Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 351

„Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego to, prze- Włodzimierz Bolecki

znaczona dla każdego czytelnika, monografia jednej

Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
z najsłynniejszych polskich książek XX wieku. Jej
najnowsze wydanie zawiera nieznane wcześniej fak-
ty biograficzne i edytorskie, zdjęcia, faktografię na
temat sowieckich i nazistowskich obozów koncen-
tracyjnych, gruntowną analizę poetyki utworu oraz Inny świat
dwie niezwykłe rozmowy z Herlingiem-Grudziń-
skim o Innym świecie.
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

Inny świat
Włodzimierz Bolecki (ur. 1952) – historyk, teoretyk i kry-
tyk literacki. Profesor w IBL PAN oraz Zakładzie Teorii Lite-
ratury i Poetyki UW. Autor wielu artykułów i książek m.in.
Historia i biografia. O Wacławie Berencie (1978), Poetycki model
prozy w Dwudziestoleciu Międzywojennym: Witkacy – Gombrowicz
– Schulz (1982, 1996), Pre-teksty i teksty (1991,1998), Ptasznik
z Wilna. O Józefie Mackiewiczu (1991, 2007), Prawdy niemiłe.
Eseje (1993), Polowanie na postmodernistów (w Polsce) (1999),
Inna krytyka (2006, Nagroda im. Kazimierza Wyki). Od wielu

Włodzimierz Bolecki
lat zajmuje się twórczością Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,
której poświęcił liczne artykuły, prace edytorskie i książki,
m.in. Ciemny Staw (1991), Rozmowy w Dragonei (1997),
Rozmowy w Neapolu (2000), Ciemna miłość (2004). Mieszka
w Warszawie.

www.universitas.com.pl
universitas
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Inny świat
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Włodzimierz Bolecki

Inny świat
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

Kraków
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Podręcznik akademicki dotowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego

© Copyright by Włodzimierz Bolecki and Towarzystwo Autorów


i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2007

ISBN 97883–242–2446–3
TAiWPN UNIVERSITAS

Projekt okładki i stron tytułowych


Ewa Gray

Zdjęcia w książce pochodzą


z Archiwum Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu,
zostały wykonane przez Włodzimierza Boleckiego
i zamieszczone za zgodą rodziny pisarza

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego znalazł się na lis-
tach lektur wkrótce po przemianach politycznych w 1989 r. i po
likwidacji cenzury (kwiecień 1990). Gdy przygotowywano w Pol-
sce jego pierwsze oficjalne wydanie (1989), utwór Herlinga-Gru-
dzińskiego nie był jednak książką nieznaną. Już w 1981 r. w an-
kiecie miesięcznika „Res Publica” uznano go za jedną z najważ-
niejszych polskich książek XX w., która miała decydujący wpływ
na świadomość polskiej inteligencji. Później, w latach osiemdzie-
siątych, książkę Herlinga-Grudzińskiego wielokrotnie wznawia-
ły wydawnictwa podziemne. Mimo to pierwsze oficjalne nakłady
Innego świata osiągnęły liczbę kilkuset tysięcy egzemplarzy, czy-
niąc z książki Herlinga nie tylko jeden z najważniejszych utworów
współczesnej literatury, lecz także prawdziwy bestseller.
Ta malutka książeczka, którą oddaję do rąk Czytelników – napi-
sana w 1993 r., a później uzupełniana – ma tylko jeden cel: pomóc
nauczycielom, uczniom oraz studentom w lekturze Innego świata
jako utworu literackiego i świadectwa historycznego, przybliżyć je-
go problematykę ideową i artystyczną, a także nieodłącznie z nią
związaną biografię Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Ten cel zadecydował, że choć książeczka ta ma charakter mini-
zarysu monograficznego, to jednak zdecydowałem się w niej po-
minąć gruntowne studia edytorskie, biograficzne, tekstowe, histo-
ryczne czy interpretacyjne, które odkładam na inną okazję.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
I.

GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI.
KRÓTKA BIOGRAFIA

1. Dzieciństwo

Gustaw Herling-Grudziński urodził się 20 maja 1919 r. w Kiel-


cach jako najmłodsze z czworga dzieci Józefa i Doroty z Bryczkow-
skich (starszym rodzeństwem Gustawa byli: siostry Eugenia i Łucja
oraz brat Maurycy). Rodzina ojca z pochodzenia była żydowska,
jednak całkowicie spolonizowana, nie kultywowano w niej żad-
nych związków z religijną, obyczajową czy językową tradycją pol-
skich Żydów1. W metryce jako miejsce urodzenia wpisano Skrzel-

1
Zob. G. Herling-Grudziński, Notatka o rodzinie, w: Z. Kudelski, Herling-Gru-
dziński – wątek żydowski, „Rzeczpospolita” 2003, z 5-6 lipca (Rzecz o książkach
nr 7). Pisarz odrzucał pytanie o swoje żydowskie korzenie, ponieważ uważał,
że nigdy ich nie miał. „Nie miałem takich tradycji. Moja rodzina była absolut-
nie spolonizowana. (...) – Czy Pan się w ogóle nie poczuwa do swoich żydow-
skich korzeni? – Nie, ja mam korzenie polskie. Takie mam poczucie i nic na to
nie pradzę” (z niepublikowanego fragmentu rozmowy A. Bikont i J. Szczęsnej
z Herlingiem-Grudzińskim, udostępnionego mi przez Autorki). Por. moją ana-
lizę opowiadania Podzwonne dla dzwonnika w: W. Bolecki, Ciemna miłość.
Szkice do portretu Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Kraków 2004.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

czyce (folwark koło Daleszyc w Kieleckiem), gdzie rodzice Her-


linga posiadali dwór.

Działo się w osadzie Daleszycach 17 lipca 1919 roku o godzinie


pierwszej po południu. Zgłosił się osobiście Jakób – Josek Herling vel
Grudziński 47 lat mający kupiec czasowo zamieszkały we wsi Skrzel-
czyce (...), a stały mieszkaniec miasta Kielce w obecności świadków (...)
zgłosił nam dziecię płci męskiej, oświadczając iż ono urodziło się we
wsi Skrzelczycach (...) 20 maja roku bieżącego o godzinie siódmej ra-
no ze ślubnej jego żony Dobrysi z Bryczkowskich trzydzieści dziewięć
lat mającej. – Dziecięciu temu przy wypełnieniu religijnego obrządku
nadano imię Gecel vel Gustaw2.

Po sprzedaniu posiadłości w Skrzelczycach w roku 1921 ojciec


Herlinga został współwłaścicielem młyna i domu w Suchednio-
wie, gdzie zamieszkał i pracował, natomiast matka wraz z dziećmi
mieszkała w Kielcach przy ul. Sienkiewicza 52 (na pierwszym pięt-
rze). Cała rodzina Grudzińskich spędzała wakacje w Suchednio-
wie, gdzie do domu i młyna przylegały wielohektarowe łąki i staw
otoczony groblą.
Posiadłość ta – jak pisze Jan Pacławski – była „związana z dzie-
jami Staropolskiego Zagłębia Górniczego” i „nosiła historyczną
nazwę Kuźnia i Fryszerka Berezów”3. Gdy w 1932 r. zmarła mat-
ka, Herling-Grudziński zamieszkał na stancji w Kielcach na parte-
rze tego samego domu przy ul. Sienkiewicza 52.

2
Tamże.
3
J. Pacławski, Gustaw Herling-Grudziński w Kielcach, w: O Gustawie Herlin-
gu-Grudzińskim. Materiały z sesji, pod red. I. Furnal i J. Pacławskiego, Kiel-
ce 1992, s. 7. Jeśli nie zaznaczono inaczej, informacje biograficzne na temat
Herlinga-Grudzińskiego podaję na podstawie następujących publikacji: Z. Ku-
delski, Szkic do biogramu Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, „Kresy” 1991, nr
6; przedr. w: tegoż, Pielgrzym Świętokrzyski. Szkice o Herlingu-Grudzińskim,
Lublin 1991, oraz Studia o Herlingu-Grudzińskim. Twórczość. Recepcja. Bio-
grafia, Lublin 1998; W. Bolecki, Szkic do portretu Gustawa Herlinga-Grudziń-
skiego, w: Ciemny Staw. Trzy szkice do portretu Gustawa Herlinga-Grudziń-
skiego, Warszawa 1991; tenże, Ciemna miłość, Kraków 2004; Współcześni pol-
scy pisarze i badacze literatury. Słownik biobibliograficzny, red. J. Czachowska,
A. Szałagan, Warszawa 1994; G. Herling-Grudziński, W. Bolecki, Rozmowy
w Dragonei (Warszawa 1997) i Rozmowy w Neapolu (Warszawa 2000).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
1. Dzieciństwo \ 9

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Gimnazjum – lata debiutu

27 czerwca 1929 r., po zdaniu egzaminu, Gustaw Herling-Gru-


dziński został przyjęty do Gimnazjum Męskiego im. Mikołaja Re-
ja (w następnym roku na patrona szkoły wybrano Stefana Żerom-
skiego). W późniejszej twórczości Grudzińskiego o tym okresie
można znaleźć tylko nieliczne wzmianki:

Dojeżdżałem do szkoły w K[ielcach] pociągiem, wiosną wychodzi-


łem z domu ze świtem, przecierał się podczas mego marszu przez las,
wybuchał jasnością kiedy biegiem wpadałem na stację, widząc dym po-
ciągu za wzgórzem w stronie R. Do S[uchedniowa] wracałem o zmro-
ku i natychmiast waliłem się spać. Budziłem się po północy do odrabia-
nia lekcji. Nasz dom był pogrążony w ciemnościach, odcięty od świata,
za stawem i za rzeką szczekały psy (Dziennik..., 23 VII 1974)4.

W szkole – jak wspomina jego kolega, Franciszek Zyguła – Her-


ling-Grudziński „nie wyróżniał się niczym specjalnym – poza języ-
kiem polskim. Nie należał do prymusów, ale zaliczał się do dob-
rych uczniów i nigdy nie był zagrożony pozostaniem w klasie na
drugi rok”. Jak prawie wszyscy jego koledzy, nie lubił matematyki
i fizyki, nudził się na lekcjach geografii, bał się odpytywania na ła-

4
W ten skrótowy sposób są oznaczane cytaty z Dziennika pisanego nocą; data za-
stępuje szczegółowe wskazanie tomu i strony. Przy cytatach z innych dzieł Her-
linga-Grudzińskiego będzie podany w nawiasie tytuł i strona. Pełny zapis bi-
bliograficzny znajdzie Czytelnik w bibliografii utworów pisma na s. 339.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

cinie, poza tym interesowały go nauki o przyrodzie, chętnie uczył


się historii i nie wyróżniał się na lekcjach gimnastyki.

Ubierał się skromnie, czysto. Był oszczędny. Wydawał pieniądze


na książki i teatr. (...) Nie palił papierosów, nie pociągał go też zbyt-
nio alkohol. Nie grał w karty, choć w tym czasie była modna wśród
młodzieży gra w „oczko” po 2 grosze. (...) Już wtedy posiadał wielką
pasję. Nie opuścił ani jednego nowego przedstawienia w teatrze, a na
przyjazd „Reduty” z Warszawy, na gościnne występy Jarossy’ego i in-
nych sław czekał jak na wielkie święto5.

Sam Herling-Grudziński tak wspomina szkolne lata:

Od naszych nauczycieli wiedzieliśmy, że archiwum gimnazjalne


przechowuje świadectwa roczne i półroczne Żeromskiego; na starych
ławkach rosyjskich z ruchomymi pulpitami próbowaliśmy odnaleźć,
wśród niezliczonej ilości inicjałów w przebitych strzałą sercach, litery
S. Ż.; siwiuteńkiego pedla ze złotym dzwonkiem, pana Słonia, zadrę-
czaliśmy pytaniami na temat młodego Stefanka; (...) oglądaliśmy wie-
lokrotnie na Św. Katarzynie kapliczkę z koślawym napisem pod szkłem
„Stefan Żeromski uczeń klasy drugiej”; (...) rozmawialiśmy w rodzin-
nej wsi Żeromskiego, Ciekotach, u stóp Bukowej Góry, z dziewięćdzie-
sięcioletnim chłopem Jędrzejem Galą, który wodził Żeromskiego na
pierwsze polowania i tak niecnie się upijał, każąc niedoświadczonemu
chłopcu nasłuchiwać tokowania głuszców6.

5
F. Zyguła, Dwa pożegnania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z Kielcami,
w: O Gustawie Herlingu-Grudzińskim, dz. cyt., s. 160-161.
Fryderyk Jarossy (1890-1960) – jeden z najsławniejszych i najwybitniejszych
polskich konferansjerów, reżyser i aktor programów rewiowych i kabareto-
wych („Qui Pro Quo”, „Banda”, „Rex”, „Cyganeria”, „Stara Banda”, „Cyru-
lik Warszawski”), Węgier z pochodzenia, obywatel Austrii, pracował w Polsce
od 1924 r., mówił płynnie po polsku.
6
G. Herling-Grudziński, Żeromski i Hitler. Nieznany epizod z życia pisarza, „Wia-
domości” 1949, nr 48; przedr. w: tegoż, Wyjścia z milczenia, oprac. Z. Kudel-
ski, Warszawa 1993, s. 161. W 1997 Herling-Grudziński odwiedził muzeum
Żeromskiego w Nałęczowie. W maju 2000 r., podczas pobytu pisarza w War-
szawie, reżyser Filip Bajon zaproponował mu epizodyczna rolę Żeromskiego
w przygotowywanej wówczas filmowej adaptacji Przedwiośnia. Pisarz odmó-
wił ze względu na zły stan zdrowia.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Gimnazjum – lata debiutu \ 13

Uczeń Herling-Grudziński rozczytywał się wówczas w książ-


kach włoskiego pisarza Ignazio Silonego, autora tłumaczonych na
polski powieści Fontamara oraz Chleb i wino („ulubionego pisa-
rza polskiej lewicy”, Dziennik..., 28 VIII 1978)7, przeżywał „mło-
dzieńczą fascynację komunizmem, zakończoną rewizją stancji przy
ul. Sienkiewicza, wyrzuceniem z niej i niemalże powtarzaniem
siódmej klasy”.
Epizod ten pisarz wspominał następująco:

Należałem w Kielcach do gimnazjalnego kółka komunizantów, luź-


no chyba (przez pewnego studenta z Warszawy) afiliowanego do par-
tii. Zbieraliśmy się co tydzień, wspólnymi siłami wgryzaliśmy się w za-
wiłości „świętych tekstów”, w pogodne niedziele wyprawialiśmy się za
miasto na dyskusje pod gołym niebem. Policja miała nas przypuszczal-
nie od początku na oku, w każdym razie ja sam czułem na sobie nie-
ruchomy wzrok tajniaka, ilekroć w głównym kiosku na Sienkiewicza
zaopatrywałem się w legalne pisma „flankujące”. Nalot odbył się, gdy
na zaproszenie brata wyruszyłem w pierwszą w moim życiu podróż do
stolicy. Na stancji połamano meble, rozpruto obicia krzeseł, pokłuto
mój materac. Nie znaleziono jedynego corpus delicti, czyli Manifestu
Komunistycznego, który był ukryty w pełnym tomie niemieckiego wy-
dania Szekspira (Dziennik..., 17 VII 1972).

Herling-Grudziński debiutował jako autor, będąc uczniem VI


klasy gimnazjum. W jednym z ostatnich numerów warszawskie-
go pisma „Kuźnia Młodych” zamieścił reportaż poświęcony Gó-
rom Świętokrzyskim (Świętokrzyżczyzna, „Kuźnia Młodych”, 15
VI 1935). Wcześniej odrzucono mu jednak nowelę Rozrachunek,
z komentarzem: „Konstrukcja doskonała, ale treść słaba i banal-
na”8.

7
Silone odegrał ważną rolę w życiu i twórczości Herlinga-Grudzińskiego. Pisarz
wspomniał go wielokrotnie w Dzienniku pisanym nocą. Zob. też Wiek biblij-
ny i śmierć, oprac. W. Bolecki, Kraków 2000.
8
W 1997 r. na zaproszenie Czesława Bieleckiego i jego żony Marii Twardowskiej
w ich domu w Bartoszówce k. Warszawy doszło do spotkania Herlinga-Gru-
dzińskiego i ks. Jana Twardowskiego. Herling-Grudziński przypomniał z roz-
bawieniem historię swego niedoszłego „debiutu”, ks. Twardowski tego nie pa-
miętał, ale nie zaprzeczył wspomnieniom Herlinga.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
14 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

„Kuźnia Młodych” była finansowana przez rząd II Rzeczypospo-


litej i miała ambicję stać się centrum życia intelektualnego ówczesnej
młodzieży szkolnej. Po zawieszeniu pisma w 1936 r. Herling-Gru-
dziński wszedł w skład komitetu redakcyjnego „Nowej Kuźni”, do
której współpracowników należeli m.in. Kazimierz Kott i Kazimierz
Koźniewski. Przyjaźnił się wówczas z Jerzym Głowanią, z którym
wspólnie napisał dialog o Granicy Zofii Nałkowskiej, uznany jed-
nak przez redakcję „Nowej Kuźni” za zbyt zawiły9.

9
Zob. na ten temat G. Herling-Grudziński, Najkrótszy przewodnik po sobie sa-
mym, Kraków 2000.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
3. Studia – początki działalności
krytycznoliterackiej

Po ośmioletniej nauce w gimnazjum, 13 maja 1937 r. Herling


zdał maturę i w tym samym roku rozpoczął studia na wydziale po-
lonistyki Uniwersytetu im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Za-
mieszkał wówczas

na Pańskiej pod 36, potem na Żelaznej pod 34, tuż obok rogu Siennej.
(...) Trudniąc się dla zarobku pisaniem listów miłosnych niepiśmien-
nym kucharkom, lafiryndom i złodziejom, miałem w okresie najlep-
szego prosperowania mojego biura klientelę sięgającą aż po Wronią,
Chłodną i Ogrodową. (...) Ilekroć wracałem pieszo z Uniwersytetu lub
z biblioteki na Koszykowej, przystawałem we wnęce bramy w poło-
wie mniej więcej Siennej na wspólnego papierosa ze stojącą tam cierp-
liwie brzydką prostytutką, panną Władzią: być może była to kamienica
oznaczona numerem 29, i być może panna Władzia pobierała pierwsze
nauki u pani Kopiejki na wzór Aretinowskiej Pippy, wykształconej na
kurtyzanę przez Nannę. Jedno jest pewne: była to jedna z najbardziej
rozmownych, rozumnych i delikatnych osób, jakie poznałem w War-
szawie (Wyjścia z milczenia, s. 245).

Podczas studiów Herling-Grudziński uczęszczał na zajęcia


m.in. Zofii Szmydtowej i Zdzisława Skwarczyńskiego oraz wykła-
dy Wacława Borowego, Juliana Krzyżanowskiego, Tadeusza Ko-
tarbińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
16 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Jeszcze w listopadzie tego roku Herling-Grudziński został re-


daktorem działu literackiego w dwutygodniku „Przemiany”, gdzie
zamieszczał swoje recenzje i artykuły. W 1938 r. objął kierowni-
ctwo działu literackiego w tygodniku „Orka na Ugorze”, gdzie
ogłosił kilka ważnych artykułów. Oba pisma były organami Związ-
ku Polskiej Młodzieży Demokratycznej. W tym czasie sympatyzo-
wał z młodą inteligencją o orientacji piłsudczykowskiej – niepod-
ległościowej i lewicowej, zbliżonej do PPS oraz SD. Miejscem spot-
kań tego środowiska było forum klubu Parabumba, mieszczącego
się w cukierni Francuskiej przy ul. Miodowej w Warszawie. W każ-
dą środę odbywały się tu spotkania kabaretowo-literackie, podczas
których gośćmi klubu bywali początkujący poeci, prozaicy i kry-
tycy, m.in. Jan Twardowski, Tadeusz Zelenay, Jerzy Kamil Wein-
traub, Jan Kott, Ryszard Matuszewski, Adolf Sowiński, Józef Sta-
chowski, a także Witold Gombrowicz i Jan Brzękowski.
Herling-Grudziński publikował też swoje artykuły i recenzje
w takich pismach, jak „Ateneum”, „Pion” i „Nasz Wyraz”. W tym
okresie pisał m.in. o twórczości Marii Dąbrowskiej, Jerzego An-
drzejewskiego, Witolda Gombrowicza, Czesława Miłosza, Stani-
sława Piętaka, Jerzego Zagórskiego i Andrzeja Struga. Oprócz re-
cenzji uprawiał eseistykę literacką, w której wypowiadał się na te-
mat kierunków przemian najnowszej literatury.
Był aktywnym członkiem Warszawskiego Koła Polonistów – 29
stycznia 1939 r. wygłosił w nim prelekcję o twórczości Czesława
Miłosza. „Trzy zimy – wspominał po latach – były dla nas wte-
dy przeżyciem, którego nie da się porównać z powierzchownym,
młodzieńczym obałamuceniem Awangardą na fali »buntu« przeciw
Skamandrowi” (Dziennik..., 27 VI 1975).
Wzorem krytyka był wówczas dla Herlinga Ludwik Fryde, któ-
ry rozbudził w nim zainteresowanie krytyką nieakademicką i pi-
sarstwem moralistycznym. W krąg uczniów Frydego – do których
należeli wówczas m.in. Leonard Sobierski, Stefan Lichański, Jerzy
Pleśniarowicz – wprowadził Herlinga kolega z Kielc, krytyk i pub-
licysta Jan Aleksander Król.

Rok 1938. Studiowałem wtedy polonistykę w Warszawie, po-


za uniwersytetem należałem do „szkoły krytyki literackiej” Ludwi-
ka Frydego. W dziedzinie współczesnej poezji polskiej „szkoła” mia-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
3. Studia – początki działalności krytycznoliterackiej \ 17

ła „programowo” niechętny stosunek do Skamandra i jego świeższych


popłuczyn. Dała temu wyraz Antologia współczesnej poezji polskiej,
opracowana przez samego Frydego z pomocą Antoniego Andrzejew-
skiego (najwybitniejszego ucznia „szkoły”, przepadł bez śladu po kam-
panii wrześniowej, prawdopodobnie zgnojono go w Rosji). Fawory-
tem Frydego wśród poetów poza zasięgiem i wpływami Skamandra
był Józef Czechowicz; cenił też wysoko Annę Świrszczyńską. Z jego
inicjatywy Koło Polonistów zorganizowało cykl niedzielnych poran-
ków poetyckich w sali Reduty. Wytypowano szóstkę poetów: Gałczyń-
skiego, Przybosia, Czechowicza, Miłosza, Świrszczyńską, Piętaka. Wy-
brałem Miłosza. (...) Był wówczas, w dwa lata po ukazaniu się Trzech
zim, czymś w rodzaju meteoru poetyckiego. (...) Obca mu była „War-
szawka”, ciągnęło „miłe miasto”. Siedział na poranku w pierwszym
rzędzie, „piękny, dwudziestosiedmioletni”, nastroszony lekko i nieuf-
ny, jakby węsząc w słuchanych elożach i w całej tej celebracji jakiś na
siebie zamach, przedwczesną i podejrzaną mumifikację, próbę wciąg-
nięcia w kadzidlanym dymie do określonej „koterii” wbrew własnym
upodobaniom do indywidualnej, samotnej, niezależnej drogi (Dzien-
nik..., 10 X 1980).

Z autorów polskich „podsuwanych” przez Frydego studen-


tom największe wrażenie zrobiła na Herlingu lektura pism Stani-
sława Brzozowskiego, z obcych – twórczość Benedetta Crocego
i Jacques’a Maritaina, którego tomistyczną teorię sztuki poznał
Grudziński tuż przed wybuchem wojny.

Ludwik był przede wszystkim wielkim wychowawcą. Przeczuwał


trafnie utajone możliwości każdego, odcinał bezlitośnie nieurodzajne
pędy, żądał skupienia, nauki, wielkiej koncentracji intelektualnej. (...)
Pomagał nam nie tylko tak, jak się pomaga terminującym uczniom,
ale pojawiał się zawsze, ilekroć w trudny węzeł zaplątywało się nasze
biedne, studenckie życie. Gdyż Ludwik nie miał nikogo prócz przyja-
ciół (Żywi i umarli, s. 28, 30)10.

10
G. Herling-Grudziński, Żywi i umarli. Szkice literackie (1945), Lublin 1991.
Inne wspomnienia Herlinga-Grudzińskiego o Ludwiku Frydem: Przysięga na
świecie, 1955 oraz Wyjścia z milczenia, 1961; przedr. w: tegoż, Wyjścia z mil-
czenia, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Krytyk literacki (przed rokiem 1939)

Szczególne miejsce w biografii twórczej Gustawa Herlinga-Gru-


dzińskiego zajmuje dwutygodnik „Orka na Ugorze” (pierwotny ty-
tuł „Orka”). O piśmie tym mało kto dziś pamięta, bo w historii
międzywojennej Polski istniało zbyt krótko, niemniej przez nie-
spełna dwa lata istnienia zaznaczyło swoją obecność żywymi dys-
kusjami i polemikami, dotyczącymi najważniejszych spraw litera-
ckich końca lat trzydziestych. W „Orce na Ugorze” obok Herlinga
drukowali m.in. Jerzy Drewnowski, Kazimierz Koźniewski, Zo-
fia Leśniewska, Jan Lipiński, Andrzej Kunat (Andrzej Miłosz), Ju-
lian Rogoziński, Jan Strzelecki, Jan A. Król; Jerzy Putrament, Jó-
zef Maśliński.
Do najważniejszych polemik prowadzonych na łamach „Orki na
Ugorze” należała dyskusja nad artykułem Czesława Miłosza Kłam-
stwo dzisiejszej poezji, w której oprócz Herlinga-Grudzińskiego wy-
powiedzieli się m.in. Król, Putrament i Maśliński. O intelektualnej
niezależności młodego krytyka świadczył także artykuł polemiczny
dotyczący Ferdydurke Gombrowicza („Arka” 1938, nr 2)11.
Drugim obszarem zainteresowań Herlinga-Grudzińskiego
(wspólnym dla młodzieży skupionej w Kole Polonistów, którego
prezesem był wspomniany Antoni Andrzejewski) były przemiany
kultury narodowej. Od strony filozoficznej i politycznej Herlinga-

11
Więcej na ten temat piszę w książce Poetycki model w Dwudziestoleciu Między-
wojennym, Kraków 1996.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Krytyk literacki (przed rokiem 1939) \ 19

Grudzińskiego interesowały związki kultury i demokracji, od stro-


ny socjologicznej – społeczne uwarunkowanie uczestnictwa w kul-
turze: sprawy tworzenia, odbioru i treści kultury. Szczególnie dużo
uwagi poświęcił Herling kulturze ludowej (chłopskiej). Impulsem
do przemyśleń na ten temat była dla niego książka Karola Ludwi-
ka Konińskiego Pisarze ludowi. Wybór pism i studium o literaturze
ludowej (Lwów 1938) oraz przygotowywana już wówczas praca
Józefa Chałasińskiego Młode pokolenie chłopów.
Książce Konińskiego i tematowi literatury ludowej Herling-
-Grudziński poświęcił obszerny artykuł („Pion” 1939, nr 17). Li-
teratura chłopska nie była przez niego postrzegana jako zjawisko
etnograficzne, lecz jako świadectwo aspiracji kulturalnych naj-
większej grupy społecznej ówczesnej Polski. Był zwolennikiem
autonomicznego traktowania norm i wartości tej literatury, tzn.
niestosowania zewnętrznych wobec niej kryteriów i ocen. Ten
punkt widzenia odróżniał koncepcje Herlinga-Grudzińskiego od
„pedagogicznego studium” Konińskiego, w którym autor wyod-
rębnił kulturę wyższą (szlachecką, mieszczańską) i niższą (chłop-
ską), a tę ostatnią rozumiał jako sprawę awansu kulturalnego.
Herling-Grudziński wysuwał natomiast postulat równorzędnego
traktowania odrębnych obszarów kultury narodowej. Kultura by-
ła bowiem dla niego układem zjawisk różnorodnych, wielokie-
runkowych i nie poddających się unifikującemu systemowi ocen.
Interesowała go więc jako system dynamiczny, którego elemen-
ty (np. kultury: chłopska, mieszczańska i szlachecka) znajdują się
w relacjach równorzędności i dopełniania się, a nie uporządko-
wania hierarchicznego.
Z wielu ówczesnych propozycji badawczych (opis, systematy-
ka, oceny normatywne) najbliższa mu była postawa rozumieją-
cego wyjaśniania i szukania we współczesności takich tendencji
ideowych, które mogłyby w przyszłości zadecydować o powsta-
niu nowych zjawisk kulturalnych. W sierpniu 1939 r. napisał na
ten temat obszerny artykuł dla pisma „Wiedza i Życie”, ale wybuch
wojny uniemożliwił jego publikację. Dwudziestoletni student po-
lonistyki był wówczas znakomicie oczytany w literaturze przed-
miotu – znał prace Moszyńskiego, Twardowskiego, Bystronia, Pi-
gonia, Łempickiego, czytał omówienie słynnego studium Thoma-
sa i Znanieckiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
20 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

W ostatnich miesiącach przed wojną Herling-Grudziński pro-


wadził z Ludwikiem Konińskim ożywioną korespondencję na te-
maty dotyczące socjologii kultury12.

31 sierpnia przyszedł ten dziwny, ostatni list. Zaczynał się od kilku


uwag fachowych, a kończył niezapomnianymi słowami: „Myślę, że po-
ra odłożyć pióra. Najlepsze pozdrowienia na czas burzliwy”. Dla mnie,
wyznaję ze wstydem, był to pierwszy sygnał wojny. Tak, pora odłożyć
pióra. Było to takie proste i oczywiste13.

12
Tę część twórczości krytycznoliterackiej Herlinga-Grudzińskiego opisał grun-
townie A. Fitas w artykule Nieznana rozprawa Gustawa Herlinga-Grudzińskie-
go, „Pamiętnik Literacki” 2003, z. 3, s. 167-192.
13
G. Herling-Grudziński, Wspomnienie o K.L. Konińskim (lipiec 1944), w: tegoż,
Żywi i umarli, dz. cyt., s. 22.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. „Czas odłożonych piór”.
Droga do łagru

Po wybuchu wojny Herling-Grudziński nie został zmobilizowa-


ny. Próbował zaciągnąć się do wojska, gdy po rozkazie pułkow-
nika Umiastowskiego nie zmobilizowani mężczyźni mieli opuścić
Warszawę w kierunku wschodnim. Oddział, do którego Herlingo-
wi udało się wstąpić, istniał jednak tylko kilka godzin – rozwiąza-
no go natychmiast po utworzeniu.
Po upadku Warszawy Gustaw Herling-Grudziński, wraz z bra-
tem Maurycym, wyjechał do Suchedniowa. Jednak już po dwóch
tygodniach powrócił do Warszawy, gdzie 15 października 1939 r.
został współzałożycielem konspiracyjnej grupy Polska Ludowa Ak-
cja Niepodległościowa (PLAN; nazwę wymyślił Herling), powoła-
nej w mieszkaniu Jerzego Drewnowskiego. Jej komendantem zo-
stał Drewnowski, współpracownikami byli m.in. K. Koźniewski
i K. Kott – a więc ludzie blisko związani z „Orką na Ugorze”.
W PLAN-ie Herling-Grudziński pełnił funkcję szefa sztabu,
a równocześnie został współzałożycielem pisma „Biuletyn Po-
ski”, ukazującego się w Warszawie w ostatnich dniach październi-
ka 1939 r. w nakładzie kilkuset egzemplarzy (według K. Koźniew-
skiego 600–700 jednostronicowych egzemplarzy). Dziś pismo to
znane jest tylko z relacji jego redaktorów.
Założyciele PLAN-u zamierzali rozbudować swoje kontakty:
potrzebny był łącznik z Zachodem (wszak Anglia i Francja wypo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
22 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

wiedziały wojnę III Rzeszy). Ponadto postanowili zorganizować


we Lwowie organizację podobną do PLAN-u. To zadanie przypad-
ło Herlingowi w momencie, gdy katastrofa wojny obronnej 1939
r. była już faktem. Po rozmowie z Drewnowskim Herling-Grudziń-
ski postanawia przeprawić się na wschodnie tereny II Rzeczypo-
spolitej – okupowane od 17 września przez armię sowiecką – by
stamtąd przez Litwę lub Rumunię dotrzeć na zachód Europy.
W końcu października 1939 r. Herling po raz ostatni odwie-
dza rodzinne Kielce, a następnie, jak wielu uciekinierów z Pol-
ski centralnej, jedzie w kierunku wschodnim: niemiecko-sowiec-
ką linię demarkacyjną na Bugu przekracza za Małkinią. Następnie,
w grudniu 1939 r., kilka dni spędza w okupowanym przez Sowie-
tów Białymstoku. Brak pieniędzy uniemożliwia mu wyjazd w kie-
runku północnym – przez Kowno, stolicę ówczesnej Republiki Li-
tewskiej, która istniała do czerwca 1940 r. Wybiera zatem podróż
do Lwowa.

Lwów, zima 1939. Byłem wtedy zamieszany w jakąś konspiracyj-


ną robotę [PLAN – przyp. W. B.], żyłem w stałym napięciu, zmienia-
łem stale noclegi. Któregoś dnia los zetknął mnie z Lidią Ciołkoszo-
wą, mieszkającą u znajomych z dziesięcioletnim Andrzejem. Było to
w przeddzień ich wyjazdu do Lidy, a stamtąd do Kowna i dalej na Za-
chód (Adam14 był już w Rumunii). Pamiętam rozmowę w dużym gro-
nie, Andrzeja bawiącego się pod stołem, pamiętam też, że tego wie-
czoru jedyny raz w życiu zemdlałem (z przepalenia). Lwów zżerany
był przez raka terroru, wszyscy bali się wszystkich. Menażerię literac-
ką tresowali Borejsza i Putrament. Od wczesnego rana siadywało się
w kawiarni „Szkockiej”, dobrze ogrzewanej; koło południa wkraczał
do niej groźnie i majestatycznie Ważyk, jego obchód ucinał swobod-
niejszą nieco paplaninę przy stolikach. Nie milkł tylko Przyboś, rozga-
dany wówczas aż do znudzenia na temat swego „projektu poetyckie-
go”; planował mianowicie wyprawę na Krym i napisanie nowych so-
netów krymskich (Dziennik..., 19 II 1977).

14
Adam Ciołkosz (1901–1978) – mąż Lidii, jeden z wybitnych działaczy niepod-
ległościowego nurtu PPS. Po wojnie przebywał na emigracji w Londynie. Dla
Herlinga-Grudzińskiego był autorytetem i wzorem działacza niepodległościo-
wego. Herling przyjaźnił się z rodziną Ciołkoszów. Lidii Ciołkosz poświęcił
jedno ze swych ostatnich opowiadań pt. Zima w zaświatach. Opowieść londyń-
ska. Zob. W. Bolecki, Herling-Grudziński, Rozmowy w Neapolu, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Czas „odłożonych piór”. Droga do łagru \ 23

Lwów żył wtedy w stanie nerwowości, graniczącej z histerią. Oglą-


dano się dokoła przed wymówieniem każdego słowa, zmieniano czę-
sto noclegi, szeptano między przyjaciółmi, niechętnie zdradzano efe-
meryczne adresy (Godzina cieni..., Kraków 1996, s. 8).

Lwów pod okupacją sowiecką był swego rodzaju poligonem po-


wojennej rzeczywistości krajowej: szalały na nim wśród intelektuali-
stów (z nielicznymi wyjątkami) strach, głupota i znieprawienie (Dzien-
nik..., 5 I 1977).

Po kilku tygodniach, dzięki pomocy pisarzy: Ostapa Ortwina,


Marii Dąbrowskiej i Juliusza Kleinera, Herling-Grudziński otrzy-
muje mieszkanie i zaświadczenie od Teodora Parnickiego, że jest
członkiem Związku Literatów Polskich – miał to być rodzaj glejtu
wobec władz sowieckich.
Gdy otrzymanie pracy we Lwowie okazało się niemożliwe,
Herling-Grudziński postanawia wyruszyć z powrotem – w kie-
runku Wołynia.
Jedzie przez Łuck, Łuniniec, Horyń i Lidę, nocując najczęś-
ciej na dworcach kolejowych, i zatrzymuje się w końcu w Grod-
nie. Tu dostaje pracę pomocnika stolarza w teatrze kukiełek, pro-
wadzonym przez Marię i Józefa Jaremów. Przez pierwszy miesiąc
mieszka wspólnie z Edwardem Boye (tłumaczem literatury wło-
skiej), a następnie przenosi się do tańszego pokoju, położonego
blisko Niemna. W połowie marca 1940 r. współlokator ostrzega
go przed możliwością aresztowania przez NKWD. Herling-Gru-
dziński opuszcza więc Grodno i przez tydzień ukrywa się we wsi
Sokółka.

M. ulokowała mnie na stryszku. Była nauczycielką szkoły po-


wszechnej. O świcie przynosiła mi na górę kubek gorącego mleka, po-
tem budziła i ubierała swego pięcioletniego synka. Do powrotu mat-
ki obijał się sam w pokoju i kuchni na dole, niekiedy wybiegał z domu
i brodził w zaspach śnieżnych. Nie wiedział o mnie, bo istniała oba-
wa, że zdradzi mnie przed sąsiadką, która go na prośbę m. dogląda-
ła, lub co gorsza przed bojcami sowieckimi, którzy czasem przystawa-
li obok płotu i obserwowali zabawy malca w śniegu. Nocą po zaśnię-
ciu chłopca schodziłem na dół i do świtu drzemałem na siedząco przy
piecu. Za dnia leżałem pod kożuchami na stryszku koło oblodzonego
okienka, spałem, trochę czytałem, przez wychuchany na szybce krążek

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
24 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

gapiłem się na uliczkę. Często malec, w trakcie zabawy, podnosił naraz


główkę ku okienku na stryszku i wpatrywał się w nie długo przejmują-
co żałosnym wzrokiem. Było w tych oczach dziecka coś strasznego, to
one skłoniły mnie do poszukania kryjówki gdzie indziej, u znajomych
na peryferiach Grodna, chociaż nie nadszedł jeszcze dzień uplanowa-
nej przeprawy z Grodna na Litwę. M. i jej synek zginęli po wkrocze-
niu Niemców do Sokółki (Dziennik..., 5 XII 1973)15.

W tym czasie Herling-Grudziński miał okazję obserwować prze-


bieg tzw. wyborów, jakie na tych terenach zorganizowały okupa-
cyjne władze sowieckie. Swoje obserwacje spisał trzy lata później
w ankiecie dla wojska polskiego:
Sprawa pierwsza dotyczy wyborów, jakie odbyły się 24 marca 1940
r. na terytorium polskim okupowanym przez wojska sowieckie. Wo-
bec zagranicy wybory te miały charakter wolnego plebiscytu, wobec
mieszkańców Ziem Wschodnich charakter formalnej opcji na rzecz
Związku Sowieckiego. Wybory, w których do urn ściągano siłą (wy-
starczy powiedzieć, że w akcji tej brały udział oddziały Czerwonej Ar-
mii) i którym za uchylenie się od głosowania niedwuznacznie grożono
najsurowszymi sankcjami, otrzymywali w lokalach wyborczych dru-
kowane formularze. Formularze te wrzucone do urny w stanie nie-
tkniętym oznaczały „za”, naddarte natomiast lub przekreślone ozna-
czały „przeciw”. Ponieważ głosowanie miało być w zasadzie „tajne”,
w lokalach wyborczych ustawione były kabiny, w których wyborcy
mieli prawo dokonać odpowiedniego zabiegu na formularzu. Ponie-
waż już w pierwszych rannych godzinach stwierdzono, że w urnach
znajduje się cały szereg formularzy podartych, przekreślonych, a na-
wet opatrzonych napisami „Niech żyje Polska” lub „Precz z sowiecki-
mi okupantami”, zastosowano następujące „demokratyczne” środki
zaradcze: w Białymstoku około godz[iny] 10ej „kabiny tajności” zo-
stały zlikwidowane, a w Grodnie ok. 10.30 otoczone zwartym mu-
rem ze specjalnie do tego celu sprowadzonych „krasnoarmiejców”, tak
wiec później wyborcy dostawiani na miejsce jak bydło wozami cięża-
rowymi przechodzili już tylko z rąk do rąk jak w znanej zabawie, że-
by nietknięte formularze wrzucić do urny. I niejeden z nich był zapew-
ne bardzo zdziwiony, gdy mu oświadczono, że głos za niego już został

15
M. to najprawdopodobniej Maria Treszczan[owa]. W archiwum pisarza za-
chował się list od niej, wysłany do Herlinga-Grudzińskiego do obozu w Jer-
cewie (napisany w Sokółce 3 marca 1941) z informacją o wysłaniu też pacz-
ki. Zob. zdjęcie na s. 31.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Czas „odłożonych piór”. Droga do łagru \ 25

oddany (jak było we Lwowie). W ten sposób odbyły się wybory, o któ-
rych świat się dowiedział z komunikatów sowieckich, że ludność „za-
chodniej Ukrainy i zach[odniej] Białorusi” w 97%, a niejednokrotnie
w 99% optowała na rzecz Związku Sowieckiego, a które w istocie by-
ły ponurą i cyniczną komedią, nie mającą sobie równej w dziejach pro-
cedury wyborczej16.

Znalazłem wreszcie dzięki pożyczkom dwóch przemytników goto-


wych do przerzucenia mnie na Litwę. Jeden z nich nazywał się Mickie-
wicz. Pod takimi auspicjami zaczęła się moja... droga do Rosji. Nasza
furka wyminęła rogatki Grodna o północy i ujechała zaledwie dzie-
sięć kilometrów. Samochód policyjny dognał ją w pustym polu, gdzie
podobne operacje nie zwracały niczyjej uwagi. Mój Mickiewicz był na
usługach NKWD17 (Godzina cieni..., s. 12).

Przesłuchiwany i więziony w Grodnie, Herling-Grudziński zo-


staje skazany na pięć lat więzienia. Oskarżono go o działalność na
rzecz wywiadu niemieckiego (dowodem było niemieckie brzmie-
nie nazwiska) oraz o zamiar walki przeciw ZSRR.
Lato 1940 r. (od czerwca) Herling spędza w celi witebskiego
więzienia,

gdzie większość ubitych jak śledzie w beczce czterystu więźniów stano-


wili Polacy. [Pułkownik NKWD] – ogromny wieprz, obsypany pudrem
i polany obficie adekołończykiem – oświadcza Polakom: Kak swinia
nikogda nie uwidit swoich uszej, tak wy, zakluczonnyje, nikogda bolsze
nie uwiditie niezawisimoj Polszy. Niezależnie od merytorycznej warto-
ści tego proroctwa – komentuje po latach pisarz – zastanawiało mnie
zawsze i dalej zastanawia, dlaczego zwierzętom czworonożnym trud-
niej jest zobaczyć własne uszy niż dwunożnym... (Inny świat).

W listopadzie 1940 r. Herling-Grudziński zostaje przewieziony


do więzienia w Leningradzie, a następnie do Wołogdy.

16
Odpowiedź na ankietę, rękopis, 27 marca 1943; archiwum Gustawa Herlinga-
Grudzińskiego w Neapolu. Ciąg dalszy tego tekstu cytuję ma s. 33.
17
Herling spotka go później w armii generała Andersa.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Łagier

Z Wołogdy przewieziono Herlinga-Grudzińskiego do obozu


pracy w Jercewie pod Archangielskiem.

W roku 1940 Jercewo było już dużym centrum kargopolskiego


ośrodka przemysłu drzewnego z własną bazą żywnościową, z własnym
tartakiem, z dwiema bocznicami kolejowymi i z własnym miasteczkiem
za zoną dla administracji i straży obozowej. Wszystko zostało zbudo-
wane rękami więźniów (Inny świat, s. 37)18.

Jercewo w opinii więźniów uchodziło za najłagodniejszy „łag-


punkt” w rejonie kargopolskim. Do innych – zwłaszcza Aleksje-
jewki drugiej – wysyłano więźniów na powolne konanie. Herling
został początkowo tragarzem w bazie żywnościowej:

wiedziałem, że praca tragarza (...) ma swoje złe i dobre strony. Pracu-


je się wprawdzie niejednokrotnie po dwadzieścia godzin na dobę – za-
leżnie od ilości wagonów na bocznicy kolejowej – i norma dwunasto-
godzinnego dnia pracy wynosi 25 ton mąki w workach lub 18 ton ow-
sa bez worków na człowieka przy odległości 25 metrów od wagonów
do składu, ale baza znajduje się tuż za zoną i można czasem coś ukraść
do zjedzenia. (...) Pracując w bazie, mogliśmy często ukraść bądź ka-
wałek solonej ryby, bądź trochę mąki, bądź wreszcie parę kartofli (In-
ny świat, s. 43-44, 63).

18
Wszystkie cytaty z Innego świata pochodzą z wydania: G. Herling-Grudziński
Inny świat. Zapiski sowieckie, Warszawa 1989. Inne informacje o tej książce –
zob. rozdział II (s. 67) oraz bibliografia (s. 345).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Łagier \ 27

29 czerwca 1941 r., natychmiast po wybuchu wojny między


III Rzeszą a ZSRR (22 czerwca 1941), Herling wraz ze wszystki-
mi cudzoziemcami został usunięty z bazy żywnościowej i przenie-
siony do specjalnie utworzonej brygady nr 57. W lecie pracował
przy sianokosach na porębach leśnych, jesienią i zimą w pobliskim
tartaku i przy wyrębie lasu, do których to prac brygada 57. zosta-
ła skierowana jako pomocnicza.
W lutym 1941 r. Herling-Grudziński przez dwa tygodnie prze-
bywał w obozowym szpitalu z powodu ostrego przeziębienia.
W łagrze miał prawo napisać list raz na miesiąc, z czego skru-
pulatnie korzystał. Otrzymywał listy od rodziny, znajomych i przy-
jaciół, którzy, zdając sobie sprawę, w jakich warunkach przeby-
wa, posyłali mu też ksiązki, prasę, pieniądze i żywność. W archi-
wum pisarza zachowało się kilkanaście listów z tego okresu, m.in.
od wspomnianego wcześniej prof. Juliusza Kleinera, który koń-
czył swój list słowami „Ściskam serdecznie dłoń Pańską i ślę wy-
raz sympatii i szacunku”19.

19
List wysłany ze Lwowa, datowany 25 września 1941. Zob. na ten temat ko-
mentarz Herlinga w Rozmowach w Dragonei.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
28 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Szczególne interesujące są listy, które Herling-Grudziński otrzy-


mywał od rodziny, a zwłaszcza od swego kuzyna Adama Borzęckie-
go20. Ponieważ nie dysponuję żadnymi innymi materiałami, które
zawierałyby tak szczegółowe informacje nt. rodziny Herlinga-Gru-
dzińskiego w tym okresie, przytaczam je niemal w całości:

Gustawie najdroższy!
Przedwczoraj otrzymałem Twoją kartkę z 18. I [1941]21. Skręcałem
się z niepokoju i co rano z niecierpliwością sprawdzałem pocztę. Teraz,
kiedy mam już pewność, że nie ma ograniczeń w utrzymywaniu z To-
bą korespondencji, będę pisywał regularnie co tydzień, nie czekając na
Twoja odpowiedź. Jeśli możesz, pisuj też często i dużo o sobie. Zre-
feruję Ci teraz, jak się sprawa ma z posyłką, którą dobrze rozumiem,
czym może być dla Ciebie. Otóż, kiedyśmy już zebrali wszystko do wy-
słania, uderzyła nas jak obuchem wiadomość, że ze Lwowa nic wysyłać
nie można, prócz książek, gazet. Napisałem natychmiast do Treszcza-
nowej22 z tym, że jej dostarczę jakoś rzeczy, ażeby sama skombinowała
paczkę żywnościową. Gutek! Nie wolno Ci w warunkach, w jakich się
znajdujesz, zastanawiać się od kogo możesz przyjąć paczkę, a od ko-
go nie. Dla niej to może być drobny kłopot, dla Ciebie – cóż ja ci będę
zresztą o tym pisał. Poza tym wysłałem ci już ze Lwowa pieniądze, ze-
szyty, papier, ołówki i książki. Wkrótce pójdą znowu książki i pienią-
dze. Wreszcie Niura znalazła jakieś możliwości wysłania naszej paczki
z prowincji, więc może w najbliższych dniach i ta odejdzie.
Czym był dla mnie pierwszy znak życia od Ciebie – trudno mi opi-
sać. Jak odczułem to, że znajdujesz się w przymusowym obozie pracy
właśnie w Związku Rad! Wiesz, że nie umiem pisać i trudno mi prze-
lać myśl na papier, ale jestem pewien, że mnie rozumiesz. Przyjdzie
przecież czas, gdy będziemy mogli znowu porozmawiać blisko, bez-
pośrednio. W Twojej pierwszej kartce, a raczej liście, takim Twoim, że
dopiero po przeczytaniu go zrozumiałem jak Cię znam i kocham, je-
den był dla mnie punkt jasny – Twoja prośba o książki, papier. Z niej
poznałem, że się trzymasz, że Cię te straszne przejścia nie złamały, że
gdy się zobaczymy, będziesz pełnym hartu mężczyzną, bardziej doj-
rzałym, ale Gustawem. Gutek! Tylko wytrwania, my wszystko zrobi-

20
Na podstawie treści tych listów przypuszczam, że ich nadawcą mógł być Bo-
rzęcki, podpisane są one tylko inicjałami Ad.
21
Błędne datowanie, skoro list został napisany 5 stycznia.
22
Najprawdopodobniej nazwisko kobiety, która w Dzienniku pisanym nocą wy-
stępuje jako „M. z Sokółki”, zob. s. 23.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Łagier \ 29

my, by Ci ulżyć. Kolegium Adwokatów w Białymstoku będzie się sta-


rać o zmniejszenie Ci kary. Pamiętaj, że myślimy o Tobie i ja, i Niura,
i tylu Twoich przyjaciół, i Twoi najbliżsi. Nie muszę Ci uprzytamniać,
jakie wartości reprezentujesz, zdawałeś sobie przecież zawsze z tego
dobrze sprawę. Ja, szarutki człowiek, i wiem to równie dobrze jak Ty.
O wszystkie kompedia do pracy nad sobą alarmuj mnie. Pisz konkret-
nie, jakie książki chciałbyś mieć, czy życzysz sobie otrzymywać jakieś
gazety, etc. Czy chciałbyś nawiązać jakieś kontakty, np. z Kottem lub
kimś podobnym. Guciu! Ja dobrze wiem, jak to jest trudno po wie-
logodzinnej pracy, w warunkach mieszkaniowych, które mogę sobie
wyobrazić, ale chciałbym odgadnąć wszystkie Twe życzenia i to trud-
no mi wyczuć, czy cię gdzieś czymś nie urażę; nie sądź z tego jednak,
że się nie wczuwam w Twoje położenie, że nas warunki życia tak róż-
ne tak oddaliły, iż nie potrafię myśleć inaczej niż przez szkiełka swoje-
go ciepłego pokoju i sytego brzucha.
A teraz postaram się odpowiedzieć Ci po kolei na wszystko, o co
pytasz i napisać o wszystkim codziennym, co Cię może interesować.
A więc przede wszystkim co do Krysi23. Dotąd do nikogo nie napisa-
ła. Z rodzicami Jej jestem nadal w stałym kontakcie. Oni są dobrej
myśli i czekają wiadomości z dnia na dzień. Podałem im adres insty-
tucji moskiewskiej, gdzie się można o miejsce pobytu przebywających
w obozach dopytywać. Oczywiście napiszę Ci natychmiast, gdy tylko
sam będę coś wiedział. Guciu! Czy nie należałoby napisać do Twoich
w delikatnej formie o Tobie. Lunia [?] błaga o wiadomość, są pewni,
że nie żyjesz, piszą, że piszą, że każda wiadomość jest lepsza od nie-
pewności. Dopytują się o Ciebie i z Kielc, i Rzędowscy. A teraz rados-
na wiadomość podana mi przez Salę. Lunia wyszła za mąż. Nie napi-
sali mi, kim jest, a raczej kto jest jej mąż. Już o to zapytałem. Mieszka-
ją wszyscy w Suchedniowie i jest im stosunkowo dobrze. Z Warszawy
natomiast niedobre przychodzą wiadomości. Żydzi duszą się w „geć-
cie”. Moi w Kielcach mają się dobrze. Maniek się uczy. Pytają wszys-
cy o Ciebie. Jeżeli chodzi o Rzędowskich, to Maniek jest w Warsza-
wie, Ignac ma posadę pod Baranowiczami, a Leoś z Franką w okresie
likwidowania sprawy uchodźców zostali wywiezieni do Wołogodzkie-
go obwodu. Pracują w lesie. Radzą sobie. Niura. Od Niury bardzo się
oddaliłem, jest teraz zajęta kimś, kogo, zdaje się, nie znasz. Trochę mi
było ciężko z początku, ale im dalej jestem, tym lżej. Żyję teraz wy-
łącznie nauką. Uczę się, dużo czytam.

23
Krystyna Broniatowska – sympatia Herlinga-Grudzińskiego z czasów studen-
ckich; zob. wspomnienia pisarza w Rozmowach w Neapolu.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
30 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

A teraz przejdziemy do Ciebie znowu. Chciałbym dokładniej wie-


dzieć wszystko o warunkach, w jakich żyjesz. Jakie mieszkanie, ludzie,
co jesz, co masz z ubrania? Jak możesz, pisząc, że jesteś w szpitalu, nie
napisać, dlaczego! Napisz, czy to tylko niegroźne odmrożenie, jak nie-
raz słyszę, czy broń Boże coś poważniejszego. Od Andrzeja otrzymali-
śmy kartę. Ponieważ o niego nie pytasz, więc sadzę, że się z nimi kon-
taktujesz. Czy ta cyfra, przez którą jest 233 łamane, to nr. baraku, czy
jak?24 A teraz uważaj, rzecz b[ardzo] ważna. Kott podał mi nazwisko
swojego kuzyna, który jest lekarzem (o ile go dotąd gdzie indziej nie
przenieśli) w Jercewie i zapewne w tymże szpitalu, bo też nr 233/8 jest
p. Józef Grinhaut. Kott miał mu napisać o Tobie. Porozum się koniecz-
nie z nim. Taka znajomość może wiele ważyć. Napisz, czyś otrzymał
pieniądze, ksiązki i pisz więcej o sobie. Ja nie będę czekał na odpo-
wiedź. Za tydzień napiszę znowu. Czy dochodzą do Was gazety, jakie?
Pamiętaj, pisz, pisz! Każdego Twojego listu czekam z niecierpliwością.
A więc bywaj. Bądź zdrów i silny. Pozdrawiam Cię z całego serca i ca-
łuję mocno. Andrzejowi się pokłoń. Napiszę do niego25.

Guteczku! List Twój otrzymałam, nie odpisałam natychmiast li-


czyłam, że zaraz będę mogła wysłać Ci chociaż część tego wszystkie-
go, o co prosisz. Co okazało się, że nie można na razie wcale wysyłać.
(...) Prawdopodobnie pod koniec marca będzie znowu można przesy-
łać posyłki. Wszystko leży przyszykowane, wyobraź sobie moje zmar-
twienie. Przy tym wszystkim jest i dużo zachodu, bo z Sokółki wcale
wysyłać nie można, trzeba z tym jeździć do innego [wyraz nieczytelny],
wymaga to czasu i drogi (w pierwszą i drugą stronę). My wcale nie mo-
żemy jechać. Przecież z posady nikt nie zwolni. Chciałam załatwić to
w ten sposób, że ktoś, jadąc ze swoją przesyłką, zabierze jednocześnie
i moją. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na razie zatrzymano
– nie można właśnie do Archangielska wysyłać. Nie martw się, posta-
ram się wszystko zrobić, co w mojej mocy. Gdy tylko droga się otwo-

24
„Adresy pocztowe obozów były dwuczęściowe: pierwsza nie różniła się od
adresu zwykłej organizacji (np. „Archangielskaja obł., g. Kargopol (...)), druga
zawierała umowny kod pocztowy, tzw. pocztowyj jaszczik (skrytkę pocztową),
który początkowo składał się tylko z numeru (...). Poza tym sam adres poczto-
wy mógł być umowny, a rzeczywista siedziba zarządu obozu mogła być inna.
Kody pocztowe i adresy używane były przy przesyłaniu jawnej koresponden-
cji, m.in. listów od rodzin i znajomych więźniów”, cyt. za: Łagry. Przewodnik
encyklopedyczny, pod red. N. Ochotina i A. Roginskiego, przeł. R. Niedziel-
ko, Warszawa 1998, s. 79-80.
25
List ze Lwowa, 5 stycznia 1941.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Łagier \ 31

rzy, będę wysyłać częściej. Pisz tylko, co by się Tobie przydało. Może
coś takiego, co by się dało u nas kupić, a u was zamienić na żywność.
Guteczku, bądź dobrej myśli, pamiętam o Tobie. Pisz częściej. (...) wy-
syłam Ci 30 rubli, nie gniewaj się, że tak mało. Postaram się na na-
stępny raz więcej. Paczkę, gdy dostaniesz, będziesz miał: 1 spodnie (?);
1. rubaszkę; 1. koszula; 1. gacie; 1. szczoteczka do zębów; 2 kredy
[wyraz nieczytelny]; 10. machorków; 1 para wełnianych skarpet; 2
pary skarpet; 2 chustki do nosa; inne drobiazgi26.

Gustawie najdroższy!
Powtarzam: obie Twoje karty otrzymałem. Przykre to, że nie wol-
no Ci pisać częściej niż raz na miesiąc – my postaramy się pisać jak
najczęściej. Liczę, że otrzymałeś już kilkakrotnie przesyłki pienięż-
ne i książki. Jeżeli chodzi o te ostatnie, myślałem, że się wścieknę
ze zmartwienia, żem Ci posłał właśnie ten utwór Platona. Wszyst-
ko oczywiście wynikło ze słabego oczytania. Nie wiedziałem, że są
to rozmyślania o śmierci. Ale Gustawie, jesteś za mądry, żeby taka
lektura mogła działać przygnębiająco na Ciebie. Wierzymy, że przed

26
List od Marii Treszczanowej z 3 marca 1941, Sokółka.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
32 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Tobą życie całe, że się wkrótce zobaczymy. Pisałem Ci już, że Kole-


gium Adwokatów będzie się starać – zmniejszenie Ci kary. Czas na-
wet w takich warunkach, w jakich żyjesz, spływa prędko i znowu bę-
dziesz z nami, pośród nas. Gdy będziesz pisał do nas, myśl i pisz wię-
cej o sobie. Dlaczego leżysz w szpitalu? Co to było? Jak Ci tam? Czy
porozumiałeś się z doktorem Grinhautem? Co możesz kupić i coś ku-
pił za pieniądze wysłane Ci? Napisz, jakie książki chciałbyś mieć. Nie-
długo wyślę Ci znowu paczkę książek. Poza tym jest pewna nadzieja
wysłania Ci paczki ubraniowo-żywnościowej. Szanse są jeszcze słabe,
ale są. Postaram się też o „Nowe Widnokręgi”. Przyboś jest ważną fi-
gurą w Związku Pisarzy. A teraz taka sprawa. Musisz nareszcie po-
zwolić na napisanie do Twoich do Suchedniowa o Tobie. Można to
przecież ubrać w odpowiednio łagodna formę – przed ojcem twym
mogą Morek27, Gienia, Lunia sprawę zataić lub przedstawić zupeł-
nie inaczej. Ale zrozum. Otrzymuję zupełnie rozpaczliwe listy. Sa-
dzą, że nie żyjesz. Tak przecież nie można. Przesyłam Ci ostatni list
z Suchedniowa28. Nie wiem, od kogo poszła ta wiadomość, że leżysz
w szpitalu. Niech Ci ten list pisany ręką Twoich najbliższych i mi-
łość do Ciebie, jaka z niego bije, doda sił w wytrwaniu. Masz nie tyl-
ko po co, ale i dla kogo żyć. Ponieważ nie piszą oni nic o sobie, więc
kilka informacyj z Kielc. Jest im raczej nieźle niż „jakoś”. Material-
nie zupełnie dobrze, głodu nie cierpią. A to po tamtej stronie, szcze-
gólnie w większych miastach jest na porządku dziennym i oczywi-
ście cieszą się względną swobodą29. W lecie był u nich Maniuś i Krzyś
Trojecki. Z opisów widzę, że spędzili czas jak my dawniej. W zimie
jeżdżą na nartach. Wszyscy są zdrowi. Gnębi ich tylko myśl o To-
bie. A więc zdecyduj się. W poprzednim liście Lunia pisała, że każ-
da wiadomość jest lepsza od niepewności, że spodziewają się najgor-
szego. Nie wiem, kto im napisał, że leżysz gdzieś w szpitalu. Oczywi-
ście nie może to być w żadnym związku z Twoim pobytem w szpitalu
– tam, list datowany jest 26 XII [19]40. O zamążpójściu Luni już Ci
pisałem. Jeszcze nic nie wiem o jej mężu. Piszą mi tylko z Kielc, że
są b[ardzo] szczęśliwi. Jeż[eli] chodzi o Krysię30, to jest wiadomość
o tyle dobra, że w ostatnim liście do mnie p[ani] Broniatowska pisze:
„O Krysi wiemy, dokąd ją wysłano, ale nie możemy nawiązać z nią
bezpośrednio kontaktu”. Sądzę więc, że jest już kwestią dni otrzyma-

27
Maurycy?
28
List Luni do Adama Borzęckiego z 29 grudnia 1940.
29
„Po tamtej stronie” – prawdopodobnie po stronie okupacji niemieckiej. Autor
listu znajdował się wówczas we Lwowie okupowanym przez ZSRR.
30
Krystyna Broniatowska.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Łagier \ 33

nie wiadomości od niej. Dowiaduję się u Kotta i Axera. Co do Lwo-


wa – zawsze to samo – ja siedzę na politechnice, wyspie odosob-
nionej, i nie widzę nic poza politechniką. Wszystkim, co przychodzi
z zewnątrz mniej się już przejmuję niż dawniej. Trudno ostatecznie
być takim jak Niura31, która fakt najdrobniejszy, przykry rzeczywiście
i smutny, ale drobny, przeżywa tak jak to ona potrafi. List ten miał
być napisany już kilka dni temu, teraz mam huk zajęcia, ale nie chcia-
łem już odwlekać. Dlatego wziąwszy pod uwagę, że posyłam Ci list
z domu, który wiem, czym dla Ciebie będzie oraz list Niury, skończę
tym razem, a przyrzekam solennie napisać Ci znowu za kilka dni list
obszerny. Teraz rzecz taka: ponieważ wolno Ci pisywać tylko raz na
tydzień – pisz tylko do mnie. Jeż [eli] zechcesz do kogoś innego np.
do Treszczanowej napisać – dołącz do mojego listu, a ja wszystkie po-
rozsyłam. Bo tak, pomyśl, będę otrzymywał od Ciebie listy tylko co
parę miesięcy. A teraz całuję cię mocno, z całego serca pozdrawiam
i przesyłam ukłony od wszystkich, którzy Cię znają i o Tobie słysze-
li. Pisz o sobie!32

W listopadzie 1941 r. – cztery miesiące po ogłoszeniu tzw.


amnestii dla Polaków więzionych w ZSRR – Herling-Grudziński
wraz z kilkoma współwięźniami rozpoczął głodówkę, protestując
w ten sposób przeciw przetrzymywaniu go w Jercewie. Bunt więź-
niów w archipelagu GUŁag był wydarzeniem niezwykłym. „Pamię-
tam naszą polską głodówkę w listopadzie 1941 roku – wspominał
pisarz po latach – powitała ją zgroza, obóz odsunął się od niej jak
od zadżumionych” (Dziennik..., 6 IV 1976). Władze łagru ustąpi-
ły przed determinacją więźniów i 19 stycznia 1941 r. Herling-Gru-
dziński został zwolniony z obozu pracy w Jercewie33.
Przez Wołogdę oraz stację kolejową Buj jedzie do Swierdłowska
(dawniej Jekaterynburg), dokąd przybywa 30 stycznia; tu po raz
pierwszy po długiej przerwie zaczyna sporządzać notatki.
Tu też poinformował władze polskie o sposobie wykonywania
przez ZSRR umowy Sikorski–Majski, na podstawie której mieli
być zwolnieni z więzień i łagrów wszyscy obywatele polscy.

31
Niura wysłała do Jercewa list napisany 7 lutego 1941.
32
List z 3 marca 1941.
33
Zob. zdjęcie dokumentu na s. 35.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
34 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Ponieważ we wszystkich więzieniach i obozach koncentracyjnych


sowieckich od Morza Białego i Czarnego, i od Brześcia do Władywo-
stoku obowiązywały te same mniej więcej metody postępowania w sto-
sunku do Polaków, oczekiwać należy, że ich opis znajdzie się w bardzo
wielu wypowiedziach ankietowych. Dlatego pragnę w ramach tej an-
kiety poruszyć tylko dwie sprawy mniej znane i w związku z tym za-
sługujące na tym baczniejszą uwagę. Przypuszczam bowiem, że ankie-
ta niniejsza ma za cel nie tylko p o t w i e r d z i ć dane dotyczące polity-
ki sowieckiej wobec Polski i Polaków, [ale] i w z b o g a c i ć je nowymi
szczegółami (...)34.
Druga sprawa dotyczy wykonywania umowy sowiecko-polskiej z 1
sierpnia 1941 r. przewidującej amnestiowanie polskich więźniów. W trzy
tygodnie po ratyfikowaniu tej umowy przez „Wierchownyj Sowiet” roz-
poczęło się w obozie, w którym przybywałem (Kargopol nad Morzem
Białym, woj. Archangielskie), zwalnianie więźniów. I tu rozpoczęła się
druga komedia. Oto ludzie, których od września 1939 roku ani na chwi-
lę nie opuszczała wiara w ostateczne zwycięstwo sprawy polskiej, któ-
rych nie potrafiły złamać nawet najcięższe przejścia, musieli ze ściśnię-
tym sercem przyglądać się, jak amnestia wraca wolność całej masie roz-
histeryzowanych wyrostków komunistycznych, których zachowanie się
w więzieniach i obozach sowieckich nie zasługiwało nawet na pogardę.
Pół roku trwało oczekiwanie na uwolnienie, pół roku, które spowodo-
wały w nas większą ruin[ę] psychiczną niż półtora [nieczytelne] w wię-
zieniach i obozach. Pół roku bezsilni [dalej nieczytelne].
1 grudnia 1941 r. wraz z kilkoma przyjaciółmi ogłosiłem strajk
głodowy pierwszego stopnia (bez przyjmowania wody). Oświadczono
mi, że za sabotaż będę postawiony pod Trybunał wojenny i osadzony
w izolatorze. Po ośmiu dniach głodówki, wobec nie przerywania jej,
zezwolono mnie i moim towarzyszom zadepeszować do naczelnego
Prokuratora ZSRR i do Ambasadora RP w Kujbyszewie. Jednocześnie
otrzymałem oficjalne zawiadomienie od Prokuratora Obozu Kargo-
polskiego, Safonowa, o treści następującej: „Wy zadierżan w lagere do
osobowo razporiażenia NKWD po dyspozicjam Moskwy”. Przerwa-
łem głodówkę w przekonaniu, że jest to wszystko, co mogę chwilo-
wo wywalczyć, i skrajnie wyczerpany w nieludzkich warunkach izola-
tora (domek wielkości budy dla psa). Jednocześnie teraz już zupełnie
jasno zobaczyłem, że niezależnie od nie pozostawiającej żadnej wąt-
pliwości umowy o amnestii, rząd sowiecki uprawia bezczelnie wobec
Polaków swoją własną politykę. Że zwalniając z obozów i więzień Po-
laków według swego „widzimisię” (osoboje rozporażenje) stwarza, po

34
Podkreślenia autora. Opuszczony fragment cytowałem w całości na s….

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Łagier \ 35

pierwsze, precedens wglądania w sprawy polskie, a po drugie zatrzy-


mując ludzi niewygodnych, już teraz przygotowuje warunki korzyst-
niejsze dla ostatecznej rozgrywki o wschodnie granice.
Zostałem z obozu zwolniony 20 stycznia 1942 roku najwyraźniej
na skutek czyjejś interwencji.
Prawdziwość powyższego potwierdzić mogą: p. Olga Mirono-
wiczowa, urzędniczka ze Lwowa, plut[onowy] zaw[odowy] Ryszard
Król, plutonowy Alojzy Tomala ze straży granicznej, porucznik Jan
Urbaniec, naczelnik urzędu pocztowego w Borszczowie, inżynier Eu-
geniusz Mücke, dyrektor dawidgródzkiej Ordynacji Radziwiłłowskiej,
porucznik Bolesław Czubak, prof[esor]. gimnazjum w Nadwornej, dr
Gry[Czy?]niewski, lekarz ze Lwowa i częściowo ks. kapelan Marek
Maszkiewicz.
Uważam również za swój obowiązek zaznaczyć, że o wszystkim tym
meldowałem przedstawicielom naszych władz wojskowych w Swier-
dłowsku, którzy żywiąc dla sprawy wykonywania umowy polsko-so-
wieckiej nieuzasadniony niczym entuzjazm w miejsce rozsądnej ostroż-
ności – zachowali wobec moich doniesień jak najdalej posuniętą re-
zerwę.
Kan[onier] Gustaw Herling-Grudziński, student U.J.P. w Warsza-
wie; 3 K.P.A.L. – II Dywizjon. 27 III 194335.

35
G. Herling-Grudziński, [Odpowiedź na ankietę, 27 marca 1943], rękopis, dz.
cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
36 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Z Jekaterynburga Herling wyrusza do Czelabińska, gdzie znaj-


duje się najbliższa misja wojskowa Armii Polskiej gen. Władysława
Andersa. Z Czelabińska wyjeżdża na początku lutego i przez Orsk,
Orenburg, Aktiubińsk, Aralsk, Kyzył, Orda, Arys, Czikment, Dzi-
zak, Samarkandę oraz Dżambuł 9 marca 1942 r. dociera do miej-
scowości Ługowoje w Kazachstanie. Wspomni ten moment w póź-
niejszej rozmowie z Józefem Czapskim:
Dotarłem do formującej się w Ługowoje, w Kazachstanie, 10. Dy-
wizji, na początku marca 1942 r., po półtoramiesięcznej wędrówce
z łagru nad Morzem Białym. U kresu sił, w łachach obozowych, wy-
głodniały, pokryty wrzodami. Skierowano mnie do namiotu, w którym
było paru postawionych już jako tako na nogi żołnierzy, też więźniów
czy zesłańców, pozwolono mi nazajutrz przeleżeć na sienniku pobud-
kę. Nie należy, grzebiąc w pamięci, wstydzić się akcentów sentymen-
talnych. Kiedy usłyszałem śpiew po polsku, dziękowałem Bogu, że je-
stem w namiocie sam. Może wszyscy ci półżywi tułacze z łagrów i ze-
słania płakali pierwszego dnia po przebudzeniu w wojsku? Byliśmy
armią więźniów dowodzoną przez więźnia i odbudowaną za oporną
zgodą nadzorców więziennych36.

7
Herling-Grudziński trzeci od lewej w czwartym rzędzie od góry.

36
Zob. H.L. Kandulski [Z. Kudelski], O Herlingu-Grudzińskim, „Arka” 1987,
nr 18, s. 31.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Droga na Monte Cassino

12 marca Herling-Grudziński zostaje przyjęty do 10. dywizji


piechoty. 26 marca następuje wyjazd: przez Dżambuł, Arys, Tasz-
kient, Dzizak, Samarkandę, Bucharę, Dżardżan i Aszchabad 10.
dywizja dojeżdża do Krasnowodska nad Morzem Kaspijskim. 30
marca odpływa do Persji (Iranu), 2 kwietnia przybywa do Pahle-
wi. W dzienniczku podróży wyjazd z ZSRR odnotowuje zdaniem
o kraju, „w którym można zwątpić w człowieka i sens walki o to,
aby mu było lepiej na ziemi” (Inny świat, s. 313).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
38 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Razem z armią gen. Andersa wyrusza Herling do Iraku, a na-


stępnie przez Palestynę i Egipt trafia do Włoch; pułk, w którym
służył, zszedł na ląd w porcie Taranto w grudniu 1943 r. Herling-
-Grudziński był wówczas chory – przewieziono go do brytyjskie-
go szpitala wojskowego w Nocera, gdzie „przeleżał w tyfusowej
gorączce” ponad trzy miesiące37. W szpitalu w Nocera 10 mar-
ca 1944 r. przyjął chrzest w wyznaniu rzymskokatolickim. Po wy-
zdrowieniu został przeniesiony – na rekonwalescencję – do Soren-
to. W końcu marca 1944 r. Herling-Grudziński poznał osobiście
jednego z intelektualnych mistrzów swej młodości, włoskiego filo-
zofa Benedetta Crocego. Zaczął bywać w jego willi, gdzie uczestni-
czył w dyskusjach dotyczących przeszłości i przyszłości Włoch. Po-
znał wówczas Lidię Croce, która po latach została jego żoną.
W maju 1944 r. Herling-Grudziński wziął udział w bitwie pod
Monte Cassino jako radiooperator artylerii w 3. Dywizji Strzel-
ców Karpackich. Za udział w tej bitwie otrzymał krzyż Virtuti Mi-
litari.

37
Warto pamiętać, że na tyfus zmarła w Kielcach w 1932 r. matka Herlinga-Gru-
dzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Droga na Monte Cassino \ 39

W dwudziestą rocznicę tej bitwy napisał:

Bezładne strzępy wspomnień. Czarna luka podejścia nocą z 16 na


17 maja, w owiniętych workami butach, na wzgórze 593 aż do chwi-
li, gdy Niemcy, zawiesiwszy na niebie rakietę, noc zamienili w jasny
dzień, a drogę naszego patrolu w jatkę. Jak dobrnęliśmy mimo to, ob-
serwator artyleryjski i ja z aparatem radiowym na plecach, pod sam
szczyt wzgórza wśród padających dookoła piechurów? Jak przez cały
dzień 17 maja prowadziliśmy ogień artylerii z płytkiej rozpadliny skal-
nej, w bezpośrednim zasięgu bunkrów niemieckich? (...) Była to bez
wątpienia bitwa wielka. Pragnęliśmy jej, żyliśmy z myślą o niej w Pale-
stynie, w Iraku, w Egipcie, szkoląc się na pustyni, nasłuchując wiado-
mości z Polski. Łatwo dziś twierdzić, że w pięć miesięcy po Teheranie
była już politycznie zbyteczna. Równie łatwo wydać dziś podobny, jeśli
nie bardziej stanowczy, sąd o Powstaniu Warszawskim. Istnieją procesy,
które raz wprawione w ruch i ciągle podsycane nie dają się powstrzy-
mać o krok bez ryzyka duchowej kapitulacji na długie lata. (...) Miesz-
kam od lat blisko dawnego pobojowiska, zdarza mi się więc pokazy-
wać je przyjeżdżającym w te strony przyjaciołom i znajomym. Kiedyś
powiedziałem komuś, że jest to ostatni cmentarz Rzeczypospolitej38.

Tak, wielka bitwa, wolno o niej myśleć z dumą, a przecież z upły-


wem lat nad wszystkim, choćby nad tym łażeniem moim między gro-
bami, unosi się natarczywiej poczucie klęski. Wiele jest powodów, dla
których miałbym prawo być tutaj pochowanym (...), po bitwie wciąg-
nięto mnie na listę poległych, wychodząc pewnie z założenia, że ze
szczytu 593 droga wiodła jedynie do grobu (Dziennik..., 18 V 1974).

Wkrótce po bitwie pod Monte Cassino Herling-Grudziński


wziął jeszcze udział w bitwach pod Anconą i na tzw. linii Gotów.
Później został skierowany do Szkoły Podchorążych Rezerwy Arty-
lerii w Matera, gdzie awansował do stopnia kaprala.

38
G. Herling-Grudziński, Ostatni rozdział. Zamiast posłowia, w: tegoż, Godzina
cieni. Eseje, Kraków 1991, s. 363-364.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
40 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

10

11

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Powrót do pióra

Zakładając żołnierski mundur, Gustaw Herling-Grudziński


wkroczył także na przerwane szlaki wędrówek pisarskich. Biorąc
karabin, wziął też do ręki pióro.
Artykuły pisał już w 1942 r. O jednym z nich zachował się ko-
mentarz w trudno czytelnym liście, którego autor stwierdzał:

Artykuł Szanownego Pana otrzymałem. Jest ciekawy i ważny. Mo-


wy jednak nie ma, by tu mógł się ukazać. Cenzura palestyńska w spra-
wach dotyczących stosunków z Rosją jest specjalnie surowa39.

Od roku 1943 artykuły Herlinga-Grudzińskiego pojawiają się


w „Kurierze Polskim” w Bagdadzie, w jerozolimskim miesięczni-
ku „W drodze”, w „Dzienniku Żołnierza APW”, w „Ochotniczce”,
a przede wszystkim w „Orle Białym”, tygodniku II Korpusu.

Irak, Palestyna, Włochy – to był okres świetności „Orła”. Pamię-


tam, z jaką niecierpliwością oczekiwano każdego nowego numeru
w oddziałach, jak podawano go sobie w namiotach z rąk do rąk, dys-
kutując ważniejsze artykuły. Tygodnik był żywy, wojowniczy, niezależ-
ny. Długa lista publicystów: Piestrzyński, Racięski, Józef Poniatowski,
Szułdrzyński, Adolf Bocheński, Gerat, Strzetelski, Ulatowski. Reporte-
rzy Wańkowicz, Bielatowicz, Mieroszewski (tak, wtedy reporter), Do-
mański, Czapski o malarstwie. Poeci Olechowski, Broncel, Obertyń-

39
Stanisław [nazwisko nieczytelne], List z Tel Awiwu, 12 września 1942. Archi-
wum G. Herlinga-Grudzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
42 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

ska, Broniewski, Kobrzyński, Międzyrzecki. 30 maja ukazał się artykuł


Sprawa Michajłowicza z białymi plamami: po raz pierwszy dała znać
o sobie angielska cenzura wojskowa. Odtąd białe plamy zadomowi-
ły się w „Orle” na dobre z nadrukiem skonfiskowano. Konfiskowano,
rzecz jasna, wszystkie uwagi krytyczne o potężnym sojuszniku, łącznie
z artykułem o dzieciach ewakuowanych z ZSRR40.

12

13

40
Cyt. za: H.L. Kandulski [Z. Kudelski], O Herlingu-Grudzińskim, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Powrót do pióra \ 43

14

15

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
44 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

16

17

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Powrót do pióra \ 45

18

19

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
46 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

20

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
9. Żywi i umarli

Owocem eseistycznej i publicystycznej działalności była wów-


czas niewielka, ale bardzo ważna w dorobku Herlinga-Grudziń-
skiego książka Żywi i umarli z przedmową Józefa Czapskiego,
opublikowana w Rzymie w 1945 r.
Na książkę złożyły się szkice powstałe w latach 1943–1945. By-
ły to przede wszystkim wspomnienia o pisarzach zmarłych w cza-
sie wojny, m.in. o Karolu Ludwiku Konińskim, o Karolu Irzykow-
skim i o Wacławie Berencie. Szkice te to jakby epitafium dla for-
macji intelektualnej lat trzydziestych, z którą Herling-Grudziński
był najsilniej związany, a której losy zdruzgotała wojna.
Mniej więcej w tym samym czasie (1945–1947) Herling-Gru-
dziński napisał wstępy do Ksiąg pielgrzymstwa i narodu polskiego
Adama Mickiewicza, do Filozofii romantyzmu polskiego Stanisła-
wa Brzozowskiego oraz do antologii opowiadań wojennych. Te
nowe szkice były już świadectwem poszukiwań podstaw ideowych
dla programu nowej emigracji.
Wobec dwóch tradycji Herling-Grudziński opowiedział się
wówczas negatywnie: wobec tradycji radykalizmu rewolucyjno-
społecznego (faszyzm, komunizm, nazizm), którego źródła do-
strzegał w sytuacji spowodowanej przez I wojnę światową, oraz
wobec tradycji polskiego mesjanizmu jako koncepcji istnienia na-
rodu w historii.
Mesjanizm romantyków, twierdził Herling-Grudziński, narzu-
cił polskiej myśli społecznej „cztery zasadnicze jarzma”: fałszy-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
48 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

wie rozumianą jedność i megalomanię narodową, egzaltowaną re-


ligię patriotyzmu (choć Herling doceniał jej wkład w podtrzyma-
nie uczuć patriotycznych i ideę „pielgrzymowania dla wolności”),
a przede wszystkim kult przeszłości oraz kult cierpienia, prowa-
dzące – zdaniem Herlinga – do postaw pasywistycznych.
W dążeniu do rewizji podstaw narodowej psychiki autor Ży-
wych i umarłych zbliżał się wówczas do koncepcji, które najpeł-
niej rozwinął wkrótce Witold Gombrowicz – natomiast Herlingo-
wi dostarczył inspiracji Stanisław Brzozowski.
Z kolei krytykując prosowiecką politykę Zachodu i powtarza-
jąc Mickiewiczowską modlitwę o „wojnę powszechną za wolność
ludów”, bliski był myślom, które najdobitniej sformułuje wów-
czas inny pisarz emigracyjny – Józef Mackiewicz. Druga wojna
światowa – zdaniem Grudzińskiego – przyniosła narodom Europy
Wschodniej nie tyle doświadczenie masowej zagłady na polach bi-
tew (było ono znane od czasów I wojny światowej), co utratę wol-
ności, przekreślającą wiarę w sens ofiar wojennych i w ideę po-
koju (pojałtańskiego). Równocześnie Herling-Grudziński krytyko-
wał jednostronny sposób przedstawiania wojny w literaturze, tzn.
przemilczanie istnienia sowieckich obozów koncentracyjnych.

21

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Emigrant

Decydując się w 1945 r. nie wracać do Polski, Herling-Grudziń-


ski stał się emigrantem z wyboru. Emigracja była dla niego – po-
dobnie jak dla jego przyjaciół z kręgu „Kultury” – rodzajem powo-
łania, misją, dalszym ciągiem walki o niepodległość kraju, służbą
społeczną, a także, w innym już wymiarze, osobistym nieszczęś-
ciem. Od samego początku Herling stał się jednym z najaktywniej-
szych twórców myśli emigracyjnej.
Po zakończeniu kampanii włoskiej Herling-Grudziński prze-
niósł się do Rzymu, gdzie został członkiem redakcji „Orła Bia-
łego”; do końca 1946 r. kierował działem literackim tego pisma.
W tym czasie został członkiem zarządu rzymskiej sekcji polskie-
go PEN-clubu i poślubił malarkę Krystynę Domańską (primo vo-
to Stojanowską).
Po ewakuacji II Korpusu do Anglii Herling pozostał w Rzymie.
Zajął się wówczas – jako jeden z założycieli – organizowaniem In-
stytutu Literackiego i miesięcznika „Kultura” (numer 1 ukazał się
w czerwcu 1947). Redaktorem naczelnym pisma był od początku
Jerzy Giedroyc, ponadto zespół tworzyli Zofia i Zygmunt Hertzo-
wie oraz Józef Czapski. Nie zdecydował się jednak na wyjazd do
Francji, gdzie przeniosła się redakcja „Kultury” (najpierw do Pa-
ryża, potem do Maisons-Laffitte), lecz wyjechał wraz z żoną do
Londynu i rozpoczął bliską współpracę z tygodnikiem „Wiadomo-
ści”, redagowanym przez Mieczysława Grydzewskiego. Zamiesz-
kał wówczas w Domu Pisarza Polskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
50 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

22

23

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Emigrant \ 51

Był to jeden z najbardziej aktywnych okresów w twórczości


Herlinga. Ogłosił wtedy dziesiątki artykułów i recenzji, prowa-
dził intensywną korespondencję z wieloma pisarzami na emigracji
i w kraju (m.in. z M. Dąbrowską; jednak najwięcej listów wymie-
nił z W. Żukrowskim).

24

25

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
52 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

26

Po samobójczej śmierci żony, Krystyny, w końcu 1952 r. Her-


ling-Grudziński przeniósł się do Monachium, gdzie podjął pracę
w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Był kierownikiem dzia-
łu kulturalnego, prowadził przegląd publikacji krajowych, miał też
stały, wygłaszany pod pseudonimem felieton List do komunisty.
Notabene Jan Nowak, ówczesny dyrektor rozgłośni, proponował
prowadzenie tej audycji Czesławowi Miłoszowi, który odmówił.
Okres ten Herling-Grudziński wspomina niechętnie jako „zły
czas”, gęsty od rozpamiętywania osobistej tragedii41.
Zaczął wówczas drukować w pismach włoskich, a w 1956
r. nawiązał przerwaną współpracę z „Kulturą”. Członkiem re-
dakcji i jej włoskim korespondentem pozostał do 1996. W la-
tach 1997–2000 Herling-Grudziński publikował w dodatku ty-
godniowym „Plus-Minus” do dziennika „Rzeczpospolita” (War-
szawa). Dużo tłumaczył – z angielskiego, włoskiego i rosyjskiego;
przede wszystkim utwory narracyjne, ale także kilka sonetów
Shakespeare’a.

41
Zob. Rozmowy w Neapolu.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Emigrant \ 53

W listopadzie 1955 r. Herling-Grudziński zamieszkał na sta-


łe w Neapolu. W tym samym roku przyjaciele pisarza, Ignazio Si-
lone i Nicola Chiaromonte, zaprosili go do współpracy z pismem
„Tempo Presente”, która trwała do 1968 r. Herling współpraco-
wał także z innymi pismami włoskimi, m.in. z „Il Corriere della
Sera”, „Elsinore”, „L´Espresso”, „La Fiera Letteraria”, „Settan-
ta”, „Il Giornale”.
Swoje credo pisarza emigracyjnego sformułował Herling w 1961
r. w „Kulturze”:

Mieszkam w Neapolu w oderwaniu (...) od większych skupisk pol-


skich na emigracji. (...) Włoski jest pierwszym napotkanym przeze
mnie w wędrówce po świecie językiem obcym, do którego mam sto-
sunek bardziej osobisty, oparty nie tylko na gładkiej i poprawnej znajo-
mości, lecz także pewnym głębszym wyczuciu. Jest to język posiadają-
cy dla mnie dużo, z każdym dniem więcej, uroku. Pisuję czasem drob-
ne rzeczy do pism włoskich i, jak widzę, nie wymagają one znacznych
poprawek przed oddaniem do druku. A przecież pisując dorywczo i dla
zarobku po włosku, mam takie uczucie, jakbym dotykał tego języka
przez grubą rękawiczkę. Nie zaś jak w wypadku własnego języka, bez-
pośrednio – cienką i unerwioną skórą na nagich dłoniach. (...) Pisarz
da się przyrównać metaforycznie do rzeźbiarza: jeśli zdołał wywieźć
ze swego kraju ojczystego blok surowca językowego, może w nim kuć
z powodzeniem przez całe życie nawet na obczyźnie. Często oderwa-
nie mu sprzyja: odnajduje wyczulonymi palcami w materiale własnego
języka kształty i formy, do jakich nie dotarłby może nigdy, żyjąc pod
nieustannym naciskiem żywej mowy; dostrzega wyostrzonym wzro-
kiem i słyszy czujniejszym uchem barwę słów i kadencję zdań uchwyt-
ną, być może, jedynie w izolacji i ciszy. Reszta jest sprawą wyobraźni,
wrażliwości intelektualnej, inteligencji, doświadczeń, obserwacji, roz-
myślań, marzeń, poszukiwania stylu; czyli problematyki tkwiącej w sa-
mej literaturze, a nie w języku („Kultura” 1961, nr 6).

Po latach, udzielając wywiadu Bronisławowi Wildsteinowi,


Herling wyznał:

Dla mnie ważne jest przede wszystkim to, co piszę po polsku i ja-
ka jest reakcja czytelników polskich. (...) Mieszkam we Włoszech trzy-
dzieści lat, znam dobrze włoski, ale nigdy bym się nie odważył napisać
poważniejszej rzeczy w tym języku. Był czas, że zajmowałem się dzien-
nikarką we Włoszech i pracowałem w rozmaitych dziennikach, tygo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
54 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

dnikach i miesięcznikach; kiedy przychodził dzień napisania zamówio-


nego tekstu, była to dla mnie mała tortura. Radość, choćby ciężko oku-
pioną, daje tylko pisanie we własnym języku42.

***

W roku 1962 Gustaw Herling-Grudziński starał się o wizę na


przyjazd do Polski, ale jej nie otrzymał. W aktach Instytutu Pamię-
ci Narodowej w Warszawie zachowało się kilkanaście dokumen-
tów dotyczących tej sprawy43.
3 marca 1962 Herling-Grudziński wysłał następujący list do
swojej siostry, Łucji Utnikowej:

Moja kochana, wczoraj złożyłem w Rzymie podanie o wizę. Chciał-


bym jechać 1 czerwca na trzy miesiące, jako wysłannik dziennika so-
cjalistycznego „La Giustizia”. Do podania dołączyłem list redaktora
akredytujący mnie na 3 miesiące w roli wysłannika specjalnego. Zazna-
czyłem w rozmowie z konsulem, że mogę jechać tylko 1 czerwca i nie
krócej niż na trzy miesiące. Przyjęto mnie bardzo życzliwie, a nawet
serdecznie, ale powiedziano mi, że oczywiście decyzja należy do War-
szawy. Byłby to dla mnie cios, gdyby nadeszła odpowiedź odmowna.
Tymczasem jednak, będąc jak najlepszej myśli, chciałbym od Cie-
bie otrzymać o d w r o t n ą p o c z t ą odpowiedź na parę interesują-
cych mnie pytań. Zamierzam dużo jeździć, ale moją bazą będzie War-
szawa, zwłaszcza przez cały czerwiec. W związku z tym: czy mógłbym
podczas moich warszawskich pobytów mieszkać u M o r k ó w. Wy nie
wchodzicie chyba w grę, bo macie przecież tylko jeden pokój, chociaż
z Twojego listu widzę, że mógłbym skorzystać z pierwszej połówki Wa-
szego urlopu i drugą połowę czerwca spędzić samotnie na Bohomolca.
Nie wiem naturalnie, czy to jest możliwe, napisz mi więc dokładnie,
na co mogę liczyć ze strony rodziny, jeśli chodzi o kwaterunek. Ponie-
waż w moich planach jest sporo podróży, muszę mieć sporo także for-
sy. Wezmę od A l d y 44 upoważnienie za odbiór honorarium za drugie
wydanie „Zarysu estetyki”. Nie załatwia to jednak sprawy, a raczej za-
łatwia ją najwyżej na miesiąc. Słyszę, że najlepszym rozwiązaniem jest

42
Radość daje pisanie we własnym języku. Z Herlingiem-Grudzińskim rozmawia
B. Wildstein, „Kontakt” 1985, nr 7–8.
43
Sygnatura akt BU01218/24934.
44
Alda Croce, córka Benedetta Crocego, siostra Lidii, żony Gustawa Herlinga-
-Grudzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Emigrant \ 55

przekazanie stąd pieniędzy przez PKO; wypłacają 74 złote za dolara.


We Włoszech nie ma PKO, ale mógłbym to zrobić przez oddział pa-
ryski. Czy nie miałabyś nic przeciwko temu, gdybym przed wyjazdem
przekazał (via PKO w Paryżu) 300 dolarów na Twój adres. I czy nale-
żałoby to zrobić, wskazując jako odbiorcę Ciebie, czy też na moje na-
zwisko z podaniem mojego adresu?
Pojechałbym chyba samolotem. Linia LOT-u kursuje dwa razy w ty-
godniu: odlot o 9ej rano z Rzymu, przylot na Okęcie około 17ej. Po-
nieważ wszystkie wyżej wspomniane operacje trochę zapewne potrwa-
ją, będę musiał pożyczyć sobie od Was jakąś sumkę na pierwszy okres.
Do zrobienia? Nie jest wykluczone, jeśli wszystko dobrze pójdzie, że
na ostatnie dwa tygodnie mojego pobytu (druga połowa sierpnia) spro-
wadzę Lidię. Marzy ona o zobaczeniu Polski.
Czekam więc na Twoją natychmiastową odpowiedź. Decyzja
w sprawie wizy powinna przyjść pod koniec maja: jeśli będzie pozy-
tywna, zadepeszuję dzień i godzinę przylotu. Mam nadzieję, że ktoś
z Was przyjedzie na lotnisko, bo będę bez grosza. Ściskam Was bardzo
mocno. Oby, oby!...45

Rzym, dnia 24 kwietnia 1962 r.


Ministerstwo Spraw Zagranicznych,
Departament Współpracy Kulturalnej i Naukowej,
V-ce Dyrektor J. Daniłowicz, Warszawa.
Przed paroma dniami zwrócił się do mnie telefonicznie z zapyta-
niem Herling-Grudziński, czy byłby możliwy jego wyjazd do Polski,
na 2–3 tygodnie, celem „obejrzenia rzeczywistości krajowej” i ewentu-
alne przygotowania artykułów dla prasy emigracyjnej. Powiedziałem,
że trudno mi dać odpowiedź, ale że zdaje sobie z pewnością sprawę,
iż doświadczenia z „reportażami z Polski”, publikowanymi np. przez
„Kulturę”, są bardzo niezachęcające. Zgodził się z tym i oświadczył, iż
właśnie brak rzetelnych i poważniejszych artykułów o kraju w prasie
emigracyjnej jest przyczyną jego decyzji.
Dodał, że nie interesowałyby go środowiska artystyczno-intelek-
tualne, lecz raczej życie wsi, rozwój przemysłowy, życie mas społecz-
nych itp.
Obywatelstwa włoskiego na razie nie posiada, wziąłby je jednak,
gdyby wyjazd do kraju okazał się możliwy – celem zapewnienia sobie
powrotnego wjazdu do Włoch.

45
Maszynopis.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
56 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Ambasadzie trudno jest w jakiejkolwiek mierze opiniować, czy de-


klaracje Herlinga-Grudzińskiego są szczere, tym bardziej zaś niemoż-
liwe jest z naszej strony gwarantować pożytku czy choćby tylko nie-
szkodliwości tego wyjazdu.
Andrzej Wasilewski I Sekretarz Ambasady.

11 maja 1962 r. naczelnik wydziału VII Departamentu II MSW


został poinformowany, że Łucja Utnikowa otrzymała dokument od
„nieznanego nadawcy z Włoch”. Kopię tego dokumentu przeka-
zano MSW. Adresat pisma zalecił, żeby ustalić, o kogo chodzi i za-
jąć się nim z chwilą przyjazdu do Polski46.
12 maja 1962 r. mjr St. Szabla sporządził następującą notatkę
służbową:

G. Herling-Grudziński Wydz. VII Dept[amentu] II nie jest zna-


ny. Wydz IV Dept[amentu] posiada infor[macje] charakteryzujące je-
go osobę i charakteryzujące jego działalność zawodową i polityczną,
stwierdzające, że jest on wrogiem socjalizmu i że jego zainteresowa-
nia wychodzą daleko poza zainteresowania publicystyczno-literackie.
Podobne informacje posiada Dept. III Wydz. IV oraz Dept. I. Spra-
wę wyjazdu G. Herlinga-Grudzińskiego do Polski rozpatrywał już
Dept[atrament] III i doszedł do wniosku, że przyjazd jego do Polski
jest niepożądany. Ostateczne stanowisko w tej sprawie zastrzegł sobie
jednak tow. Wojtasik, Naczelnik Wydz. W Dept. I.
Tow. Wojtasik podtrzymał o d m o w ę47.

