Professional Documents
Culture Documents
Cassandra Clare - Dary Anioła 06 - Miasto Niebiańskiego Ognia
Cassandra Clare - Dary Anioła 06 - Miasto Niebiańskiego Ognia
Dary Aniola:
Miasto Niebianskiego Ognia
Prolog
Kapia jak deszcz
W dniu, kiedy zostali zabici rodzice Emmy Carstairs, pogoda byla idealna.
Z drugiej strony, pogoda w Los Angeles zwykle jest doskonala. W jasny zimowy ranek
matka i ojciec podrzucili Emme do Instytutu stojacego na wzg�rzach za Pacific Coast
Highway, z widokiem na niebieski ocean. Bezchmurne niebo ciagnelo sie od klif�w
Pacific Palisades po plaze Point Dume.
Poprzedniej nocy przyszedl meldunek o demonicznej aktywnosci w poblizu morskich
jaskin Leo Carillo. Carstairsowie mieli zbadac sytuacje. P�zniej Emma wspominala,
ze matka zatknela za ucho pasmo wlos�w rozwianych przez wiatr i zaproponowala
mezowi, ze narysuje mu znak Nieustraszonosci, a John Carstairs tylko sie zasmial i
powiedzial, ze nie ma przekonania do tych nowomodnych Znak�w. Dziekuje bardzo, ale
wystarczaja mu te z Szarej Ksiegi. W tamtym czasie rodzice budzili w Emmie
zniecierpliwienie, wiec uscisnela ich szybko i wbiegla po schodach Instytutu z
plecakiem obijajacym sie o lopatki, podczas gdy oni machali jej na pozegnanie z
dziedzinca.
Emmie bardzo sie podobalo, ze zaczyna szkolenie w Instytucie. Mieszkal tutaj jej
najlepszy przyjaciel Julian, ale kiedy wchodzila do srodka, zawsze odnosila
wrazenie, ze leci prosto do oceanu. Masywna budowla z drewna i kamienia stala na
koncu dlugiego zwirowego podjazdu, kt�ry wil sie po wzg�rzach. Z pokoj�w na
wszystkich pietrach roztaczal sie widok na morze, g�ry i niebo, bezkresne polacie
blekitu, zieleni i zlota. Marzeniem Emmy bylo, zeby wejsc na dach razem z Julesem �
choc na razie nie pozwalali im na to rodzice � i spojrzec na poludnie, by zobaczyc,
czy da sie siegnac wzrokiem do pustyni. Frontowe drzwi rozpoznaly ja i ustapily
lekko pod znajomym dotykiem. W holu i na najnizszych pietrach Instytutu roilo sie
od doroslych Nocnych Lowc�w. Pewnie jakas narada, domyslila sie Emma. W tlumie
dostrzegla ojca Juliana, Andrew Blackthorna, szefa Instytutu. Nie chciala tracic
czasu, wiec, zeby uniknac powitan, popedzila do szatni na drugim pietrze. Tam
zmienila dzinsy i T-shirt na str�j treningowy � obszerna koszule, luzne bawelniane
spodnie i najwazniejsze ze wszystkiego: bron przewieszona przez ramie. Cortana.
Nazwa znaczyla po prostu �kr�tki miecz�, ale dla Emmy wcale nie byl kr�tki. Wykuty
z lsniacego metalu mial dlugosc jej przedramienia i wyryte na ostrzu slowa, kt�re
zawsze przyprawialy ja o dreszcz: �Jestem Cortana, z tej samej stali i wytopu co
Joyeuse i Durendal�. Ojciec wyjasnil, co to znaczy, kiedy po raz pierwszy wlozyl
miecz w jej dziesiecioletnie dlonie.
� Na razie mozesz uzywac go do treningu, a kiedy skonczysz osiemnascie lat, stanie
sie tw�j � rzekl John Carstairs, usmiechajac sie do niej, podczas gdy ona
przesuwala palcami po napisie. � Rozumiesz, co on znaczy?
Pokrecila glowa. Slowo �stal� znala, ale �wytop�? Co to mialo wsp�lnego z bronia?
� Na pewno slyszalas o rodzie Wayland�w � zaczal ojciec. � Byli znanymi wytw�rcami
broni, nim Zelazne Siostry przejely cala jej produkcje dla Nocnych Lowc�w. Wayland
Kowal wykul Excalibura i Joyeuse dla Artura i Lancelota oraz Durendala dla bohatera
Rolanda. Cortane r�wniez on zrobil, z tej samej stali. Trzeba ja bylo zahartowac,
czyli poddac dzialaniu wielkiego zaru, kt�ry prawie m�glby stopic metal. Dzieki
temu stala sie mocniejsza. � Pocalowal Emme w czubek glowy. � Carstairsowie nosza
ten miecz od pokolen. Napis przypomina nam, ze Nocni Lowcy to bron Aniola. Gdy
hartuje sie nas w ogniu, stajemy sie mocniejsi. Cierpienie pomaga nam przetrwac.
Emma juz nie mogla sie doczekac, az skonczy osiemnascie lat. Wtedy zacznie
przemierzac swiat, zeby walczyc z demonami. Zostanie zahartowana w ogniu.
Przypasala miecz i wyszla z szatni, wyobrazajac sobie, jak to bedzie za szesc lat.
W myslach stala na szczycie urwiska w Point Dume i z Cortana w rece odpierala atak
Raum�w. Oczywiscie byl z nia Julian.
Walczyl swoja ulubiona bronia, kusza.
Julian towarzyszyl jej od zawsze. Znala go, jak siegnac pamiecia. Blackthornowie i
Carstairsowie zawsze trzymali sie blisko, a Jules byl od niej tylko kilka miesiecy
starszy. Wlasciwie nie znala swiata bez niego. Nauczyla sie plywac razem z nim,
kiedy oboje ledwo odrosli od ziemi. Razem uczyli sie chodzic i biegac. Jego rodzice
nosili ja na rekach, a jego starszy brat i siostra pilnowali malych Emme i Juliana,
zeby nie psocili.
A czesto psocili. W wieku siedmiu lat Emma wpadla na pomysl, zeby ufarbowac
puszystego bialego kota Blackthorn�w na jasnoniebiesko. Wine na siebie wzial
Julian; nieraz to robil. Tlumaczyl jej potem, ze ona jest jedynaczka, a on jednym z
siedmiorga dzieci, wiec jego rodzice latwiej zapomna, ze sie na niego gniewaja.
Pamietala, jak umarla jego matka, tuz po urodzeniu Tavvy. Emma trzymala Juliana za
reke, kiedy w kanionie jej cialo plonelo na stosie, a w niebo wzbijal sie dym.
Pamietala swoje mysli, ze chlopcy placza inaczej niz dziewczynki, okropnym,
urywanym szlochem, kt�ry brzmial, jakby wyrywano go z niego hakami. Moze im bylo
trudniej, bo nie powinni plakac... � Oj! � Emma zatoczyla sie do tylu. Byla taka
zamyslona, ze wpadla na ojca Juliana, wysokiego mezczyzne o takich samych
zmierzwionych brazowych wlosach jak u wiekszosci jego dzieci. � Przepraszam, panie
Blackthorn!
Mezczyzna usmiechnal sie szeroko.
� Jeszcze nigdy nie widzialem, zeby ktos tak palil sie do lekcji! � zawolal za nia,
kiedy popedzila dalej korytarzem.
Sala treningowa nalezala do ulubionych pomieszczen Emmy. Zajmowala wieksza czesc
pietra, a zachodnia i wschodnia sciana byly w calosci ze szkla. Wszedzie, gdzie
spojrzec, widzialo sie niebieskie morze. Linie wybrzeza biegnaca z p�lnocy na
poludnie, bezkres w�d Pacyfiku az do Hawaj�w.
Na srodku wypolerowanej drewnianej podlogi stala nauczycielka Blackthorn�w, wladcza
kobieta o imieniu Katerina, obecnie zajeta uczeniem blizniat rzucania nozami. Livvy
jak zawsze poslusznie wypelniala polecenia, natomiast Ty byl oporny i nadasany.
Julian, w luznym stroju treningowym, lezal na plecach przy zachodnim oknie i m�wil
cos do Marka, kt�ry siedzial z nosem w ksiazce i usilowal ignorowac mlodszego
przyrodniego brata.
Kiedy Emma sie zblizyla, uslyszala jego slowa:
� Nie uwazasz, ze Mark to dziwne imie dla Nocnego Lowcy?
Brat uni�sl glowe znad ksiazki i spiorunowal go wzrokiem. Julian leniwie obracal w
dloni stele. Trzymal ja jak pedzel, za co Emma zawsze na niego krzyczala. Stele
nalezalo trzymac jak stele, przedluzenie reki, a nie jak narzedzie artysty.
Mark westchnal teatralnie. W wieku szesnastu lat czul sie na tyle dorosly, ze
wszystko, co robili Emma i Julian, uwazal za irytujace albo smieszne.
� Jesli cie to martwi, mozesz sie do mnie zwracac pelnym nazwiskiem � powiedzial.
� Mark Anthony Blackthorn? � Julian zmarszczyl nos. � Za dlugie. A gdyby zaatakowal
nas demon? Zanimbym wypowiedzial p�l twojego nazwiska, lezalbys martwy. �
Twierdzisz, ze w takiej sytuacji ratowalbys mi zycie? � rzucil Mark. � Lubisz
pomarzyc, petaku?
� Mogloby sie tak zdarzyc.
Julian usiadl, lekko urazony. Wlosy sterczaly mu na wszystkie strony. Jego starsza
siostra
Helen wciaz pr�bowala okielznac je szczotkami, niestety, bezskutecznie. Julian mial
wlosy Blackthorn�w, jak ojciec oraz wiekszosc braci i si�str: niesforne, falujace,
koloru ciemnej czekolady. To podobienstwo rodzinne zawsze fascynowalo Emme, kt�ra z
kolei niewiele odziedziczyla po rodzicach, poza blond wlosami po ojcu.
Helen od miesiecy przebywala w Idrisie razem ze swoja dziewczyna Aline. Wymienily
sie pierscieniami rodowymi i byly ze soba na powaznie, wedlug rodzic�w Emmy, co
oznaczalo, ze strasznie ckliwie na siebie patrzyly. Emma postanowila, ze jesli
kiedykolwiek sie zakocha, nigdy nie bedzie ckliwa. Wiedziala, ze bylo troche
zamieszania z tego powodu, ze obie sa dziewczynami, ale nie rozumiala dlaczego.
Blackthornowie najwyrazniej lubili Aline. Miala kojacy wplyw na Helen i nie
pozwalala jej sie denerwowac.
Nieobecnosc starszej siostry oznaczala, ze nikt nie podcinal wlos�w Julianowi.
Blask slonca wypelniajacy pok�j malowal ich konc�wki na zloto. Za oknami ciagnacymi
sie przez cala dlugosc wschodniej sciany widac bylo ciemne pasmo g�r, kt�re
oddzielaly San Fernando Valley od morza, wyschniete, pyliste wzg�rza pociete
kanionami, porosniete kaktusami i ciernistymi krzewami. Czasami Nocni Lowcy
chodzili tam trenowac. Emma kochala te g�ry, uwielbiala znajdowac ukryte sciezki,
sekretne wodospady i senne jaszczurki wygrzewajace sie na skalach. Julian potrafil
tak je przywabiac, ze podpelzaly do jego reki i zasypialy, a on glaskal ich lebki
kciukiem.
� Uwazaj!
Emma sie uchylila, a n�z z drewnianym czubkiem przelecial obok jej glowy, odbil sie
od okna i rykoszetem uderzyl Marka w noge. Chlopak rzucil ksiazke i zerwal sie,
lypiac groznie.
Formalnie byl pomocnikiem Katerine, ale wolal czytac niz uczyc innych.
� Tiberiusie, nie rzucaj we mnie nozami � powiedzial surowym tonem.
� To byl wypadek. � Livvy stanela miedzy swoim blizniakiem a Markiem. Jako jedyny z
Blackthorn�w � nie liczac jasnowlosego Marka i Helen, kt�rzy mieli w sobie krew
Podziemnych � nie mial typowej dla tego rodu brazowej szopy na glowie i
niebieskozielonych oczu, tylko krecone czarne wlosy, a oczy koloru zelaza.
� Wcale nie � spokojnie zaprzeczyl Ty. � Celowalem w ciebie.
Mark wzial gleboki oddech i rekami przeczesal wlosy, tak ze zaczely mu sterczec na
wszystkie strony. Mial oczy Blackthorn�w, koloru grynszpanu, ale wlosy prawie biale
po matce, podobnie jak Helen. Krazyly plotki, ze matka obojga byla ksiezniczka
Jasnego Dworu. Miala romans z Andrew Blackthornem, urodzila mu dwoje dzieci, a
nastepnie porzucila je pewnej nocy na progu Instytutu w Los Angeles i zniknela na
zawsze.
Ojciec Juliana wzial dzieci, p�l-faerie, i wychowal je na Nocnych Lowc�w. Krew
Nefilim byla dominujaca, wiec choc Radzie sie to nie podobalo, przyjeto mieszanc�w
do Clave pod warunkiem, ze ich sk�ra bedzie tolerowala runy. Zar�wno Helen, jak i
Mark otrzymali pierwsze Znaki w wieku dziesieciu lat i jakos to wytrzymali, choc
Emma widziala, ze nakladanie run�w boli Marka bardziej niz zwyklego Nocnego Lowce.
Kiedy przylozono stele do jego reki, skrzywil sie, choc pr�bowal to ukryc. P�zniej
zauwazyla duzo wiecej rzeczy. Stwierdzila, ze dziwny ksztalt twarzy zdradzajacy
pochodzenie jest calkiem atrakcyjny, podobnie jak szerokosc ramion pod T-shirtem.
Nie wiedziala, dlaczego dostrzega te szczeg�ly, i wlasciwie wcale jej sie to nie
podobalo. Miala ochote warczec na Marka albo sie ukryc, a czesto jedno i drugie
naraz.
� Gapisz sie � stwierdzil Julian, obserwujac ja spod przymruzonych powiek.
Emma oprzytomniala.
� Na co?
� Na Marka... znowu. � W glosie Juliana pobrzmiewala irytacja.
� Zamknij sie! � syknela Emma i chwycila jego stele.
Julian nie wypuscil jej z reki, tylko zaczal sie silowac. Emma odsunela sie od
niego z chichotem. Trenowala z nim od tak dawna, ze z g�ry znala kazdy jego ruch,
jeszcze zanim go wykonal. Klopot polegal na tym, ze miala sklonnosc do traktowania
go lagodnie. Sama mysl, ze ktos m�glby zrobic mu krzywde, przyprawiala ja o
wscieklosc. Czasami jej r�wniez to dotyczylo.
� Chodzi o pszczoly w twoim pokoju? � zapytal Mark, podchodzac do Tiberiusa. �
Przeciez wiesz, dlaczego musielismy sie ich pozbyc!
� Pewnie zrobiles mi na przek�r � stwierdzil Ty.
Byl maly jak na dziesiec lat, ale mial slownictwo i spos�b wyrazania sie
osiemdziesieciolatka. Zwykle nie klamal, przede wszystkim dlatego, ze nie rozumial,
po co mialby to robic. Nie potrafil pojac, dlaczego niekt�re rzeczy denerwuja albo
niepokoja innych ludzi, wiec ich gniew zbijal go z tropu albo przerazal, zaleznie
od nastroju.
� Nie robie ci na przek�r, Ty. Po prostu nie mozna trzymac pszcz�l w pokoju...
� Badalem je! � wyjasnil chlopiec. Jego blada twarz poczerwieniala. � To bylo
wazne.
One byly moimi przyjaci�lkami. Wiedzialem, co robie.
� Tak jak wtedy z grzechotnikiem? � przypomnial Mark. � Czasami zabieramy ci r�zne
rzeczy, bo nie chcemy, zeby stala ci sie krzywda. Wiem, ze trudno to zrozumiec, Ty,
ale my cie kochamy.
Brat patrzyl na niego pustym wzrokiem. Wiedzial, co znaczy �kochamy cie�, i
rozumial, ze to jest cos dobrego, ale nie pojmowal, dlaczego to mialoby wszystko
wyjasniac.
Mark pochylil sie, opierajac dlonie na kolanach, i spojrzal mu w oczy.
� Oto, co zrobimy...
� Ha! � Emmie udalo sie przewr�cic Juliana na plecy i odebrac mu stele.
Jules pr�bowal sie spod niej uwolnic, ale w koncu przyszpilila mu reke do podlogi.
***
Cortane miala przypasana do plec�w, w rece sciskala n�z do rzucania. Wydawalo sie
jej, ze metal pulsuje w jej zylach, kiedy szla korytarzem, plecami sunac po
scianie. Gdy mijala okna, necil ja widok niebieskiego morza, zielonych g�r i
spokojnych bialych chmur. Pomyslala o rodzicach, kt�rzy gdzies tam na plazy
wypelniali zadanie i nie mieli pojecia, co sie dzieje w Instytucie. Zalowala, ze
ich tu nie ma, i jednoczesnie sie z tego cieszyla. Przynajmniej byli bezpieczni.
Znajdowala sie w czesci Instytutu, kt�ra najlepiej znala. Przemknela obok pustej
sypialni Helen; jej ubrania byly spakowane, narzuta zakurzona. Obok pokoju Juliana,
w kt�rym tyle razy nocowala, i starannie zamknietej sypialni Marka. Nastepne
pomieszczenie zajmowal pan Blackthorn, a tuz obok znajdowal sie pok�j dziecinny.
Emma wziela gleboki wdech i pchnela drzwi ramieniem.
Po wejsciu do malego pokoju pomalowanego na niebiesko wytrzeszczyla oczy. Tavvy
kurczowo sciskal szczeble l�zeczka i zanosil sie placzem. Policzki mial cale
czerwone. Drusilla stala obok jego l�zka z mieczem w dloni; Aniol wie, skad go
wziela. Reka tak jej drzala, ze czubek miecza az tanczyl. Warkoczyki sterczaly po
obu stronach jej pulchnej twarzy, ale oczy Blackthorn�w wyrazaly stalowa
determinacje i ostrzezenie: Nie waz sie tknac mojego brata.
� Dru � wyszeptala Emma. � To ja. Jules mnie po was przyslal.
Dziewczynka upuscila miecz i wybuchnela placzem. Emma ominela ja, wolna reka wyjela
chlopca z l�zeczka i posadzila go sobie na biodrze. Tavvy byl maly jak na sw�j
wiek, ale mimo to wazyl dobre dwanascie kilo. Emma skrzywila sie, kiedy chwycil ja
za wlosy.
� Memma � powiedzial.
� Cii. � Pocalowala go w glowe. Pachnial pudrem i lzami. � Dru, trzymaj sie mojego
pasa, dobrze? Idziemy do biura. Tam bedziemy bezpieczni.
Drusilla chwycila sie pasa z bronia. Juz przestala plakac. Nocni Lowcy nie
plakali, nawet kiedy mieli tylko osiem lat.
Emma wyszla na korytarz. Dzwieki dobiegajace z dolu byly teraz jeszcze
straszniejsze:
krzyki, glebokie wycie, brzek tluczonego szkla i trzask lamanego drewna. Emma
ostroznie posuwala sie do przodu, niosac Tavvy�ego i powtarzajac szeptem, ze
wszystko bedzie dobrze.
Tutaj tez bylo duzo okien. Wpadajace przez nie slonce razilo ja w oczy.
I wlasnie to, czyli oslepiajacy blask w polaczeniu z panika, moglo stanowic
wyjasnienie, dlaczego skrecila w niewlasciwa strone. Zamiast dotrzec do gabinetu, w
strone kt�rego zmierzala, znalazla sie na szczycie szerokich schod�w, skad bylo
widac foyer i duze podw�jne drzwi wejsciowe.
Hol byl pelen Nocnych Lowc�w. Niet�rych Nefilim z Konklawe Los Angeles Emma znala.
Jedni mieli na sobie czarne, inni czerwone stroje bojowe. Posagi zdobiace foyer
lezaly przewr�cone i rozbite w drobny mak. Okno panoramiczne wychodzace na morze
bylo roztrzaskane, wszedzie walalo sie zakrwawione szklo.
Emma poczula sciskanie w zoladku. Na srodku holu stal wysoki mezczyzna w czerwieni.
Mial jasne, prawie biale wlosy, jego twarz wygladala jak rzezbione w marmurze
oblicze Razjela, tylko ze calkowicie pozbawione milosierdzia. Jego oczy byly czarne
jak wegiel. W jednej rece dzierzyl miecz ozdobiony gwiazdami, w drugiej kielich z
lsniacego adamasu.
Widok pucharu zapoczatkowal proces kojarzenia w umysle Emmy. Dorosli nie lubili
rozmawiac o polityce w obecnosci mlodych Nocnych Lowc�w, ale ona wiedziala, ze syn
Valentine�a Morgensterna przybral inne nazwisko i poprzysiagl zemste Clave.
Wiedziala, ze stworzyl przeciwienstwo Kielicha Aniola, zmieniajace Nefilim w zle,
demoniczne istoty. Slyszala, jak pan Blackthorn nazywa zlych Nocnych Lowc�w
Mrocznymi. Oswiadczyl tez, ze wolalby umrzec, niz stac sie jednym z nich.
A wiec to byl on. Jonathan Morgenstern, kt�rego wszyscy nazywali Sebastianem. Ozyla
postac z bajek opowiadanym dzieciom na postrach. Syn Valentine�a.
Emma polozyla dlon na gl�wce Tavvy�ego i przycisnela jego twarz do swojego
ramienia.
Nie mogla sie poruszyc. Miala wrazenie, jakby do jej st�p przyczepiono olowiane
ciezarki. Sebastiana otaczali Nocni Lowcy w czarnych i czerwonych strojach oraz
postacie w ciemnych plaszczach. Czy to tez byli Nocni Lowcy? Nie potrafila tego
stwierdzic, bo mieli ukryte twarze.
Zobaczyla tez Marka, sztylety lezace na podlodze u jego st�p, krew na stroju
treningowym.
Nocny Lowca ubrany na czerwono trzymal go unieruchomionego z rekami na plecach.
� Przyprowadzcie ja � rozkazal Sebastian, pokazujac dlugim, bialym palcem.
Przez tlum przebiegl szmer. Po chwili wystapil do przodu ojciec Juliana, ciagnac
Katerine, kt�ra bezskutecznie usilowala mu sie wyrwac. Emma patrzyla z
niedowierzaniem, jak pan Blackthorn rzuca ja na kolana.
� A teraz wypij z Piekielnego Kielicha � powiedzial Sebastian glosem jak jedwab i
przytknal naczynie do jej ust.
I wtedy Emma dowiedziala sie, czym bylo to straszliwe wycie, kt�re wczesniej
slyszala. Katerina pr�bowala sie uwolnic, ale Morgenstern okazal sie dla niej zbyt
silny. Zmusil ja do przelkniecia plynu, a kiedy gwaltownie szarpnela sie do tylu,
pan Blackthorn tym razem ja puscil i zasmial sie razem z Sebastianem. Katerina
upadla na ziemie w drgawkach, a z jej gardla dobyl sie krzyk, a raczej koszmarny
skowyt b�lu, jakby wyrywano jej dusze z ciala.
Przez hol przetoczyl sie smiech. Sebastian sie usmiechnal i bylo w nim cos
strasznego i zarazem pieknego, tak jak straszny i piekny potrafi byc jadowity waz
albo wielki bialy rekin. Obok niego stali towarzysze: kobieta o siwiejacych
brazowych wlosach, z siekiera w rece, i wysoka postac calkowicie okryta czarnym
plaszczem, spod kt�rego wystawaly jedynie czubki ciemnych but�w. Tylko wzrost i
budowa swiadczyly o tym, ze to mezczyzna.
� To juz wszyscy tutejsi Nocni Lowcy? � zapytal Sebastian.
� Zostal jeszcze ten chlopak Blackthorn�w � odparla kobieta, wskazujac palcem na
Marka. � Chyba jest dostatecznie dorosly.
Sebastian spojrzal na Katerine, kt�ra lezala teraz bez ruchu, z wlosami rozsypanymi
na twarzy.
� Wstan, siostro Katerino � powiedzial. � Idz i przyprowadz do mnie Marka
Blackthorna.
Emma stala jak wrosnieta. Katerina od samego poczatku byla jej nauczycielka w
Instytucie. Byla nauczycielka, kiedy urodzil sie Tavvy, kiedy umarla matka Julesa,
kiedy Emma rozpoczela fizyczny trening. Uczyla ich jezyk�w, bandazowala rany,
opatrywala zadrapania, dawala im pierwsza bron. Wszyscy traktowali ja jak rodzine,
a teraz z pustymi oczami przeszla przez pobojowisko i wyciagnela rece po Marka.
Gdy Dru gwaltownie nabrala powietrza, Emma w jednej chwili oprzytomniala, odwr�cila
sie i wcisnela Tavvy�ego w jej rece. Dziewczynka zachwiala sie lekko, ale szybko
odzyskala r�wnowage i mocno przycisnela braciszka do siebie.
� Biegnij � szepnela Emma. � Biegnij do biura. Powiedz Julianowi, ze zaraz tam
przyjde. Naglacy ton sprawil, ze dziewczynka nie zaprotestowala, tylko przytulila
Tavvy�ego i na bosaka cicho pobiegla korytarzem. Emma spojrzala na horror
rozgrywajacy sie w dole. Katerina popychala Marka przed soba, trzymajac sztylet
miedzy jego lopatkami. W pewnym momencie chlopak zachwial sie i omal nie upadl
Sebastianowi pod nogi. Poniewaz znajdowal sie teraz blizej schod�w, Emma zauwazyla,
ze musial stawiac op�r, bo mial otarcia na nadgarstkach i dloniach, rany ciete na
twarzy, krew na prawym policzku. Oczywiscie nie bylo czasu na runy uzdrawiajace.
Sebastian spojrzal na niego, krzywiac usta z irytacja.
� Ten nie jest czystej krwi Nefilim � stwierdzil. � To w polowie faerie, mam racje?
Czesc pierwsza
�Dlatego wywiodlem z ciebie ogien i ten cie strawil; obr�cilem cie w popi�l na
ziemi na oczach wszystkich, kt�rzy cie widzieli. Wszyscy, kt�rzy cie znali posr�d
lud�w, zdumiewali sie nad toba; stales sie odstraszajacym przykladem, przepadles na
wieki�.
� Ksiega Ezechiela 28:18,19
Rozdzial 1
Ich kielich
� Wyobraz sobie cos kojacego. Plaze w Los Angeles: bialy piasek, niebieska woda,
zalamujace sie fale, ty idziesz wzdluz linii przyplywu...
Jace uchylil powieke.
� Brzmi bardzo romantycznie.
Jego towarzysz westchnal i przeczesal palcami zmierzwione ciemne wlosy. Choc byl
zimny grudniowy dzien, Jordan zdjal kurtke i podwinal rekawy koszuli; wilkolaki nie
reagowaly na temperature powietrza tak samo jak ludzie. Siedzieli naprzeciwko
siebie na skrawku brazowiejacej trawy w Central Parku, ze skrzyzowanymi nogami i
rekami na kolanach; wnetrza dloni skierowali do g�ry.
Niedaleko nich znajdowalo sie skupisko glaz�w r�znej wielkosci. Na jednym z
wiekszych usadowili sie Alec i Isabelle Lightwoodowie. Kiedy Jace rzucil na nich
okiem, Izzy pomachala do niego. Gdy brat zauwazyl ten gest, tracil ja w ramie.
Zapewne dawal jej w ten spos�b do zrozumienia, zeby nie przeszkadzala tamtym dw�m w
koncentracji. Jace usmiechnal sie. Zadne z nich nie mialo wlasciwie powodu, zeby tu
byc, ale i tak przyszli �dla wsparcia moralnego�. Choc, jak podejrzewal, bardziej
chodzilo o to, ze Alec ostatnio nie bardzo wiedzial, co ze soba poczac, Isabelle
nie lubila zostawiac go samego, a oboje unikali rodzic�w i Instytutu.
Jordan pstryknal palcami pod nosem Jace�a.
� Jestes skupiony?
Jace zmarszczyl brwi.
� Bylem, p�ki nie wkroczylismy na grzaskie terytorium sentymentalnych klisz.
� Hm, wiec jakie rzeczy sprawiaja, ze czujesz spok�j?
Jace zdjal dlonie z kolan � pozycja lotosu przyprawiala go o skurcze w nadgarstkach
� i oparl sie na rekach, polozywszy je za soba na ziemi. Chlodny wiatr szelescil
nielicznymi suchymi liscmi, kt�re jeszcze czepialy sie galezi drzew. Na tle bladego
zimowego nieba mialy w sobie dyskretna elegancje, jak na rysunkach wykonanych
pi�rkiem.
� Zabijanie demon�w � odparl. � Dobre, czyste zab�jstwo jest bardzo relaksujace.
Krwawe sa gorsze, bo potem trzeba posprzatac...
� Nie. � Jordan uni�sl rece.
Ponizej rekaw�w koszuli widac bylo tatuaze oplatajace jego ramiona. �Shanti,
shanti, shanti�. Jace wiedzial, ze to oznacza �pok�j, kt�ry przewyzsza wszelki
rozum� i ze trzeba powtarzac mantre trzy razy, zeby ukoic umysl. Ale jego ostatnio
nic nie potrafilo uspokoic. Ogien w zylach sprawial, ze mysli tez pedzily zbyt
szybko, jedna za druga, jak wybuchajace fajerwerki. Sny byly tak zywe i nasycone
kolorami jak malowidla olejne. Pr�bowal uwolnic sie od nich treningami, spedzal
wiele godzin w sali cwiczen: krew, siniaki, pot, a raz nawet polamane palce.
Niestety, nie udalo mu sie osiagnac nic wiecej opr�cz zirytowania Aleca ciaglymi
prosbami o runy uzdrawiajace i, przy jednej pamietnej okazji, niefortunnego
podpalenia jednej z belek stropowych.
To Simon rzucil kiedys uwage, ze jego wsp�llokator codziennie medytuje. I to on
powiedzial, ze wyrobienie sobie tego nawyku pomoglo Jordanowi zlagodzic wybuchy
niekontrolowanego gniewu, kt�re czesto sa czescia procesu przemiany w wilkolaka.
Stad byl juz tylko jeden krok do propozycji Clary, ze �Jace m�glby spr�bowac�, i
tak oto znalazl sie tutaj.
Wlasnie odbywal druga sesje. Pierwsza zakonczyla sie tym, ze niechcacy wypalil slad
na drewnianej podlodze w mieszkaniu swojego guru, wiec Jordan zasugerowal, zeby
przy nastepnej okazji przeniesli sie na zewnatrz, by zapobiec dalszym szkodom.
� Zadnego zabijania � ucial Jordan. � Staramy sie, zebys odzyskal spok�j. Krew,
mordowanie, wojna wcale temu nie sluza. Jest jeszcze cos, co lubisz?
� Bron � odparl Jace. � Lubie bron.
� Zaczynam myslec, ze mamy tutaj do czynienia z problematyczna osobista filozofia.
Jace pochylil sie, trzymajac rece plasko na trawie.
� Jestem wojownikiem � oswiadczyl. � Zostalem wychowany na wojownika. Nie mialem
zabawek, tylko bron. Do piatego roku zycia spalem z drewnianym mieczem. Moimi
pierwszymi ksiazkami byly iluminowane sredniowieczne demonologie, a pierwszymi
piosenkami, kt�rych sie nauczylem, spiewy do odstraszania demon�w. Wiem, co
przynosi mi spok�j, i nie sa to piaszczyste plaze ani ptaszki cwierkajace w
dzungli. Chce miec bron w rece i strategie zwyciestwa.
Jordan zmierzyl go wzrokiem.
� Wiec twierdzisz, ze tym, co cie uspokaja, jest wojna.
Jace wstal i otrzepal dzinsy.
� Nareszcie zrozumiales.
Odwr�cil sie, gdy uslyszal szelest suchej trawy. Zobaczyl, ze spomiedzy dw�ch
drzew na polanke wychodzi Clary. Smiala sie, trzymajac rece w tylnych kieszeniach.
Kilka krok�w za nia szedl Simon.
Jace przygladal sie im przez chwile. Czasami lubil patrzec na ludzi, kt�rzy nie
wiedzieli, ze sa obserwowani. Pamietal, jak po raz drugi ujrzal Clary w gl�wnej
sali Java Jones. Wtedy tez smiala sie, gawedzac z Simonem. Pamietal nieznane mu
uklucie zazdrosci w piersi, wstrzymanie oddechu i cicha satysfakcje, kiedy
zostawila Simona i podeszla do niego, zeby porozmawiac. Od tamtej pory co nieco sie
zmienilo. Gryzaca zazdrosc o Simona ustapila w nim miejsca niechetnemu szacunkowi
dla jego nieustepliwosci i odwagi. W koncu zaczal go uwazac za przyjaciela, choc
nigdy nie powiedzial tego wprost. Teraz zobaczyl, ze Clary posyla mu calusa. Jej
rude wlosy spiete w kucyk podskakiwaly. Byla taka drobna. Delikatna jak lalka,
myslal kiedys, zanim sie przekonal, jaka jest silna.
Ruszyla w strone Jace�a i Jordana, a Simon wspial sie na skale, na kt�rej siedzieli
Lightwoodowie. Usadowil sie obok Isabelle, a ona od razu nachylila sie i cos do
niego powiedziala; czarna kurtyna wlos�w zaslonila jej twarz.
Clary stanela przed Jace�em i z usmiechem zakolysala sie na pietach.
� Jak idzie?
� Jordan kaze mi myslec o plazy � odparl Jace z posepna mina.
� Jest uparty � ostrzegla Clary, zwracajac sie do Jordana. � Tak naprawde docenia
twoje starania.
� Wcale nie � wtracil Jace.
Jordan prychnal.
� Beze mnie skakalbys po Madison Avenue, sypiac iskrami ze wszystkich otwor�w. �
Wstal i wlozyl zielona kurtke. � Tw�j chlopak jest szalony.
� Tak, ale goracy � odparla Clary. � I o to chodzi.
Jordan skrzywil sie, ale dobrodusznie.
� Spadam � oznajmil. � Um�wilem sie z Maia na miescie.
Zasalutowal drwiaco i ruszyl miedzy drzewami cichym krokiem wilka, kt�rego mial pod
sk�ra. Jace odprowadzil go wzrokiem. Niezwykli wybawcy, pomyslal. Szesc miesiecy
wczesniej nie uwierzylby, gdyby ktos mu powiedzial, ze bedzie chodzil na terapie
behawioralna do wilkolaka.
W ciagu ostatnich miesiecy Jordan, Simon i Jace zawarli cos w rodzaju przyjazni.
Jace korzystal z ich mieszkania jako ucieczki od presji codziennosci w Instytucie,
od wszystkiego, co mu przypominalo, ze Clave nie jest gotowe do wojny z
Sebastianem.
Erchomai. Slowo polaskotalo jego umysl niczym dotkniecie pi�rkiem, przyprawilo go o
dreszcz. Zobaczyl skrzydlo aniola, oderwane od ciala, lezace w sadzawce zlotej
krwi.
Nadchodze.
***
***
Frayowie nigdy nie byli religijna rodzina, ale Clary uwielbiala Fifth Avenue w
okresie swiat Bozego Narodzenia. Powietrze pachnialo pieczonymi kasztanami, wystawy
sklepowe mienily sie srebrem, blekitem, zielenia i czerwienia. Tego roku do kazdej
latarni przyczepiono grube krysztalowe platki sniegu, w kt�rych teraz odbijalo sie
zimowe slonce. Nie wspominajac o ogromnej choince w Rockefeller Center. Rzucala na
nich cien, kiedy oboje z Simonem opierali sie o bande lodowiska i patrzyli, jak
turysci przewracaja sie, pr�bujac utrzymac r�wnowage na lodzie.
Clary trzymala w rece kubek goracej czekolady, kt�rej cieplo rozplywalo sie po jej
ciele. Czula sie prawie normalnie. Spacer Piata Aleja, ogladanie wystaw i choinki,
to byla zimowa tradycja, jak Simon i ona siegali pamiecia.
� Zupelnie jak kiedys, prawda? � rzucil, jakby czytal w jej myslach.
Clary zerknela na niego z ukosa. Mial na sobie czarny plaszcz i szal, kt�ry
podkreslal bladosc jego sk�ry. Cienie pod oczami swiadczyly, ze ostatnio nie pil
krwi. Wygladal na to, kim byl: na glodnego, zmeczonego wampira. C�z, prawie jak
kiedys, pomyslala.
� Teraz jest wiecej ludzi, kt�rym trzeba kupic prezenty � zauwazyla. � Poza tym, to
zawsze trauma wybierac pierwszy gwiazdkowy prezent, kiedy zaczynasz sie z kims
spotykac. � Co kupic Nocnemu Lowcy, kt�ry ma wszystko. � Simon usmiechnal sie
szeroko. � Jace przede wszystkim lubi bron � stwierdzila Clary. � Ksiazki tez, ale
w Instytucie maja ogromna biblioteke. Lubi muzyke klasyczna... � Rozpromienila sie.
Choc jego zesp�l byl okropny i wciaz zmienial nazwe, obecnie na Smiertelny Suflet,
jej przyjaciel mial doswiadczenie jako muzyk. � Co dalbys komus, kto lubi grac na
pianinie?
� Pianino.
� Simon!
� Naprawde duzy metronom, kt�ry m�glby r�wniez posluzyc jako bron?
Clary westchnela z irytacja.
� Nuty � jeszcze raz spr�bowal Simon. � Rachmaninow to trudna rzecz, ale Jace lubi
wyzwania.
� Dobry pomysl. Sprawdze, czy jest gdzies w okolicy sklep muzyczny. � Clary dopila
czekolade, wrzucila kubek do kosza i wyjela kom�rke. � A ty? Co zamierzasz dac
Isabelle? � Kompletnie nie mam pojecia.
Ruszyli w strone alei, kt�ra sunal nieprzerwany strumien pieszych gapiacych sie na
wystawy.
� Och, daj spok�j. Isabelle to latwizna.
� Uwazaj, m�wisz o mojej dziewczynie. Chyba. Nie jestem pewien. Jeszcze tego nie
om�wilismy. Znaczy sie, zwiazku.
� Naprawde musisz to zrobic, Simonie.
� Co?
� Okreslic wzajemne relacje. ZR, zasady randkowania. Co was laczy, do czego
wszystko zmierza. Jestescie chlopakiem i dziewczyna, tylko sie bawicie, �to
skomplikowane� czy co?
Kiedy ona chce powiedziec rodzicom? Czy mozecie spotykac sie z innymi?
Simon zbladl.
� Powaznie?
� Powaznie. A tymczasem... perfumy! � Clary chwycila Simona za tyl plaszcza i
pociagnela go do drogerii. Byla ogromna, pelna rzed�w lsniacych sloiczk�w. � Cos
wyjatkowego. � Skierowala sie do dzialu z zapachami. � Isabelle nie chce pachniec
jak wszyscy wokolo, tylko figami albo wetiweria, albo...
� Figami? Figi maja zapach? � Simon byl coraz bardziej przerazony.
Clary juz miala sie rozesmiac, kiedy zabrzeczal jej telefon. Matka.
�Gdzie jestes?�.
Clary przewr�cila oczami i odpisala. Jocelyn nadal sie niepokoila, kiedy sadzila,
ze c�rka jest z Jace�em. Choc, jak wykazala jej Clary, Jace byl prawdopodobnie
najbezpieczniejszym chlopakiem na swiecie, bo po pierwsze, nie powinien sie
denerwowac, po drugie, czynic seksualnych zakus�w, po trzecie, robic rzeczy, kt�re
mogly spowodowac wyrzut adrenaliny. Z drugiej strony, kiedys byl opetany. Obie
widzialy, jak stal bezczynnie i pozwolil, zeby Sebastian zagrozil Luke�owi. Clary
nadal nie rozmawiala z matka o tym, co przezyla, kiedy dzielila mieszkanie z
Jace�em i Sebastianem przez te kr�tka chwile spedzona poza czasem, mieszanine snu i
koszmaru. Do tej pory nie zdradzila matce, ze Jace kogos zabil. Byly rzeczy, o
kt�rych Jocelyn nie musiala wiedziec, rzeczy, o kt�rych ona sama nie chciala
myslec. � W tym sklepie jest mn�stwo towar�w, kt�re chyba spodobalyby sie Magnusowi
� stwierdzil Simon, biorac do reki szklana butelke brokatowego olejku do ciala. �
Czy kupowanie prezentu komus, kto zerwal z twoim przyjacielem, lamie jakies zasady?
***
Niewiele sie zmienilo u Magnusa od czasu, kiedy Jace byl u niego po raz pierwszy.
Teraz uzyl runu otwarcia, zeby wejsc frontowymi drzwiami do malego holu z
pojedyncza z�lta zar�wka. Wszedl na g�re, pokonujac po dwa stopnie naraz, i
zadzwonil do mieszkania Bane�a. Uznal, ze to bezpieczniejsze niz zastosowanie
kolejnego runu. Gospodarz m�gl, na przyklad, grac nago w gry wideo albo... robic
praktycznie wszystko. Kto wie, czym zajmuja sie czarownicy w wolnym czasie?
Jace ponownie wcisnal przycisk, tym razem mocniej. Po dw�ch kolejnych dlugich
dzwonkach Magnus w koncu otworzyl drzwi, wyraznie wsciekly. Mial na sobie czarny
jedwabny szlafrok narzucony na biala koszule i tweedowe spodnie. Jego ciemne wlosy
byly zmierzwione, stopy bose, na szczece cien zarostu.
� Co tu robisz? � burknal.
� No, no � mruknal Jace. � Niezbyt zachecajace powitanie.
� Bo nie jestes mile widziany.
Jace uni�sl brwi.
� Myslalem, ze jestesmy przyjaci�lmi.
� Nie. Ty jestes przyjacielem Aleca. Alec byl moim chlopakiem, wiec musialem cie
tolerowac. Teraz on nie juz jest moim chlopakiem, wiec nie musze cie znosic.
Najwyrazniej zadne z was tego nie rozumie. Jestes... czwarty?... kt�ry zawraca mi
glowe. � Magnus zaczal odliczac na palcach. � Clary. Isabelle. Simon...
� Simon tu byl?
� Jestes zaskoczony.
� Nie sadzilem, ze az tak go obchodzi tw�j zwiazek z Alekiem.
� Nie ma zadnego mojego zwiazku z Alekiem � oswiadczyl Magnus stanowczo, ale Jace
juz przepchnal sie obok niego do salonu i rozejrzal sie z ciekawoscia.
W mieszkaniu Magnusa lubil miedzy innymi to, ze rzadko wygladalo dwa razy tak samo.
Czasami jak duzy nowoczesny loft, czasami jak francuski burdel, kiedy indziej
wiktorianska jaskinia opium albo wnetrze statku kosmicznego. Teraz jednak bylo
zabalaganione i ciemne. Na stoliku do kawy walaly sie puste pudelka po chinskim
jedzeniu. Na szmaciaku lezal Prezes Miau ze wszystkimi nogami sterczacymi w g�re.
Jak martwy jelen.
� Cuchnie tu zlamanym sercem � skomentowal Jace.
� To chinskie zarcie. � Magnus rzucil sie na kanape i wyciagnal przed siebie dlugie
nogi.
� No dalej, miejmy to za soba. M�w.
� Uwazam, ze powinienes zejsc sie z Alekiem � oswiadczyl Jace.
Magnus przewr�cil oczami i spojrzal w sufit.
� A to dlaczego?
� Bo on jest nieszczesliwy � odparl Jace. � I zaluje. Zaluje tego, co zrobil. Nie
zrobi tego wiecej.
� Aha, wiec nie bedzie wiecej knul za moimi plecami z moja byla, zeby skr�cic mi
zycie? Bardzo szlachetne z jego strony.
� Magnusie...
� Poza tym, Camille nie zyje. On nie moze zrobic tego znowu.
� Wiesz, co mam na mysli. Nie oklamie cie wiecej, nie bedzie niczego ukrywal, czy o
co tam wlasciwie sie na niego gniewasz. � Opadl na sk�rzany fotel i uni�sl brew. �
No wiec?
Magnus polozyl sie na boku.
� A co cie obchodzi, ze Alec jest nieszczesliwy?
� Co mnie obchodzi? � powt�rzyl Jace tak glosno, ze Prezes Miau usiadl gwaltownie.
� Oczywiscie, ze Alec mnie obchodzi. Jest moim najlepszym przyjacielem, parabatai.
I jest nieszczesliwy. Ty tez, sadzac po r�znych rzeczach. Wszedzie pojemniki po
jedzeniu na wynos, nie sprzatasz tu w og�le, kot wyglada na martwego...
� Nie jest martwy.
� Obchodzi mnie Alec � powt�rzyl Jace, przeszywajac Magnusa wzrokiem. � Zalezy mi
na nim bardziej niz na sobie samym.
� Nie pomyslales nigdy, ze ta cala sprawa z parabatai jest troche okrutna? � Magnus
zdrapal odrobine lakieru z paznokci. � Mozna wybrac sobie parabatai, ale zerwac z
nim juz nie. Nawet jesli zwr�ci sie przeciwko tobie. Sp�jrz na Luke�a i
Valentine�a. Poza tym, choc tw�j parabatai jest pod pewnym wzgledami najblizsza ci
osoba na swiecie, nie mozesz sie w nim zakochac. Jesli umrze, jakas czesc ciebie
umiera razem z nim.
� Skad tyle wiesz o parabatai?
� Znam Nocnych Lowc�w � odparl Magnus, klepiac kanape obok siebie. Prezes Miau
wskoczyl na poduszki i tracil go lebkiem. Czarownik zanurzyl dlugie palce w jego
siersci. � Od dawna. Jestescie dziwnymi istotami. Z jednej strony cala ta wrazliwa
szlachetnosc i czlowieczenstwo, z drugiej bezmyslny ogien aniol�w. � Popatrzyl na
Jace�a. � Zwlaszcza ty, Herondale, bo masz ten ogien we krwi.
� Miales juz kiedys przyjaci�l Nocnych Lowc�w?
� Przyjaci�l? � powt�rzyl Magnus. � A co to wlasciwie znaczy?
� Wiedzialbys, gdybys mial � skwitowal Jace. � Masz przyjaci�l? To znaczy, opr�cz
ludzi, kt�rzy przychodza na twoje przyjecia. Wiekszosc ludzi sie ciebie boi, sa ci
cos winni, kiedys z nimi spales, ale przyjaciele... nie sadze, zebys mial ich
wielu.
� To cos nowego � powiedzial Magnus. � Zadne z waszej grupki nie pr�bowalo mnie
obrazic.
� Ale dziala?
� Jesli masz na mysli to, ze nagle poczuje sie zmuszony zejsc z Alekiem, to nie.
Nabralem dziwnego upodobania do pizzy, ale moze jedno z drugim nie ma zwiazku.
� Alec m�wil, ze tak robisz. Zartami zbywasz pytania dotyczace ciebie.
Magnus zmruzyl oczy.
� Tylko ja tak robie?
� Wlasnie. Slyszysz to od kogos, kto wie, o czym m�wi. Nienawidzisz rozmawiac o
sobie i wolisz wkurzac ludzi niz budzic w nich wsp�lczucie. Ile masz lat, Magnusie?
Poprosze o prawdziwa odpowiedz.
Czarownik milczal.
� Jak mieli na imie twoi rodzice? Jak nazywal sie tw�j ojciec?
Magnus spiorunowal go zlotozielonymi oczami.
� Gdybym chcial klamac, lezac na kozetce, i skarzyc sie komus na rodzic�w,
zatrudnilbym psychiatre.
� Moje uslugi sa darmowe.
� Tak slyszalem.
Jace usmiechnal sie szeroko i zsunal nizej w fotelu. Wzial z otomany poduszke z
wzorem flagi i polozyl ja sobie pod glowe.
� Nigdzie nie musze isc. Moge tu siedziec caly dzien.
� Swietnie � rzucil Magnus. � Utne sobie drzemke.
Siegnal po koc lezacy na podlodze. W tym momencie zabrzeczala kom�rka. Magnus
znieruchomial w p�l ruchu, obserwujac, jak Jace wyjmuje ja z kieszeni i otwiera
klapke. To byla Isabelle.
� Jace?
� Tak. Jestem u Magnusa. Chyba robie postepy. O co chodzi?
� Wracaj � powiedziala Isabelle.
Jace usiadl prosto, poduszka spadla na podloge. W glosie Izzy dzwieczaly ostre
tony, jak w zle nastrojonym pianinie.
� Do Instytutu. Natychmiast, Jace.
� Ale o co chodzi? Co sie stalo?
Zobaczyl, ze Magnus wstaje, koc wypada mu z reki.
� Sebastian � rzucila kr�tko Isabelle.
Jace zamknal oczy. Zobaczyl zlota krew i biale pi�ra rozsypane na marmurowej
posadzce. Przypomnial sobie mieszkanie, n�z w swoich rekach, swiat u st�p, uscisk
Sebastiana na nadgarstku, jego bezdenne, czarne oczy patrzace na niego z mrocznym
rozbawieniem.
W uszach slyszal szum.
� Co sie dzieje? � Glos Magnusa wdarl sie w jego mysli. Jace uswiadomil sobie, ze
juz stoi przy drzwiach, z telefonem z powrotem w kieszeni. Czarownik patrzyl na
niego z surowa mina. � Chodzi o Aleca? Nic mu nie jest? � A co cie to obchodzi? �
rzucil Jace.
Bane drgnal. Jace chyba jeszcze nigdy nie widzial, zeby Magnus sie wzdrygnal. Tylko
ta jedna rzecz powstrzymala go przed trzasnieciem drzwiami, kiedy wychodzil.
***
Rozdzial 2
Wytrwaj albo gin
Przebudzenie bylo jak skok do lodowatej wody. Emma usiadla prosto, nagle wyrwana
ze snu, z ustami otwartymi w krzyku.
� Jules! Jules!
Ruch w ciemnosci, dlon na ramieniu i swiatlo, kt�re zaklulo w oczy. Emma gwaltownie
nabrala powietrza i zagrzebala sie w poduszki. W tym momencie uswiadomila sobie, ze
lezy na l�zku, w skotlowanej i przepoconej poscieli. Zamrugala, pr�bujac cos
dojrzec w mroku. Nad nia pochylala sie Helen Blackthorn, z magicznym swiatlem w
dloni. Jej zielononiebieskie oczy wyrazaly troske. Emma rozejrzala sie i zobaczyla
pok�j z ukosnym sufitem, jak w chatce z bajki. Posrodku stalo loze z baldachimem,
na reszte umeblowania skladaly sie duza kwadratowa szafa, dluga kanapa i st�l na
rozchwianych nogach.
� Gdzie ja jestem? � wyszeptala.
� W Idrisie � odparla Helen, glaszczac ja po ramieniu. � Udalo ci sie dotrzec do
Idrisu, Emmo. Znajdujemy sie na poddaszu domu Penhallow�w.
� M-m-moi rodzice. � Zeby Emmy szczekaly. � Gdzie sa moi rodzice?
� Przeszlas przez Brame razem z Julianem � wyjasnila lagodnie Helen, nie
odpowiadajac na pytanie. � Wszystkim wam jakos udalo sie tu przedostac. Prawdziwy
cud. Clave otworzylo Brame, ale podr�z zawsze jest trudna. Dru niosla Tavvy�ego,
blizniaki oczywiscie przybyly razem. A na koncu kiedy juz prawie stracilismy
nadzieje, pojawiliscie sie wy dwoje. Bylas nieprzytomna, Em. � Odgarnela jej wlosy
z czola. � Tak sie martwilismy. Szkoda, ze nie widzialas Julesa...
� Co sie dzieje? � zapytala Emma. Odsunela sie od Helen, ale nie dlatego, ze jej
nie lubila, tylko dlatego, ze serce jej dudnilo. � Co z Markiem? I z panem
Blackthornem...
Helen sie zawahala.
� Sebastian Morgenstern zaatakowal szesc Instytut�w w ciagu kilku ostatnich dni.
Zabil w nich wszystkich Nocnych Lowc�w albo przemienil ich, zmuszajac do wypicia z
Piekielnego Kielicha. Wtedy... przestaja byc soba.
� Widzialam, jak to robi � wyszeptala Emma. � Z Katerina. Twojego ojca tez zmienil.
***
***
I go pocalowal.
Alec zadrzal i przysunal sie do niego. Jego buty zachrzescily na osniezonej ziemi.
Poza tym bylo calkiem cicho. Magnus przytrzymal go za kark. Smakowal tak jak
zawsze, slodko, gorzko i znajomo. Alec rozchylil usta, ale Magnus odsunal sie
raptownie i zrobil krok do tylu.
� Co? � zapytal Alec, kompletnie oszolomiony. � O co chodzi?
� Nie powinienem byl tego robic � wyrzucil z siebie Magnus jednym tchem, mocno
poruszony, z rumiencem na wydatnych kosciach policzkowych. Alec rzadko go takim
widywal. � Wybaczam ci, ale nie moge byc z toba. Po prostu nie moge. Ja bede zyl
wiecznie albo przynajmniej do czasu, az w koncu ktos mnie zabije, a ty nie. To dla
ciebie za wiele... � Nie m�w mi, co jest dla mnie za wiele � przerwal mu Alec z
zadziwiajaca stanowczoscia.
Na twarzy Magnusa pojawil sie rzadko na niej widywany wyraz zaskoczenia. � To za
duzo dla wiekszosci ludzi � powiedzial. � Wiekszosci smiertelnik�w. I dla nas
r�wniez nielatwe. Obserwowanie, jak ktos, kogo kochasz, starzeje sie i umiera.
Znalem kiedys pewna dziewczyne, niesmiertelna jak ja...
� Zwiazala sie ze smiertelnikiem? � domyslil sie Alec. � I co sie stalo?
� On umarl. � W glosie Magnusa byl smutek. Jego kocie oczy lsnily w ciemnosci. �
Nie wiem, dlaczego w og�le myslalem, ze nam sie uda. Przykro mi, Alec. Nie
powinienem byl przychodzic.
� Rzeczywiscie nie powinienes byl.
Magnus patrzyl na niego czujnie, jakby podszedl na ulicy do kogos znajomego i ten
ktos okazal sie obcy.
� Nie wiem, dlaczego to zrobiles � powiedzial Alec. � Od tygodni zadreczam sie z
powodu tego, co zrobilem. W og�le nie powinienem byl rozmawiac z Camille.
Zrozumialem sw�j blad, wyrazilem zal, przepraszalem i przepraszalem, ale ciebie
przy tym nie bylo. Robilem to wszystko bez ciebie. Dlatego zastanawiam sie, co
jeszcze m�glbym robic bez ciebie. � Spojrzal w zamysleniu na Magnusa. � Tak,
zawinilem, ale ty r�wniez. Moglem nauczyc sie nie dbac o to, ze jestes
niesmiertelny, a ja smiertelny. Wszyscy dostaja tylko ograniczona ilosc czasu,
kt�ry moga spedzic ze soba. Moze pod tym wzgledem az tak bardzo nie r�znimy sie od
innych. Ale wiesz, czego nie moge zniesc? Ze nigdy nic mi nie m�wisz o sobie. Nie
wiem, kiedy sie urodziles, jak naprawde sie nazywasz. Nie wiem nic o twoim zyciu, o
twojej rodzinie, o tym, w kim sie pierwszy raz zakochales ani kiedy pierwszy raz
miales zlamane serce. Ty o mnie wiesz wszystko, ja o tobie nic. I to jest prawdziwy
problem.
� M�wilem ci na naszej pierwszej randce, ze bedziesz mnie musial przyjac takim,
jaki jestem, bez zadnych pytan... � przypomnial cicho Magnus.
Alec machnal reka.
� To nie fair prosic o cos takiego. Przeciez wiesz... wiedziales, ze nie znam sie
na milosci na tyle, zeby to zrozumiec. Zachowujesz sie, jakbys byl skrzywdzona
strona, ale sam nie jestes bez winy, Magnusie.
� Tak � przyznal czarownik. � Chyba tak.
� Ale to nic nie zmienia, prawda?
� Nie potrafie sie zmienic � potwierdzil Magnus. � Za dlugo zyje. My,
niesmiertelni, kamieniejemy, zamieniamy sie w skamieliny. Kiedy cie poznalem,
pomyslalem, ze masz w sobie ciekawosc, zdziwienie, radosc. Ze wszystko jest dla
ciebie nowe. I pomyslalem, ze to mnie zmieni, ale...
� Zmien sie � powiedzial Alec, ale nie zabrzmialo to gniewnie czy surowo, jak
zamierzyl, tylko jak lagodna prosba.
Magnus pokrecil glowa.
� Znasz m�j sen. Ten o miescie ulic splywajacych krwia i wiez z kosci. Jesli
Sebastian dostanie to, czego chce, tak bedzie wygladal ten swiat. Ta krew to bedzie
krew Nefilim. Schron sie w Idrisie. Tam jest bezpieczniej, ale badz nieufny i nie
trac czujnosci. Potrzebuje cie zywego. � Ostatnie slowa wyszeptal, odwr�cil sie
gwaltownie i odszedl.
Potrzebuje cie zywego.
Alec usiadl na zamarznietej kamiennej lawce i ukryl twarz w dloniach.
***
Rozdzial 3
Ptaki w g�rze
***
Poranne slonce odbijalo sie od nowej bramy Gard. Stara zapewne ulegla zniszczeniu w
bitwie, kt�ra spustoszyla duza czesc wzg�rza lacznie z drzewami, kt�re porastaly
jego stoki. W dole Clary widziala Alicante, iskrzaca sie wode kanal�w,
wystrzelajace w g�re demoniczne wieze z kamienia lsniacego jak mika w blasku
slonca.
Sama twierdze odbudowano. Ogien nie zniszczyl kamiennych scian ani otaczajacego ja
muru. Nowa brama byla zrobiona z tego samego twardego, czystego adamantu co wieze i
wygladala jak recznie kuta. Widnial na niej symbol Rady: cztery C w czterech rogach
prostokata, oznaczajace Rade, Przymierze, Clave i Konsula. W srodku wszystkich C
umieszczono symbole poszczeg�lnych galezi Podziemnych: p�lksiezyc reprezentowal
wilkolaki, ksiega czar�w czarownik�w, elficka strzala faerie, i gwiazda wampiry.
Gwiazda. Clary nie potrafila wymyslic nic, co lepiej symbolizowaloby wampiry. Krew?
Kly? W gwiezdzie bylo cos prostego i eleganckiego. Jasna w ciemnosci, kt�ra nigdy
nie zostanie rozjasniona, i samotna jak istoty, kt�re nigdy nie umieraja.
Clary nagle zatesknila za Simonem. Czula sie zmeczona fizycznie po zaledwie kilku
godzinach snu i emocjonalnie wyczerpana. W dodatku wydawalo sie jej, ze sciaga na
siebie liczne wrogie spojrzenia. Przy bramie klebily sie dziesiatki Nocnych Lowc�w,
w wiekszosci nieznajomych. Wielu zerkalo ukradkiem na Jocelyn i Luke�a. Kilku
podeszlo, zeby sie przywitac, podczas gdy inni tylko przygladali sie z ciekawoscia.
Jocelyn z trudem zachowywala spok�j. Jeszcze wiecej Nocnych Lowc�w szlo sciezka
wiodaca na wzg�rze Gard. Clary z ulga rozpoznala Ligthwood�w: Maryse z przodu, obok
niej Robert, a Isabelle, Alec i Jace z tylu. Wszyscy mieli na sobie biale szaty
zalobne. Twarz Maryse byla szczeg�lnie posepna. Clary zauwazyla, ze ona i Robert
ida obok siebie, ale osobno, nawet nie dotykajac sie rekami.
W pewnym momencie Jace oderwal sie od grupki i ruszyl w jej strone. Odprowadzaly go
spojrzenia, ale on nie zwracal na nie uwagi. Zyskal sobie osobliwa slawe wsr�d
Nefilim. Syn Valentine�a, kt�ry tak naprawde nie byl jego synem. Porwany przez
Sebastiana, uratowany przez niebianski miecz. Clary znala te historie z pierwszej
reki, ale plotki narastaly jak kula sniegowa, coraz bardziej rozbudowywane i
ubarwiane.
� ...anielska krew...
� ...specjalne moce...
� ...slyszalem, ze Valentine nauczyl go r�znych sztuczek...
� ...ogien we krwi...
� ...niegodne Nefilim...
Clary slyszala szepty towarzyszace Jace�owi.
Byl pogodny zimowy dzien, zimny, ale sloneczny. Blask malowal jego wlosy w zlote i
srebrne pasma, zmuszal ja do mruzenia oczu.
� Str�j zalobny? � Jace dotknal rekawa jej zakietu.
� Ty tez go wlozyles � zauwazyla Clary.
� Nie sadzilem, ze jakis masz.
� Od Amatis. Posluchaj, musze ci cos powiedziec. � Odciagnela go na bok i
powt�rzyla mu rozmowe matki i Luke�a o szkatulce. � To z cala pewnoscia bylo
pudelko, kt�re pamietam z dziecinstwa. Zawsze miala je matka, a potem znalazlo sie
w mieszkaniu Sebastiana.
Jace przeczesal reka wlosy.
� Od razu pomyslalem, ze cos sie dzieje � powiedzial. � Dzis rano Maryse dostala
wiadomosc od twojej matki. Sebastian przemienil siostre Luke�a. Zrobil to celowo,
zeby zranic Luke�a i twoja matke. On jej nienawidzi. Musial przyjsc po Amatis
tamtej nocy, kiedy walczylismy w Burren. Zapowiadal, ze to zrobi, kiedy
mieszkalismy razem. M�wil, ze zamierza porwac jakiegos Nocnego Lowce z Alicante,
tylko nie zdradzil, kogo.
Clary pokiwala glowa. Zawsze czula sie dziwnie, sluchajac, jak Jace m�wi o dawnym
sobie, kt�ry byl przyjacielem Sebastiana, bardziej niz przyjacielem. Jego
sojusznikiem.
Chlopcem o wygladzie Jace�a, ale w rzeczywistosci kims zupelnie innym.
� Musial wtedy zabrac ze soba szkatulke i zostawic ja w domu Amatis � stwierdzil
Jace. � Wiedzial, ze twoja rodzina kt�regos dnia ja znajdzie. To miala byc
wiadomosc od niego, cos w rodzaju podpisu.
� Czy Clave tak wlasnie uwaza? � zapytala Clary.
� Ja tak uwazam � odparl Jace, patrzac na nia. � Przeciez wiesz, ze oboje potrafimy
rozszyfrowac Sebastiana lepiej niz Clave. Oni go nie rozumieja.
� Prawdziwi z nich szczesciarze.
Dzwiek dzwonu przeszyl powietrze, brama sie rozsunela. Clary i Jace dolaczyli do
wlewajacej sie przez nia fali Nocnych Lowc�w. Razem z Lightwoodami, Lukiem i
Jocelyn przeszli przez ogrody fortecy, wspieli sie po schodach i przez kolejne
drzwi wkroczyli do dlugiego korytarza, kt�ry prowadzil do Sali Narad.
Nocnych Lowc�w witala stojaca przy wejsciu Jia Penhallow, odziana w szate Konsula.
Sala byla zbudowana jak amfiteatr: p�lokrag law otaczajacy podium z dwiema
m�wnicami, jedna dla Konsula, druga dla Inkwizytora. Znajdujace sie za nimi dwa
duze prostokatne okna wychodzily na Alicante.
Clary usiadla razem z Lightwoodami i matka, a Robert Lightwood ruszyl srodkowym
przejsciem, zeby zajac miejsce Inkwizytora. Na podium staly cztery krzesla dla
podziemnych czlonk�w Rady. Na oparciu kazdego widnialy symbole: ksiega czar�w,
ksiezyc, strzala i gwiazda. Luke zmierzyl wzrokiem swoje, ale usiadl obok Jocelyn.
Nie byla to walna narada z udzialem Podziemnych. Luke nie przybyl tutaj w
oficjalnym charakterze. Na stole nakrytym niebieskim aksamitem lezalo cos dlugiego,
ostrego i lsniacego w swietle padajacym z okien.
Miecz Aniola.
Clary sie rozejrzala. Fala Nocnych Lowc�w stopniala do strumyczka. Sala byla prawie
pelna, niemal pod sklepienie, od kt�rego odbijaly sie echem wszystkie dzwieki.
Kiedys bylo tu wiecej wejsc niz tylko przez Gard. Westminster Abbey miala tylko
jedno, podobnie jak Sagrada Familia czy Cerkiew Wasyla Blogoslawionego, tutaj inne
zapieczetowano po wynalezieniu Bram. Clary zastanawiala sie, czy jakis rodzaj magii
chroni Sale Narad przed przepelnieniem. Jeszcze nigdy nie zgromadzilo sie w niej
tyle os�b, ale nadal pozostaly wolne miejsca, kiedy Jia Penhallow wstapila na
podium, klasnela w rece i powiedziala:
� Prosze zebranych o uwage.
W pomieszczeniu szybko zapadla cisza. Wielu Nocnych Lowc�w z ciekawoscia pochylilo
sie i wyciagnelo szyje. Wczesniej pogloski krazyly jak sploszone ptaki, w powietrzu
niemal czulo sie iskrzenie i napiecie wyczekiwania.
� Bangkok, Buenos Aires, Oslo, Berlin, Moskwa, Los Angeles � m�wila Jia. �
Zaatakowane prawie jednoczesnie, zanim zdazono przekazac wiesci o atakach, zanim
wyslano ostrzezenia. Wszyscy Nocni Lowcy z Konklawe tych miast zostali schwytani i
przemienieni. Kilku, zalosnie niewielu � bardzo starych albo bardzo mlodych �
zabito, a ich ciala zostawiono nam do spalenia, zeby dolaczyli swoje glosy do
szept�w Nocnych Lowc�w w Cichym Miescie.
Z jednego z pierwszych rzed�w dobieglo pytanie:
� �Przemienieni�, a nie �polegli�?
Clary popatrzyla na kobiete o czarnych wlosach, z wytatuowanymi na srebrno
rybkami koi na ciemnych policzkach. Rzadko widywala Nocnych Lowc�w z tatuazami
innymi niz Znaki, ale o nich slyszala.
Jia zacisnela usta.
� Tak, �przemienieni�, a nie �polegli� � potwierdzila. � M�wimy o Mrocznych,
kt�rych Jonathan Morgenstern albo Sebastian, jak woli sie nazywac, zmienil do
swoich cel�w, uzywajac Piekielnego Kielicha. Wszystkie Instytuty przekazaly raporty
o tym, co wydarzylo sie w Burren. O istnieniu Mrocznych wiemy od jakiegos czasu,
choc byc moze niekt�rzy nie chcieli w nie wierzyc.
Przez sale przebiegl szmer, ale Clary slyszala wiatr na Burren i widziala Nocnych
Lowc�w stajacych przed Sebastianem po napiciu sie z Piekielnego Kielicha. Znaki z
Szarej Ksiegi juz znikaly z ich sk�ry...
� Nocni Lowcy nie walcza z Nocnymi Lowcami � oswiadczyl starszy mezczyzna siedzacy
w jednym z przednich rzed�w. � To bluznierstwo. Jace szepnal jej do ucha, ze to
szef Instytutu w Reykjaviku.
� To jest bluznierstwo � zgodzila sie Jia. � Bluznierstwem jest wiara Sebastiana
Morgensterna. Jego ojciec chcial oczyscic swiat z Podziemnych. Sebastian pragnie
zetrzec Nefilim na proch i dokonac tego rekami samych Nefilim.
� Skoro on zdolal zmienic Nefilim w... potwory, z pewnoscia znajdziemy spos�b, zeby
ich odzyskac � rzekla z przekonaniem Nasreen Choudhury, szefowa Mumbajskiego
Instytutu, kr�lewska w swoim bialym sari ozdobionym runami. � Nie powinnismy tak
latwo sie poddawac. � W Berlinie znaleziono cialo jednego z Mrocznych � odezwal sie
Robert. � Byl ranny, prawdopodobnie zostawiono go, zeby umarl. Cisi Bracia badaja
go teraz i robia wszystko, zeby znalezc lek.
� Kt�ry Mroczny? � zapytala kobieta z tatuazem koi. � Zapewne mial jakies nazwisko,
zanim zostal przemieniony. Nazwisko Nocnego Lowcy.
� Amalric Kriegsmesser � odparl Robert po chwili wahania. � Jego rodzina juz
zostala powiadomiona.
Czarownicy ze Spiralnego Labiryntu r�wniez pracuja nad lekiem. Bezglosne slowa
Cichego Brata rozbrzmialy w calym pomieszczeniu. Clary rozpoznala brata Zachariasza
stojacego ze zlozonymi rekami blisko podium. Obok niego stala Helen Blackthorn w
bialej szacie zalobnej. Wygladala na zaniepokojona.
� To czarownicy � odezwal sie ktos inny lekcewazacym tonem. � Na pewno nie poradza
sobie lepiej niz nasi Cisi Bracia.
� Nie mozna przesluchac Kriegsmessera? � spytala wysoka kobieta o siwych wlosach. �
Moze on zna nastepny ruch Sebastiana albo nawet spos�b leczenia...
Amalric Kriegsmesser jest ledwo przytomny, apoza tym jest sluga Piekielnego
Kielicha, odparl brat Zachariasz. Piekielny Kielich ma nad nim calkowita wladze.
Kriegsmesserowi brak wlasnej woli, dlatego nie mozna go zlamac.
Kobieta z tatuazem ponownie zabrala glos:
� Czy to prawda, ze Sebastian Morgenstern jest teraz niezniszczalny? Ze nie mozna
go zabic?
W sali podni�sl sie gwar. Jia szybko wszystkich uciszyla.
� Jak juz powiedzialam, pierwszego ataku nie przezyl zaden Nefilim. Ale jako
ostatni zostal zaatakowany Instytut w Los Angelesi tam ocalalo szesc os�b.
Szescioro dzieci. � Odwr�cila sie. � Helen Blackthorn, przyprowadz, prosze,
swiadk�w.
Helen skinela glowa i opuscila pok�j bocznymi drzwiami. Chwile p�zniej wr�cila,
trzymajac reke na plecach chudego chlopca z szopa falujacych brazowych wlos�w. Nie
m�gl miec wiecej niz dwanascie lat. Clary od razu go sobie przypomniala. Widziala
go w nawie Instytutu, kiedy poznala te dziewczyne. Helen sciskala wtedy jego
nadgarstek, a rece chlopaka byly cale oblepione woskiem ze swiec zdobiacych wnetrze
katedry. Mial psotny usmiech i takie same niebieskozielone oczy jak siostra.
Julian, przedstawila go Helen. Mlodszy brat.
Teraz psotny usmiech zniknal. Chlopiec byl zmeczony, brudny i wystraszony. Kosciste
nadgarstki wystawaly z mankiet�w bialej zalobnej marynarki o za kr�tkich rekawach.
Ni�sl malego chlopczyka, mniej wiecej trzyletniego, o potarganych brazowych
wlosach, charakterystycznych dla calej rodziny. Reszta dzieci tez miala na sobie
pozyczone stroje zalobne. Za Julianem szla dziesiecioletnia dziewczynka, sciskajac
mocno za reke chlopca w tym samym wieku co ona. Jej wlosy byly ciemnobrazowe, brata
czarne i krecone; prawie calkiem zaslanialy mu twarz. Blizniaki, domyslila sie
Clary. Za nimi zobaczyla dziewczynke, kt�ra mogla miec osiem albo dziewiec lat, o
okraglej, bardzo bladej twarzy i brazowych warkoczach. Wszyscy Blackthornowie � bo
rodzinne podobienstwo bylo uderzajace � wygladali na oszolomionych i przerazonych,
moze z wyjatkiem Helen, na twarzy kt�rej malowala sie wscieklosc zmieszana ze
smutkiem.
Na widok nieszczesliwych min tych dzieci Clary scisnelo sie serce. Pomyslala o
swoim talencie do run�w. Najchetniej stworzylaby taki, kt�ry by lagodzil ciosy
losu. Istnialy runy zalobne, ale tylko dla uczczenia zmarlych, podobnie jak runy
milosci, cos w rodzaju obraczek slubnych, symbolizujacych wiezy milosci. Jednak w
taki spos�b nie mozna bylo nikogo zmusic do pokochania drugiej osoby ani ukoic
zalu. Tyle magii, pomyslala Clary, i nic, zeby naprawic zlamane serce.
� Julianie Blackthorn � przem�wila do niego lagodnym glosem Jia Penhallow. � Wystap
do przodu, prosze.
Julian przelknal sline i kiwnal glowa, oddajac brata starszej siostrze. Zrobil krok
przed
siebie i omi�tl wzrokiem sale. Najwyrazniej kogos szukal w tlumie. Juz zaczal sie
garbic z rezygnacja, kiedy na podwyzszenie wbiegla dziewczynka, chyba r�wniez
dwunastoletnia, z gestwina ciemnoblond wlos�w rozsypanych na plecach. Miala na
sobie dzinsy i T-shirt, niezbyt dopasowane, i trzymala opuszczona glowe, jakby nie
mogla zniesc na sobie tylu spojrzen. Najwyrazniej nie chciala tu byc � na podium
albo moze nawet w Idrisie � ale kiedy Julian ja zobaczyl, od razu sie odprezyl.
Wyraz przestrachu zniknal z jego twarzy, kiedy dziewczynka stanela obok Helen,
nadal nie podnoszac glowy.
� Julianie, zrobilbys cos dla nas? � spytala Jia tym samym lagodnym tonem. �
Wzialbys do reki Miecz Aniola?
Clary wyprostowala sie na lawie. Ona tez kiedys dotykala Miecza Aniola. Czula jego
ciezar i chl�d wyciagajace z niej prawde niczym haki zaczepione o sk�re. Nie mozna
klamac, kiedy sie trzyma Miecz Aniola, mozna m�wic tylko prawde, nawet
najstraszniejsza.
� To jeszcze dziecko � wyszeptala. � Oni nie moga...
� Jest najstarszy z dzieci, kt�re uciekly z Instytutu w Los Angeles � powiedzial
cicho Jace. � Nie maja wyboru.
Julian kiwnal glowa i rozprostowal chude plecy.
� Wezme.
Robert Lightwood obszedl m�wnice i zblizyl sie do stolu. Wzial Miecz i stanal przed
Julianem. Kontrast miedzy nimi byl niemal zabawny: duzy mezczyzna o beczkowatej
klatce piersiowej i chudy chlopiec o niesfornej czuprynie.
Julian wyciagnal reke. Kiedy jego palce zamknely sie wok�l rekojesci, zadrzal, ale
szybko zapanowal nad fala b�lu. Blondyneczka stojaca za nim zrobila ruch do przodu
z wyrazem wscieklosci na twarzy, ale Helen chwycila ja szybko i odciagnela do tylu.
Jia uklekla. Byl to dziwny widok: chlopiec z Mieczem osaczony z jednej strony przez
Konsul w obszernej szacie, a z drugiej przez Inkwizytora.
� Julianie. � Choc Jia m�wila cichym glosem, slychac ja bylo w calej Sali Narad. �
Mozesz nam powiedziec, kto dzisiaj jest tu z toba na podium?
� Pani � odpowiedzial chlopiec. � Inkwizytor. Moja rodzina: siostra Helen, Tiberius
i Livia, Drusilla i Tavvy. Octavian. I moja najlepsza przyjaci�lka Emma Carstairs.
� I oni wszyscy byli z toba, kiedy Instytut zostal zaatakowany?
Julian pokrecil glowa.
� Helen byla tutaj.
� Mozesz nam powiedziec, co widziales, Julianie? Nie pomijajac niczego?
Chlopiec przelknal sline. Byl blady. Clary potrafila sobie wyobrazic, jaki czuje
b�l, jak ciazy mu Miecz.
� To bylo po poludniu. Cwiczylismy w sali treningowej. Katerina nas uczyla, Mark
obserwowal. Rodzice Emmy pojechali na patrol. Nagle zobaczylismy rozblysk swiatla.
Pomyslalem, ze to blyskawica albo fajerwerki. Ale... nie. Katerina i Mark zostawili
nas i zeszli na d�l. Kazali nam czekac w sali treningowej. � Ale tego nie
zrobiliscie � odezwala sie Jia.
� Uslyszelismy odglosy walki. Rozdzielilismy sie. Emma poszla po Drusille i
Octaviana, a ja do biura z Livia i Tiberiusem, zeby zadzwonic do Clave. Musielismy
przekrasc sie obok gl�wnego wejscia, zeby tam dotrzec. Wtedy go zobaczylem.
� Jego?
� Wiedzialem, ze to Nocny Lowca, ale mial na sobie czerwony plaszcz pokryty runami.
� Jakimi runami?
� Nie znalem ich, ale bylo z nimi cos nie tak. Nie wygladaly jak runy z Szarej
Ksiegi.
Kiedy na nie patrzylem, zrobilo mi sie niedobrze. A kiedy on odrzucil kaptur...
zobaczylem, ze ma biale wlosy, wiec z poczatku pomyslalem, ze jest stary. Potem
zrozumialem, ze to Sebastian Morgenstern. Trzymal miecz.
� Mozesz opisac ten miecz?
� Srebrny z wzorem z czarnych gwiazd na ostrzu i rekojesci. Wyjal go i... � Julian
na chwile wstrzymal oddech, a Clary niemal odbierala jego strach i walke, z
przymusem, zeby opowiedziec o tamtych wydarzeniach, na nowo je przezyc. Nachylila
sie, zaciskajac dlonie w piesci, nieswiadoma, ze paznokcie wbijaja sie jej w sk�re.
� Przystawil go do szyi mojego ojca � ciagnal Julian. � Z Sebastianem byli inni.
Tez ubrani na czerwono...
� Nocni Lowcy? � zapytala Jia.
� Nie wiem. � Oddech Juliana stal sie kr�tszy. � Jedni nosili czarne plaszcze. Inni
mieli na sobie stroje bojowe, ale czerwone. Nigdy nie widzialem czerwonego stroju
bojowego. Kobieta z brazowymi wlosami trzymala puchar, kt�ry wygladal jak Kielich
Aniola. Zmusila mojego ojca do wypicia z niego. Potem krzyknal i upadl. Slyszalem,
jak m�j brat tez krzyczy.
� Kt�ry brat? � wlaczyl sie Robert Lightwood.
� Mark. Widzialem, jak ruszaja do wyjscia, a Mark sie obejrzal i krzyknal do nas,
zebysmy biegli na g�re i uciekali. Upadlem na najwyzszym stopniu, a kiedy
spojrzalem w d�l, oni wszyscy sie na niego rzucili... � Julianowi zalamal sie glos.
� M�j ojciec wstal, a jego oczy tez byly czarne, i razem z innymi ruszyl w strone
Marka, jakby go nie znal...
W tym momencie jasnowlosa dziewczynka wyrwala sie Helen, skoczyla do przodu i
stanela miedzy Julianem a Konsul.
� Emmo! � krzyknela Helen, robiac krok w jej strone, ale Jia powstrzymala ja gestem
reki.
Dziewczynka byla blada na twarzy i oddychala ciezko. Clary pomyslala, ze jeszcze
nigdy nie widziala tyle gniewu skoncentrowanego w tak malej postaci.
� Zostawcie go! � krzyknela Emma, szeroko rozposcierajac ramiona, jakby mogla
zaslonic soba Juliana, choc byla o glowe nizsza. � Torturujecie go! Zostawcie go w
spokoju! � Nic mi nie jest, Em � odezwal sie Julian. Gdy przestali go wypytywac,
kolory powoli zaczely wracac mu na twarz. � Oni musza to robic.
Dziewczynka odwr�cila sie w jego strone.
� Wcale nie musza. Ja tez tam bylam. Widzialam, co sie stalo. Zapytajcie mnie. �
Wyciagnela rece, jakby blagala o Miecz. � To ja wbilam Sebastianowi n�z w serce. To
ja widzialam, ze nie umarl. Mnie powinniscie przesluchac!
� Nie... � zaczal Julian, ale Jia przerwala mu lagodnie:
� Emmo, przesluchamy cie nastepna. Miecz sprawia b�l, ale nie robi krzywdy...
� Przestancie � nie ustepowala dziewczynka. � Po prostu przestancie.
I podeszla do Juliana, kt�ry mocno sciskal Miecz. Bylo jasne, ze nie zamierza go
oddac. Pokrecil glowa, kiedy Emma polozyla rece na jego dloniach, tak ze teraz
oboje trzymali Miecz. � Zranilam Sebastiana nozem. � Glos Emmy zadzwieczal w calej
sali. � A on wyciagnal sztylet z piersi, rozesmial sie i rzekl: �Szkoda, ze nie
przezyjesz, by powiedziec Clave, ze Lilith wzmocnila mnie ponad wszelka miare.
Chyba tylko Wspanialy m�glby zakonczyc moje zycie. Szkoda, ze Nefilim nie moga
poprosic niebios o wiecej lask, bo zadne mizerne narzedzia wojenne, kt�re wykuwaja
w swojej Adamantowej Cytadeli, nie sa teraz w stanie zrobic mi krzywdy�.
Clary zadrzala. Slyszala i widziala Sebastiana, niemal jakby przed nia stal. Po
wyznaniu Emmy podniosla sie wrzawa i zagluszyla glos Jace�a, kt�ry cos do niej
szepnal.
� Jestes pewna, ze trafilas go w serce? � zapytal Robert, sciagajac brwi.
� Emma nigdy nie chybia � odpowiedzial za nia Julian urazonym tonem. � Wiem, gdzie
jest serce. � Emma wystapila przed Juliana, posylajac Konsul i Inkwizytorowi
spojrzenie pelne gniewu i urazy. � Ale nie sadze, zebyscie wy wiedzieli.
Wykrzyczawszy te slowa, okrecila sie na piecie i zbiegla z podium, niemal tracajac
Roberta Lightwooda lokciem. Zniknela za drzwiami, przez kt�re niedawno weszla. Nikt
nie zamierzal za nia p�jsc? Julian najwyrazniej mial ochote to zrobic, ale
uwieziony miedzy Konsul a Inkwizytorem, z ciezkim Mieczem Aniola w rece, nie m�gl
sie ruszyc. Helen patrzyla w slad za Emma z wyrazem b�lu na twarzy, tulac w
ramionach najmlodszego chlopca, Tavvy�ego. I wtedy Clary zerwala sie z miejsca.
Matka wyciagnela reke, zeby ja zatrzymac, ale ona juz pedzila w d�l pochylnia
miedzy rzedami siedzen. Wbiegla po drewnianych schodach, minela Konsul, Inkwizytora
i Helen i wypadla z sali przez boczne drzwi.
Omal nie przewr�cila Aline, kt�ra stala obok wejscia i z ponura mina obserwowala,
co sie dzieje w srodku. Marsowa mina zniknela z jej twarzy na widok Clary. Zastapil
ja wyraz zaskoczenia.
� Co ty wyprawiasz?
� Dziewczynka � wysapala Clary. � Emma. Biegla tedy.
� Wiem. Pr�bowalam ja zatrzymac, ale mnie odepchnela. Ona wlasnie... � Aline z
westchnieniem spojrzala na sale, gdzie Jia znowu zaczela przesluchiwac Juliana. �
To bylo dla nich takie trudne. Dla Helen i pozostalych. Wiesz, ze ich matka umarla
zaledwie kilka lat temu.
Zostal im teraz tylko wujek w Londynie.
� Czy to znaczy, ze przeniosa dzieci do Londynu? � spytala Clary. � No wiesz, kiedy
wszystko sie skonczy.
Aline pokrecila glowa.
� Ich wujkowi zaproponowano stanowisko szefa Instytutu w Los Angeles. Chyba jest
nadzieja, ze przyjmie te propozycje i zajmie sie dziecmi. Ale na razie jeszcze nie
wyrazil zgody. Pewnie jest w szoku. Stracil bratanka. I brata. Wprawdzie Andrew
Blackthorn zyje, ale r�wnie dobrze m�glby byc martwy. � W jej glosie brzmiala
gorycz.
� Wiem � powiedziala Clary. � Dobrze wiem, jak to jest.
Aline przyjrzala sie jej uwazniej.
� Chyba wiesz � zgodzila sie. � Tylko ze ja... Chcialabym m�c wiecej zrobic dla
Helen. Zzera ja poczucie winy, ze byla tutaj ze mna, a nie w Los Angeles, kiedy
Instytut zostal zaatakowany. Poza tym bardzo sie stara, ale nie moze byc mama dla
tych wszystkich dzieci, a ich wujek jeszcze tu nie dotarl. A na dodatek Emma, niech
Aniol jej pomoze, jej nie zostal zupelnie nikt z rodziny...
� Chcialabym z nia porozmawiac. Z Emma.
Aline zatknela kosmyk wlos�w za ucho. Na jej prawej rece lsnil pierscien
Blackthorn�w.
� Ona nie chce rozmawiac z nikim opr�cz Juliana.
� Pozw�l mi spr�bowac. Prosze.
Aline spojrzala na jej zdeterminowana mine i westchnela.
� Tym korytarzem, pierwszy pok�j po lewej.
W miare jak Clary oddalala sie od Sali Narad, cichly glosy Nocnych Lowc�w. Na
gladkich kamiennych scianach korytarza wisialy gobeliny przedstawiajace r�zne
chwalebne sceny z historii Nefilim. Pierwsze drzwi po lewej, bardzo skromne,
drewniane, byly lekko uchylone, ale Clary do nich zapukala, zeby nikogo nie
zaskoczyc.
Zobaczyla prosty pok�j wylozony boazeria i zastawiony krzeslami. Clary skojarzyl
sie z poczekalnia w szpitalu. Nawet panowala w nim taka sama ciezka atmosfera
miejsca, w kt�rym ludzie przezywaja niepok�j i smutek w nieznajomym otoczeniu.
Na stojacym w kacie krzesle opartym o sciane siedziala Emma. Z bliska wygladala na
drobniejsza. Miala na sobie tylko T-shirt z kr�tkimi rekawami, na nagich ramionach
wily sie Znaki � na lewym run Wzroku, wiec byla leworeczna jak Jace � a dlon
spoczywala na kr�tkim mieczu w pochwie lezacym na jej kolanach. Clary zauwazyla, ze
jej jasnoblond wlosy sa skoltunione i brudne, tak ze wydawaly sie ciemniejsze.
Dziewczynka wyzywajaco lypnela na nia spod strak�w.
� Czego chcesz? � burknela.
� Niczego � odparla Clary, zamykajac za soba drzwi. � Tylko z toba porozmawiac.
Emma podejrzliwie zmruzyla oczy.
� Chcesz wypr�bowac na mnie Miecz Aniola?
� Nie. Wiem, jakie to okropne. Przykro mi, ze przesluchuja twojego przyjaciela.
Uwazam, ze powinni znalezc inny spos�b.
� Mysle, ze powinni mu uwierzyc � oswiadczyla Emma. � Julian nie klamie. �
Zaczepnie spojrzala na Clary, jakby prowokowala ja do wyrazenia sprzeciwu.
� Oczywiscie, ze nie klamie � zgodzila sie Clary i zrobila krok w glab pokoju.
Ostroznie, jakby starala sie nie sploszyc jakiegos dzikiego lesnego stworzenia. �
Julian jest twoim najlepszym przyjacielem, prawda?
Emma kiwnela glowa.
� Moim najlepszym przyjacielem tez jest chlopiec � powiedziala Clary. � Ma na imie
Simon.
� Gdzie on jest? � Emma pomknela wzrokiem za Clary, jakby spodziewala sie zobaczyc
go w progu.
� W Nowym Jorku. Bardzo za nim tesknie.
� Julian kiedys pojechal do Nowego Jorku, a ja za nim tesknilam, wiec, kiedy
wr�cil, kazalam mu obiecac, ze juz nigdy wiecej nie pojedzie nigdzie beze mnie.
Clary usmiechnela sie i podeszla jeszcze blizej.
� Tw�j miecz jest piekny. � Wskazala na bron lezaca na kolanach malej Nocnej
Lowczyni.
Emma odrobine zlagodniala. Dotknela ostrza ozdobionego delikatnym wzorem z lisci i
run�w. Jelec byl ze zlota, na glowni wygrawerowano slowa: �Jestem Cortana, z tej
samej stali i wytopu co Joyeuse i Durendal�.
� Nalezal do mojego ojca � oznajmila z duma. � To slynny miecz, przekazywany w
rodzinie Carstairs�w. Zrobiono go dawno temu.
� Z tej samej stali i wytopu co Joyeuse i Durendal � powt�rzyla Clary. � To dwa
slynne miecze. Wiesz, do koga naleza?
� Do kogo?
� Do bohater�w � powiedziala Clary, przyklekajac, zeby spojrzec dziewczynce w
twarz.
Emma spochmurniala.
� Ja nie jestem bohaterka. Nie zrobilam nic, zeby uratowac ojca Juliana czy Marka.
� Tak mi przykro. Wiem, jak to jest, kiedy ktos, na kim ci zalezy, zmienia sie w
Mrocznego. W kogos innego.
Emma pokrecila glowa.
� Mark sie nie przemienil. On zostal zabrany.
Clary zmarszczyla brwi.
� Zabrany?
� Nie chcieli, zeby napil sie z Kielicha, bo ma w sobie krew faerie � wyjasnila
Emma, a Clary przypomniala sobie, jak Alec m�wil, ze w rodzinie Blackthorn�w byl
jakis przodek faerie. Jakby przewidujac jej nastepne pytanie, Emma wyjasnila ze
znuzeniem: � Tylko Mark i Helen sa w polowie faerie. Mieli te sama matke, ale ona
zostawila ich z panem Blackthornem, kiedy byli mali. Julian i reszta sa od innej
mamy.
� Aha � mruknela Clary, nie chcac naciskac zbyt mocno. Nie chciala tez, zeby ta
skrzywdzona przez los dziewczynka uznala ja za kolejna dorosla osobe, kt�rej zalezy
jedynie na odpowiedziach. � Znam Helen. Czy Mark jest do niej podobny?
� Tak. Helen i Mark maja troche spiczaste uszy i jasne wlosy. Nikt z pozostalych
Blackthorn�w nie jest blondynem. Wszyscy maja brazowe wlosy opr�cz Ty�a, ale nikt
nie wie, skad sie u niego wziely czarne. Livvy takich nie ma, a jest jego
blizniaczka. � Na twarz Emmy wr�cilo troche kolor�w. Bylo jasne, ze lubi rozmawiac
o Blackthornach.
� Wiec nie chcieli, zeby Mark wypil z Kielicha? � Clary dziwila sie, ze Sebastian w
og�le zwr�cil na to uwage. Nigdy nie podzielal obsesji Valentine�a na punkcie
Podziemnych, co nie znaczylo, ze ich lubil. � Moze to nie dziala na tych, kt�rzy
maja krew faerie.
� Moze � zgodzila sie Emma.
Clary wyciagnela reke i polozyla ja na jej dloni. Bala sie uslyszec odpowiedz, ale
nie mogla sie powstrzymac od pytania:
� Twoich rodzic�w nie zmienil, prawda?
� Nie... nie. � Glos Emmy drzal. � Oni nie zyja. Nie bylo ich w Instytucie.
Sprawdzali meldunek o demonicznej aktywnosci. Ich ciala zostaly wyrzucone na plaze
juz po ataku. Moglam isc z nimi, ale wolalam zostac w Instytucie. Chcialam
potrenowac z Julesem. Gdybym poszla z nimi...
� Gdybys poszla, tez bys nie zyla � uciela Clary.
� Skad wiesz? � W oczach Emmy tlila sie wiara, ze jednak mogla cos zrobic.
� Widze, ze jestes dobrym Nocnym Lowca � stwierdzila Clary. � Widze twoje Znaki.
Widze blizny. I spos�b, w jaki trzymasz miecz. Skoro ty jestes taka dobra, oni tez
musieli byc naprawde dobrzy. Wiec przed tym, co ich zabilo, nie zdolalabys ich
uratowac. � Lekko dotknela Cortany. � Bohaterami nie zawsze sa ci, kt�rzy
wygrywaja. Czasami sa nimi ci, kt�rzy przegrywaja, ale nie poddaja sie i nadal
walcza. To wlasnie czyni ich bohaterami.
Emma wziela drzacy oddech i w tej chwili rozleglo sie ciche pukanie.
Clary odwr�cila glowe, kiedy drzwi sie otworzyly i z korytarza wpadlo swiatlo. Jace
z usmiechem oparl sie o framuge i spojrzal jej w oczy. Jego wlosy byly ciemnozlote,
oczy o odcien jasniejsze. Clary czasami sie wydawalo, ze widzi ogien jarzacy sie
tuz pod jego sk�ra. Nagle uslyszala za soba stlumiony pisk. Obejrzala sie i
zobaczyla, ze Emma sciska miecz, patrzac wielkimi oczami to na nia, to na Jace�a.
� Rada sie skonczyla � oznajmil Jace. � A Jia raczej nie byla zadowolona, ze
wybieglas z sali.
� Wiec bede miala klopoty � stwierdzila Clary.
� Jak zwykle. � Usmiech troche zlagodzil slowa Jace�a. � Teraz wszyscy wychodzimy.
Jestes gotowa?
Clary pokrecila glowa.
� Spotkamy sie u ciebie. Wtedy mi opowiecie, co sie dzialo na naradzie.
Jace sie zawahal.
� Wez ze soba Aline albo Helen � rzekl w koncu. � Dom Konsul znajduje sie troche
dalej na tej samej ulicy co dom Inkwizytora. � Zapial kurtke i wyszedl z pokoju,
zamykajac za soba drzwi.
Clary odwr�cila sie z powrotem do Emmy.
� Znasz Jace�a Lightwooda? � zapytala dziewczynka, nadal sie na nia gapiac.
� Ja... a bo co?
� On jest slawny � powiedziala Emma z wyraznym podziwem. � To najlepszy Nocny
Lowca. Najlepszy.
� Jest moim przyjacielem. � Clary zauwazyla, ze rozmowa przybrala nieoczekiwany
obr�t.
Emma zmierzyla ja wzrokiem.
� Jest twoim chlopakiem.
� Skad...
� Widzialam, jak na ciebie patrzyl � przerwala jej Emma. � A poza tym wszyscy
wiedza, ze Jace Lightwood ma dziewczyne i ze jest nia Clary Fairchild. Dlaczego nie
powiedzialas mi, jak sie nazywasz?
� Pewnie nie sadzilam, ze bedziesz mnie kojarzyc � zaczela sie platac Clary.
� Nie jestem glupia � oburzyla sie Emma.
Clary wstala szybko, zeby sie nie rozesmiac.
� Oczywiscie, ze nie. Jestes bystra. A ja sie ciesze, ze wiesz, kim jestem, bo
chce, bys wiedziala, ze zawsze mozesz do mnie przyjsc porozmawiac. Nie tylko o tym,
co sie wydarzylo w Instytucie, ale o czym zechcesz. I mozesz tez rozmawiac z
Jace�em. Powiedziec ci, gdzie nas znalezc?
Emma pokrecila glowa.
� Nie trzeba. � Znowu m�wila cichym glosem. � Wiem, gdzie jest dom Inkwizytora. �
Okay. � Clary splotla dlonie, gl�wnie po to, zeby powstrzymac sie przed usciskaniem
dziewczynki. Nie sadzila, zeby Emmie sie to spodobalo. Odwr�cila sie do drzwi.
� Skoro jestes dziewczyna Jace�a Lightwooda, powinnas miec lepszy miecz �
stwierdzila nagle Emma.
Clary spojrzala na stara bron, kt�ra zapakowala w Nowym Jorku razem z innymi swoimi
rzeczami i dzis rano przypasala.
Dotknela rekojesci.
� Ten nie jest dobry?
Emma pokrecila glowa.
� Ani troche.
M�wila z taka powaga, ze Clary sie usmiechnela.
� Dzieki za rade.
Rozdzial 4
Ciemniejsze niz zloto
***
jako didzej, Luke ma wlasna ksiegarnie. Ale wszystkie wampiry sa w klanach. Nie ma
wsr�d nich naukowc�w.
� Albo muzyk�w � dodal Simon. � Sp�jrzmy prawdzie w oczy. Moja przyszla kariera to
zawodowy wampir.
� Jestem troche zaskoczona, ze wampiry nie grasuja po ulicach i nie napadaja na
turyst�w, teraz kiedy kieruje nimi Maureen � powiedziala Maia. � Ona jest dosc
krwiozercza.
Simon sie skrzywil.
� Przypuszczam, ze niekt�rzy z klanu staraja sie ja kontrolowac. Prawdopodobnie
Raphael. I Lily. Ona jest najbystrzejsza. Wie wszystko. Ona i Raphael zawsze byli
bardzo sobie bliscy. Ale ja wlasciwie nie mam przyjaci�l wampir�w. Zwazywszy na to,
kim jestem, czasami sie dziwie, ze w og�le mam jakichs.
Slyszac gorycz we wlasnym glosie, spojrzal przez pok�j na zdjecia, kt�re Jordan
powiesil na scianach: jego z przyjaci�lmi, na plazy z Maia. Simon pomyslal o
dolaczeniu swoich fotografii. Wprawdzie zadnych ze soba nie zabral, ale Clary miala
kilka. M�glby je pozyczyc, zostawic jakies swoje slady w tym mieszkaniu. Ale, choc
lubil mieszkac z Jordanem i czul sie tu swobodnie, to nie byl jego dom. Brakowalo
mu poczucia stalosci.
� Nie mam nawet l�zka.
Maia odwr�cila glowe w jego strone.
� O co chodzi, Simonie? O to, ze Isabelle wyjechala?
Simon wzruszyl ramionami.
� Nie wiem. To znaczy, tak, tesknie za Izzy, ale... Clary m�wi, ze potrzebujemy ZR.
� Aha, zasad randkowania � wytlumaczyla Maia Jordanowi, widzac jego zdziwione
spojrzenie. � No wiesz, kiedy postanawiacie, ze chodzicie ze soba. A tak przy
okazji, ty tez powinienes to zrobic.
� Dlaczego wszyscy opr�cz mnie znaja ten skr�t? � zdziwil sie Simon. � Czy Isabelle
chce, zebym byl jej chlopakiem?
� Nie moge ci powiedziec � odparla Maia. � Obowiazuje dziewczynski kodeks. Ja
zapytaj.
� Ona jest w Idrisie.
� Zapytaj ja, kiedy wr�ci. � Gdy Simon milczal, Maia dodala lagodniej: � Ona wr�ci
i Clary tez. To tylko narada.
� Nie wiem. Instytuty nie sa bezpieczne.
� Ty tez nie jestes � zauwazyl Jordan. � Dlatego masz mnie.
Maia zerknela na Jordana. Bylo w tym spojrzeniu cos dziwnego, czego Simon nie
potrafil okreslic. Od jakiegos czasu cos sie miedzy nimi dzialo. Dystans Mai,
pytanie w jej oczach, kiedy patrzyla na swojego chlopaka. Simon nie doczekal sie
zadnej rozmowy na ten temat. Czasami sie zastanawial, czy Jordan zauwazyl wyrazny
chl�d Mai, czy tez uparcie mu zaprzeczal.
