Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 5

OPŁATA POCZTOWA UISZCZONA GOTÓWKĄ

G A Z E T K A

MI KI
R O K I. 1939
23 KWIETNIA
y .
111
4 Q
1 ^
TYGODNIK CENA 40 GROSZY
ZYGMUNT NOWAKOWSKI
P E E z I w IA T K
Zatrzymał jakiegoś Araba, pokazał mu na i ujrzał siedzącą na drucie telegraficznym bucie oraz, że narobił pan całą masę głupstw,
migi, że chce przejechać kawałek drogi do jaskółkę. Patrzył długo, wreszcie zerwał się które nie łatwo da się odrobić. Co prawda
Haify, nie mając zaś pieniędzy, może zapłacić na równe nogi, zdjął kapelusz, ukłonił się, siostra Marta niepotrzebnie straszyła pana ry-
koszulą. Arab zgodził się zaraz, kazał wielbłą­ chciał coś mówić, ale jaskółka nie dopuściła cynusem. To nie jest pedagogiczne! Również
dowi uklęknąć i posadził Staszka na grzbie­ go do słowa. Z rozpaczą załamując nad nim i konsul mógł sobie inaczej postąpić, zamiast
cie olbrzymiego zwierzęcia. Wielbłąd wstał skrzydełka, spytała ostro o drugi trzewik. krzyczeć! Sama jestem matką i wychowałam
najpierw na tylne nogi, skutkiem czego Sta­ Staszek zawstydzony bardzo, nie wiedział sporo dzieci, nie pochwalam więc tej metody.
szek gwałtownie poleciał naprzód, o mało nie co odpowiedzieć i przestępował z nogi na Inna sprawa, że pan zasłużył na karę surową:
wybijając sobie zębów o twardy, drewniany nogę, jaskółka jednak sfrunęła z drutu i oświad­ znalazł pan w tych siostrach najlepsze opie­
łęk siodła. Gdy zwierzę z kolei wstało na czyła, że ona i tak wie wszystko. Ma doskonałe kunki i ni stąd ni zowąd ucieka p an !. Proszę mi
przednie nogi, Staszek równie gwałtownie wiadomości z najlepszego źródła, ponieważ nie przerywać!
przechylił się w tył. Arab tymczasem obejrzał dziś rano przypadkiem spotkała pewnego Staszek nie próbował nawet odezwać się,
koszulę i zaraz ubrał w nią jedno ze swoich osiołka w Jerozolimie, który opowiedział jej wiedząc, że jaskółka ma zupełną słuszność,
dzieci, których sześcioro razem z matką jechało ciągnęła więc dalej kazanie. Wyrzucała mu
na innym wielbłądzie. Strach, ile takie zwierzę jedną rzecz po drugiej i dopiero doszedłszy
udźwiga! do nieprzegotowanej wody, rozpuściła dzióbek.
Przez chwilę myślał sobie Staszek, co też — Już mi nie idzie nawet o ten dukat roztrwo­
będzie miał do opowiadania w klasie, jak tylko niony tak lekkomyślnie, ale ta woda! Ta nie-
w róci! Wszy scy usta pootwieraj ą , gdy im op owie, przegotowana woda! Trzy kubki! Czy nie
że na wielbłądzie jechał! Taki np. Józek Wo­ upominałam pana w ostatnich słowach listu!
źniak z pewnością nie uwierzy i Staszek będzie Och te dzieci! Czy ludzkie czy jaskółcze —
musiał dać mu najświętsze słowo honoru, że wszystko jedno. Może nawet małe jaskółki
opowiada praw dę... Zresztą ta jazda na wiel­
jeszcze gorsze! Np. moja najmłodsza... Wyszła
błądzie wcale nie jest przyjemna: siodło twarde teraz za mąż za pana Schwalbego i lato spędza
okropnie, a wielbłąd idzie zupełnie inaczej niż w Niemczech... Uważa pan, w Niemczech!
