Professional Documents
Culture Documents
Suworow Wiktor - Tatiana-Tajna Broń
Suworow Wiktor - Tatiana-Tajna Broń
Dedykacja
Motto
Niezbędne wyjaśnienie
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Fotografie
Strona redakcyjna
Nieudolny i wyjątkowo okrutny marszałek Żukow nie pozostawił po sobie żadnej samodzielnej
i wartościowej myśli wojskowej, nie zaplanował i nie przeprowadził żadnej operacji, w której
chociaż minimalną rolę odgrywałaby sztuka wojenna, pokonanie wroga umiejętnościami
dowódczymi. Tylko miażdżącą przewagą w ludziach, sprzęcie, amunicji i materiałach pędnych.
Tylko śmiercią wielokrotnie większej liczby żołnierzy niż u wroga. Bezspornie potrafił jedno:
bezlitośnie egzekwować wykonanie każdego swojego rozkazu, bez względu na jego bezsens i krew.
Ale Rosja potrzebuje przecież wybitnego dowódcy w wygranej wojnie!
Michaił Weller
Totalitaryzm jest wydajniejszy od demokracji w tym, co się tyczy kłamstwa i przemocy. Jednak
demokracja jest wydajniejsza od totalitaryzmu gospodarczo i to ostatecznie zaważyło na losach
ZSRR. Lekcja upadku ZSRR polega na tym, że wydajna gospodarka pokonała wydajną przemoc.
Julia Łatynina
Niezbędne wyjaśnienie
Trzynastego września 1953 roku Nikita Siergiejewicz Chruszczow objął stanowisko pierwszego
sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KC KPZR).
Trzynastego września 1963 roku minęło 10 lat jego rządów. Niedługo przed tą datą któremuś
z nadwornych lizusów przyszedł do głowy wspaniały pomysł, aby ogłosić, że miną wieki, a przyszłe
pokolenia na całej Ziemi ze wzruszeniem i wdzięcznością będą wspominać te lata i nazwą je
Wielkim Dziesięcioleciem.
Pomysł został podchwycony, powtórzony i rozpowszechniony we wszystkich radzieckich gazetach
i czasopismach. O Wielkim Dziesięcioleciu z mównic konferencji i zjazdów zaczęli opowiadać
najwyżsi rangą przywódcy. We wszystkich kinach Związku Radzieckiego ponownie pojawił się film
Nasz Nikita Siergiejewicz, który wszedł na ekrany w 1961 roku. O Wielkim Dziesięcioleciu każdego
dnia trąbili w radiu i telewizji. Określenie to stało się oficjalne, tworząc wraz z dwoma innymi
triadę: Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa, Wielka Wojna Ojczyźniana, Wielkie
Dziesięciolecie.
Trwało to dokładnie 13 miesięcy. Trzynastego października 1964 roku wskutek spisku Chruszczow
został odwołany ze wszystkich stanowisk i wysłany na emeryturę.
Wielkie Dziesięciolecie w jednej chwili stało się „okresem woluntaryzmu”, przy czym nie
wymieniano woluntarysty z nazwiska. Na dwadzieścia lat Chruszczowa i cały okres jego rządów
usunięto z naszej historii. O Wielkim Dziesięcioleciu nie pisano książek i artykułów, nie kręcono
filmów, nie układano wierszy i piosenek.
Nowy przywódca kraju, marszałek Związku Radzieckiego, czterokrotny Bohater Związku
Radzieckiego, Bohater Pracy Socjalistycznej, towarzysz Leonid Iljicz Breżniew był człowiekiem
obdarzonym wyjątkowymi talentami. Łączył funkcje sekretarza generalnego KC KPZR,
przewodniczącego Rady Najwyższej ZSRR, przewodniczącego Rady Obrony ZSRR. Oprócz tego
pisał książki, za które przyznano mu Nagrodę Leninowską w dziedzinie literatury.
W trzech książkach Breżniewa – o okresie przedwojennym, wojnie i powojennej odbudowie oraz
zagospodarowaniu ziem dziewiczych – o Chruszczowie nie ma ani słowa. Gdyby sugerować się
prawdziwymi książkami Breżniewa, można by pomyśleć, że Chruszczow nigdy nie istniał.
Mimo że to właśnie Chruszczow zwrócił uwagę na młodego inżyniera Breżniewa i wyniósł go na
szczyty władzy.
Mimo że przed wojną, na jej początku i po wojnie Chruszczow był bezpośrednim przełożonym
Breżniewa.
Mimo że pod dowództwem generała porucznika Chruszczowa generał major Breżniew brał udział
w zamachu stanu i aresztowaniu marszałka Związku Radzieckiego Berii.
Mimo że zagospodarowanie ziem dziewiczych było pomysłem Chruszczowa, a Breżniew kierował
nim pod jego osobistą kontrolą.
Mimo że w czasie Wielkiego Dziesięciolecia Breżniew był jego najbardziej oddanym
współpracownikiem.
Mimo że Breżniew wraz z Chruszczowem brał czynny udział w obaleniu marszałka Związku
Radzieckiego Żukowa.
Mimo że Breżniew w czasie Wielkiego Dziesięciolecia otrzymał swoją pierwszą Złotą Gwiazdę.
Wielkie Dziesięciolecie to doprawdy niezwykły okres naszej historii.
Zamierzam napisać trzy książki o okresie rządów Chruszczowa: Tatiana – tajna broń, Fiasko
i Matka diabła.
Żeby zrozumieć, kim byli Nikita Chruszczow i jego najbliżsi współpracownicy, powinniśmy
przyjrzeć się bliżej wydarzeniom poprzedzającym Wielkie Dziesięciolecie.
Rozdział 1
Dwudziestego dziewiątego lipca 1939 roku starszy major bezpieczeństwa państwowego Iwan
Aleksandrowicz Sierow został mianowany na stanowisko zastępcy naczelnika Głównego Zarządu
Bezpieczeństwa Państwowego – GUGB NKWD ZSRR. Starszy major miał 33 lata. Starszy major
bezpieczeństwa państwowego to w armii komdyw – po dwa romby na naszywkach.
Stanowisko zastępcy naczelnika GUGB Sierow zajmował tylko miesiąc – w sierpniu 1939 roku.
Dokonał wówczas czegoś, co skłoniło Stalina, aby szczodrze mu podziękował.
W NKWD najwyżej w hierarchii poza Moskwą stał ludowy komisarz spraw wewnętrznych
Ukrainy. W tym czasie na Ukrainie rządził Nikita Siergiejewicz Chruszczow. Jego oficjalne
stanowisko brzmiało: pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy.
Trzydziestego pierwszego sierpnia 1939 roku Stalin zadzwonił i zapytał: Czy towarzysz
Chruszczow nie ma nic przeciwko mianowaniu Iwana Aleksandrowicza Sierowa na stanowisko
ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy?
Stalin nie musiał pytać Chruszczowa o zdanie, ale był człowiekiem mądrym i potrafił, kiedy trzeba,
okazać szacunek podwładnym.
Czy Chruszczow mógł się sprzeciwić? Tym bardziej że nie znał Sierowa, który w NKWD pojawił
się niedawno.
Stalin nie powiedział Chruszczowowi, czego konkretnie dokonał Sierow na stanowisku zastępcy
naczelnika GUGB NKWD ZSRR. A skoro Wielki Wódz uznał za możliwe i potrzebne awansowanie
bojownika tajnego frontu na najwyższe stanowisko w czekistowskiej hierarchii poza granicami
Moskwy jako podziękowanie za miesiąc służby na poprzednim, równie eksponowanym stanowisku,
to tak miało być.
Następnego dnia, 1 września 1939 roku, Niemcy zaatakowały Polskę.
Drugiego września 1939 roku Sierow przybył do Kijowa. Prosto z dworca skierował się do KC
Komunistycznej Partii Ukrainy, żeby się przywitać z Chruszczowem.
2
Na stanowisku ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ukrainy ciążyła klątwa. Zresztą jak na
wszystkich pozostałych stanowiskach w NKWD.
Pierwszym zwierzchnikiem NKWD na Ukrainie był komisarz bezpieczeństwa państwowego
pierwszego stopnia Wsiewołod Apołłonowicz Balicki. Aresztowano go, a następnie rozstrzelano
w dniu, w którym skończył 45 lat.
Stanowisko to objął po nim komisarz bezpieczeństwa państwowego drugiego stopnia Izrael
Moisiejewicz Leplewski. Jego też aresztowano i rozstrzelano w wieku 42 lat.
Miejsce Leplewskiego zajął komisarz bezpieczeństwa państwowego trzeciego stopnia Aleksander
Iwanowicz Uspienski. Miał 36 lat, kiedy zniknął, zorientowawszy się, jaki obrót przybierają sprawy.
Swoje zniknięcie Uspienski próbował przedstawić jako samobójstwo – zostawił na biurku notkę
„Ciała szukajcie w Dnieprze”. Ale nie można uciec przed karzącą ręką proletariatu. Nikt w tę notkę
nie uwierzył, za Uspienskim wysłano list gończy, pół roku później zaś pojmano go i rozstrzelano.
Tendencja była wyraźna: każdy nowy szef NKWD na Ukrainie był młodszy od poprzednika
wiekiem i stopniem. Ale wszyscy kończyli tak samo. Tu też wyraźna tendencja.
Przez prawie rok stanowisko było nieobsadzone. Na czele NKWD stali tzw. czasowo wykonujący
obowiązki1.
Zatem w Kijowie pojawia się nowy komisarz ludowy. Zgodnie z tendencją jest młodszy od swoich
poprzedników i ma niższy stopień – to starszy major bezpieczeństwa państwowego. Za chwilę szefem
NKWD na Ukrainie może zostać dwudziestoletni porucznik bezpieczeństwa państwowego
i rozstrzelają go od razu po objęciu stanowiska.
Chociaż Sierow mógł się stać wyjątkiem od tej reguły.
Chruszczow przyjął nowego komisarza ludowego poza kolejnością i wypytał o zdrowie, rodzinę,
plany na przyszłość oraz o to, co kierownictwo NKWD sądzi o ataku Niemiec na Polskę i czy Wielka
Brytania wywiąże się ze swych zobowiązań i wystąpi po stronie Polski.
Starszy major bezpieczeństwa państwowego bez wahania odpowiedział: „Wywiąże się”.
Trzeciego września 1939 roku Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom.
Czwartego września 1939 roku ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ukrainy Iwan
Aleksandrowicz Sierow został komisarzem bezpieczeństwa państwowego trzeciego stopnia.
Siedemnastego września 1939 roku oddziały Armii Czerwonej przekroczyły granicę z Polską.
Chruszczow z Sierowem musieli się sporo napracować, by uszczęśliwić obywateli przyłączonych
terenów i zmusić ich do pokochania nowej ojczyzny – Związku Socjalistycznych Republik
Radzieckich. Metoda była prosta i sprawdzona: wymordować złych, a zostaną tylko ci dobrzy.
Towarzysz Chruszczow miał w tym spore doświadczenie.
W 1937 roku towarzysz Stalin pozwolił pierwszym sekretarzom w terenie na eksterminację
wrogów, którzy przeszkadzają w budowaniu świetlanej przyszłości. Dla każdego ustalił normę. Ale
sekretarzom było mało.
Natychmiast do Biura Politycznego KC trafiły pytania od wszystkich sekretarzy – ile osób który ma rozstrzelać lub zesłać. Co
ciekawe, najbardziej żądny krwi był Nikita Siergiejewicz Chruszczow. Zachowały się dokumenty: w 1937 roku w obwodzie
moskiewskim potrafił doszukać się 20 tysięcy „kułaków”, których należało rozstrzelać. Tylko skąd się wzięli w pobliżu stolicy,
2
w dodatku pięć lat po kolektywizacji? To samo powtórzył na Ukrainie.
Musimy pamiętać, że w 1953 roku Chruszczow stanął na czele Związku Radzieckiego i od razu
nakazał przeszukać archiwa, a następnie zniszczyć jakiekolwiek ślady swojej niestrudzonej pracy.
To, o czym pisze „Krasnaja Zwiezda”, to jedynie przez przypadek, przez nieuwagę zachowany
pośredni dowód osobistego zaangażowania Chruszczowa w walkę z wrogami ludu.
I jeszcze coś: przed II wojną światową w Związku Radzieckim było 11 republik. Sekretarze
dziewięciu z nich, którzy prosili Stalina o zgodę na zwiększenie norm osób rozstrzelanych, sami
trafili później pod karzący topór proletariackiej sprawiedliwości. Zastąpili ich sekretarze, którzy też
rozstrzeliwali i zsyłali, prosili o zwiększenie norm, znowu strzelali, a potem dostawali kulę
w potylicę.
I tylko pierwszym sekretarzom dwóch republik udało się przetrwać 1937 i 1938 rok: Berii
w Gruzji i Chruszczowowi na Ukrainie.
Chruszczow i Beria byli nie tylko przodownikami czerwonego terroru, ale też sprytnymi ludźmi.
W przeciwnym razie podzieliliby losy wszystkich swoich towarzyszy.
szpiegostwa na rzecz polskiego wywiadu oraz uczestnictwa w organizacji spiskowej wewnątrz NKWD, na której polecenie prowadził
wrogie działania polegające na katowaniu radzieckiej kadry partyjnej i dokonywał masowych nieuzasadnionych aresztowań obywateli
radzieckich, z których wielu rozstrzelano.
Siódmego marca 1939 roku obywatel K.I. Masłow został skazany i tego samego dnia rozstrzelany.
Razem z nim rozstrzelano jego zastępców: W.I. Koblenca i I.H. Jewzierichina.
Zastanówmy się. Towarzysze Redens, Masłow i Chruszczow gorliwie szukali wrogów ludu
i w ekspresowym tempie wymordowali ich tysiące. Aż tu nagle okazuje się, że Redens był polskim
szpiegiem, spiskowcem, bezprawnie aresztował obywateli radzieckich i ich rozstrzeliwał! Masłow
zaś był terrorystą, który szykował zamach na przywódców pierwszego na świecie państwa
socjalistycznego!
Towarzysz Chruszczow pracował razem z dywersantem i szpiegiem Redensem oraz terrorystą
Masłowem, podpisywał te same długie listy z dziesiątkami tysięcy nazwisk, nie zastanawiając się
nad prawdziwością oskarżeń i nie mając nawet fizycznej możliwości przeczytania takiego mnóstwa
wymuszonych podczas przesłuchań zeznań.
Ale Redens i Masłow dostali po kuli w łeb, a Chruszczow – awans.
O Chruszczowie można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że był głupi. Przynajmniej
w tym czasie.
Gł ów nym zadaniem NKWD była walka z wrogami ludu. Nowy ludowy komisarz spraw
wewnętrznych Ukrainy, towarzysz Sierow, który przyjechał do Kijowa 2 września 1939 roku, trafił
do właściwego zwierzchnika. Do takiego, który prowadził tę walkę nieustannie i bezlitośnie.
Chruszczow i Sierow zrozumieli się. Zgrali. Ich stosunki ułożyły się jak najlepiej.
Dwudziestego szóstego kwietnia 1940 roku opublikowano rozporządzenie Prezydium Rady
Najwyższej ZSRR o odznaczeniu dużej grupy czekistów. Za co dokładnie były te nagrody, nikt nie
precyzował – za wybitny wkład w umocnienie…
W rzeczywistości były to nagrody za rozstrzelanie tysięcy polskich oficerów. Na liście
wyróżnionych znaleźli się szefowie terenowych zarządów NKWD: obwodu kalinińskiego – major
bezpieczeństwa państwowego D.S. Tokariew, obwodu smoleńskiego – kapitan bezpieczeństwa
państwowego J.I. Kuprijanow, obwodu charkowskiego – major bezpieczeństwa państwowego P.S.
Safonow.
Byli to szefowie NKWD obwodów, w których później zostaną odkryte masowe groby: w Miednym
w obwodzie kalinińskim, w Katyniu w obwodzie smoleńskim, w Piatichatkach w obwodzie
charkowskim.
Na czele tej listy przodowników walki o szczęście ludzkości znalazł się komisarz bezpieczeństwa
państwowego trzeciego stopnia Iwan Aleksandrowicz Sierow, którego uhonorowano najwyższym
odznaczeniem państwowym – Orderem Lenina.
6
Związek Radziecki znacznie urósł i przesunął swoje granice na zachód. Świat kapitalistyczny musiał się posunąć i ustąpić. Ale my,
4
żołnierze Armii Czerwonej, nie będziemy zadzierać nosa i na tym poprzestawać!
Czyli: przesunęliśmy swoje granice na zachód, ale na tym nie koniec. Chcemy więcej.
To nie jest przemówienie polityka czy artykuł w gazecie. To rozkaz wydany wszystkim formacjom
Armii Czerwonej. Ale na zachód od radzieckich granic znajdują się tylko państwa, które są
sojusznikami Niemiec, albo tereny już zagarnięte przez Niemcy.
Mówiąc krótko, w rozkazie dla Armii Czerwonej ludowy komisarz obrony ZSRR oficjalnie
oświadczył, że przyjdzie kolej i na Niemcy.
Stalin wytyczał wspólną granicę z Niemcami nie w imię wyzwolenia Ukraińców i Białorusinów,
lecz dla stworzenia warunków do niespodziewanej napaści na Niemcy i podbicia Europy.
Moment kluczowy
Mojemu rozwścieczonemu oponentowi z Kijowa radzę zastanowić się nad następującą sprawą:
towarzysz Stalin nie przyłączył ziem zabranych Polsce do Ukrainy i Białorusi.
Przyłączył je do Związku Radzieckiego.
Władza na tych terenach nie była ani ukraińska, ani białoruska. Była taka jak u nas – była radziecką
władzą komisarzy, czekistów, donosicieli, strażników i katów.
1 Po latach 1937–1938 wolnych stanowisk było sporo. Sprawowanie władzy przez czasowo wykonujących obowiązki było na porządku
dziennym. Z powodu niefortunnego skrótu (ros. WRID odczytywano jako wrieditielstwo, czyli szkodnictwo) oraz skojarzeń, jakie
wywoływał, trzeba było wprowadzić nowe określenie – cz.p.o., czasowo pełniący obowiązki (przyp. autora).
2 „Krasnaja Zwiezda”, 20 września 2006.
3 Mołotow, Malenkow, Kaganowicz, 1957. Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Moskwa 1998, s. 747.
4 Rozkaz ludowego komisarza obrony nr 400, 7 listopada 1940 r.
Rozdział 2
Siódmego czerwca 1940 roku dowódcą Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego został
generał armii Gieorgij Konstantinowicz Żukow.
Były ku temu powody. Szykowała się kolejna akcja wyzwoleńcza. Towarzysz Stalin postanowił
zabrać Rumunii Besarabię, żeby zamienić ją w Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką.
Mołdawianie i Rumuni są jak bracia bliźniacy. Nie mają za to nic wspólnego z Rosjanami, ani pod
względem języka, ani mentalnie. Ale to nieistotne. Besarabia należała kiedyś do Imperium
Rosyjskiego. Dlatego należało ją zabrać, naprawiając historyczną niesprawiedliwość. A przy okazji
też północną Bukowinę, która nigdy w składzie Imperium Rosyjskiego nie była.
Dziewiątego czerwca 1940 roku na rozkaz Żukowa oddziały Odeskiego i Kijowskiego Okręgu
Wojskowego w trybie natychmiastowym rozpoczęły koncentrację i rozmieszczanie na granicy
z Rumunią.
Dwudziestego czerwca 1940 roku w tajemnicy utworzono Front Południowy. Jego dowódcą został
generał armii Żukow.
Front Południowy to:
– dowództwa trzech armii ogólnowojskowych (5., 9. i 12.),
– dowództwa 13 korpusów (10 strzeleckich i 3 kawaleryjskich),
– 40 dywizji (32 strzeleckie, 2 strzeleckie zmotoryzowane, 6 kawaleryjskich),
– 14 brygad (11 pancernych, 3 powietrznodesantowe),
– 96 pułków artylerii (66 w składzie dywizji, 14 korpuśnych, 16 Odwodu Naczelnego
Dowództwa),
– 45 pułków lotnictwa myśliwskiego i bombowego.
Front Południowy to 460 tysięcy żołnierzy i oficerów, 12 tysięcy dział i moździerzy, 3112 czołgów,
2168 samolotów. Do zabezpieczenia nadmorskiego skrzydła Frontu Południowego zaangażowano
część sił Floty Czarnomorskiej i okręty Flotylli Dnieprzańskiej przerzucone w ujście Dunaju. Na
tyłach Frontu Południowego rozlokowały się oddziały NKWD. Razem – ponad pół miliona ludzi.
Żukow polecił oddziałom Frontu Południowego rozgromić rumuńską armię, gdyby zaczęła stawiać
opór.
Po skoncentrowaniu wojsk na granicy towarzysz Mołotow zażądał od Rumunii zwrotu Besarabii
i północnej Bukowiny.
Rumuński rząd, zdając sobie sprawę, że opór jest bezcelowy, rozkazał swoim wojskom się
wycofać.
Z terytorium Besarabii radzieckie lotnictwo mogło kontrolować pola naftowe Rumunii, która była głównym dostawcą ropy dla Niemiec.
Północna Bukowina natomiast była potrzebna, gdyż przez jej tereny przebiegała strategiczna rokada kolejowa łącząca Odessę przez
Kiszyniów i Czerniowce ze Lwowem, dostosowana do europejskiego rozstawu szyn i umożliwiająca wykorzystanie taboru na liniach
5
kolejowych Europy.
Najstraszliwszą i najbardziej haniebną klęską w historii jest rozgromienie Armii Czerwonej w 1941
roku. Żadna armia na świecie nie straciła nigdy tylu czołgów, dział i samolotów, tyle broni
strzeleckiej i amunicji, nie opuściła tak wielkich terytoriów, nie oddała nieprzyjacielowi tylu
milionów jeńców.
Planowaniem działań Armii Czerwonej zajmował się Sztab Generalny, na którego czele od stycznia
1941 roku stał generał armii Żukow. Mimo to są ludzie, którzy przekonują, że Żukow nie przegrał
żadnej bitwy. A czy Sztab Generalny i jego genialny szef nie ponoszą odpowiedzialności za haniebną
klęskę 1941 roku?
Wina Żukowa za klęskę 1941 roku nie sprowadza się tylko do rażących zaniedbań podczas
planowania walk i do wycofania się z dowodzenia armią na początku wojny. Do klęski 1941 roku
doszło dlatego, że rok wcześniej Front Południowy Żukowa zagroził bezpieczeństwu Niemiec.
Besarabię i północną Bukowinę Żukow zabrał Rumunii bez walki. Ale to bezkrwawe zwycięstwo
miało krwawe konsekwencje. Hitler nagle zdał sobie sprawę, że nie jest panem Europy i że Niemcy
są całkowicie uzależnione od przyszłych działań Związku Radzieckiego.
Działania Armii Czerwonej w czerwcu 1940 roku zmusiły Hitlera do spojrzenia na sytuację
strategiczną z zupełnie innej perspektywy – Niemcy toczą wojnę z Wielką Brytanią, ale w każdej
chwili niemiecka armia, lotnictwo i marynarka, a także przemysł i transport mogą zostać
sparaliżowane, jeżeli tak zdecyduje Stalin.
Wybitny teoretyk strategii Basil Liddell Hart uważał, że złowrogie poczynania Armii Czerwonej
latem 1940 roku zmusiły Hitlera do zastanowienia się nad dalszymi planami Stalina i wyciągnięcia
jedynego możliwego wniosku.
Hitler przeprowadził z generałem pułkownikiem A. Jodlem poważną rozmowę o możliwości toczenia wojny ze Związkiem Radzieckim,
6
gdyby Armia Czerwona spróbowała zdobyć roponośne obszary Rumunii.
Był to pierwszy krok do opracowania planu napaści na Związek Radziecki. Nie w imię zdobycia
wyimaginowanej „przestrzeni życiowej”, ale dla ratowania Niemiec i Europy.
W lecie 1940 roku Hitler miał tyle przestrzeni, że z trudem ją kontrolował: od Narwiku do Lyonu,
od Kopenhagi do Pragi i Wiednia, od Warszawy do Paryża.
W 1976 roku Wojenizdat wydał wspomnianą już książkę Liddlla Harta po rosyjsku pod tytułem
Druga wojna światowa. Redaktorem i autorem przedmowy był znany bojownik o prawdę
historyczną, pułkownik O.A. Rżeszewski.
Widocznie przez nieuwagę z tekstu zniknął przytoczony wyżej fragment dotyczący przyczyn, które
zmusiły Hitlera do rozpoczęcia przygotowań do wojny ze Związkiem Radzieckim.
Za to i podobne drobne niedopatrzenia podczas przygotowań do wydania zagranicznych publikacji,
kiedy to pomijano najważniejsze sprawy, tym samym wypaczając albo zmieniając diametralnie sens,
Oleg Aleksandrowicz Rżeszewski był nagradzany orderami, awansami, stopniami naukowymi
i wojskowymi, został przewodniczącym Stowarzyszenia Historyków Drugiej Wojny Światowej,
Zasłużonym Działaczem Nauki RSFSR, doktorem nauk, profesorem itd., itd.
Ale Rżeszewski jest tylko żołnierzem frontu ideologicznego. A jak sam Żukow oceniał swoje
działania w czerwcu 1940 roku, które popchnęły Hitlera do rozpoczęcia przygotowań do napaści na
Związek Radziecki?
Żukow w ogóle nie wypowiadał się na temat swoich działań.
„Krasnaja Zwiezda” (15 grudnia 2009) nazywa wspomnienia Żukowa „bezcenną książką”. Ale
w tej „bezcennej książce” wybitny dowódca pominął milczeniem to, czym zajmował się w maju 1940
roku. W tym czasie Hitler rozgromił Francję, natomiast Żukow siedział w Moskwie i nie pełnił
żadnych oficjalnych funkcji. Rzekomo nic nie robił.
Ale był bardzo zajęty. Przygotowywał wojnę z Rumunią. Niedawny konflikt z Finlandią dowiódł,
że do małej wojny trzeba się przygotować równie gruntownie jak do dużej. Siódmego czerwca 1940
roku Żukow przyjechał do Kijowa z gotowym już planem rozgromienia Rumunii, na wypadek gdyby
ta nie oddała Besarabii i północnej Bukowiny bez walki. Utworzenie Frontu Południowego
i koncentracja wojsk nie wymagały nowych spotkań ze Stalinem w sprawie ustalenia szczegółów.
Wszystko już zostało uzgodnione i dopracowane. Pozostawało tylko przygotować armię.
Ale o tym Żukow w swoich pamiętnikach nie wspominał i tego nie rozważał. W pierwszym
wydaniu książki o Rumunii i Froncie Południowym nie ma ani słowa!
Drugie wydanie ukazało się już po śmierci Żukowa, ale w nim również nie ma nawet wzmianki
o Froncie Południowym.
Od początku lat 80. przez dwa dziesięciolecia często występowałem w brytyjskim radiu, głównie
w audycji Siewy Nowgorodcewa. I ciągle powtarzałem to samo: Żukow nie pamięta, że w czerwcu
1940 roku istniał Front Południowy, że sam nim dowodził i że działania tego frontu odegrały
kluczową rolę w losach naszego narodu i naszej ojczyzny!
Nie wiem, czy to moje powtarzanie do znudzenia tego samego, czy jeszcze coś spowodowało, że
nieżyjącemu strategowi stopniowo wracała pamięć i dwadzieścia lat po śmierci przypomniał sobie
wreszcie, że Front Południowy istniał i że on nim dowodził. Stosowny fragment dopisano do jego
wspomnień, co prawda akcentując humorystyczne momenty i bez zagłębiania się w poważne tematy.
Szkoda, że gdy strateg przypomniał sobie w końcu o Froncie Południowym, to już się nie
zastanawiał nad konsekwencjami swoich działań.
Siódmego listopada 1943 roku członek Biura Politycznego Komitetu Centralnego WKP(b), pierwszy
sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy, generał porucznik Chruszczow
i zastępca naczelnego dowódcy, marszałek Związku Radzieckiego Żukow zameldowali Stalinowi:
Kijów zdobyty!
W rocznicę Rewolucji Październikowej!
O takich zwycięstwach wiele lat później poeta Jurij Leonidowicz Niestierienko napisze:
Kijów był tego jaskrawym przykładem. Wielka rocznica. Cena nie gra roli!
Będzie jeszcze wiele miast zdobytych w jakąś rocznicę. Ukoronowaniem tego procederu był Berlin.
Planowano zdobyć go 1 maja 1945 roku, w święto solidarności ludzi pracy na całym świecie.
W listopadzie 1943 roku Nikita Chruszczow został w Kijowie, by odbudować Ukrainę, a Żukow
ruszył na Berlin. Za nim zaś Sierow.
Po wojnie szczęście uśmiechało się to do jednego, to do drugiego. Lub nagle odwracało się od
nich.
Stalin usunął Chruszczowa z najwyższego stanowiska na Ukrainie. Ale niedługo potem awansował.
Przywrócił na stanowisko. A potem po raz drugi powierzył Chruszczowowi Moskwę.
Wiosną 1945 roku zastępcą Żukowa do spraw administracji cywilnej w Niemczech mianowano
komisarza bezpieczeństwa państwowego drugiego stopnia Sierowa.
W rękach Żukowa i Sierowa znalazły się nieprzebrane bogactwa. Obu poprawił się humor. Mówiło
się nie tylko o kosztownościach z niemieckich banków czy workach nieuwzględnionych w ewidencji
pieniędzy, które jeszcze były w obiegu, kilometrach drogich tkanin, wagonach kosztownych mebli,
ale też o obrazach z galerii w Dreźnie, złocie i brylantach, koronie niemieckiej cesarzowej.
Stalin dowiedział się o rozpasaniu rozzuchwalonych maruderów.
W wypadku Sierowa skończyło się na strachu. Wkrótce nawet awansował.
Żukow też mógł się wywinąć. Ale tu oprócz maruderstwa, kradzieży na dużą skalę, bezprawnego
rozdawania orderów, a także innych przestępstw wyszło na jaw jeszcze jedno: wyjątkowa
zarozumiałość. Żukow przypisywał sobie zwycięstwa w bitwach, z którymi nie miał nic wspólnego.
Stalin zwolnił Żukowa ze stanowiska i zesłał go, by dowodził Odeskim Okręgiem Wojskowym,
dwa lata później zaś – Uralskim.
Żukow nie tracił jednak nadziei. Jego kolega Chruszczow był członkiem Biura Politycznego, czyli
należał do pierwszej dziesiątki przywódców, którzy rządzili Związkiem Radzieckim.
Jego kolega, Bohater Związku Radzieckiego, generał pułkownik Sierow był pierwszym zastępcą
ministra spraw wewnętrznych ZSRR.
Żukow mógł liczyć na to, że przyjdzie dzień, kiedy Chruszczow pomoże mu wrócić na szczyty
władzy. A Sierow go poprze.
Taka możliwość pojawiła się w lecie 1952 roku.
Moment kluczowy
Zajrzyjmy do książki Istorija pogranicznoj służby Biełarusi, która ukazała się nakładem
Państwowego Komitetu Wojsk Ochrony Pogranicza Białorusi (IWC Ministerstwa Finansów, Mińsk).
Na stronie 251 czytamy:
Po wyjściu wojsk radzieckich i faszystowskich na linię rozgraniczenia 28 września 1939 roku ZSRR i Niemcy podpisały traktat
o granicach.
Ach tak!
Dwudziestego trzeciego sierpnia 1939 roku podpisano na Kremlu pakt o nieagresji między
Związkiem Radzieckim i Niemcami. Sygnowali go towarzysz Mołotow i Herr Ribbentrop. Pakt
przeszedł do historii z ich nazwiskami.
Pakt ów był wyjątkowo dziwny.
Związek Radziecki i Niemcy nie miały wspólnej granicy. Pomiędzy nimi znajdowała się Polska.
Dlatego Niemcy nie mogły zaatakować Związku Radzieckiego, a Związek Radziecki – Niemiec.
Chwileczkę! Ale po co podpisali pakt o nieagresji, skoro agresja była fizycznie niemożliwa?
Nietrudno się było domyślić, że pakt o nieagresji był w rzeczywistości paktem o agresji na Polskę.
Umowa o podziale Polski została przypieczętowana w dodatkowym tajnym protokole. Jeżeli Polska
zostanie podzielona, powstanie wspólna granica Związku Radzieckiego i Niemiec. Właśnie w tym
celu podpisano pakt o nieagresji pomiędzy ZSRR i Rzeszą.
Podział Polski oznaczał, że Wielka Brytania i Francja wypowiedzą wojnę Niemcom, czyli
wybuchnie europejska, a więc i światowa wojna.
Stalin to rozumiał. Hitler – nie.
Podpisano pakt, a Hitler zaatakował Polskę, wdając się w wojnę z Wielką Brytanią i Francją,
a więc z USA i całym światem.
W ten sposób towarzysz Stalin popchnął Hitlera do II wojny światowej, sam zaś pozostał z boku,
czekając na odpowiedni moment.
Przywódcy Związku Radzieckiego przez dziesięciolecia zaprzeczali istnieniu dodatkowego tajnego
porozumienia dotyczącego podziału Polski. Znaczyło to: Nie dzieliliśmy Polski z Hitlerem, a więc II
wojnę światową rozpętał ktoś inny, i nie był to Stalin.
Sam Mołotow zdecydowanie zaprzeczał istnieniu dodatkowego tajnego protokołu. Pisarz Feliks
Czujew przeprowadził z nim dziesiątki rozmów. „Kilka razy pytałem o to Mołotowa. Odpowiedź
była zawsze jedna”8.
Czujew sam skłonny jest uwierzyć w podobną odpowiedź. Że niby opublikowano dodatkowe tajne
protokoły, ale czy przypadkiem nie jest to fałszywka?
Załóżmy, że 23 sierpnia 1939 roku Mołotow i Ribbentrop, czyli Stalin i Hitler, nie doszli do
porozumienia w sprawie podziału Polski i nie podpisano żadnego dodatkowego protokołu. Wobec
tego powtarzam pytanie: Po co więc Ribbentrop i Mołotow podpisali pakt o nieagresji między
Związkiem Radzieckim i Niemcami, skoro agresja była niemożliwa bez podziału Polski?
Teraz wróćmy do cytatu z książki, którą wydała tak szacowna instytucja jak Państwowy Komitet
Wojsk Ochrony Pogranicza Białorusi: „Po wyjściu wojsk radzieckich i faszystowskich na linię
rozgraniczenia…”
Niemcy napadły na Polskę 1 września 1939 roku. Towarzysz Stalin poczekał, aż Wielka Brytania
i Francja wypowiedzą wojnę Niemcom, a Niemcy zniszczą główne siły polskiej armii, po czym
wydał stosowny rozkaz Armii Czerwonej. Siedemnastego września 1939 roku Armia Czerwona
zadała Polsce cios w plecy. Wkrótce oddziały radzieckie i niemieckie, nacierając z dwóch stron,
spotkały się na linii rozgraniczenia.
Stop!
Kto i kiedy wyznaczył jej przebieg? Załóżmy, że to nie Mołotow i Ribbentrop podzielili 23
sierpnia 1939 roku na Kremlu Polskę i ustalili linię rozgraniczenia.
Pytanie do kierownictwa Państwowego Komitetu Wojsk Ochrony Pogranicza Białorusi: Skąd się
wzięła linia rozgraniczenia? Kto ją wytyczył, uzgodnił i zatwierdził u Stalina i Hitlera?
Zgódźmy się na chwilę z tezą, że opublikowane fotokopie tajnych protokołów dodatkowych paktu
Ribbentrop–Mołotow są fałszywką, antyrosyjską podłością.
Ale jeżeli nie Mołotow i Ribbentrop w obecności Stalina i za zgodą Hitlera wyznaczyli na mapie
linię rozgraniczenia, to kto, gdzie i kiedy to zrobił?
Proszę o odpowiedź, towarzysze generałowie pogranicznicy.
To jest tylko jedno pytanie. A oto druga kwestia.
Dwudziestego ósmego września 1939 roku Ribbentrop jeszcze raz przyjechał do Moskwy. Linia
granicy pomiędzy Związkiem Radzieckim i Niemcami została ostatecznie ustalona i uzgodniona, po
czym podpisano Traktat o granicach i przyjaźni.
O tym traktacie kilkakrotnie już wspomniałem w tej książce.
Teraz jeszcze raz przeczytajmy cytat z książki białoruskich generałów pograniczników. Nazwali ten
traktat O granicach.
No to mamy, obywatele czytelnicy, jaskrawy przykład fałszowania historii. Z oficjalnej nazwy
porozumienia między dwoma mocarstwami wyrzucono tylko jedno słowo. A sens zmienił się
radykalnie: sugeruje się, że nie było żadnej przyjaźni z Hitlerem.
W ten sposób generałowie fałszerze z bratniej Białorusi, wychowani na uczelniach wojskowych
KGB ZSRR, przeinaczają naszą wspólną historię.
Aby zrozumieć logikę niewidzialnych walk i bitew, które po II wojnie światowej przetoczyły się
przez nasz kraj od Moskwy aż do najdalszych kresów, od południa za krąg polarny, musimy
przypomnieć sobie podstawowe informacje.
Wszyscy klasycy komunizmu łączyli szlak ku świetlanej przyszłości z wojną.
Karol Marks: „Mówimy robotnikom: Być może będziecie musieli przeżyć jeszcze 15, 20, 50 lat
wojny domowej, żeby zmienić istniejącą sytuację i nauczyć się rządzić”9.
Fryderyk Engels o tym, jakie skutki będzie miała dla ludzkości wojna światowa: „Tylko jedno jest
absolutnie pewne: powszechny głód i powstanie warunków dla ostatecznego zwycięstwa klasy
robotniczej”10.
W 1914 roku wybuchła długo oczekiwana wojna światowa. Lenin na początku się cieszył: wszystko
szło jak z płatka, tak jak przewidywali Marks i Engels.
Jednak wojna się przeciągała, a „ostateczne zwycięstwo klasy robotniczej” jakoś nie następowało.
Lenin nie tracił nadziei: może wybuchnie kolejna, podobna wojna, czyli II wojna światowa. A ona
doprowadzi do rewolucji światowej. We wrześniu 1916 roku Lenin stworzył Program wojenny
rewolucji proletariackiej : „Ludzkość czeka – w najgorszym wypadku – druga wojna
imperialistyczna, jeżeli ta wojna nie przerodzi się w rewolucję”.
Sam Lenin stracił nadzieję na to, że rewolucja wybuchnie za jego życia. Dziewiątego stycznia 1917
roku, siedząc w spokojnej i dostatniej Szwajcarii, oświadczył: „My, starzy, być może nie dożyjemy
decydujących bitew tej nadchodzącej rewolucji”.
Na szczęście Lenina i na nieszczęście ludów naszego kraju rewolucja wybuchła już miesiąc
później, co więcej – tam, gdzie nikt się jej, z Leninem włącznie, nie spodziewał – w Rosji.
W ten sposób I wojna światowa mimo wszystko przyniosła spodziewane skutki – zwycięstwo
komunistów na jednej szóstej części lądu. Pozostawało doczekać II wojny światowej.
Józef Stalin: „Zbliża się nowa wojna imperialistyczna, (…) z pewnością wywoła rewolucję
i postawi pod znakiem zapytania samo istnienie kapitalizmu w szeregu państw”11.
„Pierwsza światowa wojna imperialistyczna umożliwiła zwycięstwo rewolucji w jednym
z największych państw (…), druga światowa wojna imperialistyczna również może doprowadzić do
zwycięstwa rewolucji w jednym lub kilku państwach”12.
Te nadzieje zostały zwerbalizowane niecałe pół roku przed pierwszym strzałem w II wojnie
światowej.
W tym samym roku pojawił się nowy regulamin polowy Armii Czerwonej PU-39: „Jeżeli wróg
narzuci nam wojnę, Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona będzie najbardziej agresywną ze
wszystkich najagresywniejszych dotąd armii. Wojnę będziemy toczyć agresywnie, zdecydowani
doprowadzić do rozgromienia przeciwnika na jego terytorium”.
Tu użyto listka figowego: „jeżeli wróg narzuci nam”.
Z niecierpliwością i nadzieją wyglądamy wojny, która wyzwoli proletariuszy państw
kapitalistycznych, ale to nie my tę oczekiwaną wojnę rozpętamy. Zostanie nam narzucona.
I dalej otwartym tekstem: „Armia Czerwona będzie najbardziej agresywną ze wszystkich
najagresywniejszych dotąd armii”. Czyli Armia Czerwona prześcignie wszystkich agresorów
w historii, przyćmi chwałę wielkich zdobywców: Attylę, Czyngis-chana, Batu-chana, Tamerlana,
Napoleona.
Towarzysz Stalin nie zdążył zostać najbardziej agresywnym napastnikiem. Musiał walczyć
z agresorem, który wyprzedził go o kilka tygodni, dni czy choćby tylko o jeden dzień.
Druga wojna światowa obaliła wszystkie komunistyczne teorie.
Zgodnie z pismami Marksa, Lenina i Trockiego przeklęci burżuje powinni walczyć z komunizmem
dlatego, że władza proletariuszy w jednym państwie będzie przykładem dla proletariuszy wszystkich
innych państw: tak będzie wyglądało wasze szczęśliwe życie, jeżeli postąpicie jak my i wyrzucicie
znienawidzonych burżujów!
Ale burżuje jakoś nie atakowali Związku Radzieckiego. Co więcej, USA i Wielka Brytania robiły
co mogły, żeby ratować Stalina w nieszczęściu.
Związek Radziecki napadli socjaliści, nie kapitaliści. Wojna na kontynencie europejskim w dużej
mierze toczyła się pomiędzy dwoma pierwszymi na świecie państwami socjalistycznymi: Związkiem
Radzieckim i Trzecią Rzeszą. Zgodnie z tym tokiem rozumowania wojna ta powinna być nazywana
pierwszą socjalistyczną.
Druga wojna światowa zakończyła się, jednak zawiodła nadzieje, jakie pokładali w niej towarzysz
Stalin i jego koledzy. Nie udało się skierować na naszą drogę rozwoju całej Europy. Co dalej?
Trzeba było przygotować się do III wojny światowej. Oczywiście, nie biorąc przy tym na siebie
odpowiedzialności za podżeganie do niej i przykrywając się starym listkiem figowym: jeżeli
wrogowie narzucą nam wojnę, to w końcu ona wybuchnie i zwycięży upragniona rewolucja
światowa.
W 1951 roku Instytut Filozofii Akademii Nauk ZSRR wydał podręcznik pod tytułem Materializm
historyczny.
Książka zwalała z nóg już samym zespołem autorów. To znaczy nie nazwiskami, lecz ich brakiem.
Zostały ukryte. Napisano po prostu: „autorzy”.
Podano tylko, że owo dzieło powstało „pod redakcją członka Akademii Nauk ZSRR F.W.
Konstantinowa”.
O Fiodorze Wasiljewiczu Konstantinowie wiem, że był ulubionym filozofem towarzysza Stalina.
Po Stalinie zaś został ulubionym filozofem towarzyszy: Chruszczowa, Breżniewa i Andropowa. Był
Bohaterem Pracy Socjalistycznej, doktorem filozofii, profesorem, członkiem Akademii Nauk ZSRR,
kandydatem na członka KC KPZR, a od 1955 roku kierował Wydziałem Agitacji i Propagandy KC
KPZR.
W 1951 roku podręcznik ten nie mógł się ukazać bez zgody Stalina. W owych czasach najgorsze
kary spotykały tych, którzy popełnili najdrobniejszy choćby błąd w walce ideologicznej. W 1951
roku najmniejsze odchylenie się od oficjalnej linii filozofii marksistowsko-leninowskiej traktowano
jak zdradę. Karę wymierzano natychmiast.
Wszystkim, którzy twierdzą, że Stalin zrezygnował rzekomo z idei światowej rewolucji, radzę
poczytać do poduszki Materializm historyczny. Główna idea podręcznika brzmi: światowa
rewolucja jest nieunikniona, a rewolucja październikowa jest początkiem rewolucji światowej.
Następnie jest znany nam już listek figowy: gdy tylko wrogowie rozpętają trzecią wojnę światową,
będzie to początek ich końca, proletariusze powstaną i zwyciężą na całym świecie.
Jeżeli imperialiści zdecydują się na szaleństwo i spróbują rozpętać nową wojnę światową, ich awanturnictwo doprowadzi do upadku
cały system światowego kapitalizmu. To przekonanie wynika z doświadczeń pierwszej i drugiej wojny światowej. Pierwsza wojna
światowa zakończyła się zwycięstwem rewolucji socjalistycznej w Rosji. Druga wojna światowa doprowadziła do upadku kapitalizmu
w szeregu państw Europy i Azji.
Tylko ze zniknięciem państw imperialistycznych znikną próby wojskowych interwencji i związane z nimi próby przywrócenia
kapitalizmu. A otoczenie kapitalistyczne zniknie wyłącznie w wyniku rewolucji socjalistycznej we wszystkich najważniejszych krajach
kapitalistycznych.
Październikowa rewolucja socjalistyczna jest nie tylko rewolucją w ramach narodowych. W swej istocie jest rewolucją
międzynarodową, częścią światowej rewolucji proletariackiej. Właśnie ze zwycięstwem rewolucji radzieckiej nadejdzie epoka
światowej rewolucji proletariackiej. Październikowa rewolucja socjalistyczna zapoczątkowała epokę rewolucji proletariackich
w krajach kapitalistycznych, epokę kolonialnych rewolucji antyimperialistycznych będących częścią światowej rewolucji proletariackiej.
Rewolucja październikowa była początkiem światowej rewolucji proletariackiej i podstawą jej rozwoju.
Legły w gruzach wcześniejsze nadzieje, że wielka wojna doprowadzi do zwycięstwa rewolucji światowej i powstania światowego
systemu socjalistycznego. Dlatego Stalin, podczas gdy ludzie cieszyli się ze zwycięstwa, szukał odpowiedzi na odwieczne rosyjskie
pytanie: Co robić? Przygotować się do nowej wojny światowej czy zająć się rozwiązywaniem problemów wewnętrznych
i zachowaniem przyjaznych stosunków z sojusznikami z koalicji antyhitlerowskiej? Jako prawdziwy marksista Stalin nie zastanawiał się
długo. Główny cel – rewolucja światowa – pozostawał niezmienny, a można go było osiągnąć tylko poprzez trzecią wojnę światową,
13
która miała szansę stać się ostatnim i decydującym starciem z imperializmem .
Dwudziestego siódmego listopada 1945 roku Stalin podpisał tajny dokument O dziesięcioletnim
planie wojennej budowy okrętów na lata 1946–1955.
Plan przewidywał budowę:
– 4 ciężkich krążowników typu Stalingrad (maksymalna wyporność 43 tysiące ton, uzbrojenie – 9
armat kalibru 305 mm, prędkość – 34 węzły),
– 30 lekkich krążowników typu Swierdłow (maksymalna wyporność 16,3 tysiąca ton, uzbrojenie –
12 armat kalibru 152 mm, prędkość – 33 węzły),
– 188 niszczycieli,
– 177 okrętów patrolowych,
– 367 okrętów podwodnych,
– 18 monitorów morskich,
– 36 kanonierek morskich,
– 345 dużych ścigaczy okrętów podwodnych,
– 600 małych ścigaczy okrętów podwodnych,
– 736 trałowców,
– 828 kutrów torpedowych,
– 195 okrętów desantowych.
W kraju, w którym w wielu regionach panował głód, dziesiątki milionów ludzi mieszkały
w ziemiankach, a na wsiach jako siłę pociągową wykorzystywano kobiety, planowano budowę 3524
jednostek bojowych14.
To nie wszystko.
Pierwotny wariant programu przewidywał zbudowanie od 1950 do 1965 roku 1200 okrętów
podwodnych15.
Z nie mniejszym rozmachem tworzono lotnictwo wojskowe. Stalin podjął decyzję o sformowaniu
dodatkowo 100 nowych dywizji lotnictwa bombowego taktycznego16.
Dywizja lotnictwa bombowego taktycznego to 102 samoloty (93 Ił-28 i 9 Ił-28R).
Tych 100 nowych dywizji lotniczych to tylko bombowce taktyczne, a oprócz nich są przecież
również strategiczne. Działania jednych i drugich musi osłaniać odpowiednia liczba myśliwców.
Ponadto, tworząc w jednym czasie 100 nowych dywizji lotnictwa bombowego taktycznego oraz
niezbędną dla nich liczbę dywizji lotnictwa myśliwskiego, trzeba zwiększyć liczbę samolotów
szturmowych, rozpoznawczych i transportowych. A także zbudować tysiące lotnisk. Oraz otworzyć
nowe szkoły wojskowe kształcące personel lotniczy i techniczny.
Ale to nie lotnictwo i marynarka są głównymi atutami Stalina.
Głównym celem był rozwój broni jądrowej i środków jej przenoszenia.
Towarzysz Stalin pamiętał także o swoich ukochanych wojskach lądowych. O nich porozmawiamy
później.
Moment kluczowy
Duszne, wilgotne lato 1952 roku. Na granicach mnóstwo chmur. A nad Moskwą ani chmurki. Kurz,
zaduch. W nocy wszystkie okna są otwarte na oścież. Żeby choć zagrzmiało! Ale oczyszczająca
ulewa, na którą czeka spragniona stolica, nie nadchodzi.
Towarzysz Stalin zamknął się na daczy w Wołynskiem.
Towarzysz Stalin nikogo nie przyjmuje.
Towarzysz Stalin coś knuje, coś szykuje.
I każdy, kto potrafi myśleć, bardzo dobrze wie, co zamierza towarzysz Stalin.
A na Kremlu dojrzewa spisek przeciwko towarzyszowi Stalinowi.
Najwyższe kierownictwo kraju, wierni uczniowie i współpracownicy Stalina – Beria, Malenkow,
Chruszczow, Bułganin, Mikojan, Mołotow, Woroszyłow, Andriejew – zjednoczyli się przeciwko
Wodzowi Narodów.
Już ponad trzydzieści lat ZSRR pogrążony jest w poważnym kryzysie gospodarczym.
Kapitaliści od czasu do czasu mieli kryzysy nadprodukcji.
Ich rolnicy wylewali mleko, zarzynali krowy i zasypywali tusze chlorem, palili zboże, bo nie mieli
co z nim zrobić. Postępowi dokumentaliści filmowali to barbarzyństwo i pokazywali we wszystkich
kinach świata.
U nas czegoś takiego nie było. I być nie mogło. Mamy gospodarkę socjalistyczną. U nas był
chroniczny niedobór wszystkiego. Nie mieliśmy czym nakarmić ludzi.
Przez owe kilkadziesiąt lat nasi przywódcy szukali przyczyn tego stanu rzeczy. Na początku
wszystko było jasne: kryzys po wojnie domowej.
Potem się okazało, że kułacy chowają zboże, bo nie chcą go sprzedawać. (Dlaczego nie chcą? Nie
potrzebują pieniędzy?) Wymordowano miliony kułaków. Nie pomogło.
Wtedy nagle stało się jasne, że winni są sabotażyści. Rozpoczęło się polowanie na sabotażystów.
Rozstrzelano ich miliony. Sytuacja się nie poprawiła.
Potem była wojna. Głód po wojnie jest zrozumiały – upadek gospodarki.
Przyszedł jednak 1952 rok, siedem lat po wojnie, a kraj nie może się sam wyżywić. Trzeba było
coś radykalnie zmienić.
Dlatego Stalin postanowił wymienić najwyższe kierownictwo kraju.
I dlatego najwyższe kierownictwo kraju postanowiło wymienić towarzysza Stalina.
Jednak zrzucić Stalina ze szczytu władzy wcale nie tak łatwo. Stalin jest sekretarzem generalnym
Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej. Zajmuje to stanowisko już 30 lat. To stanowisko jest
zwieńczeniem trwałego i potężnego pionu władzy.
Przeciwnicy Stalina wymyślili dziecinnie prosty sposób: całkowicie legalnie na kolejnym zjeździe
partii nie wybrać Stalina na to najważniejsze stanowisko Związku Radzieckiego.
Stalin wiedział, że niebezpieczeństwo grozi mu z każdej strony, również z tej. Kolejny zjazd partii
mógł go wysłać na emeryturę przy chórze mów pożegnalnych i burzy oklasków. Dlatego łamiąc
regulamin, Stalin od 13 lat nie zwołał kolejnych czterech zjazdów.
Zgodnie z regulaminem plenum Komitetu Centralnego powinno się odbywać co najmniej raz na trzy
miesiące. Towarzysz Stalin również tę zasadę z premedytacją ignorował. Przez lata nie odbyły się
dziesiątki posiedzeń.
Piątego sierpnia 1952 roku członkowie Biura Politycznego, wyraźnie wbrew woli Stalina,
zorganizowali plenum Komitetu Centralnego, podczas którego podjęto decyzję o pilnym, najpóźniej
za dwa miesiące, zwołaniu XIX Zjazdu WKP(b).
Wymyślono wystarczająco ważny powód: statut partii jest przestarzały, trzeba przyjąć nowy, który
między innymi przewiduje zwoływanie zjazdów partii nie tylko decyzją wyższych jej organów, ale
również na wniosek lokalnych organizacji partyjnych.
To znaczy: nieważne, czy towarzysz Stalin chce zwołać zjazd partii. Może się on odbyć bez zgody
wodza, wbrew jego planom i oczekiwaniom. Można powiedzieć: na prośbę ludu pracującego.
Ten zapis nowego statutu był antystalinowski.
Wymierzony właśnie w Stalina!
Organizacjom partyjnym w terenie ani wcześniej, ani później nie zalecano wykazywania podobnej
inicjatywy. Szczególnie w sprawach takiej wagi. Żadna organizacja partyjna nigdy później nie
skorzystała z prawa złożenia wniosku o zwołanie zjazdu partii, które gwarantował nowy statut.
Żadnemu sekretarzowi partii, niezależnie od jego rangi, nie mogło przyjść do głowy, by z własnej
inicjatywy, bez polecenia z góry, cokolwiek robić albo czegokolwiek żądać od kierownictwa.
Podczas zbliżającego się XIX zjazdu, który planowano na 5 października 1952 roku,
zaproponowano zmienić nazwę WKP(b), czyli Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia
(bolszewików), na KPZR – Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego.
Biuro Polityczne też powinno było zmienić nazwę i odtąd nazywać się Prezydium Komitetu
Centralnego. Planowano wprowadzić jeszcze wiele innych zmian.
Sztuczka polegała na tym, że w potoku słów jałowych oficjalnych dyskusji, które wywołało
pojawienie się nowego statutu, pominięto jeden drobny, ledwo dostrzegalny szczegół. Statut napisany
przez podstępnych uczniów i towarzyszy Stalina pomijał – po prostu nie wspominał o nim –
stanowisko sekretarza generalnego Komitetu Centralnego.
Trzeba szczególnie podkreślić: stanowiska nie likwidowano ani nie znoszono. Po prostu nie
wspominano o nim.
Zwołano zjazd. Ogłaszano na nim wielkie plany zmierzania w zawrotnym tempie do świetlanego
jutra i polepszania na wszelkie możliwe sposoby życia ludu pracującego. Delegaci jak jeden mąż
przegłosowali nowy statut, a tym samym, nie zdając sobie z tego sprawy, pozbawili Stalina jego
najważniejszego stanowiska.
Delegaci nawet nie zauważyli, że uczestniczą w zamachu stanu.
Czy Stalin mógł się z tym pogodzić?
