p o d a je s tre s z c z e n ia s w o ic h r o z u m o w a ń 78.

74 Epist. 174, P. L. 42, 818; P. L. 33, 758.


75 D e Trinitate, XV. X XVII, 48 (P. L. 42, 1096).
76 Jak to zauważył O. J. M O IN G T w swoim wydaniu traktatu D e Trinitate (B.
A. 16, Paris 1955, str. 660-661).
77 Te ostatnie wyrażenia są samego Augustyna: De Trinitate, XV. XXVII, 49
i XXVIII, 51 (p. L. 42, 1096 i 1098).
78 „Nimis operosi sunt et a paucis iatelligi posse arbitror” , Epist. 99 ad Evodium
(P. L. 33, 743); D e Trinitate , XV. II, 3 - III, 4 -5 (P. L. 42, 1058-1059).
Posłow ie, 11 —12 553

2. Z a ry s d z ie ła

12 T r z e b a p rz y z n a ć , że u k ła d d z ie ła n ie je s t szc z e g ó ln ie
z rę c z n y , ja k z re s z tą u w ię k sz o śc i s ta r o ż y tn y c h re to r ó w .
M n o ż ą się ró ż n e a n a liz y , d y s k u s je , ,,e x c u rs u s y ” , k tó r e
w n o w o c z e s n y c h k s ią ż k a c h z n a la z ły b y się w p o s ta c i p r z y p i­
só w , ta k że A u g u s ty n p rz e p ra s z a — n ie ty le c z y te ln ik a , ile
s a m e g o B o g a — z a sw o je „ g a d u ls tw o ” 79. A le to w s z y s tk o
u A u g u s ty n a je s t celow e: tr z e b a b o w ie m w y ć w icz y ć u m y s ł,
a b y p o w o li o c z y śc ił się i d o s z e d ł d o sa m e g o s e d n a z a g a d ­
n i e n i a 80 81. W in n y c h d z ie ła c h A u g u s ty n d a ł d o w ó d , że
p o tr a f i p rz e d s ta w ia ć z a g a d n ie n ia z w ie lk ą p r o s to tą i j a s ­
n o 8 L.
P o r ó w n a n ie z h o m ilia m i św . J a n a C h r y z o s to m a p rz e c iw
e u n o m ia n o m 82 p o z w a la n a m o c e n ić p o s ta w ę ty c h d w ó c h
te o lo g ó w je d n e g o p o k o le n ia o ró w n ie g łę b o k im d u c h u
re lig ijn y m , o p o d o b n e j p o b o ż n o ś c i. O b a j O jc o w ie b r o n ią
tra n s c e n d e n c ji B o g a ja k o n ie d o s tę p n e j lu d z k ie m u u m y s ­
ło w i. A le w y siłe k A u g u s ty n a d ą ż y d o o d d a le n ia g ra n ic
n ie d o s tę p n o ś c i, m im o że a u to r p rz y z n a je , iż o s ta te c z n e
o s ią g n ię c ie je s t n ie m o ż liw e .
P ię k n e są te z m a g a n ia u m y s łu lu d z k ie g o z n a jw y ż s z ą
rz e c z y w is to ś c ią , a b y j ą u c h w y c ić . N a jb a r d z ie j o ry g in a l­
n y m e le m e n te m n a u k i A u g u s ty n a w tej d z ie d z in ie są lic z n e
s e rie p o tr ó jn y c h u g r u p o w a ń , czyli „ t r i a d ” , k tó r e m u p o ­
z w a la ją n a s z k ic o w a ć i p o g łę b ić r ó ż n e a s p e k ty n ie w y c z e r­
p a n e j T r ó jc y B o żej w Jej n a jg łę b sz y m życiu. A b y c zy ­
te ln ik o w i d a ć ja k iś d o s tę p d o ta jn ik ó w ż y c ia B o ż e g o ,
A u g u s ty n k o m e n tu je to z a s a d n ic z e tw ie rd z e n ie O b ja w ie ­
n ia , u trz y m u ją c e , że c z ło w ie k je s t s tw o rz o n y n a o b r a z

79 D e Trinitate, XV. XXVIII, 51 (P. L. 42, 1098).


80 Doskonale opisuje tę „dialektykę” H . I. M A R R O U w swojej rozprawie
doktorskiej p t. <S. A ugustin e t la fin de la culture antique, Paris 19584, str. 321—323.
Samą analizę rozwijania się myśli A ugustyna w traktacie o Trójcy Świętej daje
E. GILSO N w e W prowadzeniu do nauki iw . A ugustyna, thim. Z. Jakimiak, W ar­
szawa 1953, str. 280-303.
81 N p. w Kazaniu 52 (P. L. 38, 354—364), kiedy zwraca się bezpośrednio do
wiernych.
82 O Bogu niepojętym , P. G. 48, 699—748. W ydanie i przekład francuski w S. C.
28, Paris 1951.
554 Jan M aria Szym u sia k S J

B o ż y 83. P o d ty m k ą te m w id z e n ia stw ie rd z a , że o s o b o w o ść
stre sz c za się w p a m ię ci, p o z n a je d zięk i ro z u m o w i, d z iała
d zięk i w o li. J e d n a k te trz y w ła d z e w c zło w ie k u tw o rz ą
je d y n ą rz e cz y w isto ść i są ja k b y zw iercia d łe m trz e c h O só b
b ę d ą c y c h je d y n y m B ogiem . P a m ię ć u to ż s a m ia się a n a lo ­
gicznie z O jcem , in te lig e n c ja z S ynem , w o la z D u c h e m
Św iętym . C zło w iek je st o b ra z e m B o g a z sam e j sw ojej
n a tu ry ; n ie za le żn ie od te g o , czy te n o b ra z je s t n ie n a ru s z o n y
czy też z n ie k s z ta łc o n y 84. A le je g o p o d o b ie ń s tw o z B o g iem
je s t d o s k o n a ls z e , jeżeli — p o n a d ś w ia d o m o ś c ią w łasnej
o so b y i p o n a d m iło śc ią , j a k ą żyw i d o siebie sam e g o —c zło ­
w iek u ś w ia d a m ia so b ie B o g a, p o z n a je G o i G o k o c h a ,
jeżeli bierze u d z ia ł w św ia d o m o śc i i m iło śc i, ja k ie B ó g żywi
w s to s u n k u d o Siebie; jeżeli p o d z ie la n a jg łę b sz e życie B oże.
Ś w ia d o m o ść o B o g u p rz e k s z ta łc a się u c z ło w ie k a w św ia ­
d o m o ś ć B o g a, w ie d z a o B o g u sta je się B o ż ą w ied zą, m iło ść
d o B o g a staje się m iło śc ią B o żą. S zczytem t r a k t a t u o B o ­
skiej T ró jc y je s t nie ty lk o w g lą d w n a jg łę b sz ą ta je m n ic ę
ży cia B o że g o , ale ta k ż e o lś n ie w a ją c a w izja n a d p r z y r o d z o ­
n eg o życia ła sk i w d u szy c zło w ie k a , ła sk i, k tó r a je s t fo r­
m a ln y m u d z ia łe m w n a jg łę b sz y m ży ciu sa m e g o B o g a 85.

13 N ie o d ra z u je d n a k A u g u s ty n s ta w ia n a s w o b e c ty c h
n ie z ró w n a n y c h rzeczy w isto ści. W p ro w a d z a n a s d o n ich
sto p n io w o ; i jeżeli sam się o d w a ży ł n a ta k ie p o ró w n a n ia , to
ty lk o d la te g o , że n u r t T ra d y c ji p o d ą ż a ł w ty m k ie ru n k u .
W p ra w d z ie P ism o św. i n a js ta rs z a T r a d y c ja m ó w ią
o O so b a c h B o ży ch p rz e d e w sz y stk im w Ic h s to s u n k u d o

ft3 W tym samym okresie (od 418 r.), kiedy układa swój traktat o Trójcy,
św. Augustyn omawia także Psalmy. Spotykamy w Enarrationes in Psalmos, 42, 6,
P. L. 36, 480, następujące stwierdzenie:
„Rozumiemy, że posiadamy coś w sobie, gdzie przebywa obraz Boży, mianowi­
cie duszę i rozum. Ta dusza zaw\sze pragnęła światłości Bożej i praw'dy Bożej. Przez
nią oceniamy, co prawe i co nieprawe; dzięki niej rozróżniamy prawdę od fałszu. To
ona jest nazwana rozumem, którego nie posiadają zwierzęta. Jeśli ktoś w sobie
zaniedbuje siły intelektualne i stawia je na ostatnim miejscu, to po prostu odrzuca je,
jakby nie istniały, i może usłyszeć upomnienie Psalmu (Ps 31, 9): „Nie bądźcie jak
koń i muł, które nie mają rozumu” .
34 De Trinitate, XIV. IV, 6; VIII, 11 (P. L. 42, 1040; 1044).
as Por. A. GARDEÍL, L a Structure de l ’âme et l ’expérience mystique, Paris
19272.
Posłowie, 13 555

s tw o rz e n ia i d o człow ieka: O jciec p rz e d sta w io n y je s t ja k o


S tw ó rc a , S y n ja k o Z b a w ic iel, a D u c h Ś w ięty ja k o m o c
u ś w ię c a ją c a 86. A le s to p n io w o k o m e n ta to rz y P is m a i te o lo ­
gow ie s ta ra li się p o g łę b ić ta je m n ic ę w e w n ę trz n e g o życia
T ró jc y Św iętej.
Z ja w ia ją się n a p rz e ło m ie II i I I I w ie k u p o ró w n a n ia ,
k tó re s z y b k o się ro z p o w s z e c h n ia ją 87 8, m im o sp rz ec iw u w y ­
ra ż o n e g o p rzez św. Ire n e u sz a w w alce z g n o sty k am i. U T e r ­
tu lia n a 8 8 z n a jd u je m y n a s tę p u ją c e p o ró w n a n ia : ź ró d ło
— rz e k a — k a n a ł; sło ń ce — p ro m ie ń — isk ra ; k o rz e ń — g ałąź
— o w o c. Św ięty J u s ty n p o d w p ły w e m sto ik ó w p rz e d sta w ia
S y n a B o że g o ja k o „ w y ra ż o n e S ło w o ” O jca. P o r ó w n a n ia te
n ie p o n a w ia ją się w c ią g u I I I i IV w ie k u . N a w e t A ta n a z y
i H ila ry n ie d o d a ją n ic n o w e g o — w o b aw ie, by w o b e c
ra c jo n a liz m u a ria ń sk ie g o n ie z o s ta ła n a ru s z o n a cześć d la
ta je m n ic y .
P ierw szy , k tó r y o d w a ży ł się p o ró w n a ć w e w n ę trz n e życie
T ró jc y z d u s z ą c zło w iek a, to G rz e g o rz z N a z ja n z u 89:
„Je ż eli m o ż n a się o d w a ż y ć n a z estaw ien ie rzeczy w isto ści
z m y sło w y c h z d u c h o w y m i, n a jm n ie jsz e g o z n ie s k o ń c z o ­
n y m ” , to p rz e c ie ż m o ż n a z a u w a ż y ć , że k a ż d y z n a s n o si
T ró jc ę w so b ie. S łow o c zło w ie k a i je g o m y śl s ą w s to s u n k u
d o je g o u m y słu ja k Słow o B oże d o O jca; a o d d e c h , k tó ry
p o z w a la to sło w o w y ra z ić , je s t ja k D u c h Św ięty, k tó ry
p o c h o d z i od O jc a i łączy z N im S łow o. A le te a n a lo g ie
m o g ą w p ro w a d z ić w b łą d —ja k to w idzim y u p o p rz e d n ik a

86 Najlepsze streszczenie objawienia nowo testamentowego o Trójcy Świętej dał


J. LEBRETON, Le Dieu vivant, Paris 1919.
87 Zob. J. LEBRETON, Histoire des origines du dogme de la Trinité, t. IL De
Saint Clément à Saint Krénée, Paris 1938; J. TIXERONT, Histoire des dogmes, t. T:
L a théologie anténicéenne, Paris 193011, szczególnie str. 301—310, 391—403;
M. J. SCHEEBEN, Die mysterien des Christentums, 1951, str. 1-166. K. PRÜM N,
D er Christliche Glauhe und die altheidnische Welt, Il (1935), str. 153—162.
88 Augustyn nie wymienia Tertuliana wśród swoich poprzedników w zagad­
nieniach o Trójcy Świętej i żywi do niego wielką nieufność. Nie wspomina o nim
wśród pisarzy chrześcijańskich {De Doctrina Christiana, II, 40, 61, P. L. 34, 63). To
jednak nie ujmuje wartości Tertulianowi, którego św. Cyprian czytał codziennie jako
mistrza wymowy i nauki teologicznej —przynajmniej w jego dziełach ortodoksyjnych
(ŚW. H IER O N IM , De virus illustribus, 53, P. L. 23, 698). O Tertulianie istnieje
w języku polskim m onografia J. SAJDAKA, Poznań 1949.
aB M ow a 23, 11, P. G. 35, 1161-1164.
556 Jan M aria Szym usiak S J

A u g u sty n a n a Z a c h o d z ie —M a riu s z a W ik to ry n a 90. U n ie­


go d o g m a t o T ró jc y Świętej s p ro w a d z a się ła tw o d o sys­
te m u n e o p la to ń sk ie g o : sto su n e k S y n a d o O jca je st te n sam ,
co u P lo ty n a s to su n e k In te le k tu d o Je d n a ; O jciec je st
A b so lu te m , je s t n ie o k re ślo n y i n ie p o zn a w a ln y ; k ie d y ro d z i
S yna, u d z iela m u m o c y w y d a n ia D u c h a Ś w iętego, k tó ry
je s t żyw ym łącznikiem m ięd zy S ynem a O jcem , p o n ie w a ż
Syn z w rac a się d o O jca p o p rz e z D u c h a ; a p o p rz e z Syna
O jciec w ch o d zi w styczność ze stw o rzen iem i d a je się
p o z n a ć 91. B o g a o k re śla ja k o B yt Jed y n y w trz e c h h ip o -
staz a ch , ja k to je s t u E u n o m iu sz a : E S S E (B y t) - V I V E R E
(Ż y w o t) - I N T E L L I G E R E (U m y sł). D a le k o je d n a k W ik -
to ry n o w i d o żyw ego m isty cy zm u św. A u g u sty n a , k tó ry ju ż
p o z n aliśm y , a k tó ry sp o ty k a m y w k a ż d y m ro z d z ia le o s ta t­
n ic h k siąg T r a k ta tu o T rójcy. N iem n iej je d n a k W ik to ry n
m ó g ł w yw rzeć w pływ n a A u g u sty n a , z tą ró ż n ic ą , że
A u g u sty n nie z a m ie rz a ł d a ć o statec zn e g o w y tłu m a c ze n ia
ta jem n icy n a d ro d z e a n a lo g ii92.

Retor rzymski nawrócony w wieku sędziwym (zoh. Wyznania, VÍLI. 2, 3 nn.).


Dzieła jego znajdują się w P. L. 8; wydanie krytyczne z przekładem francuskim
i komentarzem w S. C. 68—69, Paris 1960: P. HENRY, wydawca dzieł Plotyna,
i P. IIADOT. Obszerne opracowanie o nim w D. T. C. s. v. VIctorinus: P. SEJOURNÉ
(1950). Omówienie jego dzieła Przeciw Ariuszowi : P. HENRY w J. Th. S. 1950, pt.
The Adversus Arium o f Marius Victorinus, the first systematic exposition o f the
doctrine o f the Trinity, sir. 42—55.
B1 Św. HIERONIM , De viriv illustribus, 101, P. L. 23, 739, przyznaje, że trudno
mu wniknąć w myśl Wiktoryna: ,.Napisał przeciw Ariuszowi w stylu dialektycznym
księgi bardzo niejasne, które tylko przez uczonych mogą być zrozumiane” . Wik­
toryn bowiem posługuje się pojęciami i słownictwem, które wymagają gruntownego
zapoznania się z literaturą i myślą Porfiriusza. Wiemy, że nawrócił się pod wpływem'
pewnego synkretyzmu filozoficzno-religijnego, który utożsamiał chrystianizm z filo­
zofią - to, co można odcyfrować w takich dziełach, jak De praeparatione Evangélica
EUZEBIUSZA Z CEZAREI. Dla niego Wcielenie Słowa Bożego jest jakby środ­
kiem przewidzianym przez Boga, aby wyzwolić duszę ludzką ze złudzeń świata
zmysłowego. Gdybyśmy lepiej znali greckie źródła myśli W iktoryna —ale większa
część dzieł Porfiriusza i Jamblicha nie dotarła do nas —to zrozumielibyśmy liczne
naleciałości mityczne, które występują w dziele Przeciw Ariuszowi, jak np. spekulacja
o Logosie Androginie, a przypominają wyrażenia apokryficznej ewangelii do Heb­
rajczyków o Duchu Świętym jako matce Chrystusa i inne. On jednak —jedyny może
przed św. Augustynem - dobrze określa miejsce Ducha Świętego w Trójcy. Zob.
niżej ks. VI, przyp. 7.
02 Wydanie B. A. 15, Paris 1955, podaje na str. 57 zestaw wszystkich analogii,
jakich używa św. Augustyn. P. HADOT przeprowadza w Studia patrística, VI (T. U.,
1962) str. 408-442, systematyczne porównanie między myślą Augustyna a opinią
Wiktoryna.
Posłowie, 13—14 557

14 A u g u sty n nie p o słu g u je się tra d y c y jn y m i p o ró w ­


n a n ia m i. S tw o rzy ł cały n o w y system an alo g ii, z ac z e rp n ię ty
z P ism a św. —nie z filozofii. B ó g je s t B ytem , a w sz y stk o , co
p o s ia d a byt: m a te ria , ro ślin y , zw ierzęta, ludzie, d u c h y —m a
ja k iś u d z ia ł w B ogu i d a je ja k iś o b ra z rzeczyw istości Bożej.
P o z a ty m T r ó jc a w B ogu nie je st czym ś p rz y p a d k o w y m ,
a n ależy d o Je g o isto ty : „O jciec, Syn, D u c h Św ięty nie
s ta n o w ią is to ty w iększej od sam eg o O jc a czy o d sam eg o
S yna. T e trz y su b sta n c je — czyli o so b y , jeśli ju ż trz e b a się
ta k w y razić —ró w n e są k ażd ej z n ic h ” 93. A ta w e w n ę trz n a
s tr u k tu r a B y tu B ożego m u si znaleźć swój o d b la sk w stw o ­
rz e n iu . T o p ra w d a , że k a ż d e stw o rzen ie je st sk u tk iem
je d y n e g o d z ia ła n ia B ożego, a w ięc Jeg o jed y n ej n a tu ry i nie
m o ż e n a s d o p ro w a d z ić d o w y k a z a n ia T ró jcy . A le k ażd e
stw o rzen ie d a je zarys T ró jc y , i u m y sł lu d zk i m u s i się
p rzy zw y czaić do Jej o d c z y ty w a n ia 94.
W sam y m tra k ta c ie o T ró jc y w y stęp u je p rz e d e w szy st­
k im p o ró w n a n ie z is to tą czło w iek a, k tó re g o życie w ew n ę­
trz n e o p ie ra się n a czy n n o śc iac h zew n ętrzn y ch — a w jego
sk ład w c h o d z ą p a m ię ć (m em oria), w izja w e w n ę trz n a (yisio
interna) i w o la (voluntas). P a m ię ć p rzech o w u je to , co ze­
b ra ły zm ysły; w e w n ę trz n a w izja w y o b ra ź n i z a p ła d n ia p a ­
m ięć; a w o la ro z b u d z a je d n ą i d ru g ą , ab y je z so b ą
p o łączy ć. P o d w pływ em w oli n a w y o b raźn ię, je d n o ść m o że
d o jść d o teg o sto p n ia , że p rz e d m io t pam ięci n a rz u c i się
św ia d o m o śc i ja k o b y był o b ecn ie u rzeczy w istn io n y . Jed y n ie
re fle k sja m o ż e n a s u w o ln ić o d tego złudzen ia. „ D o tego
s to p n ia , że p o w sta je ja k a ś je d n o ś ć z ty c h trz e ch —ju ż nie
ro z ró ż n io n y c h ró ż n ic ą n a tu ry , a p o łą cz o n y c h w je d n ej
su b sta n c ji, p o n ie w a ż ta cało ść je st n a w ew n ątrz i tw o rzy
je d n ą d u s z ę ” 95. O wiele d o b itn ie jsze p o ró w n a n ie p o d a je
n a m w e w n ę trz n a n a tu r a człow ieka, jego u m y sło w o ść i d u ­
ch o w o ść. A u g u s ty n je sto su je o bszernie, b o w k sięgach

U3 D e Tri nita te, VH. VI, 11 (P. L. 42, 945). M. SCHMAUS, Die psychologische
Trinitätslehre des hl. Augustinus, Münster 1927, str. 102, zebrał wszystkie teksty,
w których św. Augustyn stwierdza, że sama natura Boska polega na bycie w tro-
islości.
04 D e Trinitate, XI. I, 1; XV. III, 5 (P. L. 42, 1036; 1060).
0E D e Trinitate , XI. IV, 7 (P- L. 42, 1040).
558 Jan M aria Szym u sia k S J

IX —X o ra z X II—X IV , ale z ary s te g o p o ró w n a n ia p o d a je


ju ż w W y z n a n ia c h 90, a stre sz c za je w k ilk u ro z d z ia ła c h
X I księgi P a ń stw a B o ż e g o 97, gdzie z n a jd u je m y k r ó tk ą
w z m ia n k ę ta k ż e o p o ró w n a n iu z c e c h a m i z e w n ę trz n y m i98
c zło w iek a, ale z a s a d n ic z ą tre ś c ią je s t p o ró w n a n ie z je g o
cec h a m i w e w n ę trz n y m i, ta k ja k w D e T rin ita te.