koń, więc równocześnie wyrzuca naprzód obie
Podług mnie to jest mezalians! Ona, Okienkie-
prawe nogi, potem obie lewe, przez co kołysze wiczówna z domu, poszła za jakiegoś pana
jeźdźcem raz na jedną, raz na drugą stronę, aż Schwalbego! Zawsze była nieusłuchana... Więc,
się w głowie zawraca. Te małe Arabiątka nic
co to ja chciałam powiedzieć...
sobie z tego nie robią, ale Staszek już po — O tej wodzie pewnie!
chwili miał ochotę zsiąść i iść piechotą. Co — Właśnie że nie o wodzie! I proszę mi nie
więcej, spostrzegł, że wielbłąd kroczy bardzo przerywać! Babką będę niedługo, powinien
powoli, idący bowiem koło niego Arab ani więc pan mieć szacunek dla siwych skrzydeł!...
trochę nie musi przyśpieszać kroku, czyli z tego I co ja teraz z panem zrobię? Do Jerozolimy
wynika, że jadąc na wielbłądzie, Staszek będzie wracać pan nie może, bo dziś rano zaczęły
w tej Haifie chyba za jakiś tydzień... się w najbliższej okolicy miasta jakieś utarczki
Pomyślał chwilę i znowu na migi pokazał Arabów z policją a nawet z wojskiem angiel­
Arabowi, że chce zsiąść. Arab zatrzymał wiel­ skim, czyli ma pan zamkniętą drogę powrotną...
błąda i Staszek, podobnie jak przy wsiadaniu, Hm, choć nie zasługuje pan na to, muszę panu
poleciał najpierw naprzód, brodą dotykając pomóc, tylko nie wiem jak... Piórko, które
łęku, aby o mało nie zrobić koziołka w tył dołączyłam do listu, ma pan chyba?
z chwilą, gdy olbrzymie zwierzę przyklękło
Staszek kiwnął wprawdzie głową na znak,
z kolei na zadnie nogi. Szczęśliwy, że jest już
że ma to piórko, jednak nagłym strachem
na ziemi, pożegnał się z Arabem i pędem
pognał naprzód. zdjęty, zaczął go szukać po wszystkich kiesze­
Ubiegłszy kilkaset kroków, postanowił prze­ niach. W bluzce go nie było, w spodniach
także nie, zaczął więc szukać coraz prędzej,
cież wypocząć. Ledwie usiadł w rowie przy­
o całym sprawowaniu się Staszka, więc także wywracając po kolei wszystkie kieszenie. Czyż­
drożnym, doleciały go wyraźnie, czystą pol­
o kąpieli w Morzu Martwym i o ucieczce dzi­ by osiołek zgubił piórko po drodze? Nic innego,
szczyzną wypowiedziane słowa:
siejszej. tylko musiało wypaść! Tego brakowało!
— A pan co tu robi?
— Ja, proszę pani... — Niechże pan szuka spokojnie! Taka rzecz
— Teraz ja mówię! Nie przerywa się star­ nie mogła zginąć w żaden sposób! Jeszcze raz
szym! Wiem także o strzelaniu z procy do tych proszę przeszukać ale powoli, porządnie a nie
Zasłużone kazanie nielitościwych Arabów i o rozbiciu dzbanów tak nerwowo!
Staszek, usłyszawszy nagle te słowa polskie, z oliwą! Proszę mi nie przerywać! Rozumiem Staszek drżącymi rękami zaczął na nowo
zdziwił się ogromnie. Zaczął oglądać się na opiekę nad zwierzętami, jednakże sposób, jaki obmacywać wszystkie kieszenie po kolei. Pa­
wszystkie strony ale nikogo nie zauważył. pan sobie wybrał, nie prowadzi do celu. miętał, że było w bluzce, w górnej, prawej
Myślał nawet, że pewnie musiało mu się tylko Jestem przekonana, że właściciel będzie się kieszeni, obejrzał ją więc dokładnie i zobaczył,
zdawać, bo i skądże by tu ktoś mógł mówić po mścił na osiołku, bo też okropne zwierzę z tego że ta kieszeń ma dziurę, wielką dziurę, przez
polsku? Przecież pusto jest dokoła, tylko gdzieś Araba! I właściwie dobrze pan zrobił, rozbi­ którą pewnie... Zbladł, zaczął się jąkać, wre­
daleko widać wielbłądy, idące w tumanach jając te dzbany, ponieważ będzie przynajmniej szcie wykrztusił, że piórko musiało zginąć...
