Czym Się Różnią Mózgi Wierzących Od Mózgów Niedowiarków

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 6

Czym się różnią mózgi wierzących od mózgów

niedowiarków?
polityka.pl/niezbednik/1540701,1,czym-sie-roznia-mozgi-wierzacych-od-mozgow-niedowiarkow.read

Science Photo Library/EAST NEWS Obraz


mózgu podczas modlitwy.
Artykuł ukazał się w NIEZBĘDNIKU
INTELIGENTA 7 lutego 2014 roku.

Czy religia może być produktem ewolucji


biologicznej? A zatem: czy wiara w boga(ów)
i świat nadprzyrodzony dawała jakieś korzyści
przodkom i dlatego była promowana przez
dobór naturalny? Jeśli tak rzeczywiście się
działo – do czego skłania się część naukowców
– to być może śladów religii należy szukać
w genach, a drugim krokiem powinno być
zajrzenie do ludzkiego mózgu.

Tak uważa m.in. psycholog Thomas Bouchard, pracujący na University of Minnesota


i badający bliźnięta jednojajowe (identyczne pod względem genetycznym). Uzyskał on
wyniki sugerujące, że skłonność do przeżywania mistycznych uniesień może być
dziedziczna. Także Dean Hamer, genetyk z Narodowych Instytutów Zdrowia pod
Waszyngtonem, napisał w swojej książce „The God Gene” (Boży gen), że wiarę religijną

1/6
mamy zakodowaną w DNA. Choć jednocześnie szczerze przyznał na łamach tygodnika
„New Scientist”, iż naukowcy nie mają pojęcia, czym dokładnie to genetyczne podłoże jest
i jak oddziałuje na nasze mózgi.

Na razie amerykańskiemu uczonemu udało się, również dzięki badaniu bliźniąt


jednojajowych, zidentyfikować gen noszący nazwę VMAT2, który wydaje się mieć wpływ
na zainteresowanie światem nadprzyrodzonym. Skądinąd wiadomo, że VMAT2 jest
zaangażowany w wydzielanie w mózgu neuroprzekaźników (serotoniny, dopaminy
i noradrenaliny), czyli substancji chemicznych odpowiedzialnych za komunikację
pomiędzy neuronami.

Padaczka i poczucie bliskości Boga


Warto w tym miejscu przywołać rezultaty badań prowadzonych w ramach tzw.
neuroteologii, nowej i kontrowersyjnej dziedziny przyglądającej się temu, co dzieje się
w głowach ludzi wierzących. Po pierwsze, badacze szukając mózgowych podstaw dla
ludzkiej religijności, sięgnęli po stare dokumenty i natrafili na przekazy dotyczące ataków
epilepsji. Sam Hipokrates w V w. p.n.e. padaczkę nazwał świętą chorobą. Głównie dlatego,
że któż inny niż bogowie byłby w stanie rzucić człowieka na ziemię, wywołać skurcze
i pozbawić go przytomności. Po drugie zaś, u chorych na padaczkę skroniową w trakcie
ataków występuje wrażenie bliskości i namacalności Boga, co mogło być przyczyną wielu
religijnych nawróceń.

Być może również wizje mistyków są związane z zaburzeniami neurologicznymi. Wiadomo


np., że żyjąca w średniowieczu mistyczka i kompozytorka Hildegarda z Bingen cierpiała na
bardzo silne ataki migreny. Z kolei Ellen White, jedna z założycielek Kościoła
Adwentystów Dnia Siódmego, w wieku 9 lat uległa wypadkowi, na skutek którego doznała
uszkodzenia mózgu. Od tamtej pory zaczęła mieć wizje. Trudno jednak dziś rozstrzygnąć,
kto spośród postaci znaczących w dziejach religii rzeczywiście cierpiał na jakieś zburzenia
neurologiczne (można np. spotkać się z hipotezą, że św. Paweł – obok Jezusa Chrystusa
najważniejsza postać chrześcijaństwa – był chory na padaczkę), a kto nie.