� Nadal bylbys Chodzacym za Dnia, gdyby to od ciebie zalezalo? � spytala Maia.
� Nie wiem.
Simon sam zadawal sobie to pytanie, a potem odpychal je od siebie. Uwazal, ze nie
ma sensu obsesyjnie zastanawiac sie nad rzeczami, kt�rych nie mozna zmienic. Bycie
Chodzacym za Dnia oznaczalo, ze ma sie w zylach prawdziwe zloto. Inne wampiry go
pragnely, bo gdyby napily sie takiej krwi, tez moglyby wychodzic na slonce. Ale
drugie tyle chcialo go zabic, poniewaz wiekszosc wampir�w wierzyla, ze Chodzacy za
Dnia to ohyda, kt�ra nalezy wykorzenic. Pamietal slowa, kt�re Raphael wypowiedzial
na dachu hotelu na Manhattanie. �Lepiej sie m�dl, zebys nie stracil tego Znaku, nim
nadejdzie wojna. Bo wtedy ustawi sie kolejka wrog�w, zeby cie zabic. A ja znajde
sie na jej poczatku�.
A jednak.
� Tesknilbym za sloncem � wyznal w koncu. � Dzieki niemu nadal czuje sie
czlowiekiem. Tak sadze.
Blask kominka odbil sie w oczach Jordana, kiedy ten rzucil z usmiechem:
� Bycie czlowiekiem jest przereklamowane.
Maia gwaltownie zdjela stopy z jego n�g, a Jordan spojrzal na nia zaniepokojony,
kiedy zabrzeczal dzwonek u drzwi.
Simon wstal blyskawicznie.
� Jedzenie � powiedzial. � Ja odbiore. Zreszta � rzucil przez ramie, idac
korytarzem � nikt nie pr�bowal mnie zabic od dw�ch tygodni. Moze sie znudzili i
zrezygnowali.
Slyszal szmer glos�w, ale nie zwracal uwagi na slowa. Maia i Jordan rozmawiali ze
soba.
Siegnal do klamki i otworzyl drzwi, siegajac jednoczesnie po portfel.
I poczul pulsowanie na piersi. Spojrzal w d�l i zobaczyl, ze wisiorek Isabelle
jarzy sie intensywna czerwienia. Odskoczyl do tylu przed reka, kt�ra chciala go
zlapac, i wrzasnal. W progu stala postac w czerwonym stroju bojowym, Nocny Lowca z
brzydkimi runicznymi nacieciami na policzkach, o orlim nosie i szerokim, bladym
czole. Z warknieciem ruszyl do srodka.
� Padnij! � krzyknal Jordan.
Simon rzucil sie plasko na podloge i przetoczyl na bok, kiedy belt z kuszy ze
swistem przecial korytarz. Mroczny Nocny Lowca z niewiarygodna szybkoscia zrobil
unik. Strzala utkwila w drzwiach. Simon uslyszal przeklenstwo rzucone przez
Jordana, a potem obok niego przemknela Maia w wilczej postaci i skoczyla na
intruza.
Rozlegl sie satysfakcjonujacy ryk b�lu, kiedy wbila mu kly w gardlo. Krew, kt�ra
trysnela z rany, wypelnila powietrze slona czerwona mgielka. Simon wciagnal ja w
pluca i poczul gorzki smak skazonej demonicznej posoki. Wstal i ruszyl przed siebie
w chwili, kiedy Mroczny chwycil Maie i cisnal ja przez przedpok�j, miotajaca sie,
wyjaca kule futra i kl�w. Jordan krzyknal. Simon tez wydal cichy odglos z glebi
gardla i poczul, ze wysuwaja mu sie zeby. Mroczny broczyl krwia, ale nadal trzymal
sie na nogach. Simon poczul uklucie strachu w trzewiach. Widzial, jak walcza w
Burren zolnierze Sebastiana, i wiedzial, ze sa silniejsi, szybsi i trudniej ich
zabic niz Nocnych Lowc�w. Wtedy jednak nie zastanawial sie, jak groznym
przeciwnikiem sa dla wampir�w.
� Zlaz z drogi! � Jordan chwycil Simona za ramiona i niemal rzucil go za Maia,
kt�ra wlasnie gramolila sie z podlogi. Na szyi miala krew, a jej wilcze oczy byly
ciemne z wscieklosci.
� Wynos sie, Simon. Pozw�l nam sie tym zajac. Wynos sie!
Simon nie ruszyl sie z miejsca.
� Nigdzie nie ide... on tu przyszedl po mnie...
� Wiem! � ryknal Jordan. � Jestem twoim straznikiem z Praetor Lupus! Pozw�l mi
wykonywac swoja robote!
Ponownie uni�sl kusze i strzelil. Tym razem belt zaglebil sie w ramieniu
napastnika. Mroczny zatoczyl sie do tylu i wyrzucil z siebie stek przeklenstw w
jezyku, kt�rego Simon nie znal. Niemiecki, pomyslal. Berlinski Instytut zostal
zaatakowany...
Maia przebiegla obok niego i razem ze swoim towarzyszem skoczyla na Mrocznego.
Jordan jeszcze obejrzal sie na Simona; jego orzechowe oczy byly dzikie i plonace.
Simon kiwnal glowa i popedzil do salonu. Otworzyl okno � ustapilo z przerazliwym
skrzypieniem napecznialego drewna, wsr�d odprysk�w starej farby � i wyszedl na
schody pozarowe, gdzie na metalowej p�lce staly smagane przez zimowy wiatr rosliny
Jordana, doniczki z tojadem.
Wszystko w nim krzyczalo, ze nie powinien uciekac, ale obiecal Isabelle, ze pozwoli
Jordanowi pelnic funkcje ochroniarza, obiecal, ze nie wystawi sie na cel. Zacisnal
dlon wok�l wisiorka, cieplego, jakby niedawno spoczywal na jej szyi, i ruszyl w d�l
po metalowych stopniach, dzwieczacych i sliskich od sniegu. Kilka razy omal nie
upadl, zanim dotarl do ostatniego szczebla i zeskoczyl na chodnik.
Natychmiast zostal otoczony przez wampiry. Zdazyl rozpoznac tylko dwoje z nich, z
klanu Hotelu Dumort � delikatna ciemnowlosa Lily i blondyna Zeke, oboje
szczerzacych sie jak diably. W tym samym momencie zarzucono mu cos na glowe i tak
mocno owinieto tkanine wok�l szyi, ze zaczal sie krztusic. Nie dlatego, ze
brakowalo mu powietrza, tylko z powodu bolesnie scisnietego gardla.
� Maureen przesyla pozdrowienia � szepnal mu do ucha Zeke.
Simon otworzyl usta do krzyku, ale ogarnela go ciemnosc, zanim zdolal wydobyc z
siebie choc jeden dzwiek.
***
� Nie wiedzialam, ze jestes taki slawny � skomentowala Clary, kiedy szli z Jace�em
waskim chodnikiem biegnacym wzdluz kanalu Oldway. Zblizal sie wiecz�r � ciemnosc
juz zapadla � i ulice byly pelne ludzi okutanych w grube plaszcze.
Na wschodnim niebie zaczynaly sie pojawiac gwiazdy. Drobne punkciki swiatla odbily
sie w oczach Jace�a, kiedy ze zdziwieniem spojrzal na Clary.
� Wszyscy znaja syna Valentine�a.
� Wiem, ale... kiedy Emma cie zobaczyla, zaczela sie zachowywac, jakbys byl
celebryta, a ona twoja fanka. Jakbys co miesiac trafial na okladke �Tygodnika
Nocnych Lowc�w�. � No wiesz, kiedy prosili mnie, zebym pozowal, zapewniali, ze
zdjecia beda wysmakowane...
� P�ki bedziesz w strategicznym miejscu trzymal seraficki miecz, nie widze problemu
� oswiadczyla Clary, a on sie rozesmial w spos�b swiadczacy o tym, ze go
zaskoczyla.
Lubila u niego ten smiech. Jace byl zawsze taki opanowany. Nadal sprawialo jej
radosc, ze jako jedna z niewielu os�b potrafi sie przebic przez jego starannie
skonstruowany pancerz.
� Polubilas ja, prawda?
� Kogo? � spytala zaskoczona Clary.
Przechodzili przez plac, kt�ry dobrze pamietala � brukowany, ze studnia posrodku,
teraz nakryta kamiennym kregiem, zapewne po to, by woda nie zamarzla.
� Tamta dziewczynke. Emme.
� Cos w niej jest � przyznala Clary. � Moze spos�b, w jaki wstawila sie za bratem
Helen.
Zrobilaby dla niego wszystko. Ona naprawde kocha Blackthorn�w, a sama stracila
wszystkich...
� Ona przypomina ci ciebie w jej wieku.
� Nie sadze � zaprzeczyla Clary. � Moze raczej ciebie.
� Bo jestem chudy, jasnowlosy i dobrze wygladam w kitkach?
Clary tracila go lokciem. Wlasnie dotarli do ulicy pelnej sklep�w. Wszystkie juz
byly zamkniete, ale przez zakratowane okna wystawowe saczylo sie magiczne swiatlo.
Clary miala wrazenie, ze jest we snie albo w bajce. Zawsze tak sie czula w Alicante
� rozlegle niebo nad glowa, stare budynki z wyrytymi na murach scenami z legend
oraz g�rujace nad nimi przezroczyste demoniczne wieze, od kt�rych stolica Idrisu
wziela swoja druga nazwe: Miasto Szkla.
� Bo stracila cala swoja rodzine � powiedziala, kiedy mijali sklep z bochenkami
chleba na wystawie. � Ale ma Blackthorn�w. I nikogo innego, zadnych wujk�w ani
cioc, nikogo, kto by ja wzial do siebie. Blackthornowie sie nia zajma, a ona bedzie
musiala sie nauczyc tego, co ty. Ze rodzina to nie krew, tylko ludzie, kt�rzy cie
kochaja i chronia. Tak jak Lightwoodowie ciebie.
W tym momencie Clary stwierdzila, ze idzie sama. Obejrzala sie przez ramie i
zobaczyla, ze Jace stoi na poczatku waskiego zaulka przed jakims sklepem. Wiatr
wiejacy ulica mierzwil jego wlosy, rozchylal poly niezapietej kurtki.
� Chodz tutaj � przywolal ja zachrypnietym glosem.
Clary zrobila ostrozny krok w jego strone. Czyzby powiedziala cos, co go
zdenerwowalo? Jace rzadko bywal na nia zly, a kiedy tak sie dzialo, m�wil jej to
wprost. Teraz wyciagnal reke, delikatnie ujal jej dlon i poprowadzil ja za r�g
budynku, w cien waskiej uliczki biegnacej w strone kanalu.
W alejce nie bylo nikogo opr�cz nich. Waski wlot zaslanial ich od strony ulicy.
Twarz Jace�a wyraznie rysowala sie w p�lmroku: wydatne kosci policzkowe, miekkie
usta, zlote oczy lwa.
� Kocham cie � powiedzial. � Nie m�wie tego dostatecznie czesto. Kocham cie.
Clary oparla sie o zimna kamienna sciane. W innych okolicznosciach mogloby to byc
nieprzyjemne, ale w tej chwili o nic nie dbala. Przyciagnela go do siebie
ostroznie, az ich ciala znalazly sie bardzo blisko siebie, ale jeszcze sie nie
stykaly. Tak blisko, ze czula bijace od niego cieplo. Oczywiscie nie musial zapinac
kurtki, bo w jego zylach plonal ogien. Przytulila twarz do jego ramienia i gleboko
wciagnela zapach: czarnego pieprzu, mydla i zimnego powietrza.
� Clary. � Glos Jace�a byl zachrypnietym szeptem i ostrzezeniem.
Uslyszala w nim tesknote za fizycznym potwierdzeniem bliskosci, za jakimkolwiek
dotykiem. Jace ostroznie oparl dlonie o kamienny mur, zamykajac ja w klatce objec.
Czula jego oddech we wlosach, lekkie musniecia jego ciala. Kazdy cal jej sk�ry
wydawal sie nadwrazliwy.
Wszedzie, gdzie ja dotykal, czula malenkie igielki przyjemnego b�lu.
� Prosze, tylko nie m�w, ze zaciagnales mnie w boczna uliczke i nie zamierzasz
pocalowac, bo chyba tego nie zniose � ostrzegla go cichym glosem.
Jace zamknal oczy. Clary widziala cien czarnych rzes muskajacych policzki.
Przypomniala sobie, jak wodzila palcami po jego twarzy. Pamietala ciezar ciala,
dotyk sk�ry. � Nie. � Pod zwykla gladkoscia tonu w jego glosie pobrzmiewala
szorstkosc. Stali tak blisko, ze czula, jak przy wdechu unosi sie jego piers. � Nie
mozemy.
Clary polozyla dlon na jego klatce piersiowej. Serce Jace�a bilo jak uwiezione
skrzydla.
� Wiec zabierz mnie do domu � wyszeptala i musnela wargami kacik jego ust.
Przynajmniej zamierzala je tylko musnac, ale akurat w tym momencie on sie nachylil
do niej, tak ze ich wargi przywarly do siebie. Zaskoczony Jace odetchnal
gwaltownie. A potem calowali sie, naprawde calowali, rozkosznie wolno, goraco i
intensywnie.
Zabierz mnie do domu. Ale tu byl dom, w ramionach Jace�a, z zimnym wiatrem
szarpiacym ich ubrania, jej palcami wbijajacymi sie w jego kark, w miejscu gdzie
wlosy lekko sie krecily. Dlonie Jace�a nadal spoczywaly plasko na kamieniu, ale
cialem delikatnie przycisnal ja do muru. W jego oddechu slyszala chrapliwy ton. On
nie odwazylby sie jej dotknac, ale ona pozwolila swoim dloniom bladzic swobodnie po
jego ramionach, po piersi i w g�re po bokach, az jego T-shirt sie pofaldowal, a
Clary czubkami palc�w dotknela nagiej sk�ry Jace�a. Potem smielej wsunela rece pod
koszulke. Nie dotykala go w ten spos�b od bardzo dawna, tak ze niemal zapomniala,
jaka miekka ma sk�re w miejscach, gdzie nie pokrywaja jej blizny. Miesnie jego
plec�w zagraly pod jej pieszczota. Jace gwaltownie nabral powietrza tuz przy jej
ustach.
Smakowal herbata, czekolada i sola.
Clary przejela inicjatywe. Jace odwzajemnil pocalunek, gryzac jej dolna warge.
Zadrzala, kiedy zaczal skubac kacik jej ust, sunac wargami po linii szczeki i zyle
pulsujacej na jej szyi. Jej serce galopowalo, a jego sk�ra az parzyla...
Jace oderwal sie od niej, zatoczyl do tylu jak pijany i uderzyl w sciane po drugiej
stronie
zaulka. Oczy mial szeroko otwarte i przez jedna szalona chwile Clary wydawalo sie,
ze widzi w nich ogien, niczym blizniacze plomienie w ciemnosci. Potem swiatlo
zgaslo, a on przycisnal dlonie do twarzy, oddychajac ciezko jak po biegu.
� Jace...
Opuscil rece.
� Sp�jrz na sciane za soba � powiedzial zdlawionym glosem.
Clary sie odwr�cila i... wytrzeszczyla oczy. Na murze, o kt�ry przed chwila sie
opierali, widnialy dwa osmalone slady w ksztalcie dloni.
***
Kr�lowa Jasnego Dworu lezala na l�zku i patrzyla w kamienny sufit swojej sypialni,
udekorowany girlandami r�z o nietknietych kolcach, kazdej doskonalej i
krwistoczerwonej. Co noc wiedly i umieraly, a rano byly wymieniane na swieze.
Faerie niewiele sypialy i rzadko snily, ale kr�lowa lubila wygode. Jej loze
skladalo sie z szerokiego kamiennego podestu, materaca wypchanego pierzem i kilku
grubych warstw aksamitu i sliskiej satyny.
� Uklulas sie kiedys jednym z tych kolc�w, Wasza Wysokosc? � zapytal chlopiec
lezacy obok niej na l�zku.
Kr�lowa spojrzala na Jonathana Morgensterna wyciagnietego na poscieli. Prosil ja,
zeby nazywala go Sebastianem, a ona uszanowala jego zyczenie; faerie tez nie
pozwalaly, by zwracano sie do nich prawdziwym imieniem. Sebastian lezal na brzuchu,
z glowa na skrzyzowanych ramionach i nawet w przytlumionym swietle na jego plecach
byly widoczne stare slady po biczu.
Kr�lowa zawsze fascynowali Nocni Lowcy � byli po czesci aniolami, podobnie jak
faerie; z pewnoscia istnialo miedzy nimi jakies pokrewienstwo � ale nigdy nie
sadzila, ze znajdzie takiego, kt�rego obecnosc bedzie w stanie znosic dluzej niz
piec minut. Do czasu, az poznala Sebastiana. Inni okazywali sie strasznie zadufani
w sobie. Sebastian nie. On byl bardzo niezwykly jak na czlowieka, a zwlaszcza na
Nocnego Lowce.
� Nie czesciej, niz ty kaleczysz sie swoim cietym dowcipem, najdrozszy � odparla. �
I nie zycze sobie, zebys tytulowal mnie �Wasza Wysokosc�. M�w �pani� albo �milady�,
jesli musisz. � I chyba nie masz nic przeciwko temu, zeby nazywac cie �piekna� albo
�moja piekna dama�. � W tonie Sebastiana nie bylo cienia skruchy.
� Hm � mruknela kr�lowa, przeczesujac smuklymi palcami gestwine jego srebrnych
wlos�w. Slicznie kontrastowaly z oczami barwy onyksu. Pamietala jego siostre, tak
bardzo od niego r�zna, nawet w polowie nie tak elegancka. � Dobrze spales? Jestes
zmeczony?
Sebastian przewr�cil sie na plecy i usmiechnal do niej.
� Nie calkiem wykonczony, jak sadze.
Nachylila sie, zeby go pocalowac, a on wpl�tl palce w jej rude wlosy. Spojrzal na
lok opleciony wok�l jego palc�w pokrytych bliznami i przytknal go do policzka.
Zanim kr�lowa zdazyla cos powiedziec, rozleglo sie pukanie do drzwi sypialni.
� O co chodzi?! � zawolala wladczyni. � Jesli to nic waznego, odejdz albo kaze toba
nakarmic rusalki w rzece.
Drzwi sie otworzyly i do srodka weszla pixie, jedna z mlodszych dw�rek, Kaelie
Whitewillow. Dygnela i powiedziala:
� Przybyl Meliorn i chce z toba rozmawiac, milady.
Sebastian uni�sl brew i stwierdzil:
� Praca kr�lowej nigdy sie nie konczy.
Wladczyni westchnela, wstajac z l�zka.
� Przyprowadz go � polecila. � I przynies mi jakis szlafrok, bo powietrze jest
chlodne. Kaelie skinela glowa i opuscila pok�j. Chwile p�zniej wszedl Meliorn i
zlozyl uklon swojej pani. Jesli Sebastian uwazal za dziwne, ze kr�lowa wita
dworzan, stojac nago posrodku sypialni, nie dal temu wyrazu nawet drgnieniem
powieki. Smiertelniczka bylaby zawstydzona, moze nawet pr�bowalaby sie okryc, ale
ona byla kr�lowa, wieczna i dumna. I wiedziala, ze w ubraniu jest r�wnie wspaniala
jak bez niego.
� Meliornie, przynosisz wiesci o Nefilim? � zapytala.
Rycerz sie wyprostowal. Jak zwykle mial na sobie biala zbroje z nachodzacych na
siebie rybich lusek. Jego oczy byly zielone, wlosy bardzo dlugie i czarne.
� Milady. � Zerknal poza nia na Sebastiana, kt�ry siedzial na l�zku z koldra
owinieta wok�l pasa. � Przynosze duzo wiesci. Nowe sily Mrocznych zostaly
umieszczone w fortecy Edom. Czekaja na dalsze rozkazy.
� A Nefilim? � Kr�lowa okryla sie jedwabista biela, kiedy Kaelie wr�cila ze
szlafrokiem utkanym z platk�w lilii.
� Dzieci, kt�re uciekly z Instytutu w Los Angeles, podaly dosc informacji, by Nocni
Lowcy sie zorientowali, ze za atakami stoi Sebastian Morgenstern � relacjonowal
Meliorn raczej kwasnym tonem.
� I tak by sie domyslili � stwierdzil Sebastian. � Maja godny pozalowania zwyczaj
obwiniania mnie o wszystko.
� Wazne jest, czy nasi ludzie zostali zidentyfikowani? � spytala kr�lowa.� Nie �
odparl Meliorn z satysfakcja. � Dzieci uznaly, ze wszyscy atakujacy byli Mrocznymi.
***
Rozdzial 5
Miara zemsty
Maia podniosla wzrok, kiedy drzwi mieszkania otworzyly sie z hukiem i do srodka
wpadl Jordan. Omal nie przejechal sie na sliskiej podlodze.
� I co?
Gdy Maia pokrecila glowa, Jordanowi zrzedla mina. Po zabiciu napastnika wezwala
stado, zeby pomoglo im uprzatnac balagan. W przeciwienstwie do demon�w Mroczni nie
wyparowywali po smierci. Nalezalo pozbyc sie ich cial. Normalnie wezwaliby Nocnych
Lowc�w i Cichych Braci, ale drzwi Instytutu i Miasta Kosci byly teraz zamkniete.
Zjawili sie natomiast Bat i reszta stada z workiem na cialo, podczas gdy Jordan,
nadal krwawiac po walce, ruszyl na poszukiwanie Simona.
Nie wracal przez wiele godzin, a kiedy wreszcie sie pojawil, wyraz jego oczu
powiedzial Mai wszystko. Jordan znalazl telefon Simona roztrzaskany na kawalki i
porzucony na dole schod�w pozarowych niczym drwiaca wiadomosc. Poza tym nie bylo po
nim sladu. Oczywiscie zadne z nich potem nie spalo. Maia wr�cila do kwatery
wilkolak�w razem z Batem, kt�ry obiecal � z lekkim wahaniem � ze kaze wilkom szukac
Simona i spr�buje (z naciskiem na �spr�buje�) dotrzec do Nocnych Lowc�w w Alicante.
Istnialy ze stolica Idrisu polaczenia, z kt�rych mogli korzystac tylko przyw�dcy
stad i klan�w.
Maia wr�cila do mieszkania Jordana o swicie, zrozpaczona i wyczerpana. Kiedy wszedl
do kuchni, stala z papierowym recznikiem przycisnietym do czola. Gdy Jordan na nia
spojrzal, opuscila reke i poczula, ze woda splywa jej po twarzy jak lzy.
� Nic � powiedziala. � Zadnych wiesci.
Jordan oparl sie o sciane. Mial na sobie tylko T-shirt z kr�tkimi rekawami. Jego
bicepsy oplataly wersy w Upaniszad narysowane tuszem. Wlosy mial spocone,
przyklejone do czola, na szyi czerwona prege w miejscu, gdzie pas od broni wrzynal
sie w cialo. Wygladal zalosnie. � Nie moge w to uwierzyc � powt�rzyl po raz chyba
milionowy. � Zgubilem go. Bylem za niego odpowiedzialny i, cholera, zgubilem go.
� To nie twoja wina. � Maia wiedziala, ze w ten spos�b go nie pocieszy, ale nie
mogla sie powstrzymac. � Posluchaj, nie da sie walczyc z kazdym wampirem czy
bandziorem na obszarze trzech stan�w i Praetor nie powinni wymagac, zebys to robil.
Kiedy Simon stracil Znak, poprosiles o wsparcie, prawda? A oni nikogo nie
przyslali. Zrobiles, co mogles.
Jordan spojrzal na swoje rece i baknal pod nosem:
� Za malo.
Maia wiedziala, ze powinna podejsc, objac go i pocieszyc. Przekonac, zeby sie nie
obwinial.
Ale nie potrafila. Poczucie winy ciazylo jej na piersi jak zelazna sztaba,
niewypowiedziane slowa dlawily ja w gardle. Tak bylo juz od tygodni. Jordanie,
musze ci cos powiedziec. Jordanie, musze. Jordanie, ja...
Jordanie...
Dzwiek telefonu przerwal cisze. Jordan niemal goraczkowo wsadzil reke do kieszeni i
wyszarpnal z niej kom�rke. Otworzyl ja i przylozyl do ucha.
� Halo?
Maia obserwowala go, pochylajac sie tak mocno, ze brzeg lady wbijal sie jej w
zebra. Po
drugiej stronie slyszala tylko szmer glosu, tak ze omal nie zaczela krzyczec z
niecierpliwosci, kiedy Jordan zamknal kom�rke i spojrzal na nia z blyskiem nadziei
w oczach.
� To byl Teal Waxelbaum, zastepca w Praetor. Chca, zebym natychmiast stawil sie w
kwaterze gl�wnej. Jedziesz ze mna? Jesli wyruszymy zaraz, dotrzemy tam w poludnie.
W jego glosie slyszala blaganie, opr�cz stalego niepokoju o Simona. Nie byl glupi.
***
Pierwsze, co zobaczyl Simon, to tapeta, kt�ra nie byla taka zla. Moze troche
staroswiecka. Zdecydowanie odchodzaca od sciany. Zaatakowana przez plesn. Ale
og�lnie nie najgorsza rzecz, jaka zobaczyl po otworzeniu oczu. Zamrugal pare razy i
dostrzegl grube pasy przecinajace kwiatowy wz�r. Minela chwila, zanim sie
zorientowal, ze te pasy to prety. Znajdowal sie w klatce.
Szybko przetoczyl sie na bok i wstal, nie sprawdzajac, jak wysoka jest klatka. Gdy
jego czaszka weszla w kontakt z pretami na g�rze, zaklal glosno.
Spojrzal w d�l i zobaczyl siebie.
Mial na sobie lejaca sie, marszczona biala koszule. A w jeszcze wieksze
zaklopotanie wprawil go widok obcislych sk�rzanych spodni.
Bardzo obcisle.
Bardzo sk�rzane.
Przyjrzal sie sobie uwazniej. Faldy koszuli. Gleboki dekolt w ksztalcie litery V
obnazajacy piers. Opiete spodnie.
� Dlaczego, kiedy mysle, ze znalazlem sie w najgorszej sytuacji, jaka mogla mi sie
przytrafic, zawsze sie myle.
Jakby przywabiona jego glosem do pokoju nagle wpadla drobna os�bka. Ciemna postac
natychmiast zamknela za nia drzwi z szybkoscia agenta Secret Service.
Os�bka na palcach zblizyla sie do klatki i wcisnela twarz miedzy dwa prety.
� Siiimon � wyszeptala.
Maureen.
Normalnie Simon przynajmniej spr�bowalby ja poprosic, zeby znalazla klucz i go
wypuscila. Ale wyglad Maureen podpowiedzial mu, ze nic by nie wsk�ral. A konkretnie
diadem z kosci, kt�ry dziewczynka miala na glowie. Z kosci palc�w. Albo st�p. I ta
korona byla wysadzana klejnotami... chyba. Do tego dochodzila podarta r�zowo-szara
suknia balowa rozszerzana na biodrach w stylu, kt�ry kojarzyl mu sie z dramatami
kostiumowymi osadzonymi w osiemnastym wieku. Taki str�j raczej nie budzil zaufania.
� Maureen...
� To bedzie tw�j pok�j � oznajmila. � A kiedy bedziesz gotowy, mozesz wyjsc. Mam
dla ciebie r�zne rzeczy. L�zko. Krzesla. Rzeczy, kt�re lubisz. I zesp�l moze grac!
Okrecila sie i niemal stracila r�wnowage pod ciezarem sukni.
Simon poczul, ze nastepne slowa powinien dobrac bardzo ostroznie. Kojacym glosem.
Okazac wrazliwosc. Dodac otuchy.
� Maureen... wiesz... lubie cie...
Dziewczynka przestala wirowac i znowu chwycila za prety.
� Po prostu potrzebujesz czasu � stwierdzila z przerazajaca lagodnoscia w glosie. �
Tylko czasu. Zobaczysz, ze sie zakochasz. Teraz jestesmy razem. I bedziemy rzadzic.
Ty i ja. Bedziemy rzadzic moim kr�lestwem, bo jestem kr�lowa.
� Kr�lowa?
� Kr�lowa. Kr�lowa Maureen. Kr�lowa Maureen nocy. Kr�lowa Maureen ciemnosci.
Kr�lowa Maureen. Kr�lowa Maureen. Kr�lowa Mauren umarlych.
Wyjela swiece z uchwytu na scianie, wsadzila ja miedzy prety i przechylila powoli.
Usmiechnela sie, kiedy bialy wosk zaczal kapac jak lzy na zbutwiale resztki
czerwonego dywanu lezacego na podlodze. W skupieniu przygryzla dolna warge,
delikatnie obracajac nadgarstkiem, zeby krople zebraly sie w jedna wieksza.
� Jestes... kr�lowa? � zapytal Simon slabym glosem.
Wiedzial, ze Maureen jest przyw�dczynia nowojorskiego klanu wampir�w. Przeciez
zabila Camille i zajela jej miejsce. Ale przyw�dcy klan�w nie byli nazywani kr�lami
ani kr�lowymi. Ubierali sie normalnie, jak Raphael, a nie w kostiumy. Pelnili wazne
role w spolecznosci Dzieci Nocy.
Ale Maureen byla po prostu dzieckiem, nieumarlym dzieckiem. Simon pamietal jej
teczowe opaski na reke, lekko chropawy glos, duze oczy. Miala w sobie niewinnosc
dziewczynki, kiedy Simon ja ugryzl, a Camille i Lilith zabraly i zmienily,
wszczepiajac w jej zyly zlo, kt�re odebralo jej cala niewinnosc, zepsulo ja i
doprowadzilo do szalenstwa.
To byla jego wina, Simon wiedzial. Gdyby Maureen go nie znala, gdyby nie chodzila
za nim krok w krok, nic z tego by sie jej nie przydarzylo.
Maureen skinela glowa i usmiechnela sie, skupiona na swoim woskowym pag�rku, kt�ry
teraz wygladal jak maly wulkan.
� Potrzebuje... robic r�zne rzeczy � oznajmila i upuscila palaca sie swiece.
Ogarek spadl na dywan i zgasl, a Maureen popedzila do drzwi. Ta sama ciemna
postac co wczesniej otworzyla je w chwili, kiedy dziewczynka sie do nich zblizyla.
I Simon znowu zostal sam, z dymiacymi resztkami swiecy, nowymi sk�rzanymi spodniami
i straszliwym ciezarem winy.
***
Maia milczala przez cala droge do Praetor. Slonce wspinalo sie coraz wyzej na
niebo, stloczone budynki Manhattanu i zakorkowana autostrada na Long Island
ustapily miejsca sielskim miasteczkom i farmom North Fork. Zblizali sie do celu
podr�zy i po lewej stronie juz mogli dojrzec lodowato niebieskie wody zatoki,
marszczace sie na chlodnym wietrze. Maia wyobrazila sobie, ze do nich wpada, i
zadrzala na sama mysl o zimnie.
� Dobrze sie czujesz? � zapytal Jordan.
W jego furgonetce bylo chlodno, wiec wlozyl rekawiczki samochodowe, ale nie
zaslanialy one zbielalych kostek dloni zacisnietych na kierownicy. Maia czula
bijace od niego fale niepokoju.
� Tak.
Martwila sie o Simona, w gardle nadal dlawily ja slowa, kt�rych nie mogla z siebie
wyrzucic. Teraz, kiedy Simon zaginal, nie byla na to odpowiednia pora. Jednak w
kazdej chwili, kiedy je w sobie dusila, czula sie jak klamczucha.
Skrecili w dlugi bialy podjazd biegnacy w strone zatoki. Jordan odchrzaknal.
� Wiesz, ze cie kocham, prawda?
� Wiem. � Maia zwalczyla pokuse, by dodac �dziekuje�. Nie powinno sie m�wic
�dziekuje�, kiedy ktos m�wi, ze kocha. Nalezalo odpowiedziec to, czego najwyrazniej
oczekiwal Jordan....
Maia wyjrzala przez okno i nagle drgnela, wyrwana z zamyslenia.
� Jordanie, czy to snieg?
� Nie sadze.
Za oknami furgonetki lataly biale platki, zbieraly sie na przedniej szybie. Jordan
zatrzymal samoch�d, otworzyl okno i wystawil przez nie reke, zeby zlapac platek.
Gdy ja cofnal, jego twarz spochmurniala.
� To nie jest snieg � stwierdzil. � To popi�l.
Serce Mai podskoczylo, kiedy wlaczyl silnik i ruszyl dalej kretym podjazdem. Przed
nimi, gdzie powinna stac kwatera gl�wna Praetor Lupus, zlota na tle szarego nieba,
wzbijal sie slup czarnego dymu. Jordan zaklal i gwaltownie skrecil kierownice w
lewo. Furgonetka wpadla do rowu, silnik sie zakrztusil. Jordan kopniakiem otworzyl
drzwi i wyskoczyl. Maia poszla w jego slady.
Siedzibe Praetor Lupus zbudowano na duzej zielonej parceli schodzacej do zatoki.
Gl�wny budynek ze zlotego kamienia byl rezydencja w stylu romanskim, otoczona
lukowatymi portykami. Albo raczej byl nia kiedys. Teraz zostal z niego stos
dymiacego drewna i kamieni, osmalonych jak kosci w krematorium. Bialy proch i
popioly fruwaly gesto po ogrodach. Maia zakrztusila sie gryzacym powietrzem i
zaslonila reka usta.
Jordan rozejrzal sie wok�l siebie z wyrazem szoku i niedowierzania na twarzy. Jego
brazowe wlosy juz zdazyla przysypac gruba warstwa popiolu.
� Ja nie...
Jakis ruch wsr�d dymu przyciagnal wzrok Mai. Chwycila Jordana za rekaw.
� Sp�jrz, tam cos jest...
Jordan zaczal obchodzic dymiace ruiny Praetor. Maia z ociaganiem ruszyla za nim,
przygladajac sie zweglonym zgliszczom. Sciany jeszcze podtrzymywaly nieistniejacy
dach, okna wybuchly albo sie stopily, tu i �wdzie cos polyskiwalo biela: cegly albo
kosci...
Gdy Jordan sie zatrzymal, Maia podeszla i stanela obok niego. Do jej but�w przywarl
popi�l, wcisnal sie miedzy sznur�wki. Znajdowali sie teraz w miejscu gl�wnego
budynku. Maia widziala w poblizu wode. Ogien sie nie rozprzestrzenil, choc tutaj
r�wniez fruwaly spalone liscie i prochy... a wsr�d przystrzyzonych zywoplot�w byly
rozrzucone martwe ciala.
Wilkolaki, w kazdym wieku, choc przewaznie mlode, lezaly na wypielegnowanych
sciezkach, z wolna przysypywane przez popi�l, jakby pochlaniala je burza sniezna.
Instynkt nakazywal wilkom laczyc sie w stada, czerpac sile z siebie nawzajem. Tyle
martwych likantrop�w stanowilo ogromna wyrwe w swiecie, sprawialo rozdzierajacy
b�l. Maia przypomniala sobie slowa wziete z Kiplinga, wypisane na scianach Praetor.
�Bo sila stada jest wilk, a sila wilka jest stado�.
Jordan rozgladal sie i poruszal wargami, wymieniajac szeptem imiona poleglych:
Andrea, Teal, Amon, Kurosh, Mara. Maia nagle zobaczyla, ze cos sie porusza na
skraju wody. Cialo, na p�l zanurzone. Puscila sie biegiem w tamta strone. Jordan
nastepowal jej na piety. Maia dobrnela przez popi�l do miejsca, gdzie trawe
zastapil piasek i uklekla przy trupie.
To byl Pretor Scott. Jego cialo plywalo twarza do dolu, jasne wlosy unosily sie na
wodzie zabarwionej wok�l niego na r�zowo. Maia pochylila sie, zeby go odwr�cic, i
omal nie zwymiotowala. Jego gardlo bylo rozplatane, otwarte oczy wpatrywaly sie
niewidzacym wzrokiem w niebo.
� Maiu. � Poczula reke na plecach. � Nie...
Jordan z cichym okrzykiem urwal w p�l slowa, a kiedy Maia sie odwr�cila, ogarnelo
ja przerazenie tak wielkie, ze omal nie stracila zdolnosci widzenia. Jordan stal za
nia z wyciagnieta reka i wyrazem calkowitego zaskoczenia na twarzy.
Z jego piersi sterczalo ostrze z czarnymi gwiazdami wyrytymi w metalu. Wygladalo
dziwacznie, jak teatralny rekwizyt.
Wok�l miecza pojawil sie krag krwi, plamiac kurtke. Jordan wydal z siebie
bulgoczacy dzwiek i opadl na kolana. Miecz wysunal sie z jego ciala, kiedy Jordan
zgial sie wp�l i odslonil to, co znajdowalo sie za nim.
Nad zgietym Jordanem stal chlopiec z masywnym czarno-srebrnym mieczem w dloni i
patrzyl na Maie. Rekojesc byla sliska od krwi, caly chlopak byl we krwi, od jasnych
wlos�w po buty, jakby stanal przed wentylatorem bryzgajacym szkarlatna farba.
Usmiechal sie szeroko.
� Maia Roberts i Jordan Kyle � powiedzial. � Duzo o was slyszalem.
Maia opadla na kolana w chwili, kiedy Jordan runal na bok. Chwycila go i polozyla
sobie na nogach. Byla cala odretwiala z przerazenia, jakby lezala na lodowatym dnie
zatoki. Jordan drzal w jej ramionach, z kacik�w jego ust ciekla krew.
Spojrzala na stojacego nad nia chlopca. Przez jedna szalona chwile myslala, ze
wyszedl z jednego z koszmar�w o jej bracie. Byl piekny, jak kiedys Daniel, choc nie
mogliby bardziej sie r�znic. Brat mial sk�re brazowa, podobnie jak ona, natomiast
zab�jca wygladal jak wyciosany z lodu: blada cera, wydatne kosci policzkowe, wlosy
biale jak s�l, opadajace na czolo. I do tego czarne oczy rekina, zimne i zle.
� Sebastian � powiedziala. � Jestes synem Valentine�a.
� Maiu � wyszeptal Jordan. Rece, kt�re trzymala na jego piersi, byly cale we krwi.
Podobnie jak jego koszula i piasek pod nimi. Ziarenka sklejone lepkim szkarlatem. �
Nie zostawaj... uciekaj...
� Ci. � Pocalowala go w policzek. � Wszystko bedzie dobrze.
� Nie bedzie � odezwal sie Sebastian znudzonym tonem. � On umrze.
Maia poderwala glowe.
� Zamknij sie! � syknela. � Zamknij sie, ty... ty potworze...
Sebastian wykonal nadgarstkiem szybki ruch � Maia jeszcze nigdy nie widziala, zeby
ktos reagowal tak szybko, moze z wyjatkiem Jace�a � i czubek miecza znalazl sie
przy jej szyi.
� Milcz, Podziemna � rzucil z pogarda. � Zobacz, ilu martwych jest wok�l ciebie.
Myslisz, ze sie zawaham przed zabiciem jeszcze jednego wilkolaka?
Maia przelknela sline, ale sie nie odsunela.
� Dlaczego? Myslalam, ze toczysz wojne z Nocnymi Lowami...
� To dosc dluga historia � odparl Sebastian. � Wystarczy powiedziec, ze Instytut
Londynski jest irytujaco dobrze chroniony, wiec Praetor za to zaplacili. Mialem
ochote kogos dzisiaj zabic. Po prostu nie bylem pewien kogo, kiedy obudzilem sie
rano. Uwielbiam poranki.
Sa tak pelne mozliwosci.
� Praetor nie maja nic wsp�lnego z Instytutem Londynskim...
� O, i tu sie mylisz. To tez niezla historia. Ale niewazne. Masz racje, ze tocze
wojne z Nefilim, co oznacza, ze jestem r�wniez w stanie wojny z ich sojusznikami.
To... � zatoczyl wok�l siebie wolna reka, wskazujac na spalone ruiny � jest moja
wiadomosc. I ty ja dostarczysz. Maia zaczela krecic glowa, ale poczula, ze Jordan
sciska jej reke. Spojrzala na niego. Byl bialy jak kreda, szukal wzrokiem jej oczu.
�Prosze, zr�b, co ci kaze�.
� Jaka wiadomosc? � zapytala szeptem.
� Ze powinni pamietac slowa swojego Szekspira. �Nie spoczac nigdy, nigdy juz nie
stanac, dop�ki smierc nie zamknie moich oczu lub toast zemsty spelni ze mna los� .
� Rzesy
[1] musnely jego zakrwawiony policzek, kiedy mrugnal okiem. �Przekaz wszystkim
Podziemnym, ze szukam zemsty i jej dokonam. Rozprawie sie z kazdym, kto sprzymierzy
sie z Nocnymi Lowcami. Nie mam nic do waszego rodzaju, chyba ze wesprzecie Nefilim
w boju. Wtedy staniecie sie pokarmem dla mojego ostrza i ostrzy mojej armii, az
ostatnie z was zniknie z powierzchni tego swiata. � Czubkiem miecza przesunal po
guzikach jej bluzki, jakby zamierzal rozciac cialo. Potem z usmiechem opuscil bron.
� Myslisz, ze to zapamietasz, wilkolaczko?
� Ja...
� Oczywiscie, ze tak � sam sobie odpowiedzial i spojrzal na Jordana, kt�rego Maia
nadal trzymala w ramionach. � Tw�j chlopak jest martwy, tak przy okazji. � Wsunal
miecz do pochwy przy pasie i odszedl, wzbijajac tumany popiolu.
***
Magnus nie byl w Hunter�s Moon od czas�w prohibicji, kiedy miescil sie tutaj tajny
bar, kt�ry Przyziemni odwiedzali po kryjomu, zeby upijac sie do nieprzytomnosci.
Gdzies okolo roku 1940 zostal przejety przed Podziemnych i od tamtej pory
obslugiwal tego rodzaju klientele, gl�wnie wilkolaki. Wtedy byl spelunka i teraz
r�wniez, z podloga posypana warstwa lepkich trocin. Drewniany bar z jasnymi k�lkami
po dekadach stawiania mokrych szklanek na blacie i ze sladami dlugich pazur�w.
Barman Sneaky Pete wlasnie podawal cole Batowi Velasquezowi, tymczasowemu szefowi
manhattanskiego stada Luke�a. Magnus przyjrzal mu sie w zamysleniu, mruzac oczy.
� Taksujesz wzrokiem nowego przyw�dce wilk�w? � zapytala Catarina, kt�ra wcisnela
sie do ciemnego boksu, trzymajac w niebieskiej rece mrozona herbate Long Island. �
Myslalam, ze po Woolseyu Scotcie dales sobie spok�j z wilkolakami.
� Nie taksuje go wzrokiem � obruszyl sie Magnus. Bat nie wygladal zle, jesli lubilo
sie kwadratowe szczeki i szerokie bary, ale Bane nie mial teraz glowy do takich
rzeczy. � Myslalem o czyms innym.
� O czymkolwiek myslales, nie r�b tego! � ostrzegla go Catarina. � To zly pomysl.
� Dlaczego tak twierdzisz?
� Bo tylko takie miewasz � odparla. � Znam cie od dawna i jestem absolutnie pewna w
tej kwestii. Jesli zamierzasz znowu wdawac sie w jakies historie, to zly pomysl.
� Nie powtarzam wlasnych bled�w � oswiadczyl Magnus.
� Masz racje � zgodzila sie Catarina. � Popelniasz wciaz nowe, i to jeszcze gorsze.
Daj sobie spok�j, cokolwiek knujesz. Nie kieruj powstaniem wilkolak�w, nie r�b
niczego, co mogloby przypadkiem spowodowac apokalipse, nie zaczynaj produkcji
wlasnej linii blyszczyk�w, zeby sprzedawac je w Sephorze.
� Ten ostatni pomysl ma swoje zalety � zauwazyl Magnus. � Ale nie rozwazam zmiany
zawodu. Myslalem o...
� Alecu Lightwoodzie? � Catarina usmiechnela sie szeroko. � Nigdy nie widzialam,
zeby ktos zrobil na tobie wieksze wrazenie niz ten chlopak.
� Nie znasz mnie od zawsze � mruknal Magnus, ale bez przekonania.
� Blagam. Nam�wiles mnie, zebym przyjela za ciebie to ostatnie zlecenie w
Instytucie, zebys nie musial sie z nim widziec, a potem i tak przybiegles, zeby sie
pozegnac. Nie zaprzeczaj.
Widzialam.
� Niczemu nie zaprzeczam. Przyszedlem, zeby sie pozegnac. To byl blad. Nie
powinienem tego robic. � Magnus wypil swojego drinka.
� Och, na litosc boska � zirytowala sie Catarina. � O co naprawde chodzi, Magnusie?
Jeszcze nigdy nie widzialam cie takim szczesliwym jak z Alekiem. Zwykle, kiedy sie
zakochujesz, jestes nieszczesliwy. Przypomnij sobie Camille. Nienawidzilam jej.
Ragnor jej nienawidzil...
Magnus polozyl glowe na stole.
� Wszyscy jej nienawidzili � ciagnela Catarina bezlitosnie. � Byla podstepna i zla.
� Dlatego omotala twojego biednego slodkiego chlopca. Doprawdy, czy to jest pow�d,
zeby konczyc dobry zwiazek? To tak, jakbys napuscil pytona na kr�liczka, a potem
sie zloscil, ze kr�lik przegral.
� Alec nie jest kr�liczkiem. Jest Nocnym Lowca.
� A ty nigdy wczesniej nie spotykales sie z Nocnymi Lowcami. O to chodzi?
Magnus odsunal sie od stolu, co przynioslo mu ulge, bo blat cuchnal piwem.
� W pewnym sensie � przyznal. � Swiat sie zmienia. Nie czujesz tego, Catarino?
Spojrzala na niego ponad krawedzia szklanki.
� Nie bardzo.
� Nefilim przetrwali tysiace lat � rzekl Magnus. � Ale nadchodzi jakas wielka
zmiana. Zawsze je akceptowalismy jako czesc naszej egzystencji. Sa jednak
czarownicy dostatecznie starzy, by pamietac czasy, kiedy Nefilim jeszcze nie
chodzili po ziemi. Teraz moga zostac z niej starci r�wnie szybko, jak sie pojawili.
Rozdzial 6
Brat ol�w i siostra stal
� Nie rzucaj, prosze, prosze, nie rzucaj... O, Boze, rzucil � powiedzial Julian
zrezygnowanym glosem, kiedy kawalek ziemniaka przelecial przez pok�j, o wlos
mijajac jego ucho.
� Zadnych szk�d � uspokoila go Emma.
Siedziala oparta plecami o l�zeczko Tavvy�ego i obserwowala, jak Julian daje
swojemu najmlodszemu bratu popoludniowy posilek. Malec osiagnal wiek, kiedy byl
bardzo wybredny, jesli chodzi o jedzenie, i wszystko, co mu nie odpowiadalo, rzucal
na podloge.
� Tylko lampa dostala ziemniakiem.
Choc reszta domu Penhallow�w byla calkiem elegancka, na szczescie poddasze, gdzie
teraz mieszkaly dzieci wojny � jak zaczeto nazywac mlodych Blackthorn�w i Emme,
odkad przybyli do Idrisu � urzadzono solidnie i bardzo prosto. Cale g�rne pietro
zajmowalo kilka polaczonych pokoi, mala kuchnia i lazienka, przypadkowy zbi�r l�zek
i rozrzuconych wszedzie rzeczy. Helen spala na dole z Aline, ale codziennie
zjawiala sie na g�rze. Emmie przydzielono wlasna sypialnie, podobnie jak Julianowi,
ale on rzadko w niej bywal. Drusilla i Octavian nadal co noc budzili sie z
krzykiem, wiec Jules zwykle rozkladal sobie koc przy l�zeczku Tavvy�ego i tam
sypial. Brakowalo jednak wysokiego krzeselka dla dziecka, dlatego teraz siedzial
naprzeciwko braciszka na kocu pobrudzonym jedzeniem, z talerzem w jednej rece i
wyrazem rozpaczy na twarzy.
W koncu Emma usiadla naprzeciwko niego i wziela Tavvy�ego na kolana. Jego mala
twarzyczka byla wykrzywiona.
� Memma � powiedzial, kiedy go podniosla.
� Zr�b mu kolejke czu czu � doradzila Julianowi. Zastanawiala sie, czy mu
powiedziec, ze na wlosach ma sos od spaghetti. Po namysle uznala, ze lepiej nie.
Obserwowala, jak Julian podsuwa lyzeczke do buzi brata. Malec zaczal chichotac.
Emme ogarnelo dotkliwe uczucie straty. Pamietala, jak ojciec cierpliwie oddzielal
jedzenie na jej talerzu, gdy przechodzila faze, ze odmawiala wszystkiego, co bylo
zielone.
� On je za malo � stwierdzil Julian cicho, ukladajac pociag z kawalk�w chleba
posmarowanych maslem. Tavvy siegnal po nie lepkimi raczkami.
� Jest smutny � powiedziala Emma. � To male dziecko, ale wie, ze stalo sie cos
zlego.
Teskni za Markiem i twoim tata.
Jules ze znuzeniem potarl oczy, zostawiajac na policzku plame sosu pomidorowego.
� Nie moge zastapic mu Marka ani taty. � Wsadzil kawalek jablka do buzi Tavvy�ego.
Chlopczyk wyplul go z zadowoleniem na twarzy. Julian westchnal. � Powinienem
zajrzec do Dru i blizniak�w. Graja w Monopol, ale nigdy nie wiadomo, co im strzeli
do glowy.
To byla prawda. Tiberius ze swoim analitycznym umyslem latwo wygrywal wiekszosc
gier. Livvy nie miala nic przeciwko temu, ale w Dru budzil sie duch
wsp�lzawodnictwa, dlatego zabawa czesto konczyla sie szarpaniem za wlosy.
� Ja to zrobie. � Emma oddala mu Tavvy�ego i juz miala wstac, kiedy do pokoju
weszla z ponura mina Helen.
Na ten widok Emma poczula, ze jeza sie jej wloski na karku.
� Co sie stalo? � spytal Julian.
� Sily Sebastiana zaatakowaly Instytut Londynski.
Emma zobaczyla, ze Julian tezeje. Niemal to poczula, jakby jego nerwy byly jej
nerwami, panika jej panika. Jego twarz � juz i tak chuda � sciagnela sie, ale
trzymal brata tak samo pewnie i lagodnie jak do tej pory.
� Wujek Arthur?
� Nic mu nie jest � uspokoila go Helen. � Zostal ranny. Op�zni to jego przybycie do
Idrisu, ale poza tym wszystko z nim dobrze. Wlasciwie nikomu z Instytutu
Londynskiego nic wielkiego sie nie stalo. Atak byl nieudany.
� Jak to? � Glos Juliana byl ledwo szeptem.
� Jeszcze dokladnie nie wiemy � odparla siostra. � Ide do Gard z Aline, pania
Konsul i reszta, zeby sie zorientowac w sytuacji. � Uklekla i poglaskala loki
Tavvy�ego. � To dobra wiadomosc � zapewnila Juliana, kt�ry wygladal na
oszolomionego. � To straszne, ze Sebastian znowu zaatakowal, ale przynajmniej nie
wygral.
Emma spojrzala Julianowi w oczy. Czula, ze powinna cieszyc sie dobra wiadomoscia,
ale w srodku byla rozdarta. Straszliwie zazdrosna. Dlaczego mieszkancy Instytutu
Londynskiego przezyli, podczas gdy jej rodzina zginela? Walczyli lepiej, zrobili
wiecej?
� To niesprawiedliwe � stwierdzil Julian.
� Jules. � Helen wstala. � Sebastian poni�sl porazke, co oznacza, ze mozemy go
pokonac.
Zatrzymac fale. Dzieki temu wszyscy beda sie mniej bac. To wazne.
� Mam nadzieje, ze zlapia go zywego � powiedziala Emma, nie odrywajac wzroku od
Juliana. � Mam nadzieje, ze zabija go na Placu Aniola, zebysmy mogli patrzec, jak
umiera. I mam nadzieje, ze to bedzie powolna smierc.
� Emmo!
Helen byla wstrzasnieta, ale niebieskozielone oczy Juliana wyrazaly te sama
zawzietosc, bez cienia dezaprobaty. Emma nigdy nie kochala go bardziej niz w tej
chwili, za to, ze podzielal najmroczniejsze, najskrytsze pragnienia jej serca.
***
Sklep z bronia okazal sie wspanialy. Clary nie sadzila, ze kiedykolwiek w ten
spos�b opisze sklep z bronia. Moze zach�d slonca albo nocny widok na Nowy Jork, ale
nie skladnice maczug, siekier i lasek z ukrytymi sztyletami.
Ten jednak taki byl. Metalowy szyld wiszacy na zewnatrz mial ksztalt kolczanu,
nazwe Strzala Diany napisano na nim zawijasami. W srodku bron sieczna ulozono w
zab�jcze wachlarze ze zlota, srebra i stali. Z sufitu pomalowanego w rokokowy wz�r
ze zlotych strzal w locie zwisal masywny zyrandol. Prawdziwe strzaly lezaly na
rzezbionych drewnianych stojakach. Tybetanskie miecze o glowicach ozdobionych
turkusami, srebrem i koralem rozmieszczono na scianach razem z birmanskimi dha o
trzonach z miedzi albo mosiadzu. � Skad sie u ciebie wziela ta nagla potrzeba
zakupu miecza? � zapytal Jace z ciekawoscia, siegajac po maginate z wyrytymi na
niej japonskimi literami. Kiedy postawil ja na podlodze, siegnela mu nad glowe.
Mocniej uchwycil rekojesc.
� Kiedy dwunastolatka m�wi ci, ze twoja bron jest do bani, pora to zmienic �
odparla Clary.
Kobieta stojaca za lada parsknela smiechem. Clary ja rozpoznala. Byla to Nocna
Lowczyni z wytatuowanymi rybkami koi, kt�ra zabrala glos na posiedzeniu Rady.
� W takim razie trafilas w najlepsze miejsce � powiedziala.
� To pani sklep? � zapytala Clary, siegajac po dlugi miecz z zelazna rekojescia.
� Tak. � Wlascicielka sie usmiechnela. � Jestem Diana. Diana Wrayburn.
Clary wyciagnela reke po rapier, ale Jace oparl maginate o sciane i pokrecil glowa.
***
Obudzil go dotyk zimnych palc�w na skroniach.
� Otw�rz oczy, Chodzacy za Dnia � rozlegl sie niecierpliwy glos. � Nie mamy calego
dnia.
Usiadl tak raptownie, ze jego gosc odskoczyl z sykiem. Simon wytrzeszczyl oczy.
Nadal otaczaly go prety klatki Maureen, nadal znajdowal sie w zniszczonym pokoju
Hotelu Dumort. Naprzeciwko niego stal Raphael. Mial na sobie biala koszule i
dzinsy, na jego szyi polyskiwalo zloto. Mimo to... Simon zawsze widywal go
wymuskanego i odprasowanego, jakby wybieral sie na spotkanie biznesowe. Teraz jego
ciemne wlosy byly potargane, koszule mial podarta i ubrudzona ziemia.
� Dzien dobry, Chodzacy za Dnia � powiedzial Raphael.
� Co tutaj robisz? � burkliwie zapytal Simon. Czul sie brudny, chory i zly. I nadal
mial na sobie falbaniasta koszule. � Naprawde jest juz rano?
� Spales, teraz sie obudziles... wiec chyba jest rano. � Raphael wygladal na
nieprzyzwoicie rozbawionego. � A jesli chodzi o to, co tutaj robie, zjawilem sie
oczywiscie z twojego powodu.
Simon oparl sie o prety klatki.
� Co masz na mysli? I jak sie tutaj dostales?
Raphael spojrzal na niego z politowaniem.
� Klatka otwiera sie z zewnatrz. Latwo bylo wejsc.
� Wiec chodzi tylko o samotnosc i potrzebe towarzystwa? � rzucil Simon. � Ostatnim
razem, kiedy cie widzialem, prosiles mnie, zebym zostal twoim ochroniarzem, a kiedy
odm�wilem, wyraznie dales do zrozumienia, ze jesli kiedys strace Znak Kaina,
zabijesz mnie.
Raphael odpowiedzial mu usmiechem.
� Wiec chodzi o te czesc z zabijaniem? � odgadl Simon. � Musisz wiedziec, ze to
malo subtelne. Pewnie cie zlapia.
� Tak. � Raphael sie zadumal. � Maureen bylaby bardzo nieszczesliwa z powodu
twojego zejscia. Gdy raz tylko napomknalem, ze mozna by cie sprzedac czarownikom
pozbawionym skrupul�w, wcale nie byla rozbawiona. Szkoda. Krew Chodzacego za Dnia z
jej moca uzdrawiania jest duzo warta. � Westchnal. � To bylaby prawdziwa okazja.
Niestety, Maureen jest za glupia, zeby spojrzec na sprawy z mojego punktu widzenia.
Woli trzymac cie tutaj ubranego jak lalka. Stuknieta smarkula.
� Mozesz m�wic takie rzeczy o swojej kr�lowej?
� Kiedys marzylem, zeby ujrzec cie martwym, Chodzacy za Dnia � ciagnal Raphael
takim tonem, jakby m�wil, ze zastanawia sie nad kupieniem Simonowi pudelka
czekoladek. � Ale mam wiekszego wroga. Ty i ja jestesmy po tej samej stronie.
Prety klatki wciskaly sie nieprzyjemnie w plecy Simona. Zmienil pozycje.
� Maureen? � domyslil sie. � Zawsze chciales byc przyw�dca wampir�w, a ona zajela
twoje miejsce.
Raphael warknal, krzywiac usta.
� Myslisz, ze to jedynie walka o wladze? Nic nie rozumiesz. Przed zmiana Maureen
byla przerazona i udreczona do szalenstwa. Kiedy sie obudzila, sama wydrapala sobie
pazurami droge z trumny. Nikt jej niczego nie nauczyl. Nikt nie dal jej pierwszej
krwi. Tak jak ja tobie.
Simon oslupial. Nagle przypomnial sobie cmentarz, wygrzebywanie sie z ziemi na
zimne powietrze, gl�d szarpiacy wnetrznosci i worek z krwia cisniety mu przez
Raphaela. Nigdy nie uwazal tego za przysluge czy laske, ale gdyby nie dostal tego
posilku, rzucilby sie na pierwsza napotkana zywa istote. Omal nie zaatakowal Clary.
To Raphael go powstrzymal.
To on zani�sl go z Dumort do Instytutu i polozyl krwawiacego na frontowych
schodach, bo dalej juz nie mogli wejsc. Wyjasnil jego przyjaciolom, co sie stalo.
M�gl pr�bowac ukryc prawde, m�gl sklamac Nefilim, ale on wyznal wszystko i poni�sl
konsekwencje.
Raphael nigdy nie byl dla niego szczeg�lnie mily, ale mial swoje wlasne, dosc
osobliwe poczucie honoru.
� Ja cie stworzylem � powiedzial teraz. � Moja krew uczynila cie wampirem.
� Zawsze m�wiles, ze jestem okropnym wampirem � przypomnial mu Simon. � Nie
oczekuje od ciebie wdziecznosci � oswiadczyl Raphael. � Nigdy nie chciales byc tym,
kim jestes. Maureen r�wniez, jak mozna sie domyslic. Oszalala z powodu przemiany i
nadal jest szalona. Morduje bez namyslu. Nie zastanawia sie, ze przez bezmyslna
rzez naraza nas na niebezpieczenstwo w ludzkim swiecie. Nie umie przewidziec, ze
jesli wampiry beda zabijaly bez potrzeby, pewnego dnia moze zabraknac im
pozywienia.
� Ludzi � uscislil Simon. � Zabraknie ludzi.
� Jestes okropnym wampirem � stwierdzil Raphael. � Ale pod jednym wzgledem jestesmy
podobni. Ty pragniesz chronic ludzi, ja pragne chronic wampiry. Nasz cel jest taki
sam.
� Wiec zabij ja � podsunal Simon. � Zabij Maureen i przejmij klan.
� Nie moge. � Raphael sposepnial. � Inni czlonkowie klanu ja kochaja. Nie patrza w
przyszlosc, w ciemnosc na horyzoncie. Widza tylko, ze maja swobode zabijania i
pozywiania sie do woli. Nie musza przestrzegac Porozumien, nie musza
podporzadkowywac sie zewnetrznemu prawu. Ona dala im nieograniczona wolnosc i ta
wolnosc doprowadzi ich teraz do zguby. � M�wil gorzkim tonem.
� Naprawde troszczysz sie o to, co bedzie z klanem � ze zdziwieniem stwierdzil
Simon. � Bylbys dobrym przyw�dca.
Raphael spiorunowal go wzrokiem.
� Choc nie wiem, jak bys wygladal w diademie z kosci � dodal Simon. � Posluchaj,
rozumiem co m�wisz, ale jak moge ci pom�c? Na wypadek gdybys nie zauwazyl, jestem
uwieziony w klatce. Jesli mnie uwolnisz, zlapia cie. Jesli stad wyjde, Maureen mnie
znajdzie.
� Nie w Alicante � powiedzial Raphael.
� W Alicante? � Simon wytrzeszczyl oczy. � Masz na mysli... Alicante, stolice
Idrisu? � Nie jestes zbyt bystry � zawyrokowal Raphael. � Tak, to Alicante mam na
mysli. � Widzac oslupienie Simona, usmiechnal sie. � W Radzie jest przedstawiciel
wampir�w. Anselm Nightshade. Ginacy gatunek, przyw�dca klanu z Los Angeles, kt�ry
zna pewnych... moich przyjaci�l. Czarownik�w.
� Magnusa Bane�a?
Raphael i Magnus byli niesmiertelnymi i dosc wysokiej rangi przedstawicielami
swoich galezi Podziemnych, obaj mieszkali w Nowym Jorku. Ale Simon nigdy sie nie
zastanawial, czy ci dwaj moga sie znac i jak dobrze.
Raphael zignorowal jego pytanie.
� Nightshade zgodzil sie, zebym zajal jego miejsce, choc Maureen jeszcze o tym nie
wie. Wiec udam sie do Alicante i bede bral udzial w posiedzeniach Rady, ale chce,
zebys mi towarzyszyl.
� Dlaczego?
� Oni mi nie ufaja � wyjasnil Raphael. � Nocni Lowcy. � Ale ufaja tobie. Zwlaszcza
Nefilim z Nowego Jorku. Sp�jrz na siebie. Nosisz naszyjnik Isabelle Lightwood. Oni
wiedza, ze jestes bardziej Nocnym Lowca niz Dzieckiem Nocy. Uwierza ci, jesli im
powiesz, ze Maureen zlamala Porozumienia i trzeba ja powstrzymac.
� Racja, ufaja mi � przyznal Simon. Raphael popatrzyl na niego. � A ty nie chcesz,
by klan sie dowiedzial, ze wrobiles Maureen, bo oni ja lubia i obr�ca sie przeciwko
tobie. � Znasz dzieci Inkwizytora � powiedzial Raphael. � Mozesz zlozyc zeznanie
bezposrednio przed nim.
� Jasne. Nikogo w klanie nie obejdzie, ze donioslem na ich kr�lowa i przyczynilem
sie do jej smierci. Z pewnoscia moje zycie po powrocie bedzie fantastyczne.
Raphael wzruszyl ramionami.
� Mam tutaj zwolennik�w � przypomnial. � Ktos musial mnie wpuscic do tego pokoju.
Gdy zajma sie Maureen, bedziemy mogli wr�cic do Nowego Jorku i nie obawiac sie zbyt
wielu przykrych konsekwencji.
� Zbyt wielu przykrych konsekwencji � prychnal Simon. � Umiesz pocieszyc.
� I tak grozi ci tu niebezpieczenstwo � zauwazyl Raphael. � Gdybys nie mial
ochroniarza wilkolaka albo swoich Nocnych Lowc�w, juz dawno spotkalaby cie wieczna
smierc. Jesli nie chcesz udac sie ze mna do Alicante, chetnie zostawie cie w tej
klatce i mozesz sobie byc zabawka Maureen. Albo mozesz dolaczyc do swoich
przyjaci�l w Szklanym Miescie. Catarina Loss czeka na dole, zeby stworzyc dla nas
Brame. Wyb�r nalezy do ciebie.
Raphael siedzial odchylony do tylu, z jedna noga podwinieta, reka zwisajaca
swobodnie nad kolanem, jakby relaksowal sie w parku. Za nim, przez prety klatki,
Simon widzial stojaca przy drzwiach ciemnowlosa dziewczyne o twarzy ukrytej w
cieniu. To ona wpuscila Raphaela, domyslil sie Simon. Pomyslal o Jordanie. �Tw�j
ochroniarz wilkolak�. Ale starcie klan�w i lojalnosci, a przede wszystkim mordercze
pragnienie krwi i smierci u Maureen to bylo zbyt wiele, zeby zrzucic Jordanowi na
barki.
� Nie mam wielkiego wyboru, co?
Raphael sie usmiechnal.
� Nie, Chodzacy za Dnia. Nie masz zadnego.
***
Ostatnim razem, kiedy Clary tu byla, z Sali Aniola niewiele zostalo: krysztalowy
dach roztrzaskany, marmurowa posadzka popekana, fontanna na srodku wyschnieta.
Musiala przyznac, ze od tamtej pory Nocni Lowcy wykonali imponujaca robote. Dach
byl znowu w jednym kawalku, marmurowa podloga czysta i gladka, ze zlotymi zylkami.
Blask wpadajacy przez szklane sklepienie oswietlal runy wyryte na strzelistych
lukach. Fontanna z posagiem syreny iskrzyla sie w popoludniowym sloncu, kt�re
nadawalo wodzie polysk brazu. � Kiedy dostajesz pierwsza prawdziwa bron, zgodnie z
tradycja przychodzisz tutaj
i swiecisz ostrze w wodzie fontanny � wyjasnil Jace. � Nocni Lowcy robia to od
pokolen. � Zblizyl sie do brzegu fontanny, obejrzal sie przez ramie i skinal na
nie. � Chodz tutaj.
Clary przypomnial sie sen, jak tanczy z nim w tym miejscu. Podeszla i stanela obok
Jace�a. Syrenka cala w nakladajacych sie na siebie luskach z brazu i zasniedzialej
miedzi trzymala dzban, z kt�rego lala sie woda. Jej twarz zastygla w usmiechu
wojowniczki. � Wl�z ostrze do wody i powtarzaj za mna � polecil Jace. � �Niech wody
tej fontanny obmyja ten miecz. Niech poswieca go wylacznie do mojego uzytku. Zebym
uzywala go tylko w slusznej sprawie. Zebym wladala nim sprawiedliwie. Niech on mnie
prowadzi, zebym stala sie godnym wojownikiem Idrisu. I niech mnie chroni, zebym
mogla wr�cic do tej fontanny i na nowo poswiecic jego stal. W imie Razjela�.
Clary wsunela ostrze do wody i powt�rzyla za Jace�em slowa przysiegi. Gdy tak
patrzyla na lsniace falki, przypomniala sie jej inna fontanna w innym miejscu i
Sebastian, kt�ry siedzial obok niej i patrzyl na znieksztalcone odbicie jej twarzy.
�Masz w sobie mroczne serce, c�rko Valentine�a�.
� Dobrze. � Jace pociagnal do tylu jej reke, a potem ja puscil, zeby mogla uniesc
miecz. Slonce stalo teraz nizej, ale wystarczylo jego blasku, zeby zaiskrzyly sie
obsydianowe gwiazdy wyryte na klindze. � Teraz nadaj mu imie.
� Hesperos � oglosila Clary i wsunela bron do pochwy. � Gwiazda wieczorna.
Jace zasmial sie i cmoknal ja leciutko w kacik ust.
� Powinienem odprowadzic cie do domu.
� Myslales o nim � stwierdzila Clary.
� Chyba musisz wyrazac sie jasniej � powiedzial Jace, choc najpewniej dobrze ja
zrozumial.
� O Sebastianie. To znaczy, wiecej niz zwykle. Cos cie dreczy. Co?
� A co nie dreczy?
Ruszyl w strone wielkich podw�jnych drzwi Sali. Clary podazyla za nim i razem
wyszli na schody prowadzace w d�l na Plac Aniola. Niebo pociemnialo, przybierajac
barwe kobaltowa.
� Nie r�b tego � poprosila Clary. � Nie zamykaj sie.
� Nie zamierzalem. � Jace odetchnal chrapliwie. � Po prostu nie wydarzylo sie nic
nowego. Tak, mysle o nim. Mysle o nim przez caly czas. Wolalbym nie. Nie potrafie
tego wyjasnic nikomu opr�cz ciebie, bo ty tam bylas. A teraz, kiedy m�wisz, ze
zostawil szkatulke w domu Amatis, dokladnie wiem, dlaczego to zrobil. I nienawidze
tego, ze wiem.
� Jace...
� Nie wmawiaj mi, ze nie jestem do niego podobny. Wlasnie, ze jestem. Zostalismy
wychowani przez tego samego ojca i obaj czerpiemy �korzysci� ze specjalnej edukacji
Valentine�a. M�wimy tymi samymi jezykami. Nauczylismy sie tego samego stylu walki.
Wpojono nam te same zasady moralne. Mielismy te same zwierzeta. Oczywiscie to sie
zmienilo. Wszystko sie zmienilo, kiedy skonczylem dziesiec lat, ale fundamenty
dziecinstwa zawsze w tobie pozostaja. Czasami sie zastanawiam, czy to wszystko nie
jest moja wina.
Clary az drgnela.
� Chyba nie m�wisz powaznie. Kiedy byles z Sebastianem, niczego nie robiles z
wlasnej woli...
� Podobalo mi sie to, co robilem � wyznal Jace szorstkim tonem. � On jest
blyskotliwy, ale w jego mysleniu sa luki, wiec mu pomagalem. Siadalismy razem i
zastanawialismy sie, jak spalic swiat. I to bylo ekscytujace. Chcialem zetrzec
wszystko do czysta i potem rozpoczac od nowa. Najpier holokaust ognia i krwi,
p�zniej jasniejace miasto na wzg�rzu.
� To on ci wm�wil, ze pragniesz tych rzeczy � powiedziala Clary drzacym glosem.
�Masz w sobie mroczne serce, c�rko Valentine�a�. � Zmusil cie, zebys dal mu to,
czego chcial. � Lubilem to dawac � odparl Jace. � Dlaczego, twoim zdaniem, tak
latwo szlo mi wymyslanie sposob�w niszczenia, ale teraz nie potrafie wymyslic
zadnego, zeby wszystko naprawic? Do czego wlasciwie sie nadaje? Do pracy w armii
piekla? M�glbym byc generalem, jak Asmodeusz albo Samael.
� Jace...
� To byli kiedys najlepsi sludzy Boga � przypomnial Jace. � Oto, co sie dzieje,
kiedy upadasz. Wszystko, co bylo w tobie jasne, staje sie mroczne. Kiedys byles
dobry, teraz stajesz sie r�wnie zly. Do upadku prowadzi dluga droga.
� Ty nie upadles.
� Jeszcze nie.
W tym momencie niebo eksplodowalo czerwonymi i zlotymi rozblyskami. Oszolomionej
Clary przypomnialy sie fajerwerki na nocnym niebie, kiedy swietowali na Placu
Aniola. Teraz cofnela sie o krok, zeby miec lepszy widok.
Tym razem jednak nie chodzilo o swietowanie. Kiedy jej oczy przyzwyczaily sie do
jasnosci, zobaczyla, ze blask pochodzi od demonicznych wiez. Kazda jarzyla sie jak
pochodnia, czerwienia i zlotem.
Jace zbladl.
� Swiatla bitewne � powiedzial. � Musimy dotrzec do Gard. � Wzial ja za reke i
ruszyl w d�l po schodach.
� Ale moja matka � zaprotestowala Clary. � Isabelle. Alec...
� Oni tez juz sa w drodze. � Plac Aniola byl pelen. Ludzie otwierali drzwi,
wychodzili na ulice, biegli w strone oswietlonej sciezki, kt�ra prowadzila zboczem
wzg�rza do twierdzy. � Wlasnie to oznacza czerwono-zloty sygnal. �Isc do Gard�.
Tego od nas oczekuja... � Uskoczyl przed Nocnym Lowca, kt�ry minal ich pedem,
jednoczesnie przypinajac pas z bronia. � Co sie dzieje?! � krzyknal za nim Jace. �
Skad ten alarm?
� Nastapil kolejny atak! � rzucil przez ramie starszy mezczyzna w znoszonym stroju
bojowym.
� Kolejny Instytut?! � pr�bowala sie dowiedziec Clary.
Znajdowali sie na ulicy ze sklepami, kt�ra pamietala z poprzedniej wizyty z Lukiem.
Biegli pod g�re, ale nie nie brakowalo jej tchu. W duchu podziekowala za kilka
ostatnich miesiecy trening�w.
Nie zwalniajac kroku i przez chwile biegnac tylem, mezczyzna odkrzyknal:
� Jeszcze nie wiemy! Atak trwa!
I popedzil dwa razy szybciej kreta ulica, kierujac sie w strone Gard. Clary skupila
sie na tym, zeby na nikogo nie wpasc w klebiacym sie tlumie, kt�ry zawziecie parl
do przodu. Trzymala Jace�a za reke, nowy miecz obijal sie o jej udo, jakby
przypominal o swojej obecnosci, o tym, ze jest gotowy do uzycia.
Sciezka prowadzaca do Gard byla stroma, z ubitej ziemi. Clary zalowala, ze nie ma
na sobie wygodnego stroju bojowego, tylko buty za kostke, dzinsy, top i kurtke na
zamek blyskawiczny. Zanim dotarli na szczyt wzg�rza, kamyk wpadl jej do lewego buta
i uwieral przy kazdym kroku. Na szczycie zwolnili zaskoczeni.
Brama byla szeroko otwarta. W srodku, na duzym dziedzincu, latem trawiastym, teraz
nagim, otoczonym wewnetrznymi murami Gard, pod jedna sciana ujrzeli duzy jasniejacy
prostokat wirujacego powietrza i pustki.
Brama. Clary dostrzegla w niej przeblyski czerni, zieleni i plonacej bieli, a nawet
skrawek nieba usianego gwiazdami...
Przed nimi nagle pojawil sie Robert Lightwood, tarasujac droge, tak ze omal na
niego nie wpadli. Dmacy od Bramy zimny i potezny wicher przewiewal na wylot kurtke
Clary, mierzwil jej wlosy.
� Co sie dzieje? � spytal Jace. � Chodzi o londynski atak? Myslalem, ze zostal
odparty.
Robert z ponura mina pokrecil glowa.
� Zdaje sie, ze Sebastian, powstrzymany w Londynie, skierowal uwage gdzie indziej.
� Gdzie...? � zaczela Clary.
� Adamantowa Cytadela jest oblezona! � Glos Jii Penhallow wzni�sl sie ponad og�lny
gwar. Konsul stala obok Bramy. Wir powietrza miotal polami jej plaszcza niczym
skrzydlami wielkiego czarnego ptaka. � Idziemy na pomoc Zelaznym Siostrom! Nocni
Lowcy, kt�rzy sa uzbrojeni i gotowi, prosze sie do mnie zglosic!
Dziedziniec byl pelen Nefilim, choc nie tak zatloczony, jak Clary z poczatku
sadzila. Kiedy pedzili na wzg�rze, wydawalo sie jej, ze razem z nim podaza w g�re
cala armia, ale teraz zobaczyla, ze grupa liczy najwyzej piecdziesieciu wojownik�w.
Niekt�rzy mieli na sobie stroje bojowe, inni zwykle ubrania. Nie wszyscy byli
uzbrojeni. Nefilim pelniacy sluzbe w Gard biegali do zbrojowni, wracali stamtad z
bronia i dorzucali ja do stosu mieczy, serafickich nozy, siekier i maczug
zgromadzonych przy Bramie. � Chodzmy � powiedzial Jace do Roberta.
W pelnym stroju bojowym i narzuconej na niego szarej pelerynie Inkwizytora
Lightwood przypominal Clary twarda sciane skalnego: niedostepna i grozna.
Robert pokrecil glowa.
� Nie ma potrzeby. Sebastian przypuscil podstepny atak. Ma ze soba tylko dwudziestu
albo trzydziestu Mrocznych. Wystarczy nam wojownik�w do tego zadania, wiec nie
musimy wysylac naszych dzieci.
� Nie jestem dzieckiem � obruszyl sie Jace.
Clary zastanawiala sie, o czym mysli Robert, kiedy spojrzal na chlopca, kt�rego
adoptowal i wychowal. Czy dostrzega w twarzy przybranego syna rysy jego ojca, czy
szuka slad�w Michaela Waylanda. Jace zmierzyl go wzrokiem i w jego zlotych oczach
zablyslo podejrzenie.
� Cos przede mna ukrywasz?
Twarz Roberta zastygla w twardym wyrazie. Akurat mijala ich blondynka w stroju
bojowym, m�wiaca cos z podnieceniem do swojego towarzysza: �...powiedzieli nam,
zebysmy spr�bowali wziac jenc�w i sprowadzic ich tutaj. Moze da sie wyleczyc
Mrocznych. Co oznacza, ze uratowaliby Jasona�.
Clary spiorunowala Roberta wzrokiem.
� Chyba nie wysylacie ludzi, kt�rych krewni zostali porwani w atakach? I nie
m�wicie im, ze mozna uratowac Mrocznych.
Inkwizytor spojrzal na nia posepnie.
� Nie wiemy, czy nie mozna.
� Wiemy � sprzeciwila sie Clary. � Nie da sie ich uratowac! Oni juz nie sa soba!
Nie sa ludzmi. Ale kiedy tamci Nocni Lowcy zobacza twarze ludzi, kt�rych znaja,
zawahaja sie, a wtedy...
� Zostana zabici � dokonczyl Jace ponurym tonem. � Robercie, musisz ich zatrzymac.
Lightwood pokrecil glowa.
� Taka jest wola Clave.
� Wiec po co w og�le ich wysylac? � spytal Jace. � Nie lepiej tu na miejscu zarznac
piecdziesieciu wlasnych ludzi i oszczedzic czas?
� Nie waz sie zartowac � warknal Robert.
� Nie zartowalem...
� I nie m�w mi, ze piecdziesieciu Nefilim nie potrafi pokonac dwudziestu Mrocznych
wojownik�w.
Nocni Lowcy juz zaczeli wchodzic w Brame, kierowani przez Jie. Clary poczula
dreszcz paniki na plecach. Konsul przepuszczala tylko tych, kt�rzy mieli na sobie
kompletne stroje bojowe, ale niejeden z nich byl bardzo mlody albo bardzo stary, a
wielu przybylo nieuzbrojonych i po prostu chwytalo jakas bron ze stosu
przyniesionego ze zbrojowni.
� Sebastian oczekuje wlasnie takiej reakcji, skoro wzial ze soba tylko dwudziestu
ludzi � stwierdzil Jace z rozpacza. � Istnieje jakis pow�d. On musi miec
wsparcie...
� Nie moze miec wsparcia! � Robert podni�sl glos. � Nie da sie otworzyc Bramy do
Adamantowej Cytadeli, jesli nie pozwola na to Zelazne Siostry. Nam pozwolily, a
Sebastian musial nadejsc ladem. Nie obawial sie, ze bedziemy go sledzic z fortecy.
On wie, ze my wiemy, ze nie mozna go wytropic. Na pewno myslal, ze obserwujemy
tylko Instytuty. To jest prezent od losu...
� Sebastian nie daje prezent�w! � krzyknal Jace. � Jestescie slepi!
� Nie jestesmy slepi! � ryknal Robert. � Moze sie go boisz, ale on jest tylko
chlopcem, a nie najbystrzejszym wojskowym strategiem, jaki kiedykolwiek zyl na
swiecie! Walczyl z toba w Burren i przegral!
Robert odwr�cil sie i pomaszerowal w strone Jii. Jace mial taka mine, jakby zostal
spoliczkowany. Chyba jeszcze nikt nie oskarzyl go o strach.
Tlum Nocnych Lowc�w przy Bramie wyraznie sie przerzedzil. Jia gestem odprawiala
ludzi. Jace dotknal miecza przytroczonego do biodra Clary.
� Ide � oznajmil.
� Nie pozwola ci � powiedziala Clary.
� Nie musza mi pozwalac.
W czerwono-zlotym blasku wiez twarz Jace�a wygladala jak wyciosana z marmuru. Za
nim Clary zauwazyla kolejnych Nocnych Lowc�w wspinajacych sie na wzg�rze.
Rozmawiali ze soba spokojnie, jakby czekala ich zwyczajna bitwa, do wygrania kt�rej
potrzeba g�ra piecdziesieciu Nefilim. Nie byli w Burren. Nie widzieli. Nie
wiedzieli. Clary spojrzala Jace�owi w oczy.
Zwr�cila uwage na zmarszczki napiecia na jego twarzy, ostre kosci policzkowe,
zacisniete zeby.
� Pytanie brzmi, czy jest jakas szansa, ze zgodzisz sie tu zostac?
� Wiesz, ze nie � odparla Clary.
Jace wzial drzacy oddech.
� Jasne. Ale to moze byc niebezpieczne, naprawde niebezpieczne...
Clary slyszala wok�l siebie podekscytowane glosy, rozmowy o tym, ze w czasie
zebrania Rady poswieconego atakowi londynskiemu nagle na mapie tropiacej pojawil
sie Sebastian, tylko na chwile. I teraz maja szanse odniesc nad nim zwyciestwo,
skoro w Londynie tez sie przed nim obroniono...
� Kocham cie � powiedziala. � Ale nie pr�buj mnie powstrzymac.
Jace wzial ja za reke.
� Dobrze � ustapil. � Wiec biegnijmy razem do Bramy.
� Biegnijmy � zgodzila sie Clary.
I tak zrobili.
Rozdzial 7
Nocne uderzenie
Wulkaniczna r�wnina ciagnela sie przed Jace�em niczym blady krajobraz ksiezycowy
az do odleglych g�r, czarnych na tle horyzontu. Ziemie pokrywal snieg, miejscami
gesty i swiezy, gdzie indziej pod postacia cienkiego lodu, przez kt�ry przebijaly
sie ostre skaly, korzenie i zamarzniety mech.
Ksiezyc chowal sie za chmurami, aksamitnie czarne niebo bylo tylko gdzieniegdzie
usiane gwiazdami. Jednak wok�l nich jarzyly sie serafickie miecze, a w oddali,
kiedy oczy przyzwyczaily mu sie do mroku, Jace dostrzegl cos, co wygladalo jak
ognisko.
Brama wyrzucila ich w snieg, dwa metry jedno od drugiego. Teraz stali obok siebie,
Clary bardzo cicha, z bialymi platkami na miedzianych wlosach. Wszedzie wok�l nich
rozbrzmiewaly nawolywania, swist dobywanych serafickich mieczy, wypowiadane cicho
imiona aniol�w. � Trzymaj sie blisko mnie � wyszeptal Jace, ruszajac w strone
szczytu wzniesienia. Zanim wskoczyli w Brame, porwal dlugi miecz ze stosu broni.
Pozegnal ich przerazony okrzyk Konsul, kt�ry wybil sie ponad ryk wiatru. Jace
niemal sie spodziewal, ze Jia albo Robert podaza za nimi, ale Brama zamknela sie
natychmiast, jakby ktos trzasnal drzwiami.
Miecz okazal sie ciezki. Jace wolal uzywac lewej reki, a ten mial uchwyt
przystosowany do prawej. Na brzegach byl wyszczerbiony, jakby widzial juz kilka
bitew. Jace wolalby wlasna bron...
I pojawila sie przed nimi nagle, gladka i srebrna jak ryba wyciagnieta z wody.
Wczesniej Jace widzial Adamantowa Cytadele tylko na obrazkach. Wyciosana z takiego
samego materialu co serafickie miecze, jasniala na tle nocnego nieba jak gwiazda.
Wlasnie ten blask Jace wzial za swiatlo ogniska. Otaczal ja mur z adamasu, bez
zadnych otwor�w, z wyjatkiem pojedynczej bramy utworzonej przez dwa ogromne ostrza
wbite pod katem w ziemie, niczym otwarta para nozyc.
Wok�l Cytadeli rozciagala sie wulkaniczna ziemia, czarno-biala jak szachownica: w
polowie snieg, w polowie skaly. Jace poczul, ze wloski jeza mu sie na karku. Bylo
znowu jak na Burren, choc tamto jawilo mu sie niczym sen: Mroczni Nefilim
Sebastiana w czerwonych strojach bojowych i Nefilim z Clave, cali w czerni.
Rozjarzone ostrza, iskry unoszace sie w noc i na koniec plomien Wspanialego,
przycmiewajacy wszystko.
Ziemia w Burren byla ciemna, a tutaj, na tle sniegu, wojownicy Sebastiana
wyr�zniali sie jak krople krwi na bialym pl�tnie. Czekali w blasku gwiazd, z
czarnymi mieczami w rekach. Stali miedzy Nefilim, kt�rzy przybyli przez Brame, a
wrotami Adamantowej Cytadeli. Choc z tej odleglosci Jace nie widzial wyraznie ich
twarzy, jakos wyczuwal, ze sie usmiechaja.
I pod pozorami brawury wyczuwal r�wniez niepok�j w otaczajacych go Nefilim, kt�rzy
mierzyli przeciwnik�w wzrokiem. W koncu � za p�zno � dostrzegli obcosc, odmiennosc
Mrocznych. To nie byli Nocni Lowcy, kt�rzy chwilowo zbladzili. To w og�le nie byli
Nocni Lowcy.
� Gdzie on jest? � wyszeptala Clary. Jej oddech utworzyl bialy obl�czek pary na
zimnie. � Gdzie Sebastian?
Jace potrzasnal glowa. Twarze wielu z czerwonych Nocnych Lowc�w byly niewidoczne
pod kapturami. Sebastian m�gl sie kryc pod kazdym z nich.
� A Zelazne Siostry? � Clary przeszukala wzrokiem r�wnine, ale bielil sie na niej
tylko snieg. Nie zauwazyla nawet sladu Si�str w szatach znanych jej z ilustracji
Kodeksu. � Zostana w Cytadeli � uznal Jace. � Musza chronic arsenal.
Przypuszczalnie po to przyszedl tu Sebastian. Po bron. Siostry oslonia zbrojownie
wlasnymi cialami. Jesli uda mu sie przedrzec przez brame, Siostry zniszcza
Cytadele, zeby nie wpadla w rece Mrocznych. � M�wil posepnym tonem.
� Ale skoro Sebastian wie, co zrobia Siostry... � zaczela Clary.
Krzyk przecial noc jak n�z. Jace w pierwszym odruchu ruszyl przed siebie, ale od
razu zorientowal sie w swojej pomylce. Odwr�cil sie i zobaczyl, ze mezczyzna w
znoszonym stroju bojowym, ten sam, z kt�rym rozmawiali w drodze do Gard, pada na
ziemie, przebity mieczem. Jego zab�jca rozejrzal sie z szerokim usmiechem. W tym
momencie od strony Nefilim dobiegl krzyk i blondynka, kt�ra z ozywieniem rozmawiala
przed Brama, wystapila do przodu. � Jason! � krzyknela do Mrocznego wojownika,
mocno zbudowanego mezczyzny
z takimi samymi jasnymi wlosami jak jej. � Jason, prosze. � Jej glos zadrzal, kiedy
ruszyla przed siebie z wyciagnieta reka.
Mroczny patrzyl na nia, sciskajac drugi miecz.
� Prosze, nie � ostrzegla ja Clary. � Nie zblizaj sie do niego...
Ale blondynka znajdowala sie zaledwie o krok od Mrocznego.
� Jasonie, jestes moim bratem � powiedziala niemal szeptem � Jednym z nas, Nefilim.
Nie musisz tego robic. Sebastian nie moze cie zmusic. Prosze... � Rozejrzala sie z
rozpacza. � Chodz z nami. Oni pracuja nad lekiem. Pomoga ci...
Jason sie rozesmial. Blysnelo ostrze, kiedy z rozmachem cial z ukosa. Glowa
jasnowlosej Nocnej Lowczyni spadla z karku, trysnela krew, czarna na tle bialego
sniegu, cialo osunelo sie na ziemie. Ktos zaczal wrzeszczec histerycznie, potem
ktos inny krzyknal, gwaltownie pokazujac za siebie.
Jace zobaczyl szereg Mrocznych nadchodzacych od strony zamknietej Bramy. Ich
miecze lsnily w blasku ksiezyca. Nefilim ruszyli grzbietem wzg�rza, ale nie byl to
uporzadkowany marsz. Miedzy ich szeregi wkradla sie panika. Jace wyczuwal ja,
podobnie jak zapach krwi na wietrze.
� Mlot i kowadlo! � wykrzyknal w nadziei, ze zrozumieja. Chwycil Clary wolna reka i
odciagnal ja od bezglowego ciala lezacego na ziemi. � To pulapka! � Pr�bowal
przekrzyczec gwar bitewny. � Biegnij do muru, gdzie bedziesz mogla otworzyc Brame!
Wynosmy sie stad! Jej zielone oczy sie rozszerzyly. Jace mial ochote porwac ja w
objecia, pocalowac, przytulic, ale ostudzila go swiadomosc, ze to on wprowadzil ja
do tego zycia. Sam ja zachecal. Trenowal. Kiedy dostrzegl blysk zrozumienia w jej
oczach, skinal glowa i puscil jej reke. Clary pedem minela Mrocznego, kt�ry walczyl
z Cichym Bratem w zakrwawionej pergaminowej szacie, wladajacym laska. Slizgala sie
na sniegu, ale biegla dalej w strone Cytadeli. Tlum zaslonil ja w chwili, kiedy na
Jace�a skoczyl wojownik z wyciagnieta bronia. Jak wszyscy Mroczni, poruszal sie
szybko, niemal jak dzikie zwierze. Kiedy uni�sl miecz, wydawalo sie, ze przeslonil
ksiezyc. W Jace�em wzburzyla sie krew, pomknela jego zylami jak ogien, swiadomosc
ograniczyla sie do tej jednej chwili i broni trzymanej w rece.
Ruszyl na przeciwnika.
***
Clary schylila sie po Hesperosa lezacego na sniegu. Ostrze bylo umazane krwia
Mrocznego Lowcy, kt�ry teraz uciekal przed nia z powrotem do bitwy szalejacej na
r�wninie. To zdarzylo sie juz po raz sz�sty. Clary atakowala, pr�bowala wdac sie w
walke z kt�ryms z Mrocznych, a oni rzucali bron, cofali sie przed nia jak przed
zjawa i uciekali. Za pierwszym czy drugim razem przyszlo jej do glowy, ze boja sie
Hesperosa, kt�ry wygladal tak samo jak miecz nalezacy do ich pana. Teraz
podejrzewala cos innego. Sebastian prawdopodobnie przykazal im, zeby nie zrobili
jej krzywdy, i oni go sluchali.
Miala ochote wrzeszczec. Wiedziala, ze powinna pobiec za nimi, zabic ich ciosem w
plecy albo poderznac gardlo, ale nie potrafila sie do tego zmusic. Nadal wygladali
jak Nefilim, jak ludzie. Ich krew zabarwiala snieg na czerwono. Tch�rzostwem
wydawalo sie atakowanie kogos, kto nie moze sie bronic.
Uslyszala za soba chrzest lodu i odwr�cila z wyciagnieta bronia. Wszystko wydarzylo
sie w jednej chwili. Uswiadomila sobie, ze Mrocznych jest dwa razy wiecej, niz sie
spodziewali, ze sa przez nich osaczeni z dw�ch stron, a Jace prosil ja, zeby
stworzyla Brame. Zaczela torowac sobie droge przez zdesperowany tlum. Niekt�rzy
Nocni Lowcy rozpierzchli sie, inni zostali na miejscu, zdecydowani walczyc dalej. W
swojej masie byli spychani w d�l zbocza, w strone r�wniny, gdzie wrzala najwieksza
bitwa, mieszanina czerni, bieli i czerwieni. W mroku blyskaly jasne serafickie
miecze.
Clary po raz pierwszy blogoslawila swoja mikra posture. Mogla smigac przez tlum,
wychwytujac wzrokiem zywe obrazy rozpaczliwej walki. Tam Nefilim niewiele starsza
od niej toczyla desperacki pojedynek z dwa razy od niej wiekszym przeciwnikiem.
Mroczny powalil ja na snieg sliski od krwi, miecz wypadl jej z reki, rozlegl sie
krzyk, a potem serafickie ostrze zgaslo na zawsze. Obok ciemnowlosy mlodzieniec w
czarnym stroju Nocnego Lowcy stal nad cialem martwego wojownika w czerwieni.
Trzymal w dloni zakrwawiony miecz, a po jego twarzy plynely lzy. Niedaleko Cichy
Brat w pergaminowej szacie pojawil sie nie wiadomo skad i rozbil czaszke wroga
jednym ciosem drewnianej laski. Mroczny w milczeniu runal na ziemie. Jakis
mezczyzna padl na kolana i obejmowal nogi kobiety w czerwonej szacie. Ona przez
chwile patrzyla na niego beznamietnie, a potem wbila miecz miedzy jego lopatki.
Zaden z wojownik�w nie ruszyl sie, zeby ja powstrzymac.
Clary wypadla po drugiej stronie klebowiska i znalazla sie tuz przy Cytadeli,
kt�rej mury jasnialy intensywnym blaskiem. Przez nozycowa brame dostrzegla cos
czerwono-zlotego jak ogien. Siegnela do pasa po stele, przytknela jej czubek do
sciany i... zamarla.
Zaledwie p�l metra od niej Mroczny Nocny Lowca wymknal sie z gaszczu walczacych i
ruszyl do Cytadeli, niosac pod pacha maczuge i cep. Obejrzal sie jeszcze z szerokim
usmiechem i wszedl w brame...
Nozyce sie zamknely. Nie bylo zadnego krzyku, tylko nieprzyjemny chrzest kosci,
slyszalny nawet ponad bitewna wrzawa. Strumien krwi trysnal na zamknieta brame, a
Clary zauwazyla, ze stalo sie to nie po raz pierwszy. Na murze widnialy inne
rozbryzgi, na ziemi... Clary odwr�cila sie ze scisnietym zoladkiem i przytknela
stele do kamienia. Pomyslala o Alicante, pr�bujac wyobrazic sobie trawiasty
dziedziniec przed Gard, starajac sie odepchnac wszystko, co ja rozpraszalo.
� Rzuc stele, c�rko Valentine�a � rozlegl sie za nia zimny, spokojny glos.
Clary zamarla. Gdy sie obejrzala, zobaczyla Amatis z wycelowanym w nia mieczem i
drapieznym usmiechem na twarzy.
� Rzuc stele na ziemie i podejdz do mnie. Znam kogos, kto bardzo sie ucieszy, kiedy
cie zobaczy.
***
� Rusz sie, Clarisso. � Amatis dzgnela ja w bok czubkiem miecza, nie na tyle mocno,
zeby przeciac kurtke, ale wystarczajaco, zeby Clary poczula dyskomfort. Stela
lezala p�l metra od niej w brudnym sniegu i polyskiwala. � Tylko bez ociagania.
� Nie mozesz zrobic mi krzywdy � stwierdzila Clary. � Sebastian wydal rozkazy.
� Rozkazy, zeby cie nie zabijac � przyznala Amatis. � Nie wspomnial nic o zadawaniu
ran. Z checia oddam mu ciebie bez palc�w, dziewczyno. Nie mysl, ze tego nie zrobie.
Clary lypnela na nia spode lba, po czym sie odwr�cila i ruszyla w strone pola
bitwy. Omiatala wzrokiem morze szkarlatu, wypatrujac znajomej jasnej glowy. Musiala
wiedziec, ile ma czasu, zanim Mroczna rzuci ja do st�p Sebastiana i szansa na
ucieczke czy walke przepadnie.
Oczywiscie, Amatis zabrala Hesperosa i miecz Morgenstern�w wisial teraz na jej
biodrze.
Gwiazdy na jego klindze blyskaly w mroku.
� Zaloze sie, ze nawet nie wiesz, gdzie on jest � rzucila Clary.
Amatis dzgnela ja znowu i Clary przyspieszyla kroku, omal nie potykajac sie o
martwe cialo Mrocznego Nocnego Lowcy. Pod nogami miala zryta ziemie wymieszana ze
sniegiem i krwia.
� Jestem porucznikiem Sebastiana � oznajmila Amatis. � Zawsze wiem, gdzie on jest.
Dlatego to mnie zaufal i kazal cie przyprowadzic.
� On wcale ci nie ufa. W og�le go nie obchodzisz. Sp�jrz. � Dotarly do malego
pag�rka.
Clary przystanela i zatoczyla ramieniem kolo, wskazujac na pole bitwy. � Sp�jrz,
ilu z was padlo.
Sebastian po prostu potrzebuje miesa armatniego. Chce was wykorzystac.
� To wlasnie widzisz? A ja widze martwych Nefilim. � Siwiejace wlosy Amatis
powiewaly na chlodnym wietrze, oczy byly twarde. � Myslisz, ze Clave nie przegrywa?
Popatrz tam.
Clary powiodla wzrokiem za jej palcem.
Dwie czesci armii Sebastiana powoli zamykaly okrazenie. Wielu Nefilim walczylo z
wprawa i zawzietoscia. W pewnym sensie az milo bylo ich obserwowac. Blask
serafickich nozy kreslil wzory na ciemnym niebie. Co nie zmienialo faktu, ze byli
skazani na przegrana. � Zrobili to, co zawsze robia, kiedy dochodzi do ataku poza
Idrisem, a w poblizu nie ma Konklawe. Wyslali przez Brame tych, kt�rzy pierwsi
dotarli do Gard. Niekt�rzy z tych wojownik�w nigdy nie brali udzialu w prawdziwej
bitwie. Niekt�rzy walczyli w zbyt wielu. Zaden z nich nie jest przygotowany do
tego, zeby zabijac wrog�w o twarzach ich syn�w, kochank�w, przyjaci�l, parabatai. �
Ostatnie slowo Amatis niemal wyplula. � Clave nie rozumie naszego Sebastiana ani
jego armii. I zanim zrozumieja, beda martwi.
� Skad sie tu wzieli? � zapytala Clary. � Mroczni. Clave m�wilo, ze jest ich tylko
dwudziestu i ze nie mialby gdzie ukryc reszty. Jak...
Amatis odrzucila glowe do tylu i sie rozesmiala.
� A gdybym ci powiedziala, ze Sebastian ma sojusznik�w w miejscach, o kt�rych ci
sie nie snilo, mala.
� Amatis, ty jestes jedna z nas. � Clary silila sie na spok�j w glosie. � Nefilim.
Siostra Luke�a.