Każdy.
Tylko nie on.
Taką taktykę Stalin stosował nie tylko wobec najwyższego kierownictwa. Użył jej także wobec całej
partii komunistycznej.
Po otrzymaniu stanowiska sekretarza generalnego KC na początku lat 20. Stalin poczynił trzy ważne
kroki.
Po pierwsze, odsunął od władzy Lenina i uniemożliwiał mu kontakty ze światem zewnętrznym.
Po drugie, ogłosił, że Lenin jest wielki, wybitny, genialny.
Po trzecie, głosząc nieomylność Lenina, budował jego kult. Stalin ostrożnie, ale stanowczo
i wytrwale zajmował miejsce arcykapłana nowego kultu, głównego interpretatora leninizmu,
bojownika o czystość leninowskiej doktryny.
Lenin dużo mówił i pisał, nawet bardzo dużo. Cytatami z Lenina można podeprzeć wszystko, czego
dusza zapragnie. Stalin budował kult Lenina, żeby zyskać potężne narzędzie w walce o władzę.
W momencie zdobycia władzy przez komunistów Trocki był w hierarchii partyjnej wyżej niż Lenin.
W czasie wojny domowej pozycje Trockiego i Lenina były podobne. Później, gdy Lenin został
odsunięty od władzy i zablokowany, Trocki uważał się za przywódcę Związku Radzieckiego
i rewolucji światowej. Kraj śpiewał:
Z oddziałem marynarzy
Towarzysz Trocki
Nas poprowadzi na śmiertelny bój!
Trocki był elokwentny. Trocki wygłaszał swoje idee i mówił we własnym imieniu: „Ja tak
uważam”, „Ja to popieram”, „Ja to odrzucam”.
W tamtych latach nikt nie śpiewał piosenek o Stalinie. Poza partią komunistyczną prawie nikt o nim
nie słyszał. Nawet w wąskim gronie przywódców Stalin nie mówił we własnym imieniu. Był
sprytniejszy.
Działał inaczej: Tak uczy wielki Lenin!
Towarzysz Stalin pomógł towarzyszowi Leninowi znaleźć prostą i krótką drogę na tamten świat.
Zmarłego wodza, rzecz jasna, nie można było zastąpić, ale towarzysz Stalin i tu znalazł sposób, aby
jakoś zrekompensować tę niepowetowaną stratę. Po śmierci Lenina natychmiast ogłosił tak zwany
„zaciąg leninowski” do partii komunistycznej – w miejsce jednego Lenina przyjmijmy do partii 200
tysięcy najbardziej uświadomionych robotników z fabryk!
Z leninowskiego (a dokładniej – stalinowskiego) zaciągu do partii masowo wchodzili
karierowicze. Ci, którzy w czasie rewolucji i wojny domowej nie śpieszyli się z dołączeniem do
któregoś obozu, nie śpieszyli się z wyborem. Teraz, kiedy ostatecznie stało się jasne, że zwyciężyli
bolszewicy, najsprytniejsi spośród tych, których nazywano „robotnikami spod fabryk”, niczego nie
ryzykując, rzucili się w szeregi komunistów, żeby odcinać kupony od słodkich owoców ich
zwycięstw.
Oni wszyscy byli za Stalinem. Tylko on otworzył im drogę do władzy. Popierali tylko jego.
Zasilając szeregi bojowników niewykształconymi, pozbawionymi zasad i żądnymi kariery
rekrutami oraz opierając się na ich bezwarunkowym poparciu, Stalin już w następnym roku pokonał
Trockiego, głównego pretendenta do władzy.
Od tego czasu minęło prawie trzydzieści lat i w październiku 1952 roku towarzysz Stalin powtórnie
zastosował swoją ulubioną sztuczkę: zaproponował rozluźnić szeregi starych towarzyszy, wpuścić do
władzy świeży narybek.
Propozycja Stalina o zwiększeniu liczby członków i kandydatów do wyższych funkcji partyjnych
została przyjęta.
Bo jak jej nie przyjąć?
Z jednej strony sam towarzysz Stalin zaprosił młodzież na szczyty władzy.
Z drugiej strony oddolny napór był bardzo silny. Młodzi funkcjonariusze nie mogli się doczekać, by
trafić na lśniące szczyty. A za każdym awansowanym aparatczykiem stała jego ekipa. Gdy lider grupy
się pnie, ciągnie za sobą wszystkich swoich ludzi. Dlatego wataha popycha swojego przywódcę
w górę i wspina się za nim.
I oto obok Woroszyłowa, Mołotowa i Kaganowicza, którzy okopali się na Kremlu już
w pierwszych latach władzy komunistycznej, na kremlowskich szczytach znaleźli sobie miejsce
zapomniani już dziś Andrianow i Czesnokow, Ignatow i Ignatiew, Puzanow i Korotczenko, Piegow
i Judin, Kabanow i Zwieriew, Mielnikow i Michajłow.
Wśród nich byli też tacy, których gwiazda rozbłyśnie dopiero za kilkanaście lat – Breżniew,
Kuusinen, Susłow.
Jednak nazwiska na liście nowych członków kierownictwa partii tym razem podano w kolejności
alfabetycznej.
Towarzysz Stalin znalazł się na tej ogólnej liście członków Prezydium KC na dwudziestym
z dwudziestu pięciu miejsc!
A przecież w ostatnich latach rządów Stalina przywódców wymieniano nie w kolejności
alfabetycznej, lecz zgodnie z ich wpływami w aparacie władzy. Dlaczego nagle zrezygnowano
z ustalonego porządku?
Dlatego, że w tych dniach walka ze zmiennym skutkiem toczyła się nie tylko o każde zdanie czy
słowo, ale nawet o każdą literę. Raz zwyciężył Stalin i przyjęto jego propozycję, aby zwiększyć
liczebność wyższych organów partii. Innym razem zwyciężyła grupa jego antagonistów i listę
przywódców opublikowano w porządku alfabetycznym, wciskając towarzysza Stalina między
Puzanowa, Piegowa i Czesnokowa.
Sztuczka z awansowaniem nowych ludzi do aparatu najwyższej władzy udała się Stalinowi tylko
częściowo.
Stara gwardia zwarła szeregi, zdając sobie sprawę, że jeśli przegra, podzieli losy Zinowiewa
i Kamieniewa, Trockiego i Bucharina, Jagody, Jeżowa i Tuchaczewskiego – kula w tył głowy albo
cios czekanem.
A nowi aparatczycy w większości działali na własny rachunek, dbając tylko o to, by przetrwać
w ferworze walk i by przypadkiem nie nastąpić komuś na odcisk.
Sztuczka ze zwiększeniem liczby przywódców nie dała Stalinowi zdecydowanej przewagi i wtedy
zadał prawie śmiertelny cios. Piątego listopada 1952 roku, czyli raptem trzy tygodnie po wybraniu
nowego Komitetu Centralnego, uświadomiwszy sobie, że jego manewr nie daje spodziewanego
rezultatu, polecił kierownictwu MSW aresztować lekarzy wszystkich członków zbuntowanej
wierchuszki.
Dalszy rozwój wydarzeń był łatwy do przewidzenia – w więziennych celach lekarze przyznają się,
że pracowali dla wywiadu brytyjskiego, po czym przeciwnicy Stalina, czyli Chruszczow, Mikojan,
Woroszyłow i Mołotow, których leczyli posądzani o szpiegostwo lekarze, zostają aresztowani
i oskarżeni o utratę czujności. Niektórych z nich Stalin już oskarżył o szpiegostwo, więc należało się
spodziewać głośnych sensacji i surowych wyroków.
Sprawa lekarzy kremlowskich zdecydowanie i szybko nabierała tempa. Nieubłaganie zbliżał się
proces, podczas którego oskarżeni powinni szczerze się przyznać, że prowadzili szpiegowską
i dywersyjną działalność.
Równolegle, i na pozór bez związku ze sprawą lekarzy, służby bezpieczeństwa zaczęły 5 stycznia
1953 roku na rozkaz Stalina szeroko zakrojone polowanie na krewnych, przyjaciół i podwładnych
Chruszczowa, Malenkowa, Woroszyłowa i Kaganowicza. Szczególnie ucierpiało otoczenie Berii.
Jego protegowanych na Kaukazie wiązali w pęczki jak rzodkiewki.
Pętla gwałtownie się zaciskała. Stara kremlowska gwardia już niedługo miała się cieszyć
wolnością.
Nie widząc innego wyjścia, najbardziej wpływowi członkowie kierownictwa – Beria, Malenkow,
Bułganin i Chruszczow – udali się do Stalina na daczę z gałązką oliwną: My się zdenerwowaliśmy, ty
się zdenerwowałeś, proponujemy pokój!
Ale musimy pamiętać, że w otoczeniu Stalina coraz mniej było jego najbliższych
współpracowników. Przebiegli towarzysze z Biura Politycznego już od jakiegoś czasu podrzucali
wodzowi stosowne informacje, osłabiając szeregi przybocznych Stalina rękoma samego Stalina.
W kwietniu 1952 roku Stalin pozbył się szefa Głównego Zarządu Ochrony MGB generała
porucznika Własika, wieloletniego szefa swojej ochrony.
W listopadzie 1952 roku Stalin wyrzucił generała porucznika Poskriobyszewa, przez ostatnie
trzydzieści lat swojego sekretarza. A Poskriobyszew, między innymi, był drugą po Stalinie osobą
w systemie osobistej służby wywiadowczej wodza.
To pozwoliło czterem jego gościom, którzy przyjechali z pokojową misją, wykonać swoje zadanie.
Rozmówili się ze Stalinem i wyjechali.
A Stalin został sam.
Po tym nikt już nie widział Stalina przytomnego. Ochrona zaczęła się niepokoić dopiero w porze
obiadowej następnego dnia: Stalin nie pojawił się na śniadaniu, nie wychodził na obiad. Podniesiono
alarm. Beria, Malenkow, Bułganin i Chruszczow znowu przyjechali na daczę i znaleźli
nieprzytomnego wodza.
Po czym polecili nie przeszkadzać śpiącemu Stalinowi i po lekarzy nie dzwonić.
Następnego dnia kraj i świat dowiedział się, że towarzysz Stalin jest chory. Dopiero wtedy
wezwano lekarzy.
Oczywiście nie byli to zwykli lekarze, lecz tacy, których potrzebowano w tej sytuacji.
Moment kluczowy
Jeżeli spojrzymy chociażby na dwa ostatnie stulecia w historii Rosji, to ze zdziwieniem zauważymy,
że obfitowały one w zamachy stanu.
Pawła I uduszono we własnej sypialni srebrną oficerską szarfą. Według niektórych źródeł zginął
on, uderzony w ciemię ciężką tabakierą zawiniętą w ręcznik. Te szczegóły nie wykluczają się
nawzajem. Ale w tym przypadku najważniejsze jest nie to, w jaki sposób zginął imperator Paweł,
lecz to, że zginął w wyniku spisku.
Gdyby nie został zamordowany, historia Rosji, Europy i świata byłaby zupełnie inna. Nie mówię,
że gorsza czy lepsza. Po prostu inna. Na przykład, gdyby żył, nie byłoby najazdu Napoleona na Rosję.
To z kolei pociągnęłoby za sobą wiele konsekwencji, tak dla Francji i Wielkiej Brytanii, jak całego
świata.
Istnieje teoria, która mówi, że najstarszy syn Pawła wiedział o planach spiskowców, ale ich nie
powstrzymał. Po śmierci ojca zasiadł na tronie jako Aleksander I.
Śmierć Aleksandra I jest owiana legendami i tajemnicami. Jest w niej sporo niewyjaśnionych
zdarzeń. Była ona sygnałem do wybuchu powstania. Spisek zawiązany został w kręgach łotrów
nazwanych później dekabrystami. W swoim gronie wypowiadali oni napuszone frazesy o wolności,
równości i braterstwie. Właśnie tak zaczęła się dyktatura jakobinów: szumne słowa, które nagle
zmieniła gilotyna na placu Zgody i publiczne egzekucje tysięcy ludzi.
To, co zaplanowali i mieli przeprowadzić tak zwani dekabryści, wiodło ich do takiego samego
finału. Pierwszym punktem ich programu było ustanowienie dyktatury. W słusznym, rzecz jasna, celu
przywrócenia porządku. Już zdecydowali, który z nich będzie dyktatorem.
Wszyscy skończyliby tak jak wódz jakobinów Robespierre, który najpierw wymordował swoich
towarzyszy, a potem sam trafił w objęcia matuli gilotyny. Gdyby dekabrystom się udało, a były ku
temu wszelkie warunki, nasza historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Ale bunt na placu Senackim
został stłumiony ogniem z armat. Zdecydował się na to młodszy syn Aleksandra, który został
Mikołajem I.
Mikołaj I panował długo, ale zmarł jakoś nadzwyczaj szybko.
Jego miejsce zajął Aleksander II, na którego spiskowcy urządzili prawdziwe polowanie.
Zorganizowali wybuch nawet w Pałacu Zimowym. Aleksander II zginął w końcu w zamachu
bombowym na ulicy Petersburga.
Na tronie zasiadł Aleksander III, który zmarł w kwiecie wieku wskutek błędów w leczeniu.
Przeciwko jego synowi Mikołajowi II rozpętano wręcz wojnę terrorystyczną. Zamachowcy
mordowali ministrów i krewnych cara. Zabito i oczerniono Rasputina. Sam Mikołaj II został
pozbawiony tronu wskutek spisku w szeregach arystokracji i generałów.
Nie twierdzę, że jesteśmy jacyś wyjątkowi. Wystarczy zetrzeć kurz z kart historii, by zobaczyć
spisek marszałków przeciwko Napoleonowi, zamachy na amerykańskich prezydentów w teatrze czy
na ulicy lub bombę w teczce pod biurkiem Hitlera.
Nie trzeba daleko szukać. Pierwsza wojna światowa, która doprowadziła do upadku trzech
największych mocarstw Europy, zaczęła się od przygotowanego przez grupę spiskowców zamachu na
arcyksięcia Ferdynanda.
Cała historia ludzkości utkana jest z morderstw politycznych i spisków. Nawet nie musimy
zaczynać od Juliusza Cezara. To ma znacznie głębsze korzenie.
Jednak ktoś usilnie wbija nam do głów, że spiski nie istnieją. Każdego, kto próbuje rozwikłać
zagadki historii, zbywa się druzgocącym stwierdzeniem: To teoria spiskowa!
Zdanie to wypowiadane jest z obrzydzeniem i pogardą: Ach, kolejna teoria spiskowa. Starają się
zaszczepić nam myśl, że teoria spiskowa jest czymś niepoważnym, że badaniem spisków zajmują się
tylko nieudacznicy i szarlatani, a ich działania nie mają nic wspólnego z badaniami historycznymi.
Mnie nieraz rzucano z pogardą w twarz: To, co piszesz, jest teorią spiskową!
Nie obrażam się, słysząc takie opinie. Odpowiadam: Owszem i nie może być inaczej! Spisek!
Gdyby z historii ludzkości wyrzucić spiski, nie zajmować się nimi i nie próbować ich rozwikłać,
nic by z niej nie zostało.
Rozdział 5
Wieczorem 5 marca 1953 roku zebrano na wspólnym posiedzeniu plenum KC KPZR, Radę
Ministrów ZSRR i Prezydium Rady Najwyższej ZSRR.
Posiedzenie zaplanowano na godzinę 20.00, ale zostało ono przeniesione na 20.40 – odbywały się
intensywne zakulisowe narady, coś ustalano do ostatniej minuty.
Wreszcie posiedzenie się zaczęło. I trwało równe 10 minut.
Pisarz Konstantin Simonow był członkiem Komitetu Centralnego KPZR. Oto jego relacja:
Miałem wrażenie, że ludzie, którzy zasiedli w prezydium po opuszczeniu pokoju na zapleczu, starzy członkowie Biura Politycznego,
wyszli z jakimś ukrywanym, nieuzewnętrznianym, ale dostrzegalnym poczuciem ulgi. To jakoś zdradzały ich twarze. (…) Miało się
17
wrażenie, że ci ludzie w prezydium uwolnili się od czegoś, co ich przytłaczało.
Sens tego, co się działo: odrzucono pomysł Stalina, który chciał powiększyć skład najwyższego
kierownictwa partii komunistycznej. Zasiądzie w nim nie 25 członków Prezydium KC, jak
w październiku 1952 roku proponował Stalin, lecz tylko 11. Jak przedtem.
Skład personalny był niemal taki sam, w tym również dwóch „brytyjskich szpiegów”, ale bez
towarzyszy Kosygina i Andriejewa, którzy w walce ze Stalinem wykazywali niezdecydowanie
i powściągliwość. Ci nie znaleźli się nawet wśród kandydatów. Zamiast nich byli Pierwuchin
i Saburow, którzy jednoznacznie opowiedzieli się po właściwej stronie.
Całe stado młodych przywódców, którymi towarzysz Stalin chciał osłabić starą gwardię, zostało
wyrzucone z kierownictwa. Wszystkich „ludzi znikąd”, których Stalin wprowadził do kierownictwa
partii, pozbyto się szybko i zdecydowanie.
I tym razem listę przywódców ułożono nie w kolejności alfabetycznej, ale według rzeczywistego
miejsca w hierarchii.
Stalin był pierwszy!
Czy to oznacza, że uznano go jednak za pierwszego wśród równych?
Tak, uznano go za najważniejszą osobę w państwie. Ale Stalin był wtedy nieprzytomny. Było jasne,
że z tego nie wyjdzie. Więc można uznać go za wielkiego, wybitnego, potężnego, jedynego,
genialnego, nieomylnego!
To uznanie nie trwało długo.
Raptem godzinę.
Towarzysz Stalin zmarł 5 marca 1953 roku o godzinie 21.50.
Co za strata! Jak znakomity umysł zgasł! Jakie serce przestało bić!
Listę nie alfabetyczną, lecz ułożoną według wagi zajmowanego stanowiska opublikowano, żeby
wszyscy wiedzieli, kto i w jakiej kolejności jest w hierarchii za towarzyszem Stalinem.
18
Stalin jeszcze żył lub uważano, że jeszcze żyje.
Kiedy Chruszczow referował na plenum propozycje Prezydium KC w sprawie uproszczenia struktury kierowania państwem
i kandydatów na najwyższe stanowiska państwowe, trudno się było oprzeć wrażeniu, że Stalina już jakby nie ma wśród żyjących, że
nigdy więcej nie stanie na czele partii i państwa. (…) Malenkow, Chruszczow, Beria i Bułganin byli w świetnym humorze i –
19
w przeciwieństwie do innych – wiedzieli dobrze o rychłej śmierci Stalina.
Cztery lata później minister spraw wewnętrznych ZSRR Nikołaj Pawłowicz Dudorow
poinformował plenum KC KPZR, że „Rękopis dotyczący określenia składu radzieckiego rządu
opatrzono datą 4 marca 1953 roku”20.
Tak więc oficjalnie uznano, że Stalin zmarł 5 marca o 21.50. Ale już 4 marca powstała lista, na
której jako szefa rządu wymieniono nie Stalina, lecz Malenkowa.
Tow. Stalin po objęciu stanowiska sekretarza generalnego skupił w swoich rękach ogromną władzę i nie mam pewności, czy zawsze
potrafi z tej władzy korzystać z należytą ostrożnością. (…) Dlatego proponuję towarzyszom, by zastanowili się nad sposobem usunięcia
Stalina z tego stanowiska i wyznaczyli na to miejsce inną osobę.
Izolacja nie pomogła. Lenin nadal krytykował Stalina. Towarzysz Stalin musiał więc zastosować
najbardziej radykalną metodę izolacji i zapakował towarzysza Lenina do złoconej trumny.
Podobną logiką kierowali się w walce podwładni Stalina. To była wojna, w której nie bierze się
jeńców. Jeżeli odwołujemy sekretarza generalnego, to musimy go odizolować. Całkowicie.
Ale załóżmy, że towarzysz Stalin zmarł w marcu 1953 roku z przyczyn naturalnych.
W takim razie umarł we właściwym momencie.
Bo inaczej by go zamordowali.
W marcu 1953 roku według wpływów i rangi politycznej kolejność miejsc w hierarchii
przedstawiała się następująco: Beria, Malenkow, Bułganin, Chruszczow.
Zdecydowano, że od tej pory głównym ośrodkiem władzy będzie nie Komitet Centralny partii, lecz
rząd Związku Radzieckiego.
Dlatego 4 marca 1953 roku, kiedy Stalin jeszcze żył lub był oficjalnie uznawany za żyjącego, Beria
zaproponował, żeby postawić Malenkowa na czele radzieckiego rządu – mianować go
przewodniczącym Rady Ministrów.
Wniosek przyjęto jednogłośnie.
Malenkow od razu zaproponował powołanie Berii na swojego pierwszego zastępcę. Ponadto
marszałek Związku Radzieckiego Beria stanął na czele nowego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych,
które powstało z połączenia dwóch ministerstw: Spraw Wewnętrznych i Bezpieczeństwa
Państwowego. Cały aparat represji znalazł się w jednym ręku.
Oficjalnie pierwszą osobą w Związku Radzieckim był Malenkow. Ale tylko oficjalnie. Beria wolał
pozostawać nieco z tyłu, rzekomo być drugim, by w rzeczywistości grać pierwsze skrzypce.
W tym momencie stanowisko sekretarza partii nie było uznawane za najważniejsze. Dlatego oddano
je Chruszczowowi. I to był błąd. Komitet Centralny nadal zajmował się sprawą największej wagi –
kadrami: kogo i na jakie stanowisko mianować.
Kadry decydują o wszystkim – jak kiedyś powiedział towarzysz Stalin.
Właśnie tak: kadry decydują o wszystkim!
Sprawy kadrowe oddano Chruszczowowi. A przez to klucze do władzy.
Na przełomie 1952 i 1953 roku walka o władzę toczyła się nie tylko między Stalinem i grupą
członków Biura Politycznego. Walka trwała też wewnątrz owej grupy. Każdy starał się umocnić
własne pozycje, odpychając łokciami towarzyszy walki. Każdy ciągnął do władzy całe klany swoich
zwolenników.
Najbardziej przypominało to milczącą, jeszcze bez rękoczynów, przepychankę na prowadzącej na
szczyt drabinie. W tej przepychance największy sukces osiągnął Nikita Chruszczow.
W lutym 1941 roku Chruszczowowi udało się wcisnąć swoich kolegów Żukowa i Sierowa do
grona kandydatów na członka Komitetu Centralnego. Po wojnie Stalin zrzucił Żukowa ze szczytów
władzy wojskowej oraz pozbawił go statusu kandydata do KC.
W październiku 1952 roku Chruszczow po raz drugi wprowadził będącego w niełasce marszałka
Żukowa do grona kandydatów na członka KC.
Kiedy Stalin niespodziewanie „zachorował”, w najwyższym kierownictwie partii w najlepsze
trwała szybka i zażarta licytacja: jeżeli to stanowisko dostanie twój człowiek, to inne dostanie mój;
jeżeli poprzesz mnie przy tej nominacji, to ja będę cię popierał przy innej.
Czwartego marca 1953 roku, kiedy Stalin jeszcze żył lub był uważany za żywego, Chruszczowowi
udało się wynegocjować dla swojego klanu stanowisko ministra obrony. Pozostało tylko
zdecydować, którego z dawnych przyjaciół na nim umieścić.
7
Co więcej, walka toczyła się nie tylko o władzę, ale też o sposób, w jaki zostanie ona wykorzystana.
Każdy z przywódców na Kremlu miał jasne wyobrażenie o tym, w jakim kierunku obróci stery
państwa, jeżeli uda mu się wyjść na prowadzenie i zająć miejsce obalonego wodza.
A obracać ster trzeba było energicznie i szybko, tak jak robili to sternicy na Titanicu, żeby nie
zderzyć się z górą lodową. Obracać trzeba było szybko i do oporu albo w jedną stronę, albo znowuż
do oporu w drugą.
Związek Radziecki powinien był:
– albo zmienić system gospodarczy i stać się normalnym krajem jak pozostałe państwa,
– albo zmienić system gospodarczy w pozostałych państwach.
Albo będziemy tacy jak wszyscy, albo sprawimy, że wszyscy będą tacy jak my.
Większość przywódców, a na ich czele stali Malenkow i Beria, była skłonna skręcić w prawo
i zboczyć z drogi socjalizmu. Wtedy nie trzeba by zmieniać całego świata.
Malenkow i Beria mieli w ręku mocny argument. Wcześniej mogliśmy liczyć na to, że w rezultacie
nowej wojny zwyciężą rewolucje proletariackie w państwach kapitalistycznych. Ale pojawiła się
broń atomowa, która spowodowała, że wielka wojna byłaby samobójstwem dla wszystkich. Wojny
atomowej nie da się wygrać. Dlatego nie uda nam się zmusić całego świata do kroczenia naszą drogą.
Dlatego nasz kraj powinien zboczyć z drogi, którą podąża od 1917 roku.
Tylko towarzysz Chruszczow miał inne zdanie. Nie będziemy zbaczać z drogi Trockiego–Lenina–
Stalina! Ruszymy z posad bryłę świata, dziś niczym, jutro wszystkim my! Komunizm to świetlana
przyszłość ludzkości! Jeśli kapitaliści rozpętają nową wojnę, to doprowadzi ona do zwycięstwa
proletariuszy w państwach kapitalistycznych!
Na nieszczęście Chruszczowa był on w nędznej mniejszości. Popierał go marszałek Związku
Radzieckiego Nikołaj Aleksandrowicz Bułganin. Ale skłonność do nadużywania rosyjskiego trunku
narodowego sprawiała, że Bułganin był słabym politykiem i niepewnym sojusznikiem.
Wtedy do Chruszczowa zwrócił się stary towarzysz broni jeszcze z czasów przedwojennych,
dowódca Uralskiego Okręgu Wojskowego, marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Żukow: Wojnę
jądrową można wygrać! Daj mi władzę! Daj mi półtora roku! Udowodnię, że zwycięstwo w III
wojnie światowej jest możliwe!
Tego samego 5 marca 1953 roku dowódca Uralskiego Okręgu Wojskowego, marszałek Związku
Radzieckiego Żukow został mianowany na stanowisko pierwszego zastępcy ministra obrony ZSRR.
Szesnastego marca 1953 roku ogłoszono to oficjalnie.
Moment kluczowy
Ale czy istnieją dokumenty, które dowodzą, że Stalin pozostawał sekretarzem generalnym po 1934
roku?
Istnieją. I jest ich mnóstwo.
Jak to możliwe? W jaki sposób zniekształcający naszą historię fałszerze wszelkiej maści już od pół
wieku oszukują naród?
Chodzi o to, że Stalin był psychologiem i rozumiał znaczenie skromności, dlatego często
podpisywał dokumenty po prostu jako sekretarz Komitetu Centralnego. A w listach do córki nawet
nazywał siebie sekretarzyną.
Jednak w decydujących momentach historii używał pełnego tytułu: sekretarz generalny KC WKP(b).
Każdy badacz może sam się o tym przekonać. Gorąco polecam Archiwum Prezydenta Federacji
Rosyjskiej, dział 93. Jeżeli nie jesteście w stanie dostać się za te pancerne drzwi, trzeba wykorzystać
możliwości tych, którzy mają dostęp do tajemnic.
Historyk jest szpiegiem, który zajmuje się przeszłością.
To moje credo.
Tego punktu widzenia bronię od wielu lat. Namawiam historyków, żeby doskonalili swoje
umiejętności wywiadowcze. Analiza sytuacji jest ważna, ale nie mniej ważne są rozpoznanie
i pozyskiwanie agenturalne. Nie trzeba rozpruwać sejfu, w którym znajdują się tajemnice historii.
Wystarczy wręczyć bombonierkę ładnej dziewczynie, która ma do niego klucz.
W wojskowym wywiadzie strategicznym to się nazywa werbowanie.
Wręczacie bombonierkę i dostajecie się do najbardziej strzeżonych archiwów.
A tam morze informacji!
Najbardziej interesuje mnie 22 czerwca 1941 roku. Badaniom wydarzeń tego dnia, wszystkiego, co
się wydarzyło wcześniej, i konsekwencji tego poświęciłem całe życie.
Oto przykłady dokumentów, które Stalin podpisał w tym czasie.
Pod ściśle tajną uchwałą Rady Komisarzy Ludowych ZSRR i KC WKP(b) nr 1724-733ss
O Kwaterze Głównej Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych Związku SRR z 23 czerwca 1941 roku
widnieje tylko jeden podpis: „Przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych ZSRR, sekretarz
generalny KC WKP(b) J. Stalin”.
Załóżmy na chwilę, że stanowisko sekretarza generalnego zniesiono w 1934 roku i od tego momentu
Stalin tytułował się po prostu sekretarzem KC.
Po latach 1937–1938, czyli po wielkiej czystce, władza Stalina niezwykle się umocniła
w porównaniu z 1934 rokiem.
Jeżeli nasze przypuszczenie jest słuszne, to przed wielką czystką pompatyczny tytuł sekretarza
generalnego KC odpowiadał ogromnej, ale mimo wszystko ograniczonej władzy Stalina.
A skromny tytuł sekretarza KC, którym Stalin posługiwał się w czasie przygotowań do wielkiej
czystki oraz przed i po niej, odpowiadał nieograniczonej, niespotykanej w historii władzy.
Teraz zastanówmy się: Po co Stalin 23 czerwca 1941 roku, w najgorszych dniach jego życia
i zbudowanego przezeń imperium, podpisał się górnolotnym, od dawna już nieistniejącym tytułem,
który odpowiadał dość ograniczonej władzy, zamiast podpisać się skromnym tytułem, który
odpowiadał władzy nieograniczonej?
Ściśle tajna uchwała Rady Komisarzy Ludowych ZSRR i KC WKP(b) O Kwaterze Głównej
Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych Związku SRR była dokumentem najwyższej wagi. Stalin
zdecydował w nim o tym, kto będzie kierował wojną. Czy 23 czerwca 1941 roku postanowił
podpisać się tytułem, który zniesiono siedem lat wcześniej? Czyżby chciał zażartować? Jeżeli pamięć
mnie nie myli, w tym momencie nie było mu do śmiechu.
Tak więc nasze przypuszczenie jest błędne. Urząd sekretarza generalnego KC w 1934 roku nie
został zniesiony.
Po prostu Stalin wykorzystywał oręż swojej władzy ostrożnie i rozważnie, nie strzelał z armat do
wróbli. Główny tytuł – tylko dla najważniejszych spraw, tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Tego samego dnia, 23 czerwca 1941 roku, pod ściśle tajną uchwałą Rady Komisarzy Ludowych
ZSRR i KC WKP(b) nr 1734-743ss O wprowadzeniu w życie planu mobilizacyjnego w zakresie
amunicji znowu widnieje jeden podpis: „Przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych ZSRR,
sekretarz generalny KC WKP(b) J. Stalin”.
Zwróćmy uwagę na fakt, że numeracja uchwał jest podwójna. Dlaczego?
A dlatego, że w Związku Radzieckim władza była zdublowana.
Weźmy, na przykład, taki rejon administracyjny. Przy centralnym placu dużej wsi albo miasteczka
stoi wielkie gmaszysko. To komitet wykonawczy. Władza państwowa, której podporządkowana jest
cała ludność rejonu.
Ale przy tym samym centralnym placu znajduje się jeszcze jeden budynek. Trochę większy, trochę
ładniejszy. To rejonowy komitet partii komunistycznej. Komitet ów kontroluje i kieruje pracą
komitetu wykonawczego, czyli władzy państwowej na tym obszarze.
Idziemy szczebel wyżej. Miasto obwodowe. Ten sam widok. Obwodowy komitet wykonawczy,
a obok niego – obkom (obwodowy komitet partii). Komitet wykonawczy sprawuje władzę
państwową na danym obszarze. Ale nad nim jest obwodowy komitet partii. Pierwszy sekretarz
obkomu wydaje polecenia przewodniczącemu komitetu wykonawczego, czyli władzy państwowej
w obwodzie, kieruje tą władzą i ją kontroluje.
Podobnie wygląda sytuacja w krajach – krajowe komitety wykonawcze, a nad nimi krajowe
komitety partii.
Jeszcze szczebel wyżej są republiki. Weźmy Ukrainę. Kierował nią rząd. A rządem – Komitet
Centralny Ukraińskiej Partii Komunistycznej.
Podobnie było na samej górze. Na czele państwa stał rząd – Rada Komisarzy Ludowych, po wojnie
zaś Rada Ministrów.
Szefem rządu do maja 1941 roku był towarzysz Mołotow.
Towarzysz Mołotow to druga osoba w państwie. Krajem i narodem kierowała Rada Komisarzy
Ludowych, ale rada była kontrolowana i całkowicie podległa partii komunistycznej. Nad
towarzyszem Mołotowem stał sekretarz generalny Komitetu Centralnego towarzysz Stalin.
Piątego maja 1941 roku towarzysz Stalin podporządkował sobie również władzę państwową,
obejmując także stanowisko szefa rządu.
Władza państwowa z samej góry określa, jakich działań oczekuje. Jednocześnie najwyższa władza
partyjna przekazuje ten sam rozkaz wszystkim podległym jej strukturom partyjnym: właśnie tak należy
postępować.
Stąd podwójna numeracja.
Pierwszy jest numer dokumentu rządowego, drugi – dokumentu partyjnego. Litery „ss” nie
wymagają rozszyfrowywania: ściśle tajne.
Zwróćmy uwagę na różnicę w numeracji dwóch uchwał, które Stalin podpisał tego samego dnia 23
czerwca 1941 roku: 1724-733ss i 1734-743ss.
Tak rządowe, jak i partyjne dokumenty dzieli równo dziesięć pozycji. Oznacza to, że 23 czerwca
1941 roku podpisano co najmniej dziesięć wspólnych uchwał Rady Komisarzy Ludowych ZSRR
i Komitetu Centralnego WKP(b).
Każdemu, kto twierdzi, że po 1934 roku Stalin nie był sekretarzem generalnym, radzę nie skąpić,
kupić pudełko czekoladek, znaleźć dziewczynę z kluczami, dać jej łakocie, dostać się do Archiwum
Prezydenta Federacji Rosyjskiej i przeczytać dokumenty, których numery znajdują się między dwoma
wymienionymi przeze mnie.
Można również z ciekawości przejrzeć te dokumenty, które Stalin podpisał przed i po 23 czerwca.
Wtedy spór, czy był on sekretarzem generalnym po 1934 roku, ucichnie sam.
A jeśli ktoś nie ma ochoty ślęczeć w Archiwum Prezydenta, od biedy można sięgnąć do otwartych
źródeł. Jest ich co niemiara. Już dawno zostały opublikowane i są powszechnie dostępne.
Ale być może, gdy Hitler uderzył, Stalin przypomniał sobie o swoim zniesionym w 1934 roku
tytule?
Bynajmniej. Stalin używał tytułu sekretarza generalnego również przed niemiecką napaścią. Nie
będziemy oddalać się zbytnio od feralnej daty 22 czerwca 1941 roku.
Pod ściśle tajną uchwałą Rady Komisarzy Ludowych ZSRR i Komitetu Centralnego WKP(b) nr
1711-724ss O malowaniu w barwy maskujące samolotów, pasów startowych, namiotów i urządzeń
lotniskowych z 19 czerwca 1941 roku widnieje podpis: „Przewodniczący Rady Komisarzy
Ludowych ZSRR, sekretarz generalny KC WKP(b) J. Stalin”.
Już ta jedna uchwała wystarczy, żeby uznać za udowodnioną całą teorię, którą przedstawiłem
w Lodołamaczu. Co więcej, sama nazwa tego ściśle tajnego dokumentu i podpis pod nim
w zupełności wystarczą, żeby zakończyć wszystkie debaty wokół wspomnianej książki.
Przez dwadzieścia lat, do 19 czerwca 1941 roku, nikomu nie przyszło do głowy, żeby wymalować
samoloty, namioty i pasy startowe w barwy maskujące. A tu nagle… Komitet Centralny zdecydował
o… malowaniu namiotów. I jest podpis towarzysza Stalina.
O co tu chodzi?
Jeżeli towarzyszowi Stalinowi nie podobał się kolor namiotów, można było wezwać na puszysty
perski dywanik ludowego komisarza obrony marszałka Związku Radzieckiego Timoszenkę i wyrazić
swoje niezadowolenie. I niech on pisze rozkaz, w którym określi, kiedy i jak malować namioty.
A przy okazji samoloty, urządzenia lotniskowe, pasy startowe.
Albo można nie kłopotać tak błahą sprawą ludowego komisarza obrony. Jest szef Sztabu
Generalnego generał armii Żukow i można jemu wytknąć, że namioty mają nie ten kolor.
Dlaczego nagle kolorem namiotów zajął się sam towarzysz Stalin?
Dlaczego uchwała jest nawet nie tajna, lecz ściśle tajna?
Być może towarzysz Stalin zrozumiał, że lada chwila zostanie napadnięty? Nic z tych rzeczy. Nie
będę udowadniał, że Stalin nie wierzył w możliwość niemieckiej napaści. Nie wierzył w to ani 19
czerwca, ani 20, ani 21. I 22 czerwca, kiedy niemieckie bomby spadały na radzieckie lotniska,
a niemieckie czołgi nawijały na gąsienice pierwsze kilometry radzieckiej ziemi, Stalin nadal nie
wierzył. To wszystko zostało już udowodnione przez innych badaczy.
Podpisany przez Stalina 19 czerwca 1941 roku ściśle tajny rozkaz maskowania lotnisk i samolotów
oznaczał wojnę. Bliską i nieuniknioną.
Ale Stalin nie wierzył, że Niemcy zaczną wojnę.
Skoro zdaniem Stalina nieuchronnej wojny Niemiec ze Związkiem Radzieckim, która powinna
wybuchnąć w ciągu najbliższych kilku dni, nie rozpęta Hitler wraz ze swymi generałami… to kto?
Jeśli nie Hitler, to kto?
Być może komuś będzie mało przytoczonych przeze mnie dokumentów. Jeśli tak, radzę poszukać
uchwały Rady Komisarzy Ludowych i KC WKP(b) nr 1509-620 ss/ow z 6 czerwca 1941 roku.
I sprawdzić, czyj podpis widnieje pod tym dokumentem.
To dokument jeszcze większej wagi. Nadruk „ss/ow” znaczy: ściśle tajne specjalnego znaczenia.
To Plan mobilizacyjny uzbrojenia i amunicji podpisany przez przewodniczącego Rady Komisarzy
Ludowych ZSRR, sekretarza generalnego KC WKP(b) towarzysza Stalina.
Dlaczego jednak uchwałę o amunicji z 6 czerwca 1941 roku opatrzono nadrukiem „ściśle tajne
specjalnego znaczenia”, podczas gdy na uchwale o amunicji z 23 czerwca 1941 roku, podpisanej
przez tę samą osobę, która zajmuje takie same stanowiska i ma takie same tytuły, widnieje tylko
klauzula „ściśle tajne”?
Ponieważ, obywatele, w uchwale z 6 czerwca 1941 roku określono, kto, kiedy, jaką amunicję
i w jakich ilościach ma produkować. A uchwała z 23 czerwca 1941 roku jest jedynie rozkazem
rozpoczęcia wcześniejszego planu. Bez niepotrzebnego tłumaczenia, kto, kiedy, gdzie i ile.
Znowu daje to nam do myślenia. Piątego maja 1941 roku towarzysz Stalin z jakiegoś powodu objął
dodatkowo stanowisko szefa rządu Związku Radzieckiego. Nie wierzył w napaść Niemiec, ale
pierwszą sprawą, którą się zajął 6 maja 1941 roku, była produkcja amunicji na czas wojny.
Powołuję się na dokumenty z 1941 roku tylko dlatego, że tkwimy po uszy w materiałach z tego
okresu. Każdy, kto będzie badał inne lata, uzyska ten sam wynik.
O tym, że Stalin pozostawał sekretarzem generalnym partii komunistycznej w czasie wojny oraz po
jej zakończeniu, świadczy pośredni, ale bardzo przekonujący fakt.
W państwach podbitych w czasie wojny przez Związek Radziecki aparat państwowy tworzono na
modłę radziecką. Więc tam, gdzie po wojnie do władzy doszli komuniści, główny komunista nosił
tytuł sekretarza generalnego.
Gdyby u nas go nie było, oni też by go nie mieli.
Po śmierci Stalina głównego komunistę Związku Radzieckiego nazywano pierwszym sekretarzem.
Z pewnym opóźnieniem zaczęto również tak tytułować głównych komunistów w podbitych przez nas
państwach.
Oto przykład. Do połowy lat 60. Rumunia pozostawała naszym lojalnym sojusznikiem. Rumuńscy
bracia starannie kopiowali wszystko, co było u nas. Do 1954 roku partii komunistycznej (w różnych
okresach miała ona różne nazwy) przewodziło siedmiu sekretarzy generalnych.
Od 13 września 1953 roku głównego komunistę Związku Radzieckiego nazywano pierwszym
sekretarzem. W Rumunii odpowiednio, jak powinno być – z pewnym opóźnieniem, głównym
komunistą był od 20 kwietnia 1954 roku pierwszy sekretarz. Został nim Gheorghe Apostol.
Trzeciego kwietnia 1922 roku Plenum Komitetu Centralnego partii na wniosek Lenina wybrało na sekretarza generalnego KC
najlepszego i wiernego ucznia oraz współpracownika Lenina – Stalina. Od tej pory Stalin nieprzerwanie pełni tę funkcję. (s. 88)
Nawiasem mówiąc, te dwa zdania znajdują się również w pierwszym wydaniu Wielkiej
Encyklopedii Radzieckiej.
Stalin często podpisywał dokumenty, używając tytułu „sekretarz KC”. Niektórzy wyciągnęli z tego
wniosek, że przestał być sekretarzem generalnym.
Chruszczow jako pierwszy sekretarz KC KPZR też bardzo często używał tego właśnie tytułu –
sekretarz KC. Podpisywał tak nie tylko zwykłe pisma, ale i dokumenty najwyższej wagi.
Nie znaczy to jednak wcale, że Chruszczow przestał być pierwszym sekretarzem KC.
Gieorgij Fiodorowicz Aleksandrow – kandydat na członka KC WKP(b), członek Biura Organizacyjnego KC, szef Zarządu Agitacji
i Propagandy KC WKP(b), doktor filozofii, profesor, członek Akademii Nauk ZSRR, laureat Nagrody Stalinowskiej pierwszego
i drugiego stopnia, po śmierci Stalina – minister kultury ZSRR.
Michaił Romanowicz Gałaktionow – przed wojną komisarz dywizyjny, w czasie wojny – generał major, redaktor naczelny gazety
„Krasnaja Zwiezda”, po wojnie – szef redakcji wojskowej „Prawdy”.
Władimir Siemionowicz Krużkow – profesor, doktor filozofii, członek korespondent Akademii Nauk ZSRR, w latach 1944–1949
dyrektor Instytutu Marksa–Engelsa–Lenina przy KC WKP(b).
Mark Borisowicz Mitin – członek KC WKP(b), doktor filozofii, profesor, członek Akademii Nauk ZSRR, członek Prezydium Akademii
Nauk ZSRR, laureat Nagrody Stalinowskiej pierwszego stopnia, w latach 1939–1944 dyrektor Instytutu Marksa–Engelsa–Lenina przy
KC WKP(b).
Wasilij Dmitrijewicz Moczałow – zastępca dyrektora Instytutu Marksa–Engelsa–Lenina przy KC WKP(b), kierownik sekcji J.W.
Stalina tego instytutu.
Piotr Nikołajewicz Pospiełow – członek Komitetu Centralnego WKP(b)–KPZR (1939–1971), redaktor naczelny „Prawdy” (1940–
1949), sekretarz KC KPZR (1953–1960), kandydat na członka Prezydium KC KPZR (1957–1961), członek Akademii Nauk ZSRR,
Bohater Pracy Socjalistycznej, laureat Nagrody Stalinowskiej pierwszego stopnia.
Czy któryś z tych odpowiedzialnych towarzyszy ośmieliłby się wypaczyć Wielki Życiorys?
Gdyby któryś z nich zdobył się na coś takiego, koledzy autorzy skręciliby mu kark, ratując życie
przed karzącą ręką oburzonego proletariatu.
Po co mieliby nadstawiać głowy i inne części ciała, wymyślając coś, co nie odpowiada
rzeczywistości?
A gdyby nawet coś przekręcili, Główny Redaktor by ich wyprostował.
Wszystkich.
On to potrafił.
Po śmierci Stalina bardzo oficjalne źródła nie ukrywały, kiedy pozbawiono go tytułu sekretarza
generalnego.
Encykłopiediczeskij slowar' (Wydawnictwo Wielkiej Encyklopedii Radzieckiej, Moskwa 1955,
tom 3, s. 310):
Trzeciego kwietnia 1922 roku Plenum KC na wniosek W.I. Lenina wybrało Stalina na sekretarza generalnego KC partii; pełnił on tę
funkcję do października 1952 roku, a następnie do końca życia był sekretarzem KC.
Wielka Encyklopedia Radziecka (wydanie drugie, tom 40, 1956) o Stalinie pisze tak:
W kwietniu 1922 roku na Plenum KC Stalin został wybrany na sekretarza generalnego KC i pełnił tę funkcję ponad 30 lat.
Po zakończeniu wojny J.W. Stalin, jako sekretarz generalny partii i przewodniczący Rady Ministrów ZSRR, wniósł ogromny wkład
21
w prace nad programem powojennego porządku świata.
To oficjalna publikacja Ministerstwa Obrony ZSRR. Podpisali się pod nią marszałek Związku
Radzieckiego N.W. Ogarkow, admirał Floty Związku Radzieckiego S.G. Gorszkow, główny
marszałek lotnictwa P.S. Kutachow, ośmiu generałów armii, trzech generałów pułkowników, trzech
generałów poruczników.
Żeby ostatecznie rozwiać wątpliwości, pisarz Feliks Czujew zapytał zasłużonego emeryta
Wiaczesława Michajłowicza Mołotowa: Kiedy Stalin został usunięty z najwyższego stanowiska?
Mołotow odpowiedział: Stalina usunięto ze stanowiska sekretarza generalnego Komitetu
Centralnego w październiku 1952 roku22.
Moment kluczowy
Jest oczywiste, dlaczego w 1956 roku po XX Zjeździe KPZR Chruszczow rozdmuchał legendę,
według której stanowisko sekretarza generalnego KC jak gdyby samo zniknęło już w 1934 roku.
Chruszczow miał interes w tym, by udowodnić, że w 1952 roku nikt Stalina ze stanowiska nie
odwołał, a więc nie było powodu go zabijać.
Ale trudno zrozumieć, dlaczego nawet dzisiaj niektórzy powtarzają konfabulacje Chruszczowa
mimo powszechnej dostępności opublikowanych oficjalnych dokumentów, na których również po
1934 roku widnieje najważniejszy urząd Stalina – sekretarz generalny KC WKP(b).
Pytanie: Jeżeli Stalin był sekretarzem generalnym Komitetu Centralnego partii komunistycznej tuż
przed wojną i w jej trakcie, to czy mógł stracić ten tytuł po 1941 roku?
Odpowiedź brzmi: Nie mógł.
Ani bowiem w 1941 roku, ani w kolejnych latach aż do października 1952 roku, jak pamiętamy, nie
odbył się żaden zjazd partii. A poza nim nikt nie mógł pozbawić Stalina jego głównego urzędu.
Tylko zjazd mógł o tym zdecydować.
Dlatego Stalin sprzeciwiał się zwoływaniu zjazdów.
I dlatego jego wierni uczniowie, współpracownicy i towarzysze z takim uporem domagali się
zwołania zjazdu, choć stawką w tej grze było ich życie.
W ten oto sposób w październiku 1952 roku towarzysza Stalina po cichu, bez zbędnego hałasu
odwołano z najważniejszego stanowiska. Ale pozbawienie go pełni władzy nie było takie proste.
Stalin odpowiedział serią potężnych ciosów. Kolejny, śmiertelny cios powinien był usunąć
z politycznego horyzontu całe najwyższe kierownictwo Związku Radzieckiego.
Ale towarzysz Stalin nagle zachorował i umarł, opłakiwany przez wdowy, sieroty i kolegów
z najwyższego aparatu władzy.
Spuścizna Stalina okazała się bardzo ciężka. Powiedziałbym – nie do udźwignięcia.
Niektóre problemy Stalinowi udało się rozwiązać.
W czasie wojny i tuż po niej w Związku Radzieckim gwałtownie wzrosła przestępczość, zwłaszcza
bandytyzm. W kraju brakowało wszystkiego, nawet ziemniaków i chleba, tymczasem broni w lasach
było pod dostatkiem. Tylko zbierać bandę i uprawiać bandycki fach.
Bandytyzm w Rostowie, Odessie, Lwowie, Charkowie i innych dużych miastach udało się ukrócić
za pomocą najbardziej radykalnych środków. Oficerowie w cywilnych ubraniach udawali po nocach
podchmielonych przechodniów, a zaczepieni przez rabusiów, strzelali bez uprzedzenia w głowę.
Praktykowano to nie tylko w Odessie, rzekomo na rozkaz Żukowa, ale we wszystkich większych
miastach na polecenie Stalina.
Jednak istniały problemy jeszcze bardziej skomplikowane.
Podczas wojny na okupowanych terenach Związku Radzieckiego trwała wojna domowa. Ogarnęła
ona Białoruś, Ukrainę, Krym, północny Kaukaz, stepy Kałmucji, obwody smoleński, pskowski
i briański. Trzeba było spacyfikować całe narody, wypędzając je z rdzennych ziem do Kazachstanu
i na Syberię.
Niemcy zostały pokonane, ale na Litwie, Łotwie, Ukrainie, w Estonii i Polsce toczyła się wojna
partyzancka z wyzwolicielami. Stalin musiał prowadzić wielkie operacje, żeby uporać się z tym
problemem.
Na wojnie zginęły miliony. Na każdy milion poległych przypadała wszakże jakaś, niemała, liczba
kalek – głuchych i ślepych, bezrękich i beznogich, poparzonych i potwornie okaleczonych.
W pierwszych powojennych latach pociągi podmiejskie, dworce, place, targowiska, cmentarze
i parki Związku Radzieckiego roiły się od żebrzących inwalidów. Państwo nie mogło zapewnić im
ani dachu nad głową, ani żywności, ubrań, pieniędzy czy pomocy medycznej. Byli brudni, zawszeni,
z ropiejącymi ranami, niechlujni, wiecznie pijani. Ubrani w podarte mundury, na głowach mieli
furażerki, czapki oficerskie z połamanymi daszkami, hełmy czołgowe i lotnicze, czapki marynarskie
z wypłowiałymi dawno nazwami okrętów. Na piersiach – odrapane ordery, na których popękała
emalia, powyginane medale z poplamionymi wstążkami. Śpiewali piosenki o walkach i bitwach:
Opowiadali potworne historie o wojnie. Prosili o jałmużnę, którą natychmiast przepijali. Pili
denaturat, politurę i tym podobne produkty przemysłu chemicznego.
Ich obrzydliwy widok psuł zwycięskiemu ludowi święto.
Coś z tym trzeba było zrobić.
Towarzysz Stalin miał radykalne rozwiązania wszystkich problemów. Poradził sobie również z tą
plagą. W kraju bardzo szybko pozbyto się inwalidów.
Problem został rozwiązany. Ale nie zawsze szło tak gładko jak z bezbronnymi inwalidami.
Niektórych problemów nie udało się rozwiązać do końca.
Podczas wojny do niemieckiej niewoli trafiły miliony radzieckich żołnierzy i oficerów. Wielu
z nich zginęło. Jednak ci, którzy przeżyli, nie śpieszyli się z powrotem do ukochanej ojczyzny.
Ponadto Niemcy wywieźli około pięciu milionów obywateli Związku Radzieckiego do pracy
w swoich fabrykach. Wojna się skończyła, lecz obywatele jakoś nie chcieli wracać do domu.
Trzeba było ich do tego nakłonić, uciekając się do kłamstwa i przemocy. Nie wszyscy wrócili.
Najsprytniejsi uniknęli spotkania z ojczyzną, która wyzwoliła Europę od brunatnej zarazy. A tym,
których udało się zmusić do powrotu, patriotyzmu nie przybyło.
Żartowano wówczas, że Stalin popełnił na wojnie tylko dwa błędy.
Po pierwsze: pokazał Iwanowi Europę.
Po drugie: pokazał Europie Iwana.
Miliony radzieckich żołnierzy zobaczyły Niemcy, Austrię, Polskę, Czechosłowację, Bułgarię
i Jugosławię, Finlandię, Węgry i Rumunię, a nawet Norwegię i Danię. Wszędzie tam ludzie żyli
inaczej niż my. W najbiedniejszych nawet wsiach zniszczonej przez wojnę Europy było lepiej niż
w naszych kołchozach.
Radzieccy żołnierze i oficerowie wracali z wojny z nadzieją, że teraz wszystko zacznie się
zmieniać. Powszechnie wierzono, że rozwiążą kołchozy. Ale nie zostały rozwiązane. Dlatego lepiej
nie było.
Główny problem pozostawał ten sam: kraj nie miał co jeść.
Swego czasu w naszej prasie pojawiła się wypowiedź Churchilla: rzekomo podczas spotkań
przywódców zarówno sam Churchill, jak i wszyscy inni wstawali, kiedy wchodził Stalin, i ponoć
stali na baczność.
Autor też jest ofiarą rodzimej propagandy. Powtórzyłem tę bzdurę w swoich książkach. Ale
sprawdziłem u źródeł i przekonałem się, że Churchill niczego takiego nie napisał ani nie powiedział.
Wycofuję się więc z tego, co napisałem. Proszę mi wybaczyć tę bezmyślność.
W tym samym kłamliwym, sfabrykowanym przez naszą propagandę tekście znalazła się jeszcze
jedna pochwała Stalina: ponoć zastał Rosję z sochą, a zostawił z bombą atomową.
Tym razem jednak nie dałem się nabrać i nie powtórzyłem tej bzdury.
A to dlatego, że z bliska widziałem życie w radzieckim kołchozie. Mój dziadek, Wasilij
Andriejewicz Riezunow, całe życie pracował jako kowal w kołchozie imienia Szewczenki w rejonie
sołoniańskim obwodu dniepropietrowskiego. Chutor Sadowy, do którego czasami przyjeżdżałem do
dziadków, pamiętał kanibalizm i po kolektywizacji, i ten powojenny.
Opowieści mężczyzn były zadziwiająco podobne. Starsze kobiety natomiast nie chciały niczego
opowiadać. Płakały tylko, kiedy wspominano o epoce „wielkiego przełomu”, czyli kolektywizacji,
czasach „wielkiego zwycięstwa nad faszyzmem”.
Gorzkich wspomnień nieco podpitych pod koniec dnia chłopów o kolektywizacji i jej rezultatach
nie da się dołączyć do akt jak dokumentu. Dlatego zwróćmy się do oficjalnych źródeł.
Sytuacja z chlebem w 1947 roku po głodzie 1946 roku była bardzo zła.
Sytuacja z chlebem w 1947 roku po słabych zbiorach 1946 roku była dość ciężka. (Podkreślenia moje – W.S.).
Ale nie da się przepisać całej naszej historii, dlatego czasami, wbrew intencji autorów, pojawiały
się w niej skrawki prawdy: „Na Ukrainie w 1946 roku panował straszny głód, odnotowano przypadki
kanibalizmu”24. Są to słowa pierwszego sekretarza KC KPZR towarzysza Nikity Siergiejewicza
Chruszczowa.
