12 Sprytnych Sposobow

You might also like

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 167

 

 
Tytuł oryginału
12 SMALL ACTS TO SAVE OUR WORLD
 
Copyright © WWF, 2018.
All rights reserved.
Text by Emily Beaumont
First published in the United Kingdom by Century,
an imprint of Cornerstone.
Cornerstone is part of
the Penguin Random House Group of companies.
 
Projekt okładki i ilustracje w środku
Andrzej Rysuje Milewski
andrzejrysuje.pl
 
Konsultacja i adaptacja do polskich warunków
Magda Wieczerzyńska, WWF Polska
 
Redaktor prowadząca
Milena Rachid Chehab
 
Redakcja
Joanna Popiołek
 
Korekta
Katarzyna Kusojć
Bożena Hulewicz
 
ISBN 978-83-8169-175-8
 
Warszawa 2020
 
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
 

 
Przedmowa Bena Fogle’a, ambasadora WWF oraz patrona
dzikiej przyrody z ramienia ONZ

Wbrew temu, w co każe ci wierzyć Hollywood, nie musisz być Czarną Panterą,
Thorem ani Wonder Woman, żeby ocalić naszą planetę.
Kto z nas by tego nie chciał: oczyścić oceany, ochronić obszary strefy polarnej,
zmniejszyć pozostającą po nas ilość plastiku? Kto nie chciałby uniknąć
najgorszych następstw zmian klimatycznych, odżywiać się żywnością
nienaruszającą równowagi ekologicznej oraz powstrzymać niszczenia środowisk
życia zdumiewających gatunków zwierząt całej planety?
Kto nie chciałby stanąć do walki w  imię ocalenia świata niczym Batman –
krzyżowiec w pelerynie?
Zaliczam się do szczęściarzy, ponieważ miałem możność pojechać do każdego
zakątka globu, a  samo piękno naszego wspólnego domu nie przestaje mnie
zdumiewać, oszałamiać i elektryzować. Jednakże coraz mocniej też rozwścieczają
i  przygnębiają mnie wyrządzane przez nas szkody oraz tempo, w  jakim ich
dokonujemy.
Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które w  pełni pojmuje czynione przez
ludzkość spustoszenia. Jesteśmy też ostatnim, które może odwrócić bieg spraw
i nadać mu właściwy kierunek – dla zdrowia, dostatku i bezpieczeństwa naszych
dzieci, wnuków i przyszłych pokoleń.
Wielu z nas uważa kwestie takie jak zmiany klimatyczne i wycinanie lasów za
beznadziejne, a  rozwiązania mające im zaradzić za jeszcze bardziej
skomplikowane. Co naprawdę mogę zrobić w  codziennym życiu, żeby coś
zmienić? Jaki sens ma oddawanie przeze mnie odpadów do przetwarzania albo
nieużywanie plastikowych słomek, skoro wielkie firmy nie chcą wprowadzać
zmian? Od czego mam zacząć?
No cóż, książka, którą trzymasz w rękach, jest skierowana do nas wszystkich –
bohaterów codzienności, którzy muszą robić zakupy na cały tydzień, pakować
dzieciom posiłki do szkoły i  zmagać się z  wymaganiami współczesnego życia.
Została napisana we współpracy ze wspaniałymi ludźmi ze Światowego
Funduszu na rzecz Przyrody (World Wide Fund for Nature, WWF), a wypełniają
ją opisy drobnych, prostych, możliwych do przeprowadzenia działań, które mogą
mieć ogromny wpływ na ocalenie naszej planety. Jeśli chcesz, możesz do lektury
włożyć maskę i pelerynę Batmana.
Nie budzi większego zaskoczenia fakt, że wskutek wielkiego tempa życia
w  XXI wieku przyzwyczailiśmy się chadzać na skróty i  nabraliśmy złych
przyzwyczajeń. Używane na co dzień plastikowe opakowania do żywności oraz
butelki na wodę zostały wymyślone po to, żeby nasze produkty dłużej zachowały
świeżość. Rywalizacja w  zaopatrywaniu nas w  jak najtańszą odzież lub energię
może obniżać płacone przez nas rachunki. Jednak te udogodnienia mają swoją
cenę – czynią nieodwracalne szkody w  środowisku. To koszty, których nie
możemy dłużej ignorować.
Nieustannie uderza mnie oszałamiające piękno przyrody naszej planety.
Wędrowałem po Arktyce, przepłynąłem łodzią Atlantyk, a  niedawno spełniłem
dziecięce marzenie i wspiąłem się na dach świata, by z podziwem rozglądać się
ze szczytu Mount Everestu. To w  takich chwilach naprawdę pojmuję kruchość
naszych ekosystemów i  zdaję sobie sprawę, że musimy zrobić wszystko, by
ochronić świat i nasze w nim miejsce. Jako ambasador WWF oraz patron dzikiej
przyrody z  ramienia Organizacji Narodów Zjednoczonych staram się dzielić
moimi doświadczeniami, naświetlać historię sukcesów, a  także wskazywać
dziedziny potrzebujące pilnych zmian. Chcę, żeby moje i  twoje dzieci mogły
swobodnie badać i odkrywać świat, tak jak ja.
Zanim zaczniesz czytać tę książkę, chciałbym cię zachęcić stwierdzeniem, że
nigdy nie jest za późno. Inspirującym tego przykładem stała się moja niedawna
wyprawa na Mount Everest. Przed podróżą ludzie stale mnie pytali: „Czy góra nie
jest dziś cała pokryta śmieciami?”. Jednak Everest, jaki zastałem, prawie
powrócił już do swego oszałamiającego, najpiękniejszego stanu. Chociaż górę
odwiedza rocznie 100  000 osób, był to jeden z  najczystszych, najporządniej
utrzymanych szlaków na pustkowiach, jakie widziałem.
Stało się tak dzięki wielu czynnikom, w  tym podjętej przez rząd Nepalu
wielkiej operacji sprzątania, ścisłym przepisom obowiązującym wszystkich
himalaistów oraz wprowadzonemu ostatnio zakazowi śmiecenia. Są to drobne
działania, które łącznie odniosły olbrzymi skutek.
Teraz naprawdę nadszedł czas na działanie. Nie musisz być superbohaterem, bo
każdy może coś zmienić. Postępując zgodnie z  opisanymi w  tej książce
działaniami i  dostosowując swój styl życia do jednego, dwóch czy trzech –
a  naprawdę mam nadzieję, że do wszystkich dwunastu – spowodujesz zmianę.
Zmianę, która stanie się odczuwalna dla ciebie, dla twojego społeczeństwa i dla
świata. Kupując tę książkę, już wykonałeś znakomity krok, by zrobić swoje.
Zatem wszyscy przyłączmy się do walki o  ocalenie planety. Nadeszła dla nas
pora, by odwrócić bieg spraw i  aktywnie odtwarzać naturę, zamiast samolubnie
z niej czerpać. Bądźmy strażnikami, na których nasz świat zasługuje.
Kto wie, może pewnego dnia w  Hollywood będzie się kręcić filmy o  nas i  o
tym, jak stanęliśmy w obronie świata i ocaliliśmy go.
 

 
Wstęp

Czy kiedykolwiek zastanawiasz się, jak bardzo świat w  ciągu twojego życia się
przeobraził: od technologii zmieniającej styl twojej egzystencji aż do zmian
środowiskowych, zachodzących w  oceanach i  w  atmosferze? A  co z  twoim
miejscem na planecie i z tym, jak bardzo twoje działania na nie wpływają? Czy
w dziedzinie globalnych wyzwań często czujesz się jak bezradny, stojący z boku
obserwator?
Wystarczy, żebyśmy włączyli telewizor, by przypomniano nam
o przerażających zmianach, których świadkami jesteśmy: o topniejących w miarę
wzrostu temperatury lodowcach, o częstszych powodziach i suszach, o morzach,
w  których pływa plastik, o  znikających lasach, o  tempie wymierania gatunków,
które rośnie niczym wskaźnik pulsu u  pacjenta w  ciężkim stresie. Wystarczy
przełączyć się na telewizyjne wiadomości, by aż nazbyt często doznać wrażenia,
że oglądamy początkowe sceny filmu katastroficznego.
Łatwo możesz też doznać poczucia, że powyższe zmiany są nieodwracalne, że
nie masz żadnej kontroli nad przebiegiem wydarzeń na świecie i nie możesz na
nic wpłynąć. Rozumiemy. Mimo to zaufaj nam – masz olbrzymią rolę do
odegrania. Środowisko nie jest czymś leżącym „gdzieś tam”, zbyt wielkim, żeby
jedna osoba mogła coś w  nim zmienić. Przeciwnie, wszyscy stanowimy jego
część i  każdy dokonany przez nas wybór – bez względu na to, czy wydaje się
ważki, czy błahy – ma wpływ na świat wokół nas.
Dzięki tej książce przywrócimy ci możliwość sprawowania kontroli
i pomożemy ci podjąć pewne proste działania, które pokierują świat we właściwą
stronę i zapewnią lepszą przyszłość ludziom oraz wszystkim pozostałym żyjącym
na tej planecie gatunkom.
Nie przedstawiamy ci po prostu listy rzeczy, które należy i  których nie wolno
robić. Książka jest pełna cudownych pomysłów ekspertów oraz przykładów, jak
ludzie na całym świecie przeobrażają życie swoje i  innych. Ma ona na celu
pokazanie ci, jakie znaczące działania możesz podjąć w  codziennym życiu
i  zwykłych czynnościach, zamiast po prostu stać biernie z  boku – od zakupów
produktów spożywczych aż do sposobu, w  jaki dojeżdżasz do pracy. Książka
wyjaśnia również, dlaczego takie ważne jest podjęcie działań przez nas
wszystkich i  w  jaki sposób twoje pierwsze posunięcie może stać się punktem
wyjścia całej masy zmian, których możesz w życiu dokonać.
Istnieje też dodatkowa korzyść – to dość prawdopodobne, że omawiane zmiany,
oprócz dobroczynnego wpływu na oceany, atmosferę, rzeki i  lądy, sprawią, iż
jednocześnie poczujesz się osobą zdrowszą, żyjącą wygodniej i lepiej sytuowaną.
Być może przysporzą ci też odrobiny szczęścia, a z pewnością sprawią, że nieco
inaczej pomyślisz o świecie i swoim w nim miejscu.
Opisane tu zmiany rozpoczynają się w  domu, w  pracy oraz we wszystkich
miejscach, gdzie toczy się nasze codzienne życie. Tam jednak się nie kończą.
Indywidualne działania mogą stanowić wiadomość wysłaną do rządzących oraz
do uczestników korporacyjnych narad, że istnieje szerszy ruch – wzbiera fala
ludzi, którzy domagają się od decydentów wprowadzenia w  życie zmiany na
globalną skalę. Twoje działania, nawet tak proste jak noszenie butelki na wodę do
wielokrotnego użytku albo dwustronne drukowanie dokumentów w pracy, mogą
zachęcić innych do tego samego i stać się inspiracją do rzeczywistej zmiany.
Wróćmy na chwilę myślą do czasów sprzed 10 lub 20 lat. Jak wtedy w twojej
okolicy wyglądały zakłady przetwarzania odpadów? Może sporadycznie
udawałeś się do pojemnika na surowce wtórne i wrzucając pojedyncze butelki do
otworu, słuchałeś brzęku roztrzaskującego się szkła, ale niewiele więcej mogłeś
zrobić. Teraz zaś, choć i to nadal można ogromnie poprawić, istnieją możliwości
przetwarzania niemal wszystkiego, na co spojrzymy: kolejne miliony puszek,
butelek, kartonowych pudeł i  całej reszty przedmiotów codziennie poddaje się
recyklingowi, oszczędzając zasoby, oszczędzając energię, a  także oszczędzając
tym artykułom końca na wysypisku śmieci. Pozytywna zmiana, spowodowana
przez ludzi takich jak ty, którzy chcą tę zmianę ujrzeć, może zajść w  ciągu
zaledwie kilku lat.
Pomyśl też o  niektórych dziko żyjących gatunkach, zepchniętych przez
działalność ludzi na skraj zagłady, którym udało się pomóc. Wydry zniknęły
z  dużej części Anglii, kiedy rzeki zostały zatrute chemikaliami stosowanymi
w  rolnictwie. Obecnie, gdy po ograniczeniu ilości używanych środków
chemicznych niektóre rzeki powoli, lecz nieustannie się oczyszczały, liczebność
wydr, objętych nowo ustanowioną ochroną, ponownie się zwiększyła. Kondory,
doprowadzone wskutek polowań z  bronią palną oraz zatrucia i  zniszczenia
środowiska życia niemal do wyginięcia, po programie hodowania w  niewoli
i reintrodukcji wróciły na kalifornijskie niebo.
A teraz spróbuj sobie wyobrazić świat za 20 czy 30 lat, zrekonstruowany dzięki
zmianom, których moglibyśmy dokonać: czystsze powietrze, miasta z  większą
ilością zieleni, wiejskie okolice pełne ptaków, pszczół i motyli, na całym świecie
zdrowsze rzeki i  lasy, nadal pełniące funkcję płuc planety i  obfitujące w  dziko
żyjące gatunki, stabilny klimat, w którym będą żyć twoje dzieci oraz ich dzieci.
Ten obraz nie jest tak naciągany, jak można by pomyśleć, lecz pomaga wybrać
punkt wyjścia, z  którego wyruszymy w  drogę do tego lepszego, bardziej
zrównoważonego świata.
Na co zatem czekasz? Chodź, ruszaj naszym śladem, a  wspólnie zdołamy
zmienić świat przez sukcesywne wprowadzanie kolejnych drobnych zmian.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 1


Nie przełączaj sprzętu w tryb czuwania; odłącz go od
źródła zasilania i zabij wampira energii

Mają małe błyszczące ślepia czerwonej, zielonej lub niebieskiej barwy, którymi
śledzą cię w  ciemności, kiedy nocą wychodzisz z  pokoju i  ziewając, idziesz do
łóżka po rzuceniu szybkim spojrzeniem naokoło dla upewnienia się przed snem,
że wszystko jest tak, jak powinno. Rankiem, kiedy nadal senny wracasz,
przecierając oczy, zerkają na ciebie w  półmroku, przycupnięte na swoich
miejscach w  narożnikach pokoju lub na stolikach, zanim odsłonisz żaluzje bądź
kotary.
Kiedy śpisz, błyszczą tak we wszystkich pogrążonych w  mroku
pomieszczeniach twojego domu. Kiedy wychodzisz do pracy, nadal będą
błyszczeć, ciągną chciwie prąd wtyczkami podłączonymi do sieci zasilającej
i  czekają, aż wrócisz i  ponownie ich użyjesz, albo bezgłośnie w  miarę upływu
dnia obwieszczają godziny w pustych pokojach.
Kiedy pozostawiasz urządzenia, takie jak telewizory, kuchenki mikrofalowe,
laptopy i ładowarki do telefonów, podłączone do gniazdka w trybie czuwania, to
tak, jak gdyby w całym domu przebywała ciżba małych wampirów, wysysających
i  zużywających prąd oraz zwiększających twoje rachunki za elektryczność
w ogóle bez żadnego pożytku.
Ta zmarnowana ilość prądu w  ciągu roku narasta. Nawet jeśli telewizor
oszczędnie zużywa energię, pozostawiany w  trybie czuwania przez cały rok
zużyje jej tyle, ile włączona żarówka przez półtora dnia. Według informacji
Energy Saving Trust (Organizacji ds. Oszczędzania Energii) utrzymywanie
konsoli do gier w  trybie czuwania przez cały rok jest jak pozostawienie
włączonego na stałe oświetlenia przez niemal ten sam czas.
Zatem przed pójściem nocą do łóżka albo rano przed wyjściem do pracy
pożegnaj się z  wampirami. Sprawdź cały dom i  powyłączaj urządzenia albo
odłącz je od gniazdek. Upewnij się, że nie zostawiłeś podłączonej do gniazdka
ładowarki do telefonu. Nawet gdybyś zostawił dla wygody włączone jedno lub
dwa urządzenia, to zrobiłoby to różnicę, gdyż każde z nich zużywa prąd i marnuje
pieniądze oraz zasoby naturalne, niezbędne do wytworzenia energii elektrycznej.
Jeśli chodzi o  oszczędzanie energii, każda odrobina pomaga. A  oszczędzanie
energii to ogromna część działań potrzebnych do rozwiązania największego
problemu naszych czasów – zmian klimatycznych.
Myślenie o tym, jak nasze działania wpływają na klimat, może być niełatwe. Co
jedna osoba może zrobić w obliczu wzrostu temperatury wskutek uwalniania do
atmosfery coraz większych ilości gazów cieplarnianych oraz groźby fal upałów,
powodzi, podnoszenia się poziomu mórz, coraz silniejszych sztormów oraz
szkód, jakich doznają uprawy i  dzika przyroda? Nic dziwnego, że niektórzy
ludzie wolą o tym nie myśleć albo nawet uważają, że nic takiego się nie dzieje.
Stoimy jednak u  progu rewolucji. Kraje uznające potrzebę działania w  2015
roku zawarły we Francji porozumienie w  sprawie zapobiegania niebezpiecznym
zmianom klimatycznym. Porozumienie paryskie stanowi, że kraje podejmą kroki
mające zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, pochodzących ze spalania paliw
kopalnych w elektrowniach i silnikach samochodów oraz z wycinania lasów. Ma
to na celu utrzymanie globalnego wzrostu temperatury „znacznie poniżej” 2°C
ponad poziom z  XIX wieku, zanim na świecie naprawdę rozpoczęła się era
uprzemysłowienia. Porozumienie zawiera również obietnicę starań o  jeszcze
większe ograniczenie wzrostu temperatury – do 1,5°C. A  to dlatego, że wiele
krajów, na przykład leżące nisko nad poziomem morza wyspy na Pacyfiku,
obawia się, iż po przekroczeniu wskutek ocieplenia progu 1,5° ich perspektywy
będą się przedstawiać dość ponuro.
Tak oto przechodzimy do sedna. Żeby zatrzymać wzrost temperatury na
poziomie 2°C albo 1,5° lub żeby ustabilizować klimat przy dowolnej
temperaturze, musimy zaprzestać wtłaczania do atmosfery dalszych porcji gazów
cieplarnianych, takich jak dwutlenek węgla, albo zdecydowanie zmniejszyć ich
ilość. Ich emisja ze wszystkich źródeł, od produkcji energii przez transport aż do
wycinania lasów, musi spaść do zera (lub do wartości jak najbliższej zeru),
podczas gdy wpływ wszystkich gazów cieplarnianych, których wytwarzania nie
da się uniknąć, trzeba równoważyć na przykład przez sadzenie większych połaci
lasów. Dla uniknięcia niebezpiecznych zmian klimatycznych musimy osiągnąć
stan świata o zerowej emisji przed połową stulecia – im wcześniej, tym lepiej.
Spalanie paliw kopalnych w  celu dostarczania energii do domów oraz ich
ogrzewania, zasilania przemysłu, zaopatrywania nas w żywność i utrzymywania
w  ruchu systemów transportu składa się na większość z  miliardów ton węgla,
jakie co roku wtłaczamy do atmosfery, a  wytwarzanie prądu elektrycznego
stanowi tego dużą część.
Tu jednak zaczynają się dobre wieści – dostrzegamy już zmianę w  kierunku
czystszych sposobów wytwarzania energii dzięki spadkowi cen technologii
związanych z  odnawialnymi jej źródłami, takich jak panele słoneczne i  turbiny
wiatrowe, a  Wielka Brytania i  Chiny w  niezwykłym tempie rozwijają oba te
rodzaje technologii. W piątek 21 kwietnia 2017 roku Wielka Brytania – kolebka
rewolucji przemysłowej – po raz pierwszy w  ogóle nie użyła prądu
wytworzonego z  węgla od czasu, gdy w  latach osiemdziesiątych XIX wieku
zaczęła stosować to paliwo do wytwarzania elektryczności. W  2018 roku
przeżyliśmy już ciąg trzech takich dni. W międzyczasie w ciągu ostatnich pięciu
lat zużycie węgla do wytwarzania prądu spadło w  Wielkiej Brytanii z  40 do
niespełna 7 procent.
Na świecie między rokiem 2014 i 2016 przez trzy lata z rzędu występował albo
tylko niewielki globalny wzrost emisji, albo nie było go wcale, co sugeruje, że
krzywa wytwarzania gazów cieplarnianych może ostatecznie przybrać kształt
płaski. Chociaż w  2017 roku emisja znowu wzrosła, dowody wskazują, że
możemy ponownie odwrócić bieg spraw.
Ogromnym fragmentem tej układanki jest zużywanie mniejszej ilości energii.
International Energy Agency (Międzynarodowa Agencja Energetyczna) opisuje
oszczędzanie energii jako jedyną rzecz, której w  każdym kraju jest pod
dostatkiem, a  także jako pierwszorzędne paliwo rozwoju gospodarczego. To
zdecydowanie najtańszy i  najszybszy sposób poradzenia sobie z  ceną energii,
zapewnienia sobie jej dostępności i ograniczenia emisji dwutlenku węgla.
W oszczędzaniu energii może wziąć udział każdy. Najprostszy sposób polega na
odłączaniu sprzętu od gniazdek lub wyłączaniu prądu ściennym wyłącznikiem.
Kiedy już wdrożysz się do tego zwyczaju, będziesz mógł zrobić w  domu
mnóstwo innych rzeczy dla oszczędności energii. Jeśli gotujesz wodę w czajniku
elektrycznym, nalewaj do niego tylko tyle, ile potrzebujesz. Jeśli potrzeba ci
wody na jedną filiżankę herbaty lub kawy, nalej minimalną ilość wody i korzystaj
w  tym celu ze wskaźników na bocznej ściance czajnika. Jeśli przyrządzasz
herbatę w  ten sposób, nie tylko oszczędzisz energię i  pieniądze, lecz także
uzyskasz smaczniejszy napój, gdyż eksperci twierdzą, że nie powinno się do
zaparzania herbaty używać wody już wcześniej przegotowanej, bo to psuje jej
smak.
Żarówki także stały się ekonomiczniejsze, a wraz z pojawieniem się najnowszej
generacji diod emitujących światło (ang. light-emitting diode, LED) masz do
wyboru świetlówki różnej jasności i  barwy, a  nawet możliwość przyciemniania
światła, co niegdyś umożliwiały tylko staromodne żarówki. Ceny świetlówek
LED-owych szybko spadają, zużywają one znacznie mniej prądu, są więc tańsze
w  eksploatacji, a  po zainstalowaniu przez całe lata nie wymagają wymiany.
A jeśli nadal uwielbiasz widok tradycyjnych, edisonowskich żarówek z jarzącymi
się włóknami, to wiesz co? Możesz kupić również takie świetlówki LED-owe.
Kiedy już uznasz, że zrobiłeś dla oszczędności energii wszystko, co da się
zrobić w domu, pomyśl teraz o tym, skąd przede wszystkim pochodzi zużywana
przez ciebie elektryczność. Do połowy tego stulecia (a w  niektórych krajach
nawet dekady wcześniej) cała energia ma pochodzić z  niskowęglowych źródeł,
takich jak farmy wiatrowe. W  ciągu zaledwie paru minut możesz wysunąć się
w  tej grze na prowadzenie i  przejść na taryfę gwarantowaną na energię w  100
procentach „zieloną”, wspierając w ten sposób firmy, które już nadają bieg takiej
przemianie. Obowiązek załatwienia tej sprawy spoczywa w  całości na
dostarczycielu energii, więc przejście jest łatwe, a  to przyniesie ci oszczędności
finansowe. Jeśli sam zechcesz być swoim dostarczycielem energii, możesz nawet
zaopatrzyć się we własne panele słoneczne.
Oczywiście nie chodzi tu jedynie o  prąd, ponieważ ogrzewanie też stanowi
poważną część zużycia energii. Jeśli masz bojler gazowy lub jeśli twój dom nie
ma dostępu do sieci komunalnej i  używasz olejowego pieca grzewczego albo
kominka bądź pieca kuchennego, w  których palisz węglem, ogrzewasz dom
paliwem kopalnym, z  którego powstaje dwutlenek węgla. Pod pewnymi
względami z  paliwami kopalnymi trudniej sobie poradzić niż z  wytwarzaniem
elektryczności w  czystszy sposób, ponieważ zamiast dużych „brudnych”
elektrowni, które można zastąpić farmami wiatrowymi lub słonecznymi, mamy
do czynienia z małą „brudną” ciepłownią w każdym domu. Urządzenia takie jak
bojlery gazowe stały się ekonomiczniejsze, co doprowadziło w Wielkiej Brytanii
do spadku zużycia gazu w gospodarstwach domowych, lecz nadal są one źródłem
emisji.
Jest mnóstwo sposobów radzenia sobie z  tym problemem. Gaz do bojlerów
można zastąpić wtłaczanym do sieci „zielonym gazem” z  odnawialnych źródeł,
wyprodukowanym poprzez kompostowanie odpadków żywności lub materiału
roślinnego. Można też go zastąpić wodorem wytworzonym z  gazu ziemnego
w  procesie, w  którym wydziela się węgiel, ale ten ostatni można wychwycić
i zmagazynować na stałe pod ziemią. Następnie wodór można dostarczać rurami
do domów, gdzie – zużywany do ogrzewania – wytwarza jako produkt uboczny
tylko wodę.
Są też powietrzne pompy ciepła zasilane elektrycznością i  działające na
zasadzie odwrotnej niż lodówka, pobierające ciepło z  powietrza na zewnątrz
w celu ogrzewania domu. Podobnej technologii, wykorzystującej również różnice
temperatur między powietrzem a wodą albo gruntem, można używać na większą
skalę w  dzielnicowych systemach grzewczych, w  których dziesiątki lub nawet
setki budynków podłącza się rurami do jednego źródła energii doprowadzającego
do domów ciepło bądź chłodzącego je. W Paryżu Sekwanę wykorzystuje się do
chłodzenia budynków w  całym mieście, w  tym Luwru oraz siedziby
Zgromadzenia Narodowego.
Jakkolwiek by na to spojrzeć, zużywanie mniejszej ilości energii na ogrzewanie
to naprawdę dobry początek, a  mieszkańcy mogą się do tego zabrać na długo
przed tym, zanim ktokolwiek zacznie rozkopywać im ulicę.
Możesz zacząć od naprawdę prostych rzeczy, jak zaciąganie kotar na noc, żeby
powstrzymać chłód i  sprawić, by pokoje stały się przytulne. Jeśli masz jakieś
zapasowe pomieszczenia, zakręć w  nich grzejniki – nawet tego nie zauważysz,
a  w  ten sposób zaoszczędzisz pieniądze i  energię. Kiedy w  domu jest już miło
i  ciepło, możesz pomyśleć o  przykręceniu termostatu o  1°C. Prawdopodobnie
nawet nie odczujesz różnicy.
Do innych możliwości należy wstawienie podwójnych szyb, co ograniczy też
hałas, jeśli mieszkasz przy szczególnie ruchliwej ulicy. Powinieneś również
zadbać, by poddasze i  wszelkie przestrzenie pod podłogą miały dobrą izolację
cieplną, a  jeśli wymagają ulepszeń, to nie będzie rujnujący wydatek; zamontuj
również taśmy izolacyjne wokół drzwi, gdy odczuwasz przeciągi. W  chłodny,
wietrzny dzień przytrzymaj dłoń przy framudze, a jeśli czujesz przewiew, to dość
dobra oznaka, że możesz coś zrobić dla poprawienia skuteczności izolacji
energetycznej drzwi.
Wspaniałą sprawą wiążącą się z zadbaniem o izolację cieplną domu jest fakt, że
nie tylko utrzymuje ona ciepło w środku podczas chłodów, lecz także pomaga go
chłodzić w  upalną pogodę, przez co będzie ci się żyło przyjemniej i  zdrowiej,
a jednocześnie oprócz pomagania światu oszczędzisz w ten sposób na rachunkach
za energię.
 
 

Zmiany klimatyczne – o co w tym wszystkim chodzi?

Już w  1824 roku francuski uczony Joseph Fourier zrozumiał, że atmosfera


działa niczym koc, dzięki któremu na Ziemi jest cieplej, niż byłoby bez niego,
co powszechnie nazywa się „efektem cieplarnianym”. W  1861 roku fizyk
John Tyndall dokonał w  swojej londyńskiej pracowni pomiarów, w  jakim
stopniu pewne gazy, w  tym dwutlenek węgla, metan i  tlenek azotu, mogą
zatrzymywać ciepło.
Naturalne oddziaływanie tych gazów na planetę jest korzystne – bez nich na
Ziemi byłoby zimniej mniej więcej o  30°C, więc nie mogłoby na niej
przetrwać życie w takiej postaci, jaką znamy.
Jednakże od zarania rewolucji przemysłowej ludzie wtłaczają do atmosfery
coraz więcej dwutlenku węgla na skutek spalania węgla, gazu i ropy naftowej
w  przemyśle, transporcie i  w  celu ogrzewania oraz wytwarzania prądu
elektrycznego. W coraz większym tempie karczujemy też lasy i przeznaczamy
coraz więcej ziemi na pola uprawne, zwiększając w ten sposób emisję gazów
cieplarnianych.
Kiedy zaś dodatkowe porcje gazów cieplarnianych znajdą się w atmosferze,
robią to, co zawsze najlepiej im wychodziło – zatrzymują ciepło.
Z możliwego wpływu dodatkowych ilości gazów cieplarnianych na globalną
temperaturę zdawano sobie sprawę od ponad stulecia, a  w  1938 roku Guy
Callendar, inżynier mechanik silników parowych oraz meteorolog amator,
opublikował pierwszy dowód, że świat już uległ ociepleniu, w dużej mierze za
sprawą dodatkowej ilości dwutlenku węgla.
W 1958 roku Charles David Keeling rozpoczął w  odległej stacji
obserwacyjnej na Hawajach rejestrowanie poziomu dwutlenku węgla, który
stanowi około 85 procent całkowitej emisji gazów cieplarnianych. Od tamtego
czasu tych pomiarów dokonuje się stale, a  powstała w  ich wyniku „krzywa
Keelinga” jest wyraźnym zapisem nieubłaganego wzrostu ilości dwutlenku
węgla w atmosferze.
Poziom dwutlenku węgla nadal rośnie, tak samo zachowuje się również
temperatura. Gremia naukowe na całym świecie mierzą globalną temperaturę,
wykorzystując dane z całej powierzchni planety. Uczeni stwierdzili, że średnia
temperatura globalna wzrosła od XIX wieku mniej więcej o  1°C, a  choć
w  niektórych latach może być odrobinę chłodniej lub cieplej, istnieje
długofalowa tendencja do ocieplania się świata.
Wszystkie wyniki prowadzonych przez naukowców badań nad wpływem
wzrostu temperatury poddaje ocenie światowa organizacja powołana przez
rządy krajów – Intergovernmental Panel on Climate Change (Międzyrządowy
Zespół ds. Zmian Klimatu, IPCC), którego członkowie doszli do wniosku, że
ocieplanie się planety jest niewątpliwym faktem, jego główną przyczyną jest
aktywność człowieka, a  bez szybko podjętych działań jego skutki będą
narastać.
Duża część nadmiaru ciepła ogrzewa oceany, te zaś rozszerzają się, co
podnosi poziom morza, który zwiększa również topnienie pokryw lodowych
i lodowców. Obserwujemy już dramatyczne podnoszenie się poziomu morza –
o 20 centymetrów w latach 1901–2015.
W niektórych rejonach wzrost temperatury doprowadzi do suszy i  fal
upałów, a  ponieważ cieplejsza atmosfera może również zatrzymywać więcej
wilgoci, prawdopodobnie spowoduje to wzrost częstości ekstremalnych
sztormów i  opadów deszczu, których skutkiem mogą być takie zjawiska jak
powodzie.
Prawdopodobnie ucierpią plony zbóż, na przykład pszenicy i  ryżu, a  wiele
dziko żyjących gatunków już toczy walkę o  przystosowanie się
i w przyszłości będzie musiało jeszcze mocniej walczyć, ponieważ tradycyjne
pory roku ulegną zakłóceniu albo miejsca, w których te gatunki bytują, tak się
zmienią, że staną się dla żyjących tam zwierząt i roślin nieodpowiednie.
Istnieje też ryzyko osiągnięcia „punktów krytycznych” – nagłych
i  ekstremalnych zdarzeń, takich jak stopienie się arktycznej wiecznej
zmarzliny, z  której mogą zostać uwolnione do atmosfery ogromne ilości
metanu – to zaś zmieni nasz świat na zawsze.
 

Czym jest twój ślad węglowy?

Chociaż ten zwrot brzmi jak określenie zrobionego sadzą znaku na


powierzchni gruntu, to w rzeczywistości oznacza sposób pomiaru piętna, jakie
pozostawiasz po sobie na planecie. Ocenia on całą wytwarzaną przez ciebie
emisję gazów cieplarnianych i  umożliwia ci porównanie jej z  krajowymi
i  międzynarodowymi wartościami średnimi, a  także zrozumienie, jak bardzo
wszyscy musimy połączyć wysiłki, jeśli mamy wykonać swoją cząstkę roboty,
by poradzić sobie ze zmianami klimatycznymi.
Ślad węglowy obejmuje emisję związaną ze zużywaną bezpośrednio przez
ciebie energią w postaci prądu elektrycznego, ciepła do ogrzewania domu oraz
paliwa w  podróży, a  także emisję towarzyszącą produkcji żywności oraz
innych kupowanych przez ciebie towarów wytwarzanych w twoim kraju albo
gdzie indziej na świecie.
Chociaż ten parametr nazywa się śladem węglowym, obejmuje on rozmaite
gazy cieplarniane, w  tym metan i  tlenek azotu, cechujące się różnym
wpływem na klimat. Na przykład metan, choć do atmosfery przedostaje się go
rocznie mniej niż dwutlenku węgla, silniej wpływa na globalne ocieplenie,
zatem emisja 1 tony metanu działa podobnie jak 25 ton dwutlenku węgla.
Kalkulator śladu węglowego uwzględnia to przy zamianie wszystkich gazów
cieplarnianych na odpowiadającą im ilość dwutlenku węgla, żeby wyrazić
wielkość śladu w postaci jednej liczby (więc jeśli zobaczysz opis w rodzaju:
ekwiwalent tony dwutlenku węgla albo CO2, to znaczy, że przeprowadzono
właśnie takie obliczenia).
Przy obliczeniach bierze się także pod uwagę miejsce zamieszkania,
ponieważ różne rządy prowadzą zróżnicowaną politykę wpływającą na
pomiary. Na przykład jeśli jeździsz elektrycznym samochodem w  Norwegii,
gdzie większość prądu pochodzi z  energii wodnej, to pozostawiasz mniejszy
ślad węglowy niż w  Wielkiej Brytanii, gdzie znaczną część energii nadal
otrzymuje się z paliw kopalnych (oczywiście o ile nie korzystasz już z usług
dostawcy czystej energii albo z  taryfy gwarantowanej na energię ze źródeł
odnawialnych).
Ślad węglowy przeciętnego obywatela Wielkiej Brytanii przeszło
dwukrotnie przewyższa średnią światową, a  mieszkańca USA jest niemal
pięciokrotnie wyższy od średniej na całym świecie. Wielu ludzi
w  najbiedniejszych krajach – na przykład ci, którzy nie mają dostępu do
elektryczności z sieci, nie jeżdżą samochodami i spożywają wytwarzaną przez
siebie żywność – pozostawia nieistotny ślad węglowy.
Polski ślad węglowy to około 400 mln ton rocznie; stanowi to 9 procent
emisji wszystkich krajów Unii Europejskiej. Nasz kraj zajmuje piąte miejsce
w  tej niechlubnej statystyce po Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji
i Włoszech. Na jednostkę PKB przypada w Polsce trzykrotnie więcej ton, niż
wynosi średnia europejska.
Gdyby każdy miał „sprawiedliwy udział” w emisji dwutlenku węgla, który
ludzie wciąż będą mogli wprowadzać do atmosfery w  2050 roku,
a jednocześnie aby osiągnąć cel w postaci ograniczenia wzrostu temperatury,
ów udział dla każdego z  nas równałby się 1,05 tony rocznie, czyli byłby
o  wiele niższy niż aktualne wartości w  krajach Zachodu. Niektóre kraje
posuwają się jeszcze dalej; Szwecja już zobowiązała się do uzyskania
wartości netto wynoszącej zero.
Kalkulator śladu węglowego WWF można sprawdzić w  internecie na
stronie: footprint.wwf.org.uk1.
1 Przykładowy adres polskiej strony internetowej z  kalkulatorem śladu węglowego:
waznamisjazdrowaemisja.pl/kalkulator-sladu-weglowego/ (przyp. tłum.).
 

Przyszłość promienna… i wietrzna

Przed rewolucją przemysłową odnawialne źródła energii były


w  powszechnym użyciu: młyny wodne i  wiatraki, drewno używane do
ogrzewania i  gotowania oraz tłuszcze zwierzęce do oświetlania. Następnie
pojawiły się węgiel, ropa i  gaz, a  znaczna część świata przestawiła się na te
paliwa kopalne ze względu na ich efektywność i łatwość stosowania. Jednak
teraz, dzięki połączeniu wiedzy o  szkodach dokonywanych przez paliwa
kopalne oraz postępów w  technologii, możemy znaleźć się w  punkcie
zwrotnym, w którym wiatr, woda i słońce jako przyszłościowe źródła energii
zastąpią „brudne” paliwa.
Według danych International Energy Agency w  2016 roku globalna ilość
energii wytwarzanej z  odnawialnych źródeł wzrosła o  blisko 6 procent
i  stanowiła mniej więcej 24 procent światowej produkcji energii. Około 70
procent tej ilości pochodziło z  elektrowni wodnych, głównie dużych tam
zatrzymujących wodę i  przepuszczających ją przez turbiny wytwarzające
prąd. Bioenergia stanowiła 9 procent, a  farmy wiatrowe i  panele słoneczne
odpowiednio: 16 i 5 procent.
W Polsce w  2017 roku ilość energii pochodzącej ze źródeł odnawialnych
stanowiła 17,5 procent całkowitej produkcji energii, Komisja Europejska
prognozuje, że w roku 2020 będzie to 20 procent.
Prawie dwie trzecie spośród nowych urządzeń do produkcji elektryczności
instalowanych na całym świecie czerpie ze źródeł odnawialnych, a  znaczną
ich część stanowią turbiny wiatrowe i  panele słoneczne, wytwarzające prąd
bezpośrednio z energii słonecznej.
Masowe wejście tego sprzętu na rynek oraz wsparcie rządowe sprawiają, że
jego ceny radykalnie spadają, a to z kolei pomaga przyspieszyć instalowanie
większej liczby urządzeń do pozyskiwania energii odnawialnej.
Dania, pionier w dziedzinie nowoczesnych turbin wiatrowych, w 2017 roku
pozyskała prawie 44 procent swojej energii z wiatru. W Europie wiele krajów
spogląda na swoje farmy wiatrowe na wybrzeżach, gdzie stoją najnowsze
turbiny, wyższe od Gherkina – londyńskiego drapacza chmur – oraz
dwukrotnie przewyższające Statuę Wolności. Jeden obrót ich łopat może
dostarczyć energii wystarczającej do zasilania domu przez 29 godzin.
Wsparcie udzielane tej dziedzinie technologii sprawia, że jej koszty maleją.
Ceny kontraktów na dostarczanie energii z  nowych farm wiatrowych na
brytyjskich wybrzeżach podczas niedawnych aukcji spadły o przeszło połowę
w ciągu dwóch i pół roku, co stawia elektrownie wiatrowe na wybrzeżach na
równi z  elektrowniami gazowymi i  czyni je tańszymi od nowych elektrowni
jądrowych. Według American Wind Energy Association (Amerykańskiego
Stowarzyszenia Energii Wiatrowej) w całych Stanach Zjednoczonych pracuje
ponad 54 000 turbin wiatrowych, wystarczających do zaopatrzenia w energię
27 milionów domów. Prym wśród innych stanów wiedzie Teksas; nowe farmy
wiatrowe są już w trakcie budowy.
W Polsce energia elektryczna pochodząca z  farm wiatrowych zaspokaja
około 7 procent zużycia. W  2018 roku zainstalowano w  naszym kraju
zaledwie 16 nowych turbin wiatrowych (dla porównania – w  Niemczech
2402).
Jednak wszystkie kraje w cień usuwają Chiny, które mimo dużych zasobów
węgla instalują rocznie tysiące turbin wiatrowych oraz olbrzymią liczbę paneli
słonecznych.
Chiny nie są odosobnione we wprowadzaniu do użytku licznych paneli
słonecznych, gdyż rozległe parki słoneczne buduje się między innymi w USA
oraz Indiach – choć Chiny są pewnie jedynym krajem z  farmą słoneczną
w  kształcie pandy. Podczas niedawnych aukcji w  Indiach pojawiły się jedne
z najniższych na świecie cen tej technologii.
Technologia słoneczna, wykorzystywana na dostatecznie dużą skalę, jest nie
tylko użyteczna, lecz stanowi też sposób zaopatrzenia w  energię ubogich
wiejskich społeczności, które obecnie nie mają dostępu do krajowej sieci
zasilającej. International Energy Agency szacuje, że do 2022 roku dzięki
domowym systemom słonecznym dodatkowe 70 milionów ludzi w Azji oraz
Afryce Subsaharyjskiej uzyska dostęp do prądu elektrycznego.
Systemy słoneczne na niewielką skalę to technologia powodująca skokowy
postęp, podobnie jak telefony komórkowe, udostępniające ludziom łączność
bez potrzeby instalowania linii naziemnych. Dobrym tego przykładem są
zasilane energią słoneczną lampy, które działają bez potrzeby podłączania ich
do głównej infrastruktury zasilającej i  mogą zastąpić kosztowną i  niezdrową
naftę używaną do oświetlania w  uboższych społecznościach wiejskich.
Umożliwiają one dzieciom odrabianie wieczorami prac domowych, położnym
– asystowanie przy porodach, a  nawet pozwalają kobietom i  dziewczętom
bezpieczniej odwiedzać wieczorem publiczne toalety.
Jedną z  niepokojących kwestii, utrudniającą większe poleganie na
odnawialnych źródłach energii, jest obawa przed ich „brakiem ciągłości” –
słońce nie zawsze bowiem świeci, a wiatr nie zawsze wieje. Jednak w parze ze
staraniami o  zapewnienie zróżnicowanego zaopatrzenia w  „czystą”
technologię, poprawienie efektywności wykorzystania energii i  lepszego
zrównoważenia podaży z  popytem idzie wzrost roli technologii produkcji
akumulatorów magazynujących energię w  okresie nadmiernej podaży
i  uwalniających ją w  momencie szczytowego popytu. Również w  tym
wypadku ceny spadają.
Elon Musk, założyciel firmy Tesla produkującej elektryczne samochody,
zrealizował obietnicę wybudowania w  południowej Australii olbrzymiego
bloku magazynującego energię w  akumulatorach o  mocy 100 megawatów,
który pomoże rozwiązać problem zaopatrzenia w  energię. Blok może
zaopatrywać przez godzinę do 30 000 domów i pomaga zrównoważyć pracę
sieci zasilającej w chwilach wysokiego popytu na energię.
Jest to największy na świecie blok akumulatorów, ponieważ jednak planuje
się i uruchamia wiele innych, nie pozostanie pewnie taki zbyt długo.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 2


Zbłękitniej, żeby pozostać zielonym: oszczędzaj na co dzień
wodę przy myciu zębów i zmywaniu naczyń

