Download as doc, pdf, or txt
Download as doc, pdf, or txt
You are on page 1of 8

Edward Stachura Listy do Olgi Tyle blu.

Tyle blu, ktry tak wielki, za wielki, eby go mona odnale w tych sowach. Tak, bo i one s przeciwko nnie w tej chwili, wszystko jest przeciwko mnie, sowa te, ktre zawsze mi si opieray, ale kuszco, zalotnie, eby wiksza pieszczotliwo, a teraz nawet one s przeciwko mnie, bo nie mog znale tych, ktre byyby lustrem nieskalanie odbijajcym, std bl dodany jeszcze do tego za wielkiego. Moe i w tobie jest bl, ale czym on jest, czym? Przy blu moim przepastnym czym jest kady bl inny? O, przeklta niech bdzie chwila, kiedy przeze mnie ujrzana: oczy Twoje: tyle czuoci w Twoich oczach, ktrej mi zawsze brakowao, dlatego zabiem tamto wszystko, co tak kochaem, i porzuciem tamto wszystko, bo nie byo czuoci u nich dla mnie. I powdrowaem do krainy Nad, na wschd od Edenu, i tysic dni wdrowaem i tysic nocy, i Ciebie ujrzaem w tamtej chwili przekltej bogosawionej. I musiaem Ci ujrze, bo wiedziaem, e znajd to, czego szukaem, czego pragnem dusz i ciaem, kadym oddechem, kadym zgiciem przegubu i kolan po drogach i miastach, zgarniajc okruchy, mnstwo okruchw, ale to nie byo to, to nie byo morze, ktre wiedziaem, e gdzie, niedaleko ju, powinno si rozlewa, w nim zamarzn, wkrtce ju, spon, i tak jest, bo wiedziaem, e znajd to, czego szukaem-Ciebie, Olga, musiaem ujrze kiedy. O, tak. To s sowa, to s sowa, ktrych papier nie przyjmuje. Tych liter moich ognistych papier przyj nie moe. Zbyt mao jest biay - ten czysty, biay papier brudny jest dla liter moich najbielszych. I ja to widz. Nikt wicej! Nikt wicej. 1 kwietnia Pisaem tego ptaka, kiedy Jurek wszed do pokoju i powiedzia: Sted, Olga ci prosi. W pierwszej chwili, pamitam wspaniale, zaczem si topi jak ld, nie chciaem wcale krzycze z radoci, tylko topiem si, rozlewaa si po mnie soneczno, jak w bry lodu wchodzi soce, promienie jego dobre, ciepe. Powiedziaem: Gdzie jest? Na schodach odpar. Wyszedem na klatk schodow i nagle miech mnie dolecia z tyu, oddalony jakby, bo cay byem zagubiony, zapatrzony w Ciebie, lecz nie byo soca, nikt mnie nie olni, tylko miech mnie z tyu dolecia Jurka i sowa: Uda mi si kawa. Dzisiaj prima aprilis. I to byo jak cios midzy oczy, po ktrym si nie zapada, lecz wraca do siebie najboleniej. Do okna podszedem i nawet nie uderzyem Jurka, nic nie powiedziaem, tylko do okna podszedem i tak bym sobie popaka. Tak bym sobie popaka, ale nawet one zy byy przeciwko mnie: jak mae liski pochowane w swych norach lkay si wyjrze, chocia myliwy dawno ju odszed, chocia ju dawno byem odszedem, tak dawno mnie tam nie byo, i staem przy oknie, i tak bym sobie popaka. Bo otwary mi si wszystkie dawne rany stare, te zablinione, tak sdziem, i cay byem jeszcze raz kaleczony przez to wszystko, co ju raz mnie kaleczyo, a potem

