Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 5

JAN WĘSŁAWSKI

OCEANY ZIMNE, OCEANY CIEPŁE

SKAMIENIAŁOŚCI NA GRENLANDII DOWODZĄ, ŻE W


CZASIE, GDY WYSPA TA ZAJMOWAŁA JUŻ OBECNE
POŁOŻENIE, PORASTAŁY JĄ BUJNE, TROPIKALNE LASY.
JAK BYŁO TO MOŻLIWE W WARUNKACH TRWAJĄCEJ PÓŁ
ROKU NOCY POLARNEJ?

Artykuł pochodzi z
"Wiedzy i Życia"
nr 1/1997
Fot. Archiwum

Wiele osób sądzi, że morza tropikalne tętnią życiem, morza


północne zaś są polarną pustynią. Przekonanie to wynika z badań taksonomicznych nad
morską fauną. Nie potwierdzają go jednak najnowsze badania produktywności, czyli
ilości węgla organicznego, wytwarzanego przez morskie systemy. Okazuje się, że
najmniej produktywne obszary leżą właśnie w rejonie tropików, a prawdziwe fabryki
morskie to rejony polarne. Od kilku lat różne ośrodki badawcze (m.in. Plymouth Marine
Laboratory w Wielkiej Brytanii) prowadzą nowatorskie badania mające wyjaśnić istotę
różnic pomiędzy morskimi ekosystemami w tropikach, strefie umiarkowanej i polarnej.
Ich wyniki pomogą odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: jak światowy ocean reaguje na
zmiany klimatu?

Prekursorem tych badań jest prof. Gotfried Hopner Petersen z Uniwersytetu w


Kopenhadze, jeden z najbardziej znanych i zasłużonych duńskich biologów morza. Do
jego największych osiągnięć należą badania mięczaków, które żyły w okolicach
Grenlandii w okresie trzeciorzędu oraz porównanie systemu przepływu energii w różnych
ekosystemach morskich. Właśnie podczas prac poświęconych bioenergetyce prof.
Gotfried H. Petersen zauważył niezgodność obserwowanych dziś procesów z ich
skamieniałymi śladami z dalekiej przeszłości.

Czym poza rafami koralowymi różnią się wody przybrzeżne (szelfowe) oceanów ciepłych
i zimnych? Żyją w nich różne organizmy, ale także inny jest przepływ energii w łańcuchu
pokarmowym. Podstawą życia w ekosystemie morskim, podobnie jak w lądowym, jest
światło słoneczne. Rośliny, głównie jednokomórkowy plankton, wykorzystują je w
procesie fotosyntezy. Przyrost masy, będący wynikiem tego procesu, nosi nazwę
produkcji pierwotnej. "Pasący się" na fitoplanktonie roślinożercy przerabiają na własną
masę około 1/10 produkcji pierwotnej. Jest to produkcja wtórna. Drapieżniki zjadające
roślinożerców i drapieżniki zjadające inne drapieżniki to kolejne piętra piramidy
pokarmowej. Na każdym z nich tracona jest pewna ilość energii.
Właśnie Petersen stworzył powszechnie akceptowany dziś model funkcjonowania
płytkowodnych ekosystemów morskich. W wodach szelfu tropikalnego energia przepływa
poziomo (ryc. 1b). Jednokomórkowe glony (fitoplankton) fotosyntetyzują przez cały rok.
Powstająca w tym procesie produkcja pierwotna jest niemal w całości wykorzystywana
przez drobne zwierzęta unoszące się w toni, zwane zooplanktonem, ten zaś stanowi
pokarm ryb pelagicznych. Kolejne ogniwa piramidy pokarmowej to duże ryby, na
przykład makrelowate, delfiny i ptaki żerujące na powierzchni morza. Fauna denna, czyli
bentos, reprezentowana jest głównie przez koralowce i zwierzęta głęboko ryjące w
osadzie (infaunę).

Ryc. 1. Schemat funkcjonowania płytkowodnych ekosystemów w


Arktyce i w tropikach. W Arktyce, od połowy sierpnia Słońce nie
zachodzi. Morskie glony fotosyntezują najefektywniej w pierwszej połowie półrocznego
okresu obfitości światła. Po 3 miesiącach nieprzerwanego dnia fitoplankton wyczerpuje
sole biogenne i fotosynteza zostaje przerwana. W obszarach klimatu tropikalnego i
umiarkowanego fotosynteza trwa przez cały dzień i po nocnej przerwie zostaje
wznowiona z równą intesywnością

W szelfie rejonów polarnych zaś energia przepływa pionowo (ryc. 1a). Fitoplankton
rozwija się masowo, ale tylko przez krótki czas - na wiosnę. Blisko 90% tych drobnych
organizmów opada na dno, a zooplankton wykorzystuje znikomą ich cześć. Obfitość
organizmów planktonowych w górnych warstwach wód jest tak krótkotrwała, że niewiele
tu żywiących się nimi ryb pelgicznych i ptaków, brakuje także delfinów.