To taka część porannej rutyny oraz czynności wykonywanych przed pójściem do


łóżka, o której pewnie nawet nie myślisz. Odkręcasz kran, zwilżasz szczoteczkę,
nakładasz na nią pastę do zębów i przystępujesz do szorowania.
W ciągu tych dwóch minut mycia zębów może rozmyślasz o dniu, który masz
przed sobą, albo o  tym, który właśnie minął. Może sporządzasz w  głowie listę
spraw do załatwienia lub sprawdzasz pogodę, żeby się przekonać, czy potrzebna
ci kurtka. Może jeszcze nie całkiem zdołałeś się rozbudzić albo jesteś już na wpół
śpiący.
Jeśli jednak na czas mycia zębów i śnienia na jawie zostawiłeś odkręcony kran,
pozwalasz, żeby woda litr za litrem, niewykorzystana, spływała do kanalizacji.
Żeby się przekonać, jak szybko woda wypływa z kranu, możesz wziąć z kuchni
dzbanek z  podziałką i  obserwować, jak się napełnia – w  ciągu niewielu sekund
woda zacznie przelewać się przez krawędź.
Odkręcony kran może spowodować stratę 6 litrów wody na minutę, jak podaje
Waterwise, działająca w  Wielkiej Brytanii organizacja skupiająca się na
działaniach w  celu ograniczenia zużycia wody. Jeśli zatem czyścisz zęby przez
zalecane dwie minuty, dwa razy dziennie, każdego dnia i  w  trakcie szorowania
nie zakręcasz wody, daje to 24 litry spływające do kanalizacji dziennie, 168 litrów
tygodniowo i  ponad 8700 litrów zmarnowanej wody rocznie. Mógłbyś moczyć
się w wannie 100 razy w roku lub dwa razy w tygodniu brać miłą kąpiel w pianie
i zużyłbyś mniej wody.
Jeśli odkręcasz również kran z  ciepłą wodą, żeby w  chłodny dzień nie myć
zębów lodowatą, cała zmarnowana przez ciebie energia na ogrzanie wody (i
forsa, którą na to wyrzucasz) spływa sobie, wirując, do kanalizacji. Nawet jeśli
używasz tylko zimnej wody, zużyto na nią energię, przede wszystkim na jej
uzdatnienie do spożycia oraz na przepompowanie jej do twojego domu.
Zakręcenie kranu jedną ręką, podczas gdy w  drugiej trzymasz szczoteczkę do
zębów, może oszczędzić energię, pieniądze i wodę.
A kiedy skończysz mycie, upewnij się, że kran jest dobrze zakręcony, ponieważ
każda kropla się liczy. Woda, bez względu na to, w jakim miejscu na świecie się
znajdujesz, jest bardzo cenna.
Myślimy o naszym świecie jako o „błękitnej planecie”, bo taki właśnie jest za
sprawą oceanów pokrywających większość powierzchni globu, chmur
wypełnionych deszczem kłębiących się nad naszymi głowami oraz rzek, na
których brzegach leżą duże miasta. W  przeszłości część wielkich cywilizacji
powstała nad rzekami i  jeziorami, od starożytnych Egipcjan nad Nilem aż do
Inków z  ojczyzną nad jeziorem Titicaca. Do osiedlania się nad tymi wodami
przyciągały oferowane przez nie bogactwa przyrody: zielone pola i żyzna gleba,
woda zaopatrująca domy i  przemysł oraz szlaki wodne do transportu towarów
i ludzi.
Jednak tylko bardzo niewielka ilość wody na naszej planecie, niespełna 3
procent, to woda słodka, a  nie słona, a  dostępna dla ludzi ilość to mniej niż 1
procent, ponieważ reszta jest uwięziona w postaci lodu i śniegu, znajduje się pod
ziemią lub nawet w postaci wiecznej zmarzliny w gruncie. Tylko niewielka część
światowych zasobów słodkiej wody mieści się w  milionach jezior i  rzek na
kontynentach, a jedna czwarta wody rzek wysycha, zanim dotrze do morza.
Wielu ludzi polega na źródłach wód gruntowych. Chociaż jedna osoba
potrzebuje dziennie do zaspokojenia podstawowych potrzeb – do picia, gotowania
i  mycia się – od 20 do 50 litrów wody, zapotrzebowanie w  ostatnim wieku
ogromnie wzrosło, zwłaszcza w  miastach, gdzie zużycie wody od 1950 roku
zwiększyło się pięciokrotnie.
Okazuje się, że Polacy bardzo racjonalnie gospodarują wodą już od wielu lat.
W  ciągu ostatniej dekady zmniejszyliśmy jej zużycie prawie trzykrotnie.
W Polsce pobór wody na mieszkańca wynosi około 120 litrów dziennie. Według
danych pochodzących z  GUS w  ciągu roku zużywamy mniej więcej 34 metry
sześcienne wody na osobę w  miastach i  25 metrów sześciennych na terenach
wiejskich. W  tej kwestii przełom odnotowaliśmy w  latach dziewięćdziesiątych,
kiedy przechodziliśmy z  jednego systemu gospodarczego na drugi. Wówczas
zużycie wody kształtowało się na poziomie 250–350 litrów dziennie. 
Wzrost popytu na wodę jest spowodowany wzrostem liczby ludności.
Przyczyniła się też do niego poprawa standardów życia, czyli łatwa dostępność
wody w  domach. A  ludzie potrzebują wody nie tylko do mycia się i  picia –
uprawiane przez nas zboża też zużywają olbrzymią ilość wody. Aż 70 procent
wody pochłania rolnictwo.
W rezultacie około jednej trzeciej populacji świata co najmniej przez miesiąc
w roku dotyka poważny niedostatek wody – połowa tej grupy to mieszkańcy Indii
i Chin. Więcej niż jedna osoba na sześć nie ma dostępu do czystej wody, a woda
z  niepewnego źródła to zabójca gorszy niż wszelkie formy przemocy, w  tym
wojna.
A skoro już o tym mówimy, to na świecie 80 procent płynnych odpadów, w tym
ścieki i  zużytą wodę pochodzącą z  przemysłu, po prostu odprowadza się bez
oczyszczania do oceanów, jezior i rzek.
Wskutek zmian klimatycznych wody prawdopodobnie zacznie brakować,
zwłaszcza w gorętszych i suchszych rejonach. Zmieniające się schematy opadów
mogą doprowadzić do dramatycznych wahań między powodziami i  suszami.
Topnienie lodowców zaopatrujących niektóre wielkie rzeki świata może sprawić,
że zaopatrzenie w  wodę w  ich dolnym biegu stanie się o  wiele mniej
przewidywalne.
Szacuje się, że do 2030 roku prawie połowa całej populacji świata będzie żyła
w rejonach, w których wody po prostu nie wystarczy.
Rzeki, jeziora i  mokradła to również tereny niezmiernie ważne dla dzikiej
przyrody. Tworzą one środowiska życia różnych gatunków, od rzecznych
delfinów i  manatów do tysięcy rozmaitych ryb, płazów, ptaków i  owadów. Te
środowiska utrzymują przy życiu ogółem około jednej dziesiątej ziemskich
gatunków, zapewniają pokarm, chronią przed powodziami, magazynują węgiel
i dają inne korzyści ludziom oprócz zaopatrywania ich w wodę.
Zaopatrzenie w  wodę to jednak problem nie tylko w  miejscach gorących
i  suchych. Setki miast na całym świecie, od Londynu po Tokio i  od Miami po
Moskwę, stoi w obliczu trudności ze zdobyciem wody.
Angielska Environment Agency (Agencja ds. Środowiska) ostrzegła, że
z  powodu już nadwątlonych zasobów wody w  połączeniu ze zmianami
klimatycznymi i  wzrostem liczby ludności do 2050 roku może dojść do
znaczących braków w  zaopatrzeniu w  wodę, zwłaszcza w  południowo-
wschodniej części kraju, na czym ucierpią i ludzie, i dzika przyroda.
Zatem jeśli nawet mieszkasz w okolicy, w której – jak sądzisz – jest mnóstwo
wody, jej oszczędzanie pomoże dziko żyjącym gatunkom oraz przyrodzie, a także
ograniczy ilość energii potrzebnej do uzdatnienia wody zgodnie ze standardami.
Bądź co bądź nie pochodzi ona prosto z kranu.
Do tego czasu powinieneś już skończyć mycie zębów, lecz zanim wyjdziesz
z  łazienki, możesz zrobić jeszcze mnóstwo innych rzeczy w  celu zmniejszenia
zużycia wody.
Po pierwsze, toaleta. Ludziom, którzy nigdy nie mieszkali gdzieś w warunkach
suszy, niespłukiwanie muszli klozetowej, do której się zaledwie siknęło, może się
wydać czymś obrzydliwym. Jednak dla osób, które przeżyły suszę, powiedzenie
„żółta woda – spłukać szkoda” zabrzmi znajomo. Po prostu opuść pokrywę
sedesu.
Jeśli nie masz w toalecie podwójnego systemu spłukiwania, możesz zaopatrzyć
się w urządzenie umożliwiające oszczędzanie wody, zwane „hipopotamem”, które
wypełnia część miejsca w  zbiorniku spłuczki, w  wyniku czego napełnienie go
wymaga mniejszej objętości wody, zatem mniej wody uwalnia się przy każdym
spłukiwaniu.
Kiedy zajmujesz się oszczędzaniem wody w toalecie, nie zniwecz całej dobrej
roboty przez jednoczesne pozostawienie odkręconego prysznica. Aż nazbyt łatwo
bowiem przychodzi odkręcenie prysznica, pozostawienie go na chwilę potrzebną
do ogrzania się płynącego strumienia wody i wykorzystanie tej chwili na coś, co
trwa o  wiele dłużej niż kilka sekund rzeczywiście upływających w  trakcie
ogrzewania się wody. Zamiast tego po prostu przytrzymaj rękę pod wodą, aż się
ogrzeje, w  ten sposób będziesz mógł wejść pod prysznic, kiedy tylko strumień
stanie się według ciebie dostatecznie gorący. Mógłbyś też zaopatrzyć się w timer.
Może to być naprawdę prosty licznik czasu, działający na zasadzie klepsydry,
mocowany za pomocą przyssawki do zasłony prysznicowej lub do ściany.
Możesz obrócić klepsydrę, wchodząc pod prysznic, a kiedy piasek się przesypie,
będzie to znak, że czas wyjść i stawić czoło dniowi.
Wielu z  nas prawdopodobnie zachowuje higienę większą, niż to konieczne,
mógłbyś zatem rozważyć od czasu do czasu darowanie sobie prysznica,
zwłaszcza w dniu spędzanym w domu. Zawsze możesz szybko umyć twarz i ręce
oraz parę innych części ciała w  umywalce za pomocą flanelowego ręczniczka.
Staraj się unikać wilgotnych chusteczek, których w Wielkiej Brytanii zużywa się
rocznie 3,4 miliarda, a  które zawierają plastik wyrządzający szkodę oceanom,
dokąd wędrują po spłukaniu w  toalecie. Twojej skórze i  włosom przyda się
odrobinę mniej mycia (zwłaszcza przy użyciu środków myjących) i  suszenia,
zatem będzie to zysk i dla ciebie, i dla planety.
Skoro już jesteśmy przy temacie wilgotnych chusteczek, to bądź miły dla swojej
kanalizacji. Tak samo jak woda nie płynie po prostu z kranu, tak i zwyczajnie nie
odpływa tylko do kanalizacji. Gdzieś dalej ta woda skończy z  powrotem
w  środowisku, a  nawet w  rejonach z  dobrymi oczyszczalniami ścieków inne
przedmioty mogą uciec do rzeki lub do morza albo po prostu zatkać rury, zanim
dotrą do celu. Tak więc do sedesu nie powinno powędrować nic oprócz papieru
toaletowego, i tego, co wydostaje się z ciebie. Wszystko inne powinno znaleźć się
w koszu na śmieci.
Dobrym pomysłem jest zaopatrzenie się w  zatyczkę do umywalki, w  ten
bowiem sposób nie zużywasz do mycia się tyle wody, ile byś zużył, gdyby
wpływała wprost do otworu odpływowego. Całkiem prostą rzeczą jest też
umieszczenie na kranach urządzeń spowalniających przepływ wody. Są to
zwyczajne małe perlatory montowane u wylotu kranu, które znacznie ograniczają
ilość zużywanej wody, a  użytkownik nie zauważa żadnej różnicy w  strumieniu.
Równie dobrze może być tak, że dostawca wody rozdaje je za darmo, a  nawet
przyśle pracownika, który wpadnie i  je założy. Jeśli nie, w  sieci jest mnóstwo
filmików z poradami, jak to zrobić.
Kiedy już skończyłeś się myć i  znalazłeś się w  kuchni, kontynuując swoje
rutynowe poranne czynności, napotkasz tam więcej okazji do oszczędzania wody.
Zadbaj o to, by zmywać naczynia w kuchennym zlewie z użyciem zatyczki albo
w  miednicy, zamiast po prostu trzymać przez cały czas odkręcony kran. To
pozwoli oszczędzić wodę, a oprócz tego oznacza, że nie będziesz musiał czekać,
aż strumień płynący z kranu się ogrzeje, gdyż zimna i gorąca woda zmieszają się
ze sobą w  miednicy lub zlewie. Również na kuchennych kranach możesz
zamontować perlatory spowalniające przepływ.
Jeśli masz zmywarkę, to przed jej uruchomieniem upewniaj się, że jest pełna,
używaj również ustawień „eco”, gdyż w ten sposób oszczędzisz wodę i energię.
Jeżeli masz ogród, ustaw tam beczkę (albo i  trzy) do łapania deszczówki do
podlewania roślin, pamiętaj też, by podlewać je zaraz z  rana albo późnym
wieczorem. W ten sposób więcej wody dostanie się naprawdę do roślin, zamiast
zwyczajnie wyparować w cieple dnia.
Jeśli w  twoim miejscu zamieszkania zakładanie wodomierzy jest dobrowolne,
rozważ zaopatrzenie się w  te urządzenia, wtedy bowiem ujrzysz finansowe
korzyści z oszczędzania wody.
Jeżeli będziesz miał dobre rozeznanie w  zagadnieniach związanych z  wodą,
zyskasz lepszą pozycję w  negocjacjach z  dostarczycielem wody w  sprawie jego
poczynań w  wielu różnych kwestiach. Jeśli mieszkasz w  wiejskiej okolicy,
dowiedz się, co dostarczyciel robi, by pomóc rolnikom ograniczyć zagarnianie
wody – chodzi o  przekierowanie jej przez rowy irygacyjne, rury i  potoki do
nawadniania pól. To bowiem obniża poziom wody w  rzekach i  jeziorach. Pytaj
rolników o  to, co robią w  celu racjonalnego wykorzystywania wody oraz
ograniczenia ilości zanieczyszczeń i gleby, spływających z pól i przedostających
się do rzek.
Pytaj też dostawców wody, czy mieli jakieś incydenty związane ze skażeniami
i co robią, by je powstrzymać, jak ograniczają przecieki mogące być olbrzymim
źródłem strat. Informuj ich, że robisz, co możesz, by zmniejszyć zużycie wody,
lecz pytaj o  ich strategię mającą zachęcić do takich samych działań inne osoby.
Pisz listy, e-maile lub pozostawaj z firmą w kontakcie poprzez stronę internetową
albo media społecznościowe. Pytania, na które otrzymano odpowiedź, to te, które
wcześniej zadano.
 
 

Woda a dzika przyroda

Rzeki, jeziora i mokradła pokrywają zaledwie 1 procent powierzchni Ziemi,


lecz są niezmiernie ważne dla wielu dziko żyjących gatunków, od flamingów
bytujących całymi tysiącami nad jeziorami w  Kenii aż do
północnoamerykańskich niedźwiedzi grizzly, żywiących się łososiami
odbywającymi dramatyczne wędrówki w  górę rzek. W  środowiskach, gdzie
obecna jest słodka woda, żyje prawie połowa gatunków świata.
Dziko żyjące gatunki związane ze słodką wodą popadły jednak w tarapaty,
a  ich populacje – liczba osobników każdego gatunku – w  latach 1970–2012
skurczyły się o przeszło cztery piąte wskutek szkód czynionych na obszarach
ich bytowania albo zupełnej utraty terytoriów. Według raportu WWF o stanie
życia na planecie te gatunki przeżyły dramatyczniejszy spadek liczebności niż
dziko żyjące gatunki z innych typów środowisk.
Ścieki kanalizacyjne, wody spływające z  terenów uprawnych,
zanieczyszczone pestycydami, nawozami sztucznymi i  gnojówką, skażenia
odpadami pochodzącymi z  przemysłu, na przykład włókienniczego, a  także
źle zaplanowane i  naruszające równowagę ekologiczną tamy – te wszystkie
czynniki szkodliwie oddziałują na sieć rzek i zbiorników wodnych na całym
świecie. Czerpiemy też z  nich za dużo wody do spożycia przez ludzi i  na
potrzeby rolnictwa oraz energetyki.
Wskutek zmian klimatycznych w  ciągu kilku ostatnich dekad temperatura
wody w  rzekach i  strumieniach wzrosła, co powoduje zmiany
u występujących w nich ryb, owadów oraz innych stworzeń.
Ogólnie rzecz biorąc, z  powodu ludzkich działań co najmniej 10  000
gatunków słodkowodnych stoi w  obliczu zagrożenia albo już wymarło. Ta
olbrzymia strata dla dzikiej przyrody nie jest tylko jakąś abstrakcyjną tragedią.
Rzeki płyną wprost przez nasze życie i  czynione im szkody szkodzą także
nam – począwszy od strat źródeł pożywienia aż po ochronę
przeciwpowodziową.
Tradycyjne danie londyńskiego East Endu, paszteciki z węgorzem, w dużej
mierze zniknęły już z  jadłospisu, gdyż liczebność węgorzy europejskich
spadła o ponad 90 procent. Węgorze wędrują z rzek przez Atlantyk do Morza
Sargassowego, gdzie odbywają tarło, a  ich potomstwo wraca i  dorasta
w rzekach Europy. Obecnie ten gatunek uważa się za krytycznie zagrożony.
Istniejący w  Anglii niemal unikatowy system wodny stoi w  obliczu
niebezpieczeństwa. W tym kraju występuje większość istniejących na świecie
200 strumieni płynących przez wzgórza kredowe, biorących swój początek
z  podziemnych źródeł i  płynących łożyskami o  dnach pokrytych żwirem,
dzięki czemu stanowią znakomite źródła czystej słodkiej wody oraz
szczególne środowisko dla dziko żyjących gatunków. W  płynących przez
angielskie wzgórza kredowe strumieniach i wokół nich żyją gatunki takie jak
łosoś, wydra i zimorodek, a także karczownik ziemnowodny, którego Kenneth
Grahame uwiecznił w  postaci Szczura w  klasycznej powieści dla dzieci
O czym szumią wierzby. Często jednak z tych strumieni czerpie się zbyt dużo
wody, ucierpiały one też wskutek zanieczyszczenia; obecnie trzy czwarte
z nich jest w złym stanie.
Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że ochrona rzek i jezior jest ważna nie
tylko ze względu na dbałość o dziką przyrodę, lecz także dlatego, iż owa dzika
przyroda, której pozwolimy kwitnąć w  słodkowodnych środowiskach, może
pomóc nam zarządzać przyrodą w szerszej perspektywie i przynieść korzyści
zarówno środowisku naturalnemu, jak i ludziom.
Bóbr europejski niemal wyginął na większości obszaru jego zasięgu
w  Europie i  Azji, ale dzięki reintrodukcji mógł świętować powrót w  wielu
krajach, w  tym również w  Wielkiej Brytanii, gdzie w  XVI wieku był już
gatunkiem wymarłym.
Polską populację bobra europejskiego szacuje się obecnie na blisko 100 000
osobników. Trudno uwierzyć, że tuż po II wojnie światowej bobrów w Polsce
prawie nie było, doliczono się zaledwie 130 sztuk.
Dane z  wczesnych etapów programów sugerują, że ci „inżynierowie
ekosystemów” poprzez budowanie tam i  sprawowanie kontroli nad
przepływem wody pomagają zarządzać ciekami wodnymi, umożliwiając
ograniczenie skażenia wód i  erozji gleby w  wyniku rolnictwa oraz powodzi,
a także pomagając w magazynowaniu węgla.
 

Dzień Zero i przyszłość miast

Dzień Zero w  2018 roku miał być w  Kapsztadzie dniem zamknięcia


wodociągów, ponieważ poziom wody w rezerwuarach zbyt mocno się obniżył
w  wyniku niedostatecznych opadów deszczu. Ten drastyczny środek miał
zapewnić oszczędność wody w  obliczu jej poważnego niedostatku,
a  mieszkańcy miasta, zwykle cieszący się wodą dostarczaną rurami do
domów, musieliby czekać w  kolejkach na swój codzienny przydział
w którymś z 200 wyznaczonych punktów.
W ramach środków awaryjnych dla uniknięcia Dnia Zero – który według
ostrzeżeń urzędników byłby katastrofą dla gospodarki miasta – wymagano od
mieszkańców ograniczenia dziennego zużycia wody do zaledwie 50 litrów na
osobę. Ta objętość odpowiada jednemu pięciominutowemu prysznicowi,
a  oczekiwano, że zaspokoi ona potrzeby każdej osoby przy czynnościach
w domu, pracy i w szkole, od spłukiwania toalety aż do prania odzieży, mycia
rąk i włosów, gotowania i picia.
Podlewanie ogrodów, napełnianie basenów i mycie samochodów z użyciem
dostarczanej przez służby miejskie wody pitnej były zabronione. Korzystanie
z  nadmuchiwanych brodzików było wykluczone. Mieszkańców napominano,
żeby spłukiwali toalety wiadrami „brudnej wody” spod prysznica lub po
zmywaniu naczyń albo stosowali się do porzekadła „żółta woda – spłukać
szkoda”, a także przestrzegali zasady krótkotrwałego korzystania z prysznica
oraz zakręcania wody na czas mycia włosów szamponem i  zbierali
deszczówkę, gdzie tylko będzie to możliwe. W  hotelach wywieszano
ostrzeżenia dotyczące zużycia wody, a  w  publicznych toaletach blokowano
krany i  instalowano zamiast nich sprzęt do dezynfekcji rąk. Firmy, szkoły,
kluby i rolnicy musieli znacznie ograniczyć zużycie wody.
Nadejście Dnia Zero najpierw odroczono, a od tamtego czasu odwołano po
tym, jak mieszkańcy zjednoczyli się w  odpowiedzi na apel o  ograniczenie
zużycia wody, a  następnie nadeszły deszcze. Jednakże Kapsztad nie jest
odosobniony w  obliczu kryzysu wodnego i  wiele dużych miast na świecie
może stanąć przed koniecznością ograniczenia popytu, gdyż zasoby wody
wskutek zmian klimatycznych stają się coraz bardziej niepewne.
W brazylijskim mieście São Paulo pod koniec 2014 roku doszło do sytuacji,
że zapasy wody mogły się wyczerpać w  ciągu 20 dni. W  mieście Meksyk
prawie jedna piąta ludności nie otrzymuje wody codziennie, a  niemal jedna
trzecia otrzymuje jej niedostateczną ilość. Jednocześnie 45 dzielnic miasta stoi
w  obliczu dużego zagrożenia powodzią podczas pory deszczowej, a  także
osunięć ziemi w wyniku pozyskiwania zbyt wielkiej ilości wód gruntowych.
W pełni okresu wieloletniej suszy w Kalifornii większość zużywanej w Los
Angeles wody sprowadzano z  odległości ponad 300 kilometrów, a  budowa
i  napełnianie basenów pływackich spotkały się z  ostrą krytyką. W  środku
okresu restrykcji średnie dzienne zużycie wody spadło nawet do 132 litrów na
osobę. Susza zakończyła się sezonem rekordowych burz, ale po rocznym
wytchnieniu w lutym 2018 roku sucha aura powróciła.
 

Nie ma miejsca na „jeśli” i „ale” – dlaczego posiadanie beczki


na wodę może być korzystne

Każdy, kto mieszkał w  jakimś miejscu na świecie nawiedzanym przez


długotrwałe susze, wie, że jedną z  pierwszych rzeczy, z  którymi trzeba się
pożegnać, jest ogród. Po prostu nie ma takiej możliwości, by zużywać wodę
wodociągową do utrzymywania przy życiu trawnika albo roślin kwitnących
w donicach, kiedy krucho jest z wodą dla ludzi, przedsiębiorstw i rolnictwa –
by nie wspomnieć już o  świecie przyrody. Tak więc dopóki nie nadejdzie
zmiana pogody, przed domem ma się do czynienia z  wyschniętymi na brąz
trawnikami, zwiędłymi różami i spieczoną ziemią.
Jednak nawet kiedy nie jest aż tak sucho, używanie wody pitnej do
podlewania roślin, mycia samochodu albo polewania podwórza lub podjazdu
jest marnotrawstwem. Ta woda została bowiem uzdatniona, żeby nadawała się
do spożycia przez ludzi, co wymagało zużycia energii i spowodowało emisję
gazów cieplarnianych, ponadto zużywanie jej podwyższa twoje rachunki za
wodę.
Jeśli zatem masz ogród potrzebujący wody, o wiele lepiej jest zainstalować
zbiornik lub beczkę na deszczówkę. Beczki służą do zbierania wody
spływającej z  dachu do rynien i  do kanalizacji, dzięki czemu można ją
magazynować, zamiast pozwolić, by płynęła wprost do ścieków. Rośliny, tak
czy owak, wolą deszczówkę, gdyż natura zaprojektowała je do wchłaniania
wody deszczowej, zatem lepiej je podlewać wodą czerpaną z  beczki niż
z kranu.
Woda z beczki dostatecznie dobrze nadaje się też do mycia samochodu, bo
nie obchodzi go, czym się go myje, a jeśli masz garaż z dachem przyzwoitych
rozmiarów, możesz zainstalować beczkę także pod nim, dzięki czemu wodę
do mycia auta będziesz miał dosłownie pod ręką.
Przewiduje się, że zmiany klimatyczne doprowadzą w niektórych częściach
świata do gorętszych i  suchszych warunków pogodowych, lecz
prawdopodobny jest również wzrost częstości gwałtownych burz z  silnymi
opadami deszczu. Tak więc coraz ważniejsze stanie się przechwytywanie
części nadmiaru wody, jaka prawdopodobnie spadnie na nas w postaci ulewy,
i zachowanie jej na porę suchą.
Dobra wiadomość jest taka, że twoja beczka na wodę nie musi być
niezgrabną zieloną baryłką upchniętą gdzieś pod domem. W  dzisiejszych
czasach dostaniesz wszelkiego rodzaju wzory beczek, od eleganckich
kanciastych zbiorników w jaskrawych barwach aż do imitujących staromodne
drewniane beczki na piwo, a nawet gigantyczne rzymskie amfory.
Niektóre beczki na wodę mają przymocowane donice do sadzenia roślin,
wyposażone w  systemy autonawadniania, dzięki czemu rośliny nie tylko
zasłaniają beczkę, lecz także korzystają z  niej jako bezpośredniego źródła
wody. A jeśli odziedziczyłeś po kimś starą zieloną beczkę, która nie bardzo ci
się podoba, możesz ją wymienić na nową i  ładną, a  w  starej uprawiać
ziemniaki albo ją przerobić – ochlapać kolorową farbą do malowania
powierzchni zewnętrznych i  posadzić w  niej trochę pnących roślin. W  ten
sposób otrzymasz coś ładnego, a zarazem praktycznego.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 3


Zieleń to nowa czerń: przedłuż życie swojej garderobie

Odświeżony prysznicem, uchylasz drzwi szafy i  lustrujesz rozmaite części


garderoby. W  co by tu się ubrać? Na wieszaku prawdopodobnie wisi koszula,
która w  sklepie wyglądała ładnie i  miała okazyjną cenę, ale tak naprawdę
wiedziałeś, że nie będzie zbyt trwała, a  teraz brzegi mankietów już się strzępią,
więc może się zastanawiasz, czy jej nie wyrzucić.
A może wisi tam sukienka koloru i  kroju, które trzy miesiące temu były
ostatnim krzykiem mody, ale obawiasz się, że moda się zmieniła. Być może,
przeglądając swoją odzież, dochodzisz do wniosku, że masz za dużo do wyboru –
w  szafie jest upchniętych zbyt wiele bluzek, spódnic i  spodni, całe mnóstwo
odzieży prawie nienoszonej, której prawdopodobnie ponownie już nie włożysz.
Jeszcze gorzej sprawy się mają w  weekendy i  święta, kiedy trzeba się
zastanawiać nad przeróżnymi elementami garderoby, zwłaszcza jeśli w  pracy
nosisz jakiś strój służbowy i  w  dzień roboczy nie musisz podejmować decyzji
w sprawie ubioru. Jaka będzie pogoda? Co zamierzam dzisiaj robić? Czy muszę
wyglądać elegancko, czy mogę po prostu łazić sobie w swobodnym stroju? I co
w ten sposób chcę zakomunikować? W końcu ubiór nie służy tylko do tego, żeby
nas ogrzewać i  stosownie okrywać; to element wizualnego sygnału, jak
upierzenie ptaków, przekazującego to, kim jesteśmy i  co chcemy o  sobie
powiedzieć.
Jednak w trakcie owych rozważań o tym, co włożyć, być może nie myślisz, że
każda sztuka odzieży pozostawia swój ślad składający się z wody, energii, gleby
oraz innych zasobów zużytych do jej wytworzenia, a  także zanieczyszczenia
środowiska, jakie powoduje jej wyprodukowanie, a nawet odświeżanie.
Oczywiście kiedy stoisz przed szafą, a tykający zegar odlicza czas do momentu,
w  którym trzeba będzie wyjść do pracy, niewiele zdołasz zrobić z  tą kolekcją
ciuchów. Możesz jednak chwycić klasyczny, dobrze uszyty strój, narzucić go na
siebie i  postanowić, że się upewnisz, czy twoją szafę wypełnia odzież, która
przetrwa próbę czasu, a nie jakieś jednorazowe byle co.
Odkąd istnienie „szybkiej mody” stało się faktem, a  liczba różnych kolekcji,
jakie łańcuch producentów odzieży wytwarza w  ciągu roku, zwiększyła się
z  dwóch na przełomie wieków do aż dwunastu albo i  więcej obecnie, ilość
konfekcji kupowanej przez przeciętnego nabywcę podwoiła się. W  Europie
i USA jedna osoba kupuje co roku przeciętnie 16 kilogramów nowych ubrań – to
odpowiednik przeszło dwóch pełnych wsadów dużej pralki albo 32 ręczników
kąpielowych.
Szacuje się, że przeciętny Europejczyk w  2016 roku wydał na odzież i  buty
około 800 euro. Dla porównania – statystyczny Kowalski wydał w  tym samym
czasie tylko 1300 złotych, a więc około 300 euro.
Przemysł odzieżowy i  włókienniczy pozostawia olbrzymi ślad węglowy,
zużywając energię i  powodując emisję gazów w  trakcie całego procesu – od
uprawy bawełny przez farbowanie tkanin i  szycie odzieży aż do jej transportu
i sprzedaży w sklepach lub przez internet. Następnie ten ślad jeszcze rośnie, kiedy
ludzie już zakupią odzież, która od tego czasu jest prana, suszona i prasowana.
Odzież pozostawia też duży ślad wodny. Bawełna to uprawa potrzebująca dużo
wody, a farbowanie tkanin oraz inne procesy, które przechodzą materiały i skóra,
także wymagają mnóstwa wody, a  przy tym mogą powodować poważne
zanieczyszczenie środowiska. Około jednej piątej skażenia wody przez przemysł
pochodzi z  farbowania oraz obróbki tkanin, a  to duży problem w  rejonach
o bardzo rozwiniętym przemyśle włókienniczym, gdzie już występuje niedostatek
wody, na przykład w Chinach oraz Indiach.
Do wyrobu odzieży używa się również mnóstwa chemikaliów. Konwencjonalna
uprawa bawełny potrzebuje znacznych ilości pestycydów, a  dalsza produkcja
odzieży z  użyciem substancji takich jak farby, barwniki, impregnaty i  środki
zmniejszające palność również wymaga używania chemikaliów.
W końcu zużyta odzież ląduje w pojemniku na śmieci, a cztery piąte olbrzymiej
góry ubrań wyrzucanych rocznie na całym świecie ulega spaleniu lub upchnięciu
na wysypisku odpadów. Niektóre kraje całkiem dobrze radzą sobie
z  recyklingiem, na przykład Niemcy przetwarzają 75 procent ubrań, ale USA
tylko 15 procent. Nawet jeśli odzież idzie do recyklingu, niewiele starych ubrań
można przerobić na nowe, ponieważ przetworzone włókna nie mają dobrej
jakości.
W Polsce wyrzuca się rocznie około 2,5 miliona ton odpadów tekstylnych,
z  czego połowę można poddać recyklingowi. Są one przerabiane na paliwo
alternatywne wykorzystywane przez cementownie, robi się z  nich czyściwo
fabryczne, a  odpady wełniane wędrują do Indii, gdzie służą jako surowiec do
produkcji dywanów.
Czas zatem przejść z szybkiej mody na powolną zieloną odzież – przynajmniej
w  kategoriach jej śladu środowiskowego (chyba że przypadkowo naprawdę
darzysz szczególnym upodobaniem zielony kolor). Bez względu na barwę przy
kupowaniu odzieży najlepiej wydać odrobinę więcej na mniejszą liczbę rzeczy,
które okażą się trwalsze.
Niektóre stroje są do tego wprost stworzone – białe koszulki i niebieskie dżinsy
to ponadczasowy wybór. Możesz też wybrać coś prostego – czarne sukienki
i  garnitury nigdy nie wychodzą z  mody – a  następnie połączyć to z  nietypową
broszką, biżuterią lub krawatem. Albo możesz posłać całą tę modę na cztery
wiatry, wybrać to, co lubisz nosić, i  stale się w  to ubierać bez względu na
chwilowe kaprysy.
Jeśli jednak chcesz wyróżniać się w tłumie, możesz się pokusić o kreatywność.
Na przykład broszek nie trzeba zaraz kupować – łatwo można zrobić bukiecik
przypinany do odzieży, może ze skrawków materiału lub wstążek z  jednej
z  twoich bluzek, które już się rozpadają. Mnóstwo odrobinę znoszonych ubrań
można przerobić na coś innego. Kiedy dżinsy przetrą się na kolanie, możesz po
prostu wziąć nożyce i  zrobić z  nich szorty. Osoby o  długich włosach mogą po
prostu związywać je gumkami z pociętych rajstop, w których puściło oczko.
Jeśli twoje dzieci potrzebują kostiumu na bal przebierańców albo szkolną
imprezę, sprawdź, czy nie uda ci się wymigać od zakupu taniego błyszczącego
stroju, z którego wyrosną po pięciu minutach. Jeśli desperacko pragną określonej
kreacji, być może nie uda ci się tego obejść, lecz jeśli zechcą z  tobą
współpracować, możesz je także nakłonić do kreatywności. Mogą wymyślić sobie
własne postacie superbohaterów, a  wtedy – między nami mówiąc – możesz
stworzyć kostium z tego, co i tak wala ci się na samym dnie szafy.
Zwyczajne dziecięce ubrania można oddawać przyjaciołom i krewnym, co dla
wszystkich będzie znaczną oszczędnością, jako że maluchy tak szybko rosną.
Chociaż być może zajdzie tu konieczność znalezienia innej rodziny, w  której
rozwój dzieci będzie odpowiednio zsynchronizowany z  twoimi pod względem
pory roku, bo zapewne nie zechcesz w pełni lata ubierać swojej rocznej pociechy
w wełniany sweterek.
Mnóstwo ubrań kończy w  pojemnikach na śmieci, choć nadawałyby się do
ponownego wykorzystania. Jeśli nie należysz do osób kreatywnych i nie potrafisz
przystosować przedmiotów do nowego przeznaczenia, możesz zanieść je do
jakiegoś sklepu charytatywnego, gdzie odzież znajdzie sobie szczęśliwego
nowego właściciela i szansę na dalsze życie. Jeżeli kupiłeś coś trwałego, to tym
lepiej, bo taki strój zachowa trwałość również w domu nowego posiadacza. Jeśli
nie masz pewności, czy dana rzecz nadaje się do powtórnej sprzedaży, wpadnij do
sklepu organizacji dobroczynnej i  pogadaj z  personelem. Wiele takich sklepów
przyjmie niemal wszystko, byle tylko były to rzeczy czyste i  suche, ponieważ
odzież, która nie znajduje nabywców, jest wysyłana za granicę albo poddawana
recyklingowi i przerobieniu na inne produkty, takie jak materiał izolacyjny.
A kiedy już znajdziesz się w  sklepie charytatywnym, czemu się tam nie
rozejrzeć i  nie sprawdzić, czy znajdzie się coś dla ciebie? W  takich sklepach
bywają niezłe kolekcje markowych ciuchów, w tym konfekcja z zeszłego sezonu
i  końcówki serii największych sieci sklepów, więc jeśli trochę tam pogrzebiesz,
możesz trafić na niejedną okazję.
Zanim jednak pozbędziesz się ciuchów albo zaczniesz je przerabiać na
dziecięce kostiumy, pomyśl, czy nie mógłbyś przedłużyć im życia w  twojej
szafie. Prosty sposób zapewnienia ubraniom nowego żywota polega na
opanowaniu sztuki szycia. Jeśli sam nie potrafisz przyszyć guzika do koszuli,
znajdź kogoś, kto cię nauczy, a potem przekaż tę wiedzę innym. To samo dotyczy
brzegów tkaniny i małych dziurek – zręczne palce zdołają sprawić, że dany ciuch
będzie wyglądał jak nowy. Możesz pretendować do miana króla rabatów
w sklepach, jeśli będziesz gotów nabyć jakąś rzecz z nieznacznym uszkodzeniem
i własnoręcznie ją naprawić.
Sposób, w  jaki dbasz o  swoją garderobę, będzie miał wpływ na stan
środowiska.
Jeśli przyjrzysz się uważnie pudełku ze środkiem piorącym, prawdopodobnie
znajdziesz zalecenie, żeby stosować go do prania w  temperaturze 30°C, ale
mnóstwo ludzi nastawia pralki na 40°C – w istocie wiele pralek ma ustawioną tę
wartość jako domyślną w większości programów. Przestawienie pralki na pranie
w temperaturze 30°C nie oznacza, że odzież będzie mniej czysta, ponieważ o to
zadba już środek piorący. To zaś zmniejszy prawie o  połowę ilość energii
potrzebnej do zrobienia prania i  zapewni jeszcze jedną korzyść i  planecie,
i twojemu portfelowi.
Kolejnym prostym działaniem jest zadbanie o  pełne naładowanie pralki, co
oszczędza i  energię, i  wodę. A  czy odzież naprawdę potrzebuje prania? Czy
zamiast tego nie można by jej przewietrzyć dla odświeżenia? Jeśli masz trochę
miejsca za domem lub nawet w  domu, gdzie możesz rozwiesić ubrania do
wyschnięcia, zaoszczędzisz mnóstwo energii, zamiast korzystać z  suszarki
bębnowej.
Ukryty wpływ twojego prania może polegać na tym, że niechcący spłukujesz do
kanalizacji mikroskopijne włókna. Odzież z tworzyw sztucznych, taka jak polary
produkowane z  poliestru albo sportowe koszulki, podczas prania uwalnia małe
fragmenty włókien, które następnie są spłukiwane z  brudną wodą i  nie są
usuwane ze ścieków w  stacjach oczyszczania. Zamiast tego trafiają do cieków
wodnych i  do morza, gdzie dołączają do innych tworzyw sztucznych
gromadzących się w  środowisku naturalnym. Później dojdziemy do innych
działań, które można podjąć w  kwestii plastiku, ale na początek może pomyśl
o  tym, z  czego zrobiona jest twoja odzież i  czy nie mógłbyś unikać kupowania
rzeczy mających swój udział w  problemie z  tworzywami sztucznymi. Mógłbyś
również zaopatrzyć się w specjalnie zaprojektowany worek do prania, do którego
wrzuca się syntetyczną odzież przed włożeniem jej do pralki; worek zatrzyma
włókna, a po zakończeniu prania można go opróżnić do kubła na śmieci.
Tkaniny naturalne też wywierają wpływ na glebę, wodę i stan zanieczyszczenia
środowiska, zatem mógłbyś się nad tym wpływem zastanowić i  jeśli zechcesz,
spróbować coś w  tej sprawie zrobić. Szukaj wyrobów z  bawełny ze źródeł
mających certyfikaty, które weryfikują przedsiębiorców ją uprawiających oraz
gwarantują, że w  rejonie upraw nie stosuje się pestycydów w  ilościach
przekraczających bezpieczny poziom i że przestrzega się praw pracowników.
Mógłbyś również pomyśleć o  tym, jakiej marki odzież kupujesz, i  sprawdzić
politykę danej firmy w  dziedzinie produkcji nienaruszającej równowagi
ekologicznej. Wiele firm umieszcza logotypy swoich marek na odzieży, więc jeśli
zamierzasz chodzić niby żywa reklama z  marką wypisaną na piersi, mógłbyś
postanowić, że chcesz wspierać tylko te, które podejmują jakieś działania w  tej
ważkiej kwestii.
Ogromną rolę w  naszym stylu ubierania się odgrywa to, co nasz strój o  nas
mówi – czy hołdujemy modzie lub czy nosimy markowe ciuchy, czy wolimy
odzież kolorową, czy prostą i poważną. Jednak równie ważną rzeczą powinno być
to, co strój mówi n a m. Projektant William Morris powiedział, że nie powinno się
trzymać w domu niczego poza rzeczami, o których wiemy, że są przydatne, albo
uważamy, iż są piękne. Dobra odzież wisząca w szafie lub złożona w szufladach
komód należy do obu tych kategorii, ale może też należeć do trzeciej – rzeczy
przekazujących jakąś opowieść. Czy nadal masz to, w co byłaś ubrana, kiedy twój
partner ci się oświadczył? Czy zachowałaś tę sukienkę i pamiętasz tamte długie
letnie dni, kiedy ją nosiłaś? Czy przywodzi ci ona na myśl tamte przyjęcia,
pikniki i zachody słońca? Czy ta koszula ma dla ciebie znaczenie, bo kupiłeś ją na
rozmowę kwalifikacyjną do nowej pracy albo na swój występ w  telewizji?
Ograniczenie liczby kupowanych ubrań, upewnianie się, że są trwałe i zadbane,
nie tylko przynosi korzyść planecie. To również odmienny sposób traktowania
rzeczy, który pozwala im stać się czymś więcej niż zbyt wcześnie wyrzucanymi
przedmiotami – dobrami o  rzeczywistej wartości i  znaczeniu, częścią materii
naszego życia.

