Download as docx, pdf, or txt
Download as docx, pdf, or txt
You are on page 1of 16

Czy ważniejsze /celem życia jest spełnić swoją osobowość, czy zrobić karierę i pieniądze?

Ktoś powie: przecież tu nie ma sprzeczności. Ale karierę często robi się nieuczciwie,
rezygnując z tzw integrity, podpisując, jak Faust, pakt z Mefistotelesem.

Poznałam Elę w 1980 roku, wkrótce po swoim przyjeździe do Nowego Jorku. Była już po
rozwodzie. Przyjechała do Ameryki pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy jej mąż,
korespondent „The New York Timesa” David Halberstam, został wydalony z Polski za artykuł
krytykujący antysemityzm rządu Gomułki. Prosto z komunistycznej szarej Polski wylądowała
w samym apogeum „rewolucji obyczajowej” – rozbuchania seksualnego, eksperymentów z
narkotykami.
Kiedy Ela opuszczała Polskę, zaczynały się u nas protesty studentów, pojechała do Paryża –
tam też studenci protestowali. Wreszcie dotarła do Ameryki, i tam też to samo. A ona,
wolny ptak, przysięgła sobie wtedy, że żadne okoliczności życiowe, polityka i reszta
bałaganu światowego nie przeszkodzą jej w wykonywaniu wybranego zawodu. I grała do
końca, biorąc nawet najmniejsze role. Ela pod koniec życia zaistniała, nie w Hollywood ani
na Broadwayu, ale w teatrze alternatywnym, eksperymentalnym, do którego, ona –
rebeliantka wobec mieszczańskich gustów – była najlepiej predysponowana. Nawet jej
akcent okazał się atutem, tak jak wszystko co niecodzienne, co rozwala formę.

Wróciłam do Polski w 2010 roku, a w kilka miesięcy później zmarła Ela. Zdążyłam jeszcze do
niej zadzwonić.

No cóż, że zacytuję z filmu mojego ojca Salto: "Każdy ma mola, co go szmola."

Narracja, którą nam piszą i narzucają inni. Jest taki dziennikarz, którego nie znam, może
kiedyś spotkałam przelotnie w NY, który raz po raz komentuje moje wpisy na FB jeżeli
dotyczą mojego życia w Ameryce. Dam zdjęcie Sutton Place, to takie bardzo zamożne
miejsce nad rzeką East River, kilka przecznic od ulicy 60, gdzie obie z Ela mieszkałyśmy.
Do Sutton Place mam sentyment, często tam chodziłam, siadałam na ławeczce i patrzyłam
na rzekę. Więc wrzuciłam nastrojowe zdjęcie na FB a wspomniany dziennikarz natychmiast
zaironizował:’ I co żal, że tam już nie mieszkasz?’
Wrzucam zdjęcie Eli Czyżewskiej, dziennikarz komentuje: ‘popełniła wielki błąd wychodząc
za Halberstama, straszna tragedia! Jedyne co miała z życia to siedzenie w Bryant Park.
Smutne.’) Ona przesiadywała w tym parku obok Bibliteki Publicznej na 42 Ulicy, ale dopiero

1
pod koniec życia. Przyjmowała tam gości, nazywała swój stoliczek ‘biurem’, ma tam
krzesełko z tabliczką ufundowaną przez przyjaciół. Ale o tym później.
Otóż owemu dziennikarzowi jak i całej rzeszy wszystko wiedzących domorodnych krytyków,
przypominam mądrą radę: nie sądźcie, żebyście nie nbyli sądzeni i że jak mawiała moja
Mama, ‘życie samo reżyseruje’. A Stanisław Lem: ‘Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś
zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś.’

Nie ma decyzji wyrwanych z kontekstu, homogenizowanych, takich samych dla wszystkich.


Biografie artystów, ludzi twórczych są przeważnie skomplikowane i często oni sami działają
autodestruktywnie. Gdyby Einstein żył dzisiaj, nasze tabloidy pisałyby wyłącznie o tym, że
jest rozczochrany, zły ojciec i nie nosi skarpetek.Alkoholizm, narkotyki, to bardzo często
występuję w ich życiorysach. Kreacja i destrukcja, dwie strony tego samego medalu.
Człowiek inteligentny jest pełen wątpliwości, pisał mój ojciec. A William Butler Yeats w
wierszu Drugie Przyjście: Najlepsi tracą wszelka wiarę, a w najgorszych/ Kipi żarliwa i
porywcza moc. Trochę za dużo jest tego babrania się w prywatnym życiu.
Pamiętam lata 60/70. Najlepszy czas twórczy Czyżewskiej w Polsce. Wakacje w Chałupach
gdzie przyjeżdżała śmietanka artystyczna, rozrywką wieczorami był alkohol. Nikogo to wtedy
nie oburzało. Wprost przeciwnie. Andrzej Łapicki so 17 zwracał się do ojca: Tadziu, seta
time. Ten kontekst jest ważny, bo pewien znany dziennikarz publicznie przyznał, że to
właśnie oni jej znajomi z tzw środowiska, goszczeni przez Elę w Nowym Jorku, ją rozpili. Tak
powiedział: ona się broniła, my jesteśmy winni.
Jej mąż, dostojny zdobywca Pulitzera, miał wkrótce dosyć polskich gości, których Elżbieta
zasypywała prezentami i którzy ja rozpijali. Ale kto wtedy z naszych rodaków nie pił?
Amerykanie mówili wtedy o Polsce: Vodkaland. Oni natomiast w tym czasie przechodzili
okres hippisowski, brali narkotyki, uprawiali wolna miłość. I takie było Eli zderzenie
zderzenie z ‘wolnością’.
Jak to ujął Adam Holender—Ela nie mogła się przyzwyczaić do ‘normalnosci zycia’ na
emigracji. Nie mógł się przyzwyczaić Marek Hlasko, który popełnił samobójstwo. Mieli
wysokie oczekiwania. Hlasko uważał, że Ameryka dla przeciętnych ludzi to Disneyland. Ale
dla artystów piekło.
Ja na Czyżewską patrzę z moje perspektywy. Sama jestem artystką, tzn chcę coś tworzyć,
robić jakieś małe filmy, wciąż coś piszę, ale tak jak Ela jestem totalnie niepraktyczna, nie
umiem zadbać o własne interesy, przepychać się, wymyślać strategię. Mój ojciec nazywał
Elę najbardziej niezaradną osobą na świecie. Też taka jestem. W dodatku z rodziny samych
artystów, wychowana na literaturze Gombrowicza, Witkacego, romantyźmie Puszkina, na
legendach artystów- awanturników, Kerouaca, Rimbauda. Więc jej zmagania z własnymi
demonami mnie nie dziwią, jej zachowania autodestukcyjne, kiedy jej talent nie mógł się
realizować, też nie. Oni wszyscy tak mieli. Byli mężczyznami więc to akceptowano a nawet
mitoligizowano. Pani powie, ale Ela nie była pisarką. Była w życiu. Wspaniale opowiadała,
dowcipnie, tworzyła nowe słowa, Ela kochała poezję, kunsztowne budowanie zdan—jak to
sama nazywała „koronkowa robote”, słowotwórstwo, zabawę słowem, zabawne pełne
erudycji asocjacje, podwójne, potrójne dno. Jej wyszukane teksty mogły prowokować,
poruszać, wyzwalać. Przeważnie trafiały jak kula w płot. Bo kogo to obchodzi, że ktoś jest
bardziej jak to nazywają buddyści ‘obudzony’? Wszyscy chcą śnić, w dodatku cudzymi