kurzu. miał naukę, że nie wolno bezkarnie dręczyć... On nie jest temu winien, bo uważał, ale...
— Dzień dobry panu! — Widzi więc pani, że... — Skandal! — rzekła oburzona jaskółka. —
Tym razem Staszek podniósł głowę wysoko — Na razie widzę to, że pan jest w jednym Skandal! (c. d. n.)>

TAK WYGLĄDAJĄ NAGRODY NA »WIELKI KONKURS«


Podniebna
przejażdżka

— Kwak! Kwak! Dosyć mam


przechadzki w trawie! Dosyć
zimnej wody w stawie! Polecę
teraz pod chmury! — Tak sobie
postanowił Kaczorek Zadziorek.
I ptdeciał. W prawdziwym
samolocie.
Warczy motor, obraca się śmi­
gło. Ziemia ucieka, ucieka!
i tomki teraz jak pudełka. Ścieżki
jak nitki, rzeka jak sznureczek.
— Kwak! Kwak! Jaki dziw­
ny teraz świat! — Kwaknął Za­
dziorek i wychylił się z samo­
lotu.
Gwałtu! Bety! Co się dzieje?!
Leci Kaczor nad chmurami. Łe-
bek na dół, łapki w górę! Wiem
spadochron się otworzył!
— Kwak! Kwak! Cu za mą­
dre urządzenie! Coraz bliżej wi­
dzę ziemię! Teraz już dolecę
w zdrowiu — spadochron był
w pogotowiu!
ZOFIA KOSSAK
•v ' .-w*-L „ •' -yA ’1'. , -w.’./’ .•

J M PASIKONIK UTOPIŁ WIELKI WÓZ


O d Zap iecka do Zap iecka w ied zie droga — Nie ch cę g rać znów od nowa! Już wam Próżno konik błaga łaski, ju ż w przągnięty
m azow iecka. P rzy tej drodze, na zagonie sied zi lep iej p o życzę m oje sk rzy p k i i sm yczek, a sam do kolaski, już p rzy dyszlu nadłam anym stoi
sobie pasikonik i rozm yśla i oblicza, czy p od­ b ę d ę w ędrow ał, b y się poznać z k się ż y ­ smutny, zatroskany, że nie w ró ci do Zapiecka, ■
— Ja nie chcę, że b y wokoło m nie było c ie ­ w k ącie izby, słuchając jak matka się krząta — Mamy p arę dni wolne, bo pani dostała d e ­
sk o czy do księżyca. cem . tam, g d zie drog a m azow iecka! mno... Jabym wolała um rzeć! i ro zm yślając o książkach, które dają się czytać peszę, że je j matka bardzo chora. Już pojechała
A tym czasem p rze d w ieczo rem w schodzi Próżno ludki n iew esołe otaczają g rajk a ko­ A T w a rd o w ski z b icza trzaska: — A le Bóg wolał że b y ś żyła, w ię c ży ć trzeba. palcam i. Nie m ieściło jej się podobne czytanie do niej, do W arszaw y! N iech żyje! N iech żyje!