 
 

Ślad bawełnianego podkoszulka

Kiedy wciągasz ulubioną prostą bawełnianą koszulkę, czy kiedykolwiek


zatrzymałeś się, by pomyśleć o podróży, jaką odbyła w drodze do ciebie?
Bawełna to roślina uprawna o  olbrzymim znaczeniu, zarówno dla
światowego przemysłu włókienniczego, jak i  dla uprawiających ją ludzi.
Włókna bawełny pochodzą z  roślin wytwarzających białe torebki nasienne,
czyli woreczki chroniące nasiona, podobne do kulek śniegu uwięzłych
w zaroślach po silnej zamieci, z tą różnicą, że najlepiej się mają w cieple. Owe
włókna stanowią 30 procent ogólnej ilości zużywanej przez przemysł
włókienniczy na całym świecie, a  w  uprawie tej rośliny uczestniczy 100
milionów rodzin w 80 krajach od USA przez Australię aż do Pakistanu.
Bawełna wywiera jednak duży wpływ na środowisko. To roślina bardzo
zachłanna na wodę – na wyprodukowanie twojej bawełnianej koszulki
potrzeba było w przybliżeniu 2700 litrów wody, czyli mniej więcej tyle samo,
ile wypiłbyś przez trzy lata. Prawie trzy czwarte bawełny uprawia się na
terenach wymagających nawadniania, więc nie wchłania ona tylko wody
deszczowej, ale zużywa tę, którą pobiera się ze źródeł wody słodkiej, też
odczuwających już niedostatek.
Bawełna do wzrostu potrzebuje też gleby – na całym świecie posadzono ją
na obszarze około 30 milionów hektarów. Ma ona także nieprzeciętny udział
w zużyciu insektycydów i pestycydów wraz ze wszystkimi problemami, jakie
sprawiają one dzikiej przyrodzie, spływających do rzek i  szkodliwie
oddziałujących na zdrowie ludzi pracujących na polach. Stosowanie
chemicznych nawozów może również powodować większe zakwaszenie
gleby i  ostatecznie jej mniejszą żyzność. Wszystkie te czynniki obciążają
kosztami rolników, z których wielu w rezultacie popadło w spiralę zadłużenia.
Mechaniczne oddzielanie włókien bawełny od nasion, czyli proces zwany
ich odziarnianiem, zużywa prąd elektryczny. To zaś oznacza, że bawełna
wywiera wpływ nie tylko na zasoby wody, stan gleby, dziką przyrodę, zdrowie
ludzi i ich status finansowy, lecz także na wielkość emisji dwutlenku węgla,
i to jeszcze zanim przystąpi się do jej przędzenia, farbowania, tkania i szycia
z  niej odzieży, zanim się tę odzież przetransportuje, sprzeda i  przyniesie do
domu, a później zacznie prać.
Dostępne są szczepy bawełny mniej naruszające równowagę ekologiczną,
stanowiące około 15 procent całkowitej powierzchni upraw, choć tylko
niewielki ich odsetek wchodzi do sprzedaży znanych firm. Systemy upraw
organicznych oraz ruchy Fairtrade (Sprawiedliwy Handel), Better Cotton
Initiative (Inicjatywa na rzecz Lepszej Bawełny) i  Cotton Made in Africa
(Bawełna Wyprodukowana w Afryce, CmiA) mają na celu poprawę wpływu
upraw bawełny na stan środowiska oraz społeczeństw.
W Pakistanie rolników uczy się rozpoznawać, które szkodniki są
niebezpieczne dla krzaków bawełny, a które nie, żeby umieli unikać zbędnego
rozpylania pestycydów. To pomaga im oszczędzać pieniądze i  ogranicza
szkodliwość tych środków dla zdrowia. Ludzi pracujących przy odziarnianiu
włókien zachęca się do zwiększania energooszczędności maszyn, dzięki
czemu oszczędzają na kosztach elektryczności, a  także do wprowadzania
lepszych środków ochrony pracowników.
W Karolinie Południowej niektórzy farmerzy zmieniają metody ochrony
stanu gleby i  zapobiegania erozji na przykład przez uprawianie „roślin
okrywowych”, przeciwdziałających wzrostowi chwastów, zmniejszających
zużycie herbicydów i polepszających stan gleby.
Niektóre firmy, takie jak Ikea, wiodą prym w  staraniach o  bawełnę mniej
naruszającą równowagę ekologiczną, ale klienci zawsze mogą pytać swoich
ulubionych sprzedawców, skąd pochodzi używana przez nich bawełna,
i zachęcać ich do lepszego postępowania.
 

Przemysł skórzany – co twoje buty mają wspólnego z delfinem


rzecznym?

Nad jedną rzeką w mieście Kanpur w leżącym w północnych Indiach stanie


Uttar Pradesh skupionych jest przeszło 400 garbarni. Są to zakłady, gdzie
przerabia się skóry zwierzęce na produkt, z  którego szyje się torebki, buty,
portmonetki, paski, a  nawet sprzęt do jazdy konnej. Przemysł utrzymuje
w regionie 100 000 miejsc pracy, a większość gotowej skóry eksportuje się do
innych krajów.
Rzeką, nad którą stoją garbarnie, jest Ganges, jeden z  najsłynniejszych
cieków wodnych na świecie, siedlisko licznych gatunków dzikiej fauny,
w  tym zagrożonych, takich jak delfin gangesowy i  bliski wyginięcia gawial
(krokodyl żywiący się rybami). Ganges stanowi także źródło żywności dla
rzecznych rybaków oraz wody do nawadniania pobliskich pól.
Garbarnie zanieczyszczają jednak Ganges metalami ciężkimi, chemikaliami
oraz innymi środkami powodującymi skażenie, takimi jak sól. Poziom chromu
w jego wodach przewyższa aż 100 razy ustalone przez Światową Organizację
Zdrowia bezpieczne stężenie w wodzie pitnej.
Skażenie Gangesu przyczyniło się do znacznego spadku od lat
pięćdziesiątych XX wieku liczby żyjących w  rzece ryb, najwyraźniej
widocznego w Kanpurze. Zmusza to miejscowe społeczności do zmiany diety,
bowiem karp używany do przyrządzania licznych potraw ucierpiał bardziej
niż inne gatunki ryb. A  zanieczyszczenia przedostały się również do wód
gruntowych i  na pola uprawne, nawadniane przy użyciu wody zawierającej
ścieki z garbarni.
WWF, korzystając z  finansowania z  budżetu HSBC Water Programme
(Program Wodny HSBC), współpracuje z  producentami skóry i  głównymi
firmami kupującymi ich wyroby. Założono „platformę nabywców skór”,
umożliwiającą kupującym współpracę na rzecz wspierania ulepszonych
praktyk produkcji skóry i  ograniczania skażeń pochodzących z  garbarni, co
ma dopomóc ludziom i dzikiej przyrodzie żyjącym w pobliżu rzeki i od niej
zależnym.
W rejonie Kanpuru oznacza to współpracę z  garbarniami
w  przeprowadzeniu oceny ich działań i  wdrażania „czystszych” technologii.
Działania te obejmują pomoc indywidualnym przedsiębiorcom we
wprowadzaniu środków takich jak mechaniczne odsalanie skór, aby
zmniejszyć zawartość soli w  ściekach, oraz płukanie skór partiami dla
polepszenia efektywności wykorzystania wody. Oznacza to również
współpracę na szerszą skalę z  dużymi grupami garbarni w  celu lepszego
zarządzania odpadami i  zmniejszenia zużycia niebezpiecznych chemikaliów,
takich jak chrom.
Firmy, które podpisały akces do „platformy nabywców skór”, wspólnie
wykorzystują swoje wpływy do wprowadzania zmian, a  garbarnie, które
dotychczas przyłączyły się do niej, już wykazują znaczny postęp
w  ograniczaniu swojego oddziaływania na stan Gangesu. Czyni się również
starania o  zaangażowanie się polityków w  sprawę produkcji skór mniej
naruszającej równowagę ekologiczną w całym kraju.
Firmy biorące udział w  tym przedsięwzięciu będą przeprowadzać ocenę
także w  innych miejscach, gdzie zaopatrują się w  skórę, na przykład
w Chinach. Dzięki temu można mieć nadzieję, że zanieczyszczenia oraz ślad
środowiskowy, które pozostawiają buty noszone przez ludzi na całym świecie,
zostaną zredukowane.
 

Jak dać nowe życie strojom na jedną okazję?

Podczas gdy zgodnie z  powszechną praktyką pan młody wypożycza swój


weselny strój albo nabywa coś, co będzie mógł włożyć przy innej okazji,
przeciętną suknię ślubną zwykle się kupuje, a  nie jest to strój, w  którym
można się pokazać ponownie. Zważywszy na to, ile zasobów i  pieniędzy
pochłania uszycie i  zakup takiej sukni, to postępowanie zakrawa na
marnotrawstwo.
W aspekcie emocjonalnym może się to wydawać miłym zwyczajem, ale
w  praktyce aż nazbyt często suknia ślubna po prostu wisi w  pokrowcu
w  najdalszym zakątku szafy, być może z  na wpół świadomej nadziei, że
pewnego dnia przywdzieje ją córka danej pary – choć zwykle bywa inaczej.
Epoki i  style się zmieniają, a  ludzie mają własne pomysły na strój na ten
wielki dzień.
Jednakże nowo poślubiona żona, która chce podarować swojej sukni dalsze
życie, może znaleźć mnóstwo pomysłów na jej ponowne wykorzystanie – od
podarowania jej szkole lub miejscowej grupie dramatycznej, gdzie potrzebna
jest suknia ślubna jako kostium sceniczny, aż do przerobienia jej na coś
takiego jak kapa na łóżko lub poszewki na poduszki czy też strój na chrzest.
Istnieją firmy zajmujące się powtórną sprzedażą sukien, zatem część
kosztów zakupu ślubnego stroju może się zwrócić. Organizacje charytatywne
i  inne instytucje nienastawione na zysk przyjmują suknie używane, a  także
podarowane przez butiki i  projektantów na koniec sezonu, kiedy przychodzi
pora na wymianę kolekcji, a następnie je sprzedają.
Nierzadko takie organizacje charytatywne wykorzystują fundusze na
programy wsparcia zwłaszcza kobiet, takie jak inicjatywy edukacyjne dla
dziewcząt, blokowanie wydawania za mąż małoletnich albo pomoc ofiarom
handlu żywym towarem.
Zakupienie sukni ślubnej w sklepie charytatywnym często może kosztować
o wiele mniej niż w butiku lub sklepie z konfekcją ślubną. Tak więc przyszła
panna młoda może skorzystać ze wspaniałej okazji, włożyć suknię w  tym
szczególnym dla niej dniu, a  następnie zwrócić ją do sklepu jako dar
przeznaczony do ponownej sprzedaży, dzięki czemu będzie ona mogła nadal
służyć dobrej sprawie.
W ten sam sposób można potraktować nie tylko suknie ślubne. W  takich
sklepach mogą się zaopatrzyć w  strój druhny, które w  przeciwnym razie po
kilku latach mogłyby stwierdzić, że w  czasach, gdy służyły pomocą
przyjaciołom i  krewnym, zgromadziły całą kolekcję sukien w  większości
nienadających się do ponownego użytku, a także drużbowie, panowie młodzi
oraz osoby anonsujące gości.
W Polsce można skorzystać z usług wypożyczalni sukien ślubnych i w ten
sposób zarówno ograniczyć weselne wydatki, jak i  zrobić coś dobrego dla
środowiska.
Są też jeszcze stroje na inne wielkie okazje w życiu, na przykład smokingi
na wieczorną uroczystość w  pracy dla uczczenia przyznania nagród. Wiele
firm obecnie wypożycza zabytkowe lub używane suknie i  ubiory, często
w  ramach umowy wpłacając pieniądze na fundusze dobroczynne. Sklepy
charytatywne, handlujące sukniami ślubnymi, nierzadko kompletują serię
sukien wieczorowych. Tak więc zamiast wydawania fortuny na suknię, którą
wkłada się raz w życiu, a która później tylko zdobi szafę, gdyż nigdzie nie da
się w  niej wyjść, można ładnie się ubrać na swój wielki dzień lub wieczór
i sprawić, by moda nieco mniej zakłócała równowagę ekologiczną.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 4


Na rower: maszeruj, jedź lub biegaj

Chwytasz kluczyki do auta i  wychodzisz z  domu, żeby otworzyć samochód


i wsiąść do niego. Może wybierasz się do pracy lub odwozisz dziecko do szkoły
albo jedno i drugie; może musisz pojechać po zakupy, odebrać skądś przyjaciela
bądź załatwić parę spraw.
Prawdopodobnie po niedługim czasie tkwisz już w wolno sunącym korku. Masz
wygodne auto, lecz nie na tyle, żebyś chciał spędzić w  tej wielkiej metalowej
puszce więcej czasu, niż trzeba. A  tam, w  parku widocznym za oknem
samochodu, jakiś mężczyzna spaceruje z  psem, jakaś para biega, świeci słońce,
a  wiatr kołysze kwiatami na gałęziach drzew, i  to wszystko wygląda tak
zachęcająco – gdybyś tylko miał czas, żeby zatrzymać wóz i wysiąść. Kiedy tak
pełzniesz jezdnią, obok twojego auta przemyka pędem rowerzysta.
O ile nie dojeżdżasz do pracy z  dużej odległości albo nie pracujesz jako
kierowca ciężarówki, większość odbywanych przez ciebie przejazdów to
prawdopodobnie nie są aż tak długie trasy. A co by było, gdybyś je przemierzał
pieszo lub rowerem?
Mógłbyś przybywać na miejsce rozgrzany aktywnością fizyczną, a  nie
wykończony nerwowo walką z  ulicznym ruchem, poza tym odbyłbyś już
codzienną porcję ćwiczeń, potrzebną do zachowania sprawności i zdrowia. Wielu
z  nas wiedzie nader siedzący tryb życia – siedzimy przez cały dzień w  pracy
przed komputerem, w  samochodzie, autobusie lub pociągu w  trakcie dojazdów,
a następnie wieczorem relaksujemy się przed telewizorem. To zaś utrudnia nam
wykonanie zalecanej codziennej ilości ćwiczeń fizycznych, pomagających nam
ustrzec się nadwagi i uniknąć całej masy schorzeń, w tym chorób serca i udarów
mózgu.
Marsz potrwałby odrobinę dłużej, ale mógłby sprzyjać skupieniu. Nie dajemy
sobie dość czasu na myślenie. Chodzenie jest zatem korzystne dla nas i  dla
planety.
Sposób, w  jaki przewozimy ludzi i  towary, stanowi wielką część problemu
z  klimatem. Według danych International Energy Agency transport na całym
świecie odpowiada za niemal jedną czwartą emisji gazów cieplarnianych,
wytworzonych ze spalania paliw kopalnych, a  lwia jej część pochodzi z  ruchu
drogowego. W  niektórych rejonach świata, na przykład w  Wielkiej Brytanii,
transport wyprzedził sektor energetyczny jako największe źródło emisji
dwutlenku węgla.
Samochody, podobnie jak domowe bojlery na gaz, to małe „brudne” siłownie
spalające paliwa kopalne w  celu wytworzenia energii napędzającej auta, co
utrudnia ograniczenie emisji przez każdy z nich. A silniki spalinowe emitują nie
tylko dwutlenek węgla, lecz pompują do atmosfery także mnóstwo innych gazów
i związków chemicznych, jak dwutlenek azotu i dwutlenek siarki, powodujących
miejscowe zanieczyszczenie powietrza.
Tak więc im więcej tras ty i  twoja rodzina przemierzycie bez wsiadania do
samochodu, tym lepiej. Rodzice często odwożą dzieci do szkoły autem
z  przyczyn raczej logistycznych niż z  powodu odległości, więc jeśli dotyczy to
ciebie lub sąsiadów, czy nie moglibyście połączyć się w  zespół i  odprowadzać
dzieci na zmianę? Sprawdzilibyście, jaki dystans mogą przebyć pieszo,
a specjaliści od spraw zdrowia twierdzą, że dzieci w wieku szkolnym potrzebują
dziennie 60 minut aktywności fizycznej, zatem nawet nieco dłuższa droga do
szkoły na piechotę mogłaby być dla nich idealnym rozwiązaniem. Jeśli jednak
odwozisz dzieci do szkoły i przywozisz je z powrotem, dbaj o to, żeby silnik nie
pracował na próżno przed wejściem do szkoły. Niepotrzebnie zużywa wtedy
paliwo i  zanieczyszcza powietrze, a  dane naukowe wskazują, że może to
wpływać na rozwój dzieci.
Porzucenie samochodu mogłoby oznaczać również oddalenie się od jezdni.
Pomyśl, jak się czujesz, idąc przez park. W  coraz większym stopniu ocenia się
przebywanie wśród zieleni jako korzystne dla samopoczucia, łagodzące gniew,
stres oraz inne negatywne uczucia, zatem jeśli marsz lub jazda wyznaczoną
ścieżką na rowerze oznacza dla ciebie możliwość wybrania trasy przez park
zamiast chodnikiem, to mogłoby poprawić w takim samym stopniu twoje zdrowie
psychiczne, jak i fizyczne.
Nie każdą trasę da się przebyć na piechotę lub dzięki pedałowaniu, lecz jeśli
możesz korzystać z  publicznego transportu zamiast własnego samochodu, kiedy
tylko to możliwe, to również będzie pomocne. Autobusy i  pociągi to
efektywniejsze sposoby transportu ludzi, ponieważ zużywają mniej energii na
osobę. Większość ludzi wie, jak dieslowskie silniki autobusów zatruwają
najbliższe otoczenie (zwłaszcza jeśli stało się kiedyś na przystanku obok autobusu
z silnikiem pracującym bez żadnego pożytku), ale sprawy zmierzają ku lepszemu
– w miastach na całym świecie coraz szerzej wprowadza się do użytku autobusy
elektryczne. Nawet symboliczny londyński czerwony piętrus przechodzi
„zieloną” modernizację, bowiem w 2016 roku wprowadzono do użytku pierwszy
całkowicie elektryczny autobus odbywający całą dzienną zmianę na jednym
ładowaniu. Na ulicach brytyjskiej stolicy pełni obecnie służbę ponad 70 w pełni
elektrycznych autobusów (5 piętrowych i 68 wozów jednopokładowych).
W Polsce do stycznia 2019 roku było 178 zarejestrowanych autobusów
elektrycznych. Aktualnie najwięcej ich ma Zielona Góra (45), Warszawa (31),
Kraków (26) i Jaworzno (24). Prognoza na rok 2020 to 130 nowych elektrobusów
w samej Warszawie.
Kiedy jedziesz samochodem, możesz zrobić jedną prostą rzecz w  celu
zmniejszenia emisji dwutlenku węgla podczas podróży – stosować ekologiczny
styl jazdy. Pierwsza zasada polega na podejściu do każdej sytuacji bardziej
w stylu filozofii zen. Agresywna jazda, nagłe przyspieszanie i hamowanie zużywa
wóz, marnuje paliwo i  po prostu wprawia cię w  naprawdę zły nastrój, zanim
jeszcze dotrzesz do biura. Nawet jeśli ten idiota chce tu się przed tobą popisywać
albo światła akurat się zmieniają, odpuść sobie. Prawdopodobnie i  tak niewiele
wpłynie to na czas, jaki zajmie ci podróż, a  płynna jazda ze stałą prędkością
przyniesie znaczną oszczędność paliwa, a zatem oszczędzi ci wydatków i stresu.
Przestrzeganie ograniczeń prędkości również umożliwia oszczędzanie paliwa,
gdyż powyżej pewnej prędkości auta zaczynają pracować mniej efektywnie. To
dodatkowa korzyść oprócz tego, że nie wpakujesz się w  kłopoty. Włączanie
klimatyzacji tylko podczas jazdy głównymi drogami z większą prędkością także
zapobiega zbędnemu zużyciu benzyny. Nie trzymaj też w  bagażniku ani na
tylnym siedzeniu sterty śmieci, gdyż zmniejszenie masy auta oznacza, że
potrzebuje ono mniej paliwa do jazdy. A  połączenie różnych przejazdów
powoduje już znaczne ograniczenie zużycia paliwa oraz emisji dwutlenku węgla.
A to dlatego, że jeśli pokonasz kilka krótkich tras oddzielnie i za każdym razem
rozpoczniesz jazdę z  zimnym silnikiem, możesz zużyć dwa razy tyle paliwa
i  wytworzyć dwukrotnie więcej gazów cieplarnianych niż w  wyniku jednej,
dłuższej jazdy na tym samym dystansie z rozgrzanym silnikiem, kiedy załatwiasz
wszystkie sprawy jedną po drugiej.
Mógłbyś zaproponować mieszkającemu w  pobliżu sąsiadowi lub krewnemu
wspólne załatwianie spraw. Nawet jeśli przez to obaj odrobinę nadkładacie drogi,
to i  tak zaoszczędzicie paliwo i  pieniądze w  porównaniu z  oddzielną jazdą
zbliżoną trasą. A  jest to milsze niż droga w  samotności i  wrzeszczenie na ruch
uliczny lub na audycję w  radiu. Mógłbyś też sprawdzić, czy nie znajdziesz
kandydatów do bardziej regularnych wspólnych przejazdów samochodem, może
w ramach dojeżdżania do pracy albo odwożenia dzieci do szkoły, jeśli już musisz
jeździć autem.
Kiedy przyjdzie pora na zakup nowego auta, może już czas zacząć myśleć
o nabyciu samochodu elektrycznego. Zasilany akumulatorem wóz elektryczny nie
powoduje w ogóle emisji z rury wydechowej – w istocie wcale jej nie ma. Działa
wyłącznie na prąd z akumulatora, uzyskiwany w większości z ładowania z sieci,
tak jak telefon komórkowy. Ilość emitowanych przez to auto zanieczyszczeń jest
minimalna, pochodzą z  opon i  hamulców oraz wiążą się ze sposobem
wytwarzania prądu, więc jeśli w sieci jest dużo energii z elektrowni wiatrowych,
to jest ona „zieleńsza” niż ta ze spalania węgla.
Dotychczas główne problemy z samochodami elektrycznymi wiązały się z ich
cenami, dystansem możliwym do przejechania między ładowaniami oraz liczbą
stanowisk ich ładowania. Jednakże ceny szybko spadają, a jeśli kupujesz wóz za
cenę negocjowaną zamiast sugerowanej przez producenta, to samochody
elektryczne już osiągają ceny porównywalne z  konwencjonalnymi wozami tej
samej klasy. Ładowanie samochodu podłączonego do sieci wypada taniej niż
tankowanie go na stacji benzynowej. Zasięg aut – dystans, jaki samochód
elektryczny przejeżdża na jednym ładowaniu – również zmienia się na lepsze,
podobnie jak liczba dostępnych punktów ładowania, choć właściciele
samochodów elektrycznych w  95 procentach przypadków ładują je w  domu (na
ogół najtaniej jest robić to poza porannymi i  wieczornymi godzinami
szczytowego obciążenia sieci). Samochody elektryczne będą się też stawały coraz
„zieleńsze”, jako że coraz więcej prądu z paliw kopalnych znika z sieci, a zamiast
nich zwiększa się udział źródeł odnawialnych.
Podłączany do sieci wóz o  napędzie hybrydowym mógłby się wydawać
bezpiecznym kompromisem, gdyż tego typu samochód można ładować do jazdy
na stosunkowo krótkich dystansach na akumulatorze, a na dłuższe trasy lub przy
wyczerpującej się energii przełączać go na silnik benzynowy. Ponieważ jednak
hybrydy dźwigają zarówno akumulator, jak i  konwencjonalny silnik spalinowy,
przeważnie są stosunkowo ciężkie, więc mogą mniej ekonomicznie
wykorzystywać paliwo podczas jazdy na silniku (mogą zatem być droższe
w  eksploatacji) niż podobne wozy z  napędem tylko benzynowym. Ponadto
ciężkie samochody powodują większe zanieczyszczenia wskutek ścierania się
opon i  przy hamowaniu. Zatem choć dla niektórych hybrydy to rozwiązanie
sensowne, dla większości użytkowników lepsze są auta całkowicie elektryczne.
Mimo że liczba samochodów elektrycznych na drogach całego świata nadal jest
stosunkowo niewielka, wydaje się, że rychło nadejdzie ich czas. Wiele krajów za
punkt honoru postawiło sobie wyznaczenie daty zakończenia sprzedaży nowych
konwencjonalnych aut o  napędzie benzynowym i  dieslowskim. Najbardziej
ambitnie podeszła do tego Kostaryka, która ogłosiła, że chce od 2021 roku
eliminować wszystkie paliwa kopalne z  transportu prywatnego w  ramach starań
o gospodarkę uwolnioną w 100 procentach od tych paliw, podczas gdy Norwegia
myśli o  roku 2025. Pewna liczba krajów, w  tym Irlandia, Izrael i  Holandia,
ogłosiła plany zakończenia sprzedaży aut konwencjonalnych do 2030 roku,
a Wielka Brytania i Francja wyznaczyły ten termin na rok 2040.
Wszystkie wymienione wyżej daty sygnalizują producentom aut, że idą zmiany,
chociaż aby naprawdę wymusić przemianę w  przemyśle, docelowe terminy
musiałyby być dostatecznie bliskie. Jednakże zakłady samochodowe reagują, bo
coraz więcej firm obwieszcza opracowanie nowych modeli wozów elektrycznych
lub wyznaczenie sobie własnych terminów odejścia od produkcji
konwencjonalnych silników spalinowych. A  w  niektórych rejonach zmiana już
zachodzi. W  wielu krajach udział samochodów elektrycznych w  sprzedaży
nowych aut rośnie, Chiny zaś mkną naprzód zarówno w  dziedzinie produkcji
wozów elektrycznych, jak i ich eksploatacji – w 2017 roku sprzedano tam prawie
580 000 sztuk, czyli o 72 procent więcej niż w roku poprzednim. Oczekiwano, że
do końca 2018 roku liczba sprzedanych tam aut przekroczyłaby milion.
Możemy stanąć w obliczu jeszcze bardziej spektakularnych zmian na całej linii,
bowiem pojawiają się sugestie, że gdy na drogi wyjadą autonomiczne samochody
elektryczne, większość nas – przynajmniej w miastach – skończy z posiadaniem
aut na własność i  po prostu wezwie samochód, kiedy będzie potrzebny. Po
wysadzeniu nas w punkcie docelowym wóz odjedzie, żeby zabrać kogoś innego,
albo wróci do zajezdni po świeżo naładowany akumulator. Jeśli tak się stanie, nie
będziemy już potrzebować parkingów i może z powrotem zamienimy je w parki,
po których będziemy się przechadzać.
Jest już wiele historycznych miast, w  których samochód przestał być królem.
Od Wenecji do Wiednia, od Brukseli po Dubrownik, od Kopenhagi do
Cambridge, wiele miast woli ruch pieszy wzdłuż wąskich uliczek i  starych
budynków, kanałów i  brukowanych traktów. Dzięki utrzymywaniu ruchu
kołowego z  dala przez cały czas lub jego część miasta te chronią swoje
historyczne walory i  zapewniają więcej miejsca mieszkańcom, turystom i  dziko
żyjącym gatunkom, pozwalając im cieszyć się życiem miejskim.
Inicjatywę mającą na celu ograniczenie ruchu samochodowego w  określonym
rejonie miasta pierwsi w  Polsce podjęli krakowscy radni, wprowadzając strefę
czystego transportu w  historycznej dzielnicy Kazimierz. Uchwała radnych
przewidywała, że będą tam mogły wjeżdżać tylko samochody z  napędem
elektrycznym i gazowym, auta mieszkańców oraz pojazdy służb miejskich.
Tak samo postępuje wiele nowoczesnych dzielnic podmiejskich, takich jak
Vauban w  niemieckim Fryburgu Bryzgowijskim, gdzie 5500 mieszkańców
zamieszkuje „dzielnicę o  zredukowanej dostępności dla samochodów”. Na
cichych ulicach nie ma żadnych parkingów, więc dzieci mogą się tam bezpiecznie
bawić, a  sieć ścieżek rowerowych i  transportu publicznego funkcjonuje tak
dobrze, że wiele rodzin postanawia zupełnie zrezygnować z samochodu.
W celu ograniczenia liczby samochodów w centrum w kilku miastach w Polsce
powstały i  nadal są budowane parkingi w  systemie P+R (parkuj i  jedź), na
których mieszkańcy oddalonych od centrum dzielnic lub osiedli mogą zostawić
samochód i przesiąść się do środków komunikacji miejskiej. Obecnie system P+R
istnieje w aglomeracji krakowskiej, w Poznaniu, Warszawie, Tychach, Szczecinie
i we Wrocławiu. W Warszawie stworzono 14 parkingów tego typu na ponad 4000
miejsc, część jest zlokalizowana przy stacjach metra.
Może daleko nam do całkowitego usunięcia z  ulic samochodów, lecz jeśli
w niedalekiej przyszłości kupisz auto elektryczne, nie wysuniesz się zbyt daleko
przed szereg. Z pewnością będzie to temat do omówienia z rodziną, przyjaciółmi
i  kolegami z  pracy. Kto wie, może nawet twoja decyzja nabycia samochodu
elektrycznego stanie się iskrą, która rozpali miejscową elektryczną rewolucję.
 
 

Zanieczyszczenie powietrza – wielki brudny problem

Zanieczyszczenie powietrza to problem dotyczący większości ludzi na


świecie, a  przeszło dziewięć osób na dziesięć mieszka w  miejscach, gdzie
poziom zanieczyszczeń przekracza limit uważany za bezpieczny dla zdrowia.
Do zanieczyszczeń krążących wokół nas w  powietrzu należą: dwutlenek
azotu, drobne okruchy zwane „cząstkami stałymi” (ang. particulate matter,
PM), pochodzące ze źródeł takich jak sadza, nawozy azotowe i  pyły
mineralne. Mogą one utkwić w  płucach lub nawet wniknąć do krwiobiegu.
Zanieczyszczenie powietrza wiąże się z powstawaniem schorzeń, od zawałów
serca i udarów mózgu aż do infekcji dróg oddechowych lub nawet raka płuca.
Ich wpływ jest też wiązany z otępieniem i problemami rozwojowymi u dzieci.
Według najnowszych danych liczbowych Światowej Organizacji Zdrowia
owe drobne cząstki zawieszone w  brudnym powietrzu powodują około 7
milionów przedwczesnych zgonów rocznie. Ich przyczyną jest zarówno zła
jakość powietrza na zewnątrz, na ulicach, jak i  w  domach w  uboższych
rejonach świata, gdzie ludzie nie mają dostępu do „czystszych” urządzeń do
gotowania.
Zanieczyszczenie powietrza to problem dotyczący szczególnie krajów
o niskich i średnich dochodach, ale może on dotknąć mieszkańców większych
i mniejszych miast na całym świecie.
W miastach w  rejonach takich jak Indie powietrze należy do
najbrudniejszych na świecie, a  co roku średnie poziomy zanieczyszczeń
cząstkami stałymi wielokrotnie przewyższają wartości uznawane przez
Światową Organizację Zdrowia za bezpieczne2. Jednak w  wielu miastach
w  USA, Wielkiej Brytanii, we Francji, w  Niemczech i  Australii poziom
zanieczyszczeń również przewyższa wartość uważaną za bezpieczną.
Według WHO polskie miasta stanowią większość, bo aż 36 z  50 miast
o  najbardziej zanieczyszczonym powietrzu w  Europie. Najgorszym
powietrzem oddychają mieszkańcy Żywca, Pszczyny, Rybnika, Krakowa
i  Warszawy. W  roku 2016 przekroczenie światowej normy zanieczyszczeń
pyłami zawieszonymi PM 2,5 objęło 39 procent obszaru Polski.
Część tego problemu powoduje transport. Wyniki badań wskazują, że
samochody osobowe i  furgonetki odpowiadają za jedną czwartą z  40  000
przedwczesnych zgonów w Wielkiej Brytanii, następujących co roku wskutek
zanieczyszczenia powietrza i obciążających placówki opieki zdrowotnej oraz
społeczeństwo kosztami w wysokości około 6 miliardów funtów rocznie.
Zanieczyszczenie związkami azotu z rur wydechowych samochodów może
zaburzać naturalną równowagę składników odżywczych w glebie, powodując
problemy dotyczące gatunków roślinnych.
Do innych źródeł zanieczyszczenia powietrza należą elektrownie i  fabryki,
opalane drewnem piecyki i  kominki w  domach oraz odpady powstające
w wyniku spalania.
Światowa Organizacja Zdrowia, chcąc zaradzić problemowi
zanieczyszczania powietrza przez samochody, ponagla kraje do skupienia się
na publicznym transporcie w  miastach i  ułatwianiu w  nich komunikacji
pieszej oraz rowerowej, a  także przyznania priorytetu kolejowemu
przewozowi ładunków i  pasażerów oraz przechodzenia na „czystsze”
ciężarówki i autobusy, niskoemisyjne wozy i paliwa.
Trwają debaty o  wyższości silników benzynowych nad dieslowskimi,
sprowadzające się do tego, że benzyna powoduje mniejsze zanieczyszczenie
powietrza, ale napęd dieslowski działa efektywniej, a  tym samym wiąże się
z  mniejszą emisją dwutlenku węgla. Ostatecznie jednak w  obu wypadkach
chodzi o  zanieczyszczające powietrze paliwa kopalne, zatem oba rodzaje
silników będą musiały zniknąć, jeśli świat ma poradzić sobie z  podwójnym
wyzwaniem – brudnym powietrzem i przegrzewaniem się planety.
2 Spośród 20 najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie 15 leży w  Indiach. Jednak rząd
Indii niedawno ogłosił Narodowy Plan Oczyszczenia Powietrza, zwiększając aktywność na rzecz
monitorowania jakości powietrza i wymagając od władz 100 najbardziej zanieczyszczonych miast
opracowania własnych planów działania, mających zaradzić temu problemowi.
 

Dwa koła – dobrze, cztery koła – źle

Chcesz wsiąść na rower, ale martwisz się o  koszty, bezpieczeństwo


i pogodę? Nie ma obawy – to łatwiejsze, niż mógłbyś pomyśleć.
Jazda rowerem zapewnia wszelkiego rodzaju korzyści, od wyeliminowania
potrzeby chodzenia na siłownię, skoro już odbyłeś trening, do uniknięcia
niedogodności związanych z  podróżą pociągiem wypełnionym pasażerami
dojeżdżającymi do pracy albo staniem w  ulicznym korku. Jeśli jednak trasa
twojego dojazdu do pracy w  mieście liczy mniej niż 15 kilometrów, istnieje
też duża szansa, że szybciej dostaniesz się tam rowerem niż niemal każdym
innym środkiem transportu. Tak więc wraz z  komunikacją pieszą jazda
rowerem należy do „najzieleńszych” metod przemieszczania się.
Nie potrzebujesz do tego kosztownego roweru, a nawet w ogóle nie jest ci
on potrzebny, gdyż w  wielu miastach działają publiczne systemy
wypożyczania rowerów albo ze stałymi stacjami dokowania, albo
pozostawianiem rowerów w docelowym punkcie dojazdu. Jeśli jednak kupisz
rower, wypadnie on tanio w porównaniu z wydatkami na transport publiczny,
tankowanie samochodu i  opłaty parkingowe. Warto jednak wydać nieco
grosza na kilka zabezpieczeń – karabinek typu D-lock i kłódkę z mocną linką
– i  parkować rower w  miejscu publicznym lub gdzieś, gdzie będzie
bezpieczny, żeby uchronić go przed kradzieżą. Pracodawcy coraz szerzej
wprowadzają systemy ułatwień dla pracowników dojeżdżających rowerami,
a  to może znacznie zmniejszyć koszt i  samego roweru, i  niezbędnych
akcesoriów.
Wsiadając na rower po raz pierwszy, możesz się czuć onieśmielony, ale są
kursy uczące bezpiecznej jazdy, ponadto możesz dobrać się w  parę z  kolegą
z  pracy i  razem dojeżdżać rowerami. Przejechanie trasy na próbę podczas
weekendu też mogłoby zwiększyć twoją pewność siebie. Mało
prawdopodobne, by droga była aż tak trudna i najeżona stromymi podjazdami,
jak myślisz, a miejski ruch uliczny na ogół odbywa się z mniejszą prędkością,
niż mógłbyś się spodziewać. W  miastach jest coraz więcej przestrzeni dla
cyklistów, a  prym wiedzie tu kontynentalna część Europy. Jeśli miejscowe
władze nie przodują w  propagowaniu cyklizmu, skontaktuj się z  nimi
i ponaglij je do wprowadzenia zmian.
Jeśli uważasz, że to wymaga zbyt wielkiego wysiłku, istnieje rower
elektryczny, czyli e-bike. Przez większość jazdy na nim trzeba pedałować, ale
ładuje się przy tym akumulator, więc przy podjeżdżaniu pod górę i  zbyt
wielkim wysiłku włącza się silnik, który pomaga w pokonaniu trasy.
Obawy, że zawsze będziesz przyjeżdżał na miejsce zgrzany i spocony albo
przemarznięty i przemoczony, mogą być nieuzasadnione. Osoby stale jeżdżące
rowerem twierdzą, że mokną znacznie rzadziej, niż można by się spodziewać,
a w naprawdę deszczowy lub śnieżny dzień możesz po prostu wybrać wyjście
awaryjne. Jeśli chodzi o obawy, że będziesz zgrzany i spocony, po dojeździe
do pracy możesz wziąć prysznic albo się przebrać.
W polskich miastach przemieszczanie się rowerem stało się bardzo
popularne. Rozwija się sieć ścieżek rowerowych, już w  dziewięciu miastach
ich długość przekroczyła 100 kilometrów. Prym wiodą: Warszawa (ponad 500
kilometrów), Wrocław (214) i Gdańsk (185). Coraz bardziej rozbudowany jest
system rowerów miejskich – w  Warszawie jest 380 stacji Veturilo
dysponujących ponad 5500 rowerami. Można je wypożyczać od 1 marca do
30 listopada. Mieszkańcy stolicy mogą też korzystać z  systemu Acro Bike;
rowery tej sieci można zostawiać w dowolnym miejscu. Pojawiły się również
rowery elektryczne, a ostatnio na ulicach widać coraz liczniejsze elektryczne
hulajnogi.
 

Psst! Nadchodzi przyszłość! Jak to jest jeździć samochodem


elektrycznym?

Czy masz wydzielone miejsce parkingowe? Czy większość pokonywanych


przez ciebie tras liczy mniej niż 350 kilometrów? No cóż, jeśli na oba te
pytania odpowiedziałeś twierdząco, całkowicie elektryczny samochód mógłby
być dla ciebie dobrym rozwiązaniem.
Samochody elektryczne jeżdżą bardzo cicho i  całkiem płynnie, nie mają
bowiem skrzyni biegów jak konwencjonalne samochody z  silnikiem
spalinowym. To jednak dopiero początek listy różnic między autem
elektrycznym a tradycyjnymi czterema kółkami.
Barierą powstrzymującą ludzi przed kupnem samochodu elektrycznego jest
przekonanie o  jego wysokiej cenie, choć koszty produkcji akumulatorów
spadają i „tankowanie” aut wypada o wiele taniej, a ponieważ zawierają one
znacznie mniej części mogących się zepsuć, nie wymagają aż tylu zabiegów
serwisowych.
Kolejnym ważkim pytaniem zadawanym przez ludzi rozmyślających nad
zakupem elektrycznego wozu jest kwestia, czy da się nim dojechać
dostatecznie daleko przed powstaniem potrzeby ponownego naładowania.
Nazywa się to „obawą o  zasięg”, lecz powinna się ona rozwiać, jako że
akumulatory są coraz lepsze i samochody mogą jeździć coraz dalej, a punkty
ładowania stają się coraz bardziej dostępne. Nawet teraz można na jednym
ładowaniu przejechać niezły dystans, a jeśli samochód służy ci do dojazdów
do pracy, wożenia dzieci do szkoły albo wypraw po zakupy, stanowiących dla
większości nas lwią część tras przemierzanych autem, to mało
prawdopodobne, by jakiś cel znalazł się kiedykolwiek poza twoim zasięgiem.
Właściciele elektrycznych samochodów rzeczywiście zgłaszają żywione we
wczesnym okresie eksploatacji auta pewne obawy o  jego zasięg oraz inne
kwestie, takie jak ta, czy akumulator w  samochodzie pozostawionym gdzieś
na chwilę nie padnie. Jednak po niedługim czasie właściciele poznają zasięg
swoich wozów i  zaczynają z  większą pewnością myśleć o  przejazdach
z  punktu A  do punktu B, zwłaszcza jeśli A  i  B to miejsca, między którymi
regularnie krążą, takie jak dom i praca.
Jeśli ludzie odbywają samochodami elektrycznymi tego rodzaju podróże,
większość doładowań można przeprowadzać w  domu ze specjalnie
zainstalowanego punktu ładowania, o ile tylko parkuje się wóz na podjeździe
lub na wyznaczonym miejscu parkingowym. Jeśli się o  tym pomyśli,
podłączenie auta do gniazdka w  domu jest po prostu wygodniejsze niż
konieczność pojechania nim na stację benzynową w  celu zatankowania.
Niektóre biura, centra handlowe oraz inne miejsca publiczne również
zaczynają instalować punkty ładowania, a  96 procent stacji obsługi
samochodów przy autostradach ma już szybkie ładowarki, mogące doładować
akumulator do 80 procent pojemności zaledwie w 30 minut.
Samochód również przekazuje kierowcy informacje, takie jak liczba
kilometrów „pozostałych w  akumulatorze”, wielkość doładowywania
w wyniku używania hamulców oraz lokalizacja punktów ładowania, co może
pomagać właścicielowi w  zaplanowaniu dłuższej podróży. Istnieją też
aplikacje do telefonów wyświetlające położenie auta na mapie
z zaznaczonymi punktami ładowania.
Do innych korzyści z  posiadania samochodu elektrycznego należy fakt, że
można go nastawić, żeby zaczął się ogrzewać pół godziny przed momentem,
kiedy będzie potrzebny, dzięki czemu w  środku będzie ciepło, a  z  szyb
zostanie usunięta rosa lub lód, zanim kierowca wyjdzie z domu. Jeśli w tym
czasie auto nadal będzie podłączone do sieci, to wszystko zostanie wykonane
bez rozładowywania akumulatora.
Podróże na dalsze odległości na razie wymagają nieco dokładniejszego
planowania. Jeśli jednak wybierasz się samochodem nad morze na cały dzień,
gdzieś będzie trzeba zaparkować; po prostu musisz pomyśleć o  tym, gdzie
postawić wóz i jednocześnie go naładować. Ułatwia to kilka aplikacji i stron
internetowych, często zsynchronizowanych z  samochodem w  celu
łatwiejszego jego użytkowania i dla świętego spokoju. A krótkie oczekiwanie
na naładowanie się wozu da ci trochę czasu na to, byś sobie zasiadł
i  podelektował się kawą i  ciastkiem – to o  wiele przyjemniejsze niż
pospieszne przeżuwanie czekoladowego batonika kupionego na stacji
benzynowej.
W naszym kraju największa sieć stacji ładowania samochodów
elektrycznych należy do firmy GreenWay Polska. Obecnie ma ona 110 stacji,
a  planuje, że do roku 2020 będzie tych stacji 200, w  tym 135 szybkich i  10
ultraszybkich. Są one lokalizowane przy autostradach i  drogach szybkiego
ruchu.
Na razie samochód elektryczny to nowinka wymagająca pewnego
przystosowania się do niego. Jednak choć wielu z nas może wydawać się to
skokiem w  ciemność, następne pokolenie prawdopodobnie nie będzie
dostrzegać żadnej różnicy przy używaniu cichego samochodu elektrycznego.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 5


