Download as txt, pdf, or txt
Download as txt, pdf, or txt
You are on page 1of 172

Edmund Niziurski

Szkolny lud, Okulla i ja

Wydawnictwo �Nasza Ksi�garnia�


Warszawa 1988
Wydanie III
Spis tre�ci

ROZDZIA� I � I ZN�W MIESZAM SI� W NIE SWOJE SPRAWY


ROZDZIA� II � KLIPS
ROZDZIA� III � CZY KONIECZNIE MINUS SZE��?
ROZDZIA� IV � DOBRY JEST NASZ BRAT OBARA
ROZDZIA� V � TESTY, IZMACJE I PULPETACJE
ROZDZIA� VI � ZAGADKOWA AFERA TANDEMU
ROZDZIA� VII � WARIANT ZERO
ROZDZIA� VIII � CZY MUSIA�EM RATOWA� KUGLEWICZA?
ROZDZIA� IX � ID� NA ODSTRZA�
ROZDZIA� X � DALSZY CI�G SPRAWY KUGLEWICZA
ROZDZIA� XI � AMSTERDAM POM�CIMY
ROZDZIA� XII � CYRKOMANIA
ROZDZIA� XIII � PRZE�YWAM WSTRZ�S LUDYCZNY
ROZDZIA� XIV � JAK WZBUDZI�EM DRESZCZ GOGICZNY
ROZDZIA� XV � �PI�CA KR�LEWNA
ROZDZIA� XVI � DZIWNE ZDARZENIE NA SIEKANCE
ROZDZIA� XVII � UCIECZKA CZY PO�CIG?
ROZDZIA� XVIII � �LEDZTWO
ROZDZIA� XIX � AKCJA W SAMOTNYM DOMU

ROZDZIA� I
I ZN�W MIESZAM SI� W NIE SWOJE SPRAWY
Arek sp�nia� si� jak zwykle. Ju� od p� godziny czeka�em na niego niecierpliwie na
�awce przy korcie Osiedla
Zachodniego. Od samego pocz�tku
podejrzewa�em, �e um�wiony czas spotkania jest nierealny. O si�dmej rano ten nicpo�
�pi jeszcze jak zabity i w
�aden spos�b nie mo�e by�
na chodzie. O si�dmej rano mo�e najwy�ej by� szarpany za ucho i wyci�gany z bet�w
przez przedwcze�nie
oty�� osob� w kwiecistym szlafroku i
z g�ow� naje�on� strasznymi papilotami, kt�ra to osoba ma nieszcz�cie by� jego
matk� a moj� ciotk�.
Dlatego jeszcze wczoraj wyrazi�em w�tpliwo��, czy pora spotkania jest odpowiednia i
czy nie k��ci si� z jego
stylem �ycia.
� To prawda � odrzek� bez �enady � ale w�a�nie tak si� sk�ada, �e od jutra zmieniam
styl.
Od dw�ch lat to s�ysz�, lecz doprawdy trudno z nim by�o dyskutowa�. W ko�cu to ja
zmieni�em miejsce
zamieszkania, to ja przenosz� si� do tej
nieszcz�snej szko�y pod wezwaniem Narcyzy, to ja prosz� go o par� informacji o tej
budzie, abym nie czu� si�
zupe�nie zagubiony.
No, wi�c czeka�em cierpliwie. Nadszed� wreszcie zasapany i spojrza� nerwowo na
zegarek.
� Niestety mamy bardzo ma�o czasu i nie zd��� ci� we wszystko wtajemniczy�. Wi�c
tylko og�lnie. Najpierw
we� to � wyci�gn�� z teczki kilka zabazgranych
arkusik�w papieru. � Tu masz plan orientacyjny budy � �eby� nie b��ka� si� jak
osesek, a tu ma�y �katalog�
wszystkich gog�w. Naszkicowa�em
z grubsza ich wygl�d. Niebezpiecznych uj��em w ramki...
� Ale� to... karykatury! � zauwa�y�em.
� Po prostu uwydatni�em cechy, po kt�rych naj�atwiej ich rozpozna�. Przy ka�dym
kr�tka notka. Wszystko
zmie�ci�em na po�owie kartki. Mo�esz
j� trzyma� w mankiecie... A tu masz nazwiska najbardziej niebezpiecznych typ�w w
twojej klasie. Najgorszych
podkre�li�em na czerwono.
� M�ccy? � przeczyta�em zaskoczony. � Ci bracia?
� Znasz ich?
� Oszukali mnie raz na znaczkach.
� Tylko raz?
� Tak.
� A potem?
� Widzia�em ich tylko z daleka, jak bili Zyg�.
� Nie wtr�ca�e� si�?
� By�em trzymany przez dwu goryli po drugiej stronie alei.
� To dobrze. Chyba ci� nie poznaj� � powiedzia� Arek. � Niebezpieczny jest tak�e
Kocio.
� Kocio?
� Konstanty Kocemba z szajki Ciesielskiego, wiesz, s�ysza�e� chyba o Ciesielskim.
Robi zawsze du�o
zamieszania na meczach. Uwa�aj� go za znawc�
pi�ki, bo ma brata trenera. Niebezpieczny fanatyk pi�karstwa. Kocio te�. Do tego
jest du�y i silny i lubi si�
popisywa� si��. I uwa�aj na Wyrzka!
� Te� atleta?
� Nie, to gn�j, co skar�y i donosi. Ale najbardziej niebezpieczny jest Z�o�liwy
Miecio.
� Jak go poznam?
� Trudno go opisa�, bo niczym si� nie wyr�nia... na zewn�trz. No, taki zwyczajny.
Do tego zmienia co troch�
wygl�d, inaczej si� ubiera i w og�le.
B�dzie si� chcia� na pewno z tob� przywita� i poda ci r�k�. Ale ty w �adnym wypadku
nie przyjmuj!
� Dlaczego?
� Bo to jest jego stary numer. Ma w r�ce kolec. Zupe�nie nic nie wida�, a on mi�dzy
palcami ma ukryty kolec.
Facet go �ciska za r�k� i wije si�
z b�lu. A Z�o�liwy Miecio �mieje si� zadowolony.
� Obrzydliwy szczeniak! Co za poziom! � skrzywi�em si�.
� Tak, facet jest nie na poziomie.
� A kto jest na poziomie?
� Na poziomie jest Suplicjusz, ale nic ci to nie da. On koleguje tylko z
ksi��kami...
� Kujon?
� Geniusz. On ma ca�y program szkolny w ma�ym palcu.
� Faktycznie, to raczej nie dla mnie � przyzna�em samokrytycznie. � No, a inni?
� Masz ich zapisanych na tej kartce. Ja naprawd� nie mam czasu � spojrza�
niecierpliwie na zegarek.
� No, to tylko kr�tko o gogach. Zacznij od dyrektora � zaproponowa�em.
� Dyrektor Rumpel si� nie liczy � powiedzia� Arek. � On nie zajmuje si�
pojedynczymi uczniami.
� A co robi?
� Wyka�cza szko��.
� W jakim sensie?
� W starym i dobrym sensie tego s�owa. Naszej budzie brakuje jeszcze du�o rzeczy.
Pracownie nie urz�dzone.
Sala gimnastyczna nie gotowa...
Tak, �e dyra praktycznie masz z g�owy. Natomiast strze� si� Okulli!
� Kto zacz?
� Wicedyrektorka. Podobna do kobry i r�wnie jadowita. Naprawd� nazywa si� Renata
Okulczycka. Gro�ny jest
tak�e Tr�baczewski, nasz chemik,
zwany popularnie Tr�b�.
� Dlaczego gro�ny?
� Z powodu sinusoidy psychicznej. Ma niebezpieczne zafalowania, przyp�ywy i odp�ywy
energii. Bardzo
m�cz�cy facet. Raz jest roztargniony,
p�przytomny, a� si� prosi, �eby mu chodzi� po g�owie, to zn�w popada w niezdrow�
nadczynno�� gogiczn�.
Jedno jest pewne. Facet nauczy ci� chemii.
Poza tym jest sprawiedliwy. Aha, jeszcze jedno. To te� mo�e ci si� przyda�. Tr�ba
kocha si� od dw�ch lat w
pani Rosi�skiej od przyrody, czyli Szufli,
ale bez wzajemno�ci, bo Szufla woli Geparda. Tak nazywamy pana Soczewiaka od wuefu.
Ma wygl�d
chorowity, ale nie pr�buj z nim �adnych sztuczek.
Na Geparda nie ma mocnych... Uwa�aj tak�e na fizyka Osta�ko. To typ maniakalny.
Mo�e ci� zadr�czy� na
�mier�, je�li uzna, �e� wart �radosnej
m�ki uczenia�, wi�c miej si� na baczno�ci, chyba �e lubisz �radosne m�ki�...
� A daj�e mi spok�j � wzdrygn��em si�. � Jed�my dalej.
� Nie ma po co. Dalej jest md�o. Kocia od geografii jest md�a. Ciemi�ny od historii
jest md�y, Rubaszko jest
md�y. Zreszt� i Szufla jest md�a,
nie wiem, co Gepard w niej widzi. To by�oby chyba wszystko.
� A tak og�lnie?... Da si� �y�?
� Og�lnie, to �le trafi�e�. Najgorsza klasa w budzie. Okropne typy. Dlatego
przenios�em si� w tym roku do
si�dmej c na drugie pi�tro. A c�
dopiero ty z tym swoim pechem. �al mi ci�. B�dziesz tam nie tylko frycem, b�dziesz
tam czarnym robolem,
zobaczysz!
� To co mi radzisz?
� Najlepiej nie zbli�aj si� na razie do nikogo, do nikogo sam nie zagaduj i nie
mieszaj si� do niczego. Cho�by
ci� r�czka nie wiem jak sw�dzia�a,
nie si�gaj, gdzie wzrok nie si�ga. Ograniczamy si� do bezpo�redniego pola
widzenia...
� Adam Mickiewicz radzi� inaczej � zauwa�y�em przytomnie.
� Adam Mickiewicz nie by� nowym w budzie u Narcyzy, ty jeste�, wi�c pami�taj: uszy
po sobie, oczka
skromnie spuszczone. Inaczej napytasz sobie
biedy i podpadniesz z miejsca.
* * *
Stara�em si� przestrzega� tych przykaza�. W szkole kry�em si� po k�tach i nie
reagowa�em na zaczepki. Ale w
duchu przeklina�em Arka. Bo
w�a�nie tym dziwnym zachowaniem zwr�ci�em uwag� klasy. Od razu nazwali mnie
�Dzikusem� i zacz�li robi�
sobie ze mnie zabaw�. �Chod�cie,
ch�opaki, zobaczcie, przyprowadzili Dzikusa! Chod�, Dzikus, poka� si�. Czemu si�
tak kryjesz? Nie ugryziemy
ci�! Tu sama kulturalna m�odzie�.
I mamy wysoko rozwini�t� �wiadomo�� klasow�... Chod�, u�wiadomimy ci� nieco!�
I wszyscy �miali si�, tylko dwu si� nie �mia�o. Jeden czyta� zawzi�cie gazet�.
Spojrza�em do notatek Arka. To
pewnie ten Suplicjusz, intelektualista,
najlepszy ucze� w klasie. A drugi � to sympatyczny, nie�mia�y ch�opczyna z
obanda�owanym uchem. Podszed�
do mnie i poklepa� mnie po ramieniu,
jakby chcia� doda� mi otuchy.
� Nie przejmuj si�. Oni tak z ka�dym na pocz�tku � powiedzia�. � Jak przetrzymasz
do jutra, wszystko si�
u�o�y.
� Ba, ale czy przetrzymam? � wyrazi�em w�tpliwo��.
� Pomog� ci � zaofiarowa� si�. � Zawrzyjmy przyja�� i sztam�.
Poda� mi r�k�. U�cisn��em j� mocno i krzykn��em g�o�no z b�lu.
No, wi�c sta�o si�. Mimo przestr�g Arka, da�em si� podej�� Z�o�liwemu Mieciowi i
nabra� na jego s��wka. Ca�a
klasa pok�ada�a si� ze �miechu, a
ja patrzy�em ze zgroz� na moj� r�k�, z kt�rej wolno sp�ywa�y kropelki krwi. Ze
zgroz� i upokorzeniem.
Ale nagle wszyscy umilkli, bo zjawili si� M�ccy. Nie pytaj�c o nic, Du�y M�cki od
razu strzeli� Z�o�liwego
Miecia w ucho.
� Wiesz za co? � zapyta�.
� Nie wiem...
� Nie lubi�, jak si� powtarzasz. Dbaj o repertuar.
Z�o�liwy Miecio wycofa� si� spiesznie, mierz�c M�ckich ponurym spojrzeniem.
� To twoja pierwsza szansa � mrukn�� do mnie Suplicjusz obserwuj�c zaj�cie zza
gazety. � Oni nie cierpi�
si� wzajemnie. Wykorzystaj to.
Ale ja wola�em nie wykorzystywa� tej szansy. Zdegustowany powlok�em si� do
biblioteki na drugim pi�trze,
po�yczy�em pierwszy tom Wielkiej
Encyklopedii Powszechnej i zaszy�em si� z nim w najbardziej ustronnym miejscu tego
szlachetnego przybytku.
W ten spos�b wszystkie przerwy
mia�em z g�owy. Ba�em si� tylko, czy co� nie wydarzy si� na lekcjach, ale
szcz�liwie nic si� nie wydarzy�o.
Kocia od geografii by�a md�a,
Ciemi�ny od historii by� md�y, Rubaszko od polskiego by� md�y � a wszyscy jacy�
senni, o ma�o co nie
pospali�my razem z nimi. Rzecz jasna
okoliczno�� ta by�a dla mnie nadzwyczaj pomy�lna. Po prostu nikt nie zwr�ci� na
mnie uwagi. Ju� my�la�em, �e
ten pierwszy dzie� u Narcyzy mam
z g�owy, a� tu nagle... Lecz to warto opowiedzie� nieco dok�adniej i po kolei.
* * *
Ot� wszystko zacz�o si� po lekcjach.
Szko�a by�a ju� na p� opustosza�a. Tylko na korytarzach, na r�nych pi�trach,
uwija�y si� grupy porz�dkowe
zamiataj�c, odkurzaj�c i froteruj�c.
Monotonne buczenie odkurzaczy i elektroluks�w co troch� zag�usza�y ryki rozbawionej
m�odzie�y i �miech. Po
pi�trach biega Gepard, ucisza
i kontroluje, ale podobno o czwartej ma masa�, wi�c zaraz sobie p�jdzie. Nie musia�
nikt mi go przedstawia�.
Od razu go pozna�em. Jest taki
jak na karykaturze Arka. Malutka, kr�tko ostrzy�ona g��wka, zapad�e policzki,
d�ugie nogi, zgarbione plecy.
Staram si� nie zwraca� jego uwagi
i na razie mi si� udaje. A swoj� drog� trzeba mie� wyj�tkowego pecha, pierwszy
dzie� w nowej budzie i od razu
trafiam na dy�ur. Sprawdzi�y si�
czarne proroctwa Arka. Mnie jako nowemu przypad�a oczywi�cie najgorsza robota. O
dopuszczeniu do sprz�tu
mechanicznego nie ma mowy. S�u��
do wynoszenia �mieci klasowych. Biegam tam i z powrotem po schodach, podczas gdy
M�ccy bawi� si�
odkurzaczem. Udaj�, �e odkurzacze i froterki
to sprz�t wojskowy. Ju� urz�dzaj� potyczki w korytarzu. Po obstrzale artyleryjskim
przyst�puj� do ataku na
szczotki i �cierki. P� klasy bawi
si� z nimi. Ju� s� na ko�cu korytarza. Wielka bitwa Pod Gablotami ko�czy zwyci�sk�
batali�... w spos�b chyba
raczej nie zaplanowany przez
�adn� ze stron walcz�cych. W�a�nie przechodzi�em z kub�em pe�nym �mieci z gabinetu
wychowania
plastycznego, gdy us�ysza�em j�kliwy brz�k
t�uczonej szyby. Spojrza�em. To polecia�a szyba ze �ciennej gabloty sportowej.
Chyba Du�y M�cki w zapale
bitewnym wymachuj�c szczotk� r�bn��
o szklane wieko gabloty. No i sta�o si�.
Bitw� natychmiast przerwano. Gdyby to jaka� inna gablota. Ale gablota sportowa by�a
oczkiem w g�owie nie
tylko po�owy m�odzie�y, ale i grona
nauczycielskiego z dyrektorem Rumplem na czele, nie m�wi�c oczywi�cie o Gepardzie,
kt�ry mia� nad ni�
piecz�. Tote� nast�pi�a og�lna konsternacja
i, rzec by mo�na, os�upienie. Wszyscy zastygli w miejscu i nas�uchiwali ze
strachem, kiedy odezwie si� Gepard.
Ale on si� szcz�liwie nie
odzywa�. Nie s�ysza�? Czy ju� go nie by�o? Po kr�tkiej, cichej dyskusji M�ccy
zdj�li gablot� i ustawili j� na
parkiecie opart� o �cian�, a nast�pnie
wyci�gn�li gw�d� z muru.
� Pami�tajcie � zagrozili wszystkim. � Wersja jest taka: gablota sama spad�a i
pot�uk�a si�. Gw�d� nie
wytrzyma� drga�. By�y wibracje naturalne
od odkurzaczy i froterek. Wytworzy�o si� pole magnetyczne... Na�o�y�y si� fale
d�wi�kowe i spowodowa�y
szarpni�cie akustyczne...
Do reszty os�upia�em s�uchaj�c tych naukowych wywod�w. Moja mina nie spodoba�a si�
Ma�emu M�ckiemu, bo
popatrzy� na mnie podejrzliwie i
mrukn��:
� Co si� tak gapisz?! Zmiataj na d� z tym kub�em i ani s�owa nikomu, bo zdefasonuj�
ci mord�! Pami�taj,
Dzikus! I ka�demu innemu, kto wsypie,
zrobimy to samo! A teraz ju� was nie ma!
Nie mia�em zamiaru podporz�dkowa� si� temu typkowi, ale zosta�em dos�ownie
zepchni�ty ze schod�w przez
czmychaj�c� t�uszcz�.
Gdy trzy minuty potem wdrapa�em si� ponownie na g�r�, ju� nikogo przy gablocie nie
by�o opr�cz znanego
skar�ypyty Wyrzka, kt�ry w�a�nie wype�z�
ostro�nie zza s�siedniej szafy.
� Co teraz b�dzie? � zapyta�em.
� Nic � wzruszy� ramionami.
� M�ccy poszli po szklarza?
� E tam.
� Sami wprawi�?
� Co� ty!
� Nie rozumiem. Zostawi� tak, jak jest?
� No chyba.
Niemrawo wzi��em si� do sprz�tania pot�uczonego szk�a, kt�rym zasypana by�a
pod�oga. Wyrzek spojrza� na
mnie ni to zdumiony, ni przera�ony.
� Zostaw � warkn��.
� Dlaczego? Przecie� mo�na si� pokaleczy�.
� Zostaw � powt�rzy�. � B�dzie na ciebie, �e ty st�uk�e�. Wiejmy lepiej jak oni...
� poci�gn�� mnie, ale w tej
samej chwili rozleg� si� tupot
krok�w i wbieg�a grupa Ciesielskiego, kt�ra sprz�ta�a pobliskie pracownie.
� Patrzcie, gablota!
� Posz�a w drobny mak!
� To wy? � spojrzeli na nas podejrzliwie.
� Nie, to nie my � zasapa� Wyrzek. � My tylko patrzymy...
� Jak nie wy, to kto?
Wyrzek ju� otworzy� usta, ale wida� przypomnia� sobie gro�b� M�ckiego, bo wyda�
tylko nieartyku�owany
d�wi�k. Zreszt� grupa ju� go nie s�ucha�a,
bo w�a�nie podbieg� sam Ciesielski.
� Palimy Jacka Bankiera! � krzycza� z daleka.
Nie zrozumia�em w pierwszej chwili. Dopiero potem zorientowa�em si�, �e gablota
po�wi�cona jest w ca�o�ci
pi�karstwu. Same wyci�te z gazet
i czasopism ilustrowanych zdj�cia pi�karzy, fragment�w mecz�w, a w �rodku du�a
fotografia zamy�lonego,
znanego trenera, Jacka Bankiera.
� Palimy Jacka Bankiera � powt�rzyli ch�opcy.
� Ale za co?! � zdumia�em si�.
Nikt jednak nie kwapi� si� z odpowiedzi�. W og�le nikt nie zwraca� na mnie uwagi.
Wszyscy obserwowali
Ciesielskiego, kt�ry z dziwnym u�miechem
na twarzy wyrwa� z planszy gabloty fotografi� trenera i wymachuj�c ni� ponad
g�owami koleg�w, zar�a�:
� Zapa�ki! Kto ma zapa�ki?
� Zwariowali?! Naprawd� chc� go spali�?! � wykrztusi�em.
� Chyba tak � mrukn�� Wyrzek. � Za�o�yli si�, �e dru�yna Bankiera nie poniesie
�adnej pora�ki w meczach
towarzyskich za granic� a� do samego
Mundialu.
� To fanatyzm!
� Oczywi�cie. Ale przegrali zak�ad i musz�... no... musz� spali� Jacka Bankiera.
� Idiotyczne zak�ady. Panowie, zastan�wcie si� � pr�bowa�em apelowa� do
Ciesielskiego i jego grupy, ale
gdzie tam. Ju� mu podali zapa�ki,
ju� kto� przytrzyma� ilustracj�, a Ciesielski nie bez przyjemno�ci przy�o�y�
p�on�c� zapa�k� do podobizny
znakomitego trenera. Buchn��
p�omie�. Ciesielski rytualnym gestem rozsypa� popi� po g�owach fanatyk�w, otrzepa�
ostentacyjnie r�ce i na
tym ceremoni� sko�czono.
Z gromadnym rykiem stado Ciesielskiego opu�ci�o korytarz.
� Ale b�dzie draka! � Wyrzek obliza� wargi, jakby ju� smakuj�c czekaj�c� go
przyjemno��. � Teraz ju�
dostan� za swoje.
� My�lisz?
� A ja im przy�o�� gw�d� do trumny.
� Ty?
� Powiem Szufli � Wyrzek zn�w obliza� wargi i oczy mu si� za�wieci�y. � O M�ckich i
o nich. Wszystko
powiem.
� Nie zrobisz tego � zamrucza�em.
� Powiem � sapa� Wyrzek. � Nie zale�y mi. I tak b�dzie na mnie, czy poskar��, czy
nie. Zawsze na mnie
zwalaj�.
� Przecie� skar�ysz � powiedzia�em.
� Ja?
� Ty. Mo�e si� wyprzesz?
� Nie. To fakt, czasem skar��. Ale nie zawsze.
� No, to oducz si�.
� Ale jutro i tak mnie obij�.
� Obroni� ci�.
Wyrzek spojrza� na mnie.
� Raczej w�tpi�, czy potrafisz.
� Przekonasz si� jutro � warkn��em. � A teraz pryskaj. Ten pan od wuefu tu si�
kr�ci, nie chcia�bym, �eby
ci� widzia�.
� Soczewiak?
� Tak. Soczewiak. S�ysz� jakie� kroki.
Na wzmiank� o Soczewiaku Wyrzek natychmiast wzi�� nogi za pas.
Ale to nie by� Soczewiak. Z g��bi korytarza bieg�o dwu korniszon�w. Jeden ze
�cierk� i butelk� siluksu do
czyszczenia szyb, a drugi z kub�em
wody. Pozna�em ich kiedy� podczas moich kr�tkich zreszt� wyst�p�w w sekcji
gimnastycznej klubu. Ten
mniejszy ze �cierk�, czarny jak Cygan,
to by� niejaki Pigment, jego prawdziwego nazwiska nie zna�em, a ten drugi z kub�em,
kr�py g�owacz w pasiastej
marynarskiej koszulce, nazywa�
si� Kicuch. Chodzili do si�dmej b w tej budzie i obaj cierpieli z powodu swojego
nikczemnego wzrostu. Biedacy
wierzyli, �e intensywne �wiczenia
na przyrz�dach, a zw�aszcza d�ugotrwa�e zwisy na drabinkach dodadz� im po par�
centymetr�w.
Na widok st�uczonej gabloty najpierw zastygli obaj nieruchomo, a potem Pigment
wyda� dziki zwierz�cy krzyk
rozpaczy, doskoczy� do pustych
ram, osun�� si� na kolana i zacz�� si� kiwa� do samej ziemi w jakim� zapami�taniu,
dos�ownie wali� g�ow� w
pod�og� jak cz�owiek wschodu
bij�cy w meczecie pok�ony.
� Co ty wyrabiasz?! � dopad�em do niego i pr�bowa�em go podnie��, ale by� ci�ki jak
o��w.
� Zostaw go � mrukn�� u�miechni�ty Kicuch i mrugn�� okiem, jakby mnie bra� na
�wiadka dobrego ubawu.
� Co mu si� sta�o? � zapyta�em.
� Przygn�bi�o go to � wyja�ni� Kicuch wskazuj�c na gablot�.
� Ale �eby a� tak?!
� On jest dy�urnym, to znaczy stra�nikiem tej gabloty. Beknie za to...
� Cz�owieku � zwr�ci�em si� do Pigmenta � czemu si� tak przejmujesz? To przecie�
nie twoja wina. To
zrobili M�ccy i Ciesie. W razie czego por�czymy
za ciebie.
Pigment przesta� si� kiwa� i podni�s� g�ow�. Mia� czarne i piekielnie smutne oczy.
� To nic nie da. Jeste� nowy i nie wiesz � j�kn��. � Jestem na obserwacji.
� Na jakiej obserwacji? � zdumia�em si�.
� Pan Soczewiak mnie obserwuje.
� Wci�� nie rozumiem.
� Pos�uchaj � wtr�ci� si� Kicuch � u nas tak jest: jak nie mog� da� sobie rady z
uczniem, to go odsy�aj� do
Soczewiaka.
� Dlaczego do Soczewiaka?
� Bo on z ka�dym daje sobie rad�, bo ch�opcy go si� boj�, m�wi�, �e by� wychowawc�
w poprawczaku. Wi�c
odsy�aj� do Soczewiaka, a on bierze skaza�ca
do galopu...
� I... i co mu robi? � dopytywa�em.
� No, niby nic poza... poza regulaminem. Tylko m�wi do ciebie: �Jeste� u mnie na
obserwacji. Wiesz, �e ja
umiem obserwowa�. I wpatruje si�
w ciebie nieruchomo ��tymi oczkami jak gepard i ma takie spiczaste uszy i kr�tkie
w�osy na sztorc. A tobie
sk�ra cierpnie. A potem wyznacza
ci �prac� spo�eczn�� do wykonania. W�a�nie jemu wyznaczy� czyszczenie i pilnowanie
tej gabloty.
Pigment poci�gn�� nosem i j�kn��:
� Tak... Ona ju� raz by�a st�uczona i Gepard... to jest pan Soczewiak powiedzia�,
�e mam jej strzec jak oka w
g�owie i... i �e czyni mnie o... osobi�cie
od... odpowiedzialnym, bo... bo z trudem j� wywalczy� u Okulli, bo Okulla nie znosi
pi�karzy i chcia�a t� gablot�
przekaza� esperantystom...
I jak si� co� stanie gablocie, to p�jd� do konia. Tak powiedzia�.
� Do konia? Jak to?
� Do konia gimnastycznego. B�d� musia� skaka� przez konia. Na wuefie. Przez konia i
na konia, z nogami tak i
tak... na r�ne sposoby. Wiesz,
ile jest �wicze� na koniu? A ja mam kr�tkie nogi! � Pigment patrzy� na mnie z
prawdziwym przera�eniem w
oczach. � No, powiedz, Kicuch, czy
ja mog� te... te wszystkie �wiczenia?
� Cho�by ze sk�ry wyskoczy�, nie potrafi � przyzna� Kicuch. � Bo Gepard zadaje
coraz trudniejsze, a� w
ko�cu ka�dy wysiada, rozbija si� o konia,
przewraca, spada, a ca�a klasa ma ubaw. Rozumiesz teraz, dlaczego zapisali�my si� w
klubie do sekcji
gimnastycznej. My�la�e� pewnie, �e
chodzi nam o wyd�u�enie cia�a... Nie. Nam chodzi�o przede wszystkim o zapraw�. �eby
Gepardowi nie by�o
�atwo niszczy� nas przed klas�. Rozumiesz?
Skin��em g�ow�. Rozumia�em. Wiadomo, �e na wuefie mo�na o�mieszy� najbardziej
powa�nego i m�drego
cz�owieka, udowodni� mu niedo��stwo,
pogr��y� w otch�a� upokorzenia i wstydu, unicestwi�! Jeszcze jak si� ma takie
n�dzne parametry cielesne jak
Pigment! I nic nie mo�na zrobi�
Gepardowi, ani poskar�y� si�. �wiczenia na koniu s� w programie i Gepard zawsze
mo�e powiedzie�, �e tylko
przerabia� program.
� Masz racj�, Pigment � mrukn��em. � To fatalne. W tej sytuacji faktycznie mo�esz
podpa�� Gepardowi z t�
gablot�, ale co ja mog� zrobi�.
Chyba, �e... � urwa�em nagle i rozejrza�em si� po korytarzu.
� Masz jaki� pomys�? � Pigment o�ywi� si�. W jego bezdennie czarnych i smutnych
oczach zab�yszcza�o
�wiate�ko nadziei.
� Mo�na by zamieni� gabloty � b�kn��em. � Je�li kt�ra� jest pusta...
� �adna nie jest pusta. Ju� sprawdzi�em � zachichota� Kicuch, jakby go to bardzo
bawi�o. Zdenerwowa� mnie.
� Czemu si� g�upio �miejesz?
� Ja �miej� si�? Nic podobnego! � zaprzeczy� gwa�townie.
� Co teraz b�dzie?... � j�cza� Pigment. � Co teraz b�dzie? � W oczach mia�
autentyczne �zy.
� Uspok�j si�. Do jutra daleko. Na pewno co� wymy�limy � pociesza�em go, ale sam
nie wierzy�em w to, co
m�wi�.
� A jak Gepard przyjdzie?
� Nie musi przyj��.
� Ju� idzie! � sykn�� Kicuch.
Pigment zastyg� w miejscu. Od strony schod�w istotnie da�y si� s�ysze� spr�yste
kroki.
� To on! � pisn�� Kicuch do struchla�ego Pigmenta. � Przyszed� ci� skontrolowa�!
� Tak... to on! Jestem pod obserwacj� � wybe�kota� Pigment i rzuci� si� do ucieczki
w g��b korytarza.
Wzruszy�em ramionami. Za bardzo histeryzuje, to fakt, straci� zupe�nie g�ow�, ale
nie da si� zaprzeczy�, �e
wpad� w niez�� kaba��. A potem
pomy�la�em, �e niepotrzebnie roztkliwiam si� nad Pigmentem. Co mnie obchodzi
Pigment i jego gablota?
Jestem nowy w tej pieskiej szkole.
Mam do�� w�asnych k�opot�w.
W tym momencie napotka�em kpi�cy wzrok Kicucha. Sta�, �u� gum� i u�miecha� si� pod
nosem. Rozz�o�ci� mnie
ten jego u�miech.
� Ty te� zmykaj � warkn��em.
� Ja? Dlaczego? � Kicuch nie mia� ochoty.
� Bo nie podobasz mi si�!
� Ja?
� Zmiataj! No ju�! � odepchn��em go.
W�tpi� czy by mnie us�ucha�, gdyby na korytarzu pojawi� si� rzeczywi�cie pan
Soczewiak, Kicuch by� zbyt
lepny i ciekawy, ale zamiast Soczewiaka
pojawi� si� niespodziewanie Z�o�liwy Miecio. Na jego widok Kicuch skrzywi� si� z
niesmakiem i wycofa� ju�
bez wahania.
� Sk�d si� tu wzi��e�? � zapyta�em Miecia.
Miecio przystan�� w bezpiecznej odleg�o�ci niepewny moich intencji.
� By�em w gabinecie lekarskim. Zmieniali mi opatrunek ucha � wyja�ni�. � S�ysza�em
jakie� wrzaski, wi�c
przybieg�em.
� Bardzo s�usznie � zauwa�y�em. � Chod�, nie b�j si�.
Miecio wci�� mia� opory.
� No, chod�, nic ci nie zrobi�, s�owo. Obejrzysz sobie � wskaza�em na gablot�.
Miecio posun�� si� dwa kroki i wlepi� wzrok w obiekt.
� Teraz wszystko rozumiem. Palili Jacka Bankiera? � U�miechn�� si� krzywo i
poprawi� sobie nowy
opatrunek na uchu.
� Dobrze kojarzysz � powiedzia�em.
Miecio posun�� si� zn�w o krok.
� Ju� si� mnie nie boisz? � zapyta�em.
Potrz�sn�� g�ow�.
� Czuj�, �e mi przebaczy�e� � ogl�da� sobie paznokcie. � Dobrze czuj�?
� Masz znakomite czucie � powiedzia�em.
� No, to sztama � wyci�gn�� r�k�, ale ja cofn��em moj� d�o� jak oparzony.
Miecio roze�mia� si�.
� Tobie si� zrobi� odruch, Dzikus!
� Mo�liwe � rzek�em ch�odno.
� To ci przejdzie � powiedzia� Miecio � jak popracujemy razem.
� Popracujemy? Ja z tob�?
� W�a�nie. Co� mi przysz�o do g�owy � Miecio wpatrywa� si� w gablot�. � Ty, Dzikus,
robimy kawa�?
Postanowi�em by� czujny.
� Planujesz jak�� z�o�liwo��? � zapyta�em.
� Jasne, �e z�o�liwo��.
� Ale dlaczego ze mn�?
� �eby� si� m�g� odpr�y�. Mia�e� ci�ki dzie�, Dzikus. Chod�.
Spojrza�em na niego nieufnie i cofn��em si� o krok. U�miechn�� si� zadowolony.
� Teraz ty si� mnie boisz?
� Powiedzmy... nie wierz� ci � sprecyzowa�em.
� Piekielnie sta�e� si� podejrzliwy. Ale przesadzasz, Dzikus.
Wzruszy�em ramionami.
� To chyba zrozumia�e. Po tym, jak ze mn� post�pi�e�.
Miecio zrobi� powa�n� min�.
� Nie b�d� �mieszny � powiedzia�. � Jestem tylko raz na dzie� z�o�liwy. S�owo. Ju�
nic ci nie grozi z mojej
strony. Mo�esz spyta� Arka. Dziwi� si�,
�e nie powiedzia� ci. No, wi�c chod�.
Poci�gn�� mnie do gabloty.
� No, wi�c co o tym my�lisz?
� Gepard si� w�cieknie � zauwa�y�em.
� Nie przejmujesz si� chyba Gepardem?
� Ale beknie za to kto� niewinny. Wiesz, kto odpowiada za t� gablot�?
� Wiem. Pigment. On jest u Geparda na obserwacji. Ale do rzeczy, Dzikus. Masz jaki�
ciekawy pomys�?
Milcza�em. Pami�ta�em o przestrogach Arka.
Z�o�liwy Miecio pokiwa� z politowaniem g�ow�.
� �al mi ci�. Wygl�dasz ca�kiem do rzeczy, a pomys�u nie masz za grosz. Ty by�
zmarnowa� najlepszy
materia�. Taka szansa wpada ci w r�ce, a
ty nie wiesz, co robi�. Ale ja ci� naucz�. Pos�uchaj. Kawa� najlepiej wychodzi na
zasadzie kontry. Jaka mo�e by�
w tym wypadku najlepsza
kontra? To proste. Spalili wspania�ego Bankiera? No, to my wywieszamy jeszcze
wspanialszego... Co ty na to?
� Niez�e � powiedzia�em. � Gdyby jeszcze wstawi� szk�o...
� Czekaj! � przerwa� mi. � To nie wszystko. Sam Bankier nie za�atwi sprawy, ale
Bankier w otoczeniu
M�ckich?
� Jak to w otoczeniu?
� Wiesz, ja lubi� robi� r�nym typom specjalne zdj�cia, jak nie widz�. Napstryka�em
tego ca�� mas�. Poka�� ci
kiedy� w albumie. M�wi� ci,
boki zrywa�! M�ckim zrobi�em te�. Kapitalnie wyszli...
� Co ty knujesz? � zaniepokoi�em si�.
� Zaraz, chwileczk�, jeszcze nie sko�czy�em � ci�gn�� Miecio ze z�o�liwym
u�miechem. � Mam tak�e fajne
zdj�cia Ciesi�w. Gdyby je odpowiednio
spreparowa�... Pos�uchaj, to by wygl�da�o tak: po�rodku wielka fotografia
roze�mianego Jacka Bankiera, a
dooko�a niego wianuszek malutkich
Ciesi�w, kt�rzy go wielbi�, kt�rzy klaszcz�, kt�rzy prosz� o autograf, podskakuj�,
ta�cz�... I jeszcze zdj�cia
M�ckich. Tych nie potrzebuj�
nawet preparowa�. I bez tego s� w sam raz! Ale b�dzie ubaw, jak zobacz�. Najpierw
os�upiej� z wra�enia, a
potem krew ich zaleje. M�wi� ci,
czego� podobnego jeszcze nie by�o w tej budzie.
� Nie r�b tego! � warkn��em.
� Co? � Miecio nie zrozumia� w pierwszej chwili.
� �adnych zdj�� pr�cz Jacka Bankiera! Rozumiesz?!
� Co ty?! � zdziwi� si�. � Nie chcesz skontrowa� tych kojot�w?
� Ja ich skontruj�, a potem oni skontruj� mnie. Dzi�kuj�. Jestem nowy i nie chc� im
podpada�.
� Nie musz� wiedzie�, �e to ty...
� Widzieli mnie przy gablocie i Kicuch potem mnie widzia�. Nie, Mieciu, Bankier
musi by� sam!
Miecio skrzywi� si�.
� Je�li sam, to przynajmniej niech m�wi: �A kuku� � zaproponowa� minorowym g�osem.
� �A kuku�? Jak to sobie wyobra�asz? � zdziwi�em si�.
� Tak jak w komiksie. B�dzie wychodzi� mu z ust w postaci chmurki. Wiesz, taki
napis.
� Chcesz to przylepi�?
� A co, z�y pomys�?
� Mo�e by�... � zgodzi�em si� bez entuzjazmu. � Tylko trzeba jeszcze wstawi� now�
szyb� do tej gabloty.
� To nic trudnego � powiedzia� Miecio i poprowadzi� mnie do pracowni przyrodniczej.
Drzwi otworzy� z �atwo�ci� jednym z kilku kluczy, kt�re mia� przy sobie, a widz�c
moje zdumienie wyja�ni�:
� Pracowa�em w r�nych k�kach, w przyrodniczym te� i zosta�y mi klucze do paru
pracowni. Wejd�.
Zawaha�em si�.
� Co chcesz zrobi�?
� Patrz � wskaza� r�k� na �cian�. � Tam wisi taka sama gablota, jak ta st�uczona na
korytarzu Zamienimy
tylko okna gablot i wszystko b�dzie cacy.
Zajrza�em do wskazanej gabloty, wydawa�a mi si� pusta. Kilka patyk�w, szare
paj�czyny, par� nie�ywych much
na dnie.
� Pom� mi � powiedzia� Miecio mocuj�c si� z zawiasami.
Wkr�tce oszklone wieko gabloty by�o zdj�te. Zamontowali�my je w gablocie sportowej
na korytarzu, a
st�uczone okno z gabloty sportowej umie�cili�my
w gablocie pracowni. Po dokonaniu tej zmiany, Miecio dla zamaskowania przest�pczego
czynu przykry� gablot�
w pracowni wielkim arkuszem
grubego pakunkowego papieru i umie�ci� na nim napis: �Nie ods�ania�! Motyle nocne z
rodziny Noctuide w
trakcie przepoczwarzania�.
Ostro�nie wycofali�my si� z pracowni, zawiesili�my gablot� sportow� na dawnym
miejscu, po czym Miecio
powiedzia�:
� To by�oby na dzisiaj wszystko. Jutro przyjd� z samego rana, jak jeszcze nikogo
nie b�dzie w szkole, i
zawiesz� Jacka Bankiera. Mam takiego
na jedn� szpalt�, gdyby� znalaz� w jakim� pi�mie wi�kszego, na dwie, a jeszcze
lepiej na trzy szpalty, to
oczywi�cie daj mi zna�...
� Mam wspania�ego Jacka Bankiera z tygodnika �Sportowiec�, kolorowego i na trzy
szpalty � powiedzia�em.
� �wietnie! To b�dzie bomba, m�wi� ci! � zadowolony Miecio waln�� mnie w �ebro.
Um�wili�my si�, �e Miecio p�jdzie ze mn� i razem wytniemy ze �Sportowca� portret
znakomitego trenera.
W minut� potem, wyczekawszy odpowiedni moment, nie zauwa�eni opu�cili�my mury
smutnego uczyliszcza.
* * *
Nazajutrz Tr�ba wpad� do klasy r�wno z dzwonkiem, co mia�o podobno ��le rokowa�.
Normalnie sp�nia� si�
na pierwsz� lekcj�, co najmniej �kwadrans
akademicki�.
� Kto to zrobi�?! � zacz��, zanim jeszcze wszyscy siedli na miejscach. � Uprzedzam,
niech si� od razu
przyzna � ci�gn�� Tr�ba. � Ja i tak znam
nazwiska.
Oczywi�cie zrazu nikt si� nie odezwa�. Wszyscy siedzieli jak zakl�ci, nieruchomo.
Uwa�ali pogr�ki
Tr�baczewskiego za blef.
� No, wi�c nikt? � sycza� pedagog. � Mam wskaza� palcem?
� Ale o co chodzi � podnios�y si� nie�mia�e g�osy. � My naprawd� nie wiemy, o co
chodzi.
� O gablot�.
� Jak� gablot�? My nic nie wiemy...
� Nie wiecie?! � Tr�ba a� zakrztusi� si� z powodu tak wielkiego zaprza�stwa. � No,
to porozmawiamy
inaczej! � zagrzmia� i bezb��dnie, jakby
kierowany gogiczn� busol�, ruszy� mi�dzy stoliki wprost do braci M�ckich. � M�ccy!
� O co chodzi, prosz� pana? � M�ccy zerwali si� z miejsc wlepiaj�c straszny wzrok w
Wyrzka.
A Tr�ba tymczasem ju� si� obr�ci� do Ciesi i zagai�:
� Ciesielski, Kocemba.
Ciesie wstali oci�ale i oni te� wpakowali straszny wzrok w Wyrzka.
Wyrzek zblad� i spojrza� na mnie, ale ja da�em mu znak, �eby by� cicho.
� To gorzej ni� wandalizm! To bezczelno�� � grzmia� Tr�ba.
� My nic...
� Cicho! Wszystko wiem. Znam ca�y przebieg afery! Bezczelno��, rozwydrzenie i,
powiedzia�bym,
kanibalizm!
� Kanibalizm?!
� Dobrze, �e pani dyrektor o tym jeszcze nie wie. Zwyrodnienie! Zaczyna si�
paleniem ilustracji, a potem czym
si� ko�czy?! Paleniem ludzi!
Zbrodni�!
Tym razem M�ccy byli naprawd� przestraszeni.
� Jakie palenie?... Palimy tylko sporty i to czasem � b�kn�� Ma�y M�cki.
� �wiadkowie czynu! � krzycza� Tr�ba. � Gdzie s� �wiadkowie czynu? � rozgl�da� si�
po klasie.
Odpowiedzia�a mu cisza. Wyci�gn��em niedbale r�k�. Ca�a klasa zamar�a. Patrzyli na
mnie ze zgroz�.
� Jeste� �wiadkiem czynu? � zapyta� Tr�ba i podszed� do mnie.
� Jestem �wiadkiem, �e z gablot� co� nie by�o tak...
� Nie by�o tak? A jak?!
� M�ccy na pewno nie palili nic i nikogo, a gablota wisi na swoim miejscu jak
wisia�a, w doskona�ym stanie,
prosz� pana!
� Co takiego?! � sapa� zbity z tropu Tr�ba.
� Czy mog� zapyta�, czy pan widzia� dzi� t� gablot�? � powiedzia�em sil�c si� na
maksimum spokoju i
powagi.
� Osobi�cie nie... Ale znam wszystko z relacji... Nie my�l�, by wprowadzono mnie w
b��d! � denerwowa� si�
Tr�ba.
� Prosz� jednak sprawdzi�. Ja widzia�em t� gablot� przed lekcjami. Daj� s�owo, �e
jest zupe�nie w porz�dku!
� A jednak by�a zdj�ta! M�wiono mi...
� Ta gablota? Czy to nie jaka� pomy�ka? Mo�e ta obok. Filatelistyczna. Dla
uzupe�nienia eksponat�w.
� By� mo�e, je�li ci wierzy�...
� Prosz� sprawdzi�. Skoro pad�y tu oskar�enia, to chyba jest konieczne.
� Tak... chyba tak � rzek� zaaferowany Tr�baczewski i ruszy� do drzwi. My wszyscy
za nim.
M�ccy dogonili mnie na schodach.
� R�wny jeste�, Dzikus � Du�y M�cki mrugn�� do mnie przyja�nie okiem, a Ma�y
u�miechn�� si� krzywo
szczerz�c swoje zaj�cze z�bki � przytomn� wstawi�e�
mow�. Ale nie bardzo ci� poj�li�my, co z t� gablot�, naprawd� wisi? Czy tylko
wstawi�e� kity?
Zanim zdo�a�em im odpowiedzie�, Ciesie dopadli do mnie.
� Dobry kolega z ciebie � Ciesielski poklepa� mnie po �opatce. � Nie wiem, co ty
chcesz wykr�ci� z t�
gablot�, ale je�eli ci si� uda, to ja
ci rezerwuj� miejsce w naszej szajce.
By�o to niew�tpliwie najwi�ksze wyr�nienie, jakie mog�o w poj�ciu Ciesi�w mnie
spotka�.
� Doceniam to � powiedzia�em i serce zacz�o mi bi� mocno z podniecenia. Do licha,
czy�bym za jednym
zamachem uratowa� Pigmenta i ob�askawi�
tych bubk�w? Za du�o szcz�cia. Przez moment nawet got�w by�em uwierzy�, ale m�j
wzrok pad� na
u�miechni�tego z�o�liwie Miecia i nagle zdj��
mnie niepok�j, opanowa�y mnie z�e przeczucia.
W ko�cu nie by�o prawd�, �e ja dzisiaj widzia�em t� gablot�. A je�li Miecio w
ostatniej chwili co� skrewi�?
Pu�ci�em si� biegiem po schodach
wyprzedzaj�c klas�, chcia�em by� pierwszy na g�rze, ale w po�owie drogi zatrzyma�
mnie surowy g�os kobiecy.
Spojrza�em. Na p�pi�trze sta�a
chuda osoba z dziennikiem w r�ce. Mia�a g�adko uczesane w�osy nieokre�lonego koloru
i zielonkawy kostium z
naramiennikami, kieszeniami
i wielkimi guzami, zupe�nie podobny do paradnego munduru. Nie potrzebowa�em si�ga�
do �katalogu� Arka,
rozpozna�em od razu, z kim mam
nieprzyjemno��. Te oczy w czerwonych obw�dkach, te wielkie okulary, ta workowata
szyja o sfa�dowanej
sk�rze i og�lne podobie�stwo do
kobry. Tak, nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e mam przed sob� wicedyrektork� Okulczyck�,
czyli straszn� Okull�.
� Co to za bieganina po dzwonku?! � zagai�a gniewnie. � Marsz mi zaraz do klasy!
� My idziemy z panem Tr�baczewskim � wyja�ni� z�o�liwy Miecio. Mia� zawsze
najlepszy refleks.
� Kolego Tr�baczewski, jest pan tam?
� Jestem � rozleg� si� zasapany g�os gdzie� z do�u.
� Tyle razy m�wi�am: przed przemarszem ustawiamy m�odzie� dw�jkami, poruszamy si� w
zwartym szyku �
parami, a tu widz� zn�w bez�adn� band�
i tarasowanie schod�w! Dok�d pan ci�gnie t� m�odzie�?
� Do gablot w celach dydaktycznych.
Okulla pokr�ci�a g�ow�.
� Suplicjusz, ustaw koleg�w! � zarz�dzi�a. � Zr�b porz�dek.
Suplicjusz zacz�� biega� wzd�u� schod�w i formowa� kolumn� marszow�. Tr�ba
westchn��, opar� si� ci�ko o
por�cz i b��dzi� wzrokiem gdzie� po
sufitach. Wida� by�o, �e cierpi.
Up�yn�o dobre trzy minuty, zanim ustawieni w grzeczne pary mogli�my wystartowa�
ponownie. To by�a du�a
ulga, kiedy w ko�cu zobaczy�em gablot�.
Wida� j� by�o ju� z daleka. Jej nienaruszona szyba b�yszcza�a w �wietle
jarzeni�wek.
Oczywi�cie szyk si� od razu za�ama�. Ka�dy chcia� by� pierwszy przy gablocie.
� Patrzcie! Wisi! � rozleg�y si� podniecone g�osy. � Dzikus mia� racj�. Wisi. Wisi
jak dawniej! Ca�a!
Odetchn��em, lecz wnet okaza�o si�, �e przedwcze�nie. Oto bowiem nagle krzyki
usta�y i wszyscy zastygli na
moment, a potem gruchn�� �miech,
jakiego jeszcze nigdy nie s�ysza�em w szkole. Wszyscy, jeden przez drugiego,
zacz�li si� cisn�� do gabloty i
zapanowa�a niesamowita wrzawa.
Ciesie i M�ccy niespokojnie rozepchn�li ci�b�, stan�li oko w oko z gablot� i
oniemieli. �miechy natychmiast
usta�y. Wszyscy teraz patrzyli
nie na gablot�, lecz na M�ckich i Ciesi. A potem przenie�li wzrok na mnie.
Ja te� oniemia�em. Z daleka wszystko wygl�da�o w porz�dku. Po�rodku gabloty
dominowa�a wielka, kolorowa i
u�miechni�ta twarz Jacka Bankiera,
ale gdy si� podesz�o bli�ej, wida� by�o wyra�nie, �e otacza go wieniec malutkich
Ciesi�w, starannie wyci�tych z
fotografii meczowych.
Pozbawieni pi�ek, t�a i kontekstu, Ciesie podskakuj�cy, Ciesie dziwnie zawieszeni w
powietrzu wygl�dali tak,
jakby wykonywali niesamowity,
rytualny taniec ku czci Jacka Bankiera. Napis pod spodem brzmia�:
S�awny trener w otoczeniu swych m�odych wielbicieli.
Ale to jeszcze nie by�o wszystko. W rogach gabloty jak rokokowy ornament
umieszczone by�y z kolei zdj�cia
M�ckich. Zupe�nie specjalne zdj�cia,
robione chyba ukryt� kamer� przez kogo� piekielnie z�o�liwego. Oto zbli�enie twarzy
M�ckich w ataku
w�ciek�o�ci. Oto M�ccy w najobrzydliwszym
ze swych �miech�w. M�ccy d�ubi�cy w z�bach, M�ccy ob�eraj�cy si� lodami, M�ccy
li��cy sobie paluchy.
M�ccy � postrach ogr�dk�w jordanowskich,
M�ccy bij�cy malc�w, M�ccy hu�taj�cy si� na dziecinnych hu�tawkach. I wreszcie by�o
zupe�nie kryminalne
zdj�cie. Ma�y M�cki podstawia nog�
facetowi id�cemu o kulach ze stop� w gipsie. Na nast�pnym zdj�ciu facet ju� pada�
na ziemi�... bia�a noga
uniesiona do g�ry, kule w powietrzu,
przera�enie w oczach. Okropne, okrutne fotografie!
Spojrza�em struchla�y z ukosa i zobaczy�em straszny wzrok M�ckich wbity we mnie.
Spojrza�em z ukosa w
drug� stron� i zobaczy�em taki� sam wzrok
Ciesielskiego i Kocemby.
Spojrza�em na Z�o�liwego Miecia. U�miecha� si� niewinnie. Spojrza�em na Tr�b�. Czy
on te� widzi? Na
szcz�cie nie zbli�y� si� do gabloty.
Wystarczy�o mu, �e zobaczy� z daleka ca�� szyb� i wielk� podobizn� Jacka Bankiera w
centrum. Na te drobne
dodatkowe ornamenty ju� nie zwraca�
uwagi. Zreszt� Ciesie i M�ccy, upokorzeni i w�ciekli, chyba umy�lnie blokowali mu
dost�p i zas�aniali widok.
Oceni�em b�yskawicznie sytuacj� i zdecydowa�em, �e ocali� mnie mo�e tylko szybki
odwr�t. Wycofa�em si�
wi�c po�piesznie za plecy Tr�by.
Miecio przezornie pod��y� za mn�. Chcia� mnie min��, ale z�apa�em go za rami� i
przytrzyma�em.
� Co ty narobi�e�?! � sykn��em w�ciekle. � Mia� by� tylko Jacek Bankier, kt�ry m�wi
�A kuku�.
� Ulepszy�em � powiedzia� Miecio.
� Ale teraz oni si� w�ciekn�. To ju� nie kawa�. To piekielna z�o�liwo��!
� No, pewnie, �e z�o�liwo��.
� Gdybym wiedzia�, �e... � sapa�em z pasji.
� No, nie m�w, stary! Przecie� dobrze wiedzia�e�, �e jestem z�o�liwy.
R�ce mi opad�y. Rzeczywi�cie. Pretensje mog� mie� tylko do siebie. Arek ostrzega�
mnie. Po co wchodzi�em w
kontakty z tym z�o�liwym �otrem?
Tr�baczewski wci�� patrzy� to na nas, to na gablot� � coraz bardziej zak�opotany.
� Albo kto� wprowadzi� mnie w b��d, albo... � z niedowierzaniem wpatrywa� si� w
M�ckich i Ciesi�w. �
Albo jest jeszcze jedna mo�liwo��, zupe�nie
niezwyk�a w tej klasie. Za��my nawet, �e by�em cz�ciowo wprowadzony w b��d, to
przecie� co� si� sta�o z t�
gablot�. � Tr�ba wpatrywa� si�
w k�t mi�dzy �cian� a pod�og�. Nagle znieruchomia� i warkn�� ostro, wskazuj�c
palcem: � Suplicjusz, podnie�
to!
Suplicjusz pow�drowa� wzrokiem za palcem nauczyciela. W k�cie, w promieniu s�o�ca,
kt�re wysz�o na
moment zza jesiennych chmur, zab�ys�o
co� jak brylant. �Odprysk szk�a z szyby � pomy�la�em zdenerwowany. W po�piechu
przeoczyli�my go, no,
trudno, ma�y pech. Ale niech i Tr�ba
ma w tym dniu sw� satysfakcj�. M�g�by jeszcze popa�� w depresj�.
� Wi�c jednak nie wszystko by�o k�amstwem � cedzi� Tr�baczewski odbieraj�c od
Suplicjusza kawa�eczek
szyby z gabloty. � Przest�pstwo zosta�o
pope�nione, a potem zamaskowane...
� Przest�pstwo? � j�kn�li M�ccy.
� Powiedzmy lepiej � wypadek. Zdarzy� si� wypadek � ci�gn�� Tr�ba. � Ta wersja i
mnie bardziej
odpowiada. Zdarzy� si� wypadek, a potem by�a
akcja naprawiania skutk�w wypadku. Naprawd� zupe�nie co� niezwyk�ego w tej klasie.
Naprawd� co�
niezwyk�ego... No, wi�c c�, gratulacje!
� Tr�ba potrz�sn�� r�ce oniemia�ych M�ckich. � Gratulacje. Nie mam nic wi�cej do
dodania i wykre�lam z
notesu spraw�.
Ca�a klasa wyda�a co� w rodzaju g��bokiego westchnienia. W czasie lekcji wszyscy
przygl�dali si� z
niedowierzaniem, ale i z najwi�kszym
zainteresowaniem M�ckim, a M�ccy z do�� niewyra�nymi minami szeptali z sob�, a
potem wlepili ci�ki wzrok
w Wyrzka, wymienili znacz�ce
spojrzenia i zn�w wpatrywali si� w Wyrzka.
* * *
Na przerwie Wyrzek pr�bowa� si� ukry�, ale dop�dzili go od razu.
� Czego chcecie?! Wszystko si� dobrze sko�czy�o � krzycza� przera�ony Wyrzek.
� Dobrze?! A te zdj�cia?! � sapa� Ma�y M�cki.
� Ja nic nie wiem!...
� Poza tym naskar�y�e�!
� Ja?
� Tr�ba od razu bez pud�a skierowa� si� do nas. A potem wstawia� trudn� mow�.
� To nie ja. Ja nic nie powiedzia�em � wykr�ca� si� Wyrzek, ale oni zacz�li ok�ada�
go po twarzy.
Bardzo mi si� to nie podoba�o. Od razu doskoczy�em.
� Tym razem on nie skar�y�. Pu��cie go.
� Z tob� te� mamy porachunki � wycedzi� Du�y M�cki. � Sk�d wiedzia�e�, �e gablota
jest naprawiona! To ty
zawiesi�e� te zdj�cia!
� By�e� tam! Widzieli�my! � krzykn�� Ma�y M�cki. � Bra� go!
Wtedy rzucili si� na mnie. By�a w nich wielka z�o��. K��bili�my si� na pod�odze.
By�o ju� ze mn� �le, gdy kto� krzykn��: �Szufla idzie!� i musieli zeskoczy� ze
mnie. Rzeczywi�cie w drzwiach
ukaza�a si� pani Rosi�ska. Ale nim
do nas dosz�a, ju� wszyscy stali�my w miar� normalnie. Tylko ja pr�bowa�em
zatamowa� krew z nosa.
� Kto ci� pobi�? � zapyta�a Szufla.
Wyrzek dawa� mi za jej plecami znaki, �ebym nic nie ukrywa�, ale ja mia�em inne
plany.
� Gonili�my si�, to niechc�cy � wyj�ka�em jak najbardziej naturalnie.
� Ty jeste� lepszy numer � powiedzia�a Szufla, patrz�c na mnie ze wstr�tem. �
Pierwszy dzie� w szkole i
ju�...
� Drugi � sprostowa�em.
Szufla jeszcze bardziej sp�sowia�a z gniewu.
� Drugi dzie� w szkole i ju� ci� pe�no. Porozmawiam z tob� w cztery oczy. To jest
porz�dna szko�a i nie
zniesiemy, �eby nowi zatruwali nam m�odzie�.
Pewnie jeste� przeniesiony dyscyplinarnie.
� Przeniesiono mnie do tej porz�dnej szko�y w ramach awansu za dobre sprawowanie �
wykrztusi�em. �
Nasza szko�a nie by�a tak porz�dna.
� I jeszcze jeste� k�amczuchem na dodatek. B�dziemy mieli o czym rozmawia�, moje
dziecko.
� Tak jest, prosz� pani. To b�dzie bardzo przyjemna rozmowa.
� Nie s�dz� � odrzek�a zimno. � Ile razy m�wi�am, �e nie wolno rozbija� si� po
korytarzach. Ale im trzeba
szufl� do g�owy... � gderaj�c na
sw�j ulubiony spos�b, Szufla odesz�a w sin� dal, a do mnie doskoczy� od razu Wyrzek
z pretensjami:
� G�upi, mia�e� tak� okazj�. Dlaczego nie powiedzia�e�? Szufla by si� rozprawi�a z
nimi, a tak to teraz oni nas
zjedz�. Bo nie my�l, �e to ju�
koniec, teraz dopiero si� zacznie.
� Cicho b�d�!
� Zupe�nie si� rozzuchwal�, nie b�d� si� nic bali � j�cza� Wyrzek. � Wiejmy lepiej.
� Sam wiej, jak si� boisz.
Wyrzek nie da� sobie dwa razy powtarza�. W nast�pnej chwili ju� go nie by�o. Uciek�
na g�r�. A mnie otaczali
ch�opaki z paczki Ciesielskiego.
� No c�, Dzikus � powiedzia� Ciesielski � zachcia�o ci si� by� dowcipnym. Ale u
mnie takie dowcipy nie
przechodz�. Oduczymy ci� wtr�ca� si�
do nie swoich spraw. I nie my�l, �e cokolwiek przez to za�atwi�e�. Nie z nami takie
numery.
� Sk�d wiecie, �e to ja? � stara�em si� by� spokojny. � Nie macie �adnego dowodu.
� Owszem, mamy. Niejaki Kicuch by� �wiadkiem. Swoj� drog�, jak ci si� chcia�o!
Sprz�ta�, wstawia� now�
szyb�, nowe ilustracje i zdj�cia. I wszystko
dla jednego marnego efektu?
� Mylisz si� � powiedzia�em. � Efekt nie by� marny.
� Nie jeste� specjalist� od efekt�w � wycedzi� Ciesielski. � Specjalist� jestem ja.
Bra� go! � skin�� na
ch�opak�w.
Rzucili si� na mnie.
� P�jdziesz teraz z nami grzecznie na g�r� � powiedzia� Ciesielski. � I b�dziesz
robi� to, co ci ka�emy.
Usuniesz to wszystko, co tam zmajstrowa�e�.
Gablota musi wygl�da� tak, jak wczoraj, kiedy j� zostawi�em. Zrobisz z szyb� tak �
pstrykn�� palcem. � A
potem pobawisz si� zapa�kami. Jazda.
Pchn�li mnie. Szarpn��em si�. Powali�em jednego, kt�ry uwiesi� si� u mojej prawej
r�ki. Ale Ciesielski ju�
doskoczy� z pi�ciami do mnie.
� Do gabloty! � krzykn��.
� Nie powtarzaj si� � us�ysza�em nagle czyj� g�os. To Du�y M�cki. Stan�� mi�dzy mn�
a Ciesielskim.
� Nie powtarzaj si�, Ciesiu � powt�rzy� g�o�no.
� Powt�rki s� nudne � doda� Ma�y M�cki.
� On chcia� zrobi� z nas durni! � krzykn�� Ciesielski.
� Z nas te�, ale sko�cz z tym � rzek� gro�nie M�cki.
Przez chwil� mierzyli si� oczami. Wreszcie Ciesielski ust�pi�. Patrz�c na mnie
spode �ba wycofa� si� ze swoimi
stronnikami.
M�ccy przygl�dali mi si� przez chwil�.
� Wiesz, dlaczego ci� obroni�em? � zapyta� Du�y M�cki.
� W�a�nie ca�y czas zastanawiam si�.
� Bo chc� sam z tob� doko�czy� rozrachunki. Chyba wkr�tce b�d� mia� dow�d, �e to ty
wywiesi�e� te zdj�cia i
wtedy spotkamy si�. Ale ju� teraz
ci mog� powiedzie�: nie zajedziesz daleko w naszej klasie.
� My�lisz? Na czym opierasz t� prognoz�? � wytrzyma�em jego wzrok.
� Popisujesz si�.
� Popisy zastrzeg�e� w tej klasie dla siebie?
� Nie lubi�, jak kto mnie wyr�cza � wycedzi�. � Naprawd� tego nie znosz�. Tyle na
razie! Cze��, Dzikus, i
nie kryj si�, to nic nie da!
� Nie b�j si�, b�d� do twojej dyspozycji.
M�cki zmierzy� mnie ci�kim wzrokiem i odszed� w towarzystwie brata.
ROZDZIA� II
KLIPS
My�la�em, �e ju� si� zako�czy�y emocje tego dnia, ale okaza�o si�, �e Wyrzek mia�
sporo racji; to wszystko to
by�a dopiero przygrywka, prawdziwy
koncert pod znakomit� dyrekcj� M�ckich mia� si� dopiero rozpocz��, a ja mia�em by�
solist� w tym koncercie.
Naprawd� nie doceni�em tych
mi�ych ch�optasi�w.
Na du�ej przerwie poszed�em obejrze� sobie mecz koszyk�wki w sali gimnastycznej i
w�adc� tych teren�w �
d�ugonogiego Geparda, kt�rym straszy�
mnie Arek, ale ledwie wsadzi�em �eb w drzwi, podbieg� do mnie Ma�y M�cki, z
j�zykiem na wierzchu, ca�y
zdyszany i wysapa�:
� Dzikus! Do pani Rosi�skiej! Szybko!
� Ja?! � przestraszy�em si�.
� Dostaniesz glon do hodowli domowej. W ramach �wicze�.
� Glon? � zdziwi�em si�.
� Ka�dy ju� ma, tylko ty jeden nie. Masz i�� zaraz do pracowni.
Pobieg�em, rozlu�niony, ciesz�c si�, �e chodzi tylko o glon. Rozgarn��em t�umek
kolesi�w pod drzwiami
pracowni, zastuka�em dla porz�dku
i wpad�em zziajany. Wpad�em i stan��em jak wryty.
W g��bi pod oknem sta� nie kto inny a Gepard we w�asnej osobie, sta� bardzo blisko
Szufli i trzyma� jej g�ow� w
swoich d�oniach. Wygl�da�o to
tak, jakby Szufli co� wpad�o do oka, a Gepard troskliwie bada� jej to oko.
Na odg�os krok�w Szufla wyrwa�a si� z r�k Geparda i patrzy�a na mnie zak�opotana,
poprawiaj�c machinalnie
w�osy. Gepard z pocz�tku nie
rozumia�, co si� sta�o, i przez chwil� sta� jeszcze nieruchomo z r�kami uniesionymi
jak kap�an, a potem
zawstydzony zatrzepota� palcami
w powietrzu i zacz�� sobie strzepywa� jaki� py�ek z klapy marynarki.
� To znowu ty! � widzia�em, jak twarz Szufli przybiera kolor purpurowy. � Czego
chcesz?
� Ja? Mam dosta� glon.
� Co?! Co takiego?!
� Glon do hodowli domowej.
� Precz! � krzykn�a Szufla.
� Co?!
� Nie udawaj idioty! Wtargn��e� tu przez z�o�liwo��!
� Mnie powiedzieli, �e glo...
� Wyno� si�! � zagrzmia� Gepard.
Ruszy�em do drzwi ura�ony takim potraktowaniem i w�ciek�y, �e da�em si� tak g�upio
wrobi� M�ckim. By�em w
po�owie drogi, gdy drzwi otworzy�y
si� poma�u i do pracowni wkroczy� Tr�ba, ju� bez fartucha, w garniturze, tajemniczo
u�miechni�ty. W obu
r�kach mia� ca�y stos kolorowych
pude�eczek i flakonik�w.
� Mam co� dla pani, pani Mario � powiedzia�.
Szufla zmarszczy�a brwi. Uchwyci�em na moment jej spojrzenie. By�o niech�tne i
zniecierpliwione.
Gepard mrugn�� do niej porozumiewawczo.
� Czas ju� na mnie � powiedzia� g�o�no i wyszed�.
Tr�ba obejrza� si� za nim i ta chwila nieuwagi wystarczy�a. Kilka flakonik�w
wypad�o mu z r�k na pod�og�.
Rzuci�em si� i zacz��em zbiera�, ale bez po�piechu, chcia�em jak najd�u�ej by�
�wiadkiem tej sceny.
� Och, po co tyle fatygi, kolego � rzek�a Szufla. � Bo�e, pan przyni�s� ca��
drogeri�!
� Dosta�em par� nowych kosmetyk�w od przyjaci� z zagranicy. A to m�j w�asny produkt
� Tr�ba wr�czy�
Szufli ma�� flaszeczk�.
� Co to jest?
� �rodek do wywabiania plam. Czy�ci wszystko.
� Naprawd�?
� Pani nie wierzy? Prosz� wypr�bowa� na moim krawacie. Mam tu plam� � wskaza�.
Szufla namoczy�a kawa�ek waty w preparacie i energicznie zacz�a pociera� krawat.
� Rzeczywi�cie � powiedzia�a � plama znik�a.
Po�o�y�em pozbierane specyfiki na stoliku.
� Dzi�kuj� ci, ch�opcze � powiedzia�a Szufla � a teraz id� ju�. Aha, na przysz�o��
wymy�l sobie do
podgl�dania m�drzejszy pretekst ni� glony.
Zaczerwieni�em si�, przygryz�em wargi i szybko opu�ci�em pok�j.
Za drzwiami czekali ju� rozbawieni M�ccy i chyba p� klasy z nimi. Od razu mnie
obskoczyli.
� No jak, Dzikus, nie dosta�e� glona?
� S�uchajcie, s�uchajcie, nie dosta� glona!
� Widocznie przyszed� nie w por�!
�miech przetoczy� si� rechotem przez ci�b�.
� Opowiedz, jak to by�o? � zapyta� Du�y M�cki mrugaj�c wy�upiastym okiem. �
Widzia�e� Szufl�? Co
robi�a? Przyjrza�e� si� dobrze? Podziel
si� wra�eniami! � Nowy wybuch �miechu.
Krew nap�yn�a mi do g�owy. Wszystkie chichocz�ce twarze na�o�y�y si� na siebie. Ju�
nie odr�nia�em nikogo.
Jedna wielka galaretowata
g�ba o rozmazanych konturach �mia�a si� ze mnie. Otrz�sn��em si�. Zamkn��em na
moment oczy. Pomog�o.
Gdy otworzy�em je powt�rnie, zobaczy�em
ju� wyra�nie tu� przed sob� Ma�ego M�ckiego. Szczerzy� zaj�cze z�bki i wykrzykiwa�:
� Co masz takie rumie�ce?! Patrzcie! Dzikus dosta� wypiek�w! Co tam widzia�e�,
Dzikus?
Przesta�em panowa� nad sob�. Nie mog�em d�u�ej znie�� �miechu Ma�ego M�ckiego i
trzasn��em go w ten
zaj�czy pyszczek. Mi�kki by� jak mase�ko.
A� mnie to zdziwi�o. Od razu ugi�� si� i lekko wyl�dowa� na ziemi. Patrzy�em
zaskoczony to na niego, to na
moj� pi��, tymczasem naoko�o podni�s�
si� wielki krzyk.
� M�cki le�y!
� Dzikus zaatakowa� M�ckiego!
Naoko�o mnie g�stnia� coraz wi�kszy t�um. Nadbiegli nawet wszyscy Ciesie i
oblizywali wargi z emocji. W
ko�cu z pracowni wyskoczy�a zaalarmowana
Szufla, a za ni� pan Tr�baczewski.
� Co tu si� dzieje?! � patrzy�a przera�ona na le��cego Ma�ego M�ckiego.
� Ten nowy go trzasn��, prosz� pani � wyja�ni� Du�y M�cki.
Szufla spojrza�a na mnie wyra�nie ju� os�upia�a.
� Jeszcze raz ty?! Podnie�cie go! � wskaza�a na Ma�ego M�ckiego. � A z tob�
porozmawiam potem �
obr�ci�a si� do mnie ze wstr�tem. By�em pewien,
�e uwa�a mnie za zbocze�ca. � Chyba b�dziesz musia� p�j�� do psychologa. � To
omdlenie � orzek�a patrz�c
na trupio blad� twarz M�ckiego. � Szybko
do pracowni! Po��cie go na stole! Niech pan mi pomo�e! � zwr�ci�a si� do Tr�by, ale
Tr�ba by� tak
sko�owany, �e tylko bezradnie drepta� w miejscu.
� Zrobi� mu sztuczne oddychanie � zaofiarowa�em si�.
� Id�! Zejd� mi z oczu! � krzykn�a Szufla. � Marsz do klasy!
Wzruszy�em ramionami i zszed�em jej z oczu. Ale by�o zbyt ciekawie, by odmaszerowa�
do klasy, wi�c
ustawi�em si� niedaleko i pilnie obserwowa�em
przebieg akcji. Ciesie ochoczo podnie�li M�ckiego, ruszyli z nim do pracowni. Tr�ba
ju� wzi�� si� w gar�� i
torowa� drog� przez t�umek gapi�w.
� Rozst�pi� si�, zr�bcie miejsce... A wy ostro�nie, prosz�, bardzo ostro�nie �
poucza� Ciesi�w podtrzymuj�c
bezw�adn� g�ow� pacjenta. Mrucza�
i sapa�. By� bardzo przej�ty wypadkiem.
Nie da si� ukry�, ja te� by�em potwornie przej�ty. Strach mnie oblecia�, �e
powa�nie uszkodzi�em M�ckiego i
mo�e zostanie ju� kalek� albo
umys�owo niesprawnym z powodu mojego stukni�cia. Tote� z rosn�cym niepokojem
wsun��em si� za Ciesiami
do pracowni i patrzy�em im zdenerwowany
na r�ce. Oni tymczasem u�o�yli M�ckiego na du�ym stole, przy kt�rym Szufla
demonstrowa�a zwykle okazy
zwierz�t i preparaty biologiczne.
Ciesielski mia� zamiar sam zabra� si� do pacjenta. Podejrzewa�em, �e �obuz chce go
po�askota� pod brod� jedn�
r�k�, a drug� kuksn�� pod �ebro
i zastanawia�em si�, czy ten zabieg wyrwie M�ckiego z omdlenia, ale nie dane mi
by�o rozstrzygn�� tej kwestii,
poniewa� Szufla zdecydowanym
ruchem odsun�a Ciesielskiego i sama pochyli�a si� nad pacjentem. Przy�o�y�a mu ucho
do piersi, uj�a go za
przegub d�oni, przez dobre p�
minuty bada�a bicie serca oraz t�tno.
� Nic mu nie b�dzie � orzek�a wreszcie wyprostowuj�c si�. � To tylko ma�y szok.
Zaraz wyjdzie z tego �
poklepa�a M�ckiego po policzku. � Niech
pan poda amoniak � zwr�ci�a si� do Tr�by. � Jest na ostatniej p�ce pod oknem.
Tr�ba pocz�apa� po�piesznie i wr�ci� po chwili z flaszk�. Szufla podetka�a specyfik
pod nos M�ckiemu. Zabieg
da� efekt piorunuj�cy. M�cki
skoczy� na r�wne nogi, wytr�ci� zaskoczonej Szufli amoniak z r�k. Butelka st�uk�a
si�. Ostra wo� unios�a si� w
powietrzu. Ci, co znajdowali
si� najbli�ej, zacz�li krztusi� si� i kicha�. Najg�o�niej kicha� sam Tr�ba.
M�cki mruga� za�zawionymi oczami, trz�s� g�ow�. Dopiero po chwili zorientowa� si�,
co si� sta�o, i zrozumia�,
�e chyba za szybko, za energicznie,
kr�tko m�wi�c �za zdrowo� skoczy�. To mog�o wywo�a� z�e wra�enie i r�ne
podejrzenia. Wi�c, �eby si�
poprawi�, czym pr�dzej usiad� z powrotem
na stole, a nawet pr�bowa� po�o�y� si�. Szufla patrzy�a na niego zdumiona, a potem
zmarszczy�a brwi. Chcia�a
co� powiedzie�, ale w tym momencie
do pracowni zajrza�a wicedyrektorka Okulczycka.
� A, jest pan tu, kolego Tr�baczewski � powiedzia�a na widok chemika. � Szukam
pana. Prosz� natychmiast
do pokoju nauczycielskiego! I pani,
moja droga, te� � zwr�ci�a si� do Szufli. � Dziwne tu zapachy � pokr�ci�a nosem. �
Ciesielski, otw�rz
okna! A to, co znowu?! � unios�a brwi na
widok M�ckiego le��cego na stole. � Dlaczego on tak le�y?
� Dosy�, z�a�, bo Okulla przysz�a � sykn�� do brata Du�y M�cki i �ci�gn�� go ze
sto�u, a potem� zwr�ci� si�
do Okulli:
� Ten nowy go pobi�, pani dyrektor. Musieli�my go cuci�.
� Kt�ry to? � zapyta�a Okulla.
� Tam stoi � Du�y M�cki wskaza� na mnie i poci�gn�� nosem.
� Ty? � Okulla obrzuci�a mnie bystrym spojrzeniem. � Jak si� nazywasz?
� On si� nazywa Dzikus � wyr�czyli mnie ochoczo Ciesie.
� Nie was pytam. Imi� i nazwisko? � zwr�ci�a si� do mnie.
� Tomasz �abny. Przyszed�em od Lampego.
� A, to ty! � zmarszczy�a brwi, jakby sobie co� o mnie przypomnia�a, co� niezbyt
przyjemnego. � Pierwszy
dzie� w szkole?
� Drugi.
� I ju� dezorganizujesz nam prac�. A co b�dzie potem?
� Pani dyrektor, ja... ja nie rozumiem dlaczego... � pr�bowa�em si� broni� bez
przekonania. � Ja... ja
naprawd� uderzy�em go lekko i nie
wiem, dlaczego upad�...
� Nie wiesz, dlaczego upad� � powt�rzy�a powoli Okulla, a jej oczy w czerwonych
obw�dkach wpatrywa�y si�
we mnie drwi�co. � P�jdziesz ze mn�
do pokoju nauczycielskiego.
� Kiedy pani Rosi�ska w�a�nie chcia�a ze mn� rozmawia� � pr�bowa�em przetarg�w. Z
dwojga z�ego
wola�em rozmow� z Szufl� ni� z Okull�. Ale
Okulla przejrza�a m�j manewr.
� Pani Rosi�ska? Nie szkodzi. Porozmawiamy we tr�jk�. Zapewne chcia�a z tob�
rozmawia� na ten sam temat.
Idziemy! Koledzy, tam naprawd� wszyscy
czekaj�, prosz� szybciej � zwr�ci�a si� z pretensj� do Tr�by i Szufli, kt�rzy stali
jak zahipnotyzowani nad znan�
mi sk�din�d gablot� okryt�
papierem z napisem: �Nie ods�ania�! Motyle nocne z rodziny Noctuide w stadium
przepoczwarzania�.
Jednak Szufla zdecydowa�a si� ods�oni� i wyda�a okrzyk przykrego zdumienia.
� Co si� zn�w sta�o? � zaniepokoi�a si� Okulla.
� Nic nie rozumiem � wykrztusi�a Szufla. � Tu przecie� by�y paj�ki... Same rzadkie
okazy...
� Z pewno�ci� ju� ich nie ma � zauwa�y� przytomnie Tr�ba. � St�uczona szyba?! Ten
papier, te napisy... Tu
kto� buszowa�! Z pewno�ci� te �obuzy
z przyrodniczego k�ka. Tak, paj�k�w nie ma � za pomoc� patyka przeszuka� zakamarki
gabloty. �
Prawdopodobnie uciek�y natychmiast po
wybiciu szyby.
� Takie cenne okazy! Bo�e, gdzie one s�?!
� Tu! � da� si� s�ysze� dramatyczny g�os Okulli.
Wszyscy obr�cili si� w jej stron�... i zdr�twieli. Okulla sta�a na jednej nodze.
Drug� trzyma�a uniesion� wysoko
do g�ry, a pod ni� czarn� tyralier�
bieg�y zdenerwowane paj�ki.
� Bez paniki, moi drodzy � powiedzia�a nieco dr��cym, lecz spokojnym g�osem. � Na
pod�og� i wy�apcie je
metodycznie.
� Tak... tak, oczywi�cie, pani dyrektor � Szufla pad�a na kolana i przy pomocy co
odwa�niejszych uczni�w
pr�bowa�a wy�apa� okazy do s�oja,
kt�ry poda� jej Tr�ba. Ale uda�o si� zgarn�� zaledwie par� sztuk, reszta wybra�a
wolno�� i znik�a w zakamarkach
pracowni.
Poczu�em ci�ar w sercu i ucisk gard�a. Prawdopodobnie tak reaguje u mnie organ
zwany sumieniem. I te
objawy sprawi�y mi mimo wszystko pewn�
ulg�, bo �wiadczy�y, �e jeszcze mam ten organ. Czy Z�o�liwy Miecio te� ma?
Obejrza�em si�. Sta� za mn�.
� S�owo, jak jestem z�o�liwy � szepn��. � Nie mia�em poj�cia, �e tam s� jakie�
paj�ki. Musia�y siedzie�
ukryte gdzie� w szparach. G�upia historia,
stary, co?
A wi�c i on mia� sumienie.
� No, ju� dobrze, kochana � odetchn�a Okulla staj�c na obie nogi. � Niech pani
zrobi porz�dek z w�osami i
idziemy...
� Z w�osami?! � powt�rzy�a zaaferowana Szufla.
� Pani ma w�osy w nie�adzie. Niech pani spojrzy w lustro. � Okulla rozejrza�a si�
po pracowni. � Nie widz�
lustra. Tu przecie� by�o lustro. Kaza�am
we wszystkich pracowniach zawiesi� lustra. Co si� z nim sta�o?
� St�uk�o si�... � Szufla chrz�kn�a zak�opotana.
� Co takiego?
� Ortolan st�uk� � wyja�ni�a Szufla.
� Ucze� Ortolan?
� Ortolan ptak.
� Pani trzyma�a w klasie �ywego ptaka?
� Ch�opcy przynie�li na lekcj�, kiedy przerabiali�my ptaki, ale im uciek�.
Okulla pokr�ci�a g�ow�, wyci�gn�a ze swej przepastnej torby lusterko i wr�czy�a
Szufli.
� Co za dzie�, od rana same afery � spojrza�a na mnie. Czy�by kojarzy�a je z moj�
osob�? Mo�e pomy�la�a, �e
jestem czym� w rodzaju marynarskiego
Jonasza, �e przynios�em ze sob� z�e fatum na pok�ad szko�y? Nie, bzdura, to
przypadkowe spojrzenie. Okulla nie
wygl�da na przes�dn�.