15 K s ię g a I X o trz y m a ła od w y d a w c ó w ty tu ł pierw szej


„ tria d y ” , m ianow icie: m ens (m yśl) — n o titia (p o z n a n ie)
- am or (m iłość). O to ro z u m o w a n ie św. A u g u sty n a : W tej
„ tria d z ie ” p a n u je z a sa d n ic z a je d n o ść . P ojęcie m y śli p o c iąg a
z a so b ą d alsze p o ję cia p o z n a n ia i w oli, p o n ie w a ż m yśl
p o z n a je siebie sa m ą w czy n n o ści p o z n a w a n ia , a z tego
p o z n a n ia b e z p o śre d n io i k o n ieczn ie p o w sta je m iło ść k u
sobie. C a ła t a czy n n o ść je s t z a w a rta w sam ej m yśli. D la te g o
te trz y elem en ty d z ia ła n ia p o s ia d a ją w sp ó ln ą n a tu rę : d o s k o ­
n a le w c h o d z ą je d e n w d ru g i, a je d n a k ró ż n ią się i p o s ia d a ją
o b ie k ty w n ą rzeczyw istość. „ C h o c ia ż k a ż d a z ty c h rzeczyw is­
to ści istnieje s a m a w sobie, w sp ó łistn ieją o n e in te g ra ln ie
z so b ą , k a ż d a w o b u in n y c h i o bie p o z o sta łe w k ażd ej...
W szystkie trz y są w ięc w p rz e d ziw n y sp o só b n iero zd zieln e,
a je d n a k k a ż d a z o s o b n a je st su b sta n c ją , a ra z em są je d n ą

06 Wyznania, XIII. XI, 12:


„Któż zdota pojąć Trójcę wszechmocną? Rzadką jest dusza, która wie, co m ów ,
gdy o Niej mówi... Chciałbym, by na trzy momenty ludzie zwrócili uwagę w sobie
samych. Całkiem czym innym są owe trzy rzeczy niż ta Trójca, lecz wskazują na to,
w czym się mają ćwiczyć... Mam na myśli: byt, poznanie i chcenie... Niechże
zauważy, kto może, jak w tych trzech rzeczach nierozdzielnym jest życie, jedno życie,
jedna myśl i jedna istność, jak -wreszcie nierozdzielna różnica, a jednak różnica...”
(wyd. P. O. K. 9, 1929, str. 357-358).
Ta „trójca” : esse (byt) - nosse (poznanie) —veile (wola), nie powtarza się w De
Trinitate, a tylko w De Civitate D ei (zob. niżej); prawdopodobnie dlatego, że pojęcie
b y t u jest bogatsze niż oba inne.
07 De Civitate Dei, XI. 24-29:
„24. Wierzymy, utrzymujemy i wytrwale głosimy, że Ojciec zrodził Słowo, to jest
mądrość, przez którą wszystko jest uczynione, jednorodzonego Syna, jeden jednego,
wieczny współwiecznego, najlepszy rówmie dobrego; nadto —że Duch Święty jest
razem Duchem Ojca i Syna, i jest wspólistotny, i współwieczny z obydwoma, i że to
całe jest i Trójcą... i jednym Bogiem...
26. Lecz i my w sobie samych znaleźć możemy obraz Boży, czyli obraz Trójcy
Najświętszej, chociaż bardzo niedokładny, owszem, bardzo a bardzo daleki... I my
wpierw jesteśmy, i my wiemy o tym, że jesteśmy; i my miłujemy to nasze istnienie i tę
naszą świadomość...” (wyd. P. O. K. 12, 1934, str. 219-223).
ua Ibid. 26.
Posłowie, 15 559

su b sta n c ją , czyli is to tą , c h o c ia ż m ó w i się o n ic h ty lk o w ich


w z aje m n y m s to s u n k u ” 99. In n y m i słow y, ich w zajem n e o d ­
niesienie się d o siebie je s t p o d s ta w ą ich jed n o ści.
A le n a s tę p n a — X k się g a — o m a w ia p o ró w n a n ie jeszcze
d o k ła d n ie jsz e . W p o p rz e d n ie j b o w ie m w ysuw a się n a p ie rw ­
sze m iejsce m y śl (m ens), k tó r a p o s ia d a w p ew n y m sensie
ja k b y b o g a ts z ą is to tę niż c zy n n o ści p o z n a n ia i m iłości. T u ta j
m em o ria (pam ięć) — intelligentia (in telek t) — voluntas (w ola)
w y ra ż a ją d o k ła d n ie j ró w n o ść elem en tó w , k tó re m im o z a s a d ­
niczej ró ż n ic y tw o rz ą je d n ą rzeczyw istość dzięki je d n o śc i
d u szy lu d zk iej. P a m ię ć oczyw iście o z n ac z a in tu ic y jn ą św ia­
d o m o ść ja ź n i, k tó r a p o p rz e d z a w szelkie refleksyjne p o z n a ­
nie siebie i z a p ła d n ia to p o z n a n ie . E lem en ty tej „ tr ia d y ”
łą cz ą się isto tn ie : „ te trzy rzeczyw istości... są n ie trz e m a
życiam i, a je d n y m życiem ; nie tw o rz ą trzech dusz, a są je d n ą
d u szą; w ięc n ie są trz e m a su b sta n c ja m i, a je d n ą su b sta n c ją...
tw o rz ą je d n o życie, je d n ą isto tę ... A le o d w ro tn ie , są trz e m a
rzeczy w isto ściam i, o ile u trz y m u ją w zajem n y sto su n e k ” 100.
K a ż d y c zło n d o m a g a się o b u in n y c h i k a ż d y ró w n a się o b u
p o z o sta ły m w sp ó ln ie lu b o s o b n o w ziętym . T u ta j w ięc m em o­
ria d o k ła d n ie j p rz e d sta w ia o so b ę O jca, p o d c za s gd y cała
m e n s, czyli s u b sta n c ja du szy , w y o b ra ż a cało ść B ó stw a.
W B o g u Syn i D u c h Św ięty p o c h o d z ą o d O jca, ta k ja k
w d u szy in telig en cja i w o la (czyli m iło ść ) p o c h o d z ą z p a m ię ­
ci, k tó r a je p rz e ch o w u je . J u ż w p a m ię ci istnieją w z a ro d k u ,
ale w y ra ż a ją się w św iad o m y m p o z n a n iu i w św iad o m ej
m iłości. D z ię k i ty m św iad o m y m czy n n o ścio m p am ięć - czyli
św ia d o m o ść siebie — o siąg a d o sk o n a ło ś ć .

3. O b ra z B oży w d u szy

16 T a p ię k n a a n a lo g ia nie w y c ze rp u je b o g a c tw a o b r a ­
zu B o że g o , ja k im je s t c zło w iek . K się g i X II i X III o m a w ia ją

ao D e Trinitate, IX. V, 8 (P. L. 42, 965). Tłumaczymy mens jako „myśl” , ale
wyraz ten oznacza duszę w jej najwyższym działaniu (greckie Notes).
100 D e Trinitate, X. XI, 18 (P. L. 42, 983). T a druga „triada” szczególnie będzie
podkreślona w Sentencjach PIOTRA LOM BARDA, który zebrał wszystkie analizy
Augustyna na ten temat w ks. I (wyd. Quaracchi 19162, szczególnie str. 33-36).
560 Jan M aria Szym u sia k S J

ró ż n ic ę m ię d z y m ą d ro ś c ią a w ie d z ą i w reszcie w k sięd ze
X IV A u g u s ty n d a je n a jw z n io śle jsz y o b ra z ży cia B o żeg o
w d u sz y lu d z k ie j, ja k to p rz e d sta w iliś m y w yżej. A u g u s ty n
p o z o s ta je d o k o ń c a w ie rn y sw ojej m e to d z ie : n a św ie tlić
u m y sł o lś n ie w a ją c ą rz e cz y w isto śc ią w ia ry .
P o z o s ta je n a m ty lk o n a sz k ic o w a ć e ta p y , p rz e z k tó re
p rz e sz ła m y śl A u g u s ty n a , n im o s ią g n ą ł te szczy ty życia
B o żeg o , n ie ty lk o w y o b ra ż a n e g o , ale i o d tw o rz o n e g o p rz e z
B o g a w d u sz y c zło w ie k a . N ie m a m y b o w ie m d o c zy n ie n ia
z w y w o d a m i d y d a k ty c z n y m i, lecz ze sta ły m p o s z u k iw a ­
n ie m i o d k ry w a n ie m . Jeżeli A u g u s ty n p o s łu g u je się a n a lo ­
g iam i w zięty m i ze s tr u k tu r y d u szy , a b y p o g łę b ić ta je m n ic ę
T ró jc y , to d la te g o , że w ie z O b ja w ie n ia , iż d u s z a je s t
s tw o rz o n a n a o b ra z i p o d o b ie ń s tw o B o g a. N ie u m y sł
lu d z k i ze sw o im i n ę d z n y m i siłam i m o ż e u s ta lić — d zięk i
su b te ln y m a n a lo g io m — w ą tłą i z e w n ę trz n ą w ięź m ię d z y
d u s z ą a B ogiem . R aczej B ó g w ło ż y ł w d u sz ę to z a sa d n ic z e
p o d o b ie ń s tw o , k tó re n a leż y d o jej s tru k tu ry . N ie n a sz e
a n alizy p o łą c z ą w ied zę filo z o fic z n ą z p r a w d ą o b ja w io n ą ,
ale n a s z a re fle k sja n a d p r a w d ą o b ja w io n ą p o z w o li n a m
o d k ry ć , w czym d u s z a je s t o b ra z e m B o g a i co z B o g a
o d zw iercie d la . D u s z a p o z n a sieb ie d z ię k i o d k ry c iu w ło ż o ­
nej w n ią B ożej m y śli.
P o d o b n ie p rz e d s ta w ia się s p ra w a z c a łą p r z y r o d ą , w k tó ­
rej A u g u s ty n o d n a jd u je śla d y T ró jc y . B y lib y śm y b o w ie m
,,s k a z a n i n a z u p e łn e m ilc z en ie o B o sk iej n a tu rz e , g d y b y śm y
nie w iedzieli, że w sz y stk ie rzeczy m a ją z n a k Z a s a d y , od
k tó re j b io rą sw ój b y t d zięk i p o d o b ie ń s tw u d o sieb ie, ja k im
je s t S łow o. J e d y n ą w ięc d r o g ą d o w z n ie s ie n ia się d o p e w ­
n e g o p o z n a n ia B o g a , d o s tę p n ą d la c zło w ie k a , je s t ro z w a ż a ­
n ie Je g o d z ie ł” 101. J u ż n a d ziesięć la t p rz e d ro z p o c z ę c ie m
p is a n ia t r a k t a t u o T ró jc y , A u g u s ty n o m a w ia „ tr ia d ę ” 102:
esse (b y t) — sp ecies (o b ra z ) — m a n e n tia (trw a n ie ). W id z ą c
b o w iem ja k iś p rz e d m io t, ro z ró ż n ia m y trz y s k ła d n ik i: rzecz

ło1 E. GILSON, Wprowadzenie do nauki św. Augustyna, Warszawa 1953, str. 291.
iu2 Epist. 11, 3, P. L. 33, 75. W tym samym duchu G R Z EG O R Z Z NAZJAN-
ZU twierdzi (M owa 34, 8, P. G. 36, 249 A): „Boga m ożna określić tą potrójną
zasadą: przyczyna, Ład, doskonałość. Mówię o Ojcu, Synu i Duchu Świętym” .
Posłowie, 16 561

w id z ia n ą , o b ra z , czyli w id o k tej rzeczy, w re sz c ie u w ag ę


u m y s łu , k t ó r a u trz y m u je w z ro k n a p rz e d m io c ie p rz e z cały
czas, g d y tr w a p o s trz e g a n ie .

„ T e trz y rzeczy są oczyw iście o d rę b n e , g d y ż c iało m a te ­


ria ln e je s t je d n ą rzeczą, o b ra z , k tó r y o d c isk a n a o rg a n ie
z m y sło w y m — d ru g ą , a u w a g a u m y słu ró ż n i się je d n o c z e ś ­
n ie o d n ie cz u łe g o c iała, n a k tó r e p a trz y m y , i o d o rg a n u
z m y sło w e g o , k tó r y go w idzi, p o n ie w a ż n ależy o n a w y łą c z ­
n ie d o m y śli. W ty m sam y m c za sie z a c h o d z i ja k b y z ro d z e ­
n ie w id z e n ia p rz e z p rz e d m io t, gd y ż bez d z ia ła n ia te g o
p rz e d m io tu n a zm y sł nie b ę d zie w id z e n ia . M a m y tu z ate m
p rz y k ła d trz e c h c z y n n ik ó w ta k ściśle z je d n o c z o n y c h , że
d w a z n ic h m o ż n a z ale d w ie ro z ró ż n ić , a o n e są p ie rw szy m
śla d e m T ró jc y Ś w ię te j” 103.

T o s a m o p o ró w n a n ie z n a jd u je m y w Q uaestio 18 p t. D e
T r in ita te , n a p is a n e j w ty m sa m y m o k resie co p o p rz e d n io
c y to w a n y l i s t 104. Ż e p rz e d m io t istn ie je, to o z n ac z a S tw ó r-
cę-O jca ; że je s t ta k i, ja k i je st, ró ż n ią c się o d in n y c h p rz e d ­
m io tó w , to o z n a c z a ideę, w e d łu g k tó re j z o sta ł stw o rz o n y ,
czyli S y n a ; że trw a , czyli d ą ż y d o p o z o s ta n ia ta k im , ja k i
je s t, z a c h o w u ją c sw ó j b y t k o n k re tn y , to o zn acza D u c h a
Ś w ięteg o , k tó r y je s t ja k b y w ię zią łą cz ą cą O jca z S ynem .
T a k s a m o j a k te trz y e le m e n ty n ie m o g ą się obejść bez
sieb ie, ta k s a m o trz y O so b y is tn ie ją i d z ia ła ją w n a tu rz e
B o sk iej.
T rz e c ie p o ró w n a n ie p o d a n e je s t w D e vera religione 105
w n a s tę p u ją c e j fo rm ie : U nitas (je d n o ść) — species (o b ra z )
— ordo (p o rz ą d e k ). S p y ta jm y r o b o tn ik a b u d u jąceg o łu k ,
d la c z e g o się w y sila, by z ro b ić je d n ą je g o stro n ę ró w n ą
d ru g ie j. O d p o w ie n ie z a w o d n ie , że czy n i ta k d lateg o , żeb y
o d p o w ie d n ie części b u d y n k u były ró w n e . M o że o n nie
w ie d zie ć , że te g o w y m a g a z a s a d a h a rm o n ii, czyli je d n o śc i;

103 E. GILSON, Wprowadzenie..., str. 285. Por. D e Trinitate, XI. II, 4-5 (P. L.
42, 987-988).
104 P. L. 40, 15.
100 D e vera religione, 7, 13 (P. L. 34, 129). Z tego samego okresu życia
Augustyna (391 r.).
562 Jan M aria Szym usiak S J

że tego w y m a g a ją n asze o k o i n a sz um ysł, k tó re lu b u ją się


w ładzie i w fo rm a c h u p o rz ą d k o w a n y c h ; n iem n iej je d n a k
istn ieje o b iek ty w n ie „ tr ia d a ’": unitas — species — ordo 106.
W D e N a tu ra boni contra m a n ic h a e o s107, w y d a n y m tu ż
p rz e d ro zp o częciem p ra c y n a d tra k ta te m o T ró jc y Świętej,
w y stęp uje ta k ż e „ tr ia d a ” , k tó re j je d n a k A u g u sty n nie s to ­
suje d o B oga, a ty lk o p o d a je ja k o d o w ó d ła d u w świecie,
m ian o w icie: m odus (m iara) — species (p ię k n o ) — ordo (p o ­
rząd ek ). C zytelnik, ju ż o b ezn a n y z dziełam i św. A u g u sty n a
z teg o o k re su , bez tru d n o śc i o d n a jd zie w tym zestaw ien iu
od d źw ięk n a u k i o T ró jc y Św iętej.
W reszcie p o tró jn y p o d z ia ł filo z o fii108 n a fizykę, lo g ik ę
i etykę ta k ż e odzw ierciedla tro isto ś ć w B ogu, czyli „ S tw ó r­
cy w szystkich n a tu r, daw cy ro z u m u i p rz e w o d n ik a do
szczęśliw ego ż y w o ta ” , a w ięc O jca, S yna i D u c h a Św iętego.

17 N ie m a zatem w p rzy ro d zie a n i je d n ej rzeczy, k tó ra


by nie m ia ła ja k ie g o ś p o d o b ie ń stw a do T ró jcy . A le te
w szystkie p o ró w n a n ia z ró ż n y c h d z ied zin były ty lk o z a ­
ry sam i i w stępem d o w sp an iałej an alo g ii ze s tru k tu rą
duszy. W łaściw a bow iem g o d n o ść o b ra z u B ożego należy
ty lk o d o człow ieka. P o d o b ie ń s tw a o d k ry te w d u szy d a ją
ro z u m o w i najjaśniejsze p o jęcie o najw yższej tajem n icy ,
k tó r ą um y sł usiłu je p rz e n ik n ąć .

„ G d y [um ysł ludzki] ro z w aż y [te p o d o b ie ń stw a ], p o ­


w inien jeszcze zd ać sobie spraw ę z n ie sk o ń c z o n ej o d le g ło ­
ści, k tó ra go dzieli o d ta k ie g o p rz e d m io tu . A n i b a d a n ie
o b ra z u B ożego w n as, ani te rm in y d o g m a ty c z n y c h s fo r­
m u ło w a ń , ja k ic h u ży w am y d la o k re śle n ia T ró jc y Św iętej,

106 Ibid., 32, 59-60 (148-149). Por. D e libero arbitrio, II, 16, 42, P. L. 32,
1263-1264, pisane także w tym okresie.
Ł0T C. III. P. L. 42, 553.
108 W De Civitate Dei, XI. 25:
„Filozofowie, o ile wiemy, całą wiedzę filozoficzną na trzy części podzielili,
a raczej spostrzegli to, że z trzech części się składa... Nie wynika bynajmniej z tego,
żeby filozofowie w tych trzech częściach wiedzy filozoficznej mieli na myśli troistość
w Bogu, jakkolwiek powiadają, że ten podział Platon pierwszy wynalazł i zalecał,
który Boga uważał i za twórcę wszystkich natur i za dawcę rozumu i za tego, co
miłość wdraża wiodącą nas do dobrego i szczęśliwego żywota” (tłum. W. Kubic­
kiego, P. O. K. 12, Poznań 1934, str. 220-221).
Posłowie, 17 563

nie d a ją n a m jej rzeczyw istego zro zu m ien ia. T o te ż p o ­


św ięciw szy czte rn a ście p ierw szy ch k siąg D e T rin ita te n a
z g łęb ian ie tej ta je m n icy , A u g u sty n pośw ięca p ię tn a s tą
i o s ta tn ią opiso w i zasad n iczy ch ró ż n ic dzielący ch S tw ó rcz ą
T ró jc ę o d Jej stw o rz o n y ch o b ra z ó w . U p o d sta w y w szy st­
k ic h ty ch ró ż n ic z n ajd u je się d o s k o n a ła p ro s to ta B oga.
G d y m ó w im y o życiu, p o z n a n iu , m iłości, p am ięci i in n y ch
d o s k o n a ło ś c ia c h , w ted y m yślim y o cech ach b y tu s k o ń ­
czo n e g o , ta k ie g o , ja k im m y jesteśm y . W B ogu —p rzeciw n ie
—w szelk a d o s k o n a ło ś ć u to ż s a m ia się z Jeg o B ytem i z k a ż ­
d ą z trz e c h O só b B oskich. M ó w im y ta k , ja k b y ch o d ziło
o p rz y z n a n ie M u w łasności, p o d c z a s gdy ch o d zi o sa m ą
s u b sta n c ję czy isto tę. D u sz a lu d z k a nie je st ż a d n ą z ty ch
sw oich trójc: m o ż n a ty lk o przew idzieć, że one są w niej, gdy
T ró jc a —przeciw nie —je st nie w B ogu, ale jest B ogiem ” 109.

N ig d y nie p o ło ży m y d o ść w ielkiego n acisk u n a p o staw ę


te o lo g ic z n ą św. A u g u sty n a . G d y b y n a w e t — co nie w y d aje
się m o żliw e — d u sz a dzięki czysto ra c jo n aln e j an alizie
o d k ry ła w łaściw ą sobie s tru k tu rę try n ita rn ą , nie m o g ła b y
należycie ocenić swego odkrycia. W idziałaby bow iem zw ier­
c ia d ło , ale n ie p o z n a w a ła b y siebie sam ej ja k o zw ierciadła:

„C i, k tó rz y w id zą w zw ierciadle i przez zasłonę, ja k to


n a m je st d a n e w o b ecn y m życiu, to nie są ci, co o g lą d a ją we
w łasnej d u szy te trzy w ładze, k tó ry c h analizę p rz e p ro w a ­
dziliśm y, to są ci, k tó rz y w id zą sw o ją duszę ja k o o b ra z ,
tz n . że m o g ą o d n ieść to , co w id z ą — w ja k iś sp o só b — d o
T e g o , k tó re g o o b ra z e m je st d u s z a ” 110.

In n y m i słow y, um y sł n asz w idzi, ale św iatłem , k tó re n a m


p o z w a la w idzieć, je st w iara. C złow iek m usi p o słu g iw ać się
w szy stk im i siłam i sw ego ro z u m u , ab y p o g łęb iać to , co m u
z o sta ło o b ja w io n e. W ia ra nie z a stą p i ro z u m u ani ro z u m
w iary . Jeśli u m y sł nie będzie p ra c o w a ł, to niczego nie

lus E. GILSON, Wprowadzenie..., str. 297, z odnośnikami do De Trinitate, XV.


V, 7-8. Por. XV. VII, 11-13; XXII, 42; XXIII, 43-44; Epist. 169, 2, 5-6.
110 D e Trinitate, XV. XXIII, 44 (P. L. 42, 1091).
564 Jan M aria Szym usiak S J

zobaczy, bo m u w z ro k u z a b ra k n ie ; a jeśli w ia ra nie p o ­


k ieru je naszym um ysłem , to nic nie będzie w id o czn e z b r a ­
k u św iatła. D u s z a nie je st m a rtw y m zw ierciad łem . P o z o ­
staje o n a w żyw ym s to su n k u d o B o g a, to znaczy, że s z u k a ­
ją c B o ga, z n ajd u je siebie. T o p o sz u k iw a n ie j ą u d o s k o n a li.
S to su n e k z B ogiem , dzięki k tó re m u je s t o b ra z e m B oga,
staje się c o ra z żyw szy w m ia rę ja k — p o d w p ły w em łaski
i w iary - d u sz a staje się c o ra z b ard ziej p o d o b n a do
B oga 111. N ie je s t to ju ż d zied z in a spek u lacji filozoficznej,
ale d z ied z in a życia d u ch o w eg o — życia m isty c zn e g o . O s ta t­
n im słow em tego p o sz u k iw a n ia będzie stw ierd zen ie ta je m ­
nicy: nie m a bow iem b ard ziej a u te n ty c z n e g o p o z n a n ia
B o g a niż o d k ry c ie Jeg o n ie u c h w y tn o ś c i112. A le ta n ie u c h ­
w y tn o ść nie p rz e k reśla p o szu k iw a n ia ; p o d n ie c a je ty lk o 11314.
T a k ie b o w iem je st życie w ia ry — z a w a rte w s to su n k u
p o z n a n ia do m iłości: m iło ść d ąży d o p o z n a n ia , a p o z n a n ie
w zm acn ia m iłość.
„ P o co w ięc G o szu k ać, jeśli się z ro z u m ia ło , że je st
nieuchw ytny? — P o to w łaśnie, by p o sz u k iw a n ia nie p rz e ­
rw ać... S zu k a się, aby G o znaleźć, z n ajd u je się G o , a b y G o
jeszcze szu k ać. S zu k a się G o , aby G o znaleźć z w iększą
ra d o śc ią , a z n ajd u je się G o , ab y G o jeszcze szu k a ć z w ięk ­
szą g o rliw o ścią55114.
111 Św. Augustyn powohije się w D e Trinitate, XIV. XVII, 23 n. oraz XV. VIII,
14, na dwa teksty z Pisma św.: „Przemieniamy się w ten sam obraz, coraz to
wspanialszy; a to jest dziełem Ducha Bożego” (2 Kor 3, 18) oraz św. Jana (1 J 3,2):
„Podobni będziemy do Niego, ponieważ zobaczymy Go, jakim jest” .
Por. św. GRZEGORZ Z NAZJANZU (Poem at II, I, 17, P. G . 37, 1264):
„Człowiek, który ogląda Boga, pozwala duszy rozrastać się; dosięga Trójcy, której
obraz wyciśnięty jest na niej, ogląda tę chwałę jedyną w jej potrójnej wspaniałości” .
112 D e Trinitate, XV. V, 2 (P. L. 42, 1057).
lia Nie inaczej rozumuje wielki Teolog Trójcy Świętej, GRZEGORZ Z NA­
ZJANZU {Mowa 38, 7, P. G. 36, 317):
„Nim go schwyciłeś, już się wymknął; nim Go nmyst objął, już Go nie ma.
Oświeca duszę oczyszczając ją, jak błyskawica uderza oko nie zatrzymując się. A to,
jak mi się wydaje, aby przyciągnąć do siebie. Gdyby bowiem był zupełnie nieuchwyt­
ny, zniechęciłby do wszelkiego wysiłku. Natomiast ta jego nieuchwytność budzi
podziw; podziw podnieca pragnienie; pragnienie oczyszcza, a oczyszczenie czyni nas
podobnymi do Boga. Gdy już się do tego poziomu doszło, Bóg traktuje człowieka
z poufałością. Wyrażenie moje jest może zbyt śmiałe - ale Bóg daje się poznać
bogom... Dziedzina bóstwa jest bez granic i nieprzenikniona wzrokiem [ludzkim];
tyle tylko można pojąć, że jest niepojęty” .
114 D e Trinitate, XV. II, 2 (P. L. 42, 1058).
Posłowie, 17—18 565

Ż a d n e w y rażen ie nie d a je lepiej p o ją ć tę sk n o ty , z ja k ą


A u g u sty n sz u k a B o g a w ty c h p ię tn a s tu księgach.