18 maja 1962 r. w MSW sporządzono notatkę służbową, w któ-


rej poinformowano o wynikach sprawdzenia tożsamości „Górzyń-
skiej-Utnik Łucji na podstawie akt BDO nr DG 111662”. W no-
tatce informowano, że Łucja Herling-Grudzińska w czasie oku-
pacji używała nazwiska Górzyńska „celem uchronienia się przed
prześladowaniem okupanta”. W Wojsku Polskim służyła w latach
1944–1950, w 1950 wystąpiła oficjalnie o zmianę nazwiska ro-
dzinnego na Górzyńska, w r. 1960 wyszła za mąż za Mariana Utni-
ka”48.

46
Tym dokumentem był cytowany wyżej list do Łucji Utnikowej. Herling-Gru-
dziński go nie podpisał – raczej przez nieuwagę niż celowo.
47
Rękopis. Podkr. w dokumencie.
48
Notatka niepodpisana, bez adresata.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Emigrant \ 57

18 maja 1962 Naczelnik Wydz III Biura Rejestracji Cudzoziem-


ców MSW, odpowiadając na pismo Departamentu Konsularnego
MSZ, poinformował, że nie wyraża zgody na przyjazd do PRL
Herlinga-Grudzińskiego.
18 czerwca 1962 Dept. III informował Biuro Rejestracji Cudzo-
ziemców, ze T. Borowczak z Dept. III „żąda, by decyzję odmow-
ną utrzymać w mocy”.
25 czerwca 1962 naczelnik wydziału I BRC MSW, mgr kpt.
E. Tomaszczyk nie wyraził zgody na wydanie Herlingowi-Grudziń-
skiemu wizy wjazdowej do Polski.

Ściśle tajne!
Wyciąg korespondencyjny nr 10380 z Rzymu dn. 13.7.62.
Tow. Willmann depeszą nr 454 z 12 b.m. podaje:
Do Wasilewskiego zwrócił się Alberto Moravia z prośba o wyda-
nie wizy Herlingowi-Grudzińskiemu. Podkreślił, że ręczy osobiście za
uczciwe zamiary tego wyjazdu.
Ze względu na znaczenie Moravii w tut. opinii Ambasada prosi
o rozważenie sprawy. Wydział VII Departamentu II MSW49.

24 sierpnia 1962 informowano na podstawie nasłuchu radio-


wego, że RWE podała informacje o odmówieniu Herlingowi-Gru-
dzińskiemu wizy wjazdowej do Polski.
7 maja 1964 w MSW proszono o informacje o Herlingu-Gru-
dzińskim i o „teczkę cudzoziemca”. 1 lipca 1964 informowano, że
zamieścił on w piśmie „Na antenie” artykuł na temat działalności
urzędu cenzury w PRL (wcześniej nadany w RWE).
20 lutego 1967 pytano, czy celowe jest pozostawienie Herlin-
ga-Grudzińskiego w indeksie osób niepożądanych w PRL.

Ś c i ś l e t a j n e!
Wyciąg korespondencyjny nr 12597 z Rzymu dn. 25.8.62.
Tow. Wielgosz depeszą nr 578 z 23.8 62 r. podaje: Wasza 10089.
Herling zwrócił się po wizę w końcu kwietnia. Pismo nt. rozmowy
Wasilewski przesłał do Daniłowicza za numerem 567/88/62 z 24 kwiet-

49
Adresaci notatki: towarzysze Birecki i Roszak.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
58 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

nia b.r. 22 maja przyszła kurierem odmowa wizy. Gdy Herling zgło-
sił się, Wasilewski przekazał mu decyzję odmowną. H.[erling] zapytał,
czy możliwe jest ponowne rozpatrzenie sprawy z uwagi na to, że Sara-
gat przywiązuje dużą wagę do tego wyjazdu i nie pozostawiłby odmo-
wy wizy dla wysłannika „Giustizii” bez publicznej odpowiedzi. 12 lip-
ca w sprawie wizy dla H.[erlinga] telefonował do W.[Wasilewskiego],
o czym informowaliśmy depeszą 454. W. odpowiedział, że w drodze
wyjątku zwrócimy się o ponowne rozpatrzenie sprawy.
26 lipca – H. zapytał telefonicznie W., czy nie ma dla niego nowych
wiadomości i otrzymał odpowiedź, że zgodnie z obietnicą zwróciliśmy
się o ponowne rozważenie sprawy, ale nie ma na razie odpowiedzi. Na-
zajutrz ukazał się artykuł w „Giustizii” (claris 480 z 27.7) oraz notatka
w „Popolo”. 30.7. Silone przysłał list, który zgodnie z waszą 9447 zo-
stał mu odesłany. 6.8. ukazała się prowokacyjna wobec ambasady no-
tatka w „Espresso”(claris 501). Naszym zdaniem sprawa jest obecnie
przebrzmiała i nie warto wznawiać jej w prasie ani w rozmowach.
/-/ Wielgosz50.

20 marca 1962 płk A. Malik z III Departamentu MSW prosił


o pozostawienie nazwiska Herlinga-Grudzińskiego w indeksie. 22
marca 1962 potwierdzono, że Herling, który zaprosił Utnika do
Włoch, znajduje się w indeksie osób niepożądanych w PRL.
Weryfikacje osób znajdujących się na indeksie podjęto ponow-
nie w 1970. Wówczas z pytaniem o nazwisko Herlinga-Grudziń-
skiego wystąpił do Departamentu III Dyrektor Kontroli Ruchu
Granicznego, gen. E. Dostojewski. 3 lipca 1970 Departament III
podtrzymał decyzję.
9 marca 1968 r. sprawdzano Mariana Utnika i Herlinga-Gru-
dzińskiego w związku z jego zamiarem wyjazdu do Włoch na za-
proszenie tego ostatniego51.
17 marca 1976 r. – odpowiadając na pismo z 28 II 1976 r. – za-
stępca Dyrektora Departamentu I MSW, płk W. Młynarski zwró-

50
Adresat notatki: tow. Wiśniewski.
51
Marian Utnik wizę otrzymał. Po przyjeździe do Włoch natychmiast poinfor-
mował Herlinga-Grudzińskiego, że w MSW zażądano od niego, żeby po po-
wrocie napisał raport nt. swego szwagra i jego życia we Włoszech. Gdy płk
Utnik chciał ze szwagrem rozmawiać na tematy polityczne, prosił Herlinga,
żeby wyszli z domu – nawet z letniego domku w Dragonei – bo podejrzewał,
że SB wszędzie mogła założyć podsłuchy. Herling opowiadał mi o tym kilka-
krotnie, zob. Rozmowy w Dragonei.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Emigrant \ 59

cił się do zastępcy Dyrektora Biura Paszportów MSW „o umiesz-


czenie w indeksie osób niepożądanych w PRL – do odwołania”
dziewiętnastu cudzoziemców, wśród których był G. Herling-Gru-
dziński52. Oprócz Herlinga w indeksie znalazły się nazwiska m.in.
J. Giedroycia, K.A. Jeleńskiego, A. Stypułkowskiego, J. Drewnow-
skiego, J. Lewandowskiego, J. Mieroszewskiego, Z. Hertz, L. Un-
gera, T. Terleckiego, Cz. Miłosza. Decyzję podtrzymała 9 paździer-
nika 1979 naczelnik Wydziału V Biura Paszportów MSW Jani-
szewska.
6 lipca 1981 r. kpt. Anna Bogusz informowała, że Dept I MSW
prosi o pozostawienie Herlinga-Grudzińskiego w wyżej wymienio-
nym indeksie. 18 września 1984 r. inspektor E. Kudelski wniosko-
wał o pozostawienie do odwołania Herlinga w indeksie osób nie-
pożądanych w PRL.
8 grudnia 1987 r. zastępca naczelnika Wydziału III Biura Pasz-
portów MSW prosił o informacje nt. Herlinga-Grudzińskiego.
Otrzymał odpowiedź, że pisarz jest wpisany do indeksu osób nie-
pożądanych w PRL, a jego akta mają nr N-093973053.
8 stycznia 1988, płk Stanisława Lewandowska, naczelnik Wy-
działu III Biura Paszportów MSW, pytała, czy celowe jest pozosta-
wienie Herlinga-Grudzińskiego w indeksie osób niepożądanych
w PRL.
16 stycznia 1988 r. ppłk Aleksander Makowski, naczelnik Wy-
działu XI Departamentu I MSW, odpowiedział, że „celowym jest
pozostawienia GHG w indeksie osób niepożądanych w PRL”.
20 stycznia 1988 zastępca naczelnika Wydz. III Biura Paszpor-
tów MSW ppłk A. Szymański – w związku z weryfikacją indeksu
osób niepożądanych w PRL – wnioskował o pozostawienie do od-
wołania w tym indeksie Herlinga-Grudzińskiego.
5 maja 1989 ppłk A. Szymański pytał o celowość utrzymywania
na indeksie osób niepożądanych w PRL m.in. Gustawa Herlinga-
Grudzińskiego, Ireny Lasoty, Józefa Lebenbauma.

52
Przy nazwisku Helinga-Grudzińskiego płk Młynarski informował: „narodowo-
ści żydowskiej, obywatelstwo włoskie”.
53
Z innego dokumentu w tej sprawie wynika, że konsultowano się z tow. Wrób-
lewiczem.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
60 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

11 maja 1989 r. mjr W. Bednarz, naczelnik Wydziału XI Depar-


tamentu MSW wnioskował o skreślenie z indeksu Herlinga-Gru-
dzńskiego (a równocześnie o pozostawienie w nim: J. Lebenbau-
ma oraz I. Lasoty).
16 maja 1989 r. wniosek ten został przekazany do ponownej
decyzji. Płk mgr R. Popowski, zastępca dyrektora Biura Paszpor-
tów MSW, zadecydował o skreśleniu nazwiska pisarza z indeksu.
Na tej podstawie wniosek o skreślenie Herlinga-Grudzińskiego
z indeksu osób niepożądanych wystosowano 19 maja 1989 r.54

Z zachowanych dokumentów wynika, że w MSW znajdowa-


ła się teczka Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, która była tajna
do 19 maja 1989 r. Nie udało mi się do niej dotrzeć – a także
do innych dokumentów związanych z Herlingiem-Grudzińskim
– ponieważ decyzja Trybunału Konstytucyjnego z 11 maja 2007
r. (opublikowana 15 maja 2007 w „Dzienniku Ustaw” nr 85 poz.
571) uniemożliwiła mi, gdy przygotowywałem tę książkę do dru-
ku, prowadzenie dalszych badań w archiwach IPN55.

54
Naczelnik Wydziału V Biura Paszportów MSW, Janiszewska.
55
Według informacji IPN z 6 lipca 2007. Notabene według Konstytucji RP: „Każ-
demu zapewnia się wolność (…) pozyskiwania i rozpowszechniania informa-
cji” (Art. 54). „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań
naukowych oraz ogłaszania ich wyników” (Art. 73).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
11. Powrót do Polski

W oficjalnym życiu kulturalnym w PRL twórczość Herlinga-


Grudzińskiego była przez dziesięciolecia konsekwentnie ignoro-
wana. Państwowe wydawnictwa nie opublikowały w tym czasie
ani jednego jego utworu, w prasie literackiej obowiązywał całko-
wity zakaz pisania na temat jego twórczości. Herling uważany był
bowiem – jako współpracownik Instytutu Literackiego – za jedne-
go z najbardziej nieprzejednanych przeciwników PRL (tym należy
tłumaczyć wspomnianą w poprzednim podrozdziale odmowę wy-
dania wizy wjazdowej w 1962 r.). Nic dziwnego – pisarz wspierał
wszelkie formy protestu przeciw władzy komunistycznej, poma-
gał opozycji demokratycznej – zwłaszcza działaniom na rzecz kul-
tury niezależnej i publikacji tzw. drugiego obiegu.
Do 1988 r. twórczość Herlinga-Grudzińskiego była więc cał-
kowicie zakazana i nieznana w oficjalnym obiegu wydawniczym
w PRL. W prasie literackiej nie wolno było wymieniać ani jego
nazwiska, ani tytułów jego książek. Dopiero w latach osiemdzie-
siątych pojedyncze książki Herlinga zaczęły się ukazywać w tzw.
wydaniach podziemnych. Faktyczny wyłom w tej blokadzie infor-
macji spowodowało powstanie niezależnego obiegu literackiego.
Potem przyszła liberalizacja cenzury, dzięki czemu w prasie katolic-
kiej ukazały się fragmenty utworów Herlinga, pierwsze szkice na
ich temat oraz wywiady z pisarzem.
W latach 1956–1989, będąc stałym współpracownikiem mie-
sięcznika „Kultura” (do 1996), jeździł co dwa miesiące z Neapo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
62 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

lu do Maisons-Laffitte, jednak po ciężkim zawale serca w 1989 r.


musiał z tych wyjazdów zrezygnować.
Zwycięstwo „Solidarności” w wyborach 1989 r., a w kilka mie-
sięcy później likwidacja cenzury stworzyły czytelnikom w kraju
możliwość nieskrępowanego ograniczeniami administracyjnymi
kontaktu z utworami Herlinga, podobnie jak z twórczością wszyst-
kich pisarzy emigracyjnych. Dla pisarza był to powrót, dla więk-
szości jego czytelników – pierwszy kontakt: olśnienie i zachwyt
niezwykłością jego prozy.
Twórczość Herlinga-Grudzińskiego nie doczekała się jak do-
tąd pełnego monograficznego opracowania, chociaż na jej temat
– przy okazji poszczególnych książek – zabierali głos wybitni pisa-
rze i intelektualiści: Bertrand Russell, Ignazio Silone, Józef Wittlin,
Czesław Miłosz, Jerzy Stempowski, Jan Lechoń, Wojciech Karpiń-
ski, Krzysztof Pomian, a do dziś ukazało się na jej temat wiele ar-
tykułów i studiów analitycznych (zob. bibliografia na s. 347-349).
Jednak do czasu opracowania materiałów z archiwum pisarza i ze-
brania jego tekstów rozproszonych takie gruntowne studium mo-
nograficzne nie będzie możliwe.
Dla wszystkich piszących o Herlingu-Grudzińskim jego twór-
czość jest zjawiskiem o nieprzeciętnych walorach intelektual-
nych i artystycznych. Trafnie wyraził to Wojciech Karpiński, pi-
sząc o dorobku pisarza: „Dzieło trudne do zaklasyfikowania, po-
ruszające się w różnych kierunkach, rozpoczynające kilka razy
wysiłek określenia miejsca człowieka we współczesnym świecie.
Dzieło trudne do umieszczenia na literackiej mapie: skrycie no-
woczesne i odważnie nawiązujące do klasycznych gatunków lite-
rackich”56.
Fascynacja pisarstwem Herlinga w Polsce rozwijała się nieprze-
rwanie od końca lat siedemdziesiątych, a w latach osiemdziesiątych
była bezsprzecznie jednym z najciekawszych fenomenów recepcji
literatury emigracyjnej. W legalnym obiegu literackim w Polsce
Herling został odkryty najpierw jako autor opowiadań, następnie

56
W. Karpiński, Proza Herlinga-Grudzińskiego, „Tygodnik Powszechny” 1981, nr
29; przedruk w: tegoż, Książki zbójeckie, Londyn 1988.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
11. Powrót do Polski \ 63

jako autor Innego Świata, a dopiero potem jako autor Dziennika


pisanego nocą57.
Zastanawiający był ponadpokoleniowy charakter recepcji ksią-
żek Herlinga. Inaczej niż w przypadku takich pisarzy emigracyj-
nych, jak np. Witold Gombrowicz, Józef Mackiewicz czy Czesław
Miłosz, twórczość Herlinga przyciągała zarówno czytelników star-
szych, jak i licealistów, znawców i koneserów literatury, jak i przy-
padkowych czytelników wszystkiego, co cieszy się popularnością
na literackiej giełdzie. O wartość dzieł Herlinga nikt nie toczył
bojów – zaakceptowano ją jako fakt bezdyskusyjny. Nawet twór-
czość Czesława Miłosza nie miała w kraju tak zadziwiająco zgod-
nej recepcji. W tej powszechnej akceptacji mogłoby się kryć nie-
bezpieczeństwo przemijającej mody, jednak odkrywaniu dzieł Her-
linga w Polsce nie towarzyszyły przecież ani wieloletnia publicity
(jak w przypadku Gombrowicza), ani polityczna atrakcyjność inte-
lektualnego antykomunizmu (jak w przypadku Mackiewicza), ani
też międzynarodowe znaczenie Nagrody Nobla. Dzieła Herlinga
wkraczały na krajowy rynek inaczej – jakby powoli, bez rozgło-
su i po cichu, ale za to systematycznie, docierając do coraz to no-
wych kręgów czytelniczych.
Krajowy come back Herlinga zbiegł się w czasie z odkrywaniem
jego twórczości we Francji. Najpierw bestsellerem stał się Inny
świat (wyd. Denoël; Nagroda Wolności francuskiego PEN-Clubu
za rok 1986) – po trzydziestu latach oczekiwania, spowodowanych
niechęcią komunizujących intelektualistów do antysowieckiej wy-
mowy tej książki, a następnie obszerny wybór z Dziennika pisane-
go nocą (1971–1987) – przetłumaczony przez Teresę Dzieduszy-
cką [Thérèse Douchy] (wyd. L’Arpenteur).
W maju 1991 r., po pięćdziesięciu dwóch latach życia na emi-
gracji, Herling-Grudziński przyjechał do Polski. Senat Uniwersy-
tetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu nadał mu tytuł doktora
honoris causa. Kończąc swoje przemówienie, Herling powiedział:
„Przestałem być pisarzem emigracyjnym, a stałem się pisarzem pol-
skim mieszkającym w Neapolu” (zob. Wyjścia z milczenia, dz. cyt.,
s. 384).

57
Dziennik pisany nocą opublikowały wydawnictwa Res Publica, (t. 1–3) oraz
Plejada (t. 4).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
64 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

Po upadku komunizmu Herling odwiedził Polskę czterokrotnie


(1991, 1994, 1997, 2000); otrzymał w tym czasie trzy doktoraty
honoris causa (uniwersytetów w Poznaniu, Lublinie i Krakowie).
Odwiedził też Pragę (1995) i Budapeszt (1998).
W latach dziewięćdziesiątych publikował już w różnych pis-
mach w Polsce, a przedruki z „Kultury” jego Dziennika pisanego
nocą zamieszczał „Tygodnik Powszechny”. Inny świat został włą-
czony do obowiązkowych lektur szkolnych, a sam Herling docze-
kał się prestiżowej edycji swoich Pism zebranych58. W tym czasie
Herling stał się w Polsce jednym z najchętniej czytanych i najbar-
dziej poważanych pisarzy.
Równocześnie jego bezwzględna krytyka formacji postkomuni-
stycznej i politycznego sojuszu, jaki z tą formacją zawarła znacz-
na część polityków wywodzących się z ruchu „Solidarności”, po-
wodowały coraz bardziej niechętne mu wypowiedzi publicy-
styczne. Próbowano przedstawić w nich Herlinga jako człowieka
bezwzględnego, nie potrafiącego wybaczyć komunistom ich prze-
szłości, i zaślepionego moralistę nie rozumiejącego „historycznego
porozumienia” dawnej opozycji z tą formacją59. Te powody, mię-
dzy innymi, zadecydowały, że w końcu roku 1996 Herling rozstał
się z „Kulturą” i zerwał współpracę z „Tygodnikiem Powszech-
nym” (Jerzy Giedroyc i Jerzy Turowicz nie zgodzili się na publi-
kację kolejnego odcinka Dziennika pisanego nocą, w którym znaj-
dował się fragment zatytułowany „Dekalog”, krytykujący ówczes-
ne elity polityczne)60.
Od roku 1997 aż do śmierci (4 VII 2000) opowiadania i Dzien-
nik pisany nocą Herling-Grudziński publikował wyłącznie w Pol-

58
G. Herling-Grudziński, Pisma zebrane, t. I-XII, oprac. Z. Kudelski, S.W. Czy-
telnik, Warszawa 1995–2000.
59
Przykładem tego typu tekstów jest artykuł M. Stępnia pt. Pułapki widzenia Pol-
ski z oddalenia. Glosy do „Dziennika pisanego nocą” Gustawa Herlinga-Gru-
dzińskiego w: O Gustawie Herlingu-Grudzińskim, t. 3, pod red. J. Pacławskie-
go, Kielce 1999, s. 29-42.
60
Cały ten odcinek został opublikowany w „Rzeczpospolitej”, a następnie prze-
drukowany w Pismach zebranych, t. X (Dziennik pisany nocą 1993–1996),
Warszawa 1999, s. 479-485. O niektórych powodach tej decyzji pisarz opo-
wiada w rozmowie z Elżbietą Sawicką, zob. w jej książce Widok z wieży. Roz-
mowy z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, Warszawa 1997, s. 121-134.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
11. Powrót do Polski \ 65

sce, w sobotnio-niedzielnym dodatku „Plus-Minus” do dziennika


„Rzeczpospolita”.

Pod koniec życia, w roku 2000, sporządził notatkę o swojej ro-


dzinie:

Z całej rodziny pozostał przy życiu 81-letni Gustaw. Matka umarła


przed wojną w młodym wieku na tyfus w Kielcach. Ojciec umarł pod-
czas wojny w swoim berezowskim (Suchedniów) mąjąteczku – młyn,
staw i kawałek ziemi. Najstarszy syn, prawnik Maurycy był przed woj-
ną adwokatem w Warszawie. Podczas wojny działał bardzo energicznie
w Organizacji Żegota, uratowawszy znaczną ilość dzieci żydowskich,
przechowywanych w piwnicach jego domu na Boernerowie (dziś Be-
mowie). Brał udział w powstaniu warszawskim, został ranny. Po woj-
nie wrócił do Warszawy z obozu jenieckiego w Niemczech. Wstąpił do
partii i został sędzią Sądu Najwyższego (prawo rodzinne). Starsza sios-
tra Eugenia studiowała polonistykę w Warszawie, ale jej nie skończy-
ła. Po wojnie dostała posadę w warszawskim kuratorium szkolnym.
Młodsza siostra Łucja studiowała prawo, też go nie skończyła, została
sekretarką w kancelarii adwokackiej brata. Bo wojnie wyszła za mąż
za płk. Mariana Utnika i z Londynu (gdzie pracowała jako maszynist-
ka w Ambasadzie PRL) wróciła z nim do Polski. Mąż został areszto-
wany i w tzw. procesie Tatara skazany na 15 lat. Żona odsiedziała rok
w więzieniu bez żadnego aktu oskarżenia. Męża zwolniono po 8 la-
tach. Małżeństwo zamieszkało w domu na Bemowie. Po śmierci żony
prawie stuletni Utnik zamieszkał w pensjonacie dla wyższych oficerów
na Bemowie i mieszka tam do dzisiaj61.

***

Gustaw Herling-Grudziński zmarł w Neapolu, z powodu wy-


lewu krwi do mózgu, 4 lipca 2000 r. Odszedł w pełni sił twór-
czych. Ostatnia dekada przyniosła wręcz erupcję jego pisarstwa.
Powstawały nie tylko kolejne tomy Dziennika pisanego nocą, ale
– przede wszystkim – opowiadania, które ukazały pisarza od do-

61
G. Herling-Grudziński, Notatka o rodzinie, cyt. za: Z. Kudelski, dz. cyt. zob.
przypis 1.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
66 [ I. Gustaw Heling-Grudziński. Krótka biografia

tychczas nieznanej, prywatnej strony. W opowiadaniach tych pi-


sarz odważniej niż we wcześniejszych utworach wkroczył w sferę
swoich przeżyć osobistych, w sferę biografii prywatnej. Ale opo-
wiadania te ujawniły, jak mocno cała jego twórczość związana by-
ła z doświadczeniem II wojny światowej. Po przeszło pięćdziesię-
ciu latach od jej zakończenia podstawowym doświadczeniem były
dla Herlinga nadal wydarzenia z lat 1939–1945. Mimo różnych
tematów, nie związanych bezpośrednio z przeżyciami wojennymi,
jego twórczość była nieustanną medytacją nad XX wiekiem jako
stuleciem ideologii i totalitaryzmów. Grudziński bardzo długo doj-
rzewał do takiej otwartości pisarskiej, jaką możemy zobaczyć w je-
go ostatnich utworach. Dojrzewał do twórczości, w której bardzo
misternie połączył swój los osobisty z uniwersalną refleksją nad sy-
tuacją człowieka w XX wieku.
Jako pisarz i człowiek żył w długim cieniu łagru. Uważał, że to,
co się zdarzyło w obozach – nazistowskich czy bolszewickich – po-
zostawiło mroczne piętno na historii ludzkości. Podkreślał wielo-
krotnie, że było to doświadczenie, o którym nie można zapomnieć.
Stąd brał się jego gwałtowny protest przeciw wszelkim formom
lekceważenia czy pomniejszania konsekwencji II wojny światowej
i skutków obu totalitaryzmów. Protest Herlinga nie rodził się z po-
budek politycznych; wyrastał z przekonania, że pamięć o tym, co
było, zadecyduje o tym, kim będziemy jako ludzie, jakie będą przy-
szłe pokolenia, które będą musiały zmierzyć się z bezmiarem ok-
rucieństw w wieku XX? Okrucieństw, które nie wzięły się znikąd,
lecz zostały zaplanowane i wykonane przez konkretne instytucje
i konkretnych ludzi62.

62
Więcej na ten temat zob. W. Bolecki, Ciemna miłość, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II.

1
HABENT SUA FATA LIBELLI...

Refleksja nad możliwością przedstawiania w literaturze do-


świadczeń łagrowych (a szerzej: wojennych) towarzyszyła Her-
lingowi od pierwszych chwil opuszczenia łagru w Jercewie. Już
w dziesięć dni po wyjściu z obozu, 30 stycznia 1942 r. w Swier-
dłowsku, Herling za ostatnie kopiejki kupuje notes z ołówkiem
i rozpoczyna sporządzanie notatek, które nazwie później „dzien-
niczkiem”2. Jego kontynuacją będzie po latach Dziennik pisany no-
cą. Wtedy też, 30 sierpnia, kończy się dla Herlinga symboliczny
czas „odłożonych piór”. Dwa lata później we wspomnieniu o Ka-
rolu Ludwiku Konińskim Herling pisał:

„Pora odłożyć pióra”. Ten najprostszy z prostych nakaz surowej, po


norwidowsku pięknej moralności pisarskiej, towarzyszył mi (...) wszę-
dzie, w ciągu tylu lat tułaczki. Dodawał sił w rosyjskich więzieniach,
radował uczuciem spełnienia, gdy los łaskawszy pozwolił mi stać się
wolnym żołnierzem odrodzonej na obczyźnie Armii Polskiej. Zawsze
przecież marzyłem, że kiedyś po latach, w równie słoneczny dzień [jak

1
Habent sua fata libelli (łac.) – fragment maksymy Terentiusa: Pro captu lectoris
habent sua fata libelli – Losy książeczek zależą od pojętności czytelnika.
2
Zob. zdjęcia na s. 70 i 71.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
68 [ II. Habent sua fata libelli

31 sierpnia 1939 r. – przyp. W. B.], wśród gruzów ojczystych domów


przybędzie inny list zaczynający się od słów „pora chwycić za pióra”
i potoczy się dalej ta dawna, tak gwałtownie kiedyś przerwana rozmo-
wa. Jak gdyby nic nie zaszło. Jak gdyby z dawien dawna, od wieków
już, przeznaczeniem tragicznym Polaków było odkładać czasem pió-
ra i wracać do nich na nowo, gdy zmilknie szczęk broni i opadną dy-
my na pogorzeliskach. Dziś wiem na pewno, że to marzenie nie speł-
ni się nigdy3.

Siedem lat później dodawał:

Kiedy w roku 1942 wyjechałem z Rosji jako żołnierz armii polskiej


na Wschodzie, miałem niezachwianą prawie pewność, że już nigdy nie
potrafię pisać po tym, co przeżyłem i widziałem. A przecież mimo że
były to czasy, gdy karabin wydawał się ważniejszy od pióra, zacząłem
powoli – jak rekonwalescent po długiej chorobie – wracać znowu do
pisania w namiotach wojskowych w Iraku, Egipcie i Palestynie, na bi-
wakach i postojach włoskich, a nawet – jak czytam w dopisku do jed-
nego z moich pierwszych szkiców wojennych – „na stanowiskach og-
niowych artylerii pod Monte Cassino4.

Pisząc te słowa, Herling miał na myśli rozpoczęcie w 1943 r.


w Iraku, a więc już w czasie wojny, współpracy z prasą II Korpu-
su.
Jednak z dzisiejszej perspektywy widać, że Herling-Grudziński
swoim życiem nieco zmienił sens formuły Konińskiego. Faktycz-
nie przecież nie odłożył pióra we wrześniu 1939 r., albowiem zale-
dwie w dwa tygodnie po wybuchu wojny założył i współredagował
pismo „Biuletyn Polski”. A sięgając po pióro 30 stycznia 1942 r.,
znajdował w tym „dowód powrotu do zdrowia” (Inny świat, s. 335
wg wydania Wydawnictwa Literackiego, Kraków 2000). Tak więc
okres, podczas którego nie pisał – tj. czas spędzony w sowieckich
więzieniach i w łagrze – był dla Herlinga nie tyle czasem pióra od-
łożonego, co pióra brutalnie wytrąconego z ręki.
We wrześniu 1939 r. odłożenie pióra oznaczało dla Herlinga
nie tyle dosłowne zaprzestanie pisania, co zmianę problematyki:

3
G. Herling-Grudziński, Wspomnienie o K.L. Konińskim, dz. cyt., s. 22.
4
Tenże, Literatura wolna i upaństwowiona, „Wiadomości” 1951, nr 38; przedr.
w: tegoż, Wyjścia z milczenia, dz. cyt., s. 181-182.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 69

z literackiej, estetycznej i kulturalnej na polityczną – związaną z za-


grożeniem bytu państwa i narodu. „Pióro refleksji i kontemplacji”
stało się – gdy czas tego wymagał – „piórem walki”. Ale kiedy 30
stycznia 1942 r. Herling ponownie sięga po pióro – przez półto-
ra roku raczej wytrącone niż odłożone – stają przed nim zupełnie
inne problemy niż te, z którymi się mierzył wcześniej jako eseista
i publicysta we wrześniu 1939 r. Są to problemy intelektualnych,
moralnych, literackich, a nawet językowych możliwości opisania
koszmaru doświadczeń łagrowych.
Refleksja nad sposobami zapisania przeżyć wojennych owocu-
je najpierw przygotowaniem antologii złożonej z opowiadań róż-
nych pisarzy na temat wojny, do której Herling pisze wstęp. Kil-
ka lat później owocem tej refleksji stanie się najsłynniejsza książka
Herlinga-Grudzińskiego Inny świat. Zapiski sowieckie.
Jednym z potencjalnych wzorów literackich były dla Herlinga
Wspomnienia z domu umarłych Fiodora Dostojewskiego, innym
– Dziennik roku zarazy Daniela Defoe, na który zwrócił Herlin-
gowi uwagę przyjaciel Tadeusz Potworowski. Już wtedy Herling-
Grudziński podejmował pierwsze próby pisarskiego opracowania
swoich przeżyć. Przygotowywał wówczas tom Chłód serca, jednak
osiem nowel, które miały wejść w skład tego tomu, pisarz spalił5.

5
Zob. artykuł G. Herlinga-Grudzińskiego, Wojna bez powieści, „Orzeł Biały”
1946, nr 10; Z. Kudelski, Pielgrzym Świętokrzyski, dz. cyt., s. 32. Zachowa-
ła się okładka z tym tytułem na zeszycie, w którym Herling zapisał dwa frag-
menty późniejszego Innego świata.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
70 [ II. Habent sua fata libelli

27

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 71

28
Do postaci i tematów tych pierwszych zapisów Herling póź-
niej stale wracał. Pierwszy fragment wspomnień, Zabójca Stalina,
opublikował w londyńskich „Wiadomościach” już w 1947 r. (nr
30), jednak wersja ta nie była jeszcze ostateczna. Docenił ją jed-
nak Józef Wittlin: „Czytałem niedawno pańskie przejmujące opo-
wiadanie Zabójca Stalina i czuję wielkie zażenowanie wobec czło-
wieka, który tak potworne rzeczy przechodził”6.

29

6
List z Nowego Jorku, 12 sierpnia 1947. Archiwum Gustawa Herlinga-Gru-
dzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
72 [ II. Habent sua fata libelli

Niemal wszystkie artykuły i recenzje na tematy literackie i poli-


tyczne, opublikowane od czasu wyjścia Herlinga łagru, były przy-
gotowaniem do podjęcia problemów artystycznych i intelektual-
nych, które pisarz przedstawił później w innej formie w Innym
świecie. Dość wymienić takie teksty jak Wojna bez powieści („Orzeł
Biały” 1946, nr 10), Proza czasu wojny („Wiadomości” 1947, nr
7), U kresu nocy (przedr. w tej książce), O łagrach („Wiadomości”
1949, nr 42) czy antologię opowiadań pt. W oczach pisarzy (wy-
bór opowieści wojennych 1939–1945), Rzym 1947.
Systematyczną pracę nad całością książkową Herling rozpo-
czął w 1949 r. W lipcu tego roku przyjaciele zaprosili go do
miejscowości Rugby, gdzie podczas miesięcznego pobytu Her-
ling-Grudziński napisał pięć rozdziałów wspomnień o swoich do-
świadczeniach w Jercewie. Zostały one opublikowane w „Wia-
domościach”, a później stały się rozdziałami książki. Były to:
Witebsk–Lenigrad–Wołogda (przypis informował, że jest to frag-
ment książki pt. Martwi za życia), Nocne łowy, Głód, Drei Ka-
meraden, Partia szachów7. Trudno jednak powiedzieć, czy autor
miał już wówczas skrystalizowaną koncepcję całej książki. Kolej-
ność publikacji prasowych późniejszych rozdziałów oraz ich for-
muła gatunkowa („zapiski”) świadczą, że pierwotnie mógł pla-
nować jedynie cykl wspomnień, które nie układały się jeszcze
w spójną całość.
Andrzej Ciołkosz przetłumaczył te rozdziały z rękopisu na język
angielski, a Witold Czerwiński zaniósł je do znanego wydawnictwa
londyńskiego Heinemann. U Heinemanna recenzentem Martwych
za życia był znany krytyk Malcom Muggeridge, który wspomnie-
nia Herlinga ocenił niezwykle pozytywnie. Dzięki tej opinii pisarz
otrzymał od wydawcy zaliczkę, która pozwoliła mu na dokończe-
nie książki w 1950 r. Dokładnie rzecz biorąc, Inny świat powstał
między lipcem 1949 a lipcem 1950 r.
Całość, pod nowym tytułem Inny świat. Zapiski sowieckie, uka-
zała się po raz pierwszy po angielsku w roku 1951, w doskonałym,
zdaniem autora i innych czytelników, tłumaczeniu Josepha Mar-
ka (czyli Andrzeja Ciołkosza) i z króciutką przedmową Bertranda

7
Wszystkie rozdziały były poprzedzone tytułem Zapiski sowieckie. W kolejności:
„Wiadomości” 1949, nr 40, 44, 46, 48, 50.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 73

Russella. Przedmowa była – jak się zdaje – inicjatywą samego Rus-


sella (lub wydawcy), który napisał do Herlinga: „Właśnie przeczy-
tałem Pańską książkę Inny świat i byłem nią ogromnie poruszo-
ny. Załączam krótką przedmowę, która – mam nadzieję – pomo-
że w sprzedaży tej książki. To, co myślę o tej książce, napisałem
w przedmowie. Czytałem ją z wielką fascynacją. Oczywiście, oso-
ba, która nigdy nie cierpiała tortur, nie może jej czytać z pełnym
psychologicznym zrozumieniem, jednak starałem się, jak tylko mo-
głem”8. A kilka miesięcy później, dziękując za otrzymany egzem-
plarz książki (i list Herlinga), dodawał: „bardzo pragnę, żeby mo-
ja przedmowa była przetłumaczona i rozpowszechniana wszędzie,
gdzie tylko będzie mogła Panu pomóc”9.
Angielskie wydanie Innego świata było ogromnym sukcesem,
w ślad za którym poszły dwa wydania amerykańskie w Nowym
Jorku w latach 1951 i 1952.

30

8
List z 29 maja 1951, Archiwum G. Herlinga-Grudzińskiego.
9
List z 25 września 1951. Archiwum G. Herlinga-Grudzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
74 [ II. Habent sua fata libelli

Autor otrzymał wiele listów z gratulacjami od osób prywatnych


(w tym tak znanych jak Graham Greene, Arthur Koestler, Izaak
Deutscher, Manes Sperber, Fitzroy MacLean) i wydawców (Ann
Su Caldwell, Marian Kister) głęboko poruszonych jego książką. Na
przykład pisarz i redaktor szwedzkiego dziennika „Dagens Nyhe-
ter”, Olof Lagercrantz, poruszony lekturą książki, zamieścił o niej
obszerną recenzję, a Herlingowi zaproponował napisanie artykułu
nt. Wspomnień z domu umarłych, tłumacząc, że czytelnicy szwedz-
cy chcieliby wiedzieć, co były więzień sowieckiego obozu koncen-
tracyjnego sądzi o powieści rosyjskiego pisarza10. W promowanie
książki Herlinga zaangażowało się wiele osób, które dysponując
angielskim wydaniem Innego świata, starały się doprowadzić np.
do wydania tej książki w innych językach – np. po niemiecku, por-
tugalsku czy francusku.
Dobrym przykładem tego rodzaju starań jest list Ireny Szymo-
wicz o jej działaniach w Szwecji:

Zwlekałam z odpowiedzią, bo chciałam napisać Panu już coś kon-


kretnego, pozytywnego. Tymczasem tak się stało, ze Ture Nerman (pi-
sarz, senator i osoba bardzo tu popularna) zabrał mi wprawdzie Pana
książkę, i obiecał załatwić sprawę osobiście w wydawnictwie Tiden, ale
następnego dnia nagle zachorował i poszedł na operację do szpitala.
Przez to stracone zostały dwa tygodnie. Po powrocie ze szpitala Ner-
man rozmawiał z Tiden i dowiedział się, że książkę otrzymali od swo-
jego londyńskiego przedstawiciela jeszcze na jesieni ub.r., ale doszli do
wniosku, że obecnie nie ma na nią w Szwecji odpowiedniej koniunk-
tury. Według mnie czysty nonsens – właśnie teraz, po tych wszystkich
aferach szpiegowskich, wzrosło szalenie zainteresowanie Rosją.
Wobec tego książkę odebrałam i będę próbowała gdzie indziej. Dziś
byłam w tej sprawie u kierownika działu literackiego „Dagens Nyhe-
ter” (Lagerkrantza). „Dag[ens] Nyh[eter]” jest najlepszą i najpoczyt-
niejszą gazetą w Szwecji (liberałowie), Lagerkrantz jest bardzo znanym
pisarzem i krytykiem literackim. Jeżeli napisze recenzję, to ułatwi to
znakomicie wydanie książki po szwedzku Dałam mu książkę i przy-
słane przez Pana odpisy recenzji angielskich. Przyrzekł, ze weźmie się
do czytania już dziś wieczór, ale wszystkie obietnice trzeba brać „cum
kilogramo salis” i mieć cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość. Najważ-
niejsze w tej całej historii z Lagerkrantzem jest to, że razem z „Da-

10
List z 6 marca 1952, Archiwum G. Herlinga-Grudzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 75

gens Nyheter” należy do największego w Szwecji domu wydawnicze-


go Bonnierów11.

A kilka dni później dodawała:

Ogromnie się cieszę, że mogę Panu zakomunikować przyjemną wia-


domość. W tej chwili dzwonił do mnie Olof Lagerkrantz i powiedział
mi, że książka Pana zrobiła na nim olbrzymie wrażenie, że jest napraw-
dę nadzwyczajna i że jest mi bardzo wdzięczny, że mu ją dałam do prze-
czytania. Za parę dni w „Dagens Nyheter” duży artykuł o niej – już
dziś zabiera się do pisania. Powiedział mi też, że książka z całą pew-
nością będzie przetłumaczona na szwedzki.

Po ukazaniu się artykułu natychmiast go Panu prześlę wraz z tłuma-


czeniem. Pomówię też wówczas z Lagerkrantzem o dalszych krokach
praktycznych – t.j. o odpowiednim wydawnictwie. Zasadniczo wcho-
dzą w grę dwa wydawnictwa: Bonniers (obok Norstedta największe
w Szwecji) i specjalizujące się w tego rodzaju literaturze „Natur och
Kultur”. Jest zupełnie możliwe, że któreś z tych wydawnictw po uka-
zaniu się recenzji Lagerkrantza samo się do Pana zwróci12.

11
List do Herlinga-Grudzińskiego z 3 marca 1952; archiwum pisarza. Podobne
działania podjęła Zofia Cybulska (żona A. Weissberga-Cybulskiego), której
Herling zawdzięcza kontakt z Koestlerem (list Cybulskiej z 30 sierpnia 1950;
archiwum Herlinga-Grudzińskiego).
12
List z 7 marca 1952; archiwum Herlinga-Grudzińskiego. Wydanie szwedzkie
Innego świata [tłum. z angielskiego]: En värld för sig, przeł. N. Jacobsson, Sto-
ckholm 1952.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
76 [ II. Habent sua fata libelli

31

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 77

32

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
78 [ II. Habent sua fata libelli

***

Pierwsza edycja polska, także z przedmową Russella, ukazała się


w Londynie w 1953 r. w wydawnictwie Gryf. Następna, w zmie-
nionej redakcji z nową przedmową, w 1965 r. we Francji w pary-
skim Instytucie Literackim13.
Wydanie polskie zainicjował – jak się zdaje – Stanisław Baliński,
pisząc do Stowarzyszenia Pisarzy: „zgłaszam do wydania przygoto-
waną do druku książkę Gustawa Herlinga-Grudzińskiego o Rosji.
Fragmenty tej książki były drukowane w „Wiadomościach” Całość
tej książki jest imponująca. Jest to nie tylko wstrząsający dokument
w sprawach wstrząsających sumienie świata, ale wspaniała proza
polska, wyjątkowo godna wydania. Jest to książka niezmiernie in-
teresująca, bardzo odrębna w traktowaniu tego tragicznego tema-
tu, wyjątkowo godna wydania”14.
Czytelnicy polscy także przyjęli Inny świat entuzjastycznie (Alex
Weissberg-Cybulski i jego żona Zofia, Melchior Wańkowicz, Zofia
i Marta Erdman, Kazimierz Wierzyński, Krystyna Marek, Maria
Uniłowska, Kazimierz Zamorski, Włodzimierz Kozłowski i wie-
lu innych).
Kazimierz Wierzyński pisał: „powinszuj Herlingowi przedmo-
wy [Russella], jestem pewny tej książki jak samego siebie. Parę ta-
kich rzeczy, a emigracja nabierze sensu istnienia”15.
Po opublikowaniu angielskiej i polskiej wersji Innego świata
Herling-Grudziński ugruntował swoją pozycję w polskim piśmien-
nictwie emigracyjnym. Ceniono nie tylko jego kunszt literacki,
ale także jego przenikliwa krytykę i eseistykę. Wierzyński pisał
w innym liście: „Wyborne są uwagi Herlinga-Grudzińskiego, któ-
re wraz z tym, co pisał o Spenderze, wydają mi się najprzenikliw-
szą analizą „demi-sieclizmu” europejskiego nie spotykaną nigdzie
poza Twoim pismem. Zdumiewa mnie jego przenikliwość i pod-
nieca impet, z jakim wyraża swoje słuszne ugruntowane myśli. Jak

13
Wydanie to było później kilkakrotnie wznawiane, m.in. w latach 1972, 1979,
1982 (wydanie miniaturowe), 1985, 1989.
14
Stanisław Baliński, Wniosek z 23 lutego 1951 r. do Stowarzyszenia Pisarzy Pol-
skich. Archiwum G. Herlinga-Grudzińskiego.
15
Kazimierz Wierzyński, wycinek z listu [b.d. i adresata]. Archiwum G. Herlin-
ga-Grudzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 79

wiesz, nic mnie tak nie cieszy jak nowe talenty i rozwój pisarza,
choć w tym wypadku jest to o tyle nieścisłe, że nie [ma] co mówić
o rozwoju Grudzińskiego, bo wszystko w nim rozwinięte, gotowe,
i urobione. Cieszę się, że go w końcu nagrodzono”16.
W Polsce pierwsze wydania Innego świata pojawiły się w la-
tach osiemdziesiątych w różnych oficynach „podziemnych”, poza
cenzurą. Książkę Herlinga opublikowało najpierw wydawnictwo
NOWA (1980), a następnie Łódzkie Wydawnictwo Historyczne
(1981), Klub Myśli Robotniczej „Baza” (1986), lubelskie wydaw-
nictwo BIN (1987) oraz warszawskie wydawnictwa Akces (1987)
i Antyk (1987). Wydań poza-cenzuralnych było w tym okresie naj-
prawdopodobniej nie mniej niż osiem.
W oficjalnym życiu literackim obowiązywał jednak absolutny
zakaz omawiania Innego świata i pozostałych książek Herlinga-
Grudzińskiego. Książka zapisów i zaleceń cenzury, którą w 1977 r.
przemycił do Szwecji były cenzor, Tomasz Strzyżewski, wymienia
nazwiska 58 pisarzy emigracyjnych (a wśród nich Herlinga-Gru-
dzińskiego), wobec których obowiązuje zasada „bezwarunkowego
eliminowania ich nazwisk oraz wzmianek o ich twórczości, poza
krytycznymi, z prasy, radia i TV oraz publikacji nieperiodycznych
o nienaukowym charakterze (literatura piękna, publicystyka, esei-
styka)”. W praktyce oznaczało to, że w gazetach o Herlingu-Gru-
dzińskim można było pisać tylko per „zdrajca”, a o jego książce, że
jest „przestarzałym instrumentem zimnej wojny” i utworem „sła-
bym artystycznie”. Jeszcze w 1987 r. cenzura wykreśliła tytuł Inny
świat w wywiadzie z Herlingiem, opublikowanym w „Przeglądzie
Powszechnym”. Oczywiście, żadna informacja o książce i jej twór-
cy nie mogła się przedostać do podręczników szkolnych.
Pierwsze oficjalne wydanie Innego świata ukazało się w wydaw-
nictwie Czytelnik (Warszawa) w roku 1989 (z nową przedmową
autora) i do dziś miało już ono kilka wznowień, w łącznym nakła-
dzie kilkuset tysięcy egzemplarzy17.

16
Kazimierz Wierzyński, fragment listu do Mieczysława Grydzewskiego, 18.9.
[bez roku]. Archiwum G. Herlinga-Grudzińskiego.
17
W roku 2007 min. edukacji Roman Giertych podjął próbę usunięcia Innego
świata z kanonu lektur gimnazjalnych. Po protestach opinii publicznej, mini-
stra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, marszałka Sejmu oraz premiera RP
z pomysłu tego zrezygnował.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
80 [ II. Habent sua fata libelli

Zanim doszło do oficjalnego wydania w Polsce, Inny świat był


tłumaczony na wiele języków, m.in. na szwedzki (1952), niemie-
cki (1953), włoski (1958, 1965 – z przedmową Ignazia Silonego),
a ponadto na: hiszpański (1953), japoński (b.d.), arabski (1953)
i chiński (Hongkong 1953).
Przez dziesięciolecia nie ukazywał się natomiast przekład fran-
cuski, który był przygotowany dla wydawnictwa Plon już wkrótce
po pierwszym wydaniu angielskim, na jego podstawie.
Był on drukowany we fragmentach w „Figaro Littéraire”, do-
datku tygodniowym dziennika „Le Figaro” (pierwszy odcinek 28
czerwca 1953). Tłumaczenia dokonała Hélène Claireau, rysunki
były dziełem Etienne Morina, wstęp zaś napisał Remy Roure.

33

Edycja Innego świata w języku francuskim ukazała się dopiero


w 1985 r. w wydawnictwie Denoël (z przedmową J. Sempruna),
a więc 34 lata po pierwszym wydaniu angielskim.
Francuską promocję Innego świata Grudziński skomentował
następująco:

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 81

„Jak to się stało – zapytał miły kierownik literacki wydawnictwa


[Denoël] – że dopiero teraz, trzydzieści z górą lat po napisaniu, książ-
ka ukaże się nareszcie we Francji?”
Niezła okazja do spojrzenia wstecz: bez goryczy, po prostu w ce-
lach dydaktycznych. Prawie natychmiast po edycji angielskiej, czyli
u progu lat pięćdziesiątych. Plon podpisał umowę na przekład francus-
ki (lektorem rekomendującym był Gabriel Marcel). Zabrał się żywo do
dzieła, drukując w formie zapowiedzi kilka dużych fragmentów na ła-
mach „Figaro Littéraire”. W jakiś rok później nadeszła z wydawnic-twa
wiadomość, że postanowiło wycofać się z imprezy za radą „nowego ze-
społu lektorów”. Posłałem egzemplarz angielski do Gallimarda, na ręce
Camusa. Mam przed sobą jego list, datowany 25 czerwca 1956: „Pań-
ska książka bardzo mi się podobała i mówiłem tu o niej z entuzjazmem.
Jednakże ostateczna decyzja okazała się negatywna, przede wszystkim,
jak sądzę, z powodów komercyjnych. Czułem się tym osobiście głębo-
ko zawiedziony i pragnę Panu przynajmniej powiedzieć, że moim zda-
niem, pańska książka powinna być publikowana i czytana we wszyst-
kich krajach, tyleż ze względu na to, czym jest, co ze względu na to,
o czym mówi. Jeśli mi Pan pozwoli, będę starał się zbadać możliwości
opublikowania jej u innych wydawców” [tłum. W. B.].
Starania Camusa u innych wydawców nie dały wyników. Po je-
go śmierci w roku 1960 były jeszcze podejmowane pewne próby, też
bezowocne. I nagle w roku 1980 odkrył Inny świat (po angielsku) pi-
sarz hiszpański Jorge Semprun w swojej książce Quet beau dimanche!
Nie znałem go wówczas, nie wiedziałem, że poza odkryciem we włas-
nej książce polecił gorąco Inny świat Denoelowi, wydawcy, z którym
jestem związany. Sempruna poznałem pół roku temu na herbatce dla
Wajdów u Kota Jeleńskiego18. Przekład był już wtedy gotowy, ponie-
waż jednak rzecz cała odbyła się już za moimi plecami, między Deno-
elem a londyńskim wydawcą Heinemannem, dokonano go nie z orygi-
nału polskiego, lecz ze znakomitego tłumaczenia angielskiego śp. An-
drzeja Ciołkosza. Jedno tylko udało mi się wymóc: zgodę wydawcy na
konfrontację przez Kota tekstu francuskiego z polskim.
Więc jak to się stało? Co powodowało „nowym zespołem lek-
torów” u Plona? Jaki miało podtekst zdanie Camusa z tym „przede
wszystkim, jak sądzę, z powodów komercyjnych”. Nie pomylę się chy-
ba, że historię francuskiego establishmentu kulturalnego trzeba po-
dzielić na dwa rozdziały: przed Sołżenicynem, po Sołżenicynie. W An-

18
Konstanty A. Jeleński (1922–1987) – nazywany przez przyjaciół Kotem, zna-
komity krytyk i tłumacz mieszkający w Paryżu, niezwykle zasłużony dla pro-
mocji literatury polskiej we Francji.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
glii, gdzie Inny świat cieszył się sporym powodzeniem u czytelników
i spotkał się z dobrym przyjęciem krytyki, jedna z recenzji (pochlebna
zresztą) kończy się ostrzeżeniem: „Ale nie wolno zapominać, że napi-
sał tę książkę Polak, a wiadomo przecież, czym była i jest Rosja Under
Polish Eyes (Dziennik..., 29 XI 1984).

Wydanie francuskie było we Francji wydarzeniem. Herling


otrzymał nagrodę francuskiego PEN-clubu (1986) oraz Prix Gu-
tenberg. Jego książce poświęcono prestiżową audycję w telewizji
francuskiej („Apostrophes”, prowadzoną przez Bernarda Pivota).
„Obecność w audycji Pivota – pisał Wojciech Karpiński – jest już
rodzajem nagrody literackiej. Pivot bacznie mierzy komplementy.
O dziele Herlinga wyrażał się z najwyższym uznaniem”19.
Sukces Innego świata we Francji przyspieszył angielskojęzycz-
ne reedycje książki: w 1986 r. ukazała się ona w Nowym Jorku
(w tzw. paperbacku) i w Londynie (w wydawnictwie Heinemann),
a w 1987 r. w prestiżowym wydawnictwie angielskim Oxford Uni-
versity Press. Wkrótce potem pojawiły się pierwsze wydania ro-
syjskie (najpierw w Londynie w 1989 r. w wydawnictwie Oversea
Publication, a następnie w Moskwie, w wydawnictwie Progress –
oba w tłumaczeniu Natalii Gorbaniewskiej) i czeskie oraz wzno-
wienie wydania włoskiego, bo pierwsze właściwie nigdy nie trafi-
ło do księgarń. Powodem była – podobnie jak we Francji – niechęć
włoskiego establishmentu kulturalnego do jakiejkolwiek krytyki
ZSRR, a temat łagrów był wtedy w sferze wpływów sowieckich
tematem tabu.
Sytuacja Herlinga-Grudzińskiego we Włoszech była wówczas
bardzo przykra, nawet – straszna. Niedawno rozmawiałem o tym przez
telefon z Czesławem Miłoszem i określiłem moją sytuację w tych la-
tach wpływów komunistów jako sytuację trędowatego. A Miłosz na to:
„A ja byłem trędowatym we Francji”. To jest prawda, tak było. (...) By-
liśmy ludźmi, których nie chce się słuchać, nie chce się widzieć. I było
tak nie tylko w stosunku do mnie czy Miłosza, ale w stosunku do pi-
sarzy z Europy Wschodniej żyjących na Zachodzie20.

19
W. Karpiński, Lustro „Innego świata”, „Zeszyty Literackie” 1986, nr 13; przedr.
w: tegoż, Książki zbójeckie. dz. cyt.
20
Dawni mistrzowie. Rozmowa z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, w: Z. Ku-
delski, Pielgrzym Świętokrzyski, dz. cyt., s. 142. Zob. autokomentarze pisarza

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Habent sua fata libelli \ 83

W ogóle jestem zdania, że ktoś, kto będzie pisał historię kultural-


nego establishmentu francuskiego, czy w ogóle inteligencji francuskiej
w okresie powojennym, będzie musiał wprowadzić cezurę: przed i po
Sołżenicynie. Sołżenicyn wywołał rewolucję w tym świecie albo, jeśli
kto woli, kontrrewolucję. Cała francuska inteligencja uniwersytecka,
ludzie pracujący w pismach, pisarze, po przeczytaniu Sołżenicyna jak
gdyby zmienili punkt widzenia. (...) Pewną rolę odegrał fakt, że prze-
mówił Rosjanin, który jak gdyby dawał większą gwarancję, że nie ma
w jego świadectwie żadnych uprzedzeń21.

w naszych Rozmowach w Dragonei, Warszawa 1997. Próbę deprecjacji do-


świadczeń Herlinga-Grudzińskiego z komunistami włoskimi podjął po śmier-
ci pisarza Roberto Salvadori, Herling-Grudziński i Włosi przeł. J. Mikołajew-
ski, „Gazeta Wyborcza” z 22.06.2002 r. Z Salvadorim polemizowali m.in.
M. Martini („Gazeta Wyborcza” z 22.06.2002), M. Flores („Gazeta Wybor-
cza” z 22.06.2002) oraz Cz. Miłosz („Gazeta Wyborcza” z 30.06.2002).
21
Radość daje pisanie... [rozmawia B. Wildstein], dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
84 [ II. Habent sua fata libelli

34

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III.

KRÓTKA HISTORIA TEMATU

1. Konteksty historyczne

Ze względu na przestawione realia Inny świat jest jednym z wie-


lu dokumentów na temat radzieckich obozów koncentracyjnych,
jakie zostały napisane przez Polaków, którzy opuścili ZSRR z ar-
mią gen. Andersa. Do najbardziej znanych relacji na ten temat
– które powstały przed ukazaniem się utworu Herlinga – należą
m.in. książki Beaty Obertyńskiej (W domu niewoli, 1946), Józefa
Czapskiego (Wspomnienia starobielskie, 1944; Na nieludzkiej zie-
mi, 1949), Melchiora Wańkowicza (Dzieje rodziny Korzeniewskich,
1942), Ireny Wasilewskiej (Za winy niepopełnione, 1945), Weroni-
ki Hort (Maria Anna Tyszkiewiczowa – Hanna Ordonówna Tuła-
cze dzieci, 1948), Wacława Grubińskiego (Między sierpem a mło-
tem, 1948), Anatola Krakowieckiego (Książka o Kołymie, 1950),
Tadeusza Wittlina (Diabeł w raju b.d.) czy Herminii Naglerowej
(m.in. Ludzie sponiewierani, 1946) oraz dziesiątki wspomnień i re-
lacji publicystycznych drukowanych na łamach prasy polskiej już
w czasie wojny i po jej zakończeniu. Jednak konteksty Innego świa-
ta były znacznie bardziej rozległe niż tylko polskie relacje wspo-
mnieniowe na temat sowieckich obozów pracy.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
86 [ III. Krótka historia tematu

Po pierwsze, jak w wypadku wszystkich relacji na temat łagrów,


był to bezpośredni kontekst polityczny. Faktycznie, od nawiązania
stosunków między Stalinem a aliantami (co miało miejsce zaraz po
ataku III Rzeszy na ZSRR w czerwcu 1941) temat sowieckich łag-
rów, jak i zbrodni wojennych dokonywanych przez ZSRR, był
przez aliantów starannie cenzurowany. Ponieważ ZSRR stał się
wówczas sojusznikiem Zachodu przeciwko Hitlerowi (wcześniej
był sojusznikiem Hitlera przeciwko Zachodowi: 23 VIII 1939
– 22 VI 1941), cenzura aliancka pilnowała, by obraz tego sojusz-
nika nie bulwersował opinii publicznej. Pierwszą ofiarą tej cenzury
były informacje o mordzie dokonanym przez NKWD w Katyniu,
a później inne informacje, m.in. dotyczące istnienia sowieckich
obozów koncentracyjnych. Z tego też powodu wszystkie relacje
Polaków traktowane były jako przesadzone, niekiedy nawet nie-
wiarygodne i programowo antyrosyjskie, czyli celowo „oczernia-
jące ZSRR”.
Drugi kontekst Innego świata miał charakter historyczny i do-
tyczył związku powstania łagrów w ZSRR z ideologią sowieckiego
komunizmu, a ściślej – z praktyką bolszewików po objęciu władzy
w 1917 r. Kontekst ten miał też swoje głębsze antecedencje, albo-
wiem narzucał porównanie między łagrami sowieckimi a zesłania-
mi na Syberię w Rosji carskiej.
Trzeci kontekst Innego świata to informacje na temat łagrów,
które były lub mogły być znane do chwili ukazania się tej książki,
a zatem dotyczył on w ogóle piśmiennictwa na temat łagrów.
Wreszcie czwarty kontekst, nie mniej ważny od pozostałych,
dotyczył kwestii ściśle literackich: Jak pisać o łagrach? Jakie in-
formacje o nich przekazać? Jakim językiem je wyrazić? Jak opisać
swoje własne doświadczenie łagrowe?
Wszystkie te konteksty stały się dla Herlinga problemami arty-
stycznymi, gdy przystępował do pisania Innego świata.
W roku 1949 Herling znał oczywiście ówczesne publikacje
uchylające rąbka tajemnicy o ZSRR (np. słynną wówczas książkę
gen. Krawczenki Wybrałem wolność) i wspomnienia Polaków o po-
bycie w ZSRR. Znał też doskonale relacje więźniów hitlerowskich
obozów koncentracyjnych, m.in. opowiadania oświęcimskie Ta-
deusza Borowskiego. Nie znał jednak ani przedwojennych książek
poświęconych łagrom, ani historii łagrów, która należała do naj-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
1. Konteksty historyczne \ 87

ściślej chronionych tajemnic państwowych ZSRR. Pojawiła się ona


w literaturze i w prasie po dojściu Chruszczowa do władzy w 1956
r., a nieco systematyczniej zaczęto ją ujawniać dopiero niedawno –
głównie dzięki dziełom Aleksandra Sołżenicyna.
Kiedy więc w 1949 r. Herling przystępował do spisywania swo-
ich wspomnień łagrowych, były one dla niego rodzajem intelektu-
alnego, artystycznego i moralnego wyzwania – próbą osobistego
zmierzenia się z jednym z tych tematów, które przekraczają potocz-
ne wyobrażenia o losach ludzi w XX w. oraz możliwości wyraże-
nia ich w literaturze.

Nadieżda Mandelsztam, wdowa po zamęczonym poecie Osipie


i autorka wspaniałych Wspomnień, nazwała system sowiecki cywilizac-
ją więzienną, tiuriemnaja cywilizacyja. Po ukazaniu się mojej książki
we Włoszech, znany włoski krytyk literacki Paolo Milano określił ją
niemiecką definicją Bildungsroman1. Chciałbym, aby kiedyś czytano
Inny świat jako Bildungsroman z odległej i zamkniętej epoki sowie-
ckiej cywilizacji więziennej (Dziennik..., 10 III 1985).

Przyjrzyjmy się pokrótce prehistorii i historii tej „cywilizacji”.

1
Bildungsroman (niem.) – inna nazwa: Entwicklungsroman, dosłownie „powieść
rozwojowa”, czyli powieść o rozwoju osobowości bohatera. Wzorem tego ty-
pu powieści jest Wilhelm Meister Goethego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Zesłania na Syberię

Zesłania karne na Syberię praktykowano w Rosji od XVI w.; od


połowy XVII w. zesłanie było dla przestępcy zasądzoną karą albo
oznaczało darowanie kary śmierci2. Początkowo na Syberię zsyłano
przestępców kryminalnych i politycznych (za przestępstwa przeciw
państwu) oraz jeńców wojennych, od połowy XVII w. zsyłano też
kobiety i zbiegłych chłopów. Karą był sam pobyt na Syberii – nie-
wyobrażalnie odległej od miejsca, skąd więzień pochodził. Począt-
kowo Syberia była obozem karnym bez granic („największe więzie-
nie świata bez dachu”), więźniów osadzono po prostu tam, gdzie
brakowało rąk do pracy (najliczniejsza kolonia więźniów pow-
stała wokół Tobolska). Syberia była więc miejscem przymusowej
kolonizacji. W miarę rozwoju osadnictwa oraz inwestycji rządu ro-
syjskiego na Syberii rosło zapotrzebowanie na pracowników, w ten
sposób upowszechniły się roboty przymusowe wykonywane przez
więźniów. Z czasem zesłanie do miejsc ciężkiej, przymusowej pra-
cy zaczęto nazywać katorgą (od greckiego słowa kateirgon – zmu-
szać), która to nazwa stała się synonimem Syberii. Katorga bywała
terminowa (wówczas katorżników mogły odwiedzać rodziny) al-
bo wieczysta (jako ekwiwalent kary śmierci). Niewątpliwie rosyj-
ska kolonizacja Syberii stała się możliwa w dużym stopniu dzięki

2
Wszystkie informacje w tym podrozdziale podaję za książką: E. Kaczyńska, Sy-
beria: największe więzienie świata (1815–1914), Warszawa 1991.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Zesłania na Syberię \ 89

przymusowej pracy więźniów i tym różniła się np. od kolonizowa-


nia tzw. Dzikiego Zachodu w Ameryce.

Poza tym – zauważa Elżbieta Kaczyńska – Syberia była klapą bez-


pieczeństwa – można się było pozbyć z kraju buntowników, żebraków
i wszelkich grup marginalnych lub niebezpiecznych. Była to metoda
może mniej kosztowna, a na pewno łatwiejsza do realizacji niż budo-
wanie więzień (s. 27).

Zesłania i przymusowe roboty były wynalazkiem nie tyle rosyj-


skiego systemu prawnego, ile raczej politycznego, albowiem na Sy-
berię trafiali więźniowie skazani zarówno przez sądy, jak i przez or-
gany administracji państwowej, czyli bez prawomocnego wyroku.
Zesłania były praktykowane przez wszystkie państwa posiadające
kolonie. Wysyłano więźniów z Hiszpanii do Ameryki, z Portuga-
lii do Mozambiku, z Danii na Grenlandię. Karę zesłania stosowa-
ła też Anglia, wysyłająca więźniów do Australii i Francja, koloni-
zująca więźniami Nową Kaledonię w drugiej połowie XIX w. Jed-
nak gdy w ciągu XIX w. państwa zachodniej Europy stopniowo
odchodziły od stosowania kary zesłania, to w Rosji utrzymywa-
no ją nadal – mimo krytyki jej anachroniczności. Poza tym w Ro-
sji na zesłanie skazywano znacznie więcej więźniów niż we Fran-
cji czy w Anglii.
Zesłania na Syberię stały się nie tylko częścią historii politycz-
nej Rosjan – zsyłano tam bowiem także ludzi innych narodowości.
Znaczną część zesłańców innych niż Rosjanie stanowili na Syberii
Polacy, zsyłani tu już od XVIII w. jako jeńcy wojenni lub jako ofia-
ry represji po kolejnych nieudanych powstaniach narodowych czy
spiskach. Jest faktem, że katorga na Syberii była o wiele okrutniej-
sza dla więźniów politycznych niż dla więźniów kryminalnych.
Poza historią polityczną zesłania na Syberię miały też swoją hi-
storię ludzką, społeczną. Konsekwencje katorgi odciskały się nie
tylko na więźniach, ale także na miejscowej ludności (obyczajo-
wość, religia, język, stosunek do człowieka, do prawa itd.). Na-
jostrzejsza krytyka katorgi znalazła wyraz w utworach dwóch
wielkich pisarzy rosyjskich XIX w.: we Wspomnieniach z domu
umarłych Fiodora Dostojewskiego oraz w Sachalinie Antoniego
Czechowa. Osobne miejsce zajmuje katorga w piśmiennictwie

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
90 [ III. Krótka historia tematu

i malarstwie polskim (m.in. Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki,


Apollo Korzeniowski, Artur Grottger, Jacek Malczewski), w któ-
rych jest jednym z najżywszych tematów politycznych XIX w.
Gdy w 1917 r. dobiegła kresu epoka caratu, wydawało się, że
skończyło się wykorzystywanie Syberii jako miejsca przymusowej
zsyłki – władzę przejęli wszak ludzie, którzy w niedalekiej prze-
szłości sami byli więźniami na Syberii z powodów politycznych
i którzy w swej ideologii i publikacjach najostrzej krytykowali car-
ski aparat przemocy. Faktycznie, jeszcze przed upadkiem caratu,
w czasie I wojny światowej, katorga i zesłanie przestały istnieć ja-
ko kary stosowane przez państwo. Zesłańców politycznych zwal-
niano, a kryminalnym skracano karę. „Niezależnie od działań wo-
jennych, które toczyły się między Białymi i Czerwonymi – pisze
we wspomnianej książce Elżbieta Kaczyńska – oraz niepokojów na
pograniczu syberyjsko-chińskim, świtała nadzieja uczynienia z Sy-
berii kraju wolnego od piętna katorgi i zesłania”. Jednak natych-
miast po przejęciu władzy przez bolszewików miało się okazać, że
wszystkie ponure strony katorgi i zesłania w carskiej Rosji blak-
ły w porównaniu z grozą, jaką od pierwszych miesięcy rewolucji
październikowej zaczął budzić udoskonalony, a w pewnym sensie
nawet stworzony przez bolszewików wynalazek: łagier, czyli obóz
koncentracyjny.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
3. Kolonialne obozy koncentracyjne

Pierwsze obozy koncentracyjne zostały założone przez hiszpań-


skiego generała pochodzenia pruskiego Valeriano Weyler y Nico-
lau, który w 1896 r. przybył na Kubę jako gubernator tej wyspy,
należącej wówczas do Królestwa Hiszpanii3. Zadaniem genera-
ła Weylera było stłumienie powstania Kubańczyków przeciw rzą-
dom Hiszpanów, a jednym ze sposobów realizacji tego celu mia-
ło być „skoncentrowanie” wszystkich, którzy nie chcieli być trak-
towani jak powstańcy, w „obwarowanych obozach”. Wiadomo,
że generał Weyler „skoncentrował” w nich około 400 tys. star-
ców, kobiet i dzieci, nie wiadomo natomiast, ile osób zmarło. Za
stworzenie owych campos de concentracion Amerykanie nazwali
generała Weylera „rzeźnikiem”, ale sami wykorzystali jego „wy-
nalazek” na Filipinach, gdy wybuchło antyamerykańskie powsta-
nie dowodzone przez Emila Aguinaldo. W roku 1900 – po poko-
naniu powstańców – Amerykanie utworzyli na wyspie Mindanao
obozy koncentracyjne, których celem miała być ochrona „ludno-
ści cywilnej”.

3
Jeśli nie zaznaczam inaczej, wszystkie informacje w tym podrozdziale poda-
ję za książkami: A.J. Kamiński Koszmar niewolnictwa. Obozy koncentracyjne
od 1896 do dziś. Analiza, przeł. H. Zarychta, A.J. Kamiński, Warszawa 1990,
oraz M. Heller, Świat obozów koncentracyjnych a literatura sowiecka, przeł.
M. Kaniowski, J. Pomianowski], Paryż 1974.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
92 [ III. Krótka historia tematu

W tym samym roku „wynalazek” generała Weylera wykorzysta-


li Anglicy podczas tzw. wojny burskiej w południowej Afryce. Gdy
pokonani przez Anglików Burowie zaczęli tworzyć oddziały party-
zanckie, Anglicy zastosowali tzw. taktykę spalonej ziemi, w wyniku
której tysiące rodzin burskich pozostało bez domów. Wówczas to
starców, kobiety i dzieci zamknięto w namiotach i barakach, zwa-
nych obozami koncentracyjnymi (concentration camps). Z powo-
du bardzo złych warunków sanitarnych, złej pogody, złego wyży-
wienia oraz stłoczenia na małej przestrzeni na przełomie lata i je-
sieni 1901 r. (okres zimy w tym rejonie) zmarło 20 tys. osób na
ogólną liczbę uwięzionych 120–160 tys. Władze angielskie (Cham-
berlain, Alfred Milner) zostały zmuszone do poprawienia warun-
ków życia w tych obozach wskutek nacisku opinii publicznej, po-
ruszonej bezpośrednią relacją z pobytu w nich znanej wówczas fi-
lantropki miss Emily Hobhouse. Pisała ona 26 stycznia 1901 r.:

Nigdy, przenigdy nie może ono zostać zatarte w pamięci ludzkiej.


Najsrożej dotknięte są tym dzieci. Więdną w strasznym upale i na sku-
tek niedostatecznego, nieodpowiedniego odżywiania. (...) Utrzymy-
wanie tego rodzaju obozów nie jest niczym innym niż mordowaniem
niewiniątek4.

4
A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 34-35.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Powstanie i rozwój sowieckich
obozów koncentracyjnych

Twórcami sowieckich obozów koncentracyjnych byli osobiście


Lenin, Dzierżyński i Trocki, a doktryną, która powstanie tych
obozów „uprawomocniła”, była ideologia bolszewicka (komunis-
tyczna).
Termin „obozy koncentracyjne” pojawia się po raz pierwszy
w Rosji Sowieckiej w rozkazie Trockiego z 4 czerwca 1918 r.,
w którym żąda on zamknięcia w „obozach koncentracyjnych” tych
Czechosłowaków, którzy nie chcieli oddać broni. Wkrótce potem,
w memoriale z 26 czerwca skierowanym do Rady Komisarzy Lu-
dowych, Trocki zaproponował stworzenie systemu przymusu dla
„elementów pasożytniczych”, w którym najbardziej przykre pra-
ce wykonywałaby „burżuazja”. Tworzyli ją – w ówczesnym języku
Trockiego – byli oficerowie carscy, którzy nie chcieli służyć w Ar-
mii Czerwonej. Już wcześniej, przed rewolucją, Lenin groził, że po
przejęciu władzy zmusi do pracy rozmaitych „burżujów”, „pasoży-
tów” czy „leniów”. Trocki – odwołując się do postępowania An-
glików w wojnie z Burami – zaproponował, aby stworzyć dla nich
koncentracyjonnyje lagieria. Niebawem też zażądał, aby w obozach
koncentracyjnych zamknąć żony i dzieci tych oficerów, którzy zo-
stali zmobilizowani do Armii Czerwonej. Rodziny oficerów miały
być zatem zakładnikami – bez takich środków, wywodził Trocki,
„rewolucja poniesie klęskę”.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
94 [ III. Krótka historia tematu

8 sierpnia 1918 r. Trocki pisał w rozkazie do Armii Czerwonej,


że mianowany przez niego dowódca „nakazał utworzenie obozów
koncentracyjnych w Muromie, Arzamasie i Swijażsku, w których
będą zamykani podejrzani agitatorzy, kontrrewolucyjni oficero-
wie, sabotażyści, pasożyci, spekulanci”.
9 sierpnia 1918 r. Lenin wysłał telegram do Jewgienii Bosch,
pełnomocniczki penzeńskiej Rady Komisarzy Ludowych, w którym
domagał się zastosowania „bezlitosnego, masowego terroru wobec
kułaków, popów i białogwardzistów”, a „osoby podejrzane” naka-
zywał „zamknąć w obozie koncentracyjnym”. Tego samego dnia
w telegramie do deputowanych w Niżnym Nowogrodzie rozkazał
„natychmiast wprowadzić masowy terror; prostytutki, które roz-
pijają żołnierzy, byłych oficerów itd., trzeba rozstrzelać albo wy-
transportować z miasta”. Obok rozstrzeliwania Lenin równocześ-
nie zalecał – np. w Dekrecie Komisarzy Ludowych z 5 września
1918 r. – „zabezpieczyć Republikę Sowiecką przed wrogami klaso-
wymi drogą izolowania ich w obozach koncentracyjnych”.
W pierwszej dekadzie sierpnia 1918 r. – pisze Michał Heller we
wspomnianej książce – termin „obóz koncentracyjny” był już do-
brze znany [w Rosji bolszewickiej – przyp. W. B.] i zupełnie zro-
zumiały nie tylko dla szczupłego kręgu przywódców, lecz również
dla szerokich mas. Obóz koncentracyjny staje się uniwersalnym
narzędziem terroru”5. W roku 1919 w Rosji było 21 obozów kon-
centracyjnych, w roku 1920 – już 1076.
Komentując działania bolszewików przeciw powstańcom w gu-
bernii tambowskiej w 1921 r., późniejszy marszałek Tuchaczew-
ski pisał:

Postanowiono zorganizować szeroko zakrojoną zsyłkę rodzin ban-


dyckich. Zorganizowano wielkie obozy koncentracyjne, gdzie zamy-
kano prowizorycznie te rodziny7.

Z kolei Aleksander Sołżenicyn pisze w Archipelagu GUŁag:

5
M. Heller, dz. cyt., s. 49.
6
A. Applebaum, Gułag, przeł. J. Urbański, Warszawa 2005, s. 40.
7
Wojna i rewolucja, 1926, z. 7-8, s. 10; cyt. za: A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 71.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Powstanie i rozwój sowieckich obozów koncentracyjnych \ 95

Cała ta gubernia pokryta była siecią obozów koncentracyjnych dla


rodzin chłopów, którzy brali udział w powstaniu. Szmat pustego pola
ogrodzony był drutem kolczastym, od słupa do słupa, i przez trzy ty-
godnie trzymano tam każdą rodzinę podejrzaną o to, że ma jakiegoś
męskiego przedstawiciela wśród powstańców8.

Od pierwszych miesięcy rewolucji bolszewickiej, każdego roku,


a niekiedy miesiąca, w Rosji Sowieckiej przybywało coraz więcej
obozów koncentracyjnych. W ten sposób równocześnie z umac-
nianiem się władzy bolszewików w ZSRR powstawał, jak go na-
zwał Aleksander Sołżenicyn, archipelag GUŁag9.
Pierwszy „wzorcowy” obóz koncentracyjny bolszewicy utwo-
rzyli w 1923 r. w dawnych zabudowaniach klasztornych na Wy-
spach Sołowieckich na Morzu Białym. Osadzono tu wówczas ok. 4
tys. więźniów, w roku 1930 – już 30 tys. Na lądzie w łagrach prze-
bywało powyżej 650 tys. więźniów, z czego zaledwie 20% stano-
wili więźniowie kryminalni.

Mimo (...) że w latach dwudziestych istniała już cała sieć obozów


i więzień, dla byłych zesłańców Sołowki na zawsze pozostaną „pierw-
szym obozem Gułagu”. To właśnie one odegrały niezwykłą rolę, nie
tylko w życiu więźniów, lecz również w działalności tajnej policji so-
wieckiej. Chociaż nie było to jedyne więzienie funkcjonujące w Związ-
ku Sowieckim w 1920 roku, niewątpliwie jednak było jedynym, któ-
re należało do WCzeKa. Tu właśnie WCzeKa i OGPU uczyły się, jak
czerpać zyski z pracy niewolniczej. W roku 1945 w trakcie wykładu
poświęconego historii łagrów ówczesny komendant całego systemu,
Nasiedkin, podkreślał, że to właśnie na wyspach w 1920 roku zrodził
się system obozów10.

Od pierwszych miesięcy rewolucji bolszewicy coraz bardziej po-


szerzają krąg osób, które mają być zamykane w obozach koncen-
tracyjnych (łagrach). Najpierw miały to być „elementy klasowo ob-
ce” (według ustawy z 17 lutego 1919), niebawem „elementy wro-

8
A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁag. 1918–1956, t. 1, przeł. M. Kaniowski [J. Po-
mianowski], Warszawa 1990, s. 41.
9
Pełna nazwa tej instytucji od 1946 r. brzmi: Gławnoje Uprawlenije Isprawitiel-
no-Trudowych Łagieriej i Trudowych Posielenij.
10
A. Applebaum, dz. cyt., s. 49.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
96 [ III. Krótka historia tematu

gie klasowo” (ustawa z 15 kwietnia 1919). Już po paru miesiącach


od objęcia władzy kandydatami do zamknięcia w łagrach stali się
wszyscy „wrogowie klasowi”, którzy nie mieli styczności z dzia-
łalnością kontrrewolucyjną” (tych, którzy mieli taką styczność, po
prostu rozstrzeliwano).

Lenin i jego towarzysze od razu przyjęli zasadę bezpardonowej


„walki klas”, w której przeciwnik polityczny, ideologiczny lub nawet
niechętna ludność byli uważani za wrogów i – tak traktowani – musie-
li zostać zlikwidowani. Bolszewicy postanowili wyeliminować w sensie
prawnym, a także fizycznym, wszelką, nawet bierną, opozycję i opór
wobec ich hegemonicznej władzy – i to zarówno przeciwników poli-
tycznych, jak i grupy społeczne jako takie: szlachtę, burżuazję, inteli-
gencję, Kościół itp., oraz kategorie zawodowe (oficerowie, żandarmi
itd.) – w czym niekiedy posuwali się do ludobójstwa. Przeprowadzane
od 1920 roku „rozkozaczanie” jest w znacznej mierze zgodne z defini-
cją ludobójstwa; cała populacja Kozaków jako taka, zamieszkująca ściś-
le określony teren, została poddana eksterminacji: mężczyzn rozstrze-
lano, kobiety, dzieci i starców deportowano, wsie zrównano z ziemią
lub przekazano nowym mieszkańcom nie-Kozakom11.

Do zwalczania „kontrrewolucji” bolszewicy powołali w 1918


r. tajną policję o specjalnych uprawnieniach, tzw. Ogólnorosyjską
Nadzwyczajną Komisję do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem
(stąd skróty: „cze-ka”, „czerezwyczajka”, a nieco później „orga-
ny”), na której czele stanął i kierował nią do śmierci (1926) Polak
Feliks Dzierżyński. Czeka (WCzK, późniejsze nazwy GPU, OGPU,
NKWD, KGB) stała się głównym instrumentem terroru12.

Tak więc – pisze Michał Heller – w rok zaledwie po rewolucji osta-


tecznie konstytuuje się organ administracyjny, obdarzony niezwykle
szerokimi prerogatywami władzy, rozciągającej się na cały obszar kra-
ju, pozwalającej mu każdego aresztować, izolować w obozie koncen-
tracyjnym, rozstrzelać. Na dobitkę organ ten – WCzK – otrzymuje

11
Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, przekł. zbioro-
wy, Warszawa 1999.
12
Nb. w Rosji każdego roku 20 grudnia obchodzone jest uroczyście święto
tych organów. Szczególnie uroczystą oprawę tego święta zarządził prezydent
Władimir Putin.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Powstanie i rozwój sowieckich obozów koncentracyjnych \ 97

prawo do nieomylności, krytyka bowiem jego czynności jest zakaza-


na. Władza i praktyczne wyłączenie spod jakiejkolwiek kontroli dają
wspólnie temu organowi uprzywilejowaną pozycję w systemie pań-
stwowym. Stają się najważniejszym narzędziem, z którego pomocą re-
alizowana ma być dyktatura proletariatu. Rozpoczyna się proces (...)
przekształcania dyktatury politycznej w dyktaturę policyjną13.

13
M. Heller, dz. cyt., s. 53; zob. też E. Kaczyńska, dz. cyt., s. 290 i nast.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Ideologiczne źródła łagrów sowieckich

Z faktu, że Trocki pierwszy użył na piśmie sformułowania


„obóz koncentracyjny”, nie należy jednak wyciągać wniosku – pi-
sze w swej książce Andrzej Józef Kamiński – że Lenin jedynie sko-
piował pomysł Trockiego. Rozkazów o „izolowaniu”, „rozstrze-
laniu” i „zamknięciu w obozie koncentracyjnym” od pierwszych
miesięcy rewolucji bolszewickiej wydawano na Kremlu wiele.
Koncepcja wprowadzenia obozów koncentracyjnych jako sposobu
zdobywania i utrwalania władzy sowieckiej nie była bowiem wy-
nikiem indywidualnych pomysłów Trockiego, Lenina, Dzierżyń-
skiego czy później Stalina, lecz tkwiła organicznie w ideologii bol-
szewików. To, że Trocki pierwszy spośród przywódców bolszewi-
ckich posłużył się pisemnie terminem koncentracyjonnyje łagieria,
było zapewne dziełem przypadku”14. Ideologiczne źródło sowie-
ckich obozów koncentracyjnych tkwiło bowiem w samym założe-
niu rewolucji bolszewickiej, tj. w koncepcji oczyszczenia przyszłe-
go państwa sowieckiego z jego przeciwników.
Dobrą ilustracją tej koncepcji jest artykuł Lenina z grudnia
1917 r. pt. Jak zorganizować współzawodnictwo?, napisany zale-
dwie dwa tygodnie po zdobyciu władzy przez bolszewików. Le-
nin pisał w nim:

14
A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 71 i nast. Identyczna jest opinia Michaiła Hellera.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Ideologiczne źródła łagrów sowieckich \ 99

Jedności w sprawach podstawowych, najważniejszych, istotnych,


nie narusza, lecz właśnie zapewnia [ją] różnorodność szczegółów, od-
rębności lokalnych (...) dróg do wytępienia i unieszkodliwienia pasoży-
tów, bogaczy i oszustów, nicponiów oraz histeryków spośród inteligen-
cji (itd., itp.). (...) Żaden oszust (również spośród tych, którzy wymigu-
ją się od pracy) nie może spacerować na swobodzie, lecz musi siedzieć
w więzieniu albo wykonywać prace przymusowe najuciążliwszego ro-
dzaju; żaden bogacz, który narusza zasady i prawa socjalizmu, nie mo-
że ujść losowi oszusta, który słusznie musi stać się losem bogaczy. (...)
Same komuny, małe komórki w mieście i na wsi, muszą wypracować
i wypróbować w praktyce tysiące form i metod praktycznej ewidencji
i kontroli nad bogaczami, nad oszustami i próżniakami. Różnorodność
jest tu rękojmią żywotności, gwarancją osiągnięcia wspólnego, jedno-
litego celu: oczyszczenia rosyjskiej ziemi od wszelkich szkodliwych in-
sektów, od pcheł – oszustów, od pluskiew – bogaczy itd., itp., w jednej
miejscowości dziesięciu bogaczy, tuzin oszustów, pół tuzina robotni-
ków, którzy wymigują się od pracy (równie bezczelnie jak wielu dru-
karzy w Piotrogrodzie, szczególnie w drukarniach partyjnych), wpa-
kuje się do więzienia. W innej miejscowości każe się im czyścić ustępy.
W trzeciej miejscowości wyda się im po odcierpieniu kary żółte pasz-
porty, aby cały lud mógł ich nadzorować jako szkodliwe elementy aż
do osiągnięcia przez nich poprawy. W czwartej miejscowości rozstrze-
la się na miejscu co dziesiątego z tych, którzy dopuszczą się pasożyt-
nictwa15 (podkr. W.B.).

Na krótko przed śmiercią Lenin powiedział węgierskiemu księ-


dzu Viktorowi Bede, swemu znajomemu z Paryża, że:

Sowiety muszą z konieczności zastosować najbardziej radykalne


środki, aby usunąć z narodu wszystkie elementy wrogie ich programo-
wi. Nie można z nimi rozmawiać rozsądnie, jak nie rozmawia się roz-
sądnie ze żmiją, która człowieka kąsa, lecz zabija się ją. Ci, którzy prze-
ciwstawiają się bolszewikom, muszą być unicestwieni16 (podkr. W.B.).

Jak widać, w koncepcji Lenina sposobami realizacji idei oczysz-


czenia Rosji Sowieckiej z jej przeciwników miały od początku być:
całkowita dowolność w kwalifikowaniu przeciwników („pasożyt”,
„bogacz”, „oszust”, „histeryk”), czyli także dowolność w decy-

15
Cyt. za: A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 73.
16
Tamże, s. 76.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
100 [ III. Krótka historia tematu

dowaniu o życiu i śmierci, pozasądowy przymus administracyj-


ny i praca przymusowa (czyli w istocie praca niewolnicza), nato-
miast pośrednim sposobem „oczyszczania” społeczeństwa (oprócz
fizycznej likwidacji poszczególnych grup ludności) – reedukacja
więźniów.
W koncepcji bolszewików obozy koncentracyjne miały więc od
samego początku cel ideologiczny.
Ideologiczne podstawy tej koncepcji dookreślili także Trocki
i Dzierżyński. Trocki sformułował ją w postaci 24 tez, opublikowa-
nych 17 grudnia 1918 r. w „Prawdzie”. Trocki uznał zasadę „kto
nie pracuje, ten nie je” za obowiązujące prawo – zostało ono wpi-
sane do pierwszej konstytucji sowieckiej – i odrzucił pojęcie „wol-
nej pracy”.

Człowiek – pisał Trocki – z samej zasady unika wysiłku. Nie jest


z natury gorliwy, trzeba go do gorliwości wdrożyć przez nacisk eko-
nomiczny i wychowawczą pracę. (...) Z punktu widzenia historii każ-
da forma organizacji społeczeństwa – to forma organizacji pracy. (...)
W przeszłości społeczeństwo stało zasadą przymusowej organizacji
pracy większości w interesach mniejszości. (...) Teraz, po raz pierw-
szy w historii, próbujemy organizować proces pracy w interesach pra-
cującej większości. Nie wyklucza to rzecz jasna stosowania przymusu,
który grać będzie znaczną rolę w ciągu długiego jeszcze okresu histo-
rycznego17.

Innymi słowy, Trocki związał przyszłość komunizmu z pracą


przymusową, albowiem bez wprowadzenia pracy przymusowej –
zdaniem Trockiego – „można postawić krzyżyk na socjalizmie”.
Militaryzacja pracy – jego zdaniem – to metoda dyktatury prole-
tariatu.
IX zjazd partii bolszewickiej, który przyjął tezy Trockiego,
uchwalił następującą rezolucję:

Ponieważ znaczna część robotników (...) samowolnie opuszcza swo-


je zakłady pracy, przenosi się z jednego miejsca na drugie, przez co po-
woduje jeszcze większe straty w produkcji i pogarsza ogólną sytuację
klasy robotniczej. Zjazd widzi jedno z najpilniejszych zadań władzy so-

17
Cyt. za: M. Heller, dz. cyt., s. 63. Zob. też: A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 74.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Ideologiczne źródła łagrów sowieckich \ 101

wieckiej w planowej, systematycznej, upartej i surowej walce z dezer-


cją z pola walki o produkcję – zwłaszcza drogą publikowania listów
gończych ze spisami dezerterów, tworzenia z dezerterów pracy robo-
czych kampanii karnych i wreszcie – zamykania ich w obozach kon-
centracyjnych.

Z kolei Dzierżyński 17 lutego 1919 r. wygłosił na posiedzeniu


WCzK przemówienie, w którym postulował, aby w gestii Czeka
pozostawić, oprócz wyroków sądowych, także „decyzje o zesłaniu
do obozu koncentracyjnego”. I tak ten wniosek uzasadniał:

Proponuję, aby zachować te obozy koncentracyjne jako miejsce,


gdzie praca aresztantów znajdzie zastosowanie, gdzie będą się trudzić
panowie, żyjący z powietrza, albo ci, co nie potrafią pracować bez
pewnego przymusu, albo – weźmy na przykład nasze sowieckie in-
stytucje – ten środek kary powinien być stosowany za niesumienność
w pracy, za lenistwo, za spóźnienia itd. Możemy za pomocą tego za-
biegu podciągnąć w pracy także naszych własnych pracowników. Tak
więc jest propozycja stworzenia szkoły pracy18.

Na wniosek Dzierżyńskiego Czeka podjęła uchwałę o przyzna-


niu sobie „prawa zamykania w obozach koncentracyjnych”. Inny-
mi słowy, zsyłka do łagru bez wyroku sądowego, podobnie jak po-
zasądowe rozstrzeliwanie, stała się w Rosji Sowieckiej prawem.

18
Cyt. za: M. Heller, dz. cyt., s. 56. Zob. też: A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 75.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narodziny ludobójstwa

Początkowo – w roku 1918 – bolszewicy osadzili w łagrach


przedstawicieli dawnych warstw panujących oraz swoich rzeczywi-
stych bądź tylko potencjalnych przeciwników politycznych i tzw.
zakładników. Jednak w pierwszych miesiącach 1919 r. rozpoczy-
na się nowy etap w dziejach rozwoju sowieckich obozów koncen-
tracyjnych, ponieważ do grup podlegających zamknięciu w łagrze
zostają zaliczeni... robotnicy. Miejscom odosobnienia, pozbawie-
nia ludzi wolności, więzieniom czy po prostu miejscom represjo-
nowania przybywa jeszcze jedna, niezwykle ważna funkcja – ła-
gier staje się także miejscem pracy zorganizowanej przez państwo
komunistyczne.
Ekonomicznymi przyczynami tego faktu były liczne strajki ro-
botników przeciw władzy bolszewickiej (np. powstania w Iżewsku,
Wotkińsku, Astrachaniu), a równocześnie gwałtowny spadek wy-
dajności pracy. Bolszewicy szukają zatem sposobu „autoorganiza-
cji i przymusowej autodyscypliny mas pracujących”19. Począwszy
od roku 1919 bolszewicy publikują coraz to nowe zarządzenia, de-
krety, ustawy o mobilizacji siły roboczej, o powszechnym obowiąz-
ku pracy, o militaryzacji fabryk i instytucji, o zakazie porzucania
stanowisk pracy, o wprowadzeniu książeczek pracy itp., czyli akty
prawne ujmujące pracę w formę terroru administracyjnego. W ten
sposób – pisze Heller – w 1919 r. rozpoczyna się w Rosji Sowie-

19
Słowa N. Bucharina; cyt. za: M. Heller, dz. cyt., s. 55.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narodziny ludobójstwa \ 103

ckiej proces przekształcania wszelkiej pracy w pracę przymusową


oraz proces wykorzystywania obozów koncentracyjnych jako me-
tody przymusu do pracy. Znika też różnica między „służbą pracy”
a „służbą wojskową”.
W obliczu zmniejszania się liczby pracujących, spadku wydaj-
ności pracy, ruiny przemysłu, braku żywności i coraz gwałtowniej-
szego chaosu gospodarczego bolszewicy dochodzą do wniosku,
że proces ten może powstrzymać tylko militaryzacja gospodarki
i przekształcenie ludności Rosji Sowieckiej w „armię pracy” (pra-
cujący stają się zatem żołnierzami, karanymi za rezygnację z pracy
tak jak za dezercję). Tak więc już na początku 1920 r. „obozy kon-
centracyjne stały się ważnym środkiem przymusu przeciwko kla-
sie robotniczej”.
W dokumentach państwa sowieckiego istnieją już wówczas dwa
określenia: „obozy koncentracyjne” oraz „obozy pracy przymuso-
wej”. Zdaniem Michaiła Hellera różnica między nimi polegała na
tym, że „obozy koncentracyjne były wyłączną własnością Czeka
i zamykano w nich przede wszystkim przeciwników partii bolsze-
wickiej, natomiast do obozów pracy przymusowej zsyłano więź-
niów z rozkazu różnych instytucji państwa bolszewickiego, np. try-
bunałów rewolucyjnych, sądów ludowych, i podlegały one admi-
nistracji władz lokalnych. Cechą obozów pracy przymusowej była
„możliwość ich organizacji w dowolnej ilości i w dowolnym miej-
scu”20. Paragraf nr 31 instrukcji Głównego Urzędu Pracy Przymu-
sowej NKWD o tworzeniu obozów pracy przymusowej w poszcze-
gólnych guberniach stanowił, że:

wszyscy aresztanci posyłani są do pracy natychmiast po przybyciu do


obozu i zajęci są pracą fizyczną przez cały czas pobytu w obozie. O cha-
rakterze tej pracy decyduje administracja obozu21.

Termin „obóz koncentracyjny” – komentuje dalej Heller – to-


warzyszy jak refren wszystkim urzędowym rezolucjom okresu ko-
munizmu wojennego”. W 1920 r. w Rosji Sowieckiej były 84 obo-

20
Tamże, s. 57.
21
Tamże, s. 59.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
104 [ III. Krótka historia tematu

zy, w których uwięziono około 50 tys. osób, w 1923 r. było już


355 obozów z 70 tys. więźniów.