Ale do ko�ca �afer� by�o jeszcze daleko. Ledwie bowiem Szufla zabra�a si� do
czesania i obejrza�a w lusterku
praw� po�ow� swojej twarzy, wyda�a
kolejny okrzyk przykrego zdumienia, tym razem by� to ju� s�aby okrzyk, raczej
g�uchy j�k, zapewne z powodu
post�puj�cej utraty si� gogicznych.
Spojrzeli�my na ni�. Sta�a nieruchomo i trzyma�a si� za ucho.
� Klips! � wykrztusi�a. � Zgubi�am klips.
Okulla westchn�a ci�ko i skin�a na nas.
� Szukajcie, ch�opcy! Klips z�otego koloru z zielonym kamieniem.
Rzucili�my si� na pod�og�. Rozpe�zli�my si� jak karaluchy i oczywi�cie
wykorzystali�my natychmiast sytuacj�
do zabaw pod�ogowych,
kt�re polega�y na czo�ganiu, tr�caniu si� g�owami jak barany, gonitwach i �apankach
oraz odstawili�my numer
zwany �walk� w�y�. Wreszcie
Okulla zorientowa�a si�, �e robimy sobie zgryw� i klasn�a w r�ce:
� Dosy�! Przerwa� poszukiwania! I zmiata�!
A widz�c, �e si� nie kwapimy, wyci�gn�a brutalnie za nog� M�ckiego spod sto�u,
demonstruj�c du�� si��
fizyczn� i r�wnie du�� determinacj�.
To od razu przem�wi�o ch�opakom do rozs�dku, wi�c zacz�li ucieka� z pracowni. Ja
te� chcia�em skorzysta� z
okazji i wymkn�� si� chy�kiem,
ale Okulla zatrzyma�a mnie przytomnie.
� A ty dok�d?! Powiedzia�am ju�. P�jdziesz ze mn�!
� Niech�e pani przestanie si� martwi�, kole�anko � zwr�ci�a si� do Szufli, kt�ra
siedzia�a jak struta. � Ten
klips nie by� ani cenny, ani �adny.
Powiem pani otwarcie: by� tandetny, w z�ym gu�cie i niemodny! Ju� dawno pani
powinna by�a wyrzuci� te
klipsy!
� Wyrzuci�? Ale�, pani dyrektor � oburzy�a si� Szufla. � To m�j talizman,
przynosi�y mi szcz�cie!
� Przes�d!
� Nie... nie, to talizman i droga pami�tka, dosta�am je od uczni�w na imieniny,
trzyna�cie lat temu, w
pierwszym roku mojej pracy w szkole. Nigdy
nie rozstawa�am si� z nimi.
� G�upie sentymentalizmy, moja droga. Idziemy � poci�gn�a za�aman� Szufl�.
Co do mnie, to ponownie pr�bowa�em da� drapaka, ale przyskrzyni�a mnie w drzwiach i
� tym razem ju� bez
s�owa � trzymaj�c mnie za przegub r�ki
jak dziecko poprowadzi�a do pokoju nauczycielskiego.
Kr�ci�o si� tu ju� paru, jak mi si� wyda�o, do�� zdenerwowanych gog�w. Wysun��em
dyskretnie zza mankietu
kartk� z karykaturami. Jeszcze
raz okaza�o si�, �e by�y naprawd� znakomite. Bez trudu rozpozna�em fizyka, pana
Osta�ko, ze srebrn� aureol�
w�os�w wok� szlachetnej twarzy
poznaczonej bruzdami cierpienia i nieuleczalnej melancholii, a tak�e bez wahania
zidentyfikowa�em pani�
Kock�, czyli Koci�, sympatyczn�
brunetk� w stylu �afro�, i matematyka Podleckiego, kt�ry mia� czaszk� o dziwnym
kszta�cie i wygl�d
�p�ochliwego okapi�.
A potem pomy�la�em, �e otrzyma� po�ajank� przy tak obszernym audytorium, to
zupe�nie fatalna historia. B�d�
mia� minusiki za jednym
zamachem u wszystkich, ba, �eby to minusiki. Z pewno�ci� b�d� mia� zaszargan� ca��
reputacj�! A zatem m�j
przyjaciel pech wci�� nie chce
mnie opu�ci�, nawet w tej nowej budzie.
Przygn�biony, da�em si� jak manekin zaprowadzi� przez Okull� do okna. S�dzi�em, �e
po to mnie prowadzi do
�wiat�a, �eby ka�dy z gog�w m�g�
mnie obejrze� dok�adnie, ale okaza�o si�, �e Okulla ma umys� praktyczny i nie lubi
zbytnio przedstawie�. Mo�e
zreszt� nie mia�a tego dnia czasu
na wi�ksze widowisko, do��, �e zrezygnowa�a z wszystkich popis�w gogicznych,
podprowadzi�a mnie pod
p�kat� donic� z wielkim oleandrem
i powiedzia�a:
� Za kar� obierzesz z mszyc ten nieszcz�liwy kwiatek. Bu�anek ci poka�e, jak si� to
robi.
Dopiero teraz zauwa�y�em, �e mam towarzysza niedoli. Czai� si� za oleandrem z ma��
szczoteczk� w r�ce. By�
to przystojniak o d�ugich rz�sach
i gor�cych oczach, kt�rego niew�tpliw� urod� psu�a jednak dolna szcz�ka.
Prowokacyjnie wysuni�ta, jakby
zach�ca�a do ciosu.
� Ty jeste� ten nowy? � zapyta�, gdy Okulla odesz�a.
� Tak.
� Jak ci na imi�?
� Tomek � powiedzia�em. � Tomek �abny.
� S�ysza�em o tobie, nazywaj� ci� Dzikusem, a tak�e Flanel�. A w klubie s�yniesz
jako Pa�a � obserwowa�
mnie czujnie.
� Zgadza si� � chrz�kn��em sm�tnie, niezbyt zachwycony upowszechnieniem tych ma�o
twarzowych
przezwisk.
� A ja jestem Fredek. Fredek Bu�anek � odezwa� si� po chwili. � Niekt�rzy m�wi� na
mnie Bu�a.
� Tak, wiem � mrukn��em. � Jeste� dobry przy siatce. Chyba najlepszy w tej budzie.
Wiem z klubu.
� E tam � Bu�anek uda� skromno�� � przy tych pata�achach to ma�a sztuka. I zreszt�
tak�e ma�a przyjemno��.
W og�le siatka... � machn�� lekcewa��co
r�k�. � Tenis to jest co�! Gdybym mia� rakiet� � westchn�� po chwili. � Wiem, �e ty
grywasz.
� Dopiero drugi miesi�c i ma�o systematycznie.
� Cicho tam! � zgasi�a mnie Okulla. � Do roboty i ani s�owa wi�cej, bo ka�� panu
Soczewiakowi
prze�wiczy� was na przyrz�dach.
Umilk�em przera�ony t� perspektyw� i ze wstr�tem spojrza�em na mszyce przylepione
do nasady li�cia.
� Brzydzisz si�? � szepn�� Bu�a.
� Piekielnie. Jak to zdj��? Czym?
� Mo�e zamienimy si� � zaproponowa� Bu�a szeptem.
� A ty, co robisz?
� Usuwam tarczniki. To taki rodzaj szkodnik�w... � wskaza� li��.
Wytrzeszczy�em oczy.
� Nie widz� tam �adnych szkodnik�w.
� Przyjrzyj si� dobrze, ma�e ��tobr�zowe plamki. Widzisz je? To s� takie
zwierz�tka.
� Zwierz�tka, co ty?
� �ci�le � owady z jajami. B�dziesz je zdejmowa� tym narz�dziem � wr�czy� mi
zaostrzony patyczek. � A
tam gdzie r�wna powierzchnia, wystarczy
przejecha� tward� szczotk�. Chcesz?
Skin��em g�ow�. Tarczniki mimo wszystko wyda�y mi si� sympatyczniejsze od mszyc.
Zabrali�my si� do roboty.
� Za co ci� skazali? � zapyta� szeptem Bu�anek.
� Pog�aska�em pi�ci� faceta, kt�ry mnie skrzywdzi� � odpar�em. � A ciebie za co?
� Przejecha�em si� po lizusie, co si� nazywa Kuglewicz. On podlizuje si� Tr�bie na
lekcjach chemii. Wprost
obrzydliwe. Ale to nic... Nigdy
nic nie mam przeciw pracom niewolniczym w tym pokoju. Mo�na si� nas�ucha� r�nych
rzeczy... � u�miechn��
si� z min� do�wiadczonego bywalca
i praktyka. � Dzisiaj te� b�dzie ciekawie, co� wisi w powietrzu, ja to czuj�.
Zobacz, Gepard gryzie zapa�k�,
Osta�ko podci�ga spodnie. S� zdenerwowani.
Pos�uchamy?
Skin��em g�ow�. By� najwy�szy czas, bo dyskusja mi�dzy gogami wesz�a w stadium
krytyczne, o czym
�wiadczy�y podniesione g�osy oscyluj�ce
fortissimo wok� g�rnego C.
� Koledzy, prosz� o spok�j � us�yszeli�my karc�cy alt Okulli. � Kolega Tr�baczewski
wszystko wyja�ni.
� Co tu wyja�nia�! � rozleg�y si� g�osy.
� Wiadomo. Jak przychodzi kolej na koleg� Tr�baczewskiego, to nie mamy co w�o�y� do
garnka.
� Widzia�am. Ju� o drugiej godzinie wyszed� z ogonka.
� Tak jest! Opu�ci� kolejk�, a przecie� mia� dy�urowa�!
� Po prostu nie wywi�zuje si�...
� A by� tego dnia schab.
� Pani Halinka od�o�y�a dla nas nawet kawa�ek szynki.
Gorzkie oskar�enia sypa�y si� jak z rogu.
Okulla spojrza�a zaaferowana na Tr�b�, kt�ry do�� prowokacyjnie b�bni� palcami o
st� i patrzy� sobie w sin�
dal, jakby ma�o go obchodzi�y
te zarzuty.
� Kolego, mo�e pan jednak odpowie, usprawiedliwi si�.
� No, c�, to prawda, wyszed�em o drugiej z kolejki � wycedzi� Tr�ba wci�� patrz�c w
sin� dal. � A pow�d
jest prosty. O trzeciej zamykaj� biura,
a ja mia�em jeszcze za�atwi� zaopatrzenie sto��wki. Stale si� zapomina w tym
gronie, �e zosta�em obarczony
przez dyrekcj� tak�e misj�
zaopatrywania sto��wki.
� Biura zamykaj� o trzeciej � podj�� Gepard. � Ale nas interesuje, co pan robi� po
trzeciej. Dlaczego nie
wr�ci� pan do kolejki...
Nastawia�em coraz ciekawiej ucha. M�odzie� rzadko ma okazj� s�ucha� w szkole tak
pasjonuj�cej dyskusji.
� Niestety mia�em wa�niejsze sprawy... � rzek� Tr�ba.
� Wa�niejsze, no, wiecie pa�stwo! � oburzy�a si� Kocia, jakby w og�le mog�y istnie�
jakie� wa�niejsze
sprawy. � Nie mo�emy przyj�� tego usprawiedliwienia.
� Tak, niestety, nie mo�emy � rzek�a zirytowana Okulla. � M�g�by pan przynajmniej
zadzwoni�,
poinformowa� nas, uprzedzi�, zaj�� miejsce
w ogonku, jest iks sposob�w, �eby po ludzku, po kole�e�sku za�atwi� te rzeczy.
� Je�li si� naprawd� chce za�atwi� � dorzuci�a Kocia.
� W�a�nie, chodzi o dobr� wol� � podj�� Gepard. � Kolega Tr�baczewski zas�ania si�
wa�n� spraw�, a ja
widzia�em go wchodz�cego do westibulu
sali ta�ca towarzyskiego w klubie.
� Co takiego?! � nauczyciele os�upieli.
� Kolego Tr�baczewski, czy to prawda? � wykrztusi�a Okulla.
� Tak. Ale nie poszed�em tam ta�czy�, kolego Soczewiak � odpar� ostro Tr�baczewski.
� Pan przeoczy�, �e z
tego samego westibulu prowadz�
schody do suteren, gdzie mie�ci si� Klub M�odego Chemika, kt�rego jestem od lat
opiekunem. W�a�nie tego�
dnia zosta�em nagle wezwany. Ch�opcy
mieli k�opoty z opanowaniem pewnej ciekawej reakcji...
� Nies�ychane! I z takiego powodu... � wybuchn�a Kocia.
� Tak. Z takiego powodu. Uwa�am ten pow�d za nies�ychanie istotny.
� Ale� to humorystyka! � za�mia� si� Gepard. � Kolega Tr�baczewski ma oryginalne
poczucie humoru!
� Drodzy pa�stwo, ko�czmy t� dyskusj� � rzek� zniecierpliwiony pan Podlecki. �
Wyci�gnijmy konkluzj�,
praktyczne wnioski.
� Konkluzja jest jedna. Pan Tr�baczewski zawi�d�. Jak my wygl�damy teraz w oczach
Halinki? � zapyta�a
Kocia.
� Na drugi raz mo�e nie od�o�y�.
� Mo�ecie pa�stwo by� spokojni � rzek� z gorzkim u�miechem Tr�ba. � Pani Halinka
b�dzie nadal odk�ada�.
P�ki jej Robert jest w szkole, uk�ad
ma trwa�e podstawy.
Okulla zmierzy�a go ci�kim spojrzeniem.
� Co pan chce przez to powiedzie�?
� Nic, chcia�em tylko pocieszy�.
� Pan kolega niby odcina si� od naszej �sp�dzielni ogonkowej� i zawsze si�
pod�miewa, a jednak w zesz�ym
tygodniu wzi�� kaszank�, po kt�r�
sta�a pani Kocka � zauwa�y� Gepard.
� I nawet nie zap�aci� � doda�a Okulla.
� Nie zap�aci�em? � Tr�ba poczerwienia�. � Bardzo mi przykro, coraz cz�ciej
przy�apuj� si� na fatalnym
roztargnieniu. Moje nerwy nie s�
chyba w porz�dku.
� Chyba nie � rzek� zimno Gepard.
� Ja zaraz ureguluj� � Tr�ba wyci�gn�� portfel, zacz�� w nim grzeba�, coraz
bardziej czerwony. �
Przepraszam, ale nie wzi��em dzi� pieni�dzy.
Nauczyciele wymienili spojrzenia. A Szufla spu�ci�a oczy i zarumieni�a si�, jakby
to j� sam� oskar�ano.
� Nie ma sensu przeci�ga� tej sprawy � rzek� zdegustowany matematyk. � Proponuj�
wy��czy� koleg�
Tr�baczewskiego z tej kole�e�skiej,
�e tak powiem, akcji.
� I chyba lepiej b�dzie, jak w og�le odsunie si� pan � rzek�a Okulla. � Tak�e od
sto��wki.
� W jakim sensie? � zapyta� Tr�ba. � Mam nie jada�?
� Chodzi o zaopatrywanie sto��wki. Ta funkcja wybitnie panu nie le�y.
� W istocie nie le�y mi � odpar� Tr�ba.
� Prosz� zwr�ci� upowa�nienie.
� Przepraszam, jakie upowa�nienie? � zamruga� oczami Tr�ba.
Okulla spojrza�a wymownie na zebranych, jakby bior�c ich za �wiadk�w swoich udr�k z
Tr�b�.
� Chodzi o upowa�nienie do wyst�powania w imieniu dyrekcji w sprawach sto��wki �
wyja�ni�a spokojnie.
� Ach, tak... rozumiem, prosz� bardzo � Tr�ba si�gn�� do teczki i zacz�� nerwowo
szuka� mi�dzy swymi
szparga�ami.
� Pan nie zgubi�, mam nadziej�? � zaniepokoi�a si� tym razem na serio Okulla.
� Oczywi�cie, �e nie! � zdenerwowany Tr�ba wyrzuci� wszystkie szparga�y na st�... i
znieruchomia� nagle.
Co� b�ysn�o mi�dzy papierami. Potem rozleg� si� stukot i po pod�odze poturla� si�
niewielki, kr�g�y przedmiot.
� M�j klips! � krzykn�a Szufla i przeszy�a pana Tr�baczewskiego gniewnym wzrokiem.
� Jak pan m�g�?
Jak pan �mia�!... Nie, tego doprawdy ju� za
wiele...
Pan Tr�baczewski zaczerwieni� si� jak ucze� przy�apany na brzydkim uczynku i nie
wiedzia� co powiedzie�, a
ca�e grono z Okull� na czele patrzy�o
na niego z pot�pieniem.
� Ale� to fetyszysta! � wykrztusi�a w ko�cu Okulla ze zgroz�.
� Klips? W mojej teczce?! Ja... nie rozumiem... � be�kota� oszo�omiony Tr�ba. �
Bardzo pani� przepraszam,
ale naprawd� nie pojmuj�, sk�d ten
klips... � schyli� si� �eby go podnie��, ale Gepard by� zwinniejszy i szybszy.
Uprzedzi� Tr�baczewskiego o
u�amek sekundy, podni�s� klips
z pod�ogi i z szarmanckim u�miechem wr�czy� na otwartej d�oni Szufli.
Szufla chwyci�a klips, spojrza�a jeszcze raz p�on�cymi z oburzenia oczyma na Tr�b�
i wybieg�a z pokoju.
Tr�ba zamyka� poma�u teczk� jakim� starczym ruchem, jakby mu nagle przyby�o par�
dziesi�tek lat...
Panowa�o pe�ne za�enowania milczenie. Nauczyciele siedzieli z oczami wbitymi w
sto�y, tylko na ustach
Geparda b��ka� si� ironiczny u�mieszek.
Tr�ba wsta� ci�ko, chcia� co� powiedzie�, ale machn�� r�k� i skierowa� si� do
drzwi. W po�owie drogi
zatrzyma� si�, spojrza� na nas, na mnie
i na Bu��, cofn�li�my si� zawstydzeni, ale on powiedzia� tylko:
� Miejsca po usuni�ciu tarcznik�w radz� przemy� denaturatem.
I wyszed� z pokoju.
A na nas zaraz natar�a Okulla.
� Co wy tu jeszcze robicie?
� Mieli�my t�pi� szkodniki.
� Dosy� ju�! Uciekajcie! Zupe�nie o nich zapomnia�am � zdenerwowa�a si� Okulla. �
Nie przypuszcza�am
zreszt�, �e dyskusja tak si� rozwinie.
� Nas�uchali si� � mrukn�a Kocia.
� No, to co? � rzek� pan Ciemi�ny, historyk, kt�ry dot�d siedzia� w zupe�nym
milczeniu. � Po prostu
ludzkie sprawy... A w domu ma�o to s�ysz�?
Ale Okulla by�a chyba innego zdania. Sama otworzy�a nam drzwi i dos�ownie wypchn�a
nas na korytarz.
Pod drzwiami, rzecz jasna, od razu otoczy�a nas ci�ba podnieconego szkolnego luda.
� Co si� tam sta�o?!
� Co wam zrobili?!
� Nam nic! T�pili�my szkodniki na okiennych chwastach. Zwyk�e niewolnicze prace
karne � odpar� Bu�a.
� A ten krzyk, ten ha�as, ten szum?!
� To z powodu Tr�by, mi�sa i klipsa � powiedzia�em.
� Tr�ba niewa�ny, mi�so niewa�ne. A co z klipsem? � dopytywali.
� Bomba! Klips si� znalaz�.
� Bujasz!
� Tr�ba mia� go w teczce.
� Nie! Co ty m�wisz!
� Wypad� mu z teczki! Widzia�em. I on widzia� � wskaza�em na Bu��.
� To fakt � potwierdzi� Bu�a. � M�wi� wam, ale zrobi� min�!
� Wszystkich zatka�o.
� A najbardziej Szufl�!
� Tr�ba... Kto by pomy�la� � dziwili si�. � Dlaczego to zrobi�?
� Dlaczego? � Bu�a skrzywi� si� jak znudzony koneser. � Ta proste. On jest
fetyszyst�. Nie wiedzieli�cie?
� S�uchajcie, s�uchajcie � poderwa� si� Kocio Kocemba. � Tr�ba jest fetyszyst� � i
ruszy� wzd�u� korytarza,
a za nim sypn�o si� paru innych
ch�opc�w, na wy�cigi rozg�aszaj�c sensacyjn� nowin�. Wkr�tce ca�a szko�a wiedzia�a
ju�, �e poczciwy Tr�ba
jest fetyszyst�.
Wie�� dotar�a nawet do klas pierwszych. Gdy godzin� potem przechodzi�em ko�o
mikrus�w, s�ysza�em, jak
jedna szczerbata mikruska sepleni�a
do drugiej:
� S�ysza�a�, ten �ysy pan od chemii to fetyszysta.
A ja nie mog�em si� op�dzi� od obrazu Tr�by stoj�cego bezradnie nad otwart� teczk�
z dziwnym wyrazem w
oczach. Ju� wiem! To nie by�o zak�opotanie,
to by�o straszliwe zaskoczenie!
I by�em niemal pewny, �e kto� mu umy�lnie w�o�y� ten klips do teczki... Ale kto? I
kiedy?
Chyba jestem niezupe�nie normalny. Taka �mieszna historia, a mnie jako� odechcia�o
si� �mia�.
ROZDZIA� III
CZY KONIECZNIE MINUS SZE��?
Gdy po lekcjach wyszed�em ze szko�y, zauwa�y�em Arka. �wiczy� �semki na komarze
mi�dzy bram� parku a
g��wnym wej�ciem. Od razu mi si� to nie
spodoba�o. By�o jasne, �e czeka na mnie.
Ledwie pojawi�em si� na schodach przed drzwiami, podjecha� do mnie w k��bach spalin
i zahamowa� ostro. Na
jego twarzy malowa�o si� zdenerwowanie.
� Co ty wyrabiasz?! � natar� na mnie z miejsca.
� Ja?
� Nie udawaj, �e nie rozumiesz! Co to za numer z tym klipsem?!
� Mnie pytasz?
� S�uchaj, znam Tr�b� i nie wierz�, �eby to on schowa� ten klips.
� I od razu pomy�la�e�, �e to ja? � skrzywi�em si� gorzko.
� By�e� wtedy w pracowni...
� To nie ja � uci��em stanowczo.
� No, to kto w takim razie? Z�o�liwy Miecio?
� Nie s�dz�. Ju� raczej... � ugryz�em si� w j�zyk.
� Masz jakie� podejrzenia?
� Tak, niemal pewno��, ale nie chcia�bym wymienia� nazwiska. Niech ci wystarczy na
razie, �e to nie ja. Nie
wierzysz mi?
Arek wbi� we mnie prokuratorski wzrok.
� Wierz� � wycedzi� poma�u. � Zreszt� nie o klipsie chcia�em z tob� m�wi�.
� A o czym?
� O tej aferze ze zdj�ciami M�ckich i Ciesi�w. M�wi�em, �eby� si� trzyma� z daleka
od tych typ�w, ale ty, o�le
perski...
� Zaraz � przerwa�em. � Sk�d ta pewno��, �e to ja?
� Nie ty?! S� pewne niezbite fakty...
� Nie znasz wszystkich � powiedzia�em.
� Jakich niby?
Zawaha�em si�. Mimo wszystko nie chcia�em wsypa� Miecia.
� Zreszt� przypu��my, �e to ja � u�miechn��em si� wyzywaj�co. � I co z tego?
Arek poczerwienia�.
� Jeste� g�upek wi�kszy ni� my�la�em! Nie mog�e� wytrzyma� nawet dwu dni! Musia�e�
zacz��.
� St�ukli gablot� � mrukn��em.
� Czy warto z powodu g�upiej gabloty?! Zn�w wtr�ci�e� si� w nie swoje sprawy!
� Nie swoje? No, niezupe�nie nie swoje. W ko�cu to by�o w naszej szkole.
� Kretynie, czy zdajesz sobie spraw�, co zrobi�e�?! Wyda�e� wojn� najgorszym,
najbardziej niebezpiecznym
kojotom, jakie gryz�y kiedykolwiek
w tej szkole!
� Powiedzia�bym raczej: pawianom � sprostowa�em z ca�ym spokojem, na jaki mnie by�o
sta�.
� Ju� nied�ugo odejdzie ci ochota do �miechu � sapa� Arek. � Ca�a w�ciek�o��
M�ckich i Ciesi�w odt�d na
tobie si� skrupi. Na mnie zreszt� te�.
Wyobra� sobie, ten kojot Ciesielski przybieg� do mnie z pretensjami, �e to ja ci�
nam�wi�em do tej hecy! Nie da�
sobie nic wyt�umaczy�.
Po prostu w�ciek� si�. Co ci� napad�o, �eby z nim zadziera�?!
� On spali� fotografi� Jacka Bankiera.
� No, to spali�. Niechby si� z tego t�umaczy�. A ty musia�e� od razu si� w��czy�...
Tylko nie m�w, �e to dla jego
dobra...
� Przecie� ja w ko�cu nic...
� Nic, tylko robisz mu na z�o��! Nic, tylko mu robisz na przek�r! Nic, tylko mu
pokazujesz, �e jest g�upi! G�upi
i �mieszny! On pali Jacka Bankiera,
ty wstawiasz nowego, on tak, ty siak! I jeszcze przy roze�mianym beztrosko
Bankierze przyklejasz fotki, na
kt�rych Ciesie i M�ccy wygl�daj�
idiotycznie, umy�lnie z�o�liwie spreparowane fotki. I ty m�wisz, �e to nic!
Wypowiadasz im wojn� i m�wisz, �e
to nic... A przecie� zgodzili�my
si�, �e b�dziesz zajmowa� si� tylko tym, co jest �ci�le w polu twojego widzenia.
Obieca�e� mi!
� Ta gablota by�a w polu mojego widzenia � powiedzia�em.
� No, to masz za du�e pole widzenia � warkn�� Arek. � Musisz stanowczo zaw�zi�.
� Do pola widzenia kr�tkowidza? � zaszydzi�em.
� W�a�nie.
� Bez okular�w?
� Zaczynasz nareszcie pojmowa�.
� Ile dioptrii? Minus dwa, minus trzy?
� Minus sze��!
� Czyli widzie� tylko koniec w�asnego nosa.
� O, zrozumia�e� wreszcie! � Arek u�miechn�� si� krzywo. � Szkoda, �e dopiero
teraz. Praktycznie jeste�
sko�czony i nie masz nic do roboty w
tej klasie. A tak ci� uprzedza�em.
Chrz�kn��em zak�opotany.
� G�upio jako� wysz�o, to fakt. Z tym Ciesielskim zupe�nie nie wiem, co robi�. On
jest bardzo za�arty. Ale za
to... Za to zawar�em przyja��
ze Z�o�liwym Mieciem.
� Co takiego? � Arek zd�bia� wyra�nie.
� On mi pom�g� z t� gablot� � wyja�ni�em.
� Ty naprawd� jeste� beznadziejny � westchn�� Arek. � R�ce zupe�nie opadaj�!
Zaprzyja�ni� si� z kim�
takim jak Miecio! Ale� to czyste szale�stwo!
� Ja te� tak my�l�, ale szale�com czasem udaj� si� rzeczy, kt�re nigdy by si� nie
uda�y ludziom normalnym.
� Czy ty nie jeste� zbyt zarozumia�y?
� Tylko troch� � odrzek�em i �eby dobi� Arka doda�em: � jestem tak�e w dobrych
stosunkach z Wyrzkiem.
� Z Wyrzkiem?! � poczciwy Arek wyba�uszy� oczy. � Z Wyrzkiem, z tym lizusem?
� W�a�nie.
� No, to ju� koniec � zabulgota� wstrz��ni�ty Arek i z tego wstrz�su omal nie spad�
z motoroweru.
Podtrzyma�em go w ostatniej chwili.
� Lepiej postaw to cudo pod �cian� i porozmawiajmy w pozycji nap�otkowej.
� Nap�otkowej? � Arek zamruga� oczami.
� No, jazda! � umie�ci�em si� wygodnie na p�ocie.
Arek po chwili wahania poszed� za moim przyk�adem.
� Pom�wmy powa�nie � powiedzia�em wymachuj�c swobodnie nogami. � Masz racj�. �le
wysz�o z
M�ckimi i Ciesiami. Wsadzi�em si� na n�. W
dodatku podpad�em Szufli i Okulli. Ale z drugiej strony... Gdyby� widzia� miny tych
pawian�w, jak zobaczyli
gablot� z powrotem na �cianie
i siebie w tej gablocie. Dla tego jednego warto by�o... W ko�cu dawno ju� nale�a�o
im utrze� nosa!
Arek patrzy� na mnie tym razem bardziej zaskoczony ni� oburzony.
� Widz�, �e ty si� naprawd� nie przejmujesz � zauwa�y�.
Umilk�em, a potem zamrucza�em:
� Owszem. Przejmuj� si�, stary, bo nie wiem, co dalej z tym fantem. Chyba jednak
mnie w ko�cu zjedz�.
� Tak, zjedz� ci� z butami � westchn�� Arek. � Nie zostawi� ma�ej kosteczki.
� To co mam robi� teraz?
Arek wzruszy� ramionami. Mia� obra�on� min�. Milcza�.
� No, nie obra�aj si�, powiedz co�! � szturchn��em go.
� Co ci po mojej opinii � odburkn�� wreszcie. � Ty i tak nie pos�uchasz.
� Zapa�ka�em spraw�, to fakt, ale nie zostawisz mnie chyba w tej sytuacji?!
Arek zn�w wzruszy� ramionami.
� Tak wszystko pokie�basi�e�, �e naprawd� nie wiem, co ci radzi�. Chyba tylko ju�
jedno ci pozosta�o � rzek�
po chwili.
� Co?
� No, i�� dalej t� drog� � odpar� Arek.
Spojrza�em na niego zaskoczony.
� My�lisz, �e po tym, co zrobi�em, mog�... w og�le...
� Po tym, co zrobi�e�, twoja sytuacja jest pi�� razy gorsza, ale przynajmniej
jasna. Musisz si� trzyma� tego, co
zacz��e�.
� To znaczy?
� To znaczy dalej si� wtr�ca�, tak jak zacz��e� � Arek u�miechn�� si� pod nosem. �
Wtr�ca� si� i miesza� we
wszystko, co jest w polu widzenia.
� W polu widzenia dalekowidza?
� No, nie przesadzaj. Wystarczy ci pole widzenia normalnego cz�owieka.
� To znaczy do�� kr�tkowidztwa!
� Do�� kr�tkowidztwa! � zagrzmia� Arek.
� �adnych minusowych dioptrii!
� Patrzymy normalnie.
� Bez szkie�.
� Normalne pole widzenia � powt�rzy� Arek. � W ten spos�b wyrobisz sobie
przynajmniej mark� cz�owieka
z charakterem. Mo�e nawet komu� zaimponujesz,
kogo� przekonasz, kogo� przyci�gniesz, kto� ci� poprze i kupi� ci wieniec na gr�b,
jak ci� inni zjedz�. Bo to jest
raczej pewne, �e dni twoje
b�d� kr�tkie � Arek wymachiwa� beztrosko nogami, zbyt beztrosko, �ebym m�g� bra�
ca�kiem powa�nie to, co
m�wi.
� Nie kracz. M�w praktycznie, co mam robi�, �eby mnie przedwcze�nie nie zjedli.
Arek milcza� przez chwil�.
� Praktycznie, to mam jedno pytanie. Czy rozmawia�e� ju� ze szczepow�?
Zamacha�em gwa�townie r�kami.
� To nie wchodzi w og�le w rachub�. Wiesz o tym doskonale. Zwalniam si�. Wypisuj�.
� Mowy nie ma � uci�� stanowczo Arek. � Nie b�d� przez ciebie zn�w �wieci� oczami w
Komendzie. I tak
maj� do mnie pretensje za to, co robi�e�
u Lampego. By�e� cholernie konfliktowy.
� No w�a�nie, jak tyle by�o pretensji, to ja si� wycofuj�. Niech sobie wezm� kogo�
mniej konfliktowego.
� To by�o u Lampego � powiedzia� Arek. � Ale tutaj jest Narcyza! U Narcyzy jest
zupe�nie inna sytuacja. Tu
jest ma�o ch�tnych do tyrania w
organizacji, wi�c znios� nawet ciebie.
� Dzi�kuj� za �ask�. Obejdzie si�!
� Powiedzia�em, mowy nie ma. Oni bardzo na ciebie licz�, zrobi�em ci dobr� reklam�,
zameldowa�em
szczepowej, �e przyjdzie jeden taki,
co pali si� do funkcji i rz�dzenia.
� �obuz!
Arek za�mia� si�.
� Zreszt� mo�esz si� nie zg�asza� � zeskoczy� z p�otu. � Oni sami do ciebie
przyjd�. Musz� lecie�, cze��. A,
jeszcze jedno. Gdyby ci� M�ccy i Ciesielski
za bardzo t�pili, to trzeba b�dzie uruchomi� Obar�.
� Obar�? Co to jest obara?
� Cz�owiek.
� Cz�owiek?
� To nazwisko jednego ch�opaka. Nazywa si� Obara. Andrzej Obara. Jak sobie nie dasz
sam rady, smaruj do
Obary. On ci pomo�e.
� Wol� sobie radzi� sam.
� No, pewnie, ale czy potrafisz? � Arek spojrza� na mnie krytycznie. � Nie panujesz
nad odruchami. Nie
jeste� jeszcze na w�a�ciwym poziomie.
Mo�e wyrobisz si�, ale na razie uwa�aj. Sied� cicho w k�cie i nie w�a� M�ckim w
parad� niepotrzebnie, ani
Ciesielskiemu.
� Przecie� zgodzi�e� si�, �e w mojej sytuacji powinienem ju� raczej normalnie, bez
dioptrii.
� Oczywi�cie, oczywi�cie � zamrucza� Arek. � Jak najbardziej normalnie, ale bez
wyskok�w. Po co zaraz
wywo�ywa� wilka z lasu?
* * *
Nie mia�em zamiaru wywo�ywa� wilka z lasu, ale okaza�o si�, �e wilk bez wywo�ania
sam czyha� na mnie. Gdy
nast�pnego dnia pojawi�em si� w
szkole, Ciesielski ze swoimi lud�mi by� w korytarzu. Jak tylko mnie zauwa�y�, od
razu gwizdn��, a jego ludzie
ustawili si� po obu stronach
korytarza. Mia�em niedobre przeczucia, zawaha�em si� na moment, ale ruszy�em dalej.
� Dzikus idzie! � kto� krzykn�� zza plec�w Ciesielskiego.
� Cze��, Ciesie � odpowiedzia�em z udan� beztrosk�.
� Cze��, Dzikus! � odezwa�y si� sporadyczne g�osy.
� To nie jest Dzikus tylko Flanela � rozleg� si� g�os Ciesielskiego.
Wszyscy umilkli i patrzyli na mnie wyczekuj�co. To musia�o by� w ich j�zyku jakie�
wyj�tkowo obra�liwe
s�owo, domy�la�em si� tego, ale uda�em,
�e nie rozumiem. Szed�em dalej. Wtedy Ciesielski rzuci� rozkaz:
� Zdj�� Flanel�!
Ciesie tylko czekali na to. Nim si� zorientowa�em, jeden podstawi� mi nog�, drugi
pchn�� mnie z ca�ej si�y i ju�
le�a�em na ziemi. Pr�bowa�em
si� zerwa� � nadaremnie. Ju� mnie okr�cali firank�.
� Whisky � krzykn�� Ciesielski.
Podali mu jak�� wielk� butl� z podejrzanym p�ynem. Zacisn��em usta.
� Szczypce! � krzykn�� Ciesielski.
� Mamy �abki.
� Dajcie jak�� najwi�ksz� �ab�.
Skwapliwie podano mu jak�� niezwyk��, staro�wieck� �abk�, wielk� jak szczypce
homara, chyba s�u�y�a do
podwieszania kurtyn teatralnych.
Ciesielski k�apn�� mi ni� przed oczami, a potem zacisn�� na nosie. Czu�em, �e si�
dusz�. Otworzy�em usta.
Wtedy on odkorkowa� butelk�. Przejrza�em
w u�amku sekundy jego perfidne zamiary. Chcia� mnie napoi� t� whisky, a potem na
lekcji zameldowa�, �e
przyszed�em pijany do szko�y. By�aby
draka na czterna�cie fajerek! Czy potrafi�bym si� obroni�? Bardzo w�tpi�.
Szarpn��em si� rozpaczliwie, ale trzymali mnie mocno. Ciesielski z diabelskim
u�miechem pochyla� si� coraz
ni�ej z butl� nad moj� twarz�...
� Przyda�by si� lejek � zamrucza�. � To drogocenny p�yn. �al ka�dej rozlanej
kropli.
Jeden z us�u�nych malc�w od razu wydar� kartk� z zeszytu i zrobi� z niej papierowy
lejek. Sapi�c z przej�cia
wsadzi� mi go bezceremonialnie
do ust. Za g��boko. Zakrztusi�em si�. Potr�ci�em butelk�. Omal nie wypad�a
Ciesielskiemu z r�k. Sporo
�drogocennych kropli� wyla�o si�
na pod�og�. Ale ta ma�a zw�oka mnie uratowa�a.
Bo ju� w nast�pnej chwili rozleg� si� ostrzegawczy okrzyk:
� Uwaga, Szufla idzie!
To wystarczy�o. Sp�oszeni Ciesie od razu zerwali si� z pod�ogi i dali szybko nog�.
Ciesielski nerwowo �ci�gn��
mi �abk� z nosa, r�bn�� mnie na
po�egnanie pi�ci� w �o��dek i czmychn�� za nimi.
Lecz alarm by� fa�szywy. Zamiast Szufli ko�o mnie pojawi� si� podniecony ten lizus
Wyrzek.
� Przegoni�em ich � zasapa�. � Postraszy�em Szufl�.
� To ty! � skrzywi�em si�. Nie by�o mi przyjemnie by� wybawionym przez lizusa.
� Zbieraj si�, oni zaraz si� skapuj�, �e ich oszuka�em, i wr�c� � denerwowa� si�
Wyrzek.
Trzymaj�c si� za �o��dek, gramoli�em si� powoli z pod�ogi. Lecz nim zdo�a�em wsta�,
ju� przybieg�a nowa
chmara malc�w.
� Chod�cie, chod�cie, zobaczcie! Zdj�li Flanel�, a teraz zabior� j� do magla! �
krzyczeli podnieceni jeden
przez drugiego. Wida� wie�� roznios�a
si� ju� po ca�ej szkole.
� �ebym was nie zani�s� do magla i prasowni! � rykn��em rozz�oszczony. Z�apa�em
najbardziej krzykliwego
mikrusa wp� i unios�em do g�ry.
� Jak ci nie wstyd podnieca� si� cudzym nieszcz�ciem � popatrzy�em na niego d�ugo i
przenikliwie. Mam
bardzo wyraziste, wypuk�e oczy.
Ma�o kto potrafi wytrzyma� moje spojrzenie.
� Co si� tak patrzysz, ty �abo! � wy bulgota� przestraszony malec.
� �aba! �aba! � rozleg�y si� dooko�a g�osy mikrus�w.
I tak, po Dzikusie i Flaneli, zosta�em jeszcze �ab�. Nie�le. W niespe�na trzy dni
trzy przezwiska. S�owo daj�,
robi� w tej budzie karier�.
Nagle wrzaski umilk�y. Tym razem naprawd� zbli�a�a si� Szufla.
� To znowu ty? � spojrza�a na mnie gniewnie. � Zdaje si�, �e moje s�owa nie odnosz�
skutku. Tobie trzeba
szufl� do g�owy. Co ty wyrabiasz z Dudkiem?!
Pu�� to nieszcz�sne dziecko.
Postawi�em szczeniaka na ziemi i otrzepa�em r�ce.
� On mnie straszy�, prosz� pani. On patrzy� na mnie wy�upiastym okiem � skar�y�
Dudek.
� Ty masz sadystyczne sk�onno�ci, ch�opcze � zwr�ci�a si� do mnie Szufla. � Stale
zastaj� ci� przy dr�czeniu
koleg�w. Jak ci nie wstyd zn�ca�
si� nad m�odszymi ty... ty... A w�a�ciwie jak si� nazywasz?
� On si� nazywa �aba, prosz� pani! � wrzasn�� Dudek.
� S�uchaj, �aba � powiedzia�a Szufla � zg�osisz si� do mnie po lekcjach.
Zabulgota�em wzburzony.
� Czego jeszcze? � skrzywi�a si� Szufla. � M�w wyra�nie, nie bulgocz, �aba!
� Nie nazywam si� �aba, prosz� pani � wykrztusi�em.
� Jak to nie �aba?... Dudek! Chod� no tutaj � chcia�a zawo�a� mikrusa, ale ju� go
nie by�o.
� Ja si� nazywam �abny, prosz� pani. Tomasz �abny.
� �abny? � Szufla spojrza�a na mnie podejrzliwie.
� �abny � powiedzia�em z nieszcz�liw� min�. Moje nazwisko nie dawa�o mi specjalnej
satysfakcji. � Ma�a
r�nica, ale zawsze � zaczerwieni�em
si�.
� No, wi�c dobrze � Szufla spojrza�a na mnie jakby ze wsp�czuciem, a mo�e mi si�
tylko wyda�o. �
Porozmawiamy po lekcjach, Tomku.
Spojrza�em na ni� z wdzi�czno�ci�, bo u�y�a imienia. Kiedy Szufla odesz�a, Wyrzek
zachmurzy� si�.
� Nie warto nic dla ciebie robi� � powiedzia� z gorycz�.
� Dlaczego? � zapyta�em.
� Bo i tak zawsze b�dziesz bity.
� Zawsze?
� Masz dziwne zwyczaje... i g�upie. Dlaczego nie powiedzia�e� Szufli o Ciesielskim.
Ciesielski by si� nie
patyczkowa� na twoim miejscu. Dzisiaj
po to zrobili t� hec� z butl�, �eby ci� potem oskar�y� przed Tr�b�. To mia�a by�
ich zemsta za to, co zrobi�e� z
gablot�. Powiniene� si� broni�.
Inaczej zn�w ci� wpakuj� w jak�� histori�. Za ka�dym razem, jak ci co� robi�,
powiniene� skar�y� si�
nauczycielom.
Pokr�ci�em g�ow�.
� Nie, daj spok�j, nie lubi� tego.
� A czy ja lubi�? � wzruszy� ramionami Wyrzek. � Nikt nie lubi.
� Mylisz si� � powiedzia�em. � S� tacy, co lubi�.
� U nas nie ma takich � powiedzia� Wyrzek. � Ale co innego nie lubi�, a co innego
robi�, jak si� musi. Jak
mo�esz inaczej obroni� si� przed Ciesielskim
albo przed M�ckimi? Dlatego m�wi� ci, nie b�d� g�upi, Tomasz. Nie masz innego
wyj�cia. Je�li chcesz, �eby oni
przestali, musisz poskar�y� Szufli
albo panu Tr�baczewskiemu. Mia�e� dzisiaj tak� okazj�. Jeszcze masz. Powiedz
wszystko dok�adnie, jak by�o.
Od samego pocz�tku. Od st�uczenia
gabloty. Zobaczysz, to ci� od razu ustawi. To zrobi wielkie wra�enie na Szufli i na
Tr�bie, a nawet na
wicedyrektorce Okulczyckiej. Tu jeszcze
czu� t� rozlan� w�d�. Dow�d rzeczowy! Powiedz, a ja po�wiadcz�. I znajd� si� inni,
co po�wiadcz�. Tylko
powiedz, biegnij zaraz do Tr�by i powiedz,
a b�dziesz mia� wszystkich Ciesi�w i M�ckich z g�owy. Ja ci to m�wi�.
� To nie jest takie proste � powiedzia�em.
Wyrzek wzruszy� ramionami.
� Bardziej proste, ni� ci si� wydaje. Ja wiem, ty si� boisz, �e potem w klasie
b�dzie trudno, �e sobie popsujesz
stosunki, ale nie b�j si�. Oni
s� i tak na wylocie, wiesz? Im niewiele brakuje. Pan Tr�baczewski powiedzia�, �e
jeszcze jedno przewinienie, a
porachuje si� ostatecznie
z Ciesielskim. �Podsumujemy twoje grzechy i wy�lemy do diab�a!� Tak powiedzia�,
kiedy Ciesielski wybi� z�b
Dudkowi, na szcz�cie jeszcze
mleczny.
� E, co on im mo�e zrobi�? � skrzywi�em si�.
� Mo�e � odpar� z przekonaniem Wyrzek. � Ciesielski jest z domu dziecka i mo�e by�
odes�any z powrotem.
A M�ccy jeszcze gorzej. Oni byli w Zak�adzie
Pedagogiki Specjalnej.
� Bujaj�, �eby was straszy� � powiedzia�em. � Nie byli w �adnym zak�adzie. Byli w
jednej klinice na
przeszczepianiu sk�ry.
� Przeszczepianiu?
� Mieli brzydkie blizny po poparzeniu. To wtedy, jak palili ognisko w lesie i
zrobili po�ar zagajnika. Obaj mieli
nogi poparzone. Wiem, bo
kiedy� mieszka�em z nimi na jednym podw�rku.
� Ale Kocio by� w takim jednym zak�adzie. On mia� wyrok.
� Konstanty Kocemba?
� Tak. I mo�e tam wr�ci�. Tak powiedzia� pan Tr�baczewski.
� Chcia�by�, �eby wr�ci�? � zapyta�em nie patrz�c na Wyrzka.
Wyrzek milcza� przez chwil�.
� Nie musi wraca� � mrukn�� wreszcie. � Ale przestraszy� go mo�na. Inaczej nie
b�dzie si� liczy� z nami.
Zobaczysz, �e dobrze ci radz�, Tomasz.
Id� do Tr�by i powiedz. Inaczej si� nie odczepi�.
� Zobaczymy � powiedzia�em i na tym zako�czy�em t� przykr� rozmow�.
* * *
Nie odczepili si�, to fakt. Zaraz na pierwszej lekcji przypu�cili na mnie atak, i
to zupe�nie wredny.
By�a to lekcja fizyki z panem Osta�ko. Pan Osta�ko uwa�a� siebie za wybitnego
pedagoga. Do jego specjalno�ci
nale�a�a �psychologiczna penetracja
ucznia�, jak to okre�la� przy r�nych okazjach. Polega�a ona na tym, �e na ka�dej
lekcji �bra� na warsztat
pedagogiczny� jednego delikwenta
i dr�czy� go, dociekliwie sonduj�c jego wiadomo�ci i demaskuj�c okrutnie wszelkie
braki, nie tylko z
przerabianego materia�u, ale z
og�lnej wiedzy i kultury. Widocznie tego dnia zwr�ci� uwag� na now� twarz w klasie,
bo od razu upatrzy� sobie
mnie za przedmiot swej dociekliwo�ci.
� Ty jeste� ten nowy? � u�miechn�� si� do mnie. � Wsta�, dziecko, porozmawiamy
sobie. Ja chyba ciebie
znam? � spojrza� na mnie wyczekuj�co, ale
ja milcza�em uparcie. � Gdzie to my�my si� mogli spotka�?
� Pewnie w poradni psychologicznej � pisn�� z ostatniej �awki Ma�y M�cki. � Jego
badali z powodu zbocze�.
� Cicho! � zgasi� go pan Osta�ko. � Bardzo mo�liwe, �e to by�a poradnia
psychologiczna. Czy by�e� w
poradni psychologicznej? � zwr�ci� si�
do mnie.
� Tak, ale...
� To tam ci� pozna�em, teraz przypominam sobie dok�adnie. Siedzia�em ko�o okna obok
ciebie.
� To jaka� pomy�ka � powiedzia�em.
� Nie s�dz�. Przypi��e� mnie agrafk� do fr�dzla firanki � poinformowa� z �agodnym
u�miechem. � Trudno
zapomnie� takie rzeczy.
� To nie ja.
� Nie musisz si� wypiera�. Nie mam ju� do ciebie �alu. To by�o dla mnie po�yteczne
do�wiadczenie. Kiedy�
by�em za ma�o czujny pedagogicznie.
Mam nadziej�, �e przesz�y ci ju� te... te objawy...
� Nie przesz�y mu, prosz� pana � pisn�� kt�ry� z Ciesi�w.
� On wci�� jest z�o�liwy, prosz� pana.
� I sprzymierzy� si� ze Z�o�liwym Mieciem.
� I u�ywa brzydkich s��w!
� I robi miny!
� Spok�j tam! � krzykn�� pan Osta�ko. � Ciebie pytam � podszed� do mnie i
przygl�da� mi si� badawczo.
Ale ja milcza�em. Czu�em, �e moje zaprzeczenia i t�umaczenia tylko jeszcze bardziej
podniec� tych �otr�w.
� Ma�om�wny jeste� � zauwa�y� pan Osta�ko.
� On si� wstydzi � wyja�ni� Ma�y M�cki.
� W�tpi�, czy b�dziemy mie� z ciebie pociech� � pan Osta�ko po d�u�szej �penetracji
wzrokowej� doszed�
wida� do niepochlebnych dla mnie
wniosk�w. � �e te� musz� do tej klasy pcha� najgorszych cymba��w!
� Pan niepotrzebnie si� tak przej�� � rzek� Ma�y M�cki. � On si� wyrobi.
� To zdolny ch�opak.
� Dobry ucze�.
� Zw�aszcza z fizyki.
� Na pewno pan b�dzie mia� z niego pociech�.
� On lubi do�wiadczenia.
� Zw�aszcza z gazami.
� I z elektryczno�ci�.
� W tamtej szkole porazi� pana od fizyki.
� I obla� elektrolitem.
� I gaz mu uciek� przy podgrzewaniu.
� I ca�a szko�a musia�a by� ewakuowana na �wie�e powietrze.
� Fajno by�o!
� Przez trzy dni wietrzyli wszystkie sale!
� I by�a komisja z Kuratorium.
� I dlatego przenie�li go z tamtej szko�y.
Tak m�wili jeden przez drugiego, b�yskaj�c oczami, podnieceni, z wypiekami na
twarzy.
Pan Osta�ko patrzy� na mnie podejrzliwie.
� B�d� musia� zamyka� pracowni� na specjalny zamek � powiedzia�.
� Niech pan si� nie boi, my go przypilnujemy � zaofiarowali si� ochoczo M�ccy.
� Przypilnujecie?
� Zajmiemy si� nim, razem z Ciesielskim.
� Bardzo dok�adnie.
� Ale to nie b�dzie bezpieczne � rzek� ponuro Ciesielski.
� Zajmiemy si� nim, ale pod jednym warunkiem.
� �e pan nie b�dzie mia� do nas pretensji, jak si� co� stanie.
� Co si� ma sta�? � zamruga� oczami pan Osta�ko.
� Chodzi o infekcj�, prosz� pana.
� O infekcj�, czyli o zaka�enie!
� Mo�emy mie� recydyw�, prosz� pana.
� Nie rozumiem... co to za mowa, m�wcie powa�nie! � zdenerwowa� si� Osta�ko.
� M�wimy zupe�nie powa�nie, prosz� pana. Pan wie, �e mieli�my �schorzenia moralne�
w zesz�ym roku. Tak
powiedzia�a pani dyrektor.
� Z trudem poprawili�my si�.
� Wyci�gn�li�my si�... Pan widzia�, z jakim trudem.
� To prawda, widzia�em � przyzna� uczciwie pan Osta�ko.
� Oduczyli�my si� brzydkich s��w.
� I innych rzeczy.
� Nie jestem pewien � zauwa�y� pan Osta�ko.
� �yjemy zgodnie z kodeksem ucznia.
� Pani dyrektor powiedzia�a, �e jeste�my r�ko...
� Rekonwalesami.
� To znaczy re-kon-wa-les-cen-ta-mi � wykrztusi� Du�y M�cki � ale wci�� zagra�a nam
jeszcze ze�li�ni�cie.
� Zwisamy nad przepa�ci�, tak powiedzia�a pani Okulczycka.
� A teraz on.
� Boimy si� nowego zaka�enia, prosz� pana.
� On mo�e nas poci�gn�� w przepa��.
� Tacy jak on lubi� poci�ga�.
� I znowu b�dziemy si� musieli odka�a�, pan rozumie.
� Rozumiem � rzek� pan Osta�ko. � To s� zrozumia�e obawy. S�uchaj no, synu �
zwr�ci� si� do mnie z
surow� min� � je�li zamy�lasz tu infekowa�,
to nic z tego! Jestem zbyt do�wiadczonym pedagogiem, �ebym na to pozwoli�!
� Ja nic nie zamy�lam, prosz� pana � zaprzeczy�em gwa�townie, ale Osta�ko na
wszelki wypadek jeszcze
pogrozi� mi palcem:
� Zapami�taj, �adnych brzydkich s��w, nie chc�, �eby� zaka�a� mi klas�. I �adnych
zabaw z elektrolitem i
gazami.
� Tak jest.
� B�d� czuwa�. Ty wymagasz szczeg�lnej opieki. Wychowa�em ju� sze�ciu Dmucholi, ale
ty jeste� ze
wszystkich Dmucholi najgorszy.
Ci Dmuchole mnie dobili. Przesta�em reagowa� i patrzy�em z rezygnacj� w okno.
� Ciebie to nie interesuje? � zapyta� przykro zaskoczony Osta�ko.
� Nie interesuje mnie zupe�nie.
� A to z jakiego powodu?
� Z zasadniczego. Nie jestem Dmucholem.
� Co takiego? Czy�by zasz�a pomy�ka? Ty jeste�... Mariusz Dmuchol � Osta�ko grzeba�
nerwowo w
dzienniku.
� Jestem Tomasz �abny.
� �abny?! Nie znam... Czy to prawda?
� To prawda, on nazywa si� �abny � potwierdzi� Wyrzek.
� To wy mnie zmylili�cie � Osta�ko ruszy� gniewnie w kierunku Ciesi�w i M�ckich.
� My?! � Ciesie i M�ccy udali �wi�te oburzenie. � My�my nie m�wili, �e on jest
Dmuchol. Wszyscy wiedz�,
�e to jest �aba.
Osta�ko ruszy� z powrotem do mnie.
� Dlaczego s�ucha�e� tego wszystkiego jak baran i nie prostowa�e�?
� Chcia�em sprostowa�, ale pan nie s�ucha�.
� No, wi�c teraz m�w do rzeczy � sapa� Osta�ko. � Za co ci� usuni�to z Lampego?
� Nikt mnie nie usuwa�.
� To co robisz w tej szkole? � Osta�ko obszed� mnie dooko�a i obejrza� od przodu i
ty�u, jakby sprawdzaj�c,
czy nie mam gdzie� ukrytej bomby. � No,
co tutaj robisz, pytam?
� Po prostu to m�j rejon, prosz� pana. Dostali�my mieszkanie w tej dzielnicy. Pan
wie, �e zasiedlali nowe
bloki.
� Bloki by�y zasiedlane trzy miesi�ce temu!
� Ale u nas by�y usterki, wi�c naprawiali i wszystko si� op�ni�o.
� No, tak, no, tak... A wi�c to tak... Wi�c b�dziesz moim uczniem. Doskonale. �eby
nie by�o nieporozumie�,
uprzedzam: jestem pedagogiem bez
serca. Wypalono mnie wewn�trznie, wi�c nie pr�buj mnie wzrusza�, �adnych przymila�
i pochlebstw. Nie
reaguj�. Poza tym zapami�taj. Nie ma
na mnie sposobu. Czytam specjalnie literatur� m�odzie�ow�, �eby pozna� podst�py
uczni�w, a d�ugoletnia
praktyka szkolna nauczy�a mnie czujno�ci.
Wi�c �adnych kawa��w ze mn�. Nie reaguj� na �w�e morskie� i r�ne tam dygresje, nie
dryfuj� z zasady. Nie
we�miesz mnie tak�e na �zy i na lito��.
Oceni� ci� sprawiedliwie. Nic mnie to nie obchodzi, czy masz ojca dyrektora czy
konduktora, delatora czy
racjonalizatora.
Wzruszy�em ramionami.
� Prosz� bardzo. Ja nie u�ywam �adnych sposob�w, prosz� pana.
� Doskonale � powiedzia� Osta�ko. � A co do twoich talent�w fizycznych...
� Obawiam si�, �e nie mam zbyt wielkich.
� To si� oka�e. Mo�e nagle w tej sali wybuchnie tw�j wielki talent, synu � Osta�ko
rozejrza� si� gdzie� po
suficie i zatar� r�ce. � Zawsze licz�
si� z tym, m�j kochany. Wi�c gdy b�dziesz mia� ochot� zrobi� co� niezwyk�ego,
przyjd�, zg�o� si� bez wahania,
powiedz mi, u�ycz mi swojego �aru.
B�dziemy p�on�� obaj. Jak dawniej, kiedy jeszcze chcia�o mi si� robi� nowe,
zupe�nie nowe do�wiadczenia �
zapatrzy� si� starymi oczami w okno.
Ca�a klasa umilk�a i wszystkim zrobi�o si� smutno.
ROZDZIA� IV
DOBRY JEST NASZ BRAT OBARA
Ju� nam si� zdawa�o, �e przykro�ci mamy za sob� i �e ten podnios�y nastr�j utrzyma
si� do momentu, gdy
znakomity pedagog na d�wi�k dzwonka opu�ci
triumfalnie klas� w otoczeniu wzruszonej m�odzie�y, lecz okaza�o si� jeszcze raz,
jak kruche i zwiewne s�
nastroje szkolne i jak nigdy do ko�ca
nie mo�na by� niczego pewnym. Na minut� przed dzwonkiem wkroczy�a bowiem do klasy
Szufla, przeprosi�a
pana Osta�k�, wyci�gn�a z torby notes
i przeczyta�a swoim d�wi�cznym altem:
� Ciesielski Krzysztof, Kocemba Konstanty, M�cki Adam i M�cki Karol zg�osz� si� po
sz�stej lekcji do pani
wicedyrektor Okulczyckiej.
Ciesie z Ciesielskim i Kociem, i M�ccy z przyleg�o�ciami najpierw zastygli na
miejscach jak pora�eni. A potem,
jak na komend�, oczy wszystkich
obr�ci�y si� w stron� Wyrzka. To by�o straszne spojrzenie i pod tym spojrzeniem
Wyrzek najpierw zblad� jak
p��tno, a potem poczerwienia� jak
pomidor. Chcia� co� wykrztusi�, rozejrza� si� bezradnie po klasie. Na moment jego
b�agalny wzrok zatrzyma� si�
na mnie. Da�em mu znak, �eby
si� opanowa�, ale nie wiem, czy zrozumia�. W ka�dym razie r�wno z dzwonkiem rzuci�
si� rozpaczliwie do
drzwi i da� nog�. Ciesie i M�ccy na
ten widok te� zerwali si� z miejsc i rzucili za Wyrzkiem.
Par� minut trwa�o �polowanie na lizusa�, a� wreszcie us�ysza�em triumfalny okrzyk
na klatce schodowej.
Sprowadzano struchla�ego Wyrzka gdzie�
z g�ry.
� To nie ja! � be�kota� zachryp�e. � Ja nic nie powiedzia�em. Przysi�gam, nie
skar�y�em! Pu��cie mnie, to nie
ja!
Ale nikt go nie s�ucha�; w�r�d gwizd�w i wycia czeredy prowadzono lizusa przed
oblicze Ciesielskiego.
Zrozumia�em, �e jest zgubiony, i energicznie
przedar�em si� przez szeregi Ciesi�w.
� To nie on � rzek�em g�o�no. � On nic nie powiedzia�.
Ciesielski zmarszczy� brwi, jakby zaskoczony moim zuchwalstwem.
� Nie on?! � u�miechn�� si� krzywo. � S�yszycie, �aba znowu si� wtr�ca.
� Tym razem te� nie on � powt�rzy�em twardo.
� A kto?
� S� inne alternatywy.
� Jak powiedzia�e�? Alertywy? Co ma do tego Alert?
� Al-ter-na-ty-wy! � krzykn��em. � Naucz si�, tr�bo, tego s�owa. Alternatywy, czyli
inne mo�liwo�ci. Czy
zawsze wszystko musisz przylepia�
do Wyrzka? Uprzedzony jeste� do niego.
� To jest lizus i skar�ypyta, wszyscy wiedz�.
� O, w�a�nie. Tak naj�atwiej. Przylepi� komu� etykietk� i po k�opocie. Nie trzeba
wi�cej my�le� i szuka�
winnego za ka�dym razem. Bo cokolwiek
si� stanie, winnym jest on! Facet z etykietk�!
� Dosy� tej mowy! � rozleg�y si� wzburzone g�osy i gwizdy. � Skoro go bronisz,
jeste� wida� taki sam jak
on! Precz z �ab�! Krzysztof, zabierz st�d
�ab�!
� �aba, sp�y�! � powiedzia� Ciesielski. � Nikt ci� nie pyta o zdanie. Zabierzcie
go!
� Bra� �ab�! � rozleg�y si� ochocze okrzyki Ciesi�w. Ju� otoczyli mnie i chcieli
obezw�adni�, gdy na korytarz
wpadli M�ccy z siln� asyst�.
� Sta�! � wo�ali z daleka.
� Czego chcecie? � skrzywi� si� Ciesielski.
� Przyszli�my si� w��czy�. Co jest grane?
� Jest sprawa z �ab� � wyja�ni� niech�tnie Ciesielski. � Zn�w nam wskoczy�.
� Robi� koz�a ofiarnego z Wyrzka � sapa�em. � A tym razem to nie on.
� M�wi, �e jest inna alternatywa � rzek� Ciesielski podkre�laj�c ironicznie s�owo.
M�ccy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, popatrzyli na mnie i okrutny u�mieszek
pojawi� si� im w
k�cikach ust.
� Uspok�jcie si� � powiedzia� Du�y M�cki. � Skoro �aba tak m�wi, to widocznie tak
jest.
� Co takiego?! � zdumia� si� nieprzyjemnie Ciesielski. � Popierasz �ab�?!
� To jest taki sam lizus jak Wyrzek! � mlasn�� j�zykiem Kocio. � Dzi� rozprawimy
si� z nimi oboma! A
teraz dam mu zadatek! � chcia� rzuci� si�
na mnie z pi�ciami, ale M�ccy przeszkodzili.
� Zaraz. Powiedzia�em: spokojnie � rzek� Du�y M�cki, a Ma�y doda�:
� Zbyt upraszczasz, Kociu.
� Z �ab� zasz�a pewna pomy�ka � o�wiadczy� Du�y M�cki i spojrza� na mnie spod rz�s
z dziwnym
u�miechem. � Wzi�li�my ci�, �aba, za kogo innego.
� Przebacz nam.
� To nie ty, �aba, dokonywa�e� do�wiadcze� z elektrolitem i gazami.
� Pewnie jeste� na to za ma�o pomys�owy.
� Tak, zasz�a powa�na pomy�ka.
� To nie ty u�ywa�e� brzydkich s��w.
� Jeste� na to zbyt grzeczny.
� �aba jest w og�le idealny.
� Mucha nie siada na �abie.
� �aba nie bije si� i nie skar�y.
� Nie podpowiada i nie szura.
� �aba nie robi nic, co jest fe!
Tak m�wili na przemian jeden i drugi, zdradliwie m�wili, nie mia�em �adnej
w�tpliwo�ci. K�amstwo by�o w ich
oczach i w k�cikach ich ust czai�
si� okrutny u�mieszek.
� Nie wierz� wam � powiedzia�em. � M�wicie ironicznie!
� My?! Ale� �aba! M�wimy obiektywnie.
� Nie jestem idealny � powiedzia�em. � Ale te� nie taki, jak my�licie.
� To fakt, �aba ma racj� � od razu zgodzi� si� Ma�y M�cki. � Jeszcze za ma�o go
poznali�my.
� Tak, troch� przesadzili�my mo�e... �aba nie jest chyba taki zupe�nie idealny.
� Ma jedn� wad�.
� Dwie.
� Wsadza nos w nie swoje sprawy. D�ugi nos �aby to jest problem � skrzywi� si�. �
To jaki� wybryk natury.
Przyci�cie nosa �abie by�oby chyba po��dane.
� Po drugie �aba lubi si� popisywa�.
� Chce by� znany i oklaskiwany.
� �aba chce by� zawsze na pierwszym miejscu.
� Uznany i podziwiany.
� Naprawd� ma�o mnie znacie! � powiedzia�em g�o�no, powa�nie zaniepokojony takim
stawianiem sprawy.
� Uwa�asz, �e te rzeczy nale�y przedyskutowa�? � zapyta� Du�y M�cki.
� Czy z wami mo�na cokolwiek przedyskutowa�? � zasapa�em.
� �aba nas nie docenia � rzek� Ma�y M�cki.
� Wi�cej, on nas obra�a � doda� Du�y M�cki.
� Je�li m�wicie powa�nie, mo�emy przedyskutowa� ka�dy problem � rzek�em uroczy�cie
stylem
dyplomatycznym.
� Niczego bardziej nie pragniemy � powiedzieli M�ccy. � Chod�, p�jdziemy na g�r� i
w ciszy ustalimy, jaki
w�a�ciwie jeste�.
� Przepraszam � wtr�ci� Ciesielski � s� pilniejsze sprawy.
� Nie przesadzaj, Ciesiu.
� S� sprawy nie cierpi�ce zw�oki. Przede wszystkim musimy ustali� spraw�
alternatywy.
� Alternatywy?
� To znaczy: Wyrzek czy kto inny.
� Om�wimy wszystko razem z �ab� � powiedzia� Du�y M�cki. � Chod�cie. Ta dyskusja
wymaga oddalenia.
� Nigdzie nie chod�! � krzykn�� Wyrzek do mnie. � I nie wierz im ani s�owa! �
chcia� wi�cej m�wi�, ale
zatkali mu usta i z powrotem wykr�cili
mu r�ce.
� Idziemy � poci�gn�� mnie Du�y M�cki. � Boisz si�?
Nie wierzy�em im. Wiedzia�em, �e na g�rze rozprawi� si� ze mn� bez �adnej dyskusji.
Gor�czkowo my�la�em,
co robi�. W ka�dym razie nie budzi�
przedwcze�nie ich podejrze�. Uda�em, �e nie domy�lam si� ich prawdziwych zamiar�w i
powoli ruszy�em z
nimi po schodach na g�r�. Powoli
ruszy�em i szed�em niemrawo, a nogi dr�twia�y mi ze strachu, bo zdawa�em sobie
spraw�, �e tym razem
naprawd� nie mam ju� szans ratunku.
A jednak by�y. Nie uszli�my nawet dziesi�ciu krok�w, gdy M�ccy zatrzymali si�
nagle. Podnios�em oczy.
Na schodach siedzia� ch�opak i bawi� si� z�ocist� tr�bk� sygna��wk�. Z g�ry
dochodzi�y odg�osy nieudolnych
�wicze� instrument�w d�tych.
� Co to za procesja? � zapyta� ch�opak czyszcz�c ustnik.
� Ju� jeste� znowu? � Ciesielski spojrza� na tr�bacza niech�tnie. � Mia�e� by�
dopiero w pi�tek.
� Przebaczyli mi. Poza tym potrzebuj� tr�bacza na Sze��dziesi�ciolecie
Niepodleg�o�ci. Tak mi si� szcz�liwie
u�o�y�o.
� Rzeczywi�cie szcz�liwie.
� Nie cieszy ci� to, Ciesiu?
� Bardzo mnie cieszy, tylko...
� Tylko co?
� Usu� si� troch� ze schod�w.
� Zaraz. Gdzie tak spieszycie? � Ch�opak spr�bowa� d�wi�ku tr�bki tak
nieszcz�liwie, �e obrazi� ucho
Ciesielskiego i Ciesielski odskoczy�
z bolesnym krzykiem. � Przepraszam � powiedzia� tr�bacz. � Niechc�cy tak zatr�bi�o,
bo w�a�nie paproch
wylecia� i si� przetka�o. Ale zdaje
si�, przy sposobno�ci, przetka�em r�wnie� twoje szlachetne ucho. Bardzo mi przykro.
� Zrobi�e� to umy�lnie! � wrzeszcza� Ciesielski wci�� trzymaj�c si� za obra�one
ucho.
� Nie b�d� g�upi, chod�, siadaj, obejrz� ci ten narz�d � zaproponowa� �agodnie
tr�bacz.
� Du�o mi przyjdzie z ogl�dania.
� No, to pogadamy sobie.
� Nie mamy czasu � wtr�cili zniecierpliwieni M�ccy.
� Gdzie wam tak spieszno?
� Mamy rozwa�y� z nim pewne alternatywy � wskazali na mnie.
� Czy to ten nowy?
� Tak, to w�a�nie on.
� Poznaj mnie z nim � powiedzia� tr�bacz.
� To jest Obara � powiedzia� z t�umion� z�o�ci� Ma�y M�cki zwracaj�c si� do mnie. A
potem zwr�ci� si� do
tr�bacza. � To jest �aba � przedstawi�
mnie.
Patrzy�em zaskoczony. Wi�c to jest ten Obara, o kt�rym m�wi� Arek? Zupe�nie inaczej
wyobra�a�em go sobie.
Nie wygl�da� zbyt imponuj�co.
Muskulatura przeci�tna. Waga �rednia. Szczup�a twarz. By� czarny i troch� zbyt
kud�aty jak na m�j gust. W
ruchach nieco powolny, jakby misiowaty.
To niby on ma mnie obroni�? Bardzo w�tpi� w skuteczno�� jego akcji � przygl�da�em
si� rozczarowany
drobnym palcom na klawiszach tr�bki.
Zreszt� nie kwapi si� do �adnej interwencji.
� Widz�, �e od razu si� polubili�cie � powiedzia� patrz�c na nas. � To mi�o
patrze�, jak ch�opcy trzymaj� si�
tak przyjacielsko za r�czki.
To mnie wzrusza. Naprawd� tak si� zaprzyja�nili�cie?
� Tak � powiedzia� Ma�y M�cki.
� Bardzo?
� Bardzo � zasapa� Du�y M�cki.
� Ja te� chcia�bym si� z nim zaprzyja�ni�. Siadajcie! � Obara zrobi� miejsce na
schodach.
� Mo�e zaprzyja�nisz si� potem � rzek� zniecierpliwiony M�cki Du�y. � Teraz
jeste�my zaj�ci. M�wili�my
ci, �e musimy ustali� z �ab� pewne
rzeczy na g�rze. Chod�, �aba � szarpn�li mnie.
Wtedy on podni�s� si� oci�ale ze stopni i zast�pi� im drog�.
� Nie warto i�� na g�r� � powiedzia�. � Za bardzo duszno.
Przez chwil� mierzyli si� obaj wzrokiem, on i Du�y M�cki.
Czu�em, jak spocona �apa M�ckiego zaciska si� nerwowo na moim przegubie. Nagle
ucisk zel�a�. M�cki
popatrzy� po twarzach koleg�w z paczki
i po Ciesiach, jakby szukaj�c u nich wsparcia, ale oni milczeli z oczami utkwionymi
w schody.
� Skoro uwa�asz, �e tam jest duszno... � M�cki pu�ci� mnie i otar� spocone r�ce o
spodnie.
� Tam jest bardzo duszno � powt�rzy� Obara.
� Skoro tak m�wisz.
� Tak m�wi�.
Patrzy�em zaskoczony. M�cki rzuca� na boki niepewne spojrzenia, jakby ca�y animusz
wyparowa� z niego.
Niesamowite, czy�by do tego stopnia
ba� si� Obary? Zupe�nie nie rozumia�em dlaczego. A jednak ba� si�. Wygl�da�o na to,
�e nie b�dzie ryzykowa�
przeprawy. Natomiast Kocio
Kocemba spr�bowa�. Pchn�� mnie niespodziewanie na Obar� i chcia� przedosta� si� na
g�r� Ju� by� jedn� nog�
na nast�pnym stopniu, gdy nagle
zdarzy�o si� co� niesamowitego, czego jeszcze nigdy nie widzia�em w �yciu; w jednym
u�amku sekundy wielki
Kocio Kocemba oderwa� si� w niepoj�ty
spos�b od ziemi. Us�yszeli�my jego krzyk. Na moment powia�o groz�. Wydawa�o si�
ju�, �e w nast�pnej chwili
us�yszymy trzask ko�ci i wielkie
cia�o Kocia stoczy si� ze wszystkich schod�w i wyl�duje na samym dole pod progiem
kancelarii szkolnej, ale
Obara by� precyzyjny. Wielkie
cia�o Kocia wyl�dowa�o dok�adnie na piersiach zaskoczonego Ciesielskiego. A potem
to ju� by�a reakcja
�a�cuchowa. Zadzia�a�y fizyczne
prawa energii i masy. Kocio przewr�ci� Ciesielskiego, Ciesielski przewr�ci� Ciesia
trzeciego, Cie� trzeci �
czwartego, czwarty � pi�tego
i wszyscy zacz�li pada� pokotem jak przewracane kr�gle na coraz ni�sze stopnie, a�
ca�e schody od g�ry do do�u
zamieni�y si� w pobojowisko
biednych Ciesi.
Na szcz�cie by� to upadek z amortyzacj�. Ka�dy Cie� amortyzowa� upadek
poprzedniego, a upadek ostatniego
Ciesia zamortyzowa�o obfite
cia�o pani Boleniowej, jednej z sze�ciu wiceprezesek komitetu rodzicielskiego,
znanej dzia�aczki szkolnej, kt�ra
w�a�nie wychodzi�a
z kancelarii. Dzielna dzia�aczka nie tylko zreszt� zamortyzowa�a, ale r�wnie�
przytrzyma�a ostatniego Ciesia i
odstawi�a go w charakterze
corpus delicti, czyli dowodu rzeczowego, do kancelarii.
Widok ten ostatecznie zdeprymowa� Ciesi. Co �wawsze Ciesie od razu powstawa�y ze
stopni i ucieka�y czym
pr�dzej w sin� i pe�n� kurzu dal korytarzy.
Mniej �wawych poderwa� liturgiczny za�piew Z�o�liwego Miecia:
Dooobry jest nasz brat Obaaara
w swoooich japo�skich chwyyytach!
Ktooo jeszcze chce dooost�pi� �aaaski
brania za bary Obaaary?
Nikt nie chcia� dost�pi�. Ciesie znikn�y z pola widzenia, a na placu boju pozostali
tylko M�ccy z
przyleg�o�ciami w stanie os�upienia po
tym, co zobaczyli.
Pierwszy otrz�sn�� si� Du�y M�cki.
� To my te� idziemy � o�wiadczy� po�piesznie, po�ykaj�c z wra�enia zg�oski. �
Chod�cie, ch�opaki.
Czooort z wami! Id�cie do dooomu,
wy i pch�y waaasze!
� zaintonowa� Z�o�liwy Miecio.
M�ccy obejrzeli si� ze z�o�ci�, ale nie powiedzieli ani s�owa i zacz�li wycofywa�
si� szybko.
� Zaraz, bez pop�ochu � rzek� g�o�no Obara � nie jeste�cie ciekawi, po co wezwa�a
was Okulczycka?
M�ccy zatrzymali si�.
� Co� wiesz? � zapyta� Ma�y M�cki.
� To chyba jasne � sapa� Du�y M�cki. � Jaki� �eb �wi�ski naskar�y� i Okulczycka
chce nam zmy� g�ow�.
� Ot� nie � powiedzia� Obara. Podni�s� z ziemi tr�bk� i zacz�� wyciera� starannie.
� Nikt na was nie
naskar�y�.
� Nikt?! � M�ccy spojrzeli jeden na drugiego, zaskoczeni.
� To zupe�nie inna sprawa � Obara zacz�� przedmuchiwa� tr�bk� wydobywaj�c z niej
raczej przykre d�wi�ki.
� Wi�c o co chodzi? � dopytywali zaintrygowani M�ccy. � No, m�w, czy co� gorszego?
� nalegali coraz
bardziej niespokojni.
� Gorszego? � Obara wci�� pr�bowa� tr�bki. � No, nie wiem, czy to gorsze, zale�y
jak si� patrzy. W ka�dym
razie powa�na sprawa.
� Jaka?!
� Szykuj� na was zamach.
� Zamach?
� Naprawd� nie wiem, jak to zniesiecie � Obara popatrzy� z widocznym wsp�czuciem na
M�ckich. � To
b�dzie zamach na wasze swobodne �ycie
i na wasz wolny czas. Wezm� was na �a�cuszek i pozak�adaj� wam w�dzid�a. S�ysza�em,
�e m�wili wyra�nie o
w�dzid�ach.
� Jakich znowu w�dzid�ach?!
� Jak uje�d�onym koniom, pozak�adaj� do pyska.
� Ale konkretnie o co chodzi? � zapyta� przera�ony M�cki Du�y.
� Konkretnie, to wam mo�e powiedzie� Szufla. To jej niecny pomys� z tymi
w�dzid�ami. Wyra�nie
powiedzia�a, s�ysza�em doskonale: �Niech
popracuj� solidnie w odpowiednich w�dzid�ach�. To zupe�nie w stylu Szufli.
� Na pewno wiesz, o co chodzi, no, powiedz, stary � M�cki pr�bowa� wydoby� u�miech
na swoj� trupi�
twarz, ale nie bardzo mu wysz�o. � Powiedz
po przyja�ni, jeste�my przecie� przyjaci�mi.
� I tak za du�o dla was zrobi�em � powiedzia� Obara. � Nie powinienem by� nic
m�wi�. Szufla powiedzia�a,
�e powinno si� was leczy� szokiem
i zaskoczeniem.
� Leczy�?
� Dla niej jeste�cie chorzy.
� Zdaje si�, �e grozi nam niebezpiecze�stwo pierwszego stopnia � zasapa� Du�y
M�cki.
� Mo�e uda�oby si� wyt�umaczy� Szufli, �e nie jeste�my ci�ko chorzy � rzek� M�cki
Ma�y.
� Tylko ma�a chrypka � dorzuci� z p�pi�tra Z�o�liwy Miecio.
� Powiedzmy katar, ma�y nie�yt � rozwa�a� powa�nie Ma�y M�cki.
� Chrypka, katar i wysypka � wykrzykiwa� Z�o�liwy Miecio. � Na wysypk� jest
zasypka, na katary s�
napary!
� Co on m�wi? � denerwowa� si� Ma�y M�cki.
� Nie s�uchaj tego kretyna. I nie ple� g�upot przed Szufl�, bo pogr��ysz nas
jeszcze bardziej. Mow� do Szufli
zostaw mnie � powiedzia� Du�y
M�cki i spojrza� na zegarek. � Jak si� po�pieszymy, zastaniemy Szufl� w cieplarni.
Zasuwamy! Do Szufli,
panowie!
� Do Szufli! � krzykn�� Ma�y M�cki i wszyscy wybiegli.
� Dobry by�e� � powiedzia�em do Obary, patrz�c na niego ze szczerym podziwem.
� Tak my�lisz? � Obara dmuchn�� w tr�bk�.
� Oni maj� przed tob� wyra�ny respekt.
� To nie przede mn� � Obara d�uba� palcem w instrumencie. � To przed moim bratem.
� Jak to przed bratem?
Obara wzruszy� ramionami.
� Mam brata, a on jest bokserem.
� Ach, tak!
� Dziewi�tna�cie lat. Waga p�ci�ka.
� Rozumiem. No, to jeste� ustawiony w �yciu.
� W �yciu?
� No, w szkolnym �yciu.
� W jakim sensie?
� Mo�esz si� nie ba� nikogo.
� Nie b�d� �mieszny � Obara pucowa� r�kawem blach� instrumentu. � Boj� si� czasem
jak diabli.
� Kogo?
� Jak to kogo? S�ysza�e� chyba o jadowitej Okulli. Boj� si� tak�e Szufli i Tr�by.
Nie zawsze im si� podoba to,
co robi�. Maj� do mnie pretensje,
�e za�atwiam pewne sprawy na w�asn� r�k�. Wed�ug nich nie powinienem spuszcza�
Ciesia ze schod�w, nawet
jak na mnie skoczy i trzyma mnie za
gard�o.
� A co powiniene�?
� Meldowa�.
� Raczej trudno w tej sytuacji.
� Wyt�umacz im. Najpierw mam si� da� zbi�, a potem meldowa�.
� Meldowa�, czyli skar�y�!
� W�a�nie. I �eby jeszcze przeprowadzali uczciwe dochodzenie, kto zacz��, a kto si�
tylko broni�. Ale oni nie
maj� na to czasu. U nich sprawa
jest prosta. By�e� zamieszany w drak� � podlegasz karze. Niewa�ne czy ty napad�e�,
czy ciebie napadli, czy ty
ukrad�e�, czy tobie ukradli.
Szufelska sprawiedliwo��! � doko�czy� z gorycz�. � P�aszcz� ko�o mnie mikrusa, a ja
mam przej�� spokojnie.
� I meldowa�!
� A w tym czasie mikrus zostanie dok�adnie sp�aszczony. Urz�dzili�my na ten temat
specjaln� dyskusj� w
gazecie, ale Okulla skonfiskowa�a
ca�y numer. Oczywi�cie najwi�cej pretensji mia�a do mnie. Nie pierwszy raz i nie
ostatni. Bo ja nie b�d�
przechodzi� spokojnie, jak ko�o mnie
rozbijaj� sobie g�owy.
� W�a�nie m�wi� mi Arek...
� Co m�wi�?
� Nie, nic... Po prostu zgadza si�. A ju� my�la�em, �e to wszystko fantazja Arka.
No, ale w ko�cu natrafi�em na
ciebie. Szkoda tylko, �e dopiero
dzisiaj. Mia�em dwa trudne dni.
� Nie by�o mnie w szkole � mrukn�� Obara. � Szufla mnie zawiesi�a w prawach ucznia.