W 1946 roku Chruszczow był gospodarzem na Ukrainie. Sytuację znał najlepiej. Jeżeli kogoś
interesuje to zagadnienie, dokumentów jego dotyczących jest pod dostatkiem i można znaleźć je bez
większego wysiłku.
Lud określał to w krótszej i prostszej formie:
Sierp i młot –
Śmierć i głód.
Chruszczow sam musiał przyznać, że sytuacja wygląda właśnie tak. W 1945 roku odwiedził
rodzinną Kalinówkę. Opowiedział później o tej wizycie – rzecz jasna nie prasie, lecz w gronie
najbliższych współpracowników – podczas plenum KC w czerwcu 1957 roku.
Towarzysze, nie wystarczy powiedzieć, że sytuacja wyglądała fatalnie. Koni nie ma, wozów nie ma, zboża nie ma. Poprosiłem
towarzysza Grieczkę, żeby wspomógł kołchoz końmi (w armii było akurat dużo zdobycznych koni). Dał konie, wozy, uprząż.
Przywieziono konie, lecz kołchoz ich nie przyjmuje, bo o konie trzeba dbać! Kołchoźnicy nie chcą w kołchozie pracować. Za swoją
pracę dostają tylko kreski. Chcieliby, by żołnierze zajmowali się tymi końmi. (…) Kołchoźnicy nie chcą karmić koni; nie byli tym
zainteresowani. Taka apatia panuje nie tylko w Kalinówce, lecz w całym naszym rolnictwie.
Widziałem, że sieją to, co nie daje plonów. Ale co ja mogę im powiedzieć? Muszą siać wszystko, co przewiduje plan. A co to za
plan? Siedzą w Moskwie tęgie głowy i wymyślają, ile siać jarej pszenicy, ile ozimej, ile jęczmienia, wyki, buraków. I tak w punktach
25
mają rozpisane. Czy ktoś może nie wykonać tego tak zwanego planu? Nikt. Ten, kto zmieni strukturę upraw, łamie dyrektywę.
Podczas tegoż plenum KC w czerwcu 1957 roku Chruszczow wyznał: „Kołchozom zabierano
wszystko, co miały, przez co zniszczono rolnictwo… W 1951 roku kołchoźnicy uciekali”.
Członek Prezydium KC KPZR towarzysz Mikojan: „Tak naprawdę mięsem handlujemy tylko
w Moskwie i Leningradzie, jako tako w Donbasie i na Uralu, w innych regionach mamy przerwy
w dostawach”26.
Churchill nie mówił i nie pisał, że Stalin zastał Rosję z sochą, a zostawił z bombą atomową. Ale
gdyby nawet powiedział coś tak niedorzecznego, to powinno to brzmieć: i z sochą zostawił.
4
Rosja, którą straciliśmy, mimo wszystko eksportowała zboże, a Związek Radziecki nie był w stanie
sam się wyżywić. To jedno z głównych osiągnięć socjalistycznego sposobu produkcji i osobiście
towarzyszy Trockiego, Swierdłowa, Lenina, Stalina, Chruszczowa oraz reszty partyjnej braci.
Na fatalne skutki zbrodniczej antychłopskiej, czyli wrogiej ludowi, polityki kolektywizacji nałożyły
się równie katastrofalne skutki wojny. Nie wróciły z niej miliony ludzi zdolnych do pracy. A ci,
którzy przeżyli, nie śpieszyli się bynajmniej z powrotem do kołchozów. Rąk do pracy brakowało
wszędzie: zdemobilizowani żołnierze pracowali przy odbudowie kopalni Donbasu i zakładów
metalurgicznych w Dniepropietrowsku, przy uprzątaniu ruin Stalingradu i Kijowa, Woroneża
i Noworosyjska. Ludzie szli do wyrębu lasów i budowy fabryk na Uralu i na Syberii, do budowy
metra w Moskwie i Leningradzie.
Dokądkolwiek, byle nie do kołchozu.
Dlatego w Związku Radzieckim po zakończeniu II wojny światowej i ustaniu dostaw żywności
z USA nieuchronnie pojawił się głód.
Przywódcy musieli o tym czasami przynajmniej wspominać podczas swoich spotkań.
Zastępca przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR, przyszły szef rządu ZSRR, były i przyszły
członek Biura Politycznego A.N. Kosygin opowiadał o pierwszych latach powojennych tak: „W tym
okresie musiałem wizytować szereg regionów – Baszkirię, Kujbyszew, Mołdawię – w związku
z wybuchami epidemii i głodem. W wielu obwodach z głodu zmarło dużo ludzi”27.
Na tym samym plenum ambasador Związku Radzieckiego w Chinach towarzysz A.M. Puzanow
powiedział, że w październiku 1952 roku na XIX Zjeździe KPZR zameldowano, że „problem
zaopatrzenia w zboże rozwiązano z powodzeniem, ostatecznie i bezpowrotnie”. Towarzysz Puzanow
dodał: „To było nie tylko upiększanie rzeczywistości. To było okłamywanie partii i narodu na wielką
skalę!”.
Były pierwszy sekretarz KC komunistycznej partii Karelo-Fińskiej SRR, a po tym jak cała ludność
republiki przeniosła się do Finlandii – pierwszy sekretarz karelskiego obwodowego komitetu partii
towarzysz L.J. Łubiennikow dodał: „W Karelii nie można było zdobyć litra mleka dla chorego
dziecka. (…) Niedługo ziemniaków i warzyw będzie pod dostatkiem”.
Co oznacza: pod kierownictwem naszego ukochanego Nikity Siergiejewicza odbudujemy
rolnictwo! Wkrótce będziemy mieli pod dostatkiem ziemniaków, kapusty i ogórków! Mimo że w tej
chwili, cztery miesiące przed czterdziestą rocznicą Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji
Październikowej, ziemniaków w kraju brakuje.
Pierwszy sekretarz komitetu partii w Kraju Stawropolskim towarzysz I.K. Lebiediew:
„W obwodzie penzeńskim, gdzie pracowałem, w niektórych wsiach do 40 procent domów było
niezamieszkanych. Ludzie wyjechali, nie było komu pracować”.
W swoim gronie przywódcy zdawali sobie sprawę, że pod ich mądrym kierownictwem rosyjska
wieś wymiera.
A razem z nią – Rosja.
Moment kluczowy
23 Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Centrum Przechowywania Dokumentacji Współczesnej, dział 2, rejestr 1, teczka 257.
Posiedzenie wieczorne 26 czerwca 1957 roku.
24 Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Centrum Przechowywania Dokumentacji Współczesnej, dział 2, rejestr 1, teczka 257.
Posiedzenie wieczorne 28 czerwca 1957 roku.
25 Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Centrum Przechowywania Dokumentacji Współczesnej, dział 2, rejestr 1, teczka 257.
Posiedzenie wieczorne 28 czerwca 1957 roku.
26 Stenogram lipcowego plenum. Posiedzenie wieczorne 3 lipca 1953 roku. RGANI, dział 2, rejestr 1, teczka 45. Opublikowane
w „Izwiestija CK KPSS” 1991, nr 1–2.
27 Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Centrum Przechowywania Dokumentacji Współczesnej, dział 2, rejestr 1, teczka 257.
Posiedzenie wieczorne 28 czerwca 1957 roku.
Rozdział 8
Po zakończeniu II wojny światowej nie tylko wewnętrzna, ale również cała polityka zagraniczna
Stalina zakończyła się fiaskiem.
Na konferencji w Poczdamie latem 1945 roku Stalin zażądał, by oddano Libię pod kontrolę
Związku Radzieckiego, czyli próbował uzyskać kolonie w Afryce. Libia to bazy na Morzu
Śródziemnym i ropa. Zachód odmówił.
W czasie wojny oddziały Armii Czerwonej wprowadzono do Iranu. Połowa Iranu dla Churchilla,
druga połowa – dla Stalina. Wojna się skończyła, wojska brytyjskie przygotowywały się do powrotu
do domu, tymczasem Stalin postanowił zostawić swoje oddziały na zawsze. Ale na to też mu nie
pozwolono, grożąc wojną.
Wycofując się, Stalin próbował zatrzymać bogaty w ropę kawałek Iranu, oświadczając, że jest to
„irański Azerbejdżan”. Ale to również mu się nie udało.
Stalin zapragnął wziąć pod swe skrzydła Grecję i Turcję. Zachód w odpowiedzi utworzył NATO:
Nie oddamy ani Grecji, ani Turcji.
Łamiąc własnoręcznie podpisane porozumienia poczdamskie, Stalin postanowił przywłaszczyć
sobie Berlin Zachodni. W tym celu 24 czerwca 1948 roku wprowadził jego blokadę. Zachód
odpowiedział stworzeniem największego w historii mostu powietrznego. Żywność do Berlina
Zachodniego dostarczano samolotami. A paliwo było pod ręką – w każdej alei rosły stuletnie lipy.
Mieszkańcy Berlina Zachodniego wycięli na opał drzewa w alejach i w parkach, ale się nie poddali.
Stalin uderzył w Koreę Południową. Zachód zareagował wszechstronną pomocą wojskową, a co za
tym idzie – wysadzeniem wielkich kontyngentów wojskowych USA, Wielkiej Brytanii i ich
sojuszników na Półwyspie Koreańskim. I Korea Południowa się nie poddała.
Stalin usiłował przepchnąć komunistów do rządów Włoch i Francji. Coś się udało. Ale tylko
częściowo. W rezultacie – znowu fiasko.
Stalin planował uzyskać dostęp do Morza Śródziemnego. W Libii się nie powiodło. Drugi wariant:
budowa radzieckich baz morskich w Jugosławii. Ale i tu niewypał. Jugosławia wyrwała się spod
kontroli Związku Radzieckiego.
A na domiar złego – zimna wojna.
2
Uczeni towarzysze tłumaczą przyczyny zimnej wojny: 5 marca 1946 roku Churchill wygłosił
przemówienie w Fulton.
A gdzie jest to Fulton? Nawet na mapie go nie ma.
I kim jest ten Churchill? To były brytyjski premier definitywnie odsunięty od władzy.
Istne cuda: polityczny emeryt Churchill wygłosił przemówienie i wybuchła zimna wojna.
Okazuje się, że gdyby nie wygłosił, nie byłoby żadnej zimnej wojny.
Wschodni Niemcy nie uciekaliby do zachodnich Niemiec, a Koreańczycy z północy do Korei
Południowej. Pogranicznicy zaś nie strzelaliby im w plecy.
Związek Radziecki nie pomagałby afrykańskim watażkom, którzy wkroczyli na drogę socjalizmu.
Nie budowalibyśmy w niewyobrażalnych ilościach atomowych okrętów podwodnych. (Do 1994 roku
w Rosji zbudowano 243 atomowe okręty podwodne, gdy reszta świata miała ich 22128).
Moim zdaniem zimna wojna zaczęła się nie dlatego, że ktoś wygłosił przemówienie. Przyczyny leżą
głębiej.
Armia Czerwona wyzwoliła kilka państw Europy Środkowej od brunatnej dżumy, ale po
uwolnieniu ich nie chciała wracać do domu. Wkrótce we wszystkich wyzwolonych państwach na
lufach radzieckich czołgów do władzy doszli ludzie, których wskazał towarzysz Stalin, i zaczęli
socjalistyczną transformację.
A żeby obywatele nie uciekali od narzuconego im szczęścia, granice zamknięto na cztery spusty.
Waleczni pogranicznicy dostali rozkaz: strzelać do każdego, kto będzie uciekał od tej przymusowej
szczęśliwości.
Odsunięty od władzy Churchill w prowincjonalnym amerykańskim miasteczku zwrócił tylko uwagę
szanownej publiczności na zasmucający fakt, że „od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad
Adriatykiem opuściła się na kontynent żelazna kurtyna”.
Churchill powiedział jedynie, że w państwach, do których wkroczyła Armia Czerwona, małe partie
komunistyczne w jakiś sposób zdobyły władzę i dążą do „zdobycia wszechogarniającej, totalitarnej
kontroli”.
Co w pełni odpowiadało rzeczywistości.
Tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia, czy jakiś Churchill coś powiedział gdzieś w Fulton czy
nie.
Ważne jest to, że Związek Radziecki narzucił podbitym podczas II wojny światowej państwom
ustrój socjalistyczny, czyli skrajnie nieskuteczny system gospodarczy, którym kierowali albo
przestępcy, albo głupcy, za którymi stali przestępcy.
Socjalizm udało się narzucić Polsce i wschodnim Niemcom, Czechosłowacji i Węgrom, Rumunii
i Bułgarii. Ale wszyscy nasi bracia klasowi gotowi byli wyrwać się z przyjacielskiego uścisku przy
pierwszej nadarzającej się okazji.
Taka możliwość była bliska i realna. Dwudziestego pierwszego grudnia 1949 roku cała postępowa
ludzkość uroczyście obchodziła siedemdziesięciolecie towarzysza Stalina, Wielkiego Geniusza
Wszech Czasów i Narodów.
Tliła się nadzieja – towarzysz Stalin nie jest nieśmiertelny. No, jeszcze trzy lata, najwyżej pięć…
Przecież kiedyś powinien zakończyć swą służbę ludzkości.
Czwórka spiskowców pozbyła się Stalina, ale pytanie, co robić dalej, podzieliło koalicję na dwa
obozy.
Marszałek Związku Radzieckiego Beria i generał porucznik Malenkow proponowali swoje
rozwiązania.
Marszałek Związku Radzieckiego Bułganin i generał porucznik Chruszczow – diametralnie inne.
Bułganin, a szczególnie Chruszczow, byli gorącymi zwolennikami zachowania kultu Stalina.
Beria i Malenkow byli jego zagorzałymi przeciwnikami. Drugiego dnia po pogrzebie Stalina
Malenkow powiedział na posiedzeniu prezydium KC: „Uważamy za konieczne zaprzestanie praktyk
kultu jednostki”.
Nie powinniśmy mieć złudzeń: ta czwórka, podobnie jak wiele tysięcy niższych rangą, była
zbroczona krwią obywateli. Niektórzy z nich, jak Beria, przelali umiarkowaną ilość krwi. Inni
z kolei, jak Chruszczow, przelali jej niepomiernie więcej. Ale nie mówimy tu o rzędach wielkości –
krew na rękach mieli wszyscy przywódcy. Musieli oni znaleźć odpowiedź na pytanie, jak przeżyć
w kraju w zaistniałej sytuacji.
Natychmiast po śmierci Stalina nastąpił gwałtowny i dramatyczny odwrót od stalinowskiej praktyki
kierowania państwem. Tym procesem kierował Beria. Stalina jeszcze nie pochowano. Lud,
szlochając i zawodząc, milionami rzucił się na plac Czerwony, by pożegnać się ze zmarłym wodzem,
a Beria już 6 marca, czyli następnego dnia po zamordowaniu Stalina, polecił przygotować decyzję
rządu o przekazaniu wszystkich głównych zarządów NKWD odpowiedzialnych za budownictwo
cywilnym resortom, obozów i kolonii zaś – Ministerstwu Sprawiedliwości.
Beria zlikwidował system jedenastu GUŁagów zdecydowanie i szybko.
Dwudziestego pierwszego marca 1953 roku skierował do rządu projekt uchwały o wstrzymaniu
robót na dwudziestu trzech niepotrzebnych „wielkich budowach komunizmu”. Wśród nich były:
Główny Kanał Turkmeński, Samospływowy Kanał Wołga–Ural, Martwa Droga Czum–Salechard–
Igarka, port w Ust'-Doniecku, hydrowęzeł na dolnym Donie i wiele innych. Wszystkie te ogromne
obiekty wznoszono rękoma więźniów. Wszystkie były nieuzasadnione z ekonomicznego punktu
widzenia. Wszystkie zagrażały środowisku naturalnemu i ludziom, którzy je budowali.
Dwudziestego szóstego marca 1953 roku, trzy tygodnie po śmierci Stalina, Beria skierował do
Prezydium KC KPZR notatkę w sprawie amnestii, którą ogłoszono 9 maja. Na mocy tej amnestii
z więzień i obozów zwolniono 1 181 264 więźniów, równolegle zamykając toczące się dochodzenia
przeciwko 400 tysiącom osób. Mówi się, że wśród tych, którzy opuścili obozy, było dużo
kryminalistów, więc w kraju wzrosła przestępczość.
Sporą część uwolnionych stanowili kryminaliści, ale przeważały osoby niewinne, skazane za
opowiadanie dowcipów o Stalinie albo za trzy zebrane na polu, nikomu niepotrzebne kłosy.
Przestępczość wzrosła. Jednak wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby setki tysięcy więźniów
wyrwały się na wolność same, z bronią, podniecone zwycięstwem nad strażnikami.
Nie chodzi o liczby. Beria złamał całą strukturę planowania centralnego. Wcześniej Państwowy
Komitet Planowania tworzył wielkie projekty, które należało zrealizować przymusową niewolniczą
pracą więźniów. Na tej podstawie szacowano niezbędną ilość siły roboczej. Następnie organy
aparatu represji informowano, ilu przestępców powinny schwytać i na jak długo wpakować do
obozów. Zapotrzebowanie przesyłano do republik, krajów, obwodów i rejonów. Każdy
funkcjonariusz, od ministra spraw wewnętrznych do dzielnicowego, miał do wykonania plan. Dlatego
do więzienia trafiało się nie tylko za „trzy kłosy”, ale też za „kradzież 200 metrów materiału
krawieckiego”, czyli za szpulkę nici.
Ale był porządek – mówią specjaliści. Nie, towarzysze, porządku nie było. Był totalny niedobór
wszystkiego i wielokilometrowe kolejki po mydło i naftę, zapałki, igły i nitki, kalosze i świece.
Przymusowa niewolnicza praca jest nieproduktywna. Dlatego kraj nie wytwarzał niczego poza
bronią. Dlatego ludzie kradli kłosy z pól, które rzekomo należały do nich, by uchronić dzieci przed
głodem. Stosowne służby aparatu represji nie spały po nocach, żeby schwytać tych, którzy zbierali
kłosy na kołchozowym, czyli własnym polu. Gdyby nikt tych kłosów nie zebrał, wydziobałyby je
wróble, zjadły polne myszy albo zgniłyby one pod śniegiem. I „materiał krawiecki” kobiety wynosiły
z fabryk nie z powodu skłonności do kradzieży.
Niewolnicza praca więźniów była powszechnie wykorzystywana również później, po czasach
stalinowskich, ale zmieniły się zasady kompletowania obozów. Wcześniej państwo powinno już mieć
określony zasób darmowej siły roboczej. Im więcej, tym lepiej. Beria ten mechanizm zlikwidował.
Czwartego kwietnia 1953 roku Beria podpisał ściśle tajny rozkaz nr 0068, w którym zdecydowanie
domagał się zlikwidowania cel tortur w więzieniach i obozach, zakazania stosowania przemocy
wobec aresztowanych i zniszczenia wszelkich narzędzi tortur. Ostrzegał w nim również, że przed
sądem zostaną postawieni nie tylko funkcjonariusze MSW, którzy w przyszłości będą się uciekali do
używania siły fizycznej wobec więźniów, ale również ich przełożeni.
Trzynastego kwietnia 1953 roku Beria skierował do Prezydium KC KPZR notatkę z propozycją
zaprzestania rozdmuchiwania kultu jednostki, w szczególności noszenia w święta, podczas
pochodów, portretów najwyższego kierownictwa państwa i partii, przede wszystkim tych, którzy
obecnie kierują krajem.
Za życia Stalina wydano 13 tomów jego dzieł. W maju 1953 roku Beria zaproponował, by przestać
wydawać dzieła Stalina. Tak też zrobiono. Skład kolejnego tomu rozsypano.
Dziesiątego czerwca w „Prawdzie” ukazał się artykuł bez podpisu, w którym po raz pierwszy
pojawiło się nowe dla naszej propagandy określenie – kult jednostki. Nazwiska Stalina jeszcze nie
wymieniono, ale i tak wszystko było jasne. Czyj jeszcze kult panował i rozkwitał przez ostatnie
kilkadziesiąt lat?
„Prawda” potępiła kult jednostki i wymieniła nazwiska tych, którzy odtąd poprowadzą kraj słuszną
drogą: „Idee polityki naszej partii zostały przedstawione w przemówieniach G.M. Malenkowa, Ł.P.
Berii i W.M. Mołotowa”.
To nie Chruszczow trzy lata później, na XX Zjeździe KPZR, pierwszy potępił kult jednostki, lecz
„Prawda” trzy miesiące po śmierci Stalina.
Bez wątpienia autorem demaskatorskiego artykułu był właśnie Beria. Bo to on był wówczas
władcą Związku Radzieckiego. W pierwszej publikacji potępiającej Stalina „Prawda” wymieniła
nazwisko Berii wśród dwóch innych nazwisk. Ale Malenkow był pod całkowitą kontrolą Berii,
a Mołotow już kilka lat wcześniej został odsunięty od podejmowania najważniejszych decyzji.
Artykuł w centralnym organie partii komunistycznej nie mówi nic o Chruszczowie, chociaż to
właśnie on stał na jej czele.
Największy problem kraju polegał na tym, że ludzie uciekali od socjalizmu. Jeżeli nie mogą uciec
w czasie pokoju, będą uciekać w czasie wojny.
Beria pamiętał, jak latem 1941 roku żołnierze Armii Czerwonej tysiącami i milionami szli do
niewoli bez walki, porzucając tysiące sprawnych czołgów i samolotów, dziesiątki tysięcy dział
i moździerzy, setki tysięcy karabinów maszynowych, miliony ton amunicji, prowiantu, sprzętu
inżynieryjnego i materiałów pędnych. W ogromnym kraju nie było ludzi, którzy chcieliby umierać za
kołchozowe niewolnictwo, za partkomy i masowe egzekucje, za GUŁag i kolejki po chleb. Latem
1941 roku żołnierze i oficerowie Armii Czerwonej nie uważali, że wojna jest wielka czy
ojczyźniana. Kadrowa Armia Czerwona poszła do niemieckiej niewoli prawie bez walki.
Praktycznie w pełnym składzie. Zostali tylko rezerwiści. I gdyby nie skończona głupota Hitlera i jego
wybitnych dowódców, oni też by się poddali.
Ławrientij Pawłowicz Beria uważał, że jeśli wybuchnie nowa wojna, klęska 1941 roku
nieuchronnie się powtórzy. Z tych samych powodów: ludzie nie są tak głupi, żeby walczyć za
socjalizm. I jeżeli nowy nieprzyjaciel będzie trochę mądrzejszy od Hitlera, to państwo zginie.
Ale nawet bez wojny Związek Radziecki i okupowane przez niego państwa gwałtownie staczały się
wówczas w przepaść. Tylko pomiędzy styczniem 1951 roku a kwietniem 1953 roku z samego NRD
do zachodnich Niemiec uciekło 447 tysięcy ludzi.
Pierwszego czerwca 1953 roku masowe strajki ogarnęły Czechosłowację. Strajkowali robotnicy
w Pradze, Ostrawie i Bratysławie. Te wystąpienia, niczym pożar lasu, przelały się przez granice
„bratnich krajów socjalistycznych”. Przyszła kolej na Polskę. Tam można się było spodziewać nie
tylko pożaru. Tam mogło się skończyć znacznie gorzej.
Beria uważał, że Związek Radziecki nie powinien ingerować w sprawy innych narodów, że
najpierw trzeba zrobić porządek we własnym domu. Dlatego należało gruntownie zmienić tak
politykę zagraniczną, jak i wewnętrzną. Za najważniejszy cel rządu Beria uważał stworzenie
warunków, w których ludzie będą pracować dobrowolnie, z chęcią i sumiennie. Wówczas państwo
będzie dostatnie. Będzie wzrastała liczba ludności. Nasz model życia będzie atrakcyjny dla reszty
świata, staniemy się przykładem dla innych, będą nas szanować. A jeżeli wybuchnie wojna, nasz
naród będzie zażarcie walczyć, ponieważ będzie miał dużo do stracenia.
Malenkow również uważał, że trzeba jak najszybciej pozbyć się dziedzictwa Stalina. Jeszcze
w czasie wojny na polecenie Wodza nawiązał bliskie relacje osobiste z brytyjskim premierem
Churchillem. Mając w pamięci starą przyjaźń, po śmierci Stalina Malenkow zwrócił się do
Churchilla z propozycją pośredniczenia między ZSRR i USA w sprawie zakończenia wojny w Korei.
Churchill się zgodził. Rozpoczęły się nieoficjalne rozmowy i wkrótce przyniosły konkretne skutki:
wojna w Korei została zakończona.
Malenkow poczynił zdecydowane kroki, by zaopatrzyć kraj w żywność. Za Stalina chłop musiał
płacić za to, że miał krowę czy świnię, jabłonie i wiśnie w sadzie, za to, że siał koperek i ogórki.
Malenkow zniósł rujnujące podatki od własności prywatnej chłopów. Ogródki przydomowe
pozwolił zwiększyć pięciokrotnie!
Naród śpiewał:
A towarzysz Malenkow
Dał nam chleba i blinków.
Trzy miesiące po śmierci Stalina, 17 czerwca 1953 roku, wybuchło powstanie w Berlinie
Wschodnim. Kierownictwo tak zwanej Niemieckiej Republiki Demokratycznej uciekło pod skrzydła
wojsk radzieckich. Powstanie ogarnęło całe wschodnie Niemcy, strajkowało 13 największych miast,
w tym Berlin, Lipsk, Magdeburg i Rostok. Oficjalny historyk N. Zieńkowicz pisze:
Niezadowolenie wschodnich Niemców było podgrzewane z zewnątrz. Pięć największych zachodnioniemieckich stacji radiowych
29
wzywało ludność NRD do nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Takich stwierdzeń zupełnie nie rozumiem. Skoro pięć zachodnioniemieckich stacji radiowych
wzywało wschodnich Niemców do obywatelskiego nieposłuszeństwa, to trzeba było włączyć
dziesięć naszych stacji radiowych na pełną moc i wezwać mieszkańców zachodnich Niemiec do
obywatelskiego nieposłuszeństwa. Przecież wybuchłoby powstanie! Czyż nie?
Kolejne dziesięć stacji radiowych powinno wezwać francuskich proletariuszy do broni! Dobrze
byłoby też amerykańską klasę robotniczą namówić na rewolucję proletariacką!
Ale nasi agitatorzy jakoś nie mogą nam wytłumaczyć, dlaczego za namową zachodnioniemieckich
radiostacji obywatele wschodnich Niemiec powstali przeciwko rządowi, a na wezwanie naszych
radiostacji obywatele Finlandii i Niemiec, Wielkiej Brytanii i Kanady przeciwko własnym rządom
nie wystąpili.
Może nasze stacje radiowe miały zbyt małą moc?
Moment kluczowy
Piątego marca 1946 roku Churchill wygłosił w Fulton przemówienie. Wiele wody upłynęło od tego
czasu, ale wciąż są ludzie, którzy z uporem powtarzają: Gdyby Churchill nie wygłosił tego
przemówienia, nie byłoby zimnej wojny.
Przypomnijmy sobie jednak, że dokładnie pół roku przed przemówieniem Churchilla, 5 września
1945 roku, w Kanadzie poprosił o azyl polityczny szyfrant dyplomatycznej rezydentury GRU Igor
Siergiejewicz Guzenko. Zabrał 109 dokumentów, wśród których nie było ani jednego tajnego.
Osiemdziesiąt osiem miało nadruk „ss” – ściśle tajne, 41 zaś „ss/ow” – ściśle tajne specjalnego
znaczenia.
Kanadyjskie władze nie uwierzyły w autentyczność dokumentów.
Jednak gdy Kanadyjczycy sprawdzili je i uwierzyli, złapali się za głowę. Nie tylko oni zresztą.
Jak się okazało, agentura GRU przeniknęła do kanadyjskiego rządu, dyplomacji i wywiadu
brytyjskiego, amerykańskiego przemysłu atomowego. Przywódcy Związku Radzieckiego tak pięknie
mówili o pokoju i przyjaźni, lecz podczas II wojny światowej rozpoczęli regularną tajną wojnę
przeciwko swoim sojusznikom – USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Kanadzie.
À propos, 24 lipca 1945 roku podczas konferencji w Poczdamie, dwa tygodnie przed
amerykańskim atakiem nuklearnym na Hiroszimę i półtora miesiąca przed ucieczką Igora Guzenki,
prezydent Harry Truman powiedział Stalinowi, że Stany Zjednoczone mają broń o niewiarygodnej
mocy. Stalin nie zwrócił uwagi na te słowa i skierował rozmowę na inny temat.
Do tej pory są ludzie, którzy śmieją się z głupiego Stalina. Ich zdaniem nie rozumiał on znaczenia
przełomu technologicznego w dziedzinie budowy broni atomowej. Ale już wtedy „niemądry” Stalin
chciwymi łapskami GRU wyciągnął całą niezbędną dokumentację techniczną, która pozwoliła
stworzyć i w 1949 roku przetestować pierwsze radzieckie bomby atomowe RDS-1 Elena i RDS-2
Ludmiła oraz przejść do budowy RDS-3 Maria i RDS-4 Tatiana.
Właśnie tajna wojna Związku Radzieckiego przeciwko sojusznikom podczas wspólnie
prowadzonej wojny z hitlerowskimi Niemcami jest zimną wojną.
A jeśli nadal ktoś uważa, że to nie działania, lecz czyjeś słowa stały się detonatorem zimnej wojny,
to warto przypomnieć sobie, że nie tylko pozbawiony władzy Churchill wygłosił w prowincjonalnym
miasteczku przemówienie. Przemówienie wygłosił również inny polityk, dysponujący pełnią władzy
państwowej. I zrobił to nie gdzieś na prowincji, ale w stolicy.
Nazwisko polityka – Józef Stalin.
Miejsce – Moskwa, teatr Bolszoj.
Data – 9 lutego 1946 roku.
To prawie miesiąc przed pojawieniem się Churchilla w Fulton.
Nawet centralny organ Ministerstwa Obrony Rosji musiał przyznać, że „Przemówienie Stalina z 9
lutego było postrzegane na Zachodzie jako wezwanie do nowej konfrontacji z kapitalizmem”30.
Stalin bynajmniej nie był pierwszą osobą, która nawoływała do konfrontacji.
Moim zdaniem zimna wojna zaczęła się natychmiast po zdobyciu przez bolszewików władzy
w Piotrogrodzie. Zapoczątkowały ją słowa Trockiego na II Zjeździe Rad 26 października 1917 roku:
Całą nadzieję pokładamy w tym, że nasza rewolucja wznieci rewolucję europejską. Jeżeli ludy Europy nie powstaną i nie zdławią
imperializmu, to my zostaniemy zmiażdżeni – to pewne. Albo rosyjska rewolucja wznieci wicher walki na Zachodzie, albo kapitaliści
31
wszystkich państw zduszą naszą rewolucję.
Osiemnastego czerwca 1953 roku do Berlina Wschodniego w trybie pilnym przybył marszałek
Związku Radzieckiego Beria. I rozkazał naczelnemu dowódcy Grupy Wojsk Radzieckich
w Niemczech generałowi pułkownikowi Andriejowi Antonowiczowi Grieczce wyprowadzić na
ulice czołgi.
Powstanie zostało stłumione. Generał pułkownik Grieczko, ten sam, który dał kołchoźnikom
Chruszczowa zdobyczne konie, od razu awansował na stopień generała armii. Niedługo potem został
marszałkiem i dwukrotnym Bohaterem Związku Radzieckiego. Grieczko walczył od pierwszego do
ostatniego dnia wojny, ale bohaterem jakoś nie został. A w czasie pokoju dwukrotnie!
Grieczko na polecenie Berii stłumił protesty, ale po powrocie do Moskwy Beria oznajmił, że drugi
raz się to nie uda i że trzeba szukać innego rozwiązania kwestii niemieckiej. Należy zrezygnować
z budowy socjalizmu w Niemczech.
Beria proponował zjednoczyć Niemcy na warunkach Malenkowa. To znaczy państwo powinno być
neutralne.
I miał rację!
Próba zbudowania socjalizmu we wschodnich Niemczech zakończyła się niepowodzeniem.
Budowano tam socjalizm 40 lat. A upadł on w ciągu jednego dnia.
Propozycja Berii, żeby zrezygnować z budowy socjalizmu w NRD, bardzo nie podobała się
Chruszczowowi, Bułganinowi i Żukowowi. Wysłali Stalina na tamten świat, ale nie oznaczało to
wcale, że chcieli zboczyć z wytyczonej przez niego drogi.
W polityce zagranicznej Bułganin, Chruszczow i Żukow pozostawali zdecydowanymi stalinistami.
Nie zamierzali rezygnować ze wschodnich Niemiec.
Beria wrócił tymczasem z Berlina i poinformował, że w Niemczech nie da się zbudować
socjalizmu. Ludność głosuje nogami, przenosząc się na Zachód. Pozostali zdają sobie sprawę, że
w zachodnich Niemczech żyje się lepiej niż we wschodnich. Prędzej czy później Armia Radziecka
będzie musiała stamtąd odejść. Lepiej zrobić to teraz, pod warunkiem że Amerykanie też się
wycofają, niż czekać do momentu, kiedy zmuszą nas do odejścia, a sami zostaną. Lepiej będzie, jeżeli
wytargujemy wieczną neutralność Niemiec i wycofamy się teraz.
Towarzyszowi Berii nie pozwolono długo głosić tych idei.
Nikita Chruszczow, a był to człowiek przebiegły, nakłonił Malenkowa do wystąpienia przeciwko
Berii. Nie wiem, jak mu się to udało. Malenkow i Beria przyjaźnili się i mieli podobne poglądy na
temat dalszego rozwoju kraju.
Chruszczow złożył Malenkowowi jakąś propozycję.
A Malenkow się zgodził.
Powstanie w Berlinie wybuchło 17 czerwca 1953 roku. Beria stłumił je zdecydowanie i szybko.
Dwudziestego piątego czerwca wrócił do Moskwy. Dwudziestego szóstego czerwca marszałka
Związku Radzieckiego aresztowano na Kremlu.
Beria, Beria
Stracił zaufanie.
A towarzysz Malenkow
Skopał go okrutnie.
Z pieśni słowa nie wyrzucisz. Malenkow był jednym z uczestników spisku przeciwko Berii. Później
tego pożałuje.
Wkrótce aresztowano najbliższych współpracowników Berii: Mierkułowa, Włodzimirskiego,
Kobułowa, Mieszyka, Goglidzego, Diekanozowa.
Na czele grupy, która aresztowała marszałka Berię, stanął marszałek Związku Radzieckiego Żukow.
Aresztowanego Berii nie można było umieścić w więzieniu. Wszystkimi więzieniami kierowali jego
podwładni.
Ale armia ma własny system przetrzymywania aresztowanych – areszty wojskowe i dyscyplinarne
(w czasie wojny – karne) bataliony.
Pierwszą noc jako więzień Beria spędził w Moskiewskim Areszcie Garnizonowym.
Jednak komendant aresztu nie ma prawa przyjmować więźniów bez odpowiednich dokumentów.
Komendant, który przyjmował aresztowanego, powinien wypełnić dokument zwany „Notatką
z zatrzymania”. Zawiera on datę, stanowisko więźnia, jego stopnie wojskowe, nazwisko i imię, datę
aresztowania i nazwisko aresztującego, powody aresztowania, a także informacje o tym, na jak długo
został aresztowany, w której celi powinien być osadzony i kiedy był w łaźni, ponadto zaś orzeczenie
lekarskie i podpis aresztującego.
Żukow nie złamał regulaminu. Wypełnił „Notatkę z zatrzymania”.
Marszałkowi Berii wypisał piętnaście dni aresztu. Więcej nie miał prawa.
Beria tych piętnastu dni w areszcie nie odsiedział. Następnego dnia przewieziono go do
podziemnego bunkra sztabu Moskiewskiego Okręgu Wojskowego przy ulicy Osipienki. To jest na
Choroszewce, w pobliżu miejsca, gdzie wkrótce zostanie zbudowane „Akwarium”.
Nie wiem, co Żukow napisał na temat łaźni i orzeczenia lekarskiego. Być może po prostu rubryki te
pozostawił niewypełnione. Wiadomo tylko, co napisał o przyczynach aresztowania.
Uczestnik tych wydarzeń, generał major Zub, wiele lat później powiedział, że wypełniając
dokumenty, Żukow po chwili zastanowienia zdecydowanie wpisał: „Za utratę czujności”.
Od 2 do 7 lipca 1953 roku w Moskwie odbywało się plenum Komitetu Centralnego. Berię oskarżono
o „przestępczą działalność antypartyjną i antypaństwową”.
Pierwszego dnia obrad Chruszczow złożył wniosek o awansowanie Gieorgija Konstantinowicza
Żukowa z kandydata na członka KC. Wniosek przyjęto jednogłośnie.
Plenum poddało ostrej krytyce działania Berii i jego współpracowników. Żeby oszczędzić miejsce
i czas, zacytuję tylko jedno oskarżenie. Członek Prezydium KC KPZR towarzysz Anastas Iwanowicz
Mikojan powiedział:
32
Od pierwszych dni po śmierci towarzysza Stalina walczył z kultem jednostki. (…) Beria chciał obalić kult towarzysza Stalina.
Ostatnimi czasy Beria tak bardzo się rozzuchwalił, że pod płaszczykiem walki z niedociągnięciami i wypaczeniami w ustroju
kołchozowym w krajach demokracji ludowej i w NRD zaczął otwarcie głosić poglądy antykołchozowe, łącznie z propozycją ich
rozwiązania w tych państwach. W świetle zdemaskowanych zbrodni Berii staje się jasne, że staczał się on na pozycje wrogie
systemowi kołchozowemu ZSRR. (s. 370)
Zastanówmy się nad dwoma ostatnimi zdaniami. Beria nie proponował rozwiązania kołchozów
w Związku Radzieckim, był natomiast bardzo krytyczny wobec przymusowego przeniesienia naszego
niepocieszającego doświadczenia do Polski i NRD, Czechosłowacji i Albanii, Bułgarii, Rumunii i na
Węgry. Czujni towarzysze w porę się spostrzegli: przecież on nie lubi naszych kołchozów! I właśnie
wtedy Żukow aresztował Berię.
Osobisty wkład Żukowa w utrzymanie niewolnictwa w naszym kraju do tej pory nie został
należycie doceniony. Większość obywateli ZSRR mieszkała wówczas na wsi. Ludność wiejska już
na początku lat 30. została wbrew swej woli zapędzona do kołchozów. Opornych mordowano.
Milionami. W kołchozach nie płacono za pracę. Zamiast pieniędzy do rejestru wpisywano kreski.
Kołchoźnicy nie mogli mieć dowodów osobistych. Żeby nie uciekali. Większość obywateli nie miała
wtedy żadnych dokumentów. To znaczy, że większość populacji kraju nie miała obywatelstwa tego
kraju.
Chruszczow i Żukow marzyli, by zniewolić nie tylko rosyjskiego, białoruskiego, litewskiego,
estońskiego, łotewskiego, uzbeckiego czy tadżyckiego chłopa, ale też upowszechnić ten system
w całej Europie, którą Armia Czerwona wyzwoliła od „brunatnej dżumy”.
Latem 1953 roku Beria jeszcze nie występował przeciwko niewolnictwu w naszym kraju. Ale był
o takie zamiary podejrzewany. I w porę go zneutralizowano.
Pańszczyźniany, czyli mający pana. A więc taki, który nie może odejść z własnej woli.
Wmawiano nam, że radziecki kołchoźnik różni się od chłopa pańszczyźnianego tym, że nie wolno
go sprzedawać. Racja. Jednak przed 1861 rokiem chłopi pańszczyźniani dzielili się na cztery
kategorie: prywatnych, posesyjnych, klasztornych i państwowych. Chłopów będących własnością
prywatną sprzedawano i kupowano. Nie było zakazu sprzedaży chłopów posesyjnych, klasztornych
i państwowych, ale tych z wielu powodów nie sprzedawano.
Więc nasz kołchoźnik w niczym nie różni się od państwowego chłopa pańszczyźnianego.
Manifest Pawła I z 5 kwietnia 1797 roku nakazywał trzy dni pańszczyzny; chłop pańszczyźniany
pracował na swojego pana trzy dni w tygodniu. Ponadto nie pracował w święta. A w kalendarzu
prawosławnym świąt było co niemiara. Tymczasem w naszych kołchozach harowano cały tydzień.
Czy ktoś by się odważył i pozwolił kołchoźnikom pracować na Chruszczowa i Żukowa tylko trzy dni
w tygodniu?
Chłop będący własnością prywatną mógł się wykupić z niewoli. Albo ktoś inny mógł go wykupić
i darować mu wolność. Tak wielbiciele talentu zebrali środki i wykupili Tarasa Szewczenkę. A czy
ktoś mógł wykupić z kołchozu chłopa pańszczyźnianego należącego do Stalina, Chruszczowa czy
Żukowa?
Właściciel ziemski mógł uwolnić swoich chłopów. Przypomnijmy sobie Komu się na Rusi dobrze
dzieje Nikołaja Aleksiejewicza Niekrasowa: „Wdowiec admirał po morzach pływał, statki
prowadził…”. Umierając, napisał testament – wszystkim swoim chłopom darował wolność.
Ziemianin mógł zastąpić pańszczyznę czynszem. Przypomnijmy sobie Eugeniusza Oniegina. Chłopi
już nie pracowali na pańskich polach, a panu dawali pieniądze albo daninę w naturze.
Po śmierci Chruszczowa i Żukowa Rada Ministrów ZSRR przyjęła 28 sierpnia 1974 roku nowe
rozporządzenie w sprawie wydawania dowodów osobistych. Zdecydowano się uznać rosyjskich,
ukraińskich, białoruskich i pozostałych kołchoźników również w jakimś stopniu za obywateli
własnego kraju i wydać im paszporty wewnętrzne.
Żukow zmarł dwa miesiące przed wprowadzeniem paszportów wewnętrznych dla kołchoźników.
Pewnie by się mocno tym zmartwił. Przecież aresztował Berię między innymi po to, by nie dopuścić
do zniesienia niewolnictwa w Związku Radzieckim.
Po śmierci Stalina marszałek Związku Radzieckiego Beria był najbardziej wpływowym politykiem
ZSRR. Aresztowanie i odsunięcie od władzy marszałka Berii było zamachem stanu. Stało się to za
sprawą małej grupy wojskowych.
Do grupy owej należeli:
– marszałek Związku Radzieckiego Żukow,
– generał pułkownik artylerii Niedielin,
– generał pułkownik Moskalenko,
– generałowie porucznicy Baticki i Biriuzow,
– generałowie majorowie Baksow i Breżniew,
– pułkownik Zub,
– podpułkownik Jufierow.
Pierwszy awansował Żukow. Tydzień po aresztowaniu Berii z kandydata na członka KC KPZR
awansował na członka KC.
Od zamachu stanu minął nieco ponad miesiąc. Trzeciego sierpnia 1953 roku Moskalenko otrzymał
awans na stopień generała armii, Baticki i Biriuzow na stopień generała pułkownika. Wszyscy oni za
kilka lat zostaną marszałkami Związku Radzieckiego.
Następnego dnia, 4 sierpnia 1953 roku, pozostali uczestnicy spisku zdobyli kolejne stopnie
wojskowe. Generał pułkownik Niedielin został marszałkiem artylerii, generał major Breżniew
generałem porucznikiem, pułkownik Zub generałem majorem, podpułkownik Jufierow –
pułkownikiem.
Sześć lat później Niedielin awansuje na głównego marszałka artylerii, po roku zaś zginie na
kosmodromie podczas wybuchu rakiety 8K64.
A dwadzieścia lat później generał porucznik Leonid Iljicz Breżniew, zadomowiwszy się już na
szczycie, z pominięciem stopnia generała pułkownika sam siebie awansuje na generała armii, po
kolejnych dwóch latach natomiast na marszałka Związku Radzieckiego.
Skoro już mowa o Breżniewie, niektórym naszym przywódcom nie było obce poczucie humoru.
Niekwestionowanym liderem w tej dziedzinie był, rzecz jasna, towarzysz Stalin. Zanim marazm
pokonał Breżniewa, on też lubił żarty i potrafił żartować. W 1964 roku, po obaleniu Chruszczowa,
Breżniew objął najważniejszy urząd w Związku Radzieckim. Na szczytach władzy rozpętała się
burza i rozpędzono wszystkich, którzy kiedyś występowali przeciwko Breżniewowi. Trzeba
przyznać, że już nie rozstrzeliwano. Po prostu strącono z górnych pięter władzy. Towarzysz Susłow
postanowił zapytać: „Za co wyrzucamy?”.
Breżniew, nie namyślając się długo, odparł: „Za niedbalstwo”.
W grudniu 1953 roku odbył się proces. Oczywiście za zamkniętymi drzwiami. Przewodniczył mu
marszałek Związku Radzieckiego Iwan Stiepanowicz Koniew. Osobiście odczytał on wyrok śmierci
marszałkowi Berii, generałowi armii Mierkułowowi, generałom pułkownikom Goglidzemu
i Kobułowowi, generałom porucznikom Włodzimirskiemu i Mieszykowi oraz nadzwyczajnemu
i pełnomocnemu ambasadorowi Diekanozowowi.
Generał pułkownik Baticki osobiście rozstrzelał marszałka Związku Radzieckiego Berię.
W czerwcu 1953 roku Bułganin i Chruszczow rękami Żukowa, Koniewa, Niedielina, Biriuzowa,
Moskalenki, Batickiego, Breżniewa i innych towarzyszy przeprowadzili zamach stanu. Ze stanowiska
pierwszego zastępcy przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR i ministra spraw wewnętrznych
usunięty został marszałek Związku Radzieckiego Beria. Zdemaskowano go, oskarżono, oczerniono,
zdegradowano i zniszczono.
Spiskiem przeciwko Berii zajmę się kiedyś osobno; to ekscytujący temat. Teraz powiem tylko, że
nasz kraj miał w swej historii wiele szans, żeby zmienić na lepszy kierunek swego rozwoju.
Wszystkie te szanse zostały zaprzepaszczone.
Jedną z nich dawał marszałek Związku Radzieckiego Ławrientij Pawłowicz Beria.
Ale i tu szczęście nam nie dopisało.
Moment kluczowy
Już w czasach, gdy rządzili Lenin, Swierdłow i Trocki, wprowadzono system, który pozwalał
przywódcom przekupywać swych partyjnych poddanych. Przekupstwo realizowano na wiele
sposobów.
Przywódcy najwyższego szczebla mieszkali na Kremlu, towarzysz Dzierżyński w pałacu, który
kiedyś należał do najbogatszego człowieka w Rosji. Przywódcy pomniejszego szczebla zajęli
mieszkania ministrów i generałów cara. W ośrodkach władzy republik i guberni kwestie
mieszkaniowe zostały rozwiązane według zasady „co wolno wojewodzie…”. Ktoś przeniósł się do
pałacu gubernatora, ktoś do willi kupca, ktoś inny – do majątku po obszarniku.
Przywódcy partii mieli zagwarantowaną najlepszą opiekę medyczną, również za granicą.
Dla aparatu partyjnego otworzono specjalne sanatoria, przychodnie, sklepy i restauracje.
Wierchuszka potrafiła się bawić. Przyszły demaskator Stalina Fiodor Raskolnikow urządzał uczty na
pokładzie carskiego jachtu Sztandart ze stosownym dla tego miejsca rozmachem.
Wśród licznych sposobów przekupstwa był jeden zwyczajnie wulgarny. Nazywał się „niebieska
koperta”.
Dla przywódców każdego szczebla ustalono tak zwany partmaksymum – poziom dochodów, którego
nie wolno było przekroczyć. Jeżeli zarobiłeś więcej, niż należało się według partyjnego maksimum,
oddaj do partyjnej kasy! Niech obywatele wiedzą, że na czele kraju stoją proletariusze! Partia
z narodem!
Ale jak wódz proletariatu miał się utrzymać za nędzne grosze, które mu zostały?
Partia znalazła odpowiedź i na to pytanie. Raz w miesiącu każdy aparatczyk otrzymywał niebieską
kopertę. Dlaczego właśnie niebieską? Dlatego że pewnego dnia tak ustalono. Wkrótce koperty stały
się białe, szare i brązowe. Ale nadal były nazywane niebieskimi.
W kopertach były pieniądze.
W ilości stosownej do rangi.
Tu partmaksymum nie obowiązywał. W żadnych deklaracjach ani rejestrach tych pieniędzy nie
uwzględniano. Była to ordynarna łapówka. Ale to nie podwładni dawali łapówki przełożonym,
wręcz przeciwnie. W ten sposób osiągano trwałą jedność w szeregach partii.
Po śmierci Stalina Beria i Malenkow podjęli decyzję o likwidacji systemu niebieskich kopert.
W ten sposób Beria podpisał na siebie wyrok śmierci i zagwarantował sobie pośmiertną reputację
kanalii, sadysty i lubieżnika.
W ten sposób Malenkow uciął czubek rozgałęzionego drzewa, na którym siedział.
W ten sposób Beria i Malenkow otworzyli Chruszczowowi drogę do władzy.
32 Stenogram lipcowego plenum. Posiedzenie wieczorne z 3 lipca 1953 roku. Rosyjskie Archiwum Historii Najnowszej, dział 2, rejestr 1,
teczka 45. Wydane w „Izwiestija CK KPSS”, 1991, nr 1–2.
33 Mołotow, Malenkow, Kaganowicz, 1957. Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Moskwa 1998, s. 633.
Rozdział 10
We wrześniu 1953 roku odbyło się plenum KC KPZR. Na porządku obrad rozwój rolnictwa.
Plenum rzeczywiście zajęło się kwestiami rozwoju rolnictwa. Był to główny temat obrad.
Ale był również temat uboczny.
Zaufani ludzie rozpowszechnili wśród członków KC zebranych na Kremlu krótką wiadomość:
maniak seksualny Beria i wichrzyciel Malenkow zamachnęli się na świętość – na dobrobyt sług ludu.
Dlaczego? A dlatego, że po śmierci Stalina mamy zbiorowe przywództwo. Brakuje twardej ręki.
Gdyby Nikita Siergiejewicz Chruszczow miał w swoim ręku pełnię władzy, nie dopuściłby do
zniesienia niebieskich kopert. Ale wszystko da się naprawić. Oddajmy władzę naszemu drogiemu
Nikicie Siergiejewiczowi, on zaś skoryguje ten błąd.
Członkowie KC stwierdzili: zbiorowe przywództwo – dobrze, twarda (i hojna) ręka – jeszcze
lepiej.
Na tym zbiorowe przywództwo wprowadzone po śmierci Stalina w zasadzie się skończyło.
Jednak niestosownie byłoby mianować w 1953 roku Chruszczowa sekretarzem generalnym KC
KPZR po tym, jak to stanowisko zostało dopiero co zniesione w październiku 1952 roku.
Co zrobić, skoro nowego przywódcy nie można mianować sekretarzem generalnym?
Trzynastego września 1953 roku w miejsce zniesionego stanowiska sekretarza generalnego decyzją
plenum KC KPZR, z pominięciem statutu KPZR, powołano stanowisko pierwszego sekretarza
Komitetu Centralnego.
Stanowisko to objął Nikita Siergiejewicz Chruszczow, który w pierwszej kolejności przywrócił
system niebieskich kopert.
Chruszczow musiał rozwiązać wiele problemów. Jednym z najważniejszych był brak żywności.
Nikita Siergiejewicz miał własne rozwiązanie problemu aprowizacji – zbudować w Kazachstanie
nowe kołchozy, rzucić do zagospodarowania dziewiczych ziem armię, studentów, ochotników
(w trybie nakazowym), sprzęt, nawozy, pieniądze, części zamienne, paliwa. I zaorać bezkresne
stepowe czarnoziemy, których nie tknęła jeszcze ręka człowieka.
Chruszczow postanowił powołać do życia kołchozy, w których ludzie nadal nie mieli żadnej
motywacji do twórczej pracy.
Postanowił zbudować nowe kołchozy, ale tam, gdzie nie było dróg, energii elektrycznej, wody,
mieszkań, szkół, poczty, szpitali i pozostałej niezbędnej infrastruktury. Na terenach tych nie było
posterunków milicji, tam nikt nie kontrolował tłumów ludzi przywiezionych do zaorania ugorów.
Wydano ogromne środki.
Pomysł Chruszczowa spowodował zubożenie centralnych regionów Rosji, z których zabrano ludzi,
sprzęt, materiały budowlane, nawozy i materiały pędne.
To przedsięwzięcie doprowadziło do katastrofy ekologicznej w Kazachstanie. Zaorano tysiącletnie
czarnoziemy, uzyskano niebywale wysokie plony.
Ale nie można było ich zebrać.
Tego, co zostało zebrane, z braku dróg nie można było wywieźć.
Tego, co udało się wywieźć, nie było gdzie magazynować. Brakowało spichlerzy dla takiej ilości
zboża. Zaczęli więc budować spichlerze. Wymagało to kilku lat pracy. Ich budowa trwała,
a tymczasem stepowe burze wywiały żyzną warstwę gleby. Cała Europa po Hiszpanię i Wielką
Brytanię zmywała czarne błoto z ulic, placów, okien, ścian i dachów.
Na tym eksperyment się zakończył.
Stanowisko sekretarza generalnego KC KPZR zostanie przywrócone za niespełna trzynaście lat. Ale
stanie się to po obaleniu Chruszczowa. Jednocześnie Prezydium KC odzyska swoją pierwotną nazwę
– Biuro Polityczne KC. To w przyszłości. A teraz przyjrzymy się czasom, w których usunięto
marszałka Związku Radzieckiego Berię i nazwano go wrogiem i szpiegiem.
Po aresztowaniu Berii Malenkow publicznie go potępił: To był zły człowiek. Niewykluczone
jednak, że kiedy to mówił, już pluł sobie w brodę. Berię obalono, ale i Malenkowa zaczęto
stopniowo odsuwać od władzy.
Co prawda, obalenie Malenkowa nie było takie proste. Nie wszyscy przeszli na stronę
Chruszczowa. Malenkow miał jeszcze zwolenników.
Nie każdego można było kupić niebieską kopertą. Spora część przywódców wyższego szczebla
rozumowała tak: Niebieska koperta – dobrze, ale jak skończymy pod wodzą Chruszczowa?
Wcześniej można było liczyć na rewolucję światową. Pojawienie się broni atomowej położyło kres
tym marzeniom. Związek Radziecki nie będzie mógł więcej kolonizować rozwiniętych państw, nie
narażając się na miażdżące uderzenie za pomocą broni jądrowej. A skoro tak, trzeba było szukać
innych możliwości rozwoju.
Malenkow próbował znaleźć nową drogę.
Dwunastego marca 1954 roku przewodniczący Rady Ministrów ZSRR towarzysz Malenkow na
spotkaniu z wyborcami powiedział straszną rzecz. Oświadczył, że jeśli wybuchnie III wojna
światowa, nie będzie w niej zwycięzców. Wykorzystanie na masową skalę broni atomowej
doprowadzi do zagłady cywilizacji.
To były słowa wstrętnego manipulatora, fałszerza wielkich, świetlanych idei komunizmu. To była
próba szukania taniego poklasku wśród tych, którzy nie chcieli walczyć z wyzyskiem klasy
robotniczej i nie palili się, by umrzeć z uśmiechem na ustach w świętej wojnie za wielką przyszłość
ludzkości.