4. P la n tr a k ta tu

18 P o o m ó w ien iu z asad n iczy ch m yśli św. A u g u sty n a


m o ż e m y z asta n o w ić się, ja k o n u p o rz ą d k o w a ł to sw oje
p o szu k iw a n ie B oga je d y n eg o w trz e ch O so b a c h . U czeni
d y s k u tu ją n a d p o d ziałem T r a k ta tu o T r ó jc y 115. A le sam
A u g u sty n p o d a je sw oje z a m ia ry we w stępie d o księgi I 116:
1) C hce szu k a ć w P iśm ie św. tego, co je s t p rz e d m io te m
naszej w iary . B ędzie to z a d a n ie m pierw szych czterech ksiąg
(I-IV ).
2) C hce p rz e k o n a ć p rzeciw n ik ó w , że nie ro z u m u ją w e­
d łu g d a n y c h O b ja w ien ia (dalsze trz y księgi: V—V II).
W ty m p ro lo g u nie z a p o w ia d a trzeciej części — n a jd łu ż ­
szej (ks. IX —X IV ), w k tó re j — aby p o głęb ić n asze pojęcie
o T ró jc y Św iętej — an alizu je w szystkie m o żliw e an alo g ie,
z ap o ż y c zo n e zw łaszcza ze s tru k tu ry duszy lu dzkiej.
K się g a V III streszcza n a u k ę p o d a n ą w p o p rz e d n ic h
d w ó c h częściach, szczególnie zb iera w k ilk u fo rm u ła c h
an alizy księgi V i z a p o w ia d a n o w ą m e to d ę p o szu k iw a n ia
„ b a rd z ie j w e w n ę trz n e g o ” : będzie te ra z p ra c o w a ł um ysł
sp ek u la ty w n y p o d p rz e w o d n ictw e m w iary. C ały w ysiłek
p o d ą ż a d o o b ro n y „ jed n o śc i i ró w n o śc i” T ró jc y Świętej.
A le A u g u s ty n nie zaczy n a a n i od o m a w ian ia sto su n k ó w
p o c h o d z e n ia T rze c h O só b , an i od ab strak c y jn e g o z a s ta n a ­
w ia n ia się n a d is to tą B ó stw a. C hce być ja k n ajb ard ziej
k o n k re tn y i staw ia p y ta n ie , co to znaczy: „T rzy O so b y ” ?
— u m ie szc za ją c tro iste s tru k tu ry w sam ym bycie, a nie
w y łączn ie w logicznym ro z u m o w a n iu . T a k u jm u je te s tru k ­
tu ry w p e w n ą całość sto su n k ó w , czyli relacji o n to lo g icz-
n y c h , że k a ż d a z O só b , w zięta w sobie, o d n o si się do
in n y c h w te n sam sp o só b , w ja k i od n o si się do b y tu , i że
razem p o s ia d a ją ta k sam o w łaściw ości su b stan cji, ja k i by- 18

118 Zob. wydanie B. A. 15, Notes complémentaires 4 i 5, str. 568-570.


116 D e Trinitate, I. II, 4 (P. L. 42, 820).
566 Jan M aria Szym usiak S J

to w a n ia b e z n ie ró w n e g o p o d z ia łu . A u g u s ty n ch ce w ięc
p rz e d e w sz y stk im z ab ezp ieczy ć i z ro z u m ie ć je d n o ś ć , ale
je d n o ś ć ro z w in ię tą w tro isto ś ć .
D la te g o , c h o c ia ż u sta lił, że trz e b a w d u sz y sz u k a ć o b ­
ra z u T ró jc y Św iętej p rz e z B o g a ta m w ło ż o n e g o (V II. V I,
12), n a jp ie rw m u s i o k reślić, w czym i j a k o d n a jd z ie m y ta m
je d n o ś ć i ró w n o ść . P rz e to w k sięd ze V III z a s ta n a w ia się
n a d m e to d ą i n a z a k o ń c z e n ie (V III. X , 14) s tw ie rd z a , że cel
o siąg n ą ł.
J a k d o te g o celu doszedł? — P rz e d e w szy stk im trz e b a
o d rzu cić czysto ra c jo n a ln ą n a u k ę o d u szy sam ej w sobie.
D u s z a je s t rzeczyw istością k o n k re tn ą z w ią z a n ą z ty m św ia­
te m i z B ogiem . P o p rz e z analizę jej d o b ro c i d o c h o d z im y d o
jej ź ró d ła —B o g a — o ile się z B ogiem łączy m y m iło ścią. A le
ja k p o k o c h a ć coś, czego się w p ierw n ie p o z n a ło ? W p ra w d z ie
w ia ra p o z w a la p o k o c h a ć to , co n a m w y k a z u je n a w e t sa m y ­
m i ty lk o p o to c z n y m i p o jęciam i. A le co m y m a m y w sp ó ln eg o
z B ogiem ? — C o? Jed y n ie m iło ść, k tó r a istn ieje w n a s ja k o
p ra w d a s a m a p rz e z się z ro z u m ia n a , ja k o n o r m a n a sz y c h
sądó w . L ecz t a m iło ść nie od n as p o c h o d z i. M a sw oje ź ró d ło
p o z a i p o n a d n a m i. Je st s a m o istn a , zaw sze ró w n a so b ie, czy
to w p o d m io c ie k o c h ają c y m , czy to w p rz e d m io cie k o c h a ­
n y m . D a je w ięc d o k ła d n e p o z n a n ie B o g a, p o n ie w a ż B ó g je st
m iło ścią i o d B o g a p o c h o d z i w szelk a a u te n ty c z n a m iło ść,
ta k ja k w szy stk o , co d o b re , m a u d z ia ł w D o b ru .
A w ięc d w a p y ta n ia k ry te rio lo g ic z n e s p o w o d o w a ły p o ­
d w ó jn y p o w ró t d ia le k ty c z n y . P ie rw sz e p y ta n ie p ro w a d z iło
p o d ro d z e p o z n a n ia ra c jo n a ln e g o , o d rz u c iliś m y je . D ru g ie
p ro w a d z i n a s d o w y b ra n e g o p u n k tu w y jś c ia 117, z ty m , że
p o d ro d z e o d n a le ź liśm y w m iło śc i s w o istą m e to d ę p o ­
z n a n ia . D r o g a je s t te ra z w y ty c z o n a : K ie d y d u s z a „ in f o r ­
m u je się” m iło ś c ią d o p ra w d w ie cz n y c h , w ó w c z a s o k a z u je
się w niej b a rd z iej zro z u m iałe p o d o b ie ń stw o B oże, w k tó ry m
p a n u je je d n o ść i ró w n o ść. W streszczen iu księgi V I I I 118
A u g u s ty n z a z n a c z a , że nie o d w a ży ł się z a trz y m a ć o s ta te c z ­
n ie n a k o n te m p la c ji n ie z m ie n n e g o D o b r a . P o d a ł d o p ie ro

117 VIII. VI, 9: R edi ergo m e cum —„wracaj więc ze m ną” .


118 D e Trinitate, XV. III. 5 fP. L. 42, 1060) i VI, 10 (1063).
P o s ł o w i e , 1 8 —2 0 567

z ary s tro is to ś c i m iłu ją c e g o - m iło w a n e g o —m iło śc i. T rz e b a


p rz e b y ć d łu g ą d ro g ę a n a liz d u sz y — z w ie rc ia d ła i o b ra z u
T r ó jc y B o żej — w k się g a c h IX —X IV , ab y w k sięd ze X V
o d w a ż y ć się — w św ietle B o ży m — n a o g lą d a n ie sa m e g o
w z o ru .

19 K s ię g a X V m a sw o iste z n ac z en ie . N a jp ie rw s tre s z ­
c z a w n io s k i p o s z c z e g ó ln y c h k siąg , p o te m w ień czy c a ło ść
ja k b y b e z p o ś re d n ią k o n te m p la c ją is to ty B ożej. P o n ie w a ż
p is a n a je s t d la zw y k ły ch śm ie rte ln ik ó w , n ie k o n ie c z n ie
o b d a rz o n y c h j a k sam a u to r d a re m k o n te m p la c ji m is ty c z ­
n ej, p rz e to u ż y w a w y ra z ó w d o s tę p n y c h i p rz e strz e g a p rz e d
z łu d z e n ie m , j a k o b y p o p rz e d n ie a n a liz y d u szy p o z w a la ły n a
d o s k o n a łe o b jęcie ta je m n ic y B ożej T ró jc y . P o d k r e ś la o n a
g ru n to w n e ró ż n ic e , k tó re istn ie ją m ię d z y stw o rz o n y m i o b ­
ra z a m i T ró jc y a s a m ą T r ó jc ą P rz e n a jśw ię tsz ą . O b ra z d u szy
p ro w a d z i d o z ro z u m ie n ia T ró jc y B ożej w łaśn ie p rz e z sw o ją
n ie d o s k o n a ło ś ć , sw oje n ie d o k o ń c z e n ie , p o p rz e z w ła s n ą
sw o ją ta je m n ic ę . T a je m n ic a B o ża p o z o sta je n ie n a ru s z o n a
w sw ojej d o s k o n a łe j i isto tn e j je d n o śc i.
Z a n im p rz e jd z ie m y d o o m ó w ie n ia p o szc z eg ó ln y c h k siąg ,
m o ż e m y ju ż te ra z p o d a ć z a ry s całego dzieła.

20 I. W i a r a w T r ó j c ę Ś w i ę t ą w e d ł u g P i s m a ś w .
(ks. I - I V )
W stę p : W ia r a a ro z u m (I. I, 1—3); M e to d a (I. I, 4 —IV , 7).
A —J e d n o ś ć i ró w n o ś ć B o ży ch O só b :
w s p ó łis tn o ś ć (I. V , 5 — II. V I, 11)
m im o n iż sz o ści S y n a W c ie lo n e g o (I. V II, 14 —VI I I , 17)
B — U k a z y w a n ie się B o g a p a tr ia r c h o m i p r o r o k o m o ra z
z n a k i d a n e p rz e z C h ry s tu s a w czasie d z ia ła ln o śc i a p o s to l­
skiej i p o Z m a rtw y c h w s ta n iu (II. V II, 12 —III)
C — P o s ła n ia B o ży ch O só b — S y n a i D u c h a Ś w iętego
(II. IV , 6 - V , 10 o ra z ks. IV )

II. S fo rm u ło w an ie d o g m atu według


poprzedzającej tradycji
D o s k o n a ła ró w n o ś ć O só b B o ży ch m im o s to s u n k u p o c h o ­
d z e n ia (ks. V —V II):
568 Jan M aria Szym usiak S J

A — S to su n k i w B ogu, czyli „ re la c je ” lu b o d n o ś n ie , n a u k a
sk ie ro w a n a przeciw a ria n o m (V . I, 1 —V II, 8)
—n ie zm ien n o ść
—p rz y p a d ło ść a o d n o ś n ia
— s p ra w a e u n o m ia ń sk ie g o agennetos
B - P rz y m io ty i p rz y m io tn ik i w B ogu: B oże im io n a ;
m n o g o ść i p r o s to ta w B o g u (V. V III — V I. X , 12)
—sło w n ictw o te o lo g ic zn e o T ró jc y (V IL I - V I, 11)
Z a k o ń c ze n ie : Z a p o w ie d ź o s ta tn ie j części tr a k ta tu o czło ­
w iek u ja k o o b ra z ie B o g a (V II. V I, 12)

I I I . O b r a z y B o g a w s t w o r z e n i u (ks. IX —X IV )
W stę p (ks. V III) —N o w e d ro g i d o p o z n a n ia życia w e w n ę ­
trz n e g o T ró jc y Św iętej p o p rz e z a n a liz ę o b ra z u B o żeg o ,
ja k im je st człow iek. P o z n a n ie z a w a rte je s t w w ierze, k tó r a
p o le g a n a p o łą c z e n iu się z B o g iem w ak cie m iło śc i
A — P ie rw sz a „ tr ia d a ” : M e n s (d u sz a ) — n o titia (p o z n a n ie )
— am or (m iłość) — (ks. IX )
N o titia (p o z n a n ie ) w y ła n ia się z m iło śc i i j ą zasila
B — D ru g a „ tr ia d a ” : M e m o ria (p a m ię ć ) — in telligentia
(in telek t) — voluntas (w o la) — (ks. X ) — a n a liz a s to s u n k u
m ięd zy d w o m a m o m e n ta m i p o z n a n ia , m ia n o w ic ie z a p o ­
z n a n ia się i m y śle n ia (n o titia i c o g ita tio )
C — S to p n io w e p o g łę b ia n ie p rz e z u m y sł w z a je m n y c h s to ­
su n k ó w m ię d z y w ła d z a m i duszy:
1. przez o d s z u k a n ie ślad ó w T ró jc y w c z y n n o ś c ia c h z w ią ­
z an y c h ze z m y słam i czło w iek a (ks. X I): p e rc e p c ja w z ro k o ­
w a, w sp o m n ien ie, w zajem n e u s to s u n k o w a n ie się elem en ­
tó w d z ia ła n ia zm y sło w eg o , w y o b ra ź n ia tw ó rc z a
2. „ T ró jc a ” w ew n ętrzn eg o człow ieka:
— P o d w ó jn a c zy n n o ść d u c h a c zło w ie k a (ks. X II):
czy n n o ść k o n te m p la c y jn a — w m ą d ro ś c i (sa p ien tia );
czy n n o ść a k ty w n a (p o d rz ę d n a ) — w n a u c e (scien tia )
— R o la w ia ry w p o rz ą d k u z b a w ie n ia (ks. X III )
3. D u s z a lu d z k a ja k o o b ra z T ró jc y Św iętej (ks. X IV )
— O b ra z B oży istnieje w d u szy nie ja k o n a b y ty p o ­
przez w ia rę , ale o n to lo g ic z n ie i w ieczn ie (IV , 6 —X I,
14)
— D u sz a z a p o m in a o so b ie, k ie d y o B o g u z a p o m in a ;
P o s ł o w i e , 2 0 —21 569

n ie n a w id z i siebie, kiedy n ie k o c h a B o g a (X II, 15 -


X IV , 18)
— D u s z a o B o g u n ie m o ż e o sta te c z n ie z a p o m n ie ć
i d ą ży d o N ie g o p o p rz e z oczyszczenie (s a k ra m e n ta ln e
i in n e ) a ż d o d o s k o n a ło ś c i w n ieb ie, gdzie o siąg n ie
szczyty m ą d ro ś c i - d a r u B o żeg o (X IV , 18 - X IX , 26).
Z a k o ń c z e n ie (ks. X V ): N ie z m o rd o w a n e p o sz u k iw a n ie B o ­
g a i k o n te m p la c ja T ró jc y . T r ó jc a B o ż a n a tle p o p rz e d n ic h
p o ró w n a ń , c h o ć w szelkie p o ró w n a n ia są n ie w sp ó łm iern e
w s to s u n k u d o ta je m n icy . M o d litw a d o T ró jc y Św iętej.

5. P o szczeg ó ln e księgi

21 T o n a sz k ic o w a n ie p la n u cało ści tr a k ta tu o T ró jc y
Św iętej p o d a je ty lk o o g ó ln y k ie ru n e k m y śli św. A u g u sty n a .
Bez p rz e rw y d o z asa d n icz y c h w y w o d ó w w łą c z a ją się ró ż ­
n o ro d n e te m a ty , k tó re ro d z ą się z w e w n ę trz n e g o b o g a c tw a
u m y słu a u to r a o ra z z n iem o żliw o ści o p a n o w a n ia z a s a d ­
niczego w ą tk u zw iązan ej z s a m ą te c h n ik ą k o m p o z y c ji p i­
sarsk iej w sta ro ż y tn o ś c i: k s ią ż k a w fo rm ie zw o ju , d y k to w a ­
nie s e k re ta rz o w i, b ra k p rz y p isó w itp. A le m o żem y iść za
o p in ią w ielk ieg o sp ecjalisty stu d ió w a u g u sty ń sk ic h , k tó ry
u w a ż a , że u k ła d teg o a rc y d zie ła nie je s t w cale ta k n ie p o -
rz ą d n y , ja k b y się w y d a w a ło w p o ś p ie c h u p ierw szej le k ­
t u r y 119.

„Ś w . A u g u s ty n p isz e d la ludzi s ta ro ż y tn o ś c i o w y so k iej


k u ltu rz e lite ra c k ie j, n ie d la s tu d e n tó w teo lo g ii sch o lasty cz-
nej. N o rm a ln ie , k ie d y u w a ż a za s to so w n e p o d a ć ja k ie ś
w sk a z ó w k i o sw o im p la n ie , c zy n i to n iezn aczn y m d o ty ­
k ie m ... N ie m o ż n a o czek iw ać o d teg o w ielkiego a rty s ty
ja k ie jś szk o ln e j k o m p o z y cji, w k tó re j o m a w ia łb y p o p r a w ­
n ie sw ój cel i ró ż n e części, p rz e strz e g a ją c p o te m s k ru p u la t­
n ie sw o jeg o p ro g r a m u . Ł a tw o by m u to p rzy szło , ale
A u g u s ty n u w a ż a łb y ta k ie p o s tę p o w a n ie za n ieg o d n e siebie

119 H. I. M ARROU, S. Augustin et la fin de la culture antiąue. Retractatio, Paris


19584, sir. 666-668.
570 Jan M aria Szym usiak S J

i sw oich czy te ln ik ó w ... W eźm y tr a k t a t o T ró jc y Św iętej.


N ic n ie z a p o w ia d a p rz e c iw sta w ie n ia ty c h d w ó c h b lo k ó w ,
k tó r e tw o rz ą księgi I—V III i IX —X V ; n ie ja w n ie n ie o k re śla
z gó ry je g o szczególnej m e to d y , ja k ą z a s to s u je w d ru g iej
części, ale jeg o « z w ro tn e p rzejście» w ks. V II. X , 10
zask o czy ty lk o czy te ln ik a -n o w ic ju sza ; ju ż b o w iem w ks.
V I. X , 1 2 120 św. A u g u s ty n d a ł p ierw szy w z ó r sw ojej
przyszłej m e to d y : p o k a z u je n a m , że w sz y stk o , co stw o rz y ł
B o sk i A rty s ta , u ja w n ia je d n o ś ć , p ię k n o i ła d — ro d z a j
tró jcy , o b ra z , ślad s tru k tu ry w e w n ę trz n e j sam e g o S tw ó rcy ,
D eu s T rinitas. T o je s t w p ra w d z ie ty lk o k ró c iu tk i szk ic p rz y
k o ń c u księgi, ja k b y n ie p o trz e b n a d y g r e s ja 121; w rzeczy w is­
to ści je s t to c ic h a zap o w ie d ź tego, co n a s tą p i — d y s k re tn e
p rz y g o to w a n ie czy te ln ik a .
Sw. A u g u s ty n p o stę p u je ja k m u z y k o w ielkiej w p ra w ie,
p o d a ją c y d e lik a tn ie , m e zza voce, p rz e z głos d ru g o rz ę d n y n a
d y sk re tn y m in stru m e n c ie , z a p o w ie d ź n o w e g o te m a tu , k tó ­
ry z a chw ilę sta n ie się p rz e d m io te m z a sa d n ic z e g o r o z ­
w inięcia. S łu ch acz nie z w ra c a n a to u w a g i, ale w chw ili,
gdy te m a t w y stęp u je n a n o w o , ro z b rz m ie w a n a p ierw szy m
p la n ie o rk ie stry , nie ty lk o nie je ste śm y zd ziw ien i, ale z a ­
u w a ża m y , że ju ż go z n a m y i ro z p o z n a je m y g o ” .

T a k ie w łaśn ie e lem en ty nie z n a jd u ją m ie jsca w stre sz ­


czen iu , k tó re zaw sze je s t n a ra ż o n e n a n ie b e z p ie c z e ń stw o
z d ra d z e n ia m yśli a u to r a i jeg o dzieła. J e d n o je s t p ew n e, że
A u g u sty n nie m a z a m ia ru u d o w o d n ić is tn ie n ia T ró jc y : o n
J ą p rz y jm u je z O b ja w ien ia i s ta r a się J ą p rz e d sta w ić w s p o ­
só b ja k n a jb a rd z ie j d o stę p n y . W z ru sz a ją c e je s t je g o p o d e j­
ście d o p ro ste g o lu d u , ab y m ó w ić w s p o só b ja s n y o tej

120 P. L. 42, 932.


121 Jako dodatek do komentarza —także epizodycznego —tekstu św. Hilarego
o apropriacji przypisywanej Osobom Bożym (De Trinitate, V. X, 11) (dop. Marrou).
Można zresztą taką dyskretną zapowiedź odczytać także w ks. ELL IV, 10: „Bóg
stwarza rzeczy, które podpadają pod zmysły, aby w nich dać znać o sobie i dać siebie
poznać” —A d Seipsum in eis signiflcandum et demonstrandum. Tak samo w ks. IV.
XXI, 30: „Podobnie [jak z wymawianiem trzech imion Ojca, Syna i Ducha
Świętego] jest z moją pamięcią, z moim rozumem i moją wolą: każda nazwa odnosi
się do różnej rzeczywistości, ale każda ich czynność posługuje się wszystkimi trzema
razem” .
P o s ł o w i e , 2 1 —2 2 571

n a jg łęb szej ta je m n ic y naszej w i a r y 122. N ig d y nie z a p o m i­


n a , że —w y k ła d a ją c p ra w d y w ia ry —m o ż e liczyć n a żyw ego
sp rz y m ie rz e ń c a o b e cn e g o w sercach słuchaczy . D la te g o też
m im o z ro z u m ia ły c h w a h a ń z d o b y w a ł się n a o d w ag ę, ab y
o m a w ia ć p rz e d sw oim lu d e m n a jtru d n ie js z e z a g a d n ie n ia
z w ią z a n e z O b ja w ien ie m .

22 K sięga I
W e w stęp ie d o I księgi A u g u s ty n s ta w ia p ro b le m n a
w łaściw ej płaszczy źn ie: z b y t w ie lk a u fn o ś ć w siły ro z u m u
z a c ie m n ia w e w n ę trz n y w z ro k d u szy i nie p o z w a la jej p o ­
słu g iw ać się św iatłem w iary. A u to r m a n a m yśli n ie ty lk o
h e re ty k ó w , ale ró ż n y c h te o re ty k ó w b ó stw a , szczególnie
e p ik u re jc z y k ó w i m yślicieli ta k zw an ej N o w ej A k a d e m ii,
czyli p la to n ik ó w u le g ając y ch w p ły w o m sto icy zm u i p ita g o -
re iz m u . P is m o św. n a to m ia s t p rz e m a w ia d o w szy stk ich ,
n a w e t d o m a lu c z k ic h , parvu lis congruens, a b y d ać w łaściw e
p o jęcie o B ogu. C h c ą c m ieć d o N ie g o d o stę p , trz e b a
oczyścić u m y sł (necessaria est p u rg a tio m e n tis), „ a b y w s p o ­
só b n ie w y m o w n y N ie w y m o w n e g o o g lą d a ć ” 123. P o te m
o czy szczo n y u m y sł z n a jd u je p o m o c w O b ja w ien iu sp isa ­
n y m w o b u T e s ta m e n ta c h , a p o d a n y m n a m w K o śc ie le ,
a b y „ o d s z u k a ć o blicze B o g a ” je d y n e g o w T ró jcy . C z y te l­
n ik , k tó ry ty c h e le m e n tó w nie b ierze p o d u w ag ę, lepiej
z ro b i, z o sta w ia ją c to d zieło , i n ie c h a j s z u k a gdzie in d ziej,
b y leb y ty lk o n ie k ry ty k o w a ł z g ó ry te g o , co m u się w y d a je
n ie d o stę p n e , i z a c h o w a ł w strz em ię ź liw o ść w sło w ach , a m i­
ło sie rd zie w d u szy .

122 Zob. np. Kazanie 52, VIII—IX (P. L. 38, 362—363) w przekładzie polskim
zawartym w małym wyborze kazań, wydanym w Poznaniu 1936 przez ks. W. Ebo-
rowicza, str. 17—35:
,,Pan nam dopomoże, widzę, że już się stało, bośtie zrozumieli; wasze okrzyki są
dla mnie dowodem, że tę naukę zaczynacie pojmować... Z wielką bojaźnią podjąłem
się wyłożyć i nauczyć tej tajemnicy. Obawiałem się bowiem, że moje wyjaśnienia
zadowolą przenikliwe umysły, a znudzą mniej wyćwiczone [wyłożył przed chwilą
swoją analogię «pamięć —rozum - wola»]. Widzę teraz, że jest odwrotnie; przez
pilne słuchanie moich słów i przez szybkie ich zrozumienie nie tylko pojęliście moje
wyjaśnienia, lecz nawet uprzedziliście je” .
123 Ks. I. I, 3 (P. E. 42, 821).
572 Jan M aria S zym u sia k S J

T a k i je s t w stę p te g o w z n io słe g o d z ie ła . Z a r a z p o te m
A u g u s ty n z a b ie ra się d o p rz e d s ta w ie n ia w ia ry c h rz e ś c ija ń ­
skiej w o d n ie s ie n iu d o ty c h p ra w d , ta k j a k j ą o d n a la z ł
w O b ja w ie n iu i u sw o ic h p o p r z e d n ik ó w n a ty m p o lu .
A w ięc: B ó g je s t je d e n w T rz e c h O s o b a c h . W p ra w d z ie ra z
p o ra z k tó r a ś z O s ó b w y s tę p u je ja k b y o d d z ie ln ie d z ia ła ją c
(I. V , 8), ale w rz e cz y w isto śc i O n e z aw sze w y k o n u ją ra z e m
to , co p rz y p is u je m y Je d n e j z N ic h (I. V I, 12 i X I I , 25) 124.
B ó g je s t T r ó j c ą 125, O jc em , S y n e m i D u c h e m Ś w iętym
w je d n e j n a tu r z e . T a k tw ie rd z ą E w a n g e lie , ta k tw ie rd z i
św. P a w e ł w s w o ic h lista c h . O so b y są so b ie ró w n e , a ty lk o
o S y n u W c ie lo n y m — C h ry s tu sie m ó w ią , że je s t n iższy od
O j c a 126. A le c a ła T r a d y c ja k a to lic k a d o s k o n a le to z r o ­
z u m ia ła , ta k ż e A u g u s ty n m o ż e m ó w ić o „ z a s a d z ie w ia ry ”
K o ś c io ła w tej s p r a w i e 127. T a k m y śle li A ta n a z y , H ila ry ,
G rz e g o rz z N a z ja n z u , B azy li i in n i. T a k się w y ra ż a S y m b o l
P s e u d o -A ta n a z e g o , k tó r y p rz y k o ń c u V w ie k u z e b r a ł f o r ­
m u ły tr y n ita r n e św. A u g u s t y n a 128.

