Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 4

Franciszek Karpiński Swej, czarnobrewki Dorydy,

DO JUSTYNY TĘSKNOŚĆ NA WIOSNĘ Rozrywkę sobie okrutną czyni,


Kosztem mej hańby i biedy.
Już tyle razy słońce wracało
I blaskiem swoim dzień szczyci; Pewnie jej mówi: że obłądzona
A memu światłu cóż to się stało, Wpieram się w drzewa i bory,
Że mi dotychczas nie świéci? I zamiast jego białego łona,
Ściskam nieczułe jawory.
Już się i zboże do góry wzbiło,
I ledwie nie kłos chce wydać; Filonie! wtenczas, kiedym nie znała
Całe się pole zazieleniło; Jeszcze miłości szalonej,
Mojej pszenicy nie widać! Pierwszy raz-em ją w twoich zdybała
Oczach i w mowie pieszczonej.
Już słowik w sadzie zaczął swe pieśni,
Gaj mu się cały odzywa. Jakże mię mocno ubezpieczała,
Kłócą powietrze ptaszkowie leśni; Że z tobą będę szczęśliwą!
A mój mi ptaszek nie śpiewa! A z tym się chytrze ukryć umiała,
Że bywa czasem fałszywą.
Już tyle kwiatów ziemia wydała
Po onegdajszej powodzi; Słabą niewinność łatwo uwiodą
W różne się barwy łąka przybrała; Teraz, wracając do domu,
A mój mi kwiatek nie schodzi! Nauczać będę moją przygodą,
Żeby nie wierzyć nikomu.
O wiosno! Pókiż będę cię prosił,
Gospodarz zewsząd stroskany? Ale któż zgadnie, przypadek jaki
Jużem dość ziemię łzami urosił: Dotąd zatrzymał Filona?
Wróć mi urodzaj kochany! Może on dla mnie zawsze jednaki,
Może ja próżno strwożona?
LAURA I FILON
Lepiej mu na tym naszym jaworze
Laura Koszyk i wieniec zawieszę,
Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły, Jutro paść będzie trzodę przy borze:
I coś tam klaszcze za borem. Znajdzie!... Jakże go pocieszę!
Pewnie mnie czeka mój Filon miły
Pod umówionym jaworem. Och, nie! on zdrajca, on u Dorydy,
On może teraz bez miary
Nie będę sobie warkocz trefiła, Na sprośne z nią się wydał niewstydy..
Tylko włos zwiążę splątany; A ja mu daję ofiary...
Bobym się bardziej jeszcze spóźniła,
A mój tam tęskni kochany. Widziałam wczoraj, jak na nię mrugał,
Potem coś cicho mówili;
Wezmę z koszykiem maliny moje Pewnie to dla niej kij ten wystrugał,
I tę plecionkę różowę; Co mu się wszyscy dziwili.
Maliny będzie:m jedli oboje,
Wieniec mu włożę na głowę. Jakże by moje hańbę pomnożył,
Gdyby od Laury uwity
Prowadź mię teraz, miłości śmiała! Wieniec na głowę Dorydy włożył,
Gdybyś mi skrzydła przypięła! Jako łup na mnie zdobyty!
Żebym najprędzej bór przeleciała,
Potem Filona ścisnęła! Wianku różany! gdym cię splatała,
Krwią-m cię rąk moich skropiła:
Oto już jawor... Nie masz miłego! Bom twe najmocniej węzły spajała,
Widzę, że jestem zdradzona! I z robotą-m się kwapiła.
On z przywiązania żartuje mego,
Kocham zmiennika Filona. Teraz bądź świadkiem mojej rozpaczy
I razem naucz Filona,
Pewnie on teraz koło bogini Jako w kochaniu nic nie wybaczy

1
Prawdziwa miłość wzgardzona.
Laura
Tłukę o drzewo koszyk mój miły, Dajmy już pokój troskom i zrzędzie,
Rwę wieniec, którym splatała; Ja cię niewinnym znajduję;
Te z nich kawałki będą świadczyły, Teraz mój Filon droższy mi będzie,
Żem z nim na wieki zerwała... Bo mię już więcej kosztuje.