Z historycznego punktu widzenia – pisze brytyjski historyk Paul


Johnson – najważniejszą cechą terroru wprowadzonego przez Lenina
była nie sama liczba ofiar, lecz zasady, według których skazywano lu-
dzi. Natomiast po przejęciu władzy bolszewicy porzucili pojęcie wi-
ny indywidualnej, a zatem judeochrześcijańską koncepcję jednostko-
wej odpowiedzialności, która była jej konsekwencją. Pierwsze rozkazy
rozstrzeliwania ludzi dotyczyły nie jednostek, lecz tych grup społecz-
nych, które można było – bez dbałości o minimalną precyzję – nazwać
„kryminalistami”. Byli nimi m.in.: „prostytutki”, „pasożyty społecz-
ne”, „włóczędzy”, „spekulanci”, „krwiopijcy”. Następnie na rozstrze-
lanie zaczęto skazywać różne grupy społeczne według zawodów22.

W ten sposób – jak opisał to później Aleksander Sołżenicyn – na


zagładę skazywano ziemian, właścicieli kamienic, nauczycieli gim-
nazjalnych, duchownych, członków rad parafialnych, zakonnice
i zakonników, działaczy związków zawodowych i wszystkich, któ-
rych zaliczono do tzw. byłych ludzi. Cytowany już dekret Lenina
ze stycznia 1918 r. był faktycznie legalizacją masowych mordów
jako sposobu eksterminacji całych klas społecznych. Lenin wyra-
ził to w następujących słowach:

Nadzwyczajna Komisja nie jest komisją śledczą ani trybunałem. Jest


to narzędzie walki działające na froncie wojny domowej. Ona nie są-
dzi wroga, ona w niego uderza. (...) Nie prowadzimy wojny przeciw
jednostkom. Przeprowadzamy eksterminację burżuazji jako klasy. Nie
szukamy dowodów ani świadków na potwierdzenie uczynków lub wy-
powiedzi przeciwko władzy sowieckiej. Pierwsze pytania, które zada-
jemy: Do jakiej klasy należysz? Jakie jest twoje pochodzenie, wycho-
wanie, wykształcenie, zawód? Te pytania przesądzają o losie oskarżo-
nego. To jest esencją czerwonego terroru23.

Dekrety eksterminacyjne objęły wkrótce całe klasy, grupy, war-


stwy. Gdy odrzucono pojęcie winy jednostkowej i przystąpiono do

22
P. Johnson, Historia świata (od roku 1917 do lat 90-tych), tłum. zbiorowe, Lon-
dyn 1989, s. 79.
23
Tamże, s. 79.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narodziny ludobójstwa \ 105

eksterminacji całych grup społecznych tylko na podstawie pocho-


dzenia lub zawodu, sama zasada wyboru ofiar przestała mieć ja-
kiekolwiek znaczenie.

Cóż bowiem – pisze Johnson – przeszkadzało sklasyfikować całe


kategorie ludzi jako „wrogów”, a następnie skazać ich na więzienie lub
śmierć z powodu koloru skóry, przynależności rasowej albo po prostu
narodowości. Nie ma żadnej istotnej moralnej różnicy między walką
klasową i rasową, między unicestwieniem klasy i unicestwieniem rasy.
Tak oto narodziło się współczesne ludobójstwo24.

Bolszewików nie interesowało, czy ktoś faktycznie popełnił


przestępstwo, wystarczyły im plotki, domysły, donosy. Na począt-
ku lat dwudziestych z sowieckiego kodeksu karnego znikały poję-
cia „kary” i „przestępstwa”. „Przestępstwem” nie było już narusze-
nie istniejących zasad prawa, lecz ogólnikowo rozumiany „akt spo-
łecznie niebezpieczny”. „Każda rozmowa – pisze Heller – każda
myśl nawet, zawierająca coś, co można było określić jako »zamach
na zdobycze rewolucji proletariackiej«, uważana była za »przestęp-
stwo«”25. Winą stawała się w takiej sytuacji przynależność do grup
„socjalnie niebezpiecznych”.
W połowie lat dwudziestych ukształtował się dwutorowy sy-
stem instytucji represyjnych: administracyjny i policyjny, czyli są-
dowy i pozasądowy. Równocześnie termin „praca przymusowa”
zastąpiono pojęciem „pracy poprawczej”. Pozbawienie wolności
było zatem dla przestępcy nie karą, lecz szansą, obóz miał przede
wszystkim wychowywać. Ponieważ jednak przestępstwo uważano
za chorobę społeczną, która była wynikiem warunków panujących
w starym ustroju, obóz pracy pozbawiony tych warunków stawał
się modelem nowego, sowieckiego społeczeństwa.
Opisując historię powstawania łagrów sowieckich i zapełnia-
nia ich więźniami, czyli tworzenie archipelagu GUŁag, Aleksander
Sołżenicyn zwraca uwagę na „fale”, „potoki”, „strumyki” i „stru-
myczki” dopływu nowych więźniów – to falowanie liczby skaza-
nych na łagier związane było z polityką wewnętrzną i zagraniczną

24
Tamże, s. 80.
25
M. Heller, dz. cyt., s. 79.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
106 [ III. Krótka historia tematu

Rosji Sowieckiej: wojna z kontrrewolucją, wojna polsko-bolsze-


wicka, strajki, kolektywizacja, walka z kułakami, walka z kościo-
łem, wojna rosyjsko-fińska itd. – wszystkie te wydarzenia zasilały
archipelag GUŁag coraz to nowymi dopływami więźniów. Jak pi-
sze Elżbieta Kaczyńska, „OGPU stało się największym pracodaw-
cą na świecie”26.
Cezurą w rozwoju archipelagu GUŁag był rok 1929, w któ-
rym rząd sowiecki uchwalił nowy program ekonomiczny i nowy
plan pięcioletni (który postanowiono zrealizować w cztery lata).
Plan zakładał 20% wzrost produkcji przemysłowej, a równocześ-
nie rozpoczęto kolejny etap przyspieszonej kolektywizacji. Rzecz
jasna, realizacja tych założeń nie była możliwa, a jej rezultatem by-
ły strajki i głód. Bolszewicy odpowiedzieli wielką falą aresztowań
– zwłaszcza wśród ludności wiejskiej (nb. w tym samym czasie po
raz kolejny zaostrzono kodeks karny)27.
Jedna z największych fal więźniów zsyłanych do łagrów przy-
padła na okres tzw. wielkiej czystki w latach 1937–1939, a wkrót-
ce nastąpiła kolejna, związana z wybuchem wojny w 1939 r.
Dla okresu, o którym opowiada Herling-Grudziński, faktem
decydującym był tzw. pakt Ribbentrop–Mołotow (czyli Hitler–Sta-
lin) z 23 sierpnia 1939 r., na mocy którego hitlerowcy i sowieccy
komuniści podzielili Europę Wschodnią na niemiecką i sowiecką
strefę wpływów. Rozdzielała je granica przebiegająca początkowo
mniej więcej wzdłuż linii rzek San–Wisła–Narew, a po korekcie do-
konanej 28 września 1939 r. – wzdłuż linii Bugu. Na mocy tajnego
protokołu dołączonego do tej umowy obie strony zobowiązały się
do likwidowania wszelkiej działalności patriotycznej i niedopusz-
czenia do powstania kiedykolwiek państwa polskiego. Wkrótce
po wybuchu wojny gestapo i NKWD rozpoczęły ścisłą współpra-
cę, mającą na celu realizację treści umowy sowiecko-niemieckiej.
Po zajęciu wschodnich terenów II Rzeczypospolitej (17 IX 1939)
władze sowieckie rozpoczęły masowe deportacje do łagrów nie-
mal wszystkich grup zawodowych obywateli państwa polskiego,
a więc urzędników państwowych, policjantów, żołnierzy i ofice-
rów oraz inteligencji.

26
E. Kaczyńska, dz. cyt., s. 292.
27
A. Applebaum, dz. cyt., s. 71-72.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narodziny ludobójstwa \ 107

Od zimy 1940 r. do pierwszej połowy 1941 r. władze sowieckie


przeprowadziły cztery wielkie deportacje (oblicza się, że w sumie
małych i wielkich deportacji było w tym czasie czternaście), któ-
re objęły ponad 1 mln 200 tys. obywateli polskich. W ciągu dwu-
dziestu miesięcy okupacji sowieckiej (IX 1939–VI 1941) deporto-
wano co najmniej 1 mln 700 tys. obywateli polskich. Setki tysięcy
osób zmarło z głodu, z wycieńczenia i z powodu złych warunków
– dziesiątki tysięcy zastrzelono. Dokładne liczby nadal są trudne
do ustalenia, niektóre źródła podają znacznie wyższe. W wyniku
deportacji i aresztowań w latach 1940–1941 w obozach pracy zna-
lazło się co najmniej 880 tys. Polaków, 700 tys. Niemców, 295 tys.
Węgrów, 67 tys. Estończyków, 38 tys. Litwinów, 34 tys. Łotyszów,
poza tym wielu Włochów, Hiszpanów, Francuzów, Chińczyków,
Kazachów, Uzbeków, Turków, Ukraińców (w latach 1932–1933
bolszewicy zamorzyli głodem 7–10 mln Ukraińców).
Faktem jest zbieżność w czasie hitlerowskich i sowieckich ak-
cji represyjnych przeciw obywatelom polskim. Jeśli dodać do te-
go ideologiczne oświadczenia władz hitlerowskich i bolszewickich
oraz działalność wspólnych komisji gestapo i NKWD, można przy-
puszczać, że istniał wspólny sowiecko-niemiecki plan ekstermi-
nacji społeczeństwa polskiego, a przede wszystkim – polskiej in-
teligencji. Formalne podstawy tego planu znajdowały się w taj-
nych protokołach dodatkowych do traktatu z 23 sierpnia 1939 r.,
w których III Rzesza i ZSRR deklarowały, „w drodze przyjazne-
go porozumienia”, rozwiązanie kwestii państwa polskiego. W tej
właśnie kwestii naziści i sowieccy komuniści byli całkowicie zgod-
ni. Tłumacząc podstawy traktatu z 23 sierpnia, minister spraw za-
granicznych ZSRR, Mołotow, oznajmił, że w wyniku uderzenia III
Rzeszy i Armii Czerwonej zlikwidowano państwo polskie, które
było „bękartem traktatu wersalskiego” (przemówienie z 31 sierp-
nia 1939). Hitler co najmniej dwa razy użył podobnego sformuło-
wania. Przemawiając w Gdańsku 19 września 1939 r., stwierdził,
że „Polska nigdy więcej nie powstanie w formie ustalonej przez
traktat wersalski. Nie tylko Niemcy, ale również Rosja to gwaran-
tują”. Z kolei przemawiając w Reichstagu 6 października 1939
r., Hitler powiedział: „Jeden z najbardziej niezdrowych tworów
Wersalu został w ten sposób unicestwiony”. Były to niewątpliwie
echa wcześniejszych wspólnych ustaleń między Stalinem a Hitle-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
108 [ III. Krótka historia tematu

rem i zapowiedź dalszych działań mających ostatecznie unicestwić


II Rzeczpospolitą. W tajnym protokole dodatkowym z 28 wrześ-
nia 1939 r. zapisano, że „obie strony nie będą tolerowały na swo-
im terenie żadnej agitacji polskiej, która mogłaby przenikać na te-
ren drugiej strony. Ukrócą one na swych terenach wszelkie zalążki
takiej agitacji i będą informowały się wzajemnie o celowych posu-
nięciach w tym kierunku podejmowanych”. Wydarzenia następ-
nych miesięcy przyniosły interpretację tych słów.
Likwidacja ponad 20 tys. oficerów polskich internowanych
w obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku (w skrócie
określana mianem zbrodni katyńskiej) jest niemal równoczesna
z hitlerowską akcją eksterminacyjną w Palmirach (wiosną 1940).
I hitlerowcy, i bolszewicy mordują zatem w tym samym czasie eli-
tę polskiej inteligencji (np. w ramach tzw. akcji A-B w 1940 r. hit-
lerowcy likwidują polskich uczonych).
Zaczynając od masowych deportacji, fizycznej likwidacji i osa-
dzania w obozach koncentracyjnych polskich urzędników pań-
stwowych, uczonych i artystów, słowem – inteligencji, bolszewicy
powtarzali to, od czego zaczęli rewolucję 1917 r. – od wymordo-
wania wielkiej części rosyjskiej inteligencji. Później przyszła kolej
na inne grupy społeczne, zawodowe czy narodowe.

Rozkułaczanie z lat 1930–1932 było tylko powtórzeniem na wielką


skalę „rozkozaczania”; przeprowadzenia tej operacji żądał Stalin, a jej
oficjalne hasło, głoszone przez reżimową propagandę, brzmiało „znisz-
czyć kułaków jako klasę”. Chłopów opierających się kolektywizacji
rozstrzelano, resztę zaś zesłano, wraz z kobietami, dziećmi i starcami.
Oczywiście nie wszystkich zabito w sposób bezpośredni, ale ciężkie ro-
boty, do których zostali zmuszeni na dziewiczych obszarach Syberii lub
Dalekiej Północy, dawały niewielką szansę na przeżycie. Wieleset ty-
sięcy poniosło tam śmierć, dokładna liczba ofiar pozostaje jednak nie-
znana. Z kolei wielki głód na Ukrainie w latach 1932–1933, związany
z oporem ludności wiejskiej wobec przymusowej kolektywizacji, spo-
wodował w ciągu paru miesięcy śmierć 6 milionów osób.
W tym wypadku ludobójstwo „klasowe” oznacza to samo, co lu-
dobójstwo „rasowe”. Śmierć dziecka ukraińskiego kułaka, rozmyśl-
nie skazanego na głód przez reżim stalinowski, niczym się nie różni
od śmierci żydowskiego dziecka z warszawskiego getta, które do gło-
dowania zmusił reżim nazistowski. Stwierdzenie to w żadnym stopniu
nie podaje w wątpliwość „specyfiki Oświęcimia”, polegającej na zgro-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narodziny ludobójstwa \ 109

madzeniu najnowocześniejszych środków technicznych i uruchomie-


niu prawdziwego „procesu przemysłowego”: budowa „zakładu eks-
terminacji”, zastosowanie gazu, kremacja. Podkreśla ono jednak ce-
chę szczególną wielu reżimów komunistycznych, czyli systematyczne
posługiwanie się „bronią głodu”; władza zmierza do kontroli wszyst-
kich będących w jej dyspozycji zapasów żywności i za pomocą nie-
kiedy bardzo złożonego systemu racjonowania rozdziela tę żywność
w zależności od „zasług” lub „braku zasług” takich czy innych ludzi.
Podobne działania mogą doprowadzić do wystąpienia niewyobrażal-
nego głodu. Przypomnijmy, że od 1918 roku kraje komunistyczne do-
znały klęsk głodu, które doprowadziły do śmierci setek tysięcy, a na-
wet milionów ludzi. (…)
Można zatem sporządzić pierwszy ogólny bilans zbrodni:
• dziesiątki tysięcy zakładników lub więźniów rozstrzelanych bez
sądu i masakra setek tysięcy zbuntowanych robotników i chło-
pów w latach 1918–1922;
• głód z 1922 roku, który spowodował śmierć 5 milionów osób;
• likwidacja i zesłanie Kozaków dońskich w 1920 roku;
• dziesiątki tysięcy zmarłych w obozach koncentracyjnych w la-
tach 1918–1930;
• prawie 690 tysięcy zamordowanych podczas Wielkiej Czystki
z lat 1937–1938;
• zesłanie 2 milionów kułaków (lub rzekomych kułaków) w okre-
sie 1930–1932;
• 6 milionów Ukraińców zmarłych wskutek sprowokowanego gło-
du, któremu nie próbowano zaradzić, w latach 1932–1933;
• deportacja setek tysięcy Polaków, Ukraińców, Bałtów, Mołdawian
i mieszkańców Besarabii w latach 1939–1941 i 1944–1945;
• deportacja Niemców znad Wołgi w 1941 roku;
• deportacja Tatarów krymskich w 1943 roku;
• deportacja Czeczenów w 1944 roku;
• deportacja Inguszów w 1944 roku28.

28
S. Courtois, Zbrodnie komunizmu, w: Czarna księga komunizmu, dz. cyt., s. 30-
31.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Komunistyczne i hitlerowskie
obozy koncentracyjne

Idea sowieckich obozów koncentracyjnych była konsekwencją


stosunku bolszewików do prawa i do jego podstawowych pojęć
(przestępstwo–odpowiedzialność–wina–kara itd.) Z tej perspekty-
wy archipelag GUŁag rozwinięty przez Stalina do monstrualnych
rozmiarów był po prostu – jak pisze Kamiński – „olbrzymim roz-
porządzeniem wykonawczym” do wcześniejszych pomysłów, tez,
instrukcji i rozkazów wydawanych przez Lenina, Trockiego czy
Dzierżyńskiego.
Zdaniem Kamińskiego, wypowiedzi bolszewików

publikowane przeważnie już w latach dwudziestych i idące za nimi


posunięcia praktyczne, służyły z kolei hitlerowcom za wzorzec przy
tworzeniu ich własnych obozów koncentracyjnych, jak i w ogóle przy
ustanawianiu ich własnej dyktatury. Podstawowa wydaje się tutaj tro-
ckistowsko-leninowska zasada, zgodnie z którą każda kategoria osób,
która kiedykolwiek i z jakichkolwiek powodów stała się niemiła spra-
wującym władzę lub została przez nich uznana za niemiłą, może być
najzwyklejszym rozkazem pozbawiona wszelkich praw, włącznie z pra-
wem do życia, praktycznie wyjęta spod prawa29.

29
A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 77.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Komunistyczne i hitlerowskie obozy koncentracyjne \ 111

Te idee i wzory ich realizacji – twierdzi Kamiński – szybko pod-


chwycono w Niemczech. Już 13 marca 1921 r. mało znany Adolf
Hitler pisał na łamach organu swej partii „Völkischer Beobach-
ter”: „Należy zapobiec żydowskiemu podkopywaniu naszego na-
rodu, w razie potrzeby przez bezpieczne umieszczenie jego spraw-
ców w obozach koncentracyjnych”30.
Do pomysłu utworzenia obozów koncentracyjnych Hitler wró-
cił w przemówieniu wygłoszonym w Klubie Narodowym w Berli-
nie 8 grudnia 1921 r., gdzie ujawnił, że utworzy je zaraz po prze-
jęciu władzy w Niemczech.
Rzecz ciekawa – pisze Kamiński – że naziści planowali już wów-
czas otworzenie nie tylko obozów koncentracyjnych w Niemczech,
lecz także wykorzystanie istniejących już łagrów sowieckich. Boha-
ter powieści Otto Autenrietha Bismarck II. Powieść o niemieckiej
przyszłości planuje „wykorzystanie pociągów długich na setki ki-
lometrów do wywiezienia całej męskiej ludności Polski do obozów
koncentracyjnych we wschodniej Syberii”.

Należy zauważyć – komentuje powieść Autenrietha A.J. Kamiński


– że już w roku 1921 pojęcie „obozu koncentracyjnego” było w nie-
mieckich kołach nacjonalistycznych równie dobrze znane, jak parę lat
wcześniej w bolszewickich kołach Rosji. Mówiło się już o wywoże-
niu całych narodów do „obozów koncentracyjnych”. Dla autorów ta-
kich pomysłów, jak i dla czytelników ich tekstów, „wywiezienie Ży-
dów bądź Polaków do obozów koncentracyjnych było równoznacz-
ne z ich unieszkodliwieniem lub wręcz ze zniknięciem danego narodu
z powierzchni ziemi31.

Wspólna dla bolszewików i nazistów jest w tych projektach idea


oczyszczenia społeczeństwa, państwa i narodu z takich osób i ca-
łych grup społecznych, które najpierw zostają uznane za wrogów,
a zaraz potem – zostają pozbawione człowieczeństwa. Określenia
„bogacze”, „pasożyci”, „histerycy” w języku bolszewików brzmią
identycznie jak „Żydzi”, „Polacy”, „Czesi” czy „Cyganie” w języ-
ku niemieckich nacjonalistów. I pierwsi, i drudzy przestawali być
ludźmi, a stawali się „robactwem”, którego wytępienie jest nie tyl-

30
Tamże, s. 81.
31
Tamże, s. 81.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
112 [ III. Krótka historia tematu

ko prawem, ale i powinnością nowej władzy. Bolszewicy kierowali


się „rewolucyjnym poczuciem prawnym”, naziści – „zdrowym od-
czuciem narodowym”. I jedni, i drudzy sprowadzili walkę z prze-
ciwnikami politycznymi do zabiegów... higienicznych. Koncepcję
tę jednoznacznie wyraził Himmler na spotkaniu dowódców SS
w Charkowie w 1943 r.

Z antysemityzmem jest dokładnie tak jak z odwszeniem. Nie jest


kwestią światopoglądową, jak się usuwa wszy. To jest sprawa czysto-
ści. (...) Wkrótce będziemy odwszeni. Mamy jeszcze tylko 20 tys. wszy,
a potem będzie koniec z nimi w całych Niemczech32.

Takie określenia ludzi wspólne były – jak widać – bolszewikom


i nazistom. W Niemczech kanon najbardziej plugawych antyse-
mickich obelg stworzył w XVI w. Marcin Luter w swych pamfle-
tach na Żydów (List do dobrego przyjaciela przeciw tym, co obcho-
dzą szabat, Przeciwko Żydom i ich kłamstwom, Szem Hamoforas),
w których nazywał Żydów m.in. „świniami gorszymi od maciory”,
„gorszymi od diabła” etc. i zachęcał do ich eksterminacji („Trze-
ba zniszczyć i zburzyć ich domu. (...) Niechby za to umieszczono
ich wszystkich pod jednym dachem, w jakiejś stajni, niczym Cy-
ganów”)33.
Niemal identycznymi określeniami posługiwali się nacjonaliści
już w XIX w. Constantin Rössler w 1857 r. pisał o „narodowym
robactwie”, a pisarz i teolog Paul de Lagarde w pracy o Żydach
i Indogermanach pisał, że Żydzi są „pleniącym się robactwem”,
które należy rozdeptać, że są „trychinami i bakcylami”, które na-
leży „unicestwić szybko i gruntownie”. Takie słownictwo było stale
używane przez nazistów, np. Hitler w Mein Kampf nazywał „roba-
ctwem”, które należy wytępić, przywódców niemieckiej socjalde-
mokracji: uważał ich za Żydów. W 1943 r. powiedział do regenta
Węgier Horthy’ego, że Żydzi są „pasożytami” i należy ich potrak-
tować jak „bakcyle gruźlicy”34. Nota bene historycy uważają, że tak

32
Cyt. za: A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 84.
33
F. Fontette, Historia antysemityzmu, Wydawnictwo Siedmioróg 1992, s. 63-
65. R.A. Haasler, Zbrodnie w imieniu Chrystusa, Dom Wydawniczy Forum
Sztuk, s. 257-260.
34
Tamże, s. 83.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Komunistyczne i hitlerowskie obozy koncentracyjne \ 113

agresywny antyjudaizm nie przetrwałby średniowiecza, gdyby nie


pamflety Lutra. Warto pamiętać, że gdy przed Międzynarodowym
Trybunałem w Norymberdze zeznawał Julius Streicher (redaktor
antysemickiej gazet „Stürmer”), to powołując się na sformułowa-
nia Lutra uzasadniał hiterowską koncepcję Endlosung („ostatecz-
nego rozwiązania kwestii żydowskiej”).

Między pierwszymi niemieckimi obozami pracy w Afryce a zbu-


dowanymi trzydzieści lat później obozami nazistowskimi istnieje wie-
le dosyć dziwnych powiązań. Po raz pierwszy słowo Konzentrationsla-
ger pojawiło się w języku niemieckim w roku 1905 w odniesieniu do
obozów pracy w Afryce. Pierwszym cesarskim zarządcą Niemieckiej
Afryki Południowo-Zachodniej był dr Heinrich Göring, ojciec Her-
manna, który to w 1933 roku uruchomił pierwsze obozy nazistowskie.
To właśnie w Afryce po raz pierwszy przeprowadzono eksperymenty
medyczne na ludziach. Dwóch nauczycieli Josefa Mengele – Theodor
Mollison i Eugen Fischer – badało członków plemienia Herero. Pra-
ce Fischera miały udowodnić jego teorie o wyższości białej rasy. Je-
go poglądy nie były zresztą niczym niezwykłym. W 1912 roku wyda-
no w Niemczech bijącą rekordy sprzedaży książkę Myśl niemiecka na
świecie. Czytamy w niej między innymi:
„Nic nie przekona rozsądnych ludzi, że przetrwanie plemion po-
łudniowoafrykańskich pogan jest ważniejsze dla przyszłości ludzkości
niż ekspansja wielkich narodów Europy i rasy białej jako takiej (...).
Tylko gdy tubylcy nauczą się robić coś wartościowego, służąc rasie
wyższej (...), można orzec, że mają moralne prawo do egzystencji”.

Poglądy tego typu rzadko wypowiadano w sposób tak bezpo-


średni, leżały jednak u podstaw praktyk kolonialistów. Nie ma
wątpliwości, że niektóre formy kolonializmu umacniały mit wyż-
szości białej rasy, usprawiedliwiając tym samym przemoc wobec
innych. Można więc uznać, że zwyrodniałe doświadczenia niektó-
rych kolonistów pomogły przetrzeć drogę dwudziestowiecznemu
totalitaryzmowi europejskiemu. Nie tylko zresztą europejskiemu.
Indonezja jest doskonałym przykładem państwa epoki postkolo-
nialnej, którego władcy zamykali opozycję w obozach koncentra-
cyjnych, tak jak czynili to ich europejscy poprzednicy.
Imperium rosyjskie nie było tutaj wyjątkiem. Przesuwając swo-
ją granicę na wschód, dosyć skutecznie podporządkowywało so-
bie rdzennych mieszkańców. Lew Tołstoj w powieści Anna Kareni-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
114 [ III. Krótka historia tematu

na opisuje obiad, podczas którego mąż Anny, urzędnik odpowie-


dzialny za sprawę „obcoplemieńców”, dowodzi, że „oddziaływać
na inny naród może tylko ten, kto stoi na wyższym stopniu rozwo-
ju”. Bolszewicy, tak jak zresztą wszyscy wykształceni Rosjanie, byli
w pewnym stopniu świadomi, że ich imperium niesie zagładę Kir-
gizom, Buriatom, Tunguzom, Czukczom i innym ludom. Fakt, że
niezbyt się tym przejmowali – mimo iż w innych okolicznościach
tak bardzo troszczyli się o los uciśnionych – świadczy sam w sobie
o ich skrywanych zamiarach35.
To, co działo się na południu Afryki i dalekim wschodzie Sybe-
rii, nie miało specjalnego wpływu na powstanie obozów koncen-
tracyjnych w Europie. Pogląd, że niektóre typy ludzi są nadrzęd-
ne w stosunku do innych, był na początku XX wieku wystarcza-
jąco powszechny. To właśnie w najgłębszy sposób wiąże sowieckie
łagry z obozami nazistowskimi. Obydwa reżimy częściowo usank-
cjonowały swoje istnienie, tworząc kategorie „wrogów” lub „pod-
ludzi”, których w imię prawa można było skazywać i ekstermino-
wać na masową skalę.
W nazistowskich Niemczech na pierwszy ogień poszli kalecy
i umysłowo chorzy. Kolejno dołączyli do nich Cyganie, homosek-
sualiści, przede wszystkim zaś jednak Żydzi. W Związku Sowie-
ckim pierwszymi ofiarami stali się „byli ludzie” – członkowie wy-
dziedziczonych elit, a następnie „wrogowie ludu”. Ta wielce nie-
precyzyjna definicja obejmowała nie tylko przeciwników reżimu,
lecz również rożne grupy narodowościowe i etniczne, które kieru-
jąc się równie nieprecyzyjnymi przesłankami, uznano za zagrażają-
ce państwu sowieckiemu i władzy Stalina. „W różnych latach z jego
rozkazu przeprowadzano masowe aresztowania Polaków, Bałtów,
Czeczenów, Tatarów, a u schyłku życia wodza – także Żydów”36.
Jeśli pierwszy okres obozów koncentracyjnych w Rosji Sowie-
ckiej przypada na lata 1918–1923, to w III Rzeszy analogicznym
okresem są lata 1933–1934. W obu wypadkach informacje o tych
obozach są bardzo skąpe. „Wczesne obozy pracy przymusowej –

35
Cyt. za: A. Applebaum, Gułag, dz. cyt., s. 26-27. Zob. na ten temat E. Thom-
pson, Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska i kolonializm, przeł. A. Sier-
szulska, Universitas, Kraków 2000.
36
A. Applebaum, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Komunistyczne i hitlerowskie obozy koncentracyjne \ 115

pisał Sołżenicyn – wydają się nam dziś czymś nieuchwytnym. Lu-


dzie, którzy w nich siedzieli, jak gdyby niczego nie opowiedzieli
– świadectw brak”37. Z kolei Rudolf Diels twierdził, że pierwsze
obozy koncentracyjne w III Rzeszy powstawały „na dziko”. Szybko
jednak z fazy terroru lokalnego przekształciły się w instytucje ter-
roru sterowanego centralnie. Notabene pierwsze dokładne infor-
macje o sowieckich łagrach (oraz o Głównym Zarządzie Obozów
Koncentracyjnych w ZSRR, czyli OGPU) polski wywiad Korpu-
su Pogranicza opracował w roku 1932 na podstawie relacji więź-
niów–Polaków, których bolszewicy wymienili na więźniów–oby-
wateli ZSRR w Polsce”38.
Zdaniem Davida J. Dallina, którego cytuje w swej książce Ka-
miński, dokumenty niemieckie, które wpadły w ręce aliantów,
ujawniają, z jak wielkim zainteresowaniem rząd niemiecki ob-
serwował sowiecki system pracy przymusowej. Z kolei Joachim
Günther pisał, że „udało się ostatnio wykazać, że Himmler (...) był
jednym z najwcześniejszych i najlepszych znawców systemu sowie-
ckich obozów pracy. Polecił dokładnie studiować instytucje sowie-
ckie, które podówczas mało kto znał w Niemczech, i skopiować je
pod wieloma względami”39. W opublikowanej w 1930 r. powieści
Herberta Blanka Powieść na czasie znajduje się następująca wizja:

Niemiecka Reichswehra pod dowództwem generała von Langer-


mantel oraz korpus rosyjski ujęły najpierw Polskę w kleszcze. Po krót-
kiej kampanii, w toku której Warszawa spłonęła aż do fundamentów,
cała ludność polska została ewakuowana na Syberię, ażeby wreszcie
wytrzebić tego pasożyta–mąciciela pokoju Europy, a terytorium po-
dzielone zostało między Rosję i Niemcy40.

Wydane w 1934 r. rozporządzenie ministra spraw wewnętrz-


nych III Rzeszy, nadające gestapo prawo pozbawiania wolności
w trybie administracyjnym i osadzania w obozach koncentracyj-

37
A. Sołżenicyn, dz. cyt., s. 15.
38
Obozy koncentracyjne OGPU w ZSRR. Źródła do historii Polski XX wieku –
ze zbiorów Centralnego Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, red.
B. Gronek, G. Jakubowski, I. Marczak, Warszawa 1992.
39
A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 91.
40
Cyt. za: A.J. Kamiński, dz. cyt., s. 82.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
116 [ III. Krótka historia tematu

nych, było w całości oparte na analogicznych rozporządzeniach


cze-ka. Kiedy w 1937 r. więźniowie w III Rzeszy rozpoczynali bu-
dowę obozu w Buchenwaldzie, w Rosji sowieckiej obozy koncen-
tracyjne istniały już blisko 20 lat. Istota sowieckich i nazistowskich
obozów koncentracyjnych – pisze Elżbieta Kaczyńska – „była ta-
ka sama. Jedne i drugie zakładano w imieniu ideologii”41. Więź-
niowie, którzy przeżyli łagry sowieckie na dalekiej Północy, nazy-
wali je „białymi krematoriami” lub po prostu „białym Oświęci-
miem”42.

Od lat dwudziestych po lata czterdzieste naszego wieku komu-


nizm gwałtownie piętnował terror stosowany przez reżimy faszy-
stowskie. Gdy jednak spojrzymy na liczby, okazuje się, że i tu sprawa
nie jest taka prosta. To prawda, że włoski faszyzm, który pojawił się
pierwszy i otwarcie nazwał się „totalitarnym”, odpowiedzialny jest za
więzienie, a często i maltretowanie przeciwników politycznych; rzad-
ko jednak posuwano się do zabójstwa. W połowie lat trzydziestych
we Włoszech było paruset więźniów politycznych i kilkuset confina-
ti – umieszczonych na wyspach, w dobrze strzeżonych miejscach –
przyznać jednak trzeba, że wygnańców politycznych liczono na dzie-
siątki tysięcy.
Aż do wojny terror nazistowski wymierzony był w kilka grup. Prze-
ciwnicy reżimu – przede wszystkim komuniści, socjaliści, anarchiści
i niektórzy związkowcy – byli prześladowani w sposób jawny, osadza-
ni w więzieniach, głównie zaś internowani w obozach koncentracyj-
nych, gdzie podlegali surowym rygorom. W latach 1933–1939 w obo-
zach i więzieniach zamordowano z wyroku lub bez około 20 tysięcy
lewicowych aktywistów, nie mówiąc o wewnętrznych porachunkach
nazistów, takich jak „noc długich noży” w czerwcu 1934 roku. Inną
kategorią osób skazanych na śmierć byli Niemcy, którzy nie odpowia-
dali kryterium rasowemu „wysokiego, jasnowłosego Aryjczyka” – cho-
rzy umysłowo, kaleki, starcy. Hitler postanowił podjąć tę akcję przy
okazji wojny: między końcem 1939 a początkiem 1941 roku 70 ty-
sięcy Niemców zdążyło paść ofiarą programu eutanazji, dokonywanej
przy użyciu gazu, dopóki wobec protestu Kościołów nie zaniechano
tych działań. Opracowane wówczas metody gazowania zastosowano

41
E. Kaczyńska, dz. cyt., s. 309.
42
Tak nazywał Kołymę znakomity pisarz rosyjski Warłam Szałamow (1907–
1982), autor Opowiadań kołymskich (1966); podobnie Anatol Krakowiecki,
autor Książki o Kołymie (Londyn 1987).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Komunistyczne i hitlerowskie obozy koncentracyjne \ 117

do trzeciej grupy ofiar – Żydów. Do wybuchu wojny metody segrega-


cji rasowej zostały upowszechnione; do największego nasilenia prze-
śladowań Żydów doszło podczas pogromu „kryształowej nocy”, kie-
dy poniosło śmierć wieleset ludzi, a 35 tysięcy deportowano do obo-
zów koncentracyjnych.
Prawdziwy terror naziści rozpętali dopiero po wybuchu wojny,
a zwłaszcza po ataku na Związek Sowiecki. W okupowanych krajach
straciło życie 15 milionów ludności cywilnej, 5,1 miliona Żydów, 3,3
miliona sowieckich jeńców wojennych, 1,1 miliona więźniów obozów,
kilkaset tysięcy Cyganów. Do ofiar tych – choć nie śmiertelnych – na-
leży dodać 8 milionów osób skierowanych na ciężkie roboty i 1,6 mi-
liona więźniów obozów koncentracyjnych.
Terror nazistowski poruszał wyobraźnię z trzech powodów. Przede
wszystkim dotyczył bezpośrednio Europejczyków. Ponadto ze wzglę-
du na to, że naziści zostali pokonani, a ich główni przywódcy osądze-
ni w Norymberdze, zbrodnie te zostały oficjalnie ujawnione i jako ta-
kie napiętnowane. I wreszcie ujawnienie ludobójstwa Żydów wywo-
łało szok z uwagi na jego najwyraźniej irracjonalny charakter, aspekt
rasowy oraz bezwzględnośc zbrodni. (…)
Podobieństwo nazizmu i komunizmu pod względem zbrodni ludo-
bójstwa może być szokujące. A jednak Wasilij Grossman, którego mat-
ka została zamordowana przez hitlerowców w berdyczowskim getcie
i który pierwszy napisał o Treblince, a także był jednym z inicjatorów
„Czarnej księgi” dotyczącej masowych mordów Żydów z ZSRR, ka-
że wypowiedzieć jednej z postaci swej powieści „Wszystko płynie” ta-
kie oto słowa w związku z głodem na Ukrainie: „I pisarze piszą, i sam
Stalin, a wszystko do jednego zmierza: kułacy to pasożyty, zboże pa-
lą, dzieci mordują. I ogłoszono wprost: podniecać gniew mas pracują-
cych do kułaków, tępić ich wszystkich – złoczyńców przeklętych – ja-
ko klasę”. Po czym dodaje: „Żeby ich zabić, trzeba było ogłosić: ku-
łacy to nie ludzie. Niemcy tak samo mówili: Żydzi to nie ludzie. Tak
samo i Lenin, i Stalin: kułacy to nie ludzie”. Pisząc dalej o dzieciach
kułaków, Grossman podkreśla: „Niemcy tak samo żydowskie dzieci
truli gazem: nie ma dla was życia, parszywe Żydziaki43.

43
S. Courtois, dz. cyt., s. 34-36.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Relacje o łagrach przed publikacją
Innego świata

W okresie międzywojennym ukazało się w Polsce zaledwie kilka


publikacji informujących o istnieniu i warunkach życia w łagrach
sowieckich. Znacznie więcej wydawanych wówczas publikacji do-
tyczyło zesłania i katorgi w Rosji carskiej.
Najwcześniejszy okres powstawania łagrów odnotowują: anto-
logia relacji więźniów Za kratami więzień i drutami obozów. Wspo-
mnienia i notatki więźniów ideowych z lat 1914–1921, oprac. W.
Lipiński, R. Śliwa, B. Kusiński (Warszawa 1927–1928); książka
Mieczysława Lenardowicza [właśc. Lenartowicza] Pamiętnik z So-
łówek (Warszawa 1930); wspomnienia białoruskiego pisarza Fran-
ciszka Olechnowicza [Aljachovica] Prawda o Sowietach. Wrażenia
z siedmioletniego pobytu w więzieniach sowieckich r. 1927–1933
(Warszawa 1937), a ponadto – uważana za najlepszą – książka
zbiegłego z ZSRR Iwana Sołoniewicza Rosja w obozie koncentra-
cyjnym (wyd. niemieckie i rosyjskie 1933, wznowienia 1937/1938;
wyd. polskie – przeł. S. Dębicki, Lwów 1938). Były to jednak pub-
likacje mało znane i praktycznie nie istniejące w świadomości pol-
skich czytelników.
Sytuacja zmieniła się dramatycznie we wrześniu 1939 r., gdy
na mocy porozumienia Stalin–Hitler Armia Czerwona rozpoczę-
ła okupację wschodnich terenów II Rzeczypospolitej. Setki tysię-
cy żołnierzy, oficerów i ludności cywilnej wszystkich narodowości

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Relacje o łagrach przed publikacją Innego świata \ 119

(a mających obywatelstwo polskie) trafiły do sowieckich łagrów.


Masowe deportacje były nie tylko formą represji wobec obywa-
teli państwa polskiego zmobilizowanych do walki przeciw agresji
III Rzeszy (a wedle władz sowieckich także przeciw ZSRR, skoro
ZSRR i III Rzesza byli sojusznikami), lecz także formą „rozwiązy-
wania” problemów narodowościowych na obszarach nowych zdo-
byczy terytorialnych ZSRR. Deportacje do łagrów miały przyspie-
szyć i ułatwić sowietyzację tych terenów.
Na skutek szczelnej blokady informacyjnej sowiecko-niemiec-
kiej w pierwszym okresie wojny wiadomości o łagrach w ogóle nie
docierają do publicznego obiegu informacji. Dopiero po wybuchu
wojny pomiędzy III Rzeszą a ZSRR (22 VI 1941) propaganda hit-
lerowska dopuszcza do publikacji polskie relacje o łagrach sowie-
ckich. Ukazują się one w prasie polskojęzycznej wydawanej przez
hitlerowców (np. w Wilnie w „Gońcu Codziennym”, w Warszawie
i w Krakowie w takich gazetach, jak „Nowy Kurier Warszawski”
i „Goniec Krakowski”). Władze hitlerowskie dopuszczają także
publikacje książkowe, np. K. Kluga Największe niewolnictwo w hi-
storii świata. Sprawozdanie z rzeczywistych przeżyć w obozach kar-
nych GPU, oprac. K. Neuscheler (Warszawa 1943). Mimo że publi-
kacje te przynoszą prawdę o istnieniu łagrów sowieckich i zbrodni
katyńskiej (wielokrotnie są po prostu relacjami świadków, którzy
byli w łagrach więzieni), to są one jednak wtłaczane w ramy anty-
semickiej propagandy hitlerowskiej. Hitlerowcy przedstawiają ła-
gry sowieckie (a także komunistyczne władze ZSRR) jako wynik
spisku żydowskiego. Ta propaganda (mająca na celu odwrócenie
uwagi od hitlerowskich obozów koncentracyjnych i ekstermina-
cji narodu żydowskiego przez samych hitlerowców) powodowała
brak wiarygodności każdej – choćby najprawdziwszej – informacji
o sowieckich łagrach”44.
Publikacjom hitlerowskim nikt nie wierzył – szczególnie na te-
renie Generalnej Gubernii, w której nic nie wiedziano, a niekiedy
nie chciano wiedzieć, o realiach sowieckiej okupacji na wschod-
nich terenach II Rzeczypospolitej. Blokada informacyjna, spowo-

44
Zob. J. Malewski [W. Bolecki], Wyrok na Józefa Mackiewicza, Londyn 1991,
oraz W. Bolecki, Ptasznik z Wilna. O Józefie Mackiewiczu (zarys monograficz-
ny), Kraków 2007.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
120 [ III. Krótka historia tematu

dowana lękiem przed manipulacją propagandy hitlerowskiej, mia-


ła swoje konsekwencje po wojnie – zarówno w Polsce, jak i w Eu-
ropie Zachodniej, gdzie wielu polityków i intelektualistów (np.
J. P. Sartre, M. Merleau-Ponty) najpierw zaprzeczało istnieniu so-
wieckich obozów koncentracyjnych, a następnie – gdy ten fakt
ujawnili sami Rosjanie (np. Sołżenicyn) – odmawiali ich potępie-
nia, a zwłaszcza zestawiania z obozami hitlerowskimi.
Najważniejszą książką na temat łagrów sowieckich, jaka ukazała
się po zakończeniu wojny, była praca pt. Sprawiedliwość sowiecka
wydana w Rzymie w 1945 r. pod pseudonimami Sylwester Mora
(Kazimierz Zamorski) oraz Piotr Zwierniak (Stanisław Starzew-
ski). Obaj autorzy byli oficerami II Korpusu, a książkę na temat ła-
grów i systemu „sprawiedliwości sowieckiej” przygotowali na pod-
stawie własnych doświadczeń, jak i licznych relacji innych więź-
niów. Jej wielką zaletą, a zarazem nieprzemijającą wartością była
systematyzacja zarówno przypadków stosowania „prawa” karnego
w ZSRR, jak i różnych zjawisk życia łagrowego, np. metod aresz-
towań, typów więzień, sposobów przeprowadzania śledztwa, orga-
nizacji łagrów, kategorii więźniów, warunków życia i pracy w obo-
zach. Książka Mory i Zwierniaka została szybko przetłumaczona
na włoski i francuski, ale – mimo znakomitych recenzji – nigdy nie
zdobyła międzynarodowego rozgłosu. Pierwsze wydanie krajowe
ukazało się w drugim obiegu w 1989 r. (nakładem wydawnictwa
Baza), a pierwsze oficjalne w 1994 r. (wydawnictwo Alfa). Herling-
Grudziński znał obu autorów oraz ich książkę, którą wysoko cenił.
Czytał ją w Rzymie jeszcze w 1945 r. Nota bene Kazimierz Zamor-
ski, współautor Sprawiedliwości sowieckiej, był jednym z pierw-
szych recenzentów angielskiego wydania Innego świata”45.
Praktycznie do końca lat osiemdziesiątych, tzn. do końca ist-
nienia Związku Radzieckiego, temat łagrów sowieckich należał do
tematów tabu, podobnie jak porównywanie totalitaryzmu (ideo-
logii i praktyki) bolszewików i nazistów. Mimo rozlicznych ogra-
niczeń i utrudnień książka Herlinga odegrała na Zachodzie wiel-
ką rolę w uświadomieniu czytelnikom tego problemu. Podjął go
m.in. hiszpański pisarz, były komunista i więzień Buchenwaldu,

45
K. Zamorski, A book apart, „Eastern Quarterly”, vol. V, nr 1/2, 1952, s. 70-
71.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Relacje o łagrach przed publikacją Innego świata \ 121

Jorge Semprun, autor przedmowy do hiszpańskiego wydania In-


nego świata.

Myślę z przerażeniem i głębokim wstydem o Europie – pisze Her-


ling-Grudziński w Innym świecie – przedzielonej na pół Bugiem,
w której po jednej stronie miliony niewolników sowieckich modliły
się o wyzwolenie z rąk armii hitlerowskiej, a po drugiej miliony nie do-
palonych ofiar niemieckich obozów koncentracyjnych pokładały ostat-
nią nadzieję w Armii Czerwonej (s. 262).

Pół wieku później Herling napisał:

Nikt, komu rzeczywiście zależy na przeniknięciu istoty naszego


wieku (...), nie może uciec przed reflektorem Kołymy skierowanym
na Buchenwald.

Historyk tę samą kwestię skomentował następująco:

Niedostępność archiwów w krajach komunistycznych, całkowita


kontrola prasy, środków masowego przekazu i wszystkich przejść gra-
nicznych, propaganda opiewająca „sukcesy” ustroju – cały ten aparat
utajniania informacji miał przede wszystkim na celu nie dopuścić do
ujawnienia prawdy o zbrodniach.
Nie dość było zataić zbrodnie; oprawcy wszelkimi sposobami
zwalczali ludzi, którzy próbowali przekazywać informacje. Niektórzy
świadkowie i badacze usiłowali bowiem oświecić swoich współoby-
wateli. Po drugiej wojnie światowej wyszło to na jaw zwłaszcza przy
okazji dwóch wydarzeń, jakie miały miejsce we Francji. Między stycz-
niem a kwietniem 1949 roku odbywał się w Paryżu proces, w którym
stronami byli: Wiktor Krawczenko – dawny wysoki funkcjonariusz so-
wiecki, autor książki J’ai choisi la libertè (Wybrałem wolność), opisu-
jącej dyktaturę stalinowską – i kierowany przez Louisa Aragona ko-
munistyczny dziennik „Les Lettres Françaises”, rzucający na Kraw-
czenkę oszczerstwa. Od listopada 1950 do stycznia 1951 roku, także
w Paryżu, toczyła się inna sprawa: pomiędzy „Les Lettres Françaises”
(znowu) a Davidem Roussetem, intelektualistą, dawnym trockistą, de-
portowanym przez nazistów do Niemiec, który w 1946 roku otrzymał
nagrodę Renaudot za książkę L’Univers concentrationnaire (Świat kon-
centracyjny). 12 listopada 1949 roku Rousset wezwał wszystkich by-
łych więźniów obozów nazistowskich do utworzenia komisji, mającej
przeprowadzić śledztwo w sprawie obozów sowieckich, i został gwał-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
122 [ III. Krótka historia tematu

townie zaatakowany przez komunistyczną prasę, która zaprzeczała ich


istnieniu. Wskutek apelu Rousseta, zamieszczonego w „Figaro Littérai-
re” z 25 lutego 1950 roku w artykule pod tytułem Dochodzenie w spra-
wie obozów sowieckich. Kto jest gorszy, Szatan czy Belzebub?, Margare-
te Buber-Neumann opisała swoje podwójne doświadczenie: więźniar-
ki obozów nazistowskich i sowieckich.
Przeciw tym wszystkim, którzy pragnęli poruszyć ludzkie sumienia,
oprawcy toczyli regularną wojnę, posługując się całym arsenałem środ-
ków, jakimi dysponują wielkie współczesne państwa, zdolne do inter-
wencji na całym świecie. Chcieli ich zdyskwalifikować, odmówić im
wiarygodności, zastraszyć. Aleksandr Sołżenicyn, Władimir Bukowski,
Aleksandr Zinowjew, Leonid Pluszcz zostali wydaleni ze swego kraju,
Andriej Sacharow – zesłany do miasta Górki, generał Piotr Grigorien-
ko – umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, Georgi Markow – za-
mordowany przy użyciu zatrutego parasola.
W obliczu takiej siły, zdolnej do zastraszania i ukrywania faktów,
same ofiary miały wątpliwości, czy się ujawnić, i nie potrafiły ponow-
nie włączyć się do społeczeństwa, w którym panoszyli się ich opraw-
cy i donosiciele. Wasilij Grossman w przytaczanej już powieści opisuje
ten brak nadziei. W odróżnieniu od zagłady Żydów, której upamiętnie-
niem zajęła się międzynarodowa wspólnota żydowska, ofiary komuni-
zmu i ich pełnomocnicy długo nie mogli podtrzymywać żywej pamię-
ci tragedii, ponieważ wszelkie takie próby – jak również żądania za-
dośćuczynienia – były surowo zakazane46.

46
S. Courtois, dz. cyt., s. 38.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IV.

JAK PISAĆ?
MIĘDZY WSPOMNIENIEM
A TRAKTATEM

Jeszcze podczas wojny Herling-Grudziński zaczął szkicować


pierwsze notatki o swoim pobycie w Jercewie. Myśl o konieczno-
ści opisania tego, czego doświadczył w sowieckim łagrze, przewi-
ja się w całej jego ówczesnej działalności krytycznoliterackiej. Spi-
sanie choćby tylko wspomnień było dla Herlinga rodzajem moral-
nego zobowiązania wobec współwięźniów, którym nie udało się
opuścić archipelagu GUŁag albo pozostali w nim już na zawsze.

Myślę, że dopóki ta hańba współczesnego niewolnictwa nie zosta-


nie starta z oblicza ziemi, dopóty każdy pisarz, który dotknie jej swym
piórem i potrafi ją w całej nagiej grozie odsłonić przed oczami czytel-
ników, odda nie tylko przysługę ludzkości, ale nawiąże również do naj-
lepszych tradycji literatury. Różnie bowiem próbowano już określić,
czym jest literatura, ale z całą pewnością udało się dotąd jedynie usta-
lić, czym nie jest; że nie jest i nie może być nigdy obojętna na wszyst-
ko, co ludzkie.

Cóż zaś dzisiaj – po uwolnieniu Europy od koszmaru hitlerowskie-


go niewolnictwa – istnieje bardziej ludzkiego i godnego najwyższych

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
124 [ IV. Jak pisać? Między wspomnieniem a traktatem

wysiłków pisarskich niż uwolnić ją od widma niewolnictwa komunis-


tycznego? Póki choć jeden wolny i uczciwy pisarz potrafi utrzymać
pióro w ręce, powinien uderzać nim bezlitośnie w zbrodnie grobu ka-
tyńskiego, lochów Łubianki i katorgi obozów, pamiętając, że w każ-
dym ułamku sekundy, w którym na białej karcie papieru pisze jedno
zaledwie słowo, setki upadających z wycieńczenia cieni ludzkich za-
świadcza swoim życiem o prawdziwości jego na białych równinach
Syberii i Kołymy. Gdzież znajdzie pisarz naprawdę wart tego imienia
prostszy i bardziej ludzki cel dla swojej twórczości w naszych czasach
pogardy?1

Ten program pisarski i „przywołanie najlepszych tradycji litera-


tury” mieścił się w najogólniejszych ramach „literatury jako świa-
dectwa” doświadczeń historycznych jednostek i narodów.
Problemem Herlinga–pisarza nie były więc pytania: „Po co?”
i „Czy można pisać po Oświęcimiu i Kołymie?” – tu jednoznacz-
ną odpowiedzią była tradycja literatury–świadectwa – lecz pyta-
nie: „Jak pisać?” A dokładniej: „W jaki sposób, za pomocą jakie-
go języka i jakiego typu narracji, opowiedzieć o rzeczywistości
obozów koncentracyjnych i jej konsekwencji dla wiedzy o czło-
wieku?”
Przystępując do spisywania własnych wspomnień, odpowiedzi
na te pytania Herling-Grudziński poszukiwał także w utworach
innych autorów, którzy – podobnie jak on – zetknęli się nie tyl-
ko z wojną na polach bitew, lecz przede wszystkim ze zorganizo-
wanym systemem degradacji i eksterminacji ludzi w obozach kon-
centracyjnych.
Co najmniej dwa typy relacji nasuwały się tu nieuchronnie ja-
ko punkty odniesienia, płaszczyzny porównań i przemyśleń na te-
mat komunistycznego archipelagu GUŁag. Pierwszym były relacje
o hitlerowskich obozach koncentracyjnych, drugim – relacje o za-
gładzie narodu żydowskiego w gettach zorganizowanych w ca-
łej Europie Wschodniej. Poza mechanizmem planowej ekstermi-
nacji obozy koncentracyjne i getta jedno miały bowiem wspólne:
i w getcie, i w obozie koncentracyjnym zagłady ludzi dokonywa-

1
G. Herling-Grudziński, Literatura wolna i upaństwowiona, „Wiadomości”
1951, nr 38; przedr. w: tegoż, Wyjścia z milczenia, dz. cyt., s. 180-181.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IV. Jak pisać? Między wspomnieniem a traktatem \ 125

no w miejscu odosobnionym, zamkniętym, specjalnie wyłączonym


z normalnego życia.
W roku 1948, a więc już po opublikowaniu Zabójcy Stalina,
pierwszego fragmentu własnych wspomnień łagrowych, Herling-
Grudziński, analizując utwory poświęcone zagładzie Żydów, po-
czynił kilka spostrzeżeń, w których doszukać się można zarysów
jego własnej sztuki przedstawiania „innego świata”.
W obliczu zjawisk, które swoim koszmarem przekraczają grani-
ce ludzkiej wyobraźni – stwierdzał Herling – jest rzeczą naturalną,
że pisarz szuka „rozwiązania najprostszego: ucieczki w realizm”.
Wydaje mu się bowiem, że „wystarczy bez zmrużenia oczu zajrzeć
w głąb otchłani (...), aby przeniknąć (...) aż do dna zasłanego bie-
lejącymi kośćmi”. Tymczasem tu kryje się największa pułapka. Re-
alizm „nagich faktów” – pisze Herling – nie robi już na nikim wra-
żenia, albowiem przegrywa ze statystyką, a co więcej – przynosi
tylko bezrefleksyjną informację o totalnym spustoszeniu. A na-
wet najwierniejsza sprawozdawczość, kierująca się maksymalnym
obiektywizmem, ostatecznie wytłumia osobistą postawę piszące-
go, grożąc mu „psychicznym znieczuleniem” i moralnym „stward-
nieniem” w obliczu „niepojętej grozy opisywanych faktów”. Toteż
– konkluduje Herling-Grudziński – sama odwaga mówienia całej
(„statystycznej”, „nagiej”) prawdy nie może być „najwyższą cnotą
pisarza”. „Często dochodziłem wówczas do wniosku, że realizm
jest zbyt bezosobisty, by podjąć temat, który wymaga folgi uczu-
ciowej, obluzowania wszystkich władz duchowych”2.
Tak więc pierwsza refleksja Herlinga–pisarza dotycząca opi-
su zagłady kierowała się nie tyle ku odkrywaniu „nagiej prawdy”
o zagładzie, co ku sposobowi jej opisu, a zatem także ku temu, kto
ją opisywał. Cień zbrodni – dawał do zrozumienia Herling – kła-
dzie się nie tylko na jej wykonawcach i ofiarach, lecz także na jej
świadkach.
W kategoriach ściśle artystycznych był to problem wyboru nar-
racji, jej stylu i postawy narratora.
Dokładnie ten sam problem sformułował Herling-Grudziński
w analizie dwóch najbardziej znanych i najwybitniejszych polskich
utworów poświęconych okupacji i nazistowskim obozom koncen-

2
Tenże, Ściana Płaczu, „Wiadomości” 1948, nr 28; przedr. jw., s. 118.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
126 [ IV. Jak pisać? Między wspomnieniem a traktatem

tracyjnym, czyli Medalionów Zofii Nałkowskiej oraz tzw. opo-


wiadań oświęcimskich Tadeusza Borowskiego. I w tym wypad-
ku ostrze polemiki Herlinga wymierzone było w konstrukcję nar-
ratora.
Nałkowskiej zarzucił, że w jej opowiadaniach „zaduma nad lo-
sem człowieka [jest] tak pełna estetycznej nieomal kontemplacji,
że przypomina smakoszowski ogląd eksponatów muzealnych”. In-
nymi słowy, zdaniem Herlinga-Grudzińskiego, za powściągliwoś-
cią sposobu opowiadania jest ukryta obojętność: „Z kart Meda-
lionów wieje tak przejmujący chłód, że trzeba prawie siłą odłą-
czać »nagie fakty« od opisu, żeby wywołać w sobie coś w rodzaju
wstrząsu i uczucia grozy”3. Z kolei narrator opowiadań Borow-
skiego – zdaniem Herlinga – zastygł „na poziomie zwierzęcej we-
getacji obozowej”, toteż

ani jedno opowiadanie Borowskiego nie porusza zagadnienia kryzysu


moralnego naszych czasów (...). Na stu pięćdziesięciu stronach, pisa-
nych oszczędną, plastyczną i nielitościwie spostrzegawczą prozą, nie
ma ani słowa, które by nie zmierzało do ukazania najniższych, naj-
bardziej zwierzęcych odruchów, jakie system zorganizowanego okru-
cieństwa wyzwolił zarówno w oprawcach, jak i ofiarach. (...) Borow-
ski – pisze Herling – zdobył się co prawda na spojrzenie gwarantujące
ostrość i wnikliwość obserwacji pisarskiej. Ale złudzeniem jest pogląd,
że pisarz może dojść do takiego stanu obiektywizmu, w którym zatra-
ca się już wszelki stosunek do opisywanych rzeczy. „Nie mieć żadne-
go stosunku” znaczy w literaturze tyle, co mieć stosunek obojętny lub
nihilistyczny4.

Jak widać, postulat stylistycznej zwięzłości, jaki Herling formu-


łował wobec prozy opisującej doświadczenia wojenne, nie ozna-
czał dążenia do neutralizacji postawy narratora, np. takiej, jaka
znana była w sposobie opowiadania praktykowanego przez natu-
ralistów czy behawiorystów. Stylistyczna zwięzłość opowiadania
nie miała więc oznaczać zniknięcia narratora, a wręcz przeciwnie

3
Tenze, „Medaliony” Nałkowskiej, „Wiadomości” 1947, nr 31; przedr. jw.,
s. 80.
4
Tenże, U kresu nocy, „Wiadomości” 1948, nr 51–52; przedr. jw., s. 134-137. In-
terpretacja postawy Borowskiego dokonana przez Herlinga do dziś budzi ży-
we dyskusje. Zob. w tej książce rozdz. VIII, s. 2....

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IV. Jak pisać? Między wspomnieniem a traktatem \ 127

– miała być przede wszystkim narzędziem odkrywania i formuło-


wania prawd o naturze człowieka, o jego psychice, wrażliwości
i odporności moralnej. Sztuka stylistycznej powściągliwości i po-
szukiwanie prawd o psychice człowieka – oto dwie cechy narracji,
które już w latach czterdziestych wyłaniały się jako literackie war-
tości z rozważań Herlinga o stylu w prozie narracyjnej.

Tylko conradowska analiza „podniesiona do granic sztuki” ma


w powieści pewien sens i stwarza walor obiektywnej prawdy o czło-
wieku. Jeżeli pisarz nie potrafi nadać własnym spostrzeżeniom psy-
chologicznym ogólnoludzkiej interpretacji (...), bardzo szybko staje się
bezdusznym zegarmistrzem, rozbierającym mechanizm życia na naj-
drobniejsze części po to, by go nigdy więcej na powrót nie złożyć5.

Przystępując do spisywania relacji o „kamiennym świecie” ła-


grów sowieckich Herling-Grudziński miał pełną świadomość ar-
tystycznych trudności, pułapek i uwikłań wyboru formy narracyj-
nej. Miał także świadomość zasadniczej różnicy między relacja-
mi dokumentarnymi o łagrach a utworem artystycznym. Ale miał
także pewność, że opisywanie „systemu zorganizowanego okru-
cieństwa” jest czymś więcej niż tylko wyzwaniem dla sztuki pisar-
skiej, dla literatury. I ta pewność w artykułach Herlinga-Grudziń-
skiego z lat czterdziestych była sformułowana całkowicie jedno-
znacznie: obozy koncentracyjne, getta, masowa zagłada, wszystkie
te elementy „systemu zorganizowanego okrucieństwa” są wyzwa-
niem dla wiedzy o człowieku, to znaczy dla wiedzy o moralności,
psychice, charakterze, filozofii i wszystkich innych niewidocznych
wymiarach – jak kiedyś mówiono – duszy ludzkiej. Toteż literac-
ki opis tego, co się zdarzyło w łagrach, musi – zdaniem Herlinga
– przynosić nie tylko prawdę o rzeczywistości obozu, lecz przede
wszystkim prawdę o człowieku. Prawdę, która byłaby odpowie-
dzią na pytanie: „Do czego zdolny jest człowiek?”
Ale wówczas, w latach czterdziestych, Herling-Grudziński miał
nie tylko pełną świadomość filozoficznego i artystycznego wyzwa-
nia, jakim jest dla pisarza temat „systemu zorganizowanego okru-
cieństwa”. Miał też jasną świadomość własnej strategii pisarskiej

5
Tenże, Bezdroża powieści, „Wiadomości” 1947, nr 50; przedr. jw., s. 101.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
128 [ IV. Jak pisać? Między wspomnieniem a traktatem

(narracyjnej): „Najbardziej lubię – wyjaśniał w ankiecie tygodnika


»Wiadomości” – odtwarzać obraz cudzego życia z poszlak i ułam-
kowych fragmentów”6. W tym autokomentarzu ściśnięta była jak
w pigułce najbardziej skondensowana definicja jego własnej twór-
czości.

Ze względu na typ relacji Inny świat Herlinga-Grudzińskiego


jest zbiorem wspomnień opierającym się częściowo na schemacie
chronologii wydarzeń, ale nie jest suchą rekonstrukcją kronikarską.
Narracyjnym wzorem relacji o „Innym świecie” stał się dla Her-
linga, co już sygnalizowałem, Dziennik roku zarazy (Journal of the
Plaque Year, 1772) Daniela Defoe – powieść napisana w konwen-
cji autobiograficznej, będąca rzetelnie udokumentowaną historią
człowieka, który przeżył epidemię cholery w Londynie w 1665 r.
Utwór ten jest przez Herlinga wprost przywołany w drugiej części
Innego świata (Krzyki nocne).

Nazajutrz po wojnie – wspominał pisarz w 1975 r. – zastanawia-


łem się, jaka forma mogłaby oddać lata okupacji. Byłem przekonany,
że tylko kronika, czysta albo połączona z dziennikiem. Lekcja [Dzien-
nika roku zarazy] polegała na tym, że pewne rozdziały „czarnej histo-
rii ludzkości” – kataklizmy, zarazy, eksterminacje, barbarzyńskie pod-
boje, ludobójstwa są odtwarzalne piórem bezosobistego do maksimum
kronikarza (DPN 1973–1979, t. IV, s. 136).

Ten autocytat w Dzienniku pisanym nocą Herling zaczerpnął ze


swojej recenzji Kroniki lat wojny i okupacji Ludwika Landaua (zob.
rozdz. „Narracja kronikarska”, s. 144).
Jako utwór literacki Inny świat jest bez wątpienia jednym z naj-
świetniejszych osiągnięć polskiej prozy literackiej. Poza nawiąza-
niami do Dostojewskiego – o czym także już wspominałem – oraz
zmetaforyzowanym, chociaż emocjonalnie wyciszonym stylem
narracji i specjalną kompozycją całości, o artystycznej niezwykło-
ści tej książki decyduje nadbudowanie nad porządkiem zdarzeń

6
Ankieta nt. Profile intelektualne pisarzy polskich, „Wiadomości” 1950, nr 14.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IV. Jak pisać? Między wspomnieniem a traktatem \ 129

trzech refleksyjnych – i można by rzec: nieempirycznych – per-


spektyw narracyjnych: biograficznej, psychologicznej i filozoficz-
nej (moralistycznej). One właśnie, nadbudowując się nad porząd-
kiem zdarzeń i faktów empirycznych, transformują historyczną,
polityczną czy socjologiczną prawdę o łagrach w literacką prawdę
o duchowych doświadczeniach człowieka.
Te trzy perspektywy, wyrastające zawsze z przetworzenia ja-
kiegoś zdarzenia (np. cudzej opowieści, zaobserwowanego faktu),
staną się wkrótce stałym i najbardziej charakterystycznym składni-
kiem całej twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Poetyce i tematom Innego świata przyjrzymy się teraz nieco do-
kładniej.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
V.

POETYKA UTWORU

1. Zagadnienia gatunkowe

We wszystkich rozważaniach na temat Innego świata pojawia-


ją się bardzo różne określenia gatunkowe tego utworu. Sam autor
nazwał go „zapiskami”. Krytycy odnaleźli w nim jeszcze cechy: re-
portażu, opowieści, noweli, opowiadania, wspomnień, relacji, pa-
miętnika, eseju, autobiografii i różnych odmian powieści, np. Bil-
dungsroman (powieść edukacyjna).
Jest oczywiste, że utwór Herlinga-Grudzińskiego wymyka
się jednoznacznym zaszufladkowaniom gatunkowym. Każde ta-
kie określenie jest tylko cząstkowe, dotyczy jednego z wymia-
rów utworu i nie unieważnia wszystkich pozostałych. Poszuki-
wanie jakiejś ścisłej i jedynej formuły gatunku Innego świata jest
nieporozumieniem. Współczesna proza jest bowiem od dziesię-
cioleci świadomie tworzona przez pisarzy jako wypowiedź wie-
logatunkowa. A historycy takiego gatunku jak powieść od dawna
już uznali wielogatunkowość (a nawet wielorodzajowość) za je-
go cechę strukturalną, za jego wyznacznik, specyfikę, prawo i...
urodę.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
132 [ V. Poetyka utworu

Herling-Grudziński korzysta więc z tej wielogatunkowości


i wielorodzajowości jak z naturalnego przywileju współczesnej li-
teratury. Swobodnie przechodzi od wspomnienia do reportażu, od
powieści do eseju, od autobiografii do szkicu itd. Jednak wielo-
kształtność form wypowiedzi w Innym świecie ma co najmniej jed-
ną rozpoznawalną i odróżniającą cechę. Wielość gatunków trakto-
wana jest przez Herlinga nie jako zbiór konwencji, które w litera-
turze mogą być jedynie przedmiotem gry, zabawy czy demaskacji,
lecz jako pisarskie instrumentarium, służące do komunikowania
się z czytelnikiem. Wielogatunkowość utworu Herlinga nie ma
więc charakteru autotelicznego, czyli autonomicznego, jest nato-
miast pisarską metodą analizowania problemu „innego świata”.
Znamienne, że Inny świat jest zbiorem przede wszystkim takich
form wypowiedzi, które w tradycji piśmiennictwa służyły zawsze
przekazywaniu prawdy empirycznie sprawdzalnej, konkretnej in-
formacji o rzeczywistości. Wszystkie one i historycznie, i funkcjo-
nalnie kształtowały się w opozycji do różnych konwencji fikcji li-
terackiej. I reportaż, i biografia, i wspomnienie czy relacja bliższe
były dosłowności, a zatem wyraźnej informacyjności, niż litera-
ckości rozumianej jako fikcyjność czy programowa wieloznacz-
ność. Ale Herling-Grudziński tworzy z nich oczywiście nową ca-
łość, w której każda z tych form, będąc sobą, nie zdominuje jednak
pozostałych i nie nadaje całości utworu charakteru jednolitego ga-
tunkowo. A jednak – mimo tej wielokształtności – Inny świat jest
utworem wyjątkowo zwartym, spójnym, a przede wszystkim jed-
nolitym.
Ta jednolitość nie ma jednak ani charakteru gatunkowego, ani
stylistycznego, ani nawet zdarzeniowo-narracyjnego. Jest nato-
miast wyraźnie związana z funkcją narratora, z jego perspektywą
poznawczo-oceniającą, jego miejscem w tekście i w rzeczywisto-
ści, o jakiej opowiada.
Przyjrzyjmy się temu dokładniej.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Narracja autorska

Wszystko, o czym czytamy w Innym świecie, jest podporząd-


kowane nadrzędnej autorskiej perspektywie opowiadania. Dalej
podmiotem i zarazem bohaterem jest bowiem sam autor, znany
nam od początku utworu z nazwiska, a zatem własnym nazwis-
kiem gwarantujący prawdziwość wszystkiego, o czym opowiada.
Narratora–bohatera identyfikujemy bez zastrzeżeń z osobą Gu-
stawa Herlinga-Grudzińskiego, bo w żadnym fragmencie tekstu
autor nie podaje w wątpliwość tożsamości swojej i opowiadacza
swej książki. Nie ma zatem żadnych sygnałów, że Herling-Gru-
dziński posługuje się w Innym świecie literacką mistyfikacją czy
jakimś kamuflażem narracyjnym. Tak czynił np. Gombrowicz,
który na pozór występował w swoich powieściach – czy nawet
w Dzienniku – jako autor (Witold Gombrowicz), a w istocie two-
rzył fikcyjnego narratora, imitującego postać autora: grał swo-
ją osobę.
Wybór narracji autorskiej, dzięki której czytelnik stale ma pew-
ność, że mówi do niego autor rzeczywisty, a nie fikcyjna literacka
persona, jest bardzo ważny dla poetyki i problematyki Innego świa-
ta. Spróbujmy się nad tym zastanowić.
Przede wszystkim Herling-Grudziński zrezygnował z opowia-
dania w konwencji fikcji literackiej, to znaczy – z perspektywy fik-
cyjnego narratora. Nie była to – jak mogłoby się wydawać – rezyg-
nacja ani naturalna, ani przypadkowa. Na przykład Dostojewski,
którego Zapiski z martwego domu mogłyby być uważane za pier-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
134 [ V. Poetyka utworu

wowzór Innego świata, dla opisania owego „innego świata” kator-


gi w Rosji carskiej posłużył się właśnie figurą fikcyjnego bohate-
ra–narratora, Aleksandra Pietrowicza Gorianczykowa. W utworze
Dostojewskiego główny narrator przypadkiem odkrywa papiery
Aleksandra Pietrowicza i zapisane w nich wspomnienia z kator-
gi, które następnie porządkuje i upublicznia w formie książki jako
zapiski byłego katorżnika Gorianczykowa. Jest to oczywiście ty-
powo powieściowa mistyfikacja, ponieważ faktycznie są to przede
wszystkim wspomnienia samego Dostojewskiego z Omska, gdzie
w latach 1850–1854 pisarz został zesłany na katorgę za udział
w tzw. rewolucyjnym kółku Pietraszewców. Jednak mimo że o tym
wiemy z biografii Dostojewskiego, to narracji Gorianczykowa nie
możemy zaliczyć do mowy własnej rzeczywistego Fiodora Dosto-
jewskiego, takiego, jakiego znamy np. z jego listów czy z Dzien-
nika pisarza. Inaczej mówiąc, Dostojewski wybrał starą literacką
konwencję znalezionego rękopisu, która pozwoliła mu własne do-
świadczenie przedstawić jako literaturę. Niezależnie od stopnia
prawdziwości opisywanych we Wspomnieniach... wydarzeń i sta-
wianych w nich diagnoz, utwór ten był zatem pomyślany jako po-
wieść. I oczywiście byłoby nadużyciem przypisywanie wszystkich
wydarzeń czy przemyśleń Gorianczykowa autorowi – Fiodorowi
Dostojewskiemu.
Identycznego przykładu dostarcza drugi z utworów, na który
sam Herling wskazuje jako na jeden z pierwowzorów Innego świa-
ta, czyli Dziennik roku zarazy Daniela Defoe. I ta książka jest po-
wieścią utrzymaną w ramach literackiej konwencji kroniki, którą
spisuje fikcyjny narrator–bohater.
Inaczej jest w Innym świecie. Wybierając narrację autorską,
Herling-Grudziński równocześnie odrzucił możliwość zastosowa-
nia gotowej formy literackiej (np. powieści) do opisania doświad-
czeń łagrowych. Wybór narracji autorskiej był więc pierwszym syg-
nałem niewiary Herlinga w zdolność literatury do zmierzenia się
ze wszystkimi wymiarami rzeczywistości obozów koncentracyj-
nych. Był też decyzją, która określiła najważniejsze elementy poe-
tyki całego utworu.
W tekście Innego świata kilkakrotnie pojawiają się expressis ver-
bis wyrażone wątpliwości, czy literatura może stać się świadec-
twem rzeczywistości łagrowej.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Narracja autorska \ 135

Waham się zawsze, ilekroć próbuję opisać cztery noce spędzone


w Wołogdzie, nie wierzę bowiem, aby literatura mogła staczać się bez-
karnie aż tak nisko, nie ponosząc żadnego uszczerbku jako sztuka na-
dawania ekspresji artystycznej rzeczom powszechnie znanym i odczu-
wanym (s. 297).

Ale jeśli nie literatura – moglibyśmy zapytać – to co? Jaka for-


ma wypowiedzi? Jaki typ językowej ekspresji może sprostać opi-
saniu rzeczywistości „innego świata”?
Jednym z rozwiązań była dla Herlinga właśnie narracja autor-
ska: osobista, odrzucająca gotowe konwencje literackie, wyraźnie
ukazująca osobę narratora jako człowieka konkretnego – nie wy-
wodzącego się z literatury, lecz mającego swoją rzeczywistą biogra-
fię, swoje rzeczywiste doświadczenia i problemy, a przede wszyst-
kim nie unikającego formułowania własnych sądów, ocen i reflek-
sji.
Wybór narracji autorskiej miał więc dla Herlinga–pisarza dale-
ko idące konsekwencje. Przede wszystkim narrator–autor musiał
czymś zastąpić literacką atrakcyjność konwencji – która w przy-
padku Dostojewskiego była przecież dla autora znakomitym para-
solem ochronnym. Tym czymś – można by powiedzieć – jest oczy-
wiście wszystko, co składa się na poetykę i problematykę Innego
świata i czego nigdy wyczerpująco nie można opisać. Wymień-
my więc tylko najważniejsze cechy narracji autorskiej, które czy-
nią sam głos narratora–autora centralnym elementem poetyki In-
nego świata.
Są to przede wszystkim: 1) zewnętrzny wobec realiów „innego
świata” punkt obserwacyjny, 2) szczerość wypowiedzi na własny
temat, której wykładnikiem jest postawa antybohatera, i 3) poru-
szanie tematów drastycznych.
Zewnętrzność perspektywy Herlinga polega na tym, że przez
cały czas swej opowieści Herling–narrator widzi, opowiada, ana-
lizuje i ocenia „inny świat” jak człowiek, który każdą swoją re-
akcją należy do rzeczywistości znajdującej się poza „innym świa-
tem”. To znaczy, że nie jest tylko obserwatorem i rejestratorem
(kronikarzem) rzeczywistości, lecz także osobą myślącą, obdarzo-
ną pamięcią o wolności, wiedzą o przeszłości, zdolnością porów-
nywania, wyobraźnią i władzą sądzenia. Artystyczne i intelektual-
ne konsekwencje tej zewnętrzności spojrzenia Herlinga na łagier

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
136 [ V. Poetyka utworu

stają się dobrze widoczne, gdy Inny świat zestawimy z opowiada-


niami oświęcimskimi Tadeusza Borowskiego, który kreując fikcyj-
nego narratora – Vorarbeitera Tadka – uczynił jego świadomość
właśnie wewnętrznym elementem oświęcimskiego łagru.
Postawę antybohatera można z kolei odnaleźć we wszystkich
wzmiankach Herlinga–narratora na własny temat. „Podczas śledz-
twa w Grodnie – pisze o sobie Herling – nie zachowałem się wzo-
rowo, o nie!” Później Herling–narrator często ujawnia własne sła-
bości, załamania, poczucie ostatecznej degradacji fizycznej i psy-
chicznej. Słowem, na każdym kroku podkreśla, że był takim samym
więźniem jak inni, a przeżył dzięki szczęśliwemu układowi przy-
padków.
Z kolei drastyczność opowieści Herlinga ujawnia się chociażby
w opisach fizjologii więźniów, w opowieściach o obozowej prosty-
tucji, agresji więźniów wobec siebie nawzajem itd.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
3. Kompozycja

Inny świat podzielony jest na dwie części, a każda z nich ma je-


denaście rozdziałów. Przypomina to kompozycję Wspomnień z do-
mu umarłych Dostojewskiego.
W pierwszych rozdziałach narrator–autor opowiada o swoim
pobycie w więzieniach sowieckich (Witebsk-Leningrad-Wołogda)
i o zesłaniu do kargopolskiego obozu koncentracyjnego koło Jer-
cewa pod Archangielskiem.
W następnych rozdziałach Herling-Grudziński opisuje mecha-
nizmy funkcjonowania takiego obozu, warunki życia, a także opo-
wiada o losach niektórych współwięźniów.
Dwa ostatnie rozdziały książki – „Ural 1942”, „Epilog...” – po-
święcone są historii wydostania się autora z obozu, jego drodze
do Armii Polskiej generała Andersa i wyjazdowi do Iranu (Persji)
w marcu 1942 r.
Kodą utworu jest opowieść o spotkaniu w Rzymie w czerwcu
1945 r. współwięźnia z Witebska, nawiązującą do wydarzeń pierw-
szego rozdziału. Ta narracyjna i fabularna klamra zamyka literacką
kompozycję książki. Tak więc w kompozycję utworu wpisane jest
jego przesłanie (zob. podrozdz. „Epilog” na s. 176).
Kompozycja każdego rozdziału „Innego świata” jest w zasadzie
identyczna. Narratorem i bohaterem jest autor książki Gustaw
Herling-Grudziński, który: 1) opowiada o wydarzeniach z życia
obozu; 2) rekonstruuje łagier jako system i analizuje jego organi-
zację, instytucje, obyczaje, język itd.; 3) opowiada o losach ludzi
spotkanych w obozie oraz 4) opowiada o sobie.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Styl i psychologia w powieści

„Pióro bezosobistego kronikarza” stało się od chwili powrotu


do pracy pisarskiej podstawowym problemem w twórczości Her-
linga-Grudzińskiego. W pierwszej kolejności była to kwestia wy-
boru stylu.
Najbliższa polska tradycja literacka nie mogła być dla Herlin-
ga atrakcyjna. Najwybitniejsze osiągnięcia prozy międzywojennej
– twórczość Witkacego, Schulza, Gombrowicza czy Kadena – od-
chodziły od stylu realistycznego ku rozmaitym typom stylu eks-
presyjnego, zmetaforyzowanego czy groteskowego. Nawet mistrz
Herlinga z czasów młodości, Żeromski, zniechęcał swoim pato-
sem i wielosłowiem. Przede wszystkim jednak problem polegał na
tym, że przedwojenna proza polska nie zetknęła się z doświadcze-
niem takiej katastrofy cywilizacyjnej i takiej degradacji człowieka,
jakie przyniosła wojna. Pisarze przedwojenni poszukiwali istoty
rzeczywistości poza nią samą, w konstrukcjach języka, w formach
społecznych, w niewyrażalności, w tajemnicy, nawet w potocz-
ności, tymczasem pisarskim problemem Herlinga stało się od ra-
zu skoncentrowane okrucieństwo łagru i jego wpływ na naturę
człowieka. Z tego właśnie powodu już w 1945 r. Herling odrzucił
przedwojenne warianty stylu prozy narracyjnej, albowiem wydały
mu się niewystarczające do opisu rzeczywistości łagrowej, a prze-
de wszystkim do rekonstrukcji psychicznego portretu człowieka –
ofiary tej rzeczywistości.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Styl i psychologia w powieści \ 139

Kiedyś – pisał – „kadenizm” to była sztuka ugniatania mowy pla-


stycznej na podobieństwo zmiennej i ruchliwej rzeczywistości. Dziś
jest to już tylko bezsilne przyglądanie się spod przymrużonych powiek
ludzkiemu cierpieniu, które na swej sowieckiej krawędzi o krok dzie-
liło ostatnie oznaki człowieczeństwa od pierwszych przejawów spod-
lenia i obłędu1.

Z kolei najlepsze wzorce polskiej prozy realistycznej także by-


ły bezużyteczne (np. twórczość Marii Dąbrowskiej), albowiem
w najmniejszym stopniu nie były związane z doświadczeniami,
które dałyby się porównać z koszmarem rzeczywistości łagrowej.
Mówiąc skrótowo, znana Herlingowi literatura polska opisywała
świat mieszczący się w ramach doświadczenia potocznego: bywał
to świat ziemiański, robotniczy albo chłopski, bywał to świat sie-
lankowy albo świat niesprawiedliwości społecznej, a nawet indy-
widualnej krzywdy i jednostkowego okrucieństwa. Nigdy jednak
nie był to system „innego świata”. Inaczej mówiąc – nigdy nie by-
ła to empiria obozu koncentracyjnego – zobaczona, doświadczona
i przeżyta w całej jej potworności. Takiego doświadczenia literatu-
ra polska nie znała. Dotyczyło to oczywiście w różnym stopniu hit-
lerowskich i sowieckich obozów koncentracyjnych. A Herling był
uważnym czytelnikiem utworów poświęconych jednym i drugim,
czemu – jak już wspominałem – dał wyraz we wstępie do opubli-
kowanej w 1947 r. antologii W oczach pisarzy. Wybór opowieści
wojennych (1939–1945).
Przystępując do spisywania swych wspomnień, a potem Mar-
twych za życia, Herling-Grudziński miał pełną świadomość, że
podstawowym problemem literackiego opisu rzeczywistości obo-
zów koncentracyjnych jest styl. Już w roku 1950 zanotował w od-
powiedzi na ankietę „Wiadomości”:

dobra proza polega na umiejętnym połączeniu szczerości wewnętrznej,


wysokiej kultury osobistej, prawości intelektualnej i... powściągliwo-
ści. Szczególnie ważna wydaje mi się powściągliwość. Żeromski spło-
nął na stosie własnego nienasycenia duchowego, niepohamowanej za-
chłanności „przeżywania”, ale takie rzeczy się nie powtarzają; z tego

1
G. Herling-Grudziński, Na krawędzi człowieczeństwa, „Orzeł Biały” 1945, nr
49; przedr. w: tegoż, Wyjścia z milczenia, dz. cyt., s. 26-35.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
140 [ V. Poetyka utworu

wstrząsającego pożaru poszedł po literaturze polskiej swąd i dym, któ-


ry dotrwał jeszcze do dzisiaj w formie – jakby to powiedział Witkacy –
„bebechowatości” niektórych naszych pisarzy współczesnych.
Warto czytać pisarzy angielskich, aby się przekonać, że w literatu-
rze nie wystarczy tylko przeżywać, płacić krwią serdeczną, wzruszać
się, nie wzruszając innych, szlochać, wyć z bólu, rozdzierać szaty, kłaść
się na progu, szarpać blizny zarosłe błoną podłości, zaklinać, przekli-
nać, płonąć z oburzenia, wyrywać sobie włosy z głowy. Trzeba jeszcze
uważnie obserwować, myśleć, porównywać własne konkluzje z tym,
co myślą inni i przyglądać się „pierwszym reakcjom” równie podejrzli-
wie, jak „pierwszym natchnionym słowom”2.

Wynotujemy z tej wypowiedzi kilka haseł, które bez wątpie-


nia stały się fundamentem koncepcji stylu narracji Innego świa-
ta. A więc: szczerość, prawość intelektualna, powściągliwość oraz
uważna obserwacja i umiejętność słuchania innych.
Już po napisaniu Innego świata Herling-Grudziński parokrot-
nie wypowiedział się na temat swojego ideału stylu prozy narra-
cyjnej. Czynił to najczęściej przy okazji lektury innych pisarzy, De-
foe, Stendhala, Babla. Trudno o lepsze formuły niż te, które sam
zapisał.

W jego najlepszych opowiadaniach – pisał w eseju o Bablu w 1962


r. – nawet odeskich, to co może uchodzić za rozbrykaną fantazję, jest
w rzeczywistości tylko transfiguracją poetycką faktów świeżo widzia-
nych na własne oczy lub odciśniętych w pamięci po wysłuchaniu cu-
dzej relacji. Dopiero one poruszają wtórnie do gry wyobraźnię osadzo-
ną mocno w realiach, trzymaną – choć to nie do wiary! – w cuglach
niezmiernie świadomej i „zimnej” procedury artystycznej. Z Maupas-
santem łączyło go jedno: gdy przemawiał doń jakiś epizod i decydo-
wał się wziąć go na warsztat, starał się drogą niezliczonych redukcji
i uściśleń dotrzeć w nim do twardego jądra niełamliwego i nie podda-
jącego się grubym obciosaniom; pracował przy tym tak, jakby za każ-
dym razem miał nadzieję uwięzić w kropli wody odbicie całego świa-
ta. Wtedy zaczynał się szlif3.

2
Izaak Babel w: Upiory rewolucji, zebrał i opracował Z. Kudelski, Lublin 1992.
3
G. Herling-Grudziński, Izaak Babel, w: tegoż, Upiory rewolucji, zebrał i oprac.
Z. Kudelski, Lublin 1992.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Styl i psychologia w powieści \ 141

Ideałem stylu stała się więc dla Herlinga narracja maksymal-


nie oszczędna, precyzyjna, lapidarna w sposobie przedstawiania
rzeczywistości. Niemniej owa lapidarność i powściągliwość styli-
styczna nie były jeszcze dla Herlinga nadrzędnymi i wystarczający-
mi cechami prozy, gwarantującymi jej sukces artystyczny, a przede
wszystkim – poznawczy. Poza oszczędnym stylem i rekonstrukcją
szczegółów opisywanej rzeczywistości Herling domagał się też od
pisarza umiejętności odkrywania prawd o psychice ludzi porażo-
nych doświadczeniem wojny.
Ten postulat wiązania zwięzłości stylu z drążeniem psychiki po-
staci widać doskonale w recenzji Medalionów Zofii Nałkowskiej.
Ceniąc „niezrównane majsterstwo języka” tej książki, Herling rów-
nocześnie stwierdza, że jej cel

rozbija się tu o całe, jakże drażniąco nieobecne, bogactwo szczegółów,


których mamy prawo oczekiwać, refleksów psychicznych, których nie
jesteśmy w stanie się domyślić. Zamierzona prostota staje się niezamie-
rzonym uproszczeniem. (...) Czy nie zaczynamy aby przeżywać kryzy-
su samej tylko wirtuozerii w literaturze?4

Wszystkie te uwagi można też odnieść do koncepcji stylu same-


go Herlinga-Grudzińskiego. Zobaczmy, jakie były jej konsekwen-
cje w Innym świecie.

4
G. Herling-Grudziński, „Medaliony” Nałkowskiej, „Wiadomości” 1947, nr 31;
przedr. w: tegoż, Wyjścia z milczenia, dz. cyt., s. 80-81.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Perspektywy narracyjne

Charakterystyczną cechą nadrzędnej narracji autorskiej są


w książce Herlinga-Grudzińskiego trzy uzupełniające się perspek-
tywy opowiadania o życiu w łagrach. Pierwsza jest perspekty-
wą kronikarską (detaliczną), druga – uniwersalizującą, a trzecia
– mówiąc umownie – psychologiczną. W pierwszej Herling stara
się jak najdokładniej utrwalić wszystkie szczegóły życia w Jerce-
wie, w drugiej – swoim obserwacjom nadaje charakter ogólny, po-
wszechny. Każda sprawa, o której Herling opowiada, ma ten po-
dwójny wymiar.
Dwie pierwsze służą przedstawieniu „empirii” obozu koncen-
tracyjnego, trzecia jest próbą literackiej penetracji wnętrza czło-
wieka: jego emocji, doznań, cierpień – całej sfery spraw niewy-
powiedzianych. Dokładniej charakteryzuję tę trzecią perspektywę
w podrozdziale „Opowieści biograficzne” (s. 161), tu zatem po-
wiem tylko o dwóch pierwszych.
Zakres obserwacji narratora Innego świata jest bardzo szeroki:
od spraw jednostkowych (wydarzeń, sytuacji, losów pojedynczych
ludzi) po kwestie historyczne, socjologiczne, moralne, polityczne,
a nawet literackie. Znamienne, że Herling nie uprzywilejowuje tyl-
ko jednej perspektywy narracyjnej, ani nie skupia się tylko na jed-
nej dziedzinie życia obozowego. Dzięki temu Inny świat przekra-
cza ramy gatunkowe jednego typu relacji, np. wspomnieniowej lub
biograficznej. Jest to zatem utwór, w którym żadna perspektywa
nie deformuje pozostałych: problematyka literacka współistnieje

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Perspektywy narracyjne \ 143

z socjologiczną, socjologiczna – z moralną, polityczna – z religijną


itd. Taka wielość perspektyw i problemów, którym jest poświęco-
ny Inny świat, była niewątpliwie wynikiem otwartości spojrzenia
Herlinga na zjawisko łagrów sowieckich. Opisując życie w łagrze,
Herling nie posługuje się żadnym apriorycznym i doktrynalnym
punktem widzenia. Ten punkt widzenia jest dopiero wynikiem po-
szczególnych opowieści. Narracja Herlinga w Innym świecie zbli-
ża się więc niekiedy do eseju, innym razem do (auto)biografii czy
kreacji literackiej. Ta różnorodność jest niewątpliwie świadectwem
poszukiwania przez Herlinga języka ekspresji doświadczeń łagro-
wych.
Herling – jak wspomniałem – nie wybierał tylko jednej perspek-
tywy ani tylko jednego obszaru obserwacji. Jako narrator Innego
świata jest równocześnie biografem swego i cudzych losów, socjo-
logiem, komentatorem politycznym, historykiem i kronikarzem,
a przede wszystkim – pisarzem.
Obszerne miejsce, jakie przypada w Innym świecie narracji kro-
nikarskiej i komentarzom socjologicznym, było konsekwencją za-
dania, jakie postawił przed sobą Herling jako narrator–obserwa-
tor. Opowiadając o swoim losie, chciał także przekazać podsta-
wowe informacje o świecie, który poznał w Związku Sowieckim.
A im bardziej ten świat był inny od świata wolnego, tym bardziej
ta inność domagała się precyzyjnego nazwania i opisania. W cza-
sie, gdy Herling spisywał w Londynie swoje wspomnienia, infor-
macje o rzeczywistości łagrowej istniały praktycznie tylko w świa-
domości tych, którzy ją poznali na własnej skórze.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narracja kronikarska

We wspomnianej wcześniej recenzji Kroniki lat wojny i okupa-


cji Landaua (zob. rozdział IV: „Jak pisać? Między wspomnieniem
a traktatem” (s. 123) Herling, zastanawiając się nad zadaniem kro-
nikarza–narratora, pisał:

Anonimowy, niemal średniowieczny w swej pracowitej metodycz-


ności, absolutnie bezosobisty, o głosie wyzutym całkowicie z jakich-
kolwiek „podtonów” i drgnień sentymentalnych, skrupulatny, a nawet
drobnostkowy, jednostajny do tego stopnia, że wydaje się nie człowie-
kiem z krwi i kości, lecz ręką poruszaną przez tłum, igłą w sejsmogra-
fie. (...) Może [Landau] zdawał sobie sprawę, że potężna wizja pisarza
angielskiego [Defoe] czerpała całą swą siłę z beznamiętnego odnoto-
wywania dzień po dniu nazw ulic dotkniętych zarazą i ilości trupów
wywożonych do zbiorowych grobów, aby na ostatniej dopiero stroni-
cy pozwolić sobie na jedno jedyne, jakby mimochodem rzucone zda-
nie w tonacji osobistej, o „wytrwałości natury ludzkiej” (Wyjścia z mil-
czenia, s. 248).

W Innym świecie narrator wielokrotnie bywa takim kronika-


rzem. Spróbujmy teraz scharakteryzować kilka cech tego typu nar-
racji.
Znamienną cechą narracji kronikarskiej (detalicznej) jest np. za-
pisywanie łagrowego słownika. Na kartach Innego świata znaleźć
więc można dziesiątki słów odnoszących się do obozowych insty-
tucji, zjawisk, kategorii ludzi itd. Wymieńmy te, które pojawiają
się najczęściej: chleboriezka, słabosiłka, aktirowka, trupiarnia, le-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. Narracja kronikarska \ 145

soruby, rozwodczik, wochra, striełok, normirowszczycy, pridurki,


bytowicy, nacmeni, obóz pieriesilnyj, lesopował, dom swidanij, sa-
nobrabotka, primbluda, tufta, lazaret, pieriewospitannyj, łagierna
dacza, spiecłarok, rabotiaga, dochodiaga.
Wszystkie te nazwy jako elementy obozowego słownika są na
pozór neutralne – są po prostu słowami, jednak już samo wyjaśnia-
nie ich znaczeń wprowadza czytelnika w piekło obozowego życia.
Ale tak wielkie nagromadzenie nazwań z różnych dziedzin życia
w łagrach pełni nie tylko funkcję dokumentacyjną – jest równo-
cześnie najkrótszą, najzwięźlejszą, można by powiedzieć: leksyko-
graficzną formą literackiej ekspresji rzeczywistości łagrowej.
Oprócz nazw dotyczących różnych dziedzin życia w łagrze
funkcję zwięzłego kronikarskiego zapisu pełnią także liczby. Her-
ling z nadzwyczajną starannością odnotowuje wszystkie – najdo-
słowniej rozumiane – wymiary łagrowej rzeczywistości. Wszystko
zatem, co można policzyć i zmierzyć, otrzymuje w narracji Her-
linga swoją liczbę, a więc np.: dzienne racje chleba (w gramach
i kromkach) i ilość wydzielanej więźniom zupy w gramach, pro-
centy wykonanej normy pracy, odległości między barakami, mię-
dzy zoną a miejscem pracy brygad, liczebność brygad, liczba dni
pracy, liczba godzin spędzonych na pracy i minut odpoczynku, czę-
stotliwość dni wolnych od pracy, liczba dni spędzonych „na cho-
robie” itd.
W Innym świecie funkcję narracji detaliczno-kronikarskiej
pełnią również „opisy krajoznawcze”: Herling starannie opisu-
je kształt obozu, wygląd jego poszczególnych części (jakby regio-
nów), wygląd drogi do pracy i jej miejsce. W ten sposób narracje:
leksykograficzna, numeryczna i geograficzna okazują się trzema
wspierającymi się odmianami tej samej narracji detalicznej (kro-
nikarskiej).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
7. Narracja traktatowa

Narracji kronikarskiej, skupionej na szczegółach, na pojedyn-


czych wydarzeniach czy nawet losach ludzi, stale towarzyszy w In-
nym świecie narracja traktatowa, uogólniająca, syntetyzująca lub
analizująca rozmaite wydarzenia i zjawiska. Jej pierwotnym źród-
łem, podobnie jak narracji kronikarskiej, była „wyostrzona czuj-
ność obserwacji każdego doświadczonego więźnia”.