� On jest Podziemnym, a nie moim bratem. Powinien sie zabic, kiedy Valentine kazal
mu to zrobic.
� Nie m�wisz tego powaznie. Bylas szczesliwa, ze go widzisz, kiedy do ciebie
przyszlismy. Wiem, ze tak.
Tym razem dzgniecie miedzy lopatkami bylo bardziej niz nieprzyjemne. Zabolalo.
� Wtedy bylam zniewolona � powiedziala Amatis. � Myslalam, ze potrzebuje aprobaty
Clave i Rady. Nefilim zabrali mi wszystko. � Odwr�cila glowe i nienawistnym
wzrokiem spojrzala na Cytadele. � Zelazne Siostry zabraly mi matke. Potem Zelazne
Siostry przeprowadzily m�j rozw�d. Przeciely moje Znaki malzenstwa na p�l, a ja
krzyczalam z b�lu. Nie mialy serca, tylko adamas. Cisi Bracia r�wniez. Myslisz, ze
sa zyczliwi, ze Nefilim sa zyczliwi, bo sa dobrzy, ale dobroc to nie zyczliwosc i
nie ma nic okrutniejszego od cnoty. � Mozemy wybierac � odparowala Clary, choc nie
wiedziala, jak komus, kto nie rozumial, ze odebrano mu wyb�r, wyjasnic, ze istnieje
cos takiego jak wolna wola?
� Och, na pieklo, badz cicho... � Amatis zesztywniala.
Clary podazyla za jej wzrokiem, ale przez chwile nie mogla dojrzec, w co wpatrywala
sie Amatis. Zobaczyla chaos walki, krew na sniegu, odbicia gwiazd na ostrzach i
poswiate Cytadeli. Potem stwierdzila, ze bitwa przybiera dziwny obr�t. Ktos torowal
sobie droge przez tlum, jakby prul fale, i zostawial za soba pobojowisko. Smukly,
czarno odziany Nocny Lowca o jasnych wlosach poruszal sie szybko jak ogien skaczacy
w lesie z drzewa na drzewo, pochlaniajacy wszystko.
Tylko ze w tym wypadku lasem byla armia Sebastiana. Mroczni padali jeden po drugim
i nawet nie mieli czasu siegnac po bron, a tym bardziej jej uniesc. Na ten widok
inni zaczeli sie cofac, zdezorientowani i niepewni. Clary ujrzala sciezke wycieta
przez srodek pola bitwy.
I zobaczyla, kto na niej stoi.
Usmiechnela sie wbrew wszystkiemu.
� Jace...
Amatis z sykiem nabrala powietrza. Ta chwila nieuwagi wystarczyla, zeby Clary
rzucila sie do przodu i podciela Mrocznej nogi, tak jak uczyl ja Jace. Kobieta sie
przewr�cila, miecz wypadl jej z reki na zamarznieta ziemie. Juz miala sie zerwac,
gdy Clary skutecznym, choc malo wdziecznym kopniakiem powalila ja z powrotem na
snieg. Amatis wymierzyla jej silny cios w glowe, ale Clary siegnela do jej pasa,
wyszarpnela Hesperosa i przytknela jego ostry czubek do gardla przeciwniczki.
Kobieta znieruchomiala.
� Wlasnie � powiedziala Clary. � Nawet nie mysl o tym, zeby sie ruszyc.
***
***
***
� To nie takie proste, Alec � powiedziala Jia ze znuzeniem. � Magia Bramy jest
skomplikowana, a my nie mielismy wiesci od Zelaznych Si�str, ze potrzebuja naszej
pomocy. Zreszta, po tym, co sie wydarzylo w Londynie, musimy byc tutaj w
gotowosci...
� Ale ja wiem � upieral sie Alec. Drzal mimo stroju bojowego. Na wzg�rzu Gard bylo
zimno, jednak jego reakcja wynikala gl�wnie z szoku po tym, co Isabelle powiedziala
rodzicom. Nie m�gl zapomniec wyrazu twarzy ojca. A najbardziej dreczyl go lek.
Chlodne przeczucie wedrujace po plecach jak l�d. � Nie rozumiecie Mrocznych. Nie
rozumiecie, jacy oni sa...
Zgial sie wp�l, gdy nagle od ramienia do wnetrznosci przeszyl go zar, niczym
ognista wl�cznia. Z krzykiem opadl na kolana.
� Alec, Alec!
Poczul dlonie Konsul na ramionach. Niejasno zdawal sobie sprawe, ze rodzice biegna
w jego strone. W oczach pociemnialo mu z b�lu. Podwojonego, bo to wcale nie byl
jego b�l; ogien pod zebrami plonal w innym ciele.
� Jace � jeknal przez zeby. � Cos sie stalo. Ogien. Musicie otworzyc Brame, szybko!
***
Amatis zasmiala sie, lezac na ziemi.
� Nie zabijesz mnie. Nie masz odwagi.
Clary, oddychajac ciezko, dzgnela czubkiem miecza jej podbr�dek.
� Nie wiesz, do czego jestem zdolna.
� Sp�jrz na mnie. � Oczy Mrocznej sie jarzyly. � Sp�jrz na mnie i powiedz, co
widzisz. Clary spojrzala. I zrozumiala. Amatis nie byla podobna do brata, ale miala
taki sam zarys szczeki, takie same niebieskie oczy, takie same brazowe wlosy
przetykane siwizna.
� Laska � powiedziala kobieta, unoszac rece, jakby chciala obronic sie przed
ciosem. � Zlitujesz sie nade mna?
Laska. Clary stala bez ruchu, podczas gdy Amatis patrzyla na nia z wyraznym
rozbawieniem. �Dobroc to nie zyczliwosc i nie ma nic okrutniejszego niz cnota�.
Wiedziala, ze powinna poderznac Mrocznej gardlo, ale jak p�zniej mialaby wyznac
Luke�owi, ze zabila jego siostre, kiedy ta lezala na ziemi i blagala ja o litosc?
Clary poczula, ze reka jej drzy, jakby nie miala polaczenia z cialem. Wok�l niej
odglosy bitwy jakby przycichly. Slyszala krzyki i szepty, ale nie smiala odwr�cic
glowy, zeby zobaczyc, co sie dzieje. Byla skupiona na Amatis, na uchwycie
Hesperosa, na cienkiej struzce krwi plynacej spod brody Mrocznej, gdzie czubek
miecza przebil sk�re...
Nagle ziemia zadrzala. Clary posliznela sie na sniegu, upadla na bok i potoczyla
sie, o wlos unikajac skaleczenia wlasna bronia. Impet wypchnal powietrze z jej
pluc, ale jakos sie pozbierala i mocniej scisnela Hesperosa, choc grunt usuwal sie
jej spod n�g. Trzesienie ziemi, pomyslala bliska paniki, i wolna reka chwycila sie
skaly. Tymczasem Amatis dzwignela sie na kolana i rozejrzala z drapieznym
usmiechem.
Wszedzie wok�l rozbrzmiewaly krzyki i straszliwy dzwiek rozrywania. Na oczach
przerazonej Clary ziemia sie rozstapila. W glab wielkiej dziury polecialy kamienie,
gleba, bryly lodu. Szczelina poszerzala sie szybko, zmieniala w ogromna czelusc o
nier�wnych scianach, stromo opadajacych w ciemnosc.
Nagle ziemia przestala drzec. Clary uslyszala smiech i zobaczyla, ze Amatis wstaje
z drwiacym grymasem na twarzy.
� Przekaz wyrazy milosci mojemu bratu! � krzyknela Mroczna i wskoczyla w otchlan.
Clary zerwala sie z dudniacym sercem i pobiegla do skraju pekniecia. Spojrzala w
d�l, ale dostrzegla jedynie metr ziemnego zbocza, a dalej czern... i cienie,
poruszajace sie cienie. Odwr�cila sie i zobaczyla, ze z calego pola bitwy
nadbiegaja Mroczni i rzucaja sie do czelusci. Przypominali jej olimpijskich
skoczk�w do wody. Byli spokojni, zdeterminowani, pewni, ze dobrze wyladuja.
Podczas gdy odziani na czerwono wrogowie pedzili ku przepasci i rzucali sie w mrok,
Nefilim uciekali w przeciwna strone. Clary z niepokojem szukala wsr�d nich wzrokiem
jednej odzianej na czarno postaci o jasnych wlosach.
Nagle sie zatrzymala. Po prawej stronie szczeliny, w pewnej odleglosci od niej,
stala grupka kobiet w bieli. Zelazne Siostry. Miedzy nimi Clary dostrzegla postac
lezaca na ziemi i jeszcze jedna, w pergaminowej szacie, pochylona nad tamta
pierwsza...
Puscila sie biegiem. Nie powinna biec z obnazonym mieczem, ale na nic nie
zwazala. Uskakiwala z drogi biegnacym Mrocznym, omijala Nefilim. Tutaj snieg byl
krwawy, mokry i sliski, ale pedzila wytrwale, az w koncu przedarla sie przez krag
Zelaznych Si�str i doskoczyla do Jace�a.
Lezal na ziemi, ale kiedy Clary zobaczyla, ze Jace ma otwarte oczy, jej serce,
bliskie eksplozji, uspokoilo sie troche. Byl bardzo blady i oddychal chrapliwie.
Cichy Brat kleczal obok niego i dlugimi bialymi palcami rozrywal rekaw stroju
bojowego.
� Co sie dzieje? � zapytala Clary.
Dwanascie Zelaznych Si�str odpowiedzialo jej beznamietnym spojrzeniem. Po drugiej
stronie czelusci stalo bez ruchu jeszcze wiecej Zelaznych Si�str i obserwowalo, jak
Mroczni rzucaja sie w otchlan. Byl to niesamowity widok.
� Co sie stalo?
� Sebastian � rzucil Jace przez zacisniete zeby, kiedy Clary uklekla obok niego,
naprzeciwko Cichego Brata, i zobaczyla jego ramie.
Rana broczyla ogniem.
Nie krwia, tylko ogniem, zabarwionym na zloto jak krew aniol�w. Clary gwaltownie
zaczerpnela tchu i spojrzala na brata Zachariasza. Dostrzegla tylko bladosc cery,
ostre rysy i blizny. On tez na nia popatrzyl i wyjal z szaty stele, ale zamiast
przylozyc ja do sk�ry Jace�a, sprawnie i szybko wycial run na wlasnej dloni. Clary
zadrzala, gdy poczula moc plynaca ze Znaku.
Nie ruszaj sie. Zaraz przestanie bolec, powiedzial cicho Brat i przytknal dlon do
ognistej rany.
Jace krzyknal. Jego cialo niemal unioslo sie z ziemi, ogien, kt�ry wyciekal z rany
niczym lzy, buchnal jak polany benzyna, pomknal po rece Zachariasza, ogarnal rekaw
jego szaty. Cichy Brat szarpnal sie do tylu, ale dopiero kiedy plomien pochlonal go
calego. W glebi falujacego i trzaskajacego ognia Clary dostrzegla niewyrazny zarys
runu, kt�ry wygladal jak dwa skrzydla zlaczone poprzeczka. Znaku, kt�ry widziala
juz wczesniej, stojac na dachu na Manhattanie; pierwszego, kt�ry sama sobie
wyobrazila, niepochodzacego z Szarej Ksiegi. Run zamigotal i zniknal tak szybko, ze
Clary nabrala watpliwosci, czy sobie go nie uroila. Najwidoczniej ukazywal sie jej
w chwilach stresu i paniki, ale co oznaczal? Mial pom�c Jace�owi czy bratu
Zachariaszowi?
Cichy Brat bez slowa zwalil sie do tylu na snieg jak zweglone drzewo.
Od kregu Zelaznych Si�str dobiegl pomruk. Cokolwiek dzialo sie z Zachariaszem, nie
powinno sie dziac. Cos poszlo bardzo zle.
Zelazne Siostry ruszyly w strone lezacego Cichego Brata i zaslonily Clary widok.
Tymczasem Jace drgal spazmatycznie, z zamknietymi oczami, z glowa odchylona do
tylu. Clary rozejrzala sie rozpaczliwie. Miedzy Siostrami widziala brata
Zachariasza miotajacego sie po ziemi. Jego cialo skwierczalo od ognia, z gardla
wyrywal sie dzwiek, ludzki krzyk b�lu, a nie cichy mentalny szept Braci. Siostra
Kleofas chwycila za plonaca pergaminowa szate i zaczela powtarzac coraz glosniej:
� Zachariaszu, Zachariaszu...
Nie tylko on byl ranny. Niekt�rzy Nefilim zebrali sie wok�l Jace�a, ale wielu
innych zostalo przy swoich rannych towarzyszach, rysowalo runy uzdrawiajace,
szukalo bandazy w ekwipunku.
� Clary � wyszeptal Jace. Pr�bowal dzwignac sie na lokciach, ale nie dal rady. �
Brat Zachariasz... co sie stalo? Co mu zrobilem...
� Nic, Jace. Lez spokojnie. � Clary schowala miecz do pochwy i zdretwialymi palcami
wydobyla stele z jego pasa na bron. Juz miala przytknac ja do jego sk�ry, ale on
odsunal sie, drzac konwulsyjnie.
� Nie � wykrztusil. Jego oczy jarzyly sie zlotem. � Nie dotykaj mnie. Tobie tez
zrobie krzywde.
� Nie zrobisz. � Zdesperowana rzucila sie na niego i przygniotla calym ciezarem do
sniegu. Choc wil sie pod nia, a jego ubranie i sk�ra byly sliskie od krwi i gorace
jak ogien, objela kolanami jego biodra, przyszpilila go i siegnela do ramienia. �
Jace. Jace, prosze. � Jego oczy nie chcialy sie na niej skupic, rece spazmatycznie
drapaly ziemie. � Jace. � Przytknela stele do jego sk�ry tuz nad rana.
Nagle znalazla sie na statku ojca i cala sile, kazdy atom woli i energii wkladala w
stworzenie runu, kt�ry spalilby swiat, odwr�cil smierc, sprawil, zeby oceany
poplynely do nieba. Tylko ze tym razem chodzilo o najprostszy z run�w, kt�rego
uczyli sie wszyscy Nocni Lowcy w pierwszym roku szkolenia.
Uzdrawiajacy.
Iratze przybieral ksztalt na ramieniu Jace�a, rozchodzil sie spirala od czubka
steli, tak czarny, ze pochlanial swiatlo gwiazd i Cytadeli. Clary czula, ze w miare
rysowania znika w nim r�wniez jej sila. Nigdy wczesniej nie miala wrazenia, ze
stela jest przedluzeniem jej zyl, ze ona pisze wlasna krwia, a cala energia wycieka
z niej przez dlon i palce. W oczach jej pociemnialo, ale starala sie utrzymac
stele, dokonczyc run. Ostatnia rzecza, kt�ra zobaczyla, byl potezny jasniejacy wir
Bramy z dalekim widokiem Placu Aniola. Potem osunela sie w nicosc.
Rozdzial 8
Sila w tym, co pozostaje
Zastanawialam sie, ile czasu minie, nim znowu cie zobacze, i... o, Boze, co ty masz
na sobie? Simon spojrzal na swoja falbaniata koszule i sk�rzane spodnie. Wyczul, ze
Raphael, ukryty gdzies w cieniu, usmiecha sie drwiaco.
� To dluga historia. Mozemy wejsc do srodka?
***
Magnus obr�cil w rekach srebrna szkatulke. Jego kocie oczy blyszczaly w mroku
piwnicy Amatis, rozjasnionej magicznym swiatlem.
Jocelyn patrzyla na niego z ciekawoscia i niepokojem. Luke pomyslal o tych
wszystkich chwilach, kiedy prowadzila c�rke do loftu Magnusa, bo w miare dorastania
Clary zaczynala przypominac sobie to, co powinna zapomniec.
� I co? � zapytala Jocelyn.
� Musisz dac mi troche czasu � odparl Magnus, ostroznie dotykajac szkatulki palcem.
� Magiczne pulapki, klatwy i tym podobne rzeczy potrafia byc bardzo subtelnie
ukryte.
� Nie spiesz sie � powiedzial Luke, opierajac sie o st�l wcisniety w kat pelen
pajeczyn. Dawno temu byl to st�l kuchenny jego matki. Rozpoznal wz�r ze slad�w od
noza na drewnianym blacie, a nawet odprysku na nodze, kt�ry sam jako nastolatek
zrobil kopniakiem. Potem mebel nalezal przez lata do Amatis. Nalezal do niej, kiedy
wyszla za Stephena i podawano na nim proszone kolacje w domu Herondale��w. Nalezal
do niej po rozwodzie, gdy Stephen wyprowadzil sie do wiejskiej rezydencji z nowa
zona. Cala piwnice wypelnialy stare graty pozostale jeszcze po rodzicach albo
obrazy i inne rzeczy z czas�w malzenstwa Amatis.
Luke zastanawial sie, dlaczego tutaj je upchnela. Moze nie byla w stanie na nie
patrzec.
� Nie sadze, zeby bylo z nia cos nie w porzadku � orzekl w koncu Magnus,
odstawiajac szkatulke z powrotem na p�lke, na kt�rej umiescila ja Jocelyn, zeby nie
trzymac jej w domu. Czarownik zadrzal i zatarl dlonie. Byl okutany w ciemny
plaszcz, w kt�rym wygladal jak detektyw z czarnego kryminalu. Gdy tylko stanal w
drzwiach, Jocelyn nie pozwolila mu sie rozebrac, tylko chwycila go za ramie i
zaciagnela do piwnicy. � Zadnych pulapek, zadnych sidel, zadnej magii.
Jocelyn wygladala na lekko zmieszana.
� Dzieki, ze na to spojrzales. Czasami potrafie byc paranoiczka. A po tym, co
ostatnio stalo sie w Londynie...
� A co sie stalo w Londynie?
� Nie wiemy zbyt duzo � wlaczyl sie Luke. � Dzis po poludniu dostalismy ognista
wiadomosc z Gard, ale bylo w niej niewiele szczeg�l�w. Londyn jako jeden z kilku
Instytut�w nie zostal jeszcze ewakuowany. Podobno Sebastian i Mroczni pr�bowali go
zaatakowac, ale zostali odparci przez jakis czar ochronny, o kt�rym nawet Rada nic
nie wie. Cos ostrzeglo Nocnych Lowc�w, tak ze mogli uciec.
� Duch � powiedzial Magnus. Na jego ustach tanczyl usmiech. � Duszek, kt�ry
przyrzekl chronic to miejsce. Ona jest tam od stu trzydziestu lat.
� Ona? � powt�rzyla Jocelyn, opierajac sie o zakurzona sciane. � Duch? Naprawde?
Jak jej na imie?
� Rozpoznalabys nazwisko, gdybym ci je powiedzial, ale jej by sie to nie spodobalo.
� Spojrzenie Magnusa bylo odlegle. � Mam nadzieje, ze to oznacza, ze znalazla
spok�j. � Wr�cil do obecnej chwili. � Nie zamierzalem kierowac rozmowy w te strone.
Nie po to przyszedlem. � Domyslam sie � rzekl Luke. � Dziekujemy za wizyte, choc
przyznam, ze bylem zaskoczony, kiedy zobaczylem cie w progu. Nie sadzilem, ze nas
odwiedzisz.
Myslalem, ze p�jdziesz do Lightwood�w. Niewypowiedziane slowa zawisly miedzy nimi
w powietrzu.
� Mialem zycie przed Alekiem � oswiadczyl Magnus. � Jestem Wysokim Czarownikiem
Brooklynu. Przybylem tu, zeby zasiasc w Radzie w imieniu Dzieci Lilith.
� Myslalem, ze przedstawicielem czarownik�w jest Catarina Loss � powiedzial Luke. �
Byla, ale nam�wila mnie, zebym zajal jej miejsce i m�gl w ten spos�b zobaczyc sie z
Alekiem. � Magnus westchnal. � Przekonala mnie, kiedy bylismy w Hunter�s Moon. I
wlasnie o tym chcialem z toba porozmawiac.
Luke usiadl na rozchwianym stole.
� Widziales Bata? � zapytal.
Bat nabral ostatnio zwyczaju zalatwiania spraw w Hunter�s Moon zamiast w
opuszczonym komisariacie. Nie byla to oficjalna decyzja, ale wszyscy wiedzieli,
gdzie go znalezc.
� Tak. Akurat zadzwonila do niego Maia. � Magnus przeczesal palcami wlosy. �
Sebastianowi nie spodobalo sie, ze zostal pokonany. � Luke poczul napiecie.
Czarownik wyraznie ociagal sie z przekazaniem zlych wiesci. � Wyglada na to, ze po
nieudanym ataku na Instytut Londynski skierowal uwage na Praetor Lupus. Podobno
likantropy sa dla niego malo uzyteczne, bo nie mozna ich zmienic w Mrocznych, wiec
doszczetnie spalil ich siedzibe i wszystkich wymordowal. Zabil Jordana Kyle�a na
oczach Mai. Jej pozwolil zyc, zeby mogla przekazac wiadomosc.
Jocelyn zadrzala.
� M�j Boze!
� Jak brzmiala ta wiadomosc? � Luke w koncu odzyskal glos.
� Jest przeznaczona dla Podziemnych � odparl Magnus. � Rozmawialem z Maia przez
telefon. Kazala mi ja zapamietac. Sebastian powiedzial: �Przekaz wszystkim
Podziemnym, ze szukam zemsty i jej dokonam. Rozprawie sie z kazdym, kto sprzymierzy
sie z Nocnymi Lowcami. Nie mam nic do waszego rodzaju, chyba ze wesprzecie Nefilim
w boju. Wtedy staniecie sie pokarmem dla mojego ostrza i ostrzy mojej armii, az
ostatnie z was zniknie z powierzchni tego swiata�.
Jocelyn wydala zdlawiony dzwiek i stwierdzila:
� On m�wi zupelnie jak jego ojciec.
Luke spojrzal na Magnusa.
� Zamierzasz przekazac te wiadomosc Radzie?
Bane postukal w brode paznokciem.
� Nie. Ale nie zamierzam ukrywac jej przed Podziemnymi. Lojalnosc wobec nich jest
dla mnie wazniejsza niz wobec Nocnych Lowc�w. Dostalem to. � Magnus wyjal z
kieszeni swistek papieru. Luke go rozpoznal, bo sam mial taki. � Przyjdziesz jutro
na kolacje?
� Tak. Faerie traktuja takie zaproszenia bardzo powaznie. Meliorn i Dw�r byliby
obrazeni, gdybym nie przyszedl.
� Wtedy zamierzam im powiedziec � oznajmil Magnus.
� A jesli wpadna w panike? � zapytal Luke. � Jesli opuszcza Rade i Nefilim?
� Raczej nie da sie ukryc tego, co spotkalo Praetor.
� Ale wiadomosc Sebastiana mozna zachowac dla siebie � wtracila Jocelyn. � On
pr�buje nastraszyc Podziemnych. Doprowadzic do tego, zeby trzymali sie z daleka,
kiedy bedzie niszczyl Nefilim.
� To ich prawo � skwitowal Magnus.
� Myslisz, ze Nefilim kiedykolwiek im wybacza? Clave nie jest wielkoduszne. Jest
bardziej pamietliwe niz B�g.
� Jocelyn, to nie wina Magnusa � pr�bowal ja zmitygowac Luke.
Ale ona nadal patrzyla na czarownika.
� Co doradzilaby ci Tessa?
� Prosze, Jocelyn � powiedzial Magnus. � Wcale jej nie znasz. Ona jak zwykle
zlecilaby uczciwosc. Ukrywanie prawdy nigdy nie dziala. Rozumie to kazdy, kto
dostatecznie dlugo zyje. Jocelyn spojrzala na swoje rece, dlonie artystki, kt�re
Luke tak bardzo kochal, smukle, zreczne, poplamione tuszem.
� Juz nie jestem Nocna Lowczynia. Wiecie, ze od nich ucieklam. Ale swiat bez
Nocnych Lowc�w... boje sie tego.
� Przed Nefilim swiat tez istnial � przypomnial Magnus. � I bedzie istnial po nich.
� Swiat, w kt�rym mozemy przetrwac? M�j syn... � Jocelyn urwala, kiedy z g�ry
dobieglo lomotanie do frontowych drzwi. � Clary? Czyzby znowu zapomniala klucza?
� Ja otworze � zaoferowal sie Luke.
Wymienil kr�tkie spojrzenie z Jocelyn i opuscil piwnice. W glowie mial zamet.
Jordan nie zyl, Maia rozpaczala, Sebastian pr�bowal nastawic Podziemnych przeciwko
Nocnym Lowcom.
Gdy otworzyl drzwi, do srodka wpadl podmuch zimnego nocnego powietrza. Na progu
stala mloda kobieta o jasnych kreconych wlosach, w pelnym stroju bojowym. Luke
ledwo zdazyl zarejestrowac, ze demoniczne wieze jarza sie na czerwono, kiedy Helen
Blackthorn oznajmila:
� Przynosze wiadomosc z Gard. Chodzi o Clary.
***
� Maia.
Przytlumiony glos w ciszy. Maia sie odwr�cila. Nie chciala otwierac oczu. Cos
strasznego czailo sie w ciemnosci, a ona moglaby przed tym uciec, gdyby tylko spala
i spala na wieki.
� Maiu.
Patrzyl na nia z mroku. Jasne oczy i ciemna sk�ra. Jej brat Daniel. Wyrwal
skrzydelka motylowi i upuscil jego drgajacy odwlok na ziemie.
� Maiu, prosze.
Lekkie dotkniecie na ramieniu. Zerwala sie gwaltownie, uderzyla plecami w sciane i
krzyknela cicho, otwierajac oczy. Rzesy miala mokre, zlepione sola. Plakala przez
sen.
Znajdowala sie w slabo oswietlonym pokoju z oknem wychodzacym na kreta sr�dmiejska
ulice. Przez brudna szybe widziala bezlistne galezie drzew i brzeg czegos
metalowego � schod�w pozarowych, domyslila sie.
Spojrzala w d�l. Waskie l�zko z zelaznym zagl�wkiem i cienkim kocem, kt�ry z
siebie
skopala. Plecy przycisniete do ceglanej sciany. Pojedyncze krzeslo przy l�zku,
stare i rozchwiane. Siedzacy na nim Bat wolno opuscil reke.
� Przykro mi � powiedzial.
� Nie dotykaj mnie � wychrypiala Maia.
� Krzyczalas. We snie.
Maia otoczyla sie ramionami. Miala na sobie dzinsy i koszulke. Sweter, kt�ry nosila
na Long Island, gdzies zniknal, rece pokryly sie gesia sk�rka.
� Gdzie moje ubranie? � zapytala. � Kurtka, sweter...
Bat odchrzaknal.
� Byly przesiakniete krwia.
� Racja. � Serce lomotalo jej w piersi.
� Pamietasz, co sie stalo? � spytal Bat.
Maia zamknela oczy. Pamietala wszystko: furgonetke, jazde, spalony budynek, plaze
zaslana cialami. Krew Jordana plynaca jak woda i mieszajaca sie z piaskiem. �Tw�j
chlopak nie zyje�.
� Jordan � wyszeptala, choc juz wiedziala.
Bat mial powazna mine. Jego brazowe oczy jarzyly sie w slabym swietle zielonkawym
blaskiem. Byl jednym z pierwszych wilkolak�w, jakich poznala. Chodzili ze soba,
p�ki mu nie powiedziala, ze jest w miescie nowa, nie czuje sie w nim pewnie i
jeszcze nie zapomniala o Jordanie. Zerwal z nia nastepnego dnia. O dziwo, pozostali
przyjaci�lmi.
� On nie zyje � oznajmil teraz. � Podobnie jak prawie wszyscy z Praetor Lupus.
Pretor Scott, uczniowie. Tylko paru przezylo. Maiu, po co tam pojechalas? Co
robilas w Praetor? Maia opowiedziala mu o zniknieciu Simona, o telefonie do
Jordana, o szalenczej jezdzie na Long Island, o zgliszczach.
Bat chrzaknal.
� Mam pare rzeczy Jordana. Jego klucze, brelok Praetor...
Maia poczula, ze nie moze zlapac oddechu.
� Nie, nie chce... nie chce jego rzeczy. On by wolal, zeby Simon wzial brelok.
Kiedy znajdziemy Simona, dam mu go.
Bat nie naciskal.
� Mam tez dobre wiadomosci. Z Idrisu. Tw�j przyjaciel Simon jest tam razem z
Nocnymi Lowcami, caly i zdrowy.
� Aha. � Maia poczula, ze ciasny supel wok�l jej serca rozluznia sie troche.
� Powinienem byl powiedziec ci to od razu � przeprosil Bat. � Ale... po prostu
martwilem sie o ciebie. Bylas w zlym stanie, kiedy przywiezli cie do kwatery
gl�wnej. Od tamtej pory spalas.
Chcialam spac wiecznie.
� Wiem, ze juz m�wilas Magnusowi. � Bat mial sciagnieta twarz. � Ale wyjasnij mi
jeszcze raz, dlaczego Sebastian Morgenstern wzial sobie na cel likantropy.
� Powiedzial, ze to wiadomosc. � Maia slyszala sw�j glos tak, jakby dochodzil z
oddali. � Kara za to, ze wilkolaki sprzymierzyly sie z Nocnymi Lowcami, i
ostrzezenie dla wszystkich sojusznik�w Nefilim.
�Nie spoczac nigdy, nigdy juz nie stanac, dop�ki smierc nie zamknie moich oczu
lub toast zemsty spelni ze mna los�.
� W Nowym Jorku nie ma teraz Nocnych Lowc�w, Luke tez jest w Idrisie. Podwajaja tam
czary ochronne, tak ze wkr�tce nie bedziemy mogli wysylac i odbierac wiadomosci. �
Bat poprawil sie na krzesle.
Maia wyczula, ze jeszcze czegos jej nie m�wi.
� O co chodzi?
Uciekl wzrokiem.
� Bat...
� Znasz Rufusa Hastingsa?
Rufus. Maia przypomniala sobie twarz poznaczona bliznami i gniewnego mezczyzne z
wsciekloscia opuszczajacego gabinet Pretora Scotta, kiedy pierwszy raz byla w
Praetor Lupus.
� Wlasciwie nie.
� Przezyl masakre. Jest teraz z nami w komisariacie. Opowiedzial wszystko. I
rozmawial z innymi o Luke�u. M�wil, ze on jest bardziej Nocnym Lowca niz
likantropem, ze brakuje mu lojalnosci wobec stada i ze stado potrzebuje nowego
przyw�dcy.
� Ty jestes przyw�dca � stwierdzila Maia. � Zastepca.
� Tak, ale to stanowisko dal mi Luke, co oznacza, ze mnie r�wniez nie mozna ufac.
Maia zsunela sie na brzeg l�zka. Bolalo ja cale cialo. Poczula to, kiedy postawila
bose stopy na zimnej kamiennej podlodze.
� Nikt go nie slucha, prawda?
Bat wzruszyl ramionami.
� To niedorzeczne, ze ktos pr�buje nas por�znic, chociaz po tym, co sie wydarzylo,
musimy byc zjednoczeni � powiedziala Maia. � A Nocni Lowcy sa naszymi
sojusznikami...
� Wlasnie dlatego Sebastian obral nas sobie za cel � zauwazyl Bat.
� I tak by to zrobil. On nie jest przyjacielem Podziemnych, tylko nieodrodnym synem
Valentine�a Morgensterna. � Oczy Mai plonely. � Pr�buje nas zmusic do opuszczenia
Nefilim, zeby m�gl ich dopasc, ale jesli uda mu sie zetrzec ich z powierzchni
ziemi, przyjdzie po nas.
Bat splatal i zaplatal dlonie. W koncu podjal jakas decyzje.
� Wiem, ze masz racje. � Podszedl do stolu w kacie pokoju. Wr�cil z kurtka,
skarpetkami i butami. Podal je Mai. � Po prostu... wyswiadcz mi przysluge i nie m�w
takich rzeczy dzisiaj po poludniu. Emocje i tak beda silne.
Maia wlozyla kurtke.
� Dzis po poludniu? A co jest dzis po poludniu?
Bat westchnal.
� Pogrzeb.
***
� Zabije Maureen � oswiadczyla Isabelle. Stala przed otwarta szafa Aleca i rzucala
na podloge stosy ubran.
Simon lezal boso na jednym z l�zek. Jace�a? Aleca? Wczesniej zdjal koszmarne buty
ze sprzaczkami. Choc na jego sk�rze nie tworzyly sie siniaki, cudownie bylo
wyciagnac sie na miekkim materacu po spedzeniu wielu godzin na twardej, brudnej
podlodze hotelu Dumort. � Bedziesz musiala pokonac najpierw wszystkie wampiry
Nowego Jorku, zeby to zrobic � uprzedzil. � One ja kochaja.
� Sa gusta i gusciki. � Isabelle podniosla granatowy sweter. Zapewne Aleca, sadzac
po dziurach na lokciach. � Wiec Raphael przyprowadzil cie tutaj, zebys m�gl
porozmawiac z moim tata?
Simon oparl sie na lokciach.
� Myslisz, ze to w porzadku?
� Jasne, dlaczego nie. M�j tata uwielbia gadac. � Isabelle m�wila z gorycza, ale
kiedy uniosla glowe i usmiechnela sie do niego, Simon pomyslal, ze chyba mu sie
wydawalo. � Chociaz, kto wie, co bedzie po dzisiejszym ataku na Cytadele. �
Przygryzla warge. � Moze narada zostanie odwolana albo przeniesiona na wczesniejsza
godzine. Sebastian to najwyrazniej wiekszy problem, niz sadzili. Nie powinien m�c
dotrzec nawet w poblize Cytadeli.
� C�z, jest Nocnym Lowca � przypomnial Simon.
� Wcale nie. � Isabelle gwaltownie zerwala z wieszaka zielony sweter. � Poza tym,
jest czlowiekiem.
� Przepraszam � baknal Simon. � To musi byc denerwujace tak czekac na rezultat
bitwy.
Ilu ludzi wyslali przez Brame?
� Piecdziesieciu albo szescdziesieciu � odparla Isabelle. � Tez chcialam isc,
ale...mi nie pozwolili. � Ton jej glosu wskazywal, ze powinni zakonczyc temat, na
kt�ry nie chciala rozmawiac.
� Martwilbym sie o ciebie � wypalil Simon.
Zobaczyl, ze jej usta wykrzywiaja sie w niechetnym usmiechu.
� Przymierz to. � Rzucila mu zielony sweter, troche mniej wystrzepiony niz
pozostale.
� Jestes pewna, ze moge pozyczyc ubranie Aleca?
� Nie mozesz tak chodzic � zawyrokowala Izzy. � Wygladasz, jakbys uciekl z powiesci
romantycznej. � Dramatycznym gestem przylozyla dlon do czola. � Och, lordzie
Montgomery, co zamierzasz ze mna zrobic, kiedy zostaniemy sami w sypialni? Z
niewinna dziewica, calkiem bezbronna? � Rozpiela kurtke i cisnela ja na podloge,
zostajac w bialej podkoszulce. Poslala mu gorace spojrzenie. � Czy moja cnota jest
bezpieczna?
� Ja... eee, co? � wydukal Simon, kt�remu nagle wyczerpal sie zas�b sl�w.
� Wiem, ze jestes niebezpiecznym mezczyzna � ciagnela Isabelle, idac rozkolysanym
krokiem w strone l�zka. Po drodze rozpiela spodnie i rzucila je na podloge. Pod
spodem miala czarne chlopiece szorty. � Niekt�rzy nazywaja cie lajdakiem. Wszyscy
wiedza, ze zdobedziesz kazda dame w tej swojej bufiastej koszuli poety i spodniach,
kt�rym nie mozna sie oprzec. � Wskoczyla na l�zko i zaczela pelznac, wbijajac w
niego wzrok jak kobra w manguste. � Blagam, miej wzglad na moja niewinnosc. I moje
biedne, wrazliwe serce.
Simon uznal, ze to jest odgrywanie r�l w Lochach i Smokach, ale potencjalnie
bardziej zabawne.
� Lord Montgomery nie zwaza na nic opr�cz swoich pragnien � oswiadczyl powaznym
glosem. � I powiem ci cos jeszcze. Lord Montgomery ma bardzo duza posiadlosc... i
rozlegle tereny.
Isabelle zachichotala, a Simon poczul, ze l�zko trzesie sie pod nimi.
� Nie sadzilam, ze tak sie wczujesz.
� Lord Montgomery zawsze przewyzsza kazde oczekiwania � odparl Simon, obejmujac
Isabelle w talii i przewracajac ja tak, ze znalazla sie pod nim, a jej czarne wlosy
rozsypaly sie na poduszce. � Matki, zamknijcie c�rki, zamknijcie pokoj�wki, a na
koniec siebie. Lord Montgomery wyrusza na lowy.
Isabelle ujela w dlonie jego twarz.
� Milordzie � powiedziala z blyszczacymi oczami. � Obawiam sie, ze juz dluzej nie
zdolam sie opierac twoim meskim urokom i jurnosci. Prosze, zr�b ze mna, co
zechcesz. Simon nie byl pewien, co zrobilby lord Montgomery, ale wiedzial, czego
sam chce. Pocalowal Isabelle. Ona rozchylila usta i oddala pocalunek, najpierw
delikatnie, drazniaco, potem mocniej. Pachniala jak zawsze oszalamiajaco, r�zami i
krwia. Simon przytknal wargi do pulsu na jej szyi, musnal go lekko, nie gryzac.
Izzy gwaltownie nabrala tchu i powedrowala dlonmi do jego piersi. Simon na chwile
sie zmartwil brakiem guzik�w, ale Isabelle chwycila material w garsci i rozerwala
go na p�l, tak ze koszula zwisla z jego ramion.
� Do licha, to pl�tno jest jak papier! � wykrzyknela i zaczela zdejmowac swoja
koszulke.
Byla w polowie czynnosci, kiedy drzwi sie otworzyly i do pokoju wszedl Alec. �
Izzy, czy ty... � Cofnal sie tak szybko, ze uderzyl glowa w sciane. Jego oczy sie
rozszerzyly. � Co on tutaj robi?
Isabelle doprowadzila sie do porzadku i spiorunowala brata wzrokiem.
� Teraz juz nie pukasz?
� To moja sypialnia! � wybuchnal Alec. Staral sie na nich nie patrzec, bo
rzeczywiscie znajdowali sie w kompromitujacej pozycji.
Simon szybko stoczyl sie z Isabelle i pr�bowal zebrac polowy rozdartej koszuli, a
Izzy usiadla i otrzepala sie jak z paproch�w.
� Dlaczego wszystkie moje ubrania leza na podlodze?
� Pr�bowalam znalezc cos dla Simona � wyjasnila Isabelle. � Maureen ubrala go w
sk�rzane spodnie i falbaniasta koszule, bo byl jej niewolnikiem z romansu.
� Byl jej czym?
� Niewolnikiem z romansu � powt�rzyla Isabelle, jakby brat byl wyjatkowo tepy.
Alec potrzasnal glowa, jakby budzil sie ze zlego snu.
� Wiesz co? Juz nic nie wyjasniaj. Po prostu... ubierzcie sie oboje.
� Nie zamierzasz wyjsc? � rzucila Isabelle nadasanym tonem, wstajac z l�zka.
Siegnela po swoja kurtke, a potem rzucila Simonowi zielony sweter. On z ulga wlozyl
go na siebie zamiast koszuli poety, kt�ra i tak byla w strzepach.
� Nie. To jest m�j pok�j, a poza tym musze z toba porozmawiac, Isabelle. � Ton
Aleca byl oschly.
Simon zgarnal z podlogi dzinsy i buty i poszedl do lazienki. Celowo nie spieszyl
sie z ubieraniem. Kiedy wr�cil, Isabelle siedziala na skotlowanym l�zku. Wygladala
na spieta i zaniepokojona.
� Wiec otwieraja Brame, zeby sprowadzic wszystkich z powrotem? To dobrze. � Tak,
ale wyczulem, ze wcale nie jest dobrze. � Alec nieswiadomym gestem polozyl dlon na
ramieniu, obok runu parabatai. Gdy zobaczyl, ze Isabelle zbladla, dodal
pospiesznie: � Jace zyje. Wiedzialbym, gdyby nie zyl. Ale cos sie stalo. Zdaje sie,
ze cos zwiazanego z niebianskim ogniem.
� Teraz wszystko jest z nim w porzadku? A z Clary?
� Zaczekajcie chwile � przerwal im Simon. � O co chodzi z Clary? I z Jace�em?
� Przeszli przez Brame � odpowiedziala Isabelle ponurym tonem. � Zeby wziac udzial
w bitwie o Cytadele.
Simon uswiadomil sobie, ze odruchowo siegnal do zlotego pierscienia na swojej
prawej rece i scisnal go w palcach.
� Nie sa za mlodzi?
� Wlasciwie nie mieli pozwolenia. � Alec opieral sie o sciane. Wygladal na
zmeczonego, pod oczami mial cienie. � Konsul pr�bowala ich zatrzymac, ale nie
zdazyla.
Simon odwr�cil sie do Isabelle.
� I nic mi nie powiedzialas?
� Wiedzialam, ze zeswirujesz. � Nie chciala spojrzec mu w oczy.
Alec przenosil wzrok z siostry na Simona.
� Nie powiedzialas mu o tym, co wydarzylo sie w Gard?
Isabelle skrzyzowala rece na piersi i zrobila wyzywajaca mine.
� Nie. Wpadlam na niego na ulicy, weszlismy na g�re i... to nie twoja sprawa. �
Owszem moja, jesli robisz to w mojej sypialni � stwierdzil Alec. � Jesli chcesz
wykorzystac Simona, by zapomniec, ze jestes zla i zdenerwowana, swietnie, ale r�b
to we wlasnym pokoju.
� Nie wykorzystywalam go...
Simon pomyslal o oczach Isabelle, kt�re rozjarzyly sie, kiedy zobaczyla go na
ulicy. Wtedy sadzil, ze to ze szczescia, ale teraz zrozumial, ze najprawdopodobniej
chodzilo o nieprzelane lzy. Spos�b, w jaki szla w jego strone, ze zwieszona glowa i
zgarbionymi plecami, jakby sie obejmowala...
� A jednak. Bo inaczej powiedzialabys mi, co sie stalo. Nawet nie wspomnialas o
Clary czy Jasie, ani o tym, ze sie martwisz, czy cokolwiek.
Kiedy Simon uswiadomil sobie, jak sprytnie Isabelle unikala odpowiedzi na jego
pytania, jak odwracala jego uwage pocalunkami, poczul sie glupio. Sadzil, ze
ucieszyl ja jego widok, ale na jego miejscu chyba m�glby byc ktokolwiek.
Twarz Isabelle znieruchomiala.
� Przeciez nie pytales. � Bawila sie wlosami. Zaczela je zwijac, niemal gwaltownie,
w kok z tylu glowy. � Jesli obaj zamierzacie tu stac i mnie obwiniac, moze powinnam
sobie isc...
� Nie obwiniam cie... � zaczal Simon, ale Isabelle juz wstala.
Chwycila rubinowy wisiorek, przeciagnela go niezbyt delikatnie przez jego glowe i
wlozyla sobie na szyje.
� Nie powinnam byla ci go dawac. � Jej oczy lsnily.
� Uratowal mi zycie � rzekl Simon.
Isabelle sie zatrzymala.
� Simonie...
Urwala, kiedy Alec nagle chwycil sie za ramie i osunal na podloge. Podbiegla do
niego i uklekla.
� Alec? Alec! � W jej glosie brzmiala panika.
Brat rozchylil kurtke, odsunal kolnierzyk koszuli i wygial szyje, zeby spojrzec na
Znak na ramieniu. Run parabatai. Alec przycisnal do niego palce, a kiedy je odjal,
byly umazane czyms ciemnym, co wygladalo jak popi�l.
� Wr�cili przez Brame � stwierdzil. � I cos jest nie w porzadku z Jace�em.
***
Rozdzial 9
Bron, kt�ra nosisz
Clary obudzila sie z blaknacym obrazem runu pod powiekami, Znaku w ksztalcie
skrzydel zlaczonych poprzeczka. Cale cialo miala obolale, wiec przez chwile lezala
nieruchomo z obawy, ze ruch spowoduje jeszcze wiekszy b�l. Powoli wracaly
wspomnienia: lodowata r�wnina przed Cytadela, Amatis ze smiechem rzuca jej
wyzwanie, Jace wycina sobie droge przez tlum Mrocznych, Jace na ziemi krwawi
ogniem, brat Zachariasz cofa sie przed plomieniem. Otworzyla oczy. Niemal
spodziewala sie, ze zobaczy jakies zupelnie obce miejsce, ale stwierdzila, ze lezy
na malym drewnianym l�zku w sypialni goscinnej Amatis. Blade slonce wlewalo sie
przez koronkowe zaslony, malujac wzory na podlodze.
Clary pr�bowala usiasc.
Obok niej ktos spiewal cicho. Matka. Jocelyn natychmiast umilkla, zerwala sie z
krzesla i pochylila nad nia zatroskana. Wygladala, jakby nie spala cala noc. Miala
na sobie stara koszule i dzinsy, wlosy zebrane w kok spiety ol�wkiem. Clary
ogarnely ulga i poczucie swojskosci, r�wnie szybko zastapione przez panike.
� Mamo. � Jocelyn pochylila sie i przytknela dlon do jej czola, jakby sprawdzala,
czy c�rka nie ma goraczki. � Jace...
� Z Jace�em wszystko w porzadku � uspokoila ja matka, zabierajac reke. Gdy
zauwazyla podejrzliwe spojrzenie c�rki, dodala: � Naprawde. Jest teraz w Basilias,
razem z bratem Zachariaszem. Dochodzi do zdrowia.
Clary twardo spojrzala na matke.
� W przeszlosci dalam ci powody, bys mi nie ufala, ale prosze, uwierz mi, ze Jace
ma sie dobrze � zapewnila ja Jocelyn. � Wiem, ze nigdy bys mi nie wybaczyla, gdybym
nie powiedziala ci prawdy o nim.
� Kiedy moge go zobaczyc?
� Jutro. � Jocelyn usiadla z powrotem na krzesle obok l�zka, odslaniajac Luke�a,
kt�ry stal oparty o sciane.
Poslal jej usmiech: smutny, kochajacy, opiekunczy.
� Luke! � Clary poczula ulge na jego widok. � Powiedz mamie, ze nic mi nie jest.
Moge isc do Basilias...
� Przykro mi, Clary. � Luke pokrecil glowa. � Na razie zadnych gosci u Jace�a. Poza
tym, dzisiaj musisz odpoczywac. Slyszelismy, co zrobilas w Cytadeli.
� Albo przynajmniej, co widzieli ludzie. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek to
zrozumiem. � W kacikach ust Jocelyn pojawily sie zmarszczki. � Omal nie stracilas
zycia, ratujac Jace�a. Bedziesz musiala byc ostrozna. Nie masz niewyczerpanych
zasob�w energii...
� On umieral � przerwala jej Clary. � Krwawil ogniem. Musialam go ratowac.�
Niedobrze, ze musialas! � Jocelyn odgarnela kosmyk wlos�w z oczu. � Co robilas na
polu bitwy?
� Wyslali za malo ludzi � wyjasnila Clary. � I wszyscy m�wili, ze zamierzaja
sprowadzic Mrocznych z powrotem, bo moze znajdzie sie dla nich lek... Ale ja bylam
w Burren. Ty tez, mamo. Wiesz, ze nie ma ratunku dla Nefilim, kt�rych Sebastian
przemienil Piekielnym Kielichem.
� Widzialas moja siostre? � zapytal Luke.
Clary przelknela sline i kiwnela glowa.
� Przykro mi. Ona... ona jest porucznikiem Sebastiana. Juz nie jest soba, ani
troche.� Zrobila ci krzywde? � Glos Luke�a nadal byl spokojny, ale miesien na jego
policzku drgal.
Clary pokrecila glowa. Nie potrafila zmusic sie do tego, by sklamac, ale nie mogla
r�wniez powiedziec prawdy.
� W porzadku � powiedzial Luke, kt�ry nie tak zinterpretowal jej wahanie. � Amatis,
kt�ra sluzy Sebastianowi, nie jest moja siostra, tak jak Jace, kt�ry mu sluzyl, nie
byl chlopcem, kt�rego kochasz. A Sebastian nie jest synem, kt�rego powinna miec
twoja matka.
Jocelyn ujela dlon Luke�a i pocalowala ja. Clary odwr�cila wzrok. Matka skierowala
spojrzenie z powrotem na nia.
� Boze, Clave... gdyby tylko posluchali. � Sapnela z irytacja. � Clary, rozumiemy,
dlaczego zrobilas to, co zrobilas zeszlej nocy, ale myslelismy, ze jestes
bezpieczna. A potem w naszych drzwiach stanela Helen i oznajmila nam, ze zostalas
ranna w bitwie o Cytadele. Omal nie dostalam zawalu, kiedy znalezlismy cie na
placu. Twoje wargi i palce byly sine. Jakbys utonela. Gdyby nie Magnus...
� Magnus mnie uzdrowil? Co on robi w Alicante?
� Tu nie chodzi o Magnusa, tylko o ciebie � powiedziala ostrym tonem Jocelyn. � Jia
zadreczala sie myslami, ze pozwolila ci przejsc przez Brame i ze moglas zginac.
Wezwanie bylo dla doswiadczonych Nocnych Lowc�w, a nie dla dzieci...
� Oni nie rozumieja Sebastiana � bronila sie Clary.
� Sebastian to nie twoja sprawa. A skoro o tym mowa... � Jocelyn siegnela pod
l�zko. Kiedy sie wyprostowala, w rece trzymala Hesperosa. � Jest tw�j? Byl
zatkniety za tw�j pas z bronia, kiedy przyniesli cie do domu.
� Tak! � Clary klasnela w rece. � Myslalam, ze go zgubilam.
� To miecz Morgenstern�w. � Matka trzymala go jak kawalek zgnilej salaty. �
Sprzedalam go lata temu. Skad go wzielas?
� Za sklepu z bronia, w kt�rym go sprzedalas. � Clary wyjela Hesperosa z dloni
matki. �
Posluchaj, ja jestem Morgenstern. Nie mozemy udawac, ze nie ma we mnie krwi
Valentine�a. Musze sie z tym pogodzic, a nie udawac, ze jestem kims innym, ze
zmyslonym nazwiskiem, kt�re nic nie znaczy.
Jocelyn lekko sie zachnela.
� Masz na mysli �Fray�?
� To nie jest nazwisko Nocnego Lowcy, prawda?
� Nie � przyznala matka. � Ale nie jest tak, ze nic nie znaczy.
� Myslalam, ze wybralas je przypadkowo.
Jocelyn pokrecila glowa.
� Wiesz, ze nad nowo urodzonymi dziecmi Nefilim odprawia sie rytual? Zapewnia on
ochrone, kt�ra Jace stracil, kiedy powr�cil z martwych, co pozwolilo Lilith go
dopasc. Zwykle to zadanie spelniaja Zelazna Siostra i Cichy Brat, ale w twoim
wypadku nie mogla sie odbyc oficjalna uroczystosc, bo sie ukrywalysmy. Dlatego
wszystkim zajal sie brat Zachariasz i czarownica zamiast Zelaznej Siostry. Nazwalam
cie... po niej.
� Fray? Nazywala sie Fray?
� Nazwisko bylo inspiracja � odpowiedziala dosc wymijajaco Jocelyn. � Lubilam ja.
Ona wiedziala, co to strata, b�l i zaloba, ale byla silna. Chcialam, zebys
przypominala ja pod tym wzgledem. Przede wszystkim tego zawsze pragnelam. Zebys
byla silna, bezpieczna i nie musiala wycierpiec tego, co ja wycierpialam:
przerazenia, b�lu, niebezpieczenstwa.
� Brat Zachariasz... � Clary nagle sie wyprostowala. � Byl tam zeszlej nocy.
Pr�bowal ratowac Jace�a, ale niebianski ogien mocno go poparzyl. Nie zyje?
� Nie wiem. � Jocelyn wygladala na troche zaskoczona gwaltownoscia jej reakcji. �
Wiem, ze zostal zabrany do Basilias. Cisi Bracia sa bardzo skryci, jesli chodzi o
stan rannych.
Z pewnoscia nie powiedza nic o jednym ze swoich.
� Powiedzial, ze Bracia sa dluznikami Herondale��w ze wzgledu na stare wiezi �
ciagnela Clary. � Jesli on umrze, to bedzie...
� Niczyja wina � uciela Jocelyn. � Pamietam, jak polozyl na tobie czar. M�wilam mu,
ze nie chce, zebys miala cokolwiek wsp�lnego z Nocnymi Lowcami. On odparl, ze wyb�r
moze nie nalezec do mnie. Powiedzial, ze przyciaganie Nocnych Lowc�w jest jak prad
odplywowy, i mial racje. Myslalam, ze sie uwolnilysmy, ale oto jestesmy w Alicante,
znowu na wojnie, a moja c�rka siedzi z krwia na twarzy i mieczem Morgenstern�w w
rekach.
W jej glosie pojawil sie ton napiecia, kt�ry podraznil nerwy Clary.
� Mamo, cos jeszcze sie stalo? O czyms mi nie m�wisz?
Jocelyn wymienila spojrzenie z Lukiem. On odezwal sie pierwszy:
� Juz wiesz, ze wczoraj rano, przed bitwa o Cytadele, Sebastian pr�bowal zaatakowac
Instytut Londynski.
� Ale nikt nie zginal. Robert m�wil...
� Wiec Sebastian skierowal uwage gdzie indziej � ciagnal Luke. � Opuscil Londyn ze
swoimi Mrocznymi i zaatakowal Praetor Lupus na Long Island. Prawie wszyscy
pretorianie, lacznie z przyw�dca, zgineli. Jordan Kyle... � Glos mu sie zalamal. �
Jordan zostal zabity. Clary nawet nie wiedziala, kiedy zrzucila z siebie koldre,
usiadla na brzegu l�zka i siegnela po pochwe Hesperosa lezaca na stoliku nocnym.
� To juz koniec, Clary. � Matka zlapala ja za nadgarstek. � Nic nie mozesz zrobic.
Clary poczula w gardle gorace, slone lzy, a w ustach o wiele gorszy smak paniki. �
Co z Maia? � zapytala. � Wszystko z nia w porzadku? A z Simonem? Jordan byl jego
straznikiem? Simonowi nic sie nie stalo?
� Nic. Nie martw sie, jestem caly.
Do pokoju, ku jej najwyzszemu zdumieniu, wszedl Simon z zadziwiajaco niepewna mina.
Clary rzucila pochwe miecza na koldre, zerwala sie z l�zka i podbiegla do niego z
takim impetem, ze uderzyla glowa w jego obojczyk. Nawet nie zarejestrowala, czy ja
zabolalo, czy nie. Byla zbyt zajeta tuleniem Simona, jakby oboje wypadli z samolotu
i lecieli w d�l. Scisnela w garsciach jego pomiety zielony sweter i ukryla twarz na
jego ramieniu, starajac sie nie rozplakac.
Simon trzymal ja w objeciach i uspokajal niezgrabnym poklepywaniem po plecach i
ramionach. Kiedy wreszcie go puscila i odsunela sie, zobaczyla, ze sweter i dzinsy,
kt�re mial na sobie, sa o rozmiar na niego za duze. Na jego szyi wisial metalowy
lancuszek.
� Co tutaj robisz? � zapytala. � Czyje to ubranie?
� To dluga historia � odparl Simon niedbalym tonem, ale jego twarz zdradzala
napiecie. � Aleca. Powinnas zobaczyc, w co bylem ubrany wczesniej. Ladna pizama,
tak przy okazji. Clary spojrzala na siebie. Miala na sobie flanelowa pizame o za
kr�tkich nogawkach i przyciasna na piersiach, w wozy strazackie.
Luke uni�sl brew.
� Zdaje sie, ze nalezala do mnie, kiedy bylem dzieckiem.
� Chyba nie m�wisz powaznie, ze nie mieliscie mnie w co ubrac.
� Skoro ty z uporem narazasz sie na smierc, ja z uporem bede wybierac ci stroje na
czas zdrowienia � zapowiedziala Jocelyn ze zlosliwym usmieszkiem.
� Pizama zemsty � mruknela Clary. Chwycila dzinsy i koszule z podlogi i spojrzala
na Simona. � Ide sie przebrac. Kiedy wr�ce, lepiej badz gotowy mi opowiedziec, skad
sie tu wziales. I zadnych wym�wek, ze �to dluga historia�.
Simon wymamrotal cos, co zabrzmialo jak �wladcza�, ale Clary byla juz za drzwiami
lazienki. Wziela prysznic w rekordowym czasie, z rozkosza zmywajac z siebie brud
bitewny. Mimo zapewnien matki nadal martwila sie o Jace�a, ale widok Simona
poprawil jej humor. Byla szczesliwsza, ze jest tutaj, gdzie mogla miec na niego
oko, niz w Nowym Jorku. Zwlaszcza po Jordanie.
Kiedy wr�cila do sypialni, z wilgotnymi wlosami zebranymi w kucyk, Simon siedzial
na szafce nocnej, pograzony w rozmowie z jej matka i Lukiem. Opowiadal, co mu sie
przytrafilo w Nowym Jorku, jak Maureen go porwala, a Raphael uwolnil i sciagnal do
Alicante. � Wiec mam nadzieje, ze Raphael zjawi sie na kolacji wydawanej dzisiaj
wieczorem przez przedstawicieli Jasnego Dworu � m�wil Luke. � Zaproszenie dostal
Anselm Nightshade, ale skoro Raphael zastepuje go w Radzie, powinien przyjsc.
Zwlaszcza po tym, co sie stalo z Praetor, solidarnosc Podziemnych z Nocnymi Lowcami
jest wazniejsza niz kiedykolwiek. � Mieliscie wiadomosci od Mai? � zapytal Simon. �
Nie moge zniesc mysli, ze jest sama, teraz kiedy Jordan nie zyje. � Skrzywil sie,
jakby slowa �Jordan nie zyje� nie chcialy przejsc mu przez gardlo.
� Nie jest sama. Zajmuje sie nia stado. Bat jest ze mna w kontakcie. Fizycznie nic
jej nie dolega. Emocjonalnie, nie wiem. Ale na pewno nielekko. Wlasnie jej
Sebastian przekazal wiadomosc po tym, jak zabil Jordana.
� Stado bedzie musialo zajac sie Maureen � ostrzegl Simon. � Ona jest zachwycona,
ze Nocni Lowcy znikneli. Zamierza uczynic Nowy Jork krwawym terenem lowieckim,
jesli postawi na swoim.
� Jesli zacznie zabijac Przyziemnych, Clave bedzie musialo wyslac kogos, zeby sie z
nia rozprawil � stwierdzila Jocelyn. � Nawet gdyby to oznaczalo koniecznosc
opuszczenia Idrisu.
Jesli ona zlamie Porozumienia...
� Czy Jia nie powinna o tym uslyszec? � wlaczyla sie Clary. � Moglibysmy z nia
porozmawiac. Ona nie jest taka jak ostatni Konsul. Wyslucha cie, Simonie.
Simon pokiwal glowa.
� Obiecalem Raphaelowi, ze porozmawiam z Inkwizytorem i Konsulem w jego imieniu...
� Nagle sie skrzywil.
Clary spojrzala na niego. Siedzial w promieniu slabego swiatla dziennego, Jego
sk�ra miala barwe kosci sloniowej, rysy byly wyostrzone, pod oczami mial cienie,
zyly byly wyraznie widoczne pod sk�ra i czarne jak narysowane atramentem.
� Kiedy ostatnio cos jadles?
Simon drgnal. Nie znosil, gdy przypominano mu o krwi.
� Trzy dni temu � odparl cicho.
� Musimy zdobyc dla niego pozywienie. � Clary popatrzyla na matke i Luke�a.
� Nic mi nie jest � zapewnil Simon bez przekonania. � Naprawde.
� Najbardziej prawdopodobne miejsce, gdzie mozna dostac krew, to dom wyslannika
wampir�w � stwierdzil Luke. � Musza ja dostarczac dla przedstawiciela Nocnych
Dzieci w Radzie. Poszedlbym sam, ale raczej nie dadza krwi wilkolakowi. Moglibysmy
wyslac wiadomosc...
� Zadnych wiadomosci � zaprotestowala Clary. � Za wolno. P�jdziemy tam teraz. �
Otworzyla szafe i siegnela po kurtke. � Simonie, dasz rade dojsc na miejsce?
� To nie tak daleko � odparl Simon przytlumionym glosem. � Kilka dom�w od
Inkwizytora.
� Raphael bedzie spal � zauwazyl Luke. � Jest srodek dnia.
� Wiec go obudzimy. � Clary zapiela kurtke. � Reprezentowanie wampir�w to jego
praca. Bedzie musial pom�c Simonowi.
Simon prychnal.
� Raphael nie uwaza, zeby cokolwiek musial.
� Nic mnie to nie obchodzi. � Clary siegnela po Hesperosa i wsunela go do pochwy.
� Clary, nie wiem, czy jestes dostatecznie silna, zeby wychodzic... � zaczela
Jocelyn.
� Czuje sie dobrze. Nigdy nie czulam sie lepiej.
Matka potrzasnela glowa. Slonce zalsnilo na jej rudych wlosach.
� Innymi slowy, nie moge zrobic nic, zeby cie zatrzymac.
� Nie. � Clary wetknela miecz za pas. � Zupelnie nic.
� Dzisiaj jest kolacja dla czlonk�w Rady � przypomnial Luke. � Bedziemy musieli
wyjsc, zanim wr�cisz. Postawimy straznika przy domu, by miec pewnosc, ze wr�cisz
przed zmrokiem...
� Chyba zartujesz.
� Wcale nie. Chcemy, zebys wr�cila i zamknela sie w domu. Jesli nie zdazysz przed
zachodem slonca, Gard sie dowie.
� Panstwo policyjne � burknela Clary. � Chodzmy, Simon.
***
***
***
� Nie moge uwierzyc, ze Jordan nie zyje. Niedawno go widzialam. Siedzial na murku w
Instytucie, kiedy przechodzilismy przez Brame.
Clary szla obok Simona wzdluz jednego z kanal�w, kierujac sie w strone centrum
miasta.
Otaczaly ich demoniczne wieze. Ich blask odbijal sie w wodzie.
Simon zerknal na nia z ukosa. Wciaz myslal o tym, jak wygladala, kiedy zobaczyl ja
poprzedniej nocy: sina, wyczerpana, p�lprzytomna, w podartym, zakrwawionym ubraniu.
Teraz na jej policzki wr�cily kolory, rece trzymala w kieszeniach, zza pasa
sterczala rekojesc miecza.
� Ja tez � powiedzial.
Jej wzrok byl nieobecny. Simon zastanawial sie, co Clary wspomina: jak Jordan uczyl
Jace�a kontrolowania emocji w Central Parku? Jak w mieszkaniu Magnusa m�wil do
pentagramu? Jak go poznali, kiedy przyszedl do garazu na przesluchanie do jego
zespolu? Jak siedzial na kanapie i gral z Jace�em na X-boxie? Jak oznajmial
Simonowi, ze przysiagl go chronic?
Simon czul w sobie pustke. W nocy spal niespokojnie, budzac sie z koszmar�w, w
kt�rych pojawial sie Jordan. Stal nad nim w milczeniu i prosil spojrzeniem, zeby
Simon mu pom�gl, uratowal go, a atrament splywal po jego ramionach jak krew.
� Biedna Maia � powiedziala Clary. � Chcialabym, zeby tu byla. Szkoda, ze nie
mozemy z nia porozmawiac. Miala takie ciezkie przezycia, a teraz jeszcze to...
� Wiem � wykrztusil Simon zdlawionym glosem. Myslenie o Jordanie bylo wystarczajaco
przykre. Na wzmianke o Mai omal sie nie rozkleil.
Clary siegnela do jego dloni i zapytala:
� Dobrze sie czujesz?
Simon pozwolil wziac sie za reke, spl�tl palce z jej palcami. Zobaczyl, ze Clary
zerka na zloty pierscien faerie, kt�ry zawsze nosil.
� Chyba nie � odparl.
� Oczywiscie, ze nie. Jak mogloby byc inaczej? On byl twoim...
Przyjacielem? Wsp�llokatorem? Ochroniarzem?
� Odpowiedzialnoscia.
Clary zrobila zaskoczona mine.
� Nie, Simonie. To on za ciebie odpowiadal. Byl twom straznikiem.
� Daj spok�j, Clary. Myslisz, ze co robil w kwaterze Praetor Lupus? Nigdy tam nie
jezdzil. Jesli tam sie znalazl, to tylko z mojego powodu, bo mnie szukal. Gdybym
nie wyszedl z domu i nie dal sie porwac...
� Dal sie porwac? � ofuknela go Clary. � A co, zglosiles sie na ochotnika, zeby
Maureen cie porwala?
� Maureen mnie nie porwala � powiedzial cicho Simon.
Clary spojrzala na niego zdziwiona.
� Myslalam, ze trzymala cie w klatce w Dumort. M�wiles, ze...
� Tak. Ale znalazlem sie na zewnatrz, gdzie mogla mnie dopasc, tylko dlatego, ze
zaatakowal mnie jeden z Mrocznych. Nie chcialem m�wic o tym Luke�owi i twojej
matce.
Pomyslalem, ze sie wystrasza.
� Bo jesli Sebastian wyslal za toba Mrocznego, to wylacznie z mojego powodu �
domyslila sie Clary. � Chcial cie porwac czy zabic?
� Wlasciwie nie mialem okazji go zapytac. � Simon wsadzil rece w kieszenie. �
Jordan kazal mi uciekac, wiec ucieklem... prosto w lapy klanu Maureen. Najwyrazniej
kazala obserwowac mieszkanie. Chyba to byla moja kara za to, ze zwialem i
zostawilem Jordana. Gdybym tego nie zrobil, nie porwaliby mnie, on nigdy by nie
pojechal do Praetor i nie zginal. � Przestan. � Clary byla naprawde zla. Simon
popatrzyl na nia zaskoczony. � Przestan sie obwiniac. Jordan nie dostal tego
zadania przypadkiem. Chcial byc blisko Mai. Znal ryzyko. Przyjal je na siebie
dobrowolnie. Sam podjal decyzje. Szukal odkupienia za to, co zrobil Mai. Tym
wlasnie bylo dla niego Praetor. Uratowalo go. Pilnowanie ciebie, ludzi takich jak
ty, uratowalo go. Skrzywdzil Maie. Zmienil ja w potwora. Zrobil rzecz
niewybaczalna. Gdyby nie Praetor, gdyby nie ty pod jego opieka, zjadloby go
poczucie winy, az w koncu by sie zabil.
� Clary... � Simon byl wstrzasniety jej slowami i tonem.
Wlasnie skrecili w dluga ulice nad kanalem, przy kt�rej staly imponujace stare
domy.
Okolica przypominala Simonowi znane mu ze zdjec bogate dzielnice Amsterdamu.
� To jest dom Lightwood�w. Inni czlonkowie Rady tez maja tu rezydencje. Konsul,
Inkwizytor, przedstawiciele Podziemnych. Musimy tylko odgadnac, w kt�rym mieszka
Raphael... � Tam � powiedzial Simon, wskazujac na waski budynek z czarnymi drzwiami
i namalowana na nich srebrna gwiazda. � Symbol Dzieci Nocy. Bo nie widzimy blasku
slonca. � Usmiechnal sie albo przynajmniej pr�bowal. Gl�d plonal w jego zylach.
Wydawalo mu sie, ze pod sk�ra ma gorace druty.
Wszedl po schodach i siegnal do ciezkiej kolatki w ksztalcie runu. Dzwiek
rozbrzmial echem wewnatrz domu.
Simon uslyszal za soba kroki Clary i w tym momencie drzwi sie otworzyly. W glebi
przedsionka stal Raphael, trzymajac sie z dala od swiatla, kt�re wpadalo do srodka.
W p�lmroku Simon widzial tylko jego sylwetke, krecone wlosy, blysk bialych zeb�w.
� Chodzacy za Dnia, c�rka Valentine�a � rzucil na powitanie gospodarz.
Clary prychnela z rozdraznieniem.
� Nigdy do nikogo nie zwracasz sie po imieniu?
� Tylko do przyjaci�l � odparowal Raphael.
� Masz przyjaci�l? � zdziwil sie Simon.
Wampir spiorunowal go wzrokiem.
� Domyslam sie, ze przyszedles po krew?
� Tak � odpowiedziala Clary za Simona.
On sam sie nie odezwal, bo na dzwiek slowa �krew� zrobilo mu sie troche slabo. Czul
sciskanie w zoladku. Niemal umieral z glodu.
Raphael obrzucil go spojrzeniem.
� Wygladasz na glodnego. Moze powinienes byl przyjac moja propozycje z zeszlej
nocy.
Clary uniosla brwi, Simon lypnal na niego spode lba.
� Jesli chcesz, zebym porozmawial z Inkwizytorem w twoim zastepstwie, bedziesz
musial dac mi krew. Inaczej zemdleje u jego st�p albo go pozre.
� Podejrzewam, ze kiepsko by to wypadlo w oczach jego c�rki. I tak zeszlej nocy
sprawiala wrazenie niezbyt z ciebie zadowolonej � powiedzial Raphael i zniknal w
mrocznym wnetrzu domu.
Clary zerknela na Simona.
� Domyslam sie, ze widziales wczoraj Isabelle?
� Dobrze sie domyslasz.
� I nie poszlo dobrze?
Koniecznosci udzielenia odpowiedzi oszczedzilo mu pojawienie sie gospodarza z
zakorkowana butelka pelna czerwonego plynu. Simon wzial ja od niego skwapliwie.
Zapach krwi przenikal przez szklo, mocny i slodki. Simon wyrwal korek i kilkoma
haustami pochlonal niemal cala zawartosc. Wysunely mu sie kly, choc ich nie
potrzebowal.
Wampiry nie pijaly z butelek. Zeby podrapaly mu sk�re, kiedy wierzchem dloni wytarl
usta.
Brazowe oczy Raphaela sie rozjarzyly.
� Przykro mi z powodu twojego przyjaciela wilkolaka.
Simon zesztywnial. Clary polozyla mu dlon na ramieniu.
� Nie m�wisz powaznie � stwierdzil Simon. � Nie podobalo ci sie, ze mam
pretorianskiego straznika.
� Nie ma straznika, nie ma Znaku Kaina � powiedzial w zamysleniu Rapahel. � Zadnej
ochrony. Swiadomosc, ze naprawde mozesz umrzec, musi byc dziwna, Chodzacy za Dnia.
Simon wytrzeszczyl oczy.
� Dlaczego tak bardzo sie starasz, zebym cie znienawidzil? � Wypil kolejny lyk z
butelki. Tym razem krew smakowala gorzko, troche kwasno. � A moze ty po prostu mnie
nienawidzisz? Po tych slowach zapadla dluga cisza. Simon uswiadomil sobie, ze
Raphael jest boso i stoi na skraju blasku slonecznego tworzacego pas na podlodze.
Jeden krok do przodu i swiatlo spaliloby mu sk�re.
Simon przelknal krew i lekko sie zachwial.
� Nie, tu nie chodzi o nienawisc. � Popatrzyl na biala blizne na szyi Raphaela,
gdzie czasami spoczywal krzyzyk. � Ty jestes zazdrosny. Raphael zamknal im drzwi
przed nosem.
***
***
Poniewaz Simon skrecal w r�zne zaulki i z uporem pr�bowal wlamac sie do zamknietego
sklepu ze slodyczami, bylo juz ciemno, kiedy dotarli do domu Amatis. Clary
rozejrzala sie czujnie, ale nie dostrzegla zadnego wartownika. Albo wyjatkowo
dobrze sie ukryl, albo, co bardziej prawdopodobne, juz odszedl, by zlozyc jej
rodzicom raport o sp�znieniu c�rki. Clary w posepnym nastroju weszla po schodach,
otworzyla drzwi i wepchnela Simona do srodka. Przestal protestowac i zaczal ziewac
gdzies w poblizu Placu Cysterny, a teraz powieki same mu opadaly.
� Nienawidze Raphaela � oswiadczyl.
� Ja tez � powiedziala Clary. � Chodz. Polozymy cie.
Pchnela go na kanape, a on zwalil sie na nia bezwladnie. Przez koronkowe zaslony na
duzych frontowych oknach saczylo sie blade swiatlo ksiezyca. Oczy Simona mialy
barwe przydymionego kwarcu, kiedy udalo mu sie otworzyc je na chwile.
� Spij � rozkazala Clary. � Mama i Luke pewnie zaraz wr�ca.
Odwr�cila sie, ale zanim zrobila krok, Simon chwycil ja za rekaw.
� Clary, badz ostrozna.
Wyrwala mu sie lagodnie i ruszyla w g�re po schodach, zabierajac ze soba runiczny
kamien, zeby oswietlal jej droge. Okna w korytarzu na pietrze byly otwarte, chlodny
wiatr niosacy zapach kamienia i wody z kanalu zmierzwil jej wlosy. Clary dotarla do
swojej sypialni, otworzyla drzwi i... zamarla.
Magiczne swiatlo pulsowalo w jej dloni, rzucajac jasne smugi na pok�j. Ktos
siedzial na jej l�zku. Ktos wysoki, o prawie bialych wlosach, z mieczem na kolanach
i srebrna bransoletka, kt�ra iskrzyla sie jak ogien w magicznym blasku.
�Jesli nie naklonie niebios, porusze pieklo�.
� Czesc, siostro moja � odezwal sie Sebastian.
Rozdzial 10
Te gwaltowne uciechy
***
Kolacja okazala sie zaskakujaco elegancka. Magnus jadal wczesniej z faerie tylko
kilka razy i wystr�j zwykle byl naturalistyczny: stoly z pni drzew, sztucce z
wymyslnie uformowanych galazek, talerze pelne orzech�w i jag�d. Zawsze mial potem
wrazenie, ze bardziej by mu sie wszystko podobalo, gdyby byl wiewi�rka.
Tutaj, w Idrisie, w domu przeznaczonym dla faerie, st�l nakryto bialym obrusem.
Luke, Jocelyn, Raphael, Meliorn i Magnus jedli z talerzy z wypolerowanego mahoniu.
Karafki byly krysztalowe, a sztucce � zar�wno ze wzgledu na obecnosc Luke�a, jak i
faerie � nie ze srebra czy z zelaza, tylko z delikatnych mlodych drzewek. Przy
wszystkich drzwiach pelnili straz rycerze, cisi i nieruchomi, z dlugimi bialymi
wl�czniami u boku, rozjasniajacymi jadalnie slaba poswiata. Jedzenie tez okazalo
sie niezle. Magnus w zamysleniu zul kawalek calkiem przyzwoitego coq au vin. Nie
mial za bardzo apetytu, to prawda. Byl zdenerwowany, a tego stanu nienawidzil.
Gdzies tam za tymi wszystkimi murami i proszona kolacja znajdowal sie Alec. Juz nie
dzielila ich wielka przestrzen. Oczywiscie w Nowym Jorku tez nie oddalaly ich od
siebie kilometry, tylko zyciowe doswiadczenia Magnusa.
To dziwne, myslal. Zawsze uwazal siebie za odwazna osobe. Odwagi wymagalo
niesmiertelne zycie, niezamykanie serca i umyslu przed nowymi doswiadczeniami czy
nowymi ludzmi. Bo to, co nowe, prawie zawsze bylo tymczasowe. A tymczasowe lamalo
serce. � Magnusie? � odezwal sie Luke, machajac drewnianym widelcem przed jego
nosem. � Sluchasz?
� Co? Oczywiscie, ze tak. � Magnus wypil lyk wina. � Zgadzam sie. Na sto procent. �
Doprawdy � rzucila sucho Jocelyn. � Zgadzasz sie, ze Podziemni powinni zostawic
problem Sebastiana i jego mrocznej armii Nocnym Lowcom, uznac to za ich sprawe? �
M�wilem wam, ze on wcale nie slucha � powiedzial Raphael, kt�ry dostal krwawe
fondue i sie nim rozkoszowal.
� C�z, to jest sprawa Nocnych Lowc�w... � zaczal Magnus, po czym westchnal i
odstawil kieliszek. Wino bylo calkiem mocne. Zaczynalo mu sie krecic w glowie. �
No, dobrze. Nie sluchalem. I nie, oczywiscie nie uwazam, ze...
� Fagas Nocnych Lowc�w � wypalil Meliorn, mruzac zielone oczy.
Relacje faerie i czarownik�w zawsze byly dosc trudne. Ani jedni, ani drudzy nie
przepadali za Nocnymi Lowcami, dzieki czemu mieli wsp�lnego wroga, ale ci pierwsi
patrzyli na czarownik�w z g�ry ze wzgledu na ich gotowosc do uprawiania magii za
pieniadze. Natomiast Dzieci Lilith gardzily faerie za niezdolnosc do klamstwa,
obyczajowe zacofanie i malostkowe draznienie Przyziemnych psuciem mleka i kradzieza
bydla.
� Jest jakis inny pow�d, dla kt�rego chcesz zachowac dobre stosunki z Nocnymi
Lowcami, opr�cz tego, ze jeden z nich jest twoim kochankiem?
Luke zakrztusil sie winem. Jocelyn poklepala go po plecach. Raphael wygladal na
rozbawionego.
� Idz z duchem czasu, Meliornie � odparowal Magnus. � Nikt juz nie uzywa slowa
�kochanek�.
� Poza tym, oni ze soba zerwali � dodal Luke. Potarl oczy i westchnal. � Doprawdy,
czy musimy teraz plotkowac? Nie rozumiem, jakie w tej chwili maja znaczenie czyjes
osobiste relacje.
� Zawsze chodzi o osobiste relacje � stwierdzil Raphael, zanurzajac w fondue cos
wygladajacego bardzo nieprzyjemnie. � Dlaczego wy, Nocni Lowcy, macie ten problem?
Bo Jonathan Morgenstern poprzysiagl wam zemste. Dlaczego? Bo nienawidzi swojego
ojca i matki.
Bez obrazy. � Skinal glowa Jocelyn. � Ale wszyscy wiemy, ze to prawda.
� W porzadku � powiedziala Jocelyn, choc ton miala lodowaty. � Gdyby nie ja i
Valentine, Sebastian by nie istnial, w kazdym znaczeniu tego slowa. Przyjmuje na
siebie pelna odpowiedzialnosc.
Luke sie nachmurzyl.
� To Valentine zmienil go w potwora � przypomnial. � Owszem, Valentine byl Nocnym
Lowca, ale Rada wcale go nie aprobowala ani nie popierala. Jego syna r�wniez.
Nefilim prowadza wojne z Sebastianem i chca naszej pomocy. Wszystkie rasy:
likantropy, wampiry, czarownicy i, tak, faerie, moga robic rzeczy dobre lub zle.
Celem Porozumien jest miedzy innymi to, zeby wszyscy z nas, kt�rzy czynia dobro
albo chca je czynic, zjednoczyli sie przeciwko tym, kt�rzy czynia zlo. Niezaleznie
od pochodzenia.
Magnus wycelowal widelec w Luke�a.
� To byla piekna przemowa. � Zdecydowanie platal mu sie jezyk. Jakim cudem zdolal
sie upic tak niewielka iloscia alkoholu? Zwykle byl ostrozny. Zmarszczyl brwi i
spytal: � Co to za wino?
Meliorn odchylil sie na oparcie krzesla i zaplotla rece na piersi. W jego oczach
pojawil sie blysk, kiedy odpowiedzial:
� Rocznik ci nie odpowiada, czarowniku?
Jocelyn powoli odstawila kieliszek.
� Kiedy faerie odpowiadaja pytaniem na pytanie, nie jest to dobry znak �
stwierdzila. � Jocelyn... � Luke siegnal do jej nadgarstka.
Nie trafil.
Zdumiony wpatrywal sie przez chwile w swoja reke, a nastepnie polozyl ja wolno na
stole.
� Co zrobiles, Meliornie? � Starannie wymawial kazde slowo.
Rycerz sie rozesmial. Magnus chcial odstawic kieliszek, zorientowal sie jednak, ze
juz wczesniej to zrobil. Podni�sl wzrok i spojrzal na Raphaela, ale wampir lezal
twarza na stole, nieruchomy. Bane pr�bowal wym�wic jego imie zdretwialymi wargami,
lecz nie wydostal sie z nich zaden dzwiek.
Gdy jakos udalo mu sie dzwignac na nogi, pok�j zakolysal sie wok�l niego. Zobaczyl,
ze Luke siedzi bezwladnie na krzesle. Jocelyn wstala, ale zaraz osunela sie na
podloge, a z jej reki wypadla stela. Magnus rzucil sie do drzwi, otworzyl je...
Po drugiej stronie stali Mroczni w czerwonych strojach bojowych. Twarze mieli
puste, rece i szyje ozdobione nieznanymi mu runami. To nie byly Znaki Aniola.
M�wily o rozdzwieku, o demonicznych kr�lestwach i mrocznych, upadlych mocach.
Magnus odwr�cil sie... i opadl na kolana, gdy ugiely sie pod nim nogi. Przed nim
wyroslo cos bialego. Meliorn w snieznej zbroi przykucnal przed nim i spojrzal mu w
twarz. � Splodzony przez demona � powiedzial. � Naprawde myslales, ze kiedykolwiek
sprzymierzymy sie z twoim rodzajem?
Magnus zaczerpnal tchu. Swiat ciemnial po bokach, jak plonaca fotografia, kt�ra
zwija sie na brzegach.
� Faerie nie klamia � wykrztusil.
� Jak dziecko � rzekl Meliorn i w jego glosie brzmialo niemal wsp�lczucie. � Zeby
po tylu latach nie wiedziec, ze klamstwo mozna ukryc na widoku. Ty jednak jestes
niewinny. Magnus chcial zaprotestowac, ze wcale nie jest niewinny, ale z jego ust
nie wydobyly sie zadne slowa. Ogarnela go ciemnosc.
***
Serce sciskalo sie w piersi Clary. Znowu spr�bowala wymierzyc kopniaka, ale nogi
miala jak zamrozone.
� Myslisz, ze nie wiem, co masz na mysli, m�wiac o lasce? � wyszeptala. � Uzyjesz
Piekielnego Kielicha. Zrobisz ze mnie jednego ze swoich Mrocznych, jak Amatis...
� Nie � zapewnil ja z dziwnym naciskiem w glosie. � Nie zmienie cie, jesli tego nie
chcesz. Wybacze tobie i Jace�owi. Mozecie byc razem.
� Razem z toba � dodala Clary z nuta ironii.
Sebastian najwyrazniej jej nie zauwazyl.
� Tak, ze mna. Jesli obiecasz mi lojalnosc, jesli przysiegniesz ja na Aniola,
uwierze ci.
Kiedy wszystko inne sie zmieni, ciebie jedna zachowam.
Clary jeszcze o centymetr przesunela reke w d�l i dotknela rekojesci Hesperosa.
Wystarczylo teraz zacisnac na niej palce.
� A jesli nie?
Rysy twarzy Sebastiana stwardnialy.
� Jesli odm�wisz, zmienie w Mrocznych wszystkich, kt�rych kochasz, a ciebie na
koncu, zebys musiala na nich patrzec, zebys poczula ich b�l.
Clary przelknela sline. Miala sucho w gardle.
� To jest ta twoja laska?
� Jej warunkiem jest twoja zgoda.
� Nie zgadzam sie.
Sebastian opuscil powieki. Jego usmiech zapowiadal straszliwe rzeczy.
� Co za r�znica, Clarisso? I tak bedziesz dla mnie walczyc. Czy zachowasz wolnosc,
czy ja stracsiz, i tak staniesz u mojego boku. Dlaczego mialabys nie byc ze mna?
� Aniol � powiedziala Clary. � Jak mial na imie?
Zaskoczony Sebastian wahal sie przez chwile.
� Aniol?
� Ten, kt�remu obciales skrzydla i wyslales je do Instytutu. Ten, kt�rego zabiles.
� Nie rozumiem. Co za r�znica?
� Owszem, nie rozumiesz � stwierdzila Clary. � To, co zrobiles, jest zbyt straszne,
zeby to wybaczyc, a ty nawet nie wiesz, jak straszne. I wlasnie dlatego nie.
Dlatego nigdy. Nigdy ci nie wybacze. Nigdy cie nie pokocham. Nigdy.
Zobaczyla, ze kazde jej slowo jest jak policzek. Kiedy Sebastian zaczerpnal tchu,
zeby odpowiedziec, zamachnela sie na niego Hesperosem, celujac w serce.
Niestety, nogi miala unieruchomione czarem, co zmniejszylo jej zasieg. Sebastian
okazal sie szybszy. Zrobil unik, a kiedy spr�bowala przyciagnac go do siebie, z
latwoscia odepchnal jej reke. Clary niechcacy szarpnela za jego srebrna
bransoletke, a ta z brzekiem upadla na podloge. Zamachnela sie ponownie i tym razem
Hesperos przecial gors jego koszuli. Zobaczyla, ze Sebastian krzywi wargi z gniewu
i b�lu. Zlapal ja za ramie, uni�sl je do g�ry i uderzyl nim w drzwi, az poczula
prad i dretwienie biegnace do obojczyka. Rozluznila palce i Hesperos wypadl jej z
dloni.
Sebastian spojrzal na lezacy miecz, a potem znowu na nia, oddychajac ciezko. Krew
zabarwila pl�tno w miejscu przeciecia, ale drasniecie nie wyrzadzilo mu wiekszej
krzywdy. Clary ogarnelo rozczarowanie, bardziej dotkliwe niz b�l w nadgarstku.
Sebastian przycisnal ja wlasnym cialem do drzwi. Wyczula w nim napiecie, gdy spytal
ostrym tonem:
� To Hesperos. Skad go masz?
� Ze sklepu z bronia � wykrztusila. Wracalo jej czucie w ramieniu. B�l byl coraz
silniejszy. � Dala mi go wlascicielka. Powiedziala, ze nikt... nie zechce miecza
Morgenstern�w.
Nasza krew jest skazona.
� Ale to jest nasza krew. � Sebastian kladl nacisk na kazde slowo. � Zreszta, ty
przyjelas miecz. Chcialas go.
Clary czula bijacy od niego zar. Wydawalo sie, ze powietrze wok�l niego drzy.
Schylil glowe, az dotknal wargami jej szyi i odezwal sie z ustami tuz przy jej
sk�rze, dopasowujac tempo swoich sl�w do jej pulsu. Clary z drzeniem zamknela oczy,
kiedy jego dlonie przesunely sie w g�re po jej ciele.
� Klamiesz, kiedy m�wisz, ze nigdy mnie nie pokochasz. Ze jestesmy r�zni. Klamiesz
tak samo jak ja...
� Przestan. Zabierz ode mnie rece.
� Ale ty jestes moja. Chce, zebys... potrzebuje...
Zaczerpnal tchu. Zrenice mial rozszerzone. Ten widok przerazil ja bardziej niz
wszystko inne. Opanowany Sebastian byl przerazajacy, o Sebastianie tracacym
kontrole nad soba wolala nawet nie myslec.
� Pusc ja! � dobiegl z drugiej strony pokoju czysty, twardy glos. � Odsun sie od
niej, bo spale cie na popi�l.
Jace. Ponad ramieniem Sebastiana Clary zobaczyla go w miejscu, gdzie przed chwila
jeszcze nikogo nie bylo. Stal przy oknie z mieczem w dloni, zaslony powiewaly za
nim na wietrze dmacym od kanalu. Jego oczy mialy barwe agat�w, byl ubrany w str�j
bojowy, na szczece i szyi mial blednace siniaki. Jego twarza wyrazala gleboka
odraze.
Clary poczula, ze wszystkie miesnie Sebastiana sie napinaja. Chwile p�zniej
odwr�cil sie od niej, nadepnal na jej miecz, siegnal dlonia do pasa. Jego usmiech
byl jak ostrze brzytwy, spojrzenie mial czujne.
� No, smialo, spr�buj � rzucil wyzywajaco. � W Cytadeli miales szczescie. Kiedy
zadalem ci cios, nie spodziewalem sie, ze buchniesz plomieniem. M�j blad. Nie
popelnie go drugi raz.
Wzrok Jace�a pomknal ku Clary. Bylo w nim pytanie. Ona kiwnela glowa na znak, ze
wszystko w porzadku.
� Wiec przyznajesz, ze niebianski ogien cie zaskoczyl � powiedzial Jace, zblizajac
sie do nich powoli. Podeszwy jego but�w nie wydawaly zadnego dzwieku na drewnianej
podlodze. � Wyeliminowal z walki. To dlatego uciekles. Przegrales bitwe o Cytadele,
a ty nie lubisz przegrywac.
Szeroki usmiech Sebastiana troche przygasl.
� Nie dostalem tego, po co przyszedlem. Ale sporo sie dowiedzialem.
� Nie zdobyles mur�w Cytadeli � przypomnial Jace. � Nie dostales sie do zbrojowni.
Nie zmieniles Si�str.
� Nie poszedlem do Cytadeli po bron i zbroje � oswiadczyl szyderczo Sebastian. �
Moge latwo je zdobyc. Przyszedlem po ciebie. Po was dwoje.
Clary zerknela na Jace�a. Stal bez ruchu, z twarza bez wyrazu, nieruchoma jak
kamien.
� Nie mogles wiedziec, ze tam bedziemy � stwierdzila. � Klamiesz.
� Nie. � Sebastian doslownie promienial jak pochodnia. � Widze cie, siostrzyczko.
Widze wszystko, co sie dzieje w Alicante. W dzien i w nocy, w ciemnosci i w
swietle, widze cie.
� Przestan � warknal Jace. � To nieprawda.
� Tak? To skad wiedzialem, ze Clary tu bedzie? Sama, dzisiaj?
Jace skradal sie do nich jak kot na lowach.
� A dlaczego nie wiedziales, ze ja tu bede?
Sebastian sie skrzywil.
� Trudno jest obserwowac dwoje ludzi naraz. Za duzo rzeczy na glowie...
� Skoro chodzilo ci o Clary, dlaczego po prostu jej nie zabrales? � spytal Jace. �
Po co tyle czasu tracic na gadanie? � Jego glos ociekal pogarda. � Chcesz, zeby ona
chciala p�jsc z toba. Wszyscy w twoim zyciu tylko toba gardzili. Matka. Ojciec. A
teraz siostra. Clary nie urodzila sie z nienawiscia w sercu. To ty sprawiles, ze
cie znienawidzila. Zapomniales, ze bylismy zwiazani, ty i ja. Zapomniales, ze
widzialem twoje marzenia. W swojej glowie masz swiat w ogniu, patrzysz na plomienie
z sali, w kt�rej stoja dwa trony. Kto zajmuje drugi? Kto siedzi obok ciebie w
twoich snach?
Sebastian zasmial sie chrapliwie. Na jego policzkach wykwitly czerwone plamy,
jakby dostal goraczki.
� Popelniasz blad, rozmawiajac ze mna w ten spos�b, anielski chlopcze � ostrzegl.
� Nawet w snach nie jestes sam � ciagnal Jace glosem, w kt�rym kiedys zakochala sie
Clary, glosem, kt�ry opowiedzial jej historie o sokole, chlopcu i pobieranych przez
niego naukach. � Ale jak znajdziesz kogos, kto cie zrozumie? Ty nie wiesz, co to
milosc. Nasz ojciec za dobrze cie wytresowal. Ale rozumiesz krew. Clary jest z
twojej krwi. Gdybys m�gl miec ja przy sobie, kiedy patrzysz, jak plonie swiat,
bylaby to aprobata, kt�rej zawsze pragnales.
� Nigdy nie pragnalem aprobaty � rzucil Sebastian przez zeby, podnoszac glos. �
Twojej, jej ani czyjejkolwiek.
� Naprawde? � Jace sie usmiechnal. � Wiec dlaczego dajesz nam tyle drugich szans? �
Stanal naprzeciwko nich. Jego zlote oczy jarzyly sie w p�lmroku. � Sam to
przyznales. Dzgnales mnie mieczem w ramie. Mogles trafic w serce, ale sie
powstrzymales. Dlaczego? Dla mnie? A moze gdzies w glebi umyslu wiesz, ze Clary
nigdy by ci nie wybaczyla, gdybys zakonczyl moje zycie?
� Chcesz sama wypowiedziec sie w tej kwestii, Clary? � zapytal Sebastian, nie
odrywajac wzroku od miecza Jace�a. � A moze on ma m�wic za ciebie?
Jace popatrzyl na nia, Sebastian tez. Clary przez chwile czula na sobie ciezar obu
spojrzen, czarnego i zlotego.
� Nigdy nie zechce p�jsc z toba, Sebastianie � oswiadczyla w koncu. � Jace ma
racje.
Gdybym musiala wybrac, czy spedzic zycie z toba, czy umrzec, wolalabym smierc.
Oczy Sebastiana spochmurnialy.
� Jeszcze zmienisz zdanie � powiedzial. � Z wlasnej woli zasiadziesz na tronie obok
mnie, gdy nastapi koniec. Dalem ci szanse, zebys dobrowolnie poszla ze mna juz
teraz. Zaplacilem krwia, zeby miec cie przy sobie. Ale tak czy inaczej cie dostane,
nawet jesli sie nie zgodzisz.
� Nie!
Z dolu dobiegl glosny huk. Po chwili dom wypelnily glosy.
� O, rany! � mruknal Jace glosem ociekajacym sarkazmem. � Chyba wyslalem ognista
wiadomosc do Clave, kiedy zobaczylem pod mostem cialo straznika, kt�rego zabiles.
Glupio z twojej strony, ze nie ukryles go staranniej.
Rysy Sebastiana sie sciagnely na tak kr�tka chwile, ze wiekszosc ludzi nawet by
tego nie zauwazyla. Potem wyciagnal ku Clary reke i zaczal bezglosnie wymawiac
slowa czaru, zeby ja uwolnic od sily, kt�ra przygwazdzala ja do sciany. Clary
odepchnela go, a Jace jednym susem znalazl sie miedzy nimi i uni�sl miecz...
Sebastian zrobil unik, ale ostrze go dosieglo i zostawilo krwawa linie na ramieniu.
Krzyknal, zatoczyl sie do tylu i... stanal prosto. Usmiechnal sie szeroko, a Jace
wytrzeszczyl oczy, blady na twarzy.
� Niebianski ogien � powiedzial Sebastian. � Jeszcze nie umiesz nad nim panowac.
Czasami dziala, czasami nie, co, braciszku?
Oczy Jace�a zaplonely zlotem.
� Zobaczymy. � Skoczyl na Sebastiana, przecinajac p�lmrok blaskiem miecza.
Ale jego przeciwnik okazal sie za szybki. Ruszyl przed siebie i wyrwal mu bron z
reki.
Clary sie szarpnela, ale czar nadal trzymal ja unieruchomiona. Zanim Jace zdazyl
wykonac jakis ruch, Sebastian obr�cil jego miecz w swoja strone i wbil go sobie w
piers.
Czubek przecial pl�tno, a nastepnie sk�re. Z rany pociekla czerwona, ludzka krew,
ciemna jak rubin. Sebastian wyraznie cierpial. Obnazyl zeby w upiornym grymasie,
oddychal nier�wno, ale pewna reka dalej wbijal miecz. Tyl jego koszuli wybrzuszyl
sie i pekl, z plec�w trysnela fontanna krwi.
Czas rozciagnal sie jak gumowa tasma. Rekojesc uderzyla w piers Sebastiana, ostrze
sterczace miedzy lopatkami ociekalo szkarlatem. Wstrzasniety Jace stal bez ruchu,
kiedy ranny chwycil go zakrwawionymi rekami i przyciagnal do siebie. Nie zwazajac
na dudnienie st�p na schodach, rzekl:
� Czuje niebianski ogien w twoich zylach, plonacy pod sk�ra, anielski chlopcze.
Czysta sile destrukcji. Jeszcze slysze twoje krzyki po tym, jak Clary wbila w
ciebie ostrze. Plonales? � Jego zdyszany glos byl pelen jadu i napiecia. � Myslisz,
ze masz bron, kt�rej mozesz uzyc przeciwko mnie? Moze za piecdziesiat, sto lat
nauczysz sie panowac nad ogniem, ale niestety, wlasnie czasu ci brakuje. Szaleje w
tobie nieujarzmiony ogien i jest o wiele bardziej prawdopodobne, ze zniszczy ciebie
zamiast mnie.
Sebastian objal Jace�a za kark i przyciagnal go do siebie, tak blisko, ze ich
czola prawie sie zetknely.
� Clary i ja jestesmy podobni � powiedzial. � A ty... ty jestes moim lustrzanym
odbiciem. Pewnego dnia ona wybierze mnie zamiast ciebie, zapewniam. I ty to
zobaczysz. � Pocalowal go w policzek, szybko i mocno. Kiedy sie cofnal, na twarzy
Jace�a zostala plama krwi � Ave, mistrzu.
Po tych slowach przekrecil srebrny pierscien na palcu i zniknal w rozblysku
swiatla. Jace przez chwile gapil sie bez slowa na miejsce, gdzie przed chwila stal
Sebastian, po czym ruszyl do Clary. Nagle uwolniona, upadla na kolana, kiedy nogi
sie pod nia ugiely, i siegnela do przodu po Hesperosa. Zamknela dlon na rekojesci i
przytulila miecz do siebie jak dziecko, kt�re nalezy chronic.
� Clary... Clary.
Jace uklakl i ja objal. Ona zakolysala sie w jego ramionach, przycisnela czolo do
jego obojczyka i stwierdzila, ze koszula Jace�a, a teraz jej sk�ra, sa mokre od
krwi Sebastiana. W tym momencie drzwi sie otworzyly i do pokoju wpadli straznicy
Clave.
***
� Prosze � powiedziala Leila Haryana, nowa w stadzie wilk�w, podajac Mai narecze
ubran.
Maia przyjela je z wdziecznoscia.
� Dzieki... Nie masz pojecia, co to znaczy miec czyste ciuchy do przebrania. Ona i
Leila byly tego samego wzrostu i wagi, wiec nawet jesli top, dzinsy i welniana
kurtka nie calkiem na nia pasowaly, wolala je na razie nosic, niz isc do mieszkania
Jordana. Minelo troche czasu, odkad mieszkala w kwaterze gl�wnej wilkolak�w,
dlatego wszystkie jej rzeczy zostaly u Jordana i Simona, ale sama mysl o pustych
pokojach byla dla niej straszna. Tutaj przynajmniej znajdowala sie wsr�d innych
wilkolak�w. Otaczal ja staly szmer ludzkich glos�w, zapach chinskiego i malajskiego
jedzenia na wynos, brzek naczyn w kuchni. I byl jeszcze Bat. Nie naruszal jej
prywatnosci, ale zawsze mogla z nim porozmawiac albo po prostu siedziec w milczeniu
i obserwowac ruch na Baxter Street.