2
snami-- najlepiej z Hollywoodu. Tylko Agnieszka Osiecka się poznała na jej literackim
talencie. Czy wie Pani, że Biała Bluzka w dużej mierze opiera się na listach i odzywkach
Czyżewskiej?
Ela prowadziła ciągłą narrację, taki voice over do swojego życia. Nie tylko słowa ale gra
dowcipnych skojazen, asocjacje, to wszystko tworzyło literacka nadbudowę do prozy dnia.
Uwielbiała tworzyć nowe słowa. Szkopuł w tym, że nic nie napisała. Nasz sąsiad z Ulicy 60,
redaktor prestiżowego wydawnictwa Random House, zaproponował jej napisanie
wspomnień. Proponował jej carte blanche, mogła pisać co chce, i zaliczkę 35 tys dolarów. To
był koniec lat 80. i to była poważna suma. Zwlekała, zwlekała i nic nie napisała. Po roku, nie
mogę wytrzymać i mówię: Ela dyktuj, ja ci to spiszę. To było wtedy, kiedy na ekrany wszedł
film polskiego reżysera Yurka Bogayewicza ‘Anna’. Było wokół niego trochę szumu. Rolę,
którą miała zagrać Ela (bo to był film o niej i o Joasi Pacule) zagrała nieznana aktorka Sally
Kirkland. Jak do tego doszło, że nie zagrała Ela, nie wiem. Są różne wersje. Jedni winią
nieznośne wtrącanie się Eli do scenariusza, inni zdradą reżysera. Tyle tylko wiem, że Ela
miała wielkie pretensje, że użyto jej życia a ona nie dostała tej roli. Kirkland gdzieś
podpatrzyła ten scenariusz i od razu wiedziała, że dla niej to wielka szansa. Wyuczyła się
akcentu (jaka to ironia, że Czyżewska nie dostawała amerykańskich ról ze względu na polski
akcent, a Kirkland grając ją musiała się go uczyć) i jak sama mówi, napastowała reżysera
telefonami, posyłała szmapana, kwiaty. Była chętna a Ela oporna. To musiał być cios dla Eli
kiedy Sally dostała za tę rolę złotego globa i nominację do Oscara! Potem już nic ciekawego
nie zrobiła.

John Guare, znany dramatopisarz, napisał kilka sztuk pod jej wpływem. Jedną chciał nawet
napisać o niej, o jej życiu, miała zagrać samą siebie. Ale kiedy się dopwiedziała, że on chce,
żeby to było o jej życiu w Nowym Jorku a nie w Polsce, zrezygnowała. Dla wszystkich była
fascynująca tylko nie dla siebie. O czym, ja jestem taka nudna, mówiła kiedy robiłam jej
wymówki, że nic o sobie nie napisała.

DLACZEGO JEJ SIĘ NIE UDAŁO, NIE ZROBIŁA KARIERY W AMERYCE?


Prostą odpowiedzią jest, że nie do przejścia był jej akcent. Wtedy ról dla aktorów ze
wschodnioeuropejskim akcentem było bardzo mało i były to małe rólki. Teraz jest
globalizacja, netflix, akcenty nie rażą. Drugą bardzo istotną sprawą dla artysty jest wsparcie.
Jeżeli masz koło siebie kogoś, nie ważne czy przyjaciela, rodzinę, producenta, który w ciebie
wierzy, doradza, pociesza, motywuje, możesz ruszyć górę. Nie przez przypadek najwięksi
reżyserzy przeważnie pracowali zawsze z tą samą ekipą. Nie tylko dlatego, że im ufali, ale
przede wszystim czerpali od nich tę energię, która pozwalała im frunąć. Kalina Jędrusik
zabłysła w Kabarecie Starszych Panów. Dlaczego? Bo miała mentora Przyborę, który ją
docenił, postawił na piedestał (aktorzy wtedy rozkwitają) zobaczył w niej wszystkie
możliwości i je umiejętnie wykorzystał.
Jak pisał mój ojciec do wujka: są skrzydła, tylko wiatru nie ma. Ela w Polsce była częścią tzw
środowiska, aktorów, reżyserów, pisarzy, oni się wszyscy wtedy znali, wieczorami spotykali
w SPATIFie czy innych miejscach. Mieszkania były małe, nie wszyscy mieli telefon, więc życie

3
towarzyskie na mieście kwitło, przyjęcia trwały do rana, albo do ostatniej kropli alkoholu. To
była siła napędowa.
W Ameryce takie kolorowe życie towarzyskie nie istnieje, literatura, film, teatr to oddzielne
światy, a restauracja Eleine’s, gdzie się spotykali dziennikarze i artyści, to nie było to co
SPATIF gdzie nawet szatniarz był gwiazdą i miał swoją rolę w tym nieustającym
przedstawieniu, które tam co noc się odbywało. No więc Ela tej siły napędowej tam nie
miała, nie miała też kogoś kto by ja wspierał, doradzał. Tam wszyscy żyją własnym życiem, a
jeżeli przyjeżdżali jej znajomi z Polski to ona się nimi zajmowała, dawała swoje kontakty,
płaciła, pozwalała u siebie mieszkać. Na pewno trochę liczyła na to, że oni się zrewanżują. A
potem oni wracali do Polski i źle o niej mówili. Nie ma takiego dobrego uczynku, który nie
zostałby ukarany, mawiają Amerykanie.
Dawid, dziennikarz, nic w zasadzie nie mógł pomóc. Ela miała być jego przywiezionym zza
żelaznej kurtyny trofeum — o szczególnym znaczeniu dla chłopca z niezamożnej żydowskiej
rodziny, który przezwyciężył istniejące jeszcze wówczas w Ameryce antysemickie bariery i
wszedł do elity, do The New York Times. Polska gwiazda, polska Marilyn Monroe — stanie
się reprezantacyjną żoną, panią domu! Ne udało się Arturowi Millerowi z Marilyn — nie
mogło się udać Halberstamowi. Jej, Eli, potrzebny był impresario, spodziewała się, jak będzie
żartować, parafrazując reklamowy slogan, „to get her job through The New York Times”.

Czyżewska kochala Nowy Jork, ale nigdy nie przestala tesknic za Polska. Tej tesknoty chyba
nie mozna wyrwac. Tesknilam ja, tesknil Czeslaw Milosz, Leopold Tyrmand, Maria
Sklodowska, Marek Hlasko i tysiace innych Polakow. Tesknil Konrad Korzeniowski (Joseph
Conrad). Pisal: "Pływając po kuli ziemskiej nigdy ani myślą, ani sercem nie oddaliłem się od
kraju".
Każdemu co mu się należy. Ja nie żałuję, że z Nowego Jorku przeprowadziłam się w połowie
lat 90 do LA – dostałam tam świetną pracę w animacji w Universal Studios, ani tego, że w 17
lat później, po śmierci mojej siostry, wróciłam do Polski, do ojca i te 5 lat, które udało nam
się razem spędzić są dla mnie bezcenne. Potem kilka lat mi zajęło, żeby zająć się tzw
archiwum ojca, oddać je do BN i jego mieszkaniem, które udało się sprzedać Instytutowi
Książki. Jest tam teraz rezydencja dla tłumaczy polskiej iteratury z całego świata. Zajmuję się
umowami wznowień jego książek i tłumaczeń zagranicznych. Czy mogłabym to wszystko
zrobić mieszkając w LA? Nigdy. Czy coś straciłam? Nikt tego nie wie.