Nie było celi – pisze Herling-Grudziński – w której bym nie spot-


kał choć jednego statystyka i badacza życia więziennego, pogrążonego
dniem i nocą w rekonstruowaniu otaczającej go rzeczywistości z drob-
nej mozaiki napomknień, opowiadań, strzępów rozmowy zasłyszanej
na korytarzu, strzępów gazety znalezionej w ustępie, zarządzeń admi-
nistracyjnych, ruchu pojazdów na dziedzińcu, dźwięku zbliżających się
i oddalających kroków przed bramą (s. 20-21).

Narrator Innego świata sam niejednokrotnie staje się takim sta-


tystykiem, a jeszcze częściej badaczem życia obozowego. Liczne
fragmenty jego utworu przypominają swoim charakterem traktat,
esej, rozprawę, analizę czy studia poświęcone różnym tematom,
np. historii sowieckich łagrów, szczególnie w latach tzw. wielkiej
czystki 1937–1939 (s. 34-35), charakterystyce więźniów różnych
narodowości zsyłanych do łagrów po roku 1939 (s. 83), politycz-
nym skutkom paktu Ribbentrop–Mołotow z 23 sierpnia 1939 r.,
tematowi głodu, śmierci (s. 196-198), prawu do widzenia rodzi-
ny i krewnych w łagrze (rozdział „Dom swidanij”) i wielu, wie-
lu innym.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
8. Komentarze narracyjne

Istnieje jeszcze jeden ważny wyznacznik autorskiej narracji Her-


linga. Tworzą go – mówiąc umownie – różne typy komentarza,
dzięki którym czytelnik rozpoznaje postawę narratora–autora wo-
bec przedstawianych przez niego spraw i wydarzeń.
Niekiedy komentarz ten ma charakter jawnie wartościujący
i jest sformułowany w postaci jednoznacznego osądu lub aforyz-
mu, innym razem jest to komentarz metaforyczny, tzn. sformuło-
wany za pomocą zmetaforyzowanej wypowiedzi, np. porównania
(zob. następny podrozdział). W obu wypadkach jest to komentarz
narracyjny, tzn. taki, w którym czytelnik ma do czynienia z oceną
wypowiedzianą przez osobę narratora.
Jednak równie często czytelnik Innego świata nie znajduje żad-
nego wypowiedzianego wprost komentarza do spraw, które są
przedmiotem opowieści. Narrator jest wówczas jedynie opowia-
daczem jakiejś historii i gdy ta dobiega kresu, kończy się jego ro-
la. Gdy zatem kończą się wydarzenia opowiadanej historii, narra-
tor milknie, rezygnuje z wypowiedzenia expressis verbis własne-
go sądu, wyraźnie zawiesza swój głos, ewentualnie ucieka w opis
(s. 216). Nie dopowiadając swojej postawy, narrator Innego świa-
ta pozostawia czytelnikowi decyzję wyboru określonej racji czy
oceny.
Nie znaczy to, że opowiedziana przez Herlinga historia zawi-
sa bez puenty, że nie ma w niej subtelnego ukierunkowania oce-
ny czy lektury czytelnika. Komentarza trzeba jednak wówczas po-
szukiwać na nieco wyższym poziomie budowy utworu, tj. na tym,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
148 [ V. Poetyka utworu

który jest tworzony nie przez narratora, lecz przez autora: przez
sam wybór konkretnej historii, poprzez kolejność opowiedzianych
wydarzeń, przez nazwanie danego problemu czy choćby zaznacze-
nie narracyjnego dystansu (zob. rozdz. Innego świata” pt. „Epilog:
upadek Paryża”).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
9. Porównania

Charakterystycznym literackim środkiem komentowania wyda-


rzeń, sytuacji czy ludzi są w Innym świecie porównania. Narrator
nie wypowiada się wprost, a jednak jego ocena uwidacznia się już
na poziomie stylu, w samych zestawieniach, którymi się posługu-
je. Oto kilka przykładów.

Od wrót obozu rozchodziły się na wszystkie strony czarne koro-


wody więźniów – pochylonych, skurczonych z zimna i wlokących za
sobą ciężko nogi – i po paru minutach znikały na widnokręgu jak roz-
sypane linijki czcionek, zgarnięte jednym pociągnięciem dłoni z białej
karty papieru (s. 57).

Zwróćmy uwagę na zwięzłość znaczeniową i ekspresyjną siłę


tego porównania. Los więźniów wlokących się po śniegu jest tak
niepewny i nietrwały, jak istnienie czcionek na papierze – w każ-
dej chwili anonimowa zewnętrzna siła może je unicestwić. To
porównanie ma jednak wiele pięter, bo wydrukowane na papie-
rze czcionki wydają się nam czymś trwałym, niełatwym do zma-
zania, usunięcia. Życie ludzkie – moglibyśmy powiedzieć – ma
swoją trwałość, wagę, swój ślad. Tymczasem Herling w jednym
skrótowym porównaniu pokazuje jego kruchość w „innym świe-
cie”: widzimy długie korowody więźniów, ale wystarczy chwi-
la, by ludzie ci znikli z powierzchni ziemi. Notabene w później-
szej twórczości Herling-Grudziński wielokrotnie będzie posłu-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
150 [ V. Poetyka utworu

giwał się metaforą anonimowej Nieznanej Ręki, która decyduje


o losie człowieka.

Więźnia – czytamy w innym miejscu Innego świata – można uwa-


żać za „spreparowanego” do ostatecznego zabiegu dopiero wtedy, gdy
widać już wyraźnie, jak jego osobowość rozpada się na drobne czę-
ści składowe: pomiędzy skojarzeniami powstają luki, myśli i uczucia
obluzowują się w swych pierwotnych łożyskach i klekocą jak w ze-
psutej maszynie, pasy transmisyjne łączące teraźniejszość z przeszłoś-
cią obsuwają się z kół napędowych i opadają na dno świadomości,
wszystkie dźwignie i przekładnie intelektu i woli zacinają się, strzałki
w zegarach pomiarowych skaczą jak oszalałe od zera do maksimum
i z powrotem. Maszyna kręci się dalej na zwiększonych obrotach, ale
nie pracuje już tak jak dawniej – wszystko, co wydawało się oskarżo-
nemu przed chwilą absurdem, staje się rzeczą prawdopodobną, choć
ciągle jeszcze nieprawdziwą, uczucia zmieniają barwę, napięcie wo-
li znika (s. 91-92).

Człowiek jest tu porównany do maszyny, ale – rzecz charakte-


rystyczna – nie jest urzeczowiony, nie jest potraktowany jak apa-
rat czy robot, pozostaje nadal człowiekiem. Analizując dokładniej
to porównanie możemy zauważyć subtelne nakładanie się dwóch
perspektyw. W perspektywie śledczych człowiek jest niczym in-
nym, jak robotem, którego śledztwo ma rozregulować i na nowo
zaprogramować jak nową maszynę, całkowicie posłuszną polece-
niom władzy. W perspektywie autora człowiek jest natomiast do
końca człowiekiem, którego człowieczeństwo rozpaczliwie stawia
opór mechanicystycznej przemocy śledztwa. I tu porównanie jest
skrótowym komentarzem opisywanej sytuacji.
Niemal każde porównanie narratora pełniące funkcję skróto-
wego, metaforycznego komentarza jest puentą jakiejś opowieści.
Dopowiada ją, zwielokrotnia jej znaczenia, nadaje konkretnym sy-
tuacjom znaczenie symboliczne, ogólne, uniwersalne. Czasem opis
sytuacji psychicznej zamienia w mikrofabułę, kiedy indziej w jed-
nozdaniową, metaforyczną mikronowelę, w której każdy element
narzuca własne, bogate skojarzenia. Analiza semantyki poszcze-
gólnych porównań, ich budowy stylicznej, ich funkcji pełnionych
w konkretnym fragmencie utworu może być doskonałym ćwicze-
niem w literackiej lekturze Innego świata.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
9. Porównania \ 151

Oto kilka przykładów:

W strumieniu omijającego nas życia płynęliśmy jak martwy skrzep


ku bijącemu coraz słabiej sercu wolnego świata (s. 12).
Nasz barak wypływał na bezksiężycowe morze ciemności i niby
okręt widmo uciekał ścigany co nocy przez śmierć, unosząc pod swym
pokładem śpiącą załogę skazańców (s. 200).
Wyszliśmy na korytarz, prosto w tłum spoconych i parujących jesz-
cze od snu ciał, które przykucnęły bojaźliwie pod ścianami jak strzępy
ludzkiej nędzy w ścieku kanałowym (s. 30).
Gdy wychodziłem z celi na etap, stary szewc kiwał się na pryczy jak
ogłupiała papuga na drążku (s. 18).
Nasz transport przejechał ulicami miasta nie zauważony, jak sta-
do czarnych kruków kołujące w poszukiwaniu żeru nad zaśnieżonym
polem (s. 20).
Miał w sobie coś z ptaka, który wpadł, zatrzepotawszy skrzydłami,
do klatki i z zaciągniętymi bielmem oczkami, z półotwartym zakrzy-
wionym ostro dziobem – uczepił się rozpaczliwie drewnianego drąż-
ka. (...) Wyszedł z drzwi hotelu, jak ptak z przetrąconym skrzydłem
przefrunął przez jezdnię i nie oglądając się za siebie, zniknął w kotłu-
jącym się tłumie (s. 315, 322).

Większość porównań Herlinga-Grudzińskiego nie tworzy ja-


kiejś spójnej całości. Związane są zawsze z konkretną sytuacją
i niezwykle celnie, plastycznie, w jednej lapidarnej formule zawie-
rają skondensowane znaczenia, które – gdyby je chcieć wyrazić
inaczej – długo trzeba by wyjaśniać opisowo.
Jednak w ostatnich przykładach łatwo zauważyć, że Herling
chętnie tworzy porównania animalistyczne, przede wszystkim lu-
dzi, ptaków oraz innych zwierząt, np. „wyglądał jak ogromny po-
kryty szlamem szczur rynsztokowy” (s. 79) albo: „Idąc wijącymi
się, krętymi ścieżkami, wyglądaliśmy jak macki olbrzymiej czarnej
ośmiornicy, której łeb przebity w zonie czterema włóczniami re-
flektorów szczerzył ku niebu zęby połyskujących w ciemnościach
okien baraków” (s. 65).
Jest to dobry moment, by zapytać o semantyczne funkcje ta-
kich figur stylistycznych, czyli o sens, który wynika z porównywa-
nia ludzi do zwierząt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
152 [ V. Poetyka utworu

Porównania animalistyczne są bardzo rozpowszechnione w lite-


raturze i w języku potocznym. Mówi się więc o ludziach, że: ska-
czą sobie do gardła jak zwierzęta, patrzą na siebie wilkiem, zacho-
wują się jak bestie albo jak dzikie zwierzęta.
Na pozór mogłoby się wydawać, że te właśnie porównania po-
winny się znajdować w narracji Herlinga-Grudzińskiego, ponie-
waż pojawiają się często w piśmiennictwie na temat sowieckich
i hitlerowskich obozów koncentracyjnych czy w opisach martyro-
logii jednostek i narodów podczas II wojny światowej. Takie po-
równania (dotyczące np. nadzorców obozowych, zachowań gesta-
powców czy śledczych NKWD) to swoiste loci communes relacji
na temat okrucieństwa ludzi wobec ludzi podczas wojny. Borow-
ski pisał np. „Głód jest wtedy prawdziwy, gdy człowiek patrzy na
drugiego człowieka jako na obiekt do zjedzenia. Ja już miałem tak
głód”.
Tymczasem – rzecz niezwykle charakterystyczna – w narracji
Herlinga tego typu porównania w ogóle nie występują. Jeśli na-
tomiast pojawia się określenie animalistyczne, np. „tam, gdzie lo-
giczny umysł człowieka nie panuje już nad zwierzęcymi odruchami
ciała” (s. 246), to jego funkcją jest nie porównywanie, lecz prze-
ciwnie – odróżnianie w człowieku sfery człowieczeństwa od sfery
zwierzęcości, istniejącej jedynie w postaci najbardziej elementar-
nych odruchów fizjologicznych i ujawniających się tylko w sytua-
cjach krańcowego wyczerpania – już poza kontrolą świadomości.
Znamienną cechą animalistycznych porównań w stylistyce Her-
linga jest to, że nie deprecjonują one osób czy zjawisk, których do-
tyczą, ale przeciwnie – wydobywają z nich duchową stronę istnie-
nia.
Dotyczy to tych wszystkich epizodów, zdarzeń czy motywów
Innego świata, w których postawa narratora wobec różnych wy-
miarów ludzkiego istnienia widoczna jest już na poziomie dobo-
ru słownictwa, w specyficznym obrazowaniu stylistycznym. Jest to
zawsze postawa refleksyjna i współczująca, traktująca drastyczność
wyglądu czy reakcji ludzi jako anomalię, a nie jako normę.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Opisy sytuacji wstydliwych

Jednym z takich motywów jest fizjologia człowieka, której do-


świadczenie w łagrze łączyło się dla więźniów z upokorzeniem,
cierpieniem, wstydem, przekraczaniem norm współżycia i kon-
taktu. Fizjologia zawsze była w literaturze tematem trudnym, któ-
rego drastyczność miała inny charakter niż np. drastyczność ok-
rucieństwa czy fizycznej przemocy. Źródłem drastyczności fizjo-
logii w literaturze jest oczywiście pewna norma wstydu, której
przekroczenie budzi odruch niesmaku. A przecież fizjologia była
w łagrze problemem bolesnym, towarzyszącym więźniom niemal
na każdym kroku. Herling nie tylko nie cofa się przed podjęciem
i tej sprawy, lecz umieszcza ją niejako we wstępie do Innego świa-
ta. Oto drugi akapit pierwszego rozdziału (sic!):

Półnadzy podnosiliśmy się z cementowej podłogi – sygnał do kola-


cji kończył również naszą popołudniową drzemkę. Czekając z glinia-
nymi miskami na gorącą ciecz wieczorną, odlewaliśmy przy okazji do
wysokiego kibla żółtawą ciecz z obiadu. Strumienie moczu z sześciu
lub ośmiu otworów spotykały się, zatoczywszy łuk jak w fontannie,
pośrodku kibla i wkręcały się wirującymi lejami do dna, podnosząc
poziom piany u ścian. Przed zapięciem rozporków przyglądaliśmy się
jeszcze przez chwilę wygolonym rozkroczom; wyglądały dziwnie, jak
przygięte wichrem drzewa na jałowych zboczach polnych (s. 37).

Szedł do ustępu, drobiąc małymi kroczkami, a gdy przychodziła na


niego jego wreszcie kolej, rozkraczał się niezdarnie nad dziurą, spusz-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
154 [ V. Poetyka utworu

czając spodnie, unosił ostrożnie do góry długą koszulę i prawie stojąc,


wzdymał się i czerwieniał od nadmiernego wysiłku (s. 16).

W małej, prowizorycznie zbitej i osłoniętej tylko paroma deska-


mi komórce, przeżyłem największą w życiu męczarnię fizyczną, gdy
stwardniały na kamień żużel, z którego w ciągu ośmiu dni głodówki
mój organizm wyssał wszystkie soki, torował sobie przez kiszki dro-
gę, szarpiąc je i kalecząc do krwi. Jak żałośnie musiałem wyglądać,
przykucnięty tak na oblodzonej desce z podwianym wiatrem buszła-
cie i wpatrzony w smaganą zadymkę śnieżną równinę oczami, z któ-
rych ciekły łzy bólu i dumy! (s. 273).

Artystyczna wielkość książki Herlinga polega nie tylko na praw-


dzie politycznej i prawdzie faktów (które doceniono natychmiast),
lecz także na podniesieniu do rangi sztuki opisu różnych wstydli-
wych, drastycznych i upokarzających ludzi sytuacji życiowych.
Ale oprócz wymiaru artystycznego jest w tych opisach jeszcze
wymiar filozoficzny. Łagier na każdym kroku stwarzał przecież sy-
tuacje, w których człowiek był redukowany do swych odruchów
czysto fizjologicznych i miał się stać jedynie organizmem biologicz-
nym, pozbawionym jakichkolwiek hamulców. Taka była filozofia
obozów koncentracyjnych – zarówno sowieckich, jak i nazistow-
skich. Jej literacką ilustrację dał – zdaniem Herlinga – w swych
utworach Borowski:

Zostawała pierwotna walka – pisał – którą samotny, upodlony wię-


zień toczył o swój byt z równie upodlonym esesmanem i okropną prze-
mocą obozu. (...) Nie walczyliśmy w obozie o pojęcie Ojczyzny al-
bo o przebudowę wewnętrzną człowieka, walczyliśmy o miskę zupy,
o miejsce do spania, o kobiety, o złoto i zegarki z transportów5.

Herling często odnotowuje podobne sytuacje w łagrze sowiec-


kim, ale jego opis jest zawsze zaprzeczeniem owej redukcji – chcia-
łoby się powiedzieć – widocznej gołym okiem. Fizjologia jest tu
przykładem wyjątkowo charakterystycznym, albowiem stwarza

5
T. Borowski, Przedmowa do: Byliśmy w Oświęcimiu; cyt. za: G. Herling-Gru-
dziński, Wyjścia z milczenia, dz. cyt., s. 134.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
10. Opisy sytuacji wstydliwych \ 155

pokusę, by uznać ją za sferę, w której biologia całkowicie podpo-


rządkowała sobie inne wymiary istnienia człowieka.
W opisach Herlinga-Grudzińskiego fizjologia jest często obec-
na, albowiem ludzie stale się z nią borykają. Ale w spojrzeniu nar-
ratora Innego świata fizjologia nie zamienia ludzi w istoty wyłącz-
nie biologiczne, nie zezwierzęca ich nawet wtedy, gdy doprowadze-
ni do fizycznego upadku przestają kontrolować swoje odruchy.
Nawet w łagrze – zdaje się mówić pisarz – fizjologia była spra-
wą ludzką. W trudnych warunkach – trudną. Niekiedy nacecho-
waną śmiesznie, niekiedy dramatycznie, ale zawsze była częścią
ludzkiego losu.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
11. Opisy przyrody

Analizując uważnie styl Innego świata, można odnaleźć jesz-


cze wiele różnych przykładów zewnętrzności postawy narratora
wobec „cywilizacji łagrowej”. W tej części rozważań chodzi oczy-
wiście o zewnętrzność wpisaną w poetykę utworu, w artystyczne
środki ekspresji, czyli nie o expressis verbis wypowiedziane sądy
narratora, lecz o ukryte znaczenia i funkcje elementów jego nie-
zwykłej sztuki pisarskiej. Przykładem – oprócz już wymienionych
– mogą tu być także opisy przyrody.
Jedną z typowych konwencji prozy poświęconej obozom kon-
centracyjnym była identyfikacja obrazów przyrody i koszmaru ła-
gru (lub szerzej wydarzeń wojennych). Opisy przyrody utrzyma-
ne były w takiej samej tonacji jak opisy rzeczywistości obozowej.
W tej konwencji – a właściwie w jej stereotypach – nawet przyroda
była włączona w mechanizm eksterminacji ludzi. Bezwyjściowość
ich sytuacji czy ich cierpienie ilustrowane były odpowiednio mro-
kiem i ponurością przyrody, której posępność miała potęgować
nastrój okupacyjnej czy obozowej grozy. Przykładem takiej ste-
reotypizacji może być opowiadanie Jerzego Andrzejewskiego Apel
(1942). Końcowa scena utworu rozgrywa się w obozie koncentra-
cyjnym, w nocy podczas apelu, w czasie którego esesmani ogarnię-
ci „zbiorową furią, ślepym szaleństwem” mordują więźniów. „Mo-
gło się zdawać – komentuje narrator – że wszystka ludzka niena-
wiść i okrucieństwo całej ziemi skłębiły się pod tą nocą, oszalałe
i nienasycone i że nikt żywym z tego piekła nie wyjdzie”. A da-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
11. Opisy przyrody \ 157

lej, mimo że już jest świt, dodaje: „Mrok długo stał nad ziemią”6.
W tego rodzaju opisach przyroda spełniała funkcję teatralnej de-
koracji, tła, które swoim wyglądem miało potęgować nastrój grozy.
A mrok (gęstniejący), gwiazdy (blade) czy chmury (ciemne) i wi-
cher (wyjący) obowiązkowo towarzyszyły scenom sadyzmu i be-
stialstwa ludzi. Taki sposób opisu przyrody nie był oczywiście wy-
nalazkiem literatury poświęconej II wojnie światowej, albowiem
od dawna należał do dobrze znanych konwencji literackich. Wy-
starczy przypomnieć sobie romantyczne opisy przyrody, w któ-
rych przyroda bywa tak samo tajemniczo i okrutnie skłębiona jak
historia, albo opisy w Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza,
gdzie zmiany w przyrodzie po prostu zapowiadają grozę nadcią-
gających wydarzeń.
Pisarstwo Herlinga – a Inny świat byłby wyjątkowo dobrym
przykładem – jest natomiast dokładnym zaprzeczeniem tej kon-
wencji pisarskiej i jej stereotypów. Charakterystyczną cechą opi-
sów przyrody w Innym świecie jest bowiem to, że gdyby je wyjąć
z poszczególnych rozdziałów utworu, to nie można by się było do-
myślić, że są częścią opisów rzeczywistości obozu koncentracyjne-
go. Przeczytajmy kilka fragmentów Innego świata:

Pod wieczór powietrze stawało się chłodniejsze, a na niebie poja-


wiały się wełniste obłoki i żeglowały wolno przed siebie, zapalając po
drodze pierwsze gwiazdy. Rdzawy mur naprzeciwko okna wybuchał
na chwilę rudym płomieniem, po czym gasł gwałtownie, dosięgnięty
skrzydłem zmierzchu (s. 12).

Szliśmy na dworzec późną godziną, przez opustoszałe już prawie


miasto. Ulice wychłostane ulewą połyskiwały w czarnym świetle wie-
czoru jak długie tafle miki. Powietrzem płynęła duszna fala ciepła,
a Dźwina, wezbrawszy gwałtownie, szumiała niespokojnie pod ugina-
jącymi się deskami mostu (s. 19).

Księżyc mętniał powoli, zamrożony w lodowatej tafli nieba jak krą-


żek cytryny w galarecie. Ostatnie gwiazdy topniały, migocąc jeszcze
przez chwilę na rozjaśniającym się szybko tle (s. 55).

6
J. Andrzejewski, Apel, w: tegoż, „Niby gaj” i inne opowiadania, t. 1, Warsza-
wa 1967, s. 266.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
158 [ V. Poetyka utworu

Noc była piękna, gwiaździsta, biała – nieboskłon uniósł się nagle


w górę, jak gdyby rozepchnęły go nad obozem czyjeś ręce, w mroźnym
powietrzu głosy rozmawiających dźwięczały prawie radośnie, a kroki
ugniatały na ścieżkach świeży śnieg (s. 242).

Wychodziliśmy do pracy dość wcześnie, bo w zonie szarzało jesz-


cze, a na opalowym niebie dogasały ostatnie gwiazdy. Po godzinnym
marszu niebo przybierało już kolor konchy z masy perłowej, błękitno-
różowej na obrzeżach, a białej w środku. (...) W ciągu paru godzin po-
łudniowych niebo – szkliste o świcie i wzdęte jak niebieski żagiel pod
wieczór – marszczy się i drży w rozżarzonym powietrzu jak zetlała cyn-
folia ze srebra nad płomieniem świecy (s. 273-274).

Przyroda jest w opisach Herlinga autonomiczna, bogata w kształ-


ty i kolory, zapachy i odcienie. Narrator Innego świata opisu-
je ją z nieskrywaną fascynacją i podziwem. Jego opisy są zmysło-
we i pomysłowe w oddawaniu rzeczywistości. Charakterystyczne
jest w nich niemal całkowite odrzucenie faktu, że jest to przyroda
oglądana oczami więźnia obozu koncentracyjnego. Narrator–boha-
ter Innego świata widzi i zachwyca się przyrodą jak człowiek we-
wnętrznie wolny, którego spojrzenie na naturę nie zostało skażone
doświadczeniem łagru. Przyroda jest bowiem w opisach Herlinga
rzeczywistością, której własny porządek jest ludziom niedostępny.
Przyrodę człowiek może niszczyć, ale żadna ideologia nie jest w sta-
nie zmienić jej barw czy zapachów, a przede wszystkim tajemnicy jej
piękna. Zdolność postrzegania piękna przyrody we wszystkich jej
wymiarach jest więc dla narratora Innego świata potwierdzeniem
jego własnej duchowej autonomii oraz potwierdzeniem istnienia fe-
nomenu, którego źródło jest pozaludzkie i – można by powiedzieć
– metafizyczne. Utrwala w nim przekonanie o rzeczywistym, na-
turalnym – nie politycznym i nie ideologicznym – porządku świa-
ta, to znaczy, że obóz koncentracyjny jest światem sztucznym, „in-
nym”, nie wyłącznym, że jest anomalią i patologią, a nie normą, że
poza rzeczywistością łagru istnieje świat wolny – gdziekolwiek by
był. Jego nieprzemijającym znakiem jest właśnie przyroda.
W rozdziale „Na tyłach otieczestwiennoj wojny” (część: „Sia-
nokosy”) Herling opisuje gwałtowną letnią burzę, przed którą
więźniowie i strażnicy kryją się w jakiejś spróchniałej szopie sto-
jącej na łące.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
11. Opisy przyrody \ 159

Grzebałem kijem w popiele – pisze narrator – i czułem, jak wraz ze


ściekającą z czoła i policzków wodą napływają mi do ust gorzkie łzy.
Wystarczyło odwrócić się plecami do dwóch postaci wspartych na ka-
rabinach, aby poczuć się wolnym (s. 243).

Oto najbardziej metaforyczny skrót zewnętrznej wobec „cywi-


lizacji łagrów” postawy narratora: wiara, że wystarczy się do ła-
gru odwrócić plecami, aby poczuć się wolnym...
Oczywiście, przyroda i jej opisy w Innym świecie mają wartość
autonomiczną, ale nie znaczy to, że Herling wyłączył je ze swego
doświadczenia obozowego. Czytamy je zawsze przecież w jakichś
kontekstach, którymi są najczęściej rozważania lub opowieści nar-
ratora o „cywilizacji łagru”. Jednak także i wówczas świat łagru
i przyroda tworzą dwie zupełnie różne rzeczywistości.

Na zbielałym od mrozu niebie migotały jeszcze ostatnie gwiazdy.


Zdawało się, że zgasną lada chwila i gęsta noc wynurzy się z nieru-
chomego lasu, aby pochłonąć drżącą powałę nieba i różowy świt uta-
jony w zimnych płomieniach ognisk. Na horyzoncie jednak pojawiły
się za pierwszym zakrętem drogi cztery sylwetki „bocianów” na omo-
tanych drutem kolczastym szczudłach. W barakach paliły się światła,
a na trzeszczących od mrozu kołowrotkach ślizgały się z brzękiem łań-
cuchy studzienne (s. 32).

Ciemny pułap nieba zamykał nas od góry, a niewidoczne druty od-


gradzały nas od dalekiego świata, który w blasku zapalonych przed
chwilą lampek zaczynał się krzątać wokół swoich spraw (s. 54).

Herling opisuje oba te światy, tak jak współistniały ze sobą:


piękno natury obok koszmaru cywilizacji łagrowej. Z faktu piękna
natury – poza wolnością jej odczuwania – na pozór nic dla więź-
nia nie wynikało. A jednak – i to można wyraźnie odczytać z kon-
strukcji opisów przyrody w Innym świecie – uwydatniała ona ist-
nienie granicy, granicy sztucznej, wytworzonej przez człowieka,
granicy między łagrem a wolnością. Karabiny strażników, drut kol-
czasty, wieżyczki wokół obozu – wszystkie te elementy są dla nar-
ratora Innego świata znakami dosłownie rozumianej granicy, po-
za którą istnieje jednak świat normalny. Świat istniejący czasem
za plecami więźnia, czasem w zasięgu jego wzroku, a czasem tyl-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
160 [ V. Poetyka utworu

ko w pamięci lub w jego upartej wierze, że „inny świat” tak dłu-


go będzie uznawany za inny, jak długo wierzy się w istnienie świa-
ta normalnego.
Ta myśl – w różny sposób wyrażana – jest lejtmotywem utwo-
ru Herlinga. Z kolei opisy przyrody, niezwykle zmysłowe i precy-
zyjne, często towarzyszące sytuacjom dramatycznym, będą się sta-
le pojawiać w późniejszej twórczości Herlinga-Grudzińskiego. Na-
zwie je Herling – za Camusem – „leczeniem krajobrazem”.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12. Opowieści biograficzne

W Innym świecie najważniejszą formą kontaktu Herlinga–bo-


hatera z innymi postaciami jest rozmowa. Na pozór jest to naj-
bardziej naturalna forma kontaktu między ludźmi i jej obecność
w książce Herlinga nie powinna być niczym niezwykłym, a w każ-
dym razie – bardziej niezwykłym niż w innych książkach.
Jest jednak inaczej: rozmowa, opowieść, opowiadanie, wymia-
na poglądów, relacja oraz wszystkie inne typy ustnej komunikacji
pełnią w utworze Herlinga jedną z najważniejszych funkcji kon-
strukcyjnych i artystycznych. Przede wszystkim w rzeczywistości
„innego świata”, którą Herling rekonstruuje w swoim utworze,
„rozmowa” między więźniami należała do niezwykłych i nietypo-
wych form komunikacji międzyludzkiej. Celem praw obozowych
(i całego systemu sowieckiego) było przecież zniszczenie normal-
nej komunikacji między ludźmi, a przede wszystkim tej, która op-
arta jest na słowie i bezpośrednim kontakcie między człowiekiem
a człowiekiem. Normą w „innym świecie” było więc milczenie lub
milcząca obserwacja, a nie ekspresja słowna.

grupki przechodniów – zauważa Herling, maszerując w kolumnie


więźniów – mijały nas w milczeniu, nie odwracając głów w naszą stro-
nę, z oczami utkwionymi przed siebie lub w ziemię, z oczami, które
widziały, nie patrząc. (...) Ileż bym wówczas dał za to, żeby zobaczyć
grupkę wesoło rozmawiających ludzi! (s. 19).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
162 [ V. Poetyka utworu

Warunkiem rozmowy jest minimalne wzajemne poszanowanie


osób rozmawiających. Tymczasem w łagrze podział między ad-
ministracją i więźniami oraz pomiędzy poszczególnymi grupami
więźniów oparty był na wrogości i nienawiści – precyzyjnie zor-
ganizowany jako element edukacji łagrowej wspartej ideologią ko-
munistyczną. Obok wrogości i nienawiści pomiędzy jednostkami
i grupami więźniów przed rozmową powstrzymywały nieufność
i strach. Nawet gdy więźniowie z dwóch różnych konwojów spo-
tykają się w gmachu więzienia, stają naprzeciw siebie

jak wryci, powstrzymywani bardziej impulsem strachu niż obawą


przelotnego zajrzenia w obce twarze. (...) Staliśmy tak naprzeciwko
siebie z opuszczonymi głowami – dwa światy sprzęgnięte wspólnym
losem, a przedzielone murem nieufności i lęku (s. 21).

Znamienne, że w „innym świecie” rozmowie między ludźmi


zagraża nie kłamstwo, lecz prawda, ponieważ prawda o więźniu
(choćby dotycząca spraw neutralnych), przemieniona w donos,
mogła oznaczać kolejny wyrok, a w rezultacie – śmierć. Strach
przed rozmową był więc faktycznie strachem przed donosem
i w regułach życia łagrowego miał uczyć strachu przed ujawnia-
niem prawdy o sobie, o innych, a także o samym łagrze.
Łagrowa „cywilizacja śmierci” oznaczała więc śmierć normal-
nych funkcji słowa (rozmowy), czyli kontaktów między ludźmi.
Unicestwiały te kontakty nie tylko warunki życia w łagrach,
lecz także przepisy regulujące np. widzenia więźniów z ich rodzi-
nami.

W chwili kiedy krewny, przybyły na widzenie z więźniem, znajdzie


się w siedzibie Trzeciego Oddziału, sprawującego pieczę nad danym
obozem – pisze Herling – musi podpisać zobowiązanie, że po powro-
cie do miejsca zamieszkania nie zdradzi się ani jednym słowem z tym,
co przez druty nawet dojrzał po tamtej stronie wolności; podobne
zobowiązanie podpisuje więzień wezwany na widzenie, zaręczając –
tym razem już pod groźbą najwyższych „mier nakazanija” (aż do kary
śmierci włącznie) – że nie będzie w rozmowie poruszał tematów zwią-
zanych z warunkami życia jego i innych więźniów w obozie. Moż-
na sobie wyobrazić, jak to rozporządzenie utrudnia nawiązanie bez-
pośredniego i bardziej intymnego kontaktu pomiędzy ludźmi, którzy

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12. Opowieści biograficzne \ 163

po wielu latach rozłąki nieraz spotykają się po raz pierwszy w tak nie-
zwykłych okolicznościach. Ostatecznie cóż pozostaje ze stosunku po-
między dwojgiem ludzi, jeśli wykreślić zeń wymianę wzajemnych do-
świadczeń? I oto więźniowi nie wolno ani słowem powiedzieć, a jego
bliskim z wolności ani słowem zapytać, co się z nim działo od chwi-
li aresztowania. Jeśli się zmienił nie do poznania, jeśli wychudł, po-
siwiał, zestarzał się przedwcześnie lub wygląda jak żywy trup, wolno
mu tylko ogólnikowo i zdawkowo napomknąć, że „chorował trochę,
gdyż klimat tej części Rosji mu nie służy (s. 120-121).

Paradoksalnie więc człowiek wolny nie był w „innym świecie”


partnerem do rozmowy dla więźnia. Maskarada (zob. s. 118), na
której były oparte relacje między światem wolności a światem ła-
grów, polegała też na bezwzględnym wykluczeniu komunikacji
między nimi – czyli na wykluczeniu prawdy jako elementu infor-
macji.
Nie mogąc rozmawiać o sobie z ludźmi wolnymi, więzień mógł
albo zrezygnować z rozmowy, albo podjąć ryzyko rozmowy z in-
nym więźniem. I jedynie ta rozmowa oznaczała nawiązanie nor-
malnego, bliskiego kontaktu między ludźmi, którzy, rozmawiając,
okazywali sobie zaufanie, zainteresowanie, ciekawość oraz życz-
liwość, a więc takie uczucia, które obóz koncentracyjny miał cał-
kowicie zniszczyć. Jako forma komunikacji rozmowa – w najszer-
szym rozumieniu – stanowiła w obozie pozostałość najbardziej ele-
mentarnych kontaktów ludzi wolnych. Rozmawianie, a więc także
słuchanie i opowiadanie, dawało więźniom „innego świata” po-
czucie ponownego zanurzenia się w atmosferę wolności, w atmo-
sferę ludzkiej życzliwości i przychylności, a niekiedy przyjaźni.

Leżeliśmy na pryczach bliżej siebie niż zazwyczaj – wspomina Her-


ling – zasłuchani w cudzą opowieść lub rozmawiając szeptem, w atmo-
sferze intymności, jaką wytwarza niewola, gdy codzienna walka o byt
nie wznosi pomiędzy więźniami przegrody nieufności i instynktownej
wrogości (s. 164).

Funkcje rozmowy w „innym świecie” doskonale są widoczne


w konstrukcji Innego świata jako utworu literackiego. Rozmo-
wa, a przede wszystkim opowieść są w nim bowiem podstawowy-
mi formami narracyjnymi. Jakże często narrator komunikuje, że

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
164 [ V. Poetyka utworu

ktoś coś mu opowiedział, że streszcza relacje zasłyszane od innych,


że zapisuje cudzą opowieść itd. Czytamy więc w Innym świecie,
że „pewien więzień opowiadał mi” (s. 127), że inny „przed wie-
czorem opowiedział mi swoją historię” (s. 17), że z „opowiadań
innych więźniów wynikało, że...” (s. 35) itp. W rozdziale „Tru-
piarnia” w drugiej części Innego świata jest nawet wyodrębnione
„Opowiadanie B.”
Cudze opowieści są zatem obok własnych opowieści narratora
podstawowym tworzywem konstrukcyjnym Innego świata. Moż-
na wśród nich wyróżnić opowieści o wydarzeniach (np. rolnik Po-
lenko i teletechnik Karboński opowiadają Herlingowi o rozwo-
ju łagru w Jercewie, s. 35-36) oraz opowieści o innych ludziach,
zwłaszcza najbardziej charakterystyczne: opowieści biograficzne.
Gatunkowym składnikiem Innego świata są więc często mikrono-
wele biograficzne, na które składają się portrety współwięźniów
i koleje ich życia, budowane na podstawie ich własnych i cudzych
relacji.
Życie więźniów okazywało się nie tylko bogatsze od literatury
(której wstępu w tematykę łagrową zakazano), ale także układa-
ło się w najbardziej fantastyczne wzory. Toteż w nowelach biogra-
ficznych Innego świata odnaleźć można elementy takich gatunków
narracyjnych, jak histoire d’amour (rozdział „Zmartwychwstanie”),
opowiadanie awanturnicze (ucieczka z obozu, rozdział „Wychod-
noj dień”), opowiadanie szkatułkowe czy nawet opowiadanie sen-
sacyjne (opowieść o Gorcewie w rozdziale „Praca”).
Wszystkie tematy Innego świata podporządkowane są perspek-
tywie poznawczej, którą jest wydobywanie z pojedynczych wyda-
rzeń wiedzy o człowieku i o charakterze sowieckiego komuniz-
mu („innego świata”). Tej ostatniej perspektywie odpowiadają
w książce Herlinga refleksje uogólniające – przemieszczające fakty
zaobserwowane przez autora w sferę moralnej refleksji o naturze
człowieka, a puentami poszczególnych historii okazuje się odkry-
ty przez Herlinga błysk „istoty człowieczeństwa”. Autora Innego
świata fascynuje kondycja człowieka: jego losy, uczucia, zachowa-
nia, postawy, wartości, motywy decyzji i wyborów w sytuacjach
narzucanych przez rzeczywistość inną niż normalna. Herling „le-
pi” z tych wszystkich elementów opowieść o ludziach, których
poznał, których obserwował, których słuchał i o których słyszał.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12. Opowieści biograficzne \ 165

Wsłuchując się w ich losy, w sposób najbardziej dosłowny „wypro-


wadza je z milczenia” – nie tylko daje im świadectwo swoją własną
opowieścią, ale je stwarza w swej opowieści, która staje się w ten
sposób rodzajem fotograficznej kliszy utrwalającej to, co niewi-
doczne i jakże często niesłyszalne. Herling odtwarza skryte dra-
maty losów i uczuć, niewysłowione konflikty moralne, niewyga-
słe namiętności i napady furii, wierząc, że w utajonym milczeniu
ludzi skryte bywa czasem to, co w człowieku jest niezniszczalne –
jego wewnętrzna wolność.

Lekcja, którą zawsze przechowuję w pamięci – mówił Herling


we wspomnianym wywiadzie przeprowadzonym przez Bronisława
Wildsteina – nie można oceniać ludzi według tego, jak się zachowu-
ją, milcząc. W każdym człowieku odbywa się jakiś proces, który, gdy
urywa się narzucone milczenie, ukazuje rzeczy zupełnie nieoczekiwa-
ne. Dlatego nie wierzę, żeby można było człowieka całkowicie prze-
robić7.

To jest właśnie miejsce, w którym najwyraźniej ujawnia się lite-


racki, kreacyjny charakter książki Herlinga. Dociekania psycholo-
giczne, penetracje spraw niewypowiedzianych, zarysy portretów
duchowych – wszystko to, co jest prawem, przywilejem i narzę-
dziem literackiej kreacji.
Pod tym względem Inny świat można analizować jako zbiór kil-
kunastu fascynująco opowiedzianych mikronowel biograficznych.
Ich bohaterowie reprezentują najróżniejsze i najskrajniejsze zacho-
wania, sprowokowane nie tylko warunkami życia w łagrze, lecz
także dotychczasowym życiem, pracą, wychowaniem, poglądami,
charakterem. Przyjrzyjmy się kilku spośród nich.
Funkcjonariusz NKWD, Gorcew, który mordował i w bestial-
ski sposób torturował więźniów.

Dla setek tysięcy Gorcewów – pisze narrator w opowiadaniu


„Praca” (część: „Ochłap”) – bolszewizm jest jedyną religią, jedynym
poglądem na świat, jakiego nauczono ich w dzieciństwie i młodości.
(...) załamanie się wiary w komunizm, jedynej wiary, jaką się dotąd
w życiu kierowali, musiałoby być równoznaczne z pozbawieniem ich

7
Radość daje pisanie... [rozmawia B. Wildstein], dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
166 [ V. Poetyka utworu

pięciu podstawowych zmysłów, którymi poznaje się, określa i ocenia


otaczający świat. Toteż uwięzienie nie mogło być dla nich prawie ni-
gdy bodźcem do złamania ślubów kapłańskich; traktowali je raczej
jak przejściową klauzurę za naruszenie dyscypliny zakonnej, wycze-
kując dnia zwolnienia z jeszcze większą uległością i pokorą w ser-
cach. Fakt, że musieli ją spędzać w piekle, nie świadczył o niczym;
a raczej świadczył o tym, że piekło istnieje naprawdę, i biada tym,
których za grzechy przeciwko naukom Boga Ojca spotyka wygnanie
z raju (s. 68-69).

Gorcew – w ramach odwetu – został w okrutny sposób zamę-


czony przez współwięźniów. „Dawniej – skomentowała ten fakt
jedna z postaci – rzucano niewolników lwom na pożarcie, teraz
rzuca się lwy na pożarcie niewolnikom” (s. 73).
Milicjant, którego skazano na siedem lat za przypadkowe strze-
lenie do portretu genseka8, zdaje się w końcu wierzyć, że rzeczy-
wiście zabił Stalina; ale tą obłąkaną myślą ratuje resztki „swego
gasnącego istnienia” (rozdz. „Praca”, część: „Zabójca Stalina”).
Inżynier Michaił Kostylew, młody komunista, student szkoły
morskiej, rozkochał się w literaturze francuskiej XIX w., odkry-
wając w niej rzeczywiście inny świat („poczułem na krótko, czym
jest wolność”) i odtąd nie mógł już sobie znaleźć miejsca w sowiec-
kim raju. Oskarżony o szpiegostwo, po bestialskim katowaniu
przez NKWD, trafia z dziesięcioletnim wyrokiem do obozu. Za-
denuncjowany, że zawyża więźniom normy wykonanej pracy, zo-
staje karnie skierowany do brygady leśnej.

Praca fizyczna załamała go i poniżyła do tego stopnia, że nie było


rzeczy, której by nie zrobił dla zdobycia dodatkowego kawałka chle-
ba. Znienawidził więźniów i uważał ich odtąd za swoich naturalnych
wrogów (s. 109).

Od popełnienia „zbrodni donosu” uratował go przypadek:


książka – „odczytał ją na nowo, płacząc jak dziecko, które odnalaz-
ło w ciemności rękę matki”. Odtąd, aby móc czytać książki i „ni-
gdy już dla nich [komunistów] nie pracować”, codziennie opiekał
sobie rękę w ogniu. Przeznaczony do dalszego transportu na Koły-

8
gensek (ros.) – nazwa utworzona ze słów gienaralnyj sekrietar´.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12. Opowieści biograficzne \ 167

mę „oblał się w łaźni wiadrem wrzątku”; „umierał w straszliwych


męczarniach, nie odzyskawszy do końca przytomności” („Ręka
w ogniu”).
Aktor Michaił Stiepanowicz tak głęboko wierzył, że władza so-
wiecka jest sprawiedliwa, że los swój i innych więźniów w łagrze
uważał za całkowicie zasłużony (został skazany na kilka lat pracy
w obozie za zbyt szlachetne zagranie postaci bojara).
Był przeświadczony, że największym zaszczytem, na jaki może
zasłużyć sobie przyzwoity człowiek, jest aprobata w oczach wła-
dzy, największą zaś hańbą – słowa niezadowolenia w ustach prze-
łożonych. „W jego umyśle nie mieścił się fakt, że człowiek niewin-
ny może być pozbawiony wolności. Powoli uwierzył więc w swo-
ją winę” („Zmartwychwstanie”).
Niemiec S., od 1934 w ZSRR, inżynier, chory na pelagrę, nie-
nawidzący i pogardzający otoczeniem (s. 142).
Jewgienia Fiodorowna – pielęgniarka, która w obozie „zmar-
twychwstała” dzięki miłości do młodego więźnia; zmarła przy po-
rodzie („Zmartwychwstanie”).
Stary Kozak Pamfiłow, „pełen pogardy i nienawiści do urządzeń
sowieckich”, którego – w imię ideologii komunistycznej – wypie-
ra się ukochany syn Sasza. A gdy Sasza sam trafi do łagru w Jerce-
wie, obóz, który odsunął syna od ojca, stanie się sprawcą... ich po-
jednania („Wychodnoj dień”).
Fin Rusto Karinen zimą 1940 r. próbuje uciekać z obozu w Jer-
cewie. Okazuje się, że po tygodniu przedzierania się przez zaspy
śnieżne wrócił w pobliże obozu; nieprzytomnego przywieźli na
zonę okoliczni chłopi. Skatowany przez służbę więzienną cudem
uniknął śmierci. „Z obozu nie ma ucieczki” – powtarzał potem
słowa naczelnika. „Nawet sama wolność nam przeciwna” („Wy-
chodnoj dień”).
Fińscy i niemieccy komuniści, którzy najpierw „z narażeniem
życia przedzierali się do Ziemi Obiecanej [ZSRR], wkrótce rozpo-
częli exodus „w odwrotnym kierunku, do ziemi niewoli faraoń-
skiej”. „Opierających się Żydów niemieckich NKWD odstawiało
siłą w ręce gestapo” („Drei Kameraden”).
Ponadto cała galeria postaci, o których przeszłości niewiele wia-
domo, ale których losy splotły się z losem Herlinga w najróżniej-
szych obozowych sytuacjach. Są to więc m.in.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
168 [ V. Poetyka utworu

Profesor Borys Lazarowicz N., wykładowca literatury francu-


skiej w Instytucie Briusowa („jeszcze dzisiaj zaliczam go z wdzięcz-
nością w poczet mistrzów mojej młodości”), cierpiący nieustannie
z powodu głodu – odesłany do innego obozu przysłał o sobie wia-
domość: „ja ponimaju tiepier wielikoliepno, kak choroszyj socre-
alist był Knut Gamsun” („Głód”).
Fryzjer z Warszawy, komunista Zelik Lejman, uważany w obo-
zie za donosiciela, który, odsunąwszy się od „swych rozgoryczo-
nych współwyznawców”, postanowił zostać „lojalnym i pokornym
więźniem sowieckim” i tylko we wspaniałej grze na skrzypcach na
przemian szlochał,
miotał się i korzył, płonął zemstą niby krzak gorejący (...), modlił się
żarliwie zwrócony twarzą ku tej stronie świata, w której na gruzach
zburzonej Jerozolimy miała zakwitnąć znowu gajami oliwkowymi Zie-
mia Obiecana – grał swój i swego narodu los, nie znający granic pomię-
dzy miłością i nienawiścią! („Zapiski z martwego domu”, s. 227).

Nota bene opis tego koncertu warto zestawić z Mickiewiczow-


skim koncertem Jankiela.
Pop Dimka („wymazał trzydzieści lat swego życia tak dokład-
nie, że zdawał się z trudem poruszać wśród chwiejnych i niewy-
raźnych widm młodości”), który w odruchu buntu przeciw Bogu
odrąbał sobie stopę.
Inżynier Sadowski, który do ostatniej chwili swego życia „zacho-
wał pogardę dla człowieka i wiarę w abstrakcyjny system zbudo-
wany przez myśl ludzką” – w chwilach obłąkania swym irracjonal-
nym racjonalizmem akceptował nawet logikę swego aresztowania
i pobytu w łagrze. W ostatecznej pomroce obłędu – już dogorywa-
jący w baraku zwanym trupiarnią – odgrywając rolę członka trybu-
nału rewolucyjnego, wydawał wyroki śmierci. W upiornym krzy-
ku: Pod stienku! „zawarł całe swoje życie”.
M., przedwojenny urzędnik polskiego ministerstwa rolnictwa,
nie mogący sobie poradzić z nałogiem palenia, cierpiący na strasz-
ne bóle głowy i znajdujący ukojenie jedynie w modlitwie – „za
wszystkich ludzi”, ale z wyjątkiem więziennych nadzorców, któ-
rych nie uważał za ludzi.
B., nauczyciel gimnazjalny, oficer rezerwy wojsk polskich, któ-
rego NKWD nie rozstrzelało, gdyż nie przyznał się do stawianych

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12. Opowieści biograficzne \ 169

mu oskarżeń, a po koszmarze kilku obozów „wracał do Jercewa


jak do domu” („Trupiarnia”).
A wreszcie młody komunista żydowski, który ocalił własne ży-
cie za cenę fałszywego oskarżenia (i śmierci) czterech nie znanych
mu więźniów („Epilog: upadek Paryża”).
Każda taka opowieść ma wiele ukrytych pięter, warstw, niespo-
dziewanych zwrotów i kontynuacji, pokazuje komplikacje uczuć
i losów ludzkich, które mogłyby stać się tematem niejednej gru-
bej powieści.
Herling-Grudziński opowiada o ludziach skazanych przez wła-
dzę sowiecką na powolną śmierć, którzy w nieludzkich warunkach
albo spadają poniżej „dolnej granicy człowieczeństwa”, albo sta-
rają się ocalić jego najbardziej elementarne cechy. Są to więc opo-
wieści i o niewyobrażalnym zdziczeniu – upodleniu ludzi, ale też
o heroicznym poszukiwaniu nadziei i wolności, miłości i przyjaźni
– a więc uczuć, które obóz miał całkowicie zniszczyć.
Opowieści biograficzne wpisane w konstrukcję Innego świa-
ta są też formą świadectwa o ludziach i warunkach, jakie pano-
wały w sowieckich łagrach. Dla narratora utworu ich spisanie by-
ło formą moralnego zobowiązania wobec współwięźniów, którzy
przekazali mu w formie metaforycznego depozytu pamięci nakaz:
„Mów całą prawdę, jacy byliśmy, mów do czego nas doprowadzo-
no”.
Sposób opowiadania Herlinga-Grudzińskiego przypomina czy-
tanie palimpsestu: pisarz stopniowo rozszyfrowuje różne warstwy
psychiki i biografii swych bohaterów, by dotrzeć w końcu do takie-
go węzła uczuć, w którym kryje się zagadka człowieczeństwa.
Taką technikę opowieści o biografiach ludzi rozwinie Herling-
Grudziński w następnych utworach, także poświęconych drama-
tom i zagadkom ludzkich przeżyć, uczuć i losów.

Określenie „opowieści biograficzne” jest w literaturze polskiej


związane najściślej z twórczością Wacława Berenta (1872–1940),
który w ten sposób nazwał cykl swoich utworów historycznych
poświęconych „pokoleniu 1795 r.”. Na pozór Herlinga i Beren-
ta nie łączy nic i zestawienie Innego świata z Nurtem (1934) może

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
170 [ V. Poetyka utworu

się wydać czystym nonsensem. Oczywiście, nie ma żadnego związ-


ku pomiędzy bezpośrednimi tematami tych utworów. Można go
jednak odkryć w głębszych i często niewidocznych na pierwszy
rzut oka rejonach filozofii pisarskiej. Twierdzenie to nie jest jedy-
nie konceptem krytycznoliterackim, albowiem Herling-Grudziń-
ski w pewnym sensie sam je przygotował.
W jego pierwszej książce Żywi i umarli znajduje się napisany
w 1945 r. esej poświęcony Nurtowi Wacława Berenta, którego
druga część była wówczas opublikowana jako jedna z pierwszych
książek w Bibliotece Orła Białego. W losach Legionów Dąbrow-
skiego żołnierze II Korpusu, stacjonującego we Włoszech, odnaj-
dywali prefigurację własnych losów – losów żołnierzy–tułaczy po-
nownie, półtora wieku później, pielgrzymujących z bronią w ręku
z ziemi włoskiej do Polski.
Oprócz tych historycznych analogii Herling-Grudziński do-
strzegł w utworze Berenta metodę i filozofię pisarską, która wkrót-
ce stanie się wyznacznikiem jego własnej twórczości. Chodziło
o narracyjną kreację „ludzi żywych”, których – z niebytu prze-
szłości – powołuje do życia kreacja pisarza: udziela im głosu, re-
konstruuje ich życie wewnętrzne, wpisuje ich duchowe przeżycia
w kontekst historyczny. Herling-Grudziński znakomicie odczytał
poetykę opowieści biograficznych Berenta, a jego formuły inter-
pretacyjne można potraktować jako niezamierzony komentarz do
własnych opowieści biograficznych w Innym świecie i w później-
szych utworach. Herling-Grudziński dostrzegł bowiem w prozie
Berenta „mocowanie się z opornym materiałem faktów i dawno
zgubionych uczuć” oraz narracyjne poszukiwanie „ludzkiej pełni
człowieka historycznego”.

Bohaterowie Berenta – pisał Herling – nie rozwijają się w toku opo-


wieści, ale odsłaniają przed nieustępliwym analitykiem coraz to nowe
strony swego zamilkłego przed laty życia. Nie ilustrują problemów,
gdyż sami są problemami. Nie żyją samodzielnie, gdyż opowiadają
zza grobu. Silniejsza od głosu historii jest jednak (...) obecna niepoko-
jąca cisza historycznego przemilczenia. Berent monologuje zawzięcie
w imieniu milczących9.

9
G. Herling-Grudziński. Żywi i umarli. Szkice literackie, dz. cyt., s. 50.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
12. Opowieści biograficzne \ 171

Wszystkie te określenia można najdosłowniej odnieść do opo-


wieści biograficznych Innego świata.

Opowieści biograficznych jest w Innym świecie więcej niż


w moim wcześniejszym wyliczeniu i są one oczywiście bardziej
skomplikowane, niż mogłoby to wynikać z ich zwięzłego przyto-
czenia. Wszystkie są fragmentami znakomitej współczesnej prozy
psychologicznej (tzn. poszukującej prawdy o motywach postępo-
wania człowieka). Ich bezpośrednią tradycją gatunkową jest nie-
wątpliwie portret literacki, forma, którą w starożytności stworzył
Teofrast, a która w literaturze nowożytnej rozwija się bujnie co
najmniej od XVIII w. i ma również długą tradycję w dziejach ma-
larstwa. Notabene Herling-Grudziński jest znakomitym znawcą
malarstwa i wiele stron interpretacji poświęcił właśnie portretom
w malarstwie dawnych mistrzów. Rozwojowi portretu w literatu-
rze sprzyjało zainteresowanie psychologią, jednostką, osobowością
człowieka, powikłaniami jego stanów wewnętrznych. Był to nie-
wątpliwie nurt, który zrewolucjonizował literaturę XX w. gdyż pe-
netracjom psychologicznym towarzyszyły poszukiwania formalne
(np. tzw. strumień świadomości). Herling-Grudziński jest jednak
tradycjonalistą i w swoich portretach literackich kontynuuje tra-
dycję narracji realistycznej.
Portret literacki bujnie rozwijał się też w literaturze polskiej
okresu Młodej Polski i dwudziestolecia międzywojennego. Z jed-
nej strony inspirowany był przez tłumaczenia osiemnastowiecz-
nych pisarzy francuskich, którzy gatunek portretu połączyli z prze-
nikliwą refleksją moralną i aforystyką, z drugiej – przez moder-
nistyczne fascynacje wnętrzem człowieka, relacjami świadomości
i rzeczywistości, mistyfikacjami, złudzeniami i maskami psychiki
ludzkiej. Problematykę tę na przełomie wieków można odnaleźć
w twórczości Dostojewskiego i Pirandella, Irzykowskiego, Brzo-
zowskiego i Nietzschego czy Freuda i Prousta. W Polsce gatunek
portretu literackiego kontynuowała w swej twórczości Zofia Nał-
kowska, przede wszystkim w zbiorze Charaktery (1922), ale nie-
wątpliwie stał się on popularną formą narracji także w twórczości
innych pisarzy (m.in. Berenta, Iwaszkiewicza, Andrzejewskiego,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
172 [ V. Poetyka utworu

Kuncewiczowej). Sprzyjały portretowi lata trzydzieste, gdy w li-


teraturze i w dyskusjach literackich żywo interesowano się prob-
lematyką psychologiczną i moralną. Zapewne w pewnym stopniu
ukształtowała ona też Herlinga-Grudzińskiego, który przecież sam
w tych dyskusjach brał aktywny udział.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
13. Motta, tytuły, lektury –
Herling i Dostojewski

Mottem Innego świata jest cytat z utworu Fiodora Dostojew-


skiego Zapiski z martwego domu, mówiący o „innym, do niczego
niepodobnym świecie” obozów przymusowej pracy w Rosji. Ty-
tuł i podtytuł prozy Herlinga-Grudzińskiego (Zapiski – gatunek
uprawiany także przez Turgieniewa) nawiązują do tego literackie-
go pierwowzoru.
W recepcji krytycznej Innego świata bardzo silnie podkreśla
się związki tego utworu z książką Dostojewskiego. Inny świat jest
traktowany jako nieomal jej bezpośrednia kontynuacja, opisująca
w identyczny sposób tę samą rzeczywistość, tyle tylko że istnieją-
ca kilkadziesiąt lat później. Jest to jednak daleko idące uproszcze-
nie nie tylko dlatego, że katorga i zesłanie w Rosji carskiej zasadni-
czo różniły się od późniejszych sowieckich obozów koncentracyj-
nych. Różnice są głębsze i oprócz filozofii dotyczą sztuki pisarskiej
obu twórców.
Bezpośrednie nawiązania do książki Dostojewskiego pojawia-
ją się w Innym świecie siedmiokrotnie. Cztery razy jako motta –
do całej książki i do rozdziałów: „Ręka w ogniu”, „Krzyki nocne”,
„Na tyłach otieczestwiennoj wojny” oraz „Epilog: upadek Paryża”.
Dwa razy nawiązania do Dostojewskiego włączone są natomiast
w tekst Innego świata: najpierw w formie cytatu („Dzień po dniu”,
s. 64), a następnie jako temat rozdziału, który nosi ten sam tytuł co
książka Dostojewskiego: „Zapiski z martwego domu”.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
174 [ V. Poetyka utworu

Jakie funkcje w tekście Herlinga pełnią nawiązania do Dosto-


jewskiego?
Motta i cytat wskazują – w sposób najbardziej ogólny – na po-
dobieństwo między „innością” świata opisanego przez Dostojew-
skiego a „innością” świata odkrywanego w łagrze przez Herlinga.
Formuły Dostojewskiego („inny świat”, „krzyki nocne”, „podłość
donosu”, „martwy dom”) stają się w ten sposób najkrótszymi na-
zwami lub interpretacjami zjawisk analizowanych przez Herlinga.
Zupełnie inaczej jest jednak w rozdziale zatytułowanym „Zapiski
z martwego domu”. Przyjrzyjmy mu się uważniej.
Herling opowiada o tzw. baraku chudożestwiennoj samodieja-
tielnosti, w którym władze obozu niekiedy organizowały dla więź-
niów pokazy filmów i przedstawienia teatralne. Pewnego dnia po
obejrzeniu amerykańskiego filmu kostiumowego Natalia Lwowna,
która w łagrze przebywała już piąty rok, zaczyna płakać. Narrator
Innego świata sądzi, że jej płacz jest spowodowany przez typowe
dla więźniów wzruszenie filmem o ludziach wolnych. Tymczasem
Natalia Lwowna wyjaśnia mu, że płacze, ponieważ wie, „że cała
Rosja była zawsze i jest po dziś dzień martwym domem, że zatrzy-
mał się czas pomiędzy katorgą Dostojewskiego a naszymi własny-
mi mękami” (s. 216). I aby wyjaśnić swą reakcję („mieszkamy od
wieków w martwym domu”), przynosi współwięźniowi – w naj-
głębszej tajemnicy – książkę Dostojewskiego. Grudziński czyta ją
dwukrotnie, Zapiski z martwego domu wywierają na nim „wstrzą-
sające wrażenie”.
Przyjrzyjmy się najpierw lekturze Natalii Lwownej. Stwierdza
ona, że książka Dostojewskiego odmieniła jej życie wewnętrzne,
ponieważ dzięki Zapiskom odkryła w swojej sytuacji „nadzieję”.
Jaka to nadzieja?

Jest zawsze miejsce na nadzieję, gdy życie okazuje się czymś tak
beznadziejnym, że staje się nagle naszą wyłączną własnością. (...) Gdy
nie widać już znikąd ratunku, najmniejszej szczeliny w otaczającym
nas murze, gdy nie można podnieść ręki na los właśnie dlatego, że jest
losem, pozostaje jeszcze jedno – obrócić ją przeciwko samemu sobie.
Och, pan nie potrafi chyba zrozumieć, jaka pociecha tkwi w odkryciu,
że ostatecznie należy się tylko do samego siebie – przynajmniej w wy-
borze rodzaju i czasu śmierci... Tego mnie nauczył Dostojewski. Kie-
dy w roku 1936 znalazłam się w więzieniu, cierpiałam bardzo; wyda-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
13. Motta, tytuły, lektury – Herling i Dostojewski \ 175

wało mi się, że pozbawiono mnie wolności, bo w jakiś sposób na to


zasłużyłam. Ale teraz! Teraz, kiedy wiem, że cała Rosja była zawsze
i jest po dziś dzień martwym domem, że zatrzymał się czas pomiędzy
katorgą Dostojewskiego a naszymi własnymi mękami – jestem wolna,
zupełnie wolna! Umarliśmy już dawno, a tylko nie chcemy się do te-
go przyznać. Niech pan pomyśli: tracę nadzieję, gdy odżywa we mnie
pragnienie życia; odzyskuję ją na nowo, gdy odczuwam w sobie prag-
nienie śmierci (s. 215-216).

Zupełnie inaczej odczytuje Zapiski z martwego domu więzień


Grudziński. Jego reakcja na książkę Dostojewskiego jest ambiwa-
lentna. Jest w niej fascynacja, ale także znacznie od niej silniejszy
bunt przeciwko utworowi Dostojewskiego.

Nie to w Dostojewskim było wstrząsające, że potrafił opisać nie-


ludzkie cierpienia tak, jak gdyby stanowiły tylko naturalną część ludz-
kiego losu, ale to – pisze Herling – (...) że nie było nigdy najkrótszej
nawet przerwy pomiędzy jego a naszym losem. (...) Kryłem się z tą
książką, czytałem ją pod naciągniętym na głowę buszłatem, chowa-
łem w najgłębszym miejscu na pryczy, pod ruchomą deską u wezgło-
wia; nienawidziłem jej i kochałem ją zarazem, tak jak ofiara potrafi się
w pewien szczególny sposób przywiązać do narzędzia tortur. (...) Prag-
nąłem podświadomie, aby przepadła bezpowrotnie, wyzwalając mnie
raz na zawsze od tego koszmaru życia bez nadziei. Nie wiedziałem jesz-
cze, że jedyną rzeczą, przed którą należy się w więzieniu bronić bar-
dziej uporczywie niż przed głodem i śmiercią fizyczną, jest stan pełnej
świadomości. (...) Dostojewski swoim skromnym i przewlekłym trochę
opowiadaniem, w którym każdy dzień w katordze ciągnie się, jak gdy-
by trwał całe lata, porwał mnie i niósł na grzbiecie czarnej fali, torują-
cej sobie w podziemnych chodnikach drogę w wieczną ciemności. Pró-
bowałem płynąć pod prąd, ale na próżno. (...) Największą męczarnię
tego półsnu stanowił niepojęty fakt, że przestały w nim działać prawa
czasu – pomiędzy zniknięciem naszych poprzedników a naszym poja-
wieniem się nie było najmniejszej przerwy. W ten sposób nabierał on
charakteru czegoś nieodwracalnego – przeznaczenia (...). Nawet naj-
drobniejsze szczegóły powtarzały się z upiorną dokładnością. (...) Z ta-
kim uczuciem nie można w obozie żyć zbyt długo. I im zachłanniej pi-
łem z zatrutego źródła Zapisków z martwego domu, tym większą – ta-
jemną prawie – radość znajdowałem w myśli, która po raz pierwszy
od roku błysnęła mi w głowie: myśli o samowyzwoleniu przez samo-
bójstwo. (...) Oddawałem Zapiski z mieszanymi uczuciami; żal mi by-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
176 [ V. Poetyka utworu

ło tej książki, dzięki której żyłem w obozie krótko z otwartymi oczami,


mimo że to, co ujrzały, miało wszelkie pozory śmierci; a jednocześnie
cieszyłem się skrycie na myśl o wyzwoleniu od dziwnego i niszczące-
go uroku, jaki rzuciła na mnie ta proza tak nasycona beznadziejnoś-
cią i rozpaczą, że życie stawało się w niej cieniem jedynie nie kończą-
cej się agonii codziennego konania (s. 212-215).

Dla Natalii Lwownej odkrycie ciągłości między katorgą Dosto-


jewskiego a sowieckim łagrem jest rodzajem wyzwolenia i ulgi:
okazuje się, że świat zawsze był i będzie koszmarem, katorgą, ze-
słaniem i powolnym konaniem w łagrze.
Dla Herlinga ta narzucająca się interpretacja Zapisków jest
„narzędziem tortur”, „męczarnią”, „zatrutym źródłem”, „drogą
w wieczną ciemność”.
Natalia Lwowna odkrywa z radością, że poza światem katorgi
czy obozu nigdy nie istniało inne życie. Świat, w którym czuła się
winna, był dla niej nie do zniesienia, ponieważ poczucie winy impli-
kowało też możliwość niewinności, a istnienie jakiejkolwiek możli-
wości sugerowało istnienie wolnej woli, możliwość oporu przeciw
istniejącej rzeczywistości. To właśnie budzi przerażenie narratora
Innego świata; być może opis katorgi u Dostojewskiego dokładnie
pasuje do rzeczywistości łagru, ale opis ten odbiera nadzieję na ja-
kąkolwiek zmianę, polepszenie sytuacji, wyjście z obozu.
Wizja „martwego domu” u Dostojewskeigo jest dla Herlinga
rodzajem fatum, któremu poddanie się oznaczałoby unicestwienie
jakiejkolwiek woli życia, poddanie się nie tylko wyrokowi sowie-
ckiego „sądu”, lecz przede wszystkim wyrokowi losu skazującemu
na bezczasowy pobyt w łagrze – a więc wyrokowi nieprzeniknio-
nej i wszechmocnej Opatrzności. Taka rezygnacja dla więźnia Gru-
dzińskiego musiałaby oznaczać faktyczną i fatalistyczną akceptację
wyroków wydawanych przez NKWD oraz obozu koncentracyjne-
go jako symboli losu człowieka – byłaby zatem wyrzeczeniem się
nadziei nie tylko na zmianę własnej sytuacji, lecz także nadziei na
istnienie historii jako domeny działania ludzi wolnych.
Paradoksalnie zatem przesłanie Zapisków z martwego domu
odczytywanych w łagrze było dokładnie takie samo jak przesła-
ne wpisane w komunistyczny system łagrowej pracy niewolniczej.
Najlepiej wyrażają je słowa Dantego: „Porzućcie wszelką nadzieję
wy, którzy tu wchodzicie”.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
13. Motta, tytuły, lektury – Herling i Dostojewski \ 177

I w jednym, i w drugim wypadku więzień–czytelnik miał od-


kryć i z ulgą zaakceptować beznadziejność swojego położenia i da-
remność wiary, że poza granicami obozu istnieje jeszcze inny, wol-
ny świat. Natalia Lwowna znalazła w tym fatalizmie najczarniej-
szą i najbardziej pesymistyczną wizję świata, w której samobójstwo
wydawało się jej jedynym możliwym aktem wolnej woli. Herling-
Grudziński z kolei dostrzegł w tym fatalizmie największe zagroże-
nie nie tylko dla samego siebie, lecz przede wszystkim dla podtrzy-
mywania przekonania, że porządek świata jest inny niż porządek
katorgi i łagru. Natalia Lwowna myślała logicznie, ale dla narra-
tora Innego świata była to logika autodestrukcji.

Przyglądałem się jej ze zdumieniem – pisze dyskretnie Herling-


Grudziński – Gdzieś w kącikach jej wielkich, chorobliwie wypukłych
i nieruchomych oczu czaił się ledwie dostrzegalny błysk szaleństwa
(s. 215).

Dowiadujemy się jeszcze od narratora, że kilka tygodni po wy-


mianie opinii na temat Dostojewskiego Natalia Lwowna próbo-
wała popełnić samobójstwo. Odratowano ją. Grudziński już nigdy
z nią nie rozmawiał. „Są tajemnice, które łączą, są jednak i takie,
które w wypadku klęski na zawsze – dzielą” (s. 228).
Różnice między powieścią Dostojewskiego a Innym światem
Herlinga-Grudzińskiego są jeszcze głębsze i dotyczą filozofii cier-
pienia i koncepcji człowieka zesłanego na katorgę. Ale to jest nie-
co inna sprawa, którą w tym miejscu można pominąć”10. W książ-
ce Herlinga ważne jest nie dzieło Dostojewskiego, lecz jego dwa
łagrowe odczytania, dwie różne interpretacje.

Istnieją zatem w Innym świecie dwa wykluczające się odczy-


tania utworu Dostojewskiego, dwie wynikające z nich krańco-
wo odmienne filozofie człowieka i historii. Tylko na pozór jest

10
Analizował ją znakomity polski eseista J. Stempowski w szkicu Polacy w powieś-
ciach Dostojewskiego (1931); przedr. w: tegoż, Eseje, wybór i wstęp W. Karpiń-
ski, Kraków 1984. Zob. A.S. Kowalczyk, Dni naszej śmierci... O „Innym świe-
cie” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, „Polonistyka” 1991, nr 1–2.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
178 [ V. Poetyka utworu

to w dziele Herlinga epizodyczna kwestia związana z przypadko-


wo otrzymaną (choć nieprzypadkową) książką rosyjskiego pisarza.
W istocie rzeczy myśl, do której dotarła Natalia Lwowna, czyta-
jąc Dostojewskiego, jest w Innym świecie jednym z najpoważniej-
szych problemów filozoficznych, z jakimi zmaga się Herling-Gru-
dziński w całej swojej twórczości.
Dokładnie tę samą myśl – ale już bez lektury Dostojewskiego
– odkrywa w Innym świecie stary czeczeński góral, któremu Her-
ling również poświęcił mikronowelę biograficzną (rozdz. „Krzyki
nocne”). Czeczeniec sprawiał wrażenie

człowieka martwego za życia, człowieka, który wie, że umarł już daw-


no, choć jego wyschnięte serce tłucze się jeszcze ciągle w pustym wor-
ku ciała. Była w nich [w oczach] nie rozpacz zbliżającej się śmierci,
ale beznadziejność trwającego na przekór wszystkiemu życia. [Nale-
żał do więźniów, którzy] zdają się mieć ostatnią nadzieję, że zabije ich
w końcu beznadziejność, i zadręczając się w milczeniu tym nieludz-
kim cierpieniem, wykrzesują zeń nikłą iskierkę nadziei, jaką daje myśl
o śmierci. Religijność ich nie jest więc religijnością ludzi, którzy wie-
rzą w mistyczne odkupienie dusz strudzonych wędrówką ziemską, ale
wdzięcznością dla religii, głoszącej wieczne odpoczywanie. Są to reli-
gijni samobójcy, Chrystusowi czciciele śmierci, wierzący w wyzwoleń-
czą potęgę grobu, a nie w życie pozagrobowe. Śmierć urasta w ich po-
jęciu do rozmiarów najwyższego dobra, na które jedynie warto czekać,
gdy już od dawna wszystko inne zawiodło (s. 193-194).

Czeczeńskiego górala od Natalii Lwownej różni nie stosunek do


śmierci, ta jest bowiem dla obojga ostatnią nadzieją, lecz stosunek
do jej formy – do samobójstwa. Natalia Lwowna odkrywa w nim
ostatnią szansę na uratowanie swego człowieczeństwa, Czeczeniec
natomiast stracił już wszelką nadzieję, nawet na możliwość popeł-
nienia samobójstwa – pozostaje mu jedynie bierne czekanie.
Problem wyrażony w postawach Natalii Lwowny i starego Cze-
czeńca wróci niezmieniony w jednym z najsłynniejszych opowia-
dań Herlinga Wieża. Narrator stanie wobec zagadki postaw dwóch
mężczyzn. Pierwszy z nich wypisuje z dzieła Kierkegaarda myśl,
że:

Gdy śmierć jest największym niebezpieczeństwem, pokłada się na-


dzieję w życiu; ale gdy się zna jeszcze straszniejsze niebezpieczeństwo,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
13. Motta, tytuły, lektury – Herling i Dostojewski \ 179

pokłada się nadzieję w śmierci. Kiedy niebezpieczeństwo jest tak wiel-


kie, że śmierć stała się nadzieją, rozpacz jest brakiem nadziei, że moż-
na umrzeć11.

Z kolei drugi z bohaterów na pytanie, jak może żyć bez nadziei


i wiary, odpowiada: „bo nie mogę umrzeć”. Obaj mają swoje pier-
wowzory w problematyce Innego świata.
W jakim sensie jednak ta problematyka jest refleksją Herlinga
nie tylko nad postawami pojedynczych ludzi (np. Natalii Lwow-
nej, czeczeńskiego górala, bohaterów Wieży), lecz także nad zagad-
nieniem moralnym, przed którym postawiła Europę bolszewicka
i nazistowska idea eksterminacji narodów, grup społecznych czy
zawodowych oraz jednostki?
W cytowanym już artykule12 na temat zagłady Żydów Herling
zastanawia się nad „fenomenem zupełnej bierności ofiar, parali-
żu psychicznego, który nosił znamiona nieomal fatalizmu i pchał
Żydów do krematoriów i komór gazowych sprawniej niż bagnety
hitlerowskie.” Dalej Herling analizuje kilka elementarnych postaw
wobec życia obowiązujących za murami getta. Pierwszą z nich jest
chorobliwy optymizm.

Może się to wydać nie do wiary ludziom wolnym od strachu, ale


Żydzi idąc nawet na stracenie, nie przestawali do ostatniej chwili ocze-
kiwać cudu. (...) Optymizm w getcie był wytworem instynktu życia,
który zwyrodniał, gdy mu zaklinowano naturalne ujście. (...) [Typo-
wy więzień getta] zaufał właśnie śmierci. Zamurowany żywcem, czy-
nił wszystko, aby jej nie drażnić swą rozpaczą, aby ją przebłagać swoją
nadzieją. (...) Instynkt samozachowawczy kazał Żydom w gettach za-
chować sporo złudzeń w stosunku do śmierci, ponieważ pozbawił ich
bardzo szybko wszystkich złudzeń w stosunku do życia.

Herling uogólnia ten problem. Dostrzega w nim dramatyczny


punkt zwrotny w historii kultury europejskiej.

Warto bowiem, abyśmy sobie nareszcie uprzytomnili – konkludu-


je – że od chwili, kiedy spędzono pierwszych Żydów za mury „dziel-

11
G. Herling-Grudziński, Opowiadania zebrane, wybór i oprac. Z. Kudelski, Poz-
nań 1991, s. 23.
12
Tenże, Ściana Płaczu, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
180 [ V. Poetyka utworu

nic wyłączonych”, kultura współczesna stanęła pod znakiem getta ja-


ko skrzyżowania dwóch przeciwstawnych procesów: wyniszczenia i sa-
moobrony. Gettem stał się po wojnie kraj, gettem jest dziś emigracja
polska, moralność getta przeniknęła na zachód Europy. Jak na wys-
pach trędowatych, wszystkie pasje kłębią się inter muros, a wszystkie
nadzieje spoczywają extra muros. Daje to dość osobliwy obraz społe-
czeństw i narodów, oczekujących wybawienia od własnych grabarzy.
Toteż w „oblężonych miastach” moralność przeżycia zastąpiła moral-
ność życia13.

13
Tamże.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
14. Tytuł

Barbara Skarga tak określiła znaczenie tytułu utworu Herlin-


ga:

Co to znaczy: inny świat? Na czym ta inność ma polegać? (...) To


świat odwróconego Dekalogu. Świat odwróconych ludzkich wartości,
świat bez nadziei, bez litości dla innych, świat życia w pancerzu obo-
jętności. Oto na czym polega jego inność14.

Herling Grudziński dodał do tej eksplikacji jeszcze własny ko-


mentarz:

Wolno tę „inność” zaliczać do minionej bezpowrotnie przeszłości?


Trwa dalej obok nas, osłabiona lub uśpiona, lecz wciąż żywa, wciąż
gotowa do przebudzenia i ponownego odwrócenia Dekalogu. Le-
piej o groźbie „innego świata” pamiętać codziennie, chodzić po ziemi
(w myśl rady Conrada) jak po cienkiej skorupie zastygłej świeżo lawy,
niż mydlić oczy zwrócone ku przyszłości wizją rozumnego ludzkiego
Władcy Wszechświata (Dziennik..., 9 III 1986).

14
B. Skarga, Świadectwo „Innego świata” (1983), „Kultura Niezależna” 1986, nr
17. Zob. Dodatek, s. 234.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
15. Epilog

35

„Epilog: upadek Paryża” – tak autor nazwał ostatni rozdział


Innego świata. Ale czy możliwy jest epilog we wspomnieniach,
w dzienniku, w pamiętniku, w kronice? Oczywiście, nie. Formuła

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
15. Epilog \ 183

epilogu niemożliwa jest przecież w takich gatunkach, w których


autor nie konstruuje sensu swego utworu jako całości. Epilog to
przecież dopowiedzenie do czegoś, co się skończyło, rodzaj posło-
wia wyjaśniającego sprawy wcześniej nie wyjaśnione, uzupełnienie
losów bohaterów, na które nie starczyło miejsca we właściwej częś-
ci opowieści. „Epilog” jako nazwa końcowego fragmentu książki
to zatem wyjątkowo czytelna informacja literacka, że to, co czyta-
liśmy, ma wyraźną konstrukcję, że jest przemyślaną całością, któ-
rą autor kończy ostatecznie dodatkową puentą. W tym sensie epi-
log to końcowa wypowiedź autora, który charakteryzuje i wyjaś-
nia sens i cel swego utworu.
W Innym świecie ostatni rozdział jest więc równocześnie for-
malnym epilogiem zamykającym literacką konstrukcję książki i jest
też wyraźną puentą, autorskim przesłaniem skierowanym do czy-
telnika.
Znamienne, że tytuł „Upadek Paryża” Herling-Grudziński zo-
stawił na koniec swojej opowieści i posługuje się nim w momen-
cie, gdy wojna już się kończy, a czytelnik przecież wie, że skończy
się wyzwoleniem, czyli „podniesieniem” Europy spod okupacji hit-
lerowskiej. W ten sposób słowo „upadek” w zakończeniu książki
nabiera dodatkowych, metaforycznych znaczeń, znacznie bardziej
wyrazistych, niż gdyby pojawiło się na jej początku. Historyczny
moment „upadku Paryża” pokrywa się wszak dokładnie z czasem
wydarzeń relacjonowanych w pierwszym rozdziale Innego świata
(czerwiec 1940).
Epilog Innego świata – niezależnie od tego, że jest puentą całego
utworu – ma też swoją własną wewnętrzną konstrukcję. Formal-
nie jest tryptykiem, ale ze względu na czas opowieści jest dypty-
kiem, którego pierwsza część rozgrywa się w witebskim więzieniu
w czerwcu 1940 r., a część druga – w czerwcu 1945 r. w uwolnio-
nym przez aliantów Rzymie. Wewnętrzna fabularno-czasowa kon-
strukcja epilogu jest więc maksymalnym skrótem konstrukcji całe-
go utworu: w dwóch narracyjnych błyskach oświetla „inny świat”
w lecie 1940 i w lecie 1945 r.
Wewnętrzna konstrukcja epilogu ujawnia też wewnętrzną kon-
strukcję całej książki. Epilog dopowiada bowiem wydarzenie,
o którym narrator zaczął opowiadać na samym początku swego
utworu.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
184 [ V. Poetyka utworu

Przyjrzyjmy się teraz poetyce tej urwanej opowieści.

Od chwili, gdy w naszej celi zjawił się maleńki, czarny „Jewriej”


z Grodna i obwieściwszy nam, że „Niemcy wzięli Paryż”, zapłakał
gorzko, ustał na barłogach szept patriotyczny i skończyły się rozmowy
polityczne. W strumieniu omijającego nas życia płynęliśmy jak martwy
skrzep ku bijącemu coraz słabiej sercu wolnego świata (s. 12).

Narrator Innego świata w tym miejscu urywa swą opowieść


o „upadku Paryża”, chociaż w chwili, gdy ją pisał (1950), znał
oczywiście dalsze losy jej bohatera. To przerwanie opowieści o lo-
sach „małego Jewrieja” w rozdziale pierwszym i powrót do niej
w epilogu jest typową cechą narracji literackiej. Herling–narrator
nie ujawnia przed czytelnikiem całej swej wiedzy o postaci, postę-
puje zatem dokładnie tak jak typowy narrator powieściowy. Jaki
jest sens tego zabiegu?
Mówiąc dokładnie, w „Epilogu...” Herling-Grudziński nie tyle
dopowiada przerwaną wcześniej historię, co opowiada ją od po-
czątku i przedstawia z zupełnie innej perspektywy.
W rozdziale pierwszym („Witebsk–Leningrad–Wołogda”) nar-
rator opowiada z perspektywy zbiorowego bohatera więziennej ce-
li w Witebsku. „My, więźniowie” – oto podmiot narracji. Pierw-
sza część „Epilogu...” skonstruowana jest identycznie, natomiast
w drugiej narrator kontynuuje swą opowieść tylko we własnym
imieniu. W pierwszej części tematem jest upadek Paryża, który
w roku 1940 wszystkim więźniom „zwiastował śmierć ostatniej
nadziei, klęskę bardziej nieodwracalną niż kapitulacja Warszawy”.
W drugiej części tematem są indywidualne losy nie wymienione-
go z nazwiska mężczyzny, opowiedziane tylko jednej osobie – nar-
ratorowi Innego świata, a raczej jego bohaterowi, który już opuś-
cił „inny świat”. Innymi słowy, zdarzenia opowiedziane w „Epi-
logu...” wpisane są w grę między perspektywą losów zbiorowych
a perspektywą postaw indywidualnych.
Mężczyzna, którego spotyka w Rzymie Herling–narrator, wyja-
wia swoją tajemnicę: w roku 1942, pracując w brygadzie budow-
lanej, był nakłaniany przez oficera NKWD do złożenia fałszywe-
go zeznania obciążającego czterech pracujących z nim Niemców.
„Miałem więc do wyboru własną śmierć lub śmierć tych czterech

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
15. Epilog \ 185

(...). I wybrałem (...) – chciałem żyć. Złożyłem zeznanie. Rozstrze-


lano ich za zoną w dwa dni potem” (s. 320).
Bohater tej opowieści prosi Herlinga – byłego więźnia łagru
– o jedno słowo zrozumienia tego postępku w imię wiedzy o tym,
„do czego nas doprowadzono”.

Może wymówiłbym bez trudu to słowo nazajutrz po zwolnieniu


z obozu – pisze Herling. – Może... Miałem już jednak za sobą trzy lata
wolności, trzy lata wędrówek wojennych, udziału w bitwach, normal-
nych uczuć, miłości, przyjaźni, życzliwości... Dni naszego życia nie są
podobne do dni naszej śmierci. (...) Wróciłem z takim trudem między
ludzi i miałbym teraz od nich dobrowolnie uciekać? Nie, nie mogłem
wymówić tego słowa (s. 321).

Cała ta scena ma oczywisty podtekst symboliczny. Mężczyzna,


prosząc o „tylko jedno słowo: rozumiem...”, wpisuje się w sym-
bolikę chrześcijańskiej liturgii, w której słowa Ewangelii zmywają
grzechy grzeszników. Moralną winą mężczyzny był grzech fałszy-
wego świadectwa, za który bliźni zapłacili życiem. Jedna z modlitw
liturgii eucharystycznej (podczas obrzędu komunii świętej) zawie-
ra prośbę „powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza mo-
ja”. Prośbę tę w chrześcijaństwie wierni kierują do Chrystusa i nie
od ludzi należy oczekiwać jej spełnienia.
W prośbie mężczyzny kluczowe jest słowo „nas” oznaczające –
dla Herlinga – powrót do reguł „innego świata”. W braku odpo-
wiedzi Herlinga–narratora kluczowe jest natomiast milczenie – nie
odmowa czy słowne potępienie, lecz właśnie milczenie.
Toteż narrator dodaje jeszcze parabolicznie: „Rzym był wol-
ny, Bruksela była wolna, Oslo było wolne, Paryż był wolny. Pa-
ryż, Paryż” (s. 322). Konstrukcja literacka i moralna problematy-
ka „Epilogu...” wpisane są w ramy tych dwóch informacji: Paryż
padł i Paryż był wolny. Są to także ramy całego utworu Herlinga-
Grudzińskiego.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
186 [ V. Poetyka utworu

36

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
15. Epilog \ 187

Na pozór „Epilog...” opowiada o wydarzeniu, które nie ma


związku z wcześniejszymi opowieściami Herlinga–narratora o „in-
nym świecie”. Także komentarz narratora jest tak dyskretny, jakby
dotyczył problemu, który wypłynął nagle już po zamknięciu obo-
zowej odysei. Tymczasem jest inaczej: tajemnica, którą mężczyzna
z celi w Witebsku wyjawia Herlingowi, dotyczy przecież proble-
mów, z którymi Herling–bohater Innego świata miał stale do czy-
nienia i które stale komentuje Herling–narrator. Z tej perspekty-
wy „Epilog...” jest więc lapidarnym skrótem najważniejszych prob-
lemów Innego świata.
Oto dwa przykłady: tajemnicą mężczyzny z celi w Witebsku jest
złożenie donosu na swoich towarzyszy pracy, a o donosicielstwie
Herling-Grudziński pisał przecież wielokrotnie w Innym świecie.
Rozdział zatytułowany „Na tyłach otieczestwiennoj wojny”, po-
przedzony mottem z Dostojewskiego, poświęcony jest temu tema-
towi w całości. Jeden z takich donosów – złożony przez inżyniera
Machapetiana – mógł był zadecydować o losach Herlinga. Wcześ-
niej, w rozdziale „Ręka w ogniu”. Herling pisał o „największej
zbrodni, jakiej dokonać może człowiek wart tego imienia w obo-
zie – zbrodni donosu” (s. 109).
Mężczyzna z celi w Witebsku prosi o zrozumienie faktu, że
ocalił swoje życie za cenę przyczynienia się do rozstrzelania czte-
rech innych więźniów. I ten temat pojawiał się wcześniej w opo-
wieści Herlinga. Na przykład w rozdziale „Męka za wiarę”, w któ-
rym znajduje się opowieść o rozstrzelaniu czterech węgierskich
zakonnic za to, że podjęły głodówkę, wiedząc, iż za ten czyn gro-
zi śmierć. Innym przykładem może być wydarzenie z własnego
życia obozowego Herlinga, gdy zgłosił się on do transportu na
Kołymę, grożącego pewną śmiercią, za innego więźnia, inżynie-
ra Kostylewa (s. 115). „Upadek Paryża” w epilogu stale przywo-
łuje jeden z najbardziej dramatycznych tematów Innego świata:
męczeństwo.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
16. Traktat moralny

Przy określeniu każdej książki pojawia się pokusa zgrabnej


i precyzyjnej formuły: jest to książka o miłości, o historii, o woj-
nie, o życiu codziennym ludzi itd. Jest ona silniejsza, gdy chodzi
o książkę niefikcyjną, w której nadrzędny temat zdaje się wyczer-
pywać problematykę całego tekstu.
Podobna pokusa pojawia się przy lekturze Innego świata, któ-
ry jest najczęściej kwalifikowany jako wspomnienia z łagru. Jed-
nak założenia pisarskie Herlinga – o czym wielokrotnie wcześniej
pisałem – wykraczały daleko poza formułę wspomnień czy relacji
z sowieckiego obozu koncentracyjnego. Recenzując wspomnienia
starobielskie Józefa Czapskiego, Herling napisał:
Zagadnienie sowieckie przesunęło się w świadomości europejskiej
z płaszczyzny przeżyć intelektualnych do samych podstaw moralności
ludzkiego współżycia. W grę wchodzi nie pytanie, na ile eksperymen-
ty Lenina i Stalina nawiązują do nauki Marksa, ale czy człowiek po-
stawiony w obliczu Boga i ludzi jest cenniejszy od człowieka bezlitoś-
nie niszczonego przez masę15.

Rozwinięciem tej myśli jest niewątpliwie Inny świat. Wydarze-


nia, które Herling relacjonuje, analizy i komentarze, które formu-
łuje, nie mają na celu tylko informacyjnego uzupełnienia bazy da-
nych o łagrach. W rozważaniach o głodzie, donosicielstwie, pro-

15
G. Herling-Grudziński, Żywi i umarli, dz. cyt., s. 44-45.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
16. Traktat moralny \ 189

stytucji, pracy itd. Herling zawsze dochodzi do pytania o to, kim


jest człowiek. W każdym segmencie narracji Innego świata bardzo
wyraźnie istnieje refleksja autora nad kondycją człowieka, nad je-
go człowieczeństwem, postawą, wartościami, którymi się kieruje,
granicami jego zachowań, logiką jego myśli, zdolnością do oceny
własnych i cudzych uczynków, słowem, nad moralnością.
Inny świat można więc niewątpliwie czytać jako rodzaj trakta-
tu moralnego, jako rodzaj pisarskiej refleksji nad losem i postawa-
mi ludzi w nieludzkich warunkach. I nad konsekwencjami, jakie
istnienie obozów koncentracyjnych miało dla wiedzy o człowieku
jako istocie moralnej.

37

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
VI.

Tematy Innego świata

Nadrzędnym tematem Innego świata jest (anty)cywilizacja łag-


rów sowieckich (tiuriemnaja cywilizacyja – jak ją nazwała Nadież-
da Mandelsztam); w jego ramach można wyodrębnić wiele róż-
nych tematów szczegółowych. Są to m.in. rekonstrukcja systemu
pracy niewolniczej, relacje o życiu codziennym więźniów, o typo-
wych sytuacjach obozowych, analizy takich zjawisk, jak głód, po-
pęd płciowy, obozowa prostytucja, mechanizmy śledztwa i prak-
tyka sowieckiego „prawa” oraz wielu, wielu innych. Wszystkie te
tematy odnaleźć można w doskonałym opracowaniu Ann Appel-
baum, która w drugiej części swojej książki, pt. „Życie i praca
w obozach”, wylicza te same zagadnienia, które ponad pół wie-
ku wcześniej w genialnym skrócie opisał Herling-Grudziński (nb.
wielokrotnie cytowany w Gułagu): aresztowanie, wiezienie, trans-
port, przybycie, selekcja, życie w obozach, praca w obozach, kary
i nagrody, strażnicy, więźniowie, kobiety i dzieci, umierający, stra-
tegie przetrwania, bunt i ucieczka1.
We wszystkie te tematy wpisana jest refleksja Herlinga-Gru-
dzińskiego nad naturą człowieka i jego zachowaniem w ekstremal-
nych, nieludzkich warunkach, jakie panowały w łagrze.

1
A. Applebaum, dz. cyt., s. 135-381.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
1. Organizacja i funkcje pracy niewolniczej

Niemal w każdym rozdziale Innego świata Herling-Grudziń-


ski rekonstruuje zasady organizacji pracy niewolniczej, polegającej
na maksymalnej eksploatacji więźniów przy minimalnych racjach
żywności, co w konsekwencji prowadziło do wyniszczenia orga-
nizmu i powolnej śmierci. Praca w sowieckich obozach koncen-
tracyjnych – zauważa Herling – była włączona w rytm normalnej
produkcji państwa komunistycznego. Każdy sowiecki obóz pracy
przymusowej był po prostu rodzajem dużego przedsiębiorstwa.
Więźniowie byli w nim robotnikami, najtańszą siłą roboczą pra-
cującą pod przymusem i groźbą śmierci. W „łagrowym przedsię-
biorstwie” obowiązywały plany produkcyjne, normy, system bry-
gadowy, biurokratyczne zasady finansowe, typowo komunistyczna
sprawozdawczość, podział na czas pracy i czas wolny, istniało też
„lecznictwo”, a nawet „emerytura” dla więźniów śmiertelnie wy-
eksploatowanych, czyli barak zwany trupiarnią itd.
To specyficzne przedsiębiorstwo nie pracowało tylko dla sie-
bie ani nie kooperowało tylko z podobnymi mu obozami. By-
ło ogniwem w łańcuchu produkcyjnym „normalnej” gospodarki
Związku Sowieckiego. Było to jednak ogniwo specyficzne: pracu-
jący w nim robotnicy byli faktycznie więźniami przymuszonymi do
pracy w najgorszych warunkach – byli niewolnikami. „Ten pobór
niewolników bywał czasem podobny nawet w szczegółach deko-
racyjnych do rycin z książek o dawnym niewolnictwie” – zauwa-
ża Herling, opisując, jak obozowy lekarz „z uśmiechem zadowo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
1. Organizacja i funkcje pracy niewolniczej \ 193

lenia dotykał bicepsów, ramion i pleców nowo przybyłych więź-


niów” (s. 62).
W różnych fragmentach Innego świata temat pracy pojawia
się stale. W pierwszej części utworu poświęcony jest jej rozdział
„Praca” (części: „Dzień po dniu”, „Ochłap”, „Zabójca Stalina”),
a w pozostałych jest wielokrotnie przedmiotem narracyjnego ko-
mentarza.
Herling-Grudziński odnotowuje następujące funkcje pracy. Po
pierwsze, praca w łagrze była sposobem fizycznego i psychicznego
terroru w stosunku do więźniów, czyli rodzajem tortury:

Czym jest, a raczej czym może być praca w rękach tych, którzy ze-
chcą się nią posłużyć jako narzędziem tortur, świadczy najlepiej fakt, że
zimą 1941 roku w sposób najzupełniej legalny i nieznacznie tylko wy-
kraczający przeciwko prawu obozowemu zamordowano pracą więź-
nia w jednej z brygad leśnych („Ochłap”, s. 66).