k się życ ponad borem . I choć w spina się powoli, łem , ostrzegają p ełne troski: — P ręd zej, koniu, je śli łaska! Już ci żale nie To trudno. C o do nauki b ąd ź spokojna. Zanim w głow ie, ale sko ro pani mówiła, m usi tak być. — M acie w olne, to mi w yp le w icie ogród
tak się b ard zo namozolił, że aż p rzysiad ł — Tam cię złapie pan Tw ard o w ski. A z nim pom ogą, ruszaj zaraz M leczną D rogą. Muszę się dow iem , gd zie m ożna dostać książki, o ja ­ W p raw d zie o jc ie c ...? Pow ątpiew anie ojca stano­ i w yrzu cicie gnój z ch lew ka — uradow ała się
na topoli. Tuż p rzy d ro d ze m azow ieckiej, za p rze cie ż n ie ma żartów, bo zap rzed ał duszę b y ć dziś u W odnika. N ie ch ce sz batów, to kich mówiłam, p o p ro szę starsze dziew czynki, wiło cie rń k łu jący w se rcu , ale g d y pani p rz y j­ matka.
ubogim siadł Zapieckiem . czartu! p o m yk aj! by p rzych o d ziły kolejno i czytały ci to, co było dzie i w ytłum aczy, o jciec też u w ierzy. Przekona — O je j! — stęknął Józek — m yśm y ch cie li iść
Pasikonik zm rużył oczy, jed n ym su^em w gó­ A le konik b ez obaw y ju ż się zb iera do w y­ Skacze konik m ięd zy chm ury w gw iazdy le k c ji... W ten sp osób nie zapom nisz... s ię ... jutro na ja rm ark , w ym ienić k ró liki na g o łę b ie ...
rę skoczył. Próżno z dołu, w gw iazdy — N ie b ęd ą ch ciały p rz y jś ć ... A lb o p rzyjd ą, Słowo za słow em rozważała co pani mówiła. — Zdążym y jed n o i d ru g ie — trącił go Zdzich.
czasu nie zm itrężył, z g ó ry. O d k siężyca a|e b ędą mi się p rzyg lą d a ć, w yd ziw iać... Ja Nie w szystko rozumiała. Na p rzyk ład pani po­ Te, ślepa! Nie becz! Pani kazała ci pow iedzieć,
jednym skokiem do W odnika, od W o ­ nie chcę! że p rzy w iezie te książki co to się czyta palcam i,
spadł, na księżyc. dnika aż do Panny, — Zechcą na pew no, w yd ziw iać nie będą. a tym czasem p rosiła dziew uch, że b y p rzy ch o ­
Spadł i z dumą m ija w d rod ze Lw a Zresztą p ie rw szy raz ja p rzy jd ę z którą... dziły pow iadać ci co p rze b ie ra piąta klasa.
m yśli sob ie; i Byka w p ędzie, Może z Manią W alick ą? To miła, uczynna d ziew ­ Zdaje się, że jutro p rzy jd zie tu W alicka. .
— Jestem p ie rw szy w locie n i e u s t a n ­ czynka... Jak m yślisz? Lonka siąknęła głośno nosem.
na tym globie, bo nym. — Jabym wolała, że b y pani sa m a ... — sze p ­ — N ie wołaj na m nie śle p a — zauważyła
wśród braci mych ty­ A Tw ardow ski nęła Lon ka nieśm iało. gniew nie.
siąca, nikt nie dotarł strzela z bata w chm u­ — No w ięc d ob rze. Będę na razie p rzy cho­ — A ja k mam w ołać? W idząca?
do miesiąca! Wkrótce r y białe, n ib y ow ce: w ie sama. A w czasie w akacji, k ie d y b ę d ę m iała — Lonka, ja k daw niej.
poznam i podchwycę — N aucz mi się, czas, nauczę cię czytać b rajle m (bo pism o w y ­ — I... i... czy to nie w szystko je d n o !?...
księżycowe ta je m ­ koniu, latać, je szcz e pukłe tak się nazywa). A tym czasem ucz się P obiegli do ogrodu zostaw iając d ziew czyn kę
n ic e . z r o b i ę cię w ie rz ­ chodzić, daw ać sob ie r a d ę ... No, b yw aj zdrow a, jej rozm yślaniom . Pani po jechała... C o za n ie­
G d y sam sie b ie chow cem ! d ziecin o ... szczęście ! I k ied yż w ró ci? Za dw a dni, za trzy,
z p ychą chw ali, k s ię ­ Tak je źd zili do w ie ­ ★ ★ ★
m oże aż za tydzień!? C a ły tydzień czek ać!?