Jak to? Nie będzie zwycięzców? Nieprawda! Nie boimy się wojny! Zwyciężymy w każdej wojnie!
Niech wichrzyciele wiedzą, że dla nas cena nie gra roli!
Następnego dnia, 13 marca 1954 roku, minęło sześć miesięcy, odkąd Chruszczow został pierwszym
sekretarzem Komitetu Centralnego KPZR. Chruszczow, jak wiadomo, był fanatycznym stalinistą.
Tego dnia zadał Malenkowowi i jego grupie od razu dwa uderzenia odwetowe. Co prawda ciosy te
były niewidzialne dla osób z zewnątrz i z pozoru niewymierzone w Malenkowa. Można powiedzieć –
strategia działań pośrednich.
Pierwszy cios. Tego dnia Chruszczow wezwał do swojego gabinetu członka korespondenta
Akademii Nauk ZSRR Fiodora Wasiljewicza Konstantinowa i polecił mu, aby niezwłocznie wznowił
stalinowski podręcznik Materializm historyczny, nieco go skróciwszy i zredagowawszy, tak by idea
nieuchronności zwycięstwa rewolucji światowej rozbłysła jeszcze jaskrawiej.
Zamówienie zrealizowano błyskawicznie. Za Stalina nakład wynosił 200 tysięcy egzemplarzy.
Oddany stalinowiec Chruszczow uznał, że to za mało. Drukujemy milion!
Znowu nie podano twórców podręcznika. Podpisano go jak poprzednio: „autorzy”.
Główna idea pozostała po stalinowsku niezmienna:
Jeżeli imperialiści zdecydują się na szaleństwo i spróbują rozpętać nową wojnę światową, ich awanturnictwo doprowadzi do upadku
cały system światowego kapitalizmu. (…)
Tylko ze zniknięciem państw imperialistycznych znikną próby wojskowych interwencji (…).
A otoczenie kapitalistyczne zniknie wyłącznie w wyniku rewolucji socjalistycznej we wszystkich najważniejszych krajach
kapitalistycznych.
Październikowa rewolucja socjalistyczna jest nie tylko rewolucją w ramach narodowych. W swej istocie jest rewolucją
międzynarodową, częścią światowej rewolucji proletariackiej. Właśnie ze zwycięstwem rewolucji radzieckiej nadejdzie epoka
światowej rewolucji proletariackiej. Październikowa rewolucja socjalistyczna zapoczątkowała epokę rewolucji proletariackich
w krajach kapitalistycznych, epokę kolonialnych rewolucji antyimperialistycznych będących częścią światowej rewolucji proletariackiej.
Rewolucja październikowa była początkiem światowej rewolucji proletariackiej i podstawą jej rozwoju.
I tak dalej. W książce znalazło się 58 obszernych cytatów z dzieł Stalina. W przedmowie napisano,
że Materializm historyczny „udziela jedynej słusznej, naukowej odpowiedzi na ogólne, podstawowe
pytania teoretyczne i metodologiczne”.
Była to odpowiedź dla wichrzyciela Malenkowa. Jedyna słuszna, naukowa odpowiedź.
Książkę zalecano jako podręcznik dla wszystkich akademii, uniwersytetów i uczelni wojskowych.
Stała się monumentalną podstawą naszej ideologii.
Drugi cios. Ideologia jest wtedy coś warta, jeżeli może się obronić. Po obaleniu marszałka
Związku Radzieckiego Berii historia krwawych organów represyjnych Związku Radzieckiego została
zdecydowanie i szybko zakończona.
I rozpoczęta z czystym kontem. Nie ma powrotu do przeszłości. Nie ma znienawidzonych NKWD,
OGPU, NKGB, Smierszu itd. Odtąd naszej ideologii będzie bronić organizacja innego typu.
Z demokratyczną nazwą „komitet”.
Komitet Bezpieczeństwa Państwowego.
KGB.
Trzynastego marca 1954 roku Chruszczow podpisał rozporządzenie KC KPZR dotyczące
powołania KGB.
Na stanowisko szefa KGB mianował Bohatera Związku Radzieckiego, generała pułkownika Iwana
Aleksandrowicza Sierowa. Osobę ze swojej ekipy. Starego przyjaciela jeszcze z września 1939 roku
i z czasów pracy w Kijowie.
Każdy, kto nie wierzy w możliwość rewolucji światowej, kto głosi hasła ugodowe i defetystyczne,
kto nie zgadza się z naszą ideologią, będzie miał do czynienia z organizacją, która nazywa się KGB.
Moment kluczowy
Jednak wszystkie te zabiegi nie wystarczały, żeby odsunąć od władzy Malenkowa oraz tych, którzy
podzielali jego poglądy.
I wówczas do bitwy tytanów przyłączył się marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij
Konstantinowicz Żukow.
Dwunastego marca 1954 roku, w dniu, w którym Malenkow wygłosił przemówienie do wyborców,
Żukow zadzwonił do Chruszczowa i poprosił o spotkanie i rozmowę.
Spotkali się nazajutrz, 13 marca 1954 roku, tuż po tym, jak Chruszczow podpisał dokument
powołujący KGB oraz decyzję o publikacji stalinowskiego podręcznika Materializm historyczny,
w którym mówiło się, że rewolucja światowa nieuchronnie zwycięży wskutek III wojny światowej.
Żukow zameldował Chruszczowowi, że nie tracił czasu na stanowisku pierwszego zastępcy
ministra obrony, że wiele zrobił i że gotów jest w praktyce dowieść możliwości zwycięstwa
w wojnie jądrowej. Żeby zakończyć przygotowania, potrzebuje jeszcze pół roku.
Żukow dostał czas, o który prosił.
Rozdział 11
128. Gumbinnenski Korpus Strzelecki 28. Armii Białoruskiego Okręgu Wojskowego został
postawiony w stan gotowości bojowej 13 lipca 1954 roku o godzinie 5.41.
Do cytadeli twierdzy brzeskiej wezwano dowódców i szefów sztabów dwóch dywizji, jednej
brygady oraz wszystkich szesnastu pułków, zarówno tych bezpośrednio podległych dowódcy korpusu,
jak i należących do składu dywizji.
Twierdza mieściła wówczas punkt dowodzenia i sztab korpusu strzeleckiego, węzeł łączności,
jednostki i pododdziały bojowe i logistyczne, korpuśne i dywizyjne magazyny, szpital, bazy
remontowe, areszt, magazyny sprzętu.
W czasie minionej wojny obrona twierdzy brzeskiej mogłaby być przykładem, wzorem i symbolem
niezłomnego bohaterstwa i odwagi. Zamiast tego twierdza stała się miejscem, w którym tragiczne
następstwa zbrodni popełnionych przez władzę uwidoczniły się w sposób szczególnie jaskrawy.
Od zakończenia wojny nie upłynęło dziesięć lat, wstyd po tak zwanej „obronie twierdzy brzeskiej”
jeszcze nie minął. Dlatego o tym, co się tu wydarzyło latem 1941 roku, nie wspominano. Nie nastał
jeszcze czas przeinaczania faktów. Nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby tę potworną hańbę nazwać
przykładem bohaterstwa. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby wznieść tu monument, rozpalić
wieczny ogień, otworzyć muzeum i przyprowadzać tłumy młodych, rozentuzjazmowanych patriotów.
W 1954 roku twierdza była po prostu wielkim stałym obozem wojskowym w rodzaju obozu
rzymskiego, wypełnionym po brzegi wojskiem, sprzętem, amunicją i innymi zapasami niezbędnymi do
przeprowadzania operacji ofensywnych.
Żołnierze i sprzęt zajęli podziemia cytadeli i dwa pierścienie fortów, które otaczały centralną część
potężnej fortyfikacji. Sztab korpusu, otoczony pasem koszar, znajdował się na centralnej wyspie. Od
gabinetu dowódcy wije się tam i znika gdzieś wśród licznych zakrętów korytarz z łukowatym
sklepieniem z cegły jak w zamku krzyżackim.
Drzwi gabinetu dowódcy otworzyły się szeroko. Pierwszy zastępca wrzasnął: „Towarzysze
oficerowie!”.
Poderwali się generałowie, pułkownicy, podpułkownicy.
Dowódca korpusu generał porucznik Władimir Filippowicz Czyż trzasnął drzwiami. Już samo to
nie zapowiadało niczego dobrego.
Generał zdjął czapkę – głowa nie wiadomo dlaczego ogolona, łysa, roztacza woń wody kolońskiej.
Ktoś by się zdziwił. Ale w 128. Korpusie Strzeleckim już dawno nikt się niczemu nie dziwił.
Dowódca ogarnął ponurym wzrokiem tych, których w razie wybuchu wojny miał poprowadzić do
walki, i ryknął jak rasowy sierżant:
– W kolumnie po trzech… ZBIÓRKA!
Już dawno generałowie, pułkownicy i podpułkownicy nie musieli wykonywać takich rozkazów.
Szybciutko się ustawili. Błyskawiczne, sprawne wykonywanie takich komend każdemu już za młodu
raz na zawsze wbito do głowy. Utworzyli coś w rodzaju kompanii pancernej – 49 ludzi: zastępcy
dowódcy korpusu, szefowie artylerii, sztabu korpusu, tyłów; za nimi dowódcy dwóch dywizji
i jednej brygady z szefami sztabów; dalej dowódcy pułków; jeszcze dalej – szefowie pułkowych
sztabów.
– W le… WO!
Kompania robi zwrot, strzelając obcasami, i przeistacza się z kolumny po trzech w rozwinięty
trójszeregowy szyk.
– Pierwszy szereg! Pięć kroków do przodu… MARSZ!!! W TYŁ ZWROT! Na taborety!!!
Otworzyły się drugie drzwi i wybijając rytm, wmaszerował pluton porządkowy. Wszyscy
w białych fartuchach niewątpliwie pożyczonych w szpitalu. Wiadomo, jacy żołnierze trafiają do
plutonu porządkowego. Wszyscy młodzi, dobrze zbudowani, podobni do siebie jak dwie krople
wody. Każdy trzyma czyste prześcieradło. A w prawej ręce czarny cylinder wielkości butelki
Stolicznoj, który ledwie mieści się w dłoni. Z cylindrów wystają długie kable.
– Ostrzyc na łyso. Na Kotowskiego.
Czarne cylindry okazały się elektrycznymi golarkami. Już dawno krążyły o nich plotki, ale nikt
jeszcze na oczy nie widział tego cudu elektrotechniki.
Dowódca korpusu wszystko miał już przygotowane: taboretów wystarczy dla jednego szeregu,
kable są poprowadzone tak, żeby wszystkie maszynki naraz podłączyć do prądu. Zawyły, zabrzęczały
cud-maszynki, posypały się kruczoczarne loki na ceglaną posadzkę. Specjalnie oddelegowany
żołnierz miotłą czarne, blond, rude włosy zamiata, jeszcze jeden z flakonem Szypru między szeregami
biega, ściska gumową gruszkę, ogolonych dowódców wodą kolońską odświeża.
Na porządne strzyżenie trzeba czasu. Trzeba przynieść klientowi lustro: proszę spojrzeć, boki
robimy prosto czy po skosie?
A gdy strzyżemy kogoś na łyso, jak barana, to czasu trzeba tyle co nic.
No bo na co ten czas?
Zdaje się, że 128. Korpus Strzelecki nie nałapał wszy. Ale pytania nie są tu mile widziane. Kazali,
to trzeba.
Ogolono wszystkich. W ekspresowym tempie. Spojrzał generał porucznik Czyż na swoje wojsko
i najwyraźniej pozostał zadowolony. W każdym razie nie przeklinał, taboretami nie rzucał. Generał
Czyż miał ulubione powiedzenie: Czyżyk ptaszyna niewielka, ale wpierdoli mocno.
– A więc tak, towarzysze dowódcy. Do wszystkich jednostek maszynek dostarczono ile trzeba,
jednym elektryczne, innym zwykłe, ręczne. Ruszajcie do swoich oddziałów, macie wszystkich
ostrzyc. Zacznijcie od zastępców i sztabów. Ostrzyc wszystkich. Wąsy i brody ogolić. Każdy z was
odpowiada za każdego swojego podwładnego. O wykonaniu raportować mnie osobiście. Są pytania?
Pytań brak. Rozejść się!
Aby zrozumieć istotę tych wydarzeń, musimy sobie przypomnieć, co reprezentował sobą radziecki
korpus strzelecki z pierwszej połowy lat 50.
Jeżeli będziemy się w to zagłębiać, to odejdziemy od naszej pasjonującej opowieści.
Dlatego podstawowe informacje na temat struktury i uzbrojenia powojennych korpusów
strzeleckich umieściłem w załączniku. Teraz muszę tylko zameldować, że 128. Gumbinnenski Korpus
Strzelecki, jak każdy podobny korpus, strzelecki był tylko z nazwy. To jak ze scyzorykiem. Były
czasy, kiedy ludzie pisali gęsimi piórami. Pióra, jak ołówki, trzeba było od czasu do czasu
temperować. Po to wymyślono składane nożyki. Potem używano stalówek, a następnie długopisów.
Gęsie pióra odeszły do lamusa, a scyzoryki pozostały dla innych potrzeb.
Tu podobnie – korpus nazywał się strzelecki, czyli składający się z piechurów, ale piechoty w nim
już nie było, ani jednej kompanii.
Utworzony pod koniec wojny (21 kwietnia 1944 roku) 128. Korpus Strzelecki przeszedł wspaniały
szlak bojowy przez Polskę oraz Prusy Wschodnie na Berlin i dalej, na Pragę. Podczas wojny
dowodził nim generał major P. Baticki, który w 1953 roku osobiście wykonał wyrok śmierci na
marszałku Związku Radzieckiego Berii.
Po wojnie Baticki awansował, a 128. Korpus przeniesiono do Brześcia.
Strukturę tego korpusu, jak i strukturę reszty korpusów Armii Radzieckiej, nieustannie doskonalono,
jego możliwości bojowe gwałtownie wzrastały.
Latem 1954 roku w składzie 128. Korpusu Strzeleckiego były nie zwyczajowe trzy, lecz tylko dwie
dywizje: 12. Mozyrska Dywizja Zmechanizowana Gwardii odznaczona Orderem Czerwonego
Sztandaru i Orderem Suworowa oraz 50. Stalinowska Dywizja Strzelecka Gwardii dwukrotnie
odznaczona Orderem Czerwonego Sztandaru oraz Orderem Suworowa i Orderem Kutuzowa.
W 1957 roku wszystkie zmechanizowane dywizje Armii Radzieckiej przekształcone zostaną
w pancerne, a strzeleckie – w zmotoryzowane. W 1954 roku już w istocie nimi były, po prostu nie
zmieniono im jeszcze nazw.
Tak więc, jeśli kierować się istotą rzeczy, a nie nazwami, które wprowadzają w błąd, w składzie
128. Korpusu „Strzeleckiego” wiosną 1954 roku były dwie dywizje gwardii: pancerna
i zmechanizowana, również hojnie wyposażona w czołgi.
Ponadto w składzie korpusu znajdowały się: 47. Brygada Artylerii (54 armaty M-46 kalibru 130
mm i 36 haubicoarmat MŁ-20 kalibru 152 mm), pułk ciężkiej artylerii samobieżnej (53 IS-3, 24 ISU-
152), pułk moździerzy gwardii (54 BM-24), a także samodzielne bataliony i dywizjony – rozpoznania
(PT-76 i BTR-40), przeciwpancerny (armaty BS-3 kalibru 100 mm), przeciwlotniczy (armaty
przeciwlotnicze S-60 kalibru 57 mm), łączności, saperów, pontonowo-mostowy, transportowy,
remontowy, medyczno-sanitarny i chemiczny.
W sumie w korpusie była jedna brygada i 16 pułków, zarówno wchodzących w skład dywizji, jak
i bezpośrednio podlegających dowódcy korpusu, w tym: dwa ciężkiej artylerii samobieżnej, dwa
pancerne, trzy zmotoryzowane (piechota zmotoryzowana wyposażona w transportery opancerzone
i czołgi oraz działa samobieżne), trzy zmechanizowane (piechota zmotoryzowana wyposażona
w samochody i działa samobieżne), sześć pułków artylerii, artylerii przeciwlotniczej i moździerzy.
Uzbrojenie korpusu (składającego się z dwóch dywizji) to: czołgi ciężkie IS-3 – 106, ciężkie działa
samobieżne ISU-152 – 48, najnowocześniejsze czołgi średnie T-54 – 187, czołgi średnie T-34/85 –
94, działa samobieżne SU-100 – 21, działa samobieżne SU-76 – 21, czołgi pływające PT-76 – 48.
A oprócz tego 406 transporterów opancerzonych, 115 opancerzonych ciągników artyleryjskich AT-
P, setki dział i moździerzy, tysiące samochodów i nieopancerzonych ciągników AT-S i AT-T,
dziesiątki tysięcy żołnierzy i oficerów.
Korpusy strzeleckie pierwszej połowy lat 50. były potężnymi, wysoce mobilnymi związkami
taktycznymi, których trzon stanowiły oddziały pancerne i artyleryjskie.
Łącznie w 128. Korpusie Strzeleckim było 88 batalionów i dywizjonów: pancernych,
artyleryjskich, rozpoznania, saperów, łączności, transportowych i innych. I tylko 18 z nich było
zmotoryzowanych, strzeleckich zaś nie było w ogóle.
Pod względem możliwości bojowych korpus „strzelecki”, nawet taki, w którym były tylko dwie,
a nie trzy dywizje, znacznie przewyższał każdą armię pancerną z czasów wojny.
128. Korpus Strzelecki był jak każdy inny. Ani lepszy, ani gorszy.
Cuda zaczęły się dziać pod koniec 1953 roku.
3
Wcześniej w 128. Korpusie Strzeleckim były regulaminowe trzy dywizje.
W grudniu 1953 roku na polecenie pierwszego zastępcy ministra obrony marszałka Związku
Radzieckiego Żukowa ze składu 128. Korpusu Strzeleckiego usunięta została 55. Irkucko-Pińska
Dywizja Strzelecka Gwardii odznaczona Orderem Lenina i Orderem Suworowa oraz trzykrotnie
Orderem Czerwonego Sztandaru imienia Rady Najwyższej RFSRR.
Ale już pozostałe dwie dywizje, brygadę artylerii oraz pułki i bataliony bezpośrednio podlegające
dowódcy korpusu skompletowano zgodnie z etatem. Co do żołnierza.
Po czym osoby narodowości kaukaskich i środkowoazjatyckich, nieznające lingua franca państwa
radzieckiego, zastąpiono osobami, które tym językiem władały.
W styczniu 1953 roku wpłynął rozkaz Żukowa nakazujący kadrze oficerskiej niezwłocznie
wykorzystać urlopy.
System urlopowy mamy nieskomplikowany i zrozumiały:
W styczniu mroźnym
Urlop bierze plutonowy Wańka.
W lutym na pociechę
Urlopują się techniczni.
Słońce gorąc z nieba leje,
Na urlopie zampolit.
Dowódca pułku się śmieje,
Wypoczywa, kiedy chce.
A teraz wszyscy mieli brać urlopy na dwie zmiany: pierwsza w styczniu, druga w lutym. Mało
komu udało się wypocząć w marcu.
W szeregach oficerów zawrzało: Co to jest? Możemy odpoczywać nawet na Antarktydzie.
W towarzystwie pingwinów. Jesteśmy przyzwyczajeni. Nie o to chodzi – spada gotowość bojowa!
Kto to widział, żeby dowódca pułku, połowa oficerów sztabu, połowa dowódców batalionów,
kompanii, baterii i plutonów naraz byli nieobecni? W drugiej turze jadą na urlop pierwszy zastępca
dowódcy, szef sztabu pułku i druga połowa dowódców plutonów, kompanii i batalionów. A jak, nie
daj Boże, wojna? Przecież taki bałagan jest nie tylko u nas, ale w każdym pułku korpusu. W obu
dywizjach dowódców wysłano na urlopy. I ich zastępców. Szefów sztabów. Nawet dowódca
korpusu generał porucznik Czyż wybrał się na urlop. W mróz. Do czego to podobne? Czyżby sabotaż?
Szybko uciszono głosy zbyt czujnych: Cicho! Nie wasz zakichany interes. Na górze wiedzą, co
robią.
4
Krótkie, dwumiesięczne zmniejszenie, a nawet całkowita utrata gotowości bojowej natychmiast
zaowocowały gwałtownym jej wzrostem. Wszyscy oficerowie wrócili z urlopów i wszyscy naraz
byli na posterunkach. Nieobecnych brak.
Zaczęło się szkolenie zgodnie z wymogami rozkazów: bez taryfy ulgowej i chodzenia na skróty.
Do 128. Korpusu przyjeżdżały jedna za drugą komisje: ze sztabu 28. Armii, ze sztabu Białoruskiego
Okręgu Wojskowego, z Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego, z Głównego Zarządu Operacyjnego
Sztabu Generalnego, z Głównego Zarządu Artylerii, z Głównego Zarządu Wojsk Pancernych i kolejna
ze sztabu 28. Armii.
Dowódca korpusu też nie próżnuje.
Ptaszek, jak pamiętamy, nieduży, ale uczy porządnie.
Raz za razem ogłaszają alarmy bojowe. Nad poligonem pancernym korpusu kurz nie zdążył opaść
przez noc. Za dnia wzbijano go tyle, że z samego rana czołgi zaczynały manewry we mgle, wznosząc
tumany kurzu jeszcze wyżej. Ze strzelnic łuski wywożono wywrotkami. Na poligonie artyleryjskim
niekończący się huk. Kiedy tylko dziesięć baterii skończy strzelać, już następne dziesięć zajmuje
pozycje i: Ognia!!! Ognia!!! Ognia!!!
Wszyscy oficerowie korpusu poopalani po oficersku już w maju.
Jaka jest ta szczególna oficerska opalenizna?
O! To gdy dłonie są czarno-brązowe, pół czoła, twarz, szyja i uszy zaś koloru czarnego dębu
z brązowym odcieniem. A sam cały bielusieńki. Zdjął czapkę – wzdłuż linii daszka wyraźny podział.
Jak granica państwowa: wszystko, co poniżej daszka, spalone słońcem, a na czole biała smuga jak od
turbanu.
Pancerniacy mają swoją opaleniznę. Hełm czołgowy zakrywa uszy i szyję, dlatego oni na twarzach
mają niby czarne maski. A reszta ciała pozostaje nietknięta słońcem.
6
Teraz zastanówmy się.
W samym tylko eksperymentalnym pułku zmotoryzowanym 128. Korpusu Strzeleckiego jest 30
ciężkich czołgów T-10. Półtora tysiąca ton masy bojowej. To eszelon kolejowy.
Ponadto na wyposażeniu korpusu jest 106 czołgów ciężkich IS-3. Kolejne trzy eszelony.
Czterdzieści osiem ciężkich dział samobieżnych ISU-152. Jeszcze dwa.
Oraz setki czołgów i dział samobieżnych: T-54, SU-122-54, T-34/85, SU-100, SU-76, PT-76.
Przeciwlotnicze działa samobieżne ZSU-37 i ZSU-57-2.
Cała masa transporterów opancerzonych. I ich też setki.
Niezliczone mnóstwo ciągników artyleryjskich. Sama brygada artylerii ma 120 sztuk ciężkich
ciągników artyleryjskich.
Wiecie, jak wygląda ciągnik AT-T? Waży 20 ton. Powstał na bazie czołgu T-54. Zamontowano
w nim czołgowy silnik Diesla o fantastycznej mocy. AT-T ciągnie armatę polową kalibru 130 mm
albo haubicoarmatę 152 mm. Jedna i druga waży 8 ton. W pozycji marszowej haubicoarmata ma 8
metrów, a armata 130 mm 12 metrów długości. Możecie sobie policzyć, ile trzeba wagonów do
przetransportowania jednego korpusu strzeleckiego.
Ten korpus ma standardowo 54 wyrzutnie artylerii rakietowej BM-24, a każda dywizja dodatkowo
po 18 BM-14.
Oraz setki armat, haubic, haubicoarmat i moździerzy.
Plus 4509 samochodów.
I trzy z okładem dziesiątki tysięcy ogolonych gwardzistów z opalenizną od linii brwi do stojącego
kołnierza.
Wagony podstawiano tak, że aż zderzaki dzwoniły. Dziesięć eszelonów, dwadzieścia, trzydzieści…
I tak bez końca.
Pędziły te eszelony na zielonym świetle. Bez postojów. Mknęły, gwiżdżąc, łoskocząc i stukocząc,
obok stacji i przystanków. Przerażając niesłychaną siłą kobiety i dziewczęta: Czyżby wojna?
W tamtych latach na niewielkich stacjach i przystankach rozkwitał mały biznes. Dobre kobieciny
gotowały ziemniaki, tłukły je ze słoniną i cebulką, marynowały ogórki i wynosiły swoje smakołyki do
przejeżdżających pociągów. Czasami można było u nich po cichu kupić butelkę mętnego napoju
własnej roboty. Szkoda, że wojskowe eszelony leciały obok. Z tiepłuszek rozlegały się piosenki:
Droga wiodła z Brześcia przez Pińsk, Homel, Briańsk, Orzeł, Lipieck, Penzę, Kujbyszew do
Południowouralskiego Okręgu Wojskowego.
Na poligon Tockoje.
Rozdział 12
W 1736 roku na rzece Samarze, którą uralscy kozacy nazywali Sakmarą, założono twierdzę tocką.
W 1773 roku w czasie powstania Pugaczowa kozacki garnizon twierdzy tockiej dobrowolnie
przeszedł na stronę samozwańca.
Dziewiątego marca 1774 roku twierdza została zdobyta przez brygadę generała majora Pawła
Dmitrijewicza Mansurowa.
Sześćdziesiąt lat później wybitny rosyjski historyk Aleksandr Puszkin napisał Historię Pugaczowa
i Córkę kapitana. Zbierając materiały do swoich badań, odwiedził miejsca dawnych potyczek i walk
od Samary do Orenburga. Podczas podróży 18 września 1833 roku Puszkin zatrzymał się w stanicy
Tockoje.
Na początku XX wieku w pobliżu dawnej twierdzy tockiej powstał ogromny, nawet w skali
naszego kraju, poligon.
Najgroźniejszą bronią masowego rażenia w czasie I wojny światowej były gazy trujące. Armia
rosyjska przeprowadzała na tockim poligonie testy bojowych środków trujących.
Niemcy przegrały I wojnę światową i na mocy zapisów traktatu wersalskiego nie mogły
konstruować, produkować ani posiadać nie tylko środków trujących, ale też czołgów, ciężkiej
artylerii, okrętów podwodnych i bombowców. Ale jeśli Niemcy nie będą miały broni, kto rozpęta II
wojnę światową, bez której niemożliwa będzie rewolucja światowa?
Dlatego zanim jeszcze Hitler doszedł do władzy, Stalin zrobił wszystko, żeby przygotować Niemcy
do wojny. Na terytorium Związku Radzieckiego niemieccy konstruktorzy w tajemnicy przed całym
światem budowali i testowali czołgi, artylerię, bombowce nurkujące i okręty podwodne. Na
poligonie tockim oraz w okolicach Wolska, jeśli ktoś nie pamięta, Niemcy testowali środki trujące.
Podczas II wojny światowej wszystkie mocarstwa miały broń chemiczną oraz środki jej
przenoszenia. Ale ponieważ potencjał wroga w tym zakresie był niejasny, a także z uwagi na
niebezpieczeństwo jeszcze potężniejszego uderzenia odwetowego żadne państwo nie zdecydowało
się pierwsze użyć broni chemicznej.
Gdyby jednak ktoś się zdecydował, Niemcy – dzięki towarzyszowi Stalinowi – były przygotowane
na taki rozwój wydarzeń.
2
Wiele wody upłynęło w Samarze od czasów Pugaczowa i Puszkina. Rzeka została, lecz miasto
Samara już nie. Podobnie jak i Orenburg. W ich miejsce pojawiły się Kujbyszew i Czkałow. Poligon
Tockoje znajdował się akurat między Kujbyszewem a Czkałowem.
Tu, na poligon Tockoje, na którym kiedyś niemieccy specjaliści przygotowywali się do
zagazowania Europy, pędziły eszelony 128. Korpusu Strzeleckiego. Rozładunek na stacji Buzułuk.
Jak się okazało, 128. Korpus Strzelecki miał uczestniczyć w ćwiczeniach pod kryptonimem
„Snieżok”.
7. Korpus Strzelecki Południowouralskiego Okręgu Wojskowego, ze swymi 73. Witebską Dywizją
Zmechanizowaną odznaczoną Orderem Czerwonego Sztandaru i 270. Demidowską Dywizją
Strzelecką odznaczoną Orderem Czerwonego Sztandaru, przygotował obronę.
Przerzucony z Białorusi 128. Korpus Strzelecki miał tę obronę przełamać, używając
najnowocześniejszych środków.
Wojskowe obozy namiotowe wytycza się według linii. Linia to trzy, cztery, pięć, a czasami dziesięć
rzędów namiotów. Za nimi – miejsce postoju wozów bojowych i transportowych, magazyny, kuchnie,
warsztaty i cała reszta niezbędna do obsługi tysięcy ludzi.
Struktura liniowa obozów wojskowych ma swoje uzasadnienie. Każdy batalion czy pułk ma przed
sobą otwartą, wspólną dla wszystkich przestrzeń. Jednocześnie i batalion, i pułk mają własne otwarte
tyły.
Załóżmy, że trzeba pilnie wezwać do wykonania zadania określony batalion jakiegoś pułku.
Batalion nie będzie się musiał przedzierać przez szeregi innych batalionów i pułków, bo przed
każdym z nich jest wolna przestrzeń.
I jeżeli trzeba coś dowieźć do takiego batalionu czy pułku, na przykład ziemniaki do kuchni
polowej albo pociski do czołgów, także problemu nie ma: na tyłach każdego pododdziału, oddziału
czy formacji też jest wolna przestrzeń.
W 1954 roku na poligonie Tockoje Południowouralskiego Okręgu Wojskowego pierwsza linia
obozu namiotowego 128. Korpusu Strzeleckiego, który przybył z Białorusi, i odgrywającego rolę
nieprzyjaciela 7. Korpusu Strzeleckiego rozciągnęła się na 43 kilometry.
Na uboczu tego taboru w brzozowym gaju zbudowano miasteczko dla generałów. Tam nie ma
namiotów, zamiast nich są drewniane domki. Domków jest sporo. Na ćwiczenia zjechali dowódcy
wszystkich radzieckich korpusów. Dowódcy wszystkich armii. Dowódcy okręgów wojskowych
i grup wojsk. Szefowie ich sztabów. Oraz głównodowodzący poszczególnych rodzajów sił zbrojnych
i szefowie ich sztabów. Szefowie głównych i centralnych zarządów Ministerstwa Obrony i Sztabu
Generalnego.
Zaproszono też na to widowisko naszych młodszych braci klasowych: wysokich dostojników
wojskowych z Polski, Czechosłowacji, Węgier, Rumunii, Bułgarii, NRD, Mongolii, Albanii, Korei
Północnej, Północnego Wietnamu, Chin.
Tak! Właśnie tak.
Chiny były w tym czasie dla Związku Radzieckiego młodszym bratem.
Razem z generałami w takich samych domkach zamieszkali nieznani cywilni towarzysze
w okularach, szarych marynarkach w paski i pod krawatami.
Cywile byli twórcami potężnej broni i kierowali jej produkcją. Wśród nich minister budowy
maszyn dla przemysłu średniego Wiaczesław Aleksandrowicz Małyszew z zastępcami i główni
konstruktorzy.
W pewnej odległości od obozu wojskowych i generalskich domków zbudowano jeszcze jedno
miasteczko – rządowe.
Dwunastego września 1954 roku na poligon tocki przybyli marszałkowie Związku Radzieckiego
Koniew, Malinowski, Wasilewski, Timoszenko, Budionny, Sokołowski, marszałek Polski
Rokossowski, główny marszałek artylerii Woronow, marszałek artylerii Niedielin, marszałek wojsk
pancernych Bogdanow, marszałek lotnictwa Żygariew, admirał Kuzniecow, generałowie armii
Czujkow, Biriuzow, Grieczko, Kryłow, Moskalenko, Bagramian, generałowie pułkownicy Baticki,
Biriuzow, Batow, Golikow.
Tego samego dnia pojawili się drodzy zagraniczni goście, przywódcy bratnich państw
socjalistycznych. Nie zapomniano o przedstawicielach państw neutralnych – byli attaché wojskowi
Finlandii, Szwecji, Afganistanu. W sumie na ćwiczenia przybyli przedstawiciele 16 państw.
Trzynastego września w miasteczku rządowym świętowano obecność generała porucznika Nikity
Chruszczowa. Dokładnie rok wcześniej, 13 września 1953 roku, objął on stanowisko pierwszego
sekretarza Komitetu Centralnego KPZR. Ćwiczenia wojskowe pod kryptonimem „Snieżok” były
w pewnym sensie prezentem z okazji pierwszej rocznicy objęcia najważniejszego stanowiska
w kraju.
Razem z Chruszczowem z Moskwy przylecieli przewodniczący Rady Ministrów ZSRR generał
porucznik Gieorgij Malenkow i jego pierwszy zastępca, minister obrony ZSRR marszałek Związku
Radzieckiego Nikołaj Aleksandrowicz Bułganin.
Kierujący ćwiczeniami pierwszy zastępca ministra obrony ZSRR marszałek Związku Radzieckiego
Żukow zameldował o gotowości wojsk i sztabów do przeprowadzenia operacji „Snieżok”.
Temat ćwiczeń: „Przełamanie przygotowanej obrony nieprzyjaciela przez korpus strzelecki przy
użyciu broni atomowej”.
Rankiem 13 września 1954 roku marszałek Żukow zameldował kierownictwu kraju o gotowości
wojsk i sztabów do przeprowadzenia operacji „Snieżok”. Tego samego dnia wieczorem Żukow
wezwał do swojej polowej rezydencji byłego szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR, byłego
generała armii, a obecnie szefa sztabu Syberyjskiego Okręgu Wojskowego generała porucznika
Sztemienkę.
Rok wcześniej, latem 1953 roku, Żukow i Sztemienko znaleźli się po przeciwnych stronach
barykady. Marszałek Związku Radzieckiego Żukow stanął na czele grupy spiskowców i na polecenie
Chruszczowa osobiście aresztował marszałka Związku Radzieckiego Berię. Generała armii
Sztemienkę podejrzewano o to, że był zaufanym człowiekiem Berii w siłach zbrojnych. Dlatego
natychmiast usunięto go ze stanowiska, zdegradowano o dwa stopnie i wysłano na Syberię.
Znowu się spotkali. Marszałek i generał porucznik.
Między nimi przepaść.
A także stół i mapa z planem niespotykanych ćwiczeń wojskowych o pieszczotliwej nazwie
„Snieżok”.
Mapa przesunięta na bok. Na jej miejscu butelka i dwie szklanki. Prosta zakąska. Jak na froncie.
Los poróżnił ich rok temu. Ale ileż wspólnych spraw i dobrych rzeczy łączyło ich przez wszystkie
wcześniejsze lata.
Przed wojną i w pierwszych jej tygodniach generał armii Żukow był szefem Sztabu Generalnego.
Po wojnie generał armii Sztemienko był szefem Sztabu Generalnego.
Marszałek Związku Radzieckiego Żukow jest pierwszym zastępcą ministra obrony, a generał
porucznik Sztemienko jeszcze niedawno też był pierwszym zastępcą ministra obrony.
Podczas wojny Sztemienko stał na czele głównego ośrodka analitycznego Armii Czerwonej –
Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego. Sztemienko przygotowywał plany, Stalin je akceptował
i wysyłał Żukowa na front, by przekleństwami, rękoczynami, zrywaniem naramienników
i egzekucjami zmieniać je w zwycięstwa.
Sztemienko i Żukow nieraz spotykali się na daczy Stalina w Kuncewie. Kilka dni przed
rozpoczęciem każdej wielkiej ofensywy, zazwyczaj późno w nocy, wchodzili do gabinetu naczelnego
Wodza i wspólnie ze Stalinem dopracowywali ostatnie szczegóły.
Często we trójkę decydowali o losach wojny.
Jednak przyszły inne czasy. Po wojnie Żukowa zrzucono ze szczytów władzy, Sztemienko zaś
awansował, ale rok przed śmiercią Stalina znowu usunięto go ze stanowiska. Po śmierci Stalina
Sztemienko prawie wspiął się na dawne wyżyny, lecz natychmiast poleciał jeszcze niżej, tracąc po
drodze dwie gwiazdki na pagonach. I został zesłany w najdalsze zakątki Syberii.
Położenie Żukowa też było nie do pozazdroszczenia. Minęło dopiero półtora roku, odkąd wrócił do
Moskwy z Uralu. Co prawda z jego naramienników gwiazdek nie zrywano.
Żukow wrócił do Moskwy, ale jako kto?
Podczas wojny był zastępcą Stalina.
Teraz był zastępcą ministra obrony, towarzysza Bułganina. A kim jest ten towarzysz Bułganin?
W 1941 roku towarzysz Bułganin był prezesem Banku Państwowego. W czasie wojny –
politycznym nadzorcą dowódców frontów. Nie przeprowadził żadnej potyczki, bitwy czy operacji.
Ale jako nadzorcy politycznemu nadawano mu stopnie wojskowe. Jego pierwszy w życiu stopień to
generał porucznik. A on nigdy nie dowodził drużyną, plutonem, kompanią, batalionem, pułkiem,
brygadą czy armią. Wcześniej nie miał żadnych stopni wojskowych. Nadal nikim nie dowodził – on
tylko nadzorował. A stopnie sypały się na pagony: generał pułkownik, generał armii.
Po wojnie Stalin dał Bułganinowi pagony marszałka i stanowisko ministra sił zbrojnych.
(W tamtych burzliwych latach ministerstwo to kilka razy zmieniało nazwę: Obrony, Sił Zbrojnych,
Wojny i znowu Obrony). Dwa lata później Stalin awansował Bułganina jeszcze wyżej: zwolnił go
z pełnienia obowiązków ministra i mianował zastępcą przewodniczącego Rady Ministrów, czyli de
facto swoim zastępcą w rządzie.
Po śmierci Stalina Bułganin zachował stanowisko zastępcy szefa rządu i odzyskał stanowisko
ministra obrony.
Jednak dla wojskowych na zawsze pozostał pogardzanym księgowym z Banku Państwowego.
Nie wiem, o czym wieczorem 13 września 1954 roku rozmawiali dwaj dowódcy Stalina – Żukow
i Sztemienko. Chciałbym wam powiedzieć, ale nie mam nic do powiedzenia.
Wiem tylko, że na tym spotkaniu stosunki zostały odbudowane. Zresztą nigdy nie były złe. Między
Żukowem i Sztemienką nie było konfliktów. To ich przełożeni, Chruszczow i Beria, nie mogli
podzielić miejsca pod słońcem. Żukow i Sztemienko nie mieli ze sobą o co walczyć. Mieli wspólne
cele.
Cel Sztemienki – wrócić na stanowisko szefa Sztabu Generalnego. I zdobyć stopień marszałka, do
którego to stanowisko uprawnia.
Cel Żukowa – znaleźć się wyżej w hierarchii władzy, nad księgowym z Banku Państwowego,
któremu musiał podlegać.
Cel obu – rozwijanie sił zbrojnych tak, jak wymaga tego wyższa strategia, a nie tak, jak chcą tego
miernoty polityczne Chruszczow, Malenkow i Bułganin, które noszą złote naramienniki, ale ni cholery
nie znają się na wojsku.
Cel obu – wyprowadzić armię spod kontroli cywilnych pajaców.
Żukow miał jeszcze jeden powód, aby przywrócić kontakty służbowe z generałem porucznikiem
Sztemienką. Podczas wojny Żukow otoczył się lizusami i pochlebcami. Awansował ich i nagradzał,
rozdawał im ordery i generalskie szlify. Ale po wojnie, kiedy Stalin zrzucił Żukowa ze szczytów
władzy, wszyscy lizusi i pochlebcy uciekli od swojego protektora z prędkością pocisków
smugowych, które znikają w ciemnościach, świszcząc i odbijając się od betonowej ściany bunkra.
Żukow pozostawał marszałkiem Związku Radzieckiego. Zachował mieszkanie w budynku
rządowym w Moskwie i daczę wielkości pałacu w Podmoskowiu.
Ale u nas statusu człowieka nie określa stopień czy posiadanie pałacu, lecz zajmowane stanowisko.
Żukow od 3 czerwca 1946 roku pełnił funkcję dowódcy Odeskiego Okręgu Wojskowego, a od 4
lutego 1948 roku – Uralskiego Okręgu Wojskowego. W porównaniu z tym, co było wcześniej, to
ogromna degradacja. Jeżeli upadek się zaczął, to wiadomo, jak to się skończy.
Dlatego, gdy dowódca Odeskiego Okręgu Wojskowego marszałek Związku Radzieckiego Żukow
przyjechał na parę dni do Moskwy w sylwestra 1947 roku, na jego zaproszenie nie odpowiedział nikt
spośród tych, których on podczas wojny awansował i wyróżniał. Wszyscy wiedzieli, że Żukow już
nie wróci na szczyty, więc po co sobie psuć opinię przyjaźnią z będącym w niełasce strategiem.
Ale po śmierci Stalina Chruszczow pomógł Żukowowi wrócić na szczyty. Żukow znowu miał
władzę. Funkcja pierwszego zastępcy ministra obrony dała mu okazję do przypomnienia dawnym
protegowanym o ich krótkowzrocznym zachowaniu. Żukow pamiętał ich wszystkich. I bez wyjątku
wysłał do takich zakątków naszej ogromnej ojczyzny, w których nigdy i nikomu nie przyszło do
głowy, że służba to miód.
Jednak teraz Żukow potrzebował nowej ekipy.
Sztemienko nie był ani jego protegowanym, ani podopiecznym. Tak jak i Żukow, był człowiekiem
Stalina. I nie było go wśród tych, którzy odwrócili się od Żukowa w chwili jego upadku. Dlatego
Żukow miał podstawy, żeby wziąć generała porucznika Sztemienkę do swojej nowej ekipy.
Sztemienkę usunięto ze stanowiska i zdegradowano do generała porucznika na rozkaz Chruszczowa.
Dlatego nie mógł być jego zwolennikiem i sojusznikiem. Taki generał mógł być pożyteczny. Ponadto
Sztemience mimo degradacji udało się utrzymać dobre stosunki z wieloma starymi towarzyszami
broni.
Żukow w tym czasie nie miał zaufanego zespołu, nie miał ludzi, na których można było polegać
w ważnych sprawach. Sztemienko ich miał.
A zatem mieli o czym rozmawiać. Szkoda, że nikt nigdy nie będzie mógł odtworzyć szczegółów.
Wiem tylko, że pod koniec spotkania, już odprowadzając generała porucznika Sztemienkę, Żukow
zapytał, czy ten nie ma jakiegoś rozsądnego generała, który może podjąć poważne ryzyko w bardzo
dużym przedsięwzięciu.
Sztemienko odpowiedział, że ma na oku takiego generała – dowódcę 27. Korpusu Strzeleckiego 13.
Armii Karpackiego Okręgu Wojskowego generała porucznika Mamsurowa. Już dawno należy mu się
co najmniej armia.
Żukow uścisnął dłoń Sztemience, uśmiechnął się i mrugnął – wszystko w naszych rękach.
Dramatis personae
Jeżeli mamy przed sobą warowny zamek, fort albo twierdzę, to zdobyć tę fortecę można na dwa
sposoby: atakując, czyli z niemiecka szturmując, albo wyczerpując przeciwnika.
Za ten drugi sposób trzeba zapłacić czasem. Zdarzało się, że po kilka lat oblegano zamek albo
twierdzę, a nie udawało się ich zdobyć.
Za szturm trzeba zapłacić krwią.
Nasi dowódcy zawsze wybierali szturm. Czas jest drogi, a żołnierska krew ma niewielką wartość.
Jeżeli zdecydujemy się na szturm, to będzie on się składał z dwóch elementów.
Po pierwsze, trzeba jakoś dostać się do środka: zakraść się przez mur albo zrobić w nim wyłom.
Po drugie, rozprawić się z obrońcami.
Na początku XX wieku w praktyce prowadzenia wojen pojawiło się nowe zjawisko – front ciągły,
który mógł się ciągnąć setki czy nawet tysiące kilometrów i opierać skrzydłami o brzeg morza, pasma
górskie, granice neutralnych państw lub inną przeszkodę niemożliwą do pokonania przez wojska
lądowe. Całe terytorium, którego bronił nieprzyjaciel, stało się twierdzą. Dlatego każdą operację
ofensywną XX wieku, tak jak szturmowanie twierdzy, można podzielić na dwa główne elementy.
Po pierwsze, trzeba przełamać obronę nieprzyjaciela.
Po drugie, przez jeden lub kilka wyłomów trzeba wtargnąć na jego teren. W tym celu należy, gdy
tylko w obronie powstanie wyłom, wprowadzić do walki związki szybkie. Ich cele to: prędko
posuwać się naprzód, omijać główne siły nieprzyjaciela, zagrażając jego skrzydłom i tyłom, zamknąć
pierścień okrążenia na tyłach wojsk wroga albo przyprzeć je do morza, odciąć szlaki zaopatrzenia,
pozbawić możliwości kontynuowania walki, wejść do najbardziej newralgicznych i strategicznie
ważnych ośrodków w kraju przeciwnika.
Ale Armii Czerwonej w pierwszym okresie wojny nie zawsze udawało się przełamać obronę
przeciwnika. Po wojnie plany takich operacji, pokreślone strzałkami zdecydowanie rozcinającymi
tyły wroga, nasi stratedzy schowali w głębi niedostępnych tajnych archiwów. Ukryto je nie tylko
przed współczesnymi, ale też przed następnymi pokoleniami, przedstawiając odważne projekty,
których nie udało się zrealizować, jako lokalne potyczki.
A gdy przy pisaniu oficjalnej historii wojny pojawiały się zgrzyty, stratedzy mówili: Owszem,
położyliśmy tu setki tysięcy naszych żołnierzy, zużyliśmy miliony pocisków, straciliśmy tysiące
czołgów i samolotów. Nie robiliśmy tego w celu przełamania obrony, okrążenia i rozgromienia
nieprzyjaciela, lecz po prostu naszymi gigantycznymi siłami odwracaliśmy uwagę niewielkich sił
wroga, które zajęły tu pozycje obronne i nikomu nie przeszkadzały.
Właśnie tak nasi wybitni dowódcy tłumaczyli wiele krwawych bitew w latach 1942–1943.
Haniebnie zaprzepaszczone ofensywy określali po wojnie w pamiętnikach jako niezakończone
operacje albo w ogóle nazywali działaniami odwracającymi uwagę.
Ale w końcowej fazie wojny Armia Czerwona doskonale opanowała sztukę przełamywania obrony.
Metoda: skoncentrować w wybranym miejscu siedem, osiem tysięcy dział. Gęstość na odcinkach
przełamania – 300–350 dział na kilometr frontu. Rekord to 468 dział na kilometr. Przed koncentracją
artylerii należało dowieźć na pozycje dziesiątki tysięcy ton pocisków.
Cała ta lawina ognia spadała nagle na żołnierzy nieprzyjaciela.
Na końcowym etapie wojny przygotowanie artyleryjskie zazwyczaj trwało krótko – jakieś półtorej,
dwie godziny, czasami mniej – ale było niezwykle intensywne.
Przygotowanie artyleryjskie w jednej chwili zmieniało się we wsparcie ogniowe. To znaczy,
najpierw kilka godzin trwał ostrzał pierwszej linii obrony nieprzyjaciela. W momencie zakończenia
przygotowania artyleryjskiego zaczynał się właściwy atak. Na czele szły ciężkie czołgi przełamania,
następnie gęste tyraliery piechoty, za nimi zaś ciężkie działa samobieżne. Zadanie artylerii – położyć
zaporę ogniową przed nacierającymi oddziałami. Zapora ogniowa mogła być podwójna. Od
pierwszego okopu wroga w głąb jego obrony przesuwał się jeden wał ogniowy, jednak nieprzyjaciel,
przeczekawszy przygotowanie artyleryjskie, a po nim wał ogniowy, zajmował pozycje do odparcia
ataku. Tymczasem za pierwszym wałem następował drugi. I dopiero potem wkraczały czołgi,
piechota i działa samobieżne.
Gdy piechota z czołgami i działami bezpośredniego wsparcia wchodziła na kilka kilometrów
w obronę nieprzyjaciela, do wyłomu wprowadzano do walki korpusy pancerne i zmechanizowane,
czasami zaś całe armie pancerne.
W ideale należało przeprowadzić „czyste przełamanie”, to znaczy przełamać obronę przeciwnika
na całej głębokości, żeby związki pancerne i zmechanizowane nie marnowały sił na kończenie
przełamania, lecz bez przeszkód wchodziły w przestrzeń operacyjną.
Druga poważna wada tego sposobu przełamania obrony polegała na tym, że wymagał on zbyt wiele
czasu na koncentrację sił i żmudnego planowania działań. Logistyka, czyli dostarczenie dziesiątków,
a czasami setek tysięcy ton amunicji, materiałów pędnych, sprzętu inżynieryjnego i części
zamiennych, już była skomplikowana.
Przykład? W czasie przygotowania operacji wiślańsko-odrzańskiej wartość przewozów w ramach
frontu i jego armii tylko na 1. Froncie Białoruskim wyniosła 923,3 tysiąca ton34.
Zorganizowanie wielkiej operacji ofensywnej wymagało co najmniej sześciu tygodni na
dostarczenie środków materiałowych i przygotowanie wojsk.
Przeciwnik też nie spał. Atakował nasze wojska w czasie ich koncentracji. Na szczęście
gromadzono ich tyle, że nie można było chybić, więc każdy atak nieprzyjaciela przysparzał nam strat.
Przeciwnik na wiele sposobów próbował określić datę i porę rozpoczęcia ofensywy Armii
Czerwonej i jeżeli mu się to udawało, w ostatniej chwili po cichu wycofywał oddziały na inne
pozycje. Na pierwszej linii zostawały tylko nieduże jednostki ubezpieczające wspierane przez czołgi
i artylerię. W takim przypadku siła uderzenia artyleryjskiego Armii Czerwonej spadała na
praktycznie puste okopy. Nasze wojska, zużywając dziesiątki tysięcy ton pocisków, przechodziły do
ataku, ale po kilku kilometrach nagle trafiały pod intensywny ogień głównych sił nieprzyjaciela.
Żeby tego uniknąć, radzieccy dowódcy przed każdym natarciem przeprowadzali rozpoznanie walką.
Oznacza to, że system obrony wroga sprawdzano za pomocą pocisku i bagnetu.
Rozpoznanie walką prowadzono zazwyczaj na szerokim froncie, żeby przed rozpoczęciem natarcia
nie ujawniać wrogowi odcinków przełamania.
6
O tym, jak przeprowadzano rozpoznanie walką w końcowej fazie wojny, Żukow opowiedział
podczas tajnej konferencji naukowo-wojskowej najwyższego dowództwa Grupy Wojsk Radzieckich
w Niemczech w grudniu 1945 roku. Materiały z tej konferencji odtajniono 40 lat później
i opublikowano w specjalnym wydaniu magazynu „Wojennaja Mysl” w 1985 roku.
Tak Żukow relacjonuje niewielki epizod, który wydarzył się podczas działań bojowych 1. Frontu
Białoruskiego w bitwie o Poznań:
Przeprowadzając trzydziestominutowy atak artyleryjski dla ubezpieczenia działań rzutu specjalnego, zaangażowaliśmy bardzo dużo
środków artyleryjskich, by uniemożliwić nieprzyjacielowi rozpoznanie naszych metod ataku. 400 tysięcy pocisków z zapasów, które
przeznaczyliśmy na przełamanie, mogliśmy wykorzystać do wsparcia działań tego rzutu i niczego przy tym nie traciliśmy.
To jeszcze nie jest przygotowanie artyleryjskie. To dopiero preludium. Krótki wstępny nalot
dywanowy ubezpieczał działania specjalnego rzutu naszych wojsk. To swego rodzaju rozgrzewka,
w której bierze udział duża ilość artylerii, ale zużycie amunicji jest niewielkie – jedynie 400 tysięcy
pocisków.
Artyleria prowadzi ostrzał tylko pół godziny, zużywając po 13 300 pocisków na minutę.
To tyle, ile nie szkoda wykorzystać do wsparcia działań rzutu specjalnego, niczego przy tym nie
tracąc.
Trzydzieści minut intensywnego ognia na pierwszą linię, następnie skierowanie ognia artylerii
w głąb. W tym momencie wprowadza się do walki rzut specjalny, hojnie wyposażony w czołgi
przełamania i ciężkie działa samobieżne. To właśnie jest rozpoznanie walką.
Rzut specjalny ma poprzez działania bojowe określić, czy nieprzyjaciel zostawił swoje główne siły
na pierwszej linii, czy wycofał je na tyłowe rubieże, broniąc pierwszej linii tylko siłami niedużych
mobilnych oddziałów.
Działania rzutu specjalnego pozwalały sprawdzić zarys pierwszej linii, zmusić nieprzyjaciela do
ujawnienia systemu zapór ogniowych i pól minowych.
Podczas przełamania obrony przygotowywano kilka wariantów przygotowania artyleryjskiego.
Rozpoznanie walką dawało dowódcy frontu odpowiedź na pytanie, który wariant przygotowania
artyleryjskiego w tej sytuacji będzie najskuteczniejszy.
Rozpoznanie walką przeprowadzano dzień lub dwa przed atakiem. Albo kilka godzin przed nim.
Czasami między rozpoczęciem ataku a rozpoznaniem walką nie było żadnej przerwy.
7
Czterysta tysięcy sztuk amunicji różnych kalibrów to od 12 do 18 tysięcy ton wgryzających się
w ziemię pocisków, które z hukiem i rykiem rozdzierają na strzępy jej powierzchnię. To setki
milionów rozlatujących się z wyciem rozżarzonych metalowych odłamków. Przez krótki czas, ale
gęsto.
Gdy artyleria wykonywała preludium, rzut specjalny przyjmował swoje „sto gramów
z przyczepą”35.
W chwili przeniesienia ognia artylerii w głąb przez pierwsze okopy z łomotem przechodzą
gwardyjskie pułki czołgów ciężkich i gwardyjskie pułki artylerii samobieżnej. W ślad za nimi
z okopów podnosi się rzut specjalny. Ten rzut nie krzyczał: „Hurrra!”. On chrapliwie sypał
przekleństwami.
Gwardyjskie pułki czołgów ciężkich to czołgi IS-2.
Gwardyjskie pułki artylerii samobieżnej to działa samobieżne ISU-152.
W 1943 roku podczas projektowania IS-2, najpotężniejszego czołgu II wojny światowej, przy
wyborze broni zdecydowano się na armatę A-19 kalibru 122 mm. Najpotężniejszy czołg świata
powinien mieć najpotężniejszą armatę czołgową. A-19 dostosowano do wymogów montażu na czołgu
i nazwano D-25T. Pocisk tego działa ważył, jak już wspominaliśmy, 25 kg.
Dla wsparcia ogniowego tych czołgów stworzono ciężkie działo samobieżne. Miało tę samą bazę
co czołg IS-2, ale zamiast obrotowej wieży – kabinę ze spawanych ciężkich płyt. Rezygnując
z obrotowej wieży, konstruktorzy znacząco zmniejszyli kąty naprowadzania działa w płaszczyźnie
poziomej. W razie konieczności trzeba było całą maszynę odwrócić w kierunku celu.