Papier nie rośnie na drzewach: zmniejsz jego codzienne
zużycie

Komputery miały uwolnić wszystkie biura od papieru. Bloki biurowe, listy


i papeterie miały odejść w przeszłość, lecz to niezupełnie się powiodło. Owszem,
mniej listów otrzymujemy za pośrednictwem poczty, lecz zamiast tego mamy
przepełnioną skrzynkę odbiorczą. Gdy dzwoni telefon albo wchodzi twój szef,
żeby cię o  coś poprosić, sięgasz po blok biurowy, żeby zapisać numer telefonu,
zanotować szczegóły zadania do wykonania lub po prostu machinalnie sobie
pogryzmolić.
Wielu z  nas lubi sporządzać listy, a  do zapisania listy potrzeba czystej kartki
papieru, żebyśmy wyraźnie widzieli, co mamy danego dnia do zrobienia. To samo
dotyczy spotkań. Ma się mocniejsze poczucie zorganizowania, kiedy się zasiada
nad czystą kartką, przygotowaną do zapisania myśli i idei zrodzonych w trakcie
rozmowy.
Zanim jednak sięgniesz w  pracy po arkusz papieru, żeby zapisać notatkę,
utrwalić wiadomość lub sporządzić listę zadań do wykonania, przed
przystąpieniem do pisania przyjrzyj się temu, co chwyciłeś. Czy naprawdę
potrzebna ci kolejna czysta kartka, czy tak samo dobrze nada się jakikolwiek
świstek leżący na twoim biurku? Jeśli wziąłeś do ręki kawałek użytego już
papieru, musisz tylko go odwrócić i  już masz gotowe do wykorzystania puste
miejsce. Jeśli odebrałeś pocztę w  kopertach, których nie zamierzasz ponownie
użyć, wykorzystaj je do zapisywania notatek oraz robienia spisów. Jeśli używasz
notatników, dbaj o to, żeby zapisywać wszystkie kartki po obu stronach – zawsze
możesz zapełnić je po jednej stronie, po czym odwrócić notatnik i zapisywać go
wstecz, jeśli tak jest najłatwiej.
Zadania do wykonania można zapisywać wszędzie, notatki często zmieszczą się
na marginesie istniejącego już dokumentu, a  listy zakupów lub zbiorowe
zamówienia w kafejce da się zanotować na odwrocie starego paragonu. Może się
wydawać, że to niewiele, lecz jeśli będziesz tak postępować przez cały czas,
znacznie ograniczysz zużycie papieru.
Papier zaś to oczywisty i  namacalny sposób na zastanowienie się nad
światowymi zasobami lasów oraz nad tym, jak wszystko – z nami włącznie – od
nich zależy.
Szacuje się, że na Ziemi rośnie około 3 bilionów drzew, a lasy pokrywają mniej
więcej 30 procent powierzchni lądów. Stanowią one jedno z  najważniejszych
ziemskich środowisk, siedlisko przeszło połowy gatunków lądowych, w  tym
trzech czwartych ptaków. W lasach żyje wszystko, od goryli do papug. Zaledwie
jedno drzewo może zapewniać życie 1000 rozmaitym gatunkom chrząszczy. Na
jednym zaś hektarze lasu może biegać 8 milionów mrówek i milion termitów. To
naturalne bogactwo zawsze było źródłem mnóstwa leków, a w lasach można było
odkryć jeszcze więcej, dzięki czemu stały się one tajemniczą skarbnicą.
Po oceanach lasy stanowią największe na świecie magazyny węgla, którego
drzewa potrzebują do życia i  wzrostu. Światowe lasy pobierają z  atmosfery
olbrzymie ilości węgla i  pomagają w  ten sposób regulować klimat. Mają też
udział w utrzymywaniu naszych zapasów wody, gdyż trzy czwarte całej dostępnej
wody słodkiej pochodzi z rzek płynących w lasach lub w pobliżu nich.
Obszary leśne zmniejszają także zagrożenie powodzią przez to, że spowalniają
przepływ wody, zapobiegają też osuwaniu się ziemi i zmywaniu gleby. Mało tego,
pomagają przede wszystkim w tworzeniu się deszczu. Lasy tropikalne zatrzymują
olbrzymie ilości wody i odgrywają ważną rolę w powstawaniu chmur i opadów.
Lasy mają również olbrzymie znaczenie dla ludzi, którzy je zamieszkują lub
z  nich żyją, nie tylko dlatego, że dostarczają wodę. Na całym świecie w  lasach
mieszka 300 milionów ludzi, w  tym 60 milionów przedstawicieli ludów
autochtonicznych. Dwa miliardy ludzi bezpośrednio zawdzięcza lasom
schronienie, środki do życia, opał do gotowania i  ogrzewania domów,
zaopatrzenie w żywność, a także w wodę.
Jeśli mieszkasz w  środku miasta, lasy mogą nie wydawać się aż tak ważne
w  twoim życiu, lecz wyniki badań dowodzą, że – podobnie jak inne naturalne
środowiska – mogą one mieć znaczący wpływ na nasz stan zdrowia
i  samopoczucie. Czas spędzony w  lesie może złagodzić fizyczne objawy stresu,
od zmniejszenia częstości akcji serca aż do obniżenia poziomu hormonów
stresowych, a według przeprowadzonych w Japonii badań może nawet pobudzić
działanie układu odpornościowego. Zatem bez względu na to, czy chodzi
o przechadzkę w brytyjskim lesie ozdobionym kobiercem z hiacyntów, czy „leśną
kąpiel” w  Japonii – przebywanie w  lesie i  angażowanie przy tym wszystkich
zmysłów – czas spędzony wśród drzew oddziałuje na nas korzystnie.
Fakt, że lasy znalazły się w tarapatach, oznacza, iż musimy podjąć działania, by
to powstrzymać. Karczowanie lasów ma swój poważny udział w  zachodzących
zmianach klimatycznych – wycinanie drzew i  całych lasów odpowiada mniej
więcej za dziesiątą część globalnej emisji gazów cieplarnianych. Natomiast
ograniczanie niszczenia lasów i sadzenie nowych drzew mogłoby odegrać wielką
rolę w zredukowaniu emisji substancji zmieniających klimat na cieplejszy.
Papier też ma swoją rolę do odegrania. Na przykład w  bogatej w  lasy
deszczowe Indonezji główną przyczyną wylesiania jest zakładanie plantacji
dających olej palmowy i  włókna drzewne, głównie na potrzeby przemysłu
celulozowego i  papierniczego. Obszar liczący prawie 1,6 miliona hektarów
i  drugi o  powierzchni 1,5 miliona hektarów – większy niż Szwajcaria –
przekształcono w  pierwszym wypadku w  plantacje produkujące olej palmowy,
a  w  drugim włókna drzewne. Wylesianie Indonezji zagraża przeżyciu gatunków
takich jak orangutan.
Oczywiście nie wszyscy sprowadzamy papier z  Indonezji, lecz ograniczanie
jego zużycia i  upewnianie się, że używany przez nas papier pochodzi ze źródeł
nienaruszających równowagi ekologicznej, przyniesie światu korzyści. Pomimo
rewolucji technologicznej prawdopodobnie zostało jeszcze coś do zrobienia dla
poprawy sytuacji.
Zacznij od tego, by pomyśleć, zanim coś wydrukujesz. Czy naprawdę musisz
drukować dany dokument, a  jeśli tak, to czy możesz ograniczyć liczbę kartek
poprzez zadrukowanie obu stron albo sprawdzenie, czy nie zużyjesz całej kartki
na pojedynczą linijkę tekstu na końcu e-maila? Nie chodzi tylko o  ratowanie
drzew – wyprodukowanie zaledwie jednej kartki papieru formatu A4 może
pochłonąć aż 20 litrów wody i  wymaga użycia toksycznych chemikaliów
zanieczyszczających cieki wodne, zatem ograniczanie papierowych wydruków
pomaga również w oszczędzaniu słodkiej wody.
W Wielkiej Brytanii każdy z  mieszkańców zużywa rocznie średnio 145
kilogramów papieru, a  w  USA jeszcze więcej, bo 215 kilogramów. W  Polsce
roczne zużycie papieru wynosi około 115 kilogramów na osobę. Jeśli pomyślisz
o tym, jak lekki jest papier, papierowa chusteczka, a nawet karton, dojdziesz do
wniosku, że to bardzo dużo. Tak więc wykorzystywanie obu stron papieru
i  powstrzymywanie się od drukowania różnych rzeczy tworzą zaledwie czubek
góry lodowej, jeśli chodzi o zmniejszanie ilości zużywanego przez ciebie papieru.
Postaraj się obejść bez papieru także w  sprawach podróży oraz imprez. Jeśli
odebrałeś telefonem bilet elektroniczny, oprzyj się pragnieniu wydrukowania go
w ramach dodatkowego zabezpieczenia, tylko przed zjawieniem się na imprezie
upewnij się, że masz naładowany telefon. Jeśli nie jesteś pewien, czy znajdziesz
drogę, czemu nie zrobić zdjęcia lub zrzutu ekranowego z  mapą, zamiast ją
drukować? Nie proś też o  paragony, o  ile nie są ci potrzebne. Bank, dostawca
energii lub inni usługodawcy mogą zaoferować ci oświadczenia lub rachunki
w formacie elektronicznym, co zdecydowanie prowadzi do ograniczenia zużycia
papieru.
Wszystkie wymienione działania mogą zmniejszyć ilość zużywanego papieru,
co w  połączeniu z  powtórnym wykorzystaniem każdej kartki może zmniejszyć
twój udział w papierowym problemie.
Kiedy ostatecznie skończyłeś już ze zużywanym przez siebie papierem,
zwłaszcza jeśli to dobrej jakości papier biurowy, zadbaj o  posłanie go do
wtórnego przetwarzania. Jeśli w  twoim biurze nie ma koszy przeznaczonych na
makulaturę, spytaj szefa, czy można je wstawić. Jeśli sam jesteś szefem, zadbaj,
by to załatwić.
Mógłbyś też wspomnieć o  tej sprawie swoim kolegom i  zespołowi
współpracowników. Wytrwanie w  staraniach na rzecz oszczędzania papieru
będzie o  wiele bardziej prawdopodobne, jeśli powiesz o  tym ludziom. Mógłbyś
nawet spróbować zainicjować w biurze kampanię „strona dziennie”, wyznaczając
sobie za cel zużywanie każdego dnia nie więcej niż jednej kartki i  zachęcając
współpracowników do przyłączenia się. Jeśli tak zrobisz, może inni wezmą to
pod uwagę lub nawet zaczną podejmować kolejne działania na rzecz ochrony
środowiska.
Jednym z  łatwych sposobów włączenia w  sprawę zespołu współpracowników
i  zmniejszenia marnotrawstwa papieru jest spowodowanie, by wypad na kawę
mniej naruszał równowagę ekologiczną. W  krajach takich jak Wielka Brytania,
w  których dziennie wypija się siedem milionów porcji kawy, miasta toną
w  stertach jednorazowych kubeczków zużywanych całymi miliardami rocznie.
A chociaż wyglądają one na zrobione tylko z papieru, są powleczone plastikiem,
co oznacza, że nie da się poddać ich recyklingowi razem z  makulaturą, zatem
większość się wyrzuca. Jeśli twój zespół współpracowników z  rana wybiera się
całą grupą po kawę, omiń stojak z  kartonowymi kubeczkami, unikaj też
korzystania z  plastikowych mieszadełek. Z  rozmieszaniem cukru możesz
poradzić sobie już w  biurze. W  istocie czemu by nie sprawdzić, czy zdołasz
nakłonić wszystkich do zakupu zwykłych filiżanek? A  jeśli potrafisz, możesz
pójść na całość i  zapewnić zespołowi tradycyjną biurową herbatę w  komplecie
z porcelanowymi kubkami.
Może też warto przypomnieć samemu sobie, po co to wszystko robisz. Jeśli
masz szczęście pracować w odległości umożliwiającej pieszą przechadzkę do lasu
lub jakiegokolwiek obszaru z dziko rosnącymi drzewami, może mógłbyś się tam
przejść podczas przerwy obiadowej, żeby odczuć korzyść ze spaceru między
drzewami, oderwać się na jakiś czas od ekranu komputera i  złapać trochę
odpoczynku od stresu tego gwarnego świata. To samo dotyczy twojego miejsca
zamieszkania – jeśli mieszkasz w  pobliżu lasu, przejdź się tam wieczorem lub
w  weekend, żeby na nowo odczuć więź z  naturą. Mógłbyś nawet wstąpić jako
wolontariusz do miejscowej lub krajowej organizacji pomagającej w  opiece nad
lokalnym obszarem leśnym albo rezerwatem przyrody!
Po wyjściu z  biura też możesz zrobić kilka innych rzeczy dla oszczędności
papieru. Kupując wyroby papierowe, powinieneś przede wszystkim wybierać te,
które wyprodukowano z  wtórnie przetworzonych materiałów, gdyż dzięki temu
będziesz wiedzieć, że nie wycięto drzew bezpośrednio po to, by te produkty
wytworzyć. Tak więc przy zakupie pocztówek z życzeniami, papieru do drukarki,
bloków biurowych lub terminarzy sprawdzaj, czy wyprodukowano je
z  makulatury. W  sklepach odmawiaj przyjmowania papierowych lub
plastikowych toreb na zakupy, zamiast nich weź ze sobą własną. Możesz również
rozejrzeć się za papierem toaletowym i  kuchennymi ręcznikami z  makulatury.
Niektórzy ludzie sądzą, że pomysł papieru toaletowego z  recyklingu jest nieco
obrzydliwy, lecz oczywiście nie wyprodukowano go z  wtórnie przetworzonego
papieru toaletowego, tylko z  innych wyrobów papierowych, takich jak papier
biurowy. Jeśli nie możesz znaleźć poszukiwanej marki papieru toaletowego
z  makulatury, rozejrzyj się za taką, która pochodzi ze źródeł nienaruszających
równowagi ekologicznej, na przykład produktów ze znakiem FSC – Forest
Stewardship Council (Rady ds. Odpowiedzialnej Gospodarki Leśnej), co stanowi
gwarancję pochodzenia papieru z dobrze zarządzanych lasów.
Kolejną sprawą, z  którą warto spróbować sobie poradzić, jest góra papieru do
pakowania. W  dniach urodzin lub w  święta Bożego Narodzenia wytwarzamy
mnóstwo odpadów w  postaci papieru do pakowania, którego duża część nie
nadaje się do recyklingu, jeśli zawiera plastik, folię aluminiową lub brokat albo
całą masę taśmy klejącej, użytej do zabezpieczenia paczki. Jednak jeśli o  to
zadbać, da się go powtórnie wykorzystać, i  chociaż w  głębi serca wszyscy
możemy być dużymi dziećmi, chyba nie musimy zrywać opakowania, żeby
dostać się do prezentu. Odpakuj upominek ostrożnie i  zachowaj papier do
ponownego użytku. A jeśli to ty pakujesz, staraj się opanować sztukę pakowania
za pomocą wstążki lub sznurka zamiast taśmy klejącej. Papier da się łatwiej użyć
ponownie albo poddać recyklingowi, jeśli nie będzie miał przyklejonej taśmy.
Szukaj papieru pakunkowego lub kartek o  pięknych kolorach, lecz bez folii
i brokatu, upewniaj się też, że pochodzą z recyklingu bądź mają logo FSC.
Przede wszystkim przy doborze materiałów do pakowania mógłbyś wykazać się
kreatywnością. Może do mniejszych upominków równie dobrze nadadzą się
kolorowe reklamy z  czasopisma lub gazety albo uda się wykorzystać do tego
strony ze starego kalendarza ściennego, jeśli widnieją na nich ładne ilustracje.
Możesz zaprząc do udziału całą rodzinę i  zorganizować konkurs, kto zdoła
wymyślić najlepszy, najbardziej odlotowy lub najbardziej niezwykły papier do
pakowania na rodzinne święto.
Jeśli dajesz naprawdę duży upominek, taki jak rower albo domek dla lalek,
narzuć nań kolorowe prześcieradło lub koc i przyczep na górze wielką kokardę.
W końcu najważniejszy jest prezent, a nie sposób jego wręczenia.
Wszystkie te działania pozytywnie wpłyną na zużycie przez nas papieru, a choć
ściśle wiążemy drzewa z papierem – oraz drewnem, do czego dojdziemy później
– to tylko jeden fragment układanki przedstawiającej obraz możliwości naszej
pomocy lasom, które tyle nam dają. Duża część wpływu ludzi na lasy świata jest
mniej oczywista. Jeden zaś z naprawdę ważkich aspektów naszego na nie wpływu
to sposób, w jaki się odżywiamy. Nadeszła pora, żeby pomówić o żywności.

 
 

Drzewo i „ptaszek” – skąd wiesz, że to, co kupujesz, nie


narusza równowagi ekologicznej?

Organizacja Forest Stewardship Council (FSC) została założona w  1994


roku jako pierwszy na świecie system certyfikowania gospodarki leśnej i ma
na celu zapewnienie odpowiedzialnego zarządzania lasami oraz
nienaruszającego równowagi ekologicznej handlu drewnem i  innymi
produktami, takimi jak papier.
Obecnie ten system certyfikowania obejmuje setki milionów hektarów
obszarów leśnych na całym świecie, od Skandynawii do dorzecza Kongo, od
Brazylii aż po Chiny, a  należą do nich lasy będące własnością prywatną,
publiczną oraz miejscowych społeczności. Certyfikaty przyznaje się
plantacjom drzew, a także lasom naturalnym.
Drewno to zasób odnawialny, gdyż lasy mogą się odtwarzać, a  jeśli jego
produkcja nie powoduje szkód, drewno może być lepszym surowcem niż inne,
pochodzące ze źródeł nieodnawialnych, takie jak beton lub plastik,
wytwarzane z  paliw kopalnych. Produkcja drewna może również zapewniać
cenne dochody ludziom zamieszkującym obszary zalesione.
Jeśli jednak narusza się przy tym równowagę ekologiczną, pozyskiwanie
drewna może też zagrażać życiu oraz środkom utrzymania tych ludzi oraz
narażać dziko żyjące gatunki na wymarcie, jak to się dzieje w  nielegalnych
i niezgodnych z równowagą ekologiczną miejscach wyrębu w wielu rejonach
świata.
W ramach przyznawania certyfikatów Forest Stewardship Council poddaje
się ocenie sposób zarządzania lasami na podstawie serii uzgodnionych
kryteriów. Obejmują one sposób wyrębu lasu, na przykład ograniczają
możliwość całkowitego karczowania (kiedy w  danym rejonie wycina się
wszystkie drzewa), zabraniają też używania pewnych najniebezpieczniejszych
chemikaliów i  chronią glebę przed erozją. Istnieją też standardy ochrony
rzadkich dziko żyjących gatunków oraz wymogi dotyczące kwestii
społecznych, takich jak zagwarantowanie praw i  dostępu do zasobów
milionom zależnych od lasu ludzi, ochronę ekonomicznego dobrobytu
pracowników i  zapewnienie udziału miejscowych społeczności
w podejmowaniu decyzji.
Wyniki badań wykazują, że lasy z certyfikatem FSC w  porównaniu z tymi
bez certyfikatu zapewniają lepsze warunki pracy i  życia oraz możliwości
angażowania się ludzi w  spory z  firmami w  kwestiach dotyczących lasu.
Stwierdzono również, że przestrzeganie standardów ograniczyło szkody
wyrządzane lasom na obszarach certyfikowanych w  porównaniu
z  konwencjonalnymi miejscami wyrębów, a  system dysponuje
skuteczniejszymi środkami ochrony dziko żyjących gatunków i  ich
środowiska niż firmy nieposiadające certyfikatów.
Dotyczy to nawet tych części świata, gdzie egzekwowanie prawa
regulującego sposób opieki ludzi nad lasami jest słabe i gdzie ochrona lasów
otrzymuje mniejsze wsparcie. Na przykład w zachodnioafrykańskim Gabonie,
gdzie lasy są siedliskiem goryli nizinnych, szympansów i słoni oraz mnóstwa
innych ssaków oraz ptaków, certyfikowane przez FSC firmy mające koncesje
na wyrąb o  wiele lepiej przestrzegały praw chroniących dziką przyrodę niż
firmy bez certyfikatów.
Certyfikat nie stanowi uniwersalnego remedium na kryzys, w  którego
obliczu stoją światowe lasy, i  nie zastąpi rygorystycznych zarządzeń
i przepisów dotyczących zarządzania lasami, opartych na wynikach solidnych
ocen naukowych. Jednak władze funduszu WWF, który pomagał w założeniu
FSC, są przekonane, że system może pomóc w  zapewnieniu
odpowiedzialnego podejścia do środowiska, korzystnego społecznie
i opłacalnego ekonomicznie zarządzania lasami.
Możesz zatem rozglądać się za znakiem certyfikatu FSC – „ptaszkiem”
przechodzącym w rysunek drzewa – na produktach takich jak papier i ręczniki
kuchenne, co oznacza, że te artykuły wytworzono z materiałów pochodzących
z odpowiedzialnie zarządzanych lasów albo z recyklingu.
 

Tętniące życiem lasy deszczowe

Lasy deszczowe świata – od tropikalnych puszcz Indonezji z orangutanami


i  tygrysami przez lasy Konga, siedlisko goryli, szympansów i  słoni, aż do
Amazonii, gdzie żyją jaguary, anakondy i  leniwce – to środowiska słynące
z  dziko żyjących gatunków. Mimo to nasza wiedza o  życiu w  lasach, które
możemy stracić, zanim jeszcze je poznamy, jeśli wytniemy drzewa na papier
i  drewno oraz dla pozyskania terenów rolniczych, nadal jest zaskakująco
ograniczona. Chociaż zachodni przyrodnicy od wieków badają na przykład
amazońskie lasy deszczowe, pod wieloma względami nadal pozostają one
tajemnicą dla współczesnej nauki.
Tylko w  ostatnich latach odkryto setki nieznanych wcześniej gatunków, od
ptaków i ssaków przez rośliny i ryby aż do gadów i płazów. Należy do nich
nowo odkryty gatunek małpy z  rzędu naczelnych – titi czerwony –
z  charakterystycznym szaro-rudym futrem i  długim czerwonawym ogonem.
Podobnie jak dla wielu gatunków Amazonii największym zagrożeniem dla tej
nowo odkrytej małpy jest wylesianie.
Inia amazońska – różowy delfin rzeczny – została zidentyfikowana jako
odrębny gatunek; do innych również niedawno odkrytych stworzeń należą:
miniaturowy sum o  dziwnym wyglądzie i  długości zaledwie około 3
centymetrów, wąż lubiący szukać ukrycia w glebie lub pod pniami drzew oraz
jaszczurka z  żółtymi „wąsami”. Są też nowe gatunki ptaków, w  tym drzym
ciemnopióry, ptak o  podkreślonych oczach i  mocnym dziobie, należący do
rodziny drzymów z  rzędu dzięciołowych, którego łacińską nazwę Nystalus
obamai utworzono na cześć poprzedniego prezydenta USA Baracka Obamy.
Drzym ciemnopióry występuje między innymi na terenie rezerwatu
przyrody imienia Chico Mendesa, w  którym można metodami tradycyjnymi
pozyskiwać zasoby naturalne. Jest to obszar chroniony o  powierzchni około
950  000 hektarów, leżący w  brazylijskim stanie Acre na terenie Amazonii,
gdzie miejscowa społeczność ma prawo pozyskiwać w lesie drewno oraz inne
produkty, takie jak orzechy.
W grudniu 2017 roku w  rezerwacie zamieszkanym przez 10  000 osób
w  ramach obserwacji dzikiej przyrody oraz dla sprawdzenia, jaki wpływ na
nią ma pozyskiwanie drewna i  innych surowców, zainstalowano osiem
ukrytych kamer. W trakcie pierwszej rundy obserwacji otrzymano 116 filmów
ze zwierzętami; automatyczne kamery zarejestrowały przeszło 20 gatunków,
w  tym ocelotów, jeleniowatych, małp, pancerników, oposów oraz gruchaczy
siwoskrzydłych.
Zainstalowane w rezerwacie kamery po raz pierwszy zarejestrowały rodzinę
pakaran. Pakarany to powolne gryzonie żyjące w  amazońskich lasach
deszczowych, rzadko występujące w  Brazylii, a  częściej spotykane w  Peru,
Boliwii i  Kolumbii. Niewiele o  nich wiadomo i  istnieje mało ich zapisów
filmowych w  naturze, zwłaszcza w  Brazylii. Głównymi zagrożeniami, przed
którymi stoją, są polowania oraz niszczenie ich leśnych siedlisk.
Eksperci od ochrony przyrody z  WWF oraz członkowie miejscowych
społeczności twierdzą jednak, że fakt dostrzeżenia pakaran na terenie
rezerwatu to dobry znak. Oznacza to bowiem, że jeśli tylko podejmie się
odpowiednie działania, będzie można korzystać z  leśnych zasobów, mając
przy tym pewność, iż zwierzęta tam przetrwają.
 

Od jednego do 7 miliardów wiedzie daleka droga, zatem


rozpocznij ją wraz ze swoim biurowym zespołem

Istnieje całe mnóstwo działań, które mogą wspomóc planetę i twoje własne
życie – drukowanie dwustronne, dojeżdżanie do pracy rowerem, wyłączanie
komputera albo wchodzenie do biura po schodach zamiast używania windy –
ale często masz poczucie, że jesteś w  tym osamotniony, a  wtedy łatwo się
poddać.
Dobrze jest natomiast czuć się członkiem społeczności, do której należą
twoi znajomi. Opowiedz im o  swoich działaniach, a  wtedy będzie bardziej
prawdopodobne, że wytrwasz w swoich wysiłkach i sprawisz, że inni dołączą
do ciebie i  zwiększą skalę zachodzących zmian. Założyciele internetowej
platformy Do Nation, pomagającej ludziom w  angażowaniu się w  drobne
zmiany zachowań kumulujące się w szerszy wpływ, są tego świadomi.
Wymyślili zatem system, w  którym ludzie mogą składać obietnice
prowadzenia „zieleńszego”, zdrowszego trybu życia i  dzielić się nimi,
a  następnie mierzyć swój wpływ na emisję dwutlenku węgla, zużycie wody
oraz ilość odpadów.
Ludzie mogą prowadzić kampanię mającą na celu przyciągnięcie innych. Na
przykład zamiast o  sponsoring wspierający pływanie długodystansowe mogą
poprosić przyjaciół i kolegów o złożenie obietnicy, że będą wchodzić w pracy
po schodach, zamiast jeździć windą; po złożeniu takich obietnic będzie można
sprawdzić, o ile zmniejszy to emisję dwutlenku węgla. Może to nawet stać się
alternatywą tradycyjnej listy prezentów ślubnych.
Dyrektor naczelna portalu Do Nation, Hermione Taylor, najpierw sprawdziła
ten pomysł w  działaniu podczas wyprawy rowerem z  Londynu do Maroka.
Zamiast o tradycyjny sponsoring poprosiła ludzi o wsparcie prostych działań,
takich jak dojeżdżanie do pracy rowerem lub spożywanie mniejszej ilości
mięsa. W  rezultacie zdołała ich zachęcić do zmniejszenia emisji dwutlenku
węgla w ilości równoważnej 84 lotom do Maroka, podczas gdy jej podróż nie
samolotem, lecz rowerem oszczędziła tylko równowartość dwóch lotów.
Od tamtego czasu obietnice złożyło tysiące osòb, a firmy i organizacje mogą
też wykorzystać tę platformę internetową, żeby pomagać pracownikom
chronić równowagę ekologiczną i poprawić ich własny komfort życia. Planu
pracy w  tej dziedzinie nie musi wdrażać podmiot ze „zrównoważonym
rozwojem” w nazwie – może to zrobić każdy!
Idea polegająca na składaniu wykonalnych obietnic – w postaci dziesiątków
działań, do których użytkownicy portalu mogą przystąpić, od korzystania
z  windy aż do wyłączania zbędnego oświetlenia – służy kumulowaniu się
rezultatów, które łącznie spowodują widoczną różnicę.
Strona zachęca też użytkowników do wypełniania obietnic przez dwa
miesiące, gdyż to zwiększa prawdopodobieństwo, że później będą oni dalej
przestrzegać tego zwyczaju, a  na zakończenie kontaktuje się z  nimi dla
sprawdzenia, jak sobie radzili.
Zespół portalu Do Nation żywi przekonanie, że najważniejszym rezultatem
programu jest zainicjowanie rozmów oraz refleksji osób, które złożyły
indywidualne obietnice, nad sposobem wywarcia szerszego wpływu. To zaś
może wywołać efekt domina, który będzie korzystny dla samych ludzi oraz
dla planety.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 6


Dąż do wegetarianizmu: zmniejszaj spożycie mięsa i zastąp
je warzywami

W biurze nadeszła pora obiadowa i  zamierzasz coś przekąsić. W  sprawach


posiłku nie miewasz żadnych szczególnych natchnień, więc może po prostu
chwytasz w kantynie typową kanapkę z kurczakiem albo chadzasz stale do tego
samego sklepu, rzucając „cześć” do tej samej osoby za ladą, która zawsze cię
obsługuje. A  może mijasz anonimową, nieznaną ci kasjerkę albo nawet płacisz
w  kasie automatycznej, która pokrzykuje na ciebie, że w  obszarze pakowania
znalazł się nieoczekiwany towar. Nie żaden nieoczekiwany towar, mruczysz do
siebie, tylko lunch. A może oszczędziłeś sobie kłopotu wychodzenia na obiad, bo
przy śniadaniu w domu coś sobie przygotowałeś. Jedyny problem polega na tym,
że każdego ranka robisz to samo i, szczerze mówiąc, ten pomysł na posiłek jest
już trochę przestarzały.
Ta sama historia może się powtarzać, kiedy wracasz do domu i zabierasz się do
kolacji. Wielu z  nas zna jedynie garstkę dań, które potrafi przyrządzić bez
zaglądania do przepisu, zatem jemy je na okrągło. Dziś wieczorem mogą to być
znowu kiełbaski z frytkami – smaczne, lecz przypominające bardziej paliwo niż
żywność. Albo możesz zamówić sobie coś na wynos, dzięki czemu będziesz mógł
byczyć się na sofie.
Rzuć jednak okiem na swój posiłek i pomyśl, skąd się wziął i jak można by go
odmienić – w  jaki sposób mógłbyś stworzyć smakowite danie z  bogactwem
jarzyn, fasoli, soczewicy i przypraw? Jak mógłbyś zamienić stale jedzone mięso
na coś nowego, nie przeładowując organizmu białkiem, którego prawdopodobnie
i tak zjadasz za dużo, a przy tym dbając o to, by nie obciążać nadmiernie planety?
Czy jesteś gotów, zamiast się byczyć, popróbować trochę weganizmu?
Nie da się zaprzeczyć, że jedzenie mięsa może stanowić trudny i  skutkujący
podziałami temat rozmów, prowokujący ostre reakcje zdeklarowanych
wegetarian, wegan i  mięsożerców. Jednak bez względu na to, po której stronie
stoisz, zatrzymaj się na chwilę, bowiem sposób, w  jaki się odżywiamy, ma
naprawdę znaczący wpływ na środowisko.
Produkcja żywności na całym świecie pozostawia ogromny ślad węglowy.
Wytwarzanie żywności i rolnictwo wiążą się z 20–30 procentami całej globalnej
emisji gazów cieplarnianych. Mamy tu metan pochodzący z hodowli trzody oraz
przemysłu mlecznego – czyli od niesławnych bekających i  pierdzących krów –
a  także emisję związków azotu z  nawozów sztucznych stosowanych dla
zwiększenia plonów zbóż. Mniej oczywistym, choć bardzo poważnym źródłem
emisji jest karczowanie dużych połaci lasu oraz niszczenie innych środowisk
w  celu przekształcenia terenu w  miejsce produkcji całej masy żywności, czy
chodzi o uprawy na paszę dla zwierząt, czy o miejsca na hodowlę świń i drobiu.
Po wycięciu drzew uwalnia się węgiel magazynowany często przez wiele stuleci
w nich samych oraz w rosnących pod nimi innych roślinach i glebie.
Karczowanie lasów na potrzeby rolnictwa wiąże się nie tylko z uwalnianiem się
węgla. Te lasy i  ekosystemy stanowiłyby bowiem siedlisko najbogatszych
zespołów roślin i  zwierząt, z  których wiele w  wyniku utraty naturalnego
środowiska stoi w obliczu zagrożenia. Od żyjących na Borneo orangutanów aż do
zębolity olbrzymiej, wielkiego pancernika z brazylijskiej sawanny Cerrado, wiele
gatunków znalazło się na skraju zagłady na skutek rosnącego popytu na ziemię
uprawną. Chociaż w  północnej Europie świetnie nam idzie tworzenie
urzekających intensywną zielenią gobelinów pól uprawnych, za owe arcydzieła
produkujące żywność płacimy historyczną utratą bioróżnorodności. Z rolnictwem
wiąże się utrata około trzech piątych dziko żyjących gatunków.
Uprawa zbóż to również zajęcie wymagające mnóstwa wody, więc rolnictwo na
całym świecie pochłania prawie trzy czwarte wody pobieranej ze strumieni, rzek
i  źródeł gruntowych, my zaś już się przekonaliśmy, jaki problem może to
stwarzać ludziom oraz dzikiej przyrodzie.
Oczywiście nie możesz przestać jeść, w  przeciwnym razie byś głodował.
Możesz jednak coś zrobić, żeby twój ślad żywnościowy nieco lżej odciskał się na
powierzchni Ziemi. Pierwsza rzecz to zmiana diety w  taki sposób, żebyś jadł
więcej produktów roślinnych, a mniej mięsa.
Uzyskiwanie potrzebnych nam kalorii oraz białka z  warzyw i  roślin
strączkowych jest o  wiele efektywniejsze niż produkcja mięsa. A  to dlatego, że
cały areał, wodę, nawozy i pestycydy wykorzystuje się do uprawy zbóż, którymi
karmi się zwierzęta zamiast ludzi, a  następnie potrzeba więcej wody, terenów
i energii do hodowania zwierząt.
Na świecie produkuje się miliony ton soi i  kukurydzy rocznie. Rejony
o  kluczowym znaczeniu, jak Cerrado, porośnięta lasem sawanna, magazynująca
tyle samo węgla co Amazonia, zostały przekształcone z  bogatego w  życie
środowiska w wielką monokulturę rolniczą. Obszar Cerrado, zaledwie 20 lat temu
liczący około 200 milionów hektarów, zmniejszył się do niespełna 100 milionów
hektarów.
Większość tej soi oraz kukurydzy nie jest jednak przeznaczona dla ludzi – trzy
czwarte zużywa bowiem hodowla zwierząt, szczególnie świń i  drobiu, a  duża
część tej hodowli odbywa się w  innych krajach, takich jak Chiny. W  rezultacie
razem z  bekającymi krowami sektor hodowlany jako całość w  wielkim stopniu
przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych wskutek wylesiania terenów pod
uprawę paszy dla zwierząt. W miarę jak coraz więcej ludzi w coraz liczniejszych
rejonach świata coraz bardziej się bogaci i  przechodzi na obfitującą w  mięso
zachodnią dietę, ten proces będzie tylko narastał i  powodował efekt domina,
odbijający się na dzikiej przyrodzie, środowiskach życia i całej planecie.
Stopniowa zmiana twojej diety, tak by zawierała więcej produktów roślinnych,
nie tylko pomoże zredukować związany z  mięsem wpływ na środowisko, lecz
przyniesie też korzyść w postaci poprawy twojego zdrowia i komfortu życia. To
nie jest tak, że zachodnia dieta wymaga większej ilości białka – w  istocie
spożywamy go aż dwukrotnie więcej od dziennego zapotrzebowania. Nie musisz
jednak natychmiast przechodzić na dietę wegańską ani nawet koniecznie stać się
wegetarianinem; po prostu ogranicz spożycie mięsa, a  wywrzesz w  ten sposób
wielki pozytywny wpływ. Powinno się to stać przez podjęcie świadomej,
indywidualnej decyzji – w końcu wszyscy jesteśmy różni.
Eksperymentowanie przychodzi łatwiej, niż myślisz. Na całym świecie istnieje
mnóstwo kolorowych potraw bezmięsnych albo możliwych do łatwego
zaadaptowania przez usunięcie z  nich mięsa: od dań na bazie makaronu przez
tajskie zielone curry aż do śródziemnomorskiego tadżinu. Możesz pokusić się
o  kreatywność i  zacząć badać nowe kuchnie, nowe smaki. W  końcu jesteśmy
wszystkożerni, przystosowani do żywienia się wszelkiego rodzaju pokarmami,
dlaczego zatem nie spróbować ich jak najwięcej? Wyobraź sobie, jakie nudne
byłoby życie, gdybyśmy byli pandami i  wszyscy żywilibyśmy się tylko
bambusem. Znajdź w  sieci parę przepisów i  jazda! Nawet jeśli zrobisz to
z jednym posiłkiem albo w jednym dniu tygodnia, spowodujesz różnicę; uważaj
tylko, żebyś następnego dnia nie przesadził z mięsem, żeby się „wynagrodzić”!
Przy okazji odżywiania się jarzynami dobrze jest spróbować stosować dietę
sezonową. Czy wiesz, kiedy przypada pora na brokuły, kiedy kukurydza
w  kolbach jest najlepsza albo kiedy bujnie rosną szparagi? Dowiedz się
i  odżywiaj się zgodnie z  sezonem. Ma to taki sens, że produkty o  wiele lepiej
smakują, kiedy są najświeższe – pomyśl o aromacie (lub jego braku) pomidorów
kupowanych zimą w  porównaniu z  tymi z  lata. Warzywa sezonowe
prawdopodobnie będą też tańsze niż ich niesezonowe odpowiedniki, a  ponadto
będą uprawiane w  bardziej naturalny, a mniej intensywny sposób, na słońcu, co
ma znacznie mniejszy wpływ na środowisko od intensywnych metod uprawy,
w  których musimy zastępować naturę. Pojawiły się też pewne dowody, że
sezonowe produkty żywnościowe zawierają więcej składników odżywczych.
To nie znaczy, że zimę musisz przeżyć na brukwi, a groszek możesz jadać tylko
przez trzy letnie tygodnie. Żywność świeżą uważamy za dobrą, a  konserwy
i mrożonki – za niedobre, ale te ostatnie często przygotowuje się w szczytowym
okresie świeżości warzyw, z  zachowaniem ich składników odżywczych, co
oznacza, że możesz je spożywać w  dowolnej porze roku. A  ponieważ niektóre
produkty żywnościowe wytwarza się sezonowo w  bardzo różnych rejonach
świata, nie przejmuj się zbytnio kilometrami przemierzanymi przez tę żywność,
gdyż transport to generalnie tylko bardzo mała część ogólnego śladu
pozostawianego przez jedzenie na twoim talerzu.
Jeśli zastanawiasz się nad kupowaniem towarów lokalnych i  lubisz wiedzieć,
skąd pochodzą twoje produkty żywnościowe, pomyśl o  gospodarstwach rolnych
w  twoim rejonie zamieszkania i  o możliwości wspierania rolników
produkujących w  sposób, który uważasz za korzystny dla natury albo
zachowujący wysokie standardy odpowiedzialności społecznej. Obok systemów
certyfikacji, informujących o  sposobach produkcji żywności, istnieją okazje do
odwiedzenia interesujących cię gospodarstw. Możesz nawet przyjrzeć się
wiejskiej okolicy, przez którą przejeżdżasz, by się przekonać, czy bujnie rosną
w niej dzikie kwiaty, inne rośliny oraz drzewa, czy widać tam tylko jedno pole tej
samej uprawy obok drugiego.
Jeśli będziesz kupować mniej mięsa, prawdopodobnie zaoszczędzisz pieniądze,
co da ci szansę wsparcia hodowców produkujących lepsze mięso mniej
intensywnymi metodami, ono zaś w  rezultacie może być bardziej pożywne
i  zwyczajnie smaczniejsze. Jadanie mniej, a  lepiej pomaga również sprawić, że
hodowcy mniej ingerujący w środowisko i działający w bardziej odpowiedzialny
społecznie sposób, produkujący mięso droższe, ale lepszej jakości, nie zostaną
przyparci do muru przez rozpychający się łokciami tańszy, prowadzący
intensywną produkcję na dużą skalę i niszczący środowisko przemysł hodowlany.
To samo dotyczy żywności importowanej z  zagranicy, gdzie wielu drobnych
rolników utrzymuje się ze swoich plonów. Szukaj etykiet z oznaczeniami takimi
jak Fairtrade (Sprawiedliwy Handel) i  Rainforest Alliance (Sojusz z  Lasem
Deszczowym), spotykanych na codziennych przysmakach: herbacie, kawie,
czekoladzie i wielu owocach, na przykład bananach. Takie etykiety wskazują, że
rolnicy otrzymują sprawiedliwą cenę za pracę włożoną w wyprodukowanie twojej
żywności. To pozwala przeciwdziałać niektórym nierównościom w  światowym
systemie produkcji żywności i  często zachęca producentów do stosowania
środków korzystnie wpływających na środowisko, na przykład sadzenia drzew
i redukowania zużycia pestycydów.
Jeśli jadasz owoce morza i  ryby, szukaj logotypu certyfikatu Marine
Stewardship Council (Rady Zarządzania Zasobami Morskimi), potwierdzającego,
że produkcja nie narusza równowagi ekologicznej. To oznacza, że
przeprowadzono ocenę i zagwarantowano, iż owoce morza pozyskano w sposób
nieszkodliwy dla środowiska i pozostawiający zdrową populację ryb. A skoro już
śmiało poczynasz sobie z  jarzynami, mógłbyś również wypróbować trochę
rozmaitych owoców morza. Jesteśmy stworzeniami podległymi władzy nawyków
– na przykład w Wielkiej Brytanii ludzie jedzą głównie pięć rodzajów żywności
z  połowów morskich, zwanych „wielką piątką”: dorsz, łosoś, łupacz, tuńczyk
i krewetki. W Polsce są to śledzie, łosoś, makrela, dorsz, tuńczyk. Rozszerzenie
asortymentu może zmniejszyć presję na eksploatację zasobów tych owoców
morza i zapewnić przy kolacji smaczną odmianę.
Skoro już coś kupiłeś, staraj się tego nie marnować. Na świecie marnotrawi się
jedną trzecią całej żywności z  mnóstwa przyczyn: marne drogi i  systemy
chłodzenia w rozwijających się krajach oznaczają, że towar wcale nie dociera na
rynek; „brzydkie warzywa”, których – zdaniem kierownictwa supermarketów –
klienci nie chcą, często się zostawia, żeby zgniły na polach; zbiory mogą rozmijać
się z popytem; może dochodzić do nieporozumień w kwestii terminu przydatności
do spożycia; czasami ludzie po prostu kupują za dużo żywności naraz, przez co
ulega ona zepsuciu i kończy w kuble na śmieci.
Marnotrawstwo żywności w domach wydaje się nieprzemijającym problemem,
ale można mu zapobiegać na szereg sposobów, takich jak zamrażanie resztek,
kupowanie tylko tego, czego się potrzebuje, i  uczenie się nowych przepisów
kulinarnych, umożliwiających pomysłowe wykorzystywanie składników. Możesz
też wspomagać stoiska z  „brzydkimi warzywami” w  supermarketach, gdzie
będziesz miał okazję nabyć tańsze produkty, które może nie wyglądają idealnie,
ale są zupełnie dobre. Kiedy w  supermarkecie rozważasz, co kupić, pomyśl
o  tym, co ta żywność zawiera – czas, energię, wodę i  surowce zużyte na jej
wyhodowanie i dostarczenie do ciebie – i staraj się przemyśleć, czy potrzebujesz
danego towaru lub jak go możesz zużyć, a  także dołóż wszelkich starań, by się
nie zmarnował.
Ponieważ koniec końców nie chodzi o  to, czy jesteś wegetarianinem,
„fleksitarianinem” (czyli czasem wegetarianinem, a  czasem nie), czy nawet
„półwegetarianinem” (starającym się zachowywać wegetarianizm przez połowę
czasu). Chodzi o  wartość żywności, o  to, co było potrzebne do jej
wyprodukowania i  co z  nią robimy. Nie możemy na własną rękę odciąć się od
ogromnego i złożonego globalnego systemu produkcji żywności ani go zmienić,
ale podejmowanie bardziej świadomych decyzji i  zmiana postępowania mogą
zainicjować przemianę. Nasze zachowania mogą zacząć rodzić szersze pytania
i zwrócić uwagę na potrzeby większe niż tylko dostarczanie kalorii.
 