Oczywiscie, ta sytuacja miala tez swoje minusy. Wydawalo sie, ze Rufus Hastings,
wielki, poznaczony bliznami i przerazajacy w czarnym sk�rzanym stroju motocyklisty,
jest we wszystkich miejscach jednoczesnie. Jego zgrzytliwy glos bylo slychac w
kuchni, kiedy przy lunchu jatrzyl, ze Luke Garroway nie jest przyw�dca, na kt�rym
mozna polegac, ze zamierza sie ozenic z byla Nocna Lowczynia, ze jego lojalnosc
jest watpliwa, ze potrzebuja kogos, kto na pierwszym miejscu bedzie stawial
wilkolaki.
� Nie ma problemu. � Leila wygladala na skrepowana. Bawila sie zlota spinka w
ciemnych wlosach. � Maiu, tylko jedna rada. Moze powinnas troche stonowac cala te
gadke o lojalnosci wobec Luke�a.
Maia zamarla.
� Myslalam, ze wszyscy jestesmy wobec niego lojalni � powiedziala. � I wobec Bata.
� Gdyby Luke tutaj byl, moze. Ale prawie nie mielismy od niego wiesci, odkad udal
sie do Idrisu. Praetor to nie stado, ale Sebastian rzucil rekawice. On chce,
zebysmy wybrali miedzy Nocnymi Lowcami i walka po ich stronie a...
� Zawsze bedzie jakas walka � przerwala jej Maia gniewnym tonem. � Nie jestem slepo
lojalna wobec Luke�a. Znam Nocnych Lowc�w. Sebastiana tez poznalam. On nas
nienawidzi.
Pr�by ulagodzenia go nic nie dadza...
Leila uniosla rece.
� Okay, okay. Jak powiedzialam, to tylko rada. Mam nadzieje, ze ciuchy beda pasowac
� I oddalila sie korytarzem.
Maia wbila sie w dzinsy � ciasne, tak jak przypuszczala � i top. Wlozyla kurtke
Leili.
Wziela sw�j portfel ze stolu i poszla do pokoju Bata. Zapukala do drzwi.
Otworzyl jej bez koszuli, czego sie nie spodziewala. Opr�cz szramy na policzku mial
na prawym ramieniu slad po kuli, na szczescie nie srebrnej. Blizna wygladala jak
krater ksiezycowy, biala na ciemnej sk�rze.
� Maia? � Bat uni�sl brew na jej widok.
� Posluchaj. Zamierzam objechac Rufusa. Mam juz dosyc tego, ze wszystkim maci w
glowach.
� Hola. � Bat uni�sl reke. � Nie sadze, zeby to byl dobry pomysl...
� On nie przestanie, p�ki ktos go nie usadzi � powiedziala Maia. � Pamietam, jak
wpadlam na niego w Praetor, kiedy bylam tam z Jordanem. Pretor Scott m�wil, ze
Rufus bez powodu odgryzl innemu wilkolakowi noge. Niekt�rzy ludzie, gdy dostrzegaja
pr�znie wladzy, chca ja wypelnic. Nie obchodzi ich, kogo przy tym skrzywdza.
Maia okrecila sie na piecie i ruszyla do schod�w. Slyszala, jak Bat mamrocze pod
nosem przeklenstwo. Chwile p�zniej dogonil ja, pospiesznie wkladajac po drodze
koszule.
� Maiu, ja naprawde...
� No i prosze.
Na dole w holu Rufus opieral sie o dawne biurko sierzanta, otoczony przez grupe
okolo dziesieciu wilkolak�w, lacznie z Leila.
� ...trzeba im pokazac, ze jestesmy silniejsi � m�wil. � I lojalni wobec siebie.
Sila stada jest wilk, sila wilka stado. � Jego glos byl taki zgrzytliwy, jakby
kiedys zraniono go w gardlo. Glebokie blizny odcinaly sie od bladej sk�ry twarzy.
Usmiechnal sie, kiedy zobaczyl Maie. � Czesc. Chyba juz sie poznalismy. Przykro mi
z powodu twojego chlopaka.
Watpie.
� Sila jest lojalnosc i jednosc, a nie dzielenie ludzi klamstwami � wypalila Maia.
� Dopiero co sie zjednoczylismy, a ty nazywasz mnie klamca? � Zachowanie Rufusa
nadal bylo swobodne, ale czailo sie pod nim napiecie, jak u kota szykujacego sie do
skoku. � Skoro m�wisz ludziom, ze powinni trzymac sie z dala od wojny Nocnych
Lowc�w, jestes klamca. Sebastian nie poprzestanie na Nefilim. Jesli ich zniszczy,
przyjdzie po nas.
� Jego nie obchodza Podziemni.
� Wlasnie wymordowal Praetor Lupus! � krzyknela Maia. � On sieje zniszczenie.
Zabije
nas wszystkich.
� Nie, jesli nie sprzymierzymy sie z Nocnymi Lowcami.
� To klamstwo � stwierdzila Maia.
Zobaczyla, ze Bat przesuwa dlonia po oczach, a potem cos tak mocno uderzylo ja w
ramie, ze az sie zachwiala. Upadlaby, gdyby nie przytrzymala sie brzegu biurka.
� Rufus! � ryknal Bat.
Maia zacisnela zeby, zeby nie okazac b�lu i nie dac napastnikowi satysfakcji.
Hastings usmiechal sie z wyzszoscia, stojac posrodku nagle zamarlej grupki
wilkolak�w. Kiedy Bat ruszyl do przodu, rozlegly sie szepty. Rufus byl ogromny,
g�rowal nawet nad nim, ramiona mial szerokie i potezne.
� Rufusie, ja jestem przyw�dca w czasie nieobecnosci Garrowaya � przypomnial Bat. �
Byles naszym gosciem, ale nie nalezysz do stada. Czas, zebys odszedl.
Hastings zmierzyl go wzrokiem, mruzac oczy.
� Wyrzucasz mnie? Wiedzac, ze nie mam dokad p�jsc?
� Na pewno cos sobie znajdziesz � stwierdzil Bat i zaczal sie odwracac.
� Wyzywam cie � rzucil nagle Rufus. � Bacie Velazquezie, wyzywam cie do walki o
przyw�dztwo nowojorskiego stada.
� Nie! � krzyknela Maia z przerazeniem, ale Bat wyprostowal plecy i spojrzal
Rufusowi w oczy. Miedzy dwoma wilkolakami az iskrzylo od napiecia.
� Przyjmuje wyzwanie. Jutro w nocy, w Prospect Park. Tam sie spotkamy.
Bat okrecil sie na piecie i wymaszerowal z komisariatu. Po kr�tkiej chwili Maia
popedzila za nim.
Na frontowych schodach uderzyla ja fala zimnego powietrza. Lodowaty wiatr omiatal
Baxter Street, wciskal sie jej pod kurtke. Z tupotem zbiegla po schodach. Bolalo ja
ramie. Bat juz prawie dotarl do rogu ulicy, zanim go dogonila, chwycila za reke i
odwr�cila do siebie. Byla swiadoma tego, ze ludzie na ulicy gapia sie na nich, i
przez chwile zalowala, ze nie chroni ich czar Nocnych Lowc�w. Bat spojrzal na nia z
gniewnie sciagnietymi brwiami. Jego blizna wyraznie sie odznaczala.
� Oszalales? Jak mogles przyjac wyzwanie Rufusa? On jest ogromny.
� Znasz zasady, Maiu. Wyzwanie trzeba przyjac.
� Tylko jesli zostajesz wyzwany przez kogos ze swojego stada! Mogles je odrzucic.�
I stracic szacunek calego stada � powiedzial Bat. � Juz nigdy nie chcieliby
wypelniac moich rozkaz�w.
� On cie zabije. � Maia zastanawiala sie, czy on rozumie, co sie kryje pod jej
slowami. Ze widziala, jak umiera Jordan, i nie znioslaby czegos takiego po raz
drugi.
� Moze nie. � Wyjal z kieszeni cos pobrzekujacego i wcisnal jej do reki. Po chwili
Maia zorientowala sie, ze to kluczyki do samochodu Jordana. � Jego furgonetka stoi
zaparkowana za rogiem. Wez ja i trzymaj sie z dala od komisariatu, p�ki wszystko
sie nie rozstrzygnie. Nie ufam Rufusowi.
� Jedz ze mna � poprosila Maia. � Nigdy nie zalezalo ci na przyw�dztwie stada.
Moglibysmy po prostu wyjechac, az Luke wr�ci i wszystkim sie zajmie...
� Maiu. � Bat polozyl dlon na jej nadgarstku. � Czekanie na powr�t Luke�a jest
dokladnie tym, czego chce od nas Rufus. Jesli wyjedziemy, praktycznie zostawimy mu
stado. A wiesz, co on wtedy zrobi. Pozwoli, zeby Sebastian wyrznal Nocnych Lowc�w,
i nawet nie kiwnie palcem. A kiedy Sebastian wr�ci, zeby pozbierac nas jak ostatnie
pionki na szachownicy, bedzie za p�zno dla wszystkich.
Maia spojrzala na jego dlon.
� Wiesz, pamietam, jak mi powiedzialas, ze potrzebujesz wiecej przestrzeni �
ciagnal Bat. � Ze nie potrafisz byc w prawdziwym zwiazku. Dalem ci przestrzen.
Zaczalem nawet umawiac sie z tama dziewczyna, wiedzma, jak jej bylo na imie...
� Eve � podpowiedziala Maia.
� Racja. Eve. � Bat wygladal na zaskoczonego, ze pamietala. � Ale to i tak nie
pomoglo. Moze dalem ci za duzo przestrzeni. Moze powinienem byl powiedziec ci, co
czuje. Moze powinienem...
Patrzyla na niego zaskoczona i oszolomiona. Zobaczyla, ze jego twarz sie zamyka,
jakby pozalowal chwilowej slabosci.
� Mniejsza o to � dokonczyl pospiesznie. � To nie fair zrzucac teraz to wszystko na
twoje barki. � Puscil ja i cofnal sie o krok. � Wez furgonetke. � Zaczal sie od
niej oddalac w tlumie, kierujac ku Canal Street. � Wyjedz z miasta. I uwazaj na
siebie, Maiu. Dla mnie.
***
Jace odlozyl stele na oparcie kanapy i przesunal palcem po iratze, kt�ry narysowal
na ramieniu Clary. Na jego nadgarstku lsnilo srebro. W pewnym momencie, Clary nie
pamietala, kiedy, podni�sl zgubiona przez Sebastiana bransoletke i wsunal ja na
swoja reke. Nie miala ochoty pytac go, dlaczego to zrobil.
� I jak?
� Lepiej, dziekuje.
Nogawki dzins�w miala podwiniete powyzej kolan. Patrzyla, jak siniaki na nogach
powoli zaczynaja blednac. Znajdowali sie w Gard, chyba w jakiejs sali
konferencyjnej. Stalo w niej kilka stol�w i dluga sk�rzana kanapa przed kominkiem.
Jedna ze scian zajmowaly regaly z ksiazkami. Jedynym oswietleniem w pokoju byl
blask ognia. Niezasloniete okno wychodzilo na Alicante i jasniejace demoniczne
wieze.
� Hej. � Jace przyjrzal sie jej twarzy. � Dobrze sie czujesz?
Tak, chciala odpowiedziec, ale slowa utknely jej w gardle. Fizycznie nic jej nie
dolegalo. Siniaki znikaly dzieki runom. Jace�owi tez nic sie nie stalo. Simon,
zamroczony wzmocniona krwia, wszystko przespal i nadal lezal pograzony we snie w
innym pomieszczeniu Gard. Do Luke�a i Jocelyn wyslano wiadomosc. Jak im powiedziala
Jia, mieli ja dostac zaraz po wyjsciu ze strzezonej kolacji. Clary bardzo chciala
ich zobaczyc. Czula sie niepewnie. Sebastian zniknal, przynajmniej na razie, ale
mimo to byla rozdarta, zla, rozgoryczona, zawzieta i smutna.
Przed opuszczeniem domu Amatis straznicy pozwolili jej spakowac torbe z rzeczami:
ubranie na zmiane, str�j bojowy, stele, blok rysunkowy i bron. Z jednej strony
bardzo chciala sie przebrac, zeby pozbyc sie zapachu Sebastiana, ale z drugiej, nie
miala ochoty opuszczac pokoju. Bala sie zostac sama ze wspomnieniami i myslami.
� Nic mi nie jest.
Odwinela nogawki dzins�w, wstala i podeszla do kominka. Byla swiadoma tego, ze Jace
obserwuje ja z kanapy. Wyciagnela dlonie, jakby zamierzala ogrzac je przy ogniu,
choc nie bylo jej zimno. Po prawdzie, za kazdym razem, kiedy w jej glowie pojawiala
sie mysl o bracie, czula taki gniew, jakby fala plynnego ognia przetaczala sie
przez jej cialo. Rece jej drzaly. Popatrzyla na nie z dziwna obojetnoscia, jakby
nalezaly do kogos innego.
� Sebastian sie ciebie boi � stwierdzila. � Zgrywal chojraka, zwlaszcza pod koniec,
ale ja to wyczulam.
� On sie boi niebianskiego ognia � sprostowal Jace. � Nie zna jego mozliwosci,
podobnie jak my. Ale jedna rzecz jest pewna. Ogien nie zrobil mu krzywdy przy
zwyklym dotknieciu. � Fakt. � Clary nie odwr�cila sie, zeby spojrzec na Jace�a. �
Dlaczego cie pocalowal? Nie to chciala powiedziec, ale wciaz miala przed oczami
tamta scene. Sebastian
zakrwawiona reka obejmujacy Jace�a za szyje, a potem ten dziwny, zaskakujacy
pocalunek w policzek.
Uslyszala skrzypienie sk�rzanej sofy, kiedy Jace zmienil pozycje.
� To bylo cos w rodzaju cytatu � powiedzial. � Z Biblii. Kiedy Judasz na znak
zdrady pocalowal Jezusa w ogrodzie Getsemani i powiedzial: �Badz pozdrowiony,
Mistrzu�. � To dlatego Sebastian rzucil na pozegnanie: �Ave, mistrzu� � zrozumiala
Clary. � Mial na mysli to, ze zamierza byc narzedziem mojego zniszczenia. Ja... �
Clary odwr�cila sie, kiedy Jace nagle umilkl. Siedzial na brzegu kanapy, ze
wzrokiem utkwionym w podlodze, i przeczesywal reka potargane wlosy. � Kiedy
wszedlem do twojego pokoju i zobaczylem was, chcialem go zabic. Powinienem byl
zaatakowac od razu, ale balem sie, ze to pulapka. Ze jesli sie rusze, on zdazy cie
zabic albo skrzywdzic. On zawsze przeinaczal wszystko, co robilem. Jest sprytny.
Sprytniejszy niz Valentine. Ja nigdy...
Clary czekala. Jedynym dzwiekiem w pokoju byl trzask plomieni i suchych polan w
kominku.
� Nigdy nikogo tak sie nie balem � dokonczyl Jace zdlawionym glosem.
Clary wiedziala, ile kosztowalo go takie wyznanie. Wlasnie jego, kt�ry przez duza
czesc zycia skutecznie ukrywal strach, b�l i kazda slabosc. Chciala odpowiedziec,
ze nie powinien sie bac, ale nie mogla. Ona tez sie bala i wiedziala, ze oboje maja
po temu powody. Nie bylo w Idrisie nikogo, kto mialby lepsze niz oni powody, zeby
czuc przerazenie.
� Duzo ryzykowal, przychodzac tutaj � zauwazyl Jace. � W ten spos�b Clave sie
dowiedzialo, ze on potrafi przedostac sie przez czary ochronne i straze. Teraz
spr�buja je wzmocnic. Moze to poskutkuje, moze nie, ale pewnie beda dla niego
utrudnieniem. Bardzo chcial cie zobaczyc. Tak bardzo, ze byl got�w zaryzykowac.
� Nadal uwaza, ze moze mnie przekonac.
� Clary. � Jace wstal i ruszyl do niej z wyciagnieta reka. � Czy ty... � Gdy
cofnela sie odruchowo, w jego oczach pojawil sie blysk zaskoczenia. � Co sie stalo?
� Spojrzal na swoje dlonie. Jego zyly jasnialy slabym blaskiem. � Chodzi o
niebianski ogien?
� Nie.
� Wiec...
� Sebastian. Powinnam powiedziec ci wczesniej, ale ja... po prostu nie moglam.
Jace nie ruszyl sie z miejsca, tylko na nia patrzyl.
� Mozesz powiedziec mi wszystko. Przeciez wiesz.
Clary wziela gleboki wdech i wbila wzrok w plomienie � zlote, zielone i szafirowe �
scigajace sie nawzajem w kominku.
� W listopadzie, zanim pojechalismy do Burren. Kiedy wyszedles z mieszkania, on sie
zorientowal, ze go szpiegowalam. Zniszczyl m�j pierscien, a potem... uderzyl mnie,
popchnal na szklany stolik. Omal go wtedy nie zabilam. Niewiele brakowalo, zebym
wbila mu odlamek szkla w gardlo, ale uswiadomilam sobie, ze wtedy zabilabym ciebie,
wiec sie powstrzymalam. A on byl zachwycony. Smial sie, rzucil mnie na podloge.
Szarpal moje ubranie i recytowal fragmenty Piesni Salomona. M�wil, ze kiedys bracia
i siostry zawierali malzenstwa, zeby zachowac czystosc kr�lewskiej krwi, m�wil, ze
naleze do niego. Jakbym byla bagazem z przyczepionym jego nazwiskiem...
Jace wygladal na wstrzasnietego jak nigdy. Clary potrafila odczytac w nim
najr�zniejsze emocje: b�l, strach, obawe.
� Czy on... czy...?
� Zgwalcil mnie? � dokonczyla Clary. Slowo bylo okropne i zabrzmialo bardzo brzydko
w ciszy panujacej w pokoju. � Nie. On... sie pohamowal. � Jej glos opadl do szeptu.
Jace byl bialy jak przescieradlo. Otworzyl usta, zeby cos powiedziec, ale ona
slyszala tylko znieksztalcone echo jego glosu, jakby znowu znajdowala sie pod woda.
Cala drzala, choc w pomieszczeniu bylo cieplo.
� Dzisiaj nie moglam sie poruszyc � wyznala w koncu. � On pchnal mnie na sciane, a
ja nie moglam uciec ani...
� Zabije go! � wybuchnal Jace. Jego twarz przybrala teraz szara barwe. � Posiekam
na kawalki. Odetne mu rece za to, ze cie dotykal...
� Jace. � Clary nagle poczula sie wyczerpana. � Mamy milion powod�w, zeby pragnac
jego smierci. Poza tym � dodala z niewesolym smiechem � Isabelle juz uciela mu
reke, ale to nic nie dalo.
Jace zacisnal dlon w piesc i przytknal ja do brzucha, wbil w splot sloneczny,
jakby chcial pozbawic sie oddechu.
� Przez caly ten czas, kiedy bylem z nim zwiazany, sadzilem, ze znam jego umysl,
jego pragnienia i plany. Ale tego sie nie domyslalem, nie wiedzialem. A ty nic mi
nie powiedzialas.
� Tu nie chodzi o ciebie, Jace...
� Wiem. Wiem. � Tak mocno zaciskal piesc, ze zrobila sie biala. Zyly na jej
wierzchu rysowaly sie wyraznie. � Wiem i nie winie cie, ze mi nie powiedzialas. Co
m�glbym zrobic? Przeciez jestem kompletnie bezuzyteczny. Stalem pare krok�w od
niego, a w dodatku mam w sobie ogien, kt�ry powinien go zabic. Pr�bowalem i sie nie
udalo. Nie potrafilem wykorzystac tej broni.
� Jace.
� Przepraszam. Po prostu.... Sama wiesz, ze znam tylko dwie reakcje na zle wiesci.
Niekontrolowana wscieklosc, a zaraz potem gwaltowne przejscie do palacej nienawisci
do samego siebie.
Clary milczala. Przede wszystkim czula sie zmeczona, bardzo zmeczona. Wyznanie, co
Sebastian jej zrobil, bylo jak dzwiganie ogromnego ciezaru, wiec teraz pragnela
jedynie zamknac oczy i zniknac w ciemnosci. Tak dlugo towarzyszyl jej gniew, czail
sie pod powierzchnia wszystkiego. Czy szukala prezent�w z Simonem, czy siedziala w
parku, czy sama w domu i pr�bowala rysowac, ta zlosc jej nie opuszczala.
Jace wyraznie toczyl walke ze soba, ale przynajmniej nie pr�bowal tego ukrywac.
Clary widziala w jego oczach najr�zniejsze emocje: wscieklosc, frustracje,
bezradnosc, poczucie winy i wreszcie smutek. Byl to jak na niego wyjatkowo
stonowany smutek, a kiedy Jace w koncu sie odezwal, jego glos tez brzmial
zaskakujaco spokojnie. Nie patrzyl na nia, tylko na podloge. � Chcialbym umiec
powiedziec wlasciwa rzecz, jakos ci ulzyc, byc przy tobie. Zrobie dla ciebie
wszystko, co tylko zechcesz.
� No, no � mruknela Clary.
Jace podni�sl wzrok.
� Co?
� Swietna przemowa.
Jace zamrugal.
� To dobrze, bo nie jestem pewien, czy mam cos na bis. A kt�ra czesc byla swietna?
Kaciki ust Clary lekko sie uniosly. Ta dziwna mieszanka arogancji i wrazliwosci,
wytrzymalosci, goryczy i oddania byla tak charakterystyczna dla Jace�a.
� Po prostu chcialabym wiedziec, ze nie myslisz o mnie gorzej.
� Nie, nie � zapewnil ja przejety. � Jestes dzielna, bystra i doskonala. Kocham
cie. Po prostu cie kocham i zawsze bede kochal. Zadne dzialania jakiegos szalenca
tego nie zmienia. � Usiadz � powiedziala, a Jace poslusznie opadl na kanape i
spojrzal na nia, odchylajac glowe do tylu. Blask ognia tanczyl na jego wlosach.
Clary wziela gleboki oddech i usiadla mu na kolanach. � M�glbys mnie przytulic?
Jace objal ja i przygarnal do siebie. Poczula sile miesni jego ramion i plec�w,
kiedy dotknal jej ostroznie. Mial rece stworzone do walki, ale potrafil byc bardzo
delikatny, podobnie jak przy grze na pianinie. I jak wobec wszystkiego, co kochal.
Clary usadowila sie bokiem na kolanach Jace�a, oparla stopy o kanape, glowe
polozyla na jego ramieniu. Czula szybkie bicie jego serca.
� A teraz mnie pocaluj � poprosila.
Jace sie zawahal.
� Jestes pewna?
Kiwnela glowa.
� Tak. Tak. Ostatnio nie moglismy za czesto sie przytulac, ale za kazdym razem,
kiedy cie caluje, za kazdym razem, kiedy mnie dotykasz, to jest zwyciestwo.
Sebastian zrobil to, co zrobil, bo... bo on nie rozumie r�znicy miedzy kochaniem a
posiadaniem. Miedzy dawaniem a braniem. Sadzil, ze jesli mnie zmusi, zebym mu sie
oddala, bedzie mnie mial, ze bede nalezec do niego. On uwaza, ze to jest milosc, bo
on nie zna nic innego. Ale ciebie dotykam, bo chce, i na tym polega r�znica. On
tego ode mnie nie dostanie. Nigdy.
Nachylila sie, zeby go pocalowac. Lekko musnela jego wargi, przytrzymujac sie
oparcia kanapy.
Poczula, ze Jace gwaltownie nabiera powietrza, kiedy miedzy nimi przeskoczyla mala
iskierka. Musnal jej policzek policzkiem, kosmyki ich wlos�w splataly sie ze soba,
rude i zlote. Clary wtulila sie w Jace�a. Plomienie w kominku podskoczyly, troche
ich ciepla wniknelo w jej kosci. Oparla sie o ramie naznaczone biala gwiazda rodu
Herondale��w i pomyslala o tych wszystkich, kt�rzy odeszli przed Jace�em, a
uczynili go tym, kim byl.
� O czym myslisz? � zapytal, glaszczac ja po wlosach, przesiewajac luzne pasma
miedzy palcami.
� Ciesze sie, ze ci powiedzialam. A ty o czym myslisz?
Milczal przez dluzsza chwile, podczas gdy plomienie to strzelaly w g�re, to
przygasaly. � Myslalem o tym, co powiedzialas o samotnosci Sebastiana. Pr�bowalem
sobie przypomniec, jak sie mieszkalo z nim w tamtym domu. Zabral mnie tam z wielu
powod�w, oczywiscie, ale chyba gl�wnie dla towarzystwa. Towarzystwa kogos, kto go
zrozumial, bo zostal wychowany tak samo. Pr�bowalem sobie przypomniec, czy
kiedykolwiek naprawde go lubilem.
Czy lubilem spedzac z nim czas.
� Nie sadze. Kiedy tam z wami mieszkalam, chyba nigdy nie byles tak do konca na
luzie.
Wydawalo sie, ze jestes soba, a jednoczesnie nie soba. Trudno to wyjasnic.
Jace zapatrzyl sie w ogien.
� Nie tak trudno � powiedzial. � Mysle, ze w kazdym z nas jest jakas czastka,
niezalezna od naszej woli czy umyslu, i wlasnie do niej Sebastian nie m�gl dotrzec.
Wiedzial, ze to nie jestem caly ja. On pragnie byc szczerze lubiany albo kochany za
to, kim jest. Ale nie uwaza, by musial sie zmienic, zeby stac sie wartym milosci.
Zamiast tego woli zmienic caly swiat, cala ludzkosc, zeby go pokochala. � Jace
zrobil pauze. � Przepraszam za te kanapowa psychologie.
Doslownie.
Clary byla gleboko zamyslona.
� Kiedy przeszukalam jego rzeczy, w tamtym domu, znalazlam list. Niedokonczony, ale
zaadresowany do �mojej pieknej�. Pamietam, jak pomyslalam, ze to dziwne. Dlaczego
mialby pisac list milosny? On rozumie seks, pozadanie, ale romantyczna milosc? Nie
zauwazylam. Jace przyciagnal ja do siebie, ulozyl wygodniej przy swoim boku. Clary
nie byla pewna, kto kogo pociesza, ale r�wnomierne bicie jego serca, znajomy zapach
mydla i metalu koily i dodawaly otuchy. Rozluznila sie w jego objeciach.
Wyczerpanie z wolna bralo nad nia g�re, ciazylo na powiekach. Miala za soba dwa
dlugie dni i jeszcze dluzsza noc. � Jesli mama i Luke przyjda, kiedy bede spac,
obudz mnie � poprosila.
� Na pewno tego nie przegapisz � rzucil sennie Jace. � Twoja matka pomysli, ze
pr�buje cie wykorzystac, i zacznie mnie gonic z pogrzebaczem.
Clary poklepala go po policzku.
� Obronie cie.
Jace nie odpowiedzial. Juz spal, oddychajac r�wno. Ich serca zwolnily, dopasowaly
do siebie swoje rytmy. Clary przez jakis czas lezala rozbudzona i wpatrywala sie w
ogien, marszczac brwi. Slowa �moja piekna� rozbrzmiewaly w jej uszach jak
wspomnienie rzeczy uslyszanych we snie.
Rozdzial 11
Najlepszy ginie
Gdzie Luke?
� Nie jestesmy pewni � przyznala cicho Jia. � Nie odpowiedzieli na wiadomosc, kt�ra
wyslalismy im w nocy.
Zbyt wiele wstrzas�w, nastepujacych zbyt szybko po sobie sprawilo, ze Clary
zdretwiala. Poczula, ze po jej zylach rozlewa sie zimno. Nie krzyknela, tylko
chwycila Hesperosa ze stolika, na kt�rym go wczesniej polozyla, i wsunela za pas.
Bez slowa przecisnela sie obok Konsul i wyszla z pokoju.
Na korytarzu czekal Simon, potargany, zmeczony i blady nawet jak na wampira. Clary
scisnela jego reke, muskajac przy tym zloty pierscien w ksztalcie liscia, kt�ry
nosil na palcu.
� Simon idzie na zebranie Rady � oznajmila, wyzywajaco patrzac na Jie.
Ale Konsul po prostu skinela glowa. Sprawiala wrazenie zbyt wyczerpanej, zeby sie
kl�cic.
� Moze byc przedstawicielem Dzieci Nocy.
� Mial nim byc Raphael � zaprotestowal Simon, wyraznie przestraszony. � Nie jestem
przygotowany...
� Nie zdolalismy nawiazac kontaktu z zadnym z przedstawicieli Podziemnych, lacznie
z Raphaelem.
Jia ruszyla korytarzem. Sciany z jasnych paneli ostro pachnialy swiezym drewnem.
Musieli sie znajdowac w czesci Gard odbudowanej po Wielkiej Wojnie. Clary byla w
nocy zbyt zmeczona, zeby to zauwazyc. W r�wnych odstepach na scianach byly wyciete
runy anielskiej mocy. Kazdy jasnial glebokim blaskiem, oswietlajac hol pozbawiony
okien.
� Co to znaczy, ze nie nawiazaliscie z nimi kontaktu? � drazyla Clary, idac
pospiesznie za Konsul.
Simon i Jace szli za nimi. Korytarz prowadzil w glab Gard. Przed soba Clary
slyszala szum, jakby przytlumiony ryk oceanu.
� Ani Luke, ani twoja matka nie wr�cili ze spotkania w domu faerie. � Jia
zatrzymala sie w duzym przedsionku.
Naturalne swiatlo, wlewalo sie tutaj przez okna z naprzemiennych kwadrat�w zwyklego
i kolorowego szkla. Przed nimi znajdowaly sie podw�jne drzwi, ozdobione tryptykiem
przedstawiajacym Aniola i jego Dary.
� Nie rozumiem. � Clary podniosla glos. � Wiec nadal tam sa? U Meliorna?
Jia pokrecila glowa.
� Rezydencja jest pusta.
� Ale... co z Meliornem, co z Magnusem?
� Jeszcze nic nie wiemy � odparla Jia. � W domu nie ma nikogo i zaden z
przedstawicieli nie odpowiada na nasze wiadomosci. Patrick z grupa straznik�w
przeszukuja miasto.
� Czy w domu byla krew? � zapytal Jace. � Slady walki, cokolwiek?
Konsul pokrecila glowa.
� Nie. Ale na stole nadal stalo jedzenie. Zupelnie jakby... rozplyneli sie w
powietrzu.
� Jest cos jeszcze, prawda? � domyslila sie Clary. � Widze po pani minie.
Jia nie odpowiedziala, tylko pchnela drzwi sali narad. Do przedpokoju wlal sie gwar
glos�w. To byl ten szum, kt�ry Clary wczesniej slyszala. Wyminela Konsul i
niepewnie zatrzymala sie w progu.
Sala narad, tak uporzadkowana i spokojna jeszcze kilka dni wczesniej, teraz byla
pelna przekrzykujacych sie Nocnych Lowc�w. Wszyscy stali, niekt�rzy grupkami, inni
osobno. Wiekszosc sie kl�cila. Clary nie mogla odr�znic sl�w, ale widziala gniewne
gesty. Przeszukala wzrokiem tlum, wypatrujac znajomych twarzy, ale nie dostrzegla
nigdzie Luke�a ani Jocelyn, tylko Lightwood�w: Roberta w stroju Inkwizytora i
Maryse. Zobaczyla tez Aline i Helen oraz reszte Blackthorn�w.
Na srodku amfiteatru, za pulpitami dla m�wc�w staly cztery rzezbione drewniane
krzesla Podziemnych. Byly puste, a przed nimi na deskach widnialo koslawo
namalowane kleista zlota farba jedno slowo.
Veni.
Jace wszedl do pokoju i stanal obok Clary. Plecy mu zesztywnialy, kiedy ujrzal
napis.
� To anielska krew � stwierdzil.
Clary nagle zobaczyla biblioteke Instytutu, podloge sliska od krwi i pi�r, puste
kosci aniola.
Erchomai.
Nadchodze.
A teraz to jedno slowo: Veni.
Przybylem.
Druga wiadomosc. Tak, Sebastian byl bardzo zajety. Alez jestem glupia, pomyslala
Clary. Sadzila, ze zjawil sie tylko dla niej, ze nie chodzilo mu o wiecej
zniszczenia, wiecej terroru, wiecej zamieszania. Przypomniala sobie jego usmieszek,
kiedy wspomniala o bitwie o Cytadele.
Oczywiscie, ze to nie byl zwykly atak, tylko dzialanie, kt�re mialo odwr�cic uwage.
Odciagnac Nefilim od Alicante, zmusic ich, zeby szukali po swiecie jego i
Mrocznych, rozpaczali nad rannymi i zabitymi. A tymczasem on znalazl droge do
samego serca Gard i zostawil na podlodze krwawy slad.
Niedaleko podwyzszenia stala grupka Cichych Braci w szatach koloru kosci. Twarze
mieli ukryte pod kapturami. Na ich widok Clary cos zaswitalo w pamieci. Odwr�cila
sie do Jace�a.
� Brat Zachariasz... nie mialam okazji cie zapytac, czy z nim wszystko dobrze?
Jace ze wstrzasnieta mina wpatrywal sie w napis na podium.
� Widzialem go w Basilias. Ma sie dobrze. Jest... inny.
� R�znica jest korzystna?
� Ludzka � odparl Jace i zanim Clary zdazyla go poprosic o wyjasnienie, uslyszala,
ze ktos wola jej imie.
Posrodku sali wypatrzyla uniesiona reke gwaltownie machajaca do niej z tlumu.
Isabelle. Stala z Alekiem w nieduzej odleglosci od swoich rodzic�w. Clary uslyszala
za soba glos Jii, ale juz ruszyla przez pok�j. Jace i Simon nastepowali jej na
piety. Po drodze czula na sobie zaciekawione spojrzenia. Wszyscy wiedzieli, kim ona
jest. Wiedzieli, kim jest cala ich tr�jka.
C�rka Valentine�a, adoptowany syn Valentine�a i Chodzacy za Dnia.
� Clary! � wykrzyknela Isabelle, kiedy wreszcie przedarli sie przed cizbe i niemal
wpadli na rodzenstwo Lightwood�w, kt�remu udalo sie oczyscic dla nich mala wolna
przestrzen wok�l siebie.
Isabelle rzucila zirytowane spojrzenie na Simona, nim usciskala pozostala dw�jke.
Gdy tylko uwolnila Jace�a, Alec chwycil go za rekaw i przytrzymal tak mocno, ze
jego kostki zbielaly. Jace zrobil zdziwiona mine, ale nic nie powiedzial.
� Czy to prawda? � spytala Izzy, zwracajac sie do Clary. � Sebastian byl zeszlej
nocy w twoim domu?
� U Amatis, tak. Skad wiesz?
� Nasz ojciec jest Inkwizytorem � przypomnial Alec. � Oczywiscie, ze wiemy. Jeszcze
zanim otworzono sale i zobaczylismy... napis, wszyscy powtarzali krazace po miescie
plotki, ze Sebastian byl w Alicante.
� To prawda � przyznal Simon. � Konsul pytala o niego, kiedy mnie obudzila...
jakbym cokolwiek wiedzial. � Gdy Isabelle rzucila mu pytajace spojrzenie, dodal: �
Wszystko przespalem.
� Czy Konsul cos wam powiedziala? � zapytal Alec, wskazujac reka na podium. � Albo
Sebastian?
� Nie � odparla Clary. � On nie dzieli sie swoimi planami.
� Nie powinien dopasc przedstawicieli Podziemnych � stwierdzil Alec. � Nie tylko
Alicante jest strzezone, ale r�wniez kazdy z ich bezpiecznych dom�w. � Na jego szyi
pulsowala zyla, dlon sciskajaca rekaw Jace�a drzala lekko. � Poszli na proszona
kolacje. Powinni byc bezpieczni. � Puscil swojego parabatai i wbil rece w
kieszenie. � A Magnus... Magnusa nawet nie powinno tu byc. Zamiast niego miala
przybyc Catarina. � Spojrzal na Simona. � Widzialem cie z nim na Placu Aniola w noc
bitwy. Wyjasnil, co robi w Alicante?
Simon pokrecil glowa.
� Przepedzil mnie, bo akurat leczyl Clary.
� Moze to blef � rzucil Alec. � Moze Sebastian chce, bysmy mysleli, ze zrobi
krzywde przedstawicielom Podziemnych...
� Nie wiemy, czy cos im zrobi � przerwal mu Jace. � Ale faktem jest, ze znikneli.
Alec odwr�cil wzrok, jakby nie m�gl spojrzec mu w oczy.
� Veni � wyszeptala Isabelle, patrzac na podium. � Dlaczego...?
� On nam m�wi, ze ma wladze � powiedziala Clary. � Wladze, kt�rej nikt z nas nawet
sobie nie wyobraza.
Pomyslala o tym, jak zjawil sie w jej pokoju, a potem zniknal. Jak w Cytadeli
ziemia otworzyla sie pod jego stopami, jakby go przyjmowala i ukrywala przed
zagrozeniami swiata. Nagle ponad gwar wybil sie ostry dzwiek dzwonka, oglaszajacy
poczatek narady. Jia podeszla do m�wnicy z uzbrojonymi straznikami Clave po obu
bokach.
� Nocni Lowcy, prosze o cisze. � Jej slowa rozbrzmialy w calym pomieszczeniu tak
wyraznie, jakby uzywala mikrofonu.
Obecni umilkli stopniowo, choc na wielu twarzach nadal malowal sie buntowniczy
wyraz.
Cisza, kt�ra zapadla w sali, byla nieprzyjazna.
� Konsul Penhallow! � zawolal Kadir. � Co oznacza ta... profanacja?
� Nie jestesmy pewni � odparla Jia. � To wydarzylo sie w nocy, miedzy jedna zmiana
straznik�w a druga.
� To jest zemsta � odezwal sie chudy, ciemnowlosy Nocny Lowca, kt�rego Clary
rozpoznala jako szefa Instytutu Budapesztenskiego. Nazywal sie Lazlo Balogh. �
Zemsta za nasze zwyciestwa w Londynie i Cytadeli.
� Nie odnieslismy zwyciestw w Londynie i w Cytadeli, Lazlo � powiedziala Jia. �
Okazalo sie, ze Instytut Londynski jest chroniony przez sile, o kt�rej nic nie
wiedzielismy i nawet nie potrafimy jej odtworzyc. Tamtejsi Nocni Lowcy zostali
ostrzezeni i zaprowadzeni w bezpieczne miejsce. Mimo to kilku zostalo rannych. Sily
Sebastiana nie poniosly zadnych strat.
W najlepszym razie mozna to nazwac udanym odwrotem.
� A atak na Cytadele? � zaprotestowal Lazlo. � Sebastian do niej nie wszedl. Nie
dotarl do zbrojowni...
� Ale tez nie przegral. Wyslalismy szescdziesieciu wojownik�w, a on zabil
trzydziestu z nich i ranil dziesieciu. Sam mial czterdziestu ludzi, a stracil g�ra
pietnastu. Gdyby nie to, co sie stalo, kiedy zranil Jace�a Lightwooda, jego
czterdziestka moze wyrznelaby nasza szescdziesiatke. � Jestesmy Nocnymi Lowcami �
zabrala glos Nasreen Choudhury. � Przyzwyczajonymi do bronienia tego, co musimy
bronic, do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi.
� Szlachetna idea � skomentowala Josiane Pontmercy z marsylskiego Konklawe. � Ale
niezupelnie praktyczna.
� Pomylilismy sie, jesli chodzi o liczbe wojownik�w wyslanych do Cytadeli �
przyznal Robert Lightwood grzmiacym glosem, kt�ry poni�sl sie po calej sali. �
Ocenialismy na podstawie ostatnich atak�w, ze Sebastian ma czterdziestu Mrocznych
po swojej stronie. Przy walce jeden na jednego powinien przegrac.
� Wiec czego potrzebujemy, zeby go pokonac, zanim zmieni kolejnych Nocnych Lowc�w?
� zadala pytanie Diana Wrayburn.
� Nie mozemy go znalezc � odparla Konsul. � Pr�by wytropienia go wciaz okazuja sie
bezowocne. Sebastian Morgenstern zapewne planuje wywabiac nas w malych grupach.
Chce, zebysmy wysylali zwiadowc�w, tropili demony albo polowali na niego. Musimy
wiec zostac tutaj, w Idrisie, gdzie nie moze z nami walczyc. Jesli sie rozdzielimy,
jesli opuscimy nasz kraj rodzinny, przegramy.
� On nas przeczeka � odezwal sie jasnowlosy Nocny Lowca z kopenhaskiego Konklawe. �
Musimy wierzyc, ze nie ma na to dosc cierpliwosci � powiedziala Jia. � Musimy
zalozyc, ze przypusci atak, a wtedy pokonamy go dzieki przewadze liczebnej.
� Chodzi nie tylko o cierpliwosc � stwierdzil Balogh. � Zostawilismy nasze
Instytuty, przybylismy tutaj, sadzac, ze wr�cimy zaraz po naradzie z
przedstawicielami Podziemnych. Kto bedzie chronil swiat w czasie naszej
nieobecnosci? Dostalismy od niebios zadanie, zeby powstrzymywac demony. Nie mozemy
robic tego z Idrisu.
� Wszystkie czary ochronne dzialaja pelna moca � wlaczyl sie Robert Lightwood. �
Wyspa Wrangla pracuje na okraglo. A jesli chodzi o nasza wsp�lprace z Podziemnymi,
musimy wierzyc, ze dotrzymaja Porozumien. Miedzy innymi o tym bedziemy dyskutowac
na dzisiejszej naradzie...
� Powodzenia � rzucila Josiane Pontmercy. � Zwazywszy na to, ze brakuje
przedstawicieli Podziemnych.
Brakuje. Slowo przecielo cisze i jak kamyk wpadajacy do wody spowodowalo fale
niepokoju, kt�re przebiegly przez cale pomieszczenie. Clary poczula, ze stojacy
przy niej Alec napina miesnie. Nie pozwalala sobie na myslenie o matce i Luke�u,
nie chciala uwierzyc, ze naprawde znikneli. To sztuczka Sebastiana, wciaz sobie
powtarzala. Okrutna sztuczka, nic wiecej.
� Tego nie wiemy! � zaprotestowala Jia. � Straznicy ich szukaja...
� Sebastian napisal to na podlodze przed ich krzeslami! � krzyknal mezczyzna z
zabandazowanym ramieniem. Byl szefem Instytutu Meksykanskiego i bral udzial w
bitwie o Cytadele. Nazywal sie Rosales. � Veni. Przybylem. Podobnie jak przyslal
nam wiadomosc o smierci aniola w Nowym Jorku, tak teraz uderza w samym sercu
Gard...
� Ale nie w nas, tylko w przedstawicieli Podziemnych � przerwala mu Diana.
� Atak na naszych sojusznik�w to atak na nas � oswiadczyla Maryse. � Oni sa
czlonkami Rady wraz ze wszystkimi przyslugujacymi im prawami.
� Nawet nie wiemy, co sie z nimi stalo! � zawolal ktos z tlumu. � Moze nic...
� Wiec gdzie sa?! � krzyknal Alec. Nawet Jace sie wzdrygnal, slyszac jego
podniesiony glos. Widzac grozna mine i pochmurne oczy Aleca, Clary nagle
przypomniala sobie gniewnego chlopca, kt�rego poznala w Instytucie, zdawalo sie,
tak dawno temu. � Czy ktos pr�bowal ich wysledzic?
� Tak � zapewnila go Jia. � Niestety, bez powodzenia. Nie wszystkich mozna
wytropic.
Na przyklad czarownika albo umarlego....
Urwala raptownie, gdy straznik Gard stojacy po lewej stronie przyskoczyl do niej i
chwycil ja za tyl szaty. W sali podni�sl sie krzyk, kiedy napastnik szarpnal Konsul
do tylu i przylozyl dlugi, srebrny sztylet do jej gardla.
� Nefilim! � ryknal.
Jego kaptur opadl, odslaniajac puste oczy i obce Znaki Mrocznych. Zebrani ucichli,
kiedy straznik mocniej przycisnal ostrze do szyi Konsul i w tym miejscu pojawila
sie krew, widoczna nawet z daleka. Clary usilowala sobie przypomniec, gdzie mogla
wczesniej go widziec. Wydawal sie jej znajomy. Byl wysoki, brazowowlosy, kolo
czterdziestki. Ramiona mial mocno umiesnione, zyly odznaczaly sie na nich jak
sznury, kiedy mocno trzymal Jie.
� Nefilim! Zostancie na swoich miejscach! Nie zblizajcie sie, bo wasza Konsul
zginie!
Aline krzyknela i rzucilaby sie na pomoc matce, gdyby Helen jej nie powstrzymala.
Mali Blackthornowie skupili sie wok�l Juliana, kt�ry trzymal na rekach najmlodszego
brata. Drusilla przycisnela twarz do jego boku. Jasnowlosa Emma stala z obnazona
Cortana, chroniac pozostalych.
� To Matthias Gonzales � stwierdzil Alec, mocno poruszony. � Byl szefem Instytutu w
Buenos Aires...
� Milczec! � huknal Mroczny. W sali zapadla cisza pelna napiecia. Wiekszosc Nocnych
Lowc�w stala bez ruchu, ale z rekami blisko broni. Isabelle trzymala dlon na
rekojesci bicza. � Sluchajcie, Nocni Lowcy! � Oczy Matthiasa plonely fanatycznym
blaskiem. � Wysluchajcie mnie, bo kiedys bylem jednym z was. Slepo przestrzegajacym
zasad Clave, przekonanym, ze chronia mnie czary Idrisu i swiatlo Aniola! Ale tutaj
nie jest bezpiecznie. � Wskazal podbr�dkiem na napis. � Nikt nie jest bezpieczny,
nawet wyslancy niebios, bo tak daleko siega moc Piekielnego Kielicha i tego, kto go
posiada.
Przez tlum przebiegl szmer. Robert Lightwood przepchnal sie do przodu, z niepokojem
patrzac na ostrze przy gardle Jii.
� Czego on od nas chce? � zapytal. � Czego chce syn Valentine�a?
� Wielu rzeczy � odparl Mroczny. � Ale na razie zadowoli sie darem ze swojej
siostry i przybranego brata. Dajcie mu Clarisse Morgenstern i Jace�a Lightwooda, a
zapobiegniecie nieszczesciu.
Clary uslyszala, ze Jace z sykiem nabiera powietrza. Spojrzala na niego w panice.
Czujac na sobie wzrok wszystkich zebranych, odniosla wrazenie, jakby sie
rozpuszczala niczym s�l w wodzie.
� Jestesmy Nefilim � oswiadczyl Robert zimnym tonem. � Nie wydajemy swoich. On o
tym wie.
� My, sludzy Piekielnego Kielicha, mamy piecioro waszych sojusznik�w � brzmiala
odpowiedz. � Meliorna z Jasnego Dworu, Raphaela Santiago od Dzieci Nocy, Luke�a
Garrowaya od Dzieci Ksiezyca, Jocelyn Morgenstern od Nefilim i Magnusa Bane�a od
Dzieci Lilith. Jesli nie oddacie nam Clarissy i Jonathana, tamci zgina od srebra,
zelaza, ognia i jarzebiny. A kiedy wasi podziemni sojusznicy dowiedza sie, ze
poswieciliscie ich przedstawicieli, bo nie chcieliscie wydac swoich, obr�ca sie
przeciwko wam. Dolacza do nas, a wy bedziecie musieli walczyc nie tylko z tym,
kt�ry posiada Piekielny Kielich, ale ze wszystkimi Podziemnymi. Clary tak mocno
zakrecilo sie w glowie, ze omal nie dostala mdlosci. Wiedziala. Oczywiscie, ze
wiedziala. Od poczatku miala silne przeczucie, ze matka, Luke i Magnus sa w
niebezpieczenstwie, ale zupelnie czyms innym bylo uslyszec to na wlasne uszy.
Zadrzala, a slowa niezbornej modlitwy zaczely krazyc jej po glowie: �Mamo, Luke,
prosze, niech nic wam sie nie stanie, niech nic wam sie nie stanie. Magnusie, niech
nic ci sie nie stanie. Dla Aleca.
Prosze�.
Przypomniala sobie Isabelle m�wiaca, ze Sebastian nie bedzie walczyl i z Nefilim, i
z calym Podziemiem. Ale on znalazl zgrabny spos�b, zeby obr�cic cala sytuacje
przeciwko nim: jesli przedstawicieli Podziemnych spotka krzywda, bedzie sie
wydawalo, ze to wina Nocnych Lowc�w.
Twarz Jace�a byla nieprzenikniona, ale spojrzenie, kt�re z nia wymienil,
zdradzalo, ze mysli tak samo jak ona. Nie mogli stac bezczynnie. Musieli przyjac
warunek Sebastiana. To bylo jedyne wyjscie.
Ruszyla do przodu, ale ktos chwycil ja za nadgarstek i zatrzymal. Odwr�cila sie,
sadzac, ze zobaczy Simona, ale ku swojemu zaskoczeniu stwierdzila, ze to Isabelle.
� Jestes glupcem i niewolnikiem � rzucil ostro Kadir, gniewnym wzrokiem mierzac
Mrocznego. � Zaden Podziemny nie bedzie mial do nas pretensji, ze nie poswiecilismy
dwojga naszych dzieci, by Jonathan Morgenstern m�gl je dorzucic do swojego stosu
trup�w. � Ale on ich nie zabije � powiedzial Matthias ze zlosliwym usmieszkiem. �
Macie jego slowo, ze dziewczynie Morgenstern�w i chlopakowi Lightwood�w nie stanie
sie krzywda. Oni sa jego rodzina, dlatego pragnie miec ich przy sobie. Wiec to nie
bedzie zadna ofiara.
Clary poczula, ze ktos muska wargami jej policzek. Jace. Przypomniala sobie
niedawny judaszowy pocalunek Sebastiana. Odwr�cila sie, zeby go zatrzymac, ale on
juz kroczyl na srodek sali miedzy rzedami krzesel.
� Ja p�jde! � Jego glos rozbrzmial w calym pomieszczeniu. � Ja p�jde do Sebastiana.
� Po jego slowach w sali zapadla cisza. � Zostawcie Clary w spokoju. Zabierzcie
tylko mnie.
� Jace, nie!
Okrzyk Aleca zostal jednak zagluszony przez wrzawe, kt�ra wypelnila pok�j. Glosy
wznosily sie jak dym ku sufitowi, a Jace stal spokojnie, z wyciagnietymi rekami,
pokazujac, ze nie ma broni. Jego wlosy lsnily w blasku run�w. Aniol ofiarny.
Matthias Gonzales rozesmial sie i oswiadczyl:
� Nie bedzie zadnej umowy bez Clarissy. Sebastian domaga sie wlasnie jej, a ja
dostarczam to, czego zada m�j pan.
� Myslisz, ze jestesmy glupcami � rzucil Jace z pogarda. � Nie, wy w og�le nie
myslicie. Jestescie slugami demona, i nikim wiecej. Nie obchodzi was nic. Ani
rodzina, ani krew, ani honor. Juz nie jestescie ludzmi.
Matthias usmiechnal sie szyderczo.
� A dlaczego ktos mialby chciec byc czlowiekiem?
� Twoja umowa jest bezwartosciowa � stwierdzil Jace. � My oddajemy wam siebie, a
Sebastian zwraca zakladnik�w. A co potem? Tak ci zalezalo, by nam powiedziec, o ile
lepszy od nas jest tw�j pan, o ile silniejszy, o ile bystrzejszy. Ze moze
zaatakowac Alicante, a nasze czary i wszystkie straze nie zdolaja go zatrzymac. Ze
moze zniszczyc nas wszystkich. Jesli chcesz sie z kims targowac, dajesz mu szanse
na wygrana. Gdybys byl czlowiekiem, wiedzialbym o tym.
W ciszy, kt�ra zapadla po jego przemowie, mozna bylo uslyszec, jak na podloge kapie
kropla krwi. Matthias stal bez ruchu, nadal przyciskajac sztylet do szyi Konsul.
Jego wargi ukladaly sie w slowa, jakby cos szeptal albo powtarzal to, co kiedys
uslyszal...
Albo sluchal teraz, uswiadomila sobie Clary. Sluchal sl�w szeptanych mu do ucha...
Jace wybuchnal ostrym, cierpkim smiechem, w kt�rym kiedys zakochala sie Clary. Nie
jest aniolem ofiarnym, pomyslala, tylko aniolem zemsty, caly ze zlota, krwi i
ognia, pewny siebie nawet w obliczu kleski.
� Teraz rozumiesz, co mialem na mysli? W takim razie, jakie ma znaczenie, czy
umrzemy teraz czy p�zniej...
� Nie mozecie wygrac � powt�rzyl Matthias. � Ale mozecie przezyc. Ci, kt�rzy tak
postanowia, wypija z Piekielnego Kielicha i stana sie zolnierzami Gwiazdy Porannej.
Beda rzadzic swiatem z Jonathanem Morgensternem jako przyw�dca. Ci, kt�rzy
postanowia inaczej, moga nadal byc dziecmi Razjela, p�ki pozostana tutaj. Granice
zostana zapieczetowane, Idris zostanie odciety od reszty swiata, kt�ry bedzie
nalezal do nas. Te ziemie podarowal wam Aniol, wiec ja zatrzymacie i w jej
granicach bedziecie bezpieczni. Tyle moze byc wam obiecane.
Jace spiorunowal go wzrokiem.
� Obietnice Sebastiana nic nie znacza.
� Macie tylko jego obietnice � odparowal Matthias. � Utrzymajcie sw�j sojusz z
Podziemnymi, zostancie w Idrisie, a przezyjecie. Ale ta oferta jest wazna tylko pod
warunkiem, ze oddacie sie dobrowolnie naszemu panu. Ty i Clarissa. Nie bedzie
zadnych negocjacji. Clary wolno rozejrzala sie po sali. Niekt�rzy Nefilim wygladali
na zaniepokojonych, inni na wystraszonych, jeszcze inni na wscieklych. Inni
kalkulowali. Przypomniala sobie dzien, kiedy stala w Sali Aniola przed tymi samymi
ludzmi i pokazywala im, jak run wiazania pomoze wygrac wojne. Wtedy byli wdzieczni.
Ale ta sama Rada glosowala za zaprzestaniem poszukiwan Jace�a, kiedy Sebastian go
porwal, bo uznala, ze szkoda srodk�w na ratowanie zycia jednego chlopca.
Zwlaszcza kiedy ten chlopiec byl adoptowanym synem Valentine�a.
Kiedys myslala, ze sa dobrzy ludzie i zli ludzie, ze istnieje strona swiatla i
strona ciemnosci, ale teraz tak nie uwazala. Widziala zlo w swoim bracie i ojcu,
zlo, kt�re wyniklo z dobrych intencji, i zlo czystej zadzy wladzy. Ale dobro tez
nie gwarantowalo bezpieczenstwa.
Cnota potrafila ciac jak n�z, niebianski ogien oslepial.
Odsunela sie od Aleca i Isabelle i poczula, ze Simon lapie ja za reke. Odwr�cila
sie i potrzasnela glowa. Musisz pozwolic mi to zrobic.
� Nie � wyszeptal, patrzac na nia blagalnym wzrokiem.
� Powiedzial �oboje� � odszepnela Clary. � Jesli Jace p�jdzie do niego beze mnie,
Sebastian go zabije.
� A tak zabije was oboje � stwierdzila Isabelle, omal nie placzac z frustracji. �
Nie mozesz isc. Jace tez nie moze. Jace!
Odwr�cil sie do nich, a Clary zobaczyla, ze wyraz jego twarzy sie zmienia, kiedy
zorientowal sie, co ona pr�buje zrobic. Pokrecil glowa i bezglosnie wypowiedzial
slowo �Nie�.
� Dajcie nam czas � zazadal Robert Lightwood. � Przynajmniej na glosowanie.
Matthias zabral sztylet od szyi Konsul i uni�sl go w g�re, tak ze swiatlo odbilo
sie od ostrza. Drugim ramieniem nadal obejmowal Jie, sciskajac z przodu jej szate.
� Czas � rzucil szyderczo. � Dlaczego Sebastian mialby dawac wam czas?
Nagle powietrze przeszyl ostry spiewny dzwiek. Clary zobaczyla, ze cos jasnego
przelatuje obok niej. Uslyszala brzek metalu o metal, kiedy strzala trafila w n�z,
kt�ry Matthias trzymal nad glowa Jii, i wytracila mu go z reki. Odwr�cila glowe i
zobaczyla Aleca z uniesionym lukiem. Cieciwa jeszcze wibrowala.
Matthias ryknal i zatoczyl sie do tylu z krwawiaca reka. Jia odskoczyla od niego,
kiedy schylil sie po sztylet. Jace zawolal �Nakir�! i wyciagnal seraficki miecz zza
pasa. Blask klingi oswietlil sale.
� Z drogi! � krzyknal Jace i zaczal sie przepychac w strone podium.
� Nie! � Alec rzucil luk, przeskoczyl przez rzad lawek i wyladowal na swoim
parabatai. Powalil go na ziemie w chwili, kiedy podwyzszenie stanelo w plomieniach
niczym ognisko zalane benzyna. Jia z krzykiem zeskoczyla w tlum. Kadir zlapal ja i
lagodnie postawil na podlodze, a wszyscy Nocni Lowcy skierowali wzrok na szalejacy
ogien. � Co, do licha?! � wyszeptal Simon, nadal sciskajac ramie Clary.
W samym srodku plomieni widzieli czarny cien, a one najwyrazniej nie robily mu
zadnej krzywdy. Wydawalo sie, ze Matthias sie smieje, wyrzucajac ramiona w g�re
niczym dyrygent ognistej orkiestry. Sale wypelnily krzyki, smr�d i trzask plonacego
drewna. Aline ze szlochem podbiegla do krwawiacej matki. Helen patrzyla za nia
bezradnie i razem z Julianem pr�bowala zaslonic przed mlodszymi Blackthornami to,
co dzialo sie na podium.
Nikt jednak nie zaslanial Emmy, kt�ra z pobladla twarza stala z dala od malej
grupki, kiedy ryk Matthiasa wybil sie ponad inne odglosy wypelniajace sale.
� Dwa dni, Nefilim! Macie dwa dni, zeby zadecydowac o swoim losie! Potem wszyscy
sploniecie! Sploniecie w piekielnym ogniu, a popioly Edomu przysypia wasze kosci!
Jego glos wzni�sl sie do nieziemskiego wrzasku i nagle ucichl. Plomienie opadly,
Mroczny zniknal wraz z nimi. Jeszcze tylko ostatnie jezyki lizaly podloge, a ich
gorejace czubki prawie dotykaly wiadomosci nabazgranej krwia na podium.
Veni.
Przybylem.
***
Maia przez dwie minuty gleboko oddychala pod drzwiami mieszkania, zanim odwazyla
sie wlozyc klucz do zamka.
Wszystko w przedpokoju wygladalo normalnie. Plaszcze Jordana i Simona nadal
wisialy na kolkach w waskim korytarzyku. Sciany byly ozdobione drogowskazami
kupionymi na pchlich targach.
Maia przeszla do salonu i stwierdzila, ze tutaj tez zatrzymal sie czas. Telewizor
byl wlaczony, ekran sniezyl, na kanapie lezaly dwa piloty. Zapomnieli wylaczyc
dzbanek do kawy. Maia podeszla i pstryknela wylacznik, starannie omijajac wzrokiem
fotografie przyklejone do lod�wki: ona i Jordan stoja na Moscie Brooklynskim, pija
kawe w Waverley Place, Jordan smieje sie i pokazuje paznokcie pomalowane przez nia
na niebiesko, zielono i czerwono. Maia nie zdawala sobie sprawy, ze Jordan zrobil
im tyle zdjec. Jakby staral sie zarejestrowac kazda chwile ich zwiazku, zeby nie
wyciekly mu z pamieci jak woda.
Przed wejsciem do sypialni musiala ponownie zebrac sily. L�zko bylo rozgrzebane �
Jordan nigdy nie nalezal do pedant�w � jego ubrania walaly sie po calym pokoju.
Maia podeszla do komody, w kt�rej trzymala swoje rzeczy. Zrzucila ciuchy Leili. Z
ulga wlozyla wlasne dzinsy i T-shirt. Juz siegala po plaszcz, kiedy zabrzeczal
dzwonek do drzwi.
Jordan trzymal bron przydzielona mu przez Praetor w skrzyni stojacej przy l�zku.
Maia otworzyla ja i wyjela ciezki zelazny flakon z krzyzem wyrytym na froncie.
Narzucila na siebie plaszcz i przeszla cicho do salonu, z buteleczka w kieszeni.
Gwaltownie otworzyla frontowe drzwi.
Dziewczyna, kt�ra stala po drugiej stronie, miala dlugie ciemne wlosy do ramion,
trupio biala sk�re i ciemnoczerwone wargi. W szytym na miare surowym, czarnym
kostiumie wygladala jak wsp�lczesna Kr�lewna Sniezka z krwi, wegla i lodu.
� Wzywalas mnie � rzucila na powitanie. � Dziewczyna Jordana Kyle�a, mam racje?
�Lily, najbystrzejsza z klanu wampir�w. Wie wszystko. Ona i Raphael zawsze byli
sobie bliscy�.
� Nie zachowuj sie, jakbys nie wiedziala, Lily � wypalila Maia. � Juz tutaj bylas.
Jestem pewna, ze to ty porwalas stad Simona na polecenie Maureen.
� I? � Lily skrzyzowala rece, az zatrzeszczal w szwach jej drogi kostium. �
Zaprosisz mnie do srodka czy nie?
� Nie � odparla Maia. � Bedziemy rozmawialy tutaj, na korytarzu.
� Nieciekawie. � Lily oparla sie o sciane z odchodzaca farba i zmarszczyla nos. �
Dlaczego mnie tu wezwalas, wilkolaczko?
� Maureen jest szalona � powiedziala Maia. � Raphael i Simon znikneli. Sebastian
Morgenstern morduje Podziemnych, zeby dac Nefilim do myslenia. Chyba czas, zeby
wampiry i likantropy ze soba porozmawialy. Moze nawet sie zjednoczyly.
� Slodziutka jestes. � Lily stanela prosto. � Posluchaj, Maureen to wariatka, ale
nadal jest przyw�dczynia klanu. Jedno moge ci powiedziec. Ona nie bedzie rozmawiac
z jakas przemadrzala wilkolaczka, kt�rej odbilo, bo zginal jej chlopak.
Maia mocniej zacisnela dlon na flakonie. Miala tak wielka ochote chlusnac jej
zawartoscia w twarz Lily, ze az ja to przerazilo.
� Wezwij mnie, kiedy bedziesz przyw�dczynia stada. � W oczach wampirzycy pojawil
sie mroczny blysk, jakby pr�bowala jej cos powiedziec bez sl�w. � Wtedy
porozmawiamy. Lily odwr�cila sie i pomaszerowala korytarzem, stukajac obcasami.
Maia powoli rozluznila dlon zacisnieta na buteleczce wody swieconej, kt�ra trzymala
w kieszeni.
***
***
� Nic nie dzialalo � wyjasnil brat Zachariasz. M�wil melodyjnym glosem z brytyjskim
akcentem. Wczesniej Clary slyszala go tylko w umysle, a komunikacja telepatyczna
najwyrazniej nie oddawala subtelnosci wymowy i intonacji. � Zaden czar, zadna
mikstura. W koncu dalismy mu sie napic z Kielicha Aniola.
Ito go zabilo, dokonczyl Enoch. Smierc byla natychmiastowa.
� Cialo Amalrica trzeba wyslac przez Brame, zeby zbadali je czarownicy ze
Spiralnego Labiryntu � zadecydowala Jia. � Moze jesli zadzialamy szybko, uda sie im
wreszcie znalezc jakies remedium.
� Biedna jego rodzina � odezwala sie Maryse. � Nawet nie zobacza jego stosu
pogrzebowego w Cichym Miescie.
� On juz nie byl Nefilim � przypomnial Patrick. � Gdyby mozna go pochowac, to tylko
na rozstaju dr�g w Lesie Brocelind.
� Jak moja matke � wtracil Jace. � Bo sie zabila. Przestepcy, samob�jcy i potwory
sa grzebani w miejscu, gdzie krzyzuja sie drogi, prawda?
M�wil falszywie pogodnym tonem, kt�ry, jak Clary wiedziala, maskowal gniew albo
b�l.
Chciala przysunac sie blizej niego, ale w pokoju bylo za duzo ludzi.
� Nie zawsze � rzekl brat Zachariasz miekkim glosem. � W bitwie o Cytadele bral
udzial jeden z mlodych Longford�w. I byl zmuszony zabic swojego parabatai, kt�ry
zostal przemieniony przez Sebastiana. Potem skierowal miecz przeciwko sobie i
podcial sobie nadgarstki. Bedzie dzisiaj spalony wraz z reszta poleglych, ze
wszystkimi naleznymi honorami.
Clary przypomniala sobie mlodego czlowieka, kt�ry stal pod Cytadela nad martwym
Nocnym Lowca i szlochal, podczas gdy wok�l toczyla sie bitwa. Moze powinna byla sie
zatrzymac, przem�wic do niego? Czy to by pomoglo, czy w og�le cos mogla zrobic? � I
dlatego musicie pozwolic mi isc do Sebastiana � oswiadczyl Jace z takim wyrazem
twarzy, jakby dreczyly go mdlosci. � To nie moze wciaz sie powtarzac. Te bitwy,
potyczki z Mrocznymi... On wymysli jeszcze gorsze rzeczy. Jak zawsze. Przemiana
jest gorsza od smierci. � Jace � powiedziala ostro Clary, ale on rzucil jej na p�l
zdesperowane, na p�l blagalne spojrzenie, jakby prosil, zeby w niego nie watpila.
Pochylil sie, opierajac rece na biurku.
� Wyslijcie mnie do niego, a ja spr�buje go zabic. Mam w sobie niebianski ogien. To
nasza najlepsza szansa.
� Nie mozemy cie wyslac do Sebastiana, bo nie wiemy, gdzie on jest � odezwala sie
Maryse. � Mozemy co najwyzej pozwolic mu, zeby cie zabral.
� Wiec niech mnie zabierze...
� Absolutnie nie � rzekl brat Zachariasz z powazna mina, a Clary przypomnialy sie
jego slowa: �Jesli trafi mi sie szansa uratowania ostatniego z rodu Herondale��w,
uznam to za wazniejsze niz lojalnosc, kt�ra jestem winien Clave�. � Jace Herondale,
Clave moze posluchac Sebastiana albo mu sie sprzeciwic, ale ty tak czy inaczej nie
zostaniesz mu wydany. Musimy go zaskoczyc. Inaczej po prostu dostarczymy mu jedyna
bron, kt�rej on sie boi.
� Masz inne propozycje? � zapytala Jia. � Mamy wykorzystac Clary i Jace�a, zeby go
zlapac?
� Nie mozecie ich uzyc jako przynety � oburzyla sie Isabelle.
� Moze zdolalibysmy oddzielic go od jego armii? � zasugerowala Maryse.
� Nie da sie oszukac Sebastiana � stwierdzila Clary. � Jego nie obchodza powody ani
wym�wki. Liczy sie tylko to, czego on chce. I zniszczy kazdego, kto stanie mu na
drodze.
Jia oparla sie o biurko.
� Albo spr�bujmy go przekonac, ze pragnie czegos innego. Jest jeszcze cos, co
moglibysmy wykorzystac jako karte przetargowa?
� Nie � wyszeptala Clary. � Nic takiego nie ma. Sebastian...
Jak miala wyjasnic, jaki jest jej brat? Por�wnac z wpatrywaniem sie w mroczna
czelusc czarnej dziury? �Wyobraz sobie, ze jestes ostatnim Nocnym Lowca na ziemi,
cala twoja rodzina i przyjaciele nie zyja, nie zostal nikt, kto w ciebie wierzyl.
Wyobraz sobie, ze zyjesz na ziemi przez miliardy lat, po tym jak slonce wypalilo
cale zycie, ze placzesz i blagasz o choc jedna zywa istote, ale nie ma nikogo,
tylko rzeki ognia i popi�l. Poczuj te samotnosc, a potem wyobraz sobie, ze istnieje
tylko jeden spos�b, zeby wszystko zmienic. I wyobraz sobie, co zrobisz, zeby
marzenie sie spelnilo�.
W pokoju podni�sl sie szmer glos�w. Jia klasnela w rece, proszac o cisze.
� Wystarczy tego dreptania w miejscu. Czas, zeby Clave i Rada om�wily sytuacje. �
Jesli moge cos podpowiedziec. � Brat Zachariasz omi�tl pok�j zamyslonym spojrzeniem
i zatrzymal je na Konsul. � Wkr�tce rozpocznie sie ceremonia pogrzebowa poleglych w
Cytadeli. Jest pani tam oczekiwana, pani Konsul, i pan takze, Inkwizytorze.
Proponuje, zeby Clary i Jace zostali na razie w domu panstwa Lightwood�w. A Rada
zbierze sie po uroczystosci i wtedy zadecyduje o ich losie.
� Mamy prawo byc na zebraniu � oswiadczyla Clary. � Decyzja nas dotyczy.
� Zostaniecie wezwani � obiecala Jia. Ominela wzrokiem Clary i Jace�a i przesunela
nim po Robercie, Maryse, Bracie Enochu i Zachariaszu. � Do tego czasu
odpoczywajcie. Bedziecie potrzebowali sil. To moze byc dluga noc.
Rozdzial 12
Oficjalny koszmar
Kosc dla tych, co sie nie starzeja. Brat Enoch w szacie o barwie kosci kroczyl w
te i z powrotem wzdluz rzedu stos�w. Nocni Lowcy stali, kleczeli albo rzucali w
pomaranczowe plomienie garsci bialych kwiat�w z Alicante, kwitnacych nawet w zimie.
� Pani Konsul. � Glos byl cichy. Jia odwr�cila sie i zobaczyla stojacego tuz za nia
brata Zachariasza... chlopca, kt�ry kiedys byl bratem Zachariaszem. � Brat Enoch
powiedzial, ze chce pani ze mna porozmawiac.
� Bracie Zachariaszu... � Jia sie zawahala. � Moze mam sie zwracac do brata jakims
innymi imieniem? Tym, kt�re nosiles, zanim stales sie Cichym Bratem?
� Zachariasz na razie bedzie w porzadku. Jeszcze nie jestem gotowy, zeby odzyskac
stare imie.
� Slyszalam... � Jia znowu zrobila pauze � ze jedna z czarownic ze Spiralnego
Labiryntu, Theresa Gray, to osoba, kt�ra brat znal i kochal w swoim smiertelnym
zyciu. To chyba rzadkosc w wypadku kogos, kto tak dlugo byl Cichym Bratem.
� Ona jest wszystkim, co mi zostalo z tamtego czasu � rzekl Zachariasz. � Ona i
Magnus.
Szkoda, ze z nim nie porozmawialem, zanim on...
� Chcialby brat p�jsc do Spiralnego Labiryntu? � przerwala mu Jia.
Zachariasz spojrzal na nia zaskoczony. Wygladal, jakby byl w tym samym wieku co jej
c�rka. Rzesy mial niemozliwie dlugie, oczy zarazem mlode i stare.
� Pusci mnie pani z Alicante? Czy nie sa tutaj potrzebni wszyscy wojownicy? �
Sluzyl brat Clave przez ponad sto trzydziesci lat. Nie mozemy wiecej od brata
wymagac.
Zachariasz obejrzal sie na stosy pogrzebowe, na czarny dym zasnuwajacy powietrze.
� Ile wie Spiralny Labirynt? O atakach na Instytuty, Cytadeli, Podziemnych?
� To mistrzowie wiedzy tajemnej, a nie wojownicy czy politycy � odpowiedziala Jia.
� Wiedza, co wydarzylo sie w Burren. Rozmawialismy o czarnej magii Sebastiana, o
mozliwych lekach dla Mrocznych, o sposobach wzmocnienia czar�w ochronnych. Oni nie
pytaja o nic wiecej...
� A wy nie m�wicie � dokonczyl Zachariasz. � Wiec nie wiedza o Cytadeli ani o
przedstawicielach Podziemia?
Jia zacisnela zeby.
� Pewnie zaraz uslysze, ze musze im powiedziec.
� Nie. � Zachariasz trzymal rece w kieszeniach. Jego oddech tworzyl obloczki pary w
chlodnym, czystym powietrzu. � Tego nie powiem.
Stali obok siebie, w sniegu i ciszy, az, ku zaskoczeniu Jii, Zachariasz odezwal sie
pierwszy.
� Nie p�jde do Spiralnego Labiryntu. Zostane w Idrisie.
� Nie chce brat jej zobaczyc?
� Zobaczyc Tesse pragne bardziej niz czegokolwiek innego na swiecie � odparl
Zachariasz. � Ale gdyby ona wiedziala wiecej o tym, co sie teraz dzieje, chcialaby
byc tutaj i walczyc u naszego boku, a ja tego nie chce. � Ciemne wlosy opadly mu na
oczy, kiedy potrzasnal glowa. � Stwierdzam, ze w miare jak przestaje byc Cichym
Bratem, coraz bardziej nie chce, zeby sie narazala. Moze to egoizm. Nie wiem.
Jestem natomiast pewien, ze czarownicy sa bezpieczni w Spiralnym Labiryncie. Tessa
jest bezpieczna. Gdybym do niej poszedl, tez bylbym bezpieczny, ale wtedy bym sie
ukrywal. Nie jestem czarownikiem. Nie przydam sie w Labiryncie, a tutaj moge pom�c.
***
� Pogrzeb sie skonczyl � oznajmila Isabelle. � Albo przynajmniej dymy przestaly sie
unosic.
Siedziala na parapecie swojego pokoju w domu Inkwizytora. Mala sypialnia miala
sciany pomalowane na bialo i kwieciste zaslonki. Niezbyt w stylu Isabelle,
pomyslala Clary, ale z drugiej strony, trudno byloby w kr�tkim czasie odtworzyc jej
nowojorski pok�j, caly obsypany pudrem i blyszczykiem.
� Przedwczoraj czytalam Kodeks. I myslalam. � Clary skonczyla zapinac niebieski
welniany kardigan, w kt�ry sie przebrala. Ani przez sekunde nie mogla zniesc
swetra, kt�ry nosila caly poprzedni dzien, w kt�rym spala i kt�rego dotykal
Sebastian. � Przyziemni przez caly czas tocza wojny, wszelkiego rodzaju wojny, i
wyrzynaja sie nawzajem, ale po raz pierwszy Nefilim musieli zabijac innych Nocnych
Lowc�w. Kiedy Jace i ja pr�bowalismy przekonac Roberta, zeby nas puscil do
Cytadeli, nie moglam pojac, dlaczego jest taki uparty. Ale teraz chyba zrozumialam.
Tw�j ojciec nie m�gl uwierzyc, ze Nocni Lowcy naprawde moga stanowic zagrozenie dla
innych Nocnych Lowc�w. Niewazne, co opowiadalismy im o Burren.
Isabelle zasmiala sie.
� Jestes bardzo wyrozumiala. � Podciagnela kolana pod brode. � Wiesz, twoja mama
zabrala mnie kiedys do Adamantowej Cytadeli. Tam stwierdzili, ze bylabym dobra
Zelazna Siostra.
� Widzialam je w bitwie. Siostry. Sa piekne. I straszne. To bylo jak patrzenie w
ogien. � Ale one nie moga wychodzic za maz. Nie moga z nikim byc. Zyja wiecznie,
ale nie maja zycia. � Isabelle oparla brode na kolanach.
� Sa r�zne sposoby zycia � stwierdzila Clary. � Sp�jrz na brata Zachariasza...
Isabelle podniosla na nia wzrok.
� Slyszalam, jak moi rodzice rozmawiaja o nim dzisiaj w drodze na zebranie. M�wili,
ze to, co mu sie przydarzylo, to cud. Nigdy nie slyszalam, zeby ktos przestal byc
Cichym Bratem.
To znaczy, oni umieraja, ale odwr�cenie czar�w wydawalo sie niemozliwe.
� Wiele rzeczy wydaje sie niemozliwych � rzucila Clary, przeczesujac wlosy palcami.
Marzyla o prysznicu, ale odstraszalo ja to, ze bedzie musiala sama stac pod woda. I
zamartwiac sie o matke. O Luke�a. Mysl, ze moglaby stracic jedno z nich, albo
oboje, byla r�wnie przerazajaca jak perspektywa porzucenia na morzu: malenka ludzka
kropka otoczona milami wody i puste niebo w g�rze. I zadnej lacznosci z ladem.
Mechanicznie zaczela zaplatac wlosy w warkocze. Chwile p�zniej zobaczyla w lustrze
odbicie stojacej za nia Isabelle.
� Pozw�l, ze ja to zrobie � rzucila burkliwym tonem Izzy i z wprawa ujela w dlonie
pasma jej wlos�w.
Clary zamknela oczy i przez chwile pozwolila sobie na rozkoszowanie sie tym, ze
ktos sie nia zajmuje. Kiedy byla mala dziewczynka, matka co rano zaplatala jej
wlosy, zanim przyszedl Simon, zeby razem z nia p�jsc do szkoly. Pamietala, jak
rozwiazywal jej wstazki, kiedy rysowala, i ukrywal je w r�znych miejscach �
kieszeniach, plecaku � a potem czekal, az ona to zauwazy i rzuci w niego ol�wkiem.
Czasami nie mogla uwierzyc, ze ich zycie kiedys bylo takie zwyczajne.
� Hej. � Isabelle wyrwala ja z zamyslenia. � Wszystko w porzadku?
� Tak. W porzadku. Wszystko w porzadku.
� Clary.
Poczula dlon Isabelle na swojej i uswiadomila sobie, ze tak mocno sciskala jedna ze
spinek Izzy, ze ta wbila sie we wnetrze jej dloni i teraz po nadgarstku plynela
struzka krwi.
� Ja nie... nawet nie pamietam, ze ja wzielam � wymamrotala w odretwieniu.
� Wcale nie jest z toba dobrze � stwierdzila Isabelle.
� Musi byc. Nie moge sie rozkleic. Ze wzgledu na mame i Luke�a.
Isabelle mruknela cos pod nosem i zaczela wodzic stela po wierzchu jej dloni. Krew
przestala plynac. Clary nie czula zadnego b�lu. Tylko mrok na skraju jej pola
widzenia zblizal sie za kazdym razem, kiedy pomyslala o rodzicach. Miala wrazenie,
ze tonie, ze miota sie na krawedzi swiadomosci, zeby utrzymac sie nad woda.
Nagle Isabelle krzyknela cicho i podskoczyla.
� Co jest? � zapytala Clary.
� Widzialam twarz. Twarz w oknie...
Clary dobyla Hesperosa zza pasa i ruszyla przez pok�j. Isabelle szla tuz za nia ze
zloto-srebrnym biczem w rece. Nagle bat wystrzelil do przodu, owinal sie wok�l
klamki okna i otworzyl je szarpnieciem. Rozlegl sie pisk i jakas mala postac wpadla
do srodka. Wyladowala na dywanie na rekach i kolanach.
Isabelle zwinela bicz i wytrzeszczyla oczy. Na jej twarzy pojawil sie rzadki wyraz
zdumienia. Tymczasem drobna postac pozbierala sie z podlogi. Byla ubrana w czern,
miala blada twarz i zmierzwione, jasne wlosy wymykajace sie z niedbale splecionego,
dlugiego warkocza.
� Emma? � wykrztusila Clary.
***
Poludniowo zachodnia czesc Long Meadow w Prospect Park byla w nocy opustoszala.
Ksiezyc w ostatniej kwadrze swiecil jasno na odlegle kamienice Brooklynu, na
sylwetki nagich drzew i na oczyszczona przez stado przestrzen suchej zimowej trawy.
Stojace wilkolaki tworzyly krag o srednicy mniej wiecej szesciu metr�w. Cala wataha
z nowojorskiego sr�dmiescia: trzydziesci albo czterdziesci wilk�w, mlodych i
starych. Leila, z ciemnymi wlosami zwiazanymi w kucyk, wystapila na srodek kregu i
klasnela w rece, proszac o uwage.
� Czlonkowie stada � zaczela. � Rufus Hastings wyzwal Bartholomew Velasqueza do
walki o przyw�dztwo nowojorskiej watahy. � Przez grupe przebiegl szmer. Leila
podniosla glos. � Chodzi o tymczasowe przyw�dztwo pod nieobecnosc Luke�a Garrowaya,
a nie o zastapienie go. � Splotla rece za plecami. � Bartholomew i Rufusie,
wystapcie do przodu, prosze. Bat wyszedl na srodek kregu, a chwile p�zniej Rufus
zrobil to samo. Obaj byli ubrani, niestosownie do pory roku, w dzinsy, T-shirty i
buty za kostke. Rece mieli gole mimo zimna.
� Oto zasady pojedynku � ciagnela Leila. � Wilki nie uzywaja innej broni opr�cz
zeb�w
i pazur�w. Poniewaz jest to wyzwanie o przyw�dztwo walka bedzie na smierc i zycie,
a nie do pierwszej krwi. Ten, kto przezyje, zostanie przyw�dca, pozostale wilki
przysiegna mu dzisiaj lojalnosc. Rozumiecie?
Bat kiwnal glowa. Wygladal na spietego, zeby mial zacisniete. Rufus usmiechal sie
szeroko, ramiona trzymal zwieszone po bokach. Machnieciem reki zbyl slowa Leili.
� Wiemy, jak to dziala, dzieciaku.
Leila zacisnela usta.
� Wiec mozecie zaczynac � powiedziala, ale kiedy wracala do kregu, mruknela pod
nosem: � Powodzenia, Bat. I tak wszyscy ja uslyszeli.
Rufus najwyrazniej nie przejal sie jej niechecia. Nadal sie szczerzyl, a w chwili,
kiedy Leila wr�cila do stada, skoczyl.
Bat wykonal unik. Byl lzejszy i odrobine szybszy od duzego i ciezkiego Hastingsa.
Zrobil krok w bok, o wlos unikajac pazur�w napastnika, i odpowiedzial ciosem z
dolu, po kt�rym glowa Rufusa odskoczyla do tylu. Natychmiast wykorzystal przewage.
Pod gradem uderzen przeciwnik zatoczyl sie do tylu, ciagnac nogi po ziemi i warczac
cicho z glebi gardla.
Bat zamachnal sie znowu i trafil Rufusa w ramie, gdy ten odwr�cil sie i wymierzyl
cios lewa reka. Pazury mial wysuniete, potezne, lsniace w blasku ksiezyca. Musial
jakos je naostrzyc, bo kazdy wygladal jak brzytwa. Przeoraly piers Bata, rozciely
mu koszule i sk�re. Na jego zebrach wykwitla szkarlatna plama.
� Pierwsza krew � zawolala Leila, a wilki zaczely tupac.
Kazdy powoli unosil lewa noge i stawial ja w regularnym rytmie, tak ze ziemia
zagrzmiala jak beben.
Rufus wyszczerzyl sie znowu i ruszyl na Bata. Ten zamachnal sie i uderzyl go w
szczeke, rozkrwawil mu usta. Hastings odwr�cil glowe i splunal czerwienia na
trawe... ale nie zrezygnowal z natarcia. Bat sie cofnal. Pazury mial wysuniete,
oczy zrobily sie z�lte. Zawarczal i wymierzyl kopniaka. Rufus zlapal jego noge i
wykrecil ja, przewracajac go na ziemie. Potem rzucil sie na lezacego przeciwnika,
ale Bat zdazyl sie odtoczyc, tak ze Hastings z hukiem wyladowal w przysiadzie na
trawie.
Bat wstal chwiejnie, ale bylo widac, ze slabnie. Krew plynela po jego piersi,
wsiakala w pasek dzins�w, rece mial czerwone i mokre. Cial pazurami, a Rufus
obr�cil sie i przyjal cios na ramie. Nie zwazajac na cztery plytkie naciecia, z
warknieciem chwycil nadgarstek Bata i go przekrecil. Rozlegl sie glosny trzask
lamanej kosci. Bat z sykiem nabral powietrza i zaczal sie cofac.
Rufus skoczyl. Calym ciezarem powalil przeciwnika na ziemie i uderzyl mocno jego
glowa w korzen drzewa. Bat znieruchomial.
Pozostale wilki nadal tupaly. Niekt�re otwarcie plakaly, ale zaden sie nie ruszyl,
kiedy Rufus usiadl na Bacie, jedna reka przycisnal go do trawy, a druga uni�sl, az
zalsnily brzytwy jego pazur�w. Zamierzyl sie do smiertelnego ciosu...
� Stop! � W parku rozbrzmial glos Mai.
Wilkolaki spojrzaly na nia zaskoczone. Rufus sie wyszczerzyl.
� Hej, dziewczynko � powiedzial.
Maia stala bez ruchu posrodku kregu. Jakos przecisnela sie przez kordon wilk�w, tak
ze nikt jej nie zauwazyl. Miala na sobie sztruksy i dzinsowa kurtke, wlosy ciasno
zwiazane z tylu, wyraz twarzy surowy, niemal ponury.
� Chce rzucic wyzwanie � oznajmila.
� Maiu, znasz prawo! � powiedziala Leila. � Z wilkiem ze stada musisz walczyc sama,
na osobnosci, zeby inni jego czlonkowie nie zostali wciagnieci w sp�r i zeby stado
nie ponioslo niepotrzebnych strat. Nie mozesz przerwac pojedynku.
� Rufus szykuje sie do zadania smiertelnego ciosu � stwierdzila Maia bez emocji. �
Naprawde uwazacie, ze musze czekac piec minut, nim rzuce wyzwanie? Zrobie to, jesli
Rufus nie boi sie walczyc ze mna, kiedy Bat jeszcze oddycha...
Rufus z rykiem zeskoczyl z nieruchomego przeciwnika i ruszyl na Maie. Leila w
panice podniosla glos:
� Maiu, wynos sie stad! Gdy pojawia sie pierwsza krew, nie mozna przerwac walki...
Rufus skoczyl. Pazurami rozerwal jej kurtke, a Maia padla na ziemie i przetoczyla
sie w bok. Zerwala sie blyskawicznie, z obnazonymi pazurami. Jej serce obijalo sie
o zebra, tloczac fale za fala lodowato-goracej krwi przez zyly. Czula pieczenie na
ramieniu. �Pierwsza krew�. Wilkolaki znowu zaczely tupac, ale tym razem nie
milczaly. W ich szeregach rozbrzmiewaly szepty i ciche okrzyki. Maia starala sie je
ignorowac. Zobaczyla, ze Rufus na nia idzie. Byl cieniem, sylwetka w blasku
ksiezyca. W tym momencie ujrzala r�wniez Sebastiana stojacego na plazy, zimnego
ksiecia wyciosanego z lodu i krwi.
�Tw�j chlopak nie zyje�.
Zacisnela piesci. Kiedy Rufus rzucil sie na nia z wysunietymi brzytwami pazur�w,
wstala i rzucila mu w twarz garsc ziemi i trawy.
Oslepiony napastnik zatoczyl sie do tylu, prychajac. Maia zrobila krok do przodu i
nastapila butem na jego stope. Poczula chrupniecie lamanych kosci, uslyszala krzyk.
W chwili dekoncentracji Rufusa przeorala mu pazurami oczy.
Z jego gardla wyrwal sie ryk i szybko ucichl. Hastings zatoczyl sie do tylu i runal
na trawe z glosnym hukiem, kt�ry Mai skojarzyl sie z powalonym drzewem. Spojrzala
na swoja reke i zobaczyla, ze jest umazana krwia, tkanka m�zgowa i jakas szklista
mazia. Opadla na kolana i zwymiotowala na trawe. Schowala pazury i zaczela wycierac
rece o ziemie, podczas gdy jej zoladek nadal sie buntowal. Gdy poczula dlon na
plecach, uniosla wzrok. Zobaczyla pochylona nad nia Leile.
� Maiu.
Jej cichy glos zostal zagluszony przez spiewny pomruk stada powtarzajacego imie
nowej przyw�dczyni. �Maia, Maia, Maia�.
Oczy Leili byly ciemne i zatroskane. Maia wstala, wycierajac usta rekawem kurtki, i
podbiegla do lezacego Bata. Nachylila sie nad nim i dotknela jego policzka.
� Bat?
Z wysilkiem otworzyl oczy. Na ustach mial krew, ale oddychal r�wnomiernie. Chyba
juz dochodzil do siebie po ciosach Rufusa.
� Nie wiedzialem, ze potrafisz walczyc nieczysto � wyszeptal z p�lusmiechem. Maia
pomyslala o Sebastianie, o jego szerokim usmiechu i cialach na plazy. Pomyslala o
slowach Lily. Pomyslala o Nocnych Lowcach ukrytych za czarami ochronnymi, o
kruchosci Porozumien i Rady. To bedzie brudna wojna, doszla do wniosku, ale nie
powiedziala tego na glos.
� Nie wiedzialam, ze masz na imie Bartholomew. � Wziela jego dlon w swoja
zakrwawiona. Wok�l nich stado nadal spiewalo. �Maia. Maia, Maia�.
Bat zamknal oczy.
� Wszyscy maja swoje sekrety.
***
Alec spojrzal Jace�owi w oczy, skinal glowa i wymknal sie z pokoju. Jace odprezyl
sie. Posr�d calego tego zamieszania dobrze bylo miec parabatai, z kt�rym mozna
porozumiec sie bez sl�w.
� M�wilas o tym komus jeszcze? � spytal.
Po chwili wahania Emma pokrecila glowa.
� Dlaczego? � zainteresowal sie Simon, kt�ry do tej pory milczal. Emma
wytrzeszczyla oczy. Miala dopiero dwanascie lat i pewnie po raz pierwszy z bliska
zobaczyla Podziemnego. � Dlaczego nie powiedzialas Clave?
� Bo nie ufam Clave � odparla dziewczynka cichym glosikiem. � Ale wam ufam. Clary
przelknela sline.
� Emmo...
� Kiedy tutaj ucieklismy, Clave wypytywalo nas wszystkich, zwlaszcza Julesa. I
uzyli
Miecza Aniola, zeby sprawdzic, czy nie klamiemy. To boli, ale ich nic nie
obchodzilo. Ty�a, Livvy i Dru tez przesluchiwali. � Emma byla wyraznie oburzona. �
I pewnie wzieliby sie za Tavvy�ego, gdyby umial m�wic. A to boli. Miecz Aniola
boli.
� Wiem � powiedziala cicho Clary.
� Mieszkamy u Pennhallow�w � dodala Emma. � Ze wzgledu na Aline i Helen. I Clave
chce miec na nas oko z powodu tego, co widzialam. Bylam na dole, kiedy wr�cili z
pogrzebu, i slyszalam, jak rozmawiaja, wiec... sie ukrylam. Cala grupa, nie tylko
Patrick i Jia, ale duzo innych szef�w Instytut�w. Zastanawiali sie, co powinni
zrobic. Czy oddac Jace�a i Clary Sebastianowi, jakby to byla ich decyzja. Ale ja
pomyslalam, ze to wy powinniscie wybrac. Niekt�rzy m�wili, ze nie ma znaczenia, czy
chcecie isc, czy nie...
Simon wstal.
� Ale Jace i Clary zglosili sie na ochotnika, praktycznie o to blagali...
� Nie oklamalibysmy Rady. � Emma odgarnela z twarzy kosmyk wlos�w. Oczy miala
ogromne, brazowe ze zlotymi i bursztynowymi plamkami. � Nie musieli uzywac Miecza
Aniola, bo powiedzielibysmy prawde, ale oni i tak go uzyli. Jules mial az poparzone
rece. � Jej glos sie trzasl. � Wiec pomyslalam, ze powinniscie wiedziec, o czym
rozmawiali. Nie chca, zebyscie wiedzieli, ze decyzja nie nalezy do was. Clary
potrafi robic Bramy, wiec gdyby stad uciekla, nie mogliby targowac sie z
Sebastianem.
Drzwi sie otworzyly i do pokoju wszedl Alec z ksiega oprawiona w brazowa sk�re.
Trzymal ja w taki spos�b, zeby zaslonic tytul, ale spojrzal Jace�owi w oczy i lekko
skinal glowa, a nastepnie skierowal wzrok na Emme. Serce Jace�a zabilo szybciej.
Alec cos znalazl. Cos, co mu sie nie spodobalo, sadzac po ponurym wyrazie jego
twarzy.
� Czy z rozmowy czlonk�w Rady, kt�rych podsluchalas, jakos wynikalo, kiedy
zamierzaja podjac decyzje? � zapytal Jace, zeby odwr�cic uwage Emmy, kiedy Alec
siadal na l�zku i chowal ksiazke za siebie.
Dziewczynka pokrecila glowa.
� Nadal sie kl�cili, kiedy odchodzilam. Wypelzlam przez okno na najwyzszym pietrze,
Jules m�wil, zebym tego nie robila, bo sie zabije, ale ja wiedzialam, ze nie. Umiem
sie wspinac.
� W jej glosie zabrzmiala nuta dumy. � On za bardzo sie martwi.
� Dobrze miec ludzi, kt�rzy sie o ciebie martwia � powiedzial Alec. � To znaczy, ze
cie kochaja. Stad wiemy, ze sa dobrymi przyjaci�lmi.
Emma przeniosla zaciekawiony wzrok na Jace�a i z powrotem na Aleca.
� A ty sie o niego martwisz? � spytala.
Tak zaskoczyla Aleca, ze sie rozesmial.
� Przez caly czas � odparl. � Jace potrafilby sie zabic, wkladajac rano spodnie.
Bycie jego parabatai to calodobowe zajecie.
� Chcialabym miec parabatai � wyznala Emma. � To jak ktos z rodziny, ale dlatego,
ze chce nim byc, a nie dlatego, ze musi. � Nagle sie zarumienila. � Tak czy siak,
uwazam, ze nie powinno sie nikogo karac za ratowanie ludzi.
� To dlatego nam ufasz? � Clary byla poruszona. � Myslisz, ze ratujemy ludzi?
Emma przez chwile grzebala w dywanie czubkiem buta. Potem uniosla wzrok. �
Wiedzialam o tobie � spojrzala na Jace�a i oblala sie rumiencem. � To znaczy,
wszyscy o tobie wiedza. Ze byles synem Valentine�a, ale potem juz nie, bo naprawde
nazywasz sie Jace Herondale. Chociaz dla wiekszosci ludzi i tak jestes Jace
Lightwood, dla mojego taty to byla r�znica. Slyszalam, jak rozmawial z moja mama.
Myslal, ze r�d Herondale��w wymarl, ale kiedy sie okazalo, ze jestes ostatnim z
nich, glosowal na Radzie, zeby Clave sie toba opiekowalo, bo �Carstairsowie maja
dlug wobec Herondale��w�.
� Dlaczego? � zapytal Alec. � Co sa im winni?
� Nie wiem � odparla Emma. � Ale przyszlam tutaj, bo m�j tata chcialby, zebym to
zrobila, nawet jesli to niebezpieczne.
Jace zasmial sie cicho.
� Wyglada na to, ze nie przejmujesz sie niebezpieczenstwem. � Ukucnal i spojrzal
dziewczynce w oczy. � Cos jeszcze m�wili?
Emma pokrecila glowa.
� Nie wiedza, gdzie jest Sebastian. Nie wiedza o Edomie. Wspomnialam o nim, kiedy
trzymalam Miecz Aniola, ale chyba uznali, ze to inne okreslenie piekla. Nie
zapytali mnie, czy wedlug mnie to prawdziwe miejsce, wiec nic nie powiedzialam.
� Dzieki, bardzo nam pomoglas, ale powinnas juz isc, zanim zauwaza, ze cie nie ma.
I od tej pory to Herondale�owie sa dluznikami Carstairs�w. Okay? Pamietaj.
Jace sie wyprostowal, a Clary skinela glowa do dziewczynki, odprowadzila ja do
okna, pochylila sie i usciskala na pozegnanie. Nastepnie siegnela do zasuwki. Emma
wyszla na zewnatrz ze zrecznoscia malpki. Podciagnela sie w g�re tak, ze widac bylo
tylko jej buty, i chwile p�zniej one tez zniknely. Jace uslyszal lekkie szuranie na
g�rze, kiedy dziewczynka pobiegla po dach�wkach. Potem zapadla cisza.
� Lubie ja � oswiadczyla Isabelle. � Przypomina mi Jace�a, kiedy byl maly, uparty i
zachowywal sie, jakby byl niesmiertelny.
� Dwa z tych okreslen nadal do niego pasuja � stwierdzila Clary, zamykajac okno.
Usiadla na parapecie. � Pytanie brzmi, czy powt�rzymy Jii albo komus innemu z Rady
to, co nam powiedziala Emma.
� To zalezy � odparl Jace. � Jia sama przyznala, ze musi brac pod uwage wole calego
Clave. Jesli postanowia nas wrzucic do klatki i czekac, az przyjdzie po nas
Sebastian... c�z, to niweluje przewage, kt�ra nam daje informacja Emmy.
� Wiec wszystko zalezy od tego, czy ta informacja jest naprawde uzyteczna, czy nie
� wtracil Simon.
� Zgadza sie. Alec, co znalazles?
Alec wyjal za plec�w ksiazke. Jak sie okazalo, encyklopedie demoniczna, kt�ra
powinna sie znajdowac w bibliotece kazdego Nocnego Lowcy.
� Pomyslalem sobie, ze Edom moze byc nazwa jednego z demonicznych kr�lestw... �
C�z, wszyscy teoretyzuja, ze Sebastian moze przebywac w innym wymiarze, poniewaz
nie daje sie go wytropic � przypomniala Isabelle. � Ale demoniczne wymiary... sa
ich miliony, a ludzie nie moga ot tak sobie do nich wejsc.
� Niekt�re sa lepiej znane od innych � zawazyl Alec. � W Biblii ta nazwa tez sie
pojawia. � Zaczal czytac: � �Totez potoki Edomu zamienia sie w smole, a jego glina
w siarke, a jego ziemia stanie sie smola gorejaca: ani w nocy, ani w dzien nie
zgasnie, z pokolenia na pokolenie bedzie pustynia, po wiek wiek�w nikt nie bedzie
nia chodzil�. � Westchnal. � I oczywiscie sa legendy o Lilith, ze zostala wypedzona
do Edomu i rzadzi nim razem z Asmodeuszem. Prawdopodobnie dlatego Mroczni
rozmawiali o zlozeniu jej ofiary z Marka Blackthorna wlasnie tam.
� Lilith chroni Sebastiana � powiedziala Clary. � Gdyby postanowil udac sie do
kr�lestwa demon�w, poszedlby wlasnie do niej.
� �Po wiek wiek�w nikt nie bedzie nia chodzil� nie brzmi zbyt zachecajaco �
stwierdzil Jace. � Poza tym, nie ma jak sie dostac do kr�lestwa demon�w.
Podr�zowanie po tym swiecie to jedno, a...
� Mysle, ze jest spos�b � przerwal mu Alec. � Sciezka, kt�rej Nefilim nie moga
zamknac, bo lezy poza nasza jurysdykcja. Jest starsza niz Nocni Lowcy, chroniona
przez jeszcze starsza magie. � Westchnal znowu. � Znajduje sie na Jasnym Dworze i
jest strzezona przez faerie. Zadna ludzka istota nie postawila na niej stopy od
ponad stu lat.