Jednak wymiana wieży na opancerzoną kabinę pozwoliła znacznie zwiększyć wytrzymałość całej
konstrukcji i zmniejszyć sylwetkę. Przy zachowaniu wagi i właściwości jezdnych pojawiła się
możliwość zamontowania jeszcze potężniejszej broni. Wybór padł na znakomite dzieło myśli
technicznej XX wieku – haubicoarmatę MŁ-20 kalibru 152 mm. Hybrydzie czołgu IS-2
i haubicoarmaty MŁ-20 152 mm dano nazwę ISU-152.
Pozbawione obrotowej wieży ISU-152 bynajmniej nie stało się słabsze. Rzecz w tym, że te działa
walczyły w ścisłej współpracy z czołgami. Tyraliera czołgów – z przodu. Działa samobieżne –
w drugim rzucie.
Czołgi są czymś w rodzaju rozcapierzonych palców, które w ciemności szukają słabego punktu
przeciwnika. Działa samobieżne to miażdżąca pięść.
Znalazłszy przeciwnika, czołgi ustępowały miejsca działom samobieżnym. A one biły prosto
w odzywające się stanowiska ogniowe czterdziestotrzykilogramowymi pociskami.
W czasie wojny żołnierze niemieccy nazywali ISU-152 otwieraczem do konserw – Dosenöffner.
Własne czołgi nazywali konserwami w sytuacji, kiedy zły los podczas walk postawił na ich drodze
ISU-152.
Za wałem ogniowym artylerii, ciężkimi czołgami i działami samobieżnymi w każdej wielkiej
ofensywie niezmiennie podążał wspomniany już rzut specjalny.
Moment kluczowy
Teraz wyobraźmy sobie, z jakim zachwytem w 1949 roku marszałkowie i generałowie radzieccy
przyjęli wiadomość, że w Związku Radzieckim zbudowano bombę atomową!
Rąbniemy jeden raz i jest czyste przełamanie!
Nie trzeba teraz miesiącami koncentrować wojsk na przyczółkach!
Nie trzeba mieć dziesiątków tysięcy luf na odcinkach przełamania!
Nie trzeba zużywać dziesiątków tysięcy ton pocisków do przełamania obrony!
Nie trzeba marnować setek tysięcy pocisków na wsparcie rzutu specjalnego!
I rzut specjalny nie będzie już potrzebny!
Teraz wszyscy jesteśmy mądrzy. Wszyscy wiemy, co oznacza „rzut specjalny”. Ale minie jeszcze sto
lat i przyszły historyk będzie się zastanawiał: A co to w ogóle jest?
Otworzy Radziecką encyklopedię wojskową, którą Wojenizdat wydawał w latach 1976–1980, czyli
w czasach największego rozkwitu kultu Żukowa, ale odpowiedzi tam nie znajdzie. Przeczyta hasła
„wydział specjalny”, „pierwszy rzut”, „drugi rzut”, lecz nie dowie się niczego o rzucie specjalnym.
Wtedy otworzy Mały słownik haseł operacyjno-taktycznych i ogólnowojskowych. Słownik ten
podpisano do druku 12 sierpnia 1957 roku, czyli w czasie, kiedy marszałek Związku Radzieckiego
Żukow był ministrem obrony ZSRR i członkiem Prezydium Komitetu Centralnego KPZR. Co więcej,
w tym czasie był on zwycięzcą wszystkich batalii o władzę i panem sytuacji.
Ale i w tym słowniku nie ma nic na temat rzutu specjalnego.
Przyszły historyk będzie musiał sięgnąć po pamiętniki Żukowa. Jednak tam też nie znajdzie
odpowiedzi. A to dlatego, że Żukow mówił o rzutach specjalnych na tajnej naradzie w 1945 roku,
pamiętniki zaś ukazały się 24 lata później i skierowane były do szerokiej rzeszy czytelników, którym
niekoniecznie trzeba mówić o istnieniu rzutów specjalnych.
Rzut specjalny to kompanie i bataliony karne. Powstały one na mocy rozkazu towarzysza Stalina nr
227 z 28 lipca 1942 roku. Rozkaz brzmiał:
Utworzyć w ramach armii od trzech do pięciu dobrze uzbrojonych oddziałów zaporowych, do dwustu osób w każdym, umieścić je
bezpośrednio na tyłach niepewnych dywizji i zobowiązać w przypadku paniki i bezładnego odwrotu oddziałów dywizji do
rozstrzeliwania na miejscu panikarzy i tchórzy.
Oddziały zaporowe istniały od pierwszego dnia wojny. Po prostu latem 1942 roku Stalin otwarcie
potwierdził ich istnienie i znacznie zwiększył ich liczbę.
W tym czasie w siłach zbrojnych było już ponad siedemdziesiąt armii uderzeniowych
i ogólnowojskowych. Dlatego oddziałów zaporowych istniały setki.
Na mocy tego samego rozkazu w armiach ogólnowojskowych i uderzeniowych tworzono kompanie
karne, a w składzie frontów – bataliony karne.
Kompanie karne podlegały bezpośrednio dowódcom armii. Każda armia mogła mieć kilkanaście
czy nawet więcej takich kompanii.
Oto przykłady:
W 1942 roku 54. Armia miała w składzie dziesięć kompanii karnych.
W tym samym roku 63. Armia (1 listopada 1942 roku przekształcona w 1. Armię Gwardii) miała
w składzie jedenaście kompanii karnych.
Bataliony karne od początku były w składzie frontów i podlegały dowódcom frontów. Jednak
wkrótce zaczęły powstawać również w armiach. Przykład? W 1943 roku 56. Armia oprócz kompanii
karnych miała siedem batalionów karnych.
Jednostki karne miały skład stały i zmienny.
Skład stały to dowódcy plutonów, kompanii, batalionów i ich zastępcy, oficerowie sztabów, starsi
sierżanci kompanii, personel medyczny. Na stanowiska dowódcze mianowano odważnych,
inteligentnych i zdecydowanych oficerów. Służba była ciężka i niebezpieczna, jednak wysoko
ceniona i hojnie opłacana. Była trampoliną do awansu na wysokie stanowiska dowódcze.
Dowódcy jednostek karnych dysponowali ogromną władzą. Mieli prawo stosować wobec
podwładnych wszystkie środki represji, z rozstrzelaniem na miejscu włącznie – za niewykonanie
rozkazu, samookaleczenie, ucieczkę z pola walki lub próbę oddania się do niewoli.
Dowódca i oficer polityczny kompanii karnej w stosunku do własnych żołnierzy mieli uprawnienia takie jak dowódca i komisarz
36
wojskowy dywizji.
Kategorie stanowisk składu stałego oddziałów karnych były o stopień wyższe od obowiązujących
w zwykłych jednostkach. To oznacza, że dowódcą plutonu był kapitan, dowódcą kompanii major,
dowódcą batalionu – pułkownik.
Ponadto w każdym plutonie był nie jeden, lecz dwóch oficerów. Oprócz dowódcy plutonu jeszcze
jego zastępca. Kategoria etatowa zastępcy dowódcy plutonu – porucznik.
Składowi stałemu jednostek karnych każdy dzień służby był liczony jako sześć dni. Służyłeś rok –
zapiszą ci sześć. Jeśli dożyjesz.
Okres wysługi w stopniach oficerskich zmniejszał się dwukrotnie, uposażenie dwukrotnie
zwiększano37.
Oficerowie stałego składu kompanii i batalionów karnych po zakończeniu służby w tych
jednostkach specjalnych otrzymywali niesłychane awanse. Dla dowódców kompanii karnych
następne stanowisko to dowódca pułku, dla dowódców batalionów karnych – dowódca dywizji.
Dla przykładu, dowódca 8. samodzielnego batalionu karnego 1. Frontu Białoruskiego pułkownik A.
Osipow oddał dowództwo batalionu i przejął dywizję38. Była to powszechna praktyka.
Jest w tym sporo racji. Doświadczenie z krwawych starć tacy oficerowie mieli ogromne. Walczyli
zawsze na najważniejszych kierunkach, mieli dostęp do planów bardzo wysokiego dowództwa.
Dowódcy kompanii i batalionów karnych otrzymywali rozkazy bezpośrednio od dowódców armii czy
nawet frontów.
Jeżeli każdy z nich potrafił podporządkować sobie kompanię karną, to poradziłby sobie również
z pułkiem. Jeżeli dowodził batalionem karnym, to oczywiście mógł dowodzić dywizją.
4
Dowódcom armii podlegały kompanie i bataliony kompletowane żołnierzami i sierżantami, którzy
zostali skazani za popełnienie jakiegoś przestępstwa, oraz więźniami GUŁagu NKWD. Zasada była
ta sama: od jednego do trzech miesięcy. Albo do pierwszej krwi.
Ale kierowano do nich nie tylko na mocy wyroku trybunałów.
Dowódca każdej dywizji, która znajdowała się na tyłach, miał prawo wysłać każdego szeregowego
albo sierżanta na front do jednostki karnej, by odkupił winy.
Dowódca każdego pułku, który walczył na froncie, miał takie samo prawo. Nie musiał się z nikim
naradzać, prosić o pozwolenie. Wlepił trzy miesiące nieudolnemu żołnierzowi, by inni mieli nauczkę.
Kompanie i bataliony karne wykorzystywano do walk na najtrudniejszych i najbardziej
niebezpiecznych odcinkach frontu. Podczas każdej ofensywy znajdowały się w rzucie specjalnym,
czyli przed pierwszym rzutem nacierających wojsk. Przyjmowały na siebie zmasowany ogień
nieprzyjaciela, torując drogę pierwszemu rzutowi, wytyczając mu ścieżki przez pola minowe.
Wysokie stopnie oficerom stałego składu jednostek karnych nadawano nie tylko za szczególne
warunki służby. Był jeszcze jeden powód: kompanie i bataliony karne były potężnymi oddziałami
bojowymi.
W stałym składzie kompanii karnej było 16 oficerów, w tym jeden funkcjonariusz kontrwywiadu
Smiersz39.
Kapitan A.I. Timofiejew służył w stałym składzie kompanii karnej od 3 lutego do 10 października
1943 roku. Zaliczono mu ten czas jako 4 lata i 8 miesięcy służby. Opisał swoją kompanię tak: Pięć
plutonów po sto ludzi w każdym, w kompanii ponad pięciuset żołnierzy. Kompania ciągle walczyła.
Dostali nowe zadanie bojowe. Kompania zadanie wykonała, rannych do szpitali, zabitych
pochowano. Natychmiast wpłynął nowy rozkaz: przyjąć uzupełnienie – 224 ludzi. Sama recydywa40.
Pracownik Centralnego Muzeum Wojsk Wewnętrznych MSW Federacji Rosyjskiej major I.W.
Kuzmiczew zebrał i opublikował w piśmie „Sierżant” (2000, nr 1) dane dotyczące batalionów
i kompanii karnych Armii Czerwonej w okresie 1942–1945. (Obywatelu majorze, proszę przyjąć
wyrazy uznania).
Tak więc w czasie wojny batalionów karnych w Armii Czerwonej było 65. Kompanii karnych –
1092.
Nie jestem przekonany, że to pełna lista. Major Kuzmiczew też nie.
Ktoś kiedyś rozpuścił plotkę, że w czasie wojny przez kompanie i bataliony karne Armii Czerwonej
przeszło 427 910 żołnierzy i oficerów. Ten ktoś albo popełnił błąd, albo celowo skłamał. Swego
czasu na pewnej tajnej uczelni przyszło mi studiować historię wojskowości. Inną niż ta, która
przeznaczona jest dla szerokich mas. Na pamięć nigdy nie narzekałem. Podaną mi liczbę
zapamiętałem dobrze. Była prawie taka sama. Tylko na końcu miała jeszcze jedno zero. Ot i cała
różnica.
Podano nam tę liczbę, żeby pokazać, jak rozkazy towarzysza Stalina wpływały na morale i zdolność
bojową armii.
Z jednej strony, Stalin podpisał rozkaz nr 227 i każdy dowódca wyższego szczebla miał do
dyspozycji bezpłatną siłę niewolniczą do wykonania każdego, nawet niewykonalnego zadania.
Z drugiej strony, Stalin podpisał rozkaz, by wysyłać do jednostek karnych niesumiennych żołnierzy,
ale jaki wpływ miało to na morale reszty żołnierzy Armii Czerwonej! Przekaz był prosty i wyraźny:
Chłopaki, po prostu wykonujcie rozkazy dowódców. Ten, który nie wykaże się gorliwością, będzie
torował drogę do zwycięstwa w rzucie specjalnym. Nigdy nie wiadomo, każdego może to spotkać.
Więc wiecie, co robić…
Nie mogę potwierdzić danych, że rzeczywista liczba była większa o jedno zero od oficjalnie
deklarowanej. Ale każdy sam może z grubsza to obliczyć.
Po pierwsze, w okrążeniu znalazły się i z niego wyszły setki tysięcy żołnierzy i oficerów
radzieckich. Najpierw przeszli przez obozy filtracyjne. A później? Właśnie. Przez jednostki karne.
Po drugie, do niewoli dostały się miliony radzieckich żołnierzy. Część z nich udało się uwolnić pod
koniec wojny. Co z nimi robić? Właśnie. Skierować do jednostek karnych.
Po trzecie, podczas odwrotu Armii Czerwonej na początku wojny setki tysięcy żołnierzy
radzieckich porzuciły broń, rozeszły się po wsiach i w nich zostały. Gdy Armia Czerwona zaczęła
ofensywę, wszystkich zgarnięto z powrotem do żelaznych szeregów. Do jakich jednostek? No tak, do
karnych.
Po czwarte, do Armii Czerwonej w czasie wojny powołano 34 miliony osób. Ci ludzie popełniali
błędy, przewinienia i przestępstwa. Do jednostek karnych pędzono ich bezlitośnie. Zwykłą decyzją
dowódcy pułku. A pułków w Armii Czerwonej były ogromne ilości. Od każdego dowódcy pułku
wymagano przywrócenia porządku i utrzymania dyscypliny w podległych mu oddziałach. I każdemu
dowódcy bijącego się na froncie pułku latem 1942 roku towarzysz Stalin dał prawo każdego
żołnierza czy sierżanta, nie pytając nikogo o zgodę, wpakować na kilka miesięcy do kompanii karnej
walczącej w awangardzie ugrupowań bojowych pułków i dywizji.
Sądzicie, że dowódcy pułków nie kochali towarzysza Stalina? I że nie korzystali z danego im
prawa?
Po piąte, w GUŁagu NKWD ZSRR (oraz w GUŁŻDS, GUŁPS itd.) siedzieli zdrowi, upstrzeni
niebieskimi tatuażami faceci. Każdy może sobie policzyć, ilu ich tam było. Pewna część tych ludzi
przeszła przez jednostki karne. Myślicie, że towarzysz Stalin nie wykorzystał tego potencjału podczas
wojny?
Wszystkie te masy ludzi nie mieszczą się w liczbie 427 910. Ten, kto puścił ją do naukowego
obiegu, trochę się pomylił. Raptem o jedno zero.
Liczba 427 910 nie pokrywa się z liczbą batalionów i kompanii karnych, które walczyły na froncie.
Nie odpowiada ani ich liczebności, ani płynności składu zmiennego.
Tu mamy jeszcze jeden, prawie niedostrzegalny okruch statystyczny. W ciągu czterech lat wojny
sądy wojenne wydały wyroki na 2 530 663 żołnierzy Armii Czerwonej. W tym za przestępstwa
kontrrewolucyjne – 471 988, za przestępstwa wojskowe – 792 192, za kryminalne – 1 266 483.
Po raz pierwszy te wcześniej ściśle tajne dane opublikowali A.I. Muranow i W.J. Zwiagincew41.
Anatolij Iwanowicz Muranow jest zastępcą ministra sprawiedliwości, szefem Zarządu Sądów
Wojskowych Ministerstwa Sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej, generałem pułkownikiem służby
sprawiedliwości, państwowym radcą sprawiedliwości pierwszej klasy, zasłużonym prawnikiem
Federacji Rosyjskiej.
Wiaczesław Jegorowicz Zwiagincew jest szefem Wydziału Orzecznictwa i Statystyki Zarządu
Sądów Wojskowych Ministerstwa Sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej, pułkownikiem służby
sprawiedliwości, państwowym radcą sprawiedliwości trzeciej klasy.
Informacje z pierwszej ręki.
Jest to oblicze armii wyzwolicielki ukazane z nieco innej perspektywy: na wojnie w szeregach
Armii Czerwonej walczyło dwa i pół miliona kryminalistów, nie licząc tych, których wysłano na nią
z GUŁŻDS-u, GUAS-u, Gławgidrostroju, GUŁagu i innych podobnych instytucji.
W Armii Czerwonej w ciągu czterech lat wojny wykryto i skazano prawie pół miliona
kontrrewolucjonistów. Nie licząc tych, którzy przeszli na stronę Niemców i walczyli pod sztandarami
Hitlera.
Załóżmy, że pół miliona wrogich elementów wykrytych w Armii Czerwonej w czasie wojny
rozstrzelano. No, ale co zrobić z pozostałymi dwoma milionami skazanych?
A przecież do jednostek karnych, jak już ustaliliśmy, wysyłano nie tylko tych, których skazano na
froncie, ale i tych, którzy siedzieli w obozach. Ponadto do jednostek karnych pędzono nie tylko i nie
tyle na podstawie wyroków trybunałów, ile na podstawie decyzji dowódców pułków, brygad
i dywizji.
Na wojnie trzeba ciągle wykrywać system ognia nieprzyjaciela. Lepszego sposobu wykrywania
systemu ognia (jeżeli nie liczyć się ze stratami) od rozpoznania walką jeszcze nikt nie wymyślił.
Armia Czerwona nacierała przez całą wojnę. Od pierwszego dnia. Nawet kiedy trzeba było
zaciekle się bronić, ona dalej nacierała! Jednostki karne od lata 1942 roku, czyli od momentu
powstania, były narzędziem, którym dowódcy na każdym szczeblu, od Żukowa niżej, ciągle na
wszystkich frontach sondowali obronę nieprzyjaciela bagnetem, a jego pola minowe – żołnierskimi
butami.
Ofensywę 1. Frontu Białoruskiego poprzedziło rozpoznanie walką, które przeprowadzono 14 i 15 kwietnia siłami 32 pododdziałów
42
rozpoznania, każdy wzmocniony do batalionu.
Tak walczył Żukow. Po lewej stronie w ten sam sposób przeprowadzał rozpoznanie walką
Koniew. A po prawej Rokossowski.
Jednostki karne brały udział we wszystkich szturmach, zawsze w rzucie specjalnym. Czyli
poprzedzały pierwszy rzut. W związku z tym w pamiętnikach figurowały nie tylko jako oddziały
rozpoznania, ale też jako oddziały szturmowe. Sens i brzmienie były podobne.
Nic prostszego nazwać w pamiętnikach na przykład 361. samodzielną kompanię karną 5. Armii
Uderzeniowej 361. samodzielną kompanią szturmową. Niech potomkowie dochodzą, co chcieliśmy
powiedzieć. Z pewnością nie będzie to łatwe zadanie, bo w dokumentach nazwy jednostek karnych
zazwyczaj podawano skrótami – 39. sbsz., 612. sksz.
Pisząc pamiętniki, można nie podawać numerów. Generał armii Aleksandr Wasiljewicz Gorbatow
20 lat po rozgromieniu Niemiec wydał prawdomówne wspomnienia, w których między innymi
z zachwytem pisał o zuchwałych poczynaniach oddziału narciarskiego. Czterdzieści lat później
„Krasnaja Zwiezda” (2 kwietnia 2005 roku) taktownie wyjaśniła: oddział narciarski faktycznie był 8.
samodzielnym batalionem karnym.
Biorąc to wszystko pod uwagę, jeszcze raz przyjrzyjmy się wspomnieniom Żukowa.
Wspomnienia i refleksje marszałka Żukowa, pamiętniki innych wybitnych dowódców Armii Czerwonej, są wiarygodną historią
43
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, którą należy badać, by uświadomić nowe pokolenie rosyjskich obywateli.
Moment kluczowy
Według planu ćwiczeń „zachodni” stworzyli potężną linię obrony. „Wschodni” przygotowywali się
do jej przełamania.
W składzie wojsk „wschodnich” w ćwiczeniach udział wzięli:
– zarząd i sztab frontu wraz z pułkiem łączności. Sztab frontu składał się z generałów i oficerów
zarządu i sztabu Karpackiego Okręgu Wojskowego. Na czele frontu „wschodnich” stanął dowódca
Karpackiego Okręgu Wojskowego marszałek Związku Radzieckiego Iwan Koniew. Szef sztabu frontu
– generał pułkownik Władimir Kostylew. Szef wywiadu frontu – generał porucznik Chadżi-Umar
Mamsurow;
– zarząd i sztab 25. Armii wraz z samodzielnym batalionem łączności. Dowódca armii – generał
pułkownik Paweł Biełow;
– w pierwszym rzucie 25. Armii – 128. Korpus Strzelecki (realnie) i 15. Korpus Strzelecki
(warunkowo).
25. Armia miała podczas operacji ofensywnej przełamać front „zachodnich” i skierować główne
uderzenie na Uljanowsk, pomocnicze zaś na Kujbyszew.
Uljanowsk i Kujbyszew udawały Düsseldorf i Kolonię, Wołga odgrywała rolę Renu.
Uderzenie pomocnicze miał wykonać 128. Korpus Strzelecki, który miał w swoim składzie 12.
Dywizję Zmechanizowaną Gwardii i 50. Dywizję Strzelecką Gwardii (realnie) w pierwszym rzucie
oraz 51. Dywizję Strzelecką (warunkowo) w drugim.
Wzmocnienie korpusu (realnie):
– 10. Gumbinnenska Dywizja Artylerii Przełamania Odwodu Naczelnego Dowództwa odznaczona
Orderem Suworowa i Orderem Kutuzowa (2. Brygada Artylerii Gwardii i 47. Brygada Artylerii
Haubic, 154. Brygada Artylerii Haubic Ciężkich, 16. Brygada Moździerzy Ciężkich);
– 27. Brygada Artylerii Gwardii odznaczona Orderem Kutuzowa (ze składu Moskiewskiego Okręgu
Wojskowego);
– 5. Brygada Inżynieryjno-Saperska Gwardii odznaczona Orderem Aleksandra Newskiego.
Natarcie wspierały (realnie):
– 140. Dywizja Lotnictwa Bombowego odznaczona Orderem Kutuzowa (Ił-28);
– 10. Woronesko-Kijowska Dywizja Lotnictwa Szturmowego Gwardii odznaczona Orderem
Czerwonego Sztandaru, Orderem Suworowa i Orderem Kutuzowa (MiG-15);
– 119. Newelska Dywizja Lotnictwa Myśliwskiego odznaczona Orderem Czerwonego Sztandaru
i Orderem Suworowa (MiG-17);
– 511. Jasski Samodzielny Pułk Lotnictwa Rozpoznawczego (Ił-28R).
Łącznie 320 samolotów bojowych. Oddziały i jednostki lotnicze przybyły z Okręgów Wojskowych
Odeskiego, Kijowskiego i Zakaukaskiego.
Uderzenie bronią jądrową – na drugą linię obrony nieprzyjaciela.
Na pierwszą linię uderzyła artyleria. Atak rozpoczął się natychmiast po przetoczeniu się fali
uderzeniowej i tumanów kurzu. Gęstość – 133 działa na kilometr przełamania, czas trwania – 25
minut.
Gęstość była mniejsza niż na końcowym etapie ostatniej wojny, ale wykorzystano działa większych
kalibrów: armaty kalibru 100 mm i 130 mm, moździerze kalibru 160 mm i 240 mm, wyrzutnie
pocisków rakietowych BM-14 i BM-24. Siła ognia znacznie wzrosła.
Ponadto, co najważniejsze, na oddziały nieprzyjaciela broniące pierwszej linii powinien był
oddziaływać wybuch jądrowy za ich plecami.
Lotnictwo „wschodnich” w chwili wybuchu powinno się znajdować w powietrzu, przy czym
myśliwce 30 km od epicentrum, bombowce – 100 km. Zadanie: uniemożliwić nieprzyjacielowi
szybkie zamknięcie wyłomu w obronie. W tym celu przeprowadzono skoncentrowane uderzenie
bombowe o gęstości 218 ton na każdy kilometr kwadratowy bombardowanego obszaru.
Przełamanie obrony przeprowadzono sąsiadującymi ze sobą skrzydłami dwóch dywizji gwardii
w kierunku epicentrum, by możliwie jak najpełniej wykorzystać konsekwencje wybuchu bomby
atomowej.
Wraz z wyjściem nacierających oddziałów do trzeciej linii obrony nieprzyjaciela przeprowadzono
jeden po drugim jeszcze dwa uderzenia jądrowe mniejszej mocy. Te uderzenia były symulowane.
Trzeciego sierpnia 1954 roku na lotnisku Władimirowka niedaleko miasta Achtubińsk wylądowały
dwa bombowce Tu-4A. Dowódcy – major Wasyl Kutyrczew i kapitan Konstanty Lasnikow.
Achtubińsk to obwód astrachański, ale Stalingrad od niego na wyciągnięcie ręki, a do Astrachania
– kawał drogi. Jednak najbliżej Achtubińska leży Kapustin Jar. W żargonie wojskowych Kap-Jar
albo Kapustino – nasz pierwszy poligon rakietowy.
Kap-Jar i wszystko wokół niego jest strefą zamkniętą, więc można tu bez ryzyka rozmieścić
samoloty nosiciele, ładunki i personel.
Dwunastego sierpnia piloci zaczęli loty treningowe. Towarzyszyły im samoloty rozpoznawcze Ił-
28R; cel – rejestracja parametrów wybuchu.
Siódmego września na lotnisko Władimirowka specjalny eszelon dostarczył dwie Tatiany.
Trzynastego września pod każdy z dwóch samolotów nosicieli podwieszono po jednej bombie.
Wczesnym rankiem 14 września oba nosiciele uruchomiły silniki. O tym, kto poleci, załogi
samolotów nie wiedziały. Oba samoloty są w gotowości bojowej. O 5.41 komendant 71. poligonu sił
powietrznych generał major lotnictwa Wiktor Czernorez wydał rozkaz startu załodze Kutyrczewa.
O 6.00 Czernorez przez rządowy kanał łączności zameldował dowódcy ćwiczeń marszałkowi
Związku Radzieckiego Żukowowi o starcie nosiciela.
Podczas lotu nosicielowi towarzyszyły dwa samoloty rozpoznawcze Ił-28R. Kilka zastępów
myśliwców MiG-17 na przemian osłaniało nosiciela i samoloty rozpoznawcze. Miały rozkaz bez
uprzedzenia zestrzelić każdy aparat latający, który zbliży się do Tu-4A.
Drugi nosiciel z podwieszoną bombą i pracującymi silnikami czekał na lotnisku do momentu, aż
pierwszy osiągnie odpowiednią wysokość. Wtedy dostał rozkaz zgaszenia silników, jednak druga
załoga powinna się znajdować w samolocie do detonacji bomby na poligonie tockim.
A było to długie, przygnębiające oczekiwanie.
A przed nimi wszystko jest zupełnie inne, niż było jeszcze niedawno. Żadnych punktów
orientacyjnych. Teren zmienił się nie do poznania. Bezludna ponura przestrzeń.
Po gęstym lesie dębowym pozostały tylko czarne zgliszcza – zwęglone kikuty. Sprzęt bojowy – nasz i naszych umownych nieprzyjaciół
– stopiony i zgnieciony. Zniknęły okopy i schrony – górna warstwa ziemi jakby się przemieściła. Teren się wyrównał. Widok był
44
upiorny.
Ziemia stała się pulchna. Jak zaorany przez traktorzystów ugór. I przesiany.
Ziemia się dymiła. Bliżej epicentrum grunt się stopił. Powierzchnię pokryła szklista skorupa
stopionego piasku. Ziemia chrzęściła i kruszyła się niczym lód.
Na spalonej ziemi zerwane czołgowe wieże, zgniecione jak szorstki papier pakowy szkielety
transporterów opancerzonych, zawiązane w skomplikowane węzły lufy dział.
Wyłom w obronie „zachodnich” okazał się wyjątkowo czysty. Nikt nie odpierał natarcia. Na tych,
którzy jeszcze próbowali stawiać opór, spadły huraganowy ogień artylerii i jeszcze jedno uderzenie
lotnictwa.
O 13.00 „wschodni” zadali drugie, tym razem umowne, uderzenie jądrowe w odwody
„zachodnich”.
O 13.40 przez korytarz, który powstał wskutek drugiego wybuchu, „wschodni” z impetem wyrwali
do przodu.
O 14.40 „wschodni” przeprowadzili trzecią, również umowną, detonację bomby jądrowej.
„Zachodni”, pod osłoną dymu, zaczęli odwrót.
Ćwiczenia wojskowe na poligonie tockim we wrześniu 1954 roku miały jeszcze odwrotną stronę.
Kluczowym momentem było zrzucenie bomby. W ogólnym zarysie poznaliśmy charakter Tatiany,
ale nie możemy pominąć samolotu nosiciela.
W 1954 roku do radzieckiego lotnictwa trafiły bombowce odrzutowe Tu-16, w żargonie
wojskowym – Tusze. Bombowce te doskonale nadawały się do niszczenia miast, dużych obiektów
przemysłowych i transportowych na głębokich tyłach nieprzyjaciela. Jednak wszystkie próby
wykorzystania Tu-16 do ataku na punkty oporu umownego nieprzyjaciela na pierwszej linii obrony,
gdy w pobliżu znajdują się własne oddziały, zakończyły się niepowodzeniem.
W marcu 1954 roku na poligonie tockim przeprowadzono serię testów. Zrzucane z Tu-16 kloce
imitujące bombę (oficjalnie nazywane „równoważnikami gabarytowo-wagowymi”) w ogóle nie
chciały trafić do celu. Odchylenia były różne. Czasami do dwóch kilometrów.
Wtedy Żukow polecił użyć powolnego, moralnie przestarzałego, nienadającego się do prowadzenia
prawdziwej wojny Tu-4.
3
Jeszcze jedno: oprócz tradycyjnych technik naprowadzania kurs nosiciela przy zbliżaniu się do celu
wyznaczał pomarańczowy dym. Sam cel został oznaczony białym kołem o średnicy 150 metrów.
W środku koła był biały krzyż. Jego wielkość – 100 na 100 metrów. Szerokość pasów – 10 metrów.
Pośrodku krzyża – reflektory rogowe.
Zastanówmy się: A po co?
Odpowiedź wydaje się oczywista: aby zapewnić bezpieczeństwo żołnierzom. Byłoby niewskazane,
żeby podczas ćwiczeń pilot chybił i zrzucił bombę w miejscu, gdzie w oczekiwaniu na natarcie
zgromadzono dziesiątki tysięcy ludzi i tysiące wozów.
Zgoda.
Rzeczywiście, podczas ćwiczeń wypadałoby uniknąć trafienia w swoje oddziały czymś, co
przeraziłoby nawet Hiroszimę. Ale czy na wojnie niby to można?
A na wojnie nie będzie reflektorów rogowych oznaczających cel, nie będzie białego koła
i wielkiego krzyża na pozycjach nieprzyjaciela.
Zbombardować miasto, ośrodek przemysłowy czy węzeł transportowy, port morski czy elektrownię
wodną jest dość łatwo. Odchylenie od celu na kilometr lub dwa nie ma większego znaczenia: miasto
zniknie z powierzchni ziemi, gigant przemysłowy zostanie zniszczony, masy wody ze zbiornika
retencyjnego zerwą tamę i zmiotą wszystko, co stanie na ich drodze.
Ale jak samolot doleci do pierwszej linii obrony? Jak rozpozna, gdzie są swoi, a gdzie obcy? I tu,
i tam okopy. Są takie same. Zamaskowane. Oprócz bojowych są jeszcze okopy pozorne, tak własne,
jak i nieprzyjaciela. Wszystko wokół szare i zielone. Tam nie będzie koła, krzyża i reflektorów.
Podczas ćwiczeń celujemy w środek krzyża. A na wojnie gdzie będziemy celować?
A zatem jeżeli użycie powolnego tłokowego Tu-4 to pokazucha, namalowanie koła i krzyża to
podwójna pokazucha. Pokazucha do kwadratu. (Omal nie powiedziałem – do koła).
Problemy zaczęły się na długo przed ćwiczeniami. Lata na Powołżu i Uralu Południowym bywają
iście pustynne. Każdego dnia na suchym stepie panuje ponadtrzydziestostopniowy upał. Dziesiątki
tysięcy ludzi zebrano w gigantycznym obozie. Ćwiczenia do siódmych potów. Jak balet, to balet.
Zaopatrzenie wszystkich w czystą wodę jest niemożliwe. Dlatego pierwsza plaga to biegunka. Nękała
obóz już w lipcu. Ale przecież nikt nie odwoła przedsięwzięcia, które przygotowywano przez wiele
miesięcy, pompując w nie niewyobrażalne kwoty, z powodu jakiejś biegunki.
Nawiasem mówiąc, ktoś powiedział, że w ćwiczeniach wzięło udział 45 tysięcy żołnierzy
i oficerów. Najprostsze obliczenia dają inny wynik.
Czterdzieści pięć tysięcy to tylko strona nacierająca. (Pamiętajmy o potężnym wzmocnieniu 128.
Korpusu zebranym z różnych okręgów wojskowych, w tym dywizji artylerii, brygadach artylerii
i inżynieryjnych oraz wielu pomniejszych oddziałach).
Ale oprócz nacierających byli również ci, którzy powinni ich zatrzymać. W odległości pięciu
kilometrów od epicentrum zajął stanowiska obronne 7. Korpus Strzelecki w składzie dwóch
wzmocnionych dywizji. Broniący się mieli przeczekać wybuch bomby atomowej w okopach,
transzejach i schronach. A ponadto „przygotować się do zamknięcia wyłomu w obronie powstałego
wskutek ataku jądrowego”46.
Dlaczego więc nie ujęto w statystykach całego korpusu?
Oprócz wojsk lądowych w ćwiczeniach wzięły udział trzy dywizje lotnictwa i samodzielny pułk
lotniczy. Z jakiegoś powodu też nie zapisano tych jednostek do grona uczestników.
A przecież każdy dostał swoją dawkę promieniowania. „Krasnaja Zwiezda” (19 lipca 1996)
musiała przyznać:
Jak się później okazało, żołnierze, którzy brali udział w tajnych ćwiczeniach, a wraz z nimi okoliczni mieszkańcy, otrzymali niemałą
dawkę promieniowania.
Nie zastosowano podstawowych środków ostrożności, takich jak dekontaminacja sprzętu, broni i umundurowania. W ćwiczeniach
wzięła udział ogromna liczba ludzi. Nie prowadzono żadnej specjalnej obserwacji medycznej stanu ich zdrowia. Objęci tajemnicą
i zapomniani, radzili sobie jak mogli, bez jakiejkolwiek opieki ze strony państwa. (…) Każdy podpisał dokument zobowiązujący go do
zachowania milczenia na ten temat w ciągu 25 lat.
Nie wymyślił tego jakiś oszczerca. To informacja z centralnego organu Ministerstwa Obrony
Federacji Rosyjskiej.
Nie wszystko na tych ćwiczeniach robiono z głową.
Tuż przed ćwiczeniami wszyscy uczestnicy dostali z magazynów nowiutkie umundurowanie i buty.
Wydawać się mogło: niech jeszcze ten jeden dzień powalczą w starej odzieży, zrzucą ją, umyją się
i włożą nową.
Ależ nie. W nowe rzeczy zostali przebrani dzień wcześniej. W nowym ubraniu żołnierze
i oficerowie przeszli przez epicentrum wybuchu. Później w tych spodniach, nowiutkich bluzach,
skrzypiących butach rozjechali się do swoich garnizonów. Wkrótce zostali przeniesieni do rezerwy.
Ponieważ dla większości demobilizacja okazała się przedterminowa.
Uczestników ogolono na łyso już dwa miesiące przed ćwiczeniami i potem strzyżono ich regularnie.
Niektórzy lekarze uważają, że byłoby dla nich lepiej, gdyby walczyli kudłaci, ale od razu po
ćwiczeniach należało wszystkich ostrzyc, dobrze umyć, dać nowe ubrania i buty i wywieźć jak
najdalej od tych przeklętych miejsc.
Ale szybki powrót do garnizonów dziesiątków tysięcy ludzi i tysięcy samochodów, przy
wykorzystaniu niedużych stacji kolejowych w okolicach poligonu tockiego, był niemożliwy. Obóz
zwijał się stopniowo i stał do końca października. Zaraz po ćwiczeniach znowu pojawiła się fala
biegunki. Nagle jednak lekarze zrozumieli, że razem z nią rozprzestrzenia się jeszcze jakaś inna
choroba, która ma podobne objawy.
Chorych przewieziono z poligonu tockiego do pośpiesznie rozwiniętych szpitali polowych
w okolicach Czkałowa. Ponieważ w Czkałowie znajdowały się sztab Południowouralskiego Okręgu
Wojskowego i służby tyłowe, w tym również służba medyczna.
Przy rozwijaniu szpitali polowych nie wzięto pod uwagę jednego niuansu. Rankiem 14 września,
w chwili gdy samolot nosiciel zbliżał się do celu, zmienił się kierunek wiatru. Po wybuchu wbrew
prognozom radioaktywna chmura popłynęła nie nad goły step, lecz w kierunku miasta o dumnej
nazwie Czkałow. Radioaktywny pył nie opadał równomiernie, ale w postaci dużych i małych plam.
Niby teren jest czysty, a tu nagle kilkaset kilometrów od epicentrum w uroczym zagajniku spotykamy
radioaktywną polanę z poziomkami. Albo źródełko. Albo strumyczek. I dalej znowu czysto.
47
Radioaktywny pył uniosły na dużą wysokość gorące masy powietrza podczas silnego wiatru.
Pomiędzy poligonem tockim i Czkałowem (czyli na osi przejścia chmury albo w pobliżu tej osi)
rozmieszczono wspomniane szpitale polowe.
A namioty wielkiego obozu z poligonu tockiego po odejściu ostatnich pułków zwinięto i złożono do
rezerwy strategicznej.
7
48
Grupa specjalna znalazła się w epicentrum po 40 minutach.
Taki mamy zwyczaj: kiedy trzeba coś ukryć, używamy określeń, które mogą oznaczać wszystko: rzut
specjalny, wyrób 602, ładunek 505, grupa specjalna. Co to za grupa znalazła się w epicentrum po 40
minutach? Tego generał pułkownik nie wytłumaczył.
Po 45 latach opowiedział o tym dowódca grupy specjalnej, były kapitan Armii Radzieckiej, Serb
z pochodzenia, Mładlen Markowicz. Po II wojnie światowej w Związku Radzieckim szkolono
oficerów z Polski, Bułgarii, Jugosławii i innych państw, które znalazły się pod kontrolą Sowietów.
Z Jugosławią stosunki zostały zerwane. Oficerów, którzy wracali do domu, w Jugosławii wsadzano
za kratki jako stalinowskich szpiegów. Dlatego wielu z nich zostawało w Związku Radzieckim,
przyjmowało radzieckie obywatelstwo i wstępowało do szeregów Sił Zbrojnych ZSRR.
W eksperymencie tockim kapitan Markowicz odegrał szczególną rolę. Wybór padł na niego, bo
gdyby zginął, nikt by się o niego nie upomniał.
Kapitan Markowicz otrzymał grupę więźniów, których trzymano pod wzmocnioną ochroną. Musiał
nauczyć ich pomiaru promieniowania. Kapitan miał nieograniczone prerogatywy: mógł rozstrzelać
ich na miejscu za jakikolwiek przejaw niesubordynacji.
Grupa więźniów z kapitanem Markowiczem na czele pierwsza znalazła się w epicentrum 40 minut
po wybuchu. To oni zmierzyli poziom promieniowania, wydali zgodę na przejście żołnierzy przez
epicentrum i wrócili do obozu.
Nie mogłem ustać na nogach, kiedy wyprowadzono więźniów. Nigdy nie dowiedziałem się o ich losie. Położono mnie na pryczy, gdzie
przeleżałem kilka dni bez jakiejkolwiek pomocy medycznej. Nikt nie przeprowadził badania poziomu skażenia. O tym, że moje leczenie
nie znalazło się w planach tockiego scenariusza, dowiedziałem się 40 lat później, kiedy na własny wniosek otrzymałem z archiwum
kopię wykazu przebiegu służby, gdzie czarno na białym było napisane, że od 7 sierpnia, czyli 37 dni przed wybuchem atomowym,
znajdowałem się w „dyspozycji dowódcy Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego”. Czyli daleko od miejsca tych zdarzeń. (…)
Nic dziwnego, że przez następne pół wieku mój los, jak i losy tysięcy „królików doświadczalnych”, budowano na oficjalnej
dezinformacji i kłamstwie, wiążąc nas podpisami „o nierozpowszechnianiu”. Spróbuj otworzyć usta – od razu staniesz się przestępcą
państwowym. A cała „tajemnica państwowa” polega na tym, że do dzisiaj nie mam mieszkania, że armia, która odebrała mi młodość
49
i zdrowie, nie dała mi prawa do leczenia w swoich szpitalach.
Dostało się nie tylko ludziom, ale i sprzętowi. W imię pokazuchy standardy ognia artylerii zostały
przekroczone. Obciążenie każdej armaty przekraczało dopuszczalne normy, łuski przyspawywały się
do nasady zamkowej, wyrzutniki się zacinały. Pod koniec ćwiczeń trzeba było wybijać łuski łomem
i od nowa składać dosłownie rozsypujące się po każdym strzale zamki. Oczywiście po takiej
„eksploatacji” działa nadawały się tylko na złom.
Barbarzyńskie użytkowanie podczas wielomiesięcznych przygotowań do baletu odbiło się na stanie
czołgów, transporterów opancerzonych, ciężarówek.
Masowo wykreślano z ewidencji nie tylko dziesiątki tysięcy ludzi, ale też tysiące
najnowocześniejszych wozów bojowych i transportowych.
Wielbiciele Żukowa ochoczo donoszą, że okoliczni mieszkańcy zostali wywiezieni z rejonu
wybuchu. Nie będziemy się spierać. Ale na miejscu pozostały świnie, gęsi i kury. Zwierzęta były
ranne, poparzone, skażone albo zabite.
Po wybuchu kobiety na drogach rzucały kamieniami i grudami ziemi do przejeżdżających kolumn
wojskowych, obarczając żołnierzy winą za swoje nieszczęścia.
Po wielu latach obrońcy Żukowa twierdzą, że domy odbudowano, a mieszkańcom wyrównano
straty. Właśnie tak napisano w oficjalnych raportach, które później wylądowały w archiwach.
Tu chciałbym zauważyć, że raporty u nas pisać potrafią. A o to, jak nasze władze walczą ze
skutkami klęsk żywiołowych i katastrof spowodowanych przez człowieka, najlepiej będzie zapytać
tych, których te nieszczęścia dotknęły.
Moment kluczowy
45 Faktycznymi konstruktorami Modelu 341 (rozwiniętego w B-29) byli Edward Curtis Wells, dwudziestoośmioletni wiceprezes ds.
technicznych Boeing Company, oraz Lysle Wood. Assen „Jerry” Jordanoff był autorem instrukcji obsługi B-29 (przyp. H.K.).
46 „Krasnaja Zwiezda”, 9 lipca 1992.
47 „Wojenno-Istoriczeskij Żurnał”, 1991, nr 12, s. 86.
48 „Wojenno-Istoriczeskij Żurnał”, 1991, nr 12, s. 85.
49 „Litieraturnaja Gazieta”, 15 września 1999.
Rozdział 17
Ćwiczenia na poligonie tockim nasza rodzima propaganda opisuje z dwóch skrajnych punktów
widzenia.
Mamy taką opinię: wybitne osiągnięcie i tylko wielki Żukow mógł tego dokonać!
Albo taką: potworna zbrodnia i tylko łotr Beria mógł tego dokonać!
Reasumując, jeżeli osiągnięcie, to zasługa Żukowa, jeżeli zbrodnia, to winny może być każdy
oprócz niego.
Oto cytaty.
Bohater Związku Radzieckiego marszałek wojsk pancernych Łosik rozpływa się w zachwycie nad
dokonaniami Żukowa:
Dokonał on w istocie przewrotu w przygotowaniach operacyjnych i wojskowych. Pod jego dowództwem we wrześniu 1954 roku na
50
poligonie tockim po raz pierwszy przeprowadzono eksperymentalne ćwiczenia z praktycznym zastosowaniem broni jądrowej.
Wybór lokalizacji tego eksperymentu nie był błędem – był zbrodnią. Trudno było na terytorium kraju zajmującego jedną szóstą część
lądu na kuli ziemskiej o gęściej zaludniony region, jak tereny położone pomiędzy Wołgą i Uralem. Trudno też znaleźć do skażenia
bardziej żyzną ziemię albo tak piękną rzekę jak sześciusetkilometrowa Samara, która w ponadmilionowym mieście o takiej samej
nazwie wpada do największej rzeki żeglownej Europy – Wołgi, gdzie z przyjemnością zażywali kąpieli przybyli na ćwiczenia
„przywódcy” kraju. Po wybuchu żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby się w niej ochłodzić.
Wymieńmy z nazwiska działaczy państwowych, którzy odegrali decydującą rolę w wyborze miejsca wybuchu: Beria, Bułganin,
51
Kaganowicz, Mołotow, Malenkow.
Tak więc wybuch jądrowy na poligonie tockim jest wielkim sukcesem. A Żukow to największy
geniusz wojskowy. To on wybierał najbardziej malownicze miejsca w Rosji, najbardziej żyzne
gleby. To jemu przyszła do głowy pionierska myśl, żeby przeprowadzić doświadczenia na ludziach!
Nie miał pomocników, zastępców czy zwierzchników. Wszystko zrobił sam! Chwała mu za to! A na
tockim poligonie umieszczono tablicę pamiątkową: „Pod dowództwem marszałka Żukowa”.
Albo: wybuch jądrowy na poligonie tockim to straszliwa zbrodnia. Winna jednak jest banda drani:
Beria, Bułganin, Malenkow, Kaganowicz, Mołotow. To oni popełnili tę zbrodnię.
A Żukowa z jakiegoś powodu nie ma na liście zbrodniarzy. Chociaż to on oficjalnie dowodził
ćwiczeniami. Berię natomiast aresztowano 26 czerwca 1953 roku, ponad rok przed
przeprowadzeniem wybuchu, i rozstrzelano 23 grudnia 1953 roku o godzinie 19.50 – prawie dziesięć
miesięcy przed wybuchem.
Zajrzyjmy do pamiętników Żukowa i przeczytajmy, jak Wielki Strateg ocenia swoje poczynania we
wrześniu 1954 roku.
Wcale ich nie ocenia. Nie wspomina i nie oddaje się refleksjom. W pamiętnikach nie ma nic na
temat tych ćwiczeń.
Zwolennicy Żukowa zapisali cały internet obliczeniami poziomów promieniowania, pokreślili
wykresami szybkie spadki tych poziomów.
Tych obywateli ostudzimy pytaniem: A dlaczego materiały z tych ćwiczeń są tajne? Ktoś na Kremlu
po 60 latach wciąż jeszcze chce wykorzystać nabyte doświadczenie? Czy ktoś jeszcze planuje zrzucić
Tatianę z Tu-4 i przełamać front „zachodnich”?
I dlaczego uczestników ćwiczeń zobowiązano do zachowania tajemnicy przez 25 lat? Po co?
Zastanówmy się, co mógł powiedzieć uczestnik ćwiczeń. Że się odbyły? Tego akurat nikt nie
ukrywał. Na ćwiczeniach byli obecni przedstawiciele 16 obcych państw. Z betonowych bunkrów
przez ciemne soczewki peryskopów obserwowali przebieg ćwiczeń. Ich wszystkich przed
ćwiczeniami zapoznano z sytuacją: tam są „zachodni”, a tu „wschodni”, przełamujemy obronę
w kierunku epicentrum, mamy tyle a tyle czołgów i dział.
Trzy dni później TASS w oficjalnym komunikacie poinformowało świat o przeprowadzonych
ćwiczeniach. No to o jakiej tajemnicy może być mowa?
Co jeszcze mógł powiedzieć uczestnik ćwiczeń? Że bomba ma niesamowitą siłę niszczenia? A ktoś
o tym nie wie? Załóżmy, że jeden uczestnik się wygadał i opowiedział komuś, że podczas wybuchu
powstaje wielka kula ognia, że promieniowanie cieplne spopiela domy i drzewa, topi pancerz na
czołgach, że fala uderzeniowa roznosi w drzazgi wszelkie budowle, zgniata korpusy czołgów i zrywa
z nich wieże. Przypuśćmy, że ktoś to usłyszał i przekazał dalej, a w końcu ta informacja dotarła do
wywiadu nieprzyjaciela. Pytanie: Czy ta informacja jest dla wrogów zaskoczeniem?
Być może Żukow nie chciał wydać Amerykanom wielkiej tajemnicy na temat czynników rażenia
broni jądrowej? Przecież oni te czynniki odkryli, nim Żukow zdążyłby im o nich opowiedzieć.
Więc co ukrywamy? I po co?
Wytłumaczę to na przykładzie. Archiwa tockiego szpitala rejonowego z lat 1954–1980 zostały
zniszczone. Zabrakło miejsca do ich przechowywania, więc je spalono.
Wybuch przeprowadzono we wrześniu 1954 roku.
Od 1955 do 1980 roku minęło 25 lat, ćwierć wieku.
6
Wariant drugi.
W Europie Zachodniej stacjonowały wojska lądowe przeklętych Amerykańców. Aż cztery dywizje!
I trzy brygady! Wszystkie w zachodnich Niemczech. Załóżmy, że to oni uderzyli z zamiarem dojścia
do Moskwy i Stalingradu.
W tym przypadku Armia Radziecka powinna postępować zgodnie z pierwszym wariantem:
zniszczyć miasta w RFN. Ale wcześniej wysłać Niemcom wiadomość: Jeżeli ktoś ośmieli się
wykorzystać wasze terytorium do ataku na nas i naszych sojuszników, to najpierw wy dostaniecie
nauczkę. Dopóki nie wyrzucicie ze swojego terytorium ostatniego amerykańskiego żołnierza,
będziemy niszczyć wasze miasta. Z milionami mieszkańców.
Również w tym przypadku wojna nie mogłaby trwać długo.
I w tym przypadku generałowie radzieccy nie musieliby przełamywać amerykańskiej obrony na
terytorium NRD, Polski, Czechosłowacji, a tym bardziej Związku Radzieckiego.
Amerykanów należało uprzejmie poinformować, że ładunki nuklearne w częściach (lub już
zmontowane) mogą się znajdować w amazońskiej dżungli, w Kordylierach albo Andach. Kordyliery
są najdłuższym pasmem górskim na ziemi. Można się w nich schować. Trzeba było dać Amerykanom
do zrozumienia, że we wspaniałych miastach Argentyny czy Paragwaju już mieszkają nasi ludzie.
Panowie, spróbujecie napaść na Związek Radziecki, a opłaceni przez nas chłopcy przemycą elementy
ładunków na terytorium USA, zmontują bombę i ją odpalą.
Możliwości jest wiele: do portu dużego nadmorskiego miasta zawinie statek transportowy pod
liberyjską banderą i z bombą w ładowni. I eksploduje. Ileż trzeba temu Manhattanowi? Dlatego
będzie lepiej dla was, żebyście nas nie zaczepiali.
I to wszystko.
Więc po co przełamywać amerykańską obronę?
Mówiąc krótko: w przypadku agresji z terytorium RFN nie było potrzeby przełamywania obrony
wojsk amerykańskich, zachodnioniemieckich czy jakichkolwiek innych przez dywizje i korpusy
radzieckie. Istniał prostszy i bardziej radykalny sposób nie tylko błyskawicznego powstrzymania
agresji, ale też zapobieżenia jej.
Ten, kto przygotowuje się do wojny obronnej, nie musi przełamywać obrony nieprzyjaciela przy
użyciu broni jądrowej. Na żadnym etapie wojny. Gdyby Żukow i Chruszczow byli zaniepokojeni
groźbą wrogiej inwazji, to należało oświadczyć: Jesteśmy tak słabi i wystraszeni, że uderzymy tylko
jeden raz. Ale siekierą. Między oczy.
Dostanie się i Paryżowi, i Londynowi, i Bonn, i Frankfurtowi nad Menem.
W drugiej połowie XX wieku pojawiła się możliwość rozgromienia przeciwnika bez konieczności
przełamywania jego obrony. Niech się broni! A my uderzeniem broni jądrowej unicestwimy jego
stolicę, zniszczymy przemysł i transport.
Ale Żukow nie musiał niszczyć miast nieprzyjaciela, jego węzłów kolejowych, portów i fabryk.
Musiał je zdobyć.
Naszym celem nie jest obrona Związku Radzieckiego, wschodnich Niemiec, Polski
i Czechosłowacji przed przeklętymi wrogami poprzez przymuszanie agresorów do pokoju.
Naszym celem jest podbój Europy Środkowej i Zachodniej.
Tylko w tym przypadku musielibyśmy przełamać obronę amerykańskich, zachodnioniemieckich,
francuskich, brytyjskich i innych wojsk w Europie Środkowej.
Przełamywanie frontu nieprzyjaciela za pomocą broni jądrowej jest konieczne tylko w sytuacji, gdy
to my zaatakujemy zachodnie Niemcy. Nie w celu ich neutralizacji czy zniszczenia, ale żeby je
okupować.
Doświadczenie zdobyte podczas ćwiczeń na poligonie tockim było przydatne wyłącznie
w kampanii wyzwoleńczej w Europie Zachodniej, w każdym innym wariancie wojny było
niemożliwe do uwzględnienia.
Intencją Żukowa była okupacja zachodnich Niemiec. Następnie Francji. Tego nikt nie ukrywał
wtedy i nie ukrywa dzisiaj. Zachwyceni intelektualiści piszą w traktatach naukowych: teren, na
którym przeprowadzono ćwiczenia, wybrano z myślą o Europie Zachodniej.
Moment kluczowy
Oficjalni historycy namawiają mnie, żebym pisał o historii wyłącznie na podstawie dokumentów.
W tych apelach da się odczuć niczym nieuzasadnioną wiarę w to, że autorzy dokumentów nigdy nie
kłamali. Zilustruję to przykładem. Za Stalina w okresie masowych egzekucji wprowadzono formułkę
„Dziesięć lat bez prawa do korespondencji”. Człowieka mordowano, a jego rodzinę powiadamiano:
siedzi w więzieniu. Jeżeli po dziesięciu latach ktoś jeszcze o nim pamiętał, to wówczas na wniosek
krewnych odpowiadano: podczas odbywania kary zmarł na katar. I wpisywano datę zgonu wziętą
z sufitu.
Takich dokumentów jest masa. Wszystkie są oficjalne. Wystawiały je ważne instytucje rządowe,
które powołano tylko w jednym celu – umacniania praworządności socjalistycznej.
Ćwiczenia na poligonie tockim to kolejny, bynajmniej nie ostatni, przykład świadomego
i masowego fałszowania dokumentów. Władze odgrodziły się od konsekwencji swoich zbrodni
podwójną ścianą: zobowiązując uczestników do milczenia i fałszując dokumenty.