ży c ru szył w d ro g ę czora: pan na wozie, O jcie c chrząknął z zadow oleniem , w idząc po D ziew czyn ki mają p rzy ch o d zić... Nie, nie, za
dalej coraz w yżej koń w up rzęży. A w ie ­ f az p ie rw szy od w yp a d k u Lon kę umytą, u cze­ nic! N iech nie przychodzą! N iech na nią nie
z chm ury czarnej czorem , g d y z p rz e ­ saną, sie d zą cą p rzy stole. patrzą! Pani to co innego... Pani...
w podróż m ięd zy ­ stw orów p o w r ó c i l i — N a re szcie przestałaś się m azać. Chw ała ...N ie ch cę w id zieć ani W alick ie j, ani Baśki
planetarną. znów na k s i ę ż y c Bogu. Ż ycie b rzyd ło z tym ciąg łym b ekiem . Kuliszanki, ani F ra n i P ękalskiej, ani żadnej,
Konik zląkł się, sk o ­ i T w a rd o w ski zasnął — Panna Marta b yła tutaj — objaśniała Ma­ żadnej — powtarzała zaw zięcie. — N iech im
czył w bok. Zrobił mocno na w ulkanie, tka. — O b ie cała Lo ń ce takie książki, które się mama pow ie, że nie ch cę ...
tylko je d e n krok, za w ąw ozem , p asi­ czyta b ez oczu... — Bój się Boga dziew czyno, o co ci chodzi?
a już w św ie c ie k się ­ konik p orą nocną p o­ Łab u ń sk i w ytrzeszczył sw oje. Jak Samson ch cesz całe ży cie p rze sie d zie ć?
życow ym odkrył stanowił u cie c z W o ­ — W ię c n ib y czym ? A co pani p o w ie ja k w ró ci? To ona je p rze cie ż
w sobie talent nowy: zem. W łaśnie k siężyc — Palcam i. nam ów iła...
Jednym skokiem w krótkiej chw ili p rze w ę ­ praw y. Skurczył nóżki, grzbiet pochylił i... w ciąż znużony siadł ja k zw ykle na topoli, W zru szył ram ionam i w zg ard liw ie. Praw da! Ten argum ent p rze zw yciężył. Lonka
drow ał cztery m ile. P o przez góry, pośród tyle go zobaczyli! jed n ym susem pasikonik z tw ardej w yrw ał się — Tum anienie ludzi. Jakieś w ym ysły. Czytać ustąpiła. P rzyjęła je d n a k na dru g i dzień Manię
skał pom knął ja k b y sk rzyd ła miał! A ż z u ciech y Jednym skokiem w krótkiej ch w ili u ciekł niew oli. P alcam i!? N ig d y o tym nie słyszałem . A p rz e ­ W alicką i F ra n ię P ękalską tak o p rysk liw ie, że
p rzy kam ieniu siadł z skrzyp kam i na ram ieniu. ludkom o trzy mile. Z W ozem sko czył z g ó ry na łeb, le cz nie cież kaw ał czasu żyję, w ięc bym coś w iedział. . sied ziały spłoszone, zm artwione, nie w iedząc
G d y strun sm yczkiem popróbow ał, taką Żwawo coraz dalej sk a cze m yśląc: trafił do Zapiecka. — N iedaleko toczy fale w ielka Zaw racanie głow y. A ty znów b e cz y sz!? A p rz e ­ co począć. Zbyt b y ły m łode b y zrozum ieć, że
p iosnkę konikow ą na sk rzy p e czk a ch grał: — C o też znów zob aczę? Bo T w ard o w ski to rzeka m azow iecka. Do tej rzek i p asikonik runął stańże w re szcie ! w iedziała: Świat nie kończy się na b arw ie.. n ieszczę ście czyni n ieraz se rc a ludzkie g o rz­