124 Por. In Jo. Traci., 20, 3; 95, 1; 110, 3; Serm o 213, 6 (In trąd. Sym boli, 2, P. L.
38, 1065); Epist. 11, 2, P. L. 33, 75.
128 B. A. 15, str. 570, daje wykaz wszystkich tekstów, gdzie Augustyn wymienia
Boga jako w Trójcy jedynego: D eus Trinitas, U nitas-Trinitas, D eus-Trinitatis, Trini-
tas. Jest ich około 40 w samym D e Trinitate. Nie inaczej się wyraża Grzegorz zwany
Teologiem o „Trójcy czczonej jako jeden Bóg, jedno światło w trzech równych
promieniach” (Poem at II, II, 4, w. 88, P. G . 37, 1512); „O Ciebie tylko, Trójco moja,
chcę się troszczyć” (Poem at II, I, 11, w. 1852, P. G. 37, 1159; por. Poem at II, I, 8);
„Trójco, przedmiocie moich trosk i źródło wszelkiego dobra!” (M ow a 42, 27, P. G.
36, 492 C) itp.
126 J 14, 28; Flp 2, 7.
127 „Reguła canonica” , D e Trinitate, II. 1, 2, gdzie Augustyn wraca do tego
zagadnienia. Por. Quaestio 69, 1, w P. L. 40, 74: „Z asada wiary katolickiej wymaga,
kiedy Pismo św. mówi o Synu, że jest niższy od Ojca, aby przez to rozumieć Jego
Wcielenie; kiedy natom iast Syn uważany jest za równego Ojcu, to się rozumie o Jego
naturze Boskiej” .
128 „Równy Ojcn według Bóstwa, niższy od Ojca według człowieczeństwa” .
Symbol zwany Quicumque (od pierwszego słowa). Tekst w Dz. 32, w P. L. 88, 585
oraz w Brewiarzu Rzymskim na Prymę w dzień Trójcy Świętej. N ikt już go nie
przypisuje św. Atanazemu, mimo że nadal się go cytuje jako Sym bolum Athanasia-
num. Istnieje po grecku, ale pierwotny tekst jest po ładnie. Przypisują go niektórzy
św. Ambrożemu (np. O. SCHEPENS w R. H. E. 32, 1936, str. 548—569). Ale nacisk,
jaki jest położony na dogmaty chrystologiczne, oznacza, że już się rozpętała walka
z nestorianizmem i z monofizytyzmem. Po raz pierwszy zacytowany jest przez
Cezariusza z Arles (542), ale porównanie „Unii hipostatycznej” z połączeniem data
i duszy już było przestarzałe w początkach VI w. M ożna więc trzymać się opinii, że
P o s ł o w i e , 2 2 —23 573

P o p ię k n y c h w y w o d a c h o C h ry s tu s ie K r ó lu i P o ś r e d n ik u
A u g u s ty n w s k a z u je n a o s ta te c z n y cel życia: w izję tw a r z ą
w tw a rz , d o k tó re j p ro w a d z i n a s S y n p ie rw o ro d n y i w k t ó ­
rej O n sa m b ę d z ie p rz e d m io te m n a sz e j ra d o s n e j k o n te m ­
p la c ji. A u to r n ie m o ż e się p o w s trz y m a ć o d e n tu z ja z m u
i u d z ie la go n a m . A ta k s a m o b ę d z ie z D u c h e m Ś w ięty m ,
k tó r y p a n u je w n a s z y c h s e rc a c h , k tó r y ra z e m z O jc em
i S y n e m je s t celem n a sz e j z iem sk iej p ie lg rz y m k i. N ie b ę d z ie
ju ż w ó w c z a s C h ry s tu s p o tr z e b o w a ł z a n a m i się w sta w ia ć ,
ta k j a k to c z y n i o d ch w ili sw ego W n ie b o w s tą p ie n ia , b o ju ż
b ę d z ie m y m ie li u d z ia ł — p o o k re s ie k r z ą ta n in y M a r ty
—w b e z p o ś re d n im p o łą c z e n iu z u k o c h a n y m , ja k im ciesz y ła
się M a r ia .
O s ta tn ia część I k sięg i w ra c a z n o w u d o ro li C h ry s tu s a
w s to s u n k u d o n a s: Z b a w ic ie la , P o c ie sz y c ie la i ź ró d ła
ż y cia , p o p r z e z k rz y ż , sąd i m iło s ie rd z ie .

23 K się g a I I
II k s ię g a z a c z y n a się a p e le m d o p o b ła ż liw o ś c i w z g lęd e m
b łą d z ą c y c h w o d c z y ty w a n iu ta je m n ic y u k ry te j w P iśm ie św .,
je śli są g o to w i p o d d a ć się p ra w d z ie , k ie d y się im j ą p o ­
k a z u je . N ie ła tw o b o w ie m i n ie z a w sz e m o ż n a z ro z u m ie ć
w E w a n g e lii w y p o w ie d z i C h r y s tu s a , czy to o w ła sn e j O s o ­
b ie, p o d d a n e j O jc u i w s p ó łp ra c u ją c e j z O jc em , czy to
o D u c h u Ś w ię ty m , p o c h o d z ą c y m o d O jc a , w y sła n y m p rz e z
S y n a , a d a n y m p rz e z O jca. T e T rz y O so b y , k tó re w z aje m n ie
w y s ła w ia ją się i ra z e m p r a c u ją n a d z b a w ie n ie m i u św ięce­
n ie m c z ło w ie k a s ą s o b ie ró w n e . S y n je s t p o s ła n n ik ie m
O jc a , D u c h Ś w ię ty s p e łn ia z le c o n e M u p rz e z O jc a i S y n a
p o s ła n n ic tw o i d o N ic h n a le ż y . A le „ n ig d y P is m o n ie
tw ie rd z i, że O jc ie c je s t w ię k sz y o d D u c h a Ś w ię te g o ” . W ię k ­
szy m m o ż e b y ć O jc iec ty lk o w s to s u n k u d o S y n a W c ie lo n e ­
go. I n n e O s o b y n ie p o s ia d a ją n a tu r y s tw o rz o n e j, D u c h
Ś w ię ty n ie w c ielił się w sw o je sy m b o le — g o łęb icę i p ło m ie ­

Symbol „atanazjański” pow stał w kołach teologów związanych ze szkołą Lerynu


między rokiem 450 a 500 (por. G. M O R IN , w: J. Th. S. 12 / 19 11 /, str. 161 n.;
J. STIG LM A Y R , „Zeilschr. f. K ath. Theol.” 49 /1925/, str. 341 n.).
574 Jan M aria Szym usiak S J

nie. J e d y n ie w w y p a d k u C h ry s tu s a n a s tą p iło sta łe p o łą c z e ­


nie O so b y B ożej ze s tw o rz o n ą n a tu r ą czło w iek a. N a u k a
te o lo g ic z n a n ie głosi, że g o łę b ic a je s t B ogiem , że o g ień je s t
B ogiem ; głosi n a to m ia s t, że C h ry stu s-C z ło w ie k je s t B o ­
giem , że B óg s t a ł s i ę c z ło w ie k ie m 129.
O sta te c z n ie te ró ż n e o b ja w ie n ia D u c h a Ś w ięteg o i O jca
są teg o sam e g o ty p u , co o b ja w ie n ia s ta ro te s ta m e n to w e ,
k ied y B ó g się „ u k a z y w a ł” w m o c a c h p rz y ro d y . N ik t p rz e d
św. A u g u sty n e m nie z a ją ł się sy ste m a ty c z n ie ty m z a g a d ­
n ien iem . N a sz D o k to r n a to m ia s t ro z p a trz y tę s p ra w ę w y ­
c ze rp u ją c o w d ru g iej części księgi I I i p o św ięci jej całą
II I k s ię g ę 130. A u g u sty n nie ch ce p o le m iz o w a ć i s ta r a
się całe z a g a d n ie n ie u jąć g ru n to w n ie n a p o d s ta w ie sw o ­
jej n a u k i o zasad n iczej je d n o śc i n a tu ry , w sp ó ln ej trzem
O so b o m . A n a liz u je w szystkie o b ja w ie n ia B o g a w S ta ry m
T e sta m e n c ie i w y k a zu je , że P ism o św. nie p o z w a la p rz y ­
p isy w ać w szy stk ich te o fa n ii je d n e j ty lk o O so b ie. C zęsto
m o ż n a je p rz y p isa ć Synow i a lb o D u c h o w i Ś w ię te m u , alb o
n aw et całej T ró jc y . A le są ta k ż e w y p a d k i, k ie d y n ie m o ż n a
łatw o stw ierdzić, d o k tó re j z T rz e c h O só b o d n o s i się d a n a
te o f a n ia 131. T e k s ty o A b ra h a m ie , M o jż e s z u , D a n ie lu
n a te m a t o b c o w a n ia T ró jc y Św iętej z czło w iek iem z e b ra n e
są w p rz e p ię k n y fresk , k tó ry ro z sz e rz y się n a n a s tę p n ą
księgę.

129 W ks. IV. XXI, 31 (P. L. 42. 910) Augustyn argumenluje w ten sam sposób
na temat „głosu” Ojca, który daje świadectwo Synowi (Mt 17, 5; J 12, 28).
iao Zob. także Epist. 148 (P. L. 33, 622-630), gdzie AUGUSTYN powołuje się
na Atanazego, Ambrożego, Hieronima, Grzegorza z Elwiry. Wydaje się, że dotych­
czas Ojcowie przypisywali starotestamentowe teofanie Synowi, jak to omawia
M. SCHMAUS w swoim wstępie do niemieckiego przekładu De Trinitate, M ona­
chium 1935, str. XXXVI, Bibliothek der Kirchenváter XI. Augustyn zrywa z tą
tradycją i za Wielkimi Kapadocjanami uważa, że w tych teofaniach występuje
nierozdzielnie cała Trójca Święta. Poza ks. II i III zagadnienie występuje przełotnie
w ks. I (np. IV, 7; V, 8; VI, 12; VIII, 15 i in.) Por. J. L. M EIER, Les missions divines
selon Saint Augustin, Fryburg Szwajc. 1960.
131 Np. II. VIIÍ, 18 (P. L. 42, 857). Dalej (II. X, 19—21) Augustyn omawia
ukazanie się Abrahamowi trzech podróżnych, w których patriarcha rozpoznaje
Boga: „Trzech zobaczył, jednemu się pokłonił” . Tak się wyraża św. AM BROŻY (De
excessu fratris, II, 96, P. L. 16, 1342; oraz w De Fide, I, 13, 80, P. L. 16, 547). Tak
samo św. HILARY w swoim D e Trinitate (IV, 25, P. L. 10, 115). Sam AUGUSTYN
powtórzy własne słowa w Contra M axim inum (II, 25, 5, P. L. 42, 806). Por.
GRZEGORZ Z NAZJANZU, Mowa 28, 18 (P. G . 36, 50 B).
P o s ło w ie , 2 3 —25 575

24 K sięga I I I
W k sięd ze I I I , p o w stęp n y m ro z w a ż a n iu n a te m a t p rz y ­
czyn, ja k ie sk ło n iły go d o p is a n ia , A u g u s ty n p rz y p o m in a
z a g a d n ie n ie ró w n o ś c i T rz e c h O só b o ra z Ic h p o sła n ia ,
i w ra c a d o te m a tu : W ja k i s p o s ó b n a p rz e strz e n i w iek ó w
B ó g J e d y n y w T ró jc y u k a z y w a ł się lu d z k o śc i. C zy p o ­
słu g iw ał się a n io ła m i132 czy siłam i p rz y ro d y ? J a k a je s t
ró ż n ic a m ię d z y d z ia ła n ie m O p a trz n o ś c i w n o rm a ln y c h w y ­
p a d k a c h z m ia n w p rz y ro d z ie , a d z ia ła n ie m w n ie w y tłu m a ­
c za ln y c h c u d a c h a lb o w u d z ie la n iu ła sk n a d p rz y ro d z o ­
n y ch ? T rz e b a p rz y ją ć , że T ró jc a Ś w ięta nie p o k a z u je się
b e z p o ś re d n io w sw ojej isto cie, ale p o s łu g u je się ja k im ś
z n a k ie m czy sy m b o lem , w k tó ry m d u s z a w ie rz ą c a o d c z y ta
Jej o b e cn o ść . D y sk re tn ie w ięc z a p o w ie d z ia n y je s t te m a t
trzeciej części tr a k ta tu , m ia n o w ic ie o d c z y ta n ie ślad ó w
T ró jc y w stw o rz e n iu .

25 K sięga I V
IV k się g a o tw ie ra się m o d litw ą d o B o g a z p ro ś b ą o ła sk ę
ro z p o z n a n ia rzeczyw istości B ożych w o d c z y ty w a n iu z n a ­
k ó w , a szczególnie n a jw ięk sz eg o z n a k u — sam eg o C h ry s ­
tu s a , w c ielo n e g o S ło w a B ożego. D la ośw iecen ia d u sz lu d z ­
k ic h , d la w y leczen ia ic h ze śle p o ty g rzech u , Słow o B oże
,,s ta ło się ciałem i m ie sz k a ło m ię d z y n a m i” . P rzy szło
,,w ziąć u d z ia ł w n aszej śm ie rte ln o śc i, a b y u d zielić n a m
sw ojej B o sk o ś c i” 133 i o d tw o rz y ć „ h a r m o n ię ” m ię d z y B o ­
giem a czło w iek iem . A ż ta k ie ś ro d k i były p o trz e b n e , ab y

132 D e Trinitatc, III. I, 5-6 (P. L. 42, 870-871).


133 jy_ Ą' p l 42. 889. Często powtarzane wyrażenie, w różnych formach,
od czasów Ireneusza po czasy Kapadocjan. Por. IRENEUSZ, Adv. Haer., III, 18; V,
1; V. XII, 6; ATANAZTY, D e Incarn., VI-IX; zob. u GRZEGORZA ZN A ZJA N ZU
M owa 43, 61 (P. G. 36, 576 B): „Chrystus dla nas stal się ubogim, abyśmy
wzbogacili się Jego Boskością”; Poem at II, I, 1, w. 16 (P. G. 37, 971): „Chcesz
ze mnie Boga uczynić, przybrawszy sobie człowieczeństwo” ; Poemat /, I, 10, w. 5—6
(P. G. 37, 465): „Ponieważ Bóg stał się człowiekiem, człowiek Bogiem się staje” . Por.
M owa 14, 15; 39, 13; Poemat I, II, 10, w. 140; I, II, 1, w. 210.
To wszystko jest streszczone w formułach liturgicznych: np. w Oktawie Bożego
Narodzenia: O admirabile commercium ... —„Przedziwna wymiana; Stwórca rodzaju
ludzkiego... Staje się człowiekiem, aby udzielić nam swojej Boskości” .
576 Jan M aria Szym usiak S J

człow iek p o z n a ł nie ty lk o w ielk o ść m iło śc i B ożej — d la


u n ik n ię c ia z w ątp ie n ia , ale ta k że w ła śc iw ą n ę d zę sw o jeg o
s ta n u - d la o c a le n ia go p rz e d pychą.
P raw ie cała k sięg a o m aw ia dzieło C h ry stu sa , Jeg o w olę
p o łączen ia całej lu d zk o ści w sobie, aby j ą o d d a ć O jcu, Jeg o
w alkę z szatan em , k tó ry je st księciem śm ierci i ciem ności,
Jeg o zw ycięstw o p o p rz e z o fiarę z ło ż o n ą z sam eg o s ie b ie 134.
C h ry stu s chciał zejść w p o to k rzeczyw istości czaso w y ch , aby
n as p o ciąg n ąć za so b ą d o w ieczności. Je st „ o d b lask ie m
św iatłości W szech m o cn eg o ” (M d r 7, 26), ab y śm y i m y m ieli
d o stę p do tej św iatłości. D la teg o p rz e b y w a w sercach n a ­
szych przez D u c h a Św iętego, k tó ry je s t „ d a re m O jc a ” p o
w sław ieniu S yna w Z m artw y c h w stan iu i W n ieb o w stą p ien iu .
K sięg ę z a m y k a tw ierd zen ie, że o sta te c z n ie w szy stk ie
T rz y O so b y d z ia ła ją nie ty lk o zg o d n ie, ale ra z em , ta k ja k
„ p a m ię ć , ro z u m i w o la o z n ac z ają trz y ró ż n e rzeczy w isto ści,
lecz k a ż d a ich c zy n n o ść w y m ag a u d z ia łu całej tej tró jc y ” .
T a k sam o „ c a ła T r ó jc a je s t ź ró d łe m głosu O jca, ciała S y n a,
g o łęb icy D u c h a Ś w iętego, ch o cia ż k a ż d a z ty c h rzeczy w is­
to ści o d n o si się d o p o szc z eg ó ln y c h O s ó b ” . N ie m a w ięc
n iższo ści S yna z p o w o d u Je g o p o s ła n ia p rzez O jc a ani
niższości D u c h a Św iętego z p o w o d u Jeg o p o s ła n ia p rzez
O jc a i Syna.

26 K sięga V
Z k sięg ą V p rz e c h o d z im y d o d ru g iej części tr a k ta tu ,
w k tó re j A u g u s ty n m a z a m ia r ro z p ra w ić się z h e re z ją
a ria ń s k ą . S p o ty k a m y tu ta j w szy stk ie h a sła o rto d o k s y jn e
134 Chrystus jest kaptanem i ofiarą (De Trinitate, IV. XIV, 19). Por. D e C m tate
Dei, X. 20, P. L. 41, 298:
„Prawdziwy ten Pośrednik, gdy przyjął postać sługi (FIp 2, 7), stał się pośred­
nikiem między Bogiem a ludźmi - on, człowiek, Jezus Chrystus (1 Tm 2, 5):
w postaci bowiem Boga on przyjmuje ofiarę wraz z Ojcem, z którym jest jednym
Bogiem. Wszakże w postaci sługi wolał być ofiarą, niż przyjmować ją, aby w tym
wypadku nie dać sposobności do myślenia, że ofiary można składać jakiemuś
stworzeniu. Tym sposobem jest on kapłanem, gdyż sam ofiaruje, ale i ofiarą. Chciał,
aby święty symbol, sacramentum , tej rzeczywistości był codzienną ofiarą Kościoła.
A ponieważ Kościół jest ciałem, którego On jest głową, uczy go ofiarować siebie
poprzez własną osobę” .
Por. jeszcze In Psalm 26 (P. L. 36, 200); In Psalm 65 (P. L. 36, 798); Epist. 187
(P. L. 840).
P o s ło w ie , 26 577

u ło ż o n e w ciąg u siedem dziesięciu pięciu ła t w a lk o d o g m a t


T ró jc y Św iętej, m ia n o w ic ie: O so b y B oże są sobie w spół-
is to tn e (consubstantiales — hom oousioi), czyli p o s ia d a ją je d ­
n ą i tę s a m ą n a t u r ę 135. N ie m a p rz y p a d k o w o śc i w B ogu,
a im io n a O só b B ożych, o zn ac z ają c e ich w zajem ny s to s u ­
n e k , n ie n a le ż ą d o su b sta n c ji, ale są w y ra ze m „ re la c ji” ,
czyli sa m o istn y c h o d n o śn i. O k reślen ie O jca ja k o nie z ro ­
d z o n e g o (a g enneto s — ingenitus) nie w y czerp u je p o ję cia
0 B o g u , ja k to m y ślą sk ra jn i a ria n ie szkoły E u n o m iu sz a .
J e s t to ta k ż e ty lk o w y ra z s to su n k u , k tó ry łączy O jca
z S y n em 136137. M a m y w reszcie sy n te ty c z n ą fo rm u łę, o k re ś la ­
ją c ą T ró jc ę Ś w iętą, z a p o ż y c z o n ą od G re k ó w : je d n a is to ta ,
trz y h ip o s ta z y (M ia ousia, treis h y p o sta seis)1*1. A u g u sty n
p o p ra w ia j ą p o ła cin ie n a fo rm u łę, k tó r a p o z o sta n ie ju ż
n ie z m ie n io n a w te o lo g ii zach o d n iej: je d n a is to ta (s u b s ta n ­
c ja), trz y O so b y .
D a le j, w ra c a ją c d o sto su n k ó w w e w n ą trz T ró jc y , A u g u s ­
ty n z a s ta n a w ia się n a d im ieniem D u c h a Św iętego. T rze c ia
O s o b a je s t ż y w ą o d n o ś n ią w obec O jca i S yna, gdyż D u c h
Ś w ięty p o c h o d z i od O jc a i je s t d a n y S ynow i, aby Syn p rzez
N ie g o w ra c a ł d o O jca. D la te g o też p ra w d o p o d o b n ie p o ­
s ia d a to im ię, że je s t Ic h w sp ó ln y m D u c h e m i Ich w zajem ­
n y m św iętym D a re m .
N a z a k o ń c z e n ie A u g u s ty n jeszcze ra z p o d k re ś la fa k t, że
n ie m a p rz y p a d k o w o ś c i w B ogu: jeśli O n się staje S tw ó rcą
1 O jcem n a sz y m , to nie zn aczy , że się zm ien ia. T o n a sz e
istn ie n ie i n a sz e u s to su n k o w a n ie się do B o g a w p ro w a d z a
n o w e o rz e k a n ie o B ogu, ale z m ia n a n a s tą p iła p o z a Jeg o
n a tu r ą p rzez p rz y p a d k o w o ś ć d a n ą b y to w i, k tó ry d o c h o d z i
d o is tn ie n ia i ro z w ija się w o d n ie sien iu d o B oga.

135 To samo twierdzenie w Contra sermonem arianorum, 36, 34 (P. L. 42, 707),
gdzie Augustyn cytuje grecki wyraz homoousios, wzięty z wyznania wiary So­
boru Nicejskiego, którego bronili Atanazy, Hilary i Kapadocjanie. Zob. takie
Epist. 120, 17 (P. L. 33, 460); EpEt. 166, 4 (P. L. 33, 721-722).
136 N auka już ostatecznie ustalona przez Ojców kapadockich, szczególnie przez
GRZEGORZA Z NAZJANZU w jego M owach teologicznych (M owy 27—31, P. G.
36, 11—172) i GRZEGORZA Z NISSY (Contra Eunomium , P. G. 45, 243—1122).
Augustyn posługuje się tutaj Arystotelesowskim pojęciem „relacji”. Por. De Civilate
Dei, XI. 10, 1 (P. L. 41, 325).
137 Zob. wyżej, n. 2.
578 Jan M aria S zym usiak S J

27 K sięga V I
N a w stęp ie k sięg i V I A u g u s ty n p rz y p o m in a u lu b io n e
h a s ło A riu sz a : „ B y ł czas, k ied y S y n n ie is tn ia ł” . N a to
b lu ź n ie rcz e tw ie rd z e n ie o d p o w ie d ź b y ła d a n a ju ż n a sto la t
p rz e d u k a z a n ie m się A riu s z a , m ia n o w ic ie u O ry g e n e sa ,
k ie d y te n m is trz w sz y stk ic h te o lo g ó w w sc h o d n ic h p o ró w ­
n u je B o g a d o ś w ia tło ś c i138: n ie m a ś w ia tła bez p ro m ie n io ­
w a n ia , i B óg je s t o d w ie cz n ie O jcem S y n a p rz e d w ie c z n e g o .
R ó w n ie ż i w ielk i p o g ro m c a A riu s z a , A ta n a z y , n ie m ó g ł
in aczej r o z u m o w a ć 139. A u g u s ty n w z n a w ia tu ta j te n s p o ­
só b a rg u m e n ta c ji.
C o d o p rz y m io tó w B o ży ch , to są o n e ró w n o z n a c z n e
i w s p ó ln e trz e m O s o b o m B o ży m , p o n ie w a ż O so b y nie
ty lk o są sobie ró w n e , a le s ta n o w ią je d n o B ó stw o . B y t B oży
u to ż s a m ia się z w ie lo ra k im i p rz y m io ta m i, p o n ie w a ż ta
m n o g o ś ć je s t ty lk o w y ra z e m n ie sk o ń c z o n e j p r o s to ty s u b ­
sta n c ji B o g a. A u g u s ty n n ig d y n ie p o m ija o k a z ji g r u n to w ­
n e g o o m ó w ie n ia w sz y stk ic h s p ra w w ią ż ą c y c h się z D u c h e m
Ś w ięty m . J u ż u z a r a n ia sw ego ży cia k a p ła ń s k ie g o u b o le w a ł
n a d ty m , że O s o b a D u c h a Ś w iętego je s t n ie z n a n a 140. T u ta j
w y stę p u je z n a u k ą o D u c h u Ś w iętym ja k o żyw ej m iło śc i,
czyli w ięzi m ię d z y O jcem a S ynem 141. „ Je s t ich ty lk o tro je :
je d e n m iłu ją c y te g o , k tó r y z n ieg o p o c h o d z i, je d e n m iłu ją c y
te g o , z k tó re g o p o c h o d z i i s a m a ta ich m iło ść . B ó g nie je s t
p o tr ó jn y , ale je d y n y w T ró jc y , a T r ó jc a Ś w ię ta n ie je st
w ię k sz a od k a ż d e j z O só b . B o ty lk o c ia ła r o s n ą p rz e z
d o d a w a n ie , a d u c h o w e is to ty r o s n ą p rz e z u le p sz a n ie się.
W B o g u zaś je s t n ie s k o ń c z o n a d o s k o n a ło ś ć , k tó re j nie

13a W swojej syntezie teologicznej pt. Peri archon, czyli „O zasadach” {De
principiis), I, II, 2 i IV, 74 (P. G. 11, 131 AB; 372 A).
130 Zob. np. Contra ananas, I, 29, P. G. 26, 72—73. Podobne porównanie ze
światłem kilka razy występuje u G RZEG O RZA Z NAZJANZU: M owa 31, 3 -4 ,
P. G. 36, 136, B; 137 A—B, gdzie właśnie występuje krytyka Lego hasła Ariusza,
M ow a 44, 3, P. G. 36, 609 B.
140 Zob. wyżej, n. 10.
141 Przed nim na Zachodzie pierwszy M ARIUSZ W IKTORYN występuje z tą
teorią w swoich H ym nach : Hymn I, 4; Hymn III, 98 i 226-251 (P. L. 8, 1139 D; 1144
B; 1146 A—B). Augustyn wróci do swej ulubionej teorii, która po nim stanie się
tradycyjna w teologii katolickiej, w ks. LX. V II]-X , i w ks. XV. XIX, 37.
Posłowie, 27—28 579

m o ż n a n ic d o d a ć a n i n ic o d ją ć . J e d y n y p ra w d z iw y B ó g to
O jciec, S y n i D u c h Ś w ięty w T ró jc y Ś w iętej” .
A ria n ie n ie z ro z u m ie li teg o , co C h ry s tu s p o w ie d zia ł
(J 17, 3): „Ż y c ie w ieczne to p o z n a ć C ieb ie, je d y n y p r a w ­
d ziw y B o ż e ” , ja k b y S y n n ie był p ra w d z iw y m B ogiem .
D o d a je przecież: „ i te g o , k tó re g o ś p o s ła ł, J e z u s a C h ry s ­
tu s a ” . P rze c ież w ia d o m o , że Syn i O jciec tw o rz ą je d n ą
rz e cz y w isto ść , i to d z ię k i D u c h o w i Ś w iętem u , k tó ry Ic h
łączy.
N a z a k o ń c z e n ie m a ła d y g re sja o te rm in o lo g ii św. H ila re ­
go 142, k tó ry O jc u p rz y p isu je w ieczn o ść, S y n o w i p ię k n o ,
D u c h o w i ra d o ś ć . A u g u sty n , o b ja śn ia ją c te o k re ś le n ia H ila ­
re g o , d y s k re tn ie z a p o w ia d a sw o ją w ła sn ą serię a n a lo g ii
w zięty c h z p rz y ro d y i z c zy n n o ści d u szy , k tó re w y k o rz y sta
w trzeciej części t r a k t a t u 143.