Ofiarom doświadczeń Żukowa nakazano milczenie pod groźbą pociągnięcia do odpowiedzialności
karnej. A kiedy pozwolono im mówić, to od nieszczęśników zażądano odpowiednich zaświadczeń
potwierdzających ich udział w tych wydarzeniach.
Ale w dokumentach nie było takich potwierdzeń. Zaświadczały one, że wszyscy uczestnicy
przebywali w tym czasie na Syberii, Ałtaju, Dalekim Wschodzie.
Trudno nie zgodzić się z moimi krytykami: trzeba pisać wyłącznie na podstawie dokumentów.
Jednak wszystkie materiały dotyczące ćwiczeń na poligonie tockim, wbrew rosyjskiemu prawu, są
objęte tajemnicą już 60 lat.
„Niektóre dokumenty pozostaną niedostępne przez wieki, jeżeli dotyczą tajemnicy państwowej lub
prywatnej”. Powiedział to 22 kwietnia 2008 roku w Centrum Kultury FSB szef Wydziału Historii
Wojen i Geopolityki Instytutu Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk, doktor nauk
historycznych, profesor Rżeszewski.
Ale czy ma sens przechowywanie dokumentów dotyczących ćwiczeń w Tockim jako wielkiej
tajemnicy państwowej?
Oczywiście, że ma! Państwo popełniło zbrodnię przeciwko własnej armii i własnym obywatelom.
Państwo ma interes w tym, żeby zmusić historyków do pisania prawdy wyłącznie na podstawie
dokumentów, do których przez najbliższe 200, 300, a czasem i 700 lat nikogo nie dopuści.
Czy ma sens przechowywanie dokumentów dotyczących ćwiczeń w Tockim jako czyjejś tajemnicy
prywatnej?
A jakże! Żukow jest wielkim strategiem, więc nie powinniśmy się dowiedzieć o jego osobistym
wkładzie w zbrodnię przeciwko własnym obywatelom. Więc i z tego punktu widzenia lepiej będzie
nikogo nie dopuszczać do tych dokumentów jeszcze przez wieki.
Brutalną walkę na Kremlu prowadzono nie tylko o władzę jako taką, ale też o prawo rozporządzania
nią.
Gdyby u sterów stanął Lew Dawidowicz Trocki, to poprowadziłby nas własną drogą. A Nikołaj
Iwanowicz Bucharin – do tej samej przepaści, ale inną drogą. Zinowiew miał własną opinię na temat
wyboru sposobu popełnienia narodowego samobójstwa, Rykow miał inną.
I towarzysz Stalin miał własne wyobrażenia co do tego, jaką wybrać drogę dla kraju i całej
postępowej ludzkości.
Ale w 1953 roku Stalin odszedł. Ci, którzy przyszli po nim, musieli odpowiedzieć na odwieczne
pytanie: Co robić?
W 1917 roku kraj wybrał własną niepowtarzalną drogę. Inną niż wszyscy. Byliśmy z tego dumni:
Pionierzy! Kroczymy nieznanym szlakiem! Torujemy drogę dla ludzkości.
Jednak z jakiegoś powodu nikt nie chciał dobrowolnie podążać naszą drogą. Miliony proletariuszy
na całym świecie nie chciały iść w nasze ślady, nie zrywały kajdanów niewoli, nie obalały swoich
burżujów i nie uciekały do nas tłumnie, żeby wieść szczęśliwe życie.
W czasach Lenina i Stalina oraz tych, którzy sprawowali władzę po nich, ciągnęliśmy za sobą, nie
zważając na koszty, Estończyków i Łotyszy, Litwinów i Polaków, Bułgarów i Węgrów, wschodnich
Niemców i Rumunów, mieszkańców Somalii i Etiopii. Ciągnęliśmy, uciekając się do pogróżek,
przemocy albo hojnych podarków i obietnic. Zbudujemy na własny koszt zaporę na Nilu i Egipt
pójdzie naszą drogą! Dyktatorom Indonezji damy w prezencie całą flotę i oni przyjdą do nas.
Zmiażdżymy czołgami Budapeszt i Pragę, wystrzelamy buntowników, a pozostali z radością będą
podążać wydeptaną przez nas ścieżką.
Uczciwie trzeba powiedzieć, że Rosjanie z Ukraińcami i Białorusinami też nie mieli szczególnej
ochoty podążać nieznaną drogą. Też się buntowali. I to jak! Narody naszego kraju udało się zaciągnąć
na nieznaną drogę tylko w konsekwencji krwawej wojny domowej, w której Rosja straciła więcej
ludzi i dóbr materialnych, niż straciły podczas I wojny światowej wszystkie państwa razem wzięte,
w tym sama Rosja.
Na nieznanym szlaku kryło się w ciemnościach wiele niebezpieczeństw. Krok w prawo – upadek
i śmierć! Krok w lewo – i nie będzie ratunku!
Nieprzypadkowo towarzysz Stalin tak wytrwale walczył z różnymi odchyleniami od linii
generalnej. Z prawicowo-lewackim włącznie.
Związek Radziecki przez całe 70 lat swojego istnienia znajdował się w stanie chwiejnej
równowagi.
Przykład: Po II wojnie światowej Związek Radziecki składał się z 16 republik związkowych.
Karelo-Fińska Socjalistyczna Republika Radziecka graniczyła z Finlandią. Granica była niezwykle
długa. Cały teren – nieprzebyta tajga, jeziora, kamieniste, rwące rzeki, bagna. Kontrolowanie tej
granicy było bardzo trudne. Korzystając z tak hojnego daru natury, ludność fińska stopniowo
przemieszczała się do Finlandii. Szesnastego lipca 1956 roku zdecydowano, żeby zmienić status
Karelo-Fińskiej Socjalistycznej Republiki na republikę autonomiczną, a z jej nazwy usunąć słowo
„fińska”. Zmniejszenie liczby republik spowodowało zmiany w godle państwowym ZSRR.
Gdyby inne granice w równym stopniu sprzyjały ucieczce, to Związek Radziecki nie doliczyłby się
wielu republik. Musielibyśmy częściej zmieniać godło.
Te same procesy toczyły się w państwach, które w rezultacie II wojny światowej stały się z przymusu
naszymi sojusznikami.
Po wojnie Korea została podzielona na Północną i Południową. Korea Północna zabrała się do
budowy świetlanej przyszłości. Korea Południowa zachowała cywilizowany system gospodarczy.
Zrozumiałe jest, że ludzie zostawiali wszystko i uciekali z północy na południe. Trzeba było coś
z tym zrobić. Rozwiązania były tylko dwa.
Pierwsze: zrezygnować z budowy lepszej przyszłości w Korei Północnej. Wtedy ludzie przestaną
uciekać.
Drugie: skierować Koreę Południową na właściwą drogę. Zrobić tak, żeby przestała być kuszącym
przykładem dla mieszkańców północy.
Oczywiście towarzysz Stalin wybrał drugie rozwiązanie. Korea Północna rozpoczęła wojnę
z Koreą Południową, żeby jej też zapewnić szczęśliwe życie.
Niemcy także były podzielone. We wschodnich Niemczech budowano szczęśliwe życie według
naszych wzorów. Dlatego od września 1950 roku do października 1955 roku ze wschodnich Niemiec
do RFN uciekło milion 219 tysięcy osób. Wiosną 1955 roku liczba uciekinierów z miesiąca na
miesiąc gwałtownie wzrastała.
Karelo-Fińska Socjalistyczna Republika Radziecka, Korea Północna i wschodnie Niemcy miały
takie problemy, ponieważ ich mieszkańcy mogli uciec do swojskich krajów: Finowie do Finlandii,
Niemcy do RFN, Koreańczycy do Korei Południowej.
Pozostałych powstrzymywał ten smutny fakt, że trzeba było uciekać nie tylko w nieznane,
porzucając wszystko, ale i na dodatek do obcego kraju. Ale jeżeli ludzie nie uciekali, nie oznaczało
to, że pragnęli budować świetlaną przyszłość.
Dlatego przywódcy, którzy przejęli na Kremlu władzę po Stalinie, powinni byli zdecydować, co
robić dalej. Decyzję należało podjąć bardzo szybko.
I znowu rozwiązania były tylko dwa.
Albo zrezygnować z budowania świetlanej przyszłości, albo na siłę ciągnąć za sobą całą ludzkość
i zadbać o to, żeby przykład innych państw i narodów nie sprowadzał na złą drogę naszych obywateli
i nie zmuszał ich do porównywania naszego szczęśliwego życia z życiem uciskanych proletariuszy
w krajach sąsiednich.
Na samym szczycie kremlowskiej władzy stanowiska były diametralnie różne.
Beria i Malenkow: Powoli odchodzimy od idei budowania świetlanej przyszłości, wracamy do
grona cywilizowanych państw, zaprzestajemy eksperymentów na własnych obywatelach.
Bułganin i Chruszczow: Kontynuujemy drogę do komunizmu.
Dokąd byśmy dotarli, gdybyśmy się zdecydowali na drogę wskazaną przez Berię i Malenkowa,
możemy zobaczyć na przykładzie Chin. Zacofany, biedny kraj, nie rezygnując z czerwonego sztandaru,
powoli skręcił na drogę wolności gospodarczej. I stał się potęgą gospodarczą, polityczną
i wojskową. To właśnie ta droga, na którą po rządach Stalina próbowali skierować Związek
Radziecki Beria i Malenkow.
A dokąd doprowadziła nas droga proponowana przez Bułganina i Chruszczowa, widzi każdy, kto
rozejrzy się dookoła. Doprowadziła nas do rozpadu Związku Radzieckiego i wymierania narodu.
Sytuację Związku Radzieckiego w ciągu całej jego historii porównuje się do sytuacji śmiałka, który
bez zabezpieczenia idzie po linie zawieszonej nad Niagarą.
Zdecydowanie nie zgadzam się z takim porównaniem.
Problem w tym, że lina ma dwa końce przymocowane do dwóch potężnych fundamentów. Można
iść do przodu albo zawrócić. Zawsze dokądś dojdziesz.
Ale do komunizmu nie można dojść. Nigdy nie osiągniemy sytuacji, kiedy każdy na naszej planecie
dostanie według swoich potrzeb. Niedawno z brzegu obserwowałem, jak tankowano jacht pewnego
naszego rodaka. Litr ropy do diesla kosztuje jeden funt brytyjski. Z ogonkiem. Z długim ogonkiem.
Jedna tona to tysiąc funtów. Też z ogonkiem. Sto ton – ponad sto tysięcy. Nie wiem, ile taki jacht
potrzebuje paliwa. Ale jego wyporność wynosi 13 tysięcy ton. Jak dwa krążowniki Aurora razem
wzięte. Jedno tankowanie jachtu to koszt w granicach miliona funtów brytyjskich.
Dodatkowo jacht trzeba ubezpieczyć, trzeba go remontować i malować, płacić pensje załogom
jachtu, helikopterów i małej łodzi podwodnej.
A ten nasz rodak ma przecież niejeden jacht.
Dobrze, że mamy taki bogaty kraj. Nasi obywatele po prostu nie wiedzą, na co mają wydawać
pieniądze. Nasi obywatele są wdzięczni swoim najlepszym przedstawicielom i zapewniają im piękne
życie. Robimy wszystko, aby najlepszym ludziom żyło się lepiej. Ale przecież potrzeby tego
obywatela nie są zaspokojone. Jest mu mało.
Zastanawiam się, co się stanie, jeżeli każdy mieszkaniec ziemi zacznie zaspokajać swoje potrzeby.
Czy można zaspokoić potrzeby materialne miliardów ludzi? Przecież my jako kraj nie jesteśmy
w stanie zaspokoić potrzeb nawet jednego swojego obywatela.
Dlatego powtarzam: Nie można zbudować społeczeństwa, w którym zostaną zaspokojone
zachcianki każdego obywatela według jego potrzeb. Komunizm jest niemożliwy. Z definicji.
Stąd droga do komunizmu to nie cztery czwarte drogi na linie napiętej jak nerw.
Droga do komunizmu to stalowy pręt niebywałej długości. Minęło 70 lat, a końca drogi i tak nie
zobaczyliśmy.
Bo go nie ma. Dalej jest pustka. Im dalej szliśmy po pręcie, tym mocniej się uginał i wibrował. Po
70 latach wielkich zwycięstw i dokonań, po niesłychanym wysiłku i wyrzeczeniach w Związku
Radzieckim wprowadzono kartki na żywność.
Związek Radziecki milowymi krokami zbliżał się do komunizmu. Czyli donikąd. A Beria miał
rację. Beria próbował powoli, bez zbędnego hałasu, skierować zwycięski marsz kraju na drogę
rozwoju wszystkich cywilizowanych państw.
Po co szukać innej drogi, skoro istnieje wydeptana ścieżka? Bez zagłady i cierpienia milionów. Bez
głodu i masowych egzekucji. Bez krwawych eksperymentów na własnym narodzie można zbudować
całkiem przyzwoite życie. Na przykład jak w Szwajcarii.
Dlaczego nie pójść ich drogą? Co w niej złego? Oni nie mają ropy. Ani gazu, węgla, niklu
i manganu. Mają tylko wolność gospodarczą obywateli.
Moment kluczowy
Ośrodki naukowe USA przeznaczyły, według różnych szacunków CIA, od 4 do 10 mld dolarów na określenie rzeczywistych
52
wydatków wojskowych ZSRR. To był największy projekt w naukach społecznych w historii ludzkości.
Należy pamiętać, że w latach 70. i 80. miliard dolarów miał wartość znacznie większą od tej, którą
ma obecnie.
Wydatki wojskowe Związku Radzieckiego nie tylko Amerykanom nie dawały spokoju. Inne kraje
też próbowały rozwikłać tę zagadkę. Oczywiście tam badania naukowe nie miały amerykańskiego
rozmachu. Mimo wszystko regularnie przyznawano kolejne miliony na rozwiązanie tego problemu.
W październiku 1982 roku w Oksfordzie odbyło się kolejne zebranie myślicieli. Właśnie ukazała
się moja książka o Armii Radzieckiej. Cieszyła się pewnym powodzeniem, dlatego zaproszono mnie
do udziału w spotkaniach. Siedzę, słucham, ziewam. Ci uczeni proponowali mnóstwo metodologii,
ale nikt nie potrafił obliczyć radzieckich wydatków wojskowych. Wtedy poproszono mnie, żebym
wypowiedział się na ten temat. Wstałem i mówię: Moi drodzy, to jest gazeta „Prawda”. Czytajcie, tu
wszystko jest napisane. Nikt niczego nie ukrywa: na potrzeby wojska miłujący pokój Związek
Radziecki wydaje 17 miliardów rubli rocznie!
Oni mi mówią: To niemożliwe!
Odpowiadam im: A jaka to różnica?
Nie mogli tego zrozumieć. I nigdy nie zrozumieli.
Myśleli, że skoro Związek Radziecki ma duży budżet wojskowy, to ma potężną armię, a jeżeli
budżet jest skromny, to armia jest słaba. Dlatego usiłowali obliczyć rzeczywisty budżet.
Tłumaczę im, że Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich jest państwem socjalistycznym.
To wynika nawet z jego nazwy.
Oni nie mogą mnie zrozumieć: A jaka to różnica?
Posłużę się przykładem.
Załóżmy, że przywódcy Związku Radzieckiego postanowili przerzucić jedną dywizję
zmotoryzowaną z Brześcia na granicę z Chinami. Ówczesna dywizja zmotoryzowana to 10 815
żołnierzy i oficerów, 257 czołgów, 117 wozów bojowych piechoty, 194 transportery opancerzone,
127 opancerzonych wozów rozpoznawczych, 2413 ciężarówek, rakiety taktyczne i przeciwlotnicze,
artyleria lufowa i rakietowa, moździerze itd. Jeżeli do każdego składu kolejowego załadować po 40
ciężarówek, to na samo przetransportowanie ciężarów potrzeba jakieś 60 eszelonów. A droga jest
daleka i długa. Jak jedna czwarta równika.
Pytam: Panowie, jaki, waszym zdaniem, ma w tej sprawie interes gospodarczy wybitny dowódca,
marszałek Związku Radzieckiego, czterokrotny Bohater Związku Radzieckiego (cztery razy więcej
tych tytułów niż miał Stalin!), Bohater Pracy Socjalistycznej Leonid Iljicz Breżniew, który zarządza
wspomnianym Związkiem Radzieckim? Jak myślicie, czy chciałby wyciągnąć z Armii Radzieckiej
jak najwięcej pieniędzy za transport czy jak najmniej?
To pytanie zbijało ekspertów z tropu.
W Związku Radzieckim kolej była własnością ludu, zarządzał nią minister transportu, Bohater
Pracy Socjalistycznej towarzysz Pawłowski. A wszystkimi ministrami kierował przewodniczący
Rady Ministrów, dwukrotny Bohater Pracy Socjalistycznej, kawaler dziewięciu Orderów Lenina
towarzysz Tichonow. (Nami rządzili tylko bohaterowie). A rządem kierowała partia komunistyczna
z wiernym leninowcem towarzyszem Breżniewem na czele.
Załóżmy, że doradcy i referenci zasugerowali towarzyszowi Breżniewowi, że trzeba wykazać się
pewną powściągliwością i zażądać od Armii Radzieckiej opłaty w wysokości jednego rubla za
przewóz dywizji.
Skoro tak, to szef rządu, towarzysz Tichonow, na polecenie towarzysza Breżniewa powinien
z budżetu państwa przekazać ten jeden rubel do Ministerstwa Obrony marszałkowi Związku
Radzieckiego, Bohaterowi Związku Radzieckiego, dwukrotnemu Bohaterowi Pracy Socjalistycznej,
kawalerowi jedenastu Orderów Lenina towarzyszowi Ustinowowi. Ponieważ Ministerstwo Obrony
nie ma własnych pieniędzy, dysponuje tylko tymi, które daje mu rząd.
Minister obrony dostanie od rządu rubel, zapłaci ministrowi transportu towarzyszowi
Pawłowskiemu, towarzysz Pawłowski zwróci rubel rządowi jako wypracowany zysk.
Teraz załóżmy, że towarzysz Breżniew postanowił na tym interesie zarobić. Powiedzmy, że
referenci zasugerowali towarzyszowi Breżniewowi, by zażądać od Armii Radzieckiej za przewóz
dywizji sto milionów rubli!
W tym przypadku rząd ZSRR powinien z własnej kieszeni przekazać sto milionów rubli
Ministerstwu Obrony. Pamiętajmy: ministerstwo nie ma własnych pieniędzy. Ma tylko tyle, ile
dostanie od rządu.
Minister obrony dostanie sto milionów od rządu, zapłaci Ministerstwu Transportu, a minister
transportu dumnie zamelduje o wypracowanym zysku i przekaże rządowi od razu sto milionów!
Powtórzę pytanie: Jaka jest różnica pomiędzy jednym rublem i stu milionami?
Otóż różnicy nie było żadnej.
Dlatego nie miało sensu przekazywanie rubla Ministerstwu Obrony po to, żeby ten rubel trafił
z powrotem do tej samej kieszeni. Więc nikt żadnych pieniędzy nie przekazywał.
Wtedy eksperci zerwali się z miejsc. No to jaki jest koszt takiego przewozu?
Powtarzam raz jeszcze: Taki przewóz nic nie kosztuje. Praca została wykonana, ale jej wartości nie
da się określić w pieniądzu. I żadne ruble w operacjach się nie pojawiają. Rząd oświadczył
Ministerstwu Transportu, że trzeba podstawić określoną liczbę wagonów w określone miejsce
i przewieźć określoną liczbę osób i ładunku do wyznaczonego punktu.
I tak jest ze wszystkim. Załóżmy, że armia potrzebuje ładunków nuklearnych.
Do tego jest potrzebny wzbogacony uran, a żeby go uzyskać, trzeba uruchomić wirówki.
Do tego potrzebna jest zwiększona ilość energii elektrycznej. Żeby wyprodukować te ładunki
i wzbogacić uran, stawiamy tamę na wielkiej rzece na Syberii. Wylewamy miliony metrów
sześciennych betonu. Pytanie: Jaki jest interes gospodarczy rządu – drogo czy tanio powinien
sprzedać cement budowlańcom?
Jeżeli rząd sprzeda tonę cementu za rubla, to trzeba będzie wyłożyć z kieszeni odpowiednią kwotę
i zapłacić kierownikowi budowy. Ten z kolei przekaże te pieniądze cementowniom państwowym,
a one zwrócą pieniądze państwu.
Jeżeli tonę cementu sprzedać po sto rubli, to rząd będzie musiał wyłożyć z własnej kieszeni kwotę
sto razy większą, przekazać ją kierownikowi budowy, który zapłaci państwowym cementowniom,
a one zwrócą pieniądze do tej samej państwowej kieszeni.
Dlatego dyskusja na temat budżetu wojskowego państwa socjalistycznego nie ma sensu. Większość
operacji nie miała i nie mogła mieć wartości pieniężnej.
Ci mądrzy eksperci nie chcieli zrozumieć tego zdania.
Wtedy zacząłem tłumaczyć na prostszym przykładzie. Mamy amerykański batalion. Potrzebuje on
paliwa, części zamiennych do samochodów, amunicji. Żołnierzy trzeba uzbroić, ubrać, nakarmić,
leczyć, zapłacić im żołd. Broń, amunicję, żywność i paliwo dostarczają prywatne firmy, cenę dyktuje
rynek: ta firma jest gotowa sprzedać spodnie dla wojska za taką cenę, inna – dwa razy taniej.
Kolejna sytuacja: ten sam batalion przez cały tydzień w deszczu i mokrym śniegu, pod
przenikliwym wiatrem, w błocie i chłodzie przygotowywał obronę w górach Korei Południowej –
kopał okopy i rowy łącznikowe, budował schrony, osadzał słupy, owijał je drutem kolczastym. Setki
ludzi pracowały przez cały tydzień, wykonano ogrom bardzo potrzebnej pracy. Ile to kosztuje?
Nic nie kosztuje. Wartości tej pracy nie można wyrazić w pieniądzu, ponieważ jej rezultatów nikt
nie kupuje.
W Związku Radzieckim wszystko było zorganizowane właśnie w ten sposób. Instytucje państwowe
wykonywały pracę na rzecz instytucji państwowych. Sprzedającym i kupującym było państwo.
W jednej osobie.
Ale i tym przykładem nie dało się przekonać ekspertów.
Wtedy podałem im przykład najprostszy. Wyobraźcie sobie, szanowni mądrale, że wasza żona nie
pracuje. Jest gospodynią domową. Tylko wy przynosicie pieniądze do domu. Postanowiliście
nauczyć żonę jeździć samochodem. Jaki macie interes gospodarczy: pobierać od niej za każdą
godzinę jazdy jednego dolara czy sto?
Ale i ten przykład do nich nie przemówił.
Nie tylko amerykańscy eksperci nie rozumieli istoty socjalizmu. U nas też znalazło się kilku takich
towarzyszy. Niejaki Jurij Władimirowicz Andropow, generał armii, Bohater Pracy Socjalistycznej,
kawaler czterech Orderów Lenina, był szefem KGB, a później objął stanowisko sekretarza
generalnego KC KPZR. A z naszą ówczesną gospodarką (zresztą jak zawsze), nie wiadomo dlaczego,
było nie najlepiej. Towarzysz Andropow postanowił zająć się sprawami gospodarki. Zapytał bardzo
mądrych uczonych towarzyszy: Ile w Związku Radzieckim rzeczywiście kosztuje tona stali?
Pytanie zaskakujące, można powiedzieć – podchwytliwe.
Inteligentny człowiek nie zadałby takiego pytania. Jednak towarzysz Andropow nie odznaczał się
wybitnymi zdolnościami intelektualnymi. Dlatego postanowił się dowiedzieć.
Zebrała się konferencja profesorów i doktorów nauk ekonomicznych. Sprzeczali się, kłócili, ale
odpowiedzi nie znaleźli.
Bo nie ma odpowiedzi.
Obywatel radziecki nie potrzebuje tony stali. Nie będzie jej kupował. Przedsiębiorstwa państwowe
na zlecenie Państwowego Komitetu Planowania otrzymywały dziesiątki, setki, tysiące i miliony ton
stali od przedsiębiorstw państwowych. To taka sama sytuacja jak z przerzuceniem strzeleckiej
dywizji zmotoryzowanej z punktu A do punktu B.
Można obliczyć liczbę wagonów i lokomotyw, liczbę dni, ilość energii elektrycznej i oleju
napędowego. Ale kosztów przetransportowania dywizji ustalić się nie da.
Nie można oszacować wartości czegoś, co jest przekładane z jednej kieszeni państwa do drugiej.
Można jedynie obliczyć skalę nakładów materiałowych i nakładów pracy żywej: żeby
wyprodukować tonę stali, trzeba mieć określoną ilość rudy, zużyć określoną ilość koksu, wody,
energii elektrycznej, dodać do stopu określoną ilość innych metali, trzeba zaangażować do pracy
określoną liczbę ludzi o pewnych kwalifikacjach na określoną liczbę godzin.
Gospodarkę socjalistyczną oficjalnie nazywano gospodarką nakazowo-rozdzielczą. Tak pisano
nawet w podręcznikach ekonomii politycznej.
Przywódcy, począwszy od Lenina, apelowali do biurokratów na wszystkich szczeblach, by byli
oszczędni. Towarzysz Stalin oskarżał o szkodnictwo i rozstrzeliwał tych, którzy nie potrafili
gospodarować. Towarzysz Chruszczow pozbawiał ich wysokich stanowisk. Towarzysz Breżniew na
XXVI Zjeździe KPZR sylabizował to, co napisali mu referenci: gos-po-dar-ka po-win-na być gos-
po-dar-na!
Sala, powstrzymując ziewanie, jak zwykle biła brawa.
Ale gospodarka nakazowa z założenia nie może być gospodarna. Nie może być gospodarna, skoro
nawet oficjalnie nazywano ją nakazową, tj. nieliczącą się z kosztami.
Gospodarka nakazowa w ogóle nie jest gospodarką.
Właśnie dlatego w konkurencji gospodarczej z normalnym społeczeństwem cywilizowanym
socjalizm zawsze i nieuchronnie przegrywa.
Właśnie dlatego Związek Radziecki od samego początku był skazany na zacofanie gospodarcze
i porażkę.
Właśnie dlatego nie mógł współistnieć z normalnymi państwami.
Właśnie dlatego Związek Radziecki, jak rycerz na rozdrożu, miał do wyboru trzy drogi:
– zrezygnować z socjalizmu i wrócić na normalną drogę rozwoju;
– przegrać we współzawodnictwie gospodarczym i zostać kolonią surowcową dla rozwiniętych
państw;
– za wszelką cenę osłabiać gospodarkę konkurentów, aż do rozgromienia ich armii, zagarnięcia ich
terytoriów i wprowadzenia takich samych zasad, jakie obowiązywały u nas.
Nasi przywódcy nie chcieli rezygnować z socjalizmu. W tym przypadku tracili władzę.
Pozostawała tylko nadzieja na rozgromienie przeciwnika.
Zwycięstwo nad normalnym cywilizowanym społeczeństwem, jak przed chwilą ustaliliśmy, nie
mogło nastąpić na płaszczyźnie gospodarczej. Mogło nastąpić tylko na płaszczyźnie wojskowej.
Właśnie dlatego Związek Radziecki zbudował więcej atomowych okrętów podwodnych niż
pozostałe państwa świata razem wzięte.
Właśnie dlatego Związek Radziecki zbudował więcej czołgów niż pozostałe państwa świata razem
wzięte.
Właśnie dlatego Związek Radziecki miał więcej dywizji powietrznodesantowych niż pozostałe
państwa świata razem wzięte.
Właśnie dlatego Związek Radziecki runął pod nadmiernym ciężarem własnej broni.
Dwudziestego piątego stycznia 1955 roku na Kremlu rozpoczęło się plenum Komitetu Centralnego
KC KPZR. W porządku obrad zwiększenie produkcji zwierzęcej.
Przyszły historyk, który nie ma naszego wszechpotężnego radzieckiego hartu ducha, ziewnie
z nudów i przewróci kartkę, nie przeczytawszy nic więcej.
Ale my jesteśmy starymi wyjadaczami, urodziliśmy się i dorastaliśmy w tamtym systemie. Już
w czasach młodzieńczych wraz z pierwszym kuflem piwa Żygulowskoje wchłonęliśmy te obyczaje!
Doskonale wiemy, co kryło się za podobnymi porządkami obrad.
Tak więc w kraju brakuje chleba, mięsa, mleka, masła i pozostałych artykułów żywnościowych.
Należy jak najszybciej zwiększyć produkcję. Ale jak?
Chruszczow rozwiązał problem chleba: zaorał nieuprawiane stepy. Zboża urosło tyle, że nie dało
się wszystkiego po prostu z tych stepów wywieźć. A tego, które wywieziono, nie było gdzie
przechowywać. Do czasu, aż zostaną zbudowane elewatory, trzeba było wysypywać zboże na
bocznicach kolejowych na ziemię. Czyli w błoto. Czyli na deszcz i śnieg.
To nic! Niedługo zbudujemy drogi i elewatory – będziemy mieli zboża w nadmiarze.
Ale co robić z hodowlą?
Nikita Chruszczow postanowił nie zbaczać z drogi wskazanej przez Stalina. Można kraj zaopatrzyć
w artykuły pochodzenia zwierzęcego. Tylko trzeba bardziej rozpropagować współzawodnictwo
socjalistyczne! Między brygadami! Między kołchozami! Między rejonami, obwodami i republikami!
Odznaczać przodowników rolnictwa dyplomami uznania. Wywieszać na tablicach honorowych
zdjęcia najlepszych brygadzistów i przewodniczących kołchozów! Wręczać przechodnie czerwone
sztandary rejonom i obwodom, które osiągnęły najlepsze wyniki!
Poza tym inteligencja twórcza dostanie zadanie: Wysławiać pracę w wierszach i prozie!
W filmach! W lirycznych pieśniach! W balecie i sztukach operowych!
Taki będzie generalny kurs naszej Wielkiej Partii!!!
Taki był początek plenum KC KPZR. Wstęp. Taka rozgrzewka retoryczna.
Główne przemówienia bynajmniej nie dotyczyły dyplomów uznania i czerwonych sztandarów.
Główne przemówienia wygłoszono o tym, że cały naród radziecki, porwany decyzjami ukochanej
partii, siedmiomilowymi krokami zmierza pewnie ku świetlanej przyszłości. Aż tu nagle, rozumiesz,
znajdują się tacy, którzy proponują zboczyć z drogi Lenina–Stalina! Oddać ziemię ludowi! Znieść
podatki na drzewka owocowe, krowy i świnie! Pozwolić kołchoźnikom mieć dwie krowy, a nie
jedną! To nie nasza droga, towarzysze, nie nasza! Tych, co proponują takie rzeczy, należy zrzucać ze
szczytów!
Głównym tematem rozmów styczniowego plenum 1955 roku była hodowla. W istocie było to plenum,
podczas którego odsunięto Malenkowa od władzy.
Wstępną decyzję już podjęto. Pierwszy zastępca szefa rządu ZSRR i minister obrony ZSRR,
marszałek Związku Radzieckiego Bułganin podczas przerwy kolejno wzywał do swojego gabinetu
innych marszałków i informował ich, że pod koniec plenum Malenkow zostanie odwołany ze
stanowiska przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR, a jego miejsce zajmie sam Bułganin,
zwalniając miejsce ministra obrony ZSRR. Ministrem obrony zostanie mianowany marszałek
Związku Radzieckiego Żukow.
Marszałkowie pojedynczo wchodzili do gabinetu Bułganina. Opinie były różne. Czy Wasilewski
nie będzie lepszy? Niektórzy zgadzali się bez zastrzeżeń, wiedząc, że decyzja już zapadła.
Do gabinetu Bułganina wszedł admirał Nikołaj Gierasimowicz Kuzniecow, pierwszy zastępca
ministra obrony, głównodowodzący marynarki wojennej.
Kuzniecow wypowiedział się w takim duchu, że skoro decyzja zapadła, to późno już na ewentualne
sugestie. Jednak jeśli Żukow zostanie ministrem obrony, należy mu zasugerować, żeby w sprawach
marynarki brał pod uwagę zdanie marynarzy jako ludzi lepiej zorientowanych w kwestiach morza.
Bułganin podziękował i pożegnał Kuzniecowa.
Bułganin powiedział Żukowowi: Kuzniecow jest przeciwko tobie.
Żukow czegoś takiego nie wybaczał.
Trzydziestego pierwszego stycznia 1955 roku. Ostatni dzień obrad plenum KC KPZR. Głos zabrał
Chruszczow:
Powiem kilka słów na temat stanowiska towarzysza Malenkowa w sprawie naszej polityki wobec Niemiec. Teraz już wiecie, jaką linię
prowadził Beria: proponował zrezygnować z kursu na budowę socjalizmu w NRD. Należy powiedzieć wprost, że wówczas towarzysz
Malenkow w tej kwestii całkowicie opowiadał się po stronie Berii. (…)
Teraz na temat wystąpienia towarzysza Malenkowa na spotkaniu z wyborcami 12 marca 1954 roku, gdzie dopuścił się błędów
teoretycznych i wypowiedział politycznie szkodliwe stwierdzenie o prawdopodobieństwie „zagłady światowej cywilizacji” w wypadku
rozpętania III wojny światowej przez imperialistów. Swoim niewłaściwym stwierdzeniem o zagładzie cywilizacji towarzysz Malenkow
zdezorientował niektórych towarzyszy. (…)
Pomnożenie i dalszy rozwój wszystkich zdobyczy naszej partii w dużej mierze zależą od tego, kto nią kieruje i jak przeprowadza linię
wyznaczoną przez partię, jak wciela w życie nakazy wielkiego założyciela naszej partii i państwa radzieckiego Lenina oraz wiernego
kontynuatora jego dzieła, Stalina.
Chruszczow oskarżył Malenkowa o to, że odchylił się on od linii Lenina i Stalina. Okazało się, że
Malenkow jest niedostatecznie stanowczym leninowcem-stalinowcem. A ktoś taki nie może
pozostawać na najwyższych stanowiskach władzy.
To był pogrom. Po zdemaskowaniu nastąpiły wnioski praktyczne. Siódmego lutego 1955 roku
Malenkowa usunięto ze stanowiska przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR. Nadal pozostawał
członkiem Prezydium KC, wyznaczono mu stanowisko zastępcy szefa rządu. Ale upadek już się
zaczął.
Przewodniczącym Rady Ministrów ZSRR został wierny towarzysz Chruszczowa, marszałek
Związku Radzieckiego Nikołaj Aleksandrowicz Bułganin.
W ten sposób Bułganin zwolnił miejsce ministra obrony ZSRR. Dziewiątego lutego 1955 roku na to
stanowisko został mianowany marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Konstantinowicz Żukow.
Przecież to dzięki Żukowowi udało się przekonać niedowiarków, że zwycięstwo w III wojnie
światowej jest możliwe!
Przecież to dzięki Żukowowi udało się odsunąć od władzy Malenkowa, który podał w wątpliwość
słuszność drogi Lenina–Stalina!
Przecież to dzięki Żukowowi udało się utrzymać nasz kraj na słusznej drodze budowy najbardziej
sprawiedliwego społeczeństwa na ziemi i walki z ciemiężycielami klasy robotniczej na całym
świecie!
Następnego dnia zadzwonił pierwszy sekretarz komitetu partii w Kujbyszewie towarzysz Jefriemow.
Poinformował o wykonaniu z nadwyżką planu produkcji przemysłowej, o sukcesach w rolnictwie,
o wzroście świadomości komunistycznej wśród robotników, chłopów i inteligencji pracującej, po
czym płynnie skierował rozmowę na zdolność bojową wojsk Nadwołżańskiego Okręgu Wojskowego,
która po ćwiczeniach przeprowadzonych na poligonie tockim nieprawdopodobnie wrosła.
Na koniec wyraził całkowite poparcie dla idei przeprowadzenia kolejnych takich ćwiczeń.
Słusznie! Musimy nauczyć się dawać odpór wrogowi! Są pewne negatywne rzeczy, ale jesteśmy
przyzwyczajeni. Rzeka Samara wpada do Wołgi w centralnej części Kujbyszewa. Trochę izotopów
radioaktywnych, rzecz jasna, niesie do Wołgi, ale przecież nie jest ich aż tak dużo. Wołga jest
szeroka.
W mieście mieszkają setki tysięcy ludzi. Ludność Kujbyszewa powoli zbliża się do miliona. Miasto
jest zamknięte dla cudzoziemców. Ponieważ w Kujbyszewie są wielkie, tajne zakłady.
W Kujbyszewie znajdują się nasze najważniejsze fabryki lotnicze, uruchamiamy tu produkcję rakiet.
Produkcja samolotów i rakiet potrzebuje szczególnie wytrzymałych metali lekkich. Produkujemy je
bezpośrednio w Kujbyszewie. Zanieczyszczenie powietrza, wody i gleby przekracza wszystkie
możliwe granice, dlatego trochę promieniowania nie wpłynie na ogólną sytuację i nie zaszkodzi
miastu.
Chodzi o coś innego: bezpośrednio pod gmachem obwodowego komitetu partii komunistycznej, pod
gabinetem jej pierwszego sekretarza, znajduje się tajny bunkier towarzysza Stalina. Gdyby wybuchła
wojna, ten bunkier będzie centralnym punktem dowodzenia towarzysza Chruszczowa. Wojna
rozpętana przez kapitalistów będzie atomowa.
Pierwszy sekretarz komitetu partii w Kujbyszewie zapytał pierwszego sekretarza KC KPZR, czy to
aby rozsądne, żeby już w czasie pokoju zanieczyszczać promieniowaniem okolice centralnego punktu
dowodzenia.
Chruszczow odparł, że się zastanowi.
Odpowiedział pierwszemu sekretarzowi komitetu partii w Kujbyszewie nie od razu, lecz dopiero
po dwóch tygodniach.
Ale od razu zadzwonił do Żukowa i kazał następne ćwiczenia wojskowe, na których zostanie użyta
broń jądrowa, przeprowadzić w innym miejscu.
Żukow odpowiedział: Nie mamy innego miejsca.
Chruszczow podpowiedział: Semipałatyński poligon jądrowy.
Żukow i tym razem zaoponował: Tam brakuje miejsca, żeby rozmieścić taką ilość wojsk.
Chruszczow: No to zmniejsz liczbę oddziałów, przeprowadź ćwiczenia tylko z dwoma pułkami:
śmigłowców i desantowym.
Żukow nie miał więcej argumentów. Musiał naprędce wymyślić jeszcze jeden: Jeżeli mamy
przeprowadzić je w innym miejscu, planowanie i przygotowania zajmą ponad rok.
Chruszczow uciął: Przeprowadzisz za dwa lata.
7
Dramatis personae
Ćwiczenia na poligonie tockim były brzemienne w skutki nie tylko dla Związku Radzieckiego.
Dokładnie siedem miesięcy później, 14 maja 1955 roku, podpisano Układ Warszawski. Jego
stronami były: Związek Radziecki, Polska, NRD, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria
i Albania.
Burżuje powołały agresywny blok NATO w 1949 roku, a my swój sojusz obronny dopiero w 1955
roku. To się nazywa świadectwo pokojowych zamiarów.
To nie wszystko. Zawierając Układ Warszawski, nasi przywódcy ogłosili, że są gotowi w każdej
chwili go rozwiązać, jeżeli burżuje rozwiążą NATO. To miało być jeszcze jedno świadectwo
pokojowych zamiarów: jesteśmy gotowi zrezygnować ze swojego sojuszu wojskowego, a przeklęci
burżuje nie decydują się na taki krok. Więc kto z nas jest agresorem?
Utworzenie Układu Warszawskiego tłumaczono tym, że dopiero co zachodnie Niemcy przystąpiły
do NATO, a my w odpowiedzi na to…
Ale pojawia się pytanie: Dlaczego zwlekano tak długo?
Przecież to dziwne: tworzymy swój sojusz w reakcji na przystąpienie do NATO jeszcze jednego
państwa. Chociaż logiczniej byłoby utworzyć sojusz obronny nie w odpowiedzi na wzmocnienie
NATO w 1955 roku, lecz w odpowiedzi na utworzenie NATO w 1949 roku.
O co chodzi?
Chodzi o to, że ani w 1949 roku, ani później towarzysz Stalin nie potrzebował żadnego Układu
Warszawskiego.
Wyjaśniam na przykładzie Polski, w której stolicy podpisano pakt.
Wiosną 1940 roku zamordowano najlepszych polskich oficerów. Zbrodnią kierował komisarz
bezpieczeństwa państwowego trzeciego stopnia Iwan Aleksandrowicz Sierow.
W ostatnich latach w Rosji ukazało się kilka artykułów, a nawet książek, w których pojawiła się
pewna wątpliwość: Czy tego przestępstwa rzeczywiście dopuścili się nasi dzielni czekiści? Przecież
są tacy mili i uczynni. A może to jednak Niemcy?
Rozwiejmy te wątpliwości.
Dwudziestego drugiego maja 2008 roku Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej
odmówiła przekazania Polsce akt śledztwa dotyczącego masowych egzekucji oficerów polskich.
Przyczyna odmowy: większość tomów ma klauzulę „Tajne” albo „Ściśle tajne”.
Ze 187 tomów akt stronie polskiej przekazano 67 tomów, ponieważ pozostałe „zawierają tajemnicę
państwową”.
Dwudziestego szóstego stycznia 2011 roku rosyjski Sąd Najwyższy utrzymał w mocy decyzję
o utajnieniu materiałów śledztwa.
To wszystko. Nie ma podstaw do dalszej dyskusji.
Zastanówmy się: Dlaczego dokumenty są objęte tajemnicą? Czyjej tajemnicy, niczym Cerber, broni
Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej? Ślady czyich zbrodni ukrywa Główna Prokuratura Wojskowa?
Jeżeli zbrodnię popełnili hitlerowcy, to trzeba było już w 1946 roku te wszystkie tomy rzucić na
biurko trybunału międzynarodowego w Norymberdze.
Ale tych tomów jakoś nikt nie rzucił. Z jakiegoś powodu zostały objęte tajemnicą już w kwietniu
1940 roku.
Jeżeli zbrodnię popełnili hitlerowcy, to dlaczego wówczas Związek Radziecki, a obecnie Rosja
zaciera ślady nazistowskich zbrodni? Jaki interes mają w tym główny prokurator wojskowy
i przewodniczący Sądu Najwyższego Federacji Rosyjskiej?
Przyjmijmy punkt widzenia tych, którzy winą za tę zbrodnię obarczają hitlerowców. Zobaczmy, co
z tego wyniknie.
Naziści dopuścili się potwornej zbrodni wojennej. Główny prokurator wojskowy i przewodniczący
Sądu Najwyższego Federacji Rosyjskiej ukrywają dokumenty obciążające hitlerowskich oprawców,
utrudniając w ten sposób wymierzenie sprawiedliwości. Z tego wynika, że główny prokurator
wojskowy i przewodniczący Sądu Najwyższego Federacji Rosyjskiej są wrogami naszej ojczyzny,
poplecznikami hitlerowskich oprawców.
Tuż po wojnie hitlerowskich pachołków publicznie wieszano na placach radzieckich miast.
Jeżeli rosyjscy sędziowie i prokuratorzy ukrywają ślady zbrodni SS, oznacza to, że wszyscy oni są
poplecznikami nazizmu i wszyscy powinni ponieść surową karę wymierzoną w majestacie naszego
najsprawiedliwszego prawa. Po co Rosji zdrajcy ojczyzny i hitlerowscy pachołkowie w Sądzie
Najwyższym i Głównej Prokuraturze Wojskowej?
Bynajmniej nie nalegam, żeby cały skład rosyjskiego Sądu Najwyższego i Głównej Prokuratury
Wojskowej skazać na karę więzienia bez prawa do korespondencji. Moim zdaniem wystarczyłoby
dożywocie w Solikamsku.
Żarty na bok. Dokumenty dotyczące rozstrzelania polskich oficerów zostały utajnione przez
kierownictwo Związku Radzieckiego i wciąż są tajne i ściśle tajne tylko na mocy zarządzenia
kierownictwa Rosji.
To jest przyznanie się do winy.
Zboczyliśmy z tematu. Tak więc wiosną 1940 roku radziecka tajna policja wymordowała kwiat
polskiej armii.
Drugiego listopada 1940 roku towarzysz Stalin polecił towarzyszowi Berii rozpocząć
przygotowania do utworzenia na terytorium Związku Radzieckiego dywizji polskiej
z przebywających w niewoli polskich żołnierzy i oficerów, którzy przeżyli w trybach czystek.
W listopadzie 1939 roku w składzie Armii Czerwonej utworzono dywizję fińską, którą od razu
rozwinięto do korpusu. Dywizja, a następnie korpus miały uczestniczyć w wyzwoleniu Finlandii.
Zastanawiam się, po co towarzyszowi Stalinowi była potrzebna polska dywizja w składzie Armii
Czerwonej. Z kim miałaby walczyć? Stalin z Hitlerem dokonali rozbioru Polski. Hitler był wiernym
przyjacielem, towarzysz Stalin nie spodziewał się ataku ze strony Niemiec. No to po co mu polska
dywizja?
Kontrolę nad polską armią zorganizowano w dość prosty sposób: szkolono młodych polskich
oficerów w radzieckich szkołach wojskowych, kładąc szczególny nacisk na lojalność polityczną.
A na wyższych stanowiskach polskich oficerów i generałów systematycznie i konsekwentnie
wypierali oficerowie i generałowie Armii Czerwonej.
Przykłady.
Dziewiątego maja 1938 roku został aresztowany szef sztabu 19. Korpusu Strzeleckiego kombryg
Władysław Korczyc. Śledztwo przeciwko niemu toczyło się do 20 stycznia 1940 roku. Dochodzenie,
jak pisano w ówczesnych oficjalnych dokumentach, przeprowadzono z użyciem środków przymusu
fizycznego. To znaczy: bito gumowym wężem, przypalano pięty na rozgrzanej do czerwoności
kuchence elektrycznej, piłowano zęby pilnikiem. Głód, zimno, przepełnione śmierdzące cele,
poniżanie przez strażników – to bezpłatny dodatek.
W styczniu Władysław Korczyc został zwolniony z katowni NKWD i przywrócony do szeregów
niezłomnej i legendarnej Armii Czerwonej. W maju 1940 roku podczas weryfikacji najwyższego
dowództwa kombryg Korczyc dostał stopień pułkownika. Oznaczało to, że zdegradowano go o jeden
stopień.
Od pierwszych dni wojny pułkownik Korczyc z powodzeniem dowodził 245. Dywizją Strzelecką.
Czwartego sierpnia 1942 roku awansował na generała majora. We wrześniu 1942 roku został
zastępcą dowódcy 34. Armii, w grudniu – szefem sztabu 1. Armii Uderzeniowej.
W kwietniu 1944 roku generał major Korczyc dostał rozkaz przyjęcia stanowiska szefa sztabu 1.
Armii Polskiej. We wrześniu tegoż roku został szefem sztabu Wojska Polskiego. Dwudziestego
siódmego października 1944 roku awansował na stopień generała porucznika i objął stanowisko
dowódcy 1. Armii Polskiej.
Od 1 stycznia 1945 roku był szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Jedenastego lipca 1946 roku rozporządzeniem Rady Ministrów ZSRR nr 1545 otrzymał stopień
generała pułkownika. Dokument podpisał przewodniczący Rady Ministrów ZSRR, generalissimus
Związku Radzieckiego towarzysz Iosif Wissarionowicz Stalin.
Generał pułkownik Korczyc pozostawał szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego do 8 lutego
1954 roku. Wszystkie trzy generalskie nominacje nadano rozporządzeniami rządu ZSRR. Wszystkie
trzy rozporządzenia podpisał osobiście Stalin. W 1954 roku generał pułkownik Korczyc wrócił do
Związku Radzieckiego i przeszedł w stan spoczynku.
Kolejny przykład.
W 1938 roku major Stanisław Popławski został usunięty z szeregów Armii Czerwonej i skierowany
na stanowisko dyrektora sowchozu „Kultura” specjalizującego się w hodowli świń.
Trudno coś takiego specjalnie wymyślić: świńska kultura.
W 1939 roku Popławski wrócił do armii i objął funkcję szefa oddziału operacyjnego sztabu 162.
Dywizji Strzeleckiej. Podczas wojny dowodził pułkiem. W styczniu 1942 roku objął dowództwo
185. Dywizji Strzeleckiej. W tym samym roku został pułkownikiem, 14 lutego 1943 roku – generałem
majorem. W czerwcu 1943 roku stanął na czele 45. Korpusu Strzeleckiego.
We wrześniu 1944 roku generał major Popławski został mianowany dowódcą 2. Armii Polskiej,
a następnie 1. Armii Polskiej. W tym samym roku awansował na stopień generała porucznika.
W 1945 roku nadano mu tytuł Bohatera Związku Radzieckiego.
Po II wojnie światowej Bohater Związku Radzieckiego generał porucznik Popławski był dowódcą
Wojsk Lądowych Wojska Polskiego, wiceministrem obrony narodowej Polski.
Jedenastego lipca 1946 roku na mocy wspomnianego już rozporządzenia Rady Ministrów ZSRR nr
1545, podpisanego przez Stalina, Popławski otrzymał stopień generała pułkownika.
Od 1947 roku – poseł na Sejm, od 1949 roku – członek Komitetu Centralnego PZPR.
Kiedy pełnił służbę w Wojsku Polskim i był wiceministrem obrony narodowej, Popławski otrzymał
12 sierpnia 1955 roku stopień generała armii. Armii Radzieckiej. Stopień nadano mu na mocy
Rozporządzenia Prezydium Rady Najwyższej ZSRR. Dokument podpisał przewodniczący Prezydium
Rady Najwyższej ZSRR marszałek Związku Radzieckiego Kliment Woroszyłow.
Takich przykładów jest bardzo wiele. Oto trzeci. We wrześniu 1943 roku na dowódcę Wojsk
Pancernych i Zmotoryzowanych WP towarzysz Stalin wyznaczył generała porucznika wojsk
pancernych Dmitriego Karpowicza Mostowienkę. Urodził się on w Uriupińsku. Po polsku nie mówił.
Jedenastego lipca 1946 roku rozporządzeniem Rady Ministrów ZSRR nr 1545 towarzysz Stalin nadał
Dmitriemu Mostowience stopień generała pułkownika wojsk pancernych. W lipcu 1947 roku kazał
mu wrócić do Związku Radzieckiego, gdzie Mostowienko najpierw objął dowództwo nad wojskami
pancernymi Odeskiego Okręgu Wojskowego, a następnie – Białoruskiego.
Oto przykład nie pojedynczych przypadków, ale grupowego obsadzania oficerami i generałami
radzieckimi kierowniczych stanowisk w armii sąsiedniego państwa. We wrześniu 1944 roku Zarząd
6. Armii Powietrznej RKKA przekształcono w Zarząd Sił Powietrznych Wojska Polskiego. Zarząd
całej armii, obsadzony obywatelami radzieckimi, nagle stał się polski. Chociaż nikt tam nie potrafił
mówić po polsku.
Dowódca 6. Armii Powietrznej, Bohater Związku Radzieckiego generał porucznik lotnictwa Fiodor
Pietrowicz Połynin zgodnie z tą regułą został dowódcą Sił Powietrznych Wojska Polskiego. Fiodor
Połynin urodził się w obwodzie saratowskim. To nie tak daleko od Uriupińska. Czasami chce mi się
krzyknąć tam, do 1944 roku: Fiediu, jacy z nas Polacy!
Fiedia z Saratowszczyzny dowodził polskim lotnictwem do 1947 roku. Jedenastego lipca 1946 roku
na mocy wspomnianego już rozporządzenia Rady Ministrów ZSRR nr 1545, podpisanego przez
towarzysza Stalina, Połyninowi nadano stopień generała pułkownika lotnictwa. Po czym wrócił on do
Związku Radzieckiego, z Polaka naturalizował się w Rosjanina i kontynuował służbę na wysokich
stanowiskach w lotnictwie Armii Radzieckiej do 1971 roku.
Oprócz dowódców w Wojsku Polskim także w innych strukturach państwowych znajdowali się
radzieccy „doradcy”. Na przykład 6 marca 1945 roku komisarz bezpieczeństwa państwowego
drugiego stopnia Iwan Aleksandrowicz Sierow oprócz innych stanowisk objął jeszcze jedno –
doradcy NKWD ZSRR przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego Polski.
Z nazwiskiem Sierowa spotkaliśmy się już gdzieś wcześniej. No tak: Katyń, Miednoje,
Piatichatki… Iwan Aleksandrowicz Sierow był ekspertem w dziedzinie zaprowadzania porządku
poprzez masowe egzekucje. Udzielał rzeczowych rad. Był roztropnym doradcą.
Tu trzeba dodać, że w ślad za nacierającą Armią Czerwoną podążały oddziały NKWD. Ich
zadaniem była ochrona tyłów. Polegało to na przeprowadzaniu obław i operacji karnych. Wojska
NKWD przeszły również przez Polskę.
Tak więc z jednej strony uśmiercanie wszystkich, którzy stawiali opór, z drugiej – obsadzanie
chłopakami z Uriupińska wyższych stanowisk kierowniczych w „wyzwolonych” państwach.
Ale to nie wszystko. Wyzwolenie każdego kraju oznaczało, że odtąd na jego terytorium będą
stacjonowały oddziały Armii Czerwonej. Tak było w Polsce. Na jej terytorium już podczas wojny,
21 kwietnia 1945 roku, rozwinięto Północną Grupę Wojsk. Dowodził nią marszałek Związku
Radzieckiego Rokossowski.
W 1949 roku dowódcą PGW został zastępca Rokossowskiego, generał pułkownik Kuźma
Trubnikow.
A Rokossowskiego mianowano marszałkiem Polski i powołano na urząd ministra obrony. W 1950
roku dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego, marszałek Polski Rokossowski został członkiem
Biura Politycznego PZPR. Od 1952 roku zaś był zastępcą przewodniczącego Rady Ministrów.
Marszałek Rokossowski opanował język polski w stopniu niezbędnym do wykonywania
obowiązków służbowych. Ale zdarzały się sytuacje anegdotyczne. Był eleganckim, uprzejmym,
wysokim, przystojnym mężczyzną. Spośród wszystkich dowódców, którzy podczas wojny kierowali
frontami, jako jedyny nie okazywał chamstwa w relacjach z podwładnymi. Pewnego razu marszałek
Rokossowski dostał od sekretarki jakiś dokument, spojrzał na nią i krótko polecił: „Proszę się
rozebrać i przyjść”.
Miał na myśli: „Proszę się zapoznać i przyjść” (Razbierities' i zachoditie).
Wojsko Polskie żyło według zasad przepisanych z radzieckich regulaminów. Regulamin
dyscyplinarny głosił: prośba przełożonego to rozkaz dla podwładnego. Marszałek Polski musiał
przeprosić i wytłumaczyć ładnej kobiecie, że chodziło mu o coś innego.
Nie wykluczam, że to tylko anegdota. Ale bardzo prawdopodobna. W obcym języku, czy nawet
w ojczystym, ale już zapomnianym, można i nie takie rzeczy palnąć.