— D ylu, d ylu na b ad ylu nie potrzeba sm yka, jest bajka ludków , b y p rze stra szy ć grajka! w w odę w ysre b rzo n ą. W óz zatopił w rzecznej Sierd ził się, nie rozum iejąc, że sam n ieb a cz­ Lonka pam iętała doskonale samo zdanie, lecz kim i. Lonka znów sądziła, że w g ru n cie rze czy
p osłuchajcie moi m ili g ry pasikonika! I różkam i g roźnie kiw a: toni, sam o mało nie utonął! nym i słow am i podciął n ikły p ęd nadziei, k ie ł­ treść jeg o w ym ykała się je j nieuchw ytna. C o to koleżanki m uszą b y ć rad e z je j niedoli. P rze ­
Nawet czas nie m inął krótki, b ieg ną zew sząd — O, ja bajkom nie uw ierzę! L e c z na szczę ście rak łakom y chciał u p rzę ży kujący w se rc u d ziew czynki. Błogosław ione p o w ie d ze n ie miało zn aczyć? Do czego k iero w a ­ cież była najlep szą uczennicą w klasie i w szy scy
na w yp rzó d k i k siężyco w e m ałe ludki. A wtem p atrzy: na k raterze jakaś postać pokosztować, p rze cią ł rzem ień, n ib y słom ę, słowa otuchy b yły żb y n ap raw d ę tumanieniem, ło? T rze b a się b ęd zie pani zapytać. A ch, żeb yż je j zazd ro ścili! Pani, kiero w nik, w yróżniali ją
K ażdy głow ę ma ja k bania, nos jak w ielki go p rzyzyw a. i konika wyratował. A W óz W ielk i razem złudą? O nie daj Boże! już południe nadeszło! p rzy każdej okazji. D o ść zarozum iała i popędli-
znak pytania. W m ałych rączkach trzym a W ąs sum iasty, butna mina, na łb ie łysym z dyszlem na dnie rzek i dotąd leży. K ażdy Czekała n ie cie rp liw ie następnego dnia i o b ie­ Raźny tupot nóg zwiastował powrót chłopców wa z natury p rzech w alała się tą w yższością.
zeszyt i na m ałych nóżkach sp ieszy. Otoczyli cztery w łoski, kontusz! Konik d rże ć zaczyna: to zob aczy w W iśle, g d y na słowo mi nie canej bytności n au czycielki. Po raz p ie rw szy ze szkoły. W b ieg li rozgadani, w ym achując p le ­ Jakżeby w ięc teraz nie cieszono się, w idząc ją
w k rą g konika: To na pew no pan Tw ard ow ski! w ierzy. nie obudziła rodziny p rze raźliw y m w rzaskiem . cakam i niby skrzydłam i wiatraka. P ęd u d erzył tak poniżoną i nędzną!
— To d o p iero jest m uzyka! M usisz zag rać A jeg o m ość m ówi g rzeczn ie: T rze b a tylko iść w śró d nocy, g d y na n ieb ie G d y ch łop cy poszli do szkoły siedziała cicho o twarz Loni. W ołali: (d. c. n.)
nam od nowa, ch cem y nuty zanotować! — C h odźże do m nie, tu b ezp ieczn iej! Tam, b ra k k się życa : zo b aczycie ja k m igo ce w falach
G rał im konik piosnkę raz: notowali cały gd zie stoisz, mój kochany, wnet w ybuchną W ielk a N iedźw iedzica. \
czas. G rał im razy trzy i cztery, ju ż na p am ięć trzy w ulkany.
ją um ieli. Zagrał p io sn ek ch yb a z tysiąc, ludki
piszą w ciąż i piszą.