Spore poruszenie w tej kwestii wywołał neuronaukowiec Michael Persinger


z kanadyjskiego Laurentian University. Przeanalizował on wyniki badań osób cierpiących
na padaczkę skroniową, charakteryzującą się nieprawidłową aktywnością elektryczną
w płatach skroniowych mózgu. Ludzie nią dotknięci często doświadczają głębokich
przeżyć religijnych, mają wizje, słyszą głos Boga itp. Reagują też specyficznie w testach
słownych. Gdy badanym prezentowano wyrazy należące do trzech grup: neutralnej (np.
stół), erotycznej (np. seks oralny) i religijnej (np. Bóg), to osoby zdrowe najsilniej
emocjonalnie reagowały na słowa związane z erotyką. Natomiast cierpiący na padaczkę
skroniową na wyrazy religijne.

Podobne doświadczenie przeprowadził w latach 90. XX w. neurolog Vilayanur


Ramachandran z University of California w San Diego. Z tym że pokazywał on osobom
zdrowym i cierpiącym na padaczkę skroniową różne obrazy – obojętne emocjonalnie
krajobrazy, sceny seksu, przemocy oraz sceny religijne – i jednocześnie mierzył ich reakcję

2/6
skórnogalwaniczną (bo pod wpływem emocji nasza skóra lepiej przewodzi prąd). Jego
badanie potwierdziło doświadczenie Persingera o związku między aktywnością płatów
skroniowych i religijnym myśleniem.

Natomiast Persinger postanowił sprawdzić, czy u zdrowych ludzi da się sztucznie wywołać
wrażenie bliskości Boga, zaburzając pracę właśnie rejonów skroniowych mózgu. W tym
celu przerobił kask do jazdy saniami motorowymi na urządzenie wytwarzające
w odpowiednich miejscach pole magnetyczne. Persinger twierdził, że 80 proc. osób, które
go założyły, zaczęło doznawać niezwykłych wizji religijnych, np. przejmującego odczucia
bliskości istoty nadprzyrodzonej. Boski hełm dał sobie założyć nawet słynny wojujący
ateista i ewolucjonista prof. Richard Dawkins, ale – jak relacjonował – poza kłopotami
z oddechem i drętwieniem kończyn (badanie trwało 40 min) nie poczuł niczego
specjalnego. Za to psycholog Susan Blackmore, znana demaskatorka zjawisk
paranormalnych i propagatorka teorii memów, wspomina, że urządzenie Persingera
wywołało w niej niezwykłe doznania mistyczne.

Pod koniec 2004 r. na łamach tygodnika „Nature” ukazał się artykuł szwedzkich
naukowców, którzy postanowili powtórzyć eksperyment Persingera. Hełm nie wywoływał
u badanych religijnych doznań. Kwestia ta nadal jest przedmiotem naukowego sporu –
Persinger zarzuca bowiem Szwedom, że zbyt krótko poddawali działaniu pola
magnetycznego mózgi uczestników eksperymentu. Jednak kolejne badania, których
wyniki opublikowano w 2012 r., zdają się potwierdzać sceptycyzm skandynawskich
uczonych.

Co się dzieje w mózgu osoby wierzącej?


Chyba najbardziej znane badanie na temat religii i pracy mózgu przeprowadzili dwaj
naukowcy amerykańscy – radiolog Andrew Newberg oraz psychiatra Eugene d’Aquili
z University of Pennsylvania. Za pomocą technik obrazowania obserwowali oni, co się
działo w głowie ich kolegi dr. Michaela Baime’a, praktykującego buddyjską medytację.
Gdy Baime wprawił się w stan duchowej ekstazy, którą określił jako „wyzbycie się siebie
i poczucie jedności z Wszechświatem”, pociągał za linkę trzymaną przez Newberga. Wtedy
badacz wstrzykiwał mu do żył substancję radioaktywną, która docierała do mózgu
i gromadziła się w najbardziej ukrwionych miejscach, co wychwytywał skaner PET.

Okazało się, że gdy Michael medytował, to w jego mózgu uległy wyciszeniu (zmniejszył się
przepływ krwi) płaty ciemieniowe odpowiedzialne m.in. za orientację przestrzenną
i zdolność oddzielenia siebie od świata. Naukowcy stwierdzili, że ten obszar mózgu stawał
się wówczas nieczuły na bodźce zmysłowe. Podobne doświadczenie zostało powtórzone
przy współudziale innych medytujących buddystów i sióstr klarysek, które również
potrafią wprowadzić się w stan religijnej medytacji. Reakcje fizyczne były podobne, a więc
nie są one zależne od religii.