O ma�o co nie
wylecia�em w og�le z budy.
� Ty?! Ale za co?!
� Za Z�o�liwego Miecia.
� Niemo�liwe!
� Za to, �e naderwa� sobie ucho.
� Ucho? W jaki spos�b?!
� No, zupe�nie zwyczajnie.
� Ale co ty z tym mia�e� wsp�lnego!
� Bo ja go w�a�nie prowadzi�em za to ucho.
� Prowadzi�e� go za to ucho? Ale niby dlaczego za ucho?
� On si� nie da prowadzi� inaczej. Spr�buj sam kiedy�.
� Przykra historia � spojrza�em do g�ry na p�pi�tro, sk�d obserwowa� nas ciekawie
Miecio z
obanda�owanym uchem. Wygl�da� bardziej �a�o�nie
i nieszcz�liwie ni� zwykle. � Ale w�a�ciwie po co go prowadzi�e� i dok�d? �
och�on��em z pierwszego
wra�enia.
� Wola�bym o tym nie m�wi� � chrz�kn�� wyra�nie zak�opotany Obara.
� Co� wstydliwego?
Obara poczerwienia�.
� Naprawd� �enuj�ca historia.
� No, powiedz, mnie chyba mo�esz powiedzie� � naciska�em.
Obara �ypn�� na mnie okiem.
� Rozmawiamy powa�nie � uprzedzi�.
� Nie b�j si�. Zupe�nie powa�nie.
� No, wi�c powiem ci. Czy widzia�e� nasz� harcersk� gazetk� �cienn� na pierwszym
pi�trze?
Zaraz pierwszego dnia wpad�a mi w oczy.
� Tak. Bogato ilustrowany organ � odpar�em. � Ciekawe rysunki. Harcerze w r�nych
sytuacjach.
� Chodzi o te rysunki. Czy nie zauwa�y�e� na nich czego� dziwnego?
� Chyba nie... � zastanowi�em si� przez chwil�.
� Przypomnij sobie dobrze!
� Ale� tak! � wykrzykn��em niemal. � Wielu harcerzy mia�o nieproporcjonalne
brzuchy!
� Ot� to! � sapa� Obara. � Od kilku miesi�cy kto� z�o�liwie dorysowywa� naszym
harcerzom du�e brzuchy.
Nie pomaga�y warty pod gazetk� na
ka�dej przerwie. Sprawca by� nieuchwytny. �eby to jeszcze dorysowywa� w�sy! Ale
brzuchy! � Obara
skrzywi� si� z niesmakiem. � Na brzuchy w
�adnym wypadku nie mog�em si� zgodzi�.
� Zupe�nie s�usznie � powiedzia�em.
� Dopiero dwa dni temu uda�o nam si� z�apa� �otra na gor�cym uczynku. Oczywi�cie �
Z�o�liwy Miecio. To
on rysowa� te brzuchy.
� Oburzaj�ca z�o�liwo�� � przyzna�em.
� No, wi�c chcia�em mu da� nauczk�, ale on nie by� sk�onny do pobierania nauczek i
uciek�. Z�apa�em go
dopiero na drugiej przerwie i prowadzi�em
w�a�nie do gazetki... W jedn� �ap� wsadzili�my mu kartk� papieru, w drug� klej...
� Klej?
� Mia� przyklei� o�wiadczenie, �e jest autorem tych... tych deformacji i wyrazi�
�al, ale nie bardzo chcia�
maszerowa� na miejsce przest�pstwa
dobrowolnie, wi�c trzeba go by�o prowadzi�.
� I wtedy naderwa�e� mu ucho, to znaczy on si� wyrywa� i w takiej w�a�nie sytuacji
nie wiadomo kto naderwa�:
on sam czy ty.
� W�a�nie.
� Ale to by�o jego ucho.
� Tak. Nie da si� zaprzeczy�.
Spojrza�em z pewnym wsp�czuciem na Z�o�liwego Miecia z obanda�owanym uchem. Ale on
zdawa� si� ju� nie
pami�ta� o tamtym przykrym wydarzeniu.
Przechylony przez balustrad� p�pi�tra w ca�o�ci by� poch�oni�ty spuszczaniem
chrz�szczy biegaczy na g�owy
spaceruj�cych dolnym korytarzem
dziewcz�t.
Zastanawia�em si� w�a�nie, co na miejscu Obary zrobi�bym ze Z�o�liwym Mieciem, gdy
nadbieg�o czterech
ch�opak�w z naszej klasy.
� Obara, co teraz b�dzie � m�wili jeden przez drugiego. � Stefczyk pobi� si� z
Walcem i nie chc� by� obaj w
tym samym zast�pie. A druh Siuda
powiedzia�, �e w zast�pie musi by� co najmniej pi�ciu ludzi. Teraz b�dzie nas
czterech...
� A co z Jask�lskim? � zapyta� Obara. � Przecie� Jask�lski jest pi�ty.
� Jask�lski przeni�s� si� na sta�e do Ostrowca � wyja�ni� jeden z ch�opc�w. �
G�upia historia. Zlikwiduj�
nam zast�p i rozparceluj� nas
do innych.
Obara u�miechn�� si� pod nosem.
� Nie rozparceluj� � powiedzia�.
� Policz dobrze. B�dzie nas czterech.
� B�dzie pi�ciu � powiedzia� Obara.
� Jak to?!
� Jak m�wi�, �e b�dzie pi�ciu, to b�dzie. Powiedzmy, �e dojdzie kto� nowy.
Poruszy�em si� niespokojnie. Co to ma znaczy�?! Czy�by Arek rozpapla�?
� Jaki nowy? � dopytywali kandydaci na harcerzy �ypi�c na mnie wzrokiem... �agodnie
m�wi�c:
podejrzliwym.
Uda�em, �e nie o mnie ta mowa.
� Przyjdzie do was Ciesielski � powiedzia�em ze �miertelnie powa�n� min�. � On
b�dzie pi�ty.
� Co takiego?! Ciesielski! � kandydaci spojrzeli na Obar� przera�eni.
Obara chrz�kn�� pod nosem i wlepi� we mnie ci�ki wzrok.
� Z jakiej racji Ciesielski? � denerwowali si� wci�� kandydaci.
� Woleliby�cie Kocia Kocemb�? � zapyta�em szyderczo.
� Kocemb�?! Co ty! My�leli�my...
� Z dwojga z�ego...
� My�leli�my, �e ty... � spojrzeli na mnie z nadziej�.
� Ja nie jestem harcerzem � odpar�em kr�tko. � Poszukajcie sobie kogo� innego.
Kandydaci odbiegli.
� Weso�y z ciebie cz�owiek i lubisz kawa�y � wycedzi� Obara patrz�c na mnie
badawczo.
� Pasjami lubi� � odpar�em.
� No, to dobrali�my si� w korcu maku � powiedzia� Obara. � Chyba b�dziemy trzyma�
sztam� � doda� i
spojrza� na mnie tak, �e ciarki mnie przesz�y.
ROZDZIA� V
TESTY, IZMACJE I PULPETACJE
Przez minut� albo mo�e dwie patrzyli�my sobie w oczy. Obara tym swoim przenikliwym
spojrzeniem i ja.
Stopniowo ciarki przesta�y mnie przechodzi�.
Pomy�la�em nawet, �e z tymi przenikliwymi spojrzeniami to lipa, a w ka�dym razie
du�o przesady. Najlepszy
spos�b na takich hipnotyzer�w,
to pos�u�y� si� ich w�asn� broni� i samemu spr�bowa� ich zahipnotyzowa�. Oni
wpatruj� si� przenikliwie w
ciebie, ty wpatrujesz si� przenikliwie
w nich. No, wi�c wpatrywali�my si�, a� wreszcie Obarze si� znudzi�o.
� No, dobrze � rzek� kwa�no, wyra�nie niezadowolony. � Mo�emy wobec tego przyst�pi�
do pr�b.
� Do jakich pr�b? � zaniepokoi�em si�.
� Czy mo�emy trzyma� sztam� i je�dzi� na tym samym rowerze � odpar� Obara. � Mo�e
nie chcesz?
� Prosz� bardzo � wzruszy�em ramionami.
� Czy mo�esz co� zrobi� dla mnie?
� O co chodzi?
� Wiesz, co to jest tandem?
� No, taki rower na cztery nogi.
� Widzia�e�, jak si� na tym je�dzi? Nogi pracuj� r�wno, ale mnie to nie wystarcza.
Musz� jeszcze r�wno
pracowa� g�owy i serca.
� Wzruszasz mnie � powiedzia�em. � Widz�, �e masz na my�li tandem w wy�szym tego
s�owa znaczeniu.
� W�a�nie.
� Prosz� bardzo � powiedzia�em. � Ale musimy si� co pewien czas przesiada�,
zamienia� miejscami, z
pierwszego na drugie i na odwr�t, �eby
by�o sprawiedliwie. Bo tam niby nogi r�wno pracuj�, ale ten, kto jest na przedzie,
trzyma kierownic� i kieruje.
Obara u�miechn�� si� krzywo.
� Najpierw musimy wypr�bowa�, czy mo�emy razem w og�le jecha�.
� Czy nasze my�li i serca pracuj� zupe�nie r�wno?
� Och, nie miejmy na razie za du�o wymaga� � wycedzi� Obara. � Zostawmy ten problem
na p�niej, a
wracajmy do n�g. Czy widzia�e� taki tandem
w naszym mie�cie?
� Tak. Dzisiaj, ko�o szko�y.
� To M�ckich � powiedzia� Obara. � Maj� daleko do szko�y i je�d�� na nim
codziennie. Dostali go w
nagrod�...
� M�ccy? W nagrod�?! � zdziwi�em si�.
� Nie znasz tej historii? W zimie by�o o niej g�o�no. Wyratowali z rzeki ton�cego
�wistonia. Za mostem
ze�lizn�� si� z brzegu i wpad� do wody.
Akurat tamt�dy przechodzili i od razu wyci�gn�li go. Komitet Rodzicielski ufundowa�
t� nagrod� razem z
innymi organizacjami. I by�a
u nas specjalna uroczysto�� w szkole. Szufla przebaczy�a M�ckim ich stare grzechy.
A dyrektorka powiedzia�a,
�e po tym czynie M�ccy powinni
rozpocz�� nowe �ycie i po�wi�ci� si� nauce i pracy dla koleg�w, dla szko�y, dla
wszystkich naoko�o i wst�pi� do
harcerstwa. Tak powiedzia�a
i wr�czy�a im ten tandem na apelu. I wszyscy bili brawa, a M�ccy wsiedli na ten
tandem i wykonali honorow�
rund� dooko�a boiska.
� I co potem? � zapyta�em.
� Potem zsiedli z tandemu i nie zrobili nic z tego, co im proponowa�a dyrektorka.
� Dosy� przykra historia.
� Tak, dosy� przykra � zgodzi� si� Obara. � Ale my�lmy o naszych w�asnych
interesach. Ot� sprawa jest
taka. P�jdziesz teraz do M�ckich i powiesz
im, �e kaza�em ci zabra� ten tandem.
� Jak to?
� Chyba nie my�lisz, �e ich pu�ci�em za darmo! � warkn�� Obara. � Musz� za to
zap�aci�. Zabierz im ten
tandem.
� Ale przecie�... no... nie mamy prawa...
� Dlaczego? Mam chyba prawo po�yczy� go od nich na tydzie�? � powiedzia� Obara.
� Po�yczy�?
� Przecie� chodzi o po�yczenie. A ty, co my�la�e�?
� W ka�dym razie to jest wykorzystywanie sytuacji.
� Oczywi�cie � skin�� g�ow� Obara. � To jest wykorzystywanie sytuacji. Ale czy
wykorzystywanie sytuacji
to jest przest�pstwo?
� No nie, ale...
� Ale co? Nie�adnie wygl�da?
� W�a�nie.
� Gwi�d�� na to. Id� i zr�b, co powiedzia�em. Na moj� odpowiedzialno��.
� A je�li oni si� nie zgodz�?
� Powiesz im wtedy, �e ja powiem Szufli, kto w�o�y� jej klips do teczki pana
Tr�baczewskiego � u�miechn��
si� diabelsko Obara.
Spojrza�em na niego zaskoczony.
� Wi�c ty te� podejrzewasz, �e to oni?
� Ja nie podejrzewam, ja wiem � odpar� Obara.
� Sk�d mo�esz wiedzie�? Nie by�o ci� wtedy w szkole.
� Ma�y M�cki nie m�g� wytrzyma� i przechwala� si� na p�ywalni. Podobno uda�
zemdlenie, a jak Szufla
przy�o�y�a mu ucho do piersi i nas�uchiwa�a
akcji serca, to on �ci�gn�� jej sprytnie klips z ucha i poda� bratu...
� A Du�y M�cki umie�ci� go w teczce pana Tr�baczewskiego � doko�czy�em.
� Tak jest. Skorzysta� z og�lnego zamieszania i nikt nawet nie zauwa�y�... A wi�c
nie b�j si�, �aba � Obara
u�miechn�� si� oble�nie. � Mamy
ich w r�ku. Nie jeste� zadowolony?
S�ucha�em go z coraz wi�kszym niesmakiem.
� Twoje pomys�y s� co najmniej dziwne, delikatnie m�wi�c � ugryz�em si� w j�zyk.
� Nie kr�puj si�. Powiedz, co chcia�e� powiedzie� � nalega� Obara. � Ja si� nie
pogniewam, s�owo daj�.
� Mniejsza z tym � zaczerwieni�em si�.
� Chcia�e� powiedzie�, �e jestem wstr�tnym skar�ypyt�, a mo�e � szanta�yst�? Och,
to przecie� nic z�ego, �e
pomog� biednym gogom zdemaskowa�
sprawc�w tego g�upiego kawa�u. Nale�y t�pi� nieodpowiednie �arty � m�wi� �ypi�c na
mnie okiem. � A mo�e
ty jeste� innego zdania? Mo�e nale�ysz
do tych, co �mieli si� z g�upiej sytuacji pana Tr�baczewskiego, kiedy nagle z jego
teczki wypad� �w nieszcz�sny
klips Szufli i pan Tr�baczewski
zaczerwieni� si� jak ucze� przy�apany na brzydkim uczynku i nie wiedzia�, co
powiedzie�, a ca�e grono z
Okulczyck� na czele patrzy�o na niego
z pot�pieniem. I Okulczyck� powiedzia�a: �Ale� to fetyszysta!� I od tej pory dawne
jego przyzwoite, poczciwe
przezwisko �Tr�ba� jest wypierane
przez gro�ne, szydercze, obci��one przykrym balastem owej sceny przezwisko
�Fetyszysta�.
� Wcale si� nie �mia�em � odrzek�em patrz�c w ziemi�.
� Wobec tego mog� pomy�le�, �e �al ci by�o Tr�by � podj�� na nowo Obara dziwnie
podochocony, z
niezrozumia�� zapalczywo�ci�. � A mo�e ty go
w og�le lubisz? Mo�e lubisz nawet Szufl�? � by�o jakie� wyzwanie czy gro�ba w tym
pytaniu, ale nie
zamierza�em stch�rzy�.
� Nie wiem, czy ich lubi�, nie znam ich jeszcze � odpowiedzia�em. � Ale nie wydaje
mi si�, �eby zas�ugiwali
tylko na kpiny i g�upie kawa�y.
� No, no, prosz�. Nie wstydzisz si� m�wi� takich rzeczy? Mo�e nawet b�dziesz ich
broni� przed z�o�liwcami?
� Je�li b�d� niesprawiedliwie oskar�eni albo wy�miewani i t�pieni...
� I ty chcesz �y� w naszej klasie z tymi pogl�dami? � Obara za�mia� si� szyderczo.
� Z takim nastawieniem
w�azisz do naszej budy?
� Tak.
� Patrzcie, znalaz� si� bohater! No, to nie wiem, czy mi b�dzie wygodnie je�dzi�
tandemem z bohaterem. Czy
przynajmniej dobrze peda�ujesz?
� Przekonasz si�! � warkn��em. Zaczyna�a mnie ju� z�o�ci� ta dziwna rozmowa.
� No, to jazda po ten tandem � zakomenderowa� Obara. � A przy sposobno�ci zobacz,
co tam z Ciesiami, czy
ju� si� pozbierali. Chcesz zarobi�
sto z�otych?
Spojrza�em na niego zbity z tropu.
� Nie rozumiem.
� Ciesie powinni zap�aci� rachunek za rozb�j � orzek� Obara. � Z tob� nie b�d�
chcieli gada�, ale powiedz,
�e przychodzisz w moim imieniu, �e
ja nie mog�em przyj�� osobi�cie, bo mnie pani wezwa�a. Kiedy zapytaj�, czego
chcesz, powiedz, �eby oddali te
sto z�otych, co ci zgin�y w czasie
tej szarpaniny, kiedy oni napadli na ciebie.
� Co takiego?! � wykrztusi�em.
� I zapytasz, czy dadz� dobrowolnie, czy masz powiedzie� o tym pani � ci�gn��
niewzruszenie Obara. � Tak
im powiesz.
� Ale� to nieprawda! � wykrzykn��em.
� To co z tego?
Zasapa�em z g��bokiego wzburzenia.
� Nie zrobi� tego! Jeste� dra�. Cz�sto tak robisz?
� Gdy tylko mog� � odpar� bez zmru�enia powiek.
� Nie mam ochoty trzyma� z tob� sztamy � powiedzia�em. � I w og�le wypchaj si� ze
swoim tandemem!
� Nie b�dziemy razem peda�owa�, �aba? � Obara zrobi� sztucznie zrozpaczon� min� i
rozz�o�ci� mnie jeszcze
bardziej.
� Jeste� oszust i kanciarz. Zgrywasz si� na bohatera, na... na dzia�acza z
tr�bk�... a naprawd�, to jeste� dra�
spod ciemnej gwiazdy! Jak Arek
m�g� si� tak pomyli�! Opowiada� mi o tobie same dobre rzeczy.
� Ten tuman? � skrzywi� si� pogardliwie Obara.
� Tuman? � zatrz�s�em si�. � Arek tuman?
� I tch�rz � doda� Obara. � Zawsze wystawia innych do walki, a sam si� kryje.
Fa�szywy skunks!
� Jak �miesz tak m�wi� o Arku!
� To nieprawda? � zapyta� Obara.
� Zupe�na nieprawda!
� Wszystkim to powiesz?
� Wszystkim.
� I got�w jeste� walczy� o to, �eby o Arku m�wili prawd�?
� No, pewnie.
� Do ko�ca?
� Do ko�ca.
� A jakby ci dali kostium p�etwonurka z ca�ym ekwipunkiem i butl� tlenow�, �eby�
przesta�, to przesta�by�?
� Nie, ale sk�d nagle ten kostium? � zdziwi�em si�.
� �eby by�o zupe�nie jasne.
� Co?
� �e nie mo�na mnie bra� powa�nie.
Zaczerwieni�em si�.
� Ty, �otrze! Powiedz, �e ca�y czas �artowa�e�.
� Bystry jeste�, �aba! Ale niezupe�nie. To nie by�y zwyk�e �arty.
� A co?
� Test. Bada�em tw�j poziom moralny i ideowy.
� Z ka�dym nowym tak robisz?
� Nie, tylko z tymi, kt�rzy mnie zaciekawili.
� Ja ci� zaciekawi�em?
� Piekielnie.
� Niby czym?
� Najpierw swoim dziwnym post�powaniem, a potem dziwnym k�amstwem.
� Ja sk�ama�em?
� Obrzydliwie. Test potwierdzi� ca�kowicie moje przypuszczenia.
� Jakie?
� Och, jedn� straszn�, wstydliw� rzecz! �aba jest harcerzem.
Przez chwil� milcza�em staraj�c si� opanowa� ogarniaj�c� mnie w�ciek�o��.
� Powiedzia�em ci ju�, �e... nie...
� Daj s�owo harcerza � przerwa� mi Obara.
� B�d� logiczny � powiedzia�em. � Nie mo�na da� s�owa harcerza, kiedy si� nie jest
harcerzem.
� No, to daj w og�le s�owo.
Milcza�em.
� Dlaczego si� dekujesz? To nie ma sensu. Od razu ci� pozna�em. Jak tylko mi
powiedzieli, �e przyszed� taki
jeden nowy, co si� wtr�ca. I o tej
historii z gablotami i z Wyrzkiem. Zreszt� widzia�em ci� na akcji w Bieszczadach...
� Mo�e mnie wzi��e� za kogo innego? � zasapa�em.
� Niemo�liwe. Poza tym by�e� w akcji �Azymut � Katowice� � Obara przymru�y� oczy.
� Co� nie tak, stary � powiedzia�em. � Za m�ody jestem. To raczej ci z HSPS.
� Pomaga�e� w zakwaterowaniu na punkcie etapowym w naszym mie�cie � ci�gn�� nie
zmieszany Obara. �
Mia�e� na sobie tak� b�yszcz�c� zielon�
wiatr�wk� z kapturem, bo by�o ch�odno i pada� deszcz. I lew� d�o� w banda�u �
z�apa� mnie znienacka za r�k�.
� O, jeszcze jest blizna i chyba
pozostanie. M�j brat zrobi� wam zdj�cie. Jeste� na tym zdj�ciu. Dlaczego si�
ukrywasz? � przygl�da� mi si�
badawczo. � Mia�e� jakie� k�opoty?
� Tak � odpowiedzia�em patrz�c ponuro w ziemi�.
� Zwalili ci na g�ow� zbyt du�o roboty? � dopytywa�.
� To te�, ale w�a�ciwie nie o to chodzi�o.
� A o co?
� Nie chc� o tym m�wi�.
� Nie ufasz mi? � Obara wsta� i otrzepa� spodnie. � Ja powiedzia�em ci wszystko o
tej historii z uchem
Z�o�liwego Miecia � zauwa�y� z wyrzutem.
� Dlaczego niby mam ci m�wi�, to nie jest w og�le podobne do twojej historii z
uchem. I nie umiem tak
zabawnie opowiada�, jak ty � powiedzia�em.
� I nie potrafi� �mia� si� z tego.
� Powinni�my jak najwi�cej wiedzie� o sobie � odpar� Obara. � Wtedy lepiej si�
wszystko uk�ada. Nie
czujesz si� skr�powany tajemnic�, nie
boisz si�, �e kto� kiedy� si� dowie. A i tak zwykle si� dowiaduj�. Najgorsze, �e w
wypaczonej, zwykle
wyolbrzymionej postaci. I potem
si� robi� legendy.
� Mia�em wypadek � powiedzia�em, zdecydowany ju� wtajemniczy� Obar� we wszystko.
� Ty osobi�cie?
� Nie... to znaczy, kto� z mojego zast�pu.
� By�e� zast�powym?
� Tak. Raz wracali�my z biwaku. I wtedy na stacji w Rykowiskach zdarzy� si� ten
wypadek. Jeden z naszych
ch�opak�w, Dobek, taki narwany
facet, wiesz, ��opa� jak�� ciecz w bufecie i nagle zauwa�y� przez okno, �e poci�g
rusza. No i wybieg� jak wariat i
skoczy�... bardzo pechowo...
� Co ty! � Obara zaniem�wi�. � Nie chcesz chyba powiedzie�...
� Owszem! Skutki by�y tragiczne!
� Uci�o mu nog�?
� No, nie... � spojrza�em na Obar� zaskoczony. � Ty masz makabryczne pomys�y.
� Przecie� sam powiedzia�e�, �e skutki by�y tragiczne.
� No, bo on wskoczy� nie do tego poci�gu co trzeba i pojecha� bez grosza przy duszy
w zupe�nie przeciwn�
stron� � wyja�ni�em. � Najgorsze,
�e w og�le nie wiedzieli�my, co si� z nim sta�o. Po prostu znikn��. Rozp�yn�� si� w
powietrzu. A tam na dworcu
czekaj� jego starzy. A ja, bracie,
wracam sp�niony, bo szukali�my go bezskutecznie przez trzy godziny, i wracam bez
Dobka. No, to dosta�em za
swoje. Co to by�a za noc! Piek�o.
Rodzice szalej� i p� szko�y. Komenda Hufca postawiona na nogi. Milicja! Wszyscy
szukaj� Dobka. No i od
razu wszyscy na mnie. �e moja wina,
�e bez opieki starszych robi� jakie� wycieczki. �e sobie bimbam i lekkomy�lnie
wysy�am ch�opc�w samopas do
bufetu. �e nie nadaj� si� i
w og�le skandal. No i odebrali mi zast�p.
� A ty si� obrazi�e�.
� Ja si� zm�czy�em. Tym gadaniem i tymi oskar�eniami. A ten Dobek przyjecha�
nast�pnego dnia po po�udniu
autostopem. Nawet dosy� zadowolony,
bo zwiedzi� Cz�stochow�. I powiedzia�, �e do tego bufetu to si� wymkn�� ukradkiem
bez mojej zgody i nic nie
m�wi�c nikomu. Ale co to pomog�o?
Zd��yli mi ju� zrobi� najgorsz� opini�.
� Faktycznie, paskudna sprawa. Mia�e� zwyczajnie pecha � pokr�ci� g�ow� Obara. �
Ale tu na pewno p�jdzie
ci lepiej.
� Na jakiej podstawie tak my�lisz?
� Bo masz ju� do�wiadczenie. No, wi�c do roboty, �aba � zatar� r�ce. � My�l�, �e na
razie wzmocnisz zast�p
trzeci i wejdziesz na miejsce Jask�lskiego.
Potem i tak wszystko b�dzie inaczej podzielone. Bo Okulczycka postanowi�a, �e
trzeba uaktywni� Ciesi i
M�ckich ze wszystkimi przyleg�o�ciami.
� Okulla? Czy ona jest wasz� szczepow�?
� Nie, sk�d�e. Ale ona opiekuje si�. I bardzo si� wtr�ca. Okulczycka jest w og�le
bardzo wa�na. Jeszcze
zobaczysz i poczujesz na w�asnej sk�rze.
� S�uchaj, co tak zrobi�o si� cicho � zerwa�em si� nagle ze schod�w. � Chyba ju�
by� dzwonek.
� Dzwonek by� dawno � powiedzia� Obara.
� I siedzia�e� tak spokojnie?!
� Nie przejmuj si�. Teraz powinna by� lekcja z pani� Okulczyck�, ale jej na
szcz�cie nie ma. Na pewno
za�atwia co� w Urz�dzie w jakim� Wydziale
albo w Kuratorium. � Obara wyjrza� przez okno p�pi�tra.
� Sk�d wiesz?
� Bo nie ma jej czerwonego malucha na parkingu, zobacz. Zawsze po tym mo�na pozna�.
Bez po�piechu ruszyli�my w stron� klasy.
* * *
Moje zdemaskowanie jest ju� zupe�ne. Po sz�stej lekcji Obara pokaza� mnie
przybocznemu, rumianemu
ch�optasiowi o kr�g�ej jak globus, poro�ni�tej
rud� szczecin� czaszce i perkatym nosie, ozdobionym okularami.
� To jest Tomek �abny � powiedzia�. � On by� zast�powym w swojej budzie.
� Ja co� o tobie s�ysza�em � przyboczny przygl�da� mi si� ciekawie.
Poruszy�em si� niespokojnie.
� Ty wykolei�e� ten poci�g, czy co� w tym rodzaju � grzeba� w pami�ci.
� Co� w tym rodzaju � wyja�ni� w moim imieniu Obara. � Ale musia�e� tak�e s�ysze�,
�e to specjalista od
wsadzania palca mi�dzy drzwi.
� Tak? � przyboczny zmarszczy� czo�o. � Musz� pogrzeba� w pami�ci. Jak b�d� mia�
wolny czas � doda�
spogl�daj�c na zegarek. � A teraz dawaj
�ap� � wyci�gn�� do mnie r�k� � nazywam si� Jacek Pulpicki.
� Mo�esz, m�wi� na niego Pulpet � uzupe�ni� g�o�no Obara.
Spojrza�em na przybocznego k�tem oka. By�o to spojrzenie pytaj�ce.
� Bara-bara, nied�wied� ma racj� � rzek� przyboczny. � Na razie mo�esz na mnie tak
m�wi�. Potem urz�dz�
konkurs na bardziej twarzowe przezwisko.
Roze�miali�my si�.
� No, to smarujemy do Okulczyckiej � powiedzia� Pulpet. � Ty te� chod� � zwr�ci�
si� do mnie. � Poznasz
wysoki protektorat nad ludem afryka�skim
Bze-Bze.
W gabinecie wicedyrektorki zastali�my ju� t�um �luda Bze-Bze� wed�ug nomenklatury
Pulpeta. Byli tam
wszyscy ludzie M�ckich i znaczna ilo��
Ciesi. Widocznie t�umaczenia przed Szufl� nic nie da�y. Okulczycka zaczyna�a
w�a�nie mow� do �czarnego
luda�, kt�ra obfitowa�a, jak wszystkie
mowy wicedyrektorki, w olbrzymi� ilo�� m�drych s��w na �izm� oraz �cja�. Pulpet
skin�� na mnie.
� Okulla pogr��y�a si� na dobre w izmacjach � powiedzia�. � Zanim sko�czy,
poogl�damy sobie dzienniki
klasowe, to ciekawa lektura � wskaza�
na par� dziennik�w porzuconych lekkomy�lnie na ma�ym stoliku w k�cie gabinetu. �
Najlepsze s� uwagi i
opinie.
Usiedli�my wygodnie w g��bokich, mi�kkich fotelach i pogr��yli�my si� w czytaniu.
By�o przyjemnie. Z daleka
dochodzi�y nas monotonne
izmacje jak brz�czenie upartej muchy. W powietrzu unosi� si� przyjemny zapach
kwiat�w, kt�rymi zastawiony
by� gabinet. Wychowawcza lektura
w r�ku...
Z zamy�lenia wyrwa� mnie g�os Okulczyckiej. Spojrza�em. Sta�a nade mn� i m�wi�a co�
spiesznie,
zdenerwowana, po�ykaj�c niekt�re zg�oski.
Jej workowata szyja pulsowa�a, jakby s�owa przeciska�y si� przez ni� z trudem. By�a
teraz zupe�nie podobna do
rozgniewanej kobry.
� Wsta�! � krzykn�a.
Zerwa�em ci�. Pulpet te� si� zerwa� i Obara. Patrzyli wystraszeni, odk�adaj�c
spiesznie dzienniki. Ale okaza�o
si�, �e wcale nie o dzienniki
chodzi.
� Jak si� nazywasz? � spyta�a ostro Okulczycka.
� Tomasz �abny.
� To ty wstawi�e� te g�upie zdj�cia koleg�w do gabloty?
A wi�c ju� naskar�yli na mnie. Chcia�em wyja�ni�, lecz nie zosta�em dopuszczony do
g�osu, natomiast zosta�em
zastrzelony wie�ci�:
� Utworzy�e� sp�k� ze Z�o�liwym Mieciem! Bezb��dnie dobierasz sobie wsp�lnik�w.
Pierwsze kroki w szkole
i od razu popisy.
Nast�pnie Okulczycka o�wiadczy�a, �e torpeduj� jej akcj� �integracji� m�odzie�y i
�e to straszne nieszcz�cie, i�
musia�em zjawi� si� w
tej szkole akurat teraz, gdy ona podj�a trudne zabiegi wychowawcze. Zrobi�o mi si�
bardzo przykro, �e tak
przeszkodzi�em pani Okulczyckiej.
Dowiedzia�em si� tak�e, i� wnios�em �element niezdrowego podniecenia� w mi�e stado
tutejszych barank�w
szkolnych i �e dzi� spu�ci�em siedmiu
Ciesi ze schod�w � po czym, jako dow�d rzeczowy, pani Okulczycka zademonstrowa�a
guzy i si�ce na
obliczach poszkodowanych. Ja nie mia�em
�adnego, wi�c moja obrona na nic si� zda�a. Podobnie jak wyja�nienia Obary, z
kt�rym rozprawi�a si� kr�tko:
� Cz�owiek, kt�ry obrywa uszy kolegom, nie zas�uguje na wiar�. By�e� zawieszony w
prawach ucznia i
pierwszego dnia po powrocie takie rzeczy.
Ca�e szcz�cie, �e mamy reorganizacj� zast�p�w. Mam nadziej�, �e znajdziemy kogo�
bardziej odpowiedniego
do kadry! Musz� z wami zrobi�
porz�dek.
� My sami spr�bujemy... � zacz�� m�nie Pulpet, ale Okulczycka zgasi�a go:
� Cicho! Przez ca�y zesz�y rok nie potrafi�e� zaktywizowa� Ciesielskiego i jego
koleg�w. Sama musia�am si�
tym w ko�cu zaj��. Na pewno zaskoczy
ci� fakt, �e Ciesielski i jego koledzy postanowili utworzy� w�asny zast�p.
Pulpet i Obara byli rzeczywi�cie zaskoczeni.
� Wyt�umaczy�am im, �e w ten spos�b najlepiej przeciwstawi� si� zgubnym wp�ywom
pewnych element�w �
czy mi si� zdawa�o, czy Okulczycka
spojrza�a w tym momencie na mnie. � Przyj�li m�j projekt z entuzjazmem � doda�a. �
Prawda, ch�opcy?
� Przyj�li�my z entuzjazmem � wyduka� Ciesielski patrz�c na mnie spode �ba. � Ja
zostan� zast�powym.
Przyboczny chrz�kn��.
� Czy druh dru�ynowy ju� wie?
� Porozmawiam z nim o tym. I z wasz� szczepow�. To du�y sukces. Kamie� spadnie im z
serca.
� Czy... czy M�ckich te� pani dyrektor z... z... zaktywizowa�a? � zapyta�
niespokojnie, j�kaj�c si� ze
zdenerwowania Pulpet.
� Nie � odrzek�a kr�tko Okulczycka i spojrza�a surowo na obu braci M�ckich, kt�rzy
stali ze spuszczonymi
g�owami. � Oni odm�wili. Tylko paru
z ich otoczenia uda�o mi si� przekona�, a oni s� zatwardziali. W og�le nie chc�
pracowa� w organizacji. I
odmawiaj� wyja�nie�. Widzisz,
stoj� jak barany i milcz�. Na dzisiaj mam ich do��! Uciekajcie.
M�ccy uciekli jak zmyci.
� Ty zosta� � powiedzia�a Okulczycka do przybocznego. � Mam do ciebie jeszcze r�ne
sprawy.
ROZDZIA� VI
ZAGADKOWA AFERA TANDEMU
Okulczycka musia�a si� ostro wzi�� za nieszcz�snego Pulpeta, bo nazajutrz rano
podszed� do mnie na korytarzu
szkolnym roztrz�siony, nie taki
rumiany jak wczoraj i nie taki beztroski, za to sam na�adowany izmacjami.
� Ja do ciebie w sprawie obstrukcji M�ckich � powiedzia�.
� W sprawie czego?
� Konieczna jest integracja, a oni uprawiaj� izolacjonizm, i to jako ewidentn�
manifestacj� pasywizmu.
Swoistego rodzaju ekshibicjonizm.
Towarzyszy temu degradacja psychiczna...
I tak dalej w tym stylu przez pi�� minut; dopiero po pi�ciu minutach zrozumia�em, o
co mu chodzi. Chodzi�o mu
o to, �e M�ccy zn�w odm�wili
wst�pienia do dru�yny harcerskiej, przejawiaj�c przy tym niezrozumia�y up�r i
zatwardzia�o��. Z pocz�tku nie
chcieli poda� powod�w, a
potem przyciskani wyja�nili bezwstydnie, �e nie nadaj� si�, powo�uj�c si� na
niepochlebne opinie wystawiane
im systematycznie przez
Okull� w dzienniku klasowym, a tak�e w dzienniczkach uczniowskich w rubryce
�korespondencja szko�a-dom�.
O�wiadczyli, �e s� to opinie ca�kowicie
s�uszne i jako k�amcy, oszu�ci i demoralizatorzy nie mog� by� w dru�ynie, tym
bardziej, �e w gruncie rzeczy s�
jeszcze wi�kszymi k�amcami
i oszustami, ni� Okulla my�li.
� To jest najgorsze ze wszystkiego, bo to jest cyniczne � oznajmi� Pulpet. � Wielka
Okulla uzna�a to za
rzucone jej wyzwanie i orzek�a, i� nie
mo�emy tolerowa� podobnej obstrukcji w szkole. M�ccy musz� by� z�amani i zapisani
do harcerzy. I kaza�a mi
si� tym zaj��.
� Wsp�czuj� ci � powiedzia�em i chcia�em odej��, ale Pulpet zatrzyma� mnie
rozpaczliwie.
� �aba, nie zostawisz mnie chyba w tej sytuacji?... Musisz z nimi porozmawia�.
� Ja?! Przecie� Okulla kaza�a tobie.
� Tak, ale M�ccy nie chc� � zaczerwieni� si�. � Pr�bowa�em, ale oni tylko gry�li
pestki i patrzyli na mnie
dziwnie, a kiedy ich przycisn��em,
to powiedzieli mi brzydkie s�owo... Mo�e tobie si� lepiej powiedzie. Ty nie masz
�adnej funkcji. Porozmawiaj z
nimi zr�cznie, no, niby jak
kolega z kolegami. Podejrzewam, �e co� ich ostatnio gn�bi, wi�c gdyby� do nich
podszed� jako zatroskany
kolega...
� To niemo�liwe � powiedzia�em. � Z zasadniczej przyczyny. Nie jeste�my kolegami.
� Jak to?
� Jeszcze zanim zacz��em chodzi� do tej budy, wykopali�my top�r wojenny. I wcale
si� nie zanosi, �eby mia�
by� zakopany przez najbli�sze
sto lat, a w ka�dym razie do ko�ca tego tragicznego wieku.
Pulpet my�la� przez chwil�. Potem powiedzia�:
� A jednak uwa�am, �e powiniene� spr�bowa�. W ich sytuacji w�a�nie kto� taki jak ty
ma szans� porozumie�
si� z nimi. Je�li teraz, kiedy maj�
k�opoty, zbli�ysz si� do nich bez z�o�ci, ty � dawny wr�g, to ich mo�e rozbroi�.
Powiedz� ci przynajmniej, co
ich gn�bi.
� Mo�e jednak lepiej zrobi to Obara � wykr�ca�em si�. � Ja naprawd� nie umiem
rozmawia� z lud�mi, a
zw�aszcza z czarnym ludem Bze-Bze. � Umy�lnie
tak powiedzia�em, �eby skierowa� rozmow� na �artobliwe tory, ale Pulpet nawet si�
nie u�miechn��.
� Je�li nie umiesz, to czas, �eby� si� zacz�� uczy� � rzek�. � W�a�nie nadarza si�
okazja.
� By� mo�e. Ale nieodpowiednia � odpar�em. � Nie mog� zaczyna� od M�ckich. To tak,
jakby� dziecko
zacz�� uczy� matematyki od r�wna� trzeciego
stopnia. Dla mnie M�ccy to naprawd� za du�a trudno��.
� S� r�ne teorie na temat uczenia dzieci matematyki. Ja ci powiem, �aba, jak z tob�
w�a�ciwie jest. Ty by�
potrafi� rozmawia� nawet z kr�low�
brytyjsk�, bo przecie� wcale nie jeste� g�upi, ale po prostu si� wstydzisz � Pulpet
spojrza� na mnie swoim
ma�ym oczkiem zza grubych okular�w.
� Chyba tak � powiedzia�em. � Owszem, trafi�e� w sedno. Boj� si�, �eby mi kto� nie
powiedzia�: przesta�
tru�, albo: pilnuj w�asnego nosa.
� Nie przyjmuj� tego t�umaczenia � rzek� Pulpet. � Gdyby wszyscy tak post�powali
jak ty, na �wiecie
zapanowa�aby �miertelna cisza, nikt
nie odwa�y�by si� pierwszy pu�ci� pary z g�by. To by�aby �mier� ludzko�ci gorsza
ni� zag�ada kosmiczna.
Pomy�l. �aden uczony nie rzuci�by
g�o�no nowej my�li � ze wstydu. �aden pisarz nie napisa�by ani jednego s�owa � te�
ze wstydu. A przecie�
m�wi�, krzycz�, pouczaj�, rzucaj�
swoje pogl�dy, nie zwa�aj�c na to, �e komu� to si� mo�e nie podoba� � i s�usznie
robi�, dzi�ki temu jest nauka
i sztuka, jest walka i jest post�p
� jest �ycie. A poza tym � zako�czy� � poza tym, rozmowa z M�ckimi to jest te� dla
ciebie szansa.
Okulczycka uprzedzi�a si� do ciebie, wiesz.
Je�li uda ci si� rozwi�za� zagadk� M�ckich, zmieni o tobie zdanie. Pami�taj, �yjesz
w protektoracie Wielkiej
Okulli nad z�ym i ciemnym
ludem Bze-Bze. I nie ma na to rady.
Wiedzia�em, �e Pulpet ma wiele racji. Powinienem z r�nych wzgl�d�w zainteresowa�
si� M�ckimi. Jeden z
tych wzgl�d�w przemawia� do mnie
jeszcze bardziej ni� poprawienie mojej opinii w oczach Wielkiej Okulli. Zaczyna�a
mnie coraz bardziej frapowa�
zagadka niezwyk�ego zachowania
M�ckich. Przeczuwa�em, �e kryj� si� za tym powa�ne, kto wie czy nawet nie
dramatyczne rzeczy. A mo�e jaka�
kryminalna afera? M�ccy ze swoim
charakterem mogli si� wpl�ta� w najgorsz� kaba��.
Postanowi�em nazajutrz spotka� si� z nimi i porozmawia�. Nie by�em bardzo pewny,
czy mi si� uda, ale
postanowi�em zrobi� to, co sztangi�ci
nazywaj� pierwszym podej�ciem.
Tymczasem wypadki zacz�y si� toczy� w coraz szybszym tempie. Oko�o pi�tej po
po�udniu wpad� do mnie
Andrzej Obara. Ju� po jego minie i rozczochranych
kud�ach na g�owie pozna�em, �e sta�o si� co� niezwyk�ego.
� Pami�tasz tandem M�ckich?
� Tak, oczywi�cie.
� No, to ju� go nie ma! � zasapa� Obara.
� Nie ma?
� Zosta� ukradziony.
Wytrzeszczy�em oczy.
� Wiesz, dlaczego M�ccy ostatnio na nim nie je�dzili?
� Nie.
� No, zastan�w si� � nalega� Obara. � Kogo ostatnio widzia�e� na tandemie?
� Ostatnio? Ostatnio widzia�em Kocia Kocemb�.
� Zgadza si�. Od dwu dni na tandemie je�dzi� Kocio Kocemba ze �wistoniem Krzy�kiem.
Pyta�em M�ckich, co
to ma znaczy�. Powiedzieli, �e po�yczyli
�wistoniowi.
� Na dwa dni?
� Mnie te� to si� wydawa�o bardzo dziwne. Dot�d nigdy nie rozstawali si� z
tandemem. To by�a najcenniejsza
rzecz, jak� mieli. Zreszt� by� im
potrzebny, bo maj� daleko do szko�y.
� Oni, zdaje si�, bardzo lubi� �wistonia � zauwa�y�em. � Codziennie go czym�
cz�stuj�, raz nawet przynie�li
specjalnie dla niego chomika
w klatce. Nie wiem, czy widzia�e�.
Obara skin�� zamy�lony g�ow�.
� Tak, ale ciekawe, �e lubi� go dopiero od czasu tego wypadku. Przedtem to go
bynajmniej nie lubili. Bo
�wisto� nale�a� do Ciesi�w, no a wiesz,
�e M�ccy raczej gardzili Ciesiami.
� Gusty si� zmieniaj� i przyja�nie.
� To prawda � zgodzi� si� Obara. � Dawniej Kocio nie przyszed�by prosi� mnie o
pomoc.
� Ze strachu przyszed� � powiedzia�em. � On wie, �e dla M�ckich to b�dzie straszny
cios!
� W�a�nie, dlatego mam do ciebie pro�b� � rzek� Obara. � Wiem, �e i tak b�dziesz
rozmawia� z M�ckimi,
wi�c przem�w im do rozs�dku, �eby nie pr�bowali
odegra� si� na Kociu. On si� tego bardzo boi. Widzisz, sprawa polega na tym, �e oni
po�yczyli ten tandem
�wistoniowi, a nie Kociowi. Tymczasem
zosta� ukradziony u Kocia. Taki tandem to jednak zajmuje du�o miejsca, �wisto� nie
mia� go gdzie trzyma� i
odda� na przechowanie Kociowi,
kt�ry ma mieszkanie w starej ruderze, ale za to kom�rk� na podw�rzu.
� Wola�bym na razie nic nie m�wi� M�ckim � oznajmi�em. � Po co alarmowa� ich
przedwcze�nie? Mo�e
tandem si� znajdzie. To w ko�cu nie jest szpilka.
No i powinny zosta� �lady. Jak wygl�da�o to w�amanie?
� Wyrwano skobel razem z k��dk�. Futryna by�a stara i spr�chnia�a. Chcesz pojecha�
zobaczy�?
Skin��em g�ow�.
� Je�li mamy pom�c Kociowi, warto si� przyjrze� z bliska. Mo�e co� nam przyjdzie
ciekawego do g�owy. Czy
Kocio podejrzewa kogo� o t� kradzie�?
� Nie, nikogo. Sprawca jest zupe�nie nieznany.
Udali�my si� na miejsce przest�pstwa. Kocio pokaza� nam kom�rk�.
� Kiedy to si� sta�o?
� Zaraz po obiedzie. Wr�ci�em do domu o wp� do trzeciej, o czwartej chcia�em
zmieni� ko�o, id� do kom�rki,
no i ju� wiecie co dalej.
� Jak to �zmieni� ko�o�? Co� by�o nie w porz�dku z ko�em? � zapyta�em.
� Zabra�em ko�o do naprawy. Odda�em je do warsztatu, gdy szed�em do szko�y. Wentyl
zupe�nie nawali�, a ja
nie mia�em nowego. I by�a dziura
od gwo�dzia. W d�tce � wyja�ni� Kocio.
� Czyli ukradziono rower bez ko�a?!
� Tak.
� To bardzo wa�ne. Dlaczego dopiero teraz o tym m�wisz?
� Jakie to ma znaczenie?
� Du�e. Z�odziej na przyk�ad nie m�g� odjecha� na takim tandemie, musia� go nie��
albo ci�gn��.
� Nie widziano nikogo nios�cego rower � powiedzia� Kocio. � Pyta�em wszystkich
s�siad�w. Mieszkamy
wprawdzie, jak widzisz, w raczej ogrodowej
i rzadko zaludnionej dzielnicy. No, ale akurat s�siedzi, dwa domki dalej, byli w
ogr�dku i musieliby widzie�
kogo� nios�cego taki wielki,
dziwny rower... Tymczasem oni nie widzieli. Owszem, przeje�d�a�o paru rowerzyst�w,
ale rowery mieli w
porz�dku.
� A jednak bardzo dziwna rzecz � powiedzia�em rozgl�daj�c si� po �cie�ce, kt�ra
wiod�a pod p�otem, gdzie�
w stron� ��ki i rzeki. � Tu s� wyra�ne
�lady opon tandemu. Mo�na pozna� po rze�bie bie�nika. Takiej rze�by nie ma �aden
zwyczajny rower. Czy
przeje�d�a�e� ostatnio t�dy? � zapyta�em
podnosz�c si�.
� Nie. W og�le nigdy nie przeje�d�a�em. Po co? To bardzo niewygodna �cie�ka �
odpar� Kocio.
� A jednak tandem t�dy jecha�.
� No, niby tak � Kocio patrzy� zaskoczony na �lady.
� Zdaje si�, �e nied�ugo rozwi��emy t� dziwn� zagadk� � powiedzia�em.
� I odzyskasz tandem?
� Tego nie powiedzia�em, ale je�li dobrze p�jdzie, dzi� jeszcze powinni�my zna�
rozwi�zanie. Chod�my �
poci�gn��em Obar� i wyszli�my zostawiaj�c
Kocia Kocemb� w stanie do�� powa�nej rozterki.
� Naprawd� b�dziesz jeszcze dzi� wiedzia�, kto ukrad� ten rower?
� Ju� teraz wiem.
� Wi�c dlaczego nie m�wisz?
� Wiem kto, ale nie wiem jeszcze dobrze dlaczego. I najpierw to musimy ustali�.
M�ccy nam w tym pomog�,
chod�my do nich.
� Mo�e... mo�e jednak lepiej poszliby�my po tym �ladzie za p�otem. On nas mo�e
zaprowadzi� prosto do
z�odzieja.
� To niepotrzebne. Ja wiem, gdzie mieszka z�odziej � odpar�em tajemniczo.
* * *
M�ccy przyj�li nas z bardzo zaskoczonymi minami.
� Czego chcecie?
� Pogada� � odpar�em i sam zdziwi�em si�, �e ju� nie odczuwam �adnego skr�powania w
nawi�zaniu
rozmowy.
� O czym?
� O waszych zmartwieniach.
M�ccy spojrzeli na nas ponuro.
� Lepiej sp�ywaj, �aba � zasapa� Du�y M�cki. � Ju� ci raz m�wi�em. Niepotrzebnie
si� wtr�casz.
� Jednak si�d� sobie tutaj. Macie �adn� werand� � usiad�em na plecionym wiklinowym
fotelu i rozgl�da�em
si� dooko�a. � Daleko od szko�y.
Ale dobre powietrze, mi�y domek i �adny, spory ogr�dek � powiedzia�em i poci�gn��em
za spodnie Obar�, �eby
te� usiad�.
� Jeste�... jeste� co najmniej bezczelny � sapa� Du�y M�cki na zmian� z mniejszym.
� Nie tak jak ci, co kradn� sw�j w�asny rower! � powiedzia�em ogl�daj�c paznokcie.
� Co?! � Obara a� zerwa� si� z krzes�a.
� Czego skaczesz � posadzi�em go z powrotem. � Powiedz lepiej, czy to jest
kradzie�, jak si� zabiera w�asn�
rzecz?
� No, chyba nie... Chcesz powiedzie�, �e to M�ccy si� w�amali? Ale dlaczego?
� Mo�e... nie widzieli innego wyj�cia � mrugn��em okiem do M�ckich. � Sprawa
wygl�da�a tak: to
nieprawda, �e �wisto� ze�lizn�� si� z brzegu,
to nieprawda, �e wpad� do wody za mostem!
� Co?! � wykrzykn�� Obara, a M�ccy zerwali si� na nogi.
� Siadajcie � uspokoi�em ich. � To, o czym tu m�wimy, nie wyjdzie poza t� werand�.
Zmierzyli mnie ponurym wzrokiem, ale usiedli pos�usznie, a ja ci�gn��em dalej:
� Pami�tam dobrze ten dzie�, bo to by�a przecie� niedziela, ta niedziela
styczniowa, kiedy po raz pierwszy
wyszli�my na now� �lizgawk� szkoln�.
Od tygodnia panowa� ju� silny mr�z i rzeka by�a skuta grubym lodem, z wyj�tkiem
g��wnego nurtu, kt�ry
jeszcze nie stan�� i po kt�rym p�yn�a
g�sta kra. Ale to by�o ze dwadzie�cia metr�w od brzegu. Czyli gdyby �wisto�
ze�lizn�� si� z brzegu, to nie
m�g�by wpa�� do wody, m�g�by najwy�ej
nabi� sobie guza o twardy l�d! Ale przecie� faktem jest, �e by� w wodzie. Ludzie
widzieli, jak M�ccy go
prowadzili ca�ego przemoczonego i
na p� skostnia�ego. Co z tego wynika? Wynika z tego, �e �wisto� musia� wpa�� do
g��wnego nurtu rzeki. Jak
si� tam znalaz�? Co tam robi�? Ano,
bawi� si� z ch�opakami w dryf na krze. Wiecie, �e to ulubiona zabawa naszych
ch�opak�w. A najbardziej celuj�
w niej bracia M�ccy. Jest to
zabawa zespo�owa. Nikt nie bawi si� u nas w dryf na krze samotnie. Podejrzewam
wi�c, �e �wisto� dryfowa� z
M�ckimi!
� Pewnie, �e z M�ckimi! To wszystko wyja�nia! � wykrzykn�� Obara.
� Co wi�cej, podejrzewam, �e to by� pomys� M�ckich z t� jazd� na krze i �e to oni
ponosz� odpowiedzialno��!
To oni nam�wili �wistonia i
to oni sami przez g�upie �arty albo przez nieuwag� str�cili go do wody...
� Nie! To nieprawda! � krzykn�� ma�y M�cki. � My nic nie byli�my winni!
� To on nas ma�o co nie str�ci�, jak p�k�a kra � doda� Du�y.
� P�k�a kra?! � s�ucha�em zaciekawiony.
� Tak, bo tam si� robi� w�a�nie zator. Jedna kra uderza�a o drug�, no i p�ka�y �
wyja�nia� po�piesznie Ma�y
M�cki, jakby chcia� zrzuci� z siebie
ci�ar d�ugo ukrywanej prawdy. � I nasza kra te� p�k�a � ci�gn��. � My�my zostali na
du�ym kawa�ku, a
�wisto� na zupe�nie ma�ym i zacz��
pogr��a� si� w wod�. Na szcz�cie mieli�my z sob� du�y kij.
� W charakterze wios�a � uzupe�ni� Du�y M�cki. � No, wi�c podali�my �wistoniowi ten
kij i
przyci�gn�li�my go do nas.
� A potem pomogli�my mu wdrapa� si� na nasz� kr�. Ale si� zmoczy� porz�dnie.
� A potem to ju� by�o �atwo. Kra sama stan�a, bo zatrzyma� j� zator.
� Wi�c tylko ostro�nie przechodzili�my z kry na kr�...
� I uwa�ali�my, �eby nie st�pn�� na szczelin�.
� I �eby nie przewa�y� kry w jedn� stron�.
� A na l�dzie spotkali�my ludzi.
� Bali�my si� m�wi�, �e byli�my na krze.
� Wi�c powiedzieli�my, �e �wisto� si� po�lizn�� na brzegu i wpad� do wody. A my�my
go ratowali.
� A potem zrobili z was bohater�w bez skazy � u�miechn��em si�.
� No, w ko�cu byli bohaterami, tylko, �e ze skaz�... � zauwa�y� Obara.
� My�my si� tam nie pchali po nagrody � mrukn�� M�cki Du�y.
� Byli�my szcz�liwi, �e tak si� w og�le sko�czy�o.
� Ale na trzeci dzie� napisali o was w gazecie.
� A potem zacz�li urz�dza� wywiady i robili nam zdj�cia.
� A co ze �wistoniem? � zapyta�em. � On te� nie m�wi� ca�ej prawdy?
� Jasne, �e nie. Jemu ta wersja te� odpowiada�a. Za �adn� cen� nie przyzna�by si�,
�e dryfowa� dobrowolnie na
krze. On ma bardzo surowych
rodzic�w. Najch�tniej nie przyzna�by si� oczywi�cie, �e w og�le by� w wodzie. Ale
tego nie m�g� zatai�. By�
przemoczony przecie� i zlodowacia�y...
No, wi�c zgodzi� si� na nasz� wersj�.
� Ale to jest dra� � powiedzia� przez zaci�ni�te z�by Du�y M�cki. � Zawistny dra�!
� Kiedy my�my dostali w nagrod� ten tandem, bardzo nam zazdro�ci� � doda� Ma�y
M�cki.
� Po prostu by� w�ciek�y!
� Nic nie pomaga�o, �e dawali�my mu r�ne prezenty...
� I �e ca�y czas byli�my dla niego bardzo dobrzy.
� I brali�my go na przeja�d�ki tandemem.
� Chocia� by� leniwy i s�abo peda�owa�.
� Chcia� coraz wi�cej i wi�cej...
� A najgorsze, �e zacz�� nas straszy� ten szakal! � rzek� z gorycz� Du�y M�cki. �
Grozi�, �e opowie, jak by�o
naprawd�, �e to my�my go przemoc�
zap�dzili na kr�. �e to przez nas wpad� do wody.
� Szanta�owa� was! � rzek�em. � Domy�la�em si� tego.
� W ko�cu zmusi� nas, �eby�my mu po�yczyli tandem na dwa dni, wy��cznie dla niego.
Powiedzia�, �e b�dzie
je�dzi� z Kociem. Ale po dw�ch dniach
wcale nie chcia� odda�. Powiedzia�, �e ma do tandemu takie samo prawo, jak my! Taki
by� bezczelny.
� A w dodatku Kocio popsu� ko�o. Na szcz�cie mieli�my zapasowe.
� Bali�my si�, �e oni zupe�nie zniszcz� rower, i postanowili�my dzia�a�.
� Dalej to ju� wiecie � mrukn�� Du�y M�cki. � Jak si� domy�li�e� wszystkiego? �
doda� po chwili, patrz�c
na mnie jakim� innym wzrokiem, ju�
bez wrogo�ci i pogardy, tak mi si� zdawa�o.
� To nie by�o takie trudne... � odpar�em u�miechaj�c si�. � Po pierwsze, od razu
zdziwi�o mnie, dlaczego tak
schlebiali�cie �wistoniowi, to
nie by�o w waszym stylu. To ju� przecie� raczej on powinien jako wybawiony fundowa�
swoim wybawcom. A
tu by�o na odwr�t. Zacz��em podejrzewa�,
�e on was czym� straszy i �e wy si� go boicie. A po drugie, to ko�o. Tylko wy�cie
mogli mie� zapasowe ko�o do
tandemu. I tylko wy mogli�cie za�o�y�
je i odjecha� jak gdyby nigdy nic. Co macie takie miny jak wisielcy? Wszystko si�
dobrze sko�czy�o.
� Niezupe�nie � wykrztusi� Du�y M�cki. � Nie ma tu dla nas �ycia. � Jeste�my
skom... skompromitowani.
Chcieli�my w tajemnicy zabra� ten
rower i wyjecha� gdzie� daleko... Jak najdalej od �wistonia i tej ca�ej afery.
� Nie r�bcie tego � powiedzia�em. � Co si� sta�o, to si� sta�o. Zdobyli�cie tandem
troch� fuksem, to fakt, ale
nikt nie ma zamiaru wam go odbiera�.
Cho� dla niekt�rych to mo�e by� sprawa dyskusji, ale ja nic nie powiem.
� Ani ja � rzek� Obara.
� Ale �wisto�... � b�kn�� M�cki.
� Powiemy �wistoniowi, �e wiemy o jego szanta�u � o�wiadczy�em. � To powinno
wystarczy�. W ko�cu
szanta� jest gorszy ni� kra.
� Ka�dy si� mo�e kiedy� znale�� na krze � zauwa�y� filozoficznie Obara.
� Grunt, �eby dobrowolnie nie w�azi� tam po raz drugi � doko�czy�em.
ROZDZIA� VII
WARIANT ZERO
Szed�em w ten pi�tek beztrosko do szko�y i my�la�em, jaki to b�dzie wspania�y
dzie�. To b�dzie dzie�, w kt�rym
podejrzany, dwuznaczny, bli�ej
nieokre�lony typ zwany �ab� zapisze si� wyra�nie w najbardziej zakutych �bach tej
przekl�tej budy jako TEN,
KT�RY WIE, JAK BRA� SI� DO RZECZY.
Innymi s�owy � specjalista wy�szej rangi, cz�owiek, kt�ry rozszyfrowa� M�ckich. W
g�owie uk�ada�em sobie
ca�y scenariusz mojego spotkania
z Pulpetem. Nie, bynajmniej nie b�d� go szuka� od razu. To trzeba smakowa� powoli.
Najpierw b�d� go mija� ze
znudzon� min�, �uj�c leniwie,
a na ustach b�dzie mi si� b��ka� tajemniczy u�mieszek. To powinno wzbudzi�
zainteresowanie Pulpeta.
Zatrzyma mnie. �Jakie� nowiny?� �
zapyta, ale ja przejd� dalej. Dopiero, gdy na du�ej przerwie M�ccy wsi�d� na tandem
i b�d� si� popisywa� jazd�
przed �wistoniem, kt�ry ju� nic
nie b�dzie m�g� im zrobi�, zn�w znajd� si� niby przypadkiem w polu widzenia
Pulpeta. �Mam to z g�owy� �
rzuc� mu w przelocie, niby od niechcenia...
jakby ta ca�a sprawa to by�a dla mnie pestka. �Co?� � zapyta oszo�omiony Pulpet. A
wtedy wska�� mu
M�ckich peda�uj�cych za oknem. �Zaktywizowa�e�
ich?� � wykrztusi zdumiony. �Do szpiku ko�ci� � odpowiem. �S� podatni?� � zapyta.
�Jak �winki morskie
na szczepionk�. Podatni, wra�liwi i mo�esz
ich uj�� w organizacyjne kleszcze�. �Kleszcze?� �No, wi�c powiedzmy szczypce�.
Oczywi�cie zachwycony t� perspektyw� Pulpet objawi rado��, a potem zabierze mnie do
Okulczyckiej, do
gabinetu. Tu nad�wszy si�, na�adowany
smakowitymi izmacjami wstawi mow� do Wielkiej Okulli. Jak Wielka Okulla natchn�a go
do czynu swymi
spo�ecznymi inspiracjami i emanacjami,
a tak�e inwokacjami. Potem g�os mu si� za�amie. �To ze wzruszenia, pani dyrektor �
wykrztusi. � Jestem
g��boko wzruszony � tr�bi�c przeczy�ci
kulturalnie sw� barwn� chusteczk� drogi oddechowe. � To wielki dzie�, pani
dyrektor. Dzie� zwyci�stwa.
Ostatnia forteca zdobyta.� �Jaka forteca,
moje dziecko?� � zapyta �askawie Okulczycka. �Forteca anarchizmu, defetyzmu i
sadyzmu, pani dyrektor� �
odpowie Pulpet. �Czy dobrze s�ysza�am,
moje dziecko? M�wisz, �e forteca anarchizmu...� � pani Okulczycka wyci�gnie
ciekawie sw� indycz� szyj�.
�Tak jest, pani dyrektor, forteca
anarchizmu i bunkier bimbalizmu, wandalizmu oraz hamletyzmu� � uzupe�ni bez
zaj�knienia Pulpet. �O,
Narcyzo, patronko szko�y � wstrzyma
z wra�enia oddech Okulczycka � czy�by... M�ccy?!� �Tak jest. Mamy M�ckich w
kleszczach organizacyjnych
� odpowie Pulpet. � Zostali najpierw
zneutralizowani, a potem zaktywizowani.� �To sukces pedagogiczny na skal�
wojew�dztwa � o�wiadczy
Okulczycka. � Jak wypracowali�cie
ten sukces?� �To g��wnie zas�uga Tomka �abnego, czyli �aby, pani dyrektor�.
�Niemo�liwe? Tego strasznego
�aby? Co ty m�wisz, moje dziecko.� �Pani
dyrektor musi zmieni� zdanie o �abie. �aba sprawdzi� si� ca�kowicie. Destrukcyjne
dzia�ania �aby zako�czy�y
si� definitywnie. Mo�emy
�mia�o stwierdzi�, �e �aba jest konstruktywny. To cz�owiek sukcesu. Zapewne
nieefektowny, ale za to
efektywny, pani dyrektor. To on przerwa�
skutecznie obstrukcj� M�ckich i zaktywizowa� ich do szpiku ko�ci.� Okulczycka
spojrzy na mnie oczami w
czerwonych obw�dkach jak na zupe�nie
innego cz�owieka. �Chod�, dziecko� � powie wzruszona. Obejmie mnie r�k� z rubinowym
pier�cieniem i
zaprowadzi w g��boki k�t gabinetu, do
dziennika klasowego, po czym wykre�li �w haniebny wpis dotycz�cy mojej osoby i
wszystkie krzywdz�ce
opinie. A potem nastawi �Marzenie�
Schumanna i na tle nastrojowej muzyki objawi zupe�nie nowe rysy charakteru:
serdeczno��, tkliwo��,
wra�liwo�� na krzywdy m�odzie�y oraz
g��boki samokrytycyzm gogiczny. �By�am g��boko niesprawiedliwa w stosunku do Tomka
� powie g�o�no w
obecno�ci wszystkich nauczycieli.
� Pa�stwo mog� mie� do niego stuprocentowe zaufanie. No, powiedzmy...
dziewi��dziesi�cioprocentowe.� Tak
powie, a ca�e grono wyda westchnienie
ulgi, ��cznie z Fetyszyst�, za� Szufla otrze �z� rozczulenia z k�cika oka.
Tak my�la�em id�c korytarzem szkolnym tego rana i sam rozczuli�em si�
niebezpiecznie. Niebezpiecznie i
zdecydowanie przedwcze�nie.
Kiedy si� bowiem idzie korytarzem szkolnym, nigdy nie powinno si� odpr�a�
nadmiernie i traci� niezb�dnej
czujno�ci. �Korytarze szkolne,
d�ungle moje� � nie darmo �piewa� poeta. Tak wi�c zapomnia�em, �e jestem w d�ungli,
i jeszcze raz okaza�o
si�, �e jestem zielonym jak niedojrza�y
banan f�flem i mam �ba�niow��, chorobliwie rozd�t� wyobra�ni� w tej podejrzanej
bani, kt�r� nazywam g�ow�.
Tymczasem rzeczywisto�� wcale
nie by�a ba�niowa. Oto bowiem korytarzem szkolnym zbli�a�y si� dostojnie dwie
panie. Jedna z nich to
Okulczycka, a druga... Nie, to ju� zupe�ny
pech! Ta druga to by�a pani Dobecka, matka Dobka, kt�rego zgubi�em na biwaku, tego
Dobka, kt�ry by�
przyczyn� mojego harcerskiego nieszcz�cia.
Zamiast schowa� twarz i uciec, gdzie pieprz ro�nie, uk�oni�em si� i wlepi�em oczy w
pani� Dobeck�, jakbym
jeszcze mia� nadziej�, �e to nie
ona. Ale to by�a ona. Co gorsza od razu mnie rozpozna�a i a� przystan�a z wra�enia.
Spojrza�a na mnie
nieprzyjemnie zaskoczona. Jej oczy
m�wi�y wyra�nie: �Ty tutaj?! Wci�� jeszcze chodzisz po �wiecie?! �e te� musia�am
ci� znowu spotka�! To
wr�y kolejne nieszcz�cie�.
Tak, nie by�o w�tpliwo�ci, �e wr�y�o nieszcz�cie. Oczywi�cie dla mnie. Zauwa�y�em,
�e Dobecka ju� co�
szepn�a Wielkiej Okulli na m�j temat.
Do mnie te� chcia�a co� powiedzie�, ale ja przemkn��em si� tch�rzliwie bokiem i
znikn��em w korytarzowej
d�ungli. To straszne, ale ostatnio
coraz cz�ciej przemykam si� jak szczur, zamiast chodzi� normalnie. Czy b�d� m�g�
jeszcze chodzi� kiedy� z
podniesionym czo�em i patrze�
wszystkim w oczy? Bardzo w�tpliwe.
Na razie rzeczywisto�� by�a bardziej ponura, ni� mog�em przypuszcza�. Na pierwszej
przerwie, gdy
przechodzi�em ko�o gabinetu dentystycznego,
otworzy�y si� z trzaskiem drzwi i wylecia� z nich przera�ony, spocony i czerwony
jak rak malec trzymaj�c si� za
szcz�k�, a za nim ukaza�a si�
na progu dentystka. Zdr�twia�em. To by�a pani Dobecka. W bia�ym fartuchu! W r�ku
wci�� jeszcze trzyma�a
szczypce. Tego tylko brakowa�o! Matka
Dobka dentystk� w naszej szkole! Co za perfidna z�o�liwo�� losu! Spojrza�em na
ni�... Ona spojrza�a na mnie i
poruszy�a odruchowo szczypcami,
a mnie zimny dreszcz przeszed�.
Od razu odesz�a mi ochota �smakowania na raty� mojego �sukcesu� z M�ckimi i
postanowi�em znale�� Pulpeta.
Ale on jak na z�o�� by� nieuchwytny
przez kilka godzin. Zupe�nie poch�ania�y go jakie� wa�ne sprawy o kolosalnym
znaczeniu dla przysz�o�ci tego
�wiata. Obary te� nie by�o. Z
racji swych instrumentalnych talent�w pomaszerowa� z tr�bk� do siedziby hufca
�wiczy� wraz z orkiestr�
harcersk� fanfary z okazji zbli�aj�cego
si� Dnia Wojska Polskiego. Tak, �e przez pi�� godzin by�em osamotniony i wydany na
pastw� stres�w. Dopiero
o pierwszej po po�udniu zasta�em
Jacka Pulpickiego w sto��wce szkolnej. Przekona�em si�, �e jest to jedyny punkt w
topografii szkolnej, gdzie
niezawodnie o godzinie trzynastej
mo�na spotka� Pulpeta.
� Ju� wszystko wiem! � powiedzia� na m�j widok obgryzaj�c z apetytem kacze udo.
� Wiesz? � wybe�kota�em. � Jak to?
� Nie potrzebujesz si� usprawiedliwia� � o�wiadczy� pi�uj�c energicznie kiszonego
og�rka.
� Usprawiedliwia�?!
� Mam ca�� spraw� jak na talerzu. Nie potrzebowa�em nawet grzeba� w pami�ci.
Dobecka mi przypomnia�a.
Dobek to przecie� jej syn. A ona jest
u nas dentystk� szkoln�. Rozpozna�a ci� dzisiaj na korytarzu i to jest fatalne! Od
razu zapyta�a pani�
Okulczyck�, czy przypadkiem nie dano
jakiego� zast�pu w twoje r�ce. I popsu�a ci opini�. Oczywi�cie napapla�a
Okulczyckiej o tamtej okropnej historii.
Domy�lasz si�, z jakimi
komentarzami i w jakim stylu... Jaki to pech dla pani Okulczyckiej, �e musia�e�
trafi� do jej szko�y i b�dziesz
teraz grasowa� w�r�d niewinnego
ludu Bze-Bze.
� Tak powiedzia�a: �grasowa�?
� W�a�nie.
� A co Wielka Okulla?
� Wielka Okulla by�a oczywi�cie zadowolona.
� Nie rozumiem, jak to zadowolona?!
� �e si� sprawdzi�y �jej najgorsze przeczucia�. Tak powiedzia�a. �Ciesz� si�, �e
przynajmniej nie zawi�d� mnie
m�j instynkt pedagogiczny.
Od razu przejrza�am tego ch�opca�.
Poczu�em, �e serce zamiera mi w piersiach i lec�, lec� gdzie� w czarn� przepa��.
� Ale ty... � wykrztusi�em patrz�c z ostatni� nadziej� na Pulpeta � ale ty nie
wierzysz chyba... Wiesz, �e to
nie by�a moja wina.
� Dobra, dobra � zamrucza� Pulpet rozgniataj�c opornego, sinego ziemniaka na
talerzu. � To nie by�a twoja
wina, to by� tw�j pech, ale to nie
zmienia sytuacji. Podpad�e�. I trudno ci� b�dzie wyci�gn�� z tego. Okulla jest
piekielnie uparta. I jak komu�
przyczepi opini�, to go�� jest
zrobiony na trzy lata. Jeste� w�a�ciwie stracony. Szkoda. Bo ja chcia�em, �eby� by�
zast�powym. Ale Okulla si�
nie zgodzi. Jeste� u niej nadzwyczaj
nisko notowany. Na samym dole, za Ciesiem i M�ckimi. A w�a�nie, co z M�ckimi? �
otar� usta chusteczk�.
� Za�atwione � mrukn��em.
� Niemo�liwe!
� Zobacz � wskaza�em na okno.
Pulpet wyjrza�. Na dziedzi�cu, lawiruj�c mi�dzy ch�opakami, rozbawieni M�ccy
peda�owali jak dawniej.
Zobaczyli nas, pomachali nam r�k�.
� Znowu je�d��?! � wymamrota� zdziwiony Pulpet.
� Je�d�� i �uj� � doda�em.
� Ani �ladu depresji. Wydaj� si� zupe�nie normalni � komentowa� Pulpet.
� Oni s� normalni � potwierdzi�em.
M�ccy cisn�li w nas papierow� kul� ze zmi�tej torby po pestkach. Pulpet cofn�� si�
odruchowo.
� Tak... s� a� za bardzo normalni � doda�.
� Zupe�nie odpr�eni � oznajmi�em � otwarci i podatni. Zaktywizowa�em ich zupe�nie.
� Zupe�nie?
� Tak jak chcia�e�. Obara bierze ich do swojego zast�pu.
Pulpet patrzy� na mnie coraz bardziej os�upia�y.
� Jak... jak to za�atwi�e�?
� To do�� skomplikowana historia � odpar�em. � Opowiem ci kiedy indziej. W ka�dym
razie mo�esz ich
odfajkowa�.
Pulpet zatar� r�ce z podniecenia.
� Du�a rzecz, �aba... Naprawd� du�a rzecz. B�dzie o tym g�o�no w ca�ym mie�cie.
Musimy to dobrze
sprzeda�.
� M�wi�e�, �e jak zaktywizuj� M�ckich, to Okulczycka zmieni o mnie zdanie �
b�kn��em.
Pulpet chrz�kn�� zak�opotany.
� To fakt, tak my�la�em, ale w tej chwili sytuacja jest taka, �e musz� to inaczej
rozegra�.
� Inaczej?!
� Przykro mi, �aba, ale nawet nie mog� wspomnie� twojego nazwiska. Masz skopan�
opini�, sam rozumiesz.
Pech chcia�, �e musia�e� tu spotka�
Dobeck�. Przedtem jeszcze jako� p�ywa�e�, ale teraz uton��e� na amen w opinii
Wielkiej Okulli. Gdybym teraz
powiedzia�, �e to ty zaktywizowa�e�
M�ckich, by�aby strasznie niezadowolona. Obni�y�oby to ca�� aktywizacj� w jej
oczach. Nasza akcja sta�aby si�
podejrzana, podejrzewa�aby
podst�p, wyw�szy�aby nieszczero��, rozumiesz, ona nie ma do ciebie zaufania. Przez
ciebie pad�by fatalny cie�
na M�ckich. Okulla uprzedzi�aby
si� do nich od razu.
� Jak to? Wi�c w og�le nie powiesz? � zrobi�o mi si� smutno.
� Dla dobra M�ckich, dla dobra ca�ej akcji, nie mog� � o�wiadczy� Pulpet. � Mog� ci
tylko powinszowa� i
u�cisn�� r�k� � faktycznie mi u�cisn��.
� To wszystko, co na razie mog� zrobi�. Wielka Okulla ma swoje �anse i niuanse� i
cholerne uprzedzenia. A
ju� ci powiedzia�em, �e my tu �yjemy
pod protektoratem Wielkiej Okulli nad ludem Bze-Bze. Sam te� nale��, niestety, do
tego ludu. Ale nie b�j si�,
pom�wi� z dru�ynowym, a on ze
szczepow�. Na pewno znajd� jakie� wyj�cie. W ka�dym razie b�dzie ci� mo�na
zadekowa� w jakim� zast�pie.
Byle� by� cicho, przezimujesz
bezpiecznie jak rak.
� Jak rak � powt�rzy�em z gorycz�.
� Cicho i raczej nieruchomo. To konieczne. Okulla ma na ciebie oko. Naprawd� �al mi
ci�, �aba. Mo�e za rok
sprawa przyschnie i wszystko si� jako�
u�o�y.
� Za rok... � wszystko nagle zacz�o wygl�da� beznadziejnie.
� Przykra sprawa. �al mi tym bardziej, �e potrzebujemy ludzi do roboty, a ty by�
pasowa� jak ula�! Nie miej do
mnie pretensji. Wiesz, �e jestem
tylko...
� Wiem, jeste� Bze-Bze � powiedzia�em i wyszed�em ze sto��wki.
Poszed�em do Arka i opowiedzia�em mu, co si� sta�o.
� To ju� za du�o na m�j �eb � zako�czy�em. � Nie do��, �e podpad�em Okulli, to
jeszcze spotykam t�
dentystk�. Zupe�nie nie wiem, co robi�. Mnie
si� tu �y� odechcia�o.
� Uprzedza�em ci�, �eby� do niczego si� nie wtr�ca�, ale ty oczywi�cie zacz��e� od
popis�w � m�wi�
zdenerwowany Arek. � Mia�e� w r�ku wszystkie
atuty. Mog�e� zacz�� �ycie w nowej szkole jak niewinny osesek. �eby tak wszystko
popsu�! Tak wszystko
popsu�!
Milcza�em przygn�biony.
� I co teraz? � b�kn��em.
� Nic. Ciesz si�, �e ci dadz� przezimowa�, jak rak...
� Ja nie chc� jak rak � zasapa�em.
� No to sobie napytasz jeszcze wi�kszej biedy. Chyba, �e Obara... � Arek urwa�
nagle. � S�uchaj, pogadaj
jeszcze z Obar�, mo�e on znajdzie jaki�
spos�b.
* * *
Obar� spotka�em dopiero nast�pnego dnia, gdy maszerowa� do szko�y. Do��czy�em do
niego pod kortami
Osiedla Zachodniego i powiedzia�em
mu o moim nies�ychanym pechu.
� Fatalne! � Obara by� wyra�nie poruszony. � Nie mog�e� gorzej trafi� ni� z t�
piekieln� dentystk�.
� Nie widzisz wyj�cia, prawda?
� Kto tak powiedzia�? � mrukn�� Obara.
� My�lisz, �e jest jakie� wyj�cie?
� Jasne.
� Jakie?
� Chcesz, �ebym ci wytrz�s� z r�kawa jak komputer? Daj mi pomy�le� � Obara usiad�
na �awce pod siatk�.
� Dop�ki b�dzie tu rz�dzi� Okulla... � j�kn��em.
� Daj mi si� skoncentrowa� � przerwa� Obara i wr�ci� do medytacji. � Oczywi�cie,
jest wyj�cie � oznajmi�
po chwili.
� M�w.
� Zastosujemy wariant zerowy. Ju� par� razy stosowali�my z dobrym skutkiem w
pozornie beznadziejnych
sytuacjach.
� Wariant zerowy? Co to jest?
� Musisz zacz�� od zera.
� Wci�� nie rozumiem.
� To jest spos�b oparty na analizie cech psychicznych Okulli � wyja�ni� Obara. �
Wiadomo, �e g��wn�
cech�, cech� dominuj�c� charakter Okulli
jest aktywno��, ale nasze badania stwierdzi�y, �e nie jest to zwyk�a aktywno��.
Okulla nie tyle dzia�a, ile reaguje.
Potrzebuje do swojego
dzia�ania wyra�nych bod�c�w, odchyle� od normy, potrzebuje by� pobudzana. Co
najbardziej pobudza Okull�?
Wszelkie dzia�anie dra�ni�ce.
Okulla przeciwstawia mu zaraz swoje dzia�anie id�ce w kierunku przeciwnym. Na
przyk�ad z tob�. Kiedy
podskakiwa�e�, Okulla pr�bowa�a ci�
sp�oszy�, ale gdyby� upad�, na tej samej zasadzie b�dzie pr�bowa�a ci� podnie��.
Kr�tko m�wi�c, �eby zmieni�
ten nieszcz�sny uk�ad, w kt�ry
wlaz�e�, musisz upa��!
� Upa��?
� Upa�� zupe�nie. Oczywi�cie psychicznie.
� Upa�� psychicznie?
� Pozorowana depresja za�atwi ci t� spraw�. Poniewa� Okulla wyrobi�a sobie w swej
wyobra�ni obraz Tomka
�abnego rozbuchanego, dezorganizuj�cego,
demoralizuj�cego, biegaj�cego, wal�cego, t�uk�cego, szalej�cego...
� Ale� ja naprawd�... � pr�bowa�em przerwa�.
� Nie jest wa�ne, jaki jeste� naprawd�. Wa�ne jest, jak rysujesz si� w zm�czonej
wyobra�ni Okulli. Ot� skoro
w jej umy�le rysujesz si� tak wybuchowo
i niebezpiecznie, trzeba wytworzy� obraz przeciwstawny. Musimy ci� skontrastowa� z
tym fatalnym
wizerunkiem. By�e� ruchliwy � musisz
by� nieruchawy, biega�e�, brz�cza�e�, anga�owa�e� si� � musisz by� oboj�tny,
zgaszony, apatyczny. Przesta� w
og�le dzia�a�. Do wtorku.
Chyba potrafisz wytrzyma� trzy dni. Najlepiej, �eby� spa� na lekcjach. Ostatecznie
mo�esz patrze� w okno. Ale
nie wolno ci w og�le uwa�a�.
Musisz wy��czy� si� ca�kowicie. To jest w�a�nie wariant zerowy.
� A co robi� na przerwach?
� Snu� si� i podpiera� �ciany, najlepiej w pobli�u pokoju nauczycielskiego i
gabinetu Okulli, �eby stale by� w
jej polu widzenia. Tylko ta
twoja twarz! � przyjrza� mi si� krytycznie.
� Co chcesz od mojej twarzy!
� Bardzo du�o. To jest twarz nie do przyj�cia � skrzywi� si� niezadowolony. � Taka
twarz zawali ka�dy
wariant! Sp�jrz na siebie � podstawi�
mi lusterko. � Przecie� ty masz bezczeln� twarz!
� Ja, bezczeln�, no wiesz... � chrz�kn��em ura�ony.
� No, powiedzmy zbyt pewn�, zbyt zadowolon� z siebie � sprecyzowa� Obara.
� To �mieszne, ja zadowolon� twarz!
