Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 212

PLATONA

FAJ DROS

PRZEŁOŻYŁ 1
W tA D rS tA W WITWICKI
FAJDROS
Nr. (77
PLATONA
FAJDROS

Przełożył oraz wstępem, objaśnieniami


i ilustracjami opatrzył

WŁADYSŁAW WITWICKI

W A R S Z A W A 1958
PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE
P L A T O N A F A JD R O S

U K A ZU JE S IĘ JA K O TR ZE C I TO M

Z B IO R O W E G O W Y D A N IA S P U Ś C IZ N Y P IŚ M IE N N IC Z E J

W ŁADY SŁAW A W ITW ICKIEGO


SŁO W O OD W Y D A W C Y

Przekład Platońskiego »Fajdrosa« powstał w 1917 roku.


Pierwsze wydanie ukazało się w roku następnym w Książ­
nicy we Lwowie, „przez Machniewicza bardzo ładnie wyda­
ne”. Drugie w tejże Książnicy w roku 1922.
Nieraz poruszano sprawę stylu W ładysława Witwickiego.
Znalazła się nawet obiektywna a ważka ocena w książce
naukow ej pt. «Język prawny i praw nicy» prof. Bronisława
Wróblewskiego (str. 50), gdzie autor podając przykłady ory­
ginalności stylu — pisze: „W taki sposób wyrażam y się
0 języku literackim Cypriana N orw ida i Stanisława W yspiań­
skiego, filozoficznym — Kazim ierza Twardowskiego, nauko­
w ym — W ładysława W itwickiego”.
N a czym przede wszystkim polegała owa oryginalność
stylu tłumacza Platona? Zdaje m i się, że na tym , iż język
jego dzieł, chociaż utrw alony m artw ym i znakami pisma, nie
różnił się niczym od żyw ej mowy. W itw ic k i pisał tak, ja k
rozm aw iał każdego dnia ze znajom ym i i z uczniami. Te sa­
me barwne metafory, jędrne porównania, krótkie, porząd­
nie zbudowane zdania, ta sama wyrazista malarskość obra­
zów i muzyka brzmień — cechowały jego słowa mówione
1 pisane. Dlatego język tłumacza ożywa i nabiera niezw ykłej
plastyki przy czytaniu, a właściwie mówieniu głośnym.
W ładysław W itw ick i nieraz to sam podkreślał: „Po lite ­
racku pisać nie umiem i nie znoszę, ja k się ktoś stara
p i ę k n i e mówić i pisać. Lubię, kiedy ktoś nie szuka słów
i zwrotów, a mówi prawdę po prostu.”
P rzy om awianiu form y przekładu »Fajdrosa«, tłumacz w y ­
jaśnia: „Ja nie piszę słów i nie szukam nigdy takich albo
innych — tylko piszę uwagi, myśli, objaśnienia, które po­
w inny być krótkie, jasne, wyraźne, zrozumiałe. Zawsze ja ­
6 SŁO W O OD W YDAW CY

kąś rzecz mam przed sobą i nawet m i bardzo przykro, że


ją tylko z pomocą słów pokazać mogę, a słowa same przez
się nic mnie nie obchodzą, aby tylko przez nie rzecz wycho­
dziła wyraźnie. Przecież słowa nasuwają się same, jeżeli
człowiek wie, co ma powiedzieć — tak samo ja k usta się
same rozciągają, jeżeli się komu chce śmiać, i czoło samo
się marszczy, kiedy przykro. N ie trzeba do tego lustra i pal­
cem n ikt sobie skóry na tw arzy nie fałduje, aby był w yra­
zisty. To aktorzy robią szminkami, ale w życiu, kiedy cho­
dzi o jakąś rzecz serio a nie o komedię, to uczciwy czło­
w iek słów nie szuka i do lustra nie patrzy, na ile centy­
m etrów usta rozciągnął w uśmiechu, albo ile m ilim etrów
tęczówki pokazał w zapale, czy mu dwuzgłoskowce w y ­
padły, czy trójzgłoskowce, gdy pisze... A szczegółowo mó­
wiąc o tym pierwszym zdaniu wstępu do »Fajdrosa«, to
pamiętam, ja k mi się zrobiło. Co zostało po Peryklesie?
Ano, te m arm ury na Akropoli i to żółkło coraz bardziej.
A le wspomnienia były urocze. A żeśmy ju ż przy kolorach,
więc te wspomnienia zrobiły się r ó ż o w e . Pospolity zwrot,
stempelek — tym lepiej, tym bardziej zrozumiały, znany,
przystępny. W ziąć go naprzód, bo to ważniejsze, że potę­
ga i świetność zeszły na psy, a zostało po nich t y l k o
wspomnienie. Te m arm ury to tylko ilustracja plastyczna.
Zm iana b arw y m arm uru też mówi, co było, a nie jest.
A ja k jesteśmy ju ż na Akropoli, to trudno nie zobaczyć
na górze na prawo te j N ik i Bezskrzydłej z balustradą,
bo to też pam iątka po tryum fach — ostatnich już, a ró w ­
nocześnie to nowa rzecz — uchwytna, plastyczna i ładna.”
T a k zaczyna się wstęp do «Fajdrosa».
N ie lubi W ładysław W itw icki „literackości”, aie literatura
pełnym i rękam i czerpała z Platona i te refleksy platońskie
u różnych pisarzy, różnych wieków — W itw ic k i lubił, ja k
lu b ił wariacje Chopina na tematy z Mozarta.
Podobał m u się urok Platona w «Horsztyńskim», chociaż
Słowacki pom ylił tam «Fajdrosa» z «Fedonem».
Szczęsny
„Dusza jest nieśmiertelna, Panie Ksiński!... Słuchaj! rzecz
w ielka, a nawet blady odłam w ie lk ie j rzeczy umrzeć nie
może. Oto, po przeciągu lat 2000 wiem dzisiaj, że Sokra­
SŁO W O OD W YDAW CY 7

tes z Fedonem rozm aw iali o piękności, ja k ja z tobą.


Może trochę inaczej, bo obaj byli bez butów...
K siński
Fatalachy!...
Szczęsny
Coś jest dziwnego w tych fatałachach, porównanych
z w ielkim i rzeczami tego wieku. Sokrates powiedział do
Fedona: — Gorąco dziś; jeżeli chcesz, to pójdziemy nad
błękitny strumień — a rozmawiając nogi nasze zanurzymy
w chłodnej wodzie. Poszli nad strumień... Widzę ich... sie­
dzieli na lekkiej pochyłości, okrytej bujną m urawą; fale
żywe łaskotały nagie ich stopy, platan rozłożysty dawał
cień przyjem ny i słychać było śpiewanie polnych koników,
które się k ry ły w m urawie przed upałem południowym...
Ksiński
Powiedz mi, Panie Hrabio, cóż jest w tym wielkiego?
Szczęsny
Nic.
Ksiński
Czegóż to uczy?
Szczęsny
Abyśmy poszli obydwaj na trawę, bo gorąco. Jeżeli je ­
steś Platonem, ty albo ktoś z ludzi tu ta j przytomnych, choć­
by karzeł mego ojca, to będą ludzie w iedzieli po upływie
dwóch tysięcy lat, żeśmy z tobą leżeli na traw ie — nad
W ilią.
Ks i ń ski
To m etafizyka!... N ie rozumiem.
Szczęsny
Mówiąc o piękności, Sokrates przyrównał naturę człowie­
ka do woza zaprzężonego dwoma końmi. Jeden czarny,
rw ie się i pieni; drugi, biały ja k mleko, opiera się zapałowi
towarzysza; woźnica złotym i licami kieruje sprzeczne zapę­
dy obu. Czarny koń — to zmysły, biały — to dusza; woźni­
ca — to rozum,”

L ub ił także W ładysław W itw ic k i pełną poezji nowelę To­


masza M anna o starzejącym się literacie Gustawie Aschen-
SŁO W O OD W YD A W C Y

bachu, który stwarza sobie ram y z Fajdrosa, żeby w nich


zamknąć zachwyt i miłość do polskiego chłopca, przypomi­
nającego swą pięknością „rzeźby greckie z najszlachetniejszej
epoki”. 1 oto na plaży weneckiej w oczach poety upojonego
widokiem małego Tadzia — „z szumu morza i blasku słońca
powstał uroczy obraz. B ył to stary platan w pobliżu muru
Aten, było owo święte, cieniste, wonią kw iatów tchnące
miejsce, które zdobiły święte posągi i pobożne dary, ku czci
n im f i Acheloosa. Przeczysty strumień spadał u stóp roz­
łożystego drzewa na gładki żw ir, koniki polne grały. Ale
na lekko pochyłej m urawie, tak, że leżąc można było mieć
wzniesioną głowę, spoczywało dwóch ukrytych tu przed
spieką dnia: starszy i młodszy, jeden brzydki, drugi piękny,
mędrzec przy ukochanym. I wśród uprzejmości i dowcipnie
zalotnych żartów pouczał Sokrates Fajdrosa o tęsknocie
i cnocie. M ó w ił mu o gorącym przestrachu, którego doznaje
czujący, gdy oko jego u jrzy odbicie wiecznego piękna; mó­
w ił o żądzach człowieka niegodnego i złego, który nie umie
myśleć o pięknie, gdy w id zi jego obraz, i nie jest zdolny do
czci; m ów ił o świętym lęku, który opada szlachetnego, gdy
zjaw i mu się bogom podobne oblicze, doskonałe ciało, jak
i utedy drży i traci zmysły i ledwo waży się spojrzeć, i czci
tego, który posiada piękno. Ba, złożyłby mu ofiarę ja k po­
sągowi, gdyby się nie obawiał, że wyda się ludziom szaleń­
cem. Gdyż piękno, mój Fajdrosie, tylko ono jest godne mi­
łości i widzialne zarazem; jest ono, pomnij jedyną form ą
ducha, którą zmysłowo pojąć, zmysłowo znieść możemy. Bo
cóż by się z nam i stało, gdyby tak boskość, gdyby rozsądek
i cnota, i prawda chciały się objawić zmysłowo? Czyż nie
zginęlibyśmy, nie spalili się od miłości, ja k niegdyś Semele
przed Zeusem? Więc piękno jest drogą czującego ducha —
tylko drogą, tylko środkiem, m ały Fajdrosie... 1 potem rzekł
rzecz najsubtelniejszą ten chytry zalotnik: że kochający
jest istotą bardziej boską niż kochany, bo w nim nie ma
boga, w tam tym zaś jest — tę najdelikatniejszą, n ajb ar­
dziej może szyderczą myśl, ja k ą kiedykolw iek pomyślano
i z której bierze się cała przebiegłość i najtajniejsza roz­
kosz tęsknoty." (Prze ki. L. S taffa)
SŁO W O OD W YDAW CY g

W prawdzie Sokrates wcale nie był zakochany w F ajdro­


sie — przeciwnie — żarciki jego i przekomarzania podob­
ne są nieraz do delikatnych prztyczków w nos, zadawanych
pięknemu, ale niezbyt rozgarniętemu a przy tym próżnemu
młodzieńcowi, ale skrzydła platońskiego Erosa szumią w ca­
łej te j noweli i serce starego poety bardzo przypomina ten
„głupi stan wewnętrzny, w którym radość i wściekłość
mieszają się w ogólnej rozpaczy, że człowiek nie wie, co
się z nim dzieje i chodzi ja k w ariat i ani w nocy spać, ani
w dzień miejsca sobie znaleźć nie może. Tęskni.”
Były jeszcze w jednej ze współczesnych powieści, którą
W itw icki chętnie czytał — platońskie echa.
„Nisko szumi, przelewa się, pluszcze — jasna w gorących
połyskach lipcowego słońca, do dna przejrzysta rzeka. Na
brzegu stoi wierzba. Tuż za je j szarawym pniem, w cieniu
delikatnych gałązek, wyrasta ściana żyta — płowa, sypka
i chrzęszcząca kłosami, jakb y w yku tym i ze srebra. Na pra­
wo krzak okw itającej dzikiej róży zasypuje traw ę bladymi
płatkam i. Miejsce zaciszne i puste. Można tu uciec od ludzi,
oprzeć się o ciepły pień wierzby i czytać. Słońce przedziera
się przez zwisające gałązki i tańczy jasnymi plam am i na
białych kartkach. Upał. W zbożu sennie i monotonnie grają
świerszcze. Od czasu do czasu zryw a się znad rzeki lekki
powiew i szumi w gałęziach drzewa. To letni w ia tr tak
szumi, a przy nim świerszczów chór.”
1 tak przez stulecia odradza się w coraz to innych obra­
zach urok platońskiego «Fajdrosa».
K azim iera Jeżewska
W a rs za w a w m a j u 1957 r .
T Ł O D IA L O G U

P o ś w ie tn y c h czasach P e ry k le s a zostało w A te ­
nach różo w e w s p o m n ie n ie i ż ó łk n ie ją c e m a rm u ry
na A k ro p o lu .
r o z k w it fry z ie P a rt enonu g a lo p o w a ły , ja k
kultury pod - p rz e d cz te rd z ie s tu la ty , spienione r u -
m a k i pod sPoko:in y m i p o sta cia m i efe-
p o l it y c z n u g o

bów , ale w ty ln e j ko m orze ś w ią ty n i,


gdzie n ie g d yś le ż a ł s k a rb z w ią z k o w y , ś w ie c iły te ­
ra z p u s tk i.
G irla n d a b o g iń s k rz y d la ty c h p rz y o z d o b iła m a r­
m u ro w ą poręcz k o ło k a p lic z k i A te n y Z w y c ię s k ie j na
p a m ią tk ę o s ta tn ic h ju ż tr y u m fó w , o d n iesio nych
w 408 r. p o d w odzą A lk ib ia d e s a nad p o d w ła d n y m i
n iegd yś m ia s ta m i, ale w ię c e j n iż k łó t liw y i c h w ie jn y
lu d a te ń s k i m ia ła te ra z do p o w ie d ze n ia i do ro z k a ­
z y w a n ia w G re c ji a ry s to k ra ty c z n a i m ilita r n a S p a r-
ta ; n ie d łu g o m ia ły na c h w ilę p rz y jś ć do g łosu T eby,
a n a jw y m o w n ie j p rz e m a w ia ło do a m b itn y c h do w ó d ­
ców h e lle ń s k ic h ... z ło to k r ó la perskiego.
Ś w ie c k ie rz ą d y n ad G re c ją w y m k n ę ły się z rą k
N ie p o k a la n e j O p ie k u n k i m iasta, ale m im o fa ta ln e g o
w y n ik u w o jn y p e lo p o n e skie j n ie p rz e s ta ły b y ć A te n y
duch ow ą s to licą H e lla d y . O wszem , te ra z w ła ś n ie
ro z k w ita ła w ca łej p e łn i ic h k u ltu r a , k tó rą ju ż n ie ­
12 FAJDRO S

d łu g o m ia ł A le k s a n d e r i jego następcy roznieść po


k ra ń c e współczesnego św iata .
A te n y z m ie n iły się na z e w n ą trz i w e w n ą trz .
Z u b o ż a ły , choć do czci b o skie j p o d n ie sio n y D e­
mos n ie m oże te ra z t y lu ś w ią ty ń w zn o sić ja k za d n i
Fidiasza. B u d u je p rze w a ż n ie g m a ch y św ie ckie, arse­
n a ły , d o k i i s ta w ia na p o w ró t po je d e n a stu la ta c h
p rz y m u s o w e j r u in y d łu g ie m u r y do P ire usu.
P a ry jc z y k Skopas opuszcza A te n y
RZEZBA
r a c ze j ś w ie c k a i p r o je k tu je na za m ó w ienie S p a rty
p o g ł ę b io n a w s p a n ia ły tr ó jn ó g o fia r n y na p o-
P S Y C H O L O G IC Z N IE J ° J 1
d zię ko w a n ie bogom za rzeź A te ń c z y -
k ó w nad rze ką K o zią . F idia szow e , schem atyczne,
pow ażne, p ro s te ja k k o lu m n y postacie bogów O lim ­
pu zaczyn ają p o w o li przech od zić do czcigodnej t r a ­
d y c ji.
P ię k n ą ś w ią ty n ię A te n ie s ta w ia te ra z na P elopo­
nezie s p rz y m ie rz o n a ze S p a rtą Tegea i za m aw ia
u Skopasa ow e k rę te , ro zm o d lo n e czy ro ztęsknione ,
w b e z m ia r zapatrzone rze źb y na je j fro n to n . Z jego
p ra c o w n i w y c h o d z i skręcona w sza lo n ym ta ń cu m e -
nada i a le go ryczna g ru p a trz e c h posta ci: U ro k u ,
M iło ś c i i T ę s k n o ty . T e n te m a t m u s ia ł m u ja k iś so­
fis ta poddać, bo ci się rów nocześnie lu b u ją w tego
ro d z a ju prze no śnia ch i zestaw ienia ch.
B ó s tw a ja k b y o d m ło d n ia ły i zeszły ze ś w ią ty ń
i p la c ó w z a m k o w y c h do salonów . F id ia szo w a A te n a
D zie w ic a m ia ła b lis k o dw anaście m e tró w w z ro s tu i za
tr z y m ilio n y z ło ta na sobie; g d y b y je g o Z e u s-O jcie c
w O lim p ii b y ł p o trz ą s n ą ł g rz y w ą , z ie m ia b y się
trzę s ła ; te ra z w zacisznych w n ę trz a c h p ry w a tn y c h
d o m ó w b a w ią oko w esołe, p e łn e w d z ię k u m łodego
W STĘP TŁUM ACZA 13

cia ła f ig u r y A fr o d y ty , Erosa, p ra w ie dziew iczego


A p o llin a i m a le ń k ie g o D io nizo ska. H erm es i D io ­
nizos tra c ą b ro d y i n ie straszą p o b ożn ych w św ią ­
ty n ia c h . M ło d o c ia n y o p ie k u n k u p c ó w , b y d ła i zło d zie i
zabaw ia n iem ow lę ceg o D ionizosa w in n y m gronem ,
A p o llo ig ra z ja s z c z u rk ą a s k rz y d la ta b o g in i na ba­
lu s tra d z ie A te n y Z w y c ię s k ie j z w ie lk im w d z ię k ie m
p o p ra w ia trz e w ik . W id a ć s p o u fa lił się A te ń c z y k z bo­
g a m i i w o li się z n im i b a w ić i pieścić, n iż ic h czcić
ja k o jc o w ie . Z n ik a d a w n y , w ie lk i s ty l w rzeźbach,
o b licza n y c h n ie g d yś na og ląda nie z dale ka; P ra k s y te -
lesa w ypieszczone posągi za c h w y c a ją d o p ie ro z b lis k a
różnoro dn ością m a te ria łó w , m ię k k o ś c ią fo rm , u ro ­
k ie m ła g o d n ie b a rw io n e g o , p rz e jrz y s te g o m a rm u ru ,
subtelno ścią w y ra z u . Te rz e źb y n ie ty lk o im p o n u ­
ją i n ie t y lk o zdobią, ale ż y ją i m ó w ią , ja k osoby
żyw e.
Ż y w e a często b lis k ie i ta k ie ja k d z is ia j. T a k i
je s t b iu s t S okratesa z N e a p o lu i P la to n a w W a ty ­
kanie, oba ro b o ty S ila n io n a . Ż y w y m c h c ia ł m ie ć P la ­
to n a w m a rm u rz e uczeń je g o i p rz y ja c ie l M itra d a -
tes z Chios; on go u S ila n io n a z a m ó w ił. T aka je s t
Hegezo, żona Proksenosa, w y b ie ra ją c a z p anną s łu ­
żącą b iż u te rię na s w o im z n a n y m n a g ro b k u , ta k ic h
w ię c e j m ó w iło do w id z a na św ieżo p rz e d b ra m ą D i-
p y lo n z a ło żo n ym cm e n ta rz u : o d ro b n y c h szczegó­
ła c h osobistego życ ia z m a rły c h osób, o in t u ic ji p s y ­
ch o logiczn e j w spółczesnych rz e ź b ia rz y , o za intereso­
w a n iu się s z tu k i radością i b ólem , m iło ś c ią i tęskno­
tą, u p o je n ie m i s m u tk ie m poszczególnego, in d y w i­
dualne g o czło w ie ka .
14 FA JDR O S

t e c h n ik a W obrazie ście n n ym , w m ozaice i na


m a la rs k a w a zie z a n ik a rów nocześnie d a w n y
w zbogacona o g ra n ic z a ją c y się do l i n i i i p ła ­
sk ic h s y lw e t na je d n o b a rw n y m tle — z ja w ia się
ś w ia tło c ie ń i k o lo r. N ie d łu g o i m a la rs tw o sp ró b u je
i p o tr a fi dać re a lis ty c z n e złu d ze n ie rze czyw istości.
S zeroko rozch od zi się sła w a s k rz y d la te j N ik e , p o w o ­
żącej czw ó rką , k tó rą z o g ro m n y m rozm achem
w k o m p o z y c ji i ry s u n k u i ś w ie tn y m i k o lo ra m i m ia ł
w y m a lo w a ć , z M o m e re m w s w o im zakresie p o ró w ­
n y w a n y , N ikom achos, syn A ris te jd e s a T ebańczyka,
w y n a la z c y te c h n ik i e n ka u styczn e j. E n k a u s ty k a p o ­
le g a ła na w p a la n iu s ta lo w y m , g ła d k im narzędziem
fa rb ro z ro b io n y c h z w o s k ie m w g ła d k ą p o w ie rz c h n ię
szlifo w a n e g o m a rm u ru , ty n k u lu b d rzew a. O braz
z y s k iw a ł przez to nasycenie b a rw i p o ły s k , ja k
m a lo w id ło ole jne .
R zeźbia rz i m a la rz p ra c o w a ł d a w -
Z A M Ó W IE f ł . . . . . ,,
więcej I INNE
m eJ p ra w ie w y łą c z n ie d la g m in y :
o ko ło ś w ią ty n i lu b na ścianie p o r ty ­
k u na m ieście; te ra z dostaje dobre z a m ó w ie n ia do
p rze p yszn ych w n ę trz dom ów i p a ła có w p ry w a tn y c h
lu d z i, k tó r z y na w o jn ie m a ją tk i p o ro b ili, a m iesz­
k a ją pośród m a rm u ró w , k o b ie rc ó w i e n k a u s ty k , p ię ­
k n ie j n iż A te n a w ko m o rze P a rte n o n u , a z p e w n o ­
ścią p o rz ą d n ie j n iż Zeus O lim p ijs k i, k tó re g o ś w ią ­
ty n ia tu ż p o d m u ra m i T e m istokle sa, w p o łu d n io w e j
s tro n ie m ia sta , od k ilk u d z ie s ię c iu la t niedokończona
b ia ły m i k o lu m n a m i ś w ie c i i czeka d o p ie ro s y r y j­
skiego A n tio c h a E pifanesa, żeby ją pod dach w y ­
ciągnąć ra c z y ł. In n e b óstw a i now e m it y w m odzie.
W STĘP TŁUM ACZA 15

A S K L E P IO S A M IT W 421 r. p rz e d C h r. d o sta ł w p o łu d -
i k u lt n io w e j s tro n ie Z a m k u n o w ą ś w ią ty -
ta je m n ic z y n i^ c u d0t w órca A s k le p io s , Z b a w ic ie ­
le m zw a n y , syn A p o llin a i K o ro n id y . W iadom o, ja k
ce ln ie s trz e la ł A p o llo do sm o ków , do psów i do lu d z i,
k ie d y go k to o to p o p ro s ił. T o n ie o m y ln e oko i do­
b re serce o d z ie d z ic z y ł po o jc u A s k le p io s ; le k ce w a ­
żenie bo g ó w w z ią ł po m atce. T a b o w ie m , jeszcze
p rz e d je g o uro d ze n ie m , n ie zw ażając na sw ój po­
w ażny i n a p ra w d ę b ło g o s ła w io n y stan, w id y w a ła
się częściej i d łu ż e j, n iż w y p a d a ło , z m ło d y m A r k a -
d y jc z y k ie m Ischysem , syn e m E latosa. T a k p rz y n a j-
n a jm n ie j d o n ió s ł A p o llin o w i k r u k , k tó r y do tego
czasu m ia ł b ia łe p ió ra , ale ba rd zo lu b ił p lo tk i. Ż le
w y s z e d ł na s w y m g a d u ls tw ie , bo w y p ro w a d z o n y je ­
go p a p la n in ą z o lim p ijs k ie j ró w n o w a g i A p o llo
s c z e rn ił m u p ió ra na w ie k i i dziedzicznie, a n ie ­
w ie rn ą , czy też t y lk o posądzoną K o ro n is z a s trz e liła
z łu k u sio s tra boga, A rte m id a . D zie cko, k tó re A p o llo
ja k im ś g in e k o lo g ic z n y m zabiegie m ju ż z p ło m ie n i
stosu pogrzebow ego K o ro n id y w y ra to w a ł, poszło na
w y c h o w a n ie i na u kę do cen ta u ra C h iro n a . C h ło p a k
ró s ł p ię k n ie , n a u c z y ł się po d ż y w io ło w y m k ie ro ­
w n ic tw e m doskonale p o lo w a ć i jeszcze le p ie j leczyć,
ta k że ju ż w te d y zaczął p o w o li w skrzeszać u m a r­
ły c h . To zn o w u n ie m o g ło n ie ro zg n ie w a ć Zeusa,
ja k o zu c h w a łe w trą c a n ie się w je g o n a jw yższą
w ładzę, w ię c bez d łu g ie g o n a m y s łu u s tr z e lił A s k le ­
piosa p io ru n e m , za co się A p o llo s trz a ła m i p o m ścił
n ie na o jc u Zeusie, ale na bogu ducha w in n y c h
G igantach , k tó r z y Z e u s o w i ó w p io ru n b y li w y k u li.
16 FA JDR O S

T y le i nieco w ię c e j jeszcze m ie li o A s k le p io s ie do
opow iedzenia H e z jo d i P in d a r. O p o w ia d a n ie n a strę ­
czało dużo te m a tu do ro z m y ś la ń o w ad ach i zale­
ta c h lu d z k ic h i bo skich, m o g ło zainteresow a ć i po­
b u d zić w y o b ra ź n ię ; n ie m o g ło ty lk o p o g łę b ić w ia r y
w s p ra w ie d liw o ś ć bogów , w e ty c z n y p o rz ą d e k ś w ia ­
ta.
O tóż te n uczeń C e n ta u ra p rz y w ę d ro w a ł do A te n
z E p id a u ru na Peloponezie, gdzie m ia ł w sp a n ia łą
ś w ią ty n ię , o lb rz y m i posąg ze z ło ta i ko ści s ło n io w e j,
z u p e łn ie ja k Zeus w O lim p ii, i te a tr p od sw o im
w e zw a n ie m , a g ro m a d z ił tysiące c h o ry c h i z d ro w y c h
p ie lg rz y m ó w z ca łej G re c ji. Z n a jd a ls z y c h s tro n
cis n ę ły się do nieg o p ro cesje b ie d a k ó w , żeby ty lk o
m óc spać w ś w ią ty n i, w n a jb liż s z y m sąsiedztw ie
boga, zobaczyć go w e śnie i odzyskać przez to zd ro ­
w ie . L ic z n e i ko sztow n e w o ta i p a m ią tk i o k ry w a ły
ścia n y je g o ś w ią ty n i, a m e ta lo w e ta b lic z k i z n a p i­
sa m i św iadczą po dziś d zień o potędze bóstw a, od­
w ie c z n e j sile su g e s tii i h ip n o z y i p ra k ty c z n y m
zm yśle s łu g bożych. N ie bez ic h p o m ocy le c z y ł
A s k le p io s śle p ych , g łu c h y c h , n ie m y c h , k u la w y c h ,
g o rą c z k u ją c y c h , ra n n y c h i n e u ra s te n ik ó w , bez ró ż ­
n ic y stan u i w ie k u , a c h o d z iły w ie ści, że i teraz
jeszcze w skrze sza ł u m a rły c h .
D b a ło o cześć je g o sto w a rzysze n ie uczo n ych
le k a rz y , a skle p ia d ó w , k tó rz y m ie li g łó w n ą siedzibę
na w y s p ie K os i na K n id o s , a im p o n o w a li n ie ty lk o
swą d ziw aczn ą te rm in o lo g ią fa c h o w ą i w ie d zą n ie ­
k ie d y rze c z y w is tą : z n ic h w y s z e d ł s ła w n y , p ie rw s z y
W STĘP TŁUM ACZA 17

ś w ie c k i le k a rz , H ip o k ra te s , ale z w ra c a li też uw agę


w s trz e m ię ź liw o ś c ią : n ie p ija li i n ie r a d z ili p ija ć w in a .
P ija ło za to z pobożności in n e ta je ­
D IO N IZ O S
I O R F IC Y
m nicze b ra c tw o : o rfik ó w , c z c ic ie li
D ionizosa, k tó r z y n ie ja d a li m ięsa
na codzień, s u s z y li, u m a r tw ia li się, r o b ili cuda
i g ło s ili k a za nia p o k u tn e . Z M a c e d o n ii, z T r a c ji,
z p ó łn o cn o -za ch o d n ich k ra ń c ó w A z ji M n ie js z e j
szedł te n ta je m n ic a m i o k r y ty k u l t lu d o w y na p o ­
łu d n ie i z y s k iw a ł sobie jeszcze od czasów P iz y s tra ta
coraz w ię c e j w ta je m n ic z o n y c h , b ia ło u b ra n y c h
b ra ci, m im o że d uch je g o n ie o d p o w ia d a ł d u c h o w i
s ta re j r e lig ii g re c k ie j.
G re k z czasów H o m e ra , i n a w e t A js c h y lo s a , za
najn ie b e zp ie czn ie jszą b u tę uw ażał chęć ró w n a n ia
się z bogiem . U H o m era i H e zjo d a — k tó r z y bogom
ta k zabaw n ie i kraść, i cudzołożyć, i o szu kiw ać się
n a w z a je m k a z a li, ja k im to ju ż w szóstym w ie k u
K senofanes w y p o m in a ł — b o go w ie s ta re j G re c ji zstę­
p o w a li p o m ię d z y lu d z i, m ie w a li s y n ó w ze ś m ie rte l­
n y m i n ie w ia s ta m i, o p ie k o w a li się ic h losem , czasem
naw et k tó ry guza po d T ro ją o b e rw a ł w o b ro n ie
swego p u p ila , ale n ig d y p ra w o w ie rn y G re k n ie m y ­
ślał, żeby się sam m ia ł w boga zam ieniać, żeby
bó stw o m ia ło w n im sa m ym m ieszkać, ch o ćb y na
c h w ilę . H o m e ro w y G re k cie szył się ż y c ie m i w ie rz y ł,
ze tu na zie m i, b o go w ie n a g ra d z a ją i ka rz ą ; w pod­
z ie m iu — z ły c h i d o b ry c h czekają n u d y bez końca.
N a to m ia s t o r fic y n a u c z a li w ta je m n ic y , że dusza
lu d z k a d łu g o p rz e d u ro d z e n ie m ż y ła w in n y m św ie-

2 — F a jd ro s
18 FA JDR O S

cie, a tu w ciele ś m ie rte ln y m m ieszka ty lk o czas


ja k iś , z a m k n ię ta w n im , n ib y w grob ie, za ka rę za
g rze c h y w p o p rz e d n im ż y c iu popełn ion e. I dusza
n ig d y n ie u m ie ra , ale po ś m ie rc i je d ne g o cia ła w s tę ­
p u je w inn e, a po szeregu ta k ic h w ę d ró w e k i w c ie ­
le ń m ęczących je d n o c z y się k ie d y ś z bogiem , od
k tó re g o w y s z ła , je ś li się ty lk o dostatecznie u m a r­
tw ie n ia m i z g rze ch ó w c ia ła oczyścić p o tra fiła . Je śli
nie, to się m ęczy w p ie k le po śm ie rci.
O r fic y u m ie li szczegółowo i b a rw n ie opisyw ać
owe ciem ności i b ło to , i węże, i żaby, i to r tu r y ,
k tó re czekały po ś m ie rc i pod zie m ią lu d z i ,,nieczys-
ly c h “ . D a w n y G re k tego n ie u m ia ł, bo w ie rz y ł, że
z ły c h i d o b ry c h z a ró w n o p o ry w a ją K e r y i H a rp ie ,
i in n e s k rz y d la te du ch y, p ie rw o tn ie dusze z m a rły c h ,
w podziem ne p a ń s tw o Hadesa.
Z czasem p rz y d z ie lo n o do p ie k ła n a p rz ó d k rz y w o -
przysięzcó w , p o te m o jc o b ó jc ó w i ś w ię to k ra d c ó w .
Z m o rd e rc ó w b o w ie m z m y w a ł w in ę i o d p o w ie d z ia l­
ność A p o llo n D e lfic k i; in n e j ra d y n ie b y ło na n ie ­
skończone szeregi o d w e to w y c h m o rd ó w m ię d z y ro ­
dzin a m i.
O r fic y p ra w d o p o d o b n ie u lo k o w a li w p ie k le i S y­
zyfa , daw nego pana z a m ku na szczycie A k r o k o r y n -
tu , k tó re g o na ja k ie jś rzeźbie o d w ie czn e j m u s ia ł za­
p o m n ia n y a rty s ta p rz e d s ta w ić , ja k d ź w ig a k a m ie ń
na szczyt g ó ry , i D a n a id y , k tó re s ta ro ż y tn a ja ka ś
płaskorzeźb a m u s ia ła w y o b ra ża ć z dzb a n a m i w rę k u
na po dzię kę za to, że się im k ie d y ś u d a ło c z a ro d zie j­
s k im i p r a k ty k a m i deszcze s p ro w a d z ić w A rg o lid z ie .
D o za p o m n ia n yc h p o m n ik ó w n o w y d uch now e do-
W STĘP TŁUM ACZA 19

tw a rz a ł in te rp re ta c je i m it y się m n o ż y ły i k rz y ż o ­
w a ły bez końca.
Jednoczyć się z bogiem u m ie li czciciele D ionizosa
ju ż za życia na zie m i. B óg w s tę p o w a ł w sw oich
w ie rn y c h w p ostaci w in a lu b m ięsa, k tó re się na
su ro w o szarpało i spo żyw ało podczas u ro czystości
na je g o cześć obchod zonych p rz y odgłosie fle tó w
w sza lo n ym ta ń c u m ężczyzn, w k tó ry c h bóg na
c h w ilę zam ieszkał, z w a n y c h enthe o i, e n th u z ija d z o n -
tes, i ro z s z a la ły c h k o b ie t, m e n a d a m i alb o b a ch a n t-
k a m i z w a n y c h , o d zia n y c h w s k ó ry lis ie i koźle, w y ­
w ija ją c y c h k ija m i z szyszką i p ę k ie m w stą że k na
końcu, p rz y a kom p a n ia m e n cie ch ó re m śp ie w a n ych
d y ty ra m b ó w .
O rfic k a w ia ra w p re e g zyste n cję i m etem psychozę
dusz, skuteczność u m a rtw ie n ia , m o ż liw o ś ć je d n o ­
czenia się z b og iem w ekstazie, w m ę k i p ie k ie ln e ,
p rz e trw a ła w ie k i i o d d zia ła ła na n a jw y b itn ie js z e
u m y s ły p o drodze.

P IT A G O R Ę J C Z Y C Y 0 d n k h ’ ^ S^ >
o p rze ch od ze niu dusz i u m a r tw ie n iu
cia ła a ry s to k ra ty c z n y za kon p ita g o re je ż y k ó w , ro z­
p o w sze ch n io n y w k o lo n ia c h h e lle ń s k ic h W ie lk ie j
G re c ji, gdzie trz e b a b y ło uroczyste ś lu b y składać
i p ię c io le tn i n o w ic ja t w b e z w z g lę d n y m m ilc z e n iu
o dbyw a ć, n im kogo do b ra c tw a p rz y ję to i w ta je ­
m n iczo n o w sym b o lic z n e znaczenie c z w ó rk i i dzie­
s ią tk i, w a rka n a m u z y k i, a s tro n o m ii i g e o m e trii.
P ita g o re jc z y c y ró w n ie ż u n ik a li m ięsa, ż y li s k ro m ­
nie, a co w ie czo ra r o b ili b a rd zo p ię k n y ra c h u n e k
sum ienia, w k tó r y m sobie ka ż d y m u s ia ł od p o w ie ­
20 FA JDR O S

dzieć n a t r z y p y ta n ia : co złego z ro b ił, co dobrego


z d z ia ła ł i ja k ie g o dziś o b o w ią z k u n ie d o p e łn ił.
Jeden i d ru g i k u lt ro z ró ż n ia ł w czło -
wscHODu w ie k u dwa p ie rw ia s tk i: w yższy
i niższy, coś boskiego i coś z w ie rz ę ­
cego, je d e n i d ru g i w ie rz y ł, że dusza i cia ło czło­
w ie k a z n a tu r y sobie przeszkadzają, m a ją zgoła
sprzeczne in te re s y i d la rzekom ego d o b ra duszy ra ­
d z ił c ia ło u ja rz m ia ć i w yniszczać.
Jeden i d ru g i k u lt m ia ł lic z n y c h w y z n a w c ó w —
o r fik a sze rzyła się szczególniej m ię d z y w a rs tw a m i
n iż s z y m i podczas b ie d y, za ra zy i nę d zy w o je n n e j —
ale też oba k u lt y m ia ły ty le s tro n za baw nych , że
d r w ił z n ic h , k to c h c ia ł i k to n ie ch c ia ł. M im o ścisłej
p rz y s ię g i, ja k ą sw o je o b rz ą d k i i w ie rz e n ia o s ła n ia li
w ta je m n ic z e n i, o b ś m ie w a ł o rfic k ie p ie k ło A ry s to fa -
nes w Żabach, a p ó ź n ie j L u k ia n w R ozm ow ach,
a poza w ie lo m a a n eg d ota m i o p ita g o re jc z y k a c h są
o n ic h h u m o ry s ty c z n e a lu z je n a w e t w zn anych p is ­
m a ch H oracego. T a k i b ia ły b ra t m u s ia ł ró w n ie za­
ba w n ie w y g lą d a ć w oczach przeciętneg o A te ń c z y k a ,
ja k bosy i za n ie d b a n y to w a rz y s z S okratesa.
Jeden z d a w n y c h ta je m n ic z y c h k u l-
E L E U Z Y N S K IE , . . . . . . ,
m is t e r ia to w cie szył się przeciez opieką p a ń ­
stw a. N a p o d sta w ie u c h w a ły lu d u
ateńskiego p ła c iły w s z y s tk ie m ia sta zw ią zko w e do­
ro c z n y t r y b u t na opędzenie k o s z tó w m is te rió w ele u -
zyń s k ic h . W E le uzis m ia ła odw ieczną ś w ią ty n ię
sta ra tesalska M a tk a Z ie m ia , D e m e te r, i có rka je j
Persefona. F ilia ś w ią ty n i sta ła pod Z a m k ie m w A te ­
nach. Co ro k w ę d ro w a ły w e w rz e ś n iu do E leuzis
d łu g ie /p ie lg rz y m k i p o bo żn ych na w ie lk ie , ta je m n ic ą
W STĘP TŁUM ACZA 21

o k ry te nabożeństw o. P ie lg rz y m i m u s ie li jeszcze
w A te n a c h uczestn iczyć w u ro c z y s te j ofierze,
a p rz e d w e jś c ie m do g m a ch ó w e le u z y ń s k ic h s kro p ić
się św ięconą w odą, a b y się oczyścić od złego i do­
stąpić w p ie rw s z y m ro k u n iższych św ięceń, a w na­
s tę p n y m d o p ie ro u d z ia ł w z ią ć w c a ły m b ło g o s ła w io ­
n y m w id o w is k u .
N a czym to ta je m n ic z e nabożeństw o polegało, n ie
w ia d o m o dziś d o k ła d n ie ; ty le t y lk o s ta ro ż y tn i p rze ­
ka za li, że się ta m coś św ięconego p iło , ja d ło św ięco­
ne prosię, o d m a w ia ło m o d litw y i s łu ch a ło poboż­
n y c h słów , po czym n a s tę p o w a ły w id o w is k a , zrazu
p o n u re i p rze ra ża jące ja k p ie k ło , a p o te m s z ły ś w ie ­
tla n e o b ra zy szczęścia n ie bie skie go po śm ie rci.
Z d a je się, że te w id o w is k a , o d p ra w ia n e na cześć
p ło d n e j p a tro n k i zboża, k o b ie t i m a łżeń stw a , n ie b y ­
ły przeznaczone d la m a ły c h dzieci. W e d le tr a d y c ji
sam ych o r fik ó w m ia ła D e m e trę , zrozpaczoną po s tra ­
cie c ó rk i, rozw eselać tłu s ty m i ż a rta m i staruszka B a-
ubo w E leuzis. F a k te m je s t, że w in n e j uroczystości
D e m e try , w tz w . T e sm o fo ria ch , n ie w o ln o b y ło uczes­
tn ic z y ć k o b ie to m niezam ę żnym . W k a ż d y m razie te
obrzę d y ta je m n ic z e n a p e łn ia ły dusze po bożn ych
d z iw n y m u k o je n ie m , o d pę d zały s tra c h y ś m ie rte ln e
i u p e w n ia ły ic h o szczęściu w ie c z n y m , ta k że m o g li
u m ie ra ć spo kojn ie .
Ze W schodu p rz y w ę d ro w a ł do A te n
A D O N IS A G R O B Y .. , . .
i ogródki 1 cie szył się czcią w s z e ro kich ko ła ch
s y r y js k i bóg T am u z, z w a n y też
A d o n ise m , k tó re g o Is z ta r A fr o d ite kochała, a d z ik
go na p o lo w a n iu rozszarpał. Zaczem A d o n is zstą­
p i ł do H adesu, a Is z ta r poszła za n im , ja k p rz e d ­
22 FAJDRO S

te m D e m e te r za P ersefoną a lbo O rfeusz za E u r y ­


d yk ą . I p o do b nie ja k po ze jściu K o r y zie m ia o pu­
stoszała, ta k i A f r o d y ty w ę d ró w k i podziem ne je sie ń
i zim ę s p ro w a d z iły na ziem ię, p ó k i się je j n ie udało
przecież w s z y s tk im , co m ia ła na sobie, s tra ż y H a -
desa p rz e k u p ić , ukochan ego zn o w u na ziem ię spro­
w a d z ić i w iosnę je j przez to p o w ró c ić . Co ro k obcho­
dzono w ś ró d la ta ś w ię ta A d o n isa : A d o n ia . D re w ­
n ia n ą fig u r ę boga składano u roczyście do sztucznego
g ro b u i o d p ra w ia n o n ad n im sm u tn e ś p ie w y i cere­
m o n ie pogrzebow e. K o ło bożego g ro b u sadzono w w a ­
zonika ch, szyb ko w ięd n ące k w ia ty , tz w . o g ró d k i A d o ­
nisa, a w ko ń cu obchodzono radośnie z m a rtw y c h ­
w s ta n ie T am uza z p o d zie m i.
g o r z k ie Jeszcze w p ó źn ych czasach T y b e riu -
z a l e

o k a z ją sza d a ł te n k u lt okazję do szczegól-


d o
A N K IE T Y _ . T i ■ , ,
nego n ie p o ro z u m ie n ia . Jakieś to w a ­
rz y s tw o , jadące z E g ip tu p r y w a tn y m s ta tk ie m na
półn oc, w y s ia d ło w ie c z o re m na popas na brzegach
E p ir u i słysza ło z o d d a li z ciem no ści n o cn ych do­
la tu ją c e g ło s y i k r z y k i: „T h a m u z , T h a m u z panmegas
te tn e k e n !“ (co zn aczyło : T am uz, T a m u z n a jw ię k s z y
n ie ż y je “ , ale m o g ło też znaczyć: „T a m u z ie , T a m u -
zie, w ie lk i P an n ie ż y je “ ). A że słu żą cy ty c h p a ń ­
s tw a n o s ił p rz y p a d k o w o im ię T am uz, całe zdarzenie
w y g lą d a ło ta k , ja k g d y b y m u ja k iś ta je m n ic z y głos
obw ieszczał śm ie rć Pana. K ie d y się o ty m d o w ie d z ia ł
cesarz T y b e riu s z , z a rz ą d z ił a n k ie tę m ię d z y fa c h o w ­
ca m i celem s tw ie rd z e n ia , czy P a n u m a rł na p ra w d ę ,
czy też cieszy się w d a lszym c iąg u k o ź lim i ro g a m i
i zaczepia n im fy , skacząc, ja k d a w n ie j, na ko sm a ty c h
nóżkach.
W STĘP TŁUM ACZA 23

m o d n e 1 te > * in n e sta rą tra d y c ją uśw ięcone


o b rzę d y i w ie rz e n ia r e lig ijn e k u s i­
in t e r p r e t a c j e

ły p o e tó w ośw ieconych i p ro sta czkó w


do w y m y ś la n ia n o w y c h m itó w : z a w iły c h , b a rw n y c h ,
c u d o w n y c h h is to rii, w k tó ry c h b u ja ła n ie s k rę p o w a ­
na w y o b ra ź n ia , łą c z y ła k s z ta łty zw ierzęce z lu d z k im i,
a cechy lu d z k ie m ieszała z b o s k im i. D a w n e i n ow e m i­
t y b r a li za p rz e d m io t dociekań p o p u la rn i so fiści i po­
stę p u ją c m n ie j lu b w ię c e j k ry ty c z n ie , s ta ra li się
dojść ic h genezy, w y tłu m a c z y ć n a z w y i odszukać
u k r y te w n ic h znaczenia przenośne. P o niew aż je ­
d n a k m it y b y ły w ie k o w y m w y tw o re m lu d u i nosi­
ły ś la d y o d w ie c z n y c h p rze ks z ta łc e ń i zro stów , ra ­
c jo n a lis ty c z n a ic h in te rp re ta c ja n ie zawsze m ogła
się w zu p ełn o ści pow ieść. T y m w d zię cznie jsze pole
o tw ie ra ło się przez to d la p o m y s ło w o ś c i a u to ró w
i m ó w c ó w , d la ćw icze ń s z k o ln y c h i p o p isó w o ra to r-
skich. B y ło w m odzie in te rp re to w a ć m it y daw ne
i u stę p y po etó w , i zg ra b n ie stw a rza ć n ow e ic h od­
m ia n y o g łę b szym znaczeniu.

PRAKTYKI M it n ie b y ł W G r e C ;ii d 0 § m a te m
r e l ig ij n e n ie w z ru s z o n y m i ś w ię ty m — św ię -
z a m ia s t m it ó w ty m i u s ta lo n y m b y ł ty lk o obrzą­
dek. W y k s z ta łc o n y A te ń c z y k n ie m ó g ł b ra ć m itó w
n a iw n ie — często n ie b ra ł ic h n a w e t pow ażnie.
W te a trz e przecież w id z ia ł na p rz e d s ta w ie n iu A r y -
stofan eso w skich Ż ab, ja k D io nizo s bie rze w skórę
w Hadesie i ja k im o b rz y d ły m o b ża rciu ch e m m u s ia ł
b yć H e ra kle s. W o ln o b y ło ż a rto w a ć z tego lu b ow e­
go boga, n ie w o ln o b y ło t y lk o ty k a ć s ta ry c h nabo­
żeństw , u św ię c o n y c h w ie k ie m posągów na m ieście,
a n i ża rto w a ć z w y ro c z n i, k tó r e j ra d y m ia s to zawsze
24 FAJDRO S

w p o trz e b ie zasięgało. W y p a d a ło o d p ra w ia ć m o d li­


tw y , składać o fia r y i chodzić na procesje p u b liczn e .
W ie rz y ć lu b n ie w ie rz y ć m ó g ł k a ż d y u siebie w do­
m u i n a przechadzce. S k a rg i o ja w n ą bezbożność b y ­
ły niebezpieczne i p o c ią g a ły za sobą z re g u ły w y r o k
ś m ie rc i, p rz e d k tó r y m m o g ła t y lk o wczesna ucieczka
ra to w a ć a lb o w y m o w a i p o p u la rn o ść m ó w c y takiego,
ja k P e ry k le s , k tó r y z bie dą le d w ie że w y d o b y ł z p o ­
dobnego p rz y p a d k u w ła s n ą żonę A spazję.
A je d n a k te s k a rg i p o w ta rz a ły się
A T E IZ M
coraz częściej ju ż od p o ło w y pią te g o
n ie b e z p ie c z n y

w ie k u . W r. 431 p rz e ć U G h rrs k a z a n o
za a te izm A naksagorasa, najpob ożniejszego zresztą
z filo z o fó w d a w n e j d a ty . O d ró ż n ia ł przecież w św ię ­
cie n a jw y ra ź n ie j m a te rię bezduszną, b ie rn ą , po d zie lo ­
ną na e le m e n ta rn e s k ła d n ik i w szechrzeczy, i u m y s ł-
-ro z u m , k t ó r y d o p ie ro w s z y s tk ie je w całości w iąże
i u k ła d a . W r. 414 d o sta ł w y r o k ś m ie re i poeta D ia g o -
ras z M elos, k tó r y n a w e t d y ty ra m b y p is y w a ł, ale się
o d w a ż y ł głośno gorszyć ty m , że się b ogow ie zgoła n ie
mszczą ja w n e g o m o rd u , ja k ie g o się na jego ro d a ­
ka ch d o p u ś c ili A te ń c z y c y . W r. 4 11 p rz e d JJhr.JL£dwie
u c ie k ł p rz e d k ie lic h e m c y k u ty P rotag oras, chociaż się
w y m ija ją c o w y ra ż a ł o k w e s tia c h te o lo g iczn ych ,
a w _ 3 .9 9r.^\yyp ił g o S o k rates j ia jn ie s łu s z n ie j i n a jn ie -
p o trz e b n ie j w św iecie.
W y r o k i te p a d a ły z r ę k i lu d u , k tó r y m u s ia ł w t r a ­
d y c y jn y m k u lc ie w id z ie ć ostoję d a w n e j tę ż y z n y o j­
ców , a na p o b ła ż liw ie u ś m ie c h n ię ty c h ra c jo n a lis tó w
p a trz a ł spode łb a , n ie m ó w ią c o ty m , że s fe ry a g ra r­
ne, p ro d u k u ją c e u s ta w ic z n ie m a te ria ł do n ie z lic z o ­
W STĘP TŁUM ACZA 25

n y c h o fia r k rw a w y c h i b e z k rw a w y c h , m u s ia ły na
ró w n i z d u c h o w ie ń s tw e m dbać o ic h poszanow anie.
D o p o d ko p a n ia d a w n e j re lig ijn o ś c i
W Y K S Z T A Ł C E N IE r / ,T . . . .
c zysto w A te n a c h p rz y c z y n iło się n a jw ię c e j
l it e r a c k ie rozpow szechnione w w ie k u p ią ty m
I JĘZYKOW E SKĄD
w yższe w y k s z ta łc e n ie m ło d zie ży.
A te ń c z y k , k tó r y b ił P e rsów p o d M a ra to n e m , S a la m i-
ną lu b P ła ta j a m i, u m ia ł le d w ie czyta ć i pisać, tr o ­
chę g ra ł na k ita rz e i re c y to w a ł ś p ie w n ie paręset
w ie rs z y H o m e ra ; re s z ty u c z y ło go życie. T eraz m ło d y
c z ło w ie k la ta spędzał w z a kład zie s o fis ty , ro z k rę c a ł
i skręca ł s e tk i z w o jó w p a p iru s u , oczy sobie nad n im i
z ry w a ł, h im a tio n m ia ł a tra m e n te m p o chlap any,
a d o w ia d y w a ł się ta m o św iecie b o ż y m m a ło albo
i w ca le n ic. Ć w ic z y ł się t y lk o w m ó w ie n iu o w szyst­
k im m o ż liw y m i na w s z e lk i sposób, i za, i p rz e c iw .
M a te ria ln e g o w y k s z ta łc e n ia s z k o ły s o fis tó w n ie da­
w a ły i, ja k k o lw ie k m ia ły p rz y g o to w y w a ć na o b y w a ­
te li i to w y b itn y c h , n ie w y k ła d a n o ta m z u p e łn ie n a u ­
k i o u s tro ju p a ń stw a , o o bo w iązka ch o b y w a te ls k ic h .
W e d le te o r ii P ro tag orasa b y ła przecież n ie p o ­
trz e b n a i n ie m o ż liw a w ie d z a o b ie k ty w n a o c z y m k o l­
w ie k . P ro ta g o ra s n ie u z n a w a ł p ra w d y o b ie k ty w n e j.
P ra w d ę m ia ł, zd a n ie m s o fis tó w , ka ż d y s w o ją i ka ż d y
m ia ł ra c ję , je ż e li t y lk o zda n ia swego b ro n ić u m ia ł
i n a rzu c ić je d ru g im p e r fas e t nefas. N ie is tn ia ły ,
m ó w io n o , zdania p ra w d z iw e i fa łs z y w e , t y lk o słabsze
i siln ie jsze . M ó w c y na zg ro m a d ze n iu i w sądzie n ie
m ia ła n ic obchodzić p ra w d a ; b y ły m u p o trze b n e t y l ­
k o p rz e k o n y w a ją c e p o z o ry p ra w d y : p ra w d o p o d o ­
b ie ń stw a .
S ztu k a m ó w c y w y d a w a ła się podob ną do s z tu k i
26 FAJDRO S

zapaśnika. Jed n ej i d ru g ie j celem b y ł t r y u m f i zysk


osob isty: położen ie p rz e c iw n ik a na obie ło p a tk i;
w s z y s tk o je d n o ja k i po k tó r e j s tro n ie areny. P ro -
tagoras sam b y ł a u to re m tz w . A n ty lo g ii, tzn. sze­
re g u m ó w d o b ra n y c h p a ra m i na ro z m a ite te m a ty ,
a b ro n ią c y c h w p ro s t sprzecznych sta n o w isk z ró w n ą
siłą p rze kon an ia. To b y ły e le m e n ta rn e ćw iczenia dla
u c z n ió w in s ty tu tó w re to ry c z n y c h .
W e dle G orgiasza zn o w u n ie m o ż liw a b y ła w iedza
rzeczow a w ja k im k o lw ie k zakresie z tego prostego
pow od u , że „ n ic n ie is tn ia ło w ogóle“ w e d le jego
zdania, k tó r y m się p o p isyw a ć lu b ił.
P rz e d m io te m ćw iczeń s z k o ln y c h b y ły w in s ty tu ­
ta c h s o fis tó w k w e s tie i o b ra z k i o bycza jo w e i spo­
łeczne, te m a ty w o ln e : p o ró w n a n ia , p o c h w a ły , na­
g a n y, in te rp re ta c je m itó w , ro z w ija n ie i uzasadnianie
p ię k n y c h z w ro tó w — z u p e łn ie ja k dzisiejsze zadania
p o ls k ie w n ie k tó ry c h szkołach śre d n ich , z u p e łn ie ta k
samo n ie o p a rte na ja k ie jk o lw ie k rzeczow ej w ie d zy,
ty lk o czerpane z fa n ta z ji i z gotow ego zapasu ję z y k a
ojczystego: w o ln e k o ja rz e n ia p ię k n y c h z w ro tó w , po­
dane w sposób, ile m ożności, p o ry w a ją c y .
G orgiasz sam p is y w a ł tego ro d z a ju
p r o za ^ „ p o c h w a ły 11, np. H e le n y , i d ru g ą : P a-
w p ł y w

lam edesa. P o p is y w a ł się n im i na


ig rz y s k a c h o lim p ijs k ic h i p y ty js k ic h p rz e d całą G re ­
cją. W p ię k n y m m ó w ie n iu b y ł m is trz e m p ie rw s z o ­
rz ę d n y m , d o b ie ra ł s łó w p o e ty c k ic h , s y p a ł ja s k ra w y m i
p rz e c iw s ta w ie n ia m i, on p ie rw s z y zaczął na zyw a ć
przenośnie , tr o p y i f ig u r y re to ry c z n e , ja k m y to dziś
m ó w im y , w m o w ie u w a ż a ł na ró w n ą długość po­
szczególnych z w ro tó w , rz u c a ł od n ie chcen ia ry m y ,
W STĘP TŁUM ACZA 27

asonancje i r y tm y . Z a cel sobie p o s ta w ił z b liż y ć po­


ezję do p ro z y , nadać p ro zie u r o k i fo r m y p o e ty c k ie j.
To m u się u d a w a ło ty m ła tw ie j, że głos m ia ł n a d ­
z w ycza j u jm u ją c y a donośny i u m ia ł n im opero­
w ać doskonale.
Z jego in s ty tu tu w y s z e d ł p ie rw s z o rz ę d n y s ty lis ta
i r e to r Izo kra te s, tr a g ik A g a to n , p o p is u ją c y się sztu­
ką swego m is trz a w p la to ń s k ie j Uczcie, znany
z P la to ń s k ie g o G orgiasza p o p rz e d n ik F r. N ietzschego,
K a lik le s , p ie rw s z y s o c ja lis ta A lk id a m a s , w ie lk i w ró g
p isa n ia nad p o trze b ę i n a u k i p a m ię c io w e j, i d łu g i
szereg in n y c h .
O d tą d do w yższego w y k s z ta łc e n ia n a leża ło u m ieć
p ię k n ie m ó w ić na d o w o ln y te m a t, choćby przez
kw a d ra n s , w to w a rz y s tw ie , po k o la c ji, a ju ż nie
zabawą, ale po trze b ą ż y c io w ą każdego o b y w a te la
b y ło u m ie ć m ó w ić p rz e k o n y w a ją c o i u m ie ć pozyskać
sobie słuch aczó w w o koliczn ościa ch z u p e łn ie z g ó ry
n ie p rz e w id z ia n y c h : p rz e d sądem.
W czasach u s ta w ic z n y c h p rz e w ro -
W YM O W A SĄDOW A ,
to w społecznych o n ic ła tw ie j m e b y ­
ło, ja k o proces w y to c z o n y przez p rz e c iw n ik ó w po­
lity c z n y c h lu b o sob istych n ie p rz y ja c ió ł, a na tr y b u ­
na le zasiadał tłu m : p ię c iu s e t lu d z i z m ia sta, d o b ra ­
n y c h na c h y b i t r a fi. W y m o w a b y ła p rz e d ty m fo ­
r u m je d y n y m i k o n ie c z n y m ś ro d k ie m do o b ro n y
i a ta k u . S tąd p o s z u k iw a n o w ów czas s ta ry c h i n o ­
w y c h p o d rę c z n ik ó w w y m o w y sądow ej.
N a js ta rs z y w y s z e d ł w S y ra k u z a c h po ś m ie rc i
i po u p a d k u t y r a n ii H ie ro n a , k ie d y się ta m n ie sko ń ­
czony szereg p rocesów ro zpoczął m ię d z y m ło d y m i
re p u b lik a n a m i o dob ra , k tó re b y ł p o p rz e d n io ty r a n
28 fa jd r o s