Jak widać, trudno potrzeby religijności wiązać tylko i wyłącznie z jedną częścią mózgu. –
Po głośnym eksperymencie Newberga i d’Aquili media wyciągnęły z tego kuriozalny
wniosek o istnieniu modułu Boga w ludzkich mózgach – mówi prof. Halina Grzymała-
Moszczyńska z Uniwersytetu Jagiellońskiego zajmująca się psychologią religii

3/6
i klinicznymi aspektami religijności. – Ale ani Newberg, ani d’Aquili nie byli zbyt
szczęśliwi z tego powodu, bo ich badanie pokazało jedynie, jak zmienia się
funkcjonowanie mózgu w momencie wchodzenia w stan doświadczenia mistycznego.
Mówienie, że jakaś część mózgu odpowiada za sferę duchowo-mistyczną, to
redukcjonizm i uproszczenie.

Opisane wyżej badania mówią wyłącznie o zaburzeniach pracy mózgu albo działaniu tego
organu w trakcie specjalnych i żmudnych praktyk religijnych. A co dzieje się w głowach
zwykłych wierzących? Według niektórych naukowców, nasza skłonność do wiary
w zjawiska nadprzyrodzone może po części wynikać z działania dwóch wrodzonych
i ewolucyjnie ukształtowanych mechanizmów. Pierwszy z nich polega na
nieświadomym rejestrowaniu subtelnych sygnałów napływających z otaczającego
świata. Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: spotyka się dwóch kolegów ze studiów.
W pewnym momencie jeden mówi do drugiego: Właśnie przyszło mi do głowy, co może
dziać się z naszym kumplem Janem Kowalskim? Na co drugi odpowiada: To niesamowite,
dokładnie w tym samym momencie pomyślałem o nim. Telepatia? Istnieje znacznie
prostsze wyjaśnienie. Mózgi obydwu panów mogły nieświadomie zarejestrować np. obraz
mijanej po drodze osoby podobnej do Jana Kowalskiego. Pobudziły w ten sposób
wspomnienie z nim związane.

Badania wykazały, że osoby chętniej skłaniające się ku wierze w zjawiska paranormalne,


lepiej przetwarzają takie nieświadome informacje. Uczeni z Goldsmith College
w Londynie poprosili uczestników eksperymentu o zgadywanie, jaki symbol (mogło to
być: koło, krzyż, kwadrat, gwiazda albo trzy fale) znajduje się na odwrocie karty
wyświetlanej na ekranie komputera. Jednocześnie badanym prezentowano ten symbol
w czasie zaledwie 14,3 milisekundy – zbyt szybko, by świadomie mógł go zarejestrować
mózg. Okazało się, że osoby wierzące w zjawiska nadprzyrodzone znacznie lepiej
zgadywały, jaki rysunek jest na odwrocie karty. Dlaczego? Zdolność nieświadomego
rejestrowania bodźców napływających z otaczającego świata mogła być bardzo przydatna
naszym przodkom, ale równocześnie prowadziła do wiary, że istnieją tajemnicze siły
pozwalające widzieć to, co ukryte, odgadywać myśli itd.

Nasz mózg dysponuje również silną skłonnością do wyszukiwania w strumieniu


chaotycznych informacji jakichś wzorów, regularności. Tłumaczy się to tym, że np.
dostrzeżenie zakamuflowanego w zaroślach drapieżnika – kształtu albo barw tygrysa –
nieraz ratowało życie. U wielu ludzi mózgi nadgorliwie wyszukują takich regularności.
Tym m.in. można wytłumaczyć dostrzeganie na szybach czy korze drzew wizerunków
Matki Boskiej z Dzieciątkiem etc., gdy zupełnie przypadkowe plamy wydają się układać
w znaczące kształty.