Kiedy w chrościnie Filon schroniony Filon


Wybiegł do Laury spłakanéj, Teraz mi Laura za wszystko stanie,
Już był o drzewo koszyk stłuczony, Wszystkim pasterkom przodkuje;
Wieniec różowy stargany. I do gniewu ją wzrusza kochanie,
I dla miłości daruje.
Filon
O, popędliwa!... O, ja niebaczny!... Laura
Lauro!... poczekaj... dwa słowa!... Jedna się Dorys wyłączyć miała,
Może występek mój nie tak znaczny, Jej pierwsze miejsce naznaczę.
Może zbyt kara surowa. Na to wspomnienie drżę zawsze cała,
Cóż, kiedy cię z nią obaczę!
Jam tu przed dobrą stanął godziną,
Długo na ciebie klaskałem, Filon
Gdyś nadchodziła, między chrościną Dla twego, Lauro, przypodobania,
Naumyślnie się schowałem, Przyrzekam ci to na głowę:
Chronić się będę z nią widywania,
Chcąc tajemnice twoje wybadać, W żadną nie wnidę rozmowę.
Co o mnie będziesz mówiła?
A stąd szczęśliwość moje układać; Laura
Ale czekałem zbyt siła. Czymże nagrodzę za te ofiary?
Nie mam - prócz serca wiernego;
Pierwsze twe skargi o Dorys były. Jedne ci zawsze przynoszę dary,
Sądź o mnie, Lauro, inaczéj: Przyjmij je, jak co nowego.
Kogóż by wdzięki tamtej wabiły,
Kto cię raz tylko obaczy? Filon
Któż by dla ciebie nie zerwał węzły
Prawda, że czasem z nią się bawiło, Przyjaźni, co mię nęciły?
Mając znajomość od długa, W twej pięknej twarzy wszystkie uwięzły
Ale kochamia nigdy nie było: Nadzieje moje i siły.
Nie już ten kocha, co mruga.
Laura
Oto masz ten kij; po nim znamiona Ja mam mieć z płaczu po twarzy smugi,
Niebieskie, gładko rzezane, Ale jak mii się nadarzy
W górze zobaczysz nasze imiona, Spleść i ułożyć warkocz mój długi,
Obłędnym węzłem związane. Mówią, że mi to do twarzy.

Cóżem zawinił, byś mię gubiła Filon


Przez twój postępek tak srogi? Gdyby mi Akast dawał swe brogi
Czyliż dlatego, żeś ty zbłądziła, Ze złotem swojej Izmeny,
Ma ginąć Filon ubogi? Rzekłbym: Akaściel tyś jest ubogi,
Bo moja Laura bez ceny.
Jeśli się za co twych gniewów boję,
To mię ta rozpacz strapiła: Laura
Drogom kupował ciekawość moje; Ani ja pragnę szczęścia wielkiego,
Łzamiś ją swymi płaciła. Które (choćbym też i miała)
Za jeden uśmiech Filona mego
Ale w tym wszystkim złość nic nie miała: Zaraz bym z chęcią mieniała.
Wszystko z powodu dobrego,
Ja wiem, dlaczegoś tyle płakała, Filon
Ty wiesz, mój podstęp dlaczego. O światło moje wpośród tej nocy!

2
Zagrodo mego spokoja!
Ty jeszcze nie wiesz o twojej mocy, Filon
A ja czuję ją!... o moja! Żal mi cię puścić, nie śmiem cię trzymać,
Kiedyż przyśpieszy czas drogi,
Laura Gdy z moją Laurą i słodko drzymać,
Połóż twą rękę, gdzie mi pierś spada, I bawić będę bez trwogi?
Czy słyszysz to serca bicie?
Za uderzeniem każdym ci gada, Laura
Że cię tak kocha, jak życie. Miesiącu! Już ja idę do domu!
Jeśliby kiedy z Dorydą
Filon Filon tak trawił noc po kryjomu,
Daj mi ust... z których i niepokoje, Nic świeć, niech na nich dżdże idą!
I razem słodycz wypływa.
Tą drogą poślę zapały moje, PRZY GRZEBANIU UMARŁYCH
Aż gdzie twa dusza przebywa.
Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy;
Laura Przymij dar smutny, który ci składamy!
Czy w każdym roku taka z kochania, Trochę na grób twój porzuconcj gliny
Jak w osiemnastym mozoła? Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.
Jeśli w tym nie masz pofolgowania,
Jak człek miłości wydoła? Powracasz w ziemię, co matką twą była;
Teraz cię strawi, niedawno żywiła.
Filon Tak droga każda, którą nas świat wodzi,
Sciśnij twojego, Lauro, Filona, Na ten ubity gościniec wychodzi.
Ja cię przycisnę wzajemnie,
Serca, zbliżone łonem do łona, Niedługo, bracie, (albo siostro) z tobą się ujźrzemy,
Rozmawiać będą tajemnie. Juźeś tam doszedł, my jeszcze idziemy.
Trzeba ci było odpocząć po biegu!
Laura Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu.
Ty mię daleko ściskasz goręcej,
A jam cię tylko dotknęła; Boże! ten zmarły w domu Twym przebywał,
Nie przeto, Filan, kochasz mnie więcej: U stołu Twego jadał, Ciebie wzywał,
Miłość mi siły odjęła. Na Twej litości polegał bezpieczny,
Daj duszy jego odpoczynek wieczny!
Filon
Lauro! coś dotąd dla mnie świadczyła, ŻALE SARMATY NAD GROBEM ZYGMUNTA
Jeszcze dowodzi to mało, AUGUSTA OSTATNIEGO POLSKIEGO KRÓLA
Że mię tak kochasz, jakeś mówiła: Z DOMU JAGIEŁŁÓW
Jeszcze mi prosić zostało.
Ty śpisz, Zygmuncie! a twoi sąsiedzi
Laura Do twego domu goście przyjechali!...
Tegom się miała z ciebie spodziewać? Ty śpisz! a czeladź przyjęciem się biedzi
Jakże to skarga niezbożna! Tych, co cię czcili, co ci hołdowali!...
Nie proś, nie każ mi, ty mię chcesz gniewać! Gorzkie wspomnienie, gdy szczęście przeminie,
Kochać cię więcej nie można. Czemuż i pamięć o nich nie zaginie?...