� Nic nie poradz�. Taki masz wyraz. Mo�e przez te wyraziste oczy i zadarty nos. Ale
jest na to rada. Pobrudz�
ci go starym smarem od mojego
komara. Pobrudzony nos ju� nie wygl�da dumnie. I najlepiej �eby� mia� katar i
zaczerwienione oczy. To ci nada
wyraz �a�osny. Za�yjesz
specjaln� past� paprykow�, od kt�rej zaraz spoci ci si� g�owa, nap�yn� �zy i w
nosie zrobi si� mokro. Poci�ganie
nosem odbierze ci reszt�
pozoru bezczelno�ci. Bezczelni raczej nie poci�gaj� nosem � spojrza� na zegarek. �
Mamy jakie� dziesi��
minut czasu. Jeszcze dzisiaj to
urz�dzimy. Wpadniemy tylko na chwil� do domu. Mieszkam tu zara�. Chod�,
ucharakteryzuj� ci�.
� Nie b�d� si� wyg�upia� � warkn��em. � �adnych smarowa� i past. To szczeniackie.
� Ale skuteczne � wzruszy� ramionami Obara. � Zreszt�, jak chcesz, ostatecznie
mo�esz sobie darowa� ten
nos. Ale przesta� �u� i naucz si� poci�ga�
nosem. A najlepiej to dam ci sweter p�tniczy.
� P�tniczy?
� Chod� � poci�gn�� mnie do swojego domu. � Zobaczysz.
Sweter p�tniczy by� to stary, wyci�gni�ty golf nieokre�lonego koloru z bardzo
d�ugimi r�kawami.
� Przymierz! � rozkaza� Obara.
W�o�y�em nie bez wstr�tu. Obara zaci�gn�� mnie przed lustro w przedpokoju i obr�ci�
zadowolony.
� Sp�jrz! Nie ten cz�owiek!
Istotnie. Wygl�da�em nader �a�o�nie.
� Zupe�nie jak goryl � powiedzia�em � z tymi r�kawami.
� O to w�a�nie chodzi � rzek� Obara. � Byle� tylko by� osowia�ym gorylem. Osowia�e
goryle budz� zawsze
wsp�czucie.
� Nie podoba mi si� to.
� Do licha � zdenerwowa� si� Obara. � Nie ��dam przecie� od ciebie za du�o.
Staniesz po prostu pod �cian�
w tym swetrze i b�dziesz sta�. To wystarczy.
� My�lisz?
� Wystarczy, �eby wzbudzi� g��bokie zaniepokojenie Okulli. Tw�j bezruch, apatia i
smutny wygl�d goryla bez
przydzia�u zaintryguje j�,
nie da jej ani na chwil� spokoju. Je�li wytrzymasz w tej pozycji trzy dni, wygrasz.
Okulla nie wytrzyma
nerwowo i przyst�pi do dzia�ania. A
potem... a potem wszystko potoczy si� normaln� drog�.
� Mianowicie?
� Mianowicie, widz�c tw�j bezruch i depresj�, b�dzie stara�a si� ciebie
zaktywizowa�. Prawdopodobnie zwr�ci
si� z tym do nas, do mnie
albo nawet do Pulpeta.
� I co wtedy?
� No i wtedy my ci� zaktywizujemy.
� Jak mnie zaktywizujecie? � przestraszy�em si�.
� Nie b�j si�. Po prostu zdejm� ci ten sweter, a ty przestaniesz si� snu�,
podpiera� �ciany i spa� na lekcjach. A
my zameldujemy Okulczyckiej
o twoim prze�omie, powiemy, �e wyszed�e� z depresji i postanowi�e� wzi�� si� za
nauk� i prac� spo�eczn�.
� I my�lisz, �e wtedy Okulla zapomni o tym, co by�o?
Obara za�mia� si�.
� Jasne! To si� wtedy zupe�nie przestanie liczy�. Przecie� zaistnieje nowa
sytuacja. Okulla b�dzie ucieszona, �e
mo�e zaliczy� kolejne zwyci�stwo
�swojej linii pedagogicznej� i pochwali� si� przed wszystkimi �nowym, trudnym
ch�opcem, kt�rego
wyprowadzi�a na prost� drog�. Zobaczysz,
od tego momentu ona ci� nawet polubi!
� Polubi? � rzecz wydawa�a mi si� zupe�nie niemo�liwa.
� Jasne. Przecie� teraz b�dziesz �dzieckiem jej sukcesu�. Z twoim imieniem b�d� si�
��czy� przyjemne
wspomnienia jej Okullowej chwa�y. No,
to jak? � u�miechn�� si�. � Zaczynamy od dzisiaj?
Skin��em zrezygnowany g�ow�. Nie widzia�em innego wyj�cia.
* * *
Zacz��em wi�c to robi�. Na lekcjach kima�em i gapi�em si� w okno. Wezwany do
odpowiedzi nie wiedzia�em, o
co chodzi; pozwala�em gogom
wy�adowa� na mnie swoje oburzenie gogiczne, a na pogr�ki, �e pom�wi� o mnie z pani�
dyrektor,
u�miecha�em si� tylko w duchu. O to mi przecie�
chodzi�o. Niech Okulla dowie si� o tym jak najpr�dzej. Na przerwach podpiera�em
�ciany w pobli�u pokoju
nauczycielskiego, kancelarii i
gabinet�w dyrektorskich, �eby stale by� na widoku. Niew�tpliwie by�em atrakcyjny w
swoim swetrze
p�tniczym, z wyd�u�onymi, sm�tnie obwis�ymi
ramionami jak goryl. By�em do tego stopnia interesuj�cy, �e przyszed� Kocio
Kocemba, kt�ry jest wybitnym
fotoreporterem i zrobi� mi
zdj�cie. Przyszed� tak�e Arek i stan�� przede mn� os�upia�y.
� Co ty wyrabiasz? � sykn��. � Zwariowa�e�?
� Cicho, jestem w stroju p�tniczym.
� P�tniczym?
� Tak, i zaczynam od zera.
Wyja�ni�em mu kr�tko, na czym to wszystko polega. Odszed� oszo�omiony, wci��
ogl�daj�c si� za siebie.
Jak mo�na by�o przypuszcza�, sta�em si� obiektem zaczepek, �miech�w i przezwisk nie
wtajemniczonych
malc�w, natomiast starsi zostawiali
mnie zupe�nie w spokoju i patrzyli ze zrozumieniem. Oni wiedzieli. Po prostu
stosuj� wariant zero. Podpad�em
tak g��boko, �e musz� zacz��
od absolutnego zera.
Tylko Z�o�liwy Miecio by� podejrzliwy.
� To s� przecie� wyg�upy � powiedzia�. � Robi� ci� w konia.
� Nie s�dz� � odpar�em.
� Kto to wymy�li�?
� Obara. To ju� by�o stosowane z dobrym skutkiem.
� Nie pami�tam � rzek� Miecio.
� Mo�e jeste� za kr�tko w tej szkole.
Pod koniec dnia szkolnego przyszed� sam Obara i powiedzia�:
� Dobrze jest! Okulczycka ju� ci� zauwa�y�a i powiedzia�a do grona: �Dziwna sprawa.
Ten Tomek �abny
popad� w stan depresyjny. Zupe�nie si� nie
spodziewa�am�. A wi�c spos�b zaczyna dzia�a� � skomentowa�. � Wytrzymaj jeszcze dwa
dni. Zobaczysz, ju�
jutro Okulczycka podejdzie do
ciebie i spr�buje ci� wyci�gn�� na rozmow�.
� Co jej odpowiedzie�?
� Tu masz napisane � wr�czy� mi kartk� papieru. � W ka�dym razie m�wi� jak
najmniej. Cz�owiek w
depresji nie m�wi du�o.
Przez wiecz�r i nast�pne rano wkuwa�em na pami�� odpowiedzi zalecane przez Obar�.
Rzeczywi�cie, drugiego
dnia ledwie zacz��em podpiera�
�cian� w p�tniczym swetrze, Okulczycka podesz�a do mnie wyra�nie niespokojna i
zapyta�a, jak si� czuj�.
� Dobrze, pani dyrektor � odpar�em zgodnie z instrukcj�.
� Co ci w�a�ciwie jest? � nalega�a.
� Nic mi nie jest, pani dyrektor.
� Dlaczego nie bawisz si� z kolegami?
� To g�upia zabawa, pani dyrektor.
� M�g�by� spacerowa�, rozmawia�.
� Znudzi�o mi si�, pani dyrektor.
Okulczycka spojrza�a na mnie r�wnie zdezorientowana jak zaintrygowana, ale ju� nic
nie powiedzia�a i odesz�a.
Zaraz potem podbieg� do mnie Obara. Mia� wiadomo�ci prosto z gogicznych ostoi.
� Doskonale � zatar� podniecony r�ce. � Okulla powiedzia�a, �e prze�ywasz chwile
rewizji poj�� i warto�ci.
Na razie czujesz si� wyalienowany,
ale to zapowiada, �e wkr�tce dojrzejesz do dzia�a�. Zatrzyma�a te� na korytarzu
zdumionego Pulpeta i mia�a do
niego pretensje, �e zostawi�
ci� samego w przykrych momentach alienacji i utraty dotychczasowych warto�ci.
Nakaza�a mu, by zaj�� si� tob�
i powoli pr�bowa� ci� zaktywizowa�.
Pulpet mia� bardzo g�upi� min�... S�owo daj� � Obara za�mia� si�, ja te�
pr�bowa�em, ale w g��bi korytarza
zauwa�y�em Fetyszyst�, wi�c
przybra�em zn�w �zerowy wygl�d twarzy�.
Obara poklepa� mnie po ramieniu i rozci�gn�� bardziej moj� p�tnicz� opo�cz�.
� Wytrzymaj tylko jeszcze jeden dzie�! � szepn�� i znikn�� w t�umie uczni�w.
Przyrzek�em sobie, �e wytrzymam. Wszystko sz�o nazajutrz doskonale. Brakowa�o ju�
tylko paru godzin... A�
nagle na trzeciej przerwie zdarzy�a
si� ta piekielna historia z Kuglewiczem.
ROZDZIA� VIII
CZY MUSIA�EM RATOWA� KUGLEWICZA?
To by�o dok�adnie wtedy, kiedy przyjecha� czerwony fiacik pocztowy i wyskoczy� z
niego kierowca, �eby
opr�ni� skrzynk� listow�, kt�ra wisi
na ogrodzeniu naszej szko�y. Cz�owiek ten jest wyj�tkowo punktualny i przyje�d�a
zawsze w po�owie du�ej
przerwy. Pomy�la�em wtedy: �Wytrzyma�
jeszcze pi�� minut pod t� �cian��. Przed chwil� przechodzi�a t�dy Okulczycka z
Fetyszyst�. Przesz�a i obejrza�a
si� za mn�. Fetyszysta te�
si� obejrza�. Musieli m�wi� o mnie. Na pewno jeszcze na tej przerwie zaczn� mnie
aktywizowa�. Nie ulega
�adnej w�tpliwo�ci. Za minut�, za
dwie przybiegnie tu zadyszany Pulpet i rozpocznie aktywizowanie. Niech m�wi�, co
chc� o Okulli, niech
wieszaj� psy na Okulli, niech strasz�
Okull� pierwszak�w, Okulla pod jednym wzgl�dem jest na medal. Nad kresk� czy pod
kresk� zawsze liczysz si�
jako� u Okulli. Wszystko, co dzieje
si� w budzie, jest w centrum uwagi Okulli. Nikt nie jest jej oboj�tny. Nie jeste�
powietrzem dla Okulli. Tak
powtarza�em sobie, aby wymaza�
ostatni �lad w�tpliwo�ci i �eby te ostatnie minuty nie d�u�y�y mi si� zbytnio,
postanowi�em my�le� o tym
pocztowcu, co opr�nia skrzynki.
Niby zwyczajny cz�owiek, prosta robota, ale ile od niej zale�y. Niby zwyczajny
cz�owiek, a jak� ma w�adz�. Los
tych wszystkich my�li ludzkich
i uczu� zamkni�tych w kopertach jest w tej chwili w jego r�kach. M�g�by ca�y worek
tych my�li sprzeda� na
makulatur�, ca�y worek tych uczu�
wysypa� na �mietnisko.
Galopowa�em coraz dalej na koniu mojej wyobra�ni, rozwa�aj�c zakres w�adzy i skal�
mo�liwo�ci tak na poz�r
niegro�nego pocztowca, gdy
wtem poczu�em czyj�� r�k� na ramieniu. Drgn��em i odwr�ci�em si� od okna. Do
parapetu pcha�a si� ca�a
gromada ch�opak�w z si�dmej b z Puka��
i Nowickim na czele. Zna�em ich z boisk. Przebojowe, raczej niebezpieczne typy.
� To tutaj � powiedzia� Puka�a i odsuwaj�c mnie bezceremonialnie na bok, wychyli�
si� przez okno.
� Jest drabina? � doskoczy� do okna Nowicki. � Tu powinna by� ta drabina
przeciwpo�arowa, kt�r�
zamontowali niedawno.
� Jest � powiedzia� Puka�a.
� T�dy, wysiadamy ch�opaki... � oznajmi� Nowicki wytykaj�c g�ow� poza okno. � Tylko
trzeba uwa�a�, z
daleka wygl�da�o, �e drabina jest bli�ej...
A tu z p� metra.
� Trzydzie�ci centymetr�w, nie wi�cej � orzek� Puka�a. � Z �atwo�ci� mo�na da�
krok.
� A poza tym ni�ej jest gzyms... � zauwa�y� przepychaj�c si� do okna najmniejszy z
Beciak�w, nosz�cy
przezwisko Pigment. Jego prawdziwego
nazwiska nie zna�em.
� Mimo to dziewczyny nie przejd� � orzek� Nowicki.
� Zale�y kt�ra...
� Wi�kszo�� nie przejdzie. Z czystego strachu. Narobi� pisku.
� Zgodzi�y si� � powiedzia� Pigment.
� Ale jak przyjdzie co do czego, narobi� pisku, ja je znam. M�wi�em, �e trzeba
umocowa� sznur, sznur jak
por�cz. Czy jest sznur?
� Zaraz b�dzie � odpar� Puka�a. � Gi�ycka i Stando wymontuj� z siatki do siatk�wki.
W�a�nie pobieg�y do
magazynu wuefu.
� A co z ubezpieczeniem? � dopytywa� Nowicki.
� Za�atwi�em Kleszcza z si�dmej c. Tego przero�ni�tego, wiesz. Ju� idzie.
Istotnie korytarzem nadchodzi� po�piesznie chudy ch�opak o ptasiej twarzy i
niespokojnych, wy�upiastych
oczach. Podobny by� raczej do
s�pa ni� da kleszcza, ale nazywali go Kleszczem. z tej racji, �e nosi� nazwisko
Kleszczy�ski.
� Co to za afera, panowie? � zapyta� skrzekliwym g�osem.
� Wiejemy z dwu ostatnich lekcji � odpar� Puka�a.
� Tak bez powodu? � zdziwi� si� Kleszcz.
� Pow�d jest.
� Nawet par� powod�w � doda� Nowicki. � Po pierwsze, mamy dzisiaj szcz�liwy dzie�.
Ju� dawno
wiedzieli�my, �e pi�ta lekcja z pani� Majewsk�
b�dzie wolna, bo pani Majewska jest na wycieczce zamiejscowej z klas� �sm� c...
� A teraz nowa pomy�lna wiadomo��. Pani Cudek od historii zosta�a nagle
zawiadomiona, �e musi zast�pi�
kogo�, kto niespodziewanie zachorowa�,
na wa�nym zebraniu w Bia�ym Domu. Wi�c nie b�dzie tak�e czwartej lekcji historii z
pani� Cudek.
� Mia�o nie by� � sprostowa� Nowicki. � Ale niegodziwy Fetyszysta umy�li� sobie, �e
na tej lekcji zrobi nam
klas�wk� z chemii! Tak powiedzia�!
� O tyra�ski tyraniec � j�kn�� Kleszcz.
� I zamiast uczciwie spakowa� si� i poturla� do chaty, otrzymujemy zawiadomienie,
�e mamy zosta� i pisa� t�
klas�wk�.
� Oczywi�cie, nie przyj�li�my do wiadomo�ci � o�wiadczy� wzburzony Nowicki. � To
nieuczciwe robi�
m�odzie�y bez uprzedzenia klas�wk�.
� To wbrew Kodeksowi Ucznia!
� W dodatku podczas wolnej lekcji.
� Wi�c klasa podj�a uchwa��, �e wiejemy!
� Przygniataj�c� wi�kszo�ci� g�os�w.
� Nie damy si� robi� w konia.
� I wyt�umaczymy, �e nie wiedzieli�my nic o zmianie.
� Drzwi s� zamkni�te i obsadzone przez obie wo�ne. Zar�wno przez Zrywn�, jak i
Zrywniejsz� � zauwa�y�
sceptycznie Kleszcz. � Czuj� si� w obowi�zku
zwr�ci� kolegom uwag�.
� Uwzgl�dnili�my t� blokad� � u�miechn�� si� pewny siebie Nowicki. � Dlatego
wychodzimy przez okno.
� Alpinizm i akrobatyka? � skrzywi� si� Kleszcz.
� Niezupe�nie. Tu jest zainstalowana drabina przeciwpo�arowa.
� A, faktycznie � chrz�kn�� Kleszcz. � Czuj� si� jednak w obowi�zku zwr�ci� kolegom
uwag�, �e takie
rzeczy przechodz� nader rzadko i tylko
w tym przypadku, gdy ca�a klasa ucieka bez wyj�tku.
� Wiemy o tym i uciekamy wszyscy.
� Mam pewne w�tpliwo�ci. Dziewczyny s� zawsze niepewne.
� Nie nasze � odpar� z dum� Nowicki. � Mamy dziewczyny na poziomie.
� Dziewczyny i pewni faceci � ci�gn�� niezra�ony Kleszcz.
� My�lisz o lizusach? Nie ma u nas takich. Jest paru kujon�w, ale oni p�jd� z
klas�, u nas si� nikt nie o�mieli
robi� inaczej ni� klasa.
� A Kuglewicz? � zapyta� Kleszcz. � Chodzi�em z nim do jednej klasy. To bardzo
uparty typ.
Nowicki chrz�kn��.
� Na Kuglewicza te� w razie czego znajdziemy spos�b. I nie m�drz si� tyle, Kleszcz,
nie chcemy, �eby� tru�,
chcemy, �eby� nas ubezpiecza�. Wiesz,
co masz robi�?
� By� pod pokojem nauczycielskim i gabinetem Okulli. W razie gdyby podczas waszej
akcji kto� z gog�w
nieszcz�liwie chcia� wyjrze� na korytarz,
mam odwr�ci� jego uwag� przewracaj�c si� na pod�og� i wydaj�c okrzyk zranionego
kangura.
� Tak jest � powiedzia� Nowicki. � I zajmij ju� sw�j posterunek � spojrza� na
zegarek. � Za trzy minuty
zaczynamy akcj�.
� Zastan�wcie si� jeszcze... � zacz�� Kleszcz, ale Nowicki zgasi� go od razu.
� Powiedzia�em, id� pracowa�. Nie p�ac� ci za dobre rady!
Kleszcz ruszy� z kopyta i o ma�o co nie zderzy� si� z dwiema dziewczynami, kt�re
w�a�nie nadbiega�y zdyszane.
Te� zna�em je z zawod�w sportowych.
Nazywa�y si� Gi�ycka i Stando. Obie by�y bardzo dobre w wielu dyscyplinach, a
zw�aszcza w sprintach i
gimnastyce.
� Mamy tylko taki � Stando wyci�gn�a z teczki k��bek starej liny. � To ze starej
siatki do siatk�wki.
� To wszystko, co by�o w magazynie sportowym � doda�a Gi�ycka.
� Wystarczy � powiedzia� Puka�a. � Zaraz umocujemy. A jeden z nas stanie na gzymsie
i b�dzie ubezpiecza�
przechodz�cych.
� Ja stan� � zaproponowa� ofiarnie Pigment. � B�d� ka�dego trzyma� za nogi.
� G�upi jeste�. Wystarczy, jak poda si� r�k� � rzek� Puka�a.
� Dobra, podam r�k� � Pigment zacz�� si� pakowa� do okna.
� Nie ty � odepchn�� go brutalnie Nowicki.
� Dlaczego nie ja?
� Bo nie! I przesta� si� tu p�ta�, Pigment, bo oberwiesz.
� Dlaczego nie ja? � j�cza� Pigment.
� Nie nud�, masz za kr�tkie r�ce � uci�� Nowicki. � Co z reszt� dziewczyn? �
zapyta� Gi�yck�.
� Zaraz tu b�d� � odpowiedzia�a.
� Mo�e tch�rz�?
� Nie, na pewno nie.
� To czemu ich jeszcze nie ma?
� Bo Rocha i Maciejewska posz�y zobaczy�, czy nie da si� przej�� do�em przez
szatni�. A reszta postanowi�a
zaczeka�, a� one wr�c� z wie�ci�.
� Widzisz, ju� si� zaczyna � zasapa� Puka�a. � M�wi�em, �eby nie liczy� na
dziewczyny.
� Przej�cia przez szatni� nie ma � rzek� spokojnie Nowicki do dziewcz�t. � Od czasu
tamtego skoku Okulla
posadzi�a na warcie wo�n� Zrywniejsz�
i kaza�a jej zamyka� drzwi od strony szatni na klucz.
� Ale przecie� obuwie... � zauwa�y�a Stando. � Mamy uciec w kapciach?
� Tak jest. Ju� wam to wyja�ni�em � rzek� Nowicki. � Obuwie zostanie nam wyrzucone
przez okienko szatni
przez naszych agent�w punktualnie
za sze�� minut. Dziewczyny powinny si� po�pieszy� � doda� spogl�daj�c na zegarek. �
P�d�cie do nich i
sprowad�cie je szybko. Tylko uwaga
na Okull�. Niech si� przemykaj� tu pojedynczo, �eby nie zwr�ci� uwagi Okulli.
Gromadne biegi zawsze s�
podejrzane.
� Nie ma obawy � zasapa� zbli�aj�c si� ponownie dopiero co odegnany Pigment. � O
tej porze Okulla ma
przerw� w �yciorysie.
� W jakim sensie? � zapyta�a Stando.
� Jak to, nie wiesz? Pije herbat� w pokoju nauczycielskim i za�ywa lek na naczynia
wie�cowe. Za dwie minuty
wszyscy gogowie ju� b�d� pili.
Widzia�em, jak kuchenna Henia nios�a pierwsz� tac� herbat!
� No, wi�c za dwie minuty musimy zacz�� akcj�. Jazda � skin�� na Stando i Gi�yck�.
Dziewcz�ta odbieg�y.
� Odsu� si� lepiej, �aba � zwr�ci� si� do mnie Puka�a. � Ty jeste� zerowy facet,
nie chcemy ci� do tego
miesza�.
Przygryz�em wargi i cofn��em si� dwa kroki. W�a�ciwie chcia�em odej�� dalej, ale w
tej w�a�nie chwili rozleg�
si� nowy szum i tupot krok�w na
korytarzu. Spojrza�em zaciekawiony. Zbli�a�a si� nast�pna gromada Beciak�w.
Prowadzili za r�ce Kuglewicza,
znanego mi dobrze niebieskookiego
dryblasa, kt�ry mia� opini� pedanta i kujona. Kupowa�em od niego nieraz r�ne
ksi��ki. By�y zawsze czyste,
starannie utrzymane, jak nowe.
Od razu zrozumia�em, �e Kuglewicz jest w opa�ach. Jego blada cera nabra�a odcienia
jeszcze bardziej b��kitnego
ni� normalnie, mo�e z powodu
tych �y�, kt�re nap�cznia�y mu na skroniach. Nic nie m�wi�, usta mia� zamkni�te,
tak, teraz to by�o zupe�nie
wyra�ne, oni trzymali go si��, a
on chcia� si� im wyrwa�. Raz po raz si� nat�a� i szarpa� gwa�townie, ale zbyt du�o
r�k wczepi�o si� w niego
kurczowo, wiedzia�em, �e nie da
im rady.
� Co z nim? � zapyta� Puka�a patrz�c z widocznym wstr�tem i pogard� na Kuglewicza.
� Zosta� w klasie, pod �awk� � sapa� piegowaty g�owacz w pasiastej, marynarskiej
koszulce i rozpi�tej,
d�insowej wiatr�wce, w kt�rym rozpozna�em
znanego mi sk�din�d Kicucha. � Poszli�my sprawdzi�, czy wszyscy wyszli, i
znale�li�my go. Kry� si� pod
�awk�.
� Mo�na si� by�o spodziewa� � skrzywi� si� z niesmakiem Puka�a.
� Zawsze nawala� � sapn�� Kicuch.
� Wy�amywa� si�.
� Lizus!
� Co z nim zrobi�? � zapyta� Kicuch.
� Spu�ci� przez okno! � pisn�� Pigment.
W gromadzie zakot�owa�o si�. Dziesi�tki r�k wyci�gn�y si� po przera�onego
Kuglewicza. Zawleczono go pod
samo okno.
� Zaraz � zatrzyma� podnieconych ch�opak�w Nowicki. � Czy tylko on zosta� w klasie?
� Zosta�a jeszcze Ciepe�ko Danuta.
� Schowa�a si� pod stolikiem.
� By�a bardzo wystraszona, jak j� wyci�gn�li�my.
� Ciepe�ko jest kalek� � powiedzia� Nowicki. � Mo�e zosta�. Trzeba te� od��czy�
Tobo�kiewicz Halin�.
� Ona chce ucieka� z nami � b�kn�� Kicuch.
� Powiedzia�em: od��czy�. Jest za gruba. Czy j� sobie wyobra�asz na drabinie?
Kicuch nie m�g� widocznie wyobrazi� sobie Tobo�kiewicz Haliny na drabinie, bo
umilk� od razu.
� I jeszcze trzeba od��czy� Krysick�, bo ma za s�abe nerwy.
� Dosta�aby histerii, gdyby musia�a wychodzi� przez okno. Koniecznie trzeba
od��czy�. Zajmiesz si� tym,
Kicuch.
� Dobra jest.
� Ja te� mog� si� zaj�� � zaofiarowa� si� ch�tny jak zawsze Pigment. � Ja od��cz�
t� Tobo�kiewicz.
� Zabierzcie go st�d � warkn�� Puka�a. � On mnie roz�miesza, a tu jest powa�na
sprawa z Kuglewiczem.
S�uchaj, Kugla � zn�w obr�ci� si� do
nieszcz�snego kujona � oni m�wi�, �e ty siedzia�e� pod �awk�. Czy to prawda?
� Wypad�o mi dwa z�ote... � wykrztusi� czerwony jak burak Kuglewicz. � No, wi�c
schyli�em si� i
szuka�em...
� ��e!
� On si� kry�. Wlaz� pod �awk�, �eby przeczeka� do dzwonka!
� Kry� si� jak szczur! � posypa�y si� oskar�enia.
� Co wy? � be�kota� wystraszony Kuglewicz. � Dlaczego mia�bym si� kry�?!
� Bo chcia�e� si� wy�ama� � powiedzia� Puka�a.
� Kiedy wszyscy uciekaj�, ty postanowi�e� zosta�, �eby podliza� si� Fetyszy�cie! �
sycza� Kicuch.
� Jak zwykle gwi�d�esz na klas� i masz za nic jej uchwa�y!
� Jakie uchwa�y? � przewraca� oczami Kuglewicz. � O czym m�wicie?
� Nie udawaj Greka.
� Naprawd� nie wiem! Co niby mia�o by� uchwalone? �e uciekamy? Z jakiej okazji?
� Z okazji zak��ce� w rozk�adzie...
� Zak��ce�?
� W rozk�adzie zaj��, czyli w planie lekcji. Taki kujon jak ty powinien pierwszy
wiedzie�...
� Przesta� si� z nim cacka� � zasapa� Puka�a. � Przecie� widzisz, �e on chce zyska�
na czasie. �adne
dyskusje nie maj� sensu. Czy chce, czy nie
chce, spuszczamy go po drabinie i koniec.
� Zaraz � powiedzia� Nowicki patrz�c w oczy Kuglewiczowi. � W ten spos�b nie
za�atwimy niczego.
Nast�pnym razem ta �winia zn�w skryje si�
pod �awk�. On musi mie� specjalny pow�d. Ja to czuj�. Je�li chcemy z tym sko�czy�,
musimy rozszyfrowa�
faceta. Trzeba wykry�, dlaczego zn�w
si� o�miela co� robi� przeciw klasie, dlaczego jest taki bezczelny! S�uchaj, Kugla
� zwr�ci� si� bezpo�rednio do
przest�pcy � przesta� si�
zgrywa� jak n�dzny tch�rz i powiedz prawd�! Czemu chcia�e� to zrobi�? Dosta�e�
zesz�ym razem i by�e�
poniewierany, czemu znowu pr�bujesz.
Nie wierz�, �e a� tak boisz si� Fetyszysty!
Kuglewicz milcza�.
� Sko�cz z tym, Bronek � zniecierpliwi� si� Puka�a. � Tu nie ma co filozofowa�.
Kugla jest po prostu
�mierdz�cym lizusem. To jest w nim silniejsze
od wszystkiego. S� tacy na�ogowi lizusi, co nie mog� inaczej. Zosta�, bo musia�.
� Musia�e�?! � podj�� pos�pnie Nowicki. � No, m�w, dlaczego zosta�e�!
Kuglewicz milcza� uparcie.
� Chcia�e� si� podliza�, ty �winio? � g�os Nowickiego obni�y� si� jeszcze o dwa
tony. Oczy zw�zi�y mu si�
niebezpiecznie. Chwyci� Kuglewicza
obur�cz za ramiona i zacz�� nim potrz�sa� jak workiem.
� Ja... ja nie dlatego... � wydusi� z siebie Kuglewicz.
Nowicki pu�ci� go.
� No, w ko�cu co� z siebie wycisn��e�. Wi�c m�wisz, �e nie dlatego. W takim razie
dlaczego?
� Opu�ci�em ju� dwie klas�wki. Mam dwie lufy z chemii i nie mog�... to znaczy
ojciec... gdyby si� ojciec
dowiedzia�, �e ja znowu... � g�os mu si�
za�ama�.
� On ma ojca kata, to fakt � pisn�� Pigment. � Za ka�d� drak� w szkole dostaje
lanie. A potem stary zamyka
go na tydzie� i nie wypuszcza z domu.
� Wyj�tk�w by� nie mo�e � powiedzia� Puka�a. � Jak nie zwiejemy wszyscy, to nam nie
uwierz�, �e nie
s�yszeli�my o zmianie w planie zaj��.
� Te trzy dziewczyny zostaj� przecie�... Bronek powiedzia�, �eby je od��czy�.
� One nie maj� znaczenia. Fetyszysta od razu zrozumie, dlaczego one zosta�y. Kugla
to co innego. Chyba
rozumiesz, Kugla, �e ty musisz i��
z nami.
Kugla milcza�.
� Wi�c p�jdziesz dobrowolnie, czy mamy ci pom�c, Kugla?
Kugla przygryz� wargi.
� Nie p�jd� � warkn��. � Ja... ja przyrzek�em ojcu, �e b�d� pisa� t� klas�wk�.
� Powiesz, �e to nie twoja wina, �e my wynie�li�my ci� si��, mo�emy potwierdzi� w
razie czego.
� Nie. Da�em ojcu s�owo, �e b�d� pisa�...
� Twoje s�owo nas nie obchodzi. Musisz si� podporz�dkowa� wi�kszo�ci. Wi�kszo��
postanowi�a, �e
uciekamy.
� Nie wierzcie mu � powiedzia� Kicuch. � Mo�e i ojciec mu tam grozi�, ale to nie
jest g��wny pow�d.
Na twarzy Kuglewicza pojawi� si� niepok�j. I wszyscy to zauwa�yli.
� A co! � zar�a� Kicuch. � Przestraszy�e� si�, Kugla. Boisz si�, �ebym nie obna�y�
tego prawdziwego
powodu. Bo to jest raczej ma�o chwalebny
pow�d. Ale ja powiem, �eby wszyscy wiedzieli, jakie ty masz niskie pobudki, Kugla.
� Nie zrobisz tego, ty... gadzie! � Kuglewicz chcia� rzuci� si� na Kicucha, ale
Beciacy przytrzymali go mocno.
� Kugla chcia� nas sprzeda� za dwie rakiety tenisowe � o�wiadczy� Kicuch. � Matka
mu obieca�a, �e jak si�
wyci�gnie z chemii przynajmniej na
czw�rk�, to mu kupi dwie rakiety. I to jest prawdziwy pow�d, dlaczego Kugla jest
taki uparty.
W�r�d Beciak�w wybuch�o poruszenie. Wszyscy oburzali si� na niskie pobudki Kugli.
Przygl�da�em si� Kuglewiczowi. Zdumia�o mnie, �e na jego twarzy zamiast z�o�ci czy
wstydu, pojawi� si� jakby
wyraz ulgi.
� Bra� go � rozkaza� Puka�a. � Spu�cimy go przez okno.
Od strony pokoju nauczycielskiego nadbieg�y Stando i Gi�ycka.
� Kuchenna Henia wnios�a ju� drug� tac� herbaty. Wszyscy gogowie siedz� i pij�.
� A co z dziewcz�tami?
� Ju� lec�.
� No, to mo�emy zaczyna�. Kicuch, wy�azisz pierwszy i pomo�esz wyj�� st�d Kugl� �
powiedzia� Nowicki i
zwr�ci� si� do Kuglewicza. � Chyba
rozumiesz, �e op�r nie ma sensu. B�d� rozs�dny i wy�a� dobrowolnie. Nic si�
wielkiego nie stanie, jak twoje
rakietki poczekaj� do nast�pnej
klas�wki. Z pewno�ci� Fetyszysta zarz�dzi j� nied�ugo.
� Nie macie prawa!... � zacharcza� Kugla.
� Bra� go!
� Nie ruszycie mnie st�d!
� Dalej! � rzucili si� do niego i pr�bowali oderwa� od pod�ogi, ale on uczepi� si�
nogami kaloryfera, a r�kami
parapetu.
� No co, nie mo�ecie da� rady lizusowi? � zdenerwowa� si� Puka�a.
� Trzyma si�, kujon!
� Przywar� jak pijawka!
� Ja go zaraz odczepi� � powiedzia� Puka�a. � Dajcie mi tylko dost�p.
Gdy rozst�pili si�, doskoczy� do Kuglewicza i uderzy� go jedn� r�k� w twarz, a
drug� zwini�t� w pi��
zaaplikowa� mu cios w �o��dek. Kuglewicz
j�kn�� bole�nie i pu�ci� parapet. Chcieli go natychmiast poderwa� i wysadzi� przez
okno, ale on w ostatniej
chwili chwyci� si� mocno rury
centralnego ogrzewania.
� Zn�w przyssa� si� gad! � zasapa� Nowicki.
� Zawzi��e� si�, Kugla � powiedzia� z okrutnym u�miechem Puka�a. � No, to powt�rzmy
zabieg. Dajcie mi
dost�p.
Patrzy�em w twarz Kuglewicza. By�a na niej wypisana jaka� niezrozumia�a dla mnie
determinacja. Czy
normalny cz�owiek got�w jest znosi�
takie ciosy dla dw�ch rakiet? Bardzo w�tpliwe. A wi�c albo Kuglewicz nie jest
zupe�nie normalny, albo... albo
jest inny, wa�niejszy pow�d jego
niezrozumia�ego uporu. I dlaczego nie krzyczy? Gdyby by� n�dznym typem, nie
patyczkowa�by si� wiele ze
swoimi prze�ladowcami. Narobi�by
takiego wrzasku, �e wszyscy gogowie i obie wo�ne Zrywna i Zrywniejsza ju� dawno
byliby tutaj i zrobili
porz�dek z Beciakami. A on milczy
i spokojnie czeka na cios tego goryla, Puka�y.
Ten goryl ju� si� zamierza, a te okrutne bestie Beciacy ju� oblizuj� wargi na my�l
o nowym widowisku.
Nie mog�em na to patrze�. Doskoczy�em do Puka�y i z�apa�em za przegub jego
uniesionej, zaci�ni�tej w pi��
r�ki.
� Nie uderzysz go wi�cej � powiedzia�em.
Na korytarzu zrobi�o si� cicho jakby makiem zasia�... Moja interwencja by�a tak
niespodziewana, �e wszyscy
zastygli w bezruchu.
� Co ty, �aba?! � wybe�kota� wreszcie Puka�a. � Szajba ci odbi�a, czy co? To jest
zdrajca i lizus! Bronisz
lizusa?
� Nie uderzysz go wi�cej � powt�rzy�em.
� Odejd�, �aba � powiedzia� Nowicki. � To nie twoja sprawa. Pilnuj lepiej swego
nosa. Ty jeste� cz�owiek
zerowy. Wiem, �e masz w�asne k�opoty.
Dobrze ci radz�, �aba, trzymaj si� od tej sprawy z daleka.
� Pu��cie Kugl� � powiedzia�em.
� Ty sam chcesz oberwa�, �aba � sykn�� Nowicki i zamierzy� si� pi�ci�, a Puka�a
gwa�townym szarpni�ciem
wyswobodzi� si� z mojego chwytu
i zacz�� mnie ok�ada� tym sznurem od starej siatki, kt�ry le�a� na parapecie.
Znalaz�em si� w nader krytycznej
sytuacji i by�bym rzeczywi�cie
oberwa� zdrowo, ale na szcz�cie w tym momencie nadbieg�y dziewczynki z si�dmej b.
Jak zobaczy�y t�
okropn� szarpanin� i bijatyk�, narobi�y
wrzasku i pisku na p� szko�y. Oczywi�cie ju� �wier� tego niezwyk�ego larum
wystarczy�oby, �eby zwabi�
zawsze czujnego Wyrzka z najdalszego
k�ta szko�y. Tote� zjawi� si� zaraz i w lot zrozumia�, co si� �wi�ci.
� Bij� �ab�!!! � krzykn�� i urz�dzi� taki alarm, �e zaraz przybiegli na pomoc Obara
i jego ludzie, Ostrowski i
Szaber, Stefczyk i Darek Bole�.
Co wi�cej, bracia M�ccy te� nadbiegli, zacz�li ok�ada� Beciak�w i byli bardzo
skuteczni. Szczerze mnie to
wzruszy�o, �e oni te�. No, wi�c odetchn��em
i nie ba�em si� ju� o wynik batalii, tym bardziej, �e technicznie byli�my
zdecydowanie lepsi. Niebawem Beciacy
musieli przej�� do obrony.
Kuglewicz wyrwa� si� �atwo i bombardowa� teraz bardzo zawzi�cie swoimi wielkimi
�apami Puka��, a by�
diabelnie silny, chocia� ma�o precyzyjny.
Wiadomo, kujonom brakuje zazwyczaj w tej dziedzinie praktyki.
Rozlu�ni�em si� wi�c ca�kowicie i nie chcia�em my�le�, co b�dzie potem. A potem
by�o zupe�nie normalnie.
Oczywi�cie odg�osy walki zaalarmowa�y
czcigodne grono skupione wok� po�udniowej herbaty w zaciszu pokoju
nauczycielskiego. I grono porzuci�o nie
dopit� herbat� i nadbieg�o
w komplecie pod przewodem Wielkiej Okulli, by da� wyraz oburzeniu z powodu z�ych
obyczaj�w ciemnego
ludu Bze-Bze.
� Co was znowu napad�o?! � krzykn�a Okulla patrz�c z przera�eniem na nasze spocone
twarze, rozwichrzone
w�osy, krwawi�ce nosy, si�ce i zadrapania.
� Na moment nie mo�na zostawi� was bez nadzoru!
� To on � Puka�a od razu wskaza� na mnie. � Pani dyrektor wie, on zawsze si�
wtr�ca.
� Naprawd� nic mu nie zrobili�my!
� Sam zacz��.
� Wszyscy po�wiadcz�!
� Rzuci� si� na Puka��...
Okulla pokiwa�a g�ow� smutno.
� To znowu ty, �abny. Znowu ty!
� On mnie tylko broni�... � zacz�� odwa�nie Kuglewicz, ale zaraz go zakrzyczeli,
odepchn�li gdzie� w ty�,
otoczyli i unieruchomili.
� Naprawd�, pani dyrektor! My�my tylko wygl�dali przez okno, a on zaczepi� nas.
Pani dyrektor mo�e ka�dego
zapyta�. Mamy �wiadk�w. On si�
m�ci, �e nie ma wynik�w sportowych. My go znamy jeszcze z boiska.
� No, prosz� � powiedzia� Fetyszysta. � A jeszcze kilka minut temu by� apatyczny i
chory. I jak tu
post�powa� z tymi �obuzami. O ma�o nie
oszuka� nas swym zachowaniem.
� S�owo daj�, martwi�am si� o niego � wyzna�a za�enowana Okulla.
� Wydawa�o si�, �e prze�ywa jaki� prze�om.
� A tu nagle taki wybuch agresji!
� I pomy�le�, �e chcieli�my go ak-ty-wi-zo-wa�! � zaszydzi� Fetyszysta.
� W�a�nie � przygryz�a w�skie wargi Okulla. � Wielka szkoda, �abny � spojrza�a na
mnie przykro
rozczarowana zza swoich grubych szkie�. � Mia�am
w zwi�zku z tob� pewne powa�ne plany, ale widz�, �e zaktywizowa�e� si� sam!
� Tak. Sam � odpar�em wytrzymuj�c jej spojrzenie i otar�em krew z rozci�tej wargi.
Zrezygnowa�em od razu z wszelkich t�umacze�. Wiedzia�em, �e Okulla i tak mi nie
uwierzy. Trzeba to znie�� w
milczeniu.
Okulla przez chwil� waha�a si�, jak ma post�pi�.
� Marsz do klasy! � krzykn�a w ko�cu na Beciak�w.
� My... my mamy wolne godziny, bo pani Cudek zosta�a wezwana na wa�ne posiedzenie.
� Kaza�am ju� wam powiedzie� przez dy�urn�, �e zamiast pani Cudek b�dzie mia� z
wami lekcj� pan
Tr�baczewski. Macie zaleg�o�ci z chemii...
B�dziecie pisa� zaleg�� klas�wk�.
� Klas�wk�?... Tak znienacka?... My nie mo�emy.
� Bez dyskusji � uci�a Okulla. � Sumienny ucze� zawsze mo�e! Kolego Tr�baczewski,
prosz� natychmiast
zabra� klas�!
� Moja herbata � j�kn�� Tr�baczewski.
� Prosz� natychmiast ich zabra� i zaj��. Sytuacja tego wymaga. Czy pan nie czuje
napi�cia w tym korytarzu?
Fetyszysta rozejrza� si� odruchowo zm�czonymi oczyma. Prawdopodobnie nic nie
dostrzeg�, ale dla �wi�tego
spokoju powiedzia�:
� Tak jest, pani dyrektor � i zacz�� niezdarnie zap�dza� Beciak�w do pracowni
chemicznej.
� A z tob� jeszcze sobie porozmawiam � powiedzia�a Okulczycka wpatruj�c si� gro�nie
w moje oczy. � Nie
podoba mi si� twoje zachowanie, ale
jeszcze bardziej nie podobaj� mi si� twoje odpowiedzi.
Reszta grona te� przyjrza�a mi si� pos�pnie, a potem wszyscy odeszli wymieniaj�c
uwagi, zapewne
niekorzystne, na m�j temat.
U�miechn��em si� gorzko. Oto jak si� nies�awnie sko�czy� s�awny wariant zero.
Na szcz�cie mam jeszcze przyjaci�. Obara zaraz podszed� do mnie i powiedzia�:
� Ju� wszystko wiem. Powiedzia� mi Kuglewicz. Szkoda, bo tak dobrze ci sz�o! Ale
nie robi� ci wyrzut�w. No,
c�, nie mog�e� inaczej post�pi�.
Tak si� zdarzy�o i koniec.
� Narobi�em sobie wrog�w ze wszystkich Beciak�w � mrukn��em z gorycz�. � I w
dodatku jestem dok�adnie
sko�czony u Okulli.
� Tak my�lisz?
� Tak my�l�.
� No, to nie znasz jeszcze Okulli � powiedzia� Obara. � Poza tym zyska�e� nowego
przyjaciela.
� Kogo niby?
� No, Kuglewicza.
� Nie mam o nim wysokiego mniemania � u�miechn��em si� sm�tnie. � Wiem, stary,
chcesz mnie jako�
pocieszy�, ale sam przyznaj uczciwie, �e mam
w sumie raczej n�dzne saldo.
� Znajdziemy jakie� wyj�cie � chrz�kn�� zak�opotany Obara. � Do licha, raz
przynajmniej musi nam sprzyja�
szcz�cie!
ROZDZIA� IX
ID� NA ODSTRZA�
� Nad czym medytuje i co knuje z�y lud Bze-Bze? � us�yszeli�my d�wi�czny jak
sygna��wka g�os za naszymi
plecami.
Obr�cili�my si�. Oczywi�cie, to znakomity tenor i przyboczny w jednej osobie, czyli
Jacek Pulpicki.
� Chyba ju� wiesz? By�a draka z Beciakami � powiedzia� Obara.
� Nic nie wiem. S�ysza�em tylko jarmarczny wrzask z�ego ludu i szlachetny g�os
Dobrej Okulli.
� To w�a�nie by�o to. Najgorsze, �e Okulla zn�w przejecha�a si� po �abie.
� �aba mia� odruch? � zapyta� Pulpet.
� W�a�nie. I Beciacy od razu, �e to on zacz��. A oni dawali wycisk Kugli.
� A �aba oczywi�cie by� na miejscu. Jak ty to robisz, �aba, �e zawsze jeste� na
miejscu?
� �aba stosowa� w�a�nie wariant zerowy i podpiera� �cian� � wyja�ni� Obara.
� I musia� akurat w tamtym miejscu?
� On tam by� pierwszy. A oni przyszli p�niej.
� Taki przykry zbieg okoliczno�ci � zauwa�y� zgry�liwie Pulpet.
� W�a�nie. Taki zbieg okoliczno�ci � powt�rzy� nie zmieszany Obara. � �aba to lewy
facet. Ma zawsze
pecha!
� No, to uwa�aj, �aba, �eby ci� Okulla dziwnym zbiegiem okoliczno�ci nie sprzeda�a
na Siekank�!
� Na Siekank�?
� Wszystkich pechowych uczni�w b�d� teraz odsy�a� na Siekank� � wyja�ni� ponuro
Pulpet. � Od
pierwszego na Siekance zacznie dzia�a� szko�a
specjalna dla lewych facet�w.
� Jak to? Przecie� tam by� zak�ad dla umys�owo chorych � zauwa�y�em zaniepokojony
do�� powa�nie.
� Wszyscy umys�owo chorzy zostali ju� wyleczeni � oznajmi� Pulpet. � Teraz kolej na
lewych uczni�w.
Cze��! � ruszy� dalej. � Aha, by�bym zapomnia�!
� zatrzyma� si�. � Zr�bcie dzi� po lekcjach zbi�rk� trzeciego zast�pu i wybierzcie
nareszcie zast�powego.
Po�piesz si�, �aba, �eby ci� wybrali,
zanim Okulla si� zorientuje.
� Mnie?! � zd�bia�em na moment. � Przecie� m�wi�e�, �e Okulla...
Ale Pulpet znikn�� z pola widzenia. Powodem tego nag�ego znikni�cia by�o ponowne
pojawienie si� Okulli na
korytarzu. Sz�a w towarzystwie
wo�nej Zrywnej i faceta w roboczym kimonie i wskazywa�a na przewody elektryczne
przy �cianie pod sufitem.
Spojrza�em na zegarek. To fakt,
dzwonek milcza�, a powinien ju� dzwoni� pi�� minut temu! Okulla zn�w b�dzie
podejrzewa� jaki� niecny
zamach ze strony uczni�w. Na wszelki
wypadek my te� postanowili�my znikn�� z pola widzenia Okulli.
� S�ysza�e�, co on m�wi�? � zagai� zdyszany Obara, gdy znale�li�my si� w klasie.
� W uchu nie chcia�o mi si� zmie�ci� � odpar�em.
� Faktycznie du�a nowina � rzek� Obara. � Wygl�da na to, �e Pulpet zmieni�
zapatrywanie.
� Przedtem m�wi� wyra�nie, �e nie mog� by� zast�powym.
� Musisz pogada� z Szymonem � rzek� Obara.
� Z dru�ynowym?
� W�a�nie. Pulpeta lepiej zostaw. On si� boi Okulli.
* * *
Na nast�pnej przerwie pobieg�em szuka� Szymona. Szans� nie by�y wielkie. O tej
porze Szymon odwala� swoj�
codzienn� nasiad�wk� w liceum
Batorego, gdzie by� uczniem, do�� zreszt� k�opotliwym. Ale by�a �roda. W �rod�
zdarza�o si�, �e dwie ostatnie
lekcje mia� wolne z powodu nawrot�w
choroby nerwowej pani Ro�ciszewskiej od polskiego. Wtedy niechybnie zjawia� si� w
naszej budzie. Wida� tego
dnia los zn�w nie oszcz�dzi�
pani Ro�ciszewskiej, poniewa� Szymon Szyma�ski by� na chodzie, a nawet na
samochodzie. Ledwie wybieg�em
na korytarz, uwag� moj� zwr�ci�y
niecodzienne wrzaski na dziedzi�cu szkolnym. Za oknem wida� by�o k��bi�cy si� t�um
mikrus�w, a po�r�d tego
t�umu na odkrytej furgonetce marki
�uk sta� jak na trybunie u�miechni�ty Szymon w kraciastej koszuli i rzuca� mikrusom
jakie� kolorowe paczki.
Na drugim planie paru facet�w
z HSPS wy�adowywa�o przy pomocy Pulpeta i innych funkcyjnych rep�w �awki, sto�y i
sto�ki. Okaza�o si�, �e to
meble do lochu. Lochem nazywano
harc�wki, kt�re mie�ci�y si� w piwnicach szkolnych. Zagarni�to mnie oczywi�cie do
pomocy. Przez pi�� minut
nosi�em sprz�t do lochu, a przez
nast�pne pi�� pomaga�em mikrusom ulokowa� w magazynie izby zuch�w mundury
przywiezione w tych
kolorowych paczkach. Ca�y czas zastanawia�em
si�, jak zagai� do Szymona, �eby nie wysz�o, �e si� pcham do jakiej� funkcji. Ale
niepotrzebnie sobie tym
�ama�em g�ow�, bo Szymon sam zagai�
do mnie. Gdy tylko sko�czy� rzuca� te paczki, zeskoczy� z wozu i od razu przem�wi�
do mnie.
� Fajno, �e jeste�, �aba. Pulpet m�wi, �e ty jeste� zawsze na miejscu. No i
sprawdza si�.
� On si� nazywa �abny � sprostowa� Pulpet. � �aba to jego przezwisko.
� To si� zgadza? � zapyta� nieco zbity z tropu Szymon.
� Zgadza si� � odpar�em � ale m�w do mnie �aba. Wszyscy tak m�wi�.
� Mam do ciebie trzy s�owa � powiedzia� Szymon. � Zasuwamy do lochu. Pom� mi zabra�
te szparga�y �
wskaza� na stos zwi�zanych ksi��ek i czasopism.
Ob�adowani jak mu�y zeszli�my do harc�wki. Szymon wyci�gn�� klucze i wpu�ci� mnie
do izby numer pi��.
By�a to izba instruktorska.
� Masz nowe k�opoty? � powiedzia� wpychaj�c ksi��ki na p�ki.
� Tak.
Szymon przez chwil� segregowa� w milczeniu �Motywy�.
� Jeste� przeznaczony na odstrza�, �aba � rzek� wreszcie.
Milcza�em.
� S�ysza�e� o Siekance? � zapyta� Szymon.
� Wi�c to prawda? � b�kn��em staraj�c si� ukry� zdenerwowanie.
� Organizuj� tam now� bud� � powiedzia� Szymon. � W starym domu wariat�w.
� A co b�dzie z wariatami? Czy to prawda, �e ich wyleczyli?
� Niezupe�nie � odpar� Szymon. � Wariaci dostali nowy szpital. Na drugim ko�cu
miasta.
Przyj��em to o�wiadczenie z wyra�n� ulg�.
� Podoba mi si� tw�j spok�j, �aba � rzek� Szymon. � Ma�o kto by�by tak spokojny
id�c na odstrza�.
� Czy... czy naprawd� jeste� pewien, �e ja?... � zapyta�em.
� Szczepowa widzia�a ci� na pierwszej li�cie, no wi�c, rozumiesz.
� Rozumiem, ale dlaczego ja?
� Ka�da szko�a ma tam odes�a� po kilkunastu uczni�w, wi�c pozbywaj� si� najbardziej
k�opotliwych. Ty jeste�
k�opotliwy...
� Wi�c si� mnie pozb�d� � doko�czy�em.
� B�d� chcieli si� ciebie pozby�, ale to wcale nie znaczy, �e im si� uda � rzek�
Szymon.
� Dlaczego ma si� nie uda�?
� Pos�uchaj, �aba, czy my�lisz, �e my tak �atwo zrezygnujemy z ciebie?
� Ale Okulla...
� Pani Okulczycka te� mo�e zmieni� zdanie.
� Ale ja...
� Oczywi�cie, to i owo przeskroba�e�, ale to nie jest najwa�niejsze. Najwa�niejsze
jest, �e sprawdzi�e� si� w
szczepie.
Spojrza�em zaskoczony na Szymona.
� U Lampego, w tamtej budzie � doda�.
� Tak my�lisz? � popatrzy�em na niego podejrzliwie.
� Tak my�l�.
� Mia�em wpadk� � wycedzi�em patrz�c mu w oczy. � Znasz chyba t� histori�?
� Znam. No, c�, zdarza si� � odrzek� Szymon. � Tylko ci, co nic nie robi�, nie maj�
wpadek. Ale w og�le to
ci sz�o nie najgorzej. Wiem co� o tym...
�Czy�by zada� sobie ten trud? Niezwykle b�oga wiadomo�� � pomy�la�em.
� Mia�e� kilka szcz�liwych pomys��w. W czasie Maku i potem w klubach. W O�rodku
Turystycznym i Foto-
filmowym i w Klubie Nauki i Techniki.
I w Harcerskiej Akademii Umiej�tno�ci...
No, prosz�, nic nie zosta�o zapomniane. Wzruszy�em si� do�� g��boko.
� Tymczasem u nas... Powiem ci kr�tko, �aba, jak rzeczy naprawd� stoj�. Ot�
naprawd� to nie stoj�, ale le��.
Wszystko jest do zrobienia. To ca�kiem
nowy szczep. Bez tradycji. Wszystko trzeba dopiero zaczyna�, lecz nie bardzo jest z
kim. Nie mamy
do�wiadczonych ludzi ani zast�powych z patentem.
Patent masz tylko ty i Obara. Liczy�em na ciebie, �aba, od samego pocz�tku. Bardzo
�a�owa�em, �e tak si�
nieszcz�liwie u�o�y�o z pani�
Okulczyck� i nie mog�e� od razu zosta� zast�powym Kto� taki jak ty pasowa�by nam
jak ula�. Naprawd� szkoda,
�e tak wysz�o... Ale teraz zostaniesz...
� Co?!
� Nie ma innej rady. Musisz zosta� i zostaniesz. Pulpicki chyba ci m�wi�.
� Tak, ale nie rozumiem, sk�d taka nag�a zmiana?!
� No, wszystko przez... pani� Okulczyck�. Skoro postanowi�a ci� przeznaczy� na
odstrza�, to zmienia posta�
rzeczy. To, �e nie by�e� zast�powym
to oczywi�cie niesprawiedliwo��, ale jeszcze nie tragedia. Ostatecznie nie funkcja
jest najwa�niejsza. Grunt, �e
mog�e� pracowa� w dru�ynie.
Ale jak chc� ci� st�d nam wykopa�, to my nie mo�emy si� zgodzi�. Szczep nie odda
ci� do Siekanki. O nie, nie
sta� nas na taki gest. By� mo�e to jest
z naszej strony egoizm, prosz� bardzo, ale p�ki szczep nie stanie na nogi, nie
mo�emy lekk� r�k� pozbywa� si�
kadry.
� Kadry? � przetar�em ucho mile zaskoczony.
� Szczepowa i ja uznali�my, �e nale�ysz do kadry � powiedzia� Szymon. � A teraz
s�uchaj � w g�osie
Szymona pojawi�a si� nuta m�nej determinacji
� najlepszy spos�b na to, �eby pani Okulczycka nie mog�a ci� st�d ruszy�, to zrobi�
ci� zast�powym.
S�ucha�em wci�� jeszcze zbyt os�upia�y, by zdoby� si� na jedno s�owo.
� Aktywu szkolnego si� nie rusza � ci�gn�� Szymon. � A ty b�dziesz wtedy nale�a� do
aktywu, rozumiesz?
� Nie... nie bardzo � wykrztusi�em. � Ja... ja si� przecie� nie zmieni�. B�d� taki
sam.
� Nie o to chodzi, jaki jeste� naprawd�, ale jaki zostaniesz zanotowany. Zapami�taj
to sobie na ca�e �ycie.
Zobaczysz, bardzo ci si� przyda.
Wa�ne jest, co figuruje w kartotece.
� Ty te� tak my�lisz? � spojrza�em na Szymona przykro zaskoczony.
� Ja? � Szymon roze�mia� si�. � Co ci przysz�o do g�owy! Ca�y czas m�wimy o pani
Okulczyckiej.
Odetchn��em.
� W notesie Okulli mog� figurowa� nawet z wykrzyknikiem � wycedzi�em � z czerwonym
wykrzyknikiem i
pi�� razy podkre�lony na zielono!
Ma�o mnie to obchodzi!
� No, no, nie b�d� taki ba�aban! P�ki Okulczycka tu rz�dzi, wcale nie jest
oboj�tne, jak jeste� u niej zapisany.
Musimy si� jak najszybciej postara�
o to, �eby� by� zapisany u niej w szlachetnej rubryce pracusi�w spo�ecznych. Wtedy
ci� nie ruszy. Taka ma by�
zasada przy przenoszeniu.
A teraz do rzeczy, �aba! Nie po to ci� przecie� tu zaprosi�em, �eby ci sk�ada�
kondolencje. Zaprosi�em ci� po to,
�eby ci powiedzie�, jak
b�dziemy mi�dli� i prz��� w tej cholernej sytuacji. Ot� prz��� b�dziemy tak: na
nast�pnej przerwie robicie
zbi�rk� zast�pu i b�dzie po zmartwieniu.
Gdyby kto� mia� w�tpliwo�ci, przyjd� i wszystko wyja�ni�.
� Na nast�pnej przerwie nie da rady � powiedzia�em. � Mamy akurat badania lekarskie
i dentystyczne. Na
pewno b�d� trwa�y przesz�o godzin�
i zajm� ca�� przerw�.
� No, to zr�bcie zbi�rk� zaraz po lekcjach. Zgoda?
� Zgoda, ale po co ten po�piech. Jutro i tak mamy zbi�rk�, mo�na b�dzie za�atwi�
jutro po po�udniu.
� Po�piech jest konieczny � powiedzia� Szymon. � Mamy wiadomo�ci z nas�uchu. Pani
Okulczycka
postanowi�a si� w��czy� i za�atwi� wam te
wybory.
� Za�atwi�?! W jaki spos�b?
� W spos�b sobie w�a�ciwy. Przez wmieszanie. Jej marzeniem jest, �eby sama mog�a
mianowa� zast�powych.
Na razie tego nie mo�e robi� wprost,
wi�c stosuje metod� r�czki.
� R�czki?!
� Przyprowadza za r�czk� swojego pupilka na zbi�rk� i m�wi: �Wybierzcie
Pipsi�skiego, on jest grzeczny,
myje nogi i ma pi�tki�. A min� ma tak�,
jakby m�wi�a: �Spr�bujcie tylko nie wybra�, a ja si� z wami potem porachuj�.
� My�lisz, �e to nam grozi?
� To wam grozi, i to w najbli�szym czasie. Dlatego musicie si� po�pieszy�.
� Ale ja... � spojrza�em na Szymona przestraszony. � Nie boisz si�, �e Okulla?...
Ona mnie nie chce.
� A ty si� boisz? � zapyta� Szymon.
� Trrroch� � wyzna�em uczciwie.
� Ja te� � powiedzia� Szymon � ale musimy to zrobi�. B�dzie kube� emocji, ale
wszystko sko�czy si� dobrze,
jestem pewien.
Osobi�cie wcale nie by�em taki pewien. Pomy�la�em, �e Szymon mimo wszystko nie
docenia Okulli. Chcia�em
mu to powiedzie�, ale ju� do harc�wki
wpakowali si� ci z HSPS i odci�li ode mnie Szymona. A przez okno zobaczy�em, �e
ostatni mikrus p�dzi co si�
w nogach do budy. Ju� po dzwonku.
Na pewno nawet grubo po dzwonku. Pu�ci�em si� biegiem na g�r�.
* * *
No, i okaza�o si�, �e istotnie mia�em racj�, a przeczucia mnie nie myli�y. Jeszcze
nie zd��y�em och�on��, jeszcze
dysza�em po tym biegu, gdy
do klasy wpad� podniecony Wyrzek. W r�ku mia� kartk�.
� Mietek, Darek, Krzysztof, Stefczyk Andrzej i bracia Rzepeccy do pani dyrektor
Okulczyckiej! � wyczyta�
g�o�no z kartki.
Spojrzeli�my jeden na drugiego.
� Szybciej do gabinetu! Pani dyrektor was wo�a!
� A ja? � zapyta�em.
� Co ty? � zdziwi� si� Wyrzek.
� Czy mnie nie ma na tej kartce?
� Nie ma � odpar� Wyrzek. � A dlaczego mia�by� by�?!
� Bo wyczyta�e� ca�y zast�p trzeci! Z wyj�tkiem mnie, A ja jestem w trzecim
zast�pie.
� Ciebie tu nie ma � powt�rzy�.
� Mimo to p�jd�! � o�wiadczy�em.
Okulla przyj�a nas ze swoim urz�dowym u�miechem na progu. Na mnie przez jeden
moment d�u�ej zatrzyma�a
wzrok, jakby nieco zaskoczona moj� obecno�ci�.
A wi�c to omini�cie mnie na kartce nie by�o przypadkowe? Popatrzy�a na mnie, ale
nic nie powiedzia�a.
Rozgl�dali�my si� niespokojnie. Opr�cz
Okulli w gabinecie by� Suplicjusz. Siedzia� na krzese�ku pod �cian� pod portretem
Narcyzy �michowskiej,
patronki szko�y, siedzia� bardzo
czerwony i w r�ce �ciska� niebieski zeszyt.
� Czy... czy co� si� sta�o? � Darek Bole� nie wytrzyma� d�u�ej napi�cia.
� Siadajcie � rzek�a Okulla z jeszcze bardziej doskona�ym u�miechem i wskaza�a nam
miejsca na krzese�kach
wok� d�ugiego sto�u.
Usiedli�my, coraz bardziej niespokojni.
� Zaraz wam powiem, o co chodzi. To jest sprawa harcerska.
A wi�c jednak! Okulla zadzia�a�a szybko jak b�yskawica.
� Wiem, �e macie k�opoty z wyborem zast�powego � ci�gn�a. � Postanowi�am wam pom�c.
Znalaz�am
bardzo dobr� kandydatur�. Mirek Suplicjusz!
Z�o�liwy Miecio, Darek Bole�, Krzysztof Majster, Andrzej Stefczyk i bracia Rzepeccy
wytrzeszczyli oczy i
spojrzeli z g�upimi minami na Suplicjusza,
kt�ry poczerwienia� jeszcze bardziej.
� My�my chcieli wybra� Tomka �abnego � wypali� wreszcie Darek Bole�.
� Tak, prosz� pani � zawt�rowa�y mu g�osy pozosta�ych ch�opak�w. � Od pocz�tku
my�leli�my o �abnym.
Okulla zmarszczy�a lekko brwi.
� Tomek �abny jest nowym uczniem i ma du�e zaleg�o�ci � powiedzia�a rozwlekaj�c
s�owa jak zawsze, gdy
by�a z czego� niezbyt zadowolona.
� Poza tym, przykro mi, �e musz� to powiedzie�, w poprzedniej szkole, do kt�rej
ucz�szcza�, by�y powa�ne
zastrze�enia, co do jego postawy.
� To by�o dawno i nie u nas � pr�bowa� polemizowa� Darek.
� Niestety, tak�e og�lna postawa Tomka w naszej szkole przedstawia�a wiele do
�yczenia. Zanotowa�am wiele
skarg na jego zachowanie.
� To by�y fa�szywe oskar�enia, pani dyrektor � pisn�� Z�o�liwy Miecio. � On nic
takiego nie zrobi�.
� By� mo�e w twoim poj�ciu nic takiego, ale nie dziwi� si�, �e go bronisz � sam nie
masz dobrej opinii i do
ciebie te� s� powa�ne zastrze�enia!
� Do mnie?! � Miecio uda� szczere zdziwienie na pograniczu oburzenia.
� Tak, do ciebie. Ale do�� tych dygresji. Wr��my do sprawy zast�powego. Jestem
pewna, �e Mirek Suplicjusz
b�dzie odpowiedni. Czy macie co�
przeciw Mirkowi Suplicjuszowi?
Milczeli�my twardo. Nikt nic nie mia� przeciwko Suplicjuszowi, ale, do licha, to
jeszcze nie znaczy�o, �e musia�
by� od razu zast�powym.
Nagle odezwa� si� sam Suplicjusz.
� Pani dyrektor, ja te� jestem za tym, �eby wybra� Tomka �abnego. Ja go znam. On
si� nadaje. Na pewno si�
nadaje. I te wszystkie zarzuty przeciwko
niemu ma�o s� warte, a... a niekt�re nawet nieprawdziwe. On po prostu mia� troch�
pecha. Gdyby pani dyrektor
dok�adnie zbada�a spraw�... Ja
my�l�, �e warto zbada�, zanim si� zacznie praca w zast�pie.
Okulla spojrza�a uwa�nie na Suplicjusza i u�miechn�a si�.
� Rozumiem, �e chcesz by� lojalny wzgl�dem kolegi, to bardzo �adnie, ale...
� Ja nie tylko z powodu lojalno�ci � przerwa� zmieszany Suplicjusz.
� Wierz� ci � rzek�a spokojnie Okulla. � I by� mo�e masz troch� racji. Sprawa
�abnego wymaga�aby
zapewne dok�adniejszego zbadania, ale...
ale nie b�dziemy bada�.
Spojrzeli�my zaskoczeni na Okull�.
� Nie b�dziemy bada� � ci�gn�a z �agodnym u�miechem Okulla � bo to ju� nie ma
znaczenia. Tomek
przechodzi do innej szko�y. U nas by� tymczasowo.
� Tymczasowo?!
� Razem z innymi uczniami, kt�rzy doszli w tym roku. U nas jest za ciasno i wszyscy
byli przyj�ci warunkowo,
to znaczy do czasu, a� uko�czy si�
przebudow� zak�adu na Siekance.
Serce stan�o mi na moment w piersiach, a potem zacz�o wali� jak szalone. A wi�c
Szymon ma racj�. To
sprawa przes�dzona.
� Od pierwszego szko�a na Siekance zaczyna funkcjonowa� i niestety b�dziemy musieli
po�egna� Tomka �
oznajmi�a Okulla. � A propos... Czeka
nas jeszcze przyjemna uroczysto�� otwarcia tej szko�y. P�jdzie tam delegacja
uczni�w. Ciesielski i Kocemba.
� Oni? � zdziwili�my si�.
� W�a�nie oni � u�miechn�a si� Okulla. � A na czele delegacji stanie Suplicjusz.
Ale wracajmy do wyboru
zast�powego. Widz�, �e wszyscy si�
zgadzaj� � oznajmi�a Okulla. � Skoro tak, to gratuluj� ci, Mirku.
Potrz�sn�a energicznie r�k� Suplicjusza, kt�ry dopiero teraz, jakby przebudzony,
zerwa� si� na nogi. Wyra�nie
zak�opotany, wymamrota�
co� pod nosem, ze zdenerwowania upu�ci� zeszyt, kt�ry trzyma� pod pach�, podni�s�
go po�piesznie i zajrza� do
niego, jakby tam szuka� pomocy.
� Widz�, �e bardzo prze�ywasz ten wyb�r � rzek�a z lekk� nagan� Okulla. � B�d�
�askaw wzi�� si� w gar�� i
powiedz co� do koleg�w, tak jak si�
um�wili�my.
� Tak, pani dyrektor � Suplicjusz jeszcze raz zajrza� do zeszytu, odchrz�kn�� i
powiedzia�: � Nie by�em
jeszcze nigdy zast�powym, ale postaram
si�... postaram si�... � brn�� rozpaczliwie dalej � postaram si� nie zawie��
waszego zaufania i pracowa�
rzetelnie dla dobra dru�yny,
szczepu i... i ca�ej szko�y. Wierz�, �e mi pomo�ecie � spojrza� pytaj�co na Okull�,
kt�ra skin�a aprobuj�co
g�ow�.
� Bardzo dobrze, m�w dalej.
Suplicjusz zerkn�� do zeszytu.
� My�l�, �e b�dzie nam �wieci� przyk�adem duch patronki naszej szko�y... To znaczy
duch Narcyzy
�michowskiej b�dzie nam przy�wiecaj... To
znaczy, chcia�em powiedzie�, �e b�d� nam �wieci� jej idea�y.
S�uchali�my nieco os�upiali tej przemowy. A Suplicjusz duka� dalej:
� B�dziemy nie�� pomoc ludziom potrzebuj�cym specjalnej troski, b�dziemy opiekowa�
si� przyrod� i
pracowa� dla dobra �rodowiska, a zw�aszcza
pomaga� nauczycielom w utrzymaniu ciszy, czysto�ci i porz�dku w szkole.
� Amen � powiedzia� Z�o�liwy Miecio.
Okulla poczerwienia�a.
� Wyjd� st�d natychmiast � rozkaza�a.
� Tak jest! � b�kn�� pod nosem Miecio i opu�ci� gabinet.
Okulla spojrza�a na zegarek.
� Ustalcie teraz plan pracy � powiedzia�a. � Niestety obowi�zki mnie wzywaj�, musz�
zostawi� was samych.
My�l�, �e sprawy harcerskie nie zabior�
wam wi�cej czasu ni� kwadrans, najwy�ej dwadzie�cia minut. Potem wr�cicie na
lekcje. Pani Kaziu � zwr�ci�a
si� do sekretarki siedz�cej
w drugim pokoju � zostawiam w gabinecie m�odzie� na kilka minut, niech pani na nich
ma oko!
� Dobrze, pani dyrektor � odpar�a sekretarka znad maszyny.
� Do widzenia, ch�opcy � Okulla przes�a�a nam jeden z najwspanialszych u�miech�w ze
swego urz�dowego
repertuaru i energicznym krokiem opu�ci�a
gabinet.
Suplicjusz od razu schowa� zeszyt do teczki.
� Ja nie chcia�em, s�owo � wykrztusi� zmieszany. � G�upia historia! Okulla sama
mnie wyznaczy�a.
Pr�bowa�em si� wykr�ci�, ale nie da�o rady,
naprawd� nie da�o rady, sami wiecie, �e jak si� Okulla uprze... Zupe�nie nie wiem,
co robi� � rozgl�da� si�
dooko�a, jakby szukaj�c u nas pomocy.
� Chyba najlepiej b�dzie, jak wybierzecie sobie prawdziwego zast�powego. Niech on
prowadzi zbi�rki, a ja...
ja b�d� tylko tak, �eby Okulla
zostawi�a was w spokoju. A t� zbi�rk� chyba mamy z g�owy � otar� czo�o. � A mo�e
chcecie, �ebym wam
jeszcze przeczyta� co� o patronce szko�y,
czcigodnej Narcyzie? � uda�, �e si�ga do teczki.
Roze�mieli�my si� wszyscy, ale po chwili zn�w nam miny zrzed�y. Sytuacja nie by�a
do �miechu.
� No, to ja p�jd� � mrukn�� Suplicjusz. � I wiecie, co wam radz�, najlepiej od razu
smarujcie z tym do
dru�ynowego. Z reklamacj�. P�ki nie
przyschnie.
� Tak, najlepiej od razu � podchwyci� Bole�.
� Teraz go nie zastaniemy � powiedzia�em. � On chcia�, �eby�my zrobili zbi�rk� po
lekcjach i obieca�, �e
przyjdzie.
� Dobra, zostaniemy po lekcjach � rzek� Bole�. � Ty te� zostaniesz i p�jdziesz z
nami na t� zbi�rk� �
zwr�ci� si� do Suplicjusza. � Znasz Szymona,
przedstawisz spraw�. Chyba, �e boisz si� Okulli.
Suplicjusz milcza� przez chwil� zak�opotany.
� Dobrze, p�jdziemy razem i jak was to urz�dza, to ja przedstawi� spraw�.
� Urz�dza nas.
� A zatem za�atwione.
Opu�cili�my cicho gabinet i wr�cili�my do klasy.
* * *
Po lekcjach ca�y nasz zast�p z Suplicjuszem na czele uda� si� bezzw�ocznie do
pi�tego lochu. Drzwi zastali�my
otwarte. W harc�wce urz�dowa�
ju� Jacek Pulpicki. Pieczo�owicie nanosi� na schematyczn� map� jakie� dodatkowe
znaki.
� Po co si� tu wpychacie? � warkn��. � Zbi�rk� mo�ecie zrobi� w tr�jce!
� Tu nie chodzi o zbi�rk� � rzek� Suplicjusz.
� A o co?
� Mamy wa�n� spraw� do Szymona.
� Poczekajcie za drzwiami.
� Ju� idzie! � krzykn�� Z�o�liwy Miecio. Istotnie do harc�wki wszed� Szymon.
� Od�� t� map� � powiedzia� do Pulpickiego � poszukaj lepiej planu pracy dru�yny na
pa�dziernik. Oni
chc� wybra� zast�powego. Pomo�esz
im zorientowa� si�.
� To ju� nie jest potrzebne � powiedzia�em.
� Co?
� Wytworzy�a si� nowa sytuacja.
� Bardzo przykra sytuacja � doda� Suplicjusz. � Kr�tko m�wi�c � draka!
� Co takiego?
� Mamy ju� zast�powego.
� Chcesz powiedzie�, �e ju� za�atwili�cie t� spraw�? � zmarszczy� brwi zaskoczony
nieco Szymon.
� Okulla za nas za�atwi�a.
� Co?!
� By�a szybsza � rzek�em kr�tko.
� Niech to jasne ufo strzeli! � j�kn�� Szymon. � To, kto zosta� zast�powym?
� Ja � odrzek� Suplicjusz.
� Ty? � Szymon zamruga� oczami.
� Jestem w g�upiej sytuacji, Szymon � Suplicjusz opowiedzia� w kilku s�owach o
przygodzie wyborczej, kt�r�
mu zafundowa�a Okulla. � Po
prostu powiedzia�a: �B�dziesz zast�powym�, i nie da�a sobie nic wyt�umaczy�.
Powiedzia�a, �e si� uchylam od
pracy spo�ecznej. No, i teraz
przykry klops! Rusz g�ow�, Szymon, jak mnie od tego uwolni�.
� Zaraz... Zrobi� ci� zast�powym, to nie by� z�y pomys� � rzek� Szymon. � Ale nie
powiniene� by� w tym
zast�pie. Oni chcieli �ab�.
� Kiedy ja w og�le nie chc� by� zast�powym � powiedzia� Suplicjusz. � I we� pod
uwag� Tomka. Okulla
chce go przenie�� do szko�y na Siekance. Ona
ma przeciw niemu r�ne zarzuty. Co� trzeba zrobi�!
� W�a�nie my�l� o tym � powiedzia� Szymon. � I chyba ju� tylko jedno pozostaje do
zrobienia. Jak my�lisz,
Pulpet, co powinni�my teraz zrobi�?
� My�l�, �e... �e to trzeba postawi� na radzie szczepu.
� Tak jest, dobrze pomy�la�e�, Pulpet � rzek� Szymon. � Sprawa powinna stan��
natychmiast na radzie
szczepu.
� Powinna stan��, ale nie stanie � o�wiadczy� Pulpet.
� Co?!
� Nie stanie, bo druhna szczepowa wyjecha�a � Pulpet ogl�da� sobie paznokcie w
filozoficznej zadumie.
� Ma wr�ci� za dwa dni � powiedzia� Szymon.
� To nie jest prawdopodobne � Pulpet zrobi� zagadkow� min�.
� A co jest prawdopodobne? � zapyta� Suplicjusz.
� �e wr�ci dopiero za par� miesi�cy.
Patrzyli�my zaskoczeni na Pulpeta.
� Co ty wygadujesz?! � wykrzykn�� Suplicjusz.
� Ona jest na urlopie macierzy�skim � wyja�ni� Pulpet u�miechaj�c si� p�g�bkiem.
� On ��e! � wybuchn�� Suplicjusz. � Co ty na to? � zwr�ci� si� do Szymona.
� No, c�... to mo�liwe � chrz�kn�� zak�opotany Szymon. � Mia�a i�� na ten urlop,
ale nie my�la�em, �e tak
szybko.
� W takim razie... W takim razie musz� mianowa� zast�pc� � zauwa�y� Suplicjusz.
� Tak, na pewno, ale to mo�e potrwa� � rzek� Pulpet.
� I to mo�e by� tym razem kto� z zausznik�w Okulli � zauwa�y� Szymon. � Ju� ona si�
postara.
Zapanowa�a przykra cisza. Zrozumia�em, �e moje szanse spadaj� do zera.
� To co w ko�cu nam pozostaje? � zapyta� przygn�biony Suplicjusz.
� Pozostaje da� �abie b�ogos�awie�stwo, �eby szerzy� ducha harcerskiego na Siekance
� o�wiadczy� Pulpet.
� Tam mo�esz dochrapa� si� wy�szej
szar�y � mrugn�� na mnie oczkiem. Wydawa�o mi si�, �e by�o to z�o�liwe oczko.
Popatrzy�em na niego i
zacz��em si� zastanawia�, czy naprawd�
jest moim przyjacielem. Mia�em powa�ne w�tpliwo�ci. A potem przenios�em wzrok na
Szymona.
� Szymon, czy faktycznie ze mn� tak �le?
� Mia�e� pecha � mrukn�� Szymon. � Nie b�d� ci� czarowa�, sprawa nie wygl�da
dobrze, chyba, �e... �
urwa� zamy�lony.
� Chyba, �e co? � podchwyci�em.
� Chyba, �e cyrk przyjedzie � wypali� Szymon.
� A tak... Chyba, �e cyrk przyjedzie � potwierdzi� Pulpet skwapliwie.
� Nic nie rozumiem � b�kn��em zaskoczony.
� Nie szkodzi. Zrozumiesz potem.
� Kiedy?
� No, w�a�nie jak cyrk przyjedzie � Szymon poklepa� mnie po ramieniu i wyszed�.
Pulpet wymkn�� si� za nim.
� Nie przejmuj si� � Suplicjusz poci�gn�� mnie za r�k�. � Mo�e znajdziemy jaki�
spos�b. Albo sytuacja si�
odmieni. W tej budzie bardzo szybko
zmienia si� sytuacja.
Ospale ruszy�em do domu.
ROZDZIA� X
DALSZY CI�G SPRAWY KUGLEWICZA
W czwartek podszed� do mnie Kuglewicz i wyrazi� wdzi�czno�� za to, co dla niego
zrobi�em. Spacerowa�em
w�a�nie podczas przerwy po drugiej
stronie boiska szkolnego, tam gdzie jest Aleja Pami�ci i rosn� m�ode d�by,
spacerowa�em do�� nerwowo i po raz
co najmniej dziesi�ty analizowa�em
szczeg�owo w my�li moje zachowanie, staraj�c si� rozproszy� w�tpliwo�ci, czy
rzeczywi�cie wtedy nie
mog�em inaczej post�pi�, czy nale�a�o
miesza� si� do tej fatalnej historii, i wtedy podszed� do mnie Kuglewicz. Mia�
szczerze zak�opotan� min�.
� Nigdy ci tego nie zapomn�, �aba � powiedzia�. � Dosta�em od mamy te rakiety. S�
twoje. To ci chcia�em
powiedzie�.
Milcza�em i moje milczenie jeszcze bardziej go zak�opota�o.
� Ja wiem, �e przeze mnie masz du�y minus u Okulczyckiej i problem. Nawet mo�e
jeste� z�y za to, ale
pos�uchaj, �aba, od tamtej chwili masz we
mnie kumpla na sto procent. Przyjdzie czas, �e ja te� b�d� m�g� w czym� ci pom�c. I
mo�e nawet w jakiej�
wa�nej rzeczy.
� Lepiej trzymaj si� ode mnie z daleka � powiedzia�em. � Nie jestem twoim kumplem i
nie mam zamiaru
by�.
� Masz do mnie �al, �e nie uda�o mi si� przekona� Okulczyckiej, �e to nie twoja
wina... � rzek� ponuro. �
S�owo daj�, robi�em, co mog�em, jeszcze
dzisiaj z samego rana zg�osi�em si� do niej i powt�rzy�em, �e spotka�a ci� wielka
niesprawiedliwo��, bo zamiast
pochwa�y dosta�e� nagan�
i podpad�e� ostatecznie. Ale Okulla mi nie uwierzy�a. Ja jestem jeszcze ni�ej
notowany u Okulli ni� ty.
Naprawd� bardzo mi przykro. Zupe�nie
nie wiem, co robi�.