p o k o n fis k o w a ł. A u to re m te j p ie rw s z e j r e to r y k i b y ł
K o ra k s . D ru g ą n a p is a ł uczeń jego T izja sz i te n
b y ł n a u czycie le m ta k ie g o G orgiasza i L izja sza , k tó ­
r z y sło w e m i p is m e m r o z w ija li i s z e rz y li sztukę d zia ­
ła n ia m o w ą na słuchaczów .
l iz j a s z L iz ja s z a ( k tó r y u ro d z ił się w r. 445
p rzed C hr.) s p ro w a d z ił z S y ra k u z do
A te n sam P e ry k le s . R e to r p rz y je c h a ł z ojcem K e fa lo -
sem i z b ra te m P o lem a rche m , zam ieszkał w P ire u sie ,
p ro w a d z ił na spółkę z ro d z in ą p o p ła tn ą fa b ry k ę b ro ­
n i w p o rcie , po dob nie ja k jego ojciec w S yrakuzach,
s p e c ja liz o w a ł się w tarczach, a o tw o rz y ł oprócz tego
bardzo uczęszczany i s ła w n y in s ty tu t w y m o w y . S ta ­
r a ł się p ó ź n ie j o o b y w a te ls tw o ateńskie. D a re m n ie ,
bo m u b ra k ło p o d s ta w p ra w n y c h , ale m o ra ln e p o d ­
s ta w y m ia ł, ch oćb y ja k o z a c ie k ły d e m o k ra ta i w ró g
ty ra n ó w , k tó rz y m u c a ły m a ją te k z a g ra b ili i k a z a li
zam o rd ow a ć b ra ta w czasie o lig a rc h ii T rz y d z ie s tu .
Że m ó w ić u m ia ł, św ia d czy to, że w r. 388 p rze d C hr.
p o w ie d z ia ł w O lim p ii na ig rz y s k a c h ta k n a m ię tn ą
m ow ę p rz e c iw sam ow ład com a p i ł n ie do Persa,
ty lk o do D io n izjo s a , ty ra n a o jc z y s ty c h S yra ku z,
k tó r y b y ł w s p a n ia łe n a m io ty p rz y s ła ł na tę u ro c z y ­
stość w sze chh elle ńską — że w z ru s z e n i słuchacze
w p a d li n a ty c h m ia s t na owe n a m io ty d io n izju szo w e
i s p lą d ro w a li je ze szczętem. W ty m w ła ś n ie ro k u
b a w ił w S yra k u z a c h P la to n , ja k o gość D io n izjo sa ,
a se rdeczny p rz y ja c ie l szw agra je g o D iona.
L iz ja s z b y ł a u to re m p ło d n y m i s ła w n y m . W sta­
ro ż y tn o ś c i obiegało 425 m ó w je g o p ió ra , prze w a żn ie
sądow ych, k tó re n ie zawsze sam w y g ła s z a ł, ale p i­
s y w a ł je ja k o z a w o d o w y doradca p ra w n y d la u ż y tk u
W STĘP TŁUM ACZA 29

in n y c h . P is y w a ł też i s tu d ia erotyczne, n ie k ie d y
w fo rm ie lis tó w . D o nas doszło ty lk o 34 je g o u tw o ­
ró w , i to n ie k tó re w u ła m k a c h . S ta ro ż y tn i c e n ili w y ­
soko je g o zw ięzłość i jasność, i s ta w ia li go n a w e t
w y ż e j od P la to n a p o d w zg lę d e m s ty lu . M ia ł b yć
m n ie j p ię k n y , ale w ię c e j tre ś c iw y .
L iz ja s z m ó g ł sobie zra z ić P la ton a, bo w łó c z y ł
po sądach A js c h in e s a s o k ra ty k a i A lk ib ia d e s a m ło d ­
szego. P la to n w ogóle n ie m ia ł s y m p a tii do dem o­
k ra tó w a n i do re to ró w , ale w k o ń c u k r z y w d y m u
n ie z ro b ił, k ie d y m u w F a jd ro s ie w usta k ła d z ie
bardzo in te re s u ją c ą ro z p ra w k ę , k tó rą b y i sam m ó g ł
b y ł w p e w n e j części podpisać, a p ó ź n ie j c z y n i je j
czysto fo rm a ln e z a rz u ty w sposób bardzo zabaw ny.
fa jd r o s KTO jestN a ty tu le P ło ń s k ie g o d ia lo g u w id ­
n ie je im ię F a jd ro s , co oznacza po
g re c k u : ja s n y , p o g o d n y ^ ro z p ro m ie n io n y . P ra w d o ­
p o d ob nie slensHtego im ie n ia m a z w ią z e k z tre ścią
d ia lo g u , bo ró w n ie ła tw o b y ło przecież P la to n o w i
u żyć do tego samego ce lu p ierw sze go lepszego in ­
nego im ie n ia .
F a jd ro s w y s tę p u je i w Uczcie P la to ń s k ie j. W ie lb i
ta m E rosa ja k o p ie rw s z y z b rze g u m ó w ca i p rz e d ­
s ta w ia m iło ś ć ja k o n a jle p s z y ce m e nt p rz y ja ź n i m ię ­
d zy m ło d y m i, d z ie ln y m i lu d ź m i.
Tu p o z n a je m y go ja k o zapalonego
K TO GO U C ZYŁ . T • . „ . , . .
i ja k u czn ia L iz ja s z a . F a jd ro s u w ie lb ia
swego m is trz a b e z k ry ty c z n ie , bo le p ­
szych w z o ró w n ie zna. A zna całą lite r a tu r ę d o ty ­
czącą. U m ie na p am ię ć p o d rę c z n ik T ra zym a ch a
z C halcedonu, k tó r y zalecał o k re s y i r y t m y na po­
c z ą tk u i na k o ń c u m o w y i p o d a w a ł p rz e p is y na n a j-
30 FAJDRO S

podlejsze w y k r ę ty a d w o ka ckie . Z n a te o rię w y m o w y


Teodora z B iz a n c ju m , zna w s z y s tk ie k o m p e n d ia
z tego zakresu, ja k ie w y c h o d z iły p o d s ta ły m ty tu łe m :
S ztuka , oczyw iście : re to ry c z n a .
Z n a la z ł w n ic h i w y ć w ic z y ł u L iz ja s z a w sze lkie
m o ż liw e s z tu c z k i o ra to rs k ie : z w ro ty k r ó tk ie i z w ię ­
złe: b ra c h y lo g ie , p o w ie d z e n ia obrazow e: iko n o lo g ie ,
p o w ie d z e n ia p o d w ó jn e : d ip la z jo lo g ie ; uczono go m ó ­
w ić o kre s a m i i szeregiem zdań u ry w a n y c h , ro zczu la ­
ją c o i o burzająco, w p rze n o śn ia ch i p o p ro s tu ;
uczono go ro b ić d ysp o zycję ro z p ra w y i b ro n ić n ie ­
p ra w d o p o d o b n y c h tw ie rd z e ń , ja k ch o ciażb y tego, że
„H e le n a M enelaosow a b y ła n ajza cn ie jszą m a łż o n k ą 11,
a „m u c h a n a ju ż y te c z n ie js z y m s tw o rz e n ie m 11; p o ró w ­
n y w a ł w io snę i m łodość, życie i drogę, u m ie p o w ­
tó rz y ć c a ły do w ód Z enona z E le i, że A c h ille s szyb-
k o n o g i n ie dogon i ż ó łw ia , a s trz a ła w ypuszczona
z łu k u n ie d o le ci do celu, i że je d e n i te n sam k a ­
m ie ń je s t nieskończe nie m a ły , a ró w nocześnie n ie ­
skończenie w ie lk i; g ło w ę m a p e łn ą ty c h rzeczy, tra c i
z d ro w ie siedząc po c a ły c h d n ia c h n a d p o d rę c z n ik a ­
m i i ć w ic z e n ia m i, k tó re w y k u w a na p am ięć; le k a ­
rze m u św ieże p o w ie trz e zalecają i w ię c e j ru c h u ;
on słucha, chodzi za m ia sto , ale i ta m jeszcze, kogo
spotka, każde m u d e k la m u je św ieżo w yuczone w y ­
p ra co w a n ie a lb o się o ja k iś w y w ó d doprasza na za­
d a n y te m a t; p ra c u je n a d s iły — a m im o to te n m ło ­
d y c z ło w ie k n ie m a z a d ow ole nia
teT n a u k i w e w n ę trz n e g o : czuje, że w ła ś c iw ie ,
m im o t y lu tru d ó w , ż a d n y m m ów cą
n ie je st, ii g d y b y ta k do czego p rz y s z ło w sądzie czy
na zg ro m ad zen iu, to b y przecież g o tó w stanąć i za­
W STĘP TŁUM ACZA 31

p om n ie ć ję z y k a w gębie, g d y b y t y lk o t r a f i ł na ku te g o
p rz e c iw n ik a . T y m b a rd z ie j że sam je s t w g ru n c ie rze ­
czy d o b ry m chłopcem : ła tw o się zgadza i najczęściej
odnosi to w ra ż e n ie , że te n o s ta tn i m ó w ca n a jle p ie j
m ó w ił.
Sam na sam, ro b ią c ra c h u n e k su m ie nia , czuje
beznad zie jną p u s tk ę w g ło w ie i w duszy. W ła ś c iw ie
b o w ie m na n ic z y m się n ie ro z u m ie z ty c h rzeczy,
k tó re d la in n y c h lu d z i sta n o w ią zaw odow e zajęcie:
czy to rze m io sło będzie, czy n a u k a specjalna, czy
sztuka. T o b y je d n a k m oże n ie b y ło nieszczęściem ,
bo c i s p e c ja liś c i w ła ś c iw ie także się na s w o je j ro ­
bocie nie znają. S okra tes im to co d zień pod p o r ty ­
k ie m w y k a z u je . N a jle p s z y dow ód, że specja lne w y ­
kszta łce n ie n ic n ie w a rte — t y lk o w y m o w a ! S o kra ­
tes przecież b ie rze ic h t y lk o w y m o w ą i n ic z y m w ię ­
cej, i to m u s ta rc z y za p ra k ty k ę i za te o rię . A le
S okrates m y ś li o g ro m n ie jasn o i bez zm ęczenia. To
je s t d z iw n y okaz: ja k iś u ro d z o n y m ów ca, m ó w ca
z n a tu ry ; n ig d z ie się n ie u c z y ł, a je d n a k sam tw ie r ­
dzi, że się w s z e lk ie j d z ieln ości w y u c z y ć m ożna.
F a jd ro s się w y u c z y ! Z resztą, to jasne m y ś le n ie n ie
je s t ta k ie konieczne. W y s ta rc z y , żeby p rz e c iw n ik
m y ś la ł m ę tn ie i żeby m u do tego pom óc — ty lk o
m u o d p o w ie d n io g ło w ę trz e b a u m ie ć z a krę cić —
w te d y się je s t na w ie rz c h u , chociaż się n a w e t n ie
je s t S okra tese m a n i L izja sze m . T o je s t m is trz
d opiero : ś w ia d o m y a rty s ta l B o S okrates n ie m a po­
ję c ia o re g u ła c h s z tu k i i n ie m a w a ru n k ó w zew nę­
trz n y c h . O n je s t d o b ry na r y n k u ; le pszy b y łb y na
scenie, n a w e t i bez m a s k i — ale n ie m a m ó w n ic y ,
na P n y k s ie !
32 FA JDR O S

W ysze d ł F a jd ro s z d om u starego p i-
W YKSZTAŁCO NY . .
m ł o d z ie n ie c ja c z y n y M orycnosa, gdzie L iz ja s z
i o to c z e n ie w ła śn ie go ścił w m ie s z k a n iu znanego
o jc z y s te °
w ię c e j z o lb rz y m ie j b ro d y n iz z p rz e ­
m ó w ie ń p u b lic z n y c h dem agoga E p ik ra te s a . W y p ro ­
s to w a ł d łu g o sku lo n e c z ło n k i, pod pachą m ia ł i te ra z
rę k o p is L izja s z o w e g o w y p ra c o w a n ia w zorow ego
i z n a la z ł się na u lic y p o śró d o p a trz o n y c h s ta ry c h za­
b y tk ó w ojczystego m iasta , do k tó re g o p rz y lg n ę ły p o ­
dania ja k p ro c h u lic z n y . T u ż o b ok sterczą n ie d o k o ń ­
czone m u r y O lim p ie jo n u , k tó re jeszcze D e u k a lio n
m ia ł zakładać zaraz po poto pie . N ie d a le k o szczelina
w zie m i, k tó rę d y się re s z tk i w ó d p o to p u w głą b
z la ły i p rz e p a d ły na zawsze. D a le j g ró b D e u ka lio n a .
C ie ka w a rzecz, cz y j te n g ró b w ła ś c iw ie i ile p ra w d y
w te j ca łe j h is to rii? „ T y le je j je s t, ile ci się w y d a ­
je , że je s t“ p o w ie d z ia łb y m u na to P rotagoras.
A le je m u się w ła ś n ie n ie w y d a ło a n i ta k , a n i
inaczej — n ie m ia ł w te j s p ra w ie żadnego zdania:
a n i słabego, a n i silnego. B y łb y się c h ę tn ie kogo za­
p y ta ł, co o ty m m y ś li. T u ż o bo k te m isto kle so w e
m u r y m iasta, a zaraz za n im i ś w ię ty o kręg A p o llin a
P y ty js k ie g o . N a m u ra c h o łta rz „Z eu sa w b ły s k a w i-
cach“ . Z nie g o k a p ła n i A p o llin a ś le d z ili u w a żn ie
podczas b u rz y b ły s k a w ic e nad g ó ra m i P arnasu.
D użo się z tego m uszą d o w ia d y w a ć ! „W ła ś n ie
ty le , ile im się zdaje, że się d o w ia d u ją ". T y lk o że
im się p ra w d o p o d o b n ie n a w e t i n ie z d a je . O szu ku ją
n ie siebie, ale d ru g ic h . Z d ru g ie j s tro n y przecież nie
oszu ku ją , b o k to im d o b ro w o ln ie w ie rz y , n ie pono­
si k rz y w d y ; a po te m , s k o ro k to ś w ie rz y , że m ó w ią
p ra w d ę , to m ó w ią is to tn ie p ra w d ę — d la niego. C ie­
W STĘP TŁUM ACZA 33

ka w a rzecz, czy ta P y tia w D e lfa c h także ty lk o d la


m a rnego obola d ła w i się tr z y ra z y d zie nn ie g o rz k im
liś c ie m b o b k o w y m i w y g n ia ta te n ś w ię ty tró jn ó g
w n a jfa ta ln ie js z y m p o w ie trz u w G re c ji? A może
przecież coś na ty m jest? F a jd ro s nie w ie d z ia ł. C zuł,
że s ta ry A ku m en os, asklepiada, u m ia łb y m u o ty m
je j b e łk o ta n iu w ieszczym coś po w ie d zie ć i nazw ać
to w szczególny sposób. O n sam nie u m ia ł, ale też to
n ie je g o rzecz. O n p o w in ie n ty lk o u m ie ć b ro n ić
z a ró w n o tego zdania, że D e lfy to św iętość, ja k
i w d a n y m razie tego, że to w sz y s tk o oszustwo. Cho­
ciaż to o g ro m n ie słabe zdanie, to o sta tn ie — m ocno
p a ch n ie c y k u tą !
W te j c h w ili k to ś go z a w o ła ł po im ie n iu .

J — F a jd ro s
F A JD R O S
OSOBY D IA L O G U

SOKRATES

FA JDR O S
s o k r a te s .K o c h a n y F a jd ro s ie , dokądże to i skąd?
f a j d r o s . O d L izja sza , S okratesie, od syna K efalosa.

A idę się prze jść za m iasto. D łu g o ta m u niego b y ­


łe m ; sie dzia łem od samego rana'. A że słu cham ra d
tw o je g o i m ojego p rz y ja c ie la A ku m e no sa , w ię c p rze ­
c h a d zk i o d b y w a m po d rogach; on pow iada, że to
m n ie j m ęczy n iż te po k r ę ty c h u lic a c h m iasta.
s o k r a t e s . D ob rze po w iad a , p rz y ja c ie lu . A to w id a ć,

L iz ja s z b y ł w m ieście.
f a j d r o s . T ak, u E p ik ra te s a , w ty m dom u u M o ry -
chosa, k o ło ś w ią ty n i Zeusa O lim p ijs k ie g o .
s o k r a t e s . N o a cóż ta m b y ła za rozm ow a? O c z y w i­

sta, że w as L iz ja s z m o w a m i częstow ał.


f a j d r o s . D ow iesz się, je ż e li masz czas pó jść ze m ną

k a w a łe k i posłuchać.
s o k r a t e s . Czem u nie? N ie w ie rz y s z może, że ja ta k ,

ja k P in d a r pow iada, „w ię c e j n iż czas d ro g i cenię


to “ , żeby słyszeć tw o ją ro zm o w ę z Lizjaszem ?
f a j d r o s . To p ro w a d ź !

s o k r a te s . No, w ię c może opowiesz?


fa jd r o s T a k, ta k , S o kra tesie; to w ła ś n ie coś dla
.

cie b ie do słu cha nia . Bo m ow a, o k tó re jś m y rozm a­


w ia li, m ia ła strasznie e ro ty c z n y tem a t.
L iz ja s z opisał zabiegi m iło s n e o ko ło ja k ie jś p ię k n o ­
ści, ale n ie ze s tro n y m iło ś n ik a , i w ty m w ła ś n ie c a ły
fig ie l. B o m ó w i, że p o w in n o się raczej obdarzać
38 FA JDR O S I

w z g lę d a m i tego, k tó r y n ie k o c h a ,_ n iż tego, k tó r y
kocha. ■ i
s o k r a t e s . To z n a k o m ity m ąż! Ż e b y on ta k napisał,

że się p o w in n o raczej ubogiego p rz y jm o w a ć n iż bo­


gatego, i starego raczej n iż m łodego i ja k i ta m je ­
szcze ja je s te m i n ie je d e n z nas. T o b y d o piero b y ły
m o w y „ k u ltu r a ln e i społeczne "!
Ja się ta k z a p a liłe m do słuch an ia , że choćbyś
ty m s p acerkie m i do M e g a ry zaszedł i, ja k H e ro d i-
kos zaleca, spod sam ych m u ró w m ie js k ic h nazad
w ra c a ł, n ie opuszczę cię na k ro k .
f a j d r o s . C o ty m ów isz, S okrate sie p o c z c iw y ! T y

m yślisz, że co L iz ja s z d łu g i czas i p rz y w o ln e j g ło ­
w ie u k ła d a ł, on, p ie rw s z y p is a rz w spółczesny, to ja ,
la ik , p o tra fię z p a m ię c i p o w tó rz y ć , ja k się n a le ży —
ta k , ja k on? D a le k o m i do tego, chociaż p rzyzn a m
się, że c h c ia łb y m . W o la łb y m to n iż w o re k złota!
s o k r a t e s . E j, F a jd ro s ie ! Jeżeli ja F a jd ro sa nie
znam , to ch yba siebie sam egom za p o m n ia ł. A le a n i
je d n o , a n i d ru g ie n ie zachodzi. D oskon ale w ie m , że
on te j m o w y L iz ja s z a n ie je d e n raz słu ch a ł, ale k i l ­
ka ra z y . Raz po raz p ro s ił, żeby m u p o w ta rza ć,
a ta m te n p o w ta rz a ł ba rd zo ch ętn ie. A te m u n a w e t
i tego n ie b y ło dość! T oteż w z ią ł w k o ń cu rę ko p is
do rę k i, p rz e g lą d a ł na n ow o to, co go n a jw ię c e j po­
ciągało. N ad tą ro b o tą sie d zia ł od rana, zm ęczył się
i poszedł się prze jść. A w id z i m i się, d a lib ó g , że w y ­
k u ł m ow ę na p am ięć; ch yba że b y ła m oże bardzo
długa. A szedł za m iasto, żeby ją p rze de klam o w ać.
S p o tk a ł po drodze czło w ie ka , k tó r y c ie rp i na słucha­
nie m ów . Z o b a c z y ł go; zobaczył i u c ie szył się, że bę­
dzie m ia ł to w a rz y s z a z a c h w y tó w , i p o p ro s ił go z sobą.
FA JDR O S n 39

A k ie d y go ten , ro z k o c h a n y w m ow a ch, p ro si o po­


w tó rz e n ie , te n zaczyna ro b ić ceregiele, że n a p ra w d ę
n ie m a o ch o ty m ów .ć. A na końcu, g d y b y go c z ło w ie k
nie b y ł c h c ia ł po d o b re j w o li słuchać, b y łb y g w a łte m
b y ł m ó w ił. W ięc, m ó j F a jd ro s ie , poproś F ajdrosa,
żeby to, co i ta k za c h w ilę z ro b i, ju ż te ra z ra c z y ł
z ro b ić!
f a j d r o s . N o, n ie ; d o p ra w d y ; to d la m n ie je s t og ro ­

m n a ko rz y ś ć — ta k , ja k p o tra fię , m ó w ić . T y m b a r­
dzie j że ty , z d aje się, n ie puścisz m n ie , z a n im c i n ie
p o w ie m ; in n a rzecz, ja k .
s o k r a t e s . To bardzo c i się dobrze zdaje!

f a j d r o s . No, to ju ż ta k zrobię. B o rzeczyw iście,


S okratesie, s łó w zgoła n ie u m ie m na pam ięć. T y lk o
z tre ś c i p a m ię ta m p ra w ie że w szystko, czym się, ja k
L iz ja s z m ó w ił, ró ż n i zakoch an y i n ie k o c h a ją cy, i to
40 FA JDR O S III

p u n k t za p u n k te m p rz e jd ę po k o le i, zacząwszy od
pierw szego.
s o k r a te s . P rzejdziesz, prze jdzie sz, pokazaw szy
przede w s z y s tk im , kochanie, co to ta m masz w le ­
w y m rę k u pod h im a tio n e m ! Bo ja zgaduję, że w la ­
n ie tę m ow ę. J e ś li to ona, to bądź p rze ko n a n y, że
ja cię w p ra w d z ie bardzo kocham , ale skoro tu je s t
i L iz ja s z — n ie m a m w ie lk ie j o c h o ty słu żyć c i za
okaz do ćw icze ń kra so m ó w czych . W ię c d a w a j no
to, pokaż!
fa jd r o s . D a j sp o k ó j; p ry s ła m o ja n a d z ie ja w to b ie ;
m y ś la łe m , że się tro c h ę p rzećw iczę. W ię c może u -
siąd zie m y, gdzie chcesz, i b ę d zie m y c z y ta li?
s o k r a te s . C ho dźm y stąd; w ró ć m y się w z d łu ż
Ilis s u , a p o te m gdzie bądź u s ią d z ie m y s pokojnie .
fa jd r o s . D osko na le się tr a fiło , że n ie m a m tr z e w i­
k ó w na sobie. N o, ty , oczyw iście , n ig d y . W iesz: n a j­
le p ie j cho dźm y rzeczką, zam aczaw szy nogi. To n ie
je s t n ie p rz y je m n e , szczególnie o te j porze ro k u i dnia.
s o k r a te s . N o to id ź n a p rzó d i ro z g lą d a j się, gd zie -
b y m ożna usiąść.
fa jd r o s . W id z is z ta m te n ja w o r, te n w y so ki? -
SOKRATES. A lb o CO ?

fa jd r o s . T a m cień je s t i w ia tr u tro ch ę , i tra w a ;


je s t gdzie usiąść, m ożna się i w ycią g n ą ć, ja k w o lisz.
so k r a te s . No, no, p row ad ź.
fa jd r o s . S łu c h a j, S okratesie, czy to n ie stąd gdzieś
znad Ilis s u , p o w ia d a ją , Boreasz p o rw a ł O re ityę ?
s o k r a te s . A p o w ia d a ją .
fa jd r o s . M oże to w ła ś n ie stąd? B o ja k a ż to cudna,
FA JD R O S ID 41

c z yściu tk a i p rz e jrz y s ta w oda. D oskonale b y sią tu


m o g ły d zie w czą tka b a w ić nad brzegiem . c
s o k r a t e s . To n ie stąd; to ta m n iż e j, z ja k ie d w ie ,

tr z y staje, gdzie się prze ch o d zi do ś w ią ty n i A r te m i­


dy. T a m jeszcze gdzieś je s t o łta rz Boreasza.
f a j d r o s . N ie u w ażałe m . A le pow ie dz, na Zeusa,
S okratesie, czy t y w te n m it w ie rzysz?
s o k ra te s . G d y b y m i n ie w ie rz y ł, ta k ja k m ę d rc y IV
d zisie js i, n ic b y w ty m n ie b y ło szczególnego. W te d y
b y m m ę d rk o w a ł i m ó w ił, że ją tc h n ie n ie Boreasza
zepchnęło ze s k a ł p o b lis k ic h , k ie d y się b a w iła z F a r-
m a ke ją , a k ie d y w te n sposób zg in ęła , zaczęto m ó ­
w ić , że ją Boreasz p o rw a ł. A może z p a g ó rka A resa; d

bo o p o w ia d a ją i ta k i m it, że to stam tą d, a n ie stąd


została p o rw a n a . Ja to , w iesz F a jd ro s ie , u w ażam
za rzeczy bardzo m iłe , ale żeby się ty m zajm ow ać,
42 FAJDRO S IV

do tego trze b a kogoś, k to m a dużo zdolności, s ił,


czasu, c ie rp liw o ś c i, choćby ju ż dlatego, że potem m u ­
sisz c e n ta u ry s ta w ia ć na d w ie n ogi albo i C him erę,
a potem zatrzęsienie ro z m a ity c h G orgon, Pegazów
d in n y c h ja k ic h ś d z iw o lą g ó w g łu p ic h i n ie w ia d o m o
e do czego podo b nych . J a k b y c z ło w ie k w to n ie w ie ­
rz y ł, a b ra ł się do w y tłu m a c z e n ia w szy s tkie g o ta k
na g ru b y , c h ło p s k i ro zu m , to bardzo b y dużo na to
czasu p o trze b a i g ło w y . Ja c a łk ie m n ie m a m na to
g ło w y i czasu. A to w id z is z d latego : Ja n ie jestem ,
w stanie, ja k napis w D e lfa c h po w ia da , pgznać s iebie
samego. W ię c m i się to śm ieszne w y d a je , k ie d y sie-
230 b ie jeszcze n ie znam , b a w ić się w ta k ie n iesw oje,
n ie s a m o w ite dociekania. W ię c m a ło się ty m i rzeczam i
in te re s u ję ; b io rę je ta k , ja k w szyscy in n i i, ja k m ó ­
w ię , n ie to badam , ale siebie samego, czy ja sam n ie
je ste m b y d lę b a rd z ie j z a w iłe i zakręcone, i nadęte
n iż T y fo n , czy też prostsze i b a rd z ie j łaskaw e, k tó re
z n a tu r y m a w sobie coś boskiego i coś n iskiego. A le
p rz y ja c ie lu , ta k p o m ię d z y w ie rs z a m i — czy to n ie to
b drzew o, do k tó re g o ś nas p ro w a d z ił?
fa jd r o s . T a k, to w ła ś n ie ono.
v s o k r a te s .N a H e rę ! Toż to śliczn a u s tro ń . Ten
ja w o r o g ro m n ie ro z ło ż y s ty i w y s o k i. I ta w ie rz b a
w yso ka , a ś lic z n y cie ń daje, a ta k a cała obsypana
k w ie c ie m ; będzie n a m tu cu d n ie pachło. A ja k ie ż
m iłe ź ró d e łk o p ły n ie spod ja w o ru . B a rd zo zim n a
woda, możesz nogą spróbow ać. D z ie w ic e i posągi
św ię te pod d rz e w a m i; w id a ć, to u ro czysko A c h e lo o -
c sa i n im f ja k ic h e ś . A proszę cię, te n w ia t r tu ta j —
ja k i straszn ie m iły i ła g o d n y . T o le t n i w ia tr ta k
FA JDR O S V 43

szu m i a p rz y n im św ie rszczów chó r. A le z tego


w s z ys tk ie g o najlep sza tra w a i n a jła d n ie js z a , żeby
się ta k przeciągnąć ta m na ty m ła g o d n y m w z n ie ­
sieniu . D oskonaleś w y p ro w a d z ił, k o c h a n y F a jd ro sie .
f a j d r o s . W iesz co, żeś t y ja k iś d z iw n y czło w ie k.
Z u p e łn ie ta k m ów isz, ja k b y ś n ie w ia d o m o skąd
p rz y je c h a ł, a n ie b y ł tu te js z y . T y się w ogóle n i­
gdzie z m ia s ta w o k o lic ę n ie ruszasz i bod aj żeś jesz­
cze n ig d y n ie b y ł za m u ra m i.
s o k r a t e s . N o, w y b a c z m i, m ó j k o ch a n y. Ja się
przecież lu b ię uczyć. A o k o lic e i d rze w a niczego
m n ie n ie chcą nauczyć, ty lk o lu d z ie na m ieście. A le
zdaje m i się, żeś t y d la m n ie z n a la z ł le k a rs tw o na
chodzenie, d o p ra w d y ; bo ta k , ja k się w y g ło d n ia łe
cielę p ro w a d z i, że m u się .p rz e d p y s k ie m ja k im ś
w ie c h c ie m trzęsie czy gałęzią, ta k t y m i będziesz
44 FA JDR O S V

pod nos p o d su w a ł m o w y w rę k o p is ie z w in ię te i cią ­


g a ł za sobą po całej A tty c e , czy gdzie ta m d a le j ze-
e chcesz. Tym czasem , k ie d y m ju ż tu zaszedł,w y c ią g ­
nę się na tra w ie , a t y p r z y jm ij d o w o ln ą pozycję,
oq | b y le b y c i czyta ć b y ło w y g o d n ie , i c z y ta j.
VI f a j d r o s . T o p o s łu c h a j!

O co m i chodzi, w iesz, i że za w ła ś c iw ą uw ażam


231 la k ą rzecz p o m ię d zy n a m i, toś słyszał. Sądzę zaś, że

n ie p o w in n o m n ie o m ija ć to, czego pragnę, dlatego


że w ła ś n ie zakoch an y w to b ie n ie je stem .
Toż ta k ie m u p ó ź n ie j ża l ka żde j w y ś w ia d czo n e j
p rz y s łu g i, sko ro ty lk o żądzę nasyci. A ta k i, ja k ja ,
n ig d y n ie m a okresu w y rz u tó w . B o n ie z m u su p rz y ­
s łu g i w yśw ia d cza , ale z d o b re j w o li o d ru g ie g o dba,
ja k m oże; ta k że le p ie j b y i o ko ło w ła s n y c h sp ra w n ie
chodził.
A jeszcze ci, co ko ch a ją , n o tu ją sobie w s z y s t­
k ie s tra ty m a te ria ln e , ja k ie p o n ie ś li przez m iłość,
i w s z y s tk ie p rz y s łu g i osobiste, a zw a żyw szy jeszcze
b to, ile ic h to w sz y s tk o tr u d ó w koszto w ało , uw ażają.Ł
że ra c h u n k i d a w n o w y ró w n a n e i n ic się od n ic h
w ię c e j n ie n a le ży u ko ch a n e j osobie. N a to m ia s t ci,
co n ie ko ch a ją , n ie m ogą się a n i ty m zasłaniać, że
przez to z a n ie d b u ją in te re s y p ry w a tn e , a n i w y m a ­
w ia ć m ogą tr u d y podczas zabiegó w poniesione, a n i
się ska rżyć, że się przez to z ro d z in ą p o ró ż n ili. Z a ­
czerń skoro ty le u je m n y c h s tro n odpada, n ie pozo­
sta je n ic , ja k ty lk o dbać w e d le n a jle p s z e j w ie d z y
i w o li o w z g lę d y d ru g ie j s tro n y .
A potem , je ś lib y k o c h a ją c y c h cenić dlatego, że
c o s w y m a fe kcie n a jw y ż s z y m z a p e w n ia ją ty c h , k tó ­
ry c h w danej c h w ili ko ch a ją , i m ó w ią , że g o to w i
FAJDRO S V I 45

i słow em , i czyn em p o ró ż n ić się z w s z y s tk im i d la


p ię k n y c h oczu osób uko ch a n ych , ła tw o poznać, ja k a
to p ra w d a , skoro zawsze w y ż e j cenią ty c h , w k tó ­
ry c h się k ie d y ś pó źn ie j ko cha ją, i g o to w i się n a w e t
źle obchodzić z d a w n ie js z y m i p rz e d m io ta m i m iło ś c i,
je ś li się to p ó ź n ie js z y m podoba. W ię c k tó ż w id z ia ł
w d a w a ć się w coś podobnego z lu d ź m i c ie rp ią c y m i
w adę tego ro d z a ju , że n ie b ra łb y się do je j leczenia d

n ik t, k to m a dośw iadczenie w ty c h spraw ach? P rze ­


cież sam i p rz y z n a ją , że stan ic h to choroba raczej
n iź li zdrow e z m y s ły , i choć w iedzą, że u n ic h w g ło ­
w ie źle, n ie u m ie ją zapanow ać n ad sobą. T oteż ja k
m ogą, p rz ysze d łszy do siebie, uznaw ać za dobre to,
czego im się ch cia ło w ty m stanie o s o b liw y m ?
I to zw aż, że g d y b y ś c h c ia ł w y b r ać najlepszego
spośród ty c h , k tó rz y cię ko ch a ją , to n ie w ie lk i m ia ł­
byś w y b ó r; p rz e c iw n ie , g d y b y ś spośród . in n y c h lu ­
d zi szuka ł tego, k tó r y b y c i n a jw ię c e j o d p o w ia d a ł,
w y b ó r masz o g ro m n y . P rz e to znacznie w ię ksze je s t
p ra w d o p o d o b ie ń s tw o , że w ła ś n ie gdzieś m ię d z y ty m i e
w ie lo m a będzie c z ło w ie k g o d n y tw o je j p rz y ja ź n i.
A je ś li się obaw iasz sądu o p in ii p u b lic z n e j, abyś V II
się n ie s k o m p ro m ito w a ł, k ie d y się lu d z ie o ty m do­
w iedzą, to przecież lu d z ie zakocha n i zawsze m yślą,
że im c a ły ś w ia t zazdrości ta k , ja k o n i je d n i d ru - 232
g im , p rz e to ic h ję z y k ś w ie rz b i i a m b ic ja podnieca
do p rz e c h w a łe k p rz e d w s z y s tk im i, że ic h tr u d y nie
po szły na m a rn e , a ci, co n ie ko ch a ją , są od n ic h
m o c n ie js i — w o lą to, co n a p ra w d ę dobre, n iż e li sła­
w ę u lu d z i.
O prócz tego lu d z ie się zawsze m uszą d ow iedzie ć
i zobaczyć, je ż e li się k to ś w k im ś kocha i chodzi
46 F A .T D R O S V T I

za n im , i r o b i z tego w ie lk ą rzecz, ta k że ja k ic h
ty lk o k to ś zobaczy rc z m a w ia ją c y c h , zaraz m y ś li,
że albo w ła ś n ie coś m ię d z y n im i b y ło , albo zaraz
będzie. A ty m , k tó r z y się n ie ko ch ają , n ik t n a w e t
n ie m y ś li b ra ć za złe schadzki, bo k a ż d y w ie , że
trze b a się n ie ra z z d ru g im zobaczyć, czy to z p rz y ­
ja ź n i, czy d la ja k ie jś in n e j p rz y je m n o ś c i.
I jeszcze je d n o : je ż e li się obaw iasz zb liżeń oso­
b is ty c h , bo uważasz, że tru d n o o p rz y ja ź ń trw a łą ,
i n ie c h ty lk o za jd zie ja k ie ś n ie p o ro z u m ie n ie , to n ie ­
szczęście d la obu stro n , a ty ś da ł, co masz n a jd ro ż ­
szego, w ię c i tra c is z o g ro m n ie w ie le — w ta k im ra ­
z ie w ie c e j sig ob aw iać p o w in ie n byś ty c h , k tó rz y k o ­
chają. Ic h przecież k a ż d y d ro b ia zg w rozpacz w p ra ­
w ia i w sz y s tk o się dzieje, zd a n ie m ich , ty lk o na ic h
nieszczęście.
W ięc też u n ie m o ż liw ia ją u k o c h a n y m osobom w szel­
k ie s to s u n k i z lu d ź m i, bo się bo ją lu d z i zam ożnych,
a b y ic h n ie p rz e w y ż s z y li m a ją tk ie m , a lu d z i w y ­
k s z ta łc o n y c h także, a b y n ie p r z y ć m ili poziom em
u m y s ło w y m . A lb o je ś li k to ja k ą in n ą zaletę posiada,
każdego p iln u ją , czy ja k ie g o w p ły w u n ie w y w ie ra .
I ta k cię od w s z e lk ic h sto s u n k ó w z lu d ź m i o d w iodą ,
że będziesz sam w ś ró d lu d z i ja k palec, a n ie będziesz
m ia ł p rz y ja c ie la . A je ś li zechcesz sw ego dobra pa­
trze ć i b yć m ą d rz e js z y m n iż o n i, n ie p o ro z u m ie n ie
będziiesz m ia ł gotow e.
" A je ś li k to ś w c a le n ie koch ał, ale ja k o d z ie ln y
m ąż ta k p o s tą p ił, ja k m u b y ło potrzeb a, te n n ie bę­
dzie zazdrosny o to w a rz y s k ie z b liż e n ia ; p rz e c iw ­
n ie : n ie c h ę tn ie b y p a tr z y ł na ty c h , k tó rz y b y cię
u n ik a li; u w a ż a łb y , że się ch yb a k r z y w ią na ciebie,
FAJDRO S vn 47

a sto s u n k i to w a rz y s k ie to rzecz pożyteczna. Toteż e

znacznie w iększe p ra w d o p o d o b ie ń s tw o , że się sto­


sunek z ta k im c z ło w ie k ie m w p rz y ja ź ń ro z w in ie , n iż
w n iena w iść.
A oprócz tego n ie je d e n kocha dlatego , że m u się
cia ło ja k ie ś podob ało _prędzej, n im c h a ra k te r czyjś
po zn a ł i s to s u n k i dom ow e, p rz e to barcteo n ie p e w n a
to rzecz, czy ta k i zechce być p rz y ja c ie le m jesz­
cze i w te d y , k ie d y p rze sta n ie pragnąć. A le je ś li się 233

ja c y ś lu d z ie n ie k o c h a li n ig d y , ale ż y ją c z sobą
od da w n a w p rz y ja ź n i z b liż a ją się do siebie, to nie
podobna, żeby ic h p rz y ja ź ń u m n ie js z y ć m ia ło to, co
im p rz y je m n o ś ć da je obopólną: n ie — to będą dla
n ic h trw a łe p a m ią tk i na przyszłość.
A oprócz tego, z pew nością le p s z y m się sta - V III
niesz, je ż e li m n ie posłuchasz raczej n iż zakochanego
48 FAJDRO S v in

I w to b ie . B o ta k i na j n ie słuszn ie j w św ie cie będzie


c h w a lił w szystko , co ty lk o pow iesz czy zrobisz, bo
b z je d n e j s tro n y b o i się tw o je j niechęci, a potem sam
gorze j w id z i, ta k go żądza zaślepia, jBo ta k ie rzeczy
m iło ś ć z lu d ź m i w y p ra w ia : n ie szczę śliw ym każe się
g ry ź ć rzeczam i, k tó r y m i b y się n ik t in n y n ie m a r t­
w ił, a szczęśliw ym c h w a lić każe i ta k ie rzeczy, k tó ­
r y m i się cieszyć n ie w a rto . T oteż raczej żałow ać
n a le ż y lu d z i ko ch a n ych , n iż e li im zazdrościć. A le
je ś li m n ie posłuchasz, będę z to bą ob cow ał m e dla
c h w ilo w e j rozkoszy, ale i na p rzyszłość będzie z tego
c p o żytek, i n ie m iło ś ć nade m ną będzie p a n o w a ła ,
ale ja sam n a d sobą, a n i o d ro b n o s tk i m ię d z y na­
m i a w a n tu r n ie będzie i n ie n a w iś c i, ty lk o o w ie l­
k ie rzeczy p o m a le ń k u , po tro s z k u się k ie d yś pognie­
w a m y , bo c i m im o w o ln e u c h y b ie n ia przebaczę,
a u m y ś ln e będę się s ta ra ł odsuw ać. To je s t je d y n y
p ro b ie rz p rz y ja ź n i, k tó ra m a trw a ć dług o.
A je ś li ci to p rz e d oczym a sto i, że_ nie^m oże się
s iln a p rz y ja ź ń zaw iązać ta m , gdzie m iło ś c i n ie ma,
d to zastanów się, że w ta k im ra zie a n ib y ś m y syn ó w
n ie p o w in n i kochać, a n i o jcó w , a n i m a te k, a n ib y ś ­
m y w ie rn y c h p rz y ja c ió ł pozyskać n ie m o g li, bo te
sto s u n k i n ie w y ra s ta ją z żądzy tego ro d z a ju , ty lk o
na c a łk ie m in n y m tle .
Poza ty m , je ś lib y n a leża ło zawsze ty m u stępo­
w ać, k tó rz y nas p o trz e b u ją n a jw ię c e j, to b y p o trz e ­
ba i w in n y c h s p ra w a ch u w z g lę d n ia ć n ie lu d z i n a j­
lepszych, ale n a jb a rd z ie j p o trz e b u ją c y c h . T acy bę­
dą n a jw d z ię c z n ie js i, bośm y im n a jp rz y k rz e js z y b ra k
u s u n ę li. A w ię c i na p rz y ję c ia do d o m u w łasnego
e n ie n a jb liż s z y c h p r z y ja c ió ł zapraszać należy, ale

1
FAJDRO S v n i 49

ty c h , co się wypraszają i chcą się napchać do syta.


T a cy cię będą kochać i chodzić za tobą, i pod sa­
m e d r z w i p rz y jd ą , i cieszyć się będą n a jw ię c e j,
i o g ro m n ie będą w d zię czn i, i w szy s tk ie g o n a jlepsze­
go c i będą ż y c z y li.
W ięc u w z g lę d n ia ć m oże n a le ż e n ie ty c h , k tó rz y
nas p o trz e b u ją n a jw ię c e j, ale ty c h , k tó rz y się n a j­
le p ie j odw d zięczyć p o tra fią .
I n ie ty c h , k tó r z y ty lk o ko cha ją , ale ty c h , k tó ­
rz y są nas n a jg o d n ie js i.
I n ie ta k ic h , k tó r z y się w d z ię k a m i t w y m i nasycą,
ale k tó rz y się i ch leb em z to bą p o d z ie lić zechcą,
k ie d y się postarzejesz.
I n ie ta k ic h , k tó rz y się p o te m c h w a lić będą przed
lu d ź m i, ale ta k ic h , k tó rz y o w s z y s tk im p rz y z w o ic ie
p rze d lu d ź m i zam ilczą.
I n ie ty c h , k tó rz y się k r ó t k i czas n a m i in te re s u ­
ją , ale ty c h , k tó r z y p r z y ja c ió łm i zostaną przez całe
życie.
I n ie ty c h , k tó rz y , g d y ic h żądza o dejdzie, szukać
będą pozoru do z w a d y , ale ta k ic h , k tó rz y , g d y ich
piękność opadnie, d o p ie ro w c a ły m b la s k u dzielności
w y s tą p ią .
W ięc p a m ię ta j o ty m , co m ó w ię , a i to zwTaż, że
i p rz y ja c ie le zakochany m n ie ra z c z y n ią u w a g i, że
się ź le p ro w a d zą , a ta k ie m u , k tó r y n ie kocha, n ik t
z b lis k ic h n ig d y n ie c z y n ił w y rz u tó w , ja k o b y się
przez to źle urzą dza ł.
A le m oże chcesz m n ie zap yta ć, czy c i radzę
w z g lę d a m i obdarzać w s z y s tk ic h , k tó r z y cię n ie k o ­
chają? Ja m yślę , że n a w e t za ko cha n y w to b ie nie
c h c ia łb y , żebyś się ta k o d n o s ił do w s z y s tk ic h , k tó -

4 — F a jd ro s
50 fa jd r o s ix

rz y cię ko ch a ją . Bo a n i to w y p a d a ze w z g lę d u na
drug ieg o , a n i się to udać może, je ś li chcesz, żeby
lu d z ie o ty m n ie w ie d z ie li. A trzeba, żeby stąd
żadna n ie w y n ik a ła szkoda, ale p o ż y te k d la obu
stron .
Z d a je m i się, że dość tego, co p o w ie d z ia łe m ; a jeś­
l i jeszcze czego p rag n iesz i m y ś lis z , żem p o m in ą ł, to
się p y ta j!
Jakże c i się, S okratesie, te n o d c z y t w y d a je ? N ie ­
p ra w d a ż , że n a d z w y c z a jn y ! I w ogóle, i przez te n
d o b ó r słó w !
s o k r a t e s . A le ż to w p ro s t boska rzecz, p rz y ja c ie lu

— toż m i z u p e łn ie m o w ę odebrało . A k ie d y m na
ciebie p a trz a ł, ja k czytasz, F a jd ro s ie , m ia łe m w r a ­
żenie, że cię te n o d czyt cieszy, a że się na ty c h
rzeczach n ie ro z u m ie m ta k dobrze ja k ty , w ię c
szedłem za to b ą i w ślad za tobą w szał z a c h w y tu
w p a d a łe m , boska g ło w in o !
A ta k , n a tu ra ln ie , przecież t y ża rtu je sz!
fa jd r o s .

Uważasz, że ż a rtu ję , a n ie m ó w ię serio?


s o k ra te s .

f a j d r o s . O czyw iście, S o kra te sie; ale ta k n a p ra w ­

dę p o w ie dz, na Zeusa, na p a tro n a p rz y ja ź n i: czy


p o tr a fiłb y k tó r y G re k coś le p ie j i w ię c e j p o w ie ­
dzieć na te n tem at?
s o k r a t e s . Ja kto? T o m a m y i z tego w zg lę d u od­

c z y t c h w a lić , że a u to r p o w ie d z ia ł, co p otrzeba, a nie


ty lk o z tego p u n k tu , że z w ro ty b y ły jasne, o krągłe,
dosadne i w ycyzelow an e ? J a k p o trze ba , to n ie ch i ta k
będzie d la tw o je j p rz y je m n o ś c i, bo ja tego n ie u w a ­
żałem ; ta k i je s te m ladaco. T y lk o m na re to ry c z n ą
stro n ę z w ra c a ł uw agę, a to m a ło , p e w n ie n a w e t
i w e d łu g L izja sza . I ta k ie od n io słe m w rażenie,
FA JDR O S X 51

F a jd ro s ie , chyb a że będziesz in ne go zdania, że on


po d w a i po tr z y ra z y je d n o i to samo p o w ta rz a ,
ja k b y n ie m ia ł n a p ra w d ę w ie le do po w ie d ze n ia na
te n je d e n te m a t, albo ja k b y m u na czym ś ta k im
n ie zależało. I m ia łe m w ra że n ie , że on się p o p is u je
ja k m ło d z ik na zapasach; chce pokazać, że je d n o
i to samo p o tr a fi i ta k , i ina cze j po w ie dzie ć, a za­
wsze to z n a k o m ic ie w y p a d n ie .
f a j d r o s . Pleciesz, S okratesie. P rzecież o d czyt m a

p rze w a żn ie je d e n i te n sam te m a t. A z tego, co


m ożna z tego te m a tu w y d o b y ć i co b y w a rto o n im
p o w iedzie ć, on n ie p o m in ą ł niczego, ta k że po je g o
odczycie n ik t w ogóle n ie m oże p o w ie d zie ć na te n
te m a t n ic w ię c e j a n i le p ie j.
s o k ra te s . O, tu c i się n ie dam przekonać, choćbym
ch cia ł. B o s ta rz y i m ą d rz y lu d z ie i k o b ie ty , k tó re
52 FAJDRO S X

na te n te m a t m ó w iły i p is a ły , p rz e k o n a ją m n ie ,
że n ie m a m ra c ji, n a w e t g d y b y m to d la ciebie z ro ­
b ił i p rz y z n a ł c i słuszność.
f a j d r o s . A ja c y ż to? Gdzieżeś t y słyszał coś le ­

pszego n iż to?
s o k r a t e s . T ak, w te j c h w ili n ie m ogę ci p rz y to ­

czyć. A le , n a tu ra ln ie , żem gdzieś słyszał; p e w n ie


gdzieś u S a fo n y, te j p ię k n e j, a lb o u m ądrego A n a -
k re o n ta , albo u k tó re g o ś z p ro z a ik ó w . A na ja k ie j
p o d sta w ie to m ów ię? B o ja k o ś pe łn ą p ie rś m am
i czuję, że m ia łb y m na te n te m a t jeszcze n ie je d n o
do p o w ie d ze n ia : coś c a łk ie m innego, a bodajże nie
gorszego. Ż e m ja tego sam n ie w y m y ś la ł, to dobrze
w ie m ; ja się o tw a rc ie p rz e d sobą do g łu p o ty p r z y ­
znaję. W ię c n ic innego, m yślę , t y lk o w e m n ie ja k ie ś
obce ź ró d ła w p a d ły i n a p e łn iły m n ie ja k naczynie
ja k ie . A le ta k i je s te m tu m a n , że i to m n a w e t zapo­
m n ia ł, ja k i od kogo co słyszałem .
f a j d r o s . Jesteś k a p ita ln y i z n a k o m ic ie m ów isz.
J a k i co od kogo słyszałeś, zaraz m i pow iesz, na­
w e t c h o ćb ym ci n ie kazał. Z ró b t y lk o ta k , ja k m ów isz.
S p ró b u j p o w ie d z ie ć coś lepszego, n iż je s t w t y m .
rę ko p is ie , a ty le samo, co w n im , b y le n ie to samo.
A ja ci, na d z ie w ię c iu a rc h o n tó w , p rz y rz e k a m , że
c i z ło ty posąg n a tu ra ln e j w ie lk o ś c i w D e lfa c h p o ­
s ta w ię ; ta k je s t, n ie t y lk o m ó j, ale i tw ó j!
s o k r a t e s . K o c h a n y jesteś i n a p ra w d ę z ło ty , m ó j

F a jd ro s ie , je ż e li m y ś lis z , że ja w s z y s tk o u L izja sza


o drzucam i g o tó w e m p o w ie d zie ć coś zgoła innego,
czego b y i ś lad u n ie b y ło u niego. Coś się przecież
t r a f i i u n a jlic h s z e g o pisarza. W e ź m y na p rz y k ła d
to, o czym m ow a. P e w n ie ; je ż e li ktoś, tw ie rd z i,
FA JDR O S X I 53

że n a le ż y w z g lę d a m i obdarzać raczej n ie ko c h a ją ­
cego n iż zakochanego, to poza p o c h w a łą rozsądku 236

jedneg o i naganą n ie ro zsą d ku d ru g ie g o — to p rz e ­


cież rzeczy oczyw iste — cóż m oże jeszcze w ię ce j
m ieć do pow iedzenia? W ię c uw ażam , że na to trz e ­
ba p re le g e n to w i p o z w o lić i m ożna się z n im na ty m
p u n k c ie zgodzić. W ta k ic h razach c h w a lić trze b a nie
p o m ysł, ty lk o u k ła d m a te ria łu ; n a to m ia s t ta m , gdzie
coś n ie je s t samo przez się o c z y w is te i n ie ła t­
w e ja k o p o m y s ł, c h w a li się oprócz u k ła d u i sam
p o m ysł.
f a j d r o s . Z gadzam się zu p e łn ie . M ó w is z w sam x i l
raz. Z ro b ię i ja ta k samo. P ozw olę c i w y jś ć z tego
założenia, że zakoch an y je s t raczej c h o ry w p o ró w - b
n a n iu z ty m , k tó r y n ie kocha, a je ś li poza ty m po­
tra fis z jeszcze coś w ię c e j i le p ie j n iż L iz ja s z po­
w iedzieć, to obok posągu sy n ó w K ypselosa w blasze
z ło te j w y k u ty w O lim p ii s ta w a j!
Takeś się z a p a lił, F a jd ro s ie , bom za­
s o k ra te s .

cze p ił tw o je g o ko ch a n ka ; ja ta k ty lk o to b ie na złość
i na ż a rt; cóż t y m yślisz, że ja n a p ra w d ę chcę jego
m ądrość zaćm ić i jeszcze b a rd z ie j fig la rn e m a lo ­
w a n k i będę ze s łó w u k ła d a ł?
f a j d r o s O o, co do tego, p rz y ja c ie lu , to m y zna­

m y te n c h w y t. M ó w ić m usisz, n ie m a ra d y ; ta k,
ja k p o tra fis z . A le żeb yśm y sobie n ie zaczęli odda- c
w ać p ię k n y m za nadobne, bo to n ud n e i m o ż liw e
ty lk o w k o m e d ii, to u w a ż a j, że b ym c i z n o w u n ie
p o w ie d z ia ł: w iesz, S okratesie, je ż e li ja S okratesa n ie
znam , to m i siebie samego za p o m n ia ł, i że c h c ia ł
m ó w ić, ale r o b ił ceregiele. W ięc rozw a ż to sobie, że
n ie p ó jd z ie m y stąd, z a n im n ie pow iesz tego, coś
54 FA JDR O S X II

m ó w ił, że m asz w p ie rs i. Jesteśm y sam i na p u s ty m


m ie js c u , a ja m o c n ie js z y je s te m i m ło dszy. W ięc
to w s z y s tk o ra ze m w z ią w s z y p od uw agę, ch cie j z ro ­
zum ieć, co ci m ó w ię , i n ie do p ro w a d za j do tego, że­
byś pod g w a łte m m ó w ił, ja k n ie po dobrem u.
s o k r a t e s . A le ż , k o c h a n y F a jd ro s ie ; ja będę bardzo

śm ieszny, k ie d y po z n a k o m ity m a u torze zechcę bez


p rz y g o to w a n ia m ó w ić na te n sam te m at.
f a j d r o s . A w iesz t y co? P rze stań się ze m n ą p rz e ­

kom arzać. Ja tu m am jeszcze ta k ie słó w ko , k tó r y m


cię zm uszę do m ó w ie n ia .
s o k ra te s . N ie m ów że tego słó w ka.
fa jd r o s . P rz e c iw n ie . W ła śn ie , że p o w ie m . A s łó w ­
k ie m ty m będzie p rzysię ga . P rz y s ię g a m c i w ię c —
ty lk o na k tó re , na ja k ie bóstw o? o, m oże na te n t u ­
ta j ja w o r — d a lib ó g , je ż e li m i tu , w je g o o b liczu
n ie pow iesz p r e le k c ji, to c i n ig d y ju ż żadnego od­
c z ytu , ale to żadnego, n ic z y je g o n ie pokażę a n i n ie
opow iem .
s o k ra te s . A j, a j, a ty , gałg an ie , a toś z n a la zł spo­
sób na m o ją Ciekawość lite ra c k ą ; te ra z będę m u s ia ł
ro b ić , co c i się podoba.
fa jd r o s . W ię c czego się z n o w u w ykręcasz? Co ci
jest?
s o k ra te s . N ic ju ż , k ie d y ś coś ta k ie g o p o p rzysią g ł.
G d z ie ż b y m ja w y tr z y m a ł bez ta k ie g o p o k a rm u d u ­
chowego?
fa jd r o s . W ięc m ó w !
s o k ra te s . W iesz, ja k to zrobię?
FA JDR O S. Co?
s o k ra te s . Z a sło n ię się i ta k będę m ó w ił, a b y m ja k
FA JDR O S X II 55

n a jp rę d z e j w y s y p a ł w szystko. G d y b y m się p a trz y ł


na ciebie, to ze w s ty d u n ie w ie d z ia łb y m , co d a le j.
fa jd r o s . M ów ty lk o , a poza ty m rób , co chcesz.
W pom oc p rz y b ą d ź c ie m i, M u z y , czy to x m
s o k ra te s .

d la ś p ie w u Rozgłośne, czy też od lu d u g ę ślarzy


ro zg ło ś n y c h ta k iś c ie d o s ta ły p rz y d o m e k , opowieść
m o ją w spom óżcie, do k tó re j m n ie te n p o czciw isko
zm usza, a b y m u się p rz y ja c ie l jego, k tó re g o ju ż b
i ta k m ia ł za m ędrca, te ra z jeszcze m ą d rz e js z y w y -
_dawał!
B y ł sobie te d y ch łop ie c, a lb o raczej chłopaczek,
bardzo p ię k n y . A m ia ł m iło ś n ik ó w ba rd zo w ie lu .
Jeden z n ic h bardzo b y ł m ilu t k i a s p ry tn y , i ro z k o ­
ch a n y b y ł w c h ło p cu po do b nie ja k in n i; p rz e k o n y ­
w ać go je d n a k zaczął, że go n ie kocha. Raz m u się
te d y zaczął napraszać i d o w o d z ił tego samego, że
56 FA JDR O S X III

n a le ż y obdarzać w z g lę d a m i niekocha jącego raczej


n iż zakochanego. A m ó w ił ta k :
P rzede w s z y s tk im , m ó j chłopcze, je s t je d n a zasa­
da, od k tó re j się w y jś ć m u s i w każdej p o rządne j
c d y s k u s ji. P rzede w s z y s tk im p o trze b a w iedzieć,
o czym się m ó w i, alb o cała d y s k u s ja na n ic, bezw a­
ru n k o w o . A lu d z ie po w ię k s z e j części n ie w ie d zą na­
w e t o ty m , że n ie z n a ją is to ty ka żd ej rzeczy. A je d ­
n a k ta k , ja k g d y b y ją z n a li, n ie p o ro z u m ie w a ją się
co do tego na p o czą tku rozw ażań, tote ż w dalszym
to k u za to p o k u tu ją . B o a n i się sam i z sobą potem ,
a n i z d r u g im i pogodzić n ie m ogą. W ię c żeby i nas
obu n ie s p o tk a ło to, co in n y m za złe b ie rz e m y ,
to skoro m a m y p rze d sobą te m a t, czy się n a le ży w da-
w ać w p r z y ja ź ń z z a k o c h a n y m ra c z e j, czy z n ie k o ­
ch a ją c y m , o m iło ś c i n a p rz ó d p o m ó w m y : czym ona
d je s t i ja k ą m a w ła dzę . P o gó dźm y się n a p rzó d co do
ty c h o kre śleń , a p o te m m a ją c je ciągle na o ku i odno­
sząc się do n ic h u s ta w ic z n ie za sta n ó w m y się nad ty m ,
| czy m iło ść p o ż y te k p rz y n o s i czy szkodę.
X IV Że m iło ś ć je s t pew nym pożądanie m , to rzecz
jasna. A że i lu d z ie n ie k o c h a ją c y pożądają tego, co
p iękn e, w ie m y . W ię c czym się ro ż n i k o c h a ją c y i n ie
kocha ją cy?
O tóż zw ażyć potrze ba , że w ^ k a ż d y m ^ pas d w ie '
j a k ie ś ^ p ie s z k ą j^ p is to ty , w ła d c z y n m j^ p rz e w o d n ic z k i,
" z a K t ó r y m i id z ie m y w tę ' lu b w in n ą stronę. Jedna
z n ic h ^ w r o d z o n a j; ^ p ra g n ie n ie ro zko szy; d ru g p ^ to
^ j n a ^ y t y ^ y b ż i ^ e ^ ^ t ó r ^ s i g ^ S o j e ^ ^ ^ a c a T ^ o n a j-
E,4epsze. I czasem się te p o tę g i w nas zgadzają, a b y ­
w a, że się i ró żn ią . I ra z je d n a z n ic h , a in n y m razem
FA JD R O S X IV 57

d ru g a p a n u je . W ła d z a ^ o z s ą d k u ^ J ę tó r^_ a rg u m e n ta m i
p ro w a d z i do tego, co najlepsze, i p a n u je , to „w ła d z a
nad sobą", a p ie rw ia s te k p ra g n ie n ia , k tó re be zm yśl­
nie ciągnie nas do rozkoszy i op a no w u je, to ..b u ta ".
A le b u ta m a różne im io n a . B o w ie le je s t je j odm ian
i ro d z a jó w . J e ś li k tó ra z ty c h w ie lu is to t w k im ś
« ponad in n e w y ro ś n ie , te n zaraz od n ie j p rze zw isko
dostaje, zgoła n ie p ię k n e i c a łk ie m n ie do pozazdrosz­
czenia.
W ię c ta żądza, k tó ra w zakresie o d ż y w ia n ia się
p rze zw y c ię ż a najle psze a rg u m e n ty i w s z e lk ie in n e
p ra g n ie n ia , z w ie się o b żarstw e m , a k to ją posiada,
te n od n ie j p rz y d o m e k dostaje. W zakresie p ic ia zaś
n ie p o d z ie ln ie w ła d a ją c a i w io d ą ca do tego lu d z i,
k tó r y m i o w ła d n ie , jasna rzecz, ja k się będzie zw ała.
Z n a m y i in n e p o k re w n e żądze i w ie m y , ja k w każ­
d y m w y p a d k u nazw ać tę, k tó ra nad in n y m i i nad
c z ło w ie k ie m w ła d a . I doskonale ju ż te ra z w id a ć to,
do czego nasze dotychczasow e ro z w a ż a n ia zm ie rza ­
ły . A le p ie j, że się to p o w ie d z ia ło , n iż g d y b y nie, bo
w s z y s tk o te ra z ja k o ś ja ś n ie j w y s tę p u je . Ta żądza,
k tó ra b e zm yśln ie rozsądek nasz op a n o w u je , rozsą­
dek m a ją c y na celu to, co słuszne, a sama nas w ie ­
dzie do rozkoszy, ja k ą p ię kn ość daje, żądza, k tó rą
p o kre w n e je j p ra g n ie n ia do p ię k n a c ia l popędzają,
ta żądza, te n pęd z w y c ię s k i od s w o je j p o tę g i popę­
dem m iło s n y m się zw ie. N o co, F a jd ro s ie kochany,
uważasz i ty , że coś ja k b y bóg w e m n ie w s tą p ił?
f a j d r o s . T a k, ta k , S okratesie, coś n ie z w y k łe g o
u ciebie ; ta k cię coś pędzi!
s o k r a t e s . W ię c w m ilc z e n iu m n ie s łu c h a j. D o­
58 FA JD R O S X IV

p ra w d y , to ja k ie ś cudow ne m ie jsce; ja k będę d a le j


m ó w ił, a zaczną m n ie raz po raz n im fy brać, to się
n ie d z iw . Już te ra z m ó w ię p ra w ie w d y ty ra m b a c h .
FAjDRos.Naprawdę, że ta k.
s o k r a t e s . T o t y lk o przez ciebie. A le słu ch a j resz­

ty . M oże m n ie n ie zaraz n a w ie d z i to, co m a p rz y jś ć .


