Professional Documents
Culture Documents
Gazetka Miki #03 (1939)
Gazetka Miki #03 (1939)
R O K I.
DNIA 1 S T Y C Z N I A
NR 3
1939
TYCODNIK CENA 40 GROSZY
ZYGMUNT NOWAKOWSKI
P E D Z lW lA T fe
sze jaskółki nie pamiętają, choć za moich mło — O, nie zapomnę tego pana! Cóż za grubia-
dych lat bywały także burze, aż hej! Lecimy nin! Nawet nie wiem, jakiej był narodowości...
dziesięć razy prędzej niż zwykle. To już nie Co innego w Wiedniu! Byłam tam kilka razy
jest wiatr, ale huragan, który robi przynajmniej w przejeździe do Włoch, jeszcze z nieboszczy
ze dwadzieścia pięć metrów na sekundę. Gna kiem mężem, Panie, świeć nad jego duszą!
bez opamiętania! Matko Boska, ani się opatrzy Bardzo miłe miasto! Gdy niespodzianie przyj
łam i pod nami Budapeszt! dzie pierwszy mróz, pomagają nam wszyscy.
Staszek słyszał już coś o Budapeszcie, popro Jest takie towarzystwo, które zbiera osłabłe czy
sił więc jaskółkę, aby mu pokazała to miasto. zmarzłe jaskółki, wynajmuje dla nich specjalnie
— O, tu na lewo, widzi pan? Ale dzisiaj jest duży, wygodny aeroplan i wysyła do Wenecji.
mgła! Szkoda, bo to piękne miasto. Widać, nie Zaraz poznać kulturę! Ci ludzie wiedzą, co się
stety, zaledwie Dunaj... Znam tę drogę na pa nam, jaskółkom, należy!
mięć! W ostatnich latach zdarzyło mi się kilka — Tak, słyszałem o tym. Nauczyciel opowia
razy, że przelatywał tędy wielki Junkers i mo dał nam niedawno w szkole.
głam przysiąść się. A temu dwa lata skorzysta — Tylko, że to niewygodnie w takim ścisku!
łam ze sposobności, aby przejechać się na I czasem zetknąć się tam można z towarzystwem
polskim szybowcu. O, bardzo miły był ten mło bardzo, bardzo nieodpowiednim. Boże, kogo
dy pan! Sterował świetnie! Ubawiłam się z nim się tam nie spotyka! Byle jakaś jaskółka dymów-
po drodze! Wylądowaliśmy w samym centrum ka czy nawet brzegówka chce być pierwsza
Budapesztu, bo pod parlamentem... Jakież tam z brzegu. Ja, bo jestem z oknówek! Trzeba panu
było zbiegowisko! Zeszłego znowuż roku zoba wiedzieć, że to bardzo znana i dobra rodzina.
czyłam Loockheada i to polskiego Loockheada, Pewnie pan słyszał?
T ow arzyszka podróży
Staszek nagle spostrzegł, że nie jest sam.
Na skrzydle latawca siedziała jaskółka. Mała,
zmęczona i trzęsąca się z zimna. Piórka jej były
całkiem mokre. Gdy Staszek zauważył jej obec
ność, spytała bardzo grzecznym tonem:
— Czy pan pozwoli, że posiedzę sobie chwi
leczkę i wypocznę? Ledwie żywa jestem. Nie
wiele ważę i miejsca tak dużo nie zabiorę. Naj
mocniej przepraszam pana, ale taka okropna
pogoda! Nie wypędzi mnie pan, prawda?
— Ma się rozumieć, że nie! Mowy nie ma!
Jakżebym mógł! Z największą przyjemnością!
A może pani będzie wygodniej wejść pod
skrzydła latawca albo usiąść mi na ramieniu?
