Download as rtf, pdf, or txt
Download as rtf, pdf, or txt
You are on page 1of 4

Dawno temu w zamieszchłych czasach gdy życie było prostsze,

żył sobie Pasterz. Ów człowiek prowadził proste życie w prostych


czasach. Codziennie wychodził z domu do swojej małej szopki z
której wyprowadzał swoje małe stado owiec i wypasał je na
okolicznej małej polanie. Jako iż znał te ziemie, a jego zwierzęta
darzyły go zaufaniem od dawna już ich nie zaprowadzał samemu.
Zwierzęta same potrafiły trafić na swoje pastfisko i dawały
Pasterzowi tą krótką przerwę.

I tak mijały mu dni, jeden po drugim. I z tą myślą obudził się stary


Pasterz. Tak jak codziennie wyszedł z domu, podszedł do swojej
szopki, wyprowadził swoje stado i wypuścił je na droge w lesie
którą te wydeptały sobie przez haszcze w drodze na polanę. I tak
Pasterz usiadł sobię i wyciągnął małą urnę z winem i popił sobię
z satysfakcją dobrze wykonanej pracy. Lecz kiedy jego stado
wróciło z polany starzec zauważył coś dziwnego. Z jego stada
znikneły trzy owce. Mimo tego że zmartwił się o swoje owieczki,
to nie zwrócił temu za dużej uwagi bo nie raz już zwierzęta
wracały dzień lub dwa później, oddciągnięte od stada jakąś małą
przeszkodą.

Lecz tak się nie stało.

Dzień po dniu więcej owiec znikało i nie wracało po pierwszych


trzech. Trzy. Dwie. Trzy. Jedna. Aż w końcu Pasterz zaczął sam
zaprowadzać owce na polanę. Lecz to nic nie zmieniło. Dwie.
Trzy. Trzy. Jedna. Owce nadal nie wracały. Zmartwiony Pasterz
pewnego dnia postanowił pójść do lokalnej świątyni Wszystkich
Bogów. Lecz po tym jak uzbierał złoto na audiencje, Bogowie
odprawili go z jego nikłą sprawą. W końcu kiedy pasterzowi
zostały tylko trzy owce, postanowił że nie tylko je zaprowadzi do
samego końca, ale i poczeka z nimi na polanie i może w końcu
znajdzie odpowiedź na pytanie co stało się z jego owcami.

I w końcu się dowiedział.

Gdy Pasterz spał, śniły mu się czasy sprzed zniknięć, o tym jak
mógł odpoczywać na swoim ganku i tylko czekać aż jego owce
wrócą z polany w lesie. Lecz gdy się obudził, ten powrót
wspomnien spowodował, że zaczął zauważać małe zmiany w jego
małym świecie. Niebo, zakryte chmurami już dawno nie
przepuściło słońca na ziemie. Ścieżki w lesie które wyrobiły owce
znikneły, zostawiająć tylko wąskie i wijące się korytarze wśród
cierni i krzewów. I w takim krajobrazie Pasterz wyruszył ze
swoimi owieczkami na polane w lesie. I tak szedł i szedł, i dopiero
po chwili się zorientował, że zostały mu tylko trzy owce, a teraz
idzie z czterema. Pasterz mokry od zimnego potu spływającego
mu z czoła obrócił się w strone swojej "owcy". To już nie jest
owca, a na pewno nigdy nie była jego. Zaczął biec, na czworaka
wręcz, prędzej i prędzej w stronę swojej chatki. Nie wiedział jak
blisko było to co go ścigało, nie miał odwagi spojrzeć na to
ponownie. Jedyne co dawało mu nadzieje to cichnący
przeszywający krzyk. Kiedy dobiegł do domu, nie zatrzymał się.
Jego owce stracone, nie miał po co tu zostawać. Biegł dalej, do
świątyni Wszystkich Bogów, teraz muszą go wysłuchać
nieprawdaż? Gdy przybiegł do świątyni i wprosił się na audiencje,
Bogowie tym razem go wysłuchali, a więc ten im powiedział.
Bogowie zmartwieni, mimo ich początkowych awersji widzieli jak
ich ziemie się zmieniają. W kiedy pasterz skończył swą opowieść,
Bogowie przemówili.