B og u to z o s ta w m y zresztą, a sam i w ra c a jm y do
chło pa ka i do naszych roztrząsań.
W ię c ta k , p rz y ja c ie lu . C zym je s t to, o c zym m ó w ić
m a m y , p o w ie d z ie liś m y i o k re ś lili. W ię c pa m ię ta ją c
o ty m , id ź m y d a le j i p o w ie d z m y , ja k i p o ż y te k w z g lę d ­
nie ja k a szkoda czekać m oże c z ło w ie k a oddanego
m iło ś c i ze s tro n y kogoś kochającego w z g lę d n ie n ie -
: kochającego.
O czyw ista , że o w ła d n ię ty żądzą a n ie w o ln ik ro z ­
koszy będzie ta k k o ch a n ka p rz y rz ą d z a ł, żeby m u
b y ł ja k n a jm ils z y . A c h o re m u w s z y s tk o m iłe , co m u
o p o ru n ie sta w ia , a co ty lk o m ocniejsze albo i r ó w ­
n e j, ja k on, s iły , to m u n ie m iłe . W ię c zakochany
n ig d y n ie zniesie tego, żeby go ko ch a n e k w a rto ś c ią
p rze w y ż s z a ł albo b y ł m u ró w n y ; p rz e c iw n ie , zawsze
go sam słabszym z ro b i irb le d n fe js z y m . S łabszym zaś
je s t n ie u k w p o ró w n a n iu z m ą d ry m , tc h ó rz w p o ró w ­
n a n iu z o d w a żn ym , n ie u m ie ją c y d w ó c h s łó w złożyć
w p o ró w n a n iu z m ó w cą, tę pa g ło w a w p o ró w n a n iu
z b y s try m . K ie d y ty le i w ie le in n y c h in te le k tu a ln y c h
b ra k ó w ^ zaczyna o b ja w ia ć ko cha ne k i ty le ic h m a
z n a tu r y rzeczy, to za ko cha n y z je d n y c h się cieszyć
m u s i, a o in n e sam się stara, je ś li go n ie m a om inąć
p rz y je m n o ś ć c h w ilo w a . I m u s i b y ć za zdrosny i u tr u d ­
n ia ć k o c h a n k o w i w s z e lk ie in n e s to s u n k i pożyteczne,
w k tó ry c h b y on d o p ie ro w y ró s ł na czło w ie ka . O g ro m ­
FA JDR O S X V 59

ną m u ty m szkodę w yrzą d za , a n a jw ię k s z ą ty m , że
p rze d n im najlepsze ź ró d ło m ą d ro ści zam yka. T y m
ź ró d łe m b o s k im je s t filo z o fia , od k tó re j m iło ś n ik m u si
kochanka od w o dzić i trz y m a ć go od n ie j z daleka, bo
się boi, żeby n im m ło d y c z ło w ie k n ie w z g a rd z ił.
W szystko m o ż liw e będzie ro b ił, żeby kocha n e k o n i­
czym w ogóle n ie m ia ł p o ję cia , a ty lk o się na m iło ś n i­
k a ogląda ł. J e m u z ta k im n a jle p ie j, a le - to w ła ś n ie
najgorsze d la tam tego. W ię c o ile ch o dzi o ro z w ó j
u m y s ło w y , to c z ło w ie k n a w ie d z o n y m iło ś c ią żadną c
m ia rą się n ie n a da je na k ie ro w n ik a n i na tow arzysza.
A ja k ta k i czło w ie k , k tó r y p o d p rz y m u s e m w e ­ XVI
w n ę trz n y m g o nić m u s i za ty m , co p rz y je m n e , a n ie
za ty m , co dobre, ja k on będzie d b a ł o to ciało,
k tó r y m z d o ła ł o w ładną ć, ty m się te ra z z a jm ie m y .
Zobaczysz; będzie szukał m ię k k ie g o ; on tw a rd e g o
n ie chce, n ie odpowuada m u to, k tó re w c z ystym
b la sku słońca w y ro s ło , ale gdzieś w p ó łc ie n iu za­
tę c h ły m , on lu b i c ia ło ta k ie , co n ie zna tru d ó w
i w a lk i n ie p a m ię ta p o tu zaschłego na sobie, a zna
ty lk o m ię k k i, n ie m ę s k i t r y b życia, ta kże ozdobio­
ne n ie w ła s n y m i fa rb a m i w b ra k u w ła s n y c h b a rw ,
i ja k ie ta m jeszcze za ty m id ą n a w y c z k i. T o jasna
rzecz i n ie m a się co nad ty m ro zw o d zić. P od jeden
w s p ó ln y n a g łó w e k w s z y s tk o to p o d c ią g n ijm y a id ź m y
da le j.
T a k ie c ia ło na w o jn ie i w in n e j p o trz e b ie p ow aż­
n ie jsze j to d la n ie p rz y ja c ió ł pociecha, a d la p r z y ­
ja c ió ł, a n a w e t d la sam ych m iło ś n ik ó w , stra ch ! To
jasne; z o s ta w m y to.
Z k o le i rzeczy p o w ie d z m y , ja k i p o ż y te k lu b ja k ą
60 FA JDR O S X V I

szkodę na m ie n iu p rz y n o s i obcow an ie z m iło ś n ik ie m


i je g o k ie ru n e k m o ra ln y . Z ro z u m ie to każdy, a za­
k o ch a n y n a jle p ie j, że m iło ś n ik n a jw ię c e j b y p ra g ­
n ą ł, aby je g o k o c h a n k o w i b ra k ło d ó b r n a jb liż s z y c h
sercu, n a jż y c z liw s z y c h dusz, d a ró w w p ro s t od boga
zesłanych. N ie c h b y b y ł sie ro tą, n ie m ia ł ojca i m a t­
k i, n i k re w n y c h i p rz y ja c ió ł; o n i go ty lk o ganią
ciągle i u tr u d n ia ją m u ono p rz e m iłe obcow anie.
240 A je ś li k o c h anek z a m o ż n y ^ m a p ie n iąd ze czy ja k ie ś
in n e dobra, będzie się m iło ś n ik jc r z y w ił, bo chłopca
w te d y dostać tr u d n ie j, a je ś li go ju ż do stał w ręce,
n ie ta k ła tw o n im w te d y k ie ro w a ć . W y n ik a stąd
jasno, że m iło ś n ik m u s i z a w is tn y m o k ie m patrzeć
na m a ją te k ko c h a n k a i cieszyć się, je ś li te n m a ją ­
te k przepada. W ię c i bezżennym , b e zd z ie tn ym , bez­
d o m n ym , i to ja k n a jd łu ż e j, ra d b y m ie ć ko chanka ;
ja k n a jd łu ż e j p ra g n ie sam ty lk o z ry w a ć owoce,
I k tó re m u ta k s m a ku ją .
X V II Są i in n e lic h a na św iecie, ale d ia b e ł ja k iś d o m ie ­
B szał do każdego p ra w ie p e w ie n m o m e n t rozkoszy.' To
ta k ja k z pochlebcą: straszna to bestia i nieszczęście
w ie lk ie , a je d n a k n a tu ra w n im ro z p u ś ciła ja ką ś
kroplęT p rz y je m n o ś c i; k ro p lę n ie bez u ro k u . T a k
samo g a n i n ie je d e n d zie w czyn ę p u b lic z n ą ja k o ele­
m e n t s z k o d liw y , i in n e ta k ie nasienie czy zajęcie
lu d z k ie , a je d n a k , b y w a ją ta k ie d n i, w ła ś n ie te
rzeczy d a ją c z ło w ie k o w i bodajże n a jw ię k s z ą p rz y ­
jem ność.
D la ko c h a n k a je d n a k je s t m iło ś n ik n ie ty lk o
s z k o d liw y , ale ja k o to w a rz y s tw o na codzień zgoła
nieznośn y. T oteż i sta re p rz y s ło w ie p o w ia d a , że zaw ­
sze szuka sw ój swego. N ic d ziw nego, uw a ża m :
FA JDR O S X V II 61

lu d z ie ró w n e g o w ie k u je d n a k ie m a ją p rz y je m n o ś c i,
p o d o b n i są i stąd ła tw o o p rz y ja ź ń m ię d z y n im i.
A je d n a k i ta c y m ie w a ją siebie dość. Z d ru g ie j s tro ­
n y n ic ta k c z ło w ie k o w i n ie cią ż y ja k p rz y m u s . A to
w ła ś n ie w c h o d z i w g rę o bo k ró ż n ic y w ie k u w sto­
su n ku m ię d z y m iło ś n ik ie m i k o ch a n kie m .
B o te n starszy, ż y ją c z m ło d s z y m od siebie, n ie
odstęp u je go a n i w dzień, a n i w no cy; ja k iś go m us
w e w n ę trz n y , ja k ie ś ż ą dło u k r y te p ęd zi i da je m u
n ie p rz e rw a n y szereg p rz y je m n o ś c i: on kochanka
w id z i, słyszy, d o ty k a , p ije go w s z y s tk im i zm y s ła m i,
słu ż y m u w ie rn ie z rozkoszą. T a k , ale cóż stąd za
pociecha d la k o ch a nka i ja k ą ż m u m iło ś n ik rozkosz
dać p o tra fi, ab y m u w ciągu d łu g ic h d n i i nocy po­
życia n ie zaczęło ż ycie b rz y d n ą ć do ostateczności?
Toż on p a trz e ć m u s i na tw a rz ju ż s ta rą i p rz e -
62 fa jd r o s x v ii

k w itłą , a za ty m id ą in n e rzeczy, o k tó ry c h i s łu ­
chać n ie m iło , a cóż d o p ie ro m ie ć z n im i ciągle do
e c z y n ie n ia pod u s ta w ic z n y m przym u se m ? A te n n ad­
zó r c ią g ły i p o d e jrz e n ia , a to p iln o w a n ie na ka żd ym
k ro k u i p rze d w s z y s tk im i, a te niew czesne k o m p li-
rn e n ty i przesadne, a w y r z u ty , k tó ry c h b y cz ło w ie k
n a w e t od trze źw eg o n ie znió sł, a cóż d o p ie ro od n ie ­
trzeźw ego, gdzie się i w s ty d dołącza, bo te n się
c a łk ie m n ie k rę p u je w g ru b ia ń s tw a c h .
xvm Jak d łu g o ko ch a ł, s z k o d liw y był i w s trę tn y ,
a k ie d y kochać p rze sta ł, n ie zna ża d n ych ob o w ią z­
k ó w na przyszłość, o k tó re j ty le m ó w ił i p rzysię g a ł,
241 n iera z b ła g a ł i p rz y rz e k a ł, aż w reszcie u tr z y m a ł z b ie ­
dą to p o życie ciężkie, ale ostatecznie jeszcze znośne
w p o n ę tn y m ś w ie tle p rz y s z ły c h w y n a g ro d z e ń . Teraz,
k ie d y się czas u iś c ić z m o ra ln e g o d łu g u , on zm ie n ia
pana i w ła d c ę w s w y m w n ę trz u : m a te ra z ro zu m
i m oc n ad sobą za m ia st m iło ś c i i szału; kochane k
n ie spostrzega n a w e t, ja k się z m iło ś n ik a z ro b ił in n y
c z ło w ie k . Żąda n a g ro d y za to, co b y ło , i p rz y p o m in a
daw ne p o s tę p k i i słow a, ja k g d y b y m ó w ił do tego sa­
m ego czło w ie ka . A te n się w s ty d z i i n ie śm ie się
przyzn ać, że ju ż je s t k im ś in n y m i n ie m oże d o trz y -
b m ać o w y c h p rz y s ią g i o b ie tn ic , k tó re b y ł ó w d a w n y
je g o b e z ro z u m n y rząd w e w n ę trz n y z ło ż y ł. O n dziś
ju ż m a ro zum , ju ż w y trz e ź w ia ł; n ie m oże postępow ać
ta k ja k d a w n ie j, ab y n ie zaczął b y ć do siebie d a w n e ­
go p o d o b n y m i n ie s ta ł się znow u ty m sam ym .
Z b ie g ie m się s ta je z tego w s z y s tk ie g o ; m u s i się
te ra z sam usunąć; on, d a w n y m iło ś n ik ; s k o ru p k a
p a d ła w d ru g ą s tro n ę ; on się rzuca na łe b do
FAJDRO S X V III 63

ucie czk i. A ta m te n m u s i go ścigać; rzu ca się i p rz e ­


k lin a , a n ie w ie d z ia ł tego i nie p a m ię ta ł na sa­
m y m po czątku, że n ie należało w z g lę d a m i obdarzać
ta kie g o , k tó r y kocha, a zatem n ie m a ro z u m u , ale
raczej ju ż ta kie g o , k tó r y n ie kocha i m a rozum .
A je ś li nie, to się oddać w ręce tego p rz e c h e ry , g ru -
b ia n in a , zazdrośnika, o b rz y d liw c a , szkodnika, k tó r y
je s t zgubą d la m a ją tk u , zgubą d la ro z w o ju ciała,
ale n a jw ię k s z ą zgubą d la w y c h o w a n ia duszy, nad
k tó rą n ic cenniejszego a n i lu d z ie , a n i b o g ow ie n ie
m a ją , ani m ie ć n ie będą. T rze ba się nad ty m ,
chłopcze, za stan ow ić i w ie d zieć, co to je s t p rz y ja ź ń
m iło ś n ik a , że ona n ie z dobrego serca rośnie, ale
ja k p o tra w a ja k a m a t y lk o na sycić głód.
J a k w ilc y lu b ią barana, ta k chłopca kocha m i­
ło ś n ik . D

T y le w ięc, F a jd ro s ie . Ju ż n ic w ię c e j ode m n ie nie


usłyszysz — to ju ż n ie c h będzie k o n ie c p re le k c ji.
fa jd r o s . B y łe m p rz e k o n a n y , że to d o p ie ro p o ło ­ X IX
w a i jeszcze ty le samo pow iesz o ty m , k tó r y nie
kocha, że je g o racze j n a le ż y w z g lę d a m i obdarzać.
T rzeba przecież z n o w u je g o z a le ty om ów ić. Czem uż
w ię c te ra z u ry w a s z , Sokratesie?
s o k ra te s . N ie uw ażałeś, że ju ż zaczynam heksa-
m e try p ia ć zam ia st d y ty ra m b ó w , i to k ie d y m ganił?
J a k m yślisz, co będę w y ra b ia ł, k ie d y zacznę c h w a lić
tam tego? Bądź p e w n y , że w e m n ie n im fy w stą p ią ,
boś t y m n ie u m y ś ln ie p o d a ł im na igraszkę. W ięc
je d n y m sło w e m po w ia d a m , że ile ś m y ta m te m u ła ­
te k p rz y p ię li, ty le te n z n o w u z a le t posiada. Po co
d łu g o m ó w ić? O je d n y m i d ru g im dość się ju ż m ó ­
64 FA JD R O S X IX

w iło . Ju ż się ko n ie c n a le ż y naszej opow ieści. Już


i ja p ó jd ę poprzez tę rzeczkę do dom u, żebyś m n ie
z n o w u do czegoś cięższego jeszcze n ie zm uszał.
f a j d r o s . No, n ie jeszcze, S okratesie, p o ką d u p a ł

n ie p rz e jd z ie ! N ie w id z is z , że słońce s to i w sam ym
szczycie d rogi? Z o s ta ń m y jeszcze tro c h ę ; pogadam y
i p ó jd z ie m y zaraz, ja k się t y lk o ochłodzi.
s o k r a t e s . J e ś li o m o w y chodzi, to t y jesteś boski,

F a jd ro s ie , i d o p ra w d y zad ziw iasz p łod no ścią a u to r­


ską. P rzecież z m ó w , w y p o w ie d z ia n y c h za tw o je g o
życia, n ik t ic h ch yb a ty le n ie s p ło d z ił, co ty . Bo
a lbo sam m ów isz, albo d ru g ic h do m ó w ie n ia g w a ł­
cisz, w ię c n ie m ó w ią c o S im m iaszu z T eb in n y c h
a u to ró w przew yższasz bez żadnego p o ró w n a n ia .
M a m w ra że n ie , że dziś będziesz z n o w u ta k im ojcem
je d n e j m o w y .
fa jd r o s . N o , to przecież n ie zaczepka! A le ja k to,
ja k ie jż e ?
s o k ra te s . K ie d y m ch cia ł, m ó j d o b ro d z ie ju , przejść
rzeczkę na d ru g ą stron ę, b o ski głos poczułem —
z w y c z a jn y to u m n ie znak, zawsze m n ie p o w s trz y ­
m u je , k ie d y coś m a m z ro b ić — w ię c ja k b y m ja k iś
głos s ta m tą d u słyszał, k tó r y m i n ie p o z w a la ł odejść,
za n im się n ie oczyszczę, bom oto zgrzeszył p rz e c iw ­
ko b ó stw u. Jestem c i ja w ieszczek, t y lk o n ie w ie le
w a r t, ale ta k ja k n ie w p ra w n y w p is a n iu : ty le ty lk o ,
co na sw o je w ła sn e p o trz e b y . Ju ż w ie m teraz, ja k i
to b y ł grzech. Ze c i też to, p rz y ja c ie lu , i dusza je s t
n ib y w ie szczkie m ! B o ja ju ż i p rze d te m , k ie d y m
m ó w ił tę m ow ę, m ia łe m ja k iś n ie p o k ó j i ta k się n ie ­
ja k o o g lą d a łe m poza siebie, b ojąc się, ja k Ib ik o s p o ­
FA JDR O S X X 65

w ia d a , czy bogom w czym n ie u c h y b ia m d la m a rn e j


s ła w y u lu d z i. A te ra z w id z ę grzech!
f a j d r o s . G rzech, pow iadasz; ja k i?

s o k r a t e s . Straszną, F a jd ro s ie , straszną m ow ę czy­

tałeś i ze m n ie ś ta k ą w y m u s ił!
f a j d r o s . J a k to?

s o k r a t e s . G łu p ią , a n a w e t bezbożną! Cóż może


b y ć straszniejszego?
f a j d r o s . N o, n ic , je ż e li je s t ta k , ja k m ów isz.

s o k r a t e s . B o jakże? C zy n ie w ie rz y s z , że E ros to

s yn A f r o d y t y i bóg?
f a jd r o s . P o w ia d a ją , że ta k .
s o k r a t e s . T a k je s t, ale n ie ta k m ó w ił L iz ja sz, a n i

tw o ja m ow a, a n i m o je usta, k tó re ś t y u rz e k ł i z a tru ł.
Bo je ś li E ros to bóg lu b ja k iś bo ski p ie rw ia s te k ,
a on ty m je s t n ap ra w d ę , to n ie może b y ć n ic z y m
z ły m . A ta k o n im m ó w iły obie m o w y dzisiejsze.
W ię c to b y ł g rzech p rz e c iw E ro s o w i. I co za w y ­
szukana ty c h m ó w g łu p o ta : żeby n ic m ądrego a n i
p ra w d z iw e g o n ie p ow ie dzie ć, a w y g lą d a ć ta k u ro ­
czyście, ja k b y n ie w ia d o m o co, b y le się ty m ty lk o
ja cyś lu d z is k a b a ła m u c ili a n ie szczędzili po ch w a ł.
M n ie te d y, p rz y ja c ie lu , oczyszczenia trzeba. A je s t
sta ro d a w n e oczyszczenie d la ty c h , k tó rz y p rz e c iw k o
nauce o bogach grzech p o p e łn ili; H o m e r go n ie znał,
ale zna ł je S te zich o r. P rzecież s tra c ił w z ro k za to,
że b lu ź n ił p rz e c iw k o H e le n ie ; ale g d y H o m e r nie
zn a ł p rz y c z y n y , S te zich o r, M u z p rz y ja c ie l, doszedł,
skąd u tra ta w z ro k u , i zaraz pisze: „N ie p ra w d ą b y ły
sło w a m e: tw a stopa o k rę tu n ie tk n ę ła ; n ie w id z ia ł
cię T r o i g ró d “ . I ja k ty lk o tę p rz e b ła g a ln ą pieśń

5 — F a jd ro s
66 FAJDRO S X X

n a pisał, zaraz w z ro k o dzyskał. W ię c ja będę m ą ­


d rz e js z y n iż o n i w ty m p o łoże n iu. B o z a n im m i się
co stanie za to b lu ź n ie rs tw o p rz e c iw E ro so w i, spró­
b u ję m u oddać p ieśń p rze b ła g a ln ą , z o d k ry tą głow ą,
a nie, ja k p rze d te m , ze w s ty d u z a k ry ty .
f a j d r o s . S okratesie, n ie m ogłeś m i n ic p r z y je ­
m n iejsze go pow iedzieć.
XXI s o k r a t e s . No ta k , zacny F a jd ro s ie , n ie uważasz,

c ja k ie to b y ły bezecne m o w y o b y d w ie : ta osta­
tn ia i ta m ta , odczytana z rę k o p is u . G d y b y nas ta k
b y ł słysza ł ja k iś p rz y z w o ity , d z ie ln y c z ło w ie k , a ła ­
godnego usposobienia, k tó r y by albo teraz, albo
k ie d y ś d a w n ie j k o c h a ł kogoś ta kie g o , ja k on sam,
a m yśm y m ó w ili, ja k to k o c h a n k o w ie a w a n tu ry
w szczyn a ją o d ro b ia z g i i za zdrośni są, i szkody k o ­
ch a n ko m przynoszą, to b y łb y z pew nością m y ś la ł,
żeśm y się gdzieś m ię d z y m a ry n a rz a m i w y c h o w a li,
a żaden z nas n ie w id z ia ł, ja k się p rz y z w o ic i lu d z ie
ko ch a ją. N ie m y ś lis z tak? G dzie żb y się on b y ł z n a -
d m i z g o d z ił na te na g a n y Erosa!?
f a j d r o s . A m oże być, na Zeusa, no, w iesz, S o kra ­

tesie!
W ię c ja się ty c h rzeczy w styd zę , a p rz y .
s o k ra te s .

ty m b o ję się Erosa, w ię c c h c ia łb y m ju ż c z y s ty m i
s ło w y s ło n y sm ak ta m ty c h m ów z uszu spłukać.
A L iz ja s z o w i ta kże b y m ra d z ił, n ie ch czym prędzej
napisze, że w ró w n y c h o ko liczno ścia ch n a le ży ra ­
czej zakochanem u fo lg o w a ć n iż te m u , k tó r y nie
kocha.
fa jd r o s . A le ż bądź p e w n y , że ta k . Toż ja k ty lk o
pow iesz p o c h w a łę m iło ś n ik a , ja z w sze lką p e w -
FA JDR O S X X I 67

nością w ym u szę to na L iz ja s z u , żeby m o w ę na te n


te m a t na pisa ł.
s o kr ates . W to ba rd zo w ie rz ę , o ile n ie p rze sta ­
niesz b y ć sobą.
fa jd r o s . W ię c bądź o to s p o k o jn y i m ó w !

s o k r a te s . A le gdzież te n ch ło p a k, do k tó re g o m ó ­

w iłe m ? N iechże i tego p osłucha; jeszcze się g o tó w


pośpieszyć i oddać się ta k ie m u , co n ie kocha.
fa jd r o s . T e n p rz y to b ie ba rd zo b lis k o ; zawsze p rz y
tobie, k ie d y t y lk o chcesz.
soKRATEs.Więc ta k , p ię k n y c h ło p c z y k u , rozw aż
to sobie, że p o p rze d n ią m o w ę m ó w ił R o z p ro m ie n io ­
n y syn W ęszy sła w a z M ir to w y c h G a ik ó w , a tę, k tó ­
rą te ra z p o w ie m , m ó w i S te zich o r, syn Ś w ię to sła w a
z U ro czyska W ie lk ie g o . A m ó w i ta k : N ie p ra w d ą
b y ły słow a te, że g d y je s t pod rę k ą m iło ś n ik , le p ie j
się oddać te m u , co n ie kocha, n iż zakochanem u, bo
te n je s t m a n ia k , a ta m te n m a z d ro w e z m y s ły . Bo
g d y b y to b y ło ta k ie proste, że m a n ia to coś złego,
to jeszcze. T ym czasem my n a jw ię k sze dobra za­
w d zię cza m y sza le ń stw u , k tó re , co p ra w d a , bóg nam
zsyłać raczy. P rzecież ta p r o r o k in i w D e lfa c h i owe
k a p ła n k i w D o d o n ie ju ż w ie le dobrego z r o b iły lu ­
d zio m i p a ń s tw o m h e lle ń s k im w szale, a po trze źw e ­
m u m a ło co albo i n ic . A lb o w e ź m y S y b illę i in n e
postacie w ie szczym duchem opętane; one n ie je d n e m u
ju ż n ie je d n o p rz e p o w ie d z ia ły i dobrze się ta k stało.
To rzeczy ta k znane i jasne każdem u, że n ie w a rto się
nad n im i ro zw o d zić. A le to w a rto s tw ie rd z ić , że i sta­
ro ż y tn i H e lle n o w ie , k tó rz y słow a g re c k ie tw o rz y li,
n ie u w a ż a li m a n ii za coś b rz y d k ie g o a n i za obelgę.
68 FAJDRO S x x n

B o b y n ie b y li w p le t li tego w y ra z u w nazw ę bardzo


p ię k n e j s z tu k i, k tó ra przyszło ść ocenia, a k tó rą oni
,,m a n ik ą “ n a z w a li. W id o czn ie w ie r z y li, że szał to
p ię k n a rzecz, o ile go w y r o k i opa trzno ści ześlą, i stąd
ta nazw a. A ty lk o w spółcześni, n ie m a ją c sm aku za
grosz, w s a d z ili ta m lite r ę : t, n ie w ia d o m o po co,
i z r o b ili z n ie j „ m a n tik ę “ . P odobn ie i tę sztukę, z po­
m ocą k tó re j lu d z ie o z d ro w y c h zm ysłach przyszłość
p ró b u ją odsłaniać, u w a ża ją c na lo t p ta k ó w i in n e
w ró ż b y , i k a b a łk i, a b y d o m y s ło m lu d z k im dać p od­
staw ę m y ś lo w ą — ro d z a j w ie d z y ; s ta ro ż y tn i to w ie d z -
b ia rs tw e m n a z w a li, a dziś ją w spółcześni, zadow o­
le n i z now ego, p ły n n ie js z e g o d ź w ię k u „szcz“ , w ie -
szczbia rstw e m zw ą. O ile w ię c doskonalsza je s t i zac­
n iejsza m a n tik a od w ie szczb ia rstw a , za ró w n o słow o
od słow a, ja k i rzecz sama od rzeczy, ta k też, w e d le
św ia d e c tw a s ta ro ż y tn y c h , p ię k n ie js z e je s t szaleństw o
od rozsądku, bo ta m to od boga pochodzi, a te n ję_st
od lu d z i. B y w a ło też, że c h o ro b y i nieszczęścia n a j­
w ię ksze, ja k to w n ie k tó ry c h rodach za ja k ie ś d a w ­
ne z b ro d n ie b yw a , u stę p u ją , k ie d y szaleństw o p r z y j­
dzie, a z n im p ro ro c z y głos, k o m u potrze ba, i m o d ły ,
i nabożeństw a, a stąd oczyszczenie i uśw ięcenie d o t­
kn ię te g o szaleństw em , k tó r y ju ż o d tąd w o ln y je s t
ode złego i bezpieczny na przyszłość.
O to d o b ry szał zb a w ia opętańca ode złego. T rze ci
od m u z p ochod zi szał i n a tc h n ie n ie ta k ie , co m łodą,
świeżą, czystą duszę p o ry w a , a ona się b u d z i i w y ­
bucha w p ie ś n ia c h i w in n e j tw ó rc z o ś ci a rty s ty ,
a tysiączn e czyny p rz o d k ó w zdobiąc, p o to m n y c h
w y c h o w u je . K to bez tego szału M u z do w r ó t p o e z ji
p rz y s tę p u je , p rz e k o n a n y , że d z ię k i sam ej te chnice
FA JD R O S x x i n 69

będzie w ie lk im a rty s tą , te n n ie m a św ięceń p o trz e b ­


n y c h i tw ó rczość szaleńców zaćm i je g o sztukę z ro z ­
sądku zrodzoną.
T y le i w ię c e j jeszcze m ó g łb y m c i w y m ie n ić b ło - X X I I I
g o sła w ie ń s tw , ja k ie szał od bogów zesłany s p ro w a - b
dza. W ię c się o to n ie b ó jm y i n ie ch nas ta k a m o ­
w a n ie straszy, k tó ra się bać każe p rz y ja ź n i opę­
tańca, a o bierać p rz y ja ź ń rozsądnego. P a lm ę z w y c ię -1
s iw a p rz y z n a m y je j d o p ie ro w te d y , g d y nas p rze ­
kona, że to na nieszczęście k o c h a n k ó w i zakocha­
n y c h bogow ie m iło ś ć z syła ją . M y tym czasem w p ro s t
p rz e c iw n ie dow ieść m a m y , że n a jw ię k s z y m szczę­
ściem je s t szał tego ro d z a ju , n a jw ię k s z y m darem
boskim . M ę d re k ty c h w y w o d ó w n ie uzna; m ędrzec c
w n ic h z n a jd zie pra w d ę . N a p rzó d w ię c n a tu rę duszy,
za ró w n o b o s k ie j, ja k i lu d z k ie j, ro z p a trz m y , p r z y j­
r z y jm y się je j stanom b ie rn y m i c z y n n y m , a p ra w d ę
zobaczym y.
P oczątek zaś w y w o d ó w ta k i.
W szelka dusza je s t n ie ś m ie rte ln a . B o co się w ie - X X I V
ąznię, rpsza, n ie u m ie ra . T y lk o to , co in n e rzeczy
porusza, a samo s k ą d in ą d ru c h b ierze, m a ją c k o ­
niec ru c h u , m a też i ko n ie c życia. J e d y n ie t y lk o to,
co samo siebie porusza, ja k o iż samo siebie nie
opuści, n ig d y się poruszać n ie p rze sta je , ale je s t
d la w s z y s tk ic h in n y c h rzeczy, k tó ry m ru c h nadaje,
ru c h u tego ź ró d łe m i p oczą tkiem . A początek nie m a d

c h w ili n a ro d z in . Z niego się ro d z ić m u s i w szystko,


co się ty lk o ro d z i, ale on sam z niczego. Przecież,
g d y b y się ro d z ił z czegoś, n ie b y łb y p oczątkiem .
A skoro je s t n ie zrod zon y, m u s i też b y ć i n ie zn isz­
cza ln y. B o g d y b y p o czątek z g in ą ł, to a n ib y ju ż on
70 F A JD R O S X X IV

sam z cze g o k o lw ie k , a n ib y n ic z niego n ie p ow stało,


skoro w s z y s tk o się m u s i z nieg o ro dzić. T a k w ię c
p o cz ą tk ie m ru c h u je s t to. co sam o saebie porusza.
A to a n i ginąć, a ni się ro d z ić n ie może, b o b y się
całe n ie bo i w sz y s tk o s tw o rz e n ie z w a liło i stanęło,
a n ie m ia ło b y skąd z n o w u ru c h u n a b ra ć i p rz y jś ć
na ś w ia t. S k o ro się te d y p o ka zuje , że n ie ś m ie rte l­
ne je s t to, co samo siebie porusza, w o ln o p o w ie ­
dzieć zu p e łn ie śm iało, że to w ła ś n ie je s t is to ta i p o ­
ję c ie duszy. B o każde ciało, k tó re ru c h b ie rze z ze­
w n ą trz je s t bezduszne, m a rtw e , a k tó re z w n ę trz a ,
samo z siebie, to m a duszę, bo ta k a je s t n a tu ra d u ­
szy. J e ż e li ta k je s t rze czyw iście , że n ic z y m in n y m
nie je s t to, co porusza samo siebie, ja k t y lk o duszą,
to z konieczno ści dusza będzie n ie zrodzoną i n ie ­
śm ie rte ln ą . W ię c o n ie ś m ie rte ln o ś c i je j dość.
A o istocie je j to trz e b a p ow ied zie ć: Ja ką je s t
w ogóle i pod k a ż d y m w zglę de m , na to potrzeba
bo skich i d łu g ic h w y w o d ó w ale d p c z e g o je s t po-
dobna^ na to w y s ta rc z ą lu d z k ie i krótsze. T a k w ię c
m ów m y.
N ie c h a j te d y będzie podobna do w je d n o zrosłej
s iły s k rz y d la te g o zaprzęgu i w o ź n ic y . U bogów i k o ­
nie , i w oźnice, w s z y s tk o to d zie ln e i z dobrego ro d u ,
a u in n y c h m iesza nin a. I ta k , n a p rz ó d p a rą m u s i
po w o z ić nasz w ódz, a p o te m k o n ia m a jedneg o do­
skonałego, z p ię k n e j i d o b re j ra sy, a d ru g ie g o z ca ł­
k ie m p rz e c iw n e j, ru m a k a z u p e łn ie ta m te m u p rz e c iw ­
nego. C ię żkie to i tru d n e , oczyw iście , pow ożenie
n a m i. Otóż, skąd poszła nazw a ś m ie rte ln ik ó w i n ie ­
ś m ie rte ln y c h , s p ró b u jm y pow iedzie ć.
FA JDR O S X X V 7t

Dusza w ogóle w ła d a nad ty m , co bezduszne, i po


c a ły m św ie cie w ę d ru je , rodząc się tu w te j, a ta m
w in n e j postaci. A że doskonała je s t i s k rz y d la ta ,
w ię c po n ie b ie la ta i c a ły m ś w ia te m w ła d a , i gospo­
d a ru je w n im ja k u siebie w dom u. A je ś li p ió ra
s tra c i, spada, aż coś stałego n a p otka , u c h w y c i i za­
m ieszka ta m , c ia ło zie m skie na siebie w z ią w szy,
k tó re teraz, n ib y samo z siebie, poruszać się zaczyna
d z ię k i je j s ile i nazw ę o trz y m u je w s z e lk ie j is to ty
ż y w e j. T a k i k o m p le k s duszy i c ia ła na zyw a się
śm ie rte ln ik ie m . N ie ś m ie rte ln y m zaś, bez żadnej~ Ió^
g iczn e j p o d s ta w y , t y lk o d z ię k i naszej fa n ta z ji, w y ­
o b ra ż a m y sobie boga, k tó re g o ś m y a n i n ie w id z ie li,
a n i n ie p o ję li należycie , n ib y ja k ą ś is to tę żyw ą,
a n ie ś m ie rte ln ą : isto tę , k tó ra m a duszę i m a ciało,
a ty lk o one się z ro s ły ze sobą na w ie k i. No, ta k ie
72 FAJDRO S X X V

w yo b ra że n ia , d o p ra w d y , je ś li ta k a w o la boża, n iech
ju ż ta k ie zostaną; n ie b ro ń m y n ik o m u ta k m ó w ić.
A le dlaczego dusza, s k rz y d ła tra c i, dlaczego je j od­
pada ją , w e ź m y to — p rz y c z y n a je s t ta k a m n ie j
w ię c e j:
P rz y ro d z o n ą m a ją s k rz y d ła siłę , to , co ciężkie,
podnosić w górę, w niebo gdzie bog ów ro d z in a m ie ­
szka. Żadne cia ło n ie m a w sobie ty le boskiego
p ie rw ia s tk a , co s k rz y d ła . A b o s k i p ie rw ia s te k — to
p ię kn o , dobro, ro z u m i w s z y s tk ie ty m podobne rz e -
e czy. T a k im p o k a rm e m się ż y w ią i z niego rosną
n a js z y b c ie j p ió ra duszy, a od bezeceństw a i zła m a r­
n ie ją i n ik n ą .
W ie lk i w ód z w szechrzeczy, Zeus, p rzo dem pędzi
na w o zie s k rz y d la tj^ m , p o rz ą d k u je w s z ystko i na
w s z y s tk o baczy, i w s z y s tk im zarządza. A za n im
w o js k o bogów i d u c h ó w d o b ry c h i z ły c h w je d e n a ­
stu oddziała ch. Bo ty lk o H e stia sama je d n a w p rz y ­
b y tk u bogów pozostaje. A z in n y c h bogów , w d w u ­
n astkę u p o rz ą d k o w a n y c h , k a ż d y d o w o d zi ty m szy­
k ie m , na k tó re g o czele został p o sta w io n y .
L ic z n e i cudow ne b y w a ją w e w szechśw iecie w i­
d o w is k a i poch o d y, k ie d y szczęśliw y bogów ró d
w sze ch św ia t przebiega , a k a ż d y z n ic h c zyn i, co do
niego na le ży. A id z ie za n im i ka żdy, k to ty lk o chce
i może, bo zaw iść poza chó re m bo g ów stoi.j A k ie d y
id ą na ucztę, na biesiadę, przechodzą pod sa m ym
szczytem n ie b ie s k ie j k o p u ły . R y d w a n y bogów ró w -
n iu te ń k o idą, ła tw o n im i k ie ro w a ć ; in n e w o z y go­
rz e j. B o ko ń , k tó r y m a w sobie zło, cią g n ie w dół,
k u z ie m i cią gn ie, je ś li go w o ź n ic a dobrze n ie w y ­
ch o w a ł. T u się dusza n a jw ię c e j tru d z ić - i w y tę ż a ć _
FAJDRO S X X V I 73

m usi. B o is to ty zw ane n ie ś m ie rte ln y m i, k ie d y do jd ą


do szczytu, s ta ją na grzb ie cie nieb a i stojąco zje ż- c
d ża ją po s k le p ie n iu na d ru g ą stronę, a te ty lk o pa­
trz ą na to, co poza niebem .
A m ie js c a tego, k tó re je s t ponad niebem , a n i X X V II
n ie od d a ł n ig d y żaden z p o e tó w zie m s k ic h w p ieśni,
a n i go w p ie ś n i g odnie oddać zdoła. A ono ta k ie
(nie b ó jm y się p ra w d y , sko ro ju ż ś w ia t p ra w d y sło­
w a m i m a lu je m y ):
M ie js c e to z a jm u je n ie u b ra n a w b a rw y , a n i
w k s z ta łty , a n i w słow a , is to ta is to tn ie is tn ie ją c a ,
k tó rą sam je d e n ty lk o ro zu m , duszy k ie ro w n ik , oglą­
dać może. N a o ko ło n ie j ś w ia t p rz e d m io tó w p ra w d z i­
w e j w ie d z y . A że b o s k i u m y s ł ro z u m e m się k a rm i n
i najczystszą w iedzą, a p o d ob nie u m y s ł każdej duszy,
k tó ra chce p rz y jm o w a ć to, co je j od pow ia da, p rze to
każda się radością n a p e łn ia , k ie d y b y t od czasu do
czasu zobaczy, w id o k ie m p ra w d y się k a r m i i ro z -
ra d o w u je , aż ją obręcz d ro g i zn o w u na to samo m ie j­
sce p rz y n ie s ie . A podczas tego obiegu ogląda s p ra w ie ­
d liw o ś ć samą, ogląda w ła d zę nad sobą, ogląda w iedzę
n ie tę, k tó ra się z w o ln a tw o rz y ć m u s i, a je s t różna e
o ró ż n y c h rzeczach, k tó re m y dziś b y ta m i n a z y w a m y ,
ale w ie d zę rz e czyw iście is tn ie ją c ą , o ty m , co je s t isto­
tn y m b y te m . I in n e ta k samo is to tn e b y ty ogląda,
a ty m się n a k a rm iw s z y , z p o w ro te m się w g łą b
w sze ch św ia ta zanurza i do d om u w ra ca . A k ie d y
w ró c i do dom u, w o ź n ic a k o n ie u ż ło b u s ta w ia , am ­
b ro z ję im rzuca a n e k ta re m poi.
O to ja k ż y ją bogow ie. A z in n y c h dusz taka, co X X V III
n a jle p ie j za bogiem szła i b y ła m u n a jp o d o b n ie jsza , 248
ponad g ło w ę w o ź n ic y w m ie jsce poza n ie b e m za-
74 FA JDR O S X X V III

gląd a i drogę okrę żną o d b yw a , ale je j k o n ie p rz e ­


szkadzają ciągle, ta k że le d w ie się m oże b y to m
rz e c z y w is ty m p rz y jrz e ć / A in n a ra z się podnosi, raz
zniża; k o n ie je j p a trze ć n ie dają, w ię c je d n o zobaczy,
a d ru g ie g o n ie d o jrz y . A in n e za n ią , choć się
w s z y s tk ie rw ą do g ó ry , n ie m a ją s ił d o trz y m a ć k ro ­
k u , to n ą w tłu m ie , k tó r y je okrę żną drogą niesie,
b depcą się n a w z a je m i ro z trą c a ją , bo się je d n a ciśnie
p rze d dru gą . R o b i się ciżba, hałas, ścisk i p o t o k ro p n y .
Frzez n ie d o łę s tw o w o ź n ic ó w n ie je d n a ta m zostaje
k a le k ą ; n ie je d n e j się s k rz y d ła p o ła m ią . W s z y s tk ie
razem zm o rd o w a n e strasznie, ja k o iz niegodne b y ły
b y tu rz e czyw iste g o oglądać, odchodzą, a odszedłszy
p o ż y w a ją p o k a rm p ra w d o p o d o b ie ń s tw a . A czem u się
ta k rw ą g w a łto w n ie , żeby oglądać zagony p ra w d y ,
w id z ie ć , gdzie one są — to dlatego , że ta m , w ła ś n ie
na ty m ła n ie , ro śn ie p o k a rm , k tó re g o najlepsza część
c duszy p o trz e b u je ; z niego n a b ie ra ją s iły s k rz y d ła ,
k tó re duszę unoszą do g ó ry .
A oto p r a w o K on ieczn o ści: Jeś li k tó r a dusza, za
bogTenT~w~sIad idąc, zobaczy coś ze ś w ia ta p ra w d y ,
n ic się je j stać n ie m oże aż do następnego obiegu
i je ś lib y to zawsze p o tra fiła , n ig d y żadnej szkody
n ie poniesie.
A le je ś li n ie zdoła dociągnąć do szczytu i n ic n ie
zobaczy, a p rz y p a d k ie m ja k im ś n a p ije się n ie p a m ię ­
c i i złością się ciężką n a p e łn i, a ociężała p ió r a
s t r a c ij na zie m ię spadnie, n ie w o ln o je j w te d y w e jść
w żaden o rg a n iz m z w ie rz ę c y p rz y ty c h p ie rw s z y c h
na ro d z in a c h ; p ra w o n a ka zu je , żeby ta, co n a jw ię c e j
d zobaczy, w eszła w z arod e k c z ło w ie k a , k tó r y będzie
filo z o fe m alb o będzie o dd a n y p ię k n u , m u zo m ja k im ś
FA JDR O S X X V III 75

lu b m iło ś c i, a d ru g a w c ia ło k ró la , k t ó r y p ra w słucha,
w o jo w n ik a lu b w ła d c y , trze cia w p o lity k a , gospoda-
darza, w ie lk ie g o p rze d się b io rcy, c z w a rta w e jd z ie
w zapalonego g im n a s ty k a alb o ja kie g o ś le ka rza ,
p ią te j ż y w io łe m będą w ró ż b y i m is te ria , szóstej ż y - e

w o t p rz y p a d n ie tw ó r c y lu b n a śla d o w cy, sió dm ej rze­


m io sło lu b ro la , ósma to będzie so fista lu b m ów ca
lu d o w y , d z ie w ią ta — ty ra n .
A w ty c h w s z y s tk ic h ż y w o ta ch , k to się dobrze
p ro w a d z i, lep szy los d o staje w u d zia le , a k to źle,
te n gorszy.
A na to samo m iejsce, skąd p rz y c h o d z i dusza k a ż - sx x i x
da, n ie w ró c i żadna, n im dziesięć ty s ię c y la t m in i&_ )
Bo n ie odrosną je j p ió ra p rę d ze j, ch yba że się ktoś (249
filo z o fii bez k ru c z k ó w o d d a w a ł albo k o c h a ł m ło d y c h )
lu d z i ja k filo z o f.
76 FA JD R O S X X IX

T a k ie dusze po trz e c im okresie ty s ią c le tn im , je ­


ś li tr z y ra z y z k o le i ta k i ż y w o t w y b r a ły , dostają
p ió ra na n o w o i w trz y ty s ię c z n y m ro k u ;• 'la tu ją .
A in n e , k ie d y p ie rw s z y ż y w o t ukończą, id ą na sąd.
A po sądzie je d n e do w ię z ie ń p o d z ie m n y c h id ą ka rę
odbyw ać, a in n e , lżejsze po w y ro k u , odchodzą w ja ­
kieś m iejsce w szechśw iata, gdzie pędzą ż y w o t ta k i,
b na ja k i w lu d z k ie j postaci z a s łu ż y ły . A po ty s ią c u
la t p rzycho dzą je d n e i d ru g ie ciągnąć lo s y i w y b ie ra ć
now e życie. A w y b ie ra każda ta k ie , ja k ie chce. T a m
i w zw ierzęce c ia ło dusza c z ło w ie k a przechodzi, a ze
zw ie rzę cia , k tó re k ie d y ś b y ło c z ło w ie k ie m , zn o w u
w cz ło w ie k a w s tę p u je . A le ta, k tó ra n ig d y p ra w d y
n ie oglądała, n ig d y do te j n ie p rz y jd z ie postaci. Bo
c z ło w ie k m usi ro z u m ie ć p o ję c ia ro d z a jó w , k ie d y
ro z u m o w a n ie od w ie lu spostrzeżeń rozpoczyna, a p o -
c tern je m y ś lą w je d n o zbiera. A to je s t p rz y p o m i­
nanie sobie tego, co n ie g d yś oglą d a ła nasza dusza,
k ie d y z b ogiem w ę d ro w a ła i n ie p a trz y ła n a w e t na
to, co m y dziś rze czyw isto ścią nazyw am y, k ie d y
w y c h y la ła g ło w ę w sfe rę b y tu istotnego. Toteż s łu ­
sznie je d y n ie t y lk o dusza filo z o fa m a s k rz y d ła . Bo
je j p a m ię ć zawsze w e d le s ił do tego się zw raca,
co n a w e t bogu boskości użycza. C z ło w ie k, k tó r y
w ta k ic h p rz y p o m n ie n ia c h ż y je ja k n a le ży i dosko­
n a ły c h zawsze św ięceń dostępuje, t y lk o on je d e n
d is to tn ie d o s k o n a ły m się s taje . A że o lu d z k ic h sp ra ­
w a ch zapom ina, a z ty m , co boskie, o b cu je, g a n i go
w ie lu ja k o n a rw a ń ca , ale że bóg w n im m ieszka,
o ty m n ie w ie d zą ci, k tó ry c h je s t w ie lu .
XXX W sz y s tk o to, cośm y d o tą d m ó w ili, ty c z y się
F A .T D R O S X X X 77

czw a rte g o ro d z a ju szaleństw a, k tó r y m c z ło w ie k do­


tk n ię ty , je ś li piękność ziem ską zobaczy, p rz y p o m in a
sobie piękn ość p ra w d z iw ą i oto s k rz y d ła m u o d ra ­
s ta ją ; on je ro z p in a ć u s iłu je i c h c ia łb y w zlecie ć, a nie
m oże; te d y , ja k p ta k , w górę ty lk o p a trz y , a że nie
dba o to, co na dole, p rze to go lu d z ie b io rą za w a ria ta .
Ze w s z y s tk ic h szaleń stw ta k ie o b łą k a n ie n a jle -
i z n a jle p s z y c h ź ró d e ł s p ły w a na c z ło w ie k a
w p ro s t a lb o się go c z ło w ie k skądeś n a b a w ia i kocha
a lu d z ie m ó w ią , że je s t k o c h liw y . Bo, ja ­
ke śm y m ó w ili, w n a tu rz e ka żde j duszy c z ło w ie ka
o gląda nie b y tó w ; inaczej b y n ie b y ła w eszła
ciało. A le p rz y p o m n ie ć sobie z tego, co tu ,
rzeczy z ta m te g o św ia ta , n ie każda dusza ró w n ie
ła tw o p o tra fi, bo n ie je d n a za k r ó tk o w id z ia ła to, co
ta m , a in n a , spadłszy tu , n ie m ia ła szczęścia i ja k im ś
p o d o b ie ń s tw e m z w ie d zio n a tk n ę ła się grzechu i za­
p o m in a o ty m ś w ię ty m , co k ie d y ś oglądała. M a ło
k tó ra p a m ię ta należycie. I ta ka, je ś li k ie d y zobaczy
coś podobnego do tego, co tam , z a p a m ię ty w a się
i ju ż n ie p a n u je n a d sobą i n ie w ie , co się z n ią
dzieje, bo n ie ro zpo zn aje n a le życie swego stanu.
T oteż s p ra w ie d liw o ś ć i w ła d z a n a d sobą i in n e
w a rto ś c i duchow e n ie m a ją s w y c h o d b la s k ó w w po­
dobizna ch zie m s k ic h jfc rz e to z tru d e m ty lk o , i to n ie ­
lic z n i lu d z ie patrząc, ja k przez zapocone szkła, na
ic h w iz e r u n k i tu ta j u m ie ją d o jrz e ć ro d z a j p rz e d m io ­
tó w o d b ity c h .
A p ię k n o w te d y m ożna b y ło w id z ie ć w p e łn y m
b lasku, k ie d y ś m y w ra z z c h ó re m is to t szczęśliw ych
78 FA JDR O S X X X

b lo g o sło w io n e w id o w is k o o g lą d a li; m y tu ż za Z e u ­
sem, a in n i za in n y m i b o g a m i; k ie d y ś m y św ięceń
C do stę p o w a li, o tw ie ra ją c y c h ta je m n e b ra m y szczęścia
najw yższego , k ie d y ś m y w obchodzie o w y m u d z ia ł
b r a li n ie s k a la n i i n ie z n a li jeszcze zła, ja k ie na nas
p ó źn ie j p rz y s z ło , i ow e nie p o ka la n e , proste, n ie ­
zm ie nn e i b ło g o sła w io n e ta je m n ic e o g lą d a li z b lis k a
w b la s k u p rz e c z y s ty m , czyści sam i i n ie p o g rze b a n i
jeszcze w ty m , co dziś c ia łe m n a z y w a m y , a n o s im y
to na sobie ja k o s try g i w s k o ru p a ch za m kn ię te .
XXXI N ie ch że p o z d ro w io n a będzie ta pam ięć, przez
k tó rą , tę skn ią c za ty m , co w te d y , m ó w iliś m y te ra z
o ty m tro c h ę d łu ż e j.
D A o p ię k n o ś c i to ś m y ju ż m ó w ili, że m ię d z y ta m ty ­
m i ś w ie c iła ja k o b y t, a m y tu ta j p rzysze d łszy c h w y ­
ta m y ją n a jja ś n ie js z y m ze z m y s łó w naszych: b la sk
od n ie j b ije ś w ie tn y l A n a jb y s trz e js z y m ze z m y s łó w
naszych cie le sn ych je s t w z ro k . R o zu m u n im w id z ie ć
n ie m ożna, bo straszne" b jT ś tą d w y n ik a ły szały m i­
łosne, g d y b y coś ta kie g o , ja k ro z u m , daw ać m ogło
oczom swe w ie rn e od b icie a lbo g d y b y je d a w a ł ja k iś
in n y b y t k o c h a n ia g o d n y.
Sam a t y lk o pię kno ść m a te n p rz y m io t. Los nam
ją n a jja ś n ie j w id z ie ć p o z w o lił i n a jg o rę c e j kochać.
T oteż czło w ie k a , k tó r y z b y t d a w n o o d e b ra ł one ta ­
je m n e św ięce nia, a lb o c z ło w ie k a zepsutego n ie b a r­
dzo cią g n ie stąd do ta m te g o św ia ta , do p ię kn o ści sa­
m e j, k ie d y ogląda ja k iś z ie m s k i p rz e d m io t, nazw ę
pię kn o ś c i noszący.
O n się do p ię k n o ś c i n ie m o d li oczym a, ale ro z­
koszy o dd a n y o k ra k ie m się na n ią pcha, ja k czw o-
FA JDR O S X X X I 79

ronożne z w ie rzę, i b ra ć ją chce; a b u tą u n ie s io - 251

n y , nie^ b o i s ię 4 n ie - w s ty d z i szukać ro zko szy n a w e t


p rz e c iw n a tu rz e . 1TAle te n , k t ó r y św ieżo przeszedł
św ięcenia, a w ie le - ta m na ta m ty m św iecie w id z ia ł,
k ie d y zobaczy tw a rz ja k ą ś lu b postać do bogów po­
dobną, k tó ra piękn ość dobrze n a śla d u je , to n aprzód
dreszcz po n im chodzi, coś z o w y c h lę k ó w ta m
w te d y . A p o te m p a trz y na nią, m o d lą c się oczym a
ja k p rze d o łta rz e m b óstw a i g d y b y się n ie bał, że go
za k o m p le tn e g o w a ria ta w ezm ą, k ła d łb y ja k p rzed
posągiem , ja k p rz e d b og ie m sam ym , o fia r y u stóp
kochanka. Z o b a c z y ł go, a oto po p ie rw s z y m dreszczu
odm iana. Pot go ob le w a i gorącość go o g a rn ia b

n ie z w y c z a jn a . B o o to w e s z ły w e ń przez oczy p ro ­
m ie n ie p ię k n a i ro z g rz a ły w n im s o k i odżyw cze d la
p ió r. A g d y się so ki ogrzeją , zaczyna ta ja ć tw a rd a
p o w ło k a , w k tó r e j od daw n a z a ro d k i p ió r z a m kn ię te
t k w iły , a k ie łk o w a ć n ie m o g ły . K ie d y te ra z p o k a rm
n a p ły w a , zaczyn ają pęcznieć i od k o rz o n k ó w rosnąć
trz o n y p ió r po c a łe j duszy, bo cała b y ła niegdyś
w p ió ra c h .
W ię c k ip i w n ie j te ra z w s z y s tk o i w y try s k a , i ta k x x x n
ja k te n , k tó re m u zęby w y ra s ta ją , ja k ie ś m a sw ę- c
dzenia i b ó l w dziąsłach, ta k samo czu je się dusza
czło w ie ka , k tó r y zaczął p ió ra puszczać. Coś w n ie j
k ip i i coś się b u rz y , i b o li, i łechce, k ie d y p ió ra rosną.
I ty lk o k ie d y na piękn ość k o ch a n ka p a trz y i bierze
w siebie czą stki, k tó re z niego p ro m ie n ia m i idą, a na­
z y w a ją się u ro k ie m , natenczas się ro z p ły w a i ro z ­
grzew a, p rz e s ta je się m ęczyć i n a p e łn ia się radością, d