� Nie musisz nic robi� � mrukn��em i chcia�em odej��. Zatrzyma� mnie gwa�townie.
� Nie odchod�! Musz� ci co� powiedzie�. Co� bardzo wa�nego.
� Nie interesuje mnie � rzek�em ostro.
� �aba, zr�b to dla mnie ostatni raz! Pos�uchaj. Zrozumiesz wtedy wiele rzeczy i
mo�e... mo�e inaczej na mnie
b�dziesz patrzy�. Poznasz moj� tajemnic�
� trzyma� mnie kurczowo za r�k�. W oczach jego malowa�o si� jakie� autentyczne
cierpienie i co� wi�cej
jeszcze � niepok�j i wyra�na rozterka.
� Ty jeden b�dziesz zna� moj� tajemnic� � powt�rzy�. � Wstydz� si� o tym m�wi�,
nikomu nie
powiedzia�em, ale tobie powiem, wszystko ci powiem...
Zrozumia�em, �e nie uwolni� si� �atwo od Kuglewicza, i zrezygnowany mrukn��em:
� No, wi�c m�w, tylko szybko, nie mam zbyt du�o czasu.
� Czy nie powt�rzysz tego nikomu? � spojrza� na mnie ponownie nawiedzony
niepokojem.
Wzruszy�em ramionami.
� Nie mam zamiaru ci niczego obiecywa�! � warkn��em. � Jak nie chcesz, mo�esz nie
m�wi�. To ty si�
przecie� narzucasz, ja nie chcia�em, �eby�
m�wi�.
� Tak, masz racj�, g�upi jestem. Nie wolno mi stawia� �adnych warunk�w. I tak ci
powiem... musz�
powiedzie�... � wybe�kota� Kuglewicz. �
Tylko od czego zacz��? Chcia�bym, �eby� mnie dobrze zrozumia�. No, wi�c zaczn� od
tej najgorszej rzeczy.
S�uchaj, �aba, z t� chemi�, to by�o
tak. Ja... ja naprawd� chcia�em si� podliza� Fetyszy�cie... � wyzna� i
poczerwienia� jak burak.
� Co?! � spojrza�em na niego zaskoczony. � Wi�c to nie dlatego, �e tw�j ojciec...
� Nie ba�em si� a� tak ojca i gwizda�em na te rakiety od matki... S�owo...
� Nie mam o tobie wysokiego mniemania � powiedzia�em � ale nie uwierz�, �eby�
chcia� po prostu podliza�
si� Fetyszy�cie. No, bo po co?
� Mia�em pow�d.
� Jaki?
� Chcia�em, �eby mnie przyj�� do k�ka chemicznego. Tam jest wysoki poziom i
Fetyszysta przyjmuje tylko
najlepszych, takich, do kt�rych ma
zaufanie, mnie nie chcia� przyj��, dwa razy odrzuci� moj� pro�b�.
� Nie roz�mieszaj mnie! � spojrza�em na niego zaskoczony. � Nie uwierz�, �e a� tak
mog�o ci zale�e� na
k�ku!
� Zale�a�o mi. Okropnie � Kuglewicz u�miechn�� si� pod nosem.
Spojrza�em na niego bystro.
� Chcesz powiedzie�, �e mia�e� specjalny pow�d?
� Zupe�nie specjalny � rzek� Kuglewicz. � Zaraz ci wszystko opowiem po kolei. By�em
kiedy� naprawd�
niez�y z chemii. Cz�sto po lekcjach Fetyszysta
dawa� mi klucz i zostawia� mnie samego w gabinecie na godzin� i nawet d�u�ej.
Oficjalnie po to, �ebym robi�
porz�dek po lekcjach i przygotowywa�
preparaty na nast�pny dzie�, ale ja korzysta�em z tego i bawi�em si� na w�asny
rachunek. Wykonywa�em w
tajemnicy r�ne do�wiadczenia
i pichci�em mniej lub bardziej udane substancje. Czasem zrobi�em jaki� klej lub
farb�, przewa�nie jednak
wychodzi�y mi produkty odstraszaj�ce...
� Odstraszaj�ce?!
� Tak. Na przyk�ad preparaty o niezwyk�ych zapachach. Kupowano je potem ode mnie po
do�� wysokich
cenach.
� Dla odstraszania komar�w?
� Nie tylko. Niekt�rzy wpadli na pomys�, �eby stosowa� je na pewnych lekcjach.
� Rozumiem.
� Dzi�ki temu omin�a wielu delikwent�w przykro�� pisania klas�wek. Zamiast klas�wki
by�o wietrzenie
klasy. Uratowano te� poka�n� liczb�
m�czennik�w przy tablicy. Gdy sprawa zacz�a zatacza� coraz szersze kr�gi i dosz�o
do nieumiarkowanego
stosowania preparatu przy byle
jakiej okazji lub nawet bez okazji przestraszy�em si� i wstrzyma�em produkcj�.
Zreszt� akurat w tym czasie ju�
co� innego mia�em w g�owie.
Tak... zupe�nie co innego � u�miechn�� si� dziwnie. � Ale los by� dla mnie
nie�askawy. Zem�ci� si� za te
niecne zabawy w gabinecie chemicznym.
Ot� zdarzy�o si�, �e akurat wtedy przyjecha� wizytator z kuratorium i Fetyszysta
urz�dzi� popisow� lekcj�
chemii, �eby dobrze wypa��
w oczach wizytatora. Mieli�my przeprowadzi� efektowne do�wiadczenie z bromowaniem
benzenu przy u�yciu
katalizator�w. Oczywi�cie
Fetyszysta mnie wyznaczy� do tej roli. Niestety tego dnia by�em wyj�tkowo
roztargniony. Pomiesza�em
substancje i reakcja mia�a nieoczekiwany
przebieg.
� Wyprodukowa�e� substancj� odstraszaj�c�?
� W�a�nie. By�y straszne rzeczy z tego powodu. Bo reakcja przebiega�a do��
gwa�townie. Zanim otworzyli�my
okna, wizytator zas�ab� na krzese�ku.
Fetyszysta biega� jak oszala�y. Pr�bowa� cuci� wizytatora jakimi� preparatami,
chyba zbyt skutecznie, bo
oburzony wizytator odepchn��
go rozpaczliwie. �Co pan ze mn� robi?!� � krzykn��, zerwa� si� i wybieg� przera�ony
z pracowni. By�a to
kl�ska �yciowa Fetyszysty. Do dzi�
si� nie pozbiera�. Nie wiem, czy zauwa�y�e�, �e on jest zaprawiony gorycz�.
� Zauwa�y�em.
� Ta gorycz, to w�a�nie przeze mnie. Sam rozumiesz, w jakiej by�em sytuacji.
Fetyszysta nie m�g� na mnie
patrze� bez dreszczu, c� dopiero
przyjmowa� do k�ka! Zosta�em wygnany z pracowni jak Adam i Ewa z raju! I wszystko
przez roztargnienie...
� Dziwne � zauwa�y�em. � Nie wygl�dasz na roztargnionego.
Kuglewicz zaczerwieni� si�.
� Wtedy by�em. Mia�em z�y dzie�.
� Z�y dzie�?
� Cierpia�em. Ca�� noc i dzie� poprzedni i na nowo od rana. Powa�nie cierpia�em.
� Z�b?
� To by�o gorsze cierpienie.
� Nie bardzo rozumiem.
� Chod� � powiedzia� Kuglewicz i poci�gn�� mnie za r�k�.
� Dok�d mam i��?
� Co� ci poka�� i zaraz zrozumiesz.
Zaprowadzi� mnie na drug� stron� boiska gdzie za krzakami wi�z�w znajdowa�y si�
placyki do gry w siatk�wk�.
Korzystaj�c z rze�kiej, pa�dziernikowej
aury grupa dziewcz�t zabawia�a si� pi�k� w otoczeniu wianuszka kibic�w. By�o tam
g�o�no i weso�o.
Wymieniano ci�te uwagi na temat poszczeg�lnych zawodniczek i ich zagra�.
� Co o nich s�dzisz? � zapyta� mnie Kuglewicz.
� O tych komentatorach czy o dziewczynach?
� Jasne, �e o dziewczynach � zdenerwowa� si� Kuglewicz.
� No... graj� tak sobie...
� Ja nie pytam jak graj�, pytam, kt�ra ci si� najbardziej podoba.
� Aha � spojrza�em na Kuglewicza z nag�ym zrozumieniem. � O to ci chodzi.
� Tak, o to mi chodzi.
� Musisz jednak sprecyzowa�.
� Co niby?
� Czy ci chodzi o zalety wewn�trzne czy zewn�trzne, o stron� psychiczn� czy
fizyczn�.
� Wola�bym nie precyzowa� � chrz�kn�� Kuglewicz.
� M�j drogi, z tej odleg�o�ci mog� m�wi� tylko o zaletach zewn�trznych. Musia�bym
bli�ej pozna� ich
psychik�, �eby wyda� pe�n� opini�. Co
innego pierwsze wra�enie, co innego poznanie.
� Za du�o filozofujesz � warkn�� Kuglewicz.
� Poza tym s� r�ne pogl�dy na pi�kno. Czy pi�kna jest regularno�� rys�w, czy te�
pewne nieregularno�ci
nadaj�ce twarzy swoisty, oryginalny
akcent...
� Do licha � sapa� Kuglewicz. � Widzia�e� pos�gi greckie.
� Rozumiem. Chodzi ci o pi�kno klasyczne.
� Co� w tym rodzaju � wyzna� Kuglewicz. � Rozpatrz te dziewczyny pod tym k�tem.
Skin��em g�ow� i zacz��em sumiennie rozpatrywa� je pod tym k�tem. Paj�k�wna ma zbyt
ostre rysy, Ela
Zieli�ska ma twarz prze�licznej �aby,
Natalia � zupe�na Eskimoska, Nowicka � niesamowicie mi�y, poczciwy misio, niestety
daleko jej do
klasycznych proporcji, Retter � d�ugonoga
jak boginka, niestety tak�e zbyt d�uga, zgo�a ko�ska twarz! Nie, na dobr� spraw�
obronn� r�k� z tych
przymiarek wychodzi tylko Jola Pe�ska.
� No, wi�c � denerwowa� si� Kuglewicz. � Ju� si� przyjrza�e�?
� Tak.
� Wi�c m�w!
� Najbardziej podoba mi si� Jola Pe�ska.
� No, w�a�nie � rzek� zadowolony Kuglewicz, a jego oczy zab�ys�y nagle i przybra�y
barw� gor�cego miodu.
� To w�a�nie przez ni� zawali�em
tamto do�wiadczenie � wyzna� i obejrza� si� l�kliwie doko�a, jakby si� ba�, �eby
kto� nie us�ysza�.
� Zawali�e� do�wiadczenie przez Jol�?! � zdumia�em si�.
� Tak. Cierpia�em wtedy przez dwa dni. Powiedzia�em ci ju�. Nie mog�em o niczym
innym my�le�. I w
dodatku tego dnia ona tam by�a, za oknem.
� Ale co ona ci takiego zrobi�a? Pok��cili�cie si�?
� Nie.
� Wi�c co?
� No, nic...
� I dlatego cierpia�e�?
� Cierpia�em, �e w og�le nie istniej� dla niej, �e mnie nie zauwa�a, �e mnie nie
zna.
� Zaraz � zreflektowa�em si�. � Wi�c ona ci� nie zna?
� Jeszcze nie. Przecie� jeste�my z r�nych klas.
� I ju� cierpisz?
� No, w�a�nie dlatego. S�dzisz, �e to nienormalne? � zaniepokoi� si�.
� Nie wiem... mo�e normalne, ale w takim razie...
� W takim razie, co?
� No, chyba piekielnie powa�ne. Wpad�e�, bracie � spojrza�em na niego z lito�ci�.
� Tak mi si� zdaje � rzek� strapiony. � Wiesz, kiedy robi�em to do�wiadczenie przy
wizytatorze, ona w�a�nie
z klas� by�a na boisku i nie mog�em
si� skupi�, co troch� patrzy�em w okno. Rozumiesz...
� Tak, teraz ju� wszystko jasne. Los wizytatora by� przes�dzony od pocz�tku.
� I m�j te� � rzek� Kuglewicz, a potem doda�: � Ca�y czas my�la�em, jak j� pozna�.
� To takie trudne? � zdziwi�em si�.
� Dla mnie tak � wyzna� zak�opotany. � Wstydz� si� podej�� tak normalnie... zacz��
rozmow�. Kiedy�
pr�bowa�em, ale z nerw�w najpierw nie
mog�em nic wykrztusi�, a potem zacz��em papla� g�upstwa i dziewczyny �mia�y si� ze
mnie. Tak, �e widzia�em
tylko jedno wyj�cie: zapisa� si�
do k�ka chemicznego. W�a�nie Fetyszysta to k�ko zorganizowa� i Jola bardzo aktywnie
w nim pracowa�a.
Pomy�la�em, �e w ten spos�b m�g�bym
codziennie cho� godzin� sp�dzi� z ni�, a czasem nawet d�u�ej. I na pewno zwr�ci na
mnie uwag�. B�d� przecie�
jedynym ch�opakiem w tym k�ku.
� Sprytnie to wymy�li�e�.
� Ale zdarzy�a mi si� ta straszliwa wpadka podczas wizytacji, no i wszystko wzi�o w
�eb. Z pocz�tku zupe�nie
si� za�ama�em, ale potem postanowi�em
wzi�� si� w gar�� i odzyska� dobr� opini�. Zacz��em jak wariat wkuwa� chemi�, nie
dba�em, �e mi dali
przezwisko kujona, za wszelk� cen� chcia�em
zosta� najlepszym uczniem, �eby Fetyszysta musia� mnie przyj�� do k�ka. I dlatego
postanowi�em pisa� t�
klas�wk�, cho�by si� �wiat wali�
mi na g�ow�! Nawet wbrew postanowieniom ca�ej klasy! No i uda�o si�. Dzi�ki tobie
oczywi�cie. Napisa�em t�
klas�wk� na medal i Fetyszysta,
zgrzytaj�c z�bami, nie mia� ju� wyj�cia i zgodzi� si� mnie przyj��. Zabroni� mi
tylko stanowczo dokonywania
jakichkolwiek do�wiadcze�
bez jego osobistego nadzoru. Ale przecie� prawd� m�wi�c ju� mi wtedy nie zale�a�o
na do�wiadczeniach.
Zale�a�o mi tylko na Joli.
� No, i dopi��e� swego � przerwa�em mu nieco zniecierpliwiony. � Wi�c w czym
problem?
� W tym � wskaza� palcem na grup� ch�opak�w, kt�rzy dopingowali g�o�no Jol� przy
siatce. Uwag� zwraca�
zw�aszcza Bu�anek. By� niesamowicie
o�ywiony. Raz po raz wykrzykiwa� do Joli jakie� �trenerskie� wskaz�wki.
� Czy masz na my�li Fredka Bu�anka? � zapyta�em.
� Tak. To jest problem.
� Nie przesadzaj � pr�bowa�em roze�mia� si�. � On nie mo�e by� dla ciebie �adn�
konkurencj�! Taki facet
ze szcz�k� sparringow�. Na temat
jego szcz�ki kr��� r�ne dowcipy po mie�cie.
� Taka szcz�ka znamionuje siln� wol� � rzek� ponuro Kuglewicz.
� Niekoniecznie. Czasem to tylko z�o�liwy wyskok natury � pr�bowa�em go podtrzyma�
na duchu, ale
nadaremnie.
� Ona go lubi � powiedzia� jeszcze bardziej pos�pnie.
� Sk�d wiesz?
� Widzia�em ich...
� Chodz� razem?
� Tak. On j� podrywa na siatk�. To fakt, �e dobrze gra. Nale�y do pierwszej pi�tki
w naszej szkole. Ale
dlaczego to jej tak imponuje? Przedtem
nie zwraca�a uwagi na siatk�wk�, a teraz stale j� widz� na boisku, nie m�wi�c ju� o
tym, �e gra w sali. M�wi�,
�e Bu�anek ma co� w oczach.
� Co� w oczach?! Co?
� Nie wiem... M�wi�, �e hipnotyzuje.
� Bzdury jakie�. Nic nie zauwa�y�em, a znam go przecie�.
� No, nie wiem, na Jolce si� sprawdza. Dzisiaj si� przekona�em. Zaraz na pierwszej
przerwie on podszed� do
niej, nic nie powiedzia� tylko spojrza�
jej w oczy, a ona zaraz porzuci�a kole�anki i posz�a z nim do magazynu przy sali
gimnastycznej...
� �ledzi�e� ich?
� Tak. Nie mog�em si� powstrzyma�.
� I co zobaczy�e�?
� Wzi�li siatk� i pi�ki.
� To niewiele.
� Ale s�ysza�em, co m�wili. Fredek Bu�anek powiedzia�, �e b�dzie czeka� na ni� po
lekcjach o drugiej na
ma�ym boisku za krzakami.
� Za krzakami?
� Na placyku do siatk�wki. B�dzie tam czeka� i nauczy j� r�nych zagrywek.
Wyobrazi�em sobie od razu, co to
b�d� za zagrywki... O ma�o nie
wyskoczy�em zza wieszak�w, gdzie by�em ukryty, i nie da�em mu po g�bie! � w oczach
Kuglewicza pojawi�y
si� dziwne b�yski.
� Ty jeste� niebezpieczny cz�owiek � powiedzia�em.
� Mo�e niebezpieczny dla �otr�w, ale uczciwy!
� S�dzisz, �e Bu�a jest �otrem?
� Nie mam w�tpliwo�ci, s�ysza�em o nim r�ne rzeczy.
� Plotki najcz�ciej mijaj� si� z prawd�.
� Nie w wypadku Bu�anka � zgrzytn�� z�bami Kuglewicz. � To jest typ nie licz�cy si�
z niczym.
Bezwzgl�dny i z�o�liwy. Pos�uchaj, ka�e przyj��
Jolce o drugiej na boisko. Ona m�wi, �e akurat o tej godzinie ma zebranie k�ka
chemicznego, bardzo wa�ne
zebranie, i dy�ur w pracowni. Wtedy
on za�mia� si� tylko. �Tym lepiej, zrobimy kawa� Fetyszy�cie, niech si� troch�
poz�o�ci. Mo�esz mu zostawi�
wiadomo��, �e lekarz ci zabroni�
na razie przychodzi� do pracowni, bo uleg�a� zatruciu. O ma�o co nie zemdla�a�,
przewr�ci�a� s�oiki i par�
preparat�w pomiesza�o si�
tak, �e nie wiesz, czy w s�oikach jest to, na co wskazuj� napisy. Wyobra�asz sobie
min� Fetyszysty? Przera�ony
ca�y wiecz�r sp�dzi na sprawdzaniu!�
Tak m�wi� i �mia� si�. Sam widzisz, �e to �otr.
� I co ona, zgodzi�a si�? Obieca�a, �e przyjdzie?
� Tak. I to jest zupe�nie okropne. Wystarczy�o, �e spojrza� na ni�, a ona od razu
umilk�a i zgodzi�a si� na
wszystko. Popatrz, co za pech � j�kn��
Kuglewicz. � Akurat wtedy, kiedy ja wreszcie dosta�em si� do tego piekielnego k�ka,
ona w�a�nie z nim zrywa
i przerzuca si� na siatk�wk�.
� Przerzu� si� i ty � poradzi�em.
� Nie b�d� �mieszny. W chemii to ja jestem mo�e kim� i co� umiem, ale w siatce
jestem zero w por�wnaniu z
Bu�ankiem. Nie... Ona nie mo�e p�j�� z
nim na to spotkanie. Nie wierz� w �adne pomys�y sportowe Bu�anka, w �aden trening,
to tylko pretekst. Musimy
ratowa� Jolk�.
� Zazdro�� ci� za�lepia � powiedzia�em. � Poza tym nie wiem, co mo�na zrobi� w tej
sytuacji. Skoro Jolka
sama zdecydowa�a si� na ten trening...
� Trening?! Ile razy mam ci m�wi�, �e to nie jest �aden trening. To tylko pretekst
dla �otra! �aba, b�agam ci�...
pom� mi ostatni raz. Potem odczepi�
si� od ciebie. S�owo daj�. Ale teraz musisz mi pom�c. A je�li nie chcesz mnie, to
pom� Jolce. Ona jest w
niebezpiecze�stwie. Na z�ej drodze...
Sama b�dzie potem �a�owa�. Ty masz takie doskona�e pomys�y. Spr�buj odci�gn�� jako�
tego przekl�tego
Bu�anka, �eby nie przyszed� na spotkanie
z ni�... Chyba potrafisz co� zrobi�.
Milcza�em przez chwil�. Zastanawia�em si�, czy ta ca�a historia to tylko gra
wyobra�ni rozgor�czkowanego
Kuglewicza, czy te� naprawd�
Bu�a szykuje jaki� niecny zamach.
� Pos�uchaj, Kugla � powiedzia�em � wci�gasz mnie w niebezpieczne rewiry. Nie mog�
zrobi� tego, co
chcesz, bez sprawdzenia, czy twoje przeczucia
s� prawdziwe. Jedyne, co mog� zrobi�, to zbada� intencje Bu�anka i dowiedzie� si�,
jaki to cz�owiek.
� Dobrze. Sprawd� go, a przekonasz si� sam � rzek� Kuglewicz. � Tylko czy wtedy nie
b�dzie za p�no...
� W porz�dku, sprawdz� go � powiedzia�em � i w razie czego podejm� dzia�anie. �
Utkwi�em badawczy
wzrok w Kuglewiczu. � Czy naprawd� ci
bardzo zale�y na Joli?
� Da�bym wszystko!
� Nie trzeba wszystkiego, wystarczy, jak dasz te dwie rakiety treningowe, kt�re
dosta�e� od mamusi z okazji
zwyci�skiej klas�wki. Dasz tylko
te dwie rakiety i to nie na zawsze... Powiedzmy na dwa tygodnie.
� I... i potrafisz to za�atwi� z Bu�ankiem?
� Spr�buj�, ale bez gwarancji. Jak dobrze p�jdzie, to b�dziesz go mia� z g�owy co
najmniej na dwa tygodnie.
Gdzie masz te rakiety?
� W klubie �Zryw� w sekcji tenisowej, tam s� takie szafki m�odzik�w. Ja mam szafk�
numer siedemna�cie i w
tej szafce s� zamkni�te rakiety
i pantofle.
� We� sobie urlop z klubu na dwa tygodnie i daj mi kluczyk � powiedzia�em.
� Prosz�.
� A teraz przesta� si� martwi�. Je�li twoje podejrzenia by�y s�uszne, w��cz� si�
natychmiast do akcji �
powiedzia�em i schowa�em kluczyk
do kieszeni.
* * *
Po sz�stej lekcji r�wno z dzwonkiem wybieg�em na korytarz i od razu ruszy�em na
pierwsze pi�tro do Bu�anka.
Spojrza�em na zegarek, by�a
dopiero za kwadrans druga. A wi�c mam pi�tna�cie minut na za�atwienie sprawy.
� Halo, stary � powiedzia�em, rozgarniaj�c t�umek wy�aniaj�cy si� z �smej c.
� Cze��, �aba � powiedzia� bez entuzjazmu.
� Mam do ciebie dwa s�owa.
� Mo�e p�niej? Czas mnie goni.
� Mnie te�. Mo�emy pogada� w locie � zacz�li�my zbiega� ze schod�w. � Widzia�em
twoje zagrywki.
Piekielnie dobry jeste�, Bu�a � m�wi�em.
� W czasie du�ej przerwy widzia�em, jak pokazywa�e� Jolce Pe�skiej. I wtedy
przypomnia�em sobie nasz�
rozmow� o tenisie. Pami�tasz?
Ty naprawd� m�g�by� zrobi� murowan� karier� na korcie. Par� latek i Fibak przy
tobie wysi�dzie. Powiniene�
trenowa�.
Bu�anek skrzywi� si�, jakbym go urazi� w bolesne miejsce.
� Przesta� � mrukn��. � W siatk�wce wystarcz� go�e �apy, a na kortach sprz�t wa�ny!
Przecie� wiesz, �e nie
mam sprz�tu.
� Nie przychodzi�bym do ciebie tylko po to, �eby ci w ucho wk�ada� dyrdyma�ki-
pochwa�ki. Przychodz�, bo
mam sprz�t i szafk� w klubie � wyci�gn��em
z kieszeni kluczyk i b�ysn��em przed okiem Bu�anka.
B�ysn��em nim jak w�dkarz wabikiem przed rybk� i rybka chwyci�a haczyk.
� M�wisz, �e mo�emy grywa�? � oko Bu�anka za�wieci�o si� ciekawie.
� Magister Wojas ma mi za�atwi� przyj�cie. Zwolni�o si� jedno miejsce i od razu
pomy�la�em o tobie. Od
dzisiaj zaczynamy systematyczny
trening.
� Od dzisiaj?
� �ci�le, za dziesi�� minut � spojrza�em na zegarek.
� To niemo�liwe, �aba � powiedzia�. � O drugiej jestem um�wiony.
� Co� wa�nego? � uda�em nie�wiadomo��.
� Nie, samo spotkanie � g�upstwo, ale za�o�y�em si� � wyzna� zak�opotany Bu�anek.
� Za�o�y�e� si�? � wykrzykn��em szczerze zaskoczony. � Z kim i o co?
� Z ch�opakami, o du�� col�, �e z�ami� niez�omn� Jol�.
� Poeta zrobi� si� z ciebie.
� Zupe�nie niechc�cy.
� A chc�cy, o co ci chodzi?
� �eby przysz�a o wyznaczonej przeze mnie godzinie w wyznaczone miejsce i zrobi�a
to, co jej ka��.
� Co mianowicie?
� Na pocz�tek postanowili�my, �e wypisze si� z k�ka. Chc� da� nauczk� Fetyszy�cie!
� I o to stan�� zak�ad?
� Tak, w�a�nie o to.
� Bu�a chce wypr�bowa� swoj� si�� � doda� jeden z asysty Bu�anka, ma�y ch�opak
zwany Krzyn�. � Ju� mu
si� dotychczas uda�o z dwiema dziewczynami.
On dzia�a si�� woli � rzek� z nieukrywanym podziwem.
� Tamte dziewczyny by�y zwyczajne � powiedzia� drugi z asysty, puco�owaty wielkolud
zwany Flapem. �
Ale zobaczymy, czy mu si� uda z Jolk� Pe�sk�.
Pe�ska ma silny charakter i jest solidna.
� Mocno zwi�zana z tym k�kiem. Ma chemiczne hobby.
� Ona w og�le jest trudna � rzek� z min� znawcy Krzyna.
� Co o tym s�dzisz? � zapyta� mnie Bu�anek.
� Fantastyczny pomys�. I co, zgodzi�a si�? Przyjdzie?
� Tak. W�a�nie dlatego nie mog� i�� z tob� na korty. Mo�e innym razem.
� Innego razu nie b�dzie � powiedzia�em. � Jak dzi� nie przyprowadz� partnera,
trener narzuci mi kogo�
innego i dla niego wypisze kart� klubu.
No nic, cze�� � powiedzia�em. � B�d� musia� wzi�� Kocia Kocemb�. Obieca�em mu, �e
jak ty si� nie
zgodzisz...
� Kocia Kocemb�?! � Bu�anek zatrz�s� si� z obrzydzenia tudzie� oburzenia.
Wiedzia�em, �e od dawna
rywalizowa� z Kociem i mia� z nim co�
na du�ym pie�ku...
� Tak, Kocia Kocemb� � powt�rzy�em bezlito�nie. � On ma warunki i nie bawi si� w
g�upie zak�ady, w
tenisie nie ma �art�w, bracie, albo �amiesz
dziewcz�ta, albo rywali tenisist�w. Cze��!
� Zaczekaj! � powiedzia� nim zrobi�em dwa kroki. � Poczekasz na mnie ten ma�y
kwadrans. Za�atwi� tylko z
Jol� i zasuwamy do klubu.
� Nie mam do stracenia ani chwili � odpar�em twardo. � Jak nie zd��ymy do klubu
przed drug�, zamkn�
bram� i z zapisami ka�� czeka� do przysz�ego
roku. Ilo�� miejsc jest ograniczona. Trener Wojas kaza� mi by� z partnerem przed
drug�. Potem ju� zabior� go
do komisji kwalifikacyjnej...
� Niech szatani wezm� twojego Wojasa! � krzykn�� Bu�anek. � Id� z tob�. Cz�owiek
musi si� po�wi�ca� dla
chwa�y polskiego sportu i ponosi� ofiary.
Je�li ty stawiasz na mnie, �aba...
� Stawiam na ciebie. Nie marnuj zdolno�ci!
� No, to p�dzimy!
� Jak to, Bu�a, a co z naszym zak�adem? � Flap i Krzyna pr�bowali nas zatrzyma�,
ale Bu�anek nie zwraca� na
nich uwagi.
� Wygrali�cie walkowerem! � krzykn��em za niego.
* * *
Wieczorem zadzwoni� do mnie Kuglewicz.
� �aba, �ap� ci �ciskam! Fantastycznie za�atwi�e�.
� Oducz si� u�ywa� takich supers��w, bo ci nie starczy na potem. Powiedz lepiej, co
z Jolk�? Jak to zagra�o?
� Zagra�o ca�kiem nie�le. Oczywi�cie przysz�a o drugiej na spotkanie, nie zasta�a
Bu�anka, obrazi�a si� na niego
i wr�ci�a do szko�y, to znaczy,
na zebranie k�ka.
� Mam nadziej�, �e wykorzysta�e� t� sprzyjaj�c� okoliczno�� i nareszcie zawarli�cie
znajomo��.
� Tak. Teraz to ju� nie by�o trudne, nawet dla takiej niedo��gi bo�ej, jak ja.
Przykro mi tylko, �e musia�e� si�
zn�w za mnie po�wi�ci�. Naprawd�,
du�e po�wi�cenie z twojej strony.
� Niekoniecznie � rzek�em. � Przez ciebie nareszcie naucz� si� porz�dnie gra� w
tenisa.
ROZDZIA� XI
AMSTERDAM POM�CIMY
Trzeba przyzna�, �e nader lekkomy�lnie da�em si� wrobi� w ten trening tenisowy z
Fredkiem Bu�ankiem. Nie
zna�em dobrze Fredka, nie wiedzia�em,
�e mam do czynienia z ci�kim typem maniakalnym, z ohydnym na�ogowcem. Zboczeniec
ten pogr��y� si�
ca�kowicie po brudne uszy w rozpu�cie
gry i, co gorsza, mnie te� pr�bowa� wci�gn��. Najpierw musia�em z nim odbywa�
codziennie godzin�
obowi�zkowych �wicze�. Ju� o czwartej
przy�azi�. Spacerowa� pod naszymi oknami. Ledwie zd��y�em zje�� obiad, ju� musia�em
z nim p�dzi� do klubu
na korty. Zawsze chcia� by� pierwszy,
�eby nim przyjdzie instruktor pogra� troch� samopas. Oczywi�cie obowi�zkowego
treningu by�o mu zawsze
ma�o, wi�c b�aga� mnie, �ebym zosta�
z nim jeszcze dodatkowo godzin�. Wreszcie, co ju� by�o zupe�nie fatalne, wyw�szy�,
�e wcze�nie rano, mi�dzy
sz�st� trzydzie�ci a si�dm�,
co najmniej dwa korty s� wolne i mo�na �wiczy� za darmo, przybiega� wi�c oko�o
sz�stej i budzi� mnie
przera�liwym gwizdem, nie tylko zreszt�
mnie, p� bloku si� zrywa�o i p�dzi�o do okien, ale Bu�anek by� sprytny, zawsze
gwizda� z ukrycia, zaczajony w
bujnych zaro�lach ja�minu albo
za czarn� g�stwin� cis�w.
Po trzech dniach mia�em tego dosy� i pr�bowa�em si� wycofa� z afery, ale nie chcia�
nawet o tym s�ysze�. �Nie
zrobisz mi tego, �aba � to by�oby
z twojej strony �wi�stwo, sam mnie przecie� nam�wi�e� do tej gry�. �Nie wiedzia�em,
�e jeste� fanatykiem,
gdybym wiedzia�, �e w tobie siedzi
takie licho, trzyma�bym si� od ciebie na dystans marato�ski� � odpowiada�em, ale,
nie da si� ukry�, czu�em si�
poniek�d odpowiedzialny
za wyzwolenie w Bu�anku tej zgubnej pasji, wi�c �eby nie mia� do mnie zbyt du�ego
�alu, �e go zostawiam na
lodzie, pr�bowa�em zbocze�cowi
podstawi� innych partner�w do treningu, ale nikt mu nie odpowiada�. �Dlaczego nie
chcesz gra� z nimi �
pyta�em zniecierpliwiony � s� przecie�
lepsi ode mnie�. �W�a�nie, dlatego � odburkiwa� ponuro. � Kto ci powiedzia�, �e ja
chc� gra� z lepszymi?
Gra� z lepszymi nie jest wcale przyjemnie,
przy nich widzisz, jaki z ciebie pata�ach, obna�aj� wszystkie twoje s�abe strony.
Nie mog� znosi� ich
u�mieszk�w, lekcewa��cych spojrze�
i docink�w. Mo�e ty potrafisz, bo jeste� twardy, ale ja cierpi�.� �Nikt nie urodzi�
si� od razu mistrzem �
pr�bowa�em mu wyt�umaczy�. � Ka�dy
na pocz�tku musia� przegrywa�, ka�dy musia� czu� si� g�upio, zreszt� nie nauczysz
si� nigdy gra� dobrze, je�li
nie b�dziesz gra� z lepszymi
od siebie�. �Nie... nie... to nieprawda, nauczymy si� obaj, doskonale si� nauczymy,
nie chc� innych partner�w,
ty mi zupe�nie wystarczasz,
z tob� nie cierpi�, przy tobie si� nie wstydz�, a nawet przeciwnie, mam
zadowolenie: przy tobie czuj�, �e nie
jestem najgorszy�. �Dzi�kuj�
ci� � sapa�em. �To mnie podtrzymuje na duchu � ci�gn��. � Jeste� mi potrzebny
jak... jak podpora... jak kij
kulej�cemu facetowi, ale ju�
nied�ugo przestan� kule� � pociesza� mnie � przestan� kule� i wtedy b�dziesz
wolny�.
Nie mia�em bynajmniej zamiaru by� podp�rk� i kijem dla niepoczytalnego maniaka i
intensywnie my�la�em, jak
si� od niego uwolni�. Gdy �adne
t�umaczenia nie skutkowa�y, postanowi�em go obrazi�. W tym czasie u Bu�anka
wyst�pi�o wyra�ne zm�czenie
zbyt forsownym treningiem,
gra� coraz gorzej, ja te� by�em zm�czony, ale on, i to mnie zdumiewa�o, traci�
stopniowo nie tyle form�, co
zwyczajnie fizyczne si�y. Zaczyna�
zwykle wspaniale, zabiera� si� do gry z animuszem, lecz ju� po paru pi�kach
flacza�, zlewa� si� potem, sapa�,
przerywa� gr�, odpoczywa�,
zn�w si� podrywa�, ale ju� z coraz gorszym efektem. Nie, nie by�o przyjemnie z nim
gra�. A potem na lekcjach
drzema�, zapada� w letarg, nie
wiedzia�, co si� ko�o niego dzieje, i obrywa� dw�j� za dw�j�. Wi�c zn�ca�em si� nad
nim. �Jeste� flak �
m�wi�em. � Kto by pomy�la�, �e b�d� gra�
z flakiem. Ale tak zwykle bywa, gdy kto� nadyma si� niczym balon. Balonem by�e�,
Bu�anek. Wszyscy my�leli,
�e jeste� kim�, a ty by�e� po
prostu g�upim, nad�tym balonem, kt�ry skaka� przy siatce. Tenis obna�y� twoj�
nico��. Ruszasz si� jak mucha w
smole. Nie zdziwi� si�, gdy
kiedy u�niesz na korcie. S�owo daj�, nie widzia�em tak n�dznego typa!�
Ale on nie obra�a� si�. By� jakby zupe�nie bez honoru. �Opanuj si�, �aba � sapa�
tylko. � Obaj jeste�my
zm�czeni, to chwilowy regres formy,
cz�sto spotykany u zawodnik�w, ale wyjdziemy z tego�. �Bardzo w�tpi� � m�wi�em. �
Ty nie masz
warunk�w, a ja nie mam ch�ci. Twoje miejsce
jest w szpitalu, stary, nie na korcie. Ciebie niszczy ta piekielna gra fizycznie,
mnie duchowo. Ja mam r�ne
zainteresowania i zaj�cia,
a teraz na nic mi nie starcza czasu. Nie chc� zosta� wymachuj�cym rakiet� mato�em.
Przebrali�my miark�,
bracie... Naprawd� to mnie przesta�o
bawi�. �Nie, nie, to tylko przej�ciowy kryzys � upiera� si� Bu�anek. �
Przetrzymamy, musimy przetrzyma�.
Fibaka te� to nachodzi�o. Je�li
chcemy do czego� doj��, musimy �wiczy� dalej. Nie b�j si�, �aba, nie opuszcz� ci�.
Nie pozwol�, �eby� si�
za�ama�. Przysi�gam, �e ci� nie opuszcz�
� mamrota� z maniackim uporem.
��adna perspektywa� � my�la�em i w�os mi si� je�y� na g�owie ze strachu, �e Bu�anek
rzeczywi�cie m�g�by si�
do mnie przyczepi� na ca�e �ycie.
Och, jak ja go mia�em dosy�! �eby jeszcze zachowywa� si� normalnie, ale ten jego
dziki spos�b bycia! Nigdy
nie wst�pi� do mnie, tylko albo
czai� si� w krzakach pod blokiem, albo spacerowa� przed domem, doskonale widoczny z
okien naszego
mieszkania, zw�aszcza, �e mieszkamy na
pierwszym pi�trze. I tylko budzi� niebezpieczne podejrzenia. Bo mama jest
nies�ychanie podejrzliwa, a do tego
bystra, istne sokole oko.
Zupe�nie nie wiem, jak to robi, niby kr�ci si� przy kuchni, a widzi wszystko, co
si� dzieje za oknem. Od razu
zauwa�y�a Bu�anka i rzecz jasna nie
spodoba� si� jej wcale.
� Widzieli�cie � powiedzia�a do mnie i do Ani pewnego pi�knego popo�udnia � jaki�
typ nas obserwuje, ju�
trzeci dzie� si� tu szwenda.
� Mama jest bardzo spostrzegawcza � mrukn��em ponuro. � Powinna mama pe�ni� s�u�b�
na wie�y w jakiej�
stra�nicy!
� Nie podoba mi si� to � o�wiadczy�a mama. � Pewnie z�odzieje go przys�ali, �eby
nas rozpracowa�.
� Jak mama mo�e m�wi� takie rzeczy � oburzy�a si� Ania. � To jest przecie� Fryderyk
Bu�anek.
� Bu�anek? � mama zmarszczy�a brwi. � Sk�d ja znam to nazwisko?
� On jest znany w ca�ej szkole! � m�wi�a z o�ywieniem Ania. � Bez przerwy si� o nim
m�wi. Och, on jest
taki nadzwyczajny � oczy Ani zab�yszcza�y
dziwnie. � Taki m�dry i dzielny. �eby mama wiedzia�a, jak on patrzy! On ma takie
cudowne rz�sy.
� Co? � skrzywi�em si�.
� Rz�sy.
� Czy przypadkiem nie wpad�a� mu pod te rz�sy? � mama przyjrza�a si� podejrzliwie
Ani.
� Co te� mama... � Ania zaczerwieni�a si� po uszy.
� Zaczynam rozumie�, czemu teraz tyle czasu sp�dzasz przed lustrem � powiedzia�a
mama. � Ale co do tego
Kasztanka...
� Bu�anka, mamo � sprostowa�a Ania.
� Co do tego Bu�anka, to mam powa�ne zastrze�enia � ci�gn�a mama. � Dlaczego tu nie
przyjdzie i nie
przedstawi si�, tylko wci�� si� czai podejrzanie.
Musisz z nim porozmawia�.
� Zaraz?! � ucieszy�a si� Ania.
� Mo�esz zaraz.
� No, to biegn� � Ania pospiesznie zacz�a poprawia� w�osy przed lustrem.
Uzna�em za niezb�dne interweniowa�.
� Mama si� myli � powiedzia�em. � Bu�anek przychodzi po mnie. Gramy razem w tenisa.
� Ty jeste� tylko pretekstem � o�wiadczy�a Ania.
Zd�bia�em. A to historia! Wci�� jeszcze nie docenia�em mojej siostry. Jej
zarozumia�o�� nie ma granic.
� Nie b�d� g�upia, on naprawd� przychodzi po mnie! Mo�esz si� �atwo przekona�.
Gramy co dzie� jak wariaci
na korcie!
� A co mu innego zosta�o, jak na niego nie zwracam uwagi � powiedzia�a Ania. � Ale
wystarczy jedno
s�owo... � chcia�a wybiec.
� Zosta�! � powstrzyma�em j�. � Ju� ja mu lepiej powiem to s�owo.
� Co� takiego? � Ania pr�bowa�a si� roze�mia�. � Mo�na by pomy�le�, �e jeste�
zazdrosny o Bu�anka.
� Ja? Zazdrosny? Nie znam nawet tego s�owa!
� Niech lepiej p�jdzie Tomasz � zadecydowa�a mama.
Nie trac�c ani chwili zbieg�em na d�.
� Bu�a, chod� � powiedzia�em. � Mama chce ci� pozna�.
� Mnie? O rany! � W oczach Bu�anka zobaczy�em autentyczny pop�och. � Czy to tw�j
pomys�?
� Sk�d�e znowu. To mama ci� przyuwa�y�a. Ona strasznie nie lubi, jak kto� si� czai
albo czyha.
� Ale� ja...
� Nie da si� zaprzeczy�, �e czyha�e�. To j� bardzo zaniepokoi�o, ledwie jej
wyt�umaczy�em, �e czyhasz na mnie
z tenisowego powodu. Na
szcz�cie nie po�apa�a si� jeszcze, �e to ty budzisz j� codziennie o sz�stej tym
gwizdem. No, wi�c wst�p i zr�b
dobre wra�enie. Poznasz przy
sposobno�ci Ani�, moj� siostr� � wypu�ci�em pr�bny balon, ale Bu�anek nie
zareagowa�, a m�wi�c �ci�le,
zareagowa� negatywnie (biedna
Ania). Zje�y� si� i poci�gn�� mnie za r�kaw.
� Chod�my st�d lepiej � powiedzia� wyra�nie sp�oszony.
� Stanowczo nie chcesz wst�pi� do nas?
� Stanowczo nie.
� Nie wiedzia�em, �e jeste� tak nie�mia�y.
� To wcale nie dlatego � zaczerwieni� si� zmieszany.
� A dlaczego?
� Dlatego, �e... �e twoja mama mnie zna.
� Zna ciebie?
� Tak, ale na szcz�cie nie skojarzy�a sobie jeszcze. I bardzo dobrze! Wol�, �eby
nie widzia�a mnie z bliska.
� Czy�by� si� jej ba�?
� Cholernie si� jej boj� � wyzna� Fredek.
� Przeskroba�e� co�? � bada�em go ciekawie.
� Zgadza si�.
� Co?
� Widzia�a mnie na akcji. Nie mog�em si� powstrzyma�, s�owo daj�. Czasem mnie
nachodzi taka mania...
� Co robi�e�?
� Pisa�em w�glem na murze r�ne has�a sportowe.
� Ach, wi�c to ty! � przypomnia�em sobie �wie�e tynki naszego osiedla pokryte
ko�lawymi napisami i
spojrza�em na Bu�anka zdumiony. � Czy
to has�o �Amsterdam pom�cimy� na naszym bloku to te� ty?
� Tak... to by�o wtedy, gdy nasza dru�yna przegra�a g�upio w Holandii. W�a�nie, gdy
pisa�em o tym
Amsterdamie, twoja mama nadesz�a, cho� ju�
by�o bardzo p�no.
� Pewnie wraca�a z dy�uru � powiedzia�em.
� Nadesz�a i przy�apa�a mnie na tym pisaniu. Zacz�a krzycze� i chcia�a mnie
zaprowadzi� do moich starych i
poskar�y�. Ledwie si� wyrwa�em.
Goni�a mnie, ale uda�o mi si� uciec.
� G�upia historia, stary.
� Tak, g�upia � poci�gn�� nosem Bu�anek. � Ale to jeszcze nie wszystko. Jak ja mam
pecha, to na ca�ego.
Dwa dni p�niej id� na zastrzyki do gabinetu
zabiegowego w budzie. Jeden mam dosta� podsk�rny, a drugi domi�niowy. Ci okropni
lekarze stale mnie
szpikuj� zastrzykami i wmawiaj� mi
jakie� choroby. Wi�c id� na te zastrzyki, patrz�, a tam urz�duje twoja mama.
�My si� przecie� znamy� � m�wi i podchodzi do mnie z ig��. No wi�c nie wytrzyma�em
nerwowo i rzuci�em
si� do ucieczki, ale o p� sekundy za p�no,
kiedy ju� mia�em wbit� ig�� w pewien bardzo du�y mi�sie�... z ty�u.
� To okropne � powiedzia�em.
� Tak. I twoja mama zosta�a w gabinecie z nie opr�nion� strzykawk�, ale bez ig�y, a
ja z t� wbit� ig��
wybieg�em jak wariat. Pami�tam, �cigali
mnie. Wi�c da�em susa w jakie� drzwi na lewo. A tam sta�y buteleczki i inne szk�o
na stoliku. A ja � prosto na
ten stolik. Wszystko posz�o w drobny
mak! Okaza�o si� potem, �e to by�y rzeczy do analizy i �e dwadzie�cia par� dzieci
zosta�o bez wynik�w i trzeba
by�o wszystko powt�rzy� od nowa.
Czy skompromitowa�e� si� tak kiedy?
� Owszem. Jeden raz. Mia�em podobn� histori� z dentystk�, pani� Dobeck�.
� No, to rozumiesz teraz, dlaczego nie mog� si� pokaza� u was w domu.
� Tak, teraz rozumiem � zamrucza�em i w tym momencie przysz�o mi do g�owy, �eby ten
fakt wykorzysta� do
ograniczenia nieco tenisowych
pasji Bu�anka. � S�uchaj, stary, dobrze, co ci powiem � zagai�em chytrze. � Moim
zdaniem nie mo�esz si� tu
wi�cej pokazywa�: ani w domu,
ani pod domem, ani w og�le w tej okolicy. To si� staje niebezpieczne. Moja matka ma
wyj�tkowe oko. Mog�aby
by� strzelcem wyborowym, czyli snajperem.
Ukryta wysoko na ga��zi drzewa ze strzelb� zaopatrzon� w lunet�, by�aby bardzo
gro�na dla nieprzyjaciela. Ty
lepiej strze� si�, Bu�anek. Na
twoim miejscu nie przychodzi�bym tak�e przez par� dni na korty. Mama powiedzia�a,
�e chce sprawdzi�, czy ja
rzeczywi�cie �a�� na ten tenis,
i �e codziennie b�dzie urz�dza�a inspekcj�.
� Na kortach? � sp�oszy� si� Bu�anek.
� Tak. Lepiej zr�bmy przerw� w treningu. Powiem jej, �e zachorowa�e�, a ty
odpoczniesz sobie i nabierzesz si�
przez ten czas. Musz� ci powiedzie�,
�e nie wygl�dasz najlepiej. Gdybym nie wiedzia�, jaki jeste� twardziel,
pomy�la�bym, �e naprawd� gn�bi ci�
jaka� straszna choroba.
Bu�anek zagryz� wargi. Przez d�u�sz� chwil� przetrawia� spraw� w milczeniu.
Wreszcie powiedzia�:
� Masz racj�, �aba, fatalnie si� czuj�. I chyba nawet wiem dlaczego. Dobrze,
przerwiemy na par� dni.
Odetchn��em.
� Przyjd� do ciebie w czwartek o tej samej porze i zagwi�d�� z ukrycia, a ty mi
powiesz, jaka sytuacja �
o�wiadczy� Fredek.
� Lepiej nie gwi�d�. Ty masz okropne zwyczaje. Tw�j gwizd szczeg�lnie �le dzia�a na
ludzi.
� No, to wymy�l� jaki� lepszy sygna� � powiedzia� i odszed� ci�kim krokiem.
* * *
Wzi��em si� z powrotem do nauki. Za�o�yli�my z Obar� na trzy dni �Towarzystwo
Szybkich Odkuwek� (sp�ka
kowalska z bardzo ograniczon�
odpowiedzialno�ci�) i przez te trzy dni podgonili�my sporo zaleg�o�ci. Zachwyceni
wynikami chcieli�my
przed�u�y� sp�k�, ale okaza�o
si�, �e u nas nie mo�na planowa� d�u�ej ni� na trzy dni, bo czwartego dnia Obara
wpad� do mnie bardzo
wzburzony z wiadomo�ci�, �e Okulla formuje
w naszej dru�ynie �karny zast�p� i �e jako pierwszy zosta� tam skierowany Z�o�liwy
Miecio, a pewien ponury
goryl nazwiskiem Siuda ma by�
zast�powym... Zamiast wi�c podci�ga� si� z matmy i fizy poszli�my szuka� Szymona
Szyma�skiego, �eby co�
zrobi� w tej nies�ychanej sprawie.
Tego� samego wieczoru wyp�yn�a zn�w sprawa Bu�y.
Gdy wr�ci�em o pi�tej do domu, bardzo si� zdziwi�em, bo zasta�em mam� i siostr�
jeszcze przy obiedzie.
Okaza�o si�, �e mama przez roztargnienie
spali�a kotlety i musia�a obiad gotowa� na nowo w drugiej skr�conej wersji jarsko-
omletowej. Niestety i ta druga
wersja zupe�nie mamie
nie wysz�a. Nigdy nie jad�em czego� r�wnie obrzydliwego.
� Czy mama przypadkiem nie u�y�a do omletu jakiego� muzealnego jaja? � zapyta�em. �
Podobno wczoraj z
muzeum gad�w kopalnych zgin�o jajo
ichtiozaura.
� Przesta� � zgasi�a mnie Ania. � Czy nie widzisz, �e mama �le si� czuje?
Umilk�em. W istocie zaburzenia kulinarne ��czy�y si� u nas z regu�y z k�opotami
zawodowymi mamy. Dopiero
teraz zauwa�y�em, �e mama wygl�da
zdecydowanie �le.
� Czy mama mia�a zn�w jakie� przykro�ci w pracy? � zapyta�em. � Co� nie gra?
� Tak, mam powa�ne k�opoty � rzek�a z oci�ganiem mama. � Ju� ko�czy si� termin
szczepie�, a nie
zaszczepi�y�my nawet pi�tej cz�ci dzieci.
Tak samo z badaniami okresowymi. Po prostu wymiguj� si�, jak mog�. Zwyczajnie
uciekaj�. Tego jeszcze nie
by�o. Zupe�nie nie mog� sobie da�
rady. I �ebym wiedzia�a, co si� sta�o!
� A ja wiem � powiedzia�a ponuro Ania.
� Wiesz?
� Powiedzie� mamie?
� Powiedz!
� Po prostu nie lubi� mamy � o�wiadczy�a Ania.
� Co ty powiedzia�a�?! � mama znieruchomia�a zaskoczona.
� Mama ma w naszej budzie z�� opini�.
� To niemo�liwe! � obruszy�a si� mama. � Nikt si� nie skar�y� na mnie. Mam starych
pacjent�w, kt�rzy stale
o mnie pami�taj� i przysy�aj� mi
nawet �yczenia �wi�teczne. Mam pacjent�w, kt�rym uratowa�am �ycie. Dosta�am dyplom.
� Jasne, mamo � powiedzia�em. � I jeste�my z tego dumni. Ale to s� pacjenci ze
szpitala i z przychodni,
gdzie mama przedtem pracowa�a. Starzy
pacjenci. A tu jest co innego, tu jest m�odzie� ze szko�y. I bardzo mi przykro, ale
Ania ma racj�. To na pewno
niesprawiedliwe i nies�uszne,
ale mama nie ma zbyt dobrej opinii u m�odzie�y. Tak si� jako� z�o�y�o... Po prostu
boj� si� mamy.
� Wcale nie jako� si� z�o�y�o � wybuch�a Ania. � Wszystko si� zacz�o od tego, �e
mama wyp�dzi�a z moich
imienin Micha�a Kie�bika.
� Kie�bik wypali� mi dziur� w wersalce � rzek�a mama.
� Ale� on niechc�cy.
� Prosi�am, �eby nie pali�. A on przyszed� z papierosem w ��tych palcach. Ju� na
progu zwr�ci�am mu uwag�,
a mimo to pali� ukradkiem przez
ca�e imieniny. I w dodatku oparzy� Klar� Majewsk� w szyj�. I matka Klary obrazi�a
si� na nas i nie odk�ada mi
ju� �Przekroju� w kiosku. Ani razu
mi od tego czasu nie od�o�y�a.
� Kie�bik po prostu by� zdenerwowany, bo mama nie spuszcza�a go z oczu, jak
przest�pcy. On to wszystko
zrobi� z nerw�w. A potem jak by�y badania
lekarskie, to mama zn�ca�a si� nad jego �y��....
� Co takiego?! I ty w to wierzysz?! � wykrzykn�a wzburzona mama.
� Pewnie, �e nie wierz� � zaczerwieni�a si� Ania. � Ale takie rozesz�y si� plotki
po ca�ej szkole.
� Ja te� s�ysza�em � wtr�ci�em. � Mama wyssa�a Kie�bikowi szklank� krwi. Jokisz, co
wszed� nast�pny,
przysi�ga�, �e widzia�, jak mama odstawia�a
szklank� purpurowej krwi i rurk� ss�c�.
� Ale� to pod�e k�amstwo! � zdenerwowa�a si� mama. � Wzi�am Kie�bikowi tylko par�
kropli krwi, jak
wszystkim, do badania.
� Zaraz � wtr�ci�em � czy naprawd� nie by�o wtedy na stoliku jakiej� szklanki?
Niech mama sobie dobrze
przypomni.
Mama zastanawia�a si� przez chwil�.
� No, by�a � rzek�a jakby zaskoczona.
� By�a? Z czym� czerwonym?
� Tak, z sokiem wi�niowym... to znaczy z nektarem. Wo�na, zawsze kupuje nam co� do
picia. Chyba
wierzycie?...
� Wierzymy, ale plotka to jest plotka. Niech mama spr�buje wyt�umaczy� komu�, �e to
by� sok. Ja si� teraz nie
dziwi�, �e Fredek Bu�anek tak boi
si� mamy, �e nie chcia� tu nawet wst�pi� � m�wi�a roz�alona Ania. � A w dodatku na
pewno mama kiedy� na
niego krzykn�a.
� Ja? Krzykn�am?
� Och, mama na pewno teraz nie pami�ta, ale mama strasznie lubi zwraca� uwag� na
zachowanie m�odzie�y.
� Czy to �le? Je�li niszcz� mienie spo�eczne...
� Na pewno mama ma racj�, ale potem oni si� mamy boj�. Wi�c unikaj� gabinetu
zabiegowego, jak tylko
mog�.
� Ale� to nonsens! Nie s� chyba a� tak niem�drzy! � zdenerwowa�a si� mama.
� Zaraz, dajcie mi co� powiedzie�. Mama ma k�opoty, ja mam k�opoty i pewien m�ody
tenisista te� ma k�opoty
� rzek�em g�o�no. � Ot� przysz�o
mi do g�owy, �e wzajemnie mogliby�my sobie pom�c. Oczywi�cie mama pomog�aby temu
tenisi�cie, a ten
tenisista pom�g�by mamie.
� C� on m�g�by mi pom�c? Tenisista?
� To jest do�� znany w naszej budzie cz�owiek. On m�g�by od razu naprawi� opini�
mamy.
� Naprawi�?! � zmarszczy�a brwi ura�ona mama.
� Przepraszam. Chcia�em powiedzie�: sprostowa� nies�uszne opinie i unieszkodliwi�
wszystkie pod�e plotki.
� Nie bardzo rozumiem. W jaki spos�b?
� Zaraz mama zrozumie. Ten tenisista nazywa si� Fryderyk Bu�anek.
� Zn�w ten Bu�anek?!
� To nazwisko powinno by� mamie nie od dzisiaj znane � powiedzia�em.
� Na pewno co� o nim s�ysza�am, ale w tej chwili wylecia�o mi z g�owy.
� Nie szkodzi. Przypomn� mamie. Ale przedtem mama musi obieca�, �e zrobi,
bezwzgl�dnie zrobi to, o co j�
poprosz�. A ja z kolei obiecuj� mamie,
�e z t� chwil� znikn� jej wszystkie k�opoty z m�odzie��.
� C� wi�c mam takiego zrobi�? Bo je�li to co� z�ego...
� No, wie mama � przerwa�em oburzony. � Czy ja m�g�bym namawia� mam� do czego
z�ego? Wprost
przeciwnie. Namawiam mam� do wykonania czynu heroicznego
i samaryta�skiego zarazem, czynu pi�knego, kt�ry z pewno�ci� powinien by� na wieki
zapisany w kronice
szkolnej. Czy wi�c mama obiecuje?
� Obiecuj�, je�li potrafi�. Ale, o co chodzi?
� Chwileczk�. Czy pami�ta mama ten p�ny wiecz�r, gdy schwyta�a mama na gor�cym
uczynku dewastatora
naszych pi�knych, bia�ych �cian osiedlowych?
� Tego, co pisa� �Amsterdam pom�cimy� w�glem na �wie�ym tynku?
� W�a�nie.
� Wi�c to Bu�anek?
� W�a�nie. Obecnie sam nie mo�e patrze� na te posmarowane �ciany.
� Chcia�abym wierzy�...
� On to mamie sam powie jeszcze dzisiaj. I powie, �e to, co si� sta�o dwa dni
p�niej w gabinecie zabiegowym
i pracowni analitycznej...
� Wi�c to zn�w on? � przerwa�a mama.
� Niestety. Ch�opak mia� wyj�tkowego pecha. Poszed� do gabinetu wzi�� zastrzyk i
nie wiedzia�, �e stanie oko
w oko z mam�. �My si� sk�d� znamy�
� wycedzi�a mama szyderczo i b�ysn�a z�owrogo okularami.
� Wcale nie szyderczo i wcale nie b�ysn�am � zaprotestowa�a mama.
� Tak mu si� zdawa�o ze strachu. W ka�dym razie wycelowa�a mama w niego ig��. Wi�c
nie wytrzyma�
nerwowo. Ma�o kto by wytrzyma�. A potem w
panicznej ucieczce przewr�ci� w pracowni analitycznej ten stolik, reszta smutnych
wypadk�w og�lnie wiadoma.
Ot� pytam teraz z nadziej�,
czy gotowa jest mama przyj�� tego nieszcz�nika i pocz�stowa� go ciecz� kuchenn�,
kt�r� mama nazywa chyba
niezas�u�enie herbat�? I czy mama
u�miechnie si� cho� przez �zy?
Mama zasapa�a gwa�townie.
� Ja mam si� u�miecha� do tego... do tego...
� Do tego nieszcz�snego m�odzie�ca � doko�czy�em. � Ma si� mama u�miechn�� i
zem�ci� si� na nim
s�odko, zmuszaj�c go do zjedzenia tej niesmacznej
materii, kt�r� mama nazywa domowym ciastem dro�d�owym.
Mama zastyg�a nieruchomo. Na jej twarzy odmalowa�a si� jakby ogromna rozterka.
� Nie � powiedzia�a wreszcie.
� Nie?! � zdziwi�em si� nieprzyjemnie.
� Nie dostanie tego ciasta, a herbat� dostanie nie os�odzon� � rzek�a spokojnie
mama.
� Jak to?
Mama zrobi�a powa�n� min�.
� Niech to nie wyjdzie poza ten pok�j � powiedzia�a. � Fryderyk Bu�anek jest chory
na cukrzyc�. W�a�nie
wtedy mia� dosta� ode mnie zastrzyk
insuliny i hepasolu na wzmocnienie, ale gdy podesz�am do niego z ig��, wyrwa� mi
si� z r�k i uciek�. Teraz ju�
mog� si� domy�li�, z jakiego
powodu. Ba� si�, �e go rozpoznam i zdemaskuj�. Sprawa by�a powa�na, bo Bu�anek
powinien by� codziennie
bra� zastrzyki, wi�c zaraz zawiadomi�am
jego rodzic�w o tej dziwnej ucieczce z gabinetu zabiegowego. W odpowiedzi
us�ysza�am, �e ch�opiec si� mnie
boi i �e b�dzie bra� zastrzyki
w przychodni osiedlowej. By�o mi bardzo przykro, ale ostatecznie, nie jest wa�ne,
kto mu daje te zastrzyki,
wa�ne jest, �eby je bra� systematycznie.
� Obawiam si�, �e od tamtego czasu nie wzi�� ani jednego � oznajmi�em.
� Sk�d wiesz?
� Chwali� si� przede mn�, jak wykiwa� rodzic�w z t� przychodni�. Zreszt�, kiedy
mia� bra�? Po ca�ych dniach
gra� przecie� w tenisa.
� To straszne, co m�wisz... W jego stanie gra� w tenisa?!
� Wiedzia�em, �e co� mu dolega, wygl�da� coraz gorzej, z dnia na dzie� traci�
kondycj�, a na lekcjach by�
dziwnie senny, raz czy dwa zasn��
nawet... Pyta�em, czy nie jest chory, ale nie chcia� ze mn� na ten temat rozmawia�.
Dopiero trzy dni temu, jak
przestraszy� si� mamy, zgodzi�
si� przerwa� trening. To zupe�ny maniak!
� Czy widzia�e� go dzisiaj?
� Nie... ani wczoraj... Ale obieca�, �e dzisiaj si� zjawi ko�o czwartej �
spojrza�em na zegar �cienny. � Ju�
pi�� po czwartej! Mamo, dlaczego mama
tak patrzy? Czy co� mu grozi? Czy ta choroba... to takie niebezpieczne?
� Je�li wyst�powa�y ju� takie objawy, jak ty m�wisz, i nie bra� insuliny, to... no,
mog�y zaj�� powa�ne
komplikacje, a nawet...
� Co?
� Wiesz, gdzie on mieszka?
� Oczywi�cie. Tu niedaleko, na Markowskiego.
� Najlepiej b�dzie, jak zaraz tam p�jdziemy. � Mama zarzuci�a p�aszcz.
W tej samej chwili us�ysza�em dziwny g�os. Jakby klekot bociana. Dochodzi� gdzie� z
zaro�li przed naszymi
oknami.
� Co to? � zapyta�a zdziwiona mama.
Klekot zn�w si� powt�rzy�.
� To on! � wykrzykn��em. � To on. Fryderyk Bu�anek. Niech mama zaczeka. Je�li umowa
gra, zaraz go tu
przyprowadz�.
� Dobrze, p�jd� zaparzy� t� kuchenn� ciecz, zwan� nies�usznie herbat� � rzek�a
zrezygnowana mama.
ROZDZIA� XII
CYRKOMANIA
A wi�c mam jeszcze szans�, o kt�rej wspomina� Szymon. W naszym mie�cie pojawi�y si�
wczoraj kolorowe
afisze z lwem skacz�cym przez p�on�c�
obr�cz i obieg�a wszystkie domy sensacyjna wie��: �Cyrk przyjecha�!�
Jest to wydarzenie donios�e i raczej rzadkie w �yciu naszego miasta. Cyrki
przyje�d�aj� tu niecz�sto. Wol� nas
unika�. Pow�d jest prosty.
Nasze miasto ma opini� pechowego.
To fakt, �e kiedy� uciek� tu cyrkowcom tygrys z klatki i by�o przez pi�� godzin
niema�o emocji, ale r�wnie�
faktem jest, �e zamiast urz�dzi�
sobie polowanie, gro�ny drapie�ca uda� si� do parku miejskiego i usiad� spokojnie w
muszli koncertowej. Po
zlokalizowaniu zwierza treserzy
zapakowali go z powrotem do klatki bez �adnych komplikacji. Faktem jest r�wnie�, �e
kiedy� w czasie
przedstawienia znany w naszym mie�cie
alkoholik, pan Czesio, zwany pospolicie Kuglarzem, w przyp�ywie artystycznej weny
przelaz� przez ramp�,
przegoni� z areny klown�w i zacz��
w�asne popisy komiczne ku niek�amanej uciesze licznie zebranej widowni. Niestety,
jego wyst�py nie znalaz�y
uznania u �zawistnych�, jak
twierdzi�, ludzi z bran�y. Zawistni klowni zacz�li by� agresywni, wi�c musia� ich
uspokoi�. Nim s�u�ba
porz�dkowa wyci�gn�a go z areny, zada�
komikom kilka cios�w maczugami �onglerskimi, w wyniku czego jednego z nich karetka
pogotowia musia�a
odwie�� do szpitala.
Zdarzy�o si� jeszcze par� podobnie gorsz�cych i ubolewania godnych wypadk�w, s�dz�
jednak, �e wszystko to
nie usprawiedliwia faktu omijania
przez cyrki naszego zacnego w ko�cu miasta. Ostatecznie istnieje co� takiego jak
ryzyko zawodowe i cyrki
powinny je podejmowa�. Wypadki
zdarzaj� si� wsz�dzie, a c� dopiero w cyrku! Z drugiej strony na pewno nikt nigdzie
nie przyjmuje z takim
entuzjazmem cyrku jak nasze miasto.
Wystarczy przyj�� do szko�y i pos�ucha�. Od wczoraj o niczym innym si� w budzie nie
m�wi, tylko o cyrku!
Nawet sam Pulpet w chwale swojej...
Ot� w�a�nie! Dzi�ki cyrkowi Pulpet przypomnia� sobie nagle o mnie. Zaraz na drugi
dzie� po ukazaniu si�
afiszy zatrzyma� mnie na korytarzu.
� Nareszcie jeste� uchwytny � powiedzia�. � Co si� z tob� dzia�o? Dlaczego nie
mog�em ci� z�apa�?
Nie wiedzia� na szcz�cie nic o moich tenisowych nadu�yciach z Bu�ankiem.
� By�em zaj�ty � odpar�em. � Forsownie si� odchudza�em.
Pulpet spojrza� na mnie zdumiony.
� Faktycznie schud�e� � zauwa�y�.
� No, w�a�nie.
� Ale teraz ju� si� nie odchudzasz?
� Sko�czy�em kuracj�.
� Wi�c mo�na na ciebie liczy�?
� Bezwzgl�dnie tak, ale, o co chodzi?
� Cyrk przyjecha�.
� I co z tego?
� Og�aszamy stan zagro�enia. Wiesz, co si� wyrabia za ka�dym razem, kiedy cyrk
przyje�d�a.
� Wybucha ma�e podniecenie.
� Ot� to, �aba. Wybucha niezdrowe podniecenie, a na fali tego podniecenia zdarzaj�
si� r�ne wypadki.
� Zamierzasz przeciwdzia�a�?
� Uznali�my to za konieczne. Zesz�ym razem ponie�li�my du�e straty w kuchni �
wyja�ni� Pulpet. � Sto
trzyna�cie st�uczonych talerzy w ci�gu
trzech dni. Pr�cz tego uszkodzenia no�y, widelc�w i �y�ek, a tak�e innych
kuchennych rekwizyt�w, takich na
przyk�ad jak pokrywki. To przez
�ongler�w. Zgubny wp�yw cyrku. Po obejrzeniu spektaklu cz�� m�odzie�y odkrywa u
siebie talenty cyrkowe i
pr�buje na�ladownictwa. Pod tym
wzgl�dem nasza szko�a niew�tpliwie bije rekordy krajowe. Obliczyli�my, �e oko�o
dziewi��dziesi�ciu siedmiu
procent uczni�w zara�a si�
cyrkomani�. Na szcz�cie, je�li tu w og�le mo�na m�wi� o szcz�ciu, z tych
dziewi��dziesi�ciu siedmiu procent
tylko siedem procent zapada
na cyrkomani� wyczynow� � Pulpet spojrza� na mnie podejrzliwie. � Czy ty
przypadkiem sam nie...
� Nie b�j si�, jestem cyrkomanem zwyk�ym.
� To dobrze, bo w�a�nie licz� na ciebie. Po�ykaczem ognia te� nie jeste�? �
spojrza� na mnie bystro.
� Daj spok�j, Pulpet. Co ci przychodzi do g�owy?!
� Ja tylko tak... dla pewno�ci. Zreszt� po�ykacze ognia nie stanowi� u nas
problemu. Na szcz�cie jest ich
niewielu. Zesz�ym razem, zanotowali�my
tylko dwana�cie wypadk�w. Wi�c w normie.
Chrz�kn��em. Normy Pulpeta by�y raczej niew�skie.
� Problemem s� �onglerzy. Ju� ci m�wi�em. Zesz�ym razem sto��wka przez trzy dni
by�a nieczynna, bo prawie
wszystko wyt�ukli. Mamy tak�e problemy
z akrobatami. Chodz� po gzymsach. Niekt�rzy pr�buj� hu�ta� si� na �yrandolach.
� Zabawne.
� W pewnym sensie. To wszystko s� raczej nieudolne pr�by. Dziej� si� straszne
rzeczy. �yrandole si� urywaj�,
niekt�rzy spadaj� z gzyms�w, innych
trzeba zsadza�, bo sami nie potrafi� zej��. Tak, �e na ko�cu wszyscy staj� si�
�a�osnymi klownami i potem maj�
niesmak. Pracujemy wi�c nad uchronieniem
nieszcz�snej m�odzie�y od niesmaku.
� Co robicie? � zapyta�em.
� Czy przyrzekasz zachowa� tajemnic�? � powiedzia� Pulpet.
� Tak, ale niby dlaczego?
� Zaraz zrozumiesz. Pos�uchaj, sprawa wygl�da tak: Okulla nienawidzi cyrku.
� Serio?
� Ma jaki� uraz. Podobno z czas�w m�odo�ci. Tak m�wi�. Wi�c nienawidzi cyrku w
og�le, a teraz w dodatku te
straszne cyrkomanie. Wi�c og�osi�a
stan wyj�tkowy w szkole i powo�a�a w tym celu pogotowie gogiczne.
� Pogotowie? � nie podoba�a mi si� ta sprawa. � To chyba nic dobrego? � mrukn��em
powa�nie
zaniepokojony.
� Rzecz fatalna � skrzywi� si� Pulpet. � Dodatkowe dy�ury na przerwach. Wyp�dzanie
z sal i zamykanie ich
na klucz. R�ne specjalne rygory.
Og�lne ograniczenie wolno�ci. To wymaga�o szybkiej akcji. Nale�a�o zabezpieczy� si�
przed tym pogotowiem.
Postawi�em wi�c wniosek
na radzie dru�yny, �eby zorganizowa� nasze w�asne pogotowie szczepowe. Powinno
dzia�a� b�yskawicznie i za
ka�dym razem uprzedza� akcj�
pogotowia gogicznego.
� No, no, du�y pomys� � spojrza�em na Pulpeta z niejakim podziwem. � Ale czy to
zagra?
� Zesz�ym razem zagra�o.
� Nie wierz�, �eby zagra�o na sto procent.
� Masz du�e wymagania � rzek� Pulpet. � Co dzisiaj gra na sto procent? Wystarczy,
jak zagra na
dziewi��dziesi�t, a nawet na osiemdziesi�t.
Zreszt� mo�na ten procent jeszcze podnie��, ale trzeba by� wsz�dzie, rozumiesz?
Mie� oczy, uszy i nos!
� Nos?
� Po�ykaczy ognia najlepiej wy�ledzi� po zapachu dymu. Nie ma dymu bez ognia �
rzek� Pulpet.
� My�lisz?
� Poza tym sta�a obserwacja terenu, wzmo�ona czujno��. Organizujemy w tym celu
specjalne patrole � Pulpet
si�gn�� do wypchanej kieszeni
i wyci�gn�� stamt�d gwizdek. � To dla ciebie � wr�czy� mi go. � W razie zauwa�enia
akrobaty na gzymsie
natychmiast gwi�d�esz. Na ten sygna�
nadbiega patrol ze sprz�tem ochronnym...
� Macie sprz�t?
� Tak, w specjalnych paczkach dla patroli. Mi�dzy innymi znajduje si� tam
prze�cierad�o, kt�re patrol
rozpo�ciera napi�te pod akrobat� balansuj�cym
na gzymsie czy te� pr�buj�cym ta�ca na linie.
� Ta�cz� na linie?
� Zwykle pr�buj� na napowietrznych przewodach telefonicznych � wyja�ni� Pulpet. �
Zaraz i ty dostaniesz
paczk�. � To m�wi�c zagwizda�
na swoim s�u�bowym gwizdku i natychmiast jak spod ziemi wyros�o przed nami dwu
przej�tych swoj� funkcj�
malc�w. D�wigali poka�n� torb� wy�adowan�
po brzegi. Pulpet wyci�gn�� z niej zgrabny pakiecik. � To jest komplet dla ciebie �
powiedzia�.
� A co robi� z �onglerami?
� �ongler�w namawia si� do �wicze� na �wie�ym powietrzu, z dala od wszelkich szyb,
i wyprowadza si� ich
tam w razie potrzeby. Poza tym, co
jeszcze wa�niejsze, wr�cza si� im niet�uk�ce talerze z tworzyw sztucznych, by mogli
nieszkodliwie roz�adowa�
swoje kuglarskie pasje.
W tej paczce, kt�r� dosta�e�, znajdziesz tak�e takie w�a�nie talerze. Co do
akrobat�w, sprawa jest trudniejsza i
wymaga d�ugofalowego dzia�ania,
tak�e psychologicznego. Pr�bujemy ich zaj�� sportem i zach�ci� do uprawiania
gimnastyki akrobatycznej. W
tym celu organizujemy pokazy
tej dyscypliny w sali gimnastycznej naszej szko�y. Wyst�puj� zawodnicy naszego
szczepu oraz ci, kt�rzy
osi�gn�li ju� jakie� wyniki w klubach.
W ten spos�b nasi maniacy widz�, �e nie tylko w cyrku, ale r�wnie� w szkole i w
klubach sportowych mog�
zaspokoi� swoje ambicje wyczynowe.
To by�oby na razie chyba wszystko � powiedzia� Pulpet. � Pami�taj tylko, �eby
podczas akcji zachowywa� si�
normalnie i nie zwraca� na siebie
uwagi. Przypominam ci, nasza akcja jest tajna. Nikomu ani s�owa.
� Ale w�a�ciwie dlaczego tajna?
� To, niestety, konieczne. Gdyby Okulla dowiedzia�a si�, �e co� takiego istnieje,
od razu za��da�aby
sprawozda�. Ona musi si� wtr�ca� do wszystkiego.
Na pewno by nas najpierw pochwali�a, a potem od razu wymy�li�a dla nas regulamin
oraz uszcz�liwi�a nas
�wytycznymi dla s�u�by porz�dkowej�.
Zaprowadzi�aby swoje porz�dki, kaza�aby meldowa� o ka�dym najdrobniejszym przypadku
cyrkomanii i
zapisywa� nazwiska delikwent�w.
Rozumiesz, �e na to nie mo�emy w �aden spos�b p�j��.
� Jasne.
� Wszystko straci�oby sw�j smak. Rzecz sta�aby si� przera�liwie nudna, raczej
m�cz�ca i przykra. Rozumiemy
si�?
� Tak.
� Wi�c zapisuj� ci�. Bardzo licz� na ciebie, �aba. I �e w og�le pomo�esz mi w
organizacji. Ty masz sta� i
do�wiadczenie organizacyjne,
�aba.
� Czy to jest ta moja szansa, o kt�rej m�wi� Szymon? � zapyta�em.
� Tak � odpar� Pulpet. � Okulla uwa�a ci� za niebezpiecznego faceta. Wi�c teraz
b�dzie ci� obserwowa� ze
zdwojon� uwag�, no, bo wiesz, cyrkomania.
A ty jej mo�esz zafundowa� du�e zdziwienie gogiczne. Bo nie tylko nie ulegasz
cyrkomanii, ale jeszcze dzia�asz
pozytywnie. Mo�esz wywo�a�
u niej du�e zdziwienie gogiczne, a nawet wstrz�s. Okulla jest podatna na takie
wstrz�sy. M�wi potem: �Nie
uwierz� pa�stwo, jakiego dozna�am
wstrz�su, kiedy si� okaza�o, �e to czarne by�o bia�e, �e to me by�o be�, czy co� w
tym stylu, rozumiesz.
�Dozna�am objawienia: �abny jest do uratowania.
Zreszt� zawsze mia�am takie przeczucie. Intuicja mnie nie zawiod�a...� No i zmienia
front w stosunku do ciebie.
I wszystko jest cacy.
� My�lisz?
� No, niezupe�nie wszystko � chrz�kn�� Pulpet. � Na razie nie mo�esz by�
zast�powym, w og�le nie mo�esz
mie� �adnej oficjalnej funkcji. Okulla
by stanowczo zaprotestowa�a, ale my�l�, �e nie lecisz na funkcje. Najwi�ksz� frajd�
sprawia bezinteresowna
praca...
� My�lisz? � rzecz nie wyda�a mi si� bynajmniej ani udowodniona, ani oczywista.
� Nie mo�esz mie� �adnych w�tpliwo�ci, co do tego � odpar� stanowczo Pulpet. � Ale
pami�taj, spraw�
traktujemy powa�nie. Musz� wiedzie�,
�e przynajmniej przez te par� najbli�szych dni b�dziesz uchwytny.
� Przez par� najbli�szych dni b�d� na pewno.
� Tylko bez pomys��w, �aba � zastrzeg� si� Pulpet. � Pami�taj! �eby ci zn�w do
g�owy nie przyszed� jaki�
pomys�.
� Boisz si� moich pomys��w? � u�miechn��em si� krzywo.
� To nie jest czas na pomys�y. Wydaje ci si�, �e jeste� m�dry, �aba, ale ty nie
jeste� specjalnie m�dry. W
klasie, mi�dzy Ciesiami i M�ckimi,
mo�e si� czujesz jak ryba w wodzie, ale �wiat si� nie ko�czy na klasie, �wiat jest
o wiele wi�kszy, �aba, i
trudniejszy. Nie wiem, czy kiedy o tym
pomy�la�e�?
� Popatrz... co ze mnie za tuman. Chyba nigdy nie pomy�la�em � zrobi�em naiwn�
min�.
� Zn�w si� zgrywasz, �aba. Ja ci dobrze radz�, a ty si� zgrywasz. To jak, mo�emy
wsp�pracowa�?
� Chyba powinni�my mimo wszystko spr�bowa� � rzek�em.
� Czy ty masz w og�le dobre ch�ci?
� Co ci po moich deklaracjach. Popracujemy, to si� przekonasz. Powiedz mi lepiej
co� na temat tych
pomys��w. Nie bardzo ci� zrozumia�em.
Chcesz, �ebym przesta� my�le�?
� Wiesz dobrze, o co chodzi. W twoim �bie l�gn� si� r�ne pomys�y jak robaki.
Skrzywi�em si� ura�ony por�wnaniem.
� Nie mam wp�ywu na wyl�g tych robak�w � rzek�em ch�odno.
� Niech ci si� l�gn�, ale nie musisz ich pokazywa�.
� To co mam robi�, jak mi si� wyl�gn�?
� Jak ci ich �al, mo�esz je sobie zapisywa�.
� Zapisywa�?! My�lisz, �e to mi wystarczy? � skrzywi�em si�. � Nie jestem poet� i
nie mam takich ambicji.
Chc� by� cz�owiekiem czynu.
� Je�li ci zapisywanie nie wystarcza, mo�esz mi o nich opowiada� � zgodzi� si�
�askawie Pulpet. � Ja ci
zawsze powiem, czy mo�esz z jakim�
pomys�em wyskakiwa� � urwa�, bo na korytarzu rozleg� si� g�o�ny gwar.
Zbli�a�a si� do nas paczka dziewcz�t ze wzburzon� Julit� Wynos na czele.
� To nies�ychane � m�wi�a z wypiekami na policzkach. � Musisz interweniowa�, Jacek.
Wyobra� sobie,
Okulla mnie wyznaczy�a do dru�yny na
zawody mi�dzyszkolne. I do tego mam startowa� w geografii! Przecie� ja w geografii
jestem zupe�na noga!
� Czy Okulla o tym wie? � zapyta� Pulpet.
Julita stropi�a si�.
� Ona mnie uwa�a za dobr� w ka�dym przedmiocie. Ju� raz wpakowa�a mnie do kwizu
historycznego. No,
owszem, lubi� histori�, ale nie jestem
a� tak obkuta, �eby si� maglowa� z jakimi� nies�ychanymi kujonami, co znaj� na
pami�� wszystkie daty! Ledwie
si� wywin�am, grozi�a nam
straszna kompromitacja, na szcz�cie by� te� Suplicjusz, on jest genialny i jako�
wyci�gn�� dru�yn�, ale ja nie
chc� ju� prze�ywa� po raz
drugi tego napi�cia i strachu! Co b�dzie, jak zostan� bez Suplicjusza? Zreszt�...
no... cyrk przyjecha� i nie mam
zamiaru wkuwa� ani dzi�,
ani jutro.
� Rozumiem.
� Poza tym jestem przecie� w patrolu BHC.
� BHC?
� Nie wiesz? Przecie� sam to wymy�li�e�. Bezpiecze�stwo i Higiena Cyrkowa. Tak
nazwa�y�my to nasze
pogotowie. Dlaczego Okulla zawsze musi
wybra� mnie?