Po drugie, praca ta była środkiem eksploatacji sił biologicznych


więźnia, prowadzącym do zamiany go w istotę bez woli, poddającą
się bezsilnie wszystkim okolicznościom. Po trzecie, praca była spo-
sobem poniżenia, odebrania więźniom ich godności. Praca fizycz-
na – pisze Herling o inżynierze Kostylewie – „złamała go i poniży-
ła do tego stopnia, że nie było rzeczy, której by nie zrobił dla zdo-
bycia dodatkowego kawałka chleba” (s. 109). A w innym miejscu
narrator stwierdza, że niewolnicza praca służyła łamaniu solidar-
ności więźniów wobec prześladowców (s. 56).
Po czwarte, była to praca bez wartości – bez sensu i nadziei na
cokolwiek. „Przechodziliśmy obok siebie bez słowa – pisze narra-
tor o współwięźniach – jak ludzie w zadżumionym mieście. (...)
I tak dzień po dniu – tygodniami, miesiącami, latami – bez radoś-
ci, bez nadziei, bez życia” (s. 66). I po piąte, praca w łagrze była
sposobem powolnego mordowania więźniów: w opowieści o Gor-
cewie i „zabójcy Stalina” Herling opisuje, jak przebiegało „dobi-
janie pracą” (s. 77).
Znamienne, że „etap na Kołymę” narrator porównuje do selek-
cji do gazu (s. 113) w hitlerowskich obozach koncentracyjnych.
Z kolei wyrażenie „przepuścić przez las” (s. 62) odpowiada wy-
rażeniu „przepuścić przez komin” z nazistowskich obozów śmier-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
194 [ VI. Tematy Innego świata

ci. W obu wypadkach chodziło o eksterminację ludzi – różna by-


ła tylko technika.
W każdej z tych funkcji Herling podkreśla nieludzki charakter
„pracy sowieckiej” (s. 303): tych, którzy nie mogli o własnych si-
łach dojść do zony lub wrócić z niej do obozu, zabijano lub zo-
stawiano – w zimie, zamarzali na śmierć w ciągu kilkunastu mi-
nut (s. 143).
Sowieckie łagry miały także cel ideologiczny: obóz koncen-
tracyjny miał służyć „przeobrażeniu” i „wychowaniu” człowieka
(s. 91), który – gdyby przeżył – powinien być przekonany o bez-
nadziejności wszelkiego oporu (walki, buntu czy pragnienia zmia-
ny) i stać się bezwolnym wykonawcą poleceń władzy. Celem obo-
zowego terroru pracą było zmuszenie więźniów, aby odwykli od
wolności (s. 144) i aby nawet po wyroku woleli pracować w obo-
zie jako jego urzędnicy niż wracać do miejsca dawnego zamiesz-
kania jako ludzie wolni.

Lata spędzone za drutami – pisze Herling o takim więźniu – przy-


tępiały jego wyobraźnię i marzenia o wolności kierowały nie tyle ku
rodzinnemu Kijowowi czy Leningradowi, co ku otwartej przestrzeni
za zoną i małemu miasteczku, w którym wieczorem zapalały się świat-
ła, a w dzień bawiły się w śniegu dzieci (s. 145).

Był to rodzaj umowy prześladowanych z dawnymi prześladow-


cami, łańcuch znikał, ale więzień godził się żyć i pracować dla in-
stytucji więzienia – tym razem jako „wolny” człowiek.
Z kolei dla więźniów taki dawny towarzysz z łagru, a teraz
urzędnik obozowy, miał być wzorem człowieka „nagrodzonego
wolnością za sumienną pracę i wychowanego na pełnoprawnego
obywatela Związku Radzieckiego”. Dzięki takim ludziom „obóz
nabierał cech przeznaczenia, od którego nie ma ucieczki. (...) Świat
kurczył się niepokojąco do najbliższego horyzontu, jaki można by-
ło dosięgnąć własnym wzrokiem” (s. 145).
Narrator Innego świata nie poprzestaje na przedstawieniu tylko
ogólnych funkcji pracy w łagrze. Drobiazgowo opowiada o spo-
sobie organizacji pracy w obozie, o jej „technologii”, a przede
wszystkim o ludziach, którzy w tej pracy uczestniczą. Opowiada
więc, jak wyglądał dzień roboczy (s. 58), jak była zorganizowa-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
1. Organizacja i funkcje pracy niewolniczej \ 195

na praca w pojedynczej brygadzie (s. 60), na czym polegał stosu-


nek konwojent–brygada (s. 58), jakie obowiązywały relacje mię-
dzy brygadzistą a więźniami–robotnikami i jak układały się sto-
sunki między więźniami–robotnikami. Słowem, na czym polegały
„socjalistyczny podział i współzawodnictwo pracy” w swej najbar-
dziej spotworniałej formie.
Dobra charakterystyka produkcyjnych mechanizmów sowie-
ckich obozów koncentracyjnych – w okresie, w którym poznał je
Herling – znajduje się w cytowanym już przewodniku encyklope-
dycznym po łagrach:

W czerwcu 1938 aparat centralny GUŁAG-u składał się z 42 og-


niw (zarządów i wydziałów) oraz archiwum. Dziewięć z nich zajmo-
wało się wyłącznie produkcją – Zarząd Przemysłu Drzewnego, Zarząd
ITK i Obozów Rolnych, I Wydział Budownictwa Kolejowego (Kraju
Dalekowschodniego), II Wydział Budownictwa Kolejowego, Wydział
Budownictwa Hydrotechnicznego, Wydział Budownictwa Morskie-
go, Wydział Przemysłu Paliwowego, Wydział Hutnictwa Metali Kolo-
rowych, Wydział Przemysłu Celulozowo-Papierniczego; łącznie 1562
etaty, w tym 581 w samych strukturach produkcyjnych zarządu. Do
l stycznia 1940 obsada etatowa GUŁAG-u rozrosła się do 2040 (…)
Wszystkie te reorganizacje świadczą o wywołanym przez gwałtowny
wzrost liczby skazanych w latach 1937-38 kryzysie zarówno systemu
obozowego, jak i całego NKWD, jaki je dotknął w latach 1938–40.
Gwałtowny wzrost liczby budownictwie przemysłowym i przemyśle
wydobywczym pociągnęły za sobą konieczność modernizacji samych
łagrów (specjalizacji i podziału na mniejsze jednostki) oraz zarządza-
nia nimi przez wzmocnienie bazy finansowej i inżynieryjno-technicz-
nej (poziom przygotowania dokumentacji projektowo-kosztorysowej,
sprawna pomoc inżynieryjno-techniczna). To z kolei spowodowało la-
winowy wzrost liczebności centralnego aparatu GUŁAG-u i skompli-
kowanie jego struktury2.

2
Łagry. Przewodnik encyklopedyczny, dz. cyt., s. 42-43.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
2. Kategorie więźniów

W łagrze wszyscy więźniowie byli na pozór takimi samymi


więźniami, ale społeczność więźniów nie była grupą jednolitą. By-
li wśród więźniów równi i równiejsi – ci, którzy mieli jakąś szansę
przeżycia, i ci, którzy byli jej pozbawieni, ci, których kierowano
do „lżejszych” obozów, i ci, których kierowano do miejsc, z któ-
rych prawie nikt nie wracał.
Herling ze zdumiewającym zmysłem obserwacji wyodrębnia po-
szczególne grupy i podgrupy więźniów, którym przysługiwały nie-
co odmienne prawa i których zachowania regulowały nieco inne
reguły. W obozie ludzie dzielili się przede wszystkim na więźniów
i na ludzi wolnych – zatrudnionych w GUŁagu. Do tych ostatnich
należeli lekarze, inżynierowie, urzędnicy i technicy. Z kolei wśród
samych więźniów narrator Innego świata wyodrębnia takie gru-
py, jak: „bezprizorni”, „urkowie” czy „nacmeni”, odróżnia tych,
którzy otrzymują nową odzież, od tych, którzy sami łatają starą,
dostrzega podział na tych, którzy są pierwsi, drudzy lub trzeci do
kotła z zupą. Podobne podziały pojawiały się też między brygada-
mi, których miejsce w obozowej hierarchii określała m.in. kolej-
ność wymarszu do pracy.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
3. Ecce Homo. Życie codzienne
niewolników

Oprócz zasad obozowej organizacji pracy i stratyfikacji więź-


niów narrator Innego świata rekonstruuje także obyczajowość
i różne typowe zjawiska rzeczywistości łagrowej: odrębność więź-
niów kryminalnych i politycznych, status kobiet (traktowanych za-
wsze jak prostytutki), polowania na kobiety (zbiorowe gwałty na
oczach pozostałych więźniów), spędzanie czasu wolnego (kino –
biblioteka – film), „wychodnoj dzień”, samosądy, relację funkcjo-
nariusz–więzień (opartą na schemacie pan–niewolnik lub kat–ofia-
ra), donosicielstwo, bestialstwo funkcjonariuszy (dobijanie więź-
niów), a następnie: widzenia z rodziną, wolny dzień i jego przebieg
(naprawianie ubrań, pisanie listów, s. 159), typowe choroby więź-
niów (szkorbut, kurza ślepota, pelagra, biegunka), odwiedziny in-
nych więźniów, przyjazdy i – najrzadsze – odjazdy więźniów. A po-
nadto rytuał jedzenia (wodnista zupa, gliniasty chleb) i zdobywa-
nie dodatkowego pożywienia na obozowym śmietniku (obierki
ziemniaków, zgniłe warzywa), nagłe śmierci więźniów lub powol-
ne ich konanie i wiele, wiele innych.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Instytucje życia obozowego

Narrator Innego świata analizuje też typowe instytucje życia


obozowego, do których – oprócz już wymienionych – należały np.
„trupiarnia”, „dom swidanij”, barak „kawecze”, a przede wszyst-
kim szpital. Szczególne miejsce przypada temu ostatniemu, ponie-
waż szpital był na terenie obozu „miejscem wyłączonym” (podob-
nie zresztą jak „dom swidanij”).
Herling poświęca wiele miejsca analizie funkcji, a raczej sym-
bolice szpitala w łagrze, ponieważ szpital był odwróceniem reguł
Innego świata i stwarzał możliwość powrotu do elementarnej nor-
malności.
Dla więźniów – pisze narrator – była to możliwość ocalenia po-
czucia własnej godności, ponownego znalezienia się w obszarze
człowieczeństwa i powrotu do wyobrażeń o zwykłym życiu i wol-
nych ludziach.
Po czym zatem więźniowie rozpoznawali „normalność” lub po-
dobieństwo szpitala do wolnego życia? W szpitalu – wyjaśnia Her-
ling – czekała na nich troskliwa siostra i uprzejmy lekarz. Troskli-
wość, uprzejmość, życzliwość – oto wartości, których brak charak-
teryzuje rzeczywistość łagrową. Narrator Innego świata wprowadza
tu subtelną przypowieść o tym, jak ludzie zawsze uważali za źród-
ło nieustannego Postępu ludzkości poszukiwanie wartości absolut-
nych (np. piękna). Tymczasem w obozie Postęp zostaje zastąpiony
marzeniem o Powrocie Do Przeszłości, a wartości absolutne – nor-
malnością, zwyczajnością, tym, co jest najprostszym elementem ży-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
4. Instytucje życia obozowego \ 199

cia na wolności. Przyszłość okazuje się zatem dla więźniów jedy-


nie przeszłością, czyli stanem sprzed uwięzienia, sprzed zamknięcia
w łagrze. Nie przyszłość, lecz przeszłość była w łagrze „zakazanym
owocem teraźniejszości” (s. 208). A „lepsze oblicze świata” to nie
jakaś przyszłościowa utopia (a wszak łagry były tej utopii ekstre-
malną, ale logiczną realizacją), lecz po prostu świat, jaki jest poza
łagrami. Nawet w ZSRR, byle poza łagrami! Dlatego szpital w ła-
grze stwarzał szansę ucieczki od łagru, ale też odwracał normalne
znaczenie choroby. Choroba to wszak dla organizmu katastrofa,
załamanie, zagrożenie, tymczasem w łagrze choroba kwalifikują-
ca do pobytu w szpitalu to luksus, szansa, wyzwolenie i nadzie-
ja. Szpital okazywał się dla więźniów–robotników „burtą łodzi ra-
tunkowej” (s. 139).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Maskarada

Obóz w Jercewie, do którego NKWD zesłało Herlinga, był obo-


zem pracy. Te dwa pojęcia – „obóz” i „praca” – a właściwie ich
rzeczywiste realizacje, są dla narratora Innego świata przedmiotem
nieustannych dociekań, analiz i obserwacji.

Wspólną cechą sowieckich obozów pracy przymusowej – pisze Her-


ling – było to, że na zewnątrz, wobec ludzi wolnych (...) za wszelką
cenę starały się zachować (...) pozory normalnych przedsięwzięć gos-
podarczych, które tym tylko różnią się od pewnych odcinków planu
przemysłowego wypełnianych na wolności, że zamiast zwykłych ro-
botników zatrudniają więźniów, opłacając ich i traktując – rzecz pros-
ta – nieco gorzej, niż gdyby pracowali z własnej woli, a nie pod przy-
musem (s. 122-123).

Podstawową cechą łagru jako elementu rzeczywistości sowiec-


kiej jest dla Herlinga maskarada. Na zewnątrz (czyli w propagan-
dzie sowieckiej) obóz przedstawiany jest jako coś innego niż to,
czym jest w rzeczywistości. Przykładem maskarady wewnątrzobo-
zowej były przepisy regulujące zasady spotkań w tzw. domu swi-
danij.

Po skończonym widzeniu [z kimś z rodziny, kto przyjechał z wol-


ności] więzień oddawał na wartowni do rewizji wszystko, co otrzy-
mał przed pożegnaniem od krewnych, i szedł prosto do składu ubrań,
gdzie zrzucał fałszywe piórka i przyoblekał swą dawną skórę. Przepis

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
5. Maskarada \ 201

ten był przestrzegany bardzo ściśle, choć i on nie pozbawiony był pew-
nych jaskrawych sprzeczności, które od jednego uderzenia niweczyły
pracowite dzieło maskarady, inscenizowanej na użytek wolnych oby-
wateli Związku Sowieckiego. (...) Ta obrzydliwa maskarada była cza-
sem aż komiczna w swej tragiczności (s. 123-124).

Częściej była jednak tragiczna. W obozie – głównie w sferze


produkcyjnej – obowiązywało wiele przepisów podobnych lub
identycznych z tymi, które sowiecka administracja stworzyła dla
ludzi wolnych. Ale w obozie każdy z nich stawał się elementem
maskarady, fikcją wydającą więźniów na łaskę i niełaskę władz
obozowych. „Wymagania stawiane obozom przez GUŁag i trusty
przemysłowe, które zawierały z nim umowy eksploatacyjne w ra-
mach najmu robotników więziennych, były tak wysokie, że spro-
wadzały przepisy i regulaminy porządkowe do roli bezużytecznej
makulatury” (s. 151).

Jeśli pamiętać, że w czasach, gdy Herling-Grudziński spisywał


swe wspomnienia, systematyczna wiedza na temat łagrów w ogóle
nie istniała i że poza relacjami więźniów nie było podobnej wiedzy
na temat obozów niemieckich, nie mówiąc już o analizie totalita-
ryzmu jako specyficznej odmianie dwudziestowiecznej utopii, to
wiedza wpisana w utwór Herlinga musi budzić zdumienie i podziw
dla spostrzegawczości i przenikliwości młodego autora (gdy skoń-
czył pisanie Innego świata, miał lat 31). Relacja Herlinga zawiera
bowiem wielką ilość spostrzeżeń socjologicznych, ekonomicznych,
politycznych i psychologicznych, które po latach zostały potwier-
dzone przez prace naukowe i szczegółowe badania historyczne i do
dziś nie straciły swej aktualności. Mimo że był pisany bez ambicji
wyczerpania tematu, Inny świat zachował do dziś wszystkie walo-
ry poznawcze małej encyklopedii łagrowej.
Znamiennym rysem socjologicznych obserwacji Herlinga-Gru-
dzińskiego jest ich metodyczność i unikanie jakiejkolwiek histe-
rii w przedstawianiu mechanizmu sowieckich obozów koncentra-
cyjnych. Dzięki temu Herlingowi udało się pokazać totalitaryzm
„innego świata” bez demonizmu i patosu, odsłonić jego poraża-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
202 [ VI. Tematy Innego świata

jącą zwyczajność ukrytą w zaplanowanej z urzędniczą metodycz-


nością regularności, a nawet w nudzie zrutynizowanych czynno-
ści, działań czy mechanizmów biurokratycznych – „banalność zła”,
jak to później nazwała Hannah Arendt w książce Eichmann w Je-
rozolimie.
Morfologia zła dokonana przez Herlinga była więc zerwaniem
z romantyczno-ekspresjonistycznymi konwencjami jego przed-
stawiania. Toteż pod względem poznawczym Inny świat Herlin-
ga-Grudzińskiego jest dziełem daleko wykraczającym poza ramy
wcześniejszej polskiej tradycji narracyjnej. Z kolei jako utwór lite-
racki Inny świat jest zapewne najbardziej nieoczekiwanym spełnie-
niem tego nurtu poszukiwań psychologicznych i moralnych, który
intensywnie rozwija się w literaturze lat trzydziestych.
W powojennej literaturze polskiej utwór Herlinga-Grudzińskie-
go był od razu dziełem nowatorskim i oryginalnym i do dziś pozo-
staje utworem niedoścignionym.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. „Książki zbójeckie”

Literatura, która demonstracyjnie unika fikcji jako metody


twórczej, trudno poddaje się zabiegom stosowanym w analizie
utworów fikcyjnych. Ta trudność leży najczęściej po stronie czy-
telnika, który chętnie wierzy autorowi, że jego opowieść jest ko-
pią tego, co się zdarzyło naprawdę, że spisując swoje wspomnie-
nia, nie stosował on żadnego filtru literackiego. Działa tu bez wąt-
pienia „terror prawdy”, wobec którego pytania o to, jak utwór jest
napisany, zrobiony czy skomponowany, wydają się nie tylko nie-
ważne, ale i niestosowne. W ten sposób prawda w literaturze nie-
fikcyjnej staje się konwencją, czyli umową między autorem a czy-
telnikiem (lub gatunkiem wypowiedzi a czytelnikiem), że wszyst-
ko, o czym utwór opowiada, jest zgodne z rzeczywistością i tylko
z rzeczywistością.
Jednak niefikcyjność czy prawdziwość konkretnego utworu nie
musi, a nawet nie powinna oznaczać dla świadomego rzeczy czytel-
nika rezygnacji z traktowania tego utworu jako wypowiedzi pozba-
wionej wszelkich środków literackich. Te środki – od poziomu sty-
listycznego, przez zabiegi fabularno-kompozycyjne, aż po rozmai-
te motywy – istnieją niewątpliwie jako stereotypy komunikacyjne
w każdym tekście napisanym, co oczywiście nie znaczy, że każdy
tekst napisany staje się od razu utworem literackim.
Przypadek Innego świata jest wyjątkowy, gdyż mimo zastosowa-
nej w nim konwencji niefikcyjności każdy z czytelników od chwili
ukazania się utworu zdawał sobie sprawę, że siła tego utworu leży

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
204 [ VI. Tematy Innego świata

nie tylko w prawdzie faktów, lecz także w sposobie ich przedsta-


wienia – czyli w sztuce pisarskiej Herlinga-Grudzińskiego, zatem –
w literackości utworu i jego środkach artystycznych. O wielu z nich
pisałem we wcześniejszych analizach. Spośród pozostałych, które
można by jeszcze wydobyć z utworu Herlinga, przyjrzyjmy się mo-
tywowi, który nazywam tu motywem „książek zbójeckich”.
Do polszczyzny sformułowanie to wprowadził Mickiewicz.
W IV części Dziadów Pustelnik, zwracając się do Księdza, wypo-
wiada słynną kwestię:

Wszakże lubisz książki świeckie?...


Ach, te to książki zbójeckie!
Młodości mojej niebo i tortury!
One zwichnęły osadę mych skrzydeł...
(IV, 154–157)

Sformułowanie Pustelnika dotyczyło co prawda książek o ro-


mantycznej miłości, ale szybko nabrało znaczeń uniwersalnych
i zaczęło oznaczać wszelkie książki, które miały decydujący i częs-
to druzgoczący wpływ na życie człowieka. W tym znaczeniu sfor-
mułowanie to stało się oczywiście jednym z typowych motywów
literackich – szczególnie popularnym w epoce romantyzmu, choć
znanym już od czasów starożytnych. W literaturze europejskiej
najbardziej znanymi opowieściami o roli „książek zbójeckich” są
co najmniej dwa utwory: Don Kichot Cervantesa i Pani Bovary
Flauberta (dziesiątki innych możemy tu pominąć).
I Don Kichot, i pani Bovary – jako bohaterowie powieści – są
najdosłowniej ofiarami lub emanacjami własnych lektur – ksią-
żek, które z jednej strony otworzyły im oczy na rzeczywistość, ale
z drugiej – całkowicie ją przesłoniły. Co jest realnością, a co uro-
jeniem? Co jest prawdą, a co złudzeniem? Gdzie przebiega grani-
ca między fikcją a rzeczywistością? Czy literatura pomaga rzeczy-
wistość zrozumieć, czy raczej ją mistyfikuje albo nawet w swoisty
sposób ją tworzy? A jeśli tak, to jaką? Gdzie – w literackiej fikcji
czy w świecie rzeczywistym – człowiek jest pełniejszy, bogatszy,
szczęśliwszy, bardziej wolny? I jaką cenę musi zapłacić, wybierając
jedną z tych możliwości? Oto podstawowe pytania, jakie postawi-
li Cervantes i Flaubert.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
6. „Książki zbójeckie” \ 205

Motyw „książek zbójeckich” pojawia się w Innym świecie kil-


kakrotnie. W sposób najbardziej dramatyczny wpisany jest w opo-
wieść o inżynierze Kostylewie, którego lektura francuskich roman-
sów zaprowadziła do łagrów („Ręka w ogniu”). Inżynier Kostylew
to równocześnie i Don Kichot, i pani Bovary.
Ale odnaleźć ten motyw można także w innych opowieściach,
np. w opowieści o Natalii Lwownej, która ze Wspomnień z domu
umarłych czerpie nadzieję na samobójstwo, w opowieści Herlin-
ga–narratora o własnej lekturze tej książki w Jercewie, w opowieś-
ci o N., profesorze literatury francuskiej, który w męce głodowej
odkrywa „kak choroszyj socriealist był Knut Gamsun”, w historii
Kozaka Pamfiłowa, którego dobija list od syna, w opowieściach
o przedstawieniach artystycznych w baraku „kawecze”, a nawet
– w planie najbardziej metaforycznym – w historii trzech zakon-
nic decydujących się „na mękę za wiarę”. Motyw „książek zbóje-
ckich” istnieje też jako stały punkt odniesienia w różnych sytuac-
jach, np. gdy pytanie Herlinga o porównanie niemieckich i sowie-
ckich obozów koncentracyjnych Niemiec Otto komentuje: „Du
hast eine Lust zu philosophieren...”, to jego wyrażenie jest aluzją
do sformułowania Goethego: „Lust zu fabulieren”3. Podobnie gdy
Herling w odpowiedzi na prośbę, by pozwolono mu zastąpić Kos-
tylewa w transporcie na Kołymę, słyszy od zastępcy naczelnika
obozu, że „obóz to nie sientymentalnyj roman”.
Czytając Inny świat z perspektywy motywu „książek zbóje-
ckich”, można odkryć, że motyw ten – jeden z najstarszych w his-
torii kultury – wpisany jest w niemal każdą opowieść narratora.
Innymi słowy, że książka, list, pismo, przedstawienie artystyczne
są tymi elementami, które w biografiach bohaterów Innego świa-
ta odgrywają decydującą rolę. I że za każdym razem jest to rola ja-
kiejś nadrzędnej instancji, która rozstrzyga o czymś niezwykle waż-
nym. Raz ujawnia w więźniach obozu koncentracyjnego niezagas-
łą iskierkę człowieczeństwa, kiedy indziej wskazuje na nią jako na
fikcję (sientymentalnyj roman).

3
Du hast eine Lust zu philosophieren (niem.) – masz ochotę pofilozofować; Lust
za fabulieren (niem.) – ochota na pofantazjowanie.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
206 [ VI. Tematy Innego świata

Czy tak bogata inkrustacja tekstu Innego świata motywem


„książek zbójeckich” jest zabiegiem wzbogacającym utwór Helin-
ga o dodatkowe znaczenia?
Niewątpliwie każde przywołanie tego motywu wymaga odręb-
nej interpretacji, niemniej w motyw ten jako całość wpisane jest
nadrzędne przesłanie. Za każdym razem motyw „książek zbóje-
ckich” oznacza bowiem najdosłowniejsze wykroczenie poza rze-
czywistość „innego świata”. I to tym bardziej swobodne, że nie
kontrolowane, bo rozgrywające się w sferze myśli, emocji, wybo-
rów moralnych i wyobraźni więźniów. „Książki zbójeckie” łączą
każdego z więźniów z przeszłością, stanowią rodzaj kontrapunktu
wobec teraźniejszości – w każdym wypadku są dla niej nadzieją na
realność istnienia rzeczywistości pozałagrowej. W metaforycznym
skrócie „książki zbójeckie” są symbolem tych wartości kultury, któ-
re nie zostały zniszczone przez „inny świat” obozów koncentracyj-
nych. A mówiąc inaczej, ich przypomnienie oznacza zawsze błysk
świadomości, jasność rozpoznania własnej i cudzej sytuacji, zdol-
ność do precyzyjnego nazywania, wartościowania zdarzeń i zja-
wisk. Zwięźle podsumowuje to komentarz Herlinga–narratora do
łagrowej lektury Wspomnień z domu umarłych („Zapiski z martwe-
go domu”): „jedyną rzeczą, przed którą należy się w więzieniu bro-
nić bardziej uporczywie niż przed głodem i śmiercią fizyczną, jest
stan pełnej świadomości” (s. 213). „Pełna świadomość” to właśnie
„niebo i tortury” „książek zbójeckich”...

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
VII.

INNOŚĆ INNEGO ŚWIATA

Wspomnienia o pobycie Polaków w łagrach sowieckich były


przede wszystkim – jak pisano – „świadectwami losów Polaków
w Rosji Sowieckiej”. W literaturze polskiej patronowało im zda-
nie z III części Dziadów Mickiewicza; w więzieniu carskim jeden
z więźniów, Jan Sobolewski, wspominając Polaków wywiezionych
na Syberię, mówi: „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, Za-
pomnij o mnie!” Dla Polaków, którym udało się opuścić Związek
Sowiecki, to zdanie było zobowiązaniem – potwierdzają je wszyst-
kie relacje na temat łagrów.
Jednak już w tej perspektywie dostrzec można odmienność
książki Herlinga od dokumentacyjnych założeń takich relacji.
Doświadczenia w łagrze nie były doświadczeniami narodowymi
– więźniami sowieckich obozów koncentracyjnych byli przecież
przedstawiciele wszystkich narodów. Ofiarami komunistycznej
ideologii archipelagu GUŁag były nie narody, lecz ludzie.
Gdy konwojent brygady, w której Herling pracował przy sia-
nokosach, mówi mu: Mołodiec, budiem wmiestie bit´Giermancew,
Herling tak to komentuje:

Nie w smak mi było to nagłe zbratanie z dwóch względów: po


pierwsze więzień nie przebacza nigdy swemu dozorcy, a po drugie

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
208 [ VII. Inność Innego świata

obracało ono przeciwko mnie współtowarzyszy niewoli, którzy nie


urodzili się na swoje nieszczęście Polakami, lecz do których przywiąza-
łem się był wielokrotnie głębiej i serdeczniej niż do własnych rodaków.
Po amnestii bowiem Rosjanie i cudzoziemcy odsunęli się od Polaków
z niechęcią, uważając ich odtąd za przyszłych współuczestników w zło-
wrogim dziele obrony więzień i obozów sowieckich (s. 234-235).

Bohaterami Innego świata nie są zatem Polacy w Rosji Sowiec-


kiej, chociaż narrator jest Polakiem, lecz po prostu – ludzie w sys-
temie komunistycznego totalitaryzmu. Herling unika perspekty-
wy polskocentrycznej, interesuje go człowiek bez względu na na-
rodowość. Ofiarami łagrów – od chwili ich wprowadzenia przez
bolszewików – byli wszak przedstawiciele wszystkich narodowo-
ści zamieszkujących Związek Sowiecki, a przede wszystkim Rosja-
nie. Herling wielokrotnie wspomina Rosjan, z którymi serdecznie
przyjaźnił się w obozie i którzy byli takimi samymi ofiarami so-
wieckiego komunizmu jak on sam. Poczucie solidarności z wszyst-
kimi więźniami, niezależnie od ich narodowości, i identyczne kry-
teria zachowań więźniów – także niezależnie od tego, czy byli ro-
dakami, czy nie – jest charakterystyczną cechą postawy narratora.
Na przykład:

wśród Polaków znany był pewien ksiądz, ukrywający swą godność


duszpasterską w łachmanach więźnia, który za spowiedź i rozgrze-
szenie brał 200 gramów chleba (czyli o 100 gramów mniej niż sta-
ry Uzbek wróżący z ręki) i chodził po swojej parafii w aureoli święto-
ści (s. 177).

Sarkastyczna jest też koda przedostatniego rozdziału książki, re-


lacjonującego okoliczności przyjęcia Herlinga do 10. dywizji pie-
choty w Ługowoje. Herling spotyka kapitana K., którego w wię-
zieniu w Witebsku „taszczył codziennie z barłogu do kibla, bo nie
mógł już chodzić o własnych siłach”. Teraz potrącił go przypad-
kiem na rozmokłej ziemi.

Spojrzał na mnie groźnie, otrzepał świetnie skrojony frencz i zagro-


ził mi raportem karnym natychmiast po umundurowaniu. Byłem więc
naprawdę w wojsku, wśród rodaków, którzy po wszystkim, co przeżyli
w ciągu ostatnich dwóch lat, wracali szybko do siebie (s. 312).

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
VII. Inność Innego świata \ 209

W wywiadzie udzielonym w 1988 r. mówił Herling-Grudziń-


ski:

Dla mnie bardzo ważny był pobyt w obozie. To nie był obóz pol-
ski. Miałem przyjaciół – i to bardzo bliskich – Rosjan. Nawet mnie
drażniło, że niektórzy więźniowie-Polacy traktowali więźniów-Rosjan
jako coś zupełnie innego. Skoro cierpią to dobrze, bo to jest ich kraj,
dobrze im tak1.

Inny świat ostro wyróżnia się na tle całej literatury obozowej,


w której relacje kata i ofiary są przede wszystkim relacjami między
narodami (Niemcy–Polacy czy Rosjanie–Polacy). Nadrzędną per-
spektywą tego typu literatury jest martyrologia narodu polskie-
go. Tymczasem uniwersalna, ponadnarodowa perspektywa Innego
świata pozwoliła Herlingowi uchwycić najgłębszy rdzeń komunis-
tycznego totalitaryzmu: niszczył nie narody, lecz ludzi, a w każ-
dym z nich – istotę człowieczeństwa. We Wstępie do wydania In-
nego świata w 1965 r. Herling napisał:

Nie da się widm przeszłości wyegzorcyzmować milczeniem. Je-


śli cokolwiek może zbliżyć Polaków do Rosjan, to mówienie na głos
o krzywdach i świadomość wspólnego cierpienia. Wspólne cierpie-
nie właśnie, cierpienie wszystkich więźniów stalinowskiego imperium
koncentracyjnego, tkwi u źródeł Innego świata. Ze wspólnego cierpie-
nia powstaje wspólna nadzieja2.

We Wstępie do krajowego wydania Innego świata (wydawnic-


two NOW-a, 1980) Herling dodał jeszcze:

Falę rosyjskich opisów GUŁagu wyprzedziła znacznie polska, dla-


tego po prostu, że poza granicami ZSRR i policji totalitarnej dane
nam było wcześniej dorwać się do piór. Przy takich czy innych różni-
cach doświadczeń, akcentów i naturalnie talentów nasz obraz „cywili-
zacji więziennej”: nieodłączna część składowa komunizmu, jak kacety
i komory gazowe stanowiły nieodłączną część składową hitleryzmu.
Chciałbym bardzo, żeby czytelnicy krajowego wydania Innego świata

1
Między cudem a wulkanem, wywiad przeprowadziła R. Gorczyńska, „Aneks”
1988, nr 51–52, s. 39.
2
G. Herling-Grudziński, Inny świat, Paryż 1965, s. 11.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
210 [ VII. Inność Innego świata

tak właśnie go odczytali, nie nasłuchując w nim zanadto ech „specy-


ficznie rosyjskich”, mimo że patronują mu w oddali Zapiski z martwe-
go domu Dostojewskiego. Nie wierzę w absolutnie niezmienne „pre-
dyspozycje narodowe”, wierzę natomiast w działanie historii i w zdol-
ność ludzi do jej kształtowania, przynajmniej w pewnych granicach.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
VIII.

POLEMIKA
Z TADEUSZEM BOROWSKIM

W wielu artykułach poświęconych interpretacji Innego świata


dużo miejsca zajmuje porównanie wizji świata i człowieka wpisa-
nych w utwór Herlinga z wymową tzw. opowiadań oświęcimskich
Tadeusza Borowskiego. Porównanie to nasuwało się samo, skoro
obaj autorzy pisali o swoich przeżyciach w obozie koncentracyj-
nym. Herling w sowieckim łagrze, Borowski – w lagrze nazistow-
skim. Porównanie to stało się jednak w pełni możliwe dopiero po
zniesieniu cenzury, gdyż wcześniej zestawianie sowieckich i hitle-
rowskich obozów koncentracyjnych uważano za niedopuszczal-
ne. Z tych względów we wcześniejszych pracach na temat opo-
wiadań Borowskiego nigdy nie pojawiały się informacje, że w li-
teraturze polskiej istnieje jeszcze jeden znakomity utwór literacki
poświęcony obozom koncentracyjnym – Inny świat Herlinga-Gru-
dzińskiego.
Jednak porównania twórczości Herlinga i Borowskiego, któ-
re zaczęły się pojawiać po zniesieniu cenzury, świadczą nie tyl-
ko o historycznoliterackiej konieczności porównywania dziś obu
utworów, lecz także – o zapóźnieniu krytyki w podjęciu tego te-
matu oraz o nadal niedostatecznej znajomości twórczości auto-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
212 [ VIII. Polemika z Tadeuszem Borowskim

ra Innego świata. Nic w tym zresztą dziwnego. Dorobek Herlin-


ga przez blisko pół wieku był w Polsce praktycznie nieznany i nie
analizowany.
Porównywanie prozy Herlinga i Borowskiego odbywa się tak,
jakby chodziło o zestawienie pisarzy, którzy przypadkiem pisa-
li na podobny lub identyczny temat, nic o swoich utworach nie
wiedząc. Ten sposób porównań przyniósł oczywiście wiele bar-
dzo wnikliwych spostrzeżeń, komentarzy i interpretacji, niemniej
nie dotyka on istoty rzeczy w paraleli pomiędzy Herlingiem a Bo-
rowskim.
Rzecz bowiem nie w tym, że obaj pisarze niezależnie od sie-
bie – jeden w Polsce, a drugi na emigracji – podjęli identyczny te-
mat. Rzecz w tym, że Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
był pomyślany przez autora jako zdecydowana, otwarta polemika
z konstrukcją narratora–bohatera w opowiadaniach Borowskie-
go.
Inny świat to zatem ostra literacka odpowiedź na opowiadania
oświęcimskie – w równym stopniu celowo włączona do utworu, co
nawiązania do Wspomnień z domu umarłych Dostojewskiego.
Właściwe porównanie Borowski–Herling nie może być zatem
tylko wynikiem asocjacji na temat podobieństwa tematu (łagier–la-
gier), musi natomiast uwzględniać fakt, że porównanie to zapro-
ponował sam autor, Herling-Grudziński, i że to on określił zasad-
nicze linie podziału i pole sporu.
Trzeba zatem wyraźnie odróżniać dwie strony tego samego
zagadnienia, jakim jest porównywanie Innego świata Herlinga
z opowiadaniami Borowskiego. Pierwszą jest otwarta intelektual-
na i artystyczna polemika Herlinga z Borowskim, drugą natomiast
– podobieństwo, a niekiedy identyczność tematu w utworach obu
pisarzy (np. rzeczywistość obozu koncentracyjnego).
Ta druga kwestia jest dokładnie analizowana w opracowaniach,
których spis zamieszczony jest na końcu tej książki, natomiast
pierwszą warto tu przypomnieć.
W roku 1948 w ostatnim, grudniowym numerze tygodnika
„Wiadomości” Herling-Grudziński opublikował recenzję tomu
opowiadań Borowskiego (Pożegnanie z Marią, 1948). W recenzji
tej Herling bardzo krytycznie ocenił wymowę opowiadań oświę-
cimskich, mimo że uznał talent pisarski ich autora („nielitościwie

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
VIII. Polemika z Tadeuszem Borowskim \ 213

spostrzegawczy”). Polemika Herlinga dotyczyła nie tylko samego


Borowskiego, lecz generalnych zagadnień literatury i postawy pi-
sarza wobec rzeczywistości, o której pisze1. Notabene w opubliko-
wanym rok wcześniej artykule Bezdroża powieści Herling określił
twórczość Borowskiego sformułowaniem „drapieżny talent”2.
Herling zarzucił Borowskiemu, Że ani jedno jego opowiada-
nie „nie porusza kryzysu moralnego naszych czasów” i że Borow-
ski „z naturalnym cynizmem” afirmuje spustoszenie moralne, ja-
kie spowodowała wojna. Głos Borowskiego to dla Herlinga głos
„świadomej prowokacji moralnej”, której literackim rodowodem
jest Céline i jego powieść Podróż do kresu nocy. Jednak, zdaniem
Herlinga, prowokacja Céline’a „nie trafiła w próżnię”, ponieważ
demistyfikowała „szczebiotanie o wojence” jako zakłamaną le-
gendę I wojny światowej. Tymczasem Borowski nie ma nic do
odkłamywania (nie istnieje „szczebiotanie” o obozach koncentra-
cyjnych) i „niepotrzebnie demaskuje to, co należało jedynie wier-
nie opisać”.

Technika [prozy Borowskiego], zaskakująca dojrzałością i pewnoś-


cią w operowaniu środkami artystycznymi, polega na tym, że o rze-
czach nieludzkich mówi się w Pożegnaniu z Marią tak, jak gdyby by-
ły najzupełniej normalne, naturalne i ludzkie. Przez zupełne usunię-
cie analizy motywów postępowania ludzkiego i własnego komentarza
autorskiego Borowskiemu udało się pozbawić człowieka człowieczeń-
stwa i dojrzeć w nim mechanizm czystych odruchów biologicznych.
Nie ulega wątpliwości, że na poziomie zwierzęcej wegetacji obozowej
było to jedyne spojrzenie gwarantujące „rzeczowość” obserwacji pisar-
skiej. Ale złudzeniem jest pogląd, że pisarz może dojść do takiego sta-
nu obiektywizmu, w którym zatraca się już wszelki stosunek do opi-
sywanych rzeczy. „Nie mieć żadnego stosunku”, wykształcić w sobie
według recepty Jüngera „daltonizm wobec ludzkich wartości”, znaczy
stanąć otwarcie i niejako „programowo” na ruchomym piasku nihi-
lizmu. W wypadku Borowskiego sprawa komplikuje się dodatkowo:
jest autorem i bohaterem Pożegnania z Marią. Jako więzień zachowu-
je się i postępuje tak, jak zwierzę osaczone przez nagonkę: wytęża ca-
łą inteligencję, by przeniknąć manewr obławy i chwycić w lot reguły
walki o życie. [W opowiadaniach Borowskiego] pierwszym przykaza-

1
Zob. U kresu nocy – Dodatek.
2
G. Herling-Grudziński, Bezdroża powieści, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
214 [ VIII. Polemika z Tadeuszem Borowskim

niem katechizmu obozowego jest pogarda dla słabości i kult chytro-


ści, czyli afirmacja inteligencji zwierzęcej. I powstaje pytanie, w jakiej
mierze ten obraz człowieka obozowego stał się z biegiem czasu obra-
zem człowieka w ogóle, czyniąc z zasad życia w obrębie odrutowanej
zony dekalog praw rządzących również światem poza drutami. Grani-
ca między stanem wyjątkowym i uogólnieniem „filozoficznym” jest tu
bardzo niewyraźna, łatwa do przekroczenia. Borowski moralnie agre-
sywny, zuchwały w podsuwaniu metra kacetowego do pomiarów świa-
ta w ogóle, każe myśleć o zdaniu Camusa z Listu do przyjaciela Niem-
ca: „Pan przypuszczał, że nie istnieje moralność ani ludzka, ani boska,
że jedyne wartości, jakie panują nad światem, to te, które rządzą świa-
tem zwierzęcym – gwałt i chytrość”3.

Do tych opowiadań Borowskiego Herling wracał po latach kil-


kakrotnie w Dzienniku pisanym nocą. „Borowski – pisał Herling
w 1978 r. – opowiada o Oświęcimiu z nutką piekielnego i roz-
paczliwego chichotu, w którym nihilizm (jak bardzo trafnie pod-
kreśla Miłosz) »wynika z pasji etycznej, jest zawiedzioną miłością
do świata i ludzi«” (Dziennik..., 23 II 1978). Wydaje się, że Her-
ling myślał o opowiadaniach Borowskiego to samo, co o opowia-
daniach Rudnickiego nt. zagłady Żydów, które recenzował pół ro-
ku wcześniej. Ta „dojrzała książka – pisał Herling – nie pozwala
myśleć o autorze z uczuciem nadziei na przyszłość. Napisał ją bo-
wiem człowiek wypalony od środka, człowiek, który nie zobaczy
już nigdy urody świata i nie potrafi nigdy radować się życiem”4.
Tymczasem przesłaniem Innego świata (pisanego nieco później,
bo w latach 1949–1950) jest teza, że wbrew sytuacjom, jakie lu-
dziom narzuciły obozy koncentracyjne, istnieją niezmienne zasa-
dy moralne świata wolnego i że żadne doświadczenie nie może ich
przekreślić. „Dni naszego życia – pisze Grudziński – nie są podob-
ne do dni naszej śmierci i prawa naszego życia nie są również pra-
wami naszej śmierci”.
Niewątpliwie w samej konstrukcji narratora Innego świata,
w sposobie opowiadania, w wyborze wydarzeń i tematów opowie-
ści, a przede wszystkim w sformułowaniach narratora można od-
naleźć gruntowną polemikę z wizją człowieka i cywilizacji wpisa-

3
Zob. Dodatek, s. 224-225.
4
G. Herling-Grudziński, Ściana Płaczu, dz. cyt.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
VIII. Polemika z Tadeuszem Borowskim \ 215

ną w opowiadania Borowskiego, w których brak norm moralnych


i patologiczne zachowania ludzi w obozie koncentracyjnym przed-
stawione są jako uniwersalna wiedza o człowieku XX wieku.
Twórczość Borowskiego po roku 1945 jest zatem dla Herlinga
przykładem zarażenia nihilizmem, przykładem twórczości, z któ-
rej obozowe przeżycia autora wydrążyły wszelkie wartości, świa-
dectwem „przepalenia pisarza nicością absolutną”, samobójczego
przejścia od „nihilizmu słabych” do „nihilizmu silnych”. A praw-
dziwe samobójstwo Borowskiego w 1951 r. – nie świadectwem
męczeństwa, jak widzieli je krajowi koledzy pisarza, lecz straceń-
czym aktem wyzwolenia. I dowodem, który byłoby mu najtrud-
niej uznać – że istnieją jakieś „ludzkie wartości” i nie takie to pro-
ste – wyrzucić je na złom.
Czy w swojej interpretacji prozy Borowskiego Herling-Gru-
dziński miał, czy nie miał racji, to osobne i fascynujące zagad-
nienie. W dotychczasowych, powstałych w Polsce interpretacjach
opowiadań oświęcimskich twierdzono bowiem, że poetyka Bo-
rowskiego jest wynikiem pasji moralnej tego pisarza. Herling od-
czytał ją zupełnie inaczej. Niewątpliwie polemika Herlinga z Bo-
rowskim, dotąd w Polsce nieznana bądź pomijana5, zmusza do po-
nownego przemyślenia sensów twórczości i postawy Borowskiego.
Tę reinterpretację – której wyniki trudno przewidzieć – historia li-
teratury polskiej ma jeszcze przed sobą.
Izolacja literatury emigracyjnej od krajowej (tzn. w Polsce, bo
pisarze emigracyjni dobrze znali literaturę krajową!) i nieznajo-
mość w Polsce pisarstwa Herlinga-Grudzińskiego sprawiła, że po-
lemika Herling–Borowski zatrzymała się w roku 1948. Podobnie
zresztą jak wiele innych polemik z pisarzami krajowymi i emigra-
cyjnymi, które Herling-Grudziński toczył na emigracji. I te polemi-
ki historia współczesnej literatury polskiej ma jeszcze przed sobą.

5
Zwracał na nią uwagę Z. Kudelski w książce Pielgrzym Świętokrzyski, dz. cyt.,
s. 42-50.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IX.

OD „INNEGO ŚWIATA”
DO „INNEJ ROSJI”

Do kwestii poruszonych w polemice z Borowskim, a przede


wszystkim do problemu nihilizmu, Herling w swojej twórczości
powraca wielokrotnie, by nie powiedzieć – stale. Dobrym przykła-
dem może być zapis w Dzienniku pisanym nocą po lekturze wspom-
nień łagrowych Wiktorii Kraśniewskiej [Barbary Skargi] Po wy-
zwoleniu. Autorka pisze:

I tak powoli tracimy dusze. Dzień po dniu, razem z głodem, z pra-


cą ponad siły, z beznadziejnością czasu sączy się w nas przyzwolenie
na zło. Już nie potrafimy się oburzać, już tylko wzruszamy ramionami.
Dziwi nas raczej człowiek uczciwy, na którym można polegać. Sowie-
ckie pieriewospitanije, ponura groźba dnia codziennego1.

I komentarz Herlinga-Grudzińskiego:

1
W. Kraśniewska [B. Skarga], Po wyzwoleniu... (1944–1956), Instytut Literacki,
Paryż 1988; wyd. 2 – Poznań 1990. Autorka spędziła dziesięć lat w łagrach
sowieckich i dwa lata na zesłaniu. Zob. też Materiały s. 174.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
218 [ IX. Od „Innego świata” do „Innej Rosji”

Wyjście z sowieckiego pieriewospitanija polega, jak w słynnym opo-


wiadaniu Czechowa, na wyciskaniu z siebie kropla po kropli niewol-
niczej trucizny gubiącej dusze (Dziennik..., 25 VII 1985).

Ale w twórczości Herlinga-Grudzińskiego istnieje jeszcze inny


rytm powrotów do problemów Innego świata: jest to temat Rosji,
kultury i literatury rosyjskiej, o których Herling systematycznie pi-
sze w swoich esejach. Zostały one zebrane w tomie Upiory rewo-
lucji (zob. bibliografia na s. 195).
Z łagru w Jercewie Herling-Grudziński wyniósł przekonanie,
że pod straszną skorupą sowieckiego komunizmu (systemu i ideo-
logii) istnieją niewygasłe pokłady ludzkiej normalności: dobra,
prawdy, miłości, piękna, przyjaźni, odwagi, bezinteresowności.
I że wiara w ich niezniszczalność jest najpotężniejszą siłą chro-
niącą jednostkę przed poddaniem się sowietyzacji – pieriekow-
ce duszy.
Z kolei studiując literaturę rosyjską XIX i XX w., Herling od-
krył w niej „inną Rosję”, tę, której nie zdołała zniszczyć ani rewo-
lucja bolszewicka, ani terror stalinowski i komunistyczna nowo-
mowa. Ta „inna Rosja” to tradycja dziewiętnastowiecznej liberal-
nej myśli rosyjskiej (m. in. Aleksandra Hercena, potem Iwanowa
Razumnika, Osipa Mandelsztama, Michaiła Bułhakowa), oparta
na przekonaniu, że wolność, godność i suwerenność jednostki są
najwyższymi wartościami kultury. Losy tej idei śledzi więc autor
Upiorów rewolucji już to w odradzaniu się religijności i pisarstwa,
którego ambicją stało się dawanie świadectwa o istocie komuniz-
mu sowieckiego (np. twórczość Sołżenicyna), już to w niekonfor-
mistycznych postawach intelektualistów rosyjskich (licznych po
procesie Siniawskiego, czyli Terca, i Daniela w 1966).
Zdaniem Herlinga-Grudzińskiego w Rosji postalinowskiej roz-
poczęła się rewolta młodej inteligencji, która świadczyła o możli-
wości duchowej ewolucji społeczeństwa sowieckiego. Herling nie
podawał konkretnej daty, kiedy ta ewolucja przemieni się w od-
rzucenie komunizmu przez społeczeństwo, ale w całym jego pisar-
stwie o Rosji ten moment wydawał się zawsze osiągalny. W tym
sensie interpretacje Herlinga dotyczące przemian w ZSRR wyprze-
dziły o dziesięciolecia analizy zachodnich politologów i sowietolo-
gów, nie wspominając polityków.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IX. Od „Innego świata” do „Innej Rosji” \ 219

Opinia o ewolucji postaw społeczeństwa rosyjskiego zbliżała


autora Innego świata do poglądów Władimira Bukowskiego czy
Aleksandra Sołżenicyna, różniła go jednocześnie od koncepcji
Aleksandra Zinowiewa, w której podstawowym elementem jest
wytwór władzy sowieckiej, nazwany przez Zinowiewa homo so-
vieticus.
Zasadnicza myśl koncepcji Zinowiewa jest dobrym punktem
odniesienia do uchwycenia odrębności filozoficznego spojrzenia
Herlinga na miejsce człowieka w systemie totalitarnym – przede
wszystkim sowieckim, choć pogląd Herlinga ma wymiar uniwer-
salny. Zinowiew w swoich książkach i artykułach przeprowadzał
następujące rozumowanie: system sowiecki, niszcząc historyczne
pojęcie cywilizacji, stworzył antycywilizację. Produktem tej anty-
cywilizacji jest człowiek sowiecki – homo sovieticus – kreatura po-
wołana do życia na wzór i podobieństwo sowieckości. Innymi sło-
wy, charakter instytucji nie tylko wytworzył, ale i całkowicie zde-
terminował charakter owego „nowego człowieka”.
Herling z kolei powiada, że jeśli diagnoza Zinowiewa jest em-
pirycznie trafna, to tylko w ograniczonym zakresie („bywają i tacy
ludzie”), natomiast jako uniwersalistyczna koncepcja „ludzi radzie-
ckich” jest nie do przyjęcia. Logicznie jest bowiem jedynie nega-
tywną akceptacją najstarszej ambicji komunistów stworzenia „no-
wego człowieka”. Inaczej mówiąc, totalitarne cele komunistów
(„nowy człowiek”, „pieriekowka duszy” itd.) Zinowiew uznał za
fakty... zrealizowane i nieodwracalne.
W polemice z Zinowiewem (i jego koncepcją homo sovieticus)
można więc odnaleźć kontynuację polemiki Herlinga z Borowskim
i najgłębsze problemy Innego świata.
Filozoficzny sprzeciw Herlinga wynika z przekonania, że czło-
wieczeństwo w swym najgłębszym wymiarze nie jest funkcją cy-
wilizacji, lecz rdzeniem metafizycznej istoty człowieka. Totalitarne
antycywilizacje XX w. – komunizm i nazizm – mogły tę istotę de-
formować, ale nie mogły jej zniszczyć, niezależnie od czasu trwa-
nia, zasięgu geograficznego i statystycznej liczby ofiar porażonych
ideologicznym trądem antywartości. Dla Herlinga sens człowie-
czeństwa i opierającej się na nim cywilizacji sprowadza się do wia-
ry w nienaruszalność i niezniszczalność dobra jako wartości pod-
stawowej, nieredukowalnej i ponadczasowej. Mówiąc językiem

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
220 [ IX. Od „Innego świata” do „Innej Rosji”

teologii, Herling-Grudziński jest przekonany o metafizycznej nie-


śmiertelności duszy. Toteż niezależnie od rozmiarów presji, któ-
rej poddawała społeczeństwo „normalność” sowieckiego totalita-
ryzmu, Herling zawsze był przekonany, że „gdzieś w głębi, pod
»przerażającą normalnością«, czeka cierpliwie w milczeniu inna re-
alność, pogwałcona i zdławiona” (Dziennik..., 26 VI 1978).
Ta nadzieja – bo jakże inaczej nazwać to przekonanie – uczyni-
ła z pisarstwa Herlinga-Grudzińskiego na temat Rosji jeden z naj-
świetniejszych dokumentów przenikliwości, jasności sądu, zdol-
ności przewidywania, a przede wszystkim wiary w trwałość kul-
tury i tworzących ją wartości. Dostrzec w „innym świecie” „inną
Rosję”, a w obozie koncentracyjnym – niezniszczalność wartości,
które miały być unicestwione, to udało się tylko nielicznym. Mia-
rą wielkości Herlinga jako pisarza było nadanie tej nadziei kształ-
tu znakomitego dzieła sztuki literackiej.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
DODATEK

I.

Gustaw Herling-Grudziński
– U kresu nocy

Z pięciu opowiadań, które złożyły się na książkę Tadeusza Bo-


rowskiego1, dwa (Dzień na Harmenzach i Proszę państwa do ga-
zu) ukazały się w r. 1946 w zbiorowym tomie wspomnień Byliśmy
w Oświęcimiu. Na książce, oprawionej w pasiak oświęcimski i wy-
danej w rok po wojnie, widniała dedykacja: „VII Armii Amerykań-
skiej, która przyniosła nam oswobodzenie z obozu koncentracyj-
nego Dachau-Allach, pracę tę poświęcają autorzy i wydawca”. Po-
żegnanie z Marią, wydane w kraju, w trzy lata po wojnie, kończy
się drapieżnie napisanym opowiadaniem o życiu w Dachau naza-
jutrz po „oswobodzeniu” obozu przez VII armię, w którym Ame-

1
Chodzi o książkę Pożegnanie z Marią. Opowiadania, Warszawa 1948. Wymie-
niony dalej zbiorowy tom wspomnień to: J. Nel Siedlecki, K. Olszewski,
T. Borowski, Byliśmy w Oświęcimiu, wyd. 1, Monachium 1946; wyd. 2, War-
szawa 1958.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
222 [ Dodatek

rykanie występują jako nowe wcielenie... gestapo. Niełatwo więc


już teraz odgadnąć, kogo dotyczą słowa wypowiedziane w przed-
mowie do książki Byliśmy w Oświęcimiu: „Spalono nam dom ro-
dzinny, wymordowano przyjaciół, zniszczono kraj. Ale nie to nas
boli. Boli nas, że w świecie, który miał być dla nas wyzwoleniem,
panują te same reguły życia, które tak znienawidziliśmy w obozie:
rozbój, kradzież i oszustwo”.
Dla Borowskiego są to jednak sprawy bez znaczenia, co więcej,
określają one mimo woli, czym proza jego nie jest. Wbrew pozor-
nej zapowiedzi, której można by się dopatrywać w przytoczonych
wyżej paru zdaniach, ani jedno opowiadanie Borowskiego nie po-
rusza zagadnienia kryzysu moralnego naszych czasów. Wprost
przeciwnie: z jakimś zdrowym i prawie naturalnym cynizmem od-
słania Borowski w swojej książce spustoszenie moralne, jakie woj-
na poczyniła wśród tysięcy młodych ludzi z jego pokolenia, tak
jakby chodziło tylko o proste ustalenie różnic pomiędzy „wycho-
waniem europejskim” lat 1939–1945 i „wychowaniem pod Ver-
dum” z lat 1914–1918. „Obóz, nędza, tortury i śmierć w komo-
rze gazowej – czytamy w przedmowie do zbioru Byliśmy w Oświę-
cimiu – nie są bohaterstwem, nie są nawet czymś pozytywnym, są
głupotą tych, co się dali złapać. Było to zmaganie, pozbawione pra-
wie od razu elementów ideologicznych. Zostawała pierwotna wal-
ka, którą samotny, upodlony więzień toczył o swój byt z równie
upodlonym esesmanem i z okropną przemocą obozu. Podkreśla-
my to mocno, bo na tym tle z obu stron będą się rodziły legendy
i mity. Nie walczyliśmy w obozie o pojęcie Ojczyzny, albo o prze-
budowę wewnętrzną człowieka, walczyliśmy o miskę zupy, o miej-
sce do spania, o kobiety, o złoto i zegarki z transportów”. Skąd
pamiętamy ten głos? Jaki jest rodowód literacki tej „nagiej praw-
dy” o wojnie, przybranej w formę świadomej prowokacji moral-
nej, zdzierającej szminkę i gładki pokost blagi patriotycznej z twa-
rzy, na której malują się głucha nienawiść i zwierzęcy strach? Tak,
to Céline, to nowa „podróż do kresu nocy”.
Różnica pomiędzy Céline’em i Borowskim jest jednak co naj-
mniej tak samo głęboka, jak różnica pomiędzy pierwszą i dru-
gą wojną światową. Prowokacja moralna Céline´a nie trafiała
w próżnię, nie chybiała celu, przejaskrawiając świadomie to, co
w konwencjonalnej legendzie o „bohaterskim żołnierzyku” by-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
I. G. Herling-Grudziński – U kresu nocy \ 223

ło kłamstwem i patriotyczną mitologią i usuwając skrupulatnie


w cień wszystko to, co było w niej prawdą. Pisarz demaskujący za-
kłamanie nadętych chwalców heroizmu żołnierskiego, polityków
sławiących poniewierkę życia na froncie w gładkich frazesach pa-
triotycznych, rozhisteryzowanych panienek obsypujących „uko-
chanych żołnierzyków” kwiatami i całusami, ma niewątpliwie du-
żo racji. Ale pisarz, który nie dostrzega jednocześnie prawdziwego
heroizmu, uniesienia walki, poświęcenia, odwagi i samozaparcia
żołnierza broniącego słusznej sprawy, jest ostrowidzem na jedno
oko, a ślepcem na drugie. Nie ma na to rady, że obok tchórzostwa,
złorzeczeń, małoduszności, zniechęcenia i wstrętu do umierania za
Ojczyznę, bywają na wojnie chwile prawdziwie piękne i niezapom-
niane. Celność prowokacji Céline’a polegała na tym, że swoje
groźne i brutalne słowa o wojnie rzucił on w twarz ludziom, na-
wykłym od lat do egzaltowanego szczebiotania o wojence. Była to
jednak prawda połowiczna i jak każda prawda połowiczna zdoby-
ła sobie tyluż zwolenników, co wrogów.
Sytuacja pisarska Borowskiego jest nieco inna. Cztery opowia-
dania z jego tomu poświęcone są odmalowaniu grozy życia i śmier-
ci w niemieckich obozach koncentracyjnych. Na stu pięćdziesię-
ciu stronach, pisanych oszczędną, plastyczną i nielitościwie spo-
strzegawczą prozą, nie ma ani słowa, które by nie zmierzało do
ukazania najniższych, najbardziej zwierzęcych odruchów, jakie sys-
tem zorganizowanego okrucieństwa wyzwolił zarówno w opraw-
cach, jak w ofiarach. Ale ton jego prozy, ton céline´owskiej – cy-
nicznej często i nonszalanckiej – prowokacji, wydaje się tu zupeł-
nie chybiony. Borowski nie może się wyzbyć podejrzenia, że na
temat obozów niemieckich „z obu stron będą się rodzić legendy
i mity”. Jakie legendy i mity? Czy układa się może piosenki o „bo-
haterskich oświęcimiakach”? Czy mężowie stanu wygłaszają prze-
mówienia o „najlepszej części narodu, która w nierównej walce
zmagała się heroicznie przez pięć długich lat z odwiecznym wro-
giem”? Czy dziewczęta śniły po nocach o wysmukłych chłopcach,
wyprężonych pięknie na apelu wieczornym w zaprasowanych na
kant pasiakach więziennych? Przesada. Nie przeczuwaliśmy może
rozmiarów i okropności tego, co nam teraz opowiedział Borowski,
ale nie mieliśmy też żadnych złudzeń, że w Oświęcimiu, Dachau,
Bergen-Belsen i Mautchausen nie narodzi się temat do legend i mi-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
224 [ Dodatek

tów. Borowski więc „demaskuje” niepotrzebnie to, co należało tyl-


ko wiernie opisać, i przypomina w tym trochę „enfant terrible”,
zachowujące się wyzywająco w towarzystwie, nawykłym do rzeczy
znacznie gorszych niż głośna czkawka lub dłubanie widelcem w zę-
bie. Céline pozdzierał ze ścian mieszkań francuskich mdłe oleo-
druki, przedstawiające kolorowe sceny batalistyczne, i zachlapał
mieszczańskie tapety potwornymi bazgrotami, na których żołnierz
wygląda jak dwunożne bydlę, a pobojowisko jak gnojówka, pełna
błota, kału i krwi. Borowski nie miał nic do odkłamania. Obraz
obozu niemieckiego odcisnął się na zawsze w pamięci co najmniej
jednego członka każdej rodziny polskiej.
Dzięki temu programowemu cynizmowi i programowej agre-
sywności moralnej proza Borowskiego kryje w sobie jeszcze inne
niebezpieczeństwa. Technika jej, zaskakująca dojrzałością i pew-
nością w operowaniu środkami artystycznymi, polega na tym, że
o rzeczach nieludzkich mówi się w Pożegnaniu z Marią tak, jak gdy-
by były one najzupełniej normalne, naturalne i ludzkie. Przez zu-
pełne usunięcie analizy motywów postępowania ludzkiego i włas-
nego komentarza autorskiego Borowskiemu udało się pozbawić
człowieka człowieczeństwa i dojrzeć w nim mechanizm czystych
odruchów biologicznych. Nie ulega wątpliwości, że na poziomie
zwierzęcej wegetacji obozowej było to jedyne spojrzenie, gwaran-
tujące ostrość i wnikliwość obserwacji pisarskiej. Ale złudzeniem
jest pogląd, że pisarz może dojść do takiego stanu obiektywizmu,
w którym zatraca już wszelki stosunek do opisywanych rzeczy.
„Nie mieć żadnego stosunku” znaczy w literaturze tyle, co mieć
stosunek obojętny lub nihilistyczny.
W przypadku Borowskiego sprawa komplikuje się dodatkowo:
jest autorem i bohaterem własnej książki. Jako więzień zachowuje
się i reaguje tak jak zwierzę osaczone przez nagonkę: wytęża całą
swoją inteligencję, by przeniknąć i obrócić przeciwko napastnikom
manewr obławy i reguły walki o życie. W obozach niemieckich
wytworzyła się na pewno pomiędzy więźniami i oprawcami swe-
go rodzaju zgodność poglądów na wartość, wytrzymałość i prze-
biegłość ciała ludzkiego. Więzień rozumował podobnie jak jego
prześladowca, z tą tylko różnicą, że swoje „doświadczenie w spra-
wach ludzkich” oddawał na usługi zachowania własnego, a nie
niszczenia cudzego życia. Pierwszym artykułem katechizmu obo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
I. G. Herling-Grudziński – U kresu nocy \ 225

zowego jest pogarda słabości i kult chytrości, czyli coś w rodzaju


inteligencji zwierzęcej. I powstaje pytanie, do jakiego stopnia ten
pogląd na wytrzymałość człowieka w obozie stał się z biegiem cza-
su poglądem na wartość człowieka w ogóle, czyniąc z zasad życia
obozowego syntetyczną miniaturę praw rządzących światem wol-
ności. Granica pomiędzy stanem wyjątkowym i uogólnieniem „fi-
lozoficznym” jest tu bardzo niewyraźna i łatwa do przekroczenia.
Ilekroć więc Borowski dopuszcza do głosu swą młodzieńczą agre-
sywność moralną i zuchwałość w traktowaniu własnych przeżyć
i obserwacji obozowych, jak gdyby mogły one być w ogóle mate-
riałem do nauki na przyszłość, wracam z przerażeniem myślą do
zdania Camusa z Listu do przyjaciela Niemca: „Pan przypuszczał,
że nie istnieje moralność ani ludzka, ani boska, że jedyne wartoś-
ci, jakie panują nad światem, to te, które rządzą światem zwierzę-
cym – gwałt i chytrość”.
Cokolwiek jednak powiedziałoby się o wstrząsającej książce Bo-
rowskiego, nie wolno zapominać, że skierowane przeciwko niej za-
rzuty są przede wszystkim przekleństwem rzuconym czasom i sys-
temom, które ją stworzyły.

G. Herling-Grudziński, U kresy nocy, „Wiadomości” 1948, nr 51–52;


przedruk w: tegoż, Wyjścia z milczenia, oprac. Z. Kudelski, Warszawa
1993.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II.

Opinie pierwszych czytelników

Kazimierz Wierzyński

Można by sądzić, że książka Herlinga jest jednym z reportaży,


których sporo ukazało się w ostatnich czasach na Zachodzie. Otóż
nie – i to jest, jak sądzę, sekretem jej powodzenia. Przynosi ona
wprawdzie wszystko, co może przynieść reportaż, zawiera wiele
informacji i danych dokumentarnych, opisuje obóz szczegółowo
i nie ma powodu sądzić, że niewiernie, prócz tego jednak dzieło to
jest pełne jeszcze innej treści. Pełne jest człowieka.
Wszystko, co tłukło się w tych ludzkich szkieletach gnanych na
ciężkie roboty, Herling zrozumiał i wszystkiemu potrafił dać wy-
raz. Znamy tych ludzi nie tylko z wyglądu, siniejących od mrozu,
zawiniętych w łachmany, śpiących z otwartymi ustami i krzyczą-
cych po nocy, ale wiemy także, co myślą i co czują. Odzywają się
w nich nagle najskrytsze instynkty, głód, upodlenie, szpiegostwo
i zdrada, tak samo jak współczucie, przyjaźń i wiara czy niewia-
ra w odzyskanie wolności. Wychodzi z tej książki żywy człowiek,
żywy tą resztką życia, które w nim dogasa, przerażający i niena-
wistny, dziki w żądzy ocalenia i bezsilny w długiej agonii, czło-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Opinie pierwszych czytelników \ 227

wiek spod poziomu człowieka i – co najdziwniejsze – człowiek bli-


ski jak brat.
W pewnym miejscu Herling mówi, że człowiek może być ludzki
tylko w ludzkich warunkach i że nie należy go sądzić według po-
stępków, których dopuszcza się, gdy przestaje być sobą. Zapewne
ta słuszna zasada nadała książce ludzki, współczujący ton i dzięki
niej opis tego piekła na ziemi stał się przejmującą księgą niedoli,
dziełem wielkim, które nie przeminie.
Herling przedstawia swych towarzyszy obozowych w lapidar-
nych charakterystykach albo w opowiadaniach zamkniętych, jak
skondensowana nowela, a pisanych po mistrzowsku. Jest ich ca-
ła niezapomniana galeria, niesamowite panopticum ludzkie, po-
przez które widać przerażający świat ZSRR i koszmar życia so-
wieckiego.
Ale najbardziej przejmuje nas to, co autor ma do powiedzenia
sam o sobie. Nie jest mu obce żadne z uczuć, które trawią wszyst-
kich innych więźniów, przechodzi całą skalę załamań według nie-
uniknionych reguł dehumanizacji. Depresje swoje i zmartwych-
wstańcze porywy przedstawia bez sentymentalizmu i żałości nad
samym sobą, z chłodem analizy, która najbardziej osobistym zwie-
rzeniom nadaje charakter jak gdyby postronnej relacji. Obserwuje
ubytek sił fizycznych, choruje na szkorbut i na żołądek, a wetera-
ni obozowi wróżą mu, że jeśli nawet przetrzyma zimę, nie ma wię-
cej niż sześć miesięcy życia przed sobą.
Prócz tego przechodzi on jeszcze jedną mękę, nie znaną in-
nym. Do obozu dociera wiadomość o tak zwanej amnestii dla Po-
laków, ale mija miesiąc po miesiącu, a Herlinga władze nie zwal-
niają. Jest to męka nadziei. Myśl o wolności dodaje mu sił, ale mo-
że ona okazać się złudna i przeistoczyć się w zawód, który łamie
ludzi jak śmierć.
Po czterech miesiącach oczekiwania i takich wątpliwości zdoby-
wa się na rozpaczliwą decyzję: wraz z sześcioma Polakami, pozo-
stałymi przy życiu z dwustu, rozpoczyna strajk głodowy i odmawia
pracy. Jedno i drugie uchodzi za najcięższe przekroczenie dyscypli-
ny obozowej i karane jest jak najsurowiej, często przez rozstrzela-
nie. Herling ryzykuje, że skraca sobie życie o kilka miesięcy, liczy
jednak na to, że może przez strajk przypomni władzom o swoim
istnieniu i o bezprawnym przetrzymywaniu go w obozie.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
228 [ Dodatek

Wtrącony wraz z towarzyszami do specjalnego obozowego wię-


zienia, zaczyna próbę rozstrzygającą o życiu i śmierci. Jest to kul-
minacyjny punkt jego opowieści. Opis tych dobrowolnie wybra-
nych tortur, tych ośmiu dni spędzonych w celi o szerokości jedne-
go kroku, bez szyb, mroźnej i zawiewanej śniegiem, gdzie przed
strajkującym kładziono codziennie nową porcję chleba – które-
go nigdy nie tknął – należy do najwspanialszych kart tej wspania-
łej książki.
Zamykamy ją z podziwem dla dojrzałości i powagi młodego pi-
sarza, dla jego wysokiego artyzmu, wyrazistości stylu, jasnej i zde-
cydowanej myśli, dla moralnej postawy wśród okrutnych doświad-
czeń, dla jego męskości i męstwa. Zamykamy ją z prawdziwym po-
dziwem dla tych cech spotykanych tylko w arcydziełach. (...)
Herling wykształcił sobie styl raczej na literaturze anglosaskiej.
Słowo służy u niego myśli bez żadnych niepotrzebnych dodatków,
bez tego – jeśli tak można powiedzieć – obtańcowywania myśli do-
koła, które tyle szkody wyrządziło naszej prozie. Podobnie jak jego
narracja idzie od faktu do faktu, tak jego zdanie idzie od myśli do
myśli. Ciągle pojawia się coś nowego, uwaga czytelnika jest przy-
kuta, i w ten sposób rośnie nieustannie napięcie. Oczywiście taka
metoda pisarska wymaga, żeby mieć coś do powiedzenia, a Her-
ling-Grudziński ma do powiedzenia dużo.

„Wiadomości”, Londyn 1952, nr 30.

Józef Wittlin

Zawsze odczuwam zażenowanie, gdy mam mówić, i to pub-


licznie, o książkach, których tematem są udręczenia nie postaci
zmyślonych, ale samego autora i jego autentycznych towarzyszy.
Chcąc jednak uwydatnić zalety tej książki – wiele zalet – pozwolę
sobie przytoczyć powiedzenie jednego z największych autorytetów
w dziedzinie obozologii, a mianowicie Rousseta, autora dwóch po-
ważnych dzieł Les jours de nôtre mort i L´univers concentration-
naire. Powiada Rousset, że „zbyt głęboko sięgająca niedola budzi

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Opinie pierwszych czytelników \ 229

nie współczucie, lecz odrazę i nienawiść”. I rzeczywiście, znamy


sporo takich reakcji turystów zwiedzających obozy koncentracyj-
ne, których przejęły odrazą ofiary – oglądane już po wyzwoleniu.
Książka Herlinga przeczy takiemu twierdzeniu. Potrafił on sięgnąć
niemal do samego dna niedoli ludzkiej, do dna poniżenia, a jed-
nak wzbudził współczucie dla swoich towarzyszy, nawet najbar-
dziej upodlonych. Stało się tak dlatego, że książka Herlinga nie
przygnębia czytelnika, jak przygnębia Dostojewski, że potrafił on
własne i cudze cierpienia przedstawić z wielkim, niemal klasycz-
nym umiarem i dystansem.

„Wiadomości”, Londyn 1952, nr 30.

Wacław Solski

Kiedy czytałem książkę Herlinga, myślałem o tym, że prawdzi-


wa twórczość, którą przywykliśmy nazywać beletrystyką, oświet-
la przyszłość, i oświetla ją zwykle znacznie lepiej i wyraźniej niż
książki o charakterze politycznym.
Biesy Dostojewskiego były książką proroczą dla Rosji, w bliż-
szych nam czasach książka Céline’a, pisana między dwiema woj-
nami, dawała przedsmak tego, co się miało dziać we Francji w ro-
ku 1939 i w smutnych dniach lata 1940; w Wilku między wilkami
Fallady można było znaleźć proroczą zapowiedź nadchodzących
dopiero wydarzeń w Niemczech. Otóż książka Herlinga zaciera
w dużym stopniu te różnice, jakie istnieją pomiędzy pisarstwem
powieściowo-beletrystycznym a reportażem, daje czytelnikowi
możność patrzenia w przyszłość. Na tym polega jej znaczenie i jej
głęboka treść.

„Wiadomości”, Londyn 1952, nr 30.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
230 [ Dodatek

Jan Lechoń

Jest to książka, która fantastycznie i niesłychanie drobiazgo-


wo analizuje psychikę człowieka w obozach. Nie waham się tu-
taj użyć dla porównania nazwiska Prousta, bo to, co Proust zrobił
w stosunku do ludzi żyjących nie tylko na wolności, ale w przepy-
chu, z luksusem analizy robiąc wiwisekcję ich duszy, Herling ro-
bi w stosunku do ludzi zepchniętych na dno poniżenia i nieszczęś-
cia. To, co mówię, mogłoby się wydawać paradoksem, ale pamię-
tamy przecież wszyscy opowiadanie Czapskiego o czytaniu Prousta
w Griazowce. Jednym z czynników, które rozstrzygają o klasie pi-
sarskiej Herlinga, jest jego dar analizy.

„Wiadomości”, Londyn 1952, nr 30.

Tymon Terlecki

W epoce Stalina Polacy, poza garstką zdrajców, mogą w Ro-


sji być tylko współmieszkańcami obozów niewolniczych, obozów
uprzemysłowionej śmierci. I książka Herlinga-Grudzińskiego jest
opowieścią byłego łagiernika.
Świat przeżyć, z których złożyła się ta opowieść, poprzedzi-
ło bardzo niewiele. Trochę bujnego, szczęśliwego fermentowania
w wolnej ojczyźnie, kolejnego podziwu dla Pasionarii i Maritaina,
pierwsze związki przyjaźni i pierwsze próby pisarskie. Potem ude-
rzenie klęski wrześniowej, polski nawykowy odruch konspiracyj-
ny, i prawie wprost z ławy uniwersyteckiej w Warszawie Herling-
Grudziński ocknął się na pryczy sowieckiego więzienia i sowieckie-
go łagru. Tam obchodził swoją pełnoletniość. Dwa lata spędzone
nad Morzem Białym to była jego młodość, nie „górna i chmur-
na”, ale przeżyta na najgłębszym dnie poniżenia, wszawa i ropie-
jąca od szkorbu.
Te doświadczenia książka Herlinga-Grudzińskiego opisuje
w sposób, który czyni z niej i ważki dokument publicystyczny,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Opinie pierwszych czytelników \ 231

i ambitny utwór literacki. Jej siłę stanowi młoda, świeża, chwyt-


na wrażliwość rejestrująca obrazy, ciekawość gromadząca szczegó-
ły, pasja ich analizy i wiązania ze sobą. „Jednym z najbardziej zdu-
miewających i zachwycających zjawisk w ubogim życiu umysło-
wym »martwych domów« – opowiada Herling-Grudziński – jest
wspaniale wyostrzona czujność obserwacji każdego doświadczo-
nego więźnia. Nie było celi, w której bym nie spotkał choć jedne-
go statystyka i badacza życia więziennego...”
Sam Herling-Grudziński stał się jednym z takich przymusowych
badaczy odrażającego przedmiotu badania. Kierowały go w tę stro-
nę zainteresowania społeczne. Gdy go spotkałem po raz pierwszy
jako studenta uniwersytetu, płonął entuzjazmem dla książki Ko-
nińskiego Pisarze ludowi. Na emigracji te zainteresowania znalazły
wyraz w inteligentnym skrócie wielkiego zbioru Pamiętniki chło-
pów. Kto wie, czy ta wola poznawcza, wola zmierzenia niedoli
wszerz i w głąb nie była, obok młodości i siły żywotnej, tą dźwig-
nią, która go uratowała od zguby.
Zapiski sowieckie zawierają wielką ilość skrupulatnie zebra-
nych faktów, precyzyjnie zapamiętanych spostrzeżeń psycholo-
gicznych. Cechuje je szczerość bezwzględna, nieraz raniąca na-
sze uczucia: „z dna wody letejskiej – pisze Herling-Grudziński
w którymś miejscu – spoglądają na mnie twarze umarłych i ży-
jących może jeszcze towarzyszy, przekrzywione drapieżnym gry-
masem osaczonych zwierząt, i szepcą zsiniałymi od głodu i cier-
pienia wargami: »Mów całą prawdę, jacyśmy byli, mów, do cze-
go nas doprowadzono«”. Autor tego przeraźliwego świadectwa,
trochę jakby ex post, rezerwuje sobie intelektualne górowanie
nad opisywanym środowiskiem. We wszystkim innym nie po-
większa siebie, nie przybiera pozy. Przeczy możliwości bohater-
stwa na tym stopniu metodycznego upodlenia, jakim jest łagier
sowiecki, wątpi nawet o litości. Oto dwa gorzkie nad wszelkie
słowo stwierdzenia: „Dolna granica instynktownej wytrzymałoś-
ci i przebiegłości ciała ludzkiego, poza którą zwykliśmy dotąd li-
czyć na moc charakteru lub świadome działanie wartości ducho-
wych, nie istnieje w ogóle; słowem – nie ma takiej rzeczy, której
by człowiek nie robił z głodu i z bólu”. I drugie: „W obozie uczu-
cia ludzkie odzywają się najczęściej wówczas, gdy litość zaspoka-
ja resztki miłości własnej”.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
232 [ Dodatek

Zdradzony przez człowieka, którego uważał za przyjaciela, żar-


ty głodem, rozpaczą i cyngą, przeżył Herling-Grudziński dwa do-
świadczenia solidarności. „(...) nasza wieczerza wigilijna – są to je-
go słowa – miała się składać z kromki chleba i kubka wrzątku. Było
zapewne coś budzącego mimowolny szacunek w tej gromadce lu-
dzi pochylonych nad prostym stołem i płaczących z tęsknoty z da-
la od swej ojczyzny, bo mieszkańcy Trupiarni przyglądali się nam
z prycz z powagą (...)”.
Dosyć trudno określić Inny świat Herlinga-Grudzińskiego pod
względem rodzajowym. Jest to komentowany reportaż czy wspom-
nienie plecione refleksją intelektualną. Ale jakkolwiek by się oceni-
ło zrównoważenie elementów, które się na nią składają, nie można
jej odmówić wielkiej, świadomej ambicji literackiej.
Na kształcie tej drugiej książki młodego pisarza zaważyły dwa
wpływy: Dostojewski i Koestler. Sam wyznaje, że Zapiski z mar-
twego domu były jedyną książką, jaką raz po razie dwukrotnie
przeczytał w ciągu dwu lat zamknięcia. Jeden z utworów Koestle-
ra przekładał już na wolności. Ci dwaj pisarze pomogli mu zor-
ganizować materiał bolesnego doświadczenia. Obecność ich zna-
czy się przede wszystkim w analitycznych częściach książki. Partie
opisowe, nieraz o wielkiej sile wizyjnej, wywodzą się może z li-
nii Żeromskiego. Jest to jednak obrazowanie bardzo opanowane
w wyrazie lirycznym. Oto dwa przykłady – opisy ranka i wieczo-
ru: „Księżyc mętniał powoli, zamrożony w lodowatej tafli nieba
jak krążek cytryny w galarecie”. „Płynęły ku obozowi brygady, ni-
by żałobne orszaki pogrzebowe cieni, niosących na plecach swo-
je własne zwłoki”.
Ale największą i najwięcej rokującą zdobyczą Innego świata jest
długi oddech, wytrzymanie formy literackiej na wielkiej przestrze-
ni i wobec szczególnego materiału. Zawiera się w tym pierwsze
zwycięstwo pisarza nad straszliwym tematem.

„Wiadomości”, Londyn 1952, nr 30.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
II. Opinie pierwszych czytelników \ 233

Maria Danilewicz-Zielińska
[Cierpienie nie uszlachetnia]

Inny świat podważa w czytelniku wiarę w słuszność powiedze-


nia o uszlachetniającym wpływie cierpienia. Mówi raczej – podob-
nie jak Tadeusz Borowski w opowiadaniach oświęcimskich – do-
sadniej jeszcze od Dostojewskiego o degradacji człowieka, o scho-
dzeniu „poniżej dolnej granicy człowieczeństwa”. Więzień broni
się, przeciwstawia upadkowi siłę charakteru, instynktowne reakcje
wrodzone i zautomatyzowane na skutek wychowania domowego,
szkoły, tradycji – szuka ucieczki w pracy, a nawet w zmęczeniu, aż
wreszcie otępienie, swoista samotność wśród tłumu i niemożność
znalezienia wspólnego języka z otoczeniem zabijają w nim ostatnie
odruchy człowieczeństwa: litość. Nieliczni, którzy degradacji ta-
kiej się oparli, szukają ucieczki w myśli o śmierci, pojętej dosłow-
nie jako „wieczny odpoczynek”.
Inny świat Herlinga jest dziełem sztuki, książką wielowarstwo-
wą, przynoszącą poza dokumentarnym świadectwem pokład dru-
gi, socjologiczny, zawarty w galerii portretów współtowarzyszy
więzienia i obozu. Byli to z małymi wyjątkami Rosjanie i w prze-
ważającej większości ideowi komuniści czy dokładniej: byli ideowi
komuniści, ukrywający często przed samymi sobą prawdę o wiel-
kim rozczarowaniu.
Uwolnienie. Bo przyszło nareszcie, po długich miesiącach zwło-
ki, po samobójczej próbie głodówki, ciężkiej chorobie i utracie na-
dziei. Dla Dostojewskiego w zakończeniu Wspomnień oznaczało
„wspaniałą chwilę”, „wolność, zmartwychwstanie”. Herling nie
tyle patrzy w przyszłość, ile ogląda się za siebie: „Dante nie wie-
dział – pisze – że nie ma na świecie cierpienia większego, niż do-
znawać szczęścia na oczach nieszczęśliwych, jeść w obecności głod-
nych”. Ceni wolność, ale zna jej cenę. Dlatego nie znajduje słów
rozgrzeszenia dla tych, którzy wolność uzyskali za cenę załama-
nia się i słabości.

M. Danilewicz-Zielińska, Szkice o literaturze emigracyjnej (1975), Wroc-


ław 1992, s. 90.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III.

Barbara Skarga2 –
Świadectwo „Innego świata”

Przedmiotem moich rozważań będzie książka, która spośród


wspomnień, jakie się ukazały po wojnie, jest mi szczególnie bliska.
Mam na myśli Inny świat Herlinga-Grudzińskiego. Książka to zna-
komita, w moim przekonaniu z całej literatury obozowej – licznej
już dziś na świecie – najlepsza, najtrafniejsza w swych analizach.
Mówiąc o niej, trudno mi zachować dystans wymagany od kry-
tyka. Ponieważ jednak organizatorzy seminarium narzucili mi ro-
lę eksperta obozowych spraw, spróbuję ich oczekiwaniom zadość-
uczynić. Zacząć zaś chcę od takiej oto uwagi.
W dyskusjach toczonych na temat wspomnień rysują się dwa sta-
nowiska. Jedni twierdzą, że najlepszym dokumentem jest dobra li-
teratura, drudzy preferują suchy kronikarski zapis, pisany językiem
maksymalnie sprawozdawczym, opisujący zdarzenia bezstronnie,
bez uczuciowego zaangażowania. Chodzi bowiem o fakty, a nie ich
interpretacje. Dodają też jeszcze, i nie bez racji, że w literaturze jest
coś z profanacji. Jest ona zaborcza, dotyka wszystkiego, nawet tego,
co dotknięte może sprawić ból. Wiemy dobrze, że powinna podej-

2
Zob. przypis na s. 175.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III. B. Skarga – Świadectwo „Innego świata” \ 235

mować wszystkie trudne sprawy, dawać świadectwo, aby uchronić


ludzkie cierpienia od niepamięci, składać im hołd przez nachyla-
nie się nad nimi. Lecz opisując te trudne sprawy i ludzkie cierpie-
nia, przenosi je w inny wymiar. Czuć głód to nie to samo, co czy-
tać o głodzie. Ta niewspółmierność między faktami a ich opisem
budzi niekiedy uczucie zażenowania. Po co pisarz odsłania to, co
ktoś przeżywał i być może chciał ukryć przed ludzkim wzrokiem?
Po co bezwstydnie traktuje owe przeżycia jako materiał poddający
się artystycznej obróbce? Może właśnie dlatego wielu starych więź-
niów woli telegraficzne zapisy z najmniejszą ilością słów. Zarzucają
zatem książce Herlinga-Grudzińskiego jej literackość. Faktem jest
bowiem, że jej język wznosi się ponad poziom czysto informacyj-
ny, że korzysta z wielu bogatych środków wyrazu. Otóż za tą „lite-
rackością” wspomnień można również wysunąć liczne argumenty.
Wchodzę tu na teren cudzy, teorii literatury, problem jest jednak na
tyle ważny nie tylko dla tych, co piszą wspomnienia, lecz także dla
tych, co je czytają, że nie mogę go nie poruszyć. Jak należy pisać,
aby zdarzenia i przeżycia ludzi odległe i obce, wprost niewyobrażal-
ne, uczynić choć częściowo zrozumiałymi? Jak przekazać doświad-
czenia niedostępne w życiu normalnych społeczeństw, by mógł być
pojęty ich rzeczywisty i niemiłosierny sens? Mam głębokie przeko-
nanie, że przeciwnicy kronikarskich zapisów mają słuszność. Czyż
można ograniczyć język w jego środkach ekspresji, skoro tylko on
może wprowadzić czytelnika w nie znany mu pejzaż? Wybór owych
środków będzie zależał od talentu autora. I sądzę także, że w wy-
padku Herlinga-Grudzińskiego język literatury mówi nam więcej
niż suche dokumenty. Jak to kiedyś powiedział Merleau-Ponty, do-
kładny zapis faktów robi często wrażenie ubóstwa, mało tego, właś-
nie mija się z prawdą. Brakuje bowiem owym faktom przedstawio-
nym od zewnątrz ich atmosfery. Nie można poprzez nie dostrzec
przeżyć ludzi, ich reakcji, ich rozpaczy. Ginie coś takiego, co Hei-
degger nazywał nastrojem, a co wypełnia rzeczywistość. Artysta na-
tomiast odpowiednio fakty komponując, kontrastując z innymi, od-
dając odcieniami słów przeżycia i nastroje, być może nawet przez
pewną deformację zdarzeń wydobywa z nich sens głębszy i o wie-
le bardziej istotny.
Podam państwu przykład. (...) Herling pisze: „Można było być
pewnym, że więzień, który tonąc, nie tylko nie uczynił żadnego

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
236 [ Dodatek

ruchu, ale przeciwnie, lał w siebie w przystępie szału głodowego


bezużyteczny balast wrzątku, pójdzie którejś nocy na dno jak ka-
mień, a nazajutrz świt wyrzuci na mieliznę pryczy jego obrzękłe
i monstrualnie i wzdęte zwłoki”. Ileż w tym zdaniu informacji, jak
świetnie zostały z sobą zestawione! Mowa tu o niebezpieczeństwie
poddania się rezygnacji, ale także i o szkodliwości bezruchu fizycz-
nego dla wycieńczonych głodem organizmów, mowa o skutkach
picia płynów; picie to oszukiwało głód, powodując tylko szybszą
destrukcję wszystkich fizjologicznych czynności, wodną opuchliz-
nę i śmierć. A jednocześnie czytelnik widzi owych nieszczęsnych
ludzi, szalonych w swym postępowaniu, już nie umiejących wal-
czyć, i czuje lęk przed śmiercią pozbawioną majestatu, obrzydli-
wą, co przychodzi w nocy przez innych nie zauważona. Można na
ten temat wygłosić wykład, napisać dysertację. Będą wstrząsają-
ce, bo temat jest taki. Ale jaka zgroza bije z tego skondensowane-
go w swej treści zdania.
Bronię więc tej literackości wspomnień, która – wbrew zwo-
lennikom kroniki – pozwala na pełniejszą wierność w stosunku
do rzeczywistości. Zdarzenia mają swój koloryt, domagają się więc
w opisach nie tylko rysunku, lecz także farb. Wówczas dopiero syl-
wetki i ich tło nabierają głębi. Kiedy czytam Herlinga-Grudzińskie-
go, dostrzegam, jak starannie i z jakim talentem malował swoje po-
nure freski, usiłując uobecnić to, co nigdy nie było obecne w polu
doświadczeń czytelnika.
Tu jednak nasuwa mi się pewna wątpliwość. Jeżeli nawet uzna-
jemy, że wspomnienia literackie, o ile naturalnie są dobrze napi-
sane, stanowią lepszy dokument niż kroniki, to jeszcze nie znaczy,
aby były dokumentem, którego sens jest dla każdego całkowicie
czytelny. Czy w ogóle można uobecnić to, co dla czytelnika nigdy
obecnym nie było? Nie chodzi mi tu o problem właściwy semanty-
ce czy hermeneutyce, a więc o problem rozumienia znaczeń, inter-
pretacji itp. Myślę, że w tym samym kręgu kulturowym znaczenia
nawet starych tekstów mogą być w dużym stopniu rozszyfrowane.
W tym jednak wypadku mamy do czynienia z innym światem. Go-
towa jestem twierdzić, że łatwiej nam zrozumieć pamiętnik starego
subiekta niż to, co pisze Grudziński. Prowadzone niekiedy rozmo-
wy z czytelnikami jego książki świadczyły, że część informacji nie
dociera w ogóle do ich świadomości, że konkretyzacje niektórych

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III. B. Skarga – Świadectwo „Innego świata” \ 237

elementów opisu są całkowicie fałszywe. Nie jest to bynajmniej wi-


na książki, to raczej brak wiedzy, a może nawet i brak wyobraźni,
zwłaszcza u czytelników młodego pokolenia. Można podać róż-
ne przykłady, nawet tak drobne jak ten, gdy mowa jest o stołypin-
skim wagonie, siedzącym sztywno na ławce Szkłowskim, urkach
i grze w karty. Stary więzień, który zna dobrze stołypinkę, widzi
tę scenę dokładniej i barwniej, niż ten, co nigdy w takim wagonie
nie jechał. Ktoś mi nawet powiedział: „Dlaczego Szkłowski nie za-
wołał strażnika?” Niezależnie od tego, jak wielka byłaby wrażli-
wość czytelników, ich odbiór dzieła rozbija się o brak znajomości
podstawowych faktów. Jest to bowiem naprawdę inny świat, o in-
nych prawach, innych realiach życia codziennego, innych przed-
miotach otaczających człowieka. To świat paraszy i tumboczek,
walonek i drewnianych łyżek, watowanych spodni, kilofów i ło-
pat, świat zaprietek, wacht, podartych roboczych rękawic, roz-
wodnych desek, nędznej bałandy i garbuszki, kojek i wypchanych
opiłkami materaców. Niebogaty to świat w sprzęty, ubogi w swych
akcesoriach, monotonny do szaleństwa. Świat, z którego zniknę-
ły najprostsze rzeczy, które nam towarzyszą niezmiennie w życiu.
Zniknęły z niego nie tylko żyletki czy noże, lecz także igły, luster-
ka, papier i ołówek, okulary, fotografia najbliższej osoby, książka.
Prawa zaś tego świata nie mają nic wspólnego z naszymi.
Tyle spraw ogólnych. Chciałabym teraz przejść do naszej książ-
ki. Jako „ekspert” muszę wpierw zaznaczyć, że stosunki w obo-
zach zmieniały się w czasie i w przestrzeni. Różne zwyczaje pano-
wały na nieraz leżących tuż koło siebie łagpunktach. Herling-Gru-
dziński był w obozach podczas wojny, ja później. Niektóre zatem
szczegóły w moich doświadczeniach wyglądały inaczej. Są to jed-
nak tylko szczegóły. Ogólna charakterystyka wydarzeń jest nad-
zwyczaj wierna. To, o czym pisze Herling-Grudziński, proszę pań-
stwa, to jest prawda.
W czym się natomiast różnią nasze obserwacje? Podam pa-
rę przykładów. Grudziński pisze, że niemal nigdy nie spotyka się
w obozach pracy małoletnich przestępców. Niestety, spotyka się
nader często i są tam taką samą plagą jak w więzieniach. Każdy
„małoletka” chce bowiem prześcignąć w okrucieństwie, brutal-
ności i sprycie starego urkę. Nie daj Boże mieć z nimi cokolwiek
do czynienia. W rozdziale o nocnych łowach przypuszcza autor,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
238 [ Dodatek

że słowo „proizwoł” jest już prawdopodobnie dzisiaj nie znane


więźniom sowieckim, że ostatnie dni jego panowania przypadły na
1940 roku. Oczywiście, w niektórych obozach został on częścio-
wo opanowany, obozy te jednak należały do wyjątkowych i nawet
w nich zdarzały się wszystkie przejawy proizwołu, które autor opi-
suje. Na mniejszych zaś komandirowkach, a zwłaszcza na tak zwa-
nych przesyłkach, czyli w obozach przejściowych, panował on nie-
podzielnie. Sytuacja się zmieniła po 1948 roku, kiedy oddzielono
więźniów z artykułem 58, czyli politycznych, od kryminalistów.
Na s. 49 mowa jest o tym, że każda brygada miała przydzielo-
nego konwojenta. Widocznie za moich czasów administracja obo-
zowa stała się bardziej doświadczona i wiedziała, że konwój nale-
ży zmieniać, gdyż nawet najtwardsi żołnierze po pewnym czasie
wchodzą z więźniami w bliższe stosunki. Zaczynają się wzajemne
wymiany usług, które czynią jednym i drugim życie trochę lżej-
szym. Co tydzień zatem ktoś inny czeka na wachcie i liczniejsza jest
asysta – co najmniej pięciu czy sześciu żołnierzy i pies.
Jak państwo widzą, nie ma co się zatrzymywać nad takimi dro-
biazgami. Jest naprawdę rzeczą obojętną, czy był gdzieś stały kon-
wój, czy nie, czy w jednym z obozów byli więźniowie odnosili
się wrogo do zeków, czy przeciwnie, darzyli ich życzliwością. Nie
ma tu reguł. Przyczyna natomiast tych drobnych odmienności jest
ważna. Regulaminy, przepisy nie mogły uwzględnić wszelkich wa-
runków miejscowych. Sytuacja w obozach zależała zatem w dużej
mierze od warunków i od administracji. Niekiedy zmiana naczel-
nika zmieniała całkowicie obozowe życie. W ostatecznym rachun-
ku zawsze wiele zależy od ludzi.
Są jednak i takie kwestie poruszone w Innym świecie, z który-
mi zgodzić się nie mogę. Herling-Grudziński stwierdza, że kobie-
ty znacznie gorzej znosiły głód fizyczny i seksualny. W moim prze-
konaniu jest to obserwacja fałszywa. Biologiczna odporność kobiet
była znacznie większa. Obozowe dochadiagi to przeważnie męż-
czyźni, kobiety – nader rzadko. Stąd i charakterystyczne przysło-
wie, że kobiety, jak kotki, nawet pałką się nie dobije. Zdrowsze,
mniej osłabione mogły jeszcze czuć seksualny głód, który u wy-
niszczonych mężczyzn zanikał zupełnie. Nie jest jednak prawdą,
że można było mieć każdą kobietę za pajdę chleba. Żyłam wśród
kobiet i wiem, jak trzymały się dzielnie, nieraz nad podziw. O tej

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III. B. Skarga – Świadectwo „Innego świata” \ 239

postawie decydował raczej nie głód, ale wpojone zasady moralne,


związane z kręgami kulturowymi. Nie jest chyba przypadkiem,
że najłatwiej ulegały prostytucji pochodzące z prymitywnych śro-
dowisk Rosjanki. Polki natomiast, czy to chłopki, czy dziewczęta
z miast, a także Litwinki, Ukrainki z Zachodniej Ukrainy, Estonki
itd. zachowywały się świetnie.
Zaniepokoiło mnie też i inne uogólnienie. Jest prawdą, że wśród
tak zwanych „prydurków” często można było spotkać „stukaczy”.
Nie znaczy to jednak, by każdy „prydurek” musiał „stukać”. Trze-
ba pamiętać, że każdy obóz był związany z jakąś produkcją, że ad-
ministracji zależało na wykonaniu planu. Stąd też starała się ona
skupić w obozie, o ile to było możliwe, odpowiednich specjalistów,
którzy by plan wykonać mogli. Wyławiała więc z etapów inżynie-
rów, ekonomistów, majstrów, także lekarzy, wszystkich, którzy się
wydawali potrzebni, ci zaś z kolei próbowali pomóc innym. Wy-
daje mi się, że z tą gospodarczą stroną obozu Grudziński nie miał
okazji się spotkać, że nie znał także konfliktów, które się rodziły
między naczelnikiem obozu a operem, czyli oficerem politycznym.
Bywało bowiem tak, że ten ostatni więźnia szantażował, chcąc go
zmusić do stukania, a naczelnik go bronił. Piszę o tym, gdyż wśród
owych „prydurków” poznałam wielu szlachetnych i uczciwych lu-
dzi i nie chciałabym, by owa opinia zaszkodziła ich dobremu imie-
niu. Sama zresztą przez pewien czas takim „prydurkiem” byłam.
Można też dyskutować, co decydowało o tym, że ludzie róż-
nych narodowości inaczej się zachowywali w obozie i na śledztwie.
Temat to sam w sobie ogromny i Herling-Grudziński zaledwie go
zaznacza, a wart jest on głębszego zastanowienia. Dlaczego psy-
chiczny opór wobec gwałtu i niesprawiedliwości był silniejszy
u więźniów Europejczyków? Zawsze nas dziwiło, jak można do-
nosić na towarzyszy niedoli i jak się można tak poniżyć, by przy-
znawać się do win niepopełnionych. Grudziński opisuje ów proces
rozbicia osobowości więźnia przez śledztwo i lepienia jej na nowo
już na innych zasadach. Ten proces, dodawał, nie dotyczył Pola-
ków przesłuchiwanych „pospiesznie i chaotycznie” bez oka wy-
kwalifikowanych sił. Zapewne tak było w tych wojennych czasach,
ale w 44 i 45 roku Polacy tak jak i inni spędzali na śledztwach mie-
siące i nie oszczędzano im cierpień, a jednak pozostawali niezła-
mani. Rzecz więc nie w trybie śledztwa, lecz w czymś innym, mo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
240 [ Dodatek

że w tradycjach kulturowych, a może trudniej jest bronić swych ra-


cji wobec rodaków niż wobec innych? Zostawiam to pytanie bez
odpowiedzi. Nie chciałabym tylko, żeby moje wątpliwości przy-
czyniły się do opinii, że żywię niechęć do naszych sąsiadów i ich
kultury. Spotyka się w obozach nie tylko Machapetianów i Gorce-
wów, lecz także Kostylewów i profesorów takich jak Borys Łaza-
rewicz, wspaniałych ludzi.
Wszystko, co dotychczas powiedziałam, nie ma żadnego wpły-
wu na mój stosunek do książki Herlinga. Przejdźmy więc teraz
wreszcie do tego, co wydaje mi się w niej najważniejsze. Chcę
zwrócić uwagę przede wszystkim na jej tytuł. Co to znaczy: in-
ny świat? Na czym ta inność ma polegać? W tym krótkim szkicu
nie mogę omówić wszystkich związanych z tym pytaniem sugestii
autora. Zatrzymam się tylko na trzech, najistotniejszych. Wpierw
jednak podkreślmy, że myliłby się ten, kto by sądził, że chodzi tu
o sam fakt uwięzienia, izolacji, o ciężkie warunki, ciężką pracę itp.
Nie. Takie zjawiska występują pod każdą szerokością geograficz-
ną. Rzecz jest dużo ważniejsza.
Przeczytajmy uważnie epilog książki. Jest już po wojnie, czer-
wiec 1945 roku. Rzym. Miasto jest jeszcze pełne wojska, lecz ten
upał, „leniwy tłum” na ulicach, butelka wina, żaluzje w oknach ho-
telowego pokoju, tapety, nawet te obskurne – to wszystko należy
do „naszego” świata budzącego się powoli do życia. Herling-Gru-
dziński spotyka się z obozowym kolegą, Polakiem, starym komu-
nistą, który przyjechał specjalnie się z nim zobaczyć. Ten człowiek
nie może żyć, kiedyś bowiem, ratując własną skórę, złożył fałszy-
wy donos na czterech Niemców, których rozstrzelano. Szuka więc
zrozumienia, błaga Herlinga o to jedno słowo: rozumiem, o roz-
grzeszenie, bo któż by mógł inny go udzielić, jak nie ten, kto tam
był, komu są znane obozowe udręki.
Rozgrzeszenie jednak było niemożliwe. Rozgrzeszyć bowiem,
to jakby wrócić do tamtego świata, to jakby uznać jego prawo do
istnienia, to usprawiedliwić to, co nie mogło być usprawiedliwio-
ne, to także przekreślić odradzające się życie. „Dni naszego życia
– pisze autor – nie są podobne do dni naszej śmierci”.
Nie ma rozgrzeszenia dla świata, w którym wszystko jest na le-
wą stronę – wartości, normy postępowania, to, co zwykłe i to, co
normalne, co wyjątkowe i co dziwne. Zdrada jest tam dniem co-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III. B. Skarga – Świadectwo „Innego świata” \ 241

dziennym, uczciwość czymś rzadkim, pohańbienie na każdym kro-


ku, śmierć – chlebem powszednim, a chleb z trudem osiągalnym
skarbem. Tam nie potępia się tych, co zabijają, kradną, cudzoło-
żą, dają fałszywe świadectwa i do bliźnich czują nienawiść, bo jak-
żeby mogli żyć inaczej. To świat odwróconego Dekalogu. Oto na
czym polega jego inność.
I druga, nie mniej ważna, sprawa. Czytelnik, śledząc tok nar-
racji, zaczyna zdawać sobie sprawę, że tam, w obozie, pragnienie
życia, jeżeli przestawało być naturalnym odruchem biologicznym,
musiało gasnąć, gasło bowiem to, co utrzymuje człowieka przy ży-
ciu – nadzieja. Jakże przenikliwie opisuje Grudziński tę utratę na-
dziei: tych nowych więźniów, których starzy, doświadczeni trak-
tują jak głupców, bo jeszcze się czegoś spodziewają i o coś walczą;
i tę niechęć do nadziei, bo kusi zły los, urąga prawom obozu, wy-
stawia na „straszliwe niebezpieczeństwo zawodu” nie tylko ufają-
cych, lecz i tych pozostałych. W obozie gasi się nadzieję brutalnie.
Każdy musi być przygotowany na najgorsze, na najgorszy obóz,
najgorszą pracę, na zapomnienie, na głód, na śmierć. Nie wol-
no „drażnić losu bezmyślną ufnością”. „Eh, żyzń nadojeła – jedy-
ne słowa, jakimi wolno było określać beznadziejność, nie prowo-
kując nadziei”.
Trzecia sprawa. Co może zostać z człowieka w takich warun-
kach? Grudziński obserwował więźniów siedzących już 5–6 lat. Je-
go diagnoza jest ponura. Nie tylko głód, choroby, praca ponad si-
ły, tęsknota, wyczerpują fizyczne i moralne siły człowieka. Prze-
de wszystkim beznadziejność i sytuacja moralna. Dodałabym do
tego jeszcze czas ciągnący się jak guma, według obozowego przy-
słowia, te dni po dniach tej samej, niekończącej się udręki. Żadnej
perspektywy, że się coś na lepsze zmieni, i wizja dni, miesięcy, lat,
długich lat, że wydaje się niemożliwością je przeżyć. Zostaje więc
zekowi tylko jedna broń, by jakoś przetrwać, nie opaść na dno. Tą
bronią jest zachowanie równowagi w pancerzu obojętności. Żad-
nych uczuć, żadnego przywiązania, żadnego zbytecznego współ-
czucia. I tak następuje powolne odczłowieczenie, bo czy można żyć
bez litości? Bo czy jest się człowiekiem, jeżeli nie ma się współczu-
cia dla cierpień innych, lecz tylko pogardę i wstręt? „Jakże litować
się nad »kurzymi ślepcami«, gdy się ich widzi codziennie potrąca-
nych kolbami karabinów i opóźniających powrót do zony, a potem

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
242 [ Dodatek

spychanych niecierpliwie z wąskiej ścieżki przez więźniów śpieszą-


cych do kuchni; jak odwiedzać »trupiarnię« pogrążoną w wieczor-
nym mroku i zgniłym fetorze ekstrementów; jak dzielić się chle-
bem z głodnym, który już nazajutrz wita cię w baraku obłąkanym
i natarczywym spojrzeniem”. Reedukacja więźnia zostaje zakoń-
czona. Więzień – to już nie człowiek, zmienia się w nędzny łach-
man lub w „posledniego mierzawca”.
Do tego przejmującego obrazu chciałabym jednak wprowa-
dzić poprawkę. Jest on zbyt pesymistyczny. Nie wszyscy „skazań-
cy czerpią pociechę z rozpaczy innych”, jak się wyraził Grudziń-
ski. Dar szlachetności im rzadszy, tym bywa cenniejszy. Byli więc
tacy, którzy potrafili zachować godność i walczyli o nią zapamięta-
le; byli też tacy, co budzili w sobie uczucia miłosierdzia i przyjaźni
mimo tego, że mogły nieraz kosztować ich życie. Nie były to wy-
padki odosobnione. Jest prawdą, że solidarność wśród więźniów
pojawia się w wyjątkowych sytuacjach, ale nie można jej całkowi-
cie zanegować. Obraz narysowany przez Herlinga-Grudzińskiego
jest tak czarny, że wydaje się, iż zniknie w nim on sam, stapiając
się z tłem rozpaczy, nienawiści, podłości. A przecież nie wygasła
w nim nigdy tęsknota do wolności i wola walki o nią, czego do-
wodem głodówka podjęta w krytycznym stanie, w jakim znajdo-
wał się wówczas jego organizm. Był dochadiagą, jak się przyzna-
je, lecz myślał, czuł, pragnął. Był zatem, jak i jego towarzysze gło-
dówki, białą plamą na tym czarnym obrazie, tak samo zresztą jak
rozstrzelane mniszki, pani Olga i Natalia Lwowna, i zapewne wie-
lu innych.
Czarność obrazu przesłania pamięć o tych, którzy próbowa-
li przejść przez obóz z podniesionym czołem. Nie wszyscy stawali
się kanaliami. Chcę to podkreślić z szacunku dla wielu moich obo-
zowych współtowarzyszy.
Takim jest więc ten inny świat, świat odwróconych ludzkich
wartości, świat bez nadziei i bez litości dla innych, świat ludz-
kich łachmanów i stukaczy, świat obłąkanych z głodu dochadiag
i eksploatatorów, świat ludzkiego dna, w którym dawno porwały
się nici łączące z człowieczeństwem. I tu pozwolę sobie na ostat-
nią uwagę, trochę gorzką. Dlaczego książka, która tak prawdziwie
i mądrze ten świat opisała, miała stosunkowo słabe echa? Dlacze-
go Grudzińskiemu nie uwierzono? Czy dlatego, że był Polakiem?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
III. B. Skarga – Świadectwo „Innego świata” \ 243

Czy dlatego, że powiedział prawdę za wcześnie? Cóż, nieraz wy-


godniej jest nie wiedzieć i mieć sumienie czyste. Mundus vult de-
cipi, ergo decipiatur3.