Okazało się, że osoby, które przejawiają skłonność do dostrzegania m.in. kształtów czy
wzorów tam, gdzie ich w rzeczywistości nie ma, charakteryzują się zwiększoną
aktywnością prawej półkuli mózgu. Jest ona nazywana półkulą artystyczną, gdyż,
z grubsza rzecz biorąc, związana jest m.in. z wyobraźnią. Lewa natomiast to tzw. półkula
akademicka, bardziej odpowiedzialna m.in. za myślenie logiczne i racjonalną analizę.
W pewnym badaniu poproszono osoby, by spróbowały znaleźć związek pomiędzy
odległymi znaczeniowo wyrazami, używając lewej bądź prawej półkuli (patrzyły raz

4/6
prawym, raz lewym okiem). Używając prawej półkuli ludzie o większej skłonności do
wiary w zjawiska paranormalne szybciej stwierdzali, iż np. lew i paski kojarzą się
z tygrysem. Tymczasem niektórzy „niewierzący” w ogóle nie potrafili dostrzec
jakiegokolwiek powiązania.

Religia i pobożność. Czy wszyscy jesteśmy Homo religiosus?


Można sobie zatem zadać pytanie – czy po prostu mamy do czynienia z ludźmi mniej lub
bardziej wrażliwymi na duchowość, jak twierdził Mircea Eliade, wprowadzając pojęcie
Homo religiosus? – Sądzę, że nasza potrzeba duchowości ma swoje korzenie w naszej
ewolucyjnej przeszłości. Przez tysiące lat dominowało myślenie magiczne, więc
religijność mamy niejako wpisaną w krew, a tego spadku po przodkach nie zrzuci z nas
tak szybko ani technologia, ani racjonalizm. Jesteśmy zatem religijni niezależnie od
tego, czy sobie zdajemy z tego sprawę, czy nie – mówi psycholog prof. Bartłomiej
Dobroczyński z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Coś w tym jest, bo wielu biorących udział w eksperymentach ludzi na pytanie „czy jesteś
religijny?” odpowiada, że nie, ale duchowość jest już dla nich ważna. Badania prof. Davida
Haya z Religious Experience Research Unit w Oksfordzie przeprowadzone wśród dzieci
z rodzin wierzących i niewierzących wykazały, że potrzeba duchowości występuje w obu
tych grupach na podobnym poziomie, choć pojęcie duchowości jest różnie rozumiane.

Bo religijność nie jest wcale tożsama z pojęciem pobożności. Gdy psycholodzy proszą
ludzi o opis swoich duchowych przeżyć, ci najczęściej mówią o poczuciu harmonii
i jedności z naturą albo opisują przeżycia związane z sytuacją zagrażającą życiu.
Stosunkowo rzadko zaś opisują wizje, w których pojawiają się np. postacie Jezusa i Maryi.
U większości ten kontakt z sacrum nie miał nic wspólnego z przebywaniem w kościele,
a nawet z wiarą w Boga.

Trudno z tych naukowych puzzli ułożyć jakiś jeden spójny obraz genezy religii. Uczeni nie
są zgodni choćby co do tak podstawowej kwestii, czy wiara w świat nadprzyrodzony
wyewoluowała, gdyż była korzystna dla jednostek tworzących społeczności, czy też jest to
tylko produkt uboczny, który przypadkowo wyrósł na mechanizmach głęboko
zakorzenionych w ludzkiej psychice. Zresztą potrzeba duchowości wcale nie jest typowa
tylko dla człowieka. – Reakcja dzikich pawianów na wschód i zachód słońca pokazuje, że
i one wykonują rodzaj religijnego rytuału: zwracają się w stronę tarczy słonecznej, by ją
przywitać lub pożegnać szczekaniem. Twierdzenie, że jesteśmy pod tym względem
wyjątkowi, to arogancja – uważa prof. Grzymała-Moszczyńska.

Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku Edward O. Wilson, profesor Uniwersytetu Harvarda
i twórca socjobiologii, czyli dyscypliny mającej wyjaśnić wszelkie zachowania człowieka
w kategoriach biologicznych, uznał, że zjawisko religii stanowi dla tej nowej dziedziny
największe wyzwanie. „Nawet jeśli procesy religijne mają podstawę materialną, która jest
w zasięgu konwencjonalnej nauki, odnalezienie jej jest rzeczą trudną” – stwierdził
w swojej książce „O naturze ludzkiej”.

5/6
6/6

You might also like