 

Czy wiesz, co masz w lodówce? Ukrytą soję

Soja może się wydawać domeną wegetarian i  wegan pałaszujących na


kolejny posiłek „tofucznicę” na grzance. Ale mnóstwo soi czai się
w lodówkach większości ludzi, tyle że ukrytej w innych produktach.
Soję pierwsi zaczęli uprawiać Chińczycy prawie 6000 lat temu, co czyni ją
jedną z  najwcześniejszych roślin uprawnych, prawdziwą „królową ziaren”.
Soja składa się w 38 procentach z białka, zatem zawiera go o wiele więcej niż
mięso, mleko lub nawet jaja, ma też o  wiele pełniejszy zestaw niezbędnych
aminokwasów niż większość innych produktów żywnościowych, a  także
niezłą ilość tłuszczów nienasyconych.
Stany Zjednoczone pierwsze doprowadziły do perfekcji uprawę soi na dużą
skalę jako pojedynczej rośliny uprawnej. W ostatnich 20 latach jej produkcja
wzrosła też niemal trzykrotnie w  Ameryce Południowej, a  część obszarów
Amazonii, lasu deszczowego na wybrzeżach Atlantyku oraz ważnych sawann,
jak Cerrado, przekształcono w  tereny monokulturowych upraw. Na całym
świecie do uprawy soi wykorzystuje się obecnie około 113 milionów
hektarów – to obszar prawie równy powierzchni Wielkiej Brytanii, Francji
i Niemiec razem wziętych.
Większość rocznej produkcji soi na tym obszarze, wynoszącej 284 miliony
ton, nie kończy jednak w  postaci tofu ani mleka sojowego, które możemy
spożywać i bezpośrednio korzystać z ich obfitości białka. A to dlatego, że trzy
czwarte całej uprawianej na świecie soi jest wykorzystywane jako pasza dla
zwierząt, które następnie spożywamy w  postaci mięsa, jaj i  produktów
mlecznych, takich jak mleko i  ser. W  diecie zachodniej, bogatej w  mięso
i nabiał, olbrzymia większość spożywanej przez nas soi jest „ukryta” właśnie
w  tych produktach. Przeciętny mieszkaniec Europy zjada rocznie 61
kilogramów soi, nawet jeśli nie bierze do ust ani kawałka tofu.
Zajrzyjmy zatem do lodówki i przekonajmy się, gdzie ta soja jest. Mnóstwo
ukrytej soi zawiera mięso, a  szczególnie obfitymi jej źródłami są produkty
drobiowe i  wieprzowe. Hodowla kurcząt w  rzeczywistości zużywa wagowo
więcej soi, niż wynosi otrzymywana na końcu ilość mięsa. Jeśli zatem zjesz
na kolację 100 gramów filetu z piersi kurczaka, poszło nań 109 gramów soi.
Każde jajo ważące około 55 gramów wymagało 35 gramów soi. Zatem
w Europie, gdzie przeciętnie zjada się rocznie 214 jaj na osobę, oznacza to 7,5
kilograma soi, żeby rok w  rok wyżywić każdego takimi daniami jak
jajecznica, kanapki z pastą z jaj, quiche, omlet i frittata.
Podobna historia jest z wieprzowiną, a każda lądująca na talerzu kiełbaska
o  masie 50 gramów wymaga 17 gramów soi. Nabiał też ma swój sekretny
ładunek soi, gdyż kawałek sera o masie 100 gramów zawiera 25 gramów soi,
ponieważ krowę karmiono paszą otrzymaną z  jej ziaren; szklanka mleka
o pojemności 200 mililitrów też zawiera jej 7 gramów.
Nawet łosoś, o ile pochodzi z hodowli, ma w sobie niezłą ilość soi służącej
jako karma dla ryb. Na jeden stek lub filet z  łososia o  masie 100 gramów
zużyto w procesie hodowli i produkcji 59 gramów soi.
Nie jest to również coś, co odchodzi w  przeszłość. Jeżeli wzrost
popularności diety bogatej w  mięso i  nabiał się utrzyma, to samo stanie się
z  produkcją soi, która według obecnych prognoz do 2050 roku ulegnie
podwojeniu. Jednakże nie musi się to odbywać kosztem kolejnych lasów oraz
innych cennych środowisk, my zaś jako konsumenci możemy wnieść swój
drobny wkład w  redukowanie wpływu tej produkcji. Poza zmniejszeniem
ogólnego poziomu konsumpcji pomyśl o  zadawaniu sprzedawcom lub
właścicielom sieciowych restauracji pytania, czy zaopatrują się w  soję ze
źródeł opatrzonych certyfikatem poświadczającym, że nie naruszają one
równowagi ekologicznej.
 

Żywność a zmiany klimatyczne

Niektóre z twoich ulubionych dań i napojów – czy to ryba z frytkami, curry


z  kurczaka, czy poranna filiżanka kawy – wskutek zmian klimatycznych są
zagrożone.
Składniki do dań takich jak kurczak tikka masala pochodzą z całego świata,
a  w  wielu rejonach ich produkcji może zaznaczyć się wpływ globalnego
ocieplenia. Zmiany temperatury i  schematów opadów deszczu mogą
dramatycznie wpłynąć na wielkość plonów oraz zwiększyć
prawdopodobieństwo i  częstość epidemii szkodników. Nasilenie się
ekstremalnych warunków pogodowych, takich jak dłuższe i  cięższe okresy
suszy, może również sprawić, że pewne rejony staną się niezdatne do dalszej
uprawy określonych roślin, a  to wpłynie na losy ludzi czerpiących z  tej
produkcji środki do życia.
Wyższa temperatura może oddziaływać na kondycję i  wzrost kurcząt,
a południowoamerykańskie zbiory soi wykorzystywanej jako karma dla nich
też prawdopodobnie ulegną wpływom wzrostu temperatury i zmian schematu
opadów. Ten sam problem dotknie zbiorów ryżu w Indiach, cieplejszy klimat
może też niekorzystnie wpłynąć na uprawy jarzyn takich jak cebula i odbić się
na zbiorach pomidorów.
Ryba z frytkami stała się brytyjskim przysmakiem narodowym, kiedy tylko
się pojawiła na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku w ofercie smażalni,
które sprzedawały to danie w torebkach ze starych gazet, żeby utrzymać ceny
na niskim poziomie. Stało się to taką tradycją, że podczas I wojny światowej
rząd nie chciał wprowadzić racjonowania ryb i  dbał o  to, by były dostępne,
żeby u sytej ludności utrzymywać wysoki poziom morale. Jednakże cieplejsze
i bardziej zakwaszone oceany mogą zakłócić rozmnażanie się standardowego
składnika tego dania – dorsza – i  wypchnąć ten gatunek dalej na północ, do
chłodniejszych wód, a  na jego miejsce przypłyną wówczas ryby takie jak
sardela i  okoń morski. W  rejonach, które staną się suchsze, trudniej będzie
utrzymać uprawy pomidorów.
W Ghanie, kraju będącym głównym producentem kakao, gdzie zaopatrują
się niektórzy producenci najsłynniejszych marek czekolady, farmerzy już
muszą znaleźć sposoby radzenia sobie ze skutkami zmian klimatycznych.
Uprawiają nowe, odporniejsze rodzaje kakaowców, mogące wytrzymać
dłuższe lub mniej przewidywalne okresy suche, sadzą też drzewa ocieniające
plantacje i chroniące kakaowce przed wyższą temperaturą.
Podobnie jest na indonezyjskiej Sumatrze, słynącej z upraw kawy wysokiej
jakości. Farmerzy z  leżących w  północnej części wyspy gór Gayo donieśli
o  sięgającym 50 procent spadku zbiorów wskutek niespodziewanych
deszczów lub długich okresów suszy, które składają na karb zmian
klimatycznych. Opady deszczu poza sezonem utrudniają suszenie ziaren na
słońcu, a  wyższa temperatura oznacza napływ szkodników widywanych
dawniej tylko na niżej położonych terenach.
Farmerzy podejmują lokalne działania mające zaradzić problemowi –
rozprowadzają nowe, odporniejsze odmiany drzew kawowych, sadzą na
plantacjach kawowców drzewa ocieniające, żeby chronić uprawy, budują
okapy do ochrony suszących się ziaren przed deszczem. Jednakże ostrzegają,
że potrzebne są międzynarodowe starania na rzecz ocalenia upraw kawy
w  tamtym rejonie – a  także w  innych na całym świecie – przed skutkami
zmian klimatycznych.
 

Marnotrawstwo żywności – co możemy zrobić?

Marnujemy w  domu mnóstwo żywności, przez co tracimy pieniądze


i  zasoby planety. Można jednak podjąć proste działania dla uniknięcia tego
nieprzyjemnego uczucia, gdy wyrzuca się do kubła na śmieci kolejne porcje
produktów żywnościowych albo uchyla się drzwi lodówki, wiedząc, że trzeba
będzie coś z niej usunąć.
Naucz się kochać swoją zamrażarkę. Może cię zaskoczyć informacja o tym,
co da się zamrozić – do zamrażarki może powędrować pokrojony chleb, o ile
tylko zostanie porządnie zapakowany, a  zamrożoną kromkę można wyjąć
i włożyć prosto do tostera, żeby zrobić grzankę. Jeśli nie zamierzasz wypić do
końca całego kupionego mleka, zanim się zepsuje, odlej trochę do dzbanka,
a  resztę włóż do zamrażarki. Jeśli jadasz świeże papryczki chilli tylko od
czasu do czasu, a na przyrządzenie jednego dania kupiłeś całą torebkę, reszta
też może wylądować w zamrażarce.
Jeżeli ugotowałeś wielkie danie i  sporo ci zostało, możesz podzielić
nadwyżkę na pojedyncze porcje przeznaczone na inny dzień, kiedy nie
będziesz miał głowy do gotowania albo wrócisz do domu późno.
Jeśli często używasz sosów takich jak tajska pasta curry ze słoika i wiesz, że
nie zdążysz zjeść dość porcji curry, żeby zużyć cały sos, nim się zepsuje,
możesz przełożyć go łyżeczką do foremek na kostki lodu i  zamrozić, w  ten
sposób otrzymasz całą serię „kostek curry”, które można będzie po prostu
wrzucić do potrawy. To samo dotyczy wina pozostałego na dnie butelki, które
można zamrozić w foremkach na kostki lodu do późniejszego wykorzystania3.
Właściwe porcjowanie żywności to kolejny dobry sposób unikania
marnotrawstwa, korzystny też dla twojej talii, bo nakładanie sobie za dużych
porcji zbyt łatwo może przejść w  przejadanie się. Najprostszy sposób
ustalenia swojej wielkości porcji polega na jej odważeniu, a  następnie na
znalezieniu pojemnika odpowiadającego tej ilości jedzenia. Mógłbyś
wyszukać kubek dokładnie odpowiadający objętości rodzinnej porcji ryżu
albo miseczkę mieszczącą ilość suchego makaronu idealną dla jednej osoby.
Warto mieć dobrze zaopatrzoną spiżarkę. Trzeba ją uzupełniać raz na jakiś
czas, żeby mieć pewność, że się dysponuje wszystkimi przyprawami,
produktami w  puszkach, zapasami ryżu, makaronu i  roślin strączkowych,
jakie są potrzebne. W  ten sposób będziesz musiał kupować jedynie świeże
składniki, a  reszta będzie pod ręką, gotowa do przyrządzenia pysznego
posiłku.
Nie bądź zbyt krytyczny w  stosunku do nieco sfatygowanych owoców
i  jarzyn, zwłaszcza gdy przeznaczasz je do gotowania. Wytnij kawałki,
których wygląd ci się nie podoba, i zużyj resztę. We wnętrzu twojego żołądka
wygląd żywności nie będzie miał znaczenia.
Na koniec zorientuj się, co masz w  lodówce, i  kupuj tylko produkty
potrzebne. Jeśli masz czas, możesz planować menu na cały tydzień i kupować
tylko rzeczy potrzebne do przygotowywania zaplanowanych posiłków, nic
więcej. Jeśli nie jesteś miłośnikiem list, fotka z  zawartością lodówki
w smartfonie, gdy wyskoczysz akurat do sklepu, pomoże ci sprawdzić, czego
potrzebujesz.
Dobrym sposobem na niewykorzystane zapasy żywności w  kuchni
i  lodówce jest podzielenie się nią z  innymi. W  niektórych dużych miastach
w  Polsce działają już jadłodzielnie, niektóre także wyposażone w  lodówki,
gdzie można przynieść jedzenie, o którym wiemy, że nie damy rady go zjeść.
Często trafiają tam na przykład dania z komunii lub wesel.
3 Tak w oryginale, aczkolwiek trudno polecić takie rozwiązanie, wino bowiem nieco różni się
od sosu curry swoją wrażliwością na sposób obchodzenia się z nim i można powątpiewać, czy po
takim potraktowaniu nada się do spożycia (przyp. tłum.).
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 7


Użyj ponownie, wypłucz i powtórz to jeszcze raz: ogranicz
codzienne zużycie plastiku

Uczucie pragnienia poza domem to nic przyjemnego. Czy to podczas rodzinnych


zakupów, czy w  drodze na służbowe spotkanie, jeśli człowieka dopadnie
pragnienie, nic się nie da poradzić i trzeba znaleźć wodę.
Wchodzisz więc do sklepu, a tam, niczym w oazie na pustyni, stoją one – czyste
i  błyszczące butelki z  wodą. Sięgasz na półkę i  wkładasz jedną do koszyka.
Odkręcasz plastikową nakrętkę, przechylasz uniesioną do ust butelkę i  cieszysz
się smakiem chłodnej i  świeżej wody. Po kilku chwilach butelka jest pusta. Co
z  nią teraz zrobić? Może znaleźć kosz na śmieci, może oddać do recyklingu.
Kilka dni później znowu jesteś poza domem i znów dopada cię pragnienie, więc
wkrótce ponownie wpadasz do sklepu i  sięgasz po kolejną plastikową butelkę
z wodą.
A dlaczego zamiast tego nie zaopatrzyć się w  butelkę na wodę do
wielokrotnego napełniania, a  potem pamiętać, by ją ze sobą zabrać, żeby nie
wydawać pieniędzy na kupowanie butelkowanej wody? Wdrożenie się do takiego
nawyku może być trudne – nawet jeśli ludzie starają się mieć butelkę z  wodą,
często nie biorą jej ze sobą albo czują się niezręcznie, gdy proszą w kawiarni o jej
napełnienie. Jednak to dobry nawyk, bo nigdy nie wiadomo, gdzie poczujesz się
spragniony – na przykład w ulicznym korku albo w zatłoczonym pociągu. W ten
sposób utrzymasz organizm w  stanie właściwego nawodnienia i  zrobisz coś
w kwestii głównego źródła odpadów plastikowych, a to sprawa, w której planeta
naprawdę potrzebuje naszych działań.
Obrazy tego, co plastik robi dziko żyjącym gatunkom, są szokujące: albatros
lecący setki kilometrów, żeby przynieść pokarm czekającym w  gnieździe
wygłodniałym pisklętom, ale w  dziobie trzymający sam plastik; żółw oplątany
plastikowymi sieciami rybackimi albo ze słomką, która utkwiła mu w  nosie.
Kiedy zbadano zawartość żołądka martwego wieloryba wyrzuconego przez fale
na brzeg w odległym norweskim porcie, przekonano się, że jest on pełen plastiku
z  całego świata. Takie historie zaczynają nam uświadamiać, co nasz romans
z plastikiem robi dziko żyjącym gatunkom, ale to tylko czubek góry lodowej.
Leżąca na Pacyfiku wyspa Henderson to jeden z  najbardziej odległych
zakątków Ziemi. Jest niezamieszkana i nietknięta, jeśli nie liczyć zaśmiecających
ją 38 milionów kawałków plastiku, które czynią ją najbardziej zanieczyszczonym
plastikiem miejscem na planecie. Te śmieci z  całego świata wyrzuciły na brzeg
pacyficzne prądy morskie.
Plastikową torbę znaleziono nawet w  największych głębinach oceanu na
świecie, bo w Rowie Mariańskim, na głębokości przeszło 10 000 metrów.
W oceanie ląduje rok w  rok około 8 milionów ton plastikowych odpadów,
wyrządzając szkody przedstawicielom dziko żyjących gatunków i  często
doprowadzając do ich śmierci, a  ta ilość do 2025 roku ma się podwoić. Jeśli
sytuacja nadal będzie tak wyglądać, to w  2050 roku plastik w  oceanach będzie
ważył więcej niż pływające w nim ryby.
Plastik szkodzi dziko żyjącym organizmom na wiele sposobów. Morskie
stworzenia mogą się weń zaplątać, co kończy się dla nich urazami, a  nawet
śmiercią. Mogą go mylnie brać za pokarm, a  wtedy plastik zatyka im przewód
pokarmowy, wypełnia żołądek i  powoduje śmierć z  głodu. Odpady blokują rafy
koralowe, mogą je też zjadać ryby, które lądują na naszych talerzach. Szacuje się,
że jedna trzecia ryb w  kanale La Manche ma w  sobie plastik, również jedna
czwarta gatunków ryb spożywanych w  Indonezji i  w  USA zawiera małe
fragmenty plastiku, pochodzące z takich źródeł jak tkaniny syntetyczne.
Ponieważ plastik nie rozkłada się w  sposób naturalny ani nie przekształca się
w  naturalne materiały, powodowane przezeń problemy będą się utrzymywały
przez wieki. Z  czasem może się on rozpadać na drobniejsze fragmenty, które
jednak nadal stanowią problem. Do tych drobnych fragmentów w  świecie
przyrody dołączają kawałki plastiku, które celowo produkuje się w  małych
rozmiarach, czyli tak zwane „mikroperełki” dodawane do płynów do mycia
twarzy lub środków czyszczących, następnie spłukiwane do kanalizacji. Są też
granulki służące do wytwarzania większych przedmiotów z  plastiku. Takie
granulki mogą wypadać za burtę ze statków lub nawet wydostawać się
z  zakładów przemysłowych na lądzie, a  potem – spłukiwane – przenikać do
środowiska naturalnego i do morza.
Te drobne fragmenty plastiku znajduje się we wszystkich morzach. Nawet na
końcu świata, w  Arktyce, każdy litr morskiego lodu zawiera aż 12  000
mikroskopijnych kawałków plastiku, niektórych o wiele mniejszych niż grubość
ludzkiego włosa, pochodzących z rozmaitych rzeczy, jak rozpadające się odpady
plastikowe z Atlantyku i Pacyfiku, sieci rybackie i powłoki kadłubów statków.
Te mikroskopijne kawałki plastiku często są dostatecznie małe, by mogły je
zjadać najmniejsze stworzenia, jednokomórkowe organizmy i  maleńkie
skorupiaki znajdujące się na samym dole łańcucha pokarmowego. Mogą też
docierać aż do organizmów większych zwierząt i ludzi.
Nikt nie wie na pewno, jaki może być wpływ tych mikroskopijnych fragmentów
plastiku w  łańcuchu pokarmowym, ale istnieją obawy, że potrafią do nich
przywierać chemikalia z zanieczyszczeń, w wyniku czego po wchłonięciu mogą
one oddziaływać toksycznie.
Na lądzie również plastikowe śmieci nie tylko nieładnie wyglądają, lecz mogą
powodować poważne problemy. W  Indiach i  Bangladeszu plastik zatykał
kanalizację i  powodował podtopienia miast, a  w  Kenii często widuje się
w  rzeźniach krowy z  kawałkami plastiku w  żołądkach. Cząstki plastiku mogą
nawet występować na całym świecie w  ujęciach wody, z  których korzystają
miliardy ludzi.
Niektóre dziko żyjące gatunki przystosowały się do plastikowych odpadów
i  czynią z  nich nietypowy użytek. Sfilmowano altanniki, zbierające przedmioty
tego samego koloru jako uderzająco piękne dekoracje ich budowli służących do
wabienia samic, jak dodają do swoich kolekcji kwiatów i liści kapsle z butelek.
Kanie czarne używają białych plastikowych torebek do oznaczania swoich
gniazd, żeby trzymać intruzów na dystans. Jednakże plastik, podobnie jak
w  oceanach, może wyrządzać szkody zwierzętom lądowym, jeśli się weń
zaplączą lub go zjedzą.
Wszystkie te zjawiska są wynikiem eksplozji stosowania plastiku od lat
pięćdziesiątych XX wieku, używanego do pakowania lub do innych celów, na
przykład produkcji plastikowych słomek. Obecnie zaś plastik jest wszędzie,
a  kiedy tylko zacznie się go zauważać, można odnieść wrażenie, że się w  nim
tonie. Otwórz lodówkę, a zobaczysz, że wszystko jest zapakowane w plastik. Tak
samo jest zapewne w  spiżarce lub szafce na żywność. A  stojące w  łazience
szampony, kremy nawilżające i  żele pod prysznic też w  większości są
w plastikowych pojemnikach.
Na całym świecie jedynie 9 procent plastiku poddaje się recyklingowi, w czym
przodują kraje Europy oraz Chiny.
Niektóre kraje zaczynają podejmować pewne działania, od zakazu używania
mikroperełek w  USA i  Wielkiej Brytanii do systemów kaucji zwrotnych
w północnej Europie, gdzie obciąża się kupujących kaucją za butelki z napojami,
której zwrotu można żądać, kiedy się odda butelkę do recyklingu. Wiele krajów,
między innymi Polska, wprowadziło opłatę za jednorazowe torby plastikowe albo
po prostu otwarcie zabroniło ich używania.
Olbrzymią bowiem częścią problemu są wyroby plastikowe, których użyjemy
tylko raz, zanim będziemy musieli znaleźć jakiś sposób na ich przetworzenie.
Obecnie poddajemy recyklingowi zaledwie jedną trzecią jednorazowych
wyrobów plastikowych, jest to więc obszar, na którym można dużo zmienić.
Na początek dobrze nadawałyby się plastikowe butelki, ponieważ są to artykuły,
które najczęściej znajduje się przy sprzątaniu plaż na całym świecie, a  rocznie
wyrzucamy ich miliardy; wiele z  nich ląduje raczej na śmietniskach
i  składowiskach odpadów niż w  recyklingu. Przez ograniczenie zakupów
i  noszenie ze sobą wody w  swojej butelce działasz na rzecz odwrócenia trendu
w  sprawie plastiku. Możesz czuć się niezręcznie, prosząc poza domem
o  napełnienie butelki, lecz zapoznanie się z  paroma informacjami pomoże ci
poznać swoje prawa oraz punkty, gdzie możesz prosić o  napełnienie naczynia.
W niektórych miejscach zaczynają wracać fontanny z wodą pitną, a w niektórych
miastach Wielkiej Brytanii, na przykład w  Bristolu, pojawiają się „systemy
napełniania” – sklepy detaliczne, kawiarnie i  galerie oferujące możliwość
napełnienia butelki wodą reklamują się za pomocą nalepki na szybie albo
telefonicznej aplikacji, którą można pobrać i  sprawdzić lokalizację najbliższego
miejsca, gdzie można uzupełnić zapas wody.
Kiedy już nabierzesz nawyku noszenia ze sobą butelki z  wodą, pozostanie
jeszcze całe mnóstwo innych rzeczy, które będziesz mógł zrobić, żeby pomóc
w ograniczeniu zużycia plastiku.
Gdy wybierasz się po zakupy, weź ze sobą własną torbę wielokrotnego użytku.
Chociaż każdej z plastikowych toreb używamy średnio przez 12 minut, stwarzają
one o  wiele dłużej trwający problem, gdy dostaną się do morza, ponieważ
stworzenia takie jak żółwie mylnie biorą je za meduzy i  połykają zamiast
pożywnego posiłku. Są one także prawdziwym problemem na lądach, gdyż
zatykają kanalizację i zaśmiecają wiejskie okolice.
Pomocne w  zapobieganiu dostawania się toreb do środowiska może przede
wszystkim okazać się zmniejszanie ich liczby wydawanej przez sprzedawców.
Staraj się nabrać zwyczaju niewychodzenia z  domu bez torby na zakupy,
schludnie złożonej i wsuniętej do torebki, teczki lub kieszeni kurtki, żeby nigdy
nie musieć brać przy sklepowej kasie torby plastikowej. To tylko kwestia dodania
jednej lub dwóch pozycji do porannej listy obok kluczy, pieniędzy i komórki.
A kiedy już robisz zakupy, szukaj sposobów na unikanie plastiku. Czy możesz
kupować jarzyny luzem? Wiele rodzajów produktów żywnościowych – od
bananów przez awokado do jabłek – ma już opakowania dzięki naturze, zatem
zrezygnowanie z  drugiej, zbędnej warstwy jest prostym sposobem ograniczenia
zużycia plastiku. Staraj się też kupować produkty dostarczane w  opakowaniach
łatwiejszych do recyklingu. Dobrą możliwością jest szkło, bowiem można je bez
końca przetapiać i zamieniać w nowe pojemniki, jeśli zatem będziesz miał wybór
między słoikiem albo butelką z  plastiku lub ze szkła, wybieraj szklane
opakowanie. To samo dotyczy ryżu i  makaronu – jeśli są dostępne
w kartonowych pudełkach, kupuj raczej te zamiast pakowanych w plastik, który
rzadko nadaje się do recyklingu. Jeśli starasz się pielęgnować nowo odkrytą
miłość do gotowania, wybieraj składniki dostarczane w  puszkach lub
kartonowych pudełkach, jak soczewica i fasola, a rzadziej kupuj gotowe dania na
plastikowych tackach zawiniętych w folię.
Zawsze możesz też odmawiać przyjęcia jednorazowych akcesoriów z plastiku,
jak słomki, mieszadełka i  sztućce. Używamy plastikowych sztućców przed ich
wyrzuceniem średnio przez 3 minuty – a  może i  krócej, jeśli widelec przy
obiedzie złamie się na pół – ale w środowisku na wysypisku śmieci lub w miejscu
składowania odpadów będą one leżały przez całe dziesięciolecia. Rozglądaj się za
sztućcami wielokrotnego użytku, na przykład widelcami i  łyżkami z  drewna.
Może kiedy będziesz wydłubywał z  obiadowego dania odłamane zęby
plastikowego widelca, zatrzymasz się na chwilę i zadasz sobie pytanie, po co tak
jadać w locie – żywność zasługuje na poświęcenie jej czasu, a i ty zasługujesz na
możliwość delektowania się nią.
Zamiast używać jednorazowych kubków do kawy, noś ze sobą naczynie do
wielokrotnego użytku jako alternatywę korzystniejszą z perspektywy równowagi
ekologicznej. Albo daj sobie czas na posiedzenie w  barku nad kawą w  ładnej
porcelanowej filiżance, odłóż komórkę i przestań sprawdzać e-maile, pozwól, by
20 minut sobie przeleciało, a w tym czasie ty będziesz się przyglądać, jak świat
przepływa obok.
Jeśli już mówimy o czasie, możesz oczywiście uczcić swoje urodziny koktajlem
ze słomką lub mieszadełkiem, ale one będą się miały świetnie jeszcze długo po
tym, jak ty już nie będziesz więcej świętować urodzin. Powiedz zatem kelnerowi,
że nie potrzebujesz słomki.
Jest też brokat, który może i wydaje się nam ładny, ale dla środowiska oznacza
mikroskopijne kawałki plastiku. Na zakończenie przyjęcia albo dziecięcego
przedstawienia osypuje się na ziemię lub spływa do kanalizacji, a  następnie
dołącza do wszystkich pozostałych okruchów plastiku docierających do
najodleglejszych zakątków Ziemi. Odpuść więc sobie brokat i gdy zjawiasz się na
przyjęciu, nie przynoś prezentu owiniętego papierem z  kolorowymi okruchami,
które odpadają już w trakcie odpakowywania. W ten sposób podarujesz też mały
prezent naszej planecie.
 
 

Plastik – rozkwit… i upadek?

Dziś trudno sobie wyobrazić życie bez tworzyw sztucznych, choć


towarzyszą nam one niezbyt długo. Pierwsze tworzywa sztuczne, takie jak
bakelit, wytworzono przeszło 100 lat temu, ale polietylen – powszechnie
stosowany jako materiał do produkcji torebek i  innych opakowań – został
wynaleziony przez przypadek w  laboratorium w  angielskim mieście
Northwich w  latach trzydziestych XX wieku. Pierwotnie stosowano go do
celów wojskowych, na przykład w okablowaniu radarów.
Po II wojnie światowej zaczęto wykorzystywać plastik do celów
komercyjnych. Obecnie wszystko – od telewizorów przez opakowania
utrzymujące świeżość żywności, nietłukące się w  odróżnieniu od szklanych
butelek, odzież z  włókien syntetycznych aż do siatek na płoty i  doniczek –
zawiera plastik. Znajoma jednorazowa torba na zakupy została opatentowana
w  1965 roku w  Szwecji, wkrótce rozprzestrzeniła się w  sklepach w  całej
Europie, a  w  latach osiemdziesiątych XX wieku znalazła się już
w  powszechnym użyciu, zastępując na całym świecie torby z  papieru
i z tkaniny.
Według ostatnich szacunkowych danych od lat pięćdziesiątych XX wieku
wyprodukowaliśmy na całym świecie ponad 8 miliardów ton plastiku, który
w  większości nie został poddany recyklingowi, tylko skończył na
składowiskach odpadów lub w  postaci śmieci na lądach i  w  morzach całego
świata. Jak stwierdzili amerykańscy naukowcy z  University of California
w  Santa Barbara, University of Georgia oraz Sea Education Association
(Stowarzyszenia na Rzecz Edukacji w Sprawach Mórz) w Woods Hole, około
połowy całej ilości plastiku wyprodukowano od początku nowego tysiąclecia.
Jednak obecnie przynajmniej niektóre kraje zaczynają się odwracać od
tworzyw sztucznych.
W Bangladeszu zakazano używania plastikowych toreb na zakupy,
ponieważ zatykały rury kanalizacyjne i  kanały ściekowe, powodując
podtopienia. Rwanda wprowadziła u  siebie zakaz już dekadę temu,
a podróżnym przywożącym plastikowe torby konfiskuje się je na lotnisku.
W Kenii często znajdowano torby w  żołądkach bydła, co pomogło
w  nakłonieniu władz tego kraju do wydania w  2017 roku zakazu używania
plastikowych toreb, Francja zaś zabroniła używania jednorazowych toreb
w  2016 roku oraz rozpoczęła działania zmierzające do wycofania z  użycia
plastikowych talerzy i sztućców do 2020 roku.
Kostaryka również wyznaczyła sobie ambitniejszy cel w  postaci zakazu
używania jednorazowych wyrobów plastikowych; władze obiecały, że do
2021 roku będzie ona pierwszym na świecie krajem z  „wszechstronną
narodową strategią wyeliminowania jednorazowych artykułów z  plastiku”;
mają je zastąpić wyroby ulegające biodegradacji w ciągu sześciu miesięcy.
W Indiach władze stanów Maharasztra i  Karnataka wprowadziły zakaz
używania szerokiego asortymentu wyrobów plastikowych, umieszczając na
liście zakazanych artykułów przedmioty od plastikowych toreb do łyżeczek.
W wielu krajach, gdzie jeszcze można dostać jednorazowe torby z plastiku,
wprowadzono za nie opłatę w  ramach zachęty do używania wyrobów
wielokrotnego użytku. W  krajach takich jak Irlandia i  Wielka Brytania
zaobserwowano dzięki tej opłacie znaczny spadek ich zużycia, na przykład na
terenie Anglii po wprowadzeniu w październiku 2015 roku opłaty wynoszącej
5 pensów za torbę spadło ono o 85 procent.
Systemy kaucji, polegające na pobieraniu z góry opłaty na artykuły takie jak
plastikowe butelki do napojów lub aluminiowe puszki, która podlega
zwrotowi w  chwili oddania ich do przetwarzania, podwyższyły wskaźniki
recyklingu plastikowych butelek w krajach takich jak Norwegia i Niemcy do
przeszło 90 procent.
 

Czy możemy poddawać plastik recyklingowi?

Plastik nie ulega w  środowisku rozpadowi jak papier oraz inne materiały
pochodzenia organicznego. Chociaż wyrobów z  niego możesz używać
zaledwie przez kilka minut, w  naturalnym krajobrazie lub w  oceanach może
on zalegać całe wieki. Nawet jeśli się rozpada, to nie znaczy, że zniknął –
nadal jest, tyle że w mniejszych kawałkach.
A zatem niedopuszczanie do obecności plastiku w  środowisku naturalnym
i  ponowne jego wykorzystywanie stanowią konieczność. Powtórne
przetwarzanie plastiku zużywa ponadto znacznie mniej energii niż jego
produkowanie, pozwala też uniknąć dalszego wydobywania paliw kopalnych.
Istnieje mnóstwo rozmaitych typów tworzyw sztucznych i  często możesz
dostrzec na artykułach takich jak kubeczki z  jogurtem oznakowania cyframi
od 1 do 7, wpisane w  trójkąt ze strzałek, a  także inicjały typu plastiku,
z  którego dany przedmiot wytworzono. Przedmioty mogą być jednak
wyprodukowane z  więcej niż jednego typu plastiku, co utrudnia ich
przetworzenie, ponadto plastik nadający się do recyklingu może być
zanieczyszczony innymi materiałami.
Tworzyw sztucznych nie można poddawać przetwarzaniu bez końca, gdyż
w  trakcie tego procesu rozpadają się. Na przykład plastikowe butelki do
napojów można recyklingować od trzech do siedmiu razy, więc choć da się
z nich zrobić nowe butelki, to często służą do produkcji innych rzeczy, takich
jak odzież polarowa, zabawki lub meble ogrodowe, a nawet krawężniki.
Plastikowe butelki i  pojemniki zbiera się, sortuje według typów tworzyw
sztucznych, a  następnie według kolorów. Potem się je tnie, myje, przetapia
i  zmienia w  granulki, które następnie można zużyć do wyrobu innych
artykułów.
Zbieranie i  przetwarzanie plastiku nie zawsze jest opłacalne finansowo –
czarne tacki z tworzywa sztucznego, na których często sprzedaje się mięso, są
tak często pomijane przez maszyny sortujące, że najlepiej całkiem ich unikać.
Recykling plastiku może jednak oznaczać, że producenci nie muszą być w tak
dużym stopniu zależni od zmieniających się światowych cen ropy naftowej,
wpływających na koszt surowca.
Wytwórców zachęca się do produkowania artykułów możliwie jak najlepiej
nadających się do powtórnego przetwarzania, do starań o  znajdowanie
rozwiązań tych problemów, a  także o  większe wykorzystywanie plastiku
z  recyklingu. Niedawno doszło do zaskakującego odkrycia – naukowcy
przypadkiem zsyntetyzowali enzym dobrze radzący sobie z  trawieniem
plastiku znanego pod skrótową nazwą PET, powszechnie stosowanego
materiału do produkcji butelek. Badania prowadziły zespoły z  University of
Portsmouth w  Wielkiej Brytanii oraz z  National Renewable Energy
Laboratory (Narodowego Laboratorium Energii Odnawialnej) pod egidą
amerykańskiego Departamentu Energii. W  trakcie badań nad naturalnym
enzymem umożliwiającym bakteriom rozkładanie plastiku jako źródła
pokarmu uczeni wytworzyli jego skuteczniejszą wersję. To odkrycie może
w przyszłości dostarczyć rozwiązania problemu i doprowadzić do znaczącego
zmniejszenia poziomu zanieczyszczeń plastikiem na całym świecie.
 

Zakupy bez plastiku

Wystarczy pójść do typowego supermarketu, apteki lub sklepu spożywczego


i  już zewsząd otacza cię plastik. Kanapki, napoje, sałatki i  warzywa,
szampony, szczoteczki do zębów i kuchenne zmywaki – wszystko w taki czy
inny sposób jest zapakowane w plastik lub z niego wyprodukowane. Jednak tu
i ówdzie już szykują się zmiany.
Cath Moore z  Bristolu w  Wielkiej Brytanii w  lutym 2018 roku otworzyła
sklep internetowy pod nazwą Plastic Free Shop, w  którym handluje sporym
asortymentem towarów, od szpagatu ogrodniczego z  wełny owiec rzadkiej
rasy aż do alternatywnych zmywaków z gąbek roślinnych. Na stronie sklepu
można znaleźć drewniane szczoteczki do zębów, opakowania do żywności
z  pszczelego wosku, papierowe torebki do kanapek oraz zestaw do
wytwarzania doniczek ze starych gazet zamiast z plastiku.
Właścicielka wyznała, że do działania zachęcił ją brat, fotograf pracujący na
rzecz ochrony przyrody, po powrocie z  wyprawy, która miała ocenić
zanieczyszczenie mórz plastikiem w Indonezji. To, co zobaczył, zaszokowało
go i  skłoniło do wszczęcia rodzinnej dyskusji o  sposobach zmniejszenia
zużycia plastiku.
Wybór artykułów sprzedawanych w sklepie Cath Moore został podyktowany
„w dużej mierze względami osobistymi” na podstawie przedmiotów, których
używa we własnym domu i  które współgrają ze stylem życia jej samej i  jej
rodziny. Moore mówi, że nie chodzi tylko o  zwykłe zastąpienie plastiku
czymś innym, lecz o  proste działania, które nabierają pędu i  ostatecznie
zmieniają zachowanie ludzi.
Alternatywę dla wyrobów plastikowych oferują nie tylko sklepy
internetowe. Można obecnie znaleźć inne sklepy powracające do świata
sprzed ery plastiku, w  których towary ustawia się na półkach
w  przeznaczonych na poszczególne produkty słojach, jak to się robiło wiele
dekad temu. W  takich sklepach nie ma oznakowanych etykietkami marek,
tylko produkty żywnościowe, od przypraw przez ryż i  makarony aż po
soczewicę, które się odważa i zabiera do domu we własnych torbach.
Polska firma Yope, wytwarzająca naturalne kosmetyki i  środki czystości,
oferuje we własnej drogerii w  Warszawie ponowne napełnianie butelek
płynem do mycia naczyń.
W części konwencjonalnych sklepów oferuje się opakowania uzupełniające
produktów czyszczących niektórych firm. Nawet supermarkety zaczynają
popierać podejście typu „przynieś własny pojemnik” przy sprzedaży
niektórych produktów żywnościowych, na przykład w  stoiskach
delikatesowych albo rybnych.
Na początku 2018 roku w  Amsterdamie – jak się uważa, w  pierwszym
mieście na świecie – zrobiono krok dalej i otwarto w supermarkecie dział bez
plastiku. Dział w  nowym, pilotażowym sklepie średniopowierzchniowym,
należącym do sieci supermarketów Ekoplaza, oferuje nabywcom ponad 700
produktów, w  tym mięso, ryż, sosy, nabiał, czekoladę, produkty zbożowe,
owoce i jarzyny.
Supermarket testuje również nowe biomateriały nadające się do
kompostowania (mogące stanowić alternatywę dla plastiku), a  także używa
materiałów tradycyjnych, takich jak szkło, metal i  karton, i  pomaga
wprowadzać ten system w innych sklepach.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 8