A le g d y się o d d a li, przeschnie, zsychają się, k rz e p -

I
80 FA JDR O S X X X II

ną i z a ty k a ją u jś c ia , k tó r y m i p ió ra w y c h o d z ić
m ia ły , i z a ro d k i p ió r poza m ykan e w sw o ich to re b ­
kach, a s k ro p io n e u ro k ie m , tłu c się za czynają na po­
d o b ie ń s tw o tę tn ic i w cis k a ć o s trz a m i w u jś c ia sw o ich
k o m ó r ta k , że dusza ze wszech s tro n tysią ce m żą­
d eł dźgana w ście ka się i c ie rp i. A k ie d y sobie p rz y ­
p o m n i to , co p ię kn e, ra d u je się. M iesza się w n ie j
radość i w c ie k ło ś ć i stąd je j rozpacz; d z iw n ie g łu p i
stan w e w n ę trz n y : c z ło w ie k n ie w ie , co się z n im dzie­
je , i je s t w ś c ie k ły . C hodzi ja k w a r ia t i a n i w no cy
spać, a n i w d zień sobie m ie jsca znaleźć n ie może.
T ę sk n i i g o n i ta m , gdzie się spodziew a zobaczyć te ­
go, co m a piękność.
A g d y zobaczy i w e ź m ie w siebie s tru m ie n ie
u ro k u , to p n ie ją s krze p y, u s ta ją na c h w ilę owe żądła
i m ę k i, a p rz y c h o d z i słod ka c h w ila ro zkoszy n a j­
w yższe j. T oteż odchodzić od niego n ie chce za n ic
w św iecie i k o chan k a ce ni nade w szystko .
Z a p o m in a o m a tce i b ra cia ch , i o z n a jo m y c h n a j­
b liż s z y c h ; n ie dba o to , że się m a ją te k zaniedb any
ro z la tu je , n ie zw aża na o p in ię i za n ic m a w sze lkie
n o rm y p rz y z w o ito ś c i, k tó ry c h poszano w aniem n ie ­
gdyś ta k się c h lu b ił: g a rd z i w s z y s tk im ; chce ty lk o
słu żyć ukocha n e m u , i ta k b lis k o niego spać, ja k t y l ­
k o m ożna. Bo nie t y lk o naboże ństw o ja k ie ś m a do
tego, k tó r y piękność posiada, ale w n im le k a rz a z n a j­
d u je na najcięższą słabość sw o ją .
T en stan, c h ło p c z y k u p ię k n y , stan te n, o k tó r y m
m ó w ię , lu d z ie E rosem n a z y w a ją , a ja k go zw ą bo­
g ow ie , będziesz się m oże ś m ia ł, k ie d y c i p o w ie m ,
boś m ło d y . Z a c h o w a ły się b o w ie m d w a w iersze,
p ra w d o p o d o b n ie ze s z k o ły h o m e ry d ó w , z k tó ry c h je -
FA JDR O S X X X H 81

den tro c h ę je s t w o ln y z a ró w n o w tre ś c i sw e j, ja k


i w fo rm ie . A m ó w ią ta k :

Ludzie skrzydlatym Erosa zwą, a bogowie


Z w ą go latawcem, bo wiecznie piórka go świerzbią do lotu. c

W o ln o w to w ie rz y ć , a w o ln o i n ie ; ale w każ­
d y m razie, ta k ie są k o ch a n ia p rz y c z y n y i ta k ie są
u czucia k o c h a n k ó w .
K to ś , k to na z ie m ię spadł z o rsza ku Zeusa, p o - x x x m
t r a f i znieść i cięższe a ta k i S k rz y d la te g o . In a cze j ci,
k tó r z y b y li s łu g a m i A re s a i za n im n ie g d yś c h o d z ili.
T y c h k ie d y E ro s napadnie, a z d a je się im , że ic h
w czym ś k r z y w d z i kochanek, g o to w i m o rd o w a ć za­
ra z i p o ś w ię c ić siebie w ra z z k o c h a n k ie m na o łta rz u
bóstw a. A pod ob n ie , je ś li k to n a le ż a ł do c h ó ru in n e ­
go boga, to tego zn o w u czci i n a ś la d u je ja k może, na d

w z ó r je g o o b cu je z ty m i, k tó ry c h kocha, i do in n y c h
się pod o b n ie odnosi, ja k d łu g o n ie je s t zepsuty,
a p ie rw s z y d o p ie ro ż y w o t tu ta j spędza. A m iło ść
ziem ską w y b ie ra k a ż d y in a c z e j, zależnie od c h a ra k ­
te ru , i ja k b y ko ch a n e k b og iem b y ł d la niego, ta k go
każdy, n ib y posąg bóstw a, rz e ź b i i p rzyo zd a b ia , i czci,
i na cześć je g o ś w ię ta obchodzi szalone.
W ię c to w a rzysze Zeusa szu k a ją zawsze w du- e

szach s w y c h k o c h a n k ó w czegoś, co b y Zeusa p rz y ­


p o m in a ło . P a trz ą w ię c , czy k to ś m a w sw ej n a tu rz e
p ie rw ia s tk i filo z o fic z n e i w ładcze, a je ś li ta k ie g o
zn a jd ą i p oko cha ją , ro b ią w te d y w sz y s tk o , żeby k o ­
ch anek ty c h cech n a b ra ł w całe j p e łn i. I je ś li się
p rz e d te m tą s z tu k ą n ie z a jm o w a li, z a b ie ra ją się do

6 — F a j dros
82 F A JD R O S x x x m

n ie j teraz, uczą się je j, skąd t y lk o m ogą, i na w ła ­


sną rę kę p ró b u ją dusze k o c h a n k ó w zgłębiać i ro z­
w ija ć . A chcąc w e w ła s n y m w n ę trz u o d k ry ć po śla­
dach n a tu rę b ó s tw a opiekuńczego, dochodzą z cza­
sem do tego; bo z konieczności p a trz ą u s ta w ic z n ie
w tw a rz boga i s ty k a ją się z n im p a m ię cią ; p rze to
w n ic h bóg_ w s tę p u je i o n i b io rą z niego c h a ra k te r
i n a ś la d u ją je g o s p ra w y , o ile c z ło w ie k w ogóle m o ­
że w z ią ć w siebie i m ie ć coś z boga. A p rz y p is u ją
to w p ły w o w i osób u k o c h a n y c h ; za czym je jeszcze
w ię c e j ko cha ją. I chociaż sam i z Zeusa czerpią, ja k
b a c h a n tk i p rz e le w a ją w s z y s tk o na dusze osób w y ­
b ra n y c h , a te ra z im coraz to b liższych , i s ta ra ją się
0 to, żeby m o ż liw ie n a jw ie r n ie j p rz y p o m in a ły ic h
boga.
Ci, k tó r z y za H e rą szli, szu k a ją n a tu r k r ó le w ­
skich , a je ś li k tó rą znajd ą, ta k samo z n ią postępu ją.
A k tó rz y za A p o llo n e m lu b ja k im in n y m bogiem ,
c i zn o w u w ś la d y swego boga w s tę p u ją c szukają
chłopca na s w o ją m od łę , a je ś li im się uda go zna­
leźć, n a ś la d u ją b ó s tw o sa m i i n a k ła n ia ją do tego
k o c h a n k ó w ; w d ra ż a ją ic h w s p ra w y swego bóstw a
1 s ta ra ją się ic h w m ia rę s ił do is to ty b óstw a d o p ro ­
w adzić.
T a m n ie m a m ie js c a na zazdrość a n i na o rd y ­
n a rn e sceny; całe ic h p ostęp o w a nie zm ie rza ty lk o
do tego, żeby ja k n a jw ię k s z e i ja k n a jb a rd z ie j
w szech stro nn e p o d o b ie ń stw o s tw o rz y ć m ię d z y ko­
ch a n k ie m a sobą i bogiem , k tó re g o czczą.
W ię c p ię k n e to u s iło w a n ia i św ięce nia w stępne
u ty c h , k tó r z y p ra w d z iw ie k o c h a ją ; je ś li je s k u te k
pożąda ny u w ie ń c z y , w ów czas te u s iło w a n ia p r z y j a-
FAJDRO S X X X III 83

ció ł, c ie rp ią c y c h na szał Erosa, szczęściem się sta ją


d la osób u ko c h a n y c h , o ile się w z ią ć dadzą. A bie rze
się lu d z i w y b ra n y c h w t a k i sposób:
Ja k e ś m y na p o c z ą tk u te j o po w ie ści na_ tr z y części
każdą duszę p o d z ie lili: d w ie n ib y na k s z ta łt k o n i,
a trze c ia na k s z ta łt w o ź n ic y , z o stań m y i te ra z p rz y
ty m p o ró w n a n iu . Z k o n i , zaś p o w ie d z ie liś m y ^ je d e n
d o b ry je st, a d r u g i n ie. A le na c z y m polega dobroć
jednego, a złość d ru g ie g o , teg o śm y n ie p rze ch o d zi­
l i ; w ię c p o w ie d z m y te ra z. O tóż te n z n ic h , k tó r y
lepsze m a sta n o w isko , k s z ta łty m a p ro s te a p ro p o r­
c jo n a ln e i zgrabne; w y s o k o nosi k a rk , nos m a ła g o d ­
n ie z g a rb io n y , b ia ła - maść, c z a rn e oczy; m a a m b icję ,
ale m a i w ła d z ę n a d sobą, i w s ty d w oczach. L u b i
zasłużoną c h w a łę ; batoga n ie p o trz e b u je , dobre sło ­
w o m u w ysta rc z a . A d r u g i k rz y w y , g ru b y i lada
84 FA JD R O S X X X IV

ja k o z w ią z a n y ; tw a r d y m a k a rk , k r ó tk ą szyję, nos
do g ó ry z a d a rty , czarna sierść, ogień w k r w ią n a-
b ie g ły c h oczach; b u ta i bezczelność, to je g o ż y w io ł.
N ie słyszy c a łk ie m , bo m a k u d ły w uszach; le d w ie
że bicza i ościenia posłucha.
XXXV W ię c k ie d y w o ź n ic a u jr z y ja k ą ś z ja w ę m iło s n ą
i ż a r m u duszę og arnia, k ie d y m u tę skn o ta p ie rś
ro z p ie ra a żądła łechcą na w s z y s tk ie s tro n y , je d e n
254 ko ń , k t ó r y zawsze słuch a w o ź n ic y , w te d y także
w s ty d e m się k ie r u je i sam siebie z a trz y m u je , żeby
n ie w sko czyć p rz e d n im i n o g a m i na ko ch a n ka ; za to
d ru g i n ie zw aża na u k łu c ia a n i ra z y , k tó ry c h m u
w o źn ica n ie szczędzi, i w d z ik ic h po dsko ka ch pędzi
w p ro s t p rz e d siebie. M ę czy się z n im strasznie jego
sąsiad w zaprzęgu; ra d y m u n ie m oże dać i w oźnica.
O n ic h r w ie w p ro s t na koch a nka , żeby ta m o dśw ie­
żyć w s p o m n ie n ie w d z ię k ó w A fr o d y ty . A c i obaj ob u ­
rz a ją się zra zu i ciągną w p rz e c iw n ą stronę, bo
b te n ic h zm uscić chce do bezeceństw a strasznego.
W ko ń cu , k ie d y w s z y s tk o n ic n ie pom aga, id ą za
n im ; on ic h w lecze za sobą. J u ż u s tą p ili: ju ż się
godzą czy n ić , co im każe. Z b liż a ją się do ko ch a n ­
ka i oto sta je p rz e d n im i je g o postać jasna. K ie d y ją
u jr z a ł w oźn ica, b ły s k a w ic ą m u w te d y p rz e d oczym a
sta je w s p o m n ie n ie p ię k n o ś c i; m y ś l je g o u la tu je do
je j is to ty i ogląda ją z n o w u : ona ta m sto i obok
w ła d z y na d sobą, ta m na ś w ię ty c h stop niach . M y ś l
c je g o p rz e jrz a ła i lę k ją o b la tu je ś w ię ty ; w ię c pada
na w z n a k i ty m sa m ym szarpie w t y ł cugle ta k
m ocno, że oba k o n ie s ta ją dęba na zadach. Jeden
z n ic h ra d , bo n ie c ią g n ą ł w s tro n ę p rze ciw n ą ,
a ta m te n b u tn y , bestia, n ie ra d bardzo. C o fa ją się
FAJDRO S X X X V 85

je d n a k oba; je d e n ze w s ty d u i s tra c h u k ro p la m i po­


tu sk ra p ia całą duszę, a d ru g i, k ie d y m u ju ż uzda
w a rg n ie ra n i a u p ad e k w stecz n ie g ro zi, le d w ie że
tc h u n a b ra ł, ciskać się zaczyna w p a s ji i o b e lg i m io ­
tać; od tc h ó rz ó w w y m y ś la w o ź n ic y i to w a rz y s z o w i
w zaprzęgu, że to ze s tra c h u i n ie po m ęsku p o p s u li
s z y k i i z ła m a li um ow ę. I z n o w u ic h chce g w a łte m , d

w b re w ic h chęci, n a p rzód w le c i le d w ie im ustą p ić


raczy, k ie d y się proszą, żeby im to na n a stę p n y raz
o d ło ż y ł.
K ie d y te r m in u m ó w io n y p rz y jd z ie , o n i u d a ją , że
za p o m n ie li, ale on go p rz y p o m in a i z n o w u g w a łt
im zadaje, rż y , w lecze za sobą i w y m u s ić chce na
n ic h z b liż e n ie do ch ło p a ka w ta k ie j sam ej m y ś li
ja k p o p rz e d n im razem . K ie d y ju ż są b lis k o , spuszcza
łeb, s ta w ia ogon do g ó ry , b ie rze w ę d z id ło na k ie ł
i r w ie n a p rz ó d bez p a m ię c i i w s ty d u . W o ź n ic y ty m
razem jeszcze g o rze j, to te ż się jeszcze g w a łto w n ie j e
rzuca w stecz, ja k u m e ty w y ś c ig ó w , i ty m g w a łto w ­
n ie j b u tn e j b e s tii m u n s z tu k z zębów w y r y w a , ję z y k
m u p rz e b rz y d ły i paszczękę do k r w i zdziera, a zad
i s to p y w zie m ię w p ie ra ; n ie c h się bestia m ęczy.
Po k ilk u ta k ic h le k c ja c h p o k o rn ie je b u tn a szelm a
i zaczyna słuchać przezorneg o w o ź n ic y , a k ie d y
p ię k n ą postać zobaczy, w tenczas g in ie ze strachu.
O d tą d zaczyna dusza tego, k tó r y kocha, chodzić
ze w s ty d e m i czcią, i z obaw ą ś la d a m i u kochan ej
osoby.
K ie d y zaś c z ło w ie k , k tó r y n ie u d a je m iło ś c i, ale x x x v i
d oznaje tego u czucia n a p ra w d ę , b o s k im k u lte m o ta - 255

cza w y b ra ń c a , te n ż y w i w p ra w d z ie d la n iego p e w ­
ną n a tu ra ln ą sym p a tię , je d n a k ż e trz y m a go zrazu
86 FA JDR O S X X X V I

z daleka, m oże i dlatego, że m ię d z y k o le g a m i k ie ­


dyś p lo tk i k r ą ż y ły o ty m , k tó r y kocha, i m ó w io n o ,
że się n ie w y p a d a w d a w a ć w pou fa lsze s to s u n k i na
tle e ro ty c z n y m . Z czasem je d n a k w ie k i ko n ie cz-
b ność ro b i sw o je i dochodzi do z b liż e n ia m ię d z y n im i.
B o n ig d z ie n ie je s t napisane, żeby się ty lk o ź li
lu d z ie m u s ie li do siebie zbliżać, a lu d z ie d z ie ln i n ie
m o g li. K ie d y się zaś s to s u n k i i ro z m o w y częstsze
naw iążą, w y b r a n y spostrzega k u sw em u w ie lk ie m u
z d u m ie n iu coraz n o w e o b ja w y ż y c z liw o ś c i ze s tro n y
zakochanego i zaczyna dochodzić do p rzekonan ia,
że w szyscy in n i p rz y ja c ie le i b lis c y n ic m u w ła ś c i­
w ie n ie d a ją w p o ró w n a n iu z ty m c z ło w ie k ie m ,
w k tó re g o bóg w s tą p ił.
A k ie d y te n d łu ższy czas ta k p o s tę p u je i zb liża
c się do niego, i s ty k a z n im w salach g im n a s ty c z ­
n y c h i g dzie in d z ie j także, w te d y b ić zaczyna ź ró d ­
ło o w y c h p ro m ie n i, k tó re Zeus, w G anim edesie za­
ko c h a n y , u ro k ie m n a z w a ł, i s tru m ie ń ic h o b fity p ły ­
n ie k u te m u , k t ó r y kocha, w n ik a w e ń i w y p e łn ia go
po b rze g i, a co zostaje, p rz e le w a się, i ta k ja k w ia tr
a lb o echo ja k ie ś od g ła d k ic h , a tw a rd y c h c ia ł o d b i­
te z n o w u ta m w ra c a , skąd w y s z ło , ta k i s tru m ie ń
p ię k n o ś c i z n o w u do sw ego ź ró d ła p rze z oczy — z w y ­
cza jn a to je g o d ro g a do duszy — w ra ca , a w r ó -
d c iw s z y s k ra p ia p o ry , k tó r y m i się p ió ra cisnąć z w y k ­
ły ; p ió ra rosną i oto się dusza k o ch a n ka m iło ś c ią
na p e łn ia . I p n ju ż kocha, ale jeszcze sam n ie w ie , k o ­
go. I a n i w ie , co się z n im d z ie je , a n ib y to po­
w ie d z ie ć p o tr a fił. A le ja k b y się od kogoś ch o ro b y
oczu n a b a w ił, n ie w ie , skąd m u to p rz yszło , i nie
w ie , że w p r z y ja c ie lu s w y m , ja k b y w z w ie rc ia d le ,
FAJDROS XXXVI 87

siebie samego ogląda. K ie d y on je s t p rz y n im , lż e j


m u, po do b n ie ja k i ta m te m u . A k ie d y go n ie m a,
tę s k n i, p o d o b n ie ja k i ta m te n za n im , bo je s t w n im
E ros W z a je m n y . A le on go n ie n a z y w a m iło ścią ,
L t y lk o p rz y ja ź n ią , i m y ś li, że ta k je s t n a p ra w d ę , e
A p ra g n ie p o d o b nie ja k ta m te n , chociaż n ie ta k s il­
n ie ; p ra g n ie go w id z ie ć , czuć, ściskać, całow ać
i leżeć raze m b lis k o . I oczyw iście, n ie z a d łu g o za­
czyna to w s z y s tk o ro b ić .
K ie d y ta k leżą k o ło siebie, w te d y n ie p o s k ro m io n y
ko ń zakochanego m a n ie je d n o do p o w ie d z e n ia w o ź - 256
n ic y . Z a ty le tr u d ó w ra d b y sobie u ż y ł choć tro ch ę .
A koń w y b ra ń c a n ic n ie m ó w i, t y lk o żądza w re
i n ie w ie sam, co m a ro b ić , ściska p rz y ja c ie la i ca­
łu je za to, że ta k i d la niego d o b ry s tra sznie; leżą
b lis k o siebie, a je m u ta k je s t, że n ie u m ia łb y nicze-
88 FA JDR O S X X X V I

go ze sw ej s tro n y o d m ó w ić ta m te m u , g d y b y on
c z e g o k o lw ie k c h c ia ł od niego. A le to w a rz y s z w za­
p rz ę g u i w o źn ica ciągną w stro n ę p rz e c iw n ą . M a ją
Jvstyd i ro zu m .
X X X V II J e ś li w n ic h te d y zw yciężą lepsze s tro n y duszy,
w io d ą ce do porządnego życ ia i do filo z o fii, pędzą
B w te d y obaj ż y w o t w szczęściu i w je d n ości, p a n u ją
n ad sobą — p rz y z w o ic i. U m ie li w s w o je j duszy u ja r z ­
m ić to , w c z y m się je j zło k r y ło , a w y z w o lili to,
w czym dzielność. K ie d y p o m rą , s k rz y d ła ic h po­
niosą w y s o k o ; p a lm ę z w y c ię s tw a w z ię li w je d n y m
z trz e c h n a p ra w d ę o lim p ijs k ic h zaw o dó w , a w ię k ­
szego d o b ra n ad to a n i rozsądek lu d z k i, a n i szał bos­
k i dać c z ło w ie k o w i n ie zdoła.
J e ż e lib y zaś p o d le js z y ja k i żyw ot w ie d li, n ie
C m ie li n ic w spó ln eg o z filo z o fią , a d b a li o to , co
p o c h w a la w ie lu , ła tw o się im tr a fić m oże, że
gdzieś p rz y p ija ty c e czy in n e j w e so łe j sposobności
ow e n ie p o s k ro m io n e ru m a k i dusze ic h zastaną bez
stra ż y , zaciągną ic h na je d n o m ie js c e i c i w ezm ą
w te d y i z ro b ią to, co w ie lu c h w a li ja k o szczęście.
P ó ź n ie j się to będzie p o w ta rz a ło , choć n ie często, bo
się ic h cala dusza na to n ie zgadza.
W p rz y ja ź n i ż y ją z sobą i ta c y d w a j, chociaż ju ż
n ie ta k , ja k ta m c i, z a ró w n o w te d y , k ie d y ic h m i­
łość łą czy, ja k i po tem , k ie d y ic h m iło ś ć p rz e m in ie .
U w a ż a ją obaj, że sobie w in n i w z a je m szacunek i za­
u fa n ie n a jw ię k s z e , k tó re g o się n ig d y łam ać n ie
godzi, a rozpoczynać w o jn ę . W c h w ili ś m ie rc i s k rz y ­
d e ł n ie dostaną, ale w y jd ą z c ia ł na p o ły w p ió ra c h ;
i ta k dość w ie lk a d la n ic h nag ro da za szał m iło ś c i.
B o w ciem ność i czeluści pod ziem ne n ie g o d z iło b y
FA JD R O S X X X V II 89

się iść ty m , k tó r z y ju ż s tą p a li po ścieżkach p o d n ie b ­


n ych . W ię c gdzieś po ja s n y c h drog ach chodzą
w szczęściu, a g d y godzina p rz y jd z ie , rów nocześ­
n ie s k rz y d e ł d o stają — za to, że k ie d y ś k o ch a li,
r- T a k ie d a ry , ta k ie s k a rb y boskie p rz y n ie s ie ci,
chłopcze, p rz y ja ź ń tego, k tó r y kocha. A pieszczota
; i poufało ść z ty m , co n ie kocha, ro zsąd kiem ś m ie r­
te ln y m po d la n a , skąpą rę k ą z n ik o m e zie m skie dobra
ci w y d z ie li, a czym ś ta k p o d ły m i n is k im , choć to
u tłu m u za leta , duszę c i z a p ra w i, że się dzie w ię ć
ty s ię c y la t będzie m u s ia ła o k o ło z ie m i k rę c ić i p od
zie m ią jeszcze do ro z u m u n ie p rz y jd z ie .
O to ci, p rz y ja c ie lu nasz, E rosie, w e d le s ił naszych
n a jp ię k n ie js z ą i n a jle p szą o d d a je m y p o w in n a pieśń
p rze b ła g a ln ą . J e ś li w ogóle, a przede w s z y s tk im
w sło w a c h m u s ia ła b y ć tro c h ę p o e tycka , to ty lk o
ze w z g lę d u n a F a jd ro sa . W ię c p ie rw s z ą m o w ę m i
odpuść, a d ając n agrodę za d ru g ą n ie racz m i w do­
b ro c i sw e j i w łasce o d bierać s z tu k i k o ch a n ia ani
m i je j w g n ie w ie s w y m n ie p o p su j. D a j, żeby m n ie
p ię k n i lu d z ie jeszcze w ię c e j, n iż d z is ia j, c e n ili.
A w p ie rw s z e j m o w ie , je ż e liś m y c i coś p rz y k re g o
p o w ie d z ie li, F a jd ro s i ja , to p o m n y , że L iz ja s z b y ł
te j m o w y o jce m i w in o w a jc ą , s p ra w , żeby on
ta k im m o w o m d a ł nareszcie p o k ó j, a do filo z o fii go
za p rz y k ła d e m b ra ta je g o P o le m a rc h a n a w ró ć, aby
się i te n tu ta j c z ło w ie k w n im za ko ch a n y p rz e s ta ł
c h w ia ć na obie s tro n y , lecz E ro s o w i i f ilo z o fii życie
swe p o ś w ię c ił!
f a j d r o s . M o d lę się i ja z tobą, S o kra te sie; n iech

się ta k stanie, je ż e li ta k le p ie j d la nas. A m ow ę


tw o ją ju ż od c h w ili p o d z iw ia m . O ile ż ła d n ie j ją
90 FA JD R O S X X X IX

zro b iłe ś n iż p ie rw s z ą ! D o p ra w d y , b o ję się, czy m i


się L iz ja s z te ra z n ędzarzem n ie w y d a , n a w e t g d y b y
się s p ró b o w a ł m ie rz y ć i jeszcze in n ą na pisał. A w iesz
ty , c u d o w n y c z ło w ie k u , że je g o o to p isa n ie n ie ­
da w n o ju ż n a b ie ra ł je d e n z p o lity k ó w w p a m fle cie .
W c a ły m p a s z k w ilu ciągle go p is a rz y n ą prze zyw a .
W ięc m oże się w n im a m b ic ja ru s z y i prze sta n ie
pisać.
s o k r a t e s . Eh, to z a b a w n y a rg u m e n t, a p rz y ja c ie la

sw ego c a łk ie m n ie znasz, je ś li m yślisz, że on sobie


w ie le ro b i z besztania. A czy m y ś lis z , że i p a s z k w i­
la n t serio b ra ł to, co m ó w ił?
f a j d r o s . T a k to p r z y n a jm n ie j w y g lą d a ło , S o kra ­

tesie. A zresztą sam w iesz, że n a jw yższe i n a jp o ­


w ażnie jsze f ig u r y w p a ń s tw ie w s ty d z ą się p is y w a ć
s tu d ia i n ie lu b ią p is m po sobie zostaw iać. Z u p e ł­
n ie ic h n ie nęci ta k a sła w a u po to m n o ści; n ie chcą
k ie d y ś u ch od zić za so fistó w .
s o k r a t e s . S ło d k i w y k r ę t, F a jd ro s ie ! N ie wiesz, że

to poszło od W ie lk ie g o W y k r ę tu na N ilu ? A oprócz


tego, że to w y k r ę t, to i tego n ie w iesz, że n a j­
b a rd z ie j a m b itn i p o lity c y n a jw ię c e j lu b ią pisać
s w o je m y ś li a zo staw iać p ism o po sobie. A ja k k tó r y
pisze m o w ę, to ta k kocha sw o ic h c h w a lc ó w , że na
sa m y m p o c z ą tk u w y p is u je ty c h , co go p o c h w a lili.
f a j d r o s . J a k to m yślisz? N ie ro z u m ie m .

s o k r a t e s . N ie rozum iesz? P rzecież na p o czą tku


każde j m o w y p o lity c z n e j m asz zawsze im ię ty c h ,
k tó r z y danego p o lity k a p o c h w a lili.
fa jd r o s . J a k to?
s o k ra te s . A n o : „N a p o d s ta w ie u c h w a ły W ie lk ie j
R ady alb o Z g ro m a d ze n ia L u do w e g o, alb o je d n e j
*

FAJDROS XXXIX 91

i d ru g ie j in s ty tu c ji11, ta k się przecież zaczynają m o ­


w y p o lity c z n e . A ten, co u zasa dn iał w n io s e k dany,
samego siebie w y m ie n ia bardzo uroczyście i po ch le ­
b n ie o sobie w sp o m in a , te n p is a rz n ib y ; a p otem
m ó w i d łu g o i szeroko i p o p is u je się m ądrością p rzed
ty m i, k tó r z y go chw a lą . N o cóż, m oże inaczej się B
pisze m o w y po lityczn e ?
f a j d r o s . No, nie.

s o k r a t e s . N ie praw d aż? I je ż e li u ch w a lą , to a u to r

w y c h o d z i w e s o ły z te a tru ; a ja k skre ślą i n ie m a


co pisać m o w y , bo k to ś n ie d o ró sł do tego, to i on
m a sm u tek, i m a r tw ią się je g o tow arzysze.
f a j d r o s . I bardzo.

s o k r a t e s . W ię c ch yba n ie gardzą tą rob o tą, ale ją

p o d z iw ia ją .
f a j d r o s . N o, p e w n ie .

s o k ra te s . A cóż do piero, ja k się t r a f i z d o ln y


m ó w ca a lb o k ró l, a d o jd z ie do p o tę g i ta k ie g o L i -
k u rg a a lb o Solona, a lb o D a riu s z a i n ie ś m ie rte ln y m c
zostanie w p a ń s tw ie p is a rz e m — czyż n ie uw aża się
sam za ró w n e g o bogom jeszcze za ż y c ia i czy po­
to m n i n ie m y ś lą o n im ta k samo, k ie d y p a trz ą na
te pism a, ja k ie po sobie z o s ta w ił.
f a j d r o s . I bardzo.

s o k ra te s . W ię c w eź je dneg o z ta k ic h lu d z i, choć­
b y n a w e t b y ł tro szkę n ie ra d L iz ja s z o w i; czy m yślisz,
że on b y m u także b r a ł za złe to, że pisu je?
f a jd r o s . O czyw iście , że nie , w e d le tego, co m ó w isz;
toż m u s ia łb y i sam sobie b ra ć za złe w ła sne u p o ­
dobania.
s o k ra te s . W ię c to rzecz o czyw ista , że samo p isa - x l

n ie m ó w n ie h a ń b i. d
92 FA JDR O S X L

FA JDR O S. A CO ?

s o k ra te s . A to, uw ażam , je ż e li k to ś nie p ię k n ie


m ó w i i pisze, ale h a n ie b n ie i źle.
f a j d r o s . N o, oczyw iście.

s o k r a t e s . W ię c ja k ż e się to pisze p ię k n ie i n ie
pię kn ie ? Chcesz, F a jd ro s ie , i z tego p u n k tu ro z ­
p a trz y ć L iz ja s z a i in n y c h d a w n ie js z y c h i p rz y ­
szłych p is a rz y p o lity c z n y c h i o b yc z a jo w y ch , p o e tó w
i p ro z a ik ó w ?
e f a j d r o s . T y się p ytasz, czy chcę? A na cóż b y czło­

w ie k ż y ł, ja k n ie d la ta k ic h p rz y je m n o ś c i? Toż p rz e ­
cie n ie d la ta k ic h , p rzed k tó r y m i się n a p rzó d m a
ja k ą ś p rz y k ro ś ć a lb o się w ogóle n ic z n ic h n ie m a.
A ta k ie są b odajże w s z y s tk ie p rz y je m n o ś c i ciała.
T oteż się słusznie p rz y je m n o ś c ia m i n ie w o ln ik ó w n a ­
zy w a ją .
s o k r a t e s . No, ta k — czas m a m y , zdaje się. A p rz y

ty m uw ażam , ja k ta m n a d n a s z y m i g ło w a m i p ie w i-
k i, ja k to z w y k le w u p a ł, ś p ie w a ją i coś ro z m a w ia -
259 j ą z sobą, i na nas p a trz ą z g ó ry . G d y b y ta k w id z ia ­

ły , że i m y d w a j, ja k to n ie je d e n w p o łu d n ie , n ie
ro z m a w ia m y , a t y lk o się je d e n z d ru g im k iw a i ja k o
ciężko m y ś lą c y u s y p ia o cza ro w a n y ic h głosam i,
słuszn ie b y się z nas ś m ia ły ; m y ś la ły b y , że to może
ja k ic h ś d w ó c h n ie w o ln ik ó w p rz y s z ło do n ic h , do
gospody, spać ja k o w ie c z k i w p o łu d n ie k o ło źródła.
A ja k zobaczą, że ro z m a w ia m y i u m ie m y k o ło n ic h
ja k k o ło S y re n p rz e p ły n ą ć n ie o czarow a ni, to p e w -
b n ie się ucieszą i p rz y n io s ą n a m dar, k tó r y im bogo­
w ie p o z w o lili lu d z io m daw ać.
XLI A ja k iż one m a ją dar? Z d a je się, że tego
fa jd r o s .

n ie słyszałem .
F a jd r o s x l i 93

s o k r a t e s . O, to n ie ła d n ie , żeby p rz y ja c ie l M u z
czegoś podobnego n ie słyszał. O tóż p o w ia d a ją , że
one b y ły n ie g d yś lu d ź m i, k ie d y jeszcze M u z n ie b yło .
A k ie d y p rz y s z ły M u z y i z ja w ił się śp ie w po raz
p ie rw s z y , ta k i z a c h w y t szalony o g a rn ą ł n ie k tó ry c h
lu d z i ów czesnych, że d la ś p ie w u z a n ie d b y w a li ja d ła
i n a p o ju . Ś p ie w a li t y lk o i m a rli, n ie zdając sobie
7. tego s p ra w y .
O d n ic h p och od zi ró d p ie w ik ó w , k tó re od M u z
te n d a r o trz y m a ły , że się u m ie ją obyć bez jedze­
nia. Ju ż od u ro d z e n ia n ie p o trz e b u ją ja d ła a n i na-
p o ju , ty lk o ś p ie w a ją w cią ż, aż do ś m ie rc i, a p otem
id ą do M u z i o p o w ia d a ją ka żde j, k to je c z c ił tu ta j
na ziem i. T e rp sych o rze m ó w ią o ty c h , k tó r z y je j
w chórach cześć o d d a w a li, i p o z y s k u ją d la n ic h łaskę
M u z y . E ra to się od n ic h d o w ia d u je o naszych spra­
94 FAJDRO S X Ł I

w ach m iło s n y c h , a in n e M u z y podobnie, ja k o że


ro z m a ite są ic h k u lty . A n a js ta rs z e j, K a llio p ie , i d ru ­
g ie j z rzędu, U ra n ii, donoszą p ie w ik i o ty c h , k tó rz y
w f ilo z o fii ż y ją i m u z y k ę ty c h d w ó ch b o g m czczą
nade w s zystko . T e M u z y , o p ie k u n k i nie b a i m ó w
b o sk ic h i lu d z k ic h , głos m a ją n a jp ię k n ie js z y . W ięc
z w ie lu p o w o d ó w p o w in n o się o czym ś ro zm a w ia ć,
a n ie spać, k ie d y je s t p o łu d n ie .
f a j d r o s . No, to ro z m a w ia jm y .

X L II s o k r a t e s . W ięc m oże to, cośm y w ła ś n ie p o ru s z y li;

E zasta no w ić się n a d ty m , ja k się to w ła ś c iw ie m ó w i

dobrą m o w ę i pisze, a ja k złą. M oże to ro z w a żym y.


O czyw iście.
fa jd r o s .

W ię c naprzód, czy nie potrzeba, je ś li


s o k ra te s .

m o w a m a b y ć d o b ra i p ię k n a , żeby u m y s ł a u to ra
zn a ł p ra w d ą o ty m , o c z y m a u to r zam ie rza m ó w ić.
A ja , S okratesie, słyszałem , że k to chce
fa jd r o s .
260 b yć k ie d y ś m ów cą, te m u n ie p o trz e b a w ie d zie ć, co
je s t is to tn ie s p ra w ie d liw e , ale to ty lk o , co tłu m za
s p ra w ie d liw e u w a ża ; tłu m przecie ż będzie sądził.
I n ie is to tn e d o b ro czy p ię k n o , ale co u ch o d zi; p rz e ­
cież ty m się lu d z i p rz e k o n y w a i n a k ła n ia , a nie
p ra w d ą .
s o k r a t e s . T y c h s łó w le k c e w a ż y ć n ie trzeba, F a j-

drosie, k tó re m ę d rc y m ó w ią , ale się zawsze p r z y j­


rzeć p o trze ba , co też to o n i m ó w ią . T oteż i ty c h
s łó w te ra z n ie o d rz u c im y z g ó ry.
f a j d r o s . S łu sznie m ów isz.

s o k ra te s . W ię c ta k się im p rz y jr z y m y .
fa jd r o s . Jak?
s o k r a te s .Ano — g d y b y m cię ta k n a k ła n ia ł, że­
byś sobie k o n ia k u p ił, bo m asz iść na w o jn ę , a o b a j-
FA JDR O S X Ł II 95

b y ś m y n ie w ie d z ie li, co to k o ń ; ja b y m ty le ty lk o
w ie d z ia ł o to b ie , że F a jd ro s uw aża za k o n ia to
z w ie rzę dom ow e, k tó re m a n a jw ię k s z e uszy.
f a j d r o s . To b y śm ieszne b y ło , S okratesie.

s o k r a t e s . A le gdzie ta m . I g d y b y m cię ta k z za­

p a łe m p rz e k o n y w a ł i n a m a w ia ł, u ło ż y w s z y m ow ę
p o ch w a ln ą na osła, a n a z y w a łb y m go ko n ie m , i w y ­
w o d z ił, że to n a jc e n n ie js z y d o b y te k d k o ło dom u,
i na w o jn ę , że się z n a k o m ic ie z nie go w a lc z y i on
z b ro ję c i p o tr a fi p rz y n ie ś ć i je g o in n e ro z m a ite p o - c
ż y tk i w y c h w a la ł.
f a j d r o s . A to b y ju ż b y ło n ajśm ieszniejsze.

s o k ra te s . A czyż n ie le p ie j, g d y p rz y ja c ie l je s t
śm ieszny, n iż g d y je s t s tra szn y i w ró g?
f a j d r o s N o, p e w n ie .

s o k r a t e s . A ja k ta k i re to r, k t ó r y n ie w ie , co je s t

dobre i złe, a m a p rz e d sobą zgrom adzen ie, k tó re


także tego n ie w ie , i on je p rz e k o n y w a i n a k ła n ia —•
n ie w ta k ie j m a rn e j s p ra w ie ja k ta, żeby p o ch w a łę
osła w y g ła s z a ł n ib y k o n ia — ale je ś li on zło p rz e d s ta ­
w i ja k o dobro, a d b a ją c o o p in ię tłu m u , n a k ło n i
ic h do c z y n u złego, za m ia st do dobrego, to ja k m y ­
ślisz, ja k i p ó ź n ie j p lo n zb ierze s z tu k a re to ry c z n a d

z ta k ie g o posiew u?
f a j d r o s . O czyw iście nieszczególny.

s o k r a t e s . A le w iesz, p rz y ja c ie lu , czy m y zn o w u x l i i i

n ie zanadto b r u ta ln ie a ta k u je m y sztu kę w y m o w y ?
T rochę, to n ie szkodzi. B o ona g o to w a po w ie d zie ć:
„C ó ż wy za g łu p s tw a w yg a d u je c ie ? P rzecież ja
n iko g o , k to n ie zna p ra w d y , n ie zm uszam , żeby się
u c z y ł m ó w ić , ale g d y b y się m n ie k to p y ta ł o radę,
to n ie c h ju ż ta m to m a p rz e d te m , a p o te m d o p ie ro
96 FA JDR O S X L m

n ie ch m n ie bierze. A to t y lk o m ó w ię w ie lk im g ło ­
sem, że bez m o je j p o m o cy c z ło w ie k , k tó r y b y i znał
b y ty , b e z w a ru n k o w o n ie p o tr a fi p rz e k o n y w a ć lu d z i
i n a k ła n ia ć żadną in n ą sz tu k ą .“
f a j d r o s . No, czyż n ie będzie m ia ła ra c ji? P rzecież

to słuszne.
s o k r a t e s . Zgoda, je ż e li ty lk o m o w y , k tó re z:a nią

idą, zechcą je j dać św ia d e ctw o , że ona je s t sztuką.


B o ta k , ja k b y m słyszał, ja k nadchodzą tu ta j m o w y
n ie k tó re i św iadczą, że ona k ła m ie i że n ie je s t
sztuką, a le n ie a rty s ty c z n y m rze m io słe m , k w e s tią
r u ty n y . A b y m ó w ić o czym ś, a n ie ty k a ć p ra w d y ,
p o w ia d a je d e n S p a rta n in , na to n ie m a żadnej p ra w ­
d z iw e j s z tu k i i n ig d y ta k ie j n ie będzie.
f a j d r o s . D a w a j no te m o w y , S o krate sie; każ im

tu p rz y jś ć i r o z p y tu j, co i ja k m ó w ią .
s o k r a t e s . A , to p ó jd ź c ie tu a z ia te czki, p rz e k o n a j­

cie F a jd ro s a , k t ó r y m a ta kże ła d n e dzieci, że je ś li


n ie będzie p o rz ą d n y m filo z o fe m , to i m ó w ić n ig d y
p o rz ą d n ie n ie p o tr a fi o n ic z y m . A n ie ch odpow ia da
F a jd ro s .
P y ta jc ie .
fa jd r o s .

N ie p ra w d a ż , że s z tu k a w y m o w y w ogóle
s o k ra te s .

je s t sztu ką p ro w a d z e n ia dusz lu d z k ic h za pom ocą


m ó w , i to n ie ty lk o w sądach i ja k ie ta m in n e ze­
b ra n ia czy zgrom a d ze n ia p u b lic z n e , ale i w p r y w a t­
n y c h k ó łk a c h ; je d n a i ta sama, czy to o w ie lk ie
rzeczy chodzi, czy o m ałe. A co je s t słuszne, to je s t
ró w n ie cenne w sp ra w a c h w ie lk ie j w a g i ja k i w m a r­
n yc h . A lb o ja k t y to słyszałeś?
f a j d r o s . A le * n ie ta k , na Zeusa, zgoła n ie ta k,

ale n a jw ię c e j pod o b no w sądach m ó w i się i pisze


FA JDR O S X L in t)7

w e d le p ra w id e ł s z tu k i; m ó w i się i na zgrom adze­


n ia c h lu d o w y c h . A ta k w ię c e j — to m n ie słyszał.
s o k r a t e s . Aha, toś t y słysza ł t y lk o o sztukach
re to ry c z n y c h N estora i Odyseusza, k tó re w w o l­
n y c h c h w ila c h p o d Ilio n e m s p is y w a li, a o sztukach
Palam edesa n ie słyszałeś?
f a j d r o s . A j, d a lib ó g , że N esto ra ; bo t y z p e w ­
nością z G orgiasza ro b isz N e sto ra , a te n O dyseusz
to z pew nością T ra z y m a c h i T eodor.
s o k r a t e s . M oże być. A le im d a jm y p o k ó j. A t y X L I V
p o w iedz, w sądach o s ka rżycie le i o skarżeni co
robią? B ro n ią sprzecznych tw ie rd z e ń , czy co po­
w ie m y?
fa jd r o s . W ła ś n ie to.
s o k r a t e s . I ta m chodzi o to , co je s t s p ra w ie d liw e ,

a co n ie s p ra w ie d liw e ?
f a j d r o s . T a k jest.

s o k r a t e s . I p ra w d a , że m ó w c a -a rty s ta p o tr a fi to

ta k ro b ić , żeby się je d n a i ta sam a rzecz ty m sam ym


lu d z io m ra z w y d a w a ła s p ra w ie d liw ą , a ja k zechce
in a cze j, to z n o w u n ie s p ra w ie d liw ą ?
f a j d r o s . A czem u nie?

s o k r a t e s . A na Z g ro m a d z e n iu L u d o w y m to zno­

w u p rz e d s ta w ic ie lo m p a ń s tw a je d n o i to samo raz
p o tr a fi p rze d sta w ia ć ja k o dobre, a d ru g i raz w p ro s t
p rze ciw n ie ?
f a j d r o s . T a k je st.

s o k r a t e s . N o, a czyż m y n ie zn am y ta k ie g o P a la ­

m edesa z E le i, k t ó r y ta k a rty s ty c z n ie m ó w i, że s łu ­
c h a ją c y także g ło w y tra c ą i zdaje im się, że je d n o
i to sam o je s t ró w n e i n ie ró w n e , że je s t je d n o i że
go je s t w ie le a lb o że stoi, to znow u, że się rusza.

7 — Fajdros
93 FA JD R O S X L IV

D oskonale go znam y.
fa jd r o s .

W ięc n ie ty lk o w sądach m a sw oje pole


s o k ra te s .

sztu ka sprzecznych tw ie rd z e ń i na Z g rom adzenia ch


L u d o w y c h , ale ch yb a w s zystko , o czym się m ó w i,
o b e jm u je je d n a ja ka ś sztuka, je ś li ta k a is tn ie je ,
i ta p o tr a fi każdą rzecz ’do każdej in n e j p rz y ró w n a ć
w g ra n ic a c h m o ż liw o ś c i, i je ś li k to ś in n y ta k ie ró w ­
n a n ia i analog ie s k ry c ie przeprow adza, w y d o b y ć je
p o tr a fi na ś w ia tło .
f a j d r o s . N ie — ja k t y to w ła ś c iw ie m ów isz?

s o k r a t e s . P oczekaj, m oże c i ta k będzie ja ś n ie j:


G dzie je s t ła tw ie j o b łąd , o p o m y łk ę : tam , gdzie się
rzeczy ba rd zo ró ż n ią od siebie, czy ta m , gdzie m a ­
ło co?
fa jd r o s . T am , gdzie m a ło co.
SOKRATES. A ja k c i ła tw ie j p rz e jś ć n iepostrzeże­
n ie do sprzecznego sta n o w iska : szeregiem d ro b n y c h
p rze jś ć i o d cien i, czy w ie lk ic h ?
f a j d r o s . N o, ja k ż e ż b y nie?

s o k r a t e s . W ię c k to chce w b łą d wyprowadzać d r u ­

g ich , a n ie m a sam paść je g o o fia rą , m u s i dosko­


na le rozpoznaw ać p o d o b ie ń s tw o b y tó w i n iepod o­
b ieństw o.
fa jd r o s . No, ko n ie c z n ie m u si.
s o k ra te s . A m oże on p o tra fi, chociaż p ra w d y sam
o każdej rzeczy n ie zna, rozpoznać w d ru g ic h d ro b ­
ne i w ie lk ie analo g ie m ię d z y n ie z n a n y m i m u na­
p ra w d ę b y ta m i?
f a j d r o s . To n ie m o ż liw e .

s o k ra te s . A n ie p ra w d a ż , że je ś li k to ś w y d a je
sądy niezgodne z rze c z y w is to ś c ią i je s t w błędzie,
FA JDR O S X U V 99

to w id o c z n ie stan te n w y w o ła ło u nie go pew ne p o ­


d o b ień stw o, w in n y te m u pe w ne analog ie m ię d zy
rzeczam i?
fa jd r o s . T a k byw a.
s o k ra te s . W ię c czyż i a rty s ta n a w e t p o tr a fi
p rze jść drog ą s u b te ln y c h o d c ie n i i d ru g ie g o odw ieść
poprzez analog ię od tego, co w k a ż d y m w y p a d k u
is to tn ie je s t, do czegoś z ty m sprzecznego, i czy sam
p rz y ty m n ie p op ad nie w b łą d , je ś li n ie w ie , czym
je s t n a p ra w d ę k a ż d y b y t?
f a jd r o s . T o n ie podobna.
s o k ra te s . A w ię c, p rz y ja c ie lu : sztu ka w ym ow y
u takieg o, co p ra w d y n ie zna, a ż y je ty lk o o p inią,
to n ie będzie żadna sztuka, t y lk o śm iech.
f a jd r o s . Coś n ib y ta k .
s o k ra te s . W ię c je ż e li chcesz, to p o p a trz m y do x l v
m owy L iz ja s z a , m asz ją p rz y sobie, i w e ź m y te,
k tó re ś m y sam i m ó w ili. Z obaczm y, ja k ie ta m będą
w a d y a rty s ty c z n e i z a le ty .
f a jd r o s . A c h , to doskonale; bo ta k ja k o ś sucho,
go ło te ra z m ó w im y , bez ża d n ych p rz y k ła d ó w .
s o k ra te s . A w iesz, to c ie k a w y p rz y p a d e k . T u ta j,
w ty c h d w ó c h m o w a c h g o tó w się znaleźć p rz y k ła d d

na to, ja k to kto ś, co zna p ra w d ę , ro b i fig le i na­


b ie ra słuchaczów . Ja sądzę F a jd ro s ie , że w in n y
te m u t y lk o bó stw a tego m iejsca, a m oże być, że to
c i zauszn icy M uz, co n a m tu na d g ło w ą ś p iew ają,
ta k nas w prezencie n a tc h n ę li. B o gdzież ja ; ja nie
m am n ic w spó ln eg o z żadną sztu ką w y m o w y !
fa jd r o s . N o, no, n ie c h c i będzie. Ż e byś ty lk o ja s ­
no m ó w ił.
100 fa jd r o s x l v

s o k ra te s . Proszę cię, p rz e c z y ta j no początek m o ­


w y L iz ja s z a !
e f a j d r o s . „O co m i chodzi, w iesz, i że za w ła ś c iw e

u w a ża m ta k ą rzecz p o m ię d z y n a m i, toś słyszał.


Sądzę zaś, że nie p o w in n o m n ie o m ija ć to, czego
pragn ę, d la te g o że w ła ś n ie zako cha n y w to b ie n ie
je ste m . Toż ta k ie m u p ó ź n ie j żal każdej*...“
s o k r a t e s . C zeka j! P rzecież, gdzie on b łą d z i i ja k a

263 tu w ada a rty s ty c z n a , po trze b a pow iedzieć. Nie?


fa jd r o s . T a k je st.
x lv i s o k ra te s . C zyż to n ie je s t o czyw iste , że w k w e ­
s tia ch tego ro d z a ju na je d n ą w szyscy zgodnie
p a trz y m y , a na d ru g ą rozbieżnie?
f a j d r o s . Może b yć, że ja ro z u m ie m , co t y m ów isz;

ty lk o p o w ie d z jeszcze tro c h ę ja ś n ie j.
s o k r a t e s . Bo n ie c h k to ś w y m ie n i na p rz y k ła d
żelazo albo srebro, to czyż n ie m a m y w te d y w szyscy
je dne g o i tego samego na m y ś li?
f a j d r o s . Z u p e łn ie .

s o k ra te s . A cóż, je ś li w y m ie n i s p ra w ie d liw o ś ć
lu b dobro? N ie p ra w d a ż , że w te d y je d e n id z ie ta m ,
d ru g i sam i n ie zgadzam y się z sobą n a w z a je m a n i
n a w e t sa m i z sobą.
f a j d r o s . Z u p e łn ie ta k .

s o k ra te s . W n ie k tó ry c h te m a ta c h się zgadzam y,
B a w in n y c h nie?
fa jd r o s . Tak.
s o k ra te s . A w k tó ry c h ż e ła tw ie j nas w po le w y ­
w ieść i w k tó r y c h je s t w iększe p ole d la a rty z m u
m ów cy.
O czyw iście w ty c h n ie p e w n y c h , k tó re się
fa jd r o s .

m ie n ią w oczach.
FAJDROS XLVI 101

s o k r a t e s . W ię c k to chce opanow ać sztukę w y m o ­

w y , te n przede w s z y s tk im to p o w in ie n s y s te m a ty ­
cznie ro zró ż n ia ć i c h w y ta ć ja k ie ś c h a ra k te ry s ty c z n e
cechy je d n e j i d ru g ie j fo rm y : z a ró w n o te j, k tó ra się
lu d z io m w oczach m ie n i, ja k i te j, co nie.
f a j d r o s . P ię k n ą b y fo rm ę m ia ł przed oczym a du­

szy ta k i, k tó r y b y to zawsze c h w y ta ł.
s o k r a t e s . A p o te m m yślę , że ja k m a z c z y m k o l­

w ie k do czyn ie n ia , to n ie p o w in ie n n ig d y przeoczać,
ty lk o b y s tro spostrzegać, do ja k ie g o też ro d z a ju na­
le ży to , o c z y m m a m ó w ić .
f a j d r o s . N o , no.

s o k ra te s . A cóż Eros? O n, p o w ie m y , n a le ży do
ty c h niepew m ych, co to się m ie n ią w oczach, czy nie?
fa jd r o s . A le ż do n ie p e w n y c h , oczyw iście. Cóż t y
m yślisz? C zy o n b y c i b y ł inaczej p o z w o lił na to, coś
0 n im m ó w ił n ie d a w n o , że je s t nieszczęściem d la
w yb ra n e g o i d la zakochanego, a zaraz potem , że
je s t n a jw ię k s z y m dobrem ?
s o k r a t e s . Toś doskonale p o w ie d z ia ł, ale jeszcze
1 to p o w ie d z — bo ja , w iesz, dobrze n ie p a m ię ta m
przez to, że w e m n ie bóg b y ł wTś tą p ił — czy ja Erosa
o k re ś liłe m na p o c z ą tk u m o w y ?
f a j d r o s . A le ż , na Zeusa, doskonale i to ja k !

s o k r a t e s . To d o p ie ro ! T o pow iadasz, że o ty le
w ię k s z y m i a rty s tk a m i b y ły b y N im fy , c ó rk i A c h e -
loosa, i Pan, syn H erm esa, n iż L iz ja s z , s y n K efalosa.
A może n ie — m oże to i sam L iz ja s z to z ro b ił: zm u ­
s ił nas na p o czą tku m o w y do tego, żeśm y Erosa po­
ję l i ja k o ja k iś je d e n b y t, ta k ja k on ch c ia ł, i stąd
ju ż poszedł c a ły p o rzą d e k d a lszych m ó w . P o zw ó l,
może z n o w u p rz e c z y ta m y p o czą tek je g o m ow y?
102 FAJDRO S X L V I

f a j d r o s . J a k m y ś lis z : ale czego t y szukasz, tego


ta m n ie m a.
s o k r a t e s . A le c z y ta j no — że b y m ja je g o samego

słyszał.
X L V II f a j d r o s . „ O co m i chodzi, wiesz, i że za w ła ś c iw ą

u w aża m ta k ą rzecz p o m ię d z y n a m i, toś słyszał. Są­


264 dzę zaś, że n ie p o w in n o m n ie o m ija ć to, czego p ra ­
gnę, d la te g o w ła ś n ie , że za ko cha n y w to b ie n ie je s­
tem . Toż ta k ie m u p ó ź n ie j żal ka żd ej w y św ia d czo n e j
p rz y s łu g i, s ko ro ty lk o żądzę n a sy c i...“
s o k r a t e s . O j, zd aje się, że d łu g o b y ś m y szu ka li,

n im b y ś m y z n a le ź li to, o co n a m chodzi. Toż te n n a ­


w e t n ie z p o czą tku , ty lk o ja k o ś od końca, w d ru g ą
stro n ę , chce p rze z tę m o w ę p ły n ą ć i zaczyna od te ­
go, co b y za ko ch a n y ju ż po w s z y s tk im , na sam ym
końcu , m ó g ł m ó w ić do kochanka . A m ożem g łu p s tw o
p a ln ą ł, F a jd ro s ie , u ko cha n a głow o?
B f a jd r o s . N o, ta k je s t, S o kra tesie; toż w ła ś n ie o k o ­
n ie c ch o dzi w je g o m o w ie .
s o k ra te s . Ee, a poza ty m ? T y n ie zauważasz tego
n ie c h lu js tw a m y ś lo w e g o w te j m ow ie? Cóż m yślisz,
że to, co ta m je s t na d ru g im m ie js c u , z ja k ie jś k o ­
nieczności m u s ia ło stać w ła ś n ie na d ru g im , czy r ó w ­
n ie dobrze ja k ie k o lw ie k in n e zdanie?
Ja się na ty m nie ro z u m ie m , w ię c m i się zdaw ało,
że a u to r z całą bezczelnością pisze sobie to, co m u
ś lin a na ję z y k p rz y n ie s ie . A t y uważasz, że m u p e w ­
na konieczność lite ra c k a ka zała kła ść je d n o po d r u ­
g im w ty m w ła ś n ie porządku?
fa jd r o s . Z anadtoś ła ska w , je ż e li m y ś lisz, że ja
p o tra fię je g o p ra cę ta k ja sn o ro zebrać.
FAJDROS XLVn 103

so kr ates . A le c i to będzie jasne, że każda m ow a,


ta k ja k zw ierzę, m u s i się ja k o ś trz y m a ć k u p y , m u ­
si sta n o w ić ja k ie ś c ia ło in d y w id u a ln e ; n ie może b yć
bez g ło w y i bez nóg, ale p o w in n a m ie ć tu łó w i k o ń ­
c z y n y d obrane do siebie i z g ó ry określo ne całością.
f a jd r o s . Ja kżeb y nie?
so k r a te s . W ię c p a trz a j na m o w ę swego zn a jo m e ­
go, czy je s t ta k a , czy n ie ta ka . A zobaczysz, że
ona c a łk ie m ta ka, ja k te n e p ig ra m , k tó r y , ja k p o w ia ­
dają, m a b y ć na g ro b ie M ida sa w e F r y g ii. d

f a jd r o s . J a k i to e p ig ra m i co w n im je s t takiego?
so krates. T am je s t to :

Spiżową jestem dziewicą; leżę na grobie Midasa.


Jak długo płyną strumienie i drzew się zielenią korony,
Stąd się nie ruszę; tu leżąc, na grobie łzam i skropionym,
M ów ię każdemu, kto idzie, że Midas tu pochowany.

Że tu w s z y s tk o je d n o , co z tego n a p rz ó d p rz e - e
czytasz, a co na k o ń c u to p e w n ie zrozum iesz, co?
f a jd r o s . T y k p isz z naszej m o w y , S okra tesie!
s o k r a te s . N o,- to d a jm y m u spo kój, abyś się n ie X L V I I I
g n ie w a ł — chociaż w n im je s t m n ó s tw o p rz y k ła d ó w ;
ty lk o patrzeć, a m ożna b y się w ie le nauczyć, ja k
n ie n a le ż y pisać. A w e ź m y te in n e m o w y . B o zdaje 265

m i się, że ta m w n ic h b y ły rzeczy cie k a w e i nada­


w a ły się do d y s k u s ji o re to ry c e .
f a jd r o s . K tó re , m yślisz?

so k r a te s . B y ły przecież sprzeczne do pew nego


stopnia . Jedna m ó w iła , że n a le ż y fo lg o w a ć tem u,
k tó r y kocha, a d ru g a , że te m u , co nie.
f a jd r o s . A ta k ; w y b o rn ie , po ju n a c k u !
104 FA JDR O S X L V III

s o k r a t e s . P rze słysza ło m i się, ześ p ra w d ę p o w ie ­


d z ia ł: po w a ria c k u . A w ła ś n ie tego szukałem . B oś­
m y p o w ie d z ie li, że E ros to pew nego ro d z a ju szaleń­
stw o. N ie praw da ż?
f a jd r o s . T a k.

so k r a te s . A szaleństw o m a fo r m y d w ie : je d n a p o ­

chodzi z c h o ro b y — lu d z k ie j, a d ru g a z boskiego w y -
b rzeczenia się z w y c z a jó w i o b y c z a jó w lu d z k ic h .
f a jd r o s . T ak, ta k .

s o k r a te s . A b o s k i szał, w e d le czterech bóstw , na


c z te ry ś m y części p o d z ie lili i p ro ro cze n a tc h n ie n ia
p rz y p is a liś m y A p o llin o w i, D io n iz osow i m istyczn e ,
M u z o m zaś p o e ty c k ie , a o c z w a rty m szale od A f r o ­
d y ty i Erosa, o szale m iło ś c i p o w ie d z ie liś m y , że je s t
n a jle p s z y , a p o te m zaczęliśm y szał m iło s n y ja k im iś
d z ik im i o b ra z a m i m a lo w a ć ; m ożeśm y ta m i p ra w d y
ja k ie j d o tk n ę li p o drodze, ale zaraz się przeszło do
czego innego, w m ie sza ło się tu i ó w d zie ja ką ś m y ś l
c n ie od rzeczy i w k o ń c u ś m y h y m n n ie ja k o w z n ie ś li
p rz y z w o ic ie i pobożnie na cześć m o je g o i tw o je g o ,
F a jd ro s ie , pana, E rosa, o p ie k u n a p ię k n y c h chłopców .
f a jd r o s . B a rd z o m i to m iło słyszeć.