Jak mówią w Ameryce: charakter to przeznaczenie. A Ela miała charakter niepospolity! I


takie też było jej życie. Osobowość nie do okiełznania, stąd samotność, nie mogła nie umiała
założyć rodziny, dowcipna, o takim ciętym dowcipie, który nie wszystkim się podobał,
zwłaszcza tym co lubią konfabulować na swój temat. A ona to demaskowała. To
sarkastyczne poczucie humoru pozwalało jej na dystans do życia. Niezwykle inteligentna i
erudytka, o wszystkim można było z nią rozmawiać. Tę erudycję, osobowość mogła rozwijać
właśnie w Ameryce. Ze względu na akcent mało grała, ale miała dostęp do wszystkich
książek, filmów, teatru, telewizji, która zawsze cicho u niej szumiała, żeby śledzić na bieżąco
co się dzieje na świecie. Poznała najważniejszych artystów, pisarzy, reżyserów, aktorów,
polityków. Zapoznawała z nimi swoich polskich znajomych. Dla Janusza Głowackiego

4
urządziła specjalne przyjęcie. Przedstawiła go: to jest nasz wspaniały pisarz. Tak janusz
poznał m.in. Arthura Millera, którą to znajomość sobie bardzo cenił.
Coś za coś, w Polsce może by i dużo grała, ale czy na pewno jakieś wspaniałe role ją ominęly
w latach 70-90? Wtedy zaczęła się polityka, pewnie też by się włączyła, podobnie jak jej
przyjaciółka Halina Mikołajska. I byłaby nękana przez SB. Zresztą to nękanie i tak jej nie
ominęło. Na lotnisku kiedy zrobiono jej rewizję osobistą,

Początkowo młoda para/ Halberstamowie wynajęli mieszkanie domu przy 48-ej ulicy od
przyjaciela Davida, podobnie jak on dziennikarza Blaira Clarka. Jego żona
Mieszkanie było dwupoziomowe (duplex) z tarasem i wyjściem do ogrodu. Ela je
przemeblowała, zmodernizowała, zmieniła oświetlenie na nastrojowe, usunęła z salonu
półki z książkami, zastąpiła stare fotele i kanapę nowymi z białej skóry, na ścianie zawisł
metrowy fotograficzny portret jej z Dawidem i matką Dawida— czyli elegancko i
artystycznie. Kto tam się nie zatrzymywał, nie korzystał z hojnej gościnności! Jak wspomina
Joanna byli to Mrożek, Tyszkiewicz, Obrychski, bywali Tyrmand, Arthur Miller, Gay Talese i
wielu wielu innych. Tyrmand pisał wtedy do mojego ojca, że Czyżewska to jego ‘ostatnia
decha ratunku przed zachodnim zwyrodznieniem. Tylko od niej wieje inteligentną
rezygnacją na tej tu pustyni gorączkowego optymizmu.

Przeznaczeniem inteligentnego człowieka jest samotność.

Ja też kiedy ją poznałam 10 lat później kiedy mieszkała już sama na Ulicy 60-tej po
rozwodzie, tylko z nią mogłam prowadzić renesansowe rozmowy – o religii, teatrze, historii,
sztuce, nauce i tak dalej. Czytałyśmy na przykład Biblię, w co nikt nie chce wierzyć. Może
zresztą trochę ze snobizmu, bo nasz rodak Czesław Miłosz, mieszkając wtedy w San
Francisco, przetłumaczył właśnie Księgę Hioba. Złośliwcy mówili, że uciekamy od życia. Być
może uciekałyśmy, ale od prozy życia. Mój wyrozumiały ojciec podarował nam skórzane
góralskie kapcie, żeby było nam wygodniej filozofować.
Na 48 Ulicy dwiedził Halberstamów tam też mój ojciec, podczas swojej pierwszej podróży do
Ameryki na zaproszenie Departamentu Stanu. Jej męża Davida Halberstama niepokoiła
hojność, z jaką Ela obrzu- cała prezentami swoich rodaków. Czyżewska wcisnęła ojcu małą
paczuszkę – prezent dla Antoniego Słonimskiego. Przy wyjściu David wyrwał mu ją z rąk i
rozpakował, żeby sprawdzić, czy nie ma tam czegoś cennego. Sam podarował ojcu książkę o
rodzinie Kennedych. Z dedykacją: „David, z Doma Czyżewskiego”.

Po jedenastu latach małżeństwa Halberstam postanowił się rozwieść. Podobno został mu


uraz do Polaków, a po nocach śniły mu się koszmary, że jest w Polsce.

Joanna Rostropowicz Clark: Niezależnie od wszelkich komplikacji związku Eli i Dawida,


rozumiałam jej z nim samotność, brak wspólnego tonu. Pojękiwała, ku zdziwieniu polskich
przyjaciół, którym Dawid imponował (Passent), że on nudny. Nie mogłam nie przyznać jej
racji. Utalentowany, nadzwyczaj pracowity, Halberstam — był nudny. Tym nie mniej,

5
mogłaby się była z nim zżyć, nudni mężowie mają swoje zalety, zyskać stabilność,
zapezpieczenie, bliskiego sobie człowieka… Widocznie nie mogła. Ale znacznie, znacznie
później będzie o nim mówiła z ciepłą nutą. Warszawa, Paryż, letni dom na wyspie
Nantucket… bajkowy romans. Po śmierci Dawida, w wypadku samochodowym, poczuła się
jego wdową. Zamierzała pojawić się na uroczystości pogrzebowej, w gęstym czarnym
welonie. Na szczęście akurat wtedy była zaproszona do Polski, do teatru. Na szczęście, bo
Halberstam, a z nim jego rodzina, nowa żona, na zawsze ją znienawidził. Żadnych pięknych
wspomnień, jedynie przymus płacenia alimentów.
Pobyt na 48-ej ulicy zakończył się rozwodem, poprzedzonym progresją choroby
alkoholowej, niestety bez prób leczenia. Jeszcze wtedy — nie wypadało, jeszcze panował
stygmat alkoholizmu jako wady charakteru, pójście do rehabu nie było jeszcze powszechnie
traktowane jako akt odwagi. Po rozwodzie przyszedł dla Eli najgorszy czas, ale i wtedy nie
bez jasnych momentów. Z natury dobra, nawet na dnie nędzy urokliwa, Ela nie straciła
wszystkich przyjaciół. Bywałam u niej, szłyśmy na spacer z pieskiem Halinką bez smyczy,
Przywieziona z Warszawy znajda, mądra Halinka nie potrzebowała smyczy. Dla jej Pani, ani
smycz, ani kaganiec, ani odgórne nakazy… W końcu uwolni się od nałogu, wróci do pracy w
swoim ponad wszystko umiłowanym zawodzie aktorki, zarobi na wynajęcie własnego
mieszkania. Aż położy ją inna, nieuleczalna, choroba. Nie chciała w nią uwierzyć, do
ostatnich dni przed śmiercią uczyła się, ze skryptu przy poduszce, nowej, dużej roli. Telefonu
o wezwaniu na próbę nie mogła już usłyszeć.)))

Ci, którzy ją znali w pierwszych latach emigracji, wspominają tabuny Polaków odsypiających
pijacką balangę w różnych kątach wytwornego domu państwa Halberstamów. Ojciec
opisywał to łagodniej, że w tym domu było wtedy pełno Polaków, a więc pełno ruchu,
nostalgii, raptownego dowcipu i tęsknoty, brzydkiego słowa na k. i poezji, pełno niepokoju i
wspaniałej, wiecznej, niezniszczalnej improwizacji.