zabliniay si dugo moje rany, bo trudno zapominam moim winowajcom, wic goio si to wszystko dugo bardzo, eby w tej chwili na powrt si otworzy, i cay byem jeszcze raz kaleczony. I cay byem dymicym ochapem, przy oknie, za ktrym byo niebo dawno bkitne nie widziane i soce inne, ale to, ktre po zimie pojawia si zawsze-niezmiennieodwieczne i ktre po przepyniciu chmur czarnych te pojawia si, bardziej jeszcze miosne. To ja chyba nie Ciebie szukaem? Czy uczyniem Ci krzywd? Powiedz! 4 kwietnia Pisze, do Ciebie dalej, bo los czy przypadek, ktry przecie zawsze by po mojej stronie, nie pozwoli mi Ciebie zobaczy, cho byem u Ciebie wczoraj, w sobot, bo dzisiaj jest niedziela i dzisiaj te byem u Ciebie. Ale najpierw wczoraj. Byem u Ciebie o sidmej wieczorem. Tak walczyem ze sob: jecha, nie jecha - i nie wiem, co zwyciyo: dobro czy zo cho walka zostaa rozstrzygnita, bo pojechaem do Ciebie. Wszedem po schodach i stanem pod drzwiami. Zastanawiaem si przez chwil, co mam powiedzie, kiedy ukaesz si w drzwiach, ale nic ju nie potrafiem. I zapukaem w drzwi, ufajc niemiao, e wszystko zobaczysz w moich oczach. Myl, e tak bym si rzuca w wod, ufajc, e ona odczyta wszystko i nie pozwoli mi walczy o ycie, ktrego nie chc, a pniej nie wyrzuci na brzeg, na pastw. Tylko u siebie mnie zatrzyma. Wic zaufaem Tobie, e wszystko odczytasz w moich oczach tak, jakbym wodzie zaufa, rzucajc si w ni. Tak te rzuciem si w Ciebie, nie wiedzc, co powiem, kiedy ukaesz si w drzwiach. Ale nie ukazaa si. Zszedem z powrotem i nic mnie nie tkno. Pojechaem do Schronu, usiadem tam przy barze i wszystko we mnie pakao. A dookoa wszyscy inni pili i taczyli, i krzyczeli, a ja siedziaem przy barze. Siedziaem i niemiao, bardzo niemiao czekaem, e przyjdziesz niepostrzeenie, pooysz mi rk na ramieniu i powiesz Edward, tak jak nikt tego nie potrafi, bo Ty moe nie wiesz nawet, e kade Twoje Edward zamykao mnie w Tobie najmioniej i nie pragnem ju wcale wdrowa, nigdzie i nigdy, tylko tak znika w tobie mikko, agodnie. Ale nikt mnie nie dotkn i nikt mi nic nie powiedzia, cho niektrzy cos do mnie mwili, ale nikt do mnie nie mwi i ja si nie dziwi, bo nie byo mnie tam. Siedziaem tak niemiao, ja, ktry przedtem miaem wszystkie talenty i wszystko mnie w tym umacniao. Ale nic czuem si miesznie dla innych, dla mnie samego te mj widok nie by mieszny i myl, e nie byo to tylko smutne, bo zbyt nieobjte. Potem wstaem i wyszedem. I poszedem nad kana, nad ktrym jeszcze cztery dni temu bylimy. Dlaczego miny te cztery dni? Tak jak nigdy nie kami, dabym czterysta innych dni za to, by tych czterech nie byo. Bymy jak cztery dni temu stali nad kanaem: Ty przy mnie, ja przy Tobie. Gdzie jeste? Patrzyem na wod, ktra przepywaa blisko, dwa metry pode mn przepywaa woda, ktra wzmoga jeszcze mj bl wielki i gniew mj wielki. Dlaczego przepyny te cztery dni? l staem tak, patrzc na wod, ale nic mnie nie tkno. A nie wiem, co uczynibym,

gdyby mnie co tkno, wtedy, kiedy tak patrzyem na wod, ktra bya blisko, tu, i ktra mnie nawet magnesowaa do siebie. Przeszedem przez kadk, wiesz, i skoczyem do tramwaju, i znowu bardzo, bardzo niemiao prosiem Boga albo kogo innego, by bya i bym mg Ci zobaczy. Przyjechaem, wszedem po schodach i zapukaem niemiao, bo ju ze mnie nic nie zostao prcz tej niemiaoci malekiej. Zapukaem mocniej. Pukaem jeszcze dosy dugo, raz goniej, raz ciszej, ale nikt si nie odezwa. Zszedem na ulic i