X L IX * s o k r a te s . W ię c w e ź m y stąd te n ustęp, ja k to m o ­
w a zaczęła p rzech od zić od n a ga n y do p o c h w a ły .
f a jd r o s . J a k to m ów isz?

s o k r a t e s . W iesz, m n ie się zdaje, że ta m to reszta,


to b y ły ż a rty ; ale to, co się ta k p rz y p a d k ie m w ro z ­
m o w ie z ro b iło : te d w ie fo r m y — g d y b y ta k m ożna
d a rty s ty c z n ie u ją ć to, co w n ic h siedzi, to b y b y ła
m iła rzecz.
f a jd r o s . W k tó r y c h to?
so k r a te s . A ta k : sp ojrzeć z g ó ry i s p ro w a d zić je d -
FAJDRO S X L IX 105

n y m rz u te m oka szczegóły tu i ta m rozsypane do je d ­


n e j is tc ty rzeczy; p o te m b y c z ło w ie k k a ż d y szczegół
o k re ś lił i d o p ie ro b y ło b y jasne, o czym za k a ż d y m
razem m ó w i; ta k ja k te ra z się m ó w iło o E rosie. N a ­
p rzó d o kre śle n ie : czym je s t. M oże dobrem , m ożfijzłem ,
to in n a rzecz. A le d o p ie ro p o te m m o w a m o g ła b yć
jasna i m o g ło się w n ie j je d n o z d ru g im zgadzać.
f a jd r o s . A d ru g a fo rm a , to k tó ra , pow iadasz So­
kratesie?
s o k r a te s . A z n o w u ta k m óc ciąć, d z ie lić .na fo rm y , e

na c z ło n k i ja k u ro s ły , i n ie p ró b o w a ć łam ać żadnej
części, ja k to lic h y k u c h a rz ro b i. A le ta k , ja k te
nasze m o w y p rz e d chw alą; w n ic h się przecież u ję ło
n ie ro z u m n ą część duszy w ja k ą ś je d n ą w sp ó ln ą
fo rm ę i ta k ja k z jed ne g o c ia ła w y ra s ta ją d w ie s tro - 266

n y ró w n o w a ż n e : je d n a się n a z y w a p ra w ą , a d ru g a
le w ą , ta k i te m o w y o b y d w ie p o ję ły n ie ro z u m nasz
ja k o tk w ią c ą w nas je d n ą fo rm ę , a p o te m p ierw sza
z n ic h o d c ię ła część le w ą i z n o w u ją ro z d z ie la na
d w ie , i z n a la zła w k o ń c u m ię d z y n im i ta k ą , p o w ie d z ­
m y , c a łk ie m le w ą s tro n ę m iło ś c i i tę też g a n iła zu­
p e łn ie słusznie, a d ru g a nas p o p ro w a d z iła na p ra w ą
stro n ę szaleństw a, ró w n o w a ż n ą ta m te j i w y s z u k a ła
m iło ś ć w p e w n y m sensie boską; p o s ta w iła n a m ją b
p rze d oczy i p o c h w a liła , ja k o że je j zaw dzięczam y
n a jw ię k s z e dobro.
f a jd r o s . B a rd zo słuszn ie m ó w isz.

so k r a te s . Ja to i sam o g ro m n ie lu b ię , F a jd ro s ie . L
Ja p rzep a da m za p o d z ia ła m i i u o g ó ln ie n ia m i; inaczej
n ie u m ia łb y m m ó w ić a n i m yśle ć. A ja k m i się k ie d y
zdaje, że kto ś in n y u m ie w id z ie ć całość i je j części
o rg a n ic z n ie zw iązane, to za n im chodzę k r o k w k ro k ,
106 FAJDRO S L

„ ja k b y m ślad boga n a p o tk a ł". A le czy ty c h , k tó rz y


to u m ie ją , słusznie czy nie słu szn ie n a zyw a m , to bóg
ra c z y w ied zieć. D o tą d ic h n a z y w a łe m d ia le k ty k a m i.
A te ra z ty c h , co się od ciebie i od L iz ja sza nauczą,
pow iedz, ja k ty c h trz e b a nazyw ać? C zy to, to je s t
sztu ka w y m o w y : to, czym się T ra z y m a c h p o słu g u je
i in n i? T a k m ądrze m ó w ią i d ru g ic h ta k uczą, że ci
im z d o b re j w o li g ru b e p ie n ią d ze przynoszą, ja k k r ó ­
lo m ja k im ?
f a jd r o s . A , o n i są z u p e łn ie ja k k ró lo w ie , ale ca ł­

k ie m się n ie ro z u m ie ją n a ty m , o co t y się pytasz.


A ta m te n ro d z a j, zdaje m i się, że c a łk ie m dobrze
nazw ałeś: d ia le k ty k ą . A le r e to ry k a ja k o ś cią g le je ­
szcze p rz e d n a m i ucieka.
s o k r a te s . J a k pow iadasz? Ł a d n e to m u s i być, to
coś, co b y oprócz ta m ty c h rzeczy zostało, a m ia ło ­
b y b y ć m im o to sztu ką ! W k a ż d y m ra z ie n ie tr a ­
k tu jm y tego le k k o . A le p o w ie d z, co w ła ś c iw ie może
b yć jeszcze poza ty m w re to ry c e ?
f a jd r o s . B a rd zo w ie le , S okratesie. T o w szystko ,
co je s t w p o d rę c z n ik a c h r e to r y k i.
so k r a te s . D obrze, żeś p rz y p o m n ia ł. T o p e w n ie bę­

dzie to, że w stę p m ó w i się na p oczą tku. To m ów isz,


co? T a k ie su b te ln o ści te chn iczne !
f a jd r o s . T ak.

so k r a te s . A p o te m ja k a ś ekspozycja, p o te m d o w o ­
d y, p o trz e c ie ś w ia d e c tw a , a po c z w a rte p ra w d o p o ­
d o b ień stw a. I podob no ja k ie ś p o tw ie rd z e n ie i po­
boczne p o tw ie rd z e n ie m a m ó w ić te n n ie o ce n io n y
m a js te r m ó w z B iz a n c ju m .
f a jd r o s . Ty m y ś lis z o Teodorze? To zasłużony
c z ło w ie k .
FA JDR O S L I 107

s o kr ates . Jeszcze ja k ! I ja k ro b ić re p lik ę g łó w n ą


i poboczną w o ska rże n iu i w o b ro n ie. A ślicznego
Euenosa z Paros n ie w y p ro w a d z im y ż n a p la c, tego,
co to p ie rw s z y w y n a la z ł „d o n ie s ie n ia w s tę p n e 11
i „p o c h w a ły uboczne"? N ie k tó rz y p o w ia d a ją , że on
n a w e t i „b e s z ta n ia u b oczn e " m ia ł w ie rsze m m aw iać,
ta k ą m ia ł pam ięć; to m ą d ry c z ło w ie k ! A Tizjaszowd
i Gorgiaszowu d a jm y p o k ó j. C i n ie c h śpią, ci, co to
u w a ż a li, że p ra w d o p o d o b ie ń s tw o w ię c e j w a rte n iż
p ra w d a , a s iłą w jo n o w y tego d o k a z y w a li, że się to, co
m ałe, w y d a w a ło w ie lk ie , a co w ie lk ie , ja k m ałe, a co
najnow sze, w y g lą d a ło ja k stare, a co sprzeczne, ja k
now e; i ow ą zw ięzłość m ó w w y n a le ź li i to rozw odze­
n ie się bez koń ca na d w s z y s tk im . J a k to ra z P ro d ik o -
s o w i o p ow iad a łem , to się ś m ia ł i m ó w ił, że on t y l ­
ko sam je d e n w y n a la z ł to , czego p o trz e b u je sztuka
■wymowy: a p o trz e b u je , po w ia d a , a n i d łu g ic h m ó w ,
a n i k r ó tk ic h , t y lk o w samą m ia rę .
f a jd r o s . B ardzo m ą d re , P ro d ik o s ie .
s o k r a te s .A H ip p ia s z a n ie w y m ie n im y ? Z ty m b y
się z pew nością zg o d z ił ta m te n gość z E le i.
f a jd r o s . P e w n ie .

s o k r a te s . A P olosa M u z e u m f ig u r re to ry c z n y c h ,
te je g o np. d ip la z jo lo g ie , g n om o lo g ie, ikonolog ie?
A s ło w n ik L ik y m n io s a , k t ó r y m u ta m te n d a ro w a ł,
żeby n a p is a ł o p ię k n ie b rz m ią c y c h słów kach?
fa jd r o s . A czy to n ie b y ły po części w y n a la z k i P ro -
tagorasa?
A ta k : p e w n a p o praw no ść ję z y k o w a ,
so k r a te s .

chłopcze, i w ie le in n y c h p ię k n y c h rzeczy. A le m i­
s trz e m w la m e n ta c h i ję k a c h p rz e d sądem, w a r ty ­
s ty c z n y m w y w le k a n iu sta ro ści i ub óstw a , w ty m ce­
108 FA JDR O S L I

lo w a ł te n a tle ta z C halcedonu. O, te n m ąż p ysznie


u m ia ł w y w o ły w a ć o b urze n ie , a p ote m je , p o w iada ,
czarem w y m o w y u ś m ie rz a ł. Z n a k o m ic ie u m ia ł oczer­
n ia ć kog o bądź alb o o d p ie ra ć p o tw a rz e w szelkiego
ro d z a ju .
A le na zakończenie m o w y to podob no w szyscy się
je d n a k o w o z a p a try w a li; t y lk o je d e n to ta k n a z y w a ł,
a d ru g i inaczej.
fa jd r o s . T y m ó w is z o ty m , ja k to trz e b a p rz y k o ń ­
cu m o w y w s z y s tk o p o k ró tc e zebrać i p rz y p o m n ie ć
słuchaczom , co się m ó w iło .
so k r a te s . W ła ś n ie to m ó w ię , a t y m asz m oże je ­
szcze coś do p o w ie d ze n ia o sztuce u k ła d a n ia m ów ?
f a jd r o s . A , d ro b n o s tk i; n ie w a rto o n ic h m ó w ić .
s o k r a te s . M n ie js z a o d ro b n o s tk i. A le ta m te rz e ­
czy, m oże b y je ta k do ś w ia tła zobaczyć, ja k ie i k ie ­
d y m a ją znaczenie w sztuce?
fa jd r o s . M a ją , b a rd zo w ie lk ie , w obec tłu m u — na
Z g ro m a d ze n ia ch L u d o w y c h .
so kr ates . M a ją n ie w ą tp liw ie .- A le bój się Boga!
F rz y p a trz się i t y sam ; m oże i t y odniesiesz ta k ie
w ra ż e n ie — ja uw ażam , że to w s z y s tk o je s t o g ro m ­
n ie rz a d k ie p łó tn o .
fa jd r o s . P okaż ty lk o .
so k r a te s . Bo, proszę cię; g d y b y ta k kto ś przysze d ł
do tw e g o p rz y ja c ie la E ry k s im a c h a a lb o do je g o ojca
A ku m e n o sa i p o w ie d z ia ł: „ ja ta k ie ro z m a ite rzeczy
u m ie m c ia ło m lu d z k im podaw ać, że ja k zechcę, to
się każde ro z g rz e je alb o oziębi, a ja k m i się podoba,
to p o tra fię s p ro w a d z ić w y m io ty albo i przeczyszcze­
nie, i in n e ta k ie n a jro z m a its z e s k u tk i. A p o n ie w a ż to
FAJDRO S L II 109

u m ie m , u w a ża m się za le k a rz a i sądzę, że d ru g ie g o
p o tra fię tego w y u c z y ć , o ile m u użyczę w ie d z y o ty c h
ś ro d k a c h ". Cóż, m y ś lis z , p o w ie d z ie lib y m u na to?
f a jd r o s . Cóż innego, ja k n ie z a p y ta lib y go, czy
oprócz tego w ie także, k tó r y m lu d z io m co podaw ać
p o trze b a i k ie d y , i w ja k ie j dawce.
s o k r a te s . A g d y b y p o w ie d z ia ł, że: A n i m o w y , ale
sądzę, że te n, k tó r y się tego ode m n ie nauczy, sam
ju ż p o tr a fi z ro b ić to, o co m n ie pytasz?
f a jd r o s . N o, to p e w n ie b y p o w ie d z ie li, że te n czło­

w ie k z w a rio w a ł i gdzieś ta m z p o d rę c z n ik a coś p o ­


słysza ł a lb o mu ja k ie ś le k a rs tw a w ręce w p a d ły
i dlateg o m u się zdaje, że został le ka rze m , a n ie m a
n a jm n ie js z e g o p o ję c ia o m e d y c y n ie .
s o k r a te s . A cóż, g d y b y ta k do S ofoklesa k to ś p rz y ­
szedł albo do E u ry p id e s a i p o w ie d z ia ł, że p o tr a fi na
te m a t la d a d ro b n o s tk i ro b ić o lb rz y m ie ty ra d y , a na
w ie lk i te m a t k ró c iu tk ie , a ja k zechce, to s k a rg i i la ­
m e n ty , i na o d w ró t, straszne sło w a i g ro ź b y, i in n e
ta k ie rzeczy; on tego u czy i uw aża, że p odaje ucz­
n io m sztu kę d ra m a tu ?
f a jd r o s . I ci, S okratesie, w y ś m ia lib y go zapew ne,
ja k każdego, k to b y sądził, że tra g e d ia je s t czym ś
in n y m n iż p o rz ą d n y m ko m p le k s e m ty c h w ła ś n ie
s k ła d n ik ó w d o b ra n y c h do siebie n a w z a je m i do ca­
łości.
s o k r a te s . No, bez szorstkości i bez im p e rty n e n c y j
b y ło b y się m ię d z y n im i obeszło, ale ta k, ja k b y m u z y k
s p o tk a ł k ie d y ś c z ło w ie k a , k tó re m u się zdaje, że u m ie
n a u kę h a rm o n ii, bo p o tr a fi u d e rz y ć to n bardzo w y ­
so ki i c a łk ie m n is k i, to n ie p a ln ą łb y m u z m iejsca:
110 FA JDR O S L II

e „ T y b a łw a n ie , czyś z w a rio w a ł? " ale, że to M u z p rz y ­


ja c ie l, w ię c d e lik a tn ie : „A le ż m ó j d ro g i, kon ie czn ie
i to p o trz e b a znać, je ś li k to ś chce zostać m is trz e m
h a rm o n ii, ale m oże zajść i t a k i w y p a d e k , że m ó g łb y
n a jm n ie js z e g o p o ję c ia n ie m ie ć o h a rm o n ii, k to b y
m ia ł t y lk o ta k ie p rz y g o to w a n ie ja k ty . T y posiadasz
w ia d o m o ści w stę pn e do n a u k i h a rm o n ii, ale n ie samą
n a u k ę ".
fa jd r o s . B a rd zo słusznie.
289 s o k r a te s . N ie p ra w d a ż? W ię c i S ofo kle s p o w ie d z ia ł­
b y, że te n k to ś p o p is u je się t y lk o czym ś, co je s t
p rze d tra g e d ią , ale to n ie d ra m a tu rg ia , i A ku m e n o s
b y p o w ie d z ia ł, że to p rz e d m e d ycyn ą , a n ie m edycyna.
fa jd r o s . T ak, w k a ż d y m razie.
L III s o k r a te s . N o, cóż? A gdyby ta k ów z ło to u s ty
A d ra s to s albo P e ry k le s p rz y s z e d ł i u s ły s z a ł o ty c h
ś lic z n y c h sztuczkach, o k tó ry c h e ś m y d z is ia j m ó w ili,
o ty c h b ra c h y lo g ia c h i ik o n o lo g ia c h , cośm y to je
m u s ie li b ra ć p o d ś w ia tło , cóż, c z y b y się g n ie w a li
b i p a d ło b y z ic h ust, ta k ja k ode m n ie i od ciebie,
także ja k ie ś m ocne s ło w o na ty c h , k tó r z y to p o p i­
s a li w s z y s tk o i uczą tego n ib y s z tu k i w y m o w y ;
czy też oni, m ą d rz e js i od nas, b y lib y n a m zaraz
usta z a m k n ę li, m ó w ią c : „F a jd ro s ie i S okratesie, nie
trze b a się g n ie w a ć, ale w yb a czyć, je ś li lu d zie , nie
u m ie ją c y m yśle ć p orząd nie , n ie p o t r a f ili o kre ślić,
czym je s t sztu ka re to ry c z n a , i s k u tk ie m tego n ie d o ­
m ag an ia u m ysło w e g o , m a ją c w rę k u ty lk o p o trze b n e
w ia d o m o ści i ś ro d k i poprzedzające tę sztukę, s ą d zili,
c że w y n a le ź li samą sztu kę w y m o w y . Uczą tego d r u ­
g ic h i zdaje im się, że z n a k o m ic ie w y u c z a ją s z tu k i
FA JDR O S L III U l

m ó w ie n ia . A podać to w s z y s tk o ta k , żeby n a p ra w d ę
p rz e k o n y w a ło , a zło żyć całość o rg a n ic z n ie zw iązaną,
to n ib y nic? T o ju ż n ie ch sobie uczeń sam z siebie
w yd o b ę d zie w sam ej m o w ie !"
fa jd r o s . T ak, ta k , S okratesie. Z d a je się, że to
is to tn ie coś ta kie g o , ta cała sztuka, k tó rą c i lu ­
dzie p o d a ją na w y k ła d a c h i w p o d rę c z n ik a c h ja k o
re to ry k ę . Z d a je m i się, że m asz ra c ję . A le w iesz,
tę sztukę isto tn e g o m ó w c y , takie go , k tó r y p rz e k o - d

n y w a n a p ra w d ę , ja k b y to i skąd b y ją m ożna w ziąć?


so k r a te s . U m ie ć m ó w ić , F a jd ro s ie , to m oże ta k ,
ja k zostać d o s k o n a ły m zap aśn ikie m , a n a w e t z p e w ­
nością ta k samo ja k z in n y m i rzeczam i. J e ż e li c i na­
tu r a da ła ta le n t w ro d z o n y , będziesz z n a k o m ity m
m ów cą, je ś li do tego dodasz w ied zę i p iln o ś ć w y ­
trw a łą . J e ś li je dneg o lu b d ru g ie g o zaniedbasz, bę­
dzie c i tego do doskonałości b ra k ło .
A o ile ch od zi o a rty z m w ty c h rzeczach, to zdaje
m i się, n ie tę d y do nie g o droga, k tó rę d y T izja sz
p ro w a d z i i T ra zym a ch .
fa jd r o s . A k tó rę d y ?
so k r a te s . W iesz co, m ó j k o c h a n y , w y d a je się, że
n a jd o sko n a lszy m ó w ca ze w s z y s tk ic h , to P e ry k le s , e
f a jd r o s . Co t y m ó w isz!
K ażdem u w ie lk ie m u a rty ś c ie p rz yd a d zą
s o k r a te s . l iv

się b a jd y o n a tu rz e nie ba i z ie m i. Pow unien się raz


w ż y c iu bawnć ta k im szpe ra nie m w rzeczach w ie l- 270

k ic h . S tą d m u s i u m y s ł n a b ie ra ć szerszego s p o jrze ­
n ia na w szystko , zao krą g la ć się n ie ja k o i d o jrze w a ć.
1 P e ry k le s po sia d a ł to s p o jrz e n ie o b ok zd olności
w ro d z o n y c h . W p a d ł na ta k ie g o w ła ś n ie A naksago-
112 FA JD R O S L IV

rasa, n a p e łn ił sobie g ło w ę filo z o fią p rz y ro d y i do­


szedł n a tu r y ro z u m u i n ie ro z u m u ; o ty m zawsze
dużo m ó w ił A naksagoras. P e ry k le s w y c ią g n ą ł stąd
to, co m u się p ó ź n ie j p rz y d a ło w sztuce w y m o w y .
f a jd r o s . J a k t y to rozum iesz?
s o k r a te s . P rzecież ze sztuką w y m o w y to ta k
samo, ja k z m e d ycyn ą .
J a k to?
f a jd r o s .

W je d n e j i w d ru g ie j m usisz rozbierać,
so k r a te s .

an a lizo w a ć n a tu rę : c ia ła w je d n e j, a duszy w d r u ­
g ie j, je ś li n ie chcesz na p o d s ta w ie sam ej ty lk o
r u t y n y i dośw iadczenia c ia łu podaw ać le k a rs tw a
i w y ra b ia ć w n im z d ro w ie i s iły , a duszy podaw ać
m y ś li i obyczaje zacne i ro z w ija ć w n ie j p rze ko n a ­
n ia d o w o ln e i dzielności.
P odobn o ta k , S okratesie.
fa jd r o s .

A n a tu rę duszy zro zu m ie ć należycie,


s o k r a te s .

przypuszczasz, m ożna bez n a tu r y wszechrzeczy?


f a jd r o s . J e ś li m a m y w ie rz y ć H ip p o k ra te s o w i, te ­
m u z A s k le p ia d ó w , to n a w e t i n a tu r y c ia ła na in n e j
drodze n ie poznasz.
so k r a te s . D ob rze m ó w i, p rz y ja c ie lu . A le trze b a
oprócz H ip p o k ra te s a i ro z u m u zapytać, czy nam
słuszność p rz y z n a .
f a jd r o s . Zgoda.

s o k r a t e s . W ięc w eź pod uw a gę to, co o n a tu rz e


m ó w i H ip p o k ra te s i p ra w d z iw y ro z u m . N ie p ra w ­
daż, że ta k n a le ż y ro z p a try w a ć n a tu rę każdej
rzeczy? N a p rz ó d się zastan o w ić nad ty m , czy to coś
pro steg o, czy też m a różne ro d z a je to, w c z y m sam i
chcem y b y ć m is trz a m i i w czym d ru g ic h chcem y
d o p ro w a d z ić do doskonałości, a po tem , je ś li to coś
FAJDRO S L V 113

prostego, za stan ow ić się n a d je g o s iła m i: ja k ie to


z n a tu r y sw ej posiada zd olności czynne i b ie rn e
i w zg lę d e m ja k ic h p rz e d m io tó w ; a je ś lib y to m ia ło
w ię ce j fo rm , to je w y lic z y ć i za stan o w ić się nad
każdą, p od o b nie ja k nad całością, ja k ie każda m a
d ysp o zycje czynne i w ja k ic h od czego zostaje za­
leżnościach.
f a jd r o s . Z d a je się, że ta k , Sokratesie.
s o k r a te s . Bez tego będziesz c h o d z ił po om acku.
A żaden a rty s ta n ie p o w in ie n w sw ej p ra c y p rz y ­
p o m in a ć ślepego a n i głuchego. P rz e c iw n ie , czem u­
k o lw ie k m ow ę swą p o św ię ci, jasno okaże, ja k a je s t
n a p ra w d ę n a tu ra tego, w co m o w ą zechce u tra fić .
A to ch yba będzie dusza.
f a jd r o s . N o, ta k .

SOKRATES. N ie p ra w d a ż? W s z y s tk ie u s iło w a n ia sku ­

p i na te n p rz e d m io t. B o p rz e k o n a n ia i skło n n o ści
w n ie j w ła ś n ie chce w y w o ła ć . C zy tak?
f a jd r o s . T ak.

s o k r a t e s . W ię c n a tu ra ln ie i T ra z y m a c h i ja k i ta m
in n y , k tó r y b y se rio b r a ł i d ru g im p o d a w a ł sztukę
w y m o w y , n a p rzó d o g ro m n ie ściśle i ja sn o opisze d u ­
szę i pokaże, czy je s t je d n a i je d n o lita , czy też ma,
na k s z ta łt cia ła , różne fo rm y . B o to się n a z y w a p o ­
kazać n a tu rę czegoś.
f a jd r o s . A p e w n ie .
s o kr ates .Po d ru g ie zaś, na co z n a tu r y sw ej
d ziałać p o tr a fi i co na n ią działa.
f a jd r o s . N o, no.

SOKRATES. Po trze cie , u ło ż y s y s te m a ty c z n ie ro d za ­


je m ó w i ro d z a je duszy oraz ic h s ta n y w e w n ę trz n e
i p rz e jd z ie w s z y s tk ie p rz y c z y n y za p o rz ą d kie m ,

8 - Fajdros
114 FAJDRO S L V

w iążąc k a ż d y szczegół z ka ż d y m , i pouczy, ja k a m o ­


w a na ja k ą duszę i z ja k ie j p rz y c z y n y z ko n ie cz­
ności działa, a na d ru g ą z u p e łn ie n ie działa.
f a j d r o s . T o b y z n a k o m ic ie b y ło . D o p ra w d y .

s o k r a te s . W ię c n ig d y , p rz y ja c ie lu , rzecz napisa­
na lu b w y k ła d a n a w in n y m ' ja k im k o lw ie k sposobie,
żadną m ia rą n ie będzie m ia ła cech s z tu k i, czy to
o in n y ja k i te m a t będzie szło, czy o te n w ła śn ie .
T ym czasem ci, co d z is ia j o ty m piszą, a k tó r y c h t y
słuchałeś, c i z d o ln i do w szy s tk ie g o m is trz e w y m o w y
c h y trz y są i u k r y w a ją się z ty m , że się doskonale
zn a ją na duszy lu d z k ie j. W ię c p o k ą d n ie zaczną
w te n sposób w y k ła d a ć i pisać, n ie d a m y się im
przekonać, że u p ra w ia ją sztukę.
fa jd r o s . W ja k i sposób, n ib y ?
soKRATEs.Wprost sło w a p rz y to c z y ć p o trze b n e n ie
je s t ła tw o . A le o g ó ln ik o w o , ja k p o trze b a pisać, je ­
ż e li rzecz m a m ie ć cechy s z tu k i, ile m ożności to b y m
p o w ie d z ia ł.
f a jd r o s . W ię c po w ie d z!
s o k r a te s . S ko ro w n a tu rz e m o w y le ż y zdolność
do p ro w a d z e n ia dusz, to c z ło w ie k , k t ó r y chce b yć
m ów cą, m u s i ko n ie c z n ie w ie d zie ć, ile fo rm dusza
posiada. Z a te m je s t ic h ty le a ty le , a są ta k ie i ta kie .
A k ie d y się ro zb ie rze i w yk a ż e , skąd je d n i lu d z ie
są tacy, a d ru d z y in n i, to zn o w u są ta k ie i ta k ie fo r ­
m y m ó w , a każda m a coś sobie w ła ściw ego. O tóż
ta k ic h lu d z i z pom ocą ta k ic h m ó w d la te j i te j p rz y ­
c z y n y ła tw o je s t n a k ła n ia ć do ta k ic h i ta k ic h rzeczy,
a in n y c h d la in n e j p rz y c z y n y n a k ło n ić tru d n o .
A k ie d y to dostatecznie p o jm ie , p o w in ie n się potem
FA JD R O S LV1 H 5

nauczyć b y s tro śled zić i spostrzegać, że ta k je s t i że


się ta k d z ie je w ż y c iu p ra k ty c z n y m . Je że li tego n ie
p o tra fi, to m a ło co w ię c e j będzie w ie d z ia ł ponad to,
co k ie d y ś słyszał, k ie d y c h o d z ił na w y k ła d jT. D o ­
p ie ro k ie d y p o tr a fi pow iedzieć, ja k a m o w a na kogo
d ziała, a p rz y n a d a rza ją ce j się sposobności p o tr a fi
się b y s tro z o rie n to w a ć , że oto m a m p rze d sobą ta ­
kie g o c z ło w ie k a i ta k ą n a tu rę , o k tó r e j się w te d y
m ó w iło , a oto on tu je s t n a p ra w d ę przede m n ą i te ­
m u b y p o trz e b a w te n sposób i ta k ą m ow ę podać,
aby go do tego i tego n a k ło n ić — d o p ie ro k ie d y to
ju ż p o tr a fi, a ocenić u m ie sposobność: co k ie d y po­
w ie d zie ć, a co p rze m ilc z e ć , w ie , k ie d y stosować z w ię ­
złość, a k ie d y z n o w u żale w y w o d z ić i rzucać g ro ­
źby, te w s z y s tk ie ro d z a je re to ry c z n e , k tó ry c h się po-
w y u c z a ł, je ś li w ie zawsze, k ie d y je p o ra stosować,
a k ie d y n ie — w te d y d o p ie ro je s t sko ńczon ym m ó w ­
cą a rty s tą , a p rę d z e j nie. A je ś li p o m ija coś z tego,
k ie d y m o w y w yg ła sza , w y m o w y uc z y lu b podręcz­
n ik i r e to r y k i u k ła d a , a tw ie rd z i, że m o w a jego m a
znam ion a s z tu k i — m ą d rz e js z y od niego ten, k to m u
n ie u w ie rz y . Cóż w ięc? — p o w ie m oże ta k i p isa rz —
F a jd ro s ie i S okratesie, w e ź m ie m y ta k ą sztukę w y ­
m o w y , czy m oże inaczej b y ją pojąć?
fa jd r o s . N ie podobna, S okra tesie; n ie podobna
inaczej. A le to n ie m a ła ro b o ta , ja k się' zdaje.
s o k r a te s . T o p ra w d a . T oteż b ie rz m o w y je d n ą za

d ru g ą ; p rz e w ra c a j je na w s z y s tk ie s tro n y i p ró b u j,
może znajdziesz ja k ą ła tw ie js z ą i k ró ts z ą drogę do
s z tu k i — bo po cóż c i iść d a re m n ie d łu g ą i tr u d ­
ną, je ż e li możesz pójść k ró tszą i ła tw ie js z ą . A je ż e li
116 FA JD R O S LV1

może m asz ja k ą ś pom oc w ty m , coś od L iz ja sza


u słys z a ł a lb o od in nego ta kie g o , to s p ró b u j p o w ie ­
dzieć; p rz y p o m n ij sobie.
f a jd r o s . T a k d la p ró b y , to b y m m ia ł — ale w te j
c h w ili m i tru d n o .
so k r a te s . J e ś li chcesz, to ja c i coś p o w ie m , com
słysza ł od jedn eg o z ta k ic h .
fa jd r o s . O wszem .
so k r a te s . M ó w ią , F a jd ro s ie , że trz e b a czasem i za
w ilk ie m coś pow iedzieć.
d fa jd r o s . To i t y ta k zrób.
L V ll s o k r a te s . O tóż o n i p o w ia d a ją , że n ie m a co ta k
po w a żn ie b ra ć ty c h rzeczy i ta k g łę b o ko sięgać,
a ta k ie ceregiele z ty m ro b ić , bo to przecież p ro sta
rzecz, ja k e ś m y ju ż i na p o c z ą tk u te j m o w y p o w ie ­
d z ie li, że k to chce b y ć tę g im m ów cą, tego nie po­
w in n a n ic obchodzić p ra w d a w o d n ie s ie n iu do tego,
e co s p ra w ie d liw e i d o b re w p o s tę p o w a n iu lu d z k im
i w lu d z ia c h sam ych, k tó rz y są ta k im i z n a tu ry czy
z w y c h o w a n ia , bo przecież w sądach n ig d z ie n ik o ­
m u n ie ch od zi o p ra w d ę w ty c h rzeczach, ty lk o
o prze ko n a n ie . A p rz e k o n y w a ją p ra w d o p o d o b ie ń ­
stw a , w ię c one p o w in n y obchodzić p rzyszłego m i­
strza w y m o w y . Toż n ie ra z w o ska rże n iu lu b w ob ro ­
n ie n a w e t i fa k tó w n ie n a le ż y p rze d s ta w ia ć, je ś li
m ia ły p rze b ie g n ie p ra w d o p o d o b n y , ale p ra w d o p o -
b ie ń stw a . W ogóle m ó w ca p o w in ie n szukać ty lk o
273 p ra w d o p o d o b ie ń s tw a , a p ra w d z ie p o w ie d zie ć: b y ­
w a j zd ro w a , a n ie w ra c a j. Bo cała sztu ka m ó w c y
t k w i w ty m , żeby c a ły czas m ia ł p ra w d o p o d o b ie ń ­
stw o za sobą.
FA JDR O S L V n 117

T y w ła ś n ie to przedstaw iasz, S okratesie,


f a jd r o s .

co m ó w ią ci, k tó r z y u d a ją m is trz ó w w y m o w y . P rz y ­
p o m in a m sobie, żeśm y ju ż p rz e d te m d o tk n ę li czegoś
ta kie g o . A im się zdaje, że to rzecz p ie rw s z o rzę d n e j
w a g i.
so krates. N o, przecież samego T izjasza znasz na
w skroś. W ię c n ie c h n a m sam T iz ja s z p o w ie , co on
in n e g o ro z u m ie prze z p ra w d o p o d o b ie ń s tw o ja k n ie
to , co się tłu m o w i w y d a je .
f a jd r o s . Cóż b y innego?
so krates. O tóż on w p a d ł na ta k i m ą d ry i a r t y ­
s ty c z n y p o m y s ł i nap isał, że ja k k ie d y ś c z ło w ie k sła -
te j budow y, a le odw ażny, p o tu rb u je m ocnego,
a tc h ó rz liw e g o , z ra b u je m u z a rz u tk ę czy co innego,
a zap ro w ad zą go do sądu, w te d y żaden z n ic h n ie
p o w in ie n p ra w d y p ow ie dzie ć, ale tc h ó rz p o w in ie n
118 FA JDR O S L V U

m ó w ić , że go ó w o d w a żn y n ie sam je d e n ty lk o n a ­
p a d ł, a te n n ie c h dow o dzi, że b y li przecież sam i,
a przede w s z y s tk im p o w in ie n sobie pom óc ty m , że
c „g d z ie ż b y m się ja , ty ć k i, b r a ł do ta k ie g o ch ło p a ? ",
a ta m te n się n ie p rz y z n a do swego tch ó rzo stw a ,
ale z n o w u coś zacznie łg ać i zaraz da p rz e c iw n ik o ­
w i n ow ą b ro ń do rę k i. I w in n y c h s praw a ch podob­
nie. To, podobno, są w ogóle same tego m n ie j w ię ce j
ro d z a ju , te a rty s ty c z n e m o w y . N ie ta k , F ajdrosie?
f a jd r o s . A n o ta k.
s o k r a te s . S tra c h ! J a k to o n i s p ry tn ie ta k ą n ie ­
znaną sztu kę o d k ry ć p o tr a fili, te n T izja sz i ci in n i,
d ja k o n i się ta m w a b ią w szyscy. A le , m ó j p rz y ja c ie ­
lu , m oże b y im ta k pow iedzieć...
f a jd r o s . Co?

L V III so krates . „T iz ja s z u , m yśm y da w n o jeszcze, za-


n im eś tu p rzysze d ł, p rz y o k a z ji ja k ie jś m ó w ili, że
się lu d z ie p ra w d o p o d o b ie ń s tw e m k a rm ią dlatego
w ła śn ie , że ono je s t do p ra w d y podobne. A podo­
b ie ń s tw a , ja k e ś m y to w ła ś n ie p rze szli, w ka ż d y m
w ypadku n a jle p ie j i n a jp ię k n ie j w y n a jd y w a ć po­
t r a f i ten, k tó r y p ra w d ę zna. W ię c je ś li jeszcze coś
in n e g o poza ty m m asz do p o w ie d z e n ia o sztuce w y ­
m o w y , to cię p o słu ch a m y, a je ż e li n ie , to będziem y
e ju ż p o le g a li na ty m , cośm y w te j c h w ili w y k a z a li:
że je ś li k to ś słu cha czów sw o ic h n ie p o tr a fi segre­
gow ać w e d le ic h n a tu r y a n i n ie będzie u m ia ł d z ie lić
b y tó w w e d le ic h ró ż n y c h ro d z a jó w , a w s z y s tk ie
razem zb ierać i o b e jm o w a ć je d n ą is to tą , te n n ig d y
w w y m o w ie n ie d o jd z ie do ta k ie g o m is trz o s tw a , do
ja k ie g o c z ło w ie k do jść p o tra fi. A le do tego n ie
FA JDR O S L V III 119

d o jd zie n ik t bez w ie lu tr u d ó w i w y s iłk ó w ; a tr u d y


te n ie d la m ó w i p o s tę p k ó w lu d z k ic h p o d e jm o w a ć
p o w in ie n c z ło w ie k ro z u m n y , ale na to, żeby u m ia ł
m ó w ić to , co się bogom podoba, i ta k , ja k się im po­
doba, p ostęp o w a ł, o ile m u s iły pozw olą. N ig d y bo­
w ie m , T iz ja s z u , ta k m ó w ią m ą d rz e js i od nas, nie
p o w in ie n c z ło w ie k ro z u m n y dbać o w z g lę d y to w a - 274

rz yszó w n ie w o li, ch yb a t y lk o ubocznie, ale p o zy­


sk iw a ć sobie w ła d c ó w d o b ry c h i z dobrego ro d u .
A je ś li obręcz d ro g i w ie lk a i d łu g a , n ie d z iw się,bo
się n ią do w ie lk ic h rzeczy id zie , a n ie ta k , ja k się
to b ie w y d a je . A le i te n cel w y s o k i, ja k nasza m ow a
po ka zu je , je ś li ty lk o k to ś zechce, osiągnąć na te j
drodze p o tr a fi."
fa jd r o s . B a rd zo to ła d n ie p o w ie d zia ne , S o k ra te ­
sie; żeby to ty lk o k to ś p o tr a fił!
so k r a te s . A le ju ż i zabrać się do p ię k n y c h rzeczy

ła d n ie je s t i w a rto ; w s z y s tk o je d n o , co c z ło w ie k a b

spotka po drodze.
fa jd r o s .I bardzo n a w e t.
so krates. N o w ię c , o ty m a rty z m ie i b ra k u a rty z ­
m u w m o w a ch b y ło b y ju ż dość!
fa jd r o s . A p e w n ie .
s o k r a te s . A t y lk o o p is a n iu jeszcze, gdzie ono je s t

na m ie js c u a gdzie nie , jeszcze to zostaje. P raw da?


f a jd r o s . T ak.

so k r a te s . W iesz ty , ja k e ś p o w in ie n na p u n k c ie l ix

m ó w postępo w ać i m ó w ić , abyś się ja k n a jw ię c e j


bogu podobał?
f a jd r o s . Z g o lą n ie ; a ty ?

so krates. S łyszałe m je d n o po dan ie d a w n y c h lu - c


120 FA JDR O S L IX

dzi. P ra w d ę o n i t y lk o sam i znają. G d y b y ś m y i m y


ją z n a li, czy b y n a m jeszcze zależało co na lu d z k ic h
sądach?
f a jd r o s . E t, zabaw ne p y ta n ie . A le coś t y słyszał?
O pow iedz!
so k r a te s . S łysza łe m te d y , że k o ło N a u k ra tis
w E g ip c ie m ie s z k a ł je d e n z d a w n y c h bogów ta m te j­
szych, k tó re m u i p ta k je s t pośw ięcon y, n a z y w a n y
Ib ise m . A sam bóg m ia ł się na zyw ać T e u t. O n m ia ł
p ie rw s z y w y n a le ź ć lic z b y i ra c h u n k i, g e o m e trię
i a stro no m ię , d a le j w a rc a b y i grę w k o s tk i, a oprócz
tego lite r y . K ró le m E g ip tu całego b y ł podówczas
T am uz, a pa n o w a ł w o w y m w ie lk im m ieście w G ó r­
n y m E g ip cie , k tó re G re cy n a z y w a ją T e b a m i E g ip ­
s k im i, a boga n a z y w a ją A m m o n e m . D o niego te d y
p rz y s z e d ł T e u t, n a u c z y ł go sw o ich s z tu k i ka za ł
m u je rozpow szechn ić m ię d z y in n y m i E g ip c ja n a m i.
A te n p y ta ł, ja k i b y każda z n ic h p rz y n o s iła p o żyte k,
a potem , w m ia rę , ja k m u się sło w a T e u ta w y d a ­
w a ły słuszne lu b niesłuszne, je d n o g a n ił, a d ru g ie
c h w a lił. O każdej sztuce m ia ł T a m u z T e u to w i w ie le
dobrego i w ie le złego do p o w ied ze nia , o czym d łu ­
go b y ło b y opow iad ać. O tóż k ie d y d o szli do lite r ,
p o w ie d z ia ł T e u t do T am uza: K r ó lu , ta n a u ka uczy­
n i E g ip c ja n m ą d rz e js z y m i i s p ra w n ie js z y m i w pa­
m ię ta n iu ; w y n a la z e k te n je s t le k a rs tw e m na pam ięć
i m ądrość. A te n m u na to : T eucie, m is trz u n a jd o ­
skon alszy; je d e n p o tr a fi p ło d z ić to, co do s z tu k i na­
le ży, a d ru g i p o tr a fi ocenić, na co się to m oże p rz y ­
dać i w czym zaszkodzić ty m , k tó rz y się zechcą daną
sztu ką p o słu g iw a ć. T a k też i te ra z : T y jesteś ojcem
lit e r ; za te m przez d ob re serce d la n ic h przyp isa łe ś
FA JD R O S L IX 121

im w a rto ś ć w p ro s t p rz e c iw n ą te j, k tó rą one posia­


d a ją n a p ra w d ę . T e n w y n a la z e k nie p a m ię ć w d u ­
szach lu d z k ic h posieje, bo c z ło w ie k , k tó r y się tego
w y u c z y , p rze sta n ie ć w ic z y ć p a m ię ć; za u fa pism u
i będzie sobie p rz y p o m in a ł w s z y s tk o z z e w n ą trz, ze
z n a kó w ob cych je g o istocie , a n ie z w ła sne go w n ę ­
trz a , z siebie samego. W ię c to n ie je s t le k a rs tw o na
pam ięć, t y lk o śro de k na p rz y p o m in a n ie sobie. U cz­
n io m s w o im dasz ty lk o p ozór m ą drości, a n ie m ą d ­
rość p ra w d z iw ą . Posiędą b o w ie m w ie lk ie o czyta n ie
bez n a u k i i będzie się im zdaw a ło , że w ie le u m ie ­
ją , a po w ię k s z e j części n ie będą u m ie li n ic i ty lk o
obcow ać z n im i będzie tru d n o ; to będą m ę d rc y z po­
zoru, a n ie lu d z ie m ą d rz y n a p ra w dę .
f a jd r o s . S okrate sie! J a k t y ła tw o u kła d a sz m o w y
eg ip skie i ja k ie t y lk o chcesz, stą d i zow ąd.
122 FA JDR O S L1X

so k r a te s . Toż m ow a dębu w ś w ią ty n i Zeusa


w D o do nie m ia ła p ie rw s z a w y ro c z n ie zaw ierać.
D a w n i lu d z ie n ie b y li ta c y m ą d rz y ja k w y m ło d z i;
w p ro s to c ie ducha u m ie li i dębu, i g ła zu posłuchać,
b y le b y t y lk o p ra w d ę m ó w ił. C zyż c i n ie w szystko
je dn o, k to to m ó w i i skąd on? W ięc n ie na to ty lk o
p a trzysz, czy ta k je s t n a p ra w d ę , ja k on m ó w i, czy
inaczej?
fa jd r o s . Z a m k n ą łe ś m i usta; m asz słuszność.
I m n ie się zdaje, że z lite r a m i to ta k , ja k te n T e b a ń -
c z y k p ow iada .
so k r a te s . N ie p ra w d a ż? Ten, co m y ś li, że sztukę
w lite ra c h zostaw ia, i ten, co ją chce z n ic h czerpać,
ja k g d y b y z l it e r m o gło w y jś ć coś jasnego i m oc­
nego, to c z ło w ie k bardzo n a iw n y i n ie w ie , co bóg
A m m o n p o w ie d z ia ł, s ko ro m y ś li, że sło w a pisane coś
w ięce j p o tra fią , ja k ty lk o p rz y p o m n ie ć c z ło w ie k o ­
w i, k tó r y rzecz samą zna, to, o czym p is m o tra k tu je .
f a jd r o s . Z u p e łn ie słusznie.

Coś straszn ie d z iw n e g o m a do siebie


so k r a te s .

pism o, F a jd ro s ie , a p ra w d ę rz e k łs z y , to i sztuka
m a la rska . Toż i je j p ło d y s to ją p rze d tobą, ja k żyw e,
a g d y ic h zapytasz o co — w te d y bardzo uroczyście
m ilc z ą . A ta k sam o sło w a pisane. Z d a je c i się n ie ­
raz, że one m y ś lą i m ó w ią . A je ś li ic h zapytasz o coś
z tego, o czym m ow a , bo się chcesz nauczyć, one
w cią ż t y ik o je d n o w s k a z u ją ; zawsze je d n o i to sa­
mo. A k ie d y się m o w ę raz napisze, w te d y się ta
pisana m ow a to czyć zaczyna na w s z y s tk ie s tro n y
i w p a d a w ręce z a ró w n o ty m , k tó r z y ją ro z u m ie ją ,
ja k i ty m , k tó r y m n ig d y w ręce w paść n ie p o w in n a ,
i n ie w ie , do ko go w a r to m ó w ić , a do kogo nie.
FA JDR O S L X 123

A k ie d y ją fa łs z y w ie o ce n ia ją i n iesłu szn ie hańbią ,


zawsze b y się je j ojcie c p rz y d a ł do pom ocy, bo sa­
m a a n i się od napaści u c h ro n ić , a n i je j odeprzeć nie
p o tra fi.
fa jd r o s . I to bardzo słuszne słow a.
s o kr ates . A g d y b y ta k in n ą m o w ę zobaczyć; 27l!
lo d zo n ą sio strę ta m te j: ja k a ona je s t i o ile lepsza
i w ię c e j p o tr a fi n iż tam ta .
fa jd r o s . Jakaż to ; ja k ona się robi?

s o k r a te s . M is trz , k t ó r y w ied zę posiada, pisze ją


w duszy ucznia. O na p o tr a fi o d p ierać napaści i w ie ,
do kogo m ó w ić , a p rze d k im m ilcze ć potrzeba.
f a jd r o s . M ó w is z o ż y w e j, p e łn e j ducha m o w ie
czło w ie ka , k tó r y w ie dzę posiada; m o w a pisana, to
je j m a ra ty lk o ?
so k r a te s . Ze w szech m ia r; ale coś in n e g o m i po- LXl

w iedz. J e ż e li r o ln ik m a ro zu m , a zależy m u na p e w - b

n y m na sie n iu i c h c ia łb y , żeby ono owoc w y d a ło , to


czy je rz u c i podczas la ta gdzieś w o g ró d k u A donisa
i będzie się po ośm iu d n ia ch cieszył, pa trząc, ja k
to p ię k n ie w schodzi, czy też na to sobie czasem t y l ­
ko, je ś li w ogóle k ie d y , i to d la za b a w y p o z w o li, od
św ięta, a je ś li m u na k tó r y m n a s ie n iu se rio zależy
to. ja k m u s ztu ka ro ln ic z a n a ka zu je , p osieje je
w g r u n t o d p o w ie d n i i będzie się cieszył, je ś li to, co
posiał, po ośm iu m iesiącach d o jrze je ?
fa jd r o s . T a k je s t, S o kra te sie ; je d n o będzie r o b ił c

serio, a d ru g ie in a cze j — ta k , ja k m ów isz.


s o k r a te s . A cóż ten, k t ó r y posiada w ie d zę o ty m ,

co s p ra w ie d liw e i piękn e, i dobre; czy ż b y on m ia l


m ieć m n ie j ro z u m u od ro ln ik a , ta m gdzie chodzi
o je g o w łasne nasiona?
124 FAJDRO S LX1

f a jd r o s . B y n a jm n ie j.
W ię c i on n ie będzie serio p is a ł ty c h
s o kr ates .

rzeczy na p ły n ą c e j w odzie, n ie będzie p ió re m i a tra ­


m e n te m s ia ł słów , k tó re za sobą sło w a p rz e m ó w ić
n ie p o tra fią i p ra w d y nauczyć, ja k n ależy.
fa jd r o s .N ie będzie; z pew nością n ie będzie.
so k r a te s . O n ie ! O g ro d y z l it e r i s łó w d la w ła s ­
n e j za b a w y będzie o b sie w a ł i p isa ł, je ż e li zechce;
będzie sobie k a p lic ę o so b istych p a m ią te k budo­
w a ł, a b y do n ie j c h o d z ił, k ie d y starość nie p a m ię ć
p rz y n ie s ie ; on sam i k a ż d y , k t ó r y za n im p ó jd z ie
ślad am i. R ozkosz będzie m ia ł pa trze ć, ja k te
k w ia ty k w itn ą , i k ie d y in n i w zabaw ach i ucztach,
i in n y c h teg o ro d z a ju rzeczach odśw ieżenia szuka­
ją , on się ta k , ja k m ó w ię , b a w ić p o tr a fi całe sw o­
je życie.
f a jd r o s . P rzecu dn ą opisujesz zabaw ę w obec ta m ­
te j, p o d łe j. T a k się m óc b a w ić m o w a m i: o s p ra w ie ­
d liw o ś c i i ty c h in n y c h , ja k m ów isz, m it y układać...
s o k r a te s . T a k je s t n a p ra w d ę , k o c h a n y F a jd ro s ie ,
ta k je st. A le znacznie p ię k n ie js z a pow ażna p raca na
ty m p o lu , k ie d y kto ś s z tu k i d ia le k ty k i zażyw a,
a w e ź m ie duszę z d o lną i u m ie ję tn ie w n ie j zasadzi
i posieje m o w y , k tó re i sobie sam ym , i s w o je m u sie w ­
cy pom óc p o tra fią , a n ie z m a rn ie ją bez p lo n u , bo
je s t w n ic h nasienie , z k tó re g o n o w e m o w y w ro z­
m a ity c h ty p a c h lu d z k ic h rosną, i ono n ie u m ie ra
n ig d y , a ta k ie szczęście d a je c z ło w ie k o w i, ja k ie g o
ty lk o tu d ostąpić m ożna.
f a jd r o s . O w ie le to p ię k n ie js z e jeszcze, to, co te ­
ra z m ów isz.
fa jd r o s Lxn 125

s o k r a te s . W ię c teraz, F a jd ro s ie , m o że m y ta m to L X II
ocenić, k ie d y ś m y saę n a to zg o d z ili.
f a jd r o s . A le co?
s o k r a te s . A to, cośm y c h c ie li w z ią ć pod uwagę,
a za szliśm y aż tu ta j: te n p a m fle t na L iz ja s z a za to,
że p is u je m o w y . I ocenić m o w y same: k tó re z n ic h b

m a ją zn am ion a s z tu k i, a k tó re nie. Bo, ja k ie są zna­


m io n a s z tu k i i je j b ra k u , to, zd aje m i się, je s t ju ż
do pew nego sto p n ia jasne.
f a jd r o s . Z d a je m i się, ale p rz y p o m n ij m i: ta k
k ró c iu tk o !
so k r a te s . Z a n im k to ś n ie pozna p ra w d y w każ­
dej m a te rii, o k tó re j m ó w i czy pisze, i n ie p o tr a fi
zgodnie z p ra w d ą o k re ś lić całości, a o k re ś liw s z y ,
zn o w u ją na poszczególne fo r m y ciąć, aż d o jd z ie do
e le m e n tó w n ie p o d z ie ln y c h ; d o p ó k i się w ta k i sam
sposób n ie zapozna z n a tu rą duszy i n ie p o tr a fi zn a - c
leźć w każdym w ypadku ta k ie g o ro d z a ju m ow y,
k tó r y b y da ne j n a tu rz e o d p o w ia d a ł, p o ką d n ie po­
tra fi m ów s w o ic h ta k u k ła d a ć i zdobić, żeby d u ­
szom b o g a ty m i s u b te ln y m m ógł podaw ać m o­
wy h a fto w a n e i dźw ięczne, a duszom p ro s ty m
pro ste — ta k d łu g o n ie p o tr a fi b y ć a rty s tą , m i­
strze m w n a ro d zie m ó w , i cała je g o ro b o ta n ie
p rz y d a się na n ic , bo a n i n ie n a u c z y n ik o g o , a n i
n ie p rzekon a. W y k a z a ła to ju ż zresztą cała nasza
rozm ow a.
fa jd r o s . Is to tn ie ; ja k o ś ta k to w s z y s tk o w y g lą ­
dało.
so krates . Już te ra z je s t jasne, czy w y g ła sza n ie L X III
i pisanie m ó w je s t czym ś p ię k n y m , czy h a n ie b n y m , d
126 F A J D R O S LXin

i k ie d y m ożna ty m słusznie cisnąć ko m u ś w oczy,


ja k hańbą, a k ie d y nie. P rzecież to jasno w y n ik a
z p o p rz e d n ic h słów .
f a j d r o s . C o w y n ik a ?

s o k r a te s . Że je ś li L iz ja s z czy in n y ta k i ja k on
p is a ł alb o będzie k ie d y ś p is a ł w s p ra w ie p r y w a tn e j
lu b p u b lic z n e j, będzie u k ła d a ł p ra w a i p r o je k ty po­
lity c z n e i będzie m u się zdaw ało, że w ty m je s t
w ie lk a s iła i p rz e jrz y s to ś ć — to ta k a p raca p is a r­
ska będzie h ań b ą d la a u to ra ; w s z y s tk o je d n o , czy
m u ty m k to w oczy ciśnie, czy n ie . B o n ie rozpozna­
w a ć w id m sennych, w id z ia d e ł w zakresie s p ra w ie -
e d liw o ś c i i n ie s p ra w ie d liw o ś c i, w zakresie dobra
i zła — to n ie p rze sta n ie n ig d y b y ć h ańbą w oczach
p ra w d y , cho ćby to c a ły t łu m bez ża d n ych w y ją t ­
k ó w c h w a lił.
f a j d r o s . N ie przestanie.
f s o k r a t e s . N a to m ia s t ten, k tó r y w ie , że w każdej
m o w ie , ja k ik o lw ie k b y m ia ła te m a t, m u s i b yć dużo
rzeczy n ie na se rio i że n ie is tn ie je w ogóle żadna
m ow a, a n i w ie rsze m , a n i prozą w y p o w ie d z ia n a , ani
napisana, k tó rą b y w a rto b ra ć z b y t serio, ja k to je
ra psod ow ie bez ro z g a rn ie n ia i bez n a u k i w yg ła s z a -
278 ją , b y le t y lk o d zia łać na dusze; k to w ie , że n a j­
lepszy z m ó w s k u te k , to t y lk o p rz y p o m n ie n ie w y ­
w o ła n e w duszach p e łn y c h w ie d z y i że ś w ia tło
p ra w d z iw e a doskonałe je s t t y lk o w ty c h m ow ach,
k tó r y m i c z ło w ie k d ru g ic h naucza, a sam się od in ­
n y c h u czy o ty m , co s p ra w ie d liw e i p ię k n e , i dobre,
a na duszach je lu d z k ic h w y p is u je — te n będzie ta ­
ił k ie m o w y o d c zu w a ł ja k rodzone c ó rk i; n a p rzó d tę,
k tó rą sam począł w e w ła s n y m w n ę trz u , a potem te
F A J D R O S LJCTII 127

je j d zie c i i s io s try , k tó re się w in n y c h duszach lu d z ­


k ic h p o ro d z iły i w y ro s ły , p ię k n e — cóż go m oże
obchodzić w s z y s tk o in n e — t a k i c z ło w ie k , F a jd ro s ie
— to będzie, zdaje się, w z ó r, do k tó re g o b y ś m y obaj
dojść p ra g n ę li, -
fa jd r o s . Ze w szech m ia r; ja p rz y n a jm n ie j tego
p ragnę i m o d lę się o to, co m ów isz.
so krates. N o — ju ż e ś m y się dosyć p o b a w ili tą L X IV
re to ry k ą . A ty , ja k pójdziesz, to opow ied z L iz ja s z o -
w i, ja k e ś m y się zeszli w zaciszu M u z i w ty m M u ­
zeum s ły s z e liś m y m o w y cie kaw e . M o w y te k a za ły
coś p o w ie d zie ć L iz ja s z o w i, i je ś li k to in n y podobne
m o w y u k ła d a , i H o m e ro w i, i k to ta m in n y w iersze
składa pod m u z y k ę i bez m u z y k i, a po trz e c ie S olo­
n o w i i każdem u, k tó r y p is u je m o w y p o lity c z n e albo
p r o je k ty u s ta w u k ła d a , że je ś li m u w te j robocie
128 F A J D R O S D X IV

p rz y ś w ie c a znajom ość p ra w d y i je ś li p o tr a fi w da­


n y m ra z ie u s tn ie b ro n ić tego, co na pisa ł, i n ie ra z
w te j o b ro n ie pokazać, że n ic n ie w a rte to, co na­
pisał, te n n ie z a słu g u je na nazw ę w z ię tą od lic h e j
ro b o ty , ale od tego, co m u ja k o cel w te j robocie
św ie c iło .
W ię c ja k m u się pozw alasz nazyw ać?
fa jd r o s .

so k r a te s . M ędrzec, F a jd ro s ie , to za w ie lk ie słow o
i ty lk o bogu sam em u p rz y s to i. A le „ p r z y ja c ie l m ą ­
d ro ś c i": filo z o f, czy coś podobnego, to znacznie b a r­
d zie j stosow ne i p rz y z w o ite .
f a jd r o s . I ta k się n a w e t m ó w i.

s o k r a t e s . N ie p ra w d a ż , k to n ie m a w e w ła s n y m
w n ę trz u niczego cenniejszego nad to, co z siebie w y ­
d u s ił i n a p is a ł po d łu g ic h a c ię ż k ic h c ie rp ie n ia ch ,
dodając i kre ś lą c n ie zliczo n e ra z y — tego ty lk o
słusznie możesz na zyw a ć poetą, p isa rze m m ó w czy
p ra w .
f a jd r o s . No, chyba.

s o k r a te s . W ię c p o w ie d z to sw em u p rz y ja c ie lo w i.
f a jd r o s . A t y co? A co t y s w o je m u pow iesz? T w o ­
je g o także p o m ija ć n ie potrzeba.
so k r a te s . K tó re g o ż to?

f a jd r o s . Ś liczn eg o Izokra tesa. Cóż t y je m u po­


w iesz, S okratesie? J a k iż on tw o im zdaniem ?
so krates. M ło d y jeszcze, F a jd ro s ie . A le , ja k ie
m a m o n im przeczucia, to c i p o w ie m .
f a jd r o s . N o ja k ie ż ?
s o k r a te s . Z a n a d to z d o ln y c z ło w ie k ja k na ta k ie
mowry w s ty lu L izja sza . N a tu ra in n a . A poza ty m
le p szy c h a ra k te r. W ię c n ie d z iw iłb y m się, g d y b y
z w ie k ie m n a w e t w ty m ro d z a ju m ów , k tó r y m i się
FA JDR O S LX T V 129

te ra z b a w i, w s z y s tk ic h in n y c h p rz e w y ż s z y ł i poza
sobą z o s ta w ił, a n i też, g d y b y m u i to n ie w y s ta r­
czyło, a o d e z w a łb y się w n im b o ski pęd do czegoś
wyższego. U m iło w a n ie m ąd ro ści le ż y p o n ie k ą d w na­
tu rz e lu d z k ie j duszy. To ja p o w ie m m o je m u ko ch a n ­
k o w i od ty c h b ó s tw w ty m u s tro n iu . A t y p o w ie d z
ta m to sw em u: L iz ja s z o w i.
fa jd r o s . P o w ie m . A le cho dźm y ju ż ; ju ż c h ło d n ie j
te ra z na dw orze.
so k r a te s . No, ale się w ypada p o m o d lić do ty c h
tu ta j, n im p ó jd z ie m y .
f a jd r o s . O wszem .

s o k r a te s . P anie p rz y ja c ie lu nasz, i w y in n i, k tó rz y

tu m ieszkacie, bogow ie ! D a jc ie m i to, żebym p ię k n y


b y ł na w e w n ą trz . A z w ie rz c h u co m am , to n ie ch a j
w zgodzie ż y je z ty m , co w śro d k u . O b y m zawsze
w ie rz y ł, że b o g a ty m je s t ty lk o c z ło w ie k m ą d ry .
A zło ta o b y m ty le m ia ł, ile a n i unieść, a n i uciągnąć
n ie p o tr a fi n ik t in n y , t y lk o te n , co zna m ia rę we
w s z y s tk im . T rze ba n a m jeszcze czego w ię c e j, F a j-
drosie? Ja m am m o d litw y w sam raz.
fa jd r o s . P o m ó d l się o to i d la m n ie . W sp ólna je s t

dola p rz y ja c ió ł.
so k r a te s . C hodźm y.