Przez całą noc oglądała stare hollywoodzkie filmy. Żyła, jak to nazywała, na ‘japońskim
czasie’. Tzn żyła w nocy, wstawała wczesnym wieczorem. Ja wtedy wracałam z pracy i
zawsze musiałam do niej wpaść zanim wróciłam do domu. Poznałam ją w roku 80. Była już
wtedy rozwódką. Mieszkała na Wschodniej 60 Ulicy w pięknie urządzonym antykami, Ela
miała gust dekoratorski, mieszkaniu. Niektóre meble kupiła na wyspie Nantuckett gdzie
spędzała czas z Davidem kiedy byli małżeństwem. Ale też znała wszystkie sklepy z antykami
na Manhattanie. Nowe mieszkanie na 60-tej było pięknie urządzone, antyki, obrazy. W tym
mieszkaniu wszystko było obite miodowo-brązowym drewnem. Nawet lodówka w
kuchence. Mała kuchenka była częścią salonu, stały w niej wysokie stołki barowe. Ela na
nich siedziała, żeby mieć dostęp do kuchni. Czasem coś gotowała, była świetną kucharką. Bo
gotowania, jak wszystkiego, uczyła się dogłębnie, uczęszczając na ekskluzywne lekcje kuchni
chińskiej czy francuskiej.

6
W środku tej oazy na Manhattanie panował półmrok - nie było górnego światła. Były w
rozmaity sposób poumieszczane lampy i lampeczki oświetlające nastrojowo każdy z kątów,
kanapę, stół czy stoliczek, wszystko nieskazitelnie dobrane w dobrych sklepach z antykami w
Nantuckett, gdzie mieszkała wcześniej jako żona Dawida Halberstama. No i były jeszcze dwa
koty: Rudy i Drugi. Oba rude. Z sypialni wychodziło się na gigantyczny taras pod drzewem. W
samym środku Manhattanu czułeś się jak na wsi.
Odwiedzałam ja po pracy, ona właśnie wstawała. Te dekadę przeżywa na jak to sama
nazywa „Japonskim czasie”, czyli śpiąc we dnie i żyjąc w nocy. Zawsze coś się tam działo.
Odwiedzali ja goście, Polacy przejazdem z kraju często u niej nocowali. Są wśród nich
wybitni polscy artyści. Te przyjęcia u Elżbiety to był wielki spektakl, którego Ela była
scenarzystką i główną aktorką. Jak pisał jej ulubiony Szekspir:
"Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają."
Inspirowała, pomagała używając swoich legendarnych znajomości. Czekała, że jej też ktoś
pomoże, dostrzeże. dwa koty Rudy i Drugi, oba rude. Mały telewizorek w kuchence,
otwartej na salon i obitej takim samym złocisto brązowym drewnem jak meble w salonie,
bzyczy sobie cichutko, żeby pani domu mogła zawsze śledzić jednym okiem wydarzenia na
świecie. Na stole dzisiejszy New York Times przeczytany dokładnie zaraz po północy, kiedy
to najnowsze wydanie z hukiem ładuje przed pobliskim kioskiem. Ela nazywała to życiem na
japońskim czasie. Dostawałam herbaty. Ela bosą, w powłóczystej jedwabnej koszuli, albo
eleganckim szlafroku, upstrzonych plamami od tytoniu, piła gęsta i straszliwie mocną kawę.
Po jakimś roku czy dwóch myślałam, że przestawiła się na herbatę, sącząc ja pomału z
pięknej, jak wszystko u niej, antycznej chińskiej miseczki. Z czasem się okazało, że to była
whisky.
Nigdy nie wiadomo było kto tego wieczora zadzwoni i kto wpadnie. Właściwie każdy kto był
przejazdem w Nowym Jorku albo przyjechał tu na stałe, prędzej czy później, ale raczej
prędzej się u niej zjawiał. Spotkałam tam Agnieszkę Osiecką, Daniela Passenta, Mieczysława
Rakowskiego (zanim jeszcze włączył się do polityki), Daniela Olbrychskiego, Andrzeja
Zuławskiego, Janusza Głowackiego, Agnieszka Holland będąc u niej, wpadła na pomysł, żeby
napisać luźno zainspirowany Eli historią scenariusz do filmu Anna.
będąc na lekkiej bani była wyjątkowo dowcipna i błyskotliwą. Teatr najwyższej klasy się u
niej wieczorami odbywał. Żyła jakby grała w sztuce, sztuce absurdu. Bez względu na
zawirowania polityczne i inne nieprzewidziane wypadki—pozostala aktorka i nawet jej życie
stało się sztuka. Jak pisał Gombrowicz o sobie: wolny, dowolny, do niczego nie podczepiony-
ja jestem aktorem! Ona była wolna i dowolną i była lepszą aktorka od niego. Swoje upadki
kwitowała każdego dnia powiedzeniem że od jutra ‘zaczyna nowe zycie’. A raczej mówiła do
mnie, że ‘zaczynamy nowe zycie’. W liczbie mnogiej—ze niby mnie- aktora grającego w jej
sztuce też to dotyczy .
Wyznawała królewska zasadę: Never complain, never explain. (nigdy się nie skarż i nigdy się
nie usprawiedliwiaj).

Kiedy pracowała nad sztuką lubiła szyć, to jej pomagało się skupić. Jej Mama zdaje się była
krwacową. Miała takie ulubione miejsce kilka przecznic dalej, Tender Buttons. Istnieje do tej
pory. Sprzedają tam guziki z całego świata, najbardziej niesamowite egzemplarze, wszystkie
niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju, niektóre sprzed kilkuset lat. Tam pracuje Polka i

7
Ela zawsze ucinała sobie z nią pogawędkę. Pomagała Eli znaleźć odpowiedni kapelusz na
pogrzeb przyjaciółki Agnieszki Osieckiej. Nakręciłam z nią wywiad, ale nie wszedł do filmu.
Wszyscy, do których się zwróciłam z prośbą o wywiad, ja nieznajoma pani z Polski: John
Guare, David Marguiles itd. się zgodzili. Amerykanie. Polacy, wspólni znajomi, często mi
odmawiali. Okazało się, że mają problem albo z Elą albo ze mną, albo z nami obiema. Tak to
już jest.
Potem Ela wracala do domu i we wszystkich żakietach zastępowała guziki tymi unikatami.
Wpadalam do niej po pracy. Nieśmiała dwudziestolatka nie miałam odwagi brać udziału w
tym co się potem działo, siadalam na kanapie i obserwowałam. Przez następne godziny
ciągle ktoś nowy ją odwiedzał. I Ela była w swoim żywiole. Była duszą towarzystwa,
prowokowała, zabawiała, już to opisałam, że dla mnie to był żywy teatr.
Im bardziej niebanalna osobowośc, tym bardziej niepospolite życie.

Jak pisała Julia Hartwig: celem życia jest spełnienie swojej osobowości.

Kiedy zmarła napisałam krótki tekst o niej do GW. Pisałam na drugi dzień po jej śmierci, z
bolącym sercem. Nie skupiałam się na jej problemach, opisałam tylko odczucia przyjaciółki.
Nazwałam ją najbardziej fascynującą kobietą jaką znałam. Ale mi się dostało od znajomych.
Najbardziej fascynująca? Co za bzdura! Kiedy kręciliśmy Aktorkę znalazłam przypadkiem na
youtubie clip z wywiadem z Meryl Streep. To było na amarykańskim Uniwersytecie, ona na
podium, na slai setki studentów. Prowadzący nagle pyta co było inspiracją do jej roli w
Sophie’s Choice. Elżbieta Czyżewska, mówi, imię i nazwisko niemożliwe do zapamiętania
przez Amerykanów. One się poznały w 1975 roku grając razem w Biesach w reżyserii Wajdy.
Streep była studentką, obserwowała Czyżewska, jej ruchy, manieryzmy, jak się ubierała. To
była najbardziej fascynująca kobieta jaką znałam, mówi w tym wywiadzie. Mam satysfakcję.
Ten clip wszedł do naszego filmu.