postanowiem zaczeka. Czy wiesz, czym by dla mnie kady przystajcy na przystanku przed Twoim domem tramwaj? Tym przyjedziesz. Nie. Nastpnym. Tak przyjechao ich duo i kady tramwaj by dla mnie najwiksz nadziej, a czas przyjazdu midzy jednym a drugim - oczekiwaniem bolesnym, lecz zawsze nadziejnym. Potem powiedziaem sobie, e jeli przyjedziesz tym teraz albo jednym z trzech nastpnych, to wcale do Ciebie nie podejd. Dobry Boe, jeli przyjedzie tym teraz, to zobacz j tylko i zaraz odejd, nie poka si jej. Tylko niech przyjedzie tym. Ja myl, e ju w tramwaju, kiedy jechaem do Ciebie po raz drugi, nie chciaem niczego wicej, tylko ujrzenia Ciebie, cho jeszcze wtedy nic mnie nie tkno ani pniej. Nie byem zazdrosny i niepotrzebnie to wszczynam, ale chc Ci wszystko opowiedzie, jak najwicej. Wic nie byem zazdrosny. Tyle ja nie umiem. Duo wicej umiem, bo nawet powiedziaem sobie, widzc jadcy w dali tramwaj, e jeli nim przyjedziesz, to moe by przy tobie jaki inny, jaki facet. A kiedy nie przyjechaa, to po jakim czasie, widzc jadcy nastpny tramwaj, ju zezwoliem na to, eby ten inny Ci pocaowa. Moe Ty tego nie pojmujesz, ale ja nawet chciaem ju potem, eby wysiad z Tob jaki inny, eby Ci pocaowa, ebym ja to zobac/y, eby mnie ju trafi piorun. ebym by czysty. Byo pno, kiedy wreszcie wywalczyem pjcie pieszo w stron miasta. Nie, nie byem jeszcze pokonany, bo miaem nadziej, malutk, e spotkam Ci wracajc rwnie pieszo, nie mogc si doczeka na tramwaj, ktrych w nocy jest duo mniej ni w dzie. Szedem bardzo dugo i po drodze miny mnie dwa jeszcze tramwaje, w ktrych sprbowaem Ci poszuka, ale przejechay szybko i nie zdyem wszystkiego w nich zobaczy, a byy prawie puste. Na Oporw zaszedem pno chyba. Moga by druga, trzecia, czwarta godzina nad ranem, nie wiem, nie byo gwiazd i wcale nie chciao mi si wiedzie, ktra moe by godzina. Wiem, e szedem dugo bardzo, i zdawao mi si, e nigdy w yciu tak dugo nie szedem, cho nieraz szedem dziesi razy duej na pewno. Raz, pamitam, szedem ca noc i p dnia na takim pustkowiu na Pomorzu. Uciekaem przed tak jedn band, ktra chciaa mnie zabi chyba, ale nic. Uciekaem dugo, duej ni wczoraj, pi razy, i kiedy wreszcie trafiem na stg, pooyem si pod nim, bo nie mogem ju dalej i oni mnie chyba tak daleko nie gonili. Obudziem si w rodku nocy, tak osdziem po gwiazdach, draem z zimna, cho byo lato jeszcze, ale noce s przewanie zimne i ze. Wlazem na szczyt stogu, wyobiem tam sobie dziur w somie i schowaem si do niej. Nie chciao mi si ju spa i patrzyem na gwiazdy. Byem troch godny, ale wicej mylaem. Zawsze duo myl, ale wtedy bardzo duo. Ale najwicej tskniem. Myl, e za Tob, bo Ty moe nic nie wiesz albo wiesz troch. Tskniem nieprzebranie, nieprzebranie i myl, e kto tam daleko, pod tym samym niebem, musia te za mn tskni, a jeli spa, tu musia si zbudzi, bo to niemoliwe, ebym nikogo nie trafi w serce w tamtym rodku nocy,