� Pewnie masz zwyczaj uczy� si� na pokaz! � krzykn�� Z�o�liwy Miecio, kt�ry jak
zwykle, gdy co� si� dzia�o,
od razu by� na miejscu.
� Ja, na pokaz! � oburzy�a si� Julita i spojrza�a na Z�o�liwego Miecia z g��bok�
pogard� w zimnych, zielonych
oczach.
� Zawsze lubisz pokazywa� si� z lepszej strony. W gruncie rzeczy uwa�am ci� za
oszustk�. Tak samo w nauce.
Udajesz, �e wi�cej umiesz, ni� to
jest w rzeczywisto�ci.
� Zamknij si�, Mieciu! Co ci� napad�o! � odepchn��em go zdumiony jego
agresywno�ci�.
� Ty te�... ty te� � warcza� � ty te� zachwycasz si� Julit� Wynos. Wszyscy si�
zachwycacie. No, to
przekonacie si� nied�ugo, jaka ona naprawd�
jest! Bardzo dobrze, niech wyst�puje w tym kwizie, niech wkuwa! To b�dzie dla niej
kara! Mog�a nie
podskakiwa�. Mog�a nie mydli� oczu. A ona
uwielbia pozory... pozorowana nauka... wystudiowane zachowanie... Ja mam tak�
zasad�. Nie pokazuj�
wszystkiego, co umiem. Wol� by� niedoceniony.
I mam spok�j. Nigdy nie poprosz� mnie do kwizu. Wi�c czemu mam �a�owa� Julity? Sama
sobie nawarzy�a tego
piwa!
� On jest z�y na mnie � rzek�a ze sztucznym spokojem Julita � bo nie chcia�am by� z
nim w jednym patrolu!
W og�le nigdy i nigdzie nie chcia�am
z nim mie� nic wsp�lnego. I kiedy�, dawno temu, kiedy mi zrobi� jeden ze swych
niezwykle dowcipnych
kawa��w, wygarn�am mu prosto z mostu,
co my�l� o jego poczuciu humoru! W og�le nie wiem, jak wy mo�ecie go tolerowa�. To
jest zwyrodnia�y, ma�y
sadysta!
Atmosfera zrobi�a si� ci�ka. Pomy�la�em, �e nasza tak na poz�r spokojna szko�a
p�cznieje od ukrytych
konflikt�w. Pulpet przez chwil� chrz�ka�
zak�opotany.
� Id�, Mieciu � rzek� wreszcie. � I nigdy nie wyskakuj przy mnie z czym� takim.
� Nie chcesz, �ebym m�wi� prawd�! � zaperzy� si� Miecio. � Ja tylko by�em szczery.
� Prawda nie jest taka oczywista, jak ci si� zdaje. Po prostu wypowiada�e� raczej
swoje pogl�dy. I chcia�e� nam
je narzuci�. Ale nie uwa�am,
�eby to by�a stosowna pora, nie m�wi�c ju� o formie � rzek� Pulpet. � Dlatego m�wi�
ci, sp�y�, p�kim dobry!
Z�o�liwy Miecio sp�yn��.
� A tobie te� pewnie nie dogodz� � zwr�ci� si� Pulpet do Julity. � Kwizy zosta�y
ju� dawno zaplanowane i
nikt ich nie od�o�y.
� Ale dlaczego ja? Och, Pulpet, zr�b co� � j�cza�a Julita. � Okulla tak si� z tob�
liczy!
� Nie b�d� �mieszna! � zasapa� Pulpet. � Z powodu cyrku Okulla nigdy nie zwolni ci�
z tej geografii. Nawet
nie mo�na jej wspomina�. Wiesz, co
ona my�li o cyrku! Ledwie j� uprosili�my, �eby zgodzi�a si� podpisa� zam�wienie
zbiorowe na bilety dla szko�y.
� Ja ci poradz� � powiedzia�em. � Id� do Okulli i powiedz to, co powiedzia�a� nam,
czyli �e jeste�
�zawy�ona w opinii� i �e z geografii jeste�
�noga�.
� Nie m�wisz chyba powa�nie! � Julita zmarszczy�a wielkie brwi.
� Powa�nie.
� Czy to wp�yw Z�o�liwego Miecia? � zapyta�a ironicznie.
� Bynajmniej.
� No, to chyba nie znasz dobrze Okulli, jak mi proponujesz z czym� takim i�� do
niej. Wiesz, co by si� sta�o?
Najpierw by w og�le nie uwierzy�a i
pomy�la�aby, �e to skromno�� przeze mnie przemawia. A gdybym j� w ko�cu w jaki�
spos�b przekona�a, to na
pewno us�ysza�abym tak� rad�: �Nie
umiesz geografii? Nic straconego. Jeste� przecie� zdolna. We� ksi��k�, atlas i
posied� kilka dni, a uzupe�nisz
braki bez w�tpienia, moja droga
Julito�. Znajd� lepsze wyj�cie!
� W takim razie widz� tylko jedno, ale radykalne. Ple� g�upstwa na tym kwizie.
Zawal spraw� z kretesem!
Mo�esz by� pewna, �e na drugi raz nikt
ci� nie wystawi!
� Jeste� cyniczny � powiedzia�a Julita. � Zawsze podejrzewa�am, �e to, co m�wi� o
twoich genialnych
pomys�ach, �aba, to lekka przesada.
Z p�pi�tra rozleg� si� szyderczy �piew Miecia:
Na zielonej Ukrainie
Gdzie murzy�ski �yje lud,
Tam gdzie rzeka Wis�a p�ynie
Sta� si� pewien dziwny cud...
� No, i taka jest rzeczywisto�� � rzek�a z gorycz� Julita. � Niby dru�yna i paczka,
a w ko�cu cz�owiek
zostaje sam ze swymi k�opotami!
� Mog� ci� przepyta� z geografii � zaofiarowa�em si� wspania�omy�lnie. � P� godziny
co drugi dzie�.
Wi�cej nie wydol�.
� Dzi�kuj�. Nie skorzystam � rzek�a Julita i odmaszerowa�a z godno�ci�.
Pulpet chcia� odsapn�� z ulg�, ale jeszcze nie dane mu by�o, sun�a bowiem do nas
u�miechni�ta przyja�nie
Beata Becka.
� Mam dla ciebie propozycj�, Pulpeciku � zawo�a�a z daleka.
� Mo�e nie teraz? � Pulpet pr�bowa� si� wycofa�.
� Tylko teraz!
� O co chodzi? Uprzedzam ci�, �e je�li chcesz si� uchyli� od kwizu, to ja nie mam
czasu.
� Nie chc� si� uchyli�, Pulpeciku! � rzek�a Beata.
� A to ciekawe � Pulpet spojrza� na ni� zaskoczony. � Wi�c po co przysz�a�?
� Przynios�am ci te pytania.
� Mnie? Pytania? Jakie pytania?
� Pytania, kt�re b�d� na turnieju!
� Znasz pytania kwizowe z geografii? � os�upia� Pulpet.
� Wszystkie!
� Co to znaczy?! Wykrad�a�?
� C� to za pos�dzenia! Pani mi da�a.
� Jak to ci da�a?
� �eby�my mog�y si� nauczy�. Pani powiedzia�a, �e w ten spos�b mo�emy si� lepiej
przygotowa� i kwiz
b�dzie na wy�szym poziomie.
� Nies�ychane! Zn�w robi� z tego szopk�! Zn�w dostarczaj� protez i kul jak dla
kalek. Popro� pani� � zadrwi�
� �eby jeszcze dostarczy�a ci
odpowiedzi. Wtedy kwiz b�dzie na pewno na najwy�szym poziomie! A mo�e ju� znasz
odpowiedzi?
� Nie znam.
� Jaka szkoda! Ale� to prawdziwy dramat! Trzeba b�dzie samej ruszy� g�ow�!
� Nie kpij, Pulpeciku. Z kpinami nie jest ci do twarzy! G�ow� to ruszysz ty. Masz
tutaj kartk� z pytaniami, tu
d�ugopis i do dzie�a!
� Co takiego?!
� Powiedzia�am dziewczynkom: nie przejmujcie si� niczym, kochane. �adna Angola,
Uganda czy Pernambuco
nie b�d� gro�ne, bo Pulpet ca�� geografi�
ma w ma�ym palcu u nogi. No, chod�, si�d� na chwil� i zr�b, o co ci� prosz�!
� Ani mi si� �ni! � rykn�� Pulpet. � Ja mia�bym macza� palce w tej za�ganej
imprezie?! O, nie! Nie
nam�wisz mnie do tego! � be�kocz�c ze wzburzenia
pod nosem i wykrzykuj�c niezrozumia�e s�owa wbieg� na schody i znikn�� nam z oczu.
Zosta�em sam z Beat�.
� Co mu si� sta�o? � zapyta�a zdziwiona Beata. � Zawsze by� taki spokojny i
rzeczowy.
� No, c�, po prostu dzi�... dzi� straci� spok�j � odpowiedzia�em.
� I co ja teraz zrobi�? � j�kn�a zmartwiona Beata.
� Mog� ci poradzi� tylko to, o czym niedawno m�wi�a Julita: �We� ksi��k� do
geografii i atlas, usi�d� na par�
godzin�.
� Dzi�kuj�.
� Nie odpowiada ci to?
� Zupe�nie mi nie odpowiada!
� Nie pasjonuje ci� geografia.
� Raczej nie.
� Wi�c zosta�a� niew�a�ciwie wytypowana.
� Chyba tak.
� A zatem zasz�a pomy�ka. Jestem zdania, �e kwiz jest rodzajem zabawy i powinni w
ni� bawi� si� tylko ci,
kt�rzy si� tym pasjonuj�.
� Wi�c, co mi radzisz?
� Mam proste rozwi�zanie. Julita nie chcia�a z niego skorzysta�, ale mo�e ty...
� M�w!
W tej samej chwili zabrzmia� dzwonek.
� Za�atwimy to na drugiej przerwie � powiedzia�em.
ROZDZIA� XIII
PRZE�YWAM WSTRZ�S LUDYCZNY
�eby spokojnie porozmawia�, poszli�my do �wietlicy. O tej porze, to znaczy ko�o
po�udnia, �wietlica jest prawie
pusta. Zaledwie kilkoro
pierwszak�w zbija b�ki czekaj�c, a� matka, ojciec, babcia lub inne wcielenie opieki
domowej zabierze ich do
chaty. Rzecz jasna, czekaj� tylko
ci, kt�rzy sami nie potrafi� jeszcze trafi� do domu, albo ci, u kt�rych o tej porze
nikogo w domu nie ma. Potem,
o pierwszej i drugiej, czekaj�cych
jest coraz wi�cej, dochodz� drugacy i trzeciacy, a tak�e kilku ze starszych klas,
wi�c nieraz dwudziestu i
trzydziestu czeka, bo nie ma gdzie
si� podzia�; nawet do pi�tej godziny niekt�rzy czekaj�. Ale teraz by�o ich tylko
czworo.
� Hej, mikrusy � powiedzia�em � przez pi�� minut b�dziecie chodzi� na palcach, ma
by� cicho jak w
trupiarni, zrozumiano?
� B�dziesz podrywa�? � zapyta� mnie jaki� wyp�osz z odstaj�cymi uszami, patrz�c to
na mnie, to na Beat�.
� Za bardzo jeste� przem�drza�y. Lepiej zajmij si� w�asn� zabaw� � zdenerwowa�em
si�. � No, szybko,
s�ysza�e�, co powiedzia�em?
� Dobra, dobra, ju� id� � wyp�osz odsun�� si� niech�tnie.
� Siadaj � powiedzia�em do Beaty.
� My�lisz, �e to naprawd� da si� za�atwi� od r�ki? � zapyta�a Beata siadaj�c przy
stoliku pod oknem. � Tak
bym chcia�a i�� do tego cyrku.
� Jasne, �e da si� za�atwi�. Nie martw si� nic. Za godzin� b�dziesz zwolniona od
wszystkiego, a za dwie
b�dziemy zasuwa� na przedstawienie!
� Ty te� si� wybierasz?
� Jasne. Te� pytanie!
� My�la�am, �e masz mecz � Beata spojrza�a na mnie badawczo.
� Mecz? Jaki mecz?
� No, nie wiem... Mo�e nie mecz, ale trening. Przecie� codziennie masz trening
tenisowy na kortach.
� Ach, o to ci chodzi � skrzywi�em si�. � Nie, dzisiaj nie mam. Na razie �
chrz�kn��em zak�opotany i
utkn��em.
� Co na razie?
� Na razie nie mam trening�w. To znaczy chwilowo przerwa�em.
� Jak to przerwa�e�? Ty? Co si� sta�o? Przecie� szala�e� na tym polu. I zarazi�e�
p� szko�y swoim szale�stwem.
� Niezupe�nie �cis�e � powiedzia�em. � Szala� wasz idol Bu�anek, a ja by�em tylko
ofiar� jego szale�stwa.
Biedak jest teraz w szpitalu.
� Ale ty go przecie� nam�wi�e�!
� Moja droga Beatko � powiedzia�em � ju� Ewa nie mog�a przewidzie�, jakie wynikn�
straszne hece z tego,
�e nam�wi�a Adama do skosztowania
nowej odmiany jab�ek w trosce o racjonalne od�ywianie. Ka�dy dietetyk ci powie...
� Och, nie wykr�caj si� Ew�. Nie powiesz mi, �e nie mog�e� powstrzyma� Bu�anka. A
propos, czy to prawda,
�e przyprawi�e� go o ci�k� chorob�?
� B�agam ci� � zasapa�em z oburzenia � dementuj te wstr�tne plotki rozpuszczane
przez moich wrog�w!
Sama widzisz, narzekasz, �e masz k�opoty,
ale prawdziwe k�opoty to mam ja... Mog� nawet powiedzie� jak bohater jednej
ksi��ki: �k�opoty to moja
specjalno��.
� Biedaku, czy mog� ci w czym� pom�c?
� Nabijasz si� ze mnie.
� Wcale nie.
� Chcia�aby� naprawd� mi pom�c? � spojrza�em zaskoczony na Beat�. By�a powa�na, a
jej oczy nabra�y
nowego, zupe�nie niezwyk�ego, ciep�ego
i z�ocistego koloru. Tak mi si� przynajmniej zdawa�o, bo szczerze m�wi�c, do tej
pory nie zagl�da�em jej w
oczy.
� Gdybym tylko wiedzia�a jak � rzek�a Beata. � My�lisz, ze potrafi�?
� Na pewno potrafisz � odpowiedzia�em wci�� jeszcze zaskoczony. � Ale musz� ci�
uprzedzi�, �e moje
k�opoty s� zara�liwe, uwa�aj, �eby nie
przyczepi�y si� do ciebie.
� No tak, oczywi�cie, domy�lam si�. Kto� taki jak ty nie mo�e mie� zwyk�ych
k�opot�w.
� Zgad�a�, ale zanim ruszymy moje k�opoty, za�atwimy najpierw twoje.
� Jak to chcesz zrobi�?
� Trzeba z�o�y� o�wiadczenie � powiedzia�em. � Kto ci� wyznaczy� do kwizu?
� Pani od geografii.
� Kocia?
� Tak, pani Kocka.
� No, wi�c z�o�ysz odpowiednie o�wiadczenie przed Koci�.
� Co� ty?! � przestraszy�a si� Beata. � Przecie� Kocia...
� Wiem � przerwa�em � Kocia my�li, �e jeste� najlepsza z geografii. No c�, trzeba
j� wyprowadzi� z b��du.
� Jak to sobie wyobra�asz?!
� Zwyczajnie. Powiesz Koci, �e zasz�a pomy�ka, �e owszem, uznajesz geografi�, ale
by�aby� szcz�liwsza,
gdyby� nie musia�a jej wkuwa�.
� Jak ja mog� co� takiego powiedzie�?! Oszala�e�?
� Nie b�j si�. Powiemy to �adnie. No, na przyk�ad: �Beata jest jeszcze bia��, nie
zapisan� kart� jak Antarktyda,
cho� niew�tpliwie kryje w swym
wn�trzu bogactwa. Poczekajmy jeszcze dwa lata, niech odkryje w sobie pasje
badawcze, a na razie dajmy jej
spok�j! Nie czuje si� na si�ach
skrzy�owa� szpady z fanatykami wiedzy, z r�nymi maniakami geograficznymi, prosz�
pani�.
� Ja tego nie powiem za �adne skarby! � o�wiadczy�a przera�ona Beata.
� Mog� za ciebie z�o�y� to o�wiadczenie.
� Ty? Odwa�y�by� si�?
� Czemu nie? Mnie ju� nic nie zaszkodzi. Wiesz, �e jestem na pozycji zerowej. Ale
wola�bym, �eby� by�a
obecna, kiedy b�d� przemawia� do Koci.
Kocia mog�aby nie uwierzy�, �e dzia�am w twoim, imieniu.
� No, dobrze. To chod�my zaraz � zdecydowa�a Beata.
� Chod�my � powiedzia�em.
Mieli�my ma�y �ut szcz�cia. Pani Kocka by�a akurat w pracowni i w towarzystwie dwu
uczennic z k�ka
geograficznego wybiera�a prze�rocza
do wy�wietlania na lekcji.
� My do pani w wa�nej sprawie � powiedzia�em g�o�no na progu.
� Przyjd� po lekcjach � powiedzia�a Kocia z oczami wlepionymi w przegl�dark�.
� To jest pilne! � powiedzia�em. � Kwiz mo�e przez to nawali�, prosz� pani. Beata
si� zupe�nie nie nadaje.
� Co to za jakie� banialuki?
� Jak banialuki, to my idziemy, ale b�dzie kompromitacja na kwizie, prosz� pani.
� Powiedzia�am, przyjd�cie po lekcjach.
� Dzisiaj nie b�dzie to mo�liwe z powodu cyrku. Pani dyrektor powiedzia�a, �e nas
zwalnia z ostatniej lekcji i
ca�a szko�a maszeruje do cyrku.
Ale jak pani jest zaj�ta, to my przepraszamy. Chod�, Beata.
� Nie, zaczekajcie � pani Kocka znalaz�a nagle czas. Odsun�a przegl�dark� i
powiedzia�a: � M�wcie, o co
chodzi, tylko szybko.
� Niech pani odprawi te lizuski, to znaczy, chcia�em powiedzie� asystentki. Mamy
sprawy czysto osobiste.
� Nie podobasz mi si�, �abny � powiedzia�a pani Kocka.
� Przykro mi, prosz� pani, ale mo�e to tylko chwilowe.
� Chwilowe?
� Pracuj� nad wyrobieniem sobie lepszej opinii.
� Jako� tego na razie nie wida�.
� Nie id� na tanie efekty, prosz� pani.
Beata wlepi�a we mnie przera�one oczy. Ale je�li my�la�a, �e Kocia wyrzuci mnie za
drzwi za t� mow�, to
przeliczy�a si�. Kocia popatrzy�a na
mnie uwa�nie, a potem u�miechn�a si� pod nosem.
� No dobrze, �abny. Porozmawiamy. Wyjd�cie, dziewczynki, na pi�� minut. Pi�� minut
ci wystarczy, �abny?
� Chyba tak.
� Wi�c siadajcie.
Usiedli�my.
� Du�o si� ju� m�wi o tobie, �abny. Chyba za du�o. Nie uwa�asz? � powiedzia�a
Kocia.
� Uwa�am.
� I zdaje si� tym razem te� zabierasz g�os w nie swojej sprawie, o ile si� nie
myl�, nikt przecie� nie by� na tyle
nierozwa�ny, �eby ci� wytypowa�
do konkursu.
� Na szcz�cie nikt � odpar�em nie zmieszany. � Ale wytypowano Beat�.
� Wi�c w jakim charakterze tu przychodzisz i m�wisz za ni�. Adwokata?
� Po prostu kolegi.
� Czy Beata nie mo�e m�wi� za siebie? To inteligentna dziewczynka.
� Czasem trudno jest m�wi� we w�asnej sprawie nawet inteligentnym ludziom. Wi�c
je�li pani pozwoli, �e ja...
� No, dobrze, m�w! � westchn�a zrezygnowana Kocia.
� Beata chcia�a przeprosi� pani�.
� Co takiego?
� Przeprosi�...
� Ale za co?!
� �e robi�a zbyt dobre wra�enie jako... jako uczennica geografii.
� Nies�ychane! Doprawdy pierwszy raz s�ysz� co� podobnego!
� Niestety, to doprowadzi�o do przykrej pomy�ki.
� Czy�by?!
� Ona nie powinna bra� udzia�u w tym kwizie! To znaczy nie czuje si� na si�ach...
Nie nadaje si�... Jej
wiadomo�ci...
� Jej wiadomo�ci s� dostateczne � doko�czy�a ostro pani Kocka.
� Nawet gdyby tak by�o, to jeszcze nie wystarczy.
� Nie bardzo rozumiem.
� Zaraz to pani wyt�umacz�. �eby wygra� kwiz, trzeba... trzeba przede wszystkim
chcie�, bardzo chcie�...
� Ach, nareszcie powiedzia�e� co� do rzeczy! Wi�c jej si� po prostu nie chce!
� Potrzebna jest zawzi�to��, prosz� pani.
� Chcesz powiedzie� � pasja!
� O w�a�nie, pasja!
� I s�dzisz, �e Beacie tego brakuje.
� W�a�nie. Zdaje si�, �e pani to dobrze rozumie. Beata jest.. Beata jest jeszcze
bia��, nie zapisan� kart�, jak
Antarktyda.
� Ale� ty jeste� niemal poet�, �abny!
� Nie wiem, mo�e to g�upie, ale chcia�em jak najlepiej wyt�umaczy�. Beata nie
odkry�a w sobie jeszcze �adnej
pasji, �adnego specjalnego
zami�owania. Poczekajmy jeszcze z rok, ze dwa lata, mo�e odkryje w sobie pasj�
badacza i wtedy...
� M�j �abny, �adnie bym wygl�da�a, gdybym chcia�a czeka�, a� w moich uczniach
odezwie si� jaka� pasja �
roze�mia�a si� smutno pani Kocka. � Niestety,
szko�a to jest taki karmnik, gdzie ka�dy ptak musi dzi�ba�, czy ma apetyt, czy nie.
� Tak... oczywi�cie � przytakn��em spiesznie � pani ma racj�. Nie mo�na czeka�,
ka�dy musi dzi�ba�, do
dzi�bania nadaje si� ka�dy ptak, ale
kwiz to jest pojedynek or��w, dzi�bacze nie maj� tam czego szuka�, ja tak to sobie
wyobra�am. Wszyscy tak
sobie wyobra�aj�. I nie chcemy
patrze� na n�dzne pojedynki dzi�baczy. Chcemy patrze� na or�y, chcemy je podziwia�,
zazdro�ci� im i
pr�bowa� je na�ladowa�.
Pani Kocka spojrza�a na mnie stropiona, a mo�e tylko tak mi si� zdawa�o.
� Uwa�asz, �e... �e Beata nie jest jeszcze or�em? � zapyta�a.
Roz�o�y�em bezradnie r�ce, a Beacie nareszcie zebra�o si� na odwag�.
� Jestem tylko dzi�baczem, prosz� pani � wyzna�a po�piesznie, acz wstydliwie. �
Naprawd�, bardzo mi
przykro i wstyd, ale jestem tylko dzi�baczem.
Nisko latam, prosz� pani.
� Pi�knie. Nie ma co, pi�knie! Moja najlepsza uczennica w �smej b jest dzi�baczem!
� Kocia pr�bowa�a
�artowa�, ale zauwa�y�em, �e wzniecili�my
w niej niepok�j gogiczny. � Sami widzicie � doda�a markotnie � jak ja wam mog�
przygotowa� pojedynek
or��w, skoro nawet Beata przyzna�a,
�e nisko lata? W klasie �smej b nie ma or��w. Tak wygl�da prawda.
� Przepraszam, ale nie zgadzam si� � powiedzia�a Beata. � To... to pogl�d zbyt
pesymistyczny.
� Czy�by? A kto jest wed�ug ciebie or�em?
� Or�em z geografii jest Puka�a � odpar�a bez namys�u Beata.
� Ten Puka�a? � zdziwi�a si� Kocia. � Nonsens! Przecie� to le� patentowany, nieuk!
A do tego �obuz!
� On jest le�, prosz� pani, bo nie chce mu si� uczy� tego, co go nie interesuje,
jego interesuj� tylko podr�e, on
zbiera poczt�wki z ca�ego �wiata
i ma mn�stwo ksi��ek i zna na pami�� wszystkie rzeki i g�ry i nawet najmniejsze
wyspy.
� Nigdy nie zabiera g�osu podczas lekcji � powiedzia�a zaskoczona Kocia. � Nigdy
bym nie podejrzewa�a, �e
jego interesuje geografia. To
przecie� taki tr�jkowy ucze�!
� Bo jemu nie zale�y na stopniach. Zreszt� jest s�aby w innych przedmiotach i ma
kiepsk� opini�, a opinia jest
zara�liwa. Wi�c mo�e pani nie zwr�ci�a
na niego uwagi � wyja�ni�em.
� My�licie, �e jego mo�na wzi�� do kwizu?
� Jasne! G�ow� za niego daj�.
� Co mi po twojej g�owie � rzek�a zaaferowana Kocia. � Ale jak po�o�y nam kwiz?...
No, to ja si� ju� nie
pozbieram. Wystawienie Puka�y do
kwizu, to b�dzie du�a sensacja. Nie wiem, czy pani dyrektor si� zgodzi.
� Pani dyrektor Okulczycka zawsze by�a za aktywizowaniem m�odzie�y � zauwa�y�em
g�o�no. � Pani
dyrektor Okulczycka zaktywizowa�a nawet
Ciesielskiego. Naprawd� pani nic nie ryzykuje z Puka��. Pani mo�e z nim porozmawia�
i przekona� si�, �e to
jest chodz�ca geografia encyklopedyczna...
to jest chcia�em powiedzie� encyklopedia geograficzna.
� Tylko �eby to nie wygl�da�o, �e pani go egzaminuje i pyta na stopnie �
przestrzeg�a Beata. � Bo to go
mo�e sp�oszy�. On zaniem�wi z samego
wra�enia. Niech pani z nim porozmawia o podr�ach, �eby si� nie skapowa�.
� Chyba mnie przekonali�cie � powiedzia�a Kocia. � No dobrze, spr�bujemy tego
Puka��, przyjmuj� twoj�
rezygnacj�, Beata. Jeste� wolna!
Beata sta�a przez chwil� oszo�omiona.
� Mnie naprawd� przykro... � wykrztusi�a wreszcie.
� W porz�dku, zmiataj! I ty te�, adwokacie! � zwr�ci�a si� do mnie.
Rzucili�my si� do drzwi.
� Jeszcze jedno � zatrzyma�a nas na progu. � Dzi�kuj� za szczero��.
Beata zaczerwieni�a si� i be�kocz�c co� pod nosem wypad�a na korytarz. Ja za ni�.
� O, Bo�e! � przycisn�a r�k� do piersi. � Co za straszne prze�ycia. My�la�am, �e
padn� trupem ze wstydu.
Dosta�am chyba nerwicy serca jak moja
mama. Najgorsze by�o z tym �dzi�baniem�.
� Ale prze�ama�a� si� w ko�cu.
� Tak... tak... i to jest wspania�e... Czuj� si� teraz taka wolna! Taka wolna...
Wiesz, pani Kocka jest fajna.
� Tak, ona jest na do�� dobrym poziomie � oceni�em pow�ci�gliwie.
� Du�y sukces, �aba!
� Tak, wszystko nam posz�o jak z p�atka.
� I do tego wrobili�my Puka�� � za�mia�a si� nieco z�o�liwie.
� Nie wiem, czy go wrobili�my. On ma w sobie �y�k� zawodnicz�. Wiesz, on mo�e kosi�
w takim kwizie �
zauwa�y�em zamy�lony. � Mia�a� dobry
pomys� z tym Puka��. Kto wie, czy nie zrobi�a� mu prawdziwej, �yciowej przys�ugi.
� �yciowej?
� To go mo�e ustawi� na ca�e �ycie. Jak wygra ten kwiz, jak nabierze wiary w
siebie, jak zasmakuje w takiej
walce... ho, ho ... mo�e daleko zaj��.
Urwa�em nagle, bo na korytarzu rozleg� si� radosny wrzask. Trzasn�y drzwi i
zobaczy�em wbiegaj�cego
triumfalnie mojego kuzyna Arka.
� Hurrrra! Mamy bilety! � obwie�ci� na ca�y g�os. � Pan Tr�baczewski wywalczy�.
� Hurra! � ca�a szko�a zatrz�s�a si� od radosnych okrzyk�w. Z kancelarii wypad�a
Okulla, a za ni� Szufla.
Szufla by�a ju� ubrana jak do wymarszu.
Na g�owie mia�a sw�j nieod��czny kapelusik my�liwski, na grubej szyi wspania�y
szal, aparat fotograficzny,
tudzie� lornetk� teatraln�.
� Zn�w dr� si� jak nieszcz�cie! Czemu si� drzecie tak obrzydliwie? � zapyta�a
Okulla.
� Mamy bilety, pani dyrektor � sapa� Arek. � B�dzie specjalny spektakl dla
m�odzie�y, pan Tr�baczewski
za�atwi�.
� A gdzie on jest? Dlaczego nie wr�cili�cie razem?
� Pan Tr�baczewski zosta� zabrany, prosz� pani.
� Zabrany?! Jak to, przez kogo? � przestraszy�a si� Okulla.
� Przez dyrektora Kocemb�. Dyrektor Kocemba pom�g� panu Tr�baczewskiemu za�atwi� t�
spraw� i obieca�
dostarczy� autokar pod szko��. Pojedziemy
wszyscy autokarem fabrycznym, pani dyrektor.
� Och, to wspaniale � ucieszy�a si� Szufla.
� Ale pan Tr�baczewski musia� napisa� podanie w imieniu szko�y i wype�ni�
formularz. Na szcz�cie mia� przy
sobie piecz�tk�. Teraz pojecha�
z dyrektorem Kocemb� do biura fabryki, bo pan dyrektor powiedzia�, �e musi mie�
podk�adk� na benzyn�, bo
potem b�d� go rozlicza� z tej benzyny...
� Dobrze ju�, dobrze � przerwa�a zniecierpliwiona Okulla. � To nas nie interesuje.
Powiedz lepiej, na kt�r�
godzin� te bilety.
� Na godzin� czternast�, pani dyrektor.
� �adna historia! M�wi�am, �eby nie tak wcze�nie.
� Nie by�o innej mo�liwo�ci � powiedzia� Arek. � W dodatku nie starczy�o bilet�w
dla wszystkich, kt�rzy si�
zg�osili. Pan Tr�baczewski powiedzia�,
�e w tej sytuacji p�jd� tylko klasy od trzeciej wzwy�.
W�r�d malc�w z ni�szych klas rozleg� si� j�k zawodu. Niekt�rzy zacz�li p�aka�.
� Nie ma�cie si� � powiedzia� zak�opotany Arek. � Jutro p�jdziecie. Pan Kocemba
powiedzia�, �e si� postara
o dodatkowe bilety. I �e na pewno
uda si� przed�u�y� pobyt cyrku. Je�li tylko nie zdarzy si� nowy skandal.
� Ale, �e na czternast�... � martwi�a si� pani Okulczycka.
� To chyba nie ma specjalnego znaczenia, zaj�cia ko�cz� si� w wi�kszo�ci klas o
wiele wcze�niej �
zauwa�y�a Szufla poprawiaj�c szalik na
szyi. � To ja ju� b�d� wyprowadza� klasy, pani dyrektor.
� Stop! Nigdzie pani nie p�jdzie.
� Dlaczego?
� Z powodu godziny.
� Moje klasy ju� ko�cz� zaj�cia. Mnie godzina czternasta nie przeszkadza.
� Owszem, przeszkadza pani.
� Jak to?
� A �wietlica? Zapomnia�a pani o �wietlicy. Pani ma dzisiaj dy�ur z dzie�mi.
Naprawd� przykro, �e pani
zapomnia�a � rzek�a Okulla z wyrzutem.
Szufla spu�ci�a zawstydzona g�ow�. Ze swoimi obwis�ymi ramionami, ze zgarbionymi
plecami, z grzywk�
r�wno przyci�t� nad okr�g��, r�ow� twarz�
wygl�da�a jak skarcona uczennica ze staromodnej powie�ci.
� Przepraszam, pani dyrektor.
W�a�nie! Ci malcy ze �wietlicy, kt�rzy tam b�d� do pi�tej i dla kt�rych nie
starczy�o bilet�w do cyrku. Wszyscy
o nich zapomnieli. Zapanowa�o
nieprzyjemne milczenie. Wiedzieli�my, �e cyrk nale�a� do wstydliwych pasji Szufli.
Dwa razy napisa�a nawet
recenzj� z jego wyst�p�w
do gazety w naszym mie�cie. A teraz taki pech!
� Ale� to �mieszne � rozleg� si� nagle g�os pana Osta�ki. � Kole�anka musi p�j��.
S�dz�, �e kt�ra� z pa�
wo�nych mog�aby pani� zast�pi�.
� Pan ma na my�li mnie? � zapyta�a zaczepnie wo�na Zrywna, kt�ra nagle wyros�a
przed panem Osta�ko jak
spod ziemi.
� Nie... niekoniecznie pani� � sp�oszy� si� nieco pan Osta�ko. � S�dz�, �e siostra
pani... to znaczy... hm...
Felicja mog�aby, jako bardziej
energiczna, �e tak powiem, odporniejsza...
� Pan chyba �artuje sobie! � zadysza�a z oburzenia wo�na Zrywna. � Felicja jest w
��ku, prosz� pana! A
raczej w �o�u.
� W �o�u? W jakim �o�u? � zdumia� si� pan Osta�ko.
� W �o�u bole�ci � o�wiadczy�a wo�na Zrywna. � Zawia�o j�.
� Jak to zawia�o?! Nie rozumiem.
� Bo pani dyrektor kaza�a jej siedzie� przy drzwiach i pilnowa� m�odzie�y. Od
przeci�g�w j� zawia�o, prosz�
pana.
� To przykre... prosz� pozdrowi� siostr� ode mnie � rzek� szczerze zmartwiony pan
Osta�ko. � W takim
razie, nie widz� innej rady, pani b�dzie
musia�a zosta� w tej �wietlicy.
� To niemo�liwe � odpar�a wo�na Zrywna i spu�ci�a oczy.
� Dlaczego?
Wo�na Zrywna zaczerwieni�a si�.
� Mam narzeczonego w cyrku. Pobierzemy si�, jak tylko sko�cz� studia wieczorowe �
odpar�a wo�na Zrywna
i zaczerwieni�a si� powt�rnie. � Pani
dyrektor rozumie, to artysta. Arty�ci s� bardzo wra�liwi. Gdybym nie przysz�a na to
przedstawienie...
� Rozumiem, narzeczony m�g�by mie� �al.
� Gorzej, pani dyrektor, ze zdenerwowania mog�oby mu nie wyj�� potr�jne salto.
� Rzeczywi�cie, nie pomy�la�am o tym, moje dziecko. Rzecz mog�aby si� sko�czy�
tragicznie.
� A poza tym maj� przywie�� o tej porze ziemniaki do kuchni szkolnej.
� Prawda, na �mier� zapomnia�am!
� A ziemniaki to sprawa kucharki i kuchennych; ja my�l�, pani dyrektor, �e kuchenne
powinny zosta� na ten
dy�ur.
� Kuchenne! � zawo�a�a Okulla.
Wbieg�a kucharka z pomocnic�. Obie by�y ju� w p�aszczach i w kapeluszach. Pachnia�y
z daleka wod� kolo�sk�
�Kaprys�.
� Co to? � Okulla spojrza�a na nie zgorszona. � Dlaczego Henia i Jasia ju� si�
przebra�y?
� Idziemy do cyrku, pani dyrektor.
� To niemo�liwe. Zostaniecie na dy�urze w �wietlicy. Poza tym maj� przywie��
ziemniaki.
� Ju� odwo�a�y�my ziemniaki � o�wiadczy�a kuchenna Henia. � Przywioz� jutro. � A co
do �wietlicy, to
przepraszamy bardzo, ale musi kto� inny.
� Bo my jeste�my ju� na afiszu � doda�a Jasia.
� Wydrukowane. Du�ymi literami � uzupe�ni�a Henia.
� Jak to �na afiszu�?
� B�dziemy wyst�powa� w cyrku, pani dyrektor.
� Co takiego?! � Okulla i wszyscy obecni zd�bieli na moment.
� Zg�osi�y�my si� pierwsze, gdy tylko przeczyta�y�my to og�oszenie w gazecie.
� Og�oszenie?
� Chodzi o numer z udzia�em publiczno�ci pt. �Szukamy talent�w cyrkowych u ludzi
pracy� � wyja�ni� pan
Osta�ko. � Rzeczywi�cie by�o takie
og�oszenie w prasie.
� No, w�a�nie � przytakn�a Henia. � I posz�y�my na eliminacje. I wstawili nas do
programu.
� B�dziemy je�dzi� na kucach � oznajmi�a Jasia.
� Aha � Okulla uzna�a to za rzecz naturaln�. � Widzi pan � zwr�ci�a si� do pana
Osta�ki � Jasia i Henia
nie mog� zosta�. One musz� wyst�pi� w
cyrku. Tylko pami�tajcie, moje drogie � zwr�ci�a si� z powrotem do kuchennych � nie
dajcie si� ponie��
sukcesom na arenie! Praca z m�odzie��
jest najwa�niejsza! M�odzie� to nasz skarb wi�kszy od najpi�kniejszych kuc�w!
� B�dziemy pami�ta�, pani dyrektor! Praca z m�odzie�� jest najwa�niejsza! �
wykrzykn�y kuchenne i
wybieg�y uradowane ze szko�y.
� Widzi pani sama, kole�anko � powiedzia�a Okulla do Szufli. � Pani musi zosta� i
po�wi�ci� si�.
� Widz�... � powiedzia�a Szufla i zacz�a powoli �ci�ga� z g�owy sw�j niemodny
kapelusz, a z szyi szalik i
aparat, jak skazaniec, kt�ry rozbiera
si� przed egzekucj�.
Wszyscy patrzyli na t� scen� w milczeniu i wsp�czuli g��boko Szufli. Ja te�
patrzy�em i pewna my�l przysz�a
mi do g�owy. Nie, nie dlatego, �eby
mi by�o �al Szufli. Z Szufl� i Fetyszyst� od pocz�tku by�em w tej budzie na
wojennej �cie�ce. Nie przypadli mi
do gustu. Jeszcze du�o wody
w Wi�le up�ynie, zanim b�d� �a�owa� jakiegokolwiek goga w tej okropnej budzie.
Bardziej ju� �a�owa�em tych
malc�w w �wietlicy. By�em
niemal pewny, �e te godziny z Szufl� na dy�urze nie b�d� przyjemne dla malc�w.
Nawet je�li Szufla si� opanuje
i nie wy�aduje si� na nich za
zaw�d, kt�ry j� dzisiaj spotka�, to zap�dzi ich do odrabiania lekcji albo do
nudnych lektur. Nie b�dzie biegania,
�wicze� cyrkowych, wy�cigu
tresowanych prusak�w, perskiego jarmarku ani handlu znaczkami! Smutno b�dzie w
�wietlicy, za to bardzo
grzecznie. Ale my�l, kt�ra przysz�a
mi do g�owy, w�a�ciwie nie mia�a z tym nic wsp�lnego. Nie b�d� wstawia� bajeczek
dla grzecznych dzieci. Po
prostu postanowi�em zrobi� co�
niezwyk�ego, �eby wszyscy tutaj wytrzeszczyli oczy. Postanowi�em ich zaskoczy�. Ju�
dawno mnie to korci�o.
Zaskoczy� ludzi czym� niezwyk�ym.
Niestety nie mia�em okazji... no i nie mia�em odwagi, ale teraz... Teraz wiedzia�em
ju�, �e to zrobi�.
Spojrza�em na Szufl�. Ko�czy�a w�a�nie rozbieranie �ci�gaj�c z szyi lornetk�. W tym
momencie na korytarz
wpad� Fetyszysta wymachuj�c
zwyci�sko wielkimi girlandami niebieskich i r�owych bilet�w. Wpad� i zastyg�
nieruchomo na widok tragicznej
pozy Szufli.
� Co pani robi?! � wykrzykn��.
� Pani Maria si� po�wi�ca � odpar�a Okulla.
� Co takiego?!
� Pani Maria po�wi�ca si� dla m�odzie�y i niech pan nie broni jej przed tym
po�wi�ceniem! Zgodnie z
harmonogramem wypad� jej dzisiaj dy�ur
w �wietlicy.
� Nie, pani dyrektor musi j� zwolni�... Czy pani dyrektor wie, jaki jest stan
psychiczny pani Marii?! �
wybuchn�� Fetyszysta. � Pani Maria
potrzebuje silnych wstrz�s�w ludycznych, �e tak powiem.
� Ludowych?
� Ludycznych. To stanowcze zalecenie lekarza. Cyrk w jej stanie psychicznym jest
najlepszym remedium! Czy
naprawd� nikt nie potrafi jej
zast�pi�?
� Ja potrafi� � odpowiedzia�em g�o�no w�r�d zupe�nej ciszy.
Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Wszyscy: Szufla, Fetyszysta, wo�na Zrywna,
pan Osta�ko, wszystkie
dziewczyny i ch�opcy, nawet Beata.
A najbardziej zaskoczy�em Okull�. To by�a du�a satysfakcja. S�owo daj�, nawet nie
przypuszcza�em, �e to
b�dzie a� taka du�a satysfakcja.
ROZDZIA� XIV
JAK WZBUDZI�EM DRESZCZ GOGICZNY
Wiadomo, �e nawet podczas lekcji najostrzejszych gog�w, nawet podczas najgorszych
klas�wek cisza w szkole
nie jest zupe�na, zawsze s�ycha�
jakie� szmery, szelesty i szurania, skrzypienie krzese�, chrz�kanie, ocieranie
nos�w, nerwowy kaszel.
Dlatego nag�a i zupe�na cisza, jaka zapanowa�a po moim wyst�pieniu, wywabi�a z
pokoju nauczycielskiego
reszt� belfr�w. Wyszli na korytarz
zaniepokojeni i patrzyli dooko�a oszo�omieni z niemym pytaniem na ustach. Pierwsza
otrz�sn�a si� z szoku
Okulla, daj�c raz jeszcze dow�d
sprawno�ci swych w�adz umys�owych.
� B�aze�stwa ucznia �abnego s� dzi� wyj�tkowo nie na miejscu � powiedzia�a mierz�c
mnie surowym
spojrzeniem.
W gronie gogicznym dopiero teraz rozleg�y si� podekscytowane szepty. Zapewne w
wyniku tych szept�w
Fetyszysta o�mieli� si� zabra� g�os.
� Przepraszam, dlaczego uwa�a pani o�wiadczenie �abnego za b�aze�stwo?
� Bo go znam, panie kolego. A c� to mo�e by�, jak nie b�aze�stwo?
Fetyszysta chrz�kn��.
� To fakt, �e ucze� �abny da� si� pozna� jako b�azen, jednak�e pozwol� sobie
zwr�ci� uwag�, �e nawet u
b�azn�w zdarzaj� si� czasem odezwania
sensowne i propozycje powa�ne, a pod czapk� b�aze�stwa jak�e cz�sto kryje si�
m�dro��. Kolega Ciemi�ny
mo�e przytoczy� przyk�ady historyczne.
Czy� nie tak, kolego Ciemi�ny?
� W�a�nie! � o�ywi� si� nagle historyk, pan Ciemi�ny. � Pani dyrektor wspomni
Sta�czyka, b�azna kr�la
Zygmunta.
� Ale� kolego! � Okulla spojrza�a z nagan� na Ciemi�nego. � Nie chce nam pan chyba
wm�wi�, �e ucze�
�abny jest Sta�czykiem?!
� Ja... ja tylko og�lnie na temat b�azn�w � sp�oszy� si� historyk i wycofa� do
drugiego rz�du mniej wa�nych
gog�w.
� By� mo�e kr�la Zygmunta sta� by�o na s�uchanie b�azna � nas nie sta�.
� Nas nie sta� � podchwyci� przytomnie polonista, pan Rubaszko.
� My mamy napi�te programy.
� Plany i harmonogramy � rzek� zimno Gepard.
� Ale�, drodzy pa�stwo � w��czy� si� matematyk, pan Podlecki. � Pozwol� sobie
zauwa�y�, �e dyskusja na
temat przydatno�ci b�aze�stwa
jest bezprzedmiotowa, poniewa� bynajmniej nie udowodnili�my, �e w s�owach ucznia
�abnego zawarte jest
b�aze�stwo!
� Jak to nie udowodnili�my? Chyba wszyscy si� zgodzili, �e ucze� �abny b�aznowa� �
rzek� zaskoczony pan
Rubaszko.
� Ja si� nie zgodzi�em � przypomnia� Fetyszysta i mrugn�� czarnym okiem do Szufli.
� Ani ja! � pisn�a pos�usznie Szufla.
� Ani ja � doda� matematyk. � Zawsze protestowa�em i b�d� protestowa� przeciw
arbitralnym s�dom
woluntarystycznym oraz przeciw osobom
p�aszcz�cym si� pod n�dznym p�aszczykiem humanizmu!
� Co takiego?! � pana Rubaszk� zatka�o z oburzenia. � Ja?! Ja si� p�aszcz� pod
p�aszczykiem?
� Pan si� p�aszczy! Dawno to chcia�em panu powiedzie� � sapa� matematyk.
� Koledzy, tak nie mo�na! M�odzie� s�ucha! � za�ama�a r�ce Okulla. � Ani czas, ani
miejsce na podobne
dyskusje. I czy w og�le warto?!
� Na g�oszenie prawdy zawsze jest w�a�ciwy czas i miejsce! � rzek� uroczy�cie
matematyk. � A prawda
brzmi tak: pan kolega Rubaszko narzuca
nam swoje nie udowodnione s�dy!
� Przeprowadzanie �cis�ego dowodu w sprawach tego typu to przesada matematyczna! �
zagrzmia� pan
Rubaszko.
� Przesada?! To podstawa!
� Formalistyczna groteska! My, humani�ci, kierujemy si� po prostu znajomo�ci�
ucznia, do�wiadczeniem,
wiedz� o cz�owieku... Osobi�cie
ceni� tak�e niezawodn� intuicj� pani dyrektor � Rubaszko przes�a� promienny u�miech
Okulli.
� I dlatego pope�niacie tyle b��d�w! � za�mia� si� szyderczo matematyk.
� My? Nigdy, gdy kierujemy si� tym, co podpowiada nam g�os wewn�trzny.
� G�os wewn�trzny?! Cha, cha, cha!
� G�os wewn�trzny i talent � rzek� z godno�ci� pan Rubaszko. � Praca nad m�odzie��
jest sztuk�.
Matematyka nie ma tu nic do powiedzenia! Ja
wiem, ja to czuj� tu! � wskaza� na serce gestem poety z pomnika. � Czucie i wiara
silniej m�wi� do mnie ni�
pa�skie szkie�ko i oko!
� Moje szkie�ko? Jakie szkie�ko?! � zdenerwowa� si� matematyk.
� Pan ma podstawowe luki w wykszta�ceniu humanistycznym! � szydzi� Rubaszko. � Pan
nie umie operowa�
podstawowymi narz�dziami pedagogicznymi.
Tu zawodzi pa�ska arytmetyka i algebra, tu nawet zawodzi rachunek ca�kowy i
r�niczkowy! Nic si� nie
sprawdza! Pan nie wykona poprawnie
ani jednego dzia�ania!
� Ja wypraszam sobie! Ja protestuj� w imieniu rozumu!
� Udowodni� panu nico�� matematyki i jej praw, gdy w gr� wchodzi m�odzie�!
� Pan mi nie udowodni!
� Przyjmuje pan wyzwanie? Prosz� bardzo! Niech pan mi powie; ucze� �abny plus ucze�
Ciesielski plus ucze�
Kocemba, co to daje w sumie?
� Trzech uczni�w oczywi�cie! � wypali� Podlecki.
� Trzech uczni�w! P�kn� ze �miechu! Ot� to, ot� to! Drogi kolego, ka�dy prawdziwy
pedagog panu powie,
�e taki typ jak �abny plus taki typ jak Ciesielski
i taki jak Kocemba to daje w sumie kr�tkie spi�cie, awari� pedagogiczn� i
bezsenno�� przez trzy dni! Tu si�
warto�� ucznia zmienia w zale�no�ci
od powi�za�, niczym w alchemicznej retorcie... Na przyk�ad jeden M�cki to jest p�
cz�owieka, prawie zero. Ale
dwu M�ckich to ju� dwu do pot�gi,
a jeszcze jeden to ju� pot�ga czwarta i dochodzimy wkr�tce do dziesi�tych pot�g! To
jest fenomen energii
biologicznej. Pan wie, jak si� kumuluje
i mno�y energia biologiczna u tych �obuz�w?! Zreszt� nie tylko u nich. Zdarzaj� si�
szlachetne jednostki, kt�re
starcz� za setki i tysi�ce. Adam
Mickiewicz oceni� siebie skromnie na milion. �Nazywam si� milion, bo...� i tak
dalej.
� To s� n�dzne sztuczki akrobatyczne. Nie b�d� dyskutowa� z kim�, kto operuje
poj�ciami niewymiernymi, a
nawet nieokre�lonymi, nadaj�c
im dowoln� tre��, to obra�a mnie jako cz�owieka nauki. Pan jest zaledwie �onglerem
s��w! Drugorz�dnym
iluzjonist�!
� Pan za to jest nieszcz�snym linoskoczkiem, pr�buje pan chodzi� na linie logiki
matematycznej, tylko, �e ona
ma pi�� metr�w i prowadzi
donik�d. Na ko�cu zawsze trzeba zlecie�, panie szanowny, i pot�uc si�, jak si� nie
ma skrzyde�
humanistycznych, ani nawet skrzyde�ek jak
pan!
� Co? Ja nie mam skrzyde�ek?!
� Pan nie jest nawet pingwinem! Pan jest nielotem kiwi!
� Ja, nielotem kiwi!... � zblad� matematyk.
Obaj adwersarze podniecali si� coraz bardziej niezdrowo. M�odzie� ch�on�a �apczywie
ka�de ich s�owo jak
zakazany owoc. Bo te� wybitnie
smakowity i soczysty to by� owoc. Zaiste, m�odzie� rzadko mo�e uczestniczy� w tak
zasadniczych i
rozszerzaj�cych horyzonty my�lowe dyskusjach,
prowadzonych na tak wysokim poziomie przez tak wybitne, rozgrzane �wi�tym ogniem
indywidualno�ci.
Co do mnie, by�em mimo wszystko powa�nie zaniepokojony. Jestem cz�owiekiem
praktycznym i zawsze boj�
si� konsekwencji. Doprawdy, wcale
nie chcia�em, by moje niezwyk�e o�wiadczenie spowodowa�o roz�am w tak jednorodnym
dot�d i
zdyscyplinowanym ciele, a do�wiadczenie
nauczy�o mnie, �e i tak w ko�cu wszystko si� skrupi na nas, uczniach. Zastanawia�em
si� w�a�nie, co
powinienem zrobi�, gdy nagle sta�a si� rzecz
zgo�a niespodziewana. Przez zwarte szeregi gapi�w przedar�a si� Beata i stan�a
przed Okull� zaczerwieniona,
najwidoczniej walcz�c z olbrzymi�
trem� jak aktor przed pierwszym wyst�pem.
� Pani dyrektor � wyj�ka�a. � Czy mog� co� powiedzie�?
� M�w!
� Tomek �abny nie b�aznowa�.
� Co?!
� Tomek �abny nie b�aznowa� � powt�rzy�a ju� niemal ca�kiem opanowanym g�osem. � On
m�wi�
powa�nie, pani dyrektor!
� Nie interesuje mnie twoja opinia.
Beata, upokorzona, przygryz�a wargi. My�la�em, �e si� wycofa, ale ona opanowa�a
zmieszanie i powiedzia�a:
� Musi mi pani uwierzy�... ja... ja znam Tomka i...
� Prosz�, prosz�... � Okulla unios�a brwi do g�ry i wyd�u�y�a twarz a� �do oporu�
(jak ona to robi?). � Tego
si� doprawdy nie spodziewa�am. Dziewczynka
z tak� dobr� opini�, jak ty. Lecz, jak widz�, �abny nie pr�nowa� i poczyni� ju�
wi�ksze podboje...
Przez audytorium przebieg�a fala �miechu. Zadowolona Okulla ci�gn�a dalej:
� A wi�c �abny znalaz� w tobie sprzymierze�ca. Naprawd� zaskakujesz mnie, moja
droga. Czy dawno go
znasz?
� W�a�ciwie... w�a�ciwie to dopiero od dzisiaj, ale...
� Znakomicie! A wi�c podb�j by� nie tylko skuteczny, ale i b�yskawiczny. Mog�aby�
uczesa� si� na to konto.
Oczu ci nie wida� spod tej szopy!
Tym razem �miech gruchn�� ju� jak lawina. Patrzy�em z nienawi�ci� na te rechocz�ce
g�by. Nigdy im nie daruj�
tego rechotu! N�dznicy! Czy nie
rozumiej�, �e �miej�c si� teraz, staj� po stronie Okulli, �e depcz� podstawowe
zasady kole�e�stwa?!
Oto z kim ja musz� �y� w jednej klasie, prosz� bardzo! Ale przynajmniej wysz�o
szyd�o z worka. Teraz ju� nie
b�d� mia� �adnych w�tpliwo�ci,
jacy oni s� naprawd�. Dowiedzia�em si�. I dowiedzia�em si� tak�e, jaka jest Beata.
To niezwyk�e, jak ludzie
r�nie reaguj�. Inna dziewczyna
s�ysz�c taki, powiedzmy sobie szczerze, generalny �miech, spiek�aby raka i
chcia�aby czmychn��, gdzie pieprz
ro�nie, a Beata nic... Nawet nie
drgn�a jej powieka. Zupe�nie jakby ten �miech wyzwoli� w niej jakie� nieznane si�y.
Odczeka�a chwil�, a�
publiczno�� si� uciszy, spokojnym
ruchem odgarn�a z czo�a �okropne� w�osy i patrz�c Okulli prosto w oczy, nie j�kaj�c
si� i nie czerwieni�c,
powiedzia�a opanowanym, d�wi�cznym
jak metal g�osem:
� Przepraszam, pani dyrektor, ale czy mimo moich okropnych w�os�w nie mogliby�my
wr�ci� do tematu, to
znaczy do dy�uru w �wietlicy? Zdaje
si�, �e przede wszystkim chodzi�o o ten dy�ur. Ot� mam pewn� propozycj�.
Olimpijski spok�j Beaty i jej rzeczowy ton sprawi�y, �e gwar na korytarzu umilk�
prawie zupe�nie. Wszyscy
ucichli i czekali z zainteresowaniem,
co zaproponuje Beata i jak przyjmie jej �mia�e odezwanie si� Okulla. Okulla by�a
wyra�nie zaskoczona.
Zmarszczy�a brwi, wida� by�o, �e nie
podoba si� jej to, co m�wi Beata, ale nic nie powiedzia�a. Tymczasem Beata ci�gn�a
spokojnie dalej:
� Moja propozycja jest taka: dzie�mi w �wietlicy zaopiekuj� si� ja!
� Ty?! � Okulla znieruchomia�a z wra�enia.
� Skoro pani dyrektor nie ma zaufania do Tomka �abnego...
� Tego nie powiedzia�am � przerwa�a po�piesznie Okulla. � By�am tylko pewna, �e
�artuje, ale skoro m�wi
powa�nie, to... to... � Okulla zawaha�a
si� � to zmienia posta� rzeczy � doko�czy�a raczej ogl�dnie.
� Powiedz jeszcze raz, ch�opcze, czy �artowa�e� � zwr�ci� si� do mnie Fetyszysta.
� Nie �artowa�em, prosz� pana � odpowiedzia�em.
� A zatem sprawa by�aby prosta, gdyby... � Fetyszysta zaj�kn�� si� na moment �
gdyby nie problem, czy
mo�na zostawi� �wietlic� z �abnym.
� Zostawi� �wietlic� z �abnym?! � powt�rzy� matematyk Podlecki, a ja z przykro�ci�
stwierdzi�em, �e co� w
rodzaju dreszczu wstrz�sn�o
jego w�t�ym cia�em.
� To jednak by�oby zbyt ryzykowne � wzdrygn�� si� pan Rubaszko.
� Powiedzia�abym: przedwczesne � u�miechn�a si� bole�nie Szufla. � Tomek mo�e mie�
najlepsze intencje,
ale jest jeszcze... � Szufla urwa�a
i chrz�kn�a dwuznacznie, je�li tak mo�na powiedzie�.
� Jest jeszcze niedojrza�y � doko�czy� historyk, pan Ciemi�ny.
� Niedojrza�y? � skrzywi� si� Fetyszysta. � Ho, ho, zale�y do czego! Moim zdaniem
sprawa polega na tym,
�e on jest nieodpowiedzialny.
� Uj��bym to inaczej: �abny ma pomys�y � rzek� pan Rubaszko i wzdrygn�� si�
powt�rnie. � Ot� to, prosz�
pa�stwa, boj� si� uczni�w, kt�rzy maj�
pomys�y! S�, �e tak powiem, nie...
� Nieobliczalni � podpowiedzia� Gepard.
� Nieobliczalni i, �e tak powiem, niepoczytalni. Nieustawialni. Niesprawdzalni.
� Pedagogicznie nierozgryzalni � rzek� matematyk k�api�c szcz�k�.
� Powiedzia�bym: niejadalni � zgrzytn�� z�bami pan Rubaszko.
� Nie ma do nich doj�cia, s� nieprzenikalni.
� Nieprzenikalni i nieotwieralni.
Patrzy�em przygn�biony. Nie, to nie by�o z�udzenie. Dreszcz wstrz�sa� cia�em
pedagogicznym bez wyj�tku. Nikt
nie chcia� bra� mnie na swoje
sumienie. Okulla u�miechn�a si� zadowolona.
� A wi�c nie myli�a mnie moja intuicja pedagogiczna, kiedy czu�am okre�lony
niepok�j w zwi�zku z
propozycj� �abnego � powiedzia�a.
� Pani dyrektor ma zawsze niezawodn� intuicj� � po�pieszy� z zapewnieniem pan
Rubaszko.
� Intuicja pedagogiczna jest najwa�niejsza � o�wiadczy�a Okulla.
� Niew�tpliwie, pani dyrektor.
� �abny zawsze budzi� we mnie niepok�j. To tak, jakbym sz�a myln� �cie�k� w
d�ungli, a w g�stwinie czai� si�
tygrys... Pan zna ten dreszcz...
� Wszyscy do�wiadczyli�my tego dreszczu, pani dyrektor.
� Przy ch�opcach, takich jak �abny, nie spos�b tego unikn��.
� Na szcz�cie zg�osi�a si� tak�e Beata Becka � przypomnia� przytomnie Fetyszysta. �
S�dz�, �e co do Beaty
nie mamy �adnych zastrze�e�. Ona
nie budzi dreszczu, to znaczy, na razie nie.
� Nie tylko nie mamy zastrze�e�, ale przeciwnie, wszyscy kochamy nasz� Beatk� �
u�miechn�a si� czule
Szufla.
� Tak, to solidna uczennica.
� Bardzo dobre dziecko.
� J� mo�na zostawi� ze spokojnym sumieniem.
� Tylko czy da rad� z tymi dzieciakami? Tam jest paru rozwydrzonych smarkaczy. Ten
�widzik na przyk�ad
stale nosi przy sobie robaki i wypuszcza...
� zauwa�y�a Kocia z du�ym obrzydzeniem na szlachetnej twarzy.
� Dlatego najlepiej b�dzie, jak zostawimy Beat� przy �abnym... � zacz�� pan
Podlecki.
� Powiedzia�bym raczej: �abnego przy Beacie � sprostowa� Fetyszysta.
� Po prostu niech zostan� oboje � rzek�a z u�miechem Szufla.
� Oboje? � Okulla zmarszczy�a brwi. � �abny i Becka? � na jej twarzy pojawi� si�
wyraz tak g��bokiego
niesmaku, �e a� mnie samemu zrobi�o si�
md�o. Okulla ma twarz nieapetyczn�, podobn� do nie�wie�ej, �le wypieczonej bu�y, a
gdy jeszcze na tej
nieapetycznej twarzy pojawi si� wyraz
obrzydzenia, to ju� doprawdy trudno znie��. Tote� zdecydowa�em da� za wygran� i
wycofa� si� czym pr�dzej z
tego przykrego forum, na kt�rym
tak obcesowo potraktowano moj� szlachetn� propozycj� i wyra�ono mi niedwuznacznie
wotum nieufno�ci.
Ledwie jednak zrobi�em krok
w bok, poczu�em, �e przytrzyma�a mnie za rami� czyja� mocna, ko�cista r�ka.
Obr�ci�em si� zaskoczony. To
Szufla. Jej bure oczy tym razem
patrzy�y na mnie przyja�nie.
� Nie r�b tego � szepn�a. � Wytrzymaj. To twoja du�a szansa. Zosta� i poka�, co
umiesz.
Wi�c zosta�em. A Szufla g�o�no zapyta�a:
� Chyba pani dyrektor nie ma zastrze�e� do nich? Pani dyrektor si� nie boi?
� Owszem, boj� si� � odrzek�a zimno Okulla. � Boj� si�, �e b�d� si� bardziej
zajmowali sob� ni� dzie�mi!
Zapanowa�a nieprzyjemna cisza. Beata i ja wymienili�my znacz�ce spojrzenia. Tak, to
ju� mo�e si� znudzi�. Czy
z�o�liwo�ci Okulli nie sko�cz�
si� nigdy?
Nagle rozleg� si� �miech pana Rubaszki.
� Bardziej sob� ni� dzie�mi! A to dobre! Pani dyrektor ma zawsze ci�ty dowcip!
Naprawd� doskona�y �art!
Doskona�y �art!
Poczu�em wdzi�czno�� do pana Rubaszki. Mo�na mu wiele zarzuci�, ale ma doskona�e
wyczucie sytuacji i
szybki refleks. To by�o zr�czne posuni�cie
� obr�ci� wszystko w �art.
Cia�o gogiczne od razu to podchwyci�o i wszyscy roze�miali si� g�o�no, cho� mo�e
niezupe�nie szczerze.
� Brawo, pani dyrektor!
A Okulli w tym stanie rzeczy nie pozosta�o ju� nic innego, jak tylko u�miechn�� si�
kwa�no i zrobi� dobr� min�
do raczej niedobrej gry.
� Mam nadziej�, �e zachowacie si� powa�nie i staniecie na wysoko�ci zadania �
powiedzia�a do nas. �
Zreszt� b�d� mie� na was ca�y czas oko!
� wpatrzy�a si� w nas przykrym, nieruchomym wzrokiem kobry.
� Oko? Jak to, pani dyrektor?! � wykrzykn�a zdziwiona Szufla. � Czy to znaczy, �e
pani dyrektor nie idzie z
nami do cyrku?
� Oczywi�cie, �e nie � odpar�a z akcentem wzgardy Okulla. � Nie id� i nie mia�am
nigdy zamiaru. Pani zna
dobrze moj� opini� o tego rodzaju rozrywkach.
Inna rzecz, �e mam mas� pracy w gabinecie.
Jak mo�na by�o przypuszcza�, o�wiadczenie to nauczyciele przyj�li z uczuciem
g��bokiej ulgi. Z pewno�ci� cyrk
w towarzystwie Okulli du�o
straci�by ze swego uroku. Natomiast my, ja i Beata, zwiesili�my nosy na kwint�. By�
w �wietlicy pod kontrol�
Okulli to z pewno�ci� �rednia
przyjemno��, a w dodatku ustawiczne poczucie zagro�enia. Pr�no si� �udzi�, by�my w
jej opinii �stan�li na
wysoko�ci zadania�. Ale nie
by�o ju� odwrotu.
� Chod�my � powiedzia�a Beata. � Zanim Okulla zacznie si� wtr�ca�, musimy zapanowa�
nad sytuacj�. Ci
smarkacze na pewno ju� rozrabiaj�.
Rzeczywisto�� by�a gorsza, ni� przypuszcza�em. Roze�leni, �e nie zabrano ich do
cyrku, smarkacze urz�dzili
sobie cyrk w �wietlicy. Po�owa
udawa�a akrobat�w, a po�owa dzikie zwierz�ta. Akrobaci pr�bowali zbudowa�
czteropi�trow� piramid� z
�ywych cia�. W�a�nie kiedy wchodzili�my,
piramida zawali�a si�, a jakie� rozwydrzone dziewuszysko, kt�re stanowi�o
zwie�czenie owej nieszcz�snej
piramidy, wyl�dowa�o mi na
g�owie. Oczywi�cie przewr�ci�em si� razem z nim, wzbudzi�em weso�o�� mikrus�w i od
razu straci�em ca�y
autorytet. Straci�em do tego
stopnia, �e od razu zosta�em zaatakowany przez dzikie zwierz�ta. Z okrzykiem:
�Po�re� �ab� na
podwieczorek!� mikrusy otoczy�y mnie ze wszystkich
stron i zacz�y szarpa� bezczelnie. Wygl�dali okropnie. Niekt�rzy mieli maski
zwierz�t na twarzach, inni
pomalowali sobie czo�a i policzki
w pr�gi albo w c�tki. Wszyscy mieli na palcach d�ugie, sztuczne pazury.
� Dosy�! � krzykn��em. � S�yszeli�cie, co powiedzia�em?! Na dzisiaj dosy�! Bo
porozstawiam po k�tach!
� Dopiero zacz�li�my � b�kn�� szczerbaty wisus, kt�ry pomalowa� sobie twarz na ��to
z czarnymi pr�gami i
udawa� tygrysa. � Huzia na �ab�!
Zaatakowali mnie powt�rnie, nic sobie nie robi�c z mojego rozkazu. �eby odzyska�
autorytet, z�apa�em tego
szczerbatego wisusa, unios�em
go wysoko do g�ry jak pajaca i posadzi�em na szafie.
� Daj spok�j! � powiedzia�a Beata. � Czemu im psujesz zabaw�?
� To jest zabawa? � sapa�em.
� Bawi� si� w zwierz�ta.
� Chyba przesadzili nieco w tej zwierz�co�ci.
� Och, powiniene� zrozumie�. Brak im ruchu i w og�le si� nudz�, jakby� musia�
czeka� tyle godzin w jednej
sali...
� Niech graj� w warcaby i czytaj� ksi��ki.
� Ksi��ki to tylko Marysia czyta � o�wiadczy� ten, kt�rego posadzi�em na szafie. �
My wolimy si� bawi� w
cyrk!
� I w tresur� zwierz�t! I w akrobat�w � posypa�y si� g�osy.
� On zawsze jest ma�p� � szczerbaty wskaza� na wymoczka o odstaj�cych uszach.
� Czy nie mo�ecie si� bawi� w co innego?
� Zawsze si� w to bawimy.
� To jest najlepsza zabawa.
� Przestraszyli�my raz Szufl� � pochwalili si�.
� No, tak, teraz zaczynam rozumie�, dlaczego Szufla broni si� r�kami i nogami przed
dy�urem w �wietlicy i
dlaczego tak si� wzdryga! To bardzo
g�o�na zabawa, co? � mrugn��em okiem porozumiewawczo.
� No, pewnie! Zwierz�ta wydaj� g�osy. Nie mo�na inaczej.
� Jasne � powiedzia�em. � Ale teraz b�d�cie cicho. Okulla jest na pods�uchu. Jak
nie b�dziecie cicho, to
szkoda m�wi� o jutrzejszym cyrku.
Okulla was nie zabierze.
Przestraszeni Okull� malcy uspokoili si� nieco.
� No, �adnie � powiedzia�em � a teraz zdejmijcie pazury i maski!
Zacz�li �ci�ga� niech�tnie. Przygl�da�em si� ciekawie tym rekwizytom.
� Sk�d macie te rzeczy? � zapyta�em.
� To s� kostiumy z bajki o kr�lu zwierz�t � powiedzia� ten, kt�rego posadzi�em na
szafie.
� Ale sk�d je wytrzasn�li�cie?
� Tu jest magazyn k�ka teatralnego, tam, w tym pokoju za �wietlic�.
� Nie zamkni�ty?
Odpowiedzia�o mi milczenie.
� Jak tam weszli�cie? � zapyta�em ostro.
� Jak mnie zsadzisz, to ci powiem � wysepleni� ten szczerbaty z wysokiej szafy. �
Jak mnie zsadzisz i
przyrzekniesz, �e Okulla si� nie dowie.
� Dobra � powiedzia�em i zsadzi�em go z szafy.
� On ma cudowny klucz, kt�ry otwiera wszystkie drzwi � o�wiadczy�y dzieci.
� Naprawd� wszystkie? � zadrwi�em.
� No, nie wiem, czy wszystkie � odpar� rzeczowo szczerbaty � ale na pewno otwiera
te drzwi i drzwi do
pracowni fotograficznej tatusia. A tak�e
do spi�arni w sto��wce szkolnej. Zachodzimy tam czasem zje�� sobie co� i popi�. A
mo�e p�jdziemy tam teraz?
Przynie�li �wie�e kefiry. Napi�by�
si�? � zaproponowa�.
� Dosy� tego � zdenerwowa�em si�. � Bierzcie te kostiumy. Idziemy odnie�� je do
magazynu �
zakomenderowa�em. � Ka�dy odnosi swoje.
Niezwyk�e wra�enie robi taki magazyn teatralny. Na �cianie stare afisze i plansze,
szafy pe�ne kolorowych
kostium�w, a w ka�dym k�cie mn�stwo
upchanych dekoracji, wielkie p�yty dykty z namalowanym krajobrazem, z ulic�, z
domkami, palmy z tektury i
zielonych papier�w. Oczywi�cie
najwi�cej miejsca zajmowa�y dekoracje do ostatniego przedstawienia, to znaczy do
inscenizacji bajki o �pi�cej
kr�lewnie. Uwag� zwraca�a
zw�aszcza gromadka krasnoludk�w skupionych wok� szklanej trumny, w kt�rej le�a�a
�pi�ca Kr�lewna w
bia�ej koronkowej sukience z wielk�
kokard� w z�otych w�osach.
� Fajna, co? � zapyta� mnie szczerbaty. � Zupe�nie jak �ywa!
� Sk�d wzi�li tyle manekin�w? � zapyta�em zaciekawiony.
� Nie wiem. Widzia�em, jak przywie�li na ci�ar�wce � powiedzia� szczerbaty. � By�y
zupe�nie go�e.
� To s� manekiny dzieci�ce, wypo�yczone z Domu Towarowego �Ja� i Ma�gosia� �
powiedzia�a Beata. �
Pan Ciesielski nam po�yczy�. On jest
szefem reklamy w �Jasiu i Ma�gosi� i wypo�yczy� nam do przedstawienia. Ale
dziewczynki z k�ka teatralnego
same musia�y uszy� ubranka dla
krasnoludk�w i str�j dla �pi�cej Kr�lewny.
� Ty te� szy�a�? � zainteresowa�a si� Marysia.
� Tylko czerwone kapturki dla krasnali � odpar�a Beata. � Ale moj� specjalno�ci� s�
maski.
� Wiem, widzia�am, jak rozdawa�a� dziewczynkom na zabawie. Och, Beata, tak bardzo
chcia�abym wyst�pi� na
przedstawieniu, ale powiedzieli,
�e z trzeciej klasy nie przyjmuj�.
� Nieprawda � odrzek�a Beata. � Ma�e dziewczynki te� przyjmuj�, bo s� potrzebne do
r�nych r�l. Zg�o� si�
do nas jutro po lekcjach, a ja ci� im
przedstawi�.
� Och, Beata, jeste� cudowna!
� Dosy� ju� tej rozmowy � powiedzia�em. � Wy�a�cie st�d, bo zamykamy. Ty,
szczerbaty, dawaj klucz.
� Nazywam, si� Jacek � warkn�� szczerbaty.
� Dobra, dobra, a teraz dawaj klucz! Zamykamy.
Jacek zacz�� wywraca� kieszenie.
� Gdzie� mi zgin�� � oznajmi� z g�upi� min�. � Pewnie jak bawi�em si� w tygrysa.
� �adne rzeczy � mrukn��em. � No i co teraz b�dzie?
� Nic nie b�dzie � Jacek nie traci� fasonu. � Znajd�. Pewnie mi wypad�, jak mnie
wsadza�e� na szaf�. To
twoja wina.
Pomy�la�em, �e jak nie znajdzie, trzeba b�dzie powiedzie� wo�nej Zrywnej, �eby
zamkn�a swoim kluczem. No
tak, ale wo�na Zrywna posz�a do cyrku,
a klucze na pewno zosta�y w kancelarii. Nale�a�oby wobec tego powiedzie� Okulli.
Skrzywi�em si�. To raczej
nie wchodzi w rachub�. Okulla
od razu zrobi dochodzenie, �eby si� dowiedzie�, kto otworzy� magazyn, i b�dzie ca�a
heca. Do licha,
niepotrzebnie przejmuj� si� tym g�upim
magazynem. Na pewno nic nie zginie, je�li dot�d nic nie zgin�o.
Zaaferowany i nieco zdenerwowany wr�ci�em do �wietlicy.
� A teraz ma by� cisza � powiedzia�em. � Wszyscy siadaj� przy stolikach i czytaj�.
� Uuuuu � przerwa�o mi �a�osne buczenie malc�w. Wyra�ali w ten spos�b sw�j zaw�d.
� Kto nie chce czyta�, mo�e si� zaj�� jak�� cich�, �adn� gr�, na przyk�ad
warcabami, albo bawi� si�, byle
spokojnie, powtarzam!
Po tym o�wiadczeniu uspokoi�o si� troch�, wi�c zacz��em rozmawia� z Beat� o r�nych
sprawach szkolnych i
harcerskich. Dyskutowali�my
p�g�osem, jak sobie wyobra�amy idealny zast�p, ale, je�li o mnie chodzi, to
naprawd� nie my�la�em w tym
momencie o zast�pie, naprawd�
to my�la�em o Beacie. Wpatrywa�em si� w jej szare oczy i by�em przekonany, �e szary
kolor jest najpi�kniejszy
na �wiecie. A potem pomy�la�em,
�e Beata to dziewczyna du�ej klasy. Chyba takiej jeszcze nie spotka�em nigdy w
�yciu. Chcia�em jej to
powiedzie� i jak bardzo mi si� podoba,
ale nie mia�em odwagi. Ba�em si�, �e mnie wy�mieje albo obr�ci wszystko w �art. W
naszej szkole nie
przechodz� takie rzeczy. O tym, kto si� komu
podoba, tylko dziewczyny szepcz� sobie na uszy i chichocz� po k�tach, a ju�
prawdziwe nieszcz�cie, je�li w
tych chichotach padnie twoje
nazwisko, stajesz si� z miejsca �erem okrutnej plotki i po�miewiskiem w ca�ej
szkole. Wi�c wpatrywa�em si�
tylko w szare oczy Beaty i my�la�em,
czy nadejdzie kiedy� taki dzie�, �e b�d� m�g� krzycze� g�o�no na skrzy�owaniach
ulic, �e szary kolor jest
najpi�kniejszy na �wiecie. A na
razie... Na razie mo�na pomarzy�, �e Beata czuje to samo, co ja. Tylko pomarzy�.
M�wi� nie wolno. Dopiero
wtedy, kiedy mi sama u�atwi. Wystarczy,
jak odczytam z jej oczu, �e co� znacz� dla niej. Gdybym m�g� zna� jej my�li... Albo
jeszcze lepiej, gdybym
m�g� rz�dzi� jej my�lami, gdyby mi
si� uda�o j� zahipnotyzowa�. Spr�buj� teraz. Jestem skoncentrowany. M�j wzrok z
pewno�ci� ma teraz si��
magiczn�. Spojrza�em wi�c jak
hipnotyzer na Beat� i nagle... sam os�upia�em z wra�enia. Efekt przeszed� moje
naj�mielsze oczekiwania. Beata
zmieni�a si� raptownie
na twarzy, w jej oczach zamigota�o szale�stwo, zerwa�a si� z miejsca i rzuci�a mi
si� na szyj�...
ROZDZIA� XV
�PI�CA KR�LEWNA
W oczach mi zawirowa�o, przez moment straci�em g�ow�. Jak pijany unios�em si� z
krzes�a. Beata wci��
uwieszona by�a na mojej szyi.
� Beata, pa... patrz� na nas... � pr�bowa�em si� wyswobodzi�, ale ona trzyma�a si�
mnie kurczowo jak
kleszcz, wr�cz mnie dusi�a.
� Pu��! � zacharcza�em. � Co ty wyprawiasz?!
� Tam... tam! � wybe�kota�a Beata.
Dopiero teraz zauwa�y�em, �e z ob��dem w oczach patrzy... na pod�og�. Pow�drowa�em
za jej wzrokiem i
zobaczy�em, �e jaki� ob�y, czarny
robak galopuje ko�o naszych n�g i znika pod szaf�.
� To on... to on � be�kota�a Beata. � By� na mnie!
� Co takiego?!
� Strz�sn�am go z nogi. O, patrz, tam drugi... i trzeci!
� Co tu si� wyrabia?! � krzykn��em zdenerwowany.
� Nic, to tylko �widzik puszcza zawodnik�w � odpar� Jacek, nie odrywaj�c si� od
partii warcab�w.
� Zawodnik�w?
� To s� wy�cigi biegaczy! � wyja�ni� tak naturalnym tonem, jakby chodzi�o o bieg
Ireny Szewi�skiej czy
Malinowskiego.
Wida� tego rodzaju zawody by�y zjawiskiem normalnym w �wietlicy. Ze zdumieniem
stwierdzi�em, �e wypadek
Beaty wywo�a� tylko nader mierne
zainteresowanie malc�w. Wi�kszo�� nawet nie obr�ci�a si� w naszym kierunku.
Przypomnia�em sobie, co Kocia
m�wi�a o �widziku. �e te�
nie zrewidowa�em go dok�adnie zaraz po przybyciu do �wietlicy! Przekl�ty smarkacz.
Pop�dzi�em do niego
miotaj�c po drodze kl�twy. Przestraszony
�widzik po�piesznie schowa� r�ce pod stolik i zamruga� d�ugimi rz�sami.
� Ty wstr�tny obrzydliwcze! � potrz�sn��em nim jak n�dznym workiem. � Jak mog�e�
pu�ci� na nas takie
ohydne robaki!
� Przecie� m�wi�e�, �eby ka�dy si� zaj�� jak�� cich� i przyjemn� zabaw�. One s�
ciche.
� Ale to mia�a by� przyjemna zabawa!
� A one nie s� przyjemne? � ura�ony �widzik pakowa� �zawodnik�w� do pude�ka po
herbatnikach.
Zrozumia�em, �e poj�cie przyjemno�ci jest
nader wzgl�dne.
� Pos�uchaj, �widzik, co jest dla ciebie przyjemno�ci�, niekoniecznie mo�e by� dla
Beaty. Musisz si� liczy� z
odczuciami innych ludzi.
Ludzie brzydz� si� robakami.
� To nie s� �adne robaki!
� A co to jest?
� Przecie� widzisz, �e to s� specjalne chrz�szcze.
� Jakie� karaluchy!
� Wcale nie karaluchy, to s� prusaki.
� Niewielka r�nica.
� To nie s� zwyk�e prusaki. One s� tresowane.
� Przesta�! I �eby� wi�cej nie pokazywa� si� z tym robactwem. Czy naprawd� musisz
trzyma� te prusaki?
� Nie ka�dy mo�e mie� s�onia � wymamrota� naburmuszony �widzik.
� Najgorzej b�dzie, jak si� rozejd� po szkole i rozplenia w kuchni albo w sto��wce
� powiedzia�a Beata
patrz�c z obrzydzeniem na �widzika.
� Nie rozejd� si� � zapewni� �widzik. � One s� na smyczach.
� Co?!
� Maj� przywi�zane nitki do prawej nogi tylnej. Ka�da innego koloru. Ja kontroluj�
ich bieg � oznajmi�
�widzik.
� Jako� nie bardzo ci idzie z t� kontrol�, skoro jeden robak wszed� na Beat�. A
mo�e go umy�lnie tam
wpu�ci�e�? Co? � naciera�em gro�nie na
�widzika.
� Nie, sk�d�e znowu! To... to jaki� wyj�tkowy wypadek. Normalnie wszystkie zawsze
biegn� pod szaf�, gdzie
jest meta. Naprawd� nie wiem, dlaczego
Mateusz zboczy� na Beat�.
� Mateusz?
� Tak nazywa si� ten z zielon� nitk�. Normalnie jest zupe�nie zdyscyplinowany. Ale
niepotrzebnie si� go
przestraszy�a�. On by ci nie zrobi�
�adnej krzywdy. One nie gryz� i s� bardzo czyste. Myj� je codziennie w szklance od
z�b�w.
� Dosy� tego! Nie jeste�my ciekawi. I pami�taj, jak jeszcze raz wypu�cisz te
paskudztwa, wygarbuj� ci sk�r�!
� No, dobra... dobra � �widzik niech�tnie schowa� pude�ko z owadami do teczki.
� To wszystko dlatego, �e s� puszczeni na �ywio� � orzek�a Beata. � Nikt si� nimi
nie zajmuje i nie
organizuje im zabaw. Musimy zaj�� ich jak��
nieszkodliw� a po�yteczn� zabaw� rozwijaj�c� refleks i umiej�tno�ci.