Zamiast oceniać i wydawać sądy (przypominam nie sądźcie, żebyście nie byli sądzeni) można
pomóc. A Elę (z nielicznymi szlachetnymi wyjątkami ) wykorzystywano. Kiedy była żoną
Halberstama i mąż wyjeżdżał, przyjmowała do siebie przybyszów z Polski, nocowali u niej,
jedli, no i niestety pili. Podobno Dawid odkrył, że zapłaciła za czyjąś sztuczną szczękę.
Pewien znany polski dziennikarz publicznie przynał, że razem z innymi turystami ze
środowiska przemieszkiwał u Eli. ‘To myśmy ją rozpili’, powiedział, ‘ona się broniła, chodziła
do AA.’ Więc oni ją rozpijali i potem wracali do Polski i źle o niej mówili. Słyszałam okropne
plotki o niej. Jedną mogłam sprawdzić. Zapytałam ojca, czy to prawda co ktoś opisał, że
chciał jej dać rolę w filmie, umówił się w Spatifie, a ona przyszła wcześniej, upiła się z innymi
znajomymi i ojca zlekceważyła. Tata się zamyślił i mówi: ja ją znam 50 lat i nigdy nie
widziałem jej pijanej. Co mogę potwierdzić. Kiedy mnie ojciec odwiedzał w Nowym Jorku i
szliśmy do niej, a to było kiedy ona już sporo piła, przy nim była zawsze trzeźwa. Mieli do
siebie szacunek. Takie i inne plotki na pewno nie przysparzały jej propozycji ról w Polsce.
Kiedy w 1995 roku przyjechała ze sztuką Johna Guere’a Szósty stopień oddalenia (Stopnie
oddalenia w Polsce), środowisko dziwnie ją przyjęło. Na premierę w Dramatycznym przyszli
prawie sami jej znajomi. Kiedy wyszła na scenę zamiast oklasków, przywitała ją lodowata
cisza. Tłumaczono mi potem, że sztuka słaba (w Ameryce była hitem, nawet film z niej

8
powstał) ale ludzie! To nie o to chodzi, ona się wycierpiała nie mając kontaktu z Polską,
zachowywała się przyzwoicie, bo mogła przecież donosić do SB, jak to wielu ze środowiska
robiło. Widziałam te donosy w IPN’ie kiedy robiłam research do Aktorki. Powinni ją
przywitać tymi oklaskami. Dla niej samej. Do tego nie dostała pokoju w hotelu, mieszkała w
‘loży Stalina’, tak się nazywa mała wnęka w Pałacu Kultury. Z okna tak wiało, że
się rozchorowała. Zignorowana przez tak zwanych przyjaciół, zlekceważona przez
środowisko artystyczne, nie znalazła dla siebie miejsca i wróciła do Nowego Jorku.
Ale nawet wtedy udało jej się komuś pomóc. Omarowi Sangare, młodemu aktorowi, który
partnerował jej w tej sztuce. Omar mieszka teraz w Ameryce.
Po śmierci Elżbiety, w czerwcu 2010 roku odbyło się w Actors Studio spotkanie ku jej czci.
Byłem gościem na tym spotkaniu, a John Guare wystąpił wtedy z mową pożegnalną.
Podobnie jak ja, Guare nie mógł po jej śmierci nie zrobić o niej jeszcze czegoś . Ja zrobiłam
Aktorkę, on napisał sztukę dla Atlantic Theater Company – „Trzy przypadki wygnania” –
opowiada o losach trojga emigrantów: Karela Reisza, Elżbiety Czyżewskiej i Witolda
Gombrowicza. Podtytuł drugiego segmentu, „Elżbieta Erased” (Elżbieta wymazana). Sangare
zagrał w niej z samym Guarem, dla którego to był debiut aktorski. Jej życie zostało
uhonorowane poprzez teatr, jak mówi Omar.

Wysiadując na kanapie u Czyżewskiej, oglądałam tylko pierwszy akt tych towarzyskich


spotkań, potem wracałam do siebie na Queens. Nie bez powodu nazywała mnie dzieckiem
we mgle, bo dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że jej nocne życie kończyło się
przeważnie jakąś degrengoladą – że była druga, mroczna strona tych Eli „występów”.
To były jej podróże do piekła. Ale mnie to nie zrażało. Czytałam przecież Arthura Rimbaud:
„Żeby z siebie zrobić jasnowidza, trze- ba poznać wszystkie postacie miłości, cierpienia,
szaleństwa; stra- wić wszelkie trucizny, aby zachować z nich kwintesencję”.
Po każdej takiej awanturniczej nocy Ela, szykując szatańsko mocną kawę, mówiła do mnie
jakby nigdy nic:
– No, piesku, od dzisiaj zaczynamy nowe życie.
Że niby ja też.

Co jeszcze mogę dodać na temat jej choroby alkoholowej. Zaczęła pić z tęsknoty za Polską,
goszcząc znajomych, a wtedy wszyscy w środowisku pili. Potem też miała powody, żeby pić.
Rozczarowania : liczyła na rolę w Sophie’s Choice, ale Polkę zagrała Meryl Streep. Po
rewelacyjnym występie w Biesach w Yale Repertory Theater (reż Wajda), mimo świetnych
recenzji, nie posypały się propozycje na następne role. Czekała, jak to nazywała, na swój
tramwaj. Trzeba przyznać, że ciągle była o krok od tzw breaktrough. Zainspirowała Williama
Styrona kiedy pisał wspomnianą już Sohie’s Choice. Halberstamowie i Styron mieli domy na
wyspie Nantucket i często się widywali spędzając tam wakacje. Jill Krementz, znana
fotografka, żona Kurta Vonneguta zrobiła jej tam sesję pięknych zdjęć.

9
Wszystkich malkontentów z góry przepraszam, że będę mówić też o sobie. Nie jestem
zdystansowaną dziennikarką, a moja historia splata się z życiem Eli, przynajmniej w latach
80. A to dodaje jakiś kontekst.
W moim wspomnieniu ‘Byli sobie raz’ opisałam naszą dzielnicę Upper East Side,
przesiadywanie w nieistniejącej już restauracji Eduardos na 2 alei. Właścicielami była mafia
włoska, groźnie wyglądający menadżer uwielbiał Elżbietę, przy pizzie i winie pokazywał nam
sztuczki karciane, nad barem wisiały zdjęcia Franka Sinatry i Czyżewskiej. Była też za czasów
swojego małżeństwa z Halberstamem bywalczynią słynnego lokalu Eleine (taki nasz Spatif),
nazwa pochodziła od legendarnej właścicielki, która zmarła niedługo po Eli i NYTimes
zatutułował swój nekrolog: Koniec Epoki. Panie się znały i lubiły. Na jednej ze ścian wisiał
plakat. – prezent od Eli. Ona była naszą cichą ambasadorką kultury. Woody Allenowi
podarowała zbiór wierszy Szymborskiej po angielsku i tak on został fanem naszej poetki.
Davidowi Margulesowi Białe Małżeństwo Różewicza. Rozdawała książki, opowiadała o
Polsce, promowała młodych polskich artystów. Operator Andrzej Bartkowiak dużo jej
zawdzięcza. Kupiła mu nawet kamerę.
Jako socjolog amator czytałam różne recenzje z mojego wspomnienia, m.in. na stronie
lubimyczytać. Po 30 latach nieobecności chciałam się dowiedzieć jak reagują czytelnicy.
Jakaś pani narzekała, że tyle piszę o Nowym Jorku, w którym ona nigdy nie była więc ją to
nudzi. Ale jak pisze, użyła google maps i poszła śladami moimi i Eli i bardzo jej się to
spodobało. No więc nie mówcie pochopnie ‘nie’, zawsze coś może się przydać.