Koniec dialogu
O B J A Ś N IE N IA
D IA L O G U TREŚĆ I R O Z B IÓ R
0 gdyby mogły się na posąg słowa
Złożyć i stanąć pod cyprysów cieniem
Jak m arm ur, który duszę w sobie chowa
1 znowu złotym w ylew a strumieniem,
A tak powoli leje i łagodnie,
Że po tysiącach lat, ja k słońce wschodnie
Stoi w nim cała, ogromna — O gdyby!

S ło w a cki
I. E KS P O ZY C JA

Jesteśm y na u lic y w A te n a c h , w p o łu d n io w o - 1

w sch o d n ie j s tro n ie m ia sta, n ie d a le k o od m u ró w T e -


m isto kle sa , o koło ro k u 404 p rze d C h r. W iosna, słoń­
ce p rz y p ie k a .
S okrates, la t o ko ło 65, id z ie boso k o ło g o d zin y
10 — 1 1 ra n o, m oże z d om u i p ra w d o p o d o b n ie do
m ia sta ; F a jd ro s , ró w n ie ż bosy, m ło d y c z ło w ie k , w y ­
chodzi z w ą s k ic h , k rę ty c h u lic na św ieże p o w ie trz e .
K o rz y s ta ją c z cie kaw o ści S okratesa m a z a m ia r opo­
w ie d zie ć m u po drodze, co dziś b y ło na ćw icze n ia ch
u L iz ja s z a . S okrates, ja k z w y k le w d o b ry m hum orze,
stary s y len z m ie i sca ośw iadcza gotow ość s łu -
i student ch an ia p a te ty c z n y m c y ta te m z p ie r-
retoryki vvszej o d y is tm ijs k ie j P in d a ra . F a j­
d ros n a w ią z u je do n o to ry c z n e j n ib y lu b ie żn o ści sta­
ru szka ; S o krate s c h ę tn ie p rz y jm u je ta k ie ż a rty ; o to ­
czenie po dda je m u m askę S ylen a .
M ło d z ie n ie c streszcza te m a t św ieżo p rz e ra b ia ­
nego ćw iczenia. T e m a t p a ra d o k s a ln y ; s fo rm u ło w a n y
ta k , żeby o b ra ż a ł na p ie rw sze w ra ż e n ie z d ro w y ro z ­
sądek i sm ak: „ Z a lo ty niezakochanego, c z y li p o u fa ­
łość bez m iło ś c i ra czej n iż na o d w ró t” .
P a ra d o k s y je d n a k w ów czas w m odzie. S o krates
lu b i je ró w n ie ż ; P la to n jeszcze w ię c e j. Z u p e łn ie też
134 FAJDRO S

starego filo z o fa ta k a teza n ie d z iw i i n ie im p o n u je


m u zgolą. Ż a r tu je na te m a t s ta ry c h i o b d a rty c h p rz y ­
ja c ió ł, k tó rz y się k o ło niego grom adzą, i n ib y to ir o ­
n iz u je „w y ż s z ą " k u ltu r ę nowoczesną. G o tó w słuchać,
b y le n ie chodzić z b y t daleko.
F a jd ro s , k tó r y p rze d c h w ilą c h c ia ł re fe ro w a ć p re ­
le k c ję Lizja sza , ro b i się te ra z s p ry tn y i u d a je , że
n ie p o tr a fi w y p ra c o w a n ia swego m is trz a p o w tó rz y ć .
T y m w ię k s z y b y łb y e fe k t, g d y b y je d n a k p o tra fił.
R e to ryczn e e fe k ty L iz ja s z a p o s z ły b y w te d y na jego
w ła s n y ra ch u n e k . T a k ic h k o m e d ii n a u c z y ł się
w szkole.
A le S okrates zna lu d z i m ło d y c h i swego zn a jo ­
m ego w szczególności. D e m a s k u je go, p rz y czym
się d o w ia d u je m y , ja k w y g lą d a ły ta k ie le k c je u re ­
to ra . M ło d y c z ło w ie k d a ł się „w z ią ć " po ra z p ie r w ­
szy, ale n ie d a je za w y g ra n ą . P rz y z n a je się w p ra w ­
dzie, że c h c ia ł sobie u rz ą d z ić na S o kra tesie próbę
d e k la m a c ji, ale u s iłu je w in ę z w a lić na starego p r z y ­
ja c ie la i je g o ciekaw ość.
I b y ło b y m u się p o w io d ło , b y łb y b y ł zn o w u , ja k
z w y k le , z p a m ię c i w yuczoną rzecz zn ajom em u
p o w ta rz a ł, gdyby n ie to, że z n a jo m y m a p yszny
z m y s ł spostrzegaw czy i w y c ią g a m u spod pachy
z g ra b n ie ta m w e tk n ię ty i fa łd a m i z a rz u tk i p r z y k r y ty
z w ó j p a p iru s u z rę k o p is e m m o w y L izja sza . S okrates
w o li czyta ć lu b słyszeć o ry g in a ł za m ia st re fe ra tu .
„ W z ią ł" te d y m ło d z ie ń c a po raz d ru g i, ale nie o sta t­
n i w ty m d ia lo g u .
Są tu ż nad p o to k ie m Ilissos, z k tó re g o czerpano
ś w ię tą w odę do oczyszczań p rze d m is te ria m i, a że
im do c z y ta n ia p o trze b a zacisznego i w ygodne go
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 135

m iejsca, skrę c a ją te d y i id ą parę m in u t na p ó łn o cn y


w schód b ie g ie m sączącego się potoczka. J a w o ru ,
k tó r y w id n ia ł na w zg ó rzu , s z u k a li d a re m n ie na ty m
m ie jsc u ju ż s ta ro ż y tn i, za czym C ycero przypuszcza,
że on ta k p ię k n ie raczej w w y o b ra ź n i P la to n a n iż
na g ru n ta c h a te ń s k ic h w y ró s ł.
W A te n a c h k a ż d y k a m ie ń p ra w ie i k a ż d y sążeń
z ie m i m ia ł s w o je d zie je m ity c z n e . F a jd ro s zna m ity
z le k tu r y , S okrate s z ż y w e j tr a d y c ji. S łońce p a li,
o ko lica śliczn a ; m ło d e m u c z ło w ie k o w i p rz y p o m in a
się h is to ria o B oreaszu, w ic h rz e p ó łn o c n y m , i córce
E rechteusa , O re ity i. P rz y p o m n ie n ie ż y w e i ładne.
T y m sa m ym zaczyna d la niego b y ć i p ra w d opo dobne;
w te jż e c h w ili je d n a k z ry w a się w n im scep tycyzm
now oczesny i s ta w ia m u całą rzecz w ś w ie tle w p ro s t
p rz e c iw n y m : to przecież m u s i b y ć b a jd a , to o ty m
Boreaszu z T r a c ji. A ta k ic h m itó w je s t bez końca;
on sam n ie m a oczyw iście w łasnego zda nia o rze ­
czach r e lig ii, pod o b nie ja k o w s z y s tk im w ogóle, ta k
go uczono m ąd rze ; w ię c się do starego znajom ego
ucieka, n ib y to d la p o ro z u m ie n ia , a w g ru n c ie rzeczy
po a u to ry te t ja k iś ; m a z a u fa n ie do nie g o w g łę b i
duszy. W ie rz y ć czy n ie w ie rz y ć ?
S okrates je s t w kło p o cie . O n się sam w d w o ja k i
sposób odnosi do podań r e lig ijn y c h . Z je d n e j s tro n y
lg n ie do n ic h , bo n ie k tó re są i ładne, i s w o js k ie ;
z d ru g ie j, n ie k tó re są g łu p ie i z łe : ty c h lu b ić nie
może. N owoczesną, ra c jo n a lis ty c z n ą in te rp re ta c ję
m itó w uw aża w p rze w a ż n e j części za słuszną w p r a w ­
dzie, ale z u p e łn ie n ie p o trz e b n ą , a tru d n ą i na razie
d a rem ną rob otę . D la te g o , że w a ru n k ie m pow ażnego
badania w y tw o r ó w ducha lu d z k ie g o je s t zbadanie
136 FAJDRO S

sam ej n a tu r y lu d z k ie j. Bez p o d s ta w p sych o lo g icz­


n y c h i a n tro p o lo g ic z n y c h , p o w ie d z ie lib y ś m y d z is ia j,
k r y ty k a w ie rz e ń r e lig ijn y c h n ie da się pow ażnie
p rze p ro w a d z ić . M y ś l z u p e łn ie słuszna i, ja k się po t y ­
siącach la t pokazało, płodna . S okrates sta ra się w ię c
o d w ró c ić m łodego c z ło w ie ka od nie-
™ CuJA w czesnych zabaw ek lite ra c k ic h , k tó ­
re noszą t y lk o fa łs z y w e p o zo ry n a u ­
k i, a s k ie ro w a ć go do badań p syc h o lo g ic zn ych i e ty ­
cznych.
W o s ta tn ic h sło w ach o d p o w ie d z i zdaje się od ró ­
żniać ja k b y d w a ty p y lu d z i: 1 ) te n s k o m p lik o w a n y
i z a ro z u m ia ły , k tó r y m u T y fo n a p rz y p o m in a , i 2)
p ro s ty i ła g o d n y , k tó r y m a w sobie coś boskiego
obok p ie rw ia s tk ó w niższych. J e ż e li się zw aży, że
T y fo n lu b T y fo e u s to m ity c z n y p o tw ó r o lu d z k ie j
g ło w ie , ptasich s k rz y d ła c h a w ę ż o w y m ciele, k tó re ­
m u tra d y c ja ta kże i sto g łó w p rz y p is y w a ła , z ie ją cy
ognie m b u ty p rz e c iw k o Z e u so w i, p o g rze b a n y pod
S y c y lią i W ie lk ą G re c ją , a ciągle ż y w y , to a lu zja
do ty p u s o fis ty w y s tę p u je w y ra ź n ie . T y p d ru g i, to
c z ło w ie k , ja k ie g o P la to n w S okra tesie w id z ia ł,
a c h c ia ł je g o w iz e ru n e k n ib y w w o s k u o dbić w ka ż­
d y m m ło d y m c z ło w ie k u . A n ty te z a w y s tą p i jeszcze
w y ra ź n ie j i p e łn ie j w d a lszym c ią g u d ia lo g u . T u
ona je s t założenie m d la p rz y s z ły c h rozw ażań. G łó w ­
na m y ś l tego u stę p u , p o d kre ślo n a tu ta j, s ta n o w i za­
sadniczą te n d e n c ję d ia lo g u . Zgodność je j z duchem
czasu m ożna ła tw o dostrzec, ale ona n ie z samego
ducha czasu w y s z ła , ty lk o z ż y w e j, in d y w id u a ln e j
duszy S okratesa i P la to n a.
v S okra tes u r y w a n a g le zasadniczą o d p ow ie dź i w p a ­
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 137

da w z a c h w y t nad otaczającą p rz y ro d ą . P rz y te j
sposobności c z y te ln ik d o sta je ra m y pla styczn e d ia lo ­
gu, m o ty w y n a s tro ju , k tó re będą p ó ź n ie j w a k c ji
potrzebne .
kr ajo br az T ło > Ja k do w io s e n n y c h m is te rió w ,
n astr o jo w y k tó re P la to n u rz ą d z i w da lszym c ią -
W 'PLE
gu. S tru m y k , ja k b y do oczyszczeń
w stę p n y c h . B ó stw a , d u c h y p rz y ro d y , r y tm ic z n y
z w ro t o w ie trz e le tn im i św ierszczach, k tó re się ta k ­
że p ó ź n ie j d u c h a m i okażą, i w te j c h w ili po ry tm a c h
z a c h w y tu co d zien n y, p o to czn y k o m iz m , k tó r y ch ro ­
n i od przedw czesnego patosu.
T en a k o rd będzie się w to k u dzie ła p o w ta rz a ł
ciągle: p e łn y lu b ła m a n y , bo albo ró w nocześnie po­
w ażne i sm u tn e m y ś li i u ro czyste uczucia w y s tą p ią
na tle ja k ie g o ś b ła zeń stw a , a lb o też bezpośrednio
je d n o po d ru g im p rz y jd z ie : ja k ie ś s k rz y d ło an io ła
w b ły s k a w ic y , a tu ż obok pro się w w o rk u . P la to n
zu p e łn ie św ia d o m ie o p e ru je ty m akorde m . W Uczcie
A lk ib ia d e s p o d aje go ja k o c h a ra k te ry s ty c z n y to n So­
kratesa : S y le n sp rośn y, a w n im posąg bóstw a.
K o n ie c ro z d z ia łu m a lu je le k k ą bezczelność F a j­
drosa i cichość duszy S okratesa. F a jd ro s przecież
sam n ie w ie d z ia ł p rz e d c h w ilą , g dzie s to i pod A te ­
n a m i o łta rz Boreasza, i d o w ie d z ia ł się o ty m od to ­
w arzysza, k tó r y m ia ł ju ż czas poznać k a ż d y ka m ie ń
w s w o im m ieście. M im o to F a jd ro s , k t ó r y w ty m
u s tro n iu m u s ia ł n ie d a w n o c h y b a ja k iś rę k o p is o b k u -
w ać i stąd je zna, m a czoło gorszyć się S okratesow ą
n ieznajo m o ścią o k o lic y i u d zie la ć sta re m u p o ż y te ­
cznych w s k a z ó w e k ż y c io w y c h nieco iro n ic z n y c h to ­
1 38 FAJDRO S

nem p o b ła ż liw e g o m e n to ra . M a ły T y fo n się w n im


chow a. S okratesa stać na to, żeby się n ie o d cin a ł:
n a jła g o d n ie j w św iecie zaczyna się tłu m a c z y ć . G d y ­
b y F a jd ro s b y ł d o w c ip n ie js z y , n iż je s t, i s k ro m n ie j­
szy, u s ły s z a łb y w ty m tłu m a c z e n iu i d la siebie na­
u kę : J e ż e li chcesz b y ć k ie ro w n ik ie m dusz lu d z k ic h ,
to lu d z i s tu d iu j, a n ie tra ć czasu na ja ło w e k o n te m ­
p la c je estetyczne. A le F a jd ro s tego n ie słyszał; w ię ­
cej go z a b a w ił ru b a s z n y k o n c e p t o w ie c h c iu i cie­
lęciu.
II. CZĘSC P IE R W S Z A . O K A Z Y

a) S tu d iu m erotyczn e Lizjasza

To, co F a jd ro s te ra z czyta, je s t w z o ro w y m w y ­
p ra co w a n ie m w ów czesnym s ty lu na zada ny tem at,
pod a n y ju ż w ro z d z ia le p ie rw s z y m na u lic y . L iz ja s z
p is y w a ł w ię c e j s tu d ió w e ro ty c z n y c h , k tó re się nie
d o ch o w a ły. W ia d o m o ze Suidasa, że m ia ł w yd a ć
pięć ta k ic h „ lis tó w e ro ty c z n y c h " pod adresem f i k ­
c y jn y c h m ło d y c h lu d z i.
Jest rzeczą m a ło p ra w d o po d obną, że-
MOWA LIZJASZA , , , . . .
p o d r o b io n a ? b y ta m o w a b y ła prze p isan a żyw cem
z ja k ie g o ś o ry g in a łu L iz ja s z a ; b y ło b y
to przecież w c z y ta n iu n u d n e d la w spółczesnych,
a P la to n chce i u m ie b y ć in te re s u ją c y . Po d ru g ie ,
szereg tez, z a w a rty c h w te j m o w ie , p o w ta rz a póź­
n ie j S okrates, r o z w ija je i uzasadnia, a P la to n
oznacza w ro z d z ia le X L I X n a jw y ra ź n ie j p ie rw szą
m ow ę S okratesa ja k o in te g ra ln ą część w ła s n y c h w y ­
w odów . Z a te m i w te j m o w ie z a w a rte m y ś li są w ła ­
snością P la to na , o ile je p ó ź n ie j lu b gdzie in d z ie j
u S okratesa o d n a jd z ie m y . P o trze cie , P la to n sam
w ro zd zia le X I tw ie rd z i, że w sz y s tk ie g o u Lizja sza
nie odrzuca. Co zaś odrzuca, a co p rz y jm u je , to w y ­
n ik a jasno z ro z d z ia łu sam ej m e w y i z k r y t y k i je j,
z a w a rte j w d ru g ie j części d ia lo g u . T rze b a b y szcze­
gólniejsze go zbiegu o ko liczn ości, żeby P la to n zna­
140 FA JDR O S

la z ł w pism ach L iz ja s z a to k m y ś li ta k dobrze dopa­


sow any do całego d ia lo g u ; ale i tego w y k lu c z y ć nie
m ożna.
M o w a L iz ja s z a o b e jm u je tr z y ro z d z ia ły i k a w a ­
łe k ro z d z ia łu IX . Jest to n ib y o s ta tn i k r o k ta k ty ­
czny d łu ż e j trw a ją c y c h z a lo tó w . P rośba czy żąda­
n ie padło z u st m ó w c y p rze d c h w ilą ; p rzed sobą
m a m y t y lk o a rg u m e n ty . Ż ąd a nie b rz m ia ło n ie w ą t­
p liw ie : O ddaj się w y łą c z n ie m n ie . To m a b y ć w m o ­
w ie uzasadnione.
A rg u m e n ty są u s ta w io n e w s p ó łrz ę ­
dnie, bez w idocznego p la n u i podzia­
łu . Jest to szereg p rz e c iw ie ń s tw , k tó re w k ilk u m ie j­
scach s z w a n k u ją pod w zg lę d e m lo g ic z n y m . Słow a
p ię k n e za cie ra ją b łę d y fo rm a ln e ro z u m o w a n ia . Toż
samo ro b ią r y tm y i p ię k n e a n ty te z y słow ne p rz y
końcu m o w y w ro z d z ia le V I I I . P ie rw s z y a rg u m e n t
ro z b ity s ło w a m i: „a jeszcze...", po k tó ry c h żadna no­
w a m y ś l n ie n a stęp u je, t y lk o p o w tó rz e n ie p ie rw s z e j,
w y p e łn io n e k ilk u szczegółam i n o w y m i. Założenia
i d e fin ic je pojęć zasadniczych zgoła n ie podane.
W a rg u m e n ta c h poszczególnych w n io s e k n ie w y n ik a
z przesłanek. P rz e s ła n k i je d n a k p ra w d z iw e najczęś­
c ie j i p ię kn e . Z a rg u m e n tó w w s z y s tk ic h razem w z ię ­
ty c h w y n ik a w n io s e k sprzeczny z za m ia re m m ó w ią ­
cego. Te b r a k i fo rm a ln e w id oczn e je d n a k dop ie ro
p rz y szczegółow ej a n a liz ie , po w y łu s k a n iu m y ś li
spod sza ty p ię k n y c h słów .
Chcąc a rg u m e n ty L iz ja s z a ' ocenić
TRESC
b e zstro n n ie , trz e b a zapom nieć o ty m ,
że to ja k iś lit e r a t g re c k i n a m a w ia m łodego chłopca,
a p o w ie d zie ć sobie, że to p ra k ty c z n a m a tk a m ó w i
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 141

do c ó rk i, k tó rą szalenie ko cha p a n X ., podczas g d y


sta ra się o n ią z u p e łn ie n ie za ko ch a n y pan Y . M a t­
ka p rz e k o n y w a m ło d ą osobę, że p o w in n a w y jś ć za
m ąż i o d p o w ie d n ie awanse c z y n ić raczej niezakoch a-
n em u panu Y . n iż zakochanem u X ., po nie w a ż:
a) Z a k o c h a n y w y trz e ź w ie je i będzie ż a ło w a ł k o - vi
Sztów p o n ie s io n y c h na k o n k u ry , s k u tk ie m czego za­
cznie ją z a nie db yw a ć (1), a p a n Y . n ie będzie m ia ł
z czego trze źw ie ć, bo się n ie ko ch a ( 2 ) — w ię c będzie
o n ią d b a ł w ię c e j n iż X .
W n io se k n ie w y n ik a z p rze słan ek. P ie rw s za p rz e ­
sła n ka p ra w d op o do b na , je ż e li zakoch an y je s t ży­
c io w y m m a te ria lis tą , k tó re g o c h w ilo w o ty lk o tk n ę ­
ła psychoza e ro tyczn a . D ru g a p ra w d z iw a , ale n ic
z n ie j w y n ik n ą ć n ie m oże, bo je j b ra k z w ią z k u
z p ie rw szą . Z tego, że pan Y . n ie w y trz e ź w ie je z k o ­
chania, bo n ie kocha m ło d e j osoby w ogóle, n ie w y ­
n ik a zgoła, żeby m ia ł o n ią dbać w ię c e j i tr w a ­
le j n iż je g o r y w a l.
z a k o c h a n y jest b) Z a k o c h a n i k ła m ią i są n ie s ta li, bo
kłam caT p e L ie c ie rPią na n ie u le c z a ln ą psychozę.
n ie g o d n y Z d a n ie p rz y c z y n o w e P la to n u z n a je
p r z \ j a 2n i • w }ąCza j eg 0 tre§ć do s w o je j d e fin i­
c ji Erosa w ro z d z ia le X X I I , ja k o n a jg łó w n ie js z ą
rzecz, z k tó r e j in n e w y n ik a ją . T u ona je s t m im o ch o ­
dem rzucona, u m y ś ln ie . Z d a n ie g łó w n e P la to n u zna­
je ró w n ie ż , ale ty lk o w o d n ie s ie n iu do pew nego, i to
gorszego ro d z a ju dusz lu d z k ic h . L iz ja s z je u o g ó l­
n ia — z czego się d o m yśla ć m ożna, że zna ty lk o
ta k i b rz y d k i ro d z a j m iło ś c i, k tó r y c z ło w ie k a upadla ,
a nie zna tego je j ro d z a ju , k tó r y c z ło w ie k a uszla­
chetnia . Jeden ty lk o , i to gorszy ro d z a j m iło ś c i b ie -
142 FA JDR O S

rze L iz ja s z za m iło ś ć w ogóle. C z y n i ta k , bo za p ły t ­


ko bie rze duszę lu d z k ą w ogóle, n ie w ie , że na tle
w s p ó ln y c h je j cech są je d n a k s k ra jn ie p rz e c iw n e
ro d za je dusz. G d y b y b y ł w ie d z ia ł, co to w ogóle je st
m iłość, i z n a ł n a tu rą duszy lu d z k ie j, n ie b y łb y p o ­
p e łn ił ta k p e sym istyczn eg o u o g ó ln ie n ia .
c) C z ło w ie k g o d n y p rz y ja ź n i je s t b a rd zo rza d ­
k im okazem , a za te m p ra w d o p o d o b n ie j z n a jd z ie się
w w ie lk ie j g ru p ie lu d z i n ie k o c h a ją c y c h n iż w m a łe j
g ru p ie lu d z i zakochanych. Ż ad ną m ia rą n ie w y n ik a
z tego: O ddaj się w y łą c z n ie m n ie . W y n ik a ło b y ty lk o :
ja je s te m p ra w d o p o d o b n ie j godzien p rz y ja ź n i, po­
d obn ie ja k ka ż d y in n y n iezakoch a ny, ale n ic w ię ce j.
K o n s e k w e n c ja ba rd zo niebezpieczna d la L izja sza ,
k tó ra go czeka na s a m y m k o ń c u m o w y . Jednakże
a rg u m e n t te n je s t sam d la siebie z u p e łn ie słuszny
i z u p e łn ie z go d ny z p o g lą d a m i P la ton a.
d) K o n ie c z n a n ie d y s k re c ja zakochanego m oże na­
rażać o p in ię m ło d e j osoby; n ie k o c h a ją c y je s t dys­
k re tn y . P ie rw sze zdanie p ra w d z iw e z n o w u pod w a ­
ru n k ie m , że te n za ko cha n y je s t ty p e m lic h y m , ale
ta k im b yć n ie m u s i. D ru g ie p ra w d z iw e lu b fa łs z y ­
we, zależnie od tego, ja k im c z ło w ie k ie m je s t ten
n ie ko c h a ją c y . B r a k m iło ś c i n ie je s t sam przez się
żadną g w a ra n c ją d y s k re c ji. C a ły a rg u m e n t a p e lu je
do p o p u la rn e g o lic z e n ia się z o p in ią .
e) Z a k o c h a n y c h o b m a w ia ją , a n ie k o ch a ją cych
nie. Z n o w u a p e lacja do licze nia się z o p in ią . Z d a n ie
samo p rze z się p ra w d z iw e w części p ie rw s z e j, ta k
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 143

samo dziś ja k za czasów P la to n a . D ru g a część m y ln a ,


niestety.
f) W iększe ry z y k o trw a ło ś c i s
NARiA s e rc e ^ Ę z za ko ch a n ym n iż z panem Y ., bo
za ko ch a n i są za zdrośni i d ra ż liw i.
N a jz u p e łn ie js z a p ra w d a i P la to n się pod n ią p o d p i­
suje w p ie rw s z e j m o w ie Sokratesa. O czyw iście, je ­
ż e li za ko ch a n y n ie m a ro z u m u i p a n o w a n ia n a d so­
bą, c z y li je s t g o rszym ty p e m czło w ie ka .
g) S tosunek osobisty, o p a rty na zm ysłach , n ie je s t
p e w n y i tr w a ły , n a to m ia s t z m y s ły m ogą b y ć cenną
ozdobą p rz y ja ź n i. Znow u tę samą m y ś l p o w tó rz y
w ca łe j p e łn i sam P la to n , k ie d y w ro z d z ia le X X V I I
pośle do nieb a na p o ły w p ió ra c h ty c h , k tó rz y k ie ­
dyś k o c h a li ja k lu d z ie . S ty l w y b itn ie p la to ń s k i.
h) Z a ś le p io n y , b e z k ry ty c z n y ko ch an e k p su je w y ­
brańca p o c h w a ła m i. S o kra tes tę m y ś l p o w tó rz y , ro z ­
w in ie i uzasadn i w ro z d z ia le X V I I . M y ś l n a jz u p e ł­
n ie j p ra w d z iw a , je ś li ko ch a n e k je s t g łu p i i opanow a­
ny żądzą bez h a m u lca . N a s tę p u je szereg bardzo
p ię k n y c h a n ty te z , k tó r y m n ic z a rzu cić n ie m ożna.
i) O dp arcie p ie rw s z e j w ą tp liw o ś c i, tz w . a n th ip o fo -
ra. M o ż liw a je s t p rz y ja ź ń bez p ie rw ia s tk a z m y s ło ­
wego. Z d a n ie dziś m ocno w ą tp liw e (psychoanaliza
F re u d a !), ale b lis k ie p o g lą d ó w P la to n a . D oskonale
się z n im da pogod zić w e d le ro z d z ia łu X X X V II
(początek).
k ) E fe k to w n y f in a ł całości. M ożna go ta kże u w a ­
żać za a n ty fo rę . O d s łó w : „w ię c u w z g lę d n ia ć " bardzo
144 FA JDR O S

p ię k n ie u s ty liz o w a n y , p e łn y m is te rn ie z b u d o w a n ych
a n ty te z s ło w n y c h i rzeczo w ych , ustęp czysto p la to ń ­
ski. D o w c ip n e analogie, ja k ie w y n ik a ją z podciąg­
n ięcia zako cha n ych pod n a g łó w e k „p o trz e b u ją c y c h ",
ja k b y ż y w c e m w y ję te z u s t p la to ń s k ie g o Sokratesa.
Szereg m a k s y m bardzo p ię k n y c h i n a jz u p e łn ie j
p ra w d z iw y c h , je d n a k ż e pod w a ru n k ie m in n y m n iż
p o p rz e d n io , a m ia n o w ic ie po d w a ru n k ie m , że czło­
w ie k , k tó r y te słow a w y p o w ia d a , n ie c ie rp i sam na
lic h ą odm ia n ę m iło ś c i i że n ie je s t g o rszym ty p e m
czło w ie k a . To założenie p o d s u w a ją słu ch a czo w i
is to tn ie p ię k n e słow a m ó w c y , ale c a ły fa k t je g o za­
b ie g ó w z d aje się św iad czyć o n im w p ro s t p rz e c iw n ie .
. W y w o d y L iz ja s z a m ie n ią się w oczach.
I) S to sun ek p ra w d z iw ie e ro ty c z n y
Z N O W U O P IN IA l i i - • • •
w ra c a naraża na k ło p o ty i p s u je o p in ię . Eros
ja k o d e k o ra c ja życ ia tego n ie czyni.
M a ła o d m ia na a rg u m e n tu e). Z d a n ia oba same przez
się z u p e łn ie p ra w d z iw e . A p e la c ja do d b an ia o o p in ię
tłu m u . U k r y ta b o w ie m a n ty te z a b rz y d k a i m y l­
na: „ P r a k t y k i e ro tyczn e są złe, bo uchodzą za złe.
Też same p r a k t y k i bez m iło ś c i n ie uchodzą za złe
(bo o n ic h n ik t n ie w ie ), a w ię c są d o b re ".
A n ty te z a niedostateczna, bo w d ru g im je j członie
n o w y w a ru n e k u k r y t y w n a w iasie . P rz y ję c ie o p in ii
tłu m u za k r y te r iu m d o b ra i zła n is k ie i obosieczne,
ale c h a ra k te ry s ty c z n e d la ducha czasu, k tó r y P la to n
zw alcza. S ta n o w is k o p ra k ty c z n e , ale P la to n go n ie
podziela, a z ja k im w s trę te m na n ie p a trz y , m ó w i
zakończenie rzeczy S okratesa, ro z d z ia ł X X X V III
z początku.
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 145

m ) D ru g ie i o sta tn ie o d p a rcie w ą tp liw o ś c i. R ozu­


m o w a n ie L iz ja s z a ma t a k i schem at w k ró tk o ś c i:
s tr eszc zen ie »Jeże li chcesz, żeby o ciebie dbano,
w yw o dó w je ż e li cenisz sw e uczucie, je ś li c i za-
l iz j a s z a . . , , . . , .
le z y na trw a ło ś c i s to su n ku i p e w ­
ności, na o p in ii, na s p o k o jn e j starości, na sp o ko ju
w dom u, na ro z u m ie w y b ra n e g o i na sw obodzie oso­
b is te j, w y b ie r a j ra cze j takie go , co cię n ie kocha n iż
zakochanego, bo za ko cha n y o trz e ź w ie je , p o leci, je s t
n ie p e w n y , z m ie n n y , g łu p i, zaślepion y, naraża o p in ię
i spokó j, zab ie ra sw obodę osobistą i w ię c e j ko sztu je ,
n iż w a r t “ .
T o są przecież m o ra ły , k tó re od tego czasu po
ty s ią c ra z y p o w ta rz a li m ło d y m osobom n ie L izjasze,
ale o jc o w ie i m a tk i, w id z ą c y w m a łż e ń s tw ie có re k
n a tu ra ln y a n ie tr u d n y ś ro d e k u trz y m a n ia . T a k
będzie a rg u m e n to w a ł ka żdy, k to m iło ś ć p o jm u je ja ­
k o u p a d la ją c ą psychozę, a zna ty lk o lic h s z y rodzaj
lu d z i. T a k je d n a k p o jm u je rze czy tłu m i dziś, i za
czasów P la to n a . T a k ie też p o ję c ie m iło ś c i w idoczne
w ca łe j m o w ie L iz ja s z a tam , g dzie on m ó w i o d r u ­
g im , o ry w a lu . N ie o sobie!
W w y w o d a c h je g o u k r y te je s t i d ru g ie założenie
p o p u la rn e , p e w n a n o rm a e tyczn a zaznaczona zaraz
v / p ie rw s z y c h sło w a ch m o w y : „J e s t rzeczą w ła ś c i­
w ą oddaw ać się fiz y c z n ie d la z a p e w n ie n ia sobie śro d ­
k ó w u trz y m a n ia , s p o k o jn e j starości, s p o k o ju , swo­
body, o p in ii i t p “ . N a jp o p u la rn ie js z e założenie
w s z y s tk ic h „m a łż e ń s tw z ro z u m u ", d o b ry c h p a r t ii
na z im n o i w s z e lkie g o in n e g o n ie rz ą d u . I dziś, i za
P la to n a , i u L izja sza .

10 — Fajdros
146 FAJDRO S

Że P la to n m a n a jg łę b s z y Wfetręt do
PLATON . . . . . . . , .
a l iz j a s z tego załozem a, św ia d czy w y ra ź n ie
ustęp ro z d z ia łu X X X V I I I . Że filo z o f
nasz m iło ś ć p o jm u je in a cze j, św ia d c z y d e fin ic ja je j
podana w ro zd zia le X I V i cała d ru g a m o w a S o kra ­
tesa. P la to ń s k ie p o ję cie m iło ś c i i p o g lą d y jego na
życie e ro tyczn e w y g lą d a ją inacze j n iż L izja szo w e ,
bo P la to n je o p ie ra na w n ik n ię c iu w g łą b duszy
lu d z k ie j, d a je im p o d k ła d p sych o lo g iczn y i sam je s t
le p sz y m c z ło w ie k ie m ; u m ie w lu d z k ie j duszy d o j­
rzeć i ta k ie p ię k n o , ja k ie g o lic h e oczy n ie zobaczą.
L izja s z o w e zaś p o ję c ia i n o rm y etyczne n ie o p ie ra ją
się na ża d n ych .głębszych rozw aża nia ch , t y lk o są od­
b ic ie m k u rs u ją c y c h , p o p u la rn y c h o p in ii tłu m u ; sto­
ją na ic h p o zio m ie i te m u w ła ś n ie m a ją zawdzięczać
swą s iłę p rz e k o n y w a ją c ą .
Tym czasem z założeń ty c h i z p rz y to c z o n y c h
a rg u m e n tó w w y n ik a z n ie u c h ro n n ą koniecznością
w n io se k, p rz e c iw k tó re m u m u s i się m ó w ca zastrze­
gać z ca łe j s iły . W y n ik a b o w ie m to : L e p ie j się od­
daw ać k tó re m u k o lw ie k , każdem u
k ł o p o t l iw y . , , . , . . . ,
w y n ik w yw o do w z n ie k o c h a ją c y c h ra czej m z zako­
chanem u. Z n o w u p o p u la rn a m a k s y ­
ma życio w a , co d zie n n y in d y fe re n ty z m e ro ty c z n y ,
k tó r y się po dom ach z w y k ło fo rm u ło w a ć : „ N ie p rz e ­
b ie ra j w ie le , b y le n ie b y ł p ija k i k a rc ia rz ; ta m i­
łość, to p o e z je !" Z n a na zasada c h ło d n y c h m a łż e ń s tw
d la in te re s u , c z y li uśw ięconego z a ro b k o w a n ia w ła s ­
n y m cia łe m .
D o tego w y n ik u przecież L iz ja s z n ie c h c ia ł dojść;
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 147

on p ra g n ą ł pozyskać kogoś w y łą c z n ie d la siebie,


a n ie d la o lb rz y m ie j g ru p y n ie ko c h a ją c y c h , podob­
n ie ja k rzeko m o i on sam. W niosek, k tó re g o on p ra g ­
nie, n ie w y n ik a z u p e łn ie z p rz y to c z o n y c h a rg u m e n ­
tó w , a to, co z n ic h w y n ik a , s p rz e c iw ia się ja k n a j­
m o c n ie j z a m ia ro m s o fis ty .
P o ka zu je się, że z u ty lita r n y c h a rg u m e n tó w ,
z n isk ie g o p o g lą d u na m iło ś ć i na duszę lu d zką ,
z p o p u la rn y c h p o ję ć i n o rm e ty c z n y c h tru d n o w y ­
krzesać zachętę do sto su n ku trw a łe g o z p e w n y m
i je d n y m t y lk o c z ło w ie k ie m . T a k ic h , co n ie kocha­
ją , m ożna przecież m ie ć na tu z in y , a p rz y o d p o w ie d ­
n im rozsą dku i ta k ty c e jeszcze le p ie j w y c h o d z ić na
w ię ksz e j ic h ilo ś c i n iż na s to su n ku z je d n y m .
P rz e c iw te m u n ie u c h ro n n e m u w n io s k o w i zasła­
n ia się L iz ja s z m d ły m w zg lę d e m na „ n ie w y p a d a "
i „n ie b e z p ie c z n ie ze w z g lę d u na p lo tk i" . A le to ju ż
b y ło . N a m o w a te d y n ie t y lk o celu n ie osiąga, ale
d o prow a d za do w n io s k ó w , sprze cznych z z a m ia ra m i
nam aw ia jące g o.
K ie d y L iz ja s z o p is u je zakochanego, p rz y p is u je m u
c a ły tu z in w a d ; n ie m a o n im n ic dobrego do po­
w iedze nia , s k u tk ie m czego m iło ś ć n a b ie ra w jego
m o w ie o g ro m n ie c z a rn y c h k o lo ró w .
A le ty lk o z je d n e j s tro n y . T y fo n m a d ru g ą g ło ­
w ę na w ę ż o w y m ciele. K ie d y o p is u je siebie i klasę
lu d z i „n ie k o c h a ją c y c h ", do k tó r e j się sam zalicza,
m ó w i z u p e łn ie ja k S okrates. Jego słow a są w te d y
z u p e łn ie p ię kn e , pe łn e u m ia rk o w a n ia , m o c y na d so­
bą, m a ją ta k i po g o d n y b la s k i to n w y s o k i, i ta k ie są
1 4 8 FAJDRO S

ty p o w o p la to ń s k ie , że n ie m oże uleg ać k w e s tii


p e w ie n fig ie l a u to ra : P la to n u b ie ra L iz ja s z a w mas­
kę Sokratesa, ta k ja k się p ó ź n ie j będzie S okrates
m a s k o w a ł na L iz ja s z a lu b in n eg o sofistę. P la to n
każe m u tu ta j m ó w ić rzeczy do p ra w d y i p ię kn a po­
dobne i ty m tłu m a c z y w p ły w te j m o w y na m ło ­
dzieńca.
D la te g o z n a jd o w a liś m y ty le zdań p ra w d z iw y c h ,
ty le czysto so kra te s o w s k ic h u w a g w je g o a rg u m e n ­
tach.
P rze cież to łagodne, ciche, w y ro z u m ia łe , trw a łe ,
w o ln e od n a m ię tn o ś c i i b u rz p ożycie d w o jg a czy
d w ó c h lu d z i, z k tó ry c h je d e n c ie rp liw ie p ra c u je nad
d o skon a len ie m d ru g ie g o , dba o je g o do bra doczesne
i duchow e, ale n ie z a m y k a oczu i na w a d y w y b ra ń ­
ca — to n ic inn eg o , ja k E ros S okratesa, ro z w in ię ­
ty w ro z d z ia ła c h XXXVI i X X X V II, a znany
n a m z P la to ń s k ie j U c z ty . A te n w s tr ę t do p o p u ­
la rn e g o ty p u k o ch a n ka , k t ó r y z u s t L iz ja s z a s ły ­
szym y, te czarne na n im k o lo r y są przecież także
n a jis to tn ie js z ą w ła sno ścią P la to n a . P o w tó rz y to sa­
m o S okrate s ja k o o c z y w is tą p ra w d ę ju ż w ro zd zia ­
le X I , p rz y koń cu .
L iz ja s z je s t s k o m p lik o w a n y n a p ra w -
PLATON UDAJE J J . ., , , ,
l iz j a s z a dę. G ra w m m m iło s c zm ysłow a,
a l iz j a s z a ępa zd o b ycia o fia r y bie rze sofista
SOKRATESA
p o z o ry S okratesa i m ó w i ję z y k ie m
a n io ła . T y lk o tu i ó w d zie w id a ć w ilc z ą sierść spod
śnieżnego ru n a .
W ro zd zia le X L V w s k a z u je P la to n na tr z y m o w y
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 149

d ia lo g u i p o w ia d a , że się w n ic h p r z y k ła d zn a jd zie
na to, ja k ktoś, co p ra w d ę zna, ż a rtu je i w y w o d z i
w po le słuchaczów . P rz y z n a się do m is ty fik a c y j.
P ie rw szą m is ty fik a c ję m am y tu ta j; d ru g ą będzie
p ie rw sz a m o w a Sokratesa.
Treść m o w y L iz ja s z a , to znaczy nagana lic h e j,
p ra k ty c z n y m i p o b u d k a m i w y w o ła n e j „ m iło ś c i" z m y ­
s ło w e j oraz zachęta do s to s u n k u oparteg o na sym ­
p a tii i w s p ó ln e j p ra c y , je s t w y ra z e m te n d e n c ji P la ­
tona. M o w a je s t u m y ś ln ie ta k zbudow ana, żeby się
w n ie j oba E ro s y p r z e b ija ły : ja s n y i czarny, n ie ro z ­
graniczo n e w y ra ź n ie . Dusza s o fis ty w id z ia ła bardzo
n ie d o k ła d n ie p ię k n o i d o b ro w ta m ty m św iecie, to ­
też dziś „ z tru d n o ś c ią i ty lk o ja k przez zapocone
s z k ła " ro zeznaje ic h o d b ic ie w sto su n ka ch lu d z k ic h .
A m ó w ią c prozą: so fista n ie zna się na duszy lu d z ­
k ie j i n ie w ie , c z y m je s t je j m iło ś ć n a p ra w d ę i ja ­
k ie są je j ro d za je . Z a m ia s t p o g łę b ie n ia p rz e d m io tu
w ła s n y m ro zu m e m , b ie rze swe zasady etyczne i po­
ję c ia na oślep z lit e r a t u r y i z k u rs u ją c y c h p o p u la r­
n y c h o p in ii tłu m u , z k tó r y m i się na k a ż d y m k ro k u
lic z y . D la te g o też n ie o d ró ż n ia rze czy g łó w n y c h
i p o d rzę d n ych , m iesza czarne i b ia łe , p ra w d ę i po­
zór, n ie dochodzi do zgody ze s w o im słuchaczem ,
a w y n ik je g o w y w o d ó w sprzecza się z je g o w ła s n y m
zam ia re m . W s z y s tk ie te fo rm a ln e z a rz u ty , dotyczą­
ce zarazem ducha ów czesnej lit e r a t u r y p ię k n e j
o pozorach n a u k o w y c h , u c z y n i P la to n L iz ja s z o w i
w te o re ty c z n e j części d ia lo g u . G d y b y ż y ł dziś i czy­
ty w a ł to, co się w spółcześnie pisze o lite r a tu r z e alb o
150 FA JDR O S

o sztu ka ch p la s ty c z n y c h , g d y b y się p rz y s łu c h a ł od­


c zyto m w poście i p rz e jrz a ł zadania m ło d zie ży, w y ­
d a łb y F a jd ro s a na now o.
K o n ie c ro z d z ia łu z a jm u je b e z w zg lę d n y z a c h w y t.
m ło d zie ń ca i m in a S okratesa, k tó ra z b ija z tro p u
R ozprom ien io n eg o.

b) in te rm e zzo

S okra te s fig lu je . U d a je, że i on także ty lk o z l i ­


te ra c k ie g o p u n k tu w id z e n ia m o w ę oceniał, a nie
z w ra c a ł u w a g i na stro n ę rzeczow ą. Z a u w a ż y ł je d ­
n a k p o w tó rz e n ie d w u k ro tn e pierw szeg o zaraz a rg u ­
m e n tu , k tó r y ro z d z ie la ją na d w ie części n ie p o trz e b ­
ne sło w a : „ a jeszcze". Tego, że to je s t je d e n ty lk o
a rg u m e n t, a n ie dw a, n ie w id z ia ł i g re c k i ko m e n ­
ta to r F a jd ro s a , m im o te j w s k a z ó w k i filo z o fa ; w ię c
w y b a c z m y to i m ło d e m u s tu d e n to w i re to ry k i.
T rz y k ro tn ie p o w ta rz a się w m o w ie L iz ja s z a u w a ­
ga o o p in ii p u b lic z n e j a m ia n o w ic ie : d), e), l). P rz y ­
czyny p o w ta rz a n ia się dopuszcza S o krates d w ie :
1) b ra k w ie d z y rzeczow e j lu b 2) lekcew ażen ie je j.
W ie o ty m doskonale, że oba c z y n n ik i zachodzą
n a p ra w d ę . W id z ie liś m y w e w s tę p ie do d ia lo g u , że
te n d r u g i b y ł p rz y c z y n ą pierw szego.
Popisow e, a to sam o w g ru n c ie rzeczy p o w ta rz a ­
ją ce a n ty te z y zauw ażył S o kra te s ju ż p rze d te m .
U b ó s tw o m y ś li w m o w ie L iz ja s z a stąd, że z n a ł je ­
dnego t y lk o E rosa: ciem nego. P o n ie w a ż je d n a k F a j-
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 151

dros zdaje się ró w n ie ż znać t y lk o ta k ie g o Erosa, nie


w id z i tego u b ó s tw a z u p e łn ie i sądzi, że o m iło ś c i
n ie podob na n ic w ię c e j a n i le p ie j pow iedzieć.
Z a p o m n ia ł, z d a je się, o d a w n y c h
W Y Z W A N IE i- i . • i u u -
SOKRATESA lir y k a c h o jc z y s ty c h ; bo czyz m e po­
w in n a m u b y ła p rz y jś ć na m y ś l
choćb y ta stara sprzed s tu la t piosenka A n a k re o n ta
0 ty m :

Jak M uzy raz Erosa


Związawszy girlandam i
Piękności zaprzedały.
Teraz go K yterejska
N a darmo szuka Pani,
W ykupić chcąc Erosa.
Dziś, choćby go w ykupił,
N ie w yjdzie; pozostanie.
Nauczył się niewoli!

P rzecież lep szy sens, a rzecz p rz y n a jm n ie j k ró tk a


1 ry tm ic z n a , i do m u z y k i. W ię c szkoda b y ło p ro z y ;
a le i p o e zja n ie m u s i b y ć uboga w tre ść i w p ra w d ę .
S okrates czuje, że w n im w z b ie ra n a tc h n ie n ie
z obcych źród eł.
Te obce ź ró d ła , w k tó ry c h n ie d łu g o z a s m a ku je m y,
to o r fik a : ona Erosa czci ja k o p ie rw o tn e n a jp ię k ­
niejsze bóstw o, ja k o boga ś w ia tła , P a rm e nid es w ie lb i
go ja k o pie rw szeg o z bogów , S afona go na zyw a
syn e m N ie b a i Z ie m i, a s iłę je g o p o ró w n y w a do s iły
o rk a n u . S o fo kles h y m n y śp ie w a na je g o cześć, t r a ­
d y c ja o jc z y s ta s k rz y d ła m u p rz y p in a . A le przede
w s z y s tk im je s t ty m o b c y m ź ró d łe m P la to n i m uza
je g o po e zji.
152 FAJDRO S

F a jd ro s ta k się cieszy, że coś no w ego a ładnego


u s łys z y n a zad an y te m a t, że p rz y rz e k a w ża rcie So­
k ra te s o w i z ło ty posąg w D e lfa c h . A rc h o n to w ie a te ń ­
scy ś lu b o w a li p rz y o b ję c iu u rz ę d u o fia ro w a ć z ło ty
posąg A p o llin o w i w razie, g d y b y k tó r y podczas spra­
w o w a n ia s łu ż b y p u b lic z n e j w c z y m k o lw ie k p ra w o m
u c h y b ił. P osągów z ło ty c h b y ło w D e lfa c h w ię ce j.
Z ło t o lit y posąg z ło ż y li ta m A p o llin o w i w o fie rze
w y g n a n i s y n o w ie ty ra n a K o r y n tu , K ypselosa, k ie d y
im bóg p o z w o lił n a p o w ró t o b jąć tro n , k tó r y ojcie c
b y ł u tra c ił.
S okrates streszcza te ra z s w ó j sąd o m o w ie L i ­
zjasza: P o ch w a ła rozsą dku c z ło w ie k a n ie ko ch a ją ce -
go i nagana g łu p s tw a zakochanego, c z y li g łó w n a
tre ść m o w y , je s t d o b ra i oczyw ista . B ra k w m o w ie
n a to m ia s t n ie z w y k łe g o p o m y s łu i u k ła d je j je s t z ły .
W obec tego p ro p o n u je F a jd ro s S o k ra te s o w i p rz y ­
ją ć je d e n z a rg u m e n tó w L iz ja s z a ja k o założenie,
a m ia n o w ic ie to , że za ko cha n y je s t raczej c h o ry
w p o ró w n a n iu z n ie k o c h a ją c y m , i n ie c h p ró b u je
m ó w ić na te n te m a t w ię c e j i le p ie j n iż L iz ja s z . Teraz
S okrate s za ba w nie u d a je ceregiele F a jd ro s a z d w ó ch
p ie rw s z y c h ro z d z ia łó w d ia lo g u . W ko ń cu , w y k p iw ­
szy „z n a k o m ite g o a u to ra " i je g o w s p a n ia ły p o k a rm
d u c h o w y , p rz y rz e k a m ó w ić z z a k ry tą tw a rz ą , b o b y
się w s ty d z ił ina czej.
S okrate s się zasłania, bo będzie u d a w a ł sofistę
współczesnego fo rm ą sw ego w y w o d u : będzie g a n ił
E rosa i m a lo w a ł go ta k c z a rn y m i k o lo ra m i, ja k
g d y b y n ic n ie w ie d z ia ł o ty m , że is tn ie je i b ia ły .
B ędzie u d a w a ł, że n ie o d ró ż n ia d w ó ch zgoła ró ż n y c h
ro d z a jó w m iło ś c i, c a łk ie m ja k L iz ja s z ; ja k g d y b y
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 153

i on n ie w id z ia ł n ig d y E rosa rze c z y w is te g o i nie


w ie d z ia ł, czym on je s t. B ędzie m ó w ił aso nan cjam i
i a lite ra c ja m i, ja k G orgiasz, będzie się b a w ił w e ty ­
m o lo g iczn e w y w o d y bez w ie lk ie g o sensu i błyszczał
e ru d y c ją lite ra c k ą ; ale spod tego b lic h tr u św iecić
będzie przecież to, co go szkole s o fis tó w p rz e c iw ­
s ta w ia : 1) D ążenie do m y ś le n ia rzeczow ego ja s n y m i,
n ie d w u z n a c z n ie o k re ś lo n y m i p o ję c ia m i i 2) P sycho­
lo g ic z n y p o d k ła d rozw ażań. M o w a je g o s ta n o w i p a ­
ra le lę do p o p rz e d n ie j. P odobn ie ja k w ta m te j L iz ja s z
u d a w a ł Sokratesa, ta k w te j S okrates u d a je L iz ja ­
sza. W obu m o w a c h spod m asek p rz e b ija ją c h a ra k ­
te ry s ty c z n e cechy k ie ru n k ó w , k tó re a u to ro w ie p rz e d ­
s ta w ia ją . O bie m o w y są w ko ń cu co do tre ś c i na­
g a n a m i Erosa.

c) po p iso w a mow-a Sokratesa

S okrates te d y z a s ło n ię ty i s p o k o jn y d z ię k i te m u , x m
że n ie p a rs k n ie śm iechem w p o ło w ie zdania, rozpo­
czyna strasznie u ro cz y s tą , n ib y na ig rz y s k a c h , in w o ­
k a c ją do M u z R ozgłośnych . M odą ówczesną p ró b u je
dojść e ty m o lo g ii tego p rz y d o m k a .
M oże być, że pod szatą te j p a ro d ii k r y je się m y ś l
pow ażna. G re c k i objaśnia cz P la to n a n o tu je b o w ie m ,
że te n ja k iś n a ró d R o zgło śnych (L ig ió w ), m ieszka­
ją c y w E p irze , m ia ł b y ć z n a n y ze sw e j m u z y k a ln o ś ­
c i ta k w ie lk ie j, że n a w e t w w o jn ie n ie b r a li w s z y ­
scy u d z ia łu , ale g d y p o ło w a m ę żów b itw ę staczała,
d ru g a p o ło w a w tó ro w a ła w a lce p ie śn ią . M oże się
154 FA JDR O S

w ię c w te j e ty m o lo g ii S okratesa k r y ć a lu z ja do sa­
m ego d ia lo g u , a w szczególności do te go w s z y s tk ie ­
go, co w n im m ó w i sam Sokrates. I to przecież je s t
w p o ło w ie t y lk o p o le m ik a , a w d ru g ie j p o ło w ie
poem at, n ie ś c is ły w y k ła d n a u k i.
T a k p o m p a ty c z n ie rozpoczętą in w o k a c ję ko ń czy
S okrates h u m o ry s ty c z n y m , m in o ro w y m spadkiem .
Z tego to n u p rze c h o d z i w z u p e łn ie
GŁÓW NA MYŚL . . , ,, ,
w ln n y : n ib y baje czka d la grzecznych
s z a c ie ż a r t ó w

dzieci o c h ło p c z y k u p ię k n y m a za­
k o c h a n y m bardzo, k t ó r y z a lo ty rozpoczyna, czy też
je koń czy, czym ? L e k c ją m e to d o lo g ii, k tó ra b rz m i
p o k ró tc e : P ie rw s z y m i n ie z b ę d n y m w a ru n k ie m
w sze lkieg o porządne go o p ra c o w a n ia m yś lo w e g o ja ­
k ie g o k o lw ie k te m a tu je s t: w ie dzie ć, o czym się m ó ­
w i, to znaczy: znać isto tę d a n e j rzeczy, p o ro zu m ie ć
się ze słuchaczem co do tego i podać o kreślenie
(horos, d e fin itio ) p rz e d m io tu d y s k u s ji. Bez tego go­
to w e sprzeczności w e w n ę trz n e i n ie p o ro z u m ie n ie ze
słuchaczem . S kąd i k w e s tię w a rto ś c i Erosa m ożna
ro z s trz y g n ą ć t y lk o na p o d s ta w ie d e fin ic ji m iło ś c i.
Tę zasadę m eto d o lo g iczn ą p rz e ją ł, ja k w ia d o m o ,
P la to n od S okratesa. N a le ż y ba rd zo dobrze zapa­
m ię ta ć to m iejsce, n ie z m ie rn ie w ażne d la z ro zu m ie ­
n ia P la to n a w ogóle, a F a jd ro s a je g o w szczególności.
P o ka z u je się z tego ro z d z ia łu , że w e d le P la to n a znać
is to tę (u z ija ) ja k ie jś rzeczy, n ie znaczy to n ic fa n ­
tastyczn eg o ani m istyczn eg o, t y lk o n a jp ro ś c ie j
w św ie cie znaczy to : w ie d zie ć, o c z y m się m ó w i,
i m óc to u ją ć w d e fin ic ję , c z y li m ie ć o czym ś w iedzę
rzeczow ą, u ję tą w jasne p o jęcia. T o je s t ją d ro i is to ­
ta n a u k i P la to n a .
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 155

D e fin ic ja zaczyna się od p ie rw s z y c h s łó w tego x iv


ro zd zia łu . G enus p ro x im u m m iło ś c i je s t: pożądanie
tego, co p ię kn e . Że i lu d z ie n ie k o c h a ją c y pożądają
tego, co p ię kn e , to w ie m y z założenia m o w y L i ­
zjasza: N ie k o c h a ją c y so fista n a p rz y k ła d pożąda
piękneg o chłopaka. D iffe r e n tia sp e cifica w y ra s ta na
tle k r ó tk ie j a n a liz y p s ych o lo g iczn e j. W duszy lu d z ­
k ie j ro z ró ż n ia P la to n d w ie potężne, rów nocześnie
lu b po sobie p a nu ją ce w ła d z e : "L )-w ro d z o n ą żądzę
rozkoszy, k tó re j w y s o k i sto pie ń n a z y w a się grze­
chem b u ty , n ie p o w ś c ią g liw o ś c ią , i 2 ) n a b y ty ro z­
sądek, s k ie ro w a n y do tego, co najle psze w każdej
sp ra w ie , a s iła je g o n a z y w a się p a n o w a n ie m nad so­
bą, p o w ścią g liw o ścią .
M iło ś ć zaś je s t to potężna żądza,
DEFINICJA EROSA J ^
s iln ie js z a n iż rozsądek i p rz e c iw
n ie m u s k ie ro w a n a do rozko szy z p ię kn a , ubocznie
zaś, ze s tro n y p o k re w n y c h je j żądz, k ie ro w a n a do
p ię k n a c ia ł. Z p o p rz e d n io p rz y ję te g o zda n ia L iz ja ­
sza w ie m y , że m iło ś ć je s t ch orobą u m y s ło w ą ; te ra z
p o z n a je m y b liż e j je j ro d za j.
D e fin ic ję tę, n ie z m ie rn ie w ażną d la całości d ia ­
logu, p o d k re ś la P la to n a lite ra c ja m i, asonancją i ż a r­
ta m i S okratesa, k tó r y te n n ib y d y ty ra m b N im fo m
p rz y p is u je . W s tą p iły w nieg o d io n iz y js k im sposo­
bem . P ow o d em tego n a tc h n ie n ia m a b y ć F a jd ro s,
a są n a p ra w d ę b łę d y fo rm a ln e m o w y L izja sza . So­
k ra te s zapow iada jeszcze je d e n a ta k N im f za c h w ilę .
A le te n p rz y jd z ie d o p ie ro w d ru g ie j m o w ie .
L iz ja s z o p is y w a ł ciem ne s tro n y po sp o lite g o Erosa xv
zm ysłow ego, ale ich n ie u s iło w a ł tłu m a c z y ć . M ó w ił,
że zako cha n y je s t zazdrosny, d r a ż liw y , p lo tk a rz itd .,
156 FA JDR O S

ale n ie m ó w ił, dlaczego je s t ta k im , z w y ją tk ie m je d ­


nego zdania, na k tó r y m n a le żyte g o n a c is k u n ie po­
ło ż y ł. W zd a n iu ty m n a z y w a ł za koch an ych a n o rm a l­
n y m i, c h o ry m i o s o b n ik a m i i ty m tłu m a c z y ł ic h n ie ­
stałość.
S okra te s n a to m ia s t tłu m a c z y k a ż d y ry s zakocha­
nego z pom ocą d e fin ic ji Erosa i u o g ó ln ie ń , c z y li
p ra w p s y ch o lo g iczn ych , k tó re m u się w y d a ją oczy­
w iste . N a je d n o z ta k ic h p r a w rz e k o m y c h p o w o łu je
się tu ta j: c h o re m u m iłe je s t w szystko , co m u nie
s ta w ia oporu, a n ie m iłe m u je s t w szystko, co m u
d o ró w n y w a siłą albo go n ią przew yższa. " U ż y li: za­
k o c h a n y m u s i z konieczno ści p s y ch o lo g iczn e j cie­
szyć się niem ocą, niesam odzielnością, zależnością od
siebie osoby u k o c h a n e j, a w n a stę p stw ie ta k ą je j
niem o c p ow odo w ać. P rze d e w s z y s tk im w ię c m u s i
XVI pow o do w a ć u sw ej o fia r y : 1) u p a d e k in te le k tu a ln y ,
2) upa d e k fiz y c z n y , 3) u p a d e k m a te ria ln y , 4) je j to ­
w a rz y s k ą izo la c ję .
X V II P o n ie w a ż za koch an y d zia ła pod p rz y m u s e m w e ­
w n ę trz n y m (a p rz y m u s w e w n ę trz n y le ż y ju ż w po­
ję c iu psychozy) i d la te g o sam w y w ie r a p rz y m u s
m o ra ln y i fiz y c z n y na sw ą o fia rę — m u s i p rz e to
p r z y znacznej ró ż n ic y w ie k u b y ć w d łu ż szym po­
ż y c iu 5) w s tr ę tn y d la osoby u k o c h a n e j.