Rozdzial 13
Wybrukowane dobrymi checiami
***
Wir wewnatrz Bramy niemal przyni�sl ulge. Clary weszla w jasniejace drzwi za
pozostala czw�rka i pozwolila, zeby zimna ciemnosc porwala ja jak woda i wciagnela
w glab, pozbawiajac tchu w piersi, tak ze zapomniala o wszystkim opr�cz halasu i
spadania.
Skonczylo sie zbyt szybko. Kiedy Brama wypuscila ja z uscisku, Clary runela
niezdarnie na dno tunelu. Na szczescie, plecak troche zlagodzil upadek. Zlapala
oddech i chwycila za dlugi, zwisajacy korzen. Trzymajac sie go, wstala. Alec,
Isabelle, Jace i Simon tez gramolili sie wok�l niej i otrzepywali ubrania. Clary
zorientowala sie, ze wyladowali nie na ziemi, tylko na dywanie z mchu. Gladkie
brazowe sciany tez pokrywal fosforyzujacy mech, a z jego zielenia kontrastowaly
biale, swiecace kwiaty, niczym elektryczne stokrotki. Ze sklepienia zwisaly wezowe
korzenie. Clary byla ciekawa, co z nich wyrasta nad ziemia. Od gl�wnego tunelu
odchodzily mniejsze korytarze, niekt�re zbyt waskie, zeby zmiescil sie w nich
czlowiek.
Isabelle wyjela kepke mchu z wlos�w i zmarszczyla brwi.
� Gdzie my wlasciwie jestesmy?
� Celowalam w sale tronowa � odparla Clary. � Ale tu zawsze wyglada inaczej.
Tymczasem Jace juz szedl gl�wnym korytarzem. Nawet bez runu Bezszelestnosci
poruszal sie po miekkim mchu cicho jak kot. Pozostali ruszyli za nim, Clary z
dlonia na rekojesci miecza. Byla troche zaskoczona, ze tak szybko przyzwyczaila sie
do broni wiszacej u boku.
Gdyby siegnela po Hesperosa i nie znalazla go za pasem, wpadlaby w panike.
� Tutaj � wyszeptal Jace, gestem nakazujac reszcie cisze.
Znajdowali sie przed lukowatym wejsciem oddzielonym zaslona od wiekszego
pomieszczenia. Ostatnim razem, kiedy Clary tutaj byla, kotara utkana z zywych
motyli szelescila od ich trzepotu.
Tym razem wiszaca plachte tworzyly splecione ze soba kolce, takie jak w gestwinie,
kt�ra otaczala zamek Spiacej Kr�lewny. Clary widziala tylko niewyrazny zarys pokoju
znajdujacego sie po drugiej stronie � blyski bieli i srebra � ale slyszala smiech i
glosy dobiegajace z korytarzy. Czary ochronne nie dzialaly na faerie. Nie bylo
sposobu, zeby ukryc sie przed ich wzrokiem. Jace, caly czujny i ostrozny, uni�sl
sztylet i cicho rozchylil zaslone z kolc�w.
Wszyscy zajrzeli do srodka.
Komnata wygladala jak zimowa kraina z basni. Takie widoki Clary pamietala jedynie z
wizyt na farmie Luke�a. Sciany byly z tafli bialego krysztalu, na sofie bialej jak
krysztal i pocietej srebrnymi zylkami spoczywala wladczyni faerie. Podloge pokrywal
snieg, z sufitu wisialy dlugie sople, kazdy opleciony linami ze zloto-srebrnych
kolc�w. Calosci dopelniala wielka liczba bialych r�z, rozrzuconych wok�l lezanki i
niczym korona na rudych wlosach kr�lowej. Suknia tez byla bialo-srebrna i
przezroczysta jak z lodu, tak ze lekko przeswitywalo przez nia cialo. L�d, r�ze i
kr�lowa. Efekt olsniewal. Wladczyni p�llezala na sofie i sluchala dworzanina w
ciezkiej zbroi koloru pnia drzewa. Faerie jedno oko mial czarne, drugie
jasnoniebieskie, prawie biale. Clary przez chwile myslala, ze rycerz trzyma pod
pacha glowe jelenia, ale kiedy sie przyjrzala, stwierdzila, ze to helm ozdobiony
rogami.
� Jak idzie z Dzikim Polowaniem, Gwyn? � spytala kr�lowa. � Ze Zbieraczami
Umarlych? Przypuszczam, ze ostatniej nocy w Adamantowej Cytadeli mieli obfite
zniwo.
Slyszalam, ze wycie umierajacych Nefilim rozdzieralo niebo.
Clary wyczula napiecie w otaczajacych ja Nocnych Lowcach. Przypomniala sobie, jak
lezala obok Jace�a na lodzi w Wenecji i obserwowala Dzikie Polowanie: jezdzc�w na
koniach z podkowami lsniacymi szkarlatem, dudniacymi po niebie w kakofonii wrzask�w
i okrzyk�w bojowych.
� Ja tez tak slyszalem, pani � powiedzial Gwyn glosem tak ochryplym, ze ledwo
zrozumialym. Brzmial jak drapanie ostrza po szorstkiej korze. � Dzikie Polowanie
przybywa, kiedy kruki skrzecza na polu bitwy. Wybieramy naszych jezdzc�w sposr�d
umierajacych. Ale w Adamantowej Cytadeli nas nie bylo. Gry wojenne Nefilim i
Mrocznych to dla nas zbyt wiele.
Faerie slabo sie dogaduja z demonami i aniolami.
� Rozczarowujesz mnie, Gwyn � rzekla kr�lowa, wydymajac usta. � To dobry czas dla
faerie. Zyskujemy, rosniemy, zdobywamy swiat. Nasze miejsce jest na szachownicy
wladzy, obok Nefilim. Liczylam na twoja rade.
� Wybacz, pani � powiedzial Gwyn. � Szachy to dla nas zbyt delikatna gra. Nie umiem
pani doradzic.
� Ale dostales ode mnie taki dar. � Kr�lowa sie zasepila. � Chlopaka Blackthorn�w.
Wymieszana krew Nocnych Lowc�w i faerie. To rzadkosc. Demony beda sie ciebie baly.
To dar ode mnie i od Sebastiana.
�Sebastiana�. Wypowiedziala to imie tak swobodnie, poufale, niemal z czuloscia, o
ile kr�lowa faerie potrafila byc czula. Clary slyszala obok siebie przyspieszony
oddech Jace�a. Na twarzach pozostalych panika zastepowala zrozumienie, w miare jak
docieraly do nich slowa kr�lowej.
Clary czula, ze Hesperos robi sie zimny w jej dloni. �Sciezka do kr�lestwa
demon�w prowadzi przez ziemie faerie�. Ziemia otwierajaca sie pod nogami
Sebastiana. Jego przechwalki, ze ma sojusznik�w.
Wsp�lny dar kr�lowej i Sebastiana � schwytany chlopiec Nefilim.
� Demony juz sie mnie boja, o, piekna � rzekl Gwyn z usmiechem.
�Moja piekna�. Clary miala wrazenie, ze krew w jej zylach jest niczym lodowata
rzeka pedzaca w strone serca. Zauwazyla, ze Simon dotyka reki Isabelle szybkim
gestem dodajacym otuchy. Na jego palcu lsnil zloty pierscien. Pobladla Izzy
wygladala, jakby dreczyly ja mdlosci. Jace i Alec tez byli wyraznie poruszeni.
Clary uslyszala w glowie slowa Sebastiana. �Naprawde myslisz, ze ona pozwolilaby ci
miec rzecz, dzieki kt�rej moglabys porozumiewac sie ze swoimi przyjaci�lmi, tak
zeby ona nie slyszala? Rozmawialem z nia, odkad ci to zabralem. Bylas glupia, ze
jej zaufalas, siostrzyczko. Kr�lowa Jasnego Dworu lubi byc po wygrywajacej stronie.
I to bedzie nasza strona, Clary. Nasza�.
� Zatem jestes mi winien jedna przysluge w zamian za chlopaka, Gwyn � stwierdzila
kr�lowa. � Wiem, ze Dzikie Polowanie rzadzi sie wlasnymi prawami, ale bede sie
domagac waszej obecnosci w nastepnej bitwie.
Rycerz zmarszczyl brwi.
� Nie jestem pewien, czy jeden chlopak jest wart tak powaznej obietnicy. Jak juz
m�wilem, Polowanie nie ma ochoty angazowac sie w sprawy Nefilim.
� Nie musicie walczyc � kusila wladczyni jedwabistym glosem. � Prosilabym cie tylko
o pomoc z cialami po bitwie. A beda ciala. Nefilim zaplaca za swoje zbrodnie.
Wszyscy musza zaplacic.
Zanim Gwyn zdazyl odpowiedziec, z mrocznego tunelu za tronem kr�lowej wylonila sie
inna postac: Meliorn w bialej zbroi, z czarnymi wlosami zaplecionymi w warkocz
opadajacy na plecy. Jego buty byly umazane czyms, co wygladalo na smole. Na widok
Gwyna zmarszczyl brwi i rzekl:
� Polowanie nigdy nie przynosi dobrych wiesci.
� Uspok�j sie, Meliornie � skarcila go wladczyni. � Gwyn i ja tylko omawialismy
wymiane przyslug.
Bialy rycerz sklonil glowe.
� Przynosze wiesci, milady, ale chcialbym naradzic sie z pania na osobnosci.
Kr�lowa zwr�cila sie do Gwyna:
� Zgoda?
Gwyn sie zawahal, po czym skinal glowa i, rzuciwszy niechetnie spojrzenie
Meliornowi, zniknal w tym samym ciemnym tunelu, kt�rym nadszedl dworzanin.
Kr�lowa osunela sie na sofie. Jej blade palce wygladaly na tle sukni jak wykute z
marmuru.
� O czym chcesz porozmawiac, Meliornie? Przynosisz wiesci o podziemnych wiezniach?
Podziemnych wiezniach. Clary uslyszala, ze Alec gwaltownie nabiera powietrza.
Meliorn szybko obr�cil glowe i zmruzyl oczy.
� O ile sie nie myle, milady � siegnal po bron przypasana do boku � mamy gosci...
Jace juz opuszczal reke, szepczac �Gabriel!�. Serafickie ostrze zaplonelo, Isabelle
rozwinela bicz i przeciela zaslone z kolc�w. Kurtyna opadla z grzechotem na ziemie.
Jace przeskoczyl ja i ruszyl przez sale tronowa z jasniejacym mieczem w dloni.
Clary dobyla Hesperosa.
Nocni Lowcy wpadli do komnaty i ustawili sie za Jace�em: Alec z uniesionym lukiem,
Isabelle z lsniacym biczem, Clary z mieczem i Simon... Simon nie mial lepszej broni
od siebie, wiec tylko stal i usmiechal sie do Meliorna. Jego zeby blyszczaly.
Kr�lowa wyprostowala sie i szybko przykryla. Clary po raz pierwszy zobaczyla ja
zmieszana.
� Jak smiecie wchodzic na Dw�r nieproszeni? � spytala z oburzeniem. � To jest
najwieksza ze zbrodni, lamanie Przymierza...
� Jak smiesz m�wic o lamaniu Przymierza! � huknal na nia Jace, a seraficki miecz
mocniej rozjarzyl sie w jego dloni. Clary pomyslala, ze tak musial wygladac
Jonathan Nocny Lowca, kiedy przed wiekami przepedzil demony i uratowal nieswiadomy
niczego swiat przed zniszczeniem. � Ty, kt�ra mordowalas, klamalas i uwiezilas
Podziemnych z Rady.
Sprzymierzylas sie ze zlymi mocami i zaplacisz za to.
� Kr�lowa Jasnego Dworu nie placi � oswiadczyla wladczyni faerie.
� Wszyscy placa. � Jace w jednej chwili znalazl sie przy sofie i stanal nad
kr�lowa, trzymajac czubek miecza tuz przy jej gardle. Wladczyni drgnela, ale nie
mogla ruszyc sie z miejsca. � Meliorn przysiegal, ze jestescie po stronie Nefilim.
Faerie nie potrafia klamac. To dlatego Rada wam ufala...
� Meliorn to p�l-faerie � oznajmila kr�lowa, rzucajac rozbawione spojrzenie na
Isabelle. Dziewczyna wygladala na wstrzasnieta. Tylko kr�lowa moze byc rozbawiona,
majac ostrze na gardle, pomyslala Clary. � On potrafi klamac. Czasami najprostsza
odpowiedz jest ta wlasciwa, Nocny Lowco.
� Chciala pani miec go w Radzie � stwierdzila Clary, przypominajac sobie przysluge,
o kt�ra kiedys poprosila ja faerie. � Bo potrafi klamac.
� Od dawna planowana zdrada. � Jace oddychal ciezko. � M�glbym ci teraz poderznac
gardlo.
� Nie odwazylbys sie � stwierdzila wladczyni nieporuszona. � Jesli tkniesz kr�lowa
Jasnego Dworu, faerie nie daruja ci tego po wsze czasy.
Twarz Jace�a plonela.
� Slyszelismy cie. M�wilas o Sebastianie jako o sojuszniku. Adamantowa Cytadela
lezy na liniach geomantycznych, a te linie to terytorium wr�zek. Otworzyliscie mu
droge, pozwoliliscie zastawic na nas pulapke. Czy to nie oznacza, ze juz jestescie
przeciwko nam?
Przez twarz Meliorna przemknal nieprzyjemny wyraz.
� Moze nas slyszales, maly Nefilim, ale jesli was zabijemy, zanim wr�cicie do
Clave, zeby opowiedziec im swoje bajki, nikt sie nie dowie...
Gdy rycerz ruszyl przed siebie, Alec blyskawicznie wypuscil strzale. Trafiony w
noge Meliorn z krzykiem runal do tylu.
Alec zblizyl sie i stanal nad nim z lukiem gotowym do strzalu. Faerie lezal na
ziemi i jeczal. Snieg koloru jego zbroi powoli zmienial wok�l niego barwe na
czerwona.
� Powiedz nam, jak dotrzec do jenc�w � zazadal. � W przeciwnym razie zrobie z
ciebie poduszke na igly.
Meliorn splunal.
� Nic wam nie powiem. Torturujcie mnie, zabijcie, a ja nie zdradze mojej kr�lowej.
� To i tak nie ma znaczenia � odezwala sie Isabelle. � On potrafi klamac,
pamietasz? � To prawda � przyznal Alec. � Wiec umieraj, klamco.
Druga strzala wbila sie w piers Meliorna z taka sila, ze faerie poszorowal plecami
po sniegu i z przykrym dzwiekiem uderzyl glowa w sciane jaskini.
Kr�lowa wrzasnela. Jej glos przeszyl uszy Clary, wyrywajac ja z oslupienia.
Uslyszala krzyki i tupot st�p nadbiegajacych faerie.
� Simon! � zawolala. � Chodz tutaj!
Wsunela Hesperosa z powrotem za pas, chwycila stele i popedzila do gl�wnego
wejscia, teraz pozbawionego kurtyny z kolc�w. Simon nastepowal jej na piety.
� Podnies mnie � wysapala Clary, a on objal ja dlonmi w talii i dzwignal w g�re z
taka sila, ze omal nie rabnela w sklepienie.
Wolna reka zlapala sie g�rnej czesci luku i spojrzala w d�l. Simon patrzyl na nia
zaintrygowany, ale rece nawet mu nie drgnely pod jej ciezarem. � Trzymaj mnie mocno
� polecila Clary i zaczela rysowac.
Spod czubka steli splywaly czarne linie, przeciwienstwo Znaku, kt�ry kiedys
nakreslila na lodzi Valentine�a. Run zamykania, ukrywania, bezpieczenstwa.
Uslyszala, jak Simon m�wi:
� Pospiesz sie. Nadchodza.
Skonczyla rysowanie i w tym samym momencie grunt pod nimi sie poruszyl. Oboje
upadli. Clary wyladowala na Simonie, niezbyt miekko, bo byl strasznie koscisty, i
potoczyla sie w bok, kiedy ziemna sciana zaczela sie nasuwac na otwarty luk, jakby
opuszczano kurtyne w teatrze. Cienie pedzace w ich strone zaczely przybierac
ksztalty faerie. Simon podni�sl Clary, kiedy wlot do tunelu zamknal sie z loskotem,
odcinajac faerie po drugiej stronie.
� Na Aniola � wyszeptala Isabelle z naboznym zachwytem.
Clary odwr�cila sie ze stela w rece. Jace celowal mieczem w piers kr�lowej. Alec
stal nad trupem Meliorna. Kiedy spojrzal na Clary, a potem na swojego parabatai,
twarz mial bez wyrazu. Za nim otwieral sie korytarz, kt�rym wczesniej wyszedl Gwyn.
***
Korytarz nie byl taki dlugi, jak Clary sie spodziewala. Ciemnosc nie pozwalala na
ocene odleglosci, ale do wiekszej i jasniejszej przestrzeni szli zaledwie p�l
godziny.
Maszerowali w milczeniu. Clary pograzona we wspomnieniach domu, kt�ry dzielila
kiedys z Jace�em i Sebastianem, odglos�w Dzikiego Polowania pedzacego przez
niebosklon, swistka papieru ze slowami �moja piekna�. Nie byly one wyrazem
romantycznych uczuc, tylko szacunku. Wladczyni Jasnego Dworu, piekna. �Kr�lowa
Jasnego Dworu lubi byc po wygrywajacej stronie. I to bedzie nasza strona. Nasza�,
powiedzial jej kiedys Sebastian. Nawet kiedy powtarzala jego zapowiedz przed Clave,
sama uwazala ja za przechwalke. Podobnie jak cala Rada, sadzila, ze faerie sa
lojalne, a kr�lowa przynajmniej zaczeka, by zobaczyc, z kt�rej strony wieje wiatr,
nim zerwie sojusz. Pomyslala o glosie Jace�a, kiedy m�wil �od dawna zaplanowana
zdrada�. Moze zadnemu z nich nawet nie przyszlo do glowy, ze kr�lowa jest na tyle
pewna ostatecznego zwyciestwa Sebastiana, by ukryc go w Faerie, gdzie nie da sie go
wytropic. Ze pomoze mu w bitwie. Clary przypomniala sobie, jak w Adamantowej
Cytadeli otworzyla sie ziemia i pochlonela Sebastiana wraz z Mrocznymi. To byla
magia faerie, podziemnych Dwor�w. Po co Mroczni, kt�rzy zaatakowali Instytut w Los
Angeles, zabieraliby Marka Blackthorna? Wszyscy zakladali, ze Sebastian boi sie
zemsty faerie, ale on byl z nimi w zmowie. Zabral Marka, bo ten mial w sobie krew
faerie, a one uznaly, ze chlopak nalezy do nich.
W calym swoim zyciu Clary nie myslala o krwi i jej znaczeniu tak duzo jak w ciagu
ostatnich szesciu miesiecy. Ona byla Nocna Lowczynia. Anielska krew obdarowala ja
moca run�w. Jace�a uczynila silnym, szybkim i blyskotliwym. Krew Morgenstern�w. Ona
ja w sobie miala i Sebastian r�wniez. Zalezalo mu na niej tylko z jej powodu. Czy
to dziedzictwo sprawilo, ze Sebastian stal sie potworem? Po czesci Morgensternem,
po czesci demonem. Czy moglo go zmienic wychowanie, gdyby przygarneli go,
powiedzmy, Lightwoodowie, tak jak Jace�a? � Jestesmy � oznajmila kr�lowa Jasnego
Dworu rozbawionym tonem. � Potraficie odgadnac wlasciwa droge?
Znajdowali sie w przestronnej jaskini, kt�rej sklepienie niknelo w mroku. Sciany
jasnialy fosforyzujaca poswiata, od miejsca, gdzie stali, odchodzily trzy drogi,
opr�cz tej, kt�ra przyszli. Jedna, czysta, szeroka i gladka, biegla prosto. Ta po
lewej wabila zielenia lisci i jasnymi kwiatami, a Clary sie wydawalo, ze dostrzega
w oddali blask blekitnego nieba. Jej serce wyrywalo sie, zeby p�jsc ta sciezka.
Ostatnia, najmroczniejsza, byla waskim, kretym tunelem z wejsciem najezonym
metalowymi kolcami i porosnietym ciernistymi krzewami. Na jej koncu Clary widziala
ciemnosc i chyba gwiazdy.
Alec parsknal smiechem.
� Jestesmy Nocnymi Lowcami � powiedzial. � Znamy dawne opowiesci. To sa Trzy
Drogi. � Gdy zobaczyl zdziwione spojrzenie Clary, wyjasnil: � Faerie nie lubia
wyjawiac swoich sekret�w, ale czasami ludzkim muzykom udawalo sie wplesc te
tajemnice w stare ballady. Jedna z nich, �Thomas Rymotw�rca�, m�wi o czlowieku,
kt�ry zostal porwany przez kr�lowa...
� Nie zostal porwany � zaprotestowala wladczyni. � Przybyl z wlasnej woli.
� A ona zabrala go do miejsca, gdzie znajdowaly sie trzy drogi. Powiedziala mu, ze
jedna prowadzi do nieba, druga do krainy Faerie, a trzecia do piekla. �Widzisz te
waska drozyne, tak gesto porosnieta ciernistymi krzewami i glogami? To jest sciezka
prawosci, ale po niej niewiele pytan zostaje�. � Alec wskazal na waski tunel.
� Ona prowadzi do przyziemnego swiata � powiedziala kr�lowa. � Wasi uwazaja go za
dostatecznie niebianski.
� To w ten spos�b Sebastian i jego wsparcie dostali sie do Adamantowej Cytadeli,
tak ze Clave nic nie zauwazylo � stwierdzil Jace z odraza. � Skorzystal z tego
tunelu. Jego wojownicy czekali w Faerie, gdzie nie mogli zostac wytropieni. Zjawili
sie, kiedy ich potrzebowal. � Poslal kr�lowej mroczne spojrzenie. � Wielu Nefilim
nie zyje przez ciebie.
� Smiertelnicy umieraja � skwitowala wladczyni.
� Ten prowadzi prosto do Faerie � powiedzial Alec, wskazujac na lisciasty tunel. �
A to jest � wyciagnal reke przed siebie � droga do piekla. Tam wlasnie idziemy.
� Zawsze slyszalem, ze droga do piekla jest wybrukowana dobrymi checiami � wypalil
Simon.
� Postaw noge na tej drodze, a sie przekonasz, Chodzacy za Dnia � poradzila
kr�lowa.
Jace przytknal czubek miecza do jej plec�w.
� Co cie powstrzyma przed uprzedzeniem Sebastiana, ze po niego idziemy?
Wladczyni zacisnela usta. W tej chwili wygladala staro mimo mlodej i pieknej
twarzy.
� Zadajesz dobre pytanie. Nawet jesli mnie zabijesz, inni z mojego dworu z nim
porozmawiaja, a on odgadnie wasze zamiary, bo jest bystry. Musielibyscie zabic
wszystkie faerie na moim dworze.
Jace znieruchomial, ale nadal przyciskal seraficki miecz do plec�w kr�lowej. Blask
ostrza padal na jego twarz, podkreslal jej piekno, wydatne kosci policzkowe, zarys
szczeki. Barwil konc�wki wlos�w na ognisty kolor, tak ze Jace wygladal jak w
koronie z plonacych cierni. Clary patrzyla na niego w milczeniu, z ufnoscia, tak
jak pozostali. Wiedziala, ze popra kazda jego decyzje.
� Daruj sobie � powiedziala kr�lowa. � Nie wystarczy ci odwagi na taka rzez. Zawsze
byles najlagodniejszym dzieckiem Valentine�a. � Jej rozbawiony wzrok na chwile
spoczal na Clary. �Masz w sobie mroczne serce, c�rko Valentine�a�.
� Przysiegnij � zazadal Jace. � Wiem, co dla twojego ludu znacza obietnice. Wiem,
ze nie potraficie klamac. Przysiegnij, ze nie powiesz o nas Sebastianowi ani nie
pozwolisz, zeby ktos z twojego dworu to zrobil.
� Przysiegam. Przysiegam, ze nikt na moim dworze slowem ani czynem nie zdradzi mu,
ze sie tu zjawiliscie.
Jace odsunal sie od niej i opuscil miecz.
� Myslisz, ze wysylasz nas na smierc, ale my nie umieramy tak latwo. Nie przegramy
tej wojny. A kiedy zwyciezymy, ukarzemy ciebie i tw�j lud za to, co zrobiliscie.
Usmiech zniknal z twarzy kr�lowej. Wszyscy odwr�cili sie i w milczeniu ruszyli
sciezka do Edomu. Clary tylko raz obejrzala sie przez ramie i zobaczyla nieruchoma
sylwetke wladczyni, kt�ra odprowadzala ich plonacym wzrokiem.
***
Korytarz zakrecal w oddali i wygladal, jakby zostal wydrazony w skale przez ogien.
W miare jak ich piatka posuwala sie naprz�d w calkowitej ciszy, dotychczas jasne
sciany ciemnialy stopniowo, poznaczone tu i �wdzie czarnymi smugami, jakby sam
kamien sie palil. Gladkie podloze ustapilo miejsca zwirowemu, chrzeszczacemu pod
butami. Fosforyzujaca poswiata przygasla, wiec Alec wyjal z kieszeni magiczny
kamien i uni�sl go nad glowe.
Gdy rozbyslo swiatlo, Clary poczula, ze idacy obok niej Simon zwalnia kroku.
� Co jest? � szepnela.
� Cos sie tam porusza. � Wskazal palcem przed siebie.
Clary zmruzyla oczy, ale nic nie zobaczyla. Wampiry mialy lepszy wzrok niz Nocni
Lowcy. Wyciagnela Hesperosa zza pasa i zrobila kilka krok�w, trzymajac sie blisko
scian tunelu. Jace i Alec byli pograzeni w rozmowie,wiec Clary klepnela Izzy w
ramie i szepnela do niej:
� Ktos tu jest. Albo cos.
Isabelle nic nie powiedziala, tylko odwr�cila sie do brata i wykonala skomplikowany
gest palcami.
Alec skinal glowa i natychmiast dal znak Jace�owi.
Clary przypomniala sobie, jak pierwszy raz zobaczyla te tr�jke w Pandemonium.
Dzieki latom praktyki stanowili jednosc, kt�ra razem myslala, razem oddychala,
razem walczyla. Clary przyszlo do glowy, ze chocby nie wiadomo co sie wydarzylo,
chocby nie wiadomo jak dobra Nocna Lowczynia kiedys sie stala, zawsze pozostanie
poza nawiasem...
Alec nagle opuscil reke, gaszac swiatlo. Isabelle zniknela w mgnieniu oka. Clary
obr�cila sie z Hesperosem w rece i uslyszala odglosy szamotaniny: gluche uderzenie,
a po nim bardzo ludzki okrzyk b�lu.
� Stop! � krzyknal Simon i nagle wok�l nich eksplodowalo swiatlo.
Bylo tak, jakby wlaczyla sie lampa blyskowa aparatu fotograficznego. Trwalo chwile,
zanim oczy Clary przyzwyczaily sie do jasnosci. Powoli docieralo do niej to, co
widzi: Jace trzymal w g�rze sw�j magiczny kamien; jego swiatlo otaczalo go niczym
blask malego slonca. Alec celowal z luku, Isabelle sciskala rekojesc bicza
owinietego wok�l kostki smuklej postaci skulonej pod sciana jaskini, chlopca o
jasnych wlosach wijacych sie nad lekko spiczastymi uszami...
� M�j Boze � wyszeptala Clary, chowajac bron za pas i ruszajac w ich strone. �
Isabelle, wszystko w porzadku.
Podeszla do chlopca. Ubranie mial podarte i brudne, stopy bose i czarne. Na golych
ramionach widnialy runy Nocnego Lowcy.
� Na Aniola.
Isabelle zwinela bicz, Alec opuscil luk. Chlopiec uni�sl glowe i lypnal na nich
ponurym wzrokiem.
� Jestes Nocnym Lowca? � zapytal z niedowierzaniem w glosie Jace.
Chlopak zmierzyl go dzikim wzrokiem. Jego spojrzenie wyrazalo gniew, ale przede
wszystkim smutek i strach. Nie bylo watpliwosci, kto to jest. Mial takie same
delikatne rysy jak siostra, taka sama spiczasta brode i takie same pszeniczne wlosy
podwijajace sie na koncach. Nie wygladal na swoje szesnascie lat.
� To Mark Blackthorn � powiedziala Clary. � Brat Helen. Sp�jrzcie na jego twarz.
Sp�jrzcie na jego dlon.
Przez chwile Mark patrzyl na nia zdezorientowany, ale kiedy Clary dotknela swojego
palca serdecznego, w jego oczach zablyslo zrozumienie. Wyciagnal przed siebie chuda
reke. Na czwartym palcu lsnil rodowy pierscien Blackthorn�w z wzorem ze splecionych
cierni.
� Jak sie tutaj dostales? � spytal Jace. � Skad wiedziales, jak nas znalezc?
� Bylem z Mysliwymi pod ziemia � odparl Mark. � Uslyszalem, jak Gwyn m�wi im, ze
zjawiliscie sie w komnacie kr�lowej. Wykradlem sie, kiedy nie zwracali na mnie
uwagi. Szukalem was i trafilem... tutaj. � Wskazal na otaczajacy ich tunel. �
Musialem z wami porozmawiac. Musialem dowiedziec sie o mojej rodzinie. � Twarz mial
ukryta w cieniu, ale Clary zobaczyla, ze jego rysy tezeja. � Faerie mi powiedzialy,
ze wszyscy nie zyja. To prawda?Zapadla cisza pelna napiecia. Clary dostrzegla
panike w oczach chlopca, kiedy przesuwal wzrokiem po Isabelle wpatrujacej sie w
ziemie, po Jasie z twarza bez wyrazu, po sztywno wyprostowanym Alecu.
� To prawda, tak? � domyslil sie Mark. � Moja rodzina...
� Tw�j ojciec zostal przemieniony � powiedziala Clary i zaraz dodala: � Ale twoi
bracia i siostry zyja. Sa w Idrisie. Uciekli. Nic im nie jest.
Jesli spodziewala sie zobaczyc ulge na twarzy Marka, to sie rozczarowala. Chlopak
zbladl.
� Co?
� Julian, Helen i reszta... wszyscy zyja. � Clary polozyla mu dlon na ramieniu.
Mark drgnal. � Zyja i martwia sie o ciebie.
� Clary � rzucil Jace ostrzegawczym tonem.
Clary zerknela na niego przez ramie. Poinformowanie Marka, ze jego rodzenstwo zyje,
chyba bylo najwazniejsza rzecza?
� Jadles cos, piles, odkad faerie cie zabraly? � spytal Jace, przesuwajac sie tak,
zeby spojrzec na chlopca.
Mark odsunal sie gwaltownie, a Clary uslyszala, ze Jace zaczerpuje tchu.
� O co chodzi? � spytala Isabelle.
� Jego oczy � powiedzial Jace, unoszac wyzej magiczny kamien i swiecac nim w twarz
chlopca.
Mark lypnal groznie, ale pozwolil sie obejrzec. Jego oczy byly duze, o dlugich
rzesach, takie jak u Helen, ale jakby nie od pary. Jedno niebieskie Blackthorn�w,
koloru wody. Drugie zlote, troche ciemniejsze niz Jace�a.
Jace przelknal sline.
� Dzikie Polowanie � stwierdzil. � Jestes teraz jednym z nich. � Patrzyl chlopakowi
w oczy, jakby ten byl ksiazka, kt�ra mozna przeczytac. W koncu zazadal: � Wyciagnij
rece. Mark go posluchal. Jace chwycil jego dlonie i obr�cil nadgarstkami do g�ry.
Clary poczula sciskanie w gardle. Nagie ramiona chlopca byly poznaczone krwawymi
sladami po bacie. Clary przypomnialo sie, jak drgnal gwaltownie i odsunal sie,
kiedy go dotknela. Kto wie, jakie inne obrazenia mial pod ubraniem.
� Kiedy to sie stalo?
Mark zabral drzace rece.
� Meliorn to zrobil. Powiedzial, ze przestanie, jesli zjem ich jedzenie, wiec
zjadlem. Sadzilem, ze to nie ma znaczenia, skoro moja rodzina nie zyje. I myslalem,
ze faerie nie potrafia klamac.
� Meliorn potrafi. � Ton Aleca byl ponury. � Albo przynajmniej potrafil.
� Kiedy to wszystko sie stalo? � zapytala Isabelle. � Ferie dostaly cie niecaly
tydzien temu...
Mark pokrecil glowa.
� Jestem u nich dlugo. Nie umiem powiedziec, jak dlugo.
� Czas w Faerie plynie inaczej � stwierdzil Alec. � Czasami szybciej, czasami
wolniej. � Gwyn powiedzial, ze teraz naleze do Polowania i nie moge ich opuscic,
p�ki mi nie pozwola. Czy to prawda?
� Prawda � potwierdzil Jace.
Mark oparl sie o sciane jaskini i odwr�cil glowe w strone Clary.
� Widzialas ich. Moich braci i siostry. A Emme?
� Wszyscy sa cali i zdrowi, Emma tez � zapewnila go Clary.
Zastanawiala sie, czy jej slowa mu pomogly. Mark przysiagl zostac w Faerie, bo
myslal, ze jego rodzina nie zyje, i ta obietnica obowiazywala, choc byla oparta na
klamstwie. Lepiej myslec, ze stracilo sie wszystko, i zaczac od nowa? Czy latwiej
wiedziec, ze ludzie, kt�rych sie kocha, zyja, nawet jesli juz nigdy nie mozna ich
zobaczyc?
Pomyslala o swojej matce, gdzies tam w swiecie po drugiej stronie tunelu. Lepiej
wiedziec, ze zyja, uznala. Lepiej, zeby matka i Luke zyli, nawet gdyby miala juz
nigdy ich nie zobaczyc.
� Helen nie da rady sama sie nimi zajac � stwierdzil Mark z lekka rozpacza w
glosie. � A Jules jest za mlody. Nie zaopiekuje sie Ty�em. Nie wie, czego mu
potrzeba. Nie wie, jak z nim rozmawiac... � Wzial drzacy oddech. � Powinniscie mi
pozwolic isc z wami.
� Wiesz, ze nie mozesz � przypomnial Jace, choc nie potrafil spojrzec mu w twarz.
Wpatrywal sie w ziemie. � Jesli przysiagles lojalnosc Dzikiemu Polowaniu, nalezysz
do nich. � Wezcie mnie ze soba � powt�rzyl Mark blagalnie. Mial zdezorientowane
spojrzenie kogos, kto zostal smiertelnie ranny, ale nie zdaje sobie sprawy z powagi
swojego stanu. � Nie chce byc jednym z nich. Chce byc z rodzina...
� Idziemy do piekla � powiedziala Clary. � Nie moglibysmy zabrac cie ze soba, nawet
gdybys m�gl bezpiecznie opuscic Faerie...
� A nie mozesz � przypomnial Alec. � Jesli spr�bujesz, umrzesz.
� Wole umrzec � oswiadczyl Mark.
Jace gwaltownie uni�sl glowe. Jego oczy byly jasnozlote, jakby wydobywal sie
przez nie plonacy w nim ogien.
� Zabrali cie, bo masz w sobie krew faerie i jednoczesnie Nocnych Lowc�w. Chca
ukarac Nefilim. � Jace wbijal w niego wzrok. � Pokaz im, co jest wart Nocny Lowca.
Pokaz im, ze sie nie boisz. Wszystko przetrwasz.
Mark spojrzal na Jace�a w blasku magicznego kamienia. Lzy wyzlobily slady na jego
brudnej twarzy, ale oczy mial suche. � Co mam zrobic? � zapytal.
� Znajdz spos�b, zeby ostrzec Nefilim � rzekl Jace. � Jak juz wiesz, idziemy do
piekla. Mozemy nigdy nie wr�cic. Ktos musi powiedziec Nocnym Lowcom, ze faerie nie
sa ich sojusznikiem.
� Mysliwi mnie przylapia, jesli spr�buje wyslac wiadomosc. � Oczy chlopca
rozblysly. � Zabija mnie.
� Nie, jesli bedziesz szybki i bystry � zapewnil go Jace. � Dasz rade to zrobic.
Wiem, ze dasz rade.
� Jace, on musi juz isc, nim Polowanie zauwazy, ze go nie ma � odezwal sie Alec. �
Racja. � Jace sie zawahal, a potem ujal dlon Marka. Wcisnal mu do reki magiczny
kamien. Kamien najpierw zamigotal, a potem znowu zaswiecil stalym blaskiem. � Wez
to ze soba, bo w krainie pod wzg�rzem potrafi byc ciemno.
Mark stal przez chwile z runicznym kamieniem w dloni. Wygladal tak krucho, ze Clary
scisnelo sie serce; z pewnoscia mogliby mu pom�c, byli Nefilim, nie musieli
zostawiac swoich.
Potem odwr�cil sie i bezszelestnie pobiegl w glab tunelu.
� Mark... � wyszeptala Clary, ale chlopiec juz zniknal; pochlonely go cienie, a
wkr�tce zgasl r�wniez podskakujacy ognik. Spojrzala na Jace�a. � Co miales na
mysli, m�wiac �kraina pod wzg�rzem�? Dlaczego tak powiedziales?
Jace nie odpowiedzial. Wygladal na oszolomionego. Clary zastanawiala sie, czy Mark,
taki kruchy, osierocony i samotny, przypomina mu w jakis spos�b jego samego.
� Kraina pod wzg�rzem to Faerie � wyjasnil Alec. � Jej bardzo stara nazwa. � I
dodal, zwracajac sie do Jace�a: � Nic mu nie bedzie. Poradzi sobie.
� Dales mu sw�j magiczny kamien � przypomniala Isabelle. � Zawsze go miales ze
soba...
� Pieprzyc kamien! � rzucil Jace gwaltownie i uderzyl dlonia w sciane jaskini.
Zablyslo swiatlo, na skale pozostal wypalony czarny odcisk, a reka nadal jasniala,
jakby jego krew byla fosforyzujaca. Jace zasmial sie dziwnym, zdlawionym smiechem.
� I tak go nie potrzebuje. � Jace. � Clary polozyla dlon na jego ramieniu. Nie
odsunal sie, ale tez nie zareagowal w zaden spos�b. � Nie mozna uratowac
wszystkich.
� Moze nie. � Blask dloni przygasl. � Ale byloby milo dla odmiany kogos uratowac. �
Ludzie � odezwal sie Simon. Byl dziwnie milczacy przez cale spotkanie z Markiem,
tak ze Clary az drgnela, kiedy uslyszala teraz jego glos. � Nie wiem, czy to
widzicie, ale na koncu tunelu cos jest.
� Swiatlo? � rzucil Jace z sarkazmem. Jego oczy blyszczaly.
� Przeciwnie.
Simon ruszyl przed siebie, a Clary po chwili wahania zabrala reke z ramienia
Jace�a i podazyla za nim. Tunel biegl prosto, a potem lekko skrecal. Na zakrecie
zobaczyla to, co wczesniej dostrzegl Simon, i stanela jak wryta.
Tunel konczyl sie ciemnym wirem. Cos sie w nim poruszalo, jakby wiatr formowal te
ciemnosc niczym chmury. A potem r�wniez ja uslyszala. Pomruk i loskot, kt�ry
brzmial jak dzwiek silnik�w odrzutowych. Powietrze wiejace korytarzem az parzylo.
Gdy pozostali dolaczyli do Clary, wszyscy staneli w szeregu i zapatrzyli sie w
mrok. Bez slowa obserwowali poruszajaca sie kurtyne cienia. Za nia bylo nieznane.
To Alec, wpatrzony z naboznym lekiem w ruchomy mrok, przem�wil pierwszy.
� To cos najbardziej szalonego, co kiedykolwiek robilismy.
� A jesli nie bedziemy mogli wr�cic? � zapytala Isabelle. Rubin na jej szyi
pulsowal, jarzyl sie jak swiatlo stopu, oswietlal twarz.
� Wtedy przynajmniej bedziemy razem � powiedziala Clary i spojrzala na swoich
towarzyszy. Ujela dlonie Jace�a i Simona, scisnela je mocno. � Przejdziemy razem i
po drugiej stronie tez zostaniemy przy sobie. Dobrze?
Zadne nie odpowiedzialo, ale Isabelle ujela dlon Simona, a Alec Jace�a. Stali przez
chwile, gapiac sie w ciemnosc. Clary poczula, ze Jace leciutko sciska jej reke.
Ruszyli do przodu. Wkr�tce pochlonely ich cienie.
***
Czesc druga
�I beda m�wic wszystkie narody: Za co Pan uczynil tak tej ziemi? Co za przyczyna
tego wielkiego zaru jego gniewu?�.
� Deuteronomium 29:23
Rozdzial 14
Sen rozumu
Clary stala na cienistym trawniku rozciagajacym sie na zboczu pag�rka. Niebo nad
glowa bylo idealnie niebieskie, poznaczone tu i �wdzie bialymi chmurami. Brukowana
sciezka prowadzila do duzej wiejskiej rezydencji, zbudowanej z bladozlotego
kamienia. Odchylila glowe do tylu i spojrzala w g�re. Dom byl piekny. W wiosennym
sloncu kamienie, obrosniete r�zami w kolorach czerwonym, zlotym i pomaranczowym,
mialy barwe masla. Fasade zdobily balkony z kutego zelaza, a dwie pary lukowatych
drzwi z drewna w kolorze brazu � delikatne wzory w postaci skrzydel. Skrzydla
Fairchild�w, rozlegl sie cichy, kojacy glos w glebi jej umyslu. To jest rezydencja
Fairchild�w. Stoi tu od czterystu lat ibedzie stala jeszcze przez czterysta.
� Clary! � Matka pojawila sie na jednym z balkon�w w eleganckiej sukni koloru
szampana. Jej rude wlosy byly rozpuszczone. Wygladala mlodo i pieknie. Ramiona
miala odkryte, poznaczone czarnymi runami. � I co sadzisz? Wspaniale, prawda?
Clary podazyla za jej wzrokiem do miejsca, gdzie trawnik robil sie plaski. Na jego
koncu ustawiono luk z r�z, a po obu jego stronach rzedy drewnianych lawek. W
przejsciu rozrzucono biale kwiaty, jakie rosly tylko w Idrisie. Powietrze bylo
geste od ich miodowego zapachu. Clary wr�cila spojrzeniem do matki i zobaczyla, ze
obok stoi Luke i obejmuje ja ramieniem w talii. Mial podwiniete rekawy koszuli i
spodnie od garnituru, jakby wlasnie ubieral sie na przyjecie. Na jego rekach tez
widnialy runy. Powodzenia, Wnikliwosci, Sily, Milosci.
� Jestes gotowa?! � zawolal do niej.
� Gotowa na co?! � odkrzyknela, ale chyba jej nie uslyszeli.
Usmiechajac sie do siebie, znikneli w glebi domu. Clary zrobila kilka krok�w po
sciezce.
� Clary!
Odwr�cila sie. Szedl w jej strone po trawie: smukly, o jasnych wlosach, kt�re
lsnily w blasku slonca, ubrany w oficjalna czern ozdobiona runami przy kolnierzu i
na mankietach. Usmiechal sie szeroko. Mial smuge brudu na policzku i unosil reke,
zeby zaslonic sie przed blaskiem slonca.
Sebastian.
Byl taki sam, a jednoczesnie zupelnie inny. Pozostal soba, ale cala jego postac i
rysy twarzy sie zmienily: kosci policzkowe mniej ostre, sk�ra lekko opalona,
oczy...
Jego oczy sie jarzyly, zielone niczym wiosenna trawa.
Zawsze mial zielone oczy, powiedzial glos w jej glowie. Ludzie czesto sie dziwia,
jak bardzo jestescie do siebie podobni, on, twoja matka ity. Ma na imie Jonathan
ijest twoim bratem. Zawsze cie chronil.
� Clary, nie uwierzysz...
� Jonathan! � wykrzyknal cienki glosik.
Clary obejrzala sie zaskoczona i zobaczyla mala dziewczynke pedzaca przez trawe.
Rude wlosy, takie same jak jej, powiewaly za nia jak flaga. Byla boso, w zielonej
koronkowej sukience, tak wystrzepionej na mankietach i na dole, ze wygladala jak
strzepiasta salata. Mogla miec cztery albo piec lat, miala umorusana, wdzieczna
buzie, a kiedy dobiegla do Jonathana i uniosla rece, on schylil sie i porwal ja w
g�re.
Zapiszczala z radosci, kiedy uni�sl ja nad glowe.
� Au, au! Przestan, mala diabliczko! � krzyknal Jonathan, kiedy pociagnela go za
wlosy.
� Val, powiedzialem, przestan, bo postawie cie na ziemi. M�wie powaznie.
� Val? � powt�rzyla Clary.
Oczywiscie, ma imie Valentina, szepnal glos. Valentine Morgenstern byl wielkim
bohaterem wojennym. Polegl wwalce zHodge�em Starkweatherem, ale najpierw uratowal
Miecz Aniola, awraz znim Clave. Kiedy Luke ozenil sie ztwoja matka, uczcili jego
pamiec, nazywajac jego imieniem swoja c�rke.
� Clary, kaz mu, zeby mnie puscil... auuu! � wrzasnela Val, kiedy Jonathan obr�cil
ja do g�ry nogami i zakrecil w powietrzu. Dziewczynka zaniosla sie chichotem,
stanawszy wreszcie na trawie, i skierowala na Clary spojrzenie niebieskich oczu
Luke�a. � Masz ladna sukienke � pochwalila.
� Dziekuje. � Clary, nadal troche oszolomiona, spojrzala na Jonathana, kt�ry
szeroko usmiechal sie do siostrzyczki. � Masz ziemie na twarzy?
Jonathan dotknal policzka.
� Czekolade � powiedzial. � Nigdy nie zgadniesz, co robila Val, kiedy ja nakrylem.
Obie piesci trzymala w torcie weselnym. Chyba bede musial jakos go zalatac. �
Zerknal na Clary. � Widze, ze nie powinienem byl o tym wspominac. Wygladasz, jakbys
miala zemdlec.
� Nic mi nie jest � zapewnila go, nerwowo szarpiac kosmyk wlos�w.
Jonathan uni�sl rece.
� Moge zrobic mu operacje. Nikt nawet nie zauwazy, ze ktos zjadl polowe r�z. �
Zrobil zamyslona mine. � M�glbym zjesc druga polowe, zeby bylo r�wno.
� Tak! � ucieszyla sie Val, zajeta zrywaniem dmuchawc�w.
� Niechetnie poruszam te kwestie � ciagnal Jonathan � ale moze przydaloby sie,
zebys przed slubem wlozyla buty.
Clary spojrzala na siebie. Mial racje. Byla boso. I w bladozlotej sukni, kt�rej
rabek siegal do kostek i otaczal je niczym chmura o barwie zachodzacego slonca.
� Ja... Jaki slub?
Oczy jej brata sie rozszerzyly.
� Tw�j? No wiesz, z Jace�em Herondale�em? Wysoki, blondyn, wszystkie dziewczyny go
kochaja... � Urwal. � Tch�rzysz? O to chodzi? � Nachylil sie do niej i dodal
konspiracyjnym tonem: � Bo jesli tak, to przeszmugluje cie przez granice do
Francji. I nie powiem nikomu, dokad pojechalas. Nawet gdyby wbijali mi pod
paznokcie pedy bambusa.
� Ja nie... � Clary wytrzeszczyla oczy. � Pedy bambusa?
Jonathan wzruszyl ramionami.
� Dla mojej jedynej siostry, nie liczac tej istoty obecnie siedzacej u moich
st�p... � Val pisnela z oburzeniem � zrobilbym wszystko. Nawet gdyby to oznaczalo,
ze nie zobacze Isabelle Lightwood w sukni bez ramiaczek.
� Isabelle? Lubisz Isabelle? � Clary poczula sie tak, jakby przebiegla maraton i
nie mogla zlapac tchu.
Jonathan zmruzyl oczy.
� To jakis problem? Jest poszukiwana albo cos takiego? � Zamyslil sie. � To byloby
podniecajace.
� Okay, nie musze wiedziec, co uwazasz za podniecajace � usadzila go Clary. � Blee.
Jonathan poslal jej szeroki usmiech. Szczesliwy i beztroski usmiech kogos, kto nie
ma wiekszych zmartwien poza pieknymi dziewczynami i tym, czy jedna z jego mlodszych
si�str zjadla tort weselny drugiej. Gdzies w glebi umyslu Clary zobaczyla czarne
oczy i slady po biczu, ale nie wiedziala, skad wzial sie ten obraz. To jest tw�j
brat izawsze sie ociebie troszczyl.
� Jasne � powiedzial. � Jakbym nigdy nie musial znosic przez lata: �Och, jaki ten
Jace jest piekny. Myslisz, ze mnie lubi?�.
� Ja... � Clary urwala, czujac lekkie zawroty glowy. � Ja po prostu nie pamietam,
zeby mi sie oswiadczyl.
Jonathan uklakl i pociagnal Val za wlosy. Dziewczynka splatala stokrotki, nucac
piosenke. Clary zamrugala... byla pewna, ze Valentina zrywala dmuchawce.
� Nie wiem, czy sie oswiadczyl � rzucil Jonathan niedbalym tonem. � Wszyscy wiemy
tylko to, ze w koncu jestescie razem. To bylo nieuniknione.
� Ale ja powinnam wybierac � poskarzyla sie Clary prawie szeptem. � Powinnam
powiedziec �tak�.
� Przeciez wlasnie to bys zrobila, prawda? � Jonathan patrzyl na stokrotki
rozsypane na trawie. � A skoro o tym mowa, myslisz, ze Isabelle p�jdzie ze mna na
randke, jesli ja zaprosze?
Clary zaparlo dech.
� A co z Simonem?
Jonathan podni�sl na nia wzrok. Slonce swiecilo mu w oczy.
� Kto to jest Simon?
Clary poczula, ze grunt usuwa sie jej spod n�g. Wyciagnela reke, jakby chciala
przytrzymac sie brata, ale dlon przeszla przez niego na wylot. Zielony trawnik i
zlota rezydencja, chlopiec i mala dziewczynka, wszystko zniknelo, a ona upadla na
ziemie, uderzajac w nia lokciami, az b�l przeszyl jej rece az do bark�w.
Przekrecila sie na bok i zobaczyla, ze lezy na skrawku golej ziemi, z kt�rej
stercza polamane plyty chodnikowe. Nad nia majaczyly wypalone szkielety dom�w.
Niebo bylo stalowe, poprzecinane czarnymi chmurami niczym zylami wampira. To byl
martwy swiat, pozbawiony wszelkich kolor�w, bez zycia. Clary zwinela sie w klebek.
Przed soba widziala nie ruiny miasta, tylko oczy brata i siostry, kt�rej nigdy nie
bedzie miala.
***
***
Przelknela sline. Nagle zrobilo jej sie zimno. Wszyscy nadal rozmawiali i smiali
sie wok�l niej, ale ich glosy brzmialy, jakby dochodzily z bardzo daleka, odbijaly
sie echem. Widziala Simona opartego o lade, z rekami skrzyzowanymi na piersi i
nieprzeniknionymi ciemnymi oczami.
� A ty ile masz lat? � zapytala Izzy.
� Dziewiec � odparl Max. � Zawsze mialem dziewiec.
Isabelle wytrzeszczyla oczy. Kuchnia wok�l niej sie zakolysala. Wszystko zrobilo
sie przezroczyste, zmienne jak woda, jakby patrzyla przez zadrukowana tkanine.
� M�j Max, m�j braciszek � wyszeptala. � Zostan, prosze.
� Zawsze bede mial dziewiec lat � powiedzial chlopiec i dotknal jej twarzy. Jego
palce przeszly przez nia na wylot, jakby wlozyl reke w dym. � Isabelle? � Jego glos
przycichl, a on zniknal.
Pod Isabelle ugiely sie kolana. Opadla na ziemie. Wok�l niej juz nie bylo smiechu
ani ladnej wykafelkowanej kuchni, tylko szarosc, popi�l i poczerniale skaly.
Uniosla rece do oczu, zeby powstrzymac lzy.
***
Sala Aniola byla obwieszona niebieskimi flagami z ognistym herbem rodu Lightwood�w
wyszytym na kazdej zlota nicia. Cztery dlugie stoly ustawiono naprzeciwko siebie.
Znajdujacy sie posrodku pulpit dla m�wcy udekorowano mieczami i kwiatami.
Alec siedzial przy najdluzszym stole, na najwyzszym krzesle. Po lewej stronie mial
Magnusa, po prawej rodzine, kolejno: Isabelle, Maxa, Roberta i Maryse. Dalej Jace,
obok niego Clary. Byli r�wniez obecni kuzynowie Lightwood�w. Niekt�rych z nich nie
widzial od czas�w dziecinstwa. Wszyscy pecznieli z dumy, ale zadna twarz nie
promieniala tak bardzo jak twarz ojca.
� M�j syn � powtarzal w k�lko kazdemu, kto chcial sluchac. Teraz dopadl pania
Konsul, kt�ra akurat mijala jego st�l z kieliszkiem wina w rece. � M�j syn wygral
bitwe. Prawdziwa krew Lightwood�w. Nasza rodzina to zawsze byli wojownicy.
Konsul sie zasmiala.
� Oszczedzaj sily na przemowe, Robercie � poradzila, mrugajac do Aleca nad
krawedzia kieliszka.
� O, Boze, przemowa � jeknal Alec z przerazeniem, ukrywajac twarz w dloniach.
Magnus przesunal delikatnie kostkami po jego grzbiecie, jakby glaskal kota. Jace
spojrzal na nich, unoszac brwi.
� Zupelnie jakbysmy nigdy wczesniej nie byli w pokoju pelnym ludzi m�wiacych nam,
jacy jestesmy wspaniali � powiedzial, a kiedy Alec lypnal na niego z ukosa,
usmiechnal sie szeroko. � Jednak chyba tylko ja.
� Zostaw mojego chlopaka w spokoju � zazadal Magnus. � Znam czary, kt�re moga
wywr�cic twoje uszy na zewnatrz.
Jace z niepokojem dotknal uszu, a w tym samym momencie Robert wstal i postukal
widelcem o kieliszek. Brzek rozbrzmial w calej sali i uciszyl Nocnych Lowc�w.
Wszyscy spojrzeli z wyczekiwaniem na st�l Lightwood�w.
� Zebralismy sie tu dzisiaj � zaczal Robert, zataczajac rekami kolo � zeby uczcic
mojego syna Alexandra Gideona Lightwooda, kt�ry sam jeden zniszczyl sily Mrocznych
i pokonal w bitwie syna Valentine�a Morgensterna. Uratowal zycie naszego trzeciego
syna Maxa. Jego parabatai Jace Herondale i ja z duma oswiadczamy, ze m�j syn jest
jednym z najlepszych wojownik�w, jakich znalem. � Usmiechnal do Aleca i Magnusa. �
Trzeba czegos wiecej niz silne ramie, zeby zostac doskonalym wojownikiem. Potrzeba
tegiego umyslu i wielkiego serca. M�j syn ma jedno i drugie. Ma odwage i potrafi
kochac. Dlatego chcialbym r�wniez podzielic sie z wami druga dobra nowina. Wczoraj
m�j syn zareczyl sie ze swoim partnerem Magnusem Bane�em...
Sale wypelnily gromkie wiwaty. Magnus przyjal je skromnym machnieciem widelcem.
Alec osunal sie nizej na krzesle, z plonacymi policzkami. Jace spojrzal na niego w
zadumie.
� Gratulacje � powiedzial. � Czuje, ze przegapilem szanse.
� C... co? � wymamrotal Alec.
Jace wzruszyl ramionami.
� Zawsze wiedzialem, ze sie we mnie podkochujesz, i ja tez mialem do ciebie
slabosc. Uznalem, ze powinienes wiedziec.
� Co? � powt�rzyl Alec.
Clary usiadla prosto.
� Myslisz, ze jest szansa, zebyscie wy dwaj mogli... � Wskazala na Jace�ego i
Aleca. � To byloby podniecajace.
� Nie � ucial Magnus. � Jestem bardzo zazdrosnym czarownikiem.
� Jestesmy parabatai � przypomnial Alec, odzyskawszy glos. � Clave by... to
znaczy... to nielegalne.
� Och, daj spok�j � rzucil Jace. � Clave pozwoliloby ci na wszystko, czego
zapragniesz. Sp�jrz, wszyscy cie kochaja. � Wskazal na sale pelna Nocnych Lowc�w.
Wszyscy bili brawo przemawiajacemu Robertowi, niekt�rzy ocierali lzy. Jakas
dziewczyna przy jednym z mniejszych stol�w podniosla tablice z napisem: ALECU
LIGHTWOOD, KOCHAMY CIE.
� Mysle, ze powinniscie wziac slub w zimie � stwierdzila Isabelle, patrzac tesknie
na ozdobe stolu z bialych kwiat�w. � Niewielkie. Jakies piecset albo szescset os�b.
Rozdzial 15
Siarka i s�l
� Prosze, nie wyrywaj mi reki � powiedzial Magnus. � Lubie ja. Potrzebuje jej.
� Hm � mruknal Raphael, kt�ry kleczal obok niego i trzymal lancuch, kt�ry biegl od
obreczy na prawej rece Magnusa do adamasowej petli zamocowanej gleboko w podlodze.
� Ja tylko pr�buje pom�c.
Szarpnal za lancuch, a Magnus krzyknal z b�lu i spiorunowal go wzrokiem. Raphael
mial chude, chlopiece dlonie, ale sile wampira i wykorzystywal ja wlasnie, zeby
uwolnic czarownika zakutego w kajdany.
Kolista cela, w kt�rej sie znajdowali, miala podloge z granitowych plyt. Wzdluz
scian biegly kamienne lawy. Nie bylo widac zadnych drzwi, waskie okna bez szyb
przypominaly raczej otwory strzelnicze, a sadzac po ich glebokosci, mury musialy
miec grubosc co najmniej trzydziestu centymetr�w.
Magnus obudzil sie w tym pomieszczeniu i zobaczyl, ze otacza go krag Mrocznych w
czerwonych strojach, mocujacych jego lancuchy do podlogi. Zanim drzwi zatrzasnely
sie za nimi z hukiem, zobaczyl na korytarzu Sebastiana wyszczerzonego jak czaszka
kosciotrupa. Teraz przez jedno z okien wygladal Luke. Zadnemu z nich nie dano ubran
na zmiane, tak ze nadal mial na sobie spodnie od garnituru i koszule z rdzawymi
plamami z przodu. Magnus musial wciaz sobie przypominac, ze to slady po winie
podanym do kolacji w Alicante. Luke wygladal na wycienczonego, wlosy mial
zmierzwione, jedno ze szkiel w okularach popekane. � Widzisz cos? � zapytal Magnus,
kiedy Raphael przeni�sl sie na jego druga strone, zeby sprawdzic, czy lewego
lancucha nie da sie latwiej wyrwac.
Tylko Bane byl przykuty. Kiedy sie ocknal, Luke i Raphael juz nie spali. Wampir
lezal na jednej z law, a Luke wolal Jocelyn, az ochrypl.
� Nie � odparl Luke.
Raphael zerknal na Magnusa, unoszac brew. Byl potargany, zeby wbijal w dolna warge,
zbielaly mu kostki dloni zacisnietych na ogniwach. Lancuch byl na tyle dlugi, ze
wiezien m�gl siedziec, ale nie stac.
� Tylko mgle. Szaro-z�lta mgle. I chyba g�ry w oddali. Trudno powiedziec.
� Myslisz, ze nadal jestesmy w Idrisie? � zapytal Rapahel.
� Nie � odparl Magnus. � Nie jestesmy w Idrisie. Czuje to we krwi.
Luke na niego spojrzal. � Wiec gdzie jestesmy?
Magnus czul pieczenie w zylach, poczatek goraczki. Mrowienie nerw�w, suchosc w
ustach, b�l gardla.
� W Edomie � odpowiedzial. � W demonicznym wymiarze.
Raphael puscil lancuch i zaklal po hiszpansku.
� Nie moge cie uwolnic � stwierdzil sfrustrowany. � Dlaczego sludzy Sebastiana
przykuli tylko ciebie, a nas nie?
� Bo Magnus potrzebuje rak, zeby robic sztuki magiczne � odparl Luke.
Raphael spojrzal na Bane�a zaskoczony. Czarownik poruszyl brwiami.
� Nie wiedziales, wampirze? Mozna by sadzic, ze sam powinienes na to wpasc. Zyjesz
dostatecznie dlugo.
� Moze. � Raphael usiadl na pietach. � Ale nie mialem wiele do czynienia z
czarownikami.
Magnus poslal mu spojrzenie, kt�re m�wilo: Obaj wiemy, ze to nie jest prawda.
Raphael odwr�cil wzrok.
� Szkoda � powiedzial Bane. � Gdyby Sebastian lepiej sie przygotowal i troche
poszperal,
wiedzialby, ze nie moge uprawiac magii w tym kr�lestwie. Wiec to jest niepotrzebne.
� Zagrzechotal lancuchami jak duch Marleya.
� To tutaj Sebastian ukrywal sie przez caly czas � stwierdzil Luke. � Dlatego nie
moglismy go wytropic. Tutaj jest baza jego operacji.
� Albo jedynie miejsce, w kt�rym zostawil nas na smierc � dorzucil Raphael. � Nie
zadawalby sobie tyle trudu � sprzeciwil sie Luke. � Gdyby chcial nas zabic, juz
bylibysmy martwi, wszyscy trzej. On ma jakis wiekszy plan. Jak zawsze. Po prostu
nie wiem, dlaczego... � Urwal i spojrzal na swoje rece.
Magnus nagle przypomnial go sobie duzo mlodszego, z rozwianymi wlosami, zafrasowana
mina i sercem na dloni.
� On jej nie skrzywdzi � uspokoil Luke�a. � To znaczy, Jocelyn.
� M�glby � wtracil sie Raphael. � Jest szalony.
� Dlaczego mialby ja oszczedzic? � Luke m�wil takim glosem, jakby zaraz mial
eksplodowac z niepokoju. � Bo jest jego matka? Sebastian nie dziala w taki spos�b.
� Nie dlatego, ze jest jego matka, tylko dlatego, ze jest matka Clary � powiedzial
Magnus.
� Jego karta przetargowa. Tak latwo z niej nie zrezygnuje.
***
***
Weszli zaledwie kilka krok�w w glab tunelu, kiedy na ich drodze wyrosla metalowa
brama. Alec zaklal i obejrzal sie przez ramie. Wlot znajdowal sie tuz za nimi,
dalej Clary widziala pomaranczowe niebo i krazace na nim ciemne ksztalty.
� A to dobre. � Jace podszedl do bramy. � Sp�jrzcie. Znaki.
Rzeczywiscie w metalu wyryto runy: niekt�re znajome, inne calkiem obce Clary.
Szeptaly jej o odpedzaniu demonicznych mocy.
� To runy ochronne � stwierdzila. � Przeciwko demonom.
� Cale szczescie. � Simon rzucil niespokojne spojrzenie przez ramie. � Bo demony
wlasnie sie zblizaja... szybko.
Jace obejrzal sie za siebie, po czym chwycil brame i pociagnal ja mocno Zamek pekl,
sypiac platkami rdzy. Przy nastepnym szarpnieciu wrota sie otworzyly. Dlonie Jace�a
jasnialy przytlumionym blaskiem, metal w miejscu, gdzie go dotknal, wyraznie
poczernial.
Jace zanurkowal w ciemnosc, pozostali ruszyli za nim. Isabelle z magicznym
kamieniem uniesionym nad glowe, za nia Simon, a na koncu Alec. To on zatrzasnal za
nimi brame. Clary poswiecila jeszcze chwile, zeby dla pewnosci dorysowac run
Zamkniecia.
Gdy kamien Izzy rozjarzyl sie magicznym blaskiem, zobaczyli, ze stoja w kretym
tunelu ginacym w mroku. Sciany byly z gladkiego, marmurkowatego gnejsu, z wyrytymi
co krok runami Ochrony, Swietosci i Obrony. Po dnie z wyszlifowanego kamienia latwo
sie szlo. W miare jak podazali w glab g�ry, powietrze stawalo sie coraz czystsze,
od�r mgly i demon�w stopniowo znikal, az w koncu Clary mogla odetchnac swobodnie,
po raz pierwszy od wejscia do tej krainy.
W koncu dotarli do duzej komory, najwyrazniej wykonanej ludzkimi rekami.
Przypominala wnetrze katedry: kolista, z masywnym, lukowatym sklepieniem. Posrodku
znajdowalo sie palenisko, dawno wygasle. Biale kamienie osadzone w suficie jasnialy
lekko, wypelniajac pieczare stlumiona poswiata. Isabelle opuscila magiczny kamien i
pozwolila mu zgasnac w dloni.
� Mysle, ze to byla kryj�wka � odezwal sie Alec sciszonym glosem. � Cos w rodzaju
ostatniej barykady, gdzie ci, kt�rzy tu mieszkali, mogli sie schronic przed
demonami. � Ktokolwiek tu mieszkal, znal runiczna magie � dodala Clary. � Nie
rozpoznaje wszystkich run�w, ale wyczuwam, co oznaczaja. To swiete Znaki, podobnie
jak Razjela.
Jace zsunal plecak z ramion i upuscil go na podloge.
� Dzisiaj tu spimy.
Alec zrobil powatpiewajaca mine.
� Jestes pewien, ze to bezpieczne?
� Sprawdzimy tunele � powiedzial Jace. � Clary, chodz ze mna. Isabelle, Simon,
wezcie wschodni korytarz. � Zmarszczyl brwi. � W kazdym razie bedziemy go nazywac
wschodnim. Nie wiadomo, czy to wlasciwe okreslenie kierunku w kr�lestwie demon�w. �
Postukal w run Kompasu na przedramieniu, jeden z pierwszych Znak�w, jakie
otrzymywala wiekszosc Nocnych Lowc�w.
Isabelle zrzucila plecak, wyjela dwa serafickie miecze i wsunela je do pochew na
plecach.
� W porzadku.
� P�jde z wami. � Alec lypnal na Isabelle i Simona podejrzliwym wzrokiem.
� Jesli musisz � rzucila siostra z przesadna obojetnoscia. � Ale powinnam cie
ostrzec, ze bedziemy sie obsciskiwac w ciemnosci. To bedzie jedno wielkie
obsciskiwanie sie.
Simon zrobil zaskoczona mine.
� My... � zaczal, ale Isabelle nadepnela mu na paluch, wiec natychmiast umilkl.
� Obsciskiwanie sie? � powt�rzyla Clary.
Alec zrobil zdegustowana mine.
� Chyba jednak zostane tutaj.
Jace usmiechnal sie szeroko i rzucil mu stele.
� Rozpal ogien. Upiecz nam placek albo cos innego. Po polowaniu na demony czlowiek
robi sie glodny.
Alec wbil stele w palenisko i zaczal rysowac run Ognia, mamroczac pod nosem, ze
jego parabatai nie chcialby sie obudzic rano z ogolona glowa.
Jace usmiechnal sie do Clary. Pod posoka i krwia byl to tylko cien jego dawnego,
psotnego usmiechu, ale musial wystarczyc. Clary dobyla Hesperosa. Simon i Isabelle
znikneli we wschodnim tunelu, ona i Jace skierowali sie w przeciwna strone, gdzie
teren lekko opadal. Po paru krokach uslyszala, jak Alec wola za nimi:
� I brwiami!
Jace zasmial sie.
***
Maia nie byla pewna, jak wczesniej wyobrazala sobie przewodzenie stadu, ale raczej
nie tak.
Siedziala na duzym biurku w lobby nieczynnego komisariatu, Bat za nia na obrotowym
krzesle i cierpliwie wyjasnial jej r�zne aspekty administracji: jak stado
komunikuje sie z czlonkami Praetor Lupus w Anglii, jak przesylane sa i odbierane
wiadomosci z Idrisu albo co sie dzieje z zam�wieniami skladanymi w restauracji
Jadeitowy Wilk. Oboje podniesli wzrok, kiedy drzwi otworzyly sie gwaltownie i do
holu wkroczyla niebieskosk�ra czarownica w stroju pielegniarki, a za nia wszedl
mezczyzna w obszernym czarnym plaszczu.
� Catarina Loss. � Bat dokonal prezentacji: � Nasza nowa przyw�dczyni stada Maia
Roberts...
Catarina uciszyla go machnieciem reki. Miala bardzo niebieska, prawie szafirowa
sk�re i lsniace biale wlosy zebrane w kok.
� To jest Malcolm Fade � powiedziala, wskazujac na swojego wysokiego towarzysza. �
Wysoki Czarownik Los Angeles.
Fade sklonil glowe. Mial koscista twarz, wlosy koloru papieru i fioletowe oczy.
Naprawde fioletowe, u ludzi niespotykane. Atrakcyjny, pomyslala Maia, jesli lubi
sie ten typ.
� Magnus Bane zaginal! � oznajmil czarownik, jakby wymienial tytul komiksu.
� Luke tez � dodala ponuro Catarina.
� Zaginal? � powt�rzyla Maia. � Co to znaczy, ze zaginal?
� Wlasciwie nie zaginal, tylko zostal porwany � uscislil Malcolm. Maia upuscila
dlugopis. � Kto wie, gdzie moga byc? � M�wil tak, jakby cala sprawa byla raczej
ekscytujaca, a jemu sie podobalo, ze bierze w niej udzial.
� Odpowiedzialny jest za to Sebastian Morgenstern? � zapytala Maia, zwracajac sie
do Cateriny.
� Sebastian porwal wszystkich przedstawicieli Podziemnych. Meliorna, Magnusa,
Raphaela, Luke�a. I Jocelyn. Przetrzymuje ich, p�ki Clave nie zgodzi sie oddac mu
Clary i Jace�a.
� A jesli tego nie zrobia? � odezwala sie Leila.
Dramatyczne wejscie Catariny sciagnelo duza czesc stada, tak ze jego czlonkowie
dziwnym zwyczajem likantrop�w tloczyli sie teraz w calym pomieszczeniu, na schodach
i wok�l biurka.
� Wtedy Sebastian zabije zakladnik�w � stwierdzila Maia. � Mam racje?
� Clave musi wiedziec, ze jesli pozwola mu to zrobic, Podziemni sie zbuntuja �
zauwazyl Bat. � R�wnaloby sie to oswiadczeniu, ze zycie czterech Podziemnych jest
mniej warte niz bezpieczenstwo dwojga Nocnych Lowc�w.
Nie tylko dwojga Nocnych Lowc�w, pomyslala Maia. Jace byl trudny i kasliwy, a Clary
na poczatku pelna rezerwy, ale walczyli razem z nia. Uratowali jej zycie, a ona im.
� Wydanie Jace�a i Clary r�wnaloby sie zabiciu ich � powiedziala. � I to bez zadnej
gwarancji, ze Luke wr�ci. Sebastian klamie.
Oczy Catariny rozblysly.
� Jesli Clave przynajmniej nie zrobi gestu, zeby odzyskac Magnusa i reszte, nie
tylko straca Podziemnych z Rady, ale przekresla Porozumienia.
Maia milczala przez chwile. Czula na sobie oczy wszystkich obecnych. Inne wilki
czekaly na jej reakcje. Na decyzje przyw�dcy.
Wyprostowala sie.
� Jakie jest zdanie czarownik�w? Co zamierzaja? A faerie i Dzieci Nocy?
� Wiekszosc Podziemnych jeszcze nie wie � odparl Malcolm. � Tak sie zlozylo, ze ja
mam informatora. Podzielilem sie wiadomoscia z Catarina ze wzgledu na Magnusa.
Uznalem, ze powinna wiedziec. Takie rzeczy nie zdarzaja sie codziennie. Porwanie!
Okupy! Milosc i tragedia! � Zamknij sie, Malcolm! � warknela Catarina. � Wlasnie
dlatego nikt nie traktuje cie powaznie. � Odwr�cila sie do Mai. � Posluchaj,
wiekszosc Podziemnych wie, ze Nocni Lowcy spakowali sie i przeniesli do Idrisu. Nie
maja jednak pojecia, dlaczego. Czekali na wiesci od swoich przedstawicieli, a one
oczywiscie nie nadeszly.
� Ale taka sytuacja nie moze trwac dlugo � zauwazyla Maia. � Podziemie sie dowie.
� O tak, dowiedza sie. � Malcolm najwyrazniej bardzo sie staral, zeby byc powaznym.
� Ale znacie Nocnych Lowc�w. Sa skryci i trzymaja sie na uboczu. Oczywiscie wszyscy
wiedza o Sebastianie Morgensternie i Mrocznych Nefilim, ale o atakach na Instytuty
jest cicho.
� Czarownicy ze Spiralnego Labiryntu pracuja nad lekiem przeciwdzialajacym skutkom
Piekielnego Kielicha, ale nawet oni nie wiedza, jak grozna jest sytuacja ani co sie
dzieje w Idrisie � powiedziala Catarina. � Obawiam sie, ze Nocni Lowcy sami sobie
zaszkodza ta swoja skrytoscia. � Teraz wydawala sie jeszcze bardziej niebieska.
Kolor jej sk�ry najwyrazniej zmienial sie wraz z nastrojem.
� Wiec dlaczego przyszliscie z tym do nas, do mnie? � zapytala Maia.
� Bo Sebastian juz przekazal wam wiadomosc, atakujac Praetor � odparla Catarina. �
I wiemy, ze jestes blisko z Nocnymi Lowcami, z dziecmi Inkwizytora, z siostra
Sebastiana.
Wiesz tyle samo co my o tym, co sie dzieje. Moze nawet wiecej.
� Nie tak duzo � oswiadczyla Maia. � Czary wok�l Idrisu utrudniaja przesylanie
wiadomosci.
� W tym mozemy pom�c � zaoferowala sie Catarina. � Prawda, Malcolmie?
� Hm?
Fade leniwie spacerowal po komisariacie, zatrzymujac sie przed rzeczami, kt�re Maia
uwazala za zwyczajne � balustrada, popekana plytka na scianie, szyba w oknie �
jakby byly dla niego objawieniem. Stado obserwowalo go ze zdziwieniem.
Catarina westchnela.
� Nie zwracajcie na niego uwagi � szepnela do Mai. � Zawsze byl dosc potezny, ale
cos mu sie przydarzylo na poczatku minionego wieku, i od tamtej pory nie jest z nim
calkiem dobrze.
Jest raczej nieszkodliwy.
� Pom�c? � ocknal sie Malcolm, odwracajac sie do nich. � Oczywiscie, ze mozemy
pom�c. Chcecie przeslac wiadomosc? Zawsze sa kociaki pocztowe.
� Masz na mysli golebie � poprawil go Bat. � Golebie pocztowe.
Malcolm potrzasnal glowa.
� Kociaki pocztowe. Sa takie sliczne, ze nie mozna sie im oprzec. I rozwiazuja
r�wniez problem z myszami.
� Nie mamy problemu z myszami � powiedziala Maia. � Mamy problem z megalomanem. �
Spojrzala na Catarine. � Sebastian jest zdecydowany wbic klin miedzy Podziemnych a
Nocnych Lowc�w. Porwanie przedstawicieli, atak na Praetor... on na tym nie
poprzestanie. Cale Podziemie wkr�tce sie dowie, jak wyglada sytuacja. Pytanie
brzmi: po czyjej stronie oni wszyscy stana?
� Staniemy dzielnie przy was! � wykrzyknal Malcolm. Gdy Catarina lypnela na niego
groznie, az sie cofnal. � Staniemy niedaleko was. Albo przynajmniej w zasiegu
sluchu.
Maia poslala mu twarde spojrzenie.
� Wiec zadnych gwarancji?
Fade wzruszyl ramionami.
� Czarownicy sa niezalezni. I trudno ich zlapac. Jak koty, ale bez ogon�w. C�z,
niekt�rzy je maja. Ja sam nie...
� Malcolmie! � syknela Catarina.
� Chodzi o to, ze wygraja Nocni Lowcy albo Sebastian � podsumowala Maia. � Jesli on
zwyciezy, przyjdzie po nas, po wszystkich Podziemnych. On chce zmienic ten swiat w
pustynie kosci i popiolu. Nikt z nas nie przezyje.
Malcolm wygladal na lekko zaniepokojonego, choc nie tak bardzo, jak zdaniem Mai
powinien byc. Promienial niewinna, dziecieca radoscia, nie mial w sobie nic z
madrego szelmostwa Magnusa. Maia byla ciekawa, ile Fade ma lat.
� Nie sadze, zebysmy dostali sie do Idrisu, zeby walczyc u ich boku, tak jak kiedys
� ciagnela Maia. � Ale mozemy spr�bowac przeslac im wiadomosc. Dotrzec do innych
Podziemnych, zanim zrobi to Sebastian i spr�buje ich zwerbowac. Musimy im
wytlumaczyc, co oznaczaloby sprzymierzenie sie z nim.
� Zniszczenie tego swiata � dokonczyl Bat.
� Sa w r�znych miastach Wysocy Czarownicy � odezwala sie Catarina. �
Prawdopodobnie rozwaza te kwestie. Ale jak wspomnial Malcolm, jestesmy samotnikami.
Faerie nie beda chcialy z nami rozmawiac. Nigdy nie chca...
� A kogo obchodzi, co zrobia wampiry? � wypalila Leila. � One obracaja sie nawet
przeciwko swoim.
� Nie � powiedziala Maia po chwili. � Wampiry potrafia byc lojalne. Musimy sie z
nimi spotkac. Najwyzszy czas, zeby przyw�dcy nowojorskiego stada i klanu zawarli
sojusz.
Przez pok�j przebiegl szmer zaskoczenia. Wilkolaki i wampiry nie pertraktowaly ze
soba, chyba ze zostaly do tego zmuszone przez potezniejsza sile, taka jak Clave.
Maia wyciagnela reke do Bata.
� Papier i ol�wek. � Kiedy je dostala, skreslila kr�tki liscik, oderwala kawalek
kartki i podala go jednemu z mlodszych wilk�w. � Zanies to do Dumort i powiedz
Lily, ze chce sie spotkac z Maureen Brown. Niech ona wybierze jakies neutralne
miejsce, a my zaakceptujemy je przed spotkaniem. Powiedz im, ze narada powinna sie
odbyc jak najszybciej. Moze od tego zalezec zycie obu naszych przedstawicieli i nas
samych.
***
***
� Wiesz, ze wszyscy mysla, ze uprawiamy seks � rzucil Simon. � Pewnie sie wkurzaja.
� Hm � mruknela Isabelle. Blask magicznego kamienia tanczyl po scianach tunelu
pokrytych runami. � Jakbysmy mogli sie kochac w jaskini otoczonej przez hordy
demon�w. To jest rzeczywistosc, Simonie, a nie twoja napalona wyobraznia.
� Byl w moim zyciu czas, kiedy duzo bardziej prawdopodobne wydawalo sie to, ze
kt�regos dnia bede uprawial seks, niz to, ze otocza mnie hordy demon�w � powiedzial
Simon, omijajac stos kamieni.
Cale to miejsce przypominalo mu wycieczke do jaskin w Luray, do kt�rych wybral
sie w szkole sredniej z matka i Rebeka. Teraz wzrokiem wampira dostrzegal blysk
miki w skalach. Nie potrzebowal magicznego kamienia Isabelle, ale przypuszczal, ze
ona go potrzebuje, wiec nic nie m�wil.
Isabelle cos odmruknela. Nie byl pewien, co, ale mial wrazenie, ze nic
pochlebnego.
� Izzy, dlaczego jestes na mnie zla?
Jej nastepne slowa zabrzmialy jak przeciagle westchnienie, tak ze mimo czulego
sluchu raczej sie domyslil, niz zrozumial, co powiedziala. �Niepowinnocietubyc�.
� Co?
Odwr�cila sie do niego.
� Nie powinno cie tu byc! � Jej glos odbil sie od scian tunelu. � Zostawilismy cie
w Nowym Jorku, zebys byl bezpieczny...
� Nie chce byc bezpieczny. Chce byc z toba.
� Chcesz byc z Clary.
Simon sie zatrzymal. Patrzyli na siebie z obu stron jaskini, Isabelle z rekami
zacisnietymi w piesci.
� O to chodzi? O Clary?
Isabelle milczala.
� Nie kocham Clary w taki spos�b � zapewnil ja Simon. � Byla moja pierwsza
miloscia, pierwszym zakochaniem. Ale to, co czuje do ciebie, jest zupelnie inne...
� Uni�sl reke, kiedy Isabelle zaczela krecic glowa. � Wysluchaj mnie. Jesli
prosisz, zebym wybieral miedzy toba a moja najlepsza przyjaci�lka, to nic z tego.
Ktos, kto kocha, nigdy nie zmuszalby mnie do tak bezsensownego wyboru. To tak,
jakbym ja kazal ci wybierac miedzy mna a Alekiem. Czy przeszkadza mi, ze widze
Clary i Jace�a razem? Nie, wcale. Na sw�j niewiarygodnie dziwaczny spos�b sa dla
siebie stworzeni. Stanowia jednosc. Ja nie pasuje do Clary, nie w taki spos�b.
Naleze do ciebie.
� M�wisz powaznie? � Isabelle byla zarumieniona.
Simon pokiwal glowa.
� Chodz tutaj � zazadala Izzy.
Simon pozwolil, zeby przyciagnela go do siebie, opierajac sie o twarda sciane
jaskini. Poczul jej dlon pod T-shirtem, cieple palce przesuwajace sie delikatnie po
jego zebrach. Jej oddech poruszyl mu wlosy. I cialo r�wniez. Wystarczyla sama jej
bliskosc.
� Isabelle, kocham...
Uderzyla go w ramie, ale nie byl to gniewny cios.
� Nie teraz.
Simon dotknal nosem jej szyi, wdychajac slodki zapach sk�ry i krwi.
� Wiec kiedy?
Odsunela sie, zostawiajac go z nieprzyjemnym doznaniem, jakby gwaltownie zerwano mu
plaster.
� Slyszales?
Juz mial pokrecic glowa, kiedy jego uszy zarejestrowaly cos, co brzmialo jak
szelest albo okrzyk dochodzacy z czesci tunelu, kt�rej jeszcze nie zbadali.
Isabelle puscila sie biegiem w tamta strone. Swiatlo magicznego kamienia skakalo po
scianach. Simon ruszyl za nia, klnac w duchu, ze Nocni Lowcy sa przede wszystkim
Nocnymi Lowcami.
Za kolejnym zakretem tunel skonczyl sie przy szczatkach rozbitej metalowej bramy.
Za nia kamienny plaskowyz opadal ku wypalonej ziemi. Teren byl nier�wny, pelen skal
i kopc�w zwietrzalych kamieni. Dalej zaczynala sie pustynia porosnieta
gdzieniegdzie czarnymi, poskrecanymi drzewami. Gdy chmury sie rozeszly, Isabelle
wydala cichy okrzyk.
� Sp�jrz na ksiezyc.
Simon zadal glowe... i oslupial. Byl to nie tyle ksiezyc, ile trzy ksiezyce albo
raczej czesci pozostale po rozpadzie jednego. Ostre na brzegach sunely po niebie
jak rozrzucone zeby rekina. Kazdy wysylal przycmione swiatlo. W blasku peknietego
satelity Simon dostrzegl krazace w g�rze istoty. Niekt�re wygladaly jak fruwajacy
demon, kt�ry porwal Jace�a, inne bardziej przypominaly insekty. Wszystkie byly
straszne. Simon przelknal sline.
� Co widzisz? � zapytala Isabelle. Wiedziala, ze nawet run Dalekowidzenia nie
zapewni jej lepszego wzroku, niz mial Simon, zwlaszcza tutaj, gdzie Znaki szybko
tracily moc.
� Demony. Duzo. Gl�wnie latajace.
� Wiec moga wychodzic na swiatlo dzienne, ale sa bardziej aktywne w nocy �
stwierdzila Isabelle ponurym tonem.
� Tak. � Simon wytezyl wzrok. � I jest cos wiecej. Kamienny plaskowyz ciagnie sie
daleko, a potem sie konczy i za nim jest cos... lsniacego.
� Moze jezioro?
� Moze � zgodzil sie Simon. � To wyglada prawie jak... � Jak co?
� Jak miasto � odparl niechetnie. � Demoniczne miasto.
� Aha. � Isabelle zrozumiala, co to oznacza, i lekko pobladla. Ale, jak to ona,
zaraz sie wyprostowala i skinela glowa, odwracajac sie od zniszczonego swiata. �
Lepiej wracajmy i powiedzmy pozostalym.
***
Rozdzial 16
Kraina potwornosci
Noc zapadla nad Alicante, gwiazdy swiecily jak wartownicy, demoniczne wieze i woda
w kanalach � teraz w polowie zamarznieta � migotaly w ich blasku. Emma siedziala na
parapecie w pokoju blizniak�w i wygladala na miasto.
Zawsze myslala, ze pierwszy raz przybedzie do Alicante z rodzicami, ze matka pokaze
jej znajome miejsca: teraz zamknieta Akademie, w kt�rej sie uczyla, dom dziadk�w.
Ze ojciec pokaze jej pomnik rodu Carstairs�w, o kt�rym zawsze m�wil z duma. Nigdy
nie przypuszczala, ze po raz pierwszy spojrzy na demoniczne wieze z sercem tak
scisnietym smutkiem. Czasami az miala wrazenie, ze zaraz sie udusi.
Blask ksiezyca wlewal sie przez mansardowe okna, oswietlajac blizniaki. Tiberius
przez caly dzien wrzeszczal i kopal w prety l�zka, kiedy mu powiedziano, ze nie
moze wychodzic z domu. Plakal za Markiem, choc Julian staral sie go uspokoic. W
koncu uderzyl piescia w szklana szkatulke na bizuterie. Byl za maly na runy
uzdrawiajace, wiec Livvy objela go mocno i unieruchomila, a Jules szczypczykami
powyjmowal odlamki szkla z zakrwawionej reki brata, a potem starannie ja
zabandazowal.
Ty w koncu padl na l�zko, ale zasnal, dopiero kiedy Livvy, spokojna jak zawsze,
polozyla sie obok niego i nakryla dlonia jego obandazowana reke. Teraz spal z glowa
na poduszce, odwr�cony w strone siostry. Dopiero kiedy Ty zasypial, mozna bylo
zobaczyc, jakim niezwykle pieknym jest dzieckiem, o delikatnej twarzy okolonej
ciemnymi lokami Botticellego, niewykrzywionej gniewem i rozpacza.
Rozpacz, pomyslala Emma. To bylo wlasciwe slowo na samotnosc ukryta w placzu
Tavvy�ego, pustke w gniewie Ty�a, niesamowity spok�j Livvy. Nikt, kto ma dziesiec
lat, nie powinien czuc rozpaczy, ale Emma przypuszczala, ze nie ma innego slowa na
opisanie tego, co pulsowalo w jej krwi, kiedy myslala o rodzicach. Kazde uderzenie
serca bylo jak zalobna litania.
Odeszli, odeszli, odeszli.
� Hej. � Emma podniosla wzrok, gdy od drzwi dobiegl cichy glos. Zobaczyla, ze w
progu stoi Julian. Jego ciemne loki, o odcien jasniejsze niz u Ty�a, byly
potargane, twarz blada i zmeczona w blasku ksiezyca. Chude nadgarstki wystawaly z
mankiet�w bluzy. W rece trzymal cos futrzastego. � Czy oni...
Emma kiwnela glowa.
� Tak, spia.
Julian spojrzal na l�zko blizniat. Z bliska Emma zobaczyla krwawe slady jego
koszuli. Nie mial czasu sie przebrac. Ni�sl duza wypchana pszczole, kt�ra Helen
zabrala z Instytutu, kiedy Clave wr�cilo po napasci, zeby go przeszukac. Zabawka
nalezala do Tiberiusa, jak Emma siegala pamiecia. Ty plakal za nia przed snem.
Teraz Julian przeszedl przez sypialnie i polozyl pluszaka obok brata, po czym
delikatnie odgarnal lok z jego czola.
Emma wziela go za reke. Jego sk�ra byla chlodna, jakby wychylal sie przez okno na
nocne powietrze. Zaczela przesuwac palcem po jego przedramieniu. Robili tak od
dziecinstwa, kiedy nie chcieli zostac przylapani na rozmawianiu w czasie lekcji.
Przez lata nabrali takiej wprawy, ze mogli wypisywac szczeg�lowe wiadomosci na
dloniach, ramionach, a nawet na plecach przez material T-shirt�w.
JADLES?
Julian pokrecil glowa, nadal patrzac na Livvy i Ty�a. Jego wlosy byly posklejane w
straki, jakby wiele razy przeczesywal je palcami. Emma poczula jego lekki dotyk na
swoim ramieniu.
NIE GLODNY.
� To zle. � Emma zsunela sie z parapetu. � Chodz.
Wygonila go z pokoju na niewielki podest ze stromymi schodami prowadzacymi do
gl�wnej czesci domu. Penhallowowie wyraznie powiedzieli dzieciom, ze moga
przychodzic po jedzenie, kiedy tylko chca, ale nie bylo zadnych ustalonych godzin
posilk�w ani rodzinnych obiad�w. Jedli w pospiechu przy stolach na poddaszu, Tavvy,
nawet Dru cali umazani, Jules sam jeden odpowiedzialny za ich mycie, pranie ubran,
dbanie o to, zeby nie chodzili glodni. W chwili kiedy drzwi zamknely sie za nimi,
Julian oparl sie o sciane i odchylil glowe do tylu, zamykajac oczy. Jego chuda
piers unosila sie i opadala szybko. Emma czekala.
� Jules? � spr�bowala po chwili niepewnym glosem.
Jego oczy byly ciemne w slabym swietle, ocienione gestymi rzesami. Emma widziala,
ze przyjaciel stara sie nie rozplakac.
Byl obecny w jej najwczesniejszych wspomnieniach. Rodzice kladli ich razem w
l�zeczkach. Podobno Emma kiedys wypadla na podloge i przegryzla sobie warge, ale
nie plakala, za to Julian rozwrzeszczal sie na widok krwi, az w koncu przybiegli
dorosli. Razem stawiali pierwsze kroki. Emma jak zawsze pierwsza, Julian troche
p�zniej, z determinacja trzymajac sie jej dloni. Zaczeli treningi w tym samym
czasie, razem dostali pierwsze runy: Wzroku, on na prawej, ona na lewej rece. Jules
nigdy nie lubil klamac, ale jesli Emma byla w tarapatach, klamal dla niej.
Teraz oboje stracili rodzic�w. Matka Juliana zmarla przed dwoma laty. Obserwowanie,
jak Blackthornowie przezywaja zalobe, bylo straszne, ale jej wlasne doswiadczenie
okazalo sie duzo gorsze. Emma czula, ze rozpadaja sie na czesci i skladaja na nowo.
Stawali sie kims innym, ona i Julian, kims wiecej niz najlepszymi przyjaci�lmi, ale
jeszcze nie rodzina.
� Jules � powt�rzyla i wziela go za reke. Przez chwile jego dlon lezala nieruchoma
i zimna w jej dloniach, a potem Julian zlapal ja za nadgarstek i scisnal mocno.
� Nie wiem, co robic � wyznal. � Nie moge sie nimi opiekowac. Tavvy to jeszcze male
dziecko, Ty mnie nienawidzi...
� Jest twoim bratem. I ma dopiero dziesiec lat. Nie nienawidzi cie.
Julian wzial drzacy oddech.
� Moze.
� Cos wymysla � zapewnila go Emma. � Tw�j wuj przezyl atak w Londynie. Kiedy to
wszystko sie skonczy, wprowadzicie sie do niego, a on zajmie sie toba i reszta. To
juz nie bedzie twoja odpowiedzialnosc.
Julian wzruszyl ramionami.
� Ledwo pamietam wuja Arthura. Przysyla nam ksiazki po lacinie. Czasami przyjezdza
z Londynu na swieta. Z nas wszystkich tylko Ty potrafi czytac po lacinie, a nauczyl
sie jej, zeby wszystkich irytowac.
� Wiec wujek daje kiepskie prezenty. Pamieta o was na gwiazdke. Dba o was
wystarczajaco, zeby sie wami zajac. Nie beda musieli was wysylac do pierwszego
lepszego Instytutu albo do Idrisu...
Julian odwr�cil glowe w jej strone.
� Chyba nie myslisz, ze ciebie gdzies wysla? � spytal. � Zostaniesz z nami.
� Niekoniecznie � odparla Emma. Czula sie tak, jakby zelazna obrecz sciskala jej
serce. Na mysl o opuszczeniu Julesa, Livvy, Dru, Tavvy�ego, nawet Ty�a, zrobilo sie
jej niedobrze, poczula sie samotna, jakby znalazla sie sama na srodku oceanu. � To
zalezy od twojego wujka, nie uwazasz? Czy bedzie chcial mnie w Instytucie. Czy
zechce wziac mnie pod opieke. � To nie zalezy od niego. � Julian rzadko bywal
gwaltowny, ale kiedy tak sie dzialo, jego oczy stawaly sie prawie czarne i caly sie
trzasl, jakby marzl. � Zostaniesz z nami.
� Jules... � zaczela Emma i umilkla, gdy z dolu dobiegly glosy.
Jia i Patrick Penhallowowie szli korytarzem pietro nizej. Emma sama nie wiedziala,
dlaczego wlasciwie sie denerwuje. Przeciez nie zabraniano im chodzic po calym domu,
ale na mysl o przylapaniu przez Konsul na tym, ze jeszcze nie spia o tej porze,
poczula sie nieswojo. � ...usmiechajacy sie zlosliwie dran mial oczywiscie racje �
m�wila Jia, wyraznie poruszona. � Znikneli nie tylko Jace i Clary, ale r�wniez
Isabelle i Alec. Lightwoodowie szaleja.
W odpowiedzi zagrzmial gleboki glos Patricka:
� Alec formalnie jest dorosly. Mam nadzieje, ze pilnuje pozostalych.
Jia prychnela ze zniecierpliwieniem. Emma zblizyla sie do schod�w i nadstawila
uszu.
� ... mogli przynajmniej zostawic wiadomosc. Chyba byli wsciekli, kiedy uciekali. �
Pewnie mysleli, ze wydamy ich Sebastianowi.
Jia westchnela.
� Co za ironia! Zwazywszy na to, jak bardzo sie temu sprzeciwialismy. Clary
prawdopodobnie stworzyla Brame, ale jak uchronila ich wszystkich przed wytropieniem
przez nas, tego nie wiemy. Nie ma ich nigdzie na mapie. Zupelnie jakby znikneli z
powierzchni ziemi. � Podobnie jak Sebastian � zauwazyl Patrick. � Moze sa tam,
gdzie on? Ze samo miejsce ich oslania, a nie runy czy jakis inny rodzaj magii?
Emma wychylila sie jeszcze bardziej, jednak glosy ucichly w oddali. Wydawalo sie
jej, ze uslyszala wzmianke o Spiralnym Labiryncie, ale nie byla tego pewna. Kiedy
sie wyprostowala, zobaczyla, ze Julian na nia patrzy.
� Ty wiesz, gdzie oni sa � stwierdzil. � Prawda?
Emma przytknela palec do ust i pokrecila glowa. Nie pytaj.
Julian parsknal smiechem.
� Tylko ty. Skad... Nie, nie m�w mi, nawet nie chce wiedziec. � Popatrzyl na nia
badawczo, jak zawsze gdy pr�bowal stwierdzic, czy ona klamie, czy nie. � Wiesz,
jest jeden spos�b, zeby nie odeslali cie z naszego Instytutu. Musieliby pozwolic ci
zostac.
Emma uniosla brew.
� M�w, geniuszu.
� Moglibysmy... � zaczal Julian, przelknal sline i spr�bowal jeszcze raz. �
Moglibysmy zostac parabatai.
Powiedzial to niesmialo, odwracajac od niej twarz, tak ze cienie ukryly jej wyraz.
***
Na pewno jest dzien, pomyslal Luke; Raphael lezal zwiniety w jednym z kat�w
kamiennej celi. Miesnie mial napiete nawet we snie, ciemne loki rozsypane na
ramieniu. Nie dalo sie odgadnac pory, bo za oknem widac bylo tylko gesta mgle.
� On musi cos zjesc � stwierdzil Magnus, patrzac na Raphaela z troska, kt�ra
zaskoczyla Luke�a.
Wydawalo mu sie, ze czarownik i wampir nie przepadaja za soba. Krazyli wok�l
siebie, odkad Luke ich znal, uprzejmi, nienaruszajacy swoich stref wplyw�w w
nowojorskim Podziemiu.
� Wy sie znacie � stwierdzil Luke.
Opieral sie o sciane przy waskim kamiennym oknie, jakby widok na zewnatrz � chmury
i z�ltawy trujacy opar � m�gl cokolwiek mu powiedziec.
Bane uni�sl brew jak zawsze, kiedy ktos zadawal mu glupie pytanie.
� Mam na mysli to, ze znaliscie sie przedtem � uscislil Luke.
� Kiedy przedtem? Zanim sie urodziles? Pozw�l, ze cos ci wyjasnie, wilkolaku.
Prawie wszystko w moim zyciu wydarzylo sie przed twoimi narodzinami. � Magnus
popatrzyl na spiacego Raphaela. Mimo ostrego tonu wyraz jego twarzy byl niemal
lagodny. � Piecdziesiat lat temu w Nowym Jorku przyszla do mnie pewna kobieta i
poprosila, zebym uratowal jej syna przed wampirem.
� Przed Raphaelem?
� Nie. Raphael byl jej synem. Nie zdolalem go uratowac. Bylo za p�zno. Juz zostal
przemieniony. � Magnus westchnal, a w jego oczach Luke nagle dostrzegl stulecia,
madrosc i smutek. � Tamten wampir zabil wszystkich swoich przyjaci�l. Nie wiem,
dlaczego Raphaela tylko zmienil. Chyba cos w nim dostrzegl. Wole, sile, piekno. Nie
mam pojecia. Raphael byl dzieckiem, kiedy go poznalem. Aniol Caravaggia namalowany
krwia.
� Nadal wyglada jak dziecko � zauwazyl Luke.
Raphael, ze slodka twarza i czarnymi oczami starszymi niz ksiezyc, zawsze
przypominal mu ch�rzyste, kt�ry zszedl na zla droge.
� Nie dla mnie. � Magnus westchnal. � Mam nadzieje, ze przezyje. Wampiry z Nowego
Jorku potrzebuja kogos rozsadnego, zeby pokierowal ich klanem, a Maureen taka nie
jest.
� Masz nadzieje, ze Raphael przezyje? � zdziwil sie Luke. � Nie zartuj. Ilu ludzi
zabil?
Bane skierowal na niego zimny wzrok.
� Kto sposr�d nas ma rece niesplamione krwia? Co ty zrobiles, Lucianie Graymarku,
zeby zostac przyw�dca stada... dw�ch stad wilkolak�w?