Już mu łapki pom dlały — ludkom ciąg le za
mało!
Skoczył konik w nagłym lę k u — ju ż T w a rd o w ­
ski ma go w ręku! I złośliw ie się uśm iecha:
— T e ra z w re szcie m ogę je ch a ć! Będziesz
m nie po n ieb ie woził D rogą M leczną w W ie l­
ZAGADKI I FIGLIKI WYMYŚLIŁ SAM MIKI
A ż się konik zbuntował: kim W ozie. REBUS ŁAMIGŁÓWKA 2 DOBRE ROZWIĄZANIA NADESŁALI:
Z Warszawy: Leszek Pększyc z Kęt (za miły list dziękuje­
1 3 4 5 my), Władzio i Henio Bobotkowie, Zosia Lubowieka, Zbyszek
2 Franiek (dwa rozwiązania), Halinka Kąkolówna (rozwiązania
W podanych krat­ z dwóch numerów), Tereska Ujazdowska, Aruś Zieliński,
6 7 8 9 10
kach tak przestawić Jerzy-Andrzej Kiełbiński (rysunek bardzo ciekawy). Ze
liczby od 1 do 25, Słupcy : Karol i Zygmunt Fersztowie. Ze Lwowa: Danuta
aby sumy tych cyfr 11 12 13 14 15 Jaworek i Janinka Rusiecka (czy nie szkoda Ci wycinać
pionowo i poziomo zagadek z Gazetki? Możesz rozwiązania przysyłać na kart­
ŁAMIGŁÓWKA 1 i na ukos dawały kach zwykłego papieru). Z Boremla Ludwik Chaeasz (jeśli
Z podanych liter ułożyć nazwy czterech zwierząt afry­ wszędzie 65. 16 17 18 19 20 będzie miejsce — skorzystam z Twojej układanki). Iwona
DRODZY P R Z Y JA C IE L E ! — Kogo? Nas? Za co? — wołają wszyscy. Popiałkiewiczównie z Bydgoszczy za list i mój por­ kańskich. Mają one razem: 4 głowy, 4 ręce, 6 nóg, dwa Piórkówna z Zakopanego (może napiszesz do mnie obszer­
A wtedy ja muszę, rada nierada, przeszukiwać tret. (Pieniądze za Gazetkę doszły.) Pluto bardzo 9arby i dwa skrzydła. Ale to garbate nie jest kaleką a skrzy- niej?). Andrzej Plikowski z Ciechocinka (dziękujemy za
Najpierw, ja k zwykle, trochę rzeczy ogólnych. wszystkie koperty od początku. I jest! Halinka przy­ żałował, że go Tadzio Szumski z Baranowicz nie 21 22 23 24 25
c^ate nie umie fruwać. Poza tym niczego im nie brak, pieska), Krysia Haburzanka z Krakowa.
Więc: ja k się Wam podobają nagrody z Wielkiego słała kupony w oddzielnym liście. Niektóre dzieci zaprosił także na tokowisko cietrzewi. J a k wiadomo,
* każde z nich jest inne.
Konkursu? Za dwa tygodnie dowiecie się już komu niepotrzebnie znów się martwią, że przysłały tylko Pluto ma szczególną słabość do ptaków. A ja k tam
Litery: a, ą, b, b, d, e, g, i, 1, 1, ł, o, o, r, r, s, ś, t, u,
przypadły w udziale, bo nasze prace są na ukończe­ trzy kupony, a jako rodzeństwo mają wspólną ga­ koklusz Ju lka Kulskiego? Pewnie jesteś już zupełnie SZARADA 1 ROZWIĄZANIA Z NR 18:
zetkę. Któraś znów bardzo niecierpliwa panna pisze, . .
niu. Ale oczy bolą od tego patrzenia! Nawet Pluto zdrów po Zakopanem?. Ucałuj więc ode mnie sio­ Pierwsza — litera w kształcie miecza, Rebusy: 1. kot skoczył na półkę, 2. słońce i pogoda.
chodzi teraz w dzień słoneczny w ciemnych okularach. żeby zaraz wysłać jej oddzielne zawiadomienie, czy strzyczkę Lalę. „ Ja k to dobrze, że nie palę cygar, ZAGADKA 1 Druga — chodzące tyłem zwierzę.