B. Skarga, Referat wygłoszony w 1983 r. podczas seminarium „Litera-


tura wspomnieniowa jako dokument”. Tekst został spisany z taśmy mag-
netofonowej i opublikowany („bez wiedzy i zgody autorki”) w „Kultu-
rze Niezależnej” 1986, nr 19.

3
mundus vult decipi, ergo decipiatur (łac.) – świat chce być oszukiwany, więc
niech będzie oszukiwany.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
IV.

AUTOKOMENTARZE

Gustaw Herling-Grudziński –
Dziennik pisany nocą

5 października 1994 r.

Epilog Innego świata zatytułowany jest Upadek Paryża. Odtąd


będę do książki dołączał drugi epilog pod tytułem Upadek Innego
świata. Będzie nim pełny tekst listu (z zachowaniem pisowni au-
tora), nadanego z Sołówek 23 sierpnia, otrzymanego przeze mnie
29 września. List napisał znany dziennikarz Mariusz Wilk, współ-
autor głośnej niegdyś książki Konspira, lektury dla mnie w owych
latach pasjonującej.
„Szanowny panie Gustawie, piszę do Pana z Wysp Sołowieckich,
które wedle Sołżenicyna są kolebką Archipelagu Gułag. Dwa lata
temu kupiłem tutaj dom nad morzem i żyję, jak w celi, bez-wyjezd-
no. Nieco piszę, stawiam sieci na sjeliodkę, hoduję kartoszkę.
Piszę do Pana w związku z Jercewem. Być może pamięta Pan
mój telefon z Moskwy, wiosną 1992. Zadzwoniłem wtedy świeżo
pod wrażeniem kargopolskich zon. 19 stycznia 1992 roku, czyli

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
G. Herling-Grudziński – Dziennik pisany nocą \ 245

dokładnie pół wieku od dnia, kiedy Pana zwolnili z obozu w Jerce-


wie, ja wysiadłem na jego stacji z pociągu relacji Moskwa–Archan-
gielsk. Zapamiętałem datę, bo to dzień moich urodzin.
Do Jercewa przyjechałem z Wołogdy, z szałamowskich cztienij,
które odbywają się w każdą rocznicę śmierci Warłama Tichonowi-
cza. Tam dowiedziałem się, że Jercewo jest „zamkniętym” pasioł-
kiem, bo obóz, w którym pana trzymali, funkcjonuje do dziś. Po-
wiedziała mi o tym dziewczyna z domu–muzeum Szałamowa, uro-
dzona w Jercewie, córka zakliuczonej. Objaśniła też, jak przejść ze
stacji do baraku gastinicy dla przyjeżdżających na swidania; przejść
tak, by od razu nie podpaść.
Byłem jedynym pasażerem, wysiadającym na stacji w Jercewie.
„Z pagórka w pobliżu stacji widać było obóz jak na dłoni. Z ba-
raków unosiły się w górę pionowe słupy dymów, w oknach pali-
ły się już światła i gdyby nie cztery sylwetki „bocianów”, siekące
noc długimi nożami reflektorów, Jercewo mogłoby uchodzić za ci-
chą osadę tartaczną” (fragment opisu w mojej książce – przyp. G.
H.-G.). W tym miejscu przepadła granica między światem przed-
stawionym w Innym świecie i światem, w rzeczy samej, pół wieku
później. W detalach, czasami, pojawiała się szczelina; szczelina jak
u Szałamowa: między faktem i jego soczinieniem. Paradoks chwili
zamknął się był w tym, że w Wołogdzie czytałem próbę o post-re-
alizmie Szałamowa, a potem znalazłem się w Jercewie, jak w środ-
ku rzeczy post-realistycznej. Jeżeli, rzecz jasna, Inny świat uznaje-
my za prozę realistyczną.
Innym słowy, niektóre zony zmieniły swoje przeznaczenie. Os-
trownoje obecnie to letni łagier dla pionierów. Inne zarosły trawą
i zdziczałą porzeczką, jak na przykład Druga Aleksiejewka, dokąd
mnie zawiózł major Gusjew. Major Gusjew jest zapalonym myśli-
wym. Po drodze opowiadał, że najbardziej lubi polować na zbieg-
łych zeków, bo to mądre żywotne i często bywa uzbrojone. Do
Drugiej Aleksiejewki brodziliśmy w kopnym śniegu, na szerokich,
północnych nartach. Gusjew przeczytał Inny świat, którego kilka
egzemplarzy przywiozłem do Jercewa, i żywo komentował prze-
czytane. Jego ojciec był nadziratielem w czasach, gdy Pana trzy-
mali, Panie Gustawie. Gusjew mówił z ironią o Innym świecie.
Sens jego słów mniej więcej taki: cóż oni mogli wiedzieć o zo-
nie, zamknięci w niej jak króliki w klatce, brak im dystansu z ze-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
246 [ Autokomentarze

wnątrz, spojrzenia z wyszki, by objąć całość skomplikowanego me-


chanizmu pilnowania ludzi. Inne łagpunkty: Kruglica, Mostowi-
ca, a także zona w samym Jercewie, za owe pół wieku nie zmieniły
się w ogóle.
Wtedy w styczniu, wykorzystując zaskoczenie naczalstwa obo-
zu, dostałem do ręki na chwilę Pańską teczkę: Licznoje dieło, nu-
mer 1872. Niestety, sfotografować mi jej nie pozwolili. Dopiero
w maju, po kilkumiesięcznej podróży korytarzami Ministerstwa
Wnutriennych Dieł, otrzymałem zgodę na zrobienie mikrofilmów
Pana teczki, oraz na wejście do środka zony. Dokumenty sfotogra-
fował wnuk Borysa Pasternaka, do zony pojechałem, po raz wtó-
ry, w białe noce.
Tym razem moją wizytę poprzedził telefon z Moskwy, z sekre-
tariatu generała Striełkowa, Aleksandra Aleksandrowicza. Na sta-
cji w Jercewie czekał na mnie służbowy jeep, a potem wszystko, co
chciałem. Na drezynie przejechaliśmy wszystkie łag-punkty, pra-
wie pod Kargopol. W tym także łag-punkt sztrafny, gdzie w latach
pięćdziesiątych suczyli zakonnych worów. Pokazali mi zonę pra-
cy, kuchnię, stołówkę: spróbowałem bałandy, nie powiem, wkus-
na. Byłem w izolatorze, w domu swidań, w szpitalu, w baraku chu-
dożestwiennoj diejatelnosti. Rozmawiałem z worami w zakonie i
z miełką żulią, z nadziratielami i wolnonajomnymi. Pułkownik Ku-
zjenkow, naczalnik Uprawlienia, zaprosił mnie na kolację do siebie.
Kolacja była wystawna, rzekłbym obfita: łosina duszona w liściach
marożki, pstrąg zapiekany w cieście, jarząbki z rusztu, ikra czerwo-
na, ikra czarna, solone mleczaje, marynowane chruszcze. Do tego
nastojki: na pączkach brzozy, na złotym korzeniu, na czarnej jago-
dzie. Pułkownik Kuzjenkow z każdą butelką coraz głośniej mówił,
że przyjdzie zonę prywatyzować i robić fuchy na indywidualne zle-
cenia. Obecnie zeki ciosają domy na dacze i meble na wysoki po-
łysk, a więc pokusa prywatyzacji zony może być nieodparta.
Przypadek pomógł, że spotkałem Franka, jak gdyby inny wa-
riant Pańskiego losu. Franek wojował w lasach na Wileńszczyź-
nie, pod pseudonimem Żbik. Pojmowali go w stole, gdzie spali po
akcji. Do Jercewa przywieźli w czterdziestym trzecim. Odsiedział
dziesięć lat, potem został, bo nie miał dokąd wrócić. Trzydzieści lat
przepracował w tej samej zonie, w której siedział jako polski dy-
wersant. Przepracował jako prorab. Franek słabo pamięta po pol-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
G. Herling-Grudziński – Dziennik pisany nocą \ 247

sku, żyje z rosyjską złodziejką, która wyszła na wolność w tym sa-


mym czasie co on. Postawili mały domek, tuż pod drewnianym za-
borem zony, i żyją w jej cieniu jak u Pana Boga za piecem.
Sporo by jeszcze można o Jercewie napisać, wszak rzeczy o dzi-
siejszych zonach póki co nie ma. Ja pomyślałem o filmie i nawet
zgodę uzyskałem na kręcenie wewnątrz zony. Niestety, dwa lata
minęły, a ludzie, którzy chcieli to zrobić ze mną, nie potrafili zna-
leźć pieniędzy.
Ja sam, w międzyczasie, zamieszkałem na Północy, piszę o Pół-
nocy, patrzę z Północy na świat. Ostatnio porządkowałem szufla-
dy biurka i znalazłem mikrofilmy Pańskiego dieła. Zacząłem du-
mać, co z nimi zrobić? Kwartalnik „Karta” wziąłby je z radością,
Archiwum Wschodnie pewnie też. A może Pan miałby jakieś kon-
kretne wskazania, może chciałby Pan, bym Mu przysłał Jego licz-
noje dieło? Pozdrawiam serdecznie. Mariusz Wilk”.

G. Herling-Grudziński, Dziennik pisany nocą, „Kultura” 1994, nr 12,


s. 36-39.

4–10 października 1996 r.

Dzięki Basilowi [Kerskiemu], którego rzecz zaskoczyła nie mniej


chyba niż mnie, odkryłem biograficzno-polityczny profil tłumacza
na niemiecki mojego Innego świata, hrabiego von Einsiedla.
„Kto przełożył na niemiecki Inny świat?” zapytał któregoś dnia
Basil. „Graf von Einsiedel” odpowiedziałem, widząc na twarzy Ba-
sila zdumienie, jak gdyby usłyszał sensacyjną informację. W pew-
nym sensie była sensacyjna, jak miałem się przekonać.
Utkwił mi w pamięci ten dzień w Londynie jesienią 1951, na-
zajutrz po ukazaniu się A World Apart u Heinemanna. Rano za-
dzwonił do drzwi na Finchley wysoki przystojny mężczyzna w mo-
im z grubsza wieku. Elegancko ubrany, nosił się wyraźnie jak były
wojskowy, miał odruch ciągłego wyprężania się i „stukania kopy-
tami” (tak się to potocznie nazywało wśród żołnierzy). Wywołał
mnie z pokoju nasz housekeeper, poeta Tadeusz Sułkowski. Sied-
liśmy w dwójkę w saloniku Domu Pisarzy. „Graf von Einsiedel”
przedstawił się gość. Rozmawialiśmy po angielsku. Czytał moją

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
248 [ Autokomentarze

książkę całą noc, chciałby ją przełożyć na niemiecki. Na począt-


ku mojej tzw. „kariery pisarskiej” myśl przetłumaczenia z angiel-
skiego na niemiecki książki napisanej po polsku nie wydała mi się
bezsensowna. Spieszyło mi się po prostu. Graf miał na oku dobre-
go wydawcę, prosił autora o zgodę. Zgodziłem się bez wahania.
Książka ukazała się u Kiepenheuera jako Welt ohne Erbarmen w ro-
ku 1953, bez nazwiska tłumacza. Przełożył ją i wolał nie podpisy-
wać? Czy też zaczął tłumaczyć, a dokończył ktoś inny? W każdym
razie przekład był, zdaniem znawców, okropny. Tak okropny, że
Karl Dedecius, przygotowując antologię współczesnej prozy pol-
skiej, wolał sam przełożyć wybrany z książki rozdział.
„Czy pan wie, kto to jest hrabia Einsiedel?” „Powiedział mi
o sobie tylko tyle, że jest antyhitlerowskim emigrantem w Lon-
dynie, co automatycznie budziło zaufanie i sympatię”. „Przyniosę
panu jutro fotokopię hasła o nim w niemieckim Who is Who par-
lamentarnym, Deutscher Budestag”. Wyraz zdumienia nie opusz-
czał twarzy Basila.
Pisarz. Mieszka w Monachium. Urodzony w Poczdamie. Żo-
na i dwóch synów. Od roku 1939 lotnik–myśliwiec. Lata 1941–
1942 na froncie rosyjskim. W listopadzie 1942 wstępuje do an-
tyfaszystowskiej grupy oficerów w sowieckim obozie jenieckim.
Współtwórca Narodowego Komitetu Wolnych Niemiec i związ-
ku oficerów niemieckich. W roku 1947 wraca z niewoli w ZSRR.
Po powrocie redaktor gazety sowieckiego zarządu wojskowego.
W grudniu 1948 ucieczka z zony sowieckiej. Tłumacz, eseista his-
toryczny. 1947–48 członek SED. 1957–1992 członek SPD. Poseł
do Bundestagu od 1994 (z Saksonii).
Po co był w Londynie w roku 1951? Dlaczego zapałał taką mi-
łością do Innego świata i jak długo trwało to uczucie? Jest jednym
z trzech posłów postkomunistycznych w Bundestagu, zamieszka-
łym w Niemczech Zachodnich. To wszystko co o nim wiem obec-
nie.

G. Herling-Grudziński, Krótka podróż do Berlina, „Kultura” 1996, nr


1-2, s. 40-41.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Włodzimierz Bolecki
Gustaw Herling-Grudziński

Rozmowy w Dragonei:
Inny świat. Zapiski sowieckie

WŁODZIMIERZ BOLECKI: Twoja pierwsza czynność po wyjściu


z obozu w Jercewie – kupujesz zeszyt, żeby robić notatki, żeby pi-
sać. Czy myślałeś wcześniej, że będziesz spisywał swoje wspomnie-
nia z pobytu w łagrze? Czy może kupno tego zeszytu to był po pros-
tu nagły impuls?

GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI: Nie myślałem o spisywaniu


wspomnień. To był impuls. Za parę kopiejek, które jeszcze mia-
łem, kupiłem notesik – miał metalową okładkę, zachowałem go
zresztą jako pamiątkę – i próbowałem coś pisać. Można by po-
wiedzieć, że w tym momencie narodziłem się jako pisarz. Zdaje
mi się, że zacząłem pisać już w Czelabińsku, ale to było tylko parę
zdań i zrozumiałem natychmiast, że ta próba jest bezsensowna, bo
nie można wyjść z obozu po dwóch latach i od zaraz zacząć pisać.
Więc poniechałem, ale zachowałem ten notesik.

W.B.: Czy te pierwsze zapiski były początkiem przyszłego „Dzien-


nika pisanego nocą” czy „Innego świata”?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
250 [ Autokomentarze

G.H-G.: Nie wiem, bo żadnej koncepcji wtedy w głowie nie mia-


łem. Chciałem tylko notować, zapisywać. Tym bardziej że żegna-
jący mnie przyjaciele ciągle powtarzali, nie wiedząc zresztą, że bę-
dę kiedyś pisarzem, „opowiedz to, co przeżyliśmy, i co przeżyłeś
razem z nami”. Opisuję te ich prośby w Innym świecie. Więc... po
prostu szumiały mi w głowie ich słowa. Ale wtedy, na tej jedynej
próbie, na tych paru zdaniach wszystko się skończyło.
Potem przenieśliśmy się na Bliski Wschód i zachorowałem na
to, na co chorowali wszyscy łagiernicy w wojsku – tylko że ja
w większym stopniu niż inni: zachorowałem na milczenie. Mil-
czałem rzeczywiście zawzięcie. Bardzo rzadko się odzywałem, i to
tylko w konkretnych sprawach. Fizycznie czułem się bardzo źle,
podobnie jak wszyscy łagiernicy. Te nasze rozmaite rany, te cyn-
gi na nogach otwierały się na słońcu i w upale po prostu ropiały.
Jedliśmy już, co prawda, normalnie, ale trzeba było nadrobić ca-
ły miniony czas. Czułem się po prostu wycieńczony, słaby. Nasze
ćwiczenia wojskowe były takie jak my – można powiedzieć, że by-
ły ćwiczeniami w cudzysłowie. Wychodziliśmy na krótko, bardzo
wcześnie, zwłaszcza w Iraku, gdzie było potwornie gorąco, i bar-
dzo szybko wracaliśmy do namiotów, żeby leżeć i odpoczywać.

W.B.: Czyli były to ćwiczenia bardziej wzmacniające, przywracają-


ce do zdrowia niż regularna wojskowa musztra i szkolenie?

G.H-G.: Tak. Nasi dowódcy wiedzieli, że to potrwa długo i dla-


tego nie naciskali, nie próbowali przeciągać struny. Wiedzieli, to
mało powiedziane. Przecież sami byli niedawno więźniami. Ta ar-
mia polska generała Andersa była właściwie armią złożoną z więź-
niów i założoną przez więźnia.
Cały czas myślałem o tym, co przeżyłem, i robiłem coś, co robią
niektórzy pisarze, a czego już potem nigdy nie robiłem. Mianowi-
cie, układałem w głowie to, co chciałem opowiedzieć.
Z polskich pisarzy robił tak Jerzy Stempowski, który chodził
na spacery po Bernie i jak siadał do maszyny, to już wszystko miał
w głowie napisane. Z wielkich pisarzy zagranicznych podobnie
postępował książę Tomasi di Lampedusa, który przez dwadzieś-
cia lat obmyślał swojego Lamparta. A kiedy wreszcie zdecydo-
wał się tę powieść napisać, to pisał już bez żadnych skreśleń. Wi-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 251

działem jeden jego zeszyt. Są tam może dwa albo trzy skreślenia.
To było już wszystko napisane w jego pamięci, a sam proces pisa-
nia trwał bardzo krótko. W pewnym sensie i mnie to się zdarzyło.
Gdy już w Anglii miałem warunki do pisania Innego świata – było
to w miejscowości Rugby, gdzie mieszkali przyjaciele Ciołkoszów,
którzy mnie zaprosili na miesiąc – to już pisałem bardzo szybko.

W.B.: Ci przyjaciele Ciołkoszów to byli Polacy czy Anglicy?

G.H-G.: Polacy. Inżynier z żoną. Mogłem u nich przez miesiąc pra-


cować wolny od kłopotów codziennych, od zarabiania na życie.
Dostałem mały zasiłek z Klubu Ziemiańskiego, pięćdziesiąt fun-
tów, żebym nie musiał przez ten miesiąc pracować. Krystyna zos-
tała w Londynie, a ja przez miesiąc siedziałem w Rugby. Codzien-
nie rano siadałem do stołu i właściwie pierwsze sześć rozdziałów,
które stanowią mniej więcej czwartą czy trzecią część książki, pi-
sałem bez żadnych skreśleń, jednym ciągiem.

W.B.: Zanim jednak zacząłeś spisywać własne wspomnienia, jesz-


cze w Persji, a już na pewno w Rzymie, musiałeś się zetknąć z du-
żą falą wspomnień czy artykułów wspomnieniowych innych więź-
niów. Musiałeś to czytać. Czy te lektury, które były związane także
z twoimi doświadczeniami, w jakiś sposób filtrowały twoje pomys-
ły pisarskie?

G.H-G.: Myślę, że tak. Chociaż trudno ten proces uchwycić i za-


uważyć. Ale na pewno tak. Przeczytałem dużo takich tekstów, a ja-
ko redaktor działu literackiego „Orła Białego” część z nich opubli-
kowałem. Na przykład drukowałem teksty Herminii Naglerowej.
Doskonale jednak pamiętam, że te różne wspomnienia nie robi-
ły na mnie już większego wrażenia, bo nosiłem w sobie swoją praw-
dę o przeżyciach łagrowych i nie poddawałem się wspomnieniom
innych. Rozmawiało się o tym wszystkim. I to były fale wspomnień,
bo nasza armia była złożona z łagierników z obozów koncentra-
cyjnych rozrzuconych po całej Rosji sowieckiej. Więc mieliśmy co
wspominać. Dopiero w Palestynie połączyliśmy się z Brygadą Kar-
packą, w której byli między innymi Jerzy Giedroyc i Juliusz Miero-
szewski. Ale to była brygada, a myśmy tworzyli korpus.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
252 [ Autokomentarze

Większość nas stanowili tak zwani wschodniacy, łagiernicy


z różnymi kompleksami. Ale przede wszystkim tkwił w nas pod-
stawowy kompleks wszystkich łagierników, dotyczyło to zwłasz-
cza prostych ludzi, a mianowicie, że jutro nie będzie chleba. Więc
łagiernicy kupowali ogromne ilości chleba i układali go pod swo-
imi posłaniami. Potem się przyzwyczaili, że chleb jest codziennie,
ale z początku – doskonale pamiętam – było inaczej. Tymczasem
ci, jak ich nazywaliśmy, „lordowie” z Brygady Karpackiej byli roz-
bawieni takim zachowaniem i z ironicznym uśmiechem przyglą-
dali się naszym chlebowym zakupom. Żartowali z nas. To minęło
im dopiero po jakimś czasie. W każdym razie słuchałem opowia-
dań innych łagierników, jeżeli już opowiadali, bo nie wszyscy by-
li skłonni do opowiadań.

W.B.: A do pisania?

G. H-G.: Pisano sprawozdania. Można by to porównać do świa-


dectw, które zebrał w Archipelagu GUŁag Sołżenicyn. On przecież
napisał książkę na podstawie kilkuset świadectw. Ale, jak powie-
działem, nie robiło to na mnie większego wrażenia. Miałem kształt
swej książki w głowie.

W.B.: Już wtedy? W Palestynie?

G.H-G.: Już wtedy. Nie był to kształt ostateczny, to nie byłoby ści-
słe. Po prostu kształt tej książki zaczął się już wtedy we mnie for-
mować.

W.B.: Wiedziałeś, że masz do powiedzenia coś, czego nie powiedzie-


li inni?

G. H-G.: Wiedziałem, że mam coś własnego do powiedzenia.


I wiedziałem to, kiedy siadłem do pisania w Londynie – po prostu
od dawna było dla mnie jasne, co mam napisać.

W.B.: Ale równocześnie, zanim zasiadłeś do pisania wspomnień z ła-


gru, pisałeś przecież różne rzeczy.

G. H-G.: Tak.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 253

W.B.: Czyli odblokowałeś się dość wcześnie?

G.H-G.: Tak. W Londynie zjawiłem się w roku 1947. Przedtem


pracowałem w „Kulturze”, a w Londynie zarabiałem pisaniem do
„Wiadomości”. Więc już w ogóle pisałem.

W.B.: Mało powiedziane, bo przecież jeszcze w Rzymie, w bibliote-


ce „Orła Białego” wydałeś książkę „Żywi i umarli”.

G. H-G.: Maleńką książeczkę, to prawda. Więc kiedy, po miesiącu


pobytu u przyjaciół, przyjechałem z Rugby do Londynu z pierwszy-
mi rozdziałami, to pokazałem je Grydzewskiemu, który był nimi
niesłychanie przejęty i zaczął je drukować w „Wiadomościach”.

W.B.: Ale początkowo koncepcja tej książki, którą zacząłeś wtedy


pisać, była inna. Drukowałeś ją przecież w „Wiadomościach” pod
innym tytułem.

G. H-G.: „Martwi za życia”. Ale już po przełożeniu pierwszych


rozdziałów przez śp. Andrzeja Ciołkosza, po pokazaniu ich angiel-
skiemu wydawcy Heinemannowi, dowiedziałem się, że ten tytuł
już raz był użyty. Więc musiałem z niego zrezygnować.
Jak się potem dowiedziałem, lektorem Heinemanna, czytelni-
kiem tych pierwszych rozdziałów, był znakomity, nieżyjący już,
angielski publicysta Malcolm Muggeridge, który natychmiast po-
wiedział swojemu wydawcy, że to jest tekst wart druku i że po-
winni mi pomóc w ukończeniu książki. To była rzecz bardzo wy-
jątkowa w tamtych okolicznościach i w ogóle w wydawnictwach
– zwłaszcza w stosunku do początkującego pisarza. Po prostu na
podstawie rozdziałów, które przetłumaczył Andrzej Ciołkosz,
Heinemann dał mi zaliczkę, która umożliwiła mi dalsze pisanie.
Już w Londynie tempo tego pisania trochę się zwolniło, no, ale
po prostu to już było życie codzienne. Nasze życie w tej emigra-
cyjnej fali było bardzo trudne. Więc nie pisałem już tak szybko
jak w Rugby.

W.B.: W komentarzach do „Innego świata” stwierdzasz, że pisałeś


„Inny świat” na przełomie lat 1949 i 1950.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
254 [ Autokomentarze

G.H-G.: Taka data jest pod tekstem.

W.B.: W Rugby napisałeś jednak tylko część książki.

G. H-G.: Sześć rozdziałów.

W.B.: Czy te rozdziały powstawały w takiej samej kolejności, w ja-


kiej znajdują się w książce?

G.H-G.: Nie, nie.

W.B.: Czyli jej kompozycja to wynik pracy nad całością?

G. H-G.: Tak, bo te rozdziały były różne. Pisałem o tym, co mi się


w danym momencie najbardziej nasuwało.

W.B.: Czy wszystkie rozdziały, które pisałeś, weszły potem do książ-


ki, czy były takie, z których zrezygnowałeś?

G. H-G: Nie, wszystkie sześć.

W.B.: Czy przerabiałeś je ze względu na planowaną całość?

G.H-G.: Może trudno w to uwierzyć, ale w ogóle nie przerabiałem


tej książki. I wspominam to tak, jak mężczyźni wspominają pierw-
szą miłość. Bo już nigdy więcej nie udawało mi się pisać z taką ła-
twością. Dziś jestem pisarzem, który pisze z trudem, który mnós-
two skreśla w swoich manuskryptach. Gdyby ktoś się im przyjrzał,
to by zobaczył całe piętra. A ta książka w manuskrypcie jest pod
tym względem wyjątkowa, jedyna. Bardzo niewiele skreśleń. Czyś-
ciuteńka. Jak pierwsza miłość.

W.B.: Od „pierwszego wejrzenia”?

G.H-G.: Tak – od pierwszego rzutu.

W.B.: Ale na ten pierwszy rzut czekałeś niemal osiem lat. Bo tyle lat
upłynęło od twojego wyjścia z łagru w Jercewie.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 255

G.H-G.: W 1942 wyszedłem z obozu, w 1949 zacząłem pisać – to


prawda. Ale ten materiał formował się w mojej głowie już podczas
pobytu w wojsku na Bliskim Wschodzie i we Włoszech.

W.B.: Czy decyzja o spisywaniu wspomnień była twoją wewnętrz-


ną decyzją, czy cię do niej namawiano? Czy wyjazd do Rugby był
twoim pomysłem?

G.H-G.: Namawiano mnie. Ja, oczywiście, od dawna chciałem to


wszystko napisać. Od pierwszej chwili – jak ci mówiłem – miałem
ten zamiar. No, ale zaczęły się te tak zwane okoliczności powojen-
ne. Było nam bardzo trudno. A moi przyjaciele, jak się dowiedzie-
li, że mam coś takiego w głowie, bardzo mnie do tego zachęcali.
Bardzo pomogła mi Lidia Ciołkoszowa, polecając mi tych przyja-
ciół w Rugby i uzyskując od Klubu, na którego czele stał śp. Witold
Czerwiński, bo Lidia była wtedy osobą wpływową w Londynie, za-
pomogę. Gdy już książka wyszła i dostałem honorarium, zwróci-
łem te pieniądze w całości, bo to była forma pożyczki.
Formalnie przyznał mi ją Czerwiński, który był świetnie za-
domowiony w Londynie, mówił znakomicie po angielsku, on też
w moim imieniu prowadził pertraktacje z Heinemannem.

W.B.: A jak to się stało, że „Inny świat” ukazał się najpierw w wer-
sji angielskiej, a dopiero później w polskim wydawnictwie „Gryf ”
w Londynie?

G.H-G.: Chodziło o to, że ja sprzedałem część książki Heineman-


nowi. Te sześć rozdziałów, które on przyjął i na podstawie któ-
rych dał mi zaliczkę, to była właściwie sprzedaż książki na pniu.
Andrzej zabrał się bardzo szybko do tłumaczenia. Chciałem spła-
cić to, co otrzymałem, a poza tym chciałem szybko dostać przy-
zwoite honorarium.
Po polsku pierwsze rozdziały ukazały się w „Wiadomościach”,
a ponieważ był to już okres, kiedy nie utrzymywałem stosunków
z „Kulturą” Giedroycia, więc po ukazaniu się angielskiego wy-
dania ogłosiłem polską wersję w londyńskiej firmie wydawni-
czej „Gryf ”. Niektórzy jeszcze pamiętają to wydanie w czerwo-
nej okładce. „Gryf ” złożył ją bardzo małym drukiem i bardzo nie-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
256 [ Autokomentarze

ładnie. Dopiero potem, gdy już wróciłem do „Kultury”, zaczęło


się „seryjne” wydawanie Innego świata i już nawet dzisiaj nie zli-
czę nakładów polskich opublikowanych przez Jerzego w Instytu-
cie Literackim. Bo co pewien czas kolejne wydanie się wyczerpy-
wało i Giedroyc je wznawiał.

W.B.: Zaraz, czy ja mam jakąś lukę w bibliografii? Czy to możliwe,


że między wydaniem „Innego świata” przez „Gryfa” w roku 1953
a wydaniem książki w Instytucie Literackim w roku 1965 nie by-
ło innego wydania?

G.H-G.: Nie, nie było innego. Nie masz luki.

W.B.: Czy rzeczywiście nie było żadnego zainteresowania tą książ-


ką, nie zgłosił się żaden polski wydawca?

G.H-G.: Nie w tym rzecz. Po prostu, to pierwsze wydanie polskie


nie rozeszło się tak błyskawicznie, jak ci się wydaje. Sprzedaż szła
wolno, raczej kapała, ciekła, a książka nie przyciągała uwagi, bo
nie była ładnie wydana. Więc dopiero kiedy Giedroyc wypuścił po
raz pierwszy swoje wydanie w 1965 roku, zaczęła się polska – że
tak powiem – kariera Innego świata.

W.B.: Zdumiewające, bo przecież po ukazaniu się wydania angiel-


skiego i polskiego, ale oczywiście ważniejsze było wydanie angiel-
skie, nieustannie pojawiają się przekłady twojej książki: na szwedz-
ki, niemiecki, włoski w 1958 roku. Przygotowany był przekład fran-
cuski. Czy mógłbyś opowiedzieć o tych wydaniach? Włoskie było
chyba najbardziej tajemnicze.

G.H-G.: No i francuskie. Chciałbym zacząć od francuskiego, bo jest


i tajemnicze, i charakterystyczne. Francuskie, katolickie wydawnic-
two Plon – bardzo znane i bardzo cenione – wzięło książkę natych-
miast po ukazaniu się wydania angielskiego. Polecił ją wydawcy nie-
żyjący już filozof chrześcijański Gabriel Marcel, który był lektorem
w Plonie. No i oni nie tylko książkę wzięli, ale natychmiast opubli-
kowali dwa albo trzy rozdziały w dodatku literackim do „Le Figa-
ro”, czyli w „Le Figaro Littéraire”. I nagle pewnego pięknego dnia

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 257

dostaję od nich list, że książka jest, co prawda, przełożona, ale że


się zmienił komitet redakcyjny wydawnictwa, i ten nowy komitet
po długich deliberacjach doszedł do wniosku, że tej książki wydaw-
nictwo Plon nie wyda. I nie podano mi powodów. Ale żeby to zre-
kompensować, piszą, wydawca gotowy jest podarować mi przygo-
towany już przekład w formie manuskryptu. No cóż, biorąc rzecz
od strony formalnej, mogłem mu wytoczyć proces, ale nie miałem
na to ani pieniędzy, ani ochoty. Jest dla mnie zupełnie bezsporne, że
tutaj podziałały jakieś względy polityczne, czyli że ten nowy komi-
tet redakcyjny w wydawnictwie Plon był złożony z ludzi należących
do tak zwanej „katolewicy”, czyli katolików postępowych – jak mó-
wiono o nich w Polsce w latach pięćdziesiątych. I ci katoliccy „postę-
powcy” uznali, że Inny świat nie zasługuje na wydanie we Francji.
Podobną historię miałem kilka lat później z innym wydawni-
ctwem francuskim. Posłałem książkę do Gallimarda, gdzie lekto-
rem był Albert Camus. Camus przeczytał książkę i przysłał mi bar-
dzo miły list – reprodukowany później po polsku w „Pulsie” –
w którym napisał, że książka bardzo mu się podoba i uważa, że
powinna być wydana w możliwie wielu przekładach, i tak dalej.
Ale niestety wydawca zadecydował, że książki nie wyda. I tu na-
stępuje ironiczne, jak sądzę, zdanie o powodach ekonomicznych.
I to był koniec francuskiej afery z wydaniem Innego świata w la-
tach pięćdziesiątych.
Otrzymałem więc zamiast książki manuskrypt przekładu i jesz-
cze przez pewien czas z uporem pokazywałem go rozmaitym wy-
dawcom. Często robił to za mnie poczciwy Zygmunt Hertz, któ-
ry nosił to do różnych wydawnictw, ale wszystko okazało się bez-
owocne. Po kilku takich próbach zadecydowałem, „dajmy temu
spokój” i ten przekład został złożony w piwnicach Maisons-Laf-
fitte, i zaginął. Powiem: na szczęście zaginął. Dlaczego „na szczęś-
cie”? Otóż ten przekład widział jeszcze Kot Jeleński, który był zda-
nia – nie ukrywał tego – że to był bardzo zły przekład. Gdy więc
Denoël, dzięki Semprunowi, wziął tę książkę do wydania, to miał
już przekład przerobiony przez bardzo dobrego tłumacza, ale i ten
nowy przekład miał jedną wadę. Mianowicie, był to przekład zro-
biony z języka angielskiego, zresztą znakomicie.

W.B.: Czy ktoś przeprowadził weryfikację tego tekstu?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
258 [ Autokomentarze

G.H-G.: Sam go opracowałem, bo jak się dowiedziałem o tej całej


historii, a było już późno, to po prostu zbuntowałem się.

W.B.: Dziwna sytuacja.

G.H-G.: Kompletnie niezrozumiała. Dlaczego nie z oryginału?


Przecież w roku 1985 można było znaleźć wielu znakomitych tłu-
maczy. No, ale już było bardzo późno, bo ten przekład z angielskie-
go został już doprowadzony prawie do końca. Chwalił go zresztą
Kot Jeleński, ale w każdym razie, gdy go dostaliśmy, pracowaliśmy
jeszcze nad jego oszlifowaniem i porównaniem go z oryginałem
polskim. To zresztą jest w wydaniu zaznaczone w formie podzię-
kowania dla Kota Jeleńskiego. Słowem, ten przekład jest wierny,
a zdaniem recenzentów jest nawet bardzo dobry. Czyli dopiero
po trzydziestu latach książka ukazała się w wydawnictwie Denoël.
Podsunął ją wydawcy – chcę to przypomnieć – wybitny hiszpań-
ski pisarz, który był nawet ministrem kultury w rządzie Gonzále-
za, Jorge Semprun. Przeczytał tę książkę po angielsku za radą swo-
jej polskiej przyjaciółki mieszkającej w Stanach i za radą Czapskie-
go, z którym się przyjaźnił. Bardzo go ta książka poruszyła i to on
wyadwokatował jej wydanie u Denoëla.

W.B.: Napisał o „Innym świecie” w swojej książce „Jaka piękna nie-


dziela”.

G.H-G.: Zamieścił o niej nawet cały rozdział, o tym jak do niej do-
tarł. I jest rzeczą charakterystyczną, że kiedy ta książka już wyszła
we Francji, to miała duże powodzenie i doczekała się niezwykłe-
go wyróżnienia, mianowicie została włączona do słynnej audycji
„Apostrophes” prowadzonej przez Bernarda Pivota. Wystąpiłem
w niej razem z Konstantym Jeleńskim, który mnie tłumaczył, a gdy
opowiadałem o francuskich losach Innego świata, to Pivot, pamię-
tam doskonale, krzyknął w pewnym momencie – był tak podnie-
cony: „Hańba! To jest dla nas hańba!”

W.B.: Otrzymałeś za „Inny świat” dwie nagrody: Prix Gutenberg


i nagrodę francuskiego Pen-Clubu. Sukces wydania francuskiego,
choć spóźniony, rozpoczął nową falę zainteresowania „Innym świa-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 259

tem”. W 1986 roku ukazało się w Nowym Jorku jego wznowienie,


a wkrótce potem wydania następne.

G.H-G.: Francuskie wydanie też miało powodzenie, bo od De-


noëla książkę kupił Klub Książki tygodnika „L’Exprès”, co ma
ogromne znaczenie dla dystrybucji i sprzedaży książki. W każdym
razie wtedy ta książka odżyła we Francji.

W.B.: A we Włoszech?

G.H-G.: Włoskie przygody Innego świata były wyjątkowe i jeszcze


niedawno wybuchła na ten temat polemika. Kiedy osiedliłem się
we Włoszech, nie było jeszcze tylu tłumaczy z polskiego, jak dzi-
siaj, więc tę książkę na włoski przetłumaczyła moja żona do spół-
ki ze swoją przyjaciółką – tłumaczyły z angielskiego, a nie z pol-
skiego. Książka została zaproponowana wielkiemu wydawcy z Ba-
ri, Vito Laterzy, który był wydawcą Crocego. Wiedziałem, że jego
wydawnictwo zaczęło bardzo gwałtownie komunizować, ale nie
mógł on nie przyjąć tej książki, ze względu na swojego wielkie-
go autora, Crocego, i rzeczywiście książka się ukazała w 1958 ro-
ku. Ale zaraz potem, już po jej wydaniu, chodząc po księgarniach,
a bardzo lubię chodzić po księgarniach, stwierdziłem ze zdumie-
niem, że Innego świata w ogóle nie ma na włoskim rynku. Książka
nie była bestsellerem, więc nie mogła błyskawicznie zostać sprze-
dana. Jestem przekonany, że Vito Laterza wydał ją w symbolicz-
nym nakładzie – dał mi kilka egzemplarzy, kilka ofiarował rodzi-
nie Lidii, troszeczkę rozesłał i koniec. W każdym razie to było wy-
danie nie wydane, mówiąc językiem Orwella.
Ukazały się wówczas tylko dwie recenzje. Obie bardzo pozy-
tywne, później nawet zaprzyjaźniłem się z ich autorami. Jednym
z nich był nieżyjący już krytyk literacki Paolo Milano, który pisy-
wał w „L’Expresso”, a drugim bardzo wybitny historyk i pisarz Leo
Valiani. Ale książka we Włoszech właściwie nie istniała.

W.B.: A co z polemiką, o której wspomniałeś?

G.H-G.: Kiedy ostatnio, że tak powiem, zmartwychwstałem we


Włoszech jako pisarz, postawiłem ten zarzut publicznie w rozmo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
260 [ Autokomentarze

wach, które prowadziła ze mną dziennikarka z dziennika „Il Matti-


no”. Na co zareagował dyrektor „Il Mattino” Vittorio Laterza, ka-
tegorycznie zaprzeczając i oskarżając mnie o pomówienia. Ripos-
towałem mu i jeszcze raz powtórzyłem moją tezę. Oba listy były
bardzo ostre i postanowiłem je włączyć do włoskiej książki, w któ-
rej zebrane są moje rozmowy z dziennikarką z „Il Mattino”. Potem
Inny świat przedrukował mediolański wydawca Rizzoli w wydaniu
półkieszonkowym, ale książka nie miała powodzenia. Zdaje mi się,
że po prostu Włosi się nie interesowali tymi sprawami.

W.B.: Czy mówisz o wydaniu z roku 1965 ze wstępem Silonego?

G.H-G.: Tak, oczywiście. Podobno sprzedaż książki nie przekro-


czyła nawet tysiąca egzemplarzy.

W.B.: Czy to wydanie miało jakieś recenzje?

G.H-G: Niewiele. Widać było wówczas zupełną obojętność Wło-


chów na tę problematykę. Właściwa kariera Innego świata po włos-
ku zaczęła się dzięki wydaniu u Feltrinellego i dzięki nagrodzie,
którą książka wówczas dostała. Drugi nakład wyszedł już z opas-
ką Premio Viareggio.

W.B.: Powiedziałeś o sobie, że zmartwychwstałeś we Włoszech jako


pisarz. To co było z tobą wcześniej?

G.H-G.: Po prostu przez trzydzieści lat byłem tutaj traktowany


jak trędowaty. Jedyna pociecha, że to nie dotyczyło tylko mnie.
W tamtych czasach to było zjawisko ogólne. Kiedyś żaliłem się Mi-
łoszowi i użyłem w rozmowie słowa „trędowaty”, a on odpowie-
dział mi, że dokładnie tak samo był traktowany we Francji przed
wyjazdem do Stanów.

W.B.: Przeczytam ci ten fragment: „Niedawno rozmawiałem o tym


przez telefon z Czesławem Miłoszem i określiłem moją sytuację
w tych latach wpływów komunistów jako sytuację trędowatego.
A Miłosz na to: a ja byłem trędowatym we Francji. Byliśmy ludźmi,
których nie chce się słuchać, nie chce się widzieć. I było tak nie tylko

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 261

w stosunku do mnie, ale w stosunku do pisarzy z Europy Wschod-


niej i żyjących na Zachodzie”.
Czy ten stosunek do was, jako politycznie trędowatych, polegał
wówczas tylko na przemilczaniu, na niezapraszaniu was na konfe-
rencje, na nieliczeniu się z wami?

G.H-G.: Niestety, nie tylko. Na przykład po 1956 roku, jak za-


czął się ten flirt z Zachodem, tak zwane otwarcie, mnóstwo Pola-
ków, pisarzy polskich, jeździło do Stanów Zjednoczonych. Mnie
bardzo ciekawiła Ameryka, chciałem więc z bliska zobaczyć Ame-
rykę. Ale okazało się, że ja nie wchodziłem w grę. Chciałem ko-
niecznie jechać na letnią szkołę do uniwersytetu Harvarda, gdzie
dyrektorem był Henry Kissinger. Odpisał mi, że to jest niemożli-
we, nazywając mnie „rootless exile”, to znaczy „emigrantem po-
zbawionym korzeni”.

W.B.: On, emigrant z Niemiec, tak napisał?!

G.H-G.: Właśnie on, emigrant z Niemiec. I na moje miejsce wszedł


Jacek Woźniakowski z Krakowa. Było wiele podobnych sytuacji.
Więc nasza sytuacja była po prostu taka.
Opowiem ci historię dobrze pokazującą, jaki był wówczas sto-
sunek do nas. Mieszkałem już we Włoszech i wiedziano o mnie ja-
ko pisarzu, a jednak nigdy nie byłem zapraszany do żadnych pro-
gramów w telewizji na temat Polski (zresztą to mnie nie martwi-
ło, bo ja nie lubię telewizji). I nagle pewnego dnia zadzwoniła do
mnie sekretarka z telewizji z informacją, że w telewizji włoskiej od-
będzie się „okrągły stół” poświęcony wypadkom w 1970 roku na
Wybrzeżu, który poprowadzi znany dziennikarz włoski.

W.B.: To był pierwszy raz, gdy do ciebie zadzwoniono z telewizji?

G.H-G.: Tak jest! Ja byłem szalenie zdumiony i powiadam do tej


sekretarki, która się okazała zresztą dowcipna, co się stało, że mnie
zapraszacie? A ona mi na to: „Powiem panu prawdę. Zamierza-
liśmy wysłać na Wybrzeże Bałtyckie ekipę włoskiej telewizji, ale
władze polskie odmówiły jej wiz. Więc postanowiliśmy się ze-
mścić”. „Aha, mówię do niej, wobec tego ja jestem waszym narzę-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
262 [ Autokomentarze

dziem zemsty, tak?” A ona, śmiejąc się, odpowiada: „Dokładnie


tak”. I to był jedyny raz, kiedy występowałem we włoskiej telewi-
zji. Potem jeszcze pokazali mnie, gdy nagrywali uroczystość wrę-
czania nagrody Premio Viareggio i to były moje wszystkie wystę-
py w telewizji włoskiej.

W.B. Premio Viareggio otrzymałeś za „Inny świat”?

G.H-G.: Za całą twórczość, ale ze szczególnym wyróżnieniem In-


nego świata. To jest nagroda włosko-międzynarodowa, bo obok
nagród dla Włochów za poezję, za prozę, za eseistykę, jedna na-
groda może być też przyznana pisarzowi niewłoskiemu.

W.B.: Czyli Premio Viareggio była w pewnym sensie identycznym


sposobem „rekompensaty” dla „Innego świata” jak Prix Gutenberg
czy nagroda francuskiego Pen-Clubu?

G.H-G.: To coś więcej, bo to jest bardziej znacząca nagroda. Ale


opowiem ci coś zabawnego. Nagrodę przyznało jury składające
się z dwudziestu osób. A ceremonia wręczenia Viareggio polegała
na tym, że cała ta dwudziestka jurorów siedziała za stołem i każ-
dy laureat, gdy został wywołany, podchodził do stołu, i ściskał
wszystkim jurorom dłoń. Otóż ja mogę śmiało powiedzieć, że co
najmniej osiemnastu z tych jurorów jeszcze kilka lat temu w ogó-
le by mi nie podało ręki.

W.B.: To jest rzeczywiście signum temporis. Ale o jednej rzeczy nie


wspomniałeś. Wiem, że swego czasu jedno z pism włoskich – bo-
dajże był to organ partii komunistycznej – zażądało usunięcia cię
z Włoch.

G.H-G.: Tak było. Ta gazeta miała tytuł „Paese Sera” i była wie-
czorówką komunistyczną. Artykuł napisał Gianni Toti.

W.B.: Kiedy to się stało i jaki był powód?

G.H-G.: Daty dokładnie nie pamiętam, a powód nie był określony.


Po prostu to był wyraz stosunku włoskich komunistów do mnie:

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 263

„tutaj pęta się jakiś Polak, antykomunista”. Włosi to nazywają vi-


scerale, to znaczy mający to w bebechach, czyli taki, co jest nieule-
czalny w swoim antykomunizmie. „Ten Polak tutaj bruździ, gdzie
może” i tak dalej. Czyli byłem już tutaj dosyć znany jako dzienni-
karz, bo pracowałem przez kilka lat w „Tempo Presente”, w piśmie
Chiaromontego i Silonego, w którym zamieszczałem przez cztery
lata artykuły o wschodniej Europie. No i ci włoscy komuniści pi-
szą w tej wieczorówce, że byłoby najbardziej rozsądne, gdybyśmy
go wykopali z tego kraju. Czyli espulsione, wygnanie, usunięcie,
czy jak to nazwać.

W.B.: Deportacja. Chcieli z tobą zrobić dokładnie to samo, co póź-


niej sowieci zrobili z Sołżenicynem.

G.H-G.: Dokładnie tak. Z tym, że to był projekt absolutnie zwa-


riowany, bo w końcu nie mogliby do tego doprowadzić, choćby ze
względu na moje związki rodzinne.

W.B.: Czy zanim doszło do wydania „Innego świata” u Feltrinelle-


go, spotkałeś ludzi, którzy czytali tę książkę?

G.H-G.: Przede wszystkim spotkałem tych, którzy czytali po an-


gielsku i byli pod ogromnym wrażeniem. Na przykład admirato-
rem mojej książki był Alberto Moravia. Poza tym czytał ją Nico-
la Chiaromonte, też po angielsku. Więc niektórzy Włosi znali tę
książkę.

W.B.: Czy Moravia coś napisał na jej temat?

G.H-G.: Nigdy. A w swoich wystąpieniach publicznych zachowy-


wał się tak, jakby jej nie znał. Postępował podobnie jak Sartre we
Francji. „Być może to jest prawda, ale nie należy o tym mówić, że-
by nie zniechęcać klasy robotniczej do ojczyzny światowego pro-
letariatu”.
Moja książka była traktowana przede wszystkim jako świade-
ctwo. Dopiero gdy wyszła u Feltrinellego i częściowo po wydaniu
Rizzolego, krytycy dostrzegli, że to jest, co prawda, dokument, ale
że to jest po prostu książka literacka.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
264 [ Autokomentarze

W.B.: A jak krytycy włoscy komentowali fakt, że zauważyli „Inny


świat” dopiero po trzecim włoskim wydaniu, czyli po edycji Feltrinel-
lego? Bernard Pivot – jak powiedziałeś – był bardzo zawstydzony.

G.H-G.: Włosi też twierdzili, że się wstydzą, ale według mnie tak
naprawdę z wdziękiem jedynie udawali. Bo wybuch Pivota był mo-
im zdaniem bardzo szczery. On krzyknął „hańba!” w autentycznym
gniewie. Natomiast moim zdaniem Włosi udawali, bo – ja zresz-
tą mam do nich wielką słabość – są, jak to nazywam, transformi-
stami. Takie były te czasy, więc nie ma o czym gadać. Teraz na
szczęście czasy się zmieniły. We Włoszech Inny świat był na przy-
kład recenzowany w dodatku literackim do komunistycznej gaze-
ty „L’Unitŕ” nie raz, tylko trzy razy, na pierwszej stronie, w entuz-
jastyczny sposób i z jękami, jak to możliwe, żeśmy taką wspania-
łą książkę przeoczyli.
Poza tym Włosi nie lubią tej tematyki. Po prostu nie lubią czy-
tać o chorobach naszego wieku. Kiedy wyszedł tutaj, dzięki wcześ-
niejszemu rozgłosowi, Archipelag GUŁag Sołżenicyna, to ja prze-
prowadziłem ankietę wśród przyjaciół i znajomych, o których wie-
działem, że tę książkę kupili. I, nie uwierzysz, właściwie nikt nie
wyszedł poza pierwsze pięćdziesiąt stronic. Dlaczego? A dlaczego
ja mam czytać o horrorach? – mówią. A dlaczego kupili? A bo to
jest książka, która powinna stać na półce w domowej bibliotecz-
ce. Czyli kupili książkę na tej samej zasadzie, na jakiej pięćdziesiąt
tysięcy ludzi w Polsce kupiło przekład Ulissesa Joyce’a. Włosi po
prostu nie znali problematyki łagrów sowieckich i dopiero teraz
powolutku ją przyswajają. Być może moja książka wydana przez
Feltrinellego też swoje zrobiła.

W.B.: Czy ukazały się recenzje, które coś nowego ci powiedziały?

G.H-G.: Recenzje – by użyć wyrażenia Conrada – mówiły o wy-


mierzaniu sprawiedliwości. I to mi sprawiało przyjemność. Jesz-
cze dzisiaj dzwonią do mnie ludzie, często z prowincji, żeby się do-
wiedzieć, żeby ze mną porozmawiać. Kiedyś to była walka o pra-
wo do powiedzenia pewnych rzeczy.

W.B.: Wróćmy na moment do pierwszego, niezrealizowanego wyda-


nia francuskiego. To wydanie było gotowe – książka była w całości

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 265

przetłumaczona przez Hélène Claireau, rysunki przygotował Etien-


ne Morini, a wstęp napisał Remy Roure. Czy czytałeś ten wstęp?

G.H-G.: Tak, był przedrukowany w „Le Figaro Littéraire” i po-


przedzał druk kilku fragmentów Innego świata. To był po prostu
wstęp informacyjny. Roure sam był postacią bardzo znaną i wy-
dawcy chodziło o jego nazwisko. Był to pisarz o bardzo pięknej
przeszłości we francuskim ruchu oporu.

W.B.: A tłumaczenie, na które czekałeś najdłużej, a w każdym ra-


zie najbardziej niecierpliwie? Chodzi mi o przekład „Innego świa-
ta” na rosyjski, pióra Natalii Gorbaniewskiej, który najpierw uka-
zał się w Londynie, w 1989 roku.

G.H-G.: Bardzo chciałem, żeby ukazało się wydanie rosyjskie


i spełniło się to dzięki emigracyjnemu wydawnictwu Overseas.
Byłem bardzo zadowolony, a przekład Natalii Gorbaniewskiej jest
zdaniem znawców bardzo dobry. No, ale to wydanie, jak wszyst-
kie publikacje emigracyjne, miało ograniczony zasięg. Więc mo-
im najgłębszym marzeniem było wydanie tej książki w samej Ro-
sji. Wydawało mi się, że nie doczekam spełnienia tego marzenia,
że do publikacji Innego świata w Rosji musi być jeszcze bardzo da-
leko, a tymczasem stało się inaczej. Rozpad ZSSR nastąpił szyb-
ciej, niż ktokolwiek przewidywał. Nawet ja, mimo że byłem tego
zawsze pewien.
Tak więc któregoś dnia przekład Natalii Gorbaniewskiej ukazał
się legalnie w Moskwie. Opublikowało Inny świat wydawnictwo
Progress i z tego, co wiem, nakład rozszedł się bardzo szybko. Jak
na stosunki sowieckie być może nie był to nakład wielki, bo „tyl-
ko” pięćdziesiąt tysięcy egzemplarzy, ale...

W.B.: O ile ta liczba jest prawdziwa.

G.H-G.: O ile jest prawdziwa, oczywiście. Natomiast wiem, że lu-


dzie, którzy bywali w Moskwie i w Leningradzie, widywali w księ-
garniach już drugi nakład Innego świata.

W.B.: Czyli odnieśliście z Gorbaniewską wymierny sukces?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
266 [ Autokomentarze

G.H-G.: Raczej niewymierny. Dowcip polega na tym, że my nie


mamy normalnych stosunków z rynkiem rosyjskim i ani tłumacz-
ka, ani ja nie otrzymaliśmy żadnych honorariów.

W.B.: Czy wydanie rosyjskie było poprzedzone jakimś wstępem, ko-


mentarzem, rozmową?

G. H-G.: Moim krótkim, bardzo osobistym wstępem. Napisałem


w nim, że tak bardzo chciałem doczekać wydania rosyjskiego i że
to się nareszcie stało. Zacytowałem fragmenty przedmów Russel-
la do angielskiego wydania i Silonego do włoskiego, a najważniej-
sze moje stwierdzenie było powtórzeniem tego, co już wcześniej
umieściłem w przedmowie do jednego z polskich wydań w „Kultu-
rze”, to znaczy, że o sprawach polsko-rosyjskich należy mówić na
głos, bo tylko w ten sposób wejdziemy na drogę pojednania pol-
sko-rosyjskiego i że tak tę książkę traktuję. To znaczy, abstrahu-
jąc od jej wartości, uważałem ją za akt pojednania. I tak przez nie-
których została odczytana. Zresztą, jak wiesz, ta książka jest nie-
słychanie serdeczna wobec więźniów rosyjskich, więc nie były to
puste słowa. Nawiasem mówiąc, co traktuję dziś z rozbawieniem,
na emigracji było to przyczyną wielu dąsów ze strony czytelników
polskich i za to mi nawet robiono wymówki. Tak samo jak robio-
no o to wymówki Józefowi Czapskiemu. No, ale to właśnie nas
połączyło – Czapskiego i mnie – mieliśmy w tych sprawach iden-
tyczne zdanie. I Giedroyc też, oczywiście.

W.B.: Czy miałeś jakieś dowody recepcji w pismach rosyjskich lub


u czytelników rosyjskich?

G.H-G.: Niestety, nie mam żadnego dossier. Mówiono mi, że uka-


zało się dużo recenzji. Ale rosyjski rynek wydawniczy jest zupełnie
dziki. Wydawca nie zadbał nawet, żeby przysłać autorowi recen-
zje, ale zrobili jedną rzecz, która mnie nawet wzruszyła – zaprosili
mnie do Moskwy na ich koszt. Niestety, ze względu na zdrowie nie
mogłem się na to zgodzić. Natomiast miewałem sygnały od czy-
telników. Czasem bardzo przykre i smutne. Na przykład odezwa-
ła się do mnie kobieta z Moskwy, która rozpoznała w jednej z po-
staci Innego świata swoją matkę.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 267

W.B.: Czy możesz powiedzieć, w której postaci?

G.H-G.: W Jewgienii Fiodorownej. To jest ta kobieta, która mia-


ła w obozie romans z lekarzem Jegorowem. Problem polegał na
tym, że ja nie mogłem powiedzieć tej pani, która do mnie napisa-
ła list, że ja wszystkie imiona i otczestwa, i nazwiska zmyśliłem po
to, żeby nikomu nie zaszkodzić. Także nazwisko „Jewgienija Fio-
dorowna” nie jest w Innym świecie prawdziwe, ale ona tę postać
odkryła, bo jej opis zbiegał się z obrazem jej matki. No i jej praw-
dziwa matka nazywała się Jewgienija Fiodorowna.

W.B.: To przypadek?

G.H-G.: Myślę, że to jest przypadek i że to nie była ta osoba.

W.B.: Zaraz, ale czy to znaczy, że sytuacja, którą opisałeś w rozdzia-


le „Zmartwychwstanie”, nie pozwalała na identyfikację?

G.H-G.: W tym cały problem. Ta pani, która się do mnie zwró-


ciła, nie znała tej sytuacji, ponieważ – jak mi napisała – jej matka
po powrocie z łagrów po prostu nigdy nie opowiadała o swoich
przeżyciach. I ta pani pisze: „Dopiero z pana książki dowiedzia-
łam się o przeżyciach mojej matki”. Odkryła ją dla siebie, bo zga-
dzało się imię i otczestwo, poza tym to była też bardzo piękna ko-
bieta. Więc ona była zachwycona i napisała do mnie wiele listów,
dziękując, że zwróciłem jej matkę, która nie chciała o tym wszyst-
kim opowiadać. Ale, niestety, według mnie to nie jest jej matka.
To przypadkowa zbieżność.
Ona zresztą najpierw była w Moskwie, a ostatnio jej listy – za-
częła do mnie dosyć często pisywać – dostawałem ze Lwowa, do-
kąd przeniosła się z rodziną.

W.B.: Tak czy owak, jest to triumf literatury nad życiem.

G.H-G.: W pewnym sensie tak.

W.B.: Czy odezwał się może ktoś z twoich współwięźniów?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
268 [ Autokomentarze

G.H-G.: Z polskich tak. To nawet były wzruszające reakcje. Ode-


zwali się ci, z którymi brałem udział w głodówce. Robili to prze-
ważnie pośrednio. Na przykład pani, która brała w niej udział, po
prostu skorzystała z tego, że jej znajoma jechała do Paryża, gdzie
miała badać nasze archiwa, bo pracowała nad historią wileńskie-
go AK. I ubłagała tę znajomą, żeby mnie pozdrowiła i przekazała,
że była wzruszona, gdy – cudem zresztą – dostała egzemplarz In-
nego świata.

W.B.: Czy przeżyła jeszcze jakaś osoba spośród tych, które brały
z tobą udział w głodówce, dzięki której wyszedłeś na wolność?

G.H-G.: Na pewno tak. Jednym z uczestników tej głodówki był in-


żynier leśnik Eugeniusz Mikke, który już zmarł, więc mogę o nim
mówić po nazwisku. Bardzo piękna postać. Odnalazłem go po
wojnie w Londynie i poszedłem do niego z wizytą. Był to czło-
wiek już zupełnie wypalony, nieszczęśliwy, ponieważ jego jedy-
nymi miłościami były ojczyzna i żona. Ojczyzna była w niewoli,
a żona umarła. Więc był kompletnie sam. Mieszkał w malutkim
mieszkanku w dzielnicy Camden Town w Londynie. I gdy tam go
odnalazłem, to zrozumiałem, że nasze spotkanie nie ma już sensu.
Właściwie był rad, że wychodziłem. Uściskał mnie serdecznie, ale
już tak zrogowaciał w swojej samotności, że po prostu nie chciał,
żeby wizyta była zbyt długa.

W.B.: Pomówmy teraz o negatywnych głosach na temat „Innego


świata”. Wspomniałeś o czytelnikach polskich, którzy robili ci za-
rzuty, że książka jest zbyt prorosyjska. A przecież twój stosunek do
Rosjan i innych narodów jest jedną z najważniejszych spraw dla zro-
zumienia tej książki.

G.H-G.: Różnie bywało. Przypominam sobie epizod, który do dzi-


siaj wydaje się dość zabawny. Nie pamiętam dokładnie roku, ale
to było zaraz po 1968. Otóż Giedroyc wpadł na pomysł, by skło-
nić generała Andersa do wygłoszenia przez Wolną Europę przemó-
wienia radiowego do podoficerów w Ludowym Wojsku Polskim,
bo doszły nas słuchy, że oni straszliwie się znęcają nad uczestnika-
mi wypadków marcowych, wysyłanymi w ramach represji do woj-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 269

ska. I Giedroyc sądził – myślę, że miał rację – że apel Andersa móg-


łby jakoś poskutkować. Więc poprosił mnie, żebym pojechał do
Andersa do Londynu. No i byłem u Andersa, zostałem przez nie-
go przyjęty. Był dla mnie niesłychanie miły i serdeczny, bo właśnie
przeczytał moją książkę.
Jak pamiętasz, w epilogu Innego świata opowiadam historię
spotkanego przeze mnie w wojsku polskiego oficera, którego w łag-
rze znosiłem z pryczy do tak zwanej paraszy, żeby się wysiusiał,
a który, jak przyszedłem do wojska, potraktował mnie tak, jak byś-
my się w ogóle nie znali. Zrobił mi od razu reprymendę, że nie
stoję na baczność, że mu nie zasalutowałem. A ja nie mogłem, na-
wet gdybym chciał. I to spotkanie opisałem. A na zakończenie te-
go opisu dołożyłem zdanie, które się szalenie podobało Kotowi Je-
leńskiemu: „Byłem więc naprawdę w wojsku, wśród rodaków, któ-
rzy po wszystkim, co przeżyli w ciągu ostatnich dwóch lat, wracali
szybko do siebie”. Czyli że jestem znowu w ojczyźnie... I Anders
miał o to ogromny do mnie żal. I powiedział mi formułkę, która
powtarza się stale w różnych sytuacjach: „No, pewnie to jest praw-
da, drogi panie, ale po co od razu o tym mówić?”

W.B.: A nie miał do ciebie nikt pretensji o to, że wspomniałeś pol-


skiego księdza, który pobierał „opłatę” za posługę duszpasterską?

G.H-G.: Na pewno tak, ale nikt tego nie odważył się powiedzieć
publicznie. Więc oczywiście były rozmaite wymówki, takie czy in-
ne zarzuty, najczęściej za mój stosunek, i Czapskiego, do Rosjan.
To było okropne i tego nie mogę zapomnieć. Nasze wojsko wy-
szło z Rosji z przekonaniem, które mnie straszliwie raniło, a mia-
nowicie, że komunizm to jest ustrój dla Rosjan, ale nie dla nas, bo
oni sobie na to zasłużyli. Więc po co się oglądać wstecz i rozczu-
lać nad ich losem.

W.B.: Dokładnie za to samo najgwałtowniej atakowany był Józef


Mackiewicz, który całe życie walczył z tezą o predyspozycji Rosjan
czy wschodniej Europy do komunizmu.

G.H-G.: Masz rację. Mackiewicz po prostu był wychowany w śro-


dowisku rosyjskim i bardzo lubił Rosjan. Ta sympatia była u niego

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
270 [ Autokomentarze

bardzo głęboka. Tak samo jak sympatia Józia Czapskiego i moja.


W końcu ja byłem w Rosji krótko i nie miałem tych wszystkich po-
wiązań, jakie miał Mackiewicz czy Czapski z rosyjską inteligencją,
z pisarzami, i tak dalej, czy jak Giedroyc, który urodził się w Mos-
kwie. Jednym słowem: ten zarzut o filorosyjskość mojej książki
powtarzał się bardzo często. I wynikał z tej nieszczęsnej formułki,
że to nie nasza sprawa, że myśmy wyszli z ziemi niewoli, z której
wyprowadził nas generał Anders niczym Mojżesz Żydów z Egip-
tu. A Rosjanie i tak pozostaną takimi, jak byli, bo taki jest ich los.
Koszmarny nonsens. Całe życie z nim walczyłem.

W.B.: Czyli jednym sądzone wieczne piekło, a innym – Ziemia


Obiecana?

G.H-G.: Tak, coś w tym stylu.

W.B.: Kiedy mówimy o tym dziś, w roku 1995, to oczywiście doty-


kamy tu elementarnej i nawet już oczywistej interpretacji twojego
stosunku do współwięźniów. Ale czy w momencie, kiedy kompono-
wałeś tę książkę, kiedy nie znałeś jeszcze późniejszych zarzutów, czy
wybór jej tonacji, tak wyraźnie polemiczny w stosunku do polskiej
martyrologii, był decyzją świadomą?

G.H-G.: Tak. To była decyzja świadoma. Po prostu miałem tam


dużo przyjaciół wśród Rosjan i byłem wierny tym przyjaźniom. To
byli właśnie ci ludzie, którzy mnie prosili, gdy opuszczałem Jerce-
wo, żebym opowiedział, co się z nimi dzieje, co z nimi wyprawiają
w łagrach. Więc ta książka była spełnieniem moralnego obowiąz-
ku i byłoby haniebne, gdybym sobie powiedział: „Nie będę o nich
pisał, bo to Rosjanie, a ja jestem Polakiem”.

W.B.: Czy już ta perspektywa spowodowała, że miałeś poczucie


odmienności twojej prawdy od prawdy innych polskich łagierni-
ków?

G.H-G.: Między innymi. Bo w większości polskich wspomnień


o tych czasach wyczuć można dystans do Rosjan, Ukraińców, do
wszystkich innych narodowości. Chaos potworny polega na tym,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 271

że gloryfikowanie – nie wskażę nazwisk oczywiście i tekstów – nad-


zwyczajnego zachowania się Polaków jest fałszywe. Miałem w obo-
zie bardzo bliskich przyjaciół Polaków, wspaniałych ludzi, ale wi-
działem też Polaków, którzy się bardzo źle zachowywali w obozie,
okropnie. Więc nadzwyczajne zachowanie w nienadzwyczajnych
sytuacjach to wcale nie jest nasza cecha narodowa. Nie ma co tak
się wybielać. Polak w obozie nie był bez zmazy i bez skazy. Ale ten
stereotyp był lubiany. „Czy opisał pan – mówiło się do takiego au-
tora czy autorki – piękno naszego narodu?”

W.B.: Rzecz charakterystyczna, że właściwie dokładnie to samo po-


wtórzyło się w opisach obozów hitlerowskich. W gotowym stereo-
typie ofiary były zawsze uwznioślane.

G.H-G.: Tak, tak. Tymczasem podział nie przebiega między naro-


dami, lecz pomiędzy konkretnymi ludźmi. A stereotyp rodzi się ze
zbrodni uogólniania, że Polacy są tacy, a Rosjanie czy Ukraińcy są
inni i tak dalej. Tymczasem ja pamiętam z obozu zarówno piękne
postacie Polaków, jak i ludzi niewiele wartych, niekiedy po prostu
podłych. Natomiast mając zawsze przed oczami inżyniera Euge-
niusza Mikke, który leżał obok mnie na pryczy, zgadzam się z uwa-
gą Szałamowa, że ci, którzy łagier przetrwali z godnością, stano-
wili niewielki procent wszystkich więźniów – może zaledwie jeden
procent, a większość tego jednego procentu stanowili ludzie wie-
rzący. Pamiętam Mikkego, który się nieustannie modlił, żeby być
czystym, żeby nie dać się zbrukać przez to wszystko. To była wspa-
niała postać. Był nadleśniczym za Bugiem.

W.B.: W „Innym świecie” w rozdziale pt. „Męka za wiarę” opisujesz


heroiczną postawę sióstr zakonnych.

G.H-G.: Ale to jest w dużym stopniu historia zasłyszana. Bo my-


śmy słyszeli tylko jej echa, siedząc w tak zwanym izolatorze. Poza
tym pamiętaj, że jak się zjawiała w obozie siostra zakonna czy zja-
wiał się jakiś ksiądz czy pop, to bardzo długo nikt właściwie nie
wiedział o jej czy o jego tożsamości. Taka osoba po prostu wtapia-
ła się w tłum więźniów.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
272 [ Autokomentarze

W.B.: Czy zanim trafiłeś do łagru, coś o nim wiedziałeś? Czy w okre-
sie międzywojennym czytałeś coś na temat łagrów sowieckich?

G.H-G.: O niektórych rzeczach wiedziałem. Przed wojną wyszło


kilka książek, które czytałem. Na przykład książkę rumuńskiego
komunisty, który rozczarował się do komunizmu, Panaita Istrati.
Poza tym była dość znana książka Sołoniewicza o więzieniu na Wy-
spach Sołowieckich, czyli Sołówkach. Okruchy, fragmenty wiedzy
o łagrach były bardzo mizerne, ale były. Ale pamiętaj o jednej rze-
czy – muszę to powiedzieć, bijąc się w piersi – ci, którzy mieli tak
zwane poglądy lewicowe, a ja je przez pewien czas miałem, odno-
sili się do tych rewelacji nieufnie. Na przykład w środowiskach,
w których się na początku obracałem, do takiego antykomunisty
jak na przykład Ryszard Wraga, odnoszono się bardzo niechętnie.
Uważano go za najemnego propagandzistę, który opowiada o Rosji
sowieckiej jakieś niesamowite historie. Podobny mechanizm dzia-
ła na Zachodzie. Najpierw określa się autora, jeszcze przed wysłu-
chaniem go – skąd on jest, co reprezentuje, jakie ma poglądy, a do-
piero potem ocenia się jego tekst.

W.B.: Ale czy przed wojną problematyka łagrów sowieckich w ogó-


le cię interesowała?

G. H-G.: Bardzo powierzchownie – raczej jako egzotyka.

W.B.: Czy sięgałeś ponownie po te książki po wyjściu z łagru?

G.H-G.: Już nie. Jedyną książkę, jaką miałem na biurku, kupiłem


w rosyjskiej księgarni w Londynie. To były Wspomnienia z domu
umarłych Dostojewskiego. Zdumiewające, że ludzie tego nie rozu-
mieją, zarzucając mi, że ja przeprowadzam nieuprawnione porów-
nania. Jak ktoś tak czyta moją książkę, to, niestety, daje dowód ma-
łej inteligencji. Ja nie mogę porównywać łagru i katorgi, bo dosko-
nale wiem, że katorga miała tylko jedną straszną rzecz – łańcuchy
na nogach i rękach przy pracy, ale ci ludzie nigdy nie byli głodni
i jeżeli chcieli, mogli czytać. Więc to były względnie ludzkie wa-
runki. A mnie Dostojewski był potrzebny nie dla porównywania
warunków nieporównywalnych, lecz dla szukania wspólnego losu,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 273

który pozwala postawić obok siebie carskiego katorżnika i sowiec-


kiego łagiernika. Kiedyś, po ukazaniu się opowiadania Sołżenicy-
na Jeden dzień życia Iwana Denisowicza, napisałem szkic, który ma
tytuł Jegor i Iwan Denisowicz. Zestawiłem w tym szkicu bohatera
utworu Sołżenicyna z jedną z postaci występujących w książce Cze-
chowa Sachalin. To się nazywa Opowieść Jegora. Jegor był chło-
pem, który mało myślał o swojej rodzinie zostawionej gdzieś da-
leko, który nie przejmował się tym, że siedzi na zesłaniu, bo miał
zawsze pełny brzuch i codziennie wieczorem powtarzał: „Świet-
nie ten dzień się skończył, bo zjadłem lepiej niż wczoraj”. Z kolei
Iwan Denisowicz, po dniu w łagrze opisanym przez Sołżenicyna
kładzie się z uczuciem prawie szczęścia na pryczy i mówi: „Dobry
był dzień, bo zjadłem dziś lepiej” czy coś takiego. To mnie intere-
sowało, a nie porównania warunków carskich i sowieckich.
Notabene także reakcja na mój esej Sołżenicyna, który zarzucił
mi, że wyszedł ze mnie Polak, bo zestawiam rzeczy tak nieporów-
nywalne jak gułag i katorga, była po prostu nonsensem. Sołżeni-
cyn po prostu nie zrozumiał, o co mi chodzi.
Istnieje niewspółmierność doświadczeń pomiędzy łagrem a ka-
torgą. Wspomniałem o tym, że więźniowie na katordze przeżywa-
li rozmaite męki, największe, jak widać z książki Dostojewskiego,
związane z kajdanami, ale nie byli tak jak więźniowie sowieccy
głodni, zabijani pracą. Pracowali, ale nie tak wyniszczająco. Poza
tym trzeba pamiętać, że katorżnicy Dostojewskiego we „Wspom-
nieniach z domu umarłych” byli ludźmi mającymi na sumieniu
prawdziwe, autentyczne winy: zamordowanie żony, zamordo-
wanie bogatego kupca na drodze i tak dalej. Natomiast sowiec-
cy więźniowie byli skazani i więzieni za winy przeważnie urojone,
doczepione im w śledztwie.

W.B.: Ale na katordze byli też później więźniowie polityczni.

G.H-G.: Naturalnie, ale byli to więźniowie polityczni w tym sen-


sie, że chcieli w jakiś sposób obalić ustrój carski. Tymczasem w wię-
zieniach sowieckich spotykało się oskarżonych całkowicie fikcyj-
nie. W każdym razie rozdźwięk pomiędzy winami popełnionymi
a przestępstwami urojonymi jest cechą łagrów sowieckich. Mnie
zależało na tym, żeby uchwycić to, co znakomicie określiła wie-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
274 [ Autokomentarze

le lat po wydaniu mojej książki Nadieżda Mandelsztam w swoich


wspomnieniach, używając zwrotu „tiuremnaja cywilizacija”, „cy-
wilizacja więzienna”, która jej zdaniem była cechą tej Rosji. Cho-
dziło mi o to, żeby ten inny świat nie został wyizolowany z całego
wielkiego pnia, na którym wyrósł. Sołżenicyn oburzył się na zesta-
wienie przeze mnie Jednego dnia Iwana Denisowicza z Sachalinem
Czechowa. Nie zrozumiał, że tu nie chodzi o to, że ja na tej samej
płaszczyźnie stawiam katorżników Sachalinu i łagierników GUŁa-
gu, tylko o to, że powstało społeczeństwo nazwane przez Nadieżdę
Mandelsztam „cywilizacją więzienną”. To znaczy powstało społe-
czeństwo, dla którego więzienie czy obóz, zesłanie czy katorga sta-
ły się immanentną częścią jego egzystencji. To jest moim zdaniem
najważniejsze. To jest zresztą rzecz, która powinna dać do myśle-
nia ludziom zastanawiającym się nad przyszłością Rosji. Ten czyn-
nik gdzieś istnieje nadal. Zmienił może postać, zmienił formę, ale
istnieje. Więc moją ambicją było spokrewnienie tych dwóch zja-
wisk cywilizacji więziennej w Rosji.
Ważny jest w Innym świecie epizod z książką Dostojewskiego
czytaną w obozie. Dostałem ją od kobiety, od Natalii Lwownej, dla
której to była straszna lektura. To ona może być klasycznym przy-
kładem osoby, która porównuje rzeczy nieporównywalne, bo po-
równywała losy katorżników i łagierników. Ona po prostu mia-
ła poczucie niezmienności, która trwa ponad czasem. I to było dla
niej potworne.

W.B.: Dostojewski pojawia się w „Innym świecie” jakby w dwóch


odsłonach. Pierwsza to odsłona Natalii Lwownej, czyli jej skrajnie
pesymistyczna lektura „Wspomnień z domu umarłych”, które w two-
jej książce mają tytuł „Zapiski z martwego domu”. Natalia Lwow-
na dokonuje takiej reinterpretacji powieści Dostojewskiego, że rze-
czywistość przedstawiona przez Dostojewskiego nie tylko staje się jej
rzeczywistością, ale jest niezmienna. Natomiast drugą odsłoną jest
w „Innym świecie” twoja postawa, postawa narratora, który odrzu-
ca lekturę Natalii Lwownej. To jest bunt przeciwko wnioskom, jakie
Natalia Lwowna wyprowadza z powieści Dostojewskiego.

G.H-G.: Naturalnie. Mój bunt wynika z faktu, że ja – w prze-


ciwieństwie do Natalii Lwownej – nie uważam, żeby cierpienie

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 275

oczyszczało. Nie należę do ludzi, którzy w cierpieniu dostrzegają


jedynie katharsis. Cierpienie może być oczyszczające, ale to nie jest
reguła, a raczej wyjątek. W każdym razie, moim zdaniem, cierpie-
nie nie jest próbą, która wpływa korzystnie na osobowość ludzi.
A to była teza Natalii Lwownej, przemiłej zresztą kobiety, nieszczę-
śliwej i niestety ciężko chorej. Ona odnalazła w powieści Dosto-
jewskiego jedynie potwierdzenie ciągłości, wiecznej kontynuacji,
niezmienności cierpienia. I to jej oczywiście pomagało, ponieważ
dzięki takiej interpretacji ona sama odnajdywała siebie w niekoń-
czącym się ciągu rosyjskiego cierpienia.

W.B.: Czyli lektura powieści Dostojewskiego była dla niej rodzajem


ulgi, ale równocześnie rozpoznaniem jej własnej sytuacji.

G.H-G.: Z tym zastrzeżeniem, że Lwowna nadal nie rozumiała,


dlaczego właśnie ona siedzi w łagrze! Posadzili ją oczywiście za ja-
kieś bzdury i w ten sposób znalazła się – jak to sobie zinterpreto-
wała – we wspólnym nurcie rosyjskiego cierpienia. A dzięki Dos-
tojewskiemu znalazła się też obok katorżników carskich, którzy
byli najedzeni, którzy czytali książki, którzy nie byli tak udręczeni
jak jej towarzysze w łagrze sowieckim.

W.B.: Nie zauważyła, że katorga opisywana przez Dostojewskiego


nie miała charakteru eksterminacyjnego?

G.H-G.: To jest zasadnicza, choć dla wielu ludzi niezauważalna


różnica. Sowieci nie deklarowali programowo, że chcą nas wszyst-
kich w tych łagrach zabić. A tak postępowali naziści. Sowieci na-
tomiast stwarzali tak straszne warunki, że właściwie jedynym wyj-
ściem była śmierć. Zawsze podkreślam, że obóz sowiecki nie miał
na celu programowego zabijania więźniów. To nie był niemiecki
obóz zagłady, gdzie po wyciśnięciu z więźniów wszystkich sił posy-
łało się ich do komór gazowych. Teoretycznie więzień mógł w ła-
grze wytrzymać wiele lat i wiemy, że Szałamow wytrzymał na tej
strasznej Kołymie lat dwadzieścia.

W.B.: Ale Szałamow to nie jest przykład typowy!

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
276 [ Autokomentarze

G.H-G.: Nie jest typowy, rzeczywiście. Chodziło mi o to, że śmierć


więźniów w łagrach nie była z góry przesądzona, jakkolwiek w głę-
bi mentalności tych łagrowych policjantów, tych enkawudystów,
tkwiło nieskrywane pragnienie, żebyśmy tam, w tym obozie na
wieki sczeźli. I oni to uważali za naturalne, bo według bolszewic-
kiej teorii, w której ich wychowano, my byliśmy „wrogami ludu”.
Czyli dla tych enkawudystów każdy z więźniów był „wrogiem lu-
du”, którego można było wykorzystywać, dopóki stał na nogach
i miał trochę siły do niewolniczej pracy, a można go było zostawić,
żeby zmarniał, sczezł, zginął, bo „wróg ludu” w ich oczach nie za-
sługiwał na życie.

W.B.: Czyli ten, kto był w łagrze, ten był z definicji winny?

G.H-G.: Tak uważali. Każdy więzień był dla nich winny w tym
sensie, że skoro był więźniem, to musiał być wrogiem ustroju ko-
munistycznego, Stalina, ZSSR i tak dalej. Znamienne jednak, że
oficjalną nazwą tych łagrów był „poprawczy obóz pracy”. Reedu-
kacyjny. Pierewospitatielnyj, czyli mający na celu przekształcenie,
wychowanie więźnia, przekucie na innego człowieka. Jednym sło-
wem – pieriekowka dusz.

W.B.: Charakterystyczne, że dzisiejsze azjatyckie obozy koncentra-


cyjne w Kambodży czy w Wietnamie Północnym nawiązują do kon-
cepcji „pieriekowki” – są obozami reedukacyjnymi.

G.H-G.: Z tą różnicą, że w obozach azjatyckich stosowano me-


tody, które za moich czasów jeszcze nie były znane. Bo dziś już
wiadomo, że komuniści w Azji stosowali wobec więźniów jakieś
specjalne narkotyki, jakieś zastrzyki, które powodowały, że na
przykład amerykańscy więźniowie, którzy wyszli z obozów kore-
ańskich, stawali się zupełnie innymi osobami. Działanie tych środ-
ków było tak silne, że więźniowie nawet chwalili tych, którzy ich
więzili. No, ale to są metody farmakologiczne, których nie znano
za moich czasów. Na szczęście.
Wracając do Szałamowa. Wczoraj czytałem streszczenie jego ar-
tykułu bardzo krytycznego wobec Archipelagu GUŁag Sołżenicy-
na. Rozumiem gorycz Szałamowa. Nazwałem go świętym tego sy-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 277

stemu i uważam go za najlepszego pisarza tego koncentracyjnego


uniwersum, które stworzyli bolszewicy, pisarza bez porównania
wybitniejszego od Sołżenicyna. Ale zasmuciło mnie bardzo to wy-
stąpienie, ponieważ Szałamow dał w nim jedynie upust swej gory-
czy. To, co pisze, jest wobec Sołżenicyna niesprawiedliwe. Sołże-
nicyn odegrał kolosalną rolę – jego Archipelag GUŁag zmienił Eu-
ropę. On się może podobać lub nie podobać – to jest inna sprawa.
Ale nie można nie dostrzegać ogromnej roli, jaką odegrał Archi-
pelag GUŁag na Zachodzie. To była rewolucja. Twierdzę katego-
rycznie, że człowiek, który będzie pisał książkę o Francji z tej epo-
ki i poświęci rozdział francuskim intelektualistom, będzie musiał
w nim napisać o książce Sołżenicyna, bo ukazanie się książki w Pa-
ryżu było prawdziwą rewolucją. Uniwersytety francuskie, na któ-
rych 90% stanowili komuniści albo komunizanci, sympatycy ko-
munizmu, zmieniły się całkowicie po ukazaniu się tej książki – tak
bardzo, że trzeba było ze świecą szukać komunistów. A Francuzi
przeczytali Sołżenicyna bardzo dokładnie – w przeciwieństwie do
Włochów, którym to stale wypominam. Dlatego uważam, że za-
sługi Sołżenicyna są ogromne. Więc kiedy czytam dzisiaj rzeczy
prawie obelżywe pod adresem Sołżenicyna, i to w sytuacji, w któ-
rej Sołżenicyn wrócił do Rosji, to jest mi naprawdę bardzo przy-
kro. Po tym, co książki Sołżenicyna spowodowały na Zachodzie,
a zwłaszcza we Francji, to, co pisze o nim teraz Szałamow, jest bar-
dzo niesprawiedliwe.

W.B.: Ale Szałamow, siedząc w łagrze, nie wiedział o wpływie Soł-


żenicyna na inteligencję francuską...