Teraz zastanówmy się: W jakim celu towarzysz Stalin w 1949 roku miałby zawierać Układ
Warszawski? Z kim? Z marszałkiem Polski Rokossowskim? Z generałami pułkownikami Armii
Radzieckiej Korczycem, Popławskim, Połyninem? Wszystkim im Stalin osobiście nadał stopnie.
A mógł nie nadawać. Równie dobrze mógł je odebrać. Mógł odwołać z Polski i wysłać
dokądkolwiek – na Kołymę do pchania taczek, do sowchozu z hodowlą świń czy do piwnicy na
egzekucję.
Od 17 sierpnia 1937 roku do 23 marca 1940 roku komdyw Rokossowski siedział w więzieniu
wewnętrznym GUGB NKWD. Dwa i pół roku śledztwa. Był torturowany. Wybito mu dziewięć
zębów, złamano trzy żebra, młotkiem zmiażdżono palce u stóp. A po wszystkim otrzymał karę
śmierci. Wyrok wykonano. Rokossowskiego rozstrzeliwano dwukrotnie. Ślepymi nabojami.
Więc po co towarzysz Stalin miałby zawierać pakt z Rokossowskim? Można mu było wybić resztę
zębów, złamać wszystkie żebra, zmiażdżyć palce u rąk, a potem rozstrzelać. Prawdziwymi nabojami.
A można było nie rozstrzelać. Można było wyznaczyć go na przewodniczącego sowchozu
„Kultura”, gdzie hodowałby świnie.
I z pozostałymi towarzyszami można postąpić w podobny sposób. Już poznali taki rodzaj
traktowania. I bynajmniej nie z niechcący zasłyszanych rozmów.
Ale Polska była szczególnym przypadkiem. Od pierwszego dnia II wojny światowej walczyła
z Niemcami. Od 1941 roku Polska była naszym sojusznikiem w II wojnie światowej.
W Czechosłowacji i Bułgarii wszystko było o wiele prostsze. Tam każdego obywatela można było
oskarżyć o kolaborację z nazistami. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. I spróbuj się wytłumaczyć.
Armie Węgier i Rumunii walczyły przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Tam w ogóle każdego
można było postawić przed plutonem egzekucyjnym, nie troszcząc się o wyjaśnienia.
O wschodnich Niemczech już nie wspomnę.
Do wszystkich tych państw wkroczyła Armia Czerwona. A za nią oddziały NKWD. Zostały tam
radzieckie garnizony, a nasi doradcy znaleźli się we wszystkich strukturach państwowych.
Dlatego Stalin nie musiał zawierać żadnych sojuszy wojskowych z rządami zdobytych państw.
Wszystko tam miał pod kontrolą.
Jeżeli Stalin nie miał powodów, żeby zawierać Układ Warszawski, to po co był on potrzebny
Chruszczowowi? Przecież w 1955 roku w Warszawie nadal urzędował członek Biura Politycznego
KC PZPR, zastępca szefa rządu, minister obrony Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, dwukrotny
Bohater Związku Radzieckiego, marszałek Polski Konstanty Rokossowski.
Chruszczow potrzebował Układu Warszawskiego z dwóch powodów.
Po pierwsze, należało pokazać braciom klasowym, że po śmierci Stalina nie osłabł uścisk przyjaźni
Związku Radzieckiego. Jak szliśmy drogą wskazaną przez Stalina, tak dalej będziemy nią podążać.
Każdy mógł się o tym przekonać podczas ćwiczeń na poligonie tockim. Żeby rozwiać resztki
wątpliwości, Chruszczow postanowił wszystkich drogich braci jeszcze związać prawnie.
Po drugie, Układ Warszawski był potrzebny Chruszczowowi jako karta przetargowa. Jesteśmy
gotowi rozwiązać układ. Jeżeli burżuje rozwiążą NATO.
Ale wraz z rozwiązaniem NATO rozpadłby się dobrowolny sojusz obronny państw zachodnich.
Jeżeli zostanie rozwiązany Układ Warszawski, nic tak naprawdę się nie zmieni. Wszystkie państwa,
z których Armia Czerwona zapomniała się wycofać po II wojnie światowej, pozostaną pod całkowitą
kontrolą Związku Radzieckiego.
Moment kluczowy
Piętnastego maja 1955 roku w Wiedniu przedstawiciele Związku Radzieckiego, USA, Wielkiej
Brytanii i Francji podpisali traktat państwowy z Austrią.
W czasie II wojny światowej Austria i Niemcy były jednym państwem. Po przegranej wojnie
Niemcy i Austria zostały podzielone i były okupowane przez armie czterech państw.
Minęło dokładnie dziesięć lat od zakończenia wojny. Przywódcy wielkich mocarstw podjęli
decyzję o wycofaniu z terytorium Austrii wojsk amerykańskich, radzieckich, brytyjskich i francuskich
oraz podpisaniu traktatu, na mocy którego Austria zostanie państwem neutralnym, czyli nie będzie
mogła zawierać sojuszy wojskowych, gościć obcych wojsk, uczestniczyć w żadnych konfliktach
wojennych oprócz obrony własnego terytorium.
Wszystko jasne, proste, zrozumiałe. Traktat podpisano, wojska wycofano.
Od momentu podpisania traktatu minęło ponad pół wieku. Austria żyje i rozwija się, nikomu nie
zagraża i nikomu nie przeszkadza.
Dwa miesiące po podpisaniu traktatu z Austrią, 18 lipca 1955 roku, w Genewie rozpoczęło się
spotkanie na najwyższym szczeblu dotyczące Niemiec.
Po klęsce III Rzeszy Związek Radziecki, USA, Wielka Brytania i Francja podzieliły Niemcy na
strefy okupacyjne. W tych strefach, które zajmowały wojska amerykańskie, brytyjskie i francuskie, po
wojnie wszystko szybko wróciło na normalne tory, gospodarka została odbudowana, poziom życia
gwałtownie rósł. A tam, gdzie znajdowały się wojska radzieckie, powstało „pierwsze w historii
państwo socjalistyczne na ziemi niemieckiej”.
Rzecz jasna, Niemcy z państwa socjalistycznego zaczęli uciekać do zachodnich Niemiec.
Przywódcy czterech państw zebrali się w Genewie, żeby rozwiązać kwestię przyszłości Niemiec.
Na spotkaniu w Genewie Związek Radziecki reprezentowali towarzysze Chruszczow, Bułganin
i Żukow. Na czele delegacji amerykańskiej stanął Dwight David Eisenhower.
W 1945 roku Eisenhower i Żukow byli wysoko postawionymi wojskowymi. Spotkali się
w Berlinie jako sojusznicy, którzy rozgromili Niemcy. Latem 1945 roku Eisenhower odwiedził
Związek Radziecki. Dwunastego sierpnia 1945 roku stał na trybunie mauzoleum Lenina między
Stalinem i Żukowem.
Teraz Żukow i Eisenhower już nie byli sojusznikami.
I jeszcze jedno: Żukow wciąż był wysoko postawionym wojskowym, a Eisenhower został
prezydentem USA.
Ech, nie potrafią u nas docenić dowódców wojskowych. Nie potrafią. A mogliby przecież…
Nieważne.
W 1955 roku nie udało się znaleźć rozwiązania dla kwestii niemieckiej.
Dlatego, że za plecami Eisenhowera stał wstrętny Dulles. I szeptał mu do ucha perfidne rady.
Dulles proponował, żeby w Niemczech zrobić to samo, co zrobiono w Austrii: zjednoczyć kraj,
wycofać z jego terytorium obce wojska, podpisać traktat, uczynić z Niemiec neutralne państwo…
Że też można być takim draniem!
Że też można na coś takiego wpaść!
Nie! Nie tędy droga. Nie zgodzimy się na to nigdy.
Delegacja radziecka stanowczo odrzuciła propozycje zachodnich przywódców.
Chwileczkę. A jaka jest różnica? Decyzję w sprawie Austrii podjęto szybko i bez problemów. Ale
identyczne rozwiązanie dla Niemiec było zupełnie nie do pomyślenia i nie do przyjęcia dla
przywódców Związku Radzieckiego. Dlaczego?
Austria była taką samą częścią III Rzeszy jak Bawaria czy Prusy. Przecież sam Hitler był wolnym
artystą z Wiednia, a nie z Berlina. Dlaczego Austria może zostać neutralna, a Niemcy już nie?
Wielka Brytania i Francja za życia jednego pokolenia dwukrotnie walczyły z Niemcami. Dostało
się obu, szczególnie Francji w czasie I wojny światowej. Jeżeli Niemcy będą neutralne, to zarówno
Wielka Brytania, jak i Francja będą miały wystarczająco dużo powodów, żeby bardzo uważnie dbać
o zachowanie przez nie neutralności. Jeżeli Związek Radziecki ze swej strony będzie również
monitorował przestrzeganie neutralności, to żadnym rewizjonistom nie uda się znowu przejąć władzy
w Niemczech i rozpętać nowej wojny.
Przywódcy Związku Radzieckiego wypowiedzieli podczas spotkania wiele słusznych uwag, ale nie
zgodzili się na zawarcie takiej samej umowy jak z Austrią.
Nietrudno się domyślić, o co chodzi, jeżeli tylko skierujemy nasze wnikliwe spojrzenie na mapę
Europy. Pozbawiony władzy Churchill w przemówieniu, które nie wiadomo dlaczego uważa się za
początek „zimnej wojny”, zwrócił uwagę szanownej publiczności na ten zasmucający fakt, że „od
Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem opuściła się na kontynent żelazna kurtyna”.
Nanieśmy więc tę linię na mapę od Bałtyku do Adriatyku i nazwijmy ją nie żelazną kurtyną, lecz
frontem obozu socjalistycznego. Przed nami są uzbrojone po zęby siły imperialistów i rewizjonistów.
A teraz oznaczmy Austrię, która stała się neutralna, jakimś innym kolorem. I klaśnijmy
z zadowolenia: stając się neutralnym państwem, Austria podzieliła front strategiczny naszych
potencjalnych nieprzyjaciół na dwie części.
Neutralna Austria rozciąga się ze wschodu na zachód, oddzielając Europę Środkową od
Południowej. A za neutralną Austrią dalej na zachód leży neutralna Szwajcaria.
Jeżeli Armia Radziecka rozpocznie kampanię wyzwoleńczą w zachodnich Niemczech, to nasi
marszałkowie nie muszą się obawiać o swoje skrzydła. Prawe skrzydło teatru działań wojennych
osłania Bałtyk, lewe – dwa neutralne państwa.
A jeżeli uda się nam zbudować bazy morskie w Libii, Egipcie, Syrii, a co najważniejsze,
w Jugosławii, można będzie spokojnie walczyć na Morzu Śródziemnym i jego wybrzeżach, nie
martwiąc się o to, że USA i inne państwa szybko przerzucą wojska z państw Europy Środkowej – na
ich drodze leży neutralna Austria.
Właśnie dlatego przywódcy z Kremla bez sprzeciwu zgodzili się podpisać traktat z Austrią.
Dlaczego takiego samego porozumienia nie można było zawrzeć z Niemcami?
Dlatego, że Chruszczow i Żukow potrzebowali Niemiec. Całych. Nie spokojnych, neutralnych,
dostatnich, rozwijających się, ale rodzimych, braterskich, proletariackich.
Jeżeli przed nami w zachodnich Niemczech będą wrogowie, przełamiemy ich obronę bronią
jądrową, rzucimy do wyłomu nasze korpusy i armie. W ślad za słońcem pójdą one aż do oceanu.
Scenariusz jest do zrealizowania, przetestowano go na poligonie tockim po wybuchu Tatiany.
To będzie ograniczona terytorialnie wojna nuklearna, która może nie wyjść poza granice Europy
Środkowej.
Rozgromione, wrogie, żądne odwetu, wygrażające bronią Niemcy, które już wcześniej rozpętały
dwie wojny światowe. Zostanie nam to wybaczone i zapomniane.
A jeśli Niemcy będą neutralne, przywódcy na Kremlu będą musieli zrezygnować z marszów
wyzwoleńczych do Europy. Przełamanie obrony neutralnego państwa przy użyciu broni jądrowej
może zostać opacznie zinterpretowane na całym świecie. Nikt nas nie zrozumie.
A Żukow przygotowywał przełamanie obrony. Właśnie w Europie Środkowej.
4
Dwudziestego lipca 1955 roku odbyło się spotkanie Eisenhowera i Żukowa.
Rozmowę tłumaczył i notował Oleg Trojanowski, przyszły przedstawiciel ZSRR w ONZ. Zapis
rozmowy znajduje się w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym (dział 41 107, rejestr 1,
teczka 58, karty 2–13).
Podczas rozmowy Żukow oświadczył, że „przeprowadził wiele ćwiczeń z użyciem broni jądrowej
i wodorowej i na własne oczy widział, jak śmiercionośna jest ta broń”.
Gieorgij Konstantinowicz nieco minął się z prawdą. Ćwiczenia z użyciem broni jądrowej
przeprowadził tylko raz. A ćwiczeń z zastosowaniem broni wodorowej nie przeprowadził ani on, ani
nikt inny na świecie, i przed Żukowem, i po nim. Mimo licznych prób nikt nie wpadł na pomysł, żeby
przeprowadzić ćwiczenia wojskowe z użyciem megatonowych ładunków.
Następnie w rozmowie Żukow wyraził głębokie zaniepokojenie o losy planety w przypadku, gdyby
USA i ZSRR wymieniły uderzenia jądrowe o jednakowej mocy:
Gdyby w pierwszych dniach wojny USA zrzuciły 300–400 bomb na ZSRR, a Związek Radziecki ze swej strony zrzucił taką samą
liczbę bomb na USA, to można sobie wyobrazić, co stałoby się z atmosferą.
Za wzruszającą troską Żukowa o zachowanie atmosfery kryła się nuklearna impotencja Związku
Radzieckiego.
Żukow blefował, prężąc dmuchane mięśnie. W tym czasie Związek Radziecki nie miał 300–400
strategicznych ładunków jądrowych.
Gdyby nawet je miał, to dostarczenie tych ładunków byłoby niemożliwe. Zarówno tłokowy Tu-4,
jak i pierwsze odrzutowe Tu-16, które właśnie trafiły na uzbrojenie, teoretycznie mogły dostarczyć
Tatianę do Ameryki. Ale byłaby to podróż w jedną stronę. Na drogę powrotną brakowałoby im
paliwa.
Różnica polegała na tym, że w przypadku wojny bombowce amerykańskie, które były nieosiągalne
dla ognia artylerii przeciwlotniczej, miały ochronę samolotów myśliwskich, natomiast Związek
Radziecki nie miał baz wokół USA, więc jego bombowce musiałyby sobie radzić bez osłony.
Gdyby nawet udało się zwerbować straceńców, którzy zdecydowaliby się na ten samobójczy lot
w jedną stronę, to tłokowe Tu-4 nawet teoretycznie nie mogłyby prześliznąć się przez system obrony
przeciwlotniczej. Tu-16 również.
Po co więc Żukow mówił o nieprzewidywalnych skutkach wymiany uderzeń jądrowych tej samej
mocy, skoro w tym czasie Związek Radziecki nie mógłby przeprowadzić takich uderzeń?
Jeżeli Żukow chciał uchronić planetę przed zagładą, to powinien był po przyjacielsku wytłumaczyć
Eisenhowerowi, że nie zamierza zdradzać tajemnic wojskowych i mówić, ile mamy ładunków
i nosicieli, ale niech naród amerykański wie, że na wypadek ataku Związek Radziecki rozmieścił
poza swoimi granicami kilka ładunków. Nasi ludzie już mieszkają w kilku krajach. Po amerykańskim
uderzeniu nuklearnym nasi chłopcy przez Kanadę i Meksyk przemycą elementy ładunków, połączą je
i zdetonują na terenie waszych miast. Ileż trzeba temu Chicago? Och, jak drapacze chmur legną
w gruzach w epicentrum.
Żukow mógł postraszyć go jeszcze bardziej. Tak się boimy, że na terytorium USA zgromadziliśmy
niezbędne zapasy. Na razie w częściach. Jak będzie trzeba, zmontujemy je i odpalimy. Bez żadnych
rakiet i bombowców. Proszę o tym pamiętać… Nawet jak pierwsi nas zaatakujecie, to i tak
dostaniecie za swoje.
Ale Żukow nie martwił się o losy swojego kraju i całej planety.
Żukow szykował rajd czołgów radzieckich do zachodnich Niemiec i dalej do Atlantyku. Ale za coś
takiego narażał się na atak jądrowy zza oceanu. Dlatego próbował zniechęcić Eisenhowera do obrony
Europy. Sugerował, że cokolwiek by się tu działo, Stany Zjednoczone nie powinny się do tego
mieszać. A tak zrzucicie na nas 300–400 bomb atomowych, my na was tyle samo i w ten sposób
zgotujemy zagładę Ziemi.
Rzucono to jakby mimochodem przy omawianiu zupełnie innej kwestii. Rzucono z przekonaniem,
jak coś oczywistego: wy macie 300–400 bomb i my też.
Kto by pomyślał, że ten gracz nie ma ani jednego asa w talii, grosza przy duszy, a w kieszeniach
tylko dziury.
We współczesnym języku rosyjskim taką sytuację określa trafny zwrot: wciskać kit.
Czy prezydent USA mógł przypuszczać, że po drugiej stronie stołu siedzi drobny szuler obwieszony
złotymi gwiazdami?
Kłamstwa Chruszczowa i Żukowa zbyt dużo kosztowały nasz naród. Nie wystarczyło im opowiadanie
całemu światu, że mamy tyle samo ładunków i nosicieli co USA. Chruszczow posunął się jeszcze
dalej.
W 1963 roku Wojenizdat wydał książkę pod tytułem Wojennaja stratiegija (Strategia wojskowa).
Zespół autorski: marszałek Związku Radzieckiego Sokołowski, jeden generał pułkownik, trzech
generałów poruczników, pięciu generałów majorów, dziesięciu pułkowników.
Książkę oddano do druku 18 kwietnia 1963 roku. Na moim egzemplarzu jest napisane: „Wydanie
poprawione i uzupełnione”. Zatem istnieje również wcześniejsze wydanie. Nie udało mi się go
odnaleźć. Jeżeli ktoś wie, gdzie go szukać, niech się podzieli tą wiedzą.
Marszałek Sokołowski przez osiem lat kierował Sztabem Generalnym Armii Radzieckiej. W 1960
roku opuścił stanowisko i zajął się pisaniem. Jego współautorzy z pagonami generałów
i pułkowników mieli stopnie i tytuły naukowe.
Książka jest niesamowita. Poniżej mały cytat ze strony 393:
W naszym kraju problem niszczenia rakiet podczas lotu został pomyślnie rozwiązany przez radziecką naukę i technikę. (…)
Warto zauważyć, że problem obrony przeciwrakietowej na Zachodzie do tej pory daleki jest od ostatecznego rozwiązania.
O 1.31 w nocy 29 października 1955 roku w Północnej Zatoce Sewastopolskiej, głównej bazie Floty
Czarnomorskiej, w dziobowej części pancernika Noworosyjsk nastąpił potężny wybuch. Od strony
lewej burty wzdłuż stępki powstało wgniecenie o powierzchni 190 m2 z odkształceniem do
głębokości trzech metrów. Od strony prawej burty w części podwodnej wybuch wybił dziurę
o powierzchni 150 m2. Kadłub pancernika od strony prawej burty został przebity na wylot od góry do
dołu. Na wylot to osiem pokładów ze stali, w tym również pancernych, czyli osiem kondygnacji.
Pancernik Noworosyjsk to okręt flagowy Floty Czarnomorskiej, najpotężniejszy okręt Związku
Radzieckiego. Pełna wyporność – 29 100 ton. Opancerzenie: pokład – 111–135 mm, nadbudówka –
280 mm, wieże – 240–280 mm. Główny kaliber – 10 dział kalibru 320 mm. Prędkość – 28 węzłów.
Załoga – 1576 osób.
Na pancerniku natychmiast ogłoszono alarm bojowy. Ekipy ratownicze Noworosyjska rozpoczęły
energiczną walkę o życie okrętu. Po kilku minutach z pomocą przybyły ekipy ratunkowe z sąsiednich
krążowników. Po 30–35 minutach od wybuchu holowniki zaczęły wciągać ranny pancernik na płytką
wodę basenu portowego.
Na Noworosyjsk przybył dowódca Floty Czarnomorskiej wiceadmirał Parchomienko, który uchylił
rozkaz wciągnięcia okrętu na płyciznę oraz zabronił ewakuować część załogi niebiorącą
bezpośredniego udziału w akcji.
Okręt powoli przechylał się dziobem do przodu. Dwie godziny później wiceadmirał Parchomienko
zmienił ocenę sytuacji i rozkazał odholować pancernik na płyciznę.
Ale było już za późno.
Pancernik dotknął dziobem dna. Na dodatek lewa kotwica na dziobie nie została podniesiona
i mocno trzymała okręt. Wiceadmirał wrócił na brzeg i zarządził ewakuację załogi.
Ale i ten rozkaz był spóźniony.
O 4.13 Noworosyjsk gwałtownie przechylił się na prawą stronę, powoli wyprostował, przewrócił
się na lewą burtę i o 4.15 obrócił się do góry stępką. Kpiarze we flocie mają na taką sytuację
specjalne określenie – obrót przez stępkę. Czyli stępką do góry.
Przez cały dzień dno pancernika przyciągało wzrok tuż przy nabrzeżu Sewastopola. Noworosyjsk
tonął bardzo powoli. Dopiero o 22.00 całkowicie zniknął pod wodą. Po ogłoszeniu alarmu bojowego
marynarze działu elektromechanicznego powinni znajdować się na posterunkach. Czyli wewnątrz
pancernego kadłuba. Nurkowie jeszcze przez trzy dni słyszeli pukanie zamkniętych w pancernych
grobach marynarzy. Udało się uratować tylko dziewięć osób. Według różnych danych zginęło od 604
do 617 oficerów i marynarzy, w tym 58 osób z ekip ratunkowych z czterech sąsiednich krążowników.
Finał: najpotężniejszy okręt Związku Radzieckiego, okręt flagowy dowódcy eskadry Floty
Czarnomorskiej, zatonął w głównej bazie floty 130 metrów od brzegu z przepisową stopą wody pod
kilem; głębokość – 16 metrów, zanurzenie okrętu – 10,4 metra. Przy takiej głębokości maszty
i nadbudówki okrętu powinny nie pozwolić mu na całkowite przewrócenie. Jednak dno zatoki to nie
twardy grunt, lecz 30 metrów grząskiego mułu.
Noworosyjsk zatonął na oczach całego dowództwa floty, akcją ratunkową okrętu flagowego eskadry
osobiście kierował dowódca Floty Czarnomorskiej wiceadmirał Parchomienko.
Przyczyna katastrofy na Noworosyjsku na zawsze pozostała tajemnicą. Pojawiło się wiele wersji.
Pierwszą z badanych możliwych przyczyn, wysuniętych przez komisję rządową, był wybuch
amunicji.
Ta wersja została odrzucona zaraz po tym, jak się okazało, że amunicja jest nienaruszona, a stalowe
poszycie okrętu jest wygięte do wewnątrz kadłuba, czyli wybuch nastąpił na zewnątrz jednostki.
Wówczas eksperci komisji rządowej stwierdzili, że pod dnem pancernika wybuchła niemiecka
mina z czasów II wojny światowej.
Takie ustalenia przedstawiono w Moskwie. Kierownictwo naszego kraju natychmiast i całkowicie
zgodziło się z wnioskami komisji.
Oczywiście nie pojawiły się żadne informacje medialne na temat zatonięcia pancernika. Zamiast
tego spikerzy w radiu piali z zachwytu nad tym, że górnicy w Donbasie wydobyli ponadplanowe,
olbrzymie ilości węgla, a rolnicy zebrali rekordowe plony na stepowych ugorach.
Sprawa katastrofy na Noworosyjsku została zamknięta i utajniona. Wkrótce wydarzyło się coś
nieprawdopodobnego nawet jak na standardy naszej wielkiej ojczyzny.
Już na początku 1956 roku [tj. zaledwie trzy miesiące po katastrofie!] zapadła decyzja o zniszczeniu zebranych przez komisję rządową
53
materiałów zawierających zeznania świadków.
Z kolei Brytyjczycy mieli motyw. W Związku Radzieckim dla dział Noworosyjska stworzono pociski
z ładunkiem atomowym. Brytyjczyków to niepokoiło. Jeżeli Noworosyjsk zbliży się do Wielkiej
Brytanii od strony Atlantyku i zada kilka ciosów bronią atomową, to stałe wiatry zachodnie rozproszą
zanieczyszczenia nad całą południową częścią Wielkiej Brytanii. Żeby temu zapobiec, brytyjscy
admirałowie postanowili wysadzić pancernik Noworosyjsk w taki sposób, by zniszczyć również jego
ładunki nuklearne. I by przy okazji zetrzeć z powierzchni ziemi miasto Sewastopol!
Oto, jak działania brytyjskich dywersantów opisuje pewien szanowany przeze mnie autor:
Ich celem było wysadzenie w powietrze pancerników Sewastopol i Noworosyjsk, które miały na pokładzie pociski jądrowe kalibru
305 mm i 320 mm. Według planów organizatorów dywersji powinien był nastąpić podwójny wybuch atomowy, który zniszczyłby
wszystkie albo prawie wszystkie okręty eskadry Floty Czarnomorskiej. Z miasta Sewastopol i jego portu nie zostałoby nic. Jednak
Noworosyjsk, który 28 października stanął w miejscu wyznaczonym etatowo do cumowania pancernika Sewastopol, przypadkowo
przyjął podwójne uderzenie, a jego pociski z ładunkiem atomowym nie uległy zniszczeniu.
Odważna wersja, ale ma swoje słabe strony.
Pierwsza wojna światowa rozpoczęła się od dwóch strzałów z pistoletu oddanych
w prowincjonalnym Sarajewie w monarchii austro-węgierskiej. Jeden strzał padł w kierunku
arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Karola Ludwika Józefa von Habsburga, drugi – w kierunku jego
żony, księżnej von Hohenberg. Te dwa strzały pociągnęły za sobą miliardy innych strzałów. Duże
i małe państwa starły się w śmiertelnej walce i wyniszczały się nawzajem przez cztery lata. Na
polach walk zginęły miliony ludzi, upadły trzy potężne imperia: rosyjskie, niemieckie i austro-
węgierskie, na zawsze podcięto korzenie całej europejskiej arystokracji i stworzono warunki do
wybuchu II wojny światowej.
Podwójny wybuch atomowy, zniszczenie Sewastopola, eskadry i głównej bazy Floty
Czarnomorskiej, również mógł się stać małym detonatorem wielkich wydarzeń. Możemy teoretycznie
przypuścić, że we Włoszech dywersanci z własnej inicjatywy i własnymi siłami zdecydowali się na
krok, który mógł być początkiem trzeciej, czyli ostatniej wojny światowej. Jednak w odniesieniu do
Wielkiej Brytanii nie możemy snuć takich przypuszczeń nawet na płaszczyźnie czysto teoretycznej.
Prywatna inicjatywa w sprawie takiej wagi jest tu całkowicie wykluczona. Jeżeli planowano coś
takiego, to tylko na poziomie rządu Jej Królewskiej Mości.
Czy brytyjski rząd miałby powody, żeby przeprowadzić taką akcję? Czy Noworosyjsk stanowił
zagrożenie dla Wielkiej Brytanii?
Wyobraźmy sobie taki scenariusz: w czasie pokoju Noworosyjsk przemierza sobie Atlantyk,
a w chwili wybuchu wojny dostaje rozkaz ostrzelania brytyjskiego wybrzeża.
Tego rodzaju przedsięwzięcie nie mogło się udać. Druga wojna światowa dowiodła, że pancernik
bez osłony lotniczej jest bardzo podatny na ataki z powietrza. Gdyby Noworosyjsk w czasie pokoju
pełnił dyżur bojowy na Atlantyku, to znalazłby się pod stałą obserwacją Brytyjczyków. W chwili
wybuchu wojny zatopiono by go, nie pozwalając nawet zbliżyć się do wybrzeża.
I jak długo przestarzały okręt może znajdować się z dala od swoich baz w rejonach, gdzie dominuje
flota nieprzyjaciela dysponująca lotniskowcami, bazami i lotniskami na wybrzeżu?
Dlatego nikt nawet nie próbował wyprowadzić podczas pokoju tej łajby na Atlantyk.
Inny scenariusz: wybuchła wojna, Noworosyjsk wypływa z Morza Czarnego… Chwileczkę, a kto
pozwoli przestarzałemu pancernikowi przepłynąć przez Bosfor i Dardanele?
Jeżeli uda mu się przedrzeć, kto pozwoli mu przepłynąć przez Morze Śródziemne, na którym panują
floty USA, Wielkiej Brytanii i Francji? A jeżeli przepłynie przez Morze Śródziemne, kto go
przepuści obok brytyjskiego Gibraltaru?
Kto dopuści, żeby ta łajba przepłynęła obok Hiszpanii i Francji i wpłynęła na wody terytorialne
Królowej Mórz?
6
Załóżmy, że władze Wielkiej Brytanii zdecydowały się zniszczyć Noworosyjsk, brytyjscy dywersanci
zatopili pancernik i nikt się nie domyśla, kto w tym maczał palce. Ale czy zwiększyło to
bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii?
W czasach Stalina w Związku Radzieckim zbudowano według różnych szacunków od 1195 do 1296
bombowców Tu-4. Każdy z nich mógł potencjalnie być nosicielem bomby jądrowej.
Samoloty te, jak już ustaliliśmy, były przestarzałe. Wobec tego dlaczego przestarzały Noworosyjsk
tak wystraszył Brytyjczyków, że chcieli go zatopić, a nie bali się setek bombowców Tu-4?
W przypadku wojny Noworosyjsk nawet teoretycznie nie mógł dopłynąć do Wielkiej Brytanii.
A Tu-4 mogły niespodziewanie się pojawić i w czasie pokoju, i w czasie wojny.
Pocisk artyleryjski podczas strzału jest poddawany olbrzymim obciążeniom dynamicznym
i termicznym. Dlatego powłoka powinna być bardzo gruba, a ładunek niewielki w porównaniu z masą
samego pocisku. Przy tworzeniu takiego pocisku trzeba było rozwiązać sporo problemów
technologicznych. Jeden z ważniejszych – utrzymanie stałej temperatury ładunku jądrowego przy
gwałtownym wzroście temperatury podczas strzału. Z bombą jest o wiele łatwiej – żadnych obciążeń,
może być dużo większa gabarytowo, a więc mieć większą moc.
Załóżmy, że to Brytyjczycy zatopili Noworosyjsk, który nawet teoretycznie nie mógłby w czasie
wojny dotrzeć do brytyjskiego wybrzeża i posiadał stosunkowo słabe ładunki jądrowe. Ale pozostały
bombowce Tu-4, które mogły dolecieć do Wielkiej Brytanii i przenosić znacznie potężniejsze bomby.
Czy brytyjscy przywódcy po zatopieniu Noworosyjska mogli czuć się bezpieczniej?
Dwunastego listopada 1952 roku pierwszy lot odbył radziecki bombowiec strategiczny Tu-95.
Dwunastego sierpnia 1953 roku w Związku Radzieckim przeprowadzono próby pierwszej na
świecie bomby wodorowej RDS-6s o sile 400 kiloton. Amerykanie przeprowadzili próby
termojądrowe z naziemnego kompleksu startowego, którego nie mógł udźwignąć żaden pojazd,
a Związek Radziecki stworzył bombę, którą do celu mógł dostarczyć bombowiec.
W 1954 roku w Związku Radzieckim zakończono testy bombowca Tu-16, który został przyjęty na
uzbrojenie sił powietrznych, a później – lotnictwa marynarki wojennej. W Tu-16 wyposażono pułki,
dywizje, a następnie całe korpusy lotnictwa. Nie dolecą do Stanów Zjednoczonych, ale wszystkim
w Europie napędzą strachu. Oddziały i jednostki, które miały nowe bombowce, mogły dostarczyć
samotną Tatianę w dowolne miejsce w Europie albo, gdyby zaszła taka potrzeba, całe ich zastępy.
Zarówno Tu-16, jak i Tu-95 mogły wznieść się i dostarczyć do Wielkiej Brytanii nie tylko atomową
Tatianę, ale i dziesięć razy potężniejszą bombę wodorową RDS-6s.
Wszędobylski James Bond powinien wiedzieć, że w Związku Radzieckim w tym okresie
zakończono testy rakiety 8K51, która z terytorium wschodnich Niemiec mogła dostarczyć ładunek
jądrowy do dowolnego miejsca w Wielkiej Brytanii.
Więc po co Brytyjczycy mieliby zatopić Noworosyjsk, skoro Związek Radziecki miał w tym czasie
znacznie potężniejsze ładunki i nieporównywalnie nowocześniejsze nosiciele? Czyżby brytyjscy
stratedzy byli tak głupi, żeby prowokować wojnę atomową, niszcząc przestarzały okręt, który
Wielkiej Brytanii ani nie przeszkadzał, ani nie zagrażał, ale zignorować znacznie potężniejsze
i rzeczywiście stanowiące zagrożenie dla Wielkiej Brytanii arsenał jądrowy i środki jego
przenoszenia?
Moment kluczowy
Bardzo bym chciał, żeby w sprawę byli zamieszani makaroniarze albo podstępni brytyjscy
dywersanci.
Ale tak nie jest. I to mnie zasmuca. Ponieważ muszę się zgodzić z wersją, która już w 1955 roku
zaczęła krążyć po Związku Radzieckim: to nasi wysadzili Noworosyjsk.
Wiele lat później inżynier marynarki wojennej, doktor nauk technicznych Oleg Leonowicz
Siergiejew jeszcze raz poddał analizie wszystkie okoliczności zatonięcia Noworosyjska
i potwierdził, ale już na podstawie obliczeń matematycznych, to, co podejrzewano wcześniej:
zbrodnia jest dziełem KGB.
Jasne, że Siergiejew ma wielu wrogów i krytyków. Oto przykład na to, jak prześladowano nawet
nie jego, tylko jego poprzedników, którzy opowiadali się za tą teorią, co prawda bez tak twardych
dowodów:
Podobne oświadczenia mogą składać tylko ludzie wierzący jak dzieci w bajki o „samowoli” organów bezpieczeństwa, które „wyszły”
spod kontroli partii, we wszelkiego rodzaju „spiski”, które zawiązują się wewnątrz tego resortu, i inne podobne brednie.
W rzeczywistości od pierwszego do ostatniego dnia swojego istnienia organa WCzK–OGPU–NKWD–NKGB–MGB–KGB zawsze
były jedynie wykonawcami decyzji kierownictwa organizacji przestępczej partii bolszewików (lub komunistów). A żeby poszczególni
czekiści nie próbowali wtrącić „swoich trzech groszy”, czujny nadzór nad „organami” prowadziła służba bezpieczeństwa partii – tajna
organizacja, o której istnieniu do tej pory mało kto wie.
(…) organa WCzK–OGPU–NKWD–NKGB–MGB–KGB zawsze były jedynie wykonawcami decyzji kierownictwa organizacji
przestępczej partii bolszewików (lub komunistów).
Właśnie tak! Przestępcza organizacja podjęła decyzję. Szef KGB, Bohater Związku Radzieckiego
Iwan Aleksandrowicz Sierow nie miał interesu w tym, żeby zatopić Noworosyjsk. Nie miał
powodów. Ale był „jedynie wykonawcą decyzji kierownictwa organizacji przestępczej”.
Dostał rozkaz i go wykonał. Z kolei przywódcy organizacji przestępczej jak najbardziej mieli
powody, żeby zatopić Noworosyjsk.
Ale czy nasi przywódcy posunęliby się do tego, żeby zabić własnych marynarzy w imię
rozwiązania jakichś swoich problemów z karierami?
A dlaczego nie?
Nie minął rok, odkąd Żukow, żeby przypodobać się Chruszczowowi i umocnić swoją pozycję
w hierarchii władzy, okaleczył dziesiątki tysięcy żołnierzy radzieckich. Dlaczego więc on albo
Sierow nie mieliby utopić jeszcze raptem jakiejś setki marynarzy?
Admirał floty Związku Radzieckiego Nikołaj Gierasimowicz Kuzniecow przeszkadzał Żukowowi
i Chruszczowowi, więc trzeba było go wyrzucić po kompromitacji, żeby nigdy więcej nie mógł
mieszać się do spraw rozwoju floty. A na jego miejsce posadzić spolegliwego lokaja bez kręgosłupa
w admiralskich pagonach.
Nie było żadnego śledztwa w sprawie zatonięcia pancernika Noworosyjsk, nikt nie stanął przed
sądem. Przecież podczas procesu, choćby nawet zamkniętego, coś mogłoby wypłynąć.
Następnie wydarzyła się rzecz najciekawsza. Admirał floty Związku Radzieckiego Nikołaj
Gierasimowicz Kuzniecow został odwołany ze stanowiska, zdegradowany do stopnia wiceadmirała
i przeniesiony do rezerwy z upokarzającym sformułowaniem „bez prawa zatrudnienia we flocie”.
Kuzniecowowi nie postawiono żadnych zarzutów.
Wiele lat później Nikołaj Kuzniecow napisał do KC:
Piętnastego lutego 1956 roku wezwano mnie do byłego ministra obrony i w ciągu 5–7 minut, w wyjątkowo grubiańskiej formie,
poinformowano o podjętej decyzji dotyczącej mojej degradacji oraz zwolnienia ze służby bez prawa ponownego zatrudnienia. Nikt mnie
później nie wezwał do wręczenia formalnego wypowiedzenia. Jakiś pracownik wydziału kadr (pod moją nieobecność) przyniósł
i zostawił w moim mieszkaniu dokumenty związane z moim zwolnieniem. (…) Nie zostałem poinformowany o przyczynach ukarania,
54
więc poprosiłem o zapoznanie mnie z dotyczącymi mnie dokumentami, ale nie uzyskałem takiej możliwości.
Próbowano mnie dosłownie zniszczyć. Bez spotkania z kierownictwem kraju, bez wyjaśnień i nawet bez przedstawienia dokumentów
o moim zwolnieniu zostałem odsunięty od kierowania marynarką wojenną. Marszałek Żukow w grubiańskiej, właściwej mu formie
oświadczył, że zostałem odwołany i zdegradowany do wiceadmirała. Na moje pytanie, na jakiej podstawie i dlaczego tak się stało bez
55
rozmowy ze mną, Żukow, uśmiechając się, odpowiedział, że nie było to konieczne.
Nikołaj Gierasimowicz Kuzniecow już w 1939 roku został komisarzem ludowym marynarki
wojennej. W tym czasie Żukow był dopiero komdywem. Kuzniecow rozpoczął wojnę jako ludowy
komisarz marynarki wojennej i na tym stanowisku ją zakończył. W naszej historii tylko trzy osoby
miały tytuł admirała floty Związku Radzieckiego. Kuzniecow był pierwszą z nich. Admirał floty
Związku Radzieckiego to odpowiednik tytułu marszałka Związku Radzieckiego w armii lądowej.
Ale porównywanie Kuzniecowa i Żukowa jest wręcz nieprzyzwoite. Kuzniecow był
wykształconym człowiekiem. Ukończył Szkołę Morską i Akademię Marynarki Wojennej. Wystarczy
dodać, że Nikołaj Gierasimowicz Kuzniecow biegle mówił po angielsku, niemiecku, francusku
i hiszpańsku.
A Żukow nie miał wykształcenia. Tak jest napisane w jego autobiografii z 13 czerwca 1938 roku –
„uczyłem się przez trzy lata w szkole parafialnej”. Potem kursy kawaleryjskie, na których uczył się
machać szabelką.
Żukow wyrzucił z sił zbrojnych Kuzniecowa, który był mu równy stopniem. A każdy niech sam się
domyśli, co się kryje za słowami „w wyjątkowo grubiańskiej formie”. Żukow zdegradował
Kuzniecowa o trzy stopnie. Skoro na pozbycie się admirała floty Związku Radzieckiego Żukow
potrzebował „5–7 minut”, to na decydowanie o losie jakichś tam generałów majorów
i kontradmirałów nie tracił tak dużo czasu.
Moment kluczowy
W Związku Radzieckim istniała jeszcze jedna formacja, która nie podlegała Ministerstwu Obrony –
Wojska Wewnętrzne MSW. Żaden cywilizowany kraj na świecie nie ma oddziałów militarnych,
które byłyby odpowiednikiem Wojsk Wewnętrznych MSW. Stworzono je tylko tam, gdzie budowano
szczęśliwe życie według naszych wzorów i przepisów.
Główne zadania Wojsk Wewnętrznych to tłumienie buntów, walka z partyzantką, ochrona więzień
i obozów, wielkich budów komunizmu wznoszonych rękoma więźniów, ich transport w granicach
kraju, poszukiwanie uciekinierów.
Ponadto Wojska Wewnętrzne zajmują się ochroną najważniejszych obiektów państwowych:
instytucji rządowych, największych elektrowni, magazynów zapasów strategicznych, fabryk
produkujących broń atomową i środki jej przenoszenia, magistrali transportowych.
Wszystkie te funkcje, szczególnie ochrona więzień i obozów, są armii obce.
Armia nie może łapać bandytów w ciemnych zaułkach, nie może ich przeszukiwać i eskortować, nie
może pacyfikować buntów w obozach. Nie może! To nie jest zadanie armii! Nie do tego została
stworzona!
Wojska Wewnętrzne MSW miały jeszcze jedno zadanie, którego nie regulowały żadne przepisy
prawa, zarządzenia oraz regulaminy i które nigdzie nie zostało sformalizowane i zapisane. Miały być
przeciwwagą dla Armii Radzieckiej.
Na Kremlu – pułk KGB.
W Moskwie i jej okolicach – Samodzielna Zmotoryzowana Dywizja Specjalnego Przeznaczenia
imienia Dzierżyńskiego Wojsk Wewnętrznych MSW ZSRR.
Dywizja była nietypowa. W chwili objęcia przez Żukowa funkcji ministra obrony w składzie
dywizji im. Dzierżyńskiego było pięć pułków zmotoryzowanych i jedenaście samodzielnych
batalionów. Dywizja liczyła 18 tysięcy żołnierzy i oficerów. Była w pełni skompletowana. Żołnierze
– doborowi. Dywizja miała czołgi pływające, artylerię, transportery opancerzone.
Zadaniem dywizji im. Dzierżyńskiego była ochrona przywódców kraju oraz utrzymanie porządku
w Moskwie. System ochrony przywódców był zdublowany. Ochroną Kremla i ochroną bezpośrednią
zajmuje się KGB, a tłumienie zamieszek i ochrona przed tłumem to zadania Samodzielnej
Zmotoryzowanej Dywizji Wojsk Wewnętrznych MSW.
Jeżeli KGB będzie chciało przeprowadzić zamach stanu, to w obronie przywódców wystąpi MSW.
A jeśli MSW zechce zmienić władzę, to przywódców będzie chronić KGB.
Z kolei jeżeli Armia Radziecka wystąpi przeciwko władzy proletariackiej, to KGB i MSW jednym
frontem staną w jej obronie. Właśnie dlatego Samodzielna Zmotoryzowana Dywizja Specjalnego
Przeznaczenia imienia Dzierżyńskiego miała czołgi, transportery opancerzone i artylerię.
Oprócz Samodzielnej Zmotoryzowanej Dywizji Specjalnego Przeznaczenia imienia Dzierżyńskiego
Wojska Wewnętrzne MSW miały dziesiątki dywizji, brygad i samodzielnych pułków. Dywizje MSW
stacjonowały we wszystkich większych miastach: Leningradzie, Mińsku, Tbilisi, Taszkiencie,
Kujbyszewie, Swierdłowsku, Chabarowsku, Baku, Krasnojarsku, Gorkim, Irkucku i innych.
Wojska Wewnętrzne MSW to dywizje, brygady, pułki, uczelnie, setki tysięcy ludzi w mundurach
i z bronią. Ale ta wielka siła była poza zasięgiem władzy Żukowa. Czy Żukow mógł pogodzić się
z takim stanem rzeczy?
Nie mógł!
I nie pogodził się. Wezwał szefa Sztabu Generalnego, marszałka Związku Radzieckiego
Sokołowskiego i polecił napisać jeszcze jedną notatkę do Komitetu Centralnego, w której żądał
przeniesienia Wojsk Wewnętrznych z MSW i podporządkowania ich Ministerstwu Obrony.
Oznaczało to, że Żukow postanowił obarczyć Ministerstwo Obrony zadaniami związanymi
z ochroną więźniów.
Major Siergiej Pietrowicz Markow był szefem ochrony Żukowa. Jego wspomnienia zostały
opublikowane w książce Ery i Ełły Żukowów Marszał pobiedy („Marszałek zwycięstwa”,
Wojenizdat, 1996).
Oto, co możemy przeczytać na stronach 268–269:
W 1955 roku podczas wizyty we Flocie Północnej marszałek Żukow ruszył nieuzgodnioną trasą – na skróty. W rezultacie kolumna
samochodów znalazła się w pasie przygranicznym – przy szlabanie na posterunku pełnił wartę pogranicznik. Żołnierz zasalutował:
„Wartownik służby granicznej taki a taki”. Żukow mu powiedział: „Otwórzcie szlaban”. Wartownik odpowiedział: „Nie mam prawa,
przejazd jest zabroniony”. Marszałek na to: „Zadzwońcie do swojego przełożonego”. Żołnierz odparł, że telefon znajduje się 500
metrów od wartowni, a on nie ma prawa zostawić posterunku. Żukow go zapytał, co zrobi, jeżeli oni mimo wszystko pojadą dalej.
Wartownik odpowiedział: „Będę musiał użyć broni: pierwszy strzał w powietrze – ostrzegawczy, a następny – w koła samochodu”.
Po czym Żukow na miejscu podziękował wartownikowi za znakomite wywiązywanie się z obowiązków, a towarzyszącym mu
osobom udzielił stosownej nagany. Orszak samochodów skierował się do bazy wojskowej wcześniej ustaloną trasą.
Po jakimś czasie z Ministerstwa Obrony do Zarządu Wojsk Pogranicznych Północnego Okręgu wpłynął podpisany przez Żukowa
rozkaz ministra obrony ZSRR, w którym zwrócono uwagę na wzorowe zachowanie podczas pełnienia służby ochrony granicy
państwowej i udzielono pochwały wartownikowi za podjęcie właściwych i zdecydowanych działań.
Przypadek skandaliczny. W tym fragmencie zaskakuje wszystko. Zwłaszcza to, że wydał tę książkę
Wojenizdat. Czyżby ludzie, którzy pozwolili to opublikować, nie zrozumieli, że stawia to Żukowa
w złym świetle?
Jak on śmiał? Kim on w ogóle jest? Żukow był ministrem obrony. Wojska Pograniczne nie
podlegają Ministerstwu Obrony. Każdy przełożony ma prawo nagradzać i karać tylko tych, którzy mu
podlegają.
Żukow podziękował żołnierzowi Wojsk Pogranicznych, ale to nic innego jak oficjalna deklaracja,
że kieruje nimi Żukow.
Wartownik też powinien był się oburzyć: Nie udawaj wielkiego pana, nie potrzebuję twojego
podziękowania, nie jesteś moim przełożonym.
A przecież na tym się nie skończyło. Czytamy ten zadziwiający fragment jeszcze raz:
Po jakimś czasie z Ministerstwa Obrony do Zarządu Wojsk Pogranicznych Północnego Okręgu wpłynął podpisany przez Żukowa
rozkaz ministra obrony ZSRR, w którym zwrócono uwagę na wzorowe zachowanie podczas pełnienia służby ochrony granicy
państwowej i udzielono pochwały wartownikowi za podjęcie właściwych i zdecydowanych działań.
Zastanówmy się: Cała granica została podzielona na 10 okręgów. Do jednego z tych okręgów
Żukow wysyła rozkaz. Powtarzam pytanie: Kim on w ogóle jest, żeby wysyłać rozkazy do Wojsk
Pogranicznych? Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że Żukow wysłał podziękowania nie do szefa Zarządu
Głównego Wojsk Pogranicznych, generała majora Pawła Zyrianowa, ale bezpośrednio do
Północnego Okręgu, ignorując Zarząd Główny.
Wyobraźmy sobie, że ktoś z zewnątrz, na przykład z Ministerstwa Rolnictwa, które nie ma nic
wspólnego z Armią Radziecką, wyśle rozkaz do dowódcy, dajmy na to, Karpackiego Okręgu
Wojskowego, marszałka Związku Radzieckiego Koniewa. Kto jak kto, ale Koniew na coś takiego by
nie pozwolił. I Żukow też.
I nieistotne jest, czego dotyczył rozkaz. Istotne jest, że ktoś z zewnątrz próbuje kierować nie swoimi
wojskami.
Żukow wysyłał rozkazy nie tylko do wojsk, które mu nie podlegały. Rozkazywał osobiście
Sierowowi.
Gdy tylko Żukow został ministrem obrony, szef KGB, stary przyjaciel Iwan Sierow, przysłał mu
pięć teczek z donosami.
Szef ochrony Żukowa, major Markow, na tej samej stronie pisze:
Po zapoznaniu się z tymi materiałami Żukow polecił Sierowowi zwolnić z KGB byłego szefa ochrony w czasach wojny Biedowa, jego
zastępcę Agiejewa, byłego komendanta daczy Jermiszyna oraz kilku innych oficerów, którzy, jak się okazało, brali udział w pisaniu
fałszywych donosów na Żukowa.
56 Pierścień Sadowy (Sadowoje kolco) – zwany także pierścieniem B – otacza szeroko rozumiane ścisłe centrum Moskwy. Jego
długość wynosi 17 km (przyp. tłum.).
Rozdział 25
Żukow nalegał na przekazanie Ministerstwu Obrony kontroli nad wojskami KGB i MSW.
Chruszczow się nie zgadzał, doskonale zdając sobie sprawę, że jeżeli wszystkie formacje zbrojne
znajdą się pod dowództwem Żukowa, to najwyższe kierownictwo kraju będzie zupełnie bezbronne.
Tymczasem Żukow próbował zachwiać ustrojem państwa jeszcze na jednym froncie. Od
pierwszego dnia swojego istnienia Armia Czerwona znajdowała się pod całkowitą kontrolą partii
komunistycznej. Partia trzymała Armię Czerwoną, która po wojnie zmieniła nazwę na Armię
Radziecką, na dwóch krótkich paskach, jak się trzyma z dwóch stron niebezpiecznego drapieżnika.
Z jednej strony – wydziały specjalne.
Z drugiej – komisarze.
Wydziały specjalne Czeka–KGB werbowały informatorów na wszystkich szczeblach hierarchii
wojskowej. Im wyższy był poziom, tym więcej ich było. Dowódcy wysokiego szczebla byli otoczeni
donosicielami KGB. Mogli być nimi adiutanci, ochroniarze, kierowcy, szyfranci, radiotelegrafiści,
kucharze, strażnicy, kancelarzyści, kreślarze, współpracownice i kochanki.
Oprócz nadzoru tajnego z ramienia Czeka–KGB prowadzono również nadzór jawny.
Od momentu powstania pierwszych oddziałów Armii Czerwonej partia komunistyczna
oddelegowała do każdego dowódcy, od dowódcy kompanii począwszy, własnego strażnika.
Strażnika nazywano komisarzem.
Komisarzy wysławiały radziecka literatura i kino: Czapajew, Plac Czerwony, Kotowski, Tragedia
optymistyczna – zawsze i wszędzie komisarz mądrą radą kierował dowódcę na właściwą drogę.
W życiu było inaczej. Przede wszystkim dlatego, że komisarze zupełnie nie znali się na sprawach
wojskowych. Jak analfabeta mógł kontrolować osobę wykształconą?
Dowódca wydawał rozkaz, ale bez podpisu strażnika rozkaz był nieważny. Próby kierowania armią
bez pytania o zgodę komisarzy uważano za zdradę i bunt. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Komisarz miał nieograniczoną władzę. Mógł zwolnić dowódcę ze stanowiska i go aresztować.
Komisarze nie podlegali dowódcom. Kierowali nimi jeszcze wyżsi rangą komisarze.
W żadnym kraju na świecie nigdy nie było niczego podobnego. Jeżeli dowódca walczy za ojczyznę
i swój naród, to po co za jego plecami ma stać darmozjad komisarz z pistoletem?
Ale chodzi właśnie o to, że Armia Czerwona walczyła nie o ojczyznę i swój naród, lecz
o rewolucję światową przeciwko własnemu narodowi. Nazwa tej armii nie odzwierciedlała jej
przynależności terytorialnej czy narodowej. Czerwona! I to wszystko.
Armia Czerwona została stworzona po to, żeby poskromić własny naród i wszystkie sąsiednie
narody. Dlatego od góry do dołu kontrolowali ją komisarze.
Im wyższy rangą był dowódca, tym większa była nad nim kontrola. Na szczeblu armii i frontów za
plecami każdego dowódcy stał nie jeden, ale dwóch albo trzech nadzorujących. Na tym poziomie
kierownicze funkcje pełniły organy zwane Radami Wojennymi. W skład Rady Wojennej armii albo
frontu wchodzili dowódca i kilku tak zwanych CzWS-ów – członków Rady Wojskowej.
Ci członkowie byli partyjnymi tuzami bardzo wysokiego szczebla. Na przykład podczas wojny
domowej towarzysz Stalin, należący do grona dziesięciu najbardziej wpływowych przywódców
w kraju, dodatkowo pełnił obowiązki członka Rady Wojennej Frontu Zachodniego, Południowego
i Południowo-Zachodniego.
W czasie II wojny światowej członkami Rad Wojennych radzieckich armii, flotylli, frontów i flot,
czyli strażnikami dowódców, byli pierwsi sekretarze obwodowych komitetów partii, jak Breżniew,
członkowie Komitetu Centralnego, jak Bułganin i Mechlis, a nawet członkowie Biura Politycznego,
jak Chruszczow i Żdanow.
Żukow nie spodziewał się pozytywnych odpowiedzi na swoje propozycje. Rozkazał, żeby w armii
zredukowano liczbę stanowisk dla partyjnych opiekunów.
Minister obrony samodzielnie zlikwidował stanowiska nomenklatury Komitetu Centralnego zastępcy dowódcy do spraw politycznych sił
58
podwodnych i eskadry floty.
Aby zrozumieć najgłębsze prądy tych wydarzeń, należy sobie przypomnieć, że w 1917 roku partia
komunistyczna przejęła władzę w ogromnym Imperium Rosyjskim.
I postanowiła nie dzielić się z nikim tą władzą.
Wszystkich, którzy próbowali sięgnąć po władzę, komuniści bezlitośnie eliminowali, często
milionami. Wymordowali szlachtę, kupców, oficerów, zlikwidowali kułaków jako klasę,
zdziesiątkowali inteligencję, duchownych, kozaków, a na koniec chłopów.
Sprawowano władzę poprzez mianowanie i odwoływanie przedstawicieli kierownictwa na każdym
szczeblu hierarchii. Kadry decydują o wszystkim, jak w swoim czasie określił zasady tego systemu
towarzysz Stalin.