� W co si� chcecie bawi�? � zapyta�a g�o�no.
� A w co mo�na?
� We wszystko, byle nie w zwierz�ta i nie w zawody robactwa! � oznajmi�em
zrezygnowany.
� Zabawmy si� w chowanego! � zaproponowa� Jacek.
� A kto si� najlepiej schowa i kogo nie odnajd� albo odnajd� na ko�cu, niech
dostanie nagrod� � rzek�
�widzik.
� Jak� nagrod�? � zapyta�em.
� Mask� czarodziejsk� � odpar�a powa�nie Rysia. � Niech Beata zrobi. Ona robi takie
cudowne maski!
� Zgoda � powiedzia�a Beata. � Ale nie bardzo rozumiem, gdzie tu mo�na si� kry�?
�adnego ciekawego
miejsca.
� Och, s�! � powiedzia� Jacek. � Mo�na pod stolikami i za szafami, i za p�kami, i
za firankami, i za
kotarami, a poza tym mo�na przecie� w
magazynie teatralnym i w tym pokoju, gdzie jest sk�ad makulatury. No i dalej, w
sto��wce, za schodami.
� Nie � powiedzia�em. � Umawiamy si�, �e mo�na si� kry� tylko w tych trzech
pomieszczeniach. Nie wolno
przekracza� linii schod�w. Kto si� schowa
za t� granic�, nie b�dzie brany pod uwag�.
� Niech da fant � powiedzia�a Marysia.
� Tak. Za kar� da fant � zgodzi�em si�. � A teraz jeszcze ma�y drobiazg. Kto b�dzie
szuka�? Niech si� zg�osi
na ochotnika.
Niestety nikt si� nie zg�osi�. Wszyscy chcieli si� kry�, nikt nie chcia� szuka�. W
tej sytuacji zarz�dzili�my z
Beat� losowanie. Los pad�
na �widzika. By� bardzo niezadowolony.
� Ja mog� go zast�pi� � zaofiarowa� si� Jacek. � Ale jak wszystkich odnajd�,
dostan� nagrod�. Tylko ja
dostan� nagrod�. Dasz mi t� mask� �
powiedzia� do Beaty.
� Zgoda � o�wiadczy�em porozumiawszy si� najpierw z Beat�. � Ale �eby nie
przed�u�a� zabawy, b�dziesz
mia� tylko kwadrans na szukanie. Jak
w tym czasie nie znajdziesz wszystkich, no to z nagrody nici.
� Tak jest � szurn�� nogami Jacek.
� Zawi��cie mu oczy i niech stoi w k�cie ty�em do sali, dop�ki si� wszyscy nie
schowamy! � powiedzia�a
Marysia.
� Spokojna g�owa � powiedzia�em i podda�em Jacka koniecznym zabiegom. � Uwaga,
zaczynamy. Zegar
rusza! Macie pi�� minut na krycie. Za pi��
minut wypuszczam Jacka.
Jackowi pi�� minut d�u�y�o si� nies�ychanie, musia�em go dobrze pilnowa�, bo nie
m�g� usta� w k�cie, pr�bowa�
zerka� spod opaski i stale
pyta�, kt�ra godzina. Kiedy go wreszcie pu�ci�em, ruszy� sprawnie jak ogar. Zna�
wida� na pami�� wszystkie
mo�liwe kryj�wki, bo w ci�gu pi�ciu
minut odnalaz� wszystkich schowanych, wszystkich z wyj�tkiem dwojga. Brakowa�o mu
tylko Bartka, tego
chudego wyp�osza z odstaj�cymi uszami,
kt�rego poznali�my podczas przerwy, oraz Marysi. Zacz�� wi�c ponownie penetrowa�
wszystkie zakamarki,
dziury i szpary i po dalszych pi�ciu
minutach radosny wrzask oznajmi� nam niedwuznacznie, �e dokona� pomy�lnego
odkrycia. Wrzask dobiega� z
najdalszego k�ta �wietlicy, tam
gdzie sta�y p�ki z ksi��kami dla najm�odszych. Ruszy�em wraz z Beat� zobaczy�, kogo
odkryto. To by� Bartek.
Jacek wyci�ga� go z wielkim
trudem ze szpary mi�dzy ty�em p�ek a �cian�. Zupe�nie nie wiem, jak wyp�osz zdo�a�
si� tam wcisn�� �
szczelina nie liczy�a na oko wi�cej ni�
dwadzie�cia centymetr�w szeroko�ci. Tote� wydziwiania i krzyku by�o co niemiara,
jak go wyci�gali. Wreszcie
uda�o si�! Wyp�osz zosta�
wydobyty, ale w nader �a�osnym stanie. Ubielony od �ciany, zakurzony, z paj�czynami
we w�osach. Zaraz
wzi�li�my go w obroty. Ja go zacz��em
szczotkowa�, a Beata obiera� z paj�czyn. W�a�nie ko�czyli�my czesanie jego okropnej
czupryny, kiedy nagle
otworzy�y si� drzwi �wietlicy
i na progu stan�a Okulla. Znieruchomia�a z wra�enia. Jej oczy kobry w czerwonych
obw�dkach spocz�y na
mnie nieruchomo. Najpierw na mnie,
a potem na wyp�oszu i na Beacie.
My�la�em, �e teraz przejedzie si� po mnie za te wrzaski i przeprowadzi bli�sze
�ledztwo w sprawie podejrzanego
wygl�du wyp�osza, ale ona
powiedzia�a tylko:
� Ciszej. Bawcie si� ciszej... Je�li mo�ecie � doda�a po chwili i to by�o
najbardziej zdumiewaj�ce.
To powiedziawszy, bezszelestnie jak duch wycofa�a si� ze �wietlicy.
W nast�pnej chwili podbieg� do mnie zadyszany Jacek.
� Nie wiem, co si� sta�o z Marysi� � sapa�. � Nigdzie jej nie ma.
� Jak to nie ma? Po prostu si� dobrze schowa�a, a ty nie mo�esz jej znale��.
� Nie � potrz�sn�� stanowczo g�ow�. � Przeszuka�em wszystkie, dos�ownie wszystkie
skrytki. Ja si� znam na
tym. Przysi�gam ci. Ona znikn�a.
Bez �ladu.
� To znaczy...
� To znaczy, �e zwyczajnie jej nie ma.
Spojrzeli�my jeden na drugiego i z miejsca zdj�y mnie najgorsze przeczucia.
Mimo woli my�li moje pow�drowa�y od razu na ulic�. I zobaczy�em oczyma wyobra�ni
Marysi� przebiegaj�c�
jezdni� mi�dzy rozp�dzonymi samochodami.
Skorzysta�a z okazji, �eby si� wymkn�� ze szko�y i pop�dzi�a... no, oczywi�cie do
cyrku! Uwielbia�a przecie�
przedstawienia i mia�a do�� fantazji,
�eby to zrobi�. Tak, bardzo prawdopodobne, to prawie pewne.
Przykry dreszcz przebieg� mi po ca�ej sk�rze. Poczu�em d�awienie w gardle.
Prze�kn��em �lin� raz i drugi, ale za
trzecim razem dosta�em co�
w rodzaju szcz�ko�cisku. �Typowe objawy nerwicy wegetatywnej� � jakby powiedzia�a
moja mama.
Beata spojrza�a na mnie z trosk� w oczach.
� Czego si� tak denerwujesz? � zapyta�a.
� Ju� mia�em taki wypadek � wybe�kota�em. � Od niego zacz�y si� moje k�opoty. Do
dzi� jeszcze si� z tego
nie wypl�ta�em. To si� wci�� ci�gnie
za mn� � opowiedzia�em jej o zagini�ciu Dobka. � Rozumiesz � zako�czy�em � gdyby mi
si� znowu co�
takiego przydarzy�o, no, to koniec pie�ni!
� Przesta�! Po co od razu my�le� o najgorszym � powiedzia�a Beata. � Rozumiem, jak
si� czujesz... Po
tamtym zosta� ci uraz.. Ale jeszcze za
wcze�nie na zmartwienie.
� Jak to za wcze�nie! Sp�jrz na zegarek. Jest wp� do czwartej! W ka�dej chwili mog�
si� tu zjawi� jej starzy.
Co im powiemy! �e Marysia znikn�a?
A w dodatku mamy pod bokiem Okull�! Naprawd� sk�ra mi cierpnie! � j�kn��em.
Beata popatrzy�a na mnie uwa�nie.
� We� si� w gar��, Tomek � powiedzia�a. � Zaraz przemy�limy na zimno ca�� spraw� i
rzecz musi si�
wyja�ni�.
Z jej szarych oczu promieniowa� spok�j. Spojrza�em na ni� z wdzi�czno�ci�.
Potrzebowa�em teraz spokoju.
� Przede wszystkim musimy sobie postawi� kilka zasadniczych pyta� i spr�bowa�
znale�� odpowiedzi na te
pytania � rzek�a Beata tonem
godnym do�wiadczonego detektywa.
� Szare kom�rki? �elazna logika i dedukcja? � usi�owa�em dowcipkowa�, ale nie
bardzo mi wysz�o.
� Logika nie za�atwi wszystkiego � powiedzia�a Beata. � Raczej znajomo�� ludzi i
rzeczy oraz wyobra�nia.
� Jeste� piekielnie m�dra � powiedzia�em. � Ale czy my znamy tych szczeniak�w?
� No, chyba troch� ju� ich poznali�my. A reszty dowiemy si� w czasie przes�ucha�.
� Chcesz ich przes�ucha�?
� To si� zawsze robi w podobnych wypadkach.
� Niby racja � zgodzi�em si�. � Kogo bierzemy na tapet�?
� Ja bym najpierw przes�ucha�a �widzika � powiedzia�a Beata. � On chodzi do tej
samej klasy co Marysia.
Powinien j� najlepiej zna�.
� Mo�e najpierw jak�� kole�ank� � zaproponowa�em. � Dziewczynki powiedz� chyba
wi�cej na jej temat.
� Ale czy szczerzej? Wiesz, jak to bywa mi�dzy przyjaci�kami � albo przesol�, albo
przes�odz�. Ju� ja wol�
�widzika.
Wzruszy�em ramionami.
� R�b, jak chcesz.
Posadzili�my wi�c �widzika na krze�le po drugiej stronie sto�u i wyja�nili�my mu, o
co chodzi. By� bardzo
przej�ty swoj� rol� i obieca�
odpowiedzie� uczciwie na wszystkie pytania.
� Jak my�lisz, co si� sta�o z Marysi�? � zapyta�em go prosto z mostu, cho�
wiedzia�em, �e nie spodoba si� to
Beacie. Beata wola�aby osacza�
�widzika ostro�nymi pytaniami, ale ja by�em zwolennikiem innych metod, uwa�a�em, �e
takiego ohydnego
typka jak �widzik nale�y atakowa�
wprost, zastrzeli� od razu zasadniczym pytaniem i nie zostawia� mu czasu na
wymy�lenie jakiego� kr�tactwa. A
zreszt�, czy mieli�my czas
na jakie� ogl�dne badanie. Grunt pali� nam si� pod nogami.
� Odpowiadaj szybko, jak ci� pytam! � pop�dzi�em �widzika, widz�c, �e zabiera si�
do my�lenia. � Co si�
sta�o z Marysi�? Wiesz, czy nie wiesz?
� Zamieni�a si� w �wierszczyka � wycedzi� �widzik patrz�c na mnie z�o�liwymi
oczkami.
� Ty wstr�tny gnomie, m�w powa�nie, bo ci� trzepn� w ucho!
� Daj spok�j, Tomek. Nie wrzeszcz tak na niego � wtr�ci�a si� Beata. �
Przestraszysz go i w og�le nic nie
powie. Dlaczego m�wisz, �e Marysia
zamieni�a si� w �wierszczyka? � zwr�ci�a si� do �widzika. � Widzia�e�, jak si�
zamienia�a?
� No, nie, ale ona zawsze si� chcia�a w kogo� zamieni� � powiedzia� �widzik. � A
�wierszcze siedz� w
szparach i trudno je zobaczy�.
� Przecie� widzisz, �e nabija si� z ciebie � zasapa�em. � Kto wie, czy sam nie
dopom�g� jej w ucieczce, a
teraz udaje g�upka.
� W ucieczce?! Jakiej ucieczce? � �widzik poruszy� nerwowo uszami jak kr�lik.
� Tomek przypuszcza, �e Marysia mog�a podczas zabawy wymkn�� si� ze szko�y �
odpowiedzia�a Beata.
� Ona? Wymkn�� si�?! P�kn� ze �miechu! � oznajmi� ponuro �widzik i pogardliwie
wyd�� usta. � Ona nigdy
nie zrobi�aby czego� takiego.
� Dlaczego?
� Bo to chodz�ca pi�tka z plusem.
� Pi�tka z plusem?
� Ze sprawowania. Ona by�a pos�uszna. Nigdy nie robi�a tego, co nie wolno. Wola�aby
da� sobie uci�� warkocz
ni� prze... prze...
� Przekroczy� regulamin.
� W�a�nie. Albo jaki� zakaz.
� Nie lubi�e� jej.
� E tam, ani nie lubi�em, ani lubi�em. W og�le nie zadaj� si� z takimi. Ona by�a
taka... taka...
� Jaka?
� No... po prostu nudna. Od razu by�o wiadomo, co zrobi, a raczej czego nie zrobi.
� Wcale nie by�a nudna! � zaprzeczy�a gwa�townie t�ga dziewczynka z zadartym nosem.
� Chcesz co� powiedzie� o Marysi? � zapyta�a Beata.
� Tak.
� Jak ci na imi�?
� Irka.
� M�w!
� Rysia wcale nie by�a nudna! Czyta�a du�o ksi��ek i lubi�a wymy�la� r�ne rzeczy.
� Co na przyk�ad?
� �e jeste�my kr�lewnami.
� Kr�lewnami! Te� co�! � zachichota� �widzik.
� Cicho b�d� � powiedzia�a Beata. � Daj mi pos�ucha� Irki. A wi�c lubi�a gra� r�ne
role? � zapyta�a.
� Tak. Umia�a udawa� r�ne postaci z bajek. Raz by�a wr�k�, raz Kopciuszkiem, zale�y
od humoru.
Wszystkie role mog�a zagra�! I to ma by� nudne?!
� Jasne! Nie ma nic nudniejszego od bajek � rzek� z przekonaniem �widzik.
� Sam jeste� nudny � orzek�a oburzona Irka.
� Cicho, nie k���cie si�. Przes�uchanie sko�czone � powiedzia�a Beata i odwr�ci�a
si� do mnie. � No i
widzisz, sprawa zaczyna si� wyja�nia�.
� Czy�by? � w moim g�osie brzmia�o powa�ne zniech�cenie.
� Mamy ju� odpowiedzi na wst�pne pytania. Pytanie pierwsze brzmia�o: �Czy Marysia
mog�a si� urwa� ze
szko�y?� Odpowied� jest kr�tka: �Nie!�.
Marysia nigdy nie przekracza�a zakaz�w. Nale�y wi�c przypuszcza�, �e nie tylko jest
w szkole, ale, �e jest wci��
w jednym z tych trzech pomieszcze�,
w kt�rych wolno by�o si� kry�, to znaczy albo tu, albo w pokoju z makulatur�, albo
w pokoju z dekoracjami, w
tym magazynku teatralnym.
� Ja tam wsz�dzie szuka�em! � wtr�ci� Jacek.
� W�a�nie. Jacek tam wsz�dzie szuka� � powiedzia�a Beata. � I dlatego drugie
pytanie brzmi: �Czy mo�na
wierzy� Jackowi, �e dok�adnie przeszuka�
wszystkie mo�liwe miejsca, gdzie ona mog�a si� ukry�?� Na pewno tak! Jacek zna
doskonale te pomieszczenia i
nieraz ju� bawili si� tu w chowanego.
� Poczekaj... � o�ywi�em si�. � Skoro ona tu na pewno jest...
� Skoro ona tu na pewno jest � podchwyci�a Beat� � i skoro Jacek przeszuka�
wszystkie k�ty, to trzecie
pytanie brzmi: �Dlaczego mimo to jej nie
znalaz�?�, rozumiesz, nie ma sensu pyta�, gdzie si� schowa�a, tylko �dlaczego jej
nie znalaz��, cho�
prawdopodobnie by�a na widoku.
� By�a na widoku?! � wykrzykn��em.
� By�a na widoku i ja jej nie spostrzeg�em? � zdenerwowa� si� Jacek.
� Tak wynika z naszego rozumowania. By�a na widoku i chyba domy�lacie si�, gdzie?
� Ale dlaczego jej nie spostrzeg�em?
� Bo zastosowa�a chwyt!
� Chwyt?
� Tak, pewien chwyt.
� Jaki?
� Och, jeszcze si� nie domy�lasz? Zastan�w si�. Jak mo�na by� na widoku i nie by�
poznanym? Oczywi�cie
trzeba co� zrobi� z sob�... Co?
� No, zamaskowa� si� � wykrztusi� Jacek.
� Doskonale.
� Przebra� si�!
� Jeszcze lepiej! Przebra� si� za kogo�, kto ju� tam by�! Na kogo nie zwr�ci�by�
uwagi, do kogo twoje oko ju�
przywyk�o.
� Tam sta�y te manekiny krasnali � wykrzykn�� Jacek. � My�lisz, �e ona przebra�a
si� za krasnoludka?
� To nie by�oby chyba zbyt wygodne. Sta� nieruchomo przez d�u�szy czas nie jest
wcale wygodne ani �atwe.
� Zreszt� by�a za du�a na krasnoludka � zauwa�y� przytomnie �widzik.
� S�usznie, ale pr�cz krasnoludk�w tam kto� jeszcze by� � przypomnia�a Beata.
� Kr�lewna! �pi�ca Kr�lewna! � zawo�a� Jacek. � �e te� mi nie przysz�o do g�owy!
Ona przebra�a si� za
�pi�c� Kr�lewn�! Zawsze marzy�a o tej roli!
Przebra�a si� i wlaz�a do trumny! Na pewno tam jeszcze le�y! I p�ka ze �miechu.
Podniecony wybieg� ze �wietlicy i pop�dzi� do magazynu k�ka teatralnego. Ruszyli�my
wszyscy spiesznie za
nim. Jacek dopad� trumny ze �pi�c�
Kr�lewn�.
� Wstawaj! Zdemaskowa�em ci�! � krzykn�� i szarpn�� j� za r�k�, a my oniemieli�my z
wra�enia, bo r�ka
Kr�lewny oderwa�a si� od tu�owia i
zosta�a w d�oni os�upia�ego Jacka. Patrzy� teraz z g�upi� min� to na r�k�, to na
twarz Kr�lewny.
� Nnnie rozumiem � wybe�kota�.
� Wariat, popsu� manekin! � za�mia� si� z�o�liwie �widzik.
� Beata, to przez ciebie si� wyg�upi�em! � Jacek spojrza� z pretensj� na Beat�. �
M�wi�e�, �e ona si�
przebra�a i podpowiedzia�a� mi...
� Owszem, podpowiedzia�am ci, �e Rysia mog�a si� przebra� za �pi�c� Kr�lewn�, ale
wcale nie twierdzi�am,
�e wci�� jeszcze jest przebrana.
� To znaczy, �e...
� To znaczy, �e teraz w trumnie le�y z powrotem manekin w stroju �pi�cej Kr�lewny �
doko�czy�a Beata. �
Przyjrzyj mu si� dobrze. Czy naprawd�
nie dostrzegasz �adnej r�nicy?
Jacek zastanawia� si� przez chwil� patrz�c badawczo na manekin.
� Chyba przedtem ta... ta �pi�ca Kr�lewna nie mia�a wst��ki we w�osach, to znaczy
tej niebieskiej kokardy...
� odpowiedzia� zamy�lony. � Ale
ja widzia�em gdzie� t� niebiesk� kokard�! Ju� wiem � o�ywi� si�. � Jak zagl�da�em
za szaf�, tam gdzie jest ta
rupieciarnia, to widzia�em
zepsuty manekin.
� Zepsuty manekin?
� Tak, manekin dziewczyny z takimi samymi w�osami jak ta �pi�ca Kr�lewna i z tak�
sam� kokard�!
� Zobacz, czy jeszcze jest za szaf� � powiedzia�a z dziwnym u�miechem Beata. �
Za�o�� si�, �e go tam nie
ma.
Jacek podbieg� do k�ta i zajrza� za szaf�.
� Masz racj� � powiedzia�. � Znikn��. Sk�d wiedzia�a�?!
� To przecie� proste, ale widz�, �e ty nie bardzo rozumiesz � odpar�a Beata. �
Rusz�e g�ow�!
� Prawd� m�wi�c, to mi si� wszystko popl�ta�o � wyzna� Jacek. � Zaraz �
zreflektowa� si� nagle. � Niech
pomy�l� od pocz�tku... To chyba byto
tak. Rysia postanowi�a przebra� si� za �pi�c� Kr�lewn� i po�o�y� do trumny.
Pomy�la�a sobie, �e to najlepszy
spos�b, �ebym jej nie odkry�,
i chyba mia�a racj�. No wi�c, co robi? �eby nikt jej nie podpatrzy�, czeka, a�
wszyscy si� schowaj�, potem
biegnie tutaj, wyjmuje �pi�c� Kr�lewn�
z trumny, �ci�ga z niej bia�� sukni�, wk�ada na siebie, rozebrany manekin rzuca do
rupieciarni za szaf�, a sama
k�adzie si�. na jego miejsce
do trumny... Zapomina tylko o kokardzie.
� Chyba po prostu nie ma czasu wypl�ta� jej z w�os�w manekina i zawi�zywa� na nowo
w swoich w�osach �
wtr�ci�a Beata. � Czas j� nagli.. Bo ty
ju� zaczynasz poszukiwania. Zamyka wi�c spiesznie oczy i udaje �pi�c� Kr�lewn�.
� Przecie� patrzy�em na ni� i nic nie zauwa�y�em! � skrzywi� si� roz�alony Jacek. �
Musia�a wstrzyma�
oddech, gdy ko�o niej przechodzi�em.
� Chyba tak.
� Ale mimo to powinienem si� po�apa� na tym... na tym oszustwie! � j�cza� Jacek. �
Jestem zupe�na gapa!
� Wcale nie. I niepotrzebnie czynisz sobie wyrzuty � powiedzia�a Beata. � To by�
m�dry chwyt Rysi.
Powiedzia�abym, psychologiczny Raczej
ni� teatralny. Prawdopodobnie nikt z nas by si� nie po�apa�, gdyby�my byli na twoim
miejscu. Przecie� by�e�
nastawiony na szukanie w jakim�
schowku. Nie zwraca�e� w og�le uwagi na to, co by�o na widoku. W og�le do g�owy ci
nie przysz�o, �e mo�na
ukry� si� inaczej ni� w jakiej� szparze
lub k�cie, ni� w jakim� dobrze zas�oni�tym miejscu. A tymczasem jest wiele r�nych i
lepszych sposob�w
ukrycia! Na przyk�ad przybieraj�c
inn� posta�, cudzy kszta�t, a przynajmniej zewn�trzny wygl�d, cho�by wk�adaj�c
cudze ubranie.
� Du�o takich przebiera�c�w widzimy w samej przyrodzie � zauwa�y�em. � S�
zwierz�ta, kt�re maj�
fantastyczn� zdolno�� mimikry. Zmieniaj�
kolor w zale�no�ci od otoczenia, od r�nych okoliczno�ci, nawet od w�asnego humoru.
� Niekt�re w og�le stale nosz� barwy ochronne � wtr�ci� �widzik. � A niekt�re maj�
�ochronny� kszta�t
cia�a. S� owady wygl�daj�ce jak patyki, jak
listki, jak kamyki...
� Ale gdzie ona teraz jest?! � przerwa� niecierpliwie Jacek. � Skoro w trumnie zn�w
le�y manekin... to
znaczy...
� To znaczy, �e jak ty wyszed�e� i �aba og�osi� koniec zabawy, ona wsta�a z trumny,
�ci�gn�a bia�� sukienk�,
ubra�a w ni� z powrotem manekin
i w�o�y�a go do trumny, �eby dalej gra� rol� �pi�cej Kr�lewny � doko�czy� �widzik.
� No dobrze, ale ja pytam, gdzie ona jest teraz? � denerwowa� si� Jacek.
� Chyba wiem � powiedzia�a Beata.
� Gdzie?
� Otw�rz szaf�!
� My�lisz, �e ona...
� Tak. Je�li wszystko, co m�wili�my zgadza�o si� z prawd�, je�li my�leli�my
logicznie, to powinna by� w
szafie.
� To... chyba niemo�liwe. Dlaczego nie odezwa�a si�, dlaczego wci�� tam siedzi,
przecie� zabawa sko�czona
� Jacek spojrza� z niepokojem na
Beat�.
� O, Bo�e, a je�li... a je�li co� si� z ni� sta�o?! � przestraszy� si� nagle
�widzik.
� Otwieraj � powiedzia�a Beata. � Ja zamykam oczy. Teraz si� wszystko rozstrzygnie.
� Ja otworz� � Jacek odepchn�� �widzika i ostro�nie poci�gn�� drzwi szafy. Rozwar�y
si� z lekkim
skrzypieniem, a z czarnego wn�trza wypad�a...
bezw�adna, bia�a jak alabaster r�ka.
� R�ka Marysi � wybe�kota� �widzik.
� Ona tam jest!
� Nie rusza si�.
� Nie �yje! � orzek� Jacek.
Zastygli�my z wra�enia. Pierwsza przysz�a do siebie Beata.
� Nie opowiadaj g�upstw � odepchn�a Jacka i zajrza�a do szafy. � Ona... ona tylko
�pi!
Wsadzi�em g�ow� do szafy. Istotnie, otulona czerwonym p�aszczem kr�lewskim, na
mi�kkim pos�aniu z
kostium�w teatralnych, Marysia spa�a
w najlepsze, s�ycha� by�o wyra�nie jej spokojny oddech.
� Z ni� tak zawsze � wyja�ni�a Irka. � Bawi si�, bawi, a potem nagle zasypia.
Nieraz ju� zasn�a w �wietlicy.
To dlatego chyba, �e do p�nej
nocy czyta w domu ksi��ki. Zapala z powrotem �wiat�o, jak rodzice usn�, i czyta.
Ona jest stukni�ta na punkcie
ksi��ek.
� Dobra, ale co jej wpad�o do g�owy, �eby w�azi� do szafy! � powiedzia�em.
� To ju� by� jej �art � powiedzia�a Beata. � Chcia�a pewnie widzie� os�upia�� min�
Jacka, kt�ry dwa razy
zagl�da� do szafy i nie zauwa�y� tam
nikogo.
� Ona chcia�a, �ebym do ko�ca nie domy�li� si�, �e by�a przebrana za �pi�c�
Kr�lewn� � rzek� Jacek. � No,
ale sama usn�a za kar�! Wstawaj, Ry�ka!
� potrz�sn�� dziewczynk�.
Marysia zerwa�a si� wystraszona.
� Co si� sta�o?!
� Usn�a� w szafie!
Marysia zaczerwieni�a si� zawstydzona.
� Zupe�nie nie wiem, jak to si� sta�o.
� Za to my wiemy. Udawa�a� �pi�c� Kr�lewn�.
� Wygra�a�! � powiedzia�a Irka. � On nie m�g� ci� znale��. Zdoby�a� nagrod�.
� Wy�a� szybko i uczesz si� � przerwa�em zniecierpliwiony. � Twoja mama ju� pewnie
jest w szkole. Zaraz
tu przyjdzie!
� Wi�c to by�a prawda � wykrztusi�a Marysia.
� Co?
� �ni�o mi si�, �e by�am �pi�c� Kr�lewn� i le�a�am w trumnie!
� Naprawd� le�a�a�! � rzek�a Irka. � Wszystko jej si� popl�ta�o.
� Tak bywa cz�sto u artyst�w � u�miechn�a si� Beata. � Sen, rzeczywisto��, marzenia
i fantazja �
wszystko splata si� w jedno. Mo�e Rysia b�dzie
kiedy� prawdziw� artystk�!
Urwa�a, bo od strony �wietlicy rozleg�y si� czyje� g�osy.
� Ju� przyszli � szepn�a Beata. � Id� ich jako� zagadaj, a ja przez ten czas
doprowadz� j� troch� do
porz�dku.
Wybieg�em.
Do �wietlicy wkroczy�a Okulla w towarzystwie rodzic�w.
� Co tu dzisiaj tak cicho? � zapyta�a g�o�nym altem jedna z niewiast o bujnej
sylwecie primadonny Marii
Callas.
� Od dzisiaj dzia�a tu nowy system � wyja�ni�a Okulla. � Dzieci s� racjonalnie
zaj�te i bawione.
� Bawione?
� Tak, znajduj� si� pod specjaln� opiek�. Wprowadzili�my ochotnicze dy�ury
m�odzie�owe. To nasz nowy
pomys�.
� Doskona�y pomys� � rzek�a pani o posturze primadonny.
� Pani dyrektor ma zawsze doskona�e pomys�y � posypa�y si� g�osy.
Okulla u�miechn�a si� skromnie.
� Nie widz� mojej Marysi � zauwa�y�a nieco zaniepokojona pani o wygl�dzie
primadonny. � Zawsze
siedzia�a tu grzecznie, siedzia�a z ksi��k�
i ziewa�a.
� W�a�nie biegnie � rzek�em.
Do �wietlicy wpad�a podniecona Marysia.
� Mamo, ja le�a�am w trumnie! � pochwali�a si� z daleka.
Primadonna chrz�kn�a.
� Czy to maj� by� te nowe zabawy �wietlicowe? � zapyta�a z przek�sem. � Chyba co�
ci si� pomyli�o, moje
dziecko?
� Nie... Bawili�my si� w chowanego i ja przebra�am si� za �pi�c� Kr�lewn�, i nikt
mnie nie m�g� znale��! I
dostan� za to mask� od Beaty. Och,
Beata i Tomek byli wspaniali! Jeszcze nigdy tak dobrze nie bawili�my si� w
�wietlicy.
� No, dobrze � odezwa� si� kto� z pozosta�ych rodzic�w. � Ale gdzie jest reszta?
� Reszta? � Okulla nie zrozumia�a w pierwszej chwili.
� No, reszta dzieci. Nie widz� mojego Bartka.
� Ani ja mojego Krzysia � dorzuci� rodzic w sk�rzanym p�aszczu.
� Ani ja! Ani ja! � posypa�y si� g�osy mamu� i tatusi�w.
� Ani ja � zako�czy�a grubym g�osem znana mi sk�din�d osoba w kr�liczym futrze (Kto
widzia� nosi� futro w
pa�dzierniku?), czyli babcia �widzika.
� Rzeczywi�cie � Okulla dopiero teraz oprzytomnia�a. � Gdzie si� podziali ch�opcy?
�abny � zwr�ci�a si�
do mnie ostro. � Co to ma znaczy�?
� Nie wiem, pani dyrektor � wykrztusi�em. � Przed chwil� jeszcze wszyscy byli.
� Szukaj ich!
� Tak jest! � ruszy�em w kierunku magazynu kostium�w.
Za mn� Okulla. Za Okull� babcia �widzika, a za ni� reszta opieki domowej.
Intuicja mnie nie zawiod�a. �widzik by� ju� przebrany za Wawelskiego Smoka, a Jacek
za Mefistofelesa.
� Do�� tej zabawy � rzek�a zniecierpliwiona Okulla. � Od�o�y� kostiumy i do domu!
Dlaczego magazyn jest
nie zamkni�ty? � obr�ci�a si� do mnie
z pretensj�.
Nim zd��y�em odpowiedzie�, Wawelski Smok k�apn�� z�bami i rzuci� si� do ucieczki.
Za nim pogna�
Mefistofeles. Pozosta�a dzieciarnia,
jakby tylko czeka�a na ten znak, rozpierzch�a si� po zakamarkach magazynu.
� Co im si� sta�o? � Rodzice patrzyli oszo�omieni.
Okulla straci�a reszt� pogody z oblicza, zmierzy�a mnie zimnym spojrzeniem zza
okular�w i wycedzi�a:
� Nic takiego. Po prostu rozbrykali si� dzisiaj. To ta aura cyrkowa tak na nich
dzia�a.
Nast�pne dziesi�� minut po�wi�cili�my na wy�apywanie niesfornych malc�w i
doprowadzanie do rodzic�w.
Niekt�rzy zrezygnowali z zabawy
i dali si� zabra� rodzicom bez oporu, ale wi�kszo�� podj�a rozpaczliwe przetargi.
� Prosz� pani, zostaniemy jeszcze troch�!
� P� godziny!
� Chocia� dziesi�� minut!
� Dopiero zacz�li�my si� bawi�!
� Tylko Rysia zd��y�a si� dobrze schowa�, a ja chc� te�.
� I ja!
� I ja!
� Mnie jeszcze d�u�ej b�d� szuka�!
� Beata, powiedz pani...
� Tomek, chod�!
� Wy-klu-czo-ne! � uci�a Okulla. � Ju� jest p�no! Rodzice przyszli, nie mog�
czeka�!
� Po mnie nikt nie przychodzi � powiedzia� Jacek.
� I po mnie te�... i po mnie te� � od razu odezwa�y si� inne g�osy. � My mo�emy
zosta�, jak d�ugo chcemy,
doko�czymy zabawy z Tomkiem.
� Mowy nie ma! Czekaj� na was w domu! Zaraz zamykam �wietlic�! Wszyscy wynosz� si�!
Ju�! � Okulla
zdecydowanie wypchn�a wszystkich za drzwi,
a potem zwr�ci�a si� do mnie.
� Przeholowa�e�, �abny! Masz dziwn� sk�onno�� do budzenia u�pionego diab�a...
� Ja? Diab�a? � uda�em g��bokie oburzenie.
� Tak. Ty! Chcesz przewr�ci� szko�� do g�ry nogami.
� Pani nie jest zadowolona ze mnie?
� Ja z ciebie?!
� Przecie� oni dobrze si� bawili...
� Nie �ycz� sobie takich zabaw! Widzia�e�, do czego to prowadzi. Nie, ty nie
nadajesz si�. Od pocz�tku
mia�am, z�e przeczucia. I dziwi� si�
Beacie, �e pozwoli�a...
� Prosz� pani � Beata chcia�a zaprotestowa�, lecz Okulla nie da�a jej doj�� do
s�owa.
� Nie bro� go. On ma z�y wp�yw na malc�w. Na razie wol�, �eby� nie mia� z nimi
kontaktu. Wytrzymamy
jeszcze z tob� te kilka dni, a potem popisuj
si� na Siekance!
Zaniem�wi�em. A wi�c wszystko na nic. A wi�c jednak Siekanka.
Okulla wyja�nia�a jeszcze przez pi�� minut, jak wypaczam jej model wychowawczy, po
czym spojrza�a na
zegarek i po�piesznie wyekspediowa�a
nas za drzwi.
� Nie martw si� � powiedzia�a Beata w bramie szko�y. � Okulla tak musia�a, bo nie
by�aby Okull�. A ty w
ko�cu masz sukces. Rozbawi� takich �ebk�w
to jest co�.
Milcza�em. Chcia�em powiedzie�: �Gwi�d�� na taki sukces. Nie czarujmy si�. Lec�,
Beato, w d�. Nie ma dla
mnie ratunku. Ale to ju� mnie tak nie
boli, odk�d jeste� ze mn�. A ten dzie� i tak zapisz� na plus�. Tak chcia�em
powiedzie�, ale milcza�em. A na
ko�cu mrukn��em tylko:
� Nie ma o czym m�wi�. Do jutra, stara!
ROZDZIA� XVI
DZIWNE ZDARZENIE NA SIEKANCE
A jednak to przykre odej�� na Siekank�. Sprawa jest chyba przes�dzona. W domu
dowiedzia�em si�, �e przysz�o
oficjalne pismo ze szko�y o przeniesieniu
mnie z dniem 31 pa�dziernika do Siekanki. Matka posz�a interweniowa� u Okulli, ale
wr�ci�a zasmucona.
� �le si� sprawowa�e� � powiedzia�a � gdyby� si� lepiej sprawowa�, by�yby jakie�
szans�, a tak pani dyrektor
nie chce w og�le rozmawia�.
Jest zarz�dzenie o rozg�szczeniu szko�y i wszystkich nowych uczni�w odsy�a si� na
Siekank�.
Tak, tego si� mo�na by�o spodziewa�. Okulla nie ust�pi. Tego� dnia Z�o�liwy Miecio
pods�ucha� jej rozmow� z
pani� Dobeck� pod drzwiami gabinetu
dentystycznego. Okulla oznajmi�a z ulg� dentystce, �e szko�a na Siekance jest
gotowa i �e tym razem ju�
naprawd� za par� dni sko�cz� si� moje
go�cinne wyst�py. Tak to okre�li�a szyderczo: �go�cinne wyst�py�.
Szkoda! Polubi�em ju� tych ch�opak�w, w�a�ciwie polubi�em ca�� t� szko��. I nawet
gog�w, z wyj�tkiem jednej
Okulli. Nie, to nie znaczy wcale,
�e by�o �atwo i tak fajnie, jak mog�em sobie wymarzy�. Mia�em sporo k�opot�w, a
nawet dramatycznych
prze�y�, ale mimo to polubi�em t�
szko��. Smutno b�dzie odchodzi� i zn�w przyzwyczaja� si� do nowej budy i zn�w
wszystko zaczyna� od
pocz�tku. W ko�cu nawet do Okulli ju� si�
przyzwyczai�em.
Niech to wielkie ufo trza�nie, �zy jak smarkaczowi stan�y mi w oczach, a my�la�em,
�e ju� jestem na takie
rzeczy odporny. By� daleko od Obary,
od wszystkich, nawet za Z�o�liwym Mieciem b�d� t�skni�. A Beata... Nie... nie, to
fatalne zrz�dzenie losu, z�y
los mnie od pocz�tku prze�laduje,
a teraz przybra� tylko posta� z�owrogiej Okulli. C� tu pomo�e poczciwy Szymon? Czy
nawet ca�a rada
szczepu?
Przekona�em si� zreszt�, �e nikt jako� specjalnie nie bierze sobie do serca mojego
przeniesienia. Mo�e moja
mi�o�� jest tylko jednostronna?
W og�le nie m�wi� ze mn� na ten temat. Tylko miny maj� jakie� niewyra�ne. Pewnie
ju� spisali mnie na straty i
wstydz� si� powiedzie� mi to w
oczy... A mo�e tak mi si� zdaje?
Jestem zbyt zdenerwowany, by jasno oceni� sytuacj�. Ale jest faktem, �e na du�ej
przerwie, kiedy chcia�em z
nimi pogada�, wszyscy gdzie�
znikn�li, jakby si� zm�wili... Tylko Kocio Kocemba i Ciesielski byli na posterunku.
Od razu przem�wili do
mnie.
� Czy to prawda, �aba, �e ko�czysz ju� u nas wyst�py? � zagai� Kocio. Z�o�liw�,
szerok� g�b� wykrzywi� mu
u�miech od ucha do ucha.
� To prawda � rzek� Ciesielski. � �aba idzie na odstrza�.
� Nosi� wilk razy kilka, ponie�li i wilka.
� Nie pomog�y ci intrygi i m�cenie wody.
� Ani konszachty z Obar�.
� Ani z M�ckimi.
� Ani ze Z�o�liwym Mieciem.
� Ani z lizusami...
� Okulla pozna�a si� na tobie.
� Pani Dobecka jej pomog�a.
� Zdemaskowali ci�, �aba.
� Nareszcie przestaniesz si� m�drzy� i zadziera� nosa.
� Mo�na b�dzie nareszcie zrobi� g��boki wdech.
� I wydech.
� Powietrze si� oczy�ci.
� By� tu �abi zaduch, co Kociu?
� Powiedzia�bym fetor, czyli od�r.
� Niebezpieczne by�y zabawy z �ab�.
� Za wysoko nam skaka�a ta �aba.
Tak m�wili Kocio Kocemba i Ciesielski, a ja przekona�em si� nie bez pewnego
zdumienia, �e by�em dla nich
gro�ny. Przekona�em si� tak�e, �e
przez te par� tygodni zrobi�em si� s�awny. Od razu bowiem otoczy�a mnie czereda
malc�w z klas ni�szych i
zacz�a recytowa� ze szczerym zapa�em:
Ene due mele
by�o nas za wiele
ene due rabe
odsy�aj� �ab�
nast�pnego ranka
czeka go Siekanka.
Ch�opak by� zerowy
bez ikry i g�owy
ene due seven
zagrania mia� lewe
ene due tres
niech go drapie pies!
A gdy si� odwr�ci�em w inn� stron�, tam ju� nast�pna wataha wykrzykiwa�a:
Ene due zeks
czy �aba zna seks
S�dz�c po poziomie artystycznym i subtelno�ci, to z pewno�ci� produkt kuchni
poetyckiej Ciesi�w. Trzeba
przyzna�, �e te g�upie wierszyki
cieszy�y si� nadzwyczajnym powodzeniem u smarkaczy. Ca�e tabuny �azi�y za mn� po
korytarzu recytuj�c z
lubo�ci� te natchnione strofy.
I nikt si� im nie przeciwstawia�, co mnie zabola�o do �ywego. Ja te� nie
wiedzia�em, co robi�, no bo co mo�na
zrobi�, je�li idzie za cz�owiekiem
czterdziestu zepsutych malc�w i sepleni w k�ko:
Ene due zeks
czy �aba zna seks
(to im si� najbardziej spodoba�o, �obuzom).
Mo�na oczywi�cie spr�bowa� da� im wycisk, ale z w�asnego do�wiadczenia wiedzia�em,
�e to tylko podsyca
z�o�liwo��. Ilu mog� dosi�gn��? Jednego,
dwu? A reszta? Nie, lepiej nie zaczyna�. No, wi�c co robi�? Wzruszy� ramionami?
Zapewne. Ale cz�owiekowi
robi si� smutno i pyta w tym momencie,
gdzie si� podziali przyjaciele mili? Jako� ich nigdzie nie wida�. Pochowali si�
umy�lnie czy co? A mo�e sami si�
bawi� t� scen� gdzie� w k�cie?
A mo�e si� wstydz� co� powiedzie� w mojej obronie? Albo nie wierz�, �e co� pomo�e,
albo si� boj� Ciesi�w i
Kocia. W ka�dym razie to przykre.
Zawsze ich by�o pe�no, a teraz, gdy potrzebuj� ich naprawd�, gdzie� przepadli. Nie,
nie wierz�! Gdybym
krzykn�� �na pomoc!� z pewno�ci� przybiegliby
od razu. Ale ja wiedzia�em, �e nie krzykn�. B�d� szed� mi�dzy tymi szydercami z
oboj�tn� min� i udawa�, �e
mnie nic nie obchodzi.
Ju� wiem, co zrobi�. Udam si� do �wietlicy. W �wietlicy od czasu pami�tnej afery ze
�pi�c� Kr�lewn� mam
pewien autorytet. Ruszy�em wi�c do �wietlicy
i nie przeliczy�em si�. Ledwie stan��em na progu, powita� mnie radosny okrzyk
znajomych mikrus�w.
Najg�o�niej wrzeszczeli: Jacek i �widzik.
To mnie pokrzepi�o na duchu. Przynajmniej tu mnie lubi�. Ale poza gromad� malc�w
dojrza�em jeszcze czyje�
znajome g�by. Wytrzeszczy�em
oczy ze zdumienia. A wi�c tu si� schowali ci dranie!
By�a Beata i Obara, Bole�, bracia M�ccy, Z�o�liwy Miecio i Suplicjusz, i jeszcze
paru.
� Co si� z wami dzia�o? � zapyta�em.
� Byli�my u Dyra.
� U Dyra? � zdziwi�em si�. � U samego Dyra?
� U samego, jedynego, najwy�szego, niech Allach da mu d�ugie �ycie � oznajmi�a
Beata. � Walczyli�my o
ciebie, �aba.
� Lecz z nader miernym skutkiem � doda� sm�tnie Obara.
� Dyr powiedzia�, �e zobaczy, co da si� zrobi�.
� Ale chyba niewiele zobaczy. Oko mia� smutne, przy�miony wzrok.
� Wi�c postanowili�my napisa� do kuratorium.
� �eby� zosta� z nami.
� Wzruszyli�cie mnie � odpowiedzia�em powa�nie zawstydzony, �e pomyli�em si� w ich
ocenie. � Obawiam
si� jednak, �e zanim s�o�ce wzejdzie,
rosa oczy wyje. Ju� za p�no. Nic nie powstrzyma Okulli... � umilk�em nagle, bo w
drzwiach �wietlicy
stan�a... no, w�a�nie Okulla we w�asnej osobie.
� Co to za spiski?! � zaatakowa�a nas z miejsca. � Tym razem zaskoczyli�cie mnie
zupe�nie. Nigdy bym nie
przypu�ci�a, �e p�jdziecie do
pana dyrektora w takiej sprawie. To ty ich widocznie buntujesz � spojrza�a na mnie
surowo. � I o co w�a�ciwie
chodzi! Przecie� nie znasz
tamtej szko�y. Czy by�e� tam? Widzia�e�? Oczywi�cie nie! Uprzedzi�e� si� z g�ry.
No, wi�c pos�uchaj, ta szko�a
na Siekance, to b�dzie doskona�a
szko�a. Najbardziej nowoczesna, najlepiej wyposa�ona, wszystko tam b�dzie nowe,
nauczyciele, uczniowie...
B�dziesz tam m�g� zab�ysn��
od pocz�tku i skuteczniej ni� u nas � w zaczerwienionych oczach Okulli zobaczy�em
szyderstwo, przynajmniej
tak mi si� zdawa�o.
� Nie o to chodzi � pr�bowa� wtr�ci� Obara, ale Okulla nie s�ucha�a go wcale.
� Nie przerywaj � uciszy�a go szybko. � Nie przysz�am tu wys�uchiwa� waszych uwag.
Co to za kartka? �
podnios�a ze stolika arkusz papieru.
Na szcz�cie Obara zdo�a� nagryzmoli� na g�rze tylko dat�. � Pytam, co to za kartka?
Do kogo chcieli�cie
pisa�?
� E, to �P�omyka� � wypali� Z�o�liwy Miecio. � To na konkurs �Czerwonej R�y�. Tylko
nie mo�emy si�
zgodzi�, o kt�rym kandydacie napisa�.
� Kandydacie? Jakim kandydacie?
� Do nagrody!
� Wszyscy nauczyciele z naszej szko�y zas�uguj� na nagrod� �Czerwonej R�y�!
Okulla spojrza�a podejrzliwie na Miecia, ale szcz�liwie porzuci�a temat
nieszcz�snej kartki.
� Mam pomys� � powiedzia�a nagle. � Jutro jest to uroczyste otwarcie nowej szko�y
na Siekance.
Wyznaczy�am ju� delegacj�. Ot� pomy�la�am,
�e b�dzie bardzo celowe w��czy� ciebie, �abny, do tej delegacji. Przekonasz si� na
miejscu, �e niepotrzebnie si�
boisz tej nowej szko�y.
I jeszcze jedno. Tam b�d� przeprowadzane wywiady. Przygotuj sobie odpowied� na
pytanie, dlaczego
opuszczasz nas z takim �alem.
Okulla u�miechn�a si� do mnie zawodowym u�miechem i, co ju� by�o zupe�nie nie do
zniesienia, poklepa�a
mnie �yczliwie po �opatce, po czym
zadowolona opu�ci�a �wietlic�.
* * *
Szko�a na Siekance istotnie robi�a ju� na pierwszy rzut oka korzystne wra�enie. To
prawda, �e by�a po�o�ona na
obrze�ach miasta, ale w nader
pi�knej okolicy. Od strony po�udniowej las podchodzi� niemal pod same okna budynku.
Od zachodu graniczy�a z
wypiel�gnowanymi ogr�dkami
dzia�kowymi, od wschodu z terenami sportowymi �Gwardii�, a od p�nocy z nowym
osiedlem domk�w
jednorodzinnych. Z dawnej p�wiejskiej
zabudowy zosta�y tylko dwie rudery, a z dawnych mieszka�c�w dwie pary staruszk�w
oraz kilka k�z, kt�rych
sympatyczne beczenie by�o trwa�ym
akompaniamentem odbywaj�cej si� uroczysto�ci. Zjechali na ni� przedstawiciele w�adz
miejskich, miejscowych
szk� oraz przedsi�biorstwa
budowlanego �Siekanka Wsch�d� z wicedyrektorem Oleskim, do�� znan� osobisto�ci�
naszego miasta,
pe�ni�cym pr�cz funkcji zawodowych
jeszcze wiele innych czysto spo�ecznych, zw�aszcza na terenie o�wiaty i kultury.
Na czele delegacji naszej szko�y sta�a pani wicedyrektor Okulczycka, a sama
delegacja mia�a zestaw do��
ryzykowny: Suplicjusz � to zrozumia�e,
wzorowy ucze�, Jola Pe�ska � te� zrozumia�e, nasza szkolna reprezentacyjna pi�kno��
i filar k�ek naukowych,
ale Kocio Kocemba do tego
towarzystwa? To ju� niesamowity pomys� Okulli. Kocio Kocemba i do tego ten �obuz
Ciesielski. No i ja na
dok�adk�. Nietrudno si� by�o domy�li�,
�e Okulla pragn�a pochwali� si� przed szerokim audytorium gogicznym Kociem i
Ciesielskim. �e to niby
jeszcze niedawno byli na dnie, a ona
ich wyci�gn�a i zaktywizowa�a do tego stopnia, �e teraz zrobi�y si� z nich grzeczne
baranki, a� przyjemnie
popatrze�.
Zabieg by� tym bardziej ryzykowny, �e Okulla od razu zosta�a zaproszona do sto�u
prezydialnego, a my
usiedli�my daleko w g��bi sali, aczkolwiek
jako do�wiadczeni bywalcy wybrali�my miejsca mo�liwie blisko brzegu. Ju� po
pierwszych przem�wieniach
Kociowi i Ciesielskiemu zrobi�o
si� nudno. Pi�tna�cie minut okoliczno�ciowej mowy to jest najwi�ksza dawka, jak�
wytrzymuj�. Tote� zaraz
zacz�li si� wierci� i wkr�tce jeden
po drugim chy�kiem wymkn�li si� z sali. Oczywi�cie Suplicjusz za nimi. Nie dlatego,
�eby te� nie m�g�
wytrzyma�. Suplicjusz jako intelektualista
wytrzymuje znacznie wi�ksze dawki, ale jako wzorowy ucze� musia� czuwa� nad mniej
wzorowymi uczniami
Kociem i Ciesielskim. Ruszy� wi�c, by
zap�dzi� ich z powrotem na bezprawnie opuszczone miejsca.
Ja te� doszed�em do wniosku, �e b�dzie bardziej ciekawie tudzie� po�ytecznie, jak
sobie podczas przem�wie�
obejrz� dok�adniej szko��,
do kt�rej mnie chc� przepisa�. Wysun��em si� wi�c z sali, zacz��em b��dzi� po
korytarzach i zagl�da� do
r�nych pracowni. W�a�nie zagl�da�em
do pracowni biologicznej i zamierza�em sprawdzi� autentyczno�� dwu ludzkich
szkielet�w, kt�rymi by�a
ozdobiona, gdy kto� zawo�a� na mnie
sympatycznym kozim g�osem. Obr�ci�em si�. W drzwiach sta�a Jolka Pe�ska.
� Odk�d to udajesz koz�? � zapyta�em nieco zbity z tropu.
� Nie wyg�upiaj si� � warkn�a zdenerwowana. � Okulla b�dzie zaraz przemawia�, ju�
j� zapowiedziano, a
nikogo z was nie ma. A przecie� Suplicjusz
ma powiedzie� z kartki tych kilka s��w, a Kocemba i Ciesielski b�d� demonstrowani
jako wyci�gni�ci z dna.
� Przepraszam ci�, ale ja tu s�ysza�em wyra�nie koz� � przerwa�em jej zaaferowany.
� To pewnie na podw�rzu.
� Nie, ona becza�a gdzie� tutaj.
� Och, daj spok�j z t� koz�, m�w lepiej, gdzie si� podziali ch�opcy!
� Ale� pos�uchaj, zn�w beczy! � wybieg�em na korytarz. G�os dobiega� jakby z sali,
gdzie odbywa�a si�
uroczysto��.
Rzuci�em si� w kierunku sali i by�bym wpad� do �rodka jak bomba, gdyby nie
rozpaczliwy g�os Jolki:
� Co ty wyrabiasz, uspok�j si�!
Dop�dzi�a mnie.
� Mam z�e przeczucia � powiedzia�em jej. � Kocemba i Ciesielski wpu�cili tu koz�.
� Oszala�e�?!
� Obym si� myli�. Ty ich jeszcze nie znasz!
� Co to za dyskusje pod drzwiami?! � us�yszeli�my szorstki g�os.
Obejrza�em si�. Przede mn� sta�a moja dawna wychowawczyni ze szko�y Lampego, pani
Jakubowska, musieli j�
przenie�� tu, na Siekank�.
� Ja ciebie sk�d� znam � przyjrza�a mi si� uwa�nie.
� To fakt. Jestem �abny � przypomnia�em si�.
� Ach, to ty! Zawsze by�e� niesforny! Marsz do sali!
� Ale ta koza... � j�kn��em.
� Jaka koza?
� Pani nie s�yszy? Tu gdzie� jest koza.
Jakubowska zmarszczy�a brwi i nat�y�a s�uch. Jak na z�o�� w tym momencie koza
zamilk�a zupe�nie.
� Jeste� wci�� nie tylko niesforny, ale tak�e niezbyt przytomny. Co za kawa� z t�
koz�? A mo�e chcesz by�
dowcipny?
� Nie, zupe�nie nie � wybe�kota�em i zrezygnowany wsun��em si� do sali. Jolka za
mn�.
By� ju� najwy�szy czas, bo Okulla w�a�nie wesz�a na m�wnic�. Rozgl�dali�my si�
zdenerwowani po sali.
Kocemby, Ciesielskiego i Suplicjusza
wci�� nie by�o. Zupe�nie nie rozumia�em, co si� sta�o.
Za��my, �e Suplicjuszowi nie uda�o si� zaci�gn�� z powrotem dwu �obuz�w na sal�,
ale przynajmniej sam
powinien by� wr�ci�. Przecie� mia�
powiedzie� tych par� s��w. Co si� z nim dzieje? Spojrza�em na zegarek. Up�yn�o ju�
co najmniej dziesi��
minut. Suplicjusz by� zawsze nies�ychanie
skrupulatny i posiada� g��bokie poczucie obowi�zku. Co� si� musia�o sta�!
Okulla jeszcze niczego nie podejrzewa, o niczym nie wie... M�wi spokojnie, pewnym
g�osem o zaszczytnym
zawodzie pedagoga, o nie ko�cz�cej
si� przygodzie, jak� jest kszta�towanie charakteru m�odzie�y, �yczy kolegom
nauczycielom w nowej plac�wce
wychowawczej sukces�w, niezra�ania
si� trudno�ciami, dzieli si� swoimi do�wiadczeniami pedagogicznymi, a wreszcie
ko�czy efektownie: �Dla
u�wietnienia tego pami�tnego dnia
przygotowa�am dla pa�stwa �yw� niespodziank� pedagogiczn�� � urywa z tajemniczym
u�miechem, robi
efektown� przerw�. Sala cichnie, zamiera
w oczekiwaniu i nagle w tym momencie rozlega si� beczenie. Okulla nieruchomieje na
m�wnicy, na jej blad�
twarz wyp�ywa gor�cy rumieniec.
Przewodnicz�cy prezydium dyrektor Zabie��o podnosi si� z miejsca i dzwoni w
szklank�:
� Prosz� m�odzie� o w�a�ciwe zachowanie si�. Pani dyrektor b�dzie �askawa
kontynuowa� � zwraca si� do
Okulli.
Okulla kontynuuje:
� Z prawdziw� satysfakcj� i, nie wstydz� si� powiedzie�, z dum� mog� dzi�
zademonstrowa� dwu ch�opc�w,
cz�onk�w naszej delegacji. S� to
uczniowie, kt�rzy jeszcze miesi�c temu sprawiali najwi�ksze trudno�ci wychowawcze i
demoralizowali
koleg�w, a dzi� nale�� do przoduj�cych
aktywist�w i zwyci�aj� w konkursach mi�dzyszkolnych. Prosz� uczni�w Kocemb� i
Ciesielskiego o powstanie
z miejsc i podej�cie do sto�u
prezydialnego!
G�owy wszystkich zebranych poruszy�y si� niespokojnie. Wszyscy szukali wzrokiem
nowo upieczonych
aktywist�w. Niestety bezskutecznie.
� Kocemba i Ciesielski! � powt�rzy�a Okulla z rozpacz� w g�osie. � Gdzie jeste�cie!
Odezwijcie si�!
Niestety zamiast Ciesielskiego i Kocemby rozleg� si� �a�osny g�os kozy.
� Co to?! Kto si� znowu o�mieli�! � dyrektor Zabie��o zerwa� si� z miejsca.
� To za drzwiami, panie dyrektorze � odezwa�y si� g�osy m�odzie�y z sali.
� Spok�j! Chcecie tu stroi� jakie� �arty, ale ostrzegam was!
Beczenie zn�w si� powt�rzy�o.
� To naprawd� za drzwiami! � podnios�y si� g�osy.
� Sprawdzimy! Otworzy� drzwi! � zakomenderowa� dyrektor. � Czy wo�na Rachwalska
jest?
� Jestem � odezwa�a si� wo�na.
� Niech pani otworzy drzwi.
Wo�na otworzy�a drzwi i odskoczy�a jak oparzona. Na sal� wbieg�a m�oda k�zka i
pop�dzi�a prosto do sto�u
prezydialnego, pobekuj�c przyja�nie.
Na sali zakot�owa�o si�. �miechy i okrzyki na przemian z oklaskami zag�uszy�y s�owa
dyrektora. Wreszcie paru
ch�opcom uda�o si� dopa�� kozy
i wyci�gn�� j� z sali.
� Kto wpu�ci� to zwierz�? � sapa� wzburzony dyrektor.
� Pan dyrektor sam kaza�... � odpar�a wo�na.
� Ale sk�d to zwierz� by�o pod drzwiami?
� Zupe�nie nie mam poj�cia.
� Chcia�a zapisa� si� do szko�y! � krzykn�� kto� z sali.
� Cisza! Niech pani kontynuuje � zwr�ci� si� dyrektor do Okulli.
� Prosz� uczni�w Kocemb� i Ciesielskiego o powstanie � rzek�a dr��cym g�osem
Okulla.
Odpowiedzia�a jej �miertelna cisza.
� Ucze� Suplicjusz! � zawo�a�a rozpaczliwie Okulla.
Ale i Suplicjusza nie by�o.
� Czy pani dyrektor chodzi o takich trzech wielkich ch�opak�w: jeden czarny, jeden
rudy i jeden blond? �
zapyta�a wo�na.
� Tak... czy... czy pani ich widzia�a?
� Widzia�am, jak uciekali ze szko�y. P�dzili ulic�, jakby si� pali�o. Mog�
przysi�c, �e to oni wpu�cili t� koz�.
Okulla wyda�a s�aby okrzyk i gdyby nie szybki refleks Zabie��y, kt�ry podbieg�
natychmiast, spad�aby z
pewno�ci� z m�wnicy.
ROZDZIA� XVII
UCIECZKA CZY PO�CIG?
Przez t�um otaczaj�cy Okull�, na p� omdla�� w opieku�czych ramionach dyrektora
Zabie��y, przedar�a si�
energiczna os�bka w czarnych okularach
i z dymi�cym jak komin papierosem w bardzo czerwonych ustach.
� Prosz� mnie przepu�ci� do chorej � zachrypia�a niespodziewanie grubym g�osem. �
Jestem lekark�
szkoln�. C� to za scena, moja droga � pu�ci�a
w nos Okulli ob�ok dymu. � Emocje pedagogiczne? No, no, po co si� �ama� od razu �
poklepa�a Okull� po
karku. Nie wiadomo, czy w wyniku tego klepni�cia,
czy te� zadymienia Okulla jeszcze bardziej zwis�a w ramionach Zabie��y.
� Chyba jednak nie obejdzie si� bez iniekcji. Serce s�abe � orzek�a lekarka, po
czym z pomoc� pedagog�w
odprowadzi�a Okull� do gabinetu i
u�o�y�a na nieskazitelnej kanapce.
� Ciesz� si�, �e to pani na pocz�tek, a nie jaki� wstr�tny cymba� � o�wiadczy�a. �
Zaraz pani� postawimy na
nogi. Dzi�kuj� pa�stwu � zwr�ci�a
si� do oszo�omionych pedagog�w. � Prosz� zostawi� mnie z chor� i wr�ci� spokojnie
do obowi�zk�w.
Wszystko b�dzie dobrze. Mamy tu nowiutk�
apteczk� z pe�nym asortymentem lek�w.
Zabie��o patrz�c z pewn� nieufno�ci� na lekark�, kt�ra kurzy�a wci��
niemi�osiernie, wycofa� si�, acz z
oci�ganiem, z gabinetu.
� Drodzy pa�stwo � zagrzmia� na korytarzu � wracamy na sal� i kontynuujemy obchody.
S�dz�, �e ten
przykry incydent nie powinien rzutowa�
na nasz� uroczysto��!
� To z�y omen � zauwa�y�a zatrwo�ona nauczycielka z siwymi w�osami. � W poprzedniej
szkole w dniu
otwarcia, pami�tam, zarysowa�a si� �ciana,
a potem wszyscy chorowali�my po kolei na serce.
� Prosz� nie szerzy� zabobon�w i nie straszy� mi grona! Stanowczo sobie nie �ycz�!
� zagrzmia� Zabie��o. �
Prosz� szybko na sal�, bo nie zmie�cimy
si� w czasie. Zaraz zaczn� si� ch�ry. Co to, pan prezes wychodzi? � zwr�ci� si�
przykro zaskoczony do
in�yniera Oleskiego.
� Niestety mam wyjazd s�u�bowy do Warszawy, jak pan widzi, jestem ju� ubrany �
o�wiadczy� Oleski.
Zabie��o spojrza� na dostojny, czarny str�j wizytowy prezesa.
� My�la�em, �e to dla nas tak pan si� ubra�.
� Nie, to dla pana ministra � rzek� z godno�ci� Oleski strzepuj�c niedostrzegalny
py�ek z klapy marynarki. �
Przepraszam, lecz bardzo si�
�piesz�. Prosz� sobie nie przeszkadza� i kontynuowa�.
Niestety o kontynuacji nie mog�o by� mowy. Mimo nawo�ywa� dyrektora Zabie��y nikt
nie wraca� na sal�.
Uroczysto�� by�a ju� zepsuta. Grupki
niezdrowo podnieconych pedagog�w dyskutowa�y w korytarzach problem Okulli i jej
�a�osny wypadek.
Us�yszeli�my oczywi�cie wyrazy
wsp�czucia i ubolewania, ale tak�e kilka z�o�liwych uwag.
� Biedna Okulczycka!
� No c�, tak si� kiedy� musia�o sko�czy�!
� By�a zbyt pewna siebie!
� Pozbawiona samokrytycyzmu.
� Zawsze chcia�a imponowa�!
� Te jej metody!
� Teraz dosta�a nauczk�!
� Co za kompromitacja!
� Ju� si� nie pozbiera!
� W ka�dym razie pry�nie mit o jej nieomylno�ci wychowawczej!
� Swoj� drog� postawi�a na wyj�tkowo obrzydliwe typy!
� �eby zrobi� jej taki numer w takiej chwili?
� Kole�anki, prosz� ciszej, m�odzie� pods�uchuje � zgorszy�a si� nauczycielka z
siwymi w�osami. � A ty nie
kr�� si� tutaj! � krzykn�a do mnie.
Czmychn��em na drugi koniec korytarza.
� Ale heca, co? � us�ysza�em za sob� znajomy g�os. Odwr�ci�em si� zaskoczony.
Przede mn� sta� Z�o�liwy
Miecio.
� Sk�d si� tu wzi��e�? � zapyta�em.
� Przyszed�em przypatrzy� si�. A co, nie wolno? � zachichota� nieprzyjemnie.
Spojrza�em na niego podejrzliwie.
� Czy ty przypadkiem nie wpu�ci�e� tej kozy? To do ciebie podobne.
� Ja, koz�? Od dziecka brzydz� si� k�z � zapewni� mnie Z�o�liwy Miecio, ale nie
bardzo mu uwierzy�em. �
Co tak na mnie patrzysz � zmiesza� si�
� naprawd� my�lisz, �e to ja?
� Nic nie powiedzia�em.
� Ale pomy�la�e�!
� No, wi�c je�li nie ty, to wed�ug ciebie kto? � zaatakowa�em szybko.
� Nie wiem � wzruszy� ramionami Miecio. � Mo�e... mo�e to Wyrzek?
� Wyrzek?
� Czai� si� tutaj � oznajmi� Miecio.
� On?!
� By� rozgoryczony, �e Okulla nie w��czy�a go do delegacji i �e zamiast niego wzi�a
takie typy jak Kocemba i
Nowicki � wyja�ni� Miecio. �
Wiesz, jakie to upokorzenie dla lizusa! Mia� du�y �al do Okulli.
� Wyra�a� si�?
� Tak. M�wi�, �e Okulla jeszcze tego po�a�uje.
� Gdzie on jest? � rozejrza�em si�.
� Chcia� dosta� si� do sali, ale go nie wpu�cili, wi�c ca�y czas kr�ci� si� po
korytarzach. Widzia�em go tu
niedaleko.
Wyrzka nie trzeba by�o d�ugo szuka�, sam si� napatoczy�. Jak tylko nas zauwa�y� z
daleka, podbieg� z
wypiekami na twarzy.
� Ale zrobili Okull� w konia, co?! � zapiszcza� z satysfakcj�. � Wiedzia�em, �e tak
si� sko�czy. Jej
imponowali tylko �obuziacy! No, to ma!
Jak kto jest porz�dny, to na niego nikt nie zwraca uwagi. Wszystkich obchodz� tylko
�obuzy! Nawet pisarze
pisz� teraz tylko o �obuzach � o�wiadczy�
z wielkim wzburzeniem.
� Dawno tu jeste�? � spojrza�em na niego uwa�nie.
� Od samego pocz�tku, a bo co?
Chcia�em go wzi�� na spytki, ale w tym momencie podesz�a do mnie zaaferowana Jolka
Pe�ska.
� Mia�e� racj� z t� koz� � powiedzia�a. � Szkoda, �e ci nie uwierzy�am, bo
mogliby�my zapobiec, a teraz
taka przykra historia. Biedna Okulla.
Jak oni mogli jej to zrobi�.
� O kim m�wisz?
� Jak to o kim? O Kociu i Ciesielskim. Jednego nie mog� zrozumie�, �e Suplicjusz
pozwoli�...
� To jeszcze wcale nie jest pewne, �e to oni � powiedzia�em.
� Nie jest pewne? Ale przecie� wo�na... Wo�na ich widzia�a.
� Co widzia�a? �e uciekali? To jeszcze �aden dow�d.
� Niby racja � odetchn�a Jolka. � Tak si� ba�am, �e Suplicjusz da� si� im wrobi�.
Ale je�li oni uciekli nie z
powodu kozy, to w takim razie...
� w jej oczach pojawi� si� na nowo niepok�j � w takim razie dlaczego nie wracaj�?!
Dlaczego nie wracaj�,
�aba?!
� Nie wiem � odburkn��em. � Mo�e po prostu urwali si�. Uroczysto�� by�a nudna.
� Suplicjusz nigdy by si� nie urwa�. Co ty! On przecie� mia� przem�wi� w imieniu
naszych uczni�w. On by nie
m�g� wstawi� takiej draki.
� Mo�e go zmusili � b�kn��em.
� Co� ty! Suplicjusz nie jest �aden ogryzek ani zdechlak! On by si� nie da� �
m�wi�a z coraz wi�kszym
niepokojem Jolka. � Na pewno co� si� musia�o
sta�. Co� strasznego!
� Nic si� nie sta�o � powiedzia�em. � Pobrykaj� i wr�c�.
� Nie. Ju� by dawno wr�cili... Na pewno co� si� sta�o! Mo�e jaki� wypadek... Och,
�aba, zr�b co�! Nie st�j tak!
� Co mam zrobi�?!
� Szukaj ich jako�... Zbadaj spraw�... Co� w ka�dym razie trzeba zrobi�. Ja ci
pomog�, chod�, zatelefonujemy
na milicj� i na pogotowie.
� Oszala�a�! Ale by�my si� wyg�upili! Za bardzo si� przej�a� tymi zbukami �
powiedzia�em.
� Przej�am si� tylko Suplicjuszem � o�wiadczy�a ura�ona Jolka.
� Troch� za bardzo. Id� do domu i nie my�l o nich!
� My�lisz, �e powinnam p�j��?
� Tu ju� nie mamy nic do roboty. Uroczysto��, jak widzisz, zwi�d�a przedwcze�nie.
Nie wiadomo nawet, czy
ch�ry wyst�pi�. Nie ma nastroju...
� Och, ale... ale pani Okulczycka...
� �al ci jej?
� No, pewnie.
� Sama si� w to wpakowa�a � powiedzia�em. � Postawi�a na niepewny numer!
� To by�a niesprawiedliwo��! � sycza� wci�� rozgoryczony Wyrzek.
� Zagra�a zbyt ryzykownie � orzek�em. � Numer nie wyszed�, to wszystko.
� Zagra�a?! M�wisz o Okulli jak o hazardzistce! � oburzy�a si� Jolka.
� Bo ona jest hazardzistk�. Ostatecznie mia�a prawo. Par� razy jej si� uda�o, a tym
razem nie wysz�o. Ale nie
ma powodu jej �a�owa�.
� Nie ma powodu?! � w oczach Jolki pojawi�y si� gor�ce b�yski.
� Zawodowe ryzyko � wzruszy�em ramionami. � Stra�ak te� si� czasem poparzy, a
bokser dostanie w
szcz�k�. A m�wi�c mi�dzy nami, by�a nieraz
niezno�na i przyda si� jej taka lekcja!
� Jeste� okropny! Bez serca! � sapa�a Jolka.
� Mo�liwe � powiedzia�em i wykr�ci�em si� na pi�cie. Rozeszli�my si� do dom�w.
* * *
O godzinie czwartej zadzwoni�a do mnie pani Suplicjuszowa.
� Czy nie wiesz, co si� sta�o z Mirkiem? � zapyta�a z du�ym niepokojem w g�osie.
� Jeszcze nie wr�ci�? � uda�em pewne zdziwienie.
� Nie wr�ci� i nie wiem, co o tym my�le�. Nigdy nie sp�nia� si� na obiad. A dzi� w
dodatku mieli�my p�j�� do
krawca.
� By� na uroczysto�ci w szkole na Siekance � zauwa�y�em.
� Wiem � powiedzia�a Suplicjuszowa. � Dzwoni�am tam i powiedzieli mi, �e
uroczysto�� sko�czy�a si� ju� o
godzinie czternastej. Nawet wcze�niej,
ni� by�o w planie.
� Mo�e co� mu wypad�o � powiedzia�em. � Na pewno lada chwila wr�ci. Niech pani si�
nie boi. Mirek jest
taki rozs�dny � pr�bowa�em j� uspokoi�,
ale czu�em, �e od�o�y�a s�uchawk� wcale nie uspokojona. Szczerze m�wi�c, ja ju� te�
zacz��em si� na serio
denerwowa�.
O godzinie czwartej czterdzie�ci zadzwoni�a pani Kocembina, matka Kocia.
� Ty podobno by�e� na tym zebraniu razem z Kociem.
� Byli�my w delegacji, prosz� pani, na uroczysto�ci otwarcia nowej szko�y na
Siekance. Kocio reprezentowa�
nasz� m�odzie� � podkre�li�em
z satysfakcj�.
� Kocio w delegacji? � biedna matka by�a zaskoczona. � Reprezentowa�? On? �artujesz
sobie ze mnie.
� Tak, prosz� pani. Czasy si� zmieniaj� � o�wiadczy�em.
� Ale ty ju� wr�ci�e� z tej uroczysto�ci. A on nie wr�ci� � zauwa�y�a przytomnie
matka.
� To inna sprawa. Co� mu musia�o wypa��! � powiedzia�em.
� Niemo�liwe � oznajmi�a stanowczo matka Kocia. � O pi�tej przecie� jest ten mecz.
On zawsze chodzi na
mecze. Nie opuszcza �adnego!
� M�g� p�j�� od razu z Siekanki, bez zahaczania o dom � pr�bowa�em uspokoi� pani�
Kocembin�.
� Od razu? � zamilk�a na moment.
� Czyli bezpo�rednio.
� Bez tr�bki?! � wykrzykn�a pani Kocembina.
� Tr�bki? Jak to?
� On zawsze bierze na mecz specjaln� tr�bk� i tr�bi � wyja�ni�a matka.
� Ach tak, rozumiem.
� Poza tym przebiera si� w str�j sportowy, to znaczy w dres i wk�ada klubow�
czapk�. I bierze gum� do �ucia. I
naci�ga mnie na pi��dziesi�t z�otych.
� Drogi � powiedzia�em. � Ale niech pani si� nie martwi. M�g� tym razem p�j�� z
Ciesielskim i wzi��
zamiast tr�bki piszcza�k�, kt�r� pos�uguje
si� Ciesielski, oraz w�o�y� jego ciuchy. Na pewno zobacz� ich na meczu, niech pani
b�dzie spokojna.
Ale pani Kocembina wcale nie by�a spokojna i us�ysza�em jej �a�osny j�k, gdy
odk�ada�a s�uchawk�.
Rozmowa z pani� Kocembin� utwierdzi�a mnie w przekonaniu, �e powinienem p�j�� sam
na ten mecz i
zobaczy�, czy delikwenci s� na trybunach.
Uda�em si� wi�c tam do�� spiesznie, bo czasu do rozpocz�cia meczu pozosta�o nader
niewiele. Ale jeszcze pod
bram� stadionu wszystko si� wyja�ni�o.
Zobaczy�em od razu ch�opak�w z naszej szko�y skupionych w paru gromadach i
dyskutuj�cych zawzi�cie. W
jednej gromadce zauwa�y�em Obar�.
W drugiej mi�dzy innymi Z�o�liwego Miecia i Wyrzka, a w trzeciej r�nych Ciesi�w,
ale bez wodza
Ciesielskiego. Nie by�o tak�e Kocia Kocemby,
nie m�wi�c o Suplicjuszu.
Ruszy�em od razu do Obary.
� Klapa, �aba! � zamrucza� na m�j widok. � Zabrak�o bilet�w. Ca�a nasza wiara
odesz�a od kas z kwitkiem.
� Wiesz ju� o Suplicjuszu, Kocembie i Ciesielskim? � powiedzia�em.
� W�a�nie chcia�em ci� o nich zapyta�.
� A tu ich nie ma?
� Nie. W og�le nikt ich nie widzia� od momentu, jak poszli z Okull� na Siekank�.
Ciesie s� powa�nie
zdenerwowani. Ty widzia�e� ich chyba ostatni!
� Nie ja. Chyba ostatni widzieli ich Wyrzek i Miecio. Oni byli poza sal�.
� Co my�lisz o tym znikni�ciu?
� Wygl�da mi na skok � powiedzia�em.
� Skok? Umy�lny skok?
� Tak, du�y skok.
� I Suplicjusz z nimi? Niemo�liwe.
Wzruszy�em ramionami.
� Czy naprawd� dobrze zna�e� Suplicjusza?
� No, nie, ale... W ka�dym razie jego dotychczasowy styl...
� Styl czy maska? Sk�d wiesz, �e to by� styl? Mo�e tylko udawa�, �e jest taki
g�adki i idealny, a naprawd� to
marzy�, �eby si� urwa� spod kontroli?
Wiesz, on wcale nie by� spokojny. Czy przyjrza�e� mu si� dobrze?
� Racja. By� jakby stale napi�ty.
� Napi�ty �uk mo�e albo strzeli�, albo....
� P�kn��.
� W�a�nie. Od przeci��e�.
� Suplicjusz by� diabelnie przeci��ony. Pr�cz lekcji pi�� k�ek, harcerstwo, lekcje
j�zyk�w, muzyki, trening w
klubie, LOK, PCK i co� tam
jeszcze. Mog�o mu od tego trzasn�� we �bie.
� To fakt. Spr�yna mu si� mog�a rozkr�ci�. Naciskasz, naciskasz, skr�casz, a� nagle
rozpr�a si�...
� I przy sposobno�ci wali kogo� w nos.
� Tym razem by� to nos Okulli.
� My�lisz, �e to on t� koz�... � zapyta� Obara.
� Nie wiem. W ka�dym razie wykorzystali zamieszanie i w nogi.
Obara milcza� zaaferowany.
� Nie bardzo ci to wszystko odpowiada?
� Z tego, co m�wi�e�, wynika, �e uciekli...
� Co ci chodzi po g�owie? � popatrzy�em na Obar� ciekawie.
� A je�li to by�o zupe�nie inaczej? � Obara spojrza� mi w oczy uwa�nie. � Czy ci
nie przysz�o do g�owy, �e to
mog�o by� zupe�nie inaczej?!
� Co inaczej?
� Nie by�o �adnego skoku ani ucieczki.
� Przecie� wo�na widzia�a...
� Co widzia�a? Zastan�w si�, co w�a�ciwie widzia�a?
� Widzia�a, jak uciekali.
� Wcale nie.
� Nie?! � zdumia�em si�.
� Ona tylko m�wi�a, �e uciekali.
� My�lisz, �e mog�a sk�ama�?
� Ach nie, nie o to chodzi. Na pewno nie sk�ama�a, ale po co interpretuje?!
� Interpretuje? Nie rozumiem.
� To cz�ste nadu�ycie �wiadk�w. Pyta si� �wiadka, co widzia�, a on zamiast
odpowiedzie� od razu wstawia
sw�j komentarz, wyci�ga wnioski, cz�sto
najzupe�niej fa�szywe.
� Wci�� nie bardzo rozumiem, co ty chcesz od tej wo�nej? � powiedzia�em
zak�opotany.
� To przecie� proste. Czy ona widzia�a, �e kto� tych ch�opc�w goni�?
� No, nie.
� To jakim prawem powiedzia�a, �e uciekali? Przecie� ona widzia�a tylko, �e biegli.
I to tylko wiemy, oni
biegli.
� Tak sobie biegli? Bez powodu?
� Owszem, pow�d musia� by�. Ale skoro nie oni wpu�cili koz� i nie mieli powodu do
ucieczki, to czy nie
przysz�o ci do g�owy, �e po prostu mogli
kogo�... �ciga�?
� �ciga�?! � wytrzeszczy�em oczy.
� �ciga�, czyli goni�.
Otworzy�em z wra�enia usta. Rzeczywi�cie, nie przysz�o mi do g�owy...
� To... to teoria � wykrztusi�em.
� Jasne, ale chyba otwiera nowe mo�liwo�ci.
� Tak, na pewno otwiera � zgodzi�em si�.
� Szkoda, �e sam nie widzia�e� tego momentu, jak oni zacz�li... biec. Mo�e
zauwa�y�by� jakie� szczeg�y,
kt�re by od razu wyja�ni�y pewne rzeczy.
Gdyby si� da�o wyja�ni�, na przyk�ad, za kim biegli albo kogo �cigali...
� Mo�e Wyrzek albo Z�o�liwy Miecio b�d� wiedzie�.
� Chod�, przes�uchamy ich!
Ale oni wida� sami pods�uchiwali, o czym m�wimy, bo od razu pierwsi podeszli do nas
z niepokojem na
obliczach.
� M�wili�cie o nas? � zapyta� Wyrzek.
� Tak.
� O co chodzi? Zaczynacie akcj�?
� Tak. Nie ma co d�u�ej czeka� � powiedzia�em. � Postanowili�my szuka� Suplicjusza,
Kocemby i
Ciesielskiego.
� Naszym zdaniem musieli w co� wdepn�� � doda� Obara.
� My te� tak my�limy � powiedzia� Wyrzek. � Sprawa zrobi�a si� powa�na.
� Tak, do�� powa�na � zgodzi�em si�.
� Od razu wiedzia�em, �e w co� si� wpakowali. Jak tylko wydali ten wrzask �
oznajmi� Wyrzek.
� Wrzask? Jaki wrzask?
� Bojowy.
� Kiedy?
� No, wtedy przed szko��. Ja by�em na korytarzu i obserwowa�em ich z okna. Nie
wszystko widzia�em, bo mi
ci�ar�wka zas�ania�a, ale widzia�em,
jak wybiegli zza ci�ar�wki i strasznie krzyczeli.
� Dlaczego nie powiedzia�e� mi od razu?
� Przecie� nie pyta�e�.
� Ale ciebie pyta�em � krzykn��em na Miecia.
� Pyta�e� mnie o koz� � powiedzia� Miecio. � A �ci�le m�wi�c, pos�dzi�e� mnie �
doda� z wyra�n�
pretensj�.
� Sam powiniene� gada�.
� Nie wiedzia�em, �e to wa�ne... Dopiero Wyrzek mnie u�wiadomi�.
� To jest bardzo wa�ne! � m�wi� podniecony Wyrzek. � On widzia� ten samoch�d...
� O jakim wy samochodzie m�wicie? � zainteresowa� si� Obara.
� No, o tym, za kt�rym pobiegli...