28 K sięg a V I I
Z a k o ń c z e n ie m d ru g ie j części n a sz e g o tr a k ta tu m a b y ć
k s ię g a V II, w k tó re j a u to r z a m ie rz a o m ó w ić p o p rz e d n io
z a p o w ie d z ia n y p ro b le m je d n o śc i b ezw zg lęd n y ch p rz y m io ­
tó w B o ży ch . D y s k u tu je to szczeg ó ło w o i ja s n o ro z ró ż n ia
p o ję c ia o d n o sz ą c e się d o is to ty B ożej, j a k m o c , m ą d ro ś ć
i w ie lk o ść , i p o ję c ia re la ty w n e , tzn. te, k tó re o k re ś la ją
k a ż d ą O so b ę w je j specy ficzn o ści, czyli w m ia rę jej o d ró ż ­
n ia n ia o d in n y c h O só b , ja k n p . Słow o B oże, o b ra z , S yn.
M ą d r o ś ć je st p rz y m io te m is to ty B ożej, ale staje się często
w P iśm ie św . (P rz 8, 2 2 -3 2 ; S y r 1, 4 - 1 0 ; M d r 7, 2 5 -2 6 )
ty tu łe m S yna, ta k im ja k Słow o, i je s t w te d y p rz y m io te m
w z g lęd n y m . N ie ra z a u to rz y u to ż s a m ia ją M ą d r o ś ć z D u ­
c h e m Ś w ię ty m 144. A le w ów czas m a ją n a m y śli d z ia ła n ie
B o że n a z e w n ą trz i w y ra ż a ją p rz e z to p rz y m io t is to ty
B o żej.

Św. HILARY, D e Trinitate, II. 1, P. L. 10, 51.


143 Por. wyżej, n. 21, przyp. 121.
144 Np. IRENEUSZ, Adv. Haereses, II. 30, 9; III. 24, 2; IV. 7, 4; 20, 1-3; albo
TEO FIL Z ANTIOCHII, Księgi do Aulolykosa, I. 7; II. 15. Ale wówczas la
„M ądrość” występuje jako bezwzględny przymiot Bóstwa.
580 Jan M aria S zym u sia k S J

N a s tę p u je d y s k u s ja o w a rto ś c i o k re ś le n ia „ o s o b a ” , k tó ­
ry m p o słu g u je się te o lo g ia , a b y w y ra z ić tro is to ś ć w T ró jc y
Św iętej bez n a ru s z e n ia je d n o ś c i Jej is to ty . A u g u s ty n d y s ­
k u tu je ta k ż e n a te m a t ró ż n ic y m ię d z y is to tą (essen tia
— ousia) a s u b s ta n c ją (su b sta n tia — h yp o sta sis). P ie rw sz a
b a rd z ie j o d p o w ia d a m y śli ła ciń sk ie j. L ep iej je s t u ży w ać
w łacin ie w y ra z u p erso n a , o s o b a , ta m gdzie G re c y u ż y w a ją
h yp o sta sis, m im o że lepszym o d p o w ie d n ik ie m ła ciń sk ie j
p e rso n a b y łb y w y ra z pro so p o n , k tó re g o G re c y n ie c h c ą
u ży w ać.
W reszcie, k r ó tk ą w z m ia n k ą o w y ra ż e n iu w zięty m z P is ­
m a św. a u to r o tw a rc ie ju ż z a p o w ia d a o s ta tn ią część tr a k ­
ta tu : czło w iek z o s ta ł s tw o rz o n y n a o b r a z i p o d o b ie ń s tw o
B oże (R d z 1, 26). T u ta j A u g u s ty n w y su w a w ła s n ą te o rię ,
k tó r a z a sa d n ic z o ró ż n i się o d m y śli g reck iej. U O jcó w
G re c k ic h c zło w iek je s t u w a ż a n y z a p o d o b ie ń s tw o o b ra z u
B o żeg o , czyli S y n a — je st o b ra z e m O b ra z u (e iko n e ik o n s
a lb o eikon k a fe ik o n a ) 145. D la A u g u s ty n a n a to m ia s t, k tó ry
tu ta j św ia d o m ie i fo rm a ln ie o d c in a się o d G re k ó w , c z ło ­
w ie k je s t o b ra z e m T ró jc y Św iętej, w m y śl tw ie rd z e n ia
św. P a w ła , że „ cz ło w ie k je st o b ra z e m i c h lu b ą B o g a ”
(1 K o r 11, 7) i że „ n o w y c z ło w ie k ” u s ta w ic z n ie „ o d n a w ia
się k u p o z n a n iu B o g a w ed łu g o b ra z u te g o , k tó r y g o s tw o ­
rz y ł” (K o l 3, 10). P o p rz e d n io n a s z a u to r szed ł za tr a d y c ją
g r e c k ą *146, k tó r a k ła d z ie m n ie jsz y n a c is k n a je d n o ś ć is to ty
B ożej, a je s t b a rd z iej c z u ła n a d z ia ła n ie p o sz c z e g ó ln y c h
O só b : O jciec s tw a rz a św iat z a p o ś re d n ic tw e m sw ego L o g o ­

Liczne są opracowania na ten tem at we współczesnej literaturze teologicznej,


między innymi: H. KARPP, P roblem e der altchristlichen A n th ro p o lo g ie b ei den
Kirchenvätern des dritten Jahrhunderts, Gütersloh 1950, jako przedłużenie starszego
opracowania STANKERA, D ie G ottebenbildlichkeit des M enschen in d e r christlichen
L iteratur der ersten Z w e i Jahrhunderte, M ünster 1913. Zob. H. GROSS, La
divinisation chez tes P ères grecs, Paris 1939. N a temat poszczególnych Ojców:
A. MEYER, D ie G ottesbildung des M enschen bei K lem en s von A lexa n d rien , Rom a
1941; S. PETER SON, L 'im m a g in e di D io in S a n t'Iren eo , R om a 1941; R. LEYS,
u Grzegorza z Nissy (Bruksela - Paryż 1951); R. BERNARD, u św. Atanazego
(Paryż 1952); H. CROUZEL, u Oiygenesa (Paryż 1955) i inni.
146 W D e diversis quaestionibus, qu. 51 (P. L. 40, 32) mówi jeszcze o „obrazie
i podobieństwie Bożym, które nazywamy także Chrystusem”. Orygenes formalnie
mówi (In Jo. C om m . II, 3, P. G. 14, 109), że człowiek nie został określony jako obraz
Boży, ale jako stworzony według Obrazu, czyli jest obrazem Obrazu. Tak samo
w Homiliach in G enesim , I, 13 (P. G. 12, 155—157).
Posłowie, 28—29 581
su , k tó r y je s t Jeg o O b ra z e m ; c z ło w ie k p o te m je s t s tw o rz o ­
n y n a o b ra z te g o ż L o g o su . A u g u s ty n o tw ie ra n o w e p e r ­
sp e k ty w y : człow iek d la niego je s t s tw o rz o n y n a o b ra z
T ró jc y Św iętej. T a k i b ęd zie te m a t d a lsz y c h w y w o d ó w n a ­
szeg o te o lo g a .

29 K sięg a V I I I
K się g ę V III ju ż p rz e g lą d a liś m y p o p rz e d n io , o m a w ia ją c
p la n c a ło ś c i147. P rz y p o m in a m y ty lk o , że d o p ro w a d z a n a s
o n a d o p rz e k o n a n ia o tro is to ś c i m iło ści, p o d c z a s gdy
a ria n ie — g dyż A u g u s ty n m a zaw sze p rz e d o c z y m a ich
lo g ik ę — p o m ija ją te n is to tn y e le m e n t w ied zy o B ogu.
S tresz cz e n ie księgi V , k tó re o tw ie ra k sięg ę V III, nie
m o ż e b y ć z ro z u m ia n e , jeśli się n ie m a w p a m ię ci A u g u s ty ń -
skiej te o rii o re la c ja c h w B ogu. T r u d n o b o w iem p o g o d z ić
ro z ró ż n ie n ie O só b z p r o s to tą i je d n o ś c ią B ożej isto ty :
p r o s to ta w y k lu c z a p rz y p a d ło śc i, a je d n o ś ć nie m o ż e się
p o d z ie lić n a trz y su b sta n c je . A b y tę tru d n o ś ć p rz e zw y c ię ­
żyć, A u g u s ty n p re c y z u je p o ję c ie relacji. P o jęcie c z ło n u
re la ty w n e g o o z n a c z a ty lk o , że istn ie je s to s u n e k m ięd zy
je d n y m c z ło n e m a d ru g im , k tó re m u o n się p rz e ciw sta w ia,
ale k tó re g o z a ra z e m w y m a g a. O d n o ś n ia w ó w czas ju ż nie
je s t p rz y p a d ło ś c ią i p o z w a la w p ro w a d z ić p ew n e z ró ż n ic o ­
w a n ie w B ożej s u b sta n c ji, n ie n a ru s z a ją c jej p ro s to ty a n i jej
je d n o ś c i. K a ż d y c z ło n relacji je s t ró ż n y (alius), ale n ie je s t
c z y m ś in n y m (aliu d ). R o z u m o w a n ie A u g u s ty n a w ów czas
je s t ja s n e : k a ż d e o k re ś le n ie a b s o lu tn e (B óg, byt, w ielki,
d o b ry , m ą d ry ) o z n a c z a is to tę , a k a ż d e o k re ślen ie re la ty w n e
(O jciec n ie je s t S y n em , O jciec i Syn nie są D u c h e m Św ię­
ty m ) o z n a c z a o d n o ś n ie , k tó r e ro z ró ż n ia ją i p rz e c iw sta w ia ją
O so b y . W re sz cie k a ż d e o k re śle n ie w z ięte w z n a c z e n iu a b ­
s o lu tn y m , ja k ie się z a sto su je d o p o sz c z e g ó ln y c h O só b ,
b ę d z ie u ż y w a n e w liczb ie p o je d y n cz e j, p o n ie w a ż O so b a
w te n s p o s ó b w y ró ż n io n a (ja k o d o b r a , w sz e ch m o cn a , m ą d ­
r a itp .) n ie o d ró ż n ia się o d isto ty , k tó r a je s t w ró w n y m
p o s ia d a n iu u w sz y s tk ic h trz e c h O só b . Is tn ie ją w ięc w B o g u

147
Zob. wyżej, n. 18.
582 Jan M aria S zym u sia k S J

ja k b y trz y e le m e n ty , k tó re p o s ia d a ją sw o je w łaściw o ści bez


p o d z ia ła a n i m n o ż e n ia s u b s ta n c ji148.
P o ta k im s p re c y z o w a n iu n a u k i o re la c ja c h , A u g u s ty n
sk ie ro w u je w z ro k d u szy k u św iatło śc i, ja k ą je s t B óg.
C h c ia łb y sw o jeg o c z y te ln ik a w zn ieść n a w y ży n y ży cia b e z ­
cielesnego. O d c z y tu je m y , oczyw iście, w je g o w y w o d a c h
w pływ y n e o p la to ń s k ie j filo zo fii, ale w jej n a jp ię k n ie jsz y m
w y d a n iu —m isty c z n y m , ja k ie z n a jd u je m y u P lo ty n a , szcze­
g ó ln ie w o s ta tn ie j ro z p ra w ie V I E n n e a d y , , , 0 D o b r u lu b
J e d n e m ” 149. N ie m a je d n a k u A u g u s ty n a p o g a rd y d la
c iała, ja k ą w id zim y u p la to n ik ó w . N ie m o ż e o n b o w ie m
z a p o m n ie ć , że C h ry s tu s p rz y ją ł c iało i p o z o s ta je w śró d n a s
p o d p o s ta c ią e le m e n tó w m a te r ia ln y c h *160. D o s k o n a ło ś ć
n ależy do ś w ia ta d u c h o w e g o : d u s z a z aś z o s ta ła s tw o rz o n a ,
a b y d ą ży ć d o d o s k o n a łe g o D o b r a . W p ie rw sz y m e ta p ie
sw ojego ziem sk ieg o p ie lg rz y m o w a n ia je s t ja k b y ro z p ro s z o ­
n a ; do d o s k o n a ło ś c i z w ra c a się d o p ie ro w te d y , g dy u św ia ­
d a m ia so b ie, że celem jej w ła sn e g o b y tu je s t p o łą c z e n ie się
z B ytem d o s k o n a ły m , B o g ie m 151. N ie ła tw o jej je d n a k
p rz y c h o d z i to p o s z u k iw a n ie B o g a . Jej w o ln ą w o lę z ra n ił

14B Por. P. AGAfiSSE S. J. w przypisach do wydania D e T rinitate, w B. A. 16,


str. 57.1-572. Już zauważyliśmy, że Augustyn stosuje wyraz su bstantia w dwóch
różnych znaczeniach: albo oznacza ona istotę (V. 2, 3), albo oznacza osobę, tak
jak grecka hypostasis (Y lll. I, 1). Kontekst jednak zawsze jasno pokazuje, co
w danym wypadku autor m a na myśli. Niemniej przyznać trzeba, że ta niestałość
w słownictwie nie ułatwia pojmowania trudnych nieraz wywodów tego traktatu.
140 PLOTYN, E nneady, w przekładzie A. Krokiewicza, Warszawa 1959, t. 2,
str. 692: „Kto ujrzał, ten wie, o czym mówię, a mianowicie, że dusza miewa wtedy
inne życie, kiedy podchodzi i już dojdzie, i udział w Nim weźmie” . Por. jednak to, co
pisze C. N. COCHRANE, Chrześcijaństw o i k u ltu ra a ntyczna, Warszawa 1960,
str. 417—425, o klęsce Plotyna i jego uczniów w porówaniu z udanym przedsię­
wzięciem Augustyna. Niemniej jednak właśnie filozofii Plotyna Augustyn zawdzię­
cza swój pomysł szukania Boga od wewnątrz ( W y zn a n ia , VII. 10 i 17). Por.
J. MARECHAL, L a Vision de D ieu au so m m et de la contem plation, „N . R. T .” 1930,
szczególnie str. 8—14.
160 Zob. np. D e C ivitate D ei, X. 24: „Porfiriusz... wzgardził Chrystusem przeby­
wającym w tym samym ciele, które wziął na siebie dla spełnienia ofiary oczyszczenia
naszego... A prawdziwy nasz Pośrednik wykazał, że złem jest grzech, a nie istota
ciała...”
151 Poza tekstem w D e Trinitate, VU3. III, 4, tę samą naukę znajdujemy w D e
Genesi ad litteram , III, 20, 31. Jest to echo nauki Plotyna (E nneada V, 2, 1 i 3, 11)
z tą różnicą, że u Plotyna wszelkie stworzenie wyłania się automatycznie z nad-
obfitości Jedna, podczas gdy u Augustyna jest owocem wolnej inicjatywy Najwyż­
szego Dobra.
Posłowie, 29 583

g r z e c h 152, p rz e z co d u s z a z o s ta ła z n ie k s z ta łc o n a (clefor-
m is). J e d y n ie p o w ró t d o B o g a, i to z p o m o c ą B o ż ą 153,
z a p e w n i jej p o w ró t d o p ie rw o tn e j p ię k n o śc i. D o te g o
p o tr z e b n e są c n o ty te o lo g ic z n e - w ia ry , n a d zie i i m iło śc i
(1 K o r 13, 13). W ia r a p rz e d e w sz y stk im je s t r o z u m n ą
z g o d ą n a rze cz y w isto ść n ie w id z ia ln ą p o p rz e z ja k ą ś rz e c z y ­
w is to ść , k tó r a n a s d o tej pierw szej w p ro w a d z a . P o z n a n ie
w ia ry je s t p o n a d p o rz ą d k ie m czy sto d o św ia d c z a ln y m i r a c ­
jo n a ln y m , ale o p ie ra się n a fa k ta c h h is to ry c z n y c h i m o ż e
sz u k a ć d o w o d ó w ro z u m o w y c h . N ie je s t je d n a k c zy stą
s p e k u la c ją u m y słu . M u si w y razić się w d z ia ła n iu . D la te g o
w y m a g a z g o d y w oli i serca: je s t p ra g n ie n ie m . W ierzy ć — to
„ se rc e m trz y m a ć się p ra w d y ” , a w ięc k o c h a ć . W p ra w d z ie
tą d r o g ą n ie d o jd z ie się d o T ró jc y Św iętej, ale p o z a
d o ś w ia d c z e n ie m h is to ry c z n y m , p o z a a n a liz ą stw o rz o n y c h
„ t r i a d ” o tw a r ta je s t je szcze d ro g a u m y sło w a p ra w id e a l­
n y c h i n ie z m ie n n y c h : D o b ro , S p raw ie d liw o ść. N ie p rz y ­
c h o d z ą o n e o d n a s, ale w id zim y je w so b ie i u m y sł m o ż e się
n a n ic h o p rz e ć j a k n a z a s a d a c h . W id zim y je w św ietle
B o ży m i p o p rz e z nie „ w id zim y B o g a ” . P o z n a je m y je ty lk o
p rz e z p rz y łą c z e n ie się d o n ich , a w ięc w p o r z ą d k u m iło ści.
T o z n a c z y , że p o z n a liś m y ju ż B o g a, k ie d y p ra g n ę liśm y G o
i k o c h a liśm y G o , nie w ie d zą c jeszcze, że G o z n am y . P o z n a ­
n ie to w y ła n ia się s to p n io w o —w m ia rę d o jrz e w a n ia n aszej
m iło ś c i — czyli p rz e z w k ra c z a n ie w d z ied z in ę m ą d ro ś c i
k o n te m p la c y jn e j154. J u ż w księd ze V III A u g u s ty n sta w ia
z a s a d ę w z a je m n o śc i m ię d z y p o z n a n ie m a m iło śc ią : m iło ść
p o s ia d a w w ie rz e sw ój p u n k t w yjścia, sw o ją n o rm ę , sw ój
ro z r o s t. A le je d y n ie w ieczn a fo r m a m iło śc i d a je n a m m o ż ­
liw o ść p o łą c z e n ia się z p rz e d m io te m w ia ry i je g o o cen y
z w y ższeg o p u n k tu w id z en ia . T y lk o m iło ś ć d a je n a m w ie­
d z ę o B o ż y c h p ra w d a c h p rz e d s ta w ia n y c h n a m p rz e z w iarę.

152 Por. opisy zawarte w D e Trinitale, X. V, 7 -V I I , 9 oraz XK. VII, 13—XI, 16.
N a ten temat por. wnikliwe analizy u E. GłLSONA, Wprowadzenie..., str. 121 n.
153 D e Trinitate, XVI. XVI, 22, P. L. 42, 1053.
154 Obszerniej to wszystko jest omówione w ks. XTV (XIX, 25—26). Na tej
drodze pokaże się w całym swoim blasku Obraz Trójcy (XIV. XII, 15). Por.
u G RZEG O R ZA Z N A ZIA N ZU , Poemat I, II, 10, w. 984 (P. G. 37, 751): „Miłość
wprowadza do poznania”, a Poem at I, II, 25, w. 363 (P. G. 37, 838): „Bez miłości
Boga nie pojmiesz” .
584 Jan M aria Szym usiák S J

D la te g o k się g a V III k o ń c zy się o m ó w ie n ie m p ra w d ziw e j


m iło ści (dilectio) w p rz e c iw sta w ie n iu d o eg o isty czn ej p o ­
żąd liw o ści (c u p id ita s)155156. T o m iło ść d o B o g a i m iło ść d o
lu d zi, c h o cia ż n ie ra z P ism o św. w y m ie n ia ty lk o je d n ą
z ty c h m iło śc i ja k o streszczenie w y m a g a ń C h ry stu so w y c h ,
gdyż u z u p e łn ia ją się o ne w z aje m n ie i nie m o g ą istn ieć
o d d zieln ie. T e dw ie m iłości m a ją c h a r a k te r n a d p rz y ro d z o ­
ny. ic h ź ró d łe m je s t ła sk a B oża. D la te g o m iło ść d o lu d z i
je s t z a ra z e m p o z n a n ie m B o g a, p o n ie w a ż je st u d z ia łe m
w m iło ści B o g a d o nich , n a c e c h o w a n e j u n iw e rsa liz m e m
i b e zin tere so w n o śc ią . U n iw e rsa liz m e m , p o n ie w a ż m a m y
k o c h a ć w szy stk ich — ja k to u c z y n ił P a n Jez u s — n a w e t
n ie p rz y ja c ió ł n a s z y c h 166; b e z in te re so w n o śc ią , p o n ie w a ż
m iło ść n a d p rz y ro d z o n a z m u sz a n a s d o k o c h a n ia , in n y c h
lu d z i „ d la te g o , że są święci, a lb o p o to , by się św iętym i
s ta li” 157. J e s t to więc m iło ść e sc h a to lo g ic z n a , p o n ie w a ż
je s t s k ie ro w a n a do u p o d o b n ie n ia c zło w ie k a z B o g iem ,
k tó re je s t w y n ik ie m łask i, a ro z k w itn ie d o p ie ro w o s ta te c z ­
nej w izji B o g a. W sz e lk a in n a m iło ść d u sz y — n a w e t d o ­
z w o lo n a — je st sta n e m p rz e jśc io w y m , w k tó ry m d u s z a
nie m o ż e się z a trz y m a ć ta k , ja k b y o s ią g n ę ła sw ój o s ta te c z ­
ny cel.
T o o d k ry c ie m iło ści, m ó w i z a k o ń c z e n ie k sięg i, je s t z a ­
czą tk ie m w szystkich o b ra z ó w T ró jc y . D la te g o c zy te ln ik nie
z ro z u m ie niżej w y m ie n io n y c h „ t r i a d ” , jeśli p o z o s ta n ie n a
p łaszczyźnie p sy ch o lo g iczn ej. M u s i się w zn ieść n a w yżyny
m e ta fiz y cz n e , a raczej w św iat te o lo g ic zn y .