— O, nie chcę robić sobą kłopotu... Może ja
się mylę, ale pan ma katar... Widzę, że panu
wystaje z kieszeni chusteczka, pozwoli więc
pan, że jako osoba starsza... Mogłabym być
pańską matką! — To mówiąc, jaskółka bardzo
zręcznie wyciągnęła z kieszeni Staszka chustkę
i wytarła mu nos. — Pan nie ma wolnych rąk,
zatem...
— Dziękuję! Bardzo dziękuję! — rzekł Sta
szek, zawstydzony niezmiernie. który z Warszawy leciał do Aten, więc przy — Nie, proszę pani.
— Nie ma za co! Bagatelka, o której szkoda siadłam się a jakiś pan, widząc mnie powiada — To dziwne! — zamilkła na chwilę urażona,
gad ać!... O czym to mówiliśmy? Aha! O pogo na cały głos: » 0 patrzcie państwo, nawet ale długo nie mogła wytrzymać bez rozmowy.—
dzie! Zazwyczaj wybieram się na południe jaskółka jedzie bez biletu! Na gapę!« Wstydu Otóż zazwyczaj lecę sama, żeby nie być nikomu
znacznie wcześniej. Dla poratowania zdrowia... się najadłam! Wszyscy zaczęli się śmiać i było ciężarem. Zresztą dzisiaj na taki psi czas nie
Ale teraz tak jakoś zasiedziałam się a tu już mi bardzo, bardzo nieprzyjemnie. Od tej pory wystartował chyba ani jeden aeroplan. Okropna
koniec września! Tyle sprawunków, trzeba je wolę już nie narażać się na impertynencje. aura! Wrony by nie wypędził... Naprawdę szczę
szcze załatwić to i tamto, jak zwykle przed po Ludzie nie mają najmniejszego szacunku dla śliwym jakimś trafem spotkałam pana i pan był
dróżą, pan rozumie? wieku... O, pan dostał porządnego kataru! tak uprzejmy... Zaraz poznać dobre wychowa
— Tak! — odpowiedział Staszek, chociaż je Proszę się nic nie żenować! Mogłabym być nie!
szcze nigdy w życiu nie podróżował. Raz tylko pańską matką! — Och, nie ma o czym mówić. Doprawdy
jeden był z ciotką w Tarnowie. Znowuż zaczęła manewrować zręcznie chu drobiazg, proszę pani! Zresztą przyjemniej we
Jaskółka tymczasem mówiła dalej. Dzióbek steczką, a Staszek oblał się pąsem ze wstydu. dwójkę!
jej się nie zamykał ani na chwilę. Pod ziemię by się zapadł, gdyby to tylko było
— Takiej strasznej burzy, jak dzisiaj, najstar możliwe! (d. c. n.)
C h c ą c p a p u g ę w k la t k ę
[ w s a d z ić
n ie m ó g ł M a r e k n ic
l p o r a d z ić .
B o p a p u g a , c h c e c ie
/ w ie d z ie ć ,
z a n i c n ie c h c e w k la t c e
[ s ie d z ie ć .
W y r y w a s ię z w r z a s k ie m ,
[ z p is k ie m ,
c o t u z r o b ić z t y m /j •«-
/ s z y n k ie m ?
(H o rą , d o łe m , d o łe m , g ó r ą
le c i p ie r z e w ie l k ą c h m u r ą .
— N ie d a m c l s ię , n ie d a m ,
( b ra tk u !
i co w y s z ło n a o s t a t k u !