X V III
z d e f in ic j i Z d e fin ic ji Erosa w y n ik a , czym je s t
w y n ik a k o n ie c m iło ś c i. Jest to p rz e w id z ia -
c a ly ó d ne w n jej ust an i e po tężne j ią d z y
rozko szy z p ię k n a itd . A p on ie w a ż d e fin ic ja p r z y j­
m u je w ta k im razie p rz y jś c ie do w ła d z y w duszy
lu d z k ie j d ru g ie g o c z y n n ik a , k tó r y w in n ą stro n ę m o­
że ciągnąć: rozsądku, skie ro w a n e g o do rzeczy „ n a j-
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 157

le p s z y c h " — p rz e to k o n ie c m iło ś c i m u s i po w o d o ­
w ać n ie d o trz y m a n ie p o p rz e d n ic h zobow iązań (ich
w a ru n k ie m je s t prze cież id en tyczno ść z o b o w ią z u ją ­
cego się i świadczącego), m u s i w y w o ły w a ć w s ty d ,
w y rz u ty , ucieczkę, w ogóle: k ło p o tliw e o b ja w y
z m ia n y osobow ości b y łe g o zakochanego. K o ń c z y
ro z d z ia ł tre ś c iw e p o w tó rz e n ie w y w o d u w je d n y m
z d a n iu i o sta tn ie o ś w ie tle n ie m iło ś c i ja k o d ra p ie żn e ­
go o b ja w u życiow ego.
S okrate s ko ń czy, ja k b y m u ju ż z b rz y d ło to u da­
w a n ie L iz ja s z a . U d a w a ł go, ganiąc E rosa bez za­
strzeżeń. P o do bn ie ja k u L izja sza , ta k i w m o w ie
S okratesa w s z y s tk ie p rz y to c z o n e n a g a n y są słuszne
pod w a ru n k ie m , że w duszy zakochanego rozsądek
u le g ł w w a lc e z żądzą. Jednakże d e fin ic ja Erosa
z ro z d z ia łu X I V n a su w a p y ta n ie : czy ta k b y ć m usi?
A co w te d y , je ż e li rozsądek n ie u p a d n ie , ty lk o w ła ­
dzę ja k ą ś zachow a, m im o że żądze n ie zgasły? Czy
są i ta k ie ty p y dusz lu d z k ic h ? A je ś li są (Sokrates
w s p o m in a ł jeszcze nad Ilis s e m o ty m ty p ie c z ło w ie ­
ka, k tó r y m a w sobie coś boskiego, obok p ie rw ia s t­
k ó w niższych ), ja k w y g lą d a m iło ś ć u ta k ie g o typ u ?
Rzecz jasna, że n ie zachow a sam ych t y lk o c ie m n y c h
s tro n ; p rz e c iw n ie , ta k i d o p ie ro E ros okaże się bo­
g ie m ja s n y m .

d) d ru g ie in te rm e zzo

G d y b y F a jd ro s b y ł ro z u m ia ł S okratesa, p o w in ie n x ix
b y m u b y ł te ra z ta k ie p y ta n ie p o s ta w ić : „ J a k się
p rz e d s ta w ia m iło ś ć ta k ie g o czło w ie k a , k tó r y nie
158 FA JDR O S

tr a c i przez n ią przecież p e w n e j ró w n o w a g i w ła d z
d u ch o w ych , n ie id z ie w n ie w o ln ic z ą służbę żądz?
J a k w y g lą d a E ros ja s n y ? "
A le m ło d y c z ło w ie k p a m ię ta ty lk o te m a t s tu d iu m
L izja s z o w e g o i za m iast p y ta n ia w ła ś c iw e g o s ta w ia
S o k ra te s o w i in n e ; chce p o c h w a ły p r a k ty k e ro ty c z ­
n y c h na zim n o , bez m iło ś c i w ogóle. U s ły szy o n ic h
dosadne s ło w a d o p ie ro na p o c z ą tk u ro z d z ia łu
X X X V III.
T ym czasem d o sta je ż a rty d la o d p o czyn ku po d łu ­
g im n a p ię c iu u w a g i. S okrates ro z m a w ia z n im ja k
z dzie ckie m . W ie , że je g o ż a rty m ło d z ie n ie c bierze
serio, ir o n ii n ie ro z u m ie , ch yb a że ona le ż y ja k na
ta le rz u , w ię c m ó w i ja k b y sam do siebie; w p ie r w ­
szej c h w ili ty lk o , spostrzegłszy, ja k in te lig e n tn e g o
słuchacza m a p rz e d sobą, m ia ł te j ro z m o w y dość;
c h c ia ł się u p rz e jm ie pożegnać i pó jść do dom u.
d a j m o n io n A le to b y ł o d ru c h ty lk o . Z ro z u m ia -
i w o l t e r ia n iz m ły . G d y b y poszedł za n im , z o s ta w ił­
b y F a jd ro s a w p rz e k o n a n iu , że L i ­
zjasz p e łn ą p ra w d ę m ó w ił. B o przecież i S okrates
ta k ie same rzeczy p o w ta rz a ł. M ło d z ie n ie c k o m p le t­
n ie n ie ro z u m ia ł filo z o fa ; n ie u c h w y c ił ró ż n ic
m ię d z y n im a s o fis tą — t y m b a rd z ie j, że S okrates
sam tę ró ż n ic ę za cierał, u d a ją c re to ra ozdobam i
sw ej m o w y i p o w ta rz a ją c na g a n y E rosa w fo rm ie
o g ó ln e j. Z o s ta w ić F a jd ro s a pod ty m w ra że n ie m ,
z n a c z y ło b y to u tw ie rd z ić w je g o u m y ś le je d n o s tro n ­
n y , a w ię c fa łs z y w y p o g lą d na m iło ś ć , n ie od sło n ić
p rz e d n im ja s n y c h i p ię k n y c h je j s tro n i m o ż liw o ś ­
ci, a d la siebie samego — n ie w y c z e rp a ć a n a liz y
Erosa, u ry w a ją c ją na je d n e j je g o s k ra jn o ś c i i to
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 159

n a jb rz y d s z e j. Te p o b u d k i, m n ie j czy w ię c e j u ś w ia ­
dom ione, s ta n o w iły ó w w e w n ę trz n y głos boski,
k tó r y P la to n o w i n ie p o z w o lił puścić Sokratesa do
dom u.
W ieszczkiem n a z y w a siebie S okrates p ó łż a rte m ,
bo i on, ta k ja k cała s z tu k a w ieszczbiarska, p ró b u je
„d o m y s ło m lu d z k im daw ać p odstaw ę m y ś lo w ą ". T a k
o kre śla P la to n w ie s z c z b ia rs tw o w ro zd zia le X X I I ,
w u stę p ie bardzo sce p ty c z n y m w o d n ie s ie n iu do te j
p r a k ty k i r e lig ijn e j. W ieszczkow ie ro b ią to z pom ocą
lo tu p ta k ó w ; S okrates z pom ocą in d u k c ji i a n a liz y
pojęć, ja k w d o p ie ro co u k o ń c z o n y m w y w o d z ie .
P la to n m ia ł i d ru g i pow ód, żeby filo z o fa w u s tro ­
n iu M u z za trzym a ć. P o s ta n o w ił sobie z w y cię żyć
m o d n y k ie ru n e k m y ś lo w y i lite r a c k i, ja k i p rze d ­
s ta w ia ła s o fis ty k a , w ła s n ą je j b ro n ią : pokazać, że
a n ty lo g ie pisać m ożna i z sensem, n ie obrażając
p ra w d y .
Rzeczy przecież m a ją n ie k ie d y s tro n y p rz e ciw n e ,
k tó re w y g lą d a ją na sprzeczne. D o je d ne g o i tego
samego ro d z a ju należą n ie ra z p rz e d m io ty z pozoru
zgoła różne, w k tó r y c h n ic w spóln e g o n ie w id a ć na
p ie rw s z y , p ły t k i rz u t oka. I w ty m w ła ś n ie sztuka,
żeby u m ie ć o d k ry w a ć zra zu n ie do strzeg a ln e, a je d ­
n a k isto tn e , w s p ó ln e ró ż n y m rzeczom cechy, łączyć
je razem i nazyw a ć. U zyska n e tą d ro gą u o g ó ln ie n ia
służą po tem do tłu m a c z e n ia poszczególnych, nieraz
ba rd zo ró ż n y c h , k o n tra s tu ją c y c h z sobą w y p a d k ó w .
O pracow ać m y ś lo w o ja k iś zakres p rz e d m io tó w lu b
zdarzeń, to zda n iem je g o 1) zdobyć o d p o w ie d n ie
tra fn e u o g ó ln ie n ie i 2) w y tłu m a c z y ć z je g o pom ocą
w y p a d k i podp o rzą d kow a ne .
160 FAJDRO S

Z r o b ił ta k , ro z s trz y g a ją c k w e s tię w a rto ś c i Erosa.


D a ł je g o o k re ś le n ie ogólne i w y tłu m a c z y ł z je g o po­
m ocą w y p a d k i b rz y d k ie g o , u je m n e g o kochania.
T e m u p o ś w ię c ił p ie rw s z ą m o w ę So-
s k ą d a n t o l o g i a k ra tesa. Z o s ta ją do w y tłu m a c z e n ia
w y p a d k i m iło ś c i ja s n e j, p ię k n e j, do­
d a tn ie j. S okra tes w ię c m u s i m ó w ić d ru g i raz, ale
d la ro z m a ito ś c i będzie m ó w ił w zgoła in n e j fo rm ie :
m itu i h y m n u , p rz e n o ś n ia m i o o lb rz y m im ro z p ię ­
ciu. T ą m od n ą fo rm ą u m ie li operow ać w spółcześni.
P la to n p o tr a fi to le p ie j, ale m u s i to ja k o ś naw iązać.
Z m ie js c a n ie m oże S okra tes w p a d a ć w poem at,
chociaż na to m u P la to n ju ż z p o c z ą tk u u s ta w ił po­
sągi p od d rz e w a m i, d a ł w iosnę, k w ia ty , u s tro ń i k a ­
za ł zap ow ied zieć n a tc h n ie n ie ju ż w ro zd zia le X IV .
P o e m a t będzie m ia ł n a s tró j r e lig ijn y , n ib y w id o ­
w is k o z m is te rió w , bo i p rz e d m io t jego, Eros, cieszy
się czcią boską i sama czynność m y ś lo w e j a n a lizy,
k tó ra b la s k ie m jedneg o u o g ó ln ie n ia tra fn e g o ro z­
ś w ie tla ch aotyczne m r o k i m n ó s tw a poszczególnych,
p rz e c iw n y c h n ie ra z w y p a d k ó w , m a w sobie coś zu­
p e łn ie boskiego w oczach naszego a u to ra , ja k się
n a m p rz y z n a w ro z d z ia le L z p oczątku.
Ju ż teraz, w ś ró d ż a rtó w , ude rza S okrates w to n y
m is ty c z n e ; to b o s k i głos, to grzech, to z a tru te usta;
ale n ie trz e b a m yśleć, żeby to w s z y s tk o b y ło bardzo
serio m ó w io n e . T o je s t św ia d o m ie p r z y ję ty p e w ie n
lite r a c k i to n z u p o d o b a n ie m i z uśm iech em z ro b io ­
n y : B a w m y się tro c h ę w m is te ria , to ła d n e ! K to
n ie w ie rz y , n ie c h z w ró c i u w a g ę na h u m o ry s ty c z n e
zd a n ia i u s tę p y w trą c o n e m ię d z y u ro czyste , a rch a ­
iczne, r e lig ijn e to n y .
O B J A Ś N IE N IA T Ł U M A C Z A 161

P o p a lin o d ii S te zich o ra m a ry n a rz e , po oczyszcze­ XXI

n iu u st n a cie ra n ie L izja sza , p rz ty c z e k w nos F a jd ro -


so w i i... gdzie te n c h ło p a k z trz y n a s te g o ro z d z ia łu ,
k tó r y się ta k lo g ic z n ie u m izg ał? S zu k a jc ie p rę d k o
chłopaka , bo będzie nabożeństw o! F a jd ro s zgłasza
się z ka re sam i, ja k g d y b y to o nie go szło. W id a ć,
zaczyna go sobie p o z y s k iw a ć S okrates, ale p o ro zu ­
m ie n ie m ię d z y n im i n ie p rę d k o nastąpi.

e) pieśń p rze b ła g a ln a

D w a k a la m b u ry , z im io n F a jd ro s a i S te zich o ra z ro ­ X X II

bione, p o d a ją to n nadchodzącego poem atu. N adejść


m a coś u ro czyste g o i św ię teg o: p ieśń p rz e b ła g a ln a
z a p o w ie d z na cześć Erosa — ta m to m ógł b y ł
ś w ię t e g o m ó w ić p o s p o lity , m ło d y c z ło w ie k .
POZORU PR A W D Y e , . , ___ , .
S tezichoros (632— 556 p rz e d C hr.)
z H im e ry n a S y c y lii, k tó re g o p a lin o d ię do H e le n y
F la to n te ra z w k ilk u sło w a ch n aśla d u je , napisać
m ia ł w sw e j p rz e b ła g a ln e j p ie śn i, że H e le n y w ogóle
n ig d y w T r o i n ie b y ło . P a ry s b o w ie m za ko chał się
w w id z ia d le H e le n y i te n z łu d n y m a ja k p o w ió z ł nad
b rz e g i S ka m a n d ru . O złu dze nie , o p o zó r H e le n y b ili
się prze z dziesięć la t b o h a te ro w ie , a n ie o rzeczy­
w is tą żonę M enelaosa. S ko ro to n a p isa ł, o d zyska ł
w z ro k . S okra tes p o w iad a , że u c z y n i p rz e c iw n ie . O n
w sw e j p o p rz e d n ie j m o w ie u d a w a ł ślepego u m y s ło ­
w o ; te ra z o tw o rz y oczy i w łasne, i to w a rz y sza na
Erosa p ra w d z iw e g o i pokaże, że złu d ze n ie m , pozo­
re m b y ł raczej te n E ros c ie m n y , k tó re g o i on, i L i -

U — F ajd ro s
162 FA JDR O S

zjasz g a n ił. Raczej w ta m ty c h w y p a d k a c h potocz­


nych m iło s te k p o z n a w a liś m y m iło ś ć fa łs z y w ą ;
I p ra w d z iw ą p o zn a m y za c h w ilę .
Po k ilk u słow ach w s tę p u n a w ią z u je P la to n zn o w u
do znanej d e fin ic ji Erosa. J u ż z m o w y L iz ja s z a w ia ­
dom o, że E ros je s t p e w n ą psychozą, zboczeniem d u ­
c h o w y m . T e ra z d o p ie ro s ły s z y m y uw agę, że z tego
fa k tu z u p e łn ie n ie w y n ik a konieczność nagany. Są
b o w ie m psycho zy p o n iżają ce i są ta k ie , k tó re p od­
noszą. T a k p r z y n a jm n ie j w ie rz y lu d . N ie k tó re p rz e ­
cież n ie w ą tp liw ie pa to lo g iczn e s ta n y cieszą się czcią
r e lig ijn ą , ja k na p rz y k ła d tra n s P y t ii w D e lfa c h lu b
k a p ła n e k w ró ż ą c y c h z szum u liś c i d ę b o w ych ko ło
p ra s ta re j ś w ią ty n i Zeusa w D odonie , w E p irze . O b ie ­
g a ły też w ie ś c i o ja k ie jś c h a ld e js k ie j czy ż y d o w ­
s k ie j szalonej p r o r o k in i S y b illi, k tó ra w ę d ru ją c po
m ia sta ch W schodu i G re c ji m ia ła im nieszczęścia za­
pow ia d a ć i zalecać o b rz ę d y p rze b ła g a ln e . M ia ła
n a w e t p ró b o w a ć w y p rz e ć A p o llin a z D e lf, ale się je j
n ie udało . Z a to k s ię g i s y b iliń s k ie , ta je m n ic z y m i
a k ro s ty c h a m i pisane, p e łn e p rz e p o w ie d n i ex post
i ra d litu rg ic z n y c h , m n o ż y ły się ta k w n a jro z m a it­
szych w y d a n ia c h , że je d n i ze s ta ro ż y tn y c h u w a ż a li
ją za k a p ła n k ę , k tó ra ż y je od tysią ca la t gdzieś
w M arpessos n a d H e lle s p o n te m czy też w E ry tra c h
na w y b rz e ż u A z ji M n ie js z e j i ta m się, m im o późne­
go w ie k u , stale b a w i pracą pisa rską , a p ó źn ie jsi, ja k
na p rz y k ła d V a rro , w y m ie n ia li ic h aż dziesięć: c h a l­
d e js k ą lu b żyd ow ską, lib ijs k ą , d e lfic k ą , ita ls k ą , e r y -
tre js k ą , sa m ijską , k u m e js k ą , h e lle spo n cką, fr y g ijs k ą
i ty b u rty ń s k ą .
O d ta k ic h p o p u la rn y c h w ie rz e ń zaczyna S o k ra -
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 163

tes ro z d z ia ł, prze ch o d zi od n ic h do m itó w w p o e zji


o p racow an ych, do Orestesa, k tó re g o szał oczyścił,
a ko ń czy w ła sn ą uw a gą o szale M uz, c z y li n a tc h n ie ­
n iu , k tó r e j ostrze zw ra ca p rz e c iw ra c jo n a lis ty c z n y m
p o g lą d o m i u s iło w a n io m p o e ty z u ją c y c h na ch ło d n o
so fistó w . T u P la to n m ó w i ja k ro m a n ty k . W a rto po­
ró w n a ć u w a g i S okratesa o poetach w A p o lo g ii.
W ro z d z ia le ty m ro z ró ż n ia te d y P la to n tr z y ro ­
dzaje psychoz: 1) szał a p o lin o w y , c z y li w ie s z c z b ia r-
s k i, 2) d io n iz y js k i, c z y li oczyszczający, 3) szał od
M u z zesłany, c z y li p o e ty c k i. W s z y s tk ie są pożyteczne
i szanowne. J a k im je s t 4) szał Erosa, to się m a po­
kazać w d a ls z y m to k u .
E ty m o lo g ia w y ra z u „ m a n ty k a " od
voltajre m a n ii je s t h u m o ry s ty c z n ą p a ro d ią
p o d o b n y c h u s iło w a ń w spółczesnych,
a k r y je żądło w sobie, znaczy b o w ie m : p o trze b a b yć
o b ra n y m z ro z u m u , żeby rzeczy u k r y te d la z w y ­
k ły c h oczu badać z pom ocą lo tu p ta k ó w i t y m podo­
b n y c h p r a k ty k cza rn o księ skich , za m ia st w ła ś n ie
z pom ocą ro z u m u , k t ó r y na to je s t.
S fo rm u ło w a n ie te z y : Szał Erosa je s t n a jw ię k j x x m
szym szczęściem. Z a p o w ie d ź, że nadchodzącego do­
w o d u n ie uzna m ę d re k , a t y lk o m ędrzec w e ń u w ie ­
rz y . A u to r zd a je sobie s p ra w ę z tego, że p o e ty c k ie
przenośnie , ja k im i się te ra z chce p o słu g iw a ć, na­
stręczą sposobność do n ie p o ro z u m ie ń i z a rz u tó w ,
ale m u n ie w ie le na ty m zależy. W ie z g ó ry , że d ia lo g
je g o w padać będzie ty s ią c ra z y w n ie p o w o ła n e ręce,
że go lu d z ie n ie będą ro z u m ie li i będą go p o jm o w a li
fa łs z y w ie ; spow iada się z ty c h przeczuć ta k tra fn y c h
w ro z d z ia ła c h L X i L X I ; w ie , że d ia lo g będzie ja k
164 FA JDR O S

n ie m y d la w ie lu c z y te ln ik ó w i że go w ła ś c iw ie n ie
w a rto w y d a w a ć , ty m b a rd z ie j że i a u to r sam go­
tó w b y w u s tn e j ro z m o w ie z n ie je d n e g o u stą p ić, co
n a p is a ł w zapędzie; on też pisze p rz e w a ż n ie d la sie­
b ie samego, w te j je d n a k cich e j n a d zie i, że m oże
przecież p ra ca ta z a p ło d n i ja k ie ś dusze, k tó re zech­
cą pó jść je g o śla da m i, i ja k ie ś w n ic h m y ś li w y w o ła
siostrzane je g o m y ś lo m . Id ź m y !
NOWA zm ia n a to n u . T e kst, k tó r y
D E F X N ic jA Z u P e ł n a
w s z a c ie p ra w ie aż do te j c h w ili fig lo w a ł, za-
o b j a w ie n ia czyna z m ie js c a p rz y p o m in a ć d z i­
siejszem u c z y te ln ik o w i p o czą tek E w a n g e lii Jana.
K r ó tk ie , nie w ią za n e zda nia — z w ię z łe aż do n ie ja s ­
ności. Z a m ia s t b a rw n y c h k o n k re tó w — p o ję cia o d e r­
w ane. Z a m ia s t p rz e d rw iw a n ia w ie szczkó w — dow ód
n ie ś m ie rte ln o ś c i duszy. R e lig ijn y p o lo t tego m iejsca
o d c z u w a ł i C ycero, k ie d y w Śnie S cyp io n a słow a te
żyw c e m w usta k ła d z ie z ja w ie sennej p radziada ,
k tó r a b o h a te ro w i je g o n ie zm ie rzo n e w id o k i w szech­
ś w ia ta p o k a z u je i o n ie ś m ie rte ln o ś c i w ie lk ic h lu d z i
go zapew nia .
S z k ie le t do w odu je s t ta k i: Dusza n ie m oże u m ie ­
rać (teza), bo e x d e fin itio n e „ u m ie r a ć " znaczy m ieć
ko n ie c ru c h u (I. prze sła n ka ), a dusza n ie może m ie ć
końca ru c h u ( I I . prze sła n ka ), p o n ie w a ż ex def. dusza
sama je s t p o c z ą tk ie m ru c h u d la siebie i d la in n y c h
rzeczy, a początek ru c h u n ie m oże m ie ć końca ru c h u ,
bo (ad abs.) 1) n ie b y łb y w te d y p o c z ą tk ie m ex def.
p oczątku , w e d le k tó r e j początek n ie m a końca i 2)
ś w ia t b y się w te d y z a w a lił. D o w ó d za tem o p a rty na
d e fin ic ji duszy, d e fin ic ji p o czą tku ru c h u i d e fin ic ji
ś m ie rc i. U z u p e łn io n y d o m y ś ln ą a zgoła n ie o c z y w is tą
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 165

p rze sła n ką , że ś w ia t się n ig d y n ie m oże „z a w a lić ”


i stanąć. Z a te m p rz y jm ie te n do w ód i u w ie rz y ć w e ń
p o tr a fi t y lk o ten, 1) k to u w ie rz y w w ieczność ru c h u
w św iecie, 2) k to n a z y w a p o c z ą tk ie m ru c h u coś n ie ­
ś m ie rte ln e g o i 3) n a z y w a duszę p o c z ą tk ie m ru c h u
d la siebie sam ej i d la in n y c h rzeczy. P la to n w ie do­
brze, że n ie w szyscy p r z y jm u ją te d e fin ic je , ty c h ,
zdaje się, n a z y w a m ę d rk a m i; tego, k t ó r y je p r z y j­
m u je i uznaje, n a z y w a m ę d rce m i ty m się także t łu ­
m aczyć m oże je g o d u m n a re z y g n a c ja w ro z d z ia le po­
p rz e d n im . W ie d z ia ł w id o c z n ie , ze d o w ód te n n ie bę­
dzie s ta lo w y i na g ra n ic ie p o s ta w io n y — ła tw o go bę­
dzie zaczepić, ja k ka ż d y dow ó d z n ie o c z y w is te j de­
f in ic ji. A je d n a k ta k i sam s z k ie le t m a a n z e lm o w -
s k i dow ó d na is tn ie n ie Boga, k tó r y na n o w o o d ż y ł
w M e d y ta c ja c h K a rte z ju s z a i w E ty c e S p ino zy. M u ­
s ia ł m ie ć p sycho lo g iczną w a rto ś ć zam ia st lo g ic z n e j:
b y ł w y ra z e m w ia r y , k tó r e j się zdaw a ło, że je s t w ie ­
dzą, k ie d y się w sza ty do w odu u b ra ła .
P la to n n ie m a tego złu dze nia . S okra tes d o w odzi
n ie ś m ie rte ln o ś c i duszy w n a jro z m a its z e sposoby
w F a jd ro s ie , a je d n a k sam się p rz y k o ń c u uśm iecha
na ic h s iłę p rz e k o n y w a ją c ą : „m o ż e ta k je s t, a m oże
ja ko ś ta k “ . T u ta j t y lk o z g ó ry p rz e w id u je k r y ty k ę
u je m n ą w ro zd zia le p o p rz e d n im , w to k u „d o w o d u "
dodaje sobie o tu c h y s ło w a m i: „ w o ln o p o w ie d zie ć zu ­
p e łn ie ś m ia ło ..." i k o ń c z y tę k w e s tię na je d n y m ro z ­
dziale, w iedząc, że c z y te ln ik a n ie p rz e k o n a ł, je ż e li
m u po p ro s tu sw o ic h d e fin ic ji n ie n a rz u c ił, n ie p od­
dał. P rzez w y ra z „d u s z a " ro z u m ie P la to n n ie ś m ie r­
te ln ą p rz y c z y n ę życia , c z y li początek ru c h u nasze-
go cia ła . _ -
, 166 FA JDR O S

T o je s t w ła ś c iw ie k r ó tk a treść ro z d z ia łu .
xxv W sz y s tk o to, co te ra z nastąpi, aż do ro z d z ia łu
X X X V I I I w łą c z n ie , je s t w ie lk ą przenośnią (e ik a z ija ),
obrazem p o e ty c k im , k tó re g o P la -
OSTRZEGA PRZED c J ,
d o s ł o w n y m to n m e p o z w a la brac dosło w n ie
b r a n ie m jeg o w p ie rw s z y c h zaraz słow ach tego
PRZENOŚNI ,
ro z d z ia łu . T o n ie je s t n auka, ty lk o
poezja P la to n a . M y liłb y się n a j fa ta ln ie j w św iecie,
k to b y p rzypu szczał, że P la to n następu jące teraz
o b ra z y w y z n a je w ic h d o s ło w n y m b rz m ie n iu . P rze ­
c iw n ie , on ic h n a w e t n ie t r a k tu je c a łk ie m se rio —
pisze je z u śm ie che m i w y z n a je to w rozdziale
X L V I I I , m ó w ią c; „a po tem za częliśm y szał m iło s ­
n y n ie w ia d o m o ja k im i o b ra z a m i m a lo w a ć; m ożeś-
m y ta m i p ra w d y ja k ie j d o tk n ę li po drodze, ale za­
ra z się p rze szło do czego innego, w m ie sza ło się tu
i ów dzie ja k ą ś m y ś l n ie od rzeczy i w k o ń cu śm y
h y m n n ie ja k o w z n ie ś li..." W ro zd zia le X L I X za je ­
d y n ą pow ażną tre ść m o w y S okratesa uw aża docho­
dzenie do u o g ó ln ie ń o d p o w ia d a ją c y c h isto cie rzeczy,
c z y li p ra w d z iw y c h , i an a lizę u o g ó ln ie ń , a „ta m to
reszta, to b y ły ż a r ty ” !
W ro z d z ia le L X I I I p rz y k o ń c u ró w n ie ż p rz e s trz e ­
ga p rz e d d o s ło w n y m b ra n ie m sw o ich słów , m ó w ią c,
że w „k a ż d e j m o w ie , ja k ik o lw ie k b y m ia ła te m a t,
m u s i b y ć dużo rze czy n ie na se rio i że n ie is tn ie je
w ogóle żadna m o w a a n i w ie rsze m , a n i p rozą na­
pisana, k tó rą b y w a rto b ra ć z b y t s e rio ". Tę zasadę
n a le ż y w ię c w p ie rw s z y m rzę dzie do tego t u d ia lo ­
g u stosować, w k tó r y m ją P la to n podaje , i c z yta ją c
n a s tę p u ją c y te ra z ustęp p a m ię ta ć o w s ka zó w ka ch
i p rze stro g a ch samego a u to ra . W to k u o b ja śn ie n ia


O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 167

b ę d zie m y się s ta ra li o stro żn ie o d c z y ty w a ć treść,


u k r y tą p o d osłoną p o ró w n a n ia .
P oczątek ro z d z ią łu X X V je s t o b ra z o w y m ro z w i­
n ię cie m i u z u p e łn ie n ie m ro z d z ia łu X I V . T a m b y ła
a naliza duszy z pom ocą p o ję ć o d e rw a n y c h — tu
z pom ocą obrazu. B liższe w y ja ś n ie n ie p rze n o śn i
p o d a je in n y d ia lo g P la to n a , R zeczpospolita.
S k rz y d la ty m w o ź n ic ą je s t ro z u m n a część duszy
lu d z k ie j, m ieszka jąca w g ło w ie ; b ia ły , p ię k n y koń,
to szla c h e tn y zapał i serce w p ie rs i; k o ń c za rn y, to
p o żą d liw o ś c i resztą c ia ła poruszające.
S k rz y d ła m i w y p o s a ż y ła fa n ta z ja g re cka Erosa i'N i-
kę, i dusze z m a rły c h . P o staci te w id y w a ł P la to n na
k a ż d y m k ro k u . P ita g o re jc z y k ó w i o r fik ó w , ro z ró ż ­
n ia ją c y c h niższą i w yższą p o ło w ę duszy, zn a ł od
dziecka; m a te ria ły do p o m y s łu m ia ł p o d rę k ą — je ­
go w ła s n a w y o b ra ź n ia z ro b iła z n ic h szatę m itu ,
k tó r y m a m y p rze d sobą, a ro z u m d a ł je j g łę b o kie
znaczenie. - —
O rfic k a te o ria g rze ch u p ie rw o ro d n e g o , n ie obca
ju ż A n a k s y m a n d ro w i, to u P la to n a u pa dłe dusze,
k tó re , u tra c iw s z y p ió ra , w c ia ła zie m skie w s tę p u ją
na czas ja k iś . Z w ią z k ó w w ie c z n y c h duszy z cia łe m
n ie m a w ogóle — stąd a n tro p o m o rfiz m p o p u la rn e j
r e lig ii n ie m a n a jm n ie js z e g o sensu, ale m ożna go
to le ro w a ć !
co C ° znaczy
z n a c z ą ow a u tra ta skrzyd e ł?
m a n e w r y S k rz y d ła , to popęd do p ię k n a , dobra,
N A NTPRTF?
ro z u m u i w ogóle do tego, co
w zn io słe , boskie, a zatem i do p o rzą d n e j p ra c y
m y ś lo w e j z pom ocą in d u k c ji i a n a liz y ja s n y c h pojęć,
bo ta p raca m a w sobie coś boskiego w e d le ro z d z ia łu
168 FA JDR O S

L . Te szlachetne pop ęd y rosną w duszy lu d z k ie j


ty m szyb cie j, im w ię c e j ic h c z ło w ie k słucha. Z ło
m o ra ln e i fa łs z w s z e lk i w p ły w a ją na z a n ik popędów
szlachetnych.
D o s k o n a ły d u c h n a jw y ż s z y i w ie lk a ilo ść d u ch ó w
p o śre d n ic h m ię d z y n im a c z ło w ie k ie m u trz y m u ją
w sze ch św ia t w p o rz ą d k u i p ię k n ie . J e ż e li c z ło w ie k
chce i p o tra fi, m oże w sobie s tw o rz y ć ta k ą ró w n o ­
wagę serca, p o ż ą d liw o ś c i i ro z u m u , ja k a s ta n o w i
doskonałość is to t w yższych . Z a ró w n o w yższe is to ty ,
ja k i lu d z ie m a ją o k re sy ro z w o ju , podczas k tó ry c h
osiągnąć m ogą różne a bardzo w y s o k ie sto p n ie dosko­
nałości. T y lk o bezcielesne is to ty m o g ły b y się dos­
k o n a lić bez w a lk i w e w n ę trz n e j, bez p ra c y n ad
sobą. L u d z io m u tr u d n ia ją tę pracę p o żą d liw o ści
cia ła ; szczególniej w te d y , gdy c z ło w ie k b lis k i
je s t celu.
O braz pochodu bog ó w i dusz po s k le p ie n iu n ie ­
b ie s k im na sun ą ł P la to n o w i n ie w ą tp liw ie w id o k r u ­
ch u g w ia z d na n ie b ie . To one ta k się wznoszą i za­
p a d a ją za h o ry z o n t, i przechodzą na d ru g ą stronę,
i zn ó w się w y n u rz a ją . U p a d łe dusze, to n ib y spada­
ją ce g w ia z d y . N a g w iazd ach u lo k o w a ł P la to n dusze
w in n y m d ia lo g u . Z p ita g o re jc z y k a m i, k tó rz y bada­
n ia a stro n o m iczn e u p ra w ia li, z o sta w a ł w b lis k im
zw ią z k u ; szczególniej pod k o n ie c życia. A ju ż
A lk m a jo n z K ro to n y , p ita g o re jc z y k , u c z y ł, że dusza
je st n ie ś m ie rte ln a , bo się w ie c z n ie porusza, ja k bo­
go w ie , c z y li p la n e ty . O n ró w n ie ż u trz y m u je , że na­
tu ry c ia ła poznać n ie m ożna, n ie znając n a tu r y
w szechśw iata. To samo p o w ie P la to n za H ip p o k ra -
tesem w ro zd zia le L I V .
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 169

C elem w ę d ró w k i je s t jasne, n ie z m y s ło w e pozna­


n ie rzeczyw istości, ja k ie g o z pom ocą z m y s łó w o g lą ­
da ją cych ty lk o zniżone p rz e d m io ty je d n o stko w e
i w zg lę d n e n ig d y osiągnąć n ie m ożna. Z m y s ła m i
oglądać m ożna je d n e g o c z ło w ie k a p ię kn e g o lu b je d ­
nego uczonego, s p ra w ie d liw e g o itd . C i je d n a k p o ­
m rą i n ie w ró cą — n a to m ia s t zostanie czym ś n a ­
p ra w d ę rz e c z y w is ty m „ t y p c z ło w ie k a p ię k n e g o ",
c z y li p ię kn ość lu d z k a , zostanie i n ie u m rz e „w ie d z a ",
zostanie i będzie trw a ć „s p ra w ie d liw o ś ć ” , zawsze
będzie czym ś „p o w ś c ią g liw o ś ć ” ; a ta k ic h rzeczy
w ie czn y c h , k tó re w u o g ó ln ie n ia c h naszych pozna­
je m y , a n a z y w a m y je rz e c z o w n ik a m i o d e rw a n y m i,
je s t w ię c e j. Ż a d n e j z n ic h n ie p o z n a je m y z m ysła m i,
ty lk o ro zum em , i to nas cieszy i podnosi. Tego ro ­
d z a ju czym ś, co t y lk o ro zu m em poznać m ożna, je s t
w każd ej k w e s tii is to ta rzeczy, to , co na n ie j je s t
n a p ra w d ę , rze czyw iście , poza p o zo ra m i, o d m ia n a m i
in d y w id u a ln y m i, je d n o s tk o w y m i w y p a d k a m i — t y l ­
ko sama rzecz, ta k ja k ją m ożna do pew nego
sto p n ia o d e rw a n y m i w y ra z a m i o k re ś lić , na p rz y ­
k ła d E ros w p ie rw s z e j m o w ie S okratesa ta k ja k
b y ł d a n y w d e fin ic ji.
t e o r ia pozNANiAP o z n a w a n ie u o g ó ln ie ń tego ro d z i,j u
u k r y t a s ta n o w i w ie d z ę rzeczow ą, a ta k je s t
W A L E G O R II , ’ ,
le p s z y m duszom ła tw e i ta k p r z y ­
je m n e , ta k ą d a je c z ło w ie k o w i spraw ność u m ysło w ą
i w yższość n a d in n y m i, a z d ru g ie j s tro n y ta k ro z ­
m a ite u o g ó ln ie n ia lu d z ie z je d n y m i ty m s a m ym w y ­
razem i z je d n ą i tą samą rzeczą łączą i ta k je s t
tru d n o je d n o s tk o m n ie p ra c u ją c y m u m y s ło w o a od­
d a n y m p o ż ą d liw o ś c i u o g ó ln ie n ia m i ta k im i operow ać,
170 FA JDR O S

bo w o lą k o n k re tu i p o ró w n a n ia , że c h y b a b y c z ło w ie k
m u s ia ł b y ć c a łk ie m bez c ia ła i n ie zaczynać pozna­
nia od z m y s ło w y c h , je d n o s tk o w y c h spostrzeżeń, że­
by w ka żd ej s p ra w ie w id z ia ł is to tę rzeczy ca łkie m
jasno, bezpośrednio, bez p rz y m ie s z e k w y o b ra ż e n io ­
w y c h k o n k re tn y c h , i n ie łu d z ił się p rz y ty m . Na
z ie m i to, zdaje się, n ie m o ż liw e . W ię c je ż e li k ie d y , to
ch yb a p rze d p rz y jś c ie m na ś w ia t alb o po śm ie rci,
0 ile b y się p rz y ję ło p ię k n ą m ito lo g ię o r f ik i.
C hyba w te d y m o g lib y ś m y m ieć poznanie dosko­
nałe. T u na z ie m i n a w e t i p o ję c io w e poznanie m ie ­
w a b r a k i i nie d o kła d n o ści.
T o je s t p o k ró tc e na prozę p rze tłu m a c z o n a poezja
e p iste m olog iczn a P la to n a, z a w a rta w F a jd ro sie . Że
n ie t y lk o m y ją ta k dziś o d c y fro w u je m y , ale że ta k
ją ro z u m ia ł i sam P la to n , o ty m św ia d czy ro z b ió r
d ia lo g u . Ina czej n ie p o jm ie m y z w ią z k u m ię d zy
p ie rw s z ą a d ru g ą m o w ą S okratesa, n ie w y tłu m a c z y ­
m y z u p e łn ie sce p tycyzm u p la to ń s k ie g o w odniesie­
n iu do m itó w , n ie u w z g lę d n im y je g o w ła s n y c h
w y ż e j c y to w a n y c h u w a g k ry ty c z n y c h , dotyczących
d ru g ie j m o w y S okratesa, n ie p o tr a fim y p sych o lo ­
g iczn ie p ogod zić to n u re s z ty d ia lo g u z to n e m te j
m o w y , n ie z ro z u m ie m y , po co i na co on to p o e ty c ­
k ie p o ró w n a n ie p rz e c iw s ta w ia w w a lc e o w iedzę
rzeczow ą so fisto m , k tó r z y p o e m a ty i a le g o rie fa n ta ­
styczne a bez trze źw e g o p o d k ła d u sam i ro b ić u m ie li.
x x vm K o n k r e ty coraz b a rd z ie j d o m in u ją
s t o s u n e k ^ p o e z j i n a ( j ocj erw a n ą treścią . W y o b ra ź n ia

poetę unosi. N ajd osko n alsze ty lk o


1 n a jb a rd z ie j zró w n o w a żo n e dusze m o g ły m ie ć to
szczęście, żeby w p o p rz e d n im o kresie is tn ie n ia bez­
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 171

p o średnio i ja sn o poznaw ać rzeczyw istość — n a j­


m n ie j im w ty m prze szka dzały a fe k ty w yższe i żądze
n is k ie , ałe p e w n ą p o trze b ę p o zn an ia rze c z y w isto ści
p rz y n o s im y je d n a k w szyscy na ś w ia t. W ię c ta k to
w y g lą d a , ja k g d y b y ś m y w szyscy k ie d y ś m ie li to dą­
żenie. T en popęd do w ie d z y p o d o b n y je s t u czło­
w ie k a do g ło d u u zw ie rzę cia : ja k m ło d y p ta k , dobrze
o d ż y w ia n y , s k rz y d e ł w ie lk ic h dostaje, ta k dusza
lu d zka , k tó r e j n ie b a ła m u cą lite r a tu r ą i in n y m k ła m ­
stw em , ale ją p rz y z w y c z a ja ją do sum iennego lic z e n ia
się w p o z n a n iu z rze czyw istością , n a b ie ra p rzez to
coraz s iln ie js z e g o popędu do p ra c y poznaw czej
i sta je się lepsza, p ię k n ie js z a . O b ra zy, przenośnie,
p ra w d o p o d o b ie ń s tw a w y s ta rc z a ją t y lk o duszy „z e ­
p s u te j". N a jw ię k s z y m nieszczęściem duszy lu d z k ie j
je s t sła b y rozsądek. G d y go b ra k n ie , n a m ię tn o ści
i a fe k ty c z ło w ie k a o p a n o w u ją i o b n iż a ją go d ucho­
w o. Różne ty p y lu d z k ie w ró ż n y m zostają sto su n ku
do rze cz y w is to ś c i: do do bra i p ię k n a . N a jb liż e j i n a j­
b a rd z ie j bezpośrednio o b c u je z n im i filo z o f; n a j­
m n ie j w spóln eg o z p ię k n e m , d o b re m i p ra w d ą m a
ty ra n , ty p b u tn y , ro zpasany a c ie m n y . P o m ię d zy
n im i sto ją n a jp ie r w za w o d y p ra k ty c z n e , w y m a g a ją ­
ce p ra c y u m y s ło w e j, a po n ic h id ą k o le jn o te, k tó re
n ie w y m a g a ją w ie d z y , t y lk o fa n ta z ji, a b lis k ie b y ­
w a ją k ła m s tw a , p o zo ru , z łu d ze nia , lu b zostają
w z w ią z k u z coraz n iż s z y m i s tro n a m i czło w ie ka .
TYP f il o z o f aM e tem psychoza p ita g o re js k a d a ła b y
się także pom yśleć, b y le b y u w z g lę d ­
n ić tę zasadniczą ró żn icę m ię d z y c z ło w ie k ie m
a zw ie rzę c ie m , że c z ło w ie k posiada zdolność do tw o ­
rze n ia p o ję ć : u o g ó ln ie ń . U o g ó ln ie n ia , c z y li p o ję cia
172 FAJDRO S

ro d z a jó w tw o r z y c z ło w ie k ; „id ą c od lic z n y c h spo­


strzeżeń i z b ie ra ją c je m y ś lą w je d n o “ . Z w ie rz ę ta
tego n ie czyn ią . W u o g ó ln ie n ia ch d o p ie ro po zn a je ­
m y w p rz y b liż e n iu rze c z y w is te s ta n y rzeczy, to, co
n a p ra w d ę je st, a n ie je d n o s tk o w e , zn ik o m e w id z ia d ­
ła z m ysłó w . F ilo z o f je s t w ła ś n ie ta k im ro d za je m
czło w ie ka , k tó r y u m ie w chaosie w y o b ra ż e ń je d n o ­
s tk o w y c h znaleźć coś w spólneg o im w s z y s tk im
i bezw zględnego; u m ie z ogólnego sta n o w iska a t r a f ­
n ie p a trz e ć na ś w ia t k o n k re tó w . Podczas g d y z w y k ­
l i lu d z ie czczą poszczególne bóstw a, je g o in te re s u je
n ie te n bóg lu b ta m te n , t y lk o is to ta b ó stw a; on w ie ,
ja k ie cechy s k ła d a ją się na to, co za n a tu rę boską
uw ażać należy. Czyż n ie je s t b liż s z y przez to rze czy­
w isto ś c i, p ra w d y ? P rzecież poszczególny bóg ty lk o
dla te g o u ch o d zi za n adziem ską isto tę, że w n im lu ­
dzie, słu szn ie czy n iesłu sznie , coś z „ n a tu r y b o s k ie j"
w id zą . A le „ n a tu r ę " boską zna i o kre śla ty lk o f ilo ­
zof, a n ie c z ło w ie k ż y ją c y z m y s ła m i i w y o b ra ź n ią .
Z a in te re s o w a n ie się is to tą rzeczy, p o szu kiw a n ie
tra fn e g o w każdym w ypadku u o g ó ln ie n ia , oddala
c zło w ie k a od k o n k re tó w , od co d zie nn ych , je d n o s tk o ­
w y c h s p ra w lu d z k ic h , ro b i z niego o s o b liw y ty p d u ­
ch o w y , b u d z i u śm iech u otoczenia, ale w rz e c z y w i­
stości to d o p ie ro c z ło w ie k a p odno si duchow o, sta­
w ia go p onad otoczenie — n ie d io n iz y js k i e n tu ­
zja zm i n ie św ię cen ia w Eleuzis.
P ię k n e c ia ła budzą i w ty m w y ż s z y m ty p ie czło­
w ie k a ta je m n ic ze , rozkoszne w z ru s z e n ia i ro z p ę tu ją
w n im d z iw n e w a lk i' w e w n ę trz n e . I on n ie p o tr a fi
b rać p ię k n e g o c ia ła w y łą c z n ie z ogólnego sta n o w is ­
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 173

ka, n ie może zawsze b y ć ty lk o filo z o fe m , choćby


p ra g n ą ł i p ró b o w a ł zabaw nie. A le n ie ta k a to ła tw a
rzecz. C zysto z m y s ło w i lu d z ie n ig d y się do je g o po­
z io m u duchow ego n ie wznoszą — za d o w o le ni k o n ­
k re ta m i, doczesnością. W a lk i w e w n ę trz n e dusza
lepsza przech od zić m u s i koch ają c, bo oprócz sw ych
n a jw y ż s z y c h p ie rw ia s tk ó w , k tó re są stw o rzo n e do
o bcow ania ty lk o z rze czyw isto ścią bezw zględną
i w ieczną, posiada jeszcze c ia ło m a te ria ln e , posiada
m a te ria ln e z m y s ły , k tó re je j w ró ż o w y c h odblas­
ka ch p o k a z u ją z n ik o m e i ró w n ie ż m a te ria ln e p rze d ­
m io ty je d n o stko w e . Ta część d ia lo g u n a tch n ę ła
k ie d y ś M ik o ła ja Sępa S zarzyńskiego , k ie d y p is a ł
z n a n y sonet:

I nie miłować ciężko i miłować.


Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Zm ysły cukrują nazbyt rzeczy one,
K tóre i mienić muszą się i psować!
Kom u tak będzie dostatkiem smakować
Złoto, sceptr, sława, by tym nasycone
I mógł mieć serce i trwóg się warować?
Miłość jest własny cel życia naszego,
A le z żywiołów utworzone ciało,
To chwaląc, co zna początku równego,
Zawodzi duszę, której wszystko mało,
Gdy Ciebie — wiecznej i praw ej Piękności
Samej — nie w idzi — celu swej miłości.

R ozpoznaw anie rz e c z y w is to ś c i z pom ocą p ojęć


w chaosie z n ik o m y c h p rz e d m io tó w za chw yca P la to ­
na ta k , że m ó w ią c o te o r ii pozna n ia zap om in a o w y ­
k ła d z ie , w p a da w m o d litw ę , w pieśń; obrazem m i-
174 FAJDRO S

s te rió w e le u z y ń s k ic h m a lu je o w o bezpośrednie obco­


w a n ie z rze czyw isto ścią w p o p rz e d n im okresie
^ is tn ie n ia .
XXXI G enetyczna a n a liz a procesu koch a n ia w duszy
lepszej. Poszczególne stadia, poszczególne sta n y w e ­
w n ę trz n e z n a k o m ic ie zaobserw ow ane i oddane po
m is trz o w s k u . Geneza, w y tłu m a c z e n ie alegoryczne,
je s t ż a rte m rz u c o n y m pop rze z tęczę ż y w y c h w spo­
m n ie ń osobistych, prze z łz y z a c h w y tu . N ie trze b a
tego p a ra fra z o w a ć i tłu m a c z y ć s ło w a za słow em .
I ta k n ie z ro z u m ia łb y tego ktoś, k to n ig d y sam ta ­
k ic h sta n ó w n ie p rz e ż y w a ł, a k to je zna, zro zu m ie
to m ie jsce bez o b jaśn ie ń.
X X X II Erosa szał i E ros A s k le p io s . Po z a c h w y ta c h ele u ­
z y ń s k ic h ż a rt s ta ru s z k i B aubo, w d y s ty c h u ję ty na
końcu, i now e zastrzeżenie, że w s z y s tk o to, cośm y
słysz e li, n ie b y ło n a uką, t y lk o przenośnią. P ra w d z i­
w a je s t t y lk o a n a liz a p sych o lo g iczn a m iło ś c i i p ra w ­
d z iw ą m a b y ć je j geneza. T u, zdaje się, n a tra fia m y
na tru d n o ść. B o geneza m iło ś c i b y ła w ła ś n ie p rz e ­
nośnią, obrazem , a n ie nauką. J e ż e li je d n a k zechce­
my p osłucha ć w skazów ki P la to n a z ro z d z ia łu
X L V I I I i X L I X , to z g o d z im y się m oże na to , że ta
p ra w d a , k tó re j m im o ch o d e m poeta d o tk n ą ł, m ó w ią c
o m iło ś c i w duszach lepszych, d a ła b y się w p r z y b li­
że n iu w nastę pu ją ce sło w a u ją ć : Lepszego czło­
w ie k a m iło ś ć u szla ch e tn ia , w zm a g a ją c jego n a jle p ­
sze s iły duchow e .
M e k i i rozkosze k o c h a n ia n ie z m ie -
K R Ó T K I SENS . . . , , , , . ,
teorh m iło śc i m a J3 ls to ty lepszego czło w ie ka , p rz e ­
c iw n ie , p o tę g u ją je g o zn am iona
isto tn e , podnoszą go i u m a c n ia ją . P rz e d m io t m iło ś c i
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 175

budzi w z w ią z k u z ty m u czucia czci i zależności


w duszy tego, k tó r y kochać zaczął. W rz e c z y w is to ś f
ci, n a p ra w d ę je s t m iło ś ć procesem potęg o w an ia się
is to tn y c h , tw ó rc z y c h w ła d z czło w ie k a , i ta k ą b yć
p o w in n a zawsze, ale że b y ta k b y ło w k o n k re tn y m
w y p a d k u , na to po trze b a i duszy ta k ie j, ja k ą b yć
p o w in n a każda — lepszej. W te n sposób u z u p e łn ia
P la to n d e fin ic ję E rosa z ro z d z ia łu X I V . T eraz do­
p ie ro pokaza ł n a m je g o is to tę w m o ż liw y m p rz y ­
b liż e n iu , p o w ie d z ia ł, czym on je s t w rz e c z y w isto ś­
ci, co w in n y m , n ie p la to ń s k im ję z y k u ty le znaczy,
co: czym on b y ć p o w in ie n .
K ie d y w ie m y ju ż , c z y m m iło ś ć p ra w d z iw a je st, X X X III

p oznam y te ra z różne je j ro d za je . P o d z ia ł w y n ik a
z d e fin ic ji, bo je s t p rz e p ro w a d z o n y w e d le ro d z a jó w
dusz lu d z k ic h . W e w s z y s tk ic h w y s tę p u je w sp ó ln a
cecha — spotęgo w anie się cech is to tn y c h tego, k tó r y
kocha, i dążenie do a s y m ila c ji osoby u ko c h a n e j. Z a ­
te m ko rz y ś ć d la uko ch a n e j is to ty w iększa lu b
m n ie jsza i ta k a lu b in n a , zależnie od w a rto ś c i i ja ­
ko ści osoby m a ją c e j ro lę c z y n n a . W m iło ś c i p ra w ­
d z iw e j ko rz y ś ć ukochan ego o czyw ista . Teza ty m sa­
m y m do w ied zio n a.
B liższa c h a ra k te ry s ty k a w ła d z duszy. B a r w y te j X X X IV
p rze n o śn i w z ię te z k w itn ą c e g o w ów czas w G re c ji
s p o rtu ko n ia rs k ie g o . T e n b ia ły k o ń zresztą ta k często
p o zo w a ł ó w czesnym rze źb iarzo m , od F idiasza po­
cząwszy. O d dna p rz e b ija p e w ie n k o m iz m , k tó r y
ż y w o odczuw ać m u s ia ł w spółczesny m ło d zie n ie c,
z n a ją cy się na po w o że n iu i je g o kło p o ta c h . N a d z w y ­
czajna p la s ty k a w y o b ra ź n i g u b i c h w ila m i p o d k ła d
a b s tra k c y jn y , p o d o b n ie ja k i dotychczas. Przeważ*-
176 FA JDR O S

n ie je d n a k a le g o ria z u p e łn ie w y ra ź n a i bez o bjaś­


n ie ń ^ P o w ta rz a m y , że b ia ły ' k o ń to zapał szlachet­
n y i serce, a c z a rn y to p o ż ą d liw o ś c i zm ysłow e. W oź­
nica to ro z u m i rozsądek..
Z w y c ię s tw o ro z u m u na d żądzą, u ja rz m ie n ie s tro ­
n y n ie ro z u m n e j w c z ło w ie k u i o d zyw a ją ce się na
ty m tle uczucia o w o n i róż na o łta rz u .
K u lm in a c y jn y p u n k t p la s ty k i a rty s ty c z n e j i na­
p ię c ia uczuciow ego w c a ły m d ialo g u .
J a k b y echo oso b istych w spom nień.
ja k b y r z e c Z y n j e w y g lą d a ją na lite ra c -
p a m ię tn ik i J J
ką fik c ję , t y lk o na p a m ię tn ik oso­
b is ty . W ro z d z ia le L X I p rz y z n a się P la to n , że pism a
je g o są re lik w ia rz e m p ry w a tn y c h p a m ią te k na czas
starości. K to w ie , czy n ie w ty m m ie js c u w ła ś n ie
ż y w ie j się o d z y w a ją , echa n ie d a w n y c h m oże la t,
k ie d y p o z n a w a ł S okratesa na g im n astyce. Podobne
m o m e n ty z w ła sne g o ż y c ia o p is u je A lk ib ia d e s
w Uczcie. T u one n ie p ro w a d z ą do k o m p ro m ita c ji,
ja k tam . J a k m a ło z m ie n iła się dusza lu d z k a od ty c h
czasów! T o, co c z y ta m y , ja k b y ze w spółczesnego
rom a nsu psychologicznego w y ję te , t y lk o w m iejsce
m ło d zie ń ca po trze b a d la nas w s ta w ić postać ko b ie ­
cą, p o d ob nie ja k w to k u w s z y s tk ic h trz e c h m ów .
P ra w d z iw a m iło ś ć d o s k o n a ły c h is to t b y ła b y ty lk o
w spólną, radosną pracą poznaw czą. P on iew aż je d ­
n a k n ie w szyscy są d o sko n a li, m ogą b y ć i w m iło ś c i
p ra w d z iw e j e le m e n ty zm ysło w e , u ję te w k a rb y ro z ­
sądku. W obu razach je d n a k n ie m a żadnej k o n ie ­
czności z e rw a n ia na tle p rzeisto cze nia w e w n ę trz n e ­
go, ja k w c ie m n y c h w ypadkach, p rz e w id z ia n y c h
w m o w ie L iz ja s z a i p ie rw s z e j S okratesa. P rz e c iw -
ob:1\S ntenia tłu m a c z a 177

n ie — ta k i stosunek m oże i m u s i b y ć tr w a ły , i cho­


ciaż zw ię d n ie , n ie z ła m ie się i n ie z g n ije .
P rz e k le ń s tw o w stro n ę ob le śn ych sto s u n kó w na x x x v m
tle p ra k ty c z n e g o rozsądku, k tó re b rz m i p rz y końcu
ja k t u r k o t oddalonego g rz m o tu . P ieśń k o ń c zy m o ­
d litw ę , w k tó r e j się zn o w u m ię d z y to n y a n ie lskie
m iesza u śm ie ch ż a rtó w z F a jd ro s a i z je g o m is trz a
re to ra .
N a te j m o d litw ie k o ń c z y się m is te riu m E rosow e
z w id o w is k ie m , h y m n e m , o b ja w ie n ie m p ro m ie n n e j
is to ty b ó stw a ; zarazem k o ń c z y się część p rz y k ła d
d ow a d ia lo g u . N a s tą p i część te o re ty c z n a , w k tó re j
z n a jd z ie m y a u te n ty c z n y ro z b ió r i o ś w ie tle n ie części
p o p rz e d n ie j i d o w ie m y się, ja k ie znaczenie, ja k i cel
m a c a ły d ia lo g i je g o poszczególne s k ła d n ik i.
I I I . CZĘSC D R U G A . T E O R IA