Filon Nie zostawiłeś syna na stolicy


Kiedyż mię za to nie będziesz winić? Przez jakieś na nas Boga rozgniewanie,
I kiedy będziesz wiedziała, Któregoby wnuk dziś po swej granicy
Co do dzisiejszej łaski przyczynić; Rozrzucał postrach i uszanowanie! ...
Że taka miłość niecała? Po tobie poszła na handel korona,
Tron poniżony i rada stępiona!
Laura
Filonie! widzisz wschodzące zorze? Ojczyzno moja, na końcuś upadła!
Już to drugi raz kur pieje, Zamożna kiedyś i w sławę, i w siłę!...
Trochę przydługo bawię na dworze... Ta, co od morza aż do morza władła,
Jak matka wstała!... truchleję. Kawałka ziemi nie ma na mogiłę!...

3
Jakże ten Wielki trup do żalu wzrusza! Pokazał światu, że i Polak zręczny...
W tym ciele była milionów dusza! Cóż przynieśliście z powrotem w swą stronę?...
Ubóstwo, blizny, nadzieje zwiedzione!...
Patrzcie! matczyne jakieś leży dziecię!...
W wyniosłych piersiach głęboka mu rana, Oto krwią piękną ziemia utłuszczona
Którą szlachetne wychodziło życie!... Konia i jeźdźca dzikiego wytucza,
On nie uciekał, bo z przodu zadana! A głodne dzieci matka przymuszona
Jeszcze znać w twarzy, jak jest zemsty chciwy! Panującego języka naucza!...
Zdaje się gniewać, za co nieszczęśliwy? Tak jest, jak twardy wyrok jakiś kazał:
Inszych popisał, a Polskę wymazali.
A tam - poczciwość, kościół, wstyd zgwałcony;
Pożarem całe spłonęły osady!... Wisło! nie Polak z ciebie wodę pije,
W dom gorejący właściciel wrzucany, Jego się nawet zacierają ślady,
Pierwej mu wszystkie zrabowawszy składy. On dziś przed swoim imieniem się kryje,
Wszędzie zajadłość ogniem, śmiercią ciska, Które tak możne wsławiły pradziady!...
Gdzie pojźrzysz - rozpacz, trupy, zgorzeliska!... Już Białym Orłom i bratniej Pogoni
Świat się, przed laty nawykły, nie skłoni!...
Po tych rozbojach, jedni zniechęceni
Pod nieznajome rozbiegli się nieba, Zygmuncie, przy twoim grobie,
Drudzy, ostatnią nędzą przyciśnieni, Gdy nam już wiatr nie powieje,
W swych kiedyś domach dzisiaj żebrzą chleba! Składam niezdatną w tej dobie
Insi rozdani na Moskwę i Niemce, Szablę, wesołość, nadzieję
Na roli ojców płaczą cudzoziemce. I tę lutnię biedną!...
Oto mój sprzęt cały!
Wy, co domowe opłakawszy klęski, Łzy mi tylko jedne
Poszliście naród ratować niewdzięczny! Zostały!...
W tylu przygodach wasz oręż zwycięski

You might also like