Niech za przykład posłuży nam typowe prowincjonalne miasteczko. No więc działa w takim
miasteczku komitet rejonowy partii. Na jego czele stoi pierwszy sekretarz. Taki sekretarz ma listę
stanowisk, które mogą być obsadzone tylko przez osoby wskazane przez komitet: dyrektor łaźni,
przewodniczący kołchozu, kierownik hali niedużej fabryki. Wszystkie te stanowiska – nomenklatura
komitetu rejonowego. Najpierw komitet, a dokładniej jego pierwszy sekretarz, w tajemnicy decyduje,
kto będzie przewodniczącym kołchozu „Czerwony świniopas”, a kto spółdzielni „Daremny trud”,
następnie zaś w kołchozie i spółdzielni odbywają się wybory. Są zorganizowane tak, żeby wybór
ludu pokrywał się z wcześniejszym tajnym wyborem partii komunistycznej. Kołchoźnicy mają prawo
wybrać sobie przewodniczącego, ale tylko takiego, którego akceptuje komitet, takiego, którego
komitet już potajemnie wskazał, wybrał i zatwierdził.
Nomenklatura to też lista zaufanych ludzi, którzy swoją postawą, pracą i życiem udowodnili
wierność wielkim ideom partii komunistycznej.
Ani komitet rejonowy, ani jego pierwszy sekretarz nie mają prawa obsadzać stanowisk ludźmi
według własnego upodobania. Istnieje zatwierdzona na górze lista, są teczki personalne osób, które
się na niej znalazły, i jedynie spośród nich można wybierać dyrektorów, naczelników
i przewodniczących.
Ale tylko na najniższym szczeblu.
Komitet rejonowy nie ma prawa mianować redaktora gazety rejonowej, komendanta rejonowej
komendy milicji czy przewodniczącego rejonowej rady związków zawodowych. Ci ludzie są
z nomenklatury komitetu wyższego rzędu – obwodowego. Wyłącznie tam mogą zdecydować, kogo
z nich należy awansować, a kogo trzeba szybko zdegradować.
A prokurator rejonowy, sędzia i sam pierwszy sekretarz komitetu rejonowego to nomenklatura
nawet nie komitetu obwodowego, ale wyższego – republikańskiego, albo jeszcze wyższego –
centralnego.
Tylko tam, na samej górze, podejmuje się decyzje w delikatnej kwestii doboru i rozmieszczenia
kadry. Tam wskazuje, kto ma zostać pierwszym sekretarzem obwodowego komitetu partii na
Sachalinie, kto będzie reprezentował interesy Związku Radzieckiego w Hondurasie, kto będzie
mamił lud opium religijnym, kto dowodził dywizją lotnictwa w okolicach Budapesztu, a kto
korpusem strzeleckim w rejonie chasańskim Kraju Nadmorskiego.
Komitet Centralny decyduje, kto będzie kierował ideologią i polityką, kto będzie dowodził armią,
flotą, nauką, przemysłem, rolnictwem, kulturą, religią, kto będzie sądził, wydawał wyroki
i likwidował niepożądany element.
Mamy, dajmy na to, taki związek malarzy i kompozytorów, dziennikarzy, architektów czy pisarzy –
wyłącznie dobrowolne zrzeszenie wolnych twórców. Oni sami wybierają szefa swojego związku
podczas burzliwego zjazdu. Jednak nie podejrzewając nawet, wybierają tylko tego, którego już
w tajemnicy wskazał i zatwierdził Komitet Centralny partii komunistycznej.
Wszyscy pracujący za granicą szpiedzy, dyrektorzy wielkich zakładów przemysłowych, dostojnicy
Kościoła prawosławnego, generałowie to nomenklatura KC. Tylko Komitet Centralny partii
komunistycznej ma prawo decydować o losach każdego z nich. Bez pozwolenia KC żadnego z nich
nie można było zdegradować, awansować, przenieść na inne stanowisko, nawet gdy było to
stanowisko równorzędne.
Żukow, likwidując swoją decyzją stanowiska partyjnych nadzorców, nawet nie tych najwyższej
rangi, którzy jednak znajdowali się w nomenklaturze KC, zrobił zamach na niepodzielną władzę
partii komunistycznej i wyszedł spod jej kontroli.
Niedawno słyszałem dyskusję dwóch ekspertów o tym, czy Żukow przygotowywał przejęcie
władzy czy jednak nie.
Nie trzeba się o to spierać. Żukow nie tylko przygotowywał, on już realizował w kraju powolny
zamach stanu. Główną siłą Związku Radzieckiego była partia komunistyczna. Żukow wyprowadzał
Armię Radziecką spod kontroli partii rządzącej, otwarcie ignorując jej decyzje, niszcząc stworzone
przez nią struktury kontroli, łamiąc ustalony przez nią porządek.
W październiku 1952 roku XIX Zjazd KPZR przyjął nowy statut, zgodnie z którym każdy komunista
miał prawo zwracać się do dowolnej partyjnej instancji, z Komitetem Centralnym włącznie. Wielu
oficerów było komunistami (inaczej nie mogliby awansować). Praktycznie wszyscy generałowie byli
komunistami. Żukow wprowadził w Armii Radzieckiej własne porządki. Wbrew statutowi KPZR
zabronił komunistom pełniącym służbę w armii i marynarce zwracać się do KC KPZR. Od tego
momentu prawa zagwarantowane w statucie KPZR nie obejmowały komunistów w wojsku59.
Tego było mało. Żukow zabronił szefowi Głównego Zarządu Politycznego Armii Radzieckiej,
generałowi pułkownikowi Żełtowowi, informować Komitet Centralny o wszystkim, co się dzieje
w siłach zbrojnych60.
Główny Zarząd Polityczny Armii Radzieckiej był najwyższym organem nadzoru politycznego.
A także jednym z wydziałów Komitetu Centralnego.
Wyszło na to, że Żukow zabronił jednemu z wydziałów KC wykonywania swoich funkcji
kontrolnych. W ten sposób wyłączył jeden z wydziałów KC spod kontroli pierwszego sekretarza KC
KPZR towarzysza Chruszczowa.
6
Żukow przygotowywał miejsca dla swoich ludzi. W tym celu trzeba było wyrzucić z Armii
Radzieckiej wszystkich, którzy nie chcieli na ślepo, bez zastanowienia wykonywać rozkazów
Żukowa.
Piętnastego marca 1956 roku podał się do dymisji pierwszy zastępca ministra obrony ZSRR,
marszałek Związku Radzieckiego Aleksander Michajłowicz Wasilewski.
Aby wyciągnąć wnioski, wystarczy spojrzeć na daty mianowania Wasilewskiego na nowe
stanowiska i daty awansów na kolejne stopnie wojskowe.
Dwudziestego drugiego czerwca 1941 roku Wasilewski w stopniu generała majora pełnił funkcję
zastępcy szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego. Lipiec 1941 roku był miesiącem
największych klęsk Armii Czerwonej. Ale 1 sierpnia 1941 roku Stalin powołał Wasilewskiego na
kluczowe stanowisko szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego.
W połowie października 1941 roku na obrzeża Moskwy wdarły się czołowe oddziały wojsk
niemieckich. Do ich powstrzymania rzucono do walki kadetów szkół wojskowych i niewyszkolonych,
niezdolnych do służby wojskowej ochotników. Moskwa mogła upaść w każdej chwili. Szesnastego
października 1941 roku w Moskwie wybuchła potworna panika, której towarzyszyła ucieczka
kierownictwa różnych szczebli. Udało się stłumić panikę i obronić stolicę. Dwudziestego ósmego
października 1941 roku Stalin nadał Wasilewskiemu stopień generała porucznika.
Maj 1942 roku był miesiącem jeszcze straszliwszych klęsk Armii Czerwonej.
Próba przełamania blokady Leningradu zakończyła się katastrofą.
Wielka ofensywa Armii Czerwonej na skrzydle południowym zakończyła się okrążeniem wojsk
w rejonie Charkowa.
Front Krymski przygotowywał się do ofensywy, ale Manstein niespodziewanym uderzeniem
wyprzedzającym zgniótł go i odepchnął do morza.
Dwudziestego pierwszego maja 1942 roku Stalin awansował Wasilewskiego do stopnia generała
pułkownika.
W czerwcu 1942 roku wojska niemieckie, gwałtownie rozwijając ofensywę, zbliżają się do
Stalingradu, czyli do Wołgi, naftowej arterii Związku Radzieckiego, i do Kaukazu Północnego, do
pól naftowych. Teraz już nie tylko Moskwa, ale cały Związek Radziecki był na skraju upadku. W tym
momencie Stalin mianuje generała pułkownika Wasilewskiego na stanowisko szefa Sztabu
Generalnego.
Dziwna sytuacja: potworne katastrofy, Stalin jednym gestem usuwa i bezlitośnie karze swoich
generałów i marszałków, a Wasilewski szybko się pnie. Co to oznacza?
To spóźnione przyznanie się Stalina po każdej klęsce: działaliśmy tak, jak uważaliśmy za
konieczne, a trzeba było tak, jak proponował Wasilewski.
W czasie kontrofensywy w rejonie Stalingradu generał pułkownik Wasilewski koordynował
działania Frontu Dońskiego i Frontu Stalingradzkiego. Osiemnastego stycznia 1943 roku Stalin nadał
mu stopień generała armii, 29 dni później – marszałka Związku Radzieckiego.
Po wojnie, w 1949 roku, Stalin mianował Wasilewskiego ministrem sił zbrojnych. (Ministerstwo
Obrony kilka razy zmieniało nazwę, pozostając tym samym ministerstwem obrony).
Wasilewski najwyraźniej nie brał udziału w spisku przeciwko Stalinowi. Potwierdza to fakt, że od
razu po śmierci Stalina przy podziale ról został przeniesiony na stanowisko pierwszego zastępcy
ministra obrony.
A Żukow, wręcz przeciwnie, wrócił z zesłania, awansował na pierwszego zastępcę ministra
obrony, a następnie został ministrem obrony.
Żukow i Wasilewski są spowinowaceni. Syn Wasilewskiego, Jurij, ożenił się z Erą Żukową.
Jednak dzieje się coś dziwnego.
Marzec 1956 roku. Wasilewski i Żukow jadą samochodem.
Żukow: Sasza, czy nie uważasz, że powinieneś zająć się historią wojny?
Wasilewski: Jak mam to rozumieć? Czy tak, że powinienem odejść?
Żukow: Tak. Była dyskusja na ten temat i Chruszczow nalega, żebyś podał się do dymisji.
57 Gieorgij Żukow, Stenogram październikowego (1957) plenum KC KPZR i inne dokumenty, Mieżdunarodnyj fond „Diemokratija”,
Moskwa 2001, s. 445.
58 Gieorgij Żukow, op. cit., s. 328.
59 Gieorgij Żukow, op. cit., s. 446.
60 Gieorgij Żukow, op. cit., s. 244.
Rozdział 26
Tymczasem Związek Radziecki coraz głębiej pogrążał się w bagnie permanentnego kryzysu
gospodarczego.
Dlaczego?
A dlatego, że mieliśmy socjalizm. Własność prywatna środków produkcji została zlikwidowana.
Wszystkie środki produkcji stały się własnością ludu.
Ale cały naród nie może zarządzać przemysłem, transportem, rolnictwem, nauką, więc gospodarką
kierowało państwo.
Żeby skutecznie zarządzać, trzeba wiedzieć, co powinny robić każde ministerstwo, zarząd główny,
biuro konstrukcyjne, fabryka, kopalnia czy kołchoz.
Żeby zarządzanie gospodarką miało podstawy naukowe, powołano Centralny Urząd Statystyczny
(Centralnoje statisticzieskoje uprawlenije, CSU). Jego zadanie – zebrać wszystkie informacje na
temat tego, co mamy, i tego, czego nam brakuje.
Na podstawie zgromadzonych informacji Państwowy Komitet Planowania Rady Ministrów ZSRR
(Gosplan) dawał wskazówki – co, kiedy, w jakich ilościach i kto ma produkować. Gosplanem
zawsze kierowali najwyżsi przywódcy – członkowie KC, kandydaci na członków Biura Politycznego
KC i nawet członkowie Biura Politycznego KC. Między innymi Kujbyszew, Wozniesienski,
Saburow, Kosygin.
Dla Gosplanu zbudowano monumentalny gmach, w którym obecnie mieści się Duma Państwowa
Federacji Rosyjskiej. Gosplan pełnił nie tylko planowe, ale również kontrolne funkcje, nie tylko
wydawał polecenia, ale również kontrolował ich wykonanie. Gosplanowi podlegały liczne komitety
państwowe i instytuty planowania.
Kapitaliści mieli anarchię produkcji.
My – podejście naukowe.
Ale z jakiegoś powodu oni mieli wszystko, a u nas wszystkiego brakowało.
2
Różnicy w organizacji produkcji przyjrzyjmy się na najprostszym przykładzie.
Kapitalista produkuje drewniane skrzynki. Do sklepu przychodzi Jego Wysokość Konsument
i decyduje: kupię albo nie kupię.
Między producentem i konsumentem dochodzi do sprzężenia zwrotnego. Konsument codziennie, co
godzinę, co minutę kontroluje asortyment i jakość oraz dyktuje ceny: ta skrzynka została źle zrobiona,
ta jest zbyt droga, a tamta ma nieodpowiedni rozmiar. Producent musi natychmiast reagować, żeby
zaspokoić potrzeby konsumenta. Plajtuje ten producent, który popełnił błąd, nie zareagował na
zapotrzebowanie konsumenta, nie dopasował się asortymentem, ceną lub jakością. Utrzymuje się
jedynie ten, który potrafił odgadnąć oczekiwania konsumenta, szybko, porządnie i za najmniejszą
cenę sprostał tym oczekiwaniom.
To się nazywa pogoń za zyskiem, konkurencja kapitalistyczna, anarchia produkcji. Jest to
obrzydliwe.
A u nas wszystko jest zorganizowane według zasad naukowych.
Weźmy wspomniane już drewniane skrzynki. CSU zebrał wszystkie niezbędne dane i przekazał je
Gosplanowi. Gosplan postanowił wyprodukować tyle a tyle milionów skrzynek. Stosowne
ministerstwo otrzymało odpowiednie wskazówki i przekazało je głównym zarządom i fabrykom.
Przemysł je wykonał – wyprodukował miliony skrzynek o minimalnych wymiarach. W ten sposób jak
najszybciej wykonał zlecenie instytucji planujących i kontrolujących. W ten sposób zaoszczędził
materiał i pracę robotników.
Problem polega na tym, że nikt takich skrzynek nie potrzebuje.
Wówczas Gosplan zaleca wyprodukowanie tylu a tylu milionów skrzynek o łącznej pojemności tylu
a tylu milionów metrów sześciennych. Świetnie! Przemysł zaczyna produkować skrzynki olbrzymich
rozmiarów. W ten sposób jak najszybciej wykonał zlecenie instytucji planujących i kontrolujących.
Ale i takie skrzynki nie są nikomu potrzebne.
Wobec tego Gosplan zaleca wyprodukowanie skrzynek o łącznej wartości tylu a tylu milionów
rubli! Świetnie! Przemysł zaczyna produkować politurowane skrzynki ze szlachetnych gatunków
drewna, zdobione malowidłami i srebrnymi zatrzaskami. Wyprodukowano ich całkiem niewiele i już
wykonano plan.
Również takie skrzynki nie były nikomu potrzebne.
Możemy to zadanie rozwiązywać na wiele sposobów, ale skutek zawsze będzie ten sam: przemysł
nie będzie wytwarzał tego, czego potrzebują konsumenci.
Tylko dlatego, że naturalna więź między producentem i konsumentem została sztucznie przerwana.
Tylko dlatego, że w państwie socjalistycznym producent zależy nie od konsumenta, lecz od
Gosplanu.
W cywilizowanym społeczeństwie konsument jest kontrolerem ceny, asortymentu i jakości.
W społeczeństwie socjalistycznym kontrolują je urzędnicy. Kontrolują źle. Nie dlatego, że są złymi
ludźmi, ale dlatego, że nikt lepiej od konsumenta nie potrafi zweryfikować asortymentu, ceny, liczby
i jakości wytwarzanych produktów.
Towarzysze z Gosplanu musieli wydawać przemysłowi polecenia dotyczące tego, ile trzeba
wyprodukować skrzynek, o jakich wymiarach, z jakiego materiału, w jakiej cenie, ile do tej skrzynki
wbić gwoździ, kiedy, gdzie i ile tych skrzynek wysłać.
Ale skąd Gosplan miałby wiedzieć, ile i jakich skrzynek będzie potrzeba w następnej pięciolatce?
Nie mógł tego wiedzieć i nie wiedział.
Dlatego liczby brał z sufitu.
Dlatego przemysł wytwarzał to, co najlepiej wyglądało w sprawozdaniach. Gdy zaplanowano
wyprodukowanie tysiąca ton musztardy – przemysł produkował ją w pięciolitrowych słoikach
i meldował o przedterminowym wykonaniu planu. Jeden pięciolitrowy słoik jest łatwiej
wyprodukować niż 50 słoików po sto gramów.
Musztarda i skrzynki to najprostsze przykłady. Gosplan jednak powinien był określić na pięć lat do
przodu setki milionów wskaźników dla milionów wyrobów przemysłowych, od krążowników po
podkowy dla koni, od reaktorów atomowych po obroże dla psów, od statków kosmicznych po
chusteczki do nosa, od unikatowych turbin wodnych po naparstki, od amunicji do karabinów
maszynowych po podręczniki do historii dla piątej klasy podstawówki w języku gruzińskim, od
maszyn przędzalniczych po koce dla żołnierzy, od szyb okiennych po pojazdy terenowe, które
poradzą sobie w warunkach arktycznych, od prezerwatyw po źródła neutronów dla ładunków
nuklearnych RDS-6s.
Przemysł zbrojeniowy był objęty szczególną kontrolą państwa i organów represyjnych. Za
brakoróbstwo wsadzano do więzienia, a nawet rozstrzeliwano. Ale już to było przyczyną
niewydajności produkcji: pracę robotników kontrolowały tysiące wojskowych i czekistów, którzy
sami niczego nie produkowali. Jednak nie można było posadzić kontrolera i czekisty w każdej hali
produkcyjnej, a przemysłowi opłacało się produkować wyroby bliskie złomowi. Po co szlifować
jakiś detal przez całą godzinę, skoro proces można skrócić do dwóch minut?
Gosplan kontrolował ilość. Nie był w stanie kontrolować jakości rowerów i grabi, aparatów
fotograficznych i budzików, sieci rybackich i pilników, mleka i bułek, mebli i grzebieni. Z założenia
nie mógł tego robić.
Bismarck wypowiedział kiedyś zdanie, które stało się przepowiednią: „Jeżeli chcecie zbudować
socjalizm, to wybierzcie kraj, którego nie jest wam szkoda”.
Socjalistyczny sposób produkcji miał wady wrodzone, których nie mogły naprawić żadne
pierestrojki.
Jeżeli zakazać inicjatywy prywatnej, jedynym pracodawcą zostanie państwo. Wtedy nastąpi
potworna tyrania przedstawicieli państwa, czyli biurokratów. A wówczas ludzie zaczną uciekać
z takiego państwa. Państwo natomiast będzie musiało zamknąć granice i zabijać uciekinierów.
Człowiek może być wolny, jeżeli jest niezależny ekonomicznie. Jednak państwo socjalistyczne,
uzurpując sobie kontrolę nad wszystkimi środkami produkcji, zniewala swoich obywateli, czyli
pozbawia ich wolności.
Jeżeli milionom ludzi zabierzemy prawo decydowania o tym, co, kiedy i w jakich ilościach mają
produkować, to tę kwestię trzeba będzie rozwiązać na szczeblu państwowym. W tym przypadku
olbrzymia władza koncentruje się w rękach tych, którzy kierują państwem.
Żeby podejmować decyzje w sposób naukowy, należy zebrać jak najwięcej danych i określić
z maksymalną dokładnością, kto i co powinien robić. Jak w partii szachów trzeba przewidzieć nie
tylko jeden ruch, ale również kolejne. Trzeba planować nie na dzień czy dwa, ale patrzeć
w przyszłość przynajmniej na pięć lat. Im bardziej szczegółowy i dokładny plan, tym lepiej.
Jednak każda inicjatywa, pożyteczna lub nie, burzy plany rządu. Im lepszy i dokładniejszy jest plan,
tym gorszy wpływ wywiera na niego inicjatywa wykonawców. Jeżeli przynajmniej dziesięć
milionów dyrektorów, konstruktorów, inżynierów, robotników wykaże się inicjatywą, to zniszczy
w ten sposób gospodarkę planową. W imię utrzymania socjalistycznego sposobu produkcji państwo
musiało tłumić każdą inicjatywę.
A oto jeszcze jedna wada wrodzona socjalizmu: najlepsi eksperci, którzy tworzą plany, mogą
planować produkcję tylko tego, co już istnieje. A jak planować produkcję tego, co jeszcze nie zostało
wymyślone? Zaplanowaliście, że zaopatrzycie kraj w patefony, a kapitaliści już stworzyli gramofony.
Uruchomiliście produkcję szerokiej gamy lamp radiowych, wydaliście na to olbrzymie środki
i zaangażowaliście do pracy tysiące specjalistów najwyższej klasy, zbudowaliście fabryki,
a u kapitalistów pojawiły się tranzystory.
Wdrażanie nowego niesie ze sobą ryzyko niepowodzenia. Kapitalista ryzykuje. Musi ryzykować,
żeby wyprzedzić konkurencję. Jeżeli przegra, wypada z gry.
A pracownikowi Gosplanu łatwiej jest planować produkcję tego, co się już sprawdziło. Po co ma
ryzykować? Dlatego Związek Radziecki przez 70 lat doganiał kapitalistów, co z definicji nie mogło
się udać państwu socjalistycznemu.
W 1971 roku poprosił w Paryżu o azyl polityczny Anatolij Pawłowicz Fiedosiejew, konstruktor
radzieckich radarów pozahoryzontalnych, laureat Nagrody Leninowskiej, Bohater Pracy
Socjalistycznej. Napisał niezwykłą książkę o gospodarce socjalistycznej:
Żadne z państw socjalistycznych nie osiągnęło spodziewanych rezultatów. Wszystkie bez wyjątku (bez żadnego wyjątku!) to dyktatury,
których najbardziej charakterystyczną cechą jest przemoc wobec obywateli. Ponadto wszystkie są zadziwiająco do siebie podobne
w swej nieefektywności gospodarczej.
Można uznać za doświadczalnie udowodnione, że drzewo socjalistyczne rodzi zupełnie odmienne owoce od tych, których się po nim
spodziewano.
Ten eksperyment został przeprowadzony na tak wielką skalę i w tak różnych warunkach, że wątpliwości mogą mieć już tylko osoby
nieuświadomione, których oczywiście do tej pory z wiadomych powodów jest bardzo dużo.
Czym można wytłumaczyć taką jednostajność wyników (dyktatury)?
Struktura socjalistyczna powoduje kolosalną koncentrację władzy i nieuchronnie prowadzi do dyktatury, do państwa totalitarnego ze
wszystkimi jego antyludzkimi konsekwencjami. Socjalizm drastycznie narusza i tak już bardzo niekorzystną równowagę pomiędzy
jednostką i państwem.
Gdyby nie charakterystyczna dla socjalizmu nieefektywność gospodarcza, socjalizm byłby skutecznym narzędziem militarnego
podboju świata.
61
Socjalizm stanowi ogromne zagrożenie dla ludzkości oraz pułapkę, z której bardzo trudno jest się wydostać.
Kolejny Chruszczow albo Breżniew w zamian za poparcie ludu przegryzie gardła swoim towarzyszom i z braku doświadczenia
62
wprowadzi taki „liberalizm”, który zniszczy fundamenty, a z nimi cały system.
Zostało to opublikowane w 1979 roku, sześć lat przed rozpoczęciem pierestrojki i liberalizacji
przez Gorbaczowa.
Fiedosiejew nie bez powodu konstruował radary pozahoryzontalne. Udało mu się zajrzeć
w nieznane w czasie, kiedy członek Biura Politycznego KC KPZR, szef KGB towarzysz Jurij
Władimirowicz Andropow dopiero torował drogę na najwyższe kremlowskie stanowisko dla
swojego protegowanego, towarzysza Michaiła Siergiejewicza Gorbaczowa.
Moment kluczowy
Po 50 latach rządów przywódcy Związku Radzieckiego mieli tylko dwie opcje działania.
Dokładniej: była jedna opcja działania oraz jedna opcja, przy której trzeba było wszelkich działań
zaniechać.
Można było nie zrobić nic. Właśnie tak postąpił towarzysz Breżniew. I kraj powoli pogrążał się
w zapaści gospodarczej.
Można było wykonać gwałtowny ruch. Tak postąpili towarzysz Andropow i kontynuator jego
sprawy – Gorbaczow.
Wówczas zapaść następowała błyskawicznie.
Rozdział 27
W dniach 14–25 lutego 1956 roku w Moskwie odbywał się XX Zjazd KPZR.
Centralnym wydarzeniem zjazdu było zatwierdzenie szóstego pięcioletniego planu rozwoju
gospodarki narodowej, na lata 1956–1960.
Szósty plan pięcioletni wyróżnia się tym, że nie został zrealizowany. Nieefektywna gospodarka
kierowana przez biurokratów buksowała w miejscu.
Szósty plan pięcioletni, jak wszystkie poprzednie i następne, opracowała instytucja pod nazwą
Gosplan. Przewodniczącym Gosplanu był wówczas członek KC KPZR towarzysz Nikołaj
Konstantinowicz Bajbakow. Na kluczowe stanowisko szefa Gosplanu wyznaczył go Chruszczow za
to, że Bajbakow wytrwale wspierał i promował dwa wielkie projekty Chruszczowa, które pozwalały
Związkowi Radzieckiemu wyjść z impasu gospodarczego.
Pierwszy projekt: zagospodarowanie stepowych ugorów.
Drugi: budowa największego na świecie systemu rurociągów, którymi można było pompować ropę,
a potem sprzedawać ją europejskim sąsiadom.
Ogromne zespoły ekonomistów pod kierownictwem Bajbakowa tworzyły szósty plan pięcioletni,
licząc na to, że nowe zagospodarowane ziemie dadzą tyle zboża, iż można je będzie wywieźć za
granicę. Brutalna rzeczywistość dokonała korekty: ogromne koszty, katastrofa ekologiczna i wciąż
niedobór chleba.
Z ropociągiem też był problem. Radziecki przemysł nie potrafił produkować rur o dużej średnicy.
Nasi młodsi socjalistyczni bracia, ze wschodnimi Niemcami włącznie, też tego nie potrafili.
A zachodnie Niemcy, gdzie szerzyły się anarchia produkcji i pogoń za zyskiem, mogły produkować
takie rury. Jednak przywódcy zachodnich Niemiec, zdając sobie sprawę, czym grozi Europie
uzależnienie od radzieckich dostaw ropy, nałożyli embargo na sprzedaż rur dużej średnicy do
Związku Radzieckiego.
I projekt budowy ropociągu wstrzymano.
Żaden z planów pięcioletnich nigdy nie został wykonany. Szósty plan pięcioletni stoi w tym szeregu
nieco z boku, ponieważ przy wszystkich poprzednich i następnych pięciolatkach jeszcze jakoś
udawało się odtrąbić sukces. Ale w 1956 i 1957 roku odważne projekty partii zbyt odbiegały od
rzeczywistych możliwości gospodarki, błędy w planowaniu były tak rażące, że w 1958 roku trzeba
było zrezygnować z wykonania szóstego planu pięcioletniego.
Chruszczow zwolnił Bajbakowa, zdegradował go i zesłał na prowincję.
W 1959 roku zebrał się nadzwyczajny XXI Zjazd, który uchwalił plan siedmioletni na lata 1959–
1965. Dwa ostatnie lata niezrealizowanego szóstego planu pięcioletniego dodano do następnej
pięciolatki. Otrzymaliśmy siedmiolatkę.
Siedmiolatka zakończyła się fiaskiem, jak wszystkie wcześniejsze i następne pięciolatki. Podczas
jej trwania Związek Radziecki zaczął na wielką skalę kupować żywność i dwa lata później stał się
głównym importerem żywności na świecie. Jednak w czasie siedmiolatki wreszcie spełniło się
dawne marzenie Chruszczowa o zbudowaniu najpotężniejszego na świecie systemu rurociągów
naftowych, żeby pompować nieodnawialne zapasy cennych surowców naturalnych. Zachodnich
Niemców udało się przekonać. Zażądali niebotycznych pieniędzy. Musieliśmy je zapłacić. Inaczej nie
powstałby rurociąg o dobrej nazwie „Przyjaźń”.
Spalać ropę to jak spalać pieniądze, powiedział wielki rosyjski uczony Dmitrij Iwanowicz
Mendelejew.
Handlować zasobami to handlować ojczyzną, powiedział towarzysz Stalin.
Chruszczow handlował ojczyzną i spalał pieniądze.
Ironiczny grymas losu: rurociąg „Przyjaźń”, zbudowany na polecenie Chruszczowa, został uroczyście
oddany do użytku 15 października 1964 roku.
Trzynastego października 1964 roku w wyniku spisku Chruszczow został zwolniony ze stanowiska
pierwszego sekretarza KC KPZR.
Czternastego października ogłoszono to oficjalnie. Tego samego dnia stanowisko pierwszego
sekretarza KC KPZR objął Breżniew.
Piętnastego października 1964 roku rurą popłynęła ropa. Jakie szczęście! Teraz upadek Związku
Radzieckiego został przełożony o co najmniej kilkadziesiąt lat. W tym czasie można będzie osłabić
albo zniszczyć kapitalistyczne otoczenie. W przeciwnym razie Związek Radziecki przegra
konkurencję gospodarczą i zmieni się w zaplecze surowcowe państw z normalną gospodarką.
Breżniew przywrócił Bajbakowa na stanowisko szefa Gosplanu, gdzie ten jeszcze przez
dwadzieścia lat, od 2 października 1965 roku do 14 października 1985 roku, planował drogę państwa
do świetlanej przyszłości, aż doprowadził gospodarkę Związku Radzieckiego do całkowitego
upadku.
Bajbakow został zastępcą szefa rządu, odznaczono go sześcioma Orderami Lenina. Breżniew nadał
mu tytuł Bohatera Pracy Socjalistycznej.
Bajbakow doskonale zdawał sobie sprawę, że planowanie działalności gospodarczej w skali tak
wielkiego kraju jest niemożliwe. Dlatego osobiście przyłożył się do systemu socjalistycznego
łgarstwa.
Pod kierownictwem Bajbakowa kraj stopniowo zrezygnował z planów pięcioletnich. Pięciolatki
zostały, ale nie było żadnych planów pięcioletnich. Zamiast nich Bajbakow i jego zespół raz na pięć
lat publikowali dokument pod tytułem Główne kierunki rozwoju gospodarki narodowej.
Gospodarka pozostawała niby planowa, ale zamiast realnych planów Gosplan ZSRR pod wodzą
Bajbakowa wymyślał opowieści fantastyczne: dobrze by było za pięć lat osiągnąć taki poziom
rozwoju. Nie były to plany, ale raczej pięcioletnie prognozy szczęśliwego życia, które nigdy się nie
sprawdzały.
Bajbakow przeżył 97 lat. Nowa Rosja uhonorowała czyny wybitnego kapitana gospodarki
socjalistycznej Orderem „Za Zasługi dla Ojczyzny”. Wydobywanie ropy, spalanie cennych surowców
chemicznych w kotłach elektrowni, handel nieodnawialnymi zasobami to u nas zasługi dla ojczyzny.
Zboczyliśmy nieco z tematu. Pozostajemy w lutym 1956 roku. Jesteśmy nadal na haniebnym XX
Zjeździe KPZR, który przyjął opracowany pod kierownictwem Bajbakowa niewykonalny szósty plan
pięcioletni.
XX zjazd zakończył się zwykłym w takiej sytuacji rytuałem – wspólnym odśpiewaniem hymnu
komunistów:
Wersja naszej historii w ujęciu Chruszczowa była bardzo prosta i jednocześnie niezwykła.
1. Lenin był wielkim przywódcą, dokonał rewolucji, wskazał drogę do świetlanej przyszłości.
Wszystko u nas było dobre i zgodne z zasadami. Gdyby Lenin żył…
2. Bolszewicy-leninowcy Dzierżyński, Kirow, Kujbyszew, Eihe, Rudzutaks, Raskolnikow byli
dobrymi, mądrymi, odważnymi, bezinteresownymi bojownikami o szczęście ludu, wygrali wojnę
domową, budowali świetlaną przyszłość.
3. Tuchaczewski, Jakir, Blücher, Dybienko nie byli wrogami ludu, rzekomo byli wybitnymi
dowódcami.
4. Aż nagle pojawił się zły Stalin. Złamał leninowskie normy przywództwa zbiorowego. W 1937
roku Stalin rozpoczął wielki terror przeciwko bolszewikom-leninowcom i wybitnym dowódcom.
5. Stalin pozbawił armię dowództwa. Nie przygotował kraju do wojny. Samoloty przypominały
latające trumny, czołgi były przestarzałe, jeden karabin przypadał na trzech żołnierzy. Wielcy agenci
wywiadu uprzedzali Stalina, ale on ich nie słuchał. Hitler zaatakował, a Stalin się schował. Dlatego
planował wojnę na globusie.
6. Po wojnie Stalin szykował nową zagładę uczciwych komunistów.
7. Nikt z nas o tym nie wiedział.
Co powinniśmy zrobić, towarzysze? – pytał Chruszczow.
I odpowiadał: Trzeba obalić kult Stalina i wrócić do leninowskich norm funkcjonowania partii.
Sala słuchała z zapartym tchem. Czasami reagowała na słowa mówcy głośnym oburzeniem na
zbrodnie, których dopuścił się Stalin.
6
Wbrew przyjętym zasadom i tradycjom referat podczas zjazdu nie był omawiany. Chruszczow
odczytał go i na tym zjazd ponownie zakończył pracę. Referat z jakiegoś powodu uznano za tajny, ale
wydano go w nakładzie dokładnie jednego miliona egzemplarzy.
Omówienie referatu przeniesiono na zamknięte partyjne konferencje i zebrania. Komuniści potępili
Stalina.
Chruszczow powiedział wiele ciekawych rzeczy. Ale zapomniał dodać, że to nie Stalin rozpętał
w kraju terror, lecz Lenin, Swierdłow, Trocki, Dzierżyński i im podobni. Stalin należał do ich grona,
ale nie był najważniejszy.
Chruszczow nie wspomniał o tym, że terror zaczął się nie w 1937 roku, ale 20 lat wcześniej –
w 1917.
Chruszczow jakoś zapomniał o tym, że w czasie terroru zginęli nie tylko wierni komuniści-
leninowcy. Ci sami komuniści-leninowcy przez 20 lat swoich rządów zamordowali dziesiątki
milionów ludzi, a dopiero później niektórzy z nich również trafili do krwawej łaźni, którą sami
wcześniej zgotowali współobywatelom.
O swojej roli w tym procederze Chruszczow jakoś też nie wspomniał.
Podam przerażające liczby: tylko w ciągu dwóch lat – 1937 i 1938 – aresztowano ponad półtora miliona osób, z których 681 692 osoby
63
rozstrzelano.
63 Mołotow, Malenkow, Kaganowicz, 1957. Stenogram czerwcowego plenum KC KPZR, Moskwa 1998, s. 479.
Rozdział 28
Zaraz po upadku Związku Radzieckiego nastąpił bardzo krótki okres, kiedy nieco uchylono drzwi
Centralnego Archiwum Partyjnego. Odważny szpieg naszej przeszłości Anatolij Łatyszew skorzystał
z tej okazji, zebrał w tym archiwum niektóre dokumenty napisane ręką Lenina na drukach Rady
Komisarzy Ludowych, opublikował nie tylko tekst, ale również kopie w „Demokraticzeskoj
Gazietie” (listopad 1991, nr 21), a następnie w książce Rassiekrieczennyj Lenin (Izdatielstwo Mart,
Moskwa 1996, ss. 57–60).
Takimi dokumentami Łatyszew wypełnił 336 stron książki.
Przywódcy nowej Rosji szybko doszli do siebie i drzwi archiwów znowu zostały szczelnie
zamknięte. Ale nawet ten jeden dokument wystarczy, żeby inaczej spojrzeć na dobrotliwość dziadka
Lenina.
Polecił publicznie powiesić bogaczy. Nieważne jakich. Skoro jest taki bogaty – zabrać całe zboże,
a jego samego powiesić.
A sam towarzysz Lenin mieszkał na Kremlu i kazał wozić się samochodami marki Rolls-Royce.
Towarzysz Swierdłow również na Kremlu napychał osobisty sejf złotymi carskimi monetami,
pierścieniami, broszami, bransoletami z brylantami, rubinami, szmaragdami i szafirami.
Towarzysz Trocki przemierzał kraj carskim pociągiem.
Towarzysz Dzierżyński mieszkał w rezydencji, która przed komunistycznym zamachem stanu
należała do Sawwy Morozowa, najbogatszego człowieka w Rosji.
Lenin i Trocki, Swierdłow i Dzierżyński strasznie nienawidzili bogaczy, wymordowali miliony
ludzi podczas wojny domowej i czerwonego terroru w imię powszechnej równości, żeby nie było
więcej na świecie bogaczy i krwiopijców.
Wszyscy ci bojownicy o powszechną równość brali zakładników, czyli jawnie niewinnych ludzi,
i w imię powszechnej szczęśliwości rozstrzeliwali ich tysiącami.
A Chruszczow wezwał partię komunistyczną, która dokonała niezliczonych zbrodni przeciwko
własnemu narodowi i ludom państw ościennych, do obalenia kultu Stalina i powrotu do leninowskich
norm.
I niektórzy ludzie traktują Chruszczowa nieomal jak bojownika o wolność i prawdę.
Odczytując referat, Chruszczow upiekł nie tylko dwie pieczenie na jednym ogniu. Przy okazji
rozwiązał wiele kwestii istotnych dla umocnienia jego władzy.
Po pierwsze, wyprowadził partię komunistyczną spod uderzenia. W społeczeństwie narastało
niezadowolenie. Chruszczow skierował gniew ludu z całego zbrodniczego systemu na jedną osobę.
Po drugie, Chruszczow dał nomenklaturze do zrozumienia, że odtąd nie będzie żadnych czystek
wśród kierownictwa. System socjalistyczny ma monopol na wszystkie dziedziny życia i aktywności
społecznej, więc rotacja kadry jest w tym systemie niemożliwa. Stalin wymieniał aparat kierowniczy
poprzez częściowy odstrzał elementu, który zbyt obrósł w piórka. Chruszczow zniósł ten proceder.
Tym samym skazał kraj na degradację i upadek. Ale przez to kupił sobie poparcie całego
kierownictwa KPZR, od komitetów partyjnych najniższego szczebla po same szczyty władzy.
Po trzecie, kupując poparcie nomenklatury, Chruszczow przywrócił partię komunistyczną na szczyty
władzy. Stalin był sekretarzem generalnym partii. Ponadto w maju 1941 roku objął kierowanie
rządem. Za czasów Stalina ośrodek zarządzania krajem powoli przenosił się z Komitetu Centralnego
partii do rządu. Po śmierci Stalina Chruszczow stanął na czele partii komunistycznej tylko dlatego, że
to stanowisko było uważane za drugorzędne wobec stanowiska szefa rządu. Podczas XX Zjazdu
KPZR Chruszczow przywrócił partii komunistycznej kierowniczą rolę w kraju.
Po czwarte, Chruszczow dostał broń przeciwko swoim rywalom i wrogom. Po śmierci Stalina
zrobił wszystko, żeby zniszczyć w archiwach świadectwa własnych zbrodni i zebrać materiały
kompromitujące jego przeciwników. Osądzając Stalina, tym samym ogłaszał: Ja taki nie jestem. Po
tym każdego, kto ośmieliłby się wystąpić przeciwko niemu, Chruszczow mógł napiętnować jako
stalinistę i zrzucić ze szczytów władzy.
Po piąte, na tle Stalina Chruszczow jako polityk wyglądał nijako. Wylewając pomyje na martwego
Stalina, Chruszczow próbował dodać sobie powagi: Stalin był zbrodniarzem, a ja jestem
bojownikiem o prawdę.
Trzeba powiedzieć, że wśród inteligencji znaleźli się ludzie, którym przemówienie Chruszczowa
strasznie się spodobało. Oświadczyli: Jesteśmy dziećmi XX zjazdu. Te dzieci Arbatu wynosiły pod
niebiosa mądrość i szczerość Chruszczowa dokładnie tak, jak jeszcze wczoraj wychwalały mądrość
Stalina. Dzieci XX zjazdu z wściekłością zwalczały stalinizm. Zapytajmy: Dlaczego ci odważni
towarzysze nie zwalczali leninizmu?
Odpowiedź jest prosta: nie było takiego polecenia.
Tymczasem żaden stalinizm nie istniał.
To, co robił Stalin, było jedynie najłagodniejszą z możliwych wersją leninizmu.
Stalinizm to leninizm z ludzką twarzą.
Sklep świecił pustkami, ale obok niego młodzi ludzie handlowali dwukrotnie droższą wódką.
To rezultat planowej, czyli kierowanej przez biurokrację gospodarki. Kraj, który wygrał wojnę, nie
mógł zapewnić swoim obrońcom mieszkań, odpowiedniej opieki medycznej, godnych emerytur,
ubrań czy butów. W kraju chronicznie brakowało leków i części zamiennych do samochodów,
rękawiczek i skarpetek, kiełbasy i sera. Za czasów towarzysza Gorbaczowa sięgnęliśmy dna: ubodzy
wyzwoliciele Europy za swoje nędzne grosze nie mogli kupić wódki, żeby wypić za zwycięstwo.
Wszystkie sklepy w kraju były państwowe. Ale państwo nie było w stanie zapewnić swoim
obywatelom nawet mętnego alkoholu podłej jakości w krzywych butelkach z wyblakłymi naklejkami.
Czy w dawnej Rosji byłoby to możliwe?
A 412 członków KC wciąż się naradzało. Zajmowała ich kwestia zbudowania socjalizmu w Etiopii
i Angoli. Rzecz jasna, naszym zwyczajem postanowiono złożyć ciało zmarłego przywódcy Angoli
w zbudowanym za nasze pieniądze mauzoleum, zaopatrzyć niepiśmiennych Afrykańczyków
w najnowocześniejszą broń i zorganizować kołchozy. Wtedy nastąpi powszechna szczęśliwość.
Rezultat – potworny głód, wojna domowa, terroryzm i bandytyzm.
4
Zjazd jednomyślnie zagłosował na nowy skład Komitetu Centralnego. Czas na dwugodzinną przerwę.
Można się posilić. Zwłaszcza że wszystko jest za darmo: wędzone ryby, kanapki z kawiorem jesiotra
i wszystko, co się do takich kanapek podaje, żeby łatwiej wchodziły. Szeroki asortyment dań
najwyższej jakości. Jak w komunizmie.
Tymczasem za zamkniętymi drzwiami zebrali się nowi członkowie KC na swoim pierwszym
plenum, żeby wybrać jeszcze wyższy organ partyjny. Chociaż tu również już wszystkie decyzje
zapadły.
Nowemu Komitetowi Centralnemu, który niewiele różnił się od poprzedniego, towarzysz
Chruszczow przedstawił listę: ci towarzysze będą członkami Prezydium KC, a ci – kandydatami.
Głosowanie było jawne. Przez podniesienie ręki. Kto jest przeciw? Kto się wstrzymał?
Jednogłośnie.
W Prezydium KC znaleźli się towarzysze: Bułganin, Woroszyłow, Kaganowicz, Kiriczenko,
Malenkow, Mikojan, Mołotow, Pierwuchin, Saburow, Susłow, Chruszczow.
Kandydaci – Żukow, Breżniew, Muchitdinow, Szepiłow, Furcewa, Szwiernik.
Skład Prezydium KC prawie taki sam jak w ostatnich latach życia Stalina.
Po Stalinie największe osiągnięcia w walce o władzę miał towarzysz Chruszczow. Ponieważ
w poprzednim, 1955 roku udało mu się wcisnąć do Prezydium swojego dawnego podwładnego
jeszcze z czasów Kijowa, towarzysza Kiriczenkę. Teraz, w lutym 1956 roku, wśród kandydatów na
członków Prezydium znaleźli się dawni sprzymierzeńcy Chruszczowa: Żukow, Breżniew, Furcewa.
Na liście przywódców nazwiska członków Prezydium KC podano w kolejności alfabetycznej –
mamy demokrację i kierownictwo zbiorowe. Wszyscy przywódcy są wobec siebie równi.
Przynajmniej teoretycznie.
A kandydatów na członków Prezydium KC wymieniono na liście zgodnie z ich wpływami
politycznymi. Gdyby zaszła taka potrzeba, któryś z nich zastąpi nieobecnego członka Prezydium KC.
Dlatego podano istniejącą w tej chwili kolejność, według której będą się oni wspinać na najwyższy
stopień władzy.
Pierwszy w tej kolejce był minister obrony ZSRR, marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij
Konstantinowicz Żukow.
Podczas XX zjazdu Chruszczow ujawnił jeszcze co nieco ze zbrodni towarzysza Stalina, plamiąc
w ten sposób brudem i krwią zarówno mundur służb bezpieczeństwa, jak i marynarkę partii, którą
przez 30 lat kierował towarzysz Stalin.
Chruszczow wygrał bitwę, ale przegrał wojnę.
Zajmując miejsce Stalina, nazywając go łotrem, ludożercą, zbrodniarzem i oprawcą, na własne
życzenie pozbawił się możliwości zostania wielkim przywódcą w oczach ludu.
Dlatego jedynym zwycięzcą na XX Zjeździe KPZR był minister obrony, marszałek Związku
Radzieckiego Żukow.
Tłumaczę dlaczego.
Z referatu Chruszczowa na XX zjeździe wynikało, że partią komunistyczną, która sprawuje władzę
już 38 lat, przez 30 lat kierował zbrodniarz i ludożerca. A sam Chruszczow – co nie umknęło uwagi
obywateli – był poplecznikiem tego ludożercy.
Z tego płynął wniosek, że w całej naszej historii był w istocie tylko jeden jasny punkt – wojna.
Jednak również podczas wojny, według Chruszczowa, Stalin wszystko robił nie tak.
Ale Armia Czerwona doszła do Berlina.
Więc kto ją tam doprowadził, i to na przekór Stalinowi?
Właśnie! Jedyny zastępca naczelnego dowódcy, marszałek Związku Radzieckiego Żukow.
Żukow poczuł swoje zwycięstwo na XX Zjeździe KPZR. I natychmiast przeszedł do ataku na
swojego obrońcę Chruszczowa.
Przed XX zjazdem Żukow domagał się wcielenia Wojsk Pogranicznych i Wojsk Wewnętrznych do
Armii Radzieckiej.
Gdy to się nie udało, od razu po XX zjeździe zajął się rozwiązaniem tego problemu od innej strony.
Zaproponował Chruszczowowi odwołanie swojego starego przyjaciela, generała armii Iwana
Aleksandrowicza Sierowa, ze stanowiska przewodniczącego KGB i zastąpienie go generałem Armii
Radzieckiej65. To samo chciał zrobić w MSW: odwołać ministra Dudorowa i zastąpić go generałem
albo marszałkiem wywodzącym się z armii.
Chruszczow zgrzytał zębami, ale nie śpieszył się z wymianą Sierowa i Dudorowa na ludzi Żukowa.
Dawno temu, jeszcze w 1940 roku, w Kijowie powstał potężny triumwirat – Chruszczow, Żukow,
Sierow. W naszym kraju rządził triumwirat władzy – Partia, Armia, KGB. W istocie propozycja
Żukowa, by odwołać Sierowa i zastąpić go generałem z otoczenia Żukowa, oznaczała powstanie
nowej struktury władzy – Partia, Armia, Armia.
Jednocześnie Partia traciła jakąkolwiek kontrolę nad Armią. I to już nie były propozycje Żukowa,
lecz jego realne działania.
Nie wiem, jak Chruszczow zareagował na złożoną przez Żukowa propozycję odwołania Sierowa.
Moim zdaniem Chruszczow powinien był wzdrygnąć się na myśl o szykującej się dyktaturze
Żukowa.
Ale nie dać tego po sobie poznać.
Podczas XIX zjazdu w październiku 1952 roku Sztemienko i Żukow zostali kandydatami na członków
KC KPZR. Minęło trzy i pół roku. W lipcu 1953 roku Żukow został członkiem KC, a teraz, w lutym
1956 roku – kandydatem na członka Prezydium KC.
Tymczasem Sztemienko wypadł z grona najwyższych partyjnych przywódców.
Przed trzema laty Chruszczow zdegradował generała armii Sztemienkę do generała porucznika.
Teraz generał porucznik Sztemienko, który za rządów Stalina przez cztery lata miał takie uprawnienia
jak marszałek Związku Radzieckiego, nie był godny być członkiem KC ani nawet kandydatem na
członka.
Była to decyzja Chruszczowa.
Dlatego Sztemienko nie mógł być przyjacielem Chruszczowa.
Dlatego tuż po zakończeniu XX zjazdu do generała porucznika Sztemienki podszedł marszałek
Związku Radzieckiego Żukow.
– Pojedziesz ze mną na polowanie.
– Towarzyszu marszałku Związku Radzieckiego, kończy mi się delegacja, powinienem wrócić do
pełnienia obowiązków.
– To rozkaz – ostentacyjnie szorstko odparł Żukow. Uśmiechnął się i mrugnął porozumiewawczo.
Polowanie się udało. Dzik się trafił dorodny, tłuściutki. Potem jeszcze jeden. Nawet się nie spierali,
kto go ustrzelił. Jaka różnica?
Wcześnie zrobiło się ciemno. Pod wieczór ścisnął lekki mróz. Las otuliła srebrzysta poświata. Kto
powiedział, że księżyc zalewa melancholijnym światłem smętne polany? To nieprawda! Radosne
światło zalewa polanę! I srebrne kieliszki – też. Na polanie wesoło potrzaskuje ognisko, niczym serie
z karabinów dziesiątkujących wroga. Skry sypią się w niebo jak od Wezuwiusza.
Nakryto do stołu. Żarty, śmiech, dowcipy. Polali do kieliszków mroźno-palącą ciecz. Wypili.
W taki ziąb ta przeklęta dobrze wchodzi. Jeszcze wypili. Przy stole pięciu samych tylko marszałków
– Żukow, Koniew, Czujkow, Biriuzow, Moskalenko – i co najmniej dziesięciu generałów. Wszyscy
ważni, na każdym po trzy, cztery gwiazdki. Generał z dwiema gwiazdkami jest tu tylko jeden.
Sztemienko.
Żukow i Sztemienko pod pretekstem podrzucenia drewna do ogniska odeszli na bok.
– Nie ja w partii rozdaję karty, Siergieju Matwiejewiczu, nie ja. To nie moja wina, że nie wzięli
cię do KC. Tam, gdzie mam władzę, zrobię, co będę mógł. Pamiętasz naszą rozmowę na poligonie
tockim?
– Pamiętam.
– Poleciłeś mi generała porucznika Mamsurowa. Mówiłeś, że najwyższy czas postawić na armię.
Postawiłem. Dowodzi teraz 38. Armią w Karpackim Okręgu. Mówiłeś mi, Siergieju Matwiejewiczu,
że na Mamsurowie, jeśli zajdzie taka potrzeba, można polegać w poważnych sprawach?
– Mówiłem.
– Zmieniłeś zdanie?
– Nie.
– Jeżeli zrobię cię szefem GRU, mogę na tobie polegać?
Moment kluczowy
Bristol
21 marca 2013 roku
64 Centralne Archiwum Partyjne Instytutu Marksizmu-Leninizmu, dział 2, rejestr 1, teczka 6898. Podkreślenia Lenina.
65 Gieorgij Żukow, op. cit., s. 244.
66 W toku walk i pacyfikacji Poznania zginęło w czerwcu 1956 r., w zależności od szacunków, od 57 osób (49 cywili oraz 8 żołnierzy
i ubeków) do 70 demonstrantów i 8 żołnierzy (w tym funkcjonariusze UB i MO). Około 600 osób (po obu stronach) zostało rannych
(przyp. H.K.).
Winston Churchill podczas słynnego przemówienia w Westminster College w Fulton w stanie Missouri: „Od Szczecina nad Bałtykiem do
Triestu nad Adriatykiem opuściła się na kontynent żelazna kurtyna”.
© Popperfoto/Getty Images/Flash Press M edia
Czy towarzysz Józef Stalin zmarł z przyczyn naturalnych?
© Getty Images/Flash Press M edia
Trzy miesiące po śmierci Stalina, 17 czerwca 1953 roku, wybuchło antyrządowe powstanie w Berlinie Wschodnim, które ogarnęło całą
Niemiecką Republikę Demokratyczną.
© Corbis/FotoChannels
14 maja 1955 roku, siedem miesięcy po ćwiczeniach na poligonie tockim, ZSRR, Polska, NRD, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia,
Bułgaria i Albania podpisały Układ Warszawski.
© Gamma-Keystone/Getty Images/Flash Press M edia
Generał Siergiej Sztemienko
© Corbis/FotoChannels
Generał Stanisław Popławski
© Ria Novosti/East News
Marszałek Konstanty Rokossowski
© Corbis/FotoChannels
Marszałkowie Konstanty Rokossowski i Gieorgij Żukow
© UIG/Getty Images/Flash Press M edia
Ławrientij Beria
© Gamma-Keystone/Getty Images/Flash Press M edia
Nikita Chruszczow
© Gamma-Keystone/Getty Images/Flash Press M edia
Podczas XX Zjazdu KPZR w lutym 1956 r. Nikita Chruszczow potępił stalinizm. Jednakże już trzy lata wcześniej, kilka miesięcy po
śmierci Stalina, ukazał się w „Prawdzie” artykuł, w którym to Ławrientij Beria pierwszy skrytykował „kult jednostki”.
© Gamma-Keystone/Getty Images/Flash Press M edia
Marszałek Iwan Koniew
© UIG/Getty Images/Flash Press M edia
Ciężkie działo samobieżne ISU-152, nazywane przez niemieckich żołnierzy otwieraczem do konserw – Dosenöffner.
Domena publiczna/Franco Atirador /Wikimedia Commons
Miejsce, w którym zatonął Noworosyjsk, zbadano ponownie i od razu znaleziono kilka przerdzewiałych niewybuchów z czasów wojny.
Już w naszych czasach pewien polityk zanurkował w Morzu Czarnym i (po prostu cud!) natychmiast odkrył na dnie dwie uszkodzone
greckie amfory! Ma facet szczęście!
© AFP/East News
Bombowiec Tupolew Tu-4. Zarówno tłokowy Tu-4, jak i pierwsze odrzutowe Tu-16, które właśnie trafiły na uzbrojenie, teoretycznie
mogły dostarczyć Tatianę do Ameryki, choć byłaby to podróż w jedną stronę.
Domena publiczna/Wikimedia Commons
Na plenum KC PZPR w październiku 1956 r. przybyli Chruszczow, Mołotow, Kaganowicz i Mikojan, ale polscy towarzysze nie wpuścili
ich na salę obrad. 24 października wybrany na stanowisko I sekretarza Władysław Gomułka wygłosił przemówienie na wiecu
w Warszawie. Nowe władze PZPR poprosiły marszałka Rokossowskiego i innych towarzyszy o opuszczenie Polski i nieudzielanie więcej
bratniej pomocy.
© Corbis/FotoChannels
Tytuł oryginału: Итак, она звалась Татьяной
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2013
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem
każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Wydanie I e-book
(opracowane na podstawie wydania książkowego:
Tatiana – tajna broń, wyd. I, Poznań 2013)
ISBN 978-83-7818-234-4
e-Book: www.kaladan.pl