Ich miejsce zajmują ryby żerujące przy dnie: płastugi, dorszowate, węgorzycowate i
głowaczowate. Z "deszczu" pokarmu korzystają różnorodne organizmy bentosowe.
Szczególnie dużo jest tu gatunków mułożernych i żyjących na powierzchni osadu
dennego (epifauna). One natomiat są pokarmem morsów, fok brodatych i kaczek.

Głównym powodem opisanych różnic nie jest temperatura wody, choć w tropikach morze
ma blisko 27o C, a w rejonach polarnych 0o C. Czynnikiem determinującym pelagiczny
lub bentosowy kierunek przepływu energii jest długość sezonu wegetacyjnego. Wody
tropikalne otrzymują energię słoneczną, w równych, codziennych porcjach przez cały
rok. Fitoplankton, rozwija się więc równomiernie, z minimalnymi wahaniami
sezonowymi. Wolniej rozwijający się zooplankton znajduje dość pokarmu o dowolnej
porze roku.

W wodach polarnych, od połowy kwietnia do połowy sierpnia, przez całą dobę nie
zachodzi słońce, od listopada do lutego panuje noc polarna. Sezon wegetacyjny trwa w
wodach przybrzeżnych Arktyki zaledwie od końca kwietnia do czerwca. Krótkotrwałość
zakwitu fitoplanktonu jest rekompensowana jego intensywnością. Zooplankton musi
"zdążyć" na krótki okres obfitości pokarmu, który powtórzy się dopiero następnej
wiosny.

W rozwoju wielu gatunków fauny dennej pojawia się stadium larwy pelagicznej. Larwy te
mają różnorodne kształty i funkcje. Liczne gatunki arktyczne nie przechodzą przez to
stadium, a jeśli się ono pojawia to w postaci tzw. larwy lecitotrofowej - dużej, wolno
rosnącej, z zapasem substancji tłuszczowych. Dzięki temu zapasowi zwierzę może
przetrwać głód w okresie nocy polarnej. W tropikach dominuje planktonotrofowy typ -
małe, szybko rosnące, bez materiałów zapasowych (ryc. 2). Te i inne przystosowania
organizmów arktycznych pozwalają im przetrwać głód, nie są jednak przystosowaniami
do niskiej temperatury.

Ryc. 2. Larwy szkarłupni w tropikach i w Arktyce. Larwa


planktonotrofowa (u góry) szybko rośnie, nie ma materiałów
zapasowych; larwa lecitotrofowa (na dole) rośnie wolniej, ma zapas
substancji tłuszczowych

Prawdziwość tych wniosków potwierdziły polskie badania prowadzone ostatnio na Ziemi


Franciszka Józefa - arktycznym archipelagu położonym na 80 równoleżniku, gdzie
temperatura wody morskiej nigdy nie przekracza -1o C. Cykle życiowe fauny tego rejonu
były identyczne z obserwowanymi na wybrzeżach Spitsbergenu, omywanego ciepłym
prądem atlantyckim, gdzie latem wody powierzchniowe mają do +12o C. Oba
porównywane obszary leżą na tej samej szerokości geograficznej. O ich podobieństwie
decyduje cykl nocy i dnia polarnego. Tak więc światło, czyli długość okresu
produktywności fitoplanktonu, a nie temperatura, jest głównym czynnikiem, który
określa funkcjonowanie morskich ekosystemów w różnych strefach klimatycznych.

Petersen, a wcześniej także inni badacze, odkrył na północnej Grenlandii liczne dowody
istnienia tropikalnego morza szelfowego we wczesnym trzeciorzędzie. Podobne ślady
(złoża węgla, ropy naftowej, pozostałości raf koralowych i typowo tropikalnych zespołów
fauny morskiej) odkryto na Spitsbergenie i na innych obszarach arktycznych. Nie ma w
tym, na razie, nic dziwnego. W erze mezozoicznej Grenlandia leżała o wiele dalej na
południe niż obecnie - nad ciepłym, płytkim Morzem Tetydy (ryc. 3). Jak wykazują
badania paleomagnetyczne, północna Grenlandia i Spitsbergen znalazły się w pobliżu
bieguna północnego albo w późnej kredzie, albo na początku trzeciorzędu. Dopiero od
tego czasu obszary te pozostały w strefie wysokich szerokości geograficznych.