M a r e k w k la t c e , a p a p u g a
ś m ie je s ię i o c z k ie m m r u g a .
i rozmawiał z towarzystwem okrętowym Paci- W poszukiw aniu p r a c y GUSIAW MORCINEK
fic-Lines w San Francisco. Był wściekły: tym Kareł Bohac miał szczęście.
ludziom trzeba było wszystko tłumaczyć jak Inni jego rówieśnicy z czeskiej i polskiej
dzieciom. Klął głośno i groził, że »plunie na szkoły czekali przez kilka lat, zanim udało im
całą tę sprawę« jeśli natychmiast nie zgodzą się się uzyskać pracę. I nawet ta praca była nie
N A P I S A Ł ‘ J A N U S Z • M E I S S N E R na jego warunki. szczególna. Każdy z nich marzył o kopalni,
O H u ;iin a c ła i — Pańskie warunki są jednak bardzo dzi 0 zawodzie górnika, a tymczasem zdołali z wiel potrzebujemy ludzi zaufanych, naszych, Cze
O dwunastej czterdzieści pięć inżynierowi: ■« i■ mi ■ ____ ______________
waczne — odpowiedziano mu znowu. kim trudem uczepić się jakiejś podrzędnej chów... Nie ma dla ciebie pracy!... Idź sobie do
Martenowi, który był drugim mechanikiem — To już moja sprawa, do stu diabłów! — firmy. Pracowali więc jako nadziemnicy przy Polski!... Twój ojciec był kiedyś zażartym Po
»Wictorii« udało się po nadludzkich wysiłkach ryknął. — Chcę uratować waszą »Wictorię«. kopaniu ziemi, przy murarzach, przy budowie lakiem!... No, idź, i d ź !..— i wypychano nie
przerwać dopływ ropy do zniszczonych prze Nie będę opowiadał jak. Ale muszę mieć od koksowych pieców, a wielu z nich czuło się szczęśnika za drzwi.
wodów. Dwaj ludzie przypłacili życiem ten was kredyt na pięćset kilogramów środków szczęśliwymi, jeżeli zarobili chociażby kilka Niewielu było takich, którym uśmiechnęło się
bohaterski czyn zespołu monterów. Czterej zo przeciwogniowych. Zatelefonujcie do firmy G. dziesiąt koron na miesiąc. Poza tym była to szczęście. Do nich należał również Kareł Bohać.
stali ciężko poparzeni mimo ognioodpornych R. Fellow, żeby mi na wasz rachunek wydali tę praca sezonowa, w okresie letnim. W zimie zaś Lecz musiał przynieść zaświadczenie, że jest
ubrań z tkaniny azbestowej.
ilość >>Antiflamu«. To jedno. Po wtóre — muszę było trzeba głodować i wystawać godzinami członkiem czeskiego »Sokola« i »Narodniho
— Jeżeli ściany trzech zbiorników rozdziel wiedzieć, czy na »Wictorii« jest aparat do przed bramą kopalni, by się w końcu dowie Sdrużeni«.
czych obok hali maszyn wytrzymają ciśnienie zdjęć filmowych, taśma i operator. Inaczej nie dzieć, że nie ma dla nich pracy. Ojciec jego gryzł się tym wszystkim, lecz cóż
rozgrzanej ropy, może przetrwamy te dwadzie polecę. A teraz — czekam jeszcze pół godziny — A dlaczego? — pytali rozgoryczeni. miał zrobić. Koledzy jego gardzili nim, odwra
ścia godzin — powiedział drugi mechanik skła na odpowiedź. Tymczasem żegnam panów. — Pracy jest mało, a ta, którą mamy, to prze
dając raport kapitanowi. cali się do niego plecami gdy koło nich prze
Odłożył słuchawkę i rzucił się na fotel obok znaczona dla naszych ludzi! — tłumaczył im je chodził, niektórzy nawet spluwali przed nim,
Smith zapytał o wielkie gaśnice pianowe: Mahona, który z filozoficznym spokojem pu den i drugi urzędnik kopalniany. wymyślali mu mocno, a on zaciskał usta i pra
— Dlaczego ich dotąd nie użyto? szczał kółka dymu z cygara. — Kto to są ci wasi ludzie? — pytali znowu gnął zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Inżynier Marten wzruszył ramionami. — Porozumiałeś się z lotniskiem? — za chłopcy. Lecz cóż, kiedy głód był większy, aniżeli
Nie można się do nich dostać. Były umie pytał. — Rdzenni Czesi! — padała szorstka odpo uczucie wstydu. W domu żona dogorywała tra
szczone w maszynowni i przy najbliższych — Uhm — mruknął Migawka. wiedź i ciężka brama zatrzaskiwała się przed wiona suchotami, córka Hanka również choro
zbiornikach. Prawdopodobnie zresztą wyle — Maszyna gotowa? zziębniętymi i głodnymi chłopcami. wała na suchoty, a troje dzieci nieletnich trzeba
ciały w powietrze podczas wybuchu. Wszyst — Uhm. — Ja przecież chodziłem do czeskiej szko było nakarmić i przyodziać. A tu przecież
kie małe gaśnice ręczne już zużyto. Ale prze — Spadochron? ły! — wołał jeszcze jeden i drugi z rozpaczą. w ciągu tygodnia na wszystkich kopalniach
cież pan kapitan rozumie: to tak, jakby kto — Uhm. — Uciekajcie, bo poślę po żandarmów! — pracowano tylko dwa lub trzy dni. Resztę dni
wiadrem wody chciał zalać wulkan.