166 Pożądanie (cupiditas) to jest upodobanie w rzeczach nietrwałych {De divergís,


qu. 33; a qu. 35, 2, mówi: „Miłość do rzeczy godnych miłości, tzn. do rzeczy
wiecznych, nazywa się caritas albo dilectio'’''). Innymi słowy, dilectio to miłość, która
dąży do Boga jak do swojego prawdziwego celu i w Nim spoczywa; natomiast
cupiditas to jest miłość skierowana do rzeczy, które są tylko środkami (rzeczy
materialne) albo do tego, co może stać się celem tylko za pośrednictwem Boga
(mianowicie osoby), jak to objaśnia sam św. Augustyn w De doctrina Christiana, III,
10, 16, P. E. 34, 72. N a tym właśnie polega „nowość” przykazania Chrystusowego,
że mamy kochać, jak On kocha - co jest możliwe tyLko dzięki lasce Ducha Świętego
{In Jo. 45, 5, P. L. 35, 1721).
156 In Epistolam Joannis ad Parthos, VIII, 4, P. L. 35, 2038. Zob. omówienie
słownictwa Augustyna o miłości we wstępie do przekładu francuskiego tego komen­
tarza: P. AGAESŚE (S. C., 75), París 1961, sir. 31-37.
157 De Trinitate , VIII. VI, 9 (P. L. 42, 954).
Posłowie, 29—30 585

30 K sięga I X
L ep iej je szcze w y k a że to k sięg a IX : o s ta te c z n ą z a s a d ą
m iło śc i (a w ięc p o z n a n ia ), ja k ą człow iek żyw i d o siebie
s a m e g o 168, je s t m y śl B o ż a (ratio aeternd). W sz e lk a in n a
m iło ść je s t w p e w n y m sensie ró w n ie ż z a tra c e n ie m sie­
b ie 159. W stę p d o księgi I X p rz y p o m in a z a s a d ę w ia ry
0 T ró jc y Św iętej, tj. o B o g u je d y n y m w sw ojej isto cie,
a tro is ty m w O s o b a c h w z aje m n ie się d o siebie o d n o s z ą ­
cych. P o z a ty m o strz eg a , a b y w a n a lo g ia c h trz y m a n o się
bez w a h a n ia z a s a d y w ia ry o ra z w y m a g a ń p ra w d y n a u k o ­
wej z w ie lk ą o s tro ż n o śc ią , tzn . m ię d z y in n y m i, by elem en ty
o d n a le z io n y c h a n a lo g ii m ia ły id e n ty c z n ą isto tę i o d n o siły
się całk o w ic ie i w ró w n y m s to p n iu je d n e d o d ru g ic h ,
in aczej o d z w ie rc ie d lo n y w n ic h o b ra z T ró jc y Św iętej b y łb y
z b y t w y p a c z o n y . T e g o ty p u a n a lo g ię z n a jd u je m y w d u szy :
k ie d y b o w iem k o c h a m y co ś, is tn ie ją trz y elem en ty , m ia n o ­
w icie p o d m io t k o c h a ją c y , p rz e d m io t k o c h a n y o ra z s a m a
m iło ść , k tó r a je w iąże. K ie d y d u s z a k o c h a siebie, istn ie ją
ta k sa m o trz y czło n y , ale w je d n e j isto cie, b o c h o c ia ż
p o d m io t k o c h a ją c y i p rz e d m io t k o c h a n y są tą sa m ą rzeczą,
je d n a k w łą c z a się tu ta j, ja k o n o w y e lem en t, p o z n a n ie d u szy
p rz e z siebie sa m ą . M a m y b o w ie m , z je d n e j stro n y , d u szę
1 jej m iło ść , a z d ru g ie j, d u szę i jej p o z n a n ie ; a w ięc trz y
e le m e n ty — d u sz ę , p o z n a n ie i m iło ść — k tó re tw o rz ą je d n ą
rzeczy w isto ść. K ie d y te e lem en ty są d o s k o n a łe , to są sobie
ró w n e . P o z a ty m n ie m o ż n a u w a ż a ć teg o p o d w ó jn e g o
d z ia ła n ia d u szy z a p rz y p a d ło ść : d u s z a k o c h a ją c a je s t s u b ­
s ta n c ją , a ta k sa m o d u c h o w y m i su b sta n c ja m i są jej p o z n a ­
n ie i jej m iło ść.

is* Miłość do siebie samego w perspektywie Augustyńskiej nie jest egoizmem,


ponieważ prawdziwie kochamy siebie tylko pośrednio, poprzez miłość, jaką Bóg
żywi do nas, tzn. kiedy pozwalamy łasce, aby nas stopniowo przemieniała na wzór
Boży. Zasada tej miłości nie jest w nas, ale w Bogu. Kiedy więc Augustyn mówi
0 miłości, jaką dusza kocha siebie samą, wówczas wcale nie m a na myśli jakiejś
miłości, która by nas zamykała w nas samych, a odwrotnie, mówi o przylgnięciu do
woli Bożej, która jest miarą naszego losu. Nie dusza przywłaszcza sobie miłość Bożą,
ale miłość Boża przetwarza duszę na wzór Boży.
1/i0 D e Trinitate, IX. VII, 12 (P. L. 42, 907). Por. De Trinitate, XIV. XII, 15
1 XIV, 18-20 (1048-1056).
586 Jan M aria Szym usiak S J

A u g u sty n kładzie silny n a cisk n a o n to lo g ic z n ą ró w n o ść


o w ych trz e ch elem en tó w , inaczej je g o a rg u m e n ta c ja nie
m ia ła b y żad n ej w artości: ta „ tr ia d a ” p sy ch o lo g icz n a b y ła­
by w ów czas ty lk o p rz y p a d k o w y m zm ieszaniem bez isto tn e j
jed n o ści. T ru d n o ś ć p o jęcia ich ró w n o ści w bycie p o c h o d z i
stąd , że m iło ść i p o z n an ie u w a ż a się ty lk o za w łaściw ości
duszy. A le to je s t p o s ta w a p sy c h o lo g a , a m y śl A u g u sty n a
o b ra c a się w św iecie m etafizy k i. D o c e n ia m y tu ta j d o n io s ­
łość refleksji z aw a rty c h w księdze V III, m ian o w icie: że
d u sz a lu d z k a nie m o g ła b y p o z n a ć an i p o k o c h a ć sw ojego
w łasnego d o b ra , gdyby nie o trz y m a ła od najw yższego
D o b ra niezm iennej zasad y spraw ied liw o ści (V III. III, 4;
V I, 9). N ie m o że o n a w p raw d zie stra c ić teg o isto tn e g o
d o b ra , że je st du szą; niem niej je d n a k b ra k sp raw ied liw o ści
(św iętości) należy d o dziedziny o n to lo g iczn ej. D u sz a więc
je s t p raw d ziw ie s u b sta n c ja ln ą z a s a d ą życia d u c h o w e g o , ale
z o sta ła stw o rz o n a w stan ie n ie d o k o ń c z o n y m i m u si s to p ­
n io w o zd o b y w ać d o sk o n a ło ść sw ojej isto ty p o p rz e z p o z n a ­
nie i m iłość. T a d ziałaln o ść p o z n a n ia i m iło ści m a sw oje
źró d ło i sw oją zasad ę w n iezm ien n y m D o b ru , k tó re ta k ż e
je s t źródłem b y tu duszy. N a tym w łaśn ie A u g u sty n o p ie ra
sw oje pojęcie isto tn o ści p o z n a n ia i m iło ści o ra z ich ró w n o ­
ści z duszą. T o bow iem , co u trw a la , co u trz y m u je d u szę
w d ą żen iu d o jej celu i co j ą d a rz y d o s k o n a ło ś c ią w o sią g ­
nięciu celu, m u si ja k o n a p o s ia d a ć w sobie m o c i trw a ło ść,
i m u si m ieć tę sa m ą isto tę co o n a . Z a te m k a ż d a z ty c h
su b stan cji p o z o sta je so b ą, ale istn ie ją o n e ty lk o w s to s u n k u
je d n a d o drugiej; m o ż n a więc tw ierdzić, że m a m y tu ta j
je d n o ść isto ty i tro isto ś ć o d n o ś n i160.
D ru g a część księgi IX (od V I, 9) u s ta la w a ru n k i, p o d
k tó ry m i p o z n a n ie i m iło ść b ę d ą d o sk o n a łe . „ D o c h o d z i­
m y tu ta j d o w y d a n ia o b ra z u S yna p rzez O jca. B o ja k
O jciec w iecznie p o c z y n a w y ra z sam ego siebie, k tó ry m je s t
Słow o, ta k i m yśl lu d z k a, z a p ło d n io n a p rz e z w ieczne p rz y - 10

100 Do tej swojej zasadniczej myśli o „konsubstancjalności” duszy z jej władza­


mi Augustyn wraca w De Trinitate, X. XI, 18; XV. III, 5. Zob. dyskusje na ten temat
u E. GILSONA, Wprowadzenie..., str. 293. Zapowiadał to już wyraźnie w De
Trinitate, VIII. VI, 9; VII, 10. Por. L. A. KRUPA, Obraz Bazy w człowieku, Lublin
1948, str. 64—71 o substancjalności relacji duchowych.
Posłowie, 30 587

c zy n y S łow a, ro d z i w ew nętrznie p ra w d ziw e p o z n a n ie samej


sieb ie ” 161.
O to trz y tw ie rd z en ia A u g u sty n a:
1. W y ra że n ie „ sło w o ” duszy o p ie ra się n a p o z n an iu
w ieczn y ch przyczyn. D u sz a b ow iem u leg a zm ian o m : jest
o b a rc z o n a i z n ie k sz ta łc o n a „ g ru b ą p o w ło k ą o b ra z ó w zm y­
sło w y ch ” . Ż eb y do sięgnąć swej p raw d ziw ej n a tu ry , m usi
p rz e d rz e ć się przez tę zasło n ę n a g ro m a d z o n y c h w rażeń
i o d k ry ć się ta k ą , ja k a jest. A b y w znieść się p o n a d em ­
p iry c z n e p o z n an ie swojej zm iennej isto ty i w y razić stałą
d efin icję sw ojego „ ja ” , m u si się od n ieść d o p ra w d wiecz­
n y c h , czyli d o idei, z k tó re j się zro d ziła. In n y m i słow y, m usi
so b ie sam ej uśw iad o m ić p o z n a n ie , ja k ie m a o sobie. N ie
b ędzie to ty lk o in tu ic y jn a w izja siebie sam ej, ale p raw d ziw y
sąd o sobie. N a tym p o le g a ow a dictio verbi.
2. „S ło w o m y ślo w e” je st w e w n ętrzn ą rela cją m iędzy
p o z n a n ie m a m iłością. P o to bow iem , a b y d u sza chciała
o d s z u k a ć siebie, m usi siebie k o c h ać . A gdy siebie znajdzie,
to i w ted y ta k ż e m iło ść połączy jej w yraz z jej isto tą . I oto
n a n o w o staje p rzed n am i z ag a d n ie n ie a u ten ty cz n ej m iłości
p o ru s z o n e w księdze p o p rz e d n iej 162. B yło ta m p ow iedzia­
ne, że w praw dziw ej m iłości z aw iera się relacja do idei
sp raw ied liw o ści, a więc p ro b le m w łasn eg o p o z n a n ia
d u szy z o sta ł p o sta w io n y n a płaszczyźnie p ra w d w iecznych
i jej s to s u n k u d o B oga. D o b r a zm ysłow e m o g ą być m i­
ło w a n e ty lk o ja k o śro d k i, a d o b ra d u c h o w e p o z a Bo­
giem , n p . ja k ie ś osoby, m o g ą być p rz e d m io te m u p o d o b a ­
n ia , ale ty lk o p o d w a ru n k ie m , że o d n o si się je do Boga.
T o ro z ró ż n ie n ie au ten ty czn ej i fałszyw ej m iło ści (uti
i fr u i) w y stęp u je tu ta j w p o stac i z a g a d n ie n ia o d o sk o ­
n a łej im m a n e n cji „ sło w a ” (yerbum ) w sto su n k u d o duszy.
W p o sz u k iw a n iu bow iem d ó b r zm ysłow ych zach o d zi ró ż­
n ic a m ięd zy p ojęciem a p o sia d a n ie m p rz e d m io tu , n a to ­
m ia s t w p o sz u k iw a n iu d ó b r d u c h o w y c h pojęcie i p o w stan ie
„ w y ra z u ” są je d n ą czynnością. A le ta im m a n e n cja jest
m o ż liw a ty lk o p o d w a ru n k ie m , że nie w staw i się m ię­

lsł E. GILSON, Wprowadzenie..., str. 295.


162 VIII. VII, i 0-11 (P. L. 42, 956-957).
588 Jan M aria Szym usiak S J

d zy ,,w y ra z ” a d u szę ż ad n eg o o b ceg o elem en tu zm ysłow e­


go, czyli że m iło ść będzie s k ie ro w a n a d o w iecznych p rz y ­
czyn. O czyw iście je st to w ynik ro d z e n ia ro z u m ia n e g o a n a ­
logicznie.
3. W reszcie - n a ty m tle - „ sło w o ” o k a zu je się w y n ik iem
ro d z e n ia. A b y bow iem n a sta ło ro d zen ie, now y b y t m u si
p o c h o d z ić o d in n e g o b y tu i p rz e d sta w ia ć jeg o o b ra z . A tu ­
ta j „ w y raz ” je st całkow icie u s to s u n k o w a n y d o d uszy,
z k tó re j p o c h o d z i — p o n ie w aż p o z n a n ie w y n ik a ze s p o t­
k a n ia się p rz e d m io tu p o z n a n e g o z p o d m io te m p o z n a ją c y m
— i d u sza w y d aje „ sło w o ” , k tó re je st jej d o s k o n a ły m
o b ra z em — p o n ie w aż d u sza w y ra ża się w nim całkow icie
i w n im się ro z p o z n a je . W ięcej n aw et: „ s ło w o ” istnieje
ty lk o ja k o w y raz —je g o byt p o le g a n a o d tw o rz e n iu rzeczy­
w istości 163.
P o z o staje jeszcze zag a d n ie n ie trzeciego e lem en tu „ tr ia ­
d y ” : m iłości. M iło ść w p rzeciw staw ien iu d o „ s ło w a ” n ie
je st z ro d z o n a . G d y bow iem d u sz a w y ra z iła się całk o w icie
w sw oim „ sło w ie ” , nie m o że ju ż niczego zro d zić, p o n ie w aż
niczego ju ż nie m a d o o d k ry c ia . M o ż e ty lk o sp o cząć
i cieszyć się p o sia d a n ie m swego o b ra z u . T o d u c h o w e w za­
jem n e p o sia d a n ie się d w ó c h is to t id ealn ie d o siebie p o d o b ­
n y ch i im m a n e n tn y c h - to je s t m iło ść.
D zięki p ojęciu „ w y ra z u ” , A u g u sty n o m ó w ił w a ru n k i,
k tó re p o z w a la ją tw ierdzić, że d u sz a i jej p o z n a n ie są so b ie
rów ne. T o p ra w d a , że w księd ze n a stę p n e j A u g u sty n
u św iad o m i sobie, że nie m o ż n a u to ż sa m ić p o z n a n ia i „ w y ­
ra z u ” . W p ro w a d z i w ów czas ro z ró ż n ie n ie m ięd zy nosse
(p o zn ać) i cogitare (m yśleć), aby u n ik n ą ć c zw a rte g o c z ło n u
w „ tria d z ie ” . W te n sp o só b p o w sta n ie n o w a „ tr ia d a ”
p o ró w n aw cza: p am ięć, in te le k t i w ola. A le tu ta j trz e b a
p rzy zn ać, że „ tr ia d a ” w p ro w a d z o n a z p o c z ą tk u księgi IX
stra ciła w e w n ę trz n ą ró w n o w a g ę p ro p o rc ji i w y ra ż a się
o stateczn ie w czterech członach: d u sz a {m ens) — p o z n a n ie

163 Na temat „wyrazu” duszy (verbum m entis) wyczerpujące opracowanie:


H. PAISSAC, Théologie du verbe, S a in t A ugustin et S aint T hom as, Paris 1951. Por.
J. LEBRETON, H istoire du dogme de la Trinité, t. II, Paris 1928, str. 443—554.
Naleciałości neopłatońskie omawia M. SCHMAUS, D ie psychologische T rin itä ts­
lehre des hl. A ugustinus, Münster 1927, str. 27—38.
Posłowie, 30—31 589

(notitia) — w y ra z (y er bum ) — m iło ść (ą m o r). Z a te m m en s


(d u sza) będzie m o g ła te ra z o d z y sk a ć w a rto ś ć su b sta n c ji
w y rażo n ej w sw oich w łaściw ościach.

31 K sięga X
W stę p tej k sięgi p o ru s z a z ag a d n ie n ie m iło ści ja k o ź ró d ła
p o z n a n ia : a b y czegoś szukać, trz e b a ju ż m ieć p rz y n a jm n ie j
ja k ie ś o g ó ln e pojęcie o tej rzeczy lub o czym ś z n ią
z w iąz a n y m . C o ś zupełnie nie z n a n e g o nie je st k o c h a n e ,
a chęć sz u k a n ia ro d z i się z o d ra z y d o niew iedzy.
M o ż n a w ięc p o staw ić p y ta n ie : co k o c h a d u sza , kied y
sz u k a siebie, a jeszcze się nie zna? N a pierw szym etap ie
w iedzy o sobie w y starcz y , że d u s z a w ie, iż je st p o d m io te m
w iedzy. G d y bo w iem d u sz a zacznie szu k a ć siebie sam ej, to
ju ż się z n a ja k o szu k a ją ca ; a w ty m ju ż je s t z a w a rta
z n a jo m o ść s ie b ie 164. N ie m a w d u szy ż ad n eg o p o d z ia łu ,
ż ad n e g o ro z d w o je n ia n a część z n a ją c ą i n a część p o z n a w a ­
n ą: w sam ej czy n n o ści p o z n a w a n ia d u sz a p o z n a je siebie
c ałą . A u g u sty n s ta r a się je d n a k w yjaśnić, dlaczego fa k ty c z ­
nie d u sz a nie p o z n a je się d o k ła d n ie i u w a ż a się za ja k ą ś
su b sta n c ję cielesną. T u ta j w y stęp u je ro z ró ż n ie n ie m iędzy
nosse (znać) a cogitare (m yśleć). D u sz a nie p o w in n a u to ż ­
sa m ia ć siebie z o b r a z a m i165 cielesnym i, k tó re w sobie
n a g ro m a d z iła . M y li się, k ie d y to czyni, m im o że nie m o że
p rz e sta ć p o z n a w a ć siebie n a w e t w ty m w y p a d k u . T o p o ­
z n a n ie b o w iem n ależy d o je j n a t u r y 166. A u g u sty n n azy w a
nosse p o z n a n ie z a w a rte w p am ięci duszy, n aw et w tedy,
k ie d y o n a te g o sobie nie u św ia d a m ia . W y tłu m aczy ć to
m o ż n a p rzez a n alo g ię z p la to ń s k ą te o rią p rz y p o m in a n ia ,
rem in iscencji: k ie d y p am ięć o d szu k u je coś, co z ap o m n iała ,
to zn aczy, że d u s z a tego nie zn a, p o n ie w a ż p o szu k u je tego.

164 Podobny kierunek rozumowania znajdujemy u Plotyna (Enn. V, 3, 1 i 5), z tą


różnicą, że Augustyn mówi „szukać” (guaerere), kiedy Plotyn mówi „oglądać”
( theoreisthal).
165 Szerzej to będzie omówione w D e Trinitate , XTV. VI, 8—9 oraz XV. XV, 25.
Dystynkq'a ta przygotowana została w ks. IX. VII, 13, kiedy była mowa o wyrazie
duszy (y er bum m entis).
166 E. GILSON, W prowadzenie..., str. 295: „Myśl jest substancjalnie nieodłącz­
na od poznania siebie samej” .
590 Jan M aria S zym u sia k S J

M u s i je d n a k ja k o ś to z n a ć , in aczej b o w ie m n ie p o w s ta łb y
p ro c e s ,,re m in is c e n c ji” w y w o ła n y ja k ą ś n ie ja s n ą z n a jo m o ś ­
cią. T a k s a m o je s t z d u sz ą : k ie d y się w y ra ż a w sw o im
„ sło w ie ” , p o z n a je się w n im d la te g o , że ju ż sieb ie z n a .
T y lk o n a d a lsz y m e ta p ie s a m o p o z n a n ia n ie m o ż n a ju ż
m ó w ić , że p o z n a n ie {nosse, n o titia ) je s t je d y n ie z a w a rte
w p a m ię c i. G d y ż o n o ju ż je s t tą p a m i ę c i ą 167 *. P o w s ta je
w ó w c z a s m y ś le n ie (c o g ita tio }, czyli s y n te ty c z n a c z y n n o ś ć
d u s z y p o z n a ją c e j się w sw o im „ s ło w ie ” , w k tó ry m m a
u p o d o b a n ie , czyli w y ła n ia się m iło ś ć .
P o o m ó w ie n iu k ilk u ró ż n y c h te o rii filo z o fic z n y c h o d u ­
szy, A u g u s ty n z a z n a c z a , że d u s z a p o w in n a się w y z w o lić
z o b ra z ó w z m y sło w y c h i s z u k a ć ty lk o siebie. B łę d y , ja k ie
p o p e łn ia w o d n ie s ie n iu d o sieb ie sa m e j, n a le ż ą n ie d o
d z ie d z in y p o z n a n ia {nosse), a le d o d z ie d z in y m y śli {co g ita ­
re), k ie d y p o z w a la , a b y u trz y m y w a ła się m ię d z y n ią a jej
w y ra z e m (v erb u m ) z a s ło n a o b ra z ó w z m y sło w y c h . T o z łu ­
d z e n ie je s t w y n ik ie m g rz e c h u , czyli u p o d o b a n ia w r z e ­
c z a c h , k tó r e n ie n a le ż ą d o n a tu r y d u sz y . U le g a o n a w ó w ­
c z a s p o d w ó jn e j alien acji: n a jp ie rw b o w ie m u d z ie la ty m
z łu d o m coś ze sw ojej s u b s ta n c ji, a w ra c a ją c d o sieb ie
sam e j, d a lej je s t n im i o b a rc z o n a . P o w in n a s łu c h a ć filo z o fi­
c z n e g o n a k a z u : P o z n a j sam e g o sieb ie. A to p o z n a n ie je s t
ra c z e j o c zy sz cz en iem siebie (o d n a jd ź sieb ie ta k im , ja k im
je ste ś ) n iż p ra w d z iw y m p o s z u k iw a n ie m . N ie c h w ię c o d ­
dzieli się od te g o , co so b ie n ie słu sz n ie d o d a ła , i z o b a c z y się
ta k ą , ja k ą j e s t 16 8. N ie z a p o m in a jm y je d n a k , że d u s z a m o ż e
sam ej so b ie w y ra z ić w ła sn e „ s ło w o ” ty lk o p rz e z o d n ie s ie ­
n ie się d o p r a w d w ie cz n y c h , j a k to z a z n a c z y ła p o p r z e d n ia
k s ię g a 169. A w ięc p ra w d z iw y p o w r ó t d o sieb ie b ę d z ie
z w ro te m d o B o g a . J u ż w cześn iej 170 A u g u s ty n w y m a g a ł od

167 Por. De Trinitate, XIV. VI, 8.


16a Por. PLOTYN, Enn. I, 6, 9 i V, I (tłum. A. Krokiewicz, t. I, str. 114; II,
str. 209-210), który wymaga ascezy, wyzwolenia, oddzielenia się od zmysłowości
w ceLu osiągnięcia prawdziwej kontemplacji. Z tym zastrzeżeniem, że u Augustyna
nie m a negacji zmysłowości, tak jakby duch istniał tylko przez wyparcie się materii.
Nasz autor poleca tylko, aby dusza wyzwoliła się z tego, co jej zasłania własny byt,
aby mogła objąć siebie intuicyjnie i stać się dla siebie samej przezroczystą.
160 IX. VII, 12, P. L. 42, 967.
170
D e Trinitate, VIH. III, 4—5 (P. L. 42, 949—950). Ten zwrot do Boga jest
Posłowie, 31—32 591

d u sz y ś w ia d o m e g o i w o ln e g o p o w r o tu d o B o g a, a ż e b y
sieb ie o d n a le ź ć .
C a ła k s ię g a X w y d a je się ja k b y ć w iczen iem d u s z y w p o ­
sz u k iw a n iu sieb ie. N o w a „ tr ó jc a ” (p a m ię ć —in te le k t — w o ­
la ), d o k tó re j d o p r o w a d z a A u g u s ty n , n ie je s t o w iele
ja śn ie js z a , ale ro z u m o w a n ie je s t d o s to s o w a n e d o u m y s łó w
m n ie j b ie g ły c h w d ia le k ty c e , j a k to s tw ie rd z a m y je sz c ze
w d a lsz y c h r o z w a ż a n ia c h n a sz e g o a u to r a 171.
P o p r z e d n ia k s ię g a p rz e a n a liz o w a ła „ tr ó jc ę ” , k tó r ą A u ­
g u s ty n o d n a la z ł ju ż g o to w ą w isto c ie d u sz y . A le p o w s ta ło
p y ta n ie — n a k tó r e tu ta j o d p o w ie d z ia ł — m ia n o w ic ie : C zy
d u s z a zaw sze p o z n a je siebie? A u g u s ty n ro z p a trz y ł p ro b le m
o d n o w a . B io rą c p o d u w a g ę u m y sły m n ie j p rz e k o n a n e
o słu sz n o śc i je g o p o r ó w n a n ia , ro z w in ą ł p rz e d n im i b a rd z ie j
w y m o w n ą fe n o m e n o lo g ię „ ż y c ia ” d u sz y . P o d ją ł sam ich
p o s z u k iw a n ia , ic h w ą tp liw o śc i, ic h b łę d y n a w e t, a b y im
p o k a z a ć , że to „ ż y c ie ” d u sz y je s t n ie u s ta n n y m d z ia ła n ie m
o trz e c h c z ło n a c h — p a m ię c i, in te le k tu i w o li — i że n a ty m
d z ia ła n iu p o le g a is to ta d u sz y . A ż e b y lepiej je szcze p r z e a n a ­
liz o w a ć to d z ia ła n ie , p o k a ż e te ra z , j a k d u s z a o p e ru je ty m i
c z ło n a m i w s to s u n k u d o p rz e d m io tó w z e w n ę trz n y c h .