Wiemy już, że czapy lodowe i zimne okresy były zaledwie epizodami w długiej historii
Ziemi. Obecny klimat panuje w Arktyce nie dłużej niż 2-4 mln lat, a stała pokrywa
lodowa ma prawdopodobnie nie więcej niż 700 tys lat. Tak więc, pochodzące sprzed 50-
20 mln lat lasy tropikalne na północnej Grenlandii i ławice tropikalnych małży nie
przeczą naszej wiedzy o ewolucji klimatu. Gdyby sprawa dotyczyła jurajskiego Morza
Tetydy wszystko zgadzałoby się. W jurze Grenlandia leżała na mniej więcej 20-40
równoleżniku. Ale znaleziska, które wzbudziły niepokój Petersena, powstały we
wczesnym trzeciorzędzie na 70-80 stopniu szerokości geograficznej północnej, czyli w
obszarze typowego polarnego oświetlenia.

Jak tropikalne dżungle mogły rosnąć w czasie nocy polarnej? Jak płytkie, ciepłe morze,
mogło zostawić osady świadczące o pelagicznym przepływie energii, skoro światło
docierało tam w półrocznych, a nie półdobowych, cyklach?

Pytania postawione przez Petersena nie były niczym nowym. Uczeni stawiali je sobie co
najmniej od XVII wieku, znajdując pozostałości tropikalnej fauny i flory w Europie
Północnej. Uznanie, na początku XX wieku, teorii dryfu kontynentów i odkrycie
"młodości" zimnego klimatu zdawały się rozstrzygać wątpliwości. Współczesna wiedza o
dryfie kontynentów określa jednak dość jednoznacznie położenie Grenlandii w
trzeciorzędzie, a ekologia morza definiuje zasady funkcjonowania ekosystemów płytkich
mórz. Wynika z tego, że na 70o szerokości geograficznej, nawet w ciepłym morzu,
fotosynteza nie mogła się odbywać w cyklu całorocznym. Trudno sobie też wyobrazić
tropikalną roślinność zamierającą na okres nocy polarnej.

Ryc. 3. Zmiany położenia Grenlandii w czasie ostatnich 300 mln lat

Noc to nie tylko ciemność, ale i obniżenie temperatury. I tu trafiamy


na następną zagadkę - uwarstwienia - czyli stratyfikacji oceanu.
Ciepłe morza mezozoiczne i wczesnotrzeciorzędowe miały termiczny układ dzisiejszych
jezior tropikalnych - bardzo ciepłe na powierzchni i stopniowo ochładzające się wraz ze
wzrostem głębokości. Przy dnie brakowało tlenu, a mieszanie pionowe wód było
niewielkie. Prawdopodobnie stratyfikacja oceanu powstała dopiero po plejstoceńskich
zlodowaceniach, kiedy w Arktyce został uruchomiony "silnik" napędzający globalną
cyrkulację oceaniczną. Obecnie pod Spitsbergenem ciepłe wody atlantyckie wpływają na
obszar zimnego klimatu. Tam oziębiają się, uzyskują większą gęstość i opadają na dno.
W ten sposób tworzy się dwuwarstwowy system wód oceanicznych, z zimnymi, dobrze
natlenionymi wodami dennymi. Dlaczego w trzeciorzędzie ciepły wówczas ocean polarny
nie generował dwuwarstwowej stratyfikacji? Przecież w czasie kenozoicznej nocy
polarnej, nawet w ciepłym klimacie, musiało zachodzić ochładzanie ogromnej
powierzchni wolnego od lodu morza arktycznego, a to, podobnie jak współcześnie,
powodowałoby zapewne zapadanie się zimnych wód w głąb.
Zagadkowe jest także to, że większość typowo arktycznych gatunków pojawiła się we
wczesnym trzeciorzędzie. Zmiana temperatury morza w kredzie od +15o C i w
plejstocenie do +2o C trwała kilkadziesiąt milionów lat. To aż za dużo czasu na
wytworzenie niezbyt skomplikowanych przystosowań fizjologicznych, potrzebnych do
przetrwania takiej zmiany. Dlaczego Arktyki nie skolonizowały przystosowane do nowych
warunków formy subtropikalne? Istnieje wiele gatunków występujących z jednakowym
powodzeniem w gorących (+28o C) i chłodnych (+14o C) wodach okołorównikowych,
toteż gdyby chodziło tylko o zmianę temperatury byłoby to możliwe. Jak pogodzić te
fakty z aktualizmem - podstawowym założeniem paleontologii, a w dużym stopniu także
ewolucjonizmu - że obserwowane dziś procesy zachodziły również w przeszłości według
tych samych reguł?

Zagadka pozostaje do rozwiązania!

Doc. dr hab. JAN MARCIN WĘSŁAWSKI jest kierownikiem Zakładu Ekologii Morza w
Instytucie Oceanologii PAN w Sopocie.

You might also like