sercu nocy. Myl jeszcze, e tskniem za kobiet, a bardzo czsto tskni chopca do mnie podobnego. Ale wtedy tskniem kobiet i syna pod jej powierzchni chopczyka do mnie podobnego. Wic kto te musia za mn zatskni w tamtym rodku nocy, bo to niemoliwe. Ale wtedy o tym nie pomylaem. Pamitam, jak ogarna mnie czuo taka potna, e powodowaa mi ble w brzuchu, i co jaki czas miaem wraenie, e omdlewam. Wiem na pewno, e ten bl w brzuchu, bardzo wyrany, nie by z godu. Na pewno nie. Czuo obejmowaa mnie jak woda lub soce albo wiatr. Nieprzebranie. Tak samo teraz co jaki czas apie mnie bl w rodku, a przecie jestem najedzony dosy. Przekonuj si coraz bardziej, bo od dawna ju tak sdziem, e dusza i ciao s nierozczne i kiedy smutna jest dusza, ciao smutne jest rwnie. Oczywicie czuj w sobie ca moj zwinno i zrczno, ktre to talenty daa mi wyrodno, ale na co mi one w tej chwili? Na co? Gdyby mnie wczoraj napado kilku albo jeden nawet, to ja bym si wcale nie broni. Ja bym si poddawa uderzeniom pici czy nogi i moe troch z luboci. Moe Ty tego nie pojmujesz, ale mnie by troch ukoio moe takie kopanie mnie w plecy i w zby. Przyszedem w kocu do domu tego szczura, u ktrego mieszkam, ale nie sprawio mi radoci, e nie ujrz jego kamliwej, faszywej mordy, bo bya noc i on spa ju dawno, wiec go nie zobacz. Otworzyem drzwi, bo mam swj klucz, i wszedem jak najciszej do mojego jeszcze na jaki tydzie pokoju. Zdjem paszcz i usiadem do pisania jakiegokolwiek, ufajc niemiao, e ono przyniesie mi pocieszenie, ulg jak. Przedtem byo zawsze inaczej, bo siadajc do pisania zawsze byem pewien, e to bdzie dla mnie wielka mka, ale wielka rado taka sama co najmniej. Ale teraz jest inaczej. Nigdy taki nie byem. Zrobiem sobie herbaty, usiadem na stoku, zapaliem papierosa i palc go uniosem gow znad kartki, starajc si nie myle przez jaki czas, wiedzc, e to krtkie niemyl-nie przed pisaniem sprzyja mi. Ale nie potrafiem nie myle, cho moe nawet o niczym nie mylaem, ale byem zamany. Nie byem cay. Nie byem skupiony. Co oderwao si ode mnie i gdzie tam kaleczyo sobie skrzyda: nad kanaem, w Schronie, u Ciebie w kuchni, w przedpokoju, w pokoju l bdzio to co mojego, i krwawi musiao, bo ja to wszystko wyranie odczuwaem. To jak mogem pisa? Wic nie mogc pisa, a spa to wiedziaem, e daremne, pomylaem o kpieli, ktra zawsze bya dla mnie czym wspaniaym. W kadym miecie, w ktrym si znalazem, pytaem najpierw o ani: gdzie ona jest. Zim szczeglnie ania bya moj ucieczk, ale nic. Wic wczoraj w nocy, a raczej dzisiaj rano, nie mogc pisa, a spa to wiedziaem, e daremne, pomylaem o kpieli wspaniaej. Odkrciem kurek, zapaliem gaz i zawiesiem szmatk na kurku, eby woda cicho po niej spywaa. Czekajc, a naleci, poszedem do mojego na kilka dni jeszcze pokoju. Otworzyem okno szeroko na noc i stanem przy nim i przy niej, bo nie byo jej we mnie, nie byo nocy we mnie, mimo wszystko. Nigdy nie bdzie. Ale bl by we mnie, co jaki czas chwyta mnie tam w rodku, bo wszystko wio si tam niezmiennie i ja nawet nie wyobraaem sobie, eby si co mogo odmieni, eby si wydarzyo uspokojenie, cho nie byo nocy we mnie i nigdy nie bdzie. Staem tak, patrzc w noc, i chyba ju o niczym nie mylaem ze zmczenia. Tylko tak patrzyem. Po jakim czasie ocknem si i poszedem do azienki. Wody byo ju dosy, wic rozebraem si i wszedem do wanny, ^zanurzajc si-bardzo powoli, bo woda bya do gorca, i czuem, e gdybym si od razu zanurzy, to mogoby co trzasn we mnie. Leaem sobie w wannie, poruszajc od czasu do czasu nogami, bo wtedy woda