Racjonalne zakupy: solidnie się zastanów przed nabyciem
luksusowych rzeczy

Witryny sklepów przy głównej ulicy, obok których codziennie przechodzisz lub
przejeżdżasz w drodze do pracy, wypełniają towary. Obok sklepów odzieżowych
są też magazyny meblowe, wystawiające łóżka i  szafy w  zachęcających
wnętrzach, materace kuszące obietnicą cudownego snu, sofy, w których można by
się zapaść. Obok sklep z telefonami połyskuje ekranami komórek oraz reklamami
rozmaitych umów abonamentowych, dzięki którym można je otrzymać. Następny
sklep, niczym sezam, mami zegarkami oraz biżuterią.
W telewizji każdy blok reklamowy w  przerwie filmu to parada towarów do
nabycia; w  internecie reklamy migają wokół krawędzi okna z  tekstem, który
właśnie czytasz. Jeśli tylko klikniesz łącze, bo myślisz o nowym telewizorze do
salonu albo o  nowej lodówkozamrażarce, te reklamy zaczną podążać za tobą
poprzez sieć, migocząc etykietami z ceną, zachęcając do zakupu.
Jednak jeśli telewizor i lodówka wyskakują w rogu kolejnej strony internetowej,
czy myślisz tylko o  wyglądzie tych towarów, ich jakości i  cenie? Czy zadajesz
sobie ważniejsze pytania: jak wielki wpływ to urządzenie lub mebel wywiera na
planetę w wyniku jego wyprodukowania? W jaki sposób zamierzasz go używać?
Wszystkie bowiem kupowane przez nas towary wywierają jakiś wpływ
w  postaci energii zużytej na ich wyprodukowanie oraz koniecznej do ich
działania, lasu, z  którego pochodzi drewno, albo terenu, wody i  chemikaliów
potrzebnych do ich wytworzenia. Myślenie o  tym podczas kupowania różnych
rzeczy, od żywności i kosmetyków do sof i odzieży, umożliwia nam dokonywanie
bardziej racjonalnych, „zieleńszych” wyborów i  pomaga wykorzystywać nasze
finanse w bardziej pozytywny sposób.
Być może nabraliśmy już zwyczaju myślenia o podejmowaniu korzystnych dla
środowiska decyzji, jeśli chodzi o to, czy kupić plastikową butelkę lub czy zrobić
wieczorem curry z  kurczakiem, czy bez. Jednakże przy większych zakupach
wszystkie te myśli często ulatują w przestrzeń i pozostaje tylko pytanie, co zakup
będzie oznaczał dla naszego stylu życia, wyglądu naszego domu oraz portfela.
Nie chcemy się zatrzymać, by zadać sobie inne pytania.
Pierwsze powinno brzmieć: „Czy tego potrzebuję?”. Jeśli kupowanie mniej
licznych, ale lepszych ubrań poskutkuje mniejszym wpływem na środowisko
i  jeśli idea „mniej, ale lepiej” sprawdza się również w  odniesieniu do mięsa
w diecie, czy pozostanie słuszna także wobec towarów luksusowych? Nie da się
zaprzeczyć, że wydawanie pieniędzy może nas kręcić – posiadanie jakiejś rzeczy
poprawia nam samopoczucie, a  demonstrowanie zamożności daje poczucie
sukcesu. Te sprawy potężnie na nas działają. Jednak czy jeszcze jeden telewizor
w kolejnym pomieszczeniu na coś się przyda poza tym, że powstrzyma członków
rodziny przed tym, by zasiedli razem i  porozmawiali? Czy tylko zagłuszy
rozmowę przy stole w  jadalni i  odwróci twoją uwagę od osoby, obok której
siedzisz? Rozejrzyj się po domu, spójrz na sprzęt i meble, ozdoby, książki i resztę
rzeczy – i zadaj sobie pytanie, bez ilu z nich mógłbyś się obejść, a mimo to wieść
całkiem komfortowe życie. Odpowiedź może cię zaskoczyć. Czy są lepsze
rzeczy, by przeznaczyć na nie twoje ciężko zarobione pieniądze, albo czy jest coś,
czemu chętniej poświęciłbyś czas niż zakupom lub porównywaniu całymi
godzinami cen towarów na stronach internetowych? Warto, byś zadał sobie to
pytanie, zanim wyciągniesz kartę kredytową.
Większość osób nie chce żyć prawdziwie po spartańsku i często są różne rzeczy,
których naprawdę potrzebujemy albo które uczynią nasze życie wymiernie
lepszym, radośniejszym lub wygodniejszym. Kiedy jednak już kupujemy,
możemy to robić lepiej. Weźmy urządzenie takie jak lodówka. Widnieje na niej
etykieta z ilością zużywanej energii, widzisz zatem, jak bardzo efektywnie działa.
Obowiązujące w  Europie przepisy wymuszające podawanie efektywności
energetycznej urządzeń, od suszarek do włosów i  odkurzaczy do telewizorów
i  lodówek, pomogły gospodarstwom domowym oszczędzać energię, a  tym
samym pieniądze na rachunki za prąd. W  2017 roku instytucja doradcza rządu
brytyjskiego do spraw zmian klimatycznych Committee on Climate Change
orzekła, że popyt na energię spadł w  ciągu dekady o  17 procent w  wyniku
większej efektywności urządzeń i  oświetlenia, co w  rezultacie przyniosło
gospodarstwom domowym znaczące oszczędności.
Nadal jednak możesz wybierać między rozmaitymi produktami. Kiedy zatem
kupujesz nową lodówkę, kuchenkę lub zmywarkę, sprawdzaj wskaźnik
efektywności energetycznej i rozważ zakupienie najefektywniejszej w założonym
przez ciebie przedziale cenowym i  zakresie preferencji. To nie tylko ograniczy
twój wpływ na zużycie energii oraz emisję gazów zmieniających klimat i  nie
tylko korzystnie wpłynie na twój portfel – to będzie także sygnał adresowany do
producentów i  rządów, że ludzie domagają się dostępności produktów
o  największej efektywności energetycznej. Taki sygnał może pomóc wymusić
innowacje w  postaci lepszych urządzeń i  bardziej rygorystycznych standardów.
Ta wiadomość zyska wzmocnienie, jeśli zakup ci się spodoba, a  ty dasz temu
wyraz w  dziale opinii na stronie internetowej. Wspomnij tam o  wskaźniku
efektywności energetycznej i o tym, że przy dokonywaniu wyboru wziąłeś go pod
uwagę, bo w ten sposób nie tylko dajesz informację zwrotną firmie sprzedającej
dane urządzenia, lecz także podkreślasz tę kwestię i  poddajesz ją pod rozwagę
innym potencjalnym nabywcom czytającym tę recenzję, a to może dać także im
do myślenia.
Jeśli masz trudności ze znalezieniem tego, czego szukasz, daj o tym znać danej
firmie. Jeśli starasz się kupić instalację oświetleniową do łazienki lub okap
kuchenny, a  wszystkie mają świetlówki inne niż LED-owe, skontaktuj się
z producentem i spytaj o powód. W ten sposób zwiększysz prawdopodobieństwo,
że dostarczą na rynek potrzebny towar.
Kupowanie nowej rzeczy nieuchronnie pozostawia ślad w  wyniku zużycia
energii i zasobów na jej wytworzenie, tak więc – podobnie jak z odzieżą – staraj
się kupować wyroby trwałe. Sprawdzaj, które marki cieszą się dobrą reputacją
z  powodu długiego użytkowania produktów i  używają materiałów z  recyklingu
lub opatrzonych certyfikatem nienaruszania równowagi ekologicznej; unikaj
towarów, o  których pisze się w  opiniach, że szybko się psują, a  jeśli możesz
wydać trochę więcej na zakup towaru dobrej jakości, będzie to wybór
zdecydowanie wart rozważenia.
Przy zakupie towaru mającego zastąpić coś, co już masz, na przykład zepsutą
pralkę lub starą sofę, warto również się dowiedzieć, czy sprzedawca odbierze od
ciebie posiadaną rzecz i  zadba o  to, by trafiła do recyklingu bądź nowego
użytkownika.
Pomyśl też, czy nie warto samemu skorzystać z  używanych rzeczy, zamiast
kupować nowe. Mógłbyś zrobić przegląd sklepów z  używanymi przedmiotami
albo domowych wyprzedaży, a  jeśli natrafisz na coś, co jest odrobinę
sfatygowane i  niezupełnie w  idealnym stanie, weź się do renowacji – trochę
szlifowania, maźnięcie farbą, solidne nasmarowanie i  wypolerowanie albo
wymiana kawałka tkaniny mogą przeobrazić stary mebel w  równie dobry jak
nowy. Tak samo możesz pożyczać rzeczy, których nie potrzebujesz na co dzień.
Jeśli jednak postanawiasz kupić nową dużą lub kosztowną rzecz, taką jak stół,
łóżko albo nawet gitara, poszukaj certyfikatów wykazujących, że materiały
zużyte na jej wytworzenie pochodzą ze źródeł nienaruszających równowagi
ekologicznej. Z  certyfikatami FSC sprzedaje się nie tylko papier toaletowy czy
jednorazowe ręczniki. Mogą je mieć również wyroby drewniane, takie jak ławki
ogrodowe lub instrumenty muzyczne. Nielegalny lub naruszający równowagę
ekologiczną wyrąb drzew szkodzi lasowi, w  którym się go prowadzi, a  także
żyjącym tam dzikim gatunkom. Tak więc poszukiwanie na wyrobach logotypu
FSC to sposób upewniania się, że twoje drewniane meble lub ozdoby nie kosztują
Ziemi zbyt wiele.
Zakup dużych towarów, takich jak wiata, zrobionych z  drewna opatrzonego
certyfikatem FSC może być lepszym wyborem niż wyrób z  alternatywnego
materiału, takiego jak włókno szklane, ponieważ wiesz, że tworzywo twojej wiaty
pochodzi z  dobrze zarządzanego lasu i  nie narusza równowagi ekologicznej.
A kiedy jej żywot dobiegnie końca, ten materiał ulegnie rozpadowi i zmieni się
w kompost, w odróżnieniu od włókna szklanego, które pozostanie z nami na całe
wieki.
Możesz nawet szukać certyfikatów na towarach kupowanych na najbardziej
specjalne okazje, jakie cię kiedykolwiek spotkają. Obrączki ślubne można kupić
takie, które zrobiono ze złota opatrzonego znakiem Fairtrade. Ma to na celu
zagwarantowanie, że robotnicy są w  procesie produkcji złota chronieni przed
używaniem rtęci oraz innymi niebezpiecznymi praktykami, a środowisko nie jest
zanieczyszczane rtęcią i  ściekami. To również gwarantuje, że górnicy, wśród
których jest wiele kobiet zajmujących się także rodzinami i  uprawiających
warzywa oraz rośliny zbożowe, żeby wyżywić dzieci, otrzymują sprawiedliwą
zapłatę za złoto oraz ubezpieczenie społeczne. Dbający o równowagę ekologiczną
oraz etykę przemysł biżuteryjny to na razie działalność niszowa, ale to się zmieni
dopiero wtedy, gdy będziemy pytać jubilerów o  pochodzenie ich towarów,
a hurtowi nabywcy będą wiedzieć, że ludziom nie jest wszystko jedno, z jakich
źródeł się zaopatrują.
Większość ludzi ma nadzieję, że kupuje obrączki ślubne raz na całe życie, ale
także podczas niektórych bardziej codziennych zakupów ważną sprawą jest
sięgnięcie wzrokiem poza etykietkę z  ceną dla sprawdzenia, co się dzieje pod
powierzchnią.
Tak więc podczas wizyty w supermarkecie nie patrz wyłącznie na opakowania
kupowanych towarów, lecz spójrz też na ich zawartość. Jednym z  najczęściej
występujących produktów o  olbrzymim wpływie na środowisko jest olej
palmowy. To olej roślinny, obecny w  połowie produktów przetworzonych, jakie
można kupić w  supermarketach, od spodów do pizzy, herbatników i  gotowych
dań aż do szamponów, szminek i środków do prania. Jako artykuł o światowym
zasięgu osiągnął kosmiczny wzrost zużycia od bardzo niskiego poziomu w latach
sześćdziesiątych XX wieku do globalnej produkcji wynoszącej w  2016 roku
przeszło 60 milionów ton. Przewiduje się, że ta liczba do połowy stulecia ulegnie
podwojeniu, jeśli popyt w  Azji i  innych częściach świata wzrośnie zgodnie
z prognozami.
Około 85 procent światowej produkcji oleju pochodzi z Indonezji oraz Malezji,
gdzie olbrzymie połacie lasu deszczowego są karczowane hektar po hektarze pod
plantacje palm olejowych.
Chociaż ten proces stworzył miejsca pracy, przyniósł też szkody
społecznościom, których członkowie nie mają wyraźnego tytułu prawnego do
zasiedlanej ziemi, a  warunki pracy na plantacjach mogą być złe. Ponadto
zniszczył on bogatą przyrodę lasu deszczowego i uwolnił do atmosfery olbrzymie
ilości gazów cieplarnianych w  wyniku wycinania albo wypalania drzew, kiedy
bogaty w  węgiel torf, na którym rosły, zostaje zdrenowany i  osuszony lub
wybucha na nim pożar.
Czy to ze względu na tak wyrazistą twarz orangutana, czy z  tego powodu, że
należy on do naszych najbliższych krewnych, los tej rudej małpy – lub „leśnego
człowieka”, bo pod taką nazwą jest również znana – stał się symbolem
spustoszenia dokonanego w imię produkcji oleju palmowego. Naukowcy szacują,
że w latach 1999–2015 na Borneo zabito 100 000 orangutanów, a znaczącą rolę
w tym olbrzymim spadku liczebności populacji odegrały wyrąb drzew, wylesianie
i  zakładanie ogromnych plantacji. Oprócz nich w  obliczu zagrożenia wskutek
inwazji plantacji oleju palmowego stoi wiele innych gatunków dzikich zwierząt.
Tak więc rzuć okiem na swoje ulubione produkty i  sprawdź, co się w  nich
znajduje. Sprawdzenie, co zawierają artykuły żywnościowe, zwykle jest
łatwiejsze, ale możesz również szukać oznakowania poświadczającego produkcję
nienaruszającą równowagi ekologicznej, czyli certyfikatu Roundtable on
Sustainable Palm Oil (Porozumienia dla Zrównoważonej Produkcji Oleju
Palmowego, RSPO). Jeśli jednak nie potrafisz orzec, co wchodzi w  skład
kosmetyku kupowanej przez ciebie marki albo środka do prania, którego zawsze
używasz, lub jeśli chcesz się więcej dowiedzieć, co robią firmy, których produkty
kupujesz, w sprawie oleju palmowego – skontaktuj się z nimi i podziel się swoimi
obawami oraz poinformuj, czego od nich oczekujesz.
Bez względu bowiem na to, co kupujesz w sklepach lub w internecie – towary
małe czy duże, pomadkę do ust czy kotlet jagnięcy, gitarę czy wiatę ogrodową,
lodówkę czy samochód elektryczny – sposób, w  jaki postanowisz wydać
pieniądze, to potężne narzędzie nacisku, które możesz wykorzystać w  celu
spowodowania zmian.
Owe zmiany rodzą się z  wyborów, jakich dokonujesz, mając na uwadze
zmniejszenie wszelkich negatywnych wpływów kupowanych przez ciebie
towarów. Rodzą się wtedy, gdy twoje wybory zachęcają liderów biznesu do
wymuszania zmian na poziomie krajowym lub światowym, do pociągania za
dźwignie władzy, aby sprawić, żeby produkty i  sposób ich trafiania na rynek
mniej wpływały na równowagę ekologiczną i stały się lepsze zarówno dla ludzi,
jak i dla dzikiej przyrody.
To twoje pieniądze. W twojej mocy leży wydawanie ich tak, by służyły dobrej
sprawie.
 
 

Przekształcanie rzeczy – jak przerobić stare drzwi na


wezgłowie łóżka, a także inne rady w duchu gospodarności

Przekształcanie starych rzeczy brzmi jak jedna z bardzo modnych aktualnie


idei, ale dawanie przedmiotom nowego życia poprzez zmianę celu, do jakiego
służą, jest stare jak świat. Dywaniki szmaciaki z  kawałków starych tkanin,
worki z  juty, przerobienie starych drzwi na stół do jadalni – takie pomysły
przez wiele lat wdrażali ludzie gospodarni albo tacy, którym się nie
przelewało.
Jednakże przekształcanie – wykorzystywanie starych lub wyrzuconych
przedmiotów albo materiałów po ich przerobieniu lub odnowieniu – to
również „zielona” idea. Po pierwsze, ogranicza to liczbę nowych rzeczy,
zatem pozostawia mniejszy ślad niż zakup nowego stołu lub krzesła,
wymagających zużycia energii i  zasobów potrzebnych do pozyskania
surowca, wytworzenia danego przedmiotu i przetransportowania go do ciebie.
Po drugie, ponowne wykorzystywanie różnych rzeczy zapobiega ich
wyrzucaniu, zatem ogranicza ilość odpadów. A dzięki pomysłowości możesz
zrobić nowy użytek z przedmiotów, które w  przeciwnym razie nie zostałyby
ponownie wykorzystane.
To również okazja do wykazania się kreatywnością, zamiast posiadania
takich samych mebli, obrazów i ozdób, jakie mają wszyscy. To nie znaczy, że
musisz być obiecującym artystą, żeby zrobić coś, co ładnie wygląda. Przez
poświęcenie odrobiny starań i czasu możesz sprawić, że coś będzie wyglądało
naprawdę dobrze. A satysfakcja z własnego dzieła o wiele bardziej kręci niż
wydanie pieniędzy na jakiś anonimowy przedmiot.
A co najlepsze, w takich próbach nie jesteś osamotniony; w internecie roi się
od pomysłów na przerobienie krzesła, poobijanego stołu kuchennego lub
starych szklanych butelek. Część z  nich to naprawdę proste działania, jak
pomalowanie stołu z użyciem jakiejś uderzającej kombinacji barw, co zmieni
go z  mebla upchniętego do kąta kuchni w  centralny punkt pomieszczenia.
Ambitniejsze osoby mogą zechcieć wykazać się kreatywnością,
wykorzystując stare ramy do obrazu, kawałki papieru pakowego i  garść
jakichś drobiazgów, z których powstanie trójwymiarowe dzieło sztuki. Są też
najprzeróżniejsze pomysły na odszykowanie starych półek i  kredensów,
wyrób nietypowych stolików z  więcierzy, stojaków na warzywa ze starych
biurowych tacek na dokumenty albo zasłon z wiekowych chustek i flag.
Umiejętność dostrzeżenia możliwości przekształcania różnych przedmiotów
daje sposobność do wykorzystania okazji w  sklepach ze starzyzną, na
wyprzedażach oraz w  kontaktach z  sąsiadami pozbywającymi się
niepotrzebnych rzeczy. Chociaż możesz znajdować używane przedmioty,
które ci się podobają dokładnie takie, jakie są, często niezupełnie będą tym,
czego szukasz. Jeśli jednak zdołasz je przeobrazić za pomocą farby, nowego
obicia lub kawałka starannie przyklejonej tapety, będą bez reszty twoje.
Kupowanie używanych przedmiotów i  ich odnawianie może też dać ci
sposobność odkrycia ich historii, na przykład z  gazety na odwrocie starego
lustra dowiesz się, skąd i z jakiego czasu pochodzi. Takie odkrycia pokazują,
że nie są to tylko przedmioty, lecz fragmenty ludzkiego życia.
 

Olej palmowy – o co tu chodzi?

Czy ocalimy orangutany, bojkotując olej palmowy? Czy może jest coś
jeszcze, co da się zrobić?
Na początek trzeba powiedzieć, że z  perspektywy konsumenta unikanie
oleju palmowego jest trudne, jako że zawiera go niemal połowa
sprzedawanych w supermarketach produktów w opakowaniach. A nie zawsze
łatwo go zauważyć. Jednak, jak się najczęściej zdarza, obraz nie jest aż tak
czarno-biały i  absolutne odejście od oleju palmowego, zwłaszcza na skalę
całych koncernów, mogłoby w  rzeczywistości przynieść więcej szkody niż
pożytku.
A zatem czym jest olej palmowy? To olej roślinny z  owoców olejowca
gwinejskiego (zwanego też palmą olejową), rosnącego w  rejonach
tropikalnych. Indonezja i  Malezja dostarczają 85 procent tego produktu.
Popularność oleju palmowego wynika z  jego właściwości: zachowuje on
stabilność w  wysokiej temperaturze, nie ma zapachu i  zawiera naturalny
konserwant, który może wydłużyć okres przydatności produktów do użycia.
Te właściwości nadają mu taką wszechstronność, że w dużej mierze stanowią
powody występowania oleju w  wielu artykułach – od wypieków, takich jak
ciasto na pizzę, przez margarynę aż do mydeł, szamponów i pomadek do ust.
Jako produkt rolny olej palmowy jest ważnym dla całego świata olejem
roślinnym, a jego produktywność w przeliczeniu na hektar jest do dziewięciu
razy większa w  porównaniu z  innymi tłuszczami roślinnymi. Tak więc
zwyczajna zamiana na inny olej roślinny, na przykład sojowy lub kokosowy,
mogłaby doprowadzić do wykarczowania pod uprawy większych połaci lasów
bądź zniszczenia innych ważnych środowisk w  kolejnych częściach świata.
Mogłoby to również zaszkodzić setkom tysięcy drobnych farmerów, którym
olej palmowy zapewnia środki do życia i  którzy mają nadzieję na
wydźwignięcie się z nędzy.
Istnieje certyfikat produkcji nienaruszającej równowagi ekologicznej –
Roundtable on Sustainable Palm Oil (RSPO). Mają go producenci, grupy
konsumentów, wielcy nabywcy (łącznie z  firmami o  zasięgu światowym
i  sieciami sprzedawców) oraz organizacje społeczne, które wspólnie pracują
nad rozwijaniem i  wdrażaniem globalnych standardów produkcji oleju
palmowego w zrównoważony sposób.
Chociaż ten system nie jest idealny, a  działający na rzecz ochrony
środowiska aktywiści znajdowali przykłady wylesiania lub wypalania lasów
na plantacjach mających certyfikat RSPO, stanowi on wielki krok we
właściwym kierunku. Obecnie standard RSPO przechodzi kolejny
z  przeprowadzanych co pięć lat przeglądów, mających zapewnić
skuteczniejszą ochronę środowiska naturalnego i społeczności trudniących się
uprawą palm olejowych. Władze WWF uważają, że firmy używające oleju
palmowego do swoich produktów w  ramach absolutnego minimum powinny
kupować go od certyfikowanych producentów, a także wykorzystywać swoje
wpływy dla współpracy i  wsparcia innych podmiotów w  łańcuchu
zaopatrzenia, w  tym producentów i  ich krajów, w  celu poprawienia sytuacji
i  sprawienia, by produkcja oleju palmowego mniej naruszała równowagę
ekologiczną. To bowiem pomogłoby stworzyć gałąź gospodarki, która nie
doprowadza do dalszego wylesiania i  utraty cennych środowisk życia
orangutanów, słoni i wielu innych gatunków.
Nie powinno się sadzić palm olejowych na glebach bogatych w  torf,
z których w wyniku ich drenowania i osuszania w celu uzyskania terenów pod
uprawy uwalnia się olbrzymia ilość węgla. Dziko żyjące gatunki muszą mieć
możliwość migracji, zatem ważne jest pozostawianie pomiędzy plantacjami
korytarzy naturalnego środowiska.
Żeby produkcja oleju palmowego nie naruszała także praw ludzi,
wytwarzające go firmy muszą przestrzegać godziwych praktyk wobec
pracujących na polach robotników i  nie poddawać ich wyzyskowi. Powinny
też wspierać miejscowe społeczności i dbać o szanowanie ich praw, takich jak
prawo własności ziemi i przebywania na niej.
Nie chodzi tylko o presję wywieraną przez same firmy; swój odcinek na tym
froncie mają także konsumenci. Sprawdzaj składniki kupowanego gotowego
dania lub kremu nawilżającego oraz ustalaj ich producentów i  kontaktuj się
z  nimi, żeby zapytać, co robią dla zagwarantowania, że obecny w  ich
produktach olej palmowy nie narusza równowagi ekologicznej.
Czasami jeden uprzejmy list może zmienić pogląd zarządu firmy na daną
sprawę, a ostatecznie także jego postępowanie.
 

Od Tanzanii do klarnetów – jak sprawić, żeby muzyka nie


naruszała równowagi ekologicznej?

Związek między likaonami pstrymi, zamieszkującymi lasy Tanzanii,


a  Kotem w  bajce symfonicznej Prokofiewa Piotruś i  wilk nie od razu może
wydać się oczywisty. Ogniwem łączącym jest tropikalne drzewo dalbergia
czarnodrzew, którego drewno służy do wyrobu instrumentów takich jak
klarnet, a  także starania, by nabywanie drewnianych instrumentów
muzycznych wspierało sprzyjające równowadze ekologicznej użytkowanie
zasobów oraz ekonomiczne podstawy bytu żyjących z  tychże zasobów
społeczności.
Tanzańskie lasy miombo są mniej znane niż Park Narodowy Serengeti czy
krater Ngorongoro, ale zajmujące południową część kraju naturalne pustkowia
obfitują w dziko żyjące gatunki zwierząt, takie jak słonie oraz likaony pstre.
Rzeka Ruvuma oraz jej przełom, gdzie występują lasy, to obszerny teren
stojący w  obliczu zagrożenia wskutek produkcji oleju oraz eksploatacji złóż
gazu i  innych bogactw naturalnych; nielegalny wyrąb, drobna działalność
górnicza i kłusownictwo już stanowią tu problem.
Istnieje jednak program wsparcia społeczności, które w sposób zachowujący
równowagę ekologiczną zarządzają zasobami dalbergii (zwanej też mpingo)
i  eksploatują lasy. Władze WWF i  miejscowe organizacje charytatywne –
Mpingo Conservation and Development Initiative (Inicjatywa na Rzecz
Ochrony Mpingo oraz Rozwoju, MCDI) oraz MJUMITA – wspierają obszary
lasu oficjalnie należące do społeczności.
Ludzi szkoli się w zarządzaniu lasami w zrównoważony sposób, a wiejskie
komitety informują, że społeczności, do których lasy należą, pomagają
ograniczać miejsca nielegalnego wyrębu poprzez nasiloną obserwację
i patrolowanie miejsc zagrożonych.
Jednakże społeczności muszą również czerpać z  lasów zyski, a  do celów
MCDI należy stwarzanie wsiom sposobności do osiągania korzyści poprzez
szkolenie mieszkańców i  nauczanie ich, w  jaki sposób mogą przekształcić
miejscową produkcję w  działalność handlową, aby podnieść swój poziom
życia; organizacja zachęca ich też do stałego dbania o lasy.
Od przeszło dziesięciu lat organizacja pracuje nad wdrażaniem metod
umożliwiających zarządzanym przez społeczność przedsiębiorstwom leśnym
wejście na krajowe oraz międzynarodowe rynki i sprzedawanie pozyskanego
w  zrównoważony sposób drewna dalbergii. Do tych metod należy
opatrywanie certyfikatem FSC drewna dalbergii, wykorzystywanego do
produkcji mebli, instrumentów muzycznych i paneli podłogowych.
Istnieją jeszcze trudności do pokonania, w  tym uzyskiwanie dodatkowej
zapłaty za certyfikowaną produkcję, znajdowanie rynków zbytu oraz
sprowadzanie produktów z  odległych rejonów, gdzie na razie infrastruktura
jest ograniczona, choć jej stan ulega poprawie.
Przedsiębiorstwo społeczne pod nazwą Sound and Fair (Solidnie
i Sprawiedliwie) pomaga znajdować rynki zbytu na pochodzące z tego rejonu
drewno opatrzone certyfikatem i  pozyskane w  etyczny sposób. Dawniej
zaopatrywało ono wytwórców instrumentów muzycznych – klarnetów,
obojów i  dud – w  krajach Unii Europejskiej oraz USA. Obecnie buduje na
miejscu tartak do obróbki drewna dalbergii oraz innych gatunków drzew
z tamtejszych lasów, które można wykorzystywać do wyrobu również innych
artykułów, takich jak gitary.
Zysk wraca do mieszkańców wsi, którzy mogą wydawać te środki na cele
zgodne z  ich chęciami i  potrzebami, na przykład na budowę szkół i  studni,
a także na opiekę zdrowotną.
Idea opiera się na tym, że mieszkańcy odnoszą korzyść z  zarządzanych
w  zrównoważony sposób lasów i  widzą ich wartość, będą je zatem chronić.
A  ludzie grający na instrumentach w  miejscach oddalonych o  tysiące
kilometrów będą wiedzieć, że mogą tworzyć muzykę, nie niszcząc
mimowolnie ważnych siedlisk dziko żyjących gatunków oraz rzadkich
krajobrazów.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 9


Potencjał w doniczce: oczyszczaj powietrze w domu
i w pracy za pomocą roślin doniczkowych

Po długim dniu spędzonym w biurze jesteś już w domu. Idziesz wzdłuż podjazdu
do drzwi i w ogrodzie przed domem albo przed progiem lub na balkonie, bądź też
na okiennym parapecie widzisz kwietnik z  roślinami kwitnącymi ile sił – ich
kwiaty kołyszą się na wietrze, a  płatki o  jaskrawej lub stonowanej barwie
kontrastują z  kolorem płytek chodnikowych albo ściany domu. Na pobliskim
drzewie śpiewa ptak, zgłaszając bogactwem melodyjnych tonów swoje roszczenia
do terytorium.
Cieszy cię widok kwitnących roślin, bo spędziłeś wiele czasu przy tym
kwietniku – wybrałeś go, po czym hodowałeś rośliny z  nasion lub zakupionych
sadzonek w nadziei, że urosną. Zasadziłeś je w doniczkach i podlewałeś, a może
zamontowałeś im podpory z tyczek i żyłek. A teraz kwitną nie tylko dla ciebie, bo
pająk tka na nich sieć, której nitki odbijają blask zachodzącego słońca; owady też
się nimi cieszą – pszczoła lub jakaś muchówka z rodziny bzygowatych z cichym
brzęczeniem skrzydeł ląduje na kwiecie. A  ten śpiewający ptak, cóż, on też się
cieszy, bo owady to prawdopodobnie jego kolacja.
W czasie deszczu lecące na beton podjazdu lub chodnika kropelki wody
wpadają również do doniczek, a  rośliny wchłaniają je i  powstrzymują przed
spływaniem do ścieków. W innych miejscach tworzą się kałuże, niektóre całkiem
głębokie, jeśli mocno pada i  kanalizacja jest zatkana lub woda nie ma gdzie
wsiąkać. A  donica to mała oaza, w  której liście połyskują zielenią skropione
deszczem. Miasto oddycha wtedy odrobinę lżej.
Przeważnie myślimy o naszych domach i ogrodach lub balkonach jak o miejscu
schronienia, małej prywatnej wyspie na morzu świata, dokąd możemy uciec,
zamknąć drzwi przed resztą ludzkości i być po prostu sobą, żyć własnym życiem.
O  ile jednak nie mieszkamy sami na odległej wyspie ani na pustkowiu albo na
wsi, nie jesteśmy tak odseparowani od innych, jak chcielibyśmy myśleć. Pewne
działania, które możesz podjąć w  domu – oszczędzanie energii i  wody albo
zmiana diety – pomagają na poziomie indywidualnym i  mogą kumulować się
w  znacznie większy wkład, jeśli wiele osób przyłączy się do tych inicjatyw. Są
też inne rzeczy, które możesz robić w  domu, a  które dopomogą twojemu
bezpośredniemu otoczeniu, a  ponadto uczynią twoje życie trochę
przyjemniejszym.
Weź choćby tę donicę przed progiem frontowych drzwi domu albo na
podjeździe. Jeśli mieszkasz w mieście i masz ogród lub podwórze przed domem,
wszystko, co możesz zrobić, by ten obszar trochę się zazielenił, pomoże twojemu
bezpośredniemu otoczeniu.
Zieleń może mieć swój udział w obniżeniu temperatury w mieście. Duże i małe
miasta są szczególnie narażone na przegrzanie, ponieważ ciemne powierzchnie,
takie jak jezdnie i chodniki, wchłaniają więcej ciepła niż obszary porośnięte trawą
i inną roślinnością. To zjawisko przyczynia się do powstawania w miastach efektu
wyspy cieplnej i może nasilać upały, które będą narastać w miarę podnoszenia się
globalnej temperatury, powodując dyskomfort mieszkańców, lub nawet narażając
ich życie na niebezpieczeństwo. Fala upałów, jaka w  2003 roku przetoczyła się
przez Europę, doprowadziła według szacunkowych ocen do dziesiątków tysięcy
zgonów, a  szczególnie mocno ucierpiała wtedy Francja. Drzewa i  inne rośliny
pomagają chłodzić budynki i  ulice, a  także zmniejszają ilość dwutlenku węgla.
Drzewa, żywopłoty i  pnącza na budynku mogą nawet chronić zimą dom przed
utratą ciepła, działając jak wiatrochron.
Obszary zielone w  miastach mogą też ograniczać gwałtowne podtopienia,
powodowane przez intensywne, choć krótkie ulewne deszcze, kiedy woda nie
znajduje ujścia. Kanalizacja ulega przeciążeniu, deszcz bowiem nie może wsiąkać
w  ziemię na obszarach w  dużej części wybrukowanych lub pokrytych asfaltem.
Drzewa i  krzewy na krótko zatrzymują wodę na listowiu i  spowalniają jej
opadanie na ziemię, a porastająca grunt roślinność pomaga jej wsiąkać w glebę,
powstrzymując jej spływanie i  gromadzenie się w  miejscach, gdzie może
spowodować podtopienie.
Liczne drzewa i  inne rośliny mogą również poprawić miejscową jakość
powietrza, absorbując zanieczyszczenia – żeby nie wspomnieć o  hałasie –
i  działając jak płuca miasta. Oczywiście dziko żyjące gatunki także odnoszą
korzyść, gdy w  ogrodzie przed domem lub za nim jest więcej roślin, a  mniej
betonu – czy to ptaki żywiące się zbieranymi z ziemi robakami, czy pszczoły oraz
inne owady i  stworzenia, które muszą gdzieś znajdować schronienie i  budować
gniazda.
Chociaż często myślimy o  przyrodzie jako czymś odrębnym od nas
i  egzystującym „gdzieś tam”, obecność roślin i  dziko żyjących gatunków przed
drzwiami domu jest dla nas korzystna. Przekonaliśmy się już, że czas spędzany na
łonie natury, na przykład w lesie, może poprawiać nasz komfort życia i łagodzić
stres, a  to dotyczy również środowiska miejskiego. Z  ankiety przeprowadzonej
przez brytyjskie Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze (Royal Horticultural
Society) wynika, że prawie trzy czwarte badanych (73 procent) uważa, iż tereny
porośnięte roślinnością wzdłuż dróg i ulic sprawiają, że czują się oni szczęśliwsi,
trzy piąte – że czują się zdrowsi, a  prawie tyle samo sądzi, iż ich uspokajają.
Mimo to w Wielkiej Brytanii przestrzeń przed przeszło jedną czwartą domów jest
całkowicie wybrukowana – to prawie trzykrotnie więcej niż jeszcze dekadę temu
– a wokół 5 milionów domów w ogóle nic nie rośnie.
Chociaż ogródki przed domem służą wielu osobom jako podjazdy,
zaparkowanie samochodu wymaga mniej miejsca, niż myślisz – w końcu opony
potrzebują jedynie dwóch ścieżek. Resztę mogłaby pokrywać nisko rosnąca
roślinność, miałbyś wtedy też spokój z  chwastami wyrastającymi wśród żwiru.
A jeśli nawet w ogródku przed domem lub na tyłach obszerną przestrzeń porasta
trawa, to chyba mógłbyś zrobić coś więcej dla stworzenia korzystniejszego
środowiska dla dziko żyjących gatunków. One lubią bowiem zaniedbane miejsca,
opadłe liście, stos drewna na opał, dzikie kwiaty dające dostęp do pyłku i nektaru,
krzewy i drzewa. Więc spokojnie, twój ogród nie musi wyglądać jak na zdjęciu
w efektownym czasopiśmie. Jeśli ktoś patrzy na ciebie krytycznie, odpowiadaj, że
utrzymujesz ogród dla dzikiej przyrody.
Staraj się hodować rośliny, które przyciągną dziko żyjące gatunki, na przykład
owady zapylające, takie jak pszczoły, których liczebność w wielu rejonach świata
spada. W  2017 roku niemieccy naukowcy stwierdzili, że na obszarach
chronionych liczba owadów latających spadła w ciągu trzech dekad o 75 procent,
co oznacza, że na zwykłych terenach miejskich bądź rolniczych ich populacje
mogą być w jeszcze gorszym stanie.
Ogrody mogą zapewniać schronienie dzikim gatunkom, które zostały
wypchnięte z terenów rolniczych. Jednym z czynników wpływających na owady
są pestycydy, więc im bardziej możemy unikać stosowania chemikaliów, tym
lepiej, nawet jeśli to oznacza, że będziemy mieli do czynienia z  paroma
szkodnikami. Są inne sposoby pozbycia się szkodników takich jak ślimaki – od
pułapek z  przynętą w  postaci piwa aż do fusów po kawie – które możesz
zastosować, jeśli gnębi cię myśl, że szkodniki zjadają twoje cenne rośliny. Albo
możesz zachęcić do zagoszczenia w twoim ogrodzie inne dziko żyjące gatunki, na
przykład ptaki, w  nadziei, że pożywią się uprzykrzonymi szkodnikami. Twój
ogród może stać się schronieniem dla jeży, które lepiej sobie radzą na obszarach
miejskich niż na wsi i  będą zjadały twoje ślimaki – zadbaj tylko o  dziurę
w  płocie, by mogły nią wchodzić i  wychodzić. Wybierz też inny kompost niż
torfowy, nie chcesz przecież tworzyć w  ogrodzie wymarzonego siedliska
gatunków lub pięknej przestrzeni z  użyciem produktu otrzymanego przez
niszczenie torfowisk, ważnego środowiska magazynującego węgiel
i podtrzymującego dziką przyrodę.
Bez względu na to, czy masz obszerny ogród, czy tylko skrzynkę za oknem lub
nasłoneczniony parapet, możesz też starać się uprawiać własne zioła i  jarzyny,
a nawet owoce. Jeśli starasz się jadać produkty sezonowe i cenisz sobie domową
kuchnię, nic nie będzie bardziej sezonowe od tego, co sam wyhodujesz. Takie
uprawy zajmują mniej miejsca, niż myślisz. Na większości nasłonecznionych
parapetów znajdzie się przestrzeń na posadzenie bazylii lub papryki chilli,
potrzebujesz też tylko tyle miejsca, ile zajmuje worek lub donica, żeby hodować
trochę ziemniaków albo pomidorów. Wyhodowanie własnych warzyw wymaga
czasu, lecz nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż posiłek z  czegoś, co się
samemu uprawiało – nie tylko dlatego, że lepiej smakuje, bo produkty są takie
świeże, lecz również z  tego powodu, iż dokładnie wiesz, jak je wyhodowano,
a odległość od rośliny do talerza wynosi zaledwie kilka metrów.
Możesz także wykorzystać wszelkie resztki żywnościowe z własnego stołu oraz
materiał pochodzący z koszenia trawnika i przycinania roślin do wyprodukowania
własnego kompostu. Zrobienie dobrego kompostu wymaga odrobiny wiedzy, ale
jego używanie, rozrzucanie go w  ogrodzie lub dodawanie do doniczek to
doświadczenie nader satysfakcjonujące.
Recyklingowi nie poddaje się wyłącznie resztek żywności. W  domu
prawdopodobnie wytwarzasz niezłą ilość odpadków, postaw zatem kilka
pojemników, żeby można było wrzucać do nich różne rzeczy tak samo łatwo jak
do kubła na śmieci, a będziesz robił to automatycznie. Upewnij się, czy dokładnie
wiesz, co lokalne służby będą odbierać i  gdzie trzeba odstawiać rzeczy
przeznaczone do recyklingu oraz w  jaki sposób najlepiej to robić. Na przykład
może będziesz musiał wyjąć butelki po środku do czyszczenia ogrodowego
zraszacza, zanim przekażesz resztę szkła do recyklingu. Im lepiej nadający się do
powtórnego przetwarzania materiał mogą zbierać miejscowe władze i  na tym
zarabiać, tym lepiej dla rachunków płaconych przez wszystkich mieszkańców,
a  nie tylko dla planety. W  ten sposób zmniejszy się też ilość odpadów
wywożonych do spalarni lub na wysypisko śmieci.
Musisz także dbać o  to, żeby wszystkiego, co nie nadaje się do recyklingu,
pozbywać się w  odpowiedzialny sposób. Wyrzucanie śmieci w  miejscach
niedozwolonych to w  wielu rejonach ogromny problem, a  mnóstwo tych
odpadów to po prostu zbędne przedmioty z gospodarstw domowych. Ważne, żeby
się upewniać, że ten, komu zlecasz usunięcie niechcianych rzeczy – od mebli
i urządzeń do gruzu budowlanego i starych ogrodzeń – zamierza odwieźć je we
właściwe miejsce i pozbyć się ich w legalny oraz odpowiedzialny sposób. Zadbaj
również o to, żeby otrzymać wszelkie dokumenty, które mogą być potrzebne.
W ten sposób będziesz mógł wrócić do domu i  ogrodu i  spędzać czas na ich
upiększaniu, nie martwiąc się, że mimowolnie stałeś się dla pozostałej części
społeczności zagrożeniem w  rezultacie nielegalnego wyrzucania odpadów.
A  czas, jeśli chodzi o  naturę, będzie ci potrzebny. Poeta William Blake pisał:
„Stworzenie małego kwiatka to praca wieków”4. To prawda, różne istoty żywe
wymagają czasu, by urosnąć. Jednakże dla ciebie i  twojego otoczenia będzie to
czas dobrze wykorzystany.
4 William Blake, Przysłowia piekielne, w: Wieczna Ewangelia: wybór pism, przeł. Michał
Fostowicz, Pracownia Borgis, Wrocław 1998 (przyp. tłum.).
 
 

Zieleń w sercu miasta

Ostatni pociąg towarowy przejechał po nadziemnym torze kolejowym


w  nowojorskiej dzielnicy West Side w  1980 roku, a  ponieważ linia popadła
w ruinę, podniosły się głosy wzywające do wyburzenia wiaduktu. Jednak na
to miejsce wróciła natura, a Joshua David i Robert Hammond, zainspirowani
jej dzikim pięknem, założyli stowarzyszenie Przyjaciele Linii Nadziemnej
(Friends of the High Line) i  zaapelowali o  jej zachowanie w  formie
publicznego parku.
W 2009 roku został otwarty pierwszy odcinek, obecnie zaś „zielony szlak”
długości 2,5 kilometra wije się pomiędzy kwartałami nowojorskich
budynków. Droga wiodąca wzdłuż starej linii towarowej została obsadzona
setkami gatunków drzew, niskich roślin i krzewów, od dereni i ostrokrzewów
do magnolii, traw i  kwiatów, dobranych pod kątem odporności i  trwałości
z naciskiem położonym na gatunki występujące w naturze.
Nadziemna Linia tworzy przebiegający przez Manhattan park linearny,
miejsce, w  którym można pospacerować, posiedzieć, oglądać przedstawienia
i wystawy sztuki, coś zjeść, a nawet potańczyć. Stanowi przykład dla innych
miast, jak można zrewitalizować stare obiekty przemysłowe i  stworzyć
fragment żywego, „zieleńszego” miasta.
Parki linearne zaczynają powstawać także w Polsce. We wrześniu 2018 roku
w  Krakowie na Ruczaju otwarto park linearny „Re-kreacja”, urządzony
pomiędzy blokami i ekranami akustycznymi wzdłuż ulicy Grota-Roweckiego.
Ma 570 metrów długości i  18 metrów szerokości, posadzono w  nim kilka
tysięcy roślin, w  tym 18 dużych platanów. Zadbano również o  małą
architekturę. W  Warszawie planowane jest stworzenie parku linearnego
między biurowcami Służewca Przemysłowego wzdłuż torów kolejowych.
W ostatnich latach w  Londynie zaczęto również tworzyć pomiędzy
budynkami niewielkie tereny zielone w  postaci przeszło 100 „parków
kieszonkowych” – spłachetków gruntu przekształconych w  przestrzenie, na
których mieści się wszystko, od ogrodu deszczowego na samym końcu ślepej
uliczki do kipiących życiem małych poletek koło przystanków autobusowych.
Najnowsze zielone projekty na większą skalę to podmiejskie zbiorniki
wodne przekształcone w  publiczne rezerwaty przyrody; należy do nich
między innymi leżący w  północno-wschodniej części miasta akwen
Walthamstow Wetlands, który stał się siedliskiem największej w  Wielkiej
Brytanii kolonii kormoranów z dala od wybrzeża.
Londyn – jest w  nim prawie tyle samo drzew, co ludzi, stał się dziś ostoją
14  000 dziko żyjących gatunków, a  tereny zielone stanowią prawie połowę
całkowitej powierzchni miasta – w  lipcu 2019 roku został ogłoszony
pierwszym na świecie miastem-parkiem narodowym, co ma pomóc mu stać
się jeszcze „zieleńszą”, bogatszą w dziką przyrodę i zdrowszą metropolią.
W Mediolanie w  wyniku radykalnych zabiegów udało się podnieść tereny
zielone na niespotykany wcześniej poziom. Kompleks Bosco Verticale, czyli
Pionowy Las, dzieło pracowni projektowej Stefano Boeri Architetti, składa się
z dwóch apartamentowców w środku włoskiej metropolii. To wieżowce inne
niż wszystkie, ich częścią są bowiem setki drzew posadzonych w  tarasach
biegnących ku górze na elewacjach budynków oraz tysiące krzewów i innych
roślin, zwieszających się z balkonów.
Ideą tego planu, który doprowadził do powstania żywych wieżowców
okrytych zielenią, było stworzenie środowiska życia dla ptaków i  owadów,
absorbowanie dwutlenku węgla i  kurzu, a  także zapewnienie mieszkańcom
cienia i ochrony przed hałasem.
Ta idea ma zostać podniesiona do skali miasta, bowiem wydział planowania
przestrzennego urzędu miejskiego w  Liuzhou w  Chinach wydał zgodę na
budowę Leśnego Miasta Liuzhou dla 30  000 ludzi, w  którym domy
mieszkalne, hotele, szkoły i  biura będą obsadzone tysiącami drzew
i  milionami innych roślin mających poprawiać jakość powietrza i  warunki
życia dzikiej przyrody.
 

Inteligentne domy – teraz i w przyszłości

Tyle spraw ważnych dla naszego wpływu na planetę rozgrywa się w naszych
domach, na podjazdach i  w  ogrodach, ale naprawdę przeobrażą nasze życie
inteligentne domy.
Jeśli popatrzeć na nie z zewnątrz, niekoniecznie muszą wyglądać na dzieła
zaawansowanej technologii, ale poradzenie sobie ze zmianami zachodzącymi
w  świecie będzie od nas wymagało inteligentnych rozwiązań. Mogą do nich
należeć dachy porośnięte zielenią, która pomoże absorbować wodę ze skrajnie
intensywnych opadów deszczu i chłodzić obszar miasta.
Na ziemi będzie leżał przepuszczalny bruk z  obszarami tworzącymi małe
„mokradła” lub „strumienie”, obsadzone roślinami obniżenia terenu lub
kanały, mające spowalniać strumień spływającej wody. Podjazd lub chodnik
będą oświetlały wyłącznie lampy solarne.
Dom również może być pokryty panelami słonecznymi, choć te niezgrabne
urządzenia mocowane śrubami na dachach są już trochę przestarzałe. Obecnie
panele nie wystają ponad powierzchnię dachówek. Dachówki można też już
wymienić na słoneczne, przypominające łupek albo terakotę.
Panele są jednym z  trzech rozwiązań stanowiących energetyczne serce
inteligentnego domu wraz z  domowym blokiem akumulatorów wielkości
dawnego bojlera oraz stojącym na podjeździe elektrycznym samochodem.
W ten sposób dom wytwarza w panelach prąd elektryczny i magazynuje jego
nadwyżkę, ładując akumulatory oraz samochód.
Jeśli to dom wybudowany według nowego projektu, to prawdopodobnie
będzie się odznaczał wysoką efektywnością energetyczną dzięki izolowanym
ścianom i  powierzchni dachu oraz oknom o  potrójnych szybach,
zatrzymujących pożądane ciepło w  środku lub niepożądane na zewnątrz.
Domy budowane zgodnie ze standardem „budynku pasywnego” zużywają
bardzo mało energii na ogrzewanie, mają świetną izolację cieplną, do większej
części zadań wykorzystują energię słoneczną, a  ich system wentylacji
odzyskuje i  powtórnie wykorzystuje ciepło z  powietrza wydostającego się
z budynku.
Inteligentna technologia prawdopodobnie pozwoli nam w  przyszłości
w  znacznie większym stopniu sprawować kontrolę nad ogrzewaniem
i  oświetlaniem naszych domów. Można już zaopatrzyć się w  systemy
umożliwiające włączenie ogrzewania w drodze z pracy do domu i ustawienie
preferencji czasowych dla każdego pomieszczenia, dzięki czemu
w  sypialniach może być chłodniej, a  w  salonach cieplej. Automaty mogą
włączać i wyłączać oświetlenie, kiedy się wchodzi do pomieszczeń lub się je
opuszcza, pomagają zmniejszyć straty wody i energii, na przykład za pomocą
kranów, które zamykają wodę, gdy się usunie dłonie spod strumienia po ich
zwilżeniu, albo pryszniców zmniejszających strumień wody do momentu, aż
stanie się dostatecznie gorący.
Technologia zdalnego sterowania, umożliwiająca włączenie pralki lub
zmywarki na odległość za pomocą aplikacji w  telefonie, podobnej do tej
sterującej systemami ogrzewania, może zmniejszyć wydatki. Wyższa cena
prądu w  godzinach szczytowego obciążenia sieci może zachęcać do
załadowania danej maszyny przed wyjściem do pracy, po czym włączenia jej
w ciągu dnia, kiedy zapotrzebowanie i cena są mniejsze.
W Wielkiej Brytanii WWF współpracuje z National Grid and Environmental
Defense Fund (Narodowym Funduszem ds. Sieci i  Ochrony Środowiska),
dostarczając danych wykorzystywanych przez wspomniane aplikacje
informujące mieszkańców z wyprzedzeniem, kiedy w sieci znajdzie się dużo
energii ze źródeł odnawialnych. Na przykład gdy zapowiada się wietrzny
dzień, użytkownicy mogą włączać urządzenia, żeby zrobić z  energii jak
najlepszy użytek.
Urządzenia można by również podłączać do sieci o  szerszym zasięgu za
pośrednictwem inteligentnych liczników prądu, które mogłyby na kilka minut
wyłączać odbiorniki, żeby pomóc w  równoważeniu szczytowych wartości
zapotrzebowania. Tak więc kiedy w  telewizji po upływie połowy meczu
następuje przerwa albo gdy zakończy się transmisja ze ślubu w  rodzinie
królewskiej, gdy wszyscy wstają, by zaparzyć sobie filiżankę herbaty lub
wyjąć z  lodówki schłodzony napój, sieć mogłaby przeciwdziałać
gwałtownemu wzrostowi poboru energii, zmniejszając na kilka minut dopływ
prądu do zamrażarek, żeby pomóc w  zrównoważeniu popytu i  podaży bez
obawy zepsucia się przechowywanej żywności.
 