Szarady: 1. okręt, 2. pantera.
Trzeciej — nikt tego nie zaprzecza,
K lara Ryczułko wszędzie wypatruje siebie i Horacy już dostała nagrodę i jaką. A tutaj jest przecie nowa bo o wypadek nietrudno..." — pomyślałem sobie oglą­ Stoi koło domu
że czy to węziej czy też szerzej, Zagadki: 1. dzięcioł, 2. gajowy, 3. hak, lak, mak, 4. pająk,
Chomąto rży bardzo zadowolony, że tak przystojnie robota. Ten właśnie „malutki konkurs" o pstrokatych dając historyjkę Szymka Kobylińskiego z Warszawy. chudy na kształt kija. układa się wstęgą stalową 5. para.
wygląda na Waszych rysunkach. K aczorek Zadziorek zajączkach. Przykicało ich cale stado. Nagrody zacz­ K to wie, może i Twój półtoraroczny braciszek Krzyś Nie zjada nic nikomu, pod maszynę parową. Łamigłówka:
za to zaledwie się powstrzymuje od awantury. Niechno niemy wysyłać razem z dwudziestym trzecim nu­ też będzie tak ładnie rysował ja k T yl Przyjmuję a najwięcej wody wypija. Całość także maszyna, M I K I
ale nie jeździ po szynach.
ktoś z nas powie: merem. chętnie do naszego klubu Wojtusia Piętowskiego
— O, tej Halince najmniej się udał T wój fraczek! Ba, Ponieważ nie lubię zrzędzić, więc przystąpmy teraz z Warszawy i proszę o dcdsze listy. Tak samo, ja k ZAGADKA 2 SZARADA 2 I K A R
co gorsza, zapomniała panna Roztrzepannicka o ku­ do rzeczy miłych. Hipolit Warkot bardzo się ucieszył i Lucjana Flisa z Chełma Lubelskiego i wszystkich Ma więcej niż cztery koła, Pierwsza — całości równe pół —
ponach. Co robić? Trzeba będzie odrzucić rysunek... z rysuneczków i listu Adasia Rudeńskiego z War­ pozostałych, a rozsianych po całej Polsce przyjaciół. a wcale jeździć nie zdoła. to jest przy drodze długi dół. K A S K
— Kw ak! K w ak! Nie podoba ci się mój frak?.! szawy, zwłaszcza, że jego wynalazki znalazły tyle Dwiema szablami Drugą masz, gdy w wyrazie »nikt«
ktoś skradł literę i z nią znikł.
To będę szczypał dziobem, bil skrzydłami! uznania w oczach Adasia. Dziękujemy także Danusi WASZA M Y SZ K A M IK I miga po tarczy, Całość na środku ziemi naszej I R K A
ile mu sił wystarczy. narysowana cienkim pasem.
Wydawca: Wydawnictwo »Gazetka Miki« — Sp. z o. o. Redakcja i administracja: Warszawa, Jasna 18/20 m. 17. Tel. 529-64. Konto P. K. O.: 3666. Przekaz rozrachunkowy 368.
Redaktor: Aleksandra Bończa-Waśniewska. Redakcja, czynna codziennie od g. 12— 13. Administracja czynna od 10— 19.
Warunki prenumeraty: miesięcznie 1 50 'zł wraz z przesyłką, cena pojed. numeru 40 gr. — Do nabycia w księgarniach i w kioskach »Ruchu«. — Drukarnia Narodowa w Krakowie.

You might also like