-"Pójdziesz Pasterzu w naszym imieniu i zobaczysz co się dzieje z


tymi ziemiami. Pójdziesz na przeklętą polane i zobaczysz co kryję
się za nią i nam o tym opowiesz".

Tak też i Pasterz zrobił. Bogowie dali mu swe błogosławeństwo i


wysłali go spowrotem do lasu. Lecz tym razem nic go nie napadło,
nawet kręte i wąskie ścieżki rozeszły się, jakby las chciał aby
starzec mógł dojść do polany. I gdy w kóńcu tam doszedł zobaczył
stary dąb który rosnął na polanie od wieków, wypalony, z wielkim
paskudnym ropieniem w swojej korze. Lecz coś było w tym
drzewie, co kazało myśleć Pasterzowi, że ów ropień to nie zwykła
rana w drzewie. To rana w samym świecie, przejście gdzieś dalej.
Więc wziął on głęboki wdech i wszedł w gorejącą ranę ziemi.
Najpierw było mu gorąco, jakby trafił do jądra ziemi. Potem był
mokry, jakby trafił na dno oceanu. Potem było mu wietrznie,
jakby trafił na środek nieba. A Potem zrobiło mu się lodowato,
gdy stanął u podnórzu góry tak wysokiej, że nie widział jej czubka
z pod chmur. Nie wielu by zrozumiało co chciała mu przekazać
ziemia, lecz Pasterz wiedział, więc tak też uczynił i zaczął się
wspinać po szczycie świata. I tak wspinał się i wspinał, z każdym
krokiem coraz ciężej stawiało mu się następny, jakoby świat
jednocześnie chciał mu coś przekazać, ale nie w ten sposób. Lecz
na to było już za późno, gdy zaczął słyszeć melodię z nad góry,
którą słyszał tylko on i to ona ciągneła go w górę. Aż wreszcie po
dniu i nocy, i nocy i dniu. I gdy już tych dni dziesięć mineło i
dziesięć nocy.

W końcu dotarł.

I gdy stanął na szczycie świata tak wysokim, że widział krawędź


świata i zobaczył najdalsze głębie otchłani za nim, zaczął płakać,
bo zobaczył co kryje sie za ogromem pustki. Wizja tysiąca oczu,
tysiąca źrenić, tysiąca macek i tysiąca zębów. i gdy on spojrzał w
tę wizję, ta wizja spojrzała i w niego. Wypalając w nim swe
obrazy.

Gdy wrocił do reszty pierwszych bogów rządzących tym światem,


powiedział im co widział a ci, albo zamkneli oczy z
niedowierzania , albo otworzyli oczy w postrachu. Po tej
przestrodze żaden bóg, nie ważne jak świetlisty, potężny czy
wszechmocny, nie miał odwagi ani czelności by spojrzeć w oczy
horrorowi ktory chowa sie w ciemności za otchłanią.

Lecz gdy chcieli odwdzięczyć się Pasterzowi i pomóc odzyskać


mu swe owce, ten odmówił. Zyskał nowe stado które musi
prowadzić. Może nie należy do niego, ale to on jest jego
Pasterzem. To on zaprowadzi je do jego zagrody, by jego pan
wziął je na ubój.

Trzy. Dwa. Trzy i cztery.

Owiec tak mało a panów tak dużo.

Cztery. Dwa. Trzy i Cztery.

W pustce się duszą, więc mną się wysłużą.

Dwa. Dwa. Osiem. Pięć

. Bo kiedy w końcu złamie się pieczeć.

Jeden. Dwa. Cztery. Dziewięć.

Jego dzieci wykarmić mam Dziesięć.

TEKRZYKINIECHBEDZIEIMKONIECKREWOCZYKŁYOCZYWSZĘDZ
IETEOCZYPROSZENIEOCZYNIEMOJESŁOWAAMOJEUSTANIECHSK
OŃCZYSIĘTAWIECZNATORTURATOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONT
OONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOON
TOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOO
NTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTOONTO
ONTOONTOONTOONTOONTOON

To on, sam strach

You might also like