Co się dzieje z moją starą szklaną butelką… i całą resztą?

Powtórne przetwarzanie stało się w  ostatnich latach znacznie bardziej


rozpowszechnione i  wszechstronniejsze, więc wiele artykułów domowych
powszechnego użytku można obecnie poddawać recyklingowi.
Przede wszystkim lepiej jest w  miarę możliwości zmniejszać liczbę
posiadanych rzeczy, w  tym celu zaś warto wykorzystywać je ponownie. Na
przykład po zjedzeniu dżemu ze słoika można naczynie umyć i wykorzystać
na coś innego, zamiast kupować nowy pojemnik. Trudno jednak uniknąć masy
butelek, puszek oraz innych opakowań, toteż możliwość ich recyklingu to
sposób na ograniczenie wpływu tych wszystkich przedmiotów na środowisko.
Chociaż możliwości ponownego przetwarzania plastiku są ograniczone,
mimo wszystko lepiej poddać recyklingowi jakąkolwiek jego ilość, niż
wyrzucić na wysypisko. To samo dotyczy tkanin, które można przerabiać na
wszelkiego rodzaju rzeczy, od wypełnienia materaców do materiału
izolacyjnego. Kartki pocztowe i papier, w tym gazety i czasopisma, reklamy,
ulotki i koperty, przerabia się na nowy papier i wyroby z kartonu.
Niektóre artykuły można przetwarzać bez końca. Aluminiowe puszki, folię
i pojemniki po dezodorantach można recyklingować w nieskończoność, a ten
proces zużywa zaledwie 5 procent energii i powoduje emisję tylko 5 procent
gazów cieplarnianych w  porównaniu z  pozyskiwaniem nowego aluminium
przeznaczonego na surowiec do produkcji puszek. Według danych kampanii
Recycle Now (Recykling od zaraz) ponowne przetworzenie zaledwie jednej
puszki po napoju daje oszczędność energii wystarczającej do zasilania
telewizora przez cztery godziny.
To samo dotyczy stali, powszechnie wykorzystywanej do produkcji konserw
z  żywnością. Podczas przetwarzania stal i  aluminium rozdzielają magnesy
przyciągające tylko stal. Oba materiały zostają rozdrobnione, podgrzane
i przetopione, a następnie można z nich wytworzyć nowe pojemniki i puszki.
Szkło, w tym przezroczyste słoiki na żywność, zielone butelki po winie oraz
wyroby ze szkła brązowego, również nadaje się do recyklingu bez końca.
Można je sortować według różnych kolorów, ale jeśli się pomieszają, na
przykład potłuką się podczas zbierania i  transportu, wówczas szkło kończy
jako surowiec brązowy, nadający się idealnie na butelki do piwa.
Inne wyroby, o  których mógłbyś nawet nie pomyśleć, że nadają się do
recyklingu, to urządzenia elektryczne i elektroniczne, mogące zawierać metale
takie jak cynk, platyna, pallad, a  nawet złoto znajdujące się w  takich
urządzeniach jak telefony komórkowe. Odzyskany metal można wykorzystać
do wszystkiego – od zabezpieczania kadłubów statków przed rdzewieniem do
biżuterii. Tworzywa sztuczne ze starych urządzeń elektronicznych oraz
sprzętu takiego jak kosiarki trawnikowe również można sortować i ponownie
wykorzystywać do wyrobu różnych rzeczy – od zderzaków samochodów do
instrumentów muzycznych. Można także odzyskiwać i  ponownie
wykorzystywać materiały z baterii. A stare żelazko, którym już nie prasujesz
odzieży, zawiera dość stali, żeby dało się z  niej wyprodukować trzynaście
stalowych puszek.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 10


Ekoślady na piasku: ogranicz ślady związane z urlopem

Oto najważniejsza część urlopowego rytuału: sprawdzasz, czy masz paszport


(jeśli wybierasz się za granicę), bierzesz walizkę, zamykasz dom i  wsiadasz do
taksówki, do swojego samochodu albo do pociągu, żeby dojechać na lotnisko.
Po dotarciu na miejsce musisz znaleźć stanowisko odprawy biletowo-
paszportowej, często starając się wymijać dzieci, którym rodzice pozwolili pchać
nieporęczne wózki bagażowe. Następnie musisz sprawdzić zgodność płynów
w  bagażu podręcznym z  ustalonym limitem objętości, po czym zdjąć buty,
zegarek, pasek i  płaszcz, żeby przejść kontrolę bezpieczeństwa, później znaleźć
bramkę, przez którą wejdziesz na pokład samolotu, i ustalić, czy będziesz musiał
wsiąść do wagonika kolejki, żeby się tam dostać.
Kiedy już dotrzesz do bramki, napotykasz jeszcze jedną kolejkę, wreszcie
idziesz rampą wiodącą do samolotu… albo musisz wsiąść do autobusu, który cię
do niego podwiezie na płycie lotniska.
Na pokładzie trwa przepychanka przy poszukiwaniu miejsca w  schowkach na
bagaż podręczny, ludzie tłoczą się w przejściu, siadają w fotelach i znowu wstają.
Wreszcie wszyscy usadawiają się w  swoich fotelach, personel kabiny
pasażerskiej demonstruje procedury bezpieczeństwa, kapitan informuje, ile
potrwa lot, i  samolot kołuje na koniec pasa startowego. Wreszcie wyruszasz na
urlop.
Jednakże latanie to jedna z  najbardziej szkodliwych dla klimatu rzeczy, jakie
można robić. Może więc już czas pomyśleć o  urlopach, które nie obciążają
kosztami Ziemi, i  zamienić samolot na inny środek lokomocji – powiedzmy,
pociąg lub prom albo połączenie obu – bądź zmienić cel podróży, żeby nie trzeba
było docierać na miejsce drogą lotniczą. Inne podejście do podróży zapewnia
wszelkiego rodzaju korzyści.
Nawet krótki lot może znacznie zwiększyć twój roczny ślad węglowy. W skali
globalnej lotnictwo odpowiada za mniej więcej 2 procent światowej emisji
dwutlenku węgla, co nie sprawia wrażenia ogromnej ilości, ale trzeba przy tym
pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze, w tej liczbie zawiera się tylko dwutlenek
węgla, a  nie wszystkie rodzaje emisji, których źródłem są samoloty, a  które
wywierają wpływ na klimat – nie ma tu na przykład pary wodnej, również
należącej do gazów cieplarnianych. Po ich uwzględnieniu wpływ latania wzrasta
co najmniej dwukrotnie w porównaniu z samym dwutlenkiem węgla. A ponieważ
świat stara się ograniczyć emisję w  innych dziedzinach, takich jak przemysł
energetyczny i  transport drogowy, udział lotnictwa w  problemie klimatu będzie
wzrastał. Wreszcie jeśli mamy zrealizować cele nakreślone w  porozumieniu
paryskim, czyli ograniczyć wzrost temperatury do wartości znacznie niższej niż
2°C, musimy zredukować emisję właściwie ze wszystkich źródeł.
Międzynarodowy ruch lotniczy nie został bezpośrednio wymieniony
w porozumieniu paryskim jako jedna ze spraw związanych z przeciwdziałaniem
zmianom klimatycznym, ale kraje członkowskie International Civil Aviation
Organisation (Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, ICAO)
uzgodniły, że zajmą się tym problemem. To w zasadzie umowa „kompensacyjna”,
zakładająca utrzymanie emisji przez międzynarodowy ruch lotniczy na poziomie
z roku 2020.
Oznacza to, że linie lotnicze będą musiały wykupywać zezwolenia na emisję,
żeby zrównoważyć jej wartość wykraczającą ponad poziom z  2020 roku, co
pozwoli zmniejszyć zanieczyszczenia w innych dziedzinach, na przykład poprzez
finansowanie budowy farm wiatrowych. Kosztem wykupionych zezwoleń
prawdopodobnie zostaną obciążeni pasażerowie.
Czyni się pewne starania o to, żeby podróże powietrzne wiązały się z mniejszą
emisją dwutlenku węgla. Paliwo lotnicze, produkowane z ropy naftowej, można
zastąpić paliwami pochodzącymi z roślin lub odpadów, a niektóre z nich oferują
„węglowe oszczędności” w  porównaniu z  paliwem konwencjonalnym. Kłopot
w  tym, że produkcja owych roślinnych biopaliw wywiera wszelkiego rodzaju
negatywne wpływy na klimat, co oznacza, iż nie tylko mogą nie rozwiązać
problemu, ale nawet go nasilić. Jeśli na przykład jakaś linia lotnicza będzie
używać biopaliwa z  oleju palmowego, produkowanego na plantacjach
zakładanych w  wyniku karczowania lasów deszczowych i  osuszania gleb
torfowych, wówczas stanie się tylko to, że problem węgla przemieści się w inne
miejsce.
Inną badaną alternatywą jest samolot elektryczny, czyli podążenie przez
przemysł lotniczy tropem przemysłu samochodowego i  zamiana na krótkich
trasach paliwa do silników odrzutowych na blok akumulatorów. Takie latanie
mogłoby stać się „zielone”, gdyby prąd do ładowania akumulatorów pochodził ze
źródeł niskowęglowych, takich jak wiatr. Amerykańska firma Wright Electric
współpracuje z  kilkoma liniami lotniczymi z  całego świata nad opracowaniem
projektów rejsowych samolotów zasilanych akumulatorami. Takie samoloty
z pasażerami na pokładzie mogłyby się pojawić na niebie już w ciągu dekady. Nie
wydaje się jednak, by mogły one przejąć loty na dłuższych trasach, a  na
większości tras krótkich już istnieją całkiem dobre alternatywne środki
lokomocji: kolej lub promy.
Do czasu osiągnięcia wielkiego przełomu technologicznego (o ile on nastąpi),
czyli skonstruowania samolotu zdolnego do przewożenia setek pasażerów na
drugi koniec świata bez emitowania gazów wpływających na klimat, najlepszy
sposób ograniczenia wytwarzania dwutlenku węgla wskutek latania polega na
tym, żeby po prostu mniej latać. A jeśli wybierasz się na urlop, pomyśl o innych
sposobach dotarcia na miejsce.
To nie musi być aż tak trudne, jak może się wydawać. Większość osób, nawet
jeśli nie wyrusza zbyt daleko, prawdopodobnie woli samolot, bo to wydaje się
najszybszym i najprostszym sposobem dotarcia tam, gdzie chcą. Jednak często po
uwzględnieniu całego czasu potrzebnego na dojazd na lotnisko, zwykle
znajdujące się wiele kilometrów od miasta, czasu oczekiwania na lot i bagaż oraz
dalszą podróż okazuje się, że dotarcie dokądkolwiek trwa praktycznie cały dzień.
Tak więc gdy pomyślisz: „Och, nie mogę pojechać pociągiem, bo to zajęłoby
wiele godzin”, przypomnij sobie, że w  odróżnieniu od lotnisk dworce kolejowe
leżą zazwyczaj w  środku miast, więc podróż pociągiem może potrwać nawet
krócej niż drogą lotniczą.
Dotarcie do niektórych miejsc inaczej niż samolotem rzeczywiście może trwać
dłużej, ale możesz opowiedzieć się za ideą powolnej podróży, traktowanej jako
część urlopu. Prowadzimy tak gorączkowe, wypełnione zadaniami życie, że, tak
czy inaczej, kilka pierwszych dni urlopu zajmuje nam odprężenie się, dlaczego
zatem nie dać sobie na to czasu w  trakcie jazdy? Godziny w  pociągu lub na
pokładzie statku, spędzone na przyglądaniu się, jak za oknami zmienia się świat,
zapewniają czas na relaks. To może nawet wprowadzić cię w nastrój oczekiwania
i  dać ci intensywniejsze poczucie przygody niż wtedy, gdy zwyczajnie
przylatujesz, lekko zmęczony, na lotnisko wyglądające tak samo jak każde inne.
Albo może ci to po prostu zapewnić dostatecznie dużo czasu, żebyś mógł
naprawdę zagłębić się w lekturze książki, którą zamierzałeś przeczytać.
Mógłbyś nawet zamienić cały urlop w  podróż z  miejsca na miejsce. Wyrusz
w daleką trasę pociągiem z jednego miasta do drugiego albo wykup bilet Interrail
i przemierz cały kontynent.
Jeśli jednak latasz, możesz skompensować swoją emisję dwutlenku węgla,
a  najlepszą możliwość dają „kredyty węglowe”, objęte certyfikatem organizacji
Gold Standard, gwarantujące, że wydane przez ciebie pieniądze przyczynią się do
ograniczenia emisji, kompensując emisję wywołaną twoją podróżą lotniczą.
W  systemie Gold Standard nie chodzi tylko o  ograniczanie emisji; pomaga on
również w  poprawie warunków życia ludzi i  daje pewność, że przedsięwzięcia
kompensujące, opłacane z  twojej kieszeni, nie powodują żadnych negatywnych
skutków społecznych ani środowiskowych. Jednak powstrzymywanie się od
latania, jeśli to wykonalne, jest lepsze – uniknięcie wyemitowania tony
dwutlenku węgla to korzystniejsze rozwiązanie niż kompensowanie emisji.
Wybrany przez ciebie sposób spędzania urlopu również może pomóc planecie.
Czy kiedykolwiek rozważałeś spędzenie urlopu w  roli wolontariusza biorącego
udział w  przedsięwzięciach na rzecz natury? Nie musisz w  tym celu jechać
w odległe miejsca porośnięte lasem deszczowym, możesz bowiem zaangażować
się w  działania znacznie bliżej domu. Urlop ma być czasem przeznaczonym na
relaks, odstresowanie się i  nacieszenie otoczeniem. A  wiele korzyści dla twego
samopoczucia – na przykład złagodzenie stresu – płynących z  przebywania
w lesie, parku lub ogrodzie odniesiesz tak czy inaczej, bez względu na to, gdzie
przebywasz na łonie natury. Jeśli nie masz za dużo pieniędzy, by nimi szastać na
zbyt dalekie urlopowe podróże, spędzenie wolnych od pracy dni w  roli
wolontariusza może być również dosyć tanią opcją.
Nawet jeśli nie zechcesz poświęcić urlopu przyrodzie, podczas wyjazdu nie
musisz zapominać o  planecie. Możesz nadal robić to samo, co w  domu – od
wyłączania oświetlenia na czas nieobecności w  pokoju do unikania
marnotrawstwa wody. Takie działania w niektórych miejscach mogą być jeszcze
ważniejsze niż w  domu. Na przykład w  rejonach gorących i  suchych
prawdopodobnie brakuje wody.
W wielu częściach świata turystyka jest naprawdę ważna dla miejscowych
społeczności, lecz może też wywierać niekorzystne skutki, na przykład
nadwątlenie zasobów takich jak woda albo zbyt niskie płace personelu. Pomyśl
zatem o  zatrzymywaniu się w  miejscach, gdzie twoje pieniądze najefektywniej
dotrą do miejscowej ludności, a twój pobyt nie pozostawi po sobie zbyt dużego
śladu. Mogą to być domki ekologiczne albo pobyty w  kwaterach prywatnych
u  miejscowej rodziny, a  to może być o  wiele cenniejszym doświadczeniem niż
odwiedzenie wielkiego, bezosobowego hotelu.
Atrakcje turystyczne w  rodzaju obserwowania dzikiej przyrody mogą również
być błogosławieństwem dla lokalnych społeczności i  zagrożonych gatunków.
Spragnieni widoku dzikich zwierząt goście mogą być ważnym czynnikiem
tworzącym miejsca pracy i zwiększającym dochody mieszkańców danego rejonu,
co oznacza, że odniosą oni korzyść z  ochrony przyrody. To bardzo ważne dla
zagwarantowania, że starania mające na celu ochronę zagrożonych stworzeń będą
na dłuższą metę kontynuowane. Na przykład goryl górski, którego mogą oglądać
turyści, może przez całe życie wytworzyć dzięki temu bezpośredni dochód rzędu
2,5 miliona funtów (3,3 miliona dolarów amerykańskich), a te fundusze pomogą
zmienić postawy rządów Rwandy i  Ugandy wobec ochrony przyrody. Jednakże
kontakty z  ludźmi narażają też dziko żyjące gatunki na niebezpieczeństwo; na
przykład jeśli kontakty goryli górskich z  turystami nie będą dobrze
zorganizowane, zwierzęta mogą zarazić się od ludzi chorobami albo obecność
turystów może zakłócić ich naturalne zachowanie. Jeśli zatem chcesz wybrać się
na obserwowanie dzikiej przyrody, postaraj się najpierw czegoś się o  niej
dowiedzieć, żebyś miał pewność, iż swoimi działaniami pomożesz stworzeniom,
które chcesz oglądać, a nie zaszkodzisz im.
Zachowaj też ostrożność przy nabywaniu wszelkich pamiątek pochodzenia
zwierzęcego lub roślinnego albo wyglądających na takie przedmioty.
Poszczególne kraje starają się chronić rzadkie i  zagrożone gatunki, zabraniając
międzynarodowego handlu tymi zwierzętami lub częściami ich ciał albo
ograniczając taki handel zgodnie z postanowieniami traktatu zwanego Konwencją
o  międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i  roślinami gatunków
zagrożonych wyginięciem (Convention on International Trade in Endangered
Species of Wild Fauna and Flora), co jest nieco przydługą nazwą, zatem
przeważnie określa się ten akt prawny skrótem CITES.
Różne państwa mają też własne, krajowe akty prawne, które mogą być jeszcze
bardziej rygorystyczne. Prawo brytyjskie uznaje za nielegalne wwożenie na
terytorium Wielkiej Brytanii zagrożonych zwierząt lub roślin albo wytworzonych
z nich towarów, nawet jeśli zostały one dopuszczone do handlu za granicą, o ile
nie uzyskano ważnego zezwolenia w  myśl postanowień konwencji CITES. Do
takich towarów należą: kość słoniowa, muszle, kły jaguara, skóry gadów, kawior
i tradycyjne medykamenty mogące zawierać części ciała zwierząt, takie jak kość
tygrysa. Ochroną objętych jest wiele innych gatunków, o  których możesz nawet
nie wiedzieć, że należą do zagrożonych, takich jak storczyki, kaktusy, a  nawet
niektóre rodzaje drewna.
Podobne zakazy obowiązują w  Polsce. Przez granicę nie wolno przewozić
przedmiotów wykonanych ze skór dzikich zwierząt ani takich, które zawierają
elementy pochodzenia zwierzęcego, na przykład ozdób z kości słoniowej i z piór
dzikich ptaków. Nie można też wwozić muszli i  koralowców, roślin, zwłaszcza
gatunków zagrożonych, drewna tropikalnego. Zakazane jest również przywożenie
produktów leczniczych, do których wytworzenia użyto substancji pochodzących
ze zwierząt, na przykład tłuszczu niedźwiedziego.
Ważne jest, żeby pytać, z  czego wykonane są dane produkty, skąd pochodzą,
czy ich sprzedaż i eksport są legalne w kraju, w którym przebywasz, i czy musisz
mieć zezwolenie na ich przywóz do twojego kraju. Jeśli masz wątpliwości, odejdź
i  zamiast tego kup sobie pocztówkę. To, na co wydajesz pieniądze, może mieć
wielki wpływ na niektóre z  najbardziej zagrożonych dziko żyjących gatunków
świata.

 
 

Proszę wsiadać! Podróżowanie po świecie koleją

Wiele osób słyszało o Orient Expressie albo o kanadyjskim pociągu Rocky


Mountaineer, które jeżdżą najsłynniejszymi trasami kolejowymi świata.
Jednak ilu ludzi wie, że przedsięwzięciem łatwym do zrealizowania jest
podróż z  Londynu do Włoch w  ciągu jednego dnia, z  obiadem w  Paryżu
i kolacją w Turynie?
A jeśli już wybrałeś się w  jakieś odległe miejsce, po znalezieniu się tam
nietrudno skorzystać z  kolei, żeby pokręcić się po okolicy, zamiast
powiększać twój ślad węglowy przelotami na krótkich trasach. Jeśli
pozostaniesz na ziemi, będziesz mógł naprawdę coś zobaczyć w kraju, przez
który przejeżdżasz pociągami, autobusami i  promami, może nawet poznasz
jakichś miejscowych ludzi i zjesz z nimi obiad.
Poruszanie się w  gąszczu systemów połączeń kolejowych, kas biletowych
i dworcowych stoisk z prowiantem w rozmaitych rejonach świata także może
być częścią urlopowej przygody w sposób, jakiemu nigdy nie dorówna dojazd
taksówką na lotnisko i wystawanie tam w kolejkach z innymi turystami.
Brytyjski kolejarz Mark Smith, kiedy zaobserwował, że ludzie potrzebują
informacji o tym, jak mogliby zamienić podróż lotniczą na kolejową, założył
w  2001 roku stronę internetową Seat 61. Zauważył, że podróżni najczęściej
szukają możliwości przejazdu z  Wielkiej Brytanii do Włoch i  z  powrotem,
a  w  dalszej kolejności do Hiszpanii, drugiego z  cieszących się największym
powodzeniem miejsc spędzania urlopów. Uważa, że przemieszczanie się
koleją – oprócz ograniczania śladu węglowego związanego z podróżą – może
stanowić element urlopowych przeżyć, a nie tylko przerywnik. Mówi, że jazda
koleją sama w  sobie może być atrakcją i  pomóc ludziom wyrwać się
z „turystycznej bańki”.
Do najwspanialszych tras kolejowych w  Europie należą: droga z  Londynu
do Fort William, oszałamiająca pejzażami szkockich gór; wąskotorowa linia
Bernina Express z  panoramicznymi widokami z  wagonów na szwajcarskie
Alpy, którymi można się napawać zimą lub latem; trasa z Belgradu do Baru
wśród odległych surowych wzniesień Czarnogóry; a  także powolna podróż
wzdłuż Renu.
Podróż pociągiem w  Wietnamie z  Hanoi do Ho Chi Minh lub Da Nang
wiedzie przez wiejskie tereny i miasteczka wzdłuż wybrzeża kraju. Można też
przejechać całą Rosję Koleją Transsyberyjską, a podróżowanie pociągiem po
Indiach to dla zagranicznego gościa prawdziwa część związanych z  podróżą
przeżyć.
Goście odwiedzający Nową Zelandię mogą na Wyspie Północnej pojechać
z  Auckland do Wellington lub na Wyspie Południowej przekroczyć Alpy
Południowe po drodze z Christchurch do Greymouth. W Ameryce Północnej
można przejechać pociągiem USA i Kanadę.
Takie podróże dają sposobność podziwiania widoków i  krajobrazów oraz
rozmów z  ludźmi, a  często także oferują wygodne miejsca i  posiłki
w wagonach restauracyjnych, a przy tym nie narażają na zespół nagłej zmiany
strefy czasowej (jet lag). A  poza tym nie będzie też naprzykrzającej się
lotniskowej służby bezpieczeństwa.
 

Zagrożenie światowego dziedzictwa

Żyjemy w  pięknym świecie, lecz niektóre z  najbardziej osobliwych miejsc


na naszej planecie są zagrożone. Dotyczy to również naszej własnej spuścizny
architektonicznej, w  tym wielu obiektów na liście światowego dziedzictwa
UNESCO – takich jak średniowieczny kompleks miejski Wenecji na brzegach
kanałów, neolityczne stanowiska archeologiczne na wyspach odległego
szkockiego archipelagu Orkadów oraz nowojorska Statua Wolności –
zagrożonych w  wyniku zmian klimatycznych. Podnoszenie się poziomu
morza i  stale nasilające się fale sztormowe coraz bardziej narażają takie
miejsca na uszkodzenia i zniszczenie.
Niektóre z  najpiękniejszych obiektów przyrodniczych również stoją
w obliczu niebezpieczeństwa, nie tylko z powodu zmian klimatycznych, lecz
także działalności przemysłowej, takiej jak wyrąb lasów, górnictwo
i  wydobycie ropy naftowej. Nawet turystyka, jeśli nie jest dobrze
zorganizowana, może szkodzić właśnie tym miejscom, które ludzie chcą
odwiedzać.
Miejsca światowego dziedzictwa naturalnego nie są tylko pięknymi
rejonami, do których można się wybrać, żeby je podziwiać – to miejsca
zamieszkania ludzi, którzy czerpią z  nich żywność, opał oraz inne zasoby,
zapewniające im czystą wodę i  chroniące ich przed powodzią, a  także
stanowiące dla nich źródło zatrudnienia dzięki turystyce i rekreacji.
Wiele z nich jest jednak zagrożonych, na przykład tropikalny las deszczowy
na Sumatrze, gdzie dżungla jest siedliskiem przedstawicieli bogatej
i  różnorodnej dzikiej przyrody, między innymi orangutanów i  tygrysów, ale
stoi w  obliczu rozbudowy sieci dróg, które ułatwią nielegalny wyrąb drzew
i działalność górniczą na małą skalę.
Na Madagaskarze lasy deszczowe Atsinanana, na które składa się sześć
parków narodowych wzdłuż wschodniej części wyspy, gdzie występują
rzadkie i zagrożone gatunki, w tym lemury, znalazły się w niebezpieczeństwie
w wyniku nielegalnego wyrębu drzew, grożącego wylesieniem.
Park Narodowy Virunga w  Demokratycznej Republice Konga, którego
obszar obejmują krajobrazy od bagien po wulkaniczne szczyty, siedlisko
goryla górskiego oraz innych dziko żyjących gatunków, w  tym 20  000
hipopotamów, stoi w obliczu zagrożenia wskutek wydobycia ropy naftowej.
Są także pomyślne historie miejsc światowego dziedzictwa naturalnego.
Dowodzą one, że da się nimi zarządzać w  taki sposób, żeby służyły
miejscowym społecznościom oraz dzikiej przyrodzie, jednocześnie
przyciągając turystów.
Rafy Tubbataha na Filipinach ponosiły szkody w  wyniku rabunkowych
praktyk, takich jak połowy ryb przy użyciu materiałów wybuchowych, lecz
rząd włączył się i ustanowił tam „strefę bez eksploatacji”. Ten krok sprawił, że
ławice ryb odrodziły się w  samym chronionym obszarze i  wokół niego, co
zwiększyło wyniki połowów w  okolicy i  zachęciło do rybołówstwa mniej
naruszającego równowagę ekologiczną. Ponadto doprowadziło to do
potrojenia się liczby odwiedzających rafy turystów, a  w  rezultacie do
inwestycji w tym rejonie.
W Nepalu założenie w  1973 roku Parku Narodowego Ćitwan (Chitwan)
wywołało konflikt z  miejscowymi społecznościami, które zmuszono do
przeprowadzki i  osiedlenia się poza tym rejonem, w  wyniku czego straciły
ziemię i  dostęp do zasobów leśnych, z  których żyły. Jednak w  1996 roku
utworzono strefę buforową, zamieszkaną obecnie przez 300  000 ludzi,
a  władze parku współpracują z  nimi w  zarządzaniu zasobami naturalnymi
strefy. W ramach ustaleń przekazano lasy pod zarząd społeczności, a niektóre
udostępniono turystom, z czego zyski czerpie miejscowa ludność.
Sam park, siedlisko nosorożca indyjskiego i  jedna z  nielicznych poza
Indiami ostoi tygrysa bengalskiego, należy do największych atrakcji
turystycznych Nepalu, przyciąga corocznie dziesiątki tysięcy gości, a połowa
zysku z turystyki wędruje do społeczności zamieszkujących strefę buforową.
Te fundusze zainwestowano w  obiekty publiczne, takie jak szkoły oraz
alternatywne źródła energii, żeby zredukować obciążenie zasobów leśnych.
Zmniejszenie presji na lasy wraz z  pracami organizacyjnymi i  ochroną
przyrody pomogło w zwiększeniu populacji nosorożców, tygrysów, krokodyli
i słoni w samym parku oraz w jego otoczeniu.
 

Kość słoniowa lepiej wygląda na słoniu

Słoń jest jednym z  symbolicznych dziko żyjących gatunków Afryki


Subsaharyjskiej, odgrywającym ważną rolę w  kształtowaniu krajobrazu,
wspomagającym wzrost roślin i  regenerację lasów, a  także dostarczającym
zasobów innym przedstawicielom dzikiej przyrody. Stanowi również wielką
atrakcję dla turystów, którzy mogą być ważnym źródłem dochodów dla
miejscowych społeczności.
Słonie stoją jednak w obliczu kryzysu wskutek kłusownictwa ze względu na
popyt na kość słoniową.
Kłusownicy zabijają co roku około 20  000 słoni afrykańskich. Daje to
średnio 55 osobników dziennie lub odpowiada jednemu słoniowi
uśmiercanemu co 26 minut.
Według obecnych szacunkowych danych w Afryce żyje około 415 000 słoni,
ale doszło już do tego, że więcej tych zwierząt pada ofiarą kłusowników, niż
się rodzi, co w  przyszłości zagrozi ich przetrwaniu. Liczebność słoni
najbardziej spadła w  ciągu ostatniej dekady w  centralnej części Afryki,
w Tanzanii oraz Mozambiku.
Pomimo międzynarodowego zakazu handlu kością słoniową ciosy słoni,
w  ramach wartego miliardy dolarów nielegalnego handlu dzikimi
zwierzętami, przemyca się z Afryki głównie do Azji, gdzie rzeźbi się z nich
biżuterię oraz ozdoby kupowane przez turystów. W niektórych krajach nadal
istnieje legalny wewnętrzny rynek tego produktu. Umożliwia to przestępcom
skuteczne „pranie” nielegalnie pozyskanych partii kości słoniowej przez
podawanie ich za legalne, co pobudza dalszy popyt na kość słoniową i  staje
się motorem kolejnych polowań kłusowników na słonie.
Jednakże w  wielu krajach podejmuje się działania na rzecz wprowadzenia
bardziej rygorystycznych rozporządzeń w  kwestii handlu kością słoniową,
a  w  USA w  lipcu 2016 roku uchwalono „prawie całkowity” jego zakaz.
W  styczniu 2018 roku Chiny, siedziba największego na świecie legalnego
i nielegalnego rynku kości słoniowej, wprowadziły w kraju zakaz handlu tym
surowcem, co powitano jako posunięcie „zmieniające reguły gry”. Kraje
w  innych częściach świata idą za tym przykładem, w  tym Wielka Brytania,
która planuje wprowadzenie jednego z  najostrzejszych zakazów na świecie,
a także Hongkong i Tajwan.
Do zamknięcia krajowych rynków kości słoniowej nakłania się też inne
kraje, w  tym Laos, Mjanmę (Birmę), Tajlandię i  Wietnam, w  których nadal
można ją kupować i sprzedawać; ma to na celu zagwarantowanie, że problem
nie przeniesie się po prostu gdzie indziej. Rozporządzenia zapobiegające
sprzedaży kości słoniowej trzeba też w odpowiedni sposób egzekwować.
Czyni się również starania mające na celu zmianę nastawienia klientów,
żeby nabywanie kości słoniowej uczynić działaniem społecznie
nieakceptowanym. Połowa ankietowanych w  2017 roku Chińczyków
poinformowała, że w  przeszłości przynajmniej raz nabyła wyrób z  kości
słoniowej, a jedna trzecia badanych zrobiła to w ciągu ostatniego roku.
Nie ustają także starania o ochronę słoni na dzikich terenach Afryki i Azji,
polegające między innymi na szkoleniu funkcjonariuszy w  prowadzeniu
śledztwa na miejscu przestępstwa oraz na wykorzystywaniu psów tropiących
do wykrywania kości słoniowej. Strażnicy leśni w  celu usprawnienia
obserwacji używają smartfonów, krajobrazy chroni się przed
niezrównoważonymi inwestycjami, a  organizacje współpracują
z  miejscowymi społecznościami, żeby nie dopuścić do konfliktu między
zwierzętami a ludźmi.
Dopóki jednak ludzie nie przestaną kupować biżuterii oraz ozdób
wykonanych z ciosów słoni i dopóki rynki kości słoniowej nie zamrą, dopóty
słoniom dalej będzie zagrażać kłusownictwo służące zaspokajaniu popytu ze
strony nabywców.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 11


Zobowiązanie na przyszłość: uczyń z emerytury inwestycję
w planetę

Dzień wypłaty to ważna chwila, kiedykolwiek przypada. Miejmy nadzieję, że


oznacza, iż stan twoich finansów przedstawia się bardziej różowo, możesz
zapłacić rachunki i, być może, odłożyć co nieco na ciężkie czasy. Wielu z  nas
nawet nie dostrzega tej odrobiny dochodu, którą na owe ciężkie czasy odkłada.
Jeśli składkę na emeryturę potrąca się bezpośrednio z  twojej pensji, możesz
niemal odnieść wrażenie, że te pieniądze nie należą do ciebie, i ledwo zauważać,
jak znikają gdzieś, gdzie będą oczekiwać, aż wejdziesz w podeszły wiek.
Nawet jeśli składkę emerytalną opłaca nie twoja firma, tylko ty sam w ramach
prywatnej polisy, prawdopodobnie niezbyt często myślisz o tych pieniądzach. Co
z oczu, to i z serca. To samo dotyczy oszczędności, jeśli co miesiąc odkładasz dla
siebie albo dla dzieci bądź wnuków. Pieniądze zostają zachomikowane na koncie
oszczędnościowym lub na jakiejś lokacie i  na większość czasu zapomniane, jak
gdybyś upychał banknoty pod materacem albo wrzucał monety do skarbonki
świnki.
Jednak w  przeciwieństwie do zachomikowanych gdzieś banknotów i  monet
pieniądze na rachunku oszczędnościowym lub inwestycyjnym, a  nawet środki
przechowywane na zwykłym bankowym koncie a  vista nie drzemią sobie
w  mroku sejfu. Są obecne gdzieś tam w  głębinach globalnego systemu
finansowego, wchodzą w skład fal przypływów i odpływów funduszy świata.
Część tych funduszy zasila dobre sprawy, są inwestowane w  firmy idące
z duchem postępu, starające się poważnie traktować swoją odpowiedzialność za
postawę wobec zasobów – działające na rzecz rozwoju „zielonej” energii lub
technologii albo po prostu starające się stąpać po powierzchni planety nieco lżej
od innych. Natomiast część pieniędzy nie zasila dobrych spraw.
Tak więc różnicę sprawia nie tylko to, jak wydajesz pieniądze – czy wybierasz
wyroby z  innych materiałów niż plastik, kupujesz energooszczędne urządzenia
lub przedkładasz pociąg nad samolot. Jeśli dysponujesz funduszami na koncie
emerytalnym lub w depozycie bankowym albo na rachunku oszczędnościowym,
możesz podjąć działania, by mieć wpływ także za pomocą tych pieniędzy.
A  skoro inwestujesz, żeby pomóc następnym pokoleniom twojej rodziny, to
ostatnią rzeczą, jaką chciałbyś zrobić, byłoby zasilanie przedsięwzięć, które dążą
do zniszczenia systemów podtrzymujących życie na planecie, na której owe
następne pokolenia będą egzystować. Możesz na początek zadać sobie proste,
lecz ważne pytanie: „Co robią moje pieniądze, kiedy nie patrzę?”.
Nie jest to bynajmniej pytanie banalne, a zaczyna je zadawać coraz więcej ludzi
i instytucji, ponieważ to sprawa naprawdę ważna. Duże sumy trzeba kierować na
przykład na rozwój technologii pozyskiwania energii z  odnawialnych,
niskowęglowych źródeł oraz zwiększanie efektywności energetycznej, żeby
powstrzymać najgorsze skutki globalnego ocieplenia. Według szacunkowych
ocen Międzynarodowej Agencji Energetycznej z  czasem trzeba będzie
zainwestować w  tego rodzaju przedsięwzięcia 75 bilionów dolarów
amerykańskich, o ile mamy spróbować utrzymać wzrost temperatury nie wyższy
niż 2°C w porównaniu z czasami sprzed ery przemysłowej.
Jeśli ta suma wydaje się olbrzymia, to takie same mogą być finansowe
konsekwencje zaniechania przejścia na gospodarkę koncentrującą się na
niskowęglowych rodzajach energii elektrycznej, transportu, ogrzewania
i  przemysłu. Będą to koszty niespłaconych pożyczek na sfinansowanie upraw,
które z  powodu wyższej temperatury nie przyniosą plonów, oraz ogromnych
odszkodowań z  powodu powodzi i  klęsk żywiołowych wskutek ekstremalnych
zjawisk pogodowych. Chodzi nie tylko o  koszty związane z  bezpośrednimi
stratami, lecz także o finansowe następstwa wolniejszego wzrostu gospodarczego
i  późniejszego zwracania się zainwestowanych funduszy, gdy firmy, gałęzie
gospodarki i kraje będą się zmagać z wpływami zmian klimatycznych oraz utratą
kluczowej bioróżnorodności i systemów podtrzymujących życie.
To zagrożenie można w  olbrzymim stopniu zmniejszyć, podejmując już teraz
działania ograniczające wzrost temperatury. Takie działania też mogą być
zyskowne, gdyż coraz większego znaczenia nabierają nowe rynki odnawialnych
źródeł energii, samochodów elektrycznych, niskowęglowych systemów
grzewczych oraz innych technologii.
Firmy muszą przygotować się na nadejście przyszłości, zwłaszcza jeśli państwa
dotrzymają obietnicy i  zgodnie z  porozumieniem paryskim podejmą działania
niezbędne do utrzymania emisji w ryzach dla uniknięcia niebezpiecznych zmian
klimatycznych.
Niektóre firmy już dokonują tej przemiany, na przykład firma DONG (Danish
Oil and Natural Gas; Duńskie Górnictwo Naftowe i  Gazownictwo) niedawno
zmieniła nazwę na Ørsted od nazwiska duńskiego naukowca Hansa Christiana
Ørsteda, który w 1820 roku odkrył elektromagnetyzm. Ta zmiana odzwierciedla
przejście firmy z energii „czarnej” na „zieloną” z głównym naciskiem na farmy
wiatrowe, bioelektrownie i wytwarzanie energii z odpadów.
Jednakże inne firmy nie dokonują takich przemian, zatem inwestowanie w nie
może zamrażać fundusze w  „osieroconych aktywach”, których
w  niskowęglowym świecie nie będzie można wykorzystać. Na przykład jeśli
rządy wydają rozporządzenia mające doprowadzić do ograniczenia emisji gazów
szkodliwych dla klimatu, to inwestowanie w  szyby naftowe, kopalnie węgla
i konwencjonalne elektrownie nie przyniesie oczekiwanego zysku. To samo stanie
się wtedy, gdy znacznie spadnie zapotrzebowanie na paliwa kopalne, ponieważ
będziemy w dużym stopniu korzystać z „zielonej” energii i jeździć samochodami
elektrycznymi.
Te wszystkie zagadnienia mogą się wydawać dość odległe, jeśli się siedzi we
własnej kuchni i  myśli o  plastikowych opakowaniach albo hoduje domowe
warzywa. Krach finansowy w  2008 roku wzmocnił przekonanie, że globalne
rynki finansowe to coś, nad czym nie potrafią sprawować kontroli nawet rządy
i prawodawcy, nie mówiąc już o zwykłych ludziach. Jednakże pieniądz to władza,
z  której rynek odarł zwykłych ciułaczy i  właścicieli kapitału. Tak więc jeśli
włożyłeś pieniądze w fundusz inwestycyjny lub polisę emerytalną, nadszedł czas,
żebyś zaczął tę władzę odzyskiwać.
Zarządy towarzystw emerytalnych mają obowiązek wobec właścicieli
pieniędzy, którymi obracają, nakazujący im działanie w jak najlepszym interesie
inwestorów, choć często w tych staraniach kierują się osądami z punktu widzenia
zysków na krótką metę. Można zatem zacząć od twojego ubezpieczyciela
i ustalić, w jakim funduszu są zainwestowane twoje pieniądze i czy ten fundusz
finansuje przedsięwzięcia dbające o równowagę ekologiczną. Jeśli nie, możesz go
zmienić, ale z myślą o firmach, w które dany fundusz inwestuje. Czym owe firmy
się zajmują i czy pomagają budować zrównoważoną przyszłość nas wszystkich?
Jaką strategię przyjął fundusz, gdzie (i w jaki sposób) inwestuje środki?
Istnieją na rynku nowe systemy oceny funduszy pod kątem ich wpływu na
równowagę ekologiczną, ale niekiedy trzeba do nich podchodzić ze szczyptą
rezerwy. Często lepiej jest samemu trochę pokopać i  sprawdzić, które firmy
należą do funduszu i  dlaczego, jakie produkty i  usługi sprzedają. Zbadanie
dziesięciu najważniejszych firm każdego funduszu powinno być łatwe, a to dobry
początek. Ciekawe może być przekonanie się, co firmy robią w kwestiach zmian
klimatycznych i  wylesiania, a  w  trakcie tych badań dowiesz się najróżniejszych
fascynujących rzeczy.
Jeden ze sposobów ocenienia, czy firmy pomagają w  budowaniu
zrównoważonej przyszłości, polega na sprawdzeniu, czy przystąpiły do inicjatyw
biznesu na rzecz środowiska, takich jak organizacja Science Based Targets (Cele
w  oparciu o  naukę). To wskazuje, że prawdopodobnie przedsiębiorstwa
podejmują działania na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, zatem
zachowują zgodność z  celami wytyczonymi w  porozumieniu paryskim.
Oczywiście to nie zastąpi sprawdzenia, które firmy należą do danego funduszu
inwestycyjnego.
Poszukiwanie funduszu, który ci się podoba, może być interesującym
doświadczeniem, a  możesz przy okazji dokonać inwestycji wspomagających
równowagę ekologiczną, które na dłuższą metę okażą się zyskowne.
Fundusze emerytalne zaczynają poważnie traktować kwestię zmian
klimatycznych pod wpływem ostrzeżeń ekspertów, że nie chodzi tu o  jakieś
teoretyczne, odległe ryzyko albo po prostu decyzję w kategoriach etycznych, lecz
o  coś, co w  nadchodzących latach może stanowić poważny problem finansowy.
Niektórzy inwestorzy, w  tym fundusze emerytalne, zaczynają nawet zmieniać
swoją politykę, żeby uniknąć inwestowania w  pewne obszary gospodarki.
„Dezinwestują” pieniądze zainwestowane w najbrudniejsze paliwa kopalne, takie
jak węgiel, nie tylko dlatego, że odchodzenie od źródeł energii
zanieczyszczających atmosferę dwutlenkiem węgla jest słuszne, lecz z  powodu
dostrzeganego przez nich finansowego ryzyka dalszego inwestowania w  te
przedsięwzięcia.
W innych przypadkach instytucjonalni inwestorzy, choć jeszcze nie dokonują
dezinwestycji, zaczynają żądać od firm, których akcje mają w  portfelach,
raportów o  zagrożeniach ich działalności wskutek zmian klimatycznych.
Wzywają też firmy do składania oświadczeń o  podejmowanych przez nie
działaniach służących ograniczeniu emisji.
Jeśli dysponujesz pieniędzmi na inwestycje i naprawdę chcesz zaangażować się
w wielki biznes, mógłbyś na przykład nabyć trochę akcji dużych firm naftowych
lub górniczych. Wtedy mógłbyś się wybrać na doroczne walne zebranie
akcjonariuszy, na którym zwyczajni udziałowcy mają sposobność zadawać
dyrekcji danego przedsiębiorstwa pytania o  sprawy w  ich opinii ważne, na
przykład o  działania firmy w  kwestii zmian klimatycznych lub ochrony
środowiska. Może nawet załapiesz się na gratisowy obiad.
Jeśli jednak wolisz trzymać pieniądze z  dala od takich firm, możesz znaleźć
fundusze, w  które zainwestujesz w  celu uzyskania korzyści społecznych
i środowiskowych obok solidnych finansowych zysków. Podobnie jak w wypadku
ubezpieczyciela emerytalnego dobrze jest sprawdzić pewne dotyczące ich
szczegóły, ale wcale nie trzeba poświęcać wyników finansowych na ołtarzu
dobrej sprawy, skoro dzięki tym funduszom można osiągnąć jedno i drugie.
Dla większości nas główny sposób zadbania o  pieniądze polega na wpłaceniu
ich na bankowe konto, pomyśl zatem i  o banku oraz o  tym, co twoje pieniądze
tam robią.
Niektóre banki działają w  sposób przejrzysty, na przykład Triodos Bank
publikuje na stronie internetowej szczegółowe dane każdej organizacji, której
udziela kredytu, zatem dokładnie sprawdzisz, jak twoje pieniądze działają, na
przykład finansują przedsięwzięcia związane z  odnawialnymi źródłami energii
albo domy opieki dla seniorów.
Inne banki też dbają o  zrównoważoną politykę, na przykład unikają
kredytowania wielkich gałęzi przemysłu związanych z paliwami kopalnymi albo
przemysłu zbrojeniowego. Możesz również pomyśleć o  oszczędnościowych
kasach mieszkaniowych lub nawet spółdzielczych kasach pożyczkowych,
zwłaszcza tych prowadzących rachunki oszczędnościowo-kredytowe. Oba typy
podmiotów są własnością swoich członków, a  nie akcjonariuszy, zatem nie
skupiają się na doraźnych zyskach przeznaczonych na dywidendy dla
udziałowców ze szkodą dla planety.
W Polsce Bank Ochrony Środowiska na inwestycje proekologiczne udziela
preferencyjnych kredytów. W  2017 roku transakcje proekologiczne tego banku
opiewały na ponad 700 milionów złotych, 87 procent tej sumy udzielono
w  formie kredytów przedsiębiorstwom, ale 88 procent liczby transakcji zawarto
z osobami fizycznymi.
Jeśli nie chcesz zmieniać banku, zawsze możesz zadać jego pracownikom
pytanie o  jego politykę kredytową. Może ci się to wydawać trudne jako
pojedynczej osobie – wypytywać międzynarodowy bank sprawujący kontrolę nad
miliardami dolarów, funtów i euro. Jednakże drobna cząstka owych miliardów to
twój wkład, zatem masz wszelkie prawo pytać, co się z  nią dzieje. Tak więc
nawiąż kontakt i zapytaj personel, jak bank chroni pieniądze przed zagrożeniem
ze strony „osieroconych aktywów” i  potencjalnych strat wskutek zmian
klimatycznych, a  także dowiedz się, jak wykorzystuje twoje fundusze na
wspieranie przejścia do czystszego, sprawiedliwszego i bardziej zrównoważonego
świata.
W ten sposób możesz pomóc w rozpoczęciu przesuwania się władzy bliżej ludzi
wpłacających pieniądze do systemu i chcących widzieć ich wykorzystywanie dla
dobra planety i przyszłych pokoleń. Oto kwestia naprawdę zasadnicza – to nasze
pieniądze i nasza władza, a teraz nadeszła pora, żebyśmy ją wzięli z powrotem we
własne ręce.
 