— Nie można powiedzieć, żebyś był gadatli odpowiadał im przez ciężką kratę bramy od świętowano, bo »nie było zbytu na węgiel« —
Tymczasem sztorm rósł. »Wictoria« dryfo wy. chodzący urzędnik. jak tłumaczyła dyrekcja każdej kopalni.
wała skośnie do fali, która pod naporem wi — Uhm — potwierdził spokojnie Migawka. — Zaciskały się drobne pięści, zaciskały się — W ięc daj się, synku, zapisać do tego cze
rzystw, że są ich członkami, że są dobrymi Cze
chru wspinała się na dolne pokłady i wpadała Nie można. lista, a serca ich sycił piołun. chami, i karteczkami tymi machali przed oczami skiego »Sokola«, jak chcą Czesi na kopal
do rozwalonego kadłuba, wywołując gejzery Zamilkli. Plichta palił jednego papierosa po n i!...— radził zmartwiony o jciec.— Już i tak
— To tak!.., — myśleli z goryczą. — To na urzędnika.
ognia i pary, buchające z rozpalonego wnę drugim. Jego wspólnik zgasił cygaro i zaczął najadłem się wstydu, że cię posyłałem do cze
Śląsk sprowadza się robotników i urzędników — Głodny jestem! — skamlali jedni.
trza. Płonąca ropa wypryskiwała w spienione żuć gumę, patrząc swoim zwyczajem na sufit. z całej Czechosłowacji, ludzi obcych, przybłę skiej szkoły i że zmieniłem nazwisko!... Lecz,
— Nie mam się w co ubrać! — narzekali inni.
morze i rozlewała się szeroko u pod wietrznej Minęło piętnaście minut. Potem dwadzieścia. czy mamy kamienie ż re ć ? — wybuchnął. — No,
dów, a nam grożą żandarmami! O niedocze- — W domu nie mamy co jeść!... Ojciec bez
burty. Statek kołysał się silnie i ogień raz po Nagle zadzwonił telefon. kanie wasze!... pracy!... Dajcie nam p r a c ę !...— prosili je idź, idź... — rzekł jeszcze i popadł w ciężką
raz przerzucał się z krateru maszynowni na — San Francisco prosi pana Plichtę — po Czasem taki urzędnik posiadał tkliwsze serce szcze inni patrząc błagalnie w obojętne oczy zadumę.
pobliskie pomieszczenia. To tu, to tam powsta wiedziała telefonistka. 1 wtedy stawał za kratą zatrzaśniętej bramy urzędnika. I tak powiedział za dużo. Ojciec był bowiem
wały alarmy: w ładowniach, w składach, w ko — Jestem — rzekł Adam. i radził im dobrotliwie, co by powinni uczynić, Urzędnik wpuszczał wszystkich na podwórze mrukiem, zamkniętym w sobie, wiecznie zamy
rytarzach pierwszego i drugiego piętra. by uzyskać pracę.