robia si cieplejsza. Pluskaem cicho i byo dobrze, dosy dobrze mniej wicej, a kiedy ogarniao mnie naraz zmczenie takie wielkie: obezwadnienie wszystkiego, i mini, i gowy, to odkrcaem szybko kurek z zimn wod i podstawiaem gow prdko, eby mi nie odesza za daleko. Zachowywaem si cicho bardzo, bo ten szczur lam spa za cian, a nie chciaem go budzi, bo obudzony mgby mi co powiedzie, nie eby mnie strofowa, bo wyrobiem sobie u niego uszanowanie, nie chciaem, eby mnie podziwia, ale na uszanowaniu mi zaleao; wic mgby mi cokolwiek powiedzie, ten szczur, o papierosa poprosi, spyta, gdzie byem, wszystko jedno, bo ujrzabym go, i nie wiem wanie, czy nie naszaby mnie wtedy ch zadusi go, szczura. Wic zachowywaem si. cicho moliwie, bo wolaem go nie budzie, nie oglda w tamtej chwili, bo mgbym mu cos zego uczyni, chocia dla mnie, przypuszczam, e to by byo cos dobrego, i dla caego plemienia szlachetnych tak samo, a nawet dla humanizmu co nie bardzo zego. Wic wykpaem si, cicho i wyszedem z azienki, i pooyem si cicho, i nie czuem ju nic, nie pamitam ju nic, prcz gowy bdzcej, gowy bdzcej. Jest gdzie okoo pnocy chyba, nie wiem, wic moe jest ju 5 kwietnia. Ale niech bdzie 4 kwietnia. Obudziem si po raz pierwszy niedaleko poudnia, tak osdziem po socu przebijajcym si przez cienkie kretonowe zasony na okna i po haasie pory tu przedobiadowej, a take po zapachu tej pory sodkiej, ale nic. Obudziem si po raz pierwszy ze snu, ktry z pieka raczej ni z gr. Nie pamitam pocztku snu i jak dostalimy si do gr, w ktrych bylimy, w dolinie u podna zbocza, w trawach wysokich bardzo, bo widziaem tylko gow Twoj -siwe wosy. Cakiem biae wosy miaa. Boe. Bya przede mn, w trawach, jakie dwadziecia krokw oddalona, i sza wolno, poziomo do zbocza. Ja szedem za Tob, dwadziecia krokw oddalony, nie prbujc wcale zrwna si z Tob, jakbym wiedzia, e nie docign Ciebie, cho sza wolno, prosto gow trzymaa, cakiem siwe wosy. Boe. Potem odwrcia si i zobaczyem Twoj twarz mod, modsz jeszcze, bardzo dokadnie widziaem, jak na dwadziecia krokw, pitnacie moe, bardzo dokadnie jak na oczy moje sabe, zatroskane. Co ja ci zrobiam? - powiedziaa. O, nie. Nie. Wtedy si zbudziem zaraz natychmiast, bo usyszaem jk, ktry wydoby mi si z garda, ciki niewymownie, taki spod ziemi jk przywalonego grami wszystkimi wiata. Jakie to byo cikie. Jak on dobywa si z krtani, ten jk piekielny, narodzony w nie jeszcze, a umierajcy na jawie ju; ten jk trwajcy krotk chwil, a jake przecigaa si ta chwila krotka, czuem, syszaem wyranie kad sekund, kad nieskoczono tej chwili krtkiej, ktra mostem bya midzy snem a jaw, czya wic wszystko, bo czym jest wszystko, gdzie jest wszystko, jeli nie midzy tym a tamtym. Wtedy wanie si zbudziem, bo musiaem uczyni jaki ruch nadludzki, co unie chciaem nadmiernego, przerwa co, przej niemoliwo, dwadziecia krokw, pitnacie moe, i wtedy dobyem ten jk zza wiata prawie.. Biae wosy Twoje, Boe. Gdzie jeste, Olga? Gdzie jeste? Przyjd. Uoymy si w trawach wysokich bardzo, nikt nas nie dojrzy, niebo tylko i ptak na niebie przelotem, nikt nas nie skaleczy, soce nas bdzie dotyka, a ja wosy Twoje lekko, soneczne biae wosy Twoje przepikne. Gdzie jeste? Przyjd. Przyjd, Dziewczynko. I wtedy musiaem zasn na powrt w tym moim woaniu wysokim do Ciebie, do traw, do k dolinnych, do nieba, soca, ptaka nad nami, do Ciebie, do traw, gdzie odpoczywanie przestronne, do traw, skd mona ju tylko najwyej, do Ciebie