 

Od „osieroconych aktywów” do Science Based Targets

Jeśli wyrażenie „osierocone aktywa” przywodzi ci na myśl wizję walizki


z  twoimi pieniędzmi wyrzuconej na bezludną wyspę, na której nie masz do
nich dostępu, to nie pomyliłeś się aż tak bardzo.
W kontekście zmian klimatycznych odnosi się ono do inwestycji w  paliwa
kopalne, które nie dostarczą ekonomicznego zysku, jakiego można było się
niegdyś po nich spodziewać. Może to być na przykład opalana węglem
elektrownia, zarabiająca na wytwarzanym prądzie elektrycznym, jak gdyby
nie istniało coś takiego jak globalne ocieplenie, która mogłaby teraz stanąć
w  obliczu braku poparcia ze strony polityki rządu. To oznacza, że ludzie,
którzy zainwestowali w  elektrownię węglową i  spodziewali się, że ich
pieniądze przyniosą im zysk, nie zobaczą go.
Finansowy think tank Carbon Tracker w  kluczowym raporcie z  2011 roku
ostrzegł, że świat siedzi na kupie węgla, którego nie da się spalić. Autorzy
oszacowali, że zaledwie około 20 procent potwierdzonych rezerw paliw
kopalnych w posiadaniu firm prywatnych i publicznych będzie można zużyć,
zanim świat dojdzie do kresu ilości gazów cieplarnianych, jakie można będzie
wyemitować i  jednocześnie utrzymać temperaturę poniżej niebezpiecznego
poziomu. To zaś oznacza, że inwestowanie w  resztę rezerw praktycznie
oznacza finansową „bańkę węglową”. Według danych Carbon Tracker już
istnieją przykłady kopalni węgla, elektrowni węglowych i  gazowych oraz
rezerw węglowodorów, których wartość dołączyła do „osieroconych
aktywów” wskutek przejścia na energetykę niskowęglową.
Inwestorzy zaczynają to dostrzegać i  domagać się od firm oceny ryzyka,
jakie stwarzają dla ich rentowności zmiany klimatyczne.
Wiele firm rzeczywiście pojmuje zagrożenia, ale i sposobności, jakie zmiany
klimatu stwarzają dla ich działalności, klientów oraz całego świata, toteż
podejmują działania mające na celu ograniczenie swojej emisji gazów
cieplarnianych. Na przykład wiedzą, że wzrost temperatury uderzy
w  produkcję żywności, od ryżu po kakao, przejście zaś na gospodarkę
niskowęglową stanie się dobrodziejstwem dla producentów samochodów
elektrycznych i firm działających w dziedzinie czystej energii.
Przeszło 100 korporacji o  zasięgu światowym przygotowało się już do
wdrożenia założeń Science Based Targets. Ta inicjatywa oznacza, że
zadeklarowane przez te firmy ograniczenia emisji gazów cieplarnianych
zostaną poddane niezależnej ocenie pod kątem ich zgodności z  tym, co jest
potrzebne, żeby zrealizować nakreślony w  porozumieniu paryskim cel
utrzymania wzrostu temperatury znacznie poniżej 2°C w  porównaniu
z wartością sprzed ery przemysłowej.
W wyniku przystąpienia do inicjatywy Science Based Targets firmy
produkujące żywność współpracują z hodowcami w celu zmniejszenia emisji
gazów, a producenci sprzętu zwiększają energooszczędność swoich wyrobów,
takich jak laptopy.
Sieci supermarketów przechodzą na odnawialne źródła energii i zwiększają
efektywność energetyczną chłodziarek. Firmy produkujące środki czystości
i środki higieny osobistej zmierzają do powstrzymania karczowania lasów pod
plantacje palm olejowych i  nakłaniają klientów do obniżenia temperatury
prania. Niektóre firmy energetyczne odchodzą już od paliw kopalnych na
rzecz odnawialnych źródeł energii, rodzą się też nowe i  ekscytujące gałęzie
gospodarki i modele biznesu.
Podejmowanie takich działań pomaga firmom wysunąć się na czoło
w dziedzinie innowacji oraz popieranej przez rząd polityki ograniczania emisji
gazów cieplarnianych. To podnosi zaufanie inwestorów do tych firm oraz
poprawia ich reputację w  oczach klientów. W  przyszłości pomoże im to
również w rywalizacji z innymi, gdy zasoby podrożeją. Wreszcie dzięki temu
firmy staną się odporniejsze.
A skoro firmy stają się tak poważnymi aktorami w staraniach o ograniczenie
globalnej emisji, to sprawą zasadniczej wagi jest to, by pozwolić im odegrać
swoje role.
 

Wycofywanie funduszy – o co chodzi z tymi dezinwestycjami?

Dezinwestycje nie są nową ideą – stosowano je od dekad dla wywarcia


presji na rządy, firmy lub instytucje, żeby skłonić je do zmiany polityki albo
zachowania. Polega to, by ująć rzecz prosto, na wycofaniu funduszy stąd,
gdzie je zainwestowano, jeśli inwestor nie zgadza się z  poczynaniami firmy
lub organizacji. Następnie prawdopodobne jest zainwestowanie przez niego
w jakieś alternatywne przedsięwzięcie, bardziej zgodne z jego poglądami lub
celami, które chce osiągnąć.
Idea ta zyskała nowe życie w  obliczu zmian klimatycznych, na fali
przestróg, że większość znanych nam już zapasów paliw kopalnych, których
jeszcze nie wydobyliśmy, musi pozostać w  ziemi, jeśli mamy uniknąć
niebezpiecznego wzrostu temperatury.
W dezinwestycję w  paliwa kopalne zaangażowały się uniwersytety,
fundusze emerytalne, władze lokalne i  regionalne, organizacje filantropijne
i  religijne, a  nawet banki i  towarzystwa ubezpieczeniowe. Część z  nich
postanowiła skupić się tylko na paliwach powodujących największe
zanieczyszczenie, takich jak węgiel i  piaski bitumiczne, lecz inne poszły na
całość i dokonały dezinwestycji we wszystkie paliwa kopalne.
Uczestnicy tego ruchu szacują, że całkowitej lub częściowej dezinwestycji
w paliwa kopalne na sumę przekraczającą 6 bilionów dolarów amerykańskich
dokonały setki organizacji, a  także dziesiątki tysięcy osób dysponujących
funduszami wynoszącymi ponad 5 miliardów dolarów.
Zwolennicy ruchu dezinwestycyjnego argumentują, że wycofywanie
kapitału zainwestowanego w  paliwa kopalne, źródła globalnej emisji gazów
cieplarnianych, jest zarówno racjonalnym posunięciem z finansowego punktu
widzenia, jak i  nakazem moralnym. Przekonują, że era paliw kopalnych
dobiega końca, więc inwestycje w ten sektor będą tracić na wartości w miarę
przechodzenia świata na „czystszą” gospodarkę. Niedokonanie tej zmiany
doprowadzi do niebezpiecznych zmian klimatycznych, które zakłócą
gospodarkę światową i podkopią wszelkiego rodzaju inwestycje.
Jest też argument, że instytucje takie jak fundusze emerytalne mają
obowiązki wobec ludzi, których pieniędzmi zarządzają, muszą bowiem
zapewnić zainwestowanie tych środków w jak najlepsze przedsięwzięcia, żeby
w  przyszłości dawały zysk. Ponadto do moralnego zobowiązania do takiego
kroku mogą poczuwać się dezinwestujące organizacje, na przykład wspólnoty
religijne, które ostrzegają przed szkodami, jakie zmiany klimatyczne
wyrządzają stworzeniom bożym oraz ich pobratymcom – ludziom.
Chociaż dezinwestycje mogą nie wpłynąć bezpośrednio na przepływ
funduszy – bądź co bądź jeśli ktoś sprzedaje akcje firmy wydobywającej
paliwa kopalne, ktoś inny je kupuje – to mogą mieć inne ważne skutki.
Stanowią one bowiem potężny komunikat skierowany do rządów i  firm
wydobywających paliwa kopalne, które nie inwestują w czyste alternatywy, że
inwestorzy nie chcą wspierać przedsiębiorstw zagrażających przyszłości
planety. W  ten sposób stawiają w  pełnym świetle poczynania owych
przedsiębiorstw i  skutecznie ograniczają siłę lobbingu firm naftowych,
gazowych i węglowych, starających się zapobiec działaniom na rzecz klimatu.
Inwestowanie zaś w  czyste alternatywy pobudza rozwój gałęzi przemysłu
starających się dostarczać produkty – od energii ze źródeł odnawialnych do
elektrycznych samochodów – które pomogą sprostać wyzwaniu poradzenia
sobie ze zmianami klimatycznymi.
 

Norweski państwowy fundusz majątkowy – od ropy naftowej


do działań na rzecz klimatu?

Dopiero w  latach sześćdziesiątych XX wieku Norwegowie odkryli, że ich


wody kryją coś o  wiele cenniejszego od ryb. Cztery lata zajęły podmorskie
prace poszukiwawcze – większość firm dała za wygraną – zanim wreszcie
w  1969 roku, dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, znaleziono złoża
ropy.
Były to największe podmorskie pola roponośne, jakie kiedykolwiek odkryto.
Wkrótce potem znaleziono kolejne ogromne złoża, które zaczęto
eksploatować.
Zyski z podatków i bezpośredniego posiadania złóż oznaczały, że Norwegia
odniosła olbrzymią korzyść ze znalezienia podmorskich zasobów „czarnego
złota”. W ciągu pierwszych 20 lat fundusze uzyskane z wydobycia ropy i gazu
wykorzystywano na rozwój przemysłu i całego kraju.
Następnie rząd powołał do życia Norweski Fundusz Ropy Naftowej, czyli
Państwowy Fundusz Emerytalny, a  w  1996 roku na jego konto popłynęły
pierwsze transze kapitału. Fundusz jest własnością publiczną pod zarządem
Norges Bank, czyli norweskiego banku centralnego, a celem jego istnienia jest
tworzenie majątku obecnych i przyszłych pokoleń Norwegów.
Po latach inwestowania w firmy, obligacje państwowe i nieruchomości poza
granicami Norwegii fundusz osiągnął wartość przekraczającą bilion dolarów
amerykańskich. Jest to największy na świecie państwowy fundusz majątkowy,
posiadający ponad 1 procent większości wyemitowanych na świecie akcji.
Działalność funduszu odbywa się w  przejrzysty sposób i  każdy może
sprawdzić, jakie środki zostały zainwestowane i  gdzie, ponadto fundusz
spełnia wiele kryteriów etycznych i dotyczących środowiska. Wykluczają one
możliwość inwestowania w  firmy produkujące wyroby tytoniowe i  broń
jądrową, przedsiębiorstwa górnicze wyrządzające poważne szkody
w środowisku, a także te, które naruszają prawa pracowników.
Władze funduszu czynnie angażują się we współpracę z  firmami, w  które
inwestują, organizują tysiące spotkań, na których omawia się kwestie
związane ze środowiskiem, społeczne i  państwowe; ponadto biorą udział
w  głosowaniu nad decyzjami podczas tysięcy dorocznych walnych
zgromadzeń akcjonariuszy.
Obecnie władze funduszu wzywają firmy do składania raportów
dotyczących zagrożeń ich działalności wskutek zmian klimatycznych.
W ciągu kilku ostatnich lat fundusz podjął działania dezinwestycyjne wobec
firm, których działalność w 30 lub więcej procentach opiera się na węglu lub
które czerpią z  tego 30 lub więcej procent zysków. Dziesiątki firm
wykluczono z  inwestycji ze względu na to, że ich działalność ma związek
z  paliwami kopalnymi, powodującymi największe zanieczyszczenie
środowiska.
Norwegia nadal prowadzi prace wiertnicze i  wydobywa ropę oraz gaz, ale
fundusz zbudowany na kapitałach czerpanych z  ropy zaproponował
dezinwestycje w  górnictwie naftowym i  gazownictwie w  innych rejonach
świata, żeby ograniczyć ryzyko trwałego spadku wartości aktywów
związanych z paliwami kopalnymi. Chociaż motywy tego kroku mają podłoże
w  większości finansowe, według niektórych obserwatorów ten ruch wydaje
się pokazywać, w którą stronę wieje wiatr.
 

SPRYTNY SPOSÓB NUMER 12


Nie zadzieraj ze światem: przestań śmiecić i pokieruj akcją
sprzątania w twojej społeczności

Idziesz ulicą obok swojego domu z  napełnioną wodą butelką wielorazowego


użytku. Świeci słońce, a ty zastanawiasz się, co ugotować na obiad. Masz przed
sobą cały weekend i  żadnych planów oprócz tego, by odpoczywać i  dobrze się
bawić, a  może spędzić czas z  rodziną, zobaczyć się z  przyjaciółmi, trochę
popracować w  ogrodzie. Wtem dostrzegasz plastikową butelkę leżącą
w rynsztoku lub na przydrożnym trawniku. To szpecący widok, przez który twoja
dzielnica wygląda na zapuszczoną, zaniedbaną. Odnosisz przez to wrażenie,
jakbyś tylko ty jeden zawracał sobie głowę próbami uporania się z  problemem
plastiku.
Albo postanowiłeś zrobić w  weekend wypad na plażę i  masz przed sobą jej
rozległą srebrzystobiałą połać pod błękitnym niebem z paroma pasemkami chmur
na horyzoncie, w  powietrzu unosi się zapach soli i  wodorostów, a  ty zanurzasz
bose stopy w  piasku. Po czym lustrujesz wzrokiem linię brzegu i  wszędzie
dostrzegasz śmieci i różne odpadki. Całe cudowne wrażenie, które cię ogarnęło,
gdy schodziłeś z  drogi lub zstępowałeś wiodącą ze szczytu klifu ścieżką,
wchłaniając zapach i  szum morza, prysnęło pod wpływem widoku
pozostawionych przez ludzi śmieci. Nie możesz zapomnieć lektury o  tym, co
dzieje się z  oceanami, więc zamiast uczucia pokory w  obliczu ogromu morza
odczuwasz gniew z powodu stanu, w jakim znajduje się plaża.
W tym momencie może podniosłeś poniewierającą się plastikową butelkę
i  niesiesz ją, idąc ulicą lub plażą w  poszukiwaniu miejsca, gdzie będziesz mógł
pozbyć się jej we właściwy sposób. A  może tego nie zrobiłeś, bo – szczerze
mówiąc – nie wiesz, gdzie się dotąd przewalała, jest trochę brudna albo cuchnąca.
A nawet jeśli faktycznie podniesiesz jakiś śmieć, to tylko po to, by zaraz dostrzec
kilka metrów dalej następną butelkę albo puszkę, niedopałek papierosa lub
rozpadającą się plastikową torbę. I jeszcze jedną, i kolejną. To zadanie ponad siły
jednej osoby.
Jeśli chodzi o  troskę o  środowisko, aż nazbyt łatwo ogarnia cię poczucie, że
choć ty robisz swoje, twoje działania się nie liczą i  są dość beznadziejne. To
wystarczy, by dać za wygraną. Albo w  końcu myślisz, że zrobiłeś, co do ciebie
należało, więc dlaczego niby miałbyś robić coś jeszcze, coś, co pomogłoby
komuś innemu?
A co by było, gdyby zebrała się was cała grupa w okryciach chroniących przed
deszczem albo w kapeluszach do ochrony przed słońcem, uzbrojona w rękawice
i  worki na odpadki? Mógłbyś iść wzdłuż plaży lub przez połać zieleni albo
wiejską okolicę, zbierając te wszystkie szpecące śmieci i  gawędząc po drodze,
naprawdę prowadząc rzetelną rozmowę z  kimś, kogo do wczorajszego dnia nie
znałeś. Jak często ci się to zdarza?
Albo mógłbyś przyprowadzić ze sobą przyjaciół lub krewnych i zbieralibyście
wszystkie znalezione śmieci, ciesząc się przy tym widokami, świeżym
powietrzem i  poczuciem, że tej walki nie prowadzicie samotnie. Mógłbyś
powiedzieć, że tworzycie największy zespół na świecie.
To, co zbierzecie na jednej plaży, może stać się częścią ogólnonarodowego
przeglądu śmieci znajdowanych na wybrzeżu, który da jakieś pojęcie o tym, czy
problem narasta, czy nie i jakie przedmioty – od patyczków higienicznych przez
wilgotne chusteczki aż do plastikowych widelców – morze wyrzuca na plaże
w  twoim kraju. Takie informacje, gromadzone przez grupy zwyczajnych ludzi
spędzających weekendy na zbiorowym sprzątaniu, można będzie następnie
wykorzystać w celu wywarcia presji na rządy i przemysł, żeby zrobiły coś więcej
na przykład w kwestii jednorazowych wyrobów z plastiku.
Zbieranie tego rodzaju informacji zyskało sobie miano „nauki obywatelskiej”
i  stało się naprawdę potężnym sposobem na to, że liczyć się będzie twój wkład
w  budowanie obszerniejszej wiedzy o  świecie wokół nas oraz na ponaglanie
rządów i  korporacji, które będą musiały udzielić odpowiedzi obywatelom
i organizacjom uzbrojonym w wiedzę. To wiedza, której zgromadzenie zajęłoby
nielicznym pracownikom stowarzyszeń charytatywnych, organizacjom
działającym na rzecz środowiska lub instytucjom akademickim całe lata, których
nie mamy, jeśli chcemy zmienić sytuację na Ziemi, zanim będzie za późno.
Weźmy na przykład wodę. Możesz podjąć działania w  celu ograniczenia
zużycia wody i  zagadnąć przedstawiciela twojego dostawcy wody o  to, co jego
firma robi dla ochrony środowiska tam, skąd ją czerpie. Ale możesz również
wziąć udział w  „bioakcji”, na którą naukowcy skrzykują się z  wolontariuszami,
żeby przeczesywać jakiś określony rejon lub środowisko w  poszukiwaniu
wszystkich gatunków, jakie da się znaleźć w krótkim czasie: nadrzecznych roślin,
ptaków i rozmaitych robali. W rezultacie rejestrujecie całą różnorodność życia na
niewielkim kawałku powierzchni Ziemi w  krótkiej chwili. Takie bioakcje dają
naukowcom migawkowy obraz pozwalający ustalić, czy w  danym miejscu
kwitnie życie. A  jeśli taką akcję przeprowadziliście w  pobliżu rzeki, strumienia
lub mokradła, można wykorzystać zebrane informacje przy domaganiu się działań
na rzecz poprawy stanu środowisk, które znalazły się w  opałach wskutek
wkroczenia jakiegoś inwazyjnego gatunku albo czerpania zbyt dużej ilości wody.
Ewentualnie może ona pomóc w  zidentyfikowaniu rejonów, w  których bogata
przyroda potrzebuje ściślejszej ochrony.
W Polsce działają Strażnicy Rzek WWF zaangażowani w  ochronę
ekosystemów wodnych. Większość polskich rzek to rzeki małe i średnie, często
poddawane przekształceniom. Regulacje, prostowanie koryta, betonowanie
brzegów, obwałowania, niszczenie nadrzecznej roślinności – to niekorzystne
zmiany, którym starają się przeciwdziałać kontrolujący stan rzek Strażnicy.
Istnieje całe mnóstwo przedsięwzięć „nauki obywatelskiej”, od filmowania
motyli do fotografowania ze szczytów gór zamglenia atmosfery. Często będziesz
mógł dopomóc informacjami, które pozyskałeś w trakcie obserwacji na spacerze
w wiejskiej okolicy, albo nawet tego, co się dzieje w ogrodzie na tyłach twojego
domu. W Australii ludzi zachęca się do uwieczniania na zdjęciach zauważonych,
acz nieuchwytnych na ogół dziobaków. Natomiast mieszkańcy Wielkiej Brytanii
mogą wnieść swój wkład w  obserwacje zmieniających się pór roku, od wysypu
pierwszych pączków dębów aż do pojawienia się najwcześniejszych motyli. Te
obserwacje wchodzą w  skład zbioru rejestrów, których początek datuje się od
pierwszych lat XVIII wieku. Obecnie zaś ta idea tworzy obraz przemian, jakim
ulegają pory roku wskutek wzrostu temperatury, a  wykorzystuje się go
w badaniach naukowych nad wpływem zmian klimatycznych na dziką przyrodę.
W  Indiach w  ramach podobnego systemu zachęca się ludzi, w  tym dzieci, do
wybrania jakiegoś drzewa i odwiedzania go co tydzień oraz dokumentowania pór,
kiedy kwitnie i wydaje nasiona – ma to na celu obserwację zachodzących zmian.
Są też programy, w których uczestników prosi się o nadsyłanie różnych fotografii
w  celu obserwowania, czym maskonury na wybrzeżu Szkocji karmią pisklęta
albo jak bardzo zanieczyszczone jest powietrze w Appalachach.
Możesz nawet pomagać, nie ruszając się z  domu, za pomocą laptopa, który
będzie analizował ogromne ilości danych rejestrowanych przez drony lub inne
zautomatyzowane systemy. Może tu chodzić o  liczenie na zdjęciach pingwinów
w  Antarktyce lub identyfikowanie kawałków plastikowych odpadów
w  materiałach filmowych z  wybrzeży i  opracowywanie na ten temat raportów.
Niektóre przedsięwzięcia z  zakresu „nauki obywatelskiej” umożliwiają ci
udzielanie pomocy po prostu przez udostępnianie mocy obliczeniowej twojego
laptopa, kiedy sam go nie używasz.
Większość takich przedsięwzięć umożliwia nam kontakt z  naturą i  daje
sposobność do wniesienia wkładu w coś znacznie większego od nas samych. A te
proste działania mogą wiele zmienić. Wysyłają one rządzącym komunikat, że
ludziom nie jest wszystko jedno i  że zebrali na ten temat wiadomości, mogą
zatem odmienić sprawy na lepsze.
Wysyłamy takie komunikaty poprzez nasze zachowania lub to, co kupujemy –
na przykład jeśli mnóstwo ludzi nosi ze sobą własne butelki na wodę, wynika
z  tego przesłanie, że potrzebujemy fontann z  wodą pitną w  miejscach
publicznych. Jeśli więcej ludzi będzie wybierało odzież z  bawełny uprawianej
zgodnie z  równowagą ekologiczną, firmy będą poszukiwały lepszych źródeł
materiałów na swoje wyroby.
Nasze komunikaty mogą być jednak bardziej bezpośrednie. Przekonaliśmy się
już, jak można wywoływać zmiany przez wejście w  osobisty kontakt
z  przedstawicielami firm. To samo dotyczy również twoich reprezentantów
wyłanianych w wyborach.
Bez względu na to, czy chodzi o miejscowego burmistrza, czy o premiera, obaj
cię reprezentują i  chcą uzyskać twój głos. Jeśli zatem chcesz lepszej lokalnej
infrastruktury rowerowej, poproś miejscowego radnego o  spotkanie i  omów to
z  nim. Jeśli pragniesz energiczniejszej polityki lub aktów prawnych w  celu
przeforsowania większej i  szybszej dostępności czystej energii, skontaktuj się
z osobą reprezentującą cię na szczeblu krajowym, na przykład posłem z twojego
rejonu. Pisz do nich, chadzaj na publiczne imprezy lub mityngi podczas kampanii
wyborczych i  zadawaj pytania kandydującym; możesz też zorganizować
spotkanie, na którym zapytasz ich o  nurtujące cię sprawy. Są to ludzie, którzy
będą kształtować naród, w  którym będą dorastać twoje dzieci, ponadto to oni
będą zawierać umowy w sprawach środowiska z przywódcami innych krajów, nie
pozwól zatem, żeby sprawowali kontrolę nad przebiegiem rozmowy. A jeśli masz
być odpowiedzialnym obywatelem świata, to ważne jest, żebyś ich także rozliczał
przy urnie wyborczej, zatem dbaj o to, by chodzić na wybory.
Możesz również przyłączyć się do kampanii w imię jakiejś pojedynczej sprawy,
na przykład ochrony określonego gatunku bądź siedliska, albo do grupy
prowadzącej kampanię długofalową, taką jak przeciwdziałanie zmianom
klimatycznym. Idź na marsz, podpisz petycję, wyślij kartkę pocztową, dołącz do
kampanii w  mediach społecznościowych lub odpowiedz na pytanie kogoś, kto
chce zasięgnąć twojej opinii. Jeśli razem z  innymi znajdziesz się na marszu,
zobaczysz i  usłyszysz, ilu jest ludzi podobnych do ciebie, pragnących zmiany
i  zdecydowanych ją uzyskać. Jeśli podpiszesz petycję lub przyłączysz się do
kampanii, będziesz mógł śledzić dalszy ciąg sprawy i jej wyniki. Niekiedy mogą
one następować oszałamiająco szybko, a gdy tak się stanie, wykorzystaj je jako
bodziec do entuzjastycznego podjęcia jeszcze większych, trudniejszych,
cięższych do zrealizowania wyzwań. Na wszystkie powyższe sposoby tworzysz
bowiem, bezpośrednio lub pośrednio, przestrzeń potrzebną rządom, radom
i firmom do tego, by mogły podjąć działania, dajesz im mandat do wprowadzenia
zmian.
A co więcej, pomagasz wzniecić rewolucję potrzebną do zapewnienia
zrównoważonej przyszłości planety wraz ze wszystkim, co na niej żyje. A to nie
byle co, prawda?
W Polsce najgłośniejszą udaną inicjatywą społeczną w  obronie przyrody była
akcja przeciwko budowie obwodnicy Augustowa przez bagienną dolinę Rospudy
o  cennym ekosystemie. Kilkuletnią walkę z  władzą prowadzoną głównie przez
aktywistów Greenpeace i Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, którzy założyli nad
Rospudą obóz, aby zablokować wycinkę drzew i  budowę, wsparła duża część
społeczeństwa. Konflikt zakończył się zmianą decyzji o  przebiegu obwodnicy.
Dolina Rospudy ocalała.
 
 

Największe na świecie sprzątanie plaży

Ludzie na całym świecie przyłączyli się do społeczności sprzątających


miejscowe plaże, starając się uwolnić je od pokrywających je śmieci, ale
chyba żadna taka akcja nie przewyższyła sprzątania plaży Versova
w Mumbaju z przeszło 4000 ton nagromadzonego tam plastiku, szkła i innych
odpadków.
Hinduski prawnik Afroz Shah otrzymał od władz ONZ tytuł Czempiona
Ziemi, najwyższe wyróżnienie dla obrońców środowiska, jako wyraz uznania
za swoje dzieło zainspirowania setek wolontariuszy, którzy dołączyli do niego
przy sprzątaniu plastikowych toreb, worków po cemencie, szklanych butelek,
części garderoby i  obuwia, całkowicie pokrywających dwuipółkilometrową
plażę.
Shah i  jego starszy sąsiad zainicjowali sprzątanie plaży, zbierając ręcznie
śmieci sięgające w  niektórych miejscach aż do kolan. Shah zachęcał innych
ludzi do udziału w  tym przedsięwzięciu, obchodząc okolicę i  wyjaśniając,
jakie szkody wyrządzają wyrzucone przez morze śmieci.
Sprzątanie plaży przeistoczyło się w  zbiorową akcję z  udziałem
społeczności liczącej 1500 osób, od uczniów aż do pomagających im gwiazd
Bollywood, która w każdy weekend pracowała, aż cała piaszczysta przestrzeń
została uprzątnięta.
Shah powiedział, że ludzie muszą ponownie zacieśnić więź z oceanem i że
chce zainspirować członków nadmorskich społeczności na całym świecie do
podjęcia działań przeciwko zanieczyszczeniu mórz.
Na plaży Versova wzbudzający podziw wysiłek naprawdę się opłacił – do
2018 roku plaża została wysprzątana dostatecznie dokładnie, by 80 nowo
wyklutych żółwi oliwkowych dotarło do morza pod strażą wolontariuszy,
którzy upewniali się, że zwierzęta bezpiecznie pogrążą się w falach przyboju.
Inni również zmagają się z  tym problemem na własnych wybrzeżach, na
przykład na indonezyjskiej wyspie Bali, gdzie urzędnicy wysyłają ciężarówki
i ekipy sprzątaczy do usuwania z plaż powodzi morskich śmieci. W 2018 roku
koalicja miejscowej ludności, organizacji, przedsiębiorstw i hoteli przyłączyła
się do działania władz pod wypisanym na transparencie hasłem „Bali – jedna
wyspa, jeden głos” i  zorganizowała drugą akcję sprzątania plaż. Jej
członkowie wezwali władze, miejscową ludność, szkoły i  turystów do
przyłączenia się i  zdołali zachęcić 20  000 osób do wzięcia udziału w  120
operacjach sprzątania na całej Bali. Pomiędzy nimi zebrali 60 ton śmieci,
w  tym plastikowych słomek, butelek i  toreb, butów, szkła, niedopałków
papierosów i sprzętu rybackiego.
Jest też „plogging”, modna forma treningu, podczas którego grupa
biegających osób zbiera śmieci. Ten trend narodził się w  Szwecji, lecz teraz
przybrał już zasięg światowy, po części dzięki mediom społecznościowym.
Oczywiście zbieranie śmieci na plażach lub na wsi samo w  sobie nie
wystarczy, zważywszy na skalę problemów takich jak zanieczyszczenie mórz
plastikiem, nawet jeśli robią to zespoły lub setki ludzi, a  nie pojedyncze
osoby. Takie akcje mają jednak fundamentalne znaczenie, uświadamiają
bowiem powagę sytuacji i  pobudzają działania ukierunkowane na
praprzyczyny problemu, a przy tym po prostu pozwalają na usunięcie chociaż
części śmieci.
 

Jak zakwitnąć w szkole?

Wyjście z budynku szkolnego i popracowanie w ogrodzie pomaga dzieciom


w  nauczeniu się myślenia o  całym otaczającym je świecie przyrody oraz
o panujących w nim współzależnościach i interakcjach. Na przykład o tym, że
gdyby nie było pszczół i  innych owadów zapylających, odbiłoby się to na
ważnych sprawach, takich jak produkcja żywności5. Pomaga im to uczyć się
o  przyrodzie w  czynny sposób i  zrozumieć, jak sadzenie kwiatów dla dziko
żyjących gatunków może wspomóc małe zwierzęta, takie jak motyle i ptaki.
Hodowanie tego, co się samemu zjada, może również inspirować młodych
ludzi do myślenia o tym, skąd się bierze nasza żywność i co można zrobić, by
ją produkować i konsumować tak, żeby nie naruszać równowagi ekologicznej.
Istnieją względy praktyczne stojące za uprawianiem przy szkołach
najlepszych owoców sezonowych i jarzyn, gdyż można zebrać plony jeszcze
przed letnimi wakacjami. A kiedy już owoce i warzywa dojrzeją, dzieci będą
mogły udać się do kuchni, włożyć kucharskie czapki i zacząć wymyślać dania,
przy których spożytkują owe składniki. To może również przysporzyć im
zdrowia, co ważne w  czasach, gdy coraz więcej dzieci nękają otyłość
i  nadwaga. Przebywanie w  ogrodzie i  aktywność fizyczna na świeżym
powietrzu także dają zdrowie.
Praca w  szkolnym ogródku wspomaga też mnóstwo innych elementów
programu nauczania, takich jak lekcje projektowania i  technologii, nauki
ścisłe, matematyka i  zajęcia plastyczne, gdyż dzieci rysują rabaty kwiatów
i  warzyw, uczą się o  tym, jak te rośliny rosną, i  czerpią z  tego inspirację do
nauki pisania kreatywnego.
Nie chodzi jednak tylko o to, jakie konkretne wiadomości przyswoją sobie
dzieci, lecz czego w  najszerzej pojętym sensie rośliny zdołają nauczyć
młodych ludzi, także tych, którzy niekoniecznie dobrze sobie radzą
z  programem szkolnym. Dane naukowe oraz dowody napływające ze szkół
pokazują, że uprawianie roślin daje dzieciom poczucie odpowiedzialności
oraz pomaga im uczyć się pracy zespołowej i  komunikowania się, skoro
muszą zebrać się razem, by przekształcić spłachetek gruntu w działkę z bujnie
rosnącymi warzywami lub tętniący życiem ogród.
Szkolne osiągnięcia mogą w  ten sposób pójść w  górę, podobnie jak
statystyki obecności dzieci w szkole, ich poczucie własnej wartości i pewności
siebie. Dzieci rozkwitają wraz ze swoim ogrodem.
A to zajęcie nie tylko dla uczniów. Szkoły często zwracają się do rodziców
i  dziadków, wolontariuszy i  członków klubów ogrodnictwa o  pomoc
w  uprawianiu ogrodu, do miejscowych przedsiębiorców o  wsparcie, a  dzieci
często zachęca się do sprzedawania własnych produktów w  ramach nauki
kompetencji finansowych, dzięki czemu ludzie mogą jeść świeże lokalne
produkty. Szkolny ogród lub działka może wzmacniać więzi łączące członków
społeczności ze wszystkich pokoleń i  grup etnicznych. Rozpoczynają oni od
sadzenia roślin, a  kończą jako osoby z  poczuciem przynależności do
społeczności.
5 Prowadzona przez WWF kampania Plant2Plate (Od rośliny do talerza) koncentruje się na tym,
co można zrobić, żeby produkować i  spożywać żywność w  zrównoważony, nieszkodliwy dla
planety sposób. Istnieją fantastyczne programy nauczania dla pierwszo- i drugoklasistów, wiążące
ze sobą zasoby i  działania, które można pobrać ze strony www.wwf.org.uk/get-
involved/schools/school-campaigns/plant2plate (przyp. red.).
 

Obywatelski Marsz Klimatyczny

We wrześniu 2014 roku przywódcy z  całego świata zebrali się w  Nowym


Jorku na szczycie, który zorganizował ówczesny sekretarz generalny
Organizacji Narodów Zjednoczonych Ban Ki-moon w  celu zapewnienia
globalnego porozumienia w  sprawie zmian klimatycznych na zjeździe
w  Paryżu w  następnym roku. Było to pierwsze takie spotkanie przywódców
na temat zmian klimatycznych od czasu nieudanych rozmów, które odbyły się
pięć lat wcześniej w Kopenhadze.
Ludzie zaś wystosowali do liderów komunikat – tym razem chcieli, żeby
zaczęto coś robić.
Zmobilizowani przez aktywistów mieszkańcy z  różnych rejonów, od ulic
Adelaide w  Australii aż po boiska w  angielskim hrabstwie Gloucestershire,
zebrali się, żeby wezwać przywódców do podjęcia działań w sprawie klimatu.
W 150 krajach na całym świecie w  ramach Obywatelskiego Marszu
Klimatycznego odbyło się ponad 2000 imprez, w  których wzięli udział
tancerze i  bojownicy w  wymyślnych strojach pod słońcem kolumbijskiej
Bogoty oraz stawiający czoło zacinającemu deszczowi maszerujący
mieszkańcy brazylijskiego Rio de Janeiro.
W Górach Błękitnych w  Australii rozwieszono transparent z  napisem
„Działania w  sprawie klimatu od zaraz”, a  ludność Delhi maszerowała
z  przypiętymi imitacjami turbin wiatrowych i  paneli słonecznych. Tysiące
ludzi stało w  porcie w  Sydney, tworząc litery układające się w  słowa „Poza
węgiel i gaz”, a hasło podchwycono na ulicach Paryża i plażach Hiszpanii.
W Londynie zjawiło się 40 000 osób dźwigających transparenty z napisami
„Rock paliw odnawialnych” i  „Z miłości do niedźwiedzi polarnych
i  nosorożców”, skandujących hasło: „Czego chcemy? Czystej energii. Od
kiedy tego chcemy? Od zaraz”.
Lalkom w  kształcie żyraf, ptaków i  zebr towarzyszyli ludzie przebrani za
pandy z  małymi dziećmi w  wózkach. Dziewczynka w  stroju Elsy z  filmu
Kraina lodu trzymała transparent z napisem: „Niech to, co zamarznięte, takie
pozostanie”.
Największy ze wszystkich marsz odbył się w centrum wydarzenia – Nowym
Jorku – gdzie na ulicach pomiędzy wieżowcami Manhattanu szło (według
szacunkowych ocen organizatorów) 310 000 ludzi, z których wielu przybyło
do USA z  zagranicy, żeby wziąć udział w  demonstracji. Nastąpiła chwila
ciszy, a potem zabrzmiały okrzyki na alarm w obliczu zagrożenia klimatu. Na
powierzchni morza ludzkich głów i  słoneczników kołysała się arka Noego,
obok płynęły „bańki węglowe”, naukowcy nieśli symbole oznaczające rosnącą
temperaturę, grały orkiestry dęte, demonstranci prezentowali tradycyjne stroje
ludów autochtonicznych. Nawet sam Ban Ki-moon był wśród manifestantów
kierujących do przywódców świata komunikat o  potrzebie pilnych działań
w sprawie zmian klimatycznych.
Marsze trwały w  następnym roku, aż do paryskich negocjacji w  sprawie
klimatu w  grudniu 2015 roku. Ponieważ demonstranci ze względów
bezpieczeństwa nie mogli wtedy zorganizować marszu, pozostawili na
paryskim placu Republiki tysiące par butów – w  tym i  jedną od papieża
Franciszka – na znak, że maszerowaliby, bo nadal pragną podjęcia działań.
Przed rozmowami w  Paryżu poszczególne kraje wykonały prace
przygotowawcze, a każdy z nich wytyczył własne plany przeciwstawienia się
groźbie zmian klimatycznych. Pomogły im w tym przemiany w technologiach
i spadek ich kosztów, dzięki czemu przejście na „czystą” technologię stało się
bardziej prawdopodobne, a  także wyraźniejsze niż kiedykolwiek przedtem
sygnały ze strony planety, że klimat się zmienia, oraz wola polityczna, by coś
w tej sprawie zrobić, pobudzana przez presję opinii publicznej.
Porozumienie zostało zawarte, a  siła ludzi odegrała w  tym niemałą rolę.
Teraz, żeby określone w  porozumieniu cele mogły być osiągnięte, musimy
dalej maszerować.
Spis treści
Przedmowa Bena Fogle’a, ambasadora WWF oraz patrona dzikiej przyrody z
ramienia ONZ
Wstęp
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 1. Nie przełączaj sprzętu w tryb czuwania; odłącz
go od źródła zasilania i zabij wampira energii
Zmiany klimatyczne – o co w tym wszystkim chodzi?
Czym jest twój ślad węglowy?
Przyszłość promienna… i wietrzna
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 2. Zbłękitniej, żeby pozostać zielonym:
oszczędzaj na co dzień wodę przy myciu zębów i zmywaniu naczyń
Woda a dzika przyroda
Dzień Zero i przyszłość miast
Nie ma miejsca na „jeśli” i „ale” – dlaczego posiadanie beczki na wodę
może być korzystne
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 3. Zieleń to nowa czerń: przedłuż życie swojej
garderobie
Ślad bawełnianego podkoszulka
Przemysł skórzany – co twoje buty mają wspólnego z delfinem rzecznym?
Jak dać nowe życie strojom na jedną okazję?
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 4. Na rower: maszeruj, jedź lub biegaj
Zanieczyszczenie powietrza – wielki brudny problem
Dwa koła – dobrze, cztery koła – źle
Psst! Nadchodzi przyszłość! Jak to jest jeździć samochodem elektrycznym?
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 5. Papier nie rośnie na drzewach: zmniejsz jego
codzienne zużycie
Drzewo i „ptaszek” – skąd wiesz, że to, co kupujesz, nie narusza równowagi
ekologicznej?
Tętniące życiem lasy deszczowe
Od jednego do 7 miliardów wiedzie daleka droga, zatem rozpocznij ją wraz
ze swoim biurowym zespołem
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 6. Dąż do wegetarianizmu: zmniejszaj spożycie
mięsa i zastąp je warzywami
Czy wiesz, co masz w lodówce? Ukrytą soję
Żywność a zmiany klimatyczne
Marnotrawstwo żywności – co możemy zrobić?
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 7. Użyj ponownie, wypłucz i powtórz to jeszcze
raz: ogranicz codzienne zużycie plastiku
Plastik – rozkwit… i upadek?
Czy możemy poddawać plastik recyklingowi?
Zakupy bez plastiku
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 8. Racjonalne zakupy: solidnie się zastanów przed
nabyciem luksusowych rzeczy
Przekształcanie rzeczy – jak przerobić stare drzwi na wezgłowie łóżka, a
także inne rady w duchu gospodarności
Olej palmowy – o co tu chodzi?
Od Tanzanii do klarnetów – jak sprawić, żeby muzyka nie naruszała
równowagi ekologicznej?
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 9. Potencjał w doniczce: oczyszczaj powietrze w
domu i w pracy za pomocą roślin doniczkowych
Zieleń w sercu miasta
Inteligentne domy – teraz i w przyszłości
Co się dzieje z moją starą szklaną butelką… i całą resztą?
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 10. Ekoślady na piasku: ogranicz ślady związane z
urlopem
Proszę wsiadać! Podróżowanie po świecie koleją
Zagrożenie światowego dziedzictwa
Kość słoniowa lepiej wygląda na słoniu
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 11. Zobowiązanie na przyszłość: uczyń z
emerytury inwestycję w planetę
Od „osieroconych aktywów” do Science Based Targets
Wycofywanie funduszy – o co chodzi z tymi dezinwestycjami?
Norweski państwowy fundusz majątkowy – od ropy naftowej do działań na
rzecz klimatu?
SPRYTNY SPOSÓB NUMER 12. Nie zadzieraj ze światem: przestań śmiecić i
pokieruj akcją sprzątania w twojej społeczności
Największe na świecie sprzątanie plaży
Jak zakwitnąć w szkole?
Obywatelski Marsz Klimatyczny

You might also like