G.H-G.: To prawda. Z drugiej strony trzeba jednak mieć poczu-


cie proporcji. Często byłem przez moich rodaków bardzo komple-
mentowany, co mnie zawsze drażniło. W listach czy w rozmowach
mówili mi: „Cóż tam Sołżenicyn wobec pańskiego Innego świata”.
Więc zawsze im odpowiadałem, że to nieprawda, że to okropna
przesada, że ja bardzo cenię Sołżenicyna. Zapewne moja książka
jest pomyślana bardziej literacko niż jego, ale ostatecznie on napi-
sał książkę, która jest encyklopedią GUŁagu. Więc kiedy słyszę ta-
kie „narodowe” komplementy, to je po prostu odrzucam, nie oglą-
dając się na intencje i uczucia mówiącego. Bo przecież trzeba znać

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
278 [ Autokomentarze

miarę i Szałamow też mógłby znaleźć jakąś miarę sprawiedliwoś-


ci wobec Sołżenicyna. Nie zdziwiłbym się, gdyby powiedział, że
wyżej ceni swoje opowiadania i że inaczej niż Sołżenicyn rozumie
świat koncentracyjny, ale nie powinien pomniejszać tak strasznie
Sołżenicyna.

W.B.: Zmieniam temat. Kiedy zacząłeś pisać „Inny świat”, co de-


cydowało, że tę książkę skomponowałeś w ten, a nie inny sposób?
Bo to jest jednak kompozycja bardzo przemyślana łącznie z ramą
kompozycyjną, którą jest zakończenie, epilog odsyłający do wyda-
rzeń z początku utworu.

G.H-G.: Jak wspomniałem, pisałem te wspomnienia nie według


jakiegoś ustalonego porządku, rozdział po rozdziale, lecz w takiej
kolejności, jaką dyktowała mi, czy nawet narzucała pamięć.

W.B.: I dlatego pierwsze drukowane w „Wiadomościach” rozdzia-


ły to „Zabójca Stalina” czy „Sianokosy”, które w książce pojawia-
ją się później?

G.H-G.: No właśnie, ale jednej rzeczy trzymałem się od począt-


ku do końca, to znaczy koncepcji, że te wspomnienia nie mają być
czystym dokumentem opartym jedynie na realiach. To miała być
książka, której charakter najlepiej określił krytyk włoski Paolo Mi-
lano w jednej z nielicznych włoskich recenzji – Bildungsroman,
czyli opowieść „edukacyjna”.
Niektórzy krytycy, w recenzjach we Włoszech i we Francji, na-
zywają Inny świat powieścią. Otóż to nie jest powieść, ale opo-
wieść, ponieważ osoby, o których opowiadam, są jak gdyby obser-
wowane przez twórcę, a sama opowieść rozwija się według włas-
nych reguł. Twórca nie trzyma się zasady, że na przykład taki czy
inny fakt musi być dokładnie opisany, bo w rzeczywistości mógł
przebiegać trochę inaczej. Czytelnik powinien wyczuć, że to jest
książka, która jest dziełem człowieka mającego jakiś cel na oku,
a nie takiego, który opowiada konwencjonalne historie.

W.B.: W mojej książce o „Innym świecie” zwracam uwagę na rolę,


jaką odgrywają w nim nowele biograficzne. I przypominam two-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 279

ją recenzję z opowieści biograficznych Wacława Berenta, w której


piszesz o sposobach opowiadania o ludziach zmarłych. Wydaje mi
się, że ważną sprawą dla „Innego świata” jest przytaczanie rozma-
itych opowieści, ponieważ wiele historii, które wypełniają „Inny
świat”, to są opowieści zasłyszane albo zrelacjonowane za cudzy-
mi opowieściami.
Czy mógłbyś opowiedzieć o mechanizmach pamięci, dzięki któ-
rym po ośmiu latach pamiętałeś te cudze opowieści? Jak gromadzi-
łeś je w sobie? Bo przecież musiałeś je jakoś filtrować i odcedzać,
nim znalazły się w twojej książce.

G.H-G.: Element, o którym wspomniałeś, jest bardzo ważny


w konstrukcji Innego świata. Niekiedy są to rzeczywiście cudze
opowiadania, i to jest w tekście podkreślone, a niekiedy sam śledzę
pewne osoby przez cały czas, aż do końca, aż do mojego wyjścia
z Jercewa. To, co najważniejszego wyniosłem z łagrów sowieckich
– bez czego bym tej książki w ogóle nie napisał – to nie było jedy-
nie poczucie, że sowieci nas w tych łagrach potwornie gnoili, mę-
czyli i upodlali. To było przede wszystkim poczucie życia w pew-
nej społeczności ludzkiej.

W.B.: Nosiłeś w sobie „głosy z ciemności” przez osiem lat?

G.H-G.: To były rzeczywiście „głosy z ciemności”, głosy z innego


świata. Gdybym reagował tak jak większość więźniów polskich:
okropnie nas gnoili, chcieli nas mordować, ale nas generał Anders
uratował i koniec, to ta książka nigdy by nie powstała. Natomiast
ja przez cały czas nosiłem w sobie te postacie, te głosy z ciemnoś-
ci. One we mnie żyły.
Ktoś mi opowiadał o swoim życiu – ja to pamiętałem przez la-
ta, przyjaźniłem się z nim i śledziłem jego życie aż do końca. Na
przykład ten inżynier, którego w książce nazywałem inżynierem
Sadowskim, naprawdę nazywał się Białkowski. To był z pocho-
dzenia Polak, komunista, był nawet wiceministrem w pierwszym
rządzie rewolucyjnym Lenina – przemysłu czy czegoś w tym ro-
dzaju. On mnie najwięcej nauczył swoimi opowiadaniami. Na-
uczył mnie na przykład, jak śledzić przebieg wojny rosyjsko-nie-
mieckiej i jakie wyciągać wnioski z komunikatów. Dałem mu się

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
280 [ Autokomentarze

przekonać, że Związek Sowiecki nie został i nie zostanie pokona-


ny przez Trzecią Rzeszę. Ja to powtarzałem w rozmowach, o któ-
rych oczywiście władze obozu wiedziały, bo otrzymywały na mnie
donosy i przypisywały mi jakieś niesamowite cechy. Swoimi opi-
niami wzbudziłem podejrzenia w dowództwie obozu i na przy-
kład w pewnym momencie nazwali mnie współpracownikiem Be-
cka, że niby ja dobrze znam się na polityce. A tymczasem Biał-
kowski (Sadowski) rozumował bardzo prosto. Powiedział mi na
przykład, śledząc wypadki wojenne i przebieg wojny z perspek-
tywy łagrów, że musimy uważać, czy wojsko sowieckie cofa się
w sposób zorganizowany, czy jest to już odwrót chaotyczny. Z ty-
łu wojska stała bowiem ogromna armia NKWD – ze wszystkimi
działami broni. Gdyby – jak mi tłumaczył – cofano się szybko
i nieskładnie, to wojsko przed ucieczką musiałoby być wstrzymy-
wane przez NKWD, ale wtedy obróciłoby się przeciwko NKWD.
I wtedy byłby koniec. A on ciągle śledząc komunikaty wojenne,
twierdził, że to się wszystko odbywa w porządku. Wprawdzie
jest to odwrót bardzo ciężki, klęskowy, ale utrzymuje się w ra-
mach pewnego porządku. W pierwszych tygodniach miał miej-
sce pogrom wojsk sowieckich – to jest niewątpliwie prawda. Bo
w pierwszych tygodniach i Stalin stracił głowę. Jego przemówie-
nie do „braci i sióstr” zostało wygłoszone dopiero w tydzień po
wybuchu wojny.
Inżynier Sadowski pozostał komunistą do końca i umierał ja-
ko komunista, i w końcu dostał pomieszania zmysłów, popadł
w obłęd. Ciągle pamiętam ostatni obraz, jaki utrwalił mi się przed
wyjściem z obozu – widzę go, jak grzebie w śmietniku i wyszuku-
je jakieś świństwa, bo nie może opanować głodu. Białkowskiego
mam stale przed oczami.
Pamiętam też małżeństwo pochodzące z Polski. Oboje pocho-
dzili z Łodzi. Żona została w moim obozie, a męża zesłano dalej.
To on napisał do mnie ten list, ale nie był to list adresowany do żo-
ny, jak podaję w mojej książce. „Powiedz Gustawowi, że lepiej ro-
zumiem książkę Knuta Hamsuna”. Poznałem go w łaźni, do której
nas co jakiś czas pędzono, żeby nas oczyścić i umyć. On dowiedział
się, że jestem Polakiem i w pewnym momencie zadał mi pytanie:
„Czy pan znał Tuwima?” Okazało się, że oni oboje byli zaprzyjaź-
nieni z Tuwimem. Więc śledziłem ich losy.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 281

To były te historie, które zachowałem w pamięci. I kiedy myś-


lałem o napisaniu książki, to nie planowałem kompozycji, któ-
ra dawałaby poczucie nagromadzenia potwornych okrucieństw
i prześladowań i tej wielkiej kupy gnoju, którą był obóz. Po pros-
tu miałem przed oczami konkretne ludzkie twarze. Albo ta mło-
dziutka dziewczyna, piękna Polka, którą opisałem na początku In-
nego świata, w „Nocnych łowach”. Spotkałem ją potem w Palesty-
nie jako już dojrzałą i zupełnie zniszczoną kobietę.

W.B.: Czy ona cię pamiętała z obozu?

G.H-G.: Tak, i bardzo była zawstydzona, kiedy się spotkaliśmy,


więc bardzo szybko ją pożegnałem. Ta obozowa historia to był dla
niej straszny dramat, ale nie chcę w to wchodzić. Nawet do dziś
jeszcze pamiętam jej prawdziwe nazwisko.

W.B.: Czy ona żyje?

G.H-G.: Nie wiem... Więc tak powstaje opowieść. Jeżeli są oso-


by, postacie, to każda nosi swoją historię. Żywość Innego świata
na tym moim zdaniem polega, że jego narracja opiera się na histo-
riach konkretnych postaci. Kreując postać – bo to jest akt kreacji
– nie można się liczyć z drobiazgami. Na przykład kiedy opisuję –
powiedzmy – Białkowskiego jako namiętnego palacza, to nie mo-
gę się liczyć z tym, że on potem powie, że palił nie tak namiętnie.
Bo go pamiętam doskonale, jak on siedział koło mnie na pryczy,
chudy już, bardzo mizerny, nie taki stary jeszcze. I jak trzęsącymi
się rękami ciągle po coś sięgał. Więc ja mam taki obraz, że on się-
gał właśnie po te trochę machorki, które tam miał w woreczku, że-
by sobie skręcić skręta. Kiedy szkicowałem postać jakiegoś więźnia
i jakiś szczegół nie zgadzał się w tym sensie, że w rzeczywistości
był trochę inny, ale do jego obrazu potrzebny był taki, jaki pamię-
tałem, to lekceważyłem zasadę ścisłości.

W.B.: Ale są w „Innym świecie” opowieści bardziej szczegółowe od


innych. Tak bardzo szczegółowe, że świadczą o fenomenalnej pa-
mięci. A przecież ty – w przeciwieństwie do Sołżenicyna – nie gro-
madziłeś dokumentacji.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
282 [ Autokomentarze

G.H-G.: Nie.

W.B.: Czyli jedyną twoją dokumentacją była pamięć o własnym


doświadczeniu lub o relacjach innych osób? Na przykład postacią,
której losy bardzo szczegółowo rekonstruujesz, jest inżynier Michał
Kostylew z opowieści pt. „Ręka w ogniu”.

G.H-G.: W jego przypadku to było coś więcej niż tylko oglądanie


postaci z zewnątrz. To był mój bardzo bliski przyjaciel. Ja po pros-
tu miałem w Jercewie przyjaciół. Kostylew nie jest zresztą nazwis-
kiem prawdziwym. Wtedy kiedy pisałem książkę, musiałem po-
zmieniać wszystkie nazwiska, bo inaczej po prostu narażałbym lu-
dzi. Jedynym nazwiskiem autentycznym, ale to już była z mojej
strony forma zemsty, jest w Innym świecie Machapetian, Ormia-
nin, który był moim przyjacielem, a okazał się zwyczajnym dono-
sicielem. Chodziłem do baraku, w którym on mieszkał, do baraku
specjalnego, technicznego, w którym żyło się na lepszych warun-
kach, bo mieszkali w nim przeważnie inżynierowie, jacyś więźnio-
wie specjaliści potrzebni w pracach obozowych.

W.B.: Machapetian to jedyne prawdziwe nazwisko w „Innym świe-


cie”?

G.H-G.: Jedyne prawdziwe nazwisko z wyjątkiem oczywiście na-


zwisk ludzi wolnych. Na przykład dowódca obozu Samsonow i do-
wódca całego okręgu polskiego noszą autentyczne nazwiska.

W.B.: A na przykład Fin Karinen?

G. H-G.: To zmyślone nazwisko.

W.B.: Kozak Pamfiłow?

G.H-G.: Też.

W.B.: W takim razie zapytam cię jeszcze o małżeństwo z Łodzi.

G.H-G.: Nazywam ich w książce Z.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 283

W.B.: Zaraz, zaraz. Ale to zdanie na temat Hamsuna wypowiada


w twojej książce po rosyjsku profesor Borys Lazarowicz N., wykła-
dowca literatury francuskiej w Instytucie Briusowa: „Ja ponimaju
tiepier wielikoliepno, kak choroszyj socrealist był Knut Gamsun”.
Tak się kończy opowieść pt. „Głód”.

G.H-G.: On był wykładowcą literatury w Instytucie Briusowa.

W.B.: Ale pochodził z Łodzi?

G.H-G.: Jako młody człowiek przyjechał z Łodzi do Rosji. Był


tak zwanym „literaturowiedem” i zrobił nawet karierę w sferach
uniwersyteckich. Dzisiaj mogę już powiedzieć, bo pamiętam po
tylu latach, jak oni się naprawdę nazywali: Zundelewicz. Po la-
tach, w Paryżu, u Olgi Szerer, spotykałem się parokrotnie z An-
drzejem Walickim. I on któregoś dnia, opowiadając jakieś historie
z Rosji – bo jeździł często do Moskwy na rozmaite zjazdy nauko-
we – wspomniał nazwisko Zundelewiczów. Ja na to w ogóle nie
zareagowałem. Dlaczego? Pamiętaj, że przez wiele lat ludzie, któ-
rzy byli w łagrze sowieckim, po prostu bali się. Opisuję w Innym
świecie staruszka, który mi daje pocztówkę do rodziny, żebym ją
wysłał, gdy będę na wolności, bo to daje większą pewność, że doj-
dzie. Z przykrością o tym mówię, bo zrobiłem rzecz okropną, bo
ja tej kartki nigdy nie wrzuciłem do skrzynki. Miałem ją na biur-
ku w Londynie w czasie pisania książki. Nie uwierzysz, ale bałem
się zbliżyć do skrzynki pocztowej.

W.B.: I masz tę pocztówkę do dzisiaj?

G.H-G.: Jest do dzisiaj w moich papierach, które trzymam u Cioł-


koszów na strychu. Więc to jest straszne, straszne... Czytałem ją.
Nie było w tej karteczce nic specjalnie ważnego. Pisał o swoim
zdrowiu, i tak dalej. Ale kiedy myślę o tym, że on nie miał odpo-
wiedzi na kartkę, którą przesłał niby w tak pewny sposób, to jest
to dla mnie do dzisiaj koszmar. Ale tak było...
Dlaczego o tym opowiadam? Bo przecież po tylu latach – kie-
dy widywałem w Paryżu Walickiego – mógłbym krzyknąć: „Ale ja
znam oboje Zundelewiczów!” A nie zrobiłem tego. Dlaczego? Po

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
284 [ Autokomentarze

prostu z lęku, z obawy, niepokoju. To był instynktowny odruch.


Dopiero teraz tobie o tym mówię. Przypuszczalnie, a nawet na
pewno, oboje już nie żyją.

W.B.: A ten wspaniały skrzypek – komunista Zelik Lejman? To też


jest nazwisko zmyślone?

G.H-G.: Tak, nieprawdziwe, zmyślone. Nie wiem, co się z nim sta-


ło, nie wiem, czy przeżył. Pamiętam też doskonale tragiczną postać
„Białorusina”, który pracował w kuchni jedynie dlatego, że będąc
Polakiem, podał się za Białorusina. I wobec tego później nie obję-
ła go amnestia sowiecka dla obywateli polskich. Pamiętam do dziś
jego straszliwy żal. W ogóle działy się wówczas dramaty związa-
ne z kwestią obywatelstwa. Ten Polak, który podał się za Białoru-
sina, do 17 września 1939 roku był przecież obywatelem polskim.
Wielu ludzi siłą zmuszono do zmiany obywatelstwa. Spotykałem
też starych Polaków z Ukrainy. Na przykład pamiętam jednego
z nich, bo się z nim przyjaźniłem, nazywał się Podwysocki. Po pol-
sku nie mówił, znał tylko jakieś pojedyncze słówka, bo był wycho-
wany już na Ukrainie. Więc wśród tych ludzi powstała nagle na-
dzieja, że tak zwana amnestia dla Polaków obejmie także ich. Ale
kiedy się okazało, że to było ich złudzenie, to oni – między inny-
mi ten Podwysocki – po prostu zaczęli nas nienawidzić. I stosunek
Podwysockiego do mnie całkowicie się zmienił. To było zjawisko
zrozumiałe w kategoriach czysto ludzkich, ale dla mnie strasznie
bolesne. On miał do mnie żal o to, że rząd polski nie upomniał się
o tych starych Polaków z Ukrainy. Było ich w obozie kilkunastu,
ale najbliżej byłem z tym Podwysockim, który też był w mojej bry-
gadzie. Był to człowiek niski, krępy, o wielkiej sile fizycznej, tak
że nawet mi trochę pomagał na początku. Nie od razu się nauczy-
łem zawodu tragarza.

W.B.: Niektóre postacie w „Innym świecie” są oznaczone tylko jed-


ną literką, inicjałami jak na przykład B. W drugiej części książki jest
opowieść pt. „Opowiadanie B.”.

G.H-G.: Po prostu bałem się go zdemaskować, a z drugiej strony


chciałem, żeby to do niego dotarło. Pod literką B. ukryty był Bo-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 285

lesław Czubak, któremu po prostu mówiłem po imieniu – Bolek.


To był nauczyciel ze Stanisławowa, przeżył obóz, przez pewien
czas korespondowałem z nim. Po wojnie wylądował w Kanadzie.
A potem nasza korespondencja się urwała. Nawet nie wiem, czy
jeszcze żyje.

W.B.: A ten przedwojenny urzędnik z Ministerstwa Rolnictwa, M.?

G.H-G.: To jest właśnie inżynier Mikke, o którym ci opowiada-


łem. Ale jeżeli po tylu latach jeszcze dzisiaj mogę wymienić pa-
rę nazwisk autentycznych, to znaczy, że naprawdę wyżłobiły się
w mojej pamięci.

W.B.: W „Innym świecie” nie tylko nie oszczędzasz swoich roda-


ków, jeśli zachowali się nieprzyzwoicie, po prostu opisujesz ich za-
chowania bez patriotycznej taryfy ulgowej, ale też nie oszczędzasz
siebie. Jest w tej książce kilka fragmentów bardzo dyskretnych, ale
jednak praktycznie nie istniejących w literaturze wspomnieniowej,
które pokazują narratora, bohatera tej książki jako człowieka, któ-
ry też został zdruzgotany przez obóz.

G.H-G.: To jest całkowicie świadome. Byłem absolutnie pewien,


kiedy mnie odesłali do tak zwanej trupiarni, że już z niej nie wyj-
dę. Przechowywałem wtedy na pryczy dwa listy. Jeden od mojej
kuzynki, która była nauczycielką w Sokółce i do której napisałem,
bo mieliśmy prawo co pewien czas pisać.

W.B.: Występuje chyba w twoim „Dzienniku” pod inicjałem M.?

G.H-G.: Zgadza się. A list drugi był od profesora Kleinera.

W.B.: Nigdzie o tym nie pisałeś!

G.H-G.: Kiedy byłem we Lwowie, Kleiner bardzo mi pomógł


i z obozu napisałem do niego liścik. On mi odpisał – nie pamię-
tam oczywiście dokładnie treści jego odpowiedzi – ale był to bar-
dzo piękny list. Dodający otuchy.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
286 [ Autokomentarze

W.B.: Czyli profesor Kleiner wiedział, że jesteś w łagrze, ale czy wie-
dział, co faktycznie się z tobą dzieje? Chyba musiałeś to kamuflo-
wać ze względu na obozową cenzurę?

G.H-G.: Nie mógł nie wiedzieć, że to jest sowiecki łagier, bo to


było napisane w adresie nadawcy: „trudowoj łagier”. To mówiło
samo za siebie.

W.B.: Czy potrafisz zrekonstruować treść listu Kleinera?

G.H-G: Niestety, nie. Płakałem nad nim, bo to był list bardzo


piękny, dodający otuchy, napisany ślicznie po polsku. Przeleżał się
zresztą w cenzurze, bo przecież NKWD musiało najpierw spraw-
dzić, co w nim jest. Do dziś jestem bardzo wdzięczny Kleinerowi
za tę odpowiedź, bo ja tylko napisałem kartkę dosyć zdawkową.
Dziękowałem mu w niej za Lwów. Za to, że mi pomógł, bo ja we
Lwowie nie miałem żadnego tytułu, żeby należeć do jakiegokol-
wiek związku pisarzy. Ani do tego sowieckiego, ani do tak zwa-
nego Związku Ortwina, czyli tego uczciwego Związku, w którym
sekretarzem był Teodor Parnicki. Ale nim władze sowieckie zo-
rientowały się, na czym polega różnica pomiędzy Związkiem ukra-
ińskim, komunistycznym, kierowanym przez jakiegoś komisarza
z Kijowa, a Związkiem, którego przewodniczącym był Ostap Ort-
win, to pisarze dostawali tak zwane „udostowierenija”, czyli za-
świadczenia, że są członkami Związku Pisarzy. To był rodzaj glej-
tu, który bardzo ułatwiał życie. Więc ja bardzo się o niego stara-
łem. Ale nie mając prawa – bo przecież wtedy nie miałem jeszcze
żadnej książki na swoim koncie – musiałem mieć formalnie tak
zwanych rodziców chrzestnych, czyli rekomendację znanych pi-
sarzy. I to mi Ortwin powiedział i umożliwił. Więc miałem Klei-
nera i Marię Dąbrowską. Oni podpisali to i na tej podstawie już
dostałem od Ortwina „udostowierenije”. Więc byłem mu bardzo
wdzięczny. On nawet przez pewien czas – ponieważ nie miałem
z czego żyć – pomyślał o tym, żeby mi znaleźć posadę w Ossoline-
um, w bibliotece. No, ale w Ossolineum dyrektorem był później-
szy osławiony Jerzy Borejsza.

W.B.: To byś fantastycznie trafił...

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 287

G.H-G.: Poczekaj – miałem znakomitą intuicję i nie poszedłem do


niego, tylko posłałem mojego kuzyna, który studiował we Lwo-
wie chemię. Mieszkałem w jego pokoju na tak zwanego „waleta”
w Domu Techników. To jest dla mnie bardzo przykre wspomnie-
nie, bo kiedy wieczorem przyszedłem do domu, zobaczyłem, że
on wrócił z Ossolineum trupio blady. Otóż okazało się, że Borej-
sza mnie pamiętał! Miał znakomitą pamięć – jakkolwiek napisa-
łem dopiero ledwie kilka drobnych tekstów.

W.B.: Pamiętał cię jako autora?!

G.H-G.: Jako autora tych kilku tekstów, bo przecież miałem dwa-


dzieścia lat, gdy wybuchła wojna. I bardzo groźnym tonem zaczął
napastliwie wypytywać o mnie mojego kuzyna: gdzie, skąd, jak
i tak dalej. Mój kuzyn wrócił z Ossolineum tak straszliwie przera-
żony, że już nigdy o tym nie rozmawialiśmy. A wtedy natychmiast,
mimo że była już późna noc, wyprosił mnie ze swego pokoju. I po-
szedłem spać na dworzec.

W.B.: I wtedy podjąłeś decyzję o wyjeździe ze Lwowa?

G.H-G.: Po prostu wyjechałem i zatrzymałem się w Grodnie.

W.B.: Czy wówczas we Lwowie Jerzy Borejsza był identyfikowany


jako funkcjonariusz NKWD?

G.H-G.: Tak, absolutnie tak. Podobnie Putrament, któremu jesz-


cze przed wojną, na prośbę Ludwika Frydego, pomagałem finan-
sowo. Bo to był po prostu kolega polonista. Putrament doktory-
zował się u Manfreda Kridla na podstawie rozprawki o nowelach
Bolesława Prusa, ale żył wówczas w Wilnie w bardzo wielkiej bie-
dzie. Więc Kridl mi powiedział, wie pan, co prawda Putrament ma
prokomunistyczne poglądy, ale to jego sprawa, natomiast można
by mu pomóc, co pewien czas drukując jego teksty. I ja to zrobi-
łem. Dlatego artykuły Putramenta znajdziesz w dziale literackim
„Orki na Ugorze”. A za to trochę płacili.
Gdy w 1939 roku Putrament zobaczył mnie we Lwowie, a nie
poszedłem do niego, tylko przypadkowo się z nim zetknąłem, to

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
288 [ Autokomentarze

przemówił do mnie groźnym tonem jak policjant. Nie czuł nawet


najzwyklejszej wdzięczności za pomoc, którą mu okazałem przed
wojną. Taki człowiek.

W.B.: To jest chyba dobra okazja, żebyś wspomniał, jak się odegra-
łeś na nim po latach.

G.H-G.: Kiedy władze PRL gwałtownie poszukiwały autora pub-


likującego u Giedroycia powieści pod pseudonimem Staliński,
przyjechał do „Kultury” pewien znany człowiek, o którym wie-
dzieliśmy, że jest związany ze służbą bezpieczeństwa. Bardzo mnie
obtańcowywał, żeby mu powiedzieć, kto się kryje pod tym pseudo-
nimem, „bo to znakomity pisarz” i tak dalej. Ja się wykręcałem jak
mogłem, ale w pewnym momencie, po długich naleganiach z jego
strony dałem mu do zrozumienia, że powiem, ale pod jednym wa-
runkiem. A mianowicie, ta informacja nigdy nie może wydostać
się na zewnątrz – a wiedziałem, z kim mam do czynienia. I wymie-
niłem mu nazwisko Putramenta. Teoretycznie to nawet było do-
syć prawdopodobne, bo Putrament wtedy wydał powieść wileńską
pt. Rzeczywistość, w której też było takie „spojrzenie z góry” jak
w tytule powieści Stalińskiego. Wkrótce potem dowiedziałem się,
że kiedy Putrament wyjechał na Mazury na ryby, a był namiętnym
wędkarzem, to policja zrobiła mu w domu rewizję.

W.B.: Czyli to ty złowiłeś dwie ryby na jedną wędkę... Wróćmy do


„Innego świata”. Czy pisząc go, znałeś książkę pt. „Sprawiedliwość
sowiecka”, której współautorem był Kazimierz Zamorski? Jest to
opracowanie różnych relacji, które w pewnym sensie wyprzedza to,
co zrobił po latach Sołżenicyn w „Archipelagu GUŁag” w nieporów-
nywalnie większej skali, rzecz jasna. Chodzi mi o klasyfikację „za-
gadnień łagrowych”, która przypomina też niektóre wątki w two-
jej książce.

G.H-G.: Ta książka wyszła we Włoszech w 1945 roku. Czytałem


ją wtedy, ale nie miałem jej później pod ręką podczas pisania In-
nego świata. Znałem ją i uważałem za cenną publikację. Otarłem
się nawet w Rzymie o okropną aferę związaną z tą książką. Mia-
nowicie książkę zamówił dyrektor Biura Studiów i Dokumentów

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 289

II Korpusu Zdzisław Stahl, okropna postać. Stahl w pewnym mo-


mencie zaczął uważać się za autora tej książki, czyli chciał odebrać
autorstwo tym dwóm osobom, które ją napisały: Kazimierzowi Za-
morskiemu, podpisującemu się wtedy Sylwester Mora, i jego ko-
ledze, Stanisławowi Starzewskiemu, który był znanym dziennika-
rzem ze Lwowa.

W.B.: Czy ta książka w II Korpusie przechodziła przez twoje ręce?

G.H-G.: Nie, nie. To nie był mój dział. To było oczywiście biuro
Stahla. Przez moje ręce przechodziły tylko teksty literackie. Tak
samo w bibliotece „Orła Białego”, w której ukazywały się bar-
dzo różne teksty. Między innymi dużo tekstów Ryszarda Wragi.
A ja kwalifikowałem do druku rzeczy literackie, na przykład to-
mik wierszy Artura Międzyrzeckiego.
Czytałem też oczywiście to, co napisał Czapski. W gruncie rze-
czy moja przyjaźń z Czapskim od tego się zaczęła, bo byliśmy bar-
dzo związani poglądami na te wszystkie ciemne drogi spraw ro-
syjskich.
Więc czytałem różne teksty, ale starałem się przed nimi bronić,
żeby nie zarazić się cudzym spojrzeniem. Po prostu starałem się
chronić projekt pisarski, który miałem w głowie.
Zresztą uważałem, że większość tych tekstów nie była specjalnie
zajmująca. Naglerowa pisała nowelki, które, moim zdaniem, były
bardzo słabe, zbyt sentymentalne. Książka Tadeusza Litwina była
zupełnie bezwartościowa. Najbardziej interesująca wydała mi się
wówczas książka Beaty Obertyńskiej Z domu niewoli.

W.B.: Pytałem cię o autokomentarze narratora, który pokazuje swo-


je uwikłania w te wszystkie dramatyczne sprawy i nie kreuje się na
człowieka bez zmazy i skazy. Na początku „Innego świata” wypo-
wiadasz o sobie zagadkowe zdanie, dotyczące śledztwa: „Nie zacho-
wałem się na nim wzorowo, o nie!” Kończysz to wykrzyknikiem,
którego przecież bardzo rzadko używasz. O co chodziło?

G.H-G.: To nie jest żaden kamuflaż. Nie zrobiłem nic takiego,


czego bym mógł się wstydzić. Po prostu były w śledztwie mo-
menty, kiedy słabłem, kiedy na mnie krzyczano, kiedy dostałem
w pysk...

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
290 [ Autokomentarze

W.B.: Ale tego właśnie nie opisujesz – że byłeś bity...

G.H-G.: Nie opisuję, bo nie chciałem opisywać. W śledztwie się


nie załamałem, nikogo nie zdradziłem, nie miałem powodu, żeby
się wstydzić. Więc po co pisać, że w czasie śledztwa dostałem nag-
le na odlew parę razy w mordę, że się krztusiłem ze strachu, bo
po prostu byłem młodym chłopcem i to wszystko mnie przeraża-
ło? Nie byłem przysłowiowym dwudziestolatkiem, który odważ-
nie patrzy niebezpieczeństwu w oczy i w tym sensie nie nadawa-
łem się do kreowania mitu mężnego, młodego Polaka. I stąd ten
wykrzyknik, bo jednak można było wówczas paroma uderzeniami
w twarz złamać człowieka.
Pamiętam też doskonale, jak mnie w więzieniu grodzieńskim
straszliwie podcięło odesłanie do izolatora na trzy doby. To by-
ła rzecz straszna. Ja rzeczywiście byłem wtedy bliski załamania.
W naszej celi był polski policjant o nazwisku Olszewski, który był
namiętnym palaczem i który co pewien czas błagał dozorców wię-
ziennych, żeby mu zostawili peta czy coś takiego. A potem zauwa-
żyliśmy, że on co pewien czas puka do drzwi i wypowiada do do-
zorcy rytualną formułkę: „Grażdanin naczalnik, ja imieju k’wam
wopros”. Wiadomo było, co to znaczy, bo wtedy więzień był wy-
woływany na korytarz. Jednym słowem, ten polski policjant, nasz
kolega, posuwał się nawet do donosicielstwa dla jednego papiero-
sa czy za jeden maleńki „okurek” papierosa. Ja się o tym wszyst-
kim dowiedziałem w śledztwie, bo śledczy mi przytoczył słowa,
które strażnikom mógł powiedzieć tylko Olszewski, a w celi oczy-
wiście rozmawialiśmy o rozmaitych rzeczach. Po ujawnieniu takiej
historii oni odsyłali zazwyczaj do innej celi, ale ja wróciłem z te-
go śledztwa jeszcze do naszej. I wówczas... jakby to powiedzieć...
ja go po prostu okropnie zbiłem. No i za to zbicie zostałem ode-
słany do izolatora. To jest potworna rzecz, taki izolator, grodzień-
ski przynajmniej. Bo on jest do wysokiego progu wypełniony wo-
dą. Czyli stoi się w wodzie mniej więcej do kolan.

W.B.: Jaka była wysokość tej celi?

G.H-G.: Tego nie pamiętam, ale w każdym razie próg był taki, że
trzeba było przez niego przejść i wejść do wody. Woda sięgała do

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 291

kolan i pływały w niej szczury. A ściany izolatora były zbudowane


pochyło, więc nie można było o nie się oprzeć, odpocząć i zdrzem-
nąć się choćby przez chwilę. Te trzy doby... żeby to wytrzymać...
to był rzeczywiście wielki wysiłek. Cała filozofia polegała na tym,
żeby nie zemdleć, bo wtedy po prostu się wpadało w wodę i po
utracie przytomności można było nawet utonąć.

W.B.: Czy w każdym więzieniu sowieckim były takie izolatory?

G.H-G.: Nie wiem. To jest moje wspomnienie z więzienia gro-


dzieńskiego.

W.B.: A z opowieści innych więźniów?

G.H-G.: Wszędzie były. Izolator był oczywiście straszną karą.


Ale nie wiem, czy izolatory wszędzie były tak skonstruowane jak
w Grodnie. To było coś potwornego, to było naprawdę sadystycz-
ne znęcanie się nad ludźmi. Byłem zdumiony tym, że państwo pol-
skie pozostawiło ten izolator przez dwadzieścia lat, bo jeżeli to by-
ła pozostałość po Rosjanach, to należało ją absolutnie zniszczyć.
Nie chodzi mi o zniesienie izolatora jako rodzaju kary więziennej,
ale o zlikwidowanie tych strasznych nieludzkich warunków, ja-
kie w nim panowały. Moją siłą było to, że byłem młody, ale star-
szy człowiek zemdlałby w końcu i po prostu utonąłby w wodzie
ze szczurami. Straszne. Zwłaszcza te ściany. Jest czymś monstru-
alnym, żeby się nie było można oprzeć o ścianę, bo jest zbudowa-
na zbyt pochyło. Więc wtedy byłem bliski załamania. Nie wiem,
co bym im powiedział, gdyby mnie wtedy po tych trzech dobach
izolatora wzięli na nowe „doprosy”. Więc ten mój wykrzyknik ma
taki sens. Są rzeczy, których człowiek nie znosi i można go szybko
złamać, gdy się zna jego słaby punkt. Doszedłem później do wnio-
sku, że błyskawicznie bym się załamał, gdyby mi, powiedzmy, bo-
rowali zęby – a przecież robiono to tymi starymi aparatami jako
formę tortury. Nie mógłbym tego znieść.

W.B.: Zaraz, zaraz, ale cóż takiego enkawudyści mogliby z ciebie


wyciągnąć? Listę członków Warszawskiego Koła Polonistów? Skład
redakcji „Orki na Ugorze”? Tytuły książek, które recenzowałeś?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
292 [ Autokomentarze

G.H-G.: Oni byli przekonani, że ja gdzieś zakopałem broń, ponie-


waż w czasie rozmów w celi mówiłem, że niektóre polskie oddzia-
ły zakopywały broń, o czym dobrze wiedziałem z kampanii wrześ-
niowej. Ten policjant to wszystko doniósł, żeby dostać peta i że-
by się przypodobać, i powiedział im, że to ja schowałem broń. No
więc NKWD chciało znać miejsce, w którym ją zakopałem.

W.B.: To był jedyny punkt oskarżenia przeciwko tobie?

G.H-G.: No nie. Przede wszystkim próba nielegalnego przejścia


granicy. Starałem się im jakoś wytłumaczyć, że postanowiłem prze-
kroczyć granicę sowiecką, żeby bić się z Niemcami. I wtedy śledczy
walnął mnie na odlew w mordę. Żebym się nie wymądrzał.

W.B.: „Nie potrzeba nam takich aliantów”...

G.H-G.: Tak było. Więc ten mój wybuch tam, w więzieniu w Grod-
nie, był spowodowany tym, że dotarłem do granic wytrzymałości.
Po prostu poczułem, że to nie jest tak, że wszystko wytrzymam.

W.B.: W „Dzienniku pisanym nocą” często wracasz do epizodów,


które mogłyby się znaleźć na kartach „Innego świata”. Czy po na-
pisaniu „Innego świata” miałeś wrażenie, że pozostały jeszcze jakieś
sprawy czy postacie, które chciałbyś przypomnieć?

G.H-G.: Czytelnicy często mnie o to pytali i namawiali mnie na-


wet na kontynuację książki. Na pewno są jakieś epizody, o których
nie wspomniałem, które wyłączyłem z tej książki dla dobra jej kon-
strukcji. Ale ja bym do tego już nie wrócił. Uważam, że Inny świat
jest książką zamkniętą, która nie powinna być uzupełniana. To by-
łoby ciągnięcie za włosy.

W.B.: Z twoich recenzji z końca lat czterdziestych można zrekon-


struować długą listę książek przysyłanych z Polski. Przed napisa-
niem „Innego świata” przeczytałeś między innymi książki Zofii Nał-
kowskiej, Adolfa Rudnickiego, a przede wszystkim książkę Tadeusza
Borowskiego, którą recenzowałeś i która we wszystkich interpre-
tacjach „Innego świata” jest najczęściej przywoływanym punktem

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 293

odniesienia. W jaki sposób te książki wpłynęły na koncepcję „Inne-


go świata”?

G.H-G.: Oczywiście, jak wszyscy na emigracji, wiedziałem ze sły-


szenia o różnych hitlerowskich potwornościach. Miałem więc po-
czucie, że system totalitarny rozciągał się po obu stronach grani-
cy. Ale od początku byłem przeciwny identyfikowaniu tych dwóch
totalitaryzmów, ponieważ były w nich rzeczy nieporównywalne,
mimo że były też między nimi kolosalne podobieństwa. Podsta-
wowa różnica polegała na tym, że Rosjanie nie mieli zamiaru nas
wymordować, podczas gdy hitlerowcy postanowili wymordować
nas wszystkich.

W.B.: To wynikało z doktryny nazistowskiej, bo Słowianie byli


w niej podludźmi, a Żydzi czy Cyganie byli kimś podrzędniejszym,
a nawet nie byli zaliczani do ludzi.

G.H-G.: Naturalnie, natomiast Rosjanie chcieli po prostu stwo-


rzyć warunki, w których pracowalibyśmy dla nich resztkami na-
szych sił fizycznych – o głodzie w gruncie rzeczy. To była niewol-
nicza praca nawet nie opłacana jedzeniem wystarczającym na re-
generację sił. Kompletny nonsens. Bo jeżeli już chcieli wycisnąć
pracę z niewolnika, to przynajmniej powinni go odżywiać, żeby
miał siły do tej pracy. Tymczasem oni chcieli mieć bezpłatną si-
łę roboczą, która by ich w ogóle nic nie kosztowała. I wiedzieli,
że jak nie wytrzymamy, to przyślą im następnych więźniów. Ale
to nie był program celowej eksterminacji, jak to sobie wymyśli-
li naziści.

W.B.: Wróćmy do Borowskiego. Na ile „Inny świat” był odpowie-


dzią i polemiką z jego książką?

G.H-G.: Nie była to odpowiedź do końca świadoma, jakkolwiek


natychmiast uderzyło mnie w jego książce coś, o czym napisa-
łem w recenzji w „Wiadomościach” w 1948 roku. Po prostu, mo-
im zdaniem, Borowski wyszedł z Oświęcimia wypalony i cyniczny
i dlatego jego dalsze losy już mnie nie dziwiły. Dziwiło mnie tyl-
ko, że tak daleko posunął się w tym cynizmie. Bo przecież w tych

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
294 [ Autokomentarze

jego słynnych stalinowskich felietonach była potworna zaciekłość,


fanatyzm polityczny najgorszego rodzaju. Nie zdziwiło mnie na-
wet, że odebrał sobie życie. A z książek, które wymieniłeś, najwy-
żej ceniłem Medaliony Nałkowskiej i niektóre opowiadania Adol-
fa Rudnickiego.

W.B.: To mi nie wystarcza. „Inny świat” jako tekst literacki, zarów-


no w konstrukcji opowiadania, jak i wniosków, które wyciągasz, jest
tak odmienną od książki Borowskiego propozycją rozumienia po-
stawy człowieka, że trudno mi nie zadać pytania o twoje ówczesne
rozumienie tej odmienności?

G.H-G.: Wyszedłem z obozu fizycznie pognębiony, straszliwie po-


raniony i psychicznie obolały. Miałem rany nie tylko na nogach,
ale przede wszystkim w duszy. Ale wyszedłem z Jercewa z iskierką
nadziei, której z Oświęcimia nie wyniósł Borowski. Na tym, mó-
wiąc najprościej, polega różnica między nami. Po prostu ja, inaczej
niż Borowski, nie straciłem całkowicie wiary w podstawowe war-
tości ludzkie. To brzmi patetycznie lub banalnie, ale to jest isto-
ta rzeczy.
W Innym świecie jest zdanie, które cytujesz w twojej książce,
że nonsensem jest oceniać ludzi według tego, jak zachowywali się
w nieludzkich warunkach. W pewnym sensie jest to w tej książce
zdanie kluczowe. Dlaczego? Dlatego, że widziałem w tym obozie
ludzi, którzy, co prawda, nie byli nigdy aniołami, ale w których,
właśnie w obozie, odezwały się najpiękniejsze ludzkie cechy. Dla-
tego ja jestem tak uporczywym przeciwnikiem koncepcji homo so-
vieticus, ale o tym już mówiłem.

W.B.: Mówiłeś, że wyszedłeś z iskrą nadziei i z pewnością, że mi-


mo tego, co zobaczyłeś w obozie, system sowiecki nie może zwycię-
żyć i nie zdoła zniszczyć podstawowych wartości ludzkich. W two-
ich szkicach poświęconych krytykom i pisarzom Dwudziestolecia
wiele miejsca poświęcasz intelektualnej i moralnej atmosferze, któ-
ra cię kształtowała przed wojną. Czy zastanawiałeś się nad związ-
kiem przemyśleń, które towarzyszyły ci, kiedy wychodziłeś z Jerce-
wa i kiedy pisałeś „Inny świat” – nazwijmy to tak – ze szkołą two-
jej młodości?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 295

G.H-G.: Nie! Ale chyba właśnie dlatego tematem mojej książki jest
inny świat. Ja rzeczywiście przez dwa lata przebywałem w zupeł-
nie innym świecie. Oczywiście, pamiętałem ten mój świat między-
wojenny, pamiętałem rzeczy, które czytałem i pisarzy, których czy-
tałem, ale to było zupełnie z innej planety.

W.B.: Jednak żeby dostrzec „inność” tego świata, musiałeś mieć


w sobie jakieś trwałe punkty odniesienia.

G.H-G.: I miałem je przez cały czas.

W.B.: O nie właśnie pytam.

G.H-G.: Tu masz rację, bo będąc zaledwie dwudziestoletnim


chłopcem, byłem już w dużym stopniu uformowany jako czło-
wiek. Nie pojechałem do łagru jako dziecko. Przed wojną ży-
łem świadomie w świecie czytelnych reguł, norm i praw. I nagle
zostałem wrzucony do zupełnie innego świata. Także ten świat
przedwojenny pozostał mi jedynie w formie wspomnień. Kie-
dy leżałem na pryczy, to wspominałem czasem książki czytane
przed wojną albo ludzi z tamtego okresu oraz ich charakter zu-
pełnie inny niż to, z czym miałem do czynienia w Jercewie. Po-
dobnie rosyjscy więźniowie wspominali życie, jakie mieli przed
dostaniem się do łagru.

W.B.: Jakie książki wspominałeś?

G.H-G.: Przede wszystkim te, które najbardziej lubiłem. Szczycę


się dziś moimi wyborami literackimi, bo w końcu miałem zaled-
wie dziewiętnaście lat, kiedy napisałem eseje o poezji Miłosza
i o książce Gombrowicza. Jeśli chodzi o Miłosza, to był wybór, bo
kiedy organizowaliśmy poranki poetyckie w Warszawie, to mnie
zapytano, kogo wybieram. Wybrałem wiersze Miłosza, bo uważa-
łem go po Trzech zimach za bardzo wybitnego poetę. I byłem też
entuzjastą Ferdydurke. Kiedy planowałem moje życie, to sądziłem,
że będę krytykiem i polonistą, i do września 1939 roku wszystko
wskazywało, że tak będzie.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
296 [ Autokomentarze

W.B.: Pisarze, którzy – jeśli mogę tak powiedzieć – zostali wkręceni


w tryby kultury sowieckiej w Polsce po roku 1945, na usprawiedli-
wienie swojej postawy używali często argumentu, że Dwudziestole-
cie nie przygotowało ich do zetknięcia się z tym strasznym doświad-
czeniem, jakim była okupacja i okres późniejszy. Czy mógłbyś to po-
wiedzieć także o sobie? W tym, co przed chwilą powiedziałeś, można
bowiem doszukać się tezy przeciwnej. Zatem, czy lata trzydzieste
przygotowały cię na spotkanie z sowieckim totalitaryzmem?

G.H-G.: Z jednej strony – nie, bo po prostu moja wyobraźnia nie


sięgała po takie rzeczy. Ale z drugiej strony moja odpowiedź brzmi
„tak”, ponieważ lata trzydzieste uświadomiły mi, że całe Dwu-
dziestolecie 1918–1839 było czymś niezwykłym zarówno na plus,
jak i na minus. Co znaczy, że jednak myśmy w ciągu tego Dwu-
dziestolecia zrobili bardzo dużo, choć mieliśmy też ciemne plamy
na sumieniu. Widziałem nowe pokolenie Polaków, rosłem w nim,
czułem jego niezwykłość. Różniłem się od wielu moich kolegów
poglądami politycznymi, ale to było normalne, a wszyscy razem
mieliśmy poczucie, że tworzymy nową Polskę. To było przecież po-
kolenie, które swój najstraszniejszy egzamin zdało podczas wojny,
w wojsku i w Powstaniu Warszawskim. To po pierwsze, a po dru-
gie, jeżeli mówimy już o literaturze, to uważam, że Dwudziestole-
cie w dziejach literatury polskiej było okresem ogromnego boga-
ctwa. Kiedy uprzytamniam sobie choćby tylko ilość ważnych ty-
tułów, to publikacje z czasów PRL są w ogóle nieporównywalne.
Tu nie chodzi o liczbę książek, które wydrukowano, lecz o tytuły,
które przetrwały. Polska przeszła przez Dwudziestolecie z ciężki-
mi grzechami na sumieniu, ale jako państwo po półtorawiekowym
nieistnieniu miała osiągnięcia zupełnie fenomenalne i można być
z nich naprawdę dumnym.

W.B.: A czy atmosfera tego duchowego rozwoju, która towarzyszy-


ła ci w latach trzydziestych, lektury Maritaina, Crocego, dyskus-
je u Frydego i tak dalej, czy to wszystko owocowało później, po
wojnie?

G.H-G.: Owocowało, jak najbardziej. Podam ci przykład, który


przywołałem w przemówieniu w Uniwersytecie Poznańskim, kiedy

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 297

odbierałem doktorat honoris causa. Przypomniałem moje wspom-


nienie o lekturze Historii Europy Crocego, w której on mówi gło-
sem nieco ściszonym o niebezpieczeństwach komunizmu. Ja to so-
bie zapamiętałem.

W.B.: A potem mogłeś to ostrzeżenie skonfrontować z rzeczywis-


tością.

G.H-G.: Niestety. Ale na przykład początkowo nie wierzyłem


w coś, o czym przekonałem się dopiero później: nie wierzyłem
w istnienie kanibalizmu na Ukrainie podczas głodu w 1932 roku.
To już mi się wydawało przesadzone. Nawet o tym kiedyś opowia-
dałem Jerzemu Giedroyciowi, który potrafił stwierdzić, czy w ok-
ropnościach opisywanych przez innych nie ma przesady. W każ-
dym razie, intelektualnie rzecz biorąc, w chwili wybuchu wojny
byłem człowiekiem dosyć dojrzałym jak na swój wiek.
Mój przeskok do „innego świata” nie odbył się więc z jakiegoś
„sielsko-anielskiego” dzieciństwa. Ten inny świat był rzeczywis-
tością, do której oglądania i odczuwania byłem w pewnym sensie
przygotowany. Przypuszczam, że mój „aparat recepcyjny” musiał
być dostatecznie dojrzały, żeby to wszystko utrwalić w pamięci.

W.B.: Chciałeś dać świadectwo wspólnych przeżyć wszystkich więź-


niów. Ale równocześnie doskonale wiedziałeś, jak nie chcesz pisać.
Ten problem, jak pisać, jest właściwie stale obecny w twoich arty-
kułach z lat czterdziestych. Dotyczy przede wszystkich dwóch za-
gadnień: koncepcji realizmu i koncepcji stylu, czyli pytania, jakim
językiem opisywać doświadczenia wojenne. Te dwa zagadnienia po-
ruszałeś przy omawianiu każdej książki dotyczącej II wojny świato-
wej. To jest sprawa, która pojawia się w twoich recenzjach z twór-
czości Nałkowskiej, Borowskiego, Rudnickiego i innych.

G.H-G.: Jeżeli chodzi o literacką stronę mojej książki, to co do te-


go nie mam najmniejszej wątpliwości. Ja bym w ogóle nie napisał
książki, która byłaby tylko czystym sprawozdaniem z mojego po-
bytu w łagrze. Bo mnie to nawet nie frapowało i uważałem, że nie
można przedstawić obrazu łagrów sowieckich w taki suchy, tylko
rzeczowy sposób. Sprawozdanie nie daje tego efektu, jakim jest

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
298 [ Autokomentarze

opowieść literacka. Bo Inny świat jest opowieścią w tym sensie,


że wszystkie fakty są prawdziwe, ale niekiedy „przytarte”, niekie-
dy odrobinę uzupełnione po to, żeby nabrały wymowy literackiej.
I tylko dzięki temu ta książka żyje. To, że ona odżyła na nowo po
tylu latach, jest dowodem właśnie, że moja metoda była słuszna.
W końcu nikt już dzisiaj nie wspomina książki niezwykle rzeczo-
wej i znakomicie informującej o zjawisku, którego dotyczy, a mia-
nowicie książki Davida Dallina i Borysa Nicolaevskiego wydanej
w 1947 roku pt. Forced Labor in Soviet Russia (Praca przymuso-
wa w Rosji Sowieckiej), która jest po prostu świetnym opracowa-
niem naukowym, ale to jest zupełnie coś innego. Dlatego wiel-
ką satysfakcję mi sprawiało, że wszyscy recenzenci, począwszy od
angielskich, a potem francuscy i inni, zauważyli literacki charak-
ter Innego świata. A już szczególną przyjemność miałem jako au-
tor, gdy jeden z recenzentów angielskich, wybitny znawca spraw
rosyjskich i sowieckich, nieżyjący już Edward Crankshaw, napisał
zdanie – które musiałoby napełnić dumą każdego autora, dlate-
go je nieskromnie przypominam – że ta książka żyć będzie nawet
wtedy, kiedy umrą instytucje przez nią opisywane. To jest dokład-
nie to, o co mi chodziło, gdy decydowałem się na wybór formy li-
terackiej. Tak samo jak ciągle żyje książka Dostojewskiego, mimo
że nie ma już śladu po carskiej katordze i zsyłkach, bo to wszystko
przybrało już zupełnie inną postać. I to jest książka, którą słusznie
wymienia się wśród najlepszych książek Dostojewskiego. To jest
właściwie jego pierwsza wielka książka, w której nastąpił niezwy-
kły wybuch potencji twórczej. On się tam nauczył pewnych rze-
czy, on tam pewne rzeczy zrozumiał. Zrozumiał istotę rosyjskich
zbrodni. Duszę człowieka rosyjskiego, który popełnia zbrodnię.
Cały ten mechanizm, który potem rozprowadzony w powieściach
dał to, co znamy z Braci Karamazow, Zbrodni i kary, z Biesów.

W.B.: Z kilku względów przywiązuję wielkie znaczenie do literackiej


strony twojej książki. Jeden powód jest bardzo ogólny, a mianowi-
cie: sięgając po środki literackie i widząc w sztuce najlepszy sposób
dotarcia do istoty tego, czym był inny świat, udzieliłeś pośredniej
odpowiedzi na stwierdzenie Adorna, że „pisanie wierszy po Oświę-
cimiu jest barbarzyństwem”. Adorno uznał później ten pogląd za
„raczej mylny”, niemniej w potocznej świadomości istnieje tylko ta

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 299

pierwsza formuła. Jeśli odłączymy ją od osoby Adorna i potraktuje-


my dosłownie, to pytanie, czy możliwa jest literatura „po Oświęci-
miu”, wydaje się dziś wyjątkowo nietrafne, ponieważ to, co najwy-
bitniejszego powstało na temat Holocaustu i drugiej wojny świato-
wej, to właśnie utwory literackie.

G.H-G.: Naturalnie. Na pytanie, czy może istnieć literatura po


Oświęcimiu, odpowiadam: nie tylko może, ale musi. Tym, co zo-
stanie z piśmiennictwa na temat Oświęcimia i Holocaustu, nie będą
setki książek, świetnie zresztą opracowanych, tylko będą właśnie
utwory literackie. Jak na przykład w wypadku literatury polskiej
Medaliony Nałkowskiej czy książka Tadeusza Borowskiego i tak
dalej. W końcu mogę się nawet dalej posunąć. Ta mała dziewczyn-
ka, Anna Frank, której pamiętnik zrobił światową karierę i która
budzi taką sympatię wśród czytelników, nie przeżywała ani obo-
zów, ani więzień. Przeżywała dramat ukrywania się przed prześla-
dowaniami niemieckimi. I ta mała prawda, którą zapisywała w ze-
szyciku, jakby to było wypracowanie szkolne, została utrwalona
w sposób niepowtarzalny. Nikomu się to nie udało. Tylko litera-
tura chwyta takie rzeczy, choć Anna Frank nie uprawiała literatu-
ry. Po prostu pisała.
Wróćmy jeszcze do Szałamowa. Wielkością Szałamowa jest to,
że on w tych krótkich opowiadaniach zapisał rzeczy niesamowite.
Znam jego wypowiedź, że chciał, aby każde jego opowiadanie by-
ło zdzieleniem po pysku Stalina, plunięciem mu w twarz. Co na-
tomiast wyszło? To są zupełnie niezwykłe opowiadania, niezwy-
kle zwięzłe, bogate językowo. Zwracam na to uwagę, bo ludzie na
ogół patrzą na te opowiadania jak na utwory bardzo proste. Tym-
czasem na przykład nasze próby w Instytucie Literackim, kiedy
chcieliśmy wydać Szałamowa po polsku, spełzły na niczym. Na-
wet tak wspaniały tłumacz jak Jerzy Pomianowski prawie złamał
na tym pióro. Mimo pozornej prostoty tych utworów nie wycho-
dziło mu to. W końcu znaleźliśmy człowieka, który już nie dla nas
to zrobił, tylko dla Wydawnictwa Gdańskiego, który po prostu nie
był literatem, żadnym pisarzem, ale siedział w łagrze dziesięć lat.
I jak zobaczyłem próbki przywiezione mi z Gdańska – on zdaje się
w Gdańsku mieszka – to od razu zrozumiałem, że to jest po pros-
tu ktoś, kto bezbłędnie uchwycił ten ton.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
300 [ Autokomentarze

Mogę teraz wrócić do tych moich wspomnień w formie powieś-


ci edukacyjnej. Najważniejszą sprawą jest w nich tonacja. Pytanie
jest takie: czy ta tonacja jest utrzymana od pierwszej do ostatniej
stronicy?

W.B.: Odpowiadam ci – tak. Od pierwszego do ostatniego zdania.

G.H-G.: Taki był mój pisarski zamiar, choć nie wszyscy muszą po-
dzielać twoje zdanie. Oczywiście, ktoś zawsze może mi wytknąć,
że nie było dokładnie tak, że było trochę inaczej, ale to nie ma
żadnego znaczenia. Ci, którzy szukają jedynie aptekarskiej ścisłoś-
ci, powinni czytać inne książki. Istnieją setki bardzo ścisłych ksią-
żek na te tematy.

W.B.: Utwory literackie poświęcone wojnie były próbą zbliżenia li-


teratury do nie znanych wcześniej doświadczeń. W twoich artyku-
łach z lat czterdziestych i pięćdziesiątych często krytykujesz – na-
zwijmy to tak – nietrafną literackość, polegającą najczęściej na imi-
tacji bezosobistego sprawozdania o nagich faktach. Przypomnę ci,
że w twoich szkicach i recenzjach w latach czterdziestych i pięćdzie-
siątych krytykowałeś następujące sprawy. Po pierwsze, twierdziłeś,
że nie istnieje coś takiego jak nagi fakt. Po drugie, twierdziłeś, że jest
złudzeniem, iż pisarska imitacja relacji dokumentalnej, statystycz-
nej, gromadzącej przerażające fakty może oddać grozę tego wszyst-
kiego, co się zdarzyło. I wreszcie twierdziłeś, że najwyższą zdolnoś-
cią i osiągnięciem pisarskim może być wycofanie się poza tę suchą
narrację i przedstawianie rzeczywistości tak, jak gdyby nie była ona
dla piszącego jedynym punktem odniesienia.

G.H-G.: Wielokrotnie podkreślałem i jeszcze raz podkreślam – nie


istnieje coś takiego jak suchy, nagi fakt. Każdy fakt ma swoje impli-
kacje, swoje powiązania i rzeczą sztuki pisarskiej jest uchwycenie
tego wszystkiego w jeden węzeł. Ci, którzy opisują wyłącznie tak
zwane suche i nagie fakty, nie będą nigdy pisarzami. Ja nie chcę tu
lekceważyć tak zwanych nagich faktów, bo one są niezwykle waż-
ne, ale w zupełnie innej sferze.
Tak się złożyło, że prawie równocześnie z Innym światem, bo
w roku 1950, ukazała się w Zurychu książka niemieckiej czy szwaj-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 301

carskiej komunistki Elinor Lipper pt. Elf Jahre in sowjetischen Ge-


faengnissen und Lagern (Jedenaście lat w sowieckich więzieniach
i obozach pracy). To jest niezwykle interesująca i bardzo przyzwo-
ita relacja, ale w głębszej perspektywie absolutnie nieudana. Dzi-
siaj nie ma już śladu po tej książce. Lipper pokazała fragment rze-
czywistości totalitarnej, ale nie potrafiła, czy nie mogła wyjść po-
za to, co w niej dostrzegła.

W.B.: Negując opis nagich faktów, mówisz jednak coś więcej. Prze-
cież nie chodzi ci o to, że istnieją fakty, które pisarz odtwarza mniej
czy bardziej neutralnie. I że za ich zgodność czy niezgodność z rze-
czywistością może być chwalony lub krytykowany. Twierdzisz ra-
czej, że pisarz fakty „filtruje”, że je wybiera, selekcjonuje, a w pew-
nym sensie – dzięki literackiej konstrukcji swojego tekstu – stwarza
te fakty, które mają pozostać jako znaki i symbole rzeczywistości.
„Inny świat” nie jest szybą, poprzez którą się ogląda rzeczywistość
łagru sowieckiego! „Inny świat” jest misterną konstrukcją litera-
cką, która skupia uwagę czytelnika na tych faktach, które autor
celowo stworzył jako symbole, pamiątki czy świadectwa postawy
człowieka.

G.H-G.: Zgoda. Nie ma tak zwanych nagich faktów. Bardzo nie


lubię, jak zalicza się Inny świat do literatury faktograficznej. To nie
jest literatura faktograficzna! Ci, którzy nie rozumieją, że środki li-
terackie wydobywają z tak zwanych faktów coś niezwykłego, pa-
tetycznego, coś, czego w nagich faktach po prostu nie widać, nie
rozumieją tej książki.
Doskonale pamiętam, jak Inny świat przeczytał Wańkowicz –
był zachwycony sceną, w której ja, wracając do zony z pracy, cias-
tem zrobionym z ukradzionej mąki, żeby można było łatwiej ją
przenieść, oblepiam piersi kobiety. Ta scena nawiązuje do częstego
w moim ówczesnym życiu łagrowym powiązania głodu fizycznego
z głodem seksualnym. Piszę gdzieś, że to wszystko przewijało się
w moich snach. Ale gdybym nie stworzył tej scenki – którą właśnie
taki pisarz jak Wańkowicz natychmiast zauważył – to nie potrafił-
bym odtworzyć tych snów i pragnień. Rzecz w tym, że w literatu-
rze nie wystarczy powiedzieć, że w łagrze sny więźniów były częs-
to wynikiem zwykłego głodu i głodu seksualnego. Rzecz charak-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
302 [ Autokomentarze

terystyczna, że opis mojego pobytu w latrynie po głodówce, która


była naszym zwycięstwem, wywołał w tak zwanym polskim Lon-
dynie oburzenie. W jednym z odcinków Innego świata drukowa-
nych w „Wiadomościach” przedstawiłem obraz siebie samego, jak
ze straszliwym bólem próbuję wydalić stwardniały w czasie gło-
dówki kał. Siedzę na latrynie i płyną mi z oczu łzy.

W.B.: „W małej, prowizorycznie zbitej i osłoniętej tylko kilkoma


deskami komórce, przeżyłem największą w życiu męczarnię fizycz-
ną, gdy stwardniały na kamień żużel, z którego w ciągu ośmiu dni
głodówki mój organizm wyssał wszystkie soki, torował sobie przez
kiszki drogę, szarpiąc je i kalecząc do krwi. Jak żałośnie musiałem
wyglądać, przykucnięty tak na oblodzonej desce w podwianym wia-
trem buszłacie i wpatrzony w smaganą zadymką śnieżną równinę
oczami, z których ciekły łzy bólu i dumy!” Kończysz wykrzykni-
kiem.

G.H-G.: Po opublikowaniu tego fragmentu Grydzewski pokazał


mi listy protestacyjne, jakie otrzymała redakcja „Wiadomości”. „Po
co coś takiego w ogóle się opisuje” i tak dalej w tym stylu. Gry-
dzewski, dając mi do przeczytania te listy, powiedział: „Proszę pa-
na, to jest jedna z najpiękniejszych scen w pana książce”. Czuję,
że jest jakiś niezwykły patos w tej scenie, jakkolwiek może się ona
komuś wydawać sceną wulgarną.

W.B.: To na pewno nie jest scena wulgarna.

G.H-G.: Chodziło mi o nadanie literackiego charakteru moim


przeżyciom, co zauważyłeś w twojej książce o Innym świecie. Po-
dobnie było z opisami – nazwijmy to tak – form miłości w obo-
zie. To jest też temat bardzo ostrożnie poruszony. Faktograf po-
minąłby te sprawy, biorąc wszystko razem do kupy i pisząc, że to
wyglądało tak a tak, i miałby prawo tak zrobić. Nie chcę jednak
zbyt długo nad tym się rozwodzić, bo już o tym pisałem. Wyda-
je mi się, że polegało to na przeniesieniu we wspomnieniach tych
przeżytych rzeczy na poziom literatury. I chyba głównie dzięki te-
mu ta książka, mimo że napisana czterdzieści pięć lat temu – na-
dal jeszcze żyje.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 303

W.B.: To jest książka nie tylko o szczegółach i konkretach związa-


nych z łagrem, z jego funkcjonowaniem. Niektóre z tak zwanych
faktów, o których opowiadasz, nigdy nie weszłyby do opisu faktów
w piśmiennictwie faktograficznym czy naukowym.

G.H-G.: W rozdziale pt. „Praca” opisywałem niezwykle konkret-


ne rzeczy, na przykład, jaka była odległość od magazynu do wa-
gonu, z którego się wyładowywało towar, jak wyglądał trak, czyli
kładka, którą się szło, i tak dalej.

W.B.: Nazwałem to „narracją kronikarską”, ale to jest tylko jeden


strumyczek twojej opowieści.

G.H-G.: Ona oczywiście musiała być w książce, ale wtopiona w jej


całość.

W.B.: W twojej książce jest bardzo dużo takich tematów, które


w ogóle nie mieszczą się w żadnym dokumencie. Jest to przecież
książka o marzeniach, tęsknotach, snach, wyobrażeniach, o ogrom-
nej sferze uczuć, przeżyć nienazwanych i nienazywalnych. Wydaje
mi się, że przystępując do pisania tej książki, czułeś – być może in-
tuicyjnie – że oddać „ludzki wymiar” łagru to dotknąć tych wszyst-
kich sfer, które może wyrazić jedynie literatura.

G.H-G.: Tak było. Przy całym szacunku dla dokumentu, bo nie


chcę tutaj robić żadnej hierarchii, ja jednak celowo napisałem
książkę literacką. Dokumenty mają inne zadania, inaczej – jak po-
wiedziałeś – filtrują rzeczywistość.
Przykładem może być bardzo dobra książka pt. Po wyzwole-
niu... (1944–1956), którą pod pseudonimem Wiktoria Kraśniew-
ska napisała profesor Barbara Skarga. Czytałem ją w maszynopisie
i gorąco ją poleciłem Giedroyciowi, który ją opublikował. Kraś-
niewska w jednym z rozdziałów omawia życie seksualne w łagrach
i powołuje się ciągle na moje relacje i nawet je poprawia, mówiąc,
że coś było inaczej. Ale to są dwie różne sfery. Ja opisuję konkret-
ne historie, które mi się zdarzyły, a Kraśniewska podsumowuje to,
powiedziałbym, w sposób typowo naukowy i mówi: to a to nie jest
zupełnie ścisłe. Ale na tym właśnie polega różnica pomiędzy na-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
304 [ Autokomentarze

mi. Kraśniewska nie miała ambicji literackich. Napisała natomiast


znakomity dokument.

W.B.: Wydaje mi się, że sprawy, o których mówisz, dotyczą nie ty-


le książki opublikowanej pod pseudonimem, co artykułu, a właś-
ciwie referatu, profesor Barbary Skargi pt. „Świadectwo »Innego
świata«”, w którym autorka z wielkim uznaniem wyraża się o lite-
rackich wartościach „Innego świata”. Ale równocześnie polemizu-
je z niektórymi twoimi stwierdzeniami. Spróbujmy prześledzić naj-
ważniejsze z nich.
Po pierwsze, uznając zalety literackie książki, Barbara Skarga sta-
wia takie pytanie: „Jeżeli nawet uznajemy, że wspomnienia litera-
ckie, o ile naturalnie są dobrze napisane, stanowią lepszy dokument
niż kroniki, to jeszcze nie znaczy, aby były dokumentem, którego
sens jest dla każdego całkowicie czytelny”. Skarga bardzo wyraźnie
rozróżnia te dwa gatunki i twierdzi, że literatura sama przez się nie
jest wartościowsza od dokumentu.
I dalej pisze: „Czy w ogóle można uobecnić to, co dla czytelnika
nigdy obecnym nie było. Nie chodzi mi tu o problem właściwy se-
mantyce czy hermeneutyce, a więc o problem rozumienia, interpre-
tacji. Myślę, że w tym samym kręgu kulturowym znaczenia nawet
starych tekstów mogą być w dużym stopniu rozszyfrowane. W tym
jednak wypadku mamy do czynienia z innym światem. Gotowa jes-
tem twierdzić, że łatwiej nam zrozumieć »Pamiętnik starego su-
biekta« niż to, co pisze Grudziński. Prowadzone niekiedy rozmowy
z czytelnikami jego książki świadczyły, że część informacji nie do-
ciera w ogóle do ich świadomości, że konkretyzacje niektórych ele-
mentów opisu są całkowicie fałszywe”.
Jednym słowem, Skarga stawia tezę, że czytelnik, który nie prze-
żył i nie doświadczył łagrów sowieckich, ma trudności ze zrozumie-
niem opisywanych zjawisk. No, ale to jest najbardziej powszechne
zjawisko lekturowe. Bo jak ktoś opisuje życie Indian w Ameryce Po-
łudniowej, a czytelnik nie opuszczał Europy...

G.H-G.: Słusznie. Literackie potraktowanie tego tematu to jest


po prostu kwestia pewnej wizji. Jednym czytelnikom się narzu-
ca i przyjmują to, a dla innych jest całkowicie zamknięta. Tak jak
właśnie w tym zdaniu u pani Kraśniewskiej. Ona pisze o czytelni-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 305

kach, do których zupełnie nie dotarły pewne rzeczy z mojej książ-


ki. Chętnie w to wierzę. Ale spotkałem czytelników, do których
dotarła całość tej książki.

W.B.: Generalna teza Skargi jest następująca: „Ogólna charakte-


rystyka wydarzeń jest nadzwyczaj wierna. To, o czym pisze Her-
ling-Grudziński, proszę państwa, to jest prawda”. Nie możesz na-
rzekać.

G.H-G.: Bardzo cenię jej opinię, bo w końcu ona siedziała o wie-


le dłużej ode mnie.

W.B.: Zastrzeżenia Skargi dotyczą natomiast spraw szczegółowych.


Cytuję: „Grudziński pisze, że niemal nigdy nie spotyka się w obo-
zach pracy małoletnich przestępców. Niestety, spotyka się nader
często i są tam taką samą plagą jak w więzieniach. Każdy »małolet-
ka« chce bowiem prześcignąć w okrucieństwie, brutalności i spry-
cie starego »urkę«. W rozdziale o nocnych łowach przypuszcza au-
tor, że słowo »proizwoł« jest już prawdopodobnie dzisiaj nie znane
więźniom sowieckim, a ostatnie jego panowanie przypadło na rok
1940. Rzeczywiście, w niektórych obozach został on częściowo opa-
nowany. Obozy te jednak należały do wyjątkowych i nawet w nich
zdarzały się wszystkie przejawy »proizwołu«, które autor opisuje.
Na mniejszych zaś »kamandirowkach«, a zwłaszcza na tak zwanych
przesyłkach, czyli obozach przejściowych, panował on niepodziel-
nie. Sytuacja zmieniła się po roku 48, kiedy oddzielono więźniów
z artykułem 58., czyli politycznych, od kryminalistów”.

G.H-G.: Przyjmuję te uwagi z najwyższą atencją i przypuszczam, że


są one słuszne. Ale na jedną rzecz muszę zwrócić uwagę, dotyczą-
cą zwłaszcza pierwszego punktu, że obóz obozowi nie był równy.
Na przykład w obozie, w którym ja siedziałem, rzeczywiście tych
małoletnich przestępców nie było. Ja ich poznałem i przyglądałem
się im głównie w więzieniach. Co z nimi robili po więzieniach, te-
go nie wiem. Ale ja opisuję obóz, który poznałem – Jercewo. Być
może w obozie, w którym siedziała pani Skarga, małoletni prze-
stępcy byli plagą. Jestem przekonany, że – jak pisze pani Skarga –
starali się przewyższyć brutalnością ludzi dorosłych, że byli okrut-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
306 [ Autokomentarze

ni. We wszystko to chętnie wierzę, bo te zachowania małoletnich


przestępców widziałem w więzieniu.

W.B.: Skarga, wyliczając jeszcze inne szczegóły, które w jej relacji


są trochę odmienne niż w „Innym świecie”, puentuje to stwierdze-
niem, że różnice pomiędzy obozami wynikały z odmienności wa-
runków miejscowych i z odmienności administracji. W zasadzie nie
było reguł. I powiada, że o różnicach pomiędzy obozami stanowi-
ły te szczegóły. Natomiast w drugiej części swego artykułu Skar-
ga mówi tak: „Są jednak i takie kwestie poruszone w »Innym świe-
cie«, z którymi zgodzić się nie mogę. Herling-Grudziński stwierdza,
że kobiety znacznie gorzej znosiły głód fizyczny i seksualny. W mo-
im przekonaniu jest to obserwacja fałszywa. Biologiczna odporność
kobiet była znacznie większa. Obozowe »dochadiagi« to przeważnie
mężczyźni, kobiety – nader rzadko. Stąd i charakterystyczne przy-
słowie, że kobiety jak kotki nawet pałką się nie dobije. Zdrowsze,
mniej osłabione, mogły jeszcze czuć seksualny głód, który u wy-
niszczonych mężczyzn zanikał zupełnie. Nie jest jednak prawdą, że
można było mieć każdą kobietę za pajdę chleba. Żyłam wśród ko-
biet i wiem, że trzymały się dzielnie, nieraz nad podziw. O tej po-
stawie decydował raczej nie głód, ale wpojone zasady moralne zwią-
zane z kręgami kulturowymi. Nie jest chyba przypadkiem, że naj-
łatwiej ulegały prostytucji pochodzące z prymitywnych środowisk
Rosjanki. Polki natomiast, czy to chłopki, czy dziewczęta z miasta,
a także Litwinki, Ukrainki z zachodniej Ukrainy, Estonki itd. zacho-
wywały się świetnie”.

G.H-G.: Mogę tylko powiedzieć, że moje doświadczenia były in-


ne. Ale to jeszcze jeden dowód, że nasze obozy były różne. Opisu-
ję przykłady dziewcząt – nie Rosjanek, które bardzo szybko ulega-
ły po wstępnym stawianiu oporu. Na przykład historia tej dziew-
czyny, Polki, jest niesłychanie charakterystyczna. Ona zaczęła od
dumnego stawiania oporu i błyskawicznie została złamana. Znam
też inne wypadki łamania kobiet. Sposób, w jaki te kobiety w obo-
zie łamano, jest niesłychanie charakterystyczny. Nie bito ich, nie
zmuszano. Tylko, powiedzmy, delikatną kobietę wysyłano do cięż-
kiej pracy w lesie. I ona wiedziała, że to jest forma szantażu. Wie-
działa, że jeżeli ona się odda jakiemuś facetowi, który się o nią sta-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 307

rał, to dostanie lepszą pracę i przeżyje. Nawet w obrębie obozów


kargopolskich te tak zwane „uczastki”, czyli rozmaite małe obozy,
podobozy, były różne. Za najgroźniejszy uchodziło nie samo Jer-
cewo, w którym ja siedziałem – to był ten centralny punkt obozo-
wy – ale Druga Aleksiejewka, kilkanaście kilometrów odległa od
naszego obozu. To był obóz straszny. Ja tam miałem przyjaciela,
który wracał już po amnestii przez Jercewo, bo przechodzili tę-
dy wszyscy zwalniani więźniowie – to był robotnik z Łodzi i bar-
dzo się z nim zaprzyjaźniłem jeszcze w więzieniu. I on opowiadał
mi trochę o tej Aleksiejewce. Zresztą nie tylko on. Wszyscy o tym
opowiadali. To był postrach obozów ta Druga Aleksiejewka. Wy-
glądało na to, że Aleksiejewka została stworzona jako karny obóz
i nawet tak był nazywany – „sztrafnyj łagier”. Więc ktoś, kto sie-
dział przez cały czas w Drugiej Aleksiejewce, ma doświadczenia in-
ne niż ja, który siedziałem w obozie jercewskim. A co dopiero mó-
wić o innych obozach.

W.B.: Mówiąc językiem Dantego i Sołżenicyna, po prostu siedzieli-


ście w innych „kręgach”.

G.H-G.: W innych „kręgach” tego piekła. Bardzo wysoko cenię


książkę pani Skargi za jej ścisłość i prawdomówność, a różnice na-
szych doświadczeń wynikły z faktu, że siedzieliśmy w różnych obo-
zach i w różnym czasie.
Teraz kwestia główna, której przedstawienie u mnie Skargę pra-
wie zabolało, to znaczy kwestia głodu seksualnego u kobiet. Moje
doświadczenia są inne niż profesor Skargi – z wielką przykrością
to mówię, bo często było to straszne widowisko – kobiety znosiły
głód seksualny gorzej niż mężczyźni. Przypuszczam, że po prostu
z powodów fizjologicznych. U mężczyzn na skutek niedożywienia
i ciężkiej pracy głód seksualny stopniowo zanikał. Przejawiał się
jeszcze w resztkach snu, w rozmowach, marzeniach. Ale to są spra-
wy, o których naprawdę bardzo trudno jest dyskutować.

W.B.: Ale z tego, co mówisz, można wyciągnąć wniosek, że argument


profesor Skargi o biologicznej odporności kobiet w obozie jest argu-
mentem na rzecz twojej tezy. Zgadzacie się przecież, że biologiczna
odporność kobiet przedłużała trwanie normalnych sił organizmu.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
308 [ Autokomentarze

G.H-G.: W pewnym sensie tak, bo na skutek głodu i wyniszcza-


jącej pracy popęd seksualny u mężczyzn zanikał prawie zupełnie.
Zresztą, rzecz charakterystyczna, podczas śledztwa sędziowie śled-
czy częstowali mężczyzn, więźniów, takim zdankiem, używanym
przez wszystkich tych sędziów: „żyt’ budiesz, no jebat’ nie zacho-
czesz”. Czyli: być może przeżyjesz, ale już nie starczy ci sił na sto-
sunki seksualne z kobietami.

W.B.: Drugie zastrzeżenie profesor Skargi: „Zaniepokoiło mnie też


i inne uogólnienie. Jest prawdą, że wśród tak zwanych »prydurków«
często można było spotkać »stukaczy«. Nie znaczy to jednak, aby
każdy »prydurek« musiał »stukać«. Trzeba pamiętać, że każdy obóz
był związany z jakąś produkcją, że administracji zależało na wyko-
naniu planu. Stąd też starała się ona skupić w obozie, o ile to było
możliwe, odpowiednich specjalistów, którzy by plan wykonać mo-
gli. Wyławiała więc z etapów inżynierów, ekonomistów, majstrów
a także lekarzy, wszystkich, którzy się wydawali potrzebni. Ci zaś
z kolei próbowali pomóc innym. Wydaje mi się, że z tą gospodarczą
stroną obozu Grudziński nie miał okazji się spotkać. Że nie znał tak-
że konfliktów, które się rodziły między naczelnikiem obozu a ope-
rem, czyli oficerem politycznym. Bywało bowiem tak, że ten ostatni
więźnia szantażował, chcąc go zmusić do »stukania«. A naczelnik go
bronił. Piszę o tym, gdyż wśród owych »prydurków« poznałam wie-
lu szlachetnych i uczciwych ludzi. I nie chciałabym, by owa opinia
zaszkodziła ich dobremu imieniu. Sama zresztą przez pewien czas
takim »prydurkiem« byłam”.

G.H-G.: To jest typowy przykład doświadczeń wyniesionych z róż-


nych obozów. Podtrzymuję moją tezę. Byłem częstym gościem
w baraku specjalnym dla prydurków, to znaczy dla „inżenierno-
techniczeskich raboczich”, w skrócie ITR, którzy żyli na specjal-
nych warunkach, mieli osobny kocioł, czyli inne, lepsze pożywie-
nie i tak dalej. Oni po prostu byli narażeni na jedną rzecz, która
widocznie nie istniała w obozie opisywanym przez panią Kraś-
niewską-Skargę. Mianowicie na to, że oni się trzymali kurczowo
tych swoich posad, bo dzięki nim mogli przeżyć. Jedli lepiej i żyli
w cieple. Wychodzili na lekkie roboty. Inżynier, który chodził oglą-
dać stan budowy, nie pracował tak jak robotnik chodzący do lasu

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 309

sześć kilometrów do piłowania drewna. Więc oni się tego kurczo-


wo trzymali. Dlatego – moim zdaniem – byli narażeni na możli-
wość nacisków, na możliwość wyciągnięcia z nich tego, czego nor-
malny człowiek by nie zrobił, żeby utrzymać swoje stanowisko. To
jest problem podobny do tego, o którym wspomniałem przedtem –
czyli do problemu kobiet. Kobiety ładne i bardzo słabe, które mia-
ły nieszczęście wpaść w oko jakiemuś wpływowemu mężczyźnie
w obozie, czy to z wolnych, czy z więźniów, były po prostu nara-
żone na złamanie tymi sposobami. Poza tym obozy ewoluowały –
pewne rzeczy w tych obozach zmieniały się z upływem czasu.

W.B.: W tym sensie obozy były częścią życia społecznego w Związ-


ku Sowieckim.

G.H-G.: Naturalnie, zresztą świadczy o tym najlepiej fakt, że przy-


szedł moment w życiu obozu, gdy więźniowie, którzy za moich
czasów nie ośmielali się nawet myśleć o jakimś buncie, zaczęli się
buntować. Pierwszy bunt w obozie sowieckim opisał niemiecki
więzień Joseph Scholmer w bardzo dobrej książce wydanej w 1954
roku pt. Die Toten kehren zurück. Bericht eines Arztes aus Workuta.
To jest historia buntu w Workucie. Potem to opisywał już w dal-
szych latach Sołżenicyn. Za moich czasów to było w ogóle nie do
pomyślenia. Decyzja naszej grupki, Polaków, żeby ogłosić w Jerce-
wie głodówkę, była dla pozostałych więźniów czymś niepojętym
i przerażającym. Prawie nas unikali, żeby potem nikt ich nie oskar-
żył o kontakty z nami.

W.B.: Trzecia i ostatnia kwestia. Profesor Skarga pisze: „Można też


dyskutować, co decydowało o tym, że ludzie różnych narodowości
inaczej się zachowywali w obozie i na śledztwie. Temat to sam w so-
bie ogromny i Herling-Grudziński zaledwie go zaznacza, a wart jest
on głębszego zastanowienia. Dlaczego psychiczny opór wobec gwałtu
i niesprawiedliwości był silniejszy u więźniów Europejczyków? Zaw-
sze nas dziwiło, jak można donosić na towarzyszy niedoli i jak się
można tak poniżyć, by przyznawać się do win niepopełnionych.
Grudziński opisuje ów proces rozbicia osobowości więźnia przez
śledztwo i lepienia jej na nowo już na innych zasadach. Ten pro-
ces, dodawał, nie dotyczył Polaków przesłuchiwanych »pospiesznie

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
310 [ Autokomentarze

i chaotycznie« bez oka wykwalifikowanych sił. Zapewne tak było


w tych wojennych czasach, ale w 44 i 45 roku Polacy tak jak i in-
ni spędzali na śledztwach miesiące i nie oszczędzano im cierpień.
A jednak pozostawali niezłamani. Rzecz więc nie w trybie śledz-
twa, lecz w czymś innym, może w tradycjach kulturowych, a może
trudniej jest bronić swych racji wobec rodaków niż wobec innych?
Zostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Nie chciałabym tylko, żeby
moje wątpliwości przyczyniły się do opinii, że żywię niechęć do na-
szych sąsiadów, ich kultury. Spotyka się w obozach nie tylko Ma-
chapetianów i Gorcewów, lecz także Kostylewów i profesorów ta-
kich jak Borys Łazarewicz, wspaniałych ludzi. Wszystko, co dotych-
czas powiedziałam, nie ma żadnego wpływu na mój stosunek do
książki Herlinga”.

G.H-G.: Przede wszystkim tutaj pomiędzy nami istnieje różnica


spowodowana tym, że na początku wojny śledztwo wobec Pola-
ków było bardzo pospieszne i chaotyczne i nie może być porów-
nane z tymi latami, gdy sadystycznej presji śledztwa poddawano
Rosjan. Jeżeli chodzi o kryterium narodowe, to znaczy, czy ludzie
z jednych narodów zachowywali się lepiej, a z innych gorzej, to na
takie postawienie sprawy nie mogę się zgodzić. Było po prostu róż-
nie. Tu nie można wprowadzać podziałów narodowych. Świadec-
two, jakie Skarga wystawia dzisiaj własnym rodakom, jest trochę
zbyt pospieszne. Ja widziałem inne zachowania, i to dosyć przykre.
I widziałem bardzo piękne postawy przedstawicieli innych naro-
dowości. Jeszcze raz wracam do tego, co już powiedzieliśmy: naj-
większym błędem jest tu uogólnienie.

W.B.: Chciałbym tu dodać własny komentarz. Chodzi mi o rolę lite-


ratury w przedstawianiu „archipelagu GUŁag”, czyli – jak piszesz –
piekła „innego świata”. Otóż kiedy Barbara Skarga mówi, że inaczej
zapamiętała pewne szczegóły i zjawiska i że one różnią się od tego,
co ty opisujesz, to mam wrażenie, że ona inaczej rozumie prawdę
swojej relacji, niż ty rozumiesz prawdę „Innego świata”. Mianowi-
cie dla profesor Skargi prawda oznacza bezpośredni związek zapa-
miętanych i znanych faktów z rzeczywistością opisywaną. Jest to
prawda, by tak rzec, empiryczna i w pewnym sensie – statystyczna.
To znaczy, jeżeli pewnych faktów czy zjawisk nie było w doświad-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 311

czeniu, to o nich się nie mówi. Natomiast prawda, o której ty opo-


wiadasz, jest innego rodzaju. Przykładem może być historia Polki,
która została zgwałcona przez grupę więźniów, a właściwie oddana
im przez kochanka do zgwałcenia, co opisujesz na początku „Inne-
go świata”. Opowiadasz o dwóch rodzajach prawdy – o prawdach,
które się spotykają na cienkiej granicy pomiędzy faktycznością zda-
rzenia a jego literackim uogólnieniem. Jedna prawda to świade-
ctwo konkretnej rzeczywistości, a druga – to opowieść o uniwersal-
nym losie człowieka. Twoja opowieść zarówno o donosicielach, jak
i Polkach zmuszanych do prostytucji nie jest konstruowana z my-
ślą o prawdzie statystycznej. Jest natomiast konstruowana z myślą
o tym, co może stać się z każdym konkretnym człowiekiem. Nieza-
leżnie od tego, czy tych przypadków było więcej czy mniej. Myślę,
że tu przebiega różnica między twoją książką a komentarzem profe-
sor Skargi, między tobą a innymi autorami wspomnień o łagrach.

G.H-G.: To jest zasadnicza różnica, ale ja z kolei z ogromnym sza-


cunkiem odnoszę się do jej relacji. Kiedy ją czytałem w manuskryp-
cie, byłem zachwycony, że coś takiego powstało. Ale niewątpliwie
jej sposób myślenia jest troszeczkę inny od mojego. To jest uczona,
bardzo wybitny historyk filozofii i ona trochę inaczej do tych rze-
czy podchodzi. Więc niewątpliwie są między nami różnice. Ale to,
że Kraśniewska-Skarga pisze, że niektóre rzeczy były inne, w ni-
czym nie narusza mojej prawdy pisarskiej. Ja wybierałem pewne
rzeczy, ona je badała w sposób prawie naukowy. Ja tego nie robi-
łem. Kiedy pisałem, dla mnie człowiek zapamiętany z obozu, obo-
jętnie jakiej narodowości, był po prostu postacią, która zasługiwała
na wejście na karty książki. Czyli że był postacią literacką, jakkol-
wiek był też prawdziwym człowiekiem. Pisząc Inny świat, naro-
dziłem się jako pisarz.

W.B.: Chcąc opisać to, co szczegółowe, myślałeś o znalezieniu


w szczegółach tego, co jest w nich uniwersalne?

G.H-G.: Naturalnie, bo to jest normalna praca pisarza. Pisarz wy-


chodzi od szczegółu i dąży do uniwersalności. Natomiast ktoś, kto
jedynie bada faktyczność rzeczywistości, kto liczy jej elementy, kla-
syfikuje je, zakreśla ścisłe granice ich istnienia, stawia sobie zupeł-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
312 [ Autokomentarze

nie inne zadania. Powtarzam: Inny świat jest utworem literackim,


a nie dokumentem.

W.B.: W „Innym świecie” pojawia się tylko jedno odwołanie do


Dantego. W zakończeniu, kiedy opowiadasz, jak zostałeś zwolnio-
ny i 19 stycznia 1942 roku pani Olga oraz Dimka odprowadzają
cię do wartowni, komentarzem jest aluzja do Dantego: „Dante nie
wiedział, że nie ma na świecie cierpienia większego niż doznawać
szczęścia na oczach nieszczęśliwych, jeść w obecności głodnych”.
Natomiast w twojej późniejszej twórczości cytaty, aluzje, odwoła-
nia do Dantego są już stałym punktem odniesienia.

G.H-G.: Muszę tu zrobić dygresję. Powiedziałem kiedyś nasze-


mu wspólnemu przyjacielowi Francesco Cataluccio, że nie jestem
w stanie zrozumieć tekstu Gombrowicza o Dantem. On sam wie-
lokrotnie pisał, z czym się całkowicie zgadzam, że jednym z głów-
nych źródeł literatury jest ból. Więc skąd nagle ten dziwaczny sto-
sunek do Dantego? Przecież Boska Komedia to jest wielki poemat
o bólu i Gombrowicz powinien się nim zachwycać. Tymczasem na-
pisał szkic, który wielu ludzi znających Dantego po prostu oburzył.
Ale podejrzewam, że Gombrowicz wybrał sobie dwie czy trzy ter-
cyny, a całości nie przeczytał. Chciał czytelników sprowokować,
bo to był pisarz, który bardzo lubił prowokować i zresztą genial-
nie mu się to udawało. Ale dlaczego o tym mówię? Po prostu dla-
tego, że dla pisarza, który uważa, że jednym z głównych źródeł li-
teratury jest ból, a ja tak uważam, „Boska komedia” Dantego jest
wielkim utworem o bólu.

W.B.: Porozmawiajmy o ściśle literackich elementach „Innego świa-


ta”. Na przykład o metaforach i opisach przyrody. Zacznijmy od
tych ostatnich. Wśród książek wspomnieniowych na temat łagrów
czy obozów koncentracyjnych „Inny świat” wyróżnia się niezwy-
kłą sensualnością opisów przyrody. Przyroda jest w twojej książce
przedmiotem zachwytu tak intensywnego, że można by zapomnieć
o miejscu, w którym przebywałeś. Czy opisując przyrodę, jej zmy-
słowość, barwy, kształty, zapachy, dźwięki, dawałeś się powodować
twoim naturalnym skłonnościom, powiedzmy, pejzażysty, czy też
był to świadomy zabieg literacki?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 313

G.H-G.: Przyroda była instrumentem mojego przeżycia w łag-


rze. Podkreślam to bardzo wyraźnie w rozdziale pt. „Sianoko-
sy”. Dzięki sianokosom nabierałem oddechu, będąc już bardzo
blisko ostatecznego wykończenia. Może dlatego opisy przyro-
dy są u mnie tak czułe i sensualne. Ale nie tylko... Równocześnie
z przyrodą pojawiają się też moje wspomnienia osobiste, z Pol-
ski, z domu. Z łagru, z tych baraków, z tej potwornej zony ogro-
dzonej drutem kolczastym wychodziłem na szerokie pole, prze-
chodziłem przez las. Na drodze spotkaliśmy raz jeszcze ciepłe le-
gowisko niedźwiedzia. To był głęboki oddech. Odczuwałem to
wszystko bardzo sensualnie, to było tak jak gdyby ktoś, kto przez
wiele lat nie miał okazji się kochać, opisywał miłość, która nag-
le mu się tam trafiła.

W.B.: Czy zgodzisz się z komentarzem do twoich opisów przyro-


dy, który jest w mojej książce o „Innym świecie”: „Herling opisu-
je dwa światy: świat natury i świat łagru, tak jak współistniały ze
sobą. Piękno natury obok koszmaru cywilizacji łagrowej. Z fak-
tu piękna natury poza wolnością i odczuwania na pozór nic dla
więźnia nie wynikało. A jednak. I to można wyraźnie odczytać
z konstrukcji opisów przyrody w »Innym świecie«. Uwydatniała
ona istnienie granicy. Granicy sztucznej, wytworzonej przez czło-
wieka, granicy między łagrem a wolnością. Karabiny strażników,
drut kolczasty, wieżyczki wokół obozu, wszystkie te elementy są
dla narratora »Innego świata« znakami dosłownie rozumianej gra-
nicy, poza którą istnieje jednak świat normalny. Świat – istniejący
czasem za plecami więźnia, czasem w zasięgu jego wzroku, a cza-
sem tylko w pamięci lub w jego upartej wierze, że »inny świat«
tak długo będzie uznawany za inny, jak długo wierzy się w istnie-
nie świata normalnego. Ta myśl, w różny sposób wyrażana, jest
lejtmotywem utworów Herlinga. Z kolei opisy przyrody, niezwy-
kle zmysłowe i precyzyjne, często towarzyszące sytuacjom drama-
tycznym, będą stale się pojawiać w późniejszej twórczości Herlin-
ga-Grudzińskiego. Nazwie je Herling – za Camusem – »leczeniem
krajobrazem«”.

G.H-G.: Nie znałem tego określenia „leczenie krajobrazem” w cza-


sie pisania, ale potem, kiedy je poznałem, to moją pierwszą reak-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
314 [ Autokomentarze

cją była myśl, „przecież ja się sam leczyłem krajobrazem”! I leczy-


łem się z choroby śmiertelnej. Podobnie jak moi koledzy więźnio-
wie. To, co przeczytałeś, jest trafne w każdym słowie.
Nas chcieli przyzwyczaić do tego, że świat jest zamknięty
w obrębie zony – to jest zasada obozu koncentracyjnego. I po-
wolutku im się to udawało w tym sensie, że dzień po dniu ogląda-
liśmy tylko baraki i druty kolczaste. I stopniowo przywykaliśmy
do myśli, że nie ma niczego innego, innej rzeczywistości, czyli
normalnego świata. Wyjścia z obozu na roboty latem, zobaczenie
normalnego, otwartego krajobrazu – dokładnie tak jak piszesz –
było przypomnieniem, że istnieje świat normalny, a nie tylko ten
świat zamknięty między drutami. Tytuł mojej książki zaczerpnię-
ty jest z Dostojewskiego. Cytuję w formie motta ten wspaniały
fragment: „Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego niepo-
dobny (...). Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać”.
Bo rzeczywiście nas chcieli przyzwyczaić do innego świata. Po-
nieważ to się odbywało dzień po dniu, a dla wielu więźniów rok
po roku, byliśmy bardzo blisko, a niektórzy, zwłaszcza ci, którzy
siedzieli wiele lat, naprawdę w to uwierzyli. Uwierzyli, że istnieje
tylko świat ogrodzony drutami, między którymi panują odrębne
prawa. Dlatego zobaczenie kawałka natury to był oddech życia.
Bywały wypadki w obozie, że przy zmianie pogody można było
stanąć blisko drutu i coś zobaczyć. Nie tylko domy wolnych lu-
dzi czy kobiety idące do sklepu, ale też fragmenty krajobrazu. I to
podtrzymywało w nas wiarę, że choć zostaliśmy wyłączeni z nor-
malnego świata, ale jednak on istnieje. To było niesłychanie waż-
ne. Złamanie więźnia polegało na tym, że podcinano w nim wia-
rę w istnienie tego normalnego świata. Byli więźniowie, którzy
po prostu już nie potrafili z tego wyjść, nawet kiedy ich zwalnia-
no z obozu. I zostawali już tam „na zawsze”. Zostawali wpraw-
dzie w innej roli, po drugiej stronie drutu, ale ważne było to, że
mieli już w sobie te druty. Taki przypadek opisał niedawno Ma-
riusz Wilk w liście do mnie z Wysp Sołowieckich. Opisuje w nim
Polaka z Wileńszczyzny, akowca, który po dziesięciu latach łagru
tam pozostał. Ożenił się z jakąś złodziejką. Nauczyli go, że nie
ma innego świata. W jego wypadku „pieriekowka duszy” skoń-
czyła się sukcesem. Więc opisy przyrody są w mojej książce nie-
słychanie ważne.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 315

W.B.: Jednym z podskórnych tematów „Innego świata” jest stopnio-


we, krok po kroku, odbieranie człowiekowi duszy. Najpierw pasz-
port, rzeczy osobiste, później pamięć, wzrok, nadzieję...