� To co innego. To byla koniecznosc.
� A co robiles, kiedy nalezales do Kregu? � zapytal Magnus.
Luke zamilkl. Nienawidzil myslec o tamtych czasach. O dniach krwi i srebra. Dniach
u boku Valentine�a, kt�ry m�wil mu, ze wszystko jest w porzadku, o dniach, kiedy
uciszal wlasne sumienie.
� Teraz martwie sie o rodzine � powiedzial. � O Clary, Jocelyn i Amatis. Nie moge
sie martwic r�wniez o Raphaela. A ty... myslalem, ze bedziesz sie niepokoil o
Aleca.
� Nie chce rozmawiac o Alecu � wycedzil Magnus przez zeby.
� Dobrze.
Luke nie dodal nic wiecej, tylko patrzyl, jak czarownik bezmyslnie przesuwa miedzy
palcami ogniwa lancucha. Chwile p�zniej Bane sam sie odezwal.
� Nocni Lowcy. Zachodza ci za sk�re. Bylem z wampirami, wilkolakami, faerie,
czarownikami... i ludzmi, wieloma kruchymi ludzmi. Ale zawsze sobie m�wilem, ze nie
oddam serca zadnemu Nocnemu Lowcy. Prawie ich kochalem, dawalem sie oczarowac...
czasami kolejnym pokoleniom. Edmundowi, Willowi, Jamesowi, Lucie...Tym, kt�rych
uratowalem, i tym, kt�rych nie zdolalem uratowac. � Glos mu sie zalamal, a Luke ze
zdumieniem uswiadomil sobie, ze po raz pierwszy widzi prawdziwe emocje Magnusa
Bane�a. � Clary tez kochalem, bo patrzylem, jak dorasta. Ale nigdy nie bylem
zakochany w Nocnym Lowcy, az poznalem Aleca. Bo oni maja w sobie krew aniol�w, a
milosc aniol�w jest wzniosla, swieta rzecza.
� To zle? � zapytal Luke.
Magnus wzruszyl ramionami.
� Czasami wszystko sprowadza sie do wyboru miedzy ratowaniem jednej osoby a
ratowaniem calego swiata. Widzialem, jak to sie dzieje, a jestem na tyle samolubny,
ze pragne, by ten, kto kocha, wybral mnie. Niestety, Nefilim zawsze wybieraja
swiat. Patrze na Aleca i czuje sie jak Lucyfer w �Raju utraconym�. �Speszony diabel
stal i czul, jak straszna jest dobroc�. Straszna w sensie naboznego leku. A nabozny
lek jest dobry, ale dla milosci to trucizna.
Milosc musi laczyc r�wnych sobie.
� To tylko chlopiec � powiedzial Luke. � Nie jest doskonaly. A ty nie jestes
upadly.
� Wszyscy jestesmy upadli � rzekl Magnus i zamilkl.
***
***
� Nie upieklem ciasta � uprzedzil Alec, kiedy Jace i Clary wr�cili do gl�wnej
komory jaskini.
Lezal na plecach na rozwinietym kocu, z glowa na zrolowanej kurtce. W palenisku
buzowal ogien, plomienie tanczyly na scianach.
Przy ognisku Alec rozlozyl zapasy: chleb, czekolade, orzechy, batony zbozowe, wode
i poobijane jablka. Clary poczula sciskanie w zoladku i dopiero teraz uswiadomila
sobie, jaka jest glodna. Obok jedzenia staly trzy butelki: dwie wody i jedna wina.
� Nie upieklem ciasta z trzech powod�w. � Alec wykonal ekspresyjny gest reka. � Po
pierwsze, dlatego ze nie mialem skladnik�w. Po drugie, dlatego ze nie umiem piec. �
Zrobil wyczekujaca pauze.
Jace odpasal miecz, oparl go o sciane jaskini i zapytal ze znuzeniem:
� A po trzecie?
� Bo nie jestem twoja gosposia � odparl Alec, najwyrazniej zadowolony z siebie.
Clary musiala sie usmiechnac. Rozpiela pas z bronia i ostroznie polozyla go pod
sciana.
Jace, odpinajac sw�j, przewr�cil oczami.
� Wiesz, ze to wino jest do cel�w antyseptycznych � powiedzial, wyciagajac sie na
ziemi obok Aleca.
Clary usiadla obok niego. Kazdy miesien jej ciala protestowal. Nawet miesiace
trening�w nie przygotowaly jej na dzisiejszy wyczerpujacy marsz przez palace
piaski.
� Nie ma dosc alkoholu, zeby uzyc go do cel�w antyseptycznych � stwierdzil Alec. �
Poza tym, nie jestem pijany, tylko w nastroju kontemplacyjnym.
� Jasne. � Jace wzial jablko, z wprawa przecial je na p�l i jedna czesc podal
Clary. Kiedy Clary ugryzla owoc, naszly ja wspomnienia. Ich pierwszy pocalunek
smakowal jablkami.
� Wiec co kontemplujesz? � zapytala.
� Co sie dzieje w domu � odparl Alec. � Teraz juz pewnie zauwazyli, ze zniknelismy,
i w og�le. Czuje sie zle z powodu Aline i Helen. Wolalbym je uprzedzic. � A nie
czujesz sie zle z powodu rodzic�w? � zainteresowala sie Clary.
� Nie � odparl Alec po dluzszej chwili. � Mieli okazje postapic slusznie. �
Przewr�cil sie na bok i spojrzal na nich. Jego oczy byly bardzo niebieskie w blasku
ognia. � Zawsze uwazalem, ze bycie Nocnym Lowca oznacza koniecznosc akceptowania
wszystkiego, co robi Clave. Uwazalem, ze w przeciwnym razie bylbym nielojalny.
Szukalem dla nich usprawiedliwien.
Zawsze to robilem. Ale czesto wydaje mi sie, ze walczymy na dw�ch frontach. Z
wrogiem
i z Clave. Ja nie... po prostu juz nie wiem, co sadzic.
Jace usmiechnal sie do niego i rzucil:
� Buntownik.
Alec skrzywil sie, opierajac na lokciach.
� Nie kpij sobie ze mnie � wypalil z taka moca, ze jego parabatai zrobil zaskoczona
mine.
Dla wiekszosci ludzi Jace byl nieprzenikniony, ale Clary znala go dostatecznie
dobrze, by dostrzec na jego twarzy uraze i niepok�j, kiedy nachylil sie, by
odpowiedziec Alecowi. W tym momencie do pieczary wpadli Isabelle i Simon. Izzy byla
zarumieniona, ale raczej jak po biegu niz jak ktos, kto oddawal sie namietnosci.
Biedny Simon, pomyslala Clary z rozbawieniem.
Rozbawieniem, kt�re zniknelo, gdy tylko zobaczyla ich miny.
� Wschodni korytarz konczy sie drzwiami � oznajmila Isabelle bez wstep�w. � Brama,
taka jak ta, przez kt�ra weszlismy. I sa tam demony, latajace. Nie zblizaja sie
tutaj, ale mozna je zobaczyc. Ktos chyba powinien trzymac warte, tak dla
bezpieczenstwa.
� Ja to zrobie � zaoferowal sie Alec, wstajac. � I tak nie zasne.
� Ja tez. � Jace wstal. � Poza tym, ktos powinien dotrzymac ci towarzystwa.
Spojrzal na Clary, a ona odpowiedziala mu pokrzepiacym usmiechem. Wiedziala, ze
Jace nie lubi, kiedy Alec jest na niego zly. Nie byla pewna, czy wyczuwal rozdzwiek
miedzy nimi dzieki wiezi parabatai czy zwyklej empatii, a moze dzieki jednemu i
drugiemu.
� Sa tam trzy ksiezyce � dodala Isabelle, usiadla przy ognisku i siegnela po
batonik zbozowy. � A Simonowi sie wydaje, ze zobaczyl miasto. Demoniczne miasto.
� Nie bylem pewien � zastrzegl sie Simon.
� Z ksiag wynika, ze Edom ma stolice, Idumee � powiedzial Alec. � Rzeczywiscie cos
tam moze byc. Zobaczymy.
Schylil sie po luk i ruszyl wschodnim korytarzem. Jace wzial seraficki miecz,
szybko pocalowal Clary i podazyl za nim. Clary ulozyla sie na boku i zapatrzyla w
ogien. Pozwolila, zeby cicha rozmowa Isabelle i Simona ukolysala ja do snu.
***
Rozdzial 17
Ofiary calopalne
Clary snila o kolumnie ognia, kt�ra sunela przez pustynny krajobraz i wypalala
wszystko na swojej drodze: drzewa, krzaki, wrzeszczacych ludzi. Ich ciala czernialy
i rozpadaly sie, a nad nimi jak aniol wisial run w ksztalcie dw�ch skrzydel
zlaczonych poprzeczka... Krzyk, kt�ry przecial dym i mrok, wyrwal Clary z
koszmar�w. Otworzyla oczy i zobaczyla przed soba plomien, jasny i goracy. Zerwala
sie, siegajac po Hesperosa.
Gdy poczula miecz w dloni, jej serce sie uspokoilo. Ogien nie wyrwal sie spod
kontroli, nie szalal. Dym spokojnie unosil sie ku ogromnemu sklepieniu jaskini.
Palenisko oswietlalo wnetrze pieczary. W jego blasku Clary zobaczyla, ze Izzy
podnosi sie z objec Simona i rozglada oszolomiona.
� Co...
� Ktos krzyknal � powiedziala Clary. � Wy tu zostancie, ja p�jde zobaczyc, co sie
stalo.� Nie... nie. � Isabelle tez zaczela wstawac, ale w tym momencie do jaskini
wpadl Alec, dyszac ciezko.
� Jace! � wykrztusil. � Cos sie stalo. Clary, wez stele i chodz.
Odwr�cil sie i popedzil z powrotem w glab tunelu. Clary wetknela Hesperosa za pas i
pobiegla za nim. Slizgajac sie na nier�wnych kamieniach, po szalenczym biegu
wypadla z podziemnego korytarza.
Noc plonela. Szary skalny plaskowyz opadal ku pustyni, a w miejscu, gdzie
kamienie stykaly sie z piaskiem, buchal ogien, barwiac niebo na zloto, wypalajac
ziemie. Clary popatrzyla na Aleca.
� Gdzie Jace?! � krzyknela.
Alec odwr�cil od niej wzrok i spojrzal w samo serce pozaru.
� Tam. W srodku. Widzialem, jak ogien sie w niego wlewa i go pochlania. Clary
scisnelo sie serce. Zachwiala sie do tylu jak po ciosie. Alec przytrzymal ja i
zapewnil:
� On zyje. Gdyby nie zyl, wiedzialbym o tym. Wiedzialbym...
W tym momencie z jaskini wypadli Isabelle i Simon. Na widok ognia Simon zareagowal
przerazeniem; wampiry nie lubily ognia, nawet on, Chodzacy za Dnia. Isabelle, tez
wstrzasnieta, zlapala go za ramie, jakby chciala chronic, i cos krzyknela, ale jej
slowa zagluszyl ryk plomieni. Clary poczula pieczenie na rece. Spojrzala w d�l i
zobaczyla, ze odruchowo, calkiem nieswiadomie zaczela rysowac na nadgarstku run
Pyr, Ognioodpornosci, smialy i czarny. To byl silny Znak. Czula jego moc,
promieniujaca na zewnatrz.
Ruszyla w d�l zbocza. Obejrzala sie, kiedy wyczula za soba Aleca.
� Zostan! � krzyknela do niego i uniosla nadgarstek, pokazujac mu run. � Nie wiem,
czy zadziala. Zostan tutaj. Chron Simona i Izzy. Niebianski ogien powinien
odstraszyc demony, ale tak na wszelki wypadek.
Potem odwr�cila sie i pobiegla lekko miedzy skalami, w strone pozogi. Alec zostal
na sciezce z rekami zacisnietymi w piesci.
Z bliska ogien byl sciana zlota, poruszajaca sie i mieniaca w srodku kolorami.
Clary nie widziala nic opr�cz czerwonych, pomaranczowych i zielonych jezor�w.
Bijacy od nich zar powodowal mrowienie na sk�rze,wyciskal lzy z oczu. Oddech
sparzyl jej gardlo, kiedy zaczerpnela tchu i wkroczyla w plomienie.
A one wziely ja w objecia. Swiat zrobil sie czerwono-zloto-pomaranczowy, rozmyty,
niewyrazny. Jej wlosy powiewaly na goracym wietrze, a ona nie potrafila stwierdzic,
czy te pasma naleza do niej czy do samego ognia. Kroczyla naprz�d ostroznie,
chwiejnym krokiem, jakby stawiala op�r gwaltownej wichurze. Czula, ze run na jej
rece pulsuje. Plomienie wily sie wok�l niej, skakaly w g�re.
Wziela nastepny palacy oddech i parla dalej przed siebie z przygarbionymi plecami,
jakby dzwigala wielki ciezar. Wok�l niej byl tylko ogien. Pomyslala, ze w nim
zginie, splonie jak pi�rko, i w tym obcym swiecie nie zostanie po niej nawet slad.
Jace. Myslac o nim, zrobila ostatni krok. Ogien rozstapil sie wok�l niej niczym
kurtyna, a ona gwaltownie zaczerpnela tchu i upadla do przodu, ladujac kolanami na
ziemi. Run Ognioodpornosci juz znikal, robil sie bialy, wysysal z niej energie.
Clary uniosla glowe i wytrzeszczyla oczy.
Plomienie otaczaly ja ze wszystkich stron, siegaly osmalonego demonicznego nieba.
Posrodku kregu kleczal Jace, nietkniety przez ogien, ze zlota glowa odchylona do
tylu i p�lprzymknietymi oczami. Z dloni, kt�re trzymal plasko na ziemi, wylewala
sie rzeka czegos, co wygladalo jak plynne zloto. Sunela niczym lawa, oswietlajac
grunt. Nie, ona nie tylko go oswietlala, ale i krystalizowala, zmieniajac w twarda
skorupe, kt�ra lsnila jak... Jak adamas. Clary zaczela pelznac po sliskiej
szklistej powierzchni, podobnej do adamasu, ale nie bialej, tylko z�ltej. Jace
nawet nie drgnal. Niczym Aniol Razjel ociekajacy woda jeziora Lyn, tkwil w
bezruchu, podczas gdy ogien wylewal sie z niego, a ziemia wok�l twardniala i
zmieniala sie w zloto.
Adamas. Jego moc wniknela w Clary, przyprawila ja o drzenie. W jej umysle pojawily
sie obrazy: runy wybuchaly jak fajerwerki i gasly, a ona oplakiwala ich strate.
Tyle run�w, kt�rych znaczenia miala nigdy nie poznac, nigdy ich nie uzyc. Z drugiej
strony, znajdowala sie o krok od Jace�a, a tamte Znaki zastapil pierwszy run, jaki
kiedykolwiek sobie wyobrazila, o kt�rym snila przez ostatnie dni. Skrzydla zlaczone
poprzeczka... nie, nie skrzydla... rekojesc miecza... to zawsze byla rekojesc
miecza...
� Jace! � krzyknela, a on otworzyl oczy.
Byly jeszcze bardziej zlote niz plomienie. Popatrzyl na nia z najwyzszym
niedowierzaniem, a ona od razu przejrzala jego mysli. Kleczal i czekal, az strawi
go ogien, jak sredniowiecznego meczennika.
Miala ochote wymierzyc mu policzek.
� Clary, skad...
Wyciagnela reke, zeby zlapac go za nadgarstek, ale on byl szybszy. Zrobil unik.
� Nie! Nie dotykaj mnie. To niebezpieczne...
� Jace, przestan. � Clary uniosla reke z runem Pyr jarzacym sie srebrno w tym
nieziemskim blasku. � Przeszlam po ciebie przez ogien! � krzyknela ponad rykiem
plomieni. � Oboje tu jestesmy, rozumiesz?
Jego oczy byly pelen rozpaczy i szalenstwa.
� Clary, uciekaj...
� Nie! � Chwycila go za ramiona i tym razem Jace sie nie cofnal. Clary scisnela w
garsciach jego kurtke. � Wiem, jak to naprawic! � Nachylila sie do niego i
przycisnela usta do jego warg. Byly gorace i suche, sk�ra parzyla, kiedy Clary
przesunela dlonmi w g�re szyi i objela jego twarz. Poczula smak ognia, smoly i
krwi. Nie wiedziala, czy doznania Jace�a sa podobne. � Zaufaj mi � wyszeptala tuz
przy jego ustach i choc jej slowa zagluszyl panujacy wok�l huk, poczula, ze Jace
odpreza sie na chwile, kiwa glowa, nachyla do niej. Miedzy ich ustami przelatywaly
iskry, kiedy wdychali nawzajem swoje oddechy. � Zaufaj mi � powt�rzyla i siegnela
po miecz.
***
***
Do Konsula:
Faerie nie sa waszymi sojusznikami, tylko wrogami. Nienawidza Nefilim, planuja ich
zdradzic ipokonac. Wsp�ldzialali zSebastianem Morgensternem przy atakach na
Instytuty. Nie ufajcie Meliornowi ani zadnemu innemu doradcy Dworu. Kr�lowa Jasnego
Dworu jest waszym wrogiem. Nie pr�bujcie odpowiadac na ten list. Teraz jezdze
zDzikim Polowaniem, aoni mnie zabija, jesli odkryja, ze wam cos powiedzialem.
Mark Blackthorn
Jia Penhallow spojrzala znad okular�w do czytania na Emme i Juliana, kt�rzy stali
zdenerwowani przed biurkiem w bibliotece. Za nia znajdowalo sie duze okno
panoramiczne, z kt�rego roztaczal sie widok na Alicante: domy na zboczach, kanaly
biegnace w strone Sali Aniola, wzg�rze Gard na tle nieba.
Jia znowu spojrzala na kartke, kt�ra jej przyniesli. Byla zrecznie wcisnieta w
srodek zoledzia, tak ze wydostanie jej wymagalo duzo czasu i zrecznych palc�w Ty�a.
� Wasz brat napisal cos jeszcze opr�cz tego? Prywatny list do was?
� Nie � odparl Julian.
Jego urazony ton sprawil, ze Jia mu uwierzyla, bo wiecej go nie naciskala. �
Zdajecie sobie sprawe, co to znaczy � powiedziala. � Rada nie bedzie chciala wam
uwierzyc. Powiedza, ze to oszustwo.
� To pismo Marka � obruszyl sie Julian. � I jego podpis... � Wskazal na znak na
dole strony: wyrazny odcisk cierni wykonany jakims brunatnym tuszem. � Zanurzyl
sygnet rodowy we krwi i polozyl pieczec. � Chlopiec sie zarumienil. � Kiedys
pokazal mi, jak sie to robi. Nikt inny nie mialby pierscienia rodowego Blackthorn�w
ani nie wiedzialby, jak go uzyc. Jia przeniosla wzrok z jego zacisnietych piesci na
nieruchoma twarz Emmy i pokiwala glowa.
� Wszystko w porzadku? � zapytala lagodniej. � Wiecie, co to jest Dzikie Polowanie?
Ty zrobil im obszerny wyklad na ten temat, ale Emma stwierdzila, ze teraz, gdy
Konsul patrzy na nia ze wsp�lczuciem, nie potrafi znalezc sl�w. Julian odpowiedzial
za nia. � Faerie, kt�re sa mysliwymi. Jezdza po niebie. Ludzie sadza, ze jesli sie
za nimi pojedzie, mozna dotrzec do krainy umarlych albo do Faerie.
� Prowadzi ich Gwyn ap Nudd � dodala Jia. � Nikomu nie podlega. Nazywaja go
Zbieraczem Umarlych. Choc jest faerie, jego i reszty mysliwych nie obejmuja
Porozumienia. Nie maja umowy z Nocnymi Lowcami i nie uznaja naszej jurysdykcji. Nie
przestrzegaja prawa, zadnych praw. Rozumiecie?
Dzieci spojrzaly po sobie pustym wzrokiem. Konsul westchnela.
� Jesli Gwyn zabral waszego brata, zeby zostal jednym z jego mysliwych, moze sie
okazac niemozliwe...
� M�wi pani, ze nie bedziemy mogli go odzyskac � dokonczyla Emma i zobaczyla wyraz
oczu Juliana. Ten widok sprawil, ze miala ochote skoczyc przez biurko i walnac Jie
Penhallow plikiem starannie opisanych teczek. Na kazdej widnialo inne nazwisko.
Nagle jedno wpadlo jej w oko. Jarzylo sie jak neon. �Carstairs: zmarly�. Emma z
calych sil starala sie ukryc, ze zauwazyla swoje rodowe nazwisko.
� M�wie, ze nie wiem. � Konsul polozyla dlonie plasko na biurku. � Jest tyle
rzeczy, kt�rych teraz nie wiemy. � Sprawiala wrazenie bliskiej zalamania. � Utrata
faerie jako sojusznik�w to mocny cios. Ze wszystkich Podziemnych oni sa
najsubtelniejszymi wrogami i najbardziej niebezpiecznymi. � Wstala z krzesla. �
Zaczekajcie tu chwile.
Opuscila pok�j przez drzwi w panelu sciennym i po kilku chwilach ciszy Emma
uslyszala kroki i szmer glosu Patricka. Odr�znila poszczeg�lne slowa: �proces�,
�smiertelny� i �zdrada�. Czula napiecie w stojacym obok niej Julianie. Wyciagnela
reke i miedzy jego lopatkami narysowala palcem: �Wszystko dobrze?�.
Pokrecil glowa, nie patrzac na nia. Emma zerknela na plik teczek lezacy na blacie,
potem na drzwi i znowu na Juliana, milczacego, z twarza pozbawiona wyrazu.
Przyskoczyla do biurka, siegnela do stosu akt i wyciagnela te opatrzone nazwiskiem
Carstairs.
Teczka nie byla ciezka. Emma szarpnela za koszule Juliana i stlumila jego okrzyk
zaskoczenia, kladac mu dlon na ustach. Druga reka wsunela akta za pasek jego
dzins�w. Gdy opuscila mu koszule, drzwi sie otworzyly i do biblioteki wr�cila Jia.
� Bedziecie gotowi zeznawac przed Rada po raz ostatni? � zapytala, przenoszac wzrok
z Emmy, kt�ra czula, ze sie rumieni, na Juliana, kt�ry wygladal jak razony pradem.
Jego wzrok stwardnial. Emma czasami zapominala, ze te oczy koloru morza potrafia w
jednej chwili stac sie lodowate jak fale odplywu w zimie. � Zadnego Miecza Aniola �
obiecala Konsul. � Po prostu chce, zebyscie im powiedzieli, co wiecie.
� Jesli obiecacie, ze spr�bujecie odzyskac Marka � zazadal Julian. � I nie tylko
obiecacie, ale naprawde to zrobicie.
Jia spojrzala na niego.
� Obiecuje, ze Nefilim nie opuszcza Marka Blackthorna, p�ki on zyje.
Ramiona Juliana odprezyly sie troche.
� W takim razie sie zgadzamy.
***
Rozkwitly jak kwiat na tle zachmurzonego czarnego nieba. Nagla, cicha eksplozja
plomieni. Luke, stojacy przy oknie, drgnal zaskoczony, po czym wcisnal sie w waski
otw�r, zeby zidentyfikowac zr�dlo blasku.
� O co chodzi? � Raphael kleczacy przy Magnusie podni�sl wzrok.
Czarownik spal skulony niewygodnie z powodu petajacych go lancuch�w i wygladal na
chorego albo przynajmniej na wyczerpanego.
� Nie jestem pewien � odparl Luke i znieruchomial, kiedy wampir podszedl do okna i
stanal obok niego.
Nigdy nie czul sie swobodnie w obecnosci Raphaela, kt�ry jawil mu sie jako Loki
albo inny podstepny b�g, czasami dobry, czasami zly, ale zawsze dzialajacy we
wlasnym interesie. Wampir wymamrotal cos po hiszpansku i przepchnal sie obok niego
blizej okna. W jego zrenicach odbily sie czerwono-zlote plomienie.
� Jak myslisz, to robota Sebastiana? � zapytal Luke.
� Nie. � Choc Raphael wygladal na czternastoletniego aniola, byl starszy od Luke�a,
starszy od jego rodzic�w, gdyby zyli... albo gdyby jego matka pozostala
smiertelniczka. � Jest cos swietego w tym ogniu. Jak wtedy gdy B�g objawil sie
wedrowcom na pustyni. �A Pan szedl przed nim w dzien w slupie obloku, by ich
prowadzic w drodze, a w nocy w slupie ognia, aby im swiecic, zeby mogli isc dniem i
noca�. A dzielo Sebastiana to dzielo demona.
Luke uni�sl brew.
Raphael wzruszyl ramionami.
� Zostalem wychowany na dobrego katolickiego chlopca. � Przekrzywil glowe. � Mysle,
ze naszemu przyjacielowi Sebastianowi sie nie spodoba, cokolwiek to jest.
� Widzisz cos jeszcze? � zapytal Luke. Wzrok wampira byl jeszcze lepszy od wzroku
wilkolaka.
� Cos... moze ruiny, jakby wymarle miasto. � Raphael z frustracja potrzasnal glowa.
� Sp�jrz, ogien dogasa.
Z podlogi dobieglo ciche mamrotanie. Luke obejrzal sie przez ramie. Magnus
przewr�cil sie na plecy. Lancuchy dawaly tyle swobody ruch�w, ze m�gl przycisnac
rece do brzucha, jakby dreczyly go bolesci. Oczy mial otwarte.
� Skoro mowa o dogasaniu...
Raphael wr�cil na swoje miejsce u jego boku.
� Musisz nam powiedziec, czarowniku, czy cos mozemy dla ciebie zrobic. Jeszcze nie
widzialem cie tak chorego...
� Raphaelu... � Magnus przeczesal palcami spocone czarne wlosy. Kajdany
zagrzechotaly. � To sprawka mojego ojca � rzekl nagle. � Jestesmy w jego
kr�lestwie. C�z, w jednym z nich.
� Twojego ojca?
� Jest demonem � odparl kr�tko Magnus. � Co nie powinno byc wielka niespodzianka.
Nie oczekuj wiecej informacji.
� Dobrze, ale dlaczego przebywanie w kr�lestwie ojca sprawia, ze jestes taki chory?
� On pr�buje mnie zmusic, zebym go wezwal � powiedzial Magnus, opierajac sie na
lokciach. � Tu latwo moze mnie dosiegnac. Nie jestem w stanie uprawiac magii w jego
kr�lestwie, wiec nie moge sie bronic. On moze sprawic, ze bede sie czul chory albo
zdrowy.
Zsyla na mnie chorobe, bo sadzi, ze w desperacji zwr�ce sie do niego o pomoc.
� A zrobisz to? � zapytal Luke.
Magnus skrzywil sie i pokrecil glowa.
� Nie. To nie byloby warte swojej ceny. Zawsze jest jakas cena, jesli chodzi o
mojego ojca.
Luke poczul napiecie. On i Bane nie byli ze soba blisko, ale zawsze go lubil i
szanowal. Szanowal takich czarownik�w jak on, Catarina Loss, Ragnor Fell i inni,
kt�rzy od pokolen pracowali z Nocnymi Lowcami. Nie podobal mu sie ton rozpaczy w
glosie Magnusa ani wyraz jego oczu.
� Nie zaplacilbys tej ceny? Nawet gdyby stawka bylo twoje zycie?
Bane spojrzal na niego ze znuzeniem i opadl z powrotem na kamienna podloge.
� Moze nie tylko ja bym ja zaplacil � odpowiedzial i zamknal oczy.
� Ja... � zaczal Luke, ale Raphael z nagana pokrecil glowa.
Siedzial w kucki przy ramieniu Magnusa, obejmujac rekami kolana. Na jego skroniach
i szyi byly widoczne ciemne zyly, znak, ze zbyt duzo czasu minelo od ostatniego
posilku. Luke m�gl sobie tylko wyobrazac, jaki dziwny obraz razem stanowili:
glodujacy wampir, umierajacy czarownik i wilkolak pelniacy warte przy oknie.
� Nic nie wiesz o jego ojcu � stwierdzil Raphael cichym glosem.
Magnus lezal nieruchomo i oddychal z trudem. Najwyrazniej znowu spal.
� A ty zapewne wiesz, kto jest jego ojcem? � rzucil Luke.
� Zaplacilem duzo pieniedzy, zeby sie tego dowiedziec.
� Po co? Co dobrego dala ci ta wiedza?
� Lubie wiedziec r�zne rzeczy � odparl Raphael. � To moze byc uzyteczne. On znal
moja matke. Wydawalo sie sprawiedliwe, zebym ja poznal jego ojca. Magnus kiedys
uratowal mi zycie. � M�wil glosem pozbawionym emocji. � Kiedy stalem sie wampirem,
chcialem umrzec.
Uwazalem, ze to przeklenstwo. On mnie powstrzymal przed rzuceniem sie na swiatlo
sloneczne.
Pokazal mi, jak chodzic po poswieconej ziemi, jak wymawiac imie Boga, jak nosic
krzyzyk. To nie byla magia, tylko cierpliwosc, ale tak czy inaczej uratowal mi
zycie.
� Wiec jestes jego dluznikiem � stwierdzil Luke.
Raphael zdjal kurtke i zrecznym ruchem wsadzil ja zwinieta pod glowe spiacego
czarownika. Magnus sie poruszyl, ale nie obudzil.
� Mysl sobie, co chcesz � powiedzial. � Nie zdradze jego sekret�w.
� Odpowiedz mi na jedno pytanie � poprosil Luke. � Czy ojciec Magnusa to ktos, kto
moze nam pom�c?
Raphael rozesmial sie kr�tkim, ostrym warknieciem bez sladu prawdziwej radosci. �
Jestes bardzo zabawny, wilkolaku. Wracaj do wygladania przez okno, a jesli nalezysz
do tych, kt�rzy sie modla, moze powinienes sie pomodlic, zeby ojciec Magnusa nie
postanowil nam pom�c. Jesli nawet nie ufasz mi w innych sprawach, zaufaj
przynajmniej w tej.
***
� Zjadles wlasnie trzy pizze? � Lily gapila sie na Bata z mieszanina niesmaku i
zdumienia.
� Cztery � odparl Bat, kladac puste pudelko od Joego na stos innych, i usmiechnal
sie blogo.
Maia nagle poczula przyplyw sympatii. Nie wtajemniczyla go w sw�j plan spotkania z
Maureen, a on nie poskarzyl sie ani razu, tylko skomplementowal ja z pokerowa
twarza. Zgodzil sie zasiasc z nia i Lily, zeby om�wic warunki sojuszu, choc nie
przepadal za wampirami. I zostawil dla niej pizze z samym serem, bo wiedzial, ze
ona nie lubi dodatk�w. Wlasnie jadla czwarty kawalek. Lily siedziala z gracja na
brzegu biurka w holu komisariatu, palila dlugiego papierosa (o raku pluc raczej sie
nie mysli, bedac martwym) i podejrzliwie lypala na pizze. Mai nie obchodzilo, ile
jadl Bat � cos musialo odzywiac te wszystkie miesnie � p�ki wydawal sie szczesliwy,
ze moze jej dotrzymywac towarzystwa w czasie spotkania. Lily dotrzymala swojej
czesci umowy dotyczacej Maureen, ale przyprawiala Maie o dreszcz. � Wiesz � rzucila
Lily, machajac noga w wysokim bucie � musze powiedziec, ze spodziewalam sie czegos
bardziej... ekscytujacego. Mniej w stylu banku.
Maia rozejrzala sie z westchnieniem. Lobby komisariatu bylo pelne wilkolak�w i
wampir�w, prawdopodobnie po raz pierwszy od chwili zbudowania. Lezaly tam stosy
papier�w z danymi kontaktowymi waznych Podziemnych, kt�re zdolali wyblagac,
pozyczyc, ukrasc, wykopac � okazalo sie, ze wampiry maja imponujace archiwa na
temat os�b u wladzy � i wszyscy siedzieli teraz z kom�rkami albo przy komputerach,
dzwonili, wysylali wiadomosci i mailowali do gl�w klan�w i stad oraz kazdego
czarownika, kt�rego zdolali namierzyc. � Dzieki Bogu, ze faerie sa scentralizowane
� rzucil Bat. � Jeden Jasny Dw�r, jeden Ciemny Dw�r.
Lily usmiechnela sie z wyzszoscia i powiedziala:
� Kraina pod wzg�rzem jest rozlegla. W tym swiecie mozemy dotrzec tylko do Dwor�w,
i nic ponadto.
� C�z, w tej chwili obchodzi nas wlasnie ten swiat � stwierdzila Maia, przeciagajac
sie i masujac sobie kark.
Dzwonila, mailowala i pisala SMS-y przez caly dzien. Byla wyczerpana. Wampiry
dolaczyly do nich dopiero po zapadnieciu nocy i oczekiwano, ze beda pracowac do
rana, podczas gdy wilkolaki p�jda spac.
� Zdajesz sobie sprawe, co z nami zrobi Sebastian Morgenstern, jesli wygra. � Lily
w zamysleniu spojrzala na zatloczony pok�j. � Watpie, czy wybaczy tym, kt�rzy
dzialaja przeciwko niemu.
� Moze nas zabije pierwszych � rzekla Maia. � Zreszta i tak by nas zabil. Wiem, ze
wam, wampirom, podoba sie idea rozumu, logiki, sprytu i ostroznych sojuszy, ale on
tak nie dziala. On chce spalic swiat. Tylko tego pragnie.
Lily wydmuchnela dym.
� C�z, niezbyt mila perspektywa, zwazywszy na to, jak reagujemy na ogien.
� Nie rozmyslilas sie chyba, co? � zapytala Maia, silac sie na spokojny ton. �
Wydawalas sie bardzo pewna, kiedy przy naszej wczesniejszej rozmowie m�wilas, ze
powinnismy wystapic przeciwko Sebastianowi.
� Stapamy po bardzo cienkiej linie, to wszystko � odparla Lily. � Slyszalas kiedys
powiedzenie: �kiedy kota nie ma, myszy harcuja�?
� Oczywiscie. � Maia zerknela na Bata, a on z ponura mina wymamrotal cos po
hiszpansku.
� Przez czterysta lat Nefilim przestrzegali swoich zasad i pilnowali, zebysmy my
tez sie ich trzymali � przypomniala Lily. � I za to sa bardzo nielubiani. Teraz
ukryli sie w Idrisie, a my nie mozemy udawac, ze Podziemni nie odniesli... pewnych
korzysci, odkad oni znikneli.
� Bo moga pozerac ludzi? � rzucil Bat, skladajac kawalek pizzy na p�l.
� Nie chodzi tylko o wampiry � zgasila go Lily. � Faerie kochaja dreczyc ludzi i
tylko Nocni Lowcy im w tym przeszkadzaja. Teraz znowu zaczna porywac ludzkie
dzieci, a czarownicy beda sprzedawac magie temu, kto najwiecej zaplaci, jak...
� Magiczne prostytutki? � Wszyscy obejrzeli sie zaskoczeni. W drzwiach stal Malcolm
Fade, otrzepujac biale platki sniegu z bialych wlos�w. � To zamierzalas powiedziec?
***
Jedna z cegiel w murze przy oknie byla poluzowana. Jocelyn cierpliwie pr�bowala ja
wyjac za pomoca metalowego zapiecia spinki do wlos�w. Nie byla taka glupia, by
myslec, ze uda sie jej zrobic otw�r wystarczajacy do ucieczki, ale miala nadzieje,
ze cegla posluzy jej jako bron, kt�ra bedzie mogla uderzyc Sebastiana w glowe.
Jesli sie na to zdobedzie. Jesli sie nie zawaha.
Zawahala sie, kiedy byl dzieckiem. Trzymala go na rekach i wiedziala, ze jest z nim
cos nie tak, ze jego dusza ulegla nieodwracalnemu zniszczeniu, ale nie dala rady
postapic zgodnie z tym przekonaniem. W glebi serca wierzyla, ze jeszcze mozna go
uratowac.
Drzwi zagrzechotaly, Jocelyn odwr�cila sie, wsuwajac spinke na swoje miejsce.
Wziela ja z biurka Clary, kiedy potrzebowala czegos do spiecia wlos�w, zeby nie
ubrudzic ich farba. Nie oddala jej, bo przypominala jej o c�rce. Myslenie o niej
tutaj, przy drugim dziecku, wydawalo sie niewlasciwe, ale tesknila za nia tak
bardzo, ze az bolalo.
Do celi wszedl Sebastian.
Mial na sobie koszule z bawelnianej dzianiny. Jego ojciec Valentine tez lubil biale
ubrania. Wydawal sie w nich bledszy, a jego wlosy jeszcze bielsze i przez to troche
bardziej nieludzkie. Tak samo bylo z Sebastianem. Jego wygladaly jak czarna farba
chlapnieta na sniezne pl�tno. Usmiechnal sie do niej.
� Matko.
Jocelyn skrzyzowala rece na piersi.
� Co ty wyprawiasz, Jonathanie?
Pokrecil glowa, nadal z usmiechem na twarzy, i wyjal sztylet zza pasa. N�z byl
waski, z ostrzem cienkim jak szydlo.
� Jesli jeszcze raz tak mnie nazwiesz, wydlubie ci oczy � ostrzegl.
Jocelyn przelknela sline. Och, moje dziecko. Pamietala, jak go tulila. Byl zimny i
nieruchomy w jej objeciach, zupelnie nie jak normalne dziecko. Nie plakal. W og�le.
Rozdzial 18
Nad wodami Babilonu
Runy energii to dobra rzecz, ale nie moga sie r�wnac z filizanka kawy, pomyslala
wyczerpana Clary, kiedy dotarla na szczyt kolejnego piaszczystego wzniesienia. Byla
pewna, ze wytrzymalaby nastepny dzien marszu, czasami po kostki w popiolach, gdyby
slodka kofeina poplynela jej zylami...
� Myslisz o tym, co ja? � zr�wnujac sie z nia, spytal Simon.
Kciuki trzymal zatkniete za paski plecaka. Wygladal na zmeczonego. Jak wszyscy.
Alec i Isabelle pelnili warte po incydencie z niebianskim ogniem i zameldowali, ze
w poblizu ich kryj�wki nie ma zadnych demon�w ani Mrocznych. Mimo to z powodu
nerwowego napiecia zadne z nich nie przespalo wiecej niz kilka godzin. Wydawalo
sie, ze Jace funkcjonuje na samej adrenalinie, podazajac droga wskazywana przez run
tropiacy. Czasami zapominal poczekac na reszte w swoim szalenczym pedzie do
Sebastiana, az w koncu wolali go albo doganiali.
� Ze duza latte z Mud Truck uczynilaby swiat jasniejszym?
� Jest takie miejsce dla wampir�w niedaleko Union Square, gdzie dodaja odpowiednia
ilosc krwi do kawy � powiedzial Simon. � Wychodzi ani zbyt slodka, ani zbyt slona.
Clary przystanela raptownie. Martwa galaz sterczaca z ziemi zaplatala sie w jej
sznurowadla.
� Pamietasz, jak rozmawialismy o tym, nie dzielic sie szczeg�lami?
� Isabelle mnie slucha, kiedy m�wie o sprawach wampir�w � rzucil Simon.
Clary wyjela Hesperosa. Miecz z nowym runem wyrytym na ostrzu zalsnil w jej dloni.
***
***
Clary, Simon, Jace, Alec i Isabelle szli w milczeniu przez upiorne ruiny Alicante.
Bo Jace mial racje. To bez watpienia bylo Alicante. Mineli zbyt duzo znajomych
miejsc, zeby to moglo byc inne miasto. Mury obronne, teraz zburzone. Bramy,
skorodowane, ze sladami po kwasnych deszczach. Plac Cysterny. Puste kanaly
wypelnione gabczastym czarnym mchem. Wzg�rze Gard bylo wypalona, naga skala. Dawne
sciezki wygladaly jak blizny przecinajace jego zbocze. Clary wiedziala, ze na
szczycie powinna znajdowac sie twierdza, ale jesli budowla nadal stala,
przeslaniala ja szara mgla.
W koncu pokonali wysoki stos gruzu i znalezli sie na Placu Aniola. Clary ze
zdziwienia gwaltownie nabrala powietrza. Choc wiekszosc budynk�w wok�l placu sie
zawalila, on sam pozostal dziwnie nietkniety. Bruk lsnil w z�ltawym swietle, Sala
Aniola stala na swoim miejscu. Z jedna r�znica. W ludzkim swiecie Sala wygladala
jak grecka swiatynia z bialego kamienia, w tym wymiarze byla z blyszczacego metalu.
Wysoki, kwadratowy budynek, jesli budynkiem mozna nazwac tw�r powstaly w taki
spos�b, jakby z nieba wylano stopione zloto. Wzdluz scian biegly duze grawerunki
niczym wstazka oplatajaca pudelko. Calosc lekko polyskiwala w pomaranczowym
swietle.
� Sala Aniola. � Isabelle stala z biczem owinietym wok�l nadgarstka i patrzyla na
dziwna budowle. � Niewiarygodne.
Ruszyli w g�re po schodach: zlotych, skorodowanych, przysypanych popiolem. Na ich
szczycie zatrzymali sie i spojrzeli na wielkie podwoje, wylozone kwadratowymi
plytami z kutego metalu. Na kazdej widnial jakis wygrawerowany obraz.
� To opowiesc � stwierdzil Jace, podchodzac blizej i dotykajac grawerunk�w palcem w
czarnej rekawicy. Pod kazda ilustracja znajdowal sie napis w nieznanym jezyku. Jace
spojrzal na Aleca. � Potrafisz to przeczytac?
� Czy ja jestem jedyna osoba, kt�ra uwazala na lekcjach jezyk�w? � rzucil Alec ze
znuzeniem, ale podszedl blizej i przyjrzal sie drzwiom. � C�z, na panelach
rzeczywiscie pokazana jest historia. � Wskazal na pierwszy, z grupa bosych
osobnik�w w dlugich szatach, kulacych sie ze strachu przed reka z pazurami, kt�ra
siegala do nich spomiedzy chmur. � Mieszkali tu ludzie albo istoty podobne do
ludzi. Zyli w spokoju, p�ki nie zjawily sie demony. I... � Urwal, dotykajac panelu
z obrazem tak dobrze Clary znanym jak wierzch jej dloni. Aniol Razjel wstajacy z
jeziora Lyn z Darami w rece. � Na Aniola.
� Doslownie � odezwala sie Isabelle. � To nasz Aniol? Nasze jezioro?
� Nie wiem. Tutaj jest napisane, ze kiedy przybyly demony, zostali stworzeni Nocni
Lowcy, zeby z nimi walczyc � ciagnal Alec, przesuwajac sie wzdluz drzwi do
nastepnych kaseton�w. Dotknal palcem napisu. � To slowo, tutaj, znaczy �Nefilim�.
Ale Nocni Lowcy odrzucili pomoc Podziemnych. Czarownicy i faerie polaczyli sie ze
swoimi diabelskimi rodzicami. I poparli demony. Nefilim zostali pokonani i wybici w
pien. W swoich ostatnich dniach stworzyli bron, dzieki kt�rej mieli odeprzec
wrog�w. � Pokazal na panel z kobieta trzymajaca cos w rodzaju zelaznego preta z
jarzacym sie kamieniem osadzonym na jego czubku.
� Nie mieli serafickich mieczy. Nie wydaje sie, zeby istnialy Zelazne Siostry albo
Cisi Bracia. Bron wyrabiali kowale. Tutaj widze slowo �skeptron�, ale ono nic mi
nie m�wi. W kazdym razie skeptron tez nie wystarczyl. � Przeszedl do nastepnego
obrazka, ukazujacego destrukcje: martwych Nefilim, kobiete od zelaznego preta
lezaca na ziemi, sam skeptron odrzucony na bok. � Demony, tutaj nazywaja je
asmodei, spalily slonce, zasnuly niebo popiolem i chmurami. Wydarly ogien z ziemi i
starly miasta z jej powierzchni. Zabily wszystko, co sie rusza i oddycha
powietrzem. Osuszyly morza, az wszystko, co w nich zylo, tez wymarlo.
� Asmodei � powt�rzyla Clary. � Slyszalam wczesniej to slowo. Lilith m�wila o
Sebastianie, zanim sie urodzil: �Dziecko zrodzone z ta krwia w sobie przewyzszy
moca Wielkie Demony z otchlani miedzy swiatami. Bedzie potezniejsze niz asmodei�.
� Asmodeusz byl jednym z Wielkich Demon�w otchlani miedzy swiatami � przypomnial
Jace, patrzac Clary w oczy. Zapamietal slowa Lilith r�wnie dobrze jak ona. I wizje
pokazana im przez aniola Ithuriela.
� Jak Abbadon? � zapytal Simon. � On byl Wielkim Demonem.
� O wiele potezniejszym � odparl Jace. � Asmodeusz jest ksieciem piekla, jednym z
dziewieciu. Nocni Lowcy nie moga liczyc na to, ze ich pokonaja. One potrafia
zniszczyc anioly. Potrafia zmieniac swiaty.
� Asmodei to dzieci Asmodeusza � dodal Alec. � Potezne demony. Zniszczyly ten swiat
i zostawily go innym, slabszym demonom do posprzatania. To nie jest Sala Aniola,
tylko grobowiec. Sarkofag wszelkiego zycia w tym swiecie.
� Ale to jest nasz swiat? � spytala Isabelle podniesionym glosem. � Przenieslismy
sie w przyszlosc? Jesli kr�lowa nas oszukala...
� Nie � przerwal jej Jace. � Nie oszukala przynajmniej w tej jednej kwestii. Nie
trafilismy w przyszlosc. My przenieslismy sie w lustrzany wymiar naszego swiata,
gdzie historia jest troche inna. � Zatknal kciuki za pasek i sie rozejrzal. � Swiat
bez Nocnych Lowc�w.
� Cos jak �Planeta malp� � skomentowal Simon. � Tyle ze tam chodzilo o przyszlosc.
� Tak, jasne, to moze byc nasza przyszlosc, jesli Sebastian dopnie swego �
powiedzial Jace.
Postukal w panel z kobieta trzymajaca skeptron, zmarszczyl brwi i mocno naparl na
drzwi.
Podwoje otworzyly sie ze skrzypieniem zawias�w, kt�re przeszylo cisze jak n�z.
Clary sie skrzywila. Jace wyciagnal miecz i ostroznie zajrzal przez szczeline.
Zobaczyl pomieszczenie wypelnione szarawym swiatlem. Pchnal drzwi ramieniem,
otworzyl je szerzej i wsliznal sie do srodka, gestem nakazujac pozostalym zaczekac.
Isabelle, Alec, Clary i Simon wymienili spojrzenia i bez slowa ruszyli za nim. Alec
pierwszy z lukiem w rekach, za nim Isabelle z biczem, Clary z mieczem i Simon z
oczami jarzacymi sie w mroku jak u kota.
Wnetrze Sali Aniola wydawalo sie jednoczesnie znajome i obce. Posadzka z marmuru
byla popekana, z duzymi czarnymi plamami w wielu miejscach, chyba od krwi. Z dachu,
w ich Alicante calego ze szkla, pozostaly tylko odlamki, niczym przezroczyste noze
wbite w niebo. Samo pomieszczenie bylo puste, nie liczac posagu na srodku. Sale
wypelnialo chorobliwe z�lto-szare swiatlo. Jace stojacy przed rzezba odwr�cil sie,
kiedy do niego podeszli. � M�wilem, zebyscie zaczekali � warknal do Aleca. � Nigdy
nie robicie tego, co wam kaze.
� Wlasciwie nic nie powiedziales � zauwazyla Clary. � Tylko pokazales gestem.
� Gest sie liczy � oswiadczyl Jace. � Ja gestykuluje bardzo ekspresyjnie.
� Nie jestes dow�dca � przypomnial mu Alec, opuszczajac luk. Jego postawa juz nie
zdradzala napiecia. Najwyrazniej zadne demony nie czaily sie w cieniach. Nic nie
zaslanialo skorodowanych scian. � Nie musisz nas chronic.
Isabelle przewr�cila oczami, zblizyla sie do posagu i odchylila glowe do tylu. Byla
to rzezba mezczyzny w zbroi. Jego stopy w nogawicach kolczych spoczywaly na zlotym
postumencie. Na sobie mial misterna kolczuge z kamiennych k�lek, ozdobiona na
piersi motywem anielskich skrzydel. W dloni dzierzyl zelazna replike skeptronu
zakonczona okraglym metalowym ornamentem, w kt�rym osadzono czerwony klejnot.
Ktokolwiek wyrzezbil posag, mial duzy talent. Twarz rycerza byla przystojna, o
kwadratowej szczece, z dalekim jasnym spojrzeniem. Ale tw�rca uchwycil nie tylko
imponujacy wyglad. W rozstawie oczu kryla sie pewna surowosc, skrzywienie ust
m�wilo o egoizmie i okrucienstwie.
Na postumencie wyryto slowa w jakims obcym jezyku, ale Clary zdolala je odczytac.
Jonathan Nocny Lowca, Pierwszy i Ostatni Nefilim.
� Pierwszy i ostatni � wyszeptala Isabelle. � To jest grobowiec.
Pod nazwiskiem znajdowalo sie wiecej sl�w. Alec ukucnal i przeczytal je na glos:
� �Zwyciezcy i temu, kto pelni az do konca uczynki moje, dam wladze nad narodami; I
bedzie rzadzil nimi laska zelazna, i beda skruszone naczynia gliniane; Taka wladze
i ja otrzymalem od Ojca mojego; dam mu tez gwiazde poranna�.
� Co to ma znaczyc? � zapytal Simon.
� Mysle, ze Jonathan Nocny Lowca zrobil sie pewny siebie � powiedzial Alec. � Chyba
uznal, ze ten jego skeptron nie tylko ich uratuje, ale pozwoli mu rzadzic swiatem.
� �Dam mu tez gwiazde poranna� � powt�rzyla Clary. � To z Biblii. Naszej Biblii.
A Morgenstern znaczy �gwiazda poranna�.
� �Gwiazda poranna� ma wiele znaczen � zauwazyl Alec, prostujac sie. � Na przyklad,
�najjasniejsza gwiazda na niebie� albo �ogien, kt�ry spadl z aniolami, kiedy
zostali straceni z nieba�. To r�wniez imie Lucyfera, przynoszacego swiatlo, demona
dumy.
� Tak czy inaczej, ta rzecz, kt�ra trzyma posag, to prawdziwa bron � stwierdzil
Jace. � Jak z grawerunk�w na drzwiach. Powiedziales, ze tutaj zamiast serafickich
mieczy wymyslili skeptron, zeby odpierac demony. Sp�jrz na te slady na rekojesci.
Powstaly w czasie walki.
Isabelle dotknela swojego naszyjnika.
� I czerwony kamien. Zdaje sie, ze jest z tego samego materialu co m�j wisiorek.
Jace pokiwal glowa.
� Mysle, ze to jest taki sam kamien. � Clary z g�ry przewiedziala jego nastepne
slowa. � Ta bron. Chce ja miec.
� Nie mozesz jej miec � ostudzil go Alec. � Jest czescia posagu.
� Nie. Sp�jrz, wojownik ja trzyma, ale to w rzeczywistosci sa dwie oddzielne
czesci.
Wyrzezbili posag, a potem wlozyli mu berlo do reki. Ono z zalozenia mialo byc
wyjmowalne. � Bardzo watpie... � zaczela Clary, ale Jace juz postawil stope na
cokole, szykujac sie do wspinaczki. Mial w oczach blysk, kt�ry jednoczesnie kochala
i kt�rego sie obawiala: �Robie, co chce, i do diabla z konsekwencjami�.
� Zaczekaj! � krzyknal Simon i doskoczyl do Jace�a, zeby go zatrzymac. � Przykro
mi, ale czy ktos jeszcze widzi, co sie tutaj dzieje?
� Nieee � odparl przeciagle Jace. � Moze nam powiesz? Przeciez czasu nam nie
brakuje.
Simon skrzyzowal rece na piersi.
� Bralem udzial w wielu kampaniach...
� Kampaniach? � ze zdumieniem powt�rzyla Isabelle.
� On ma na mysli gre �Lochy i smoki� � wyjasnila Clary.
� Gre? � wykrztusil Alec z niedowierzaniem. � Na wypadek gdybys nie zauwazyl, to
nie jest gra.
� Nie w tym rzecz � ciagnal Simon. � Rzecz w tym, ze kiedy grasz w D&D i twoja
druzyna trafia na g�re skarb�w, na wielki blyszczacy klejnot albo na magiczna zlota
czaszke, nie wolno jej zabierac. To zawsze jest pulapka. � Simon zamachal rekami,
wskazujac na posag. � To jest pulapka.
Jace milczal. Patrzyl na Simona w zamysleniu, jakby nigdy wczesniej go nie widzial
albo przynajmniej nigdy nie przygladal mu sie z tak bliska. W koncu powiedzial:
� Podejdz tutaj.
Simon ruszyl w jego strone, unoszac brwi.
� Co... uf!
Jace wlozyl sw�j miecz w rece Simona.
� Potrzymaj go, kiedy ja bede sie wspinal.
I wskoczyl na postument. Protesty Simona zagluszyl stuk but�w o kamien. Kiedy Jace
dotarl do polowy wysokosci rzezby, gdzie kolczuga dawala podparcie dla st�p,
zatrzymal sie i siegnal do rekojesci skeptronu.
Moze to bylo zludzenie, ale Clary zobaczyla, ze usta posagu wykrzywiaja sie w
jeszcze okrutniejszym grymasie. Czerwony kamien nagle sie rozjarzyl. Jace
gwaltownie odsunal sie do tylu, ale sale juz wypelnil przerazliwy halas,
powtarzajaca sie straszliwa kombinacja alarmu pozarowego i ludzkiego krzyku.
� Jace!
Clary podbiegla do rzezby, ale on juz zeskoczyl na ziemie. Swiatlo czerwonego
kamienia jeszcze bardziej pojasnialo, wypelniajac sale krwawym blaskiem.
� Do diabla! � zaklal Jace, przekrzykujac koszmarny jazgot. � Nienawidze, kiedy
Simon ma racje.
Simon spiorunowal go wzrokiem i wcisnal mu miecz do reki. Jace rozejrzal sie
czujnie.
Alec uni�sl luk, Isabelle stala gotowa ze swoim biczem, Clary wyjela sztylet zza
pasa.
� Lepiej sie stad wynosmy! � zawolal Alec. � Moze to nic, ale...
Isabelle krzyknela i przycisnela reke do piersi. Jej wisiorek zaczal pulsowac
powolnymi blyskami, miarowymi jak bicie serca.
� Demony! � krzyknela i w tej samej chwili niebo wypelnilo sie latajacymi istotami.
Mialy ciezkie, okragle ciala niczym wielkie blade czerwie, z rzedami przyssawek.
Byly pozbawione twarzy. Z obu stron konczyly sie r�zowymi okraglymi paszczami
najezonymi zebami jak u rekina. Z tulowi wyrastaly im rzedy kr�tkich skrzydel,
kazde zakonczone pazurem ostrym jak sztylet. I zlecialo sie ich mn�stwo.
Nawet Jace zbladl.
� Na Aniola... Uciekajmy!
I pobiegli, ale stworzenia mimo swojej masy okazaly sie szybsze. Wyladowaly wok�l
nich z paskudnymi mokrymi plasnieciami. W uszach Clary zabrzmialo to, jakby z nieba
spadly gigantyczne, rozmokniete papierowe kulki. Blask promieniujacy ze skeptronu
zgasl w chwili, kiedy sie pojawily, i teraz sale rozjasnialo jedynie brzydkie
z�ltawe swiatlo.
� Clary! � krzyknal Jace, kiedy jedna z istot uniosla sie nad nia z rozdziawiona
okragla paszcza. Zwisaly z niej sznury z�ltej sliny.
Lup! Strzala wbila sie w gardziel stwora. Demon cofnal sie, plujac czarna krwia.
Clary zobaczyla, ze Alec wypuszcza nastepny pocisk. Kolejny demon zatoczyl sie do
tylu, a Isabelle skoczyla na niego i, smagajac biczem, pociela go na paski. Simon
zlapal jeszcze innego i przytrzymal go mocno, zaglebiajac palce w jego miesiste
szare cielsko, a Jace wbil w nie miecz. Demon runal, przygniatajac napastnika, tak
ze Simon wyladowal na wlasnym plecaku. Clary wydawalo sie, ze slyszy brzek
tluczonego szkla, ale chwile p�zniej Jace pom�gl wstac jej przyjacielowi i razem
wr�cili do walki.
Clary ogarnal chl�d jak zawsze w czasie bitwy. Demon, kt�rego trafil Alec, wil sie,
pr�bujac wypluc strzale. Clary stanela nad nim i wbila w niego sztylet. Z rany
trysnela czarna krew i zbryzgala jej str�j bojowy. Niemal ja zemdlilo, kiedy stw�r
znieruchomial po ostatnim spazmie. Sale wypelnial zgnily od�r demon�w wymieszany z
kwasna wonia posoki. Tymczasem Alec sie cofal, raniac przeciwnik�w kolejnymi
strzalami wypuszczanymi jedna po drugiej. Jace i Isabelle doskakiwali do powalonych
wrog�w i cieli ich na kawalki mieczem i batem. Clary poszla w ich slady. Dopadla
kolejnego rannego demona i ciela sztyletem przez miekki pas ciala tuz pod paszcza.
Jej dlon pokryta oleista krwia slizgala sie na rekojesci. Kiedy stw�r zwalil sie z
sykiem, ona tez runela na podloge. Bron wypadla jej z reki, ale Clary podniosla ja
blyskawicznie i przetoczyla sie w bok, kiedy kolejny napastnik rzucil sie na nia
calym ciezarem poteznego cielska.
Trafil w miejsce, gdzie przed chwila lezala, i odwr�cil sie z sykiem, tak ze Clary
nagle znalazla sie przed dwiema ziejacymi paszczami. Juz szykowala sie do rzutu
nozem, kiedy ze zloto-srebrnym blyskiem bicz Isabelle przecial stwora na p�l.
Ten rozpadl sie na dwie czesci, z kt�rych wylala sie sklebiona masa parujacych
wnetrznosci. Mimo lodowatego spokoju, kt�ry ogarnial ja w czasie walki, Clary omal
nie zwymiotowala. Demony zwykle umieraly i znikaly, zanim ujrzalo sie ich trzewia.
Ten, choc w dw�ch kawalkach, nadal sie wil i miotal w prz�d i w tyl. Isabelle
skrzywila nos i uniosla bicz... i w tym momencie polowa diabelskiej istoty
wykrecila sie do tylu i wbila zeby w noge Nocnej Lowczyni.
Izzy krzyknela i uwolnila sie, tnac napastnika biczem. Upadla do tylu, kiedy ugiely
sie pod nia kolana. Clary skoczyla i w plecy drugiej pol�wki demona zaczela wbijac
sztylet, az w koncu stwierdzila, ze kleczy w kaluzy posoki, z mokrym sztyletem w
dloni, i dyszy. W pomieszczeniu zapadla cisza. Przerazliwy alarm ucichl, demony
zniknely. Wszystkie zostaly zabite, ale nikt nie cieszyl sie ze zwyciestwa.
Isabelle lezala na ziemi, z biczem owinietym wok�l nadgarstka i krwia lejaca sie z
p�lksiezycowatej rany na lewej nodze. Oddychala ciezko, jej powieki trzepotaly. �
Izzy! � Alec rzucil luk i podbiegl do siostry po zakrwawionej podlodze. Ukleknal i
wzial ja na kolana. Wyrwal stele zza pasa. � Iz, Izzy, trzymaj sie...
Jace, kt�ry podni�sl jego luk, wygladal, jakby zaraz mial zwymiotowac albo upasc.
Clary mimo lekkiego otepienia zauwazyla ze zdziwieniem, ze Simon wbija palce w
ramie Jace�a, jakby go podtrzymywal.
Alec rozerwal nogawke stroju bojowego Isabelle do kolana. Clary stlumila okrzyk na
widok rany. Noga Izzy byla w strzepach, wygladala jak na zdjeciach ugryzien rekina:
krew i zmielona tkanka otaczajaca glebokie dziury.
Alec przylozyl stele do kolana siostry i narysowal iratze, jeden, potem drugi,
troche nizej. Jego plecy sie trzesly, ale reka byla pewna. Clary ujela dlon Jace�a
i ja scisnela. Jego palce byly lodowato zimne.
� Izzy � wyszeptal Alec, kiedy iratze zblakly i wtopily sie w jej sk�re,
zostawiajac biale slady.
Clary przypomniala sobie Hogde�a. Tez rysowali na nim jeden iratze po drugim, ale
jego rany okazaly sie zbyt rozlegle. Runy uzdrawiajace zbladly, a on sie wykrwawil
i umarl mimo mocy Znak�w.
Alec podni�sl wzrok. Twarz mial sciagnieta, na policzkach czerwone smugi. Krew
Isabelle, pomyslala Clary.
� Moze gdybys ty spr�bowala...
Simon nagle zesztywnial.
� Musimy stad isc � powiedzial naglacym tonem. � Slysze skrzydla. Zaraz bedzie ich
tu wiecej.
Isabelle juz nie sapala. Krwawienie sie zmniejszylo, ale Clary zobaczyla z
przerazeniem, ze rany wcale sie nie zagoily, tylko sa spuchniete i zaognione.
Alec wstal, trzymajac na rekach bezwladne cialo siostry. Jej czarne wlosy
zwieszaly sie w d�l jak flaga.
� Dokad mamy isc? � zapytal ochryple. � Jesli pobiegniemy, dogonia nas...
Jace sie odwr�cil.
� Clary...
Serce omal jej nie peklo na widok jego blagalnego wzroku. Jace rzadko o cokolwiek
prosil, ale dla Isabelle, najdzielniejszej z nich wszystkich, byl got�w na wiele.
Alec przeni�sl wzrok z posagu na parabatai, a potem na blada twarz nieprzytomnej
siostry.
� Niech ktos cos zrobi... � powiedzial lamiacym sie glosem.
Clary okrecila sie na piecie i z takim impetem podbiegla do sciany, ze prawie na
nia wpadla. Wyrwala stele zza pasa i przylozyla ja do kamienia. Po zetknieciu sie
konc�wki instrumentu z marmurem przez jej ramie przebiegl prad, ale nie przestala
rysowac, choc jej palce az wibrowaly. Czarne linie przybraly ksztalt drzwi, zaczely
migotac. Za soba Clary slyszala demony: ich wycie, lopot szponiastych skrzydel,
syczace nawolywania i na koniec wrzaski, kiedy drzwi namalowane na scianie
rozjarzyly sie mocnym blaskiem.
Srebrzysty prostokat, bezdenny jak woda, otaczaly jasniejace runy. Brama. Clary
wyciagnela reke, dotknela sciany i caly umysl skupila na wyobrazeniu sobie jednego
miejsca.
� Chodzcie! � zawolala, nie ogladajac sie na towarzyszy.
Nie poruszyla sie r�wniez wtedy, kiedy Alec z siostra na rekach przebiegl obok niej
i zniknal w otworze. Simon skoczyl za nim, a na koncu Jace, lapiac ja po drodze za
reke. Clary miala tylko chwile, zeby sie obejrzec. Jedyne, co ujrzala, to wielkie
czarne skrzydla i straszliwe zebiska ociekajace trucizna, zanim porwal ja wir
Bramy.
Twardo rabnela o ziemie, siniaczac sobie kolana. Chaos Bramy rozlaczyl ja z
Jace�em. Pozbierala sie szybko i rozejrzala, oddychajac ciezko. A gdyby magia nie
zadzialala? Albo gdyby przeniosla ich w niewlasciwe miejsce?
Ale nad nia wznosilo sie sklepienie jaskini, znajome i wysokie, pokryte runami.
Bylo tez palenisko i slady w miejscach, gdzie spali poprzedniej nocy. Tu Jace
wstawal, tam Alecowi luk wypadl z reki, Simon...
Alec kleczal obok Isabelle. Satysfakcja z udanej Bramy pekla jak balon. Isabelle
lezala nieruchoma i blada, oddychala plytko. Jace ukucnal obok przyjaciela i
delikatnie dotknal wlos�w jego siostry.
Clary poczula, ze Simon lapie ja za nadgarstek.
� Jesli moge cos zrobic... � Jego glos drzal.
Clary ruszyla przed siebie jak we snie i uklekla obok Isabelle, naprzeciwko Jace�a.
Stela slizgala sie w jej zakrwawionych palcach. Dotknela jej czubkiem nadgarstka
Izzy i przypomniala sobie, co zrobila przed Adamantowa Cytadela, kiedy wlala
wszystkie swoje sily w uzdrowienie Jace�a. Zdrowiej, zdrowiej, zdrowiej, modlila
sie w duchu, i wreszcie stela ozyla. Na przedramieniu Isabelle pojawily sie czarne
spiralne linie. Dziewczyna jeknela i rzucila sie w objecia brata. Alec trzymal
glowe zwieszona, twarz ukryta we wlosach siostry.
� Izzy, prosze � wyszeptal. � Izzy, zostan ze mna.
Isabelle gwaltownie nabrala powietrza, jej powieki zatrzepotaly. Wygiela plecy w
luk i rozluznila sie, kiedy iratze zniknal z jej sk�ry. Z rany na nodze leniwie
poplynela krew. O lekko czarnym zabarwieniu. Clary tak mocno sciskala stele, ze
poczula, jak narzedzie zgina sie w jej rece.
� Nie potrafie � wyszeptala. � Nie umiem zrobic dostatecznie silnego runu.
� To nie twoja wina � pocieszyl ja Jace. � To trucizna. Demoniczna trucizna w jej
krwi.
Czasami runy nie pomagaja.
� Spr�buj jeszcze raz � poprosil ja Alec. Oczy mial suche, ale jarzace sie
strasznym blaskiem. � Z iratze. Albo z nowym runem. Potrafisz tworzyc runy...
Clary zaschlo w ustach. Od dawna tak bardzo nie pragnela stworzyc Znaku, ale stela
juz nie byla przedluzeniem jej reki, tylko martwym przedmiotem. Nigdy nie czula sie
bardziej bezradna.
Isabelle oddychala chrapliwie.
� Cos musi pom�c! � wykrzyknal nagle Simon, a jego glos odbil sie od scian jaskini.
� Jestescie Nocnymi Lowcami. Przez caly czas walczycie z demonami. Na pewno mozecie
cos zrobic...
� My przeciez umieramy przez caly czas! � wybuchnal Jace, a potem nagle zgial sie
wp�l, jakby dostal cios w brzuch. � Izzy, Boze, tak mi przykro, tak mi przykro... �
Odsuncie sie � rzucil Simon i nagle znalazl sie na kolanach obok Isabelle.
Teraz wszyscy ja otaczali, a Clary przypomnial sie straszny zywy obraz w Sali
Aniola, kiedy Lightwoodowie zebrali sie wok�l martwego ciala Maxa. Ale to nie moglo
sie dziac znowu, nie moglo...
� Zostaw ja w spokoju � warknal Alec. � Nie jestes jej rodzina, wampirze...
� Nie � powiedzial Simon. � Nie jestem.
Jego kly sie wysunely, biale i ostre. Clary wstrzymala oddech, kiedy Simon uni�sl
wlasny nadgarstek do ust i rozerwal go zebami. Po jego ramieniu splynely czerwone
struzki. Jace wytrzeszczyl oczy. Wstal i cofnal sie, zaciskajac dlonie w piesci,
ale nie powstrzymal Simona, kiedy ten przeni�sl nadgarstek nad noge Isabelle i
pozwolil, zeby krew splynela mu po palcach na jej rane.
� Co... ty... robisz? � wycedzil Alec, ale Jace uciszyl go gestem reki, nie
odrywajac oczu od Simona.
� Pozw�l mu � prawie wyszeptal. � To moze zadzialac. Slyszalem o czyms takim...
Isabelle, nadal nieprzytomna, wygiela sie w luk na rekach brata. Jej noga drgnela.
Obcas buta wbil sie w ziemie, poszarpana sk�ra zaczela sie zrastac. Krew Simona
lala sie ciaglym strumieniem, zaslaniajac rane, ale Clary widziala, ze rozerwane
cialo zaczyna pokrywac nowa, r�zowa tkanka.
Isabelle otworzyla oczy, duze i czarne. Usta miala prawie biale, ale powoli wracal
na nie kolor. Spojrzala nic nierozumiejacym wzrokiem najpierw na Simona, a potem na
swoja noge. Poszarpana sk�ra byla teraz czysta i gladka. Tylko slabo widoczny
p�lksiezyc bialych blizn wskazywal na miejsce, gdzie wczesniej wbily sie zeby
demona. Krew nadal powoli skapywala z palc�w Simona, choc rana na jego nadgarstku
juz prawie sie zasklepila. On sam byl blady, z niepokojem stwierdzila Clary, duzo
bledszy niz zwykle, zyly wyraznie rysowaly sie pod jego sk�ra. Przytknal nadgarstek
do ust, obnazyl kly...
� Simon, nie! � powstrzymala go Isabelle, pr�bujac usiasc.
Alec patrzyl na nia z oslupieniem.
Clary zlapala Simona za reke.
� Juz dobrze � powiedziala. Krew poplamila jego rekaw, koszule, kaciki ust. Sk�re
mial zimna, nadgarstek bez pulsu. � Z Isabelle wszystko dobrze. � Pociagnela Simona
w g�re. � Dajmy im chwile.
Zaprowadzila przyjaciela do miejsca, gdzie m�gl oprzec sie o sciane. Jace i Alec
pochylali sie nad Isabelle, m�wili cos do niej przyciszonymi glosami. Clary
trzymala Simona za reke, kiedy osunal sie po skale i zamknal oczy z wyczerpania.
Rozdzial 19
W cichej krainie
Mroczna miala blada sk�re i dlugie miedziane wlosy, kiedys zapewne ladne, teraz
brudne i skoltunione, ale jej najwyrazniej nic nie obchodzilo. Po prostu postawila
na podlodze tace z jedzeniem � kleik, rzadki i szary, dla czarownika i wilkolaka,
butelke krwi dla wampira � i odwr�cila sie tylem do jenc�w.
Ani Luke, ani Bane nie siegneli po jedzenie. Magnus byl zbyt chory, zeby miec
apetyt. Poza tym, zywil niejasne podejrzenia, ze Sebastian zatrul kleik albo dodal
do niego narkotyk. A moze jedno i drugie. Natomiast wyglodnialy Raphael chwycil
butelke i zaczal z niej pic tak lapczywie, ze krew ciekla mu z kacik�w ust.
� No, no, Raphaelu � dobiegl z mroku glos i w progu stanal Sebastian Morgenstern.
Mroczna Nocna Lowczyni sklonila glowe, wyminela go pospiesznie i zamknela za soba
drzwi.
Magnus pomyslal, ze Sebastian jest naprawde zdumiewajaco podobny do ojca w jego
wieku. Te dziwne, czarne oczy � calkowicie czarne bez sladu brazowego albo
orzechowego zabarwienia, cecha piekna, bo niezwykla. Ten sam fanatyczny usmiech.
Jace nigdy takiego nie mial; usmiechal sie z beztroska i anarchistyczna radoscia
samounicestwienia, ale nie byl zelota. I dlatego wlasnie, zdaniem Bane�a, Valentine
go odeslal. Zeby zniszczyc wrog�w, trzeba tarana, a Jace okazal sie o wiele
delikatniejszym narzedziem.
� Gdzie jest Jocelyn? � Glos Luke�a brzmial jak ciche warczenie. Wilkolak trzymal
rece zacisniete po bokach. Magnus zastanawial sie, czy on tez dostrzega
podobienstwo Sebastiana do Valentine�a, kt�ry kiedys byl jego parabatai, i czy jego
widok jest dla niego bolesny. A moze poczucie straty zblaklo dawno temu? � Gdzie
ona jest?
Sebastian sie rozesmial i wlasnie na tym polegala r�znica. Valentine nigdy nie
smial sie z byle powodu. U Jace�a sarkastyczne poczucie humoru musialo byc
wrodzone, odziedziczone po Herondale�ach.
� Ma sie dobrze, co oznacza, ze nadal zyje. I to najlepsze, czego mozesz oczekiwac.
Zabij czarownika.
Sztylet wysliznal sie z reki wampira i z brzekiem upadl na podloge. Sebastian
schylil sie po niego z irytacja i z powrotem wreczyl go wampirowi.
� My nie zabijamy nozami � oswiadczyl Raphael, przenoszac wzrok z ostrza na twarz
Sebastiana.
� A my tak. Nie pozwole, zebys przegryzl mu gardlo. Za duzo balaganu, za latwo cos
zepsuc. Zr�b, jak m�wie. Podejdz do czarownika i zadzgaj go na smierc. Poderznij mu
gardlo, przebij serce... jak wolisz.
Raphael odwr�cil sie do Magnusa. Luke ruszyl do przodu, ale czarownik
ostrzegawczo uni�sl reke.
� Luke, nie.
� Raphaelu, jesli to zrobisz, nie bedzie pokoju miedzy stadem a Dziecmi Nocy, teraz
ani nigdy � uprzedzil wilkolak. Jego oczy lsnily zielonym blaskiem.
Sebastian sie rozesmial.
� Nie potrafisz sobie wyobrazic, ze juz nigdy nie bedziesz mial wladzy nad stadem,
co, Lucianie Graymarku? Kiedy wygram te wojne, a wygram, bede rzadzil z moja
siostra u boku i trzymal cie w klatce, a ona czasem wrzuci do niej kosc, kiedy
przyjdzie jej taka ochota. Raphael zrobil nastepny krok w strone Magnusa. Oczy mial
ogromne, na szyi blizne po krucyfiksie, kt�ry czesto nosil. Ostrze lsnilo w jego
rece.
� Jesli myslisz, ze Clary bedzie tolerowac... � zaczal Luke, ale urwal w p�l zdania
i ruszyl w strone Raphaela.
Jednak Sebastian zastapil mu droge, trzymajac w rece miecz Morgenstern�w.
Tymczasem Magnus z dziwna obojetnoscia patrzyl, jak Raphael sie do niego zbliza.
Serce dudnilo mu w piersi, ale nie czul strachu. Wiele razy byl bliski smierci. Tak
wiele, ze mysl o niej juz go nie przerazala. Czasami sadzil, ze jakas jego czesc
nawet jej pragnie, teskni za nia jak za nieznana kraina, jedynym miejscem, w kt�rym
nigdy nie byl, jedynym doswiadczeniem, kt�rego nie zdobyl.
Czubek noza dotknal jego gardla. Magnus poczul uklucie, gdy ostrze musnelo
zaglebienie u nasady szyi. Reka wampira drzala.
� Wlasnie tak � pochwalil Sebastian z drapieznym usmiechem. � Poderznij mu gardlo.
Niech krew poleje sie na podloge. Za dlugo zyl.
Magnus pomyslal o Alecu, o jego niebieskich oczach i spokojnym usmiechu. Przywolal
obraz, jak oddala sie od niego w tunelu pod Nowym Jorkiem. Przypomnial sobie,
dlaczego to zrobil. Tak, potajemne spotkanie Aleca z Camille rozgniewalo go, ale
chodzilo o cos wiecej. Wspomnial, jak Tessa plakala w Paryzu w jego objeciach, i
pomyslal, ze nigdy nie zaznal takiej straty jak ona, bo nigdy nie kochal tak jak
ona i bal sie, ze kt�regos dnia, tak jak Tessa, on tez utraci swoja smiertelna
milosc. I ze lepiej byc tym, kt�ry umiera, niz tym, kt�ry zyje dalej. P�zniej
odrzucil te mysl jako ponura fantazje i nie pamietal o niej do czasu poznania
Aleca. Porzucenie go bolalo, ale milosc smiertelnika do niesmiertelnego byla
sprzeciwianiem sie woli bog�w, dlatego nie m�gl miec nadziei, ze wszystko skonczy
sie dobrze. Spojrzal na Raphaela.
� Pamietaj, co mi zawdzieczasz � powiedzial tak cicho, ze watpil, czy Sebastian go
slyszy.
� Udowodnij mi, ze m�wisz powaznie, Santiago � ponaglil go Sebastian. � Zabij
czarownika.
Raphael zacisnal dlon na rekojesci noza. Jego kostki zbielaly.
� Ja nie mam duszy � rzekl do Sebastiana. � Ale zlozylem obietnice mojej matce, a
ona byla dla mnie swieta.
� Santiago...
� Wtedy bylem dzieckiem. Teraz nie jestem. � N�z wypadl na podloge. Wielkie ciemne
oczy spokojnie patrzyly na Sebastiana. � Nie moge. Jestem jego dluznikiem od wielu
lat. � Rozczarowales mnie, Santiago � stwierdzil Sebastian, chowajac miecz.
Nastepnie zrobil krok do przodu, podni�sl n�z z podlogi, obr�cil go w rekach.
Swiatlo odbilo sie od klingi, ognista lza. � Bardzo mnie rozczarowales. � I ruchem
zbyt szybkim, zeby dalo sie sledzic go wzrokiem, wbil ostrze w serce Raphaela.
***
W szpitalnej kostnicy bylo lodowato. Maia nie drzala, ale odczuwala zimno jak
uklucia szpilek na sk�rze.
Catarina stala naprzeciwko sciany ze stalowymi szufladami na zwloki i mamrotala cos
pod nosem w dziwnym jezyku, od kt�rego Maie przechodzil dreszcz. W z�ltawym blasku
swietl�wek jej niebieska sk�ra wygladala na lekko wyblakla.
� Gdzie? � zapytal kr�tko Bat.
W jednej rece trzymal groznie wygladajacy n�z mysliwski, w drugiej duza klatke
wielkosci psiej budy. Postawil ja z brzekiem na kafelkach i przeszukal wzrokiem
pomieszczenie. Srodek pomieszczenia zajmowaly dwa stalowe stoly. Na oczach Mai
k�lka jednego z nich nagle zaczely sie toczyc po sliskiej podlodze.
Catarina pokazala reka.
� Tam. � Spojrzala na klatke i wykonala palcami jakis gest. Klatka zaczela iskrzyc
i wibrowac. � Pod stolem.
� Co ty powiesz � rzucila Lily, przeciagajac zgloski i ruszyla przez sale, stukajac
obcasami. Schylila sie, zajrzala pod st�l i odskoczyla z piskiem. Pofrunela przez
sale jak nietoperz, wyladowala na jednym z blat�w i przycupnela na nim skulona.
Wlosy rozsypaly sie w nieladzie po jej plecach. � Obrzydlistwo!
� To demon � powiedziala rzeczowo Catarina. St�l przestal sie przesuwac. �
Prawdopodobnie Dantalion albo inny gatunek gula. One zywia sie trupami.
� Och, na litosc boska. � Maia zrobila krok do przodu.
Zanim dotarla do stolu, Bat przewr�cil go kopniakiem, odslaniajac ukryte pod nim
stworzenie.
Lily miala racje. Stw�r byl paskudny. Wielkosci duzego psa, ale przypominal raczej
kule szarawych, pulsujacych wnetrznosci, zdeformowanych nerek, wezl�w wypelnionych
ropa i krwia. Sposr�d klebowiska organ�w lypalo na nich jedno z�lte, zalzawione
oko.
� Fuj! � Bat sie skrzywil.
� M�wilam � powiedziala Lily.
W tym momencie z demona wystrzelil dlugi sznur wnetrznosci, owinal sie wok�l kostki
wilkolaka i szarpnal go mocno. Bat runal na podloge z przykrym lupnieciem.
Maia krzyknela, ale zanim zdazyla rzucic mu sie na pomoc, Bat cial nozem pulsujaca
materie, kt�ra go wiezila. Odczolgal sie blyskawicznie, kiedy posoka demona
trysnela na kafelki.
� Co za szkaradztwo! � Lily sie wzdrygnela.
Siedziala na blacie i trzymala w g�rze podluzny metalowy przedmiot � sw�j telefon �
jakby chciala odstraszyc nim demona.
Bat dzwignal sie z podlogi w chwili, kiedy demon skoczyl na Maie. Dziewczyna
wymierzyla mu kopniaka, a stw�r potoczyl sie do tylu z gniewnym chlupotem. Bat
spojrzal na sw�j n�z i rzucil go z okrzykiem obrzydzenia. Metal sie topil,
rozpuszczany przez posoke.
� Bron � powiedzial, rozgladajac sie. � Potrzebuje broni...
Maia chwycila skalpel z pobliskiego stolika i rzucila nim w demona. Narzedzie wbilo
sie z mlasnieciem w odrazajace cielsko. Stw�r zapiszczal. Chwile p�zniej instrument
wyskoczyl
z niego jak z wyjatkowo mocnego tostera. Polecial po kafelkach, topiac sie z
sykiem. � Zwykla bron na takie nie dziala! � Catarina wystapila do przodu, unoszac
prawa reke, otoczona przez niebieskie plomienie. � Tylko runiczne ostrza...
� Wiec zdobadzmy jakies! � wysapal Bat i zaczal sie cofac, kiedy pulsujacy stw�r
ruszyl na niego.
� Tylko Nocni Lowcy potrafia ich uzywac! � krzyknela Catarina.
Z jej reki wystrzelila niebieska blyskawica i trafila stworzenie w sam srodek
tulowia, az potoczylo sie do tylu. Bat zlapal klatke i blyskawicznie nakryl nia
turlajacego sie demona. Maia z trzaskiem opuscila klape i zasunela rygiel. Wszyscy
sie odsuneli, patrzac z przerazeniem, jak demon syczy i ciska sie po swoim
zaczarowanym wiezieniu. Wszyscy z wyjatkiem Lily, kt�ra nadal celowala w niego
telefonem.
� Nagrywasz to? � spytala Maia.
� Moze.
Catarina przetarla czolo rekawem.
� Dzieki za pomoc � powiedziala. � Nawet czarodziejska magia nie jest w stanie
zabic Dantalion�w. One sa twarde.
� Dlaczego to filmujesz? � zainteresowala sie Maia.
Wampirzyca wzruszyla ramionami.
� Kiedy kota nie ma, myszy harcuja... Zawsze dobrze jest uswiadomic myszom, ze
czasem, kiedy kota nie ma, moga byc zjedzone przez demony. Zamierzam wyslac to
nagranie do wszystkich naszych kontakt�w na swiecie. Jako przypomnienie, ze
istnieja demony, kt�re sa w stanie zabic tylko Nocni Lowcy. Wlasnie dlatego ich
potrzebujemy.
� Juz niedlugo � wysyczal Dantalion. Bat wrzasnal i odskoczyl do tylu. Maia wcale
mu sie nie dziwila. Otwarta paszcza demona wygladala jak sliski czarny tunel
najezony zebami. � Jutro w nocy nastapi atak. Jutro w nocy bedzie wojna.
� Jaka wojna? � zapytala Catarina. � Powiedz nam, istoto, bo zaniose cie do domu i
zaczne torturowac na kazdy spos�b, jaki przyjdzie mi do glowy...
� Sebastian Morgenstern � powiedzial szybko demon. � Jutro w nocy zaatakuje
Alicante.
Jutro w nocy Nocni Lowcy przestana istniec.
***
Na srodku jaskini plonelo ognisko, dym unosil sie w strone wysokiego kopulastego
sklepienia ginacego w mroku. Simon odbieral zar ognia bardziej jak mrowienie na
sk�rze niz prawdziwe wrazenie ciepla. Domyslal sie, ze w pieczarze jest zimno,
sadzac po tym, ze Alec wlozyl obszerny sweter i troskliwie otulil kocem Isabelle,
kt�ra spala na podlodze z glowa na jego kolanach. Ale Simon nie czul chlodu.
Clary i Jace poszli sprawdzic tunele i upewnic sie, czy nie ma w nich demon�w albo
innych przykrych niespodzianek. Alec nie chcial zostawiac Isabelle, a Simon byl
zbyt oslabiony, zeby choc rozwazac p�jscie z nimi. Oczywiscie sie do tego nie
przyznal. Oficjalnie pelnil warte, nasluchujac, czy cos nie zbliza sie w ciemnosci.
Rozdzial 20
Pylowe weze
Kiedy Alec i Simon wr�cili do gl�wnej pieczary, zobaczyli, ze Isabelle nadal spi
zagrzebana w koce. Jace siedzial przy ogniu, podparty z tylu na rekach. Na jego
twarzy tanczyly cienie. Clary lezala z glowa na jego kolanach, ale po lsnieniu jej
oczu, kiedy patrzyla, jak sie zblizaja, Simon poznal, ze wczesniej nie spala.
Jace uni�sl brwi.
� Powr�t wstydu, chlopcy?
Alec spiorunowal go wzrokiem. Trzymal nadgarstek odwr�cony do siebie, zeby ukryc
slady zeb�w, choc w wiekszosci juz zniknely dzieki iratze. Nie odepchnal Simona,
pozwolil mu pic, az sam przestanie. W rezultacie wygladal troche blado.
� To nie bylo seksowne � stwierdzil.
� Troche tak � powiedzial Simon. Czul sie duzo lepiej i korcilo go, zeby troche
podraznic sie z Alekiem.
� Wcale nie.
� Ja mialem pewne odczucia � upieral sie Simon.
� Mozesz sie podreczyc wspomnieniami, jesli chcesz � oswiadczyl Alec i schylil sie
po plecak. � Ja ide na warte.
Clary usiadla z ziewnieciem.
� Jestes pewien? Nie potrzebujesz runu uzupelniania krwi?
� Juz sobie dwa nalozylem � odparl Alec. � Nic mi nie bedzie. � Wyprostowal sie i
spojrzal na spiaca siostre. � Tylko pilnujcie Isabelle, dobrze? � Przeni�sl wzrok
na Simona. � Zwlaszcza ty, wampirze.
Ruszyl korytarzem, trzymajac w g�rze magiczny kamien. Na scianach jaskini tanczyl
jego cien, dlugi i pajeczy. Jace i Clary wymienili szybkie spojrzenia, po czym Jace
wstal i podazyl za parabatai. Simon uslyszal ich glosy, ciche pomruki, ale przez
warstwy skal nie m�gl odr�znic sl�w.
W glowie rozbrzmiewaly mu slowa Aleca. �Pilnuj Isabelle�. I wczesniejsze: �Jestes
lojalny, bystry i... uszczesliwiasz Isabelle. Nie wiem, dlaczego, ale
uszczesliwiasz�.
Na mysl o uszczesliwianiu Izzy zrobilo mu sie cieplo na sercu. Bezszelestnie usiadl
obok niej. Lezala na kupce koc�w zwinieta jak kot, z glowa na ramieniu. Simon
ostroznie wyciagnal sie obok niej. Zyla dzieki niemu, a jej brat, mozna powiedziec,
udzielil im blogoslawienstwa. Uslyszal, ze Clary lezaca po drugiej stronie ognia
smieje sie cicho.
� Dobranoc, Simon.
Czul pod policzkiem wlosy Isabelle, miekkie jak jedwab.
� Dobranoc � odpowiedzial i zamknal oczy. Zyly mial pelne krwi Lightwood�w.
***
Jace latwo dogonil Aleca, kt�ry zatrzymal sie w miejscu, gdzie tunel skrecal ku
bramie. Sciany korytarza sprawialy wrazenie, jakby przez lata wygladzilo je
dzialanie wody i wiatru, choc Jace nie watpil, ze sa zrobione reka czlowieka.
Alec, kt�ry najwyrazniej na niego czekal, uni�sl runiczny kamien.
� Cos sie stalo?
Jace zwolnil kroku.
� Tylko chcialem sie upewnic, ze z toba wszystko w porzadku.
Alec wzruszyl ramieniem.
� O tyle, o ile.
� Przepraszam � powiedzial Jace. � Znowu glupio ryzykuje. Nic nie moge na to
poradzic.
� Pozwalamy ci na te twoje wybryki, bo czasami sie oplacaja � stwierdzil Alec. �
Pozwalamy, bo musimy. W przeciwnym razie nigdy nic nie zostaloby zrobione. � Wytarl
twarz wyswiechtanym rekawem. � Isabelle powiedzialaby to samo.
� Wczesniej nie zdazylismy dokonczyc rozmowy. Chcialem ci tylko powiedziec, ze nie
zawsze musisz czuc sie dobrze. Poprosilem cie, zebys zostal moim parabatai, bo cie
potrzebowalem, ale ty tez mozesz mnie potrzebowac. To � wskazal na sw�j run �
oznacza, ze jestes moja druga, lepsza polowa i zalezy mi na tobie bardziej niz na
sobie. Pamietaj o tym. Przykro mi, ze nie zdawalem sobie sprawy, jak bardzo
cierpisz. Wtedy tego nie dostrzegalem, ale teraz tak.
Alec milczal przez chwile, prawie nie oddychal. Potem, ku zaskoczeniu Jace�a,
wyciagnal reke i zmierzwil mu wlosy jak starszy brat mlodszemu. Jego usmiech byl
ostrozny, ale pelen prawdziwego uczucia.
� Dzieki, ze mnie dostrzegles. � I ruszyl w glab tunelu.
***
� Clary.
Obudzila sie powoli z lagodnych sn�w o cieple i ogniu, o zapachu siana i jablek. We
snie byla na farmie Luke�a, zwisala glowa w d�l z galezi drzewa i smiala sie,
podczas gdy Simon machal z dolu. Teraz poczula twardy kamien pod biodrami i
plecami, kolana Jace�a pod glowa. � Clary � powt�rzyl, nadal szeptem. Simon i
Isabelle lezeli razem w pewnej odleglosci od nich, ciemne ksztalty w mroku. Oczy
Jace�a lsnily, jasnozlote z tanczacymi w nich refleksami ognia. � Mam ochote na
kapiel.
� Tak, a ja na milion dolar�w � mruknela, trac oczy. � Wszyscy czegos pragniemy.
Jace uni�sl brew.
� No, dalej, rusz glowa � powiedzial. � Tamta jaskinia z jeziorem? Moglibysmy...
Clary pomyslala o pieczarze, o chlodnej, niebieskiej wodzie, i nagle poczula, ze
jest brudna, cala umazana krwia, posoka i ziemia. Wlosy miala posklejane w tluste
straki. Na widok smiejacych sie oczu Jace�a w piersi Clary wezbrala znajoma fala,
kt�ra wciagala ja, odkad pierwszy raz go zobaczyla. Nie potrafila dokladnie
okreslic momentu, kiedy zakochala sie w Jasie, ale zawsze bylo w nim cos, co
przywodzilo jej na mysl lwa, dzikie zwierze niespetane zasadami, obietnice wolnego
zycia. Nigdy �nie moge�, tylko zawsze �moge�. Zawsze ryzyko i pewnosc, nigdy strach
czy watpliwosci.
Cicho podniosla sie z ziemi.
� Dobrze.
On tez wstal w jednej chwili, wzial ja za reke i pociagnal do zachodniego
korytarza, kt�ry odchodzil od gl�wnej pieczary. Szli w milczeniu, jej magiczny
kamien oswietlal im droge. Clary niemal sie bala, ze zaraz zniszczy te cisze,
roztrzaska iluzoryczny spok�j snu albo czaru. Gdy przed nim nagle otworzyla sie
ogromna jaskinia, Clary szybko opuscila magiczny kamien, gaszac swiatlo.
Wystarczaly fosforyzujace mchy, blask bijacy od scian i od stalaktyt�w zwisajacych
ze sklepienia niczym podswietlane sople. Jace puscil jej reke i zrobil kilka
ostatnich krok�w sciezka prowadzaca do malej plazy z drobnego piasku, kt�ry iskrzyl
sie od miki. Stanal nad woda i powiedzial:
� Dziekuje.
Clary spojrzala na niego zaskoczona.
� Za co?
� Za ostatnia noc. Uratowalas mnie. Niebianski ogien by mnie zabil. To, co
zrobilas...
� Nie mozemy tego powiedziec innym � ostrzegla Clary.
� Wczoraj nie powiedzialem, prawda?
Rzeczywiscie oboje podtrzymywali wersje, ze Clary po prostu pomogla Jace�owi
odzyskac kontrole nad ogniem, a poza tym nic sie nie zmienilo.
� Nie mozemy ryzykowac, ze sie zdradza, chocby niewlasciwym spojrzeniem czy wyrazem
twarzy � stwierdzila Clary. � Ty i ja mamy wprawe w ukrywaniu r�znych rzeczy przed
Sebastianem, ale oni nie. To byloby nieuczciwe wobec nich. Niemal chcialabym,
zebysmy my tez nie wiedzieli...
Urwala, zaniepokojona brakiem odpowiedzi. Jace stal plecami do niej i patrzyl w
niebieska, bezdenna ton. Clary zrobila krok do przodu i lekko poklepala go po
ramieniu.
� Jace, jesli uwazasz, ze powinnismy ulozyc inny plan...
Odwr�cil sie, a ona nagle znalazla sie w kregu jego ramion. Cale jej cialo przeszyl
prad. Jace dlonmi objal jej lopatki, palcami lekko glaszczac tkanine koszuli. Clary
zadrzala, mysli lataly jej po glowie jak pi�rka rozwiewane przez wiatr.
� Kiedy to stalas sie taka ostrozna? � zapytal.
� Nie jestem ostrozna � powiedziala, kiedy dotknal ustami jej skroni. Jego cieply
oddech poruszyl kosmykami przy uchu. � Po prostu nie jestem toba.
Poczula, ze Jace sie smieje. Przesunal dlonie w d�l jej bok�w, objal ja w pasie.
� Zdecydowanie nie. Jestes duzo ladniejsza.
� Chyba musisz mnie kochac � stwierdzila. Zaparlo jej dech, kiedy powedrowal
wargami wzdluz jej szczeki. � Nigdy nie sadzilam, ze kiedys przyznasz, ze ktos jest
ladniejszy od ciebie. Drgnela, kiedy odnalazl jej usta, rozchylil jej wargi.
Przytulila sie do niego, zeby odzyskac troche kontroli. Oplotla rekami jego szyje,
otworzyla usta, skubnela delikatnie jego dolna warge.
Odnioslo to wiekszy skutek, niz sie spodziewala. Jace mocniej zacisnal dlonie na
jej talii i jeknal cicho tuz przy jej ustach. Chwile p�zniej odsunal sie,
zarumieniony, z blyszczacymi oczami.
� Wszystko w porzadku? � spytal. � Chcesz tego?
Clary kiwnela glowa i przelknela sline. Miala wrazenie, ze cale jej cialo wibruje
niczym napieta struna.
� Tak. Ja...
� Tak dlugo nie moglem naprawde cie dotykac, a teraz moge � powiedzial Jace. � Ale
moze to nie jest miejsce...
� Tak, jestesmy brudni � przyznala Clary.
� �Brudni� brzmi troche jak osad.
Clary z usmiechem zademonstrowala mu swoje rece. Byly szare, z ziemia pod
paznokciami.
� M�wie doslownie. � Wskazala podbr�dkiem na jeziorko. � Nie umyjemy sie? Blysk w
oczach Jace�a zmienil ich kolor na bursztynowy.
� Jasne.
Siegnal do zamka spodni.
Clary omal nie pisnela: �co robisz?, choc to bylo oczywiste. Przeciez nie mogli
wejsc do wody w strojach bojowych. Po prostu okazala sie nie dosc przewidujaca.
Jace zrzucil kurtke i sciagnal T-shirt przez glowe. Clary tylko sie na niego
gapila, raptem az nazbyt swiadoma faktu, ze sa sami. I jego ciala: o miodowej
sk�rze z mapa nowych i starych Znak�w, z blaknaca blizna tuz pod lewym miesniem
piersiowym. Z plaskim, umiesnionym brzuchem i waskimi biodrami. Jace stracil na
wadze, tak ze pas z bronia wisial na nim luzno. Uwolnil sie od koszulki i
potrzasnal jasnymi wlosami, a Clary pomyslala z naglym sciskaniem w zoladku, ze to
niemozliwe, by do niej nalezal. Do takich ludzi nie ma sie dostepu, nie m�wiac o
dotykaniu. Wtedy na nia spojrzal, trzymajac dlonie na biodrach, i usmiechnal sie
krzywo.
� Zostajesz w ubraniu? M�glbym ci obiecac, ze nie bede patrzyl, ale sklamalbym.
Clary rozpiela kurtke i rzucila nia w Jace�a. On ja zlapal i polozyl na stosie
wlasnych ubran, usmiechajac sie szeroko. Zdjal pas na bron.
� Zboczeniec � rzucila Clary. � Choc dostajesz punkty za szczerosc.
� Mam siedemnascie lat, my wszyscy jestesmy zboczencami. � Zrzucil buty i spodnie.
Zostal w czarnych bokserkach i, ku uldze i zarazem lekkiemu zalowi Clary, wszedl w
nich do wody po kolana. � W kazdym razie skoncze siedemnascie za kilka tygodni.
Obliczylem na podstawie list�w ojca i dat Powstania, ze urodzilem sie w styczniu.
Jego calkiem normalny ton uspokoil Clary. Zdjela buty, T-shirt i spodnie i podeszla
do jeziorka. Woda byla chlodna, ale nie zimna, siegala jej do kostek.
Jace spojrzal na nia, po czym z usmiechem przeni�sl wzrok z jej twarzy na cialo.
Clary zalowala, ze nie ma na sobie czegos ladniejszego niz zwykle bawelniane
majtki, ale �fantazyjna bielizna� nie znalazla sie na jej liscie bagazy przed
wyprawa do kr�lestwa demon�w. Stanik byl z jasnoniebieskiej bawelny, kupiony w
supermarkecie, ale Jace patrzyl na niego jak na cos egzotycznego i zdumiewajacego.
Nagle zarumienil sie, uciekl spojrzeniem i zaczal wchodzic glebiej do jeziorka. Po
chwili zanurkowal, a kiedy sie wynurzyl, byl troche mniej zaklopotany, ale duzo
bardziej mokry. Z jego zlotych wlos�w sciekaly strumyczki wody.
� Jest latwiej, jesli zrobi sie to szybko � powiedzial.
Clary zaczerpnela tchu i dala nurka. Woda zamknela sie nad jej glowa, wspaniala,
ciemnoniebieska, pocieta srebrnymi nitkami swiatla padajacego z g�ry, wymieszana ze
sproszkowanym kamieniem, kt�ry nadawal jej aksamitna miekkosc, tak ze latwo sie w
niej plywalo. Clary wyskoczyla na powierzchnie i westchnela z blogoscia. Nie miala
mydla, wiec potarla rece i patrzyla, jak platki brudu i krwi wpadaja do jeziorka.
Jej wlosy unosily sie na powierzchni, czerwien zmieszana z blekitem.
Chlodny prysznic wyrwal ja z rozmarzenia. Jace znajdowal sie pare krok�w od niej i
potrzasal wlosami.
� Chyba jestem starszy od ciebie o rok � stwierdzil. � Mozna mnie nazwac
uwodzicielem dzieci.
� O szesc miesiecy � poprawila go Clary. � Jestes Koziorozcem, tak? Upartym,
lekkomyslnym, naginajacym zasady... wszystko sie zgadza.