� Pobiegli za jakim� samochodem?
� Tak...
� Czekaj. Opowiedz wszystko po kolei, ze szczeg�ami. Pami�taj, szczeg�y mog� by�
bardzo wa�ne. Gdzie
by�e� wtedy?
� Ca�y czas by�em przed szko�� na parkingu � odpar� Z�o�liwy Miecio.
� Widzia�e� ich ca�y czas?
� Ca�y czas, od momentu jak wybiegli ze szko�y. To by�o tak: najpierw wybiegli
Kocio i Ciesielski i zacz�li si�
gania� mi�dzy samochodami.
A za nimi w jakie� dwie sekundy wybieg� Suplicjusz i wo�a� na nich, �eby wracali.
Ale oni �miali si� tylko i
uciekali przed Suplicjuszem i dra�nili
si� z nim, kryj�c si� za samochodami. A on ich goni�. A potem nagle znieruchomieli.
Bardzo mnie zaskoczy�o,
dlaczego tak nagle znieruchomieli.
A oni patrzyli na jednego pana w granatowym p�aszczu, co wsiada� do niebieskiego
fiata. Jakby byli bardzo
zdziwieni czy z jakiego� powodu
os�upiali. A potem ten facet odjecha�. A oni rzucili si� za nim z krzykiem i
zacz�li go �ciga�.
Obara spojrza� na mnie, ja na Obar�.
� Masz racj� � powiedzia�em � to jednak by� po�cig i to zmienia ca�� sytuacj�.
� Brawo, Miecio, bardzo nam pomog�e� � rzek� Obara.
� My�l� � zaczerwieni� si� Miecio � �e teraz trzeba si� dowiedzie�, czyj to by�
samoch�d.
� I kto do niego wsiad�.
� Tak, i kto do niego wsiad� � doda� podniecony Miecio. � Nie zna�e� tego faceta?
� Nie, sk�d, nie jestem z tej dzielnicy. Nigdy go nie widzia�em. Ale pos�uchaj �
Miecio zreflektowa� si� nagle.
� Tam ugania�o si� kilku malc�w
z s�siednich dom�w. Oni te� musieli go widzie�.
� Jedziemy tam od razu! � zdecydowa� Obara.
� Sz�stka jedzie spod stadionu na sam� Siekank� � zauwa�y� Wyrzek. � P�dzimy?!
� Co si� w nogach � powiedzia�em i ca�a nasza czw�rka, ku zdumieniu obserwuj�cych
nas z daleka Ciesi�w,
pop�dzi�a na przystanek, gdzie
szcz�liwie zaje�d�a� w�a�nie autobus.
ROZDZIA� XVIII
�LEDZTWO
O tej porze plac przed szko�� na Siekance by� ju� opustosza�y. Znikn�y tabuny
��owc�w G��w� oraz watahy
graczy. Tylko dwu ch�opc�w w zielonych
dresach ugania�o si� jeszcze za pi�k�, pr�buj�c strza��w do otwartej furtki w
ogrodzeniu szkolnym, ale i oni
czmychn�li w�a�nie w tym momencie,
gdy podchodzili�my do nich, bo ze szko�y wybieg�a rozgniewana wo�na. Pr�bowali�my
ich goni�, wydaj�c
zach�caj�ce okrzyki, �eby si� nie
p�oszyli, ale nic nie pomog�o, od razu ukryli si� w jakich� dziurach.
� Prowincjonalny element, p�osz� si� z byle powodu � rzek� pogardliwie Wyrzek.
� Trudno si� dziwi�, �e m�odzie� jest nerwowa � zauwa�y� Z�o�liwy Miecio. �
Widzia�e�, jak tu si� odnosz�
do m�odzie�y. Nie do��, �e nie zbudowali
�adnego boiska ani basenu, ani kortu, to jeszcze p�dz� z tego placu. Wsp�czuj� ci,
�aba, �e b�dziesz musia�
chodzi� na t� Siekank�.
� Dosy�! � skrzywi�em si� na samo wspomnienie o czekaj�cej mnie przykro�ci. �
Lepiej pomy�l, jak dobra�
si� do kt�rego� z tych f�fli.
� Nie widz� innej rady, trzeba przeczesa� teren � powiedzia� Miecio.
� Mam lepszy pomys� � rzek� Obara.
W tym samym momencie na jego czole wyl�dowa� zgni�y pomidor. W sekund� p�niej
identyczne pociski
ugodzi�y we mnie, w Wyrzka i Z�o�liwego
Miecia. Schronili�my si� spiesznie za pryzm� �wiru.
� Przekl�te pawiany! � zakl��em ocieraj�c z policzka skis�y mi��sz pomidora.
� �winie dzikie! � Miecio ogl�da� sobie zapa�kane oko w kieszonkowym lusterku. �
Mam pestk� pod
powiek�! Orangutany! Przecie� nic im nie
zrobili�my.
� Oni s� w jatkach � zauwa�y� Obara, wysuwaj�c si� ostro�nie zza pryzmy �wiru.
� Na nich! � wrzasn�� Wyrzek i chcia� biec natychmiast, ale go zatrzyma�em
energicznie.
� To nic nie da � powiedzia�em. � Znaj� teren.
� Tak jest � mrukn�� Obara. � Zaczn� bombardowanie z innej nory.
� Wi�c co robi�?
� Spr�buj� do nich przem�wi� � rzek� Miecio trzymaj�c si� za oko.
� Spr�buj!
Miecio wyjrza� zza pryzmy.
� Hej, wy z jatek � zawo�a�. � Nie strzelajcie! Nic wam nie zrobimy! Chcemy tylko
porozmawia�. Trzech z
naszej klasy tu przepad�o. Musieli�cie
ich widzie�! Bawili si� z koz�.
W odpowiedzi na Miecia posypa� si� nowy grad pocisk�w. Na szcz�cie Miecio w por�
schowa� �eb za pryzm�.
� Sami widzicie � sapa� Wyrzek � nie chc� rozmawia�. Oni zdaje si� znaj� tylko
j�zyk przemocy.
Atakujemy?
� St�j, o�mieszymy si� tylko. Zrobi� z nas pomidorowy przecier zanim dobiegniemy do
jatek � powiedzia�em.
� Nie widz� innej rady, tylko frontalny atak. Jak inaczej sk�onimy ich do zezna�?
� Trzeba wywabi� ich z nor � rzek� Obara.
� Wywabi�? Jak to?
� Rozwi�zanie chyba proste.
� Proste?! Dobry� sobie!
� Powiedzia�em, �e mam pomys�.
� Jaki?
� Wywabi� ich instrumentalnie.
� Co takiego?
� Muzyka dzia�a w spos�b specjalny na ludzi.
� To s� pitekantropusy! � orzek� Miecio.
� W ka�dym razie nale�� do lud�w pierwotnych � zgodzi�em si�.
� Muzyka dzia�a na ludy pierwotne te�, a nawet na zwierz�ta � oznajmi� Obara. � To
stwierdzono jeszcze w
czasach staro�ytnych. By� jeden facet,
tak jako� si� nazywa� na O... zapomnia�em.
� Obarra Obareusz?
� Nie wyg�upiaj si�... Ju� mi przypomnia�e�! Nazywa� si� Orfeusz. On czarowa�
muzyk� nawet najdziksze
bestie.
� To by�o dawno i nieprawda � ziewn�� Z�o�liwy Miecio.
� A fakirzy, kt�rzy poskramiaj� gr� na flecie w�e? � zaatakowa� Obara.
� Ty nie masz fletu.
� Ale mam tr�bk� � Obara wyci�gn�� z futera�u nieod��czny instrument i nim
zdo�ali�my go powstrzyma�,
wyskoczy� zza pryzmy ochronnej �wiru,
stan�� po�rodku pustego placu na postumencie nie uko�czonego pomnika i zatr�bi�.
Jak by�o do przewidzenia, z jatek posypa�y si� zn�w zgni�e pomidory. Obryzga�y
postument i nogi Obary, ale on
nie przerywa� tr�bienia. W
smutne niebo Siekanki, w ci�kie chmury zawis�e nad placem Rze�niczym jak odwa�ne
wyznanie uderzy�y
jasne d�wi�ki tr�bki. Z bez�adnych zrazu
ton�w wy�oni�a si� dziwna melodia, pe�na znajomych motyw�w, a przecie� zupe�nie
nowa, porywaj�ca,
wspania�a i bezczelnie radosna. S�ucha�em
znieruchomia�y. To by�o co� niezwyk�ego. Te pawiany w jatkach te� musia�y zd�bie� z
wra�enia, bo pomidory
przesta�y lata� nam nad g�owami,
a ze wszystkich nor naoko�o, zza zrujnowanych stragan�w, z ziej�cych wybitymi
oknami ruder, z labirynt�w
zmursza�ej rze�ni zacz�y poma�u,
zrazu ostro�nie, potem coraz �mielej, wychyla� si� g�owy mikrus�w. Wychodzili na
plac, otaczali Obar� w
bezpiecznej odleg�o�ci, wytrzeszczali
oczy i uszy zaszokowani nie wiadomo czym bardziej, muzyk� czy widokiem tr�bacza na
postumencie.
Wreszcie wyszli i ci z jatek. Trzech ich by�o.
Wtedy Obara przerwa� tr�bienie.
� Kto chce spr�bowa�? � wyci�gn�� tr�bk�.
Ci z jatek spojrzeli zaskoczeni jeden na drugiego. Przez d�ug� chwil� trwa�o
milczenie. Wida� walczyli z
pokus�. Wreszcie jeden o �apach brudnych
jak nieszcz�cie i z bezczelnym u�miechem przylepionym do p�askiej twarzy, post�pi�
dwa kroki naprz�d i
powiedzia�:
� Daj!
Obara zeskoczy� z postumentu i wr�czy� mu instrument.
� Jak si� nazywasz? � zapyta�.
� Co ci� obchodzi � warkn�� szczeniak i chciwie przywar� ustami do instrumentu.
� On si� nazywa Fedain � powiedzia� g�o�no kto� z gromady mikrus�w.
� Robisz ze mnie balona � odpar� Obara.
� On si� nazywa Fedain � powt�rzy� malec � a naprawd� to S�awek �limak. A tamci to
s�: Kucharski i
Lelkowicz.
� Dajcie mu wycisk � powiedzia� �limak do Kucharskiego i Lelkowicza.
Kucharski i Lelkowicz rzucili si� za malcem, kt�ry udzieli� informacji, ale tamten
przytomnie zrejterowa�
zawczasu i znikn�� w ruinach
rze�ni.
� Porachujemy si� z nim p�niej � warkn�� Fedain i ponownie pr�bowa� zagra� na
tr�bce, ale zamiast
pi�knego d�wi�ku wydoby� co� w rodzaju
miauczenia marcowego kota, jak to od razu sformu�owa� Z�o�liwy Miecio.
Mikrusy za�mia�y si� szyderczo, a nieszcz�sny tr�bacz poczerwienia� ze wstydu.
� Sam widzisz teraz, �e to nie takie proste � rzek� pogodnie Obara. � I ca�e
szcz�cie, bo by�my mieli za
du�o tr�baczy. Tak, m�j kochany, tr�bienie
to sztuka, ale nie martw si�. Udziel� ci paru lekcji i jak b�dziesz pilny, to ju�
za trzy dni potrafisz zagra�
pobudk�!
� Naprawd� nauczy�by� mnie? � zapyta� ponuro Fedain.
� Z przyjemn� dziko�ci�, to jest chcia�em powiedzie� z dzik� przyjemno�ci� � odpar�
Obara.
� Mo�e zaczniemy od razu � zaproponowa� Fedain.
� Tak ci si� �pieszy?
� Oni �mieli si� ze mnie � powiedzia� ponuro Fedain i przygryz� wargi.
� Chcesz si� odegra�? � Obara popatrzy� na niego uwa�nie.
Fedain milcza�.
� Chc� im pokaza�... � mrukn�� po chwili.
� Facet nale�y do tych, co zawsze musz� imponowa� � rzek� Z�o�liwy Miecio. �
Chcia�by�, �eby twoje by�o
na wierzchu, co? � za�mia� si� szyderczo.
Fedain spojrza� na niego ponuro.
� Oberwiesz kiedy� � wycedzi�.
� S�uchaj, Fedain � powiedzia� Obara. � Tr�bk� to ty si� dzi� nie popiszesz, szkoda
gada�. Zreszt� mam co
innego twardo zaplanowane na to popo�udnie.
Ale mo�esz si� popisa� jako detektyw � Obara zrobi� efektown� pauz�. � Tak, jako
detektyw.
� Nie bardzo rozumiem � powiedzia� Fedain.
� Trzech naszych kumpli by�o tu dzisiaj na jublu w szkole i zagin�li bez �ladu.
W�a�nie ich szukamy. Mo�e co�
wiesz?
� Co ja mog� wiedzie�?
� By�e� tu � wtr�ci� Wyrzek. � Widzia�em ci� przez okno. By�e�, jak oni zacz�li
goni� samoch�d.
� Ja? By�em? Chcecie mnie wrobi� w jak�� drak� � Fedain spojrza� na nas nieufnie.
� On ma boja � powiedzia� Z�o�liwy Miecio. � Patrzcie, jaki z niego bohater!
� Zobaczysz, oberwiesz, i to nied�ugo � Fedain zamierzy� si� na Miecia.
� Nie b�d� dzieckiem, Fedain, my do ciebie z powa�n� propozycj�. Chcesz bra� udzia�
w tym �ledztwie czy
nie? Jak nie, to spytamy kogo innego �
powiedzia�em.
� Tu si� ugania�o was co najmniej sze�ciu � powiedzia� Miecio. � Mo�emy spyta�
twoich kole�k�w. Oni nie
b�d� si� ba� tak jak ty. Tylko radz�
ci, zmie� pseudonim. Fedaini s� dzielni.
� Ja si� nie boj� � wykrztusi� bohatersko Fedain.
� Wiedzia�em od samego pocz�tku � u�miechn�� si� szeroko Obara i waln�� Fedaina
kordialnie w �ebro. �
Wi�c widzia�e�, jak trzech ch�opc�w
goni�o samoch�d?
� Pewnie, �e widzia�em.
� Czy wiesz, dlaczego gonili?
� Tego nie wiem.
� Naprawd�?
� S�owo. Sam by�em zdziwiony. Wygl�da�o na to, �e oni wcale nie interesuj� si� tym
samochodem. Karmili
koz�. �mieszni ludzie. Bardzo ich bawi�o,
�e koza jak je, to potrz�sa brod�. Jakby nigdy nie widzieli kozy. A potem nagle
zerwali si�, zostawili zwierz� i
pobiegli.
� I co dalej?
� Wtedy podbieg� ten ma�y...
� Kt�ry ma�y?
� No, ten � Fedain wskaza� na Z�o�liwego Miecia. � Podbieg� i wp�dzi� koz� do
szko�y.
� No, wi�c przynajmniej t� spraw� mamy wyja�nion�... � rzek�em kwa�no do Miecia. �
Gratuluj� pomys�u.
� Nie powiesz, �e nie by�o �miesznie.
� By�o za �miesznie � powiedzia�em.
� Dosy� � przerwa� Obara. � Mieli�my pyta� o samoch�d.
� Racja. A wi�c wracajmy do samochodu. Na pewno wiesz, Fedainie, czyj to by�
samoch�d? � zwr�ci�em si�
do �wiadka.
� To by� samoch�d pana Oleskiego � odpar� Fedain. � On tu mieszka. Niedaleko st�d.
Na Pastewnej.
� Co on ma wsp�lnego ze szko��? � zapyta� Obara.
� Jak to, co? On by� w Komitecie.
� W jakim Komitecie?
� W Komitecie Budowy Szko�y na Siekance. Pan dyrektor powiedzia�, �e pan Oleski
du�o pom�g� przy
budowie.
� Bo on jest in�ynierem � wtr�ci� Kucharski.
� I pracuje w �Budosporcie� � podj�� Fedain. � Pan dyrektor go zaprosi� na otwarcie
szko�y.
� Czy to ten, co siedzia� przy Okulli podczas uroczysto�ci? � zapyta� Wyrzek.
� Przy jakiej Okulli?
� To nasza wicedyrektorka.
� Nie wiem, przy kim siedzia�. Nie zagl�da�em do sali. On jest zupe�nie �ysy i nosi
zwykle czapk� na g�owie.
� Zgadza si� � wtr�ci� Miecio. � Jak wsiada� do samochodu, mia� czapk� maciej�wk�
na g�owie.
� Dwie rzeczy tu s� niejasne i wr�cz niezrozumia�e � powiedzia� Obara. � Dlaczego
in�ynier Oleski opu�ci�
nagle uroczysto��, ledwie si�
zacz�a, i dlaczego nasi ch�opcy go �cigali.
� Opu�ci� uroczysto��? � zdziwi� si� Fedain.
� No, przecie� odjecha� samochodem. Sam widzia�e�.
� Macie racj�, to przecie� by�o... zaraz... jak to by�o naprawd� � Fedain poskroba�
si� w g�ow�. � Do licha, z
tego wynika, �e on dwa razy odje�d�a�
spod szko�y...
� Jak to dwa razy?
� Pierwszy raz wtedy, kiedy ch�opcy go gonili, a drugi raz, kiedy uroczysto�� si�
sko�czy�a i wszyscy
wychodzili. Widzia�em, �e wyszed� z innymi,
wsiad� do samochodu, wo�na mu poda�a wypchan� teczk�, a on da� jej klucze.
� Mo�e mia� co� pilnego do za�atwienia i musia� opu�ci� na kilka minut uroczysto��,
a potem wr�ci� �
zamrucza� Obara.
� Dziwne, �e go nie widzia�em, jak wychodzi� � powiedzia�em. � Ca�y czas by�em
przecie� albo na sali, albo
na korytarzu... Musia�bym przecie�
zauwa�y�.
� Ja te� nie widzia�em � doda� Wyrzek.
� Ani ja � rzek� Z�o�liwy Miecio.
� A mo�e ty widzia�e�? � zapyta� Obara Fedaina.
� Ja w og�le nie widzia�em, jak on odje�d�a� za pierwszym razem.
� Przecie� m�wi�e�...
� M�wi�em, �e widzia�em ruszaj�cy samoch�d i ch�opc�w, jak rzucili si� za nim �
oznajmi� Fedain.
� Panowie, co� mi �wita w g�owie � rzek� Obara. � Zastan�wmy si� nad takim
rozwi�zaniem: to nie pan
Oleski odjecha� wtedy samochodem.
� A kto? � wytrzeszczyli�my oczy zaskoczeni.
� Jaki� inny osobnik.
� Inny osobnik?
� Na przyk�ad z�odziej.
� Przecie� widzia�em pana Oleskiego, jak wsiada� � wybe�kota� Miecio.
� Widzia�e� osobnika w czapce. Sk�d wiesz, �e to by� in�ynier Oleski? Nigdy go
przecie� przedtem nie
widzia�e�, zreszt� obserwowa�e� z daleka.
� Gdyby to nie by� in�ynier Oleski, nareszcie zachowanie ch�opc�w by�oby wyja�nione
� zauwa�y�em. �
Widz�, �e jaki� osobnik majstruje
przy zamku albo wyci�ga p�k r�nych kluczyk�w i pr�buje. To im si� wydaje
podejrzane. Wi�c kiedy on wsiada
do wozu i odje�d�a, chc� go zatrzyma�,
goni� go, krzycz� i...
� W�a�nie to �i�. Musimy zbada�, co mog�o si� zdarzy� potem. Dlaczego przepadli jak
kamie� w wod�.
Zaraz... po jakim czasie samoch�d wr�ci�
na parking na placu?
� Nie zauwa�y�em � powiedzia� Z�o�liwy Miecio. � Akurat wtedy wybuch�a ta awantura
z koz� i
przeoczy�em ten moment, gdy wraca�. Kiedy spojrza�em,
ju� tam sta� znowu...
� Pusty?
� Zupe�nie pusty.
� Czy kto� z was widzia�, jak ten samoch�d wraca� i kto z niego wysiada�? � zapyta�
Obara.
Okaza�o si�, �e nikt nie widzia�. Wszyscy byli zaj�ci tymi awanturami na
uroczysto�ci.
� Zdaje si�, �e utkwili�my w martwym punkcie � skrzywi� si� Z�o�liwy Miecio.
� Jest jeszcze jedna szansa � powiedzia�em. � Przes�uchajmy wo�n�.
� Wo�n�?
� Skoro Fedain powiedzia�, �e wr�cza�a prawdziwemu in�ynierowi Oleskiemu teczk�, a
on jej wr�cza� klucze,
to znaczy, �e si� dobrze znaj�.
Mo�e ona co� b�dzie wiedzie�.
� Przede wszystkim powinna wiedzie�, czy in�ynier Oleski naprawd� nie opuszcza�
szko�y przed ko�cem
uroczysto�ci, to znaczy przed niespodziewanym
ko�cem uroczysto�ci, czyli przed pojawieniem si� kozy na sali � rzek� Obara. � To
musi by� stanowczo
stwierdzone. Wtedy nie b�dzie w�tpliwo�ci,
�e kto inny skorzysta� z jego samochodu.
� Przejecha� si� kilka minut i odstawi� samoch�d na miejsce � Z�o�liwy Miecio
u�miechn�� si� ironicznie.
� W�a�nie. Takie zachowanie z�odzieja daje du�o do my�lenia.
� Mianowicie?
� �e w gruncie rzeczy nie chodzi�o mu o samoch�d � rzek� zamy�lony Obara.
� Je�li nie o samoch�d, to o co?
� Za wcze�nie o tym m�wi� � rzek� Obara. � Najpierw przes�uchajmy wo�n�!
� Tylko um�wmy si� z g�ry, kto prowadzi �ledztwo, �eby wszyscy nie wrzeszczeli
naraz � powiedzia�em. �
Proponuj�, �eby poprowadzi� Obara.
Zgadzasz si�, Andrzej?
� Je�li mi pomo�ecie � odpar� Obara.
� No, to jazda. Zasuwamy do wo�nej!
Wo�na Rachwalska z Siekanki by�a osob� trudn�, wyra�nie uprzedzon� do m�odzie�y. Z
pocz�tku nie chcia�a
nam nawet otworzy� drzwi szko�y. Dopiero,
gdy Obara wyja�ni�, �e nie jeste�my z tutejszej szko�y, �e nie mamy nic wsp�lnego z
Siekank� i w gruncie
rzeczy brzydzimy si� g��boko Siekank�,
uchyli�a ostro�nie drzwi. Obara da� nam znak i wszyscy u�miechn�li�my si�
sympatycznie.
� To w�a�ciwie sk�d jeste�cie? � zapyta�a nieco uspokojona wo�na mierz�c nas
badawczym spojrzeniem.
� Jeste�my uczniami pani Okulczyckiej.
� Ach, tak? � wo�na uchyli�a drzwi szerzej. Wida� nazwisko znakomitej gogini
nape�ni�o j� pewnym
zaufaniem. � Czego chcecie?
� Pani Okulczycka martwi si� o tych ch�opc�w, kt�rzy...
� Kt�rzy uciekli z uroczysto�ci? � zasapa�a wo�na.
� Na szcz�cie nie uciekli i honor pani Okulczyckiej zosta� uratowany.
� Przecie� sama widzia�am, jak uciekali � zaskrzecza�a wo�na.
� Tak wygl�da�o, prosz� pani, a naprawd� to oni gonili z�odzieja, co sobie po�yczy�
samoch�d pana Oleskiego.
� Co wy opowiadacie?!
� Bardzo dziwna historia, prosz� pani, a najgorsze, �e do tej pory oni si� nie
odnale�li. Boimy si�, �e ten
z�odziej m�g� im zrobi� co� z�ego.
� Wejd�cie � wo�na wpu�ci�a nas do szko�y i usadowi�a na kanapie w kancelarii.
Opowiedzieli�my jej wszystkie okoliczno�ci i szczeg�y wypadku. Bali�my si� z
pocz�tku, �e nam nie uwierzy,
ale okaza�o si� na szcz�cie,
�e by�a z tych wierz�cych, co przejmuj� si� serio wszystkimi sensacyjnymi
wydarzeniami.
� Teraz ca�a nadzieja w pani � zako�czy� Obara. � Liczymy na to, �e pani nam
pomo�e.
� Ale jak, moje dziecko? � zak�opota�a si� podniecona opowiadaniem wo�na.
� Przede wszystkim, czy pani jest pewna, �e in�ynier Oleski nie opuszcza� swojego
miejsca przy stole
prezydialnym, zanim nie nast�pi�y te przykre
wypadki?
� Jestem zupe�nie pewna � stwierdzi�a wo�na. � Ca�y czas sta�am przy drzwiach, na
posterunku.
� Mo�e jednak pani spocz�a na chwil� na krzese�ku i wtedy...
� Chcesz mi wm�wi�, �e zdrzemn�am si�? � zmarszczy�a brwi wo�na.
� Pani by�a z pewno�ci� bardzo przepracowana porz�dkami przed otwarciem szko�y, tym
sprz�taniem po
przebudowie.
� Pewnie, �e by�am, ale zasn�� na uroczysto�ci?! Za kogo ty mnie uwa�asz?
� Przepraszam, nie chcia�em pani urazi�.
� Nie, nie, to wykluczone. Zreszt�, po co in�ynier mia�by wybiega� z uroczysto�ci,
jecha� gdzie� samochodem
i wraca� po kilku minutach.
� Mo�e zapomnia� zakr�ci� jaki� kurek w domu albo wy��czy� �elazko � podsun��em.
� In�ynier Oleski? Wykluczone. To pedant.
� Pedant?
� Niczego nigdy nie zapomina, wszystko u niego jak w zegarku.
� Ale mo�e musia� co� za�atwi� u siebie w pracy. Mo�e z kim� si� um�wi�?
� Nie, nie, wykluczone. Powiedzia� mi, jak przyszed�: �Pani Zosiu, akurat dosta�em
delegacj� s�u�bow� do
Warszawy i prosto st�d, znaczy
ze szko�y, pruj� wozem do stolicy.� Tak powiedzia� � �pruj� wozem prosto do
stolicy� � pami�tam dok�adnie.
I prosi�, �ebym mu przygotowa�a
jak�� ma�� paczk� z kanapkami na drog� i kilka jab�ek.
� Pani dobrze zna in�yniera Oleskiego?
� Pewnie, �e dobrze. Przez dwadzie�cia lat pracowali�my razem w �Budosporcie�,
kiedy jeszcze nazywa� si�
�Hydro-konstal� i robi� zupe�nie
co innego. By�am tam sprz�taczk�, a potem wo�n�, a teraz jestem na emeryturze i
wzi�am t� prac� w szkole na
p� etatu. W�a�nie in�ynier Oleski
mi za�atwi�.
� Wi�c pani da�a mu paczk� na drog�, jak wyje�d�a�, a on pani wr�czy�, zdaje si�,
klucze...
� Sk�d wiesz? Faktycznie in�ynier zostawi� mi klucze od gara�u i domu, �ebym mog�a
napali� w piecu i
posprz�ta�, bo tam w�a�nie parkieciarze
sko�czyli uk�adanie posadzek i by�o du�o do sprz�tania. Bo pani wyjecha�a na dwa
miesi�ce do sanatorium, a
synowie pa�stwa s� na studiach
w Warszawie, tak, �e nikogo tam nie ma i dom stoi pusty. Wi�c pan in�ynier cz�sto
zostawia mi klucze, to
znaczy jeden komplet kluczy, �ebym
dogl�da�a domu i sprz�ta�a.
� To ile by�o tych komplet�w? � wtr�ci�em podniecony, czuj�c, �e wpadli�my na jaki�
wa�ny �lad.
� Trzy � odpar�a Rachwalska. � Jeden mia�a pani, a dwa pan.
� Gdzie on trzyma� te klucze?
� Chyba w samochodzie... W ka�dym razie widzia�am...
� Co pani widzia�a?
� No, �e wtedy wyj�� dla mnie te klucze z takiej skrzynki przy kierownicy w
samochodzie.
� Czy przypadkiem nie zgin�� mu jeden komplet?
� Nie... nic nie m�wi� � wo�na zawaha�a si� jakby.
� Niech pani sobie dobrze przypomni, czy na pewno nic nie m�wi�, to bardzo wa�ne �
naciska� Obara.
� Zaraz... � wo�na zastanowi�a si�. � No, tak, co� tam by�o z tymi kluczami.
Otworzy� t� skrzynk� i jakby
zastyg� na moment, a potem powiedzia�:
�To dziwne, jedn� par� musia�em zostawi� w p�aszczu�. P�niej si�gn�� do skrzynki i
poda� mi ju� bez s�owa
klucze.
� To znaczy, �e w skrzynce by� tylko jeden komplet � zauwa�y�em.
� Tak, teraz sprawa rysuje si� zupe�nie jasno � rzek� Obara. � Z�odzieje musieli
wiedzie�, �e in�ynier trzyma
klucze w samochodzie. Postanowili
wi�c ukra�� te klucze. A potem wpad�o im do g�owy, �e jeszcze lepiej b�dzie, jak
po�ycz� sobie tak�e samoch�d
in�yniera, podjad� nim do willi,
za�aduj� do niego zrabowane rzeczy i odjad� do meliny, a potem odstawi� samoch�d na
swoje miejsce.
Samoch�d in�yniera nie zwr�ci niczyjej
uwagi i b�d� bardziej bezpieczni. No, ale mieli pecha, bo akurat tr�jka naszych
budrys�w by�a na parkingu.
� Co ty wygadujesz?! � os�upia�a wo�na. � U pana in�yniera mieliby by� z�odzieje i
rabowa�?!
� To wynika, niestety, z dedukcji, prosz� pani � wyja�ni�em. � Lepiej niech pani
powie, co tam by�o cennego
do zrabowania.
� Nie wiem... Ta willa jeszcze nie jest wyko�czona i nie urz�dzona w �rodku. Cz��
rzeczy ju� przywie�li, ale
stoj� nie rozpakowane w skrzyniach,
w paczkach...
� W gara�u?
� Tak. W piwnicach cz��, a cz�� w gara�u.
� Chyba jasne � przerwa� niecierpliwie Obara. � Z�odziejom chodzi�o o te skrzynie
albo paczki. Ale w tej
chwili to niewa�ne, wa�ne jest, �eby
uwolni� ch�opak�w...
� Uwolni�? � wo�na podnios�a brwi do g�ry.
� Nie mamy ani chwili do stracenia. Pani musi p�j�� zaraz z nami i otworzy� gara�.
� Co takiego?! Dlaczego niby mam otwiera� wam gara�?
� Bo je�li nie zwariowa�em, to w tym gara�u albo obok w piwnicy czy te� kot�owni
jest zamkni�ta nasza
szlachetna delegacja na otwarcie szko�y
na Siekance.
� Delegacja?!
� No, ci ch�opcy, co zagin�li. Musimy ich ratowa�! Niech pani idzie! Albo da nam te
klucze.
Wo�na Rachwalska spojrza�a na Obar� podejrzliwie.
� �e ty zwariowa�e�, to mo�liwe, oczy masz rozbiegane i pleciesz rzeczy jak nie
przymierzaj�c z �Kobry�, ale
ja jestem na szcz�cie przy zdrowych
zmys�ach. Nie r�b ze mnie wariatki.
� Zar�czam pani, �e jestem normalny...
� Nie wierz� w �adne twoje s�owo, ani w z�odziei, ani we w�amanie. Czy normalny
cz�owiek staje ni st�d, ni
zow�d na �rodku placu w bia�y dzie� i
tr�bi?
� Ja tr�bi�em?
� Nie wypieraj si�, widzia�am ci� przez okno. Chcieli�cie mnie sko�owa� i prawie
wam si� uda�o. Zabierajcie
si�. Koniec rozmowy!
� Prosz� pani, to naprawd� powa�na sprawa, nie zgrywam si�, s�owo! Tam s� uwi�zieni
ch�opcy, nawet nie
wiemy, czy jeszcze �yj�...
� Id�cie z tym na milicj�. Je�li naprawd� tak jest, jak m�wicie, to milicyjna
sprawa... Ja nie wpuszcz� obcych
do domu. Nie po to pan in�ynier
powierzy� mi w zaufaniu klucze, �ebym wpuszcza�a byle kogo...
� Byle kogo?! � Obara skrzywi� si� ura�ony.
� Dosy�! Zmiatajcie st�d! � wo�na brutalnie wypchn�a nas za drzwi.
� My�lisz, �e ch�opcy pobiegli za skradzionym samochodem in�yniera a� do gara�u i
tam... � zacz��em i
urwa�em. Co tu si� dziwi� wo�nej,
mnie samemu pomys� Obary wyda� si� niedorzeczny.
� I co? � wykrztusi� Wyrzek.
� I tam ten opryszek rozprawi� si� z nimi � doko�czy� podniecony Obara. � B�agam
was, p�d�my tam, nawet
je�li nie wierzycie! Z kluczami czy
bez, musimy tam pobiec natychmiast!
Wybiegli�my ze szko�y i pognali�my na ulic� Pastewn�.
ROZDZIA� XIX
AKCJA W SAMOTNYM DOMU
Nie pobiegli�my daleko. Ulica Pastewna urywa�a si� nagle na ciemnej �cianie drzew,
za kt�rymi w paru
miejscach prze�witywa�o szafirowe, zimne,
jesienne niebo.
� Ale� tam nie ma ju� �adnego domu � zawo�a�em zatrzymuj�c si�.
� Jest jeszcze jeden � powiedzia� przypatruj�c si� uwa�nie Obara.
� Gdzie?
� Zupe�nie w dole. Wida� tylko bia�y komin, mi�dzy pniami drzew, sterczy jakby,
spod ziemi.
Teraz i ja zauwa�y�em.
� P�dzimy? � zapyta�em, ale Obara nie ruszy� si� z miejsca i uporczywie wpatrywa�
si� w ziemi�.
� Co robisz? � zapyta�em.
� Szukam znak�w.
� Jakich znak�w?
� Um�wi�em si� z Suplicjuszem, kiedy w zesz�ym roku byli�my w jednym zast�pie, �e w
razie
niebezpiecze�stwa b�dziemy zostawia� znak na
drodze.
� Co to ma by�?
� Pestki dyni.
� To dlatego nosi� je stale w kieszeni, cho� nigdy nie widzia�em, �eby jad�!
� Dlatego. Ja te� nosz� � doda� Obara i wyci�gn�� z kieszeni ca�� gar�� pestek. �
S� praktyczne. Ma�e, lekkie
i dobrze widoczne na ciemnej zwykle
ziemi.
� S�! � krzykn�� Wyrzek. � W dwu miejscach! Wida�, �e niedawno rzucone, bo zupe�nie
czyste, bia�e, nie
przydeptane.
� I tu s� � powiedzia�em schylaj�c si�.
� I tam te� � wskaza� Obara. � Nadzwyczaj du�e zag�szczenie znak�w. To by
�wiadczy�o...
� �e Suplicjusz mia� olbrzymiego pietra � doko�czy� Z�o�liwy Miecio.
� Zamknij dzi�b � zgasi� go Obara. � To nie pora na �arty. I radz� ci zapami�ta�,
jak jeste� przy mnie, panuj
nad sob�, bo ja twoje dowcipy znosz�
tylko do pewnej granicy, a potem od razu strzelam w ucho.
Miecio odruchowo podrapa� si� w ma��owin�.
� To w ko�cu, o czym �wiadczy takie zag�szczenie? � zapyta� udaj�c naiwno��.
� Takie zag�szczenie wskazywa�oby na trzeci stopie� zagro�enia � wycedzi� Obara.
� Do licha � przestraszy�em si� nie na �arty. � Je�li oni tu byli, je�li dot�d nie
wr�cili, to znaczy, �e... �
utkn��em nagle, bo u�wiadomi�em
sobie pewn� mo�liwo��, kt�rej nie bra�em w og�le pod uwag�.
� No, doko�cz � naciska� Miecio.
� To znaczy, �e albo zostali uwi�zieni w tym domku, albo... � zn�w urwa�em.
� Albo co?
� Wola�bym na razie nie m�wi� o tej drugiej mo�liwo�ci. Jest zbyt straszna.
� My�lisz, �e mogli dosta� po prostu w czap�? � zapyta� brutalnie Miecio.
Milcza�em.
� P�dz� do tego domku! � powiedzia� Miecio i przy�pieszy� kroku. � Zaraz si�
wszystko wyja�ni.
Wyrzek i ja te� chcieli�my pobiec razem z nim, ale Obara zatrzyma� nas stanowczo.
� St�jcie, wystarczy, jak Mietek p�jdzie...
� Ale my...
� Wy ukryjecie si� tutaj � zakomenderowa� Obara. � Najlepiej za tymi krzakami �
wskaza� na g�ste krzaki
ja�owca przy �cie�ce.
� Co ty?! Kry� si�? Po co?
� Po co?! � Obara wzruszy� z politowaniem ramionami. � Chyba zapomnieli�cie, gdzie
jeste�my. Jeste�my o
kilkaset metr�w od najbli�szego
zamieszkanego domu, w lesie, gdzie niedawno zagin�o trzech wcale nieg�upich
ch�opak�w. Czy nie przysz�o
wam do g�owy, �e to samo niebezpiecze�stwo,
kt�re im zagrozi�o, mo�e zagrozi� i wam?
� Ale� przecie� tu nikogo nie ma � Wyrzek rozejrza� si� dooko�a nieco zbity z
tropu.
� W tej chwili nie ma � rzek� Obara � ale w nast�pnej chwili kto� mo�e nadej��.
� Kto?
� No, nie wiem. Mo�e ten z�odziej samochodu.
� Ten... ten typ X?
� W�a�nie.
� On... on przecie� ju� za�atwi�, co chcia�, i odstawi� na miejsce samoch�d, wi�c
po co mia�by wraca�.
� Mo�e zapomnia� r�kawiczek.
� E, nabijasz si� z nas � rozz�o�ci� si� Wyrzek.
� Niezupe�nie. Trzeba przewidywa� r�ne sytuacje.
� Przest�pcy wracaj� na miejsce przest�pstwa � zauwa�y�em.
� Typ X mo�e mie� dziesi�tki powod�w, �eby wr�ci� � rzek� spokojnie Obara. � Sk�d
wiecie, �e naprawd�
za�atwi� ju� wszystko, co mia� za�atwi�?
A zreszt� nie chodzi tylko o pana X. Mo�e nadej�� kto� zupe�nie inny i wcale nie ma
potrzeby, �eby nas tu
zauwa�y�. Tak, zupe�nie nie ma potrzeby.
Nikt nie powinien nas widzie�. Po co budzi� czyje� podejrzenia, mogliby nam
zarzuca� jakie� przest�pstwo, sam
z�odziej m�g�by nas oskar�y�,
�e to my zakradli�my si� do tego domu. No i spr�bujcie si� wyt�umaczy�, �e to wcale
nie tak. Dlatego w�a�cie za
te ja�owce i sied�cie cicho,
ale z uszami czujnymi jak zaj�ce, p�ki Mietek nie wr�ci.
Po tej przemowie ju� nie protestowali�my i pos�usznie ukryli�my si� za krzakami. Z
pewno�ci� nie da�oby si�
tam d�ugo wysiedzie�, tym bardziej,
�e mr�wki zacz�y nam chodzi� po ciele, ale los okaza� si� dla nas wyj�tkowo
�askawy. Nie up�yn�y nawet trzy
minuty, gdy pos�yszeli�my trzask
�amanych suchych ga��zek na �cie�ce i lekkie skrzypienie piasku pod czyimi� butami.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci:
kto� nadchodzi�. Czekali�my
z zapartym tchem. Kto si� uka�e? Wiejska kobieta spiesz�ca na przystanek autobusowy
na skr�ty przez ten
lasek? Starszy pan z lask� szukaj�cy
grzyb�w? Emeryt na spacerze z psem? O, nie. Rzeczywisto�� tym razem przesz�a nasze
naj�mielsze
oczekiwania. Zza drzew wy�oni� si� nie
kto inny, ale sam typ X. Nie mieli�my �adnej w�tpliwo�ci. Ta sama barczysta
sylwetka, maciej�wka na g�owie.
Jedyne, co nas zaskoczy�o, to
fakt, �e nie by� sam. Razem z nim szed� drugi X. Nazwali�my go od razu w my�li
typem X2. By� r�wnie� do��
wysoki, ale niezmiernie chudy, by nie
rzec � cherlawy. Na d�ugim nosie podobnym do dzioba ptaka nosi� grube okulary, a
spiczasta, wystaj�ca broda
podkre�la�a jeszcze karykaturalny
wygl�d jego twarzy. By� bardzo czujny i rozgl�da� si� doko�a niespokojnie.
� Tu kto� chodzi� � powiedzia� nagle.
� Zdawa�o ci si�... � odburkn�� X1.
� S�ysza�em trzask ga��zek tam ko�o domu! Z ty�u...
� Bzdura.
� Co� mi mign�o.
� To ptak.
� Zosta�, p�jd� sprawdzi� tego �ptaka�. Okr��� dla pewno�ci dom.
� Nie mamy czasu! � warkn�� X1, ale X2 ju� pobieg� �okr��a� dom�.
Zdr�twieli�my. Je�li Miecio nie zdo�a si� ukry�, zostanie zdemaskowany, a wtedy...
Popatrzyli�my nawzajem na
siebie i pomy�leli�my
o tym samym. Wtedy nie pozostanie nam ju� nic innego, jak stoczy� z tymi Iksami
walk�.
Ale sprawa przybra�a nieoczekiwany obr�t ju� w najbli�szych sekundach. Nie czekaj�c
bowiem na powr�t
kolegi, X1 spiesznym krokiem doszed�
do ogrodzenia willi, wyci�gn�� z kieszeni p�k kluczy, otworzy� bram�, szybko pu�ci�
si� w kierunku drzwi
gara�u, otworzy� je kolejnym kluczem,
a my... my patrzyli�my jak zahipnotyzowani na ten klucz i my�leli�my, jakby to by�o
wspaniale, gdyby zostawi�
klucz w zamku.
Widocznie bardzo si� �pieszy� i by� pewny, �e nic mu nie grozi, bo jednak zdarzy�a
si� nadzwyczajna historia!
X1 znikn�� w gara�u, a klucze
zosta�y na zewn�trz. Ko�ysa�y si� przez chwil� pod klamk�, a my wpatrywali�my si� w
nie �ar�ocznie. Pierwszy
wyskoczy� zza krzak�w Obara.
Nie zwa�aj�c na to, �e ma co najmniej trzydzie�ci metr�w do przebiegni�cia, �e
suchy chrust trzaska mu g�o�no
pod stopami i mo�e zaalarmowa�
Iks�w, podj�� to niebezpieczne ryzyko. Ale czy mo�na si� by�o zawaha�? Bardziej
korzystnej sytuacji ju� na
pewno nie b�dzie. Ruszyli�my
za nim. W cztery sekundy byli�my ju� wszyscy przy gara�u.
S�dzi�em, �e Obara wpadnie do �rodka i da sygna� do generalnego ataku, ale on mia�
zgo�a inny pomys�. Wcale
nie kwapi� si� do bezpo�redniego
ataku, przeciwnie, ku naszemu os�upieniu b�yskawicznie zatrzasn�� uchylone drzwi i
przekr�ci� klucz w zamku,
a nast�pnie schowa� p�k kluczy
do kieszeni i sykn�� w naszym kierunku:
� Chowamy si� szybko! Tam! � wskaza� na krzaki forsycji rosn�ce po obu stronach
szerokiego zjazdu do
gara�u.
Wype�nili�my skwapliwie polecenie i z bij�cymi mocno sercami czekali�my na dalszy
rozw�j wypadk�w.
Uwi�ziony w gara�u opryszek zrazu nie zdawa� sobie sprawy ze swej sytuacji. S�dzi�
zapewne, �e to wiatr
przymkn�� drzwi, i nie zareagowa� zupe�nie.
S�yszeli�my jego cz�apanie i brz�k potr�canych baniek po oleju czy te� kanistr�w.
Odnosili�my wra�enie, �e
czego� niecierpliwie szuka.
Ale czego m�g� szuka�, nie mieli�my zielonego poj�cia.
Raptem us�yszeli�my szybkie kroki na �wirowanej alejce prowadz�cej od tarasu po
drugiej stronie domu.
Nadbiega� podniecony X2.
� Jeste�my �ledzeni � zasapa�. � Widzia�em jednego w krzakach. Na pewno jest tu ich
wi�cej � zastuka�
gwa�townie do drzwi gara�u.
� Czego?! � rozleg� si� niecierpliwy g�os zza drzwi.
� S�ysza�e�, co m�wi�em? Radz� sp�ywa�, natychmiast.
� Bzdury!
� Otwieraj! � okularnik szarpa� nerwowo klamk�.
� Nie jest zamkni�te.
� Jak to nie!
� M�wi�, �e nie zamyka�em.
� No to spr�buj!
X1 od wewn�trz szarpn�� klamk�, uderzy� pi�ci� w drzwi.
� Co to za g�upie kawa�y?! � zakl��.
� Kawa�y?
� Nie udawaj g�upka. Zamkn��e� mnie.
� Sam si� zamkn��e�.
� Ja? Otwieraj, m�wi�, bo dostaniesz w z�by!
� Jak mam otworzy�? Ja ci� nie zamyka�em.
� No, wi�c wiatr. Musia�o si� zatrzasn��. Przekr�� klucz.
� Jaki klucz?
� W zamku.
� Nie ma tu �adnych kluczy.
� Przecie� zostawi�em.
� Nic nie zostawi�e�!
� Jak to nic! Musia�y upa��, zobacz... Pewnie le�� na ziemi.
� Nie ma nigdzie.
� Ty �otrze, co ty knujesz?! � rykn�� rozw�cieczony X1 z g��bi gara�u.
� Ja? Ja nic... ale... ale lepiej sobie p�jd�... � o�wiadczy� be�kotliwie X2.
� Co takiego? Chcesz mnie zostawi�?!
� Bo... boj� si�. To na pewno oni ci� zamkn�li.
� Jacy oni?!
� Przecie� m�wi�em ci. Siedz� w krzakach. Chyba nam co� nie wysz�o. Ja sobie
naprawd� p�jd�.
� Sta�! � rozleg� si� g�os Obary.
� S�ysza�e�, Tadziu? � j�kn�� opryszek.
Z gara�u dobieg�o w odpowiedzi ci�kie przekle�stwo i stuk przewracanych blaszanek.
� Panowie, to jakie� nieporozumienie � wybe�kota� X2. � Pozw�lcie, ja sobie
grzecznie p�jd�.
� Nie rusza� si� � rykn�� Obara g�osem jak najbardziej grubym, by nie zdradzi�
swego szczeni�cego wieku, co
mu si� zazwyczaj udawa�o, gdy pochyli�
g�ow� i podbr�dek z ca�ej si�y przycisn�� do piersi. Wydawa� wtedy wspania�y bas
jak Mefisto w operze �Faust�.
I to robi�o na wszystkich wra�enie,
zw�aszcza, gdy nie widzieli jego ch�opi�cej twarzy. Na X2 te� zrobi�o, bo zatrzyma�
si� pos�usznie.
� R�ce do g�ry! Patrze� na gara�! Nie ogl�da� si�! � grzmia� Obara.
Opryszek wykona� skrupulatnie polecenia.
� Sta� grzecznie, bez kawa��w, jeste�cie otoczeni � powiedzia� Obara, po czym
zwr�ci� si� do mnie: �
Obszukaj go, sprawd�, czy nie ma broni,
tylko dobrze!
Na nieco chwiejnych nogach ruszy�em do opryszka. Co b�dzie, jak si� odwr�ci i
zobaczy moj� �go�ow�siast��
twarz anio�ka? Ale on sterroryzowany
przez Obar� sta� nieruchomo jak struna. Zacz��em go obszukiwa�. W kieszeni
namaca�em metalowy, ob�y
przedmiot.
� Ma n�! � zameldowa�em g�o�no podniecony i zaraz tego po�a�owa�em. Przekl�ty brak
opanowania! M�j
g�os zdradzi� mnie od razu. By� zbyt
koguci, wr�cz piskliwy. Opryszek odwr�ci� si� gwa�townie i widz�c, �e ma do
czynienia z kim�, no, m�wi�c
delikatnie, niezupe�nie doros�ym,
rzuci� si� na mnie i chcia� odebra� mi n�. Ale to mu si� na szcz�cie nie uda�o.
Mo�e nie jestem zbyt doros�y,
ale wystarczaj�co sprawny i do��
szybki. Wykr�ci�em mu si� zr�cznie jak piskorz, odskoczy�em z no�em w r�ce na trzy
kroki i stan��em w pozycji
obronnej. Przez par� sekund
patrzyli�my na siebie, on nie spuszcza� wzroku ze mnie, ja z niego. Wreszcie uzna�,
�e lepiej nie ryzykowa�, tym
bardziej, �e krzaki forsycji
poruszy�y si� podejrzanie i stwierdzi�, �e nie tylko ze mn� b�dzie mia� do
czynienia. Wi�c nagle b�yskawicznie
da� susa w bok, przesadzi�
�ywop�ot i przez otwart� furtk� czmychn�� w las.
W tej samej niemal chwili od strony tarasu rozleg� si� przera�liwy �omot i trzask,
jakby drzwi wylecia�y w
powietrze, i ujrzeli�my drug� sylwetk�
uciekaj�cego cz�owieka.
� To X1! � krzykn�� Wyrzek i pogna� za nim.
Po chwili ukaza� si� blady z wra�enia Mietek.
� Wywali� drzwi � zasapa� podniecony. � Wywali� drzwi od piwnicy przy tarasie... i
uciek�. P�dzimy za
nim?!
Nim Obara zd��y� co� odpowiedzie�, wr�ci� z po�cigu zziajany Wyrzek.
� Nie ma sensu ich �ciga� � dysza�. � Od razu dali nura w las i przepadli. A tam
ju� ciemno.
Rzeczywi�cie. Ani si� spostrzegli�my, a ju� nadszed� wiecz�r. Na zachodzie
ciemnoczerwone chmury
b�yszcza�y jeszcze wyra�nie, ale pozosta��
cz�� nieba, opanowa� mrok.
� Fatalnie � powiedzia�em. � Wi�c czmychn�li sobie, cho� mieli�my ich w r�ku. Co za
pech!
� Niezupe�nie � rzek� Obara. � W�a�ciwie to fajnie, �e uciekli.
� Co takiego?!
� Pomy�l, �e mogli nas zaatakowa�, w ko�cu byli silniejsi. Gdyby nie uda�o mi si�
ich zablefowa�, gdybym nie
nap�dzi� im strachu... kto wie,
czy daliby�my im rad�.
� Nas by�o czterech � zauwa�y�em.
� Poza tym mieli�my n� � doda� Miecio.
� Nie da�bym z�amanego grosza za nasz� sk�r� � skrzywi� si� Obara. � Amok was
opanowa�. Sp�jrzcie na
sytuacj� realnie. X1 na pewno te� by�
uzbrojony. A poza tym m�g� u�y� o... tego narz�dzia � podbieg� do porzuconej przez
opryszka siekiery, a
w�a�ciwie wielkiego topora. Zapewne
to narz�dzie pos�u�y�o mu do rozbicia zamka i wywalenia drzwi. I na pewno, gdyby
ju� dosz�o do walki, nie
przebiera�by w �rodkach i nie oszcz�dzi�by
nikogo.
Spojrzeli�my na pot�ny top�r i musieli�my przyzna� racj� Obarze. Nie mieli�my zbyt
wiele szans. Tak, to
naprawd� du�e szcz�cie, �e X1 nie
podj�� z nami walki i da� si� nabra� na blef Obary. Gdyby wiedzia�, z kim naprawd�
ma do czynienia... Zimny
dreszcz przeszed� nam po sk�rze.
� No, dosy� ju� tych g�upich rozwa�a� � zamrucza� Obara. � Wy chyba zapomnieli�cie,
po co tu
przybyli�my.
Wzdrygn�li�my si�. Faktycznie! Omal nie zapomnieli�my.
� Przeszuka� piwnice! � zakomenderowa� Obara odmykaj�c drzwi gara�u. � Mam
przeczucie, �e oni jednak
tu s�. � Namaca� wy��cznik �wiat�a
i nacisn�� guzik. Potok trupiego �wiat�a zala� gara� � to zab�ys�y jarzeni�wki pod
sufitem. Rozejrzeli�my si�
dooko�a. By�o pusto.
� S� na pewno w kt�rej� z tych piwnic za gara�em � rzek� Obara. � Musimy je zbada�
po kolei!
Ale to okaza�o si� zbyteczne. W tej samej chwili us�yszeli�my bowiem gwa�towny
�omot i b�bnienie. J�k
metaliczny rozszed� si� po wszystkich
piwnicach.
� To za tymi drzwiami! � krzykn�� Miecio. � Tam s�!
� Gdzie?
� Za tymi �elaznymi drzwiami! W koksie na boks... to znaczy chcia�em powiedzie� w
boksie na koks.
� W boksie?
� No, w takiej kom�rce bez okien, to si� tak nazywa, pr�dko te klucze!
Podbieg� Obara z kluczami i zacz�� pr�bowa�. B�bnienie i stukanie nie ustawa�o.
� Ju�, ju�! Spokojnie! Zaraz was wypu�cimy, tylko przesta�cie b�bni�, bo og�uchn�
zupe�nie! � krzykn��
Obara.
B�bnienie usta�o.
� To ty, Obara?
� Tak, to ja. Jest jeszcze �aba, Miecio i Wyrzek.
Spodziewali�my si� wybuchu rado�ci w�r�d uwi�zionych, ale odpowiedzia�o nam dziwne
milczenie. Nawet, gdy
Obara ju� otworzy� drzwi, oni
wci�� milczeli. Stali pod �cian� usmarowani na czarno jak g�rnicy, Kocio Kocemba,
Ciesielski i Suplicjusz,
patrzyli na nas do�� ponuro bez
s�owa podzi�ki.
� Zdaje si�, �e nie jeste�cie zbyt zachwyceni � wycedzi� Obara.
� Niby czym mamy by� zachwyceni � zachrypia� Ciesielski i spojrza� na nas niemal ze
z�o�ci�.
� �e was uratowali�my! � rzek� podniecony Wyrzek.
� Wy? Nas?
� Byli�cie uwi�zieni.
� My?
� No, przecie� was zamkn�li.
� To co z tego? � rzek� zaczepnie Kocio. � Gra si� jeszcze nie sko�czy�a.
� Ju� si� sko�czy�a. Uciekli! � rzek� Miecio.
� Przep�dzili�my ich � pochwali� si� Wyrzek.
� Wielka szkoda! � warkn�� Kocio. � Ale natr� ci jeszcze uszu!
� Co?! � zaperzy� si� Wyrzek. � Zamiast by� wdzi�cznym...
� Uspok�j si� � Obara odsun�� go na bok. � Czy nie rozumiesz, dlaczego oni s� �li
na nas? Bo chcieli sami
za�atwi� tych facet�w, a my�my im odebrali
ca�� chwa��.
� Jak� chwa��? � rzek� Z�o�liwy Miecio. � Oni nie mogli za�atwi� tych facet�w, bo
sami byli za�atwieni, to
jest fakt, byli przecie� zamkni�ci
w boksie.
� Nie szkodzi � powiedzia� Kocio. � Owszem, byli�my zamkni�ci, ale mieli�my ich w
r�ku.
� Wy?! Nie s�ysza�em podobnie bezczelnej fabu�y!
� Tak, mieli�my ich w r�ku, w pewnym sensie � o�wiadczy� spokojnie Kocio. � Zaraz
zrozumiesz, dlaczego.
W ka�dym razie rozgrywka nie by�a
bynajmniej sko�czona. Wiedzieli�my, �e przynajmniej jeden z nich musi tu wr�ci� na
pewno! No, i prosz�
bardzo, wr�cili obaj nawet! Nie jeste�cie
ciekawi, dlaczego?
� Umieramy z ciekawo�ci � wyzna� Obara. � Tego jednego detalu nie rozumiemy w ca�ej
sprawie.
� Dowiecie si� we w�a�ciwym czasie � u�miechn�� si� Kocio. � Jedno wam mog�
powiedzie�. Gdyby teraz
dosz�o do spotkania, nie posz�oby im z
nami tak �atwo jak wtedy.
� Wtedy dali�my si� zaskoczy� � powiedzia� Ciesielski.
� Tak, wci�gn�li nas w zasadzk�.
� Nie wiedzieli�my, �e jest ich dwu.
� A ja wam m�wi�, �e wszystko przez t� ba�k� po oleju. To by� pech � rzek� Kocio. �
Gdyby Suplicjusz nie
potr�ci� tej ba�ki i nie narobi� ha�asu...
Ledwo wsun�li�my si� do gara�u za tym typem, on musia� narobi� tyle ha�asu.
� M�wi�em, �eby wia� od razu � rzek� Ciesielski. � Kiedy oni us�yszeli ten brz�k,
by�o jasne, �e nas
zdemaskuj�.
� A ja ci m�wi� � Suplicjusz pokr�ci� g�ow� � �e ten facet, za kt�rym szli�my,
wiedzia� od pocz�tku, �e go
�ledzimy. Jak zacz�li�my biec z
krzykiem za samochodem, kt�ry porwa�, od razu si� zorientowa� i nie spuszcza� z nas
oka. W lusterku
wstecznym nas widzia�. A potem naumy�lnie
wci�gn�� nas do gara�u, zaczai� si� w ciemno�ci i czeka�, a� wejdziemy.
� Nie opowiadaj, dopiero jak ba�ka brz�kn�a, wyszed� z piwnicy � zdenerwowa� si�
Kocio.
� A ja ci m�wi�, �e by� schowany za starym p�aszczem, co wisia� na wieszaku w
gara�u. Sta� ca�y czas i czeka�.
Widzia�em jego z�by w ciemno�ci?
� Co ty opowiadasz?!
� S�owo. Szczerzy� bia�e z�by w ciemno�ci.
� To pewnie jakie� narz�dzia b�yszcza�y na p�kach, a ty w mroku my�la�e�, �e to
z�by.
� A kto zatrzasn�� bram� do gara�u? � broni� si� Suplicjusz. � Jakby nie mieli z
g�ry zaplanowane, �e nas
z�api�, to po co zamykaliby za nami
bram�? My si� rzucamy do bramy, �eby uciec z gara�u, a tu zamkni�te. I wtedy
zacz�li�my krzycze�...
� Ale nikt nie us�ysza�.
� Za to my us�yszeli�my szum motoru.
� Uruchomili gdzie� w piwnicy motor spalinowy.
� Chyba motocykl.
� I w�em zacz�li wpuszcza� spaliny do gara�u.
� Chcieli nas poddusi� spalinami, �eby nas potem wybra� jak raki.
� Ale nie dali�my si�, chocia� byli�my podtruci.
� Jak on wszed� i chcia� mnie wynie��, to ja mu pokaza�em, co potrafi� � rzek�
nadymaj�c si� Ciesielski.
� Niewiele potrafi�e�. Wymachiwa�e� tylko nogami i r�kami, bezskutecznie jak mucha
w smole � zauwa�y�
Kocio.
� Bezskutecznie? Przepraszam ci�, ale odnios�em pewien sukces � u�miechn�� si�
Ciesielski.
� Ty? Sukces?
� Tak, zagarn��em pewn� zdobycz.
� Zdobycz?! �artujesz!
� W postaci trzech w�os�w opryszka � oznajmi� Ciesielski i rzeczywi�cie wyci�gn�� z
kieszeni bluzy jakie�
do�� d�ugie, rudawe w�osy. � Chwyci�em
go za czupryn� i jak widzicie, do�� skutecznie � doda�. � To b�dzie wa�ny �lad w
�ledztwie. Na podstawie ju�
jednego w�osa mo�na rozpozna�
cz�owieka, a ja mam ich trzy! Tak, moi kochani, to nie ja broni�em si�
bezskutecznie, to raczej wy...
� Tak s�dzisz? � u�miechn�� si� s�abo Suplicjusz. � No, to popatrz! � wyci�gn�� z
kieszeni guzik ze
strz�pkiem czerwonego materia�u.
� Co to jest? � Ciesielski wyci�gn�� szyj�.
� Guzik z kawa�kiem koszuli opryszka. Wyrwa�em mu go w walce � odpar� Suplicjusz.
� Bujasz! On nie mia� czerwonej koszuli.
� Ale krew mia� chyba czerwon�! � odpar� spokojnie Suplicjusz.
� Krew?!
� A co ty my�lisz! Upu�ci�em mu troch� krwi podczas walki. Czy ty wiesz, jaki to
cenny dow�d?! Na
podstawie krwi mo�na jeszcze lepiej rozpozna�
cz�owieka ni� na podstawie w�osa!
� W tej sytuacji � odezwa� si� nagle milcz�cy dot�d Kocio � nie pozostaje mi nic
innego, jak do�o�y� to, co
mnie uda�o si� zdoby� podczas
walki � to m�wi�c si�gn�� gdzie� w zanadrze i ku naszemu os�upieniu wyci�gn��
wielki, czarny, do��
wypchany portfel.
� Co to jest? � wybe�kota� Suplicjusz.
� Przecie� widzisz. Portfel.
� Wyci�gn��e� go opryszkowi?! Nie wierz�!
� Podczas szamotaniny. Uda�o mi si� wsun�� r�k� do jego kieszeni � o�wiadczy�
Kocio.
� Nie zauwa�y�? � wykrzykn�� Suplicjusz. � To niemo�liwe! Robisz z nas balona. To
ci nie mog�o si� uda�.
� Owszem, mog�o, ca�kiem nawet �atwo. Mam praktyk�.
� Co ty m�wisz?!
� Wyci�ga�em portfele w znacznie mniej sprzyjaj�cych okoliczno�ciach. Nie
wiedzia�e� o tym?
� Wiedzia�em, �e by�e� w poprawczaku, ale �e za to?...
� My�la�em, �e wszyscy wiecie.
� Nie... nie wiedzia�em...
� W ka�dym razie Okulla wiedzia�a � mrukn�� Kocio. � Dlatego ani s�owa o tym, co tu
zrobi�em. Nikomu.
Ona kiedy� por�czy�a za mnie.
� Okulla?
� Tak. Wzi�a mnie pod opiek� i na tej podstawie wypu�cili mnie z pud�a przed
terminem. Ale musia�em jej
przyrzec, �e nigdy nikomu ju� nic nie
wyci�gn� z kieszeni. Wi�c rozumiecie...
� Nie b�j si�. Powiemy, �e portfel sam mu wypad� w czasie szamotania.
� W ka�dym razie rozumiesz teraz, Obara, dlaczego wiedzia�em, �e ten opryszek musi
tu jeszcze wr�ci�. W
tym portfelu jest jego dow�d osobisty,
r�ne legitymacje i sporo pieni�dzy.
� Nadzwyczajna historia. A wi�c w gruncie rzeczy jest zdemaskowany.
� Ca�kowicie. Uj�cie go to tylko kwestia czasu.
� S�uchaj, �aba, ty stale narzeka�e� na sw�j pech. Ale teraz sam przyznasz, �e nam
si� kapitalnie uda�o.
� Nie ciesz si� przedwcze�nie � rzek�em ostro�nie. � Jeszcze nie wiadomo, co nas
czeka. Nale�a�oby
obmy�li� plan dzia�ania na najbli�sze
godziny.
� Najpierw telefon do starych, z radosn� nowin�, �e�cie si� odnale�li �ywi i
zdrowi, poniek�d bohaterscy i
godni najwy�szego szacunku
� rzek� Obara.
� Zadzwonimy st�d. Aparat jest w hallu � doda� Suplicjusz i pobieg� po schodach na
g�r�. My za nim.
� Najpierw zadzwo� ty � powiedzia� Suplicjusz do Kocemby.
� Dlaczego ja? � zmarszczy� brwi Kocio.
� Z wiadomych powod�w.
� Masz racj�, starzy gotowi pomy�le�, �e zn�w zszed�em na z�� drog�, dawaj
s�uchawk� � Kocio wyrwa�
s�uchawk� Suplicjuszowi i nakr�ci� numer.
� Tu m�wi Kocio. Ju� si� znalaz�em... Spokojnie, nic si� nie sta�o. Zaraz b�d� w
chacie... Dajcie
wyt�umaczy�... Bawi�em si� z Suplicjuszem.
Nie, nie przes�ysza�a si� mama. Z Su-pli-cju-szem. Z tym genialnym, najlepszym,
najgrzeczniejszym,
nieskazitelnym i niezawodnym Suplicjuszem
Wspania�ym... � roz�o�y� bezradnie r�ce i odda� s�uchawk� Suplicjuszowi. � Stara
nie wierzy. Chce z tob�
rozmawia�.
Suplicjusz westchn�� i wzi�� s�uchawk�.
� Tu Suplicjusz. Dobry wiecz�r. Tak... tak... By� ze mn� ca�y czas... Co robili�my?
Byli�my u pana Oleskiego...
Tak, u tego samego. To dotyczy�o
pi�tego prawa harcerskiego. Jutro pani dowie si� bli�szych szczeg��w. W ka�dym
razie Kocio spisa� si� na
medal... Co takiego? Do pani Okulczyckiej?
Nie, jeszcze nie... Bardzo prze�y�a? Mieli do niej pretensje? Co, inspektor?
Spr�bujemy zaraz wszystko wyja�ni�
� Suplicjusz od�o�y� s�uchawk�.
� Okulla ma du�e nieprzyjemno�ci. Obci��yli j� odpowiedzialno�ci� za wszystko, co
si� sta�o. Jest teraz w
szkole. Do moich starych nie ma
co dzwoni� ani do twoich � zwr�ci� si� do Ciesielskiego. � Wszyscy s� w szkole.
��daj� od Okulli wyja�nie�.
Podobno inspektor z Wydzia�u O�wiaty
ma dobra� si� jej jeszcze dzisiaj do sk�ry!
� Na pewno chc� zdj�� j� ze stanowiska � rzek� Kocio.
� Ju� nie b�dzie zast�pczyni� dyrektora? � zapyta� Z�o�liwy Miecio.
� Mo�liwe. Mieli do niej od dawna r�ne pretensje.
� Ona stosowa�a r�ne metody.
� Zbyt cz�sto si� myli�a.
� No, i teraz dostanie za swoje.
Milczeli�my.
� Jako� nikt si� nie cieszy � zauwa�y� po chwili Obara. � A przecie� mi si�
zdawa�o, �e nikt z nas nie kocha�
Okulli.
� Ona by�a okropna � powiedzia�em. � Ale ja j� rozumiem.
� Co?!
� Dzisiaj obrywa za nie swoje winy. Ja te� cz�sto tak obrywa�em, dlatego j�
rozumiem.
� To fakt, panowie � powiedzia� Obara. � Dziwna z�o�liwo�� losu. Okulla upada
w�a�nie dzisiaj, kiedy...
no... powiedzmy sobie szczerze, kiedy
mia�a w�a�nie racj�. Czy nie mia�a racji, �e postawi�a jednak na Ciesia, kt�rego
wszyscy uwa�ali za czarn� owc�
w tym stadzie, albo na Kocia,
kt�ry mia� brzydk� przesz�o��... To by�o ryzyko i ka�dy przyzna, �e Okulla by�a
odwa�na. By�a odwa�na i dzi�
si� okaza�o, �e mia�a racj�.
� Mam pewien pomys� � oznajmi� nagle Z�o�liwy Miecio. � S�yszeli�cie, wszyscy tam
siedz� w szkole,
czekaj� na wiadomo�ci i ur�gaj� Okulli.
A tu my wkraczamy i m�wimy: �Czy pa�stwo wiedz�, �e by� napad na dom in�yniera
Oleskiego? Kiedy
pa�stwo tu siedz� i oczerniaj� zacnych ch�opc�w
� tu wymienimy dobitnie nazwiska � pos�dzaj�c ich o r�ne �mieszne i po�a�owania
godne wyst�pki, kt�rych
nawet ze wstydu za was nie b�dziemy
cytowa�, ci dzielni, nieustraszeni ch�opcy stoczyli nier�wn� walk� z uzbrojonymi
opryszkami itd., itp.,
zako�czon� zdemaskowaniem zupe�nym
przest�pc�w, a oto dowody � rzucamy na st� przed oniemia�ym Dyrem oraz inspektorem
trzy w�osy X2,
pr�bk� jego krwi oraz dow�d osobisty i
wszystkie mo�liwe legitymacje X1. Dyrektor i inspektor wstaj�. Rodzice wstaj�. Czy
mo�ecie sobie wyobrazi�
ich miny? Okulla szlocha ze
wzruszenia...
� Serce jej topnieje. Na skutek gogicznego wstrz�su zmienia osobowo�� �
dopowiedzia�em. � Staje si�
delikatna, wra�liwa na krzywd� m�odzie�y,
sprawiedliwa, pogodna i serdeczna. Wszyscy kochamy dobr� Okull�. Kurtyna. Oklaski.
� Nawet je�li nie sko�czy si� tak pomy�lnie i nie b�dzie oklask�w, warto
zaryzykowa� � powiedzia� Obara.
Pomaszerowali�my wi�c do budy. Weszli�my na korytarz przez okno od strony ogrodu,
tak �eby nas nikt nie
widzia�, i ukryli�my si� chwilowo
w opustosza�ym gabinecie dentystycznym, sk�d by� doskona�y widok na ulic�.
Odczekali�my cierpliwie kilka
minut, a� nadjecha� samoch�d
inspektora.
� Teraz p�jdzie �aba � zaproponowa� Kocio. � I on wstawi t� mow�.
� Dlaczego ja?
� Wiemy dobrze, �e masz ma�e porachunki z Okull�. Niech dobra dla niej wiadomo��
przem�wi ustami �aby
� powiedzia� Kocio.
� On ma racj� � powiedzia� Obara. � To jest co� w sam raz dla ciebie, �aba. Tylko
nie zb�a�nij si�! Ruszaj,
ale nie w�a� od razu do gabinetu. Wyceluj
tak, �eby wkroczy� w momencie, gdy atmosfera b�dzie najbardziej gor�ca i Okulla
b�dzie w najgorszych
opa�ach.
Ruszy�em wi�c staraj�c si� opanowa� trem�. Oczywi�cie droga do gabinetu by�a
zaryglowana przez wo�n�
Zrywn�. Ale nie przej��em si� tym zbytnio.
� Niech pani wejdzie i zamelduje, �e przyszed� ucze� �abny w wa�nej sprawie i ma
wiadomo�ci o zaginionych
ch�opcach.
� Teraz nie mog�, bardzo si� k��c� � oznajmi�a podniecona Zrywna, pods�uchuj�c przy
drzwiach.
� Niech pani wejdzie, kiedy b�d� si� k��ci� najg�o�niej.
Zrywna spojrza�a na mnie zaskoczona, a potem rozja�ni�a si�.
� Dobra my�l. Ty masz �ebek cwany!
Odczeka�a jeszcze z trzy minuty, a potem zatar�a r�ce i powiedzia�a:
� Teraz!
Otworzy�a z determinacj� drzwi. Mo�e cokolwiek za gwa�townie, ale mia�o to ten
korzystny efekt, �e ostra
wymiana zda� w gabinecie zamar�a
i wszyscy spojrzeli gro�nie na wo�n�.
� Przyszed� ucze� �abny i ma pilne wiadomo�ci o zaginionych ch�opakach �
wyrecytowa�a Zrywna.
� Co takiego?! � dyrektor Rumpel zerwa� si� z krzes�a i sam otworzy� mi drzwi.
� Wejd�! � patrzy� na mnie podejrzliwie, acz z du�� nadziej� w swych gogicznych
oczach. Inspektor i Okulla
te� na mnie patrzyli, a pr�cz, tego
patrzy� na mnie z wysoko�ci �ciany czcigodny Juliusz S�owacki, zatroskany Adam
Mickiewicz oraz patrzy�a na
mnie nieco zezem szlachetna Narcyza
�michowska, patronka naszej szko�y.
�O, Narcyzo szlachetna � pomy�la�em � pe�na mi�o�ci �ycia. Narcyzo, entuzjastko
przestrzeni s�onecznych,
wolnej my�li, nieokie�znanych
rumak�w, wielkich uczu�. Gdyby odrobina tych uczu�, szlachetno�ci, entuzjazmu i
zrozumienia sp�yn�a na
dyrektora Rumpla, na inspektora
Przybickiego i Okull� Przemo�n�, i�by uznali, �e sta�o si� co� dobrego, bo
Suplicjusz, Kocemba i Ciesielski
prze�yli wielk� przygod� i skutecznie
s�u�yli prawu�.
� Uprzedzam ci�, �abny, je�li przyszed�e� zawraca� nam g�ow� nieistotnymi sprawami,
poniesiesz wszystkie
konsekwencje � rzek� dyrektor
Rumpel sprowadzaj�c mnie brutalnie na udeptan� ziemi�. � Jest to jeden z tych
narzuconych nam uczni�w z
po�lizgu � rzek� do inspektora.
� Z czyjego po�lizgu? � inspektor zamruga� oczami.
� Z po�lizgu budowlanych na Siekance. �abny powa�nie utrudni� nam prac�, wni�s�
nerwowo�� i ferment �
doda� dyrektor Rumpel tonem wyja�nienia.
� Na szcz�cie pozbywamy si� go od poniedzia�ku. No, wi�c m�w, co si� sta�o �
zwr�ci� si� z powrotem do
mnie.
� Sta�a si� straszna rzecz � powiedzia�em. � Kryminalna!
� A nie m�wi�em?! � zagrzmia� dyrektor. � M�w od razu, czy �yj�?!
� �yj�, ale nie w tym rzecz.
� Nie w tym rzecz?!
� By� skok na dom pana Oleskiego.
� Skok? � Okulla skrzywi�a si�, jakby j� z�b zabola�.
� To znaczy by�a kradzie�. Ten dom stoi do�� daleko od osiedla, samotnie w lesie...
I w tym czasie, kiedy by�a
uroczysto�� otwarcia szko�y na
Siekance i pan Oleski by� na tej uroczysto�ci, a dom zostawi� bez opieki... to
w�a�nie Kocemba... i...
� Nie wierz� � przerwa�a Okulla i unios�a si� wzburzona z krzes�a. � Jak �miesz
insynuowa� co� podobnego.
� Kiedy...
� To s� k�amstwa.
� To jest prawda � poczerwienia�em.
� Ja za nich r�cz�. Kocemba nie m�g� tego zrobi�.
� Ale czego, prosz� pani? � patrzy�em zdezorientowany na Okull�.
� No... w�ama� si�... Twierdzisz, �e dokona� kradzie�y.
� Ja?! Nic takiego nie powiedzia�em.
� Wi�c nie pope�ni�...
� Nie tylko nie pope�ni�, ale wr�cz przeciwnie.
� Co to znaczy �przeciwnie�?!
� To znaczy, �e Kocemba, Ciesielski i Suplicjusz ruszyli w po�cig za z�odziejem...
i... i... � zad��em si� i
spojrza�em na Narcyz� zak�opotany,
ale ona odwr�ci�a oczy pogardliwie, jak mi si� zdawa�o. �Zbyt s�abo m�wisz; to nie
robi wra�enia �
wyczyta�em z jej u�miechni�tych szyderczo
ust. � Czy boisz si� m�wi� tak, jak by�o ustalone?�
� �abny, co z tob�?! � zasapa� dyrektor Rumpel. � Co tam mamroczesz do siebie! M�w
g�o�no!
Wi�c prze�kn��em �lin� i przem�wi�em bardzo g�o�no:
� To wszystko nie jest istotne i nie od tego chcia�em zacz��. Chcia�em zacz�� od
tego, �e my... to znaczy
m�odzie�... ca�a m�odzie� jest wzburzona...
przykro dotkni�ta... obra�ona, �e nauczyciele i rodzice, w�a�ciwie wszyscy, od razu
rzucili na Kocemb�,
Ciesielskiego i Suplicjusza ci�kie
oskar�enie i pos�dzili ich o r�ne �mieszne i po�a�owania godne wyst�pki, wstydz�
si� nawet zacytowa� jakie. I
to by�o strasznie niesprawiedliwe,
tym bardziej, �e w�a�nie wtedy, kiedy pada�y te oskar�enia, ci ch�opcy stoczyli
ci�k�, nier�wn� walk� z
przest�pcami. I zostali przez nich uwi�zieni,
ale potrafili ich zdemaskowa�, a my ich uwolnili�my.
� Przest�pc�w? � zdziwi� si� inspektor.
� Nie. Tym odwa�nych ch�opc�w. Po �ladach odkryli�my, gdzie byli zamkni�ci �
opowiedzia�em wszystko
dok�adnie po kolei.
Kiedy sko�czy�em, zapanowa�a d�uga cisza. �Narcyzo, czy�bym jednak osi�gn�� efekty?

� Nies�ychana historia � pierwszy przerwa� milczenie dyrektor Rumpel. � Je�li to
wszystko jest prawd�...
� Mamy dowody rzeczowe � oznajmi�em ch�odno. � Dokumenty to�samo�ci jednego z
przest�pc�w, zdobyte
w czasie walki, oraz pewne drobiazgi,
kt�re... kt�re zostawi� drugi opryszek. Ch�opcy wr�cz� je osobi�cie panu
dyrektorowi, aby pan przekaza� je
milicji.
� Mimo wszystko wci�� jedna rzecz mnie niepokoi � rzek� zaaferowany dyrektor. �
Jakim cudem i po co
znale�li si� na dworze, skoro jako cz�onkowie
delegacji naszej szko�y powinni byli siedzie� na sali.
Odchrz�kn��em, by pokry� lekkie zak�opotanie.
� To proste i nie �aden cud... Po prostu wzi�li sobie zbyt do serca wskazania pana
dyrektora, cz�sto powtarzane
na apelach szkolnych.
� Moje wskazania? � zdziwi� si� dyrektor Rumpel.
� Pan powiedzia�: po czterdziestu pi�ciu minutach m�odzie� ma prawo �ykn�� nieco
tlenu i rozprostowa� ko�ci.
Mog� za�wiadczy�, panie dyrektorze,
bo patrzy�em na zegarek, �e oni tam siedzieli ju� ponad pi��dziesi�t minut. Wi�c
postanowili, jako
zdyscyplinowani uczniowie przestrzegaj�cy
zasad higieny, �ykn�� nieco tlenu. I ca�e szcz�cie, bo trafili akurat na moment,
gdy ten typ dobiera� si� do
samochodu.
Inspektor i dyrektor u�miechn�li si� s�abo pod nosem, a potem inspektor powiedzia�:
� Je�li tak rzeczy stoj�, no to wszystko by�oby wyja�nione. Tak, wszystko by�oby
wyja�nione, przykro mi, �e
podnie�li�my te zarzuty w stosunku
do pani dyrektor Okulczyckiej, lecz wytworzono tak� atmosfer� i... No, c�, naprawd�
bardzo mi przykro.
Zosta�em wprowadzony w b��d.
� No, w�a�nie � westchn�a wci�� jeszcze wzburzona Okulla � nie mam ja z wami
lekkiego �ycia, ale nie ja
jedna, ka�demu, kto pr�buje pchn�� spraw�
naprz�d, rzucaj� k�ody pod nogi... wszystkim pionierom, c�, los pioniera... Ale
b�d� mie� za to satysfakcj�, gdy
pan, inspektorze, osobi�cie
wr�czy tym uczniom honorowe odznaki i dyplomy za obywatelsk� postaw� w czasie tych
sensacyjnych
wypadk�w.
� Uczyni� to z ca�� przyjemno�ci� � odpar� inspektor.
� A jednak pan mia� racj� � u�miechn�a si� smutno Okulla.
� Nie rozumiem.
� Co� przeoczy�am i pope�ni�am b��d.
� Pani?
Okulla wsta�a z krzes�a, podesz�a do mnie i, ku mojemu zaskoczeniu, po�o�y�a mi na
ramieniu r�k�.
� Pomyli�am si� zasadniczo w stosunku do Tomka � powiedzia�a i popatrzy�a na mnie
niezno�nie uwa�nie
swoimi oczami w czerwonych obw�dkach,
kt�re zn�w przypomnia�y mi oczy kobry. � Zbyt ma�o si� tob� zajmowa�am �
o�wiadczy�a. � Ale teraz
otocz� ci� opiek�, moje dziecko � to m�wi�c
poca�owa�a mnie w czo�o.
Poczerwienia�em ze wstydu i wytar�em si� odruchowo. Co za heca! Ca�e szcz�cie, �e
tego nie widzia� Z�o�liwy
Miecio ani Obara, ani nikt z ch�opc�w.
� Oczywi�cie zostaniesz z nami � ci�gn�a Okulla wci�� nie spuszczaj�c ze mnie
wzroku. � W�tpi�, czy kto�
zaj��by si� tob� odpowiednio na Siekance,
a tu... tu b�dziemy z sob� �ci�le wsp�pracowa� � u�miechn�a si� zach�caj�co i
doda�a: � A teraz pro� tu tych
obra�onych bohater�w, pan
inspektor chcia�by im pogratulowa�!
Wybieg�em jak wystrzelony z procy. W g�owie mia�em szum i r�ne dzwonki alarmowe.
Naprawd� dziwna
historia. Dziwna i niepokoj�ca. Ca�y czas
przedtem marzy�em, �eby zosta� w tej budzie, a teraz nagle strach mnie oblecia�.
�O, Narcyzo, co znacz� te
zapowiedzi Okulli: Otocz� ci�
opiek�. B�dziemy �ci�le wsp�pracowa�. �ci�le? Narcyzo, na mi�o�� bosk�, odpowiedz,
co to znaczy!�

You might also like