a) w p ro w a d z e n ie te m a tu

x x x ix F a jd ro s je s t z a c h w y c o n y jeszcze w ię c e j n iż po
L iz ja s z u . Z a u w a ż y ł w m o w ie p o lo t, fa n ta z ję , m ia ł
p rzenośnie, o b ra zy, p la s ty k ę , s łow em : lite ra c k ie g o
p ię k n a w ię c e j, n iż się spodziew ał. N ie w ie o ty m ,
że pieśń p rz e b ła g a ln a b y ła p rz e w a ż n ie ilu s tra c ją
m o w y p o p is o w e j, w k tó re j tk w iło sedno rzeczy.
C h w a li bez zastrzeżeń i zostaje d a le j sobą. Jest
ja k b y ś w ia d k ie m zapasów, na k tó ry c h L iz ja s z pada,
p o b ity przez lepszego re to ra . Po n a bo że ństw ie c z te r­
nastu ro z d z ia łó w p o p rz e d n ic h s ły s z y m y potoczną,
codzienną rozm ow ę na te m a t w spółczesnych stosun­
k ó w lite ra c k ic h . P o w o li zaczyna się w y ła n ia ć te m a t:
w a rto ś c i p ra c y p is a rs k ie j, bo w y ra z „m o w a " m a
u P la to n a znacznie szersze znaczenie n iż u nas.
O b e jm u je oprócz u ro c z y s ty c h w y s tą p ie ń p o lity c z ­
n ych , są d ow ych i p o p is o w y c h p rze d fo r u m słucha­
czów , ta kże i prace pisane, k tó re b y ś m y dziś n a z w a li
s tu d iu m , ro z p ra w ą , w y p ra c o w a n ie m , broszurą, po le ­
m ik ą , p a n e g iry k ie m , p a s z k w ile m , a rty k u łe m , fe lie ­
tonem , rzeczą o, „ k ilk a s łó w w s p ra w ie ...", „u w a g i
nad...“ itd . W id z im y z ro z m o w y , że ru c h w y d a w n i­
czy w A te n a c h k w itn ie , lu d z ie c z y ta ją dużo i piszą
jeszcze w ię c e j. D użo lit e r a tu r y p ię k n e j a p ły tk ie j,
k tó rą szerzą i u g ru n to w u ją s z k o ły s o fis tó w i re to ­
ró w . S o fis ta s ła w n y i w ie lk i je s t je d n o s tk ą ta k sza-
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 179

now aną i ta k ą ro b i w m ieście sensację, k ie d y się


z ja w i, że się n ie je d e n o trz e c ie j w no cy z ry w a i le­
c i po znajom ego, ż e b y z n im razem m óc w te j c h w ili
pójść oglądać oblicze ta k ie g o P rotagorasa lu b in n e j
s ła w y w spółczesnej. A le oprócz w ie lk ic h są i m a łe
okazy s o fis tó w p o k ą tn y c h , k tó rz y się n a rz u c a ją po
dom ach ze s w y m i u s łu g a m i ta k , że się im każe d rz w i
p rzed nosem zam ykać, bo się od n ic h opędzić n ie
m ożna. T ru d n ią się p is a n ie m m ó w są d ow ych za n ie ­
w ie lk ą o p ła tą i w s z e lk im in n y m k rę ta c tw e m czy
fa k to rs tw e m . S tą d p rz y d o m e k so fista i „lo g o g ra fo s "
zaczyna n a b ie ra ć o b ra ź liw e g o z a b a rw ie n ia , n ib y nasz
„p is a rz y n a “ . P rz e d te m w y ra z so fista oznaczał w szel­
ką w y b itn ą , u m y s ło w o p ra c u ją c ą je d n o s tk ę i b y ł
p rz y d o m k ie m zaszczytnym . D ziś n ie je d e n sza nujący
się o b y w a te l w s ty d z iłb y się po p ro s tu na starość ba­
w ić się lite r a tu r ą (por. G org.asza P la to n a ).
F a jd ro s uw aża, że L iz ja s z ta k s ro m o tn ie w ty le
pozostał poza S okratesem , że g d y re fe ra t z m o w y
Sokratesa u słyszy, g o tó w się do pisa nia w ogóle z ra ­
zić, ty m b a rd z ie j że to je s t p raca niższej w a rto ś c i
w e d le p o p u la rn y c h po g lą d ó w . Z n o w u te p o p u la rn e
o p in ie ; na jw yższe b óstw o F a jd ro s ó w !
R eszty ro z d z ia łu u ż y w a S okrates, żeby m łodego
p rz y ja c ie la odw ieść od te j p o g a rd y d la p ra c y p is a r­
s k ie j i re to ry c z n e j. W iedząc, do kogo m ó w i, p rz y p o ­
m in a m u, że przecież i szerokie w a r s tw y społeczne
cenią p is a n ie m ó w . Z n a n a je s t przecież a m b ic ja
i próżność m ó w c ó w p o lity c z n y c h , k tó rz y p ro je k ty
w n io s k ó w z w ie lk im n ie p o k o je m p rz e k ła d a ją Radzie
P ięciuset, o d b y w a ją c e j posiedzenia w te a trze , a je ­
ś li ta d a n y w n io s e k uzna za ro z u m n y , z w ie lk im na­
180 FA JDR O S

k ła d e m s ił p rz y g o to w u ją i piszą m o w y na poparcie
tego w n io s k u p rze d Z g ro m a d z e n ie m L u d o w y m .
N a w n io s k a c h i m o w a c h w id n ie je przecież c h lu b ­
nie n a z w is k o w n io s k o d a w c y . D z ia ła ln o ś ć p isarska
je s t d zia ła ln o ścią p u b lic z n ą , w ię c n ie je s t rzeczą
hanieb ną, pod o b nie ja k czynność p ra w od aw cza .
H a ń bę p rz y n o s i t y lk o pisa n ie lic h e i stąd się w y ­
ła n ia k w e s tia , k tó ra s ta n o w i te m a t całego d ia lo g u :
J a k się pisze p ię k n ie i n ie p ię k n ie o k w e s tia c h p o li­
ty c z n y c h i o b y c z a jo w y c h , w ie rs z e m lu b prozą. Z a ­
te m chodzi w d ia lo g u o m etodę m y ś lo w e g o u jm o -
lo a n ia i p rz e p ro w a d z a n ia k w e s tii, dotyczących życia
p ry w a tn e g o lu b p u b liczn e g o. P o n iew aż pism a po­
św ięcone tego ro d z a ju te m a to m o b e jm u je P la to n
nazw ą „m o w a " , p rz e to te m a t te n zostanie ra z jesz­
cze sp re c y z o w a n y na p o czą tku ro z d z ia łu X L I I ta k :
J a k się to w ła ś c iw ie m ó w i i pisze d o b rą m ow ę, a ja k
złą? M o w y L iz ja s z a i S okratesa b y ły ilu s tra c ja m i,
ż y w y m i o ka za m i do ro z b io ru . T ym czasem d la od­
p o c z y n k u d o s ta je m y :

b) in te rm e zzo

K r ó tk a p o c h w a ła i u ś m ie c h n ię ta pro paga nda in -


te le k tu a liz m u , ż y c ia pośw ięconego nauce i sztuce.
p o k r e w ie ń s t w o R ozpoczyna ją F a jd ro s o d p ow ie dzią
p l a t o n a na p ro g ra m d y s k u s ji, ja k i p o s ta w ił
i s o f is t ó w S okrates. U czeń s o fis tó w m ó w i zu ­
p e łn ie , ja k b y ju ż pod w p ły w e m p ie ś n i p rz e b ła g a l­
n e j, ale ta zgodność z S okra te sem p o chodzi skąd­
inąd. S okrate s i P la to n szerzą w A te n a c h k u ltu r ę
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 181

in te le k tu a ln ą i z n ie j w y n ik a ją c y k r y ty c y z m i scep­
ty c y z m w obec ż ycia czysto p ra k ty c z n e g o i tę p e j tr a ­
d y c ji o jc z y s te j, p o d o b n ie ja k to c z yn ią in n i sofiści
i re to ro w ie . W yższe w y k s z ta łc e n ie u m y s ło w e w p rz e ­
c iw s ta w ie n iu do d a w n e j p rostoduszn ości i c ie m n o t}
je s t celem z a ró w n o s o fis tó w , ja k i k o ła s o k ra ty k ó w ,
z k tó ry c h w y s z e d ł P la to n . T y m się tłu m a c z y to, że
się S okrates w A ry s to fa n e s o w s k ic h C h m u ra c h zna­
la z ł w k o s tiu m ie s o fis ty , i to, że z g in ą ł ta k samo,
ja k m ia ł p rz e d n im zginąć P rotagoras. W illa w g a ju
Akadem osa, gdzie w y k ła d a ł P la to n , b y ła ta k samo
je d n y m z c e n tró w in te le k tu a liz m u współczesnego,
ja k n ią b y ł na d ru g im ko ń cu m ia sta ó w dom M o ry -
chosa, gdzie na u cza ł L izja sz.
P la to n w ię c m ó w i n ie ja k o do p rz e d s ta w ic ie li m o d ­
nego k ie ru n k u : „ N ie zarzucam w a m tego, że te ba-
ra n y ate ń skie k s z ta łc ic ie , ta k ja k w a m to zarzuca
na p rz y k ła d A ry s to fa n e s , p rz e c iw n ie , ja b y m sam
ra d z n ic h p ie w ik i p o ro b ił; t y lk o ro b ic ie to źle
— b ra k w a m m e to d y , n ie m acie p o ję c ia o ty m , na
czym w ła ś c iw ie polega sztu ka i w a rto ś ć m ó w c y lu b
pisarza. I d la te g o je s t wasza p raca b e z n a d z ie jn ym
i s z k o d liw y m p a rta c tw e m , a n ie p ożyteczną d zia ­
ła ln o ścią p u b lic z n ą . P oka za łe m w a m na p rz y k ła d z ie
o t ta k ie j k w e s tii, ja k ta : «w artość Erosa», ja k w y
to ro b ic ie , a ja k to n a le ż a ło b y opracow ać p o rządnie ,
bądź to prozą n a u ko w ą , bądź to p o e ty c k ą , bom obu
fo rm u ż y w a ł w p rz e m ó w ie n ia c h Sokratesa. Teraz
w a m jeszcze ra z p o w ie m , ja k się ta k ie rzeczy ro b ić
p o w in n o ".
A n e g d o tk a , k tó r e j F a jd ro s m e zna; p ra w d o p o d o ­
bn ie dlatego , że ją w te j c h w ili w y m y ś la S okrates.
182 FA JDR O S

c) p ra w d z iw a w ied za n ie o d z o w n y m w a ru n k ie m
p ro w a d ze n ia dusz

P ie rw s z y m w a ru n k ie m porządnego pisa n ia lu b
m ó w ie n ia na ja k ik o lw ie k te m a t je s t rzeczow a w ie ­
dza a u to ra . A u to r m u s i się ro zu m ie ć
p r z e c iw ie ń s t w o .
m ię d z y na ty m , o czym m a m o w ie . Z części
p l a t o n e m p o p rz e d n ie j w ie m y , ja k to P la to n
A S O F IS T A M I
p o jm u je . W iedzę rzeczow ą, c z y li
znajom ość b y tó w , znajom ość p ra w d y , zd o b yw a się
w te n sposób, że się w w ie lu je d n o s tk o w y c h w y p a d ­
ka c h w y n a jd u je coś w spólnego, co się w n ic h p o w ­
ta rz a i s ta n o w i ic h isto tę , i to się u jm u je w d e fin i­
cję. W te n sposób poznaje się: piękność, s p ra w ie d li­
wość, m iło ść, p o w ś c ią g liw o ś ć itd . P rz e c iw n ie sądzą
sofiści, k tó ry c h P la to n zw alcza. Z d a n ie m ic h n ie p o ­
trz e b n a je s t w ie d za rzeczow a, t y lk o znajom ość po­
p u la rn y c h o p in ii o ka żde j k w e s tii. W id z ie liś m y to
na p rz y k ła d z ie m o w y L iz ja s z a w p ie rw s z e j części.
S okrate s na g ru b y m , u c h w y tn y m , je d n o s tk o w y m
p rz y k ła d z ie w y k a z u je , że b ra k w ie d z y rzeczow ej
u pisarza lu b m ó w c y m oże fa ta ln e s k u tk i w y w o ły ­
w ać — znacznie gorsze n iż to, że się c h ło p a k odda
ta k ie m u , co n ie kocha, lu b to, że k to ś na ośle w s tą p i
do k a w a le rii, bo te d w a p r z y k ła d y o d p o w ia d a ją sobie
w d w óch częściach d ia lo g u .
B ra k w ie d z y n ie le ż y z u p e łn ie w isto cie s z tu k i
re to ry c z n e j. S ztu k a w y m o w y taka , ja k ą b y ć p o w in ­
na, c z y li w e d le p o p rz e d n ie j części d ia lo g u p ra w d z iw a
sz tu k a w y m o w y (d latego ona sama to m ó w i), je s t
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 183

ko n ie c z n y m i n ie o d z o w n y m ś ro d k ie m do d zia ła n ia
na d ru g ic h w rę k u i w usta ch czło w ie ka , k tó r y u m ie
zawsze tr a fn ie u o g ó ln ie n ie u c h w y c ić , c z y li filo z o fa .
A le to, co się u p ra w ia po szkołach s o fis tó w i re to ­
ró w , n ie je s t p ra w d z iw ą sztuką w y m o w y — n ie je st
w ogóle sztuką żadną, t y lk o rze m io słe m ja k im ś , r u ­
tyn ą , k tó ra ze s z tu k ą n ie m a n ic w spólnego. Ten
w ie lk i z a rz u t w y m a g a dow odu. D o w ó d je s t k r ó tk i,
a o p ie ra się na d e fin ic ji s z tu k i re to ry c z n e j, c z y li
re to r y k i.
R e to ry k ę o kre śla P la to n szeroko: ja k o sztukę
p ro w a d z e n ia dusz lu d z k ic h za pom ocą m ó w , bez
w z g lę d u na to, p rz e d ja k im fo ru m i na ja k ie g o ro ­
d z a ju te m a t i ja k ie j w a g i. S z tu k a te d y m yślow ego
p a n o w a n ia nad p rz e c iw n ik ie m w z g lę d n ie o fia rą ro z­
m o w y . O k re ś le n ie to p r z y ją łb y k a ż d y sofista. N a ty m
p u n k c ie ró w n ie ż n ie m a ró ż n ic y m ię d z y n im i a P la ­
tonem . N a p rz y k ła d a c h pokazało się, że sztu ka w y ­
m owy w ym aga n ie o d z o w n ie zn a jo m o ści rzeczy,
0 k tó re j m ó w ca tr a k tu je , w y m a g a p ra w d z iw e j w ie ­
dzy w rzeczach w ie lk ie j w a g i, a p o n ie w a ż i w rz e ­
czach m a łe j w a g i n ie m oże b y ć inaczej — zatem w ie ­
dza p ra w d z iw a je s t w ogóle n ie o d z o w n y m w a r u n ­
k ie m p ra c y re to ry c z n e j.
F a jd ro s ra d b y sze ro kie p o ję c ie w y m o w y zacieś­
n ić do p rz e m ó w ie ń p o lity c z n y c h i sądow ych.
N a to S o kra te s p rz e z y w a ża rte m
D R W IN Y
G orgiasza, ze w z g lę d u na w ie k i a r­
ty z m słow a , N e sto re m , T ra z y m a c h a z C halcedonu
1 Teodora z B iz a n c ju m p rz y ró w n y w a do Odyseusza,
a Z enona z E le i z w ie P alam edesem . M ity c z n y ten
184 FA JD R O S *

b o h a te r m ia ł zdem askow ać Odyseusza, k ie d y ten


u d a w a ł obłąkanego, żeby n ie pójść na w y p ra w ę tr o ­
jańską , następn ie w y n a la z ł ju ż pod T ro ją lit e r y i w a r­
caby; p a d ł z r ę k i U lissesa i D iom edesa. T o p o ró w n a ­
n ie zdaje się m ó w ić : „S z tu k a re to ry c z n a " k tó re g o ­
k o lw ie k ze w spółczesnych m is trz ó w je s t ty lk o k o m ­
p le kse m n ic z y m n ie u za sa d n io n ych p rz e p is ó w g ry
u m y s ło w e j, k tó ra ty le samo w a rta co p ie rw sza le p ­
sza g ra to w a rz y s k a . P o d rę c z n ik i w y m o w y p is u ją
so fiści w c h w ila c h w o ln y c h od z d o b y w a n ia p ie n ię ­
d zy po m ia sta ch g re c k ic h , gdzie w a lczą o m a ją tk i
z w iększą sła w ą n iż godnością. S z tu c z k i Zenona
z E le i zaś są ty le samo w a rte , co a d w o k a c kie sztucz­
k i re to ró w .
XLIV S z tu k a Z enona z E le i je s t tu ta j p rz e d s ta w ic ie lk ą
filo z o fic z n y c h ro z p ra w o d o w o ln y m tem acie. One
w y m a g a ją ta k ie j sam ej sp ra w n o ści u m y s ło w e j od
a u to ró w , ja k p raca a dw okacka lu b w y s tą p ie n ia po­
lity c z n e . K to m a u m ie ć o ś w ie tlić d a n y w y p a d e k k o n ­
k r e tn y z d w ó ch w y k lu c z a ją c y c h się s ta n o w is k i je ­
dno z n ic h poddać słu cha czow i, a n ie p o m y lić się
p rz y ty m , m u s i sam doskonale sobie zdaw ać spraw ę
z je d ne g o i z d ru g ie g o s tan ow iska. S ta n o w is k ie m
zaś je s t n ic innego, ja k t y lk o u o g ó ln ie n ie z je d n o s t­
k o w y c h fa k tó w w y s n u te . U m ie ć zawsze tra fn e u o g ó l­
n ie n ie je d n o s tk o w y c h fa k tó w w yszukać i jasno
je o k re ś lić z pom ocą d e fin ic ji, znaczy: znać b y ty ,
w iedzie ć, czym je s t k a ż d y b y t, znać p ra w d ę , posia­
dać w ied zę p ra w d z iw ą . Z a te m w ie d z a p ra w d z iw a
je s t n ie o d z o w n y m w a ru n k ie m s z tu k i w y m o w y .
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 185

d) ro z b ió r m e to d y c z n y części p ie rw s z e j d ialogu

N a stę p u je w e ry fik a c ja te j zasady m eto dycznej XLV

przez p o w o ła n ie się na tr z y w z g lę d n ie dw a p r z y ­
k ła d y z p ie rw s z e j części d ia lo g u : m o w ę Lizja sza
i Sokratesa. W ie m y , że te n ktoś, k to fig le ro b i d u da­
je, że n ie zna p ra w d y , to S okrates, k tó r y w m o w ie
p o p iso w e j udaje, że n ie zna w całej p e łn i Erosa
i podno si t y lk o jego ciem ne o d m ia n y do znaczenia
ogólnego.
F a jd ro s p ro s i S okratesa o ja s n y w y k ła d , co ty le
znaczy w ustach P la to n a : Będę się s ta ra ł pisać ja ­
sno, ale p rze czu w a m z g ó ry , że m n ie różne F a jd ro -
sy n ie z ro z u m ie ją .
M ło d y c z ło w ie k o d c z y tu je początek w y w o d u so­
fis ty . P oczątek p o w in ie n , ja k e ś m y sły s z e li, w p ro ­
wadzać d e fin ic ję rzeczy, o k tó r e j m ow a; ty m ­
czasem tu się zgoła na d e fin ic ję n ie zanosi i do końca
m o w y słuchacz się n ie d o w ie , ja k w ła ś c iw ie re to r
m iło ś ć p o jm o w a ł.
K w e s tia E rosa na d a w a ła się na te m a t XLV1

D e f in ic ji rozw ażań o m e to dzie , k tó r y m je s t


c a ły d ia lo g p o św ię co n y, d la te g o w ła ­
śnie, że n ie t y lk o L iz ja s z , ale n ik t w ła ś c iw ie n ie w ie
jasno, co to je s t m iło ść, i dla teg o się o n ie j słyszy
ty le sprze cznych zdań, p o d ob n ie ja k o k w e stia ch
e ty c z n y c h na te m a t d ob ra i zła lu b s p ra w ie d liw o ś c i.
P ie rw s z y m o b o w ią z k ie m a u to ra ro z p ra w y o ja k im ­
k o lw ie k p rz e d m io c ie je s t zdać sobie s praw ę z tego,
czy p rz e d m io t je g o w szyscy je d n a k o w o p o jm u ją , czy
1 86 FA JDR O S

też ró ż n i różnie. T o samo, w in n y m nieco ję z y k u ,


zn a cz y ło b y : zdać sobie spraw ę, czy w y ra z d o m in u ją ­
cy w tem acie p ra c y je s t je d no zn aczn y, czy w ie lo ­
znaczny. E ros w ła ś n ie je s t ta k im w ie lo z n a c z n y m w y ­
razem , p o do b nie ja k s p ra w ie d liw o ś ć lu b dobro, i d la ­
tego też n ależało go zaraz na p o c z ą tk u rozw ażań o k re ­
ślić, a je ś li a u to r d la ja k ie g o k o lw ie k c e lu n ie chciał
na p o czą tku zaraz kłaść p e łn e j d e fin ic ji, to p o w in ie n
ją b y ł p rz y n a jm n ie j m ieć schow aną w g ło w ie do d a l­
szego u ż y tk u . T a k w ła ś n ie p o s tą p ił S okrates i stąd
m ia ł porząd n ą dysp o zycję w y w o d ó w . W id z ie liś m y ,
ja k ta m poszczególne części m o w y p o p iso w e j z ko ­
niecznością w y n ik a ły z d e fin ic ji Erosa, ja k z n ie j
w y n ik a ła is to tn a tre ść p ie ś n i p rz e b ła g a ln e j.
Z ra z u S okrates ' je s t z ło ś liw y w o d n ie sie n iu do
L izja sza. Z w ra c a uw ag ę na to , że p ie rw sze słow a
m o w y re to ra m ożna także p o jm o w a ć n ie ja k o na­
m ow ę do piero, ale ja k o u s p o k a ja n ie w y rz u tó w su­
m ie n ia ju ż po w s z y s tk im , po o sią gn ię ciu u p ra g n io ­
nego celu. W ty m o ś w ie tle n iu s y tu a c ja , podłożona
ja k o t ło p o d m o w ę L iz ja s z a , n a b ie ra kom icznego
za b a rw ie n ia . Z a te n ż a rt zaraz przeprasza P la to n
re to ra u s ta m i Sokratesa, k tó r y zdaje się p rz y z n a ­
w ać, że ta in te rp re ta c ja n ie je s t ty le konieczna, ile
zabaw na.
Z ty m le p szym h u m o re m w y k a z u je d a le j, ja k się
b ra k ja s n y c h p o ję ć na p o c z ą tk u m ścić m u s i b ra k ie m
ograniczonego z w ią z k u w da lszym ciągu w y w o d ó w
m ów cy.
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 187

W p rz e c iw s ta w ie n iu do L izja sza, obie


k tó r a m o w a m 0W y S okratesa s ta n o w ić m a ją w zó r
W A Ż N IE J S Z A ?
m e to d y p is a rs k ie j. S ta n o w iły razem
m odną a n ty lo g ię . S okrates p odaje k ró tk ą d yspozy­
cję obu m ów , po p iso w e j i p rz e b ła g a ln e j razem ,
z czego w y n ik a , że one obie d o p ie ro sta n o w ią je d n ą
całość, a n ie każda z osobna. W id z im y ró w n ie ż , że
g łó w n y na cisk k ła d z ie na p ie rw szą , a o d ru g ie j m ó w i
p ią te przez dziesiąte, w y ra ż a ją c się w sposób le kce ­
w ażący o p rze no śn ia ch i obrazach w n ie j z a w a rty c h .
Już raz za tę poezję p rze p ra sza ł bóstw o, tu ż po m o­
w ie w o w y m p a c ie rz u k o ń c o w y m .
R o zdzia ł n ie z m ie rn ie w ażny; w n im b o w ie m
P la to n sam p o d a je k r ó t k i sens i m o ra ł s w o je j p ra cy.
W skazu je p a lcem n ie ow ą ja zd ę po n ie b ie i św ię te
sto p n ie nad nie be m , a n i m etem psychozę, a n i s k rz y ­
d ła i o d ż y w ia n ie się dusz prze z oczy — to, pow iada ,
b y ły z a b a w k i, ż a rty . J a k o n a jw a ż n ie js z ą część do­
tych cza so w ych w y w o d ó w oznacza początek p ie śn i
p rz e b ła g a ln e j, a w ię c to m ie jsce, w k tó r y m d o rz u c ił
o s ta tn ią cechę do d e fin ic ji E rosa i w y k o ń c z y ł ją
ostatecznie. D e fin ic ji te j n ie p o d trz y m u je P la to n , nie
chodzi m u o je j tre ść w id o c z n ie , t y lk o o je j znacze­
nie m etodyczne. „ J a k o k re ś liłe m , pow ia da , to m n ie j­
sza, a le m się ty m o k re ś le n ie m p o s łu g iw a ł i w id a ć
b y ło , ja k w ie lk ą ró żnorodn ość szczegółow ych w y p a d ­
k ó w u d a ło m i się z pom ocą ja s n o o k re ś lo n e j is to ty
rzeczy w y ja ś n ić " .
A w ja k i sposób dochod zi się do poz-
T E O R IA IN D U K C J I
nania istoty rzeczy w każdej kwestii?
Niech nikt nie myśli, że na to potrzeba aż umrzeć,
188 FAJDRO S

p rz y p ią ć s k rz y d ła , jechać po n ie b ie aż na samą górę,


zaglądać poprzez ko nie , o trz y m a ć św ięcenia, znow u
p rz y jś ć na ś w ia t i p rz y p o m in a ć sobie to, co tam . Nie.
To w szystko przecież b y ł ż a rt. N a p ra w d ę zaś: w y ­
s ta rc z y żyć, m ie ć popęd do w ie d z y i c h a ra k te r d o b ry,
pracow ać nad sobą, panow ać nad żądzam i i czynić
szeregi spostrzeżeń szczegółow ych, o bserw ow ać lic z -
czne je d n o s tk o w e w y p a d k i, a w te d y w u m y ś le zd o l­
nego c z ło w ie k a same w sta n ą o d p o w ie dnie, tra fn e
u o g ó ln ie n ia i p o zw o lą mu b a rd zo jasno z g ó ry
pa trze ć i ro z ró ż n ia ć rozproszone tu i ta m szcze­
g ó ły ta k ła tw o , ja k b y ic h n ie z d o b y w a ł z tru d e m ,
ale ja k b y sobie ja k ie ś d a w n o znane rzeczy p rz y ­
p o m in a ł.
T a k przecież p ostę p u je p ra w ie w k a ż d y m d ia lo ­
gu p la to ń s k im S okrates i to m u k ie d y ś A ry s to te le s
za w y łą c z n ą je g o zasługę p oczyta, a P la to n o w i bę­
dzie w y p o m in a ł je g o fa n ta z je n a d p rzyro d zo n e . W na­
szym d ia lo g u n a jw y ra ź n ie j b ie rz e te n n a d p rz y ro d z o ­
n y c z y n n ik n ie z g ra m e m , ale z to p k ą s o li a tty c k ie j,
a za to fo r m u łu je po ra z p ie rw s z y m etodę in d u k c y j­
ną.
P ie rw sze za te m zdanie pisarza, to z o rie n to w a ­
n ie się w chaosie w y p a d k ó w , s ta n o w ią c y c h zakres
je g o d z ia ła n ia , i zdob ycie tra fn e g o s ta n o w iska ogól­
nego, k tó re się w y ra ż a w tr a fn e j i ja s n e j d e fin ic ji.
D ru g ie zadanie, to p rze p ro w a d z e n ie p o d z ia łu tr e ­
ści (d ia ire z is ) w e d le cech z a w a rty c h lu b w y n ik a ją ­
cych z d e fin ic ji. P rz y k ła d e m : s tu d iu m S okratesa
o E rosie, popiso w e i p rz e b ła g a ln e razem . P la to n ta k i
schem at tego s tu d iu m podaje.
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 189

D e fin ic ja , k tó ra o kre śla fo rm ę , c z y li ro d z a j:


Miłość = psychoza (przyrost serca i żądz), skierowana do piękna
lewa prawa
miłość typu, w którym prze- miłość typu, w którym prze­
ważają niższe strony duszy: ważają wyższe strony duszy:
serce i żądze rozum i rozsądek
rodzaj c z a r n y rodzaj b i a ł y
1. miłość, w której 2. miłość, w której 3. miłość, w której 4. miłość, w której
milczy rozum i roz- słabo się odzywa słabo się odzywają milczą żądze, a pa-
sądek, a panują rozum i rozsądek, żądze, a silnie' ro- nuje tylko rozum
tylko żądze. asilniej żądze. zum i rozsądek i rozsądek
1. Mowa Lizjasza i 2. Forma ireopisa- 3.Rozdział X X X V II 4. Rozdział X XX V .
popisowa Sokra- na w dialogu Ci na pół upieczeni Ci doskonali cał-
tesa. kiem

e) k r y ty k a r e to r y k i w spółczesnej

S okrates sam p o d a je ja k o sw ą c h a ra k te ry s ty c z n ą
m etodę to , cośm y w p o p rz e d n im ro z d z ia le w id z ie li
pod nazw ą u o g ó ln ie n ia i p o d z ia łu . T a m eto da m a
coś boskiego w sobie, a m is trz ó w je j n a z y w a So­
k ra te s d ia le k ty k a m i. O na też s ta n o w i is to tę s z tu k i
re to ry c z n e j i p is a rs k ie j. Bez teg o n ie m a m o w y
o „s z tu c e ". A je d n a k w p o d rę c z n ik a c h p o p u la rn y c h
n ie m a o ty m a n i słow a, ta k że F a jd ro s n ie u m ie
n a w e t p o łą czyć p o ję c ia r e t o r y k i z d ia le k ty k ą . N a ­
suw a się te d y p o trz e b a ro z p a trz e n ia , ile w ła ś c iw ie
w a rte je s t to, co w y p e łn ia w spółczesne p o d rę c z n ik i
w y m o w y i zalew a g ło w y s tu d e n tó w tego d z ia łu .
n ic o w a n ie S okra te s w d o s k o n a ły m hum o rze
w spó łczesnych p rz y ta c z a ja k o p rz y k ła d „s u b te ln o -
i d a w n yc h te c h n ic z n e j o c z y w is tą zasadę, że
w stęp m ó w i się na p o c z ą tk u ; do tego n ie p o trze b a
w ogóle po d rę czn ika . N astę p n ie w y lic z a p e d a n tycz­
190 FA JDR O S

ne t y t u ły ro z d z ia łó w r e to r y k i Teodora z B iz a n c ju m ,
o d p ow ia da ją ce poszczególnym częściom fa ch o w o
zb u d ow a n ej m o w y , w y m ie n ia w y n a la z k i m nem o­
techniczne Euenosa, c h a ra k te ry z u je p o k ró tc e Tizjasza
i G orgiasza.
S o fis ta P ro d ik o s , a u to r znanego m itu o H e ra k le ­
sie na ro z s ta jn e j drodze, m ia ł s u b te ln e ro z ró ż n ie ­
n ia zalecać m ię d z y w y ra z a m i. I ta k m ia ł w y ró ż n ia ć
p rzyje m n o ść, radość i u p o je n ie , tw ie rd z ą c , że p rz y ­
je m n o ś c i d o z n a je m y ty lk o za pom ocą uszu, radości
p rz e ż y w a m y w duszy, a u p o je n ie zaw dzięczam y
w z ro k o w i.
P olos, uczeń G orgiasza, m ia ł zalecać i stosować
śladem swego m is trz a ró w n ą długość o d p o w ia d a ją ­
cych sobie części zdania. J e ż e li w ty c h ró w n y c h
z w ro ta c h w y s tę p o w a ł jeszcze je d e n i te n sam w yraz,
p o w s ta w a ła d ip la z jo lo g ia , b lis k a naszego ry m u w e ­
w n ę trz n e g o lu b końcow eg o: „d o ś w ia d c z o n y ro b i, ja k
m u każe sztu ka ; nie d o św ia d czo n y po om acku szuka",
ja k m ó w i sam Polos w P la to ń s k im G orgiaszu. G no-
m o lo g ia , to la p id a rn e p o w ied ze nie w fo rm ie p rz y s ło ­
w ia : „L e p s z y ry d z n iż n ic " . Ik o n o lo g ia , to p o w ie ­
dzenie przenośne, obrazow e. B ra c h y lo g ia , to z w ro t
k r ó tk i, z w ię z ły . T o w s z y s tk o ra ze m n a leżało do
„M u z e u m f ig u r " Polosa, uzu p e łn io n e g o jeszcze p ię k ­
nie b rz m ią c y m i s ło w a m i, k tó re m ia ł w y n a le ź ć L i -
k y m n io s , a P olos je od niego p rz e ją ł.
W s z y s tk ie w ię c w s k a z ó w k i w sp ółcze snych re to ­
r y k są to a lb o rzeczy o czyw iste, albo ozdoby, drobne
ś ro d k i a rty s ty c z n e ; bez je d n y c h m ożna się obejść,
a d ru g ie , je ż e li się stosuje, to przede w s z y s tk im
trzeba w ie d zie ć, k ie d y i ja k .
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 191

Z najom o ść sztuczek re to ry c z n y c h n ie s ta n o w i l ii

S z tu k i re to ra .
F a jd ro s zgadza się na w s z y s tk ie p rz y k ła d y i tą
zgodą k o p ie g ró b d la s w y c h u lu b io n y c h p o d rę czn i­
kó w . P ro te s tu je ty lk o ba rd zo n iegrzecznie, k ie d y
S okrates m ó w i o sztuce pisa nia tra g e d y j. P rzez p ro ­
test p iln e g o stu d e n ta p rz e b ija ja k a ś ze s z k o ły w y ­
niesiona, z te o r ii s z tu k i w y rw a n a d e fin ic ja tra g e d ii.
S okrates w sposób b a rd zo za b a w n y a u p rz e jm y
uczy go grzeczności i n ie p rz e ry w a ją c sobie w y w o ­
du w y k a z u je d a le j, że z b ió r lu ź n y c h re c e p t te c h n i­
cznych n ie m oże s ta n o w ić te o r ii żadnej s z tu k i.
A u to ro w ie p o d rę c z n ik ó w n ie z n a ją sam i m e to d y Lin
m y ś le n ia n a ukow e go — stąd n is k i p oziom ic h p ra c;
p o m ija ją rzecz n a jw a ż n ie js z ą , a m ia n o w ic ie : rzecz
o p rz e k o n y w a ją c y m sto so w a n iu zn a n y c h ś ro d kó w
a rty s ty c z n y c h . D z ię k i te m u praca ic h n ie osiąga
celu.

f) w a ru n k i w y m o w y p ra w d z iw e j

K to chce b y ć m ów cą, c z y li pew nego ro d z a ju p rz e - l iv

w o d n ik ie m dusz lu d z k ic h , te n m u s i: 1) m ie ć w ro ­
dzony ta le n t. W a le g o ry c z n y m ję z y k u p ie ś n i p rz e ­
b ła g a ln e j zn a c z y ło b y to : m u s i m ie ć szczęście przed
p rz y jś c ie m na ś w ia t i d o jrz e ć is to ty stojące nad n ie ­
bem. 2) w y k s z ta łc e n ie p rz y ro d n ic z e . P la to n p o s łu ­
g u je się tu z w ro te m ja k g d y b y w y ję ty m z u s t A r y -
stofanesa a lb o p o spo lite g o o b y w a te la z przedm ieścia,
dla któ re g o nauka to „ b a jd y " . N a p rz y k ła d z ie Pe-
192 FAJDRO S

ry k le s a w id a ć , ja k się p rz y d a ć m u s i k ie ro w n ik o w i
dusz w yższe w y k s z ta łc e n ie p rz y ro d n ic z e i filo z o fi­
czne. P rz y k ła d e m anaksagorasow ego ducha, k tó r y
m a te rie ch a o tyczn ie u p o rz ą d k o w a ł, m ó g łb y b y ć sam
P e ry k le s w s to su n ku do D em osu ateńskiego.
A le S okrates ro z w ija to ina czej. D o w o d zi, że
pro w a d ze n ie dusz w y m a g a ko n ie czn ie : 3) w y k s z ta ł­
cenia psychologicznego, a to się n ie m oże obejść
bez p o d k ła d u p rz y ro d n ic z e g o . T u zdaje się, d o tk n ą ł
P la to n p ra w d y . P rzecież te n z w ią z e k zachodzi i za
je g o czasów, i ró w n ie dobrze dziś, k ie d y 2000 la t
z o k ła d e m od tego czasu m in ę ło , a chyb a i na w ie k i.
S okrates r o z w ija p ro g ra m te o r ii ja k ie jk o lw ie k
s z tu k i w e d łu g w z o ru , k t ó r y sam w d ia lo g u podał,
o p ra c o w u ją c n ie te o rię s z tu k i, ale w a rto ś ć Erosa.
P ro g ra m o d p o w ia d a w a ru n k o m w ie d z y rzeczow ej.
Jest to przecież z n o w u p o d z ia ł w y n ik a ją c y z d e fin i­
c ji, an aliza i d y s k u s ja is to ty rzeczy.
P ro g ra m p s y c h o lo g ii, n ie o d z o w n ie p o trze b n e j
p rz y s z ły m p rz e w o d n ik o m dusz, m a te n sam schem at.
P ro g ra m r e to r y k i, k tó r y w y k o n a ł n a p ra w d ę w e ­
d łu g tego p rz e p is u A ry s to te le s i p o z o s ta w ił nam
na dow ód, że z zapałem c z y ta ł F a jd ro s a , a sk rz ę tn ie
też n o to w a ł w y k ła d y w g a ju A kadem osa.
C z w a rty w a ru n e k sku te czn e j w y m o w y , to 4) in ­
tu ic ja psycho lo g iczna , oko dobre, k tó re ty lk o do­
św iad czen ie m , cią g łą o bse rw acją n a b yć i w y ć w ic z y ć
m ożna. Znow u P la to n p ro p a g u je e m p iry z m . N ie
w ie rz y łb y , k to b y n ie c z y ta ł tego ro z d z ia łu .
P ią ty m w a ru n k ie m je s t 5) ta k t p s y ch o lo g iczn y,
k tó r y d y k tu je , p rz y ja k ie j sposobności ja k i środek
OBJAŚNIENIA TŁUMACZA 193

a rty s ty c z n y n a le ż y stosować. W y w ó d p rz e k o n a ł F a j­
drosa. Z w e s tc h n ie n ie m g łę b o k im g o d zi się na
w szystk o ; przeraża go je d n a k nieco o g ro m pracy,
k tó r y b y go czekał, g d y b y c h c ia ł pójść w skazaną
drogą. R ad b y się jeszcze b ro n ił. O sta tn ie p o d ry g i
te j o b ro n y s p a ra liż u je S okrates iro n ią ro z d z ia łu na­
stępnego. M a to b y ć „o b ro n a w ilk a " , p ra w d o p o d o b ­
n ie tego, k tó r y w id zą c, ja k pa ste rz zajada ja g n ię c i­
nę, odezw a ł się w bajce z z a rz u te m : „ A ile b y to
b y ło k rz y k u , g d y b y m ta k ja to samo r o b ił! " T a k
p rz y n a jm n ie j k o m e n tu je to m ie jsce g re c k i o bjaś-
niacz P la to n a .
W ilk a m i są tu sofiści. Z a te m to, co nastąpi, bę­
d zie d o ty c z y ło czegoś, co i P la to n ro b i, i sofiści;
ty lk o on ja k się n a le ży i p ra w n ie , a o n i b rz y d k o
i b ezpraw n ie .

g) a n ty fo n a ; znaczenie p o d o b ie ń s tw

S o fiś c i s to ją na p rz e c iw n y m s ta n o w is k u n iż P la - Lvn
ton: n ie u z n a ją p ra w d y p rz e d m io to w e j. N ie w y m a ­
g a ją od u c z n ió w w ie d z y rze czo w e j, n a to m ia s t n ie ­
z m ie rn ie w y s o k o cenią „p ra w d o p o d o b ie ń s tw o ", c z y li
w y w o d y ta k ie , k tó re n ie o d p o w ia d a ją rze c z y w isto ści
i n ie lic z ą się z n ią , ale p rz e m a w ia ją do słuchacza
i p o z y s k u ją go d la m ó w c y . M oże w n ic h b yć coś
p ra w d y , a m oże i n ie b y ć n ic — b y le b y d z ia ła ły na
a u d y to riu m . Co do fo r m y m ogą to b y ć p rz e k rę c a n ia
fa k tó w w o p o w ia d a n iu , a m ogą b yć i o b ra zy p rz e ­
nośne, a le g o rie m n ie j lu b w ię c e j p o e ty c k ie .

13 — F a jd r o s
194 FAJDROS

F a jd ro s p rz y p o m in a sobie tę te o rię z w y k ła d ó w ,
a ja k a ś w z m ia n k a dotycząca m ia ła paść i podczas
ro z m o w y je g o ze S okratesem .
O tóż w z m ia n k i ta k ie b y ły d w ie dotychczas. Jedna
w ro zd zia le X X V I I I : o duszach, k tó re po ła m a w szy
s k rz y d ła n ig d y za ś w ia te m n ie w id z ia ły rz e c z y w i­
stości, za czym „odch od zą i p o ż y w a ją p o k a rm p ra w -
d o b ie ń s tw a “ , co znaczyło, że t y lk o gorszy g a tu n e k
dusz zadow ala się a le g orią, przenośnią, obrazem
i in n y m pozorem , w id z ia d łe m w ie d z y p ra w d z iw e j.
D ru g a w z m ia n k a p a d ła p rz e d te m na począ tku
ro z d z ia łu X X V , g d y a u to r zap ow ia d ał, że o isto cie
d u szy m ó w ić będzie nie p ra w d ę , ty lk o p ra w d o p o ­
d o b ie ń s tw o , obraz, przenośnię.
Z na czy to, że obecnie P la to n o d po w ia da na za­
rz u t, k tó r y u c z y te ln ik a prze czu w a , a m ia n o w ic ie :
„ J a k im p ra w e m zw alczasz a le g o rie i in n e „ p r a w ­
d o p o d o b ie ń s tw a " s o fis tó w w im ię w ie d z y rzeczo­
w e j, sko ro t y sam przecież p osłu g u je sz się a le g o rią
od ro z d z ia łu X X V do X X X V I I I ! T o to b ie w o ln o ,
a im nie ? “
Z a m ia s t o d p o w ie d z i p rz y ta c z a P la to n ustęp z p o d ­
rę c zn ik a T izjasza, k tó r y swą g łu p o tą i n ie u czciw o ś­
cią b u d z i u śm iech p o lito w a n ia raczej n iż ko m iz m u .
O sobie zaś m ó w i w ro z d z ia le n a stę p n ym , p o w o łu ­
ją c się na p rzyto czo n e w y ż e j m iejsce ro z d z ia łu
X X V III.
W o ln o m u u ż y w a ć a le g o rii, bo on, oprócz obrazu,
m a w ie dzę a b s tra k c y jn ą , na fa k ta c h o p a rtą , i d la te ­
go je g o o b ra z y są ta k ie ła d n e i tra fn e . T u w ię c zno­
wu s tw ie rd z a , że h is to ria o pod ró żach po n ie b ie
w ta m ty m ż y c iu i o g lą d a n iu is to t rzeczy po drodze
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 195

je s t ty lk o a le go rią , k tó r e j o dp ow ia da ja sn a i n ie -
obrazow a te o ria . Tę te o rię s ta ra liś m y się w to k u
ob ja śn ie ń o d tw o rz y ć na p o d s ta w ie te k s tu . W ty m
m ie js c u o d tw a rz a ją w je d n y m z d a n iu P la to n ,
streszczając o s ta tn ią część sw ej p ra c y . M is trz -m ó w -
ca, to c z ło w ie k , k tó r y u m ie 1) zbie ra ć w je d n o b y ty
je d n o stk o w e i o be jm o w a ć je je d n ą is to tą rzeczy
(ideą), 2) d z ie lić te u o g ó ln ie n ia na ro d za je n a tu ra l­
ne, 3) d z ie lić sw o ich słu cha czó w w e d le zasad p sy­
chologiczn ych .
C elem m ó w c y n ie p o w in n o b y ć n ig d y p o z y s k iw a ­
nie sobie w z g lę d ó w tłu m u , sch le b ia n ie p o p u la rn y m
gustom , ty lk o „s łu ż b a boża". T o o sta tn ie d z iw n ie
b rz m i w usta ch P la to n a , k t ó r y w to k u tego samego
d ia lo g u w y ra ż a ł się w ro z d z ia le X X V o bogach zu ­
p e łn ie ja k V o lta ire , a z o s ta w ił n a m E u ty fro n a ,
w k tó r y m zgoła b e z lito ś n ie n ic u je p o lite iz m o jczys­
ty . M im o to S okrates lu b i się ję z y k ie m p o lite iz m u
w yra ża ć . P la to n pod te z w r o ty p o dkła d a, w id a ć ,
alegoryczn e znaczenie. W o ln o m u się ta k w yra ża ć,
p o w ie P la to n , bo on w ie rz y , że d o b ro etyczne, k tó re
bogow ie s y m b o liz u ją , n ie je s t t y lk o z łu d ą in d y w i­
d u a ln e j o p in ii, n ie je s t w y n ik ie m w z g lę d n e j, s u b ie k ­
ty w n e j oceny, ale czym ś rz e c z y w is ty m .
N a a p o s tro fie do m ło d y c h , na w e z w a n iu do p ra c y
w e w s k a z a n y m k ie ru n k u , k o ń c z y się w ty m m ie js c u
dru g a , te o re ty c z n a część d ia lo g u . To, co następu je,
je s t e p ilo g ie m , p e łn y m ry s ó w liry c z n y c h . M a m y
w n im n ie w ą tp liw ie r y s y w y z n a n ia ta k ż yw e i ta k
gorące, i b lis k ie , że n ie p odobna prze b ie c ty c h
w ie rs z y i n ie pokochać ic h a u to ra , je ż e li się ju ż
p rz e d te m tego n ie z ro b iło . E p ilo g te n je s t a rc y d z ie ­
196 FA JDR O S

łe m lite ra c k im , p o do b nie ja k n im b y ła ekspozycja.


N a je g o w a rto ś ć e stetyczną skła da się, p ró cz tre ści,
p ro s ty , p o to c z n y to n m o w y , a w n im , ja k w m u ­
z y c z n y m ustępie, k o n s tra s ta m i prow a dzon e następ­
s tw o n a s tro jó w u czu c io w y c h . W ię c n a pogodne tło
za m ie rz c h łe j, m ą d re j le g e n d y e g ip s k ie j pada g łu p i
śm iech z a c h w y tu chłopca, p re te n s jo n a ln e g o p rz y ca­
łe j poczciw ości, a na to u ro c z y s ty g ro m Sokratesa,
i o d tąd p ły n ie r y tm ic z n y d ia lo g o w yższości m o w y
ż y w e j nad pisaną. S okrates m ó w i sam. P ro w a d z i
m e lo d ię . F a jd ro s t y lk o a k o m p a n iu je echem o sta t­
n ic h s łó w każdego ustępu. N ib y ś p ie w p r z y g ita rze .
T u je s te ś m y ś w ia d k a m i m o m e n tu , w k tó r y m P la ­
to n k o ń c z y ł F a jd ro sa . C z u je m y p ra w ie je g o tę tno.
P rz e d n im z w ó j p a p iru s u , u s ia n y rz ę d a m i czarnych,
g re c k ic h lite r . O ne m u zaczyna ją w y g lą d a ć ja k z ia r­
na, w k tó r y c h coś z duszy w ła s n e j z o s ta w ił; z a m k­
nąć je j c a łe j w n ic h n ie chce i n ie może. A le m u
żal puszczać z rą k z w ó j ta k p e łn y oso b istych p a m ią ­
te k i n ie d o ko ń czo n ych m y ś li, m arzeń, w sp o m n ie ń ,
śm iech ów , żó łci, śla d ó w bogatego życ ia w e w n ę trz ­
nego. W id z i go w rę k a c h tępego, d a le kie g o c z y te ln i­
ka, s ły s z y pe da n tyczn e sło w a p rz y s z łe j k r y t y k i,
w obec k tó ry c h to je g o d ziecko ukochane m ilcze ć
będzie, b ezbronn e i n ie m e . W id z i, ja k w z ły m śnie,
ja k się te n w a le c za p isa ny p o w ie la ć będzie i toczyć,
gdzie trz e b a i n ie trze b a, i coraz n ow e w y w o ły w a ć
n ie p o ro z u m ie n ia . Ż a l m u go rzucać na p a stw ę tę p y c h
zębów tłu m u n ie p o w o ła n y c h .
A le g ło w ę pod no si: to, co lepsze, zostało w n im
i ż y je . W lite ra c h z o s ta w ił t y lk o m a rę w ła s n e j
duszy. M n ie js z a o n ią i o je j losy.
IV . E P IL O G

S iadem H e ra k lita , k tó r y się podobno p ie rw s z y


z w ra c a ł p rz e c iw e r u d y c ji k s ią ż k o w e j, z a b ija ją c e j sa­
m odzielność i świeżość m y ś le n ia , da je n a m P la to n
d la w y tc h n ie n ia po a b s tra k c y jn y c h w y w o d a c h m ałe
in te rm e z z o w fo rm ie le g e n d y, p rz y w ie z io n e j może
z owego c e n tru m h a n d lu m ię d z y E g ip te m a G re cją ,
ja k im b y ło N a u k ra tis nad odnogą N ilu , a m oże w y ­
m y ś lo n e j na m ie js c u w A te n a c h : u d e rza z n o w u ta
d z iw n a ró w n o le g ło ś ć sto s u n k ó w i ty p ó w d zisie jszych
i ty c h z piątego, czw a rte g o w ie k u p rz e d C h r. A ju ż
od w ie k ó w c h y b a m u s ia ł b y ć z n a n y ty p e r u d y ty za­
ro zu m ia łe g o a oschłego i niesam odzielnego, skoro
legenda m a szatę m itu aż p raegipskiego.
F a jd ro s , ja k z w y k le , n ie tre ść le g e n d y c h w y ta ,
ty lk o je s t je j k o lo ry te m oczarow any. I na to S o kra ­
tes podn o si głos. M ó w i z n o w u la p id a rn y m obrazem ,
prze n o śn ią zw ię złą , k tó r e j tre ś c ią to : N ie chodzi
o fo rm ę , w k tó r e j p ra w d ę m ó w is z lu b słyszysz. Ucz
się w y s z u k iw a ć treść p ra w d z iw ą i w m ita c h , i w po­
ró w n a n ia c h , i p rze n o śn ia ch ; ucz się is to tn ą tre ść od­
różniać od p rz y p a d k o w e j fo rm y .
T y m się tłu m a c z ą i u s p ra w ie d liw ia ją ta k liczn e
a n tro p o m o rfiz m y P la to n a . Jego ję z y k b y w a m ity c z ­
n y , p o lite is ty c z n y , m is ty c z n y , p rzen ośny, ale to są
szaty ty lk o .
198 FA JDR O S

l x Z n o w u ś la d y anam nezy dw uznaczne. P ism a, książ­


k i są m a r tw y m i szczątka m i ż y w e j m y ś li. N iem e, n ie ­
zro z u m ia łe , bezbronne. N ie z n ic h nauka, ale z ż y ­
w y c h ust i z duszy m is trz a .
l x i L e k tu r a d a je t y lk o bezpłodne w zru sze n ia ; osobis­
te o d d z ia ły w a n ie w y d a je ow oce późne, ale cenne.
D o w ła s n y c h p is m te d y a u to r w a g i n ie p rz y w ią z u je .
M a w n ic h p a m ię tn ik , r e lik w ia r z i ogród. P raca p i­
sarska je s t je g o zabawą. P ow ażnie tr a k tu je ty lk o
żyw e , bezpośrednie d z ia ła n ie ro z m o w ą n a d ru g ic h :
ro zb u d za n ie p y ta n ia m i d rz e m ią c y c h w m ło d y m czło­
w ie k u d y s p o z y c ji in te le k tu a ln y c h , ro z w ija n ie s k rz y ­
d e ł m ło d zie ży. Ta praca m a zakres nieskończony.
l x ii K r ó tk ie streszczenie is to tn e j części d ia lo g u . W a ­
ru n k ie m m is trz o s tw a w p ro w a d z e n iu dusz lu d z k ic h
za pom ocą m o w y je s t:
1. Z a po zna n ie się z p rz e d m io te m p ra c y (wiedza
rzeczow a);
2. Z dolność do tw o rz e n ia tra fn y c h , dobrze o k re ­
ś lo n y c h u o g ó ln ie ń i p o d z ia łó w (w p ra w a d ia le k ty ­
czna);
3. W iedza i in tu ic ja p sycho lo g iczna ;
4. T a k t p is a rs k i w z g lę d n ie re to ry c z n y .
l x iii P ra g m a ty z m w spó łczesn ych p is a rz y i re to ró w , p o ­
d a ją c y c h p o z o ry p ra w d y za m ia st p ra w d y , za słu ­
g u je i b ę d zie zawsze z a s łu g iw a ł na hańbę, chociaż
się cieszy i zawsze cieszyć będzie p o k la s k ie m tłu m u ;
d w u zn aczn ie, ja k echo, u z u p e łn ia te sło w a F a jd ro s,
sam n ie ś w ia d o m y doniosło ści swego p ow iedze nia.
S okrate s rz u c a uśm ie ch p o b ła ż liw e j ir o n ii w stronę
p is a n y c h m ó w , s tu d ió w , ro z p ra w a szczególnie po­
e zji. Ż a d n e j k s ią ż k i n ie trz e b a b ra ć z b y t pow ażnie.
O B J A Ś N IE N IA TŁUM ACZA 199

W ka żd ej je s t dużo g łu p s tw i lite r a n ie je s t n ig d y
św ięta. J e d y n ie ż y w e ro z m o w y i osobiste o d d z ia ły ­
w a n ie je s t coś w a rte .
Jasna w ie d za rzeczow a w a ru n k ie m tw ó rc z o ści nie
ty lk o re to ry c z n e j, ale p o lity c z n e j i p o e ty c k ie j ta k
samo. S tą d p rz y d o m e k filo z o fa n a le ży się w s z y s tk im
św ia d o m ie p ra w d z ie słu ż ą c y m tw ó rc o m , bez ró ż n ic y
k ie ru n k u i zakresu tw órczo ści.
O sta tn ie ż a rty d w ó ch ta k bardzo ró ż n y c h p r z y ja ­
ció ł, n ie w y tłu m a c z o n a w ią z a n k a k w ia tó w w pre ze n ­
cie dla Izo kra te sa i m o d litw a S okratesa p rze d posą­
g ie m bóstw a, k tó re zw ierzęce cechy n o siło na w ie rz ­
chu, a boską p o d n im i k r y ło n a tu rę . N a jb liż s z y b y ł
te n bóg S o kra te so w i. P la to n tw a rz m ia ł raczej boską.
M is tr z je g o m o d li się te ra z: 1) o p ię k n o duszy,
2) o zgodę c ia ła i ducha, c z y li w olność od b u n tó w
cie le sn ych i 3) od w ró ce n ie serca od d ó b r tego św ia ta .
K to w ie , czy w a n ty fo n ie F a jd ro s a n ie b rz m i jesz­
cze glos sam ego P latona? A z n im i trz e m a ty c h
w s z y s tk ic h dusz, k tó r y m n ie obca c ie rn is ta droga
p ra c y n a d sobą.
SPIS RZECZY

Słowo od W y d a w c y .................... 5

Wstęp tłumacza: Tło dialogu . . . 11

F a j d r o s .............................................. 35

Objaśnienia: Dialogu treść i rozbiór . 131


Okładkę p rojektow ał Zenon Januszewski

R E D A K C J A B IB L IO T E K I K L A S Y K Ó W F IL O Z O F II

O p r a c o w a n ie r e d a k c y jn e : N a rc y z a S z a n c e ro w a

N a k ła d 10 000 + 200 egz. A rk . w y d . 8 ,5 . A rk . d ru k .

1 2 ,7 5 . P a p ie r d z ie ło w y s a t. k l. V 8 2 X 1 0 4 , 70 g r i ro to ­
g r a w iu r o w y s a t. k l. I I I 82x104, 80 g. O dd an o do
s k ł a d u 2 . V . 57 r . P o d p is a n o do d ru k u 1 4 .1 1 .5 8 r . D ru k
ukończono w m a rc u 1958 r. N r z a m ó w ie n ia 2361.
C ena w o p r a w ie z ł 2 5 ,— C ena b r o s z u r y z ł 1 5 ,— X -6

S Z C Z E C IŃ S K IE Z A K Ł A D Y G R A F IC Z N E
PLATO NA FA JDR O S
ukazuje się jako trzeci tom zbiorowego wydania
spuścizny piśmienniczej

W Ł A D Y S Ł A W A W IT W IC K IE G O

W y d a n e z o s t a ł y to m y :

1. P O G A D A N K I O B YC ZA JO W E

2. PLATO NA UCZTA
p r z e k ła d ze w s tę p e m , o b ja ś n ie n ia m i i ilu s t r a c ja m i

W d r u k u z n a j d u j ą się:

PLATO NA EUTYFRON, OBRONA SOKRATESA i K R IT O N


p r z e k ła d ze w s tę p e m , o b ja ś n ie n ia m i i ilu s t r a c ja m i

PLATO NA PROTAGO RAS


p r z e k ła d ze w s tę p e m , o b ja ś n ie n ia m i i ilu s t r a c ja m i
PLATO NA H I P P I A S Z M N IE J S Z Y . H I P P I A S Z W I Ę K S Z Y i IO N
p r z e k ła d ze w s tę p e m , o b ja ś n ie n ia m i i i lu s t r a c j a m i

PLATO NA PAŃSTW O z d o d a n ie m s ie d m iu k s ią g PRAW


p r z e k ła d ze w s tę p e m , o b ja ś n ie n ia m i i i lu s t r a c j a m i

ROBRA N O W I N A , p r z e k ła d E W A N G E L I I w e d łu g M a te u s z a i M a r k a
ze w s tę p e m , k o m e n ta rz e m i i lu s t r a c j a m i

W IA R A O Ś W IE C O N Y C H

p a ń s t w o w e w y d a w n i c t w o n a u k o w e

You might also like