Chwycil ja za biodra i przyciagnal do siebie przez wode. Nogami dotykal dna, ona
niezupelnie. Zacisnela dlonie na jego ramionach, kiedy otoczyl sie jej nogami w
pasie. Czujac zar w brzuchu, spojrzala na jego smukly, mokry kark, barki i piers,
na kropelki wody lsniace na rzesach niczym gwiazdy.
Pocalowal ja w tej samej chwili, kiedy ona sie do niego nachylila. Ich wargi
zetknely sie ze soba z impetem, kt�ry niemal spowodowal b�l polaczony z
przyjemnoscia. Jace przesunal dlonmi po jej sk�rze, Clary chwycila za tyl jego
glowy, wplotla palce w mokre wlosy. On rozchylil jej usta jezykiem. Oboje zadrzeli,
gdy ich oddechy sie wymieszaly.
Jace siegnal za siebie jedna reka, zeby sie oprzec o sciane jaskini, ale skala byla
sliska od wody, tak ze omal sie nie posliznal. Clary oderwala usta od jego ust, ale
on w koncu znalazl oparcie dla n�g, lewym ramieniem nadal obejmujac ja i
przyciskajac do siebie. Jego zrenice byly rozszerzone, serce dudnilo przy jej
sercu.
� To bylo... � wydyszal, wtulajac twarz w zaglebienie miedzy jej szyja a ramieniem.
***
***
Jia Penhallow siedziala na biurku w swoim gabinecie. Zastanawiala sie przez chwile,
czy ta swobodna poza przystoi Konsulowi, ale byla sama w pokoju, w dodatku zmeczona
ponad wszelka miare.
W rece trzymala list, kt�ry przyszedl z Nowego Jorku. Ognista wiadomosc od
czarownik�w, dostatecznie poteznych, zeby ominac czary ochronne otaczajace miasto.
Rozpoznala pismo Catariny Loss, ale slowa nie byly jej.
Pani Konsul Penhallow,
Tu Maia Roberts, tymczasowa przyw�dczyni nowojorskiego stada. Rozumiemy, ze robi
Pani wszystko co wjej mocy, zeby odzyskac naszego Luke�a ipozostalych zakladnik�w.
Doceniamy to. Na znak naszej dobrej woli chce przekazac Pani pewna wiadomosc.
Sebastian ijego sily zaatakuja Alicante jutro wnocy. Prosze sie przygotowac.
Zaluje, ze nie mozemy walczyc uWaszego boku, ale wiem, ze to niemozliwe. Czasami
mozna tylko ostrzegac, czekac imiec nadzieje. Pamietajcie, ze Clave iRada� Nocni
Lowcy iPodziemni� sa swiatloscia swiata.
Z nadzieja,
Maia Roberts
Rozdzial 21
Klucze do smierci i piekla
� Boze, moja glowa � jeknal Alec, kleczac z Jace�em obok skalnego wystepu, kt�ry
wienczyl szare wzg�rze pokryte rumoszem i dawal im oslone.
Dzieki runom dalekowidzenia mogli dojrzec na p�l zrujnowana fortece, a wok�l niej
Mrocznych Nocnych Lowc�w uwijajacych sie jak mr�wki. Budowla wygladala jak
znieksztalcone lustrzane odbicie Gard z Alicante, kt�re dobrze znali, ale otaczal
ja potezny mur, z twierdza zamknieta w srodku niczym ogr�d w klasztorze.
� Moze nie powinienes byl tyle pic zeszlej nocy � rzucil Jace, pochylajac sie i
mruzac oczy.
Mur otaczali Mroczni ustawieni w koncentrycznych kregach. Bramy pilnowala zwarta
grupa. Mniejsze oddzialy rozmieszczono strategicznie w r�znych miejscach wzg�rza.
Alec widzial, ze Jace liczy wroga, rozwaza i odrzuca r�zne plany.
� A ty lepiej sie postaraj wygladac na troche mniej zadowolonego z powodu tego, co
zrobiles ostatniej nocy � odcial sie Alec.
Jace omal nie spadl ze skal.
� Wcale nie wygladam na zadowolonego z siebie. No, w kazdym razie nie bardziej niz
zwykle.
� Blagam. � Alec wyjal stele. � Potrafie czytac w twojej twarzy jak w bardzo
otwartej, bardzo pornograficznej ksiazce. I bardzo tego zaluje.
� M�wisz mi w ten spos�b, ze mam zamknac gebe? � zapytal Jace.
� Pamietasz, jak drwiles ze mnie, ze wykradam sie z Magnusem, i pytales, czy czasem
nie upadlem na glowe? � Alec przytknal czubek steli do swojego przedramienia i
zaczal rysowac iratze. � Teraz ci sie odplacam.
Jace prychnal.
� Daj mi to � powiedzial i zabral mu stele.
Ze zwyklym rozmachem dokonczyl iratze. Alec poczul odretwienie, kiedy b�l glowy
zaczal ustepowac. Jace skierowal uwage z powrotem na wzg�rze.
� Wiesz, co jest interesujace? Widzialem kilka latajacych demon�w, ale one
przewaznie trzymaja sie z daleka od Mrocznego Gard...
Alec uni�sl brew.
� Mroczne Gard?
� Masz lepsza nazwe? � Jace wzruszyl ramionami. � W kazdym razie, trzymaja sie z
daleka od Mrocznego Gard i wzg�rza. Sluza Sebastianowi, ale najwyrazniej szanuja
jego terytorium.
� Nie moga byc daleko � stwierdzil Alec. � Calkiem szybko dotarly do Sali Aniola,
kiedy uruchomiles alarm.
� Moga byc w samej fortecy. � Jace wyrazil na glos to, co obaj mysleli.
� Szkoda, ze nie udalo ci sie zdobyc skeptronu � powiedzial Alec sciszonym glosem.
� Wydaje mi sie, ze m�glby zabic duzo demon�w. Jesli nadal dziala po tych
wszystkich latach. � Kiedy Jace zrobil dziwna mine, dodal pospiesznie: � Ale raczej
nie daloby sie go zabrac. Ty pr�bowales...
� Nie jestem taki pewien. � Jace mial jednoczesnie skupiony i nieobecny wyraz
twarzy. � Chodz. Wracajmy do pozostalych.
Po tych slowach od razu zaczal sie wycofywac, trzymajac blisko ziemi. Alec ruszyl
za nim, tez chowajac sie przed wzrokiem Mrocznych. Gdy znalezli sie w stosownej
odleglosci, wyprostowali sie i na p�l zeslizneli z kamienistego zbocza do miejsca,
gdzie czekala na nich reszta ekipy. Simon stal obok Izzy, Clary rysowala runy w
szkicowniku. Sadzac po tym, jak potrzasala glowa, wyrywala kartki i miela je w
dloni, nie szlo jej zbyt dobrze.
� Smiecisz? � rzucil Jace, kiedy obaj z Alekiem sie do nich zblizyli.
Clary poslala mu spojrzenie, kt�re w zamierzeniu mialo byc miazdzace, ale wyszlo
dosc ckliwe. Jace odwzajemnil je r�wnie ckliwym. Alec zastanawial sie, co by sie
stalo, gdyby zlozyl ofiare demonicznym bogom tego swiata w zamian za pewnosc, ze
nie bedzie wciaz sobie uswiadamial wlasnej samotnosci. Nie tylko byl singlem. Nie
tylko tesknil za Magnusem, ale r�wniez bal sie o niego. Ciagly bolesny strach nigdy
calkowicie go nie opuszczal.
� Jace, ten swiat zostal spalony na popi�l i wszystkie istoty nie zyja �
powiedziala Clary.
� Z pewnoscia nie zostal nikt, kto przejmowalby sie segregowaniem smieci.
� Wiec co zobaczyliscie? � spytala Isabelle.
Wcale nie byla zadowolona, ze zostala, podczas gdy parabatai poszli na zwiady, ale
brat uparl sie, ze ona musi oszczedzac sily. Ostatnio czesciej go sluchala,
pomyslal Alec, tak jak ludzi, kt�rych opinie szanowala. To bylo mile.
Jace wyjal stele z kieszeni, zdjal kurtke i uklakl. Miesnie jego plec�w poruszyly
sie pod koszula, kiedy zaczal rysowac na z�ltawej ziemi.
� Tutaj jest Mroczne Gard. Tedy prowadzi droga do niego, przez wrota w zewnetrznym
murze. Sa zamkniete, ale z tym sobie powinien poradzic run Otwarcia. Pytanie brzmi,
jak dotrzec do bramy. Najmocniej bronione pozycje sa tutaj, tutaj i tutaj... �
stela poruszala sie szybko � wiec je omijamy i podchodzimy od tylu. Jesli teren
jest taki sam jak w naszym Alicante, a zdaje sie, ze tak, zboczem wzg�rza biegnie
sciezka. W tym miejscu sie rozdzielimy... � stela kreslila kola i inne figury
geometryczne, miedzy lopatkami Jace�a pojawily sie plamy potu � i spr�bujemy
zagonic demony albo Mrocznych do srodka. � Wyprostowal sie i przygryzl warge. �
Moge wielu z nich zabic, ale bedziecie musieli mnie oslaniac. Rozumiecie plan?
Wszyscy przez dluzsza chwile gapili sie na niego w milczeniu. Potem Simon pokazal
palcem na rysunek.
� Co to za rozchwiane linie? Drzewo?
� Brama.
� Aha � mruknela Isabelle, usatysfakcjonowana. � A te spirale? Fosa?
� To trajektorie... naprawde, czy ja jestem jedyna tutaj osoba, kt�ra widziala mape
strategiczna? � Jace rzucil stele i przeczesal rekami wlosy. � Zrozumieliscie
cokolwiek z tego, co wlasnie powiedzialem?
� Nie � przyznala sie Clary. � Twoja strategia jest zapewne super, ale umiejetnosc
rysowania fatalna. Wszyscy Mroczni wygladaja jak drzewa, a forteca jak zaba. Musi
byc lepszy spos�b na wyjasnienie tego wszystkiego.
Jace usiadl na pietach i skrzyzowal rece.
� Chcialbym go uslyszec.
� Mam pomysl � wyrwal sie Simon. � Pamietacie, jak wczesniej m�wilem o �Lochach i
smokach�?
� Az za dobrze � odparl Jace. � To byly mroczne czasy.
Simon go zignorowal.
� Wszyscy Mroczni maja na sobie czerwone stroje bojowe. I nie sa zbyt bystrzy ani
samodzielni. Podporzadkowuja sie woli Sebastiana, prawda?
� Prawda � powiedziala Isabelle, slac Jace�owi druzgoczace spojrzenie.
� Gdybym w grze mial do czynienia z takim wrogiem, moim pierwszym ruchem byloby
odciagniecie czesci, powiedzmy pieciu wojownik�w, i zabranie im stroj�w.
� A oni wr�ciliby do fortecy nadzy i ich wstyd wplynalby negatywnie na morale
armii? � rzucil Jace. � Wydaje mi sie to troche skomplikowane.
� Jemu chodzi o to, zebysmy przebrali sie w ich stroje � odezwala sie Clary. � I
mogli podkrasc sie do bramy niezauwazeni. Skoro Mroczni nie sa zbyt spostrzegawczy,
moga sie nie zorientowac. � Gdy Jace popatrzyl na nia zaskoczony, wzruszyla
ramionami. � To jest w kazdym filmie.
� My nie ogladamy film�w � zauwazyl Alec.
� Mysle, ze pytanie brzmi, czy Sebastian oglada filmy � powiedziala Isabelle. � A
przy okazji, czy kiedy go zobaczymy, mamy zdac sie na ciebie, jesli chodzi o
strategie?
� Tak � potwierdzil kr�tko Jace.
� To dobrze � skwitowala Isabelle. � Przez sekunde martwilam sie, ze bedzie jakis
szczeg�lowy plan. No wiesz, cos pewnego.
� Jest plan. � Jace schowal stele za pas i wstal plynnym ruchem. � Pomysl Simona z
dostaniem sie do twierdzy Sebastiana. Wykorzystamy go.
Simon wytrzeszczyl oczy.
� Powaznie?
Jace wlozyl kurtke.
� To dobry pomysl.
� Ale m�j � przypomnial Simon.
� Jest dobry, wiec z niego skorzystamy. Gratulacje. Idziemy na wzg�rze tak, jak
narysowalem, a kiedy zblizymy sie do szczytu, wprowadzimy w zycie tw�j plan. Gdy
tam dotrzemy... � Odwr�cil sie do Clary. � Pamietasz, jak na Jasnym Dworze
podskoczylas i narysowalas run na scianie? Mozesz to powt�rzyc?
� Pewnie tak � odparla Clary. � A co?
Jace zaczal sie usmiechac.
***
Emma siedziala na l�zku w swoim malym pokoiku na poddaszu. Wok�l niej walaly sie
akta.
W koncu wyjela je z teczki, kt�ra zabrala z biura Konsul. Lezaly rozlozone przed
nia na kocu, oswietlone blaskiem slonca wpadajacym przez male okno, ale nie
potrafila sie zmusic, zeby ich dotknac.
Znajdowaly sie wsr�d nich ziarniste fotografie, zrobione pod jasnym niebem Los
Angeles. Ukazywaly ciala jej rodzic�w. Teraz zrozumiala, dlaczego nie mogli ich
przeniesc do Idrisu. Byly nagie, szare jak popi�l z wyjatkiem ohydnych czarnych
bazgrol�w, w og�le niepodobnych do Znak�w. Piasek wok�l nich byl mokry, jakby
padalo, bo lezeli daleko poza linia przyboju. Emma z trudem panowala nad
mdlosciami, czytajac szczeg�ly: jak znaleziono ciala, jak je zidentyfikowano, zanim
rozpadly sie na kawalki, kiedy Nocni Lowcy pr�bowali je podniesc...
� Emmo, skad to masz? � W drzwiach stala Helen. Swiatlo wpadajace przez okno
zabarwialo konc�wki jej wlos�w na srebrno, tak jak u Marka. Byla do niego bardziej
podobna niz zwykle. Ze stresu schudla, co podkreslilo delikatne luki kosci
policzkowych i spiczaste uszy.
Emma buntowniczo zadarla brode.
� Zabralam je z biura Konsul.
Helen usiadla na brzegu l�zka i stwierdzila:
� Musisz je odniesc.
Emma dzgnela palcem dokumenty.
� W og�le nie zamierzaja badac, co sie przydarzylo moim rodzicom � powiedziala. �
M�wia, ze to przypadkowy atak Mrocznych, ale wcale tak nie bylo. Wiem, ze nie. �
Mroczni i ich sojusznicy zabili nie tylko Nocnych Lowc�w z Instytutu. Oni starli w
proch cale Konklawe Los Angeles. Oczywiscie dopadli r�wniez twoich rodzic�w. �
Dlaczego ich nie przemienili? � zapytala Emma. � Przeciez potrzebowali kazdego
wojownika. M�wisz, ze starli w proch cale Konklawe, ale nie zostawili zadnych cial.
Zmienili wszystkich.
� Z wyjatkiem mlodych i bardzo starych.
� Moi rodzice nie byli ani tacy, ani tacy.
� Wolalabys, zeby zostali odmienieni? � zapytala Helen cicho, a Emma zrozumiala, ze
siostra mysli o swoim ojcu.
� Nie. Ale naprawde twierdzisz, ze nie ma znaczenia, kto ich zabil? Ze nie powinnam
nawet chciec sie dowiedziec, dlaczego?
� Dlaczego co? � W drzwiach stal Tiberius z szopa niesfornych czarnych wlos�w
wpadajacych do oczu. Wygladal na mniej niz dziesiec lat, a wrazenie potegowala
wypchana pszczola, kt�ra trzymal w rece. Jego delikatna twarz zdradzala zmeczenie.
� Gdzie jest Julian?
� Szykuje jedzenie w kuchni � odparla Helen. � Jestes glodny?
� Gniewa sie na mnie? � zapytal Ty, patrzac na Emme.
� Nie, ale wiesz, ze sie denerwuje, kiedy na niego wrzeszczysz albo robisz sobie
krzywde � ostroznie odpowiedziala Emma. Trudno bylo przewidziec, co moze wystraszyc
Ty�a albo przyprawic go o atak zlosci. Z jej doswiadczenia wynikalo, ze zawsze
lepiej m�wic mu nieupiekszona prawde. Klamstwa, kt�re dorosli zwykle m�wia
dzieciom, na przyklad �ten zastrzyk ani troche nie bedzie bolal�, mialy
katastrofalne skutki w wypadku Ty�a.
Poprzedniego dnia Julian spedzil duzo czasu na wyjmowaniu odlamk�w ze stopy brata i
uprzedzaniu go dosc surowym tonem, ze jesli znowu bedzie chodzil po rozbitym szkle,
Jules powie o tym doroslym, a oni go ukarza. Ty kopnal brata, zostawiajac krwawy
slad na jego koszuli.
� Jules pragnie tylko twojego dobra � dodala Emma.
Helen wyciagnela rece do brata. Emma wcale sie jej nie dziwila. Ty byl maly, tulil
do siebie pluszowa pszczole, budzil troske i rozczulenie. Sama chcialaby go
usciskac. Ale Tiberius nie lubil byc dotykany przez nikogo opr�cz Livvy. Odsunal
sie od starszej siostry i ruszyl do okna. Po chwili Emma dolaczyla do niego,
uwazajac, zeby nie naruszyc jego przestrzeni.
� Sebastian moze wchodzic do miasta i z niego wychodzic � zauwazyl Ty.
� Tak, ale to tylko jeden czlowiek i nie jest nami zbyt zainteresowany. Poza tym,
mysle, ze Clave ma plan, jak nas ochronic.
� Ja tez tak uwazam � mruknal Ty, wygladajac przez okno. Pokazal palcem. � Tylko
nie wiem, czy to zadziala.
Minela chwila, nim Emma sie zorientowala, na co wskazuje Ty. Ulice byly pelne, ale
nie zwyklych przechodni�w, lecz Nefilim w mundurach Gard albo w strojach bojowych,
niosacych mlotki, gwozdzie i skrzynki z przedmiotami, na kt�rych widok Emma
wytrzeszczyla oczy. W srodku znajdowaly sie nozyce, podkowy, sztylety,
najr�zniejsza bron, a nawet ziemia. Jeden czlowiek dzwigal kilka jutowych work�w z
napisem S�L.
Wszystkie skrzynie i worki byly opatrzone takim samym znakiem: spirala. Ten symbol
Spiralnego Labiryntu czarownik�w Emma widziala w Kodeksie.
� Zimne zelazo � powiedzial Ty w zamysleniu. � Kute, a nie wypalane. S�l i ziemia
z grobu.
Na twarzy Helen pojawil sie wyraz, jaki przybieraja dorosli, kiedy cos wiedza, ale
nie chca powiedziec, o co chodzi. Emma spojrzala na Ty�a, kt�ry powaznymi szarymi
oczami przygladal sie ulicy. Obok niego z zaniepokojona mina stanela Helen.
� Poslali po magiczna amunicje � stwierdzil w koncu Ty. � Ze Spiralnego Labiryntu.
***
Clary chyba jeszcze nigdy nie miala na sobie tylu run�w ani nie widziala u
Lightwood�w tylu magicznych Znak�w. Sama je wszystkie narysowala, wkladajac w nie
cale swoje pragnienie, zeby wszyscy byli bezpieczni i zeby odnalezc matke i Luke�a.
Ramiona Jace�a wygladaly jak mapa: runy pokrywaly jego obojczyki, piers, wierzch
dloni. Wlasna sk�ra wydala sie Clary obca, kiedy na nia spojrzala. Przypomniala
sobie chlopca, kt�ry wytatuowal sobie na calym ciele wypracowana muskulature.
Pomyslala wtedy, ze wyglada jak ze szkla. Teraz jest troche podobnie, stwierdzila,
rozgladajac sie po towarzyszach, kiedy wspinali sie na wzg�rze z wytyczona na
cialach mapa dzielnosci, marzen i pragnien. Nocni Lowcy nie nalezeli do zbyt
otwartych ludzi, ale ich sk�ra byla szczera.
Clary sama nalozyla sobie runy uzdrawiajace, ale one nie wystarczyly, zeby pluca
nie bolaly jej od wszechobecnego pylu. Przypomniala sobie slowa Jace�a, ze oni
dwoje cierpia bardziej niz inni, bo maja wyzsze stezenie anielskiej krwi.
Rozkaszlala sie teraz i splunela czarna slina. Szybko wytarla usta reka, zanim Jace
cos zauwazyl.
Wprawdzie nie umial rysowac, ale jego strategia okazala sie bezbledna. Szli pod
g�re w lamanej formacji, skaczac od jednego pag�rka sczernialych kamieni do
nastepnego. Z braku listowia stanowily one ich jedyna oslone. Wzg�rze bylo w
wiekszej czesci ogolocone z drzew, tylko tu i �wdzie sterczaly martwe kikuty.
Natkneli sie zaledwie na jednego Mrocznego i szybko go zlikwidowali. Krew wsiakla w
popi�l. Clary przypomniala sobie droge do Gard w ich Alicante, zielona i urocza, i
spojrzala z nienawiscia na otaczajace ja pustkowie.
Powietrze bylo ciezkie i gorace, jakby wypalone pomaranczowe slonce przygniatalo
ich swoim ciezarem. Clary dolaczyla do pozostalych, kt�rzy zatrzymali sie za
wysokim kopcem. Rano napelnili butelki woda z jeziorka w jaskini i Alec teraz
puscil jedna w obieg. Jego ponura twarz pokrywala warstwa czarnego kurzu.
� To ostatnia � uprzedzil i wreczyl butelke siostrze.
Isabelle wypila maly lyczek i podala wode Simonowi, ale on pokrecil glowa � nie
musial pic � i przekazal butelke Clary.
Gdy oddala butelke Jace�owi, a on odchylil glowe do tylu i przelknal, z fascynacja
patrzyla, jak porusza sie jego grdyka, i czym predzej odwr�cila wzrok, zanim
zdazyla oblac sie rumiencem. Wczesniej zastanawiala sie, czy po ostatniej nocy
wydaje mu sie inna. Kiedy obudzila sie rano przy wygaslym ognisku, z jego reka w
swojej, niemal sie spodziewala, ze on bedzie w jej oczach wygladal inaczej, ale to
byl ten sam Jace, kt�rego zawsze kochala. I patrzyl na nia tak samo, jak na maly
cud, kt�ry trzyma sie blisko serca. Okay, moze pare rzeczy sie zmienilo, ale to
naprawde nie byla pora, zeby o tym myslec.
� To wszystko � powiedzial Jace i wyrzucil puste naczynie. Wszyscy patrzyli, jak
butelka toczy sie miedzy skaly. �Nie ma wiecej wody�. � Jedna rzecz mniej do
niesienia. � Jace silil sie na lekki ton, ale jego glos zabrzmial sucho jak pyl
chrzeszczacy pod ich stopami.
Jego wargi byly spekane i lekko krwawily mimo iratze. Alec mial cienie pod oczami i
nerwowy tik w lewej rece. Isabelle wciaz mrugala i tarla oczy zaczerwienione od
kurzu, kiedy myslala, ze nikt nie widzi. Wszyscy wygladali okropnie, moze z
wyjatkiem Simona, kt�ry niewiele sie zmienil. Stal przy samym kopcu i lekko dotykal
palcami kamiennej p�lki.
� To sa groby � stwierdzil nagle.
Jace podni�sl wzrok.
� Co?
� Te kamienne kopce. To groby. Stare. Ludzi poleglych w bitwach i pogrzebanych
tutaj pod stosami kamieni.
� Nocni Lowcy � odezwal sie Alec. � Kto inny zginalby, broniac Wzg�rza Gard?
Jace dotknal kamieni dlonia w rekawicy i zmarszczyl brwi.
� My palimy umarlych.
� Moze nie w tym swiecie � powiedziala Isabelle. � Tu jest inaczej. Moze nie mieli
czasu. Moze to byla ich ostatnia plac�wka...
� Cii � uciszyl ja Simon z wyrazem intensywnego skupienia na twarzy. � Ktos
nadchodzi.
Jakis czlowiek.
� Skad wiesz, ze czlowiek? � Clary sciszyla glos.
� Krew � odparl zwiezle Simon. � Posoka demona pachnie inaczej. To sa ludzie...
Nefilim. Jednak nie.
Jace wykonal szybki gest reka, a kiedy wszyscy umilkli, przycisnal plecy do kopca
i zza niego wyjrzal.
� Mroczni � szepnal. � Pieciu.
� Idealna liczba � stwierdzil Alec z wilczym usmiechem.
Zanim Clary dostrzegla jakikolwiek ruch, wyszedl poza oslone skal i strzelil z
luku. Jace, przez chwile zaskoczony, ze parabatai go uprzedzil, chwycil kamien z
kopca i wyskoczyl z kryj�wki. Isabelle ruszyla za nim jak kot, a na koncu Simon,
szybko i zwinnie, z golymi rekami. Clary uslyszala dlugi, bulgoczacy krzyk, nagle
uciety.
Siegnela po Hesperosa, rozmyslila sie i wyjela zza pasa sztylet, po czym wyszla zza
grobowca. Za nim znajdowala sie pochylosc, w g�rze majaczyla czarna bryla
zrujnowanego Mrocznego Gard. Czworo Nocnych Lowc�w ubranych na czerwono rozgladalo
sie z oslupieniem. Na ziemi lezala jasnowlosa kobieta z gardlem przebitym strzala.
Stad ten charkot, pomyslala Clary, nieco oszolomiona. Tymczasem Alec uni�sl luk i
ponownie strzelil. Drugi czlowiek, ciemnowlosy i brzuchaty, z wrzaskiem zatoczyl
sie do tylu, z beltem w nodze. Isabelle doskoczyla do niego blyskawicznie i biczem
przeciela mu szyje. Kiedy Mroczny runal, Jace rzucil sie na niego i wykorzystal
sile upadku, zeby sie przemiescic. Jego miecze zablysly i jak nozyce odciely glowe
lysego mezczyzny w stroju bojowym pokrytym plamami zaschnietej krwi. Szkarlatna
tkanine pokryla kolejna warstwa czerwieni, bezglowy trup upadl na ziemie. Stojaca
za nim kobieta z wrzaskiem uniosla zakrzywiony miecz. Clary rzucila sztyletem. N�z
wbil sie w czolo Mrocznej, a ona zgiela sie wp�l i cicho osunela na sciezke.
Ostatni z wrog�w zaczal biec, potykajac sie, w g�re zbocza. Simon przemknal obok
Clary z szybkoscia blyskawicy i skoczyl na niego jak kot. Mroczny runal z okrzykiem
przerazenia, a Simon uni�sl sie nad nim i uderzyl niczym waz. Rozlegl sie dzwiek,
jakby ktos przedarl papier. Wszyscy odwr�cili wzrok. Po dluzszej chwili Simon wstal
z nieruchomego ciala i ruszyl w ich strone. Na koszuli, rekach i twarzy mial krew.
Odwr�cil glowe w bok, zakaszlal i splunal z obrzydzeniem.
� Gorzka � powiedzial. � Smakuje jak Sebastiana.
Isabelle wygladala, jakby zrobilo sie jej niedobrze, choc wczesniej bez mrugniecia
okiem przeciela gardlo Mrocznemu.
� Nienawidze go � wyrzucila z siebie nagle. � Sebastiana. To, co im zrobil, jest
gorsze od morderstwa. Oni juz nawet nie sa ludzmi. Kiedy umieraja, nie moga zostac
pochowani w Cichym Miescie. I nikt nie bedzie ich oplakiwal. Juz zostali oplakani.
Gdybym kogos kochala i ten ktos zostal zmieniony... wolalabym, zeby nie zyl. �
Oddychala ciezko.
Nikt sie nie odezwal. W koncu Jace spojrzal w niebo. Jego zlote oczy lsnily w
twarzy umazanej ziemia.
� Lepiej ruszajmy. Slonce zachodzi, a poza tym, ktos m�gl nas uslyszec.
Szybko i sprawnie sciagneli stroje bojowe z trup�w. Kiedy Simon przedstawial im
sw�j plan, to zadanie nie wydawalo sie takie okropne, ale w rzeczywistosci okazalo
sie straszne. Clary juz zabijala demony i Wykletych. Gdyby miala pewnosc, ze
Jace�owi nic sie nie stanie, zabilaby Sebastiana. Ale w zdzieraniu ubran z martwych
cial Nocnych Lowc�w, nawet tych naznaczonych runami smierci i piekla, bylo cos
ponurego i niestosownego. Clary nie zdolala sie powstrzymac od zerkniecia na twarz
mezczyzny z brazowymi wlosami i zastanawiania sie, czy to moze byc ojciec Juliana.
Wlozyla kurtke i spodnie mniejszej z kobiet, ale i tak okazaly sie za duze. Nozem
skr�cila rekawy, poly i nogawki, scisnela sie w talii pasem na bron. Alec niewiele
m�gl zrobic z kurtka najwiekszego z Nocnych Lowc�w. Simon musial rozciac na szwach
za kr�tkie i za ciasne rekawy, zeby miec swobode ruch�w. Pozostalej dw�jce dostaly
sie stroje, kt�re na nich pasowaly, choc ten Isabelle byl poplamiony krwia. Jace
nawet w ciemnej czerwieni wygladal przystojnie.
Ukryli ciala za skalnym kopcem i ruszyli dalej na wzg�rze. Jace mial racje. Slonce
juz zachodzilo, oblewajac swiat kolorami ognia i krwi. W miare jak zblizali sie do
wielkiej sylwetki Mrocznego Gard, szli coraz bardziej wyr�wnanym krokiem.
Nagle teren zrobil sie r�wny, a oni znalezli sie na plaskowyzu przed forteca. Clary
odniosla wrazenie, ze patrzy na dwa nalozone na siebie negatywy. W glowie miala
obraz Gard z jej swiata, zielonego wzg�rza porosnietego drzewami, ogrod�w
otaczajacych twierdze, skapanych w magicznym blasku. W dzien swiecilo na nie
slonce, w nocy gwiazdy.
Tutaj nagi szczyt wzg�rza chlostal wiatr tak zimny, ze przenikal gruby material
kurtki. Czerwona linia horyzontu wygladala jak poderzniete gardlo. Wszystko bylo
skapane w krwawym swietle: od tlumu Mrocznych rojacych sie na plaskowyzu po samo
Mroczne Gard. Teraz, kiedy znajdowali sie juz blisko, zobaczyli, ze otacza je mur z
potezna brama na srodku. � Lepiej naciagnij kaptur � poradzil Jace i zrobil to za
nia. � Twoje wlosy sa rozpoznawalne.
� Dla Mrocznych? � zapytal Simon, kt�ry wygladal niedorzecznie i obco w czerwonym
stroju bojowym.
� Dla Sebastiana � odparl kr�tko Jace i sam nasunal kaptur na glowe.
Wyjeli bron. Bicz Isabelle zalsnil w krwawym swietle. Alec juz trzymal luk w
rekach. Jace patrzyl na Mroczne Gard. Clary niemal sie spodziewala, ze zaraz
wyglosi jakas mowe, ale tego nie zrobil. Pod kapturem widziala tylko ostry zarys
jego kosci policzkowych i twarda linie szczeki. Byl gotowy. Wszyscy byli.
� Idziemy do bramy � powiedzial i ruszyl naprz�d.
Clary ogarnal bitewny chl�d. Oddychajac r�wnomiernie, wyprostowala plecy. Niemal z
roztargnieniem zauwazyla, ze ziemia tutaj jest inna niz w pozostalych czesciach
tego pustynnego swiata, przemielona przez wiele st�p. W tym momencie minal ja
odziany na czerwono wojownik o brazowej sk�rze, wysoki i muskularny. Nie zwr�cil na
nich uwagi.
Najwyrazniej patrolowal okolice i, podobnie jak piecioro tamtych Mrocznych,
przemierzal w te i z powrotem wytyczona sciezke. Za nim szla biala kobieta o
siwiejacych wlosach. Miesnie Clary sie napiely � Amatis? � ale z bliska okazalo
sie, ze jej twarz nie jest znajoma. Mimo wszystko Clary wydawalo sie, ze czuje na
sobie wzrok kobiety. Odetchnela z ulga, kiedy ci dwoje znikneli z widoku.
Przed nimi wyrosla teraz masywna zelazna brama z wyryta na niej reka dzierzaca
bron: skeptron zakonczony kula. Wrota, najwyrazniej bezczeszczone przez lata, byly
obtluczone i porysowane, tu i �wdzie zbryzgane posoka i czyms, co niepokojaco
przypominalo zaschnieta ludzka krew.
Clary podeszla i przytknela stele do zelaza, z runem Otwarcia w glowie... ale brama
otworzyla sie pod jej dotykiem. Zaskoczona Clary obejrzala sie na towarzyszy i
pytajaco uniosla brew. Jace przygryzl warge i wzruszyl ramionami, jakby m�wil:
�Idziemy dalej. Co innego mozemy zrobic?�.
I poszli. Za wrotami znajdowal sie most przerzucony nad waskim jarem. Na jego dnie
klebil sie mrok, gesciejszy niz mgla czy dym. Isabelle ruszyla pierwsza z biczem w
rece, Alec na koncu, trzymajac luk w pogotowiu. Kiedy szli gesiego przez most,
Clary rzucila spojrzenie w przepasc i omal nie krzyknela. Ciemnosc miala konczyny,
dlugie i zakrzywione jak nogi pajaka. I cos, co wygladalo jak jarzace sie z�lte
oczy.
� Nie patrz � rzucil cicho Jace.
Clary szybko przeniosla wzrok na bicz Isabelle, zlotym blaskiem rozjasniajacy
mrok.
Kiedy dotarli do frontowych drzwi twierdzy, Jace bez trudu znalazl zasuwe i ja
otworzyl. Powitala ich ciemnosc. Spojrzeli po sobie, owladnieci paralizem, z
kt�rego przez chwile nie potrafilo sie wyzwolic zadne z nich. Clary gapila sie na
swoich towarzyszy, jakby pr�bujac ich zapamietac: brazowe oczy Simona, zarys
obojczyka Jace�a pod czerwona kurtka, luk brwi Aleca, zaniepokojona mine Isabelle.
Stop, nakazala sobie. To nie jest koniec. Zobaczysz ich znowu.
Obejrzala sie i zobaczyla, ze za szeroko otwartymi wrotami stali bez ruchu Mroczni.
Odniosla wrazenie, ze oni tez na nia patrza, a cala scena jest uchwycona w kr�tkiej
chwili bezruchu przez upadkiem.
Teraz. Zrobila krok w ciemnosc. Uslyszala, jak Jace wymawia jej imie, bardzo
cicho, prawie szeptem, a potem juz stala za progiem i wok�l siebie miala
oslepiajace swiatlo. Uslyszala, ze zbliza sie do niej pozostala czw�rka, i wyczula
chlodny podmuch, kiedy drzwi zatrzasnely sie za nimi.
Uniosla wzrok. Stali w ogromnym przedsionku wielkosci Sali Aniola. Dwa biegi
masywnych spiralnych schod�w z kamienia przeplataly sie ze soba, ale nigdzie nie
stykaly. O jedna z kamiennych balustrad opieral sie Sebastian i usmiechal do nich z
g�ry, z zachwytem i wyczekiwaniem. Mial na sobie nieskazitelny czerwony str�j
bojowy, jego wlosy lsnily. Pokrecil glowa.
� Clary, Clary. Naprawde myslalem, ze jestes madrzejsza.
Clary odchrzaknela. Gardlo miala scisniete od kurzu i ze strachu. Na sk�rze czula
mrowienie od adrenaliny.
� Madrzejsza? � Omal nie skrzywila sie na dzwiek wlasnego glosu, kt�ry odbil sie
echem od nagich kamiennych scian, bez tapiserii czy obraz�w.
Z drugiej strony, czego innego mozna sie spodziewac po demonicznym swiecie.
Oczywiscie, ze nie bylo tu sztuki.
� Jestesmy tutaj, w twojej fortecy � powiedziala. � Jest nas piecioro, a ty jeden.
� Racja. I mam wygladac na zaskoczonego? � Wykrzywil twarz w drwiacym grymasie
falszywego zdumienia, od kt�rego Clary skrecily sie wnetrznosci. � Kto by mi
uwierzyl? Oczywiscie dowiedzialem sie od kr�lowej, ze tu przyjdziecie, ale mniejsza
o to. Odkad przybyliscie, roznieciliscie wielki pozar i pr�bowaliscie ukrasc
artefakt strzezony przez demony, czyli brakowalo jedynie tego, zebyscie narysowali
ogromna plonaca strzalke wskazujaca miejsce waszego pobytu. � Sebastian westchnal.
� Zawsze wiedzialem, ze wiekszosc z was jest strasznie glupia. Nawet Jace. Jestes
ladny, ale niezbyt bystry, co? Moze gdyby Valentine mial kilka lat wiecej na twoje
wychowanie... nie, prawdopodobnie nawet wtedy nie. Herondale�owie zawsze byli rodem
bardziej cenionym za urode niz za inteligencje. Jesli chodzi o Lightwood�w, lepiej
nie m�wic. Cale pokolenia idiot�w. Ale Clary...
� Zapomniales o mnie � wtracil Simon.
Sebastian z ociaganiem przeni�sl na niego wzrok i zrobil zniesmaczona mine. � Ty
wciaz wyskakujesz jak Filip z konopi � stwierdzil. � Meczacy wampirek. Zabilem
tego, kt�ry cie stworzyl, wiesz? Myslalem, ze wampiry powinny wyczuwac takie
rzeczy, ale ty wydajesz sie obojetny. Straszliwie bezduszny.
Clary poczula, ze Simon sztywnieje, i przypomniala sobie chwile w jaskini, kiedy
zgial sie wp�l jak przeszyty b�lem. Podobno odni�sl wtedy wrazenie, jakby ktos wbil
mu n�z w piers.
� Raphael � wyszeptal Simon.
Stojacy obok niego Alec zbladl.
� A co z innymi? � zapytal ochryplym glosem. � Magnusem... Lukiem...
� Nasza matka � dorzucila Clary. � Z pewnoscia nawet ty nie zrobilbys jej krzywdy.
Zadowolony usmieszek Sebastiana troche przygasl.
� Ona nie jest moja matka � oswiadczyl i wzruszyl ramionami z przesadna irytacja. �
Zyje. A jesli chodzi o czarownika i wilkolaka, trudno powiedziec. Nie sprawdzalem
od jakiegos czasu. Czarownik nie wygladal zbyt dobrze, kiedy ostatnio go widzialem.
Nie sadze, zeby ten wymiar mu sluzyl. Moze juz nie zyje. Ale naprawde nie mozecie
oczekiwac ode mnie, zebym to przewidzial.
Alec uni�sl luk jednym szybkim ruchem.
� A to przewidziales?
Strzala poleciala w strone Sebastiana, a on blyskawicznie zlapal ja w locie i
zacisnal w garsci, jeszcze wibrujaca. Clary uslyszala, jak Isabelle gwaltownie
nabiera powietrza, poczula szum krwi i strachu we wlasnych zylach.
Sebastian wycelowal ostry koniec strzaly w Aleca jak wskaznik i cmoknal z
dezaprobata. � Niegrzeczny. Pr�bujesz mnie skrzywdzic w mojej wlasnej twierdzy, w
samym centrum mojej wladzy? Jak juz powiedzialem, jestes glupcem. Wszyscy jestescie
glupcami. � Wykonal nagly skret nadgarstka i strzala pekla z hukiem wystrzalu z
broni palnej.
Podwoje w obu koncach przedsionka otworzyly sie i do srodka wpadly demony.
Clary sie tego spodziewala, jednak nie mozna bylo przygotowac sie na cos takiego.
Widziala w zyciu mn�stwo demon�w, ale kiedy potop wlal sie do pomieszczenia z obu
stron � pajecze stwory o tlustych, trujacych cielskach; pozbawione sk�ry
humanoidalne monstra ociekajace krwia; istoty ze szponami i zebiskami, wielkie
modliszki z rozdziawionymi szczekami, jakby bez zawias�w � poczula silne mrowienie.
Nakazala sobie spok�j i, z reka na Hesperosie, skierowala wzrok na brata.
Odpowiedzial jej mrocznym spojrzeniem, a ona przypomniala sobie chlopca ze swojej
wizji, z szarymi oczami takimi jak jej. Zobaczyla, ze miedzy jego brwiami pojawia
sie zmarszczka.
Sebastian uni�sl reke i pstryknal palcami.
� Stop.
Demony otaczajace ich piatke zamarly w p�l ruchu. Clary uslyszala chrapliwy oddech
Jace�a, poczula nacisk jego palc�w na dlon, kt�ra trzymala za plecami. Niemy
sygnal. Pozostali stali sztywno obok niej.
� To moja siostra � rzekl Sebastian. � Nie zr�bcie jej krzywdy. Przyprowadzcie ja
do mnie. Reszte zabijcie. � Zmruzyl oczy, patrzac na Jace�a. � Jesli zdolacie.
Demony ruszyly. Naszyjnik Isabelle pulsowal jak lampa stroboskopowa, wysylajac
oslepiajace jezyki czerwieni i zlota. W ognistym blasku Clary zobaczyla, ze jej
towarzysze szykuja sie do odparcia ataku.
Uznala, ze to jest szansa. Odwr�cila sie i popedzila ku scianie. Czula, ze run
Zrecznosci na jej ramieniu piecze, kiedy podskoczyla, chwycila sie szorstkiego
kamienia lewa reka, zakolysala i uderzyla czubkiem steli w granit, jakby wbijala
siekiere w kore drzewa. Kamien zadrzal. Pojawily sie w nim drobne szczeliny, ale
Clary zawziecie prowadzila instrument po powierzchni sciany, szybko i pewnie.
Wszystko sie oddalilo, nawet zgielk walki toczacej sie za nia, od�r i wycie
demon�w. Zostala tylko moc znajomych run�w, podczas gdy ona rysowala, rysowala,
rysowala...
Nagle cos chwycilo ja za kostke i szarpnelo. Noge przeszyl b�l. Clary spojrzala w
d�l i zobaczyla macke owinieta wok�l buta, sciagajaca ja na ziemie. Demon wygladal
jak wielka liniejaca papuga z mackami zamiast skrzydel. Clary mocniej przywarla do
sciany, nie odrywajac od niej steli. Skala drzala, w miare jak czarne linie wzeraly
sie w kamien.
Drugie szarpniecie za kostke bylo silniejsze. Clary z krzykiem odpadla od sciany i
z impetem rabnela o ziemie, wypuszczajac stele z reki. Gwaltownie zaczerpnela tchu
i przetoczyla sie w bok, kiedy tuz obok jej glowy przeleciala strzala i wbila sie
gleboko w cialo trzymajacego ja demona. Clary odwr�cila glowe i zobaczyla, ze Alec
siega po nastepny belt. W tym momencie runy na scianie rozjarzyly sie niczym mapa
niebianskiego ognia. Jace stal obok Aleca z mieczem w dloni i wzrokiem utkwionym w
Clary.
Ledwo dostrzegalnie skinela glowa. Zr�b to.
Demon, kt�ry ja trzymal, zaryczal i puscil jej kostke. Clary wstala chwiejnie. Nie
byla w stanie narysowac prostokata, wiec jarzace sie wejscie nabazgrane na scianie
przypomnialo raczej nier�wny okrag, podobny do wlotu tunelu. Brama migotala i
falowala jak srebrna woda. Jace przemknal obok niej i wskoczyl w otw�r. Clary
dostrzegla przeblysk tego, co znajdowalo sie po drugiej stronie � zrujnowana Sale
Aniola, posag Jonathana Nocnego Lowcy � rzucila sie do przodu i przycisnela reke do
Bramy, zeby Sebastian nie m�gl jej zamknac. Jace potrzebowal tylko kilku sekund...
Za nia Sebastian krzyczal cos w jezyku, kt�rego nie znala. Od�r demon�w byl
wszechobecny. Clary uslyszala syk i grzechot, a kiedy sie obejrzala, zobaczyla
pedzacego ku niej Pozeracza z uniesionym ogonem skorpiona. Cofnela sie i w tej
samej chwili stw�r rozpadl sie na p�l, przeciety przez metalowy bicz Isabelle.
Cuchnaca posoka zalala podloge. Simon chwycil Clary i odciagnal ja w chwili, kiedy
Brama nagle rozjarzyla sie niesamowitym blaskiem i wyszedl z niej Jace.
Clary z sykiem nabrala powietrza. Jeszcze nigdy bardziej nie przypominal aniola
zemsty pedzacego przez chmury i ogien. Wydawalo sie, ze jego jasne wlosy plona,
kiedy wyladowal lekko i uni�sl bron, kt�ra trzymal w rece, skeptron Jonathana
Nocnego Lowcy z jasniejaca kula na czubku. Zanim Brama sie zamknela, Clary
zobaczyla po drugiej stronie ciemne ksztalty fruwajacych demon�w, uslyszala wrzaski
rozczarowania i wscieklosci, kiedy stwierdzily, ze bron zniknela, a zlodzieja
nigdzie nie widac.
Gdy Jace uni�sl skeptron, demony wok�l nich zaczely sie cofac. Sebastian przechylil
sie przez balustrade, zaciskajac na niej rece, smiertelnie blady. Wbil wzrok w
Jace�a.
� Jonathanie � powiedzial donosnym glosem. � Jonathanie, zabraniam...
Jace cisnal skeptron w g�re, kula buchnela plomieniami. Byl to jaskrawy, skupiony,
lodowaty plomien, bardziej swiatlo niz zar, ostry blask, kt�ry wypelnil cale
pomieszczenie. Clary zobaczyla, ze demony zmieniaja sie w plonace sylwetki, wpadaja
w drgawki i rozsypuja w proch. Te znajdujace sie najblizej Jace�a padly pierwsze, a
kiedy przebiegalo po nich swiatlo niczym szczelina otwierajaca sie w ziemi, jeden
po drugim wydawaly wrzask i rozpuszczaly sie, zostawiajac po sobie na posadzce
gruba warstwe szaroczarnego popiolu.
Blask stal sie jeszcze intensywniejszy, az Clary w koncu musiala zacisnac powieki,
ale nadal widziala pod nimi ostatni wybuch jasnosci. Kiedy otworzyla oczy,
przedsionek byl prawie pusty. Zostala tylko ona i jej towarzysze. Demony zniknely.
A Sebastian stal na schodach, blady i wstrzasniety.
� Nie � rzucil przez zeby.
Jace na niego spojrzal. Jego piers unosila sie i opadala szybko. W rece nadal
trzymal skeptron. Kula zrobila sie czarna i martwa, niczym przepalona zar�wka.
� Myslales, ze nie wiemy, ze sie nas spodziewasz, ale my wlasnie na to liczylismy.
� Jace zrobil krok do przodu. � Znam cie. � Nadal byl zdyszany, wlosy mial
zmierzwione, jego zlote oczy plonely. � Porwales mnie, przejales nade mna wladze,
zmusiles, zebym robil to, co chciales, ale ja sie od ciebie wiele nauczylem.
Siedziales w mojej glowie, wiec pamietam, jak myslisz, jak planujesz. Pamietam
wszystko. Wiedzialem, ze nas nie docenisz, pomyslisz, ze przewidzimy pulapki.
Sadzisz, ze tego nie zaplanowalismy. Zapomniales, ze cie znam. Az do ostatniego
aroganckiego zakamarka twojego malego rozumku...
� Zamknij sie � wysyczal Sebastian i wskazal na nich drzaca reka. � Zaplacicie za
to krwia. � Po tych slowach odwr�cil sie i wbiegl po schodach.
Zniknal tak szybko, ze nawet strzala Aleca nie zdolala go dogonic. Trafila w zakret
schod�w, odbila sie od kamienia i spadla na ziemie w dw�ch kawalkach.
� Jace. � Clary dotknela jego ramienia. Wydawalo sie, ze wr�sl w ziemie. � Jace,
kiedy on m�wi, ze zaplacimy krwia, nie ma na mysli naszej krwi, tylko Luke�a,
Magnusa i mojej mamy. Musimy ich znalezc.
� Zgadzam sie. � Alec opuscil luk. Czerwony str�j mial podarty, ochraniacz na ramie
poplamiony krwia. � Kazde schody prowadza na innym poziom. Bedziemy musieli sie
rozdzielic.
Jace, Clary, wy wezmiecie wschodnia klatke, pozostali te druga.
Nikt nie zaprotestowal. Clary wiedziala, ze Jace nigdy by sie nie zgodzil na
rozdzielenie z nia, podobnie jak Alec nie zostawilby siostry, a Simon i Isabelle
jedno drugiego. Tak ze byl to jedyny wyb�r.
� Jace. � Tym razem glos Aleca wyrwal go ze stuporu.
Jace odrzucil martwy skeptron na bok i kiwnal glowa.
� Racja.
W tym momencie drzwi za nimi otworzyly sie gwaltownie i do pomieszczenia zaczeli
sie wlewac Mroczni Nocni Lowcy. Jace zlapal Clary za nadgarstek i puscil sie przed
siebie biegiem. Alec i reszta popedzili za nimi. Przy schodach sie rozdzielili.
Clary wydawalo sie, ze slyszy, jak Simon wymawia jej imie, kiedy razem z Jace�em
rzucili sie ku wschodniej klatce schodowej. Odwr�cila sie, zeby na niego spojrzec,
ale on juz zniknal. Przedsionek byl pelen Mrocznych, kilku z nich juz wymierzylo w
nich bron � kusze, luki, nawet proce. Clary schylila glowe i pobiegla dalej.
***
Zapadla noc, kolejno rozpalaly sie magiczne swiatla Alicante: w oknach kazdego domu
i sklepu, oswietlajace posag na Placu Aniola, wylewajace sie z Basilias. Jia wziela
gleboki oddech, trzymajac w rece list od Mai Roberts.
Gdy demoniczne wieze rozjarzyly sie na niebiesko, Jia zaczela m�wic. Jej glos
odbijal sie echem od wiez, wedrowal po miescie. Ludzie zatrzymywali sie na ulicach
i zadzierali glowy, stawali na progach dom�w, zeby posluchac jej sl�w, kt�re
przetaczaly sie nad nimi jak fala. � Nefilim, Dzieci Aniola, wojownicy,
przygotujcie sie, bo tej nocy Sebastian Morgenstern rzuci przeciwko nam swoje sily.
� Wiatr wiejacy od wzg�rz, kt�re otaczaly Alicante, byl lodowaty. Jia zadrzala. �
On pr�buje nas zniszczyc. Przyprowadzi ze soba wojownik�w o znajomych twarzach, ale
oni nie sa Nefilim. Nie wahajmy sie, kiedy staniemy naprzeciwko nich. Gdy spojrzymy
na Mrocznych, nie zobaczymy brata, meza, matki, siostry czy zony, tylko udreczona
istote. Czlowieka, kt�rego pozbawiono calego czlowieczenstwa. Jestesmy tym, czym
jestesmy, bo mamy wolna wole. Mozemy wybierac. I decydujemy sie stanac do walki.
Postanawiamy pokonac armie Sebastiana. Oni maja ciemnosc, my sile Aniola. Ogien
hartuje zloto. My tez zahartujemy sie w ogniu i zablysniemy. Znacie protok�l.
Wiecie, co robic.
Naprz�d, Dzieci Aniola.
Idzcie i rozpalcie swiatla wojny.
Rozdzial 22
Prochy naszych ojc�w
Nagle, zawodzace wycie syreny przeszylo nocna cisze. Emma wyprostowala sie na
l�zku, zrzucajac papiery na podloge. Jej serce dudnilo.
Przez otwarte okno sypialni widziala demoniczne wieze, blyskajace czerwienia i
zlotem.
Kolorami wojny.
Wstala chwiejnie i siegnela po str�j bojowy, wiszacy na kolku przy l�zku. Gdy go
wlozyla i schylila sie, zeby zawiazac buty, drzwi jej pokoju otworzyly sie
gwaltownie. Do srodka wpadl Julian i zatrzymal sie raptownie na widok akt lezacych
na podlodze. Nastepnie spojrzal na nia.
� Em, nie slyszalas ogloszenia?
� Drzemalam. � Emma zapiela pas i wsunela Cortane do pochwy.
� Miasto zostalo zaatakowane � powiedzial Julian. � Musimy dotrzec do Sali Aniola.
Zamkna w srodku wszystkie dzieci, bo to najbezpieczniejsze miejsce w calym miescie.
***
Na szczycie schod�w Jace puscil reke Clary, a ona chwycila sie balustrady, z trudem
powstrzymujac kaszel, choc miala wrazenie, ze zaraz pekna jej pluca.
� Co sie dzieje? � spytal Jace i znieruchomial na odglos biegnacych n�g. Mroczni
deptali im po pietach. � Chodz.
I znowu puscili sie biegiem.
Clary starala sie dotrzymac mu kroku. Jace najwyrazniej wiedzial, dokad zmierza.
Przypuszczala, ze korzystal z mapy ich Gard, kt�ra mial w glowie. Kierowal sie w
glab twierdzy.
Skrecili w dlugi korytarz. W jego polowie Jace zatrzymal sie przed metalowymi
drzwiami, na kt�rych widnialy nieznajome runy. Clary spodziewalaby sie raczej
Znak�w smierci, piekla i ciemnosci, ale to byly symbole smutku i zalu po
zniszczonym swiecie. Kto je tutaj wyryl i dlaczego? Widywala wczesniej runy zaloby.
Nocni Lowcy nosili je jak plakietki, kiedy umieral ktos, kogo kochali, choc one nie
lagodzily cierpienia. Jednak istniala r�znica miedzy rozpacza po osobie, a rozpacza
po swiecie.
Jace nachylil sie, pocalowal ja mocno i szybko w usta.
� Jestes gotowa?
Clary kiwnela glowa, a kiedy Jace otworzyl drzwi i wszedl do srodka, podazyla za
nim. Pomieszczenie bylo wielkie jak Sala Narad w Gard, jesli nie wieksze. Sufit
wznosil sie wysoko nad nimi, ale zamiast rzed�w siedzen ujrzeli podium, do kt�rego
szlo sie po nagiej posadzce z bialego marmuru. Za podwyzszeniem znajdowaly sie dwa
duze okna. Wlewal sie przez nie blask zachodzacego slonca, przez jedno barwy zlota,
a drugie koloru krwi. Na srodku pomieszczenia skapanego w krwawo-zlotym swietle
kleczal Sebastian i rysowal na podlodze runy, krag ciemnych polaczonych symboli.
Uswiadomiwszy sobie, co on robi, Clary ruszyla w jego strone... i odskoczyla z
krzykiem, kiedy przed nia wyr�sl ogromny szary ksztalt.
Wygladal jak ogromny czerw, a jedynym otworem w jego oslizlym szarym cielsku byla
paszcza pelna ostrych zeb�w. Clary go rozpoznala. Widziala takiego wczesniej w
Alicante, jak sunal przez rozbite szklo wymieszane z krwia i lukrem. Behemot.
Siegnela po sztylet, ale Jace juz skoczyl z mieczem w rece, wyladowal za demonem i
dzgnal go w bezoka glowe. Clary cofnela sie, kiedy z rozplatanej gardzieli Behemota
wydobylo sie glosne zawodzenie i trysnela piekaca posoka. Jace przywarl do jego
grzbietu i raz za razem opuszczal miecz, az demon zacharczal i z hukiem runal na
ziemie. Nocny Lowca do samego konca sciskal go kolanami, po czym zeskoczyl z niego
na r�wne nogi.
W sali przez chwile panowala cisza. Jace powi�dl wzrokiem wok�l siebie, jakby sie
spodziewal, ze nastepny demon wyskoczy na nich z cienia, ale nie bylo tam nikogo
wiecej opr�cz Sebastiana, kt�ry podni�sl sie z kolan i stal teraz posrodku
ukonczonego kregu run�w.
Zaczal klaskac powoli.
� Piekna robota � pochwalil. � Naprawde doskonale rozprawiles sie z demonem. Zaloze
sie, ze tata dalby ci zlota gwiazdke. No, dobrze. Moze wystarczy tych uprzejmosci.
Poznajesz, gdzie sie znajdujemy?
Jace powi�dl wzrokiem po komnacie. Clary podazyla za jego spojrzeniem. Swiatlo
padajace z okien lekko przygaslo, tak ze wyrazniej zobaczyla podium. Staly na nim
dwa ogromne... c�z, chyba �trony� ze zlota i kosci sloniowej. Prowadzily do nich
zlote stopnie. Kazdy mial wygiete oparcie ozdobione pojedynczym kluczem.
� �Bylem umarly, lecz oto zyje na wieki wiek�w i mam klucze smierci i piekla� �
wyrecytowal Sebastian, szerokim gestem wskazujac na dwa fotele. Clary nagle
zauwazyla, ze obok lewego ktos kleczy. Kobieta z rekami splecionymi przed soba.
Mroczna Lowczyni w czerwonym stroju. � To sa klucze w ksztalcie tron�w podarowane
mi przez demony, kt�re rzadza tym swiatem, Lilith i Asmodeusza.
Przeni�sl spojrzenie ciemnych oczu na Clary, a ona odebrala jego wzrok jak dotyk
zimnych palc�w wedrujacych po plecach.
� Nie wiem, dlaczego mi to pokazujesz � powiedziala. � Czego oczekujesz? Podziwu?
Nie dostaniesz go. Mozesz mi grozic, jesli chcesz. Wiesz, ze mnie to nie rusza.
Jace�owi niczym nie zagrozisz. On ma w zylach niebianski ogien. Nie mozesz zrobic
mu krzywdy.
� Nie moge? Kto wie, ile niebianskiego ognia zostalo mu w zylach po
przedwczorajszym pokazie fajerwerk�w? Dopadl cie ten demon, co, bracie? Nigdy nie
pogodziles sie z tym, ze zabiles kogos ze swojego rodzaju.
� Zmusiles mnie do morderstwa � odezwal sie Jace. � To nie moja reka trzymala n�z,
kt�ry zabil siostre Magdalene, tylko twoja.
� Jak sobie chcesz. � Usmiech Sebastiana byl zimny. � W kazdym razie sa inni,
kt�rym moge zagrozic. Amatis, wstan i przyprowadz Jocelyn.
Clary poczula, ze male lodowe sztylety przebijaja jej zyly. Pr�bowala zachowac
kamienna twarz, gdy Mroczna kleczaca przy tronie wstala. To rzeczywiscie byla
Amatis z niebieskimi oczami Luke�a.
� Z przyjemnoscia � powiedziala z usmiechem i wymaszerowala z pokoju, wlokac za
soba rabek dlugiego czerwonego plaszcza.
Jace wystapil do przodu z nieartykulowanym pomrukiem i zatrzymal sie raptownie metr
od Sebastiana. Wyciagnal rece, ale trafil na cos przezroczystego. Na niewidzialna
sciane.
Sebastian prychnal.
� Mialbym cie dopuscic tak blisko... wlasnie ciebie, z ogniem plonacym w twoich
zylach?
Raz wystarczy, dziekuje.
� Wiec zdajesz sobie sprawe, ze moge cie zabic � powiedzial Jace, a Clary naszla
refleksja, jak bardzo sa podobni i jak bardzo sie r�znia. Niczym ogien i woda.
Sebastian: sama biel i czern, Jace plonacy czerwienia i zlotem. � Nie mozesz
wiecznie sie tutaj ukrywac. Umrzesz z glodu.
Sebastian wykonal szybki gest palcami, tak jak Magnus, kiedy rzucal czar. Jace
pofrunal do tylu i rabnal w sciane. Clary zaparlo dech, kiedy odwr�cila sie i
zobaczyla, ze Jace lezy na ziemi z krwawym rozcieciem z boku glowy. Sebastian
zanucil cos wesolo i opuscil reke.
� Nie martw sie � powiedzial konwersacyjnym tonem, kierujac spojrzenie na Clary. �
Nic mu nie bedzie. O ile nie zmienie zdania, co z nim zrobic. Na pewno rozumiesz.
Teraz, kiedy zobaczylas, co potrafie.
Clary nakazala sobie spok�j. Wiedziala, jak wazne jest zachowanie pokerowej twarzy.
Nie mogla w panice zerkac na Jace�a, nie mogla okazywac gniewu ani strachu. W glebi
serca lepiej niz ktokolwiek inny wiedziala, czego chce Sebastian. Znala go, i to
byla jej najlepsza bron.
No, moze druga w kolejnosci.
� Zawsze wiedzialam, ze masz moc � stwierdzila, celowo nie patrzac na Jace�a, nie
analizujac jego bezruchu, struzki krwi cieknacej po boku jego twarzy. Zawsze tak
sie dzialo.
Zawsze byla sama przeciwko Sebastianowi.
� Moc � powt�rzyl Sebastian, jakby to byla zniewaga. � Tak to nazywasz? Tutaj mam
cos wiecej niz moc i wladze, Clary. W tej twierdzy moge ksztaltowac rzeczywistosc.
� Zaczal spacerowac wewnatrz narysowanego przez siebie kregu, z rekami niedbale
splecionymi za plecami, jak profesor wyglaszajacy wyklad. � Ten swiat jest
polaczony tylko najcienszymi nicmi z tym, w kt�rym sie urodzilismy. Jedna z tych
nici jest droga przez Faerie. Druga sa te okna. Jesli wyjdziesz przez to... �
wskazal na prawe, za kt�rym Clary widziala granatowe niebo i gwiazdy � wr�cisz do
Idrisu. Ale to nie jest takie proste. � Popatrzyl na gwiazdy. � Przybylem do tego
swiata, poniewaz to bylo miejsce, gdzie moglem sie ukryc. A potem zaczalem
rozumiec. Z pewnoscia nasz ojciec wiele razy cytowal ci slowa � m�wil teraz do
Jace�a, jakby ten m�gl go slyszec � ze lepiej rzadzic w piekle, niz sluzyc w
niebie. I tutaj ja rzadze. Mam Mrocznych i demony. Mam twierdze i cytadele. A kiedy
granice tego swiata zostana zapieczetowane, wszystko tutaj bedzie mi sluzyc jako
bron. Skaly, martwe drzewa, sama ziemia przyjdzie do mnie i odda mi swoja moc. A
Wielcy, stare demony, spojrza na moje dzielo i mnie nagrodza. Wyniosa w chwale i
bede rzadzil otchlania miedzy swiatami i przestrzenia miedzy gwiazdami.
� �I bedzie rzadzil nimi laska zelazna; dam mu tez gwiazde poranna� � zacytowala
Clary, przypomniawszy sobie slowa Aleca wypowiedziane w Sali Aniola.
Sebastian odwr�cil sie do niej z blyszczacymi oczami.
� Tak! � wykrzyknal. � Tak, bardzo dobrze, teraz rozumiesz. Myslalem, ze chce
naszego swiata, ze chce skapac go we krwi, ale pragne czegos wiecej. Pragne
dziedzictwa Morgenstern�w.
� Chcesz byc diablem? � spytala Clary, na p�l zdumiona, na p�l przerazona. � Chcesz
rzadzic pieklem? � Rozlozyla rece. � Wiec smialo. Zadne z nas cie nie powstrzyma.
Pusc nas do domu, obiecaj, ze zostawisz nasz swiat w spokoju, i mozesz miec pieklo.
� Niestety, odkrylem cos, co byc moze r�zni mnie od Lucyfera. Nie chce rzadzic sam.
� Wyciagnal reke i eleganckim gestem wskazal na dwa trony. � Jeden z nich jest dla
mnie. Drugi...
drugi jest dla ciebie.
***
Ulice Alicante skrecaly i wily sie jak morskie prady. Gdyby Emma nie podazala za
Helen, kt�ra w jednej rece niosla kusze, a w drugiej magiczne swiatlo, juz dawno by
sie zgubila. Resztki slonca znikaly z nieba, ulice byly ciemne. Julian dzwigal
Tavvy�ego, kt�ry obejmowal go za szyje. Emma trzymala Dru za reke, a blizniaki
tulily sie do siebie w milczeniu. Dru szla wolno i wciaz sie potykala. Upadla kilka
razy, wiec Emma musiala ja podnosic. Jules wolal do niej, zeby byla ostrozna, wiec
sie starala. Nie miala pojecia, jak Julian to robi, ze tak pewnie niesie Tavvy�ego
i mruczy cos do niego uspokajajaco, tak ze chlopczyk nawet nie zaplakal. Dru
pochlipywala cicho. Emma wytarla jej lzy z twarzy, kiedy pomagala jej wstac po raz
czwarty. Mamrotala do niej bezsensowne slowa, tak jak kiedys jej matka.
Nigdy nie tesknila za rodzicami bardziej niz teraz. Miala wrazenie, ze ktos wbija
jej n�z pod zebra.
� Dru... � zaczela i w tym momencie niebo rozjarzylo sie na czerwono.
Demoniczne wieze przybraly barwe czystego szkarlatu, ostrzegawcze zloto
zniknelo.� Wr�g przedarl sie przez mury miasta � stwierdzila Helen, patrzac na
Gard. Pewnie myslala o Alice. Czerwony blask wiez nadawal jej jasnym wlosom barwe
krwi. � Chodzcie, szybko.
Emma nie byla pewna, czy moga isc jeszcze szybciej. Scisnela nadgarstek Drusilli i
pociagnela ja mocno, szepczac slowa przeprosin. Blizniaki, trzymajace sie za rece,
dzielnie nadazaly za Helen, kiedy wszyscy razem biegli w strone Placu Aniola.
Znajdowali sie prawie na szczycie schod�w, kiedy Julian gwaltownie nabral
powietrza.
� Helen, za nami!
Emma odwr�cila sie i zobaczyla rycerza faerie w bialej zbroi zblizajacego sie do
st�p schod�w. Ni�sl luk z zakrzywionej galezi, jego wlosy byly dlugie, koloru kory.
Gdy ujrzal Helen, wyraz jego twarzy sie zmienil, a Emma zadala sobie pytanie, czy
rozpoznal w niej krew faerie. Potem Helen uniosla kusze i strzelila.
Rycerz zrobil unik. Belt trafil w sciane za nim. Faerie usmiechnal sie zlosliwie,
wskoczyl na pierwszy stopien, potem na drugi... i krzyknal. Emma patrzyla
wstrzasnieta, jak uginaja sie pod nim nogi. Zawyl, kiedy jego sk�ra zetknela sie z
krawedzia stopnia. Dopiero teraz Emma zauwazyla, ze w brzeg schod�w powbijano
korkociagi, gwozdzie i inne kawalki zelaza kutego na zimno. Wojownik zatoczyl sie
do tylu, Helen wystrzelila ponownie. Tym razem strzala przebila jego zbroje i
zaglebila sie w piersi. Faerie runal.
� Faerioodporne � powiedziala Emma, przypominajac sobie, jak wygladala przez okno u
Penhallow�w razem z Helen i Ty�em. � Caly ten metal, zelazo. � Wskazala na pobliski
budynek, gdzie na sznurach przyczepionych do brzegu dachu wisialy dlugie rzedy
nozyczek. � Wlasnie to robili straznicy...
Nagle Dru krzyknela. Kolejna postac pedzila ulica. Tym razem kobieta w
jasnozielonej zbroi, z tarcza zrobiona z nakladajacych sie na siebie rzezbionych
lisci.
Emma wyszarpnela n�z zza pasa i rzucila. Faerie instynktownie uniosla tarcze, zeby
sie oslonic... ale sztylet swisnal obok jej glowy i przecial sznur zwisajacy z
dachu. Nozyce spadly ostrzami w d�l i wbily sie miedzy lopatki kobiety. Faerie z
wrzaskiem runela na ziemie. Jej cialo wpadlo w drgawki.
� Dobra robota, Emmo � pochwalila ja Helen twardym glosem. � Chodzcie... Urwala z
krzykiem, kiedy z bocznej uliczki wypadlo trzech Mrocznych. Mieli na sobie czerwone
stroje bojowe, tak czesto obecne w koszmarach Emmy, o barwie podkreslonej przez
swiatlo demonicznych wiez.
Dzieci milczaly jak duchy. Helen uniosla kusze i wystrzelila belt. Trafila jednego
z napastnik�w w ramie. Ten okrecil sie i zachwial, ale nie upadl. Helen zaladowala
nastepna strzale. Tymczasem Julian staral sie nie upuscic Tavvy�ego i jednoczesnie
dobyc miecza zza pasa. Emma polozyla dlon na Cortanie...
Wirujacy krag swiatla przecial powietrze i wbil sie w gardlo pierwszego z
Mrocznych. Krew trysnela na znajdujaca sie za nim sciane. Ranny zlapal sie za
gardlo i upadl. Dwa nastepne kregi rozplataly piersi dw�ch pozostalych Mrocznych
Nefilim. Obaj w milczeniu osuneli sie na ziemie. Po bruku rozlalo sie jeszcze
wiecej krwi, utworzylo sadzawke.
Emma odwr�cila sie i spojrzala w g�re. Na szczycie schod�w stal mlody Nocny Lowca o
ciemnych wlosach, z lsniacym czakramem w prawej rece. Kilka innych wisialo u jego
pasa z bronia. W czerwonym swietle demonicznych wiez wojownik niemal jasnial:
wysoka, chuda postac w ciemnym stroju bojowym na tle czerni nocy, z Sala Aniola
wznoszaca sie za nim niczym blady ksiezyc.
� Brat Zachariasz? � powiedziala Helen ze zdumieniem.
***
***
W miare jak zmierzali do srodka miasta, tlum gestnial: wiecej Nefilim, wiecej
Mrocznych, wiecej wojownik�w faerie. Choc ci ostatni poruszali sie w slimaczym
tempie, z trudem, oslabieni kontaktem z zelazem, stala, jarzebina i sola hojnie
rozsypana po miescie dla obrony przed nimi. Moc rycerzy faerie byla legendarna, ale
Emma widziala, jak wielu z nich pada pod mieczami Nefilim, a ich krew plynie po
bialych kamieniach Placu Aniola.
Mroczni natomiast nie sprawiali wrazenia oslabionych. Najwyrazniej nie przejmowali
sie klopotami swoich sojusznik�w, tylko wycinali sobie droge przez tlum Nefilim
zebranych na Placu Aniola. Julian ukryl Tavvy�ego pod swoja kurtka. Chlopczyk
plakal, ale jego krzyki zagluszala bitewna wrzawa.
� Musimy sie zatrzymac! � krzyknal Jules. � Rozdziela nas! Helen!
Jego starsza siostra byla blada i zle wygladala. W okolicy Sali Aniola zgromadzono
najwiecej czar�w ochronnych przed faerie, tak ze nawet Helen zaczynala to odczuwac.
W koncu brat Zachariasz � teraz Zachariasz, przypomniala sobie Emma, Nocny Lowca
taki jak oni � uformowal ich w szereg i Blackthornowie wraz z Carstairsami ruszyli
dalej, blisko siebie. Emma trzymala sie pasa Juliana, bo on ni�sl Tavvy�ego. Nawet
Ty musial wziac za reke Drusille, ale lypnal na nia spode lba, czym znowu
przyprawil ja o lzy.
Kierowali sie w strone Sali Aniola z Zachariaszem na przedzie. Bylemu Cichemu Bratu
skonczyly sie ostrza do rzucania, wiec siegnal po wl�cznie. Skutecznie i na zimno
wycinal sobie nia droge przez Mrocznych.
Emma az sie palila, zeby wyciagnac Cortane, pobiec naprz�d i siec, ciac wrog�w,
kt�rzy zamordowali jej rodzic�w, kt�rzy torturowali i zmienili ojca Juliana, kt�rzy
zabrali Marka. Ale to by oznaczalo opuszczenie Juliana i Livvy, a tego nie mogla
zrobic. Tak duzo zawdzieczala Blackthornom. Zwlaszcza Julesowi, kt�ry trzymal ja
przy zyciu, kt�ry przyni�sl jej Cortane, kiedy myslala, ze umrze z zalu.
W koncu weszli chwiejnie po schodach Sali Aniola za Helen i Zachariaszem.
Zatrzymali sie przed podw�jnymi masywnymi drzwiami. Po obu ich stronach stali
straznicy. Jeden trzymal wielki drewniany drag, w drugim Emma rozpoznala kobiete z
tatuazem koi, kt�ra czasami zabierala glos na naradach: Diane Wrayburn.
� Zaraz zamykamy drzwi � oznajmil straznik ze sztaba. � Wy dwoje bedziecie musieli
zostawic je tutaj. Tylko dzieci sa wpuszczane do srodka...
� Helen � odezwala sie Dru drzacym glosikiem.
Szereg sie rozpadl. Mali Blackthornowie zgromadzili sie wok�l Helen. Julian stanal
z boku. Z twarza pusta i szara, wolna reka glaskal Tavvy�ego po lokach.
� Wszystko w porzadku � powiedziala Helen zdlawionym glosem. � To jest
najbezpieczniejsze miejsce w Alicante. Sp�jrzcie, na calych schodach jest rozsypana
s�l i ziemia z grobu, zeby odstraszac faerie.
� A pod plytami chodnikowymi zimne zelazo � dodala Diana. � Instrukcje Spiralnego
Labiryntu wypelniono co do joty.
Na wzmianke o Spiralnym Labiryncie Zachariasz gwaltownie nabral powietrza. Potem
przykucnal i spojrzal Emmie w oczy.
� Emma Cordelia Carstairs � powiedzial. Wygladal jednoczesnie bardzo mlodo i bardzo
staro. Na szyi, wok�l wyblaklego runu, mial krew, ale nie swoja. Przyjrzal sie jej
twarzy, jakby czegos w niej szukal. W koncu rzekl tak cicho, ze nikt inny nie m�gl
go uslyszec: � Zostan ze swoim parabatai. Czasami odwazniej jest nie walczyc. Chron
ich i zachowaj swoja zemste na inny dzien.
Oczy Emmy sie rozszerzyly.
� Ale ja nie mam parabatai... i skad...
Jeden ze straznik�w krzyknal i upadl ze strzala wbita w piers.
� Do srodka! � zawolala Diana, zagarniajac dzieci do budynku.
Emma poczula, ze ktos ja lapie i niemal wrzuca do srodka. Odwr�cila sie, zeby
ostatni raz spojrzec na Zachariasza i Helen, ale podw�jne drzwi juz zatrzasnely sie
za nia, a masywna drewniana sztaba z hukiem trafila na miejsce.
***
***
***
Tavvy zasnal na kolanach Juliana, a on mocno trzymal brata. Pod oczami mial wielkie
cienie. Livvy i Ty tulili sie do siebie po jego jednej stronie, Dru przyciskala sie
do niego z drugiej.
Emma siedziala oparta plecami o jego plecy, zeby w ten spos�b zr�wnowazyc ciezar
malca. Nie bylo wolnych kolumn, o kt�re mozna by sie wesprzec, zadnego wolnego
kawalka sciany. W Sali byly uwiezione dziesiatki, setki dzieci.
Emma dotknela glowa glowy Julesa. Pachnial tak jak zawsze: mydlem, slodycza i
oceanem, jakby nosil ten zapach w swoich zylach. Bylo to pocieszajace i
jednoczesnie nie.
� Cos slysze � wyszeptala. � A ty?
Julian natychmiast pobiegl wzrokiem do swoich braci i si�str. Livvy na p�l spala z
podbr�dkiem opartym na rece. Dru rozgladala sie po sali wielkimi niebieskozielonymi
oczami. Ty stukal palcem w marmurowa posadzke, obsesyjnie liczac do stu i z
powrotem. Kopal i wrzeszczal, kiedy Julian pr�bowal obejrzec opuchlizne po upadku
na jego ramieniu. W koncu Jules odpuscil i pozwolil mu wr�cic do liczenia i
kolysania sie, kt�re go uspokajaly, a wlasnie o to chodzilo.
� Co slyszysz? � zapytal Jules.
W tym momencie dzwiek stal sie glosniejszy, przypominal szum silnego wiatr albo
trzask wielkiego ogniska. Dzieci zaczely sie wiercic i krzyczec, patrzac na szklane
sklepienie Sali Aniola.
Widac bylo przez nie chmury, sunace na tle tarczy ksiezyca... a potem wypadli z
nich szaleni jezdzcy na czarnych koniach, kt�rych podkowy krzesaly ogien, i na
ogromnych czarnych psach o pomaranczowych jarzacych sie oczach. Inni korzystali z
bardziej wsp�lczesnych srodk�w transportu: czarnych powoz�w ciagnietych przez
szkieletowe ogiery, motocykli lsniacych od chromu, kosci i onyksu.
� Dzikie Polowanie � wyszeptal Jules.
Wiatr niczym zywa istota chlostal chmury, formowal je w szczyty i doliny, przez
kt�re gnali jezdzcy. Ich krzyki bylo slychac mimo poswist�w wichury. W rekach
dzierzyli wszelkiego rodzaju bron: miecze, maczugi, wl�cznie i kusze. Frontowe
podwoje Sali zaczely drzec, drewniana sztaba rozpadla sie w drzazgi. Nefilim
spojrzeli na drzwi z przerazeniem w oczach.
Emma uslyszala ochryply szept jednej ze strazniczek:
� Dzikie Polowanie przegania naszych wojownik�w spod Sali Aniola. Mroczni usuwaja
ziemie z grobu i zelazo. Wylamia drzwi, jesli straze nie odepra ataku!
� Przybyl Dziki Zastep � odezwal sie Ty, przerywajac liczenie. � Zbieracze
Umarlych.
� Ale Rada ochronila miasto przed faerie � zaprotestowala Emma. � Dlaczego... � To
nie sa zwyczajne faerie � powiedzial Ty. � S�l, ziemia z grobu, zimne zelazo. Te
rzeczy nie dzialaja na Dzikie Polowanie.
Dru spojrzala w g�re.
� Dzikie Polowanie? Czy to znaczy, ze Mark tu jest? Przyszedl nas uratowac? � Nie
badz glupia � rzucil Ty z miazdzaca pogarda. � Mark jest teraz z mysliwymi, a
Dzikie Polowanie chce, zeby byly bitwy. Przybywaja, zeby zbierac umarlych, kiedy
jest juz po wszystkim, i ci martwi potem im sluza.
Siostra wykrzywila twarz. Drzwi Sali Aniola drzaly coraz gwaltowniej, zawiasy
skrzypialy.
� Ale jesli Mark nie przyjdzie, zeby nas uratowac, kto to zrobi?
� Nikt � odparl Ty i tylko nerwowe stukanie jego palc�w na marmurze swiadczylo, ze
ta mysl go niepokoi. � Nikt nie przyjdzie nas uratowac. Umrzemy tutaj.
***
Jocelyn jeszcze raz rzucila sie na drzwi. Ramie juz miala cale posiniaczone i
zakrwawione, paznokcie polamane od grzebania w zamku. Przed kwadransem uslyszala
odglosy walki, potem tupot biegnacych st�p, wrzaski demon�w...
Galka u drzwi zaczela sie obracac. Jocelyn odskoczyla od nich i chwycila obluzowana
wczesniej cegle. Nie mogla zabic Sebastiana, ale gdyby go zranila, zyskalaby troche
czasu... Drzwi sie otworzyly, cegla swisnela w powietrzu. Postac stojaca w progu
uchylila sie, pocisk uderzyl w mur.
� Mam nadzieje, ze kiedy sie pobierzemy, nie bedziesz tak mnie witac, kiedy wr�ce
do domu � powiedzial Luke, prostujac sie.
Jocelyn rzucila mu sie na szyje. Byl brudny i zakrwawiony, koszule mial podarta, w
prawej rece trzymal miecz, ale objal ja lewa i przyciagnal do siebie.
� Luke � wyszeptala, wtulona w niego.
Przez chwile myslala, ze rozpadnie sie z ulgi i szczescia, szalenstwa i strachu,
jak w tamtych okropnych chwilach, kiedy sie dowiedziala, ze zostal ugryziony. Gdyby
wtedy wiedziala, gdyby zdawala sobie sprawe, ze tak kocha sie kogos, z kim chce sie
spedzic zycie, wszystko potoczyloby sie inaczej.
Ale wtedy nie mialaby Clary. Odsunela sie i popatrzyla w jego spokojne niebieskie
oczy.
� Nasza c�rka? � zapytala.
� Jest tutaj. � Luke odsunal sie tak, ze zobaczyla za nim Isabelle i Simona
czekajacych na korytarzu. Oboje mieli skrepowane miny, jakby widok dwojga
obejmujacych sie doroslych byl najgorsza rzecza, jaka mozna zobaczyc, nawet w
kr�lestwie demon�w. � Chodz z nami.
Zamierzamy jej poszukac.
***
� Nie jestem pewna � powiedziala Clary z rozpacza. � Moze Nocni Lowcy nie przegraja
bitwy. Moze odzyskaja sily.
Sebastian sie usmiechnal.
� Mozesz zaryzykowac. Ale posluchaj. Wlasnie przybyli do Alicante ci, kt�rzy jezdza
na wietrze miedzy swiatami. Przyciagaja ich miejsca rzezi. Widzisz?
Wskazal na okno wychodzace na Alicante. Clary zobaczyla Sale Aniola skapana w
ksiezycowym blasku i chmury przesuwajace sie niezmordowanie w te i z powrotem na
tle jasnej tarczy. Nagle chmury sie rozstapily i pojawilo sie cos, co wczesniej
widziala tylko raz, kiedy lezala z Jace�em na dnie lodzi w Wenecji. Po niebie z
dudnieniem i wyciem pedzili ubrani na czarno, obdarci, uzbrojeni po zeby wojownicy
na upiornych rumakach.
� Dzikie Polowanie � powiedziala Clary w odretwieniu i nagle przypomniala sobie
Marka Blackthorna ze sladami po biczu na calym ciele i udreczonymi oczami.
� Zbieracze Umarlych � dodal Sebastian. � Magiczne kruki pojawiajace sie wszedzie
tam, gdzie dochodzi do wielkiej rzezi. Tej masakrze tylko ty mozesz zapobiec.
Clary zamknela oczy. Czula sie tak, jakby dryfowala po ciemnej wodzie i patrzyla,
jak swiatelka brzegu nikna w oddali. Wkr�tce miala zostac sama na oceanie, z
lodowatym niebem nad soba i kilometrami pustki pod soba.
� Idz i zasiadz na tronie � kusil Sebastian. � Jesli to zrobisz, uratujesz ich
wszystkich.
Clary zmierzyla go wzrokiem.
� Skad mam wiedziec, ze dotrzymasz slowa?
Sebastian wzruszyl ramionami.
� Bylbym glupcem, gdybym go nie dotrzymal. Od razu bys wiedziala, ze cie oklamalem,
i wtedy walczylabys ze mna, a tego nie chce. Poza tym, zeby zdobyc tutaj pelnie
wladzy, musze zapieczetowac granice miedzy swiatami. Gdy juz zostana zamkniete,
Mroczni z twojego swiata, odcieci ode mnie, swojego zr�dla, beda oslabieni i
Nefilim ich pokonaja. � Usmiechnal sie lodowato. � Stanie sie cud. Cud dokonany dla
nich przez nas... przeze mnie. Co za ironia, nie sadzisz? Ze bede ich aniolem
wybawicielem?
� A co ze wszystkimi, kt�rzy sa tutaj? Z Jace�em? Moja mama? Przyjaci�lmi? � Moga
zyc. Dla mnie bez r�znicy. Nie zrobia mi krzywdy ani teraz, ani po zapieczetowaniu
granic.
� A ja tylko musze zasiasc na tronie? � upewnila sie Clary.
� I obiecac, ze zostaniesz przy mnie, p�ki bede zyl. Co, przyznaje, potrwa dlugo.
Kiedy ten swiat zostanie odciety, nie tylko stane sie niezniszczalny, ale bede zyl
wiecznie. �Oto zyje na wieki wiek�w i mam klucze smierci i piekla�.
� Jestes gotowy to zrobic? Zrezygnowac z calej Ziemi, z Mrocznych, ze swojej
zemsty? � Tamto juz zaczynalo mnie nudzic � wyznal Sebastian. � Tutaj jest
ciekawiej. Szczerze m�wiac, ty tez troche zaczynasz mnie nudzic. Zdecyduj sie
wreszcie. Siadasz na tronie czy nie?
A moze potrzebujesz odrobiny perswazji?
Clary znala jego metody perswazji. Noze pod paznokciami, reka na gardle. Czesc jej
pragnela, zeby ja zabil, oszczedzil koniecznosci podjecia decyzji. Nikt nie m�gl
jej pom�c. Byla calkowicie zdana na siebie.
� Nie tylko ja bede zyl wiecznie � ciagnal Sebastian niemal lagodnym glosem. �
Kiedy odkrylas Swiat Cieni, nie marzylas w sekrecie o tym, zeby zostac bohaterka?
Najbardziej wyjatkowa ze wszystkich wyjatkowych ludzi? Na sw�j spos�b my oboje
pragniemy byc bohaterami.
� Bohaterowie nie niszcza swiat�w, tylko je ratuja � zauwazyla Clary.
� I ja oferuje ci te szanse � rzekl Sebastian. � Kiedy wstapisz na tron, uratujesz
swiat. Uratujesz swoich przyjaci�l. Zdobedziesz nieograniczona wladze. Daje ci
wielki dar, bo cie kocham. Mozesz uznac mrok swojej duszy i powtarzac sobie, ze
postapilas wlasciwie. I pamietaj, ze w ten spos�b dostaniesz wszystko, czego
pragniesz.
Clary zamknela oczy na jedno uderzenie serca, potem drugie. Dosc czasu, zeby
zobaczyc twarze: Jace�a, matki, Luke�a, Simona, Isabelle, Aleca. I wiele innych:
Mai i Raphaela, Blackthorn�w, malej Emmy Carstairs, faerie z Jasnego Dworu, Clave,
nawet mgliste wspomnienie twarzy ojca.
Otworzyla oczy i podeszla do tronu. Uslyszala, ze stojacy za nia Sebastian bierze
gwaltowny oddech. Czyzby tylko udawal pewnosc siebie? A tak naprawde nie wiedzial,
co ona zrobi? Dwa okna za tronami migotaly jak ekrany: jeden pokazywal pustkowie,
drugi zaatakowane Alicante. Kiedy Clary dotarla do schod�w i zaczela po nich
wchodzic, dostrzegla wnetrze Sali Aniola. Szla pewnie, bez wahania. Juz powziela
decyzje. Tron byl ogromny, zloto chlodne pod jej dotykiem. Zrobila ostatni krok i
usiadla.
Wydawalo sie, ze spoglada ze szczytu g�ry, z kt�rego rozciaga sie widok na wiele
kilometr�w. Zobaczyla Sale Narad i Jace�a lezacego nieruchomo pod sciana. Sebastian
patrzyl na nia z coraz szerszym usmiechem.
� Dobra robota � powiedzial. � Moja siostra, moja kr�lowa.
Rozdzial 23
Judaszowy pocalunek
Drzwi eksplodowaly do srodka, podmuch rozrzucil po sali drzazgi i kawalki marmuru.
Emma wytrzeszczyla oczy, patrzac w odretwieniu na ubranych na czerwono wojownik�w,
kt�rzy zaczeli wlewac sie do Sali Aniola, i faerie w zieleni, bieli i srebrze. Tuz
za nimi wpadli zdesperowani Nefilim w czarnych strojach, zeby bronic dzieci.
Straznicy popedzili do drzwi na spotkanie Mrocznych i zostali wycieci w pien. Emmie
wydawalo sie, ze padaja w zwolnionym tempie. Wstala jak automat i razem z Julianem,
kt�ry wcisnal Tavvy�ego w ramiona Livvy, ruszyla, zeby oslonic mlodszych
Blackthorn�w, choc zdawala sobie sprawe, jaki to beznadziejny gest.
Tak to sie konczy, pomyslala. Umkneli przed wojownikami Sebastiana w Los Angeles,
schronili sie u Penhallow�w, a potem w Sali Aniola, gdzie zostali schwytani w
pulapke jak szczury i mieli tu zginac, tak ze r�wnie dobrze mogli w og�le nie
uciekac.
Siegnela po Cortane, myslac o ojcu, o tym, co by powiedzial, gdyby sie poddala.
Carstairsowie nigdy sie nie poddawali. Cierpieli i przezywali albo gineli, walczac.
Gdyby zginela, przynajmniej zobaczylaby rodzic�w. Choc tyle by miala.
Mroczni zalali pomieszczenie. Kierowali sie ku srodkowi Sali i kosili desperacko
walczacych Nocnych Lowc�w jak lany pszenicy. Wygladali jak zab�jcza fala, ale nagle
jeden z nich wyskoczyl z tlumu i ruszyl prosto na Blackthorn�w.
To byl ojciec Juliana.
Okres sluzby u Sebastiana nie okazal sie dla niego laskawy. Sk�re mial szara i
matowa, twarz pocieta krwawymi szramami, ale kroczyl przed siebie z determinacja,
nie odrywajac wzroku od swoich dzieci.
Emma zamarla. Julian tez dostrzegl ojca i stanal bez ruchu niczym zahipnotyzowany
przez weza. Byl swiadkiem, jak ojciec zostal zmuszony do napicia sie z Piekielnego
Kielicha, ale p�zniej juz go nie widzial. Nie zobaczyl, jak podnosi miecz na
wlasnego syna ani jak sie smieje na mysl o jego smierci, ani jak zmusza Katerine,
zeby uklekla i poddala sie przemianie.
� Jules, to nie jest tw�j ojciec... � powiedziala Emma.
Jego oczy sie rozszerzyly.
� Uwazaj, Em!
Emma odwr�cila sie i krzyknela, gdy tuz za nia wyr�sl wojownik faerie w srebrnej
zbroi. Jego wlosy wcale nie byly wlosami, tylko platanina kolczastych galezi.
Polowe twarzy mial spalona i pokryta bablami w miejscu, gdzie musial zostac
obsypany zelaznymi opilkami albo sola kamienna. Toczyl jednym okiem, bialym i
slepym, spojrzenie drugiego wbil w Emme z wyraznie morderczymi zamiarami. W tym
samym momencie Diana Wrayburn otworzyla usta do ostrzegawczego krzyku i ruszyla w
strone napastnika, ale nie mogla zdazyc na czas. Faerie warknal groznie i uni�sl
miecz z brazu...
Emma skoczyla do przodu i wbila mu Cortane w piers.
Jego krew byla jak zielona woda. Trysnela jej na reke, kiedy wstrzasnieta puscila
miecz. Rycerz runal z donosnym brzekiem zbroi na marmurowa posadzke jak zwalone
drzewo. Emma doskoczyla do niego i siegnela do rekojesci Cortany. Jednoczesnie
uslyszala okrzyk Juliana:
� Ty!
Odwr�cila sie blyskawicznie. Posr�d chaosu panujacego w Sali dostrzegla mala wolna
przestrzen, w kt�rej kulili sie Blackthornowie. Andrew Blackthorn stal przed swoimi
dziecmi z dziwnym usmieszkiem na twarzy i wyciagal do nich reke.
A Ty, wlasnie Ty, najmniej ufny z nich wszystkich, najmniej uczuciowy, ruszyl przed
siebie, wpatrujac sie w ojca.
� Tata?
� Ty? � Livia chciala zatrzymac brata, ale zlapala powietrze. � Ty, nie... � Nie
sluchaj jej � powiedzial Andrew Blackthorn i jesli istnialy jakiekolwiek
watpliwosci, ze juz nie jest czlowiekiem i ojcem Juliana, wszystkie sie rozwialy,
kiedy Emma uslyszala jego glos. Nie bylo w nim dobroci, tylko l�d i dzika nuta
okrutnej radosci. � Chodz tutaj, Tiberiusie, m�j synku...
Ty zrobil nastepny krok, a Julian wyciagnal sztylet zza pasa i zrobil zamach. N�z
ze swistem poszybowal w powietrzu, celnie i pewnie, a Emma przypomniala sobie z
dziwna jasnoscia ostatni dzien w Instytucie, kiedy Katerina pokazywala im, jak
rzucac nozem, zeby nigdy nie chybic.
Ostrze przemknelo obok Tiberiusa i wbilo sie w piers Andrew Blackthorna. Mezczyzna
z oslupieniem wytrzeszczyl oczy, szara reka pr�bowal siegnac do rekojesci
sterczacej mu z klatki piersiowej... po czym upadl. Jego krew rozmazala sie na
marmurowych plytach, a Tiberius krzyknal, odwr�cil sie i zaczal okladac brata
piesciami.
� Nie! � wysapal. � Dlaczego to zrobiles, Jules? Nienawidze cie, nienawidze...
Julian chyba nie czul jego cios�w. Wpatrywal sie w lezacego ojca. Inni Mroczni juz
ruszyli do przodu, depczac po zabitym towarzyszu. Diana Wrayburn, kt�ra wczesniej
zaczela przemieszczac sie w strone dzieci, zatrzymala sie ze smutkiem w oczach.
Czyjes rece chwycily Tiberiusa za tyl koszuli i odciagnely od Juliana. To byla
Livvy z zacieta twarza.
� Ty. � Opasala rekami swojego blizniaka i przyszpilila jego piesci do bok�w. �
Tiberiusie, przestan natychmiast. � Chlopiec osunal sie na siostre, a ona, choc
krucha, utrzymala jego ciezar. � Ty � powt�rzyla cicho. � Jules musial. Nie
rozumiesz? Musial.
Julian zrobil krok do tylu z twarza biala jak papier i cofal sie dalej, az trafil
plecami na jedna z kamiennych kolumn i zjechal po niej na podloge. Jego ramiona
zaczely sie trzasc od cichego szlochu.
***
***
***
Isabelle krzyknela, kiedy za nia otworzyla sie ziemia. Skoczyla do przodu w sama
pore, zeby uniknac runiecia w otchlan, kt�ra przedzielila korytarz.
� Isabelle! � zawolal Simon i chwycil ja za ramiona.
Czasami zapominal o sile, kt�ra dawala mu krew wampira. Podni�sl Izzy z takim
impetem, ze oboje runeli do tylu i dziewczyna wyladowala na nim. W innych
okolicznosciach m�glby sie z tego cieszyc, ale nie wtedy, gdy wok�l nich walila sie
kamienna twierdza. Isabelle zerwala sie natychmiast, pociagajac go za soba. Zgubili
Jocelyn i Luke�a w jednym z korytarzy, kiedy rozpadla sie sciana, siejac kamieniami
bez zaprawy jak odlamkami. Od tamtej chwili zaczal sie szalenczy bieg i ucieczka
przed spadajacymi zewszad kawalkami skal i drewna, a teraz jeszcze przed otchlania
w ziemi. Simon walczyl z rozpacza.
Czul, ze zbliza sie koniec; forteca zaraz runie i pogrzebie ich zywcem. Zostana tu
na zawsze. � Nie... � wysapala Isabelle. Jej ciemne wlosy byly przysypane kurzem,
twarz zakrwawiona od fruwajacych w powietrzu kamieni.
� Co nie?
Raptem podloga sie uniosla i Simon dal susa w nastepny korytarz. Nie m�gl uwolnic
sie od mysli, ze forteca zagania ich w okreslone miejsce. W jej rozpadzie byla
jakas celowosc...
� Nie poddawaj sie � wydyszala Isabelle.
Rzucila sie do schod�w, kiedy korytarz za nimi zaczal sie walic. Nagle przed nimi
otworzyly sie drzwi, tak ze oboje wpadli do jakiegos pokoju.
Isabelle gwaltownie nabrala powietrza, kiedy drzwi zatrzasnely sie za nimi,
odcinajac ich od loskotu. Przez chwile Simon po prostu dziekowal Bogu, ze ziemia
pod jego nogami jest nieruchoma i sciany tez sie nie przesuwaja.
Potem zobaczyl, gdzie sie znajduje, i zrzedla mu mina. Trafili do ogromnego
pomieszczenia, p�lkolistego, z podwyzszeniem w drugim koncu, czesciowo ukrytym w
mroku. Pod scianami stali Mroczni w czerwonych strojach bojowych, niczym rzedy
szkarlatnych zeb�w. Pok�j cuchnal smola, ogniem, siarka i charakterystyczna wonia
demonicznej krwi. Pod jedna ze scian lezalo wzdete cialo demona, a obok niego
drugie. Jace�a. Simonowi zaschlo w ustach.
W kregu jasniejacych run�w narysowanych na podlodze stal Sebastian. Usmiechnal sie
szeroko, kiedy Isabelle krzyknela, podbiegla do Jace�a i opadla przy nim na kolana.
Przytknela palce do jego szyi. Simon zobaczyl, ze jej ramiona sie rozluzniaja.
� Zyje � powiedzial Sebastian znudzonym tonem. � Rozkazy kr�lowej.
Isabelle podniosla wzrok. Kosmyki wlos�w przykleily sie do jej zakrwawionej
twarzy.
Wygladala dziko i pieknie.
� Kr�lowej Jasnego Dworu? A od kiedy to obchodzi ja Jace?
Sebastian sie rozesmial. Wydawalo sie, ze jest w swietnym humorze.
� Nie kr�lowej Jasnego Dworu, tylko pani tego kr�lestwa. Moze ja znacie.
Teatralnym gestem wskazal na podwyzszenie w drugim koncu sali. Simon poczul, ze
jego niebijace serce sie sciska. Po wejsciu do komnaty ledwo rzucil okiem na
podium. Teraz zobaczyl, ze stoja na nim dwa trony z kosci sloniowej i zlota, a na
prawym z nich siedzi Clary. Jej rude wlosy mialy wyjatkowo zywy, plomienny kolor na
tle bieli i zlota, twarz byla blada i nieruchoma, bez wyrazu.
Simon odruchowo zrobil krok w jej strone... i natychmiast droge zatarasowalo mu
dwunastu wojownik�w z Amatis posrodku. Mroczna trzymala w rece solidna wl�cznie, w
jej oczach malowal sie przerazajacy, jadowity wyraz.
� Zostan na miejscu, wampirze � powiedziala. � Nie zblizaj sie do pani tego
kr�lestwa. Simon zatoczyl sie do tylu. Zauwazyl, ze Isabelle przenosi
niedowierzajacy wzrok z Clary na Sebastiana, a potem na niego.
� Clary! � zawolal.
Nie poruszyla sie ani nie drgnela, natomiast twarz Sebastiana pociemniala jak
chmura gradowa.
� Nie wymawiaj imienia mojej siostry � wysyczal. � Myslales, ze ona nalezy do
ciebie.
Teraz nalezy do mnie i nie bede sie nia dzielil.
� Jestes stukniety � stwierdzil Simon.
� A ty martwy � odparowal Sebastian. � Zreszta, czy to wazne? � Zmierzyl Simona
wzrokiem od st�p do gl�w. � Droga siostro � podni�sl glos tak, zeby uslyszala go
cala sala � jestes absolutnie pewna, ze ten wampir ma pozostac nietkniety?
Zanim Clary zdazyla odpowiedziec, drzwi otworzyly sie gwaltownie i do pokoju wpadli
Magnus z Alekiem, a za nimi Luke i Jocelyn. Sebastian klasnal w dlonie. Jedna mial
zakrwawiona. Czerwona kropla, kt�ra z niej spadla, zasyczala w zetknieciu z
jarzacymi sie runami, jakby woda kapnela na rozgrzana patelnie.