G.H-G.: Dokładnie tak, dlatego ogromną wagę przywiązuję do


krótkiego opowiadania Szałamowa, w którym on mówi do śled-
czego, że nigdy nie odda mu duszy. Mówiłem już o tym przy okazji
Piętna. To jest dojście do rdzenia, do czegoś, o czym więzień wie,
że jest tylko jego. To jest moje i nikomu nie oddam. To była pod-
stawa przeżycia i w wypadku Szałamowa to jest też wytłumaczenie,
jak mógł przeżyć tyle lat w tych niewyobrażalnie strasznych wa-
runkach: bronił swojej duszy. Rzecz w tym, że różni ludzie bronili
jej w rozmaity sposób. To między innymi staram się opisać. Jedni
coś majstrują, bo coś majstrowali przedtem, na wolności, inni czy-
tają i gwarzą na pryczach. Opisuję też rzecz, która według mnie by-
ła niezwykła zupełnie i tak to wielu czytelników zrozumiało – skle-
pik obozowy, w którym nic nie było, ale w którym wytworzyła się
atmosfera, jakby to był prawdziwy sklepik. To było jak przedsta-
wienie w teatrze cieni. Co to było? Próba ewokowania normalne-
go świata? Więc były rozmaite próby uratowania duszy przed in-
nym światem łagru. Ale były też wypadki, rzadkie wprawdzie, ale
były, że ratowanie duszy się nie udawało. Ci, którzy zostali kiedyś
przywiązani do łagrów, do tych drutów, nawet po zwolnieniu zo-
stawali jakby u siebie. Wprawdzie zostawali w pobliskim miastecz-
ku wśród tak zwanych wolnonajemnych, czyli urzędników i per-
sonelu obozowego, ale pozostawali przywiązani do tych drutów.
Nie chcieli, być może nawet bali się z tego wyjść. Bardzo szczegól-
ne zjawisko ta obawa, czy potrafią jeszcze żyć w normalnym świe-
cie. A potem już odmowa powrotu do normalności. Zostawał im
tylko ten „inny, odrębny świat, do niczego niepodobny”, o któ-
rym pisał Dostojewski.

W.B.: Czy to znaczy, że umiejętność dostrzeżenia granicy między ła-


grem a przyrodą była związana z odczuwaniem wolności, czyli z umie-
jętnością patrzenia Szekspirowskim „wzrokiem wewnętrznym”?

G.H-G.: Tak, i dlatego ludzie, którzy przed obozem mieli bogate


życie duchowe, albo bardzo szybko się załamywali – bo i takie były

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
316 [ Autokomentarze

wypadki – albo dzięki swoim rezerwom duchowym trwali o wiele


dłużej. Mieli do czego się wycofać w swojej samotności. Ale były
też wypadki gwałtownych załamań. To jest bardzo osobliwa kwe-
stia, ta wyobraźnia ludzi o bogatszej duchowości. Na przykład
mówiąc o bitwie pod Monte Cassino, przypomniałem, że ludzie
o dużej wyobraźni bali się o wiele bardziej niż ludzie prości dlate-
go właśnie, że mieli wyobraźnię. A ich odwaga polegała na przeła-
maniu strachu, to była odwaga ludzi, którzy wbrew strachowi szli
naprzód. A ludzie prości tego uczucia nie mieli. Nazwałem ich na-
wet żeńcami, którzy idą po prostu na wykos zboża. Zachowywali
się na wojnie w taki sposób, bo brakowało im wyobraźni, bo nie
wyobrażali sobie śmierci.

W.B.: W swojej narracji posługujesz się dwoma typami stylu. Łą-


czysz styl pełen metafor i porównań oraz styl, który nazywasz
narracją conradowską, rzeczowy, precyzyjnie opisujący charakte-
ry poszczególnych bohaterów. Na pewno te dwa style są od sie-
bie całkowicie różne, ale faktycznie mają jedną rzecz wspólną.
Służą do opisania czegoś, co jest nieuchwytne, czegoś, czego nie
widać. Penetrują te pokłady rzeczywistości i psychiki człowie-
ka, które pisarz musi sam wykreować, a których nie zobaczy go-
łym okiem.

G.H-G.: To połączenie zrobiłem świadomie. Tutaj można dysku-


tować, ale to już nie moja sprawa, czy wszystkie te metafory, któ-
re są w narrację wkomponowane w sposób naturalny, są trafne czy
nie. Ale są absolutnie konieczne. To jest problem literackich zna-
czeń języka. Nie chciałem tej książki napisać językiem potoczne-
go mówienia, zwyczajnej komunikacji. Ale skoro porzuciłem za-
miar pisania językiem komunikatywnym, to musiałem szukać in-
nego języka. Można więc postawić pytanie, czy taki styl znalazłem,
czy nie, ale to już jest nie moja rzecz. Mnie się wydaje, że mi się to
udało, że dzięki stylowi powstała specyficzna tonacja Innego świa-
ta, spokojna od początku do końca, mimo że nabrzmiała cierpie-
niami i bólem, ale nigdy nie egzaltowana, nie podnosząca głosu.
To wszyscy czytelnicy jednak zauważyli. Z tego jestem bardzo za-
dowolony. Ta tonacja w dużym stopniu zależy od języka, którym
się posłużyłem.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 317

W.B.: Z twoich artykułów z lat czterdziestych można wywniosko-


wać, że byłeś bardzo negatywnie nastawiony do tych sposobów opi-
sywania świata, jakie zostawiła po sobie literatura okresu między-
wojennego i że czułeś się zdany sam na siebie. Czułeś, że przeszkodą
w opisie „innego świata” może być nie tylko nieumiejętność prze-
filtrowania wydarzeń empirycznych, ale także poddanie się stereo-
typom stylistycznym literatury międzywojennej.

G.H-G.: Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tym, co się nazywa


ładnym pisaniem po polsku i tego się nikt nie ośmieli odmówić na
przykład Marii Dąbrowskiej, a stwarzaniem z języka skompliko-
wanego, ale niewidocznego dla czytelnika narzędzia. Bardzo blis-
ki był mi Schulz, mimo że przed wojną wszystkim wydawało się,
że jego styl jest prawie nie do zniesienia przeładowany metafora-
mi. Ale język Schulza mnie fascynował, bo Schulz w języku szukał
zawsze narzędzia pokazania innego świata i dotarcia do tajemni-
cy. Przed językiem Dąbrowskiej wszyscy musimy z uszanowaniem
skłonić głowy, bo to jest ładna, czysta, poprawna polszczyzna, któ-
rą się z przyjemnością czyta. Ale nie wszystkie rzeczy jej się udawa-
ły. Za jej arcydzieło uważam nie żadne Noce i dnie, tylko krótkie
opowiadanie z 1932 roku pt. Szkiełko. Jego bohater, Marcin Śnia-
dowski, którego pierwowzorem był Stanisław Stempowski, prze-
bywa w więzieniu w Kijowie, w Rosji carskiej. Wspaniałe jest za-
kończenie tego utworu: istnieją „różne znaki wolności: sztandary,
złote herby, orły, gryfy i lwy. (...) A bywa, że staje się nim już tylko
krzywe i ostre szkiełko”. To jest patetyczne. No, ale to są moje li-
terackie upodobania. Tak samo w twórczości Sołżenicyna cenię nie
wielotomowe powieści, lecz krótkie opowiadanie „Zagroda Ma-
triony”. W każdym razie, w literaturze przedwojennej skłaniałem
się raczej ku tym pisarzom, którzy starali się zrobić z języka pew-
nego rodzaju instrument. Wspomniałem Schulza, ale powinienem
też wspomnieć Gombrowicza i Józefa Wittlina, autora przepięk-
nej i symbolicznej powieści pt. Sól ziemi.

W.B.: A jaki był związek między tobą jako autorem poszukującym


własnego języka pisarskiego a krytykiem, którym przecież nie prze-
stałeś być, który na chwilę zawiesił pióro, ale który o tych sprawach
myślał w nieco innym porządku.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
318 [ Autokomentarze

G.H-G: Kiedy zacząłem pisać utwory literackie, to stopniowo co-


raz bardziej odchodziłem od tego, co się nazywa zwykłą recenzją,
i zacząłem się zbliżać w krytyce literackiej do tego, co jest esejem,
czyli portretem pisarza, czymś artystycznie bardziej skomplikowa-
nym. Coraz bardziej mnie nudziło pisanie recenzji – wytykanie ta-
kich czy innych błędów albo chwalenie zalet. Oczywiście swego
czasu dla zarobku pisałem dosyć często. Jednak naprawdę pocią-
gało mnie pisanie esejów, które są czymś więcej i czymś innym niż
recenzje. I dlatego w Drugim Przyjściu właśnie umieściłem eseje,
a nie recenzje. Eseje, do których przywiązuję dużą wagę, to są al-
bo portrety pisarzy, albo „portrety” ich epoki.

W.B.: Czy ze spotkania ambicji pisarza i eseisty powstał „Dziennik


pisany nocą”?

G.H-G.: Niewątpliwie tak.

W.B.: Najważniejszą sceną dla wymowy „Innego świata” jest „Epi-


log: upadek Paryża”. Ten ostatni fragment twojej książki jest przyj-
mowany zarówno entuzjastycznie – tak na przykład jest w artyku-
le pani profesor Skargi, która jest zachwycona „Epilogiem” – jak
i czasami odrzucany z głębokim żalem do autora i nieakceptowa-
niem jego postawy.

G.H-G: Nawet więcej. Po prostu z zarzutem, że autor, który dał na


kartach swojej książki tyle dowodów wrażliwości, na koniec oka-
zał się facetem brutalnym, niemal gruboskórnym. Tak ten zarzut
jest mniej więcej formułowany. Otóż jest to absolutnie niepraw-
da, odrzucam to! Ten epilog jest absolutnie autentyczny, to nie jest
epilog wymyślony. Ale nawet nie o to chodzi. Ten epilog w dużym
stopniu uzasadniała konwencja, którą nazwałem – za krytykiem
włoskim – Bildungsroman. To jest powieść edukacyjna. I chodziło
mi o to, żeby na zakończenie Innego świata ten edukacyjny akcent
mocno zabrzmiał, to znaczy, że ja naprawdę znalazłem się w wol-
nym, normalnym świecie. I że w tym normalnym świecie, do któ-
rego tęskniłem w łagrze, o którym mówiliśmy w związku z opisami
przyrody, obowiązują zupełnie inne prawa. Potwornością łagrów
i całego ustroju komunistycznego było to, że nas chcieli oduczyć

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 319

normalnych zasad i prawd. Być może po wielu latach pobytu w łag-


rze ktoś w sytuacji, jaką ja przedstawiłem w „Epilogu”, zachował-
by się w łagrze zupełnie inaczej. To znaczy, uznałby prośbę moje-
go rozmówcy za rzecz najzupełniej zwykłą, naturalną, normalną.
Otóż znalazłszy się w świecie normalnym, jeśli sam był normal-
ny, nie mógł już tego zrobić. Nawet za cenę sprawionego bólu, bo
w końcu ta scena jest tak napisana. Mój rozmówca zadaje pyta-
nie i nie usłyszawszy odpowiedzi, wychodzi jak zraniony ptak, jak
„ptak z przetrąconym skrzydłem”.
A to jest dla mnie bardzo ważne. Nauczycielki z polskich lice-
ów przysyłały mi wypracowania uczniów na temat Innego świa-
ta, w których bardzo często pojawiała się pretensja do autora, że
tak potraktował kogoś, kto poprosił tylko o wypowiedzenie słowa
„rozumiem”. Nic więcej, drobiazg, prawda? Otóż są rzeczy, z któ-
rych pisarz poważny, a za takiego chciałbym się uważać, nie mo-
że zrezygnować i nie może robić żadnych koncesji. To było auten-
tyczne. Ja nie próbuję tego tłumaczyć. Bo to, co opisałem, odbyło
się dokładnie tak, jak napisałem. Ja tego nie wymyśliłem. Znam
nazwisko tego człowieka, wiem, gdzie on jest.

W.B.: Czy spotkaliście się ponownie? Czy on czytał „Inny świat”?


Wiesz coś o tym?

G.H-G.: Tego nie wiem. Ale ta książka musiała się kończyć takim
akcentem. Mnie zależało na tym „Epilogu”, i to nie tylko dlatego,
że on się naprawdę odbył. Ja chciałem, żeby ta książka miała do-
kładnie takie zakończenie. Kto tego nie chwyta, kto z powodu za-
kończenia stawia mi zarzut braku wrażliwości, po prostu nie ro-
zumie elementarnej wymowy całej książki.

W.B.: Dla mnie charakterystyczne w zarzutach kierowanych pod


adresem postawy narratora jest to, że ci, którzy je formułują, pomi-
jają jeden bardzo ważny fakt. A mianowicie nie zauważają, że nar-
rator niczego nie odmawia temu, kto do niego przychodzi. Narrator
przecież nie mówi: „nic panu nie powiem”, „nie wybaczę”, „proszę
wyjść” i tak dalej – nie, narrator po prostu milczy. Moim zdaniem
ważne jest właśnie to milczenie, bo ono jest czymś zupełnie innym,
niż gdyby narrator cokolwiek odpowiedział.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
320 [ Autokomentarze

G.H-G: To bardzo trafne. Poza tym nie zauważa się, że ta postać


występuje w pierwszym rozdziale. A to była osoba bardzo mi dro-
ga. Ja na podłodze więziennej w Witebsku rozmawiałem z nim
bez przerwy, a on bez przerwy opowiadał o Paryżu, o swoich
studiach w Paryżu, o swoim pobycie w Paryżu. W Rzymie przy-
szedł do mnie tylko dlatego, że byliśmy przyjaciółmi. Moją reak-
cję traktuje się jako dowód mojej oschłości, ale to nie jest dowód
oschłości. Bo to zakończenie to nie jest relacja o moim charakte-
rze, to jest zakończenie książki! To jest nadanie jej sensu. I na tym
polega wielka różnica między mną i Borowskim. W mojej książ-
ce, w tym „Epilogu”, nagle się zapala iskierka nadziei, mimo że
jest bardzo bolesna, bardzo okrutna. Inaczej mówiąc, choć to jest
wielkie uproszczenie, gdyby coś podobnego się zdarzyło w opo-
wiadaniu Borowskiego, zaraz po wyjściu z obozu, to jego narra-
tor poklepałby tego człowieka po ramieniu i powiedział: „Wiesz,
byliśmy razem, wiemy, jak te rzeczy wyglądają, rozumiem”. I na
tym polega różnica. Charakterystyczne jest to, że ci czytelnicy,
którzy robią mi zarzuty z powodu tego „Epilogu”, ze zrozumie-
niem, jak im się zdaje, akceptują wizję Oświęcimia, jaką zosta-
wił Borowski. To są czytelnicy, których wojna i totalitaryzm na-
uczyły jednej strasznej rzeczy, z której musimy się wyleczyć. Te-
zy, że świat jest okrutny, bo tak jest zrobiony. A moim zamiarem
w „Epilogu” było powiedzieć coś innego: pomyślcie o tym, że my
sami się do tego przyczyniamy naszym zachowaniem. Wyszliśmy
z tej wojny na skutek doświadczeń totalitarnych bardzo okale-
czeni... I akceptujemy pogląd, że normalność świata na tym po-
lega, że jest nieskończenie okrutny, a taki pogląd faktycznie na
wszystko pozwala, bo wszystko usprawiedliwia. Ja na taki pogląd
nie mogę się zgodzić.

W.B.: Więzień, który przychodzi do ciebie i prosi o słowo „rozu-


miem”, proponuje ci pewien rodzaj paktu. To jest faktycznie dia-
belski pakt z rzeczywistością diabelską. Mianowicie, on proponuje
uznanie, że wszystko, co się działo w tej rzeczywistości, było zrozu-
miałe. Bo ty masz powiedzieć: rozumiem. Czyli zaakceptować to,
co się stało. Natomiast niepojęte milczenie narratora jest odmo-
wą zrozumienia rzeczywistości takiej, jaką ona była. Tym samym
jest uznaniem, że istnieje jeszcze jakaś inna instancja, w imię któ-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Rozmowy w Dragonei \ 321

rej narrator tej opowieści milczy, w imię której odrzuca rzeczywi-


stość łagru.

G.H-G.: Tak. Bardzo znana była kiedyś książka francuskiego pi-


sarza, Vercorsa pt. Milczenie morza. Pamiętam okropny artykuł
Koestlera na jej temat. On ją po prostu wyszydzał jako powieść.
Twierdził, że nie można sobie wyobrazić sytuacji, w której ktoś bez
przerwy milczy wobec lokatorów domu, a chodziło o Niemców,
bo książka była napisana w 1942 roku. Tymczasem to milczenie
było najbardziej elementarną reakcją na to, co się działo w tych
czasach. To Vercors pierwszy postawił ten problem. Uważam tę
książeczkę za bardzo ważną. I miałem wielki żal do Koestlera, któ-
rego szanuję jako pisarza, za jej wyszydzenie. To była głupota.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Włodzimierz Bolecki
Gustaw Herling-Grudziński

Ostatnia rozmowa (O Innym świecie)

WŁODZIMIERZ BOLECKI: O genezie i recepcji „Innego świata”


mówiłeś obszernie w „Rozmowach w Dragonei”. Interpretacje, ana-
lizy i polemiki z „Innym światem” znajdują się już w wielu publikac-
jach. Chciałbym więc teraz porozmawiać o twojej książce z odmien-
nej perspektywy, z perspektywy końca XX wieku. Często podkreślasz
– za jednym z krytyków włoskich, który pierwszy użył tego określe-
nia – że „Inny świat” jest twoim „Bildungsroman”, że jest to książ-
ka o inicjacji dwudziestoletniego człowieka w totalitaryzm XX wie-
ku.Czy mógłbyś to raz jeszcze skomentować?

GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI: Inny świat jest moim zasad-


niczym argumentem na rzecz tezy, którą od dawna głoszę, że wiek
XX był wiekiem przeklętym – wiekiem ideologii totalitarnych.
Wielu ludzi się z tym nie zgadza. Zwłaszcza ci, którzy totalitaryzm
uważają za lokalną włosko-niemiecko-rosyjską „wysepkę” na mo-
rzu powszechnej szczęśliwości. Ta wysepka miałaby się na krótko
wynurzyć z morza postępu po pierwszej wojnie światowej i szyb-
ko zaniknąć po drugiej wojnie. Nie zgadzam się z taką interpretac-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 323

ją. Uważam, że obraz wieku XX jest zupełnie inny. Już na przeło-


mie XIX i XX wieku zaczęły się nad Europą gromadzić chmury,
które spowodowały straszną burzę totalitaryzmu na całym świecie.
W Europie wszystko zaczęło się od rewolucji rosyjskiej w 1917 ro-
ku i błyskawicznie nastąpił przerzut idei totalitarnych na Włochy
i Niemcy. Moim zdaniem skutki rewolucji rosyjskiej – pod wzglę-
dem liczby ofiar i czasu trwania – były dla ludzkości znacznie bar-
dziej katastrofalne niż nazizm w Niemczech czy włoski faszyzm.
Co to znaczy, że Inny świat jest moim Bildungsroman? To znaczy,
że jako dwudziestoletni chłopiec znalazłem się w samym środku
totalitarnego wieku i że w łagrze sowieckim uczyłem się, na czym
polega w praktyce ta „nowa moralność”, którą postanowili wpro-
wadzić w życie ideolodzy totalitaryzmu. Uczyłem się więc na włas-
nej skórze, jakie są jej zasady, podstępy i zasadzki zastawione przez
totalitaryzm na człowieka – i jakie wynikają z niego zagrożenia dla
naszego człowieczeństwa.
Wyszedłem z łagru sowieckiego na tyle cały, że mogłem odna-
leźć się w wolnym świecie i napisać tę książkę, ale wyszedłem tyl-
ko dlatego, że sprzyjały mi okoliczności wielkiej polityki. Gdyby
nie tak zwany pakt Sikorski–Majski z 1941 roku, w którym Stalin
zobowiązał się zwolnić z łagrów polskich obywateli, to w Jerce-
wie, w łagrze pod Archangielskiem po prostu musiałbym umrzeć.
Przed uwolnieniem znajdowałem się najdosłowniej w przededniu
śmierci. Leżałem w baraku zwanym „trupiarnią”, byłem „docho-
diagą”, czyli człowiekiem, który dochodzi już do kresu swego ży-
cia. W dwudziestym roku życia nieczęsto zdarza się spojrzeć nie
tylko śmierci w oczy, ale zajrzeć w jądro ciemności całego stulecia.
Ja z taką świadomością wyszedłem z obozu, cały czas o wszystkim
pamiętałem i od pierwszej chwili, gdy się znalazłem w wojsku ge-
nerała Andersa, chciałem o tym napisać książkę.
Zacząłem ją pisać w Anglii w 1949 roku i ukończyłem ją w ro-
ku następnym. To doświadczenie, które w niej przedstawiłem, cią-
ży nade mną do dzisiaj. Chciałbym, żeby ludzie młodzi, którzy mają
tyle lat, ile ja miałem, gdy zaczęło się moje doświadczenie łagrowe,
zrozumieli to, o czym pisze w swojej książce Korzenie totalitaryzmu
Hannah Arendt – nie jesteśmy zabezpieczeni przed powtórzeniem
się totalitarnych potworności. Arendt posuwa się nawet do przy-
puszczenia, że rozwój środków technicznych umożliwia powtórkę

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
324 [ Autokomentarze

totalitaryzmu, bo ułatwia wykonanie jego zbrodniczych idei. Za


„moich czasów” realizacja takich planów ze względów „technolo-
gicznych” była dosyć trudna. Niemcy wykazali się tu niezwykłymi
„zdolnościami”, tworząc komory do gazowania ludzi, ale podob-
nymi „zdolnościami” wykazał się też system sowiecki. Na przykład
przeprowadzenie w Sowietach planu deportacji milionów ludzi by-
ło potwornie trudnym zadaniem organizacyjnym. Podobnie stwo-
rzenie setek łagrów, które, choć były bardzo prymitywne, wymaga-
ło jednak najpierw zbudowania baraków, otoczenia ich drutem kol-
czastym i stałego dowożenia więźniów. Podłoże ekonomiczne planu
sowieckiego sprowadzało się do maksymalnego wykorzystania ła-
gierników do pracy, która ich ostatecznie miała wyniszczyć. Sowieci
przekonali się bardzo szybko, że niewolnik źle pracuje, że jest ma-
ło wydajny, więc jego wydajność zastępowali ilością więźniów ska-
zywanych na pobyt w obozach koncentracyjnych.
Wkrótce po klęsce wrześniowej, gdy byłem jeszcze chłopcem,
znalazłem się w samym jądrze ciemności tego wieku. Teraz, gdy
mam już ponad osiemdziesiąt lat, jestem świadkiem wygasania
totalitaryzmu i narodzin wiary w nowe możliwości rozwoju, jak
choćby jednoczenie się Europy. Nie jestem czarnowidzem, ale za-
chowałem świadomość, że mimo tych pozytywnych zmian ciągle
wisi nam nad głową niebezpieczeństwo. Kto dziś mówi – jak ame-
rykański publicysta Fukuyama – że historia się skończyła, jest, mó-
wiąc delikatnie, człowiekiem naiwnym. Wystarczy przypomnieć, że
wkrótce po opublikowaniu przepowiedni tego „proroka” wybuch-
ła wojna na Bałkanach, która była klasycznym pokazem totalita-
ryzmu w wydaniu postkomunistycznym. Totalitaryści wszystkich
odcieni uzurpują sobie władzę do robienia z jednostkami i naro-
dami tego, co chcą. Czystki etniczne Miloszewicza są klasycznym
przykładem totalitaryzmu, który wcześniej praktykowali Rosjanie
i Niemcy. To jest klasyczna „czkawka” totalitarna. Podobnie jest
w innych częściach świata, na przykład w Afryce. Dlatego chciał-
bym, żeby młodzi ludzie, wierząc w postęp ludzkości, mieli świa-
domość, że nadal żyjemy w świecie niebezpiecznym. Doskonale
to określił Bertrand Russell w swoim pięknym szkicu zatytułowa-
nym Portret Conrada: musimy pamiętać, że chodzimy po cienkiej
warstwie lodu, który w każdej chwili może się załamać. Conrad
w swojej twórczości o tym pamiętał.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 325

W.B.: Należysz do pierwszego pokolenia Polaków urodzonych w nie-


podległej II Rzeczypospolitej. Twoje pokolenie przed rokiem 1939
wierzyło, że czas zaborów, likwidowania państw i ich niepodległoś-
ci przez wielkie mocarstwa skończył się bezpowrotnie wraz z I woj-
ną światową. Równocześnie wierzyliście w postęp, w demokrację,
w konieczność stałego poprawiania instytucji państwowych po to,
by ludzie żyli godniej, by systemy społeczne służyły ludziom, da-
wały im poczucie bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Rozczytywałeś
się w książkach Ignazia Silonego, w utopiach Stefana Żeromskiego.
Z tego przecież wzięło się twoje licealne zainteresowanie ideami ko-
munistycznymi. I z wiarą w te idee zostajesz nagle wrzucony w cen-
trum systemu sowieckiego. Czy czułeś się w jakikolwiek sposób do
tego przygotowany?

G.H-G.: Nie, nie byłem przygotowany. To było wpadnięcie w prze-


paść. Co prawda kilka lat przed wojną miałem nieokreślone uczu-
cie, że idziemy w niewłaściwym kierunku. Nawet się dziwiłem, że
ludzie ode mnie starsi tego jakby nie zauważali. Nie miałem tych
wątpliwości do 15, 16 roku życia, ale potem było ich coraz więcej.
Jako młody człowiek wierzyłem, że Polska się rozwija, krzepnie,
rośnie – patrzyłem w przyszłość z optymizmem. Dwudziestolecie
Międzywojenne było oczywiście pełne czarnych plan, posunięć ha-
niebnych, których nie należy przemilczać: należy mówić o Brześ-
ciu, o Berezie, o Zaolziu, o mocarstwowym traktowaniu mniejszoś-
ci narodowych i tak dalej. Ale należy też pamiętać o drugiej stro-
nie Dwudziestolecia – to było odzyskanie niepodległości po latach
niewoli, które nam uderzyło do głowy. Jedni w patriotycznej eufo-
rii poświęcali się pracy dla państwa – tego zjawiska już dziś nie ma.
Inni natomiast, zwłaszcza gdy znajdowali się na tak zwanych sta-
nowiskach państwowych, robili czasem rzeczy nieprzyzwoite. Ale
mimo mojego antysanacyjnego nastawienia, pod słynnym prze-
mówieniem ministra Becka w sejmie w maju 1939 roku podpisał-
bym się oburącz. Wracając jednak do twojego pytania – dla mnie
zetknięcie się z ustrojem sowieckim było szokiem.

W.B.: W którym momencie poczułeś, że „wpadasz w przepaść”? We


Lwowie w 1939 roku? W 1940 roku, gdy NKWD aresztowało cię
w Grodnie? Później? Wcześniej?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
326 [ Autokomentarze

G.H-G.: Już we Lwowie – jesienią 1939 roku. Wtedy zrozumia-


łem, jaka jest istota ustroju sowieckiego. Mimo że byłem bardzo
młody, już wtedy zrozumiałem, że przedstawiciele władzy sowie-
ckiej zrobili ze Lwowa poligon, na którym wypróbowywali wy-
trzymałość inteligencji polskiej. I doszli do trafnych wniosków, że
można inteligencję polską ujarzmić i zniewolić. Co natychmiast za-
częli robić po wkroczeniu do Polski w 1944 roku. I – jak wiemy –
udało im się to ostatecznie w latach pięćdziesiątych.

W.B.: Czy gdy byłeś we Lwowie w 1939 r., wiedziałeś już o istnie-
niu łagrów w ZSRR?

G.H-G.: Tak, już wiedziałem. Wiedziałem też o procesach mo-


skiewskich, bo jeszcze przed wojną czytałem o nich w gazetach.
Tuż przed wojną wyszły w Polsce dwie książki, które dawały
„przedsmak” tego, czym jest łagier sowiecki. Autorem pierwszej
był rozczarowany komunista Istrati Panait, a drugiej Sołoniewicz.
Kto chciał, mógł je przeczytać, choć wielu uważało je za propa-
gandę, a nawet za kłamstwo. Doszło do tego, że nie wierzono na-
wet w artykuły o głodzie na Ukrainie w latach 1932/1933, pisane
przez świetnego znawcę spraw sowieckich Ryszarda Wragę. Uwa-
żano go po prostu za fantastę.

W.B.: W połowie 1940 roku znalazłeś się w łagrze. Czym wtedy był
dla ciebie łagier?

G.H-G.: Łagier był narzędziem zabijania przez władze sowieckie


niewygodnych dla nich ludzi. Był narzędziem ludobójstwa prze-
prowadzanego z różnych powodów – klasowych, politycznych,
ideologicznych i tak dalej. Szałamow na przykład poszedł pierw-
szy raz do łagru za głoszenie prawdy o tak zwanym testamencie
Lenina, za co dostał trzy lata. Ale już kilka lat później mówienie
o tym „testamencie” stało się w oczach Stalina tak straszną zbrod-
nią, że za to „przestępstwo” skazywano na rozstrzelanie. Więc gdy
znalazłem się w 1940 roku w łagrze, uderzyło mnie, że jego isto-
tą jest zamykanie w nim ludzi przeznaczonych na wyginięcie, na
śmierć. W niemieckich obozach zagłady więźniów prawie natych-
miast prowadzono do komór i zagazowywano ich. W łagrach so-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 327

wieckich droga do śmierci trwała długo, niekiedy kilka, kilkanaś-


cie lat. Sowietom chodziło o maksymalne wykorzystanie siły ro-
boczej. Więźniowie łagrów mieli umrzeć, ale wcześniej mieli za
darmo, jako niewolnicy, pracować dla państwa. Na tym polegała
ta różnica. Kiedy dziś mówię, że komunizm i nazizm były „bliźnia-
kami totalitarnymi”, to mi odpowiadają: „Jak to? Przecież w ZSRR
nie było komór gazowych!” To jest oczywiście prawda, że ich nie
było, ale Szałamow, który w łagrze na Kołymie przeżył siedemnaś-
cie lat, nazwał sowieckie łagry „białymi krematoriomi”. To jest do-
kładnie to, o czym mówię.

W.B.: Bolszewicy, tworząc system komunistyczny, rozgłaszali, że


tworzą „nowe społeczeństwo” i „nowego człowieka”. Jednak od
pierwszych „godzin” tworzenia tego nowego ustroju organizowa-
no monstrualny system niewolniczy na nieznaną wcześniej skalę.
Pierwsze obozy pracy przymusowej bolszewicy założyli już na po-
czątku 1918 roku.

G.H-G.: Oczywiście. Te wszystkie gadania o ustroju „równości”


i „sprawiedliwości” i tak dalej były gadaniem propagandowym.
Natychmiast po wybuchu rewolucji powstała „nowa klasa wyzy-
skiwaczy” – jak nazwał ja Milovan Dżilas – która w ustroju so-
wieckim zastąpiła dawną arystokrację. Oczywiście, istniał wówczas
w ludziach pęd do tworzenia nowego świata, wiara, że stworzy go
socjalizm. Znakomicie opisał te marzenia ludzi rosyjski pisarz An-
driej Płatonow. Ale bardzo szybko okazało się, że marzenia zamieni-
ły się w najstraszniejsze rozczarowanie. Nie należy przy tym zapomi-
nać, że ustrój carski wywoływał u ludzi niechęć i bunt. Więc kryty-
ka ustroju carskiego prowadziła wielu ludzi w sposób naturalny do
wiary w rewolucję jako sposób naprawy świata. Ale okazało się, że
zamiast naprawy czy budowy lepszego świata bolszewicy urządzili
w Rosji krwawą łaźnię. Lekarstwo okazało się gorsze od choroby.

W.B.: Historycy rosyjscy, Heller i Niekricz, zatytułowali swoją


książkę „Utopia u władzy”.

G.H-G.: Doskonały tytuł! Wiara w utopię była od końca XIX wie-


ku źródłem i motorem rewolucji.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
328 [ Autokomentarze

W.B.: Ale ta wiara nie zakładała zwycięstwa bolszewizmu.

G.H-G.: Oczywiście, że nie. Zakładała jedynie, że ustrój carski jest


spróchniały i trzeba go czymś zastąpić. Wiara w obalenie starego
świata była wspólna dla bardzo różnych partii. Największą par-
tię rewolucyjną w Rosji tworzyli tak zwani „eserzy”, czyli socjaliś-
ci–rewolucjoniści, a nie bolszewicy. Bolszewicy na skutek splo-
tu najdziwniejszych przypadków po prostu przechwycili władzę,
a gdy ją utrwalili, to zaczęli mordować swoich przeciwników po-
litycznych jako konkurentów do władzy – w pierwszym rzędzie
właśnie eserów. To jest charakterystyczna cecha wszystkich partii
totalitarnych. A co zrobił Hitler po zdobyciu władzy? Wybił przy-
wódców SA, których uważał za niebezpieczną konkurencję.

W.B.: Będąc w łagrze, odkryłeś, że jest to instytucja, w której od-


wrócono znaki wartości. Zobaczyłeś świat na opak, świat sprzeczny
z tym, w którym cię wychowano. Jak przebiegała ta konfrontacja?

G.H-G.: Były dwa etapy w tej „edukacji”. Pierwszy to przerażenie,


drugi to powolne przyzwyczajanie się do tego, w co mnie wrzu-
cono. Tak działają ustroje totalitarne. Najpierw walą mocno pałką
w głowę, a potem tych, co przeżyją, przyzwyczajają dzień po dniu
do swoich okrucieństw. Genialnie to opisał Szałamow. Spotykało
się ludzi, którzy tym światem nasiąkali i wygadywali brednie w ro-
dzaju „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Przyjaźniłem się w Jerce-
wie z inżynierem Białkowskim, który był wcześniej wiceministrem
w którymś z rządów sowieckich i który do końca, do momentu,
gdy zapadł na obłęd głodowy, twierdził, że łagry to „historyczna
konieczność”. Opisałem go w Innym świecie.

W.B.: Żeby opisać inny świat, trzeba było jednak mentalnie tkwić
poza nim, nie dać się wciągnąć w jego obłędną logikę.

G.H-G.: To było najważniejsze. Obserwowałem postawę rezyg-


nacji u Rosjan, którzy dawali mi do zrozumienia swoim zachowa-
niem, że nic na to wszystko nie poradzimy, że tak już musi być, że
taki jest po prostu ten potworny świat. Ale oczywiście nie wszy-
scy tak myśleli, bo na przykład Szałamow był w łagrach nieugię-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 329

ty, także Sołżenicyn. Inna była sytuacja Polaków, którzy ex defini-


tione byli zbuntowani nie tyle przeciw komunizmowi, ile najzwy-
czajniej przeciw tym, którzy nas wsadzili do łagrów, najechali na
nasz kraj i w przymierzu z Hitlerem zlikwidowali niepodległość
Polski. W tym sensie nasza sytuacja w łagrze była łatwiejsza niż sy-
tucja Rosjan. Byliśmy po prostu zbuntowani już „w punkcie wyj-
ścia”. Ale przypuszczam, że gdyby to potrwało dłużej, to Polacy
przyzwyczailiby się do łagru tak samo jak wszyscy inni.

W.B.: Łagier był dla ciebie doświadczeniem nieważności różnic na-


rodowych wobec wspólnego cierpienia.

G.H-G.: Dla mnie tak, ale nie dla wszystkich moich rodaków.

W.B.: Zobaczyłeś „międzynarodówkę ofiar”?

G.H-G.: Miałem poczucie solidarności ze wszystkimi, których


więziono w lagrach, nawet z tymi, którzy kiedyś byli komunista-
mi i próbowali mi delikatnie dać do zrozumienia, że trzeba prze-
czekać ten etap komunizmu, a następny będzie lepszy. Miałem po-
czucie, że doświadczam cierpienia wspólnego losu ludzkiego. To
było poczucie wspólnoty ze wszystkimi udręczonymi, niezależnie
do powodów, z jakich znaleźli się w obozie. I miałem też inne od-
czucie, które mógłbym nazwać „egzystencjalnym” w metafizycz-
nym sensie. Po prostu czułem, że wszędzie wokół mnie panoszy się
potworne zło, którego w takiej skali i w takim stężeniu nigdy nie
widziałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że może istnieć. To było
odczucie zła zorganizowanego i spotworniałego. I to jest zasadni-
czą treścią mojej książki.

W.B.: Czy wówczas miałeś poczucie, że to jest zło „demoniczne”,


czy zło banalne – tak jak je później opisała Hannah Arendt?

G.H-G.: Banalność zła odkryłem znacznie później. W Jercewie


miałem poczucie, że jest to zło demoniczne, przed którym nie
można się obronić. Zasadniczą postawą więźnia łagru sowieckie-
go było czekanie na nieuchronną śmierć z wyczerpania, z przemę-
czenia – jeśli nie przyszła wcześniej z rąk strażników. Ale typowa

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
330 [ Autokomentarze

śmierć w łagrach była skutkiem zabijania pracą. Była to eksploa-


tacja do końca. Chciałoby się powiedzieć „jak w systemie niewol-
niczym” – bo to określenie samo się nasuwa – ale paradoks pole-
gał na tym, że o niewolnika trzeba dbać, żeby dobrze pracował.
Nas natomiast niszczono pracą i głodem. Więźniów w łagrach nie
chciano zachować przy życiu, chciano ich zabić warunkami obo-
zowymi.

W.B.: Zakończenie „Innego świata” jest integralnie wpisane w two-


ją filozofię człowieka, w konstrukcję i w sensy całej książki. Dla
czytelników powinno być najzupełniej naturalne w sensie moral-
nym i logicznym. Tymczasem w recepcji „Innego świata” pojawia-
ły się głosy, że to zakończenie świadczy o twojej niezrozumiałej su-
rowości, oschłości i obojętności na los więźnia, przyjaciela, który
w Rzymie opowiada ci o swoim donosie na czterech innych więź-
niów i prosi cię o słowo „rozumiem”. A ty milczysz. Ponieważ spo-
ry z zakończeniem pojawiają się co pewien czas, chciałbym żebyś
skomentował je wprost.

G.H-G.: Jeśli czytelnicy nie rozumieją tego zakończenia, to zna-


czy, że ani nie rozumieją tego, o czym opowiada Inny świat, ani
nie rozumieją sensu mojej opowieści o innym świecie. Smutne to,
a nawet zdumiewające.

W.B.: Jak reagujesz na wypowiedzi takich czytelników?

G.H-G.: Z ogromnym zdziwieniem, tym bardziej, że są to gło-


sy czytelników, wydawałoby się, inteligentnych. Tymczasem ich
krytyka zakończenia Innego świata jest jakąś potworną, niezrozu-
miałą dla mnie banalizacją. Przecież w zakończeniu książki poka-
zuję różnicę między niewolą a wolnością, o czym zresztą wcześ-
niej piszę wprost. Jaśniej chyba powiedzieć już nie można. Reguły
wolności są po prostu inne niż reguły niewoli, a ja w zakończeniu
Innego świata opowiadam, że odmawiam przyjęcia reguł niewo-
li, gdy już jestem na wolności. Wykładając rzecz wprost: gdybym
w łagrze dowiedział się, co zrobił ten więzień i gdyby w łagrze
poprosił mnie o słowo „rozumiem”, to być może wypowiedział-
bym to słowo. Nie dlatego, żebym go zrozumiał i zaakceptował,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 331

lecz dlatego, że w tamtym miejscu, w tym innym świecie, po pro-


stu „przełknąłbym” jego prośbę. Natomiast na wolności, gdzie
żyłem już normalnymi ludzkimi uczuciami, miłością, przyjaźnią,
gdzie świat opierał się na normalnych wartościach, na rozróżnia-
niu zła i dobra, kłamstwa i prawdy, nie mogłem wypowiedzieć sło-
wa, o które mnie prosił. Po prostu nie byłem w stanie tego zrobić.
Ale nie z niechęci, bo przecież lubiłem tego człowieka, a w wię-
zieniu w Grodnie przyjaźniłem się z nim nawet bardzo serdecz-
nie. Nie mogłem tego zrobić, ponieważ wydawało mi się to zdra-
dą zasad świata, do którego powróciłem. Nie mogłem więc sto-
sować się do zasad „innego świata”, skoro żyłem już w świecie
wolnym. Moja postawa w zakończeniu tej książki jest po prostu
obroną sensu świata wolnego.
Gdy po raz pierwszy doszły do mnie głosy krytykujące zakoń-
czenie książki, zacząłem zadawać sobie pytanie, czy gdyby ofiary
donosu mojego przyjaciela, ci czterej mężczyźni, których rozstrze-
lano, nie byli Niemcami, to czy reakcja byłaby taka sama? Gdyby
na przykład byli Żydami, Hiszpanami, Rosjanami czy Polakami?
Czy wtedy reakcja nie byłaby inna – czy nie twierdzono by wów-
czas, że moje milczenie jest zrozumiałe, bo ten facet jest draniem,
który doniósł na naszych rodaków? Obserwowałem po wojnie ta-
kie stwardnienie serca: „Co to ma za znaczenie – mówiono – że
on zadenuncjował czterech Niemców. Ostatecznie przez nich zna-
lazł się w łagrze, bo przecież Niemcy rozpętali wojnę”. Moja włas-
na siostra mówiła mi coś takiego: „Dlaczego mu nie wybaczyłeś?”
Oczywiście, nie dodawała, „że przecież on zadenuncjował Niem-
ców, którzy nas mordowali i tępili”, bo taka argumentacja była nie
do wymówienia, ale ja wtedy, zaraz po wojnie, czułem ten pod-
tekst, że tu nie chodzi o ludzi, tylko o „czterech Szwabów”. Ale
dzisiaj takich zarzutów po prostu już nie rozumiem. Wydawało mi
się, że pięćdziesiąt lat po wojnie w Polsce zasadniczo zmienił się
stosunek do Niemców.

W.B.: Oczywiście, że się zmienił, ale może chodzi o coś innego? Mo-
że zmienił się też stosunek do donosu? Dla ciebie, w „Innym świe-
cie”, donos jest najpotworniejszą zbrodnią, którą człowiek popeł-
nia przeciw innemu człowiekowi. A dziś mówi się: „A co tam do-
nos, po prostu chwilowa słabość charakteru”.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
332 [ Autokomentarze

G.H-G.: Masz całkowitą rację, niestety. Dla nas wszystkich, ła-


gierników, donos był zbrodnia potworną. Ale to, co mówisz, po-
twierdza moją tezę, że świat totalitarny został co prawda pokona-
ny, ale bardzo głęboko wniknął w ludzi i pozostawił w nich swoje
ślady. Dlatego pisałem w Dzienniku, że doświadczenie sowiety-
zmu, doświadczenie zła trzeba wyciskać z siebie dzień po dniu.
Pięćdziesiąt lat sowietyzmu to straszny ciężar, choć czasem niewi-
doczny. Moja nadzieja w tym, że młodzi ludzie, którzy kształtują
się w wolnym świecie, nie będą mieli tego garbu, że będą innymi
ludźmi. Słowem, że ich system wartości będzie normalny, że będą
potrafili ocenić, czym jest donos i nie będą go relatywizować, bo
w tym jest największe niebezpieczeństwo. Sowietyzm i wszystkie
ustroje totalitarne wsączają w ludzi relatywizację podstawowych
wartości, dzięki którym rozpoznajemy się jako ludzie. Oczywi-
ście, mój przyjaciel, który swoim donosem skazał na śmierć czte-
rech niewinnych ludzi, nie zrobił tego bez powodu. To był kon-
trakt z władzami obozu, które w zamian za to obiecały mu, że ura-
tuje swoje życie. To nie jest żadna okoliczność usprawiedliwiająca
jego czyn, co najwyżej tłumacząca, ale nie zdejmująca z tego czynu
piętna zbrodni. Potwornym wymysłem bolszewików była tak zwa-
na „moralność rewolucyjna”, którą tłumaczono najdziksze zbrod-
nie i łajdactwa, bo jakoby sprzyjały rewolucji lub były popełniane
w jej imieniu. Czyli całkowity brak moralności nazwano „moral-
nością rewolucyjną” i kazano ludziom w nią wierzyć. To był po-
twornie niebezpieczny zabieg, to jest jedno z najbardziej zatrutych
źródeł totalitaryzmu.

W.B.: To jest nie tylko centralna kwestia „Innego świata”, ale tak-
że świata nam współczesnego. Bo jeśli u schyłku XX wieku wy-
kształceni ludzie nie są w stanie zrozumieć tego, co wprost napisa-
łeś pięćdziesiąt lat wcześniej, to co można powiedzieć o wieku, któ-
ry się kończy?

G.H-G.: O to mi chodziło, taka była moja myśl, dlatego napisałem


ten epilog. On jest w całości prawdą, a moi powojenni, tak zwani
życzliwi, krytycy dziwili się, dlaczego go napisałem. Mówili mi, że
mogłem to przecież przemilczeć. Na pewno by mnie zrozumieli,
gdybym napisał, że „po wyznaniu, jakie usłyszałem od mego przy-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 333

jaciela, uścisnąłem go ze zrozumieniem i poszliśmy na wódkę”...


Wierz mi, że musiałem wiele czasu stracić, by wielu ludziom wy-
tłumaczyć, także mojej siostrze, jaka jest idea tego epilogu.

W.B.: Zaraz po wojnie taką lekturę można było uznać za zrozu-


miałą.

G.H-G.: I wtedy to rozumiałem. Nie usprawiedliwiałem, ale do-


brze rozumiałem. Ale dzisiaj nie rozumiem, tym bardziej, że nie
czepiają się mnie moi rówieśnicy, którzy pamiętają potworno-
ści wojny, ale ludzie urodzeni po wojnie, poruszający lekką ręką
kwestie, które – w sensie moralnym – były dla nas kwestią życia
i śmierci. I lekką nogą wkraczają w następne stulecie.

W.B.: To znaczy?

G.H-G.: To znaczy, że powinni wiedzieć, jaki jest ciężar XX wie-


ku. Bo jeśli u schyłku tego stulecia są ludzie, którzy nie rozumie-
ją sensu epilogu Innego świata, to znaczy, że nie rozumieją tego,
co się w tym wieku wydarzyło. I to potwierdza moją obawę, że
to, co się stało w tym totalitarnym, ideologicznym stuleciu, jesz-
cze może się powtórzyć. Powtarzam – podtytuł książki Hannah
Arendt, „o banalności zła”, jest genialny. To jest najmocniesze
ostrzeżenie.

W.B.: W „Dzienniku pisanym nocą” pisałeś też o banalności do-


bra...

G.H-G.: Użyłem tego określenia w związku z książką dziennika-


rza włoskiego pod takim tytułem, w której jest opowiedziana nie-
zwykła, zaskakująca historia. Jest to opowieść o włoskim faszyście,
członku partii faszystowskiej, który w Budapeszcie uratował trzy
tysiące Żydów. Po prostu uważał za nonsens mordowanie Żydów
przez nazistów. Po wojnie wrócił do swej rodzinnej Padwy i nie ro-
zumiał, dlaczego jego czyn uważany za coś niezwykłego. Dla niego
to był najbardziej naturalny, oczywisty obowiązek. Więc za auto-
rem tej książki chciałem powiedzieć, że istnieje też banalność do-
bra. Ale do tego trzeba mieć jakąś naturalną dyspozycję.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
334 [ Autokomentarze

W.B.: „Inny świat” bardzo długo torował sobie drogę do czytelni-


ków.

G.H-G.: Rzeczywiście. Oprócz pierwszego wydania angielskiego,


które było ogromnym sukcesem, na kontynencie europejskim wy-
dawcy nie kwapili się do publikacji Innego świata. Najdłużej zwle-
kali Francuzi i dlatego w 1985 roku Bernard Pivot powiedział
w swojej audycji telewizyjnej, że niedopuszczanie tej książki do
druku przez 35 lat jest hańbą Francji. Podobnie było we Włoszech.
Ale dlaczego tak się działo? Dlatego, że wydawnictwami na Zacho-
dzie rządzili wówczas tak zwani „sympatycy” komunizmu i Związ-
ku Sowieckiego. Nie negowali faktów, które opisałem, tylko nie
pochwalali mówienia o nich. To była potworna hipokryzja. Mniej-
sza o konkretnych wydawców. To, co się działo, obciąża w pierw-
szym rzędzie inteligencję zachodnią, której społeczna rola polegać
ma na mówieniu prawdy i sądzeniu rzeczywistości zgodnie z nią.
A ta inteligencja zachowała się w tej sprawie w sposób karygodny.
Albo udawała, że o niczym nie wie, albo wiedziała i uciekała od te-
go tematu, albo wiedziała i twierdziła, że wszystko jest w porząd-
ku. Nie chcę podawać nazwisk, ale wiem o luminarzach naszej lite-
ratury i filozofii, którzy w latach 50. po przeczytaniu Innego świa-
ta twierdzili, że jest to dzieło nieprzeciętnej wyobraźni literackiej.
Nie można nawet pomyśleć, żeby w Polsce ktoś o opowiadaniach
Borowskiego na temat obozu Auschwitz powiedział, że są dziełem
wyobraźni literackiej. A o łagrach sowieckich można było tak mó-
wić! To są dziś rzeczy nie do uwierzenia.

W.B.: Istnieje w prawie międzynarodowym pojęcie „kłamstwa


oświęcimskiego”. Każdy, kto neguje istnienie obozów zagłady, ko-
mór gazowych, ludobójstwa popełnianego w Auschwitz, Holokau-
stu i tak dalej, podlega oskarżeniu z urzędu o popełnienie prze-
stępstwa. Równocześnie od końca wojny powszechnie tolerowane
jest – nazwijmy to tak – „kłamstwo kołymskie”. Można publicznie
twierdzić, że w ZSRR nigdy nie było obozów koncentracyjnych i ża-
den wymiar sprawiedliwości tym się nie zainteresuje.

G. H-G.: Niestety, to nie wywołuje żadnej reakcji. Albo weź przy-


kład wybitnego podobno filozofa, z którym przyjaźnił się Miłosz,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 335

który potrafił napisać, że tym głupim Polakom romantyzm trzeba


wybić z głów kolbami sowieckich karabinów. Gdyby to dotyczy-
ło nazistów, to nikt nie mógłby bez obrzydzenia wymawiać jego
nazwiska, ale ponieważ karabiny miały być sowieckie, to Juliusz
Kroński może uchodzić za wybitnego intelektualistę. Ja nie kwe-
stionuję jego twórczości filozoficznej, chętnie wierzę, że była wy-
bitna, ale tym bardziej jest to dla mnie przerażające, bo tacy ludzie
odegrali ogromną rolę w rozpowszechnianiu kłamstwa o gułagu
albo raczej w powstrzymywaniu głoszenia o nim prawdy. Dlate-
go Ignazio Silone, wybitny pisarz włoski, miał prawo powiedzieć
na zjeździe PEN-clubu w Bazylei, w 1947 roku, że inteligencja nie
odegrała roli, jaką powinna odegrać. Żyła przez lata w potwornym
zakłamaniu. Dlatego fakt, że Inny świat jest tłumaczony na coraz
to nowe języki i nadal wznawiany, jest dla mnie dowodem, że ta
książka żyje, że jest potrzebna, że ludzie chcą znać prawdę o na-
szym potwornym stuleciu.

W.B.: Musiałeś jednak długo czekać na takie uznanie.

G.H-G.: Nawet bardzo długo i dobrze wiem, dlaczego. Kiedy In-


ny świat ukazał się po angielsku, jeden z recenzentów po wylicze-
niu pochwał pod moim adresem napisał zdanie, które mnie bardzo
dużo nauczyło. „Kto wie, czy możemy w pełni wierzyć autorowi
tej książki, ponieważ jest Polakiem, a Polacy bardzo nie lubią Ro-
sjan”. Wtedy zrozumiałem, że jeżeli o łagrach rosyjskich nie napi-
sze podobnej książki Rosjanin, my, Polacy, z naszą wiedzą o obo-
zach koncentracyjnych w Rosji nigdy nie przebijemy się do świado-
mości czytelników zachodnich. I to się sprawdziło, ponieważ moja
książka zaczęła być uznawana dopiero po ukazaniu się wspania-
łej książki Sołżenicyna Archipelag GUŁag. A przecież moja książka
wyszła trzydzieści lat przed książką Sołżenicyna! Historyczną za-
sługą Sołżenicyna jest to, że jego Archipelag GUŁag zmusił czytel-
ników na Zachodzie do uznania prawdy o prawdziwej naturze so-
wieckiego komunizmu.

W.B.: Ale chyba nie była to lekcja zbyt głęboka, skoro odrzucono
rozmowę z tobą, która miała pełnić funkcję przedmowy do „Opo-
wiadań kołymskich” Szałamowa?

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
336 [ Autokomentarze

G.H-G.: Słusznie. To bardzo charakterystyczny epizod w dzie-


jach wiedzy o „innym świecie” u schyłku naszego stulecia. Tym,
z czym włoski wydawca Einaudi nie mógł pogodzić się w moich
wypowiedziach o Szałamowie, było pojęcie „bliźniąt totalitar-
nych”, czyli zestawienie komunizmu z nazizmem. Mówiąc ina-
czej – co prawda u schyłku wieku XX wiedza o sowieckich obo-
zach koncentracyjnych została już przyjęta do wiadomości, ale
istnieje absolutny opór wobec porównywania zbrodni komuni-
stycznych z bestialstwami hitlerowców. Wydawnictwo, o którym
mówię, kiedyś było bardzo lewicowe, dość powiedzieć, że zmar-
ły niedawno jego właściciel nosił się z zamiarem opublikowania
w luksusowym wydaniu pism Żdanowa. Do tego wydania nie
doszło, niemniej to coś mówi o mentalności włoskich intelektu-
alistów. Odnoszę wrażenie, że są wśród nich ludzie, którzy na-
dal nie rozumieją, czym był komunizm i nie wyciągnęli żadnych
wniosków z faktu, że został on odrzucony w Europie Wschod-
niej – nawet w samej Rosji.

W.B.: A co sądzisz o publikacji tzw. „Białej księgi komunizmu”,


w której historycy systematyzują zbrodnie systemu komunistycz-
nego – także takie, o których ty pisałeś pół wieku temu w „Innym
świecie”?

G.H-G.: Uważam publikację tej księgi za niezwykle ważne wyda-


rzenie i sądzę, że może ona odegrać rolę podobną do Archipela-
gu GUŁag Sołżenicyna. Ważne jest to, że historycy obiektywnie,
na podstawie dokumentów opisali zbrodnie komunizmu. Po wy-
daniu tej Księgi nie będzie już możliwe to, co było dla nas, emi-
grantów ze Wschodniej Europy, zmorą, a mianowicie, niemożliwe
będzie negowanie tego, czego doświadczyliśmy w ZSRR i zbrod-
niczości tego ustroju. Ta „Księga” jest dla mnie bardzo ważna, po-
nieważ pokazuje, że mam rację, mówiąc o „bliźniakach totalitar-
nych”, o dwóch ustrojach, które w XX wieku odpowiadają za zor-
ganizowanie największego ludobójstwa w dziejach ludzkości. Taki
był ten wiek – ideologiczny wiek totalitarny. Chodzi o to, żeby ci,
którzy wkraczają w wiek XXI, nie zapomnieli, jaki naprawdę był
wiek, który się teraz kończy.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 337

W.B.: W opisywaniu komunizmu dwa tytuły odegrały w Polsce


wielką rolę i weszły do potocznej polszczyzny: twój „Inny świat”
i „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza. Te dwie książki opisują
to samo doświadczenie z dwóch różnych perspektyw. W „Dzienni-
ku pisanym nocą” parokrotnie polemizowałeś z książką Miłosza.
Czy mógłbyś spojrzeć dziś na nią z innej perspektywy. A mianowi-
cie: jak u schyłku XX wieku wygląda „Zniewolony umysł” z per-
spektwy „Innego świata”?

G.H-G.: Natychmiast po ukazaniu się książki Miłosza doceniłem


jej wielkość. Jest to książka niewątpliwie znakomicie napisana, po
prostu pisarski majstersztyk, i jej sukces literacki był i jest nadal
absolutnie zasłużony. Ale napisałem też od razu, że moim zdaniem
– zdaniem kogoś, kto doświadczył sowieckiego łagru – ta książ-
ka nie mówi prawdy o zjawisku komunizmu. Jej fałsz polega mo-
im zdaniem na tym, że dobudowuje komunizmowi takie treści, na
które realny komunizm po prostu nie zasługuje. A w ten sposób –
pośrednio – jakby go usprawiedliwia. Ludzie, którzy polemizowali
z moim Innym światem, w pewnym momencie zawsze powoływa-
li się na Zniewolony umysł Miłosza i mówili: „pan pisze o zbrod-
niach, a przecież Miłosz pokazuje, jak bardzo skomplikowane zja-
wiska psychologiczne miały miejsce w komunizmie”. Niewątpli-
wie, miały miejsce, ale moim zdaniem były to zjawiska marginalne
i bez żadnego znaczenia dla opisu istoty komunizmu jako systemu.
Ludzie, których Miłosz opisał w Zniewolonym umyśle, i on sam,
przecież doskonale wiedzieli, co się działo w Związku Sowieckim.
Może to zabrzmi nieskromnie, ale moim zdaniem zasługą takiej
książki jak Inny świat i jej podobnych, na przykład Opowiadań
Szałamowa czy Archipelagu GUŁag Sołżenicyna, było to, że prze-
kreśliły to pseudofilozoficzne alibi dla komunizmu. Po ukazaniu
się Zniewolonego umysłu wielu ludzi powoływało się na tę książ-
kę właśnie jako na alibi, twierdząc, że upraszczam, gdy pokazu-
ję, że poparcie dla komunizmu związane było ze strachem przed
terrorem, przed więzieniem, przed represjami, z oportunizmem,
korzyściami materialnymi, ambicją czy nawet najzwyklejszą próż-
nością. Tymczasem Miłosz dostarczył argumentów – powtarzam
jeszcze raz, znakomicie napisanych – że to „komunizanctwo” by-
ło wynikiem bardzo głębokich i subtelnych procesów duchowych.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
338 [ Autokomentarze

Taki jest też punkt widzenia profesora Andrzeja Walickiego w je-


go książce Spotkania z Miłoszem. A ja twierdzę, że było to zjawisko
w swoim mechanizmie bardzo prymitywne. Ludzie, których zna-
łem i z którymi się przyjaźniłem, i którzy mnie odwiedzali w latach
stalinowskich, jak się dochodziło do tego tematu, rzadko uciekali
się do argumentów Miłosza – ale oczywiście byli i tacy – natomiast
w zdecydowanej większości mówili wprost: „przecież ja mam ro-
dzinę na utrzymaniu”, „coś muszę robić, bo mnie zniszczą”, „z ni-
mi nikt nie wygra” i tak dalej. Jednym słowem, dla mnie jako dla
człowieka, który poznał na własnej skórze, czym jest ten inny świat
sowiecki, książka Miłosza – przy wszystkich jej zaletach – jest po
prostu fałszywa. Toteż dziwię się Miłoszowi, który jest wielkim
pisarzem, że jeszcze dzisiaj, po tym wszystkim, co zostało ujaw-
nione na temat ogromu zbrodni sowieckich, tak bardzo się upiera
przy swojej koncepcji „zniewolonego umysłu” – przy tych wszyst-
kich „pigułkach Murti-Binga”, „Ketmanach”, „nowych wiarach”
i tak dalej. Co prawda w rozmowach z Renatą Gorczyńską zdaje
się przyznawać mi rację, ale zaraz zaznacza, że przecież naprawdę
byli tacy ludzie, jakich opisał w Zniewolonym umyśle. Oczywiście,
że byli, ja tego nie neguję, ale rzecz w tym, że mechanizm ich ak-
ceptacji stalinizmu był bardziej praktyczny niż tylko subtelne dy-
wagacje filozoficzne na temat historycznej konieczności. Ci inte-
lektualiści po prostu dokonali wyboru – zrozumieli, że jeśli chcą
wejść w ówczesny obieg kulturalny, to muszą identyfikować się
z partią komunistyczną. To był układ, za który trzeba było zapła-
cić. Kiedy dziś czytam, że Miłosz broni swej teorii sprzed pół wie-
ku, to mam wrażenie, że podpiera się jedynie deklaracjami profe-
sora Walickiego, potwierdzającego własną biografią prawdziwość
Zniewolonego umysłu. No bo jeśli tak wielki uczony przyznaje się,
że uprawiał Ketman – zdaje się sądzić Miłosz – to ta książka musi
być prawdziwa i nie ma powodu wyrzekać się jej tez.
Czytałem w Lekcji literatury twoją rozmowę z Miłoszem na te-
mat Zniewolonego umysłu. W pewnej chwili Miłosz przywołuje
nasz spór z lat pięćdziesiątych i mówi, że ja uległem jakimś wpły-
wom londyńskim. To jest nonsens, bo przecież ja wtedy mieszka-
łem już w Neapolu, a pisałem w „Kulturze”. A poza tym przecież
w Londynie mieszkali też inteligentni ludzie, którzy rozumowali
dokładnie tak jak ja. I nie dlatego, że należeli do tak zwanej emi-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 339

gracji londyńskiej, tylko po prostu mieli inne niż Miłosz poglądy


na komunizm. Nikogo z Polaków nie kompromituje fakt, że po
wojnie mieszkał w Londynie. Powtarzam ci – to jest ważna i wspa-
niale napisana książka, ale świadectwa ludzi i historia pokazują, że
przedstawiona w niej koncepcja Ketmanu jest wymyślona. Jest fik-
cją, a nie prawdą o innym świecie.

W.B.: Nic w książce Miłosza nie jest prawdziwe?

G.H-G.: No nie, oczywiście, że różne szczegółowe uwagi są traf-


ne. Odrzucam tylko ogólną koncepcję.

W.B.: Ale Miłosz mówi w naszej rozmowie wprost, że mechanizm


zniewalania umysłów, który opisał za pomocą metafor „pigułek
Murti Binga” czy „Ketmanu” stosował się do maleńkiej grupy lu-
dzi, do intelektualistów, z którymi on utrzymywał kontakt, nato-
miast reszta społeczeństwa miała do komunizmu zupełnie inny sto-
sunek.

G.H-G.: Z tym się mogę zgodzić. To mnie przekonuje. Ale do-


powiem od razu, że tym intelektualistom te metafory wymyślone
przez Miłosza były potrzebne jak proteza kulawemu. Umożliwiły
im wytłumaczenie, że wejście do komunistycznego establishmentu
kulturalnego, żeby drukować książki i ciągnąć profity z publiczne-
go popierania Stalina, wymagało głębokich przeżyć psychicznych
i subtelnych refleksji filozoficznych. Ja takie tłumaczenie zawsze
odrzucałem i nadal odrzucam. Pytasz mnie, jak wygląda „znie-
wolony umysł” z perspektywy „innego świata”. Moim zdaniem,
ten „inny świat” ludzi degradował, natomiast „zniewolony umysł”
tych ludzi nobilitował.
To było widoczne także w recepcji naszych książek na Zacho-
dzie. Książka Miłosza miała wielkie powodzenie. Lewicowi za-
chodni inteligenci, którzy czekali na wytłumaczenie tego, co się
dzieje na Wschodzie, tego, że intelektualiści w krajach komuni-
stycznych masowo popierają Stalina, otrzymali w Zniewolonym
umyśle znakomicie napisane, inteligentne i zaspokajające ich ocze-
kiwania wytłumaczenie. Koncepcja Miłosza budziła w nich zaufa-
nie. Zrozumiałem to na przykładzie komentarza Ignazia Silonego,

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
340 [ Autokomentarze

z którym rozmawiałem o książce Miłosza i który mi wprost po-


wiedział: „To wygląda wiarygodnie”.
Oni najpierw czytali Ciemność w południe Koestlera, a potem
przeczytali Zniewolony umysł i wszystko im się zgodziło. Nato-
miast mój Inny świat brutalnie przekreślał te mrzonki. Większość
intelektualistów zachodnich nie mogła tego znieść. Dlatego na
przykład Francuzi zwlekali trzydzieści pięć lat z wydaniem mojej
książki. To o czymś świadczy.

W.B.: Rysuje się tu chyba istotna różnica w stosunku do komunizmu


u ciebie jako autora „Inna świata” i Miłosza jako autora „Zniewolo-
nego umysłu”. Ta różnica jest konsekwencją odmienności waszych
doświadczeń biograficznych. Ty doświadczyłeś na własnej skórze za-
równo komunizmu jako systemu, jak i pobytu w łagrze. Natomiast
Miłosz nie doświadczył systemu sowieckiego tak jak ty, a co więcej,
jego znajomość okresu stalinowskiego w Polsce była bardzo krótka.
Kiedy w Polsce zaczynał się stalinizm, Miłosz wyjechał do USA, po-
tem był w Polsce bardzo krótko i znów wyjechał – tym razem na
stałe – za granicę. Jego opis sowietyzmu nie jest więc opisem bio-
graficznym w sensie dosłownym, nie jest też opisem kogoś, kogo ten
system naznaczył tak jak ciebie naznaczył łagier. Opis komunizmu
w „Zniewolonym umyśle” jest konstrukcją intelektualisty, który na
komunizm patrzy bardziej z perspektywy filozoficzno-psychologicz-
nej i historiozoficznej niż z perspektywy ofiary. A ty patrzysz z per-
spektywy ofiary, która w ostatniej chwili cudem uniknęła śmierci.
To są zasadniczo odmienne punkty widzenia.

G.H-G.: Zgadzam się. Kiedy Miłosz opisuje swoje kontakty z „Ty-


grysem”, czyli Juliuszem Krońskim, to widać, że jest to dialog
dwóch intelektualistów, z których jeden drugiego przekonuje do
marksizmu i systemu komunistycznego. Więc w tym sensie teza
Zniewolonego umysłu jest prawdziwa, bo Miłosz był w pewnym
momencie filozoficznie przekonany o nieuchronności tego, co się
stało w Europie pod nazwą „historycznej konieczności”. W tym
zakresie Zniewolony umysł jest na pewno prawdziwy, ale to był –
powtarzam – zakres bardzo wąski.
Jeden z rozdziałów Zniewolonego umysłu, ten poświęcony Ta-
deuszowi Borowskiemu, wydaje mi się natomiast bardzo bliski

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 341

prawdy. Borowski wyszedł z Auschwitz wypalony. Dla niego akces


do komunizmu był formą reakcji, która miała uzasadnienie w jego
przeżyciach. To nie dotyczy pozostałych bohaterów Zniewolonego
umysłu, ale ten akurat uważam za wyjątkowo trafny. Miłosz pisze
w nim o „zawiedzionym kochanku historii” i tak niewątpliwie by-
ło. No i ten „zawiedziony kochanek” skończył tak, jak skończył –
popełnił samobójstwo.

W.B.: Czy będąc w Rosji, w łagrze, spotkałeś takie postaci, które opi-
suje Miłosz w „Zniewolonym umyśle” – które były „zawiedziony-
mi kochankami historii”?

G.H-G.: Nie, nigdy. Spotkałem jedynie komunistów, którzy mie-


li problem z rozwodem z komunizmem. Niektórzy z nich oczywi-
ście bredzili, że „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”, albo że „sen
ich młodości okazał się wielkim rozczarowaniem” i tak dalej.
Wat, który znał Rosję i którego zapytałem o książkę Miłosza,
dał mi jasno do zrozumienia, że odnosi się do niej z wielką rezer-
wą. A przecież on sam mógłby chcieć się odnaleźć w interpretacji
Miłosza. Nic z tych rzeczy! Wat miał przeszłość, która go wysta-
wiała na sztychy, bo sympatyzował przed wojną z komunistami,
w czasie wojny poznał strach przed terrorem sowieckim i siedział
w sowieckich więzieniach, w 1939 r. i po wojnie robił rozmaite
koncesje, ale ponieważ był człowiekiem bardzo mądrym, to dosko-
nale wiedział, co naprawdę jest grane. Oglądałem fotografie Wata,
gdzie go widać uśmiechniętego na tle różnych sowieciarzy zarzą-
dzających polską nauką czy kulturą albo podczas kongresu „zjed-
noczeniowego” PPS i PPR w 1948 roku, i myślałem sobie, że ten
facet, który doskonale wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, po
prostu walczył o życie.

W.B.: Czy Wat czytał „Inny świat”?

G.H-G.: Tak! Nawet specjalnie przyjechał do Neapolu, żeby o tym


porozmawiać. Przebywał wtedy na Sycylii i przysłał mi list. To był
nasz pierwszy kontakt, bo ja go przed wojną nie znałem. Napisał
wtedy, że właśnie skończył Inny świat i koniecznie chce ze mną po-
rozmawiać. Przyjechał, bardzo mi się od razu spodobał i nawiązali-

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
342 [ Autokomentarze

śmy długotrwałą przyjaźń. Były w niej różne etapy, ale zawsze nie-
zwykle go ceniłem dla jego wspaniałej inteligencji i erudycji. Wat
doskonale wiedział, co to jest komunizm i dlatego bezbłędnie ro-
zumiał, o czym jest moja książka. Nie wiem, czy rozmawiał z Mi-
łoszem o Zniewolonym umyśle, wiem tylko, jaka była jego reakcja,
gdy go o tę książkę zapytałem. Po prostu uśmiechnął się i wzruszył
ramionami. Więc ludzie, którzy mieli rzeczywiście ciężkie, biogra-
ficzne doświadczenia z „innym światem”, którzy go doznali na
własnej skórze, traktowali Zniewolony umysł tak jak Wat. Albo po
prostu znali codzienność komunizmu – tak jak ten „prosty nauczy-
ciel”, o którym Miłosz opowiadał Gorczyńskiej i który miał po-
wiedzieć po 1956 roku znajomym Miłosza w Paryżu: „Taki inteli-
gentny człowiek i tak dał się nabrać”. To był głos ludu.

W.B.: Wracając do Wata. Wat mógł wzruszeniem ramion skwito-


wać „Zniewolony umysł”, bo znał komunizm ze Lwowa 1939 roku
i z więzień sowieckich, ale przecież ta książka odnosiła się także do
niego samego z lat dwudziestych i trzydziestych, gdy sympatyzował
z komunizmem, gdy był „bezpartyjnym bolszewikiem”.

G.H-G.: To właśnie miałem na myśli. On się jednak z tamtych lat


wyleczył, miał poczucie winy, a nawet kompleks hańby i powta-
rzał mi wielokrotnie: „Nigdy sobie nie daruję, że byłem wtedy tak
głupi”.

W.B.: Czy z pisarzami polskimi rozmawiałeś o „Innym świecie”?

G.H-G.: To było tak: od wielu pisarzy dostawałem komentarze


typu „jestem pod wielkim wrażeniem pana książki”, „czytałem ją
z przejęciem przez całą noc”, ale nigdy nie dochodziło do zasadni-
czej rozmowy, miałem raczej wrażenie, że ci, którzy deklarują zna-
jomość tej książki, równocześnie unikają rozmowy o tym, czego
się z niej dowiedzieli. Najbardziej eleganccy starali się mówić wy-
łącznie w kategoriach literackich, co mnie bardzo irytowało, bo
wiedziałem, że to jest sposób na przemilczenie spraw najważniej-
szych, czyli tematu Innego świata. Wiem, że Miłosz w końcu prze-
konał się do Innego świata, bo mi o tym kiedyś napisał i wiem, że
o tym mówił publicznie, ale też nigdy nie wchodził w meritum tej

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
W. Bolecki, G. Herling-Grudziński – Ostatnia rozmowa... \ 343

książki. Więc odpowiadając na twoje pytanie – o obraz komuni-


zmu, jaki wyłania się z naszych książek – to dogłębnej dyskusji na
ten temat między nami nie było. Na przykład nie znam żadnego
tekstu Miłosza na temat Archipelagu GUŁag Sołżenicyna, a to jest
chyba książka, która dla tez Zniewolonego umysłu powinna być
rozstrzygająca. Zresztą rozumiem Miłosza, dlaczego tego nie robi.
Dziś przecież po opublikowaniu tych wszystkich książek, z Czarną
księgą na czele, jest oczywiste, że komunizm był systemem zbrodni-
czym i żadne debaty filozoficzne nie zmienią faktu, że istnienie so-
wieckich obozów koncentracyjnych jest dowodem na immanentne
zło systemu komunistycznego. Tu nie może być żadnej relatywiza-
cji. Ten ustrój zrodził monstrum – łagry, archipelag GUŁag.

W.B.: Mówiłeś, że w łagrze dostrzegłeś straszną kondensację zła. Jak


to wpłynęło na twoją twórczość?

G.H-G.: W sposób zasadniczy. Odbierając w Lublinie doktorat


honoris causa, powiedziałem nawet, że jako pisarz narodziłem się
w łagrze. To znaczy, jakbym otrzymał w łagrze inne oczy do patrze-
nia na rzeczywistość. Po wyjściu z łagrów przez kilka lat w myślach
pisałem książkę o tym, co zobaczyłem w Rosji. I dlatego udało mi
się ją napisać w krótkim czasie i praktycznie bez skreśleń. A w póź-
niejszej twórczości? Na pewno wszystko, czego doświadczyłem
w łagrze, istnieje in nuce w moich opowiadaniach i w Dzienniku
pisanym nocą. To wychodzi przecież stale w naszych rozmowach.
Niekiedy nawet ku memu wielkiemu zaskoczeniu. Doświadcze-
nie obozu koncentracyjnego zostaje każdemu, nie tylko pisarzowi,
na całe życie. Przykładem mogą być na przykład Borowski, Szała-
mow, Levi czy Jorge Semprun. Semprunowi zresztą zawdzięczam
publikację mojej książki we Francji w 1985 roku. Kiedy przeczytał
po angielsku Inny świat, on, więzień niemieckiego obozu koncen-
tracyjnego, doznał szoku, bo odkrył, jak wiele było podobieństw
pomiędzy jego a moim doświadczeniem. To było zresztą tematem
mojej publicznej rozmowy z Jorge Semprunem, która odbyła się
kilka lat temu w Neapolu, w Instytucie Francuskim, dokładnie po
drugiej stronie ulicy, naprzeciwko domu, w którym rozmawiamy.
Publiczność milczała, a myśmy mówili o jawnych i ukrytych podo-
bieństwach pomiędzy obozami nazistowskimi i komunistycznymi.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
344 [ Autokomentarze

A Semprun miał szczególną perspektywę, ponieważ w niemieckim


obozie koncentracyjnym siedział jako komunista.

W.B.: Jest w twoim pisarstwie chyba jeszcze jedna konsekwencja


znajomości sowieckiego innego świata – wszystko to, co pisałeś
o „innej Rosji”?

G.H-G.: Absolutnie tak! Stałem się orędownikiem tej „innej Ro-


sji” właśnie za sprawą pobytu w łagrze. Dzięki kilku przyjaźniom
z Rosjanami, jakie wtedy nawiązałem, i wiedzy o tym, co sami Ro-
sjanie wycierpieli od bolszewików, mogłem odkryć istnienie tej
wysepki innej Rosji w sowieckim morzu. I zacząłem – za namo-
wą Giedroycia – pisać o Rosjanach w „Kulturze”. Po kilkunastu
latach okazało się, że zrobiła się z tego gruba księga, która wyszła
już w kilku wydaniach pt. Upiory rewolucji. Można więc powie-
dzieć, że moje pisanie na temat Rosji przebiegało od Innego świa-
ta do Upiorów rewolucji.

W.B.: Czy miałeś jakieś komentarze w Rosji po ukazaniu się „Innego


świata” po rosyjsku w tłumaczeniu Natalii Gorbaniewskiej?

G.H-G.: Pod tym względem Rosja jest nadal „inna” od państw eu-
ropejskich, bo wydawca nie przysłał mi żadnych wycinków czy
informacji. Wiem tylko, że książka miała już w Rosji dwa wyda-
nia i że od pierwszego wydawcy przejęło ją stowarzyszenie „Me-
moriał”, z czego jest bardzo dumny. Oczywiście Inny świat znany
był w środowisku emigrantów rosyjskich w Paryżu. Rozmawiałem
o nim z Maksimowem, Niekrasowem i innymi wielkimi postacia-
mi tej emigracji, no i z Gorbaniewską, która wspaniale przetłuma-
czyła tę książkę. Naprawdę byłem szczęśliwy, gdy dzięki jej tłuma-
czeniu, pół wieku po moim wyjściu z łagru, Inny świat ukazał się
w Rosji.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Bibliografia (wybór)

Utwory Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (wybór)

Żywi i umarli. Szkice literackie. Przedmowa Józef Czapski. Biblioteka


„Orła Białego”, Rzym 1945. Wyd. krajowe: FIS, Lublin 1991.

Inny świat. Zapiski sowieckie. Przedmowa Bertrand Russell. Gryf, Lon-


dyn 1953. Wyd. następne (nowa redakcja i przedmowa): Instytut Li-
teracki, Paryż: 1965, 1972, 1979, 1982, 1985, 1989; wyd. poza cen-
zurą: 1980, 1981, 1984, 1986 (dwa wyd.) 1987 (trzy wyd.); oficjalne:
Czytelnik, Warszawa 1989, 1990, 1992 i nast. Seria: Lekcja literatu-
ry, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000 i nast. Numeracja stron
w mojej książce odsyła do tego wydania.

Wieża i inne opowiadania. Wybór i posłowie Zdzisław Kudelski. „W dro-


dze” Poznań 1988; wyd. drugie poszerz., Poznań 1991.

Skrzydła ołtarza. Instytut Literacki, Paryż 1960; Lekcja literatury, Wy-


dawnictwo Literackie, Kraków 2001 i nast.

„Drugie przyjście” oraz inne opowiadania i szkice. Instytut Literacki, Pa-


ryż 1963.
Upiory rewolucji. Instytut Literacki, Paryż 1969. Wyd. drugie zmien.
i rozszerz., oprac. Zdzisław Kudelski. FIS, Lublin 1992.

Dziennik pisany nocą (1973–1979). Instytut Literacki, Paryż 1980. Wyd.


poza cenzurą: 1981, 1983, 1984; wyd. oficjalne: Res Publica, War-
szawa 1990.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
346 [ Bibliografia (wybór)

Podróż do Burmy. Dziennik, Puls, Londyn 1983; Wydawnictwo Litera-


ckie, opr. W.Bolecki, Kraków 1999.

Opowiadania zebrane. Wybór i oprac. Zdzisław Kudelski. „W drodze”,


Poznań 1991.

Godzina cieni. Eseje. Wybór i oprac. Zdzisław Kudelski. Znak, Kraków


1996, wydanie drugie.

Wyjścia z milczenia. Oprac. Zdzisław Kudelski, Warszawa 1993.

Sześć medalionów i srebrna szkatułka. Warszawa 1994.

Dziennik pisany nocą (1980–1983). Instytut Literacki, Paryż 1984. Wyd.


poza cenzurą: 1983, 1986, 1987; Wyd. oficjalne: Res Publica, War-
szawa 1990.

Dziennik pisany nocą (1984–1988). Instytut Literacki, Paryż 1989. Wyd.


krajowe: Plejada, Warszawa 1990.

Pisma zebrane pod redakcją Zdzisława Kudelskiego:


tom 1 Inny świat, Warszawa 1994,
tom 2 Skrzydła ołtarza. Opowiadania, Warszawa 1997,
tom 3 Dziennik pisany nocą 1971–1972, Warszawa 1995,
tom 4 Dziennik pisany nocą 1973–1979, Warszawa 1995,
tom 5 Dziennik pisany nocą 1980–1983, Warszawa 1996,
tom 6 Dziennik pisany nocą 1984–1988, Warszawa 1996,
tom 7 Dziennik pisany nocą 1989–1992, Warszawa 1997,
tom 8 Godzina cieni. Eseje, Warszawa 1997,
tom 9 Wyścia z milczenia. Szkice, Warszawa 1998,
tom 10 Dziennik pisany nocą 1993–1996, Warszawa 1998,
tom 11 Dziennik pisany nocą 1997–1999, Warszawa 2000.

Gustaw Herling-Grudziński, Włodzimierz Bolecki Rozmowy w Dragonei.


Warszawa 1997.
Gustaw Herling-Grudziński, Włodzimierz Bolecki Rozmowy w Neapo-
lu, Warszawa 2000.

Herling-Grudziński G., Błogosławiona, święta (współczesne opowiadania


polskie), Lublin 1996.
– Cud; Dżuma w Neapolu, posłowie W. Bolecki, Kraków 1998.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Bibliografia (wybór) \ 347

– Don Ildebrando: opowiadania, Warszawa 1997.


– Drugie przyjście oraz inne opowiadania i szkice, Paryż 1963.
– Drugie przyjście oraz inne opowiadania i szkice, Warszawa 1981.
– Dwa opowiadania (Wieża, Cud), Lublin 1991.
– Gorący oddech pustyni, Warszawa 1997.
– Książę niezłomny i inne opowiadania, Kraków 1981.
– Najkrótszy przewodnik po sobie samym, oprac. W. Bolecki, Kraków
2000.
– Opowiadania zebrane, oprac. Z. Kudelski, t. 1-2, Warszawa 1999.
– Podzwonne dla dzwonnika, Warszawa 2000.
– Portret wenecki: trzy opowiadania (Cmentarz południa; Zeszyt Willia-
ma Mouldinga, emeryta; Portret wenecki), Lublin 1995.
– Biała noc miłości, Warszawa 1999.
– Wędrowiec cmentarny, opr. Z. Kudelski, Kraków 2007.
–Wiek biblijny i śmierć, opr. W. Bolecki, Kraków 2007.

Opracowania zbiorowe

1991: Etos i artyzm. rzecz o Gustawie Herlingu-Grudzińskim, red. S. Wy-


słouch, R.K. Przybylski, Wyd. a5, Poznań 1991.
1992: O Gustawie Herlingu-Grudzińskim. Materiały z sesji: „Gustaw Her-
ling-Grudziński. Pisarz i dzieło” (25–27 IX 1991), red. I. Furnal, J. Pac-
ławski, WSP im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, Instytut Filologii
Polskiej, Kielce 1992.
1994: Współcześni polscy pisarze i badacze literatury. Słownik biobiblio-
graficzny, red. J. Czachowska, A. Szałagan, Warszawa 1994; hasło
„G. Herling-Grudziński”.
1997: Herling-Grudziński i krytycy. Antologia tekstów, wybór i oprac.
Z. Kudelski, Lublin 1997.
2004: En hommage à Gustaw Herling-Grudziński, „Nouveaux Cahiers
Franco-Polonais”, red. D. Knysz-Tomaszewska, Paris 2004.

Książki indywidualne

1991: R.K. Przybylski, Być i pisać. O prozie Gustawa Herlinga-Grudziń-


skiego, Wyd. a5, Poznań 1991.
1991: Z. Kudelski, Pielgrzym Świętokrzyski. Szkice o Herlingu-Grudziń-
skim, FIS, Lublin 1991.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
348 [ Bibliografia (wybór)

1991: W. Bolecki, Ciemny Staw. Trzy szkice do portretu Gustawa Herlin-


ga-Grudzińskiego, Plejada, Warszawa 1991.
1995: I. Sariusz-Skąpska, Polscy świadkowie GUŁagu, Kraków 1995
(wyd. 2, Kraków 2002).
1997: G. Herling-Grudziński, W. Bolecki, Rozmowy w Dragonei, oprac.
W. Bolecki, Warszawa 1997.
1997: G. Herling-Grudziński, Titi Marone, Pod światło, przeł. S. Ka-
sprzysiak, Warszawa 1997 (wyd. 1: 1995).
1997: G. Herling-Grudziński, abp J. Życiński, Pięć dialogów, Warsza-
wa 1997.
1998: E. Sawicka, Widok z wieży. Rozmowy z Gustawem Herlingiem-Gru-
dzińskim, Warszawa 1997.
1998: Z. Kudelski, Studia o Herlingu-Grudzińskim. Twórczość – recepcja
– biografia, Lublin 1998.
1998: E. de la Héronnière, „Entretien sur le Mal avec Gustaw Herling”,
w: G. Herling, Variations sur les ténèberes, trad. par Th. Douchy,
Seuil, Paris 1998, s. 117-171.
2000: G. Herling-Grudziński, W. Bolecki, Rozmowy Neapolu, oprac.
W. Bolecki, Warszawa 2000.
2000: P. Siemaszko, Świat obrazu: obraz świata, Przestrzenie pogranicz-
ne w pisarstwie G. Herlinga-Grudzińskiego, Z. Herberta i J. Czapskie-
go, Bydgoszcz 2000.
2004: W. Bolecki, Ciemna miłość. Szkice do portretu Gustawa Herlinga-
Grudzińskiego, Kraków 2004.
2000: A. Morawiec, Poetyka opowiadań Gustawa Herlinga-Grudzińskie-
go, Kraków 2000.
2000: E. Bieńkowska, Pisarz i los. O twórczości Gustawa Herlinga-Gru-
dzińskiego, Warszawa 2000.
2000: T. Sucharski, Dostojewski Herlinga-Grudzińskiego, Lublin 2000.
2001: Sorrento ricocorda Gustav Herling, a cura di Arturo Fratta.
2004: J. Bielska-Krawczyk, Między widzialnym a niewidzialnym. Widze-
nie, kolor, światłocień i dzieła sztuki. Twórczość Gustawa Herlinga-
Grudzińskiego, Kraków 2004.
2006: K. Malinowska, Topika religijna w opowiadaniach Gustawa Her-
linga-Grudzińskiego, Kraków 2006.

Opracowania na temat „Innego świata” (wybór)

1981: W. Karpiński, Proza Herlinga-Grudzińskiego, „Tygodnik Powszech-


ny” 1981, nr 29; przedr. w: tegoż, Książki zbójeckie, Londyn 1988.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Bibliografia (wybór) \ 349

1983: B. Skarga, Świadectwo „Innego świata” (1983), „Kultura Nieza-


leżna” 1986, nr 17.
1985: W. Karpiński, Lustro „Innego świata”, (1985), przedr. w: tegoż,
Książki zbójeckie, Londyn 1988.
1991: A.S. Kowalczyk, Dni naszej śmierci... O „Innym świecie” Gustawa
Herlinga-Grudzińskiego, „Polonistyka” 1991, nr 2.
1991: R.K. Przybylski, W perspektywie cierpienia. O „innych światach”
Tadeusza Borowskiego i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, „W drodze”
1983, nr 1–2; przedr. w: tegoż, Być i pisać. O prozie Gustawa Herlin-
ga-Grudzińskiego, wyd. a5, Poznań 1991 (tamże rozdz. pt. „Przesła-
nie z »Innego świata«”) oraz w: Etos i artyzm, dz. cyt.
1991: T. Burek, Cały ten okropny świat (Sztuka pamięci głębokiej a za-
piski w „Innym świecie” Herlinga-Grudzińskiego), w: Etos i artyzm,
dz. cyt., s. 9-18.
1991: M. Lubelska, Mikroświaty w „Innym świecie” Gustawa Herlinga-
Grudzińskiego, w: Etos i artyzm, dz. cyt., s. 34-44.
1991: J. Błoński, Borowski i Herling. Paralela, „Tygodnik Powszechny”
1991, nr 21.
1991: A. Werner, Wstęp do: Tadeusz Borowski. Utwory wybrane, BN I,
nr 267, Wrocław 1991, s. 101-107.
1991: T. Drewnowski, Fałszywa paralela, „Polityka” 1991, nr 23.
1992: M. Danilewicz-Zielińska, Szkice o literaturze emigracyjnej (1975),
wyd. 2, Ossolineum, Wrocław 1992, s. 89-90.
1992: E. Czaplejewicz, Polska literatura łagrowa, Warszawa 1992.
1992: W. Maciąg, Nasz wiek XX. Przewodnie idee literatury polskiej, Os-
solineum, Wrocław 1992, s. 20-210.
1992: R. Matuszewski, Literatura polska 1939–1991, WSiP, Warszawa
1992, s. 401-404.
1992: J. Paszek, Gustaw Herling-Grudziński, Katowice 1992.
1994: A. Marzec, Gustaw Herling-Grudziński, w: Wśród starych i nowych
lektur szkolnych, red. P. Żbikowski, Rzeszów 1994.
1994: A. Nasiłowska, „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, se-
ria: „Moje lektury”, Warszawa 1994.
2000: W. Kajtoch, Lagry i łagry (Tadeusz Borowski, Gustaw Herling-Gru-
dziński, Aleksander Sołżenicyn), w: K. Strzelewicz (red.), Proza, pro-
za, proza...: opowiadania, fragmenty, krytyka, eseje, publicystyka, fe-
lietony, korespondencje, wspomnienia, kronika, t. VI, ZLP, Kraków
2000, s. 637.
2004: U. Lamentowicz, Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (Bi-
blioteczka opracowań, nr 51), Lublin 2004.

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Spis treści

I.
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI.
KRÓTKA BIOGRAFIA . . . . . . . . . . . . 7

1. Dzieciństwo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
2. Gimnazjum – lata debiutu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11
3. Studia – początki działalności krytycznoliterackiej . . . . . 15
4. Krytyk literacki (przed rokiem 1939). . . . . . . . . . . . . . . 18
5. „Czas odłożonych piór”. Droga do łagru . . . . . . . . . . . . 21
6. Łagier . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
7. Droga na Monte Cassino . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37
8. Powrót do pióra . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 41
9. Żywi i umarli. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47
10. Emigrant . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
11. Powrót do Polski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61

II.
HABENT SUA FATA LIBELLI... . . . . . . . . . 67

III.
KRÓTKA HISTORIA TEMATU . . . . . . . . 85

1. Konteksty historyczne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 85
2. Zesłania na Syberię . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
352 Spis treści

3. Kolonialne obozy koncentracyjne . . . . . . . . . . . . . . . . . 91


4. Powstanie i rozwój sowieckich
obozów koncentracyjnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 93
5. Ideologiczne źródła łagrów sowieckich . . . . . . . . . . . . . 98
6. Narodziny ludobójstwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 102
7. Komunistyczne i hitlerowskie obozy koncentracyjne . . . 110
8. Relacje o łagrach przed publikacją Innego świata . . . . . 118

IV.
JAK PISAĆ?
MIĘDZY WSPOMNIENIEM A TRAKTATEM . . . 123

V.
POETYKA UTWORU . . . . . . . . . . . . 131

1. Zagadnienia gatunkowe. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 131


2. Narracja autorska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133
3. Kompozycja. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137
4. Styl i psychologia w powieści. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 138
5. Perspektywy narracyjne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 142
6. Narracja kronikarska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 144
7. Narracja traktatowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 146
8. Komentarze narracyjne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147
9. Porównania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149
10. Opisy sytuacji wstydliwych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 153
11. Opisy przyrody . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 156
12. Opowieści biograficzne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 161
13. Motta, tytuły, lektury – Herling i Dostojewski . . . . . . . . 173
14. Tytuł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 181
15. Epilog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 182
16. Traktat moralny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 188

VI.
TEMATY INNEGO ŚWIATA. . . . . . . . . . 191

1. Organizacja i funkcje pracy niewolniczej . . . . . . . . . . . . 192


2. Kategorie więźniów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 196
3. Ecce Homo. Życie codzienne niewolników . . . . . . . . . . 197

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
Spis treści 353

4. Instytucje życia obozowego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 198


5. Maskarada. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 200
6. „Książki zbójeckie” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 203

VII.
INNOŚĆ INNEGO ŚWIATA . . . . . . . . . . 207

VIII.
POLEMIKA Z TADEUSZEM BOROWSKIM. . . .

IX.
OD „INNEGO ŚWIATA” DO „INNEJ ROSJI” . . . 211

DODATEK. . . . . . . . . . . . . . . . . 221

I. Gustaw Herling-Grudziński – U kresu nocy . . . . . . . . . . 221


II. Opinie pierwszych czytelników . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 226
III. Barbara Skarga – Świadectwo „Innego świata”. . . . . . . . 234
IV. AUTOKOMENTARZE. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 244

Gustaw Herling-Grudziński – Dziennik pisany nocą . . . . 244

Włodzimierz Bolecki, Gustaw Herling-Grudziński,


Rozmowy w Dragonei: Inny świat. Zapiski sowieckie . . . 249

Włodzimierz Bolecki, Gustaw Herling-Grudziński,


Ostatnia rozmowa (O „Innym świecie”). . . . . . . . . . . . . . 322

Bibliografia (wybór). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 345

Indeks nazwisk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 351

Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376


##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
„Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego to, prze- Włodzimierz Bolecki
znaczona dla każdego czytelnika, monografia jednej

Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
z najsłynniejszych polskich książek XX wieku. Jej
najnowsze wydanie zawiera nieznane wcześniej fak-
ty biograficzne i edytorskie, zdjęcia, faktografię na
temat sowieckich i nazistowskich obozów koncen-
tracyjnych, gruntowną analizę poetyki utworu oraz Inny świat
dwie niezwykłe rozmowy z Herlingiem-Grudziń-
skim o Innym świecie.
Gustawa Herlinga-Grudzińskiego

Inny świat
Włodzimierz Bolecki (ur. 1952) – historyk, teoretyk i kry-
tyk literacki. Profesor w IBL PAN oraz Zakładzie Teorii Lite-
ratury i Poetyki UW. Autor wielu artykułów i książek m.in.
Historia i biografia. O Wacławie Berencie (1978), Poetycki model
prozy w Dwudziestoleciu Międzywojennym: Witkacy – Gombrowicz
– Schulz (1982, 1996), Pre-teksty i teksty (1991,1998), Ptasznik
z Wilna. O Józefie Mackiewiczu (1991, 2007), Prawdy niemiłe.
Eseje (1993), Polowanie na postmodernistów (w Polsce) (1999),
Inna krytyka (2006, Nagroda im. Kazimierza Wyki). Od wielu

Włodzimierz Bolecki
lat zajmuje się twórczością Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,
której poświęcił liczne artykuły, prace edytorskie i książki,
m.in. Ciemny Staw (1991), Rozmowy w Dragonei (1997),
Rozmowy w Neapolu (2000), Ciemna miłość (2004). Mieszka
w Warszawie.

www.universitas.com.pl
universitas
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 17061313A3937376
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==
##7#52#aMTcwNjEzMTNBMzkzNzM3Ng==

You might also like