Sarkastyczne poczucie humoru było jej pancerzem. Potrafiła dostrzec absurd wielu sytuacji,
ich gorzki, karykaturalny komizm. To pozwalało jej przetrwać.
Ale przecież było też wesoło. Operator Adam Holender, który wyemigrował do Stanów na
kilka lat przed Elą wspomina takie przyjęcie wystawione przez Halberstamów. Przyszły
ważne osobistości ze świata artystycznego, polityki, znani dziennikarze. Ela przez Davida
poznała nawet Roberta Kennediego, miała torebkę z jego wpisem: xoxo R.K
I nagle przez salon przebiega pani domu. Kompletnie naga. To może teraz szokować. Ale to
był rok 1969, apogeum hippisow, narkotykow, rewolucji seksualnej, tsunami ruchow
protestacyjnych. Protestowano przeciwko wojnie Wietnamie, rasizmowi, feministki palily
biustonosze. Ela szybko przystosowala sie do nowojorskiej atmosfery Bachanalii, hasel
wolnosci i idealizmu jak: make love not war. Popularny byl tzw. streaking – happening
protestacyjny polegający na wtargnieciu nago na imprezę masową, by, jak najdluzej
uciekajac przed ochrona czy policja, zwrócić na siebie uwagę widzów. Cos takiego wydarzylo
sie wlasnie Walterowi Cronkite, prezenterowi wiadomosci CBS, kiedy odbieral nagrode w
Bibliotece Lyndona Johnsona w Texasie. Z nienacka wybiegl na sale nagi mezczyzna w
pomaranczowej czapce bejsbolowce i zepsul powage ceremonii. Na przyjeciu u
Halberstamow zebrala sie smietanka nowojorskich dziennikarzy. Dyskutowano jak zwykle o
polityce kiedy nagle przez salon, nawiazujac do absurdu streakingu, przebiegla pani domu—
kompletnie naga. Pan Adam zareczal, ze wszyscy zebrani bardzo sie tym ubawili, David tez

10
Znamienici gości doskonale poznali się na jej dowcipie i byli zachwyceni, David również,
wspomina Holender.

Na co tu się oburzać. Ona była, jak to się mówi, larger than life. Uwielbiam takie typy.
Wychowałam się na Witkacym i Gombrowiczu.

Podobno Ela miała żal do Halberstama, że sprowokował polski rząd i dał się wyrzucić z
Polski. Uważała, że musiał wiedzieć jak jej tym zaszkodzi.
Nie planowała wyjechać na zawsze, małżeństwo z korespondentem "New York Timesa
wcale nie musiało zakończyć się zerwaniem więzów z Polska. Władze komunistyczne,
przyjęły Davida Halberstama początkowo z otwartymi ramionami, był w końcu
dziennikarzem, który krytykował słabości i korupcję wspieranego przez USA rządu
południowowietnamskiego co tak rozwścieczyło Johna Kennedy'ego, że zażądał od wydawcy
Timesa usunięcia go z gazety. Gazeta nie uległa.
Halberstam miał jeszcze w Polsce siedzieć rok, może dwa. Ela mogłaby z nim jeździć między
Nowym Jorkiem i Polska. Grać i tu i tam. Nic nie zapowiadało, że zatrzasną się za nią drzwi.
Sytuacja zmieniła się kiedy jej mąż opublikował w "New York Timesie" artykuł o
antysemityzmie polskiego rządu. Mówi się, że Ela była lekkomyślną. A czy on, wytrawny
dziennikarz, nie spodziewał się jakie będą reperkusje dla Eli? Ona sama uważała, że wyboru
nie miała. Politycznie była spalona.
Ela liczyła, że będzie trochę z nim podróżować, ale nigdy nie przestanie grać w Polsce.
Dopiero ten artykuł spowodował wydalenie go z Polski i przypieczętował jej los. Nie mogła
zostać w Polsce, jak mi mówiła, była spalona politycznie, ‘przyzwoici ludzie’ nie chcieliby z
nią grać. Biedna Ela. Żeby widziała to co ja zobaczyłam w IPNie. Udałam się tam robiąc
research do filmu ‘Aktorka'. Szukałam wycinków z gazet typu:
(Walka Młodych):- Dlaczego naszą wybitną, polska przecież aktorka, zdradza nasze żywotne,
polskie interesy? Czyżby tak ją otumanił zielony kolor amerykańskich banknotów? Jak
można nazwać taką kobietę? Aktorkę, która wszystko zawdzięcza Polsce Ludowej, a która
tak niegodnie obraża nas wszystkich. Naród polski.

Znalazłam setki na nią donosów, anonimowych, ale można było zorientować się, że pisali to
ludzie zaprzyjaźnieni z nią i Davidem.

Jej sukces w 1975 roku: „Biesy” w reżyserii Wajdy w Yale Repertory Theater:

Jack Kroll, jeden z najwybitniejszych krytykow teatralnych napisal w Newsweeku o roli


Czyzewskiej w „Biesach”: „Niezwykla gra Elzbiety Czyzewskiej, jako tragicznej kalekiej Marii
Lebiatkin. Z tej postaci Czyzewska wydobywa przerażające piekno (terrible beauty)".

W tej sztuce wystąpiła też młoda studentka MERYL STREEP, nieznana poczatkujaca aktorka.
Czyzewska byla w Polsce gwiazdą, wystapila juz w 27 filmach.

11
Aktor Jerome Dempsey, ktory byl nauczycielem sztuki aktorskiej Meryl Streep w Yale w
tamtym czasie, napisal o Czyzewskiej:
"Meryl była zafascynowana Elą, tym, jak mówiła. Raz zobaczyłem Elżbietę na spacerze, za
nią szła Meryl i naśladowała jej gesty. Gdy obejrzałem „Wybór Zofii" Alana Pakuli,
roześmiałem się, bo zobaczyłem, ile Streep wzięła od Elżbiety."

Mieszkając już w Nowym Jorku Czyżewska zagrała u Andrzeja Wajdy we ‘Wszystko na


sprzedaż’ (1969). Grajac goscinnie w ojczyznie, podkręcała temperaturę, chciała być inna,
mocniejsza w wyrazie niż przed wyjazdem, grała bardzo ostro i przeciwko wszystkim na
planie. To wspaniała rola.

To nie przypadek, że te dwie genialne role zagrała u Wajdy. Mówiłam, że artysta/aktor


potrzebuje kogoś/ reżysera, który dostrzeże w nim/niej wybitnoścć i ją wydobędzie. Dla
Jędrusik to był Jeremi Przybora, Dla Eli- Wajda. Mówi się, że za każdym mężczyzną, który
odniósł sukces, stoi wyjątkowa kobieta. Powinno być też odwrotnie, niestety nam kobietom
dużo trudniej jest znaleźć takiego wyjątkowego. mężczyznę.

Film Anna narobil troche szumu i New York Magazine zamiescil dlugi—kilkustronicowy
artykul ze zdjeciami Eli w swoim pieknym mieszkaniu na 60 Ulicy. Zatytulowany ‘The Real
Anna’—o jej zyciu i perypetiach z filmem. Dziennikarka Ellen Hopkins bardzo rzetelny
research zrobila. Tu jest ten artykuł na str 24, piękne zdjęcie Eli w jej mieszkaniu:

https://books.google.pl/books?id=K-
UCAAAAMBAJ&pg=PA5&lpg=PA5&dq=ellen+hopkins+the+real+anna&source=bl&ots=nqgiE
W7Uxq&sig=ACfU3U25VSmeI8sW6vAMk8yGyhrGNLMxmw&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwjjw
LTX9b_2AhWQyYsKHXDMByMQ6AF6BAgfEAM#v=onepage&q=ellen%20hopkins%20the
%20real%20anna&f=false

Ela nie lubiła sytuacji banalnych i nudnych. Z najbanalniejszych sytuacji robiła


przedstawienie. Kiedyś w Westhampton w domu jej przyjaciół, pomagając przy kolacji,
wymyśliła, żeby wodę do gotowania kartofli zaczerpnąć z oceanu. Cała się przy tym
zanurzyła, w świetle księżyca suknia oblepiała ją niczym muślin w rzeźbach Antonio
Corradini’ego. Do tej pory tę scenę pamiętam. Rzucała słuchawką w momencie kiedy
rozmowa zaczynała się nie kleić. No ale cóż przyszła epoka banału i nudy, czego się
najbardziej obawiała. Z Szekspirem, którego tak studiowała wygrała telenowela. Nie mogąc
się wyżyć grając, Czyżewska ‘grała’ w życiu. Niestety jej teatralne gesty odbierano
dosłownie.