� Juz sa wszyscy! � oglosil Sebastian z zadowoleniem. � Pora zaczac przyjecie!
***
Clary widziala w zyciu wiele cudownych i pieknych, ale r�wniez strasznych rzeczy.
Zadna jednak nie byla tak straszna jak wyraz twarzy jej matki, kiedy zobaczyla
c�rke siedzaca na tronie.
� Mamo � wyszeptala Clary tak cicho, ze nikt nie m�gl jej uslyszec.
Wszyscy sie na nia gapili: Magnus, Alec, Luke, matka, Simon i Isabelle, kt�ra
trzymala glowe Jace�a na kolanach, a jej ciemne wlosy zaslanialy go jak fredzle
szala. Bylo w kazdym calu tak zle, jak wyobrazala sobie Clary. A nawet gorzej.
Spodziewala sie szoku i przerazenia, ale nie pomyslala o zranieniu i poczuciu
zdrady. Matka sie zachwiala, Luke przytrzymal ja i objal, patrzac na Clary jak na
obca osobe.
� Witajcie, obywatele Edomu � rzekl Sebastian, unoszac kaciki ust, tak ze przybraly
ksztalt luku. � Witajcie w waszym nowym swiecie.
I wyszedl z plonacego kregu, kt�ry go chronil. Reka Luke�a powedrowala do pasa.
Isabelle zaczela wstawac, lecz najszybszy okazal sie Alec. Jednym plynnym ruchem
wyciagnal strzale z kolczanu na plecach, nasadzil ja na cieciwe i wypuscil, zanim
Clary zdazyla krzyknac, zeby go powstrzymac.
Strzala wbila sie w piers Sebastiana. Gdy pod wplywem sily uderzenia zatoczyl sie
do tylu, przez szeregi Mrocznych przebiegl szmer. Chwile p�zniej ich pan odzyskal
r�wnowage i z rozdrazniona mina wyszarpnal belt z rany.
� Glupiec � rzucil. � Nie mozesz mnie zranic. Nikt i nic nie moze zrobic mi
krzywdy. � Rzucil strzale pod nogi Nocnego Lowcy. � Myslales, ze jestes wyjatkiem?
Alec pomknal wzrokiem ku Jace�owi. Sebastian dostrzegl jego spojrzenie i
usmiechnal sie szeroko.
� A, tak. Tw�j bohater obdarzony niebianska moca. Niestety, ogien wypalil sie na
pustyni, nieprawdaz? Z wscieklosci na demona, kt�rego wyslalem.
Strzelil palcami. Lodowato niebieska mgielka, kt�ra z nich wyplynela, na chwile
przeslonila Jace�a i Isabelle. Potem Clary uslyszala kaszel i gwaltowne
zaczerpniecie haustu powietrza. Jace usiadl, uwalniajac sie z objec Izzy, a
nastepnie wstal. Okno za tronem nadal pekalo powoli z cichym trzeszczeniem. Przez
porysowana szybe wlewala sie do srodka koronka swiatla i cienia.
� Witaj z powrotem, bracie � odezwal sie Sebastian milym tonem, podczas gdy Jace
sie rozgladal, a z jego twarzy szybko znikal kolor na widok sali pelnej wojownik�w,
wstrzasnietych przyjaci�l i wreszcie Clary na tronie. � Chcialbys spr�bowac mnie
zabic? Jest tutaj mn�stwo broni. Jesli wolisz skorzystac z niebianskiego ognia,
teraz masz szanse. � Szeroko otworzyl ramiona. � Nie bede walczyl.
Stali naprzeciwko siebie, tego samego wzrostu, niemal takiej samej budowy, z tym ze
Sebastian byl chudszy, bardziej zylasty. Wygladal elegancko w czerwieni; nawet
zakrwawiona reka wydawala sie celowym zabiegiem. Jace mial na sobie brudny,
poplamiony krwia, podarty str�j bojowy i zmierzwione wlosy. Na jego nadgarstku
lsnila srebrna bransoleta.
� Nosisz moja bransoletke � zauwazyl Sebastian. � �Jesli nie naklonie niebios,
porusze pieklo�. Zreczne, nie sadzisz?
Jace pokrecil glowa. Reke, kt�ra trzymal przy pasie z bronia, opuscil powoli wzdluz
boku. Isabelle wydala okrzyk rozpaczy. Alec r�wniez zrobil niewesola mine, ale
zachowal milczenie.
Sebastian wyciagnal dlon.
� Uwazam, ze powinienes zwr�cic mi bransolete, bracie. Czas oddac cesarzowi, co
cesarskie. Oddaj moja wlasnosc, lacznie z siostra. Przekazujesz ja pod moja piecze?
� Nie! � To Jocelyn wyrwala sie Luke�owi i skoczyla do Sebastiana z wyciagnietymi
rekami. � Nienawidzisz mnie, wiec zabij. Torturuj. Zr�b ze mna, co chcesz, ale
zostaw Clary!
Sebastian przewr�cil oczami.
� Przeciez cie torturuje.
� To tylko dziewczyna � nie ustepowala Jocelyn. � Moje dziecko, moja c�rka...
Sebastian blyskawicznie wyciagnal ramie i chwycil Jocelyn za zuchwe, prawie
unoszac ja z podlogi.
� Ja tez bylem twoim dzieckiem � powiedzial. � Lilith dala mi kr�lestwo, ty klatwe.
Nie jestes dobra matka i bedziesz trzymac sie z daleka od mojej siostry. Zyjesz
dzieki jej tolerancji. Podobnie jak wy wszyscy. Rozumiecie? � Puscil Jocelyn, a ona
zatoczyla sie do tylu z krwawym odciskiem dloni na policzku. Luke ja zlapal. �
Zyjecie dlatego, ze Clary tego chce. Nie ma innego powodu.
� Obiecales jej, ze nas nie zabijesz, jesli zasiadzie na tym tronie. � Jace zdjal
bransoletke z nadgarstka. M�wil spokojnym glosem. Nie patrzyl Clary w oczy. � Tak?
� Niezupelnie � odparl Sebastian. � Zaproponowalem jej znacznie cos... duzo wiecej
niz to.
� Swiat � domyslil sie Magnus. Wygladal, jakby trzymal sie na nogach tylko dzieki
sile woli. Jego glos brzmial zgrzytliwie. � Pieczetujesz granice, prawda? Stad ten
runiczny krag. Nie dla ochrony, tylko po to, zebys m�gl rzucic czar. Wlasnie to
robiles. Jesli zamkniesz przejscie, juz nie bedziesz musial dzielic sil miedzy dwa
swiaty. Wszystkie beda skoncentrowane tutaj, wiec w tym wymiarze bedziesz prawie
niezwyciezony.
� Jesli on zapieczetuje granice, jak dostanie sie z powrotem do naszego swiata? �
zapytala Isabelle, wstajac. Jej bicz lsnil owiniety wok�l nadgarstka, ale nie
zrobila zadnego ruchu, zeby go uzyc.
� Nie dostanie sie � odparl Magnus. � Zadne z nas tez nie wr�ci. Brama miedzy
swiatami zamknie sie na zawsze, a my utkniemy tutaj.
� Utkniemy � powt�rzyl Sebastian. � Jakie brzydkie slowo. Bedziecie... goscmi. �
Usmiechnal sie szeroko. � Uwiezionymi goscmi.
� Wlasnie to jej zaproponowales � ciagnal Magnus, przenoszac wzrok na Clary. �
Powiedziales jej, ze jesli zgodzi sie rzadzic razem z toba, zostawisz nasz swiat w
spokoju.
Wladza w Edomie, ratunek dla swiata. Mam racje?
� Jestes bardzo spostrzegawczy � stwierdzil Sebastian po kr�tkiej pauzie. � To
irytujace. � Clary, nie! � krzyknela Jocelyn. Luke odciagnal ja do tylu, ale ona
nie zwracala uwagi na nic opr�cz swojej c�rki. � Nie r�b tego...
� Musze � odezwala sie Clary po raz pierwszy. Jej glos, wyjatkowo donosny, wypelnil
cale kamienne pomieszczenie. Nagle wszyscy spojrzeli na nia. Wszyscy opr�cz Jace�a.
On wpatrywal sie w bransoletke, kt�ra trzymal w palcach. Clary sie wyprostowala. �
Musze. Nie rozumiesz? Jesli tego nie zrobie, on zabije wszystkich ludzi. Miliony,
miliardy. Zamieni nasz swiat w taki. � Wskazala na okno wychodzace na wypalone
r�wniny Edomu. � Warto. Naucze sie go kochac. On mnie nie skrzywdzi. Wierze w to.
� Sadzisz, ze mozesz go zmienic, uczynic lepszym, bo jestes jedyna osoba, na kt�rej
mu zalezy � powiedziala Jocelyn. � Ale ja znam Morgenstern�w. To sie nie uda.
Pozalujesz... � Nigdy nie trzymalas w swoich rekach losu calego swiata, mamo �
przerwala jej Clary z nieskonczona czuloscia i nieskonczonym smutkiem. � Nie mozesz
mi udzielic zadnej rady. � Spojrzala na Sebastiana. � Wybieram to, co on wybiera.
Przyjmuje jego dar.
Zobaczyla, ze Jace przelyka sline i upuszcza bransoletke na otwarta dlon
Sebastiana.
� Clary jest twoja � powiedzial i cofnal sie.
Sebastian pstryknal palcami.
� Slyszeliscie ja. Ukleknijcie teraz przed swoja kr�lowa.
Nie! Clary zmusila sie do milczenia. Patrzyla, jak Mroczni jeden po drugim
zaczynaja padac na kolana i pochylac glowy. Ostatnia uklekla Amatis, ale nie
zlozyla jej uklonu. Luke z przerazeniem wpatrywal sie w siostre. Slyszal o jej
stanie, lecz po raz pierwszy taka ja zobaczyl, uswiadomila sobie Clary.
Amatis obejrzala sie przez ramie. Na chwile zatrzymala wzrok na bracie i skrzywila
wargi. Bylo to zle spojrzenie.
� Klekajcie albo was zabije � wysyczala.
Magnus pierwszy spelnil polecenie. Clary nigdy by sie tego nie spodziewala. Zawsze
byl taki dumny. Z drugiej strony, jego duma nie obejmowala pustych gest�w. Raczej
nie wstydzil sie zlozyc holdu, skoro to nic dla niego nie znaczylo. Z gracja opadl
na kolana, Alec podazyl za jego przykladem, a po nich Isabelle i Simon. Luke
pociagnal Jocelyn w d�l. Na koncu Jace sklonil jasna glowe i przykleknal, a Clary
uslyszala, ze okno za nia roztrzaskuje sie na kawalki. Na marmur posypal sie deszcz
szklanych odlamk�w. Juz nie bylo zadnego okna prowadzacego do Alicante. Zostal po
nim nagi kamien.
� Zrobione. Drogi miedzy swiatami zamkniete. � Sebastian nie usmiechal sie, ale
wygladal... przezroczyscie. Jakby sie jarzyl. Krag run�w na podlodze migotal
niebieskim ogniem. Sebastian wbiegl na podwyzszenie, po dwa stopnie naraz, i
wyciagnal rece do Clary. Nie puscil jej, kiedy wstala z tronu. Jego dlonie byly
niczym ogniste bransolety na jej nadgarstkach. � Akceptujesz sw�j wyb�r?
� Tak � potwierdzila Clary, zmuszajac sie do spojrzenia wprost na niego. � Tak.
� Wiec mnie pocaluj. Pocaluj tak, jak kochasz.
Jej zoladek sie scisnal. Choc spodziewala sie takiego zadania, nie mogla sie na to
przygotowac, podobnie jak na cios w twarz. Przyjrzala mu sie uwaznie. W jakims
innym swiecie, w innym czasie, inny brat usmiechal sie do niej przez trawnik, a
oczy mial zielone jak wiosna.
� Przed wszystkimi? � spytala z wymuszonym u smiechem. � Nie sadze... � Musimy im
pokazac, ze jestesmy zjednoczeni. � Jego twarz byla niewzruszona jak u aniola
oglaszajacego wyrok. � Dotrzymaj slowa, Clarisso.
Gdy nachylila sie do niego, zadrzal.
� Obejmij mnie, prosze � powiedziala.
Dostrzegla blysk w jego oczach � bezbronnosci, zaskoczenia. Potem blysk zniknal, a
Sebastian objal ja i przyciagnal do siebie. Clary polozyla dlon na jego ramieniu,
palcami muskajac kark. Druga reke przesunela w strone pasa, za kt�ry byl zatkniety
Hesperos. Widziala pulsowanie zyly na szyi Sebastiana, czula bicie jego serca.
� No, Clary � ponaglil ja.
Przysunela sie i poczula drzenie Sebastiana, kiedy wyszeptala, dotykajac wargami
jego policzka:
� Badz pozdrowiony, mistrzu.
Zobaczyla, ze jego oczy sie rozszerzaja, kiedy dobyla Hesperosa i wbila mu go w
serce. Sebastian gwaltownie zaczerpnal tchu i drgnal w jej ramionach, a nastepnie
zatoczyl sie do tylu z rekojescia miecza sterczaca z piersi. Oczy mial wielkie.
Clary przez chwile widziala w nich szok zdrady i cierpienie. I sama poczula b�l
gdzies gleboko, w miejscu, kt�re pogrzebala dawno temu, oplakujac brata, jakiego
moglaby miec.
� Clary � wykrztusil Sebastian i zaczal sie prostowac, a w jego oczach pojawila sie
iskra wscieklosci. Siegnal do rekojesci miecza. � Powinnas byc madrzejsza. Nie
mozesz zrobic mi krzywdy zadna bronia zrobiona pod niebem...
Nie udalo sie, pomyslala z przerazeniem Clary. Nie udalo sie. Granice miedzy
swiatami zostaly zapieczetowane, wiec teraz on zemsci sie na jej przyjaciolach, na
rodzinie, na Jasie.
Nagle Sebastian umilkl. Jego dlonie zacisnely sie wok�l rekojesci. Nie bylo zadnej
krwi, tylko czerwony blysk, iskra... ognia. Rana zaczynala plonac.
� Co... to... jest? � Sebastian m�wil przez zacisniete zeby.
� �Dam mu tez gwiazde poranna� � wyrecytowala Clary. � To nie jest bron zrobiona
pod niebem. To niebianski ogien.
Sebastian z krzykiem wyrwal bron z piersi. Z niedowierzaniem spojrzal na rekojesc
ozdobiona wzorem z gwiazd i nagle rozjarzyl sie jak seraficki miecz. Clary
zatoczyla sie do tylu, potknela o brzeg schod�w prowadzacych do tron�w i zaslonila
twarz ramieniem. Sebastian plonal jak slup ognia, kt�ry prowadzil Izraelit�w. Byl
czarna sylwetka w plomieniach, kt�re otaczaly go ze wszystkich stron bialym,
oslepiajacym blaskiem.
Clary odwr�cila wzrok i wspomniala tamta noc, kiedy przybiegla do Jace�a przez
plomienie i powiedziala mu, zeby jej zaufal. A on to zrobil, nawet kiedy uklekla
przed nim i wbila czubek Hesperosa w ziemie. Wok�l niego narysowala stela
powtarzajacy sie run, taki sam jak ten, kt�ry widziala dawno temu na dachu na
Manhattanie: skrzydlata rekojesc anielskiego miecza.
Dar od Ithuriela, jeden z wielu. Obraz czekal w jej glowie do chwili, kiedy go
potrzebowala. Run rozpalajacy niebianski ogien. Tamtej nocy na demonicznej r�wninie
otaczajace ich plomienie zniknely, wchloniete przez ostrze Hesperosa, az metal
zaplonal, rozjarzyl sie i zaspiewal glosami ch�r�w anielskich. Pozar zostawil po
sobie tylko duzy krag stopionego piasku, substancji lsniacej jak powierzchnia
jeziora z jej niezliczonych sn�w, zamarznietego jeziora, na kt�rym w jej koszmarach
Jace i Sebastian walczyli na smierc i zycie. Ta bron zabije Sebastiana,
powiedziala. Jace mial watpliwosci. Pr�bowal zabrac jej miecz, ale kiedy go
dotknal, Hesperos zgasl. Reagowal tylko na nia, na te, kt�ra go stworzyla. Clary
zgodzila sie, ze musza byc ostrozni, na wypadek gdyby miecz nie zadzialal. Szczytem
pr�znosci bylo wyobrazanie sobie, ze zamknela niebianski ogien w Hesperosie, tak
jak kiedys zostal uwieziony we Wspanialym...
Aniol dal ci dar tworzenia, powiedzial jej kiedys Jace. Czyz nie mamy w zylach jego
krwi?
Cokolwiek znajdowalo sie w broni, teraz wniknelo w jej brata. Clary slyszala, jak
Sebastian krzyczy, ale zagluszaly go wrzaski Mrocznych. Obok niej przelecial goracy
wiatr, niosacy zapach starozytnych pustyn, gdzie cuda byly powszechne, a boskosc
manifestowala sie w ogniu.
Halas ucichl r�wnie nagle, jak sie zaczal. Podwyzszenie zadrzalo, kiedy runal na
nie jakis ciezar. Clary opuscila reke, kt�ra zaslaniala oczy, i zobaczyla, ze ogien
zniknal, ale podloga i oba trony byly osmalone, a lsniace zloto nadtopilo sie i
zmatowialo.
Sebastian lezal kilka st�p od niej, na plecach. Z przodu koszuli mial wielka
poczerniala dziure. Odwr�cil blada i sciagnieta z b�lu twarz w jej strone, a jej
scisnelo sie serce.
Jego oczy byly zielone.
Nogi sie pod nia ugiely. Opadla na kolana.
� To ty... � wyszeptal, a Clary popatrzyla na niego z przerazeniem i fascynacja,
niezdolna odwr�cic wzroku od tego, co zrobila. Jego policzki byly zupelnie bez
koloru, sk�ra jak papier naciagniety na kosci. Nie smiala spojrzec na jego piers.
Plama na koszuli wygladala jak wypalona kwasem. � Ty uwiezilas... niebianski
ogien... w ostrzu miecza. Sprytne.
� To byl tylko run � powiedziala Clary, przygladajac mu sie uwaznie. Wydawal sie
inny. Nie chodzilo tylko o oczy, ale r�wniez o ksztalt twarzy, lagodniejsza linie
szczeki, usta bez okrutnego grymasu. � Sebastianie...
� Nie jestem nim... � wyszeptal. � Jestem Jonathanem.
� Idzcie po Sebastiana! � rozkazala Amatis. Na jej twarzy malowaly sie zal i
wscieklosc.
� Zabijcie dziewczyne!
Jonathan pr�bowal usiasc.
� Nie! � krzyknal ochryple. � Cofnijcie sie!
Mroczni Nocni Lowcy, kt�rzy juz ruszyli w strone podium, przystaneli
skonsternowani. I wtedy miedzy nimi przepchnela sie Jocelyn. Odtracila Amatis,
nawet na nia nie patrzac, i wbiegla po stopniach na podwyzszenie. Zblizyla sie do
Sebastiana... Jonathana, stanela nad nim i zamarla z wyrazem zdumienia i
przerazenia na twarzy.
� Matko? � powiedzial Jonathan, wbijajac w nia wzrok. Zaczal kaszlec. Z jego ust
pociekla krew. Oddech rzezil mu w plucach.
�Czasami snie o chlopcu z zielonymi oczami, chlopcu, kt�ry nie zostal zatruty
demoniczna krwia, kt�ry potrafilby sie smiac, kochac i byc czlowiekiem, i to nad
nim plakalam, ale on nigdy nie istnial�.
Jocelyn miala mine zdradzajaca wewnetrzna rozterke. W koncu uklekla i polozyla
glowe Jonathana na swoich kolanach. Clary wytrzeszczyla oczy. Ona nie potrafilaby
zdobyc sie na taki gest, zmusic do tego, zeby go dotknac. Z drugiej strony, matka
zawsze obwiniala sie za istnienie Jonathana. Zdeterminowany wyraz jej twarzy m�wil,
ze dala mu zycie, wiec teraz bedzie mu towarzyszyc przy odchodzeniu ze swiata.
Jonathan mial na ustach krwawa piane, ale w nowej pozycji latwiej mu sie oddychalo.
� Przepraszam � wyszeptal. � Jestem taki... � Powedrowal wzrokiem do Clary. � Wiem,
ze nie moge powiedziec ani zrobic nic, co pozwoliloby mi umrzec z choc odrobina
twojej laski. I wcale bym cie nie winil, gdybys poderznela mi gardlo. Ale ja...
zaluje. Przepraszam. Clary zaniem�wila. Co mogla powiedziec? Wszystko wporzadku?
Ale nie bylo w porzadku. Sa rzeczy, kt�rych nie da sie wybaczyc.
Jednakze to nie on je robil, niezupelnie. Ten chlopiec, tulony teraz przez jej
matke, nie byl Sebastianem, kt�ry dreczyl, mordowal i sial zniszczenie. Clary
pamietala, co kiedys powiedzial jej Luke: �Amatis, kt�ra sluzy Sebastianowi, nie
jest juz moja siostra, podobnie jak sluzacy mu Jace nie byl chlopcem, kt�rego
kochalas. I Sebastian tez nie jest synem, jakiego powinna miec twoja matka�.
� Nie � powiedzial Jonathan z na p�l przymknietymi oczami. � Widze, ze pr�bujesz to
rozgryzc, siostro. Czy powinno mi sie wybaczyc, tak jak Luke wybaczylby Amatis,
gdyby Piekielny Kielich ja uwolnil. Ale widzisz, ona byla kiedys jego siostra, byla
kiedys czlowiekiem. Ja... � Gdy zakaszlal, wiecej krwi pojawilo sie na jego ustach.
� Ja nigdy nie istnialem. Niebianski ogien wypala to, co zle. Jace przezyl
zranienie Wspanialym, bo jest dobry. Ja urodzilem sie zepsuty. Nie zostanie ze mnie
dosc, zebym ocalal. Widzisz ducha kogos, kto m�glby istniec, to wszystko.
Jocelyn kleczala bez ruchu, z wyprostowanymi plecami, a po jej twarzy plynely lzy.
� Musze wam cos powiedziec � wyszeptal Jonathan. � Kiedy umre, rusza na was
Mroczni. Nie bede m�gl ich powstrzymac. � Przeni�sl wzrok na Clary. � Gdzie jest
Jace?
� Tutaj � odezwal sie Jace.
Rzeczywiscie stal na podium. Z mina twarda, zdziwiona i smutna. Clary spojrzala mu
w oczy. Wiedziala, jak trudno mu bylo brac udzial w tej grze, pozwolic, zeby ona
ryzykowala co najmniej swoje zycie. A w dodatku on, kt�ry tak bardzo pragnal
zemsty, musial teraz patrzec na Jonathana ze swiadomoscia, ze Sebastiana juz nie ma
i nigdy nie zostanie ukarany. Przed nim lezal ktos zupelnie inny, kto nigdy nie
dostal szansy na normalne zycie i juz jej nie dostanie. � Wez m�j miecz �
powiedzial Jonathan, oddychajac z trudem. Wskazal na Fosforosa, kt�ry lezal p�l
metra dalej. � Rozetnij go.
� Kogo? � ze zdziwieniem spytala Jocelyn.
Ale Jace juz schylil sie po miecz i zeskoczyl z podium. Przemaszerowal przez
pok�j, obok stloczonych Mrocznych i kregu run�w i stanal nad martwym demonem
lezacym w kaluzy posoki.
� Co on robi? � zapytala Clary, kiedy Jace uni�sl miecz i przecial nim cielsko
demona. � Skad wiedzial?
� On... mnie zna � wyszeptal Jonathan.
Fala cuchnacych wnetrznosci rozlala sie po podlodze. Jace skrzywil sie z odraza.
Potem na jego twarzy odmalowalo sie zaskoczenie i wreszcie zrozumienie. Schylil
sie, gola reka wygrzebal z dymiacych trzewi jakis duzy przedmiot i uni�sl go. Clary
rozpoznala Piekielny Kielich lsniacy od posoki.
Spojrzala na Jonathana.
� P... powiedz mu � wyjakal. Jego cialem wstrzasaly drgawki. � Powiedz, zeby
wrzucil go do runicznego kregu.
Clary uniosla glowe i krzyknela do Jace�a:
� Wrzuc to do kregu!
� Nie! � wrzasnela Amatis. � Jesli Kielich zostanie zniszczony, my wszyscy
zginiemy! � Odwr�cila sie w strone podium. � Mistrzu Sebastianie! Nie pozw�l
zniszczyc twojej armii!
Jestesmy lojalni!
Jace zobaczyl, ze Luke patrzy na siostre z ogromnym smutkiem, glebokim jak otchlan.
Stracil ja na zawsze, a Clary dopiero odzyskala brata, kt�ry dawno temu zniknal z
jej zycia. Teraz tak czy inaczej oboje czekala smierc.
Jonathan wsparty na ramieniu Jocelyn spojrzal na Amatis, Jego zielone oczy
jarzyly sie jak latarnie.
� Przepraszam � powiedzial. � Nie powinienem byl cie stworzyc.
I odwr�cil twarz.
Luke skinieniem glowy dal znak Jace�owi, a on wrzucil Kielich w krag run�w.
Naczynie upadlo na podloge i roztrzaskalo sie na kawalki.
Amatis gwaltownie zaczerpnela powietrza i przylozyla dlon do piersi. Przez kr�tka
chwile patrzyla na Luke�a z wyrazem rozpoznania w oczach. Rozpoznania i milosci.
� Amatis � wyszeptal Luke.
Kobieta runela na ziemie. Pozostali Mroczni padali jeden po drugim tam, gdzie
stali, tak ze wkr�tce komnata byla pelna trup�w.
Kiedy Luke sie odwr�cil, mial tyle b�lu w oczach, ze Clary uciekla spojrzeniem.
Uslyszala krzyk � daleki i ochryply � i pomyslala, ze to on, a moze ktos inny,
porazony widokiem tylu umarlych Nefilim. Ale krzyk narastal, az w koncu przeszedl w
przenikliwe wycie, od kt�rego zatrzesly sie szyby i kurz wzbil za oknem wychodzacym
na Edom. Niebo przybralo barwe krwi, a zawodzenie nadal rozbrzmiewalo, teraz
slabsze, blizsze szlochu, jakby ze smutku plakal sam wszechswiat.
� Lilith � szepnal Jonathan. � Placze po zmarlych dzieciach, dzieciach ze swojej
krwi.
Placze po nich i po mnie.
***
Emma wyciagnela Cortane z ciala martwego faerie, nie zwazajac na krew, kt�ra
splamila jej rece. Myslala tylko o tym, zeby dotrzec do Juliana. Widziala straszny
wyraz jego twarzy, kiedy osuwal sie na ziemie, a jesli on sie zalamal, caly swiat
sie rozpadal i juz nigdy nie moglo byc dobrze.
Wok�l niej klebil sie tlum, ale ona prawie go nie widziala, kiedy torowala sobie
droge
w strone Blackthorn�w. Dru kulila sie pod kolumna obok Juliana, opiekunczo
zaslaniajac cialem Tavvy�ego. Livia trzymala Ty�a za nadgarstek i z otwartymi
ustami gapila sie gdzies poza niego. A Jules... Jules nadal opieral sie o filar,
ale wlasnie zaczal unosic glowe. Emma pobiegla wzrokiem za jego spojrzeniem.
W calej sali Mroczni zaczeli padac jak przewr�cone figury szachowe, cicho, bez
krzyk�w. Padali w trakcie pojedynk�w z Nefilim, a ich towarzysze faerie obracali
sie i spogladali na nich z oslupieniem.
Glosny okrzyk zwyciestwa wyrwal sie z gardel kilku Nocnych Lowc�w, ale Emma ledwo
go uslyszala. Podbiegla do Juliana i uklekla przy nim, a on spojrzal na nia z
nieszczesliwym wyrazem niebiesko-zielonych oczu.
� Em... � wychrypial. � Myslalem, ze tamten faerie cie zabije. Myslalem...
� Nic mi nie jest. A tobie?
Jules pokrecil glowa.
� Zabilem go � powiedzial. � Zabilem mojego ojca.
� To nie byl tw�j ojciec. � Emma miala zbyt sucho w gardle, zeby dalej m�wic.
Zamiast tego wziela jego reke i zaczela rysowac na niej palcem. Nie slowo, tylko
znak: run dzielnosci, a potem koslawe serce.
Julian bez slowa pokrecil glowa, ale ona narysowala jeszcze raz to samo, po czym
oparla glowe na jego ramieniu.
Tymczasem faerie uciekaly z Sali Aniola, porzucajac bron. Coraz wiecej Nefilim
naplywalo do srodka z placu. Emma zobaczyla, ze Helen idzie w ich strone z Aline u
boku, i po raz pierwszy, odkad opuscili dom Penhallow�w, pozwolila sobie na mysl,
ze moze jednak przezyja.
***
***
Z drugiej strony, moze rodzice zawsze potrafia zranic, niewazne, ile ma sie lat.
� Przejdzmy do interes�w � zaproponowal Magnus. � Mozesz otworzyc drzwi, prawda?
Wyslac nas z powrotem do Idrisu?
� Maly pokaz? � zapytal Asmodeusz i strzelil palcami w strone podium. Stojacy na
nim Luke patrzyl w ich strone. Jocelyn wlasnie zaczynala sie podnosic z kleczek.
Clary dostrzegla wyraz troski na ich twarzach... a w nastepnej chwili powietrze
zamigotalo i oboje znikneli razem z cialem Jonathana. Clary zdazyla jeszcze ujrzec
w przelocie wnetrze Sali Aniola, fontanne z syrenka i marmurowa posadzke, a
nastepnie ten obraz r�wniez zgasl, jakby rozdarcie w materii swiata samo sie
zasklepilo.
� Mamo! � wyrwal sie okrzyk z jej gardla.
� Odeslalem ich z powrotem do waszego swiata � oznajmil Asmodeusz. � Teraz juz
wiecie. � Obejrzal swoje paznokcie.
Clary dyszala z wscieklosci i paniki.
� Jak smiesz...
� Tego chcieliscie, prawda? � przerwal jej Asmodeusz. � I macie pierwszych dwoje
wyekspediowanych za darmo. Reszta... bedzie was kosztowac. � Westchnal na widok ich
min. � Przeciez jestem demonem. Doprawdy, czego w tych czasach ucza Nocnych Lowc�w?
Rozdzial 24
M�wia, ze przyniesli pok�j
Emma wciaz zapominala, ze ojciec Juliana pochodzil z Londynu, ale stracil akcent
dawno temu. � Przenosze sie do Instytutu w Los Angeles najszybciej jak to mozliwe i
zabiore ze soba moich bratank�w i bratanice. Dzieci beda pod moja opieka.
� To naprawde tw�j wujek? � zapytala szeptem Emma, wytrzeszczajac oczy. � Tak, to
on � odszepnal Julian, wyraznie ozywiony. � Ja tylko... mialem nadzieje, naprawde
zaczynalem myslec, ze on nie przyjedzie. Wolalbym, zeby Helen sie nami zajmowala. �
Choc z pewnoscia wszyscy czujemy bezmierna ulge, ze bedzie pan opiekowal sie
dziecmi Blackthorn�w, Helen jest jedna z nich � zauwazyl Luke. � Czy biorac na
siebie odpowiedzialnosc za mlodsze rodzenstwo, zgadza sie pan, zeby usunieto jej
Znaki?
Arthur Blackthorn wygladal na przerazonego.
� Absolutnie nie � powiedzial. � M�j brat moze nie byl zbyt rozsadny, jesli chodzi
o...
zycie prywatne, ale ze wszystkich akt wynika, ze dzieci Nocnych Lowc�w sa Nocnymi
Lowcami. Jak powiadaja, �ut incepit fidelis sic permanet�.
Julian zsunal sie nizej na krzesle.
� Znowu lacina � mruknal. � Zupelnie jak tata.
� Co to znaczy? � spytala Emma.
� �Lojalna na poczatku, lojalna pozostala�, czy jakos tak.
Julian przebiegl wzrokiem sale. Wszyscy cos mamrotali albo lypali groznie. Jia
prowadzila przyciszona narade z Robertem i reprezentantami Podziemnych. Helen nadal
stala, ale wygladala tak, jakby trzymala sie na nogach tylko dzieki Aline.
Grupka na podium rozsunela sie, Robert Lightwood wystapil do przodu z gradowa
mina.
� By uniknac zarzut�w, ze osobista znajomosc z Helen Blackthorn wplynie na jej
decyzje, Jia wylaczyla sie ze sprawy � oznajmil. � Reszta z nas postanowila, ze
poniewaz Helen ma osiemnascie lat, czyli jest w wieku, kiedy wielu mlodych Nocnych
Lowc�w przenosi sie do innych Instytut�w, zeby nauczyli sie czegos nowego, ona
zostanie przydzielona do Instytutu na Wyspie Wrangla, gdzie bedzie studiowac czary
ochronne.
� Na jak dlugo? � natychmiast zapytal Balogh.
� Na czas nieokreslony � odparl Robert.
Helen opadla na krzeslo obok Aline. Jej twarz byla maska smutku i szoku. Wyspa
Wrangla, osrodek wszystkich czar�w chroniacych swiat i pod wieloma wzgledami
prestizowy posterunek, byla r�wniez malutkim skrawkiem ladu na zamarznietym Morzu
Arktycznym na p�lnoc od Rosji, tysiace mil od Los Angeles.
� Jestescie zadowoleni? � spytala Jia zimnym tonem. � Panie Balogh? Pani Sedgewick?
Bedziemy glosowac? Wszyscy, kt�rzy sa za wyslaniem Helen Blackthorn na Wyspe
Wrangla do czasu upewnienia sie co do jej lojalnosci, niech powiedza �tak�.
Ch�r �tak� i duzo cichszy ch�r �nie� wypelnil sale. Emma nic nie powiedziala,
Podobnie jak Jules. Oboje byli za mlodzi, zeby glosowac. Emma wziela przyjaciela za
reke i uscisnela ja mocno. Jego palce byly jak sople lodu. Mial mine kogos, kto
otrzymal tyle cios�w, ze juz nawet nie chce mu sie wstac. Helen szlochala cicho w
ramionach Aline. � Pozostaje jeszcze kwestia Marka Blackthorna � drazyl Balogh.
� Jaka kwestia? � z irytacja zapytal Robert Lightwood. � Chlopak zostal zabrany
przez Dzikie Polowanie! W wysoce nieprawdopodobnym wypadku, ze moglibysmy
negocjowac jego uwolnienie, czy tym problemem nie powinnismy sie zajac, kiedy
przyjdzie na to pora? � Wlasnie o to chodzi � rzekl Balogh. � Jesli nie bedziemy
negocjowac w sprawie jego uwolnienia, problem sam sie rozwiaze. Chlopakowi i tak
pewnie jest lepiej wsr�d swoich.
Okragla twarz Arthura Blackthorna zbladla.
� Nie � powiedzial. � M�j brat chcialby, zeby chlopak byl w domu z rodzina. �
Wskazal na Emme, Juliana i reszte. � Tyle im zabrano. Jak mozemy zabierac wiecej?
� My ich chronimy � warknela Sedgewick. � Przed bratem i siostra, kt�rzy ich
zdradza, kiedy zrozumieja, ze tak naprawde sa lojalni wobec Dwor�w. Ci, kt�rzy sa
za zaprzestaniem poszukiwan Marka Blackthorna, niech powiedza �tak�.
Emma objela Juliana, kt�ry pochylil sie na krzesle. Przywarla niezrecznie do jego
boku. Wszystkie miesnie chlopaka byly napiete, twarde jak zelazo, jakby szykowal
sie na upadek albo cios. Helen, z twarza zalana lzami, zaczela cos do niego
szeptac. Kiedy Aline poglaskala Juliana po wlosach, Emma dostrzegla pierscien
Blackthorn�w lsniacy na jej palcu. Kiedy sale niczym straszliwa symfonia wypelnil
ch�r �tak�, pomyslala o swiatelku wzywajacym pomocy daleko na morzu, gdzie nikt nie
moze go zobaczyc, gdzie nikogo ono nie obchodzi.
Jesli to jest pok�j i zwyciestwo, pomyslala, moze wojna jednak byla lepsza.
***
***
***
Idris byl zielony, zloty i rdzawy jesienia, kiedy Clary pierwszy raz go zobaczyla.
Blizej swiat mial w sobie surowa wspanialosc p�znej zimy. W oddali wznosily sie
g�ry biale od sniegu, drzewa wzdluz drogi prowadzacej od jeziora do Alicante byly
nagie, a ich bezlistne galezie tworzyly koronkowe wzory na tle jasnego nieba.
Jechali bez pospiechu. Wedrowiec stapal lekko, Clary siedziala za Jace�em i
obejmowala go w pasie. Czasami Jace sciagal wodze konia, zeby pokazac jej
rezydencje bogatszych rod�w Nocnych Lowc�w, ukryte za drzewami w porach, kiedy te
mialy liscie, ale teraz byly odsloniete. Clary poczula, ze miesnie jego ramion
napinaja sie, kiedy mijali jedna z porosnietych bluszczem kamiennych budowli, kt�ra
niemal stapiala sie z otaczajacym ja lasem. Najwyrazniej zostala kiedys doszczetnie
spalona, a nastepnie odbudowana.
� Posiadlosc Blackthorn�w � powiedzial. � Co oznacza, ze za tamtym zakretem jest...
� Umilkl, kiedy dotarli na szczyt malego wzniesienia, i zatrzymal konia, zeby mogli
spojrzec w d�l do miejsca, gdzie droga sie rozwidlala. Jedna odnoga prowadzila do
Alicante � Clary widziala w oddali demoniczne wieze � druga wila sie w strone
duzego domu ze zlotego kamienia, otoczonego niskim murem. � Rezydencja
Herondale��w.
Wiatr sie wzm�gl. Byl lodowaty. Zmierzwil Jace�owi wlosy. Clary naciagnela kaptur,
ale on mial gola glowe i rece, bo nie cierpial nosic rekawiczek, kiedy podr�zowal
wierzchem.
� Chcialbys na nia spojrzec z bliska? � zapytala Clary.
Oddech Jace�a utworzyl bialy klab w powietrzu.
� Nie jestem pewien.
Clary zadrzala i przytulila sie do niego mocniej.
� Martwisz sie, ze opuscilismy narade?
Ona sie tym przejmowala, choc nazajutrz wracali do Nowego Jorku, a ona nie znalazla
innej chwili, zeby w sekrecie pochowac prochy brata. To Jace zaproponowal, zeby
wziac konia ze stajni i pojechac nad jezioro Lyn, kiedy prawie wszyscy zgromadza
sie w Sali Aniola.
Rozumial, ile dla niej znaczy rozstanie z bratem, choc trudno byloby to wyjasnic
komus innemu.
Jace pokrecil glowa.
� Jestesmy za mlodzi, zeby glosowac. Poza tym, poradza sobie bez nas. � Zmarszczyl
brwi. � Bedziemy musieli sie wlamac. Konsul uprzedzila, ze p�ki chce sie nazywac
Jace Lightwood, nie przysluguje mi prawo do majatku Herondale��w. Nawet nie mam
pierscienia rodowego. On nie istnieje. Zelazne Siostry musialyby zrobic nowy. A
kiedy skoncze osiemnascie lat, calkiem strace prawo do nazwiska.
Clary siedziala bez ruchu i starala sie nawet oddychac cicho, lekko obejmujac go w
pasie. Czasami Jace chcial, zeby zadawano mu pytania, a czasami nie. To wlasnie
byla ta druga sytuacja. Musial sam ze wszystkim sie uporac. Raptem napial miesnie i
wbil piety w boki Wedrowca.
Kon ruszyl truchtem sciezka prowadzaca do rezydencji. Niska brama ozdobiona
zelaznym motywem ptak�w w locie byla otwarta, droga wiodla do kolistego zwirowego
podjazdu, na kt�rego srodku stala kamienna fontanna, teraz sucha. Jace zatrzymal
sie przed szerokimi
schodami prowadzacymi do frontowych drzwi i spojrzal w puste okna.
� Tutaj sie urodzilem � powiedzial. � Tutaj umarla moja matka, Valentine wycial
mnie z jej ciala, a Hodge ukryl, zeby nikt sie nie dowiedzial. Wtedy tez byla zima.
� Jace... � Clary polozyla dlonie na jego piersi, poczula bicie serca pod palcami.
� Mysle, ze chce byc Herondale�em � oswiadczyl nagle Jace.
� Wiec badz Herondale�em.
� Nie chce zdradzic Lightwood�w. Oni sa moja rodzina. Ale uswiadomilem sobie, ze
jesli nie przyjme nazwiska Herondale, ono umrze razem ze mna.
� To nie jest tw�j obowiazek...
� Wiem. W szkatulce, kt�ra dala mi Amatis, znalazlem list od mojego ojca dla mnie,
napisany, zanim sie urodzilem. Przeczytalem go kilka razy. Za pierwszym tylko
nienawidzilem ojca, choc twierdzil, ze mnie kocha. Ale kilku zdan nie moglem
wyrzucic z glowy. �Chce, zebys byl lepszym czlowiekiem, niz ja bylem. Niech nikt ci
nie m�wi, kim jestes albo kim powinienes byc�. � Odchylil glowe do tylu, jakby m�gl
odczytac swoja przyszlosc w okapie. � Zmiana nazwiska nie oznacza zmiany
charakteru. Sp�jrz na Sebastiana... Jonathana. W ostatecznym rozrachunku imie nie
mialo zadnego znaczenia. Chcialem odrzucic nazwisko Herondale, bo wydawalo mi sie,
ze nienawidze ojca, ale wcale tak nie jest. M�gl byc slaby i podejmowac zle
decyzje, ale wiedzial o tym. Nie ma powodu, zebym go nienawidzil. Przed nim
pokolenia Herondale��w zrobily wiele dobrego, wiec szkoda byloby pozwolic na
wymarcie calego rodu, zeby zemscic sie na ojcu.
� Pierwszy raz slysze, jak nazywasz go ojcem � stwierdzila Clary. � Zwykle m�wisz
tylko o Valentinie.
Poczula jego westchnienie, a potem Jace nakryl dlonia rece Clary spoczywajace na
jego piersi. Palce mial chlodne, dlugie i smukle, tak znajome, ze rozpoznalaby je
nawet w ciemnosci.
� Moglibysmy kiedys tu zamieszkac � powiedzial. � Razem.
Clary usmiechnela sie, choc wiedziala, ze on tego nie widzi.
� Myslisz, ze zlapiesz mnie na luksusowa rezydencje? Troche sie zagalopowales,
Jace.
Jace Herondale. � I objela go mocniej.
***
***
Slonce zachodzilo, kiedy Jace zostawil Clary pod domem Amatis, pocalowal ja i
ruszyl w strone rezydencji Inkwizytora. Clary przez chwile odprowadzala go
wzrokiem, a potem z westchnieniem weszla do domu. Cieszyla sie, ze nastepnego dnia
opuszczaja Alicante. Lubila w Idrisie wiele rzeczy. Alicante nadal bylo
najladniejszym miastem, jakie widziala. Zachodzace slonce odbijalo sie w
przezroczystych szczytach demonicznych wiez. Dogasajace swiatlo przydawalo
aksamitnej miekkosci rzedom budynk�w stojacych wzdluz kanal�w. Ale w domu Amatis
panowal dojmujacy smutek, teraz kiedy bylo juz wiadomo na pewno, ze ona nigdy nie
wr�ci.
W srodku bylo cieplo i troche mroczno. Luke siedzial na kanapie i czytal ksiazke.
Jocelyn spala zwinieta obok niego i przykryta narzuta. Luke usmiechnal sie do
Clary, kiedy weszla do pokoju, i wskazal na kuchnie gestem m�wiacym, ze znajdzie
tam cos do jedzenia, jesli jest glodna.
Clary pokiwala glowa i na palcach ruszyla do schod�w, starajac sie nie obudzic
matki. Skierowala sie prosto do swojego pokoju, po drodze zdejmujac plaszcz.
Dopiero po chwili zorientowala sie, ze ktos jest w sypialni.
Poczula chlodne powietrze wpadajace przez uchylone okno. Na parapecie siedziala
Isabelle. Miala na sobie dzinsy wsuniete w wysokie buty i rozpuszczone wlosy,
powiewajace lekko na wietrze. Na jej widok usmiechnela sie.
Clary podeszla do okna i usiadla obok niej. Zlozyla rece na kolanach i czekala.
Jakos wystarczylo miejsca dla nich obu, choc dotykaly sie czubkami but�w.
� Sorry � odezwala sie w koncu Isabelle. � Pewnie powinnam wejsc frontowymi
drzwiami, ale nie mialam ochoty na rozmowe z twoimi rodzicami.
� Jak bylo na naradzie? � spytala Clary. � Cos sie wydarzylo?
Isabelle zasmiala sie kr�tko.
� Faerie zgodzily sie na warunki Clave.
� To dobrze, prawda?
� Moze. Magnus tak nie uwazal. � Isabelle westchnela. � Tylko ze nie wszystko bylo
takie cacy. Wcale nie jak zwyciestwo. I wyslali Helen Blackthorn na Wyspe Wrangla,
zeby �studiowala czary ochronne�. Wyobrazasz sobie? Chca sie jej pozbyc, bo ma w
sobie krew faerie.
� To okropne! A co z Aline?
� Aline jedzie razem z nia. Tak powiedziala Alecowi. Przyjechal jakis wujek, zeby
sie zajac dzieciakami Blackthorn�w i dziewczynka... ta, kt�ra lubi ciebie i Jace�a.
***
***
strone, niemal dotykal jej czubkami palc�w. Emma ostroznie napisala na jego
przedramieniu, gdzie sk�ra byla blada i delikatna, niepoznaczona jeszcze zadnymi
bliznami:
�Przepraszam, Jules�.
Potem sie odsunela, wstrzymujac oddech, ale on sie nie obudzil.
Epilog
Piekno tysiaca gwiazd
Maj 2008
W powietrzu czulo sie pierwsza ciepla zapowiedz lata. Jasne slonce przygrzewalo
mocno, drzewa rosnace przed kamienica czynszowa z czerwonobrazowego piaskowca na
skrzyzowaniu Carroll Street i Sixth Avenue pokryly sie gestwina zielonych lisci.
Clary zdjela kurtke po wyjsciu z metra. Stala teraz w samych dzinsach i koszulce
naprzeciwko wejscia do St. Xavier i patrzyla, jak z otwartych drzwi wylewa sie na
chodnik gromada uczni�w.
Isabelle i Magnus opierali sie o drzewo obok niej; czarownik w aksamitnej marynarce
i dzinsach, Izzy w kr�tkiej srebrnej sukience wyjsciowej, odslaniajacej Znaki.
Clary przypuszczala, ze jej runy tez sa dobrze widoczne: na calej dlugosci rak, na
brzuchu, gdzie koszulka podjechala do g�ry, i na karku. Niekt�re trwale, inne
tymczasowe. Wszystkie odr�znialy ja nie tylko od uczni�w, kt�rzy klebili sie wok�l
wejscia do szkoly, zegnali do nastepnego dnia, planowali spacer po parku albo kawe
w Java Jones, ale od niej samej, kiedy jeszcze chodzila do St. Xavier.
Starsza kobieta z pudlem i w toczku na glowie szla chodnikiem w blasku slonca. W
pewnym momencie pies podbiegl do drzewa, o kt�re opierali sie Magnus i Isabelle.
Staruszka przystanela i na niego zagwizdala. Ci dwoje i Clary byli dla niej
calkowicie niewidzialni.
Magnus spiorunowal pudla wzrokiem, a ten uciekl ze skomleniem, niemal ciagnac swoja
wlascicielke ulica. Czarownik odprowadzil ich wzrokiem. � Czar niewidzialnosci ma
swoje minusy � stwierdzil.
Isabelle usmiechnela sie krzywo. Kiedy sie odezwala, glos miala zdlawiony od
hamowanych emocji:
� Jest.
Clary uniosla glowe. Drzwi szkoly otworzyly sie ponownie i na frontowe schody
wyszli trzej chlopcy. Rozpoznala ich nawet z drugiej strony ulicy. Kirk, Eric i
Simon. Run
Dalekowidzenia roziskrzyl sie na jej ramieniu, kiedy przesunela po nich wzrokiem i
stwierdzila, ze Eric i Kirk zupelnie sie nie zmienili. Potem wbila wzrok w Simona,
chlonac kazdy szczeg�l. Byl grudzien, kiedy ostatni raz go widziala w kr�lestwie
demon�w, bladego, brudnego i zakrwawionego. Teraz dla niego czas juz nie stal w
miejscu. Simon dorastal. Wlosy mial dluzsze; opadaly mu na czolo i na kark. Na
policzki wr�cily kolory. Stal z noga na dolnym stopniu schod�w, chudy i koscisty
jak zawsze, moze odrobine bardziej umiesniony, niz go zapamietala. Byl ubrany w
wyblakla niebieska koszule, kt�ra nosil od lat. Jedna reka poprawial okulary w
duzych kwadratowych oprawkach, druga, w kt�rej trzymal plik zrolowanych papier�w,
gestykulowal z ozywieniem.
Nie odrywajac od niego wzroku, Clary wyjela z kieszeni stele i zaczela wodzic nia
po ramieniu, usuwajac runy ochronne. Uslyszala, jak Magnus mamrocze pod nosem, zeby
byla ostrozna. Gdyby ktos patrzyl w te strone, zobaczylby, ze miedzy drzewami nagle
materializuje sie jakas dziewczyna. Ale nikt nie patrzyl. Clary schowala stele z
powrotem do kieszeni. Jej reka drzala.
� Powodzenia � rzucila Isabelle, nie pytajac jej, co zamierza.
Nadal opierala sie o drzewo, ale plecy miala sztywno wyprostowane. Wygladala na
spieta i zmeczona. Magnus obracal na palcu lewej reki pierscien z topazem. Mrugnal
do Clary, kiedy zeszla z kraweznika.
Isabelle nigdy nie poszlaby porozmawiac z Simonem, pomyslala Clary, przecinajac
ulice. Nigdy nie zaryzykowalaby pustego spojrzenia, braku rozpoznania. Nie
znioslaby dowodu, ze zostala zapomniana. Clary zastanawiala sie, czy sama nie jest
przypadkiem masochistka, skoro to robi.
Kirk juz odszedl, tak ze Eric zauwazyl ja pierwszy. Clary wstrzymala oddech, ale
od razu
sie zorientowala, ze jego pamiec tez zostala wymazana. Poslal jej zmieszane,
taksujace spojrzenie. Najwyrazniej sie zastanawial, czy ona idzie do niego. Clary
pokrecila glowa i wskazala podbr�dkiem na Simona. Eric uni�sl brew, na pozegnanie
klepnal przyjaciela po ramieniu i odszedl.
Simon odwr�cil sie i spojrzal na Clary, a ona poczula sie tak, jakby dostala cios
w zoladek, gdy odgarnal wolna reka wlosy, kt�re wiatr zwial mu na twarz, i
usmiechnal sie niepewnie.
� Czesc, Simonie � powiedziala Clary, zatrzymujac sie tuz przed nim.
Brazowe oczy pociemnialy z zaklopotania.
� Czy ja... czy my sie znamy?
Clary przelknela nagla gorycz w ustach.
� Kiedys bylismy przyjaci�lmi. � I zaraz wyjasnila: � To bylo dawno temu.
W przedszkolu.
Simon z powatpiewaniem uni�sl brew.
� Musialem byc naprawde czarujacym szesciolatkiem, skoro nadal mnie pamietasz. �
Pamietam cie. I twoja mame Elaine. Siostre tez. Rebecca kiedys grala z nami w
Glodne Hipcie, ale ty zjadles wszystkie kulki.
Simon troche zbladl pod lekka opalenizna.
� Skad ty... rzeczywiscie tak sie zdarzylo, ale wtedy bylem sam � powiedzial glosem
zdradzajacym nie tylko oszolomienie.
� Wcale nie. � Clary spojrzala mu w oczy, nakazujac, zeby przypomnial sobie
cokolwiek. � M�wie ci, ze bylismy przyjaci�lmi.
� Ja tylko... ja chyba... nie pamietam. � W jego oczach Clary dostrzegla cienie,
kt�re daly jej do myslenia.
� Moja mama wychodzi za maz � oznajmila. � Dzisiaj. Wlasciwie jestem w drodze na
slub.
Simon pomasowal skronie.
� I potrzebujesz kogos do towarzystwa?
� Nie, juz mam. � Nie potrafila stwierdzic, czy Simon wyglada na rozczarowanego czy
tylko zdezorientowanego, kiedy, jego zdaniem, zniknal jedyny logiczny pow�d, dla
kt�rego go zaczepila. Jej policzki plonely. Ta krepujaca sytuacja okazala sie dla
niej trudniejsza niz niedawna potyczka ze stadem demon�w Husa w Glick Parku. � Ja
tylko... lubiliscie sie, ty i moja mama. Uznalam, ze powinienes wiedziec. To dla
niej wazny dzien, a gdyby wszystko potoczylo sie dobrze, ty tez bys tam byl.
� Ja... � Simon przelknal sline. � Slucham?
� To nie twoja wina � zapewnila go Clary. Pod powiekami czula pieczenie. � To nigdy
nie byla twoja wina. � Stanela na palcach i cmoknela go w policzek. � Badz
szczesliwy. Odwr�cila sie czym predzej. Po drugiej stronie ulicy widziala zamazane
sylwetki Magnusa i Isabelle.
� Zaczekaj!
Obejrzala sie i zobaczyla, ze Simon biegnie za nia, trzymajac w wyciagnietej rece
ulotke, kt�ra wyjal z pliku innych.
� M�j zesp�l... � powiedzial przepraszajacym tonem. � Moze bys przyszla na wystep.
Kiedys.
Clary wziela ulotke, podziekowala skinieniem glowy i popedzila dalej przez ulice.
Czula, ze Simon na nia patrzy, ale nie mogla sie odwr�cic. Na jego twarzy na pewno
malowaly sie dezorientacja i litosc.
Isabelle odsunela sie od drzewa. Kiedy Clary do nich dotarla, stela ponownie
narysowala sobie na ramieniu run Niewidzialnosci. Zabolalo, ale z radoscia powitala
uklucia.
� Miales racje � zwr�cila sie do Magnusa. � To bylo bez sensu.
� Nie m�wilem, ze to bez sensu. � Czarownik rozlozyl rece. � Uprzedzilem, ze on nie
bedzie cie pamietal. Powiedzialem, ze mozesz go zobaczyc, tylko jesli sie z tym
pogodzisz. � Nigdy sie z tym nie pogodze � burknela Clary i wziela gleboki oddech.
� Przepraszam. Przepraszam. To nie twoja wina, Magnusie. Izzy, dla ciebie to tez
nie jest zabawne. Dziekuje, ze przyszlas ze mna.
Bane wzruszyl ramionami.
� Nie musisz przepraszac, biszkopciku.
� Ulotka zespolu. � Clary podala kartke Isabelle, a ona wziela ja, unoszac brew. �
Nie moge na nia spojrzec. Kiedys pomagalam mu takie kserowac i rozdawac... �
Skrzywila sie. � Mniejsza o to. Moze bede zadowolona, ze tu przyszlismy. Kiedys. �
Usmiechnela sie niepewnie i wlozyla kurtke. � Ide. Zobaczymy sie na farmie.
***
Isabelle patrzyla, jak Clary sie oddala. Drobna postac idaca ulica, niewidzialna
dla innych przechodni�w. Spojrzala na ulotke.
Simon Lewis, Eric Hillchurch, Kirk Duplesse i Matt Charlton
�Dary Aniola�
Przynies te ulotke,
***
To byl kolejny dziwny dzien, pomyslal Simon. Najpierw kobieta za lada w Java Jones,
kt�ra go zapytala, gdzie jest jego przyjaci�lka, ta ladna dziewczyna, kt�ra zawsze
z nim przychodzila i zamawiala czarna kawe. Simon wytrzeszczyl oczy. Nie mial
zadnych bliskich przyjaci�lek, a z pewnoscia zadnej, kt�rej preferencje kawowe
m�glby znac. Kiedy odpowiedzial barystce, ze chyba musiala go z kims pomylic,
spojrzala na niego jak na wariata.
A potem ta rudowlosa dziewczyna, kt�ra podeszla do niego, kiedy stal na schodach
St.
Xavier.
Przed szkola bylo teraz pusto. Eric mial go podwiezc do domu, ale zniknal, kiedy
zjawila sie ta dziewczyna, i juz nie wr�cil. Milo, ze wedlug Erica Simon z taka
niefrasobliwa latwoscia umie podrywac kobiety, ale irytujace, ze przez to musial
teraz jechac metrem.
Nawet nie pomyslal, ze m�glby spr�bowac uderzyc do tej rudowlosej. Wydawala sie
taka delikatna mimo naprawde niesamowitych tatuazy zdobiacych jej ramiona i
obojczyk. Moze byla szalona � wskazywaly na to r�zne dowody � ale w jej wielkich
zielonych oczach malowal sie smutek, kiedy na niego patrzyla. Tak samo on wygladal
w dniu pogrzebu ojca. Jakby cos wybilo mu dziure w klatce piersiowej i scisnelo
serce. Nie, ona wcale do niego nie startowala. Naprawde wierzyla, ze kiedys cos dla
siebie znaczyli.
Moze znal te dziewczyne. Moze o tym zapomnial. Kto pamieta koleg�w z przedszkola?
Jednak nie m�gl odpedzic od siebie jej obrazu. Tym razem nie patrzyla na niego
smutno, tylko usmiechala sie przez ramie i trzymala cos w rece... rysunek? Simon z
frustracja potrzasnal glowa. Obraz zniknal jak srebrna rybka zsuwajaca sie z
haczyka.
Zaczal grzebac w pamieci, rozpaczliwie pr�bujac cokolwiek sobie przypomniec.
Ostatnio czesto to robil. Nawiedzaly go okruchy wspomnien, fragmenty wierszy,
kt�rych nigdy sie nie uczyl, jakies glosy, sny, z kt�rych budzil sie drzacy i
spocony, nie pamietajac, co sie w nich dzialo. Sny o pustynnych krajobrazach,
echach, smaku krwi, luku i strzalach. (Uczyl sie strzelania z luku na obozie
letnim, ale nigdy go to nie pasjonowalo, wiec dlaczego akurat o tym teraz snil?).
Potem nie m�gl zasnac, bo dreczylo go uczucie, ze cos utracil, ale nie wiedzial co.
W kazdym razie czul ciezar na piersi. Tlumaczyl sobie to wszystko zbyt dluga w gra
�Lochy i Smoki�, stresowi pierwszej klasy, niepokojeniu sie o koleg�w. Jak
powiedziala jego matka, gdy zaczynasz myslec o przyszlosci, zaczyna cie nawiedzac
przeszlosc.
� To miejsce jest zajete?
Simon podni�sl wzrok i zobaczyl wysokiego mezczyzne z czarnymi wlosami sterczacymi
na wszystkie strony. Mial na sobie aksamitny blezer prywatnej szkoly sredniej z
herbem haftowanym zlotymi nicmi i co najmniej dwanascie pierscieni na palcach. Bylo
cos dziwnego w jego rysach...
� Co? Ja... eee. Nie. � Simon zaczal sie zastanawiac, ilu jeszcze obcych dzisiaj go
zaczepi. � Moze pan usiasc.
Nieznajomy spojrzal w d�l i skrzywil sie.
� Widze, ze na tych schodach zalatwilo sie wiele golebi � zauwazyl. � Chyba
postoje, jesli to nie bedzie zbyt niegrzeczne.
Simon w milczeniu pokrecil glowa.
� Jestem Magnus. � Mezczyzna usmiechnal sie, pokazujac bardzo biale zeby. � Magnus
Bane.
� Nie jestesmy czasem przyjaci�lmi, kt�rych los rozdzielil dawno temu? � rzucil
Simon. � Tak tylko sie zastanawiam.
� Nie, az tak dobrze sie nie poznalismy � odparl Magnus. � Moze znajomymi, kt�rzy
dawno sie nie widzieli? Towarzyszami? M�j kot cie lubil.
Simon przesunal dlonmi po twarzy.
� Chyba wariuje � stwierdzil, nie zwracajac sie do nikogo w szczeg�lnosci. � C�z, w
takim razie chyba poradzisz sobie z tym, co zamierzam ci powiedziec. � Magnus lekko
odwr�cil glowe w bok. � Isabelle?
Znikad pojawila sie przed nimi dziewczyna. Chyba najpiekniejsza, jaka Simon widzial
w zyciu. Dlugie czarne wlosy opadaly na jej srebrna sukienke. Na ich widok naszlo
go pragnienie, zeby pisac kiepskie piosenki o gwiazdzistych nocach. Miala r�wniez
tatuaze, takie same jak tamta pierwsza dziewczyna, czarne zawijasy, pokrywajace
rece i gole nogi.
� Czesc, Simon � powiedziala.
On tylko wytrzeszczyl oczy. To bylo zupelnie nierzeczywiste, ze dziewczyna o takim
wygladzie w ten spos�b wymawia jego imie. Jakby to bylo jedyne imie, kt�re sie
liczy. Jego umysl zatrzymal sie jak zepsuty silnik starego samochodu.
� Mgh?
Magnus wyciagnal dlon o dlugich palcach, a dziewczyna cos mu podala. Ksiazke
oprawiona w biala sk�re ze zloconym tytulem. Simon nie widzial poszczeg�lnych sl�w,
tylko eleganckie kaligraficzne pismo.
� To jest ksiega czar�w � rzekl Magnus.
Na cos takiego nie bylo chyba odpowiedzi, wiec Simon nawet sie na nia nie silil. �
Swiat jest pelen magii � ciagnal Magnus. Jego oczy blyszczaly. � Demon�w i aniol�w,
wilkolak�w, faerie i wampir�w. Kiedys znales ich wszystkich. Miales w sobie magie,
ale zostala ci odebrana. Chodzilo o to, zebys przezyl reszte zycia, nawet nie
pamietajac o niej. Zebys zapomnial ludzi, kt�rych kochales, jesli wiedzieli o tej
magii. Zebys spedzil reszte zycia zwyczajnie. � Obr�cil ksiege w smuklych palcach i
wtedy Simon dostrzegl tytul po lacinie. Na ten widok przeszyl go prad. � Uwolniono
cie od ciezaru wielkosci. Bo ty byles wielki, Simonie. Byles Chodzacym za Dnia,
wojownikiem. Ratowales ludzi i zabijales demony, w twoich zylach plynela krew
aniol�w. � Magnus usmiechal sie szeroko, troche jak szaleniec. � A ja uwazam za
troche faszystowskie posuniecie zabierac ci to wszystko.
Isabelle odrzucila wlosy do tylu. Cos zalsnilo na jej szyi. Czerwony rubin. Simon
poczul ten sam przyplyw energii, tym razem silniejszy, jakby jego cialo tesknilo za
czyms, czego rozum nie m�gl sobie przypomniec.
� Faszystowskie? � powt�rzyl.
� Tak. Clary urodzila sie wyjatkowa. Tobie narzucono wyjatkowosc, a ty
przystosowales sie do niej. Bo swiat nie jest podzielony na wyjatkowych i
zwyczajnych. Wszyscy maja potencjal. P�ki ma sie dusze i wolna wole, mozna byc
wszystkim, robic wszystko, wybrac wszystko. Powinienes m�c sam wybrac.
Simon przelknal sline. Zaschlo mu w gardle.
� Przepraszam, ale o czym pan m�wi? � zapytal.
Magnus postukal w ksiazke, kt�ra trzymal w rece.
� Szukalem sposobu, zeby zdjac z ciebie te klatwe. � Simon omal nie zaprotestowal,
ze wcale nie jest przeklety, ale nakazal sobie milczenie. � Czar, kt�ry kazal ci
zapomniec. I w koncu wymyslilem. Powinienem byl wpasc na to wczesniej, ale oni
zawsze byli tacy rygorystyczni, jesli chodzi o Wstapienia. Tacy wybredni. A potem
uslyszalem od Aleca, ze oni rozpaczliwie potrzebuja nowych Nocnych Lowc�w. Stracili
ich tylu w Mrocznej Wojnie, ze powinno byc latwo. Tylu ludzi za ciebie poreczy.
M�glbys zostac Nocnym Lowca, Simonie. Jak Isabelle. Niewiele moge zdzialac ta
ksiega. Nie zdolam naprawic wszystkiego, nie uczynie cie tym, czym byles wczesniej,
ale moge przygotowac do Wstapienia, a kiedy zostaniesz Nocnym Lowca, on juz cie nie
tknie. Dostaniesz ochrone Clave i zasady zabraniajace m�wienia Przyziemnym o
Swiecie Cieni przestana obowiazywac.
Simon spojrzal na dziewczyne. Bylo to troche jak wpatrywanie sie w slonce, ale
zrobilo sie latwiej, kiedy Isabelle odwzajemnila jego spojrzenie. Patrzyla na
niego, jakby za nim tesknila, choc wiedzial, ze to niemozliwe.
� Naprawde istnieje magia? � zapytal. � Wampiry i wilkolaki, czarodzieje...
� Czarownicy � poprawil go Magnus.
� Wszystko to istnieje?
� Istnieje � powiedziala Isabelle. Glos miala slodki, lekko zachrypniety i...
znajomy.
Nagle Simon przypomnial sobie zapach blasku slonecznego i kwiat�w, smak miedzi w
ustach. Zobaczyl pustynny krajobraz rozciagajacy sie pod demonicznym sloncem,
miasto z wiezami, kt�re lsnily, jakby byly z lodu i szkla. � To nie jest bajka,
Simonie. Bycie Nocnym Lowca oznacza, ze jest sie wojownikiem. To niebezpieczne, ale
jesli ci odpowiada, jest cudowne. Ja nigdy nie chcialabym byc nikim innym.
� To twoja decyzja, Simonie Lewis � dodal Magnus. � Mozesz prowadzic nadal takie
zycie, jakie prowadzisz, p�jsc na studia, studiowac muzyke, ozenic sie. Albo...
mozesz wybrac niepewne zycie cieni i niebezpieczenstw, miec radosc z czytania
historii o niewiarygodnych zakonczeniach albo byc ich czescia. � Przysunal sie
blizej, a Simon dostrzegl swiatlo odbijajace sie od jego oczu i zrozumial, dlaczego
uznal je za dziwne. Zloto-zielone, mialy zrenice jak u kota. To nie byly ludzkie
oczy. � Wyb�r nalezy do ciebie.
***
Wilkolaki sprawily duza niespodzianke, kiedy okazalo sie, ze maja dryg do aranzacji
kwiatowych. Dawne stado Luke�a � teraz Mai � wzielo udzial w dekorowaniu terenu
farmy, gdzie odbywalo sie przyjecie weselne, i walacej sie stodoly, w kt�rej
odprawiono ceremonie slubna. A najpierw stado ja wyremontowalo. Clary pamietala
skrzypiacy strych, na kt�rym bawila sie z Simonem, popekana i luszczaca sie farbe,
nier�wne deski podlogowe. Teraz wszystko zostalo wypiaskowane i odnowione, slupy i
belki jasnialy lagodnym polyskiem starego drewna. Opleciono je lancuchami z lubinu.
***
Alec stal na brzegu namiotu i obserwowal tance. Slonce tak sie obnizylo, ze
wygladalo jak czerwony pasek namalowany na odleglym niebie. Wampiry wyszly z domu i
dolaczyly do przyjecia. Dyskretnie przygotowano pare rzeczy z uwzglednieniem ich
gust�w, a one wmieszaly sie w tlum, trzymajac wziete ze stolu z szampanami smukle
metalowe kieliszki, kt�rych nieprzezroczystosc skrywala to, co znajdowalo sie w
srodku.
Lily, przyw�dczyni nowojorskiego klanu, siedziala przy pianinie i grala jazz. W
pewnym momencie ponad muzyke wybil sie glos, kt�ry powiedzial Alecowi do ucha:
� To byla piekna ceremonia.
Alec odwr�cil sie i zobaczyl ojca, kt�ry z kruchym kieliszkiem do szampana w rece
obserwowal gosci. Robert Lightwood byl duzym mezczyzna, szerokim w barach, i w
garniturze nie prezentowal sie najlepiej. Wygladal jak przerosniety uczen zmuszony
przez zirytowanego rodzica do wlozenia oficjalnego stroju.
� Czesc � rzucil niechetnie Alec. Po drugiej stronie namiotu widzial matke, kt�ra
rozmawiala z Jocelyn. Maryse miala wiecej siwych pasemek we wlosach, niz
zapamietal. Wygladala elegancko jak zawsze. � Milo, ze przyszedles. � Rodzice byli
bardzo wdzieczni, ze on i Isabelle wr�cili do nich po Mrocznej Wojnie, zbyt
wdzieczni, zeby sie na nich gniewac albo krzyczec. Zbyt wdzieczni, by Alec
opowiadal im o Magnusie. Kiedy matka wr�cila do Nowego Jorku, zabral reszte swoich
rzeczy z Instytutu i wprowadzil sie do loftu na Brooklynie. Nadal bywal w
Instytucie prawie codziennie, nadal czesto widywal matke, jednak Robert zostal w
Alicante i Alec nie pr�bowal sie z nim kontaktowac. � Udawaj, ze jestes grzeczny
wobec mamy.
Ojciec drgnal. Alec zamierzal byc uprzejmy, ale nigdy mu to zbytnio nie
wychodzilo.
Zawsze kojarzylo mu sie z klamstwem.
� Nie udajemy z mama, ze jestesmy grzeczni wobec siebie � obruszyl sie Robert. �
Nadal kocham twoja matke. Zalezy nam na sobie. My po prostu... nie mozemy byc
malzenstwem. Powinnismy byli zakonczyc je wczesniej. Myslelismy, ze postepujemy
slusznie. Mielismy dobre intencje.
� Droga do piekla � rzucil kr�tko Alec i spojrzal na sw�j kieliszek.
� Czasami dokonujesz wyboru, kiedy jestes za mlody, i ty sie zmieniasz, a ten ktos
nie � powiedzial Robert.
Alec wzial gleboki oddech. W jego zylach nagle zagotowal sie gniew.
� Jesli to ma byc przytyk do mnie i Magnusa, mozesz sie wypchac. Zrezygnowales z
prawa do wydawania sad�w o mnie i moich zwiazkach, kiedy wyraznie dales do
zrozumienia, ze dla ciebie Nocny Lowca gej nie jest prawdziwym Nocnym Lowca. �
Odstawil kieliszek na glosnik. � Nie interesuje mnie...
� Alec. � Glos ojca nie byl gniewny, tylko... zrezygnowany. � Robilem i m�wilem
niewybaczalne rzeczy. Wiem o tym. Ale zawsze bylem z ciebie dumny i teraz jestem
nie mniej dumny.
Alec odwr�cil sie do niego.
� Nie wierze ci.
� Kiedy bylem w twoim wieku, troche mlodszy, mialem parabatai... � zaczal Robert. �
Tak, Michaela Waylanda. � Alec nie dbal o to, ze m�wi z gorycza, nie obchodzil go
wyraz twarzy ojca. � Wiem. To dlatego przyjales Jace�a. Zawsze sadzilem, ze wy dwaj
nie byliscie ze soba szczeg�lnie blisko. Najwyrazniej za nim nie teskniles ani nie
przejmowales sie zbytnio, ze on nie zyje.
� Nie wierzylem, ze on nie zyje � powiedzial Robert. � Wiem, ze trudno w to
uwierzyc. Nasza wiez przerwal wyrok zeslania wydany przez Clave, ale jeszcze
wczesniej oddalilismy sie od siebie. Ale dawniej bylismy bardzo bliskimi,
najlepszymi przyjaci�lmi. Kiedys powiedzial mi, ze mnie kocha.
Moc, z jaka ojciec wym�wil te slowa, wstrzasnela Alekiem.
� Michael Wayland byl w tobie zakochany?
� Ja... nie potraktowalem go milo � wyznal Robert. � Powiedzialem mu, zeby nigdy
wiecej nie m�wil mi takich rzeczy. Balem sie. Zostawilem go samego z jego myslami,
uczuciami i obawami. I p�zniej juz nigdy nie bylismy ze soba tak blisko jak
dawniej. Przyjalem Jace�a, zeby choc w niewielkim stopniu wynagrodzic to, co
zrobilem, ale wiem, ze nie ma na cos takiego zadoscuczynienia. � Popatrzyl na Aleca
spokojnymi ciemnoniebieskimi oczami. � Myslisz, ze sie ciebie wstydze, ale ja
wstydze sie siebie. Patrze na swojego syna i widze wlasna niezyczliwosc wobec
kogos, kto na nia nie zasluzyl. Ty jestes o wiele lepszy, niz ja kiedykolwiek bylem
czy bede.
Alec stal jak wmurowany. Przypomnial sobie sen z kr�lestwa demon�w, o ojcu, kt�ry
wszystkim sie chwali, jakim dzielnym wojownikiem jest jego syn, jakim swietnym
Nocnym Lowca, ale nigdy nie przypuszczal, ze uslyszy od ojca, ze jest dobrym
czlowiekiem.
To bylo o wiele lepsze, w pewnym sensie.
Robert patrzyl na niego z napieciem widocznym wok�l oczu i ust. Alec zaczal sie
zastanawiac, czy ojciec komukolwiek opowiedzial o Michaelu i ile go kosztowalo
wyznanie tego akurat jemu.
Lekko dotknal ramienia ojca, po raz pierwszy od miesiecy z wlasnej woli. Potem
opuscil reke.
� Dziekuje, ze powiedziales mi prawde.
To nie bylo wybaczenie, niezupelnie, ale zawsze jakis poczatek.
***
Trawa byla wilgotna od chlodu nadchodzacej nocy. Clary czula zimno wsaczajace sie
przez sandalki, kiedy szla w strone namiotu razem z Jace�em i Magnusem. Juz z
daleka widziala rzedy zastawionych stol�w, porcelane i srebro. Wczesniej wszyscy
zabrali sie do pomagania, nawet ludzie, kt�rych zwykle uwazala za niedostepnych i
pelnych rezerwy: Kadir, Jia, Maryse. Z namiotu dobiegala muzyka. Bat siedzial za
konsola didzeja, ale ktos gral jazz na pianinie. Zobaczyla Aleca pograzonego w
rozmowie z ojcem, a kiedy tlum sie rozstapil, dostrzegla inne znajome twarze: Maia
i Aline gawedzily ze soba, Isabelle stala obok Simona, kt�ry mial lekko zaklopotana
mine...
Simon!
Clary zatrzymala sie jak wryta. Jej serce zamarlo na chwile, potem na nastepna.
Czula jednoczesnie zimno i goraco, jakby miala zemdlec. To nie m�gl byc Simon. To
musial byc ktos inny. Jakis inny chudy okularnik z potarganymi brazowymi wlosami.
Ale mial na sobie te sama splowiala koszule, kt�ra widziala dzis rano, i przydlugie
wlosy zaslaniajace twarz. Usmiechal sie do niej troche niepewnie, i to byl Simon.
To byl Simon. To byl Simon.
Nawet nie pamietala, kiedy rzucila sie do biegu, ale zatrzymal ja Magnus,
sciskajac jej ramie jak w imadle.
� Badz ostrozna � uprzedzil. � On nie wszystko pamieta. Oddalem mu kilka wspomnien,
ale niewiele. Reszta bedzie musiala poczekac. Takze nie spodziewaj sie zbyt wiele.
Chyba kiwnela glowa, bo ja puscil, a wtedy ona popedzila przez trawnik w strone
namiotu. Rzucila sie na Simona z takim impetem, ze zatoczyl sie do tylu i omal nie
upadl. Spokojnie, on juz nie ma sily wampira, m�wil jej umysl, ale reszta nie
chciala go sluchac. Objela i usciskala Simona, niemal szlochajac mu w koszule.
Byla swiadoma tego, ze wok�l nich stoja Isabelle, Jace i Maia. Jocelyn tez
przybiegla. Clary odsunela sie od Simona i spojrzala mu w twarz. To zdecydowanie
byl on. Z bliska widziala piegi na jego lewym policzku, mala blizne na ustach,
pamiatke po przygodzie na boisku w �smej klasie.
� Pamietasz mnie? � wyszeptala. � Wiesz, kim jestem?
Simon podsunal okulary wyzej na nos. Jego reka drzala lekko.
� Ja... � Rozejrzal sie. � To jest jak zebranie rodzinne, na kt�rym malo kogo znam,
ale wszyscy znaja mnie � powiedzial. � To...
� Przytlaczajace? � podsunela Clary. Starala sie ukryc rozczarowanie, ze jej nie
poznal. � Nie szkodzi, ze mnie nie poznajesz. Jest czas.
Simon spojrzal na nia z wyrazem niepewnosci i nadziei, lekko oszolomiony, jakby
wlasnie obudzil sie ze snu i nie byl calkiem pewien, gdzie sie znajduje. Potem sie
usmiechnal. � Nie pamietam wszystkiego, jeszcze nie. Ale ciebie pamietam. � Dotknal
zlotego pierscionka na jej prawym placu wskazujacym, z cieplego metalu faerie. �
Clary. Jestes Clary.
Moja najlepsza przyjaci�lka.
***
Alec dotarl na wzg�rze, gdzie na sciezce, z kt�rej byl widok na namiot, stal Magnus
z rekami w kieszeniach, oparty o drzewo. Przez chwile razem obserwowali Simona,
oszolomionego jak nowo narodzone piskle i otoczonego przez przyjaci�l. Jace�a,
Maie, Luke�a. Jocelyn usciskala go, placzac ze szczescia i rozmazujac sobie
makijaz. Tylko Isabelle stala z boku ze splecionymi dlonmi i twarza niemal bez
wyrazu.
� Mozna by pomyslec, ze jej nie zalezy � skomentowal Alec, kiedy Magnus poprawial
mu krawat. To on pom�gl mu wybrac garnitur i byl bardzo dumny, ze drobne niebieskie
prazki podkreslaja kolor oczu Aleca. � Ale jestem pewien, ze zalezy.
� Masz racje � zgodzil sie Magnus. � Zalezy jej za bardzo, dlatego trzyma sie z
boku. � Zapytalbym cie, co zrobiles, ale nie jestem pewien, czy chce wiedziec. �
Alec oparl sie plecami o Magnusa, czerpiac pocieche z jego solidnego ciepla.
Czarownik polozyl brode na jego ramieniu i przez chwile stali obaj bez ruchu,
patrzac na namiot i scene szczesliwego chaosu rozgrywajaca sie w dole. � Dobrze
zrobiles.
� Trzeba podejmowac decyzje, kiedy trzeba je podjac � powiedzial Magnus do jego
ucha.
� I miec nadzieje, ze nie bedzie konsekwencji, przynajmniej powaznych.
� Nie obawiasz sie, ze tw�j ojciec bedzie zly? � spytal Alec.
Magnus rozesmial sie sucho.
� Ma duzo wiecej na glowie niz mnie � odparl. � A co z toba? Widzialem, jak
rozmawiasz z Robertem.
Alec poczul napiecie w jego postawie, kiedy powtarzal mu, co uslyszal od ojca.
� Wiesz, nigdy bym sie nie domyslil � stwierdzil Magnus, kiedy Alec skonczyl m�wic.
� Poznalem Michaela Waylanda. � Wzruszyl ramionami. � Co dowodzi, ze �serce jest
zawsze niedoswiadczone�, i tak dalej.
� Jak myslisz? Powinienem mu wybaczyc?
� Uwazam, ze to, co ci powiedzial, jest wyjasnieniem, ale nie usprawiedliwieniem
jego zachowania. Jesli mu wybaczysz, zr�b to dla siebie, nie dla niego. Gniew to
strata czasu, a ty jestes jednym z najbardziej kochajacych ludzi, jakich znam.
� To dlatego mi wybaczyles? � spytal Alec, nie zly, tylko ciekawy. � Dla mnie czy
dla siebie?
� Wybaczylem, bo cie kocham i nienawidze byc bez ciebie. Ja tego nienawidze i m�j
kot nienawidzi. I poniewaz Caterina przekonala mnie, ze jestem glupi.
� Mm. Lubie ja.
Magnus polozyl dlonie na piersi Aleca, jakby chcial poczuc bicie jego serca. � Ty
tez mi wybacz � poprosil. � Za to, ze nie potrafie uczynic cie niesmiertelnym ani
siebie pozbawic niesmiertelnosci.
� Nie ma co wybaczac � stwierdzil Alec. � Nie chce zyc wiecznie. � Polozyl rece na
dloniach Magnusa, spl�tl palce z jego palcami. � Mozemy nie miec duzo czasu. Ja sie
zestarzeje i umre. Ale obiecuje, ze do tego czasu cie nie opuszcze. To jedyna
obietnica, jaka moge zlozyc.
� Wielu Nocnych Lowc�w sie nie starzeje � zauwazyl Magnus.
Alec wyczul dudnienie jego pulsu. To bylo dziwne. Magnusowi wyraznie brakowalo
sl�w, choc zwykle tak latwo mu przychodzily.
Alec obr�cil sie w jego objeciach, tak ze staneli twarzami do siebie, i zaczal
chlonac wzrokiem wszystkie szczeg�ly, kt�rych nigdy nie mial dosyc: zielono-zloty
kolor oczu, usta, kt�re zawsze wygladaly, jakby zaraz mialy sie usmiechnac, choc
teraz Magnus wygladal na zmartwionego.
� Nawet gdyby to byly tylko dni, chcialbym je spedzic z toba. Czy to cokolwiek
znaczy?
� Tak � zapewnil go Magnus. � To znaczy, ze od tej chwili kazdy dzien musi byc
wazny.
***
Tanczyli.
Lily grala cos wolnego i lagodnego na pianinie, Clary dryfowala w ramionach Jace�a
miedzy innymi weselnymi goscmi. Byl to dokladnie taki taniec, jaki lubila: niezbyt
skomplikowany, polegajacy gl�wnie na tuleniu sie do partnera i uwazaniu, zeby go
nie nadepnac. Przyciskala policzek do przodu koszuli Jace�a, pomietej i miekkiej.
Jego rece leniwie bawily sie pasmami wlos�w Clary, kt�re wymknely sie z koka, palce
muskaly kark. Przypomnial sie jej sen, kt�ry miala dawno temu. Tanczyla z Jace�em w
Sali Aniola. On byl wtedy taki nieobecny, czesto zimny. Teraz, czasami, kiedy na
niego patrzyla, zdumiewalo ja, ze to jest ten sam chlopak. Jace, kt�rego pomoglas
mi stworzyc, powiedzial. I kt�rego lubie o wiele bardziej. Ale ona tez sie
zmienila. Otworzyla usta, zeby mu to powiedziec, ale poczula klepniecie w ramie.
Odwr�cila sie i zobaczyla matke, usmiechajaca sie do nich obojga.
� Jace, moglabym prosic cie o przysluge? � spytala Jocelyn.
Przestali tanczyc. Zadne sie nie odezwalo. W ciagu ostatnich szesciu miesiecy
Jocelyn polubila Jace�a bardziej niz do tej pory, ale nadal nie byla zbyt
zachwycona chlopakiem c�rki.
� Lily zmeczyla sie graniem, a wszyscy tak bardzo lubia pianino... Ty grasz,
prawda?
Clary mi m�wila, jaki jestes utalentowany. Zagralbys dla nas?
Jace zerknal na Clary, a ona zauwazyla jego szybkie spojrzenie tylko dlatego, ze
dobrze go znala. Mial doskonale maniery, o ile chcial z nich korzystac. Usmiechnal
sie do Jocelyn jak aniol i ruszyl do pianina. Chwile p�zniej namiot wypelnily
dzwieki muzyki klasycznej.
***
Tessa Gray i chlopiec, kt�ry byl kiedys Bratem Zachariaszem, siedzieli przy
najdalszym stole w kacie i obserwowali, jak palce Jace�a Herondale�a tancza po
klawiaturze pianina. Jace nie mial krawata, jego koszula byla czesciowo rozpieta, a
twarz skupiona, jakby calkowicie zatracil sie w muzyce.
� Chopin � powiedziala Tessa z miekkim usmiechem. � Zastanawiam sie... czy mala
Emma Carstairs bedzie kiedys grala na skrzypcach.
� Ostroznie � ostrzegl ja towarzysz ze smiechem w glosie. � Takich rzeczy nie da
sie wymusic.
� To trudne. � Spojrzala na niego z powaga. � Chcialabym zdradzic jej wiecej o
zwiazku miedzy wami dwojgiem, zeby nie czula sie taka samotna.
Smutek wykrzywil kaciki ust Zachariasza.
� Wiesz, ze nie mozesz. Jeszcze nie. Tylko jej o tym napomknalem. To wszystko, co
moglem zrobic.
� Mozemy miec na nia oko � stwierdzila Tessa. � Zawsze bedziemy nad nia czuwac. �
Dotknela, niemal z czcia, Znak�w na jego policzkach, pamiatek z czas�w, kiedy byl
Cichym Bratem. � Pamietam, jak m�wiles, ze ta wojna to historia Lightwood�w,
Herondale��w i Fairchild�w. I tak jest. Ale r�wniez Blackthorn�w i Carstairs�w. To
zdumiewajace ich zobaczyc. Ale kiedy na nich patrze, jest tak, jakbym widziala
ciagnaca sie za nimi przeszlosc.
Patrze, jak Jace Herondale gra, i widze duchy. A ty?
� Duchy to wspomnienia, a my je nosimy w sobie, bo ci, kt�rych kochamy, nie
opuszczaja swiata.
� Tak � zgodzila sie Tessa. � Chcialabym tylko, zeby on tu byl i patrzyl na to
wszystko razem z nami. Zeby byl tu z nami jeszcze jeden raz.
Poczula jedwab jego wlos�w, kiedy schylil sie i lekko pocalowal jej palce dworskim
gestem z minionych czas�w.
� On jest tu z nami, Tesso. Widzi nas. Wierze w to. Czuje to, tak jak zwykle
wiedzialem, czy jest smutny, zly, samotny czy szczesliwy.
Tessa dotknela perlowej bransoletki na nadgarstku, a potem jego twarzy,
delikatnie, z uwielbieniem.
� A jaki jest teraz? � wyszeptala. � Szczesliwy czy zadumany, smutny czy samotny?
Nie m�w mi, ze jest samotny. Bo musisz wiedziec. Zawsze wiedziales.
� Jest szczesliwy, Tesso. Radosc daje mu patrzenie na nas razem, tak jak zawsze
mnie sprawialo radosc patrzenie na was dwoje. � Obdarzyl ja usmiechem, w kt�rym
zawierala sie cala prawda swiata, i odchylil sie na oparcie krzesla. Do ich stolika
zblizaly sie dwie osoby: wysoka, rudowlosa kobieta i dziewczyna o takich samych
rudych wlosach i zielonych oczach. � A skoro mowa o przeszlosci, mysle, ze jest tu
ktos, kto chce z toba porozmawiac.
***
***
� Isabelle.
Opierala sie o bok pianina i pozwalala sie kolysac grze Jace�a (a takze slabemu
odglosowi zucia drewna przez Churcha). Ta muzyka przypominala jej dziecinstwo i
przybranego brata, kt�ry spedzal wiele godzin w pokoju muzycznym i napelnial hole
Instytutu kaskada dzwiek�w. To byl Simon. W cieple namiotu rozpial dzinsowa kurtke,
ale na policzkach mial rumieniec z goraca i tremy. Bylo w tym widoku cos obcego.
Zaczerwieniony, goracy Simon, kt�ry r�sl i meznial...
Spojrzenie jego ciemnych oczu spoczelo na niej z ciekawoscia. Dostrzegla w nich
cien rozpoznania, ale nie bylo ono calkowite. Simon nie patrzyl na nia tak jak
kiedys, z tesknota. Nie czula tego slodkiego b�lu, ze jest ktos, kto widzi nie
tylko Isabelle, kt�ra ona pokazywala swiatu, ale i ta, kt�ra ukrywala sie w cieniu,
gdzie tylko nieliczni mogli ja zobaczyc.
Simon nalezal do tych nielicznych. Teraz byl... kims innym.
� Isabelle � powt�rzyl, a ona wyczula, ze Jace patrzy na nia zaciekawionym
wzrokiem, podczas gdy jego palce smigaja po klawiaturze. � Zatanczysz ze mna?
Westchnela i kiwnela glowa.
� Dobrze.
Pozwolila Simonowi zaprowadzic sie na parkiet. Na obcasach dor�wnywala mu wzrostem.
Ich oczy znajdowaly sie na tym samym poziomie. Za okularami jego byly takiego
samego kawowego koloru jak zawsze.
� Powiedziano mi... � zaczal Simon i odchrzaknal � albo przynajmniej dano do
zrozumienia, ze ty i ja...
� Nie m�w o tym. Jesli nie pamietasz, nie chce tego slyszec.
Trzymal jedna dlon na jej ramieniu, druga na talii. Jego sk�ra byla ciepla, a nie
zimna, jak ja pamietala. Wydawal sie niewiarygodnie ludzki i kruchy.
� Ale ja chce sobie przypomniec � zaprotestowal, a ona stwierdzila, ze przynajmniej
pod tym wzgledem sie nie zmienil; zawsze lubil sie spierac. � Troche pamietam. Nie
jest tak, zebym w og�le nie wiedzial, kim jestes, Isabelle.
� Nazywales mnie Izzy � powiedziala i nagle poczula sie bardzo zmeczona. � Izzy,
nie Isabelle.
Nachylil sie, a ona poczula jego oddech na wlosach.
� Izzy, pamietam, jak cie calowalem.
Zadrzala.
� Wcale nie.
� Wlasnie, ze tak. � Przesunal rece na jej plecy, musnal palcami miejsce tuz pod
lopatka, gdzie zawsze miala laskotki. � Minelo troche miesiecy. I przez ten czas
nic nie wydawalo sie takie samo. Zawsze mialem wrazenie, ze czegos mi brakuje.
Teraz wiem, ze chodzilo o to wszystko, ale r�wniez o ciebie. W dzien nie
pamietalem, a w nocy snilem o tobie, Isabelle.
� Sniles o nas?
� Tylko o tobie. O dziewczynie z bardzo ciemnymi oczami. � Dotknal jej wlos�w. �
Magnus m�wi, ze bylem bohaterem. I widze na twojej twarzy, ze kiedy na mnie
patrzysz, szukasz tamtego faceta. Goscia, kt�ry robil wielkie rzeczy. Nie pamietam
ich. Nie wiem, czy dlatego juz nie jestem bohaterem. Ale chcialbym spr�bowac byc
znowu tamtym facetem. Kt�ry cie caluje, bo na to zasluzyl. Jesli bedziesz na tyle
cierpliwa, zeby pozwolic mi spr�bowac. To bylo takie w jego stylu. Isabelle
spojrzala na niego i po raz pierwszy poczula przyplyw nadziei. I nie stlumila jej
od razu.
� Moglabym ci pozwolic. To znaczy, spr�bowac. Nie moge obiecac wszystkiego. � Wcale
bym tego nie oczekiwal. � Jego twarz sie rozpromienila, a Isabelle dostrzegla cien
wspomnienia w jego oczach. � Jestes pozeraczka serc, Isabelle Lightwood.
Przynajmniej tyle pamietam.
***
***
Magnus opieral sie o sciane stodoly i patrzyl, jak Clary rozmawia z Tessa, kiedy
podeszla do niego Catarina. Miala we wlosach niebieskie kwiaty, kt�re podkreslaly
szafirowy odcien jej sk�ry. Bane spojrzal przez sad w strone jeziora lsniacego w
dole.
� Wygladasz na zmartwionego � stwierdzila Catarina, kolezenskim gestem kladac dlon
na jego ramieniu. � Co sie dzieje? Widzialam wczesniej, jak calujesz swojego
chlopaka, wiec nie o to chodzi.
Magnus potrzasnal glowa.
� Nie. Z Alekiem wszystko w porzadku.
� Widzialam tez, jak rozmawiasz z Tessa � ciagnela Catarina, wyciagajac szyje, zeby
spojrzec na czarownice. � Dziwne wrazenie zobaczyc ja tutaj. To cie dreczy?
Zderzenie przeszlosci i przyszlosci?
� Moze � przyznal Magnus, choc nie sadzil, zeby o to chodzilo. � Stare duchy,
cienie tego, co mogloby byc. Choc zawsze lubilem Tesse i jej chlopc�w. � Jej syn
byl trudnym czlowiekiem � przypomniala Catarina.
� Podobnie jak c�rka. � Magnus zasmial sie sucho. � Czuje, ze ostatnio przeszlosc
bardzo mi ciazy, Catarino. Powtarzanie starych bled�w. Slysze r�zne rzeczy, odglosy
niezadowolenia w Podziemnym Swiecie, plotki o nadciagajacych wasniach. Faerie to
dumny lud, najdumniejszy.
Nie zostawia upokorzenia ze strony Clave bez odplaty.
� Sa dumni, ale cierpliwi � stwierdzila Catarina. � Moga dlugo czekac na zemste,
cale pokolenia. Nie mozesz bac sie juz teraz, skoro mrok moze nadejsc dopiero za
wiele lat. Magnus nie patrzyl na nia, tylko na namiot, gdzie Clary rozmawiala z
Tessa, gdzie Alec smial sie z Maia i Batem, gdzie Isabelle i Simon tanczyli do
muzyki granej przez Jace�a na pianinie, a slodkie tony Chopina przypominaly mu inny
czas i dzwieki skrzypiec w Boze Narodzenie.
� Aha � mruknela Caterina. � Martwisz sie o nich. Martwisz sie, ze mrok ogarnie
tych, kt�rych kochasz.
� Ich albo ich dzieci.
Alec ruszyl w g�re wzg�rza w strone stodoly. Magnus patrzyl na jego ciemny cien na
tle jeszcze ciemniejszego nieba.
� Lepiej kochac i bac sie, niz nic nie czuc. � Caterina znowu dotknela jego
ramienia. �
Wlasnie w ten spos�b kamieniejemy. Przykro mi z powodu Raphaela. Nie mialam okazji
wczesniej tego powiedziec. Wiem, ze kiedys uratowales mu zycie.
� A potem on uratowal moje. � Magnus spojrzal na Aleca, kt�ry uprzejmie uklonil sie
Caterinie.
� Magnusie, idziemy nad jezioro � rzekl. � Chcesz p�jsc z nami?
� Po co? � zapytal Magnus.
Alec wzruszyl ramionami.
� Clary m�wi, ze tam jest ladnie. Widzialem je juz wczesniej, ale wtedy wstawal z
niego ogromny aniol, i to troche mnie rozpraszalo. � Wyciagnal reke. � Chodz.
Wszyscy ida.
Catarina sie usmiechnela.
� Carpe diem � poradzila Bane�owi. � Nie trac czasu na zamartwianie sie. � Zebrala
sp�dnice i oddalila sie w strone drzew. Jej stopy wygladaly na trawie jak
niebieskie kwiaty.
Magnus ujal dlon Aleca.
***
Nad jeziorem byly swietliki. Rozjasnialy noc swoimi blyskami, kiedy ich grupka
rozlozyla marynarki i koce, kt�re Magnus wyczarowal znikad, choc Clary
podejrzewala, ze zostaly nielegalnie wyniesione z Bed Bath & Beyond.
Jezioro wygladalo jak srebrna dziesieciocent�wka, odbijalo niebo i tysiace
gwiazd. Clary slyszala, jak Alec pokazuje Magnusowi konstelacje i wymienia ich
nazwy: Lew, Strzelec, Pegaz. Maia zrzucila buty i brodzila boso wzdluz brzegu. Bat
podazyl za nia i po chwili wahania wzial ja za reke.
A ona jej nie zabrala.
Simon i Isabelle nachylali sie do siebie i cos szeptali. Izzy od czasu do czasu
wybuchala smiechem. Jej twarz juz od miesiecy nie byla taka promienna.
Jace usiadl na kocu i pociagnal Clary w d�l. Otoczyl ja nogami, a ona oparla sie
o niego, tak ze czula na plecach kojace bicie jego serca. Jace dotknal Kodeksu,
kt�ry trzymala na kolanach.
� Co to jest?
� Podarunek dla mnie. I jeszcze jeden dla ciebie.
Wziela jego reke i umiescila mu na dloni troche podniszczony srebrny pierscien.
� Pierscien Herondale��w? � Jace byl wyraznie zdumiony. � Skad go...
� Kiedys nalezal do Jamesa Herondale�a. Nie mam tu drzewa genealogicznego, wiec nie
wiem, o kogo dokladnie chodzi, ale zdaje sie, ze byl jednym z twoich przodk�w.
Pamietam, jak m�wiles, ze Zelazne Siostry musza zrobic nowy pierscien, bo Stephen
zadnego ci nie zostawil.
Ale teraz juz go masz.
Jace wsunal pierscien na palec serdeczny prawej reki.
� Za kazdym razem, kiedy mysle, ze brakuje kawalka mnie, ty mi go dajesz �
stwierdzil.
Clary nie odpowiedziala, tylko obr�cila sie w jego ramionach i pocalowala go w
policzek. Byl piekny w blasku gwiazdy, kt�ry lsnil na jego wlosach i w oczach. Na
jego palcu blyszczal pierscien Herondale��w, przypominajac o wszystkim, co bylo, i
o wszystkim, co bedzie. �Wszyscy jestesmy tym, co pamietamy. Skladamy sie z nadziei
i lek�w tych, kt�rzy nas kochaja. P�ki istnieje milosc i pamiec, nie ma prawdziwej
straty�.
� Podoba ci sie nazwisko Herondale? � zapytal Jace.
� To twoje nazwisko, wiec je kocham � odpowiedziala Clary.
� Jest pare ladnych nazwisk zlych Nocnych Lowc�w, kt�re mogly mi sie trafic.
Bloodstick. Ravenhaven.
� Bloodstick to nie moze byc nazwisko.
� Moze wypadlo z lask � przyznal Jace. � Za to Herondale jest melodyjne. Mozna
nawet powiedziec, ze slodkie. Posluchaj, jak to brzmi: Clary Herondale.
� O, m�j Boze, brzmi strasznie.
� Wszyscy musimy sie poswiecac dla milosci. � Jace usmiechnal sie szeroko i siegnal
po Kodeks. � Stare wydanie. � Obr�cil ksiazke w rekach. � Ten wers na okladce jest
z Miltona.
� Oczywiscie go znasz � stwierdzila czule Clary i oparla sie o niego plecami.
Magnus rozpalil ognisko i teraz plonelo wesolo na brzegu jeziora, wysylajac iskry
pod niebo. Blask plomieni odbil sie od naszyjnika Isabelle, kiedy odwr�cila sie do
Simona, zeby cos powiedziec, zajasnial w oczach Magnusa, padl na wody jeziora,
zmieniajac falki w zlote linie. Oswietlil inskrypcje na okladce Kodeksu, kiedy Jace
przeczytal ja glosem miekkim jak muzyka w roziskrzonej ciemnosci.
Sluzymy swobodnie, bowiem swobodnie kochamy,