woanie moje: Przyjd, Olga, przyjd. Dziewczynko, do snu z Tob jednego wiecznego nieskoczonego. Ale obudziem si zaraz niedugo, po raz drugi, pitnacie minut spaem moe, dwadziecia minut wiem si, ponem, sowa przeklte, co to za sowa, dwadziecia minut ponem i zbudziem si po raz drugi, i ja si nie dziwi, bo jak mona w ogniu wytrzyma wicej? dwadziecia minut w ogniu, to ju chyba nic nie zostaje, nawet z modlitwy adne pirko, tylko swd dookoa i dym nieprzebyty, i gar popiou, ktr trzeba odnale, odszuka trzeba, bo to nie jest wcale relikwia, ale nawz urodzajny: na nim na powrt dojrzewanie, na powrt roniecie, na powrt woanie: Przyjd, Olga, przyjd, Dziewczynko. Umieraem tak i zmartwychwstawaem wiele razy, dziesi razy, dwadziecia razy moe, jak te dwadziecia krokw od Ciebie oddalenia. Potem zerwaem si z ka siy woli ostatkiem, bo moe baem si, e jeszcze troch i ju nie zmartwychwstan, ostatniego umierania, ktre nie chc. eby byo ostatnie, niech bdzie przedostatnie, ale ostatnie chc z Tob umieranie odprawia, z Tob witowa. Wic zerwaem si wysikiem woli przedostatniej z-tego pieka raczej ni z ka i poszedem do azienki, do wody zimnej na czoo, oczy, ramiona, szyj. Nie mogem odej od kranu, taki by pocigajcy: ta woda zimna wymienita gojca. Jeszcze jedno chluni-cie, jeszcze jedno, jeszcze jedno. Mzg dwadziecia razy tak chlustaem wod wspania na pogorzelisko, ktre zaczynao si budzi, odradza, krew w krwiobiegu ywe obieganie. Byo to bardzo przyjemne i musiaem to doceni mimo wszystko. Potem poszedem do pokoju i zaczem gimnastykowa rce, nogi i wszystko, bo wierzyem jednak, e jeli prne jest ciao, dusza prna jest rwnie. Za oknem bya niedziela, popoudnie i soce, i na boisko wylego mnstwo ludzi, cho nie byo meczu, ale ciepo byo, kwiecie, drzewa zieleniy si ju i mamusie w lepszych sukniach dzieci swoje w wzkach koysay, i przechadzali si obok nich mowie, wicej sztywno, ale troch te dostojnie, i pozdrawiali si skinieniem gowy znajomi, a kobiety pochylay si nad innymi wzkami, a potem nad 4 sukniami, i to wszystko soce askotao i kwiecie niedzielny popoudniowy. Wdychaem przy oknie gboko to soce i ten widok niedzielny kwietniowy, ktry byby moe kojcy, gdyby nie ci wszyscy inni, ktry nic nie byli winni, cho kto wie, i powodowali moj nienawi, niezazdrosn zupenie, bo niech oni maj : najwiksz szczliwo, ja im tego ycz od serca serdecznie, ; wic moja nienawi musi by bardzo staroytna, ale jaka ona nie jest, to czy moe by kojca, no czy moe by? Ale pomylaem sobie, e dobrze bdzie tak po cmentarzu spacerowa. Niedaleko jest cmentarz. Blisko. Tam jeszcze bardziej wieo zieleni. Umarli nic nie widz przecie, a tam tyle umarych, to tam roniecie wiosenne musi by jak gwiazdy janiejce. Pomylaem te, e tam jest cicho i midzy umarymi , mona si czu pumarym, jak si bardzo chce, wic wtedy caa moja nienawi to bdzie pnienawi, cay mj bl to bdzie poowa blu, wic bdzie lepiej moe o poow. Tak mylaem, jakby co mogo istnie dla mnie poza Tob: roniecie wiosenne? gwiazdy? poowa? l nie walczyem prawie nic, nie broniem si, bo jaki to dla Ciebie przeciwnik:

zielono? cisza cmentarna? umarli? Ubraem si prdko i poszedem na przystanek, eby tramwajem do Ciebie. Przyjechaem, wszedem po schodach, zapukaem, jeszcze raz lekko, a potem pici, jeszcze raz pici, nog i nic. I wtedy mnie tkno. e uczynia sobie co. Kiedy byem bardzo mody, pamitam, e posiadaem we nie zdolno unoszenia si w powietrzu. Wystarczyo poruszy rkami ruchem skrzyde ptakw i unosiem si w gr. Byo to bardzo przyjemne uczucie i dzisiaj nie potrafi tego z niczym porwna, cho na pewno bym to odgad, gdyby chciao powrci. O, krlu, krlu. Wielki jest Nansen Amundsen Czeluskin. Szczury si mno, krlu. Tyle szczurw, flecisto. Bd pozdrowiony. Bd powitany. Ave flecista. Flamandia Normandia Prowansja Macedonia. Ech, ty chopcze biedny, zagubiony ty, posiany midzy osty, haki; nasienie ty wyrodne, wstydliwe. Ave Maryja. Ave flecista. Wyprowad to gnijce, to cierwo, federacje te, za miasto wyprowad, za mury, za pole widzenia, na ska tarpejsk, pogub to w czeluciach, zagub; a zachowaj czystych, szlachetnych. O, krlu, krlu. Jeruzalem Babilon Hosanna. Kiedy byem bardzo may, pamitam, mogem si w gr unosi, w powietrze najlejsze, w hosanny: skrzyda teopais, o skrzvda. Poiniuj boh. O, krlu, krlu. Lasy, krlu. Ptaki. Ci s niemiertelni. Igliwie, krlu. Ogon wrbla. Pirko wrbla. Trawa. dbo. Ci s akademicy. Oczko w gowie, krlu. To. Mrwki, krlu. Pszczoy krlowe. Lud prosty pracowity. Ci s niemiertelni. Co tam federacje krytyczne mianowane, hanzy fotelowe zasiedziae szczurw tych kupcw, z ust do ust anegdota, rka rk myje. Zabij boh. Zabij. Rka rk myje. O, krlu, krlu. Poruszaem rkami jak skrzydami i unosiem si w gr, w powietrze najlejsze. Jak delfin pywaem nad dolinami, nad winnicami. O, krlu, krlu. Jak to jest? Jakie to jest wszystko? Dlaczego tak jest, o, bogowie? Jakie to byo uczucie przyjemne, krlu. Jak delfin pywaem nad dolinami, nad winogronami. Wystarczyo poruszy rkami tylko, ruchem skrzyde ptakw, i ju w niebo wchodziem. O, krlu, krlu. 6 kwietnia Ja Ci nie potrafi opisa niedzielnego wieczoru, i cay poniedziaek, i cay wtorek, bo teraz jest wtorek wieczr i jestem u Ciebie, i Rena - Twoja przyjacika z Tob mieszkajca - powiedziaa mi, e wyjechaa ju w rod (wic zaraz po tamtym) i e ona ma mi powiedzie, e wyjechaa, gdybym przyszed. Wszedem przed chwil do domu Twojego z tym facetem Reny, ktrego spotkaem w tramwaju, jadc do Ciebie. On te mi powiedzia, e wyjechaa i e Rena wyjechaa, i e Was nie byo, nie byo nikogo, kiedy ja odwiedzaem dom Twj niemiao, uparcie, niemiao. Wic kiedy mi to powiedzia i kiedy powtrzya mi to Rena, wic nic Ci si nie stao, ogarna mnie rado niepomierna, ale krtka bardzo, bo naraz pomylaem, e gdybym Ci mia przy sobie w tej chwili, to bym Ci po nogach caowa ze szczcia, a potem bym wsta i bym Ci bi. Tak bym Ci bi. Znowu boli. Znowu si to odzywa. Szeroko tak. Nieraz miaem co takiego przy muzyce suchajc, a szczeglnie przy piewaniu z chrami z tyu odlege. Tak, na pewno wtedy co podobnego do teraz. Nie tyle moe, ale podobnie. Szczeglnie jak