32 K się g a X I
K s ię g a X I p rz e rz u c a ś w ia tło n a z e w n ę trz n e g o c z ło w ie k a .
A n a liz a z n o w u b ę d z ie b a rd z ie j p s y c h o lo g ic z n a . Z n a jd u je ­
m y w c zło w ie k u z e w n ę trz n y m dw ie serie „ tr ia d ” , m ia n o w i­
cie: 1) „ tr ia d ę ” p e rc e p c ji w z ro k o w e j, s k ła d a ją c ą się z k s z ta ł­
tu p rz e d m io tu , z o b r a z u w y c iśn ię te g o n a zm y śle, i z w oli,
k t ó r a s k ie ro w u je z m y sł n a p rz e d m io t; 2) „ tr ia d ę ” w s p o m ­
n ie n ia u tw o r z o n ą z o b r a z u z a p is a n e g o w p a m ię c i, z je g o
w izji w e w n ę trz n e j i z w o li, k tó r a u trz y m u je p a m ię ć z w ró c o ­
n ą k u w izji. K ie d y te trz y e le m e n ty s ą z e b r a n e (co g u n tu r)
w je d n ą c a ło ść , w ó w c z a s ic h z e s p ó ł (c o a ctu s) o trz y m u je
m ia n o m y śli (c o g ita tio ).

zaledwie podkreślony w ks. X. V, 7, ale do tego Augustyn wróci w ks. XTV. XIV, 18,
kiedy będzie omawiał odnowienie obrazu.
171 IX. X II, 18, P. L. 42, 971.
592 Jan M aria Szym u sia k S J

T a se ria „ tr ia d ’" n ie m o ż e b yć o b ra z e m B o g a , p o n ie w a ż
je s t za b a rd z o z a le ż n a o d zm y słó w . N ie m n ie j je d n a k m o ż n a
w n ic h o d k ry ć ślad B oży, p o n ie w a ż n a le ż ą d o p o rz ą d k u
n ie sk o ń c z o n e g o D o b r a . P rzecież n a w e t g rzech z a c h o w u je
w so b ie p o z o ry d o b r a . Z a c h ę ty m o ra ln e , k tó re tu z n a j­
d u je m y , są z a p o w ie d z ią a n a liz z a w a rty c h w k się d z e X IV ,
gdzie A u g u s ty n w y ja śn ia , ja k D o b r o k s z ta łtu je d u szę .
T u ta j, w z e tk n ię c iu się c zło w ie k a ze św iate m , k s z ta łt p rz e d ­
m io tu , z e w n ę trz n y a lb o z a w a rty w p a m ię c i, ro d z i wizję,
czyli w y stę p u je w o b e c niej ja k b y w ro li o jca. W o la n a to ­
m ia s t - e le m e n t n a jb a rd z ie j d u c h o w y ze w sz y stk ic h trz e c h
— łą c z ą c d w a p ie rw sz e e lem en ty — p r z y p o m in a d z ia ła n ie
D u c h a Ś w iętego. T o je s t oczyw iste w pierw szej „ tr ia d z ie ” :
w o la b o w iem istn ieje, n im w z ro k z o sta je tk n ię ty p rz e z
p rz e d m io t. W d ru g ie j „ tria d z ie ” to n ie je s t ta k ie ja s n e , ale
m o ż n a z ro z u m ieć , że w o la w y stę p u je c z y n n ie , b o d o m a g a ją
się te g o d w a p ierw sze czło n y . D z ia ła o n a ja k o „ łą c z n ik ,
d z ięk i k tó re m u z cało ści tw o rz y się d o s k o n a ła je d n o ś ć ” .
M o ż n a stw ie rd z ić to tró jc z ło n o w e p o s tę p o w a n ie w k a ż ­
dej m y śli, k ie d y p rz y jm u je czyjeś św ia d e c tw o a lb o gdy
d z ia ła w y o b ra ź n ia tw ó rc z a . Z a w sze w y stę p u ją : p a m ię ć —j a ­
k o n o rm a i o k re śle n ie d a n e g o w y o b ra ż e n ia , w iz ja w e ­
w n ę trz n a — ja k o „ lic z b a ” m n o ż ą c a o b ra z y d o n ie s k o ń ­
c zo n o śc i, w o la —ja k o „ c ię ż a re k ” , k tó r y p rz y c ią g a u w a g ę
d o p rz e d m io tu . „ T e trz y p rz y m io ty — m ia r a , lic z b a , c iężar
— z n a jd u ją się w e w sz y stk ic h rz e c z a c h ” . S ilnie je s t p o d ­
k re ś lo n e w całej k sięd ze w z a je m n e u s to s u n k o w a n ie się
rzeczy m ię d z y s o b ą , co je s t c h a ra k te ry s ty c z n e d la m e to d y
św. A u g u s ty n a w cały m tra k ta c ie .

33 K sięga X I I
A u g u s ty n ro z p o c z ą ł p o s z u k iw a n ie o b ra z ó w T r ó jc y Ś w ię­
tej w czło w ie k u o d a n alizy c z ło w ie k a w e w n ę trz n e g o (ks. IX
i X ). J e d n a k o d n a le z io n e tu p o d o b ie ń s tw a n ie b y ły z b y t
ja s n e i a u to r p rz e rz u c ił się n a p o r ó w n a n ia z czło w ie k ie m
z e w n ę trz n y m (ks. X I). K się g a X II p o w r a c a d o c z ło w ie k a
w ew n ętrzn eg o . P rz e p ro w a d z a o n a c z y te ln ik a o d „ tr ia d ” o d ­
czy ta n y c h w d z ia ła n iu percepcji zm ysłow ej i w c zy n n o śc iac h
Posłowie, 32—33 593
p a m ię ci (człow iek „ z e w n ę trz n y ” ) d o „ tr ia d ” w ew n ętrzn y ch ,
z w ią z a n y c h z d z ia ła ln o ś c ią c zło w ie k a w e w n ę trz n e g o , m ia ­
n o w ic ie w ied zy L m ą d ro ś c i. P ierw sze b o w ie m d a ją ty lk o
z a m a z a n e śla d y T ró jc y Ś w iętej, a p ra w d z iw y Jej o b ra z
p o k a z u je się d o p ie ro w te d y , gdy d u s z a o d d a je się k o n te m ­
p l a c j i 172. P o d o b n ie ja k w sw ojej p o s ta w ie fizycznej c z ło ­
w ie k je s t is to tą s to ją c ą i ty m się ró ż n i od is to t czy sto
cielesn y ch , k tó r e o d c z u w a ją z a sa d n ic z y p o c ią g d o ziem i,
t a k s a m o w k o n te m p la c y jn e j p o s ta w ie d u szy czło w iek
w z n o si się d o n a jw y ż sz y c h rzeczy w isto ści d u c h o w y c h „ n ie
w y n io sło śc ią p y c h y , ale p ę d e m św iętej m iło ś c i” .
T a k ie m y śli n a su w a ły się a u to ro w i ju ż w p o p rz e d n ie j
k s ię d z e i o d ra z u p o w s ta ła a lu zja d o p ie rw szy c h ro d z ic ó w :
A d a m i E w a chcieli sta ć się p o d o b n i d o B o g a. N ie ste ty
p rz e z to s a m o , że chcieli się u n ie z a le ż n ić o d N a jw y ższe g o
D o b r a , p o g rą ż y li się w s ta n n a jn iż sz y c h is to t, u k tó ry c h
o b r a z T r ó jc y Ś w iętej je s t z a m a z a n y 173. T a k i u p a d e k s p o ­
w o d o w a n y z łu d z e n ie m z m y słó w z a m y k a d u sz ę w niew o li
d ó b r zm y sło w y c h . D u s z a nie ro z ró ż n ia ju ż w ó w czas b y tu
o d rz e cz y w isto śc i c ielesn y ch i m a te rii u d z ie la w a lo ró w
b ó s tw a —z a p o m in a ją c o sw ojej w ła sn e j d u c h o w o śc i i o d u ­
c h o w o śc i B o g a. W y p a c z e n ia w o li o d b ija ją się n a ja sn o śc i
u m y s łu d o te g o s to p n ia , iż m o ż n a tw ierdzić, że n a w et b łą ­
d z e n ia filo zo fó w n a te m a t n a tu ry d u szy są sk u tk iem grze­
c h u , a u p o d o b n ie n ie się czło w iek a d o z w ierząt je s t w y n ik iem
—n ie ź ró d łe m —zła. A le d ro g ą do teg o b y ła p y ch a: człow iek
s p a d a z w y ż y n m iło ści B ożej w o tc h ła ń zm y sło w y ch m iłości,

172 Innymi słowy, nie każde podobieństwo trynitam e jest obrazem Bożej Trójcy
(D e G enesi a d lii teram líber im perf., 16, 57, P. L. 34, 242). Szczególnie złudnym
porównaniem jest odnoszenie się dó, ęgdziny ludzkiej (V, 5). W żadnym wypadku
bowiem D uch Święty nie może być symbolizowany przez małżonkę. Doprowadziło­
by to do rozróżnienia w Trójcy Świętej nie trzech Osób, a trzech Bogów. Jeśli
człowiek jest obrazem Boga, to nie dlatego, że jest mężczyzną; kobieta bowiem także
jest człowiekiem i w jej duszy także odbija się obraz najświętszej Trójcy. Wszystkie
porów nania muszą odzwierciedlać istotną jedność Bożą w troistości odnośni.
Słyszymy w tej ks. X II echo dwóch.zasadniczych Hematów rozwiniętych w przejś­
ciowej ks. VIII, gdzie jest zapowiedziana cała trzecia część traktatu, mianowicie, że
nasz jedyny Bóg jest Trójcą i że dusza jest Jej obrazem, w miarę jak podąża do Boga
„świętym pędem miłości do Sprawiedliwości”.
173 D e T rinitate, XI. V, 8 (P. L. 42, 990-991). Por. objaśnienia o grzechu zawarte
w D e C ivitate D el, XII, 16, 11 i XIV, 4, 11. Pierwszy zarys w W yznaniach i w r a ż a ­
niu 96, 2 (P. L. 38, 585).
594 Jan M aria Szym usiak S J

p o p rz e z n ie u p o rz ą d k o w a n ą m iło ść d o siebie sam eg o . S k ło n ­


n o ść d o g rzech u je st w ięc z n a k ie m głębszego n ie p o rz ą d k u
i z a p ła tą z a te n d o p u sz c z o n y n ie p o rz ą d e k w h ie ra rc h ii
w a r to ś c i174. W o b ja śn ien ia c h , k tó re d a je tu ta j A u g u sty n ,
m o ż e m y w yczytać czte ry sto p n ie g rz e c h u 175.
— G rz e c h niew ied zy m a m iejsce, k ie d y d u s z a d o b re j w o li
źle się u s ta w ia w s to s u n k u d o w y ż sz y ch d ó b r: co czyni
z b ra k u w iedzy w p o s łu g iw a n iu się rz e c z y w isto śc ia m i teg o
św ia ta . J e s t to g rzech ty lk o m a te ria ln y , n ie d o s k o n a ło ś ć .
A le je s t g rzech em , p o n ie w a ż w sk u te k te g o , co d u s z a czyni,
z a is tn ia ł n ie p o rz ą d e k i b ra k h a rm o n ii w s tw o rz e n iu . O s ta ­
te cz n ie P a n B óg ła tw o z te g o ro z g rz esz a.
— D ru g im s to p n ie m g rzech u je s t u le g a n ie z m y sło w o ści.
D u s z a d a je się ,,p o n a d m ia rę ” p o c ią g a ć rz e cz y w isto śc io m
z e w n ę trz n y m , d a je p o s łu c h cielesnym p o p ę d o m . N ie m o ż e
w ty m b y ć g rz e c h u ciężkiego ta k d łu g o , d o p ó k i n ie z a is t­
n ia ła fo rm a ln a z g o d a d u szy . A le w yższy u m y s ł ( k o n te m ­
p la cy jn y ), k tó ry nie p o d p o rz ą d k o w a ł so b ie n iższeg o ( p r a k ­
ty c zn e g o ), je s t o d p o w ie d z ia ln y za b r a k o p a n o w a n ia .
— W trz e cim s to p n iu n a stę p u je ju ż p e łn a o d p o w ie d z ia l­
n o ść u m y s łu k o n te m p la c y jn e g o , k tó ry św ia d o m ie d e le k tu je
się m y ś lą złą. A le g rz e ch jeszcze n ie je s t m a te ria ln ie p o p e ł­
n io n y ; d u s z a b o w ie m n ie z g o d ziła się n a zły u c z y n e k . N ie
zn aczy to je d n a k , ż eb y g rz e ch u nie b y ło . A le s k u tk i je g o n ie
b ę d ą jeszcze k a ta s tro f a ln e , p o n ie w a ż d u s z a n a ra z ie w s trz y ­
m u je się n a p o c h y ło śc i, k tó r a p ro w a d z i d o r o z k ła d u i z g u ­
by. A u g u s ty n cy tu je p rz y k ła d E w y , k tó r a ju ż s a m a z g rz e ­
szy ła, ale jeszcze A d a m a n ie n a m ó w iła d o g rz e ch u . W całej
tej k sięd z e X II eg zeg eza d ziejó w n a sz y c h p ie rw sz y c h r o d z i­
có w je st u ję ta aleg o ry czn ie.
— O s ta tn im sto p n ie m g rz e ch u je s t z g o d a n a zły c zy n .

174 Por. słynne powiedzenie z D e Civitate Dei, XIV. 28: „Dwie miłości utworzyły
dwa światy...” Trzeba oczywiście te dwa światy rozumieć w przenośni mistycznej,
ponieważ w świecie przyziemskim istnieją członkowie świata Bożego, a w świecie,
który uchodzi wśród nas za świat Boży, znajdują się członkowie państwa szatań­
skiego (Enarr. in Psatmos, 148, 4, P. L. 37, 1490; obszerniej we wstępie do Enarr. in
Psalm., 64, 1—3, P. L. 36, 772-775). Ale, by poznać prawdę, musi człowiek poddać
się miłości {Wyznania, VII. X, 16, P. L. 32, 742).
175 Analizowane przez J. M OIN G T w B. A. 16, sir. 620. Por. E. GILSON,
Wprowadzenie..., str. 189—202.
Posłowie, 33 595

D u s z a z u p e łn ie p o d d a je się złej m y śli — z d e c y d o w a n a n a


p o p e łn ie n ie złego czy n u , gdy ty lk o n a d a rz y się m o ż liw o ść.
W id z i o n a w ów czas sw oje szczęście i swój cel o sta te c z n y
w d o b r a c h zm y sło w y ch ; u p a d a d o p o z io m u zw ierząt, czyli
z a tr a c a o b ra z i p o d o b ie ń s tw o B oże.
A w ię c czło w iek je s t s tw o rz o n y d la w ieczności. A le
tr z e b a żyć i — m im o , że n a sz y m ceiem je st w ieczn o ść
— m u s im y p o s łu g iw a ć się d o b ra m i doczesn y m i. T u ta j w y ­
stę p u je w ro li re g u la to r a u m y sł p ra k ty c z n y , k tó ry p o ­
słu g u je się w ie d z ą (scien tia ). A le d z iała o n p o d d o z o re m
i k ie ro w n ic tw e m u m y s łu k o n te m p la c y jn e g o , k tó ry p o s łu ­
g u je się m ą d ro ś c ią (sa p ien tia ), czyli m iło śc ią rzeczy w isto ści
w ie c z n y c h 176. K ie d y je s t m o w a o B ogu, to m ą d ro ś ć je s t
je d n y m z p rz y m io tó w B o ży ch — w sp ó ln y m w sz y stk im
trz e m O so b o m , m im o że n ie ra z o z n a c z a w y łączn ie Sy­
n a 177. N o rm a ln ie w ięc, k ie d y je s t m o w a o naszej m ą d ro ś c i,
to się m a n a m yśli je g o u d z ia ł w m ą d ro ś c i B ożej, ja k o
w sw o im ź ró d le i z a ra z e m sw o im celu.,; W z n ac z en iu n a j­
w y ższy m m ą d ro ś ć w y ra ż a p o s ia d a n ie P ra w d y u szczęśliw ia­
ją c e j — to zn aczy sam e g o B o g a — w d o sk o n a ły m w id z en iu ^
J e s t to a k t p o z n a n ia , k tó r y w y n ik a z d o sk o n a łe g o u p o d o b ­
n ie n ia się do B o g a p rz e z p o łą cz e n ie się z N im w łasce
i m iło ś c i178. J a k p o c z ą te k ch w ały — ła sk a — ju ż n a ty m
św iecie sta je się u d z ia łe m c zło w ie k a , ta k i m ą d ro ś ć je s t ju ż
w ty m życiu u c z e stn ic tw e m w życiu B ożym p rz e z łaskę.
P o le g a o n a n a g łę b o k im o d c z u w a n iu obecności B o g a i Jeg o
d z ia ła n ia w d u s z y 179. W ty m w y p a d k u m ą d ro ś ć o z n a c z a
176 H . I. M A RRO U , S. A u g u stin et la fin de la culture antique, wyczerpująco
omawia problem stosunków sapientia — scientia na podstawie wszystkich dziel
św. Augustyna, str. 561—569. N a str. 363—376 omawia sprawę kuLtury chrześcijań­
skiej, która opiera się na rzeczywistościach ziemskich, aby dojść do wiecznych.
Stwierdzamy, że podejście Augustyna jest bardziej intelektualne niż postawa
wielkich Ojców greckich —Bazylego szczególnie i Grzegorza z Nazjanzu. Ten ostatni
wysoko ceni kontemplację, Theoria , ale nie radzi jej uprawiania przez ogól wiernych.
Naw'et dla siebie samego —chociaż daje wiele dowodów, że stosuje jak najwznioślej­
sze życie mistyczne — twierdzi, że wybrał „utartą drogę” ( T etrim m ene hodos)
przykazań Bożych i cnót moralnych, aby dążyć do Boga (np. M ow a 4, 113, P. G. 35,
649-652; P o e m a t II, Ii, 3, P. G. 37, 1499-1500).
177 N p. D e Trinitate, XV. XVII, 31 (P. L. 42, 1082).
178 D e T rinitate, XIV. XIX, 25-26 (P. L. 42 1055-1056).
170 Św. Augustyn nazywa to wyrazem greckim Theoseheia, który tłumaczy jako
p ie ta s (ks. XIV. I, 1 i X II, 15, P. L. 42, 1036 i 1048).
596 Jan M aria Szym usiak S J

sp o só b życia, k tó ry pozw ala n a osiągnięcie teg o s ta n u lub


z tego stan u w ynika; albo m oże oznaczać życie k o n te m p la ­
cyjne w przeciw staw ieniu d o życia czynnego i ascetycz­
nego 18°. T o grecka Theoria, ’wysiłek in telek tu zm ierzające­
go do pogłębienia wiedzy o B ogu zw iązanej z zaczątk iem
p o siad a n ia B oga przez łaskę. A le w ysiłek in telek tu aln y nie
p ow inien p o zo staw ać w o d erw an iu od m o d litw y i od
m iło ś c i-M iło ś ć bow iem dąży d o p o z n an ia , a p o zn an ie
zachęca do now ego p o s z u k iw a n ia 181. J e d n a k w sw oim
najniższym znaczeniu m ąd ro ść chrześcijańsk a o zn acza k a ż ­
de po szukiw anie intelektualne, k tó re skierow uje duszę do
osiągnięcia praw d w iecznych. J e s t w ów czas ró w n o z n ac z n a
z filo z o fią 182. I słusznie, poniew aż ż ad n a d u sza nie m a
d o stęp u do praw d y bez ośw iecenia danego jej p rz e z Słowo
Boże; a k a ż d a dusza, naw et w stanie grzechu, p o zo staje
obrazem B oga i n a d a l p o sia d a pew ien d o stęp do św iatłości,
zapew nionej d la duszy czystej 183.
W iedza n a to m ia st, scientia, nie je st spekulacją. T o d zia­
łalność, k tó ra pośredniczy m iędzy czystą k o n te m p la cją
a dośw iadczeniem zm ysłow ym . M o że więc ta k sam o łatw o
być n a usługach m ądrości, ja k i zejść do p o z io m u p o z n an ia
w yłącznie rzeczyw istości przejściow ych. W tym o statn im
w y p ad k u oznacza nie tyle sam o pozn an ie, co złą p o staw ę
duszy odw róconej od B oga i zw iązanej z rzeczam i tego
św iata. D u sz a zatrzym uje się w ów czas n a śro d k a c h , p rzy j­
m uje je za swój c e l18 4. A le to zakłócenie p o rz ą d k u B ożego
nie je st zw iązane z p o siad an iem n au k i. T a bow iem nie
tylko nie jest zła sam a w sobie, ale jest k o n ie cz n a do .
zbaw ienia, poniew aż człow iek nie osiągnie swego celu, jeśli
będzie żył p o z a czasem . M u si on p o d p o rz ą d k o w a ć używ a- *

laa Takie znaczenie ma zwykle wyraz sapientia w ks. XII i XIII.


lal Jak to zauważyliśmy wyżej, n. 17. Por. ks. XV. II, 2, P. L. 42, 1058 (przyp.
113).
laz Według samej etymologii wyrazu, jak to zaznacza Augustyn w ks. XIV. II, 2
(P. L. 42, 1037).
la3 De Trinitate, XIV. XV, 21 (P. L. 42, 1051). Wiemy przecież, że tak samo
u Platona, jak i u Plotyna, poszukiwanie prawdy łączy się z wysiłkiem pogłębiania
życia wewnętrznego i wymaga pewnej ascezy, która ją uwalnia od zmysłowości. Por.
przyp. 68.
D e Trinitate, XH. XII, 17 (P. L. 42, 1007).
Posłowie, 33-34 597

nie d ó b r tego św iata w ym aganiom zdrow ego r o z u m u 185.


O statecznie w ięc „w ied za” a u g u sty ń sk a nie oznacza p ró ż ­
nych zn ajom ości um ysłu ludzkiego, ale te znajo m o ści,
„ k tó re ro d z ą , k a rm ią , b ro n ią i zasilają w iarę, p ro w a d zą c ą
do praw dziw ego szczęścia” 18 6. Jest to ro zsąd n e i ro zu m n ie
u p o rz ą d k o w a n e p o zn an ie treści w iary. N ie k ażd y w ierzący
m o ż e sobie n a to pozw olić, w ym aga to bow iem w ysokiej
k u ltu ry um ysłow ej.
A u g u sty n z a m y k a księgę X II ostatecznym p o d k re śle ­
niem ró żnicy m iędzy w iedzą a m ą d ro ścią : w wiedzy także
m o ż n a o dnaleźć ślad Boskiej T ró jcy , ale Jej praw dziw y
o b ra z zn ajd u je się w m ą d ro ści zasilanej m iłością, której
w w iedzy zasad n iczo nie m a.