Błahy incydent z Joasią Pacułą, jeden z wielu’ zainscenizowanych teatralnych wydarzeń’ w


życiu Eli (wiem na przykład, że kilkakrotnie wyrzucała z domu pewnego pisarza, szczując go
psem Halinką), mógł jej wreszcie przynieść jej wymarzony sukces. Ela opowiedziała tę

12
historię, jak zwykle przesadzając, dowcipnie i dramatycznie, Agnieszce Holland, która
natychmiast wzięła się za pisanie scenariusza, fabuły luźno opartej o te zderzenie dwóch
aktorek, z wspaniałą rolą dla Czyżewskiej. Powstał z tego film ‘Anna’. Znana aktorka
zmuszona wyjechać z Czechosłowacji po 1968 roku do Ameryki (specjalnie zmieniono
pewne realia kiedy do współpracy nie doszło), nie może kontynuować kariery aktorskiej,
cierpi na załamanie nerwowe, przygarnia młoda rodaczkę też aktorkę, której udaje się zrobić
karierę. Początkowo Czyżewską miała zagrać starsza aktorkę i odbywały się nawet jakieś
spotkania. Mówią, że była nieznośną w pracy, nie podobał jej się scenariusz, bo fakty były
zmyślone i przejaskrawione, i sabotowala film - była tak nieznośna w swoim perfekcjoniźmie
i poprawianiu scenariusza, że reżyser po prostu miał dość. Z kolei Ela uważała, 'że
okradziono ją z jej życia’. Namawiała nawet Joasię, żeby wspólnie podały produkcję do sądu.
Zagrała tę rolę Sally Kirkland, nieznana zupełnie amerykańska aktorka, która zdobyła gdzieś
scenariusz, i przeczuwając, że to może być jej życiowa rola, jak sama wyznała w wywiadach,
zasypywała reżysera listami, wysyłała mu szampany i kwiaty. Musiała się nauczyć akcentu.
Widać w jej grze, że dokładnie studiowała Elę we Wszystko na Sprzedaż. Za rolę w Anna,
grając Czyżewską, dostała Złotego Globa i nominację do Oskara! Czy nie jest to złośliwość
losu?
Ja myślę, że Ela po prostu nie chciała grać ‘byłej gwiazdy’, która nie daje sobie rady na
emigracji, że się ujęła dumą a może bała ‘co powiedzą w Polsce’ i paradoksalnie staracila
okazję, żeby znów zabłyszczeć.

MIESZKANIE NA 60 ULICY WSCHODNIEJ:

Mała kuchenka była częścią salonu, stały w niej wysokie stołki barowe. Ela na nich siedziała,
żeby mieć dostęp do kuchni. Czasem coś gotowała, była świetną kucharką. Bo gotowania,
jak wszystkiego, uczyła się dogłębnie, uczęszczając na ekskluzywne lekcje kuchni chińskiej
czy francuskiej.
W środku tej oazy na Manhattanie panował półmrok - nie było górnego światła. Były w
rozmaity sposób poumieszczane lampy i lampeczki oświetlające nastrojowo każdy z kątów,
kanapę, stół czy stoliczek, wszystko nieskazitelnie dobrane w dobrych sklepach z antykami w
Nantuckett, gdzie mieszkała wcześniej jako żona Dawida Halberstama. No i były jeszcze dwa
koty: Rudy i Drugi. Oba rude. Z sypialni wychodziło się na gigantyczny taras pod drzewem. W
samym środku Manhattanu czułeś się jak na wsi.
Odwiedzalam ja po pracy, ona wlasnie wstawala. Żyła jak to sama nazywa „Japonskim
czasie”, czyli spiac we dnie i zyjac w nocy. Zawsze cos sie tam dzialo. Odwiedzali ja goscie.
Polacy przejazdem z kraju czesto u niej nocowali, pomagala im uzywajac swoich
legendarnych znajomosci. Czekala, ze jej tez ktos pomoze, dostrzeze. Czekala, jak mowila, ze
przyjdzie jej „tramwaj”.

13
Kiedy Kirkland tryumfowała, Czyżewskiej było coraz ciężej. Mieszkałam już wtedy w LA i
znam ten jej okres tylko z opowiadań. Podobno piła coraz bardziej na smutno i coraz
bardziej samotnie. W tym strasznym dla niej momencie w Nowym Jorku zaczynało się
szaleństwo z handlem nieruchomościami, Eli czynsz wzrósł gwałtownie, co przy jej braku
dochodów i znikomych alimentach oznaczało katastrofę. Musiała, nomen omen,
przeprowadzić się na tzw ‘dół miasta’ (Lower East Side)--na Wschodnią 7 ulicę. Uboga
dzielnica podrajcowaną trochę w latach 80 kolorową farba i młodzieżowymi kafejkami. Tam
emigranci z Rosji i wschodniej Europy zaczynali swoje amerykańskie życie a nie
przeprowadzali jak Ela z bogatej mieszczańskiej górnej części miasta (Upper East Side),
pomiędzy Central Parkiem a East River. I w takim trudnym dla aktorki czasie, kiedy do
akcentu dołancza się wiek jako przeszkoda, Ela przestała pić. Nigdy więcej nie dotknęła
alkoholu.

ELZBIETA CZYZEWSKA (FRAGMENT WYWIADU):

„Osuwam się coraz niżej w życiu, sprzedając za bezcen raz obraz, a raz kanapę. W lodówce
pustki, a znane nazwiska w notesie. Polacy, których wydarzenia grudnia 1981 roku
zatrzymały w USA bardzo na ten notes liczyli”

I w tej biednej dzielnicy emigrantów polskich, ukraińskich, rosyjskich Elżbieta spacerowała z


Halinka, ukochanym kundelkiem przywiezionym z Polski, w szpilkach, kapeluszu i
rękawiczkach. Zawsze z papierosem, nosiła ze sobą własną małą srebrną popielniczkę.

Z 7 Ulicy Ela przeprowadziła się w końcu do mieszkania, w którym czuła się najlepiej. Na 44
Zachodniej Ulicy, dzielnicy teatrów brodwayowskich. W starej, antycznej kamienicy z windą,
w samym środku miasta, obok dwóch teatrów, jak mawiała: udało mi się NIE zamieszkać w
nowym budynku z windą, w którym żyłabym pod kryptonimem 20 N, a pode mną i nade
mną byłoby 20 identycznych mieszkań. Opowiadała: Tak znalazłam się w samym środku
Manhattanu, zgodnie z naukami mojego dziadka, który przed pierwszą podróżą za granicę
radził: Pamiętaj, dziecko, zawsze choćby najmniejszy pokój w najlepszym hotelu, nigdy nie
odwrotnie. Mieszkanko było małe, ale jakimś cudownym sposobem Ela zdołała zmieścić tam
jeszcze wystarczająco dużo mebli i bibelotów, pamiątek i książek, że jak w heopatycznym
roztworze, charakter ulicy 60 się zachował. Na podłodze stała kolumna starych NYTimesow.
Czyzewska mowila, ze zycie w Nowym Jorku dalo jej luksus obserwatora, tutaj czula się
niezależna od polskich koterii, snobizmów, intryg. Nowy Jork jest miastem, gdzie człowiek
czuje się najbardziej wolny.
To ostatnie mieszkanie Eli było jednak małe, więc postanowiła przyjmować gości przy stoliku
w Bryant Park przy Bibliotece Publicznej na 42 ulicy, który nazywała swoim biurem. Stolik
stał pod rzeźba Gertrudy Stein. Być może czuła z nią jakieś powinowactwo, Stein,
amerykańska pisarka, poetkai feministka, podobnie jak Czyżewską była emigrantka. W jej
salonie, tak jak u Czyżewskiej, bywali i korzystali z jej pomocy znani artyści, obie były
natchnieniem dla ludzi pióra. Obie zmarły na raka w wieku 72 lat. W tym samym wieku
zmarł też w wypadku samochodowym były mąż Czyżewskiej, David Halberstam.