chry wchodziy w muzyk czy w piewanie jednego. Tak wyrastay powoli z tyu czy z bokw mikko, i we mnie wtedy te co si rozcigao, podnosio si co i chylio jak trawa lub pola ytowe, kiedy wiatr. Tak, wiatr. Wiatr podnosi mi si tam w rodku, przy muzyce suchajc i przy chrach nad wyraz. Ale czemu on bola, ten wiatr? Czemu on boli, ten wiatr szeroki, bo tak mnie boli szeroko. Jak gdyby wielkie chry nieprzeliczone zastpy roztaczay mnie wkoo i ponad koem gowy jeszcze i tym swoim piewaniem bolesnym przepastnym rozcigay mi serce na wszystkie strony wiata promieniste. Siedz i pisz, ale co to za sowa? Co to /a sowa? Ja wiem, e to nie s sowa - lustra nieskalane pokazujce, wiem, i wiem, e tego wszystkiego to ja Ci nie potrafi nigdy rozpostrze, nawet z lustrami, nawet samym pakaniem nieprzebranym czy zabijaniem siebie w rzek, czy z okna domu wysokiego na bruk ciao moje lecce, a potem ju nie moje ciao ani Twoje, ale wicej Twoje ni moje. I ja si tego nie boj tak bardzo, nie, bo ja bym mia t zdolno tragiczn uczynienia, bb ja bym wszystko odrzuci precz, co nie kazaoby mi si zabija, co pltaoby mi si w gowie rozumnej i w nogach kochajcych tak bardzo stpanie po ziemi kadej jednej, dobrej czy zej. Ja bym potrafi ten talent najwikszy niesprawiedliwy. Ale wiem, e to jeszcze nawet po tym nie byoby wszystko, co chciaem Ci ofiarowa, co chciaem Ci rozpostrze u stp. Bo tego jest u mnie duo za wiele. Nawet dla Twojego chonicia przepastnego. Bo ja ju tak jestem zbudowany, e kiedy co pokocham, e kiedy Olg pokocham, to nie jest ca moj mioci moje dla Olgi pakanie, moje dla Olgi zabijanie, a co dopiero moje dla Olgi pisanie. Ale pisz do Ciebie, pisz do Ciebie, bo moe gdzie, w niektrych miejscach mojego pisania albo midzy tymi miejscami, trafi si jaki dla Ciebie klejnot, droszy moe jeszcze ni klejnot-pakanie czy klejnot-zabijanic. Cho jestem zwyczajnym czowiekiem, prostym i jestem z tego dumny, cho nieraz myl, e musz by z bogw. I powiem Ci, e ja takie mylenia przemiany przechodz te podczas tego pisania wanie: w niektrych miejscach czy midzy niektrymi miejscami myl, e jestem maym, biednym, ndznym czowiekiem, a gdzie indziej myl, e nie jestem jednak taki marny, a przy innych miejscach znowu myl, e musz by z bogw. Rena mwi,, e masz przyjecha jutro, e mog przecie zaczeka do jutra. Bo ja jej powiedziaem, e wyjedam i e chciaem si z Tob poegna, kiedy przyszedem przed godzin. Nie powiedziaem, e wyjedam ju dzisiaj, i nie miaem jeszcze tej chci, tego zdecydowania. Ale jeli masz przyjecha jutro, to ja pojad, dzisiaj jednak. Pojad. Za dugo czekaem. Za dugo wdrowaem i szukaem: tysic dni i tysic nocy, to dosy. Nie bd czeka jeszcze jedn noc. To za duo. I to byoby te niesprawiedliwe, bo Ty nie jeste, Ty nie jeste Olga. Wic mwi do Reny, e waciwie to mog na Ciebie zaczeka do jutra, ale pojad dzisiaj. To ona si zmartwi -mwi Rena. O, krlu, krlu.

You might also like