34 K sięga X I I I
A by zrozum ieć księgę X III, trz e b a sięgnąć do stresz­
czenia, k tó re sam A u g u sty n p o d a je w jej zakończeniu:
d o p iero tam w idzim y ja sn o , ja k łączą się z so b ą dziedziny
w iary i m ą d ro ści. D o k o n u je się to przez „oczyszczenie
serca, k tó re p rzez w iarę p ro w ad zi do szczęśliwości” . A u to r
w yjaśnia to przez głęboką analizę Prologu E w angelii
św. J a n a , w k tó ry m p raw d y historyczne, zw iązane z w iarą,
są ja sn o o d ró ż n io n e od p ra w d w iecznych, będących dzie­
d z in ą m ą d ro śc i. N ajlepszym przy g o to w an iem serca do
praw dziw ej szczęśliw ości w w ieczności je st og ląd an ie świę­
tości Z baw iciela.
D lateg o księga ta om aw ia n ajpierw zagadnienie szczęś­
liwości. F ilo zo fia n am w yjaśnia, że szczęśliwość je st n a j­
pow szechniejszym celem każdej isto ty rozum nej, a polega
n a p o sia d a n iu tego, czego się p rag n ie, oraz n a o d rzu can iu
w szelkiego zła. A le w ostatecznym w yniku ta chęć szczęścia
dąży do osiągnięcia nieśm iertelności. T u ta j je d n a k filozofia
n asza nie m o że ju ż kierow ać p o szukiw aniem um ysłu: p o ­
trzeb a d a ru O bjaw ien ia —w iary.
P rzechodzim y w ięc n a teren teologii, k tó ra b a d a zaw ar- 186

186 Ibid. X V , 21-22 (1009-1010).


Ks. XIV. I, 3 (1038).
1 8 -6
598 Jan M aria Szym usiak S J

to ść O b ja w ie n ia . U czy n a s o n o , że człow iek z o s ta ł s tw o rz o ­


n y n ie śm ie rte ln y , ale grzech p o g rą ż y ł go w śm ierci. S tą d
je g o a sp ira c je d o n ie śm ie rte ln o śc i, a n ie m o c w o siąg n ięc iu
tego n ie d o stę p n e g o celu. O sta te c z n ie n a jw ię k sz ą p rz e s z k o ­
d ą d la w ia ry je s t z w ątp ie n ie c z ło w ie k a o w łasn ej w ielk o ści.
D la te g o A u g u s ty n p o k a z u je , że B ó g nie ty lk o nie o d w ra c a
się o d c z ło w ie k a , ale n a w e t n ie g a rd z i je g o n a tu r ą , p o n ie ­
w a ż sam ją p rz y jm u je . T a je m n ic a c zło w ie k a n ie m o ż e być
n a św ie tlo n a czym in n y m , ja k ty lk o ta je m n ic ą K rz y ż a .
P o p rz e z K rz y ż człow iek je s t w c ią g n ię ty w e w s p ó ln o tę B o ­
żą, ab y w sp ó łp ra c o w a ć z B o g ie m n a d w ła sn y m z b a w ie ­
niem . D z ię k i C h ry stu so w i czło w iek m o ż e sp łac ić d łu g z a ­
ciąg n ięty w o b e c B o g a i p o z b y ć się s z a ta n a , k tó r y p rz e c h o ­
w u je g rzechy czło w iek a, ja k lic h w ia rz k w ity i z o b o w ią z a ­
n ia. Z a p ła tą z a grzechy je s t śm ie rć i w łaśn ie s z a ta n j ą
z a d a je czło w iek o w i n a m o c y p ra w a , k tó re g o m u B óg
udzielił. A le k ie d y w ró g n a tu ry lu d z k ie j n ie ro z p o z n a je
B o g a w C h ry stu sie i J e m u ta k ż e z a d a je śm ie rć , to n a d ­
u ży w a w ó w czas u d z ielo n eg o m u p r a w a i ty m sa m y m tra c i
m o c n a d czło w iek iem . U w ió d ł o n A d a m a z łu d z e n ie m m o ­
cy, ale sam z o sta ł zw ied zio n y p o z o ra m i n ie m o c y n o w e g o
A d a m a — C h ry s tu sa . C zło w iek n ie p o trz e b u je ju ż z a tr z y ­
m y w a ć się n a w iedzy. O tw o re m sto i p rz e d n im d ro g a d o
m ą d ro ś c i, p o n ie w a ż C h ry s tu s je s t d la n a s i n a s z ą w ie d zą ,
i n a sz ą m ą d ro ś c ią . W ie d z a z a w a rta w d u sz y d z ię k i w ierze
i d z ięk i p ra k ty c e w ia ry m a w so b ie p e w n e p o d o b ie ń s tw o
T ró jc y (p rz e c h o w a n ie w p a m ię c i — w y w o ła n ie wizji w e­
w n ę trz n e j — u p o d o b a n ie w oli), ale nie je s t Jej o b ra z e m .
P o s ia d a je d n a k w ię k sz ą w a rto ś ć n iż „ tr ia d y ” p o p rz e d n ic h
ksiąg : o p ie ra się b o w ie m n a o b ja w ie n iu i w ierze. D o s k o ­
n a ły m o b ra z e m b ęd zie d o p ie ro d u s z a w p o s ia d a n iu m ą d r o ­
ści. K o n te m p la c ja teg o o b ra z u je s t p rz e d m io te m n a s tę p n e j
księgi.

35 K sięga X I V
J u ż w iem y, że m ą d ro ś ć n a s z a p o le g a n a n a le ż y ty m
u s to s u n k o w a n iu się d o B o g a. N a ty m św iecie je s t o n a
p ra k ty c z n y m w p ro w a d z e n ie m w ia ry w życie: a b y c zło w ie k
Posłowie, 34—35 599

p o d ą ż a ł d o w ie cz n o ści z g o d n ie z z a m y s ła m i w o li B ożej. A le
w w ieczn o ści — k ie d y w ia r a ju ż z n ik n ie , n ie z n a jd u ją c
z a s to s o w a n ia w b e z p o ś re d n im w id z e n iu — m ą d ro ś ć p o z o ­
sta n ie . Jeśli w ięc m a z a n ik n ą ć w ia ra , to z a n ik n ie ta k ż e
i „ t r i a d a ” o p a r ta n a w ierze. D la te g o nie m o ż n a tw ie rd z ić,
b y ta „ t r i a d a ” b y ła czym ś w ięcej n iż ty lk o p o ró w n a n ie m .
N ie m o ż e b yć o b ra z e m B o g a , p o n ie w a ż o b ra z te n —ja k ju ż
w ia d o m o —n a le ż y o n to lo g ic z n ie d o d u sz y , sta n o w i jej by t.
P o w s ta je o n ra z e m z d u sz ą , tr w a n a w e t u g rz e sz n ik a ,
o d n a w ia się p rz e z ła sk ę u św ię c a ją c ą , d o c h o d z i d o p e łn i
d o s k o n a ło ś c i w w id z en iu . O pis d z iejó w teg o o b ra z u T ró jc y
w s tw o rz e n iu je s t częściow o p rz e d m io te m księgi X IV . O n -
to lo g ic z n e p o s ia d a n ie o b ra z u n ie o z n a c z a je d n a k , że d u s z a
o trz y m a ła w u d z ia le coś z sam ej is to ty B ożej, ja k tw ierd zi
n a u k a n e o p la to ń s k a . Z n a c z y ty lk o , że d u sz a je s t p o w o ła n a
d o ży cia B ożego 187. G d y j e d n a k z d a rz y się je j, że B o g a
o p u śc i, że się o d N ie g o o d w ró c i, w ó w cz a s tra c i co ś ze
sw eg o k s z ta łtu , a w ięc ze sw eg o b y tu : ro z p ra s z a się w licz­
n y c h p o ż ą d a n ia c h , p rz y w ie ra d o d ó b r n iższy ch , z a tr a c a
s ie b ie 188. Z a w sz e je d n a k p o z o s ta je co ś z jej sz la c h e tn e g o
p o c h o d z e n ia , to jej n ie z a tra c a ln y c h a r a k te r d u c h o w y .
D z ię k i n ie m u d u s z a p o s ia d a i z a c h o w u je p a m ię ć o so b ie
(m e m o ria su i); m a w ięc z aw sze m o ż liw o ść p o n o w n e g o
p o z n a n ia i p o k o c h a n ia siebie. A k ie d y d u s z a z a m y k a się
w so b ie p rz e z g rzech , to ślad T ró jc y Św iętej p rz e o b ra ż a się
w niej w „ tr ia d ę ” g łu p o ty , sn u i z a p o m n ie n ia , czyli w „ t r i a ­
d ę ” d u sz y s z a rp a n e j p rz e z siły śm ierci i g rzech u , z a m ia st
w „ tr ia d ę ” m ą d ro ś c i u k r y tą w „ ta je m n ic y o b lic z a B o ż e g o ”
(P s 30, 21). C h c ą c je d n a k p o w ró c ić d o B o g a, to z n ac z y

187 Nieraz to Augustyn podkreśla. Np. ks. XII. VII, 10 (P. L. 42, 1004): „Im
bardziej [dusza] podąża do tego, co wieczne, tym wierniejszym staje się obrazem
Boga” . A nawet zachowuje się w bycie tylko dzięki temu, że posuwa się w kierunku
swojego Stwórcy (XII. XI, 16, 1007). Tutaj, w ks. XIV. X III, 17 -X V , 21, Augustyn
stara się wyttumaczyć, w jaki sposób obraz Boży trwa w duszy grzesznika, który od
Boga ucieka.
188 Nie m ożna mówić, że odrzuca jakiś dodatek do swojego bytu, czy jakąś
większą szczęśliwość i że ogranicza się do losu czysto ludzkiego —na własną miarę.
Nie, po prostu zatraca się: „Nie może się sobą zadowolić ani czymś innym, jeśli
odwraca się od Jedynego, który by ją zadowolił” (X. V, 7, P. L. 42, 977). Por.
Plotyn, Enn. V. I, 1 (tłum. A. Krokiewicza, t. II, str. 209).
600 Jan M aria Szymusiak. S J

o sta te c z n ie w ró cić d o siebie, d u s z a m o ż e to u c zy n ić ty lk o


dzięki łasce n a d p rz y ro d z o n e j; m u s i b ow iem o d n o w ić się
w m iło ści i św iętości Bożej p rz e z C h rz e st lu b p o k u tę . N a to
je d n a k , żeby „ p rz y p o m n ie ć so b ie B o g a ” , d u s z a m u s ia ła
z ac h o w a ć w sobie Jego p am ięć; a b y n a n o w o o trz y m a ć
u d z iał w życiu B ożym , m u s ia ła p rz e d te m ju ż p o s ia d a ć
ja k ą ś „ p rz y d a tn o ś ć ” d o teg o życia. A le g d y p o ciężkich
p rzeży ciach ju ż sobie B o g a p rz y p o m n ia ła , o d n a jd u je s to p ­
n io w o —ja k re k o n w a le sc e n t z d ro w ie — p ełn ię p ię k n a o b ­
ra z u B o żeg o w sobie. J u ż b o w iem w ty m d o c ze sn y m życiu
d u sz a m o ż e p o z w o lić B ogu, a b y o d n a w ia ł w niej w ieczną
w y m ia n ę p o z n a n ia i m iłości. O d b ija ją się w niej p a m ię ć
B o ża, u m ysł B oży i B o ża m iło ść . D u s z a „ n ie ja k o n a b y w a
w łaściw ości B o ży ch ” , ja k to o k re ś la w p rzeszło ty sią c la t
p o A u g u sty n ie św. J a n od K r z y ż a 189. L ecz d o s k o n a ła jej
p e łn ia n a stą p i d o p ie ro w w id z e n iu tw a rz ą w tw a rz , czyli
w p ełn y m ro zk w icie m ą d ro ś c i u d zielo n ej p rz e z B o g a.

36 K sięga X V
P o o sta te c z n y m sp re cy z o w an iu n a tu ry i w łaściw o ści o b ­
ra z u B ożego w d u szy A u g u sty n p rz e c h o d z i d o sam ej Bożej
T ró jcy z z a m ia re m w y k a z a n ia Jej tro isto śc i, nie ty lk o n a
p o d s ta w ie P is m a św ., ale ta k ż e ro z u m u . N a jp ie rw streszcza
w y n ik i p o p rz e d n ic h p o sz u k iw a ń . P rz y p o m n ie n ie p ie rw ­
szych siedm iu k siąg silnie u w y d a tn ia p rz e w o d n ią m y śl
całego tr a k ta tu : że w T ró jc y Św iętej p a n u je d o s k o n a ła
ró w n o ść. P o d ty m k ą te m a u to r o cen ia p o ró w n a n ia za ­
sto so w a n e w p o p rz e d n ic h k sięg ach . P rz y p o m in a , że ra d o ś ć
nie je st u d z iałem tych, k tó rz y z n a jd u ją , ale t y c h , k t ó r z y
s z u k a j ą P a n a (Ps 104, 3), a u m y sł je s t d a n y czło w ie­
k o w i p o to , ab y szukał. D la te g o A u g u sty n s z u k a c o ra z to
n o w y ch o b ra z ó w B oskiej T ró jc y , o b ra z ó w , k tó re byłyby
d o stę p n e d la człow ieka. M n o ż y je, ale w ciąż w ra c a do
duszy ludzkiej o b d a rz o n e j m ą d ro ś c ią B ożą. T o je s t z a s a d ­
niczy o b ra z , k tó ry zaw ie ra w sobie w szy stk ie in n e. W nim
B óg n ajw y raźn iej u k a z u je się p o p rz e z w iarę, ab y p o łą cz y ć

189 Zob. Pieśń Duchowa, 38, 3—4, w: Dzieła, Kraków 1961, t. Ii, str. 237.
Posłowie, 36 601

czło w iek a z s o b ą w m iło ści. N ie w y starczy , ab y o g lą d a n o


te n o b ra z : trz e b a b o w iem p o z a o b ra z e m —ale dzięki n ie m u
— o g lą d a ć i w idzieć, ja k b y w zw ierciad le, B o g a w T rz e c h
O so b a c h . T a k a w izja je st m o ż liw a ty lk o w ted y , g dy o b ra z
je s t d o sk o n a ły . D la te g o p o p rz e d n ia księg a k ła d ła ta k i
n a c is k n a d u c h o w e i m o ra ln e s p ro sto w a n ie o b ra z u , z n ie­
k sz ta łc o n e g o p rz e z grzech, a o d tw o rz o n e g o dzięki łasce
n ad p rzy ro d zo n ej.^ T o o d tw o rz e n ie je s t p rz e d e w szy stk im
dziełem D u c h a Ś w iętego, a je g o najcen n iejszy m ow ocem
je s t k o n te m p la c ja żywej T ró jc y , p rzeb y w ającej w d u szy
d zięk i łasce B ożej.
T e o lo g ia A u g u s ty n a , ta k silnie z a b a rw io n a p rzeży ciam i
m isty czn y m i, nie je s t czy stą k o n te m p la c ją . T o raczej p o ­
szu k iw a n ie in te le k tu a ln e p rzez u m ysł m isty k a , k tó ry się
o p ie ra n a g łę b o k im d o św iad c z en iu rzeczyw istości B oga.
A u te n ty c z n a i so lid n a b u d o w a ro z u m o w a zo staje w te n
s p o só b u trw a lo n a i o św ieco n a n ajw yższy m p o tw ie rd z e ­
n iem : p rzeży w an iem św iad o m eg o p o łą c z e n ia się z B o ­
giem 190. N ie m o ż n a w in n y m św ietle zro z u m ieć to k u m yśli
a u to r a z a w a rty c h w księg ach V III—X V .
„ T r ia d a ’’ m ą d ro ś c i zn ó w sp ro w a d z a czy teln ik a do p ie r­
w szego p u n k tu w yjścia, m ian o w icie d o k o n te m p la c ji n ie ­
z m ie n n eg o D o b ra . K się g a V III b y ła tu ja k b y w stęp em , ale
a u to r nie m ia ł o d w ag i z a trz y m a ć się n a tej k o n te m p la cji.
O b e cn ie d o szliśm y d o stw o rz e n ia n a jszlach etn iejszeg o i d o
n ajw y ższeg o o b ra z u . A p o n ie w aż um ysł n a sz d z iała w św ie­
tle B o ży m , p rz e to o d w a ża m y się o d rz u c ić w szelkie p o ­
d o b ie ń s tw a czy a n a lo g ie i szu k a m y „ tr ia d y ” w śró d w iecz­
n y c h p ra w d ro z p o z n a n y c h w sam y m B ogu . P rzy p isu jem y
B o g u w szy stk ie d o sk o n a ło śc i b y tu i życia o d k ry te dzięki
w e w n ę trz n e m u d o św ia d c z e n iu p rz e z z d o b y tą w iedzę i p rzez
m ą d ro ś ć . O k a z u ją się o ne z b y t liczne ja k n a to , żeby
u tw o rz y ć „ tr ia d ę ” . R e d u k u je m y je w ięc n a jp ie rw d o d w u ­
n a s tu , p o te m d o trz e c h . A le, p o d d a ją c się logice niezłożo-

190 „Istotną cechą życia mistycznego jest stopniowe uświadamianie sobie obec­
ności Boga przebywającego w duszy, jak to obszernie przedstawia GRZEGORZ
Z NISSY w H omilii o szóstym błogosławieństwie (J. DANIÉLOU, Platonisme et
théologie mystique, Paris 19542, str. 209). Por. E. BRUNNER, Die M ystik und das
W ort, Tübingen 1928, str. 369.
602 Jan M aria Szym u sia k S J

n o śc i B ożej, u m y sł n a sz n ie m o ż e się z a trz y m a ć w d ro d z e ,


aż w reszcie p o z o sta je ju ż ty lk o M ą d r o ś ć , k tó r a u to ż s a m ia
się z b y te m i nie p rz e d s ta w ia ż a d n e j „ tr ia d y ” .
W ia ra je d n a k uczy n a s, że B ó g je s t T ró jc ą , i o b ja w ia
n a m , że je ste śm y stw o rz e n i n a o b ra z B oży. S z u k a liśm y
te g o o b ra z u w sobie. O d n a jd u je m y życie m ą d ro ś c i w n a s.
C zy z a te m m o ż e m y o d m ó w ić B o g u tego sa m e g o życia
w z ro z u m ie n iu siebie i w m iłości? W so b ie w id z im y , że ta k
je s t, w B o g u w ierzy m y , że ta k b y ć m u si. N ie m o ż e m y w ięc
p o z b y ć się p o ró w n a ń i o b ra z ó w w p o z n a w a n iu B o g a.
P o s z u k iw a n ie a n a lo g ii, sy ste m a ty c z n ie p ro w a d z o n e w c a ­
łym dziele, o czyściło w z ro k n a sz e g o u m y słu . P o r ó w n a n ia
i o b ra z y w y k a za ły n a m p o d o b ie ń s tw a . O b e cn ie w id zim y
p rz e p a ś ć m ię d z y ty m i p o d o b ie ń s tw a m i a rz e cz y w isto śc ią ,
o k tó re j n a s uczy O b ja w ien ie . C a ła o m a w ia n a o b e cn ie
k sięg a z m ie rz a d o z b a d a n ia p rz e p a ś c i m ię d z y w ia rą a r o z u ­
m e m , m ię d z y rze cz y w isto śc ią a jej o b ra z e m .
C zy cały te n w y siłek p ó jd z ie n a m a rn e ? — N ie . P o ­
z n aje m y o b ra z ja k o o b ra z i ty m sa m y m u m y sł p o s u w a się
dalej: p rz e zw y c ięż a „ z a g a d k ę ” o b ra z u , a b y z a n u rz y ć się
w g łęb iach ta je m n ic y je d y n e g o B o g a w T rz e c h O s o b a c h .
W ja k i sp o só b ? — O tó ż w k sięd z e X I V 191 A u g u s ty n z a ­
u w aży ł, że d u s z a n ie zaw sze m o ż e siebie o b ją ć c a łk o w ic ie ,
że p o s ia d a p ew n e w ia d o m o śc i, k tó r e p a m ię ć p rz e c h o w u je
p o d św ia d o m ie . D la m ą d ro ś c i B ożej nie m a a n i p rz e sz ło śc i,
an i p rzy szło ści: je s t w ięc w n ie zm ien n e j te ra ź n ie jsz o śc i
p a m ię c ią , in te le k te m i w o lą . O k a z u je się, że i u n a s p a m ię ć
z a w ie ra w so b ie p o tró jn y w y m ia r c za su : n ie ty lk o p rz e c h o ­
w u je w so b ie p rzeszło ść, a le n ie ra z rz u tu je w p rz y szło ść ,
d z ia ła ją c w te ra źn ie jszo śc i. W e ź m y d la p rz y k ła d u re c y ta c ję
ja k ie jś m o w y lu b o d śp ie w a n ie u tw o r u „ z p a m ię c i” . P a m ię ć
m u s i w ó w czas p rz y p o m n ie ć so b ie te k s t (z p rz e sz ło śc i), z n a ć
go (o b ecn ie), rz u to w a ć w p rz y sz ło ść (c h o c ia ż n a jb liż sz ą , ale
p rz y szło ść ). J a k to p o ją ć? —T y lk o p rz e z o d n ie sie n ie się d o
B o g a 192. P rze z to b o w iem m a m y u d z ia ł w n ie p o ję to śc i
B ożej i je ste śm y d o N ieg o p o d o b n i. T a k sa m o rz e c z się m a
181 XIV. VI, 8 i VII, 9 0?. L. 42, 1041-1043).
102 Już Wyznania m o w ą o „szerokich polach pamięci” (X. VIII, 12); o jej
„zakamarkach”, o jej „nieokreślonych schowkach” (X. X, 17). Znajdujemy się
Posłowie, 36 603

z d z ia ła n ie m m yśli. W p ra w d z ie jej „ s ło w o ” ( verbum m e n tis)


ró ż n i się z a s a d n ic z o o d S ło w a B ożego ( V erbum D ei), p o n ie ­
w a ż n ie je s t stale p rz e z duszę w y m a w ia n e , n iem n iej je d n a k
p e w n e a n a lo g ie łą c z ą te d w a „ s ło w a ” , ja k to ju ż z o sta ło
p o p rz e d n io stw ie rd z o n e w k sięg a c h X i X IV .
P o z a ty m A u g u s ty n p o d k re ś la tu ta j k ilk a r a z y *193 ró ż ­
n ic e m ię d z y o b ra z e m T ró jc y w c zło w ie k u a s a m ą T ró jc ą .
W c z ło w ie k u „ tr ia d a ” je s t ty lk o częścią je g o b y tu , g dy
ty m c z a se m w B o g u T r ó jc a je s t c a łą J e g o is to tą . T a k ż e
p a m ię ć , in te le k t i w o la są w ła d z a m i d u sz y i o d p o w ia d a ją
w c zło w ie k u ró ż n y m ściśle o k re ś lo n y m c zy n n o śc io m , p o d ­
czas g d y w B o g u n a le ż ą d o is to ty i są c z y n n o śc ia m i k a ż d e j
z O só b . U c z ło w ie k a o d n o s z ą się d o je d n e j o so b y , w B o g u
zaś T ró jc a Ś w ięta to trz y h ip o s ta z y , trz y O so b y ró w n e
so b ie i w sp ó łistn e .
W reszcie w tej o sta tn ie j k sięd ze A u g u s ty n o b sze rn ie
o m a w ia p o c h o d z e n ie i im ię D u c h a Ś w ięteg o . Jeśli b o w iem
trz e c ia O s o b a m a im ię, k tó re ró w n ie d o b rz e o k re ś la ło b y
O jc a i S y n a , to z n a c z y , iż w łaściw ie O n a je s t ich w sp ó ln y m
D u c h e m , n ie d la te g o , że je st o w o cem Ic h m iło ści, lecz
d la te g o , że je s t Ic h żyw ym łą cz n ik ie m i m o ż e b y ć w łaściw ie
n a z w a n a M iło ś c ią 194. K ie d y D u c h Św ięty je s t n a zy w a n y
D a re m , to szczeg ó ln ie w s to s u n k u d o n a s 195, ale ju ż

w obliczu niezgłębionej tajemnicy naszej jaźni. To samo Augustyn stwierdzi w anali­


zie umysłu i woli (D e anima et ejus origine, IV. VII, 9—10, P. L. 44, 529—530.
Rozprawa z r. 419, a więc w tym samym okresie pisana, co ostatnie księgi De
Trinitate).
193 Ks. XV. VII, 11—12 i XXII, 42 —XXIII, 43. Analogie psychologiczne dają
pojąć zagadnienie relacji pochodzenia w Trójcy (por. XV, XXI, 40-41). Nie mogą
jednak wkraczać w ontologię Bożą; gdyby się chciało je wykorzystać w pełni, to
naruszyłoby się i jedność istoty, i samoistność Osób. Bardzo bliskie siebie są te dwie
herezje: modalizmu i tryteizmu. Nie można filozofią naruszać suwerenności wiary.
Pięknie to podkreśla niezrównany „dialektyk” , dla którego siły umysłu prawie że
nie znają granic, PIO TR ABELARD. W ks. III swojej Teologii chrześcijańskiej
(P. L. 178, 1216-1219) protestuje przeciw „nieopanowanym kuglarzom”, którzy
„rzucają się na swego Stwórcę” . Niestety sam nie uniknął szkopułu modalizmu, gdy
zrównał Osoby Boże z właściwościami istoty. Jego zdaniem, rozróżniamy trzy Osoby
w Bogu tylko dlatego, że Bóg tak to w swoim objawieniu postanowił (Theołogia I. 2,
P. L. 178, 1126). Augustyn natomiast szuka analogii w świecie stworzonym, ale nie
utożsamia nigdy nadprzyrodzonego porządku życia Bożego z porządkiem stworzenia.
104 Ks. XV. XIX, 37 (P. L. 42, 1086).
195 Tak np. w ks. V. XI, 12 i XII, 13 (P. L. 42, 919-920) i tutaj XV. XIX, 36
( 1086 ).

You might also like