14
Biografię Stein i Czyżewskiej skwitować można stwierdzeniem jednego z krytyków piszących
o Stein: Artystów nie powinno się mierzyć populistyczna miarka, używać wspólnego
mianownika z reszta społeczeństwa. Artysta ma w sobie zarówno kreacje jak i destrukcję.
Artysta jest, musi być ‘inny’.

Czyżewska odnalazła się w teatrze off off broadwayowskim--niekomercyjnym,


eksperymentalnym, gdzie jej twórcza i ekspresyjna osobowość najlepiej się sprawdziła.
Może też odpowiadało jej , że to była sztuka ulotna, która jest jak mandala z piasku
budowana misternie przez mnichów tybetańskich, a potem uroczyście niszczona, a ziarenka
piasku rozdawane ludziom na pomyślność. W 1990 roku za rolę w sztuce Crowbar Marka
Wellmana dostała prestiżową nagrodę 'Village Voice' - Obie Award, i Award of New York
Criticism. David Maruiles nazwał ją w tej roli ‘boginią obfitości’.
ROGER DURLING: DRAMATOPISARZ, CZYZEWSKA WYSTEPOWALA W JEGO SZTUCE: CANAL
ZONE. OBECNIE PROWADZI PRESTIZOWY FESTIWAL FILMOWY W SANTA BARBARA napisał
po jej śmierci na swoim blogu: Jej akcent był inspiracją dla Wyboru Zofii, a jej życie
zainspirowało film „Anna” z Sally Kirkland. Była sławna w Polsce za grę w filmach a w
Nowym Jorku za rolę teatralne.
Opowiada o głównej roli, która grała w jego sztuce Canal Żonę. Jej gra jest niezapomnianą.
Dobranoc, słodka Królowo.

Ela w środowisku artystycznym zdominowanym przez mężczyzn, symboliczny wielki portret


Johna Guare’a dominujący pokój, w którym odbywała się rozmowa na temat roli w jego
sztuce.

Jej inteligencja i erudycja. Marzyła, jak mi sama powiedziała, żeby prowadzić z kolegami ze
środowiska ‘fascynujące rozmowy', a oni chcieli się z nią albo przespać, albo ich wielkie ego
nie pozwalało im traktować jej jak równorzędnego partnera. Wg mnie jeżeli się w czymś nie
spełniła, to w pisaniu, współtworzeniu sztuk teatralnych, filmów. Może stąd były te jej
utarczki z reżyserami - chciała poprawiać ich pomysły, dodawać swoje. To nie przypadek, że
na podstawie jej życia powstały w Ameryce 3 scenariusze filmowe i 7 sztuk teatralnych. Tyle,
że napisali to inni. Zainspirowała A.Osieckią, Johna Guare'a, J. Głowackiego, Williama
Styrona, ale powinna była sama się odważyć pisać. Miała okazję, po skandalu z filmem Anna,
nasz wspólny znajomy z Random House proponował jej napisanie autobiografii, albo
anegdotek z jej życia, dawał jej carte blanche. Zaliczka miała być 35 tys dolarów- ogromne
pieniądze jak na tamte czasy- koniec lat 80. Mijają miesiące, widzę, że nic się z ta książka nie
dzieje. Pomyślałam, że może z lenistwa. Mówię: Ela dyktuj mi i ja ci to spiszę. Coś bąknęła,
że nie, bo ona musi sama. Nigdy nic nie napisała. Teraz wydaje mi się, że było jak z filmem
'Anna'. Zwlekała z pisaniem aż będzie miała sukces. Tłumaczyła mi, że do Polski wróci z
tarczą a nie na tarczy. A przecież właśnie grając albo pisząc o własnym ‘upadku’ mogła się z
niego spektakularnie odbić! Mój ojciec kupił jej kiedyś piękny zeszyt w skórzanej okładce i
zatytułował ‘ Dzień pierwszy’. Żeby ją zachęcić do pisania. Żałowaliśmy, że jej inteligencja,
dowcip, się marnują.

15
W naszej ostatniej rozmowie telefonicznej, kilka miesięcy przed jej śmiercią, zapytałam
dlaczego nigdy nic o sobie nie napisała. A ona nato: ja jestem taka nudna. Ona! - przez
Meryl Streep i nazwana najbardziej fascynującą osobą jaką znała! Dzisiaj, w dobie #metoo,
może miałaby więcej odwagi.

Tymczasem uparła się, że będzie uprawiać wyłącznie 'zawód aktora’. Dlatego nasz film ma
tytuł ‘Aktorka’.

* w moim scenariuszu założyłam, że będą takie krótkie wstawki z wywiadów z Elą, na off-ie
by to czytała jakaś inna aktorka, byłby to ‘dodatkowy narrator’, niestety pracowałam z
głupcami więc to wszystko odpadło:

ELZBIETA CZYZEWSKA (FRAGMENT WYWIADU):

"Uważam siebie za" pracującego aktora". Formułka amerykańska: "I am a working actor"
oznacza, że trzeba chodzić na "auditions", że trzeba się do nich przygotowywać. Od lat mam
agenta, starannie przygotowuję się do auditions, raz rolę dostaję, raz nie. Przyzwyczaiłam
się, w Nowym Jorku jest mnóstwo aktorów. Moje" gwiazdorstwo" gdzieś tam siedzi we
mnie, bo kiedy dostaję tekst, wydaje mi się, że już dostałam rolę i idę na "audition", jakbym
szła na pierwszą próbę. Otwieram drzwi i widzę korytarz, który jest pełen takich osób jak ja,
przysłanych przez inne agencje do tej samej roli. Widzę rzeczywistość. Czasami zachwycasz
kogoś i dostajesz rolę. Czasem ktoś cię obsadza, bo pamięta z innej sztuki. Przynależność do
sfery "pracujących aktorów" w Nowym Jorku, gdzie jest nas bardzo wielu, oznacza także, że
trzeba sobie mówić: na każde moje "nieszczęście", że jakiejś roli nie dostałam, jest 17 innych
osób, które tak samo cierpią, i ta jedna, która jest szczęśliwym wybrańcem. Jeszcze jedno.
Pamiętam występ krakowskiej Piwnicy pod Baranami w Nowym Jorku. Stałam z tyłu dużej
sali, w której występowali, i słuchałam z przejęciem jak śpiewali: "Jesteś dzieckiem
wszechświata". Jest w tym coś ogromnie budującego. Mam prawo być, kim jestem.
Uprawiać mój zawód tak, jak potrafię. Mieć moją indywidualną wyjątkowość. Nie widzę
powodu, żeby okoliczności życiowe, polityka i reszta bałaganu światowego miały mnie
wyrzucić z mojego wybranego zawodu’.”

16

You might also like