Professional Documents
Culture Documents
Karpinski
Karpinski
1
Prawdziwa miłość wzgardzona.
Laura
Tłukę o drzewo koszyk mój miły, Dajmy już pokój troskom i zrzędzie,
Rwę wieniec, którym splatała; Ja cię niewinnym znajduję;
Te z nich kawałki będą świadczyły, Teraz mój Filon droższy mi będzie,
Żem z nim na wieki zerwała... Bo mię już więcej kosztuje.
2
Zagrodo mego spokoja!
Ty jeszcze nie wiesz o twojej mocy, Filon
A ja czuję ją!... o moja! Żal mi cię puścić, nie śmiem cię trzymać,
Kiedyż przyśpieszy czas drogi,
Laura Gdy z moją Laurą i słodko drzymać,
Połóż twą rękę, gdzie mi pierś spada, I bawić będę bez trwogi?
Czy słyszysz to serca bicie?
Za uderzeniem każdym ci gada, Laura
Że cię tak kocha, jak życie. Miesiącu! Już ja idę do domu!
Jeśliby kiedy z Dorydą
Filon Filon tak trawił noc po kryjomu,
Daj mi ust... z których i niepokoje, Nic świeć, niech na nich dżdże idą!
I razem słodycz wypływa.
Tą drogą poślę zapały moje, PRZY GRZEBANIU UMARŁYCH
Aż gdzie twa dusza przebywa.
Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy;
Laura Przymij dar smutny, który ci składamy!
Czy w każdym roku taka z kochania, Trochę na grób twój porzuconcj gliny
Jak w osiemnastym mozoła? Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.
Jeśli w tym nie masz pofolgowania,
Jak człek miłości wydoła? Powracasz w ziemię, co matką twą była;
Teraz cię strawi, niedawno żywiła.
Filon Tak droga każda, którą nas świat wodzi,
Sciśnij twojego, Lauro, Filona, Na ten ubity gościniec wychodzi.
Ja cię przycisnę wzajemnie,
Serca, zbliżone łonem do łona, Niedługo, bracie, (albo siostro) z tobą się ujźrzemy,
Rozmawiać będą tajemnie. Juźeś tam doszedł, my jeszcze idziemy.
Trzeba ci było odpocząć po biegu!
Laura Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu.
Ty mię daleko ściskasz goręcej,
A jam cię tylko dotknęła; Boże! ten zmarły w domu Twym przebywał,
Nie przeto, Filan, kochasz mnie więcej: U stołu Twego jadał, Ciebie wzywał,
Miłość mi siły odjęła. Na Twej litości polegał bezpieczny,
Daj duszy jego odpoczynek wieczny!
Filon
Lauro! coś dotąd dla mnie świadczyła, ŻALE SARMATY NAD GROBEM ZYGMUNTA
Jeszcze dowodzi to mało, AUGUSTA OSTATNIEGO POLSKIEGO KRÓLA
Że mię tak kochasz, jakeś mówiła: Z DOMU JAGIEŁŁÓW
Jeszcze mi prosić zostało.
Ty śpisz, Zygmuncie! a twoi sąsiedzi
Laura Do twego domu goście przyjechali!...
Tegom się miała z ciebie spodziewać? Ty śpisz! a czeladź przyjęciem się biedzi
Jakże to skarga niezbożna! Tych, co cię czcili, co ci hołdowali!...
Nie proś, nie każ mi, ty mię chcesz gniewać! Gorzkie wspomnienie, gdy szczęście przeminie,
Kochać cię więcej nie można. Czemuż i pamięć o nich nie zaginie?...
3
Jakże ten Wielki trup do żalu wzrusza! Pokazał światu, że i Polak zręczny...
W tym ciele była milionów dusza! Cóż przynieśliście z powrotem w swą stronę?...
Ubóstwo, blizny, nadzieje zwiedzione!...
Patrzcie! matczyne jakieś leży dziecię!...
W wyniosłych piersiach głęboka mu rana, Oto krwią piękną ziemia utłuszczona
Którą szlachetne wychodziło życie!... Konia i jeźdźca dzikiego wytucza,
On nie uciekał, bo z przodu zadana! A głodne dzieci matka przymuszona
Jeszcze znać w twarzy, jak jest zemsty chciwy! Panującego języka naucza!...
Zdaje się gniewać, za co nieszczęśliwy? Tak jest, jak twardy wyrok jakiś kazał:
Inszych popisał, a Polskę wymazali.
A tam - poczciwość, kościół, wstyd zgwałcony;
Pożarem całe spłonęły osady!... Wisło! nie Polak z ciebie wodę pije,
W dom gorejący właściciel wrzucany, Jego się nawet zacierają ślady,
Pierwej mu wszystkie zrabowawszy składy. On dziś przed swoim imieniem się kryje,
Wszędzie zajadłość ogniem, śmiercią ciska, Które tak możne wsławiły pradziady!...
Gdzie pojźrzysz - rozpacz, trupy, zgorzeliska!... Już Białym Orłom i bratniej Pogoni
Świat się, przed laty nawykły, nie skłoni!...
Po tych rozbojach, jedni zniechęceni
Pod nieznajome rozbiegli się nieba, Zygmuncie, przy twoim grobie,
Drudzy, ostatnią nędzą przyciśnieni, Gdy nam już wiatr nie powieje,
W swych kiedyś domach dzisiaj żebrzą chleba! Składam niezdatną w tej dobie
Insi rozdani na Moskwę i Niemce, Szablę, wesołość, nadzieję
Na roli ojców płaczą cudzoziemce. I tę lutnię biedną!...
Oto mój sprzęt cały!
Wy, co domowe opłakawszy klęski, Łzy mi tylko jedne
Poszliście naród ratować niewdzięczny! Zostały!...
W tylu przygodach wasz oręż zwycięski