Dyrekcja Pacific-Lines oświadczyła, że firma pozbierał od nich zaświadczenia, pozbierał ślonym i ponurym człowiekiem. Zwłaszcza od
Nagle o godzinie trzynastej pękł jeden G. R. Fellow ma już odpowiednie instrukcje co tamtej chwili kiedy stary Sobol, jego najmilszy
— Że ukończyliście czeską szkołę, to jeszcze adresy i kazał przyjść za tydzień. W ciągu ty
z trzech zbiorników umieszczonych tuż za mo do »Antiflamu«. Kapitan »Wictorii« odpowie nic! — tłumaczył. — Wstąpcie do czeskiego »So- towarzysz spotkał go na drodze, popatrzył mu
godnia zaś zarząd kopalni zastanawiał się, komu
torami. Ropa trysnęła na pokłady, polała się dział drogą radiotelegraficzną, że wprawdzie kola«, wstąpcie do »Maticy Osvety Lidovej«, dać pracę. Dowiadywano się, czy ojciec lub w oczy i zapytał:
strumieniami na dno statku, zaczęła przenikać ma na pokładzie operatora filmowego z apara — Ty, Janek... jest to prawda, że posyłasz
przez wytopione przegrody. do »Narodniho Sdrużeni«, przynieście poświad matka takiego chłopca należą również do cze
tem, ale brak mu taśmy. W dodatku ów opera czenie, to może da się coś zrobić!... My tu po skich związków narodowych, od jak dawna, swojego chłopca do czeskiej szkoły?
Z radiostacji »Wictorii« poleciały w prze tor uległ ciężkiemu poparzeniu, znalazłszy się — Bo co? — zapytał hardo Bogacz.
strzeń rozpaczliwe depesze: trzebujemy ludzi naszych, zaufania godnych... czy przedtem należeli do polskich towarzystw,
przypadkiem w pobliżu miejsca wybuchu ropy. No, uciekajcie, bo tu nic nie wystoicie! czy występowali kiedykolwiek jako zdecydo — Z trzeciej polskiej klasy przepisałeś go do
»SOS. Giniemy. Wictoria płonie. Jeżeli w cią
— Dobrze — odrzekł Plichta. — Niech apa Chłopcy często tak robili. Zgłaszali się do wani Polacy, a jeżeli taki wywiad wypadł nie czwartej klasy w czeskiej szkole? Tak czy nie?
gu najbliższych godzin nie nadejdzie pomoc, rat będzie u kapitana. Najdalej za cztery go czeskich towarzystw narodowych, zapisywali pomyślnie, odprawiano chłopca z kwitkiem. — A co cię to obchodzi? Przepisałem...
pożar obejmie cały statek. Potrzebujemy ko dziny dostarczę »Wictorii« pięćset kilogramów się na ich członków, pozwalali sobie zmieniać — Nie ma dla ciebie pracy!... Idź sobie do — Ty... renegacie! — warknął wtedy jego
niecznie środków chemicznych do gaszenia »Antiflamu«. swoje polskie nazwiska na czeskie i znowu że Polski za pracą!... — mawiano. A gdy chłopcy najmilszy towarzysz i splunął mu z pogardą pod
ropy. Sztorm wzrasta. Szybkość wiatru obecnie — O ile nas przedtem obu diabli nie wezmą —
20 metrów na sekundę«. brali u bramy kopalni o pracę. W zsiniałych nie ustępowali, tłumaczono im dobitniej: nogi. Potem się odwrócił i poszedł.
mruknął Migawka naciskając na oczy sportową dłoniach trzymali zaświadczenia czeskich towa- — Nie możemy cię przyjąć do pracy! My (d. c. n.)
Plichta od pół godziny »wisiał« przy telefonie czapkę.
głównego urzędu pocztowego Los Angeles
(d. c. n.)